Lara (Byron, 1924)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lara |
Podtytuł | Powieść |
Pochodzenie | Powieści poetyckie |
Redaktor | Andrzej Tretiak |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Druk W. L. Anczyc i Spółka w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Julian Korsak |
Tytuł orygin. | Lara |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Niewolnik w państwach Lary, swobodny do woli,[2]
W połowie zapominał swej lennej niewoli.
Pan ich, niespodziewany, lecz niezapomniany,
Powrócił, — i weselem brzmią zamkowe ściany.
Gościnny płomień, w szersze roztoczon półkole,
Po szybach malowanych migocąc połyska.
Weseli goście gwarzą wokoło ogniska.
Lara znów się rozgościł na ojczystym dworze;
Gdy go ojciec odumarł, jeszcze nadto młody,
Pan swej woli, na życia ważył się przygody;
Smutne dziedzictwo władzy! a kto ją posiadał,
Nieraz własne swe serce z pokoju okradał.
Tysiąca błędnych ścieżek wiodących do zbrodni.
Właśnie gdy mu konieczną rada drugich była,
Już wrząca młodość Lary drugimi rządziła.
Małej wagi, z lat młodych jak, gdzie był, i kędy?
Choć krótkie jego były wędrówek przegony,
Dość długie, by był przez nie w połowie zgubiony!
Lara młodo porzucił swego ojca progi,
Lecz od chwili, pielgrzymi gdy wziął kij do drogi,
Zapomnieli odjazdu, wspominać przestali.
Ojciec Lary był prochem, — jeden wasal trzyma,
I to wszystko, co wiedział, że pana tu niéma![4]
Cały zamek zapomniał o Lary imieniu,
A ta, którą był poznał, pokochał na żonę...
Inny mąż już pocieszał Lary narzeczonę.
Młody o nim zapomniał, stary już był w grobie,
A dziedzic niecierpliwy rozmawiał sam w sobie:
I wzdychał do żałoby, której nosić nie mógł.
W części zamku, gdzie Lara miał komnaty swoje,[5]
Z posępnym wdziękiem ściany poubierał w zbroje.
Lecz jednej zbroi niema, — stąd go zawiść pali,
Lara przybył — i wasal pańską twarz ogląda;
Skąd? nikt nie wie, — dlaczego? nikt śledzić nie żąda.
Po skończonych witaniach każdy się zdumiewał,
Nie, że przybył, lecz czemu dotąd nie przybywał?
Cudzoziemskiej postaci, — twarz dziecinna, blada.[6]
Lata lecą i równą pędzą czas pogonią
Tym, co siedzą, i dla tych, co po świecie gonią;
Lecz z krajów zagranicznych brak wieści zapasu[7]
Widzą go i poznają, lecz wszakże złudzeniem
Teraźniejszość być sądzą, a przeszłość marzeniem.
On żyje, choć sterany trudami i latem,[8]
Jeszcze męskością wieku słynąć mógł przed światem.
Różnym losem zwikłane w zagadkach się kryły;
Gdy znudzona wieściami czujna zawiść drzémie,[9]
Sprostać sławie ojczystej mogło Lary imię.
Z dumną duszą w młodości, wszakże jego grzechy,
A dla tych, jeśli w zbrodni nie płużył z kolei,
Wymodlić rozgrzeszenie mógł nie bez nadziei.
Jakkolwiekbądź, widz bystry łacno odgadywał,
Jakim dziś jest, — że nie jest tem, czem kiedyś bywał.
Ślad przeszłych namiętności; niedbałość pochwały,
Zimna postać, chód pewny, — gdy oczyma ciskał,
Dumą, lecz już nie ogniem lat młodzieńczych błyskał.
Wzrokiem bystrym, któremu żaden wzrok nie sprostał,
I szczypiąca języka lekkość, jaką bawił,
To żądło serca, które wprzódy świat zakrwawił, —
Co zwykle, grając humor wesela udany,
Rani tych, co nie radzi przyznać się do rany.
Czegoby głos nie wybrzmiał, oko nie wykryło.
Honory, sława, miłość, cel społeczny ludzi,
Jaki niewielu zgoni, w wielu żądze budzi: —
Zda się że z piersi swojej wszystkie wygnał szały,
I jakieś czucie, czego usta nie wyrażą,
Czasami przełyskało nad wybladłą twarzą,
Zapytań o przeszłości słuchać nie ochotny,
O krajach, ziemiach, które przebłądził samotny,
Nic nie mówił, jakgdyby na to słów żałował.
Wszakże czasem, być może skutkiem nieuwagi,[10]
Rozpowiadał podróżne dzieje małej wagi.
Lecz gdy drugich ciekawość ostrzyła ta mowa,
Zbyt śledczo badających skroś okiem przenikał,
Wnet mu czoło ciemniało i usta zamykał.
Choć przyjazd Lary żywej radości nie budzi,
Przecie żądanym gościem był dla ciżby ludzi.
Wiązał się ze wszystkimi magnatami kraju.
Czasem licznił ich tłumne uczty i zabawy,[11]
I widział ich uśmiechy i nudzące wrzawy; —
Tylko widział, bo Lara sercem nie podziela
Lara za tem nie goni, za czem wszyscy gonią,
Zwodzeni nadziejami, męczeni pogonią;
Za nic miał ziemskie zyski, honory, urzędy,
Gminną zawiść, rywali i piękności względy.
Nudził z ludźmi, — samotność była mu żywiołem.[12]
W nim jakaś myśl szydząca wygląda oczyma,
Co karci śmiałą płochość i zdaleka trzyma.
Bojaźliwsze stworzenia z trwogą nań patrzały, —
Drudzy, mędrsi, łaskawiej o Larze mówili,
Niż postać wyrażała, lepszym go sądzili.
To rzecz dziwna! w młodości cały czynny, żywy,
Polujący rozkosze, do walk nie leniwy;
Niebezpieczeństwo grobu, obiecane raje,
Naprzemiany doświadczał! W nadziejach bez skutku
Szukał nagrody w samej radości lub smutku.
Gardzący gminną miarą rozkoszy, cierpienia,
Burzą serca i duszy wstrząsany pospołu,
Z wzgardą patrzał na burze słabszego żywiołu;
Często w niebo posyłał zachwycone oko,
I pytał, czy Wszechmocny mieszka tam, wysoko!
Jakże Lara się zbudził z tak marzących szałów?
Sam nie mówił, lecz z duszą zbudzony wylękłą,
Musiał kląć zwiędłe serce, że dotąd nie pękło.
Książki, bo wprzódy żywą księgą był mu człowiek,
A często, jak zamkowi słudzy mówią sami,
Zamykał się od ludzi nocami i dniami,
I nieraz wielkim krokiem, kiedy wszystko spało,
Po ciemnych kurytarzach błąka się noc całą,
Żałobny na podłogę rzucał cień ze ściany.
Czasem była słyszana północna rozmowa,
Lecz w niej był głos nie Lary i nie ziemskie słowa.
Ci coś słyszą, ci widzą, jedni z drugich szydzą,
Poco swój wzrok tak często w trupią czaszkę wraża,
Gdzieś świeżo wykradzioną z trumny lub cmentarza?[15]
Która wciąż przy otwartej jego książce leży
I patrzącym, prócz Lary, włos na głowie jeży.
Czemu gości nie sprasza, muzyki nie słucha?
Wszystko to źle w nim widzą! — co ma pan ze sługą?[16]
Gdzie obraza? — lecz powieść byłaby przydługą,
Gdyby chcieli, coś wiedzieć mogli... Tak, za stołem
Noc była, — strumień Lary szumi po ogrodzie,[17]
Gwiazdy patrzają w strumień i kąpią się w wodzie.
Tak cicho! żadnej fali, zda się, wiatr nie wzruszy,
A przecież upływają, jak szczęśliwość z duszy.
Naokoło z traw, z liści nocne rosy piją.
Bieg dzierzgany krzewami, najpiękniejszym kwiatem,
Na jakich pszczoła lubi bankietować latem;
Takie dzieckiem Dyjana wplatała w swój wianek,
Tak strumień wciąż ubrany, schodząc ku dolinie,
W lśniących skrętach, zakrętach, jak wąż jaki płynie.
A tak cicho, spokojnie na ziemi i w niebie,
Że nie zadrżałbyś, gdyby sam duch spotkał ciebie,
Przechadzki w takiem miejscu, ach i w takiej nocy!
Taką chwilę, noc taką, Bóg dla dobrych sprawił —
Tak Lara myślił w duchu, dłużej tam nie bawił,
I ku bramie zamkowej zwracał krok powolny;
W nim pamięć dni minionych budzi myśl marząca,
Nieba więcej słoneczne, mniej zamglone słońca,[19]
Noce, serca piękniejsze, co kochał namiętnie,
A teraz... dziś-by Lara patrzał obojętnie,
Lecz noc piękna dziś z takiej urąga się duszy.
Lara powrócił w swoje samotne mieszkanie,
Za nim cień jego wielki przemknął wzdłuż po ścianie,
Na której malowane wciąż jeden za drugim
Cnota, zbrodnia, niesława przemieszana z chwałą,
To wszystko, co nam po nich z ich życia zostało,
Przytem ciemne podania, nagrobne kolumny,
Kryjące ich popioły, ich słabości trumny,
Którą w późną potomność brzmi ich żywot cały;
Gdzie historyja zwykle swoje pióro łamie,
Kłamstwo ubiera w prawdę, i jak prawda kłamie.
Lara chodził i marzył; tylko światłość blada
Oświecając gotyckie sklepienia i szyby,
Na których święci klęczą i modlą się niby.
Kształty ich w fantastyczne przechodzą postaci:
Żyją, lecz każdy z twarzy barwę życia traci.
I szeroko rozwiane, migające pióra,
Ich postać strojąc w całą okropność mogiły,
Jako godła upiora straszliwie świeciły.
Już północ; wszystko spało, — stojąc gdzieś na boku,
Słyszysz! czy kto wybija drzwi z Lary mieszkania:[21]
Łoskot, dźwięk, krzyk, i za nim straszliwe wołania,
Znów jęk głośny, przeciągły, to znów cicho, głucho.
Czy to echo zbudziło ich zaspałe ucho?
Bez tchu, gdzie jęk ich wzywał, na pomoc lecieli.
Z rapierami bez pochew, z pochodniami w ręku
Przychodzą, wytężają ucho na głos jęku.
Zimny jak marmur, blady jak światło księżyca,
Lara, pan ich, jak długi leży na podłodze, —
Przy nim pałasz dobyty w nadzwyczajnej trwodze.
Dość silny, — choć go nagłe domęczyły bole,[22]
Jeszcze wzgarda brwi Lary marszczyła na czole.
Na ustach jego żyje jakaś chęć zabicia,
Jakaś klątwa zranionej dumy, i w połowie
Widna groźba, przed chwilą co skonała w słowie.
Oko jemu ściemniało, — lecz jeszcze uderza
Służba chwyta z podłogi i podnosi Larę.
Czy słyszycie? — oddycha przemówił słów parę,
I rumieniec twarz, usta sine zarumienia.
