Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku/Wrzesień/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku |
Podtytuł | Wrzesień |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wyd. | 1910 |
Miejsce wyd. | Mikołów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Naukę Wiary świętej w dwojaki sposób poznać można. Pierwszy sposób jest bardzo niedostateczny, a polega na tem, że tak jak uczniowie w szkole uczą się różnych przedmiotów, nie aby z nich mniej lub więcej korzystać, ale żeby zdać egzamin przed profesorem, lub żeby się wiedzą swoją popisywać, tak też niektórzy uczą się religii jakby zwykłego przedmiotu szkolnego, dlatego że taki panuje zwyczaj. Tacy nieraz umieją na każde zapytanie, odnoszące się do rzeczy wiary wcale trafnie odpowiedzieć, — ale w gruncie rzeczy nie wiele o tę znajomość wiary dbają, a tem mniej jeszcze w codziennem życiu nią się powodują. U nich znajomość wiary uczepiła się pamięci, może nawet i rozumu, ale nie dotarła ani do woli, ani do ich serca i pospolicie nie mają z niej pożytku, lecz przeciwnie narażeni są na ono słowo Pańskie: On sługa, który poznał wolę Pana swego, a nie nagotował ani uczynił wedle woli Jego, wielce będzie karan.
Drugiego, już zupełnie dobrego sposobu poznawania świętej Wiary trzymają się ci wszyscy, co rozumieją z św. Pawłem, że Wiara nasza święta, czyli nauka Chrystusowa jest cała mądrością, a to nie ludzką, ani przez ludzi wymyśloną, ale mądrością Bożą, od Boga nam daną i do Boga też prowadzącą. Tacy wyznają z św. Piotrem, że to są słowa żywota wiecznego i dlatego z pokorą i wdzięcznością je przyjmują, cenią je nad wszelką naukę ludzką, coraz lepiej rozumieć i coraz doskonalej w całem życiu i postępowaniu swojem do niej zastosować się usiłują. Do nich się stosuje ono błogosławione słowo Pana naszego: Kto z Boga jest, słów Bożych słucha.
Niestety, są inni jeszcze, którzy Wiary świętej albo mało tylko, albo prawie wcale nie znają, ani też o nią dbają. Takimi są przedewszystkiem poganie, którym nikt jeszcze nie opowiedział Ewangelii t. zn. po naszemu: wesołej nowiny o Panu Jezusie i Krzyżu Jego. Aleć oni, po ludzku mówiąc, nie są temu winni; raczej winne temu zachodzące okoliczności. Winni też rodzice i krewni, którzy jeszcze od biedy godzą się na to, jeśli syn lub krewniak ich pragnie zostać księdzem, żeby wcześniej lub później objąć stanowisko jako tako dostatnie; — ale jeśli którego młodego pociąga łaska Boża i dusza mu się rwie do zakonu, zwłaszcza takiego co po dawnemu wysyła swoich do pogańskich krajów na trudy bezpłatne, na pracę wśród głodu i chłodu, a nieraz i na męczeństwo, — to niebo i ziemię poruszają, żeby temu młodemu z głowy wybić i z serca wyrwać to, co oni nazywają mrzonkami, a w rzeczywistości są to, „wysokie myśli synów Bożych.“ O tych biednych, ciemnych poganach wierzę i wyznaję szczerze co mówi Pan Jezus, że kto wierzy i ochrzci się, zbawion będzie; a kto nie uwierzy, będzie potępion, ale i ufać w miłosierdziu Bożem nie przestaję, że jeśli kogo, to przedewszystkiem uczciwszych z pomiędzy pogan objął swoją prośbą: Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą co czynią.
Gorzej z tymi, co żyją wśród samych chrześcijan-katolików, ale na kształt onych faryzeuszów za czasów Pana Jezusa, są pełni uprzedzeń starych i nowych do nauki Pana Jezusa i dlatego ani słyszeć o niej nie chcą. Tak np. socyaliści szczerzy, a więcej jeszcze nieszczerzy, przyjęli od żydów Marxa i Lassalle’a uprzedzenie, że religia jest rzeczą prywatną; więc twierdzą, że czy kto boi się Pana Boga i chowa przykazania Jego, czy też nie: to nikomu nic do tego, — i sami też prawie wszyscy tak postępują, jakby ich to ani prywatnie, ani publicznie nic nie obchodziło, czy jest jaki Bóg nad nami i czy istnieje wiara prawdziwa, czy nie. — Podobnież trafiają się inni, co skutkiem częstego przestawania z innowiercami i niedowiarkami, lub czytania przewrotnych książek i gazet nabierają uprzedzenia, jakoby prawda katolicka była przestarzałą i niezgodną z nowoczesnym postępem naukowym i z teraźniejszymi wymogami kulturnymi; a nic nie rozumieją, że prawda nigdy zmienić się nie może, i że co było prawdą przed wieki, to też na wieki prawdą zostaje; postęp zaś prawdziwy polega na coraz gruntowniejszem i wszechstronniejszem poznawaniu wszelkiej prawdy, — wszystko zaś co nie licuje z prawdą, to nie jest postępem, ale najgorszem zacofaniem.
Wreszcie już najgorsi ci, a tych podobno jest bardzo wiele, co niby to nazywają się katolikami, bo narodzili się z rodziców katolickich, a nie popełnili tego ze wszystkich najgorszego głupstwa, żeby byli przeszli na inną fałszywą jaką wiarę; — ale wiary katolickiej nie znają, ani poznać nie usiłują. Darmo się wymawiają, że nie mają na to ani czasu, ani sposobności: jedni powiadają, że muszą ciężko pracować na chleb, — ale mają dość czasu w Niedziele i święta, kiedy pracować pod grzechem nie wolno; inni mówią, że obowiązki urzędu i stosunki towarzyskie cały im czas pochłaniają, tak że podołać im nie mogą, że więc niepodobna od nich żądać, żeby chodzili na kazania, albo czytywali książki pobożne; inni jeszcze bawią się, ten w politykę, tamten w nadobną literaturę i inne sztuki piękne, ów w stroje, mody, różne zbytki itp., a tem tak zaprzątają sobie głowę i czas, że nawet im na myśl nie przychodzi, że należy przecież życia użyć na coś poważniejszego, niż na te fatałaszki, z których w wieczności żadnego nie będzie pożytku.
Weźmy na rozum i zastanówmy się, czem jest i do czego prowadzi nieznajomość Boga i prawdy Bożej? O znajomości Boga i prawdy Bożej sam Pan Jezus mówi: tego jednego potrzeba; a na innem miejscu: Ten jest żywot wieczny, aby poznali Ciebie samego Boga prawdziwego, i któregoś posłał Jezusa Chrystusa; i dlatego nakazuje: Szukajcież tedy najprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego a to wszystko, cokolwiek wam potrzebne i pożyteczne, będzie wam przydano.
Weź na rozum, powtarzam i zastanów się: „Jest Bóg i prawda Boża, a ja o tem nie wiem i wiedzieć cokolwiek wcale nie jestem ciekawy.“ Na cóż takie powiedzenie wygląda? Czy to nie jest szczytem bezmyślnej głupoty, a zarazem oczywistem bluźnierstwem? Pomyśl: Pan Bóg jest nieskończenie mądry; popatrz się na lada drzewo; nasienie niewielkie, które albo wiatr przyniósł albo ręka ludzka zasadziła do ziemi, poczęło kiełkować, wydobywać się z ziemi, powoli rość, aż rozrosło się w potężne drzewo; — pszczoły rozmnożyły się w rój, od rana do wieczora pilnie się krzątają i zgodną a umiejętną pracą napełniają ul swój miodem i woskiem: — rzekł wciąż płyną do morza i ukrytemi dla oka ludzkiego drogami znowu z morza się zasilają, tak że nigdy nie wysychają. Tych i tym podobnych zjawisk przyrody jest bez liku, a ktoby je wszystkie zbadał i umiał wytłómaczyć, uchodziłby za niesłychanie mądrego człowieka. A Pan Bóg nie tylko to wszystko wie i zna doskonale, ale też wszystko sam bez niczyjej pomocy i bez własnego mozołu tak mądrze obmyślił i tak dzielnie wykonał i tak dobrotliwie urządził, że i słońce o swoim zawsze czasie bez chyby wschodzi i zachodzi, i że ziemia żywicielka plon swój po porządku wydaje. Nieskończenie mocny; bo jak już Psalmista lat temu 3,000 powiedział: Ugruntowałeś ziemię, i trwa, — zrządzeniem Twojem dzień trwa, albowiem Tobie wszystko służy; od Niego ze wszystkiem, czem jesteśmy i cokolwiek mamy i kochamy, jesteśmy najzupełniej zależni jak w doczesności, tak też w wieczności. Nadto wszystko zaś Pan Bóg jest niepojęcie dobry, bo jak mówi Pismo św. tak umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał, aby wszelki, kto wierzy weń, nie zginął, ale miał żywot wieczny. I o tym Panu Bogu tak nieskończenie mądrym, wszechmocnym i dobrym nie chcieć wiedzieć w miarę możności naszej jak najwięcej: czyż to nie jest bezmyślność i nierozum największy?
I raz jeszcze powtarzam: weź na rozum i zastanów się. Masz duszę nieśmiertelną i dlatego czy chcesz, czy nie chcesz, wieczność cię czeka, — a to wieczność taka, na jaką sobie zasłużysz, albo nad wszelkie pojęcie szczęśliwa, albo bezmiernie nieszczęśliwa. Drogą do tej wieczności jest życie twoje ziemskie. Jakże chcesz nie zabłądzić do piekła, a trafić szczęśliwie do Nieba bez należytej znajomości Boga i prawdy Bożej? zwłaszcza że masz i mieć będziesz aż do końca życia potężnych nieprzyjaciół twego zbawienia czarta, świat i ciało twoje?
Dopiero poznawszy Pana Boga i prawdę Jego, będziesz wiedział, jak Pana Boga godnie wychwalać, jak Mu się za niezliczone dobrodziejstwa odwdzięczać, jak Go za winy twoje małe i wielkie przepraszać i ubłagać, jakim sposobem się ode złego wszelkiego wypraszać, i wszystkiego dobra uprosić; będziesz wiedział wreszcie, jak zbawić duszę twoją nieśmiertelną. Póki zaś tej znajomości Pana Boga nie posiadasz, cóż ci pomoże, gdybyś cały świat i wszystką mądrość jego pozyskał, a na duszy swojej szkodę podjął? Przeciwnie, jeżeli skutecznie będziesz dbał o należyte poznanie świętej Wiary, natenczas Pan Bóg ci da, że z Psalmistą będziesz mógł mówić: Jakom się rozmiłował zakonu Twego Panie, cały dzień jest rozmyślaniem mojem. Nad nieprzyjacioły moje mądrymeś się uczynił przykazaniem Twojem, bo wiecznie jest ze mną; nad wszystkie uczyciele moje zrozumiałem, bo świadectwa Twoje są rozmyślanie moje; nad starce zrozumiałem, iżem się dowiadował mandatów Twoich; od wszelakiej złej drogi hamowałem nogi moje, aby strzedz słów Twoich.
Głównymi zaś środkami do poznania Wiary świętej, czyli Pana Boga i prawdy Jego są: pilne słuchanie słowa Bożego, rozmowy pobożne i czytanie książek duchownych, — z tym atoli dodatkiem, ażeby cokolwiek się słyszy albo czyta, brać na rozum, oczywiście nie w tym sensie, żeby chcieć mądrość Bożą krótkim swoim rozumem krytykować i sądzić, ale żeby każde słowo Boże zrozumieć tak, jak je rozumie nieomylny święty Kościół katolicki, który jest filarem i utwierdzeniem prawdy. Tych środków gorliwie i wytrwale używaj; ale więcej jeszcze módl się, aby Pan Jezus przez miłość Serca Swojego, jak niegdyś Apostołom i uczniom Swoim, tobie też dał Ducha św., Ducha prawdy, przypominającego i objaśniającego nam wszystko, cokolwiek On nam powiedział i przykazał.
Te słowa mówi Pan Bóg: Oto ja poślę Anioła Mego któryby szedł przed tobą, i strzegł na drodze i wyprowadził cię na miejsce, którem nagotował. Szanuj go i słuchaj głosu jego, ani go lekce poważaj: boć nie opuści, kiedy zgrzeszysz, i jest imię Moje w nim. A jeśli usłuchasz głosu jego, a uczynisz wszystko co mówię, nieprzyjacielem będę nieprzyjaciołom twoim i utrapię, którzy cię trapią i pójdzie Anioł Mój przed tobą.
Wonczas przyszli do Jezusa uczniowie, mówiąc: Kto mniemasz większym jest w Królestwie niebieskiem? A Jezus, wezwawszy dziecię, postawił w pośrodku nich i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako małe dziatki, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się tedy uniży jako to dzieciątko, ten jest większy w Królestwie niebieskiem. A ktoby przyjął jedno dzieciątko takowe w Imię Moje, Mnie przyjmie. A ktoby zgorszył jednego z tych małych, którzy we Mnie wierzą, lepiej mu, aby zawiązano kamień młyński u szyi jego i zatopiono go w głębokości morskiej. Biada światu dla zgorszenia! Albowiem muszą przyjść zgorszenia: a wszakże biada człowiekowi onemu, przez którego zgorszenie przychodzi. A jeśli ręka twoja, albo noga twoja gorszy cię, odetnij ją i rzuć od siebie. Lepiej tobie ułomnym albo chromym wejść do żywota, niźli mając dwie ręce lub nogi, być wrzuconym w ogień wieczny. A jeśli oko twoje gorszy cię, wyłup je i rzuć od siebie. Lepiej tobiej z jednem okiem wejść do żywota, niż dwoje oczu mając, być wrzuconym do piekła ognistego. Patrzcież, abyście nie wzgardzili jednym z tych małych, albowiem wam powiadam, że Aniołowie ich w Niebie zawsze widzą oblicze Ojca Mego, który jest w Niebiesiech.
Kościół katolicki obchodzi corocznie radosną uroczystość świętych Aniołów Stróży, w której winniśmy brać serdeczny udział.
W sprawie Aniołów dowiadujemy się z Pisma świętego, że liczba ich jest daleko znaczniejszą, aniżeli się domyślamy, i że pod względem sił, piękności i doskonałości dzielą się oni na dziewięć chórów czyli stopni, tak jak duchowieństwo Kościoła katolickiego na okręgu ziemskim na dziewięć stopni się dzieli, począwszy od prostego kapłana aż do Papieża.
Zastępy one niebieskie i chóry duchów pozostają według rozporządzenia wszechmocnego Stwórcy w stosunku przyjaznym i przychylnym do nas ludzi. Paweł święty (Żyd. 1, 14), powiada: „Izali wszyscy nie są duchowie usługujący, na posługę posłani do tych, którzy dziedzictwo zbawienia wziąć mają?“ Tę naukę Apostoła, że Bóg nie tylko z najniższego chóru, ale i z wyższych stopni Aniołów zsyła na świat na dobro ludzi, stwierdzają liczne przykłady Pisma świętego. Czytamy np. w Biblii o wyższego rzędu Aniele z mieczem płomienistym, który strzeże wejścia do Raju, aby grzesznik człowiek nie używał już rozkoszy Raju ziemskiego, ale natomiast niebieskiego. Mówi oprócz tego Pismo święte, że Anioł Serafin oczyścił Prorokowi Izajaszowi usta żarzącym węglem. Rafał, który towarzyszył tak troskliwie młodemu Tobiaszowi w czasie jego wędrówki, był jednym z siedmiu Aniołów, stojących przed majestatem Bożym; Gabryel znowu, co przyniósł Najśw. Maryi Pannie pozdrowienie Niebios, był jednym z Aniołów najwyższego rzędu. Zaiste więc, jeżeli Bóg, który nie pożałował ofiary jednorodzonego Syna, lecz zesłał Go na świat dla nas ludzi i na zbawienie nasze, jakżeby ten Bóg miał powstrzymać Swe sługi od wzięcia udziału w ocaleniu ludzkości? Ciesz się przeto, duszo chrześcijańska, że wszyscy Aniołowie Niebios są gotowi biedz ci na pomoc i czekają na skinienie Ojca Przedwiecznego, miłującego cię szczerze!
Że każdy człowiek ma od chwili urodzenia Anioła opiekuńczego, tego uczą jednozgodnie wszyscy Ojcowie Kościoła i katechizm rzymski. Na mocy Pisma świętego powstała natomiast wątpliwość, czy człowiek osobny ma tylko jednego lub też kilku Aniołów Stróży. Na pytanie to odpowiadają zwykle, iż każdy człowiek z pojedyncza miewa tylko jednego Anioła Stróża z urzędu i szczególnego Boskiego polecenia; wskutek rozkazu Boga wspiera go jednak kilku Aniołów, jak to poświadcza Psalmista Pański: „Albowiem Aniołom Swoim rozkazał o tobie, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich.“ (Ps. 90, 11). A Pan Jezus mówi: Powiadam wam, że tak będzie radość w Niebie nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym.“ (Łuk. 15, 7). Oprócz tego uczą św. Doktorowie i św. Tomasz, że Papieżów, Biskupów, Królów i innych wysokich dostojników wspiera oprócz Anioła, danego im od urodzenia, z dniem objęcia urzędowania jeszcze drugi Anioł wyższego rzędu.
Kilku zaś Ojców Kościoła dzieli to przekonanie, że każdy kraj, każdy naród, każdy nawet Kościół ma swego Anioła Stróża. Kościół katolicki czci swego Anioła Stróża w Archaniele Michale, który według świadectwa Proroka Daniela już był Opiekunem bóżnicy.
Trojaką jest pomoc, jaką otrzymujemy od Aniołów Stróży:
1) Modlą się za nas. I tak mówił Rafał do Tobiasza: „Gdyś się modlił z płaczem, i pogrzebałeś umarłe, jam ofiarował twoją modlitwę Panu.“ (Tob. 12, 12). Ręce Aniołów zanoszą kadzidło modłów naszych przed tron Najwyższego, nie dlatego, jakoby Bóg bez posługi Aniołów o naszych modłach nie wiedział, lecz ażeby nasze błagalne prośby połączone z ich modłami milszemi mu były. Podczas Mszy św. mówi kapłan: „Pozwól tę Ofiarę rękoma Anioła św. zanieść przed Swój wzniosły ołtarz i oblicze Swego majestatu Boskiego“, a mówi to dlatego, aby ta ofiara była Panu nad pany tem milszą.
2) Napominają nas do dobrego. Aniołowie napominali setnika Korneliusza, ażeby przywołał do siebie świętego Piotra, który go miał uczyć wiary i przywieść na drogę zbawienia. Anioł oswobodził Apostołów z więzienia w Jerozolimie i zachęcił ich do sumiennego pełnienia powinności swego urzędu, mówiąc: „Idźcież, a stanąwszy powiadajcie ludowi w kościele wszystkie słowa żywota tego.“ (Ap. 5, 20). Święty Paweł wyraźnie powiada, że Aniołowie dodani nam są do boku w tym celu, aby nam służyli i abyśmy za ich pomocą osiągnęli wieczne zbawienie. Sam nawet Pan Jezus pozwolił Aniołowi dodać Sobie siły w Getsemane, aby mógł spełnić kielich cierpienia. Aniołowie oddają nam tę ważną przysługę tym sposobem, że oświecają nasz rozum, wzruszają serce i wolę naszą kierują ku dobremu. Jeśli się więc zapytamy: „Jakże może Anioł wywierać wpływ na rozum i wolę naszą“, to winniśmy spamiętać sobie następującą odpowiedź: Jeśli nawet zewnętrzne i martwe przedmioty, jak np. obraz lub książka, mogą podziałać na myśli i życzenia nasze, czemużby Aniołowie nie mieli w nas wywołać takich wrażeń.
3) Aniołowie bronią ciała i duszy naszej. Uznając siłę i skuteczność tej obrony we wszystkich położeniach i stosunkach życia, woła Psalmista Pański: „Nie przystąpi do ciebie złe, i nie przybliży się bicz do przybytku twego. Albowiem Aniołom Swoim rozkazał tobie, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich. Na ręku będą cię nosić, byś snać nie obraził o kamień nogi twojej.“ (Psalm 90, 10—12). Gdy przyszła godzina kary Bożej na Sodomę, a deszcz ognisty z Nieba padać począł, Aniołowie naglili Lota do pośpiechu: „Wstań, weźmij żonę twoją i dwie córki, które masz, abyś i ty pospołu nie zginął we złości miasta.“ (Księga Rodz. 19, 15). A gdy się ociągał, pochwycili go za ramię i wyprowadzili; tak mocno się troszczyli o życie jego. Bogobojna Judyta, słynna pogromczyni Holofernesa, zaręczała współziomkom: „A żywie sam Pan, że mię strzegł Anioł Jego, i stąd idącą, i tam mieszkającą, i stamtąd się wracającą.“ (Jud. 13, 20). Młody Tobiasz, przejęty wdzięcznością względem Anioła opiekuńczego, zasięga rady rodzica w tych słowach: „Ojcze, co mu za zapłatę damy, albo co może być godnego dobrodziejstw jego? Mnie prowadził i przyprowadził zdrowego, pieniądze od Gabela on odebrał, żonę on mi zjednał, i czarta od niej on zahamował, radość rodzicom jej uczynił, mnie samego od pożarcia ryby wybawił, tobie też uczynił, że widzisz światłość niebieską, i wszego dobra jesteśmy napełnieni przezeń. Cóż mu za to możemy dać słusznego?“ (Tobiasz 12, 2. 3).
Na pytanie młodego Tobiasza, które mu dyktowało poczucie obowiązujące go wobec Anioła Stróża, odpowiada Kościół święty przez usta świętego Bernarda:
1) Winniśmy cześć przynależną tak wzniosłym istotom, które przewyższają wszystkich śmiertelnych mądrością, dzierżą wszystkie dary Ducha świętego i posiadają wszystkie cnoty i szczęście wiekuiste. Uważajmy w nich nie tylko stworzenia godne czci i cieszące się łaską Bożą, ale zarazem wysłańców Ojca niebieskiego i wyobrazicieli Jego miłosierdzia i troskliwości o dobro nasze cielesne i duchowe.
2) Winniśmy im wdzięczność. Dobrodziejstwa, któremi nas darzyli od dnia urodzenia naszego, potęga ich wstawiania się za nami do Boga mądrość ich przestróg i napomnień, a nadto ich gotowość pomocy jest tak wielką, że trudno nam odgadnąć, jak im się za to wszystko odwdzięczyć należy. Ubóstwo nasze starczy nam tylko na okazanie im słowami wdzięczności, na wysławianie szczęścia, jakiego doznają w Niebie, na podziwianie gotowości, z jaką nam czynią tak rozliczne przysługi, z których nie zawsze korzystamy na uświęcenie żywota naszego.
3) Nasze zaufanie do Aniołów Stróży winno być bezwarunkowe. Z jednej strony są oni pohopni i skłonni do opiekowania się nami, ale z drugiej są sługami Boga, poddanymi Jego świętej woli i gotowymi pełnić Jego rozkazy. Wolą Boga jest, abyśmy Go błagali o Jego świętą łaskę i prosili Aniołów Stróży o łaskawe ich pośrednictwo. Gdyby nam udzielali opieki i pomocy bez prośby naszej, nie świadczyliby nam dobrodziejstwa, lecz narzucaliby nam się wbrew woli naszej. Słusznie przeto mówi święty Bernard: „Jeśli was nawiedzać będzie pokusa albo utrapienie, proście o pomoc tego, który was strzeże, który jest waszym przewodnikiem, który wam nie odmawia swej pomocy w cierpieniu.“ Aby nas do takiego zaufania zachęcić, Ojciec święty Pius VII przeznaczył sto dni odpustu dla tych, którzy z nabożeństwem odmówią następującą
Aniele Boży, Stróżu mój, mnie Tobie z dobroci Boskiej poleconego strzeż, rządź i kieruj. Amen.
Egidyusz albo Idzi, rodem z Aten, pochodził ze znakomitej rodziny dawnych królów Greckich. Rodzice jego byli bardzo zamożnymi i przykładnymi chrześcijaninami. Wychowali syna jak najstaranniej, a że obdarzył go był Pan Bóg niepospolitemi zdolnościami, rychło zasłynął znakomitą nauką, a obok tego i wielką pobożnością. Ulubionem jego zajęciem były książki i modlitwa. Od zwykłych rozrywek młodzieży stroniąc, w chwilach wolnych odwiedzał ubogich, hojnie ich obdarzał, a chorym sam z wielką miłością usługiwał. Zdarzyło się, że kiedy był dzieckiem, oddał biednemu własną suknię, nie mając go czem innem wesprzeć.
Będąc jeszcze bardzo młodym, odziedziczył po śmierci rodziców bardzo znaczny majątek. Lecz nie wahał się długo jaki z niego ma uczynić użytek. Pomny na słowa Pana Jezusa: „Idź, sprzedaj co masz, i daj ubogim“ (Mat. 19, 21), święty Idzi sprzedał całą majętność swoją, i wszystkie pieniądze rozdawszy biednym, z miłości ubogiego Pana Jezusa, sam żył z żebraniny. Czyn tak wielkiej miłości bliźniego i zaparcia zjednał mu szczególny szacunek w całem mieście, a jeszcze bardziej rozsławiły jego świętobliwość dwa następujące cuda, które uczynił.
Gdy razu pewnego w dzień uroczysty był w kościele, opętany znajdujący się, tamże zaczął wyć straszliwie. Idzi zdjęty litością nad stanem tego nieszczęśliwego, przybliżył się do niego, i w Imię Jezusa Chrystusa rozkazał szatanowi, aby ustąpił, a w tejże chwili opętany wobec licznie zgromadzonego ludu od złego ducha uwolniony został. Innym znowu razem ukąsiła pewnego człowieka jadowita gadzina. Był już konającym, gdy ujrzano, że Idzi wychodził z kościoła i przyzwano go do umierającego. Święty pomodlił się przez chwilę gorąco do Boga, przeżegnał chorego i ten wstał zdrów najzupełniej.
Od tej pory już wszyscy czcili go jako Świętego i Cudotwórcę, co widząc Idzi, którego pokora niezmiernie na tem cierpiała, postanowił opuścić ojczyznę i udać się w obce kraje, gdzieby był zupełnie nieznanym. Wsiadłszy na cudzoziemski okręt w celu udania się do Francyi, bardzo się uradował, że go nikt z płynących nie znał, lecz i tu cud, jaki uczynił, objawił w nim wielkiego sługę Bożego. Zaledwie bowiem na pełne morze wypłynęli, kiedy straszliwa burza nadwerężywszy okręt, zagroziła mu niechybnem zatonięciem. Idzi pomodlił się, a skoro wzniósł ręce ku Niebu, burza ucichła i okręt zdołał się uratować.
Przybywszy do Francyi, nasz Święty udał się do błogosławionego Cezaryusza, Arcybiskupa Arelitańskiego, aby się powierzyć jego przewodnictwu duchownemu jako słynnemu w tem mistrzowi. Cezaryusz prędko poznał, jak świętego Ucznia zesłał mu Pan Bóg, i pragnął na zawsze mieć go przy sobie. Lecz po dwuletnim tam pobycie, gdy cuda, jakie znowu czynił, rozsławiły Idziego i cześć mu powszechną jednały, opuścił on tajemnie swojego ojca duchownego z zamiarem ukrycia sie na jakiej puszczy. W celu tym przebywszy Ren, zapuścił się w dzikie lasy, które podówczas tę rzekę otaczały, i w nich napotkał świętobliwego Pustelnika, nazwiskiem Weradyn, którego nawet obdarzył Pan Bóg łaską czynienia cudów. Osiadł przy nim, aby zostawać pod jego znowu przewodnictwem, ale oraz i z tą myślą, że gdy sam cuda czynić będzie, łatwo mu przyjdzie składać je na Weradyna, już także z takich darów słynnego. Skoro jednak odkryto jego schronienie, tłumniej niż gdy przebywał przy Arcybiskupie, gromadzili się do niego chorzy, aby ich uzdrawiał, a szczególnie gdy jeszcze bardziej rozsławiła się jego cudotwórczość z powodu, że za jego błogosławieństwem pole od niepamiętnych czasów jałowe, stało się najżyźniejszem. Postanowił więc i to miejsce opuścić, i zamierzał tak ukryć się już przed sławą ludzką, żeby go nikt znaleźć nie mógł.
Puścił się tedy dalej w głąb tego ogromnego i gęstego lasu, i po kilku dniach drogi znalazł w skale jaskinię, której wejście zamknięte było gęstymi i kolącymi krzakami ciernia. Uradowany z wyszukania tak nieprzystępnego miejsca, upadł na kolana i gorące złożył za to Panu Bogu dzięki, postanawiając już z tej nory nigdzie nie wychodzić. Cała ta okolica była tak dziką i niepłodną, że na pożywienie nic innego wynaleźć nie mógł, jak gdzieniegdzie gorzkie i twarde korzonki leśne. Lecz mu Pan Bóg cudowną Opatrznością Swoją przyszedł w pomoc. Zaledwie osiadł w tej jaskini, aż tu nadbiegła do niego prześliczna łania, i położywszy się u nóg jego, dała mu ssać pierś swoją pełną mleka, a nadto codziennie odtąd o tej porze przychodziła go karmić.
Święty przepędził już tam był kilka lat, obcując tylko z Bogiem, zatapiając się w najwyższej bogomyślności, i tu na ziemi anielski żywot wiodąc, gdy spodobało się Panu Bogu i tym razem jeszcze wywieść go z ukrycia, dla zbudowania i pożytku wiernych. Zdarzyło się, że Chyldebart, król we Francyi podówczas panujący, polował w tych lasach. Myśliwi jego stropiwszy łanię, która Idziego żywiła, pogonili za nią z ogarami, a ona zaledwie już dysząca, wpadła do jaskini Świętego, kryjąc się u jego nóg, gdy tymczasem psy cierni przebyć nie mogąc, przed jaskinią się zatrzymały. Myśliwi dopadłszy, wypuścili kilka strzał w głąb jaskini, z których jedna raniła Idziego i odeszli. Wieczorem, gdy opowiedziano królowi wydarzenie, ten nazajutrz sam chciał dojść, coby to za miejsce tak nieprzystępne było i przybywszy tam, a po wielu trudnościach przerąbawszy wejście do jaskini, ujrzał w niej sługę Bożego, u nóg jego zaś leżącą łanię. Król domyślił się, iż to być musi pobożny jakiś Pustelnik, wdał się więc z nim w długą rozmowę, i poznając w nim wielkiego Świętego, chciał go hojnie obdarzyć, polecając się jego modlitwom. Idzi nic jednak nie przyjął, a nawet gdy król z wielką troskliwością kazał mu ranę zaopatrzyć, nie pozwolił na to, mówiąc, iż zażywając zawsze dobrego zdrowia, rad jest że przynajmniej przez to cierpienie może jakichkolwiekbądź zasług ze swoich cierpliwości nabyć.
Wszystko to tem większy szacunek dla niego wzbudziło w Chyldebarcie, który przez czas pewien bawiąc w tej okolicy, codziennie długie miewał z sługą Bożym rozmowy. Gdy zaś odjeżdżał, wiedząc, iż Idzi nic od niego przyjąć nie zechce, spytał go, coby mógł uczynić, czemby mu swoją monarszą łaskę okazał. Święty odpowiedział, iż miłą rzecz Bogu uczyni, jeśli w tem miejscu samotnem wybuduje klasztor, w którymby zakonnicy wieść mogli rodzaj życia, jaki prowadzą pustelnicy na puszczach Tebaidy w Egipcie. Jakoż w krótkim czasie z rozkazu królewskiego stanął w tem miejscu obszerny klasztor, i zapełnił się zakonnikami, którzy na rozgłos sławy świętego Idziego, w wielkiej liczbie pośpieszyli z różnych stron, aby pod jego zostawać przewodnictwem, służąc Bogu w ostrej pokucie i na bogomyślności. Pomimo oporu więc, jaki stawił w tem Święty, obrano go Opatem, i klasztor ów zajaśniał wzorami takiej przedziwnej pokuty i świętobliwości, jakie przedstawiały Laory czyli klasztory pustelników egipskich.
Po kilkoletnim zarządzie tem zgromadzeniem zakonnem przez Idziego, król przebywający podówczas w mieście Orleanie, powołał go do siebie. Udał się tam Święty, a i w podróży swojej i w czasie pobytu na dworze królewskim wiele cudów uczynił. Między innymi zdarzyło się, iż król miał na sumieniu jakiś grzech ciężki, z którego nie chciał się spowiadać, stawiając przez to w wielkiem niebezpieczeństwie duszę swoją. Dnia pewnego zaniepokojony tem więcej niż zwykle, prosił Idziego, aby się za niego gorąco pomodlił, nie zwierzając się mu jednak z tego, co mu na sumieniu ciężyło. Święty udał się do kościoła na modlitwę, a podczas niej objawił się mu Anioł, oznajmiając, że modlitwę jego Pan Bóg wysłuchał, lecz potrzeba, aby wziął kartkę, którą znajdzie na ołtarzu i oddał ją królowi. Uczynił to Idzi, a król wyczytawszy na niej grzech tajony, a zarazem przyrzeczenie od Boga, że mu wszystko odpuszczone będzie, byle się szczerze wyspowiadał, przystąpił do Sakramentu Spowiedzi, przyjął i wypełnił naznaczoną pokutę, poczem spokój sumienia odzyskał.
Po powrocie do klasztoru, Idzi odbył pielgrzymkę do Rzymu, dla uczczenia grobu świętych Apostołów. Chciał, aby tam nie wiedziano kim był, lecz nie mógł się ukryć. Sam Papież raczył go zawezwać do siebie, przyjął go z wielką łaskawością i dał mu w darze dwa posągi cyprysowe Apostołów Piotra i Pawła. Święty bardzo pragnął mieć je w swoim klasztorze, pełen więc ufności w Opatrzność Bożą, puścił je na rzekę Tyber i przeżegnał, a przybywszy do klasztoru, znalazł je u furty.
Żył jeszcze długo potem, przewodnicząc braciom na drodze wysokiej świętobliwości, i nakoniec otoczony nimi i pobłogosławiwszy ich, zakończył swoją pielgrzymkę ziemską, pierwszego września w drugiej połowie szóstego wieku.
Najosobliwszą rzeczą w tym Świętym jest uciekanie od sławy ludzkiej i szukanie zatajenia na pielgrzymstwach i puszczach. I doskonałych nic tak prędko nie zepsuje, jak sława ludzka i wysokie u ludzi rozumienie. Dziwnie byli w tem Święci ostrożni, gardząc sławą ludzką, a samemu Bogu wiadomymi być pragnąc.
Czynią posłuszeństwo Bogu nieme stworzenia, ptaki, ryby, sam się tylko człowiek z niego wyłamuje. Kruki słuchały i karmiły Eliasza. Słuchała ryba, gdy Jonasza Proroka w brzuchu nosiła i na brzegu z morskiej głębokości go postawiła. Słuchał lew i posłuszeństwem swojem nieposłusznego Proroka potępił. Słuchały niedźwiedzie i rozpustne dzieci, nie czczące starszych, pokonały. Gdy jesteśmy na robocie i służbie Pańskiej, ufajmy Panu Bogu, który nas pewnie pożywi i sposób dla nas znajdzie. Bójmy się raczej głodu piekielnego, gdy próżnujemy.
Wstawienie się za nami błogosławionego Idziego, Opata, niech nas Panie miłosierdziu Twojemu poleci, abyśmy za jego opieką otrzymali to, czego z własnych zasług dostąpić nie możemy. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 1-go września w prowincyi Narbonie uroczystość św. Idziego, Opata i Wyznawcy. — W Benewencie śmierć męczeńska 12 św. Braci. — W Palestynie pamiątka św. Jozuego i Gedeona. — W Jerozolimie pamiątka św. Anny, Prorokini, której żywot świętobliwy sławi Ewangelia. — W Kapua przy Via Aquaria męczeństwo św. Pryskusa, jednego z 72 uczniów Zbawiciela. — W Reims we Francyi cierpienia św. Ksystusa. Był uczniem św. Piotra, Apostoła i został przezeń wyświęcony na pierwszego Biskupa tego miasta. Za cesarza Nerona uzyskał koronę męczeńską. — W Todi męczeństwo św. Terencyana, Biskupa, który był za cesarza Hadryana na rozkaz prokonsula Lecyana torturowany, biczowany szkorpionami, pozbawiony języka i wreszcie stracony. — W Heraklei pamiątka św. Ammoniusza, Dyakona i 40 św. Dziewic, które najpierw pouczał w wierze a potem za cesarza Licyniusza zachęcał do stałości w męczeństwie słowem i przykładem. — W Hiszpanii uroczystość św. Wincencyusza i Letusa, Męczenników. — W Porto Barrato w Toskanii śmierć męczeńska św. Regulusa, przybyłego z Afryki do Włoch, gdzie za Totili przypieczętował wiarę swą krwią własną. — Pod Sens uroczystość św. Lupusa, Biskupa i Wyznawcy, któremu razu pewnego podczas Mszy świętej w obecności całego duchowieństwa spaść miał z Nieba dyament w kielich. — W Kapua uroczystość św. Pryskusa, jednego z tych Biskupów św., co w prześladowaniu wandalskiem wielokrotnie dręczeni, wsadzeni zostali wreszcie na spróchniały okręt; na nim przybyli z Afryki do Kampanii, gdzie rozeszli się i osadzeni po różnych miejscowościach jako Biskupi, rozszerzali skutecznie wiarę chrześcijańską. Towarzysze jego zwali się: Kastrenzyusz, Damary, Rozyusz, Herakliusz, Sekundyn, Adjutor, Marek, Augustyn, Elpidyusz, Kanion i Windoniusz. — Pod Akwinem pamiątka św. Konstantego, Biskupa, czcigodnego dla daru proroczego i cnót rozlicznych. — Pod Le Mans uroczystość św. Wiktora, Biskupa. — W okolicy Konstancyi nad Thurą uroczystość św. Wereny, Dziewicy.
Lud pogański, który zawojował Panonię czyli kraje Naddunajskie, zwał się Ugrowie czyli Węgrowie, albo Węgrzy. Żyli oni prawie wyłącznie z myśliwstwa i wojny i zapuszczali częstokroć swe wyprawy do Włoch i Niemiec, póki miecz cesarza Ottona I nie położył kresu ich najazdom na polu Lechowem pod Augsburgiem. Najwięcej się jednak do tego przyczyniła ta okoliczność, że książę ich Gejza za przyczyną swej małżonki Sarolty, chrześcijanki, słynącej pięknością, bogobojnością i wysokim rozumem, poznał wiarę Chrystusa, wpuścił do kraju misyonarzy katolickich, a wkońcu sam się dał ochrzcić. Stało się to w roku 977. W niepohamowanej gorliwości chciał Gejza naraz i nagle wytępić w kraju pogaństwo, ale nacisk i groźby jego przeciwny odniosły skutek, a poddani mu Węgrzy tem uporczywiej obstawali przy pogaństwie. Bóg mu we śnie zapowiedział, że mieć będzie syna, który nakłoni cały naród węgierski do chrześcijaństwa i zaliczony zostanie w poczet Świętych. Spełniła się obietnica Boska, albowiem w roku 978 powiła Sarolta syna w mieście Granie. Rozradowany ojciec wraz z uszczęśliwioną matką zajęli się dziecięciem, dali mu jak najtroskliwsze wychowanie i kazali je uczyć zasad Wiary św. i potrzebnych umiejętności. Utalentowany królewicz rósł w lata, rozum i miłość Boga i ludzi. Bystrość jego była tak wielką, że licząc dopiero lat piętnaście, już brał udział w rządach, a gorliwość jego o cześć Bożą i dobro bliźniego tak silnie go ożywiała, że przy każdej sposobności wobec twardego cokolwiek i popędliwego rodzica bronił nieszczęśliwych i uciśnionych przeciw swawoli i bezprawiom gnębicieli i ciemięzców. Dopiero w ośmnastym roku życia ochrzcono go uroczyście wobec cesarza Ottona III i cesarza Henryka, księcia Bawarskiego. Na Chrzcie świętym otrzymał imię Stefana i złożył solenny ślub, iż za pomocą Bożą nawróci cały naród na wiarę Chrystusową.
Po śmierci ojca, która przypadła na rok następny, objął ster rządów, poślubił księżniczkę bawarską Gizelę, siostrę późniejszego świętego Henryka II i sprowadził wielu znakomitych mężów i uczonych kapłanów z Niemiec do Węgier, aby za ich pomocą spełnić uroczysty ślub, złożony przy Chrzcie świętym. Dzieło swe rozpoczął już to od zawarcia, już od utwierdzenia pokoju z wszystkimi pogranicznymi książętami. Uczynił to zaś dlatego, aby nie doznać przeszkód w krzewieniu chrześcijaństwa w poddanym sobie kraju, jako też, aby zapewnić sobie pomoc u postronnych, gdyby Węgrzy przypadkowo mieli wszczynać bunty i rozruchy przy zaprowadzaniu nowej wiary. Potem porozsyłał po całym kraju heroldów, głoszących w jego imieniu: „Jezus Chrystus, Syn Boży, jest niewidzialnym Królem wszech krajów; Jemu, jak wszystkie inne narody, winni podlegać i Węgrzy; zgorszenie bałwochwalstwa ma być nadal zaniechane, a za to zakwitnąć ma cześć Ukrzyżowanego; wzywamy przeto wszystkich Węgrów, aby się dali ochrzcić!“
Owo wezwanie młodego króla wywołało tu i owdzie w kraju wielkie oburzenie. Wielu magnatów, napuszonych szatańską dumą, nie chciało słuchać przysłanych misyonarzy, lecz zachęcali motłoch do zbrojnego oporu. Na czele rokoszu stanął Kupa, potężny hrabia Sümegh i ruszył ku grodowi Weissbrunn, rezydencyi królewskiej. Stefan zebrał wiernych lenników, postem, jałmużną i modlitwą przysposobił się do boju, błagał o wstawienie się Matkę Boską, oddał się pod opiekę świętego Marcina i Jerzego, zachęcił żołnierstwo do męstwa i powiódł ich sam na plac boju, dawszy hasło „Marya.“ Walczył jak wódz doświadczony przeciw przemagającym siłom, a Pan Bóg dał mu jak najświetniejsze zwycięstwo. Kupa poległ z ręki niemieckiego rycerza, inni hersztowie rokoszu ponieśli słuszną karę, a prostemu ludowi wolno było bezkarnie wrócić do domów.
Po stłumieniu rokoszu mogli misyonarze spokojniej krzewić Ewangelię. Stefan zbudował w pobliżu pobojowiska kwitnący jeszcze po dziś dzień klasztor Martinsbery i cztery inne opactwa benedyktyńskie, osadził je uczonymi zakonnikami niemieckimi i włoskimi, pomnożył tym sposobem liczbę zwiastunów Wiary świętej i dzielnych nauczycieli, którzy ten naród wojowniczy i łupiezczy uczyli rolnictwa, rękodzieł i rzemiósł, zyskując wzamian za świadczone dobrodziejstwa wdzięczność na pół dzikiego jeszcze ludu.
Stefan brał żywy udział w tej olbrzymiej pracy; budował liczne okazałe kościoły, przyczyniał się do wspaniałości nabożeństwa, objeżdżał ustawicznie kraj, starał się ustalić wszędzie ład i pokój, zachęcał władze i podwładnych do sumiennego pełnienia obowiązków i mądremi ustawami popierał postęp i dobrobyt. Ciało i ducha utrzymywał na wodzy ciągłemi umartwieniami i ćwiczeniami pokuty, jednej sobie tylko pozwalając przyjemności, tj. zajmowania się ubogimi, wdowami i sierotami. Często nawet przebrany chadzał z jałmużną do domów tych, którzy się wstydzili żebrać. Gdy raz był zajęty rozdzielaniem jałmużny, opadła go czereda żebraków, powaliła o ziemię, poturbowała i obdarła z wszystkiego. Zaledwie jednak podźwignął się na nogi, odezwał się w te słowa do serdecznie umiłowanej Maryi Panny: „Otóż widzisz, Królowo Niebios, jak mi się odwdzięczają dzieci Twego Syna, Zbawiciela mego; ale wstaw się za nimi do Jezusa, niech im tak łaskawie wybaczy, jak ja im tego nie popamiętam.“
Po przyjęciu chrztu przez większą część poddanych, założeniu dziesięciu Biskupstw i Arcybiskupstwa w Granie, wyprawił Stefan posłów do Rzymu, aby Głowie Kościoła zdać sprawę z tego, co uczynił i prosić o zatwierdzenie fundacyi.
Ucieszony z nawrócenia tak obszernego kraju, Papież Sylwester II nie tylko zatwierdził wszystkie rozporządzenia i fundacye Stefana, ale obdarzył go tytułem króla, nadto ofiarując mu kosztowną koronę, zamianował jego i następców jego Delegatami Apostolskimi i przyznał im przywilej, aby przed nimi niesiono krzyż podwójny jako oznakę Apostolskiej godności. W święto Wniebowzięcia Maryi Panny koronowano Stefana na pierwszego króla Węgier. Tego samego dnia podał również do wiadomości publicznej, iż Maryę wybrał na Patronkę królestwa.
Korona Stefana nie była wolną od cierni; pogański bowiem wuj jego, Agula, lennik Siedmiogrodzki, zapłonął taką nienawiścią przeciw Stefanowi i nowej wierze, że nie zważając na spokojne jego przedstawienia i prośby, najechał Węgry jak rozbójnik. Pojmawszy wiarołomcę, zabezpieczył Stefan Siedmiogród przed najazdami Bułgarów i wcielił ten kraj do Węgier.
Niezadługo potem wydał mu wojnę Konrad II, cesarz niemiecki, z nader błahego powodu. Czując wstręt do krwi rozlewu, niechętnie i leniwo wziął się Stefan do obrony, nakazał po wszystkich kościołach pobożne modły do Matki Boskiej i wyjednał sobie pokój bez dobycia miecza w sposób do dziś dnia nie wyjaśniony.
Zaprowadziwszy w królestwie religijno-polityczny ład i porządek, pragnął ustąpić berła na rzecz jedynaka, syna Emeryka, liczącego lat 24, aby się w samotności i zaciszu przygotować na śmierć. Emeryk był Aniołem cielesnym, ulubieńcem ludu, nadzieją kraju. W dzień Narodzenia Matki Boskiej 1031 miał się odbyć akt zrzeczenia wobec wszystkich magnatów, ale mądrość Boża zarządziła inaczej. Sześć dni bowiem przedtem umarł świętobliwy królewicz i osięgnął koronę niebieską zamiast ziemskiej; Papież Benedykt IX zaliczył go później do Świętych. Okrutny to był cios dla czułego
serca ojca, zniweczone nadzieje rodziny jego i całego narodu. Wskutek zmartwienia popadł w chorobę trwającą lat trzy. W czasie jego niemocy czyniło czterech hrabiów zamachy na jego życie, a kielich cierpień jego napełnił się po sam brzeg; ufność w Bogu mimo to nie zachwiała się w nim ani na chwilę.
Czując blizką śmierć, zebrał co najprzedniejszych magnatów około swego łoża, polecał im posłuszeństwo i poszanowanie dla Papieża, przyjął pobożnie Wiatyk święty i błagał po raz ostatni Królowę Niebios o opiekę nad krajem i narodem. Ostatniem jego westchnieniem było Imię „Marya.“ Umarł dnia 15 sierpnia roku Pańskiego 1038.
Żal ludu po utracie tego monarchy był nieopisanym. Wszyscy towarzyszyli jego zwłokom do Stuhlweissenburga, gdzie je złożono w kaplicy Matki Boskiej. Niewidzialne pienia Aniołów ozdobiły grób jego, a z ciała wiały wonne zapachy i wielu chorych doznało nagłego uzdrowienia. Po 50 latach otworzono grobowiec; ciało w proch się rozsypało, ale prawica, którą zdziałał tyle dobrego i udzielił tyle jałmużn, była nienaruszoną. Papież Grzegorz VII umieścił go w szeregu Świętych, a Innocenty XI przeznaczył dzień 2 września na obchód pamiątki jego.
Pomnijmy na ogłoszenie Stefana św., że Jezus Chrystus jest niewidzialnym Królem wszech ludzi i narodów, któremu wszyscy winni uległość i posłuszeństwo. Prawda ta tkwiła w pamięci i sercu świętego Monarchy, ona przyświecała mu w życiu, ona była kierowniczką wszystkich jego myśli i czynów. Idąc za jego przykładem, nie zapominajmy i my, że:
1) Jezus Chrystus jest i naszym Królem jako Syn Boży. Jako prawdziwy Bóg stworzył nas i powołał na świat mocą mądrości Swojej. On nas darzy światłem i powietrzem, pokarmem i napojem, pociechą i radością; Jemu jednemu wiadomo, gdzie, kiedy i wśród jakich okoliczności zejdziemy z tego świata i przeniesiemy się na drugi. Wiemy, że umrzeć musimy, ale On tylko godzinę śmierci oznacza. On wszystko urządza na dobro i korzyść naszą, a my tylko prosić Go możemy, aby się stała Jego wola święta. Aniołowie pokusili się kiedyś oprzeć Mu się i zbuntować przeciw Niemu, więc ci Aniołowie zostali szatanami. Któż z nas ośmieli się pójść w ich ślady. Wielbmy przeto Boga i służmy Mu.
2) Jezus jest Królem naszym jako Bóg-Człowiek. On nas wykupił z niewoli szatana za drogą cenę krwi Swej i dobrowolnej śmierci na krzyżu. On nas przyjął do Kościoła Swego wzamian za uroczystą przy Chrzcie świętym złożoną obietnicę, że Go wielbić będziem jako Króla, że staniemy się godnymi łask Jego i słuchać będziem Jego przykazań. Obietnicy tej dotrzymamy, dotrzymamy zaprzysiężonego Mu posłuszeństwa, Jemu służyć będziem wiernie i niezmiennie w nadziei, że nas przyjąć kiedyś raczy do Królestwa szczęścia wiekuistego. Bądź przeto pochwalony i ponad wszystko uwielbiony Jezusie Chrystusie, Królu i Panie nasz, po wszystkie wieki i czasy.
