Ulotne poezye Ezajasza Tegnéra/Słowo wstępne
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słowo wstępne |
Pochodzenie | Ulotne poezye Ezajasza Tegnéra [w:] „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego“ (t. XXIV, z. II) |
Wydawca | Towarzystwo Przyjaciół Nauk Poznańskie |
Data wyd. | 1898 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Składając we czci poecie skandynawskiemu wiązankę przekładów moich, zebraną z ulotnych poezyi Ezajasza Tegnéra, wypada mi w słowie wstępnem zaznaczyć choć krótkie o nim wspomnienie.
Przed kilkudziesiąt już laty — w początku pracy mojej na niwie literatury skandynawskiej, jeszcze w roku 1870 wydałem w Dreznie w ówczesnej drukami J. I. Kraszewskiego, w formie odczytów publicznych, studium literackie, żywot w niem i stanowisko Tegnéra rozbierając obszernie.
Mało znana i zapomniana już praca moja, którą rozpocząłem szereg przekładów wielkiego poety. Powołanie się na nią nie odpowiadałoby obecnemu zadaniu, powtarzać jednak całej rozprawy w roczniku Towarzystwa Przyjaciół Nauk mi się nie godzi, poprzestanę więc na streszczeniu pobieżnem, w głównych li tylko zarysach żywot i charakterystykę poety przypominając, aby chociaż w części uwydatnić posągową postać tego wieszcza, który w plejadzie europejskiego parnasu tak niepospolite miejsce zajmuje. W tej czci daninie, którą jako tłomacz Ezajasza Tegnéra powtórnie świecę, ograniczam się tylko na niezbędnych faktach, po za którymi odesłać muszę czytelnika, chcącego się lepiej z charakterystyką i stanowiskiem wielkiego mistrza obeznać, do dawnego szkicu mojego, a przedewszystkiem do tylu innych, a stokroć więcej pouczających prac naukowych i krytycznych, jakiemi literatura europejska żywot i pracę Ezajasza Tegnéra uwydatniła.
∗ ∗
∗ |
Na niwie północnej najpiękniejszym kwiatem, królem Skaldów, kamiennej Svei, ująwszy berło jej romantyzmu, ubrany wieńcem zasługi i chwały, stanął z lirą w dłoni, w drużynie Byrona, Schillera, Oelenschlagera, Mickiewicza — Ezajasz Tegnér.
Ezajasz Tegnér urodził się w Szwecyi w Wermlandyi 13 Listopada 1785 roku, w skromnem zaciszu plebanii miasteczka Millesvik. — Ojciec Ezajasza był pastorem, matka jego, kobieta wykształcona, była niemal pierwiastkiem wielkiego geniuszu, który mlekiem jej wykarmiony, odezwał się w piersiach barda północy.
Zaraz na wstępie życia, w dziecięcym już wieku zachmurzyło się niebo nad czołem poety i blada troska na skroni osiadła. — W dziewiątym roku postradał ojca, a z jego śmiercią nietylko opiekę, ale i wszelkie zasoby. Smutek i nędza zaległy wdowi domek osierociałej rodziny.
Dwaj starsi bracia Lars Gustaw i Olof, podówczas już na akademii będący, dla braku funduszów do domu powrócić musieli, aby szukać prywatnego umieszczenia; dwie siostry i brat idyota, oprócz małego Ezajasza, matczynej jeszcze potrzebowali opieki. Czuwał jednakże z góry Bóg miłosierny i nie opuścił sieroty. — Zajął się losem jego dawny przyjaciel ojca, urzędujący w okolicach Karlstadu w Högewalta jako assesor Mellansysslet, jednej z czterech dzielnic Wermlandyi.
W domu tego dobroczyńcy, powszechnie szanowanego pana Branting, wzrastał i rozwijał się mały Tegnér, wprawiając się w utrzymywaniu rachunków i korespondencyi; a towarzysząc opiekunowi w urzędowych wycieczkach, poczynał już marzyć. Obudzała się coraz więcej dusza, opromieniając myślą na widok olbrzymiej natury północnej, która w mglistej osłonie poetycznego świata natchnieniem mu już szeptała, które się przechowało w pierwszym zapewne ówczesnym wierszu dziecięcym, jaki pod tytułem: „Do mojej Ojczyzny“ nam pozostawił.
Z pozostałych listów własnoręcznych Tegnéra wiemy, że już w latach dziecinnych pisywał wiersze, powiada bowiem o sobie, że sam nie wie, kiedy swój pierwszy wiersz napisał, ale to pamięta dobrze, że każde wybitniejsze wrażenie życia, każdą myśl, która mu piersi ogrzała, uczcił piosenką. — Powiada, że tych ramotek młodocianych i dziecinnych nie zachował, ale przypomina sobie między innemi dłuższy poemat, zwyczajem owej epoki wierszem aleksandryjskim napisany, pod tytułem: „Atlé.“ Treść tego poematu osnuł na tle staro-północnej sagi Wolfsungów.
Stare sagi, legendy historyczne, pieśni narodowe, od czasu, jak go matka czytać uczyła, wyłącznie zajmowały uwagę i wyobraźnią jego.
Branting był człowiekiem poważnym i bogobojnym, rozmową i uwagami swojemi, rozwijał umysł i serce przybranego syna. — Pewnego wieczora, wracając z Ezajaszem z Karlstadu, trzymał w ręku kłos zboża i opowiadał mu o cudach natury, o cudach Bożych, które objawiają się na każdym kroku, na łanie zbożem i kwiatem zasłanym, w ptaszynie co pod chmury ulata, na kamiennem dnie morza i w każdym świata atomie!
Tegnér słuchał starca uważnie. Odpowiedzi jego głębokie, trafne i pełne wiadomości obudziły uwagę zdumionego Brantinga, bo przebijała w nich znajomość głębsza nad dziecięce zastanowienie; zapytał go więc, zkąd bierze te pojęcia i myśli, okazujące wiadomość rzeczy, których mu nie udzielał.
„Czytałem filozofię Bastholma dla użytku niewykształconych“ odpowiedział młody myśliciel.
Starzec zamilkł, zamyślił się głęboko i w kilka dni dopiero przywołał do siebie młodzieńca, a ująwszy jego dłoń, z wzruszeniem przemówił:
„Synu! trzeba, abyś pracował, abyś się uczył. Bóg, który ci dał zdolności i reszty dzieła dokaże, a czuwać będzie nad tobą!“
W tych kilku słowach zawarta była dusza poczciwego człowieka, któremu głośne dziś imię wieszcza, dostatecznym pomnikiem; w tych kilku słowach rozstrzygnęły się losy Tegnéra.
Żądza nauki paliła od dawna pierś młodzieńca, marzył on o niej jak o niedostepnem szczęściu. Branting otworzył mu drogi umysłowego raju, dając nie tylko zachętę i radę, ale poczciwem sercem oceniwszy zdolności wychowańca, opatrzył go i zdołał praktycznie umieścić.
W owym czasie starszy brat Tegnéra Lars Gustaw znajdował się w pobliżu Högewalty, zdawszy egzamin kandydata filologii w uniwersytecie Lundzkim i oczekując promocyi, w której uprzedził go zaszczytnie młodszy brat Olof, zajmował się wychowaniem synów kapitana Lövenhjelm, mieszkającego we wsi Malma w parafii Nor.
Branting jako niedaleki sąsiad i przyjaciel, znając szlachetność zacnego kapitana, wyprawił do niego Ezajasza, całą siłą duszy polecając mu przybranego syna i prosząc, aby wraz z jego dziećmi pod opieką i kierunkiem starszego brata się kształcił; Lövenhjelm, chociaż niemajętny i ojciec dziewięciorga dzieci, serdecznie przyjął małego gościa, dom i serce mu otwierając. — Pod światłym kierunkiem brata, pracował pilnie czternastoletni Ezajasz.
W przeciągu jednego roku z zadziwiająca łatwością nauczył się języka greckiego, łacińskiego i francuzkiego. — Pamięć miał wyjątkową, niepospolitą, a godna jest podziwu szczególna metoda, jaką sobie do uczenia się języków obmyślił. Uczył się na pamięć słownika, i to z taką dokładnością, że pamiętał, co na której stronicy było. — Gdy odczytał uważnie jaką książkę, pamiętał całe rozdziały dosłownie; a ta pamięć wyjątkowa została mu i w późniejsze lata.
Zaznajomił się z ważniejszymi autorami z zadziwiającą szybkością, a bystry jego umysł rozwijał się ku podziwieniu otaczających. — Zdolności matematyczne przedewszystkiem były zastanawiające i znamionowały genialnego w przyszłości człowieka.
Po upływie jednego roku brat Ezajasza opuścił rodzinę Lövenhjelmów, a młodszy uczeń, czując potrzebę wyższej nauki i chcąc uczynić możebnym pobyt na uniwersytecie choć w części o własnych siłach, niezostając ciężarem niezamożnemu dobroczyńcy swojemu, przyjął obowiązek korepetytora w domu Myrhman, właściciela min w majątku Ramen, okolicy dzikiej i lesistej, do której Ifwakarl (jak dotąd jeszcze lud tamtejszy Karola XI. nazywa) kolonistów z Finlandyi sprowadził.
