[5]AKT I.
Mieszkanie lekarza Jerzego Odbieckiego i jego młodej żony, Noli, umeblowane nowocześnie. Na ścianach śmiga i fotografje samolotów. Drzwi otwarte do gabinetu lekarskiego. Godzina wczesna popołudniu.
SCENA 1: NOLA, JERZY.
NOLA Zamykając okno. Burza idzie. Błysk, grzmot.
JERZY Siedzi w fotelu, przegląda pisma. Pocóż zamykasz okna?
NOLA Będzie okropny przeciąg. Deszcz poczyna szumieć.
JERZY To właśnie dobrze. W Anglji otwierają naoścież wszystkie okna, gdy jest burza. Dlaczego wy, kobiety, tak nie znosicie silniejszego powiewu.
NOLA Bo może zawiać w szyję. To bardzo nieprzyjemne...
JERZY Hm... No tak, tak. To się zdarza, taka wrażliwość, przy dyspareunji konstytucjonalnej. Zapalno światło, kochanie. Ciemno jest —
NOLA Zapala światło, lampę kontaktową. Przy czem?
JERZY Nazwijmy to — dysharmonją małżeńską na niektórych punktach. Jest to choroba, jak każda inna.
NOLA Z uśmiechem. Ty to mówisz na serjo?
JERZY Jaknajbardziej serjo... Uważam, że twoja oziębłość jest stanem patologicznym. Wzdycha. Frigidatas! Nie jesteś zdrowa, kochanie. Myślę, czy nie zrobiłaby ci dobrze [6]Folliculina! Żeński hormon. Gdybyś ty dała sobie zastrzyknąć tej follikuliny, choć pięć ampułek, po dwa centymetry, odpowiadające 500 jednostkom mysim... Zbudziłabyś się na nowo do życia, do miłości. Śmieje się dziwacznie.
NOLA Po chwili namysłu — jakby się przygotowywała do wyznania. Miłość — to właśnie sen i obawiam się przebudzenia... Słuchaj — czy ty się nie domyślasz, że ja...
JERZY Szybko zasłania się książką i mówi. Dosyć, dosyć! — Ja nie chcę adnychżadnych zwierzeń! Wiesz o tem! Nie jestem konfesjonałem. Już ci nieraz mówiłem. Samoanalizą pogarszasz tylko swój stan.
NOLA Wolałabym abyś wiedział prawdę...
JERZY Zmięszany. Hyperaestezja! Nerwy! Mówię ci — folliculina.
NOLA Gorzko. Dziękuję ci. Ach, żebyś ty wiedział, jaki jesteś zabawny! Nie wybierzesz się do kasyna na pikietę?
JERZY Na taki deszcz trudno przejść kilka kroków! Ale wracając do poprzedniej kwestji; weź naprzykład oziębłą erotycznie świnkę morską i spróbuj preparatu, o którym...
NOLA Przerywa, gwałtownie jak na nią. Nie nudź mnie już! Nie mogę słuchać — —
JERZY Dobrodusznie. Chcę przecież tylko twojego dobra! Medycyna stoi dzisiaj tak wysoko, że najbardziej skomplikowane stany duszy umie sprowadzić do bardzo prostej, fizjologicznej przyczyny i leczyć je najskuteczniej w świecie. Twój stan somatyczny i psychiczny nie jest nieprawidłowy... Wzdychasz, milczysz całymi dniami! Folliculina, dziecko, cała moja nadzieja w folliculinie! Śmieje się po swojemu.
Błysk, grzmot, wzmożona ulewa.
NOLA Patrząc w okno. Patrz, jak ciemno się robi!
JERZY Odkłada książkę, wstaje. Zaczną się dni już nie „lotne“, ale „lotnicze“, to znaczy, że nasi kochani chłopcy będą [7]sobie próżnować w kasynie! Tylko że oni zamiast wypoczywać, zrywają sobie nerwy przy bridge’u. A na moje zakazy pozostają głusi. Niewiem, doprawdy, na co mnie tu zakontraktowano! Zwykły lekarz wojskowy wystarczyłby najzupełniej! No, przecież chciałbym z całej duszy, aby mogli latać długo, jak najdłużej, ale na to muszą się przecież szanować! Co? a tam niejeden powinien już przejść w stan spoczynku. W sercach tony głuche, aż miło!
NOLA Podparłszy głowę na dłoni patrzy wdal. Imponują mi ci ludzie!... Podobnych przykładów odwagi i poświęcenia należałoby szukać aż gdzieś chyba w starożytnej Grecji...
JERZY Chodzi po pokoju, przeciąga się. Tak, ale za to po trzydziestce nerwy często zerwane jak włókna w przepalonej żarówce!! Nieraz mam wrażenie, że jestem lekarzem w domu warjatów. Co ja się nasłuchałem tych historyj! A to jeden siadł przymusowo na las. „Panie kapitanie“ — mówię mu — któżby inaczej na lesie siadał? Przecież to kłuje! — „Przymusowo“ — powiada — Drugi znowu opowiada, że mu się urwał ogon. Widać za wiele nim kręcił! Wesołe chłopaki! Kto ich pozna bliżej, ten już na innych ludzi patrzeć nie może!
NOLA Byłeś dzisiaj w dowództwie? Cóż tam słychać?
JERZY Chodząc po pokoju z rękami w kieszeniach. Nic szczególnego. Dwóch wystartowało w stronę gór, choć meteorologicznie, dzień jest fatalny.
NOLA Meteorologicznie — ja tego jeszcze nie umiem wymówić. Więc powiadasz że dwóch poleciało? Jeszcze im się co stanie...
JERZY No, oni twierdzą, że pilot powinien sobie dawać radę przy każdej pogodzie, ale, niestety, nie zawsze tak bywa... Mnie się zdaje, że ja tu chyba sam zwarjuję i zacznę latać.
NOLA Tego to już sobie nie wyobrażam!
JERZY Ale jeszcze z tem poczekam, aż rozwieszą wielkie [8]sieci między niebem a ziemią, aby w nią łapać spadających w korkociągu.
NOLA Przesadzasz! Wypadków jest podobno z roku na rok coraz mniej! Postęp w konstrukcji.
Błyskawica.
JERZY Przerywa jej, z nieco sztuczną swobodą. Poczekaj, poczekaj, niech tylko Jastramb cało dzisiaj wróci, to już dobrze będzie! Nie patrzy na Nolę.
NOLA Otwiera usta, zakołysała się, ścisnęła ręką poręcz krzesła. Ach, więc to Jastramb poleciał! Nie wiedziałam...
JERZY On i Brodziec.
NOLA Białym głosem, siląc się na spokojny ton. I myślisz, że oni nie wrócą?
JERZY No, no, uspokój się! To są za dobrzy piloci, aby narażać siebie i maszyny. Gdy będzie źle, Jastramb siądzie na jakiej hali i zabawi się w Janosika. Co innego, że na taki czas tylko polski lotnik odważa się lecieć. Niemcy nazywają to: „Das Polnische Flugwetter“...
Błyskawica.