Panie i Boże mój, udziel mi łaskawie tej łaski, abym i ja, jak Twój sługa Stefan święty, lekceważył sobie wszystkie dobra ziemskie i doczesne, a dążył jedynie ze wszech sił do osiągnięcia wiecznotrwałej korony niebieskiej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 2-go września w Stuhlweissenburgu na Węgrzech uroczystość św. Stefana, Króla, wybranego przez Boga ku nawróceniu narodu węgierskiego. Został przez Niepokalaną Matkę Bożą w dniu Wniebowstąpienia Jej policzony przez Nią w poczet Błogosławionych; uroczystość jego obchodzi się w myśl rozporządzenia Innocentego XI dnia dzisiejszego, ponieważ w nim wydarło wojsko chrześcijańskie Turkom za przyczyną św. Króla z powrotem sławną twierdzę Buda. — W Rzymie pamiątka świętej Maksymy, która cierpiała za cesarza Dyoklecyana równocześnie z św. Anzanem za wiarę. Bita kijmi, oddała podczas męczeństwa ducha swego. — W Pamiers we Francyi uroczystość św. Antonina, Męczennika, którego relikwie czczą wielce w kościele w Palencyi. — Również męczeństwo świętych Diomeda, Juliana, Filipa, Eutychiana, Hezychiusza, Leonidesa, Filadelfa, Menalioppusa i Pantagapasa: kilku z nich spalono, innych utopiono, trzecich ścięto lub do krzyża przybito. Tak zyskali wszyscy palmę zwycięstwa. — W Nikomedyi śmierć męczeńska św. Zenona i synów jego Konkordyusza i Teodora. — Tegoż dnia męczeństwo św. Rodzeństwa: Ewodyusza, Hermogenesa i Kallisty. — W Lyonie we Francyi uroczystość św. Justa, Biskupa i Wyznawcy, męża rzadkiej świętobliwości i ducha proroczego. Później złożył swój urząd i udał się z lektorem Wiatorem na puszczę egipską; przepędziwszy tam przez lat kilka anielski żywot, zasnął wreszcie 14 października błogo w Panu i poszedł odebrać koronę sprawiedliwych. Święte ciało jego przeniesione zostało ze szczątkami św. Wiatora, towarzysza jego dzisiejszego dnia do Lyonu. — Tamże pamiątka św. Elpidyusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Marchii Ankońskiej uroczystość św. Elpidyusza, Opata, podług którego nazwano też i miasto, cieszące się posiadaniem świętego ciała jego. — Przy Monte Soracte uroczystość św. Nonnoza, Opata, który modlitwą swą przeniósł ogromny odłam skały i wiele innych jeszcze cudów zdziałał.
Błogosławiona Bronisława była siostrą stryjeczną św. Jacka i Czesława, z zacnej rodziny Odrowążów. Urodziła się w Kamieńcu na Śląsku roku Pańskiego 1203.
Od lat najmłodszych bogobojnie wychowana, w dzieciństwie już nie okazując żadnej do zwykłych temu wiekowi zabaw i rozrywek skłonności, najchętniej odbywała różne ćwiczenia pobożne. Matkę Bożą czciła z wielką serdecznością, i niczem nie można było jej więcej ucieszyć, jak gdy z nią o Maryi mówiono, ucząc ją czem jest ta Pani Nieba i ziemi, a Boga prawdziwa Rodzicielka. W kościele zachowywała się jak istny Aniołek, tak że sam jej widok, gdy słuchała Mszy świętej lub modliła się przed Przenajświętszym Sakramentem, najobojętniejszych do nabożeństwa pobudzał. Żyjąc wśród wielkiej zamożności rodzicielskiego domu, prowadziła życie bardzo umartwione; w sposobie zaś ubierania się najsurowszej przestrzegała skromności i nosiła się ubogo, o ile tylko stan jej, jako córki bogatej szlachty i rodzice na to pozwalali. Ze sługami i domownikami obchodziła się jakby z osobami najbliższej rodziny, rada w każdem zdarzeniu dawać im dowody swojej miłości i troskliwości. Używali oni ją też zwykle za pośredniczkę, gdy co u jej rodziców uprosić chcieli; ona ich zawsze przed nimi broniła i za nimi się wstawiała, gdy w czem niezadowolenie starszych państwa na siebie ściągnęli, a w chorobach z największą troskliwością, jakby braci rodzonych lub siostry wszystkich doglądała. Dla ubogich także wielkie okazywała miłosierdzie, a rodzice zwykle przez jej ręce jałmużny swoje rozdawali.
Duszy tak wybranej nie chciał Pan Bóg pozostawić wśród niebezpieczeństw życia światowego, i odkąd Bronisława doszła do lat dziewiczych, rozbudził w jej sercu pragnienie poświęcenia się Mu na wyłączną służbę. Miała lat szesnaście, kiedy błogosławiony Jacek, brat jej stryjeczny, wstąpiwszy w Rzymie do Zakonu świeżo założonego przez świętego Dominika, wrócił do Polski. Przykład na jaki patrzała we własnej rodzinie, zwierzenie się bratu z pragnienia, jakie i sama miała, żeby zostać zakonnicą, a wskutek tego utwierdzenie jej w tych świętych zamiarach przez tego sługę Bożego, przywiodły ją do stanowczego kroku. Otrzymawszy na to zezwolenie i błogosławieństwo rodziców, wstąpiła do klasztoru Panien Norbertanek na Zwierzyńcu pod samym Krakowem, a którego fundatorem był książę Jaksa Gryf, jeden z jej przodków po matce.
Przywdziawszy suknię zakonną, błogosławiona Bronisława od pierwszego dnia nowicyatu stała się zbudowaniem wszystkich zakonnic, wyprzedzając na drodze doskonałości nie tylko swoje współrówieśniczki, lecz i najstarsze matki, już w świętym swoim zawodzie długie lata Panu Jezusowi służące. Po wykonaniu ślubów uroczystych, jeszcze rączejszym krokiem szła po tejże drodze. Pokorę, która jak jest wszystkich cnót podstawą, tak w życiu zakonnem kamieniem probierczym wiernego odpowiadania powołaniu Bożemu, obrała sobie za główną cnotę i w niej się ciągle ćwiczyła. Stąd też posłuszna była przełożonym nie tylko na ich skinienie, lecz starała się odgadywać ich wolę, i skoro jej co zlecili, spełniała to z taką ochotą i pilnością, jakby to jej sam Pan Jezus nakazywał. W pożyciu z siostrami niezachwianej była słodyczy. Tąż pokorą ożywiona, widziała w każdej z nich wybraną Oblubienicę Chrystusową; każdą wyżej od siebie ceniąc, obchodziła się z niemi z największą miłością i uszanowaniem, a dla siebie samej od żadnej szczególnych względów nie wymagała. Sprawiło to, że wszystkie zakonnice od najstarszej do najmłodszej, kochały ją serdecznie i w wysokiem miały poważaniu. Nie poprzestając na najściślejszem zachowaniu najdrobniejszych ustaw zakonnych, co już samo przez się jest wielkiem i trudnem umartwieniem, w różny sposób trapiła ciało jużto długimi i ścisłymi postami, otrzymawszy na to od przełożonej i spowiednika pozwolenie, jużto sypianiem na gołej ziemi, to znów krwawemi dyscyplinami i ostrą włosienicą, którą prawie ciągle pod habitem nosiła.
Zachęcał ją też do tego i utwierdzał na tej drodze Pan Bóg szczególnemi łaskami. Kiedy razu pewnego Bronisława modląc się, wpadła była w zachwycenie, stanął przed nią Pan Jezus i te pocieszające słowa do niej przemówić raczył: „Bronisławo, krzyż twój jest krzyżem Moim, ale za to będziesz uczestniczką chwały Mojej.“ Pokrzepiona i podniesiona na duchu, po takiem objawieniu sługa Boża przymnażała sobie jeszcze więcej umartwień ciała, a nadewszystko ćwiczyła się w umartwieniach wewnętrznych. Że zaś jednem z najpożyteczniejszych dla duszy tego rodzaju umartwień, jest zachowanie milczenia, które jest strażniczką skupienia wewnętrznego, więc Bronisława od tej pory nie tylko najściślej, jak to zawsze czyniła, przestrzegała go z osobami świeckiemi, z któremi jak najrzadsze miewała stosunki, lecz i z siostrami zakonnemi. Wynagradzał też jej to Pan Bóg coraz wyższym darem modlitwy i częstemi zachwyceniami, w których widywano ją nawet w powietrzu uniesioną.
Jaśniejąc tym sposobem coraz bardziej świętobliwością wśród swego Zgromadzenia, tak zbawiennie wpłynęła na wszystkie siostry, że patrząc na nią i inne pobudzały się do tem ściślejszego zachowania reguły zakonnej i do tem wierniejszego odpowiadania wielkiej łasce powołania do Zakonu. Wkrótce też małe pod tym względem uchybienia, jakich się niektóre dopuszczały, znikły zupełnie i pod ożywczym duchem siostry Bronisławy, całe Zgromadzenie, do którego należała, odznaczało się jeszcze ściślejszą, niż to było przed jej wstąpieniem, karnością zakonną.
Przyczynił się do tego po części i święty Jacek, który często krewną swoją nawiedzał w klasztorze i światłych rad swoich, jako biegły i świętobliwy dusz przewodnik, udzielał Bronisławie i jej zakonnym siostrom. Piszą, że on to pierwszy wyuczył Bronisławę i jej siostry odmawiać Różaniec do Matki Bożej, którego sposób odprawiania przyniósł był z Rzymu wkrótce po jego ustanowieniu przez św. Dominika, któremu Sama Matka Boża nabożeństwo to była objawiła. Iwon Odrowąż, podówczas Biskup krakowski, blizki także krewny błogosławionej Bronisławy, podobnież często ją nawiedzał w mównicy klasztornej, i naukami swojemi i pasterskiem błogosławieństwem, na świętej drodze oświecał i utwierdzał.
Lecz ku większej zasłudze tej Swojej sługi i jej towarzyszek dopuścił był Pan Bóg ciężką dla nich klęskę. Tatarzy, wtargnąwszy w roku 1241 do Polski, dotarli aż do Krakowa, a nie zastawszy mieszkańców, którzy w górach okolicznych się ukryli, wiele domów i kościołów spalili. Los ten spotkał i klasztor Zwierzyniecki, a zakonnice po obcych domach przez pewien czas szukać musiały schronienia.
Bronisława, aby ile możności nie oddalać się od dawnego miejsca swojego pobytu, schroniła się do jednej z ubogich chatek, przy kościele świętego Salwatora na Zwierzyńcu. Tam mieszkając, miała zwyczaj, dla większego odosobnienia udawać się na blizkie wzgórze zwane Sikornik, gdzie zwykle długie swoje odprawiała modlitwy. Niektórzy nawet jej życiopisarze utrzymują, że na temże miejscu oddała Bogu ducha, lecz szczegółów ostatnich jej chwil nie podają wcale. Umarła dnia 29 sierpnia roku Pańskiego 1259, mając lat pięćdziesiąt sześć, z których czterdzieści w Zakonie spędziła.
Na górze Sikornik, którą od czasu śmierci błogosławionej Bronisławy, w dniu 29 sierpnia lud pobożny tłumnie co roku nawiedzał, wzniesiono jeszcze w roku 1702 kapliczkę, która istniała tam aż do r. 1853, w którym ją zniesiono, a wzamian wystawiono inną na cześć tej Błogosławionej, przy spraw mogile Kościuszki.
Kiedy w roku 1836, podczas strasznej cholery panującej w Zwierzyńcu, mieszkańcy udawszy się na wzgórze Sikornik, wezwali pośrednictwa błogosławionej Bronisławy, i od razu od tej klęski uwolnieni zostali, porobiono w Rzymie starania o beatyfikacyę tej cudownej Patronki. Wskutek tego, Papież Grzegorz XVI, po ścisłem rozpoznaniu i innych potrzebnych do tego dowodów, w roku 1839 w poczet Błogosławionych ją wpisał.
Pokora, słodycz w obcowaniu z drugimi i miłość bliźniego, któremi jaśniała błogosławiona Bronisława, są cnotami, które możesz z jej życia wziąć dla siebie do naśladowania, chociaż nie w zamknięciu klasztornem, lecz na świecie żyjesz. Cnoty te stanowią bowiem prawdziwą zaletę każdego i w każdym stanie będącego, i one są jedyną osłodą wszelkiego wspólnego pomiędzy ludźmi pożycia.
Chcesz zatem mieć pierwsze miejsce, siadaj na ostatniem, — chcesz być czczonym, gardź sławą, — chcesz być wielkim na Niebie, bądź małym na ziemi, — chcesz być bogatym w cnoty, bądź ubogim na duchu. Chcesz poznać, czy jesteś pokornym? Patrz, jeżeli nie masz własnej woli, jeżeli się z czem nie ukrywasz przed starszymi swymi, jeżeli jesteś zupełnie posłuszny, jeżeli jesteś łaskawy i cierpliwy, jeżeli nie krzywdzisz nikogo, jeżeli mile znosisz krzywdy ci wyrządzone, jeżeli się nie chcesz odróżniać od innych, jeżeli nie psujesz porządku, jeżeli przestajesz na tem, co ci dają, jeżeli ci miłe to, co jest najmniejsze, jeżeli nie mówisz wiele i bardzo głośno, jeżeli się zbyt nie śmiejesz, jeżeli się masz za najgorszego z wszystkich, jeżeli się uważasz za niepożytecznego, choćbyś najwięcej dobrego uczynił, wtedy jesteś pokornym. Starajże się, aby tak było, bo bez tego okazujesz brak pokory.
Panie Jezu Chryste, któryś w pokornem krzyża Twego naśladowaniu, środki wznoszenia się ku Tobie serc naszych zgotował, spraw łaskawie, prosimy Cię, abyśmy za przykładem błogosławionej Bronisławy, której uroczystą obchodzimy pamiątkę, po cierpieniach doczesnego życia tego, zasłużyli sobie stać się uczestnikami chwały Twojej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. A.
∗ ∗
∗ |
Dnia 3-go września w Rzymie męczeństwo św. Serapii, Dziewicy; cesarz Hadryan rozkazał oddać ją na pastwę dwom bezwstydnym młodzieńcom, którzy jednak nic złego uczynić jej nie mogli; potem palono ją z rozkazu sędziego Berylla pochodniami, biczowano i wreszcie stracono. Cierpiała ona dnia 29 lipca i pogrzebaną została przez św. Sabinę w jej własnym grobie przy placu Windycyana. Uroczystość jej obchodzą dlatego dzisiaj uroczyściej, ponieważ w dniu tym ozdobiono piękniej grobowiec ich i urządzono godnym miejsca modlitwy. — W Koryncie pamiątka św. Feby, wspomnianej przez św. Pawła, Apostoła w liście do Rzymian. — W Akwilei śmierć męczeńska św. Dziewic Eufemii, Doroty, Tekli i Erazmy, ściętych za Nerona po rozlicznych męczarniach: pogrzebał ich święty Hermagoras. — W Kapua męczeństwo św. Arysteusza, Biskupa i chłopca Antonina. — W Nikomedyi za Dyoklecyańskiego prześladowania chrześcijan a prezesa Aleksandra śmierć męczeńska św. Bazylissy, Dziewicy: zaledwie w 9 roku życia przetrwała przy Boskiej pomocy bicie, dręczenie ogniem i dzikie zwierzęta. Wreszcie oddała ducha w modlitwie. — Także pamiątka św. Męczenników Zenona i Charytona: jednego wrzucono do naczynia pełnego płynnym ołowiem, drugiego do pieca ognistego. — W Kordowie pamiątka św. Sandalusa, Męczennika. — Tego samego dnia męczeństwo św. Aigulfa, Opata z Lerin i wiernych współbraci zakonnych, których pozbawiono języka i ócz, a potem zabito mieczem. — W Toul we Francyi pamiątka św. Manzueta, Biskupa i Wyznawcy. — W Medyolanie złożenie zwłok św. Auxana, Biskupa. — Tego samego dnia pamiątka św. Szymona Słupnika Młodszego. — W Rzymie święcenia niezrównanego św. Grzegorza Wielkiego na Papieża. Zmuszony przyjąć na się brzemię urzędu tego, promieniał z tak wyniosłego tronu tem wspanialej ponad widnokręgiem ziemi w blasku świętości.
Święta Róża (czyli Rozalia) urodziła się w roku 1234 w mieście Viterbo we Włoszech, które podówczas było Stolicą Papieży. Wcześnie wybrał ją Pan Bóg za naczynie łaski Swej świętej. Mając bowiem dopiero lat trzy, przywróciła życie swej babce, która już od 24 godzin nie żyła. Okazywała wielką świętobliwość w postępkach, upodobanie w modlitwie i uczęszczała pilnie na nabożeństwo.
Matka jej, Katarzyna, pielęgnowała w niewinnem sercu dziecka tę skłonność do nabożeństwa i zatrudniała ją opowiadaniem o Dzieciątku Jezus, o Jego ubóstwie, pokorze, posłuszeństwie i cierpieniach. Z dziwną uwagą słuchało dziewczątko tych opowiadań i niejedna łza serdecznego współczucia zabłysła na niewinnej twarzyczce. Powzięła nieprzezwyciężony wstręt do płochości i marnych igraszek, ślubując powściągliwość w mowie, posłuszeństwo rodzicom, a mianowicie cierpliwość. Nosiła odzież z grubej wełny, chodziła boso i z gołą głową, pościła surowo, a co sobie oszczędziła, rozdawała ubogim. Darząc ich jałmużną, upominała, aby ufali w Bogu.
Licząc lat 13, zapadła na ciężką chorobę a lekarze zwątpiwszy o jej życiu, oświadczyli, że lada chwilę skończy. Gdy tak wszyscy oczekują jej zgonu, Rozalia zrywa się z łoża i z rozjaśnionem obliczem woła: „Patrzcie na Królowę Niebios, która w orszaku świętych Dziewic mnie, Swą najniższą służebnicę, odwiedzić raczyła. Przyjmijmy Ją, jak się należy.“ Natychmiast wstawszy, uklękła na podłodze, aby uczcić Matkę Boską. Marya Panna przemówiła do niej łaskawie: „Bądź dobrej myśli, miłe dziecię, nie umrzesz jeszcze, lecz wiele dobrego uczynisz. W kościele Moim weź habit Tercyarek św. Franciszka, występuj śmiele przeciw nieprawościom współziomków, broń Wiary świętej, nie lękaj się przeciwności.“ Po tych słowach znikło widzenie, a woń niebiańska napełniła komnatę. Rozalia uczuła się zupełnie zdrową i tak silną, że przez trzy dni ani jadła, ani piła, i przywdziała habit zakonny.
W kościele ukazała się jej Marya Panna po raz wtóry, a objawiwszy jej wszystkie przez Chrystusa za grzeszników poniesione boleści, wyświadczyła tę łaskę, iż pozwoliła jej przez trzy dni znosić te same boleści. Rozalia niesłychanie cierpiała, ale taką miłością Chrystusa rozgorzała i taką nienawiścią grzechu, że pochwyciwszy krucyfiks w rękę, zaczęła publicznie gromić kacerzy i nieprzyjaciół Papieża i wzywać do pokuty. Lud wielbił ją jakby zesłaną od Boga prorokinię, okazywał serdeczny żal za grzechy, naprawił się, a miasto, które dotąd trzymało stronę cesarza Fryderyka II, prześladowcy Kościoła, przeszło na stronę Papieża.
Burmistrz, którego cesarz ustanowił i kilku upornych kacerzy zawrzali wielkim gniewem na dziewicę, która przekonywająco wytykała im ich przewrotność, że nie mogąc zbić zarzutów, wygnali ją wraz z matką i ojcem z miasta.
Rozalia udała się z rodzicami do miasta Soriano, gdzie znowu wzywała do pokuty. Nie widziano dotychczas dziewicy, coby w tak młodych latach umiała połączyć takie zaparcie się świata, taką surowość życia i takie ubóstwo z tak błogim i dobroczynnym wpływem na naród. Czyniła dla Boga wszystko, od świata niczego się nie spodziewając, i nie lękając. Wkrótce nawrócili się mieszczanie i przyobiecali uroczyście posłuszeństwo i wierność Bogu i Jego Namiestnikowi, Ojcu świętemu. Ten sam skutek miały jej nauki i przemowy w Vitorchiaro i okolicy.
Po śmierci cesarza, którą Rozalia przepowiedziała, wróciła z tryumfem do Viterbo. Tu pragnęła ukryć się w klasztorze i żyć pod rozkazami przełożonych. Prosiła Klarysek o przyjęcie, ale te oświadczyły, iż niemasz miejsca. Z uśmiechem odpowiedziała Rozalia: „Nie powiedziałyście właściwej przyczyny, oto gardzicie mną, ponieważ w oczach świata uchodzę za waryatkę. Nie chcecie mnie żywej, tem więcej zapragniecie mieć mnie umarłą.“ Słowa jej ziściły się.
Żyła tylko jeszcze lat dwa w domu rodziców w najzupełniejszej samotności. Umarła w roku 1252, licząc lat 18 i pochowana jest w kościele Matki Boskiej. Liczne cuda działy się u jej grobu. Gdy wieść o nich doszła, poczęły zakonnice św. Klary błagać Papieża Aleksandra IV, rezydującego naonczas w Viterbo, aby im ofiarował zwłoki Rozalii. W roku 1258 uczynił tedy Papież zadość żądaniu Klarysek, spowodowany trzykrotnem pojawieniem się świętej Panienki i rozporządził, aby co rok dnia 4 września święcono jej pamięć. Papież Kalikst III zaliczył ją w roku 1457 do Świętych. Ciało jej pozostało dotąd świeże i nienaruszone, a relikwie jej słyną po dziś dzień z rozlicznych cudów.
Jak silną musiała być miłość św. Rozalii do Pana Jezusa, jeśli szukała odosobnienia i samotności, aby się tem łatwiej módz oddać modlitwie, rozpamiętywaniu i umartwieniom. Jakże słabą w porównaniu z świętą Rozalią musi być nasza miłość Boga, jeśli tak mało dla Niego czynimy i tak trudno nam ponieść dla Niego choćby najmniejszą ofiarę. Nie mamy tu na myśli umartwień i ofiarności, jaka jaśnieją Święci Pańscy, ale z jakąż trudnością nam przychodzi pełnienie najprostszych obowiązków chrześcijanina, walka z namiętnością, pożądliwościami ciała i pokusami jego, znoszenie przeciwności, wyrzeczenie się wygódek i przyjemności życia! A czyż to wszystko nie jest drobnostką wobec tego, co Święci czynili dla Boga? My biedni śmiertelni chełpimy się, jeżeli nam się udało oprzeć pokuszeniu, uniknąć sposobności do grzechu, pomodlić się z godzinkę, albo ponieść jaką maluczką ofiarę. A cóż to wszystko znaczy wobec olbrzymich poświęceń Świętych Pańskich, wobec bohaterskich ich zapasów i walk z szatanem, wobec niesłychanych umartwień, jakie sami na siebie nakładali. Jeśli oznaką miłości jest ofiarność i poświęcenie, natenczas od nich jedynie nauczyć się możemy, czem jest miłość i jaka jest jej potęga. Święty Tomasz a Kempis mówi: „Kto miłuje, jest wolnym i niczem nie skrępowanym. Miłość nie zna ani granic, ani miary, lecz przekracza granice i wyższą jest nad wszelką miarę. Miłość nie wie, co to ciężar, nie zna trudów i mozołów, gotowa czynić więcej, niż może; miłość nie zna niepodobieństwa. Zdolną ona jest do wszystkiego, dokonywa wielu rzeczy i odważa się na niejedno, co człowieka bez miłości utrudza i zniechęca.
Boże, któryś jest zbawieniem i ratunkiem naszym, racz miłościwie prośby nasze wysłuchać, abyśmy weseląc się z uroczystości błogosławionej Rozalii, Dziewicy Twojej, nabyli wzrostu w duchu pobożności, a za jej wstawieniem się wyzwoleni zostali od klęsk, które na nas słuszny Twój gniew zsyła. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 4-go września na górze Nebo w Moab pamiątka św. Mojżesza, Proroka i Prawodawcy. — W Ankyrze w Galacyi śmierć męczeńska 3 św. Dziatek Rufina, Sylwana i Witalika. — W Chalons we Francyi męczeństwo św. Marcela za cesarza Antonina. Zaproszony przez starostę Pryskusa na ucztę ofiarną, z oburzeniem odrzucił taką hulatykę i zganił otwarcie wszystkich obecnych dla ich bałwochwalstwa; za to kazał go sędzia z niesłychanem okrucieństwem zakopać aż do piersi w ziemi; trzy dni przetrwał Święty w tem męczeństwie, nieustannie chwaląc Boga, aż wreszcie oddał niepokalaną swą duszę. — Tego samego dnia pamiątka św. Magnusa, Kasta i Maksyma, Męczenników. — W Trewirze uroczystość św. Marcela, Biskupa i Męczennika. — Tegoż dnia męczeństwo św. Tamela, byłego kapłana pogańskiego i towarzyszów jego za cesarza Hadryana. — Również śmierć męczeńska św. Teodora, Oceana, Ammiana i Juliana, których za cesarza Maksymiana po odrąbaniu nóg wrzucono do ognia. — W Rimini uroczystość św. Marinusa, Dyakona. — W Palermo uroczystość św. Rozalii z Palermo, Dziewicy. Pochodząc z cesarskiego rodu Karola Wielkiego, opuściła z miłości Chrystusa rodzicielski dwór, aby jako pustelnica wieść w lasach i grotach poświęcone Bogu, tylko ku Niebu zwrócone życie. — W Neapolu uroczystość św. Kandydy, która najpierwsza wyszła naprzeciw św. Piotra, Apostoła, gdy przybył do miasta tego, dała się przezeń ochrzcić i zażyła później błogiego skonania. — W Viterbo uroczystość świętej Róży, Dziewicy.
Wawrzyniec urodził się w roku 1381 w Wenecyi, z rodziców wysokiego rodu. Matka dała mu staranne wychowanie i już jako młody chłopczyk odznaczał się niezwykłą powagą, statecznością, małomównością, garnąc się chętniej do doroślejszych, aniżeli do rówieśników. Matka widząc w jego postępowaniu ukrytą dumę i ambicyę, zachęcała go do pokory. Wawrzyniec pocieszał ją, mówiąc: „Nie lękaj się, kochana mamo, jedną tylko mam ambicyę, tj. pragnę zostać sługą Bożym.“ Wkrótce nadeszły dni próby i pokusy: miał iść w świat i poznać szkołę życia. Nęcił go blask świata wielkiego, dostojność rodziny, z której pochodził, bogactwa i dostatki, sława przodków, powaby ziemskich rozrywek, uwielbienia ludu. W sercu odzywał się głos: „Unikaj świata, świat kłamie, a jego obietnice marne.“
Tę walkę duszy opisuje on sam: „Idąc — powiada — za przykładem innych paniczów, szukałem uspokojenia w rozrywkach światowych, i nie znalazłem go. Wtem ukazała mi się Dziewica, jaśniejsza nad słońce, której nie znałem, a Ona odezwała się do mnie: „Miły młodzianie, pocóż się trudzisz i szukasz spokoju w tym świecie i w rozkoszach jego? Znajdziesz go tylko u Mnie.“ Gdy Ją zapytałem o nazwisko i stan, odpowiedziała: „Jestem Mądrością Bożą i stałam się człowiekiem dla zbawienia ludzi.“ Gdym się zgodził na to, co chciała, złożyła pocałunek na mem czole i znikła.
Zdziwiony tem zjawiskiem Wawrzyniec, zasięgnął rady swego wuja Maryna, pobożnego kapłana zgromadzenia Kanoników Regularnych i wyjawił mu życzenie wstąpienia do tego Zakonu. Mąż ten, uwzględniając młode lata i krewkość młodzieńczą, radził mu aby tymczasowo czynił próbę i nie zmieniając w niczem ani odzieży, ani sposobu życia, wziął na się nieco umartwienia. Wawrzyniec nakładł drew w swe łoże, zaczął pościć i modlić się. Dowiedziawszy się o tem matka, radziła mu pojąć żonę. Położenie swoje tak opisuje: „Z jednej strony czekały mnie zaszczyty, dostatki, życie w doborowem towarzystwie, rozkosze życia rodzinnego, z drugiej stanęła mi przed oczyma samotność, posty, ubóstwo. Zapytałem samego siebie: „Co poczniesz, Wawrzyńcze? Czy odważysz się to uczynić, a tamtem wzgardzić?“ Strach ogarnął duszę moją, ukląkłem przed krucyfiksem i westchnąłem: O Boże, Tyś nadzieją moją, a krzyż Twój jedyną mą ucieczką. Postanowiłem więc opuścić matkę, rodzeństwo, świat i rozkosze jego i wstąpić do stanu duchownego.“ Za zgodą wuja wdział tedy habit Kanoników Regularnych.
Mimo młodości i delikatnego zdrowia zachowywał jak najściślej wszystkie przepisy reguły zakonnej: pościł, biczował się, czuwał i milczał tak surowo, że przełożeni musieli mu nakazać umiarkowanie. Dowód bohaterskiej cierpliwości złożył zaraz w początkach swego pobytu w Zakonie, gdy na gardle wyrżnął mu się wrzód nader niebezpieczny, wymagający operacyi. Boleści przecinania i przepalania zniósł tak cierpliwie, że tylko raz jeden zawołał: „Panie Jezu!“ Nigdy nie wychodził z murów klasztornych, chyba za jałmużną. Szlachcic i wielki pan dawniej, zwiedzał najludniejsze ulice z miechem na plecach, prosząc o chleb, wystawiając się na szyderstwa, urągowiska i pogardę motłochu. Przybywszy do domu ojca, prosił o jałmużnę tak, jak gdzie indziej, ale nigdy do domu nie wchodził, lecz stawał w bramie, jako nieznany. Matka płakała za każdym razem, często chciała napełnić cały miech, ale Wawrzyniec nie przyjmował więcej, jak dwa bochenki chleba. Raz tylko wszedł do domu rodziców, gdy matka śmiertelnie zachorowała, aby umierającą pocieszyć. Wyświęcony na kapłana, miewał codziennie Mszę św. z jak największem namaszczeniem, rzadko bez łez w oczach, najczęściej w zachwyceniu. Gdy go zmuszono do przyjęcia urzędu Przeora, pełnił te obowiązki z sumiennością troskliwej matki. Pewnego razu zdarzyło się, że jeden z braci zakonnych publicznie na kapitule zarzucił mu przestąpienie którejś z reguł zakonnych. Wawrzyniec byłby się mógł łatwo uniewinnić, ale po krótkim namyśle wystąpił na środek sali, uklęknął i ze złożonemi rękoma prosił o przebaczenie. Ta pokora tak mocno wzruszyła oskarżyciela, że uklęknąwszy przed Świętym, poświadczył niewinność jego i przyznał się do kłamstwa.
Mądrość cnoty jego cenił Zakon tak wysoko, że go wybrał na generała. Obowiązki pełnił sumiennie i ściśle, a przytem tak zręcznie i gorliwie, i pozaprowadzał tak znaczne ulepszenia, że po klasztorach zakwitło nowe życie, a jego uważano za drugiego Założyciela Zakonu. Im troskliwiej unikał zaszczytów kościelnych, tem więcej jaśniały wysokie zdolności i zalety, a sława ich rozeszła się wkrótce tak szybko, że Papież Eugeniusz IV zamianował go w roku 1433 Biskupem Weneckim, mimo, że Wawrzyniec i bracia zakonni pokornie prosili, aby go zostawiono w klasztorze.
Wawrzyniec udał się tajemnie do Wenecyi, chcąc uniknąć uroczystego przyjęcia, i prosił Boga w kościele całą noc o błogosławieństwo dla siebie i trzody swej. W pałacu Biskupim zachował ubóstwo klasztorne. Gdy mu wspomniano, że przecież winien pewne względy swemu wysokiemu pochodzeniu, godności, wreszcie rzeczypospolitej Weneckiej, odpowiedział: „Ozdobą Biskupa jest ubóstwo. Rodzina moja, tj. ubodzy, których winienem żywić, tak liczna, że nie pozostaje mi na wspaniałe występy.“ Dobroczynność jego była niezmierną, a bardzo mądrą. Nie lubił dawać pieniędzy, chętniej udzielając artykułów żywności, a te z wielką delikatnością posyłał ubogim przez pobożne panie.
Zamożny jeden krewny prosił go, aby się przyczynił do wyposażenia idącej za mąż córki. „Mój kochany — rzecze Wawrzyniec — jeśli ci dam mało, nie wiele ci pomogę; jeśli wiele, okradnę ubogich, dochody bowiem z Kościoła są dla ubogich, nie na wyprawę narzeczonej.“
Z wielką ofiarnością, roztropnością i mocą starał się o chwałę Bożą i zbawienie wiernych. Znosił nadużycia, ulepszył porządek i okazałość nabożeństwa, pobudował wiele nowych kościołów, założył piętnaście klasztorów i kilka zakładów dla osób podupadłych moralnie. Śmiało i ostro zganił w liście pasterskim niezmierny zbytek w ubiorach niewieścich. Wszczęło się stąd wielkie gadanie między paniami, a kilku senatorów nie wahało się żalić przed dożą, że księża wtrącają się do spraw, które ich nie dotyczą. Doża, mąż zapalczywy, wezwał go do siebie i sfukał haniebnie. Wawrzyniec wytłómaczył się tak łagodnie i przekonywająco, że doża zawołał ze łzami w oczach: „Czcigodny Biskupie, pełnij obowiązki twego urzędu!“
Świadectwem głębokiej jego nauki są jego pisma. Wysokie wykształcenie połączone z pokorą czyniło go zdolnym do czynienia znakomitych przysług nie tylko ludowi i znamienitym rodzinom, ale nawet i samej Rzeczypospolitej Weneckiej. Uznawali to namiestnicy Chrystusa w Rzymie. Eugeniusz IV nazwał go ozdobą Biskupów, a Mikołaj V wyniósł go na godność Patryarchy.
Lubo Wawrzyniec zaszedł w lata i zaczął zapadać na zdrowiu, w niczem nie zmienił surowości postu i umartwień ciała. Gdy mu ciężka gorączka dokuczała, chciano go przenieść na łoże. Ale oparł się temu, mówiąc: „Cóż to, na puchu mam leżeć? To dla książąt, nie dla mnie. Zbawiciel nasz umarł na krzyżu drewnianym.“ Gdy mu krewni w chorobie przynosili różne przysmaki, wzdychał na ten zbytek. „Wszystko to dla mnie — wołał. — Czemże ja jestem? Schowajcie to raczej dla biednych i chorych.“ Nadeszła nareszcie ostatnia godzina. Pokrzepiony chlebem żywota czule się z obecnymi pożegnał, pobłogosławił dyecezyan i oddał Bogu ducha dnia 8 stycznia 1455 r. Ciało wcale się nie psuło, członki były giętkie, rumieniec krasił lica i usta; woń miła rozchodziła się po komnacie, gdzie leżało wystawione ciało, a niezliczone tłumy ludu schodziły się do pałacu, przysłuchując się śpiewom duchów niewidzialnych. Papież Klemens VII zaliczył go do „Błogosławionych“ w roku 1524, a Aleksander III w roku 1690 do Świętych.
Podajemy tutaj złote myśli świętego Wawrzyńca w pokorze: „Modlitwa zmienia człowieka. Czyny człowieka mówią w ostatniej chwili do umierającego: Jesteśmy dziećmi twemi, pozostaniemy przy tobie i pójdziemy z tobą przed sąd. Najniebezpieczniejszą z pokus jest niewiadomość, że jesteśmy wystawieni na pokusę. I najlepsze mięso gnije, jeśli nie jest nasolone. Bez soli pokuszenia wystawiona jest i najpiękniejsza dusza na zgubę. Skutek cierpliwości jest ten, że nieprzyjaciel za nią koszta ponosi. Jeśli szatan cię nagabywa, jeśli wszyscy ludzie ci dokuczają, jeśli smutek cię trapi, jeśli utrapienia cię dręczą, a rozpacz nie daje pokoju, wymów Najsłodsze Imię Jezus. Wonności wtedy dopiero wydają zapach, gdy się żarzą, tak też i cnót naszych cała wartość okazuje się dopiero w probierczym ogniu utrapień i smutków. Wielu prostodusznych i pokornych wchodzi do Królestwa niebieskiego, ale dumne półmędrki, chociażby posiedli wszystkie wiadomości, nie wezmą udziału w biesiadzie Niebieskiej. Ich cierpienia będą tem dotkliwsze, im gorzej korzystali z darów Boskich. Ile występków cięży na duszy, tyle też wyciśnionych na niej oznak hańby. Jeśli śmierci ciała tak starannie unikamy, tak że każdy jej się chroni, o ileż więcej powinniśmy się obawiać śmierci wiekuistej! Jeśli rozum nakazuje unikać przemijających bólów, jak starannie winniśmy się chronić udręczeń, które nie mają końca.“
Spraw łaskawie, prosimy, Wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc uroczystą pamiątkę świętego Wawrzyńca, Wyznawcy Twojego i Biskupa, w pobożności postęp uczynili i zbawienia dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 5-go września uroczystość świętego Wawrzyńca Justyniana, pierwszego Patryarchy Wenecyi, co objętą dnia dzisiejszego z przymusu stolicę tę biskupią uświetnił blaskiem cnót i cudów swoich; dzień zgonu jego przypada na 8 stycznia. — W obwodzie miasta Rzymu męczeństwo św. Wiktoryna, Biskupa. Ponieważ dla świętości i cudów wielce był poważanym, obrał go wszystek lud jednogłośnie Biskupem miasta Aterno. Za Nerwy Trajana został z wielu innymi sługami Bożymi wygnany do Kotylii, gdzie znajdują się smrodliwe źródła siarczane; nad niemi kazał go sędzia Aurelian powiesić głową na dół, a z męczarni tej uwolniła go śmierć po trzech dniach dopiero. Święte ciało jego pogrzebali chrześcijanie w Aterno. — W Porto pamiątka św. Herkulana, Męczennika. — W Kapua męczeństwo świętych Kwinkcyusza, Arkoncyusza i Donata. — Tegoż dnia śmierć męczeńska św. Romulusa, pierwszego urzędnika dworu Trajana. Ponieważ zganił okrucieństwo cesarza przeciwko chrześcijanom, kazał go tenże biczować i potem ściąć. — W Melitinie w Armenii męczeństwo św. Żołnierzy: Eudoksyusza, Zenona i Makaryusza z 1104 towarzyszami. Gdy w czasie prześladowania Dyoklecyańskiego oznajmili swe wystąpienie z wojska, zostali dla wiary chrześcijańskiej zabici. — W Konstantynopolu śmierć męczeńska św. Urbana, Teodora i Menedema z 77 innymi stopnia kleryckiego, których cesarz Walens spalić kazał w okręcie na morzu, ponieważ zostali wiernymi wierze katolickiej. — W klasztorze Sithiu pod Terouane uroczystość świętego Bertina, Opata. — W Toledo pamiątka świętej Obdulii, Dziewicy.
gdy św. Kolumbian, wygnany z okolic Bregencyi, udał się do Włoch, gdzie założył klasztor Bobbio, ukochany uczeń i towarzysz jego Gallus, zapadłszy na mocną gorączkę, pozostał w Alemanii i prosił jednego duchownego nad jeziorem Bodeńskiem o gospodę. Ten przyjął zasłużonego
misyonarza jak najchętniej i polecił dwom młodym klerykom, Magnusowi i Teodorowi, aby chorego troskliwie doglądali.
Magnus, rodem Aleman, powziął osobliwszą cześć i miłość do Galla, oddał się jego kierownictwu, a gdy chory przyszedł do zdrowia, towarzyszył mu w podróżach misyjnych, wziął pospołu z nim udział w założeniu klasztoru St. Gallen, a po jego śmierci objął zarząd klasztoru. Jako współzałożyciel i drugi Opat klasztoru, słynącego w Europie przez całe tysiąc lat z nauki i cnót, zasługuje Magnus na zaszczytne miejsce między mężami około ludzi wielce zasłużonymi. Po kilku latach książę szwabski, Otwin, wtargnąwszy z wojskiem w okolice Arbonu, złupił wszystko i spalił klasztor. Magnus odniósł ciężką ranę, ale mimo to nie opuścił klasztoru, a znalazłszy w Konstancyeńskim Biskupie dobroczyńcę, odbudował za jego pomocą klasztor.
Gdy stanął gmach, a zakonnicy mogli rozpocząć prace swoje, Tosso, pobożny kapłan z dyecezyi Augsburskiej, przybył do grobu św. Galla i prosił Magnusa, aby z nim poszedł do Allgäu i tam założył kilka osad zakonnych.
Widząc w tem zaproszeniu głos Boży, wybrał się święty Zakonnik wraz z dawnym przyjacielem Teodorem w drogę. Przechodząc przez Bregencyę, gdzie niewidomemu przywrócił wzrok, szedł wzdłuż pasma gór i przybył do spustoszonego miasta nad rzeką Iller, tj. do dzisiejszego Kempten. Dawna kronika pisze: „Pobożnym Zakonnikom towarzyszyło dziwne światło, które zapalało się samo ze zmierzchem, nie gasło ani na wietrze, ani w deszczu i ciągle się paliło. Było ono niejako obrazem Ewangelii świętej, oświecającej ciemności ducha i ukrzepiającej serca ludzkie do wytrwania w walce z przeciwnościami i troskami. Ustawicznie napadały na nich niedźwiedzie, wilki, węże i inne zwierzęta, nawet złe duchy, broniąc wstępu do kraju i narodu, który uważały za swą wyłączną własność. Ale Magnus odpędzał je koszturem pielgrzymim w Imię Jezusa, żegnając okolice, które przechodził.“ W miejscowości Espach nad Lechem, gdzie bawił podówczas Biskup Augsburski Wikpert, odebrał Magnus święcenie kapłańskie i stanął nareszcie w mieście Kempten. Tu głosił zubożałemu i zdziczałemu wskutek wojen ludowi Ewangelię św., a uprzejmość jego i współczucie utorowało mu drogę do serc ludzkich. Dopomógł im do odbudowania części miasta, zachęcał do uprawy roli, wystawił kościół i doczekał się pociechy, że wkrótce utworzyła się w mieście parafia, która coraz bardziej się zwiększała. Niebawem powstał klasztorek, przy którym osiadło kilku młodzieńców, przybyłych z nim razem z Bregencyi. Zarząd oddał w ręce Teodorowi, który został pierwszym Opatem słynnego klasztoru, istniejącego lat blizko 1200.
Magnus poszedł z Tossonem i nowymi towarzyszami dalej na Wschód i dostał się z narażeniem życia na wielkie niebezpieczeństwa do pięknej i żyznej okolicy, gdzie teraz leży wieś Waldhofen. Tu na jabłoni osadziwszy krucyfiks, prosił Pana Boga z towarzyszami na klęczkach o błogosławieństwo i podjął dzieło Apostolskie, ucząc biedny, zaniedbany i poczciwy lud prawd Religii świętej i zachęcając do cnotliwego życia i rządności. Ziarno przez niego zasiane przyjęło się i bujnie rozrosło; utworzyła się dość liczna parafia. Tosson został duszpasterzem, a Magnus poszedł dalej ku pasmu gór. U wąwozu zbiegały się cztery drogi; Magnus na tem miejscu wystawił dom modlitwy z kilku celami i tym sposobem założył kamień węgielny późniejszego Opactwa Füssen. Tutaj pracował przez lat dwadzieścia nad zaszczepieniem i rozkrzewieniem oświaty chrześcijańskiej i uprawą leżących odłogiem pól. Tu uczył biednych ludzi, jak mają unikać grzechu, poskramiać żądze i namiętności, miłować Boga i bliźniego. Pomagał w tępieniu bagien, staraniu się o dobrobyt i uświęcenie pracy dobrymi czynami. Odkrył na górze Seilingberg obfite pokłady żelaza, założył kopalnie i otworzył tym sposobem obfite źródło dochodów na całe wieki. Wdzięczna potomność nazwała go też Apostołem tego kraju. Starając się o doczesne i wiekuiste dobro powierzonej sobie trzódki, doszedł 74 roku życia i zasnął. Przy łożu jego śmiertelnem stanął Tosson, który tymczasem został Biskupem Augsburskim i zamknął mu powieki. Świadkowie zgonu Magnusa słyszeli głos z Nieba: „Pójdź, Magnusie, i bierz koronę, jaką ci Pan zgotował.“ Relikwie Świętego wraz z kielichem, krzyżem i koszturem pielgrzymim przechowuje kościół w Füssen. Świętym ogłosił go Papież Jan IX.
Cały żywot świętego Magnusa jest jednem nieprzerwanem pasmem pracy i czynienia dobrego.
Abyśmy także życie uzacnić mogli tą prawdziwie chrześcijańską cnotą, zastanówmy się nad istotą wewnętrzną dobroczynności i uważajmy, jak ona się na zewnątrz objawia.
1) Wewnętrzną istotę dobroczynności stanowi miłość bliźniego, i pociąg do czynienia mu dobrze. Święty Ambroży mówi: „W skład dobroczynności wchodzą dwa czynniki, tj. życzliwość i szczodrobliwość, i oba te czynniki uzupełniają się nawzajem. Nie dość być życzliwym, trzeba to czynem okazać, tak jak nie dość jest dobrze czynić, jeśli dobroczynność nie jest wypływem dobrej woli.“ Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Jak Bóg jest życzliwym i dobroczynnym dla wszech stworzeń, tak i nam wrodzoną jest skłonność i popęd życzenia i czynienia dobrze bliźnim. Dla zasług Chrystusa wlał Bóg w nas tę miłość, aby dobroczynność nasza popierała doczesne i wiekuiste dobro bliźnich i wytknęła sobie za cel ich zbawienie i szczęście. Święty
Magnus już od młodych lat kształcił siły swe fizyczne i moralne, zebrał bogaty skarb nauk i doświadczeń i tym sposobem usposobił się do należytego praktykowania dobroczynności.
2) Rozważmy teraz piękność moralną dobroczynności! Nie waha się ona iść między dzikich i prostaczków, buduje im chaty, poucza ich, uzacnia ich domowe pożycie i wszczepia w ich serca tęsknotę do wiekuistej ojczyzny. Przyodziewając ciała nagich, nie zapomina ona o uszlachetnieniu duszy wiarą. Ona uprawia ziemię, orze pole; ale dając zgłodniałym chleb ziemski, wznieca w nich łaknienie niebieskiego. Ma ona otwarte ucho i czułe serce na skargi opuszczonych i jęki cierpiących, ale zapobiegając niedostatkowi i kojąc boleści ciała, krzepi dusze szafarstwem Sakramentów świętych i czyni z nich przybytek, w którym ma gościć Boski Mistrz i Pocieszyciel. Przyczynia się dotychczas radą i czynem do utwierdzenia domowego szczęścia i ładu społecznego, a jednając sobie zaufanie prostaczków i ludzi gminu, zaszczepia w wyższych warstwach chrześcijańskie cnoty, bogobojność i słodką nadzieję wiekuistej zapłaty.
Boże i Panie mój, któryś nakazał miłować bliźnich, jak samego siebie, zechciej w sercach naszych rozniecić ten ogień miłości, uczynić nas czułymi na nędzę ludzką i zaszczepić w nas pociąg do dobroczynności i przynoszenia ulgi cierpiącym nędzę i niedostatek, pocieszania strapionych i zasmuconych i pełnienia dzieł miłosierdzia, abyśmy litując się nad nieszczęśliwymi, mogli także u Ciebie wybłagać litość i miłosierdzie. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. A.
∗ ∗
∗ |
Dnia 21 września roku 1851 Papież Pius IX ogłosił uroczyście światu katolickiemu: „Stanowimy, iż Piotr Claver, Apostoł Murzynów, sługa niewolników murzyńskich, jest błogosławionym w Niebie i Orędownikiem u Ojca wszystkich, a nadewszystko tych, o których się tak troszczył, tj. najbiedniejszych z ludzi, niewolników murzyńskich.“
Tym Błogosławionym jest Piotr, urodzony w roku 1581 w Verdu w Hiszpanii. Był on synem pobożnych rodziców, potomków znakomitego rodu. Skończywszy z odznaczeniem Jezuickie szkoły w Barcelonie, został przyjęty do Zakonu w roku 1602.
Po skończeniu nowicyatu uczył się filozofii na wyspie Majorce i był uczniem Alfonsa Rodrigueza, którego Papież Leon XII zaliczył do „Błogosławionych.“
Za zezwoleniem zwierzchności zakonnej udał się Piotr w roku 1610 jako misyonarz do Ameryki. Wylądował w Kartaginie, mieście leżącem nad zatoką Meksykańską, liczącem przeszło 200 tysięcy mieszkańców. Zawiodła go tam Opatrzność Boża, aby był opiekuńczym Aniołem Murzynów, sprowadzanych z Afryki i zaprzedanych w niewolę.
Ukończywszy studya teologiczne i otrzymawszy święcenia kapłańskie, rozpoczął mozolną pracę. Skoro przybił do lądu statek, przywożący Murzynów, okutych w kajdany i na pół żywych, chuda i blada twarz jego natychmiast się ożywiała. Z miechem na plecach, napełnionym chlebem, owocami, tytoniem, winem itd., co uprosił, chodząc od drzwi do drzwi, biegł do statku pokrzepiać nędzarzy i pozyskać ich zaufanie. Potem prosił, by mu wskazali chorych niewolników, którym niósł pociechę duchowną i cielesną i starannie ich pielęgnował. Pozdrowiwszy ich, towarzyszył tym, którzy mogli jeszcze chodzić, do lochów ciemnych i wilgotnych, w których nie było ani ław, ani stołów, ani sienników, ani podłogi, lecz tylko proste klepiska. Tam umieszczano mężczyzn i niewiasty, młodych i starych i dawano im lichą strawę w brudnych naczyniach, dopóki ich na targowisku nie sprzedano. Niechlujstwo, smród, upał, krzyki, jęki, choroby, wrzody, ospa, przedstawiały obraz prawdziwego piekła. Rok rocznie dowożono przeciętnie 12,000 Murzynów i prowadzono ich na sprzedaż.
