O powstawaniu gatunków/Dodatek

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Darwin
Tytuł O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego
Podtytuł czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt.
Wydawca Nakładem Redakcyi Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1884–5
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Szymon Dickstein, Józef Nusbaum
Tytuł orygin. On the Origin of Species by Means of Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the Struggle for Life.
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DODATEK.

Instynkt[1].

Wędrówki:
Wędrówki młodych ptaków przez wielkie obszary morza, — młodych łososiów z wody słodkiej do morskiej, oraz powrót ich do miejsc rodzinnych nieraz słusznie były uważane jako zadziwiające instynkta. Co się tyczy obu najważniejszych punktów, jakie należy tu rozpatrzeć, można przedewszystkiem zauważyć u różnych grup ptaków dokładny szereg przejść: począwszy od ptaków, które w obrębie pewnej miejscowości, albo tylko okolicznościowo, lub też prawidłowo zmieniają miejsce pobytu, aż do takich, które peryodycznie udają się do bardzo odległych krajów, przyczem nieraz przelatują nocą po nad morzem otwartem przestrzenie 240 do 300 (angielskich) mil, jak np. od północnego wybrzeża Wielkiej Brytanii do południowej Skandynawii. Powtóre, co do zmienności instynktu wędrowniczego, widzimy, że ten sam gatunek w jednym kraju często wędruje, w innym zaś osiadłe prowadzi życie; w tej samej nawet okolicy jedne osobniki pewnego gatunku mogą być ptakami wędrownemi, inne osiadłemi, a niekiedy odróżniają się, nawet nieznacznemi cechami[2]. Dr. Andrew Smith zwracał kilka razy uwagę moją na to, jak silnie zakorzenionym jest instynkt wędrowniczy u wielu zwierząt ssących Afryki Południowej, pomimo prześladowań, na jakie narażają się wskutek tego; wszelako w Ameryce Północnej bawół w skutek bezustannego prześladowania został w nowszych czasach[3] zmuszony do przechodzenia w wędrówkach swych przez Góry Skaliste, a owe „wielkie szlaki, ciągnące się setki mil i posiadające co najmniej kilka cali, a nieraz nawet stóp kilka głębokości”, które znajdujemy na wschodnich równinach wydeptane przez wędrujące bawoły, nie istnieją nigdy na zachód od Rocky Mountains. W Stanach Zjednoczonych jaskółki i inne ptaki rozszerzyły niedawno wędrówki swe na daleko większą przestrzeń[4].
Popęd wędrowniczy u ptaków zupełnie nieraz zanika, jak np. u słonki, która w małej ilości bez wszelkiej widocznej przyczyny przyjęła zwyczaj składania jaj w Szkocyi i stała się ptakiem osiadłym[5]. Na wyspie Maderze znaną jest chwila pierwszego pojawienia tam słonki[6], a i tam nie odbywa ona wędrówek, podobnie jak nasza pospolita sójka, jakkolwiek należy do grupy stanowiącej, że tak powiem, typ ptaków wędrownych. Gęś bernikla (Bernicla brenta) zraniona, żyła w niewoli przez dziewiętnaście lat; w pierwszych dwunastu latach była ona zawsze podczas okresu wędrowania niespokojną i starała się, podobnie jak inne w niewoli trzymane osobniki tego gatunku, jaknajbardziej na północ się posunąć, w późniejszych atoli latach „zaprzestała zupełnie zdradzać około tej pory roku jakikolwiekbądź niepokój”[7]. Widocznie więc popęd wędrowniczy zupełnie wreszcie zanikł.
Przy wędrówkach ptaków należy, według mego zdania, ściśle odróżnić instynkt, pędzący je w określonym kierunku naprzód, od pewnej nieznanej nam zdolności przekładania jednego kierunku nad drugi, odbywania drogi w nocy i przez morze otwarte, oraz zdolności wyruszania w drogi; w samą porę, co znajduje się może w zależności instynktowej od zmiany temperatury, lub też od ubóstwa pokarmów, i t. d. W tym jako też w innych wypadkach zdarzają się często nieporozumienia dlatego, że różne strony całej tej kwestyi są właśnie oznaczane mianem instynktu[8]. Co się tyczy pory odlotu, to naturalnie nie może to polegać na pamięci, gdy młoda kukułka dwa miesiące po odlocie rodziców, po raz pierwszy wyrusza w drogę, w każdym jednak razie zasługuje na uwagę fakt, że zwierzęta mogą posiadać pewne zadziwiająco ścisłe pojęcie czasu. A. d’Orjbigny opowiada, że pewien kulawy sokół w Ameryce Południowej znał doskonale trzytygodniowy okres, odwiedzając za każdym razem w takich przerwach czasu kilka klasztorów, gdzie wystawiano dla biednych żywność. Jakkolwiek trudno jest pojąć, w jaki sposób niektóre zwierzęta dochodzą rozumem lub instynktem do świadomości pewnego określonego czasu, zobaczymy jednak wkrótce, że w niektórych wypadkach nasze zwierzęta domowe osiągnęły corocznie występujący popęd wędrowniczy, bardzo podobny do zwykłego instynktu wędrowniczego, jeśli nie identyczny, a który zaledwie polegać może wprost na pamięci.
Dziwny jest to instynkt, który zmusza gęś berniklę (Bernicla brenta) do usiłowania wędrówki na północ, lecz nie wiemy, w jaki sposób ptak ten odróżnia północ od południa. Podobnie też nie pojmujemy, w jaki sposób ptak odbywający wędrówkę nocą przez morze, co tak często ma miejsce, tak doskonale umie trzymać się drogi swej, jak gdyby miał przy sobie kompas. Należy się jednak strzedz przypisywania wędrownym zwierzętom jakiejś specyalnej w tym kierunku zdolności, którejbyśmy my sami wcale nie posiadali, jakkolwiek bądź co bądź rozwiniętą jest ona u nich w zadziwiająco wysokim stopniu. Przytoczę przykład analogiczny; wprawny podróżnik po krajach biegunowych, Wrangel[9] opowiada obszernie i pełen zdziwienia o „nieomylnym instynkcie” tubylców Syberyi północnej, dzięki któremu prowadzili go oni przy ciągłej zmianie kierunku przez powikłany labirynt mas lodowych; podczas gdy Wrangel „z kompasem w ręku śledził różnorodne zakręty i starał się wykryć właściwą drogę, tubylec okazywał zawsze instynktową znajomość tej ostatniej”. Prócz tego zdolność wędrujących zwierząt trzymania się właściwej drogi nie zawsze jest nieomylną, jak nam tego dowodzi wielka ilość zabłąkanych jaskółek, spotykanych nieraz przez okręty na oceanie atlantyckim; łososie wędrowne także nie trafiają często przy powrocie do rzek rodzinnych, a „niejednego łososia z Tweedu spotkać można w Forth“. W jaki atoli sposób mały, słaby ptaszek, powracający z Afryki lub Hiszpanii i przelatujący przez morze, znajduje w pośrodku Anglii te same gąszcze, w których w roku zeszłym się gnieździł, jest to rzeczywiście zadziwiające[10].
Zwróćmy się teraz do naszych zwierząt domowych. Znane są liczne wypadki, gdzie takie zwierzęta w zupełnie niepojęty sposób znajdywały drogę do domu; zapewniają, że owce górskie przepłynąwszy przez Frith of Forth, powędrowały do swojej, tysiące mil odległej ojczyzny[11], a gdy przez trzy lub cztery nawet pokolenia trzymane były w nizinach, zachowały jednak właściwy niepokój. Nie mam podstawy wątpić o ścisłości faktu, jaki podaje Hogg, a mianowicie, że pewna cała rodzina owiec okazywała podczas ciekania się skłonność dziedziczną do powrotu ku odległej o dziesięć mil miejscowości, zkąd pochodził ojciec całej rodziny; skoro jednak jagnięta do odpowiedniego dochodziły wieku, owce powracały same tam, gdzie zwykle były trzymane; ta odziedziczona, do okresu rozmnażania się przywiązana skłonność stała się dla właściciela tak nieznośną, że zmusiła go do sprzedania całej tej rodziny owiec[12]. Jeszcze ciekawszy jest fakt, podany przez kilku autorów o pewnych owcach hiszpańskich, które już od dawien dawna corocznie w maju wędrują z jednej części kraju do drugiej, na odległość czterystu mil: wszyscy badacze[13] zapewniają jednogłośnie, że „gdy nastaje kwiecień, owce przez dziwnie niespokojne ruchy okazują żywe pragnienie powrotu do letniego miejsca zamieszkania”. „Niepokój, jaki zdradzają, powiada inny autor, mógłby w ostateczności zastąpić sobą kalendarz”. „Owczarze muszą być wtedy bardzo czujni, aby przeszkodzić ucieczce, albowiem wiadomo powszechnie, że owce powróciłyby do miejscowości, w której się urodziły”. Zdarzało się jednak nieraz, że dwie lub trzy owce uciekały i same odbywały daleką podróż; zwykle atoli wędrowcy tacy pożerani bywają przez wilki. Wielkie pytanie, czy te owce wędrowne oddawna były swojskie w tym kraju; w każdym jednak razie, wędrówki ich przybrały w ostatnich czasach o wiele większe stosunkowo rozmiary; a w takim razie, według mego zdania, nie można prawie wątpić o tem, iż ten „instynkt naturalny”, jak go nazwał jeden pisarz, do prawidłowych wędrówek w określonym czasie i kierunku, osiągnięty został w swojskim już stanie i opiera się bez kwestyi na tym namiętnym popędzie do powrotu ku miejscom rodzinnym, który właściwy jest, jak widzieliśmy, niektórym rasom owiec. Całe to zjawisko odpowiada, zdaje mi się, najzupełniej wędrówkom dzikich zwierząt.
Zastanówmy się teraz nad tem, w jaki sposób najdziwniejsze wędrówki mogły prawdopodobnie powstać. Wystawmy sobie przedewszystkiem ptaka, który corocznie przez chłody lub brak pokarmu, zmuszany bywał do powolnego posuwania się ku północy, jak to u wielu ptaków ma miejsce, a oto będziemy sobie mogli wyobrazić, w jaki sposób ta koniecznością wywołana wędrówka może stać się wreszcie popędem instynktowym, podobnie jak u owcy hiszpańskiej. Jeśli teraz doliny w ciągu stuleci przekształcać się będą w zatoki morskie, a wreszcie w coraz szersze i szersze odnogi morskie, można przypuścić, że popęd zmuszający gęś o chromych skrzydłach do pieszej wędrówki na północ, poprowadzi także tego ptaka przez bezdrożne wody; tak że przy pomocy tej nieznanej zdolności, jaka daje możność licznym zwierzętom (i dzikim ludziom) trzymania się określonego kierunku, przeleci on szczęśliwie przez morze, pokrywające obecnie pogrążony ślad dawniejszej jego wędrówki lądowej[14] (Chcę przytoczyć jeszcze jeden przykład tego rodzaju, który nastręczał mi z początku szczególne trudności. Opowiadają, że na najdalszej północy w Ameryce jelenie i renifery, jak gdyby mogły zwęszyć na odległość stu mil zieloną trawę, corocznie przechodzą przez absolutnie jałowy obszar lądu, by poszukać pewnych miejscowości, gdzie znajdują obfitszy (jakkolwiek w każdym razie lichy) pokarm. Co mogło stanowić pierwszą pobudkę do takiej wędrówki? Kiedy klimat był dawniej nieco łagodniejszy, być może, że setki mil szerokości mająca pustynia, pokrytą była roślinnością, która skłoniła zwierzęta do wędrowania przez nią i dała im przeto możność znalezienia urodzajnych krain północnych. Wszelako ostry klimat okresu lodowego poprzedził sobą obecny nasz klimat, dlatego też przypuszczenie dawniejszego łagodniejszego klimatu okazuje się zupełnie niemożliwem. Gdyby jednak mieli słuszność ci geologowie amerykańscy, którzy z rozmieszczenia nowszych muszli zawnioskowali, że po epoce lodowej nastąpił z początku nieco cieplejszy okres, aniżeli dzisiejszy, znaleźlibyśmy może wtedy klucz do zrozumienia wędrówek jelenia i renifera przez pustynie)[15].

Bojaźń instynktowa.

