Historja chłopów polskich w zarysie/Tom II/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom II. W Polsce podległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1928
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

V.
Księstwo Warszawskie, jego statut i dekret. Chłop wolny i równouprawniony bez ziemi. Ówczesny stan gospodarstw folwarcznych. Wędrówki poddanych. Bezwład szlachty. Projekt Surowieckiego. Rozprawy w publicystyce. Odpowiedzi na kwestjonarjusz. Rola żydów. Rząd.

Niewiele czynów politycznych Napoleona I scharakteryzowało lepiej jego samowolną i samowładczą naturę, niż utworzenie Księstwa Warszawskiego. Wielki ten wódz nie był geniuszem twórczym. We wszystkich jego wojnach i przeróbkach Europy trudno dopatrzeć jakiegoś stałego i daleko sięgającego planu, jakiegoś innego celu po za rozgramianiem państw starych i tworzeniem nowych, które dogadzały jego przedsięwzięciom wojennym i pragnieniu stwierdzenia swej potęgi. Miał on w sobie coś z orkanu, coś z wielkiej burzycielskiej, ale bezmyślnej mocy. Wieść z za kulis dyplomatycznych wydobyta, że dla okazania rycerskiej grzeczności pięknej kobiecie, królowej pruskiej Ludwice, ofiarował jej Śląsk, jak bukiet kwiatów, ma w sobie wiele prawdopodobieństwa. Pokonawszy przeciwnika, lubił popisywać się przed upokorzonym swą wszechmocną wspaniałomyślnością, a że przytem popełnił gwałt i skrzywdził jakiś naród, to nie miało żadnej wagi dla jego woli. Dbał tylko o to, ażeby go uważano za półboga, który co zechce, zniszczy lub stworzy.
Z tej jego żołnierskiej pychy powstało Księstwo Warszawskie. Rozbiwszy wojska rosyjskie i pruskie, na spotkaniu w Tylży darował Aleksandrowi jeden kawał ziemi polskiej, Fryderykowi Wilhelmowi pruskiemu — drugi, a Fryderykowi Augustowi saskiemu — trzeci, pod tytułem, w którym z uprzejmości dla cara rosyjskiego nazwę «polskie» zastąpił «warszawskiem» a nawet z aktów traktatu usunął wyrazy: «polski» i «Polacy».
Pomimo że to państewko, zlepione z trzeciego i części drugiego zaboru pruskiego, a następnie części austrjackiego było brutalnie obrąbanem ciałem dawnej Polski, miało ono wartość dla jej istnienia politycznego, bo ratowało jej życie od zagłady i wprowadziło do niego pewien odżywczy zaczyn, który wywołał dobroczynne skutki. Ułożona bowiem naprędce konstytucja Księstwa zawierała artykuł, który dla chłopów polskich był pierwszem w ich historji hasłem wolności a który głosił: «Niewola zniesiona. Wszyscy obywatele są równi wobec prawa. Stan osób pozostaje pod opieką trybunałów». Pomińmy pierwsze zdanie, które pobudziło do protestu wielu pisarzów, twierdzących, że Napoleon niepotrzebnie znosił niewolę której wówczas nie było[1], a zapominających, że resztki jej istniały jeszcze nawet w zaborach; ważniejszem jest zdanie drugie. Aż do roku ogłoszenia konstytucji (1807) nigdy chłopi polscy nie byli zrównani wobec prawa z innemi klasami społecznemi. Chociaż to zdjęcie z nich niewoli i upośledzenia prawnego trwało krótko i zanikło pod działaniem czynników ekonomicznych, pozostawiło w historji i tradycji ludowej pamiątkę faktu, że oni po długiem ujarzmieniu otrzymali od cesarza francuskiego wolność i prawa obywatelskie, których dotąd nie posiadali. Wspomnienie to jednak wiązało się ze zbyt krótkotrwałą i nieustaloną zmianą stosunków, ażeby mogło sięgnąć swym wpływem daleko i zaszczepić w duszy chłopa uczucia i pobudki buntu. Zatarło się ono tem łatwiej, że z dwu przedmiotów które on ceni najwyżej — wolności i ziemi, darowano mu mniej dla niego wartą — wolność, a nie dano ziemi. Uzupełniając konstytucję w tym punkcie, Fryderyk August wydał dekret, który głosił:
«Każdy rolnik, włościanin lub wyrobnik, niemający już poprzednio dobrowolnym układem całkowicie przyznanego lub tylko na pewien czas udzielonego prawa własności, może opuścić miejsce, w którem dotąd pozostawał i przenieść się w obrębie Ks. Warszawskiego tam, gdzie mu się podoba.
Winien jednak opowiedzieć się wprzódy dziedzicowi, który nie jest mocen go zatrzymać, tudzież zwierzchności administracyjnej.