W czasie krótkiego ich pobytu w tych lochach odwiedzał ich Piotr codziennie, mył i pocieszał ich z troskliwością matki, żebrał dla nich odzież i żywność, uczył wiary i modlił się razem z nimi. Na ścianie zawieszał wielki obraz, przedstawiający w żywych barwach obraz ukrzyżowanego Pana Jezusa, z którego pięciu ran Krew obficie sączyła. Krew tę zbierał w wielką miednicę kapłan, aby nią ochrzcić klęczącego obok Murzyna. Na przodzie stało z rozjaśnioną twarzą kilku Murzynów, którzy już odebrali Chrzest św.; w tyle widać było innych, nie chcących chrztu, z ponurą twarzą, otoczonych przez złe duchy. Piotr uczył Murzynów przed tym obrazem, jak się żegnać, jak mają mówić „Ojcze nasz“ i „Zdrowaś“ i opisując im w prostych słowach dobroć Pana Boga, miłosierdzie ukrzyżowanego za nas Zbawiciela, miłość Ducha świętego, sposobił ich do chrztu, którego im udzielał z jak największą uroczystością.
Olbrzymią tę pracę podejmował Piotr przez lat czterdzieści. Niepodejrzani wiarogodni świadkowie podają liczbę ochrzconych i pozyskanych przez niego dla Pana Jezusa Murzynów na 350 tysięcy. Wzamian za to poświęcenie kochali go wdzięczni Murzyni i okazywali mu bezwarunkowe posłuszeństwo. Opuszczając Kartaginę, żegnali się z nim tak czule, że świadkowie od łez wstrzymać się nie mogli. Ponieważ miasto owe ma klimat bardzo niezdrowy, liczba chorych bywała zawsze nader wielką. Chorobą Murzynów jest rodzaj trądu: tworzą się rany najprzód na dziąsłach i wargach, potem rozchodzą się po wszystkich stawach i członkach tak szybko, iż całe ciało tworzy jedną tylko wielką, pełną robactwa ranę. Claver nie wzdrygał się zajmować tymi chorymi. Z początku było mu to wstrętnem, ale wkrótce się z niem oswoił. Pewnego razu słuchał trędowatego Murzyna spowiedzi i zemdlał. Odzyskawszy przytomność, począł się sam karcić temi słowy: „A więc przykrzy ci się, nędzniku, nieść pomoc bliźniemu? Czy on-że nie jest równie, jak ty, krwią Zbawiciela odkupiony? Musisz za to czynić pokutę.“ Poszedłszy na stronę, począł się biczować, potem ukląkł przed chorym i całował rany. Chodząc w czasie ulewy przez błotniste ulice miasta, po chatach odwiedzając chorych, tym, którzy go prosili, aby się ochraniał, odpowiadał, że kto chce się wyuczyć rybołóstwa, nie powinien się lękać wody.
Z nadejściem Wielkiego Postu niczego nie żałował, chcąc swym kochanym Murzynom w mieście i okolicy ułatwić sposobność odbycia spowiedzi i przystąpienia do Komunii św. Całymi tygodniami siadywał po 15 godzin dziennie w konfesyonale. Nieraz Murzyni musieli go zanosić omdlałego i na pół żywego do domu. Po Wielkanocy każdego dnia odprawiał misye między Murzynami w dalszych stronach. Gdy zdrowi wieczorem wracali od pracy, witał ich i ściskał, obdarzał obrazkami i książeczkami do nabożeństwa, kazał im jeść i wypocząć, i potem modlił się z nimi, udzielał im nauki, załatwiał spory i udzielał Sakramentów świętych. Jeśli zaś wrócił o północy do chaty na spoczynek, starał się przebłagać sprawiedliwość Boga za ich grzechy rzewną modlitwą i biczowaniem swego ciała. Potem dopiero kładł się na spoczynek i to na gołej podłodze. Będąc w drodze, zawsze się zatapiał w modlitwie, w nocy klęczał często przed ołtarzem i wpadał w zachwycenia. Ustawicznie nosił ostrą włosienicę, sypiał na gołej ziemi z kawałem drzewa pod głową, a pościł bardzo surowo.
Nie był i Piotr wolny od krzyżów i utrapień. Braciszek, który miał towarzyszyć mu na każdym kroku, człowiek krnąbrny i uparty, nie cierpiał Piotra. Ilekroć chciał wyjść, z umysłu nie pokazywał mu się na oczy. Gdy Claverowi było śpiesznie, wynajdywał zwłoki, gdy wracał, szydził z jego świętobliwości. Claver znosił wszystko cierpliwie, dziękując Bogu, że go tak karze za grzechy. Kupczący niewolnikami nieraz go znieważali, popychali, wypychali za drzwi. Piotr nie zrażał się tem i łagodził gniew ich prośbą, aż mu pozwolili odwiedzać niewolników. Szarpano go na sławie, grożono śmiercią, ale o to nie dbał. Często spotwarzano go przed przełożonymi, że psuje Murzynów, że ich chrzci po dwa razy i namówiono zwierzchność zakonną, aby mu zakazała udzielać Sakramentów. Mógłby był się łatwo obronić, ale wolał znieść wszystko w milczeniu i użalić się tylko przed Bogiem.
W czasie zarazy w roku 1650 Piotr chodził na miejsca najwięcej zagrożone i nie spoczął, aż sam nie zapadł. Co dzień kazał się nosić do kościoła dla wysłuchania Mszy świętej i słuchał pilnie spowiedzi. Pielęgnujący go braciszek zaniedbywał go niepoczciwie, ale on zdał się na wolę Bożą, aż wreszcie śmierć go od dalszych cierpień zwolniła w dzień Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w roku 1654.
Piotr spisał nauki swego przewodnika w książeczce, którą zawsze przy sobie nosił i pobożnie całował. Oto niektóre z tych nauk dla wszystkich przydatne:
Zbawienie człowieka jest w pełnieniu woli Bożej. To powinno być jedyną myślą i dążnością naszą. Im ściślej wykonywać będziemy tę wolę, tem większą będzie doskonałość nasza.
Aby pełnić świętą wolę Boga, trzeba się zrzec własnej, wyprzeć się miłości własnej osoby i we wszystkich myślach, słowach i czynach dbać jedynie o chwałę Bożą.
Aby korzystać z wszystkiego, co nam się w życiu wydarzy błogiego lub przykrego, przyjemnego i bolesnego, aby postępować w cnocie, trzeba nadewszystko trzymać na wodzy język; mówmy mało z ludźmi, wiele z Bogiem. Gdy mówimy z ludźmi, niech mowa nasza tchnie prawdą, pokojem i niech będzie budującą. O innych mówmy dobrze, o sobie zaś o ile możności jak najmniej, albo wcale nic.
Posłuszeństwo jest powinnością względem każdego, który ma prawo rozkazywać. Dla miłości Boga bądźmy uległymi i czyńmy, na co nas stać. Milczmy na wszystkie łajania i zarzuty i znośmy wszystko, co nie wykracza przeciw Bogu.
Pochwały udzielane uważajmy za ubliżenie, gdyż wiemy, jak mało wobec Boga znaczymy. Milsze niech nam będzie lekceważenie; korzmy się raczej wobec nagan i zniewag i powiedzmy sobie, że za grzechy zasłużyliśmy na karę stokroć większą. Pamiętajmy raczej o czterech rzeczach ostatecznych, tj. śmierci, Sądzie ostatecznym, piekle i Niebie i wzbudźmy tym sposobem w sobie chęć do pracy i cierpień, pomnąc, że niezadługo nam zabraknie czasu do nabywania zasług.
Boże, który powołując niewiernych Murzynów do poznania Imienia Twojego, rozbudziłeś zarazem w sercu błogosławionego Piotra, Wyznawcy, żarliwą miłość ich dusz, spraw łaskawie, prosimy, za jego wstawieniem się, abyśmy naśladując jego miłość bliźniego, starali się pozyskać ich dusze dla Ciebie w celu pomnożenia chwały Twojej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 7-go września w Nikomedyi dzień zgonu św. Jana, Męczennika. Tenże ujrzawszy nalepione na ulicach srogie edykty wydane przeciwko chrześcijanom, zapalony gorliwością zdarł je i zniszczył. Gdy wieść o tem dobiegła uszu cesarzy Dyoklecyana i Maksymiana, bawiących wówczas w tem mieście, kazali użyć najwyszukańszych męczarń przeciwko niemu. Lecz szlachetny Wyznawca zniósł je spokojnie i wesoło, tak, iż ani śladu smutku nie było można dostrzedz u niego. — W Cezarei w Kapadocyi śmierć męczeńska św. Eupsychiusza, który przed cesarzem Hadryanem oskarżony jak chrześcijanin zaraz został uwięziony. Później puszczony znowu na wolność, niezwłocznie spadek ojcowski sprzedał a pieniądze rozdał częścią ubogim a częścią swoim oskarżycielom, uważając ich jako dobroczyńców swoich. Nareszcie z polecenia sędziego Saprycyusza schwytano go jeszcze raz, ciało jego porozdzierano okrutnie i wkońcu mieczem ścięto. — W Pompejopolis w Cylicyi pamiątka św. Sozona, Męczennika, co za cesarza Maksymiana w płomieniach oddał ducha swego. — W Akwilei pamiątka św. Anastazego, Męczennika. — W obwodzie Autunu męczeństwo św. Reginy, Dziewicy, co pod prokonsulem Olybryuszem znieść musiała więzienie, tortury i parzenie pochodniami, zanim przez śmierć wybawiona, wejść mogła w progi niebiańskiego swego Oblubieńca. — W Troyes uroczystość św. Nemoryusza, Dyakona i jego towrzyszy, zamordowanych z polecenia Atylli, króla Hunnów. — W Orleanie pochowanie św. Eworcyusza, Biskupa, który był najpierw subdyakonem a potem cudownym sposobem przez gołębicę naznaczonym został na Biskupa tegoż miasta. — We Francyi uroczystość św. Augustalisa, Biskupa i Wyznawcy. — W Kapua uroczystość św. Pamfila, Biskupa. — W obwodzie Paryża pamiątka św. Klodoalda, Kapłana i Wyznawcy. — W Nonanluli w Emilia uroczystość świętego Hadryana III, Papieża, który się starał z wielką gorliwością o połączenie Kościoła wschodniego z rzymskim; zmarł w Spilimberti a po śmierci wsławił go Pan Bóg cudami.
Pan posiadł mnie na początku dróg Swoich, pierwej, niżeli co uczynił z początku. Od wieku jestem stworzona i starodawna, pierwej, niżeli się ziemia stała. Jeszcze nie było przepaści, a jam już poczętą była; ani jeszcze źródła wód były wyniknęły, ani jeszcze góry ciężką wielkością były stanęły przed pagórkami, jam się zrodziła. Jeszcze był ziemi nie uczynił, ani rzek, ani zawias okręgu ziemi. Gdy gotował Niebiosa, tamem ja była; gdy pewnym porządkiem i kołem otaczał przepaści, gdy Niebiosa utwierdzał wzgórę i ważył źródła wód, gdy zakładał morzu granice jego, a ustawę dawał wodom, aby nie przestępowały granic swoich: kiedy zawieszał fundamenta ziemi. Z nimem była wszystko składając i kochałam się na każdy dzień, igrając przed nim w każdym czasie, igrając na okręgu ziemi, a rozkoszą moją jest być z synami człowieczymi. Teraz tedy synowie słuchajcie mnie: Błogosławieni, którzy strzegą dróg Moich! Słuchajcie ćwiczenia, a bądźcie mądrymi i nie odrzucajcie go. Błogosławiony człowiek, który Mnie słucha i który czuwa u drzwi Moich na każdy dzień, i pilnuje u podwojów drzwi Moich. Kto Mnie znajdzie, znajdzie żywot i wyczerpnie zbawienie od Pana.
Księga rodzaju Jezusa Chrystusa, Syna Dawidowego, Syna Abrahamowego. Abraham zrodził Izaaka, a Izaak zrodził Jakóba, a Jakób zrodził Judę i bracią jego, Juda zaś zrodził Faresa i Zarę z Tamary, a Fares zrodził Ezrona, a Ezron zrodził Arama, Aram zaś zrodził Aminadaba, Aminadab zrodził Naassona, a Naasson zrodził Salmona, a Salmon zrodził Booza z Rachaby. Booz zaś zrodził Obeda z Ruth, a Obed zrodził Jessego, lecz Jesse zrodził Dawida króla, a Dawid król zrodził Salomona z onej, która była Uryaszowa. Salomon zaś zrodził Roboama, a Roboam zrodził Abia, a Abia zrodził Azę, Aza zrodził Józafata, Józafat zrodził Jorama, Joram zaś zrodził Ozyasza, a Ozyasz zrodził Joathama, a Joatham zrodził Achaza, Achaz zasię zrodził Ezechiasza, a Ezechiasz zrodził Manassesa, a Manasses zrodził Amona, Amon zrodził Jozyasza, a Jozyasz zrodził Jechoniasza i braci jego w przeprowadzeniu Babilońskiem. A po przeprowadzeniu Babilońskiem Jechoniasz zrodził Salathiela, a Salathiel zrodził Zorobabela, a Zorobabel zrodził Abiuda, Abiud zaś zrodził Eliakima, a Eliakim zrodził Azora, a Azor Sadoka, a Sadok zrodził Achima, a Achim też zrodził Eliuda, a Eliud zrodził Eleazara, a Eleazar zrodził Mathana, a Mathan zaś zrodził Jakóba, a Jakób zrodził Józefa, męża Maryi, z której się narodził Jezus, którego zowią Chrystusem.
Tylko trzy pamiątkowe dni narodzeń obchodzi w ciągu roku Kościół katolicki uroczyście tj. dzień Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, Jana Chrzciciela i Pana naszego Jezusa Chrystusa. Narodzenie Najświętszej Maryi Panny tworzy niejako podstawę dwu drugich; Pan Jezus bowiem poczęty przez Nią i zaniesiony do Elżbiety, chciał uświęcić Swego poprzednika w łonie macierzyńskiem, zanim jeszcze sam zdążył się na świecie pojawić. Dlatego też Kościół święty obchodzi z całą okazałością Narodzenie Maryi Panny, wita w Niej bowiem jutrzenkę zwiastującą nam przyjście Zbawiciela.
Święty Piotr Damian pojął to znaczenie uroczystości, mówiąc: „Słusznie drży świat cały w tym dniu w uniesieniu radości, a ludzkość i Kościół uroczyście obchodzi narodziny Matki Oblubieńca swego. Wesele promienieje na obliczach wiernych w tym dniu pamiętnym, którego wynikiem i następstwem są wszystkie inne święta i uroczystości, ustanowione przez Kościół. W dniu tym narodziła się władczyni świata, Królowa Niebios, wrota Raju, namiot Boży, gwiazda morza, drabina Niebieska, na której Pan ze stropów niebieskich pokornie zstąpił na ten padoł płaczu, a człowiek, powalony o ziemię powstał i wzleciał w wyższe sfery.“
Wysokie znaczenie narodzenia Najświętszej Maryi Panny niech będzie dla nas pobudką do rozważnego rozpamiętywania żywota Matki Boskiej od chwili przyjścia Jej na świat. Otóż leży w kołysce córeczka świętego Joachima i świętej Anny, twarzyczka Jej jaśnieje świętobliwą niewinnością. Bóg Ją stworzył na to, aby była Matką Syna Jego i uposażył Ją wszelkiemi zaletami ciała i duszy, które przelać miała na Synaczka samego. Synowie wydają się zwykle za matkami (filii matrisant, mówi przysłowie łacińskie) i pobierają od nich w spadku podobieństwo rysów twarzy, temperamentu, charakteru i obyczajów. Doświadczenie ono musiało się również stwierdzić w Synie Matki, która była Dziewicą Niepokalaną. I w rzeczy samej, Ewangelia święta dowodzi, że Pan Jezus był jako człowiek wiernym obrazem matki, a Galilejczycy widząc i słysząc Go, pytali ze zdumieniem: „Czyż ten nie jest Syn rzemieślniczy? czyli Matki Jego nie zowią Marya.“ — (Mat. 13, 55). Tak, a nie inaczej być musiało; Marya bowiem była uprzednio obrazem tj. odebrała od Niego jako Boga kształty i postać, którą Sam jako człowiek chciał przybrać. Trafnie przeto mówi Bernard święty: „Pan Jezus jako Stwórca pragnął urodzić się z Matki Dziewicy, ażeby Sam nieskazitelny był Synem Niepokalanej; chciał On, ażeby była pokorną, a stąd On Sam łagodny i pełen pokory z Niej pochodził.“
Jest to artykułem wiary, iż Jezus Chrystus zarówno jest doskonałym człowiekiem jako też doskonałym Bogiem i że człowieczeństwo Jego wyposażonem jest wszelkiemi doskonałościami przyrodzenia i łaski. Nic przeto naturalniejszego nad to, że i osoba Matki Jego była uposażona doskonałością. Słusznie przeto nazywa Ewangelia święta Maryę „pełną łaski.“ Słowo to wypowiada najwyższą pochwałę Matki Boskiej, a znaczenie jego jest tem większe, że nie wyszło z ust śmiertelnika, lecz Anioła najwyższego rzędu, posłańca Trójcy świętej, że słowo to było wyrazem najwyższej czci i uwielbienia: „Bądź pozdrowiona łaski pełna!“ (Łuk. 1, 28). — W celu większego wyświęcenia doskonałości, jakiemi mądrość Boża ozdobiła św. Dziewicę, wielki kanclerz Gerson przyodziewa wszystkie zalety i łaski Panny świętej w postać żyjących osób, które przychodzą uczcić Oblubienicę Ducha świętego, Matkę Bożą, Dziewicę wybraną. Pojawia się nasamprzód czystość i własnemi rękoma przysposabia materyę, z której ma być utworzone Jej ciało; pojawia się Opatrzność, ażeby temu ciału dać kształty odpowiednie, przychodzi łaska, aby ciało to ożywić. Potem poczynają się krzątać cnoty, każda z osobna, ażeby dokonać dzieła rozpoczętego. Miłość tworzy serce, mądrość mózg, wstydliwość czoło, łagodność nadaje odpowiedni kształt jej ustom, skromność jej policzkom, dziewiczość rozpościera po całem ciele niezrównane wdzięki i powagę; słowem, wszystkie cnoty i zalety sprzymierzają się w celu utworzenia jedynej dziewicy, a dokonawszy dzieła, nie mogą się nadziwić Jego doskonałości. — Krewni Anny świętej, winszując jej nowonarodzonej córeczki, tak jak uczynili to krewni Elżbiety, z pewnością zadali sobie pytanie: „Cóż będzie z tego dziecka?“ Niezawodnie przeczuwali, że niezrównanie piękna dziecina będzie miała szczególne powołanie, ale nie marzyło im się o nadziemskiej chwale i niebiańskim Majestacie, do którego wyroki Boskie ją powołały. Imię Maryi znaczy w języku syryjskim „księżna, królowa“, w hebrajskim „morze, gwiazda morska.“ „Morzem“ nazywa się Marya z powodu mnóstwa i głębi smutku i boleści, jakie znosić musiała, a mianuje się „Władczynią i Panią“, gdyż jako Matka Pana Niebios i ziemi ma prawo nazywać się „Królową Nieba i ziemi.“ Nazwa „gwiazdy morskiej“ przysługuje Jej z tego tytułu, że blask Jej cnót jest tak wielki, iż tworzy jakby gwiazdę przewodnią, wiodącą wśród burz, nawałnic, bałwanów i skał żywota do przystani żywota wiecznego. — Widząc w tem Dziecięciu dar Boży, uważali Joachim i Anna za powinność poświęcić Je Bogu, pobiegli do Jerozolimy, aby Je złożyć u stóp ołtarza i poświęcić Je służbie Boga, skoro dorośnie i dojrzeje na ciele i duszy. Obietnicy tej sumiennie dotrzymali.
Marya mówi w hymnie „Magnificat“: „Albowiem uczynił Mi wielkie rzeczy.“ Tak jest rzeczywiście; On Ją wybrał za Matkę Syna Swego. On uczynił Ją naczyniem takiej czystości, świętości i łaski, że została Królową chóru Aniołów i Świętych Pańskich. On Ją w chwili śmierci wziął w Niebo z duszą i ciałem. Jeśli sam Bóg tak wysoko Ją ceni, jakżebyśmy nie mieli Jej czci należnej oddawać! Cześć Maryi jest zarazem czcią oddaną Bogu. Ale nie tylko cześć należna Bogu, lecz własne nasze zbawienie tego się domaga, abyśmy Maryę miłowali i wielbili. Jeśli rzeczywiście pragniemy Nieba i szczęścia wiekuistego, do którego droga jest usłaną kolcami i cierniem, któż za nami się wstawi, któż weźmie nas pod skrzydła opieki, któż nam dopomoże, jeżeli nie ta Matka miłosierdzia i litości? Ona jest szafarką łask Bożych, Ona nie odwróci od nas świętego oblicza Swego, Ona nie zatknie uszu na westchnienia nasze, jeśli się do Niej w pokorze udamy. „Ona bowiem miłuje tych, co Ją miłują, a kto Ją znajdzie, ten znajdzie życie“, mówi Pismo święte. Skarb wielki posiędzie ten, co znajdzie łaski Panny świętej. Miłujmy więc, wielbmy Maryę, ufajmy Jej jak dzieci, tego wymaga Bóg, tego wymaga dobro nasze.
Sługom Twoim, prosimy Cię, Panie, darów łaski niebieskiej racz dobrotliwie udzielić, a jak Boskie macierzyństwo Najświętszej Dziewicy stało się zbawienia naszego początkiem, tak niech uroczystość Jej Narodzenia pokoju nam wyjedna. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 8-go września uroczystość Narodzenia Najśw. Maryi Panny. — W Nikomedyi męczeństwo św. Hadryana z 23 towarzyszami. Gdy już poprzednio wiele przecierpieli, zdruzgotano im nareszcie nogi pod panowaniem Dyoklecyana i Maksymiana. I tak doszli dnia 4-go marca do upragnionego celu. Relikwie ich zostały pochowane z głębokim szacunkiem przez chrześcijan w Byzancyi; jednakże zwłoki św. Hadryana przeniesiono dnia dzisiejszego do Rzymu i na pamiątkę tego obchodzi się dzisiaj tę uroczystość. — W Aleksandryi pamiątka św. Ammona, Teofila i Neoteryusza z 22 towarzyszami. — W Antyochii pamiątka św. Tymoteusza i Fausta, Męczenników. — W Gazie w Palestynie śmierć męczeńska św. Euzebiusza, Nestabusa i Zenona, którzy przez gromadę wściekłych pogan za panowania Juliana Odstępcy wprost porozdzierani zostali. — Tamże pamiątka św. Nestora, przez te same roty pogańskie pod owym Julianem najokrutniej męczonego, aż ducha wyzionął. — W Walencyi w Hiszpanii dzień zgonu św. Tomasza z Villanowa, Arcybiskupa, co odznaczał się niezwykłą miłością ku biednym; Świętym ogłosił go Papież Aleksander VII; uroczystość jego przypada dnia 25 września. — W Freising uroczystość świętego Korbiniana, pierwszego Biskupa tegoż miasta. Przez Papieża Grzegorza II wyświęcony i wysłany celem głoszenia Ewangelii, zbierał obfite żniwo we Francyi i w Niemczech. Wkońcu zmarł spokojnie w Panu, ozdobiony cnotami i cudami.
Ja jako winne drzewo wypuściłam wdzięczną wonność, a kwiatki Moje owocem czci i uczciwości. Ja Matka pięknej miłości i bogobojności i uznania i nadziei świętej. We Mnie wszelka łaska drogi i prawdy, we Mnie wszystka nadzieja żywota i cnoty. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy Mnie pragniecie, a najedzcie się owoców Moich: albowiem duch Mój słodszy nad miód i plastr miodu: pamiątka Moja na rodzaje wieków. Którzy Mię jedzą, jeszcze łaknąć będą, a którzy Mię piją, jeszcze pragnąć będą. Kto Mię słucha, nie będzie zawstydzon, a którzy przeze Mnie sprawują, nie zgrzeszą. Którzy Mnie objaśniają, będą mieli żywot wieczny.
Onego czasu posłany jest Anioł Gabryel od Boga do miasta Galilejskiego, któremu imię Nazaret, do Panny poślubionej mężowi, któremu imię Józef (z domu Dawidowego), a imię Panny Marya. I wszedłszy Anioł do Niej, rzekł: Bądź pozdrowiona łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami. Która gdy to usłyszała, zatrwożyła się na mowę jego, i myśliła, jakieby to było pozdrowienie. I rzekł Jej Anioł: Nie bój się Marya, albowiem znalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w żywocie, i porodzisz Syna, a nazwiesz imię Jego Jezus. Ten będzie wielki, a będzie zwany Synem Najwyższego, i da Mu Pan Bóg stolicę Dawida, Ojca jego i będzie królował na wieki: a królestwu Jego nie będzie końca. A Marya rzekła do Anioła: Jakoż się to stanie, gdy męża nie znam? A Anioł odpowiadając, rzekł Jej: Duch święty zstąpi na Cię, a moc Najwyższego zaćmi Tobie: przetoż i co się z Ciebie narodzi święte, będzie nazwane Synem Bożym. A oto Elżbieta, krewna Twoja, i ona poczęła syna w starości swojej, a ten miesiąc szósty jest onej, którą zowią niepłodną. Bo u Boga nie będzie żadne słowo niepodobne. I rzekła Marya: Oto Ja służebnica Pańska, niechaj Mi się stanie według słowa twojego!
Imię pełne radości, pełne łaski, pełne miłości, pełne poświęcenia! Dzięki Ci, wieczny Boże, żeś Twej Matce a naszej Orędowniczce wybrał takie ufność wzbudzające Imię. W tem znajduje się też właściwa zupełnie chwała Zbawiciela, że Bóg darował Mu Imię, które jest nad wszelakie imię; aby na Imię Jezusowe wszelkie kolano klękało, niebieskich, ziemskich i podziemnych. (Fil. 2, 9—10). Jako najczcigodniejsza Bogarodzica po Bogu samym jest najdoskonalszą, najczystszą, najczcigodniejszą istotą, tak też należy Jej się po Nim najświętsze, najsłodsze, najpotężniejsze Imię. A chociaż nie tylko Najświętsze Imię Jezus Archanioł Gabryel przyniósł z Nieba, lecz także i imię poprzednika Jezusa Chrystusa, jednakże zupełnie jest pewną, że pełnemu łaski Dziecięciu świętej Anny dano imię Marya tylko na rozkaz Boga i wskutek zwiastowania Anioła.
W ośm dni bowiem po narodzeniu Przeczystej Dziewicy odbywała się w domu św. Joachima uroczystość religijna. Według zwyczaju żydów nie dawano nowonarodzonym dziatkom zaraz imienia, lecz dopiero w ośm dni później. Działo się to przy rozmaitych modlitwach i ceremoniach. Zapewne krewni i przyjaciele robili świętym rodzicom Maryi rozmaite przedstawienia i wyszukiwali stosownego imienia z rejestru pokolenia ich rodziny, tak samo, jak to się działo z św. Janem Chrzcicielem. Lecz św. Joachim i Anna położyli koniec tym doradom, oświadczywszy stanowczo: „Marya jest Imię Jej.“
I cóż znaczy to imię „Marya?“ Nie musiż to być Imię święte, miłe, wiele znaczące, które od samego Najwyższego nadanem zostało łaski pełnej, Niepokalanej Bogarodzicy, Królowej Nieba i ziemi? Święci Nauczyciele znaleźli pięć znaczeń dla tego ukochanego Imienia.
Po pierwsze słowo Marya znaczy: niewiasta. Marya jest niewiastą w najwłaściwszem i najwznioślejszem znaczeniu. Ona jest Dziewicą i Matką zarazem; w Niej odbijają się w najpiękniejszy sposób wszelkie cnoty, wszelki wpływ niewiasty. Każde serce chrześcijańskie wita przeto w Antyfonie: „Pod Twoją obronę“ Najśw. Pannę słowami: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza.“ I zapewne nie znajdzie się poufalszego, tkliwszego wyrazu na oznaczenie, czem jest Marya dla nas, jak kiedy Ją zowiemy poprostu: Naszą kochaną Panią!
Po drugie imię Marya znaczy tyle co: mistrzyni, pani, władczyni. Już w pierwszym momencie narodzenia się Marya była panią i władczynią nad szatanem, któremu starła głowę; władczynią nad grzechem, który ze swymi podszeptami i ze swą klątwą ani na moment w Jej niepokalanem sercu nie postał. Ale jakąż władzę wywierałaMarya, gdy rozkazy wydawała Bogu Synowi! Ewangelia święta zamyka cały bieg życia Zbawiciela od młodości aż do trzydziestu lat wieku w trzech słowach: „Był im posłuszny.“ Czyż jest jaka wyższa władza, jak możność panowania nad nieskończonym władcą Nieba i ziemi?
Marya jest panią i władczynią nad Aniołami i ludźmi. Marya jest Królową Aniołów: Marya jest Królową, Matką, Ucieczką, Zdrojem łask dla ludzi. Jej Imię, Jej słowa, Jej żywot, Jej boleści, wszystko, co nam Marya przypomina, wywiera tajemniczą potęgę na cały świat aż na wieki wieków. Gdzie Jezus Chrystus panuje i jest kochanym, tam panuje i Marya i tam też jest kochaną.
Po trzecie Marya znaczy tyle co „Gwiazda morska.“ „Gwiazdą — mówi św. Bonawentura — nazywa się dla Jej szczególnej czystości, pomnożonej przez narodzenie Słowa Bożego, które z Niej jak promień z gwiazdy wytrysło; gwiazdą dla Jej szczególnej piękności i niezrównanej otuchy, jakiej wszyscy przez Jej błyszczenie doznają, którzy na burzliwem morzu tego świata znajdują się w niebezpieczeństwie.“ Rozważmy więc razem, duszo chrześcijańska, znane ci już o Imieniu Maryi słowa św. Bernarda, które zarówno moje serce, jak i bez wątpienia twoje wzruszają i budują: „O grzeszniku, jeżeli bałwany i wichry tego ziemskiego żywota tobą miotają, że już kotwicy zarzucić nie możesz, nie odwracaj oczu od blasku tej Gwiazdy! Jeżeli burzliwe pokuszenia przeciw tobie powstają, a skały smutku zagrażają twej łódce rozbiciem, spojrzyj na tę Gwiazdę i zawołaj: Maryo! Jeśli szumiące bałwany pychy, dumy, oszczerstwa chcą cię pochłonąć, spojrzyj na tę Gwiazdę i zawołaj: Maryo! Jeżeli gniew, chciwość, żądzą zakłócają spokój twego serca, spojrzyj na tę Gwiazdę,i zawołaj: Maryo! Jeżeli twoje grzechy, jak groźne potwory wznoszą się przed tobą, jeżeli zgryzoty sumienia cię dręczą, jeżeli
obawa przed sądem napełnia cię strachem śmiertelnym, jeżeli czarny smutek cię ogarnia, jeśli znajdujesz się na krawędzi piekielnej rozpaczy, nabierz odwagi, zwróć myśli do Maryi, a sam na sobie doświadczysz, że słusznie napisano: Imię Dziewicy jest: Gwiazda morska, Imię Dziewicy jest: „Marya.“
Po czwarte Imię Marya znaczy nie tylko Gwiazda morska, ale i Gorzkie morze. Morze, dla pełności łask Boskich, które Najdobrotliwszy zlał na „Łaski pełną“, — gorzkie najpierw, ponieważ
jest Matką Bolesną; ponieważ o wiele więcej, aniżeli pobożna, świecka, biblijna Rut może Marya powiedzieć: „Nie zówcie Mnie Noemi (to jest piękną), ale Mnie zówcie Mara (to jest gorzką), boć Mię gorzkością napełnił bardzo wszechmogący (Rut 1, 20); gorzkie morze dalej, ponieważ piekielnym duchom zgotowała upadek, jak Egipcyanie, którzy lud Boży ścigali i w falach Czerwonego morza swą śmierć znaleźli. Bardzo trafnie mówi tu Albert Wielki: „Jeżeli wabieniem ciała czujecie się pociągani, nawet na pół już zwyciężeni, rzućcie się szybko w gorycz tego morza, wymówcie to święte Imię, a przekonacie się niezawodnie z własnego doświadczenia, że Ona na próżno nie nosi imienia Marya.“
Po piąte: na ostatku znaczy Imię Marya tyle, co: Oświecona, Oświecająca. Marya oświeca świat cały Swymi wzniosłymi przykładami, cudami Swego miłosierdzia, blaskiem Swej wspaniałości. Jak niegdyś żydom wychodzącym z Egiptu towarzyszył obłok i wiódł ich, broniąc ich za dnia od żarów słonecznych, a w nocy blaskiem ognistym był im przewodnikiem, tak i Marya jest cudownym obłokiem, zasłaniającym nas przed gniewem Bożym, i oświecającym świat cały. Cóżbyśmy nędzarze, otoczeni ciemnością, cóżbyśmy w nocy tego świata poczęli, gdybyśmy nie mieli tak promienistego światła, gdybyśmy nie mieli prowadzącego nas słupa? Zniszcz słońce, cóż się stanie z ziemią? Odbierz Maryę, cóż pozostanie więcej, jak ogarniający wszystko pomrok, cień śmierci i najgrubsza ciemność?
Jeśli ty, o duszo chrześcijańska, weźmiesz sobie do serca owe głębokie znaczenie Imienia Maryi, czyż twe serce nie napełni się czcią i ufnością ku Niemu? Wszakże ono przypomina ci najdobrotliwszą Matkę naszą, Jej potęgę i litościwe serce! Jest ono przecież po najświętszem, najwyższego uwielbienia godnem Imieniu — Jezus — najskuteczniejszem Imieniem. Boski Zbawiciel dał uroczystą obietnicę: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, o cokolwiek prosić będziecie Ojca w Imię Moje, da wam!“ Czy nie wierzysz, że miłość do Swej Matki nie zniewala Syna także do podobnej obietnicy, któraby brzmiała: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, o cokolwiek będziecie Mnie prosić w Imię Mej Matki, dam wam! Sławny Biskup, święty Anzelm, twierdzi i udowodnia coś do uwierzenia na pozór niepodobnego. Prędzej nieraz otrzymujemy zbawienie, jeśli wspomnimy na Imię Maryi, aniżelibyśmy Jej jednorodzonego Syna, Pana naszego Jezusa Chrystusa wzywali, nie dlatego, aby matka była wyższą i potężniejszą, niż Syn, albo Ten był tylko wielkim i potężnym przez Nią, tylko Ona przez Niego. Owszem Syn jest Panem i Sędzią wszystkich, który roztrząsa zasługi każdego pojedynczego; jeśli On zaraz każdego nie wysłucha, który Jego Imienia wzywa, toż to czyni bez wątpienia z bardzo sprawiedliwych przyczyn; jeśli potrzebujący pomocy wezwie Imienia Maryi, tedy stają się zasługi i potęga Matki pośrednikami i wyrabiają mu wysłuchanie, chociaż własne jego zasługi na to nie wystarczają.
Święto dzisiejsze ustanowione zostało w roku Pańskim 1683, po wielkiem zwycięstwie, jakie odniosły wojska chrześcijańskie nad Turkami w tymże roku pod Wiedniem. Muzułmanie, jak to już i w dawniejszych zdarzało się wiekach, i tym razem zagrozili byli całemu chrześcijaństwu, rozlawszy się po Europie. Wojska chrześcijańskie, które się im tedy opierały, w znacznej były mniejszości. Przybycie im na pomoc pod Wiedeń króla Jana Sobieskiego z swoimi hufcami i jego osobista waleczność, wyratowały cały świat zagrożony już zawojowaniem przez nieprzyjaciół Imienia Chrystusowego. Sobieski zdobyte na Turkach chorągwie posłał Papieżowi Innocentemu XI, a tenże Ojciec święty wiedząc, iż Jan III owe stanowcze i tak ważne dla całego Kościoła zwycięstwo odniósł głównie za wezwaniem Najśw. Imienia Maryi, ustanowił osobne święto na cześć Najświętszego Imienia Matki Bożej, nakazując je obchodzić w Niedzielę w oktawie uroczystości Jej narodzenia.
Tak jak Przeczysta Dziewica zaraz po Swem narodzeniu otrzymała Swe słodkie Imię, tak każdemu dziecku chrześcijańskich rodziców wkrótce po przyjściu na świat przy Chrzcie świętym daje się imię w sposób uroczysty. W tym kościelnym obrzędzie spoczywa głęboka myśl. Dziecko ma przez to dostać Świętego niebieskiego na wzór i za Patrona. Wzór ów ma dorastających i dorosłych pokrzepiać, prowadzić na drodze zbawienia; Patron przez swe zasługi i wstawienie się u stóp tronu Boga będzie poruczonego swej opiece wspierał, wzmacniał, strzegł przed grzechem, albo w razie upadku nakłaniał do żalu i poprawy.
Ty zaś, duszo chrześcijańska, postanów sobie czcić i kochać twego Patrona; rocznie dzień jego imienia na sposób chrześcijański obchódź uroczyście przez słuchanie Mszy świętej i przyjmowanie Sakramentów świętych; a jeśliby ci to w tym dniu nie było możebnem, uczyń to przynajmniej następnej Niedzieli lub w następne święto. Sprawuj się godnie według twego świętego Wzoru! — Sławny bohater Aleksander Wielki miał w swej armii żołnierza, któremu także było imię Aleksander, ale ten był wielkim tchórzem. Wtedy rzekł król pewnego razu do niego: „Albo postępuj sobie godnie Aleksandra, albo odłóż to imię.“ — Strzeż się, aby twój królewski Patron w Niebie nie zrobił ci takiego samego wyrzutu: „Albo żyj godnie mego Imienia, albo je odłóż!“
Gdybyś zaś ty, chrześcijańska Czytelniczko, miała to szczęście, iżby ci rodzice pełni wiary nadali byli na Chrzcie świętym to słodkie, piękne imię Marya, życzę ci z szczerego serca szczęścia do tej odznaki, do twej potężnej Patronki, do tego najwspanialszego Wzoru. Jest wiele obiecującym, pocieszającym znakiem, jeśli się ma Przeczystą Dziewicę za Patronkę, jeśli przytem nie brak starania stać się Jej godnym. Ale tem więcej masz też obowiązek obchodzić uroczyście coroczne święta Maryi przez zwiedzanie kościoła w pobożności, słuchanie Mszy świętej, przyjmowanie Sakramentów świętych i inne pobożne uczynki; wtedy cieszyć się będziesz Jej potężną pomocą w życiu i przy śmierci. Albowiem, gdy się to stosuje do wszystkich ludzi, że „jeszcze nigdy nie słyszano, aby kto się pod opiekę Maryi ucieka, był od Niej opuszczonym“, jakże o wiele więcej doznać muszą pomocy szczególniej ci, którzy tak pobożną, tak dobrotliwą mają Patronkę!
Spraw miłościwie, wszechmogący Boże, aby wierni słudzy Twoi, którzy pod zasłoną Imienia Najświętszej Maryi Panny cieszą się Jej opieką, za Jej miłosiernem pośrednictwem od wszelkiego złego uchowani zostali na ziemi i do wesela wiecznego doprowadzeni byli w Niebie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Święty Korbinian, pierwszy Biskup dyecezyi Monachijsko-Freisingskiej, urodził się w roku 668 w Chartres. Już jako dziecko okazywał szczególny pociąg do modlitwy i rzeczy Boskich. Gdy utracił matkę, sprzedał wszystką ojcowiznę, osiadł jako pustelnik przy kapliczce świętego Germana i oddawał się przez lat czternaście pokucie i umartwieniom. Kilku bogobojnych mężów przyłączyło się i wiodło z nim życie zakonne według reguły św. Benedykta. Sława świętobliwości jego spowodowała wielu do szukania pociechy, zasięgania rady u niego i polecenia się jego modłom. Odszukał go w tym celu sam namiestnik państwa, Pipin. Ustawiczne przeszkody, jakich doznawał w ulubionej samotności, napełniły go obawą o własne zbawienie i spowodowały do opuszczenia pustelni i podróży do Rzymu, gdzie za zezwoleniem Papieża przepędził niejaki czas na modlitwie u grobu świętego Piotra.
Poznawszy dokładnie serce i zdolności Korbiniana, nakazał mu Papież Konstanty oddać się na służbę Boską, pracować w zawodzie Apostolskim i udzielił mu święceń kapłańskich i Biskupich.
Z pokornem poddaniem się woli Namiestnika Chrystusowego, wrócił Korbinian do Francyi, gdzie niestrudzona jego praca znalazła obszerne pole. W nieustannych bowiem wojnach domowych zdziczała szlachta i lud. Zbrojny mieczem słowa Bożego, powstał śmiało przeciw panującym podówczas występkom i zbrodniom. Ognista wymowa jego skutecznie działała na duchowieństwo i na świeckich. Zapragnął go widzieć Pipin na swym dworze; w drodze spostrzegł Korbinian szubienicę, na której miano wieszać osławionego złoczyńcę Adalberta. Litując się nad nim, zaklinał Korbinian sędziego, by karę śmierci odłożył, póki się nie obaczy z królem; sędzia nie chciał słuchać o zwłoce. Biskup przygotował tedy nędznika na śmierć,
pośpieszył do Pipina, wyrobił mu darowanie życia, a wracając co prędzej, chciał mu radosną nowinę ogłosić, lecz Adalbert już wisiał. Wykonawcy wyroku oświadczyli, że ułaskawienie przychodzi za późno, zbrodniarz bowiem nie żyje. Biskup jednak kazał go zdjąć z szubienicy i przekonał wszystkich, że żyje i zdrów. Odtąd skazaniec nie odstąpił na krok zbawcy swego i wiódł aż do zgonu życie pokutne.
Nieznośne były świętemu Pasterzowi cześć i honory, jakie mu wszędzie świadczono. Schronił się więc z kilku uczniami do klasztoru pod miastem Chartres, ale i tam go wyśledzono. Napływ ludzi wkrótce się tak zwiększył, że nie wiedząc sobie rady, po siedmiu latach podjął drugą podróż do Rzymu, aby za zezwoleniem Papieża złożyć godność Biskupią i zerwać zupełnie stosunki ze światem.
Drogę obrał przez Szwabię i Bawaryę, gdzie nawrócił wielkie mnóstwo bałwochwalców i znalazł przychylne przyjęcie u dworu księcia Teodora w Ratysbonie i jego syna Grimoalda we Freisingu. Obaj pragnęli gorąco zatrzymać go u siebie. Papież Grzegorz II przyjął go łaskawie, ale nie uwzględnił ani prośby, ani łez jego, rozkazując mu wracać do Bawaryi w celu krzewienia tam Wiary świętej. I wrócił posłuszny do Tyrolu; gdy stanął pod Meranem, przyjęli go dworzanie księcia Grimoalda i donieśli we Freisingu o jego przybyciu. Zatrzymawszy się w tych stronach, polubił je Korbinian, zapragnął zakupić tam obszar ziemi i założyć klasztor przy kościele św. Walentego. Tymczasem przybyli posłowie Grimoalda, aby go zabrać z sobą, a w razie potrzeby przymusem zawieść do pana.
Ulegając przemocy, wybrał się Korbinian w drogę, zostawiając na miejscu tłumoki i podarki odebrane od króla Luitpranda. Stanąwszy we Freisingu, oświadczył zaraz księciu: „Noga moja nie postoi w twym domu, jeśli nie odeślesz z domu wdowy brata twego, z którą żyjesz w zakazanem małżeństwie, gdyż napisano jest: „Nie wolno ci brać żony brata twego.“ (Mar. 6, 18). Grimoald odesłał bratowę, która odtąd zapałała przeciw Biskupowi zawziętą nienawiścią.
Wtedy dopiero przyjął Korbinian gościnę u księcia i rozpoczął pracę około krzewienia i ustalenia Wiary świętej i życia chrześcijańskiego. Błogie owoce jego działania spowodowały go do obrania sobie siedziby we Freisingu i przebudowania kaplicy zamkowej na Katedrę. Zapomocą i wsparciem szczodrobliwego księcia zakupił włości na uposażenie Biskupstwa. Na zachód Freisingu wystawił na górze Tetmon kościół na cześć świętego Stefana. Do tego kościoła chodził co noc strudzony dzienną pracą, aby z zakonnikami odmawiać w chórze modlitwy i w świętem rozpamiętywaniu ukrzepić się do pracy Apostolskiej. Później zbudował przy katedrze klasztor i kościół na cześć świętego Benedykta.
Następnie musiał uchodzić, bo owa wdowa czyhała na jego zgubę. Grimoald dowiedziawszy się o wyjeździe jego, błagał go, by śpiesznie wracał. Biskup odpowiedział, że Eliasz Prorok musiał uchodzić przed zawziętością Jezabeli. Tymczasem Frankowie wtargnęli do kraju, Grimoald poległ, a owa nieprawna żona jego, imieniem Piltruda dostała się w ręce Karola Martella, który ją na ośle wyprawił do Włoch, gdzie nędznie życie zakończyła. Nowy książę Hegbert wyprawił posłów do Korbiniana i skłonił go do powrotu. Lud przyjął z radością duchownego swego zwierzchnika. Biskup zarządzał jeszcze kilka lat dyecezyą z jak najpomyślniejszym skutkiem. Gdy się zbliżyła przepowiedziana mu od Boga chwila zgonu, poprosił króla Luitpranda, aby zatwierdził darowiznę dóbr jako własność Kościoła i zwłoki jego pochował w kościele świętego Walentego. W dzień śmierci wziął jeszcze raz ornat Biskupi i odprawił Mszę świętą. Przyjąwszy Ostatnie Olejem świętym namaszczenie, położył się w łóżko i zasnął bez bólu roku 730. Pochowano go w Katedrze. Po czterdziestu latach sprowadzono ciało jego znów do Freisingu, gdzie zasłynęło licznymi cudami.
Najgłówniejszym celem trosk i starań Korbiniana było zbawienie duszy. Szukał przeto samotności, unikał zaszczytów, sławy i rozgłosu i dlatego też jeżdżał po dwakroć do Rzymu. Czy nie powinniśmy go naśladować?
1) I nam chodzi niezawodnie o to, abyśmy posiedli szczęście niezmienne, prawdziwe, wiecznotrwałe, gdyż szczęście chwilowe, przemijające, podlegające zmianom, nie zadowala serc naszych. Czy takiem szczęściem zdoła nas świat obdarzyć? Niejeden pragnie majątku i pieniędzy, gdyż można za nie nabyć odzieży, żywności, tytułów, zmysłowych rozkoszy. Ale wszystko to marne i znikome; jedynem, prawdziwem, wiekuistem szczęściem jest żywot wieczny i zbawienie. Tego nie można nabyć za pieniądze, nawet za wszystkie skarby świata. Cóż nam może dać Pan Bóg? Oto może nam dać samego Siebie. On chce być nagrodą i wiekuistą własnością naszą. W tem życiu ziemskiem daje On nam chleb powszedni, ale jest to rzecz mniejszej wagi. Ważniejszą sprawą jest to, że daje nam Pan Bóg Swego Syna, Zbawiciela naszego, poza którym niema zbawienia, a daje nam Go przez Matkę naszą, a tą jest Kościół jedyny, prawdziwy, katolicki i Apostolski, Kościół zaś nigdy nie łudzi i nie zawodzi jak rzeczy ziemskie.
2) Komuż tedy powierzymy ziszczenie naszych najgorętszych pragnień, Bogu czy światu? Bóg nam zostawił wolny wybór, dał nam życie, obdarzył nas zdolnościami, zachował Sobie prawa życia i śmierci naszej, ale zostawił nam jak najzupełniejszą swobodę co do wyboru między Nim a światem. Bóg jest miłością, dlatego nie żąda od nas służby przymusowej, lecz służby dobrowolnej, tak jak Mu służy dziewięć chórów anielskich. Nam służy wolny wybór między Niebem a piekłem, zbawieniem a potępieniem. Jak niesłychanie ważnym jest ten wybór! Sumienie mówi nam, że za ten wybór odpowiemy kiedyś przed Sądem Bożym, przed którym z pewnością kiedyś staniemy, tak jak pewną jest śmierć nasza. Dzisiaj tylko przysługuje nam prawo oświadczenia się, czy wybierzemy Boga, czy świat; dzień jutrzejszy jest o tyle niepewny, że śmierć nas niespodzianie zaskoczyć może. Grzeszną przeto i występną jest lekkomyślność, jaką się większość ludzi w życiu powoduje, odkładając ten wybór z dnia na dzień; grzeszą mianowicie dlatego, że zgorszenia i pokusy zwiększają się coraz więcej u tych, co im się oprzeć nie zdołają, a myślą tylko o mnożeniu majątku i używaniu przyjemności i rozkoszy życia. Pracujmy przeto, walczmy, cierpmy z Panem Jezusem, po Nim się spodziewajmy nagrody, pomni na słowa Jego: „Nagroda wasza w Niebie wielką będzie.“
Boże i Panie mój, któryś nam dał w św. Korbinianie wzór niestrudzonej pracy i troski o zbawienie, racz i nas natchnąć tym samym duchem, naucz nas gardzić ziemskiemi dobrami a cenić nade wszystko wiekuiste, jakimi cieszą się wszyscy ci, co zachowują przykazania Twe i idą w ślady Syna Twego a Zbawiciela naszego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Mikołaj, przydomkiem z Tolentynu, ponieważ w tamtejszym klasztorze OO. Augustynów większą część życia przepędził i tam chwalebną śmiercią umarł, urodził się w roku 1246 w St. Angelo, miasteczku należącem do państwa kościelnego. Rodzice nie obfitowali wprawdzie w dobra doczesne, ale za to odznaczali się bogobojnością i cnotami chrześcijańskimi. Małżeństwo ich było długo bezdzietnem, co ich niemało trapiło, więc przedsięwzięli pielgrzymkę do grobu świętego Mikołaja w Bari, ślubując dziecię, jakie im się narodzi, oddać w służbę Bożą. W Bari ukazał im się we śnie święty Mikołaj i przepowiedział im, że otrzymają syna, którego imię zasłynie kiedyś w szeregu Świętych Pańskich.