NOLA Oparta, zwieszona prawie na oknie. Błyska się... gdzie oni mogą być teraz? ...Mam najgorsze przeczucia...
JERZY Układa się na kanapie. Pod głowę podsuwa sobie jedwabną poduszkę, przeciąga się znowu. Masz złe przeczucia? To depresja wywołana przez burzę. Mam pacjentkę, zresztą bardzo miłą, która też ma „przeczucia“ i tak ci się boi grzmotów, że włazi wówczas pod łóżko, ale tam znowu mdleje, usłyszawszy chrobotanie myszy. To jest bardzo sympatyczne, lecz nie sprzyja równouprawnieniu kobiet, bo tam pod łóżkiem nie spotka się nigdy z mężczyzną.
NOLA Zapatrzona w okno. Nie powinno być drzew tej wysokości w pobliżu lotniska — jak one dzisiaj groźnie szumią...
Wiatr wyje, drzewa huczą.
[9] JERZY Za mojej pamięci nie było jeszcze wypadku z temi drzewami! A ten groźny szum, to już tylko twoja imaginacja, wrogo nastawiona do całego świata.
NOLA Wzrusza ramionami. Wiesz, że to wszystko nieprawda...
JERZY Z uwagą przeciera okulary. Nagle. Milan żeni się. SłyszałeśSłyszałaś o tem?
NOLA Zimno. Nie.
JERZY Z lekkim naciskiem. Nic cię to nie obchodzi, oczywiście!
NOLA j. w. Owszem, cieszę się dla niego — bardzo dobrze robi!
JERZY Mam nadzieję, że wyleci z niebezpiecznej służby w tych myśliwcach. Małżeństwo jest już samo przez się dostatecznem bohaterstwem. Ciekaw jestem, kiedy mi się i Jastramb ożeni. Świetny chłopak. Nietylko mistrz w akrobacji, ale i myśliciel! Ho, ho! Siedzi jak jaki Diogenes powietrzny w tych swoich „beczkach“. Ale ty go nie lubisz... co?
NOLA W oknie odwraca się zwolna. Chcesz wiedzieć!?
JERZY Prędko. No, no, no, właściwie nie powinnaś go lubić, bo to jest pełnowartościowy mężczyzna, a tacy, podług Müllermanna, zawsze budzą odrazę w kobietach upośledzonych pod względem fizjologicznym. Przeczytaj sobie dzieło mojego sławnego kolegi: „Die FrauenkälteFrauenkälte“. Śmieje się.
NOLA Rozdrażniona. Zawsze to samo! Nudzą mnie już te koncepta!
JERZY Podchodząc ku niej. No dobrze, więc już nie będę tak mówił, ale uściskaj mnie, gorąco, z przekonaniem. Chwyta ją w objęcia. Daj mi usta... Pokaż źrenice, czy ci się rozszerzają... i puls czy ci się przyśpieszył. Przyciska ją do piersi.
NOLA Wyzwalając się skwapliwie z jego ramion. Nie, nie! Ach, rozburzysz mi włosy... No, nie żartuj, bo żarty, żartami, [10]a pognieciesz mi świeżo odprasowaną suknię... Szarpnąwszy się mocno. Nie, no puść — naprawdę, cóż za pomysł, mój drogi — — —
JERZY Pobłażliwie i z pewnym tryumfem. A widzisz, czy ja nie mam racji? Czy tak nie jest oddawna? Niedorzeczne teorje, co? Djagnoza, nic więcej? Muljer frigida! Gdybyś wiedziała, jak reagują w takiej chwili inne kobiety! Za oknem, po którem deszcz spływa mignęła się przechodząca, ciemna sylwetka. O! Milan właśnie przechodzi. Puka w szybę, daje znaki. Chcę z nim pomówić, może coś wie o naszych lotnikach.
SCENA 2: CIŻ, MILAN
Puka i wchodzi porucznik Milan.
JERZY Wyciąga ku niemu obie ręce. Jak się ma kochany porucznik? No, jakież wiadomości?
MILAN Kłaniając się i całując w rękę Nolę. Moje uszanowanie pani doktorowej. Przepraszam za mój strój, ale pan doktór wezwał mnie... Panie doktorze, miał pan jednak słuszne obawy. Przykra sprawa! Był przed chwilą fonogram z LudzidzimierzaLudzimierza. Samolot rozbity. Co z pilotem, nie wiemy jeszcze, bo nie pilot, ale posterunkposterunek policji nadał fonogram...
JERZY Szczerze zmartwiony. No i macie! Więc albo Jastramb, albo Brodziec? No dajcie spokój!
MILAN Posępnie. Albo Jastramb albo Brodziec. Nikt więcej nie startował... ale cóż! To nasz chleb powszedni!
JERZY Biorąc się za głowę. A! co ja mam z wami!
NOLA Cicho, wstając ze swego miejsca, błędna, oczy szeroko otwarte. Nie, nie! Na miłość boską! — to niemożliwe!!
Błysk, piorun blisko.
JERZY Zmartwiony. Brodziec, żonaty i dzietny... albo Jastramb, bardzo dobry pilot, wybitny myśliwiec...
[11] MILAN Patrząc na Nolę. Żałuję, że zmartwiłem panią doktorową...
NOLA Cicho, błagalnie. Przecież jeszcze nic nie wiadomo... zmiłujcie się!... Nie chcąc zwracać uwagi, siada w rogu salonu.
JERZY Zamyślony. Tak — — Brodziec, troje dzieci... żona... Co ja będę miał z tą żoną... No, może Bóg da, że to nie on...
Milan na sekundę wychodzi aby zdjąć płaszcz skórzany.
NOLA Żywo, odwracając się. Życzysz źle Jastrambowi?
JERZY Nie, ale ty nie wiesz, co to jest krzyk takiej wdowy!
NOLA Z dreszczem. Wierzaj mi, że śmierć Jastramba wywołałaby krzyk, jakiegoś jeszcze nie słyszał!
JERZY Dziwnie. Ale to nie byłby legalny krzyk... Musiałby przebrzmieć w ukryciu... Nie wiedziałbym o nim, mam nadzieję... co?
NOLA Nie wiem.
Wraca Milan.
JERZY Weź i to pod uwagę, że Jastramb znany jest ze swej brawury. Lata tuż nad ziemią, widać mu na niczem i na nikim nie zależy...
MILAN Nie martwmy się przedwcześnie, moi państwo, nie przewidujmy! Tylko piątkowe kraksy bywają złośliwe.
JERZY Masz! Czekałem tylko na jakiś neurogenny zabobonik. Więc bądźmy jaknajlepszej myśli, bo dzisiaj dopiero środa i mamy czas... Nola, każ nam dać herbaty... trzeba się pokrzepić.
SCENA 3:
Nola dzwoni na służącą, która w dalszym ciągu, w toku rozmowy robi przygotowania i zakłada kontakt grzejnika. Nola jej pomaga. Po ukończeniu misji swojej, służąca cicho wychodzi w nieokreślonym czasie dalszego djalogu, co nie będzie zaznaczonem, jako nowa scena.