Zapewnia się włościanom z wyrobku żyjącym, którzy pragną pozostać w miejscu dotychczasowego pobytu, zupełną wolność przemieszkania w niem do roku, byleby odbywali też same powinności, którym dotychczas podlegali.
Rolnik wyprowadzający się ze wsi, w której dotąd pozostawał, winien oddać dziedzicowi załogę i zasiewy. W żadnym jednak wypadku dziedzic zatrzymać go nie może a wszelkich innych pretensji ma dochodzić sądownie».
Dalsze stosunki pańsko-chłopskie pozostawiono dobrowolnym umowom stron na warunkach dzierżawy. Zastrzeżono jednak, ażeby władza sądowa baczyła, czy strony mają prawo do zawierania takich umów oraz czy taka umowa jest dobrowolna, zawarta nie z bojaźni, przymusu lub podstępu[2].
Jak konstytucja Księstwa i dopełniający ją dekret jego monarchy, tak również raport deputacji wyznaczonej przez Radę Stanu (1810 r.) dla zbadania koniecznych reform, wypłynął prawdopodobnie co do chłopów z obcego natchnienia. Twierdził on, że na przeszkodzie do «wzrostu krajowego» stoi głównie «brak właścicieli w klasie więcej zapewne niż połowę gruntu rolnego posiadającej». Zalecał regulację gruntów tego rodzaju, jako wstęp do nadania włościanom własności osad oraz oznaczenia minimum, do jakiego ziemie tych gospodarstw mogły być dzielone[3]. Jednocześnie starano się ukrócić samowolę i chciwość dzierżawców dóbr narodowych, zalecając im dekretem książęcym z r. 1808, ażeby wspomagali włościan zwłaszcza zbożem, a dekretem z r. 1812, ażeby z kandydatów do dzierżaw wybierano ludzi dobrze obchodzących się z ludem, chętnych do udzielania mu potrzebnych wiadomości[4].
Minister sprawiedliwości Łubieński wydał (1808) instrukcję dla notarjuszów ze wzorami kontraktów, polecającą wymieniać w nich szczegółowo wszystkie powinności włościan, które miały być ściśle oznaczonemi i nienaruszalnemi warunkami stosunku dzierżawnego. — Wszystkie te jednak ustawy, dekrety i instrukcje nie usunęły i nie złagodziły ujemnego ich skutku — odcięcia chłopów od ziemi, wielkiej ich krzywdy. Dowodnie i umiejętnie przedstawia ten skutek i tę krzywdę W. Grabski. «Do czasów Księstwa Warszawskiego nabyli oni w pewnym stopniu prawo do gruntu, jeśli nieprzyznane drogą prawodawczą, to drogą ustalenia się pewnych pojęć zwyczajowych. Wraz z wprowadzeniem ducha swobody i światła Zachodu spełniono u nas ostateczny akt wywłaszczenia włościan, zakończający na razie długoletni ponury proces dziejowy... Za wolność przenoszenia się z miejsca na miejsce, którą otrzymał chłop, przyznano szlachcicowi tytuł prawny nieograniczonej własności ziemi, posiadanej przez chłopa». Artykuł dekretu, pozwalający włościanom, spełniającym swoje powinności, pozostać w miejscu dotychczasowem «do roku», zawierał wniosek, że po tym terminie pan ziemi może zrobić z nimi, co mu się podoba, a więc również pozbawić ich gruntu. Utwierdzał go w tej samowoli wprowadzony do Księstwa kodeks francuski. «Uznawał on bowiem — mówi W. Grabski — z jednej strony umowy za prawne, o ile były zawarte na określony przeciąg czasu, z drugiej uważał wszelką umowę o korzystanie z cudzej własności za dzierżawę, którą opłacać można bądź pieniądzmi, bądź częścią plonu, lecz nigdy odrobkiem pracy. Wskutek tego cały stosunek pańszczyźniany stanął odrazu po za prawem... Fikcja swobodnej umowy dawała właścicielowi ziemi zupełną przewagę w nakładaniu warunków, przyznała panom to, co stanowiło cel ich wiekowych usiłowań — pełną własność wszystkich gruntów wiejskich»[5]. To też gdy ochłonęli z przestrachu, spowodowanego nadaniem chłopom swobody osobistej, zaczęli obciążać ich takiemi powinnościami, jakie im dawniej nakładali. Współczesny badacz niemiecki F. Grevenitz, którego książkę przetłomaczono (Włościanin w Polsce, 1818) wykazywał, że wolność nadana chłopom była «wolnością ptaka, który, gdy się rzuca na niego kamykami, przelatuje z jednego dachu na drugi». Radził więc: «Jeżeli wsie w Polsce mają przybrać postać ludzką, jeżeli mają się zjawić parkany, ogrody, trawy pożywne, kanały itd., temu, ktoby podobne ulepszenia pracą rąk swoich i w pocie czoła przedsięwziął i uskutecznił, ich własność dla żony i potomków powinna być zabezpieczona opieką prawną rządu; inaczej Polska w porównaniu z sąsiadami wydawać się będzie wieczną pustynią». Musi ona mieć żołnierzy. «Gdzie jednak życie jest narażone, tam wprzódy powinno być pozyskane życie warte tej ofiary. Człowiek, który nie ma własnego zakątka, nie ma też kraju, nie ma ojczyzny... Każdy sąsiad, który włościaninowi ukazuje pewną nadzieję lepszego bytu, podbił już kraj a przynajmniej umysły». Co warta jednoroczna dzierżawa, ilustruje Grevenitz przykładem z własnego doświadczenia. Jego włościaninowi (w Poznańskiem) zawaliła się stodoła. Po upływie dni pracy brakło tylko siedmiu kołków i trochę otynkowania. Gdy wyrzucał chłopu, że tak małej roboty nie wykonał dla własnego użytku, ten odpowiedział: «A czy ja po roku tu zostanę?» Można było widzieć całe wsie z zawalonemi dachami.
