Lysistrata (Arystofanes, Donnay, tłum. Koźmian)/Akt IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lysistrata |
Podtytuł | czyli wojna i pokój |
Wydawca | Gubrynowicz i Schmidt |
Data wyd. | 1896 |
Druk | W. L.Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Stanisław Koźmian |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jesteśmy na miejscu... cicho... Trzeba ich złapać! (Pokazuje dom Lysistraty). Wejdę z Kynną, a wy otoczcie dom.
A ja?
Będziesz się patrzał.
Ja wejdę, jako badacz namiętności ludzkich.
Postępujmy prawnie.
Jakto?
Albo nieprawnie, jak się wam podoba. (Śmieje się).
Ostrożnie, jest tam pies.
Jak się nazywa?
Sokrat.
O, to nie wejdę.
Trzeba ostrożnie otworzyć drzwi. (Próbuje otworzyć). Zamknięte!
Zatrzasła je za mną. (Śmieje się).
Masz klucz?
Obejdę się bez klucza. ( Wstrząsa drzwiami, pies szczeka przeraźliwie). Przeklęty pies, wszystkich obudzi.
Dobry stróż prawa.
Bezprawia!
Bardzo czujny, zaraz szczeka, ja go tak wyuczyłem.
Powinszować!
Kto tam? kto tam?
Syra. — Niewolnica mojej żony. To ja, Syra, to ja.
Ależ milcz! (Uszczypnęła go).
Aj!
Czy to ty, panie mój? Pani moja zakazała cię wpuścić.
Ależ to nie Lykon, to Lykofor mleczarz.
Wyszedłem z rana, bo miałem piekło w domu, żona mi uszy suszyła... pokojem, pokojem, pokojem. Jakby ja mógł pokój ze Spartą zawrzeć.
Ach! ach! ach! twoja także, twoja także.
Na Kastora! otwórz ot lepiej, jak masz drwić. (Drzwi się otwierają, Praxagora odpycha Syrę i wywraca ją. Wraz z Kynną wpadają jak strzały do domu).
Na ratunek! na ratunek! (Po krótkiej chwili Lysistrata i Praxagora wpadają jak piorun. Lysistrata w chlamidzie nocnej, agrafa, długi płaszcz na plecach).
Moja żona! Gdzie się tu schować? (ukrywa się za obecnymi).
To, co mam ci powiedzieć, powiem wobec wszystkich.
Dobrze! tylko nie krzycz.
Co to wszystko znaczy?
Zapóźno!
Zapóźno!.. Co chcesz powiedzieć?
Ptaszek frunął.
Co za ptaszek? nie rozumiem. Mówisz jak wyrocznia. Wytłómacz mi.
A Agatos?
Agatos?
Nie udawaj Lysistrato, wiesz, co chcę powiedzieć.
Szalona!
Nie jestem szaloną. I skoro mię zmuszasz, powiem, że podejrzywam cię o złamanie przysięgi, że posądzam, iż ją wymyśliłaś, aby się pozbyć Lykona i przyjąć Agatosa! — Wyraźnie mówię?
Brutalnie! (Uśmiecha się pogardliwie). Nawet bronić się nie chcę. Ale co mogło cię skłonić do takiego przypuszczenia?
Lykon.
Na Hermesa! Tego za wiele, kłamie. Przeciwnie, wciąż mówiłem, ze to niepodobne, i nigdy nie zwątpiłem o tobie kochana żono.
Oczekiwała Agatosa.
Jak możesz mnie oskarżać bez dowodu?
Ah! Gdybym dowód miała!
Wtedy?
Wykłułabym ci oczy tą szpilką!
Nie boję się ciebie... Po co tu przyszłaś?
Aby was pochwycić.
Pochwycić!? Na Boginie! Zachwycasz mnie. Jeżeli myślisz, że ukryłam mężczyznę, przepatrz jeszcze raz dom. Syra, poprowadź tę kobietę i pokaż mieszkanie od piwnicy do strychu.
Powiedziałam, ptaszek frunął.
