Jerozolima/Część I/Karina córka Ingmarów

<<< Dane tekstu >>>
Autor Selma Lagerlöf
Tytuł Jerozolima
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Felicja Nossig
Tytuł orygin. Jerusalem
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część pierwsza
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Karina córka Ingmarów.

Było to przedpołudniem w jesieni. Szkoła rozpoczęła się już, lecz była właśnie przerwa. Nauczyciel i Gertruda weszli do kuchni, zasiedli do stołu a matka Stina nalała im kawy.
Zanim wypróżnili filiżanki, przyszedł ktoś w odwiedziny. Był to Halfvor Halfvorson, młody wieśniak, który założył był sklep we wsi. Pochodził z Timshof i dlatego często zwano go Tims Halfvor.
Był to piękny człowiek słusznego wzrostu, wyglądał jednak przygnębiony. Matka Stina zapraszała go na kawę; usiadł przy stole i rozpoczął rozmowę z nauczycielem.
Gospodyni siedziała na kanapie przy oknie i robiła pończochę. Siedziała tak, że mogła patrzeć na ulicę. Wtem zarumieniła się i wychyliła się z okna, aby lepiej zobaczyć. Lecz natychmiast starała się znów wyglądać spokojnie i rzekła obojętnie: „Zdaje mi się, że dostajemy dostojnych gości!“ Kupiec zmiarkował, że głos jej miał jakieś niezwykłe brzmienie; wstał i spojrzał przez okno. Widział słuszną, cokolwiek pochyloną kobietę, zbliżającą się do szkoły z niedorosłym chłopcem „Jeżeli mnie oczy nie mylą, to jest to Karina, córka Ingmarów“, rzekła matka Stina.
— „Tak, z pewnością, to Karina“, rzekł kupiec. Nie powiedział ani słowa więcej, lecz odwrócił się od okna i zaczął oglądać się po izbie, jak gdyby szukał wyjścia. Po chwili jednak, powrócił spokojnie na dawne miejsce.
Rzecz miała się tak, że przeszłego lata, gdy żył jeszcze Ingmar Wielki, Halfvor starał się o rękę córki Ingmara. Starał się o nią już od dawna wprawdzie, ale zawsze natrafiał na rozmaite przeszkody. Członkowie starego rodu mieli wątpliwości co do tego, czy Halfvor jest odpowiednim, i to nie z powodu majątku, gdyż Halfvor był bogatym, lecz dlatego, iż ojciec jego oddawał się pijaństwu i obawiano się, ażeby to nie było wadą dziedziczną. Nareszcie jednak postanowiono przecie oddać mu Karinę.
Dzień ślubu był już oznaczony i dano już na zapowiedzi, zanim jednak wyszły pierwsze zapowiedzi, Karina i Halfvor odbyli podróż do Falun, aby zakupić pierścionki ślubne i książkę do modlitwy. Podróż trwała trzy dni, a gdy wrócili, Karina oświadczyła ojcu, że nie może zostać żoną Halfvora. Nie oskarżała go o nic innego, tylko o to, że Halfvor upił się raz podczas podróży, obawiała się więc, że będzie z nim jak z ojcem jego. Ingmar Wielki nie chciał zmuszać swej córki, i Halfvora odesłano z kwitkiem.
Halfvor był zrozpaczony. „Zadajesz mi hańbę, której znieść nie potrafię“, mówił de Kariny. Co ludzie o mnie pomyślą, jeżeli odepchniesz mnie w ten sposób? Tak nie wolno postępować z uczciwym człowiekiem.“
Karina jednak nie dała się wzruszyć, i od tego czasu Halfvor był przygnębiony i nieszczęśliwy; nie mógł zapomnieć krzywdy, jaką wyrządzili mu Ingmarsonowie.
A teraz zbliżała się Karina a Halfor był obecny, co to z tego będzie?
To pewne, że nie mogło być mowy o pojednaniu, bo od jesieni przeszłego roku Karina była żoną Eliasza Elofa Ersona. Mieszkała z mężem swym na ingmarowskim dworze i gospodarowała tam, odkąd na wiosnę umarł Ingmar Wielki. Ingmar Wielki pozostawił pięć córek i jednego syna, syn jednak był jeszcze za młody, aby mógł objąć dwór.
Karina weszła teraz do kuchni. Miała dopiero lat dwadzieścia kilka, ale z pewnością nigdy nie wyglądała młodo. Inni ludzie byliby ją z pewnością uważali za brzydką, wdała się bowiem w swoją rodzinę, miała ociężałe powieki, rudawe włosy i ostry rys dokoła ust; nauczycielowi jednak i jego żonie podobało się to, iż była podobną do Ingmarsonów.
Karina nie zmieniła wyrazu twarzy, gdy spostrzegła Halfvora, lecz spokojnie szła od jednej osoby do drugiej, witając się z obecnymi. Gdy podała rękę Halfvorowi, on wyciągnął swoją o tyle tylko, że zetknęły się tylko końce palców.
Karina miała zawsze postawę trochę naprzód pochyloną, a gdy teraz zbliżyła się do Halfvora zdawało się, iż pochyliła głowę jeszcze głębiej niż zwykle, Halfvor zaś był prostszy i wydawał się większym niż zazwyczaj.
„Tak, więc wybraliście się w drogę Karino“, rzekła matka Stina i przysunęła dla niej fotel księdza. „Tak, odrzekła Karina, droga nie jest teraz tak ciężka, bo przymarzło.“ „Tak, tej nocy silnie zamarzło“, rzekł nauczyciel.
Potem jednak ucichło w izbie, nikt nie wiedział, co ma mówić, i cisza ta trwała kilka minut.
Wtem podniósł się Halfvor, a inni zerwali się jakby zbudzeni z głębokiego snu.
„Muszę już wrócić do sklepu“, rzekł Halfvor. „O nie ma się czego spieszyć“ rzekła matka Stina. „Przecież nie ja chyba wypędzam Halfvora“ rzekła Karina, a głos jej brzmiał bardzo pokornie. Skoro tylko Halfvor oddalił się, czar jakby prysnął i nauczyciel wiedział odrazu o czem mówić. Spojrzał na chłopca z którym Karina przyszła i na którego nikt przedtem nie zważał. Był to mały chłopak, nie o wiele starszy od Gertrudy. Miał otwartą, miękką dziecinną twarzyczkę, ale zarazem i coś dojrzałego w wyrazie i nie trudno było odgadnąć do jakiej rodziny należał.