Oczy patrzą mu dziko; iskrzą się spojrzenia;
Brzmią z ust Lary: w nich, zda się, nie ojczysta mowa.
Ci, co słyszą, poznają głos nie swojej ziemi,
I rzeczywiście były te słowa obcemi.
Pocóż niemi przemawia Lara na swym dworze,
Wtem paź Lary przychodzi, — i paź jeden umiał
Pojąć pana i słów tych całą treść zrozumiał,
Choć, coby w drugiej mowie mogły one znaczyć,
Ni Lara chciałby wyznać, ani on tłómaczyć.
Stali, paź nań poglądał, przechylił mu czoło,
I swym własnym językiem Larze odpowiada;
Lara dźwięków tej mowy pilnem uchem bada:
Ta mowa łagodziła okropność marzenia,
Ach! kiedy rzeczywista męczy nas katusza,
Czyż idealnych cierpień potrzebuje dusza?
Cobądź marzył w gorączce, lub widział oczyma,
Wszystko to, jak zaklęte, na dnie serca trzyma.
Ni księdza, ni lekarza rady się nie stara.
I znów ten sam, jak zwykle, w ruchach i w rozmowie,
Ni mniej zimny w uśmiechu, ni mniej skąpy w słowie,
Ni więcej zamyślony, — choć noc nadchodząca
Śledzenia gminnych oczu uchodzi ta zmiana,
Wasale nic nie zgadną z twarzy swego pana.
Przytem sami wylękli od tej strasznej nocy,
Poosobno na zamek chodzić nie są w mocy;
Ściskając się i blednąc za lada hałasem.
Szum chorągwi na baszcie, okna, drzwi skrzypiące,
Głośne echo podłogi, obicia wiejące,[26]
Wielki cień drzew, co zamek wokoło obiegły,
Co słyszą, widzą, wszystko mnoży przestrach nowy,
Zwłaszcza gdy zmrok zaczyna czernić mur zamkowy.
Czcza chęć! druga noc taka nie przyszła po chęci,
Lub sam Lara grał tylko pozór niepamięci;
Czy mu pamięć zwietrzała z zdrowszemi zmysłami?
Czy im kłamał niepamięć tej pamiętnej pory,
Tych marzeń gorączkowych jego duszy choréj?
Byłże to sen? czy była własna jego mowa,
Byłże to własny Lary ów wzrok obłąkany,
Kłócący sen wasali krzyk i jęk słyszany?
I serce, co do walki z własnym bólem staje,
Aż walką spracowane wkońcu bić przestaje?
Gdy ci, co je widzieli, dziś drżą od wspomnienia?
Czy tem ciągłem milczeniem sam Lara próbował
Uwięzłą pamięć w słowach, jakie radby chował
W trawiącej go skrytości, co serce przejada,
Lara jedno i drugie krył, zamykał ściśléj, —
Gminny wzrok nie wypatrzy ziarna wszystkich myśli,
Na jakie często niema głosu w żywej mowie:
Jeśli się wyrażają, to ledwie w połowie.
Ci go lubią, szukają, drudzy się go boją.
Dziwne zdania o Lary tajemniczym losie
W pochwałach lub naganach krążą w ludzkim głosie:
Jego skrytość podaje treść bajania drugim,
Czem on jest, czem był kiedyś? radzi wiedzieć przecie,
Co to za nieznajomy chodzi po ich świecie?
Wróg, nieprzyjaciel ludzi, — wszakże na tej ziemi
Czasem wesół ucztował, śmiał się z wesołemi.
W wesołości miał jakiś pozór pośmiewiska.
Nie był to uśmiech, w którym świt wesela dnieje,
Co całą twarz oświeci i oczy rozśmieje.
Wszakże czasem uderzał słodyczą spojrzenia,
Lecz jeśli jaką słabość drugim okazował,
Jak niegodną swej dumy zaraz ją strofował.
Wątpliwych zdań o sobie gardząc odkupieniem,[28]
Wymykał się sam sobie, dręczył się myśleniem.
Które niegdyś czułością z pokoju okradał;[29]
I duszę zmuszał gonić nienawiści cele,
Za to tylko, że niegdyś kochała za wiele.
W nim samym jest na wszystko jakaś wzgarda żywa,
Cudzoziemiec w tym świecie, z nikim się nie brata,
Zbłąkany duch, strącony aż z drugiego świata,
Twór dzikich wyobrażeń, co tworzyć przywyka
Naumyślnie nieszczęścia, którym sam umyka.
Pół rozkoszą, pół smutkiem haracz ich pamięci.
Z większem czuciem miłości od żyjących wielu,[31]
Zacność ludzi za nadto może miał na celu;
Jego sny często prawdę za piękniejszą brały,
Na pogoni widziadeł lata mu schodziły,
Do lepszych skłonne celów własne trwonił siły.
Namiętne burze duszy, ogniste marzenia,
Co na młodość wywarły cały szał zniszczenia, —
A sam ich przypomnieniem dręczył się i bawił.
Lecz dumny, od skarżenia siebie będąc zdala,
Swój błąd i podział wstydu na naturę zwala;[33]
A w cielesnej powłoce, jaką śmierć nam kruszy,
Tak dobre i złe biorąc za jedno, powoli
Z dziejami przeznaczenia zmieszał dzieje woli.
Wyższy nad samolubstwo gminnego człowieka,
Swego dobra dla drugich czasem się wyrzeka.
Raczej przez dziwne myśli zwichnienie, zepsucie,
Czem wciąż tajemną dumę duszy swej sposobił
Robić to, co niewielu, — coby nikt nie zrobił.
I taż skłonność, gdy w żyłach krew gorętsza wrzała,
I stąd wyżej się wznosił, albo niżej spadał
Ludzi, z którymi wspólny dar życia posiadał.
Wszystko, co żyje, żądze w nim rozdziału budzi,[34]
Dobrem czy złem, by tylko różnił się od ludzi.
Zamknęła się w świat własny, zdaleka od ziemi.
Wszystko zimno przechodząc, co po ziemi chodzi,[35]
W nim krew coraz to więcej ziębi się i chłodzi;
Szczęśliwszy! gdy w nim nigdy zbrodnią nie paliła,[36]
Wprawdzie napozór z ludźmi chodzi ich drogami,
Robi, co drudzy robią, mówi ich słowami.
Ni szał jemu rozumu więzi w swe okowy,
Jego szaleństwo było serca, lecz nie głowy,
Myśli bijących w oczy słowem nie wyraża.
Przy całej tajemniczej, ziębiącej postaci,
Pozornej wesołości Lara nic nie traci.
On zna sztukę, gdy nie był to dar przyrodzenia,
I ci, co jego widzą, niedarmo widzieli,
I raz widząc, już o nim wciąż-by pytać chcieli.
A ci, do których mówił, rozmową ujęci,
Wszystkie słowa rozmowy mają na pamięci.
On gwałtem obejmował za duszę słuchacza:
W niej za pierwszem spotkaniem, cobądź z dwojga zyskał:
Miłość albo nienawiść, swój obraz wyciskał,
Choć krótko przyjaźń, litość lub jej wstręt podziela,
Ktokolwiek jego duszę bliżej zbadać żąda,
Jak naprzekór w badacza duszę sam zagląda.
Ciągle myśli przytomny, w piersi drugich ludzi
Musowy, mimowolny wzgląd na siebie budzi;
Ten nadaremnie będzie wołał — zapomnienia!
Brzmi uczta, ciągle płyną przez zamkowe bramy
Dumne krwią i bogactwem rycerze i damy.
Wkońcu gość pożądany, pan szerokiej ziemi,
Tysiąc świateł, pochodni na zamku się pali,
Wszyscy goście wesoło ucztują po sali;
W tańcu orszak piękności zwinnym, lekkim ruchem,
Wdzięku i harmoniji wiąże się łańcuchem.
Co się łączą, zbiegają w tanecznym przegonie!
Jest to widok, co może zgładzić troskę z twarzy, —
Patrząc, starość z uśmiechem młode lata marzy,
I młodość zapomina, że swój wiek uroni.
I Lara wpół wesoły wzrok na wszystko trzyma,
Każdą piękność pośledza pilnemi oczyma,
Jak ta, lekkim poskokiem w tańcu latająca,
Nawet echa nie budząc, podłogi potrąca.
Ręce na pierś skrzyżował — i poglądał daléj.
Ni uważał, jak ktoś go trzymał wciąż na oku,
Że nie połknąłby Lara tak śledczego wzroku.
Wtem spostrzegł: — był to jakiś nieznajomy człowiek,
Cudzoziemiec z postaci, stojący od ściany,[40]
Wciąż aż dotąd na Larę patrzał niewidziany.
Wkońcu z sobą wzajemne spotkali spojrzenia
Natrętnej ciekawości, niemego zdziwienia,
Jakby wzgardzał spojrzeniem cudzego człowieka.
Cudzoziemca od głowy aż do stóp rozmierza,
Spojrzał mu oko w oko — i wzrokiem uderza.
»To on!« — na całe gardło cudzoziemiec woła, —
»To on!« — »Kto on?« wtórzony głos po sali głuszy,
Dalej, bliżej, aż obił się o Lary uszy
Tak dziko, że niewielu z tłumu było w stanie[43]
Ukryć przestrach powszechny, powszechne zmieszanie.
Zrazu błysło, wnet zmierzchło w nieruchomym wzroku;
Na tłumy obojętnie pogląda z wysoka;
Ale wciąż cudzoziemiec nie spuszcza go z oka,
I poskoczywszy bliżej, z urąganiem pytał:
To za wiele, i darmo ukryć się sam stara,
Tak widnego szyderstwa nie mógł ścierpieć Lara.
Z wrokiem pewnym, choć w ruchach, w mowie zimny cały
Więcej łagodnie męski, niż gorąco śmiały,
Na imię jest mi Lara! — gdy dasz poznać twoje,
Mam gotowe żelazo, co słuszność domierzy,
Za odpowiedź dworności podobnych rycerzy.
Jam Lara! dalszych badań oszczędzaj mi, proszę;
— »Ty pytań nie unikasz! — Jest jedno pytanie, —
Choć uchem stronisz, w sercu masz odpowiedź na nie.
Ty mnie zwiesz nieznajomym! Spójrz i wpatrz się we mnie,
Przynajmniej twoja pamięć dana niedaremnie,
A zapomnienia nawet wieczność ci zakaże«.
Lara po nieznajomym pociągnął oczyma,
Lecz w tych oczach wyrazu, żadnej myśli niéma.
Nie raczył odpowiedzieć obojętnym wzrokiem,
Poprzed tłumem przechodząc, ku drzwiom sali kroczył,
Ale wtem nieznajomy drogę mu zaskoczył.
— »Słowo! stój i odpowiedz mi zaraz, któremu[44]
Byłbyś równy, jeśli masz równą zacność jemu.
Gdy ja kłamię, — wszak łatwo zabić kłamne słowa.
Czem byłeś, jesteś? spojrzyj sam w siebie, — na nowo
Kłam drugim swe uśmiechy, lecz nie wstrząsaj głową.