Tutaj również zastał Ezajasz życzliwość i przyjaźń. Myrhman, człowiek wykształcony, ocenił zdolności i przymioty moralne młodego poety, otworzył mu umiejętnie dobraną bibliotekę, w której czerpał z zapałem młodzieniec. Unosił się nad utworami: Homera, Horacego, Wirgiljusza, Ovidjusza i Ossyana. W przeciągu siedmiu miesięcy trzy razy odczytał Iliadę a dwa razy Odysseę. Czytywał dużo dzieł franzuzkich, nauczył się języka angielskiego umyślnie, aby poznać Hamleta, jedyne dzieło Shakespeara, jakie miał pod ręką i które mu się zupełnie nie podobało. Ossyan natomiast największe zrobił na młodym marzycielu wrażenie; mglisty i fantastyczny charakter autora Fingala odbił się w duszy Tegnéra a w późniejszych pieśniach jego oddziaływał widocznie.
Przejęty genialną potęgą tych pierwszorzędnych arcydzieł wielkich mistrzów słowa literatury europejskiej, zaczął powątpiewać o wartości własnego talentu, a coraz rzadziej pióra i natchnienia próbując, oddał się wyłącznie nauce i rozmyślaniu. Dom Myrhmanów był przyjemny i ożywiony; Staroszwedzka gościnność (która jak u nas w Polsce jest wrodzoną i tradycyjną) otwierała progi domu dla całej okolicy, to też nieraz liczniejszymi zjazdami i wesołą ożywiał się zabawą.
Młody literat, cały oddany obowiązkowi i nauce, unikał liczniejszych zebrań i wesołej zabawy, a mimo to słodycz charakteru odludka, rozum jego i dowcip jednały mu serca całego domu i okolicy. Troskliwa opieka zacnej rodziny odrywała Ezajasza od zbytniej pracy a wciągając w wesołe koło, zmuszała go do użycia ożywczego powietrza gór i do ruchu młodzieńczego. — Rzadko teraz odzywała się pieśń początkującego poety, wyrywając się z piersi nieśmiało i skrycie, mało znajoma. Niewiele też zostało z tej początkowej epoki życia jego. — Czując a wymagając wiele, niezadowolniony, rzucał w płomień utwory swoje lub zagrzebywał na wieki w tekach, do których już nie powracał.
Z czasu pobytu w domu Myrhmanów dwa tylko maleńkie ustępy są znajome i stanowią niemal początek drukowanych później prac jego. Ustępy to niewiele znaczące, wspomnieć o nich jednakże trzeba, ponieważ ze względu na charakter ich pierwiastkowy relikwię jego młodości stanowią. Pierwszy z tych ustępów pod tytułem: „Mowy“, w zbiorze przekładów moich umieszczony, datuje z chwili, w której młody Ezajasz przejęty był nauką języków. Zebrał w krótkich słowach, podług wrażeń, jakie na nim zrobiły i podług sympatyj swoich charakterystykę dość trafną znanych mu wówczas mów europejskich. Przebija tu antypatia jego do języka angielskiego i niemieckiego, którą na resztę życia zachował i z którą się później nie taił.
Drugi ustęp „Francya i Anglia“ jest tylko pozostałym urwanym fragmentem dłuższej i zarzuconej poezyi, którą w domu Myrhmana napisał. — W tym fragmencie scharakteryzowany jest w formie dramatycznego dyalogu ówczesny stosunek Anglii do Francyi — trafnie sympatyą jego podyktowany.
Została z tych czasów w pamięci rodziny Myrhmanów i całej okolicy, dłuższa i ślicznie opracowana liryczna poezya Tegnéra, która wielkie w owym czasie wywarła wrażenie. — Tegnér jako i cały dom Myrhmanów byli gorącemi zwolennikami Bonapartego, którego sztandary powiewały wówczas zwycięzko w Egipcie. W tej epoce rozniosły dzienniki fałszywą wiadomość o śmierci Napoleona. Wstrząśnięta w uczuciach swoich dusza młodego wieszcza odezwała się tą śliczną i świeżą poezyą, pierwszym utworem głośnym, który oryginalną formą i ciepłym kolorytem zwrócił uwagę i z zapałem został przyjęty. — Dziwnym zbiegiem okoliczności poemat ten dosyć głośny w kraju i po dziś dzień pamiętny — nietylko że nigdy drukowanym nie był, ale mimo licznych odpisów, w jakich krążył, zatracony zupełnie, bez śladu zaginął.
Z domu Myrhmana, który go jak ojciec ukochał i wspólnie z Brantingiem postanowił wspierać, udał się z ich pomocą Ezajasz do Lundu i złożył w tamtejszej wszechnicy świetny egzamin wstępny, a chcąc okazać wiadomości nabyte w językach starożytnych, napisał dyssertacyę łacińską o Anacreoncie: „Vita Anacreontis“, w kilka lat później wydrukowaną. Świetna ta dyssertacya dużo wpłynęła na przyszłe jego koleje, zjednała mu bowiem nie tylko głośne uznanie sławnego profesora literatury greckiej Norberga, ale opiekę i rzeczywistą przyjaźń, którą mu ten uczony w późniejsze lata zachował. — Norberg, oceniwszy genialne zdolności ucznia, wymógł na nim, że odstąpił zamiaru obrania zawodu urzędowego, ale odtąd już wstąpił na drogę pracy naukowej literackiej. — Obrawszy zawód wyższych umiejętności, wkrótce zajaśniał Tegnér niepospolitą zdolnością i pracą — postępy jego zdumiewały, zdolności zwłaszcza matematyczne, praca bezprzykładna zjednały mu stanowisko pierwszego ucznia tej skandynawskiej wszechnicy.
Dwadzieścia godzin dziennie pracował Ezajasz, postępem w naukach wywdzięczając się za pomoc dwom opiekunom swoim. — Ubogi uczeń, cały zajęty pracą, poprzestawał na małem, odmawiał sobie wszystkiego, a wszelkie niewygody połączone z nędzą życia studenckiego, które na wszystkich uniwersytetach świata pomiędzy tą zacną, o chlebie i wodzie pracującą młodzieżą się napotyka, nie tylko że nie wyziębiły ducha Ezajasza, ale zagrzały go do pracy, dodawały otuchy i chęci w twardej walce żywota, w której jak często mawiał: „duch człowieka jak rycerz w boju pracą, miasto pancerza, zwycięzcą stanąć powinien, ubrany wieńcem zdobytej wiedzy.“
To też ubogi chłopczyna przybył w te mury z małym węzełkiem na skromnym wózku; w zawiniątku książek dużo, trochę bielizny, a o jednem odzieniu — pod tem odzieniem dusza i wola żelazna! Na cichem poddaszu ubogiego domu zamieszkał Ezajasz z kolegą pracy i ubóstwa; w maleńkiej izdebce, na jedną tylko obrachowanej osobę i o jednem wązkiem łóżeczku, mieścili się zgodnie dwaj towarzysze. Nieraz, kiedy zmęczonym sen kleił powieki na tem wązkiem i twardem posłaniu wspólnem, a brak miejsca i niewygoda budziły, wstawali ochoczo i grą szachów sen sobie wynagradzając, albo li spali z kolei, ustępując sobie łóżka. — A spoczynek to był niedługi, ledwie godzin kilka. — Przed trzecią w nocy zwyczajnie już pracę rozpoczynali. Ezajasz zatopiony w naukach, zapominał często o czasie; nieraz mu się zdarzało noc całą przesiedzieć, nie wiedząc o tem nawet, a gdy o trzeciej z rana służąca przychodziła napalić, zdziwiony pytał ją, czemu w tak późny wieczór przychodzi i na spoczynek nie idzie. Taka praca słodziła mu życie i nędzę, nie tylko noc zapomnianą, ale często i obiad, na który nie stało, w niepamięć puszczając.
Profesor Norberg przywiązał się do pracowitego faworyta, udzielał mu lekcyi prywatnych i pracą jego kierował. — Proponował mu wykład języka arabskiego, ale Ezajasz, nie mając pociągu do tej nauki, nie korzystał z ofiary uczonego, co tak ubodło rozmiłowanego w swym fachu orientalistę, że mimo całego przywiązania, jakie uczniowi zachował, nie mógł się powstrzymać od ukarania go za ten brak sympatyi do orientalnej nauki i odmówił mu przy egzaminie z języka greckiego pierwszego numeru, co jednakże nie zaszkodziło Tegnérowi, gdyż wszystkie inne świadectwa były celujące, — ani też oziębiło dalszego ich przyjaznego stosunku. Tegnér zwrócił na siebie uwagę wszystkich niemal profesorów wszechnicy, żył w stosunkach prawdziwie przyjacielskich z profesorem filozofii Munthem a zwłaszcza zaprzyjaźnił się z Lidbekiem, profesorem estetyki i poetą. Lidbek przewidywał w siedmnastoletnim młodzieńcu dorastającego współzawodnika, ale miasto małodusznej zazdrości, całem sercem torował drogi jego, nie szczędząc nauki, wpływu i rady. — Przebywszy dwa semestry, złożył Tegnér świetnie egzamin submagistra, ale teraz nie chciał już dłużej żyć na koszcie swych niezamożnych dobroczyńców i być im nadal ciężarem. W tym celu dumny a szlachetny uczeń opuścił na czas jakiś wszechnicę, przyjmując na nowo obowiązek nauczyciela w domu barona Legonhufvud w Irkulsund w Smalandji.