[12] MILAN Poufnie. Ale z moją narzeczoną będę miał kłopot!... Panie doktorze, coś strasznego! Obie z moją przyszłą teściową wciąż mają pietra o mnie, mam surowy zakaz latania!
JERZY Pogodnie. To przejdzie po ślubie.
MILAN Z ukłonem. Dziękuję, panie doktorze!
JERZY Zresztą mogę im zapisać nervocitinę.
MILAN Z uśmiechem. Pan doktór ma na wszystko środki.
JERZY Mówiłem już mojej żonie, że pan wstępuje w związki małżeńskie. O — — — ale tyś jakaś zmieniona... co ci jest moje dziecko?...
MILAN badawczo patrzy na Nolę, poczem skruszony schyla głowę. Błysk, piorun.
NOLA Nic mi nie jest — naprawdę... Gasi elektrykę. Gaszę, bo i tak już nie czytasz — —
JERZY Musiałaś zjeść coś niepewnego w kasynie. W kasynie trują. Balbo wprowadził w Italji jarską kuchnię do lotnictwa! U nas nieprędko zmądrzeją pod tym względem! Poczekaj, przyniosę ci węgla, to najlepsza dezynfekcja żołądka...
NOLA Nie, nie, zajmuj się gościem... a nie mną — proszę cię. Opiera się o krzesło, opuszcza głowę.
Jerzy wychodzi.
SCENA 4: NOLA, MILAN.
Pauza.
MILAN Z wahaniem, przystępuje bliżej do Noli. Przepraszam panią doktorową, może byłem nieostrożny. mówiąc tak otwarcie o...
NOLA O kraksie?
MILAN Miękko, łagodnie. Nie, do tych rzeczy już się pani chyba przyzwyczaiła... Co innego... Doprawdy, może to zarozumialstwo z mojej strony, ale obawiam się, że... może nie powinienem wspominać o tem narzeczeństwie... Wogóle nie [13]miałem jeszcze sposobności wytłumaczyć się przed panią z mojego może trochę dziwnego postępowania... Pani ma mi bardzo ze złe?
NOLA Zdziwiona i znudzona. Jakto? Ach, prawda... Nie, wcale... Cóż za pomysł.
MILAN Niepewnie. Pani mnie tak unika...
NOLA Zdaje się panu...
MILAN J. w. spuszczając oczy. ...bo ja jestem zawsze najszczerszym wielbicielem pani... Niestety — życie nieraz bez naszej woli decyduje... Zresztą czynić krzywdę doktorowi było ponad moje siły... my go wszyscy tak lubimy...
NOLA Przerażona. Ach... dosyć... Nie chcę! Nie pamiętam... nie wiem — — nie rozumiem!...
MILAN Prawie czule. Pani doktorowo! Nie okażę się niegodnym zaufania! Najmocniej, najmocniej przepraszam za to, co powiedziałem...
NOLA Syknąwszy przeciągle i biorąc się za głowę z rozpaczy. Och!...
MILAN Patrząc jej w oczy. Wszystko to w mojem sercu pozostanie na wieki... głęboko ukryte...
NOLA J. w. Cicho! Nie, nie!
MILAN Nie myślałem, że pani tak odczuje. Szalenie mi przykro. Myślałem, że pani dawno zapomniała... że mnie pani zlekceważyła...
NOLA Odrywając ręce od twarzy, głęboko znużona. Kochane dziecko! Pan jest w błędzie. Opanowawszy się, serdecznieje, obejmuje go za ramiona. Pan siebie samego widzi we wszystkiem, pan jest zaślepiony miłością własną!... Proszę, niech się pan szczęśliwie żeni!... Nie o to mi chodzi... nie z tego powodu cierpię... Błysk, piorun daleki. Ach! gdyby tylko takie były nieszczęścia!
MILAN Chciałbym pani pomóc... Cóż to za nieszczęścia?
[14] NOLA Ach! Nie mówmy, nie mówmy o tem...
MILAN Wciąż nieprzekonany. Pani doktorowo — więc nie mówmy... ale raz jeszcze proszę o przebaczenie. Życie winne, nie ja... Całuje jej ręce z wahaniem. I przepraszam, chciałbym się jeszcze o jedno zapytać... Co mam zrobić z listami — — odesłać czy spalić... Choć to dla mnie cenna pamiątka, ale sądzę, że pani będzie wolała... Urywa, wzruszony.
NOLA Trochę nieprzytomnie, patrząc w okno. Z listami?... Uśmiech, ruch głową jakby zdziwienie nad sobą. To ja pisałam listy?... Odesłać... sama je zniszczę... Przytomniej. O tak, proszę odesłać — prędko.
MILAN Rzeczowo. Pocztą niebezpiecznie. Chyba, że odniosę osobiście... są zapieczętowane.
NOLA Tak... Zresztą czy to już nie wszystko jedno?...
MILAN Nie powinny wpaść w niepowołane ręce... Mogłaby być przykrość...
NOLA Z gorzkim uśmiechem. Och, oby wpadły!... Zgadzam się na to! Byle miały w czyje ręce wpaść...
MILAN Nie rozumiem pani...
NOLA Gorąco. Oby te niepowołane ręce były, oby mi je Bóg zachował. Mniejsza o wszystko inne...
MILAN Co pani się stało... Ach, zły jestem na siebie, słowo daję... Całuje ją po rękach.
NOLA Wyrywa ręce. Już, już dobrze...
MILAN Zmartwiony i sztywny. Nie będę dłużej swoim widokiem... który panią najwidoczniej drażni...
SCENA 5: CIŻ, JERZY.
JERZY Wraca z proszkami, szklanką wody. Jest węgielwęgiel. Oczyszczający, dobrotliwy środek...
NOLA Spojrzawszy. Ależ to nie węgiel! To tabletka nervocitiny!
Ostatnie, dalekie głosy burzy.
[15] JERZY Jakby zawstydzony, popędza ją, podając szklankę. Co cię to obchodzi! Zażywaj, co ci daję! Teraz siadaj sobie... oprzyj główkę — tak. Sadza ją w fotelu.
NOLA Zwisając w fotelu. Zagrajcie mi coś... gitary hawajskie!
JERZY Owszem, owszem, meloterapja... Łagodzi, uspokaja. Cicho, z perswazją. Przecież się jeszcze nic nie stało! Nakręca gramofon. Możemy dać cichą igłę...
MILAN Pan pozwoli, panie doktorze. Już ja to zrobię... Zajmuje się gramofonem — ogląda płyty — gramofon gra.
JERZY Pociesza się. Meloterapja...
MILAN Bez wyrazu. Bardzo ładne... szalenie smutne... Jak dzisiejszy dzień...
Podczas gdy gramofon gra, słychać nagle głośny warkot i szum nad domem. Przelatuje samolot.
MILAN Pierwszy usłyszał, żywo. Słyszycie państwo? Jeden wrócił!
JERZY Rzeczywiście!
Wszyscy podbiegają do okna, otwierają, patrzą.