Dziedziczna łagodność naszych zwierząt domowych była już przedtem rozpatrywaną; z następującego wnoszę, że bezwątpienia bojaźń przed człowiekiem wyrodziła się pierwotnie w stanie natury i że podczas hodowli znów tylko zanikła. Na wyspach lub grupach wysp, mało zamieszkałych przez ludzi, jak o tem znalazłem dane, sięgające bardzo odległych czasów, zwierzęta krajowe nie boją się wcale ludzi; znalazłem to w sześciu wypadkach we wszystkich częściach świata dla ptaków i ssących wszelkich rzędów[16]. Na wyspach Galapagos spędziłem z drzewa lufą strzelby sokoła, a mniejsze ptaki piły wodę z naczynia, które trzymałem w ręku. Bliższe szczegóły podałem w opisie podróży swojej; tu zauważę jeszcze, że taka łagodność nie jest ogólną — lecz objawia się tylko względem człowieka, albowiem na wyspach Falkland np. gęsi, skutkiem obecności lisów, budują swe gniazda tylko na bliższych wyspach. Te, podobne do wilków lisy, są tu tak samo bojaźliwe względem człowieka, jak ptaki: majtkowie w podróży Byrona wchodzili nawet do wody, by uciekać przed niemi, biorąc ciekawość ich za dzikość. We wszystkich oddawna ucywilizowanych krajach przeciwnie, ostrożność i bojaźliwość młodych nawet lisów i wilków, powszechnie jest znaną[17]. Na Galapagos wielkie jaszczury lądowe (Amblyrhynchus) były zupełnie łagodne, tak że mogłem je chwvtać za ogon, gdy tymczasem nasze wielkie przynajmniej jaszczurki są dosyć bojaźliwe. Do tego samego rodzaju należąca jaszczurka wodna, żyjąca na brzegu, wyuczyła się pływać oraz nurkować i odżywia się podwodnemi wodorostami; przytem jest ona bezwątpienia wystawiona na prześladowanie ze strony żarłaczy i dlatego też nie mogłem jej zapędzić do wody, jakkolwiek na lądzie zupełnie jest łagodną; gdy ją wrzucałem do wody, wychodziła znów zawsze na brzeg. Cóż za przeciwstawienie do wszystkich ziemnowodnych zwierząt Europy, które wystraszone przez najniebezpieczniejsze zwierzę, przez człowieka, instynktownie szukają natychmiast zbawienia w wodzie!
Łagodność ptaków na wyspach Falklandzkich jest szczególniej interesującą z tego względu, że krewni ich, po większej części do tych samych należący gatunków, na Ziemi Ognistej niezwykle są bojaźliwi, szczególniej większe ptaki, a to w skutek silnego prześladowania przez dzikich w ciągu wielu pokoleń. Dalej zaś, zasługuje na uwagę fakt, że na wyspach tych oraz na wyspach Galapagos, jak to wykazałem w swojej „Podróży naokoło świata”, zestawiwszy różne wiadomości do czasu mego tam przybycia, ptaki stawały się coraz mniej i mniej łagodne, a jeśli zważymy w jakim stopniu były one prześladowane w ciągu ostatnich dwustu lat, zdziwimy się, że nie zdziczały jeszcze bardziej; wynika ztąd, że bojaźń przed człowiekiem powoli tylko rozwinęła się.
W oddawna zamieszkałych krajach, gdzie zwierzęta osiągnęły wysoki stopień instynktowej przezorności i bojaźni, uczą się, zapewne bardzo prędko, jedne osobniki od drugich lub też jedne gatunki od drugich lękania się każdego pojedynczego przedmiotu. Ciekawa rzecz, że szczury i myszy nie pozwalają się długo chwytać w taki sam sposób, bez względu na to, jak dalece nęcącą może być pułapka[18]; ponieważ zaś rzadko się zdarza, aby schwytane już do pułapki zwierzęta uciekały, inne osobniki dowiadują się zapewne o niebezpieczeństwie od cierpiących swych towarzyszy.
Najstraszniejszym nawet przedmiotom, nigdy nie nastręczającym niebezpieczeństwa, zwierzęta przyglądają się z największym spokojem, jeśli tylko nie lękają się ich instynktownie, jak to możemy obserwować, jadąc koleją żelazną. Żaden ptak nie daje się tak trudno uczatować jak czapla, a jak wiele pokoleń musiałoby przeminąć, aby miała się ona przestać obawiać człowieka? A jednak, powiada Thompson[19], ptaki te po doświadczeniu kilkodniowem, porywają się z miejsca, wystraszone na odległości połowy wystrzału fuzyi. Jakkolwiek nie można wątpić, że ta bojaźń przed człowiekiem w dawno zamieszkałych okolicach po części zawsze na nowo się rozwijała, to jednak jest też ona z pewnością instynktową, albowiem w gnieździe jeszcze siedzące pisklęta przestraszają się zwykle przy pierwszem spojrzeniu na człowieka i boją go się w każdym razie o wiele więcej, aniżeli dorosłe ptaki na wyspach Falkland i Galapagos, które oddawna już wystawione były na prześladowania.
Znajdujemy zresztą w samej Anglii doskonałe przykłady, dowodzące, że bojaźń przed człowiekiem rozwinęła się i odziedziczoną została zupełnie odpowiednio do przeciętnego niebezpieczeństwa, albowiem, jak to już niegdyś zauważył Daines Barrington[20] wszystkie nasze większe ptaki, młode jako też stare, bardzo są bojaźliwe. Ale niema przecież żadnego związku pomiędzy wielkością i bojaźliwością, albowiem na niezamieszkałych wyspach przy pierwszych odwiedzinach ptaki wielkie tak samo są zawsze łagodne jak i małe. Pomimo, iż tak ostrożną jest sroka nasza, nie boi się ona jednak koni i bydła i siada im nawet nieraz na grzbiecie, zupełnie tak samo jak gołębie na wyspach Galapagos siadały w 1864 roku na plecach Cowley’a. W Norwegii, gdzie sroka nie jest prześladowaną, dziobie ona pokarm „tuż przy drzwiach domu i wchodzi nieraz do pokoju”[21]. To samo stosuje się też do wrony (Corvus cornix) jednego z najbojaźliwszych ptaków naszych, który w Egipcie jest znów zupełnie łagodny[22]. Niepodobna, aby każda pojedyncza wrona lub sroka była straszoną przez człowieka, jednakże wszystkie boją go się w najwyższym stopniu; z drugiej zaś strony na wyspach Falkland i Galapagos musiały być zapewne wystraszane liczne ptaki stare, a przedtem jeszcze przodkowie ich, oraz musiały być świadkami okrutnej śmierci innych ptaków, a pomimo to, nie rozwinęła się jeszcze u nich zbawienna bojaźń przed najbardziej morderczym zwierzęciem, człowiekiem.
Fakt, iż zwierzęta, jak to się zwykle mówi, udają śmierć, — a śmierć jest przecie dla każdej istoty żywej stanem nieznanym — wydawał mi się zawsze jako instynkt nadzwyczaj dziwny. Zgadzam się zupełnie z tymi[23], co twierdzą, że w kwestyi tej wiele jest przesady i nie wątpię, że zemdlenie (widziałem jak gajówka zemdlała raz w ręku moim) i paraliżujący wpływ silnego strachu, były często brane za chęć udawania śmierci[24]. Najciekawsze są pod tym względem owady. Znajdujemy u nich w obrębie nawet jednego i tego samego rodzaju (jak to zauważyłem u Ryjkowca — Curculio i Stonki — Chrysomela całe szeregi gatunków, które zaledwie w ciągu sekundy, a przytem nieraz bardzo niedokładnie udają śmierć, poruszając jeszcze różkami swemi (jak np. niektóre gniliki — Histeridae) przyczem nigdy powtórnie tego nie robią, bez względu na to, w jaki sposób będziemy je drażnili; inne gatunki pozwalają się, według De Geera, okrutnie parzyć przy słabym ogniu, nie okazując żadnego znaku życia; jeszcze inne wreszcie pozostają nieruchome przez długi czas (do 23 minut, jak to widziałem u Stonki — Chrysomela spartii). Niektóre osobniki gatunku Ptinus przyjmowały przy takich okolicznościach odmienne położenie, aniżeli inne.
Nikt, sądzę, nie zaprzeczy, że czas i sposób udawania śmierci pożyteczny jest dla każdego gatunku, stosownie do niebezpieczeństwa, na jakie ton ostatni bywa najczęściej narażany; nie trudno jest wystawić sobie, że to szczególne zachowanie się dziedziczne rozwinęło się drogą doboru naturalnego, podobnie jak każde inne. Wszelako uważam za niezmiernie dziwny zbieg okoliczności to, że owady nauczyły się dokładnie naśladować położenie, jakie przyjmują po śmierci. Zanotowałem sobie starannie położenie, jakie zwykły przyjmować siedemnaście różnych gatunków owadów (włącznie z jednym krocionogiem — Julus, pająkiem i stonogiem), należących do różnych rodzajów oraz do lepszych i gorszych mistrzów w sztuce naśladowania śmierci; następnie postarałem się o kilka egzemplarzy niektórych z tych gatunków, zmarłych śmiercią naturalną, inne zaś zabiłem lekko i powoli kamforą. Rezultat okazał się taki, że położenie w żadnym wypadku nie było jednakowe i że wiele razy zwierzę, naśladujące śmierć, różniło się w wysokim stopniu od rzeczywiście martwego.

Budowa gniazd.

Przystępujemy do bardziej złożonych instynktów. Gniazda ptaków były w Europie przynajmniej i w Stanach Zjednoczonych dokładnie badane, tak że nastręczają one dobrą i rzadką sposobność do przekonania się, czy w tak ważnym instynkcie zachodzą przemiany. Zobaczymy, że tak też dzieje się rzeczywiście i że okoliczności sprzyjające oraz działalność rozumowa nie rzadko wpływają na pewną zmianę instynktu budowniczego. Prócz tego, znajdujemy niezwykle zupełny szereg przejść od takich ptaków, które wcale nie budują gniazd lecz składają jajka wprost na gołą ziemie, do takich, które budują gniazda bardzo proste i nieporządne, dalej zaś do takich, które budują gniazda doskonalsze, i t. d., aż wreszcie dochodzimy do zadziwiających budowli, które przewyższają prawie sztukę tkacką.
Nawet gdy chodzi o tak szczególne gniazdo jak Salaugany (Collocalia esculenta), jadane przez chińczyków, sądzę, że można wykazać różnorodne stopnie, przez jakie przeszedł ten tak niezbędny dla tych ptaków instynkt. Gniazdo takie składa się, jak wiadomo, z kruchej, białej, przeświecającej substancyi, podobnej bardzo do czystej gumy arabskiej lub nawet do szkła i wysłane jest wewnątrz przylepionym do sustancyi tej puchem. Gniazdo gatunku pokrewnego w muzeum brytańskiem zbudowane jest z nieregularnej siatki włókien, które są po części tak delikatne jak[25]... z podobnej substancyi; u innego gatunku kawałki morszczynów zlepione są tą samą substancyą. Ta sucha śluzowata substancya pęcznieje prędko w wodzie i mięknie; pod mikroskopem nie okazuje ona żadnej budowy prócz śladów warstwowania i rozrzuconych gruszkowatych pęcherzyków powietrza różnej wielkości; te ostatnie występują nawet wyraźnie w małych suchych kawałkach, które wyglądają niekiedy jak kawałki pienistej lawy. Czysty kawałek trzymany na ogniu, trzeszczy, wzdyma się cokolwiek i spala się powoli, wydając silny zapach substancyi zwierzęcej. Według G. R. Gray’a, któremu jestem mocno obowiązany za pozwolenie mi badania wszystkich w brytańskiem muzeum znajdujących się egzemplarzy, rodzaj Collocalia należy do tej samej podrodziny co nasz jerzyk (Cypselus apus). Ten zaś zajmuje nieraz wprost gniazdo wróbla, a pan Macgillivray opisał szczegółowo dwa takie gniazda, których luźno powiązany materyał spojony był bardzo delikatnemi włóknami substancyi, trzeszczącej na ogniu, lecz powoli tylko spalającej się. W Ameryce Północnej[26] pewien mały gatunek jerzyka przylepia gniazdo swe do prostopadłych ścian komina i buduje je z małych równolegle obok siebie ułożonych patyczków, spojonych z sobą ciastowatą masą stwardniałego, kruchego iłu, który podobnie jak substancja gniazd salanganowych pęcznieje i mięknie w wodzie, w ogniu trzeszczy, wzdyma się i powoli tylko spala się, wydając przy tem silny zapach zwierzęcy; różni się on tylko tem, że jest koloru żółto — brunatnego, nie zawiera tak wiele znacznych pęcherzyków powietrza, wyraźniej jest uwarstwiony i posiada nieraz wygląd prążkowany, zależny od obecności licznych, eliptycznych bardzo małych nabrzmień, stanowiących nic innego, jak tylko wzniesione małe pęcherzyki powietrza.