Przepowiednia ziściła się; rodzice nadali dziecku na Chrzcie świętym imię Mikołaja i ustawicznie mu przypominali, ażeby wstępował w ślady swego imiennika i Patrona. Słowa poczciwych rodziców padały też na urodzajną rolę serca dziecka, które od młodych lat okazywało szczególny pociąg do modlitwy i pobożności. Od siódmego roku życia pościł wzorem świętego Imiennika trzy dni tygodniowo o chlebie i wodzie, a później dodał do tych trzech jeszcze czwarty dzień na cześć Najświętszej Maryi Panny, aby mu wyjednała łaskę zachowania nieskalanej czystości. Ubogim okazywał niezwykły szacunek; często wiódł ich do domu ojca, wstawiał się za nimi i dzielił między nich potrawy, które sobie od ust odejmował, aby tem ściślejszym postem ciało umartwić. Nie brał udziału w igraszkach i zgiełkliwych zabawach innych dzieci, ale za to lubił się zabawiać czytaniem dzieł treści poważniejszej i religijnej, jako też uczęszczać na nabożeństwa.
Pomni na to, że przyrzekli syna oddać na służbę Bożą, nie szczędzili rodzice kosztów, aby dać Mikołajowi gruntowne wykształcenie naukowe. Chłopiec czynił tak świetne postępy, że jeszcze przed ukończeniem szkół wyższych ofiarowano mu kanonikat w Tolentynie, aby miał fundusz wystarczający do dalszych nauk. Prebendę przyjął z wdzięcznością, ale wzrastający w nim pociąg do samotności przekonał go, że go Pan Bóg do czego innego przeznaczył. Przekonanie to tem więcej w nim się utwierdziło, gdy pewnego dnia usłyszał zakonnika Augustyanina, prawiącego kazanie z tekstu świętego Jana: „Nie miłujcie świata, ani tego, co światowem jest.“ Po kazaniu pobiegł tedy do klasztoru OO. Augustynów, prosił na klęczkach o przyjęcie i osięgnął cel swej prośby.
Liczył lat dziewiętnaście, gdy przywdział habit, ale niezadługo przewyższył najstarszych zakonników w umartwieniu ciała i innych dziełach pobożnych. Doszedł do wielkiej doskonałości w modlitwie, którą odmawiał na klęczkach przed Bogiem, utajonym w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Nikt go nie przewyższył w pokorze i usłużności; posłuszny był na skinienie, i wszyscy w klasztorze wiedzieli, że największą mu uczynią przyjemność, jeżeli każą mu wykonywać najniższe posługi i najtrudniejsze prace.
Wyświęcono go w roku 1279 na kapłana i powierzono mu urząd kaznodziejski. Pobożność i gorliwość jego w odprawianiu Mszy świętej była tak niezwyczajną, że mnóstwo ludu zbiegało się, aby go widzieć przy ołtarzu i łączyć się z nim w modlitwie. Codziennie miewał jedno, a nawet kilka kazań, zachęcając grzeszników do skruchy, słabych do poprawy i wytrwałości, nabożnych do większej czci i miłości Boga. Liczba szczęśliwych, których gorącą modlitwą i pełną namaszczenia wymową przez lat trzydzieści pozyskał dla wiary i Chrystusa Pana, jednemu tylko Bogu wiadomą być może. Oprócz tego korzystał z każdej minuty czasu wolnego, aby zmarłym, którymi się przez całe życie żywo zajmował, sprawić ulgę już to modłami, już to dziełami miłosierdzia.
Postępy, jakie czynił w dążeniu do doskonałości i błogie skutki jego działania tak rozgniewały szatana, że stawiał mu wszelkie przeszkody i dręczył go różnymi sposobami, aby go przestraszyć i znużyć. Wszystkie pokuszenia złego ducha były nadaremne. Tę stałość i nieodmienną wierność wynagrodziła mu Matka Boska i Pan Jezus, pojawiając mu się po kilkakroć i darząc go pociechą i zachętą.
Wskutek ciągłego umartwienia ciała i niestrudzonej pracy wychudł aż do kości i zapadł w bolesne choroby; ale zamiłowanie cierpień w Imię Jezusa tak go krzepiło, że nawet w chorobie nie chciał słyszeć o złagodzeniu surowości życia. Wyraźny tylko nakaz przełożonego spowodował go do słuchania rady lekarskiej i pokrzepienia się rosołem. — Na sześć miesięcy przed śmiercią przepowiedział mu Pan Jezus godzinę zgonu. Z radością czekał na nią Mikołaj, a gdy nadeszła, prosił Braci zakonnych o wybaczenie uraz i zgorszeń, jakich był mimowolną przyczyną i przyjął z pokorą i nadzwyczajnem przejęciem Sakramenta święte, poczem twarz jego rozjaśniła się radością nadziemską. Gdy go bracia pytali o powód, odpowiedział: „O szczęście! Widzę Pana Jezusa w towarzystwie Matki Boskiej i naszego Zakonodawcy Augustyna świętego. Otóż przychodzą po mnie. W Tobie ufałem, Panie, nie zginę na wieki, w Twoje ręce oddaję ducha mego.“ Umarł dnia 10 września 1308. Papież Eugeni IV zaliczył go do Świętych w roku 1446.
Nie każdemu dano naśladować wszystko, co czynił święty Mikołaj z Tolentynu. Nie każdy może umartwiać ciało, miewać takie kazania jak on, ale każdemu łatwo naśladować go w miłości dusz, zostających w czyścu. Co dusze biedne cierpieć muszą w czyścu, z powodu ułomności i niedostatecznej na tym świecie pokuty, to trudno wypowiedzieć, tak jak trudno opisać ich tęsknotę połączenia się z Bogiem. Same sobie niestety pomódz nie mogą ani modlitwą, ani dobrymi czynami. Jest też największem ich strapieniem, iż nie mogą oglądać oblicza Boskiego. Jeśli jednak same sobie pomódz nie zdołają, my im tę przysługę wyświadczyć możemy. Wszakże wierzymy w Świętych obcowanie, tj. wierzymy, że Święci w Niebie, dusze w czyścu i prawowierni chrześcijanie na ziemi są połączeni z sobą nierozerwalnym węzłem miłości. W imię przeto tej wzajemnej miłości spodziewają się dusze zmarłych, że im pośpieszymy na pomoc i tęskliwie wołają: „Zmiłujcie się nad nami, ratujcie nas!“
Czyż podobna zatykać uszy na wołanie takie? Może mamy w czyścu krewnych, przyjaciół, dobroczyńców, a nawet rodziców, którzy dla nas i za nas cierpieć muszą, którzy są naszymi współwiercami, braćmi w Chrystusie. Czyż będziem nieczułymi na ich cierpienia? Pomódz im tylko możemy, jeśli się za nich modlić, lub ubogich wspierać będziemy, jeśli dostąpimy odpustu i ofiarujemy go na ich korzyść, jeśli za ich dusze Msze święte zakupywać będziemy. Msze bowiem za umarłych są najskuteczniejszą dla dusz ich pomocą. Dusze za naszą przyczyną wyzwolone z mąk czyścowych wdzięczne nam będą i odpłacą nam sowicie za tę przysługę. Święta Katarzyna Bolońska otrzymała za przyczyną dusz czyścowych wiele łask niebieskich. Wyzwolone z mąk, stanąwszy przed tronem Najwyższego, uproszą Boga, aby nam to dał, cośmy dla nich uczynili. Gdybyśmy, od czego Boże uchowaj, sami się dostać mieli do czyśca, nie zaniechają one wstawiać się za nami do Boga, abyśmy i my jak najrychlej mogli oglądać Oblicze Jego. „Jaką bowiem miarą mierzysz bliżniemu, taką i tobie odmierzone będzie.“ Jeśli zapominamy o duszach zmarłych, Bóg nam odmówi tego, czego im odmówiliśmy i napróżno wołać będziemy: „Zmiłuj się nad nami.“
Panie Jezu Chryste, racz miłościwie wysłuchać prośby nasze, które zanosimy w uroczystość świętego Mikołaja, Wyznawcy Twojego, abyśmy na własnych nieopierając się wysiłkach, wsparci zostali przez tego, który za łaską Twoją wielkie przed Tobą położył zasługi. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 10-go września w Tolentynie pod Ankoną złożenie zwłok św. Mikołaja, Wyznawcy z zakonu Augustynów-eremitów. — W Afryce pamiątka św. Biskupów Nemezyana, Feliksa, Łucyusza, drugiego Feliksa, Litteusza, Polyana, Wiktora, Jadera, Datiwa i ich towarzyszy, co na początku okrutnego prześladowania za czasów Waleryana i Galliena po pierwszem mężnem wyznaniu wiary zostali kijmi obici a potem w kajdanach zawleczeni do kopalń, gdzie ową walkę świętą zwycięzko zakończyli. — W Chalcedonie męczeństwo św. Sostena i Wiktora, którzy zniósłszy najpierw męki więzienne i walki z dzikiemi zwierzętami, skazani zostali na śmierć ogniową przez prokonsula Azyi, Pryskusa; przedtem jeszcze dali sobie pocałunek pokoju i modląc się wyzionęli ducha swego. — W Bitynii pamiątka św. 3 sióstr Mendory, Metrodory i Nimfory, które pod cesarzem Maksymianem i namiestnikiem Fronto przez śmierć męczeńską weszły do chwały wiecznej. — Tak samo pamiątka św. Męczenników Apelliusza, Łukasza i Klemensa. — W Leodyum w Belgii uroczystość świętego Teodarda, Biskupa i Męczennika, który ofiarował życie swe za owczarnię a po śmierci błyszczał cudami. — W Rzymie uroczystość św. Hilarego, Papieża i Wyznawcy. — W Komposteli uroczystość św. Piotra, Biskupa, odznaczonego cudami i cnotami. — W Albi uroczystość św. Salwiusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Nowarze pamiątka św. Agapiusza, Biskupa. — W Konstantynopolu pamiątka świętej Pulcheryi, Cesarzowej i Dziewicy, co odznaczyła się szczególnie pobożnością i staraniem o utrzymanie czystości wiary.
Niewielu mamy Świętych, którzy chociaż zasiadali na tronie w całym majestacie, a otoczeni licznym gronem pochlebców, nigdy nie utracili przez grzech skarbu łaski Bożej. Do tych niewielu należy jednak Pulcherya, którą św. Cyryl, Biskup nazywa nieskalaną oblubienicą Chrystusa, ozdobą okręgu ziemskiego, chlubą Kościoła, a Ojcowie Soboru Chalcedońskiego „strażnicą wiary, sprawczynią pokoju i pogromczynią kacerzy.“
Była ona córką cesarza Arkadiusza i urodziła się w roku 399. Licząc lat dziewięć, została sierotą, ale Bóg, który chciał w niej mieć naczynie Swych świętych zamiarów, uposażył ją darem mądrości, bogobojności, męstwa i zamiłowania samotności. Brata swego Teodozyusza uczyła pacierza, jak najtroskliwsza matka, a oznajmiając go z prawdami wiary, prowadziła go do kościoła i wychowywała na prawowiernego chrześcijanina. Prócz tego zastępowała ojca i matkę swym dwom siostrzyczkom. Pana Jezusa tak umiłowała, że ślubowała Mu dozgonne panieństwo i ten sam ślub wymogła na swych siostrach. Licząc lat 15 została wraz z Teodozyuszem władczynią ogromnego państwa i w imieniu brata sprawowała rządy. Jako cesarzowa, sławiona i podziwiana przez wszystkich z powodu swej mądrości, pozostała skromną i pokorną. Wszystko, co rozporządziła, czyniła w imieniu brata, aby na niego spadał zaszczyt, nie na nią. Pałac cesarski, który w dawniejszych czasach był widownią wielkich uczt i uroczystości, stał się pod jej zarządem jakby klasztorem, w którym panowała surowa karność i wzorowy ład. W komnacie jej, zarówno jako i jej sióstr, nie wolno było pokazać się mężczyźnie. Z osobami płci męskiej rozmawiała tylko przy świadkach. Gdy była wolną od zajęć rządowych, modliła się, czytała, i trudniła ręczną pracą. Ciało martwiła postem, czuwając po nocach i jak najchętniej wyrzekała się zabaw dworskich. Gdy trzeba było coś nakazać albo zająć się ważną sprawą, błagała Boga o oświecenie, pytała o zdanie mężów, mających większe doświadczenie i potem dopiero potem przystępowała do rzeczy. Lubo tylko była słabą dziewicą, rządziła obszernem państwem tak mądrze i energicznie, że poddani nigdy nie byli szczęśliwszymi i więcej zadowolonymi, a Rzym nigdy nie był straszniejszym dla pogranicznych narodów, jak za jej panowania.
Gdy Teodozjusz doszedł 20 lat wieku, zastanawiała się nad oborem mu odpowiedniej małżonki. Znalazła ją też w nadobnej i mądrej Atenaldzie, która była poganką, wszakże z miłości do narzeczonego przyjęła wiarę chrześcijańską, przyjmując na Chrzcie świętym imię Eudoksyi. Niewiasta owa złem odpłaciła przychylność swej bratowej. Zniechęcona bowiem przez pochlebców do Pulcheryi, postanowiła oddalić ją od rządów. Okazywała więc względy poganom, którzy podówczas stanowili jeszcze wielką część ludzkości i jedynie z obawy przed Pulcheryą, jako gorliwą opiekunką Kościoła katolickiego, nie odważyli się otwarcie wystąpić. Posunęła się nawet tak dalece, że wyrugowała w sercu Teodozyusza przywiązanie do siostry i namawiała go, aby Pulcheryi nakazał wstąpić do klasztoru, a tem samem wygnał ją z dworu. Wszakże święty Fabian, Biskup, nie zgodził się na zamiary Teodozyusza i odkrył przed Pulcheryą knowane przeciw niej intrygi. Święta Dziewica, wzdychająca od dawna do samotności i zacisza, a miłująca nade wszystko pokój, wyjechała na wieś, gdzie trawiła wszystek czas na modlitwach i czytaniu Pisma świętego.
Po oddaleniu Pulcheryi opuściło błogosławieństwo i łaska Boża dom Teodozyusza. Kacerze szerzyli śmiało i bezwzględnie przewrotne swe nauki a na katolików spadło prześladowanie. Wszędzie szerzył się nieład i zamieszanie. Bolała nad tym Pulcherya, jednakże wszystko zdała na wolę Bożą. Przedewszystkiem chodziło jej o to, aby zapomnieć o świecie i być zapomnianą. Nie powstał w jej sercu gniew przeciw bratowej i bratu, którego słabość i niedołęstwo wzbudzały litość w niej wzniecało. Tymczasem zamieszanie w kraju ciągle się zwiększało, gwałty i bezprawia mnożyły się, a kacerstwo się rozwielmożniało. Papież Leon prosił przeto świętą Dziewicę listownie, aby się zajęła sprawą Bożą i zaopiekowała Kościołem.
Usłuchała Pulcherya głosu namiestnika Chrystusowego, a wróciwszy do Rzymu, zażądała rozmowy z bratem w cztery oczy. Przekonała go też dowodnie, że daje się używać za narzędzie i stoi nad przepaścią zguby, jako też tak umiała przemówić do jego serca, że Teodozyusz kazał pojmać szambelana a zarazem doradcę swej żony, skazał go na wygnanie a ostatecznie wydał na niego wyrok śmierci. Wkrótce potem umarł cesarz, Eudoksya zaś wyjechała do Ziemi świętej i skończyła życie na pokucie. Odtąd znowu Pulcherya była samowładną panią cesarstwa zachodniego. Ponieważ państwo otoczone było nieprzyjaciołmi, a cesarzowa jako niewiasta nie mogła i nie umiała oddalić groźnego niebezpieczeństwa, przeto magnaci nalegali na nią, aby poszła za mąż. Było to nową próbą dla świętej Dziewicy, która nie zapomniała o uczynionym w wieku dziecięcym ślubie. Nareszcie zmuszono ją oddać rękę doświadczonemu wojownikowi Marcyanowi. Był on wdowcem i mężem słynącym z bogobojności, pracowitości i wielkiego miłosierdzia. Zanim jednak połączyła się z nim węzłem małżeńskim, oświadczyła mu, że przysięgła Bogu pozostać panną i pragnie ślubu dotrzymać w małżeństwie. Marcyan zgodził się na jej żądanie i zobowiązał się żyć z nią, jak Marya Panna z Józefem. Odtąd starali się oboje o szczęście poddanych, krzewienie wiary w kraju, świątobliwe pożycie i śmierć świętobliwą.
Widząc, jak straszny zamęt wywołało w kraju kacerstwo i jak bardzo na tym ucierpiał Kościół święty, z radością się zgodzili na zamiar Papieża w celu zwołania powszechnego Soboru do Chalcedonu w roku 451. Na Sobór ten zebrało się 4 Delegatów Papieskich i 250 Biskupów, a sam cesarz Marcyan uczestniczył na kilku posiedzeniach. Kacerstwo, odmawiające Bóstwa Chrystusowi, potępiono też jednogłośnie, na Pulcheryę zaś i jej męża spłynęła sława obrońców wiary, gdyż oboje starali się wszędzie zaprowadzić i wykonać uchwały Soboru. Cesarzowa przywróciła wszędzie ład i pokój, budowała kościoły i zakładała szpitale, które hojnie wyposażała. Biednych odwiedzała sama i przynosiła im ulgę w niedostatku. W chwilach wolnych od zajęć rządowych szukała samotności, aby się modlić, czytać dzieła nabożne, odwiedzać kościoły. Miała objawienie, w którem ujrzała grobowiec ze złożonemi kośćmi 40 Męczenników. Relikwie ich kazała umieścić w kosztownej trumnie i uroczyście pochować. Umarła licząc lat 54, zapisawszy poprzednio ubogim cały majątek i włości do siebie należące. Małżonek jej pożegnał się z tym światem w dwa lata po jej zgonie.
Życie chrześcijańskie polega na tem, abyśmy we wszystkich czynach, zamysłach i przesięwzięciach naszych szukali chwały Bożej i wolą Boga się rządzili. Zwyczajny człowiek zwraca wszystkie żądze, życzenia i myśli ku rzeczom ziemskim i szuka szczęścia w zaspokojeniu swej dumy, chciwości i innych żądz występnych; prawdziwy chrześcijanin tęskni do rzeczy wyższych, zwraca myśl ku Bogu i jest tylko wtedy szczęśliwym i zadowolonym, gdy pełni wolę Bożą i przyczynia się do Jego chwały. Władza, znaczenie i bogactwa zaważą tylko o tyle w Jego oczach, o ile są środkami do osiągnięcia najwyższego celu, tj. zbliżenia się do Boga. Sam w sobie jest skromnym, bezinteresownym i pokornym. Takiem było też usposobienie umysłu świętej Pulcheryi; nie zadowalała jej serca sama świętobliwość jej osoby, lecz używała swego dostojeństwa i swego wysokiego stanowiska tylko na to, aby według możności przyczyniać się do chwały Bożej, szerzenia prawd Wiary świętej i zapewnienia szczęścia poddanym. Naśladujmy tę świętą Nniewiastę, pomni słów Pisma świętego: „Błogosław Boga na każdy czas, a proś Go, aby drogi twoje prostował a wszystkie rady twoje niech w Nim przebywają“.
Boże, który z upodobaniem spoglądasz na dusze z niezmienną wiernością Ci oddane, pozwól i mnie należeć do tych, co napełnieni miłością ku Tobie, nie szukają niczego innego, prócz posłuszeństwa Twej woli, szerzenia Twej chwały i zbawienia wiecznego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 11-go września w Rzymie przy starej Via Salaria złożenie w katakombach Bazylii zwłok św. Prota i Hyacynta, Braci i Męczenników. Byli oni w służbie u św. Eugenii a pod cesarzem Gallienusem oskarżeni jako chrześcijanie; gdy się wzbraniali złożyć bożkom ofiary, kazano ich najpierw okropnie biczować a potem ściąć. — W Laodycyi w Syryi śmierć męczeńska św. Dyodora, Dyomeda i Dydyma. — W Leonie w Hiszpanii męczeństwo świętego Wincentego, Opata. — W Egipcie uroczystość św. Pafnucego, Biskupa, jednego z liczby tych Wyznawców, których za czasów cesarza Galeryusza Maksymiana skazano do robót przymusowych w kopalniach kruszcu, wyłupawszy im poprzednio prawe oko i poprzecinawszy lewe podkolanka. Za czasów cesarza Konstantyna Wielkiego bronił Pafnucy dzielnie wiary katolickiej przeciw aryanom i wkońcu zasnął spokojnie w Panu ozdobiony wielu koronami zwycięstwa. — W Lyonie złożenie zwłok św. Patiensa, Biskupa. — W Vercelli uroczystość świętego Emiliana, Biskupa. — W Aleksandryi pamiątka św. Teodory, która najprzód ciężko przewiniła, lecz potem zdjął ją taki żal za grzech, że aż do samej śmierci żyła jako nieznana pokutnica z cudowną cierpliwością i zaparciem siebie.
Święty Gwidon urodził się w wiosce Anderlecht pod Brukselą i był synem rodziców ubogich, którzy nie mieli na to, aby posyłać syna do szkół i uzdolnić go do zajęcia wyższego w świecie stanowiska. Starali się jednak przelać swą ufność w Boga na syna. Co dzień przeto odprawiali z nim modły, prawili mu o dobroci Ojca niebieskiego, o miłosierdziu Pana Jezusa, o darze oświecenia i pociechy, jakim obdziela ludzi Duch święty, o opiece Najświętszej Maryi Panny i Aniołów świętych. Brali go też z sobą do kościoła, po nabożeństwie tłómaczyli mu obrzędy liturgiczne, aby podczas pracy, do której go wcześnie przyzwyczajali, mógł sobie wszystko rozważyć i ocenić. Bóg pobłogosławił ich prace podjęte około wychowania chłopca, który był ozdobą młodzieży i wzorem skromności, posłuszeństwa i stateczności.
Dnia jednego szedł czternastoletni Gwidon jako posłaniec do wioski Laeken, gdzie był słynący cudami kościół Matki Boskiej. Korzystając z nadarzającej się sposobności, wszedł do świątyni, aby się polecić opiece Najśw. Maryi Panny. Pogrążonego w modlitwie spostrzegł proboszcz miejscowy i upodobawszy sobie chłopca, zaprosił go do siebie na śniadanie. W czasie rozmowy przekonał się kapłan, że Gwidon ma bystry rozum, pobożne serce i że dość gruntownie jest obeznany z zasadami wiary. Zapytał go przeto, czyby nie chciał wstąpić w służbę kościoła jako ministrant i kościelny. „Jak najchętniej — odparł ze łzą radości w oku — byleby rodzice moi na to zezwolili.“ Uzyskawszy to pozwolenie, rozpoczął nazajutrz służbę.
Młodziuchny kościelny przestrzegał gorąco świętości Przybytku Pańskiego. Jak najskrupulatniejsza czystość i porządek na ołtarzach i w całym kościele budowała parafian. Chociaż skarbiec kościelny nie był zbyt bogatym, Gwidon zawsze wymyślił i wynalazł coś takiego, co przyczyniało się do przyozdobienia wielkiego ołtarza i obrazu Matki Boskiej. Chociaż był sam jeden w kościele, w poruszeniach, chodzie i postępowaniu widać było cześć i uwielbienie, jakiem przejęte było serce jego. W czasie wolnym od pracy klękał przed Najświętszym Sakramentem lub obrazem Przeczystej Dziewicy i niejednokrotnie noce całe przepędzał tam na gorącej modlitwie. Zasługi, jakie pobierał jako kościelny, były bardzo szczupłe, ale oszczędność jego była tak wielką, że z tego, co pobierał, niejeden grosz się okroił dla biednych.
Tymczasem dopuścił Bóg na niego pokuszenie. Kupiec jakiś z Brukseli, świadek jego miłosierdzia względem biednych, zachęcił go, ażeby z nim przystąpił do spółki handlowej, wmawiając weń, że tym sposobem zwiększy swe dochody i będzie mógł więcej dobrego świadczyć ubogim.
Gwidonowi spodobała się ta propozycja, wypowiedział służbę, zakupił za całą swą gotowiznę towarów i wsiadł z kupcem na statek. Wskutek zrządzenia Boskiego zatonął okręt wraz z całym ładunkiem podczas gwałtownej nawałnicy, a biedny Gwidon ledwie uszedł z życiem, odniósłszy na prawem ramieniu ciężką ranę. Tym sposobem nie tylko nagle zubożał, ale stał się całkiem niezdatny do dawniejszej służby.
W nędzy tej była jedyną dla niego pociechą jego ufność w Bogu. Nie ogarnęło go ani zwątpienie, ani rozpacz; z pokorą dziecka całował rękę, która go chłostała i puścił się w daleką podróż do Rzymu i Jerozolimy. Trudy tej pielgrzymki nie mało mu się dawały we znaki, nieraz zachodził w głowę i nie wiedział co począć; mimo to nie upadał na duchu, lecz obostrzał dobrowolnie umartwienie i pokutę. Przeszedł Ziemię świętą we wszystkie strony, skrapiał rzęsistemi łzami miejsca, ulice i ścieżki, któremi chodził Pan Jezus, głoszący Ewangelię i tajemnicę zbawienia naszego. Siedmiu lat nader uciążliwych dla ciała, ale bardzo korzystnych dla duszy, użył Gwidon na tę pielgrzymkę.
Wstąpiwszy z powrotem do Rzymu, zastał tam dziekana Wandulfa z rodzinnej wioski Anderlecht z kilku pielgrzymami, wybierającymi się do Jerozolimy. Po serdecznem przywitaniu tak się odezwali pątnicy do niego: „Opatrzność Boża sprowadziła cię do nas, spodziewamy się więc, że na chwałę Boską nie cofniesz się przed dalszymi trudami i mozołami. Skoro poznałeś tamte strony, ich język i obyczaje, zechciejże być przewodnikiem naszym; Bóg ci to wynagrodzi, a my wywdzięczymy ci się za to według możności.“
Nie mogąc się oprzeć błagalnym prośbom, oświadczył Gwidon gotowość do powrotu do Jerozolimy, zawiódł pątników do upragnionego miejsca i celu ich gorących życzeń. Już mieli powracać, gdy naraz Wandulf ciężko zachorował. Gwidon trawił dni i noce przy łożu jego i pielęgnował go z troskliwością matki. W godzinę śmierci zdjął kapłan swój złoty sygnet z palca i wręczył go wiernemu towarzyszowi, mówiąc: „Niech ci Bóg odpłaci twe miłosierdzie i poświęcenie; Pan Bóg objawił mi, że i ja i towarzysze moi tutaj pomrzemy. Ty jeden wrócisz zdrowo w strony rodzinne, zanieś mym przyjaciołom wiadomość o mojej śmierci i wręcz im ten sygnet jako rękojmię wiarogodności słów twoich.“ Tak się też stało.
Gwidon wrócił z pierścieniem do Anderlechtu, nie poniósłszy na pozór szkody na zdrowiu i przyjęty został gościnnie przez kanoników, ale trudy i mozoły podróży, jako też umartwienia zadawane ciału podczas pielgrzymki, nadwerężyły jego siły i skróciły mu życie. Żył nie długo; przed zgonem światłość niebieska ogarnęła komórkę, w której spoczywał na twardem łożu i słyszano wyraźny głos: „Pójdź, poczciwy i wierny sługo, wejdź do radości niebieskich, Ja Sam będę ci nagrodą!“ Po zgonie dziwnie się odświeżyła chuda i wycieńczona twarz jego. Z powodu cudów, jakie się działy nad grobem jego, wystawiono nad mogiłą zmarłego kaplicę Matki Boskiej. W r. 1112 Gerard, Biskup dyecezyalny w Cambrai, podniósł św. Relikwie i umieścił je w nowo zbudowanym kościele.
„Wiele dobrego mieć będziemy, jeśli się będziemy bać Boga“ (Tob. 4, 23). Wiekuistej i treściwej tej prawdy dowody widzimy nie tylko w życiu św. Tobiasza i Gwidona, ale u wielu katolickich rodzin. Z ubiegających się o ziemskie dostatki, któż kiedykolwiek powie: „Teraz jestem dość bogaty.“ Jakież więc są czynniki, wchodzące w skład bogobojności?
1) Dziecięca ufność w Boga i wiara w Jego dobroć. Czegóż bowiem Pan Bóg nam nie dał? Nasamprzód stworzył nas z niczego, dał nam duszę nieśmiertelną, utworzoną na obraz i podobieństwo Swoje, ozdobił ją łaską uświęcającą, obdarzył nas ciałem, które kiedyś zmartwychpowstanie; nadto oddał na nasze usługi świat cały, dał nam Aniołów Stróżów, towarzyszących nam na wszystkich drogach żywota, dał nam Syna Swego, któremu winniśmy wiarę i Sakramenta święte, oddał nam krew Jego, której zawdzięczamy odpuszczenie grzechów. Jego Opatrzność kieruje naszem wychowaniem, powołaniem i kolejami życia, polecił zamieszkać w nas Duchowi świętemu, temu głosicielowi prawdy i szafarzowi pociechy. Jakżebyśmy więc nie mieli bezwarunkowej pokładać ufności w Bogu i niewyczerpanej Jego dobroci? Jakżebyśmy nie mieli przyznać, że jesteśmy dość bogaci?
2) Ta ufność nie wyłącza obawy przed szatanem, tj. namiętnościami i żądzami naszemi, uporem i chytrością tego świata. Tej obawy nie powinniśmy się nigdy pozbywać, wiedząc, że szatan lubi się zakradać do serca naszego i wodzić nas na pokuszenie dumą i pożądliwościami cielesnemi. Bądźmy przeto jak owe dziecię, które piastuje matka, wesołe, niewinne i żwawe. Skoro do niego się zbliży obcy, odwraca się od niego, choćby je wabił pieszczotą, słodyczami, obietnicą i tuli się do matki, obejmując jej szyję rączętami i nie przestaje się lękać, póki przybysz nie odejdzie. Jest ono dość bogate przy sercu matczynem. Rzuć się przeto i ty w objęcia dobroci Boskiej, a będziesz dość bogatym.
Racz wybaczyć, Boże dobrotliwy, jeślim dotychczas uchybił czci Tobie należnej przez brak pobożności, roztargnienie i nieuszanowanie domu Twego. Szczerze postanowiłem nie dawać drugim zgorszenia grzesznem zachowaniem w Kościele Twym świętym. Idąc za przykładem św. Gwidona, Twego pobożnego sługi, jedynem mem staraniem będzie przypodobać Ci się pobożnością i skromnością i tak się w przybytku Twoim zachować, jak tego wymaga świętość i dostojność miejsca. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem świętym żyje i króluje w Niebie i na ziemi, teraz i zawsze i po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 12-go września pamiątka Najświętszego Imienia Maryi, którą Papież Innocenty XI corocznie obchodzić kazał z okazyi wielkiego pogromu Turków pod Wiedniem. — W Aleksandryi męczeństwo św. Hieronidesa, Leoncyusza, Serapiona, Selezyusza, Waleryana i Stratona, którzy pod cesarzem Maksymianem utopieni zostali w morzu dla wiary Chrystusowej. — W Bitynii pamiątka św. Autonoma, Biskupa i Męczennika, który z Włoch tamdotąd się schronił, aby ujść prześladowaniu Dyoklecyana. Lecz przez liczne nawrócenia, jakich dokonał, wzbudził znowu wściekłość pogan przeciwko sobie, aż wkońcu razu pewnego podczas odprawiania Mszy św. przy ołtarzu zabity został i tak stał się prawdziwą ofiarą krwawą dla Chrystusa. — W Meros we Frygii śmierć męczeńska św. Macedoniusza, Teodolusa i Tacyana, którzy pod Julianem Apostatą i prezesem Almachiuszem po wielu innych męczarniach położeni zostali na rozpalonym ruszcie żelaznym, gdzie chwaląc Boga wyzionęli ducha swego. — W Ikonium w Lykaonii pamiątka św. Kuronota, Biskupa, ściętego z polecenia namiestnika Perenniusza. — Pod Pawią uroczystość św. Juwencyusza, Biskupa, o którym już 8 lutego wspomnieliśmy. Posłany został przez św. Hermagorasa, ucznia św. Marka, Ewangelisty do owego miasta razem ze św. Syrusem; tamże głosili obaj Ewangelię Chrystusową i świecili wszędzie wspaniałymi przykładami cnót i wielu dziełami cudownemi, tak, że i miasta sąsiednie nawrócili do Chrystusa, aż nareszcie jako Biskupi i bogaci w zasługi zasnęli w Panu. — W Lyonie złożenie św. Sakerdosa, Biskupa. — W Weronie uroczystość św. Sylwina, Biskupa. — W Anderlecht uroczystość św. Gwidona, Wyznawcy.
Pobożna ta dziewica urodziła się w Rottenburgu (w Tyrolu) w r. 1265 jako córka zamożnych i bogobojnych rodziców, którzy ją starannie wychowywali i wcześnie przyzwyczajali do pracy. Osobliwie matka zachęcała córeczkę do miłości Boga i bliźniego. Gdy słońce świeciło w izdebce, mówiła do niej: „Patrz, miłe dziecię, oto Bóg patrzy z Niebios na serca nasze i przenika wszystkie myśli nasze.“ W polu, wskazując na kwiatki, mawiała: „Jak te kwiatki podnoszą główki do słońca, tak i ty wznoś się sercem do Boga.“
Ziarno, zasiane przez matkę w młodocianem sercu dziewczątka, bujny wydało plon. W kościele była jak Anioł zatopioną w serdecznej modlitwie, w domu posłuszną córką, w obcowaniu z ludźmi uprzejmą, miłosierną względem ubogich, skromną w odzieży, pokorną wobec każdego.
W zamku rottenburskim mieszkał możny i szlachetny rycerz Henryk I, wraz z małżonką Guttą i synem Henrykiem II, którego żona Otylia była niewiastą dumną i skąpą. Henryk przyjął w służbę Notburgę za klucznicę, a gdy doszła lat ośmnastu, zdał na nią kuchnię i dozór nad całą żeńską służbą. Trudne to było stanowisko. Pani szydziła i drwiła z niej, nie mogąc pojąć jej pokory i nabożności, dziewki nienawidziły jej i wszystko czyniły na przekór, nie mogąc pojąć, że mają słuchać młodszej, przeto dokuczały jej rozmaicie wyraźnym oporem i drwinkami.
Notburga, przewyższając je pilnością i zdatnością, wszystko cierpliwie znosiła. Na szyderstwa odpowiadała uprzejmością, na opór cierpliwością, na obrazę łagodnością. W niejednej pracy, która do nich należała, zastępowała je, dziękując im jeszcze, jak gdyby to było największem dla niej dobrodziejstwem. Z własnych zasług zakupywała im podarunki, aby im sprawić przyjemność. Leniwe zachęcała w cztery oczy do poprawy i rzadko kiedy żaliła się na nie przed państwem, pilne natomiast i wierne chwaliła, chorych pielęgnowała z troskliwością matki. Tak postępując, zwolna pozyskała powszechny szacunek i przywiązanie swych podwładnych. Korzystając z tego, zaprowadziła między czeladzią nabożeństwo domowe, jako też modlitwę przy pracy. Pan pozwolił wiernej klucznicy oprócz zwykłej jałmużny rozdawać biednym resztki z obiadów i wieczerzy i odwiedzać chorych. Notburga miała rzadki dar nie tylko posilania ciała bliźnich, ale i dusz, przemawiając serdecznie do każdego.
Po kilku latach umarł Henryk I i Gutta; Otylia nie oglądając się już teraz na nikogo, pochwyciła berło zarządu domowego i poczęła się dawać Notburdze we znaki. Zakazała nasamprzód odprawiać modlitwy domowe, potem odebrała jej urząd klucznicy, kazała jej być prostą dziewką. Notburga odejmowała sobie od ust, karmiąc zgłodniałych. Inne służebnice oddawały jej, co zaoszczędziły, a święta Służebnica zanosiła to wieczorem tajemnie do chat ubóstwa.
Pani widząc, że Notburga zanosi biednym pożywienie, oskarżyła ją przed mężem o kradzież i przeniewierstwo. Chcąc ją pochwycić na gorącym uczynku, pan spotkawszy ją wieczorem, zapytał szorstko, co niesie w koszyku. Nie poczuwając się do winy, otworzyła koszyk i odpowiedziała: „Niosę ubogim moją strawę.“ Zajrzawszy pan do koszyka, obaczył, jakoby to były wiory i pomyje, więc posądzając Notburgę, że sobie z niego zadrwiła, kazał szaty jej związać w miech i wyrzucić przed zamek. Stróż wręczył tedy jej tobołek, powiadając, że państwo wypędziło ją ze służby. Pani potwierdziła słowa stróża, przydając, że nie potrzebuje służebnicy złodziejki i obłudnicy.
Notburga milcząc, wzięła tobołek na plecy, wyszła w noc ciemną na wieś, polecając się opiece Boga, który zesłał na nią tę ciężką próbę. Jako klucznica znakomitej i bogatej rodziny, łatwo byłaby mogła znaleźć służbę u innego państwa, ale z pokory przyjęła służbę u prostego wieśniaka. Ten widząc słabowitą dziewczynę, wątpił, czy się zda do ciężkiej pracy, przyjął ją przeto na próbę. Ale wnet się przekonał o zręczności i ochocie do pracy. Od rana do późnego wieczora uwijała się Notburga na polu, w oborze, w domu, a zawsze wesoła, skromna i łagodna.
W zamku tymczasem razem z odejściem Notburgi odeszło i szczęście i błogosławieństwo Boże. Pani zachorowała, a mąż, Henryk II, żałując krzywdy wyrządzonej Notburdze, prosił ją, żeby wróciła. Przyrzekła mu. Po skończonej swej służbie prosiła swego gospodarza, by jej pozwolił odwiedzić raz poraz swą dawną panią. Pielęgnowała ją więc z takim poświęceniem i troskliwością, że pani żałowała swej dawnej srogości i szczerze się nawróciła.
Dnia jednego pod wieczór zadzwoniono na „Anioł Pański.“ Gospodarz nie chciał Notburdze pozwolić iść do kościoła, bo śpieszno mu było ze żniwem. Święta Służebnica ująwszy sierp, rzekła: „Niech Bóg rozstrzygnie: jeśli ten sierp zawiśnie w powietrzu, będzie to znak, że mam wieczór poświęcić modlitwie, jeśli spadnie, będę pracować.“ Sierp jednak zawisł w powietrzu, ludzie poklękli i oddali Bogu pokłon, a Notburga wziąwszy sierp, poszła do kościoła.
Tymczasem Henryk z Rottenburga podupadł, obrabowany przez własnego brata, a widząc w tem karę Niebios za krzywdę wyrządzoną biednej dziewczynie, pojechał do Notburgi, prosząc, by wróciła i objęła rządy w zamku. Notburga wróciła; razem z nią zawitało do zamku szczęście. Notburga pielęgnowała dzieci swego państwa jak rodzona matka.
Lat ośmnaście zarządzała gospodarstwem domowem sumiennie aż do zgonu, który przypadł na rok 1313. Na łożu śmiertelnem przyjęła ze skruchą i nabożeństwem Sakramenta święte, pożegnała się czule z wszystkimi i prosiła pana, aby jej chudobę rozdzielił między biednych, a zaprzągłszy woły do wozu z trumną, puścił je samopas. Na pogrzeb zeszli się kapłani, za trumną natomiast postępował pan zamku z rodziną, cała służba i wielu ubogich, głośno zawodząc płacze. Woły idąc z góry, skierowały ku rzece, na której podówczas nie było mostu. Cudem rozstąpiły się fale i przepuściły pochód, poczem woły weszły do wioski Innbach, gdzie stanęły, czekając na orszak żałobny, a następnie pociągnęły wóz pod górę, weszły do kaplicy św. Ruperta i zatrzymały się przed ołtarzem, przed którym święta dzieweczka tyle godzin spędzała na modlitwie. Tu spuszczono jej zwłoki do grobowca; lud okoliczny zbierał się w tej kaplicy i zbiera się po dziś dzień, błagając Świętą o jej przyczynę.
Ojciec święty Pius IX zaliczył ją w dniu 27 marca 1862 w poczet Świętych.
Przykra rzecz, służba, zwłaszcza, gdy państwo są bezbożne i niewyrozumiałe. A jednak nie trudno się dostać do Nieba poczciwej słudze. Sługa, czeladnik, parobek, dziewka, odpowiedzialni są tylko za własną duszę, tymczasem państwo, przełożeni świeccy i duchowni zdadzą rachunek i za podwładnych. Sługa nie zna trosk i kłopotów. Gdy wierny, pilny, posłuszny, nikt mu krzywdy żadnej nie uczyni, bierze swój wikt, zasługi, może spać spokojnie. Sam Pan Jezus chciał służyć, nie panować. Matka Najświętsza samaż zwała się służebnicą i posługiwała niejaki czas św. Elżbiecie. Każdy służebny może powiedzieć: „Służę z Panem Jezusem i dla Pana Jezusa.“ Ale ma sobie myśleć, że Panem jego Jezus, Panią zaś Marya św. i że czego żąda pan i pani, tego żąda Jezus i Marya. Co czyni dla państwa, to czyni dla Jezusa i Maryi.
Który sługa narzeka na surowe państwo, niech pomni, co musiał cierpieć sam Zbawiciel. Hasłem ma być: „Pracować, cierpieć i milczeć z miłości dla Jezusa.“ Święta Notburga rządziła się temi słowy: Pracować — Cierpieć — Milczeć.
Święta Notburgo, wierna Służebnico Pańska i wzorze wszystkich służebnych! Proś Boga, aby wszystkim panom i paniom dał serce litościwe i czułe, a służebnym udzielił świadomości obowiązków swego stanu i silnej woli pełnienia wszystkich ciążących na nich powinności. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 13-go września w Aleksandryi męczeństwo św. Filipa, ojca św. Eugenii, Dziewicy. Wyrzekł się godności namiestnika Egiptu i dał się ochrzcić; jego następca Terencyusz kazał go ściąć podczas modlitwy. — Również śmierć męczeńska św. Makrobiusza i Juliana, którzy cierpieli pod Licyniuszem. — Tegoż dnia pamiątka św.
Ligoriusza, co żył jako pustelnik ale od pogan dla wiary Chrystusowej zamordowany został. — W Aleksandryi uroczystość świętego Eulogiusza, odznaczonego nauką
i świętością. — W Angers we Francyi uroczystość św. Maurycego, Biskupa, który świecił rozlicznymi cudami. — Pod Sens pamiątka św. Amata, Biskupa i Wyznawcy. — Tegoż dnia uroczystość św. Weneryusza, Wyznawcy, co żył jako pustelnik w niezwykłej świętości na wyspie Palmaryi. — W klasztorze Remiremont we Francyi uroczystość św. Amatusa, który słynął wszędzie dla swych cudów i z surowości życia.
Niniejszą uroczystość obchodziły oba Kościoły, Wschodni i Zachodni już w piątym wieku na pamiątkę owego krzyża, który ukazał się na widnokręgu niebieskim cesarzowi Konstantynowi przed bitwą z Maksencyuszem, a zarazem na uczczenie prawdziwego krzyża Chrystusowego, znalezionego w stosie gruzów przez matkę Konstantyna, świętą Helenę. Nowego blasku dodało temu świętu inne jeszcze zdarzenie. Zdarzył się bowiem szczęśliwy przypadek, że cesarz Herakliusz święty odzyskał tę drogocenną relikwię w krwawym boju z Persami i wystawił ją w Jerozolimie na cześć publiczną. Uroczystość „Znalezienia Krzyża świętego“ w dniu 3 maja obchodzi się tylko w Kościele Zachodnim; święcono ją najpierw w Rzymie w kościele założonym na pamiątkę krzyża, jaki się ukazał Konstantynowi. Helena święta umieściła była w tej świątyni odłamek prawdziwego krzyża i dopiero w ósmym wieku święcono ten dzień powszechnie.
Chosroes II, potężny władca Persyi i zawzięty wróg chrześcijan, wtargnął był w roku 614 do wschodnich dzierżaw cesarstwa rzymskiego. Jedna część jego hordy zajęła Palestynę, a żydzi podnieśli okrzyk tryumfalny, ciesząc się, że teraz nadeszła pora zemsty na chrześcijaninach i połączyli się ze zwycięzcą. Jerozolimę wzięto szturmem, poczem straszna rzeź nastąpiła, a skarby kościelne i Krzyż święty zabrali najezdnicy, uprowadzili do Persyi wielu jeńców wraz z Zacharyaszem Patryarchą, których zamknęli w silnej twierdzy. Spodziewając się otrzymania sowitego okupu za świętą relikwię, zamknęli ją w srebrnej skrzyni i opieczętowali w obecności Zacharyasza pieczęcią Patryarchy, aby usunąć wszelkie powątpiewanie o jej prawdziwości. Inna część wojska dotarła znowu aż do Chalcedonu w pobliżu Konstantynopola. Starał się wprawdzie Herakliusz wszelkiemi siłami zawrzeć pokój ale Chosroes odpowiedział z szatańską dumą: „Wam Rzymianom dopóty nie należy się spodziewać pokoju, dopóki uważać będziecie ukrzyżowanego Człowieka za Boga i nie uczcicie słońca.“
Już myślał Herakliusz o opuszczeniu stolicy i ucieczce do Afryki, lecz Patryarcha carogrodzki Sergiusz oparł się jego oddaleniu, zachęcił go do ufności w Bogu i zawiódłszy go przed wielki ołtarz kościoła świętej Zofii, odebrał od niego przysięgę, że żyć i umierać będzie za wiarę wraz z całym narodem; nadto ofiarował mu wszystkie skarby kościelne jako fundusz do dalszego prowadzenia wojny. Stąd dziwny nastąpił przewrót; Herakliusz stanął bohatersko na czele wojska i z niepowstrzymanym zapędem natarł na wroga, a odzyskując jedną prowincyę po drugiej, wtargnął do Persyi i zawarł dopiero pokój z synem Chosroesa, który okrutnego ojca swego zamordował. Pierwszym natomiast warunkiem pokoju było zwrócenie Krzyża świętego. Gdy zaś Herakliusz odbywał tryumfalny wjazd do Carogrodu, krzyż ten niesiono przed nim.
Wiosną roku następnego 629 wybrał się Herakliusz z świętym orszakiem do Jerozolimy, aby tam krzyż umieścić i Wszechmocnemu podziękować za odniesione zwycięstwa. Jakoż nakazano dzień ten solennie obchodzić. We wspaniałej procesyi zaniesiono drogocenną relikwię na dawniejsze miejsce, tj. do kościoła grobu Jezusowego na górze kalwaryjskiej. Sam cesarz zastrzegł sobie zaszczyt dźwigania krzyża na własnych barkach. Gdy procesya wśród odgłosu muzyki i śpiewu nabożnych pieni doszła do bramy, położonej naprzeciw Golgocie, cesarz ani krokiem dalej postąpić nie mógł i zdawało się, jakoby niewidzialna ręka przykuła go do miejsca. Wszystkich zdjął niezmierny przestrach, a Zacharyasz Patryarcha spojrzał w Niebo i jakby z wyższego natchnienia tak się odezwał do cesarza: „Zważno, Herakliuszu, czy w okazałości tryumfatora podobny jesteś do Zbawiciela Boskiego, który tą samą drogą dźwigał krzyż w ubóstwie i pokorze; płaszcz twój cesarski jaśnieje od złota, pereł i drogich kamieni, a Jezus Chrystus był ubożuchno przybrany; na głowie twej połyskuje drogocenna korona, a Głowę Chrystusa ranił cierniowy wieniec; ty masz obuwie na nogach, a Pan Jezus szedł boso.“ Cesarz złożył tedy niezwłocznie szaty ozdobne, zdjął obuwie, przywdział ubogą siermięgę i lekko i swobodnie z krzyżem na plecach ruszył w dalszy pochód. Do uczczenia tego dnia pamiętnego przyczynił się sam Bóg o tyle, że kilku chorych i kalek odzyskało utracone zdrowie.
W jakiej czci u chrześcijan było drzewo Krwią Pańską oblane, na którem rozpięte było zbawienie nasze, możemy poznać z tego, że wszystek Kościół smucił się z jego zabrania, jako z wielkiej zguby, a ze zwrócenia jego tak się bardzo uweselił, iż tego wesela chciał mieć wieczną pamiątkę. Jest to bowiem drzewo, które gorzką wodę wszystkiej żądzy naszej osłodziło, iż wierni patrząc na Tego, który na niem cierpiał, w każdym ucisku świata tego mogą mieć słodkość i ochłodę. Jeżeli owa laska Aaronowa, która była zakwitła, w wielkiej była czci chowana, daleko więcej godne czci to drzewo, na którem się nam wiosna błogosławieństwa naszego wróciła, na którem kwiat zbawienia naszego zakwitnął. Znaczyła to drzewo owa laska Mojżeszowa, którą rozdzielił morze i ukazał drogę wyjścia z niewoli Egipskiej. Albowiem tym krzyżem i drzewem przezacnem odegnany jest potop przekleństwa naszego, a ów Faraon piekielny z mocą swoją utopiony.
Podobnie odjął niegdyś w Starym Zakonie od niewdzięcznego ludu skrzynię drewnianą czyli Arkę Przymierza, która była figurą krzyża i dał ją w moc pogaństwu. Za czasów złych królów w Jerozolimie dopuścił zburzenia Kościoła Swego i pobrania naczyń drogich i ozdób kościelnych do Babilonii. Stąd nauka, iż gdy Pan Bóg chwałę Swoją daje w ręce nieprzyjaciół, tem grzechy i niewdzięczność naszą karze. A jednak, gdy się chrześcijanie poprawiają i pokutują, umie Pan Bóg dla nich chwałę Swoją naprawić i wrócić im drogą czci Swojej ozdobę. Tak uczynił z ową Skrzynią Przymierza, którą ludowi przywrócił i z Kościołem, który znowu odbudowano.
Panie Jezu Chryste, któryś za mnie biednego grzesznika dźwigał brzemię ciężkiego krzyża, racz mi udzielić tyle siły, abym za Twym Boskim przykładem nauczył się dźwigać z radością i ochotą krzyż doświadczeń, smutków i utrapień, jakie na mnie zesłać zechcesz, i tym sposobem stał się podobnym Tobie, a tem samem łaskę Twą pozyskał. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. A.