MILAN Wychylony przez okno. Nic nie widać, taka mgła... to napewno jeden z dwóch naszych... ale który?
NOLA Posępnie. Już ja się domyślam, który... Zakrywa oczy, odchodzi na bok.
MILAN Pogodnie. Żeby tylko nie zaczepił o antenę — bo przy dzisiejszym wietrze podejście od radjostacji... Zamyka okno, potem wygraną już i zgrzytającą płytę zatrzymuje. Byłaby radjokraksa!
JERZY Oburzony lotniczą rezygnacją. Jeszczeby tego brakowało! On sobie to tak lekko mówi! No, niech porucznik zatelefonuje, dowiemy się.
NOLA Wstaje. Nie — nie!
[16] JERZY Dlaczego nie? Niech pan dzwoni! Zaraz „nie“, wszystko „nie“! Trzeba się jaknajprędzej dowiedzieć.
MILAN Wojskowo. Hallo? Centrala!! Połączyć z portem! Dyżurny startu do aparatu. Tylko natychmiast. Wiesza słuchawkę.
JERZY No nic. Zaraz się dowiemy, kto i co. Nola, żałujesz nam herbaty! Dawno gotowa i gorzknieje. Pocichu. Nie poddawaj się tak! Myśl o czem innem!
NOLA Nalewając herbatę, blada, do Milana. Panu mocnej?
JERZY Nie za mocnej, proszę cię. Mocna herbata, to trucizna!
MILAN Rycersko. Choćby trucizna, jeśli z rączek pani...
JERZY Widzisz, jak ci powiedział... A ona na to nic... Ani mrugnie. O, posągu marmurowy, nieczuły na komplementy!
MILAN Pani doktorowa niełaskawa dziś dla mnie...
JERZY Jeszcze się taki nie urodził, dla którego byłaby łaskawa! Krótki,dziwaczny śmiech.
MILAN Rycersko. Oczywiście, panie doktorze. Telefon dzwoni. Hallo! Kto mówi? Tu porucznik Milan. Mówcie wyraźnie i powoli. A gdzie jest startowy?... Acha, no dobrze. Więc słuchajcie, sypcie do hangaru, tam wylądował albo pan kapitan Jastramb albo pan porucznik Brodziec. Jeden, albo drugi, proszony jest, aby się natychmiast stawił w mieszkaniu pana doktora Odbieckiego. Zrozumiano? Wiesza słuchawkę.
JERZY No, ta moja pikieta odwlecze się. Wyjdziesz do miasta, Nola? Zatelefonujemy po auto, chcesz? Słuchaj, ty musisz mi się naświetlać, ty mi się nie podobasz.
NOLA Bezsilnie. Nie, nie — proszę cię — daj mi spokój.
MILAN Niestety, na mnie już czas... mam się spotkać przed piątą... Waha się.
JERZY Z narzeczoną zapewne? Proszę nam ją kiedyś pokazać.
[17] MILAN Z wahaniem. O ile pani doktorowa nie będzie miała nic przeciwko temu...
JERZY Cóż mogłaby mieć?
NOLA Ostatkiem sił. Przeciwnie, bardzo proszę.
JERZY Powinien pan zaznajomić narzeczoną z jej przyszłym eskulapem... bo nasze lotnicze panie stają się powoli wszystkie mojemi pacjentkami, tak im życie uprzyjemniacie... A słyszałem, że śliczne dziewczątko...
MILAN Ostrożnie. No, brzydka nie jest, ale uroda to jeszcze nie wszystko... Ona jest tem rozbrajająca, że to jeszcze prawie dziecko...
JERZY A nie jest pan za młody, aby być szczęśliwym z taką pensjonarką?
MILAN Panie doktorze! Nie jestem tak młody, jakim się wydaję. Już mnie życie zmęczyło.
JERZY Jowialnie. To pan przy takiej nie odpocznie! Weźmie ona pana do galopu! Jabym dla pana osobiście wolał elektroterapję. Nie, to nie. Ale ja pana otoczę ścisłą opieką.
MILAN Zgadzam się, panie doktorze!
JERZY Założywszy okulary i patrząc na Nolę. Nola, co to jest, jak ty wyglądasz, moje dziecko, przecież to chyba nie refleks od drzew. Sino-zielona! To ma jakiś związek z aurą. Jesteś kobieta-barometr.
NOLA Słabym głosem. Czekam tylko jeszcze na wiadomości, a potem się położę. Cicho. Dlaczego mnie męczysz — przecież rozumiesz —
JERZY Cicho. Nie wolno mi nic rozumieć. Teraz ty rozumiesz? Głośno. Tak, tak, kobieta barometr. Daj-no rękę. Trzymając ją za puls. Cóż za puls! Folie cardiaque! Moja droga, Twój muskuł sercowy nie jest w porządku. — Co to? Ktoś przyszedł?
W korytarzu słychać czyjeś wejście i głosy. Ktoś rozmawia ze służącą, informuje się, czy zastał państwa.
[18]SCENA 6: CIŻ, JASTRAMB.
Słońce nagle oświetla pokój. Burza przeszła. W drzwiach staje Jastramb, salutując. Jest w mokrym kombinezonie z zamszu i płótna, w okularach na szyji, w haubie lotniczej, którą zaraz zdejmuje.
JERZY Ze szczerą radością. O jastrzębiu mowa, a jastrząb tu! No, chwała Panu Bogu! Więc jednego warjata już mamy, a gdzież drugi?
JASTRAMB Wesoły, pełen życia, witając się ze wszystkimi. Nie zdążyłem się przebrać, deszcz ze mnie spływa. Państwo wybaczą.
MILAN A co się stało z Brodźcem?
JASTRAMB Zdaje się, że mu silnik nawalił i lądował w dolinie Bystrego... Nadleciałem i widziałem go chodzącego koło rozbitej maszyny. Jednem słowem wszystko w porządku.
MILAN Oprócz maszyny!
JERZY No, cieszę się, że pan cały i Brodziec nie będzie potrzebował remontu. A ja już byłem niedobrej myśli!
MILAN Bardzo się cieszę! Ściskają sobie ręce.
JASTRAMB Dobrze, że cię tu widzę! Wysyłajcie pomoc, tylko nie koleją ale samochodem.
MILAN Trochę daleko...
JASTRAMB Nie będzie ponad sto drogą kołową... Idź zaraz, mój drogi i załatw... ja tu chwilę posiedzę i odpocznę, jeżeli państwo pozwolą...
MILAN Zrobione. Salutuje i odchodzi.
SCENA 7: NOLA, JERZY, JASTRAMB.
JASTRAMB Napiłbym się czego, jeśli mi dacie. Wody z sokiem, herbaty, kawy czarnej, wszystko jedno. No, pani doktorowa, ruszać się!
[19] JERZY Otóż to i odżywiać mi się intenzywnie!
Śmiech, pogoda. NOLA rusza się rzeczywiście, jakby w nią nowe życie wstąpiło. Cieszy się podawaniem herbaty, śmieje się teraz z byle czego.
