Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863/Krucyaty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 |
Podtytuł | Roku 1875 opisana z przydaniem różnych o Ziemi Świętéj szczegółów, i o Synai. |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1876 |
Druk | Wincenty Kornecki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Teraz skréślmy w krótkich rysach wyprawy krzyżowe, które wstrząsły całym światem, były czynem najgorętszéj wiary, i wielkiego poświęcenia się. Miały chwilowe powodzenie, najwyższą potęgę Islamu zwalczyły, i odzyskały grób Pański. Wiek filozoficzny, owoc protestantyzmu, okry! je lekceważeniem, ironiją. Zostały jednak faktem wielkiéj siły, wzbudzają podziw, i uwielbienie. Rycerzy i bohatyrów, miłość dla Chrystusa Pana, Zbawiciela ludzkiego rodu, która dług zaciągnięty Jego śmiercią krzyżową, wypłaciła śmiercią własną!! Wojny krzyżowe pochodzące ze świętéj, wyższéj miłości, zasiały chwałę Bożą w ludzkości całej. Pobudzą ją niemylnie do wskrzeszenia, i wznowienia bohatyrskiego uczucia, które zniszczy dzisiejszy upadek w zmysłowości i chciwości bogactw pogrążonego świata chrześcijańskiego.
Wykład z jednego z ustępów Apokalipsis św. Jana, zrodził trwogę skończenia świata, w 1000 roku ery chrześcijańskiej. Lecz gdy ten czas przeminął, ludy uszczęśliwione z darowanego im życia, okazały swą wdzięczność wznoszeniem świątyń wspaniałych, pielgrzymkami do miejsc uświęconych, relikwijami męczenników Pańskich. Inni udawali się do Jerozolimy; coraz rosły tłumy pielgrzymów, lecz gdy Turcy Ortokidy w r. 1082, opanowali miasto święte, spotykały pielgrzymów największe niebezpieczeństwa, i upokorzenia.
Piotr pustelnik opowiadając o tych nieszczęściach zdołał wzruszyć Francyę, inne państwa chrześcijańskie, i pobudzić zapał i postanowienie wyratowania i wyrwania grobu Zbawiciela z rąk niewiernych. Na koncylijum w Klermont (Clermont) Urban II-gi ogłosił krucyatę; milijony ludzi natychmiast przypięło krzyż czerwony na piersiach, jako święte godło ich przedsiewzięcia. Kościół polecając ich Bożéj opiece przez cały ciąg téj wyprawy, nadał wiele przywilejów.
Przybywała ludność z krajów najodleglejszych. Nie mogąc się zrozumiéć, składali dwa palce na krzyż, jako oznakę, że należą do świętéj wyprawy. Niecierpliwsi, i ubożsi pośpieszyli naprzód bez zapasów, i bez broni. Kobiéty, dzieci, starce, towarzyszyli mężom, synom. Drobne dzieci umieszczano na wozach, ciągnionych wołami; za zbliżeniem się do jakiego zamku lub miasta, zapytywali: „Czy to już Jeruzalem? A wszystkich prowadziło jedno pragnienie, objawione w słowach: „Bóg tak chce!“
Przedni oddział, złożony z 15,000 ludzi, który miał zaledwie ośm koni, otwierał pochód pod przewodnictwem ubogiego szlachcica z Normandyi Gauthier (sans-avoir). Piotr pustelnik prowadził 100,000 ludzi. Inny tłum szedł pod wodzą księdza niemieckiego Gottesschalk. Skierowali swą drogę przez Niemcy. W Węgrzech nie przyjęli do kraju swego wędrowców, i nawet odparli do Tracyi, położywszy trupem wielu z nich. Do Konstantynopola przyszła zmniejszona liczba; cesarz Aleksy chcąc się ich pozbyć, pośpieszył z pomocą do przeprawy ich do Azyi, gdzie prawie wszyscy na polach Nicejskich od szabli Tureckiej polegli. Kości ich posłużyły krzyżowcom w drugiéj krucyacie do oszańcowanja obozu.
Gdy tyle ludu chrześcijańskiego w nieszczęśliwej wyprawie zginęło, w Europie tworzyły się lepiej uorganizowane rycerskie oddziały, pod dowództwem książąt i baronów.
Główniejsi byli z Francyi: Hugo hrabia de Vermandois, brat króla Filipa I., który osobiście nie należał do krucyaty; Raymond de Saint-Gilles hrabia Tuluzy, Robert z Normandyi, brat króla Angielskiego, Stefan hrabia Chartres, Blois, Troyes; Robert z Flandryi; Sterpin hrabia Bourges, i Rotron II hrabia Perche.
Z Włoch Bohemond ks. Tarentu, i siostrzeniec jego Tankred. Z Niemiec Godfryd de Bouillon, ks. niższej Lotaryngii, i bracia jego: Baldwin z Flandryi i Eustachy z Boulogne.
Bohatyr pierwszéj krucyaty Godfryd de Bouillon, pochodził po kądzieli od Karola Wielkiego. Znakomity wojownik, pełen zapału, czystéj wiary, nieustraszony, roztropny, stały, skromny, cnotliwy, nakazywał uszanowanie rycerstwu, które się poddało jego rozkazom; wzbudzał bojaźń, i uwielbienie w nieprzyjaciołach dla potęgi swego ramienia, i dla czynów godnych podziwu. Północni Francuzi, Lotaryńczycy udali się przez Niemcy i Węgry. Godfryd de Bouillon, i dwaj bracia jego na czele Francuzów, z bogatym i potężnym hrabią Tuluzy, przeszli Alpy, Dalmacyą, Sklawonyą, dosięgli Tracyi. Biskup Puy, Adhemar de Monteuil, legat stolicy Apostolskiej, duchowny naczelnik krucyaty, był w wojsku. Książe Normandyi, hrabia de Blois, Flandryi, i Vermandois, połączyli się z Normandami Italii, to jest z księciem Tarentu, i Tankredem, który był najdzielniejszym rycerzem swego czasu. Wszyscy przebyli Adryatyk, Grecye i Macedoniją, i stanęli w Konstantynopolu 1097 roku.
Cesarstwo Greckie coraz bardziéj dążyło do upadku, po oderwaniu się od Kościoła katolickiego. Turcy będąc panami Syryi i Azyi mniejszéj, obozowali prawie pod murami Konstantynopola. Cesarz Aleksis, zbyt słaby dla stawienia im oporu, od wielu lat wzywał pomocy zachodnich chrześcijan. Gdy ujrzał niezliczone tłumy krzyżowców, których do 700,000 liczono, zadrżał na myśl, że mogą zawła dnąć Konstantynopolem. Niektórzy byli tego zdania, aby położyć koniec temu znikczemniałemu państwu. Godfryd sprzeciwił się temu, i zobowiązał się nawet ze wszystkich krajów zawojowanych złożyć hołd cesarzowi greckiemu. Nikt się nie śmiał sprzeciwiać wodzowi. Aleksy dopiéro się uspokoił, gdy ostatni oddział krzyżowców oddalił się do Azyi.
Nicea u wnijścia do półwyspu Azyatyckiego, po upartej walce już miała uledz, gdy Grecy podali myśl muzułmanom, wywieszenia chorągwi Aleksisa; ujrzawszy ich osłonionych sztandarem cesarskim, krzyżowcy odstąpili i udali się do Azyi mniejszej. Na równinach Daryleé (1097) zwyciężyli Turków, lecz cierpiéć i chorować zaczęli w strefie suchéj, gdzie im wszystkiego, wody nawet brakowało. Większa część koni wyginęła, rycerze jechali na osłach i wołach, w jednym dniu pięćset ludzi z pragnienia umarło.
Krzyżowce przez Taurus poszli do Antyochii, łańcuch gór jest zasłoną Syryi północnéj, przedrzéć się przez nie można tylko pewnémi przesmykami, i gdyby Turcy byli z sobą w zgodzie, z łatwością wzbroniliby im przejścia. Tankred, odłączywszy się od głównéj armii, przeszedł Taurus wąwozem Gealek-Bagaz, położonym o szesnaście godzin od Tarsu. Albert d’Aix, nazywa to przejście wrotami Judasza, i mieści je w Dolinie Butrente. Tankred zwrócił się naprzód do Tarsu. Jeden Armeńczyk upewniał o łatwości zdobycia go, albowiem uciemiężona ludność chrześcijańska miała przyłożyć się do poddania miasta, lecz gdy jéj pilnie strzeżono, nie śmiała nic przedsiewziąć, Tankred splądrowawszy okolicę, z ogromnym łupem stanął znowu pod murami miasta, i nastawał na Turków, aby się poddali, groził przyjściem Bohemonda. Jeśli otworzą bramy przyrzekał łaskę. Turcy, ujęci obietnicami Tankreda, poddali miasto, i jego sztandar został wywieszony, jako znak uprzedzający Bohemonda o dokonanėj już zdobyczy. Baldwin de Bouillon zabłąkał się był z wojskiem, w pustyniach Taurus, i po trzech dniach niepewnych marszów, wszedłszy na szczyt góry postrzegł namioty Tankreda, obszedłszy je, zajął Tars. Szlachetny i waleczny Tankred, nie chcąc dawać krzyżowcom gorszącego widoku niezgody, odstąpił Tarsu Baldwinowi, a sam udał się do Adana, już zajętego przez Burgundzkiego rycerza nazwiskiem Gwelfa, który tam znalazł obfitość dostatków, i żywności. Tankred uwiadomiony, że to miasto jest już w ręku chrześcijan, żądał i otrzymał pozwolenie wejścia dla zaopatrzenia się w żywność. Adana, o ośm godzin na wschód Tarsu, było stanowiskiem ważném dla dalszego postępu wojsk krzyżackich. Tankred z Anany poszedł do Mistra, fortecy Tureckiej, dziś Messissé, a w starożytności zwanej Mopsuestia, o sześć godzin od Adany, o trzy od morza, nad brzegiem rzeki Dyhan. Zdobył Aleksandrettę, zwaną dziś Iscanderoum, i wyciął załogę turecką.