∗ ∗
∗ |
Dnia 14-go września uroczystość Podniesienia Krzyża św., którą obchodzi się w owym dniu, w jakim cesarz Herakliusz to św. narzędzie zbawienia odbił Persom po pobiciu ich króla Chosroesa, i przyniósł je do Jerozolimy. — W Rzymie przy Via Appia męczeństwo św. Kornela, Papieża. W prześladowaniu za Decyusza posłano go najpierw na wygnanie; potem kazał go cesarz obiczować kulkami ołowianemi a wkońcu ściąć razem z 21 Męczennikami obojga płci. Także Żołnierz Cerealis ze swą małżonką Sallustią, którego Kornel pouczał w wierze, został także ścięty. — W Afryce sławna śmierć świętego Cypryana, Biskupa z Kartaginy, którego uczoność i świętość podziwiał świat cały. Zakosztowawszy już poprzednio gorzkości wygnania, zakończył męczeństwo swe za czasów cesarzy Waleryana i Gallienusa, przy szóstym kamieniu milowym od Kartaginy, niedaleko morza. Uroczystość św. Męczenników Kornela i Cypryana obchodzi się dnia 16 września. — Tamże cierpieli również św. Krescenty, Wiktor, Rozula i Generalis. — W Rzymie męczeństwo św. Krescentego, młodego, syna świętego Eutymiusza, który ścięty został przy Via Salaria za prześladowania Dyoklecyańskiego pod sędzią Turpiliuszem. — W Trewirze uroczystość świętego Materna, Biskupa, ucznia św. Piotra Apostoła, który okolicznych mieszkańców Tongern, Kolonii, Trewiru jako i innych sąsiednich szczepów, nawrócił do wiary Chrystusowej. — Tego samego dnia śmierć św. Jana Chryzostoma, Patryarchy Konstantynopolskiego. Nieprzyjacielskie knowania sprawiły, że go wygnano. Lecz na wkroczenie Papieża Innocentego I został odwołany z wygnania. Jednakże w drodze zmarł z powodu poniewierań, jakich doznawał od czuwających nad nim żołnierzy. Jego uroczystość obchodzi Kościół 27 stycznia, w dniu, w którym Teodozyusz II przyniósł zwłoki jego do Konstantynopola.
Miejscem rodzinnem św. Katarzyny jest urocza Genua, gdzie też dnia 5 kwietnia roku Pańskiego 1447 przyszła na świat. Pochodziła ona z domu Fiesko, który dał Kościołowi wielu Kardynałów i dwóch Papieży. Ojciec jej Jakób umarł jako wicekról neapolitański.
Utalentowana dziecina stroniła już w ósmym roku życia od zabaw i rozrywek dziecięcych, przekładając nadewszystko rozpamiętywanie prawd wiary i żywot świętobliwy. W komnacie sypialnej zawiesiła obraz Matki Boskiej Bolesnej i przed nim trawiła całe godziny na gorącej modlitwie. Nikt nie mógł się oprzeć wzruszeniu, widząc panienkę na klęczkach, roniącą łzy rzęsiste i sypiającą obok łoża na gołej podłodze z kawałkiem drzewa pod głową.
W trzynastym roku życia chciała wstąpić do klasztoru, ale nie przyjęto jej dla zbyt młodego wieku. Gdy liczyła lat szesnaście, matka — ojciec bowiem już przedtem świat ten był pożegnał — nalegała na nią, aby oddała rękę szlachcicowi Julianowi Adorno i aby tym sposobem przyczyniła się do pojednania dwojga rodzin, które od dawna z sobą były powaśnione. Mimo wstrętu do małżeństwa uczyniła Katarzyna z siebie ofiarę i zgodziła się po długiej z sobą walce na uprojektowany związek.
Julian był bogatym paniczem, dumnym, wyniosłym, chciwym zabaw i zbytków; stąd też pokora, skromność nowozaślubionej, jej pociąg do samotności i modlitwy nie mogły mu się podobać. Niezadługo więc przekonała się Katarzyna, że nie pozostaje jej nic innego, jak rzucić się wraz z mężem w wir świata i zatracić duszę, albo pozostać wierną dotychczasowemu trybowi życia i wystawić się na drwiny, urągowiska i zniewagi małżonka. Nie wahała się, co wybrać i wolała cierpieć prześladowanie, aniżeli sprzeniewierzyć się Chrystusowi. Julian natomiast marnotrawił majątek, aby zmysłowym chuciom zadość uczynić i wkrótce wszystko przehulał. W owem utrapieniu utyskiwała Katarzyna więcej na obrazę Boga, aniżeli na utratę mienia.
Krewni ofiarowali wprawdzie pomoc, zastrzegli jednak, aby wzorem innych niewiast lepiej się ubierała, uczęszczała w towarzystwach, odbywała przechadzki i starała się zbliżyć do męża. Usłuchała rady i miała udział w rozrywkach światowych, o ile się to stać mogło bez grzechu; ale serce jej czuło do nich wstręt niepohamowany, a cierpienia jej duszy wzmagały się z dnia na dzień. Błagała Boga za przyczyną Benedykta św., aby ją nawiedzić raczył cierpieniami ciała, ale mimo to pozostawała zdrową, a tem więcej wzmagały się boleści duszy. Nareszcie zdecydowała się do spowiedzi z całego życia; gdy wezwała Ducha świętego, zstąpiło na nią światło Boskie, poznała wszystkie swe grzechy, i uczuła w sobie żal serdeczny. Wśród łez wzdychała: „Jakże brudną i niegodziwą jestem, która się uważałam za cnotliwą i pełną zacności! Któż mnie tedy wyrwie z tej nędzy? Boże, jeżeli tego żądasz, wypowiadam się jawnie z grzechów moich.“ W tem utrapieniu pojawił się jej Pan Jezus z krzyżem na plecach, obryzgany Krwią i pocieszył następującemi słowy: „Patrz, tę krew przelałem za ciebie i na umorzenie grzechów twoich.“ Odtąd widziała wszędzie i zawsze okrytego ranami Jezusa z krzyżem i miała na ustach słowa: „O wszechmocności, już nie będę grzeszyła!“
Po spowiedzi nie tylko odmawiała sobie wszelkich rozrywek, przyjemności i wygód, ale miała na wodzy zmysły i oddawała się surowej pokucie, aby zadość uczynić za popełnione grzechy. Pościła surowo i przez lat dwadzieścia i trzy nie tknęła w czasie Wielkiego Postu i Adwentu żadnej potrawy, codziennie komunikując i tedy owedy pijąc szklankę wody zaprawionej octem i solą, a dusza jej zawsze pogrążoną była w modlitwie, nawet podczas ręcznej pracy.
Kwitnęło podówczas w Genui „Bractwo Miłosierdzia“, złożone z dam rodu szlacheckiego. Zadaniem jego było wspieranie biednych, mianowicie takich, co się wstydzili żebrać. Jakoż Stowarzyszenie to wezwało Katarzynę do wzięcia udziału w jego czynnościach. Zacna niewiasta chętnie przystąpiła do Stowarzyszenia, zbierała po mieście jałmużny i rozdawała je chorym i potrzebującym, krzepiąc nieszczęśliwych pociechą. Z natury miała szczególny wstręt do obrzydliwych chorób i niechlujstwa; wstręt ten umiała jednakowoż pohamować i przezwyciężyć. Całowała rany i wrzody, opatrywała i obierała chorych z robactwa, a nadto prała ich bieliznę. Często musiała znosić ich gderania, grymasy i wyrzuty, ale wszystko przetrwała cierpliwie, a ostatecznie udawało jej się zawsze zamienić gderliwych dziwaków na łagodnych baranków.
Tymczasem Julian wszystko stracił aż do ostatniego grosza, przeto Katarzyna żebrała dla niego i błagała, aby się wreszcie poprawił i pojednał z Bogiem. Okrutnik ten odpłacał wszakże jej miłość pogróżkami, grubijaństwem i zniewagą. Rozpustne życie jego przyprawiło go wkońcu o ciężką chorobę, w której zżymał się z gniewu i w niecierpliwości bluźnił Bogu, złorzecząc przy tem sobie samemu. Katarzyna natomiast siliła się koić jego cierpienia i ocalić duszę jego. Gdy raz w gniewie miotać się począł, uklękła przy jego łożu i modląc się ze łzami, westchnęła: „O Wszechmiłości, błagam Cię o duszę męża, daj mi ją! Wszakże to w Twej mocy!“ Naraz zmienił się Julian, począł się modlić i okazywać żal, przyjął Sakramenta święte, wytrwał w cierpliwości i modlitwie i umarł jak prawdziwy pokutnik natchniony łaską Bożą.
Wolna od węzłów małżeńskich, objęła Katarzyna na życzenie dam miłosierdzia zarząd wielkiego szpitala Pammatone. Działanie jej w tem trudnem i uciążliwem urzędowaniu było błogie i zbawienne, mianowicie podczas zarazy grasującej w Genui w latach 1497 i 1501. Dnie i noce przepędzała z bezprzykładnem poświęceniem przy łożu chorych i umierających, nie zaniedbując przytem ćwiczeń pokuty i będąc wzorem posłuszeństwa. Wszystkich bowiem pomocników lazaretowych, którzy doglądali chorych, uważała za swych przełożonych i wykonywała ich grubijańskie i obrażające rozkazy z niesłychaną potulnością i pokorą.
Aby doświadczyć jej pokory, Bóg tedy owedy pozbawiał ją uczucia miłości i nawiedzał ją oschłością serca, co ją niezmiernie bolało. Zwykła tedy mawiać: „O Wszechmiłości, gdybyś mnie nie raczył ustrzedz od zmysłowości i dumy, byłabym gorszą od Lucyfera.“
Ostatnie dziewięć lat zapadała na kurcze i inne niedomagania tak często, że za cud nieomal można było uważać dalsze jej życie. Mimo to pogodną była, wesołą i pracowitą, a wielu ludzi odwiedzało szpital, aby módz oglądać tę „Męczennicę miłości.“ Katarzyna zachęcała ich z takiem namaszczeniem do pogardy świata, miłości Boga i chronienia się od grzechu, że wszyscy z płaczem przyrzekli poprawę. Niezadługo wyschła jak szczap, a gdy Bóg jej przepowiedział blizki zgon, krew jej wytrysła z ciała i stopiła tu i owdzie naczynie, w które się stoczyła. Umarła dnia 10 września roku 1510, a Papież Klemens XII zaliczył ją do Świętych. Pozostawiła po sobie dwie prace piśmienne, tj. rozprawę o czyścu i zachętę do miłości Boga w kształcie rozmowy.
W jednem ze swych pism mówi święta Katarzyna co następuje: „Dusza nasza stworzona jest do miłości i rozkoszy i tego też przedewszystkiem szuka. Nigdy jej wszakże nie nasycą sprawy doczesne. Łudzi się wprawdzie nadzieją, iż w ten sposób nasyconą zostanie, ale są to tylko błędne mniemania, a tem samem traci w swej niedorzeczności czas przeznaczony na poznanie Boga, tego prawdziwego źródła miłości i rozkoszy. Smutnym zaiste jest los człowieka, który przyszedł do przekonania, iż doznał zawodu, pozbawił się wszelkiego dobra, a ugrzązł w złem. Gdy człowiek leży na łożu śmiertelnem, widzi marność rzeczy doczesnych, widzi, jak Bóg o wiele więcej się troszczył o jego zbawienie, aniżeli on sam. Wtedy przesunie się przed jego oczyma przeszłość cała, przypomni mu się, ile pominął sposobności do czynienia dobrego i jak mało słuchał głosu sumienia. Któż tedy zdoła opisać stan duszy jego? Gdybyśmy wiedzieli, ile cierpi umierający w stanie grzechu i ze zmazą na duszy, przekonani jesteśmy, że lepiejby było dać się w kawały pokrajać, aniżeli dopuścić się choćby jednego grzechu. Grzech jest rozstaniem się duszy z Bogiem. Gdyby Bóg podlegał smutkowi, ubolewałby srodze na takie rozstanie, gdyż Bóg czuje nieskończenie wyższą miłość do duszy, aniżeli dusza do Niego. Jakże przeto można obrażać Boga pełnego miłości? Jakiemże można Go przejednać zadosyćuczynieniem? Zechcijmy pojąć, jak ciężko zaważy jeden jedyny grzech. Kto to pojmie i zrozumie, wolałby całe życie spędzić w gorejącym ogniu, a gdyby morze było płomienistem, wolałby się rzucić w jego przepaść aż do dna samego, aniżeli dopuścić się grzechu. Może to niejednemu wyda się niepodobnem do wierzenia, a jednakże niczem to jest w porównaniu z rzeczywistością.“ Tak pisze święta Katarzyna, którą Bóg oświecił w sprawie grzechu, i która doświadczyła tego na sobie samej.
Katarzyno święta, wybłagaj nam u Pana Jezusa choćby promień tylko tego niebieskiego światła, którem Bóg rozjaśnił duszę twoją i dał Ci poznać twe błędy i ułomności, abyśmy również zdołali poznać całą szpetność i brzydotę grzechu, unikali go i stronili od niego więcej, niż od wszego innego złego na świecie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 15-go września oktawa uroczystości Narodzenia Najśw. Maryi Panny. — W Rzymie przy Via Nomentana męczeństwo św. Nikodema, Kapłana. Gdy go zmuszano do złożenia ofiary bożkom, odpowiedział: „Ofiarę składam tylko Bogu wszechmocnemu, panującemu na Niebiosach.“ Na słowa te biczowano go kulkami ołowianemi tak długo, aż ducha swego wyzionął. — W okręgu Chalons śmierć męczeńska św. Waleryana. Starosta Pryskus polecił go najprzód powiesić i żelaznemi szponami rozdzierać; widząc jednakowoż, jak tenże nie zważając wcale na boleści, z całej duszy dalej wielbił Chrystusa, kazał go ściąć. — W Marianopolu w Tracyi męczeństwo św. Melitiny za cesarza Antonina i prezesa Antyocha. Wprowadzono ją kilka razy do świątyni pogańskiej i za każdym razem obalały się bożyszcza; za co ją powieszono, biczowano i wreszcie ścięto. — W Adryanopolu pamiątka świętych Maksyma, Teodora i Asklepiodota, którzy pod cesarzem Maksymianem dostąpili korony męczeństwa. — Również uroczystość św. Porfiryusza, Aktora; z szyderstwem przyjmując Chrzest święty w obecności Juliana Apostaty, został nagle tchnięty Duchem św. i zaraz głośno zaczął przyznawać się do chrześcijaństwa; dlatego został z rozkazu cesarza ścięty i tak zyskał palmę zwycięstwa. — Tegoż dnia męczeństwo św. Nicetasa, Gota, którego król Atanaryk dla wiary jego spalić kazał — W Kordowie śmierć męczeńska św. Emila, Dyakona i Jeremiasza, którzy obaj w prześladowaniu przez Maurów po długiem więzieniu poświęceniem życia swego złożyli świadectwo wierności Chrystusowi. — W Toul we Francyi uroczystość św. Apera, Biskupa. — Również uroczystość ćw. Leobina, Biskupa z Chartres. — W Lyonie uroczystość św. Albina, Biskupa. — Tegoż dnia pochowanie zwłok św. Aicharda, Opata. — We Francyi uroczystość świętej Eutropii, Wdowy.
Cypryan święty urodził się około roku 200 w Kartaginie, stolicy Afryki Północnej, był synem bogatej rodziny senatorskiej i już jako chłopiec rokował wielkie nadzieje. Świetnie ukończywszy wyższe szkoły, a celując niezwykłym talentem krasomówczym, wystąpił publicznie jako profesor wymowy. Szlachetnością rodu, znakomitym majątkiem, obejściem pełnem wytworności, gruntownem wykształceniem i przykładnem życiem imponował stołecznej młodzieży; moralność jego nie przechodziła zwykłego poziomu paniczów liczących się do klasy szlacheckiej. Do jego najlepszych przyjaciół należał mieszkający w jego domu kapłan chrześcijański, Cecyliusz, który go nakłonił do czytania Pisma świętego i obeznania się z treścią Ewangelii świętej.
Miał wprawdzie Cypryan umysł zdolny do przejęcia się prawdami wiekuistemi, ale mimo to długo toczyła się w sercu jego walka między wiarą i od dawna zakorzenionym błędem, aż nareszcie przemogła w nim łaska i rzucił się w objęcia miłosierdzia Bożego. Chrzest przyjął w roku 245, o czem z radością doniósł swemu drogiemu przyjacielowi Donatowi w słowach następujących: „Długom chodził w ciemności i pomroce nocnej, długom się kołysał na wzburzonych falach morskich i błąkał po błędnych manowcach, nie poznawszy celu życia i ślepy na światło prawdy; trudnem i nieomal niepodobnem mi się wydało to, czego wymaga łaska Boża od pragnących zbawienia, tj. odrodzenie się człowieka w duchu i sercu. Godziłem się z moralnemi ułomnościami, z którymi się od dawna oswoiłem tak dalece, że zdawały mi się nieodłączne od natury mojej. Lecz gdy święta woda odrodzenia zmyła brudy dawniejszego życia mego, wtedy jasne i czyste światło rozproszyło mgły grzechu, zalegające duszę moją.“
Wdzięcznością przejęty, rozdzielił natychmiast większą część majątku pomiędzy ubóstwo, ślubował czystość i gorliwie poświęcił się studyom teologicznym, czego owocem były rozliczne i pełne gruntownej nauki pisma jego. Cieszyli się chrześcijanie z pozyskania dla wiary takiego męża i pragnęli widzieć go kapłanem, był bowiem wzorem wszelakich cnót.
W trzy lata po chrzcie Cypryana umarł Biskup Donat, a lud natychmiast obrał Cypryana na następcę jego w roku 248, nie bacząc wcale na jego opór. Jako Biskup kartagiński miał nadzór nad wszystkimi kościołami afrykańskimi i pełnił obowiązki swego urzędu mądrze, pokornie i energicznie, starając się o dobro owieczek i Kościoła, jako też zachęcał do pobożności, której przykładem był Chrystus. Działanie jego było w skutkach nader błogie; im większą jednak była radość chrześcijan, że mają takiego Biskupa, tem zawziętszą nienawiść pogan, nie mogących mu tego wybaczyć, że on, który był dawniej ich chlubą i ozdobą, zbrojny teraz wiedzą i nauką, tak silne ciosy zadaje ich sprawie, tj. obmierzłemu bałwochwalstwu. Gdy tedy w r. 250 pod rządem Decjusza wybuchło prześladowanie chrześcijan, poganie na cały głos w teatrze zaczęli wrzeszczeć: „Precz z Cypryanem, porzucić go lwom i dzikim zwierzętom na pożarcie!“
Przestrzeżony znakiem z Nieba, uszedł Cypryan srogości nieprzyjaciół, szukając ocalenia w ucieczce, aby w tych burzliwych czasach nie osierocić trzody i bronić jej zarówno od wrogów zewnętrznych, jako i wewnętrznych. Z ukrycia, w jakiem pozostawał, sterował Kościołem mądrze i oględnie, jak to widzimy z listów jego pisanych do Biskupów, kapłanów i świeckich. Wkrótce burza się uspokoiła, a Cypryan wrócił do dyecezyan, którzy go z uniesieniem przyjęli.
Niezadługo atoli większe zmartwienie spotkać go miało. Kilku bowiem księży, którzy obrażoną ambicyę (poczucie swej godności) ukrywali pod płaszczykiem już to przesadnych zasad, już też niekościelnej łagodności, i różne skargi i zażalenia na niego podawali, pozyskali kłamstwem i fałszami sporo zwolenników i zamianowali Dyakona Felicysyma Biskupem, dając tym sposobem pierwszy przykład zgorszenia, jakie się miało później kilkakrotnie powtórzyć. Do nich przyłączyli się montaniści (sekta religijna w II wieku po Chrystusie), którzy twierdzili, że znamieniem prawowitości i wyższego namaszczenia Biskupa nie jest świadectwo Apostolskiego następstwa, lecz wykazanie nadzwyczajnych darów. Przeciw tym buntownikom wystąpił Cypryan z całą grozą i siłą prawowierności i napisał nieśmiertelną rozprawę o „jedności Kościoła“, w której przebija się cała wzniosłość jego ducha, bogactwo myśli i potęga jego nauki.
Jeszcze nie był zeszedł dzielny szermierz z pola walki, a już pojawił się nowy wróg, który mu podał sposobność pokazania światu, że nie tylko jest bohaterem nauki, ale i cnoty. W roku 252 poczęła się srożyć w Kartaginie straszna zaraza, która pochłonęła mnóstwo ofiar. Uciekał przed nią, kto tylko uciec zdołał; chorzy byli pozbawieni opieki, umarli leżeli po ulicach i nikt ich nie chował. Cypryan zachęcał tedy słowem i własnym przykładem swe owieczki, aby czynem okazały miłosierdzie, którego uczył ich Mistrz, ukrzyżowany Zbawiciel. Odezwa jego błogi odniosła skutek; od domu do domu śpieszyli chrześcijanie, pielęgnowali chorych, nie pytając ich o wiarę, a pocieszając konających, chowali zmarłych i wspierali niedostatek cierpiących. Przykład ich wpłynął i na pogan tak zbawiennie, że i ci brali się ochoczo do dzieła i pomagali jak mogli.
Niezadługo wszczęło się nowe prześladowanie chrześcijan, które Cypryan przepowiedział i którego już od dawna się obawiał. Było to w roku 257; namiestnik cesarski Paternus kazał natychmiast uwięzić świętego Biskupa i chciał go zmusić do odstępstwa i uczczenia bogów pogańskich. Cypryan oświadczył: „Chrześcijaninem jestem i Biskupem. Jednego tylko znam prawdziwego Boga, który stworzył ziemię i Niebo. Tego Boga wyznajemy jako chrześcijanie, do Niego się modlimy we dnie i w nocy sami za siebie, za całą ludzkość i za cesarza.“ Na zapytanie sędziego, ilu jest chrześcijan w mieście i gdzie mieszkają, odpowiedział zacny pasterz: „Nie mogę ich wymienić, gdyż prawo rzymskie karze donosicieli. Znajdziecie ich w mieszkaniach, które zajmują.“ Skazano go na wygnanie do Curubis, ale wkrótce obostrzono karę. Nowy namiestnik Galeryusz posłał po niego dwojga centuryonów (oficerów) z wojskiem i rozkazał sprowadzić go do Kartaginy.
Wieść o uwięzieniu Cypryana wywołała w mieście wielkie przerażenie nawet między poganami, którzy nie zapomnieli, ile im wyświadczył dobrodziejstw w czasie zarazy. Przesłuchanie było krótkie, a brzmienie wyroku następujące: „Cypryan ma uledz karze miecza, jako głowa występnej sekty, która wykracza przeciw istniejącym prawom i czci należnej cesarzowi.“ „Bogu chwała“, odpowiedział Biskup. Przytomni ogłoszeniu wyroku chrześcijanie szlochając i płacząc, wołali: „Umierajmy razem z nim.“ Gdy liczne rzesze stanęły na placu wykonania wyroku, zdjął Cypryan wierzchnie szaty i ukląkł do modlitwy, poczem powstał, zdjął dalmatykę, kazał katu wypłacić 25 monet złotych i sam sobie oczy zawiązał. Chrześcijanie powyjmowali białe chusteczki, aby je umaczać w krwi drogiego pasterza. Kat wymierzył cios śmiertelny i głowa pierwszego Biskupa afrykańskiego potoczyła się na ziemię, a dusza uleciała w Niebo dnia 14 września 258 roku.
Dziwne to i uwagi godne, że wszyscy sekciarze i krzewiciele błędów, którzy z powodu obrażonej dumy i fałszywej ambicyi uczynili rozbrat z Kościołem Chrystusowym, nie szukali zwolenników pomiędzy poganami, nawracając ich do chrześcijaństwa, lecz zachęcali chrześcijan do odszczepieństwa, których przodkowie doznawali dobrodziejstw Ewangelii św. Tacy wilcy są o tyle niebezpiecznymi Kościołowi, że złość i chytrość swą ukrywają pod płaszczykiem świętobliwości i pozornej troskliwości o cielesne i duchowe dobro katolików i tym sposobem starają się uwikłać ich w swe sieci. Przed takimi obłudnikami ostrzegał Cypryan owieczki swoje, przypominając im słowa, które wyrzekł Pan Jezus do Piotra: „Ty jesteś Piotrem (tj. opoką), a na tej opoce zbuduję Kościół, a bramy piekielne nie przemogą go. Tobie oddam klucze Królestwa niebieskiego. Paś jagnięta, paś owce Moje.“ Chociaż Chrystus po zmartwychwstaniu Swojem dał równą władzę wszystkim innym Apostołom, to jednak na jednego tylko z nich przelał zwierzchnictwo nad Kościołem i zarządem jego. Piotrowi przyznał najwyższą godność w interesie jedności Kościoła. Kto nie uznaje jego jedności, czyż ma mocną wiarę? Kto się tej jedności opiera, czy należy jeszcze do Kościoła? Wszakże Paweł św. mówi: „Jedno ciało, jedna dusza, jedna nadzieja, jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg.“
Tę jedność stwierdzać, za nią walczyć, przy niej silnie obstawać winni Biskupi, naczelnicy Kościoła, aby dać dowód, że cały Episkopat jest jednym i niepodzielnym. Jednym i jednolitym jest Episkopat, a Biskup jako jednostka ma tylko o tyle znaczenia, o ile się czuje częścią całości. Jednym tylko jest Kościół, chociaż się rozdrabnia na wielość, tak jak jest wiele promieni słonecznych, ale jedno tylko światło, wiele konarów i gałęzi, ale wszystkie z jednego pnia się rozrastają. Wiele strumieni wychodzi z jednego źródła i roztacza swe wody po rozległym obszarze, ale ze względu na początek tworzą nierozerwalną jedność. Jeśli odłamiesz gałązkę od drzewa, gałąź ta nie przystroi się liściem i kwieciem, lecz uschnie. Odłącz strumień od źródła, a strumień wyschnie. Tak Kościół oświeca swemi promieniami świat cały, ale światło jego jest tylko jedno; rozpościera swe konary na wszystkie strony świata, ale pień jest tylko jeden; roztacza swe orzeźwiające wody we wszystkich kierunkach, wszakże źródło życiodawcze jest tylko jedno. Komu Kościół nie jest matką, temu Bóg nie będzie Ojcem. Nie ma zbawienia poza Kościołem. Kto nie uznaje tej godności, temu obojętne przykazania Boże, obojętna wiara w Boga Ojca i Syna, obojętne życie i wiekuiste zbawienie.
Boski Zbawicielu Jezu Chryste! Daj nam tę łaskę, abyśmy byli i pozostali zawsze wiernemi i posłusznemi dziećmi Kościoła przez Ciebie ustanowionego, i nie chciej tego dopuścić, abyśmy spuścili z oka cześć winną Twym świętym Sakramentom albo też niegodnie przystępowali do Stołu Pańskiego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 16-go września uroczystość świętego Kornela, Papieża i św. Cypryana, Biskupa; o dniu ich zgonu wspomnieliśmy już dnia 14 września. — W Chalcedonie męczeństwo św. Eufemii, Dziewicy, którą za czasów cesarza Dyoklecyana i prokonsula Pryskusa dręczono dla Chrystusa więzieniem, biciem, kołami, ogniem, ciężkimi kamieniami, dzikiemi zwierzętami, biczowaniem, ostremi piłami i rozpalonym kotłem. Gdy ją razu pewnego znowu porzucono dzikim zwierzętom na pastwę, prosiła gorąco Boga, aby ją raczył nareszcie zabrać do Siebie i została wysłuchaną; podczas bowiem, gdy wszystkie bestye stopy jej lizały, jedna z nich zadała jej cios śmiertelny. — W Rzymie śmierć męczeńska św. Łucyi, dostojnej matrony i Geminiana; po różnorakich mękach i długich torturach, w których chwalebne złożyli świadectwo za wiarę swą, kazał ich wreszcie Dyoklecyan ściąć. — Również w Rzymie przy Via Flaminia męczeństwo św. Abundyusza, Kapłana, i Abundancyusza, Dyakona, za cesarza Dyoklecyana zabitych mieczem przy 10 kamieniu milowym. Porówno z nimi cierpiał także szlachetny Marcyan i jego syn Jan, których owi Święci ze zmarłych wskrzesili. — W Heraklei w Tracyi męczeństwo św. Sebastyany, nawróconej przez Pawła, Apostoła, a którą rozmaitymi sposobami dręczono za czasów cesarza Domicyana i prezesa Sergiusza, aż wkońcu ściętą została. — W Kordowie śmierć męczeńska św. Rogella i Serwideusza, którym wpierw ręce i nogi odrąbano a potem dopiero głowę. — W Szkocyi uroczystość św. Niniana, Biskupa i Wyznawcy. — W Anglii uroczystość św. Edyty, Dziewicy, córki króla Edgara, co od dzieciństwa w klasztorze Bogu poświęcona, świata wcale nie znała.
Pomiędzy świętemi Niewiastami z narodu niemieckiego i zakonu Benedyktyńskiego, jedno z pierwszych miejsc zajmuje Hildegarda tak z powodu cnót, jak nadzwyczajnej mądrości i wielkich zasług.
Pochodząc z rodu rycerskiego, już od dzieciństwa odznaczała się wielkimi darami umysłu. W trzecim roku życia widziała rzeczy niewidzialne i nadprzyrodzone tak jasno i wyraźnie, jak okiem cielesnem rzeczy zewnętrzne. Nie zdało się jej to nic osobliwego, rozumiejąc, że dar ten jest wszystkim wspólny. Nadto przestrzegała troskliwie czystości i oddawała się żarliwie modlitwie. Gdy liczyła lat ośm, oddali ją rodzice na wychowanie pobożnej Jucie, ksieni Benedyktynek na górze Disiboden. Tu nauczyła się trochę czytać, śpiewać Psalmy, o gruntownem wykształceniu jednak mowy nie było. Widzenia jej powtarzały się często. W prostocie serca mówiła o nich, dziwiąc się, że Jutta i inne zakonnice nic z tego nie widzą. Wstydząc się sama przed sobą, postanowiła o tych widzeniach już więcej nie wspominać.
Doszedłszy do lat regułą przepisanych, złożyła śluby zakonne i była wzorem miłosierdzia, posłuszeństwa, pokory, umartwienia i cierpliwości. Pan Bóg nawiedzał ją bolesnemi chorobami, a po śmierci Jutty 1136 roku wybrano ją na ksienię. W tym czasie głos z Nieba nakazał jej, by spisywała wszystko, co widzi i słyszy, lecz bojąc się i będąc pokorną, nie usłuchała rozkazu. Zapadłszy w ciężką niemoc, zwierzyła się z tego spowiednikowi, który jej przykazał, aby to czyniła. Zacząwszy pisać, odzyskała zdrowie, jakby w nagrodę za posłuszeństwo. Około tego czasu doznała następującego cudu: Otóż światłość jakby słoneczna przeniknęła jej głowę i serce, i odtąd dokładnie zrozumiała Pismo św. Co napisała, przedłożono Biskupowi Mogunckiemu, który przeczytawszy pismo, oświadczył, że świadczy o duchu prorockim, jaki miały dawne prorokinie: Debora, Anna i inne niewiasty Starego Zakonu.
Główne jej dzieło „Scivias (Poznaj drogi Pańskie)“, dowodzi, że Bóg zlał na nią w obfitości dary Swe. Cały akt stworzenia widziała jakby na jawie. We wszechobecnym Bogu widziała przeszłość, przyszłość i to, co ukryte, znała ułomności współczesnych i wiedziała, jakie z nich wynikną kary.
Sława jej pociągała wiele dziewic za sobą tak, że wkrótce klasztorek jej był za ciasnym. Założyła tedy nowy na Rupertsbergu pod Bingen i zamieszkała go z 18 mniszkami. Na Soborze Trewirskim odbytym w roku 1148, któremu przewodniczył sam papież Eugeniusz III, przeczytano i pochwalono jej dzieło, a Ojciec święty własnoręcznem pismem zachęcił ją, aby spisywała, co jej Bóg objawi. Święty Bernard prosił ją listownie, aby w chwili, gdy jej duch połączy się z Bogiem, pamiętała o nim i pokrewnych mu w duchu przyjaciołach.
Te i tym podobne świadectwa rozniosły po świecie szeroko jej sławę. Papieże Anastazy IV i Adryan IV, cesarze Konrad III i Fryderyk I polecali się jej modłom. Odpisywała im, nie szczędząc nagany, gdzie było potrzeba i wzywając do poprawy. Biskupi, książęta, Opaci, Doktorowie, a nawet całe korporacye i Stowarzyszenia radziły się jej w sprawach świeckich i duchownych, a nawet uczonych. Odpowiedzi jej świadczyły o niezwyczajnej jej wiedzy i roztropności. Schodzili się do niej duchowni i świeccy z Francyi, Belgii i Niemiec, panowie i prostacy, chorzy całemi gromadami, a każdemu służyła radą, pociechą i pomocą. Niektórzy, a mianowicie żydzi, odwiedzali ją z ciekawości i niejednego nawróciła. Na wezwanie przedsiębrała podróże do różnych miast, nawet do Paryża, aby kapłanów i lud wzywać do poprawy i pobożności, a towarzyszyły jej rozmaite cuda. Przywracała wzrok niewidomym, zdrowie schorzałym, wypędzała złego ducha z opętanych. Założyła także klasztor w Eibingen, nie wiedząc, gdzie już podziać zgłaszające się nowicyuszki.
Zakończyła życie, licząc 81 lat wieku, a pochowano ją w kościele w Rupertsbergu. Gdy Szwedzi w r. 1632 klasztor zburzyli, przeniesiono jej zwłoki do Eibingen, gdzie zachowywano jej pierścień z napisem: „Cierpię chętnie.“ Pierścień ten później zaginął.
Powtórzmy niektóre słowa tej Świętej: „Bóg mówi: Człowiecze, szukam cię Krwią Syna Mego, a jednak opuszczasz Mnie, Boga prawego, a idziesz za kłamcą. Czyż nie posyłałem do ciebie Proroków, czym dla ciebie nie poświęcił Syna Swego i nie zesłał Apostołów, aby ci przez Ewangelię wskazali drogę prawdy? Wszystko dobre masz ode Mnie. Czemu się ode Mnie odwracasz?“
„Zwalczaj pożądliwości ciała i poddaj je pod władzę ducha. Oprzyj się przeto żądzom i nie myśl, iż jesteś w domu swoim, jesteś bowiem tylko gościem na ziemi, a Ojciec w Niebiesiech czeka, żebyś przyszedł. Gdy złe chęci się odezwą, a nie wiesz, jak się ich pozbyć, wołaj, módl się, płacz i błagaj o pomoc, proś Boga, aby odjął złe od ciebie i dodał ci sił do dobrego. Wszakże Bóg podaje rękę i tym, którzy czynią pokutę z obawy przed śmiercią, strach ich obraca w miłość i zniewala do czynienia pokuty z miłości. Kto zaniedbuje pokuty, przeto, że mu to trudno, źle czyni. Chodźcież więc, wierni, drogą przykazań Bożych, abyście uszli potępienia wiekuistej śmierci. Chodzących tą drogą czeka Niebo, dla pełzających innemi drogami jest zamknięte.
Cnoty na ziemi są rosą niebieską.
Jak studnię napełnioną błotem, robactwem i cuchnącą zgnilizną nie tak łatwo oczyścić, tak trudno też oczyścić z grzechów człowieka złego, któremu złe stało się nałogiem i drugą naturą.
Rany Chrystusa są zawsze otwarte i świeże i pozostaną takiemi, póki trwać będą rany grzechu ludzkiego.“
Boże i Panie mój, daj nam tę łaskę, abyśmy zdobyli w sobie siłę zwalczania złych namiętności i pomóż nam do pokonania ich. Pocieszycielu mój w każdem utrapieniu, do Ciebie zawsze uciekać się będziemy, ilekroć troski i utrapienia nawiedzać nas będą. Wiem, że nie odepchniesz nas, lecz balsamem pokrzepisz zbolałe serca nasze. Dlatego błagam Cię, nie odrzucaj prośby mojej, lecz zmiłuj się nade mną według wielkiego miłosierdzia Twego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 17-go września uroczystość wspomnienia stygmatyzacyi św. Franciszka z Assyżu, gdy na górze Alvernii w Toskanii za Bożą łaską otrzymał wyciśnięte 5 ran na rękach, nogach i w boku. — W Rzymie przy Via Tiburtina męczeństwo św. Justyna, Kapłana, sławnego Wyznawcy z czasów cesarzy Waleryana i Galliena, który pochował wiele ciał św. Męczenników, między nimi także św. Wawrzyńca i Hipolita, aż wkońcu sam pod Klaudyuszem jako Męczennik życie swe zakończył. — W Rzymie pamiątka św. Narcyssa i Krescencyona, Męczenników. — We Frygii pamiątka św. Ariadny, Męczenniczki za czasów cesarza Hadryana. — W Anglii męczeństwo św. Sokratesa i Stefana. — W Nevers męki św. Waleryana, Makryna i Gordyana. — W Autun we Francyi śmierć męczeńska św. Flocella, chłopca, wielokrotnie męczonego pod cesarzem Antoninem i prezesem Waleryanem, aż wkońcu pod kłami dzikich zwierząt dokonał ofiary życia swego. — Pod Leodyum męczeństwo św. Lamberta, Biskupa z Mastrichtu, z powodu że dla gorliwości religijnej ganił postępowanie dworu królewskiego, został niewinnie zamordowany przez złoczyńców, dostąpiwszy tym sposobem rozkoszy niebiańskich. — W Saragossie w Hiszpanii śmierć męczeńska św. Piotra z Arbues, pierwszego inkwizytora Aragonii; za Wiarę św., której bronił jak mu urząd nakazywał, zamordowany został w okrutny sposób przez odpadłych żydów: Papież Pius IX policzył go w poczet Świętych. — Tegoż dnia męczeństwo św. Agatoklii, która była w służbie u pewnej pogańskiej pani. Biciem i inną poniewierką chciała ją pani zmusić do odstępstwa, a wkońcu wydała ją sędziemu, który jeszcze okrutniej kazał ją biczować. Że jednak stale wytrwała w swej wierze, przeto wydarto jej język i wrzucono ją w ogień. — W Kordowie pamiątka św. Kolumbii, Dziewicy i Męczenniczki. — W Medyolanie złożenie zwłok św. Satyra, Wyznawcy, którego cnoty opisał brat jego św. Ambroży. — W Rzymie uroczystość szlachetnej św. Teodory, która w prześladowaniu Dyoklecyańskiem udzielała Męczennikom pomocy. — Pod Bingen w dyecezyi mogunckiej uroczystość św. Hildegardy, Dziewicy.
Urodził się w roku 1488 we wiosce hiszpańskiej, dokąd rodzice jego, majętni i poczciwi mieszczanie, mieszkając przedtem w Wilanowie, przed zarazą się schronili. Ponieważ wychował się w Wilanowie, nadano mu przydomek Tomasza z Wilanowa. Ojciec jego, młynarz, zmieloną w czwartek mąkę rozdawał nazajutrz między ubóstwo, a co dzień kosz chleba.
Nie mniejszą szczodrobliwością odznaczał się też syn Tomasz. Pościł aż do obiadu, a śniadame dawał współuczniom, którzy rano nic nie jedli. Ze szkoły wracał często bez czapki, bez chustki na szyi, nieraz nawet bez wierzchniej odzieży i butów. Gdy troskliwa o zdrowie syna matka o to go łajała, mawiał: „Zasłużyłem na karę, przyznaję, ale nie mogłem na to patrzeć, jak inny drżał od zimna.“ Pewnego dnia sprawił mu ojciec, na święto Matki Boskiej, do której Tomasz miał szczególne nabożeństwo, nową i dość kosztowną odzież. W drodze do kościoła pomyślał sobie chłopczyna: „Boże wielki, czyż ja zasłużyłem na takie stroje?“ Spotkawszy biednie przyodzianego chłopczyka, równego mu wzrostem, wziął go na ubocze i zapytał, czy chce się z nim mieniać na odzież. Skoro się ten na zmianę zgodził, Tomasz wdział na się jego łachmany i po nabożeństwie wrócił do domu. Gdy zdziwiona matka zapytała, co znaczy to przebranie, tak się tłómaczył: „Droga matko, ta odzież jest mi nader wygodną. Biedak, z którym się pomieniałem, godniejszym jest ode mnie nowego ubrania!“
Poświęciwszy się wyższym naukom, był wzorem i ozdobą studentów w Alkali, przewyższając ich nie tylko wiedzą, ale i czystością obyczajów, uprzejmością w obejściu i szczerą pobożnością. Uzyskawszy stopień doktora filozofii, objął natychmiast katedrę — co było nader rzadkim wypadkiem. Sława wykładów jego wyjednała mu stanowisko w Salamance. Ale Tomasz nie usłuchał zaszczytnego wezwania; wrócił bowiem do Wilanowa, gdzie tymczasem ojciec jego umarł, pocieszał matkę i założywszy szpital, udał się do Salamanki, wszakże nie po to, aby objąć ofiarowaną katedrę, lecz aby wstąpić do klasztoru św. Augustyna. Tomasz pełnił obowiązki zakonne tak ściśle i sumiennie, że po dwu latach — rzecz podówczas niesłychana — powierzono mu urząd przełożonego klasztoru. Przez lat 20 wybierano go ustawicznie to na przeora klasztorów, to na prowincyała. Na tym urzędzie przysłużył się niemało do ożywienia gorliwości i błogiego działania członków Zakonu.
Nikt się oprzeć nie mógł sile jego wymowy. Wielu zatwardziałych grzeszników, słuchając nauk i kazań jego, nawróciło się do Boga z wielkim żalem i skruchą. Nieraz też wpadał na kazalnicy w zachwycenie. Mając kazanie o umywaniu nóg Apostołom, i wymawiając słowa: „Panie, Ty mnie chcesz umywać nogi?“ czuł się tak wzruszonym, że zamilkł, i wzniósłszy oczy w Niebo, wybuchnął głośnym płaczem i stał długo jak wryty. Wszyscy słuchacze zalali się łzami; słysząc go raz prawiącego na ambonie cesarz Karol V, mianował go kaznodzieją nadwornym. Zwykł był mawiać: „Najlepszym mistrzem kaznodziejów jest ukrzyżowany Chrystus.“ Cesarz mianował go Arcybiskupem Grenady; ale Tomasz dopóty uprzykrzał się prośbami, póki nominacyi nie cofnięto. Chcąc mu w roku 1544 ofiarować Arcybiskupstwo Walencyi, postarał się wpierw cesarz u prowincyała i Papieża, aby w imię posłuszeństwa nakazali Tomaszowi przyjęcie dostojeństwa. Tedy bez oporu wybrał się nowy nominat wraz z braciszkiem Zakonu Augustynów do przyszłej swej rezydencyi, poprosił w tamtejszym klasztorze reguły świętego Augustyna o dwudniowy przytułek, ale go nie wpuszczono, albowiem oczekiwano nowego Arcybiskupa; któż zaś mógł przypuszczać, aby tenże się zjawił w zszarzałym habicie.
Wprowadzenie jego do katedry odbyło się następnie z wielką okazałością. Nazajutrz zwiedził więzienie, niosąc nieszczęśliwym więźniom pociechę. Kapituła ofiarowała mu trzy tysiące dukatów na pierwsze potrzeby. Podziękowawszy za tę ofiarę, obrócił ją na odbudowanie świeżo spalonego lazaretu. Z 18 tysięcy dukatów dochodu Arcybiskupstwa wydał tylko trzy tysiące dla siebie i swych urzędników, resztę zaś obracał na ubogich.
Przez lat 11 sprawił sobie tylko dwie nowe suknie, a stare łatał, chcąc oszczędzić coś dla biednych. Zasadą jego życia było, że Biskup winien się różnić od innych cnotą i dobrodziejstwami, nie bogatymi sprzętami i srebrem na stole. Gdy Kanonicy namawiali go, aby sobie sprawił półjedwabne nakrycie na głowę, mówił żartobliwie: „Otóż widzicie Arcybiskupa, po tem okryciu poznają mnie moi Kanonicy.“ Szczodrobliwość jego nie miała granic, a z datkami łączył mądre nauki. Stało się, iż kapłan jeden nadużył jego dobroci. Arcybiskup kazał go przywołać i stanąwszy przed krucyfiksem, rzekł do kapłana: „Dobrodziejstwa moje szkodziły ci dotychczas, a ponieważ Bóg zażąda ode mnie twej duszy, więc muszę za ten grzech odpokutować.“ Ukląkłszy, obnażył plecy i zaczął się biczować aż do krwi.
Niepodobna zliczyć wszystkich jego dziennych i nocnych prac, kazań, modlitwy,podróży i starania około podniesienia moralności i wiary między świeckimi i duchownymi. A jednak nieustannie się lękał, że czyni za mało. Częstokroć budził w nocy swego spowiednika i pytał go ze łzami: „Ojcze drogi czy myślisz, że jako Biskup będę zbawiony?“ Kilkakrotnie błagał cesarza i Papieża, by mu dozwolili zrzec się urzędu, ale napróżno. Nareszcie ulitował się nad nim Pan Bóg. W święto bowiem Matki Boskiej Gromnicznej usłyszał głos: „Bądź cierpliwym, w dzień urodzin Mej Matki pójdziesz na wieczny spoczynek.“
W roku 1555 zachorował niebezpiecznie. Odprawiwszy generalną spowiedź, sposobił się na śmierć. Smutna wieść o chorobie Arcybiskupa rozbiegła się lotem błyskawicy: lud gromadził się po kościołach, śpiewał suplikacye, błagając Boga o zdrowie drogiego Arcypasterza. Rozdarował wszystko, co miał, nawet łoże, na którem spoczywał i skonał w dniu Narodzenia Najśw. Maryi Panny. Cały kraj pogrążył się w głębokim smutku, a jęki wdów, ubogich i sierot wszędzie się rozlegały. Papież Paweł V zaliczył go do rzędu „Błogosławionych“, Aleksander VII (1658) do Świętych. Drogą po nim spuściznę posiada Kościół w tomie kazań, pisanych stylem prostym i serdecznym. Gdy malarz w roku 1618 zapytał Ojca świętego, jak ma Tomasza malować, rzekł Papież: „Wystaw go w Biskupich szatach, otoczonego żebractwem, a w rękę daj mu sakwę z pieniędzmi w miejsce pastorału.“
Pięknem zaiste jest miłosierdzie, jakie okazywał ubogim święty Tomasz od kolebki aż do grobu. Ale czemu zdaje nam się tak pięknem? Oto z tego powodu, że tak my, jak Tomasz z Wilanowa, stworzeni jesteśmy na obraz i podobieństwo Boga, a tego podobieństwa najwymowniejszy dowód dał święty Arcypasterz przez swoje miłosierdzie i litość nad ubogimi. Bóg jest uosobionem miłosierdziem; dziełami miłosierdzia odznaczał się chlubnie i Tomasz, przez całe życie aż do godziny zgonu. Naśladujmy go przeto i bierzmy z niego przykład a pełńmy dzieła miłosierdzia w miarę możności i sił naszych.
1) Bóg jest miłosiernym, gdyż niewyczerpaną jest miłość Jego ku nam, litość nad naszą nędzą i niedolą, tudzież troskliwość o zbawienie nasze tak doczesne, jak wiekuiste. Przypomina nam to odmawiany codziennie pacierz w słowach: „Ojcze nasz, któryś jest w Niebiesiech.“ Niestrudzonem jest miłosierdzie Boże, nie powątpiewa ono o nas, nie zraża się niczem, płaci dobrem za złe i jest ustawicznym szafarzem łaski Bożej. Miłosierdzie to wprawiło Aniołów i ludzi natychmiast po stworzeniu w stan świętobliwości i sprawiedliwości, aby tem łatwiej mogli się stać uczestnikami szczęścia wiekuistego; miłosierdzie obdarzyło upornych grzeszników na górze Kalwaryi świętą ofiarą pojednawczą, aby ich zbawić Przenajświętszą Krwią Jezusa; miłosierdzie rozpaliło ogień piekielny na uśmierzenie złych żądz i odstraszenie od grzechu; miłosierdzie ustanowiło czyściec w celu naszego ostatecznego poratunku. Zastępy błogosławionych w Niebie są zdobyczą tego niewyczerpanego miłosierdzia Bożego.
2) Zapytajmy serca swego: Czujemy pociąg do litości, obca nędza rozrzewnia nas. Już Tobiasz święty mówi: „Bądź miłosiernym według możności. Masz wiele, dawaj wiele, masz mało, dawaj i mało, byle z chęcią.“ Dziełami miłosierdzia udowodnij, że jesteś stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Św. Bazyli mówi: „Cóż powiesz swemu sędziemu, gdy będziesz zdobił ściany mieszkania swego, a ubogiemu dasz nago marznąć, gdy dbać będziesz o okazałą uprząż koni, a gardzić bliźnim chodzącym w łachmanach, gdy sprzedawać będziesz zboże po lichwiarsku, a biedakom pozwolisz umierać z głodu? Bądź pewny, że jeśli ubogiemu nie otworzysz serca, wykluczonym zostaniesz z Królestwa niebieskiego.“
Sam rozum tego uczy, że kto się zapiera swego podobieństwa do Boga i umyślnie jego obraz w sobie zaciera, ten spodziewać się nie może, iż po śmierci uzna w nim Pan Bóg swe dziecię i przyjmie go do chwały Swojej.
Boże, któryś świętego Tomasza Biskupa, przyozdobił nadzwyczajną cnotą miłosierdzia nad biednymi, prosimy Cię przez jego pośrednictwo, abyś na wszystkich zanoszących do Ciebie prośby, skarby miłosierdzia Twojego miłościwie zlewać raczył. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 18-go września w Osimo uroczystość św. Józefa z Kupertynu, Wyznawcy z zakonu Braci Mniejszych, którego Klemens XIII policzył w poczet Świętych. — Tegoż dnia męczeństwo św. Metodego, najpierw Biskupa Olimpu w Licyi, potem Tyru, zdobnego wielką uczonością i niezwykłą wymową; według św. Hieronima otrzymał pod koniec ostatniego prześladowania chrześcijan w Chalcis koronę męczeńską. — W okolicy Vienne śmierć męczeńska św. Ferreola, Trybuna wojny. Na rozkaz bezbożnego starosty Kryspina został najpierw najokrutniej obity, a potem opatrzony ciężkiemi kajdanami i wrzucony do ciemnego lochu. Za zrządzeniem Bożem jednak opadły kajdany, bramy więzienia otworzyły się same i mógł je opuścić. Gdy go siepacze ponownie schwytali, położyli mieczem kres życiu jego. — Również uroczystość św. Męczenniczek Zofii i Ireny. — W Medyolanie uroczystość św. Eustorgiusza, pierwszego Biskupa tamtejszego, wspomnianego chlubnie przez św. Ambrożego. — W Gortynie na Krecie uroczystość św. Eumena, Biskupa i Wyznawcy.
