Hamlet (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1839)/Akt IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Hamlet
Podtytuł Xiąże duński
Pochodzenie Dzieła Williama Shakspeare Tom pierwszy
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1839
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Ignacy Hołowiński
Tytuł orygin. The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe wydanie
Indeks stron
AKT IV.

SCENA PIERWSZA.
(Zamek).
Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, ROZENKRANC i GUILDENSTERN.
KRÓL.

Łez tych przyczynę, westchnień powody
Musisz objawie: znac powinienem.
Syn twój co robi?

KRÓLOWA.

Raczcie na jedną chwilkę ustąpić. —

(Rozenkranc i Guildenstern wychodzą).

Cóżem tej nocy, mężu, w idziała!

KRÓL.

Cóż to Gertrudo? Hamlet co czyni?

KRÓLOWA.

Wściekły jak wicher, straszny jak morze,
Gdy o pierwszeństwo prowadzą spór:
Szmer za obiciem słysząc, w swym szale
Miecza dobywa i woła, szczur!

I w pomieszania swego zapale
Starca dobrego zabił niechcący.

KRÓL.

Straszny uczynek!
Takby mię zabił gdybym się schował:
Jego swoboda wszystkim zagraża-,
Tobie, każdemu i mnie samemu.
Któż za to krwawe dzieło odpowie?
Na mnie to spadnie: bo ma przezorność
Winna zdaleka od społeczeństwa
Tego młodego trzymać szaleńca:
Alcm go z takim kochał zapałem,
Że co lepszego poznać nie chciałem;
Jako posiadacz brzydkiéj choroby,
Póty ją kryje, aż mu nie zniszczy
Życie do szpiku; kędyż się podział?

KRÓLOWA.

Ciało nieżywe powlókł na stronę:
Jednak w szaleństwie, (równie jak złoto
Wpośród podłego sklni się metalu,
Nad tym uczynkiem płacze od żalu.

KRÓL.

Chodźmy, Gertrudo, nim po za góry
Słońce się schowa, ztąd go wyprawię:
Całą mą sztuką i majestatem
Nadam wymówkę brzydkiéj téj sprawie.
Hej, Guildensternie!

(wchodzą Guildenstern i Rozenkranc).

Idźcie, kochani,
Weźcie i innych w pomoc, bo Hamlet
Zabił w szaleństwie Poloniusza,

Gdzieś go z pokoju matki pociągnął:
Idźcie, szukajcie, mówcie z nim pięknie:
Ciało zanieście wnet do kaplicy.
Tylko się spieszcie.

(wychodzą Rozenkranc i Guildenstern).

Chodźmy, Gertrudo,
Zwołam najmędrszych naszych przyjaciół;
Czyn ten nieszczęsny i to co pocznę
Niechaj poznają: tak jadowita
Potwarz, co szeptem świat ten przelata,
Jakoby działo, niosąc do celu
Strzał swój zatruty, chybi me imię.
Chodź, obmyślémy jak ujść zamachu:
Dusza ma pełna troski i strachu.


SCENA DRUGA.
(Inny pokój w zamku).
Wchodzi HAMLET.
HAMLET.

Bezpiecznie schowany. —

ROZENKRANC i GUILDENSTERN, za sceną.

Hamlecie, xiąże Hamlecie!

HAMLET.

Ale cicho, — co za krzyk? Któż to woła Hamleta? O, to oni nadchodzą.

(wchodzą ROZENKRANC i GUILDENSTERN).
ROZENKRANC.

Cóżeś uczynił, panie mój, z ciałem?

HAMLET.

Z prochem pokrewnym już go zmieszałem.

ROZENKRANC.

W jakiémże miejscu, raczże powiedziéć,
Abyśmy mogli zanieść w kaplicę.

HAMLET.

Temu nie wierzcie.

ROZENKRANC.

Czemu niewierzyć?

HAMLET.

Abym twój zamysł taił, a mego nic taił; osobliwie będąc pytany od gąbki! — Jakże ma na to odpowiedzieć syn królewski?

ROZENKRANC.

Xiąże mię bierze za gąbkę?

HAMLET.

Tak, panie; która wciąga w siebie łaskę, nagrodę i powagę króla. Ale tacy urzędnicy czynią królowi najlepszą posługę na końcu: chowa ich bowiem, jak małpa, w kącie gęby swojéj, aby za pożarciem pierwszych kąsków połknął ich nareszcie: kiedy zapotrzebuje tego, co uzbieracie, dość mu tylko ścisnąć, a gąbka czy pan będziesz znowu suchuteńki.

ROZENKRANC.

Tego nie rozumiem, xiąże.

HAMLET.

Rad jestem z tego: mowa złośliwa spi w uchu głupiém.

ROZENKRANC.
Musi nam xiąże powiedziéć gdzie jest ciało, i z nami iść do króla.
HAMLET.

Ciało jest z królem, ale król nie z ciałem[1]. Król jest to rzecz —

GUILDENSTERN.

Rzecz, mój xiąże?

HAMLET.

Albo też i nie: prowadź mię do niego.

Kryj się lisie! hej za lisem.[2]


SCENA TRZECIA.
(Inny pokój w zamku).
Wchodzi KRÓL ze Świtą.
KRÓL.

Jego i trupa szukać kazałem.
Straszno go puszczać z tym jego szałem!
Lecz z nim nie można prawnie postąpić:
Lubi go ciżba wielka a płocha,
Która jedynie oczami kocha,
A nie rozsądkiem; w takim zaś stanie
Wazy się tylko winnych karanie,
Ale nie wina. Dla złagodzenia,
Jego ten wyjazd nagły pokażmy,
Jakby wypadkiem był namyślenia:
Gdy są choroby zbyt niebezpieczne,
Przez niebezpieczne środki się leczą,
Albo już niczém —(wchodzi Rozenkranc).
Cóź się zdarzyło?