JERZY Prawda! Przecież ty miałaś się położyć — wiesz co? Ja go zabiorę do kasyna. Tam już pułkownik pewnie czeka z tą pikietą.
NOLA Żywo. Nie! Jest mi znacznie lepiej — naprawdę.
JERZY Bo i burza przeszła i słońce świeci! A mówiłem — kobieta-barometr! No i zbawienne działanie mojego proszku, co? Ale pan się musiał porządnie zmęczyć — proszę mi pokazać swój puls...
JASTRAMB Usuwając ręce. Mowy niema, doktorze, żadnych badań!
JERZY No, jakże tam było?
JASTRAMB Nad górami rzucało niemiłosiernie! Chmury dziś nisko i musieliśmy lecieć nad samą ziemią... Do tego stopnia rzucało, że parę razy silnik mi się zachłysnął i już myślałem, że będę musiał odnowić znajomość z pewną chudą panią... Zabiera się do podwieczorku, który stoi przed nim.
JERZY Z chudą panią?
JASTRAMB Skromnie, z pełnemi ustami. Moja dentystka. Chuda jest.
JERZY No, żeby mi się pan naprawdę kiedy nie „grobnął!“ Stanowczo zabraniam!
JASTRAMB Wesoło. E, panie doktorze, w lotnictwie musi być przecie od czasu do czasu jakiś wypadek, inaczej straconoby do nas zaufanie! I zmniejszonoby nam dodatek lotniczy!
JERZY Proszę się jutro zameldować chorym i odpocząć, a teraz jeść i pić, zdjąć ten ciężki kombinezon — a co pan ma pod nim? Koszulę? Nic nie szkodzi. I proszę bawić mi grzecznie moją żonę. Macie gramofon, herbatę, muchy — [20]wszystko. Mnie tylko mieć nie będziecie, ale to musicie przeboleć. Bądźcie mi zdrowi. Partja pikiety czeka. W tych dniach zbadam panu serce elektrokardjografem, no, i głowę panu opukam, bo tam coś, zdaje mi się — Gest ilustrujący słowa. Wychodzi.
JASTRAMB odprowadza go do drzwi, potem sprawdza czy wyszedł.
SCENA 8: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Obejmuje w uścisku Nolę. No, nareszcie! Djabli mnie już brali! No masz mnie, masz. Trzymaj! Nie łatwo było wrócić, ale jabym do ciebie i z tamtego świata wrócił. Całuj, bo zmarzłem!
NOLA W uniesieniu. Co ja przeszłam! Jakby mi żyły otworzono! Daj mi ręce — tak — jesteś — jesteś!
JASTRAMB Przybiegłem tu jak stałem, choć nie uznaję tego łażenia w kombinezonach — ale bałem się, że mi zachorujesz ze strachu, swoim głupim zwyczajem — ech, ty!
NOLA Nie rób mi tego więcej. Siadając na sofie.
JASTRAMB Kto chce kochać lotnika, musi mieć zdrowe nerwy! Ale przyznam ci się, że się nietęgo czułem. Pomyślałem sobie o nas... jeśli się grobnę — to kogo ty stracisz, powiedz mi? Obcego człowieka... pocieszysz się — inny się znajdzie — przyjdziesz z kimś drugim złożyć kwiaty pod śmigą na krzyżu...
NOLA Daję ci uroczyste słowo, że pójdę za tobą! Czy ci to wystarcza...
JASTRAMB Trzymając ją w ramionach. Nola... a nie mówiłaś tego już innemu?
NOLA Nie! Jak możesz tak myśleć!
JASTRAMB Widzisz. Podejrzywam cię o wszystko! Nawet o to, że ja... że jestem tylko twoją przygodą na lotnisku... Odsuwa ją.
[21] NOLA Ach, nie mów tak! Ledwie przyszłam do siebie — miejże trochę względów z uśmiechem dla rekonwalescentki...
JASTRAMB Zamyślony. Kiedy ja cię właściwie jeszcze nie znam. Mam w twojem życiu tylko ten gościnny pokój — nie wolno mi przewracać w twojem życiu jak w obcym domu, ani przewracać, ani biurka otworzyć — ani nic...
NOLA Proszę cię — nie mów tak —
JASTRAMB Widzisz — ja chcę codzień więcej. — Wczoraj chciałem tylko twojej urody — ale teraz oddasz mi całą swoją duszę. Rozumiesz? Żądam tego!
NOLA Moja dusza — to moja miłość dla ciebie —
JASTRAMB To dziś — ale co było przede mną? Rok temu? Dziś właśnie podczas lotu zaczęła mnie prześladować ta myśl. Siedzi tu jak drzazga. Co się paliło dawniej w tych oczach? Nie było nic? Letarg? Pustka?
NOLA Nie mówmy o tem.
JASTRAMB Widzisz! Nie mówmy! Mnie nie wolno ogarnąć wszystkiego! Kochanek musi przyjąć to, co mu łaskawie wyznaczą! A ja chcę wszystko! Mniej przyjąć nie mogę i dać mniej nie chcę! — Urządź się z tem jak chcesz!
NOLA Och, takim cię chciałam! Tylko takim właśnie. Tak sobie wyobrażałam. — Ciebie.
JASTRAMB Sucho, zapalając papierosa. To świetnie! A teraz — słuchaj...
NOLA chce go objąć.
JASTRAMB Zdejmuje jej ręce ze swoich ramion. Nie jest przyzwyczajony do mówienia, więc z trudem układa zdanie. Okłamujesz swego męża, mnie nie będziesz! O, nie!
NOLA Mylisz się! Ja go wcale nie chcę okłamywać...
JASTRAMB Co gorsza, kochany doktór ma, jak wiesz, niezbyt taktowny zwyczaj mówienia o tem, a to, że ty jesteś [22]kawałkiem lodu, a to, że nie cierpisz mężczyzn, że on jeden nie potrzebuje się obawiać zdrady małżeńskiej... Zauważyłem kiedyś, gdy była o nim mowa, niewyraźne uśmiechy kolegów... To mnie nieprzyjemnie dotknęło... Zdawało mi się, że oni coś wiedzą o tobie, więcej odemnie, że mogliby udzielić jakichś informacyj i mnie i twojemu mężowi, który jest tak ślepy, że aż niektórzy uważają to za honorową komedję z jego strony, aby zrzucić z siebie odpowiedzialność! Nie mogę się na to zgodzić! Ja, twój najlepszy przyjaciel, muszę wiedzieć wszystko od ciebie samej, abym znał powody tych głupich uśmiechów i mógł na nie odpowiadać, jak się należy.
NOLA Z ciężkiem westchnieniem. Uspokój się... Przemokłeś, zmęczony jesteś... Może napijesz się koniaku... nalewa mu. I siadaj na fotelu, wygodnie. Słucham cię dalej. Ale poco zachmurzać nasze jasne chwile.
JASTRAMB Siadając w szerokim fotelu klubowym. Nola, chcę, aby moja miłość wzniosła się wysoko ponad mgły przyziemne.. Daj mi słowo, że mi w tem dopomożesz i jak wierny obserwator będziesz mi towarzyszyć bez trwogi.