Również współczesny historyk Księstwa Warszawskiego, F. Skarbek[6] powiada: «Co sobie wyobrażał chłop polski pod tą tak nagle nadaną mu wolnością? Oto naprzód oddanie mu darmo tej roli, którą uprawiał, do wolnego użytkowania, bez obowiązku płacenia za nią czynszu, przyznanie mu na własność dobytku, zasiewów i sprzętów, przez pana jako zasługę mu danych, i wolność przenoszenia się ze wsi rodzinnych i szukania siedzib, gdzie się komu podobać będzie. Lecz jakże zawiedzione zostały nadzieje ludu rolniczego, gdy mu powiedziano, że ziemia, chałupy i załogi zostają własnością panów, że chcąc korzystać z nich, trzeba zawierać umowy z panami i płacić czynsz za ich użytkowanie, albo umówioną odrabiać pańszczyznę, że jednak wolno każdemu opuścić wioskę i pana według upodobania, zostawiwszy na gruncie zasiewy i załogi do gospodarstwa przynależne. Omyleni w oczekiwaniu swojem nie mogąc ani uzyskać na własność, ani użytkować bezpłatnie z gruntów i siedzib swoich, chwycili się chłopi jedynego sposobu korzystania z nadanej im wolności: zaczęli porzucać dawne siedziby, gospodarstwo i panów swoich w nadziei, że potrafią utrzymać się z mniej mozolnego wyrobku, albo że gdzieindziej dostaną role pod mniej uciążliwymi warunkami, a najczęściej bez żadnej rachuby, jedynie dlatego, ażeby użyli nadanej im wolności, nie przewidując nawet, jaki ich dalszy los będzie». — Minister Badeni zawarł całą treść konstytucji odnośnie do włościan w krótkiej i trafnej uwadze: «Konstytucja ściągnęła chłopom z nóg kajdany, ale z kajdanami buty». Gdy im wrócono buty, wrócono wraz nimi kajdany, które były do nich mocno przytwierdzone i odłączyć się nie dały[7].
Wrażliwość ogółu, wyczerpana wstrząsającemi zwycięstwami Napoleona, z któremi wiązano nadzieję wskrzeszenia Polski, nie zdołała natychmiast odczuć całej mocy uderzenia nowego prawa w stary budynek stosunków pańsko-chłopskich, który pomimo częściowych przeróbek pozostał jeszcze poddańczo-pańszczyźnianym. Było ono jednak zbyt silnem i burzącem, ażeby nie odbiło się wrażeniem i nie wywołało ruchu w życiu i opinji społeczeństwa. Zależnie od sfery interesów i kierunku pragnień przyjęto ustawę konstytucji dotyczącą chłopów bądź z zachwytem i uznaniem, bądź z wątpliwością i tajoną urazą. «Niech kto, jak chce — prawił w kazaniu ks. T. Michalski[8] — wielbi ludzkość panów polskich, niech dowodzi słodyczy i swobody rolników, będących pod nieograniczoną władzą dziedzica i ja z tego miejsca prawdy nie mogę inaczej wyznać, tylko że los ich był najsmutniejszy, że ta istota odarta z wszelkich praw była łupem interesu i pastwą wszech pasji pana». Zwracając się do szlachty mówił: «Nie korzystajcie z ich ubóstwa i nędzy. Nie wyciągajcie z nich wiele. Uprzedziło was prawo w nadaniu wolności, nagródzcie to ludzkością i dobroczynnością. Ułatwijcie im nabycie własności gruntowej. Robiąc ich szczęśliwymi, zrobicie szczęśliwą ojczyznę, zrobicie szczęśliwymi samych siebie». A do chłopów: «Zrobiono was ludźmi, od was zależy stać się obywatelami. Pracujcie dla nabycia własności. Przywiązujcie się do tej ziemi, która była dawniej więzieniem waszem, dziś staje się dla was ojczyzną i matką. Starajcie się o jej szczęśliwość. Niczego nie oszczędzajcie dla niej». Tego i temu podobnych głosów po siedmiu latach umilkły nawet echa wraz z przebrzmieniem strzałów ostatniej bitwy Napoleona.
