Zemsta (Fredro)/Akt IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zemsta |
Rozdział | Akt IV |
Pochodzenie | Dzieła Aleksandra Fredry tom V |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1880 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały tom V |
Indeks stron |
No Śmigalski! czas przyspiesza,
Dalej, dalej na deresza;
Inwitacją nieś piorunem
I spełń gładko me rozkazy. —
Powtórz wszystkim po trzy razy,
Że na jutro ja, pan młody,
Na weselne proszę gody.
Rozumiesz? no! ruszaj z Bogiem — (Śmigalski odchodzi)
Hej, Perełka! — Waść mi jutro
Nie zaglądnij do blaszanki,
Bo bym Waści przypiekł grzanki.
Jutro sztukę pokaż światu:
Nie żałować, Mocium Panie,
Cynamonu i muszkatu,
I wszelkiego aromatu,
Aby było jak należy.
Masz do ryby szafran świeży
I bakalji podostatku, —
Niechże będzie dobrze, bratku.
Jakaż cyfra, Jaśnie Panie,
Na pośrodku stołu stanie?
M. H. — M. H. — Maciej. Hanna.
W górze serca, w dole vivat —
A z konceptem wszystko wszędzie.
Jaśnie Panie, dobrze będzie.
Długo Papkin coś nie wraca,
Rejent siedzi jak lis w jamie,
Ztąd wykurzyć ciężka praca;
Lecz wyciągnie moje ramie,
Jeśli jakie, Mocium Panie,
Korowody robić zechce.
Ba! — bo ktobądź, nie uroku,
Z Jaśnie Panem w szranki stanie,
Tego wcześnie coś w nos łechce.
A łechtliwej diable skóry
Ci z palestry Ichmościowie;
Nie dotrzyma żaden kroku,
Chociaż wyjdzie czasem który.
Ba!
He he he! Pani Barska!
Pod Słonimem, Podhajcami,
Berdyczowem, Łomazami
Dobrze mi się wysłużyła.
Inna też to sprawa była!
Młódź acz dzielna, w boju dziarska,
Prym dawała starszym w radzie,
Tak, jak w poczet Bóg nas kładzie.
Ale teraz to się staje,
Że od kury mędrsze jaje.
Tęga głownia, Mocium Panie —
Lecz demeszkę przecie wolę.
Ej, to śmiga! — jakby wrosła —
Nie jednego ona posła
Wykrzesała z kandydata:
Nie jednemu pro memoria
Gdzieś przy uchu napisała.
(machając) „Jak się wznosi, ledwie błyśnie —
Oddaj się Bogu jak świśnie!“
Jesteś przecie...
Z suchém gardłem —
Pozwól kapkę. To mi sprawa!
Toż mu pieprzu w nos natarłem,
Aż mu urosł na trzy piędzie.
Toż to teraz pływać będzie!
Lecz ten Rejent sztuczka żwawa
I szatańska przytém postać;
Omal, omal, żem nie musiał
Artemizy z pochew dostać;
Lecz się bałem, mówiąc szczerze,
Bo jak zwącha moje ramie,
Czart ją chyba zdzierży w mierze.
Jak ten nequam ostro kłamie!
Lecz cóż Rejent? — będęż wiedzieć?
Przyjął grzecznie — prosił siedzieć —
Dodał wina, zieleniaka —
Otruł pewnie.
Jakto? co to?
Nie, nie.
Ale...
I cóż dalej?
Otruł, mówisz?
Z tą niecnotą
Niema żartu, Mocium Panie.
Mnie bez tego... coś tu pali.
Jakże przyjął me wyzwanie?
Cóż? (milczenie) A tam co? głuchoniemy.
Aha! z listu się dowiemy.
(czyta) Co, co, co, co! (prędko) co, co, co, co!
Co! co! co! co!
To, to, to to.
Podstolina...
Nam skrewiła.
Do Rejenta...
Zabłądziła.
Do Rejenta... do Rejenta?...
I chce... chce pójść...
Za Wacława.
I tyś milczał, ćmo przeklęta!...
Ale krótka będzie sprawa...
O płci zdradna! czci niewarta!
Obyś była jak ta karta
W mojém ręku teraz cała,
(mnąc list) Tak, tu...
Zpyszna by się miała!
Utarłbym cię w proch z kretesem —
Ale czasu nie chcę tracić.