NOLA Dobrze... skoro chcesz... Ale zdobyłeś już raz rekord wysokości — czy to nie dosyć?... Ten może być trudniejszy...
JASTRAMB Zdecydowany jestem na wszystko... Pauza. No, cóż? Pomożesz mi?
NOLA Uczynię, co w mojej mocy...
JASTRAMB Chce wiedzieć kogo kocham. Siadaj tu.
NOLA I ty się zmieścisz.
JASTRAMB Zdejmując z komody mały model samolotu. Nie, ja tu stanę. Patrz na ten mały model. Wyobraź sobie, że to jest mój samolot. Jeśli skłamiesz, on przy najbliższej sposobności spali się, albo mu skrzydła odmaszerują. Jestem przesądny, wiesz o tem. A suggestja działa. Stawia model na stole.
NOLA Przerażona. Skoro mnie aż tak zaklinasz!
[23] JASTRAMB Zacznijmy od tego: jaki jest twój stosunek do męża?
NOLA Jest między nami duża różnica wieku i wielka przyjaźń...
JASTRAMB Dlaczego wyszłaś za niego? Poco?
NOLA Znużonym głosem. Nie wiem... to było tak dawno... Osiem lat temu... Jakby historja z przeszłego życia...
JASTRAMB Jesteś młoda — z mężem, jak mówisz, przyjaźń... Twardo, krótko, zdecydowanie. Miałaś kochanków przedemną?
NOLA Złamana. Tak.
JASTRAMB Kochał cię kto prawdziwie?
NOLA J. w. Nie. Patrzy w ziemię. Wszystko to rwało się jak pajęczyna.
JASTRAMB Z czyjej winy tak się rwało? Naturalnie z twojej, prawda? Zrywałaś, bo nie kochałaś nikogo przedemną. Tak?
NOLA Niecałkiem tak — Załamuje ręce nad głową, pochylona.
JASTRAMB Więc to oni cię porzucali?...
NOLA Słucha. I tak się zdarzało...
JASTRAMB Zrywali! Lekceważyli... Gniecie to słowo w ręku. A twój mąż nic o tem nie wiedział?
NOLA Podnosi głowę Właściwie powinnam się z nim rozwieść — ta niejasna sytuacja męczy mnie bardzo — ale on nie chce prawdy — woli być szczęśliwy po swojemu...
JASTRAMB Chciałbym znać nazwiska twoich kochanków...
NOLA Zrywa sięsię. Nie żądaj tego! To niemożliwe...
JASTRAMB Gwałtownie. Bo to zapewne moi koledzy, prawda?... Więc zrozum, że dlatego właśnie wiedzieć muszę, by ustosunkować się do nich inaczej... Pomogę ci, bo słyszałem [24]ich nazwiska... Kobuz i Milan. Nie zaprzeczaj. Grozi samolotem.
NOLA Milczy.
JASTRAMB Zaczerpnąwszy oddechu. Milczysz — — A ja się jednak łudziłem, że to nieprawda! No, a kapitan Krogulec, który był tu zeszłego roku? Słyszałem coś o nim w związku z tobą...
NOLA Zdziwiona i stanowcza. On? Nie.
JASTRAMB Mów... nie żałuj mnie! Zresztą masz we mnie najlepszego obrońcę... Obronię cię sam przed sobą, ty, kobieto z temperamentem!
NOLA Z goryczą. Bądź tylko sprawiedliwy! To wystarczy.
JASTRAMB Serdeczniej. Mów, mów, bez żadnych obaw, moja droga! Kto tu bywa?... O, Nieborowski, prawda?
NOLA Z bladym uśmiechem. Uczucia Nieborowskiego dla mnie są całkiem platoniczne! Kocha się w innej!
JASTRAMB Ironiczny. Nie może być!
NOLA Kiedyś, w maju, spacerowaliśmy razem wieczorem po ogrodzie kasyna... Byłam wtedy w nastroju, który łatwo wykorzystać. Jakaś tęsknota, gorączka. Pochwycił mnie w ramiona — ale w tej chwili już był na klęczkach przedemną, całował mnie po rękach i mówił tak: „to jest właściwie profanacja, bo ja kocham inną“ — Uśmiecha się wyraźnie. Od tego czasu jesteśmy w przyjaźni... On mi się zwierza... Jest taki wzruszający, naprawdę...
JASTRAMB Ze złością. A i mnie wzruszył! Szlachetny Jasio! Dureń!
NOLA Ruch głową. Jastrzębiu, nie podobasz mi się!
JASTRAMB Przeszedł się po pokoju — pauza. Jak się skończyło z Kobuzem?
NOLA Zimniej. O, bardzo dla mnie niepochlebnie.
[25] JASTRAMB Gorączkowo. Mniejsza o to, mów...
NOLA Tęsknie, biednie. Po jednym wieczorze, spędzonym ze mną — nie przyszedł więcej. Widzisz, los mścił się na mnie za to, że nie umiałam czekać na ciebie.
JASTRAMB Surowo. Daj spokój! To podłość!
NOLA J. w. Dlaczego? Szczerość jest zawsze dobra!
JASTRAMB Ale może ty cierpiałaś... Zbliża się, litośnie pochyla nad nią.
NOLA Z nagłą falą dumy. Och, prędko zapomniałam!
JASTRAMB Sucho. Ach, tak? No a Milan?
NOLA Zmęczona bardzo. Zaręczył się z inną i dlatego zerwał nasz krótki romans — —
JASTRAMB Łapie się za głowę. Nie do wiary! I pomyśleć, że ja ich tak lubiłem! Cóż za brutalność...
NOLA Zastanowiwszy się. Byli w swojem prawie — — szukamy się, rozłączamy, mijamy — — czyż można od amora wymagać humanitarności?
JASTRAMB Oddychając głęboko i obcierając czoło. Nic to, nie... Nola... jesteśmy wysoko ponad kłamstwem! Ale cieszmy się teraz... Czujesz wysokość? Czujesz, jak nam duszno obojgu? Jak zimno? Zdałyby się maski z tlenem. Ale to nic. Rekord wyżyny!... A każdy rekord kosztuje trochę zdrowia... Odpycha jej uścisk. Nie, nie teraz — puść — przebiorę się i wrócę... Proszę cię, nie odchodź nigdzie... Wiem, że to było poświęcenie z twojej strony — —
NOLA Ekspiacja, mój drogi — — gorzka ekspiacja... Uśmiecha się smutno.
JASTRAMB Nagle. Gdybym nie wrócił, żałowałabyś mnie?
NOLA Głęboko, prawdziwie. Nie.
JASTRAMB Krótko. I słusznie. W drzwiach, cicho, zwolna, miłością, z uśmiechem. Nola... nie bój się... ja wrócę...
NOLA Cicho. Wrócisz, wrócisz, moje dziecko!
[26]SCENA 9: NOLA, NIEBOROWSKI.