Jak wyglądały warsztaty pracy rolnej w chwili ogłoszenia chłopom wolności? Szczegółowo kreśli ten obraz S. Grabski[9]. Olbrzymia większość włościan odrabiała ze swych gruntów pańszczyznę. Ilość czynszowników była znikomą. «Z tem łączy się fakt, że cały obszar uprawnych gruntów Polski, zarówno folwarcznych, jak włościańskich, był całkowicie niemal uprawiany rękami pańszczyźnianego chłopa». Najwyżej bowiem dziesiątą część robót polnych około r. 1810 wykonywano robotnikiem najemnym. A przed 1807 należałoby tę cyfrę zmniejszyć. Rejestry dóbr Czartoryskich (1771—1790) nie wykazują wcale komorników, którzy pojawili się prawdopodobnie po r. 1807. Folwarki w końcu XVIII w. nie miały prawie własnego inwentarza. «W dobrach Czartoryskich nie znajdujemy w owym czasie wcale obór i stajen na folwarkach. Dom mieszkalny, spichlerz, karczma a niekiedy gorzelnia — oto jedyne budynki folwarczne. Śmiało twierdzić można, że około r. 1810 folwarki prawie wcale nie nawoziły gruntów». Obszar ról włościańskich był o 8% większym od dworskich. «Odliczywszy zaś tę małą nadwyżkę na rachunek czynszowych, dochodzimy do wniosku, że włościanie pańszczyźniani, wzamian za posiadane przez nich grunty, drugie tyle uprawiali folwarkom, czyli że plonem swej pracy dzielili się z dziedzicami po połowie». Innemi słowy: włościanin oddawał dziedzicowi całkowitą wartość kosztów produkcji swego gospodarstwa... Powszechny u nas zwyczaj pańszczyzny tygodniowej — najdoskonalszy w marnotrawieniu pracy ludzkiej — zmuszał włościanina do odrabiania przynajmniej 25% większej pańszczyzny rocznej, niż to było istotnie potrzebne folwarkom... Włościanin pańszczyźniany, posiadający 15 morgów roli i odrabiający w niej 2 dni sprzężajem i 1 pieszo nie był niczem innem, jak tylko robotnikiem folwarcznym, wynagradzanym mało lepiej od parobka. Jeśli odrabiał więcej, był tylko robotnikiem, jeśli więcej posiadał gruntu, zbliżał się do samodzielnego gospodarza». Typowy szlachcic polski w końcu XVIII i początku XIX w. doznawał dreszczów trwogi i zgrozy, na samą myśl, ażeby miał utracić pańszczyźniaków i ażeby bez nich mógł istnieć. Gdy w r. 1793 delegaci zaboru pruskiego w akcie hołdowniczym wyrażali królowi swe prośby i życzenia w 18 punktach, ani jednym nie dotknęli położenia chłopów. Był to — mówi S. Grabski — «akt klasyczny wyłączności stanowej, do którego nie zabłąkało się ani jedno echo rozpraw i uchwał Sejmu Czteroletniego».
Chłopi dość obojętni dla przełomów politycznych wojennych i wyzyskiwani nadmiernie odpowiedzieli na ogłoszoną im wolność gwałtownym i masowym odruchem. Przedewszystkiem — jak stwierdzono wyżej — zanim jeszcze zorjentowali się w położeniu i sprawdzili doświadczalnie, że wypuszczeni z niewoli przez zburzony mur prawny pozostali w obrębie daleko ważniejszego muru ekonomicznego, zaczęli gromadami opuszczać dotychczasowe miejsca. Uciekali naoślep, upojeni do bezprzytomności nadaną im swobodą. «Ludność wiejska — pisze urzędnik warszawski a późniejszy radca rządowy pruski Plichta[10] — zaczęła w głębi Polski a zwłaszcza w departamencie płockim odrywać się od ziemi, do której od wieków była przykuta nieludzko i nienaturalnie. Masami wypowiadała panom grunty, skutkiem czego ci, niezdolni do gospodarowania w swych folwarkach inaczej, niż zapomocą pańszczyzny, znaleźli się w strasznem położeniu, gotowi nawet zmniejszyć powinności i złagodzić los chłopów. Ażeby zaś nie wpaść znowu w podobne kłopoty, wielu z nich pośpiesznie zawarło z chłopami umowy na możliwie długi okres czasu».