„Zdaje mi się, że przyprowadziliście ze sobą ucznia“, rzekł nauczyciel. — „To mój brat, on jest obecnie Ingmarem Ingmarsonem“, rzekła Karina. — „Jest on co prawda trochę nikły, jak nato imię“ zauważył nauczyciel, — „Tak, ojciec umarł za wcześnie.“ — „To święta prawda“, — rzekł nauczyciel i jego żona jakby jednym tchem.
„Chodził do łacińskiej szkoły w Falun“, rzekła Karina, dlatego nie przybył już wcześniej do pana nauczyciela;“ — „Czy nie możecie się tak urządzić, ażeby na jesień wysłać go znowu tam?“ — Karina spuściła ciężkie powieki i westchnęła głęboko, ale nie odpowiedziała nic. „Powiadają, że uczy się dość dobrze,“ odezwała się po chwili. — „Tak, obawiam się tylko, że on tu u mnie niczego się więcej nie nauczy. Umie zapewne tyle co ja.“
— „O, wiem dobrze, że pan nauczyciel umie więcej, niż taki mały chłopiec.“
Znów nastała cisza, aż Karina na nowo zaczęła. „Chciałabym nietylko, aby tu chodził do szkoły, lecz miałam się zapytać pana nauczyciela i matkę Stinę, czy nie mógłby tu mieszkać.“
Nauczyciel i jego żona spojrzeli na siebie z zdziwieniem, i nie wiedzieli, co odpowiedzieć. „Ale mamy sami bardzo mało miejsca“, rzekł Storm w końcu.
— Myślałam, że mogłabym może dawać masło, mleko i jaja, zamiast opłaty.“ — O, co do tego...“ — „Była by to wielka usługa“ rzekła bogata wieśniaczka.
Ale matka Stina zrozumiała, że Karina nie byłaby ich prosiła o coś tak niezwykłego, gdyby nie była koniecznie potrzebowała pomocy. Dlatego rozstrzygła rzecz prędko.
„Nie potrzebujecie dłużej prosić,“ rzekła, dla Ingmarsonów zrobimy wszystko co możemy.“
„Dziękuję wam“, rzekła Karina.
Matka Stina i Karina mówiły jeszcze długo z sobą o tem, jak się z Ingmarem urządzić, Storm zaś zabrał Ingmara do szkoły. Ingmar usiadł na ławce obok Gertrudy. Przez cały pierwszy dzień nie wyrzekł ani jednego słowa.
Tims Halfvor przez cały tydzień trzymał się zdala od budynku szkolnego, jak gdyby się bał spotkać się tam z Kariną. Ale pewnego przedpołudnia, gdy deszcz lał strumieniami i nie można było spodziewać się gości, opanowało go głębokie przygnębienie.
„Jestem do niczego, nikt nie ma dla mnie poważania“, pomyślał sobie i dręczył się tem, jak to było jego zwyczajem od czasu, kiedy Karina zerwała ich zaręczyny.
Nakoniec zdecydował się pójść do matki Stiny ażeby rozmawiać trochę z człowiekiem uprzejmym i wesołym. Zamknął swój pusty sklep, zapiął mocno swój płaszcz i zaczął przeprawiać się po przez deszcz, wiatr i błotne kałuże do budynku szkolnego.
Halfvorowi było ta tak dobrze, że siedział jeszcze, gdy zadzwoniono na przerwę przedpołudniową i Storm przyszedł na kawę z dwojgiem dzieci.
Powitali go wszyscy troje a Halfvor wstał przed nauczycielem, ale gdy Ingmar chciał mu podać rękę, usiadł już napowrót i rozmawiał tak pilnie z matką Stiną, że wcale nie widział chłopca. Ingmar przez chwilę stał spokojnie, potem przystąpił do stołu i usiadł. Westchnął kilkakrotnie podobnie jak siostra jego westchnęła owego dnia, kiedy tu siedziała.
„Halfvor chce nam pokazać swój nowy zegarek rzekła matka Stina. Halfvor wyciągnął z kieszeni nowy srebrny zegarek i pokazał go. Był to bardzo piękny, mały zegarek, z kwiatkiem pozłacanym na okładce. Nauczyciel otworzył zegarek, poszedł potem do szkoły i przyniósł szkło powiększające, przyłożył je do oka i przyglądał się pilnie robocie zegarka. Był nią zachwycony; długo patrzył i cieszył się, widząc jak pięknie kółeczka się obracały. Nigdy jeszcze nie widział tak pięknej roboty. Nareszcie oddał zegarek Halfvorowi, który go schował, lecz nie miał wcale miny zadowolenia ani dumy, jak to bywa u ludzi, jeżeli chwali się to, co sobie sprawili.
Ingmar milczał, jak długo jadł, ale gdy wypił swą filiżankę kawy, zapytał Storma, czy rozumie się na zegarach. — „Tak“, odrzekł nauczyciel, „wiesz przecie, że rozumię się na wszystkiem.“
Ingmar wtedy wyjął z kieszonki kamizelki zegar; była to wielka, okrągła, srebrna cebula, brzydka i niezgrabna, zwłaszcza teraz, gdy obejrzano dopiero nowy zegarek Halfvora. Na okładce nie było ozdoby, tylko wielkie wklęśnięcie. W ogóle zegar nie miał wiele wartości, nie było szkiełka nad wskazówkami a emalja na tarczy była również uszkodzona.
„Stoi“, rzekł nauczyciel, przyłożywszy go do ucha. — „Tak, rzekł chłopiec, chciałbym tylko wiedzieć, czy pan sądzi, że da się jeszcze naprawić?“
Nauczyciel otworzył zegar, i zakołatało w nim, jak gdyby wszystkie kółka się rozluźniły. »Musiałeś chyba gwoździe przybijać tym zegarem, ja mu już nic nie poradzę.“ — „Czy sądzi pan, że zegarmistrz Eryk nie mógłby go naprawić?“ — „Nie potrafi tak samo, jak i ja, najlepiej byłoby posłać go do Falun i dać wprawić nową maszyneryę.“ — „Tak, myślałem to samo“, rzekł Ingmar i schował zegarek napowrót.