Większość autorów przypuszcza, że jadalne gniazda jaskółcze składają się albo z morszczynów, lub też ze skrzeku rybiego; niektórzy zaś twierdzą, że jest to wydzielina gruczołów ślinowych ptaka. Na zasadzie wyżej przytoczonych spostrzeżeń, nie wątpię, że ten ostatni pogląd jest trafny. Obyczaje żyjącego na lądzie jerzyka oraz zachowanie się wiadomej substancyi w ogniu obalają w zupełności prawie przypuszczanie, że składa się ona z morszczynów. Podobnie też gdy zbadałem wysuszony skrzek rybi, doszedłem do wniosku, że gdyby gniazda zbudowane były z tego materyału, nieprawdopodobną byłaby nieobecność w nich wszelkiego śladu budowy komórkowej. Jakżeby też mogły nasze jerzyki, których obyczaje są nam tak dobrze znane, zbierać skrzek rybi i nie być przytem dostrzeżone? Macgillivray wykazał, że woreczki gruczołów ślinowych u jerzyków bardzo silnie są rozwinięte, dlatego też przyjmuje on, że substancya, którą spajają one materyał budowlany gwiazd swych, zostaje przez gruczoły te wydzielaną. Nie wątpię, że zupełnie podobna, lecz obfitsza tylko substancya gniazd jerzyków północno-amerykańskich oraz salangan z takiego samego pochodzi źródła. Wyjaśnia nam to pęcherzykowatą i blaszkowatą budowę, jakoteż szczególny siatkowaty układ substancyi tej w gniazdach gatunków z wysp Filipińskich. Instynkt różnych tych ptaków zmienił się tylko o tyle, że używają one jeszcze prócz tego nieco obcego materyału do budowy gniazd swych. Można zatem powiedzieć, że chińczycy przygotowują wyborną swą zupę z wysuszonej śliny. Co do dokładnych szeregów innych, rzadszych form gniazd ptasich, nie należy nigdy zapominać, że wszystkie żyjące dziś ptaki przedstawiają nieskończenie małą cząstkę wszystkich tych, jakie żyły na ziemi od czasu kiedy zostały odbite ślady nóg w zagłębiu formacji pstrego piaskowca w Ameryce Północnej.
Jeśli raz przypuścimy, że gniazdo każdego ptaka, bez względu na to gdzie się znajduje i jak jest zbudowane, odpowiada danemu gatunkowi przy właściwych mu warunkach życiowych, jeśli dalej instynkt budowniczy nieznacznie się tylko zmienia, gdy ptak dostaje się w nowe warunki i jeśli, o czem zaledwie można wątpić, zboczenia takie mogą być odziedziczane — natenczas dobór naturalny może z pewnością gniazdo każdego ptaka w porównaniu do gniazd przodków jego przekształcać i doskonalić w ciągu czasu do wszelkiego możliwego stopnia. Wybierzmy jeden z najbardziej uderzających ze znanych nam przykładów i przypatrzmy się, w jaki sposób dobór mógł tu być czynnym. Mam na myli uwagi Goulda o australskich Nogalach (Megapodidae). Talegalla Lathami zbiera gnijące części roślinne, w ilości dwóch do czterech naładowanych wozów, w jedną wielką piramidę, w środku której ukrywa jajka swoje. Wylęgają się tam one przy pomocy fermentacyi całej masy, podpodnoszącej temperaturę aż do 90° F. (32° C.); pisklęta sanie wydostają się z masy tej. Popęd do zbierania tak jest silny, że pewien złapany w Sydney samiec corocznie gromadził wielką masę części roślinnych. Leipoa ocellata gromadzi piramidę mającą 45 stóp średnicy i 4 stopy wysokości z liści, pokrytych grubo piaskiem i także składa tam jajka, wylęgające się skutkiem ciepła z fermentacyi.
Megapodius tumulus w Australii Północnej buduje o wiele jeszcze wyższy pagórek, zawierający jednak, o ile się zdaje, mniej części roślinnych, inne zaś gatunki na archipelagu Sundzkim składają podobno jajka swe w zagłębienia na ziemi, gdzie wylęgają się one wprost pod działaniem ciepła słonecznego. Mniej jest dziwnem, że ptaki te tracą instynkt wylęgania, skoro potrzebne ciepło dostarczane bywa przez fermentacyę lub też przez słońce i skoro przyzwyczaiły się do nagromadzania przedtem wielkiej ilości części roślinnych, tak że te ostatnie fermentować zaczynają; jakkolwiek będziemy to sobie tłómaczyli, w każdym razie nie ulega kwestyi, że inne ptaki mają zwyczaj opuszczania jaj swoich, gdy ciepło naturalne wystarcza do wylęgania ich, jak nas przekonywa o tem Muchołówka, która zbudowała gniazdo swoje w oranżeryi Hnight’a[27]. Nawet żmija korzysta z posłania ze śmieci i wkłada tam jaja swe, podobnie też, co nas tu bliżej obchodzi, korzysta zwykła kwoka, według prof. Fischera ze „sztucznego ciepła grzędy, by tu pozostawić jaja dla wylęgu”[28]. Dalej zaś Réamur i Bonnet zauważyli[29], że mrówki zaniechały ciężkiej swej pracy wynoszenia i wynoszenia codziennie jajek na powierzchnię ziemi ku ciepłu słonecznemu, gdy tylko zbudowały gniazdo swe pomiędzy dwiema przegródkami ula, gdzie panowała przyjemna i jednostajna temperatura.
Przypuśćmy teraz, że okoliczności życiowe wpłynęły na rozszerzenie się jakiegoś ptaka z rodziny, w której jajka pozostawiane były wprost na działanie słońca, do okolic zimniejszych, wilgotniejszych i gęściej lasem zarosłych. Natenczas te osobniki, których popęd do zbierania o tyle był zmieniony przypadkowo, że gromadziły więcej liści, a mniej piasku, będą miały przewagę w rozprzestrzenieniu się, albowiem w skutek większej ilości substancyj roślinnych, fermentacya zastąpi potrzebne ciepło i dlatego więcej wylęgnie się piskląt, które znów odziedziczyć mogą po rodzicach obyczaj nagromadzania materyj roślinnych, podobnie jak u ras psów naszych, jedna odziedzicza popęd do uganiania się za dziczą, inna do zatrzymywania się przed nią, trzecia do otaczania jej, szczekając.
W taki to sposób dobór naturalny działał wciąż dopóty, dopóki jajka wprost tylko przez ciepło w skutek fermentacji wylęgać się zaczęły, przyczem rozumie się przyczyna tego ciepła była tak samo nieznaną ptakowi, jak przyczyna cieliła własnego jego ciała.
Gdy idzie o twory cielesne, gdy np. dwa blisko spokrewnione z sobą gatunki, z których jeden żyje nawpół w wodzie, inny zaś tylko na lądzie, zmieniają się cokolwiek, odpowiednio do różnego sposobu życia, w takim razie zasadnicza i ogólna zgodność w budowie ich stanowi według naszej teoryi, skutek pochodzenia ich od wspólnego przodka, podczas gdy słabe różnice polegają na późniejszej przemianie w skutek doboru naturalnego. Jeśli drozd południowo-amerykański (Turdus falklandicus) wyścieła w podobnie szczególny sposób gniazdo swe iłem, jak nasze gatunki europejskie, jakkolwiek żyjące w pośród różnych zupełnie roślin i zwierząt, musi się on znajdować pod wpływem różnych nieco warunków życiowych; lub też jeśli słyszymy, że w Ameryce Południowej samce tamtejszych strzyżyków mają podobnie jak u nas rzadki i dziwny zwyczaj budowania sobie „gniazd samczych”, niewysłanych piórami i służących im tylko jako schronienie — jeśli słyszymy o faktach podobnych, a istnieją one w wielkiej ilości we wszystkich klasach państwa zwierzęcego, musimy i tu zgodność instynktów uważać za skutek dziedziczności po wspólnych przodkach, różnice zaś albo za skutek przemian korzystnych, podtrzymywanych przez dobór naturalny, albo też za wynik przypadkowych i odziedziczonych przyzwyczajeń. Podobnie jak drozdy północnej i południowej półkuli otrzymały instynktowne swoje właściwości od wspólnego ich ojca rodowego, tak też bezwątpienia i nasze drozdy i kosy odziedziczyły wiele od wspólnego rodzica, przytem jednak jeden lub oba gatunki osiągnęły nieco silniejszego stopnia przemiany instynktu w porównaniu z ich nieznanym dawnym przodkiem.
Przejdźmy teraz do kwestyi zmienności instynktu budowniczego. Możnaby w każdym razie przytoczyć tu o wiele liczniejsze przykłady, gdyby w innych także krajach poświęcano temu przedmiotowi tyle uwagi, co w Wielkiej Brytanii oraz w Stanuch Zjednoczonych. Z ogólnego podobieństwa gniazd każdego pojedynczego gatunku widać wyraźnie, że nieznaczne nawet szczegóły, jak np. odpowiedni materyał lub miejsce: na wysokiej lub nizkiej gałęzi, na brzegu lub na równej ziemi, pojedynczo lub w towarzystwie — nie zależą od przypadku ani też od rozwagi rozumowej, lecz od instynktu. Sylvia sylvicola np. odróżnia się od dwu innych pokrewnych gajówek najpewniej tem, że wyściela gniazdo swe piórami (Yarrell’a, British Birds).
Wszelako ptaki zmuszane są często przez konieczność do budowania gniazd w zmienionem położeniu. Mógłbym ze wszystkich części świata przytoczyć liczne przykłady, dowodzące, że ptaki zwykle gnieżdżące się na drzewach, w okolicy pozbawionej drzew, składają i wylęgają jajka na ziemi lub w pośród skał. Audubon (przytoczone w „Boston Journ. Nat. Hist.” IV, s. 249) powiada, że mewy na pewnej wyspie w pobliżu Labradoru „w skutek prześladowań, którym podlegały, gnieżdżą się dziś na drzewach”, zamiast jak dotąd na skalach. Niezmiernie ciekawy jest wypadek, opisany przez Coucha (Illustrations of Instinct, s. 218), że gdy wróblom trzy lub cztery razy z rzędu niszczyło się gniazda „całe towarzystwo, jakby w skutek zmowy ogólnej opuściło miejsce i osiedliło sic na kilku drzewach pobliskich — w miejscu, jakkolwiek w niektórych okolicach pospolitem, jednakże ani przez te wróble, ani też przez przodków ich nieobieranem do gnieżdżenia się, przez co gniazda ich siaty się przedmiotem ogólnego podziwu”. Wróbel gnieździ się w ogóle albo w dziurach w murze, albo na wysokich drzewach w lesie, na bluszczu, pod gniazdami wron, lub też w norach, wygrzebanych przez brzegówki, a nieraz zajmuje gniazdo jaskółki domowej; „kształt gniazda zmienia się też w wysokim stopniu, stosownie do położenia” (Montague, w Ornithol. Dict. s. 482). Czapla (Macgillivray, Brit. Birds IV, s. 446; W. Thompson. Nat. Hist. of Ireland II, s. 146) buduje gniazdo swe na drzewach, na pochyłych skalach, na brzegach morza oraz w puszczy na równej ziemi. W Stanach Zjednoczonych gnieździ się Ardeaherodias (Peabody w Bost. Journ. Nat. Hist. III, 209) zarówno na wysokich lub nizkich drzewach, jako leż na ziemi, a prócz tego, co jest jeszcze ciekawsze, albo w wielkich towarzystwach, lub też rodzinami, albo wreszcie pojedynczo.
Często wygoda odgrywa tu też pewną rolę. Wiemy, iż krawczyk w Indyach chętnie używa sztucznej nitki, zamiast samemu ją sporządzać. Pewien dziki szczygieł używał naprzód wełny, później bawełny, a wreszcie puchu, które położono w bliskości gniazda jego (Boltona Harmonia Ruralis, I, s. 492). Raszka pospolita gnieździ się często pod dachami, pewnego lata zauważono cztery takie wypadki na jednem miejscu (W. Thompson l., I., s. 14). W Wales gnieździ się jaskółka oknówka (Chelidon urbica) na pochyłych skałach, w całej równinie angielskiej natomiast na domach, co musiało bardzo wpłynąć na jej ilościowe rozszerzenie się. W Ameryce podbiegunowej zaczęła po raz pierwszy jaskółka — Hirundo lunifrons w r. 1825 gnieździć się na domach, (Richardson, Fauna Boreali-Americana, s. 331), a gniazda nie były nagromadzone obok siebie i zaopatrzone w wejścia rurkowate, lecz przymocowane szeregiem pod rynnami dachów i zupełnie bez wejścia rurkowatego, lub też tylko z brzegiem wystającym. Podobnie też znany jest ściśle czas takiej samej zmiany zwyczajów jaskółki — {{roz*|Hirundo fulva.}
Przy wszelkich takich przemianach, czy to spowodowanych przez prześladowania, czy też przez wygodę, rozum zwierząt musiał odgrywać pewną rolę. Strzyżyk pospolity (Troglodytes vulgaris), gnieżdżący się w różnych miejscowościach, ściele zwykłe gniazda, podobne do przedmiotów okolicznych (Macgillivray, vol. III, s. 21); wszelako polega to może na instynkcie. Jeśli jednak słyszymy od White’go (14 List), że czyżyk, zaniepokojony przez badacza, zamknął otwór gniazda swego (a ja sam zauważyłem fakt podobny), musimy przyjść do wniosku, że występuje tu działalność rozumowa. Ani strzyżyk, ani też pluszcz (Magaz. of Zool. II 1838) nie zasklepia gniazda swego wtedy, gdy znajduje się ono w bezpiecznem miejscu.