Baldwin zajął Turbesel, Ravenel, i Hałab, gdzie go spotkała deputacya armeńska z Orfu. Według kronikarzy, Turbesel, jest zepsuciem nazwy Tel-Becher, położone na prawym brzegu Eufratu, o piętnaście godzin na północ Alepu. Ormijanie porozumiawszy, się tajemnie z Baldwinem, wypedzili Turków z cytadeli i poddali ją księciu Franków. Zamek zaś Hałab jest prawdopodobnie Aintab położony o 25 północ Alepu.
Baldwin z rycerstwem swojém zostawiając Alep, w południowo-wschodniéj stronie, przebył rzekę Chalus (Nahr-Ouonaitz), rzeką Sadjour, która wypływa z gór Aintab, i wpada do Eufratu, między Diarbolos i Tschat; przeprawił się przez Eufrat pod Il-Biré czyli Biredijé, i przybył do Edessy, zwanej dziś Orfu. Do Antyochyi liczą ztąd pięćdziesiąt mil drogi. Kronikarze wspominają także o Samozacie, który Baldwin złotem i podarunkami zdobył. Leży na północo-wschód Orfu, na lewym brzegu Eufratu, dziś zwie się Semizat.
Gdy Tankred zdobywał mieczem, lub puszczał z dymem zamki Cylicyi, a Baldwin zakładał księstwo w Mezopotamii, wielka armija krzyżowców przebywając łańcuch gór Taurus dostała się do Kozar czyli Cocsan, miasta obfitego we wszystko, co konieczne czlowiekowi do życia, mówi Robert mnich. Tenże kronikarz powiada: „że pielgrzymi „
byli tam jak najlepiéj przyjęci przez chrześcijan miejscowych, trzy dni tam się zatrzymywali, każdy zaopatrzył swoje potrzeby, utrudzeni znaleźli spoczynek, zgłodniali pożywienie, spragnieni napój, nadzy odzież. Bóg widocznie, wskazał im to miejsce dla nabrania sił, do zniesienia wielkich cierpień, których późniéj doznać mieli.“ Niegdyś tu na wygnaniu przebywał św. Jan Chryzostom. Najniedostępniejsze gałęzie gór Taurus oddzielają Coison, a Merezii, kronikarze zowią je górami djabelskiémi, przydomek zwykle dawany bezdrożnym górom. Krzyżowce wiele ucierpieli w tém przejściu, gdzie, według naocznego świadka, śladu drogi nie było, a tylko tropy dzikich zwierząt. Zaledwie stopę można było postawić, ściészki wiły się wśród skalistych wąwozów, lub gęstych cierni. Nie można było jechać konno, rycerze szli pieszo, niosąc oręż zawieszony u szyi. Wycieńczeni trudem rzucali broń, aby sobie ulżyć ciężaru. Po tak wielkich cierpieniach, i wysiłkach, weszli do miasta, cała Merezyi ludność była chrześcijańską. Mała garstka Turków zajmujących cytadelę umknęła, za zbliżeniem się krzyżowców. Wojsko chrześcijańskie rozbiło swe namioty, wpośród łąk zielonych, gdzie znalazło dostatek wszelkiej żywności. Tu umarła i pogrzebioną została żona Baldwina, i także Adalrad de Guison, krewny Godfryda. Merezya, dzisiejsza Marasek, leży o dwadzieścia godzin drogi na stronie północno wschodniéj Antyochii.
Oddział jeden rycerzy chrześcijańskich, oddaliwszy się od głównej armii, udał się do Artezyi. Ludność armeńska tego miasta, za zbliżeniem się Krzyżaków podniosła broń przeciw ciemiężcom, a po straszliwej rzezi otworzyła bramy wojownikom; wedle kronikarza Alberta d’Aix przyjęli Krzyżowców z wielką serdecznością. Wkrótce Turcy oblegli chrześcijan w tém mieście, rycerze dzielnie się bronili, muzułmanie odstąpiwszy od oblężenia Artezyi, wszystkiémi siłami bropili mostu na Oroncie, wstępu do Antyochii. Miasto i zameķ Artezya dziś jest w gruzach, na ich miejscu leży wioska zwana Ertezi, o kilka godzin od Alepu.
O cztéry godzin od Antyochii, na rzece Oront, był most, zwany żelaznym. Tedy Krzyżowcy przechodzić musieli do Antyochii. Turcy zajmowali dwie wieże, i cały lewy brzeg okryty był ich oddziałami. Krzyżowce połączeni w wielki korpus, przygotowywali się do boju. Biskup du Puy Adhémar wymownie zachęcał i podnosił ich odwagę. Nazajutrz, o wschodzie słońca wojsko chrześcijańskie w pełném uzbrojeniu wystąpiło. Przednia straż pod wodzą Roberta z Normandyi zbliżyła się do żelaznego mostu, ale nié mogła otworzyć przejścia. Wzmógł się bój zażarty, obie strony dały dowody największéj waleczności, tymczasem nadciągnęła wielka armija chrześcijańska, biskup Adhemar zagrzéwał do boju; „Nie lękajcie się oręża nieprzyjaciela waszego, wołał on przebiegając szyki, bieżcie, przeciw tym psom žarłocznym, dziś Bóg za was walczyć będzie. Krzyżacy okryci hełmami, tarczami, i kirysami, rzuciwszy się na most wyparli nieprzyjaciół. Na ten widok nowy zapał ogarnął chrześcijan, którzy tu i ówdzie walczyli, jedni rzucali się w rzekę, i wpław ją przebywali, drudzy wynalazłszy brody, pomimo strzałów łuczników muzułmańskich, wpadali na brzeg przeciwny.
Bohemond, książe Tarentu, Godfryd, Rajmund, Robert z Normandyi, każdy na czele swego oddziału, opanowywał część brzegów Orontu. Turcy ocalone głowy w bitwach na rączych koniach unosili do Antyochyi. Wojsko, mając wolne przejście, pod dowództwem księcia Tarentu rozpoczęło szturm do miasta, które się poddało za wpływem renegata Armeńczyka. Wtedy Kierbagath, dowódzca wojsk Barkiaroka, sułtana perskiego, do szczętu zniesiony był.
Bertrand, syn Rajmunda został hrabią Tripoli. Wielu książąt i hrabiów znużonych wyprawą, zostawując towarzyszom gorliwszym chwałę zdobycia Jerozolimy, wyruszyli z powrotem do Europy. Wojsko tedy składało się już tylko ze 100,000 wojowników, ale dobrze uzbrojonych.
Pomimo trudów, głodu, i chorób nie zatrzymywali się w pochodzie. Palące słońce Palestyny, prawie ich dziesiątkowało, ale odwaga nie stygła. Ptolemaida, Efraim, Emaus, miejsca pełne świętych pamiątek, oglądały ich z podziwem. Święta chorągiew Zbawiciela zatkniętą została na murach Betleemu, jako znak wyzwolenia dla nieszczęśliwych mieszkańców Jeruzalem.
Miasto święte straciło swą świetność dawną, lecz na cztérech pagórkach miało Golgotę, i kościół Zmartwychwstania, ujrzeli je nakoniec rycerze i bohaterowie. Podobni do owych nieszczęśliwych żeglarzy, skołatanych burzą, którzy na okrzyk: Ziemia! ziemia! wracają do sił, rzuciwszy się na kolana, wznosząc błagalnie dłonie ku Niebu wołali: Jeruzalem! Jeruzalem! Chcieli natychmiast rzucić się do szturmu, ale od parci przez Fatimitów, którzy uprzedzeni o ich przybyciu mieli się na ostrożności, musieli poprzestać na długiém obleżeniu. Zbywało im wszelkich zapasów; wobec Grobu świętego rycerze się wyzuli ze swoich namiętności, a nawet z najgłówniejszych potrzeb życia.
Znosząc najwyższy niedostatek, i walcząc z żywiołami nawet, zdołali wreszcie z różnych ułomków drzewa zbudować wieżę na kołach dla ułatwienia wstępu na mury. Po trzech dniach postu i modlitw, wojsko odbyło procesyą w około murów świętego miasta, niosąc przed sobą, znamię odkupienia, i obrazy świętych Pańskich. Pełni najwyższego oburzenia i boleści, widząc zniewagi wyrządzane przez Saracenów krzyżowi świętemu, zatkniętemu na murze miasta.
Nazajutrz, w piątek 25 czerwca 1099 roku, o trzeciéj godzinie po południu, godzinie, w której skonał Bóg-człowiek, jedną z wież podsuniono ku miasty. W niéj byli Godfryd de Bouillon, i jego wybrańsi wojownicy, spadł most zwodzony, po nim rzucili się na mury krzyżowcy, wpadłszy do miasta pędzili Saracenów, którzy nie wiedzieli gdzie uciekać. Starożytny Syon, po tylu latach jęków, łez, i cierpień, w tym dniu pamiętnym zdobyty, i wyzwolony został. Od 462 lat Jeruzalem było w posiadaniu niewiernych. Po zdobyciu Jerozolimy nastąpiła rzeź okrutna. W zapale krzyżowcy w każdym żydzie, Saracenie widzieli morderców Chrystusa Pana.
Pobożny Godfryd, który w tej rzezi nie brał udziału, napróżno starał się ją powstrzymać, krzyki zwycięzców i zwyciężonych, zagłuszały jego wołania, i czyniły je daremnémi. Gdy się nakoniec zdało chrześcijanom, że dostatecznie się odemścili za mękę Zbawiciela, złożyli broń, i biegli ku świętemu grobowi, obléwali go łzami, jakby chcieli zmyć zniewagi, którémi go splamili niewierni.