Tam nie zmienił dawnego życia i pracy, i mimo zajęć korepetytorskich coraz dalej postępował w naukach zawodu swojego. Teraz częściej już próbował własnego natchnienia i chętniej się brał do pióra. Zdolności jego wieszcze poczynały zwracać uwagę, napisał nawet kilka poezyi francuzkich dla rodziny Legonhufvud, która tę drogocenną pamiątkę przechowuje.
Zebrawszy nowy fundusz, własną zarobiony pracą, powrócił do Lundu w chwili zbliżającego się egzaminu, śmiało stanął na placu próby popisowej i najświetniejsze odniósł zwycięztwo. Nowe odznaczenie oczekiwało go z powrotem. Profesor Lidbek, który był zarazem bibliotekarzem uniwersyteckim, mianował go swoim amanuensisem czyli sekretarzem nadzwyczajnym.
Ozdobiony tym zaszczytem, przełamawszy najtrudniejszą epokę życia, walcząc z ubóstwem i pracą, postępował już Tegnér w dalszym zawodzie karyery akademickiej, a przodując innym, zbliżał się do upragnionej chwili, która mu miała szeroką drogę życia otworzyć.
W tem nagła burza nad głową jego zawisła, zachwiała osiągniętem już stanowiskiem, ale w całej pełni piękna zarysowała szlachetny charakter młodego laureata.
W pobliżu miasta był park Lundagard zwany, który był ulubionem miejscem przechadzki młodzieży uniwersyteckiej.
Pewnego dnia rozeszła się wiadomość, że władze administracyjne wydały rozporządzenie wycięcia parku, w czem rozżaleni studenci wdzieli krok nieprzychylny, przeciwko sobie wymierzony. — Widok robotników, którzy rzeczywiście szli z siekierami do Lundagardu dla wycięcia drzew i gałęzi suchych, jako i dla robienia odmian rozporządzonych, sprawił takie wzburzenie umysłów, że młodzież uzbrojona kijami rozpędziła robotników i, podnosząc bunt otwarty, ruszyła ku miastu.
Otoczono młodego Tegnéra, który jako przodujący w uniwersytecie uczeń wszelkiej użył perswazji, aby uspokoić rozburzone namiętności kolegów, ale nie słuchając przedstawień jego, zabrano go w ten wir rozhukany, który, wzrastając coraz to więcej, groźne przybierał rozmiary.
Całe miasto było wzburzone, młodzież udała się gromadnie przed mieszkanie rektora, krzycząc: „Śmierć rektorowi! niech żyje Lundegard!“ kijami i kamieniami powybijała szyby jego domu. — Te same sceny powtarzały się w całem mieście przed mieszkaniami profesorów i urzędników.
Nazajutrz przywołano Tegnéra, rektor począł go badać, młodzieniec z całą szczerością opowiadał prawdę, bez ujmy i godności honoru osobistego, na co nie zważając, odezwał się rektor groźnie: „Masz już stanowisko zaszczytne na tej wszechnicy, łatwa i prędka promocya cię oczekiwała, ale własna wina zamyka ci drogę przyszłości. Szkoda twojej młodości, pracy, talentów i przyszłego losu, ale podług przepisów konstytucyi będziesz wypędzony z infamią z uniwersytetu naszego.“ Poczem dodał łagodniej: „Byłby może sposób uwolnienia cię od hańbiącej kary, która ci przyszłość zamyka, ale musiałbyś mi wskazać motorów wczorajszego szaleństwa.“
Na te słowa pobladł szlachetny młodzieniec, spojrzał z pogardą, a podnosząc dumne czoło, odpowiedział rektorowi poważnie: „Proszę się nie mylić, nie szukać we mnie donosiciela!... Było nas trzystu lub czterystu, pomiędzy tymi znam niejednego, ale choćbym ich wszystkich wiedział, ani jeden zdradzony nie będzie, bo przyszłość nie zabezpiecza się poniżonym honorem, podłością nie odgania się nędzy!“
Szczęściem że za wyższym rozkazem cała ta sprawa upadła i dalej poszukiwaną nie była.
Ogólny interes profesorów i ich szacunek dla Ezajasza równie jak przyjaźń i przywiązanie kolegów ocaliły zachwiany los Tegnéra.
Świetne jego postępy, talent i praca rozbroiły obrażonego rektora, rzuciły w zapomnienie tę czarną chwilę niebezpieczeństwa, zostawiając tylko wspomnienie w sercu ówczesnej i dzisiejszej młodzieży akademickiej.
Filozofia, chociaż w niej był biegłym uczniem, nie była rzeczywistym jego żywiołem. — Powiada sam o sobie w jednym z pozostałych po nim listów: „Przy konkretnem usposobieniu mojem, mało czułem pociągu do tych spekulatywnych abstrakcyi, bo chociaż posiadam cokolwiek bystrości umysłu, odstępuje mnie pogląd zdrowy i przy długich dedukcyach filozoficznych myśl moja się nuży.“
W roku 1801 złożył Tegnér pierwszą część egzaminu swojego, dokończył go w drugiej części na wiosnę 1802 roku, a otrzymawszy ogólne „laudatur“ jako primus, w katedrze lundskiej uroczyście laurem uwieńczony został. — Przechowują jeszcze w archiwach uniwersyteckich dyssertacyą jego łacińską jako odpowiedź na pytanie:
Skończywszy nauki uniwersyteckie, pospieszył Tegnér do matki, przepędził czas jakiś z uszczęśliwioną wdową, a odebrawszy rzewne jej błogosławieństwo, uważał sobie za obowiązek przedstawić się i podziękować dwom swoim dobroczyńcom. — Pojechał do Högwalta i do Ramen. Branting i Myrhman przyjęli go po ojcowsku, serdecznym uściskiem radości. W domu Myrhmana dłuższy czas zabawił Tegnér, zatrzymano go bowiem, aby wypoczął w kole przyjaciół po tyloletnich trudach.
W górskiej zaciszy tego opiekuńczego domu zaświeciła gwiazda poety — gwiazda przeznaczenia i błogosławieństwa Bożego oczami Anny, najmłodszej córki Myrhmana, do serca mu zaglądając. — Rodzice chętnem okiem patrzyli na czystą miłość dwojga młodych, a błogosławiąc zawczasu, przyrzekli rękę ukochanej córki wychowańcowi, którego odtąd synem nazwali.
W czasie teraźniejszych podróży swoich odwiedził Tegnér w Ransäter w Wermlandyi ojca słynnego poety i historyka Geijera, którego imię należy do najświetniejszych illustracyi tego kraju. Geijer bowiem niezaprzeczenie jest najznakomitszym historykiem północy. — Katedra historyi w uniwersytecie upsalskim szczyci się wspomnieniem jego wykładów. Jako muzyk i kompozytor a przytem poeta-pieśniarz wzbogacił drogocennymi skarbami literaturę tego melodyjnego kraju, który go też powołał pomiędzy grono 18 członków akademii, o których później wspomnimy. Tegnér poznał tam po raz pierwszy młodego wieszcza, który w owym czasie był studentem wszechnicy upsalskiej, ale imię studenta już było głośne, napisał wtenczas słynny historyczny poemat Sten-Sture, który akademia uwieńczyła. O tem spotkaniu wspomina sam Tegnér w korespondencyach swoich, mówiąc: „Już przy tej pierwszej znajomości widziałem tę wielką różnicę w zapatrywaniu się na życie i literaturę, jaka w późniejszych latach wybitnie nas odznaczała. — Cały mój pobyt był jedną i nieprzestanną dysputą — żywem starciem zdania, jakkolwiek w warunkach przyjacielskiej rozmowy. — Już wtenczas poznałem i przeczuwałem, mimo dzielącego nas poglądu, że jestem w obec najszlachetniejszego i najwznioślejszego talentu literatury naszej.
Za powrotem do Lundu profesor Lidbek mianował Ezajasza prywatnym docentem, po krótkim czasie pozyskał Tegnér urlop na czas dłuższy, i korzystając z niego, udał się do Stockholmu, a chcąc sobie w tem mieście na czas pobytu utrzymanie zapewnić, umieścił się w domu dyrektora Strubing, a w wolnych chwilach robił starania o wyrobienie sobie posady adjunkta, przy gimnazyum karstadzkiem, oraz zawiązywał stosunki naukowe z ludźmi znakomitymi stolicy. — Starania o posadę się nie powiodły, ale natomiast za powrotem do Lundu ofiarowano mu adjunkturę uniwersytecką i katedrę estetyki pod dyrekcyą Lidbeka; cokolwiek później uzyskał urząd bibliotekarza a zarazem notaryat fakultetu filozoficznego. Wtenczas dopiero pełną piersią odetchnął, a szczęśliwy i ufny w Boga, dnia 22. sierpnia 1806 r. poślubił swą narzeczoną i wprowadził do domu, w którym odtąd zacna ta niewiasta była opiekuńczym aniołem, a otaczając wieszcza sercem kochającej żony i przyjaciółki, była mu podporą, natchnieniem i szczęściem w tej wędrówce życia.