„Cóżeś ty z tym zegarkiem robił?“ zapytał nauczyciel. Chłopiec siedział pomieszany i zdawało się, jakby coś chciał przełknąć; zbierało mu się widocznie na płacz. — „To zegarek ojca“, rzekł. „To belek tak go zmiażdżył gdy w ojca uderzył.“ Teraz wszyscy nagle umilkli i słuchali uważnie. Ingmar przezwyciężył się i mówił dalej:
„Były właśnie wakacye świąteczne, tak że byłem w domu, gdy się to stało, i pierwszy przybiegłem do ojca na wybrzeże. Ojciec leżał i trzymał zegarek w ręku „Teraz koniec ze mną, Ingmarze“, rzekł ojciec, „żal mi, że zegar zniszczony, bo pragnę, ażebyś go dał komuś, któremu raz krzywdę wyrządziłem i abyś go pozdrowił odemnie.
Potem powiedział mi, komu mam dać zegarek.
„Kazał mi postarać się o to, aby go w Falun naprawiono, zanim go oddam temu, dla kogo był przeznaczony. Nie posłano mnie jednak więcej do Falun, i teraz nie wiem, co mam z nim zrobić.“
Nauczyciel namyślał się, czy nie zna kogoś, ktoby w najbliższym czasie wybierał się do miasta ale matka Stina przerwała mu natychmiast słowami:
„I dla kogóż to, Ingmarze przeznaczony jest ten zegarek?“ — „Nie wiem, czy mogę się ośmielić?“ — rzekł chłopiec. — „Czy nie dla Timsa Halfvora, który tu siedzi?« — „Tak, dla niego“, odrzekł Ingmar z cicha. — „Więc daj mu zegarek taki jaki jest“, rzekła matka Stina, „zrobisz mu tem największą przyjemność!“ Ingmar posłusznie wstał, wyjął zegarek, przetarł go kilkakrotnie rękawem, aby go możliwie oczyścić, i zbliżył się powolnymi krokami do Halfvora. — „Ojciec kazał mi pozdrowić cię i oddać ci to“, rzekł wręczając mu zegarek.
Halfvor siedział przez cały czas milcząco i ponuro, a gdy chłopiec zbliżył się doń z zegarkiem, położył rękę na oczach, jak gdyby nie chciał nic widzieć. Ingmar stał dość długo przed nim, podając mu zegarek. Nakoniec spojrzał na gospodynię prosząc ją o pomoc. — „Błogosławieni są ludzie zgodliwi“, rzekła matka Stina. Lecz Halfvor zrobił ręką ruch, jak gdyby chciał odepchnąć zegarek. Teraz i nauczyciel wmieszał się. — Sądzę, że nie możecie żądać lepszego zadość uczynienia, Halfvorze“. rzekł on, „zawsze mówiłem, że gdyby Ingmar Ingmarson żył jeszcze, dawno byłby wam dał rehabilitacyę, na jaką zasłużyliście.“
Teraz spostrzegli obecni, że Halfvor ręką, którą nie zasłaniał oczu, ujął zegar prawie niechętnie i pociągnął go ku sobie. A skoro go miał w ręce, schował go szybko pod surdut i pod kamizelkę.
„Nikt nie zdoła mu już teraz wydrzeć tego zegarka“, rzekł śmiejąc się nauczyciel, gdy widział jak Halfvor mocno zapinał surdut i kamizelkę. — Halfvor zaśmiał się także, przyczem wstał, wyprostował się i odetchnął z całej piersi: Jasny rumieniec pokrył mu lica, i błyszczącemi oczami patrzał dokoła. — „Zdaje mi się, że Halfvor ma takie uczucie, jakby mu ktoś nowe życie darował“, rzekła matka Stina.

∗             ∗

Elof Erson z eliaszowego dworu, który ożenił się z córką Ingmara Kariną, był synem skąpca. U ojca było mu bardzo źle. Dzieckiem będąc nie mógł się najeść do syta, a jako dorosły młodzieniec musiał żyć również bardzo skąpo. Stary napędzał go bezustannie do roboty, nigdy nie śmiał iść na tańce i nawet w niedzielę nie miał spokoju. Kiedy Elof nareszcie się ożenił, nie był także własnym panem, bo dostał się na dwór ingmarowski i miał teścia nad sobą. Na ingmarowskim dworze nieznano również niczego, prócz pracy i oszczędności. Jak długo jednak żył Ingmar Ingmarson, Eljasz zdawał się być zadowolonym, męczył się od rana do wieczora i nie pragnął lepszego życia. Ogólnie mówiono, że Ingmarsonowie dostali teraz zięcia, jakiego dusza ich pragnęła, bo Elof Erson nie wie, czy prócz pracy coś jeszcze na świecie istnieje.
Ale skoro tylko zmarł Ingmar „Wielki, zaczął zięć upijać się i w ogóle wieść rozpustne życie. Zaznajomił się z wszyskimi lekkomyślnymi ludźmi w parafii, zapraszał ich na dwór Ingmarowski, albo włóczył się z nimi po szynkach, grając i pijąc. Zaniedbał zupełnie robotę i upijał się codziennie. Po kilku miesiącach stał się nałogowym pijakiem.
Gdy Karina po raz pierwszy ujrzała go pijanym, stanęła jak skamieniała, „To kara boska za krzywdę, którą uczyniłam Halfvorowi, pomyślała natychmiast.
Nie robiła jednak mężowi wyrzutów, ani nie dawała mu nauk moralnych. Poznała wkrótce, że nigdy po nim nie mogła się spodziewać pomocy ani opieki.
Lecz siostry Kariny nie były tak rozsądne jak ona. Wstydziły się rozpustnego życia szwagra i nie mogły przyzwyczaić się do tego, że z dworu Ingmarowskiego rozlegały się krzyki i śpiewy pijackie aż na ulicę. To wyszydzały go, to znów napomninały go, a chociaż szwagier był w gruncie rzeczy dobrodusznym człowiekiem, to jednak czasami wpadał w pasyę. Tak więc w domu panowała niezgoda.
Karina przemyśliwała teraz tylko nad tem, jakby siostry swe wydać z domu, ażeby wyzwolić je z nędznego życia, które sama wieść musiała.
Wciągu lata wydała za mąż starsze dwie siostry, młodsze zaś obie wysłała do Ameryki, gdzie miały bogatych krewnych.