Ty sam, którego czyny!...« — »Czem ja jestem, byłem?...
Nie słucham dłużej! — drudzy, których nowość pieści,
Mogą dosłuchać końca cudownej powieści,
Jaką im bezwątpienia język twój dopowie,
A którąś dla mnie zaczął w tak zalotnej mowie.
Cześć moja Otonowi, a wzgarda dla niego!«
I wtem Oton im przerwał, omawiając zdala:
»Cokolwiekbądź was obu do gniewu zapala,
Nie czas, miejsce po temu, by ucztę spokojną
Jeśli baron Ezzelin ciskane potwarze
Dowieść i udowodnić chce hrabiemu Larze, —
Jutro, tu lub gdziekolwiek, rano, z wschodem słońca,
Czekam was obu, życząc waszych sporów końca.
Chociaż i hrabia Lara swe lata młodzieńcze
Spędził w dalekich krajach, z nich jak obcy wrócił,
Lecz Lara od swych przodków krwi się nie odrzucił
I nie zechce sam przeczyć sławie swego domu,
— »Jutro! — odrzekł Ezzelin, — dobrze, jutro razem
Będziem siebie doświadczać słowem i żelazem.
Ja w zakład życie daję, że mój miecz w potrzebie
Poświadczy słowa moje, tak jak chcę być w niebie!«
I w oderwaniu myśli duszę swą zagłębił.
Tymczasem wszyscy goście zebrani na sali
Słowami i oczyma na Larę rzucali.
On milczał, — zda się, jakby myślą i powieką
Ta niedbałość na wszystko, wszystkiego niechcenie,
Niestety! zdradza czegoś silne przypomnienie.
»Jutro! — tak, jutro«. Lara tylko dwa te słowa
Wyrzekł, i na nich cała skończyła się mowa.
Ani w oczach zaiskrzył gniewu błyskawicą.
Ale w tych słowach brzmiała jakaś myśl niezłomna,
Ważenie się na wszystko i śmiałość przytomna.
Płaszcz na siebie narzucił, zlekka głową skinął,
Lecz przechodząc, z uśmiechem spotkał mars barona,
W czem była ni wesołość, ni duma gwałcona,
Co się zgina, gdy siebie długą walką zmoże,
Do pogardy wściekłości, której skryć nie może.
Wszystkiego, co mógł zrobić, wytrwać dla katuszy.
Maż-li to być spokojność i ta cisza cnoty?
Lub zbrodnia zestarzała z rozpacznej zgryzoty?
Niestety! często obie człowiek w dobrej wierze
Z czynów, i z czynów tylko szukaj prawdy klucza,[47]
Co serce nieznajome czytać nas poucza.
Lara skinął na pazia — i paź w okamgnieniu
Zbiegł, posłuszny pańskiemu słowu lub skinieniu,
Gdzie dusza rośnie, gore pod gorętszem słońcem.
On dla Lary porzucił rodzinne zagrody,
Cierpliwy w służbie, cichy, choć jeszcze tak młody.
Jak pan jego milczący, wiarą swą u świata
Choć mowa kraju Lary nie obca dla ucha,
Paź w niej pańskich rozkazów mniej ochotnie słucha.[48]
Lecz wnet nogi uskrzydlał ochotniejszy cały,
Kiedy słowa rodzinne z ust Lary zabrzmiały.
Ich echa nieprzytomne budzi w pazia uchu.[49]
Nieraz mu przypomina dźwięk rodzinnej mowy,
Dawne przyjaciół, krewnych, rodziców rozmowy;
Dziś to wszystko! swych wszystkich związków, swojej wiary
Paź prócz pana nikogo nie widział na ziemi, —
Co za dziw, że mu wierniej służył przed drugiemi.[50]
Sam kształtny, smukły, — z czoła barwa płci bijąca,[51]
Przypalona promieniem ojczystego słońca;
Gdzie często niewołany rumieniec się kwieci.
Lecz nie był to rumieniec, jakim zdrowie darzy,
Gdy całą serca barwę maluje na twarzy;
To raczej skrytej troski róża chorowita,
Dziki połysk spojrzenia, wzięły gdzieś wysoko,
Wciąż elektryczną myślą oświecał mu oko.
Wszakże bijącą czarność swych powiek czasami
Łagodził i ocieniał długiemi rzęsami.
Raczej tęsknota, jakiej niktby nie podzielił.
Jego żadne zabawy nie wyciągną w pole,
Gry, zalecanki chłopców i paziów swawole.
Lecz czasem radby, z Lary nie zdjąwszy spojrzenia,
Gdy się z zamku wychylał, rad chodził samotny,
Zwięzły w swych odpowiedziach, pytać nie ochotny;
Jego przechadzką lasy, zabawą czytanie,
Darniowy brzeg strumienia stawał za posłanie.
Od wszystkiego, co łechce wzrok i myśl człowieka;
Żadnych darów od ziemi nie przyjąć z powicia,
Prócz jednego gorzkiego daru; — oprócz życia!
Jeśli mógł sercem przylgnąć — to tylko do Lary,
Jego troska, chęć pańską lubiąca pośledzać,
Wprzód nim w słowach zabrzmiała, zwykła ją uprzedzać.
Lecz w tem, co robił, była jakaś duma mała,
Jakaś myśl, coby groźby ścierpieć nie umiała.
Czynem tylko jej służył, twarzą rozkazywał.
Jeśli pańskie rozkazy wypełniał z ochotą,[53]
Łatwo zgadnąć, że Larze służył nie za złoto.
Lekką służby powinność pan na pazia wkłada,
Stroić lutnię, lub z panem w chwili wolnych wczasów
Ślepić wzrok nad księgami starożytnych czasów.
Lecz sam nigdy nie licznił domowników tłumy, —
Wszakże im znać nie dawał ni wzgardy, ni dumy.
Że sercem lgnąć nie umiał do służalców trzody.
Jakibądź stan, ród pazia, mógł się sercem zbliżyć,
Duszą zgiąć się do Lary, nie do nich się zniżyć!
Mógł mieć przeszłość szczęśliwszą, żyć w lepszym orszaku:
A tak niewieścio białe, że przy wdzięku lica
Podobieństwem płci drugiej uderza, zachwyca.
Lecz z ubioru, ze wzroku, co sam udać żąda,[55]
Więcej dziko niż oko piękności wygląda.[56]
Więcej krajom gorącym, niż jemu przystoi;
Wprawdzie nigdy z ust pazia gniewami nie wrzała,
Lecz jego własna postać zgadnąć ją kazała.
Paź miał Kaled na imię, choć rozgłos wieść rzucił,
Bo czasami to imię, choć go zbliska słucha,
Niesłyszane, jak obce, wpadało do ucha.
Czasem nagle się zrywał, jakby mimo chęci
Dźwięku tego imienia szukał po pamięci.
Co mu słuch, wzrok i serce więził swemi czary.
Kaled rzucił oczyma wzdłuż biesiadnej sali,
Spostrzegł nagłe zmieszanie i gniewem się pali.
I gdy tłum wkoło pazia zdaleka i zbliska
Jak mógł ścierpieć spokojnie Lara dumny, hardy,
Pogróżki cudzoziemca i szyderstwo wzgardy? —
Twarz młodego Kaleda naprzemian się mieni,
To mu usta sinieją, lice się czerwieni,
Kropla chorego serca, wilgoć chorowita,
Co wschodzi, gdy upada czynna pierś człowieka,
Pod myślami, od których rozwaga ucieka.
Są rzeczy, które musim lęgnąć, marzyć w głowie,
Lecz cobądź Kaled dumał, coś takiego było,
Co mu usta zamknęło i czoło ściemniło.
Właśnie na Ezzelina poglądał z uboczy,
Gdy mu Lara, przechodząc, rzucił śmiechem w oczy.
Jakby poznał, rozwiązał śmiechu tajemnicę.
Pamięcią w pańskiej woli, zda się, czytał z trwogą
To, czego drudzy w Larze wyczytać nie mogą.
Skoczył naprzód, — paź z panem ucztę pożegnali,
Każdy wraził wzrok w Larę z czujnością niemałą;
Wszystko tak swe uczucia z tą sceną zmieszało,
Że gdy cień jego długi przemykał wzdłuż sieni,[60]
W świetle lampy ze stropu bijących promieni, —
Za prawdę brali widmo czarnego marzenia.
W każdej trwodze rojonej jest bojaźń prawdziwa,
Bo zwykle, co najgorsze, bliższe prawdy bywa!
Wszyscy goście odeszli, Ezzelin z natłoku
Poco dłużej miał bawić, gdy uczta skończona?
Wkońcu ręki ściśnieniem pożegnał Otona.[61]
Wszystkich noc nadchodząca do spoczynku skłania,
Każdy się rad wykrada na senne posłania,
Gdzie smutek wzdycha do snu — i zasnąć nie może,
A człowiek dniem zmęczony, rad ze snu przybycia,
Cofa się w to rozkoszne zapomnienie życia.
Tam drzemią gorączkowe nadzieje miłości,
Nad oczyma ich wieje skrzydło niepamięci,
I byt kona pod godłem grobowej pieczęci.
Dla snu łoża któż nada jakie lepsze imię?
Mogiła, cmentarz nocy, gdzie świat cały drzémie.
W puch tonie i w niemocy nagiej śpi szczęśliwie.
Tak ludzie snu oddechem na chwilę weseli,
By walczyć z trwogą śmierci, budzą się z pościeli.
Choć każdy dzień im nowe oświeca cierpienia,[62]
Noc pierzcha, mgły poranne, wkoło gór wiejące,
Topią się w dziennym blasku, i świat budzi słońce.
Ciągle jutrem powiększa swoję przeszłość człowiek,
Choć już ostatni świeci dzień dla jego powiek.
Na niebie i na ziemi tyle światła, życia!
Kwiaty na błoniach, ciepło w słonecznym promieniu,
Wiatr w powietrzu i napój rzeźwiący w strumieniu.
Człowieku! wpatrz w jej wdzięki swoich oczu dwoje
Póki możesz, poglądaj żywemi oczyma;
Jutro przyjdzie, lecz może tobie jutra niéa.
I sam naucz się płakać na swoim pogrzebie,[63]
Jednej łzy nie zasłużysz u ziemi i w niebie,
Nie więcej chmur się zbierze, silniejsza ulewa,
Nie więcej jak zwyczajnie, spadnie liści z drzewa.
Dla jednych gadów ucztę twoje sprawią zwłoki,
Nim je ziemia rozrobi w swoje żyzne soki.
Zwołani przez Otona rycerze czekali.
Właśnie w zamku godzinę wybiły zegary,
Która miała rozstrzygnąć śmierć lub życie Lary,
W niej Ezzelin miał zeznać, co mógł o nim wiedzieć,
Swoję wiarę dał w zakład, i Lara przyrzeka
Spotkać go tutaj w oczach nieba i człowieka.
Gdzież on jest? kto miał drugim prawd powiedzieć tyle, —[64]
Nie zniosą, by miał zwłoką spóźnić aby chwilę.
Postać jego spokojna i zimno cierpliwa.
Gdzie Ezzelin? czy taka jego słowność była?