Od tej chwili zaczyna się rzeczywista epoka poetycznego zawodu Tegnéra. Lira wieszcza niejedną już odtąd wydzwoniła piosenkę, której czyste nuty powtarzały się górskiem echem w skalistej Svei. — Świat przeczuwał już wieszcza, ale nie poznał jeszcze geniusza — nie widział w nim barda z uwieńczoną skronią — ani się domyślał reformatora poezyi, epokowego pieśniarza narodowego, ni twórcy rzeczywistego idei wielkiej przyszłego zadania północy, — jedności skandynawskiej.
Młody profesor wszechnicy lundzkiej odzywał się więc teraz pieśnią i coraz szerzej się rozchodziła jego sława. — Nieznana, lecz przeczuwana epoka nowa, której duch jasny owionął Europę gorącym i świeżym promieniem, zagrzała pierś kamienną ojczyzny Tegnéra. — Nie długo miała się rozpocząć walka, w której rozgorączkowywały się namiętności, walka, w której szkoła romantyków podniosła czoło. Na tronie poezji starej klassycznej stał Karol Gustaw Leopold, ostatni jej reprezentant, ostatni z grona poetów, którzy otaczali króla Gustawa III., sekretarz jego prywatny i bibliotekarz. — Był on poufnym przyjacielem monarchy a jednym z ośmnastu członków zawiązanej przez niego akademii szwedzkiej. — Leopold stał wtenczas na piedestale zasługi, jako pierwszy ówczesny poeta, i właśnie w chwilach, kiedy początkowe akordy Tegnéra zdala się odzywały, stary wieszcz pozyskał szlachectwo a w niewiele lat później sekretarzem stanu mianowanym został. — W krótce stary bard ociemniał, a jako reprezentant zachodzącej epoki cierpkich od młodego pokolenia doznawał uchybień, jak to zwyczajnie bywa w grze namiętności, gdzie młodzieńcza zarozumiałość się zapomina! Młodzież, niepomna zasług narodowych wieszcza kaleki, co ciemny stał na gruzach swojego wieku, jak to ślicznie Tegnér wyraził:
„Król ociemniały w obumarłym dworze“
— szarpała niegodnie dawnego wodza poetów.
Najgłośniej występowali przeciw Leopoldowi młodzi romantycy, którzy się Phosphorystami sami nazwali i pod przewodnictwem Wawrzyńca Hammersköld w Upsali aż do 1813 roku czasopismo „Phosphoros“ wydawali.
To była przedwstępna epoka — chaos idei, a na uboczu walki, w której brakło rzeczywistego wodza, dorastał Tegnér i dążył już po ten sztandar i po te wieńce, z któremi pospół z duńskim Oehlenschlegerem skandynawską reformę zaprowadził.
Jako później w tej walce stanął i jak wyższym duchem zrozumiał i ocenił, co to jest walka idei? co jest geniuszu i oświaty zadanie? jak umiał pochwycić prawdę rzeczywistego światła i krewieństwo rozstrzelonych jego promieni — maluje nam wiersz, w którym się zarysował Tegnér wyraźnie — podejmując sztandary posłannictwa poetycznego. — Napisawszy jeden z ważniejszych poematów, o którym cokolwiek później wspomnę, dedykował swojego „Axla“ powieść historyczną z czasów Karola XII. ociemniałemu Leopoldowi, temi słowy do znieważanego kaleki się odzywając:
„Siedział w jednym z Pindu tronów
W zmarłym dworze król pieśniarzy;
Zmilkła harfa czystych tonów,
Na kolanach wieszcza marzy.
Zgasły ognie, co gorzały,
Pieśń po świecie już nie brzmiała;
Noc zawistna jego chwały,
Oczy dłonią zasłaniała.
Z wzgardą dumy, w cieniach wzrosłe
Pokolenie, nań powstało,
Lecz staremu niedorosłe,
Berła z ręki nie wyrwało.
Przyszedł obcy z lirą w dłoni,
Stał opodal niepokoju,
Widział walkę swarnej broni,
Lecz nie dojrzał sensu w boju!
„Na co“ mówił „wściekłe swary?“ —
Z innych wyżyn świat pojmuje,
Obce naszym starca miary,
W inne nuty pieśń swą snuje!
Światło pieśni z góry płynie;
Komuż znana świateł droga?...
Po nad ziemią w chmur wyżynie
Jedno światło jest u Boga!
Jak kolory świat odmienia,
W różne tony pieśni grają,
Piękno rożne ma odcienia, —
Wszystkie siłę ducha mają.
Cześć w klasycznej ci ruinie,
Mistrzu pieśni, w stare lata,
Zgasły ogniu na wyżynie
Ty Pharusie Skaldów świata!
Szumią morskie białe piany
Pod twe nogi; stróżu morza,
Wśród eterów w blask odziany,
Świeci wiecznie twoja zorza!
Tak wzruszony mówiąc złożył
U nóg starca laur nieśmiało.
Skromny wieniec swój położył,
Bo na lepszy go nie stało. —
Słońce ginie za oponą,
Noc wierzchołek gór pokryła,
Czoło wieszcza by koroną
Łuna wspomnień otoczyła.“ —
Temi to słowami na pobojowisku idei — stanął idei apostół — reformator poezyi — a zgromiwszy zuchwałych, którzy miasto budować — burzą, dopełnił obowiązku rzeczywistego posłannika prawdy — obowiązku rzeczywistego zwycięzcy — bo, uczciwszy znieważonego barda przeszłości i położywszy wieńce swoje u stóp króla dawnej epoki, któremu słońce, jak powiada, zaszło, szukał natchnienia do wspomnień przeszłości której obrazy Leopoldowi w daninie przynosi.
Przechodząc dalej w epokę czynu, towarzyszyć będziemy poecie w otwartej drodze pracy i zasługi narodowej.
Zostawiliśmy Ezajasza Tegnéra na wstępie publicznego zawodu młodym profesorem wszechnicy lundzkiej, której był wychowańcem. Odtąd po kilku leciech literackiego zawodu, zaczynała już w Szwecyi wzrastać chwała poety; zwolna rozchodziły się pieśni, trafiając do serca rodaków.
W roku 1811 ukazała się poraz pierwszy w rocznikach akademii szwedzkiej „Svenska Akademiens Handligar“ „Svea,“ pierwszy głośny poemat większego rozmiaru, który jak nowa gwiazda zaświecił nad czołem wieszcza. — „Svea“ stanowi pierwszą epokę jego, w niej wystąpił, zdeptawszy zużytą już formę aleksandrynów, w nowej i świeżej szacie, reformator poezyi.
W „Svei“ przemówił geniusz liry i geniusz sumienia narodowego, zaśpiewał poeta i patryota. — Autor staje się spowiednikiem narodu, staje w tej poważnej szacie kapłańskiej, niepokalanej tchnieniem jakiejkolwiek stronności, prywaty lub uniesienia. — Mówi on do narodu prawdą miłości czystego serca, gromi i wytyka błędy polityczne, anarchię, rozterki i nadużycia, a za niemi płynące świeże klęski narodowe i gorsze, przed chwilą jeszcze grożące niebezpieczeństwa. — Płacze nad znieważoną i dopiero co zagrożoną podziałem Szwecyą, nad utraconą Finlandyą, i pod wpływem tego żalu narodowego, który wstrząsnął do gruntu zbolałem sercem wieszcza, cały poemat jest napisany. Wszystkie nuty tej pieśni drgają najświętszemi uczuciami człowieka — gorącą miłością i gorącym żalem; przy męzkim zapale świecą przejrzyste łzy boleści, które anioł nadziei i wiary w dni lepsze słowami pieśni z męzkiego oka ociera. Zdaje nam się nie tylko pojmować te uczucia, ale pieśń chwyta za serca nasze, a jednem wspólnem uczuciem porywa akordami poematu, który jest pieśnią czci i marzenia narodu!
Poemat ten już nie tylko jako jedna z głośnych prac wieszcza, ale jako rachunek sumienia narodowego zwrócić uwagę naszą powinien, tem bardziej, że widzimy w nim podobieństwo do położenia i do wad własnej ojczyzny naszej w początkach jej upadku. — W tym poemacie czysto politycznym i społecznym, w tym pełnym powagi serdecznej rachunku sumienia, w niejednym akordzie tej pieśni, która płynie z pod gromkiego pióra Tegnéra, widny jakoby grożący Polsce duch Skargi, słychać bolesną nutę, jaką by był powinien nam zaśpiewać poeta narodowy już po pierwszym rozbiorze! Podobieństwo to, tem bardziej bijące w oczy, że szczególnym zbiegiem okoliczności, niczem nieuzasadnionym, dopatrzyć można w historyi i charakterystyce narodu szwedzkiego dziwną wspólność wad i cnót narodowych, które tak w życiu prywatnem jak i politycznem zastanowić by nas powinny przy bliższym takowych rozbiorze.