Jesse opowiada o kawce, która uścieliła gniazdo swe na silnie pochylonej powierzchni na wieży i wzniosła przytem prostopadły, wysoki na dziesięć stóp stos z patyków — praca siedmiodniowa; a dodam jeszcze, że (White’go „Selbourue“, 21, list) cale rodziny tego ptaka widziano regularnie gnieżdżące w królikarni. Możnaby jeszcze przytoczyć liczne przykłady podobne. Kurka wodna (Gallinula chloropus) pokrywa podobno czasami jajka swe, gdy opuszcza gniazdo; wszelako w miejscu, ochranianem przez naturę, jak powiada W. Thompson, nigdy się to nie zdarza (l. c. II, s. 328). Kurki wodne i łabędzie, gnieżdżące się w wodzie lub na wodzie, zwykle instynktownie podnoszą gniazdo, gdy widzą, iż woda zaczyna przybierać (Couch, Illustr. of Instinct p. 223 — 6).
Na szczególniejszą jednak uwagę zasługuje fakt następujący: pan Yarrell pokazał mi rysunek gniazda australskiego czarnego łabędzia, który gnieździł się pod samym okapem rynny; aby uniknąć nieprzyjemnych skutków tego, samiec i samica przybudowali wspólnie półkolistą...[30] do gniazda, tak że to ostatnie dosięgało na wewnątrz okapu aż do ściany; później rodzice przesunęli jajka w tę nowo przybudowaną część, gdzie zupełnie było sucho. Sroka buduje sobie przy zwykłych okolicznościach dosyć uderzające, lecz bardzo prawidłowe gniazdo; w Norwegii gnieździ się ona w kościołach, pod rynnami domów, jako też na drzewach. W pewnej pozbawionej drzew okolicy w Szkocyi jakaś para gnieździła się kilka lat z rzędu na krzaku agrestowym, który jednak dokoła zabarykadowała w zadziwiający sposób kolcami i chróściną, tak że „lisa kosztowałoby to zapewne kilka dni pracy, gdyby chciał się tam dostać”. W pewnej zaś okolicy w Irlandyi, gdzie za każde jajko wyznaczono nagrodę i gdzie sroki silnie były prześladowane, pewna para zbudowała gniazdo swe u stóp nizkich a gęstych zarośli „nie gromadząc zbyt wiele materyałów budowlanych, które mogłyby zwrócić czyjąś uwagę”. W Kornwalii widział Couch dwa gniazda obok siebie, jedno w zaroślach zaledwie łokieć nad ziemią i „w niezwykły sposób otoczone wałem z kolców”, drugie „na wierzchołku smukłego, pojedynczo stojącego więza — zbudowane najwidoczniej w tym celu, aby żadna żywa istota nie śmiała włazić po tak wiotkim słupie”. Ja sam byłem nieraz zdziwiony na widok tego, jak smukłe drzewa wybierają sroki; pomimo jednak, że sroka bardzo jest zmyślną, nie mogę jednak przypuścić, aby przewidywała ona, iż chłopcy nie są w stanie włazić na takie drzewa, lecz sądzę raczej, że gdy raz wybrała takie drzewo, doświadczenie nauczyło ją, że stanowi ono bezpieczne miejsce dla założenia gniazda[31].
Jakkolwiek niepodobna wątpić, że rozum i doświadczenie nieraz są czynne u ptaków przy budowaniu gniazd, często jednak mogą one nie prowadzić do celu. Zauważono, jak kawka męczyła się nadaremnie pewnego razu, chcąc wprowadzić pręt przez okno wieży, a nie wpadła na myśl, aby wprowadzić go w kierunku długości. White (6, list) wspomina o kilku jaskółkach domowych, które corocznie budowały gniazda swe przy ścianie, wystawionej na działanie deszczu, gdzie były stale spłukiwane. Furnarius cunicularius w Ameryce Południowej, grzebie w ławicach gliniastych głębokie chodniki, by tam się gnieździć; widziałem (Podróż naokoło świata, s. 109) jak te małe ptaki wierciły liczne dziury w nizkim murze, z gliny stwardniałej, po nad którym wciąż przelatywały, a nie zmiarkowały przytem, że mur nie był dostatecznie gruby dla chodników do gniazd ich.
Licznych odmian niepodobna wcale wyjaśnić. Totanus macularius (Preabody, Bost. Journ. Nat. Hist. III, s. 219) kładzie czasem jajka na gołą ziemię, czasami zaś w gniazdo, pospiesznie usłane z trawy. Blackwall podaje zadziwiający fakt o trznadlu (Emberiza citrinella), który składał jajka swe na gołą ziemię i tu je wylęgał; ptak ten gnieździ się zazwyczaj na ziemi lub blisko ziemi, w jednym zaś wypadku zauważono gniazdo jego na wysokości siedmiu stóp po nad ziemią. O gnieździe pewnej zięby (Fringilla coelebs) opowiadają, że było przymocowane kawałkiem sznura z bata, okręconego dokoła gałęzi sosny i splątanego silnie z materyałem gniazda (Ann. a. Mag. Nat. Hist. VIII, 1842, s. 281). Gniazdo zięby łatwo poznać można po elegancyi, z jaką ubrane jest na zewnątrz porostami; Hewitson (Brit. Oology, s. 7) zaś opisał pewne gniazdo zięby, w którem miejsce porostów zajmowały kawałki papieru.
Drozd (Turdus musicus) gnieździ się w krzakach, niekiedy jednak, nawet gdy są w okolicy gąszcze, ściele gniazdo w dziurach murów lub pod dachami, a w dwóch wypadkach znaleziono nawet gniazdo jego wprost na ziemi pomiędzy wysoką trawą i pod liśćmi buraków (W. Thompson, Nat. Hist. of Ireland, I, s. 136; Couch. Illustr. of Instinct, s. 219). Rev. W. D. Fox donosi mi, że „ekscentryczna para kosów” (Turdus merula) trzy lata z rzędu gnieździła się na bluszczu przy ścianie i podszywała stale gniazdo swe czarnym włosem końskim, jakkolwiek nie było żadnej konieczności, która zmuszałaby ptaki te do używania tego właśnie materyału; jajka ich nie były także plamiste. Ten sam dzielny badacz opisał (w Hewitsona Brit. Oology) gniazda dwóch czerwonoogonów, z których jedno tylko wysłane było białemi piórami. Królik (Sheppard w Linn. Trans. XV, s. 14) buduje zwykle otwarte, pod spodem gałęzi sosnowej przymocowane gniazdo, nieraz zaś spoczywa ono na gałęzi, a Sheppard widział jedno „zawieszone i z otworem na boku”. Z zadziwiających gniazd indyjskiego dziergacza (Ploeeus philippensis; patrz Proc. Zool. 1852) jedno albo dwa na pięćdziesiąt mają górną komorę, zamieszkałą przez samca i utworzoną przez niego w taki sposób, że rozszerzył kanał gniazda i przymocował do niego dach ochronny. Kończę przedmiot ten słowami dwóch dzielnych badaczy (Sheppard w Lin. Trans. XV, s. 14 i Blackwall, przytoczone przez Varrella Brit. Birds I, s. 444): „Istnieją nieliczne tylko ptaki, które nie różnią się od siebie okolicznościowo pod względem budowy gniazd swych, w porównaniu do formy zasadniczej”. „Nie ulega wątpliwości, powiada Blackwall, że przedstawiciele jednego gatunku posiadają zdolność budowania gniazd w różnym stopniu doskonałości, albowiem gniazda pojedynczych osobników zbudowane są w sposób bardzo różny od formy przeciętnej”.
Niektóre powyżej przytoczone przykłady, jak dotyczące kulika (Totanus), ścielącego sobie gniazdo, albo też wylęgającego jaja na gołej ziemi, lub też pluszcza (Cinclus), budującego gniazdo to ze sklepieniem górnem, to bez takowego, możnaby raczej wyjaśnić przez instynkt podwójny, niż przez zmianę instynktu. Dziwny przykład takiego podwójnego instynktu znajdujemy, według D-ra P. Savi (Ann. des Sc. Nat. II. s. 126) u Sylria cisticola. Ptak ten buduje corocznie w okolicach Pizy dwa gniazda: jesienne, złożone z liści, zszytych z sobą pajęczyną oraz włoskami roślinnemi i budowane w miejscowościach wilgotnych oraz gniazdo wiosenne, umieszczone na polach zbożowych, nie złożone ze zszytych z sobą listków, zgrubiałe na bokach i zbudowane z zupełnie innego materyału. W tym wypadku mogłaby nastąpić wielka i pozornie nagła przemiana w instynkcie ptaka przez to, iż ten ostatni pozostałby tylko przy jednej formie gniazda.
W niektórych wypadkach gniazda okazują różnice wtedy, gdy obszar rozmieszczenia gatunku obejmuje miejscowość o zmiennym klimacie. Tak np. Artamus sordidus buduje na Tasmanii większe, silniejsze i piękniejsze gniazdo, aniżeli w Australii (Gould, Ptaki Australii). Rybołówka (Sterna minuta) wygrzebuje sobie tylko płytką jamę w piasku w południowych i środkowych Stanach Zjednoczonych (Ann. of Nat. Hist. II, 1839, s. 462), „na przylądku zaś Labrador przeciwnie, buduje z suchego mchu milutkie gniazdo, starannie splecione i prawie tak duże. jak gniazdo drozda wędrownego (Turdus migratorius)”. Osobniki gatunku Iterus baltimore (Peabody in Bost. Journ. of Nat. His., III, s. 97), „gnieżdżące się na południu ścielą gniazda luźno z mchu, pozwalającego na przewiew wiatru i niczem nie wyściełają ich wewnątrz, podczas gdy gniazda z klimatu chłodniejszego stanów Nowej Anglii złożone są z miękkiej, ściśle skupionej substancyi, a wewnątrz są bardzo ciepło wysłane”.

Mieszkania zwierząt ssących.

Przedmiotu tego dotknę tylko w kilku słowach, rozpatrzywszy tak szczegółowo gniazda ptaków. Budowle, wznoszone przez bóbry, są od czasów najdawniejszych osławiane; ale widzimy jeden przynajmniej stopień na drodze, po której dziwny ich instynkt budowniczy mógł się rozwinąć i wydoskonalić, a mianowicie w prostszej, lecz podobnej po części, według Hearne’go[32] do mieszkań bobra, budowli szczura piżmowego (Fiber zibethicus). Bobry żyjące pojedynczo w Europie, nie posiadają instynktu budowniczego, lub przynajmniej utraciły go po większej części. Niektóre gatunki szczurów zamieszkują obecnie bardzo często dachy domów[33]2), inne zaś gatunki trzymają się drzew wydrążonych — zboczenie, odpowiadające takowemu jaskółek. Dr. Andrew Smith donosi mi, że hyeny w niezaludnionych jeszcze częściach Afryki Południowej nie przebywają w jaskiniach, jak to ma miejsce w zamieszkałych i więcej przez ludzi niepokojonych okolicach[34]. Niektóre ssące i ptaki zamieszkują zwykle nory, przez inne zwierzęta wygrzebane; gdzie zaś takowych niema, same kopią sobie własne mieszkania[35].
W rodzaju murarka (Osmia) należącym do rodziny pszczołowatych, posiadają nietylko różne gatunki uderzająco różne instynkta, jak to opisał F. Smith[36], lecz osobniki jednego i tego samego gatunku, różnią się pod tym względem niezwykle silnie. Potwierdza to widocznie prawo, niewątpliwie stosujące się do własności cielesnych: że części, które u blisko spokrewnionych gatunków różnią się od siebie w wysokim stopniu, zwykle różnią się też w obrębie tego samego gatunku. Inna pszczoła, miesierka, (Megachile maritima) grzebie sobie, jak mi donosi Mr. Smith, w pobliżu brzegu chodniki na piasczystych pochyłościach, gdy tymczasem w okolicach lesistych świdruje dziury w pniakach drewnianych.