Szmer powstał, i Otona twarz się zasępiła.
— »Ja znam mojego druha! wiarę ma na względzie,
Jego dachy błyszczące na dolinie stoją
Pomiędzy włością Lary a dzielnicą moją.
Gość taki zawsze zaszczyt robił w moim domu,
I mnie baron Ezzelin nie przyczyni sromu,[65]
Lub mu rycerską plamę sam krwią własną zmyję«.
Wtem Lara głos mu przerwał: — »Rano, z wschodem słońca,[66]
Jak kazałeś, przychodzę dosłuchać do końca
Powieści cudzoziemca, jaką wczora prawił,
Widać zmysły niezdrowe w słowach go uwiodły,
Lub, co gorsza, wróg z niego nieszlachetny, podły.
Ja go nie znam... on może znał mię w krajach... kędy...
Lecz poco nam te słowa jałowej gawędy;
Dowiedź mi jego wartość ostrzem swego miecza«.
Dumny Oton na ziemię rękawiczkę cisnął,
Sczerwienił się — i nagim mieczem z pochwy błysnął.
»Rad cię chwytam za słowo ostatnie, albowiem
Niezmieniony na twarzy, choć gniew był w ich obu,
Choć niemniej bliski swego, jak drugiego grobu, —
Z ręką, którą pokazał od szabli ujęcia,
Że równie do odbicia wprawna, jak do cięcia, —
Lara pociągnął miecza, — i zwarli się oba.
Nadarmo ich ściskają i wołają w tłumie,
Nikt wściekłości Otona oprzeć się nie umie;
Jeszcze sam, jak na wzgardę, te słowa powiada:
Niedługa była walka — próżny, ślepy, wściekły
Oton, w pierś szablą cięty, upadł krwią ociekły.[67]
Lara, zręcznem podejściem podciąwszy mu nogę,
Zranionego Otona rzucił na podłogę:
Już odtąd ze skrwawionej nie powstał podłogi.
Lara pali się w gniewie i twarz jego cała
W swojej szatańskiej barwie na węgiel sczerniała.
I wścieklej blaskiem miecza okrążył go wkoło,
Całej sztuki szermierstwa doświadcza niezwłocznie,
Kryty wstręt jego serca budzi się widocznie.
A tak zapamiętale z wroga się urąga,[68]
Że gdy go tłum zbliżony za ramię odciąga,
Co przez litość odciągnąć, oderwać go chcieli.
Po chwili ich zamiaru niechętny się ima,
Lecz na niego wciąż patrzy takiemi oczyma,
Jakby walka bez skutku jakiś wstręt w nim sprawia,
Jakby w ranę śledzącą zaglądał powieką,
Jak ofiarę do grobu zbliżyła daleko?
Rzeźwią, niosą Otona — i lekarz zamkowy
Zakazuje mu wszelkich pytań i rozmowy.
Lara, tłumem gardzący, szedł za nimi w dali;
Po walce ze zwycięską palmą zapaśnika[69]
W dumnem milczeniu zwolna ku drzwiom się pomyka.
Dosiadł konia i drogą jak strzała puszczona
Lecz gdzie był ów meteor nocy, który sennym
Oczom przegraża, aby zniknął z blaskiem dziennym?
Gdzie Ezzelin? Czy przyszedł, poszedł — i nie wrócił,
Aby sam żadnych śladów za sobą nie rzucił?
Rzucił zamek Otona, — droga prosta, bita,
Nie mógł zbłądzić, a przytem bliskie miał mieszkanie;
Przecie zbłądził; — i ledwo dniało na świtanie,
Zaczęto śledzić, — goniec za nim w trop wysłany,
Zamek pusty, nieczynny stoi koń przy żłobie,
Giermki płaczą po panu i chodzą w żałobie.
Ci rozbiegli się szukać po drodze, za drogą,
Krwawych znaków morderstwa — i znaleźć nie mogą.
Płaszcz pański poszarpany, ni wyrwane włosy.
Wciąż po błoniach powiewa niezdeptana trawa,
Ani śladu, czy była jaka walka krwawa.
Ni palce czyjej ręki, gdy krew tryska z żyły,
Gdy ręka nawpół trupia, słaba do obrony,
Cały gniew swój wywiera na trawnik zielony.
Takie znaki być muszą, kto gdzie krew przeleje, —
Lecz tych niema; zostały wątpliwe nadzieje,
Między tłumem czerniły codzień sławę Lary.
Gdy Lara się pokaże, wnet zawiść oniemi, —
Ci życzą, pragną, aby dłużej nie był z niemi,
By z nałogu znów szerzyć czerniące go zdanie
Dni lecą, i Otona zgoiły się rany,
Ale nie jego duma; zawiścią wstrząsany
Był pan możny, bogaty, zawziętszy niż Lara,
Przyjaciel tych, kto temu wręcz szkodzić się stara;
»Niech Lara zda na gardło sprawę z Ezzelina!
Któż, jeżeli nie Lara, trwogi mu użycza,[70]
Że tak stroni od jego i drugich oblicza?
Samby Cierpiał, więc winien, że Ezzelin zginął,
Zwykle rozgłos powszechny niewiadomość szerzy,
Ciekawość gminu rada tajemnicom wierzy.
Widoczna obojętność, zimny wstręt do ludzi,
Co stroni spoufaleń, miłości nie budzi;
Z jaką ostrem żelazem po szermiersku włada.
Gdzie swe ramię przyuczył do bitwy rzemiosła,
Gdzie i kędy ta duma w sercu mu urosła?
Bo nie była to wściekłość przypadkowa, cudza,[71]
Lecz właściwa, głęboko wyrobiona w duszy,
Co gdy raz w co uwięźnie, samę litość zgłuszy.
Podobnie długa władza i szczęście zbyt głośne
Zestrzela się w to wszystko, co jest bezlitośne.
Z czasem na Larę wielką burzę zgromadzały.
Lara musi dać gardło, tak się chmury zwarły,
Temu, co go wciąż ściga, żywy lub umarły.[72]
W kraju wszyscy wasale zniechęceni żyli,
Ziemia długo jęczała pod rózgą niewoli,
Gdzie w imię prawa rządził humor pańskiej woli.
Częsty w domu niepokój i wojna za domem
Serce do krwi i zbrodni robiły łakomem.
I wnet mordem, zniszczeniem wre wojna domowa.
Ta nie zna kto nijaki: cały kraj rozdziela
Pomiędzy dwa nazwiska: — wroga, przyjaciela.
Zamknięty w lennym zamku, każdy sam był panem,
Tak Lara odziedziczył swoje właści nowe,
Z niemi ręce leniwe i serca tchórzowe.
Lara, długo za krajem będąc, to miał w zysku,
Iż był wolny od plamy ciemięstwa, ucisku.
Jęli odwykać jarzmu ciężącej niewoli.
Jedna służba domowa w dawnej trwodze trwała,
Chociaż więcej o niego niż o siebie drżała.
Dziś nad nim się litują, chociaż z pierwszej chwili,
I niemy humor pana, każdą noc niespaną,
Zwyczajnie za chorobę samotności brano.
A choć w pańskiem mieszkaniu żyła cichość samą,
Ponurość, — lecz wesoła jego zamku brama:
Dla nędzy litość przecie znała dusza Lary.
Zimny z równym, na dumnych patrzący z wysoka, —[74]
Wieśniak obojętnego nie uchodził oka:
Mało mówił, lecz skoro wszedł pod dach zamkowy,
I co dzień, co godzina, do zmroku od rana
Jakiś nowy przybyłec licznił orszak pana.
Od straty Ezzelina częściej, jak się zdarza,
Lara grał gościnniejszą grzeczność gospodarza.
Zasadzki zgotowanej na zbrodniczą głowę.
Cobądź myślił, ze swojej gościnności plonów
Większy wzgląd zyskał ludu, niż swych współbaronów.[75]
Wasal, grozą barona z swych siedzib wygnany,
Żaden wieśniak nie płakał zagrabionej trzody,
A niewolnik zaledwo tęsknił do swobody;
Stara chciwość bezpiecznie swe skarby zbierała,
Przy nim wzgarda z ubóstwa urągać nie śmiała.
Gość na zamku rad gościł, jak w swym własnym domu.
Nienawiści gdy niemoc tępiła sztylety,
W pomoc zemsty spóźnionej ciężkie niósł odwety.
Miłość, wciąż pomiataną przez nierówne śluby,
Wszystko gotowe, — Lara tylko chwili czeka,
W której ma zdjąć lenniczą niewolę z człowieka.
Przyszła chwila — i Oton, co mu groził, fukał,[76]
Stronił od zemsty, której wprzódy sam tak szukał.
Między tłumem jest wielu odważnych zbrodniarzy;
Radzi jarzmo baronów że zrzucili ze siebie,
Z wzgardą chodzą po ziemi, z nadziejami w niebie.
Lara wolność ogłasza, nastręcza sposoby,
Taki krzyk, takie hasło, brzmiąc na wojnę krwawą,
Musi szerzyć nieprawość, a hamować prawo,
Wiara, wolność i zemsta — co chcesz? dosyć słowa,
A ludzkość wzajem siebie zabijać gotowa!
Da tron zbrodni, nakarmi gady i szakale.
Tak wasal swym baronem pomiatał po kraju,[78]
Rządzącego następcy słuchał ze zwyczaju;
W stronnictwach do obłowu szukając sposobu,
Czekają tylko wodza z imienia, ze sławy;
Znaleźli, — wódz się wiąże sercem do ich sprawy.
Przypadkowo zmuszony we własnej obronie
Walczyć i znowu z ludźmi wspólne krwawić dłonie;
Co mu po krwi i sercu wrogami nie byli, —
Od tej nocy przeklętej dla siebie sam Lara
Z najgorszem, choć nie jeden, wręcz spotkać się stara.
Choć gorąco poczynał, sam go rozum skłania[79]
Nim sam ze swoją własną sprawą wszystkich zmieszał,[80]
Gdy upadał, przynajmniej swój upad zawieszał.
Troska, co długo w myśli więziona czuwała,
Burza, co sama siebie strawiła i spala, —
Zda się gwałtem zbliżała jego czarną dolę.
Znowu Larę po świecie tenże sam los żenie,
Znów ten sam, — tylko mała zaszła zmiana w scenie.
On mało dba o życie, mniej jeszcze o sławę,
Stworzony, by na siebie klątwę drugich ściągał,
By ktobądź z nim los dzielił, nieszczęściu urągał.
Co mu z wolności tłumu, — cel, nagroda jaka?
On, by tylko zgiąć pana, podźwigał żebraka.
Lecz mu tam los i człowiek wypowiedział wojnę.
Nawykły łowom, nie mógł siebie trudem słabić,[82]
Kto chce zdobycz ułowić, wprzód go musi zabić.
Surowy, a nie dumny, milczący z powicia,
Lecz znów pchnięty do szranków, stanął w walce nowej
Jak wódz nieporównany do wojny domowej.
Głosem, twarzą, postacią, gdy wzrokiem uderza,
Oczyma zdradza dzikość i męstwo szermierza.