Kościół główny w Neapolu obchodzi w tym dniu uroczystą oktawę, na którą zbiera się z blizka i z daleka wielkie mnóstwo ludu. Uroczystość ta jest wyrazem czci i wdzięczności dla Patrona miasta, świętego Januaryusza, którego relikwie wystawiono w dwóch kaplicach. W jednej z nich widać święte ciało, w drugiej głowę, a w dwojga szklanych flaszeczkach skrzepłą krew, którą niewiasta chrześcijańska przy straceniu świętego Biskupa w tych naczyniach zebrała. W czasie tej uroczystości dzieje się coś nadzwyczajnego: oto skrzepła krew, przytknięta do głowy i innych relikwii, albo zaraz albo po 20 minutach staje się płynną i burzy się. Zjawisko to widziało już wielu uczonych ludzi, katolików i niekatolików i po zbadaniu rzeczy gruntownie, oświadczyli, że to nie inaczej, tylko działaniem nadprzyrodzonej mocy można wytłómaczyć. Lud neapolitański, oswojony z tym cudem, oddaje cześć nie tak relikwiom, jak pamięci świętego Januaryusza, za którego przyczyną Pan Bóg stolicę i kraj wybawił od strasznych niebezpieczeństw, grożących miastu podczas wybuchu blizkiego wulkanu, Wezuwiusza.
Januaryusz pochodził ze znakomitego rodu Januaryuszów w Neapolu i był Biskupem Benewentu. W poblizkiem mieście Miseno działał gorliwy i błogosławiony dyakon Sozyasz. Januaryusz żył z nim w przyjaźni, odwiedzał go i wdawał się z nim w długie rozmowy religijne. Czasu jednego przybywszy do Miseno, wszedł do kościoła, w którym Sozyasz miał kazanie na ambonie, i ujrzał nad głową jego jasny płomyk, co sobie tłómaczył, że święty Dyakon wkrótce weźmie koronę męczeńską. I tak się stało; w roku 303 Dyoklecyan cesarz rozpoczął najsroższe prześladowanie chrześcijan. Drakoncyusz, wielkorządca Kampanii, wykonał rozkaz cesarski nasamprzód na młodym Sozyaszu, którego znał jako gorliwego chrześcijanina. Gdy Sozyasz nie chciał ofiarować bogom, sieczono go okrutnie rózgami i wtrącono do więzienia w miasteczku Puzzuoli, a razem z nim kilkunastu innych chrześcijan. Januaryusz dowiedziawszy się o losie przyjaciela, pośpieszył do Sozyasza, aby jego i innych więźniów pocieszyć.
Po Drakoncyuszu objął urzędowanie Tymoteusz, jeszcze zawziętszy wróg chrześcijan. Bawiąc w Noli pod Benewentem, dowiedział się, że Januaryusz pociesza chrześcijan, więc kazał go okuć w kajdany i zmusić do pokłonienia się bogom rzymskim. Januaryusz powiedział odważnie, iż wyznaje Chrystusa, za co wrzucono go w piec ognisty. Płomień ogarnął go, ale ani jednego włoska na głowie nie tknął; przeciwnie wypadłszy, popalił katów. Po trzech dniach wyjęto go z pieca i zbitego okrutnie osadzono w więzieniu. Odwiedziło go dwóch duchownych,
Festus i Dezydery, oburzonych tem męczeniem kapłana, który był samą miłością i dobrocią dla ubóstwa i nędzy. Doniesiono o tem wielkorządcy, który kazał pojmać duchownych i przed siebie stawić, poczem ich się zapytał:
„Co wy za jedni?“ „Jeden — rzecze Biskup — jest mym
dyakonem, drugi lektorem.“
Tymoteusz pyta dalej: „Czy także są chrześcijaninami?“
Januaryusz: „Tak jest; jeśli ich o to zapytasz, ufam, że się nie wyprą Jezusa Chrystusa.“ Obaj tedy oświadczyli, że są chrześcijaninami, gotowymi na śmierć za Pana Jezusa.
Starosta kazał przeto tych trzech wyznawców okuć w kajdany i wtrącić do więzienia w Puzzuoli. Z pogodnem obliczem ucałowali się towarzysze i chwaląc Boga, prosili o łaskę wytrwałości. Nazajutrz zaprowadzono ich do teatru, gdzie na nich czekał Tymoteusz i tłumy ludu, albowiem mieli być rzuceni na pożarcie dzikim bestyom.
Siedmiu młodych chrześcijan — między nimi czterdziestoletni Januaryusz — poklękło w środku placu igrzysk, z oczyma zwróconemi w Niebo. Lwy ze strasznym rykiem wypadły z klatek, ale zaraz pokładły się pokornie u nóg świętych Wyznawców. Zawstydzony Tymoteusz skazał ich na karę miecza, ale w chwili, gdy tenże rozkaz dawał katom, nagle wzrok utracił. Przerażony tyran prosił Januaryusza o pomoc. Święty Biskup pomodliwszy się, uczynił nad głową znak Krzyża świętego i wzrok mu przywrócił. Zawzięty okrutnik wywdzięczył się w ten sposób, że kazał wyrok wykonać, bojąc się cesarza i słysząc, że 5 tysięcy z ludu oświadczyło się za wiarą Chrystusową. Ciała pomordowanych ze czcią pochowano.
Gdy w siedm lat później cesarz Konstantyn Wielki zabezpieczył chrześcijanom wolność wiary, mieszkańcy Benewentu sprowadzili zwłoki Festusa i Dezyderego, Januaryusza zaś musieli pozostawić Neapolitańczykom. Benewent nie mógł przeboleć tej straty, a Archis, książę Benewentu, dawał Neapolowi nawet wielkie sumy pieniężne za ciało Januaryusza, wszkże nie chcieli go odstąpić. W roku 825 obległ książę Sykon Neapol i zmusiwszy oblężonych do wydania zwłok Świętego, złożył je w katedrze w Benewencie. Głowa i krew Świętego pozostała w Neapolu. Dopiero w r. 1480 udało się królowi Ferdynandowi odzyskać ciało, które odtąd poczęło słynąć wielkimi i licznymi cudami.
1) Cześć oddawana relikwiom jest czcią prawdziwą, wewnętrzną, uprawnioną, pochodzącą z wiary w zbawienie człowieka przez najświętszą Krew Jezusa. Nie jest to część oddawana ciału, kościom, odzieży Świętych, lecz świętobliwości ich osób, które były przybytkiem Ducha św., używały w pełni łask sakramentalnych, miały nadprzyrodzone zasługi, słynęły z bohaterskich cnót i ponosiły niesłychane udręczenia z niebiańską pokorą i poświęceniem. Cześć taka jest wyrazem wdzięczności, podziwienia i radości ze wspólnictwa, w jakim z nimi pozostajemy przez odrodzenie się w duchu. Święty Ambroży mówi: „Jeśli mnie zapytasz, co wielbię i co czczę w spróchniałem i stoczonem ciele, o które Bóg się nie troszczy, wtedy odpowiem ci: wielbię w ciele Męczennika zarosłe blizny, które otrzymał w imię Chrystusa; wielbię pamiątkę wiekopomnych cnót jego, wielbię szczątki uświęcone żywą wiarą wyznawcy, wielbię ciało, które mnie uczy kochać Boga i niczego się w imię Jego nie lękać. Czemużby nie mieli wierni czcić ciała, którego się obawiają szatani, co je brali na tortury?“ — Cześć relikwii jest tak dawna, jak Kościół. Sama przecież Najświętsza Panna wielbiła pod krzyżem Ciało Swego Boskiego Syna i niewątpliwie przechowywała po Nim pozostałe pamiątki z czcią należną.
2) Sobór Trydencki oświadczył na posiedzeniu 25-tem, że ciała Świętych świadczą ludziom wielorakie dobrodziejstwa, i że wyklęci są z Kościoła ci, co twierdzą, że cześć oddawana szczątkom i pozostałym po tychże Świętych pamiątkom jest niepotrzebna i żadnej nie przynosi korzyści. Jest to rzeczą niewątpliwą i popartą niezliczonymi dowodami, że wielu chrześcijan wskutek pobożnego dotknięcia świętych Relikwii doznało rozlicznych łask na ciele i duszy. Doktor Kościoła Jan z Damaszku mówi: „Jezus Chrystus dał nam w relikwiach Świętych zbawienne źródła, z których na nas spływają wielorakie dobrodziejstwa. Relikwie te wyganiają z ciał złego ducha, leczą niemoce i kalectwa, uzdrawiają chorych, przywracają wzrok niewidomym, uwalniają od trądu, odpędzają pokusy, koją smutki i utrapienia. Za przyczyną Świętych zyskują chrześcijanie, mający silną wiarę, rozliczne dary od Ojca niebieskiego. Wszyscy Ojcowie Kościoła godzą się na to, że kto czci Świętych Pańskich w ich relikwiach, a ich relikwie w imię Świętych Pańskich, ten zyskuje tem samem ich opiekę, wyjednywa sobie u nich wstawienie się do Boga i staje się godniejszym łask i dobrodziejstw, jakiemi Bóg nagradza tych, którzy wiernie Go się trzymają.
Boże, który nas pocieszasz doroczną uroczystością świętych Męczenników Twoich Januarego i towarzyszy jego, spraw miłościwie, abyśmy uciekając się do ich pośrednictwa, przykładem cnót ich do wiernej Tobie służby się pobudzili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 19-go września w Puzzuoli w Kampanii uroczystość św. Januaryusza, Męczennika, Biskupa Benewentu, Festusa, Dyakona jego i Dezyderego, Lektora, potem św. Sozyusza, Dyakona Kościoła w Miseno, Prokulusa, Dyakona z Puzzuoli, oraz świętych Eutychiusza i Akucyusza, których wszystkich po długiem więzieniu ścięto za cesarza Dyoklecyana. Ciało św. Januaryusza przeniesiono do Neapolu i złożono z czcią wielką w kościele katedralnym; tam przechowują krew św. Męczennika, która za każdym razem staje się na nowo płynną i burzy się, gdy zbliżoną zostaje do głowy Świętego. — W Nocera męczeństwo św. Feliksa i Konstancyi z czasów cesarza Nerona. — W Palestynie śmierć męczeńska św. Biskupów egipskich Peleusza, Nilusa i Eliasza, co podczas prześladowania Dyoklecyana ponieśli z wielu klerykami śmierć w płomieniach dla Chrystusa. — Tego samego dnia męczeństwo św. Trofyma, Sabacyusza i Dorymedona za cesarza Probusa. Z nich biczowano Sabacyusza na rozkaz prezesa Attyka w Antyochii tak długo, aż ducha wyzionął. Trofyma wysłał starosta Pereniusz do Synnady, gdzie po wielu męczarniach razem z senatorem Dorymedonem zakończył swą walkę pod mieczem kata. — W Kordowie za prześladowania maurytańskiego uroczystość św. Pompozy, Dziewicy i Męczenniczki. — W Kanterbury uroczystość św. Teodora, Biskupa, który wysłany przez Papieża Witaliana do Anglii, promieniał daleko cnotą i uczonością. — W Tours uroczystość św. Eustochiusza, Biskupa i Wyznawcy o rzadkiej cnotliwości. — W obwodzie Langres pamiątka św. Sekwana, Kapłana i Wyznawcy. — W Barcelonie w Hiszpanii uroczystość świętej Maryi z Cervellione, Dziewicy z zakonu Mercedaryanek, zwanej dla szybkiej pomocy, udzielanej wzywającym jej „Maryą od Wspomożenia.“
Błogosławiony Władysław był rodem z Gielniowa, małego miasteczka dyecezyi Gnieźnieńskiej. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1440, z rodziców stanu mieszczańskiego, którzy sami pobożni i jego od dzieciństwa w bojaźni Bożej chowali. Na Chrzcie św. miał nadane imię Jana.
Oddany do szkoły miejscowej, odznaczył się nadzwyczajnemi zdolnościami. To skłoniło jego rodziców, że chociaż dla ich niezamożności z trudnością im to przyszło, wysłali go do Akademii Krakowskiej, niedawno wtedy założonej. W niej nasz młodzieniec spotkał się z świętym Janem Kantym i świętym Szymonem z Lipnicy, z którymi już odtąd w stosunkach ścisłej przyjaźni przez całe życie zostawał. Tam pilnie ćwiczył się w naukach, nie opuszczając wcale ćwiczeń pobożnych, do których od najmłodszego wieku był wprawiony. Codziennie przed udaniem się na kursa akademickie miał zwyczaj słuchać Mszy świętej, a co mu tylko od nauk zbywało czasu, ten
przepędzał w kościele. Prócz kilku pobożnych młodzieńców towarzyszy swoich, których i przykładem i słowem do cnoty
zagrzewał, nie miał innych stosunków jak tylko z niektórymi zakonnikami, u których przebywał najchętniej, gdyż i jego Pan Bóg łaską Swoją do życia zakonnego powoływać raczył.
Po świetnie ukończonym zawodzie uniwersyteckim, otrzymawszy stopnie naukowe, postanowił świat opuścić, lecz jeszcze wahał się do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Pod tęż porę Jan Długosz, kanonik krakowski, powracając z Rzymu, gdzie sprawował urząd posła królewskiego, uprosił był i przywiózł z sobą do Polski świętego Jana Kapistrana, który świeżo we Włoszech wprowadził był w Zakonie świętego Franciszka Serafickiego najściślejszą reformę. Przybywszy do Krakowa, toż samo i w Polsce uczynił i tak mu Pan Bóg w tem błogosławił, że po kilku miesiącach jego tam pobytu, wskutek kazań jakie miewał, ze samej Akademii Krakowskiej stu ośmdziesięciu młodzieży do Zakonu przez niego reformowanego wstąpiło. W tej liczbie był i święty Władysław, a że klasztor krakowski przepełniony był zakonnikami, odesłano go do Warszawy, do klasztoru tejże reformowanej reguły, co tylko przez księżniczkę Annę Mazowiecką ufundowanego. Wstąpił do nowicyatu w dzień świętego Piotra w Okowach, przybierając imię Władysława.
Od tej chwili rączym krokiem szedł po drodze doskonałości zakonnej. Naśladując świętego Antoniego pustelnika, co tylko w innych dobrego upatrzył, sam starał się to spełniać. Świętą cnotę czystości, którą nieskalaną przyniósł ze świata, strzegł jak najpilniej, martwiąc ciało i zmysły na wodzy trzymając. Ślubowi posłuszeństwa wierny, w najmniejszych rzeczach woli swojej nie miał, a przełożonym jakby woli samego Boga się poddawał. Ubóstwo zachowując, nie tylko niczem zgoła rozporządzać sobie nigdy nie pozwalał, lecz i wiele z tych rzeczy, których zakonnikowi nawet w całej ścisłości reguła Braci Mniejszych zachowana używać dozwala, sobie odmawiał. Słowem od
pierwszego dnia nowicyatu tak wszystkich i najstarszych braci w doskonałości wyprzedził, że dla całego zgromadzenia stał się najwyższym wzorem świętego Zakonnika.
Wyświęcony na kapłana, z wielką gorliwością zajął się głoszeniem Słowa Bożego, do czego przełożeni niezwłocznie go przeznaczyli. A lubo każde swoje kazanie zaczynał od tego tekstu: Jezus Nazareński, Król Żydowski, z tego jednak jednego źródła wyprowadzał najzbawienniejsze dla słuchaczów nauki. Ażeby wiernych zagrzewać do czci i miłości Przenajświętszego i Najsłodszego Imienia Jezus, na wzór świętego Bernardyna Seneńskiego, toż Imię jak najczęściej w kazaniach powtarzał, a nawet wypisane na tablicy wielkiemi literami z ambony ludowi okazywał. Dla pobudzenia ludu do nabożeństwa, pisał wierszem różne pieśni nabożne i po kazaniu je ze zgromadzonymi śpiewał. Ułożył Koronkę z rozmyślaniami tajemnic życia Pana Jezusa i Maryi Najświętszej, przeplataną rzewnemi modlitwami, a którą nawet Papież Paweł V odpustem zupełnym obdarzył.
Pragnąc Władysław w tym to głównie zawodzie służyć Panu Bogu, bo mu w nim Pan Bóg wielce błogosławił, starannie unikał, aby go jaki urząd w Zakonie nie spotkał. Wszakże dla wysokich cnót zakonnych, bracia pomimo jego wypraszań się usilnych nie tylko wynieśli go na urząd przełożonego i to niejednokrotnie i po różnych klasztorach, ale i zarząd całej prowincyi mu powierzyli i pięć razy z rzędu na tę godność go wybierali. Spędził też na niej lat piętnaście, z niewymownym Zakonu całego pożytkiem i zbudowaniem wiernych. Prowincya jego już wtedy dwadzieścia cztery liczyła klasztory, a niektóre bardzo jedne od drugich odległe. Wszystkie jednak i to co roku, pieszo zwiedzał, podróże te bez grosza, o żebranym chlebie odbywając. A nawet dwa razy do Rzymu tymże sposobem chodził, raz na kapitułę generalną, drugi raz dla obrony braci zakonnych przed Stolicą Apostolską, przez nienawistnych ludzi oczernionych. Wskutek tego przywrócił Zakonowi swojemu znieważonemu sławę, a niecni oszczercy klątwą Papieską ukarani zostali. Podczas prowincyalstwa swojego ułożył dla prowincyi ustawy tak właściwe i mądre, iż je kapituła generalna, drugi raz we Włoszech roku Pańskiego 1498 odprawiona, dla całego Zakonu przyjęła.
Za jego czasów Aleksander, królewicz Polski, wnuk Władysława Jagiełły, rządził księstwem Litewskiem. A że tam w wielu częściach kraju pogaństwo jeszcze istniało i dla małej zaś liczby kapłanów katolickich szerzyło się coraz dalej, przeto książę, spowodowany rozgłosem świętobliwości Władysława i jego braci, udał się do niego z żądaniem, aby mu z swego Zgromadzenia posłał zdolnych i żarliwych kapłanów do oparcia się szerzącemu złemu w krajach jemu podległych. Chętnie przyłożył się do tego błogosławiony Władysław: wysłał na Litwę kilku świętobliwych Ojców, którzy najprzód osiadłszy w Połocku, stamtąd Misyę odprawiali po najdzikszych częściach Litwy, a Bóg dobry pracom ich pobłogosławić raczył, gdyż po pewnym czasie około dwu tysięcy dusz nabyli Kościołowi.
Kiedy w miasteczku Skępe, w dawnej ziemi Dobrzyńskiej a dzisiejszej Gubernii Płockiej położonem wskutek objawienia się Matki Bożej, pewien bogobojny szlachcic założył mały klasztorek dla Ojców Bernardynów, a Władysław przybył do niego z kilku braćmi, aby ich tam osadzić, znalazł ku temu wielkie przeszkody, pochodzące głównie od plebana miejscowego, najnieprzychylniejszego Zakonowi. Chcieli bracia odstąpić tej fundacyi, lecz Władysław upewnił ich, że wkrótce główny ich przeciwnik stanie się jednym z ich największych dobrodziejów. Tymczasem pleban nie przestawał powstawać na błogosławionego Władysława i jego towarzyszy, i gdy razu pewnego słyszał ludzi opowiadających, że podczas gdy Ojcowie w kaplicy Matki Bożej śpiewali o północy Jutrznię, słyszeć się dały Anielskie śpiewy, rzekł z gniewem: „Nie Anielskie to śpiewy, lecz dyabłów i wilków piekielnych wycia wtórują tym mnichom.“ Co większa: stojąc tedy przy tej kaplicy, nogą w nią uderzył z pogardą; lecz w tejże chwili kara Boża go spotkała, gdyż rażony nagłą śmiercią padł nieżywy na ziemię. Dowiedziawszy się o tem Władysław, pomodlił się do Najświętszej Panny za nieszczęsnego zmarłego, który powrócił do życia, grzechu swojego szczerze żałował, zakonników pokornie przeprosił i odtąd według przepowiedni błogosławionego sługi Bożego stał się już na zawsze ich największym przyjacielem i dobroczyńcą.
Kiedy za Jana Alberta w roku 1499 niezliczone hufce tureckich i tatarskich wojsk zalały Polskę, mieczem i pożogą niszcząc okolice do których wkraczały, Władysław nakazawszy w całej prowincyi zakonnej posty i nabożeństwo, sam obiegał miasta i wioski, a gorliwemi kazaniami pobudzał lud do modlitwy i pokuty, przykładem swoim i duchowieństwo świeckie do tego zachęcając. Ułożył wtedy krótką, następującą modlitewkę, i tę, ile mógł rozpowszechniał: „Jezu Nazareński, królu Żydowski! powstań i zetrzyj barbarzyńskie narody, a daj zwycięstwo chrześcijańskiemu ludowi, aby wielkiego Boga potęgę wysławiał na wieki.“ Sam zaś pomnożył sobie różnych umartwień ciała i postów, a niekiedy noce całe na modlitwie przed ołtarzem Matki Bożej spędzał. Pan Bóg wszystkich tych modlitw wysłuchać raczył. Zesłał wczesną i nadzwyczaj ostrą zimę, która pohańców w obozach zaskoczywszy, zniszczyła do szczętu i od klęski kraj nasz uratowała.
Za każdą kapitułą zakonną wypraszał się Władysław od dalszego sprawowania urzędu prowincyalskiego, na który go ciągle obierano. Ale tego od wielce miłujących go Ojców i braci nie otrzymał, aż kiedy już zwątlony nie tylko ciężką pracą lecz i wiekiem, do niejakiego wytchnienia miał prawo. Gdy więc uwolniono go od tego ciężaru, dano mu do wyboru klasztor, w którymby chciał zamieszkać i towarzysza do posługi. Lecz Władysław na to odpowiedział: „Za łaską Bożą, od kiedy jestem w Zakonie, w niczem własnej woli nie miałem, pozwólcie abym jej nie miał i blizkim będąc już śmierci. Niech Ojcowie przeznaczą mnie gdzie się im podoba, jeszcze czuję w sobie dość siły do służenia Zakonowi.“ Przeznaczono go wtedy na przełożonego a zarazem i kaznodzieję warszawskiego klasztoru. Zajął się tymi dwoma obowiązkami, jakby tylko co do Zakonu wstąpił i zaczynał mu służyć. Gdy nadszedł Post Wielki, odbył go z większą jeszcze jak zwykle surowością. W Wielki Piątek miał kazanie, na którem wszystkich słuchaczy do rzewnych łez pobudził nad Męką Pańską, o której z przedziwnem a świętem uniesieniem mówił. Gdy nadszedł do szczegółów biczowania Pana Jezusa, zwróciwszy się do obrazu, na którym tajemnica ta wyrażoną była, powtarzając te słowa: „O! Jezu! Jezu mój kochany!“ wpadł w zachwycenie i w oczach całego ludu w powietrze nad kazalnicą wyniesiony został. Wyszedłszy z tego stanu, omdlał, tak że już skończyć kazania nie mógł a zakonnicy musieli go zanieść do celi. Od tej chwili już tylko albo modlił się, albo dawał braciom najzbawienniejsze nauki, lub z odwiedzającymi go mówił o Bogu. Czując się coraz słabszym, przyjął ostatnie Sakramenta święte i spokojnie zasnął w Panu roku 1505.
Pochowany został na środku chóru Ojców Bernardynów warszawskich, pod tem miejscem, gdzie się pali lampa przed Przenajświętszym Sakramentem. Lecz w roku Pańskim 1572 Arcybiskup Karnkowski, będąc w Warszawie miał objawienie, w którem błogosławiony Władysław polecił mu w Imieniu Pana Boga, aby zwłoki jego na właściwszem miejscu umieszczone zostały. Przeniesiono je więc z wielką czcią i przy uroczystym obchodzie, na którym król Zygmunt August był obecny, złożono po prawej stronie wielkiego ołtarza, gdzie dotąd zostają w osobnej kaplicy. Przy grobie jego wiele zaszło cudów, wskutek czego Papież Benedykt XIV wpisał Władysława w poczet Błogosławionych i jednym z głównych patronów Polski i Litwy ustanowił.
Jakiej to żywej wiary były czasy, w których kazania świętego Jana Kapistrana, jak to czytałeś w niniejszym żywocie, pociągnęły do Zakonu wraz z nim kilkudziesięciu akademików krakowskich, stanowiących kwiat ówczesnej młodzieży. Widząc jak pod tym względem inne są czasy, w których żyjemy, módlmy się gorąco, aby tamte wróciły i o to głównie udawajmy się do pośrednictwa Patronów kraju naszego.
Jednym zaś z najpotężniejszych środków do obudzenia w sercach naszych gorącej miłości Boga i prawdziwej pobożności jest rozpamiętywanie Męki Zbawiciela. Tam się uczymy, jak bardzo Bóg umiłował świat, jak wielkiem złem jest grzech, który aby zmazać, potrzeba było męki i śmierci Boga-Człowieka. Tam także uczymy się, jak bardzo powinniśmy czuwać nad sobą, aby nie zmarnować tych skarbów łask, które nam Pan Jezus męką i śmiercią Swoją wyjednał.
Boże, któryś błogosławionego Władysława obdarzając wysoką doskonałością zakonną, jasnym świecznikiem w Kościele naszym uczynił, spraw miłościwie, abyśmy za jego przykładem, we wszelkich cnotach wzrostu nabierali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem wraz z Duchem świętym żyje i króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 20-go września wigilia świętego Mateusza, Apostoła i Ewangelisty. — W Rzymie męczeństwo św. Eustachego, żony jego Teofisty i dwóch synów Agapita i Teofista. Za cesarza Hadryana porzucono ich dzikim zwierzętom na pożarcie; wyszli jednak z tego bez jakiejkolwiek szkody; później zamknięto ich w rozpalonym byku żelaznym i w ten sposób ofiarowali życie swe za Chrystusa. — W Cyrikus nad Proponcyą dzień zgonu św. Fausty, Dziewicy i św. Ewilazyusza, Męczennika za cesarza Maksymiana. Ewilazyusz, będąc jeszcze kapłanem pogańskim, kazał dziewicy chrześcijańskiej, aby ją zawstydzić, obciąć włosy zupełnie przy skórze; potem rozkazał rozciągnąć ją na torturach; wreszcie chciał ją dać przepiłować na dwoje. Gdy jednak siepacze nic jej uczynić nie mogli, zdumiał wielce i uwierzył. Dlatego kazał go cesarz także okrutnie torturować, gdy tymczasem Faustę po nabiciu jej głowy i ciała gwoździami wrzucono do rozpalonego kotła. Wreszcie odeszli oboje, powołani głosem z Nieba, wspólnie do radości niebieskich. — We Frygii męczeństwo św. Dyonizego i Prywata. Także św. Pryska, poranionego najpierw uderzeniami sztyleta po całem ciele, zanim ucięto mu głowę. — W Perge w Pamfilii śmierć męczeńska św. Teodora i matki jego Filipy z kilku innymi towarzyszami za cesarza Antonina. — W Kartaginie męczeństwo św. Kandydy, Dziewicy, której za cesarza Maksymiana porozdzierano okrutnie całe ciało. — Również męczeństwo św. Zuzanny i Marty, z których pierwsza była córką kapłana pogańskiego Artemiusza. — Tego dnia uroczystość świętego Agapita, Papieża, którego świętość potwierdziło świadectwo św. Grzegorza Wielkiego — W Medyolanie uroczystość świętego Glyceryusza, Biskupa i Wyznawcy.
Przy uroczem jeziorze Genezaret, ponad którem krzyżowały się wszystkie trakty i gdzie liczni kupcy zabierali z sobą lub też wyładowywali towary, leżało zamożne miasto Kafarnaum. Za czasów Chrystusa zostawała Palestyna pod rządem rzymskim, a Żydzi musieli płacić cesarzom ogromne podatki i cła uciążliwe. Dochody celne wydzierżawiano zaś zwykle dającym najwięcej. Celnicy byli największym przedmiotem nienawiści żydów z powodu chciwości i niesprawiedliwego ucisku, jakiego się dopuszczali i dlatego nazywano ich publikanami czyli „jawnogrzesznikami.“ Takim celnikiem w Kafarnaum był Lewi, syn Alfeusza, który później z pokory i wdzięczności dla Zbawiciela nazwał się Mateuszem, to jest „darem Bożym.“ W Kafarnaum przebywał Chrystus często czas dłuższy, miewał kazania w synagodze, albo nad brzegiem jeziora i działał wiele cudów; stąd też nazywało się Kafarnaum „Jego miastem.“
Pewnego dnia wyszedł tedy ponad jezioro, aby nauczać. Gdy wracając przechodził około domu celnego Mateusza, przystanął i wezwał go, aby poszedł z Nim. Mateusz wstał i usłuchał wezwania. Św. Hieronim mówi: „Blask wyższego dostojeństwa, promieniejący na obliczu Zbawiciela, wzruszył, publikana i pociągnął go do Boga-Człowieka. Pokonawszy wstrzymujące go trudności, wyrzekł się nieprawych zysków i chęci zbogacenia się i został gorliwym zwolennikiem Chrystusa.“ Inni Ojcowie Kościoła mówią: „Nie namyślał się Mateusz, nie ociągał i nie zwlekał. Nie mówił: Wprzódy muszę zamknąć rachunki, pościągać długi, uregulować interesa, nie zastanawiał się nad tem, co ludzie o nim pomyślą i jak jego krok ocenią:
wstał, wszystko porzucił, nie dbając o to, co stąd wyniknie i poszedł za Chrystusem. Jak Mateusz, tak wielu z nas żyje, zajętych handlem i interesami, troszcząc się tylko o zysk
i korzyści; wielu stoi bezczynnie przypatrując się ruchowi w ciekawej obojętności, wielu siedzi w budach kramnych między skrzyniami, albo też po izbach pomiędzy sakwami
pieniędzy zajętych rachunkowością. Obok nich przechodzi Pan Jezus i woła na nich Sam, albo przez sługi Swoje: „Chodźcie za Mną, jak Mateusz!“ Jeśli nie posłuchają głosu, Pan ich pomija.
Przejęty radością wyprawił Mateusz solenną ucztę pożegnalną dla przyjaciół i kolegów i zaprosił na nią Jezusa. Faryzeusze i uczeni, czuwający zazdrośnie nad każdym krokiem Jezusa, ganili Go, mówiąc: „Patrzcie, ten przestaje z grzesznikami i celnikami i jada z nimi!“ Czynili nawet wyrzuty i uczniom Jezusowym: „Jakże może Mistrz wasz pić i jadać z celnikami?“ Odpowiedział im Pan Jezus: „Zdrowi nie potrzebują lekarza, lecz chorzy. Idźcie i nauczcie się, co to znaczy: „Pragnę miłosierdzia dla bliźniego, nie ofiary; nie przyszedłem bowiem nawoływać sprawiedliwych, lecz grzeszników“.
Stał się więc Mateusz gorliwym zwolennikiem Boskiego Mistrza i nieodstępnym towarzyszem na wszystkich drogach Jego.
Po Wniebowstąpieniu i Zesłaniu Ducha św. działał Mateusz wraz z innymi Apostołami lat kilka w Palestynie i cieszył się z nimi, że może cierpieć dla Chrystusa. On pierwszy pisał o życiu i mękach Pana Jezusa w języku syro-chaldejskim dla chrześcijan żydowskich i nadał dziełu swemu tytuł „Ewangelia“, tj. „wesoła nowina“.
Gdy się Apostołowie rozstali i rozeszli po świecie, Mateusz udał się do Arabii, gdzie wśród niesłychanych trudów, mozołów i prześladowań głosił naukę Chrystusa, wiodąc (jak mówi Klemens Aleksandryjski) życie pełne umartwień, jadł tylko korzonki i dzikie owoce. W mieście Myrmene sponiewierano go okrutnie, wyłupiono mu oba oczy, okuto w kajdany i wrzucono do więzienia, aby go w kilka dni potem bożyszczom pogańskim zabić na ofiarę. Ale Bóg przywrócił mu wzrok cudownie, wywiódł go z więzienia i skierował jego kroki do Etyopii, leżącej pomiędzy Egiptem a Abesynią. Tu musiał stoczyć uporczywą walkę z dwoma czarownikami. Wyszedł z niej zwycięsko i znalazł posłuch u ludu. Przez skarbnika królowej Kandace, ochrzconego przez dyakona Filipa znalazł wstęp do pałacu królewskiego w czasie żałoby po śmierci młodego następcy tronu Eufranana. Mateusz przywrócił mu życie, a nieposiadający się z radości król rozesłał po całym kraju gońców z poleceniem, aby wszystkim obwieścili: „Przybywajcie do stolicy i oglądajcie jednego Boga, który nam się pojawił w postaci ludzkiej“.
Ogromne mnóstwo ludu zbiegło się tedy, przynosząc rozmaite kadzidła. Mateusz więc przemówił: „Nie jestem Bogiem, ale sługą Jezusa Chrystusa, Syna Boga żywego, w Imię którego wskrzesiłem zmarłego syna króla waszego. Chrystus mnie przysłał, abym wam wskazał drogę szczęścia wiekuistego.“ Słowa te dobre znalazły przyjęcie; wkrótce nawróciła się większa część narodu do chrześcijaństwa. Apostoł utwierdził nową wiarę, budując kościoły i mianując Biskupów i kapłanów jako jej stróżów i głosicieli. Gorliwość nowonawróconych doszła do tego stopnia, że najstarsza córka monarchy Ifigenia ślubowała dozgonne dziewictwo, a z nią wiele panien wysokiego rodu, pragnących dojść do doskonałości chrześcijańskiej. Po śmierci króla zasiadł na tronie bratanek zmarłego Hyrtakus, a pragnąc sobie berło zabezpieczyć, starał się o rękę królewnej. Ifigenia dała mu odmowną odpowiedź, oświadczając, iż chce zakończyć życie w stanie panieńskim. Hyrtakus zażądał od Mateusza, aby jej ten zamiar wybił z głowy. Gdy Apostoł tego uczynić nie chciał, nasłał Hyrtakus na niego swych siepaczy z poleceniem, aby go zabili. Nie zastawszy go w domu, poszli żołdacy do kościoła i przebili go włócznią, gdy odprawiał ofiarę Mszy świętej.
Ciało Świętego złożone w kościele, przeniesiono w roku 930 do Salerno we Włoszech, gdzie go czczą jako patrona dyecezyi i miasta.
Lubo Pan Jezus nauczał tylko ustnie i nie polecił Apostołom spisywać Swych kazań i nauk, mimo to czterech z nich, tj. Mateusz, Marek, Łukasz i Jan, pozostawiło nam „Ewangelie“, czyli księgi nieocenionej dla każdego chrześcijanina wartości.
1) Ewangelie święte są świadectwem objawienia Boskiego. Sprawozdania te o osobie, nauce i dziełach Zbawiciela powstały „pod bezpośrednim wpływem Ducha świętego, jedynego i prawdziwego zwiastuna prawdy.“ Stanowią one przeto Boskie świadectwo o życiu, cierpieniach i czynach Boga-Człowieka, i są żywem słowem nauki, zbudowania i przeświadczenia w najważniejszej i najpotrzebniejszej sprawie szczęścia wiekuistego. Pożywiajmy się przeto tym drogocennym i życiodajnym pokarmem.
2) Ewangelie są oryginalnem i niewątpliwem świadectwem, jakie zdali pierwsi Apostołowie Chrystusa o swym Mistrzu i Panu; zawierają one nauki uczniów, którzy widzieli Chrystusa, słuchali słów Jego i towarzyszyli Mu na każdym kroku. Z Ewangelii przekonać się możemy o zgodzie i harmonii nauk teraźniejszego Kościoła z głoszonemi przez Pana Jezusa prawdami.
3) Ewangelie święte nie podają nam wiadomości o wszystkiem, czego Pan Jezus nauczał i co zdziałał, ale z drugiej strony zawierają wiele drogocennych rzeczy, których podanie ustne czyli tradycya w takiej ścisłości i dokładności przechować nie mogło aż do naszych czasów. Ewangelie stawiają nam przed oczy tak wierny, jasny i prawdziwy obraz osoby, nauk i czynów Boskiego Zbawiciela, jaki tylko świadkowie naoczni zapomocą i przyczyną Ducha świętego nakreślić zdołali. Obraz taki ma niezawodnie nieocenioną wartość.
Niech nas wspomagają, Panie, modły Apostoła Twego i Ewangelisty, Mateusza, a czego ułomność nasza utrzymać nie zdoła, niech za jego wstawieniem się danem nam będzie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 21-go września dzień zgonu św. Mateusza, Apostoła, co głosił Ewangelię w Etyopii i zmarł tamże jako Męczennik. Ewangelia jego, spisana w języku hebrajskim, odnalezioną została za objawieniem jego społem z ciałem św. Apostoła za cesarza Zenona. — W krainie Saar pamiątka świętego Jonasza, Proroka, którego grób znajduje się w Geth. — W Rzymie pamiątka św. Pamfiliusza, Męczennika. — Tak samo przy 20 kamieniu milowym od Rzymu przy Via Claudia męczeństwo św. Aleksandra, Biskupa, który za cesarza Antonina poniósł za wiarę w Chrystusa więzienie, bicie, tortury, palenie pochodniami, rozdzieranie żelaznemi szponami, porzucenie dzikim zwierzętom i mękę w płomieniach. Ugodzony mieczem, zyskał wkońcu żywot wieczny. Święte ciało jego przeniesione zostało za Papieża Damazego w dniu 26 listopada do Rzymu i dzień ten przeznaczono na obchód jego uroczystości. — W Fenicyi śmierć męczeńska św. Euzebiusza, który stawił się dobrowolnie jako chrześcijanin przed sędziego i został po wielu cierpieniach ścięty. — Na Cyprze pamiątka św. Izakiusza, Biskupa i Męczennika. — Tamże uroczystość świętego Melecyusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Etyopii błogosławionego zgonu św. Ifigenii, Dziewicy, którą św. Mateusz, Apostoł, ochrzcił i poświęcił ścięty.
Gdy cesarz rzymski Dyoklecyan wyprawił z wojskiem Maksymiana Herkuleusa do Francyi dla uśmierzenia tamże powstania, dał mu na pomoc hufiec czyli pułk, nazwany legią Tebańską, to jest przeszło sześć tysięcy mężnych żołnierzy, nad którymi starszym i hetmanem był Maurycy. Wszyscy ci żołnierze byli chrześcijaninami. Przyciągnąwszy ze stron wschodnich do Rzymu, oświadczyli się przed Biskupem Marcellinem, że Wiary świętej nigdy i w największem niebezpieczeństwie nie odstąpią.
Maksymian przeprawił się tedy przez wysokie i trudne góry Alpy, i odpoczywał w polu, chcąc wpierw z wszystkiem wojskiem czynić bogom ofiary na uproszenie zwycięstwa. Maurycy dowiedziawszy się o owem postanowieniu, puścił się głębiej w kraj, aby nie brać udziału w owych bałwochwalskich ofiarach. Gdy się jednak cesarz o tem dowiedział, kazał natychmiast Maurycemu przyłączyć się do tamtego wojska i czynić z innymi towarzyszami bogom ofiarę. Maurycy natomiast z przedniejszymi starszymi taką posłał do Maksymiana odpowiedź: „Cesarzu, jesteśmy chrześcijaninami. Do wojny znajdziesz nas ochotnymi i nad wszystkich innych posłusznymi, ale do bałwochwalstwa nigdy. Chcemy dać cesarzowi co cesarskiego, a Bogu co Bożego. Cesarz posłał żołnierzy, aby legię Tebańską za nieposłuszeństwo zdziesiątkowali, to jest, co dziesiątego żołnierza zabili. Żołnierze Maurycego, na śmierć przeznaczeni, nie tylko się ochotnymi do męczeństwa okazali, ale kwapili się nawet do tej śmierci, życząc sobie każdy, aby go liczba dziesiąta nie minęła. Stanęli w porządku, a na którego dziesięć padło, z radością podał szyję. Posłańcy cesarscy rozlawszy krew niewinną, kazali jechać na czynienie ofiar z woli cesarskiej. Ale Maurycy i inni po raz drugi odpowiedzieli przez posłów cesarzowi: Na obronę cesarstwa przyjechaliśmy, a nie na bałwochwalstwo. Oddajemy cesarzowi posłuszeństwo wszelakie, póki nam przeciw Bogu naszemu nic czynić nie każe. Rozlana krew towarzyszów jeszcze nam większe serce czyni, abyśmy ich męstwo dla Boga naśladowali. Chrześcijanie jesteśmy: tobie ciała w posłuszeństwo, ale dusze Chrystusowi oddajemy. Cesarz kazał po raz drugi dziesiątkę z nich wybić, lecz i ci bez wymówki i z ochotą szyję podali. Pozostałym kazano jechać do ofiar, a Maurycy i drugi hetman Exuperyusz przemówili do miłych towarzyszów swoich: Widzieliście, jak polegli bracia nasi, dając się sami na ofiarę Chrystusowi. Bałem się, aby jako żołnierze, mając zbrojne ręce, krzywdy swojej nie bronili; ale rozkazania Chrystusowego słuchając, woleli dla Pana swego mężnie umrzeć. Porzućmy tedy i my miecze, zapomnijmy męstwa naszego tam, gdzie inna jest do zwycięstwa duchownego droga. Naśladujmy Chrystusa, który nam lepsze zwycięstwo i zapłatę nagotował. A do posłów mówił: Powiedzcie cesarzowi, iż nigdy na to nie zezwolimy, abyśmy Boga naszego, który nas stworzył i odkupił, zaprzeć się mieli. Moglibyśmy się dobrze bronić, gdybyśmy chcieli. Widzicie, iż mamy w ręku miecze, a do tego rozpacz i obrona życia mężnymi czynią ludzi i naprzeciw największemu wojsku. Ale dla Boga naszego wolimy taką dla Chrystusa śmierć, niżeli zwycięstwo. — I wszyscy poskładali zbroje. Otoczyło ich wojsko, zabijało jak baranki niewinne, a krew ich rzekami płynęła i wszyscy polegli. W kilka godzin po ich śmierci przyciągnął do nich towarzysz jeden z hufcu onych Świętych, imieniem Wiktor, już na żołnierstwie osiwiały chrześcijanin. I tego zamordowali, gdy wyznał z wielkiem nabożeństwem, iż jest sługą Chrystusowym. — Na owem miejscu, gdzie ci Święci poginęli, Zygmunt, król Burgundyi zbudował wielki klasztor.
Postępowanie św. Maurycego i dzielnych jego legionistów względem Maksymiana, przeciw któremu mogli się byli dzielnie bronić, a przynajmniej drogo sprzedać zagrożone życie, nasuwa nam mimowolnie pytanie, jakie jest stanowisko świeckiej władzy w kraju przez nas zamieszkanym i jak się względem tejże władzy zachować winniśmy.
1) Władza świecka w kraju jest tem, czem ojciec w rodzinie, Papież w Kościele, Biskup w dyecezyi, tj. zastępcą Boga samego. Każda władza i zwierzchność na ziemi jest obrazem władzy i potęgi Boskiej; co mówię, nie tylko obrazem, ale i dziełem jej, gdyż zwierzchność tylko może utrzymać tutaj ład i porządek, i takie też jej zadanie i obowiązek. Jak ciało ludzkie nie może się obyć bez głowy, tak społeczeństwo bez władzy. Jeśli w myśli Boga jest utrzymanie ustroju społecznego, toć i z woli Jego jest władza. Słusznie przeto mówi Paweł św.: „Kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu. A którzy się sprzeciwiają, ci potępienia sobie nabywają.“ (Rzym. 13, 2). Sam Pan Jezus wyznaje to, mówiąc do Piłata: „Nie miałbyś żadnej mocy przeciw Mnie, gdyby ci z wierzchu nie dano.“ (Jan 19, 11). Skoro więc władza wobec poddanych zastępuje Boga, a tem samem powołaną została do udziału w Jego prawach, wynika stąd:
2) Że winniśmy władzy świeckiej posłuszeństwo, i że stawiany jej opór i wszelki bunt jest zdrożnością. Uznaje to Piotr św. w swym pierwszym liście, stawiając cześć Boga obok czci powinnej władzy jako dwa obowiązki, z których jeden jest wpływem i uzupełnieniem drugiego. „Bójcie się Boga, czcijcie króla.“ W zgodzie z nim uczy Paweł święty w liście do Rzymian, że poddany winien władzy to samo posłuszeństwo, jak Bogu. Legion Tebański dobrze wiedział, że Maksymian, jakikolwiek zresztą był charakter jego, jest jego prawowitą władzą. Dlatego też w świetle wiary widział w nim swego przez Boga ustanowionego zwierzchnika, oddawał mu cześć należną, okazując mu we wszystkiem, co nie stało w jawnem przeciwieństwie z objawieniem Boskiem, posłuszeństwo czynne; w tem zaś co temu objawieniu się sprzeciwiało, posłuszeństwo bierne. W żadnym razie nie wolno poddanym szemrać przeciwko władzy, lżyć jej, buntować się, silić się na gwałtowne jej obalenie. Bo jak ojciec nie przestaje być ojcem, chociaż tedy owedy nadużyje swej władzy w stosunku do żony i dziatek, tak i władza nie przestaje być władzą z powodu nadużyć, jakich się dopuszcza i oddawać jej należy cześć i szacunek jako instytucyi Bożej. Krzywdę, jaką nam wyrządza, znosić trzeba cierpliwie w nadziei, że Bóg, który ją ustanowił, znajdzie drogi i sposoby zapobieżenia dalszemu uciskowi. Żadna klęska, żadne nieszczęście powstające z tyrańskiego nadużywania władzy nie może iść w porównanie ze złem wyradzającem się z zasady głoszącej, iż wolno buntować się przeciw niesprawiedliwej i tyrańskiej zwierzchności. Gdybyśmy się mieli trzymać takiej zasady, żadna zwierzchność nie czułaby się bezpieczną, a raczej nie mogłoby być wcale mowy o jakiejkolwiek zwierzchności.
Spraw miłościwie wszechmogący Boże, aby nas uroczystość świętych Męczenników Maurycego i towarzyszy jego święcie rozweseliła, żebyśmy dostąpili skutecznego pośrednictwa do Ciebie tych, których pamiątkę przejścia do chwały Niebieskiej obchodzimy. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 22-go września w Walencyi w Hiszpanii uroczystość św. Tomasza z Wilanowa, Arcybiskupa i Wyznawcy, którego dzień zgonu wspomniano dnia 8 b. m. — W Sitten w Szwajcaryi, przy obecnym klasztorze św. Maurycego, męczeństwo św. Tebańczyków: Maurycego, Eksuperyusza, Kandyda, Wiktora, Innocentego i Witalisa z towarzyszami ich z tej samej legii, którzy za cesarza Maksymiana pomarli za wiarę, a chwalebną śmiercią swoją wsławili Chrystusa Pana przed całym światem. — W Rzymie śmierć męczeńska św. Digny i Emeryty, Dziewic z czasów Waleryana i Galliena; relikwie ich przechowuje kościół św. Marcela przy Korso. — W okręgu Castres męczeństwo św. Jonasza, Kapłana, przybyłego z św. Dyonizym do Francyi. Na rozkaz prefekta Juliana został najpierw obity rózgami, a potem ścięty mieczem. — W Ratysbonie w Bawaryi uroczystość świętego Emmerama, Biskupa i Męczennika. Aby drugich uratować, poniósł sam w imię Chrystusa najokrutniejszą śmierć. — W Autinopolis w Egipcie śmierć męczeńska św. Irais, Dziewicy z Aleksandryi i jej towarzyszów. Gdy wyszła dnia pewnego, aby naczerpać z poblizkiego źródła wody, spostrzegła okręt, napchany pojmanymi chrześcijaninami. Natychmiast postawiła dzban, przyłączyła się do Wyznawców i dała się z nimi zawlec do miasta. Tam była pierwszą z kolei i dręczona w rozmaity sposób, wkońcu została straconą. Po niej nastąpili w tym samym rodzaju śmierci kapłani, dyakoni, dziewice i wszyscy inni Męczennicy. — W Meaux uroczystość św. Sanktyna, Biskupa, ucznia św. Dyonizego Areopagity, który jako Biskup miasta tego, najpierwszy głosił tamże Ewangelię św. — W obwodzie Coutances uroczystość św. Lauto, Biskupa. — W obwodzie Poitiers pamiątka św. Florencyusza, Kapłana. — W okręgu Bourges pamiątka św. Sylwana, Wyznawcy. — W Laon uroczystość świętej Salabergi, Przeorysy.
Słynie w Kościele katolickim imię Tekli, godnej uczennicy i córy duchownej Pawła, Apostoła. Jak dyakon Stefan św. stoi na czele chwalebnego szeregu młodzieńców i mężów, którzy wiarę Chrystusa, Syna Bożego, stwierdzili ofiarą krwi i życia, tak Tekla św. jest poprzedniczką tryumfującego pocztu świętobliwych dziewic, uwieńczonych podwójną koroną nieskalanego dziewictwa i chwalebnego męczeństwa.
Pochodziła ona ze znakomitej rodziny pogańskiej, zamieszkałej w mieście Ikonium, położonem w Azyi Mniejszej, i otrzymała wychowanie odpowiednie swym zdolnościom. Bogactwo i szlachectwo rodziców pozwalało jej nie tylko używać wszelkich przyjemności, rozkoszy i wygód życia materyalnego, ale szukać zaspokojenia szlachetniejszych popędów i potrzeb ducha. Pod sterem zdatnych nauczycieli obeznała się z pięknemi sztukami, pismami słynniejszych mędrców, wyćwiczyła się w wymowie i wysłowieniu, a w stosunkach towarzyskich czarowała wszystkich uprzejmością i delikatnością obejścia, które odpowiadało wdziękom jej postaci. Używając wszelkich wygód i przyjemności, jakie nastręczają dostatki i bogactwa, i zajmując się nadobną literaturą i sztukami pięknemi, spoglądała na życie jako na morze nieprzebranych rozkoszy, nie puszczając się jednak na zwodnicze jego fale i zachowując serce nieskalane brudem żądz i namiętności. Uczęszczająca do jej domu młodzież starała się o pozyskanie jej serca i ręki. Mając zaś w czem wybierać, zaręczyła się z Thamyrem, młodzieńcem słynącym znakomitością rodu.