«Nawet największe ofiary ze strony dziedziców — mówi inny współcześnik[11] — nie mogły skłonić gromadnie przychodzących włościan do wzięcia kontraktu sądowego z dokładnym wszystkich prestantów (powinności) opisem a to pod pozorem niby obawy, iżby ich krok takowy nie zaciągnął napowrót w poddaństwo. Za posiadłość dziękują gromadnie w widoku szukania gdzieindziej miejsca; oddalają się na ś. Wojciech, zostawiwszy w domu żonę i dzieci ciężarem i na dyskrecję dziedzica, który nie mając żadnej pewności, przymuszony zostaje własnem zbożem jarzynnem obsiać opuszczone grunty, o czem skoro się dowiedzą, albo wracają na swoje włóki, nie nagrodziwszy szkody za stracony zasiew i opuszczony zaciąg, i znowu tylko do ś. Wojciecha dosiedzieć obiecują, albo też poodprawiawszy czeladź, pod pozorem bojaźni przechodów wojskowych, kwaterunków i furażów, porzuciwszy gospodarstwa, robią się komornikami bez żadnego funduszu i tylko w projekcie ręcznego wyrobku lub często występnego przemysłu».
Podczas gdy chłopi, oszołomieni nagle uzyskaną wolnością i przyznanemi prawami obywatelskiemi, których dotąd odmawiali im nietylko panowie ziemscy, ale nawet najżyczliwsi ich obrońcy i najradykalniejsi reformatorowie społeczni, opuszczali swe gospodarstwa i rodziny, uciekali tłumnie od warsztatów swej pracy, od miejsc niewoli i nędzy, nie bacząc na materjalne skutki tego porywu i nasycając tylko pragnienie swobody, ich wyzyskiwacze i ciemięzcy znaleźli się w rozpaczliwem położeniu. Szlachta polska umiała dziwnym sposobem swą lekkomyślność, samolubstwo i przeniewierstwo względem własnego państwa łączyć z patrjotyzmem, który dla rządów zaborczych stanowił tamę dla wynarodowienia ludu. Z podstępnym celem usunięcia lub osłabienia tej przeszkody w tej oderwanej części Polski, która weszła w skład Księstwa Warszawskiego, rząd pruski otworzył właścicielom dóbr ziemskich szeroki i łatwy kredyt hipoteczny, z którego oni skorzystali z właściwą im nieopatrznością a który gdy długi i procenty od nich nadzwyczajnie wzrosły i uległy egzekucjom, jednych wywłaszczył z majątków a drugich doprowadził do ruiny. Pamiętnikarze kreślą gorszące obrazy zepsucia, rozpusty, marnotrawstwa i zbytku zwłaszcza wyższych warstw ziemiaństwa w zaborze pruskim. «Wśród tego powszechnego nierządu — pisze J. hr. Krasiński[12] — ocalał od sromoty jedynie chłopek ubogi, parias pogardzony i zaprzedany przez potępieńców w niewolę czarcią, który skrzyżowawszy spracowane ręce na piersi, wołał o ratunek do Boga, z przerażeniem spoglądał około siebie na szał i podłość publiczną a nie spodziewał się, czy ta niedola dzieci jego może się przeinaczyć kiedy». — «Próżnackie i samym tylko rozrywkom poświęcone życie starszych i młodszych ludzi — mówi F. Skarbek[13] — obok zaniedbanego i źle skierowanego wychowania młodzieży, musiały przytłumić zdolność moralną Polaków. Ci, którzy znaczyli w ostatnich czasach Rzeczypospolitej, albo przez nich i kilkunastoletnią nieczynność utracili dawną dzielność umysłową, albo zachowując tylko w pamięci żal po utraconych przywilejach i znaczeniu, marzyli o powrocie sposobności odzyskania onychże».
