Płodność (Zola)/Księga czwarta/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Émile Zola
Tytuł Płodność
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Fécondité
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Minęło lat cztery. W przeciągu tych czterech lat, Mateusz i Maryanna mieli dwoje dzieci, córkę w pierwszym roku a syna pod koniec roku trzeciego. A z każdem powiększeniem się familii zwiększał się także obszar ziem uprawianych w Chantebled; za pierwszym razem przybyło dwadzieścia hektarów żyznej ziemi zdobytej na reszcie bagnisk płaskowzgórza a w następnych latach pola na wykarczowanych zaroślach i pustkach, już zwilżonych odciągniątemi w tę stronę źródłami. Był to podbój życia, wzmagająca się żyzność i płodność pod dobroczynnem ciepłem słońca, praca nieustająca i twórcza, wśród przeszkód, umartwień i zwycięzkich zdobyczy, które przemożną siłą wzrastały, tchnąc coraz większą energią, zdrowiem i radością.
W dniu, w którym Mateusz przybył do Paryża dla zrobienia układu z Séguin’em, co do kupna zarośli i przyległego pustkowia, zastał u niego Serafinę. Séguin uszczęśliwiony z regularności, z jaką otrzymywał pieniądze na oznaczone raty, był niewymownie uradowany, sprzedając mu częściami obszerne dobra Chautebled, dotychczasowo nie przynoszące prawie żadnych dochodów, więc z góry zgadzał się na każdą nową propozycyę kupna i podpisywał kontrakt, winszując sobie pozbycia się kłopotu z ziemią, na którą powątpiewał znaleść kiedykolwiek nabywcę. Pragnął dziś zatrzymać Mateusza na obiad. Lecz ten śpieszył się z powrotem do Chantebled, bo żniwa już się rozpoczęły. Serafina milcząc uśmiechała się ironicznie a gdy Mateusz rzekł, że weźmie dorożkę, by nie spóźnić się na pociąg kolei żelaznej, rzekła:
— Powóz czeka na mnie na dole, jeżeli pan chcesz to mogę pana odwieść na dworzec kolei północnej... właśnie potrzebuję być w tamtej stronie...
Spojrzał na nią a nie chcąc, by przypuszczała, że się lęka, pokusy jej wdzięków, przyjął propozycyę, pewien siebie, że nie odnowi stosunku zerwanego z nią od tak dawna.
— I owszem... skorzystam z pani uprzejmości...
Gdy się znaleźli w karetce wysłanej zieloną jedwabną materyą i siedząc tuż przy sobie, jechali unoszeni kłusem pięknego konia, Serafina okazała się przyjacielską, miłą i niezwykle otwartą.
— Drogi Mateuszu, nie uwierzysz jak wielką mi sprawiasz przyjemność temi kilku chwilami, jakie teraz z sobą spędzimy... Zwykle jesteś dziwnie nieprzystępny, możnaby przypuszczać, że stronisz odemnie w obawie, bym się na ciebie nie rzuciła. Nie wypieram się, że marzyłam o wznowieniu dawnych chwil, których wspomnienie jest mi drogie i słodkie. Ach, mój Boże!. ale jakże to wszystko już daleko po za nami zostało!.. i jakże wielką masz słuszność, nie chcąc psuć wspomnień, ryzykując je wznowić powtórną rzeczywistością. Przysięgam ci, że obecnie tylko twoją przyjaciółką być pragnę i wiedz, że jesteś jedynym mężczyzną, dla którego pozostało ciepłe miejsce w mojem sercu. Otóż, słodko mi będzie módz się zwierzać przed tobą, opowiadać ci najskrytsze moje tajemnice, którychbym nie powierzyła żadnemu innemu mężczyźnie, ani żadnej kobiecie. Pozwól mi więc być z sobą w przyjaźni... będzie to dla mnie wielkiem, bardzo wielkiem dobrodziejstwem...
Była rzeczywiście wzruszona. Z przyczyn niczem nie dających się objaśnić, czuła się roztkliwioną w obecności tego człowieka, który ją niegdyś posiadał a następnie nią wzgardził i ona, tak nielitościwa względem samców, których wyczerpywała, zużywała, by następnie ich czucie w pościgu za świeżą zdobyczą, stała się teraz przyjacielską, doznając nieznanej sobie rozkoszy wypowiadania się i uskarżania z niebywałą szczerością:
— Nie jestem tak szczęśliwa, jak ludzie myślą... żyję w bezustannych obawach... Wyobraź sobie, że chociaż o tem nie wiedziałeś, bo i nikt o tem nie wie, o mało co nie miałam dziecka... Na szczęście poroniłam w drugim miesiącu. Ale wciąż jestem pod groźbą, że to może się powtórzyć... i że znów zajdę w ciążę... Wiem co mi powiesz, ty mój przyjacielu pełen mądrości, powiesz mi, bym wyszła za mąż i miała dzieci. Lecz cóż chcesz? to nie dla mnie... ja jestem tylko kochanką i dość wymagającą kochanką... przecież mogę to wyznać przed tobą, bo o tem dobrze wiesz, chociaż może nie chcesz o tem pamiętać...
Pomimo melancholii, śmiech jej zadźwięczał wyzywająco a oczy zapałały cielesną żądzą, opromieniając namiętną twarz otoczoną mnóstwem ryżych, zwichrzonych włosów koloru ognia. Z wiekiem, jej płciowa namiętność gwałtowniejsze miewała żądze. Serafina z dumą przyznawała się do lat trzydziestu pięciu, wiedziała bowiem, że była uderzającej urody i że ciało jej pozostało bez skazy, jakby wykute w marmurze. Utrzymywała, że nigdy nie czuła się tak młodą, tak zgłodniałą miłości, więc nie to ją martwiło, że lata biegną, lecz to, że nigdy nie mogła się nasycić, bo ją krępowały następstwa, których pragnęła unikać. Jak dotąd, udało się jej zachować dawne stanowisko w świecie i jako bogata wdowa wszędzie była przyjmowana, dozwalano jej mieć kochanków tuzinami, byle zręcznie umiała ich ukrywać, zadawalniając się ich towarzystwem w tajemniczem mieszkaniu przy ulicy de Marignau. Zajmowane przez nią pokoje na parterze, były zwykle hermetycznie zamknięte i nie afiszowała się z tymi, którzy tam u niej przebywali. Krążyły wszakże wieści, pokryjomu szeptane, że opętana erotycznem szaleństwem Serafina, jak dawne rzymskie cesarzowe nigdy nasycić się nie mogące, przebierała się wieczorami za uliczną prostytutkę i snując się na chodniku w niektórych dzielnicach miasta, polowała na brutalnych, przygodnych kochanków, życząc sobie ich grubiańskiej gwałtowności. Poszukiwała potworności fizycznych, płonęła chęcią monstrualnych zetknięć, chociażby to z rozdarciem ciała miało być złączone. Wobec tak rozpasanej rozpusty, groźba ciąży była nieustanna, miała bowiem często do czynienia z ludźmi pijanymi, którzy nie byli w stanie zachować jakiejkolwiek przezorności.