Każdej bitwy i wojny tak zmienne koleje?
Uczta sępów, krwi przelew, szczęk i dźwięk oręża, —
Ten słaby, że przegrywa, dumny, że zwycięża;
Wciąż dymiące ruiny, w gruz runące mury...
Prócz, że biorąc szał siły za rycerską cnotę,[83]
Z piersi swojej wygnali litość — i zgryzotę.
Nikt nie błagał, bo litość już nie miała ucha,
Na trupie zabitego jeniec zionął ducha,
I ci, co się za wolność lub za władzę bili,
Rozmyślali, że było im zabitych mało,
Gdy jeszcze do zabicia więcej pozostało.
Daremnie ktoby szałom wojny się opierał, —
Palą ognie — i pożar szerzyć się zaczyna,
Nad swym czynem codziennym śmieje się ruina.
Zrazu wszystkich do bitwy świeży popęd żenie,
Szło za tłumami Lary pierwsze powodzenie.
Rozpasane żołnierstwo wodza nie słuchało.
Bez szyku nacierają na wroga bezładnie,
Myśląc: przy tym wygrana, kto pierwszy napadnie.
Łakomstwo krwi, łupieży, nieporządek szyków,
Darmo, co wódz powinien robić, robi Lara,
Darmo wściekłość walczących zawściągnąć się stara.
Głos wodza nie przystudzi w nich do krwi pragnienia,
Ta ręka, co zapala, nie zgasi płomienia.
Otwiera obłąkanym ślepe oczy szału.
Zmyślony odwód, nocne wycieczki na stronę,
Zasadzki, trud codzienny i bitwy spóźnione,
Brak zapasów, stąd częsty głód i niewygody,
Wał twierdzy, co związkowym urąga z kolei,
I drażniona cierpliwość zwodzonych nadziei, —
O tem oni nie myślą: kiedy wróg uderza,
Oni walczą z odwagą starego żołnierza;
Niż powolnie się męczyć od trudów i znoju.
Głód dokucza, skwar pali gorącego lata,
W szeregach tysiącami gorączka wymiata.
Zrazu tryumf niewczesny nowe budzi wstręty;
Alę niewielu idzie w swego wodza ślady,
Tysiące podrobniały na szczupłe gromady.
Mężni, chociaż nieliczni, najlepsi zostali;
Sami gardząc porządkiem, teraz go płakali.[84]
Umknąć nieprzyjaciela, który ich naciska.
I muszą wstyd i rozpacz ponieść w kraj sąsiedni,
Pomiatane włóczęgi, lub wygnańce biedni,
Smutnie żegnać, porzucać swe ojczyste pola!
Uradzili, — już idą; zakrytych mrokami
Noc prowadzi i z góry przyświeca gwiazdami.
Już widzą, jak ich promień zimny i daleki
Śpi spokojnie na falach pogranicznej rzeki.
Nie, — to wrogów nad rzeką czernią się szeregi.
Odwrót albo ucieczka! z poza drzew szumiących
Świeci sztandar Otona i włócznie goniących.
Czy to płoną na wzgórzach pasterskie ogniska?
Widzą — i wszystkich zrazu owiał przestrach trupi,
Może mniej krwi bogatszy choć raz łup okupi.
Wstrzymali się, — znużona wytchnęła gromada:
Czy mają naprzód pomknąć, czy im stać wypada?
Co im broniąc przechodu od rzeki przedziela,
Jakich niewielu, mimo wspólną obietnicę,
Może złamie szeregi i przejdzie granicę.
»Natarcie będzie nasze! — ich napadu czekać,
Każdy koń okiełzany, każdy miecz dobyty.
Na łękach siodeł błyszczą tarcze i dziryty.[85]
W tych kilku słowach Lary, brzmiących w nocnej ciszy,
Niejeden może tylko głos śmierci posłyszy?
Lecz zanadto spokojna na wyraz rozpaczy.
Ziębiąca obojętność wciąż mu duszę chłodzi,
Jakiej mężni nie mają, gdy krew lać przychodzi.
Pogląda na Kaleda, w jego oczach bada[86]
Może nocą przyćmiony sam promień księżyca
Rzucał bladość niezwykłą na Kaleda lica?
Bladość strasznej białości, jak kość od cmentarza,
Co wiarę jego serca, lecz nie strach wyraża.
Lecz mu ręka nie drżała, oczy łez nie ronią,[87]
Usta były milczące, serce ledwo biło,
Lecz: »My się nie rozdzielim« spojrzenie mówiło.
»Lud wyginie, związkowi odbiegną w potrzebie,
Wtem cwałem się kopnęli — śmiało, naprzód, daléj!
Uderzają w kolumnę, — szeregi złamali.
Każdy koń dobrze słuchał kolącej ostrogi,
Skrzyżowały się miecze — i był pobój srogi!
Rąbią się, pomagając odwadze rozpaczą.
I krew była w strumieniu z falami zmieszana,
I strumień, wciąż czerwony, płonął aż do rana.
Sam na czele walczących, całą bitwą włada;
Grzmi głos Lary; wciąż miecza błyskawicą wieje,
I choć sam bez nadziei, obudzał nadzieję.
Nikt nie pierzcha, bo wiedzą, że pierzchać daremnie;
Chwiejącego się śmielszy zachęca wzajemnie;
Rzucają się i walczą, pod wodza oczyma.
Wódz, tłumem okolony, sam jeden się ściera,
To lamie ich szeregi, rozproszone zbiera,
Nie szczędzi siebie — wszędzie strach lub śmierć roznosi.
I ciął, — wtem na szyszaku kita się zachwiała,
Pocisk celu nie chybił, w bok uwięzła strzała.
Ten gest odkrył na ranę miejsce mniej bezpieczne,
A śmierć z szyi strąciła ramię tak waleczne![89]
Ręka dzielna, a teraz tak martwo zwieszona!
Przypadkiem zatrzymany miecz po pochwie dzwoni,[90]
Cugle słabo ujęte wyciekły mu z dłoni.
Wtem Kaled miecz i cugle pochwycił do ręku;
Lara ani spostrzegał, że paź, cały w znoju,
Uprowadza go pilnie z krwawego poboju.
Goniących za nim straszy, odbija, naciera,[91]
I śmierć niesie w obronie tego, co umiera.
Tu pancerz porąbany, tam bez hełmu głowa;
Tu koń bez jeźdźca pada, pod nim ziemia jękła,
Odetchnął tchem ostatnim — i popręga pękła.
Tuż przy nim ostatkami jeszcze życia drgała
Drudzy, z gorączką w ustach, leżą przy strumieniu,
Co szmerem konających urąga pragnieniu;
To pragnienie pierś pali, gorączkę rozszerza
Tym, co śmiercią gwałtowną konają żołnierza,
Ust spalonych — ostatniej, jednej kropli wody.
Wciąż konwulsyjnem drganiem, odrętwieli prawie,
Swoje członki skościałe wleką po murawie.
Ostatki życia trwoniąc mocowaniem siły,
Czują świeżość nadwodną, chłód rzeźwiący zdroju,
Czekają! — widać, że już nie pragną napoju.
Pragnienie niezgaszone... skądże ta odmiana?
Ach, była to męczarnia — lecz już zapomniana!
Leży rycerz, od sceny poboju daleki,
Leży Lara i śmierci wygląda godziny.
Niegdyś jego towarzysz, a dziś stróż jedyny,
Kaled klęczy przy panu i ze łzami w oku
Radby ją zatamować szarfy swej ściśnieniem,
Co z każdem drganiem lała czarniejszym strumieniem,
A gdy słabszym oddechem pierś robić zaczęła,
Powolniej, lecz wielkiemi kroplami płynęła.
Dech więzi, boleść rany powiększa na nowo.
Ściska dłoń, coby chciała umniejszyć mu męki,
I paziowi ponuro wyśmiechnął swe dzięki.[92]
Paź nic sercem nie czuje, nie widzi oczyma,
Prócz oczu, co choć zaszły mrokami ciężkiemi,
Jeszcze świecą mu światłem jedynem na ziemi.
Nieprzyjaciel nadbiega goniący od rana:
Póki Lary nie schwycą, niczem ich wygrana.
Lara na nich ze wzgardą spokojną pogląda,
Co na surowość swojej doli nie narzeka,
Wprost z żywej nienawiści do śmierci ucieka.[93]
Oton z konia zeskoczył, pogląda na wroga,
Jak się ma rana? Lara nic nie odpowiada,
Jak na twarz nieznajomą zimne oko pada.
Przemówił do Kaleda — przerywać nie śmieją,
Wyraźnie słyszą słowa, słów nie rozumieją.
Do której dziwną pamięć wiązał w swej rozmowie.[94]
Rozmawiają — lecz o czem? tylko Kaled umiał
Zgadnąć — i słów znaczenie sam jeden rozumiał.
Kaled mu odpowiada, Lara ciągnie daléj,
Oni zdają się, swoją przeszłością zajęci,
W połowie teraźniejszość gubić w niepamięci,
Między siebie podzielać jakiś los oddzielny,
Za któryby nie przejrzał żaden wzrok śmiertelny.
Kto słyszał, mógłby sądzić ważność ich rozmowy.
Lecz wierzyłbyś z oddechu, z mdlejącego tonu,
Że Kaled, a nie Lara, więcej bliski zgonu.
Tak smutny, przerywany, drżący był głos cały,
Głos Lary czysty słuchacz rozpoznać był w stanie,
Nim pierś zaczęła dziko chrypać na skonanie,
Lecz z twarzy mało zbadasz, tak wciąż obojętna,
Taka nieżałująca i tak beznamiętna!
Uśmiechał się, na pazia spoglądał uprzejmie;
Gdy Kaled odpowiada, gestem mu dziękuje,
Podnosi rękę w górę — i na wschód wskazuje!
Może, właśnie gdy słońce wschodziło z za góry,
Może ręką krajobraz wskazał przypomniany,
Gdzie był ten sam, podobny, prócz miejsca odmiany.
Kaled zaledwo widzi i patrzy niechcący,
Jakgdyby wstręt w nim budził ten dzień nadchodzący,
By patrzeć w oczy Lary, gasnące, ściemniałe.
Lecz jeszcze zmysł widzenia nie zamierał w oku,
Choć lepiej gdyby umarł: — bo gdy jeden z boku
Żegnał go i rozgrzeszał świętym znakiem krzyża,
Śmiał się, i patrzał na to jak bezbożnik hardy;
Boże przebacz! jeżeli był to śmiech pogardy!
Kaled, choć nic nie mówił i łzawe źrenice
Wciąż zatapiał w zmartwiałe swego pana lice, —
Jakgdyby miał go mieszać dar świętej ofiary
W ostatnich chwilach zgonu; nie wiedział widocznie,
Ze właśnie odtąd Lara drugie życie pocznie:
To życie nieśmiertelne, gdy zgon ciało skruszy,
Lary oddech był ciężki, — wtem westchnął głęboko,
Martwą błoną ściemniałe zamgliło się oko.
Członki się wyprężają, twarz siniała, bladła,
Zimna głowa paziowi na kolana spadła.