Szlachta wogóle mało ukształcona, próżniacza, niegospodarna, marnotrawna, zamiłowana w zbytkach, zdemoralizowana i przywiedziona do bankructwa przez rząd pruski, nie mogła rozstać się z pragnieniem i potrzebą wyzyskiwania pracy chłopów, nie mogła zdobyć się na poprawę ich losu a nawet na ratunek własnego położenia. Do tej niemocy przyłączyły się klęski niszczących wojen Napoleońskich i zamknięcie drogi zbytu tych płodów rolnych, które w nich ocalały, przez odcięcie Gdańska. To też publicystyka zrodzona w tej epoce rozstroju gospodarczego i moralnego jest bardzo uboga a w nielicznych jej głosach odzywa się czkawka starych przesądów i nałogów szlacheckich. Wspomniany wyżej autor traktatu O włościanach, zwolennik Rousseau’a, u którego najbardziej podobało mu się zdanie, że «wolność jest potrawą smaczną, ale niestrawną», twierdził: «Ażeby uwolnionego, nieoświeconego chłopa prawdziwie uszczęśliwić, trzeba nasamprzód odjąć mu sposoby nadużycia wolności i pomieszania porządku rządownie upoważnionego» a nadto zabezpieczyć jego życie z rodziną przez zyski z ziemi, wreszcie zapewnić mu łatwość wypłacenia się właścicielowi za ziemię. Ciemna i nadużywająca wolności szlachta nie przestała aż do znudzenia śmieszności śpiewać starą, niedorzeczną, od wieków bezmyślnie powtarzaną piosenkę, że nie można chłopa wyzwolić z powodu jego ciemnoty i obawy nadużycia swobody. Projekty nowego układu stosunków pańsko-poddańczych, niby zastosowanego do wymagań czasu, przeniknięte były stęchłem uroszczeniem i egoizmem stanowym. J. Klimkowicz[14] radził «rozdać włościanom wszystkie grunty na odsep w ziarnie», przyczem «właściciel zyska to, że te korce brać będzie bez wszelkiego mozołu». Autor spodziewa się, że włościanie mając ziemie oddane w wieczystą dzierżawę, będą starali się je ulepszyć i przez to podniosą poziom rolnictwa, czyli wyręczą w tem zadaniu i obowiązku panów, którzy będą mogli ciągnąć zyski z cudzej pracy i własnego próżniactwa. Czciciel Napoleona A. Biernacki[15] i zwolennik wieczystych dzierżaw radzi panom, ażeby dla zapewnienia sobie dobrych robotników dawali chłopom wygodne mieszkanie, trochę ziemi, warzyw, paszę dla jednej krowy i świni. Inny reformator, hr. W. Strojnowski[16], rozebrawszy trzy formy umów: na czynsz, osep i robociznę, oświadcza się za ostatnią. «Zyska dziedzic i kraj, gdy właściciele, czyniąc z chłopami rolnikami ugodę na robotnika za grunt, dadzą go im własnością z warunkiem, aby mu wieczyście pewną liczbę robotnika oddawali». Najczęstszem upomnieniem zwolenników reformy rolnej, uznanej w teorji a możliwie okrojonej w praktyce, które powtarzało się aż do ostatnich czasów, kiedy już stało się zbytecznem, było ostrzeżenie, ażeby się nie spieszyć, poddać sprawę głębokiemu namysłowi i rozwadze. «Trzeba zacząć — pisze Marjan R.[17] Zgoda byle nie nagle, nie w ten moment, bez uprzedzenia, z namysłem i stosownie do lokalności». Proponuje, ażeby rady departamentowe i powiatowe, przybrawszy światlejszych włościan, ułożyły wzór przyszłych kontraktów dla każdej na lat 9, z wolnością jednak dla włościan odmiany co 3 lata i z warunkiem zgody rządu; ażeby te rady określiły władze dziedzica dokładnym opisem powinności włościanina i rodzaju szarwarków, pozostawiając panu tyle tylko mocy ukarania mniejszych przewinień, ile jej mieć może rozsądny gospodarz i ojciec familji; ażeby dziedzic oskarżony przez włościanina odpowiadał w sądzie pokoju. Jak głęboko ten duch interesu folwarcznego tkwił nawet w tych umysłach, które patrzyły na sprawę rolną ze znacznego oddalenia i z wysokości późniejszych skutków, które ją oświecały nauką, przekonywa opinia ekonomisty i badacza historycznego, F. Skarbka[18] «Chcąc rzeczywiście polepszyć stan chłopów polskich i zabezpieczyć im wolność osobistą, trzeba im było przedewszystkiem zapewnić opiekę prawa w każdym razie nadużycia władzy pana i ograniczyć jego samowolę w stanowieniu ugody o dzierżawę gruntów tak, aby włościanin był stroną kontraktującą, a nie poddanym, jedynie od łaski właściciela zawisłym. Przy tem dwoistem zabezpieczeniu nie potrzeba było takiego zupełnego oswobodzenia chłopów, które zrywało wszelkie ich stosunki z panami i które ich upoważniło do bezwzględnego porzucenia wiosek swoich». Słowem, należało pozostawić chłopa w upośledzeniu stanowem, w półniewoli, w położeniu dzierżawcy, nieużywającego «zupełnej» wolności.