Mateusz zrazu zdziwiony, słysząc takie zwierzenia, czuł się opanowany politowaniem względem tej kobiety, którą uważał teraz jako chorą. Mimowoli uśmiechnął się wszakże, pomyślawszy, iż pomimo starań, jakie czynili ci wszyscy ludzie w chęci oszukania natury, stawali się wszakże igraszką właściwego jej celu.
— Zdawało mi się, że byłaś pewna środków ostrożności? — rzekł z odcieniem ironii. — Czyś pozapominała używanych przepisów?..
— Czyż jest jakakolwiek pewność pod tym względem! — zawołała z przejęciem. — A wreszcie tylu jest niewprawnych! tyle jest wrogich okoliczności!.. Niepodobna módz zawsze się zabezpieczyć!
Nieledwie zapomniała że jest kobietą i rozmowa toczyła się swobodnie, jakby dwóch mężczyzn z sobą rozmawiało. Niczem się nie krępując, cała oddana wypowiadaniu swych żądz nasycić się nie dających, wyznała z dziką otwartością:
— Wreszcie te wszystkie oszukiwania naturalnego popędu uważam za wstrętne i brzydzę się ich koniecznością. Czyż jest coś głupszego i więcej poniżającego?.. Wszelka przezorność jest krzywdą miłości, popsuciem jej i zniweczeniem! Czyż wystawiasz sobie parę kochanków czuwających nad unoszącym ich szałem, skrępowanych myślą, że strzedz się im należy miłowania się aż do końca! Lepiej odrazu odwrócić się do siebie plecami i nic nie rozpoczynać, kiedy nic nie można skończyć! Jestem oburzona, wprost wściekła i za każdym razem byłabym gotowa ryzykować wszystko, gdyby nie strach, że się skompromituję, że utracę spokój, moje stanowisko w świecie i te marne okoliczności zmuszają mnie tchórzyć, jak tchórzą inne kobiety!
Mówiła śpiesznie, bez wytchnienia, z całą otwartością przyznając się, że jeżeli przez ciekawość poszukiwała krańcowego zepsucia, pragnąc się zapoznać ze wszelkiemi objawami miłości, porzucała te igraszki, jako nie dające właściwego zadowolenia, pozostawiające ją rozdrażnioną i jeszcze gwałtowniej zgłodniałą. Po tych wybrykach swawoli, powracała namiętnie w objęcia mężczyzny, z żarłocznością pożądając naturalnego aktu, bo uspokojenie przynieść jej mogły tylko całkowite, niestrudzone uściski. Potrzeba tego doprowadzała ją do wściekłości przeciwko oszukaństwom, wybiegom, jakich musiała używać w obawie przed dzieckiem i żarliwie pragnęła środka mogącego ją uchronić bez krzywdy dla jej miłosnych szałów. Była opętana tem pragnieniem, marząc o nocach wolnych od strachu, od przymusu, o błogich nocach całkowitego oddania się zaspokojeniu trawiącego ją głodu i używania rozkoszy w pełni tryumfu odniesionego zwycięztwa nad prawem natury.
Wspomniała o poronieniu, nie przyznając się, że zostało sztucznie wywołane, lecz Mateusz domyślił się prawdy, słuchając dalszego jej opowiadania:
— Najgorsza sprawa to z tem, że od czasu jak poroniłam, wciąż niedomagam i wciąż muszę się leczyć. Na szczęście natrafiłam na młodego doktora, mieszkającego w sąsiedztwie, doktora będącego uprzejmym, miłym człowiekiem... wolę mieć z nim do czynienia, aniżeli z którym ze sławnych starszych jego kolegów, bo ten słucha mnie, nie opiera się moim żądaniom, przytem pewna jestem, że mi dotrzyma tajemnicy... i jeszcze ma tę zaletę, że nie będąc znaną osobistością, nie zwraca niczyjej uwagi, często do mnie przychodząc... Leczy mnie od trzech miesięcy, ale bardzo jestem zaniepokojona, bo ostrzegł, że przy byle okazyi mogę zajść w ciążę, ponieważ są jakieś nieprawidłowości, zdaje się, że jakieś osunięcie się organu... Więc domyślasz się, że żyję pod bezustanną groźbą... bo chyba musiałabym się wyrzec wszelkiej styczności i uciekać przed każdym mężczyzną. Otóż doktór, widząc moją męczarnię, namawia mnie do pewnej operacyi, lecz boję się na to zdecydować, boję się do niemożliwości...
Mateusz spojrzał na nią zdziwiony, pytając:
— Więc naprawdę jesteś chora?
Spostrzegła się, że za wiele powiedziała, więc pochwyciła to przypuszczenie i przybierając ton zmęczony, rzekła:
— Tak, wszak ci powiedziałam, że wciąż niedomagam. Bywają dni, gdy bóle całą mnie skręcają. A jeżeli mój poczciwy doktór mówi o potrzebie operacyi, to znaczy, że muszę mieć jakieś znaczne wewnętrzne nadwerężenie. On nie jest chirurgiem, więc zaprowadzi mnie do kliniki doktora Gaude, który zbada moją chorobę i zoperuje, jeżeli uzna za konieczne. Ale dreszcz mnie przebiega ze strachu, gdy o tem wspomnę... i doprawdy nie wiem, czy mi starczy odwagi, by się temu poddać.
Rzeczywiście pobladła, oczy jej przygasły i cała się trzęsła pod wrażeniem myśli o lodowatem żelazie w ręku sławnego chirurga. Wrzała w niej walka pomiędzy strachem a marzeniem o bezkarności używania rozkoszy. Mateusz, nie mając wątpliwości co do właściwej treści jej wzruszenia, rzekł łagodnie:
— O ile wiem, to tego rodzaju operacye są bardzo niebezpieczne. Nie należy do nich się uciekać bez wyraźnej konieczności, chyba, że choroba śmiercią zagraża... Biedne zoperowane kobiety, narażają się na mnóstwo uciążliwych zwichnień i przykrych rozczarowań.
— O, zapewniam cię — zawołała z gorączkowem ożywieniem, że jeżeli pozwolę, by mnie krajano, to tylko jeśli nie będzie można tego uniknąć i pierwej dokładnie wywiem się o wszystkiem. Doktór Gaude ma podobno operować temi dniami jedną z córek starego Moineaud, wiesz, tego robotnika pracującego w zakładzie mojego brata... Otóż — jeżeli nic się nie odmieni w stanie mojego zdrowia — mam zamiar pójść do tej kobiety i osobiście dowiedzieć się, jak ona się czuje, po powrocie z kliniki.
— Jedna z córek Moineaud? — powtórzył Mateusz ze zdziwionem ubolewaniem. — To chyba Eufrazya, ta która przed czterema laty wyszła zamąż i już ma troje dzieci a między niemi parę bliźniąt. Na prośbę małżonków Moineaud, wziąłem do służby Cecylię, jedną z ich młodszych córek a mającą rok siedemnasty, ale jestem w obawie, że ona nie podoła robocie, jaką ma u nas, bo za najmniejszem zmęczeniem musi się kłaść do łóżka. Teraźniejsze proste dziewczyny z ludu są nerwowe i delikatne jak księżniczki. Przyznać trzeba, że są ojcowie i matki nie mające szczęścia z licznem potomstwem i to mnie zasmuca, bo nie tylko, że to jest złem z punktu ogólno społecznego, lecz dostarcza wam argumentów przeciwko szerzonym przezemnie poglądom... tryumfujecie, wtedy wy wszyscy ograniczający liczbę płodzonych dzieci, jeżeli nie bawicie się w tępienie ich w samym zarodku.