Około tego czasu, tj. pomiędzy rokiem 45 a 50 po Chr. przybyli do Ikonium św. Paweł z Barnabaszem, aby opowiadać Ewangelię świętą. Wkrótce rozeszła się po mieście pogłoska, że dwaj przybysze głoszą nową, niesłychaną dotychczas naukę o ukrzyżowanym Bogu-Człowieku, który wstąpił w Niebo i kiedyś powróci, aby ludzi sądzić i według zasług wynagradzać ich, albo karać. Mówiono, że ci cudzoziemcy odznaczają się nadzwyczajnem darem wymowy, że przywracają zdrowie chorym i kalekom, że już wielu mężczyzn i kobiet przyjęło ich wiarę, nadto zmieniło swój żywot i czują się szczęśliwymi. Tekla zapragnęła poznać tych mężów, posłuchać ich kazań i stanęła w tłumie słuchaczów. Apostoł mówił właśnie o konieczności skruchy, miłosierdziu Bożem, o miłości Chrystusa i błogim szczęściu tych, którzy Weń wierzą. Słowa kaznodziei uczyniły na sercu dziewicy wielkie wrażenie i wznieciły w niej pragnienie łaski. Prosiła przeto natchnionego kaznodzieję o udzielenie jej potrzebnej nauki, poczem otrzymała z rąk jego Chrzest święty. Odrodzona w duchu córa Ojca niebieskiego, zerwała wszystkie węzły, wiążące ją z ziemią, a odmówiwszy ręki narzeczonemu, poślubiła wierność dozgonną Jezusowi Chrystusowi.
Rodzice nie umieli sobie wytłómaczyć jej postępowania, zarzucali jej, że dobrowolnie wyrzekła się szczęścia, jakie jej zapewnia majątek, uroda i połączenie się węzłem małżeńskim z młodzieńcem znakomitego rodu i usiłowali ją odwieść od powziętego zamiaru. Daremne były perswazye ojca, łzy matki, prośby krewnych, a nawet pogróżki miotane ze wszystkich stron. Tekla nie chciała odstąpić Chrystusa, a w duchu jej brzmiały głośniej od wszelkich nalegań słowa Ducha świętego: „Niezamężna dziewica myśli o tem, co Panu jest miłem, i pragnie być świętą na ciele i duszy.“ Przygotowana na walkę, nie zadrżała przed Thamyrem, gdy ją prześladował z nienawiścią wzgardzonej miłości.
Widząc, że chcą ją przemocą spowodować do zmiany postanowienia, uciekła z domu i pobiegła za Pawłem, spodziewając się, iż ten jej obmyśli bezpieczne schronienie. Wysłano jednakże za nią pogoń i sprowadzono ją do domu rodziców, którzy stawiając ją przed sądem, oskarżyli zarazem, że wyparłszy się wiary przodków, uznaje Chrystusa jako Boga, a tem samem stała się winną grzesznego uporu.
Przed sądem zeznała uroczyście Tekla, iż jest i pozostanie chrześcijanką, poczem niezwłocznie zawyrokowano, iż ma być porzuconą na pastwę dzikim zwierzętom. W oczach krewnych i tłumu widzów uklękła święta Dziewica na arenie z oczyma w Niebo wzniesionemi, zdała się raczej czekać na pojawienie chóru Aniołów, aniżeli na srogie lwy i krwiożercze tygrysy.
Zbliżył się ogromny lew w podskokach, ale stanąwszy przed nią, zamienił się na łagodne jagnię, położył się u jej nóg i począł lizać jej stopy. Święty Ambroży mówi: „Dzika bestya oddała cześć uwielbienia swej zdobyczy, wyparła się swej natury a przybrała usposobienie, którego się ludzie wyrzekli. Ludzie bowiem w srogiem okrucieństwie poszczuli zwierzę na dziewicę, a zwierzę liżąc stopy panienki pokazało, co ludzie powinni byli uczynić.“
Sędzia jednak nie poznał się na tej nauce i skazał Teklę na spalenie. Przeżegnawszy się, wstąpiła święta Panienka na stos; buchnął płomień w górę i ogarnął ją jak żagiel wiatrem wydęty, lecz nie uszkodził jej. Tekla zanuciła hymn na chwałę Wszechmocnego. Wtem zachmurzyło się Niebo, a rzęsisty deszcz przygasił płomienie. Zawzięty sędzia kazał wrzucić mnóstwo podrażnionych żmii w dół głęboko wykopany i umieścić w nim Teklę, ale w tej chwili zabłysło, z Niebios spadł piorun i pozabijał żmije, nie uszkodziwszy dziewicy.
Bardzo wielu świadków tego zdarzenia nawróciło się do Chrystusa, inni znowu szemrali tak głośno na nienasyconą srogość sędziego, że nieludzki tyran musiał poprzestać na wygnaniu Tekli z miasta. Ta udała się do Seleucyi w Izauryi, zbudowała sobie w pobliżu miasta szałas z chróstu i gałęzi, wiodąc nadal żywot pełen umartwień. Blask jej cnót zwabiał wielu przychodniów, którzy budowali się jej pobożnością i nauką.
Umarła w końcu pierwszego wieku, licząc lat 90, jak niektórzy twierdzą, a grób jej wkrótce zasłynął cudami.
Święta Tekla nie dlatego dała odkosza znakomitemu Thamyrowi, iż był poganinem i wzdrygał się przyjąć wiarę chrześcijańską, lub też dlatego, iż wiedziała, że Kościół katolicki zabrania swoim wyznawcom łączyć się z innowiercami. Powodowała ją bowiem inna przyczyna do tego kroku, a tą było przekonanie o wysokiej wartości dziewictwa. Na czemże jednak wartość owa polega?
1) Otóż przedewszystkiem na dobrowolnem zrzeczeniu się pożycia małżeńskiego. Dziewica chrześcijańska pozbywa się tym sposobem wielkiego brzemienia trosk i kłopotów i zachowuje sobie wszelką swobodę oddawania się modlitwie, pobożności i ćwiczeniom ducha. Nie jest ona w takim razie niewolnicą męża, gorszącego się jej pobożnością i przystępowaniem do Sakramentu Ołtarza, jako też nie ma na głowie kłopotu o dzieci i ich wychowanie, o zbieranie dla nich majątku i zapewnienie im utrzymania i stanowiska w świecie. Ileż to mamy matek, które krwawe łzy wylewają z powodu dzieci, które albo im wcześnie umierają, albo też puszczają się na drogę zgorszenia i zdrożności. Ileż to widzimy wdów, które mąż rychło odumarł i które są przedmiotem litości. Mądrą zaiste jest dziewica, która z nieufnością spogląda na mniemane szczęście pożycia małżeńskiego.
2) Wartość dziewictwa polega dalej na zjednoczeniu i połączeniu z Bogiem. Prawdziwa dziewica nie unika małżeństwa dlatego, aby prześnić życie w wygodach i zniewieściałości, lecz ażeby poślubić na wieki Boga-Człowieka, którego jarzmo jest słodkiem, a ciężar lekkim. Chrześcijańska dziewica chce żyć tylko dla Boga, który ją stworzył i odkupił Swą śmiercią na krzyżu i w Sakramencie Krwi i Ciała z nią się jednoczy, do Niego tylko należeć, Jemu służyć i podobać się, Jemu oddać się całą duszą i nieskalanem ciałem. Z Nim jedynie czuje się szczęśliwą, jej Oblubieniec nigdy nie umrze, jej dzieci — tj. cnoty i dobre czyny — są nieśmiertelne i towarzyszą jej na drugi świat; pod skrzydłem opieki Jezusa czuje się spokojną i bezpieczną, mówiąc: „Sławić i chwalić Cię będę, Panie i Królu, Boże i Zbawicielu mój! Ty bowiem byłeś pomocnikiem i obrońcą moim. Tyś ocalił ciało me od zguby, od sideł złego języka, od ust kłamliwych i byłeś mi sprzymierzeńcem przeciw wrogom moim. Ty oswobodziłeś mnie według wielkości miłosierdzia Swego od ryczących, którzy gotowi byli pożreć mnie, jako też od tych, którzy czyhali na duszę moją, a nadal od utrapień otaczających mnie i od płomieni szalejących wokoło, tak iż nie spłonęłam w nich.“
Wszechmogący Boże, spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę przejścia do Nieba świętej Tekli, Męczenniczki Twojej, doznali nie tylko pociechy przez święcenie jej uroczystości, ale przykładem jej wytrwałości w wierze doznali zarazem wzrostu w żywości wiary naszej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 23-go września w Rzymie uroczystość św. Linusa, Papieża i Męczennika, rządzącego jako pierwszy następca św. Piotra Kościołem św., a jako Męczennik złożony został obok niego na wzgórzu watykańskiem. — W Ikonium w Lyakonii męczeństwo świętej Tekli, Dziewicy, nawróconej przez św. Pawła, a tryumfującej za cesarza Nerona w wierze w Chrystusa nad płomieniami i zwierzętami dzikiemi; gdy poniosła bohatersko wiele innych mąk jako zachęcający przykład dla wielu, przybyła do Seleucyi i znalazła tam miejsce ostatniego spoczynku. Ojcowie św. sławili św. Męczenniczkę wspaniałemi mowami pochwalnemi. — W Kampanii pamiątka św. Sozyusza, Dyakona z Miseno, któremu święty Januaryusz, Biskup, przepowiedział śmierć męczeńską, gdy spostrzegł ponad głową jego płomienie, unoszące się podczas czytania Ewangelii; i rzeczywiście został już po kilku dniach w wieku 30 lat — równocześnie ze wspomnianym Biskupem ścięty dla wiary. — W Afryce pamiątka św. Męczenników Andrzeja, Jana, Piotra i Antoniusza. — W obwodzie Coutances uroczystość św. Paterna, Biskupa i Męczennika. — W Ankonie uroczystość św. Konstancyusza, Mansyonarza kościoła św. Piotra, odznaczonego darem cudów. — W Hiszpanii uroczystość św. Niewiast Ksantypy i Polykseny, będących uczenicami Apostołów.
Około roku 1003 szło kilku pielgrzymów przez kraj Węgierski do Ziemi świętej nawiedzić Grób Pana Jezusa w Jerozolimie. Między pątnikami było dwu włoskich Benedyktynów, Gerard i Maurus. Ci dwaj zakonnicy spodobali się królowi świętemu Stefanowi dla głębokiej nauki i pokory i pragnął ich namówić, aby pozostali w kraju jego i nauczali poddanych Wiary św.
Gerard liczący wonczas lat 33, prosił króla, by mu dał czas przysposobienia się na misye, póki się wojna nie skończy i nie nadejdzie pozwolenie od Papieża. Tymczasem zbudował w okolicy Beel pustelnię, gdzie przez lat siedm oddawał się wraz z Maurem modlitwie i srogim umartwieniom. — Za nastaniem pokoju i gdy upoważnienie z Rzymu nadeszło, król posłał po nich i namówił Gerarda do przyjęcia Biskupstwa Czanad, tj. do rozpoczęcia Apostolstwa w tej części kraju i nawracania ludu do wiary Chrystusowej.
Gerard był bardzo szczęśliwym w jednaniu sobie serc i przychylności nieokrzesanego pogaństwa, nawykłego do wojny i łowów. Lud chętnie słuchał nauk jego, chodził więc od wsi do wsi, od miasta do miasta, a wyprzedzająca go sława budziła u wszystkich ciekawość widzenia i słyszenia „ukochanego pasterza.“ W kilka lat liczba ochrzconych wzrosła nadzwyczajnie, trzeba więc było pomyśleć o budowaniu kościołów i kaplic. Wystawił katedrę w Czenadzie ze wspaniałym ołtarzem Matki Boskiej, przy którym co sobotę odprawiał uroczystą Mszę, a co rano i wieczór odmawiał modlitwy. Przed ołtarzem postawił z czystego srebra kocieł, do którego dwu starców co dwie godziny sypało drogocenne kadzidło. Miał osobliwą cześć dla Najświętszej Panny: kto go o co prosił w Imię Maryi, był pewien wysłuchania. Od niego począł się u Węgrów zwyczaj nazywania Maryi „Pani nasza.“
Bez wytchnienia objeżdżał dyecezyę, chcąc się przekonać, jak wypełniają swą powinność duchowni, jak się odbywa nabożeństwo, czy trzodzie na niczem nie zbywa. O biednych i chorych dbał jak ojciec, a mimo trudów nosił pod grubą, zwierzchnią szatą twardą i ostrą włosiennicę. Surowy dla nieposłusznych, był łagodnym i łaskawym dla pokutujących, nieubłaganym tylko dla siebie samego. Sługę, którego ukarał sprawiedliwie, ale za surowo, na klęczkach prosił o przebaczenie.
Po śmierci świętego Stefana (1038) począł się smutny czas dla Kościoła na Węgrzech. Piotr, bezpośredni jego następca, nie szedł drogami poprzednika. Współzawodnik jego, Ada, prześladował srogo stronników Piotra i szlachtę, opierając się na prostym gminie. Otoczony zgrają pospólstwa, wtargnął przed Wielkanocą do Czanadu do kościoła, żądając, by go Gerard ukoronował na króla. Gerard wstąpiwszy na ambonę, oświadczył w ognistej przemowie: „Czas Postu jest czasem przebaczenia dla grzeszników, czasem zasługi dla sprawiedliwych; ty zaś, Ado, splamiłeś się krwią i nie zasługujesz na łaskę Pana Boga. Jestem gotów każdej chwili ponieść śmierć za Zbawiciela, przeto nie zamilknie język mój. Wiedz nadto, że w trzy lata miecz ci odbierze wraz z życiem i władzę wziętą chytrością i przemocą.“ Rozjątrzony Ada nie śmiał ściągnąć ręki na Biskupa. W trzy lata potem wydarł mu ów Piotr berło, pozbawił życia, ale i jego wkrótce wypędzili po raz drugi magnaci z powodu wiarołomstwa, a wybrali królem Andrzeja, krewnego Stefana św., pod warunkiem, aby zniósł prawa burzące pogaństwo, zakazał wyznawać Chrystusa, pozabijał księży, zakonników i Biskupów, a zburzył kościoły i ołtarze. Andrzej przystał na to.
Gdy się o tem Gerard dowiedział, udał się wraz z trzema Biskupami z wezwaniem do nowego króla, aby rozkaz odwołał. Przeprawiając się przez Dunaj, wyskoczył z ukrycia książę Vatha, jeden z najzacieklejszych pogan na czele buntowników. Najprzód zaczęli kamieniami obrzucać powóz Gerarda, potem zatrzymali konie, powalili Biskupa o ziemię, tłukli kamieniami, a gdy padłszy na kolana, gorąco się modlił: „Panie, nie miej im tego za złe!“ wbili mu dzidę w piersi. Tego samego dnia zamordowano dwu innych Biskupów i kapłanów. Nie nadaremnie popłynęła krew Męczenników. Krwawe te zbrodnie wywołały bowiem powszechne oburzenie, a przeważna część narodu ujęła się za chrześcijaninami. Uląkł się tedy król ludu, który pochwycił za oręż w obronie ustanowionego od Stefana porządku, a uznawszy swą winę, zwołał sejm i przywrócił dawny zakaz wyznawania pogaństwa. Zwłoki świętego Gerarda spuszczono uroczyście do grobu w katedrze Czenadzkiej. Później przywieziono je do Wenecyi, miasta rodzinnego, gdzie spoczywają dotychczas w kościele Matki Boskiej w Murano. W roku 1083 zaliczono go wraz z Stefanem i synem jego Emerykiem do Świętych.
Święty Gerard postawił przed ołtarzem Matki Boskiej srebrny kocieł z żarzącymi węglami, z którego wznosiła się woń kadzideł ku Niebu. Zastanówmy się przeto pokrótce, jakie może być znaczenie tego obrządku.
1) Już w drugiej księdze Mojżesza czytamy o użyciu kadzidła w celu religijnym i liturgicznym. Pogańskie narody nie posiadają tak dawnych dokumentów, którymiby udowodnić mogły używanie kadzidła w nabożeństwie. Stąd wynika, że sam Bóg wydał takie rozporządzenie. On wybranemu narodowi objawił, jak ma zaprawiać i mieszać kadzidła, gdzie i kiedy je w Arce zapalać, On polecił, aby nikt ich nie używał dla siebie, gdyż „poświęcone są czci Boga.“ Mędrcy wschodni przynieśli do Betleem kadzidło w hołdzie Dzieciątku świętemu. Święty Jan porównywa modły Świętych do woni kadzideł. Sobór Trydencki poleca kadzidło do tych obrzędów, które przyczyniają się do podwyższenia majestatu Ofiary świętej i wzniesienia ducha wiernych ku Niebu. Święty Tomasz z Akwinu mówi, że kadzidło nadaje się szczególnie dla swej woni do obrzędów religijnych i wznieca cześć i uwielbienie świętych Tajemnic wiary.
2) Znaczenie kadzidła ujawnia się jeszcze więcej w jego spaleniu. Wtedy bowiem usuwamy je nie tylko od powszechnego używania i nadużywania, ale używamy go całkowicie i bezwarunkowo na podniesienie czci i uwielbienia należnego majestatowi Boskiemu, i wyrażamy symbolicznie, że i nasze serce płonie i gorzeje tęskną miłością Boga. Wznoszący się z kadzideł dym jest obrazem naszych modłów wzbijających się ku Niebu, i błagających Najwyższego o łaskę i miłosierdzie dla nas grzesznych. Razem z kłębami dymu, wznoszącego się przed ołtarzem Matki Boskiej w Czanadzie, wznosiła się do stóp tronu Przedwiecznego prośba: „Nie gardź prośbami naszemi w utrapieniu naszem, chwalebna i błogosławiona Panno, Pani, Pośredniczko, Orędowniczko nasza, abyśmy się godnymi stali obietnic Chrystusowych, abyśmy wonią Twych cnót, pokory, czystości i miłosierdzia swych bliźnich pokrzepić się zdołali.“
Święty Gerardzie, który teraz u stóp tronu Boskiego oglądasz i pozdrawiasz przeczystą Dziewicę, wybłagaj mi łaskę, aby Imię Jezusa i Maryi było ostatniem mojem westchnieniem na łożu śmiertelnem. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 24-go września uroczystość Błogosławionej Maryi Panny de Mercede. — W Autun męczeństwo św. Andochiusza, Kapłana, Tyrsusa, Dyakona i św. Feliksa; św. Polikarp, Biskup Smyrny posłał ich z Azyi do Gallii na szerzenie Ewangelii; później schwytano ich, obito najokrutniej i powieszono przez cały dzień za nogi; potem wrzucono ich w ogień, a gdy tenże nic im nie zaszkodził, zabito ich drągami dźwigniowymi. Tak zmarli chwalebną śmiercią za Chrystusa. — W Egipcie śmierć męczeńska św. Pafnucego i towarzyszów jego. Żył długi czas jako pustelnik, gdy jednak doszła go wieść o uwięzieniu wielu chrześcijan, spowodowany natchnieniem Bożem, stawił się dobrowolnie przed prefektem i przyznał otwarcie do chrześcijaństwa. Na to skrępowany został najpierw łańcuchami żelaznymi i poddany długiej męczarni; potem wysłano go z wielu innymi cesarzowi Dyoklecyanowi. Ten kazał go przygwoździć do palmy, wszystkich drugich zaś pościnać. — W Chalcedonie pamiątka tych 49 Męczenników, których po śmierci męczeńskiej św. Eufemii za cesarza Dyoklecyana porzucono najpierw dzikim zwierzętom, ale te nic im nie uczyniły; wreszcie nadszedł rozkaz, aby mieczem położono kres ich życiu. — Na Węgrzech uroczystość św. Gerarda, Biskupa i Męczennika, patrycyusza weneckiego, który otrzymał honorowy tytuł Apostoła Węgier. Był zarazem pierwszym, który rodzinne miasto swe Wenecyę okrył chwałą jako Męczennik. — W Auwerni uroczystość św. Rustyka, Biskupa i Wyznawcy. — W obwodzie Beauvais uroczystość św. Geremara, Opata.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa był Pelagiusz potomkiem znakomitej szlacheckiej rodziny i jako dziesięcioletni chłopczyk umieszczony został w orszaku dworzan króla Abderramana III w mieście Kordowie w Hiszpanii. Wuj jego, Biskup Hermogiusz w krwawej bitwie dostał się do niewoli i został przez Abderramana puszczony na wolną stopę wzamian za kilku jeńców Saraceńskich. Małego Pelagiusza zatrzymano u dworu jako zakładnika tak długo, dopóty wymiana nie nastąpi. Młody panicz zwrócił na siebie w więzieniu powszechną uwagę. Cała jego postać tchnęła niewymownym wdziękiem i powabem, na wysokiem jego czole jaśniał spokój niewinności, w ciemnych jego oczach i łagodnem spojrzeniu przebijała się pogoda i cicha radość.
Gdy po trzech latach Hermogiusz nie dopełnił warunków ugody, do której się uroczyście zobowiązał i pewnego dnia przy stole królewskim mowa była o urodzie, rozumie i nieposzlakowanej cnocie młodego Pelagiusza, Abderraman w te słowa się odezwał: „Daruję chłopcu życie i obdarzę go wolnością, byleby przyjął wiarę Mahometa. Przywdziejcie mu więc szaty świąteczne i stawcie go przede mną.“ Wszedł Pelagiusz do królewskiej sali, podobniejszy do Anioła, aniżeli do człowieka. Oczarowany nim Abderraman tak do niego przemówił: „Nie tylko cię ułaskawię i zatrzymam u siebie, ale obsypię cię pieniędzmi i zleję na ciebie najwyższe godności i dostojeństwa, bylebyś się wyrzekł chrześcijaństwa i przyjął naszą wiarę.“ Chłopczyk odpowiedział szczerze i otwarcie: „Trudno mi, a nawet niepodobno przystać na propozycyę twoją. Wiara moja posiada nieskończoną i wiekuistą wartość. To zaś, co mi obiecujesz, nie jest niczem, lecz marnym tylko szumem i blichtrem.“ Śmiała ta i otwarta mowa spodobała się mocno królowi, przyciągnął chłopczyka do siebie, aby go pogłaskać i ucałować, ale Pelagiusz odepchnął go od siebie i rzekł: „Odczep się ode mnie i nie kalaj mnie nieczystemi usty. Czy może myślisz, że jestem niewiastą, jak twe niewolnice? Za łaską Bożą poznasz, że mi nie brak odwagi.“
Nie mogąc pojąć takiej śmiałości i znieść zasłużonej wzgardy, zawrzał Abderraman gniewem i w rozjątrzeniu zawołał: „Albo natychmiast przeklnij wiarę w Chrystusa, albo przysposób się na śmierć pełną udręczeń!“ Nie namyślał się ani chwili Pelagiusz, pogodnem obliczem spojrzał w Niebo i robiąc na sobie znak Krzyża świętego oddał się w ręce siepaczy. Ci ucinali mu jeden członek po drugim; najprzód oderznęli mu wargi, nos, policzki i uszy, wyłupili mu oczy, potem odjęli mu palce u nóg, poprzerzynali stawy kolan, rąk i ramion, aż pod same pachy, w który to sposób sześć godzin pastwili się nad nim z okrucieństwem tygrysa. Święty Męczennik zniósł wszystko z męstwem podziwienia godnem, i jęk jeden z piersi jego się nie wyrwał, a usta jego szeptały ciche modlitwy, świadczące o jego wdzięczności i miłości Chrystusa, póki go nie ubiegła krew, a dusza nie uleciała w regiony niebieskie. Stało się to w dniu 26 czerwca roku Pańskiego 925. Pokrajane członki jego rzucili Saraceni we wodę. Chrześcijanie pozbierali je i pochowali na cmentarzu świętego Gennedyusza, głowę umieścili w kościele świętego Cypryana. Święty Pelagiusz jest przedmiotem powszechnej czci w Hiszpanii, gdzie wiele kościołów wystawiono pod wezwaniem jego.
Święty Pelagiusz może rzeczywiście być dla każdego chrześcijanina przykładem prawdziwej, na głębokiej wierze opartej nadziei i otuchy. Rozłączony z ukochaną rodziną, przebywając na dworze królewskim jako jeniec i zakładnik, polecił się opiece Boskiej, czekając bez obawy na to, co Opatrzność Boża na niego ześle. I nas Bóg przy Chrzcie świętym obdarzył nadprzyrodzoną łaską nadziei; ćwiczmy się w niej, mnożmy ją w sobie, idąc za przykładem tego świętego Młodzieniaszka. Uskutecznić to możemy trojakim sposobem:
1) Nie przywięzujmy się za nadto do dóbr doczesnych, dostojeństw, zaszczytów, pieniędzy i zmysłowych rozkoszy, lecz mówmy z św. Pelagiuszem: „Duszo moja, wszystkie dobra doczesne są tylko nikłą pianką, sennem marzeniem. Mądrość i miłosierdzie Boże dało ci na ten krótki przeciąg żywota tyle, ile ci potrzeba i da ci wszystko, ile ci tylko będzie potrzeba aż do godziny zgonu. Pragnij przeto o wiele więcej łaski żywota pobożnego i świętobliwego i staraj się o szczęście wiekuiste.“ Pokusy są silne i rozliczne, ponęty pożądliwości wielkie i trudne do pokonania, ale im częściej w sobie ożywiać będziemy nadzieję prawdziwych radości niebieskich, tem pewniej odniesiemy zwycięstwo nad pociągiem do rzeczy marnych i znikomych.
2) Ze względu na życie i zdrowie, na zajęcia powołania swego i troski o zarobek i utrzymanie, najlepiej pójść za radą Piotra świętego: „Zdajcie wszystkie kłopoty swoje na Boga, gdyż Ten ma o was staranie.“ Mateusz zaś święty mówi: „Jeśli nie będziecie jak ci mali, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego.“Dziecię jest zawsze dobrej myśli, nie wie co to jest frasować i troszczyć się, nie pyta o to, skąd ojciec weźmie na jego ubiór i pożywienie; jeśli czuje ból, bieży do ojca, powie, co mu dolega, a zresztą o nic nie dba w przekonaniu, że ojciec na wszystko poradzi i o wszystko się postara. Tak i my powinniśmy ufać Bogu i pokładać w Nim nadzieję; nie wynika stąd abyśmy założyli ręce i byli bezczynnymi; taka nadzieja byłaby grzeszną i zuchwałą. Bez Boga nie zdołamy sobie pomódz, ale i Bóg nam nie pomoże jeśli sami się nie przyczynimy.
3) W biedzie i ucisku, w smutku i utrapieniu nie traćmy ducha i znośmy wszystko cierpliwie, pomnąc na to, że wszelkie cierpienia są przemijające a radości niebieskie wiecznotrwałe. Mając ten wzgląd na myśli, ukrzepiać się będziemy nadzieją i silnymi się uczujemy w duchu. Pamiętajmy o tem, że ten krótki pobyt na tym padole płaczu jest czasem prób i doświadczeń, że inną drogą nie dojdziemy do Nieba i wiekuistych jego radości, jak tylko drogą krzyżową, którą sam Chrystus chodził. Przez całe sześć godzin zadawano Pelagiuszowi niesłychane męki i udręczenia. Cóż go krzepiło i trzymało, cóż go powstrzymywało od jęków i narzekań, jeśli nie nadzieja nagrody niebieskiej? Owe sześć godzin strasznych mąk i udręczeń zapisał mu Bóg w księdze zasług jego, a wierny Swej obietnicy, nagradza mu je szczodrze i hojnie od lat blizko tysiąca. Wstyd przeto i hańba chrześcijanom, którzy szemrząc i niecierpliwiąc się w złej doli, pozwalają się zawstydzić młodziuchnemu Pelagiuszowi.
Boże wszechmogący, któryś młodzieniaszka Pelagiusza świętego obdarzył siłą zniesienia najstraszliwszych mąk i katuszy, racz i nas łaskawie utwierdzić w przekonaniu, że wszelkie strapienia, smutki i niepowodzenia, jakie Ci się spodoba na nas zsyłać, mają tylko dobro nasze na oku i zmierzają jedynie do tego, aby nas uczynić godniejszymi szczęścia wiekuistego, które przeznaczyłeś dla tych, którzy się Ciebie trzymają i wiernie Ci służą. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 25-go września w miejscowości Emmaus męczeństwo świętego Kleofasa, Ucznia Chrystusa Pana, którego żydzi zabić mieli dla wiary w tym samym domu, do którego zaprosił Zbawiciela; tamże znajduje się także grób jego, doznający czci wielkiej. — W Rzymie śmierć męczeńska św. Herkulana, Żołnierza, nawróconego widokiem cudów, zaszłych podczas męczeństwa św. Aleksandra, Biskupa. Za cesarza Antonina poniósł bardzo wiele mąk i został wkońcu mieczem ścięty. — W Amiens we Francyi uroczystość św. Firmina, Biskupa, co w prześladowaniu Dyoklecyana za prezesa Ryktyowara po wielu męczarniach doznał chwały wiecznej mieczem kata. W Damaszku pamiątka św. Małżonków Pawła i Tatty, z synami Sabinianem, Maksymem, Rufusem i Eugeniuszem, którzy oskarżeni o wiarę chrześcijańską pod razami biczów oraz innemi mękami wydali ducha. — W Azyi męczeństwo św. Bardomiana, Eukarpa i innych 26 Męczenników. — Tego samego dnia uroczystość św. Anatalona, Biskupa, który jako uczeń św. Barnaby, Apostoła, nastąpił po nim w kierownictwie Kościoła Medyolańskiego. — W Lyonie złożenie zwłok św. Lupusa, powołanego z pustelni na stolicę Biskupią. — W Auxerre uroczystość św. Anacharyusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Blois pamiątka cudotwórczego Biskupa Solemniusza z Chartres. — Tegoż dnia uroczystość św. Pryncypiusza, Biskupa z Soissons, brata św. Remigiusza, Biskupa. — W Anagni pamiątka św. Aurelii i Neomysyi, Dziewic. — W San Sewerino złożenie zwłok św. Pacyfika, Wyznawcy z reformowanego zakonu św. Franciszka Braci Mniejszych, odznaczonego nadzwyczajną cierpliwością i zamiłowaniem samotności; Papież Grzegorz XVI policzył go w poczet Świętych.
Święty Cypryan „czarownik“, był synem bałwochwalczego kapłana z Antyochii. Bogaty w dobra doczesne, wyposażony zdolnościami, chciał się poświęcić temu samemu powołaniu, co ojciec. W tym celu starał się obeznać z tajemnicami przesądów, wróżbiarstwa i czarów nie tylko Grecyi, ale również Egiptu i Indyi. Po ukończeniu studyów wrócił do kraju rodzinnego i wkrótce zasłynął jako uczony i czarodziej.
Żyła w tych czasach w Antyochii Justyna, dziewica słynna ze znakomitego rodu, zacności duszy i piękności, czcicielka bożków pogańskich. W pobliżu mieszkał ksiądz katolicki, któremu przysłuchiwała się, gdy katechumenom objaśniał tajemnice Wiary św. Bóg wynagrodził jej tę ciekawość łaską wiary, gdyż wkrótce otrzymała Chrzest święty. Odtąd poczęła modlić się i pościć, a nadto starała się wszelkimi sposobami uczynić rodziców uczestnikami łaski Bożej. Bóg wysłuchał jej modłów, a Justyna z wdzięczności ślubowała dozgonne panieństwo. Śluby jej wszakże niezadługo na ciężką wystawione zostały próbę. Lubo żyła samotnie i pragnęła pozostać w ukryciu, pełniąc po cichu dzieła miłosierdzia, Aglaides, młodzieniec pogański, zapałał gorącą miłością do niej i począł się starać o jej rękę. Justyna o ile możności unikała z nim bliższych stosunków, ale tem więcej rozgorzała jego miłość i tem uporczywiej usiłował osięgnąć cel zabiegów swoich. Jednakże na nic mu się nie przydała chytrość i wysilenia jego. W rozpaczy udał się tedy do Cypryana, mającego sławę wielkiego czarnoksiężnika.
Cypryan zaklinał złe duchy, aby w tej pogardliwej i lekceważącej mężczyzn dziewicy roznieciły żądze zmysłowe, przyczem nie chodziło mu o pozyskanie jej dla Aglaidesa, lecz dla siebie samego. Nagabywania duchów piekielnych nie były bezowocnemi, gdyż Justyna czuła w sobie wielkie pokusy, ale stroskana jej dusza oddała się pod opiekę Najśw. Panny i Zbawiciela; dziewica uciekała się do modlitwy i naznaczając się znakiem Krzyża św., zwycięsko opierała się wszelkim nagabywaniom.
Rozjątrzony bezskutecznością czarów, zarzucał Cypryan mocom piekielnym ich bezsilność. Szatani zarzekali się, że wobec Justyny są bezwładnymi, gdyż dziewica jest chrześcijanką, odgania ich znakiem Krzyża świętego, a wobec krzyża wszelkie ich usiłowania są bezskuteczne.
Widząc, że wobec krzyża, z którego się dotychczas wyśmiewał, wysilenia jego są daremnemi, i przekonawszy się, że Bóg chrześcijan jest potężniejszy od bożyszcz pogańskich, zapragnął Cypryan zbliżyć się do tego Boga i poznać Go dokładniej. Mniemał bowiem, że za Jego pomocą wydoskonali się w sztuce czarodziejskiej. Tymczasem mocy piekielne rozjątrzone, że Cypryan, który był dotychczas na ich posługi i durzył ludzi swojemi czarami, teraz przechodzi do obozu chrześcijan, poczęły mu tak dokuczać, że biedny młodzieniec popadł w jak największą rozpacz.
Ocaliła go łaska miłosierdzia Boskiego. W ponurem usposobieniu udał się do Euzebiusza, księdza chrześcijańskiego, który go przyjął serdecznie, pocieszył i zgłodniałego — Cypryan bowiem przez trzy dni nic nie wziął do ust — nakarmił i napoił. Nazajutrz zaprowadził go na zgromadzenie chrześcijan. Pobożność, wzajemna miłość i pokora tych zwolenników Chrystusa tak mocno Cypryana zbudowały, że pokrzepiony na duchu i wyleczony z rozpaczy i powątpiewań, mniemał, iż znajduje się w towarzystwie Aniołów. Prosił też usilnie o naukę i przyjęcie do społeczeństwa chrześcijan. Przed przyjęciem chrztu zaniósł wszystkie swe księgi czarodziejskie do Biskupa Anthimusa, błagając, aby je spalił i oddając mu cały swój majątek w celu rozdzielenia go między ubogich, namówił Aglaidesa, aby przyjął wiarę Chrystusową.
Dzień chrztu Cypryana był wielką uroczystością dla chrześcijan. Justyna rozdzieliła całe swe mienie pomiędzy ubóstwo, ucięła sobie włosy i pokryła swą twarz zasłoną. Cypryan prosił, aby go przypuszczono do najniższego święcenia kapłańskiego i pełnił obowiązki odźwiernego. Szczerości nawrócenia dowiódł gorliwością w wykonywaniu przywiązanych do urzędu swego powinności. Talentów swych używał mądrze i korzystnie w służbie Bożej, stąd nie dziw, że niezadługo wyświęcono go na kapłana. Później powierzono mu nawet zarząd dyecezyi antyochijskiej.
Skoro pod Dyoklecyanem wybuchło prześladowanie chrześcijan, pierwszy stanął Cypryan z Justyną przed kratami sądowemi. Opowiedział szczerze i bez ogródki sędziemu dzieje swego nawrócenia, a nawet ośmielił się radzić mu, aby porzucił obrzydłe pogaństwo. Oburzony tem zuchwalstwem sędzia, rozkazał wyrywać mu kawały ciała rozpalonemi kleszczami, Justynę zaś, która wzbraniała się wyprzeć Chrystusa, polecił smagać rzemieniami z wołowej skóry. Gdy Męczennicy w swoich katuszach wielbili Boga, kazał przed nimi stawić kocieł napełniony wrzącym tłuszczem i zapytał ich, co wolą, czy złożyć bogom ofiarę, czy też wyzionąć ducha w kotle. Cypryan wszedł tedy dobrowolnie w kocieł, a gdy się Justyna początkowo wahała uczynić to samo, dodał jej Cypryan otuchy. Przeżegnawszy się przeto, weszła nareszcie w gorącą kąpiel. Ręka Boska ocaliła oboje; żadne z nich nie poniosło szkody, przyczem śpiewali hymny na chwałę Boga. Przypisując cud ten czarnoksięskiej sztuce Cypryana, zapragnął jeden z obecnych kapłanów pogańskich pokazać, że i on tego samego umie dokazać; wszedł przeto również w kocieł, ale zuchwalstwo swoje przypłacił życiem.
Nie wiedząc sobie rady, posłał sędzia męczeńską parę do cesarza, bawiącego podówczas w Nikomedyi, który skazał ich na karę miecza. Uklękli oboje na rusztowaniu i wznieśli modły do Boga o wywyższenie Kościoła i łaskę wytrwałości dla siebie. Potem stawił Cypryan Justynę przed sobą z obawy, aby widok jego śmierci nie wzruszył dziewicy i nie osłabił jej na duchu. Po niej dopiero odebrał cios śmiertelny, a zwłoki ich zanieśli chrześcijanie do Rzymu, gdzie ciała tych świętych Męczenników spoczywają w kościele Lateraneńskim.
Św. Cypryan zajmował się przed nawróceniem czarami i wieszczbiarstwem, wyzyskując łatwowierność i przesądy swych rodaków w sposób grzeszny i niegodziwy. I dzisiejsze czasy nie są wolne od zabobonu; zastanówmy się przeto, na czem takowy polega. Zabobonnym jest
1) kto przypisuje ziołom, zaklęciom, gwiazdom, pewnym dniom lub godzinom nadzwyczajną siłę i skuteczność, której im nie nadał ani Stwórca, ani Zbawiciel, ani Kościół katolicki.
2) kto wierzy, że kładzenie kart, cyganie,
cioty, czarnoksiężnicy i sny zdołają wywróżyć przyszłość i kto tym osobom i rzeczom przypisuje nadprzyrodzoną siłę;
3) kto wierzy, że Bóg takiemi drogami i przez takie osoby świadczy ludziom jakieś łaski i udziela im czegoś, co się przyczynić może do ich dobra doczesnego, albo zbawienia wiekuistego.
Grzesznym jest zabobon dlatego, iż jest
bezpośredniem lub pośredniem odwoływaniem się do siły szatana. — Pomimo to zapytać należy, czy wogóle istnieją czarownicy i czarownice. Odpowiedź na to należy się taka:
4) że tak jest niewątpliwie. Jak bowiem są Święci, którym wskutek ich świętobliwości i bogobojności Bóg udzielił cząstkę Swej wszechmocności, tak też są i grzesznicy, którzy w miarę postępowania w złem wchodzą
w ściślejszy stosunek z szatanem i przejmując od niego część piekielnej jego władzy, zdołają wskutek tego przewidzieć i odgadnąć rzeczy przyszłe i dokazać niekiedy rzeczy niepojętych. Ale tak ohydnem rzemiosłem zajmują się tylko ludzie pogrążeni w złem i moralnie podupadli, a mianowicie stare niewiasty. Trzymajmy się przeto zdala od takich bezbożników i niezłomne miejmy przekonanie, że przeciw woli Boskiej nie zdołają nam zaszkodzić ani w sprawie doczesnego, ani wiecznego naszego zbawienia.
Panie Jezu Chryste, racz to miłościwie sprawić, aby pośrednictwo świętych Męczenników Cypryana i Justyny nas ciągle wspierało i abyś łaskawie wejrzeć raczył na tych, którym takiego poparcia udzielasz. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 26-go września w Nikomedyi męczeństwo św. Cypryana i Justyny, Dziewicy z czasów cesarza Dyoklecyana i starosty Eutolomiusza. Justyna ponieść musiała dla Chrystusa wiele męczarń i nawróciła nawet czarodzieja Cypryana, który sztukami swemi miał ją przekonać; później męczono ją razem z nim. Ciała obu Świętych porzucono dzikim zwierzętom; w nocy jednak nadeszli marynarze chrześcijańscy, zabrali je i zawieźli do Rzymu, gdzie złożone zostały obok kaplicy chrzcielnej w Bazylice Konstancyusza. — W Rzymie śmierć męczeńska świętego Kallistrata z 49 innymi żołnierzami. Kallistrat został za Dyoklecyana w miechu zaszyty i do morza wrzucony, cudem jednak powrócił nietknięty; na cud ten nawrócili się żołnierze i ofiarowali z nim razem życie swe za Chrystusa. — W Rzymie uroczystość świętego Euzebiusza, Papieża. — W Bolonii uroczystość świętego Euzebiusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Brescyi pamiątka świętego Wirgiliusza, Biskupa. — W Albano pamiątka świętego Senatora. — W obwodzie Tiwoli uroczystość świętego Nilusa, Opata, założyciela klasztoru Grotta ferrata. — W Citta di Castello uroczystość świętego Amancyusza, Kapłana, obdarzonego siłą tworzenia cudów.
Oboje Święci, których imiona zachodzą zarówno w Litanii do Wszystkich Świętych, jako też w Kanonie Mszy świętej, skąd widać, że już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół im osobliwszą cześć oddawał, byli braćmi, z rodu Arabami; żyli oni w Syryi, gdzie słynęli z wielkiej zręczności w sztuce lekarskiej. Jako chrześcijanie nie uważali swego zatrudnienia za zyskowne rzemiosło, ale leczyli biednych bezpłatnie. Nie zaniedbywali przy tem zasiewać ziarna Ewangelii świętej w sercach swych pacyentów i pozyskiwać ich według możności dla wiary Chrystusowej. Przeniósłszy się później do Egei, zasłynęli ze zręczności w leczeniu chorych i pozyskali wielką wziętość z powodu swego miłosierdzia i dobroczynności. Wszczepiali nadto szczególnie w pogan wiarę; że lekarzem jest właściwie tylko Zbawiciel, a oni Jego narzędziami i że nic zdziałać im nie podobna bez Jego łaski i współdziałania. W ten sposób namówili wielu, którzy dotychczas albo byli zawziętymi wrogami chrześcijan, albo też obojętnymi widzami krzewiącej się coraz więcej wiary Chrystusowej.
Wtem wybuchło za rządów Dyoklecyana srogie prześladowanie chrześcijan. Rozkaz i hasło do niego z góry danem zostało. Lękliwi o swe znaczenie i wziętość kapłani pogańscy nie mogli dłużej obojętnie patrzeć na wzrastającą sławę i powagę braci i postanowili się na nich zemścić. Oskarżywszy przeto świętobliwych młodzieńców o czary i naigrawanie się z rzymskich bożków, spowodowali namiestnika cesarskiego Lizyasza do przesłania im pozwu sądowego. Skoro sędzia ich zapytał o stan i nazwisko, odpowiedzieli śmiało: „Jesteśmy potomkami zacnego rodu arabskiego i z zawodu lekarzami; leczymy zaś chorych nie tyle zapomocą nauki, ile w Imię Chrystusa i za Jego przyczyną.“
Obrażony śmiałą odpowiedzią sędzia polecił wziąć ich na tortury, poczem wezwał ich surowo, aby bogom rzymskim winną oddali czołobitność. Nieulękła para odpowiedziała na to, że bogowie rzymscy nie mają siły i są tylko czczym i złudnym utworem wyobraźni i rąk ludzkich. „Jeden jest tylko Bóg — mówili — Stwórca Nieba i ziemi; Tego tylko wielbimy, do Niego się modlimy i inne bożyszcza wcale nas nie obchodzą.“ Widząc niezłomną ich stałość, kazał sędzia wziąć ich na powtórne męki, a gdy te nie poskutkowały, wydał na nich wyrok śmierci. Obaj ponieśli karę miecza w roku 303.
Święci bracia Kosma i Damian, których imiona, jako krwawych świadków Kościół św. tak wielką czcią otacza, mogą nam posłużyć za przykład, jak należy chrześcijaninowi pełnić obowiązki stanu i powołania. Lubo nie od każdego się wymaga, ażeby te powinności wykonywał bez względu na nagrodę i doczesne zyski, od każdego jednak należy żądać, aby je pełnił z miłości ku Bogu tak, jak mu to nakazuje sumienie, poczucie obowiązku i winne Bogu posłuszeństwo. Tym tylko sposobem można pozyskać błogosławieństwo Boskie i zasługi wiekuiste. Kto pracuje tylko z musu i niechętnie i w widokach zysku i zbogacenia się, tego dusza nie ma w sobie nic chrześcijańskiego, a choćby zebrał sobie jak największy majątek i we wszystko opływał, daremną będzie praca jego, gdyż utraci nagrodę niebieską. Czyż może być większa niedorzeczność, jak dla marnego grosza, który częstokroć jest jedynym bodźcem naszych zabiegów i czynności, zrzekać się wiekuistej i nieocenionej nagrody niebieskiej, jaką Bóg obiecał w dniu Sądu Ostatecznego udzielić tym, którzy tu na ziemi pracowali uczciwie i z dobrą wolą? We wszystkich naszych pracach i zajęciach nie spuszczajmy nigdy z oka miłości ku Bogu; pamiętajmy zawsze o tem, o ile nam obiecane są wyższe skarby niebieskie, aniżeli doczesne zyski, które nam świat dać może jako nagrodę. Hasłem naszem przy każdej pracy niechaj będzie: „Z miłości ku Tobie, Boże, i na większą chwałę Twoją!“ a wtedy niezawodnie nie minie nas błogosławieństwo Boże.
Spraw miłościwie, prosimy Cię, wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę przejścia do Nieba Męczenników Twoich Kosmy i Damiana, od wszelkiego grożącego nam złego za ich pośrednictwem uwolnieni zostali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 27-go września w Egei męczeństwo świętych Braci Kosmy i Damiana; w prześladowaniu za Dyoklecyana ponieśli najróżnorodniejsze męczarnie; zostali związani i uwięzieni, wrzucono ich w morze, przybito do krzyża, kamienowano i postawiono żołnierzom jako cel do strzelania z łuku. Ponieważ jednak wszystko to nie zachwiało ich w wierze, zostali straceni; z nimi dzielili się losem bracia Antimus, Leoncyusz i Euprepiusz. W Rzymie uroczystość szlachetnej Epicharyi, małżonki senatora, który w tem samem prześladowaniu obity został kulkami ołowianemi, a potem ścięty. — W Todi śmierć męczeńska św. Fidencyusza i Terencyusza za tegoż samego Dyoklecyana. — W Kordowie uroczystość św. Braci Adulfa i Jana, Męczenników, co w prześladowaniu maurytańskiem wywalczyli sobie koronę zwycięstwa. — W Sitten we Wallis pamiątka św. Florentyna, Męczennika, skazanego z św. Hilarym na ścięcie, gdy im poprzednio języki poucinano. — W Byblos w Fenicyi pamiątka św. Marka, Biskupa, który według św. Łukasza nosił także imię Jana. — W Medyolanie uroczystość św. Kajusa, ucznia św. Barnaby, Apostoła; po wielu cierpieniach zniesionych za Nerona, zasnął spokojnie w Panu. — W Rawennie uroczystość św. Aderyta, Biskupa i Wyznawcy. — W Paryżu pamiątka św. Wincentego a Paulo, założyciela zakonu Misyonarzy i Sióstr Miłosierdzia, prawdziwie apostolskiego męża i ojca ubogich; uroczystość jego obchodzą uroczyście dnia 19 lipca. — Tamże uroczystość św. Eleazara, Hrabiego. — W Hennegau uroczystość św. Hiltrudy, Dziewicy.
Piotr Skarga a właściwie Powęski, urodził się roku 1536 w Grojcu na Mazowszu, z ojca Michała Skargi, a matki Anny Świętowskiej. Jest on niezaprzeczenie największym kaznodzieją polskim, zwany złotoustym i dotąd przyświeca nie tylko w literaturze naszej jako jeden z najpotężniejszych jej umysłów, ale także w dziejach naszego narodu jako pełen chwały obywatel-patryota, który życie całe pracował na żniwo Boże. Od rodziców pobożnie wychowany, zyskał późniejsze wykształcenie w akademii Jagiellońskiej. Zrazu poświęcił się zawodowi nauczycielskiemu i wychowawcy; to też Jan Tęczyński, kasztelan Krakowski szczelnie zbadawszy jego przymioty i dobre obyczaje, wezwał Skargę do dworu swego i powierzył mu dozór syna. Następnie wyjechawszy z nim do Wiednia, tak mądrze i chwalebnie nad paniczem się zaopiekował, że mu dostojny ojciec do wielkiej wdzięczności czuł się zobowiązany. Z Wiednia powróciwszy, uczuł w sobie powołanie do stanu duchownego i zaczął się doń żarliwie gotować. Wyświęcony przez Tarłę, Arcybiskupa Lwowskiego, został kaznodzieją w stolicy Rusi, a głęboka nauka i zdolności zjednywały mu bogate probostwa i kanonie, równocześnie wróżąc wysokie dostojeństwa w Kościele. Ale prawdziwy sługa Boży, który inny cel obrał jako zaszczyty, przeniósł nad nie skromną kazalnicę i całkiem się poświęcił łowieniu dusz ludzkich. W tym celu na kazaniach ostro i surowo gromił występki słuchaczy, zapalając ich serca do cnót, chrześcijańskich, a nadto przyjacielskiem obejściem i przykładnem życiem wszystkim do polepszenia pomagał. Częstokroć nawiedzając szpitale, także uczęszczał do więzienia i złoczyńców na śmierć skazanych z krzyżem w ręku wodził na miejsce stracenia. Do służby Bożej ochotny, nie przestawał pracować nad pozyskaniem błędnych owieczek, bo oprócz wielu heretyków i innowierców zdobytych Kościołowi świętemu, gruntownymi wywodami przywiódł także do posłuszeństwa św. Stolicy Apostolskiej pewną wojewodzinę, długo w błędzie i odszczepieństwie upartą. Także Janowi Tarnowskiemu, kasztelanowi Wojcickiemu skutecznie pomógł do utrzymania się w katolickiej wierze.