Wszystkim siostrom wypłacono ich część spadku, wynoszącą po 20.000 koron. Karina dla siebie zatrzymała dwór, postanowiono jednak, że młody Ingmar wykupi go swemi dwudziestoma tysiącami koron, skoro dojdzie do pełnoletności, a wówczas Karina i Eliasz poszukają sobie innej siedziby.
Dziwna to rzecz była, że Karina, która wyglądała tak nieśmiała i niezdecydowana, miała tyle siły, że nietylko tyle ptaków wyprawiła z gniazda, ale postarała się jeszcze dla nich o mężów, o wyprawę, i o bilety do Ameryki. Wszystko to musiała bowiem sama załatwić; od męża swego nie miała najmniejszej pomocy.
Najwięcej troski jednak sprawiał jej brat, który był obecnie Ingmarem Ingmarsonem. Występował on ostrzej przeciw jej mężowi, niż reszta rodzeństwa, i czynił to nie słowami, lecz czynem. Raz wylał całą wódkę, którą Eliasz zakupił, innym razem szwagier pochwycił go, gdy napoje rozcieńczał wodą.
Pod jesień Karina chciała wysłać Ingmara do Falun, do łacińskiej szkoły, gdzie uczył się od kilku lat, ale mąż jej, który był opiekunem Ingmara, sprzeciwił się temu stanowczo.
„Ingmar powinien być chłopem, jak ja i jego ojciec i mój ojciec“, rzekł Eliasz Elof. „Na co mu się przyda szkoła łacińska? W zimie pójdzie ze mną, do lasu i będziemy wypalać węgle, to najlepsza dla niego nauka. Gdy byłem w jego wieku sypiałem przez całą zimę w chacie węglarza.“
Karina nie zdołała zmienić jego zdania i musiała się poddać temu, aby Ingmar został we dworze.
Eljasz Elof zaczął teraz starać się o pozyskanie sobie Ingmara. Brał go często z sobą, gdy wyjeżdżał. Chłopiec niechętnie z nim szedł, nie lubiał bowiem brać udziału w pijatykach szwagra. Ale ten przysięgał zawsze, że nie pojedzie dalej, jak do Kościoła lub do sklepu; dopiero gdy Ingmar siedział na wozie, skierował konie do kowala w Bergsan lub do gospody w Karmsund.
Karina cieszyła się, że mąż zabierał z sobą Ingmara. Widziała w tem pewną rękojmię, że nie będzie leżał w rowie i nie zamęczy koni.
Pewnego razu jednak, gdy Eljasz wrócił dopiero o ósmej z rana, Ingmar siedział obok niego na wozie i spał mocno.
„Pomóż mi ponieść go do domu“, rzekł Eljasz do Kariny. „Biedny chłopak upił się, nie może utrzymać się na nogach“.
Karina była tak przerażona, że o mało co nie upadła. Musiała usiąść na chwilę na stopniu, zanim mogła pomóc przy przeniesieniu Ingmara.
Gdy go podniosła, widziała, że nie spał, ale był jakby nieżywy, całkiem zimny i bez przytomności. Karina wzięła go na ręce i zaniosła do izby. Tu zamknęła się z chłopcem i usiłowała przywrócić go do życia.
Wkrótce potem weszła Karina do sali, gdzie Eljasz siedział przy śniadaniu. Przystąpiła całkiem blizko i położyła mu rękę na ramieniu. — „Dobrze zrobisz, jeżeli się teraz porządnie nasycisz — rzekła, „bo gdy brat mój umrze, nie będziesz miał tak dobrego wiktu, jak na ingmarowskiem dworze“.
— „Nonsens“ odrzekł Eljasz, „trochę wódki nie może mu zaszkodzić“.
— „Tak jest, jak mówię“, odpowiedziała Karina, przyciskając swemi chudemi, twardemi rękoma jego ramiona. „Jeżeli umrze, dostaniesz dwadzieścia lat więzienia, Eljaszu“.
Gdy Karina wróciła do chłopca, odzyskał przytomność, ale miał jeszcze silny zamęt w głowie, nie mógł ruszyć członkami i czuł wielkie boleści.
— „Czy sądzisz Karino, że umrę?“ zapytał.
— „O nie, z pewnością nie“, rzekła i usiadła przy nim.
— „Nie wiedziałem co to było, co mi dali pić“, rzekł.
— „Dzięki Bogu za to“ odrzekła Karina poważnie.
— „Napisz do sióstr, jeżeli umrę“, rzekł Ingmar. „Napisz im, iż nie wiedziałem, że to wódka“.
— „Dobrze“, odpowiedziała Karina.
— „Nie wiedziałem o tem, przysięgam ci“.
Ingmar miał przez cały dzień gorączkę i mówił nieprzytomnie.
— „Nie powiedz tylko ojcu“, mówił do siostry.
— „Nie, nikt mu o tem nie powie“.
— Ale gdy umrę, ojciec dowie się przecie i będę się przed nim wstydził“.
— „Nie była to twoja wina“, rzekła Karina.
— „Ale ojciec pomyśli może, że powinienem się był wystrzegać wszystkiego, co mi Eljasz dawał“.
„Czy sądzisz, że cała wieś wie o tem, że byłem pijany?“ zapytał znów. „Co mówią parobcy, co mówi stara Liza? Co mówi Ingmar Silny?“
— „Nic nie mówią“, odrzekła Karina.
— „Ale ty Karino musisz im wytłumaczyć jak się rzecz miała. Widzisz, oni przez całą noc pili, a ja siedziałem na wpół senny w kącie na ławce. Było to w gospodzie w Karmsund. Wtem Eljasz zbudził mnie i rzekł uprzejmie: „Obudź się Ingmarze, napij się czegoś, abyś się ogrzał. Napij się, to tylko woda z cukrem!“ — Gdy się przebudziłem, było mi zimno, a gdy skosztowałem podanego napoju, widziałem tylko, że był ciepły i słodki. A tymczasem było to co innego, co oni dla mnie sporządzili. O, co też ojciec na to powie!“
Karina roztwarła drzwi. Eljasz siedział jeszcze w sali, i pomyślała sobie, że dobrze będzie, jeżeli usłyszy, co tu mówili.
„Ach, gdyby ojciec jeszcze żył, Karino! Gdyby ojciec jeszcze żył“.