Roześmiała się wesoło, zapominając o swoich kłopotach a ponieważ powóz się zatrzymał, rzekła:
— Już jesteśmy przed dworcem kolei żelaznej, jaka szkodal!Miałam jeszcze mnóstwo rzeczy do powiedzenia ci, mój drogi!.. Ale wiedz, że jestem uszczęśliwiona z zawarcia z tobą przyjaznego sojuszu. Martwiłam się, że wyglądało jakbyś drżał przedemną i unikał spotkania, chyba powątpiewałeś, że jestem zdolna kochać cię jak siostra? Otóż upewniam cię, że mi to sprawia niewymowną radość, przynosi pożądany wypoczynek i rada jestem, że pozyskałam w tobie powiernika, taki powiernika, przed którym ze wszystkiego będę się opowiadać... No, podaj mi rękę i uściskajmy sobie dłonie jak para starych przyjaciół!
Pożegnali się, jak sobie tego życzyła i Mateusz patrzał za odjeżdżającym jej powozem, zdziwiony, że odkrył dziś Serafinę, o jakiej nie miał pojęcia, Serafinę obarczoną udręczeniami i potrzebującą wypowiadania się z ufnością. A może obierając sobie za powiernika dawnego kochanka, znajdowała nowość wrażenia, odsłaniając się przed nim pod względem moralnym? Do jakiejże krańcowej ostateczności dążyła ona teraz w pragnieniu bezkarnych nasyceń rozkiełznanej cielesnej żądzy?
Leczący ją doktór, Mainfroy, był wysokim, szczupłym, trzydziestoletnim mężczyzną, przyzwoitego ułożenia, twarzy pulchnej a zarazem poważnej. Zawsze od rana opięty w tużurku, rozpoczynał wyrabiać sobie klientelę pomiędzy kobietami, wiedząc, że nawet średniej wartości doktorzy, umieją sobie tą drogą zapewnić bardzo znaczne dochody. Wziął sobie za zasadę, by nawet wobec nic nie znaczącej dolegliwości przybierać minę głębokiego zastanowienia, podnosił ważność cierpień nerwowych, z niezrównaną cierpliwością słuchał żałosnych utyskiwań swoich pacyentek, hojny był w udzielaniu lekarstw i strzegł się głupiej ochoty romansowania z klientkami, pamiętając, że kobieta oddająca się swojemu doktorowi, przestaje mu płacić za wizyty. Właśnie, w ten sposób zdobył sobie władzę nad Serafiną. Była zdziwiona, że ten ładny, młody doktór pozostał obojętny i nie rozumiejący jej zachęcających wyznań. Po raz pierwszy przybył do niej, wezwany podczas nocy przez wystraszoną służącą i z rodzaju cierpienia Serafiny odrazu poznał, że dostała ataku nerwowego skutkiem gwałtownego wstrząśnięcia po sztucznie spowodowanem poronieniu. Lecz udał, że się niczego nie domyśla i zastraszył ją, że może uledz chorobie zakłócającej dotychczasowe jej życie, jeżeli, nie leczona, przejdzie w stan chroniczny. Nabrała do niego zaufania i ufając jego zdaniu, z lękiem patrzała, gdy znacząco kiwał głową, półsłówkami wywołując mnóstwo najstraszliwszych dolegliwości. Doktór Mainfroy uważał siebie za uczciwego lekarza, w niczem nie ustępującego większości swoich kolegów i rzeczywiście nie był on zdolny dopuścić się nadużycia pokładanego w nim zaufania chorego lub chorej a drobne ustępstwa, które czynił kaprysom dam, uważał za zgodne z koniecznością wyrobienia sobie stanowiska. Miał przytem sumienie dość powolne, by w razie okazyi kierować swe klientki ku niektórym ze znanych chirurgów, za co otrzymywał od nich pewne ustanowione wynagrodzenie. Jaki był dalszy los tych kobiet, to już nie jego była sprawa. Był tylko uprzejmym pośrednikiem i raz zawierzywszy chorą znakomitemu specyaliście, usuwał się, jemu pozostawiając swobodę zbadania i leczenia.
Już blisko ud roku trwała tego rodzaju komedya pomiędzy Serafiną a doktorem Mainfroy. Wzajemnie mogli przypuszczać, że oszukują się z dobrą wiarą i nie byliby już w stanie powiedzieć, kto z nich pierwszy wspomniał o potrzebie operacji. Przychodził do niej prawie regularnie co tydzień a jeżeli się opóźnił, przywoływała go, zmuszając do zapisywania nowych lekarstw, przesadzając swoje cierpienia, narzekając na bóle nie do wytrzymania. A skutkiem niecierpliwości Serafiny w poddawaniu się niedomaganiom, zaczęli oboje mówić o tej operacyi, któraby napewno uwolniła ją od wszystkich przykrych kłopotów. Powstrzymywał jej zapał gdy była bliską powzięcia stanowczego postanowienia, bo chciał jaknajdłużej zachować dla siebie tę dobrze płacącą klientkę, lecz zauważył, że należy się mieć na baczności, bo może się zbuntować przeciwko zbyt powolnemu leczeniu i pomijając jego pośrednictwo, podążyć ku wielkiemu chirurgowi, by umiejętną operacją dozwolił jej urzeczywistnić marzenie, którem była opętana. Mainfroy zdawał sobie sprawę z całości położenia, wiedział, że bóle Serafiny nie mogą być dokuczliwe i że z istniejącego lokalnego zapalenia oddawna byłaby się wyleczyła, wyrzekając się na czas jakiś nocnych nadużyć. Zaczął więc teraz powątpiewać o możności radykalnego wyleczenia i potrząsając znacząco głową twierdził, że w najlepszym razie kuracja wymaga długich, bardzo długich miesięcy. A wreszcie, z tego rodzaju chorobami nigdy niczego nie jest się pewnym: bo może to wyjątkowo złożony objaw, niepochwytny dla niespecyalisty?.. Któregoś dnia zrobił przypuszczenie, że tworzy się narósl i jakoś zaraz potem, wymówił nazwisko doktora Gaude, co nieledwie, że zdecydowało o konieczności operacyi. Lecz następnie upłynęło jeszcze sporo tygodni, bo Serafina zlękła się i wyspowiadała przed nim częściowo, tając cały szereg obaw, jakie ją trwożyły, co do możliwych następstw. Za każdą wizytą doktora Mainfroy, ośmielała się i wypytywała go, o ile jej kobiece żądze pozostaną niezmienne? Różne znajome wystraszyły ją, opowiadając, że po operacyi, kobieta przestaje byś sobą, stygnie dla miłosnych zapałów, jest niezdolną odczuwać zmysłowych rozkoszy. Były to przyczyny powstrzymujące ją; pragnęła obezwładnienia organu, pozbycia się groźby macierzyństwa i tylko dlatego pożądanego celu, była gotową iść pod nóż operatora; lecz wyrzec się żądzy, zabić w sobie możność rozkoszy, tego nie mogła, nie chciała, bo umarłaby ze wstydu i ze złości, gdyby dobrowolnie wyzbyła się ognia, który ją pożerał i którego płomienie pożądała wiecznie nasycać, wolna od wszelkiego obowiązku. Mainfroy uśmiechał się łagodnie, wzruszał ramionami, uważając opowiadania przyjaciółek Serafiny za niedorzeczne baśnie a wzamian twierdził, że na dziesięć zoperowanych kobiet, dziewięć pięknieje, młodnieje, zachowując krasę urody po za ukończonych lat pięćdziesiąt i że wogóle temperament ich staje się o wiele namiętniejszy, co właśnie jest jedną z niedogodnych stron operacyi.