Zgromadzono się dla wyboru męża, któryby był godnym strzedz miasta Świętego, być królem jego. Godfryd de Bouillon, pokorny nie stanął w liczbie ubiegających się o zaszczyt ten. Gdy wszystkie głosy były za nim, przyjął tę godność, ale nie pozwolił siebie namaścić, i ukoronować: „Niech mnie Bóg uchowa, mówił, abym miał nosić królewską koronę tam, gdzie król królów Jezus Chrystus, cierniową nosił.“ Godfryd był zawsze godnym tego wyboru, zwycięstwo odniósł pod Askalonem nad armiją kalifa Egiptu Mastali, mądrze wszystkiém kierował i rządził. Nadał królestwu kodeks praw, znany pod imieniem „Assises de Jérusalem“ który jest drogocennym zabytkiem tych wieków. Tankred, dla utrzymania zdobytych krajów, z małą liczbą rycerzy pozostał. Inni wrócili do Europy, jak mówili dla wysłania nowych wojowników.
Godfryd de Bouillon żył tylko rok jeden po zdobyciu Jerozolimy, umarł 18 lipca 1100 roku. Powszechnie go opłakiwano. Pięciodniowy obrzęd pogrzebowy poprzedził złożenie jego zwłok do grobu. Kalwarya, którą wybawił od zniewagi barbarzyńców, była miejscem jego wiecznego spoczynku. Na płycie kamienia grobowego wyryto na wzór grobów greckich, i rzymskich, te słowa pełne tkliwéj prostoty:
Tu spoczywa
Znakomity książe Godfryd de Bouillon,
Który dla wiary chrześcijańkiéj
Zdobył tę ziemię.
Niech dusza jego króluje z Jezusem Chrystusem.
W ciągu krótkiego panowania wielkiego męża, Tankred zdobył kilka miast nad Jeziorem Genezareth, czyli morzem Tyberyady. W téj wyprawie broniąc Godfred Tankreda przeciw sułtanowi Damaszku, zachorował w Jaffie, i umarł w chwili, gdy zamyślał o podbiciu całéj Palestyny.
Trzy zakony rycerskie założono podczas pierwszéj krucyaty, dla pielęgnowania chorych, i obrony miejsc świętych przeciw napadom muzułmanów. Szpitalnicy, Johanici, przybrali nazwę rycerzy św. Jana Jerozolimskiego, potém przenieśli się do wyspy Rhodus, nakoniec do Malty. Nosili habity czarne, z ośmiokątnym krzyżem białym. Założycielem ich był Gerard de Martignes w roku 1080, a piérwszym mistrzem wielkim, Rajmund du Puy.
Templaryusze noszący płaszcze białe z krzyżem czerwonym, byli założeni przez Hugona de Payens, hrabiego Szampanii 1118 roku. Ich zakon zniesiono we dwieście lat późniéj.
Nakoniec rycerze Teutońscy. Nosili płaszcze białe z krzyżem o srebrzystéj obwódce. Po wyjściu z Ziemi świętéj zamieszkali w części Zachodniéj Prus. Henryk Walpot był ich piérwszym wielkim mistrzem 1190.
Te trzy zakony były wielką pomocą dla królestwa Jerozolimskiego, którego granice nie rozciągały się daleko, zajmowały bowiem Jerozolimę, Jaffe, dwadzieścia miast, i tyleż wsi okolicznych. Muzułmanie posiadali wiele niezdobytych zamków, rolnicy przeto, kupcy, i pielgrzymi ciągle naraženi byli na ich napady.
Waleczne ramiona Godfryda, dwóch Baldwinów, brata, i jego krewnego, zwyciężały Muzułmanów. Państwo Jerozolimskie siłą, poświęceniem się chrześcijańskich rycerzy było niemal tak obszérne, jak królestwo Judzkie, i Izraelskie, ale nie ludne. Po zajęciu miast nadmorskich: Laodicei, Trypoli, Tyru, i Ascalonu, do czego przyłożyły się floty Wenecyi, Genui, i Pizy, a nawet Flandryi, i Norwegii, chrześcijanie posiadali całe wybrzeże od Scandaroun, aż do granic Egiptu. Książe Antyochyi nie uznawał zwierzchnictwa króla Jerozolimskiego, ale hrabiowie Edessy i Tripoli uznali się być jego hołdownikami. Z czasem łacinnicy posunęli swe podboje aż po granice Eufratu, mahometanie posiadali już tylko cztéry miasta: Stemus, Stamah, Alep, i Damaszek z dawnych zdobyczy. Prawa, język, obyczaje przywileje narodu francuskiego, i obrządek Kościoła łacińskiego, zostały przyjęte w tych wszystkich krajach i osadach.
Klimat azyatycki wpływał na miękkość i utracenie hartu rycerskiego. Przybycie nowych krzyżowców było nie pewne, nié można było na nie liczyć, liczba wasali na służbie wojennej dochodziła do 600 rycerzy, którzy mogli jeszcze zebrać do 200, pod chorągwią hrabiego Tripoli. Każdy rycerz miał przy sobie czterech łuczników konnych. Miasta dostarczały 5075 piechoty, cała siła zbrojna królestwa nie przenosiła 10,000 ludzi. Słaba to była obrona naprzeciw niezliczonego wojska Turków i Saracenów. Całe bezpieczeństwo i obrona polegały na szpitalnikach św. Jana. Kwiat szlachty spieszył do noszenia krzyża i wyrzeczenia ślubów zakonów wojennych.
Coraz smutniejsze położenie rzeczy na Wschodzie powoływało książąt chrześcijańskich do Palestyny. Za panowania Baldwina I, następcy Godfryda, dawniejsze wojsko chrześcijańskie, i oddziały, które się do niego później przyłączyły, wyginęły pod Rama, gdzie według słów starodawnego pisarza, zostały starte jak słoma, gdzie także sławny Bohemond, książe Antyochyi, dostał się do niewoli.
Śmierć sultana Jeonium, najsroższego prześladowcy chrześcijan, dała im nieco wytchnąć. Powstały po jego zgonie zatargi między sekciarzami Atabek i Izmaelitami, czyli Asanidami, którzy rozszarpawszy obszérne jego państwo, niszczyli wszystko ogniem, i mieczem.
Krzyżowcy umieli korzystać z téj wojny domowéj swych nieprzyjaciół. Baldwin I zdobył na muzułmanach Ptolomaidę, dziś St-Jean-d’Acre, i kilka innych miast, lecz powracając z Egiptu, gdzie też opanował Pharamia, ciężko zachorowal, i umarł roku 1118.
Baldwin-du Bourg, następca jego, oddawszy Josselinowi de Courtenay jako lenność państwa, obległ i zdobył Tyr i kilka mniéj znacznych miast muzułmańskich i tém utwierdził nieco panowanie chrześcijan. Alep, i Damaszek zostawały w ręku niewiernych, ale i te miasta leżały wśród posiadłości chrześcijańskich, Emad, Eddin, Zenghi. Sułtan Mosoula zdobył Edessę w 1144, którą odzyskali chrześcijanie, a syn jego Nour-Eddin, sławny odwagą i walecznością to miasto odebrał Josselinowi roku 1149, obróciwszy je w perzynę, rozproszył chrześcijan. Wtedy piorun uderzył w kobcioły Syońskie, i w kościół grobu Pańskiego.
Chrześcijanie zaczęli wołać o pomoc i wsparcie do swych braci Zachodu, ci jedynie tylko z téj toni mogli ich wyratować.
Eugenijusz III, papiéż rozkazał ogłosić nową krucyatę, i wezwał do tego dawnego swego mistrza świętego Bernarda, który urodzony w Wyższéj-Burgundyi, wychowany w klasztorze Citeaux, założył opactwo w Clervaux, w Szampanii. Pomimo zamiłowania w życiu ustronném, i wątłych sił, które mu się zaledwie pozwalały utrzymać na nogach, poświęcił się tak trudnemu dziełu. Miłość Boga zapalała jego wymowę, nikt jéj oprzéć się nié mógł, gdy na zgromadzeniu w Vezélai w Burgundyi malował cierpienia Chrześcijan na Wschodzie, i niebezpieczeństwo utracenia na nowo grobu Chrystusa Pana.
Ludwik VII, pomimo przeciwnego zdania swego ministra opata Suger, na wezwanie św. Bernarda, przyjął krzyż; Eleonora z Gujenny, żona jego, i przedniejsi panowie królestwa towarzyszyli mu. Święty Bernard ozdobił ich piersi krzyżem, przy wołaniach Indu: Bóg tak chce! a gdy krzyżów zabrakło, darł swą odzież, i rozdawał. Lud tłumnie cisnął się do nóg jego, aby otrzymać błogosławieństwo, usłyszéć słowa jego, i wziąć krzyż.
Święty Bernard, skłoniwszy Ludwika VII, zwanego młodym w roku 1146, udał się do Spiry, tam wyniową swa tak zapalił umysły, że cesarz Konrad III, książe Gwelf, i wielka liczba panów, przyjęła krzyż z rąk świętego męża. Papiéż gorliwie wspiérał przygotowania do krucyaty, krzyżowcom oddawać w zastaw swe posiadłości lenne, i czerpać z dochodów duchowieństwa na koszta wyprawy pozwolił, potwierdził przywileje nadane przez Urbana II.
Wojska 300,000 udało się do Palestyny. Cesarz Konrad, którego żona była córką cesarza greckiego Jana Komnena, zmarłego 1138 roku, przybył piérwszy do Konstantynopola, spodziewając się znaleźć życzliwą pomoc u swego szwagra Manuela cesarza, lecz jego nadzieje zawiedzione zostały. Manuel, który na Turkach, korzystając z obecnych okoliczności, wymógł pokój, nie potrzebując pomocy krzyżowców, przeszkadzał im, ile tylko mógł w ich pobożném przedsiewzięciu, i prawie zmusił Konrada do opuszczenia Konstantynopola, nie doczekawszy się przybycia Ludwika VII.