— „I cóż by się stało, Ingmarze?“
— „Czy nie sądzisz, że byłby zabił Eljasza?“
— Wtedy Eljasz wybuchnął dzikim śmiechem, a chłopiec zbladł śmiertelnie, słysząc to, tak że Karina szybko zamknęła drzwi napowrót.
Po tym wypadku jednak Eljasz złagodniał i nie sprzeciwiał się już, gdy Karina umieściła Ingmara w domu nauczyciela.

∗             ∗

W pierwszym czasie, gdy Tims Halfvor otrzymał zegarek, w sklepie jego było zawsze pełno. Nie było chłopa, który przyszedłszy do wsi, nie byłby zrobił zakupna u Halfvora, aby usłyszeć historyę o zegarze Ingmara Ingmarsona. Godzinami stali wieśniacy w długich białych kożuchach oparci o ladę, z poważnemi, zmarszczkami pooranemi twarzami, wpatrując się w Halfvora i słuchając jego opowiadania. W końcu Halfvor wyciągał z kieszeni zegarek, pokazywał ukrytą maszyneryę i pękniętą tarczę. — „Tak, tu więc uderzył go belek?“ pytali chłopi i zdawało im się, że widzą przed oczyma całe zdarzenie śmierci Ingmara. „Tak, posiadanie tego zegarka, to wielka rzecz dla ciebie, Halfvorze“.
Gdy Halfvor pokazywał zegarek, nie dał go nigdy z ręki, lecz trzymał wciąż za łańcuch; nie puszczał go ani na chwilę.
Pewnego dnia Halfvor, jak zwykle otoczony był gromadą chłopów. Opowiadał swą historyę a nakoniec pokazał zegarek. Wszyscy byli w nabożnym nastroju i panowała zupełna cisza, gdy jeden po drugim oglądał zegarek.
Gdy się to działo, Eljasz wszedł do sklepu; lecz zegar pochłaniał tak ogólną uwagę, że nikt na niego nie zważał. Ponieważ znał historyę o zegarze swego teścia, zrozumiał więc natychmiast, o co chodzi. Nie zazdrościł Halfvorowi, ale wydawało mu się to śmiesznem, że wszyscy z taką nabożnością zgromadzili się dokoła zegara.
Eljasz zakradł się po za plecy pochylonego nad stołem wieśniaka i szybkim ruchem pochwycił zegarek i pociągnął go ku sobie. Był to tylko żart ze strony Eljasza; nie miał wcale zamiaru wydrzeć Halfvorowi zegarek, chciał się z nim tylko podroczyć.
Halfvor chciał napowrót pochwycić zegarek, ale Eljasz cofnął się o kilka kroków wstecz, trzymając go w podniesionej ręce, jak się psu pokazuje kawałek cukru. Halfvor oparł się ręką o ladę i przeskoczył na drugą stronę. Był tak zły, że Eljasz przestraszył się i rzucił się do drzwi, zamiast stanąć i oddać mu zegarek.
Przed drzwiami były schodki drewniane z wytartemi stopniami. Eljaszowi noga weszła w szparę, powinęła się i upadł na schody plecami wtył. Halvor rzucił się na niego, wyrwał mu zegarek i uderzył go kilka razy w bok.
„Nie bij tak“ rzekł Eljasz. „Zajrzyj lepiej co się stało z mojemi plecami“.
Halfvor przestał bić, ale Eljasz nie mógł ruszyć ręką ani nogą, aby się podnieść. „Pomóż mi wstać“, prosił.
— „Podniesiesz się sam, gdy nie będziesz pijany“, rzekł Halfvor.
— „Nie jestem pijany, odrzekł Eljasz, ale gdy stanąłem na schodach, zdawało mi się, że Ingmar Wielki nadszedł, aby mi odebrać zegarek i dlatego upadłem tak nieszczęśliwie“.
Halfvor schylił, aby podnieść nieszczęśliwego, Musiano zawieść Eljasza do domu; uszkodził sobie krzyże i lekarze zwątpili o tem, czy kiedykolwiek będzie mógł jeszcze ruszać nogami.
Odtąd Eljasz leżał wciąż w łóżku; był sparaliżowany i nie mógł się ruszyć. Umiał jednak mówić, i przez cały boży dzień domagał się wódki.
Lekarz zakazał Karinie surowo dawać mu alkoholicznych napojów, gdyż w krótkim czasie mógłby zginąć. Eljasz próbował więc wymusić to, czego pragnął, krzycząc i wyjąc po całych nocach. Zachowywał się jak szaleniec i nie dał nikomu spać.
Był to najcięższy rok dla Kariny. Mąż jej dręczył ją nieraz tak, iż zdawało się, że nie wytrzyma. Wykrzykiwał jadowite słowa i przekleństwa, tak że było we dworze jak w piekle.
Wówczas Karina prosiła nauczyciela i matki Stiny, aby Ingmar został u nich. Nie chciała go nawet na jeden dzień wziąć do domu, nawet na Boże Narodzenie.
Wszyscy słudzy na dworze ingmarowskim byli w pokrewieństwie z Ingmarsonami i całe swe życie spędzili we dworze. Gdyby nie byli tak ściśle zrośnięci z Ingmarsonami, nie byliby tu wytrzymali teraz.
Nie wiele bowiem było nocy, kiedy Eljasz dał im spać spokojnie i coraz coś nowego wymyślał, aby dręczyć Karinę tak długo, aż musiała usłuchać jego żądania.
Tak nędznie przepędziła Karina zimę, lato i jeszcze jedną zimę.

∗             ∗

Było jedno miejsce, gdzie chętnie ukrywała się Karina, córka Ingmarsonów, aby być samą i myśleć o swoim nieszczęściu. Była to wązka ławeczka za małym chmielowym ogródkiem. Głęboko pochylona, z łokciami opartemi na kolanach a twarzą ukrytą w dłoni, siedziała tu często i patrzyła, nie widząc nic wcale. Roztaczał się zresztą z tego miejsca widok daleki. Pola zbożowe rozciągały się ztąd aż po las i sterczące skały i góry Klack.