Nie chcesz! Zatem zostaw mnie w spokoju. Czego żądacie i jak śmiecie przed moim domem takie wypruwać zgorszenie? Czyż nawet spać już nie można spokojnie w Atenach! Gdzie są Scyci?[1] (Ogląda się). Gdzie? Nigdy ich niema kiedy potrzebni.
A są zawsze, jak ich nie potrzeba.
Budzicie mnie, zmuszacie wyjść w nocnem ubraniu, ziębicie mnie i pytacie o Agatosa? Słuchajcie wszyscy tu obecni! Skoro me życie i czyny nie wystarczają, świadczę się Artemidą i niech mnie na miejscu ukarze, jeżeli na chwilę zadałam sama sobie kłam, jeżeli odkąd przyjęłam od was przysięgę, działałam w innym celu, w innym zamiarze, jak zawarcia pokoju i zbawienia ojczyzny.
Przysiężesz, że nie wszedł tej nocy do tego domu mężczyzna?
Prawdziwą prawdę?
Przysięgam, że przysięgi dotrzymałam.
Niezwyciężona.
Co to za kobieta! (Zbliża się do Lysistraty, chce ją pocałować w rękę). Droga żono!
Z daleka, z daleka... Na Boginie! On pijany.
Cypryjskie wino.
Winem się pocieszałeś.
Cóż miałem robić.
Jak on wygląda! Cały purpurowy, róże Afrodyty na głowie, Dionisosa na twarzy. Jak śmiesz Lykonie w tym stanie, przemawiać do mnie. Jesteś pijany, jąkasz się.
To ze strachu.
Oddal się. Niewolnicy podeprzyjcie waszego pana, chwieje się jak Sylen; odbierzcie mu pochodnię bo ogień zapuści.
Co to za kobieta! Pójdę spać. Jesteś niewinna to rzecz główna. Pochodnia nie moja, własność Orsylochosa. (Niewolnicy go odprowadzają, on się zwraca do domu Lysistraty).
Zwolna, nie tam. Nie pozwolę póki pokój nie zawarty.
Rzecz dziwna, on nie był pijany.
Świeże powietrze rozmarzyło go.
Gdzie mam pójść?
Pobądź na świeżem powietrzu, wytrzeźwisz się.
Co to za kobieta! (Odchodzi, po chwili wraca). Nie zapomnijcie oddać pochodni... nie moja. (Ogólny śmiech).
Oto macie, psychologiczny objaw.
Przejdź się! Przejdź się!
Biedny Lykon.
Biedna raczej Lysistrata. Przebudziliśmy ją, ochydnie oskarżyli; bezprawnie postąpili. Praxagoro! powinnaś ją przeprosić.
Przepraszam cię Lysistrato i wyznaję, że podejrzenie było niesłuszne. Czy mi przebaczysz?
Lituję się nad tobą. Mściwą nie jestem i w imieniu wspólnej sprawy, skoro wierną jej pozostałaś, przebaczam.
Widzisz, wygrana Lykona w kości, nic nie znaczyła.
Może przepowiednia.
Gdzież więc jest Agatos?
Nie u mnie. (Smutno). Zastałem tam tylko przysięgę.
Tu jest echo.
Nie u nas.
Jaskółka jest u Rosy. Nieprawda Dorcyl.
Za pozwoleniem. Rosa jest z Jaskółką, ma się rozumieć.
Praxagora zawiniła. Wietrzyła skandal a tu przysięga dotrzymana! Ależ na Bogów ta przysięga to także skandal! Obywatele, mężowie, kochankowie, mężczyźni, trzeba temu koniec położyć. Czy mamy dać za wygraną. Już jutrzenka o różannych palcach, otwiera bramy wschodu a my bezradni błąkamy się po Atenach! Za mną obywatele. Naradzimy się i coś postanowimy, aby nie powiedziano, że płeć słaba zwyciężyła silną.
Ogniem i mieczem! (Odchodzą).