Do weselnej sarabandy
Muszę skrzypka im zapłacić —
Niech im zagra; a od ucha,
Aż się Rejent w kółko zwinie!
Pozna szlachcic po festynie,
Jak się panu w kaszę dmucha!
Hola ciury! Hej dworzanie!
Dalej za mną, Mocium Panie!
(wychodzi środkowemi drzwiami)
(po długiém milczeniu krzywi się, potém macając się po brzuchu)
Tu coś boli. — O! Aj! piecze —
Ach, to wino! takie męty!
O zbrodniarzu! O przeklęty!
Taką piękną niszczysz różę!
Ach Dyndalsiu! cny człowiecze!
Ach, powiedzcie, czy być może?
Co, czy może?
Że ta żmija,
Ten w Rejenta czart wcielony,
Dziś trucizną mnie zabija?
Ej, gdzie znowu!
Nie wierzycie?
Ktoby się tam i łakomił
Na Waszmości nędzne życie!
Nic nie będzie zatém złego?
Ej, nie.
Cześnik mówił przecie...
Ha, to znowu co innego.
Jaśnie Panu wszystko w świecie
Tak jest znane, jakby komu,
Mój paniczu, w własnym domu.
Otruł! — proszę — co za psota!
Jakaż wasza teraz rada?
Robić, począć co wypada?
Ha! (zażywa) Po księdza posłać trzeba —
Proszę, proszę, to niecnota!
Umrzeć, umrzeć, wielkie nieba!
Lecz gdzież była moja głowa!
Jam go beształ, mieszał z błotem,
On traktament miał dać potem;
I ten pośpiech jego wielki,
Z jakim wziął się do butelki,
Z jakim nalał lampkę całą,
Jeszcze że mi było mało! —
Tak, połknąłem, mam truciznę,
Już się z tego nie wyśliznę,
Więc testament mój ułożę —
Potem pogrzeb swój zapłacę —
Potém — Requiescat in pace.
Hola, hola, nie tak zrobię —
Wszystko to są z mydła bańki —
Lepszą zemstę przysposobię —
Ale trzeba zażyć z mańki. —
Bylem syna dostał w siatkę,
Mam na niego dobrą klatkę;
A tatulem się nie straszę,
Potém o tém — (do Papkina)
Puszczaj Wasze.
Ja testament teraz piszę.
Niechże o tém już nie słyszę,
Bo do czubków odwieść każę.
Czy tak? — (do siebie) Zaraz legat zmażę.
Siadaj Waść tu — zmaczaj pióro,
Będziesz pisał po mém słowie.
Stawiam tytle nie zbyt skoro.
Właśnie babskiej trzeba ręki —
Życie w zakład, gaszka złowię —
Dobrze będzie.
(usiadłszy bokiem do widzów naprzeciwko Cześnika i wkładając okulary).
Bogu dzięki!
Teraz trzeba pisać właśnie,
Jakby Klara do Wacława.
O! o!
No cóż: O, o — ?
Jaśnie
Panie, wszak to despekt dla niej.
Co się Waszeć o to pyta.
Maczaj pióro — pisz i kwita.
Tylko że to, Mocium Panie,
Aby udać, trzeba sztuki,
Owe brednie, banialuki,
To miłośne świergotanie — (myśli)
Jak tu zacząć, Mocium Panie.
Cnym afektem ulubiony...
O... o... o... o!... Jak od żony —
A tu trzeba pół, ćwierć słowa,
Ni tak, ni siak — niby owa:
„I chciałabym i boję się“
O! — już wiesz — no! — na tém sztuka...
Lecz nie Waści w tém nauka.
Pisz Waść: (nuci)) zaraz, (nuci)
(dyktując) Bardzo proszę. —
Co to jest?
(podnosząc się — jak to za każdą razą kiedy mówi do Cześnika).
B.
To?
B duże —
A capite, Jaśnie Panie.
B? — to, kreska — gdzież dwa brzuszki?
Jeden w spodzie, drugi w górze.
Cóż u czarta! (bierze papier)
Tać jest — duże —
Czy go!...
Ta, bo!...
B, B duże.
Kto pomyśli, może zgadnie.
No, no — pisz Waść — a dokładnie.
(dyktuje) Bardzo proszę... Mocium Panie...
Mocium Panie... me wezwanie...
Mocium Panie... wziąść w sposobie,
Mocium Panie, wziąść w sposobie,
Jako ufność ku osobie...