Na tem miejscu usiadła pewnego kwietniowego wieczora Karina. Czuła się osłabioną i przygnębioną, jak to się często ludziom zdarza, kiedy śnieg do połowy zaledwie stopniał i tak mokro i brudno wygląda, a ziemia deszczem wiosennym jeszcze nie odczyszczona. Słońce grzało, ale wiatr północny równocześnie wiał bez przeszkody ponad Kariną, gdyż ochronne szczepy chmielu nie podrosły jeszcze w górę, lecz leżały jeszcze w śnie zimowym pod swą osłoną z gałęzi jodłowych. Wiatr był dość ostry, i wszelkiego rodzaju śmiecie, skrawki papieru i zeschłe zioła unosiły się poprzez pola. Tam ponad górami wisiała mgła, brzozy brunatniały już na wierzchołkach; ale na brzegu lasu leżał jeszcze wysoki śnieg. „Tak, teraz już wszędzie wkrótce będzie wiosna“, pomyślała Karina, i czuła się jeszcze bardziej zmęczoną, niż zwykle: zdawało jej się, że nie dożyje do lata.
Myślała o tem, że teraz tyle ciężarów zwali się na nią. Zasiewy i sianożęcie, wiosenne pieczywa i wiosenne pranie, wyrób tkanin i szycie sukien; nie, wydawało jej się wprost niemożliwą rzeczą załatwić się z tem wszystkiem.
„Zresztą, cóż to szkodzi jeżeli umrę“, powiedziała z cicha. „Zdaje mi się, że żyje tylko na to, aby przeszkodzić jemu, ażeby się nie zapił na śmierć“.
Nagle podniosła głowę, zdawało jej się, że ktoś ją woła po imieniu. Przed nią stał Halfvor Halfvorson. Stał oparty o płot i patrzył na nią.
Karina nie wiedziała, kiedy przyszedł: wyglądało to tak, jak gdyby stał tu już od dawna.
— „Myślałem sobie, że cię tu znajdę“, rzekł Halfvor.
— „Tak? myślałeś doprawdy?“
— „Tak, pamiętałem z dawnych czasów, że zawsze ukrywałaś się tu, gdy miałaś wolną chwilę, aby się martwić“.
— „Ach, w owym czasie nie miałam wiele przyczyny, aby się martwić“.
— „Jeżeli nie miałaś prawdziwych trosk, to wmawiałaś sobie, że je masz“.
Widząc Halfvora przed sobą, Karina przypuszczała, że musi on ją uważać za głupią, ponieważ nie wyszła za niego, tak przystojnego i silnego mężczyznę. „Teraz stało się ze mną już tak, jak sobie pewnie życzył“ pomyślała sobie, i przyszedł tu tylko, aby się ze mnie naśmiewać“.
„Byłem w izbie i mówiłem z Eljaszem“, rzekł Halfvor. „Właściwie chciałem tylko z nim mówić“.
Karina nic nie odpowiedziała, siedziała prosto i sztywnie ze spuszczonemi oczami i złożonemi rękami i czekała na szyderstwa, jakiemi ją Halfvor obsypie.
„Powiedziałem mu, ciągnął Halfvor dalej, że czuję się po części odpowiedzialnym za jego nieszczęście, ponieważ zdarzyło mu się to u mnie w domu“. — Halfvor przerwał, jak gdyby czekał na znak zgody lub niezadowolenia; ale Karina nie ruszała się. — „Zapytałem go więc“ — ciągnął Halfvor dalej, czy nie chciałby na jakiś czas zamieszkać u mnie. Byłaby to jakaś zmiana dla niego i u mnie widziałby więcej ludzi, niż tu“.
Karina podniosła powieki, ale siedziała wciąż jeszcze nieruchomo.
„Otóż umówiliśmy się“, rzekł Halfvor, abyś go jutro do mnie przewieść kazała. Wiem, że zgadza się dlatego, bo myśli, że u mnie dostanie wódki, ale zrozumiesz Karino, że o tem nie ma ani mowy, nie dostanie u mnie ani kropli, tak samo jak i u ciebie. Więc jutro przyjedzie do mnie. Dam mu izbę za sklepem i przyrzekłem mu, że drzwi do sklepu zostawię otwarte, tak, że będzie widział przychodzących ludzi“.
Gdy Halfvor zaczął mówić, Karina namyślała się nad tem, czy może wymyślił sobie coś, aby ją upokorzyć, ale potem stopniowo zrozumiała, że mówił na seryo.
Karina myślała zawsze, że Halfvor starał się o nią dlatego tylko, iż była bogata i pochodziła z dobrej rodziny. Nigdy nie zdawało jej się możliwem, że mógł ją kochać dla niej samej, wiedziała, że nie należała do tych dziewcząt, które podobały się mężczyznom, i sama też nie była zakochana ani w nim, ani w Eljaszu.
Gdy Halfvor jednak teraz przyszedł tu i chciał jej pomóc w dźwiganiu tego ciężaru, Karina czuła się zupełnie pokonaną tak wielkim i niesłychanym czynem.
Halfvor musiał ją więc kochać, tak musiał ją kochać, jeżeli jej w ten sposób ofiarował swą pomoc.
Karinie zaczęło nagle serce uderzać silnie i niespokojnie. Obudziło się w niej coś, czego przedtem nigdy nie odczuwała. Nie wiedziała co to było, aż nagle zrozumiała, że dobroć Halfvora tak ogrzała zmarzniętą jej duszę, iż zapłonęła miłością ku niemu.
Halfvor zaczął jej bliżej tłumaczyć swój plan — obawiał się, że będzie się sprzeciwiała. „Eljasz ma takie ciężkie życie“, rzekł, zmiana wyjdzie mu na dobre. I wobec mnie nie będzie się zachowywał tak dziko, jak wobec ciebie. Całkiem to inna rzecz, jeżeli w domu jest mężczyzna, którego się boi“.
Karina nie wiedziała co robić, zdawało jej się, że nie potrafi powiedzieć słowa ani zrobić ruchu, nie dawszy do poznania, że go kocha. Musiała jednak coś powiedzieć.
Nareszcie Halfvor umilkł i spojrzał na nią.
Karina podniosła się, jakby mimowoli, zbliżyła się do Halfvora i łagodnie gładziła mu rękę.
„Niech cię Bóg błogosławi, Halfvorze!“ rzekła złamanym głosem, „niech cię Bóg błogosławi:“
Lecz mimo całej ostrożności, Halfvor musiał przecie coś poznać, gdyż pochwycił szybko obie jej ręce i przyciągnął ją ku sobie.
— „Nie, nie!“ zawołała przerażona, wyrwała się i uciekła.