Gdy Mainfroy uroczyście ją o tem upewnił, Serafina skinęła, by zamilkł, udając zawstydzoną i rzeczywiście twarz jej płonęła, ale z gorączkowego wybuchu radości.
— Ach doktorze, czy sobie wyobrażasz, że będziesz musiał leczyć mnie następnie, by wywołać uspokojenie organizmu. Żartuję, śmieję się, ale pomimo to, wierzaj, kochany doktorze, iż od wczoraj cierpię gwałtowniej niż kiedykolwiek. Czyż to nie jest okropne, gdy pomyślę, że może mam w sobie zarodek śmiertelnej choroby? Ach, boję się!.. tak... boję się, lecz ulegam konieczności i proszę, byś mnie zaprowadził do kliniki doktora Gaude... trzeba się raz przekonać i poddam się jego krajaniu, kiedy powiadasz, że on cudów dokonywa!
— Tak, prawdziwych cudów — pochwycił Mainfroy. — Właśnie i teraz dzienniki rozwodzą się nad chorą, którą wybawił od śmierci. Zwłaszcza od kilku miesięcy ma on niesłychane powodzenie. Czy pani wie, że postawił na nogi tę biedną robotnicę, Eufrazyę, o której pani mówiłem. Powróciła już do domu zdrowsza niż kiedykolwiek a zdaje mi się, że jej choroba była w tym samym rodzaju co i pani, mówiono mi, że miała słabość bardzo złośliwego gatunku.
— Naprawdę? — zawołała Serafina. — Zatem zrobię, jak to sobie obiecywałam... pójdę ją zobaczyć i wyciągnę na opowiadanie... Proszę, niechaj pan na to zaczeka przed zażądaniem od doktora Gaude konsultacyi dla mnie.
Eufrazya Moineaud, wyszedłszy za mąż za Augusta Benard młodego i zawsze wesołego mularza, który się w niej zakochał, chociaż była chuda i nieładna, mieszkała z mężem przy ulicy Caroline w dzielnicy Grenelle, w obszernej izbie, będącej kuchnią, stołowym pokojem a zarazem sypialnią. Był przy izbie ciemny alkierz, który spożytkowano, gdy po czterech latach małżeństwa znalazło się aż troje dzieci, postawiono w nim łóżko dla dwóch starszych dziewczynek będących bliźniaczkami. Kołyska młodszego dzieciaka, chłopca, stała przy łóżku rodziców. Eufrazya, mając zbyt wiele pracy w domu, przestała chodzić do roboty w zakładzie i należy jej przyznać, że utrzymywała izbę we wzorowej czystości, panując w rodzinie jak samowładna królowa, rozkazująca i słuchana, gdy nagle, po ostatnim połogu chwyciły ją bóle doprowadzające do nieprzytomności. Zapewne zbyt pośpiesznie wstała, by zająć się gospodarstwem, lecz znosiła cierpienie z wielką energią, chociaż jątrząc się ze złości, znęcała się nad mężem, który drżał przed nią, dawszy się jej opanować od samego początku. Tęgi, olbrzymi ten chłop, łagodnie znosił napaści złego humoru drobnej, chudej Eufrazyi, której nieznośny charakter ostatecznie się zaostrzył skutkiem choroby. Wreszcie, zgodziła się wstąpić do szpitala i właśnie skutkiem tego, powróciła obecnie z kliniki doktora Gaude, przebywszy operacyę i jak mówiono, zupełnie wyleczona. Od paru tygodni dzienniki nie przestawały pisać o tym nowym tryumfie doktora Gaude, opowiadając wzruszającą historyę tej młodej, zamężnej robotnicy, dotkniętej okropną chorobą i uratowanej od niechybnej śmierci, przywróconej mężowi, drobnej dziatwie i zdrowszej, silniejszej niż przedtem. Kuracya ta była arcydziełem znakomitego chirurga, stanowczą zachętą dla dam, wahających się z zezwoleniem na operacyę.
Rano, około godziny jedenastej, Serafina przyszła do mieszkania małżonków Benard i zastała całą rodzinę zebraną. Benard, który pracował przy domach budujących się w sąsiedztwie, jadł teras zupę, przysiadłszy w rogu stołu a Eufrozyna, zamiatając izbę, zrzędziła na trójkę swoich dzieci, narzekając, że śmiecą niepotrzebnie. Nawet matka Moineaud była tutaj, przyszedłszy się dowiedzieć o zdrowie córki i ze zwykłą swą onieśmieloną miną siedziała na skraju stołka, ręce zasunąwszy pod fartuch; znękana jej postać silnie postarzała ostatniemi laty.
— Tak, to ja — mówiła Serafina. — Dowiedziałam się, że ciebie uleczono w szpitalu, więc przyszłam ci powinszować, bo sobie przypomniałam, że cię kiedyś widziałam młodziutką dziewczyną w zakładzie mojego brata. A prócz tego, chcę się ciebie wypytać o różne rzeczy, bo mam przyjaciółkę cierpiącą na tę samą chorobę, której się pozbyłaś.
Uboga rodzina patrzała z osłupieniem na tak niespodziewanego gościa. Wszyscy oni znali panią baronową, zwłaszcza z opowiadań kursujących w zakładzie o jej bajecznych bogactwach i zadziwiającym rodzaju życia. Gdy raczyła zająć miejsce na podanem krześle, mularz wrócił do jedzenia zupy a stara Moineaud znów przysiadła milcząc i wodząc bezmyślnym wzrokiem.
Nanowe zachęcenie Serafiny, Eufrazya stojąc, podparta na miotle, rzekła:
— Proszę pani, nie mogę inaczej powiedzieć jak tylko, że wszystko wcale nieźle się obeszło. Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty iść do szpitala, bo pan doktór Boutan, który nieraz nas wszystkich darmo leczy, powiedział mi, że mogę się w domu wyleczyć, jeżeli będę przezorną i cierpliwą. Ale trudno było zastosować się do jego woli, bo ciąglebym musiała tylko o sobie myśleć a przytem zakazał mi wszelkiej cięższej roboty a jakżebym mogła próżnować, mając męża i dzieci? Więc któregoś dnia, gdy mnie chwyciły mocniejsze bóle, zdecydowałam się na szpital.
— A czy operacja zaraz się odbyła? — dopytywała się baronowa.