Dotąd rozpatrzyłem niektóre ważniejsze grupy objawów instynktu; pozostają jeszcze jednak niektóre punkty, których tu dotknąć muszę. Przedewszystkiem należy przytoczyć kilka wypadków zmienności, które szczególniej mnie uderzają. Pająk, który stał się ułomnym i nie mógł więcej przygotowywać tkaniny swej, przeszedł z konieczności od dotychczasowego swego sposobu życia do polowania, sposobu zdobywania sobie pokarmu, jak wiadomo, właściwego innemu, wielkiemu działowi pająków[37]. Niektóre owady okazują przy różnych okolicznościach lub w różnych okresach życia dwa różne instynkta: ale oto jeden z nich mógł być zatarty przez dobór naturalny, co musi naturalnie spowodować pozorną naglą przemianę instynktu w porównaniu z odpowiednim instynktem najbliższych krewnych. Tak np. larwa chrząszcza Cionus scrophulariae, skoro żyje na trędowniku (Scrophularia) wydziela lepką masę, przekształcającą się w przezroczysty pęcherz, wewnątrz którego odbywa przemiany; jeśli atoli larwa sama przejdzie, lub też przez człowieka przeniesioną zostanie na dziewannę (Yerbascum), zaczyna świdrować i odbywa przemiany swe wewnątrz liścia. Gąsienice niektórych motylów nocnych dzielą się na dwie wielkie klasy: na takie, które wiercą chodniki wewnątrz miazgi liściowej, oraz na takie, które z zadziwiającą zręcznością zwijają liście; a otóż niektóre gąsienice w pierwszem stadyum wieku swego wiercą dziury, później zaś zwijają liście, a ta przemiana w sposobie życia, uważaną była słusznie za tak wielką, że w naszych dopiero czasach przekonano się, iż gąsienice te należą do tego samego gatunku[38]. Mól „Angoumois” występuje zwykle w dwóch pokoleniach; jedno zjawia się na wiosnę, z jajek, składanych jesienią na ziarna zbożowe w stodołach; owady natychmiast po wylęgnięciu się lecą na pola i składają jajka swe na młodych żywych kłosach, zamiast na nagich ziarnach, rozrzuconych do koła nich; owady drugiego pokolenia (pochodzące z jajek, składanych na rosnące na polu zboże) wylęgają się po żniwach na gruncie zbożowym i nie opuszczają takowego, lecz składają jajka swe na leżące dokoła nagie ziania, zkąd znów powstaje nowe pokolenie wiosenne, z instynktem składania jaj na zielonem zbożu[39]. Niektóre pająki polujące przestają polować, gdy mają jajka lub młode, a natomiast sporządzają sobie wtedy pajęczynę, w którą chwytają zdobycz; stosuje się to np. do gatunku Salticus, składającego jajka swe w muszle ślimaków i zakładającego wtedy wielką, prostopadłą sieć[40]. Poczwarki pewnego gatunku mrówki (Formica) są okolicznościowo[41] obnażone, t. j. nie ukryte w kokonach, co stanowi z pewnością nader dziwne zboczenie, a to samo ma także miejsce podobno u pchły pospolitej. Lord Brougham[42] przytacza jako przykład zadziwiającego instynktu, że pisklę przebija w skorupie dziurkę i następnie zębem górnej połowy dzioba wierci dalej, dopóki nie wyłamie całego kawała skorupy. Posuwa się przytem od strony prawej ku lewej i otwór robi zawsze na tępym końcu jajka“. Jednakże instynkt ten nie jest tak niezmienny: zapewniano mnie (maj 1840) w Ekkaleobion (zakład wylęgania drobiu), że zdarzają się wypadki, gdzie pisklę zaczyna tak blizko tępego końca, że nie może wydostać się ze skorupy przez zrobiony w tem miejscu otwór i musi przeto zacząć jeszcze raz świdrować, by wyłamać inny, większy kawał skorupy: prócz tego zdarza się czasami, że zaczyna ono na ostrym końcu skorupy. To że kangur przeżuwa czasami pokarm, należy raczej przypisać zboczeniu w wykształceniu organu, niż instynktowi; w każdym atoli razie jest to fakt godny zaznaczenia. Wiadomo, iż ptaki tego samego gatunku w różnych okolicach okazują małe różnice u wydawania dźwięków; pewien dzielny badacz robi następującą uwagę: „Łańcuch irlandzkich kuropatw porywa się nic wydając żadnego dźwięku, podczas gdy w Szkocyi łańcuch wrzeszczy z całych sił, gdy zostaje wystraszony[43]”. Bechstein oświadcza, iż długoletnie doświadczenie przekonało go, że u słowika w pewnych pojedynczych rodzinach przeważa skłonność wydawania dźwięków albo pośród nocy, albo we dnie i że skłonność ta jest dziedziczną[44]. Jest to niezmiernie dziwne, iż niektóre ptaki posiadają zdolność wyuczania się długich i trudnych melodyj, inne zaś, jak sroka, uczą się naśladować wszelkie możliwe tony i szmery, podczas gdy w naturze nie zdradzają nigdy tych zdolności[45].
Ponieważ często trudno sobie wystawić, w jaki sposób pewien instynkt mógł powstać, nie będzie zbytecznem przytoczyć z wielkiej liczby znanych przykładów kilka przypadkowo występujących niezwykłych obyczajów, które nie mogą być wprawdzie uważane za właściwe instynkta, lecz które, o ile nam się zdaje, mogły stać się pobudką do rozwoju takowych. Tak np. opowiadają[46] o owadach, mających z natury różny zupełnie sposób życia, że rozwijają się wewnątrz ciała ludzkiego, co może nam wyjaśnię’ powstanie instynktu gzika (Oestrus). Możemy także zrozumieć, w jaki sposób mogła się rozwinąć u jaskółek bardzo ścisła towarzyskość, albowiem Lamarck[47] zauważył, że pewnego razu tuzin blizko tych ptaków przybył z pomocą jednej parze, której zabrano gniazdo, a pomoc była tak energiczna, że nowe gniazdo nazajutrz było gotowe, na zasadzie zaś faktów podanych przez Macgilivray’a[48] nie można wątpić o prawdziwości dawnych podań, dotyczących jaskółek domowych, które zebrały się gromadnie i zamurowały żywego wróbla, który przywłaszczył sobie jedno z gniazd jaskółczych. Wiadomo powszechnie, że pszczoły, któremi zaprzestano się opiekować, „przyjmują obyczaj okradania pilniejszych swych towarzyszy” i nazywają się wtedy piratami, a Huber opowiada o jeszcze dziwniejszym wypadku, dotyczącym kilku pszczół, jakie zajęły prawie zupełnie gniazdo trzmiela; ten ostatni zbierał potem pilnie w ciągu trzech tygodni miód, by oddawać go stale na użytek pszczół, pomimo iż te nie zmuszały go wcale do tego[49]. Przypomina to mewy rozbójnicze (Lestris), żyjące wyłącznie z tego, iż prześladują inne mewy i zmuszają je do zrzucania połkniętej już zdobyczy[50].
U pszczoły spotykamy czasami czynności, które należy zaliczyć do najdziwniejszych instynktów, a jednak instynkta te muszą często pozostawać w ukryciu w ciągu wielu pokoleń: mam np. na myśli wypadek, kiedy królowa umiera: wtedy niektóre larwy pracownic muszą być wyłączone z dotychczasowego biegu rozwoju, włożone w wielkie komórki i odżywiane królewskim pokarmem, przez co rozwijają się w dojrzałe samice; dalej, gdy rój posiada królowę swoją, w takim razie wszystkie bez wyjątku trutnie zabijane są na jesień przez pracownice, gdy zaś królowej niema, ani jeden truteń nie zostaje uśmiercony[51]. Być może, że teorya nasza rzuci słabe przynajmniej światło na te tajemnicze, lecz stanowczo stwierdzone fakta, prowadząc nas przez porównanie z innemi formami rodziny pszczołowatych do poglądu, że pszczoła nasza pochodzi od innych pszczół, u których liczne samice stale zamieszkują cale lato to samo gniazdo, a samce nigdy nie są przez nie zabijane, tak że jeśli trutnie nie są uśmiercane i jeśli liczne nowe larwy odżywiane są normalnym pokarmem, t. j. królewskim, w takim razie widzimy tu tylko powrót do instynktu przodków, zjawisko, które podobnie jak powrót w tworach cielesnych ma skłonność do nagłego występowania po wielu pokoleniach.
Zwracam się teraz do kilku wypadków, nastręczających teoryi naszej szczególne trudności — wypadków, odpowiadających po większej części tym, jakie przytoczone były w VII rozdziale przy rozpatrywaniu tworów cielesnych. Nieraz spotykamy ten sam szczególny instynkt u zwierząt, które pozostają zdaleka od siebie na drabinie istot organicznych i dlatego też nie mogły go odziedziczyć od wspólnych przodków. Molothrus (ptak podobny do szpaka) z Południowej i Północnej Ameryki zachowuje się zupełnie tak samo, jak nasza kukułka: wszelako pasorzytniczość jest tak rozpowszechnioną w naturze, że ta zgodność obyczajów nie powinna nas dziwić. O wiele dziwniejszy jest paralelizm, dotyczący instynktu pomiędzy białemi mrówkami, należącemi do owadów siatkoskrzydłych czyli termitami i pomiędzy zwykłemi mrówkami; wszelako bliższe badania wykazują, że równoległość ta nie jest tak wielką. Jeden z najciekawszych może przykładów istnienia tego samego instynktu u dwóch zwierząt, nie znajdujących się w żadnem bliższem pokrewieństwie, przedstawiają larwy pewnego owada siatko-skrzydłego i dwuskrzydłego, robiące sobie w sypkim piasku lejkowaty dołek, w głębi którego czatują w spokoju na zdobycz i obsypują ją piaskiem, gdy chce im zemknąć[52].
Twierdzono, że pewne zwierzęta posiadają instynkta, które nie służą ani dla ich własnego, osobistego dobra, ani też nie przynoszą korzyści grupie społecznej, do której należą, a tylko służą dla dobra innych istot żyjących, gdy tymczasem one same giną z tego powodu; tak np. twierdzono, że niektóre ryby odbywały wędrówki po to, aby ptaki i inne zwierzęta mogły się niemi żywić[53]. Nie podobna przyjąć tego na zasadzie naszej teoryi doboru zboczeń instynktu, służących dla własnej korzyści. Nie znam też żadnych godnych zaznaczenia faktów, które mogłyby potwierdzić pogląd ten. Błędy instynktu mogą być okolicznościowo, jak to zaraz zobaczymy, dla jednego gatunku szkodliwe, dla drugiego pożyteczne; dany gatunek może być przymuszony lub też pozornie namówiony do tego, by pokarm swój lub też produkt wydzielania oddać na użytek innego gatunku, ażeby jednak jakiekolwiekbądź zwierzę miało być obdarzone instynktem, prowadzącym do własnej jego zguby lub szkody, tego nie mogę przypuścić, dopóki nie będą przedstawione lepsze na to dowody, aniżeli dotąd.
Zdaje się na pierwszy rzut oka, że instynkt, występujący u zwierzęcia raz tylko w ciągu całego życia, przedstawia dla teoryi naszej wielkie trudności; skoro jednak jest on niezbędny dla życia zwierzęcia, nie widzę przyczyny, dla której nie miałby on być tak samo osiągnięty drogą doboru naturalnego, jak, wszelkie utwory cielesne, które raz tylko w życiu są używane, jak np. twarde zakończenie na dziobie pisklęcia lub też czasowe szczęki poczwarki chróścika (Phryganea), służące do niczego innego, jak tylko do otwierania jedwabnej zapory dziwnego jej domka, a później na zawsze zrzucane[54].
Jednakże nie podobna nie dziwić się w wysokim stopniu, gdy czyta się np. o gąsienicy, która tylnym swym końcem przyczepia się do kawałka jedwabiu, przymocowanego do jakiegobądź przedmiotu i wtedy odbywa przemianę swoją: po niejakim czasie skóra jej przerywa się w pewnem miejscu, tak że staje się widoczną poczwarka, leżąca swobodnie bez nóg i zmysłów w dolnej części dawnej workowatej pękniętej skóry gąsienicy; następnie zaczyna ona włazić na skórę tę, służącą jej za przewodnika i przyczepioną miejscami do fałd odcinków jej odwłoku; tylnym swym końcem, zaopatrzonym w małe haczyki, maca dokoła skórę tę i wyszukuje sobie w taki sposób nowego punktu oporu, dopóki wreszcie zupełnie nie ściera i nie zrzuca z siebie dawnej skóry gąsieniczej, która służyła jej do łażenia[55].