Serce nie bije, stygnie; — Kaled, jak umyślnie,[96]
Choć czuje zimno, ręką w sercu życie bada,
Lecz dłoni serce biciem już nie odpowiada.
Marzący! precz uciekaj z żywemi oczyma,[97]
Wciąż nań patrzał, jakgdyby jego duch wysoki[98]
Jeszcze nie uszedł z swojej cielesnej powłoki.
Obecni z obłąkania budzą pazia z trwogą,
Lecz wpatrzonej źrenicy oderwać nie mogą.
Co już w jego objęciach zastygło, schłodniało, —
Pańska głowa, co widział oczyma własnemi
Stoczyła się na piasek, jak ziemia do ziemi.
Nie rzucał się, swej piersi nie zadawał ciosów,
Starał się stać i patrzeć — ale padł zachwiany,
Zaledwo więcej żywy, niż pan ukochany.[99]
Kochany! nigdy w piersi ludzkiej nie spoczywa
Miłość podobnie szczera, podobnie prawdziwa!
Tajemnicę, co długo wpół tajoną była:
Gdy, rzeźwiąc omdlałego, rozpięto ubrania,
Zdradzając płeć nie swoję, śnieżną pierś odsłania;
Kaled rzeźwi się, — z wstydu nie spuszcza źrenicy;
Z prochami ojców Lary nie spoczęły zwłoki,
Lecz grób ma wykopany zarówno głęboki.[100]
I śpi snem nie mniej twardym, życia współ-wędrowca,
Choć ksiądz nie żegnał, marmur nie pokrył grobowca.
Lecz ten przetrwał żal ciżby na barońskim dworze.
Daremnie była ciągle o przeszłość pytana,
Daremne były groźby, — milczała jak ściana.
Gdzie powód? — wszystko swoje, serce mu oddała;
Ciekawy głupcze! — zamilcz, — korz się przed powodem,
Czyliż jest ludzka miłość ludzkiej woli płodem?
Dla niej mógł on być czułym! zwykli są surowi[101]
Głębszych uczuć, mniej widnych gminnemu wzrokowi;
Choć ich usta mniej mówią, jak ich serce bije!...
Łańcuch był niepowszedni wzajemnej ofiary,[102]
Wiążący mózg i serce Kaleda do Lary.
Do wykrycia tych dziejów niczem jej nie zmogli,
Spuszczają go do ziemi — lecz na jego ciele,
Prócz rany świeżej widzą blizny i ran wiele!
Rany w ciało wszczepione, nie w ostatniej wojnie;
Widać, że młodość życia spędził niespokojnie.
Dość świadczą, że gdziekolwiek była krew przelana.
Ezzelin, coby jeden ich prawdę rozwinął,
Od tej nocy, jak poszedł, nie wrócił — i zginął.
Tej nocy (taka powieść krążyła po gminie)
Właśnie gdy księżyc pierzcha przed idącym rankiem
I twarz wybladłą kryje mglistym wschodu wiankiem, —
Niewolnik w gęste bory śpieszył, jako trzeba,
Drwa rąbać, za co dzieciom swym dostawał chleba;
Która ziemię Otona i Lary graniczy,[104]
Słyszy tętent: — koń, jeździec przemknął poza drzewa,
Od łęku jego siodła czarny płaszcz powiewa;
Tym płaszczem jakiś ciężar obwijał wokoło,
Tknięty nagłym widokiem w tak niezwykłej porze,
I wróżąc, że bądź jaka w tem zbrodnia być może,
Ciekawy, co to będzie? w ślad za jeźdźcem kroczył:
Jeździec stanął nad rzeką i z konia zeskoczył;
Potoczył na brzeg rzeki — i cisnął go z brzegu.
Staje, patrzy i pilnie wciąż oczyma tropi,
Kędy jaki wir rzeki ciężar ten zatopi, —
I ciągle szedł za falą, co z nurtem płynęła,
Nagle zadrżał — i stanął; z zimowych strumieni
Zwalone wkoło stosy sterczały kamieni:
Z nich co najcięższe zbiera, a sam, co miał mocy,
Za ciężarem do wody cisnął je jak z procy.
By, niewidzialny, wszystko mógł widzieć bezpieczny,
I schwycił okiem białość płynącego ciała;
Na sukni niby jakaś gwiazda przełyskała.
Lecz nim dojrzał wyraźniej, już wir ciężar schłonął:
Znów wzniósł się na powierzchnię, robiąc krąg daleki,
Nurt za sobą czerwienił i znikł w wirach rzeki;
Jeździec w wodę poglądał drżący i wybladły,[106]
Aż ostatnie jej kręgi znikły i przepadły.
Bodąc ostrogą, pędził przez góry i błonia.
Twarz jeźdźca maskowana, — oblicze zmarłego,
Jeśli to był umarły, umknęło od niego.
Lecz jeśli z trupiej piersi widać gwiazdę było,
I taki pierś barona zdobił, jak wiadomo,
Tej nocy, gdy z Otona uczty znikł kryjomo.
Jeśli tak zginął, — Panie świeć nad jego duszą!
Jego zwłoki spoczywać w oceanie muszą.
Ezzelin taką śmiercią nie zginął z rąk Lary.
Kaled, — Lara, — Ezzelin, zniknęli pospołu,
Kamień, marmur nagrobny nie krył ich popiołu.
Pierwszy sam nadaremnie oderwać się stara[107]
Dumną duszę domęczył smutek bezlitośny:
Jej łzy były liczone, jej płacz nigdy głośny.[108]
Jej z miejsca niktby ludzką nie odciągnął siłą,
Gdzie zaledwo wierzyła, że już go nie było!
Jaki w gniewie niesilnym gra w oczach tygrzycy.[109]
Godzinami czas trawiąc na żal pogrobowy,
Z postaciami powietrza wdaje się w rozmowy,
Jakie czynny mózg tworzy w obłąkania szale,
I pod tem samem drzewem wciążby siedzieć chciała,
Gdzie głowa Lary na jej kolanach leżała.
I jakim był, gdy konał, w pamięci go chowa,
Z nim uścisk konający, jego wzrok i słowa.
Często przez zapomnienie z za piersi dobywa;
Zwija, ciśnie do ziemi — tak w szaleństwo wpadła, —
Niby ranę tamując jakiegoś widziadła.
Pyta go i za niego sama odpowiada,
I ucieczkę mu radzi skinieniem swej dłoni,
Od rojonych widziadeł, w rojonej pogoni.
To pod tą samą lipą znów siada na ziemi,
I twarz swoję zakrywa rękoma chudemi,
Lecz długo trwać nie mogła ta gorączka myśli.
Jej zwłoki spoczywają, gdzie jej leży Lara.
Życie jej tajemnicze, — doświadczona wiara.[110]
Wypadek, wspomniany w ostatniej części pieśni drugiej tego poematu, nastręczyło mi opisanie śmierci, raczej pogrzebu Księcia Gandji.
Najwięcej interesujące i szczegółowe opowiadanie tego tajemniczego wypadku dane jest przez p. Burcharda. Powieść jest treści następującej:
»Ósmego dnia czerwca, kardynał Valenza i książę Gandji, synowie papieża, w towarzystwie swojej matki Vanozza, wieczerzali w bliskości kościoła St. Pietro ad vincula, i wiele innych osób było na tej uczcie. Po skończonej wieczerzy kardynał przypomniał bratu, że już pora wracać na zamek apostolski; wsiedli więc na swoje konie lub muły i w nielicznym orszaku jechali razem aż pod pałac kardynała Ascanio Sforza; wtem książę pożegnał kardynała, dając mu wiedzieć, że nim wróci do domu, musi odwiedzić jednego z mieszkańców miasta. Oddaliwszy przeto cały swój orszak, prócz swojego staffiero lub pieszka i jednego maskowanego, który go był nawiedził na wieczornej uczcie, a który już od miesiąca codziennie go wywoływał z apostolskiego pałacu, — książę posadził maskowanego za sobą na swojego muła, i jechali ulicą żydowską, gdzie pożegnawszy swojego pieszka, przykazał mu, ażeby stał i czekał na miejscu do umówionej godziny, na którą jeśliby nie wrócił, może udać się do pałacu. Książę z maskowanym jechali razem na jednym mule, ale gdzie? nie wiem, — dosyć, że tej nocy książę był zamordowany i wrzucony do rzeki. Służący też przez jednego ze zbirów ulicznych śmiertelnie ranny, i chociaż był sługa doświadczonej wiary, nie mógł wszakże dokładnie opowiedzieć przygody swojego pana.
»Gdy nazajutrz książę do pałacu nie wracał, słudzy zaczęli być niespokojni: jeden z nich zaraz uwiadomił papieża o wieczornej jego synów wycieczce, i że książę Gandji dotąd jeszcze do pałacu nie wrócił. Tą wieścią papież mocno się zasmucił, lecz się domniemywał, że księcia musiała zwabić jaka brukowa piękność, ażeby noc z nią przepędził, a nie chcąc od niej w dzień biały wychodzić, zwlekł swój powrót do domu do następnego wieczora. Wszakże gdy wieczór nadszedł, zawiedziony w swoich oczekiwaniach, mocniej się zasmucił i zaczął ciągnąć śledztwa z wielu osób, które w tym celu do siebie powołał. W liczbie tych był jeden człowiek nazwiskiem Georgio Schiaviani; ten na on czas wykładając cegłe z barki na brzeg rzeki, stał na zrębie pokładu i wszystko uważał, i pytany, czy nie widział, gdzie kogo przeszłej nocy wrzucono do rzeki? odpowiedziały że widział dwóch ludzi idących pieszo wzdłuż ulicy, spoglądających przed sobą i za siebie, azaliby kto za nimi nie kroczył. Lecz nie widząc nikogo, zwrócili się nazad; po chwili zjawili się jacyś dwaj drudzy i spoglądali wokoło z tąż samą niespokojnością jak pierwsi, a nie widząc nikogo, skinęli na swoich towarzyszy; wtem nadjechał człowiek na białym koniu, mając za sobą u siodła na łęku zwieszonego trupa, którego głowa i ręce po jednej, a nogi po drugiej stronie konia wisiały; dwaj idący pieszo z obu stron jeźdźca podźwigali przewieszone ciało. Tak zbliżywszy się do miejsca, gdzie zwykle wszystkie śmiecia uliczne wrzucają do rzeki, odwrócili konia z jeźdźcem tyłem do brzegu, i pochwyciwszy trupa za ręce i nogi, z całą siłą cisnęli w rzekę. Jeździec tyłem siedzący na koniu zapytał niecierpliwie, czy już trupa wrzucili do wody, któremu odpowiedzieli: Signor si (tak, panie). Wtedy spojrzał za siebie i na rzekę, a spostrzegłszy płaszcz pływający na powierzchni fali, pytał, co tam się czerni na wodzie? a ci mu odpowiedzieli: »To płaszcz nieboszczyka«, a jeden z nich cisnął nań z brzegu ogromnym kamieniem, i kamień z płaszczem na dno utonął. Dalej pytał papież Georgia, czemu zaraz o tem nie dał znać rządcy miasta? Na co Georgio odpowiedział, że temi czasy widział przeszło sto trupów podobnie wrzuconych do rzeki, a że to nie ściągało żadnej baczności policji miasta, więc i ten ostatni wypadek miał za rzecz małej wagi.