ROZENKRANC.

Kędy schowane ciało, mój królu,
Zbadać nie można.

KRÓL.

Hamletże gdzie?

ROZENKRANC.

Zewnątrz pod strażą, na twe rozkazy.

KRÓL.

Sprowadź go do mnie.

ROZENKRANC.

Héj, Guildensternie, xięcia przyprowadź.

(Wchodzi HAMLET i GUlLDENSTERN).
KRÓL.

Gdzież to, Hamlecie, nasz Poloniusz?

HAMLET.

Na wieczerzy.

KRÓL.

Na wieczerzy? gdzie?

HAMLET.

Nie gdzie on je, ale gdzie jego jedzą: jakiś sejm dyplomatycznych robaków właśnie teraz zgromadził się u niego. Robak, mój panie, jest jedynym i ostatecznym cesarzem wszystkich biesiad: karmimy wszelkie inne stworzenia, aby nas karmiły; a siebie samych karmimy dla robaków: i tłusty król i chudy żebrak są tylko różne dania, dwa półmiski, ale jednego stołu: taki koniec.

KRÓL.

Niestety, niestety!

HAMLET.
Człowiek może złapać rybę na robaka, który zjadł króla, i może zjeść rybę, co połknęła tego robaka.
KRÓL.

Cóż przez to rozumiesz?

HAMLET.

Nic, tylko chcę pokazać, jakim sposobem może król przecisnąć się przez gardło nędzarza.

KRÓL.

Gdzie Poloniusz?

HAMLET.

W niebie; poszlij go tam obaczyć: jeśli twój posłaniec tam go nie znajdzie, to na innem miejscu sam poszukaj. Ale istotnie, kiedy go za miesiąc nie znajdziecie, to go zwąchacie idąc po schodach na galeryą.

KRÓL, do niektórych ze świty.

Iść go tam szukać.

HAMLET.

Zaczeka póki nie przyjdziecie.(Wychodzą niektórzy).

KRÓL.

Dla bezpieczeństwa twego, Hamlecie,
Które mi drogie tak, jak bolesne
To co zrobiłeś, — ztąd cię wyprawiam
Z wielkim pośpiechem: wybierz się przeto;
Okręt gotowy, wiatry pomyślne,
I towarzysze twoi czekają,
Wszystko gotowe w drogę do Anglii.

HAMLET.

Do Anglii?

KRÓL.

Tak, Hamlecie.

HAMLET.

Dobrze.

KRÓL.
Istotnie dobrze, gdybyś tylko widział nasze zamiary.
HAMLET.

Widzę Cheruba, który je widzi. — Ale chodźmy; do Anglii! — Żegnam cię, droga matko.

KRÓL.

I kochającego ojca, Hamlecie.

HAMLET.

Matkę moję: ojciec i matka, to mąż i zona; mąż i żona są jednem ciałem; a tak zegnam cię matko. Spieszmy do Anglii!(Wychodzi).

KRÓL.

Spieszcie się za nim; skłońcie go prędko
Wstąpić na okręt; proszę nie zwlekać,
Chciałbym przed nocą ztąd go wyprawić:
Pisma i wszystko wygotowane
Do téj podróży: proszę się spieszyć.

(Wychodzą Rozenkranc i Guildenstern).

Anglio, jeśli cenisz me względy,
(Cenić zaś uczy moja potęga:
Jeszcze te krwawe sączą się rany,
Które orężem duńskim zadano,
I dobrowolnie płacisz daninę),
Zimno nie przyjmiesz woli monarszéj,
Co o najprędszą zgubę Hamleta
W pismach nalega. Anglio, zdziałaj!
On, jak gorączka bardzo gwałtowna,
Krew mi zaburza: ulecz mię z tego;
Póki nie zrobisz woli téj zadość,
Wszelka mi będzie radość nieradość.

(wychodzi).


SCENA CZWARTA.
(Równina w Danii).
Wchodzi FORTINBRAS z wojskiem.
FORTINBRAS

Idź, kapitanie, pozdrów odemnie
Króla duńskiego, powiedz, że proszę
O przyrzeczone mnie dozwolenie
Przejścia wolnego przez to królestwo.
Tobie wiadomo kędy się zbierzem;
Gdyby zażądał ze mną pomówić,
Wnet osobiście hołdy mu złożę.
Powiedz to jemu.

KAPITAN.

Dobrze, mój xiąże.

FORTINBRAS.

Idźmy powoli.

(Wychodzi Fortinhras z wojskiem. — Wchodzą: HAMLET, ROZENKRANC, GUILDENSTERN i t. d.).

HAMLET.

Dobry panie, jakie to wojsko?

KAPITAN.

Norwegskie, panie.

HAMLET.

Jakiż ma zamiar, proszę pana?

KAPITAN.

Iść przeciwko Polsce.

HAMLET.

Któż dowodzi, panie?

KAPITAN.

Synowiec norwegskiego starego króla Fortinbras.

HAMLET.

Czyli na całą Polskę uderza,
Czyli na jaką częśc pograniczną?

KAPITAN.

Mówiąc otwarcie bez, przesadzenia,
Idziem pozyskać małą cząsteczkę
Nieprzynoszącą nic prócz imienia.
Nie dałbym pięciu czerwonych złotych
Za jéj dzierżawę, ani też więcéj
Przyjdzie Norwegom, albo Polakom,
Gdyby ją chcieli przedać na zawsze.

HAMLET.

Pewno Polacy bronić nie będą,

KAPITAN.

Owszem posłali silną załogę.