— O nie, proszę pani! nawet wtedy mowy o tem nie było. A nawet gdy po raz pierwszy powiedziano to słowo, zaczęłam się rzucać ze złości i chciałam wracać do domu, pewną będąc, że mnie pokaleczą i że stanę się odrażającą dla mojego męża. Ale panowie doktorzy wyśmiewali się ze mnie, gdym tak gadała i wreszcie powiedzieli, że jeżeli wolę umrzeć, to chyba, że mam na to ochotę. A potem to przez cały tydzień pozostawiono mnie w spokoju, powtarzając po kilka razy na dzień, że kiedy nie chcę się leczyć to niezawodnie za miesiąc już będę w ziemi. Pani rozumie, że wcale mi nie było wesoło słyszeć taką przepowiednię i tak się zlękłam śmierci, że byłabym pozwoliła, by mi poobcinano ręce i nogi... tem więcej, że gdy się rozpytywałam panów doktorów, co właściwie chcą ze mną zrobić, nie odpowiadali, albo też dawali do poznania, że prawie nic, coś tak zwyczajnego, że inne kobiety poddają się temu bez namysłu, bo wiedzą, że nawet nie poczują żadnego bólu. I na własne oczy widziałam, że mnóstwo kobiet przychodzi, by je zoperowano, po trzy, cztery wprowadzano codziennie do naszej sali, mówiąc, że wkrótce wrócą do zdrowia. Więc i ja się zdecydowałam... tak, proszę pani, nikt mnie nie przymuszał, z własnej woli powiedziałam, że chcę a dzisiaj to nacieszyć się nie mogę, że pozbyłam się dawnej biedy.
— Jednakże — przerwał jej Benard z pełnemi ustami jedzenia — panowie doktorzy powinni mi byli powiedzieć, gdym przyszedł cię zobaczyć w niedzielę, że chcą wszystko ci wykroić... Mnie się widzi, że takie rzeczy nie powinny być wypruwane z kobiety bez zezwolenia męża... Przecież ty sama nie wiedziałaś, co oni chcą tobie zrobić i aż zgłupiałaś, gdy ci powiedziano, że nic w tobie już niema.
Eufrazya oburknęła się i kazała mu cicho siedzieć.
— Owszem, wiedziałeś i ja wiedziałam. Tylko, że mi jasno wszystkiego nie powiedziano. Ale przecież rozmawiałam z innemi choremi i domyślałam się, że już w całości nie będziesz mnie miał jak przedtem. Lecz trudna sprawa... trochę człowieka mniej albo więcej, cóż ci na tem zależy, kiedy tego nie widać? Wolę to, aniżeli okaleczenie twarzy!
Benard mruczał wszakże, pochylony nad talerzem:
— Ja się na to nie godzę. Powinni byli mnie przestrzedz. A najpierwej tobie powinni byli rzecz jasno wyłożyć, że kiedy wszystko z ciebie wyjmą, to już nigdy nie będziesz miała dzieci.
Zaczął spiesznie jeść, sapiąc, zafrasowany, że może wywołał burzę domową.
— Milcz! — wrzasnęła żona. — Robisz co możesz, bym się z umartwienia nanowo rozchorowała. Czyż ci nie dosyć tych trojga dzieciaków, które już mamy?.. Czyż myślisz, że pozwoliłabym ci obarczać się dzieciakami tak jak to głupie, dobre moje matczysko pozwoliło mojemu ojcu? Niechaj pani baronowa raczy powiedzieć, czyż dla biedaków jak my, troje dzieci nie jest aż nadto wiele?
— Moja droga — zawołała, śmiejąc się Serafina — podług mnie, to o całe troje za wiele! Ale powiedz mi, czy bardzo cierpiałaś podczas operacyi?..
— Proszę pani, ani wiedziałam kiedy się to stała, bo się śpi podczas ich krajania. A po przebudzeniu nie jest wesoło, ale można to dość łatwo przenieść.
— Więc zupełnie jesteś zdrowa?
— Powiedzieli mi, że jestem wyleczona. Przedtem miewałam bóle nie do wytrzymania w krzyżu i w udach. A obecnie tylko od czasu do czasu coś mnie zaboli a powiedziano mi, że to będzie coraz rzadziej i wreszcie ustąpi po zupełnem zagojeniu.
Zaczęła wszakże narzekać, że siły ją opuściły i że na nic nie ma czasu po za domowemi zajęciami. Prawda, że zamiłowanie porządku posuwała do przesady i wiecznie miała w ręku miotłę, albo ścierkę, zamęczając dzieci i męża wymaganiami czystości. Benard nie śmiał się ruszyć w izbie, robocze buty musiał ściągać przed wejściem i dawno już jak się odzwyczaił od plucia na ziemię. Jeżeli nie sprzątała, to myła dzieci, łając je za najmniejszą plamę na ubraniu. Ale od czasu jak wróciła ze szpitala, musiała przerywać te drobne czynności i ze zmęczeniem padała na krzesło, wrzeszcząc z gniewu i z rozpaczy, że stała się niedołężną.
— Nawet stać długo nie mogę — rzekła siadając. — Ale trochę cierpliwości a siły powrócą, bo panowie doktorzy w szpitalu, zaręczyli, te będę zdrowsza niż kiedykolwiek.
Te szczegóły niewiele obchodzić mogły Serafinę, pragnęła inne stawiać pytania, nie znajdując ku temu przyzwoitego wybiegu. Lecz odważyła się i spokojnie patrząc na Benarda, spytała z naiwną bezczelnością:
— Mężowie łatwiej się godzą, nie mieć dzieci, aniżeli pozbawić się przyjemności obcowania z żoną... a jeżeli kobieta nie może ich zadawalać jak przedtem, to mogą wyniknąć wielkie nieszczęścia w małżeńskiem pożyciu.
Mularz zrozumiał i rozweselony, roześmiał się na całe gardło.
— Proszę pani, co do tego nie mogę narzekać! gdybym był posłuszny jej chęciom, to nie miałbym czasu iść do roboty, tylkobym bezustanku miał z nią uciechę w domu!
Eufrazya skoczyła ze złością w stronę męża, oburzona, zawstydzona, że on śmie mówić o takich potajemnych sprawach. Odgrażając się, raz jeszcze kazała mu milczeć, podczas gdy Serafina uszczęśliwiona, że się dowiedziała czego pragnęła, śmiała się, żartowała a wreszcie podniósłszy się z krzesła, chciała pożegnać się i odejść, gdy wtem matka Moineaud, dotąd drzemiąca i jakby nieświadoma o czem mówiono, zaczęła sączyć jękliwe utyskiwania, powoli, monotonnie i bez końca:
— Tak, słusznie rzekłaś, że twoje głupie matczysko pozwoliło się obarczyć całą czeredą dzieciaków. Bo prawdę mówiąc, co mnie, albo mojemu mężowi przyszło z tego... nie żałuję, że się tak stało, ponieważ mój chłop miał ze mnie tyle uciechy ile zażądał... ale ani on, ani ja, nie mamy z naszych dzieci żadnej pociechy na stare lata. Biedaczysko resztę sił traci, pracując w zakładzie jak za młodu... bo musi na cały dom pracować, odkąd Wiktora zabrali do wojska a może nam nigdy go nie oddadzą, jak Eugeniusza, który zmarł niedawno na jakimś końcu świata... Z trzech naszych chłopaków już tylko ostatni przy nas, ten ladaco Alfred, który woli się łobuzować, aniżeli chodzić do szkoły, wiecznie się włóczy po ulicy i taki rozpustny, chociaż ma dopiero lat siedem, że gorzej niż bracia, gdy mieli po lat piętnaście. A moje córki!.. Mój Boże!.. miałam ich aż cztery, a teraz tylko Irma pozostała przy mnie, jeszcze jest za młoda, żeby ją wydać za mąż a tyle ma narowów, że, aż ciarki po mnie chodzą, bo gotowa puścić się na łajdaczkę... do roboty ani tego napędzić! Ty, Eufrazyo, o mało co nie zmarłaś a oto teraz Cecylia musiała iść do szpitala!.. A ta moja najstarsza... ta nieszczęsna Norina...