»Rybak i majtek, w tej chwili dla śledzenia wysłani na brzeg rzeki, następnego wieczora znaleźli ciało księcia z całem jego ubraniem i kilkadziesiąt dukatów w trzosie. Książę miał dziewięć ran zadanych, z których jedna była w gardle, drugie były rzucone po całem ciele. Skoro papież o tem się widomie przekonał, puszczając wodze swojemu żalowi zamknął się w swoim pokoju i gorzko płakał. Kardynał Segovia i drudzy z orszaku papieskiego przyszli pode drzwi i po długich a silnych prośbach i naleganiach wymogli na nim, że wyszedł z pokoju. Od środy aż do soboty papież nic nie jadł i nie spał. Wkońcu dając częste posłuchania wielu osobom ze swego orszaku, powoli zaczął swój żal zawściągać i rozmyślać nad niebezpieczeństwem, jakieby mogło ponieść zwątlone wiekiem zdrowie przez dalsze pobłażanie smutkowi«. (Gibbon).
- ↑ PIEŚŃ PIERWSZA. Do wydania pierwszego dodany był wstęp, prawdopodobnie pióra wydawcy, którego ustęp odnoszący się do Lary brzmi: »Czytelnik — jeżeli opowieść o Larze znajdzie takiego — może będzie ją uważał za dalszy ciąg Korsarza; koloryt jest podobny, a chociaż położenie bohaterów jest odmienne, opowiadania są w pewnej mierze związane. Zachowanie się jest prawie to samo — lecz inny ma wyraz. Domysłowi czytelnika pozostawiamy nazwisko autora i powodzenie lub niepowodzenie jego próby, — te ostatnie momenty jedynie mogą autora lub jego sędziów zainteresować«.
- ↑ w. 1. Niewolnik... — Do tego słowa dał Byron uwagę, którą Korsak opuścił: »Czytelnik zechce się dowiedzieć, że wobec hiszpańskiego imienia Lary, ale zarazem wobec faktu, że żaden szczegół miejsca czy natury nie umieszcza sceny ani bohatera poematu w oznaczonym kraju i czasie, — słowo »niewolnik« (serf), które nie może być zastosowane do niższych klas w Hiszpanji, nie będących nigdy »przywiązanemi do ziemi«, zostało tu jednak użyte na oznaczenie służby naszego fikcyjnego bohatera«.
- ↑ w. 20. pośledzać — zawsze w tym przekładzie w znaczeniu: śledzić, badać.
- ↑ po w. 28 opuszczone 2 wiersze oryg: »nie przysyłał wiadomości, nie przyjeżdżał, a tymczasem przekonanie o jego śmierci rosło, u wielu zupełnie obojętnie, u niewielu tylko z troską«.
- ↑ w. 37—40. W oryg: »Sto tarcz herbowych pokrywa z posępnym wdziękiem ostatnie i najdłuższe mieszkanie Larów [t.j. groby], — jedna tylko (tarcza) jest nieobecna w tym butwiejącym rzędzie, którąby tak chętnie teraz powitał w tym gotyckim tumie«.
- ↑ w. 46. twarz dziecinna, blada — W oryg: »w młodocianym wieku«. — Trzeba pamiętać, że Byron miał tu wyraźnie na myśli Gulnarę z poprzedniej powieści (Korsarza), która dziecinnej twarzy mieć nie mogła.
- ↑ w. 49—52. Sens wierszy taki: Czas pozbawionym wieści dworzanom Lary upływał powoli, — wskutek tego nieobecność ich pana wydawała się im dłuższą, niż była w rzeczywistości, — tak długą, że dzisiaj, po jego przybyciu, wydaje się im, że albo on nigdy nie wyjeżdżał, albo że jeszcze nie powrócił.
- ↑ w. 53. latem — wiekiem.
- ↑ w. 57—8. W oryg: »Skoro oddawna nie słyszano o nim ani dobrych ani złych rzeczy, imię jego mogło podtrzymywać jeszcze sławę rodu«.
- ↑ w. 87—90. W oryg: »bo te kraje oczy jego z pewnością nie napróżno badały i nie napróżno zbierały doświadczenie ze spotykania się z bliźnimi; lecz co tam widział, starał się nie wyjawiać, jako niegodne uwagi obcego przechodnia«
- ↑ w. 97. licznił — robił liczniejszemi przez swoją bytność; powiedzenie bardzo często używane przez Korsaka.
- ↑ w. 106. nudził — często używane przez tłumacza zamiast; nudził się.
- ↑ w. 130. podobał czytać — podobał sobie w czytaniu, chętnie czytał; dość niezręczne powiedzenie, też często przez Korsaka używane.
- ↑ w. 135 i n. W oryg: »gdzie jego przodkowie naokoło marszczyli groźnie brwi, na niezgrabnych lecz starych portretach« (portrety nie mogły »rzucać cienia« ze ściany).
- ↑ w. 142. W oryg: »którą jego nieświęcone (profane) dłonie zabrały z pośród trupów«.
- ↑ w. 147—149. W oryg: »Nie wszystko jest w porządku — twierdzili (słudzy) — ale gdzie źródło złego? Kilku z nich może wiedziało — ale za długo byłoby opowiadać; a przytem byli zanadto dyskretnie rozsądni, żeby czynić coś więcej niż zaznaczać tylko lekko swoją świadomość: gdyby chcieli, toby mogli...«. (Reminiscencja z Hamleta I, 5).
- ↑ w. 151—152. W oryg: »Lary szklany strumień nabijają gwiazdy jak gwoździami, każda obrazem swego promienia«.
- ↑
w. 155—6. W oryg: »odbijając daleko i nakształt baśni z wysoka nieśmiertelne światła, co żyją na niebie«. - ↑ w. 172. W oryg: »nieba mniej zachmurzone, księżyc o czystszym blasku«.
- ↑ w. 195—8 odnoszą się do Lary, a nie do wizerunków świętych na oknach (Korsak źle zrozumiał to miejsce). W pośród widmowych świętych z witraży, Lara też wygląda jak upiór »z nastroszonemi czarnemi lokami, z ponurem czołem, i z pływającym szeroko, potrząsanym [szybkim chodem] pióropuszem, które zdawały się być właściwościami upiora i nadawały jego wyglądowi całą tą grozę, jaką daje grób«.
- ↑ w. 201. W oryg: »Słyszysz! jakieś pomruki słychać w sali Lary«.
- ↑ w. 213. domęczyły — bardzo zmęczyły.
- ↑ po w. 220 opuszczone dwa wiersze: »które często za jego trzeźwych stanów widniało w jego wyrazie twarzy, a teraz zostało zaklęte w przeraźliwym spokoju bez zmiany«.
- ↑ w. 240 i 242. marzeniem — snem; tak samo: idealnych cierpień — cierpień nierzeczywistych, a odczuwanych jedynie w śnie.
- ↑ W. 250. klnie zachód słońca — niepotrzebny dodatek tłumacza.
- ↑ w. 258. obicia wiejące — W dawniejszych zamkach zawieszano wzdłuż ścian w pewnym odstępie makaty, gobeliny i t. d. celem uchronienia mieszkańców przed wilgotnym chłodem, zionącym od kamiennych przeważnie ścian.
- ↑ w. 260. W oryg: »uderzający miarowo skrzydłami nietoperz, nocny śpiew wiatru od morza«.
- ↑ w. 303—4. W oryg: »i zatwardzał się sam w sobie, gardząc pozbyciem się choć jednej wątpliwości z opinji drugich, napół tylko o nim dobrej«.
- ↑ w. 306. czułością — tkliwością dla drugich.
- ↑ w. 310 dodany przez tłumacza — bez żadnej podstawy w tekście oryg.
- ↑ w. 317—8. W oryg: »więcej miał zdolności uczucia, niż nią ziemia obdarza przeważną ilość śmiertelników«.
- ↑ w. 320. dojrzały — w oryg: troubled, pełen trosk — (por.
Mickiewicz: »wiek męski — wiek klęski«). - ↑ w. 328. Sens jest taki: zwala na naturę wstyd za swoje winy, t. j. odpowiedzialność.
- ↑ w. 343. żądzę rozdziału — chęć oddzielenia się od ludzi.
- ↑ w. 347—8. W oryg: »tak zimno przechodząc (do porządku) nad wszystkiem, co przechodziło (stawało się) u jego stóp, krew jego zdawała się płynąć obecnie umiarkowanym strumieniem«.
- ↑ w. 349—50 znaczą: szczęśliwszy byłby, gdyby krew jego nie była się nigdy paliła zbrodnią i t. d..
- ↑ po w. 360 opuszczone dwa wiersze oryg: »Nie była to może ani miłość, ani nienawiść — ani nic takiego, coby można dokładnie wyrazić w słowach«.
- ↑ w. 395. na pośrodku sali — dodatek tłumacza, niepotrzebnie wprowadzający plastyczny szczegół; szczegółów takich wogóle w Larze prawie niema.
- ↑ w. 400. szpiegował jego powiek — Korsak stale zamiast »oczu« używa słowa »powiek« (najczęściej do rymu z »człowiek«), nawet wtedy, gdy wyraźnie chodzi o wzrok, a nie o jego organ.
- ↑ w. 401. stojący od ściany — dodatek tłumacza.
- ↑ w. 405. w słup stanęła — oznacza tutaj najwyższe zdziwienie, osłupienie. Dzisiaj używamy tego wyrażenia na oznaczenie przestrachu, czego do Lary odnosić nie można.
- ↑ w. 410. w ustach słyszących — w ustach tych, którzy usłyszeli okrzyk Ezzelina i powtarzali go.
- ↑ w. 413—4. W oryg: »To pytanie tak się szeroko rozniosło, że mało kto zniósłby spokojnie takie powszechne zadziwienie lub to jedno spojrzenie« (Ezzelina natrętne spojrzenie).
- ↑ w. 443 i n. znaczy: Odpowiedz temu, dla którego byłbyś równy stanem, gdybyś miał także równą jemu zacność.
- ↑ ww. 445—9. Tłumacz prawdopodobnie nie zrozumiał ich gramatycznej konstrukcji, gdyż wyrażają one, że Ezzelin wobec tego, czem Lara był i jest, spogląda na niego z góry i nie uważa za równego sobie.
- ↑ w. 475. dreszcz go wzgardy ziębił — dodatek tłumacza, wzgl. uzupełnienie wyrażenia oryg., że »dusza skurczyła się do swego centrum«.
- ↑ w. 501—2. W oryg: »W czynach, jedynie w czynach, może człowiek dowiedzieć się prawd, których nauka łamie niedoświadczone serce«.
- ↑ w. 512. W oryg: »w języku Lary rzadko paź słyszał rozkazy«.
- ↑ w. 516. nieprzytomne — nieobecne w tej chwili.