Mocium Panie, Waszmość Pana;
Która lubo mało znana,
Która lubo mało znana...
(pokazując palcem) Cóż to jest?
Żyd, Jaśnie Panie,
Lecz w literę go przerobię.
Jak mi jeszcze kropla skapie,
To cię trzepnę tak po łapie,
Aż proformę wspomnisz sobie. —
Czytaj Waść —
No! Jak tam było?
Bardzo proszę Mocium Panie
Mocium Panie me wezwanie
Mocium Panie wziąść w sposobie
Mocium...
Niech cię czarci chwycą
Z taką pustą mózgownicą!
„Mocium Panie“ cymbał pisze!
Jaśnie Pana własne słowo.
Milcz Waść! — Przepisz to de novo.
„Mocium Panie“ opuść wszędzie.
Z tych kawałków trudno będzie.
Pisz de novo — pisz, powiadam, —
Mozgu we łbie za trzy grosze!
Siadaj! — siadaj mówię. —
Siadam.
I powtarzaj. (dyktuje) Bardzo proszę,
Moć... (zatyka sobie usta reką)
Moć.
Co, Moć? cóż Moć znaczy? —
Z tym hebesem nie pomoże;
Trzeba zrobić to inaczej. —
Nawet lepiej będzie może,
Gdy wyprawię doń pachole
Z ustną prośbą. — Tak, tak wolę, —
Słuchaj. — Idź mi... Ależ, ale!
Rejentowicz od nikogo
Nie jest u mnie znany wcale.
Wszyscy go tu poznać mogą —
Wszak był rano.
Co? ów młody?
Komisarzem co się mienił?
Nieinaczej.
Na me szkody
W me komnaty ćwik się wkrada,
A ten milczy! nie powiada!
Abym milczał, dał to złoto.
O dla Boga! Ty niecnoto!
Kto już na pół w grobie stoi,
Twego gniewu się nie boi. —
Cóż ten kruszec w takiej porze!
Milcz mi Wasze!
Któż go ceni!
Na cóż mi się przydać może?
Chyba tylko do kieszeni.
Cicho, cicho, bez hałasu,
Teraz na to niema czasu —
Ale jakem szlachcic prawy,
Zdasz mi poczet z twojej sprawy. —
Wasze idź mi — wypraw Rózię,
Niech do Milczka wkraść się stara,
Niech młodemu Wacławowi,
Paniczowi — no, wiesz? — powie,
Że go prosi panna Klara,
By nie mówiąc nic nikomu,
Chciał na chwilę przyjść łaskawie —
Aby nie był wżdy w obawie,
Bo Cześnika niema w domu.
No, rozumiesz?
Dokumentnie.
Sam tymczasem zwiń się skrzętnie:
Kilku ludzi u wyłomu
Postaw w krzakach. — Jeno nogą
Gaszek będzie za granicą,
Łapes capes — niech go chwycą;
A pójść nie chce — związać mogą. —
Ależ despekt, Jaśnie Panie,
Tak postąpić jakby z ciurą.
Wasze byłeś, jesteś rurą. —
Jak rozkażę, tak się stanie. — (chce odejść)
Cześniku.
Cóż?
Jako świadek.
Idź do kata! (odchodzi z Dyndalskim we drzwi środkowe)
Idź do kata —
Wdzięczność ludzi, wielkość świata —
Każdy siebie ma na względzie,
A drugiego za narzędzie. —
Póki dobre — cacko, złoto;
Jak zepsute — ruszaj w błoto.
O mych myśli ty Bogini!
O ty jedna litościwa!
Pasmo życia jad przerywa,
Ale serce jakby w skrzyni
Miłość ktobie zawsze kryje.
Cóż się stało?
Już nie żyję. —
Byłbym przywiózł krokodyla, —
Byłbym zyskał twoją rękę;
Lecz ostatnia przyszła chwila,
Dziś rycerską kończę mekę.
Stracił zmysły do ostatka.
Ten testament wręczę tobie:
Racz posłuchać jakby matka
I zapłakać na mym grobie.
„Ja Józef Papkin syn mego ojca Jana Papkina...
(czule) Jana, Jana — Jan mu było.
(czyta) „Będąc zupełnie zdrów na ciele i umyśle, ale nie mogąc wiedzieć kiedy umrę...
Oczywiście.
„bo jestem otruty przez Rejenta Milczka w lampce wina...
W lampce wina.