Cała droga krzyżowców, przez kraje cesarstwa Greckiego, była szeregiem podstępów, przykrości, i szkód nieobliczonych.
Historyk Nicetas powiada: „że miasta greckie, które za piéniądze zobowiązały się dostarczać żywności krzyżowcom, mieszały wapno do mąki. Wszędzie za rozkazem cesarza Manuela szkodzono. Na wszystkie nadużycia cesarz zezwalał, i popiérał, chcąc na zawsze odstręczyć chrześcijan Zachodu od cesarstwa Greckiego.“ W dniach dopiero ostatecznego upadku poznał Konstantynopol, że wszczepiona tak głęboko w serca zazdrość i nienawiść, wydała zgubne owoce.
Ludwik VII, powierzywszy rządy państwa opatowi Suger, udał się na wyprawę z zamiarem złączenia się z Konradem. Za przybyciem jego do Konstantynopola, Manuel wyléwał się z z zapewnieniem przyjaźni, przyrzekał pomoc; gdy łudził fałszywémi oznakami życzliwości, tym czasem wojska Konrada zostały pobite przez Turków, uprzedzanych tajemnie o wszystkich obrotach krzyżowców. Częstokroć sami Grecy czynili zasadzki, i mordowali Niemców, a tych, których doścignąć nié mogli, gubili zatrutą żywnością.
Odan de Deuil, Ludwika VII kapelan, opisał nieszczęścia cesarza Konrada. Wojska niemieckie, oszukane przez greckich przewodników, mając żywności na dni ośm, do Jeonijum dojść mieli w ciągu tygodnia. Po ośmiudniowym pochodzie, zamiast stanąć w bogatéj i żyznéj prowincyi, znaleźli się wśród gór i skał dzikich, bezdrożnych, i po trzech dniach jeszcze najuciążliwszéj drogi, wojsko cesarskie było zaskoczoném przez niezmierne tłumy Turków. W téj ostateczności, cofnęli się do Nicei. Wielodniowy odwrót był złaczony ze straszliwémi klęskami, cesarz Konrad ranny dwukrotnie; krzyżowcy, którzy uniknęli miecza Turków i głodu, w ostateczném wyniszczeniu do Nicei przybyli. Przeszło 30,000 wyginęło w powrocie do Konstantynopola.
Król francuski pośpieszył na przeciw cesarza, i obaj opłakiwali smutny los krucyaty niemieckiéj. Konrad, nauczony własném nieszczęściem, radził Ludwikowi nie narażać się na niebezpieczeństwo przebywania w Azyi mniejszéj, ale iść chociaż drogą dłuższą, brzegami morza. Odan de Deuil wspomina o trzech drogach, prowadzących z Nikomedyi do Antyochyi. Piérwszą można dostać się we trzy tygognie, we dwanaście dni do Jeonijum, a w pięć dosięgano granic posiadłości francuskich. Druga droga, nazwana środkową, najpewniejsza, ale najuboższa i najdłuższa. Trzecia wiodła brzegami morza, postępowało nią wojsko francuskie. Miała wielkie trudności z powodu najeżonych brzegów skałami, potoków i rzek.
Wojska francuskie w dwóch oddziałach szły z Nicei do Demetryi, położonéj nad brzegami Propontydy; piérwszy prostą drogą przybył do Demetryi, po jednodniowym pochodzie, drugi, w którym był Ludwik, nadciągnął po trzech dniach dopiéro, zabłąkawszy się w wąwozach gór. Nazwisko Demetryi znikło dziś z karty geograficznéj. Odon de Deuil opisując tę drogą mówi: Wojsko spotykało wiele miast w zwaliskach, które niegdyś były obronne. Krzyżowcy przechodząc koło Pergamu, i Smyrny, zatrzymali się w Efezie, przebywszy wielką płaszczyznę Baudya, przeciętą wielą strumieniami. Ówcześni pisarze nic nie mówią, w jakim stanie wtedy było starożytne miasto Efez. Były tam mieszkania, i kościoły Greków.
W Efezie Ludwik VII przyjął kilka poselstw, od cesarza greckiego, który zawiadamiał o zbliżeniu się wojsk vieprzyjacielskich, i zachęcał cofnąć się do zamków obronnych; groził potém zemstą Greków za zgwałcenie ich terytoryum. Konrad, który do Efezu towarzyszył królowi, wrócił do Konstantynopola dla przepędzenia zimy. Armija francuska stanęła obozem w dolinie Ouadi-Techi-Kalassi, którą Odon de Deuil zowie Decervion, i tu obchodzono święto Bożego Narodzenia. W téj dolinie, wojsko Ludwika VII po raz pierwszy ujrzało Turków, którzy chcieli im odbić pasące się konie, lecz rycerze za piérwszém spotkaniem odparli ich, a jak mówi Odon de Deuil „przynieśli wesoło ich głowy.“ Dészcze ustawiczne zaléwając doling zmusiły króla do przyśpieszenia wyjścia do Laodicei.
Odnieśli krzyżowcy, pod Ludwikiem VII, nad brzegami Meandru najsławniejsze zwycięstwo. Opuściwszy dolinę Ouadi-Techi-Kalassi, krzyżowcy przechodzili około starożytnego Tyrseum, zwanego dziś Tyras. Idąc ku Wschodowi przeszli pasmo gör zwanych Keslenous-dagh, w bliskości jak się zdaje Gazel-Hissar, wstąpili w dolinę Meandra. Oba brzegi téj rzeki zajęte były przez Turków. Jedne ich oddziały zajmywały góry sąsiednie, inne były rozstawione w dolinie. Ludwik VII we środku umieścił tabor z bagażami i chorymi, na czele zaś i po obu bokach piechote, wspiéraną przez najdzielniejsze rycerstwo. Zwolna się posuwal, trzymając się zawsze odpornie. Nieustannie niepokojony przez Turków, postanowił wydać bitwę stanowczą, i przejść w bród rzekę, bronioną przez nieprzyjaciela. Zaledwie kilku rycerzy, przebywszy rzekę, wyszło na brzeg przeciwny, popłoch ogarnął całą armiją muzułmańską. Zewsząd wtedy na nich uderzono, oba brzegi usłane zostały trupami; król rzucił się ku napadającym go z tyłu, i gromiąc ich zapędził w wąwozy gór. Ci, co uszli przed mieczem krzyżowców, uciekli ku miasteczku Antyochecie, zajętéj natenczas przez Greków, położonej w bliskości miejsca, gdzie Francuzi przeszli Meander. Pomimo chmury strzał Saraceńskich, armija chrześcijańska nie utraciła ani jednego człowieka, tylko Milon de Nogent, przebywając rzekę, utonął. Tradycya podaje, że w téj pamiętnej bitwie, prawie cudownéj dla chrześcijan, widziano rycerza w szatach białych, który w chwili przejścia rzeki, piérwszy wypuścił strzałę na nieprzyjaciela. Ludwik VII nie szedł przez Antyochette udając się do Laodicei, lecz południowym brzegiem Meandru kierował się ku stronie wschodniéj. Góra Cadmus, po turecku Baba-Dagh, panuje nad równiną, którą przechodziło rycerstwo Ludwika VII. Od rzeki przebytej do Laodicei, liczono mil trzynaście. Kronikarze francuscy nazywają Laodicee Laliche, zbudowaną na dwóch pagórkach, pomiędzy którémi Lycus przepływa.
Wojsko Ludwika przeszło tylko Laodiceę, opuszczoną przez mieszkańców, i udało się do Satalyi, stroną południową. W tym kierunku rozciąga się łańcuch gór, zwanych przez Turków Baba-Dagh, zajmują długą przestrzeń, i przedstawiają widok straszliwy. Wąwozy skaliste są na drodze do Satalyi. Na prawo wznoszą się ogromne skały wapienne, jakby długie i wysokie mury, na lewo w niezmiernych przepaściach zwalone odłamy wierzchołków gór skalistych. Między sznurem skał a przepaścią, wije się ścieżka po pochyłościach, którą przechodzą karawany. Wydeptały ją muły swém regularném stąpaniem. Potrzeba nogę krok w krok w te ślady zagłębiać, tylko muły bezpiecznie iść mogą, jeżeli się zdarzy gdzieindziéj jak w ślady ich postawić stopę, niezawodnie w przepaść zwalić się trzeba.
Przyszedłszy do tych miejsc straszliwych, Ludwik VII posłał naprzód Godfryda de Rouen i hrabiego de Maurienne.