- ↑ w. 522. W oryg: »cóż dziwnego, że rzadko opuszczał towarzystwo pana«. — Kaled nie mógł służyć innym chętniej, bo tylko Larze służył.
- ↑ w. 523. z czoła barwa płci bijąca — co właściwie rozumiał przez to Korsak, trudno zgadnąć; w oryg. »delikatne choć ciemnawe (opalone) czoło«.
- ↑ w. 535—6. W oryg: »lecz mniej w niej (t. j. czarności oczu) było smutku, niż dumy, — jeżeli zaś był żal, to żalu tego z nikimby nie podzielił«.
- ↑ w. 557—8. W oryg: »jakgdyby to było nietyle Lary, jak jego właśnie pragnieniem, służyć Larze, lecz nie za zapłatą«.
- ↑ w. 565. dobrze wzgląd użyty — odpowiednie, pełne godności zachowanie się.
- ↑ w. 573. co sam udać żąda — nie odpowiada oryg., gdzie jest tylko: »lecz z ubioru i z czegoś takiego we wzroku«.
- ↑ w. 574. piękności — kobiety.
- ↑ ww. 575—6. W oryg: »Hamowana zuchwała pycha, która więcej mogłaby odpowiadać jego pochodzeniu z gorących krajów, niż jego młodocianemu wiekowi«.
- ↑ w. 585—6. W oryg: »chyba, że przemawiał do niego znany mu głos Lary, bo wtedy ucho, oczy i serce całe było w pogotowiu«.
- ↑ w. 590. ciskał żarty, pośmiewiska — dodatek tłumacza, z pewnością wbrew intencji autora.
- ↑ w. 613—6. według oryg. sens jest przeciwny: Kiedy Lara już odszedł, wtedy wszystkim pulsa zaczęły bić żywiej, wszystkie piersi podniosły się głębokim oddechem, jakgdyby niepewne, czy to nie był zanadto przykry sen.
- ↑ w. 622. ściśnieniem ręki — w oryg.: »skinieniem ręki«.
- ↑ w. 639—40. W oryg: »I stronią — choć dzień wschodzi jeno nad obfitszem złem — od tego snu, tego najmilszego, skoro niema w nim marzeń« (od śmierci).
- ↑ w. 653—4. W oryg: »i niech kto chce płacze nad twemi nieczułemi marami, — ziemia i niebo nie uronią nad tobą ani jednej łzy«.
- ↑ w. 668—9. Składnia tych wierszy taka: Nie zniosą, by ten, który miał powiedzieć prawdę, miał przez swoją zwłokę choć na chwilę opóźnić jej objawienie.
- ↑ po w. 679 opuszczone w przekładzie dwa wiersze: »lecz jakieś poprzednie doświadczenie zakazało mu powstrzymać się i zmusiło go do stawienia się dzisiaj« (do przygotowania się na dzisiaj). — W poprzednim wierszu powinno być wobec tego: »nie przyczynił sromu«, gdyż to powiedzenie odnosi się do awantury wywołanej poprzedniego wieczora, a nie do stawienia się na porę dzisiejszego ranka.
- ↑ w. 682. Rano z wschodem słońca — dodatek tłumacza, nie na miejscu wobec poprzedniego objaśnienia, że już było południe (w. 660).
- ↑ w. 707 i n. W oryg: »upadł, lecz nie śmiertelnie ranny, rozciągnięty na ziemi zręcznym pociągnięciem. »Proś o życie«. — Ten nie odpowiadał, i byłby z tej czerwonej podłogi nie podniósł się, bo twarz Lary« itd.
- ↑ w. 718. W oryg: »a tak mało mający litości dla wroga, którego położył«.
- ↑ w. 732 dodatek tłumacza.
- ↑ w. 772—5. Zawiły i niedokładny przekład, choć sens mniej więcej ten sam.
- ↑ w. 784. cudza — niema odpowiednika w oryg. i wygląda jakby tylko dla rymu użyte; sensu trudno się dopatrzyć.
- ↑ w. 793. temu, co wciąż go ściga — tj. Ezzelinowi.
- ↑ w. 805 niezrozumiany przez tłumacza: »Każdy był panem w swojej twierdzy, słuchany tylko w czynach i w słowach, w duszy znienawidzony« (t.j. przez poddanych).
- ↑ w. 822—3. Sens: Wieśniak nie był pomijany przez jego wzrok, który był zimny dla równych, a pogardliwy dla wysoko urodzonych.
- ↑ po w. 833 opuszczone w przekładzie dwa wiersze: »Jeżeli to była polityka, to była to polityka dobra, gdyż lud sądził go tak, jak go widział«.
- ↑ w. 848—53. W oryg. »Ta chwila przyszła, gdy Oto osądził, że już bezpiecznie może dokonać zemsty, której szukał; jego wezwanie znalazło przestępcę, którego miał karać (tj. Larę), otoczonego tysiącami w natłoczonym zamku. Wydarci świeżo że swoich lenniczych kajdanów, nie dbają o ziemię [tj. o ziemską przemoc swych panów] i ufają w pomoc nieba«. — Byron a za nim naturalnie i Korsak źle używają pojęcia: »lenniczy« gdyż chodzi tu o uwolnienie chłopów, z poddaństwa, a nie o usunięcie lennego stosunku, który obowiązywał jedynie warstwy szlacheckie.
- ↑ w. 855. Sens: lecz nie uprawiać ziemię dla panów, ale kopać im groby w tej ziemi.
- ↑ w. 862—5. W oryg: »W kraju tym feudalni panowie zyskali taką władzę, że ich nieletni król właściwie nad nimi nie panował; teraz nadeszła chwila buntowniczego wzrostu stronnictw, skoro niewolnik (serf) pogardzał jednym (tj. królem) a nienawidził obu« — Ten ustęp tłumaczy możliwość wojny domowej baronów przeciw Larze bez udziału króla, jako naturalnego opiekuna sprawiedliwości.
- ↑ w. 874—5. W oryg: »jakaś przyczyna — jakakolwiek ona była — zmuszała go unikać cudzych badań co do czynów daleko stąd popełnionych«.
- ↑ w. 876—7; Sens: »Złączywszy swoją sprawę ze sprawą drugich, nawet w razie niepowodzenia oddalał chwilę swego upadku«.
- ↑ w. 890. w zagrodzie — w oryg.: lair, kryjówka zwierzęcia w lesie.
- ↑ w. 892. W oryg.: »wytropiony przez myśliwców, został zupełnie osaczony«.
- ↑ w. 906—7. W oryg.: »prócz tego, że wzburzone namiętności użyczyły swych sił w chwilach goryczy, która wygnała wszelki wyrzut«.
- ↑ w. 949. gardząc — wzgardziwszy przedtem.
- ↑ w. 977 dodany przez tłumacza, wprowadza »dziryty«, nieodpowiednie dla Lary, prawdopodobnie pod wpływem opowieści wschodnich Byrona.
- ↑ ww. 984—9 są znacznie rozszerzoną w szczegóły przeróbką oryginału, który niema tych wszystkich »bladości« itd.: »Zwrócił wzrok na Kaleda«, który wciąż był przy jego boku, zanadto wierny, by okazać jakąkolwiek trwogę; być może, że przyćmione światło księżyca rzucało na jego twarz niezwykłą barwę żałosnej bladości, której głęboki cień wyrażał jedynie prawdę, a nie lęki jego serca«.
- ↑ w. 991. oczy łez nie ronią — dodatek tłumacza.
- ↑ w. 1010. U Byrona niema wzmianki o broni palnej, tylko o strzałach z łuku. — Wstawienie obrazu »najgęstszego ognia« wypłynęło z nieuwagi tłumacza.
- ↑ w. 1019. śmierć z szyi strąciła — powinno być: »z barków«.
- ↑ w. 1022. przypadkiem — w oryg.: »instyktownie«; — szczegół dla
Lary charakterystyczny, nieodpowiednio zmieniony przez
Korsaka. - ↑ w. 1028—9. w oryg.: »A tymczasem towarzysze jego (Lary)
nacierają raz za razem; zanadto pomieszali się między sobą zabójcy, żeby dbać o zabitego«! - ↑ w. 1063. wyśmiechnął — uśmiechem dał wyraz swej wdzięczności.
- ↑ w. 1073. z żywej nienawiści — z nienawiści ze strony ludzi żywych.
- ↑ w. 1081. Sens: z którą wiązały się jakieś dziwne wspomnienia.
- ↑ po w. 1115 opuszczony w przekładzie wiersz oryg.: »którego jego odlatująca dusza może potrzebowała«.
- ↑ w. 1131. jak umyślnie — jakby naprzekór faktom.
- ↑ w. 1134. Marzący! — marzycielu! (odnosi się do Kaleda).
- ↑ w. 1136. wysoki — wspaniały, dumny.
- ↑ w. 1147—9. Korsak nie mógł tu wybrnąć z trudności podwójnego znaczenia man: mężczyzna i człowiek; w oryg: »niż ten, którego on kochał! O nigdy jeszcze w piersi męskiej nie żyła tak wielka miłość«.
- ↑ w. 1157. W oryg. zaznaczono, że wykopano Larze grób na miejscu, gdzie skonał.
- ↑ w. 1168—9. Sens: surowi ludzie posiadają zwykle głębsze uczucia, które kryją przed tłumem.
- ↑ w. 1172. wzajemnej ofiary — jest objaśniającym dodatkiem tłumacza; w oryg. nie ma to żadnego odpowiednika. Korsak rozumie przez to prawdopodobnie wzajemną miłość, a może ma tu ma na myśli czyn Gulnary z Korsarza, którą według powszechnego mniemania (zresztą i zamiaru Byrona) był Kaled.
- ↑ w 1190. marząc zysk zdobyczy — dodatek tłumacza. Byron nigdy nie wprowadzał szczegółów, zbędnych dla zasadniczej treści.
- ↑ w. 1191. graniczy — użyte przechodnio: tworzy granicę.
- ↑ w. 1215. legł pod ogromnym głazem — naturalnie ciężar, płynące ciało.
- ↑ w. 1218. drżący i wybladły — dodatek tłumacza. — Ów wieśniak nie mógł widzieć, czy jeździec był blady, gdyż w takim razie byłby rozpoznał rysy twarzy Lary.
- ↑ w. 1234. sam nadaremnie i t. d. — przeciwnie niż w oryg.: »wszystkie wysiłki, aby go oderwać, były daremne«.
- ↑ w. 1237. liczone — tak ich było niewiele, że można je było policzyć. — To samo wyrażenie, co o bardzo chorym człowieku, że »dni jego są policzone«.
- ↑ w. 1241. w gniewie niesilnym — Korsak pomieszał tu dwa pojęcia: helpless: bezsilny, i whelpless: pozbawiony szczeniąt. — W oryg. to drugie powiedzenie użyte, coprawda w bardzo niegramatycznem złożeniu: whelpless ire: »wściekłość pozbawiona szczeniąt« (t.j. z powodu straty szczeniąt).
- ↑ w. 1263. W oryg. wiersz ten daje dokładniejsze określenie: »jej opowieść została nieopowiedziana, — jej miłość zanadto drogo dowiedziona«.