∗             ∗

Eljasz sprowadził się do Halfvora i leżał przez całe lato w izbie za sklepem. Nie długo zresztą znosił Halfvor ten ciężar, gdyż Eljasz umarł już w jesieni.
Niezadługo potem matka Stina powiedziała do Halfvora: „Musisz mi teraz coś przyrzec“.
Halfvor zadrżał i spojrzał na nią.
„Musisz mi przyrzec, że będziesz miał cierpliwość z Kariną“.
— „Pewnie, że będę miał z nią cierpliwość“, odrzekł zdziwiony. — „Tak, warto jest pozyskać ją, chociażby siedem lat wypadało czekać na nią“.
Nie łatwa to jednak była rzecz dla Halfvora, być cierpliwym; wkrótce bowiem słyszał o tem, że ten i ów stara się o nią; plotki rozpoczęły się już dwa tygodni po pogrzebie Eljasza.
Pewnej niedzieli popołudniu siedział Halfvor na progu i przypatrywał się przechodzącym. Widział, że niezwykle wielka ilość pięknych pojazdów zajeżdżała przed dwór ingmarowski. W jednym siedział inspektor tartaku z Bergsan, dalej jechał syn właściciela gospody w Karmsund, a nakoniec Berger Swen Person, wieśniak z sąsiedniej wsi. Był to najbogatszy wieśniak z zachodniego Dalarne, rozumny i wielce poważany człowiek. Nie był wprawdzie młodym; był już dwa razy żonatym i znów owdowiał.
Gdy przejechał Berger Swen Person, Halfvor nie mógł już usiedzieć na miejscu. Zaczął iść wzdłuż ulicą, przekroczył wkrótce most i znalazł się po drugiej stronie rzeki, tam gdzie leżał dwór ingmarowski. „Chciałbym wiedzieć, dokąd te wozy jadą?“ rzekł. Poszedł za ich śladem a im dalej szedł, tem bardziej był wzburzony. „Wiem, że to głupota“, rzekł, i przyszła mu na myśl rada matki Stiny. „Pójdę tylko do bramy i zobaczę, co oni tam robią“.
Berger Swen Person i kilku innych młodych ludzi siedziało w sali ingmarowskiego dworu i piło kawę.
Ingmar Ingmarson, który mieszkał jeszcze u nauczyciela, był tej niedzieli w domu. Siedział wraz z innymi przy stole i musiał zastępować miejsce gospodarza, bo Karina była nieobecna; usprawiedliwiła się tem, że ma do czynienia w kuchni, ponieważ służące poszły do domu misyonarskiego gdzie nauczyciel miał kazanie.
Cisza panowała w pokoju; wszyscy popijali kawę, nie mówiąc ani słowa. Wszyscy starający się o Karinę, nie znali się prawie między sobą i każdy czekał tylko na sposobność, aby wyjść do kuchni i mówić sam na sam z Kariną.
Wtem otwarły się drzwi i wszedł jeszcze jeden gość. Ingmar Ingmarson wyszedł mu naprzeciw i poprowadził go do stołu.
„To jest Tims Halfvor Halfvorson“, rzekł przedstawiając go do Bergera Swen Persona. Swen Person nie powstał, lecz przywitał go tylko lekkiem skinieniem ręki i rzekł żartobliwym tonem: „Bardzo mi przyjemnie, spotkać się z tak sławnym człowiekiem“. Ingmar Ingmarson przysunął Halfvorowi krzesło i uczynił to z takim hałasem, że Halfvorowi oszczędził odpowiedzi.
Od chwili, kiedy wszedł Halfvor wszyscy odrazu stali się rozmowni i zaczęli się przechwalać. Chwalili się nawzajem i schlebiali sobie, jak gdyby się byli umówili, że wspólnemi siłami odpędzą Halfvora. — „Wspaniały to koń, którym pan dziś powoziłeś panie przełożony“, rzekł inspektor. Berger Swen Person zrozumiał się na sztuczce i zaczął mówić o niedźwiedziu, ubitym przez inspektora ostatniej zimy. Potem obaj wychwalali przed synem gospodarza z Karmsund nowy dom, który ojciec jego budował. Nakoniec wszyscy trzej złączyli się i sławili bogactwa Bergera Swen Persona. Byli bardzo wymowni i w każdem słowie dawali do poznania Halfvorowi, że jest zbył mało znaczącym, aby mógł się mierzyć z nimi. Halfvor czuł się istotnie mało znaczącym, i żałował gorzko, że przyszedł.
Karina weszła, przynosząc znów kawę. Gdy spostrzegła Halfvora, ucieszyła się w pierwszej chwili, że przyszedł, ale wnet przyszło jej namyśl, że to się musi źle przedstawiać, iż przychodzi do niej tak wkrótce po śmierci męża.
Jeżeli będzie mu tak spieszno, ludzie powiedzą może, że on umyślnie źle pielęgnował Eljasza, aby się go wnet pozbyć i ożenić się z Kariną.
Byłaby wolała, aby poczekał dwa, trzy lata, to wystarczyłoby, ażeby ludzie zrozumieli, że nie wyrządził Eljaszowi nic złego z niecierpliwości. „Dlaczego się tak spieszy?“ pomyślała. „Musi przecie wiedzieć, że nie wyjdę za nikogo, tylko za niego“.
Gdy Karina weszła, uciszyło się znów w izbie i nikt nie myślał teraz o czem innem, jak tylko o tem, aby uważać jak ona się z Halfvorem przywita. Ale oni zaledwie dotknęli się końcami palców. Gdy to spostrzegł radny gminny dał wyraz swej radości cichym ale ostrym świstem. Inspektor zaś wybuchł głośnym śmiechem. Halfvor zwrócił się spokojnie ku niemu. „Dlaczego pan Inspektor się śmieje?“ zapytał z cicha. Inspektor nie wiedział zrazu, co ma odpowiedzieć. Nie chciał powiedzieć coś obraźliwego, w obecności Kariny. — „Myślał o psie myśliwskim, który wytropił zająca, którego jednak potem kto inny zastrzelił“, rzekł syn gospodarza ze zrozumiałą aluzyą.
Karina zarumieniła się mocno, nalewając kawę. Rzekła teraz usprawiedliwiając się: Berger Swen Person i wszyscy inni, muszą dziś zadowolić się kawą, gdyż u nas we dworze nie ma alkoholicznych napojów“.
— Nie mam ich u siebie w domu także, rzekł radny gminny.