Idźcie! Idźcie! Nic nie wymyślicie, coby was zadowolniło, dopóki pokoju nie zawrzecie. (Mężczyźni w największym gniewie grożąc kobietom wyszli. Przedtem weszły już wszystkie kobiety). A my idźmy do świątyni, aby podziękować Bogini, że nam wytrwać pozwoliła i błagać ją o dalszą moc ducha. (Kobiety wchodzą do świątyni. Baje się słyszeć hymn Artemidy, który kilkakrotnie jest odśpiewany, podczas gdy scena pozostaje opróżnioną. Poczem Lysistrata wychodzi na czele kobiet i spotyka nadchodzącą Kallyce z Nikostratosem).
Spóźniłam się... moja wina.
Moja wina, twoja wina, nasza wina. (Całuje w rękę Lysistratę). Ciociu dziękuję ci. Głosuję za pokojem.
Bogini przebacz!
Nasza naiwna.
Z mężem Nikostratosem.
Wybacz ciociu nie słyszałam koguta. Kogut winien.
Uciekłaś mała... Jakim sposobem? Mów.
Kto drzwi boczne otworzył?
Nie mogę.
Wystraszona. Niech się uspokoi.
Słuchamy.
To co mi się stało Atenki jest dziwne i uwierzyć zapewne nie zechcecie; przecież prawdę powiem. Zamknięta wśród ciemności i ciszy świątyni Artemidy, drżąca, zbolała, bo wiedziałam że wrócili dzielni rycerze i z nimi Nikostratos o pięknym spojrzeniu, mój małżonek ukochany a nieznany, widziałam w myśli, jak mnie szuka, mierzyłam jego smutek z moim.
Droga Kallyce. (Całuje ją. Poruszenie między kobietami).
Nie przerywaj... Oto prawdziwy skandal. Mów.
Uklękłam i tonąc w łzach, błagałam całem sercem, całą duszą, Afrodytę, aby się nad nami zlitowała i połączyła nas. Gdy wtem oblało mnie jakieś mdłe światło... drzwi były otwarte, księżyc rzucał blade promienie.
Księżyc?
No!
Niema żadnego no.
Ale któż drzwi otworzył?
Eros! (Pauza). Zrozumiałam, że Afrodyte wysłuchała mej modlitwy, że nie chciała abym umarła, zanim poznam jej tajemnice. Skorzystałam z łaski Bogini, pobiegłam do Nikostratosa. Oto cała prawda.
Jakto! My dotrzymujemy przysięgi a ona — nasza naiwna łamie ją. Nie przebaczenie ci..!
O Lampito! Namiętna niewiasto! Moja siostrzenica Kallyce nie przysięgała. Nie złamała zatem przysięgi. Usłuchała woli Bogów, skoro Eros otworzył te drzwi, Artemida przyświecała jej pochodnią Hymenu, Afrodyta oddała jej wolność, której niesłusznie pozbawiliśmy ją.
Biada zuchwałym niewiastom znienawidzonym przez Eurypidesa i Bogów.
Nie gadaj! Co za dzidy!
Jakie długie.
A jakie grube.
Długie i grube.
Fu! Fu! Czyż potomkowie zwycięzców z pod Maratonu mają się upokorzyć przed babami? Iu! Iu!
Czy myślicie że kobietom brak odwagi. Odłóżcie na bok te dzidy. Na nic się wam nie przydadzą w tej potrzebie. Nas niemi dziś nie zwalczycie. Nie walki; pokoju pragną Atenki.
(Mężczyźni po wahaniu, stawiają z oburzeniem dzidy na boku).
A to furfantki! Zawrzemy pokój, jak się nam spodoba, nie kiedy wy nam każecie, bezwstydne. Teraz z wami wojna zdradzieckie istoty. W imię prawa!
Niech złożą dowody swej bezczelności.
(Wpada dwóch Scytów. Woda zcieka z ich ubrania).
Kapitanie! Zgroza! Nieszczęście!
Baby opanowały skarb publiczny na Akropoli.
Tego brakowało! Jak? Jakim sposobem? Od czegóż byliście tam gamonie?
Łatwo mówić. Wpadły wściekłe jak Eumenidy. Znienacka zaskoczyły nas od tylnej strony Partenonu. Było ich kilkaset, nas dwóch.
Pijanych.