Z ciepłej piersi wieszcza jakoby iskrą elektryczną rzucone pieśni wstrząsnęły całym narodem. Cała Szwecya bezwyjątkowo z uniesieniem powtarzała „Sveę“, zrozumiano poemat prawdy, poemat miłości i nadziei, bolesną piersią jej syna wieszcza śpiewany.
Poeta, jakkolwiek ze sztandarem nowej reformy w dłoni, zwrócił powszechną uwagę i zjednał sobie poszanowanie i przyjaźń starszych wieszczów gustawowskiego parnasu, którzy, mimo uprzedzeń dawnego autoramentu, poznali w młodym bardzie nadzwyczajnego człowieka, uznali w nim poetę; bo, jakeśmy poprzednio już powiedzieli, jeden Tegnér potrafił chwycić duchem i formą za serce wszystkich, uśpić melodyą, uprzedzenia i niechęci wspólne, łączyć z przyszłością przeszłość i zlać je w harmonię własnego słowa.
Pierwszy na tem polu krok śmiały wydaniem Svei postawił odrazu Tegnéra na pewnem i niezachwianem już stanowisku. — Akademia szwedzka uwieńczyła laurem poemat i nazwała uroczyście autora: „poetą swym narodowym.“
Mówiąc o „Svei“, zwrócić muszę uwagę, że pomiędzy bardzo licznemi tłómaczeniami, jakie w rozmaitych językach europejskich się pokazały, za najcelniejsze z pomiędzy wszystkich, powszechnie jest uznane tłomaczenie niemieckie Herm. Rotteka, syna sławnego historyka — które jedynie może formy i ducha poety ująć zdołało, i wysoko w literaturze niemieckiej jest cenione.
W roku 1883 — odczytałem „Sveę“ w przekładzie polskim na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk — starałem się uchwycić myśl i zestawić formę oryginału wiernie — o ile mi to było możliwe. — Poemat ten w tym samym roku, wydany został drukiem w Poznaniu.
W rok po ukazaniu się Svei w roku 1812 powołano Tegnéra do Sztockholmu, gdzie obecność jego była niezbędna. Związek Gothski, stowarzyszenie literackie, którego głównym celem było ożywienie współczucia dla północnej starożytności, i rozkrzewianie pojęć czysto narodowych, których młody poeta najwybitniejszym był przedstawicielem, zawezwał go do grona a niemal za przewodnika swojego. — W organie tego związku, piśmie peryodycznem Iduna, poprzednio już pisywał Tegnér, wpływ znakomity w wytkniętem zadaniu wywierając. Ulotne jego poezye ożywiały to czasopismo, co raz bardziej w Szwecyi rozprzestrzeniane, a pomiędzy innemi zacytować można jako piękniejsze drobne poemata: „Skildblander“, „Norre“ czyli Norwegia, „Śpiew Majowy“, „Ogień“, „Dzieci Herty,“ „ Walfrudnismal“, „Zima“, „Lew Gothski“, „Legenda o Olbrzymie Finie“, które, oprócz wielu wierszy przygodnych i czysto lokalnych, przedewszystkiem na uwagę obcego badacza literatury szwedzkiej a mianowicie poezyi Tegnéra zasługiwać powinny. — Zaproszony na stałego członka związku i wezwany do bliższego porozumienia się w kole literackiem, udał się nasz poeta do stolicy na czas jakiś, opuściwszy wszechnicę. Sztockholm jest ogniskiem życia towarzyskiego i całego ruchu umysłowego Szwecyi, — a tak jak Paryż koncentruje w sobie całą Francyę, o Sztockholmie powiedzieć można, że w nim cała Szwecya jest zwarta. Szwecya bowiem, uboga w miasta większego znaczenia, życie towarzyskie ściąga z porozrzucanych dworów, z dalekich prowincyi, z miasteczek mniejszych całą zamożną i oświeconą klassę narodu, która zwłaszcza zimą w stolicy i około dworu się kupi.
Kto poznał Sztockholm i zaznajomił się z towarzystwem jego, śmiało powiedzieć może, że poznał Szwecyę, zwyczaje, charakter i oświatę narodu. — Wstępując więc z wieszczem w te mury, przypatrzmy się chociaż pobieżnie ludziom, jacy tam otoczyli Tegnéra; a zaznajamiając się z ówczesnem kołem znakomitości literackich, będziemy mieli mniej więcej wyobrażenie ówczesnego ruchu literatury, a zwłaszcza poezyi północnej.
Głównem ogniskiem i powagą było koło ośmnastu mężów, składających tak nazwaną akademią szwedzką, którą w tak świeżej pamięci jeszcze będący, znakomity ze wszech miar monarcha, zbrodniczą ręką na nieszczęście Szwecyi zamordowany, Gustaw III założył. — Instytucya króla poety stała w całej sile powagi, była wyrocznią i tronem inteligencji narodowej, w której ograniczonem i tak szczupłem gronie, zbierał się, że tak powiem, głosem narodu powoływany żywy panteon literacki.
Tutaj poznał Tegnér najwybitniejsze postacie epoki ówczesnej, najważniejszych przedstawicieli ruchu umysłowego — poetów i myślicieli zachodzącego już klasycyzmu oraz i świat ten młody — nowych szermierzy myśli i słowa — którzy odradzającą się szkołę romantyczną w Szwecyi zapowiadali.
Poznał tu Jana Gabryela hrabiego Oxenstjerna, głównego dostojnika gustawowskiej epoki, poetę i mówcę znamienitego, oraz Karola Gustawa Leopolda — ostatniego klasycznego poetę, Adlerberta dramaturga — Nilsa Rosensteina — Peikala i słynnego na całą Europę Berzeliusza. Poza gronem tego poważnego koła akademii szwedzkiej ożywiały stolicę znakomitości pierwszego rzędu — zachodzące i wschodzące z Tegnérem gwiazdy północy. Poznał i zaprzyjaźnił się z Franzénem, którego w jednym z swych poematów słowikiem Szwecyi nazywa, — z Janem Olofem Walén, genialnym poetą religijnym, którego Skandynawia imieniem „północnej harfy Davida“ uczciła, z ulubioną poetką Maryą Lengrin — z Henrykiem Ling, z Atterbonnem, profesorem estetyki w Upsali — poetami Afseliusem i Stagneliusem, z Nybergiem a przedewszystkiem z Gejerem, słynnym historykiem i poetą, który pospołu z Walénem i Franzénem w tegnerowskiej epoce zasłynął — na szwedzkim stojąc parnasie.
Pobyt Tegnéra w Sztockholmie, zaznajomiwszy go z całą wykształconą Szwecyą — wprowadził go odrazu w najwyższe koła, gdzie, poznany i oceniony, coraz głośniejszego nabywał imienia i wpływ wywierał zbawienny, ale obowiązki zawodu powoływały go do osieroconej wszechnicy, gdzie go do nowej a zaszczytnej wezwano pracy.
Tegnér w czasie pobytu swego w Sztokholmie poznał dziada mojego, ówczesnego kanclerza państwa, ministra spraw zagranicznych, któren był zarazem kanclerzem uniwersytetu lundzkiego. Kanclerz poznał się na zdolnościach i zasłudze młodego wieszcza, ukochał go, a dbały krzewiciel oświaty narodowej, wyjednał u króla Karola XIII, że rozłączono, dotąd do jednej profesury należące, wykłady literatury greckiej i oryentalnej i utworzono osobną dla każdej katedrę. Dotychczasowy profesor Norberg, zatrzymując ulubioną i właściwą sobie naukę oryentalną, odstąpił katedrę literatury greckiej, na którą kanclerz zaprosił sprawiedliwie dotychczasowego profesora estetyki, jako niezaprzeczenie pierwszego hellenistę ojczyzny swojej.
Jednocześnie niemal, bo w końcu tego samego roku profesor został kapłanem. Dusza Tegnéra przepełniona była uczuciem religijnem, które gorzało ogniem miłości Boskiej, sięgało w niebo, czerpiąc natchnienia, któremi namaszczone są jego poezye. Wieje z nich rzewna filozofia, czułość naiwna, przeczysty ideał, któren jakby przeczuwał świat lepszy, podnosi ducha uczuciem nabożnem, a za serce chwytając, do Boga zbliża.
Duch religijny, rzewność poetyczna modlitwy, uszanowanie kościoła znamionuje w ogóle Szwecyą; jest to niezaprzeczenie jedyny kraj protestancki, który nawet w formie protestantyzmu zachował piętno gorącej miłości Bożej, odzianej tą świętą poezyą ducha, która daje koloryt i ciepło, najwznioślejszemu uczuciu człowieka. Jak tutaj religia z poezyą duszy w parze nie uległa w ludzie szwedzkim zimnym powiewom, które tak wystudziły serca — niby to rozumem do ateizmu lub obojętności prowadząc, jest najlepszym dowodem, fakt godzien zastanowienia, że wielka część poetów szwedzkich, a pomiędzy nimi najwięksi geniusze, jak n. p. w tej właśnie epoce taki Tegnér, Franzén i Walin dostojnikami byli kościoła.