Nie mogę się powstrzymać od przytoczenia innego jeszcze przykładu w podobnym rodzaju: gąsienica pewnego motyla (Thecla), żyjąca na granacie, po dojściu do dojrzałego wieku buduje sobie drogę w kierunku na zewnątrz (przez co umożliwia motylowi wyjście, zanim jeszcze skrzydła jego zupełnie się rozwijają) i przyczepia następnie nitkami jedwabiu te miejsca granatu do najbliższej gałęzi, by nie mógł on spaść, zanim odbędzie się przemiana. Tu więc jak i w wielu innych wypadkach gąsienica działa dla dobra poczwarki oraz owada dojrzałego. A zdziwienie nasze w tym kierunku nie wiele tylko się zmniejsza, gdy słyszymy, że niektóre gąsienice dla własnej swej ochrony przyczepiają w mniej lub więcej dokładny sposób, za pomocą nici liście do gałęzi, na których żyją, oraz że inna gąsienica, zanim staje się poczwarką, zwija brzegi liścia, wyścieła wewnętrzną jego powierzchnię gęstą tkaniną jedwabną i przymocowuje przy ogonku liściowym do odpowiedniej gałęzi: gdy liść później wysycha i rozpada się, kokon pozostaje jednak silnie przymocowany do ogonka i do gałęzi. W tym wypadku więc postępowanie nie różni się bardzo od sporządzania kokonu i przymocowywania go do jakiegobądź przedmiotu[56].
O wiele większą rzeczywiście trudność nastręczają te wypadki, kiedy instynkt pewnego gatunku różni się bardzo od instynktu jakiejś formy bardzo blizko pokrewnej. Stosuje się to np. do wyżej wspomnianego motyla granatu Thecla, a bezwątpienia możnaby łatwo znaleźć inne podobne wypadki. Nie powinniśmy atoli nigdy zapominać, jak mały ułamek stanowią żyjące dziś owady w stosunku do wymarłych, których różne rzędy tak dawno żyją już na ziemi. Prócz tego zaś, zdarzało mi się dosyć często, że gdy znajdywałem przykład zupełnie odosobnionego jakoby instynktu, przekonywałem się przy dalszem badaniu, podobnie jak przy utworach cielesnych, że istnieją przynajmniej jakiekolwiekbądź ślady szeregu przejść, prowadzącego do tego instynktu.
Nieraz przekonać się mogłem, że mniej uderzające i bardziej drugorzędne instynkta dają się trudniej wyjaśnić przez teoryę naszą, aniżeli takie, które słusznie wzbudzają w człowieku podziw; albowiem o ile instynkt nie posiada rzeczywiście wielkiego znaczenia w walce o byt, o tyle nie może być przez dobór naturalny zmienianym i rozwijanym. Jeden z najbardziej uderzających przykładów tego rodzaju stanowi fakt, że pszczoły robotnice stają nieraz w długich szeregach i przez szczególne poruszenia skrzydeł wentylują zamknięty dokoła ul. Starano się wentylacyę te sztucznie naśladować[57], a ponieważ odbywa się ona w zimie, niepodobna wątpić o tem, że ma na celu dostarczenie świeżego powietrza i wydalenie nagromadzonego, w skutek oddychania, kwasu węglanego. Ztąd też czynność ta okazuje się stanowczo niezbędną, a możemy łatwo wyobrazić sobie stopniowania — jak z początku pojedyncze tylko pszczoły dochodziły do otworu wyjściowego, by odświeżyć się, i t. d. — dopóki wreszcie instynkt nie osiągnął dzisiejszego stopnia doskonałości. Podziwiamy instynktową przezorność samicy bażanta, nakazującą jej, jak zauważył Waterton, wzlatywać z gniazda, by nie zostawić w taki sposób śladów, które mogłoby zwęszyć jakie zwierzę drapieżne. Jeszcze bardziej należy się dziwić, że małe ptaszki gniazdowniki, prowadzone instynktem, wynoszą z gniazda skorupki jajek i pierwsze ekskrementy młodych, gdy tymczasem u kuropatw, których młode idą zaraz za rodzicami, skorupy jaj pozostają dokoła gniazda; jeśli zaś zważymy, że gniazda takich ptaków (np. Halcyonidae), których ekskrementa nie są pokryte cienką skórką i nie mogą być prawie z gniazda wydalane, stają się w skutek tego „bardzo uderzające”[58] i jeśli przypomnimy sobie, jak wiele gniazd niszczą u nas corocznie koty, nie bodziemy mogli przypisać instynktom tym zupełnie podrzędnej roli. Jednakże istnieją instynkta, które uważać należy wprost za wymysły lub zabawy: gołąb w Abisynii, gdy się strzela do niego, spuszcza się tak nizko. że dotyka prawie strzelca, a następnie podnosi się w górę zakrętami[59]; Wiskacha (Lagostomus) nagromadza prawie zawsze wszelkie odpadki, kości, kamienie, suchy gnój, i t. d. w pobliżu nory swojej; guanakosy mają obyczaj (podobnie jak muchy) powracania stale w to samo miejsce i zostawiania tam ekskrementów swoich, a widziałem utworzony w taki sposób wzgórek ośm stóp średnicy; ponieważ zwyczaj ten powtarza się u wszystkich gatunków tego samego rodzaju, musi on być chyba instynktowy, ale zaledwie można przypuścić, że przynosi pewną korzyść zwierzętom, jakkolwiek jest użyteczny dla peruwiańczyków, używających suchy gnój na opał[60]. Moużna jeszcze zapewne znaleźć mnóstwo innych podobnych faktów.
Jakkolwiek instynkta są po większej części zadziwiające i godne uwagi, to jednak nie należy poczytywać je za absolutnie doskonale: w całej przyrodzie toczy się walka pomiędzy instynktem jednej istoty — ujścia przed nieprzyjacielem i instynktem drugiej — chwytania zdobyczy swej w jakikolwiekbądż sposób. O ile instynkt pająka godzien jest podziwu, o tyle niższy jest instynkt muchy, wpadającej w sieć jego. Rzadkie i tylko przypadkowo nastręczające się źródła niebezpieczeństwa nie są instynktownie unikane — gdzie śmierć jest nieuniknioną i gdzie zwierzęta nie mogą poznać niebezpieczeństwa przez obserwowanie cierpienia innych zwierząt, tam widocznie nie rozwija się instynkt ochronny. Tak np. dno solfatary na Jawie pokryte jest trupami tygrysów, ptaków i całych mas owadów, zabitych przez wydobywające się tu gazy jadowite, które w dziwny sposób zachowują ich mięso, włosy i pióra, kości zaś zupełnie niszczą[61], Instynkt wędrowniczy nieraz niedokładnie jest rozwinięty, a zwierzęta, jak widzieliśmy, giną przytem.
Co mamy myśleć o owym silnym popędzie, zmuszającym czasami lemingi, wiewiórki, gronostaje[62] i liczne inne zwierzęta, nie odbywające zwykle wędrówek, do łączenia się w wielkie gromady i wędrowania w prostym kierunku poprzez wielkie rzeki, jeziora, a nawet przez morze, gdzie mnóstwo ich ginie lub gdzie wszystkie śmierć znajdują? Przeludnienie w ziemi rodzinnej stanowi, zdaje się, przyczynę wędrówek, wątpić jednak należy, czy rzeczywiście we wszystkich tych wypadkach panuje brak pokarmu. Całe to zjawisko jest jeszcze zupełnie niewyjaśnione. Czy na zwierzęta te działa to samo uczucie, jakie nakazuje ludziom w biedzie i strachu łączyć się z sobą i czy są to tylko rzeczywiście okolicznościowe wędrówki, lub też raczej wycieczki w celu wyszukania nowej, lepszej ojczyzny? Jeszcze dziwniejsze są wędrówki gromad owadów, złożonych z licznych i różnych gatunków, których niezliczone miliony giną w morzu; albowiem zwierzęta te należą wszystkie do rodzin, nie żyjących zwykle towarzysko i nie wędrujących zazwyczaj[63].
Instynkt towarzyskości jest dla wielu zwierząt niezbędny, dla jeszcze większej liczby bardzo jest korzystny w skutek możliwości szybkiego dowiadywania się o grożącem niebezpieczeństwie, dla wielu zaś zwierząt ma on tylko widocznie na celu przyjemność. W niektórych atoli razach nie można zaprzeczyć, że instynkt ten rozwinięty jest do stopnia, przynoszącego szkodę. Wędrówki antylop w Afryce Południowej oraz gołębi wędrownych w Ameryce Północnej, odbywają się w towarzystwie całych gromad zwierząt mięsożernych i ptaków, które nie mogłyby znaleźć tak obfitego pożywienia, gdyby zdobycz ich żyła pojedynczo. Bawół północno-amerykański wędruje tak wielkiemi stadami, że według Lewis i Clarke’go, osobniki idące na przodzie często obsuwają się i wpadają w przepaść, gdy stado przechodzi przez wąwóz skał, ciągnących się wzdłuż rzeki.
Gdy zranione zwierzę roślinożerne, po powrocie do własnego stada, zostaje napadnięte oraz zamordowane przez dotychczasowych swych towarzyszów — czy należy rzeczywiście przyjąć, że ten okrutny, lecz ogólnie rozpowszechniony instynkt, przynosi gatunkowi jakąś korzyść? Zauważono[64], że pomiędzy jeleniami tylko te, które często były szczute psami, doszły przez popęd samozachowawczy do tego, iż wyrzucają ze stada prześladowanych swych i zranionych towarzyszy, mogących sprowadzić na stado niebezpieczeństwo. I odważny słoń dziki ma zwyczaj: „bardzo mało wspaniałomyślnego przyjmowania towarzysza, który uciekł z pętami na nogach”[65]. A sam widziałem, jak gołębie domowe napadały na młode, osłabione osobniki i dręczyły je.
Bażant samiec pieje głośno, gdy idzie na spoczynek, jak to codziennie słyszeć można i w taki sposób sam się zdradza przed nieprzyjaciołmi swemi[66]. Dzika kura w Indyach, po złożeniu jajka gdaka, jak mi o tem p. Blyth donosi, zupełnie tak samo, jak oswojeni jej potomkowie; tym sposobem tubylcy odkrywają łatwo gniazdo jej. W stanach La-Plata buduje Furnarius wielkie swe gniazdo, w kształcie pieca, z gliny w najbardziej otwartych miejscach: na nagim odłamie skały, na słupie, lub na pniu kaktusowym[67], przez co w gęściej zaludnionej krajach zostałby w krótkim czasie wytępiony wraz z młodemi, przywiązanemi do gniazda. Wielka dzierzba ukrywa gniazdo swe bardzo niestarannie, a tak samiec w czasie lęgu jako też samica po wylęgnięciu się piskląt zdradzają się nieraz przez częste, a głośne wrzaski[68]. Podobnie też zdradza się stale pewien gatunek sorka na wyspie Maurycego, skrzecząc głośno, gdy ktoś się do niego zbliża. Niesłusznie zaś byłoby uważać te wadliwości instynktu za nieznaczne dlatego, że dotyczą one głównie stosunku względem człowieka, albowiem gdy znajdujemy instynktową bojaźń względem człowieka, to dlaczegożby i inne także instynkta nie miały się jego tyczyć.
Że struś amerykański większą część jajek swych rozrzuca po ziemi, tak tak że muszą one zginąć koniecznie, o tem już wyżej wspomniałem. Kukułka składa czasami dwa jajka w to samo gniazdo, w skutek czego naturalnie jedno z piskląt musi być wyparte. Wielokrotnie zwracano już uwagę na to, jak często muchy się mylą, składając jajka swe na przedmioty, nie mogące odżywiać ich gąsienic. Pająk[69], któremu zabrano jajka, ukryte w powłoce jedwabnej, chwytał zamiast nich gorączkowo kulki z bawełny; gdy mu jednak pozwolono wybierać, przekładał nad bawełnę jajka swe, a często powtórnie nie chwytał już kulek bawełnianych; widzimy więc tu, jak rozum i rozsądek poprawiają dawny błąd. Małe ptaszki zadosyćczynią nienawiści swej przeciwko ptakom drapieżnym, prześladując jastrzębia i często odwracają przeto jego uwagę; ale często mylą się i prześladują (jak to sam widziałem) jakiegokolwiekbądź innego, zupełnie niewinnego ptaka.