„Robię ten testament czyli ostatnie rozporządzenie mojego ruchomego i nieruchomego majątku.
„Nieruchomym rozporządzić nie mogę, bo żadnego nie mam...
Nie mogę.
„Ruchomości zaś, tak rozdaję. — Tej, którąm zawsze
kochał, czcił, szanował i ubóstwiał, JW-ej Klarze Raptusiewiczównie, Starościance Zakroczymskiej daruję angielską gitarę i rzadką kollekcyą motyli, będącą teraz w zastawie. — Artemizę“...
Cześnikowi dać ją chciałem,
Ale teraz przemazałem.
„Artemizę dostanie najdzielniejszy rycerz w Europie, pod warunkiem, aby pomnik postawił na mym grobie. — Z resztą ruchomości chcę być pochowany. — (ociera łzy) „JW. Cześnika zaś i JW. Starościankę, jako egzekutorów testamentu suplikuję, aby moich wszystkich długów, jakie się tylko pokażą, nie płacili gdyż chcę przez to braciom moim różnego stanu i wyznania zostawić po sobie pamiątkę. — Józef Papkin.“
Józef Papkin incognito —
Na tytuły miejsca niema —
Weź więc — i co tu wyryto,
Niech twa pamięć wiecznie trzyma.
Klaro, Klaro, co się dzieje!
Los nas ściga nazbyt srogo —
Wszystkie drogie nam nadzieje
W jednej chwili przepaść mogą.
Mów ostrożnie.
Zapłacony. —
Podstolina w naszym domu —
Bo plan Ojca niewzruszony
Ją zaślubić mnie przymusza.
Przebóg!
A ta podła dusza,
Bez litości i bez sromu,
Niezważając me wyznania,
Jego woli ucho skłania.
Ach Wacławie, nie mam władzy
Mówić, radzić w tej potrzebie,
Bo truchleję tu o ciebie. —
Ach, ty nie znasz mego stryja!
W porywczości nie ma granic.
Nie lękaj się nadaremnie:
Komisarza wszak zna we mnie.
O, komisarz teraz za nic.
Więc zdradziłeś?...
Powiedziałem.
A niegodny!...
O mój drogi,
Nie powiększaj mojej trwogi.
Niech przynajmniej go ukarzę.
Śmierć zadajesz twojej Klarze.
Kto już w grobie jedną nogą,
Na tym groźby nic nie mogą.
Co on mówi?
Próżna zwada —
Uchodź, uchodź, nie trać chwili.
O, i moja taka rada,
Bo się właśnie Cześnik sili
Zwabić cię tu w swoje szpony —
Poczt hajduków rozstawiony
Chwyci, zwiąże cię w potrzebie.
Jeszcze mało to dla ciebie!
Lecz jak będzie?
Dziś napiszę.
Dziś wieczorem...
Hałas słyszę...
To com mówił...
Potém, potém.
Idę teraz, lecz z powrotem.
(z różnych stron).
Hola! hola! Mocium Panie! —
Objechałem jak bartnika.
I cóż złego mi się stanie?
Widzę dużo przeciwnika,
Lecz nie myślcie, że się boję. —
(do Cześnika) Jeśliś zbójca — masz mnie, stoję,
Ale jeśliś człowiek prawy,
Jaką taką daj szablinę —
W Bogu wiara, że nie zginę.
Lubię chłopcze, żeś mi żwawy —
Lecz nie o tém teraz mowa,
Daj więc baczność na me słowa.
Rejent wykradł narzeczonę
I chce tobie dać za żonę;
Miałby tryumf w tym sposobie,
Lecz ja umiem radzić sobie —
Lub do turmy pójdziesz na dno,
Gdzie, że siedzisz ciężko zgadną,
Albo — rękę oddasz Klarze. —
A jeżeli Starościanka
Pójść nie zechce do ołtarza,
Jest tu druga jej bratanka,
Tej za ciebie pójść rozkażę. —
Tobie żonka jakby Nimfa,
Podstolinie grochowianka,
Rejentowi tęga fimfa,
A mnie zemsta doskonała —
Tak się skończy sprawa cała.
Ale...
Tutaj niema: ale.
Zaraz...
Zaraz, albo wcale.
Mamyż wierzyć?
Ha, to wierzmy —
(do Cześnika)
Ślub brać dziś?
Dziś.
Ha, więc bierzmy.