Potrząsnęła rozpaczliwie głową i znów tym samym płaczliwym tonem powróciła do rozpamiętywania losu każdego ze swych dzieci, zatrzymując się na szczegółach, ubolewając nad biednym swoim mężem, który od dwudziestu pięciu lat nie odetchnął ani na chwilę, drepcząc codzień jak koń w maneżu, skazany na obracanie koła aż do dni ostatka. Oj, tak, jedyną jego uciechą było płodzenie dzieci, bo już jak raz były, żadnej pociechy rodzice z nich nie mieli... Ach a te biedne dzieciska teraz już po za rodzinnem gniazdem, wszak im nie jest lepiej niż było rodzicom! Każde na swoją rękę rozpoczęło tę samą biedę! I znów wymówiła imię Noriny, roztkliwiając się nad swoją najstarszą córką. Lecz Eufrazya przerwała jej z gwałtownością:
— Mamo! zakazałam ci wymawiać to imię w mojej obecności!.. Tę bezwstydnicę spoliczkowałabym przy pierwszem spotkaniu!.. Mówiono mi, że znów miała dziecko i Bóg raczy wiedzieć co z niem zrobiła! Twoja rozleniwiona Irma lada dzień puści się na łajdactwo i trzeba, żebyś wiedziała, że przykład Noriny będzie tego powodem!
Dawna nienawiść względem starszej siostry, której zazdrościła urody, białego, pulchnego ciała, jeszcze się teraz wzmogła w brzydkiej, chudej Eufrozynie, pyszniącej się swoją uczciwością pracowitej matki rodziny i z większą niż kiedykolwiek pogardą odzywała się o Norinie, zamiłowanej w próżnowaniu, wzdychającej ku wygodnemu, wesołemu życiu. Ani mąż, ani matka, nie śmieli się teraz odezwać, wystraszeni, że byle jakiem słowem, mogą spowodować jeszcze gwałtowniejszą scenę.
— Wspomnieliście, moja dobra kobieto, że wasza córka Cecylia, musiała wstąpić do szpitala?.. spytała Serafina z nowem zaciekawieniem.
— Ach, tak, proszę pani!.. Cecylia jest w szpitalu... A jednak ta miała szczęście, bo pan Froment wziął ją do służby na wieś, gdzie teraz gospodaruje... Lecz przyszła choroba i musiała ztamtąd odejść... Cecylia narzekała, że czuje w sobie jakby banię, która jej ciąży w ciele a w głowie gwóźdź, wciąż wbijający się jej aż do mózgu... A potem chwyciły ją straszne bóle w krzyżu i w udach... tak, że wyła z boleści za każdem poruszeniem... podobno, że jej zrobią tę samą operacyę co Eufrozynie...
— Wcale niezabawna historyą dla dziewczyny, która zaledwie skończyła lat siedemnaście! rzekł Benard, wstając od stołu po zjedzonem śniadaniu.
— A cóż to ona ma być delikatniejszą panią odemnie! zawołała z cierpkością Eufrozyna. Kiedy mnie krajano to i ją mogą krajać, ponieważ ma tę samą chorobę. Chyba, że woli umrzeć!
— Aż dwie moje córki pod nóż! to doprawdy za wiele... jęknęła matka Moineaud, wpadając w zwykłe ciche przygnębienie.
Serafina wstała, by odejść i dziękując za udzielone wiadomości, dała każdemu z trojga dzieci po srebrnej sztuce monety, co wywołało błogosławieństwa ze strony całej rodziny.
Zaraz nazajutrz poleciła doktorowi Mainfroy, by zobaczył Cecylię leżącą w szpitalu, bo postanowiła odłożyć decyzyę co do własnej kuracyi, dopóki nie zasięgnie wiadomości o tej nowej operacyi. Mainfroy stwierdził, że Cecylia znajduje się w klinice doktora Gaude, gdzie wyczekuje, by ją zoperowano. Serafina wymogła na swoim doktorze, by ją zaprowadził którego poranku zobaczyć Cecylię leżącą w ogólnej sali i już przychodzącą do zdrowia. Baronowa szła tam jak na niezmiernie ciekawe widowisko.
W szpitalu, doktór Gaude rządził w trzech salach wyznaczonych dla kobiet i był uważany za wszechwładnego pana jaśniejącego niezrównaną sławą. Był on rzeczywiście pierwszorzędnej zręczności chirurgiem a przytem człowiekiem niezwykle inteligentnym, wesołym i brutalnym, decydującym się szybko i pewnym wprawności swej ręki. Był dumnym ze swej wyższości, nie uznawał żadnych skrupułów, lecz był niezdolnym do ustępstw przeciwnych honorowi i nikt nie mógł mu zarzucić nizkich, łajdackich czynów. A chociaż zbijał pieniądze i posiadał cały zastęp zręcznie zorganizowanych pomocników na mieście, którzy mu dostarczali bogatą klientelę przynoszącą zyski, jakiemi się z nimi dzielił, to jednak przemysłowe powodzenie swego kunsztu mniej cenił aniżeli sławę, rozgłos, jakie się wzmagały około jego nazwiska. Pełnił swe chirurgiczne czynności w sali przy drzwiach otwartych i byłby z chęcią zaprosił cały Paryż, by podziwiano mistrzostwo dokonywanych przez niego operacyj. Obrazy, ryciny, uczyniły popularną jego postać a przedstawiano go zwykle przy pracy, w wielkim białym fartuchu, zawiązanym pod brodą, z rękawami odwiniętemi po za łokcie, pięknego jak bóstwo tnące i rozporządzające życiem. Nikt nie był zdolny tak jak on przepłatać brzuch, spojrzeć, zaradzić i zeszyć. Czynił to z niezrównaną pewnością siebie. Zdarzało się nawet, że znów powtórnie taki brzuch otwierał, by się przekonać o czem chciał wiedzieć. Dzięki antiseptycznym środkom, uważał operacyę za rzecz drobnostkową i decydował się na nią przy byle okazyi. Ile kobiet przychodziło do niego prosząc o poradę, tyle było zoperowanych. Jeżeli pomyliwszy się w dyagnozie, znalazł się przed zdrowym organem, wycinał wszakże cośkolwiekbądź, nie chcąc zeszywać napróżno rozpłatanego brzucha. Od krańca do krańca Paryża rozbrzmiewała sława robionych przez niego operacyj, wychwalano i podziwiano znakomitą jego zręczność, niezrównaną wprawę, do której rzeczywiście doszedł, egzercytując się na tysiącach biednych pacyentek zapełniających jego klinikę w szpitalu. To sprawiło, te stał się bóstwem, któremu znosiły złoto milionowe damy, w przystępie narwanej swej natury udające się do niego jako do mistrza kastracyi.