HAMLET.

Parę tysięcy dusz i dukatów
Téj nierozstrzygnie walki o fraszkę:
Wrzód to ze zbytku dóbr i pokoju.
Pęka on wewnątrz, z wierzchu nie widać
Żadnéj przyczyny śmierci człowieka.
Bardzo dziękuję.

KAPITAN.

Żegnam cię, panie, (wychodzi).

ROZENKRANC.

Xiąże, pójdziemy.

HAMLET.

Zaraz pospieszę, idźcie wy naprzód.

(Wychodzą: Rozenkranc, Guildenstern, i t. d.)

Jak mię oskarża wszelkie zdarzenie,
I przytępioną zemstę pobudza!
Czémże-to człowiek, jeśli największém
Dobrem i zyskiem jego żywota
Sen i jedzenie? bydle nic więcéj.
Pewno nie na to twórcza istota

Nam udzieliła zaszczytny zdolność
W przeszłość i przyszłość wzierać, nie na to
Dała i rozum bóstwu podobny,
Aby pleśniały przez nieużycie. —
Czy to zwierzęca jaka niepamięć
Czyli tchórzowskie skrupuły jakie
Myśl odciągają od wykonania. —
W saméj téj myśli nawet się kryje
Cząstka zaledwo jedna mądrości,
Trzy pozostałe części są trwogi. —
Nie wiem dla czego jeszcze ja żyję,
Czy dla mówienia, „rzecz tę uczynię“,
Kiedy nie zbywa mnie na przyczynie,
Ani na woli, sile i środkach
Tego dokonać? Nadto przykłady
Wielkie jak ziemia wciąż pobudzają:
Świadkiem ten dzielny wybór rycerstwa,
Którą dowodzi xiąże młodziutki:
W nim ducha budząc chęć bohaterstwa
W nieprzewidziane wciągnie go skutki;
Życie i wszystko na to naraża,
Na co się tylko może ośmielić
Niebezpieczeństwo, śmierć i fortuna,
I to dla marnej jaja łupiny.
Wielkim ten słusznie, co się nie wzrusza,
Kiedy mu zbywa wielkiej przyczyny;
Lecz i ten wielki, kto się przymusza
Nawet o małą fraszkę do sporu,
Gdy się to blisko tycze honoru.
Czegóż ja czekam, widząc jak podle
Ojciec zabity, matka skrzywdzona?
Czepia do własnéj myśli jej słowa;

I ta pobudka krwi i rozumu
Ze snu gnuśnego wcale nie budzi?
Kiedy ze wstydem widzę jak grozi
Smierć tym dwudziestu tysiącom ludzi,
Którzy dla marnej sławy i fraszki
Idą do grobu jakoby w łoże;
Tłum nie pojmuje boju przyczyny,
Ziemia, o którą walczą, nie może
Dla nich wystarczyć na pogrzebiny.
Ach, odtąd wyjdę z ospalstwa granic,
Myśli me będą krwawe, lub na nic.

(wychodzi).


SCENA PIĄTA.
(Elsinore. Pokój w zamku).
Wchodzi KRÓLOWA i HORACIO.
KRÓLOWA.

Nie chcę z nią mówić.

HORACIO.

Nalegająca i nieprzytomna
Godna litości.

KRÓLOWA.

Czegóż to żąda?

HORACIO.

Mówi o ojcu i utrzymuje,
Ze tu na świecie zdrada panuje;
Bije się w piersi, jęczy i płacze;
Fraszka ją gniewa; rzeczy powiada
Wpół zrozumiałe: niczém jéj mowa;
Jednak z téj mowy mają słuchacze
Dość do myślenia; każdy ją bada,

Które przy jestach i tego dopną
Jakoby jaką myśl wyrażały,
Myśl choć niepewną, ale okropną.

KRÓLOWA.

Trzeba z nią mówić, bo porozsiewa
U źle myślących straszne domysły;
Wprowadź ją do mnie.(wychodzi Horacio)
Wedle zwyczajnéj grzéchu natury,
Fraszka dla mojéj duszy ułomnéj
Zdaje się wstępem biédy ogromnéj:
Bo w podejrzeniach wina przesadza,
Bojąc się zdrady, sama się zdradza.

(powraca Horacio z Ofelią).
OFELIA.

Kędyż prześliczny duński majestat?

KRÓLOWA.

Cóź-to Ofelio!

OFELIA.

(śpiéwa)  Cóź za twe ręczy kochanie,[3]
Możeś niestały?
Ręczy pielgrzym a ubranie,
Kij i sandały.[4]

KRÓLOWA.

Ach ma dziewczynko, na co ta piosnka?

OFELIA.

Co takiego? nie, proszę uważac.

(śpiéwa)  Umarł, nie żyje, królowo!
Umarł, nie żyje;
Rośnie murawa nad głową,
Kamień go kryje.

O, och!

KRÓLOWA.

Ale, Ofelio —

OFELIA.

Proszę uważać.

(śpiéwa)  W białym jak śnieg spi całunie, (wchodzi król)

KRÓLOWA.

Ach, patrzaj mężu!

OFELIA.

(śpiéwa)  Słodkie nań rzucono kwiatki;
Których nie pokropią w trunie
Tkliwe łzy, miłości świadki.

KRÓL.

Co tobie, mila panno?

OFELIA.
Dobrze, Bóg zapłać! Mówią, ze sowa była córką piekarza[5]. Panie, wiemy czém jesteśmy, ale nie wiemy czém być możemy. Błogosław Boże waszemu jedzeniu.
KRÓL.

Myśli o swoim ojcu.

OFELIA.