Zatém rękę daj dziewicy —
Nie od tego widzę ona. —
Pleban czeka już w kaplicy —
Dalej żwawo. (na stronie) Rejent skona.
O fortuno tygrysico!
I trucizna, i wesele —
To za wiele! to za wiele!
(odchodzi do kaplicy)
Jak co sobie ubrda w głowie,
To i klinem nie wybije.
Żebym pisał co się zowie,
Jak już długo z Bogiem żyję,
Tegom jeszcze nie powiedział;
Grzechem prezumpcya taka —
Ale jednak radbym wiedział,
Czemum dzisiaj zszedł na żaka. —
Co on sobie — tylko proszę —
Mógł do tego B upatrzyć?
Co nie staje tej literze?
Czy brak w kształcie, czy brak w mierze?
Ot, krzyż Pański, a ja znoszę.
(Rejent wchodzi oglądając się na wszystkie strony)
(kładąc rękę na ramieniu Dyndalskiego, który go nie widział).
Dobry wieczór Panie bracie.
Cóż to, dżumę w zamku macie?
Żywej duszy. — Niema komu
Odpowiedzieć: pan czy w domu.
Jest do usług.
Rzecz ciekawa:
Cześnik wyzwał mnie na rękę:
Acz nie moja to zabawa,
Rzekłem jednak: wola nieba,
Z nią się zawsze zgadzać trzeba.
I wyszedłem, i czekałem;
Tak, czekałem nadaremnie.
Może wróżył zbyt zuchwale,
Że mu Rejent nie dotrzyma;
Ale Rejent był na dziale,
Zucha tylko jeszcze niema.
Ej, łaskawy mój Rejencie,
Nie wyzywaj go na cięcie,
Bo jak machnie po pętlicach,
Zdywiduje, jak Bóg Bogiem.
Wiwat! wiwat! państwo młodzi!
Któż wesele tu obchodzi
Rejentowicz.
Być nie może!
Hej Dyndalski! tam do czarta!
Okulbaczyć mi dzianeta!
(wychodząc) Już kaducznie przeszła czwarta.
Nie wodź mnie na pokuszenie,
Ojców moich wielki Boże!
Wszak gdy wstąpił w progi moje,
Włos mu z głowy spaść nie może. —
Czegoż żądasz?
Mego syna.
Ha! ha! roskosz mi jedyna!
Będziesz zadość miał z tej strony —
Ale z żoną, czy bez żony?
To... za wiele...
Co za wiele? —
Tyś mi ukradł moję wdowę,
By ją zmienić na synowę —
Jam zatrzymał twego syna,
By mu sprawić tu wesele —
Masz więc byka za indyka.
Ach mój Ojcze!
Ach mój Stryju,
Niech się skończy ta zawiłość!
Przebacz Ojcze i wzajemną
Pobłogosław naszę miłość.
Wstań serdeńko i chodź ze mną.
Mamże wierzyć co się dzieje!
Wacław z Klarą —
Oszaleję!
Tak jest, wierzę, już się stało —
Więc wam powiem — i niemało.
Chciałam za mąż pójść czém prędzej,
By nie zostać całkiem w nędzy —
Ów majątek zapisany,
Na czas tylko był mi dany;
A w istotnym wiecznym darze,
Dziś przypada szczęsnej Klarze.
Dwa majątki — kąsek gładki —
Coś stryjowi żal tej gratki.
Zamieniał stryjek
Na siekierkę kijek.
Ale przez to dziś nie tracę;
U Rejenta sto tysięcy.
Nie — ja z mego te zapłacę.
(do Rejenta) Nie opieraj się już więcej,
Swego gniewu zwalcz ostatki,
Pobłogosław twoje dziatki. —
Niech się dzieje wola nieba,
Z nią się zawsze zgadzać trzeba.
Mogę przestać na twém słowie?
Ręczysz pewnie za me zdrowie?
(do Cześnika)
Teraz wzywam Waszmość Pana!
Każ nam przynieść roztruchana,
Niech nam zagrzmią i fanfary,
Wypijemy pierwszej pary!
Niechże będzie dziś wesele,
Równie w sercach jak i w dziele —
Mocium Panie, z nami zgoda.
Zgoda! zgoda!
Tak jest, zgoda,
A Bóg wtedy rękę poda.
- ↑ Stoją w następującym porządku od prawej strony; 1. Podstolina. 2. Cześnik. 3. Papkin. 4. Wacław. 5. Klara. 6. Rejent — reszta w głębi.