NOLA chodzi po pokoju, z dłoniami splecionemi na oczach, wyciąga kilka fotografij z jakiejś skrytki i drze ją z uniesieniem. Zbiera szczątki i wrzuca je do kosza. Po chwili pukanie. Wchodzi wysoki podporucznik NIEBOROWSKI przystojny anioł.
NIEBOROWSKI Nieśmiało. Czy można na chwileczkę pani doktorowo?
NOLA Zdziwiona. Ach, proszę — to pan?
NIEBOROWSKI Całuje ją w rękę. Przepraszam najmocniej, nie przeszkadzam przypadkiem? Jako sąsiad, pozwoliłem sobie przyjść po dawnemu. Byłem wczoraj, nie zastałem... takbym pragnął chwilki rozmowy...
NOLA Jeśli mam być szczera, to dzisiaj może raczej nie...
NIEBOROWSKI Składając ręce, błagalnie. Pani doktorowo, z kim się podzielę, komu powiem?... Pani jedna mnie zrozumie. Przepraszam, że narzucam się pani. Ja wiem, że jestem pani już niemiły i nie dziwię się temu, ale mam do pani takie zaufanie...
NOLA Rozczulona. Niech pan tak nie mówi. Nie przestałam panu dobrze życzyć.
NIEBOROWSKI Przepraszam — ze wzruszenia nie wiem już co mówię... Pani jest tak wielkoduszna — — A ja jestem zwykły tuman, ale taki szczęśliwy tuman!
NOLA Jaki pan rozpromieniony!
NIEBOROWSKI Potrząsając czubem. Pani doktorowo!... Pani jest tak niepodobna do innych kobiet! Inaczej nie miałbym tej śmiałości, aby przychodzić i czas zabierać — pani zrozumiała, że przyjaźń, że uwielbienie, a miłość, to dwie odmienne rzeczy. Że jeśli idzie o porównanie...
NOLA Dosyć. Ani komplementów, ani pociech mi nie trzeba! Niech pan mówi, z czem pan przyszedł.
[27] NIEBOROWSKI Z rumieńcem. Przepraszam — ja zawsze nie tak się wyrażę, jakbym chciał. Wówczas, gdym przed panią wyznał prawdę, nie chcąc kłamać...
NOLA Zgnębiona. Ach, poco to wszystko? Boże! Jak mnie dzisiaj ludzie prześladują.
NIEBOROWSKI Wzruszony, czerwony, wyjmuje list z kieszeni na piersi. Wówczas, pani, słysząc o mojem nieszczęśliwem uczuciu, dała mi rady, których usłuchałem. Przeczekać, nie pisać, udać obojętność — — i oto dzisiaj mam list. I jaki! Ona mi wróciła, cała, dawna, jeżeli listom można wierzyć... Proszę przeczytać choćby sam koniec...
NOLA Czyta. Cieszę się... niechże pan teraz nie popsuje sprawy zbytnim entuzjazmem... Mężczyzna musi być opanowany. Niech ona wpierw oszaleje! Z odpowiedzią poczeka pan trzy dni.
NIEBOROWSKI Skwapliwie. Dobrze. I co potem?
NOLA Potem — co pan chce. Najważniejsze, że rybka już połknęła haczyk. Uśmiecha się blado.
NIEBOROWSKI Z entuzjazmem. Jaka pani doświadczona.., A ja myślałem że listami, miłością, telefonami przewalczę. Chciałbym pani doprawdy podziękować na kolanach. Gdy byłem już na krawędzi zwątpienia, pani mnie natchnęła nadzieją. Zabroniła wątpić o sobie. I zwyciężyliśmy.
NOLA Serdecznie, trochę nerwowo. Zwyciężyliśmy, panie Jasiu. Cieszę się, ale się dzisiaj tak źle czuję, że za chwilę pana przeproszę...
NIEBOROWSKI Zmartwiony. Wiem, wiem, że panią znudziłem.
NOLA Ależ nie...
NIEBOROWSKI Pociesza. Pani pozostanie moim ideałem. Gdzież tam ją nawet porównać... Niegodna byłaby pani zawiązać trzewiczka... To tylko kobieta...
[28] NOLA Z uśmiechem. Niech mi pan tak nie pochlebia, panie Jasiu! Ja wiem, że pan jest dobry chłopiec, ale mnie to tak śmieszy!
NIEBOROWSKI Tłumacząc się. Ona może nie jest warta takiej miłości, ale ona jest piękna, bardzo piękna. Wobec niej zapomina się w jednej chwili o wszystkiem, co nazywamy prawdą, dobrocią, intelektem. To wszystko wydaje się moralną bajeczką dla małych dzieci — i tylko jakby łąka pełna kwiatów ciągnie, zmysły odbiera — — chce się lądować... Patrzy w sufit. Ach, gdyby pani znała to uczucie... Niech mnie pani wyrzuci!
NOLA To nie tak łatwo!
NIEBOROWSKI Śmiejąc się. Nie tak łatwo. Świetne! Ach, pani jest niezrównana!
NOLA Znowu?
NIEBOROWSKI Gorąco. Znowu! Panią musi się podziwiać! A teraz powiem pani prawdę: kochać panią, jak równy równą, niegodny jestem! Za nisko jeszcze stoję. Ale przyjdzie taki... Poważnieje. I wówczas będą się działy nadzwyczajne rzeczy...
NOLA Gorzko. I wówczas dopiero zapłacę za własne i cudze pomyłki. Zakrywa oczy.
Dzwonek.
NIEBOROWSKI Ktoś idzie. Uciekam.
NOLA Stanowczo. Nie, panie Jasiu, teraz już proszę nie uciekać. Zapóźno.
Wchodzi JASTRAMB.
SCENA 10: CIŻ, JASTRAMB.
JASTRAMB Wytrzymuje chwilę Nieborowskiego bez podania mu ręki — wreszcie wita się z nim. No, co słychać?
NIEBOROWSKI Serdecznie. Dobrze słychać! Klasa!
JASTRAMB Wyobrażam sobie tę klasę.
[29] NIEBOROWSKI Jestem bardzo szczęśliwy, panie kapitanie. Kto wie, czy nie pójdę w ślady Milana. A zawdzięczam to pani.
JASTRAMB I pan tem zabawia doktorową, miły panie poruczniku?
NIEBOROWSKI Pomijając te słowa z prostotą. Panie kapitanie, przed chwilą, jak słyszałem, wrócił pan cało z dość trudnej przeprawy. Cieszę się.
JASTRAMB Uprzejmie. To dobrze, że się pan cieszy. Gdybym przypuszczał, że panu będzie to obojętne, nie byłbym wracał.
NOLA Zaniepokojona. Może papierosa, panowie? tu są egipskie, a tu domowe...
NIEBOROWSKI Dziękuję, nigdy nie palę... Ciszej. Pani już zapomniała...
JASTRAMB Zapalając papierosa. No i co pan jeszcze powie, Nieboraczku? Życie jest zbyt skomplikowane, co? Najpiękniejsze fale zadługie lub zakrótkie dla pańskich szlachetnych ale młodocianych bębenków? A od latania spać się chce, co? I mleka kwaśnego nigdy dosyć w kasynie? Znam pańskie zmartwienia!