Gdy Serafina, przyprowadzona przez doktora Mainfroy, weszła do wielkiej, białej sali szpitalnej, zastawionej mnóstwem wązkich, białych łóżek, na których spoczywały kobiety o bladych twarzach, mocno się zdziwiła, zastawszy Mateusza przy wezgłowiu Cecylii już zoperowanej od dni kilku. Dowiedziawszy się, że ją operowano, Mateusz przyszedł ją odwiedzić, powodowany współczuciem dla jej smutnego losu. Stał milcząc a Cecylia leżąc w łóżku, cicho płakała. Chociaż miała lat siedemnaście, była szczupła jak mała dziewczynka, piersi prawie nie miała, wyciągnąwszy się tylko wzrostem na długość. Blada, napadnięta jej twarz wyrażała teraz ciężkie umartwienie, spoczywając na poduszce wśród rozwianych, jasnych włosów. Usta jej drżały, oczy miała czerwone i szlochała, szlochała bez końca.
— Co jej jest? — spytała Serafina. Czy operacya się nie powiodła?... Czy może z bólu tak płacze?
— Owszem, operacya się udała, odpowiedział Mateusz. Podobno jest to arcydzieło doktora Gaude, wykonał swą czynność z taką świetnością, że obecni byliby go chętnie oklaskiwali. A dopiero o powiedziała mi, że nie odczuwa już żadnego bólu.
— Więc dlaczegóż ona płacze?...
Mateusz nie zaraz odpowiedział a wreszcie rzekł ze wzruszeniem;
— Bo dopiero na chwilę przed mojem przyjściem została uwiadomioną, że jeżeli wyjdzie za mąż, to nigdy nie będzie miała dzieci.
Serafina z osłupieniem spojrzała na chorą dziewczynę o nieładnej twarzy i wątłem, bladnem ciele.
— Jakto? więc to dlatego?... Więc ona tego żałuje?...
Mateusz odwrócił się w stronę Serafiny i patrząc jej prosto w oczy, rzekł z powagą, powstrzymującą wybuch jej ironicznego śmiechu:
— Tak. Okazuje się, że nawet pomiędzy najbiedniejszemi dziewczynami są kobiety o zdrowych pojęciach i że myśl, iż nigdy nie będą matkami, doprowadza je do rozpaczy.
Serafina zbliżyła się do łóżka Cecylii i pochyliwszy się nad nią, zaczęła ją uspokajać i pocieszać, pragnęła bowiem zadać jej kilka pytań.
Chora starała się opanować, przestała szlochać i odgarnęła z zapłakanej twarzy, kosmyki splątanych włosów.
— Więc już nic ciebie nie boli, moje drogie dziecko?...
— Nie, proszę pani, nic mnie nie boli.
— Ale bardzo cierpiałaś podczas operacyi?...
— Nie, proszę pani, nic o tem nie mogę powiedzieć, bo nie nie wiem.
Ale znów zaniosła się od płaczu i płakała do nieprzytomności. Myśl o przebytej operacyi, znów jej przypomniała, te wycięto z niej wszystko i że nigdy, nigdy nie będzie matką. Jako biedna dziewczyna, często wałęsająca się po roboczej dzielnicy miasta, miała sposobność od dzieciństwa wiedzieć o wszystkiem, co się odnosi do miłości i macierzyństwa a chociaż, pomimo otaczającego ją zepsucia, pozostała dziewicą, odczuwała teraz cały ogrom krzywdy, jaką jej wyrządzono. Dziewictwo jej ścięte przed rozkwitem wywołało w niej instynktywną rozpacz, trapiła się, że nigdy matką nie będzie chociaż dotychczasowo nie znała ku temu pragnienia i szlochała, szlochała bez końca, jakkolwiek ta powódź łez nie przynosiła jej żadnego uspokojenia.
Wtem zapanowała jakaś radość w sali. Chore witały z uciechą wchodzącego doktora Gaude, który czasem po za zwykłemi godzinami odwiedzał swoją posłuszną ciżbę kastratek, okazując im w ten sposób dobrotliwość ojcowskiej opieki. Wszedł w towarzystwie tylko jednego interna, krępego, młodego człowieka, nazwiskiem Sarraille, o przebiegłych oczach, o poziomym, trywialnym wyrazie brzydkiej, nalanej twarzy. Uroda doktora Gaude tem promienniej przy nim odbijała. Gaude był wysoki, ryży, starannie wygolony, twarz miał kwadratową, wesołą a zarazem brutalną, pełną inteligencyi, oraz siły woli, przywykł, by mu ulegano z biernością, lecz umiał być uprzejmym, jak wszechwładny książę, który raczy się zniżać chwilowo do obcowania ze zwykłymi śmiertelnikami. A gdy spostrzegł, że jedna z jego chorych płacze, właśnie ta, którą nazywał „swoim klejnocikiem“, zbliżył się ku niej, chcąc się dowiedzieć o przyczynie jej zmartwienia. A gdy go powiadomiono, uśmiechnął się uprzejmie na znak, że jej przebacza.
— Pocieszysz się, mój klejnociku, pocieszysz... Są to sprawy łatwe do pocieszenia, przekonasz się o tem później...
Gaude był nieżonaty i utrzymywał, że pozostanie kawalerem, człowiekiem bezpłodnym, którego ostatnim wyrazem filozofii była pogarda względem wszystkich ludzi. Im mniej się ich mnoży, tem lepiej. Ta głupia, rozbójnicza rasa i tak niełatwo zmarnieje. Gdyby go kto przynaglił pytaniami, byłby wyznał, że tryumfuje po każdej odbytej operacyi, bo tym sposobem tępi źródło zła. Opowiadano, że jest kochankiem kastrowanych swoich klientek, które mając pewność, że się już nie narażają na żadne niebezpieczeństwa wstrętnego im macierzyństwa, zbiegały się dokoła niego, tworząc bezpłodny seraj swego wybawiciela.
Mainfroy, odprowadziwszy go na stronę i coś mu powiedziawszy, przedstawił go pani baronowej de Lowicz. Odrazu się porozumieli, chociaż pozornie toczyła się tylko uprzejma światowa rozmowa, pełna dwuznacznych uśmiechów i spojrzeń. Został oznaczony dzień w którym Serafina stawi się w gabinecie słynnego chirurga. Odchodząc dla dalszego obejścia całej sali, Gaude ukłonił się przyszłej klientce i raczył podać rękę mało jeszcze znanemu swemu koledze, doktorowi Mainfroy, który uścisnął tę dłoń z wymowną energią; porozumienie już teraz zapadło pomiędzy nimi. Cecylia w dalszym ciągu płakała, zanurzając twarz we włosy, które się zupełnie rozpuściły. Nie odpowiadała nikomu, o niczem nie wiedziała, prócz o swojem nieszczęściu. Pozostawiono ją więc, nie mogąc się nawet z nią pożegnać.
— A więc jesteś zdecydowana? — rzekł Mateusz do Serafiny — razem z nią wychodząc. Czyś się zastanowiła nad ważnością tego kroku?