Na zimnej glebie północnej, pod tem bladem niebem, świeci jakoby gwiazda złota, poetyczna fantazya duszy człowieka. — Ten naród odosobniony, niezepsuty, w zdrowem ciele zdrową zachował duszę. Poezya natury stworzyła poezyę ducha, a ta, rozlana po całym kraju, ogrzewa serce i umysł narodu. W narodzie ciepłego serca i poetycznej duszy świętość przekonań i uczucie wiary jest zawsze silne! silniejsze jak wszystkie inne uczucia człowieka. Tę samą poezyę, to ciepło ożywcze i przywiązanie silne a nawet fanatyczne ludu szwedzkiego napotykamy zarówno w epoce bałwochwalstwa, w epoce katolicyzmu, jako i w dzisiejszej epoce protestantyzmu, który aczkolwiek tutaj na bezparcyalne zasługuje poszanowanie, niezdolny jednak zaspokoić sumienia i serca ludu, który, na bezdrożach szukając prawdy i ciepła, po za kościołem domy modlitwy buduje i w ręce niepowołanych sekciarzy i szarlatanów przechodzi, zanim nie błyśnie mu kiedyś odebrane mu ongi światło i słowo Boże.
Dnia 20 grudnia 1812 roku w katedrze lundzkiej odbyły się prymicye Tegnéra. Od tej chwili, poświęcony nowo obranemu zawodowi, rozlicznemi mowami akademickiemi w duchu czysto religijnym odzywa się niepospolity mówca, myśliciel i poeta zarazem. Kościół tu i wszechnica podały sobie braterskie dłonie w osobie Ezajasza Tegnéra, którego duch wzniosły w imieniu obojga zarówno przemawiał złotą harfą poety. Płynęły pieśni rok po roku i coraz to nowym akordem szwedzką bogaciły poezyą. W tej epoce zasłynął przedewszystkiem dłuższy poemat niepospolitej wartości, obraz czysto religijny, nacechowany temi gorącemi barwami serca i wiary, które się napotyka w Tegnérze.
Poemat ten, uwieńczony przez akademią szwedzką, namaszczony jest ręką kapłana. Tytuł i tło obrazu „Pierwsza Komunia“ bogate zaiste dla religijnego pieśniarza pole — na którem komentarzy poemat nie potrzebuje.
Jest to jedna z najsłynniejszych pereł religijnej literatury skandynawskiej, dzieło prawdziwie pomnikowe, nacechowane uczuciem prawdziwej i wzniosłej wiary — natchnione duchem poetycznym — prawdziwej i niezachwianej miłości Bożej — wszech Chrystusowego kościoła — która, bez względu na wyznanie, serce porywa i kwiatem poezyi, jako niezrównana idylla chrześciańska, Pańskie nam stroi ołtarze.
Zachwycony tem arcydziełem poety, odważyłem się przyswoić je literaturze naszej w wiernym przekładzie — starając się, o ile to możliwe, zachować mu koloryt i harmonią oryginału. Tłumaczenie to wyszło nakładem i drukiem J. Leitgebra r. 1883 w Poznaniu.
Nadszedł rok 1818, pamiętny koronacyą Jana Karola XIV. Na tę uroczystość pospół z innemi znakomitościami kraju powołano Tegnéra do Sztokholmu. W czasie tego pobytu w stolicy mianowany doktorem teologii, solennie w katedrze upsalskiej dnia 15. października był promowany. W kilka miesięcy później zajął poeta należne sobie już oddawna miejsce, teraz śmiercią hrabiego Oxenstjerna osierocone, w gronie 18 członków akademii szwedzkiej. W czasie solennego obchodu przyjęcia nowego członka w dniu 22 czerwca 1819 r. przemówił Tegnér do nowych towarzyszy słowem serdecznem i pełnem zapału. Mowa ta znakomita, nacechowana genialnem i czysto narodowem piętnem, zrobiła wielkie wrażenie. Poeta zaświecił talentem niepospolitego mówcy, którym często później w rozmaitych okolicznościach za serce chwytał, nietylko już z katedry i kazalnicy, do narodu szwedzkiego przemawiając.
Otoczony aureolą nowych zaszczytów, powrócił Tegnér do Lundu, gdzie lat kilka jeszcze gorliwie pracował. Pomiędzy pieśniami, które coraz to nowem liściem mnożyły laury poety, zaświeciła jasnym promieniem śliczna pieśń do Słońca, wiersz pełen fantazyi prawdziwie tegnérowskiej, oryginalnej, malowniczej i wzniosłej; w swoim rodzaju jedyny, męzkim rymem napisany.
W zaciszu pracował już Tegnér nad głównem dziełem swojem wielkiego rozmiaru, przygotowywał już Fridhjof sagę. Teraz w roku 1830 ukazał się w stolicy manuskrypt, z rąk do rąk obiegający, najważniejszego po Fridhjof sadze poematu: Axel, powieść historyczna z czasów Karola XII. — Powieść ta, poemat większego rozmiaru, ogromne zrobiła w Sztokholmie wrażenie — wyrywano ją sobie, przepisywano, znano w całej Szwecyi, w całej Skandynawii nawet, zanim wydrukowaną w roku 1821 została.
Tłómaczenie nie jest nigdy wstanie oddać piękna oryginału, odpowiedzieć wszystkim jego zaletom, niema tego koloru i woni kwiatu, co na dalekiej ojczystej ziemi wykwita. Każde tłómaczenie słabem jest tylko odbiciem tego, co wyśpiewał poeta, — to zawiędłe i zasuszone kwiecie fantazyi mistrza. Szczególniej to powiedzieć możemy o poemacie Axel, mimo kilkudziesięciu tłómaczeń, jakie dotąd w Europie są znane. Zbliżenie się do oryginału w głównej jego i tylko takim geniuszom, jak Tegnér, możliwej ozdobie formy i rytmu, jest niemożliwe zupełnie w języku obcym — innych warunków wdzięku i składni.
Poeta tu zachował w nieregularnym rymie pewne formy zasadnicze, któremi po mistrzowsku lirę swoją nastroił. Forma za podstawę obrana jest a b b a — a to w ten sposób, że naprzemian rym męzki z żeńskim do środka wpadają. Często jednakże kwartety takie przerywane są jedną, dwoma, trzema lub więcej parami wierszy, bezpośrednio po sobie zmieniającemi się męzkimi i żeńskimi rymami, lecz zawsze w ten sposób, że, jeżeli poprzedzający kwartet zamykał się rymem męzkim, to rym następującego wiersza dwoistego był żeński i odwrotnie tak, że nigdy więcej nad dwie jednorodzajowe końcówki się nie schodziły. Zwłaszcza w miejscach większego efektu, a mianowicie w monologach, dominują podług podjętej zasady wiersze dwoiste, nigdy jednak rym nie przeskakuje samowolnie i nigdy też na formę a b a b nie przechodzi. Widoczne jest, że poeta umyślnie tę techniczną formę obrał za zadanie w tej powieści i wielką do tego zadania przywiązywał wagę. Wywiązał się z tego po mistrzowsku, z całą siłą geniuszu, któremu takie nastroje są właściwe.
Głównie w Axlu wersyfikacya pierwszorzędne zajęła miejsce i strona artystyczna do najwyższej doprowadzona potęgi; uważając z osobna każdy odrębny wiersz i rym, jako na małą skalę, odrębne dzieło sztuki. W przekładzie więc takiego wytworu poezyi niemożliwe jest naśladowanie sztucznej harmonii; naśladując nutę i składnią rytmu, trzebaby tekst jego poświęcić, nie tłómaczyć, ale tworzyć.
Dlatego też tego rodzaju poemat, wypieszczony ręką autora i mający tak wielką wagę nie treści jak formy swej poetycznej, złożył Tegnér jako gwiazdę wschodzącego geniuszu epoki znaną nam dedykacyą do Leopolda u stóp ociemniałego poety — ostatniego reprezentanta zachodzącego już klassycyzmu.
Posiadaliśmy już w literaturze naszej przekład całkowity poematu „Axel“ przez Jana Wiernikowskiego, przerobiony z prozaicznego tłómaczenia pana Chake, a wydany w Wilnie u Zawadzkiego w 1842 roku. — W roku 1877 podjąłem i ja to śmiałe zadanie, tłómacząc z oryginału prześliczną tę powieść historyczną z czasów Karola XII-go, która jest jednym z najwybitniejszych poematów Ezajasza Tegnéra, a dla nas tem więcej zajmującym, że główną bohaterką romansu jest Marya, dziewica ukraińska, w przepysznym tutaj odmalowana obrazie. Tłómaczenie moje wyszło nakładem księgarni J. K. Żupańskiego w Poznaniu.
Wracamy do dalszego życiorysu Tegnéra, do końcowej życia jego epoki. Rok 1824 jest epoką główną żywota wieszcza, wpłynął bowiem na wielką zmianę w losach i przeznaczeniu poety. Kościół i ojczyzna powołały go na inne pole, wybrano go jednomyślnie mimo wiedzy i woli biskupem w Wexiö, a tem samem uczczono znakomitego człowieka i kapłana jedną z największych posad narodowych. Tą zmianą losu byt materyalny Tegnéra, z którym od dzieciństwa walczyć musiał, przemienił się zupełnie. Bogactwo otoczyło poetę, zdejmując na zawsze z czoła troskę o chleb powszedni i przyszłość ukochanej rodziny. 25 lutego obrany biskupem, już w kwietniu zakończył odczyty wszechnicy lundzkiej o „Tucydydesie“; złożył z powszechnym żalem profesurę, żegnając się czule z uczniami i kolegami, których był przyjacielem.