Stosunki społeczne nie są jedynie tworem praw, lecz także i to w przeważnej mierze wynikiem przyczyn ekonomicznych. Zachwiani w swych gospodarstwach panowie ziemscy ulegli konieczności zrobienia swym poddanym znacznych ustępstw, ale nawet pod groźbą ruiny nie myśleli wcale równouprawnić ich z sobą i uznać za współwłaścicieli ziemi, którą uważali za bezwzględnie swoją. Chłopi zaś wpatrywali się nie w rzeczywistość, ale w swoje marzenia, wsłuchiwali się nie w prawa i rady, ale w głos swych nigdy niemilknących, chociaż ciągle tłumionych pragnień, każde a więc też obecne wyzwolenie rozumieli jako zupełne usunięcie ich krzywd i zadośćuczynienie ich żądaniom, to jest za obdarowanie ich wolnością i ziemią. Stąd wypłynęły ich wędrówki, w których szukali tego upragnionego a nieistniejącego jeszcze szczęścia, stąd odmowy układów zapewniających im wieczyste i dziedziczne dzierżawy. Gdy jednakże spostrzegli się, że zmiana położenia nie odpowiadała ich złudzeniom i nadziejom, że wszędzie spotykali te same warunki złagodzonego poddaństwa, poddali się konieczności, chociaż ze wzmożonym w duszy buntem i z bardziej gryzącem poczuciem krzywdy. Wkrótce też przekonali się, że nawet objawiona im równość wobec prawa była niewykonaną i niewykonalną obiecanką[19].
Zarówno konstytucja nadająca chłopom wolność, jak uzupełniający ją dekret książęcy, oba te akty zbudziły w opinji społecznej i w członkach rządu potrzebę zajęcia się sprawą włościańską w dalszym ciągu. Jedni doszli do przekonania, że ją rozwinąć trzeba, drudzy — że jej zaniechać nie wypada. To też gdy po odwrocie Napoleona z Rosji i zawaleniu się wszystkich naprędce zbitych przez niego budynków politycznych, wojska rosyjskie zajęły Księstwo, ustanowiony w niem został przez cesarza Aleksandra I rząd tymczasowy pod nazwą Rady Najwyższej, a następnie (1814 r.) Komitet cywilny, który miał się zająć opracowaniem projektów zbliżenia administracji i prawodawstwa krajowego do obyczajów narodowych oraz przygotować reformę stosunków włościańskich. Ks. Czartoryski, który zarówno przez znaczenie swego rodu, jak przez osobisty stosunek do cesarza Aleksandra I, wysunął się na czoło przewodnictwa w narodzie, i w rosyjsko-polskim rządzie podjął zamiar «poprawy losu włościan i dania im możności stopniowego osiągnięcia bytu niezależnego». Własne «myśli» o tej sprawie wypowiedział w Liście publicznie ogłoszonym (1814) i mającym służyć za drogowskaz dla urzędowego i prywatnego jej rozstrzygnięcia. Czartoryski stanął na stanowisku sprawiedliwego i życzliwego opiekuna chłopów, ograniczającego jednak tę sprawiedliwość i życzliwość interesem szlachty. «Należy zwrócić uwagę całego narodu — mówi on — a osobliwie obywateli klasy włościańskiej (?) i szlacheckiej na ten przedmiot, który jest jednym z najistotniejszych fundamentów każdej rządnej społeczności i nie masz przyczyny tego taić, iż póty kraj nasz smutna niedola nękać będzie, póty nas Europa o nałogi anarchiczne i winy obrażonej ludzkości oskarżać nie przestanie, póki stan właścicielski, stan szlachecki sam swemi rękami przy pomocy rządu z korzeniem nie wyrwie z ziemi polskiej tych fałszywych zasad, z których cała podległość i nędza włościan swój biorą początek». Należy więc zapewnić im «użyteczniejszą swobodę» i opiekę prawa, zabezpieczyć ich własność osobistą, nadać każdemu potrzebną do utrzymania się i zamożności osadę, doprowadzić do nabycia zczasem własności gruntowej — wszystko to jednak uczynić «bez najmniejszego ubliżenia prawom właścicieli, owszem z najtroskliwszą uwagą na też prawa właścicielskie i na porządek wewnętrzny», a także «ocalić ich od wpływu ludzi podburzających, którzy mieszają zobopólną spokojność». List Czartoryskiego był najwierniejszą formułą przekonań i najdalej idącym wnioskiem reformatorów owego czasu, którzy w sprawie włościańskiej godzili się na wszelkie ustępstwa, byle tylko one były dokonane «bez najmniejszego ubliżenia prawom właścicieli». Z pamięcią o tej naczelnej zasadzie ułożone zostały w komitecie «Punkty», które polecono ministrowi spraw wewnętrznych Lubeckiemu łącznie z «Myślami» Czartoryskiego rozesłać do władz i wybitnych obywateli z żądaniem odpowiedzi na następujące pytania: 1) Jak wolność włościan nadaną prawem w r. 1807 obrócić na ich pożytek i urządzić ich stosunki z właścicielami z