Proszę, nic mówmy ani słowa o tém, ale kiedy się zapytają co to znaczy, tak odpowiadaj:

Dzisiaj święto Walentyna,
Wstań już ranku chwile płyną,
Pod twém oknem ja dziewczyna,
Chcę być twoją Walentyną.[6]
Wstał i spojrzał przez okienko,
Drzwi otworzył dla kochanki;
Weszło dziéwczę, lecz panienką
Nie powróci z téj lepianki.

KRÓL.

Piękna Ofelio!

OFELIA.

Dalibóg, żeby się nie przysięgać, muszę dokończyć.

Ach, na miłość Boga, zdrada!
Wstyd, czyż robić tak się godzi!

Gdy to mogą zrobią młodzi.
Przebóg zdradzać nie wypada.
Wszak przysiągłeś zostać skromnie,
Nim nastąpi me zamęście.

On odpowiada:

Tak, lecz czegoż, na nieszczęście!
Sama jedna przyszłaś do mnie.

KRÓL.

Jak dawno w takim stanie?

OFELIA.

Spodziewam się, ze wszystko pójdzie dobrze. Musiemy cierpliwie znosić: ale nie mogę nic innego czynić, jak płakać, kiedy pomyślę, że go włożą do surowéj ziemi: mój brat dowie się o tém, bardzo wam dziękuję za dobrą radę. Hej! mój powóz! Dobranoc, moje panie; dobranoc, słodkie panie: dobranoc, dobranoc.(wychodzi).

KRÓL.

Proszę cię pospiesz za nią i czuwaj.

(wychodzi Horacio).

O, tę truciznę podał jéj smutek;
Śmierci jéj ojca straszny to skutek:
Teraz, Gertrudo, patrzaj, Gertrudo,
Troski, jak szpiegi, same nie idą,
Hurmem się walą, biéda za biédą!
Wprzód jéj zabity ojciec, a potém
Syn twój oddalon, sprawca gwałtowny
Najsłuszniejszego swego wysłania:
W myślach i szeptach lud się porusza
Śmiercią rozjątrzon Poloniusza;
Grzebiąc go skrycie, źleśmy zrobili.
Biédnéj dziewczynie całkiem odjęta

Władza rozumu, bez niéj jesteśmy
Jak malowidła, albo bydlęta,
A najpóźniejsza troska największa,
Brat jéj tajemnie z Francyi przybył,
Karmi się zemstą, w cieniu się kryje,
A podżegacze jątrzą mu ucho
Mową o śmierci ojca zatrutą;
Z saméj potrzeby skarga ta głucha
Mnie nie oszczędza, lecz zapozywa
Moję osobę z ucha do ucha.
Droga Gertrudo, to, jakby działo
W miejscach tysiącznych raniąc me ciało,
Tysiąc mi razem śmierci zadaje.(słychać hałas)

KRÓLOWA.

Ach, co za wrzawa?(wchodzi Dworzanin)

KRÓL.

Gdzie są Szwajcary? drzwi niech pilnują:
O co tu chodzi?

DWORZANIN.

Ratuj się królu!
Ocean wzdęty nie tak pochłania
Nagłym nawałem płaskie swe brzegi,
Jako Laertes, głowa powstania,
Zniósł i rozgromił straży szeregi!
Tłuszcza go zowie panem i głową;
Świat się zaczyna dla nich na nowo,
Bo w zapomnieniu przeszłość i prawa,
Państwa ten mocny grunt i podstawa:
Krzyczą, Laertes królem niech będzie!
Wnet pod obłoki biją oklaski,
Czapki rzucają, wznoszą się wrzaski,
Laertes królem! królem Laertes!

KRÓLOWA.

Krzyczą po mylnych tropach wesoło,
W piętkę gonicie, podle psy duńskie.

(słychać łoskot)
KRÓL.

Drzwi wyłamali!

(wchodzi Laertes uzbrojony, a za nim Duńczycy)
LAERTES.

Kędy ten król? — Czekać, panowie.

DUŃCZYCY.

Nie, my wejdziemy.

LAERTES.

Proszę ustąpić.

DUŃCZYCY.

Dobrze, ustąpim.(wychodzą za drzwi)

LAERTES.

Bardzo dziękuję: — drzwi obwarujcie: —
Królu nikczemny, oddaj mi ojca!

KRÓLOWA.

Mój Laertesie, bądźże spokojny.

LAERTES.

Krwi méj ta kropla, która spokojna,
Zwie mię bękartem; krzyczy i głosi
Ojca mojego jako rogala:
Na niezmazaném czole méj matki
Piętno ostatniéj hańby wypala.

KRÓL.

Co za przyczyna, że się ogromnie
Bunt twój podnosi w postać olbrzyma? —

Zostaw, Gertrudo; nie bój się o mnie;
Bóstwo, co króla w straży swej trzyma,
Zdradzie dozwala widziéć oczyma
Cel pożądany, lecz niedokonać.
Mów Laertesie, czegoś wzburzony: —
Zostaw, Gertrudo; — mówże młodzieńcze.

LAERTES.

Kędy mój ojciec?

KRÓL.

Umarł.

KRÓLOWA.

Nie z jego przyczyny, ręczę.

KRÓL.

Dozwólże, niechaj pyta do sytu.

LAERTES.

Jakże to umarł? zwieść mię niemożna:
Djabli niech porwą wierność, przysięgę!
Na dno piekielne cnota pobożna!
Drwię z potępienia: odważnie stoję,
Ani obydwóch światów się boję;
Spadaj co zechce, byle nim spadnie
Smiercim się ojca pomścił dokładnie.

KRÓL.

Któż ci przeszkadza?

LAERTES.

Wola ma jedna,
Ale nie świata cała potęga:
Tak ja mych środków małych użyłem,
Że me pragnienie celu dosięga.