Inspektor i gospodarz milczeli, zrozumieli jednak, że radny zrobił wielki krok naprzód. Ten rozpoczął też natychmiast mówić o kwestyi wstrzemięźliwości i jej pożytku.
Karina została i przysłuchiwała się; zgadzała się ze wszystkiem, co mówił.
Wieśniak poznał szybko, że to właściwy sposób pozyskania jej i dlatego obszernie rozwodził się o wódce i o pijaństwie.
Karina poznała swe własne, niewypowiedziane słowa, które w ostatnich latach cisnęły jej się na usta i cieszyła się, że tak możny i rozumy człowiek podzielał jej myśli.
W pośród rozmowy radny gminny spojrzał na Halfvora. Siedział on zły i przygnębiony, a filiżanka kawy stała przed nim nienaruszona.
„Pewnie, przykro to dla niego“, myślał Berger Swen Person, „zwłaszcza, jeżeli to prawda, co ludzie mówią, że on Eljaszowi trochę dopomógł do śmierci, a właściwie był to tylko szlachetny czyn, że uwolnił Karinę od tego strasznego człowieka“. A że mu się zdawało, iż teraz prawie wygrał partyę, był życzliwie usposobiony dla Halfvora. Podniósł swą filiżankę, zwrócił się ku niemu i rzekł: „Na twoje zdrowie Halfvorze! Byłeś z pewnością bardzo pomocnym Karinie, żeś się zajął tym nędznym człowiekiem, z którym była zamężną“. Halfvor siedział spokojnie, wpatrzył się tylko w mówiącego, namyślając się, jak ma te słowa rozumieć.
Inspektor jednak znów wybuchł śmiechem. „Tak, to dobra pomoc“, rzekł śmiejąc się, „to bardzo dobra pomoc!
Zanim zamilkł śmiech, Karina znikła; jak cień wyśliznęła się do drzwi prowadzących do kuchni.
Za drzwiami stanęła w takiem oddaleniu, że mogła słyszeć wszystko, co mówiono w sali. Była zła na Halfvora, że przyszedł zbyt wcześnie. W ten sposób nie będzie mogła wyjść za niego; potwarz była już w drodze. „Nie wiem doprawdy jak zniosę ten cios, jeżeli będę musiała stracić go powtórnie“, myślała, przyciskając rękę do serca.
Z początku w sali była cisza, potem słyszała, że odsunięto krzesło i że ktoś wstał.
— „Czy już odchodzisz, Halfvorze?“ zapytał młody Ingmar.
— „Tak, odrzekł Halfvor, nie mogę dłużej zostać, pozdrów Karinę odemnie“.
— „Możesz przecie sam iść do kuchni, pożegnać się z nią“.
— „Nie, odpowiedział Halfvor, nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia“.
Karinie serce biło mocno, a myśli jej tłoczyły się i mięszały, jak nigdy przedtem. Teraz Halfvor gniewał się na nią, i nie dziwiła się temu. Zaledwie odważyła się podać mu rękę, a gdy inni wyszydzali go, nie broniła go, lecz milczała i wysunęła się z pokoju.
Teraz on myśli, że go nie kocha i odejdzie i nigdy nie wróci!
Nie, nie rozumiała wprost, jak mogła tak postąpić, po tem wszystkiem, co Halfvor dla niej uczynił.
Wtem nagle zdawało jej się, że słyszy słowa ojca swego, który zwykł był mawiać, że Ingmarsonowie nie powinni się oglądać na ludzi, lecz tylko kroczyć drogą przez Boga wskazaną.
Wtedy Karina szybko otworzyła drzwi i stanęła przed Halfvorem, zanim ten wyszedł z sali.
— „Czy już odchodzisz, Halfvorze? Myślałam, że zostaniesz na podwieczorek!“
Halfvor spojrzał na nią zdziwiony. Była całkiem zmieniona, zarumieniona i wzruszona stała przed nim i miała tak czuły wyraz, jakiego nigdy przed tem u niej nie widział.
— „Mam zamiar odejść i nie wrócić już nigdy“, rzekł Halfvor; nie rozumiał, czego chciała.
— „Ach, pójdź i wypij swoją kawę!“ rzekła Karina.
Wzięła go za rękę i poprowadziła do stołu. Rumieniła się i bladła przytem na przemiany, traciła kilkakrotnie odwagę, ale nie poddała się, chociaż szyderstwo i pogarda, były najgorsze rzeczy, które ją spotkać mogły. „Niech widzi przynajmniej, że chcę dzielić z nim ciężar“, myślała.
„Bergerze Swen Person, i wszyscy inni, posłuchajcie“, rzekła Karina, „nie mówiliśmy wprawdzie jeszcze o tem z Halfvorem, bo jestem dopiero krótki czas wdową, zdaje mi się jednak, że najlepiej będzie, jeżeli wszyscy dowiedzą się, że wolę ażeby Halfvor był moim mężem, niż ktokolwiek inny“. — Przerwała, bo brakło jej głosu. „Niechaj ladzie mówią co chcą o tem, ale wiem, że Halfvor i ja nie zrobiliśmy nic złego“.
Powiedziawszy to, Karina zbliżyła się do Halfvora, jak gdyby szukając u niego ochrony przeciw wszystkiemu złemu, co się teraz na nią posypie.
Wszyscy milczeli przez chwilę, głównie ze zdziwienia nad córką Ingmara, Kariną, która w tej chwili więcej podobną była do młodej dziewczyny, niż kiedykolwiek w swem życiu.
Halfvor rzekł drżącym głosem: „Gdy otrzymałem zegar ojca twego, Karino, sądziłem, że nie może mnie już spotkać coś większego w życiu, ale to, coś ty teraz uczyniła, jest największą rzeczą, jaka człowiekowi zdarzyć się może“.
Karina jednak czekała raczej na słowa innych obecnych, niż na słowa Halfvora; trwoga nie opuszczała ją.
Wtedy wstał Berger Swen Person, który był z wielu względów doskonałym człowiekiem — i rzekł uprzejmie: „kiedy tak, to musimy wszyscy życzyć szczęścia Karinie i Halfvorowi, bo każdy z nas wie, że ten, którego wybierze córka Ingmara, Karina, musi być człowiekiem bez błędu i bez zmazy“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Selma Lagerlöf i tłumacza: Felicja Nossig.