Na większe jednak prace Bóg go Sobie sposobiąc, począł nowymi promieniami serce jego oświecać. To też upodobawszy sobie życie klasztorne, złożył godności duchownego świeckiego, wstąpił do niedawno przedtem założonego zakonu Jezuitów w Rzymie, a wróciwszy stamtąd do ojczyzny roku 1571, rozpoczął tu pracę apostolską, która na długie lata uczyniła go panem serca i sumienia Polski. Odtąd staje się życie Skargi jednem pasmem ustawicznego bojowania w sprawie Kościoła i wiary katolickiej, ciągłego poświęcania dla ubogich i cierpiących, żadnym ciosem nie złamanych wysiłków dla szczęścia i podniesienia chwiejącej się Rzeczypospolitej. Jako żołnierz postawiony na posterunku wolą Boskiego Pana, walczy ciągle i oto tam, gdzie niebezpieczeństwo największe, jako robotnik zrzuca ciężar obowiązków po to tylko, aby w miejsce jego wziąć inny, większy na barki swoje. Litwa przez lat trzynaście budowała się naukami zakonnika, których owocem było przywiedzenie na łono Kościoła katolickiego wielu, a między nimi najbardziej wpływowych odszczepieńców. Szkoły Jezuickie, szczególnie zaś akademia wileńska, miały w nim kierownika najgorliwszego. Kraków zaś, gdzie przebywał przez cztery lata (od 1584 do 1588) do dzisiaj czci w Skardze jednego z największych swoich dobroczyńców. Tu założył on w celu pomagania biednym dwa zakłady: „Bractwo miłosierdzia“ i „Bank pobożny“, które przez trzy wieki przynosiły i dotąd przynoszą ulgę ubóstwu. Jednak do szczytu powołania swego jako kapłan-patryota wzniósł się Skarga w ostatnim okresie swego życia, gdy Zygmunt III wezwał go na kaznodzieję królewskiego. Przez 24 lata pełnił ten urząd z takiem apostolskiem namaszczeniem i z taką obywatelską cnotą, że równych im nie łatwo w dziejach naszych wyszukać. W obliczu króla, magnatów i szlachty wzywał naród swój do opamiętania, prowadził go do cnoty i naprawy, wyrzucał występki i zbrodnie, popełniane wobec Boga i Ojczyzny, i przepowiedział, niestety, proroczym głosem — karę za grzech: utratę wolności! Złamany wiekiem, opuścił wreszcie dwór królewski roku 1611, zamknął się w celi zakonnej i dokonał życia w Krakowie 1612 roku. Dzieła, które Skarga zostawił narodowi swemu, to jeden z największych skarbów literatury polskiej. Mają one za treść wyłącznie przedmioty religijne, a dzielą się na kazania, pisma w obronie wiary i Kościoła katolickiego i Żywoty Świętych Pańskich. Najwyżej jednak wzniósł się w kaznodziejstwie, w którem dotąd pod względem zapału religijnego, porywającej wymowy, potęgi uczucia i siły nikt go nie prześcignął. Niestrudzony w pracy, stargany na zdrowiu, oddał Panu ducha roku Pańskiego 1612. Śmiertelne zwłoki jego pochowano w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie. Dwa palce prawej ręki jego, któremi pożyteczne pisma pisał, dzisiaj jeszcze są nieskażone, za co Bogu niechaj będzie sława nieogarniona.
Kto przybywa do Pragi, stolicy królestwa Czeskiego, niech nie zaniecha obejrzeć wspaniałej Katedry, w której spoczywają zwłoki świętego Jana Nepomucena, złożone w srebrnej trumnie, jako też bocznej kaplicy, poświęconej czci św. Wacława, króla. Przeszło dziewięćset lat minęło już od czasu, w którym żył ten świętobliwy monarcha, a jeszcze pamięć jego nie wygasła, jeszcze dzisiaj błagają go synowie ziemi czeskiej o wstawienie się do Boga.
Ojciec Wacława, Wrócisław, był mężnym i pobożnym bohaterem, a nadto wiernym zwolennikiem chrześcijaństwa, które w podległych mu ziemiach, gdzie żyło mnóstwo pogan, jak najgorliwiej krzewił. Natomiast matka jego, Drogomira, była jeszcze poganką i całkowicie pogrążoną w bałwochwalstwie. Babką zaś jego była Ludmiła, za której staraniem chrześcijaństwo w kraju coraz głębsze zapuszczało korzenie, a brat jego Bolesław był ulubieńcem matki.
Poczciwa i bogobojna Ludmiła miłowała młodziuchnego Wacława, chłopczyka o niebieskich oczach i kędzierzawych włosach i starała się wychować go po chrześcijańsku jako przyszłego następcę tronu. Nie sprzeciwili się temu ani ojciec, ani matka pacholęcia, i powierzyli je Ludmile, która wraz z pobożnym i rozumnym kapłanem Pawłem obeznała Wacława z świętemi Tajemnicami wiary Chrystusowej i początkami nauk. Miękkie i dla wszego dobrego przystępne serce Wacława było żyzną rolą, wydającą obfity plon, a Ludmiła doczekała się niezadługo pociechy, że młody Wacław wyrósł na młodziana według serca i woli Bożej.
Nie doszedł jeszcze Wacław męskiego wieku, gdy go ojciec odumarł. Wrócisław mianował go swym następcą, a Ludmiłę zawiadowczynią państwa. Chciwa rządów Drogomira, zaślepiona w drugim synu Bolesławie, którego wychowała na bezbożnika, przywłaszczyła sobie przemocą zarząd kraju, aby później osadzić na tronie Bolesława. Dopóki żył mąż, musiała się taić ze swym wstrętem do chrześcijaństwa, ale po śmierci Wrócisława puściła cugle swej nienawiści. Z jej rozkazu zburzono wszystkie kościoły, a kapłanów porozpędzano na cztery wiatry. Nabożeństwa nie wolno było odprawiać i nie wolno było uczyć dzieci prawd Wiary świętej. Prawa wydane na korzyść chrześcijan poznoszono, chrześcijańscy urzędnicy musieli ustąpić swych posad pogańskim, oddanym duszą i ciałem Drogomirze, a wielu wiernych, obstających mężnie przy wierze Chrystusowej, poniosło śmierć męczeńską.
Ze łzą w oku patrzała bogobojna Ludmiła na te bezprawia. Aby im więc zapobiedz, namówiła młodego Wacława, aby pochwycił ster rządów. Skoro oświadczył, iż gotów jest przychylić się do jej żądania, oświadczyły się za nim stany krajowe, a naród cieszył się, iż się wydobędzie z pod jarzma Drogomiry.
Zawrzała w Drogomirze niepohamowana nienawiść i żądza zemsty przeciw Ludmile i Wacławowi. Pierwszą ofiarą jej mściwości paść miała Ludmiła, jako filar wiary chrześcijańskiej i wierna doradczyni Wacława. Przewidywała też Ludmiła śmierć sobie grożącą i miała o niej jak najdokładniejszą wiadomość. Przysposobiła się więc na nią, rozdzieliła swój majątek między ubóstwo, popłaciła służbie zasługi, a napomniawszy Wacława, aby bronił wiary chrześcijańskiej przeciw wrogom, przyjęła Sakramenta święte. Zdawszy się na wolę Boga i ufając w Jego pomoc, spokojnie na śmierć czekała.
Pewnego dnia stanęło w zamieszkanym przez nią pałacu dwóch pogańskich magnatów, wysłanych przez Drogomirę z rozkazem zamordowania Ludmiły. Ta przyjęła ich gościnnie, lubo wiedziała, po co przyszli. Gdy noc zapadła i wszyscy byli pogrążeni we śnie, wśliznęli się skrytobójcy do sypialni Ludmiły, aby rozkaz wykonać, lecz nie zastali jej, gdyż wyszła była na modlitwę do kaplicy pałacowej. Dostawszy się tam, natychmiast powalili staruszkę o ziemię i zadławili ją u stóp ołtarza, skręconą na powróz zasłoną. Stało się to roku Pańskiego 927, a Czesi czczą ją dotychczas jako Świętą.
Wacława ogarnęło przerażenie, gdy go doszła wiadomość o zamordowaniu babki, a boleść jego była tem większą, gdy się dowiedział, że własna jego matka jest sprawczynią skrytobójstwa. Przyjaciele namawiali go do zemsty i wydania wojny matce i bratu, którzy dzierżyli część kraju. Wacław jednak pozostawił odwet Panu Bogu i modlił się bezustannie o nawrócenie matki, którą szatan uwikłał w swe sidła.
Serce jego pałało miłością Boga i bliźnich. Wzorem jego był Zbawiciel, w Jego przeto ślady wstępował, Jego wielbił w Sakramencie Ołtarza, Jemu też oddawał cześć podczas Ofiary Mszy św. Własnemi rękoma siał on pszenicę, z której wyrabiano mąkę potrzebną do Hostyi Przenajświętszej. Własną ręką zbierał podczas żniw pokłosy i grona z winorośli, wyrabiając zeń chleb i wino używane do Ofiary Mszy świętej. O północy, często wśród najsroższych mrozów, wstawał z łoża i chadzał do kościołów, w których przechowywano w cyborium Przenajświętszy Sakrament, aby się pomodlić za siebie i za swych poddanych. Dusza jego płonęła tak mocno miłością Boga, że żar ten udzielał się jego ciału. Pewnej nocy szedł boso w towarzystwie sługi wśród ostrego mrozu do kościoła, a grube warstwy śniegu i lodu pokrywały ziemię. Wacław szedł szybkim krokiem, za nim postępował sługa drżący z przeziębienia i żalił się na ból w nogach, nie mogąc podążyć za panem z powodu głębokiego śniegu. Monarcha radził mu, ażeby wstępował w jego ślady. Sługa usłuchał namowy, a natychmiast stopy jego uczuły przyjemne ciepło i żwawo i chętnie począł kroczyć za swym panem. Cześć oddawana codziennie św. Sakramentowi natchnęła Wacława miłością biednych i chorych; ona też jest w wieńcu zasług jego najpiękniejszym listkiem. Sam wyszukiwał, odwiedzał i wspierał niemocą złożonych. Pewnej nocy zimową porą niósł na plecach wiązkę drew do chaty chorego. Noc była ciemna, zimno przejmujące, łatwo było zabłądzić. Towarzyszący księciu sługa bał się, wtem zajaśniała cudownie postać Świętego, a przy jej świetle doszli do chaty.
Wśród takich dzieł miłosierdzia nie zapominał o rządach. Przestrzegał prawa i sprawiedliwości, miał kapłanów w poszanowaniu, bronił poddanych od ucisku i gorliwie się starał o krzewienie między nimi cnoty i bojaźni Bożej. Pobożność monarchy była wielu magnatom solą w oku i kamieniem obrazy. Sąsiadujący z nim książę Radzisław uważał go za niedołęgę, powziął zamiar pozbawienia go korony i rządów i z licznem wojskiem wtargnął do Czech. Wacław zamiłowany w pokoju, wyprawił do niego posła i oświadczył, że gotów mu dać zadosyćuczynienie, jeśli go w czem obraził. Radzisław zażądał, aby się na jego korzyść zrzekł rządów. Wtedy dopiero pochwycił Wacław za oręż, gotów siłę odeprzeć siłą. Nie chcąc atoli wylewu krwi swych poddanych, zaproponował Radzisławowi rozstrzygnąć sprawę pojedynkiem. Radzisław pojedynek przyjął, mniemając, że słabego księcia łatwo pokona. W oznaczonej przeto godzinie stanęli obaj na placu boju. Radzisław od stóp do głowy okuty w żelazo z świetnym dzirytem w ręku. Wacław tylko z pancerzem, przysłaniającym pierś i plecy, aby przykryć włosienicę, którą nosił na gołem ciele; w dłoni zaś dzierżył tylko krótki miecz. Ufność, jaką pokładał w Bogu, starczyła mu na tarcz i pancerz i nie zawiodła go. Oba wojska były niemymi świadkami spotkania. Gdy Radzisław z dzirytem w ręku natarł całym pędem na swego przeciwnika, ten się przeżegnał, a z Niebios padł głos: „Stój!“ Obok Wacława stanęło dwóch Aniołów, a Radzisław runął w przestrachu na ziemię i błagał o darowanie życia. Wacław podał mu dłoń na znak zgody, podniósł go, wybaczył mu, nie pozbawiając go ziemi i poddanych. Tak wynagrodził Wacławowi Bóg jego zamiłowanie pokoju, a niezadługo potem jego pobożność.
Cesarz Otton I zwołał książąt rzeszy do Wormacyi; wszyscy się stawili prócz Wacława, przeto z niecierpliwością czekano na niego. Gdy się nie pokazywał, powstał szmer niezadowolenia i odezwały się głosy, aby go nie powitać, gdy przyjdzie i nie dopuścić do przynależnego mu miejsca. Wacław tymczasem poszedł był do kościoła na Mszę i modlił się gorąco, a po Mszy świętej udał się do sali sejmowej. Zamiast mu wziąć za złe jego niepunktualność i czynić wyrzuty, powstał cesarz, wyszedł na jego spotkanie i przyrzekł spełnić wszystkie jego żądania. Wacław zażądał tylko ramienia świętego Wita, którego zwłoki sprowadzono niedawno do Saksonii i kilka kosteczek św. Zygmunta, króla Burgundów. Zdziwiony skromnością jego cesarz, rzekł: „Świętości, których żądasz, otrzymasz ode mnie po mym powrocie z Saksonii, ale prócz tego daję ci tytuł królewski, zwalniam cię od daniny, jaką dotychczas składałeś i pozwalam ci umieścić na chorągwi orła cesarskiego.“
Zadowolony relikwiami Wacław nie przyjął tytułu królewskiego i kazał się nazywać tylko księciem. Do przyznania Wacławowi tych zaszczytów spowodowali cesarza dwaj Aniołowie, którzy razem z Wacławem weszli do sali i zaręczenie Biskupa Mogunckiego, który zeznał, że przy wejściu Wacława uczuł w sobie dreszcze radości, jakby patrzał na Świętego.
Wróciwszy Wacław do Czech, kazał wybudować okazały kościół i złożyć w nim relikwie świętego Wita i Zygmunta, jako też spuścić do grobu w kościele świętego Jerzego nieskażone ciało świętej Ludmiły.
Ponieważ w całem cesarstwie panował ogólny spokój, oddał się Wacław całkowicie modlitwie, rozpamiętywaniom i pokucie. Włosienicy nigdy nie składał, aby uchronić ciało od pokus nieczystych; w celu tym zachowywał też ścisłe posty. Im więcej rosła jego bogobojność, tem większa ogarnęła go wzgarda świata. Już nawet myślał o złożeniu korony i wstąpieniu do Zakonu Benedyktynów, gdy wtem zaszedł straszny wypadek, który uwieńczył skronie jego koroną niebieską.
Żyjąca przy bezbożnym synie Bolesławie Drogomira, czyhała na sposobność, aby popuścić cugle swej nienawiści przeciw Wacławowi. Sposobność ta nastręczyła się jej, gdy Wacław ujął się za kilku poddanymi, doznającymi strasznego ucisku od swych panów. Magnaci owi, urażeni jego pośrednictwem, spiknęli się z Drogomirą i Bolesławem na jego życie. Gdy tedy Bolesławowi urodził się syn, zaprosił Wacława do siebie, aby go pod pozorem przyjaźni zwabić i zgładzić. Domyślał się wprawdzie Święty grożącego mu niebezpieczeństwa, stojąc bowiem pewnego dnia z kilku przyjaciołmi przy oknie i patrząc na blizki dom, przeznaczony na przytułek dla księży, odezwał się, że dom ten po jego odjeździe stać będzie pustkami, szacunek jednak powinny bratu i matce spowodował go do przyjęcia zaproszenia i wybrania się w drogę. Przed wyjazdem wyspowiadał się i przyjął Komunię świętą. Stanąwszy w domu brata został przyjęty z radością; zastawiono wieczerzę, która przeciągnęła się późno w noc. Wacław, nie mający upodobania w takich biesiadach, wybrał się do poblizkiego kościoła na modlitwę. Spostrzegłszy to Drogomira, dała Bolesławowi znak, że już czas wykonać krwawy zamiar. Bolesław pobiegł z kilku siepaczami do świątyni, napadł na bezbronnego brata, przeszył go na wskroś dzidą, że krew obryzgała ściany, a Wacław padł nieżywy. Stało się to dnia 28 września roku Pańskiego 938.
Teraz miała Drogomira wolne pole do wywarcia zemsty na wyznawcach chrześcijaństwa i przyjaciołach Wacława. Kapłanów częścią wygnano, częścią wymordowano, a podobny los spotkał wiele osób świeckich. Bolesław sprawił wielką rzeź między przyjaciołmi brata i zakazał ich nawet chować. Mimo jednak srogości okrutnych zabójców wytrwała garstka wyznawców Chrystusa przy wierze. Jednego z pobożnych kapłanów powieszono na szubienicy. Wisiał na niej przeszło dwa lata i zachował twarz świeżą, jakby był żywym. Za to wszyscy mordercy Ludmiły i Wacława zginęli nędzną śmiercią, częścią sami się życia pozbawiając, częścią pomarli w szaleństwie. Pewnego razu przejeżdżała Drogomira obok szubienicy, na której wisiał powyżej wspomniany ksiądz. Wtem w poblizkiej kaplicy odezwał się dzwonek zwiastujący Podniesienie. Jeden ze sług, chrześcijanin, zeskoczył przeto z powozu i ukląkł, co widząc Drogomira, zaczęła kląć i miotać bluźnierstwa przeciw Bogu. Wtem rozwarła się pod nią ziemia i pochłonęła ją wraz z powozem i końmi, a służący ocalał. I Bolesława nie minęła zasłużona kara; Otton bowiem zalał swem wojskiem Czechy, aby pomścić śmierć Wacława. Pokonawszy Bolesława, zmusił go do płacenia rocznego haraczu i przywrócenia chrześcijaństwa w Czechach. Cuda, dziejące się dotychczas przy grobie Wacława, zmusiły Bolesława do umieszczenia zwłok brata w kościele św. Wita w Pradze. Chciał to uczynić pokryjomu i w nocy, tymczasem konie popędziły na samopas do stolicy czeskiej, a ciało Świętego, świeże i nietknięte, wśród ogromnego zbiegu ludu, spuszczone zostało do grobu. Mimo widocznych kar nie chciał Bolesław się nawrócić, za to syn jego, Bolesław II, był pobożnym i wiernym naśladowcą swego stryja.
Uczęszczanie na Mszę świętą jest jedną z najcelniejszych ozdób życia i charakteru świętego Wacława. Jeśli ten dostojny książę i monarcha przy swych tak licznych i ważnych zajęciach mógł sobie dać tyle czasu, aby pójść na Mszę, a czasem nawet służył księdzu do niej, jakże się wstydzić powinni ci, co to pod ladajaką wymówką albo wcale na niej w dzień powszedni nie bywają, albo też obojętnie i z roztargnieniem jej słuchają. Gdybyśmy choć w części przejęci byli tym duchem pobożności, jaką czuł w sobie święty Wacław, to wcale inaczej powinnibyśmy się zachować wobec tego najświętszego obrzędu Kościoła katolickiego i nie pożałowalibyśmy tej pół godziny czasu, aby być przytomnymi bezkrwawej Ofierze, którą Kościół święty odprawia na chwałę Boga, na podziękowanie Mu i na przejednanie Go za nasze nieprawości i grzechy. Strata tej pół godziny niczem nie jest wobec niezmiennych i niezliczonych korzyści i błogosławieństw, jakie na nas Bóg zlewa.
Cóż powodowało świętego Wacława do uczęszczania na Msze? Powodowała go do tego:
1) żywa wiara w obecność Boga w Sakramencie Ołtarza świętego;
2) miłość Boga, który zesłał Syna z Nieba, aby za nas cierpiał i umarł dla dobra naszego;
3) niezłomne przekonanie, że Bóg wysłucha modłów i prośb jego;
4) wdzięczność za łaski i hojne dary, którymi Bóg nas obsypuje.
Naśladujmy go w tym względzie i nie zaniechajmy z tych czterech powodów jak najczęściej być przytomni Ofierze bezkrwawej.
Boże, któryś świętego Wacława przez palmę męczeńską przeniósł z ziemskiego tronu do chwały niebieskiej, racz nas miłościwie za jego wstawieniem się od wszelkich przeciwności wybawić i w Niebie daj nam w jego społeczności wiecznego zbawienia zażywać. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 28-go września w Czechach uroczystość św. Wacława, Księcia i Męczennika, który po życiu pełnem świętobliwości i cudów zamordowany został w domu brata swego i tak dostąpił korony zwycięstwa. — W Rzymie męczeństwo św. Prywata; okryty wrzodami, uzdrowiony został przez Papieża Kallistusa i uwierzył w Chrystusa. Za to kazał go cesarz Aleksander biczować na śmierć kulkami ołowianemi. — Tamże uroczystość św. Stakteusa, Męczennika. — W Afryce śmierć męczeńska św. Marcyalisa, Wawrzyńca i 20 ich towarzyszów. — W Antyochii w Pirydyi męczeństwo św. Marka, Pasterza, braci jego Alfiusza, Aleksandra i Zozyma, potem św. Nikona, Neona, Heliodora i 30 żołnierzy, którzy wszyscy zawdzięczają nawrócenie swe cudom św. Marka i męczeni zostali na różny sposób. — Tego samego dnia śmierć męczeńska św. Maksyma za cesarza Decyusza. — W Tuluzie uroczystość św. Exuperyusza, Biskupa i Wyznawcy, męża niezwykle skąpego dla siebie, ale bardzo szczodrobliwego dla innych, jak donosi św. Hieronim w pamiątkowem sprawozdaniu. — W Genewie uroczystość św. Salomona, Biskupa i Wyznawcy. — W Brescyi uroczystość św. Sylwina, Biskupa. — Tegoż dnia uroczystość św. Eustochii, Dziewicy, córki świętej Pauli, która wychowana z innemi Dziewicami przy żłóbku Zbawiciela w bojaźni Bożej, zeszła wreszcie bogata w zasługi z tego świata. — W Niemczech uroczystość świętej Lioby, Dziewicy.
Święty Michał, Archanioł, jest według nauki Kościoła i tradycyi jednym niebieskich z siedmiu duchów, stojących u tronu Boga. Jest więc jednym z najcelniejszych sług i zwiastunów Najwyższego, któremu Bóg na zbawienie wybranych udzielił dziwnej mocy i powierzył ważne funkcye. Daniel Prorok, zowie go najprzedniejszym z książąt, a nawet „Księciem Żydów“, przez co chce powiedzieć, że jest Aniołem Stróżem narodu wybranego, który doznaje szczególnej miłości i opieki Boga i odznaczony został jego objawieniami i obietnicami. Dlatego też nazywa się „Wielkim Księciem“, odpowiadającym za synów ludu swojego i uchodzącym za jego opiekuna i obrońcę. Ponieważ miejsce synagogi zajął Kościół katolicki i Apostolski, ponieważ na mocy łaski uświęcającej i wiary w ukrzyżowanego Chrystusa, Pana i Zbawiciela naszego, zostaliśmy spadkobiercami starozakonnego ludu Izraelskiego, święty Michał jest i u nas przedmiotem osobliwszej czci jako Patron Kościoła św., panującego Papieża i wszystkich duszpasterzy, a z jego osobą wiąże się wiara, że kiedyś pokona Antychrysta. Wiarę tę wypowiada wraz z ludem kapłan przystępujący do Ofiary Mszy świętej, wyznając swe grzechy przed Bogiem wszechmogącym, Maryą Panną i św. Michałem, prosząc zarazem pokornie Najświętszą Pannę i świętego Michała o ich wstawienie się do Pana. Przy Offertoryum poświęca kapłan kadzidło temi słowy: „Za pośrednictwem świętego Michała, Archanioła, który stoi u prawicy ołtarza i wszystkich wybranych, niechaj Bóg raczy pobłogosławić to kadzidło i przyjąć je jako miłą wonność.“
Objawienie świętego Jana uważa świętego Michała jako potężnego księcia stref niebieskich i pełnego chwały szermierza sprawy Boskiej. Wielka powstała walka w Niebiesiech, wielka ze względu na strony wojujące, ich liczbę i wielką potęgę ze względu na sprawę, o którą chodziło. Po jednej stronie walczył Michał, jako chorąży i wielki hetman z zastępem Aniołów, po drugiej stał smok ze swymi aniołami. „I strącony został ów smok wielki, zwany dyabłem i szatanem, uwodziciel całego świata. Zrzucony został na ziemię, a z nim aniołowie jego.“[1] Bój ten i walka między złem i dobrem, między wyznawcami prawdy i dziećmi kłamstwa trwa dotychczas, a świat chrześcijański czci w świętym Michale i Aniołach jego swego obrońcę i orędownika. Stąd też zniesione w roku 1806 cesarstwo rzymskie i dawny stan rycerski, jako obrońcy i opiekunowie Królestwa Bożego na ziemi i Kościoła świętego przeciw wrogom tej świętej instytucyi, wybrali św. Michała za swego Patrona i szczególną mu cześć oddawali.
Apostoł św. Judasz Tadeusz wspomina w jednym ze swych listów walkę, jaką toczył z szatanem święty Michał o ciało Mojżesza[2]. Jako powód tej walki podają niektórzy starodawni teologowie tę okoliczność, że szatan chciał objąć w posiadanie zwłoki Mojżesza, którego Bóg tak pochował w krainie Moab, iż nikt nie mógł odnaleźć jego grobu. Pod pozorem więc, że wolno mu rościć sobie prawo do zwłok Mojżesza za zabicie Egipcyanina, dążył do ich pozyskania, a zarazem miał zamiar pokazać owe zwłoki Izraelitom i skusić ich do oddawania im czci Bogu przynależnej. Oparł się temu silnie święty Michał, gdyż zwłoki męża sprawiedliwego są własnością Boga, a tem samem chciał zapobiedz bezbożnemu ich nadużyciu. Na tem podaniu opiera się wiara chrześcijan, że święty Michał jest Patronem umierających w chwili konania i bierze ich pod szczególną opiekę. Takie też jest znaczenie słów modlitwy kościelnej: „Michałowi Archaniołowi, przewodnikowi zastępów anielskich, oddał Bóg dusze Świętych Swoich, aby ich wprowadził do Raju radości, gdyż Michał jest księciem Raju i wszystkich dusz, które do niego wejść mają.“ Chwalebnym przeto jest zwyczajem wyznawców chrześcijaństwa błaganie św. Michała o zgon szczęśliwy, a w modlitwach mszalnych jemu poleca Kościół katolicki dusze zmarłych, aby im towarzyszył do Królestwa światłości niebieskiej i czuwał nad ich grobami na ziemi. Ojciec Kościoła Hermas uczy, że święty Michał staje przy łożu śmierci tych, którzy w życiu zachowywali przykazania Boskie, a po śmierci wyznacza im miejsca, jakie mają zająć. Święty Bazyli i inni Ojcowie Kościoła zgadzają się na to zapatrywanie i dodają, że święty Michał waży dusze zmarłych. Malarze zaś i rzeźbiarze dodają w swych utworach szatana przyglądającego się złośliwie i chytrze temu ważeniu, gdyż pragnąłby on chętnie przeważyć szalę na swą stronę.
Podanie mówi, że chrześcijanie już w pierwszych wiekach stawiali św. Michałowi kościoły, kaplice i ołtarze, i że w tych świątyniach działy się niejednokrotnie cuda, o których wieść rozchodziła się po całym świecie chrześcijańskim.
Metafrast mówi, że już za czasów Apostołów pojawił się święty Michał w mieście Chronis we Frygii i źródłu tamtejszemu nadał siłę leczącą, która chorym przywracała zdrowie i tyle działała cudów, że miasto Lardicea i cała okolica przyjęła chrześcijaństwo. Z wdzięczności wzniesiono świętemu Michałowi wspaniały kościół, do którego mieszkańcy wschodnich krajów przez kilka wieków liczne odbywali pielgrzymki.
Gdy cesarz Konstanty budował nad Bosforem nową stolicę, wystawił także kościół św. Michała, o którym Sozomenus dziejopisarz opowiada: „Kościół ten zowią Michaelion, gdyż jest mniemanie powszechne, że w nim pojawia się wielki Archanioł. Że na tem miejscu wielkie dzieją się cuda, sam to poświadczyć mogę, gdyż w wielkim strapieniu i ucisku doznałem niespodziewanej pomocy. I inni doświadczyli rozmaitych dobrodziejstw; kto bowiem jest w niedoli i niebezpieczeństwie, kto nawiedzony chorobą tam się pomodli, tego Pan Bóg uwalnia od złego.“ Następnie opowiada, jak cudownie uleczony został adwokat Akwilin i lekarz Probian.
Z czasów papieża Gelazyusza świętego ukazał się święty Archanioł w roku 493 na górze Gargano w królestwie Neapolitańskiem. Wystawiono mu tam kościół, do którego odbywali pielgrzymki mieszkańcy całego Zachodu. Wielu z nich doświadczyło cudownego wysłuchania swych modłów.
W Rzymie srożyła się w roku 590 straszna zaraza. Papież św. Grzegorz Wielki polecił modły i odmawianie siedmiorakiej Litanii. Wierni podzieleni na siedm procesyi, wychodzili z siedmiu kościołów i zbierali się w Bazylice Najśw. Marii Panny Większej. Podczas nabożeństwa ukazał się ponad grobowcem cesarza Adryana Anioł, wsuwając miecz w pochwę, a Aniołem tym był podobno święty Michał. Pomnik Adryana nazwano odtąd „zamkiem Anioła“, a kościół miejscowy poświęcono czci świętego Michała Archanioła. Na cześć jego, jako hetmana zastępów niebieskich, odbywały się w Rzymie także w dniu 29 września uroczystości wojskowe, np. poświęcanie broni i chorągwi przez Papieża, parady i przeglądy wojska itp.
W Wieku X po Chr. pojawił się Archanioł w dyecezyi Avranches we Francyi i rozkazał na szczycie skały w Normandyi wystawić kościół i oddać go pod swą opiekę. Rozkaz jego wykonano i oddano kościół pod zarząd Benedyktynów, a miejsce to zasłynęło niedługo z licznych cudów i pielgrzymek.
Kościół katolicki wzywa pomocy świętego Michała przy umierających, on bowiem wyznaczony jest od Boga do tego, aby wiódł dusze chrześcijan przed Sąd Boży. Dla tych, którzy się w chwili zgonu oddają pod jego opiekę i proszą o jego orędownictwo, jest św. Michał dzielnym pomocnikiem. Dlatego też modli się Kościół przy łożu konającego: „Święty Michale, Archaniele, wspomagaj nas w walce, abyśmy na Sądzie Bożym nie poszli na zgubę.“ A w Mszy żałobnej: „Chorąży Michał święty niech zawiedzie dusze, Panie Jezu, do światła, któreś przyobiecał Abrahamowi i potomkom jego.“ Kto przeto pragnie w ostatniej godzinie doznać pomocy tego Archanioła, niech się wyrzeknie grzechu, szatana i jego pokus. Hasłem naszem niech będzie święte imię Michała, które znaczy: Któż jest, jak Bóg?“ Gdy nas szatan kusi do tego lub owego grzechu, gdy nas łudzi powabami świata, gdy podnieca w nas żądze cielesne i obiecuje nam wszystko, bylebyśmy wykroczyli przeciw temu lub owemu przykazaniu, wtedy odegnajmy go temi słowy: „Któż jest, jak Bóg?“ Znaczy to: „Któż tak dobry, jak Bóg? Kogo się należy tak obawiać, jak Boga? Któż nagradza tak, jak Bóg? Któż darzy większem szczęściem, jak Bóg? Komuż winniśmy większe posłuszeństwo, jak Bogu?“" Świat zginie, ciało zgnije, szatan jest kłamcą i oszustem, Bóg tylko i prawda jest wiekuistą. Co On przyrzekł, to się stanie; czem On zagroził, to nas nie minie. Miejmy to na pamięci w chwili pokusy. Gdy się tej zasady trzymać będziemy, w ostatniej chwili stanie przy łożu naszem Michał św. i nie dopuści, abyśmy się stali łupem szatana. On nam dopomoże do zwycięstwa, zawiedzie nas przed Sąd Boży, przeważy szalę jego na naszą korzyść i wyjedna nam u Boga litość i miłosierdzie.
Boże, który uwielbioną wolą Swoją przeznaczyłeś ludziom pracę, a Aniołom opiekę nad nami, spraw miłościwie, niech ci, co w Niebie tron Twój otaczają, ochraniają nas na ziemi. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem świętym żyje i króluje, po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 29-go września przy górze Gargano pamiątka św. Archanioła Michała, na którego cześć poświęcono tamże niepozorny, ale wielu cudami daleko sławny kościółek. — W Tracyi męczeństwo św. Eutychiusza, Plauta i Herakleasa. — W Persyi śmierć męczeńska świętej Gudelii; ponieważ usiłowaniami swemi nawróciła wielu do chrześcijaństwa, wzbraniając się jednak sama modłów do słońca i ognia, została za króla Sapora dręczona różnymi sposobami, poczem zdarto jej skórę z głowy, a wreszcie przygwożdżono do pala drewnianego. Tak zyskała sobie prawo chwały wiecznej w Niebie. — Tamże pamiątka świętego Dadasa, Męczennika, krewnego króla Sapora, małżonki jego imieniem Kasdoa i syna ich Gabdelasa, pozbawionych najpierw wszelkich honorów i zaszczytów, a potem wielu mękami porozdzieranych i po długiem więzieniu ściętych mieczem. — W Armenii pamiątka św. Rypsymy, Męczenniczki i Dziewicy z towarzyszkami za króla Tiridatesa. — W Auxerre uroczystość św. Fraterna, Biskupa i Męczennika. — W Pontecorvo pod Akwinem uroczystość św. Grimoalda, Kapłana i Wyznawcy. — W Palestynie pamiątka św. Kwiryaka, Pustelnika.
Hieronim, jeden z najuczeńszych i najzdolniejszych Ojców Kościoła, urodził się w roku 331 w Sydonie, miasteczku południowo-zachodnich Węgier, z rodziców bogatych, którzy go wprawdzie wychowywali po chrześcijańsku, ale mimo to chrzest jego odkładali od roku do roku. Żywy i ciekawy chłopczyk wyuczywszy się w kraju rodzinnym początków nauk, posłany został do Rzymu, aby uzupełnić swe wykształcenie. Tam oddał się z jak największym zapałem studyom klasycznych autorów i mówców, obeznał się z matematyką i filozofią i zebrał ze znacznym kosztem i mozołem niemałą bibliotekę. Jako nieochrzconemu nie wolno było uczestniczyć w katolickiem nabożeństwie; mimo to modlił się co Niedzielę nad grobami Apostołów i w katakombach świętych Męczenników.
Wpływ jednakże pogańskich dzieł i nauczycieli tak potężnie na niego podziałał, że przeważyła w nim pycha i pokusy zmysłowości; puścił się więc na ślizgą drogę i — upadł. Przejęty żalem i skruchą, pisał później: „Wynoszę czystość pod Niebiosa, ale nie dlatego, iżbym ją posiadał, lecz dlatego, że dziwię się, iż jej nie posiadam. Chwalić w innych to, czego nam brak, jest szczerem, ale zawstydzającem zeznaniem. Jestem synem marnotrawnym, który zmarnował ojcowiznę. Niestety, jeszcze się nie upokorzyłem przed Ojcem przedwiecznym, jeszcze nie zacząłem odganiać od siebie pokus i ponęt zmysłowych rozkoszy.“
Po ukończeniu nauk zwiedzał sale sądowe, aby słuchać mów adwokatów; wkrótce jednakże przesycił się widokiem występujących przed kratkami zdrożności i nędzy i wyjechał z Rzymu, aby poznać najsłynniejszych mędrców Gallii i słuchać ich wykładów. Dłuższy czas zabawił w Trewirze; tu powziął stanowczy zamiar poświęcenia się Bogu, począł grzechy popełnione odpokutowywać kaźnią ciała, zatapiać się w Piśmie św. i pośpieszył do Rzymu, aby przyjąć Chrzest święty. Jadąc przez Grecyę, zatrzymał się w Akwilei, dostał się w grono znamienitych i świętobliwych mężów, którzy się wzajemnie zachęcali do pobożności i nauki i zawarł „z tym chórem Aniołów“ jak najściślejszą przyjaźń. Niezadługo jednak musiał się z nimi rozstać; ogłosiwszy bowiem dziełko, piętnujące okrucieństwo wyższego urzędnika, który wydał niesprawiedliwy wyrok śmierci, naraził się na jego prześladowanie i musiał uciekać. Wsiadłszy tedy na okręt, zabrał ze sobą trzech przyjaciół i księgi, wylądował w Tracyi, przeszedł Azyę Mniejszą, a dotarłszy do syryjskiej Antyochii, popadł w chorobę i stracił przez śmierć obydwóch najlepszych przyjaciół, których nazywał „swemi oczyma“.
Tu zabawił lat dwa, chodził na naukę do Apolinarego, Biskupa Laodycejskiego, słynnego znawcy Pisma świętego, który później smutną jako kacerz odegrał rolę i zawarł znajomość z innymi uczonymi. Następnie zatopił się w studyach naukowych i pracował bezustannie dzień i noc aż do znużenia, dopóki mu Bóg nie wskazał innej drogi. Miał bowiem sen, który na długi czas stłumił odzywający się w nim pociąg do pogańskich autorów. Śniło mu się, że stoi przed Sądem Bożym. Na pytanie: „Kim jesteś?“ odpowiedział: „Chrześcijaninem jestem.“ „Kłamiesz — rzekł Pan — jesteś wielbicielem Cycerona. Gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje.“ Potem odebrał tak srogie plagi, że wybuchnął płaczem i błagał o litość. Gdy się obudził, miał oczy zapłakane a ciało sińcami okryte.
Po owem widzeniu udał się do pustyni Chalcis, zamieszkanej przez cnotliwych zakonników, gdzie oddał się pokucie, zatopił się w Piśmie świętym i począł się uczyć języka hebrajskiego. Codziennie opłakiwał swe grzechy, mieszkając w ciasnej celi i leżąc na twardej podłodze. Oblicze i ciało jego wychudło od ścisłego postu, gdyż uważał sobie za wielki zbytek jeść coś gotowanego, a zarabiał sobie na utrzymanie wyrabianiem koszyków i pracą w ogrodzie. Mimo to nawiedzały go różne pokusy, stawiając mu przed oczy grzechy dawniej popełnione, rozwiozłe życie po ulicach, teatrach i łaźniach rzymskich. Często się użalał w ten sposób: „Nie znajdując nigdzie pomocy i spokoju, rzucałem się do stóp Jezusa, oblewałem je łzami, ocierałem je włosami i umartwiałem krnąbrne i nieposłuszne ciało długotrwałym postem. Niejednokrotnie krzyczałem dzień i noc i ustawicznie uderzałem się w pierś, póki na rozkaz Pana nie wróciła spokojność. Unikałem nawet swej celi, która była świadkiem myśli moich. Rozgniewany tedy na siebie, puszczałem się w głąb pustyni. Dostawszy się w wąwóz lub do jaskini, znów się modliłem i chłostałem ciało, póki burza nie minęła. Bóg jest mym świadkiem, że często po wylaniu strumieni łez, wznosząc oczy ku Niebu, mniemałem, iż jestem przeniesiony między zastępy Aniołów i uniesiony radością, poczynałem śpiewać.“
Około tego czasu powstała w kościele Antyochijskim groźna schizma. Czterech Biskupów, częścią kacerskich, częścią prawowiernych zaczęło się ubiegać o godność Patryarchy, a Zakony zaczęły się mieszać w tę sprawę. Sława Hieronima była tak rozgłoszoną, iż nalegano nań, aby wydał wyrok rozstrzygający. Hieronim przybył więc do Antyochii, ale oświadczył, iż rzecz należy przedłożyć prawowitemu Sędziemu, tj. Papieżowi Damazemu. W roku 379 odebrał święcenia kapłańskie i udał się do Konstantynopola, aby słuchać wykładów tamtejszego Patryarchy i słynnego teologa Grzegorza Nazyanzeńskiego, a zarazem wydoskonalić się w języku greckim i filozofii, lecz już w roku 381 powołał go Papież Damazy do Rzymu, aby użyć jego nauki i pióra na dobro Kościoła, a tem samem czyniąc go swym sekretarzem.
Wszechstronna nauka Hieronima, świętobliwe życie, jakie wiódł w celi klasztornej, przekonywająca wymowa, zjednały mu w Rzymie tak głośne uwielbienie, że wielu widziało w nim następcę sędziwego Damazego. Świadkami jego mądrości i rozległej wiedzy, z jaką tłómaczył i objaśniał słuchaczom Pismo święte i zalecał życie świętobliwe, jest dwanaście pań i dziewic najwyższej szlachty rzymskiej: Marcella, Paula, Blezilla, Eustochium, Azella, Lea, Pryncypia, Melania, Felicitas, Marcellina, Fabiola i Felicyana, które Kościół czci jako Święte. Najdobitniejszym zaś dowodem wymowy, z jaką ustnie i piśmiennie bezwzględnie gromił chciwość, próżność i zamiłowanie wygód u księży i ludu, jest zawziętość i nienawiść jego nieprzyjaciół, którzy oszczerstwem i lżeniem walczyli przeciw zasłużonemu mężowi.
Po śmierci Papieża, która nastąpiła roku Pańskiego 385, zatęsknił Hieronim za cichą samotnością i udał się w towarzystwie kilku przyjaciół do Ziemi świętej. Tam zwiedził nasamprzód wszystkie miejscowości, o których wspominają dzieje święte, aby je dokładnie obejrzeć i tym sposobem dokładniejszego nabrać wyobrażenia o wypadkach w Ewangelii opowiedzianych, potem zamieszkał w Betleem małą chatkę, później osiadł w nowo zbudowanym klasztorze i oddał się modlitwom i naukom. Owoce pracy jego były nadzwyczaj błogie i obfite; prztłómaczył bowiem Pismo święte Starego Zakonu z języka hebrajskiego na łacinę, dokonał ulepszenia i tłómaczenia tekstu Nowego Testamentu. Wydane przez niego Pismo święte wywołało jak najżywsze zajęcie całego świata katolickiego; ze wszech stron udawali się do niego listownie mężowie uczeni z zapytaniami, na które wszystkim odpowiadał. Pismo święte przez niego wydane nazwano „Vulgatą“, czyli wszędzie rozpowszechnionem. Sobór Trydencki zadekretował, że jego wydanie Pisma świętego ma stanowić podstawę publicznych odczytów i wykładów. Oprócz tej olbrzymiej pracy ogłosił nieocenione objaśnienia całego Pisma świętego, z których wielka ilość zawarta jest w brewiarzu, nadto wydał wiele pism polemicznych (sporu naukowego) przeciw kacerzom Jowinianowi i Pelagiuszowi, jako też przeciw długoletniemu przyjacielowi Rufinowi. „Wrogowie Kościoła — mawiał — są i mymi wrogami; pies szczeka w służbie swego pana; czemużbym ja nie miał przemawiać w obronie swego Boga? Umierać mogę, milczeć nie umiem.“
Wszyscy kacerze bali się jego gromkiej mowy i niezłomnej siły ducha, wszyscy prawowierni okazywali mu wdzięczną cześć i uwielbienie. Liczył już lat 85 żywota, gdy szajka kacerzy zapaliła klasztor przez niego zamieszkany, tak że ledwo uszedł z życiem. Po pożarze wrócił do zgliszcz klasztornych, aby tam oddać się dalszym zajęciom piśmiennym.
Obok niestrudzonej pracy autorskiej nie zaniechał ćwiczeń i pokuty, postów, nocnego czuwania, codziennych rozpamiętywań o czterech rzeczach ostatecznych i nie zaniedbywał czci Najśw. Maryi Panny. „Czy śpię, czy czuwam — mówi w swych pismach — ciągle brzmi mi w uszach trąba Archanioła: „Wstawajcie umarli i stawajcie przed Sądem Bożym.“
Po krótkiej chorobie zasnął snem wiecznym dziewięćdziesięcioletni starzec dnia 30 września roku 419. Zwłoki jego święte przeniesiono do Rzymu i umieszczono w kościele „Najświętszej Maryi Panny Większej.“ Bodaj bowiem który z Świętych Pańskich bronił tak zwycięsko czystości wiary i niepokalanego dziewictwa Matki Boskiej, jak Hieronim święty.
Paulę Matronę po śmierci jej córki Blezylli pociesza św. Hieronim w następnym liście: „Cóż poczynam? Mam osuszyć łzy matki, a sam płaczę. Ze smutkiem przyznaję, że cały list ten jest łzami pisany. Wszakże i Pan Jezus opłakiwał Łazarza, ponieważ go miłował. Nie wielkić to prawda pocieszyciel, co nie umie powstrzymać swych westchnień, co może tylko bełkotać słowa łzami przerywane. Powołuję się, droga Paulo, na świadectwo Pana Jezusa, w którego orszaku Paula obecnie bawi, powołuję się na świadectwo Aniołów świętych, którzy ją przyjęli do swego grona, że cierpię porówno z Tobą, jako duchowny ojciec i wychowawca Twej córki. Ale czemu zasmuca nas śmierć drogich osób? Przecież na to się nie rodzimy, aby tu wiecznie pozostać. Abraham, Mojżesz, Piotr, Jan, Paweł, nawet Syn Boży umarł; a my się gniewamy, gdy się rozstaje czyjaś dusza z ciałem. Może ta dusza drogiej nam osoby dlatego ulatuje z ciała, „aby jej nie skaziła złość.“
Tego tylko zmarłego żałować należy, na którego czyha piekło i na którego ukaranie czeka ogień wiekuisty. Wszyscy będący witani po śmierci przez zastęp Aniołów, na których spotkanie idzie Pan Jezus, powinni się raczej smucić, że jeszcze muszą przebywać w namiocie śmierci, smucić ze względu na to, że dopóki tu na ziemi bawią, są dalecy od Boga. Tak jest, ubolewać powinni. „Ach, mnie, że się mieszkanie moje przedłuża; mieszkałem z obywatelami Cedar, długo przebywała dusza moja.“ (Ps. 119, 5). Jeśli więc Cedar znaczy ciemność, a świat ten jest ciemnością, gdyż światło w niej świeci, ale ciemności światła nie rozumieją, wtedy winszujmy Blezylli, która weszła z ciemności do światła i w pierwszym zapale wiary otrzymała wieniec doskonałości. Gdyby śmierć była ją rychlej porwała, gdy jeszcze miłowała świat i marzyła o jego rozkoszach, wtedy strumienie łez nie byłyby starczyły na pożałowanie jej. Teraz, gdy za sprawą miłosierdzia Bożego przed czterema miesiącami obmyła się zapomocą ślubów jakby Chrztem drugim, a potem pogardzając światem, żyła jakby w klasztorze, czyż cię nie przejmuje obawa, aby cię Zbawiciel za twój żal nie zganił, mówiąc: „Paulo, czy się gniewasz, że córka twoja stała się Moją córką? Gniewasz się i obrażasz Mnie grzesznemi łzami, że teraz mam ją u Siebie? Wszakże wiesz, jak jestem usposobiony względem ciebie i twoich. Wstrzymujesz się od jadła, nie z zamiłowania postu, lecz ze strapienia; ale takiej wstrzemięźliwości nie lubię, taki post jest Mi wstrętnym. Takimi Męczennikami niech się pochlubi mądrość światowa. Moje oko spoczywa z upodobaniem na pokornych i łagodnych, którzy z uwielbieniem drżą przed słowami Memi. Czyż taki jest owoc życia twego klasztornego, jaki Mi obiecywałaś? Czyż cię mam uważać za świętszą i pobożniejszą tylko z powodu odzieży, którą się różnisz od innych niewiast? Duch twój zasmucony pochodzi jeszcze z czasów, gdzieś nosiła jedwabne szaty; trapisz się, unikasz Mnie, surowego Sędziego, jak gdybyś z Mych rąk wymknąć się zdołała! Jeśli szczerze wierzysz, że twa córka żyje, nie skarż się, że przeszła do życia lepszego. Taka jest wola Moja, którą objawiłem przez Swych Apostołów, że śmierć krewnych i powinowatych nie powinna was zasmucić, jak pogan.“
Boże, któryś Kościół Twój święty dla wykładu Pisma świętego w Wyznawcy Hieronimie, wielkim mistrzem obdarzyć raczył, spraw, prosimy, abyśmy wsparci jego zasługami, to co on słowem i czynem nauczał, za pomocą Twoją spełniać potrafili. Amen.
∗ ∗
∗ |
Dnia 30-go września w Betleem złożenie zwłok św. Hieronima, Kapłana i Nauczyciela Kościoła. Wyposażony wszelką uczonością swoich czasów i gorliwy naśladowca najzawołańszych ascetów, zwalczał i pokonywał mieczem uczoności swej wiele herezyi. Wreszcie zmarł w wielce podeszłym wieku i spoczął przy żłóbku Zbawiciela; ciało jego przeniesione zostało później do Rzymu i pogrzebane w Bazylice Santa Maria Maggiore. — Tegoż dnia męczeństwo świętego Leopolda, pierwszorzędnego urzędnika odstępczego cesarza Juliana; w Rzymie ucięto mu głowę; święte ciało jego dostało się później do Akwizgranu. — W Solothurn w Szwajcaryi śmierć męczeńska św. Wiktora i Ursusa z chwalebnej legii Tebańskiej. Najpierw poddano ich za cesarza Maksymiana różnym okrutnym męczarniom, ale za Bożą pomocą zostali znowu uwolnieni, gdyż światło niebieskie zabłysło ponad nimi, a kaci upadli na ziemię. Potem wrzucono ich w ogień, pozostali jednak znowu nienaruszeni; wreszcie padły głowy ich pod mieczem. — W Piacency pamiątka św. Antonina, Męczennika z tego samego legionu. — Tegoż dnia pamiątka św. Grzegorza, Biskupa Armenii Większej, który po wielu mękach wycierpianych za Dyoklecyana, zakończył życie w pokoju. — W Kanterbury w Anglii uroczystość św. Honoryusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Rzymie dzień zgonu św. Franciszka Borgiasza z Towarzystwa Jezusowego, którego uroczystość obchodzi się 10-go października. — Tamże uroczystość św. Zofii, Wdowy, matki świętych Dziewic: Wiary, Nadziei i Miłości.