KRÓL.

Mój Laertesie, jeśli dokładnie
Chcesz się o śmierci ojca dowiedzieć,

Czy bez różnicy w zemście twej padnie
Wróg i przyjaciel, winny, niewinny?

LAERTES.

Wróg jego tylko.

KRÓL.

Chceszże go poznać?

LAERTES.

Jego przyjaciół przyjmę w objęcia;
Jak oddający pelikan życie
Krwią mą nakarmię.

KRÓL.

Teraz przemawiasz
Jak obywatel, jak dobre dziécie.
Że się tą zbrodnią wielką nie mażę,
Owszem, ze czuję żałość głęboką,
Tak rozumowi twemu okażę,
Jako dzień jasny widzi twe oko.

DUŃCZYCY, za drzwiami.

Puścić ją, puścić.

LAERTES.

Co to za wrzawa?

(wchodzi Ofelia dziwacznie ustrojona słomą i kwiatami)

Wysusz mi, skwarze, mózg i poznanie!
Łza przesolona wzrok niech wypala!
Zemstą odważę twe pomieszanie,
Póki aż nasza schyli się szala.
Słodka Ofelio! Różo wiośniana!
Luba dziewico! Siostro kochana!
Nieba! czyż rozum młodéj dziewczyny
Wątły, jak starca dnie i godziny? —

Tkliwéj natury tkliwe kochanie,
Gdy się z przedmiotem lubym rozstanie,
Rozum najdroższy za nim wyprawia,
Tylko dla świata ciało zostawia.

OFELIA, śpiéwa.

Niezakryte nieśli ciało;
Hej dana, dana, dana:
W grób się wiele łez wylało; —

Żegnam cię, mój gołąbku!

LAERTES.

Gdybyś przytomna zemsty wzywała,
Tobyś do tyła mnie nie wzruszała.

OFELIA.

Musisz śpiéwać, Héj do dołu do dołu, wołać go musisz w dole. O jakby się teraz lutnia przydała! Fałszywy murgrabia ukradł córkę u swojego pana.[7]

LAERTES.

Ta mowa bez myśli wyższa od wszelkiéj myśli.

OFELIA.

Oto rozmaryn na przypomnienie stałości; proszę cię kochanku bądźże stałym[8]; a oto niezabudki, abyś pamiętał.

LAERTES.
Dobrze powiedziała w swojém pomieszaniu; stałość i pamięć teraz mi potrzebne.
OFELIA, do króla.

Oto kopr i orliki dla ciebie[9]. — (Do królowéj) Oto masz piołun, a to dla mnie trocha: — możemy go nazwać zielem boleści: — proszę go nosić z jaką odmianą[10]. — Oto stokroć: — Chciałabym jeszcze dać kilka fiołków, ale wszystkie powiędły od śmierci mego ojca[11]. Mówią, że dobrze skończył. —

(śpiéwa)  Hej, w polu mogiła tak z wiatrem mówiła;
Mnie tylko dziewczyna jak piękna kalina
Kwiatkami pokryła:
Pokrywa kwiatkami i rosi mię łzami. —
— W mogile mój miły, kwiecie u mogiły,
I ja będę z wami.

LAERTES.

Smutek i troskę i same piekła
Jakimś przyjemnym wdziękiem oblekła.

OFELIA, śpiéwa.

Może powróci się jeszcze?
Wrócić umarły nie może,
Darmo nadzieją się pieszczę,

Idźże w grobowe twe łoże;
Nigdy powrócić nie może.
W łos ubieliły mu lata:
Gdzież mój gołąbek być może?
Nie ma go odszedł ze świata:
Dość jęku, płacz nie pomoże;
Nad nim się zlituj mój Boże.

I wszystkich wiernych zmarłych dusze niech odpoczywaw Tobie, prosimy cię Panie! Pan Bóg z wami!

(Wychodzi Ofelia).
LAERTES.

Widzisz to, Boże?

KRÓL

Mój Laertesie, troskę twą dzielę,
Dzielić mam prawo. Chodźmy na stronę,
Wybierz najmędrszych twoich przyjaciół,
Niech nas rozsądzą: jeśli ma ręka
Wprost, czy ubocznie w tém się dotknęła,
Wszystko co zwiemy naszem i życie
Z mojém królestwém oddam za karę;
Jeślim niewinny będziesz cierpliwy,
Wspólnie pracując snadniéj możemy
Dopiąć należnej sprawiedliwości.

LAERTES.

Niechaj tak będzie;
Rodzaj ten śmierci, pogrzeb tajemny, —
Żadnych na grobie broni, trofeów,
Żadnych obrzędów, żadnéj wystawy, —
Wszystko to krzyczy z nieba do ziemi,
Aby zbadana była przyczyna.

KRÓL.

Dobrze, niech spada topor gdzie wina.
Proszą cię chodźmy.(wychodzą).


SCENA SZÓSTA.
(Inny pokój w zamku).
HORACIO i SŁUGA.
HORACIO.

Jacyź to pragną ze mną pomówić?

SŁUGA.

Majtki, mój panie.
Mówią, że mają listy do pana.

HORACIO.

Wprowadź ich do mnie. —(wychodzi sługa).
Ktobyto pisał, z jakiéj krainy?
Wiedzieć nie mogę, jeśli nie Hamlet.

(wchodzą majtkowie).
PIERWSZY MAJTEK.

Błogosław Boże panu.

HORACIO.

I tobie mój kochany.

PIERWSZY MAJTEK.

Pobłogosławi, panie, jak zechce. Oto od posła wyprawionego do Anglii pismo do pana, jeśli się pan nazywa Horacio, jak mi powiedziano.

HORACIO, czyta.