Postanowiono, aby nazajutrz wojsko przeszło te wąwozy, a przednia straż miała oczekiwać na górze. Król przewidywał, że spotka Turków w wąwozach, dla tego chciał, aby oba oddziały znajdowały się razem, albo przynajmniej blisko siebie. Ale przednia straż zapominając rozkazów królewskich, przebywszy wąwóz rozbiła namioty po drugiéj stronie gór, a tak Ludwik VII pozostał sam ze swym orszakiem dla obrony pielgrzymów, i bagaży wojskowych. Turcy skorzystali z rozdziału dwóch korpusów, aby napaść na wojsko chrześcijańskie ze wszystkich stron, w chwili, gdy walczyć będzie z trudnościami przeprawy. „Tłum i ścisk wzrastał w jednym punkcie (mówi Odon de Deuil), pielgrzymi tłoczyli się jedni na drugich, stali jakby przykuci do miejsc; obładowane muły spadając ze skał, pociągały za sobą na dno przepaści wszystko, co było na drodze, same nawet skały waliły się i czyniły spustoszenie; pielgrzymi, co się rozbiegli dla wyszukania jakich ścieżek, albo sami, albo pociągnieni przez innych spadali. Grecy i Turcy ciągle z zasadzek wypuszczali strzały ze strasznym łoskotem. Konie, muły, i ludzie spadali w przepaść.“
Ludwik z niezrównaném, uwielbienia godném poświęceniem się, zapominając o własném życiu, rzucił się w środek nieprzyjacielskiego wojska, stokroć liczniejszego. Cały orszak królewski zginął. Rycerze spieszeni, okryci zbroja, tonęli w szeregach nieprzyjaciół jak w morzu. Ludwik, chwytając się gałęzi drzew, stanął na wysokiej skale. Strzały tureckie nadaremnie usiłowały przebić jego hartowną zbroję, jakby w obronnéj wieży zmiatał głowy tych, którzy się do niego zbliżali. Odon de Deuil przerywa opowiadanie o tym dniu nieszczęsnym łzami i łkaniem. Pióro wypada z drżącej ręki, dusza jego rozdarta, albowiem tu wyginął najpiękniejszy kwiat Francyi.“
W nocy przednia straż połączyła się z królem. Nieprzyjaciele podobni dzikim bestyom, które zakosztowawszy krwi, stają się jeszcze okrutniejsze, bezprzestannie napadali na krzyżowców. Aby nadać więcéj porządku i jedności w obronie, dowództwo wojska powierzył król Templaryuszom. Wyszedłszy z gór Baba-Dagh, weszło wojeko na równinę, przeciętą dwoma rzekami, w odległości od siebie na milę, a otoczoną głębokiémi i trudnémi do przebycia bagnami. Nie dochodząc do drugiéj rzeki, krzyżowcy musieli przechodzić między dwoma wysokiémi skałami, jedna z nich zajętą była przez rycerzy chrześcijańskich, a druga przez Turków. Ci, mówi kronikarz: deptali swe turbany nogami, chcąc przez to pokazać, że raczéj dadzą się zgnieść, a nie opuszczą swego stanowiska, lecz oddział piechoty spędził ich z owéj wyżyny, i wkrótce rycerze ścigając uciekających, okryli trupami sąsiednie bagna dwóch rzek.
Od gór Baba-Dagh do Satalii jest blisko mil pięćdziesięciu, droga przechodzi krajem górzystym, pustym, jałowym, i nieprzyjaciel ciągle niepokoił. Stoczyli cztéry bitwy, i cztéry odnieśli zwycięztwa. Te miejsca po dziś dzień zachowały pierwotną dzikość. Przejście Ludwika VII jest największym wypadkiem téj pustyni.
Wojsko francuskie w Satalii znalazło żywność obfitą, i przepędziło dzień uroczysty N. M. Panny Gromnicznej, jak w dolinach Efezu dzień Bożego Narodzenia. Między dwoma uroczystościami ileż dokonano walecznych czynów, i doznano klęsk i nieszczęść. W Satalii, Ludwik VII wsiadł na okręt, i po trzytygodniowéj żegludze, przybył do Antyochii. Pielgrzymi nie mogli przybyć lądem do Tarsu, wiarołomny rządca Satalii odmówił eskorty, i wymarli z głodu pod murami miasta. Oddział 10,000 młodszych i silniejszych pielgrzymów rycerzy nie chcąc marnie ginąć, uformował się w dwa oddziały i jak mógł uzbroił. Poszli szukać chwalebnej śmierci w walce z poganami, napadnięci i otoczeni między dwoma rzekami Cestrus i Eurimedon, nie mogąc téj ostatniej wpław przebyć, jedni zginęli w jéj nurtach, drudzy pod tureckim mieczem. Dawniejsza Satalija jest dziś Antalyach czyli Andaliah.
Ludwik VII przybywszy do Antyochii, nie myślał już o dalszej wojnie, lecz o spełnieniu ślubu pielgrzyma, zapragnął pomodlić się na świętym Grobie, i zakończyć jak najprędzéj tę nieszczęsną wyprawę; chciał jednak choć raz dobyć miecz w Ziemi świętej. Postanowił zdobyć Damaszek, który jest u Muzułmanów jedném z miast świętych, perłą Wschodu. Otoczony przepysznémi ogrodami drzew, jak się na Wschodzie wyrażają o złotych owocach, i roskosznym smaku, które skrapiają liczne odnogi rzeki Barradi, lasami cedrowémi, jest stolicą pustyni, i Syryi przedmurzem. Kto je ma w ręku rozsiéwa postrach na nieprzyjaciół. Początki były dla krzyżowców pomyślne, zajęto już ogrody, lecz książęta chrześcijańscy wszczęli między sobą sprzeczkę o posiadanie miasta, i dali czas Muzułmanom do zgromadzenia sił większych.
Nour-Eddin syn i następca Emad-Eddin-Zenglii, Sułtana Alepu, zdobył Damaszek na Sułtanie Syryi, pod pozorem, że ten porozumiewał się z chrześcijanami. Wkrótce potém zagarnął całą krainę do niego należącą i przyłączył do swych ogromnych posiadłości.
W nieporozumienia zaszłe między Sułtanem Egipskim Adhedem, i Amorym, królem Jerozolimskim wmieszał się Nour-Eddin, strącił z tronu Adheda, ostatniego z Fatimitów, wkrótce umarł niespodzianie, zostawiając jedynastoletniego syna. Naczelny wódz wojsk jego, który w wielu bitwach się odznaczył, Saladyn, syn Ayouba po śmierci Nour-Eddina zagarnął wszystkie posiadłości jego, zostawiając synowi Kalifa, Malekel-Selahowi jedynie Alep, lecz gdy ten w młodym wieku umarł, i tę małą cząstkę do swego państwa wcielił, był głową potężnego rodu Ayoubitów 1173 roku.
Roku 1173 po śmierci Baldwina III, króla jerozolimskiego, berło przeszło w ręce brata jego Amorego, człowieka wielkich przymiotów, który je piastował czas krótki, ale z chwałą. Następcy jego Baldwin IV i V osłabili państwo zniewieściałością i nierządem, które istniało tém tylko, że byli z sobą w niezgodzie książęta muzułmańscy. Nakoniec w 1186 Guy de Lusignan, który pojął za żonę Sybillę, siostrę Baldwina IV, a Matkę Baldwina V, podstępnie osiadł na tronie pasierba.
Saladyn wkroczył do Galilei, bronionej przez pięciuset Templaryuszów i Johanitów, którzy jak najwaleczniéj się broniąc wyginęli pod ciosami muzułmanów. Wielki mistrz Templaryszów Renaud de Chatillon i dwóch innych rycerzy, wyszło z téj rzezi, lecz później głowa tego szlachetnego de Chatillon padła u stóp dzikiego zwycięzcy.
W grożącém niebezpieczeństwie połączyli się Raymund hrabia Tripoli, z Guy de Lusignan dla wspólnéj obrony. W bitwie pod Tyberyadą rycerstwo chrześcijańskie nieustraszenie walczyło, dało dowody bohatyrskiego męstwa, a Saladyn niezrównanego okrucieństwa. Po tej nieszczęśliwéj przegranéj bitwie roku 1187, poddały się Saint-Jean d’Acre i Jerozolima. Guy de Lusignan dostał się w ręce nieprzyjaciół z towarzyszami broni. Saladyn wrócił tym bohatérom wolność, dla tego właśnie, że w żadne układy z nim wchodzić nie chcieli. Mężczyznom kazano zapłacić od głowy dziesięć sztuk złota, kobiétom po pięć, a za dzieci po dwie, ci wszyscy mogli się udać do Tyru lub Tripoli, nie mogących zaś złożyć okupu, których liczba wynosiła do trzech tysięcy, Saladyn dał dowód szlachetności wtedy i umiarkowania, zupełnie uwolnił.
„Zaléwali się wszyscy łzami gdy przyszło opuszczać „Jerozolimę,[1] Sułtan kazał przy drodze ustawić tron swój, aby widziéć idących na wygnanie chrześcijan. Patryarcha szedł na czele, unosząc z sobą naczynia święte, i ozdoby kościoła Grobu Pańskiego, za nim postępowała królowa Sybilla, otoczona orszakiem kobiét z drobną dziatwą na ręku, a za niémi waleczni rycerze, dźwigając na ramionach zamiast bogactw i kosztowności, starych swych rodziców, osłabionych wiekiem, chorobą.“
Któżby się nie wzruszył na widok tego męztwa, i takiéj cnoty?... Saladyn nie lękając się już tych mężów walecznych, podziwiał ich, dozwolił nawet rycerzom szpitalnym pozostać w mieście dla pilnowania rannych, i opieki nad tymi, którzy iść nie mogli za współbraćmi.
Rozpaczliwe wołania chrześcijan w Azyi doszły nareszcie do Europy. Wzięcie Jerozolimy przez Saladyna okryło ją żałobą i sromem. Urban III nie przeżył téj boleści. Następca jego Grzegorz VIII, a później Klemens III powoływali znowu chrześcijan do nowych walk, i nowa krucyata została ogłoszoną.
Wojownicy Zachodu wyszli pod wodzą, Arcybiskupa Wilhelma Tyru, historyka téj epoki; zdołał on nakłonić do téj wyprawy królów Filipa Augusta, francuskiego, i Henryka II angielskiego, będących z sobą w ciągłych zatargach i niezgodzie. Na jego słowa pełne boleści i zaklęć, znowu okrzyki: „Bóg tego chce! krzyż! krzyż!“ zabrzmiały do koła, i poczęto się zbroić do Palestyny.
Lud się gromadził, ale brak był wielki piéniędzy. Wtedy postanowiono dla pokrycia kosztów wyprawy nowy podatek nazwany dziesięciny Saladyna (dime Saladine). Zapał był szczéry, każdy ochotnie daninę składał, żydzi chcieli się uchylić od niéj, lecz król francuski Filip kazał otoczyć wojskiem ich synagogi, i nie wypuścić aż złożą 5,000 marek srebra.