Gdzie tam? Na Bogów moich! Klnę się ani tyla. Wywróciły, podeptały nas, w skarbcu się usadowiły, babskie straże rozstawiły.
Pewnie spaliście.
Jesteśmy poparzeni, poparzeni okropnie!
Zawołać wóz ratunkowy.
Lepiej dajmy drapaka. (Zmykają. Pierwszy Scyt zatacza się).
I to jeszcze. Czem tu teraz wojować.
Biada nam! Scyci drapnęli. Przecież nie przystoi ustąpić przed kobietami! Powaga prawa!
Dwie sprężyny: miłość i pieniądze. (Do mężczyzn) To na mój rozkaz.
Po co opanowałyście skarb? Jakim prawem?
Aby go ocalić a wam odjąć możność i powód prowadzenia wojny.
Ma się rozumieć!... Dla zysków nie wszyscy, ale niektórzy, i dla tych zysków ściąga się na Ateny nieszczęścia, burzy rzeczpospolitą. Pisander, z nim ci co zaszczytów i miejsc chciwi, zawsze gotowi wzniecać niesnaski i niepokój, aby kraść. Wolna teraz droga, ale żyć i zbogacać się ze skarbu już nic będą mogli.
Jakto?
Pytasz zacny Strymodoros? Bo my skarb publiczny strzedz będziemy i sięgać do niego nie pozwolimy.
Wy?
Cóż w tem dziwnego. Czyż nie strzeżemy gospodarstwa domowego?
To zupełnie co innego.
Dlaczego?
Jakżeż wojnę prowadzić bez pieniędzy ze skarbu publicznego? Toby piękna była gospodarka. Upadam do nóg! (Na stronie) A moje dostawy?
Jak bez wojny ducha w ludzie podtrzymać, jak bronić praw nieprzedawnionych?
My je zabezpieczymy.
Wy?
Tak, my!
Ależ to godne śmiechu.
Zechcecie, czy nie, my was ocalimy.
Przeraża mnie, moja żona! Co to za kobieta!
Oburzacie się, płoniecie gniewem! Nic nie pomoże.
Ależ na Demetre, to nie do zniesienia, to nowe bezprawie.
Główna rzecz, ocalić was.
Tem więcej i właśnie dlatego.
Ależ na wszystkich Bogów! Skąd kobietom przyszło do głowy trudnić się wojną i pokojem?
Powiem wam.
Mów prędko. (Odgraża się) Bo inaczej...
Słuchajcie zatem, a ty Taraxionie miarkuj swe ruchy.
Nie mogę, wściekły jestem.
Ten zapał... raptem?
Nie do ciebie, stara. (Do Lysistraty) A ty mów.
Przedtem i przez cały ciąg wojny pozwoliłyśmy wam działać; byłyśmy pokorne, słodkie, robiliście co się wam podobało i słówka nie pozwoliliście nam pisnąć. A przecież wiedziałyśmy, że źle działacie i nieraz ubolewałyśmy nad opłakanym skutkiem waszych narad. Z boleścią w sercu, z troską o Ateny, pytałyśmy nieśmiało: „Coście postanowili o wojnie i pokoju?“ Mój mąż odpowiadał: „Co ci do tego. Daj mi pokój“ — i milczałam.
Jabym tam nie milczała.
Miałabyś się z pyszna.
Ja milczałam. Ale razu jednego, gdy widocznie biegliście do zguby, rzekłam: „Mężu, jak możesz przykładać rękę do takiego szaleństwa?“ Odrzekł, srogo patrząc się na mnie: „Strzeż się kobieto! Wojna nasza rzecz“.
Słusznie.
Jakto słusznie, nędzniku? Czyż nie wolno nam przestrzedz was, kiedy widocznie gubicie sprawę a ty się zbogacasz? Dosyć tego! Dość już długo składano na wpływ kobiet nieszczęścia Aten. Król Medów miał kiedyś powtórzyć, że w Atenach rządzą mężczyźni, lecz mężczyznami kobiety[2]. Tak nie było, ale tak będzie. Czemuż tak nie było? Ileż klęsk byłoby zażegnanych. Teraz dopiero pokaże się, kto narażał rzeczpospolitą a kto ją zbawi. Skoro sami głosicie i narzekacie, że niema już mężów stanu, niema roztropnych, mądrych, odważnych, zebrałyśmy się, aby uratować Grecyę. Po co dłużej czekać? Jeżeli raczycie nas usłuchać i pójść za zdrową radą, jeszcze coś ocalić można.