„Horacio, po przeczytaniu tego listu podaj tym ludziom jaką zręczność dostąpienia do króla, mają bowiem pismo do niego. Zaledwo upływało parę dni naszéj żeglugi, kiedy korsarz w dobrym bojowym porządku zaczął nas ścigać: nie mogąc uciec przy naszych powolniejszych żaglach, musieliśmy chcąc niechcąc wziąć się do męztwa i w bitwie wręcznéj piérwszy na ich okręt skoczyłem: natychmiast wyrwali się od naszego statku, a tak sam jeden zostałem ich niewolnikiem. Obchodzili się ze mną jak litościwi złodzieje, ale wiedzieli co czynili, bom dobra dla nich zdobycz. Proszę cię postaraj się, aby list oddano królowi i przybywaj do mnie z takim pośpiechem, jakbyś od śmierci uciekał. Mam ci na ucho powiedzieć słowa, na które oniemiejesz, chociaż są słabe w porównaniu do rzeczy. Te łepskie chwaty zaprowadzą cię do mnie. Rozenkranc i Guildenstern dalej popłynęli do Anglii; o nich mam ci wiele powiedzieć. Bądź zdrów.

Ten, o którymeś przekonany, że jest
na zawsze twój
Hamlet.“

Chodźcie, pokażę drogę do króla;
Prędko się sprawcie, byście mnie mogli
Zawieśdź do tego, który was posłał.

(wychodzą).


SCENA SIÓDMA.
(Inny pokój w zamku).
Wchodzi KRÓL i LAERTES.
KRÓL.

Teraz zmuszone twoje sumienie
Stwierdzić pieczęcią moję niewinność:
Musisz mię przyjąć jak przyjaciela,
Gdyż ci wiadomo, jako zarazem
Twego zacnego ojca morderca
Godził na moje życie.

LAERTES.

To prawda: —
Ale mi powiedz, z jakiéj przyczyny
Nie ukarałeś sądem téj zbrodni
I kryminału tyle jawnego,
Gdy twa bezpieczność, rozum i wszystko
Nader ci silnie nakazywały?

KRÓL.

O, dla podwójnych przyczyn osobnych;
Mozę się zdadzą tobie za słabe,
Ale mnie silne. Matka królowa
Prawie oddycha jego spojrzeniem;
Co do mnie, czy to szczęście, czy plaga,
Jedno czy drugie, jednak Gertruda
Łączy się z mojém życiem i duszą:
Jak gwiazdy krążyć w sferze swéj muszą,
Tak i ja przy niej. Drugą pobudką,
Żem się publicznie nie wziął do czynu,
Wielka dla niego miłość u gminu:
Który nurzając jego występki
W swém przywiązaniu, jakoby źródle
Drzewu dającém postać kamieni,
Jego kajdany w tryumf zamieni:
Tak moja lekka strzała dla burzy
Mogła się zwrócić znowu do luku,
bez ugodzenia w cel zamierzony.

LAERTES.

Takem zacnego ojca postradał;
W rozpaczającym siostra ma stanie!

Jeśli się przyda chwalić co znikło,
Cnota jéj rajska, stojąc na szczycie
Czasu naszego, powoływała
Z sobą do walki w doskonałościach: —
Ale się pomszczę!

KRÓL.

Myśl ta spoczynku niech ci nie miesza:
Nie sądź że słabej jestem natury,
Abym dozwolił niebezpieczeństwu
Trząść mię za brodę i miał to za nic:
Wkrotce i więcéj dowiesz się o tém:
Ciebie i ojca twego kochałem;
Wnet się spodziewam tobie pokazać, —

(wchodzi posłaniec)

Co za nowiny?

POSŁANIEC.

Listy Hamleta.
Oto do króla, ten do królowéj.

KRÓL.

Listy Hamleta! Któż je tu przyniósł?

POSŁANIEC.

Majtki, jak mówią, bom ich nie widział; Dał mi Klaudio, który te listy Od nich otrzymał. </poem>

KRÓL.

Proszę posłuchać. —
Zostaw nas.(Wychodzi posłaniec)

(czyta)

„Wielki i potężny panie, dowiesz się żem nagi wylądował do pańskiego królestwa. Jutro będę prosił o pozwolenie stawienia się przed waszém królewskiém obliczem: po zaniesieniu naprzód prośby o przebaczenie, przyczynę mego nagłego i dziwnego powrotu.“

Hamlet.“

Cóż to się znaczy? Wszyscyż wracają?
Czy oszukaństwo jakie, nie więcéj?

LAERTES.

Znasz-li charakter?

KRÓL.

Pismo Hamleta.
Nagi, — w przypisku mówi, że jeden:
Cóź mi poradzisz?

LAERTES.

Sam się w tem gubię. Niechaj przybywa;
To mi odnawia serca chorobę,
Żywy i z bronią w oczy mu powiem,
To uczyniłeś!

KRÓL.

Jeśli tak będzie, —
Jakże to będzie? — Jakże inaczéj?
będziesz mię słuchał?

LAERTES.

Dobrze, mój króluj
Bylebyś nie chciał radzie pokoju.

KRÓL.

Własny twój pokój. Jeśli powrócił,
Jeśli nie zechce, zrażon podróżą,
Więcej wyjeżdżać, sztukę mu zrobię,
Która dojrzała w moim umyśle,
Tak, ze niechybnie zginie w téj matni!
Śmierć ta przygany tchu nie obudzi;
I uniewinni matka tę sztukę
Zwąc to przypadkiem.

LAERTES.

Kieruj mną, panie;
Życzyłbym zostać, jeśli to można,
Zemsty narzędziem.

KRÓL.