Przygotowawszy się do nowego zawodu, przeprowadził się do Wexiö i objął urzędowanie biskupa, ale że w Szwecyi prawo zapewnia wdowom jakoby rodzaj emerytury kilka lat (zwanych latami łaski) używalność pensyi i rezydencyi, nowy biskup, ustępując takowych wdowie poprzednika swojego, Barona Mörner, sam zamieszkał w Tufva, ślicznie pod samem miastem położonej siedzibie, zkąd widok czarujący na błękitne jezioro i okrążające go skały przypadł do smaku poecie i przywiązał go do tego ustronia. Dopiero w roku 1827 przeniósł się do właściwej stolicy biskupiej, do pięknego Östrabo, do którego od wschodniej strony miasta, od wspaniałego gimnazyum majestatyczna prowadzi aleja na piękne wzgórze, na którego wierzchołku wieniec rozległego parku otacza pałac biskupi i piękne zabudowania gospodarcze.
Östrabo rzeczywiście bogatem było uposażeniem. Reformacya w Szwecyi pozostawiła w całości dawne uposażenie kościelne z czasów katolicyzmu. Bogate biskupstwa pozostały i uważano to dostojeństwo jako rodzaj wyposażenia ludzi znamienitych zasługą i nauką, jako rodzaj synecury, do której zmierzali wszyscy, zawczasu ucząc się teologii i składając egzamin doktoratu, który by im mógł na przyszłość utorować drogę do dostojeństwa.
Szlachetne i wzniosłe serce Tegnéra, który był z powołania namaszczonym wieszczem i z powołania całą duszą kapłanem, nie uważało tego przejścia z niedostatku i mierności do bogactwa jako wypracowaną synekurę, ale jako dar Boży, z użycia którego trzeba zdawać rachunek sprawiedliwego szafarza. Oddał się całą duszą powołaniu pasterza, zrozumiał to powołanie, jak je rozumieć powinni arcykapłani wszelkiego wyznania, stojąc sprężyście na straży wiary swojej, jej kościoła i duchowieństwa; pojął, że wierze swojej winien miłość czynną i poszanowanie, kościołowi opiekę, duchowieństwu przykład i sprężyste kierownictwo.
Jak kiedyś w Lund ubogim studentem na cichem poddaszu, tak teraz w pięknym pałacu biskupim pracował niezmordowany całemi nocami, ćwicząc się w studyach teologicznych i dopełniając obowiązku stanowiska swojego. Praca była rzeczywiście uciążliwa, bo się do niej zabrał z całym zapałem młodzieńczym, z zapałem natchnienia wyższego polotu, mówiąc, że „jeżeli poeta Tegnér do nieśmiertelności przejdzie, to i biskup Tegnér powinien w błogosławionej pamięci pozostać.“ — To też dopełniając obowiązku, objeżdżał dyecezyę, zbierał duchowieństwo, dawał przestrogi i rady; postawił swojem staraniem i wpływem 31 nowych szkół i kościołów, a dźwignął z upadku i przebudował drugie tyle. Był dobroczyńcą i hojnym jałmużnikiem całej okolicy, mawiając często, że, „nie rozumie szlachetności uczucia, nie wierzy w serce, w miłość bliźniego i w miłość ojczyzny, gdzie nie widzi czynu moralnej i materyalnej ofiary.“ To też kochanym, poważanym był powszechnie; nieraz, gdy zajeżdżał do jakiej parafii, córki pastora i zebrane dziewice okolicznych obywateli własnoręcznie przynosiły wodę, aby napoić konie ukochanego biskupa lub w inny sposób oddać cześć przełożonemu kościoła, bardowi narodowemu.
Taką czynnością życie jego było wypełnione zupełnie, czynny charakter bogate zastał pole i szczęśliwe płynęły też godziny sprawiedliwego człowieka, otoczonego kołem ukochanej rodziny, przywiązaniem swej dyecezyi i czcią szwedzkiego narodu.
W tej to epoce życia, obok tylu zatrudnień, w zaciszu pracował i lirnik. Ukazała się dawno opracowana Saga Fridhjofa, pieśń jego wiekopomna, w całej Europie znana i na wszystkie tłómaczona języki. Śpiew to łabędzi mistrza, akord pierwszy większego dzieła w obrazie narodowym. Saga Fridhjofa jest obrazem i charakterystyką pogańskiej Svei, po za którym poeta miał zamiar narysować dwa następne, malując w podobnych pieśniach: Szwecyę katolicką i Szwecyę protestancką; ale epoka pogańska w obrazie Fridhjofa, była ostatnim poematem Tegnéra, a oderwana od zamierzonej całości, całością sama w sobie, wiekopomnym pozostała pomnikiem. Czem była Saga, jakie w niej było zadanie mistrza, jak się z niego wywiązał, jakie stanowisko zajęła praca poety w narodzie i jak nam ją sądzić należy, wspomnieliśmy już dawniej w krytycznym poglądzie na pracę i stanowisko Tegnéra. Nie powtarzając więc, przypominamy tylko, że Saga Fridhjofa promieniami swej pieśni świeci jutrzenką odrodzonego uczucia i smaku narodowego — jest przedświtem zaledwo wschodzącej dziś jeszcze idei braterstwa skandynawskiego; a w genialnej sukience poezyi jest dziełem politycznem narodu, bo jest pieśnią duszy mistrza i skarbem dążności narodowej poety.
Fridhjof Saga jest jednym z tych poematów, którego osnowę i układ pobieżnym rozbiorem narysować trudno. Sprawozdanie i rozbiór szczegółowy wymagałby odrębnego opracowania, które, chcąc być zrozumiane, pociągnęłoby za sobą cały obraz podań bajecznych skandynawizmu; tłómaczenie nie jednej Sagi Islandskiej i niemal całego obrazu Walhalli mitologicznej. Obeznani z tem wszystkiem, moglibyśmy dopiero z przyjemnością czytać i rozumieć Tegnéra.
Ezajasz Tegnér w genialnym polocie uczuć swych narodowych — fantazyą poety i miłości ojczystej zamierzał złożyć olbrzymie dzieło narodowe w trzech poematach — w trzech fantastyczno-narodowych obrazach, mających stanowić całość nierozerwaną i jednolitą, która miała zaznaczyć i uwydatnić plastycznie charakter trzech odrębnych epok historycznych północnej ojczyzny jego. Zamierzał przedstawić i zobrazować ducha Szwecyi pogańskiej, katolickiej i protestanckiej.
To było zadanie życia, myśl jego przewodnia i cel wybitny zawcześnie niestety! zgasłego poety. Ta myśl przewodnia natchnęła mu Fridhiofsage. Stworzył poemat, który, jakkolwiek sam w sobie jest samoistną i niezależną całością i arcydziełem odrębnem w duchu i myśli mistrza, — w rzeczy samej jest, że tak powiem, prologiem wielkiej jego idei, jest pierwszą częścią zamierzonej przez niego całości — wielkiej tryady narodowej.
Po Fridhjofie i Ingebordze, bohaterach sagi pogańskiej w duchu i myśli poety, w majestatycznym zarysie przejściowym z legendowej bajecznej fantazyi sagi pogańskiej, — w legendzie pierwszej chrystyanizmu jutrzenki, — o świetle niebiańskiego natchnienia Svei, rodzi się obraz nowy w poemacie „Gerda“, akt przejścia epoki pogańskiej w Chrystusową naukę, jej walki i prace i jej majestat w katolickiej epoce zarysowując.
Występują postacie nowe. — Uosobieniem Szwecyi pogańskiej, skłaniającej się zwolna pod krzyża świętego sztandarem — jest dzika córa północy bałwochwalczego olbrzymów rodu, dziewica fantastyczna, Gerda, w prasławnej puszczy prastarą tradycyą ojców wykołysana.
W miejsce starego Wikingi skandynawskiego — w miejsce Fridhjofa występuje Wikinga Boży, bohater rodzącego się poematu Axel Hride, apostół Chrystusowego sztandaru, książę kościoła, późniejszy Arcybiskup Absalon.
Wzniosłej myśli drugiego poematu niedokończył poeta, zaznaczył ją tylko kilku urywanemi pieśniami, które, jakkolwiek stanowią prześliczną całość obrazu i artystyczną tworzą legendę, przedwstępnym li tylko są wielkiej całości fragmentem. Nawał pracy, obowiązki duchowne, choroba wreszcie i śmierć przedwczesna przerwały wątek ulubionej fantazyi mistrza. Nie poszedł dalej, śnił całe życie i marzył, rozwijał skrzydła do lotu — ale ręka Boża nie dopuściła wieszcza do utworzenia poematu, w tej drugiej części — w początkach katolickiej go zatrzymując epoki.
„Gerda“ pozostaje w spuściźnie, a jej przedwstępne akordy drogocenną pozostają pamiątką.