I wy to coś ocalicie? No, tego za wiele! Ale słuchajmy.
Tak jest a jeżeli kobiety dobrą wam dadzą radę, nie zazdrośćcie tylko słuchajcie.
Co mam słuchać babskich gadanin. Jak raz ustąpimy, zginiemy! Milcz ty tam, z welonem na głowie!
Jeżeli cię razi welon, masz, okryj nim twarz i milcz. Syra, podaj mu przędzę. Prządz Taraxiouie, a my kobiety o wojnie stanowić będziemy. (Syra wymogła z domu przędzę i podała Taraxionowi, który w największej złości odepchnął ją nogą tak, iż wpadła między nogi Eironesa przerażonego).
Oto masz! Psychologiczny objaw!
A to za co?
Że was doprowadziłyśmy do opamiętania, żeście wojny zaniechali i śmiesznych podczas rozejmu pochodów po ulicach i placach publicznych.
Słusznie, na Afrodytę z Pafos!
To nie do wytrzymania! Nieprawda Dorcyl.
Oh! prawda!
I dlatego raz trzeba to zakończyć; tak dłużej iść nie może, niktby nie wytrzymał. Bez żon żyć niepodobna, bez skarbu wojny prowadzić nie można.
Ten rozsądek, to dzieło twej żony. (Do wszystkich) Istotnie skarb moglibyśmy łatwo odbić, ale z przeklętemi żonami trudniejsza sprawa.
To moja rzecz.
I to także! Co to za kobieta!
Wprowadzić posłów lacedemońskich.
I ci także z dzidami... jak na posłów, to dziwne.
W jakim oni są stanie! Na Bogów!
Jakieś napuszone figury. Sztywni i bezczelni. Mają tuniki jakby wiatrem podszyte.
O Ateńczycy! zwłaszcza wy Atenki! Przynoszę wieść dobrą. Gdy tej nocy dowiedziałem się o naprężonem położeniu, wytworzonem przysięgą niewiast, bezwłocznie pośpieszyłem do dygnitarzy, do oligarchów, do znaczniejszych obywateli, do archonta Kalliasa, przedstawiłem co w przyszłości groziłoby rzeczypospolitej i jej siłom wojskowym, gdyby dłużej rzeczy pozostały w tym opłakanym stanie. Ateńczycy! Atenki! Przekonałem ich, zgodzili się zawrzeć pokój. Mam upoważnienie podpisane przez archonta. (Pokazuje zwitek popierusu) Zgromadzenie zwołane na Pnyx potwierdzi pokój, jeżeli Lacedemończycy zgodzą się na traktat zaszczytny, nie upokarzający dumy Aten i naszej obywatelskiej godności.
Jesteśmy gotowi! Król nas wysłał.
Rzecz dziwna... trzebaby ich zbadać.
Witamy was Lacedemończycy! W jakim celu przybyliście, powiedzcie szczerze.
Aby się ułożyć o pokój.
Co was, zwykle tak opornych, tak zawziętych...
...fanatycznych... że tak powiem...
... skłania do pokoju?
Nasze żony!
I tamte także.
Nie chcą nas znać!
Jak nasze!
Wyrzuciły nas z naszych domów!
Jak nasze.
A wystroiły się... że aż nie przystoi Spartankom.
Jak nasze.
Nie chcą z nami mówić, dopóki pokoju nie zawrzemy.
Jak nasze.
A czy skarb opanowały?
Zatem stosunki u was w opłakanym stanie?
Może za wiele powiedzieliśmy.
Nie bój się, oni także w opłakanym stanie.
Co tu długo mówić. Ateńczycy, sądźcie po sobie...
I coraz gorzej będzie.
Ma się rozumieć. Chcecie Ateńczycy przystąpić do rokowań?
Niema rady.