Najdoskonaléj.
Byłeś w podróżach gdy cię chwalono
W obec Hamleta z jednéj zalety,
Która, jak mówią, w tobie jaśnieje:
Wszystkie przymioty w nim nie wzbudzają
Tyle zazdrości, ile ten jeden,
Który mem zdaniem najostatniejszy.

LAERTES.

Cóż to za przymiot?

KRÓL.

Fraszka, jak wstążka u kapelusza,
Jednak potrzebna; młodym przystoi
Nosie ubranie lekkie i jasne;
Starym zaś futro z ciemnym ubiorem
Dobre dla zdrowia i dla powagi. —
Miesiąc jak rycerz był tu normandzki, —
Franków widziałem, z nimi walczyłem,
O, przecudownie jeżdżą na koniu: —
Ale ten rycerz z djabłem to czyni;
Zda się do swego siodła przykuty;
Tak dziwne rzeczy robił na koniu,
Jakby się wcielił i przenaturzył
W dzielne to zwierze: tak nadzwyczajnie
Moje przewyższył wyobrażenie,
Że jakie tylko susy i skoki

Mogłem wymyślić, niedorównały
Tym co uczynił.

LAERTES.

Czyli to Normand?

KRÓL.

Normand.

LAERTES.

Lamord, na życic!

KRÓL.

Tak niezawodnie.

LAERTES.

Znam go wybornie: całéj krainy
Klejnot i perła.

KRÓL.

Mówił o tobie
I po mistrzowsku chwalił twą zręczność,
Z jaką ty robić bronią potrafisz,
A osobliwie bić się w pałasze:
Byłaby, wołał, rzecz do widzenia,
Jeśliby z równym stanął do walki:
Lecz się przysięgał, że tu szermierze
Oka, zręczności, sztuki nie mają,
Aby ci sprostać. Jego zeznanie
Tak rozjątrzyło zazdrość Hamleta,
Ze najprędszego twego powrotu
Pragnął najsilniej, aby się zmierzyć.
Z tego więc teraz, —

LAERTES.

Z tego cóż, panie?

KRÓL.

Czy, Laertesie, drogi ci ojciec?
Czyś malowidło tylko boleści,
Lice bez serca?

LAERTES.

Skąd to pytanie?

KRÓL.

Żebyś nie kochał ojca twojego,
Tego nie sądzę; lecz mi wiadomo,
Że przywiązanie czas rozpoczyna;
I z doświadczenia wiem, ze miłości
Ogień od czasu chłodnie i znika.
Płomień miłości knot swój posiada,
Gdy się ten spałi płomień zagasa;
Nic w jednakowéj nie trwa dobroci;
Dobroć w postępie krwistą zostawszy
Ginie od zbytku. Chce się co czynić,
Czyńże jak chce się, to chcę niestałe
Tyle ma przeszkód, tyle przewłoki,
Ile języków, rąk i przypadków;
Chcę tedy przejdzie na powinienem,
Które jak marne będzie westchnienie,
Co przy ulżeniu szkodę przynosi.
Lecz do naszego wrzodu przystąpmy:
Hamlet powraca; cóż przedsięweźmiesz,
Byś się pokazał czynem nie słowem
Ojca twojego synem prawdziwym.

LAERTES.

W gardło mu wbiję miecz i w kościele.

KRÓL.

Tak, nie uświęca miejsce zbrodniarza;
Zemsta granicy mieć nie powinna.
Ale jeżeli chcesz się odemścić,
Siedźże zamknięty w swoim pokoju:

Hamlet się dowie o twym powrocie:
Chwalców szermierstwa twego nasadzę,
Polor podwójny nadam twéj sławie,
Którą ogłaszał Francuz waleczny:
Słowem do walki obu sprowadzę,
W zakład o wasze głowy pójdziecie:
On nieostrożny, bardzo szlachetny,
Niepodejrzliwy broni nie przejrzy;
Łatwo lub z małym wezmiesz fortelem
Oręż nietępy, tępy zostawisz,
Wtedy mu w bitwie sztychem odpłacisz
Ojca morderstwo.

LAERTES.

Chętnie to zrobię.
W celu tym jadem miecz mój namaszczę.
Od szarlatana maść tę kupiłem,
Dość w nią umoczyć nóż i zadrasnąć,
A wszystkie środki najosobliwsze
Z wszystkich leczących ziół pod xiężycem
Tego od śmierci zbawić niezdolne,
Który tym nożem był zadraśniony.
W jad ten umoczę ostrze mej szpady;
Zginie za lekkiém nawet draśnięciem.

KRÓL.

O tém należy więcéj pomyśléć,
Zważyć sposobność czasu i środków,
Aby niemylnie trafić do celu;
Jeśli chybimy, jeśli nasz zamiar
Da się przeniknąć przez złe spełnienie,
Lepiej daleko i niezaczynać;
Plan ten powinien w swoim odwodzie

Drugi posiadać dla podtrzymania,
Jeśli nie trafi pierwszy do celu.
Cicho — pomyśleć nad tém potrzeba: —
Zrobim solenny zakład o zręczność, —
Mam już:
Kiedy od ruchu zgrzany, zmęczony,
(W celu tym natrzesz jak najgwałtowniéj),
Zechce się napić, każę mu podać
Kubek gotowy, byle skosztował,
Choćby go minął cios twój zatruty,
Celu dopniemy. Lecz co za hałas?

(wchodzi KRÓLOWA)

Cóż to, królowo?

KRÓLOWA.

Bieda za biedą w ślad postępuje,
Tłumem się walą! — Ach, Laertesie,
Twa utonęła siostra Ofelia.

LAERTES.

Co utonęła? gdzie?

KRÓLOWA.