NIEBOROWSKI Rozbrajająco ufny. Te ostatnie uwagi słuszne, panie kapitanie. Szczególnie snu odczuwam coraz większą potrzebę, zwłaszcza po wysokich lotach.
JASTRAMB No, ale wstępuje pan w ślady Milana, to będzie gorzej!
NIEBOROWSKI Miesza się. Ach, to nic pewnego! Ot, tak mi się wyrwało! Proszę pana kapitana o dyskrecję! Ale ja państwu może przeszkadzam?
JASTRAMB Zjadliwie. Mnie nie, ale pani domu wydaje mi się mocno znudzona!
NIEBOROWSKI Naiwnie i grzecznie. Czy tak, pani doktorowo?
[30] NOLA Ależ nie... przeciwnie.
NIEBOROWSKI Z dumą. Widzi pan kapitan!
JASTRAMB J. w. Radzę się panu jednak pośpieszyć do kasyna, bo tam podobno będą dziś na kolację naleśniki, a wiem, że pan lubi je porywać wprost z patelni. Do Noli. Nawet kucharz raz podobno groził, że panu porucznikowi nos utrze naleśnikiem.
NIEBOROWSKI Zdziwiony. Co — panie kapitanie — serjo? Ośmielił się? No, to pójdzie do paki!
JASTRAMB Niech się pan śpieszy, aby go podać do raportu!
NIEBOROWSKI Z wahaniem. Więc moje uszanowanie!
JASTRAMB Cześć, chlubo i nadziejo naszego lotnictwa!
SCENA 11: NOLA — JASTRAMB
NOLA Spostrzegł się, że chcesz go ośmieszyć...
JASTRAMB To dobrze — chodziło mi o to. Trudno mi zapanować nad sobą.
NOLA Co ci jest?
JASTRAMB Niedobrze się czuję... niewiem... jak sobie poradzę...
NOLA Chciałeś prawdy...
JASTRAMB Przerachowałem się... Tamci dwaj, to ni mniej ni więcej, tylko jakbym śmigłem dostał po głowie... W pierwszej chwili nie zdawałem sobie sprawy... Słuchaj, zdaje mi się, że to... że na to niema już rady.
NOLA Rozumiem. Nie możesz mnie już kochać.
JASTRAMB Choćbym chciał przestać kochać, to już nie dam rady. Tylko tak: spotkałem właśnie Kobuza i on spojrzał na mnie... Miał wypisaną na twarzy bezczelność i zadowolenie z siebie. On cię skrzywdził, wzbogacił się tobą i teraz tryumfuje. Ja wszystko rozumiem. Ale oni powinni byli [31]przynajmniej kochać ciebie, patrzeć ci tylko w oczy i wreszcie odejść, wzgardzeni przez twój kaprys.
NOLA Z melancholją. I jabym tak wolała, ale nie jestem nato dosyć piękna...
JASTRAMB Porywczo. Ty nie jesteś piękna? Ależ ty masz urok niepospolity. Nie, to ślepcy, głupcy. To są skały bez duszy. Powiedz, że to ty znużyłaś się nimi! Powiedz, to będzie znośniejsze!
NOLA J. w. Zapomniałeś o małym samolocie.
Wskazuje na model.
JASTRAMB W rozpaczy. I dlaczego? Jak mogłaś? Czemu? Wytłómacz! Czy jesteś taka, jak inne? Czy musiałaś upaść tak nisko?
NOLA Tracąc cierpliwość. Słuchaj, nie doprowadzaj mnie do rozpaczy, bo zapytam się ciebie: A ty?
JASTRAMB Co ja?
NOLA Z siłą. Czy ty nie miałeś kobiet przedemną? Czy i to nazwiesz „upadkiem“? Słyszałam o twoich niezliczonych miłostkach!
JASTRAMB To co innego!
NOLA Wzruszając ramionami. Jakto, i ty tak mówisz? Ty? „Co innego“ — nie bądź śmieszny!
JASTRAMB Z uporem. Co innego, bo ty nie cierpisz nad tem. A ja cierpię — widzisz — gdy pomyślę... I jeszcze o jednem zapomniałaś. — Ja jestem wolny!
NOLA Jeśli tak szanujesz związki małżeńskie, to dlaczego zbliżyłeś się do mnie — wiedziałeś, że jestem zamężna!
JASTRAMB Masz zawsze na wszystko odpowiedź!
NOLA Namiętność jest jedna dla wszystkich. Głód życia jest jeden dla wszystkich. I tylko pycha jest w was większa.
JASTRAMB Okrutnie. Szukałaś ich, wybierałaś wśród nich, jak Katarzyna II wśród swojej gwardji.
NOLA Bardzo zimno. Zbyt szumne porównanie.
[32] JASTRAMB Znęcając się nad samym sobą. Ale oni porzucili cię, zaspokoiwszy ciekawość.
NOLA O, to prawda! Opiera się na oknie odwrócona plecami.
JASTRAMB Nagły odruch serca, już jest przy niej, gotów nawet uklęknąć. Przebacz już, w tej chwili, i nie pamiętaj, Nola!
NOLA odwraca się, podaje mu obie ręce.
JASTRAMB Kładąc sobie jej rękę na czole. Nola, choć mi życie obrzydło, jednak chcę żyć, aby ci wszystkie dawne krzywdy wynagrodzić... Ale oni, poco oni chodzą po świecie... powiedz?
NOLA Oburzona, wyzwaląwyzwala się z jego objęć. To są ludzie, nasi bliźni... Niech chodzą i latają jaknajdłużej i jaknajszczęśliwiej.
JASTRAMB Zamyka oczy, zaciska ręce. Nie, nie, nie mogę się z tem pogodzić...
NOLA Wzdrygając się, odsuwa się daleko. Ty chyba nie wiesz, co mówisz!
JASTRAMB J. w. Wiem i źle im życzę — nie mogę inaczej! Może mi to przejdzie z czasem!
NOLA Z pokornej staje się powoli tą, która dominuje, i prowadzić zaczyna namiętnego ślepca. Musi przejść. To niegodne ciebie... Ja przeciw tym twoim uczuciom protestuję, rozumiesz? Protestuję! Z całej duszy!
JASTRAMB bierze ją oporną, lecz o tyle słabszą, w ramiona, tuli jej głowę przemocą do swoich piersi. Włosy jej złote zaczepiły się o orzełka na jego piersiach, więc mówi, szarpiąc głową i starając się oswobodzić.
NOLA Zaplątały mi się włosy o twojego orzełka. Nie chce mnie puścić ten drapieżny ptak...
JASTRAMB Patrząc na nią z góry, z niezmierną czułością. Gotów dla tych włosów wypuścić z dzioba swój zielony wieniec.
NOLA Ach, puśćże — to boli!
JASTRAMB Przyciskając ją silnie, natchniony uczuciem pełnem cierpienia. Mnie więcej boli — a trzymam!
Koniec aktu pierwszego.