Niema rady.
To fizyologiczny objaw! Kto mógł Spartankom podsunąć myśl podobną?
Ja!
Ja! Powiedziałam sobie... ani tam w Sparcie, ani tu w Atenach, nie dacie sobie bez nas rady.
Zatem radź, mądra i odważna Lysistrato. Nadeszła chwila, w której masz złożyć dowód twej władzy, prawości, dobroci, majestatu, słodyczy i twej sztuki. Grecy zachwyceni twym geniuszem, oddają ci się i za zgodą stron obu tobie powierzają załatwienie ich sporów.
Lacedemończycy, złóżcie broń. Rozumiem was, ale broń posłom nie przystoi. Stańcie po lewej, Ateńczycy po prawej stronie. (Lacedemończycy odkładają dzidy i stają po lewej stronie). Jestem tylko kobietą, ale mam wrodzony, prosty, zdrowy rozum i skorzystałam z nauk ojca i mędrców. Jednym i drugim muszę słowa prawdy powiedzieć. W Pylos, w Delfach, w Olimpii i w wielu innych świętych miejscach, polewacie ołtarze tą samą poświęcaną wodą, jak pobratymcy; przecież zawzięcie walczycie ze sobą, niszczycie Grecyą, torujecie barbarzyńcom drogę!
Tyle co do win wspólnych.
Żeby się to już raz skończyło.
A teraz wy, o Lacedemończycy! Czyście zapomnieli jak wasz rodak Peryklides przybył do Aten, blady, przerażony, w purpurowym płaszczu, padł na kolana przed ołtarzem i błagał Ateńczyków o pomoc przed napadem Messeńczyków i gniewnym Bogiem. Cymon na czele czterech tysięcy Ateńczyków dobrze uzbrojonych, pośpieszył na pomoc Lacedemonie i wybawił was. Niepomni tak wielkiej usługi niszczycie kraj, który wam się dobrze zasłużył.
To niesłuszne! To nieprawne!
Oburzające!
Niesprawiedliwe.
Niesprawiedliwe! Ależ na Zeusa, kto rozpoczął wojnę, kto nas zaczepił?
Czy mniemacie Ateńczycy, że was rozgrzeszam? Czyż zapomnieliście jak w zamian, kiedy nosiliście niewolnicze szaty, Lacedemończycy pośpieszyli wam z pomocą, wymordowali Tessalczyków i sprzymierzeńców Hippiasa i że w tej ciężkiej potrzebie oni jedni wam pomogli i oswobodziwszy was, zapewnili ludowi jego prawa.
Mądra niewiasta!
One jakoś teraz wszystkie niczego.
Skoro tyle pięknych czynów spełniliście jedni dla drugich, poco walczycie ze sobą i niszczycie się wzajemnie? Dlaczego nie macie się pogodzić? Co stoi na przeszkodzie?
Zgadzamy się na pokój, jeżeli oddacie nam to, co jest zwykłą przyczyną naszych rozterek.
Co takiego, cny pośle?
Pylos. Wciąż o to tylko idzie.
Na Posejdona! To za wiele. Tego nigdy nie oddamy. No nieprawnie!
Ateńczycy! Drodzy Ateńczycy! Odstąpcie Pylos.
Łatwo mówić, ale co potem poczniemy?
Zgoda więc, ale wy oddajcie nam Ehimus, zatokę Maliacką i forty Megary.
Oh! Oh! to za wiele.
Ostąpcie nieco Ateńczycy... nie żądajcie tych fortów... i tak naprawdę nigdy do was nie należały.
Żeby to raz się już skończyło... wytrzymać nie mogę.
Zważcie, że skarb w naszych rękach. Jak zawrzecie pokój, bezzwrotną otrzymacie pożyczkę; będziecie mogli bezpiecznie uprawiać łany. (Z zamiarem i obojętnie). Zresztą zastanówcie się, aby ten pokój był trwałym. Może chcecie poradzić się sprzymierzeńców? Beocian?
Niema potrzeby. Śpieszno nam i sprzymierzeńcom także.
I nam.