Wyprawa została opóźnioną z powodu nowych nieporozumień między dwoma królami. Śmierć Henryka II, króla angielskiego 1189 r. położyła im koniec. Następca jego Ryszard Lwie-serce, zawarł z Filipem pokój, i krzyżowcy wyruszyli w drogę. Udano się morzem, zachowując najściślejszą karność, przez ciąg całéj krucyaty, „aby Bóg nie opuścił swych sług i czcicieli.“
Fryderyk Rudobrody był już w Palestynie. Przyjął także krżyż z rąk Wilhelma z Tyru, i poprowadził ze swym synem Fryderykiem Szwabskim kwiat rycerstwa niemieckiego. Wyborowe wojsko jego ze stu tysięcy ludzi, równie jak i wódz odznaczało się odwagą i życiem wzorowém.
Fryderyk przybywszy do Konstantynopola, zastał państwo zakłócone rewolucyami, i mordami ubiegających się o tron Aleksisa II Komnena, krewnego jego Andronika, i Izaaka wnuka Aleksisa w dalszéj linii, który zjednawszy lud, wstąpił na tron 1185 roku. Wiarołomny i nikczemny jak wszyscy Komnenowie, zastawiał sidła na cesarza niemieckiego. Fryderyk zmusił go do neutralności i upokorzenia się, nazywać go musiał najwaleczniejszym cesarzem niemieckim. Przeszedł Fryderyk Dardanele; piérwsze miejsce, które kronikarze wymieniają w pochodzie jego, było jezioro słone. Jezioro słone leży o szesnaście mil od Laodycei, wśród pustyni, na której nie rosną ani drzewa, ani trawa. Brzegi jego podobne są brzegom Martwego morza, ma łożysko bielejące się z soli, którą jego wody bezustannie wyrzucają, w języku tureckim się zowie Adjeghial. Długie siedm mil, szérokie półtory. Tu wojsko niemieckie spotkało Turkomanów z licznémi trzodami, i dało dowód umiarkowania, nic nie zabiérając.
Od jeziora słonego wojsko zwróciło się ku Philomelium, zwane przez kronikarza Ansberta, Vilimil. Przebyli tę przestrzeń w dniach dwudziestu, przenosząc wiele złego (mala a seculis inaudita), dla braku żywności, najgorszych dróg, i nacisku nieprzyjaciela, którego ciągle trzeba było odpiérać. Trudno skréślić ślady drogi krzyżowców niemieckich.
Przewodnicy Grecy, lub więźniowie tureccy błędnie im je wskazywali. Philomelyum w tureckiéj nazwie jest to Ilguin, i od Jeonijum leży od ośmiu do dziesięciu godzin.
Dziesięć tysięcy Muzułmanów napadło na obóz chrześcijański, w pobliżu Philomelyum, krzyżowcy walecznie ich odparli. Wyszedłszy z Philomelyum, wycierpieli najsroższego głodu okropności. Widziano najwznioślejsze przykłady najtkliwszej pobożności: „Biédni pielgrzymi, mówi Ansbert, „przygnębieni głodem i chorobą, ledwie przy życiu, i czując, że już nie zdążą za wojskiem, kładli się krzyżem na ziemi, powtarzając w głos Credo i modlitwę Pańską, i oczekując co chwila śmierci w imię Zbawiciela. Jeszcze byliśmy niedaleko od nich, nieprzyjaciel idąc za nami, ścinał ich, przysparzając liczbę męczenników Chrystusowi.“
Bitwa nazajutrz Zielonych świąt, w której 300,000 wojska muzułmańskiego rozbito, miała miejsce na drodze z Ilguin do Konieh, o siedm mil drogi do tego miasta. Tam schroniła się rozbita armija sultana. Muzułmanin, który służył za przewodnika Niemcom, zaprowadził ich w puste i bezdrożne miejsca; w braku wody pili krew zwiérząt, wysysali listki trawy, a woda stęchłego bagna smakowała jak nektar.
Naoczny świadek wyprawy Fryderyka uważa to zwycięstwo, jako wydarzenie najgodniejsze pamięci potomnych. Za przyjściem do Jeonijum, znaleziono obfitość wielką, żywności, i więcéj niż sto tysięcy mark srebra, i złota. Tu wojska mogły wygodnie wypocząć, a potém udały się do Laranda, dziś Karaman, znalazły po drodze jezioro słodkiéj wody, i przeszły przez miasteczko Pirgas. Odległość od Jeonijum do Larandy jest trzydzieści pięć mil. Ansbert opowiadając o tym pochodzie, mówi: „żaden język ludzki, nawet aniołów nie mógłby wystarczyć do wypowiedzenia wszystkich nędz i cierpień, które wojska w téj drodze znosiły bez szemrania, a nawet wesoło dla imienia Chrystusa, i czci „Jego krzyża.“
Wojsko Fryderyka z Larallda kierowało się ku Tarsowi, i szło brzegami Selefu. Rzeka ta pamiętna jest straszną klęską, bierze swe źródło w dolinie o dwie mile na północ Kamaranu, zwie się u Turków Gujenk-Sou, przebiega dolinę Taurusu z Zachodu na Wschód, i wpada do morza przy ruinach starożytnéj Suelecyi (Selefke). Niemcy zbliżyli się ku téj części Taurusu, któr Selef skrapia, w tych górach zaledwie dostępnych dla mułów, wszyscy bez różnicy, naj dostojniejsi książęta, biskupi, i panowie, szli pomagając sobie rękoma, jak czworonożne zwiérzęta. Kronikarz Ansbert dodaje: „że niepodobna było patrzéć bez łez na najznakomitszych rycerzy okaleczałych, lub schorzałych, niesionych na noszach, wśród przepaści i urwisk; innych znowu dźwigali na tarczach słudzy i giermkowie, upadający sami z trudu i wycieńczenia.“
Wedle kronikarzy, Fryderyk poniósł śmierć w dolinie Taurus, w nurtach rzeki Selefu. Jedni utrzymują, że znęcony świéżości wody tej rzeki, wykąpał się i został chorobą dotknięty, z któréj nie wyszedł; drudzy, że utonął przebywając ją wpław dla wyszukania brodu dla wojska. Niespodziane nieszczęście jak piorun spadło i przeraziło wojsko chrześcijańskie. Jednak z głębok rezygnacyą poddało się woli Bożej, zwykłe hasło: Bóg tak chce! zamieniono na Bóg tak chciał!
Królowie francuski i angielski, wsiedli na okręta, jeden w Genui, drugi w Marsylii. Książęta ci byli w nieporozumieniu między sobą z rywalizacyi o waleczność, i dla ożenienia się Ryszarda z Beranżerą Nawarską, gdy był wprzódy zaręczony z księżniczką francuską Alicyą. O mało nie zmieniła się wyprawa święta na wojnę osobistą. Pogodzili się, i pospieszyli wspólnie ocalić i wybawić Jerozolimę roku 1190.
Filip August przybył do Saint-Jean-d’Acre, gdy tymczasem Ryszard zabrał Izaakowi Komnenowi wyspę Cypr. Wojsko francusko-angielskie, połączone z chrześcijanami Syryi, zdobyło Ptolomaidę czyli st. Jean-d’Acre. Nigdy nie widziano podobnéj odwagi, i waleczności. Filip i Ryszard Lwie-serce, Saladyn, i brat jego Malek-Adhel byli godni siebie zapaśnicy. Odwaga wodzów zapalała waleczność żołnierzy, i każdy z nich stawał się bohatyrem. Saladyn upadał na duchu, gdy ujrzał sztandar krzyża, powiéwający na murach Ptolomaidy. Zwyciężeni zobowiązali się w jego imieniu do zapłacenia 200,000 sztuk złota, wydania wszystkich dawniejszych niewolników, a nadewszystko zwrócenia relikwij prawdziwego krzyża. Saladyn nie ratyfikował téj ugody, zwlekał pod rozmaitémi pozorami, a tymczasem książęta chrześcijańscy zazdrościli Ryszardowi tryumfów, którego odwaga przeszła w przysłowie. Leopold, Arcyksiąże austryacki i Filip, król francuski zostawiwszy króla angielskiego w Palestynie, wrócili do państw swoich z wojskami.
Ryszard Lwie-serce zniósł bez skargi to opuszczenie, rachował na swoje powszechnie uwielbioną, bohatyrską siłę. Nad Saladynem odniósł zwycięstwo pod Arsus, gdzie Muzułmanie zostawili 8000 ludzi na polu bitwy. Tak wielkie były czyny rycerskie Ryszarda, w dniu tym na zawsze pamiętnym, że nikt oprzéć się nie zdołał jego cięciom, które zmiatały głowy nieprzyjaciół, jak kłosy dojrzałe. Saladyn, nie mogąc zwyciężyć orężem, postanowił ogłodzić armiją chrześcijańską, gdy się bowiem zbliżała do jakiego miasta, zastawała je obrócone w perzynę, lub zrujnowane; musiał przeto Ryszard cofnąć się, choć był zwycięzcą. Rozpoczął układy, a w nich oświadczał, że gotów jest powrócić do Anglii, byleby mu Saladyn oddał Jerozolimę i relikwije Krzyża Świętego. Sułtan mający nadzieję zmuszenia Ryszarda do powrotu do Europy, odrzucił propozycye, jednakże wkrótce na nowo rozpoczęto układy, i te zdawały się być bliskie końca. Ryszard oddawał swą siostrę Johannę w małżeństwo bratu Saladyna Malek-Adhelowi, lecz duchowieństwo wzbroniło córce Kościoła katolickiego zaślubiać niewiernego.