Gdzie smętny warkocz wierzba rozpuszcza
Po nad zwierciadłem czystém strumyka,
Tam fantastyczne plotła swe wieńce
Z jaskru, pokrzywy, róż i storczyka,
Co go nieładnie zowią młodzieńce
Palcem umarłych zwą go dzieweczki;[12]

Tam się na wierzbę wspina, by wieńce
Włożyć na zwisie jéj gałązeczki:
Pod nią się gałąź łamie zdradliwie,
Lecą znamiona z kwiecia i ona
Pad a w szemrzący strumień płaczliwie;
Suknią na wierzchu wody wzniesiona,
Jakby dziewica morska pływała;
Piosnek urywki ciągle śpiewała,
Jak nieznająca niebezpieczeństwa,
Lub jak istota w swoim żywiole;
Ale w tym stanie długo nie trwała:
Gdy się jej szata wody opiła,
Z melodyjnego tego siedliska
Poszła śpiewaczka biédna i miła
Do mułowego śmierci łożyska.

LAERTES.

Czy utonęła?

KRÓLOWA.

Ach utonęła!

LAERTES.

Woda mogiłą biednéj Ofelki,
Więc nie upuszczę łez ni kropelki:
Darmo! — natura prawa ma swoje,
Lecz się dla tego wstydem nie spłonię;
Jak się wypuszczą łzawe te zdroje,
Wszystko niewieście z siebie wyronię. —
Zegnam cię, panie. — Słowa, jak płomień,
Teraz wybuchnąć mogłyby jasno,
Lecz w nierozsądnych łzach tych pogasną.

(wychodzi)
KRÓL.

Chodźmy natychmiast za nim, Gertrudo!
Jegom z trudnością wściekłość uśmierzył:
Lękam się teraz, może to wzburzy;
Przeto pospieszmy za nim.

(wychodzą)





  1. Można tak rozumieć: Ciało jest w królewskim domu, t.j. z obecnym królem: ale król, t. j. ten, co powinien być królem nie żyje, czyli nie jest z ciałem.
  2. Gra chłopców nakształt naszej gry w zająca.
  3. Nie ma żadnego miejsca téj sztuki, któreby w przedstawieniu swojém drammatyczném było więcéj patetyczne, jak ta scena: co pochodzi z powierzchownéj nieczułości, którą Ofelia okazuje. Wielka czułość, albo żadna zdają się sprawować te same skutki; w pierwszym razie słuchacz sympatycznie się rozrzewnia, w drugim razie dopełnia czego brakuje. Sir J. Reynolds.
  4. Za czasów, kiedy pielgrzymowanie było upowszechnione, często się zdarzało, że ubiór pielgrzymski służył za maskę w intrygach miłosnych; stąd w balladach i nowellach kochankowie przedstawują się nie raz w ubiorze pielgrzyma.
  5. Jest legenda u pospólstwa angielskiego, którą Doktor Johnson i Steevens czytał, choć nie pamięta W jakiéj xiążce. — Nasz Zbawiciel prosił chleba u piekarza, który natychmiast wsadził w piec kawałek ciasta; ale jego córka, znajdując to za wiele, odjęła połowę; jednak ciasto rosło w piecu coraz więcéj i więcéj i nareście urosł ogromny bochen: na widok tego dziwu córka piekarza ciągle krzyczała och, och, och: a Zbawiciel słysząc, że ma już głos sowi, przemienił ją w tego ptaka.
  6. Dzień S. Walentyna wypada 14 lutego. W tym dniu, wedle podania ludu, zaczynają się parzyć ptaszki, jak to jeszcze wspomina autor w Snie w wigiliją Sw. Jana. Podczas tego święta wkładają do kapelusza imiona chłopców i każda dziewczyna wyciąga kartkę; młodzieniec, którego imie wyjęła, nazywa się odtąd jéj Walentym, a ona jego Walentyną. U nas święto Jędrzeja jest podobnym dniem, w którym chłopcy i dziewczęta za pomocą kartek, bułeczek, świéc i t. d. starają się poznać osobę, z którą los ich połączy.
  7. Te słowa Ofelii odnoszą się do ballady umieszczonéj w Stationers’ Company „1580 October. Four ballades of the Lord of Lorn and the False Steward.“Steevens.
  8. Rozmaryn, jak utrzymuje Malone, byt symbolem wierności kochanków, dla tego, że zawsze zielony, że się używa w czasie pogrzebu i wesela, i że przypuszczano jakoby mógł swoją silą wzmacniać pamięć.
  9. Kopr oznacza jakąś zniewieściałość i pochlebstwo, bo w zebrania sonnetów 1584 r. znajdujemy Fennel for flatterers, t. j. kopr dla pochlebców. Malone. — Orliki były emblematem niewierności małżeńskiéj z przyczyny rożków wewnątrz tego kwiatka umieszczonych.S. W.
  10. Odmiana difference odnosi się do Heraldyki, gdzie jednego herbu różne linie przybierały dla różnicy jakie odmiany.
  11. Greene w Quip for an upstart Courtier tak tłumaczy znaczenie tego kwiatka: „Przy tych rośnie obłudna stokroć, co ostrzega lekkowierne dziewczęta, aby nie wierzyły pięknobarwistym oświadczeniom, które im chłopcy czynią.“ — Wzmiankowany zbiór sonnetów mówi, że fiołek dla wierności.
  12. Orchis morio mas, dawniéj testiculus morionis. Kwiat czerwony w sposobie małéj krągłéj kitki na łodydze blisko pół łokcia długiej; z przyczyny kształtu różne ma nieskromne nazwania u pospólstwa angielskiego. U nas, mimo poszukiwań, nie znalazłem nic podobnego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Ignacy Hołowiński.