— Cóż chcesz, muszę, bo zabardzo cierpię — odpowiedziała Serafina zupełnie spokojnie. Dłużej już nie mogę wytrzymać, trzeba, żeby to się raz skończyło. We dwa tygodnie później, Serafina przebyła operacyę, zamieszkawszy w domu zdrowia utrzymywanym przez zakonice przy ulicy de Lille. Był to rodzaj klasztoru otoczonego obszernemi ogrodami i tutaj, w tej świętobliwej ciszy, Gaude zwykle kastrował te, które nazywał „swojemi wielkiemi damami.“ Pomocnikiem jego bywał najczęściej Sarraille, którego wołowy pysk i głowa osadzona głęboko w ramionach, były odstręczające dla kobiet, brzydzących się całą jego postacią, rzadkim, jakby drucianym zarostem, sztywnemi włosami zlepionemi na skroniach. Lecz Gaude cenił w nim psa wiernego a może nawet jego nienawistne oburzenie za wstręt, jaki wzbudzał; wiedział zarazem, że Sarraille jest bardzo energiczny, już zdecydowany na wszystko i gotów puścić się na rzeczy najgorsze, popychany żądzą zdobycia pieniędzy. Naturalnie, że operacja udała się w sposób zdumiewający, cudowny, organ ulotnił się, znikł, jakby w zaczarowanych rękach czarnoksiężnika. A ponieważ Serafina przystąpiła do operacyi będąc zdrową i silną, więc rekonwalescencya postępowała szybko i wkrótce ukazała się w swojem towarzyskiem kółku jaśniejąca pięknością, wypoczęta, jak po odbytym sezonie w górach lub nad morzem. Mateusz zdumiał się, ujrzawszy ją w pełni tego tryumfu. Bezczelna radość mieniła się na jej twarzy wraz z niehamującą się teraz żądzą, złotawa jej cera płonąć się zdawała szczęściem odniesionego zwycięztwa, pewnością bezpłodności, rozkoszą oddawania się bez żadnych obaw i zastrzeżeń a oczy Serafiny wciąż biegnące w poszukiwaniu nowych zdobyczy, opowiadały o nocach w alkowie teraz wszystkim otwartej i wszystkim obiecującej nieskończoność rozkoszy w nicestwie.
Pewnego dnia, gdy Mateusz był na południowem śniadaniu u doktora Boutan, zaczęli z sobą o tem mówić. Doktór wiedział o wszystkiem, co się odnosiło do operacyj praktykowanych w klinice Gaude’a i mówił o tem jak o klęsce a czasami wpadał w pewien rodzaj oburzenia.
— Gaude, jest przynajmniej chirurgiem pierwszorzędnej wartości i chcę wierzyć, że ulega pasyi swojego kunsztu. Lecz pod jego osłoną, za jego przykładem idą inni i z każdym dniem wzrasta zastęp improwizowanych operatorów, którzy wyrządzają nieobliczone krzywdy ojczyźnie, ludzkości. Kastrowanie kobiety, gdy nie zachodzi tego nieodzowna potrzeba, jest niczem innem, jak zbrodnią. Decydować się na coś takiego można tylko wtedy, jeżeli zachodzi groźba śmierci i jeżeli wszelka inna pomoc lekarska okazała się bezskuteczną. Dzieje się wszakże wprost inaczej i na dwadzieścia operowanych kobiet, jest conajmniej piętnaście, które mogłyby się wyleczyć zwykłą metodą. Znasz obie córki starego Moineaud; otóż leczyłem Eufrozynę, zatem wiem, że miała chroniczne zapalenie bardzo bolesne, lecz uleczalne po dłuższem, starannem pielęgnowaniu; zaś Cecylia, którą miałem sposobność zbadać, podlega gwałtownym bólom newralgicznym. Otóż operować kobiety dotknięte choroby nerwową albo błędnicą, uważam za niegodziwość, za występek godny więzienia, jeżeli nie domu obłąkanych. Wyobraź sobie, że mi opowiadano, że oni obecnie kastrują furyatki, by je uspokoić!... Cóż chcesz! jakie szaleństwo powiało w tym kierunku a boję się że jest ono wywołane tylko chęcią zgarniania obfitych pieniędzy! Najznakomitsi i nieznani, wielcy i mali doktorzy, opętanymi są tą manią i rzeczywiście dochodzą do majątku na rzemiośle kastrowania kobiet. Płatają, wycinają ciągle i wszędzie! A często się zdarza, że tną nie uprzedziwszy o tem kobietę, która dowiaduje się o wszystkiem, dopiero przy odczytywaniu buletynu, zawieszonego na swejem szpitalnem łóżku! Lecz cóż tych panów obchodzi, że będzie o jedną kobietę mniej, o jedną żonę mniej, o jedną matkę mniej! A musisz wiedzieć, jakie zatrważające rozmiary przybiera ta mania?... W szpitalach liczba kastrowanych kobiet dochodzi oddwóch do trzech tysięcy rocznie. A w klinikach prywatnych cyfra ta musi być o wiele większa, bo tam niema niedogodnych świadków, ani kontroli. Jestem pewny, że w Paryżu, w przeciągu ostatnich lat piętnastu zoperowano od trzydziestu do czterdziestu tysięcy kobiet. We Francyi zaś jest pięćset tysięcy, pół miliona kobiet, których kwiat macierzyństwa został podcięty, wyrwany, jak chwast szkodliwy! Czy słyszysz? pół miliona potworów, pół miliona świadomie okaleczonych niedołęg!
Rzucił ostatnie słowa w przystępie głębokiego wzburzenia a po chwili, mówił dalej z pogardą i bólem:
— A najgorszem złem jest to, że tyle w tem wszystkiem kłamstwa, złej wiary, złodziejstwa. Bo kłamliwe są ich statystyki, ogłaszane w celu przymnożenia im sławy. Wprowadzają one w błąd jutrzejsze klientki, zbiegające się a następnie okradzione, bo prawie nigdy nie urzeczywistniają się głoszone obiecanki. Tak więc, panująca moda kastracyi kobiet spoczywa na umiejętnie obstawionem oszustwie, bo wiadomość a nawet fakt, że operacya się udała, jeszcze niczego nie dowodzi; należałoby śledzić dalsze życie zoperowanych kobiet, wiedzieć, w jakim się znajdują stanie zdrowia, słowem, jakie są ostateczne wyniki tak pod względem indywidualnym, jak społecznym. Ach a wtedy o jakże okropnych zawodach przekonałby się ogół publiczności! bo nie należy ukrywać, że dalszy ciąg życia zoperowanych kobiet jest piekłem wszelkiego rodzaju cierpień, upadków, najstraszliwszej i nieodwołalnej porażki. Organ nie może być uzdrowiony przez odjęcie mu właściwych jego funkcyj. Powtarzam raz jeszcze, że kastrowanie kobiet zamienia je w potwory a potwory są negacyą zdrowia i szczęścia. W przeciągu ostatnich lat dziesięciu, nóż operatorów kastrujących kobiety uczynił Francyi większą krzywdę, aniżeli kule prusaków podczas pamiętnej krwawej wojny!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Émile Zola i tłumacza: anonimowy.