Lisy i inne zwierzęta dzikie zabijają nieraz więcej osobników, służących im jako zdobycz, aniżeli mogą spożyć lub zabrać z sobą; żołna chwyta także o wiele więcej pszczół, aniżeli może zjeść i „robi to bezustannie w ciągu całego dnia”[70]. Królowa pszczół, której Huber przeszkodził składać jajka w komórki pracownic, nie chciała w ogóle więcej składać, lecz wprost pozwalała spadać jajkom, które przez pracownice były pożerane. Niezapłodniona królowa może, jak wiadomo, składać męzkie tylko jajka, a znosi je tak w komórki pracownic, jako też samic — zboczenia w instynkcie, niezbyt dziwne przy takich okolicznościach; lecz „robotnice same zachowują się przytem tak, jak gdyby własny ich instynkt cierpiał w skutek niedoskonałego stanu ich królowej, albowiem karmią te gąsienice męzkie królewskiem jadłem i postępują z niemi zupełnie tak, jak z właściwemi królowemi”[71]. Jeszcze o wiele ciekawsze jest to, że „pracownice trzmieli stale próbują porwać i zjeść jajka, przez własną swoją królowę złożone, a największa zapobiegliwość i baczność matki zaledwie wystarcza, by przeszkodzić temu rozbojowi”[72]. Czyż to dziwne, instynktowe przyzwyczajenie może przynieść trzmielom jakąbądź korzyść?[73]. Czy wobec tak wielkiej ilości instynktów, skierowanych ku wychowaniu i rozmnażaniu potomstwa, powinniśmy przyjąć z Kirbym i Spencem, że to szczególne zboczenie instynktu ma na celu „zachowanie odpowiednich granic dla ilości zaludnienia?” Czyż instynkt, skłaniający samice pająka do zaciekłego rzucania się na samca po dokonanem spółkowaniu i pożerania go, przynosi gatunkowi jakąkolwiekbądź korzyść? Trup małżonka służy w każdym razie samicy za pokarm, a dopóki nie będzie lepszego wyjaśnienia, widzimy tu najwyraźniej zasadę użyteczności, zgadzającą się niewątpliwie z teoryą doboru naturalnego. Boję się, abym nie przytoczył z łatwością nowego jeszcze, długiego spisu przykładów w podobnym rodzaju.

Zakończenie.

W rozdziale niniejszym rozpatrzyliśmy instynkta zwierzęce z tego głównie punktu, czy mogły się one rozwinąć na drodze, przez teoryę naszą wskazanej, lub też, jeśli nawet prostsze powstały w ten sposób, czy inne są tak złożone i dziwne, że musiały stanowić od razu przyrodzoną własność gatunków — co rozumie się, przeczyłoby teoryi naszej. Jeśli uwzględnimy przytoczone powyżej dowody, iż czynności dziedziczne i skłonności rozwinęły się u naszych zwierząt domowych przez dobór powstających samodzielnie właściwości i zboczeń instynktu, jako też przez używanie i przyzwyczajenie oraz po części przez naśladownictwo, jeśli zważymy, że fakta te można porównać z instynktami zwierząt w stanie naturalnym (jakkolwiek pierwsze tak krótkim tylko rozporządzały czasem), oraz że w naturze instynkta ulegają także bezwątpienia pewnym zboczeniom, jeśli zważymy dalej, jak często u blisko spokrewnionych lecz różnych gatunków występują stopniowania złożonych ich instynktów, dowodzące, że możliwe jest osiągnięcie wysoko rozwiniętego instynktu drogą stopniowych przekształceń i w ogóle wskazujące zarazem, według teoryi naszej, drogę, jaką rzeczywiście instynkt rozwinął się, przyjmując naturalnie, że instynkta pokrewne stanowią rozgałęzienia różnych stopni, sięgające wspólnym swym pniem dawnego przodka, w skutek czego każdy gatunek zachował mniej lub więcej wiernie właściwości instynktu różnych swych bezpośrednich rodziców, jeśli rozważymy to wszystko i dodamy jeszcze, że instynkt jest niewątpliwie tak ważny dla zwierzęcia, jak organy jego, znajdujące się w zależności współczynnej i że w walce o byt przy zmienionych okolicznościach nieznaczne zboczenia w instynkcie mogą nieraz przynieść pojedynczym osobnikom wielką korzyść — jeśli to wszystko zważymy, niepodobna będzie stawiać poważnych zarzutów teoryi naszej. Nawet przy najdziwniejszym ze znanych dotąd instynktów, a mianowicie dotyczącym budowania komórek przez pszczołę, widzieliśmy, jak prosta, instynktowa czynność prowadzi do rezultatów, napełniających ducha podziwem.
Prócz tego, zdaje mi się, nasza teorya pochodzenia znajduje bardzo silne poparcie w ogólnym fakcie: że złożoność instynktów w obrębie jednej i tej samej grupy zwierzęcej okazuje nieraz znaczne stopniowania, a także w fakcie, że dwa blisko spokrewnione z sobą gatunki, zamieszkujące nawet dwie bardzo odległe od siebie części świata i znajdujące się w różnych zupełnie warunkach życiowych, posiadają jednak zwykle bardzo wiele wspólnego w instynktach swoich; zjawiska te wyjaśnia teorya moja, gdy tymczasem moglibyśmy tylko powiedzieć, że one istnieją, gdyby instynkt każdy stanowił szczególny „dar” danego gatunku.
Niedokładności także i błędy instynktu nie są wcale z naszego stanowiska zagadkowe; a raczej przeciwnie, byłoby bardzo dziwne, gdyby nie miały być wykryte jeszcze liczne inne, uderzające przykłady tego rodzaju, odpowiadające właśnie naszemu przypuszczeniu, według którego każdy gatunek, nie przekształcający się i w instynktach swych nie doskonalący się, by mógł prowadzić walkę o byt z innemi mieszkańcami swojej okolicy — ulega poprostu losowi tych wielu tysięcy form, który już wymarły.
Nie jest to może zupełnie logiczne, ale wydaje mi się w każdym razie o wiele więcej zadawalniającem, gdy w młodej kukułce, wyrzucającej z gniazda współlokatorów swych, w mrówkach trzymających niewolników, w larwach gąsieniczników, pożerających żywą zdobycz, w kotach, bawiących się z myszą, oraz wydrach i kormoranach, igrających z rybami — nie upatruję przykładów instynktu, którym Stwórca obdarzył każde zwierzę, lecz uważam je jako drobne przejawy jednego ogólnego prawa — prowadzącego do postępu cały świat organiczny — prawa: rozmnażajcie się, zmieniajcie się, silniejsi niechaj żyją, słabsi niech giną!



KONIEC.








  1. Rozprawa niniejsza miała być pierwotnie włączoną do dzieła „O powstawaniu gatunków“ i stanowić część rozdziału, traktującego o instynkcie. Następnie atoli Darwin, obawiając się zbytniego rozszerzenia dzieła swego, zaniechał tego zamiaru. Wręczył on później rękopis ten (jako też niektóre inne, dotyczące psychologii) profesorowi P. J. Romanesowi, upoważniając go do zużycia tego materyału. Jednakże po śmierci znakomitego przyrodnika, Romanes czuł się w obowiązku przedstawić światu w jaknajzupełniejszej formie tę drogą po nim spuściznę i ogłosił też drukiem, po porozumieniu się z rodziną Darwina, większą część rękopisu, o ile stanowiła ona całość jednolitą, w sprawozdaniach „Linean Society“, a później jako dodatek do dzieła swego „Mental Evolution in Animals“ (London, Nov. 1883); pewne mniej powiązane z sobą części rękopisu Darwina, zużył prof. Romanes w tekście dzieła swego. Pragnąc, aby polskie wydanie dzieła Darwina było jaknajzupełniejszem, uważam za stosowne dołączenie niniejszego dodatku.
    Tłómacz.
  2. Gould zauważył to na Malcie, oraz na półkuli południowej w Tasmanii. Bechslein (ptaki pokojowe, 1840; s. 293) powiada, że w Niemczech można odróżnić od siebie wędrowne drozdy od niewędrownych przez żółte zabarwienie stóp ich. Przepiórka południowoafrykańska jest wędrowną, na wyspie zaś Robin, o dwie mile morskie od lądu stałego odległej, osiadłe prowadzi życie (Le Vailant’a podróże I. s. 105), co stwierdza także Dr. Andrew Smith. W Irlandyi przepiórka niedawno dopiero zaczęła przebywać w większej ilości i składać jajka (W. Thompson, hist. nat. Irlandyi; II. s. 70).
  3. Col. Fremont. Report of Exploring Expedition 1845; s. 144.
  4. Patrz D-ra Bachmanna doskonałą rozprawę o tem w Philos. Journ. Sillimana. Vol. 30. p. 81.
  5. W. Thompson napisał o całej tej kwestyi doskonałą i obszerną rozprawę (Nat. His. of Ireland „Birds“, II. 247 — 57), w której rozbiera także przyczynę. Zdaje się nie ulegać wątpliwości (s. 254), że wędrowne i niewędrowne osobniki można od siebie odróżnić. O Szkocyi p. St. Johna „Wild Sports of the Highlands“ 1846.
  6. Dr. Heineken w „Zoological Journal“ vol. V, a dalej E. V. Harcourt „Sketch of Madeira“ 1851.
  7. W. Thompson l. c. vol. III. W wyżej wspomnianej pracy Bachmanna jest też mowa o gęsiach kanadyjskich, które każdej wiosny starały się uciec z niewoli na północ.
  8. Patrz E. P. Thompson, Passions of animals 1851 i odpowiednie uwagi Alisona w artykule „Instinct“, w Cyclopaedia of Anatomy and Physiol.
  9. Wrangel, Podróże. S 146. Zobacz także G. Grey „Expedition to Australia” II. s. 72, gdzie znajduje się ciekawy fakt, dotyczący zdolności w tym kierunku negrów australskich. Dawni misyonarze francuzcy wierzyli powszechnie, że indyanie Północnej Ameryki, szukając drogi, kierują się instynktem.
  10. Większość ptaków, odwiedzających okolicznościowo wyspy Azorskie, tak daleko od Europy oddalone (konsul C. Hunt w Journ. Geogr. Sc. XV, 2), tylko dlatego przylatuje tam zapewne, że podczas wędrówki zbacza przypadkowo z drogi; W. Thompson (Hist. Nat. ptaków angielskich, II) wykazał także, że ptaki północno-amerykańskie, przylatujące okolicznościowo do Irlandyi, w tym czasie przybywają tam, kiedy odbywają wędrówki. Co do łososia patrz: Scope Days of Salmon Fishing s. 47.
  11. Gardeners Chronicle 1852, także Youatt, On Sheep s. 377.
  12. Przytoczone przez Youatta w Veterinary Journal V. 282.
  13. Bourgoannes „Podróże po Hiszpanii“ 1789 vol. 1. 38—54 W Milla „Treatise on Cattle” 1776 znajduje się wyciąg z listu jakiegoś pana z Hiszpanii, z którego skorzystałem. Youatt (On Sheep, s. 153) wskazuje trzy inne podobne fakta. Zauważę jeszcze, że v. Tschudi (Życie zwierząt w Alpach 1856) opowiada, iż bydło corok na wiosnę staje się bardzo niespokojne, słysząc dźwięki wielkiego dzwonu, albowiem wie, że jest to znak „bliskiego wyruszenia“ w góry.
  14. Nie chcę przez to powiedzieć, że drogi wędrujących ptaków oznaczają zawsze położenie dawniej połączonych z sobą obszarów lądu. Może się zdarzyć, że ptak przypadkowo zapędzony do odległej jakiejś okolicy lub wyspy, gdy pozostanie tam przez pewien czas oraz złoży i wylęgnie jajka, w skutek wrodzonego swego instynktu zmuszonym będzie na jesień powędrować napowrót, a w czasie lęgowym znów tu przybyć. Wszelako nie znam faktów, potwierdzających to przypuszczenie; z drugiej zaś strony, co się tyczy wysp Oceanicznych, niezbyt od lądu odległych, ale nigdy nie pozostających z nim w związku, jak tego dowiodę w przyszłości, sprawił na mnie wielkie wrażenie fakt, że pojedyncze ptaki wędrowne tylko bardzo rzadko na wyspach tych spotykałem. E. V. Harcourt, który opracował ornitologię Madery, donosi mi, że wyspa ta nie posiada żadnego takiego ptaka, a to samo stosuje się, jak zapewnia mnie Carew Hunt, do wysp Azorskich, jakkolwiek przypuszcza, że przepiórka przelatująca z wyspy na wyspę, może też opuszczać całą grupę wysp (ołówkiem jest tu dopisane w rękopisie: „Wyspy Kanaryjskie nie posiadają żadnych“). Na wyspach Falklandzkich, o ile wiem, nie odbywa wędrówek żaden ptak lądowy. Poszukiwania moje co do tej kwestyi wykazały, że na wyspie Maurycego i Bourbon, niema także ptaków wędrownych. Colenso zapewnia (Tasmanian Journal II. 227) że kukułka na Nowej Zelandyi (Cuculus lucidus) wędruje, pozostając tylko trzy do czterech miesięcy na wyspie; Nowa Zelandya wszakże jest wyspą tak wielką, że ptak może przelecieć wprost na południe i tam pozostać, a mieszkańcy północni mogą o tem nie wiedzieć. Wyspy Faröer, położone od północnego przylądka Szkocyi na odległości około 180 mil, posiadają rozmaite ptaki wędrowne (Graber, Dziennik 1830); Islandya stanowi, zdaje się, największy wyjątek z tego ogólnego prawa, lecz jest ona tylko... mil od... linii od... 100 sążni odległą. (To ostatnie zdanie jest niewyraźnie dodane ołówkiem).