Relikwia ta literacka — jako fragment olbrzymiego dzieła — jako fragment niedokończony i urwany, stanowi mimo to dla nas poemat pełen uroku i znamienitej wartości, którego ze czcią ująwszy, przetłomaczyłem — i opatrzywszy krótkim komentarzem objaśniającym, wydałem oddzielnie 1887 roku nakładem i drukiem księgami K. Łukaszewicza we Lwowie. Wspomniawszy tu mimochodem o Gerdzie, jako dalszym ciągu zamierzonej tryady wieszcza — powracam jeszcze do Fridhjofsagi.
Nie ma literatury cywilizowanej, któraby nie posiadała Fridhjof Sagi w przekładzie. U nas pojawiły się najpierw nieśmiałe próby, kilka drobnych ułamków. Takie urywki umieścił ś. p. Alfons Walicki, były profesor uniwersytetu charkowskiego, w Pamiętniku Literackim, niedawno w Dreznie zmarły Roman Zmorski w Bibliotece Warszawskiej, Wincenty Dawid w Niezabudce.
W roku 1851 pojawiło się w Przeglądzie Poznańskim krótkie, ale pełne wartości znamienitej, wspomnienie Fridhjof Sagi i jej autora przez znanego nam przedewszystkiem zaszczytnie i pełnego zasługi pisarza ś. p. Stanisława Koźmiana, prezesa Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Na tę pracę złożyły się dwa pióra, poważnie w literaturze naszej znane i cenione. Koźmian, dając nam treściwy zarys żywota poety i szczegółowy rozbiór dwóch głównych poematów: Axla i Fridhjof Sagi, ogłosił w nim przekład czterech pieśni sagi, ułożonych z niemieckiego przekładu przez ś. p. Generała Franciszka Morawskiego. Wdzięk i jasność tych kilku oderwanych akordów przypominają nam mile jednego ze znakomitszych i ulubionych poetów czasu swojego.
W roku 1856 pojawiło się w Poznaniu pierwsze całkowite tłómaczenie Fridhjofa Sagi, białym wierszem przez pana Ludwika Jagielskiego ułożone; w ślad za niem w roku 1859 ukazała się w Warszawie, w ozdobnem illustrowanem wydaniu, staranna praca pana Józefa Grajnerta, językiem poprawnym, wierszem naturalnym i gładkim napisana. Jakkolwiek tłómaczenia te, a zwłaszcza ostatnie, są pracami poważnemi i szczęśliwie przeprowadzonemi, nie tłómaczone z samego oryginału, nie oddają trudnych do naśladowania wdzięków skandynawskiego poety.
We dwa lata później odezwał się dawny tłómacz „Axla“, pan Jan Wiernikowski, wzbogacając literaturę naszą nowym przekładem Fridhjof Sagi, wydanym w Petersburgu 1861 roku. Ostatnie to tłómaczenie zasługuje na największe uznanie i największą mieć powinno w oczach naszych powagę. Tłómacz trzymał się w przekładzie swoim wiernie oryginału, studyując go z tłómaczenia angielskiego Georga Stefensa[1], które sam Ezajasz Tegnér jako najwięcej z duchem oryginału i charakterystyką północy zgodne ogłosił, równie jak z wzorowego rosyjskiego tłómaczenia pana Jakuba Grota[2], biegłego znawcy języka i literatury szwedzkiej.
Co zaś w zasłudze tłómacza jest najważniejsze, że pan Wiernikowski, krom wymienionych źródeł pomocniczych, przystępując do trudnego zadania, zapoznał się sam z językiem oryginału i w pracy swojej kierował się światłą pomocą i radą znajomych mu rodzin szwedzkich.
Fridhjof, jako jest szczytem sławy, jest zarówno ostatnią Tegnéra pracą — pracą, jak powiedzieliśmy, przerwaną porówno z szczęściem, spokojem i nadziejami domowego ogniska.
Zwolna czarna chmura zawisła na spokojnem i czystem niebie Tegnéra. — Siły zbytnią pracą młodości i całego życia nadwerężone, charakter gorący i nerwowy, draźliwa imaginacya poety, zwolna przygotowywały rozstrój duchowy i okrążały coraz silniej czarnym całunem melancholii, która niepokojem i smutkiem go ogarnęła. Myśli, sięgając coraz wyżej w krainy ducha, niespokojne i niezadowolnione błąkały się w zamglonej atmosferze chorobliwego usposobienia; odejmując jedne po drugich złote promyki wymarzonej aureoli wieszczego nieba, zaciemniały jeszcze i piękne przyszłości widzenia denerwującem zwątpieniem. Rozstrój ten z wolna już przebijał się w pieśni, w słowie i czynie poety.
Wiara w talent i natchnienie opuszczały go, mimo czci i rozgłosu, jakiemi był otoczony.
W jednej z pozostałych po nim korespondencyi owej epoki czytamy ustęp, w którym, mówiąc o sobie, powiada:
„Czy parę lat wcześniej czy później zapomnianym będę, cóż mi na tem zależeć może? Naprawdę, nigdy nie miałem się za wieszcza w wyższem pojęciu tego wyrazu. Ci wyglądają inaczej! ja jestem dyletantem, jak wielu innych, zwyczajny Homerida — Jan Chrzciciel tylko, który idącemu kiedyś ścieżki gotuje. To, co śpiewam na rozstrojonej lirze mojej, nie zaspakaja ducha, nie wypełnia i nie wystarcza, widzę i czuję wielkość, harmonię i piękno — ale ich osiągnąć nie mogę.“
W innem znowu miejscu pisze:
Lepiej jeszcze ten niepokój upadającego ducha malują nam ustępy innego listu, w którym pisze:
Takim to jękiem bolesnym rozczarowania, jękiem przejmującym zimnym dreszczem, a mimo to czarownym akordem zrywającej się struny upadającego poety — jest wiersz pod tytułem „Melancholia“, w ostatnim napisany już czasie. Wiersz ten, jako należący niemal do życiorysu Tegnéra, powtarzamy w przekładach naszych z poetą.
W tej moralnej chorobie, w niepokoju i rozdrażnieniu nerwowem bolesny widzimy objaw. Wieszcz i kapłan najznakomitszy, człowiek swojej epoki, upada moralnie, trunkiem głuszy tę jędzę, która mu serce pożera, w pijaństwie szuka zapomnienia i spiesznym krokiem w prawdziwego obłąkania zamęty spada. Okropny nałóg i okropny upadek, ale Bóg i ludzie nie potępili zasłużonego człowieka. Najwyższy Sędzia, trzymając w sprawiedliwej dłoni szalę zasługi i upadku moralnego, przebaczył i otworzył podwoje wybrańcowi kościoła i narodu. Naród szwedzki wyrozumiał chorobę wieszcza, a otoczywszy czcią pamięć kochanego pasterza i poety, zapłakał i uszanował człowieka, który żyje i żyć nieprzestanie w sercach północnego narodu, skrzydłami pieśni ponad kamienną Sveą się unosząc.
Otoczony liczną rodziną, pod opieką zacnej i kochającej żony, Tegnér, smętnie w pięknym Östrabo przepędził ostatnie lata żywota. Zaraz w początkach choroby wysłano go do Karlsbadu, gdzie pokrzepiło się zdrowie jego, w podróży tej poznał się z Schleiermacherem, Stefensem i kilku innemi znakomitościami Niemiec i naszym generałem Skrzyneckim, o których interesujące wspomnienia znajdują się w pozostałych po nim pismach. Powrócił ożywiony na chwilę, ale w krótce choroba a za nią nałóg nowe uczyniły postępy. W roku 1840 rażony apopleksyą, z której zdołano go uratować, upadł umysłowo do tego stopnia, że musiał być oddany do słynnego zakładu obłąkanych w Szleswigu. Po krótkim pobycie odzyskał przytomność zupełną i na dawne stanowisko powrócił. Były to jednakże ostatnie pobłyski. Kilka jeszcze razy przemówił z kazalnicy, zaświeciło kilka iskier zgasłego geniuszu i dawne powróciło cierpienie. W roku 1845 zawieszono urzędowanie jego, czarna melancholia w całej swej grozie opanowała wieszcza i wolno dogorywała lampa, która była świecznikiem północy.
Po kilku powtarzających się napadach apoplektycznych zgasł Tegnér 2 listopada 1846 r. i pochowany został z całą należną okazałością w Wexiö, wśród żalu i czci powszechnej; dzień jego śmierci był dniem żałoby narodowej, którą Szwecya uczciła znakomitego ulubieńca swojego.
W ślicznej tej okolicy, na wzgórzu cmentarza w Wexiö, u stóp którego trzema jeziorami oblane miasto, wznosi się krzyż kamienny z napisem — obok drugiego grobowca zmarłej później towarzyszki żywota.
Stojąc na tej mogile wieszcza, który spoczywa na wolnej ziemi i wśród wolnego ludu, w piersiach którego żyje pieśnią, jaką swobodnie powtarzają echa — uchylam czoła przed wielkim cieniem — w lauru koronie — w duchu zgasłego poety cześć szwedzkiej ziemi wypowiadając serdecznie.
- ↑ George Stephens (1813–1895) – angielski archeolog i filolog.
- ↑ Jakow Karłowicz Grot (1812–1893) – rosyjski filolog.