Wszystkim jakoś teraz bardzo pilno! A więc pokój na moich niech stanie warunkach. Za Pylos Ehimus i zatoka Maliacka.
Zgoda.
Pokój zawarty. (Do Agatosa). Będziesz archontem. (Agatos lekkiem skinieniem głowy, dziękuje).
Ja protestuję.
Barbarzyńco.
A to dlaczego?
Bo wolę wojnę pod Decylią niż piekło w domu.
Co? Lampito?
Nie daje mi spokoju.
Co? Co?
Od wczoraj, odkąd powróciłem, prześladuje mnie.
Miłością i zazdrością.
Jakto od wczoraj... a przysięga.
Mniejsza o przysięgę skoro dopięliśmy celu.
Zatem dwa wyjątki.
Jeden tylko... przyznaję, chciałam złamać przysięgę, ale (patrzy z wyrzutem na Taraxiona) nie złamałam.
Pamiętajcie, że wy pod Artemizium uderzyliście jak Bogi na okręta Medów, żeście rozbili barbarzyńców, a że my z Leonidasem rzuciliśmy się jak odyńce na Persów, których było jakby ziarnek piasku. Artemido! Królowo lasów, postrachu zwierząt, bądź świadkiem, czysta Bogini, naszej zgody, aby trwałą była! O! Bogini wesprzyj nas!
Bogowie! Pamiętajcie, że przed waszem obliczem, zawieramy i poprzysięgamy ten pokój, doprowadzony do skutku, przez Afrodytę!
Szaleni! Chcieliście walczyć z kobietami! Nie mogliście sami dać sobie rady i musieliście broń złożyć. Ateńczycy niech to, co się stało, posłuży wam za naukę. Znacie teraz Atenki sposób, otrzymania od mężczyzn, czego chcecie! Nie nadużywajcie go; używajcie jedynie w szlachetnych celach i dla dobra ojczyzny.
W moich podróżach poznałem kraj, wprawdzie na północy, w którym, nadużywają tego sposobu.
Teraz kiedy wszystko dobrze się skończyło, pośpieszycie do żon Lacedemończycy, a wy Ateńczycy połączcie się z waszemi. Wy Beotki powrócicie do waszych mężów. Żona niech pilnuje męża, mąż żony. A wszyscy strzeżmy się szaleństw, błędów i pomyłek.
Odczep się odemnie, namiętna niewiasto!
Co za zawód. Zamienili mi go.
Nie gadaj! Niech żyje Lysistrata! (Zbliża się do Eironesa). Mężu, ale jabym pierwej chętnie coś przekąsiła. (Do Praxagory). Teraz, kiedy pokój zawarty, przyszlij mi pięknego węgorza.
Przyszlę tak tłustego, jak Lampito.
Co to za kobieta! (Ściska za rękę Agatosa. Idzie do Lysistraty, czuli się do niej i całuje z uszanowaniem w rękę).
Uczta! Myśl świetna. My bowiem Ateńczycy, strasznie bredzimy na czczo. Jesteśmy o wiele mądrzejszymi, jak mamy w czubie.
To też jak przyjdzie wyprawić do Sparty poselstwo, najlepiej szturchniętych wysłać posłów. Na czczo nie zrozumieją co im Lacedemończycy powiedzą, a tego co zamilczą, nie odgadną.
Pierwej muszę się przebrać.
Nie! Nie, muszę zmienić tunikę.
Pójdziemy do domu. Nieprawda Dorcyl.
Za pozwoleniem, ma się rozumieć.
Obejdzie się!
Ja nie mam poco iść do domu!
Złóżmy dzięki w świątyni... ale nie Artemidie... poświęcimy na nowo świątynię Afrodycie! Agatosie, dzielny wodzu, któremu zawdzięczamy zakończenie tej opłakanej wojny, dzięki ci w imieniu wszystkich niewiast.
Io! Io! Chwała Agatosowi. Niech żyje pokój! Cieszmy się!
Nie mnie należą się dzięki. Oto zbawczyni Aten!
Moja żona! Co to za kobieta!
Ateńczycy! Przyznajcie, że trudno dać sobie radę kobietami, trudniej bez nich.