  15. Zamknięta tu w nawiasie część była w rękopisie lekko przekreślona ołówkiem.
  16. W mojej „Podróży naokoło świata“ podane są szczegóły, dotyczące wysp Falkland i Galapagos. Cada Mosto [Kerra Collection of voyages II) powiada, że na wyspach Zielonego Przylądka gołębie były tak łagodne, że można je było łatwo chwytać To są jedyne większe grupy wysp, wyjąwszy oceaniczne (co do których nie mogłem znaleźć żadnych danych, odnoszących się do dawnego czasu), jakie przy odkryciu były niezaludnione. Thomas Herbert opisuje (w r. 1626) w „Podróżach“ swych łagodność ptaków na wyspie Maurycego, a Du Bois dotyka bardzo szczegółowo przedmiotu tego ze względu na wszystkie wyspy Bourbon. Kapitan Moresby dał mi swój rękopis o poszukiwaniach na wyspie St. Pierre i Providence. na północ od Madagaskaru, gdzie opisuje on niezwykłą łagodność gołębi. To samo mówi kap. Carmichael o ptakach wyspy Tristan d’Acunha.
  17. Le Roy, Lettres philosoph., s 86.
  18. E. P. Thompson, Passion of Animals, s. 29.
  19. Nat. Hist. of Ireland, „Birds“ s. 133.
  20. Philos. Transact. 1773 s. 264.
  21. C. Hewitson, in Magazie of Zool. and Botany, II, s. 311.
  22. Geoff. St. Hilaire, Ann. des Mus. t IX s. 171.
  23. Couch, Illustrations of Instinct, s. 201.
  24. Najdziwniejszy przykład rzeczywistego, zdaje się, udawania śmierci podaje Wrangel (Travels in Sibiria) co do gęsi, udających się na tundry, dla pierzenia się i zupełnie potem niezdolnych do lotu. Powiada on, że udawały one tak po mistrzowsku Śmierć, „sztywnie wyciągnąwszy nogi i szyje, że spokojnie koło nich przeszedłem i wziąłem je za martwe“. Tubylcy jednak nie dają się przez to zwodzić. Czy udawanie to zabezpiecza je także przed lisami, wilkami i t d., które w tundrach żyją czasami, a może ochrania je przed napaścią sokołów i jastrzębiów? W każdym razie fakt ten bardzo jest dziwny. Jaszczurka patagońska (Podróż naokoło świata, s. 111) żyjąca na piasku przy brzegu i podobnie jak ten ostatni nakrapiana, udawała nieżywą, gdy ją przestraszono, wyciągając nogi, spłaszczając ciało i zamykając oczy; jeśli ja dalej prześladowano, zagrzebywała się w piasku. Gdyby zajęczyca była maleńkiem zwierzątkiem i gdyby pochylona w legowisko swem zaniknęła oczy, czy nie powiedzielibyśmy, że udaje nieżywą? Co do owadów patrz Kirby and Spence, Introduction to Entomology, Vol. II. s. 234.
  25. Tu pozostawione jest naumyślnie miejsce w rękopisie, aby później dodać odpowiedni wyraz.
  26. O jerzyku, gatunku C. murarius, patrz Macgillivray’a, British Bird, III, 1840. O gatunku C. pelasgius, patrz doskonałą pracę Peabody o ptakach Messachusetts w Bost. Journ. of Nat. Hist. III. M. E. Robert (Comptes Rendus, przytoczone w Ann. a. Mag. Nat. Hist. VIII; 1842) przekonał się, że gniazda brzegówki (Cotyle raparia) były przylepione do powierzchni krzemionkowych ławic nadbrzeżnych za pomocą żółtej substancyi zwierzęcej, którą wziął za skrzek rybi. Czy też nie zmieszał on tego gatunku z innym? — albowiem zaledwie możemy przypuścić, aby nasza brzegówka miała mieć podobny obyczaj. Gdy jednak obserwacya ta sprawdziła się, byłby to niezmiernie dziwny przykład zmienności instynktu, tem dziwniejszy, iż ptak ten należy do innej podrodziny, aniżeli jerzyk i salangana. Nie przeczę wszelako prawdziwości obserwacji tej, albowiem na podstawie ścisłych badań zapewniano, że i oknówka (Chelidon urbica) zwilża lepką śliną błoto, z którego buduje gniazdo swe.
  27. Varell British Birds I, s. 166.
  28. Alison, artykuł „Instinct“ w Todda: Cyclop. of. Anat. and Physiol. s. 21
  29. Kirby and Spence, Introd. to Entomol. II, s. 519.
  30. Brakuje tu przypadkowo jakiegoś wyrazu w rękopisie.
  31. Co do Norwegii patrz: Mag of Zool. a Bot. 1838 II, 00 do Szkocyi: Rev. J. Hall Travels in Scotland; artykuł „Instinct” w Cyclop. of Anat a Phys. s. 22, 20 do Irlandyi: W. Thompson Nat. Hist. of Ireland II s. 329, co do Koruwalii: Couch Illustr. of Instinct s. 213.
  32. Hearne’go Podróże, s. 380. Przedstawił on najlepszy opis sposobu życia bobra.
  33. L. Jenyns w Linn. Trans. XVI, 166.
  34. Często przytaczany fakt, że zające w miejscach otwartych grzebią nory, o ile mi się zdaje, niedostatecznie jest jeszcze stwierdzony (Ann. of Nat. Hist. V, 862); czy też nie zamieszkują one wprost dawnej nory króliczej?
  35. Zoology of the Voyage of the Beagle, Mammalia, s. 90.
  36. Catalogue of British Hymenoptera 1855, s. 158.
  37. P. Huber in Mèm. Soc. Phys. de Genève X, 33.
  38. Westwood, w Gardeners Chronicie 1852, s. 261.
  39. Bonnet, przytoczono przez Kirbij i Spence, Eutomology II, 480.
  40. Dugès w Ann. d. Sc. Nat. 2 ser. t. VI, 196.
  41. F. Smith w Trans. Ent. Soc. III. n. ser., pt. 3, s. 97 i De Geer, przytocz. przez Kirby i Spence Entom. III. 227.
  42. Dissertation on Nat. Theology I., 117.
  43. W. Thompson powiada, że sam to obserwował i że wiedzą o tem wszyscy strzelcy (Nat Hist. of Ireland II, 65).
  44. Bechstein, Stubenvogel 1840, 323. O różnym śpiewie w różnych okolicach s. 205 i 265.
  45. Blackwall Researches in Zoology 1834, 158.
  46. L. Jenyns, Observ. in Nat. Hist. 1846, 280.
  47. Przytoczone przez Geoff. St. Hilaire w Ann. des Mus. IX. 471.
  48. British Birds III, 591.
  49. Kirby and Spence, Entomol. II, 207. Co do wypadku, o którym mówi Huber, patrz s. 119.
  50. Należy przypuszczać (Macgilivray, Brit. Birds, 500), że niektóre z tych gatunków mogą trawić taki tylko pokarm, który przez inne ptaki został już do pewnego stopnia przetrawiony.
  51. Kirby and Spence, Entomol. II, 510 — 18.
  52. Kirby and Spence, Entomology I, 429 — 435.
  53. Linné w Ammoenitates Academiae II, i Prof. Alison, artykuł „Instinct“ w Todd’a Cyclop. of Anat. and Physiol. s, 15.
  54. Kirby and Spence, Entomology III, 287.
  55. Kirby and Spence, Entomology III, 208 — 11.
  56. J. O. Westwood w Trans. Entomol. Soc. II. 1.
  57. Kirby and Spence, Entomology II, 193.
  58. Blyth w Mag. of Nat. Hist., N. S., vol. II
  59. Bruce Travels V, 187.
  60. Patrz moją „Podróż naokoło Świata” S. 192; co do wiskachy p. s. 142. Niektóre dziwne instynkta przywiązane są do wydzielania ekskrementów u zwierząt np. u konia dzikiego Ameryki Południowej (Azara Podróże 1, 373) u muchy domowej i psa; o wydzielaniu moczu przez Hyrax patrz Livingstona Podróże s. 22.
  61. L. v. Buch, Descript. phys. des Iles Canaries, 1836, s. 423, na zasadzie świadectwa dzielnego specyalisty M. Reinwardta.
  62. L. Lloyd, Scandinavian Adventure 1854, II, s. 77 podaje doskonały opis wędrówek lemingów. Gdy płynąc po jeziorze, spotykają czółno, po jednej stronie włażą na nie, po drugiej zaś złażą znów. Wielkie wędrówki odbyły się w latach 1789, 1807, 1808, 1813 i 1823. W końcu zdaje się, wszystkie osobniki giną. Porównaj artykuł Högströma w Swedish Acts IV, 1703 o wędrownych gronostajach, które weszły w morze, dalej zaś Bachmanna w Mag. of Nat. Hist. N. S. III, 1839, s. 229, o wędrówkach wiewiórek; są one złemi pływakami, a jednak przedostają się przez wielkie rzeki.
  63. Pan Spence wypowiedział w mowie swej na rocznem zebraniu Towarzystwa entomologicznego kilka świetnych uwag o okolicznościowych wędrówkach owadów i wykazał, jak cała ta rzecz trudno wyjaśnić się daje. Por. Kirby and Spence Entomol. II, s. 12 i Weissborna w Mag of Nat. Hist. N. S. 1834 III 516 gdzie znajdują się ciekawe szczegóły co do wędrówek ważek, idących zwykle za biegiem rzek.
  64. W. Scorpe, Art. of Deer Stalking, s. 23.
  65. Corse, w Asiatic Researches III, 272. Fakt ten jest tem dziwniejszy, iż słoń, który uciekł z dołu, wykopanego jako pułapka, wobec wielu naocznych świadków zatrzymał się i towarzyszowi swemu zaczął dopomagać trąbą do wydostania się z dołu (Athenaeum 1840, s. 238). Kap. Sulivan donosi mi, że na wyspach Falkland przyglądał się dłużej niż pół godziny, jak gęś górska (Chloëphaga magellanica) bronioną była przez kaczkę grubogłową (Micropterus cinereus) przed napaścią sokoła — Polyborus Novae Zelandiae. Gęś uciekła do wody, a kaczka popłynęła za nią i broniła jej wciąż silnym dziobem przed nieprzyjacielem; gdy gęś wyszła następnie na brzeg, kaczka pobiegła za nią i wciąż dokoła niej krążyła, a gdy gęś znów do wody weszła, kaczka broniła ją dalej energicznie. A jednak kaczka niema nigdy zwyczaju przyłączania się do tej gęsi, ponieważ pożywienie ich i miejsce pobytu zupełnie są różne. Sądzę zatem, że ze względu na zaciętość, z jaką małe ptaszki prześladują często jastrzębia, słuszniej jest uważać to zachowanie się kaczki jako objaw nienawiści przeciwko sokołowi, niż — przyjaźni względem gęsi.
  66. L. Jenyns, Observ. in Nat. Hist, 1846, s. 100.
  67. Patrz moją „Podróż naokoło świata” s. 95.
  68. Knapp, Journ of a Naturalist, s. 188.
  69. Dugés, Ann. des Sc. Nat, 2 Ser. VI, 196.
  70. Bruce, Travela in Abyssinia V, 179.
  71. Kirby and Spence, Entomol. II, 161.
  72. Ibid. I, 380.
  73. Ibid. I, 280, gdzie wyliczone są też liczne inne owady, pożerające się wzajemnie jako gąsienice lub w stanie dorosłym.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Darwin i tłumaczy: Szymon Dickstein, Józef Nusbaum-Hilarowicz.