Ryszard znowu wrócił do broni, ale tym razem szczęście go opuściło; pomimo trwogi, jaką rozsiéwał wśród Muzułmanów tępiąc ich codziennie, nie mógł dostać się do Jerozolimy, którą liczne wojska strzegły. Walcząc i pędząc przed sobą Saracenów dotarł do Emmaus. Ujrzawszy miasto święte zawołał ze łzami: „Nie jestem godzien oglądania tego „miasta, bom nie umiał go zdobyć.“
Od tego czasu zapał Ryszarda stygł coraz bardziéj, wierni jego wasalowie angielscy donosili mu, że brat jego Jan-bez-ziemi, chce przywłaszczyć jego państwo. Przygotowywał się tedy do powrotu, i nowe przedstawiał warunki Saladynowi: żądał, aby Jerozolima była otwartą dla wszystkich chrześcijan, Jaffa i Tyr należały do chrześcijan, a Ascalon, jako terytoryum neutralne, aby było zniesione. Pod témi jedynie warunkami ustępował z Syryi.
Saladyn pragnąc oddalenia się Ryszarda, zgodził się na te warunki, i ratyfikował je przy osobistém widzeniu się z królem. Malek-Adhel uwielbiający lwa angielskiego, udarował go najpyszniejszémi końmi; Saladyn zaś ofiarował mu drzewo Krzyża Świętego, które Ryszard oblał łzami. Nawiedził grób Zbawiciela, potwierdził wybór Henryka de Champagne na króla Jerozolimskiego, i odpłynął z resztkami swego wojska do Anglii.
Burza zaniosła okręt Ryszarda na wybrzeża Włoch, gdzie został uwięziony z rozkazu mściwego Leopolda Austryackiego, który go wydał cesarzowi Henrykowi VI.
Taki był koniec krucyaty, z której Saladyn odniósł korzyści, a bohatyrska chwała została przy królu Anglii. Saladyn niedługo żył po odjeździe króla Ryszarda. Panując długie lata przy niezmierném powodzeniu, gdy umiérał nie posiadał, ani pałaców, ani złota. Ubóstwo wielkiego Sułtana Azyi było dowodem jego bezinteresowności i cnoty. Umarł roku 1193.
Po śmierci Malek-Alkamela, Syn jego Malek-Saleh-Nadger-Eddin, nastąpił po nim jako Sułtan Egiptu. Chrześcijanie zerwali pokój, zawarty przez Fryderyka II, i pobici zostali pod Ascalonem. Malek-Saleh zdobył Jerozolimę, która była znowu w ręku chrześcijan po traktacie Fryderyka II z Malek-al-Kamelem; zwyciężył także książąt Ayoubitów, chcących nią owładnąć, również Malek-Izmaela pod murami Damaszku, połączywszy się wprzód z Kowarezmianami. Pod Synami Zenghis-Khana, rozpadała się wielka Azya, a dla Syryi przygotowywały się nowe napady Mongołów.
Gdy to się działo w Azyi, Ludwik IX został złożony ciężką chorobą w Pontoise, roku 1244, zwątpiono nawet o życiu jego; jedna z dam dworskich, będąca przy łożu jego, sądząc, że już nie żyje, chciała mu zakryć twarz całunem.
Ocknąwszy się zawołał: „Światło Wschodu z wysokości Niebios rozlało się na mnie, i wywołało mnie z pośród umarłych.“ Wróciwszy do zdrowia zapragnął przyjąć krzyż, i poprzysięgł iść do Palestyny.
Napróżno matka jego Blanka, i dygnitarze państwa odwodzili go od tego zamysłu; Ludwik święty w odzieniu pielgrzyma, w towarzystwie żony swéj Małgorzaty, swych braci, jako też Piotra de Dreux, księcia Brytanii, Hugona de Lusignan, hrabiego de la Marche, i historyka sire Joinvilla, puścił się w drogę. Hrabina de Poitiers towarzyszyła swemu mężowi. Podczas téj krucyaty Blanka z Kastylii, matka królewska rządziła Francyą w imieniu syna 1248 r.
Ludwik IX, przybywszy na wyspę Cypru, położył koniec niesnaskom, rozdzielającym między sobą chrześcijan Palestyny, wysłał sułtanowi wyzwanie do wojny, poczém odpłynął do Egiptu i rozpoczął kroki wojenne od oblężenia Damietty, miasta bardzo obronnego, liczącego 80.000 mieszkańców z załogą 50.000 i z zapasami żywności na lat dwa. Zewnątrz broniły ją oddziały wojsk sułtana Sudanu, które się ciągle zwiększały. Położenie Damietty zwiększało trudności oblężenia, gdyż Nil i kanały go otaczały. Kilka miesięcy upłynęło wysileń i poświęceń bez granic. Wiele stoczono krwawych bitew. W niektórych Krzyżowcach nadzieja i odwaga upadać zaczęły, powracali do Europy, ale na ich miejsce przybywali nowi wojownicy z rycerskiém sercem i zapaXem; Damietta zdobytą została trzeciego listopada 1249 roku.
Naoczny kronikarz mówi: „Nim wydano hasło do powszechnego szturmu, przygotowywano się przez post trzydniowy i odbywano procesye, idąc bosémi nogami ku większéj czci krzyża świętego. Trupy Saracenów zaścielały pola, jak snopy w czasie żniwa uścielają żyzne niwy. Starcy i dzieci z płaczem na murach wołali: O Mahomecie, za cóż ty nas opuszczasz! Mieszkańcy Damietty pozamurowywali wiele bram, aby nikt wymknąć się nie mógł, a jeżeli komu wymknąć się udało, to podobniejszym był do widziadła, wychodzącego z grobu, niźli do żywego człowieka. Nakoniec podobało się Bogu, aby Damietta zdobytą została na niewiernych, aby w niej uczczono imię Jego święte, Najświętszą Pannę i wszystkich Świętych Pańskich. W wigiliją św Leonarda, w nocy, za pomocą Bożą Krzyżowcy odnieśli cudowne zwycięstwo. Kilku wojowników rzymskich dobrze uzbrojonych dostało się na mury, byli w wielkiéj trwodze, czy Pan ich wesprzéć raczy, spotkali się u jednej z bram z kilku Saracenami. Opanowawszy ją, z wieży zdobytéj zaśpiewali Kirye-elejson! Natychmiast całe wojsko odpowie„działo: Gloria in excelsis! a legat papieski zaintonował: „Te Deum laudamus! Szpitalnicy wydali okrzyk: Krzyż święty! Grób święty! Jedną bramę miasta otworzono, druga strzaskano taranami, i Damietta przez łaskę Bożą zdobyta.“ Miasto oddano pod opiekę Najświętszéj Panny; główny meczet na kościół zamieniono i poświęcono.
Przestrach Saracenów był wielki, łatwo z niego można było korzystać, ale Francuzi wahali się i namyślali, a nowy sułtan Mathan Turan-Shan, syn Nodger-Neddina, który nie przeżył straty Damietty, użył tego czasu dla uzbrojenia fortu i postawienia się odpornie. Odpłynął do Syryi, zostawując dowództwo Fakr-Eddinowi, który, po utracie Damietty, pełen nienawiści dla chrześcijan, zapragnął ich zguby. Damiette ufortyfikowano i w niéj została królowa i kobiéty towarzyszące Krzyżowcom, a wojsko, powiększone oddziałami hrabiego de Poitiers, udało się do Kairu. Gdy się daléj posunęli, Nil, kanał Achmoun i Mansurah przecięły im drogę; jedyne zostało przejście środkiem armii nieprzyjacielskiéj, rażącej ogniem gregoryańskim, a od którego częstokroć najwyższe męstwo ocalić nie mogło. Pomimo tak potężnego przeciwnika, przeszli kanał, mając na czele Roberta, hrabiego d’Artois, brata królewskiego, i Templaryuszów. Trzystu Saracenów, strzegacych przejścia, pierzchło w nieładzie; ścigając ich, hrabia d’Artois wpadł do obozu Saracenów, przeraził Fakr-Eddina, zdobył Mansurę prawie pustą i oddał na łup swoim żołniérzom.
Mahometanie byli zupełnie zwyciężeni, Bibars-Bandachar, wódz Mameluków, ożywił odwagę ich wojska i wyszedł dla powstrzymania Krzyżowców, którzy, zajęci rabowaniem domów i niszczeniem, nie spostrzegli, jak wpadł do Mansury, pozamykał wyjścia i rozpoczął zajadłą walkę. Św. Ludwik, uwiadomiony o niebezpieczeństwie brata, przybył i zmusił Bibarsa do cofnięcia się, ale pomoc przyszła za późno dla walecznego i nierozważnego Roberta. Po zażartéj walce przez pięć godzin, zginął z dwiestu ośmdziesięciu Templaryuszami i wielkim mistrzem Szpitalników. Przed śmiercią widział Fakr-Eddina, upadającego pod ciosami Krzyżowców 1250 r.
Król został panem obozu Saracenów.
Wszczęły się zarażliwe choroby w wojsku chrześcijańskiém, trupy niepogrzebione szérzyły zarazę; gorączka, dysenterya wyczerpywały wszystkie siły. Nakoniec głód dopełnił miary nieszczęść. Król zażądał od sułtana pokoju, ofiarował mn Damiettę w zamian Jerozolimy i innych miast Palestyny. Moatham przyjmował, ale żądał miéć króla zakładnikiem. Bracia królewscy, baronowie i rycerze francuscy odmówili swego zgodzenia się i woleli raczej zginąć, niż wydać króla. Wracali do Damietty, wiatry przeciwne i Saraceni przeszkadzali. Ludwik św. został uwięzionym w Miniech przez emira Genral-Eddina i odprowadzony do Mansury. Nieprzyjaciele podziwiali jego spokój, powage i rezygnacyę. Tymczasem milicya Mameluków, zbuntowawszy się przeciw Moathanowi, zapaliła wieżę, gdzie był sobie założył mieszkanie, i uciekającego zabiła; wycieła potém niewolników chrześcijańskich, zostawiwszy tych tylko, którzy mogli wielki okup złożyć.
Mameluk Ibeg, pojąwszy za żonę macochę Moathana, ogłosił się sułtanem, potwierdził rozpoczętą ugodę z królem francuskim, który mu zwracał Damiettę jako swój własny okup, a za resztę niewolników złożył milijon sztuk złota, prócz tego zobowiązał się nie walczyć już więcéj dla odebrania Jerozolimy. Po zawarciu pokoju, Ludwik święty udał się do Palestyny, gdzie lat cztéry przebywal; korzystając z niezgód muzułmanów, wysyłał misye do krajów mongolskich. Jeden z misyonarzy, Wilhelm Babriquis, nie mogąc się porozumiéć z hanem Mongolów, powrócił wspaniale udarowany z przyjacielskim listem do Ludwika IX.
W tym czasie, Starzec z Góry (le Vieux de la Montagne) czyli książę Asasanidów Allaleddin Mohamed III wymagał od króla francuskiego ogromnego haraczu, grożąc mu śmiercią, gdyby nie wypłacił; Ludwik nie przeląkł się tych pogróżek, owszem, wszedł w przyjacielskie stosunki z tym niebezpiecznym nieprzyjacielem, i miał w nim stałego i wiernego sprzymierzeńca.
Gdy się to dzieje w Palestynie, Francya zakłóconą była przez burdy awanturników, znanych pod nazwą Pastouraux. Przewodniczył im Węgier, imieniem Jakób. Oddawali się najszkaradniejszym bezprawiom, pod pozorem zbiérania się do krucyaty. Regentka Blanka z Kastylii pisała naglące listy do syna, żądając jego powrotu, ale go dopiéro śmierć matki skłoniła do opuszczenia Palestyny, dla objęcia rządów paístwa. Powrócił w roku 1254, otoczony aureolą chwały, którą zdobył odwagą, rezygnacyą i cnotami chrześcijańskiémi.
Najazd Mongołów nastąpił 1258 roku. Te hordy barbarzyńców rozpoczęły swe podboje wzięciem Bagdadu, gdzie rzeź i grabież trwały dni cztérdzieści, a ostatni z Abasydów, trzydziesty siódmy kalif Wschodu Mostasem-Biloch został zaszyty w wór skórzany i wśród swéj stolicy zdeptany kopytami końskiémi.
W tym czasie państwo łacińskie w Konstantynopolu, po panujących przedtém kilku książętach, dostało się Baldwinowi II w dziecinnym wieku. W czasie jego małoletności, M. Paleolog, wuj Laskarysa, którego strącił z tronu, opanował Konstantynopol roku 1261. Położył koniec panowaniu zachodniemu, wskrzesił greckie. Traktat zawarł ze Stoulagonem, wodzem Tatarów, pustoszącym Azye Mniejszą, który wziął Alep i Damaszek, zagarnął cały zachód Azyi.
Sułtan egipski wszedł w umowę z chrześcijanami, ale został zamordowanym przez Mameluka Bibars Bardochar, tego, który uwolnił Mansurę i ogłosił się sułtanem. Przewrotny, okrutny, pełen nienawiści do muzułmanów i do chrześcijan, prześladował ich w Palestynie, zabierał twierdze, palił miasta, pustoszył posiadłości, znieważał i mordował zwyciężonych. Ptolomaida opierała się jeszcze, chorągiew Chrystusa powiéwała na jéj murach, Bibars ją obalil. Nie było pozwoloném od Boga chrześcijanom oswobodzić Ziemię św.
Na wieść okropnych nieszczęść na Wschodzie, ósma krucyata ogłoszoną została 1270 roku. Pobożny król znowu się do niéj gotował, pomimo oporu, jaki znalazł w parlamencie, na dworze i we własnéj rodzinie, wszyscy bowiem lękali się wyprawy i nowych nieszczęść. Św. Ludwik nie dał się niczém przekonać, przezwyciężył wszystkie trưdności i popłynął ku Afryce, gdzie go powoływała gorliwość chrześcijańska. Wojsko francuskie wylądowało przy starożytném Byrse, na którego zamku ujrzano wkrótce powiéwającą z krzyżem chorągiew królewską. Niedaleko stamtąd dają się spostrzedz ruiny Kartaginy, na miejscu której stanęło miasto Tunis. Władce jego wezwał, aby przyjął chrzest lub wojnę. Wybrał ostatnią, spodziewając się pomocy, obiecanéj mu przez Bibarsa. Wtém morowe powietrze zabijać poczęło wojsko Krzyżowców. Główni jego wodzowie legli: papieski legat, król Nawarry, Jan Tristan, książę de Nevers; i nakoniec św. Ludwik umarł, na łożu usypaném popiołem, jak bohatér i święty, 25 sierpnia 1270 r. po życiu pełném cnót i zasług, jako chrześcijanin-polityk i wódz waleczny. Zacytujmy tu ustęp jednego ze znakomitych pisarzów francuskich o Ludwiku świętym: „Ludwik św., chwała monarchii francuskiej, syn Ludwika VIII, króla Francyi, urodził się 25 kwietnia, 1215 roku w zamku de Poissy, gdzie téż był ochrzczony, dla czego zwykł był podpisywać się Ludwik de Poissy, na znak, jak wysoko cenił swe powołanie do grona wiernych. Piérwsze lata życia Ludwika upłynęły pod okiem matki Blanki. Cnotliwa matka pragnąc, aby syn jéj wraz z mlékiem wyssał wielkie zasady religii chrześcijańskiéj, brała go często na kolana i mówiła: Zaprawdę, synu mój, kocham cię czule, ale jednak wolałabym patrzéć na śmierć twoję, niż żebyś popełnił grzéch śmiertelny. Nauki pobożnéj królowéj nie były daremne, Ludwik powtarzał je codziennie i zachował całe życie niewinność na chrzcie świętym otrzymaną.
W dwunastym roku na najświetniejszy tron wstąpił i namaszczonym był w Reims. Jak drugi Salomon błagał Boga, aby był jego przewodnikiem i podporą w trudnéj sztuce rządzenia. Roztropność, stałość, wszystkie zalety walecznego wojownika, dobrego króla i wielkiego Świętego, dowiodły, że proźba jego wysłuchaną została.
Przekonany, że królowie są namiestnikami Boga, mądry monarcha starał się przedewszystkiém o wzrost religii, wykorzenienie herezyj i położenie tamy zgorszeniom. Założył wiele klasztorów, które wydały znakomitych i zasłużonych Kościołowi ludzi. Codziennie żywił w swym pałacu stu dwudziestu, a niekiedy dwustu ubogich, czasami sam usługiwał do stołu.
Otrzymawszy świętą cierniową koronę Zbawcy świata, natychmiast na umieszczenie jej kazał wystawić wspaniałą kaplicę. Wiara jego była tak silną, iż, rzecby można, widział prawdy, które objawia. Wygnał z kraju swego szarlatanów, którzy rozmaitémi sztukami wydrwiwali pieniądze od ludu i ukarał z przykładną surowością panów, którzy uciemiężali poddanych. Gdy szło o wymierzenie sprawiedliwości, nie zważał na związki krwi i na żadne względy ludzkie. Siedząc pod debem w Vincennes, dobry król rozsądzał sprawy i natychmiast rozkazywał wynagradzać krzywdy.
Ludwik św. nie tylko do kwitnącego stanu przywrócił religiją w swojém państwie, ale jeszcze prowadził świętą wojnę cywilizacyi z barbarzyństwem muzułmanów. Chrześcijanie w Palestynie jęczeli pod jarzmem niewiernych; Ludwik przedsięwziął iść im na pomoc. Jakkolwiek te wyprawy nie osiągneły skutku, jakiego się spodziewał, ale zasłoniły Kościół od potęgi niewiernych, osłabiając ich, dały poznać siłę miecza chrześcijańskiego.
W czasie drugiej wyprawy w Tunis, widząc śmierć nadchodzącą, zawołał starszego syna i dał mu testament, godny chrześcijańskiego króla i ojca. Przyjął Sakramenta święte z pobożnością, która wszystkim obecnym łzy wycisnęła. Kazał się położyć na lóżku, posypaném popiołem.
Z rękami złożonémi na piersiach, z oczyma wzniesionémi do nieba, spokojnie zasnął w Panu, wymawiając słowa: Panie, wnijdę do domu Twego. Umarł dnia 25 sierpnia 1270 roku.“ Przerażenie i smutek ogarnęły Krzyżowców na wieść o śmierci króla, lecz przybycie Karola d’Anjou i jego floty, ożywiło ich umysły. Król tunetański był zmuszonym prosić o pokój; Francuzi powrócili do Europy. Edward angielski sam daléj prowadził wojnę, lecz raniony sztyletem przez księcia Asasenidów, powrócił do swoich państw 1271 roku. Jego odjazd przyśpieszył upadek chrześcijan na Wschodzie. Podzieleni na stronnictwa króla cypryjskiego i Maryi z Antyochii, ofiarowali inwestyturę królestwa nieistniejącego obu pretendentom. Nie mogli się oprzéć kalifom, następcom Bibarsa, którzy ich zniszczyli w bitwach roku 1288. Kalif opanował Ptolomaidę 18 maja 1291 roku i strącił chorągiew Zbawiciela z murów tego miasta.
Za wzięciem Ptolomaidy, królestwo chrześcijan upadło. Templaryusze, szpitalnicy, rycerze zakonu teutońskiego wrócili do Europy; szukali dla siebie innego przeznaczenia. Wyprawy krzyżowe nie były już przedsiębrane; zapał, niestety, chrześcijan ostygał; niepowodzenia, nieszczęścia zraziły i odwiodły od bohatérskich poświęceń się.