uwagą na porządek wewnętrzny oraz zapobieżenie próżniactwu i włóczęgostwu; 2) określić powinności pańszczyźniane robotą lub opłatą względnie do otrzymanych gruntów; 3) oznaczyć miarę podatków; 4) obmyśleć sposoby nabycia załóg gospodarskich; 5) podać myśli dla zabezpieczenia wolności osobistej rolnika i jego stosunku do pana pod względem władzy zwierzchniczej; podać projekt policji wiejskiej i sposób zapewnienia włościanom prędkiego i takiego wymiaru sprawiedliwości; 6) wskazać rządowi właściwe drogi przyprowadzenia włościan do nabycia własności ziemi; 7) podać plan urządzenia gospodarstwa włościańskiego wraz z potrzebną ilością ziemi. — Jak gdyby przewidując te pytania, odpowiedział na nie kilka lat przedtem poważny badacz historyczny W. Surowiecki w rozprawie p. t. Uwagi względem poddanych w Polsce i projekt ich uwolnienia[20]. Był to jeden z najświatlejszych umysłów tej epoki, która jednak i na nim odcisnęła swoje piętno. Widzi on jasne przyczyny niedoli chłopów, tłómaczy ich «naganne obyczaje» winami panów i ich «ulubionych sprzymierzeńców na złupienie chłopa, oszustów i złodziejów żydów», obdzierających go w karczmach, jednakże usiłuje, jak wszyscy jego poprzednicy i bliscy następcy, rozwiązać zadanie społeczne starą formułą szlachecką: «bez krzywdy właścicieli dóbr i bez nadwyrężenia porządku wewnętrznego». Powtarza on nawet naiwny, nałogowy argument, często przed nim używany przeciwko oświecaniu ludu wiejskiego. «Jest to — powiada — nadać wzrok ciemnemu dlatego jedynie, aby widział swą nędzę, ucisk i niebezpieczeństwa, które albo go już dotykają, albo mu co chwila grożą zbliska całą swoją surowością. Z oświeceniem w niniejszym stanie rzeczy pomnoży się bez ochyby panujący już w części upór, niechęć i zuchwalstwo, a tak zamiast poprawy obyczajów, mocniej jeszcze utkwi korzenie w umyśle tych, którzy się mają za pokrzywdzonych». Nikt by po tej uwadze nie spodziewał się, że autor w swym projekcie domaga się dla ludu wiejskiego licznych i dobrze urządzonych szkół.
Oto główne zasady tego projektu wyłożonego szczegółowo w 60 paragrafach. Poddaństwo i przywiązanie do gleby raz na zawsze ustaje. Lud wiejski może nabywać wszelką własność i wybierać sobie wszelki zawód. Włościanin może przenosić się z jednej osady do drugiej pod warunkami: że na trzy kwartały przedtem objawi swój zamiar panu i gromadzie, że na trzy miesiące przed wyprowadzeniem się wskaże miejsce, do którego się przenosi i uzyska od pana i gromady świadectwo moralności, bez którego wydalić się mu nie wolno, że wypełni zasiągnięte obowiązki, że sprzeda, zamieni lub daruje swoją osadę dziedziczną innemu za zgodą pana i gromady. W pewnych wypadkach może być na żądanie pana i gromady wydalony przez sąd z oznaczeniem miejsca pobytu i zajęcia. Przez dwa lata od ogłoszenia tej ustawy chłopi nie mogą samowolnie opuszczać swoich miejsc. Trzy są klasy gospodarzów: dziedziczni okupnicy płacący czynsz, dziedziczni pańszczyźniacy obowiązani do określonych robót własnym inwentarzem i kontraktami wynajmujący gospodarstwa na trzy lata za czynsz lub pańszczyznę. Właściciele ziemi winni w ciągu sześciu lat zawrzeć umowy z chłopami. Przez ten czas rozklasyfikowane będą grunty co do swej wartości, a także oszacowane i uporządkowane budynki. Jedna osada powinna mieć tyle ziemi, ile potrzeba do wyżywienia 5—6 osób, i nie może być dzielona. Przy sprzedaży gospodarstwa, która nastąpić może tylko za zgodą pana i gromady, właściciel ziemi otrzymuje wynagrodzenie (laudemium); sprzedać bydlę wolno jedynie za pozwoleniem t. z. małej rady. Gospodarz dziedziczny może zażądać od pana zamiany pańszczyzny na czynsz, gdy gromada zaświadczy, że przez 10 lat siedząc na miejscu dobrze się rządził. Wywóz zboża i innych ciężarów pańskich nie powinien przewyższać ogółem 30 mil. Każda gromada ma śpichlerz publiczny, do którego wszyscy gospodarze zsypują zboże w oznaczonym stosunku na zasiłki i pożyczki w wypadkach potrzeby i do którego pan daje dwa korce od stu wysiewu. Gromada ma dwie rady: wielką, złożoną ze wszystkich gospodarzów, obradującą z udziałem pana raz na miesiąc w sprawach ważnych i małą — z sołtysa, ławnika i poradnika, zbierającą się co 15 dni dla załatwienia spraw drobnych i utrzymania porządku policyjnego. Dziedzic z wielką radą jest opiekunem małoletnich, wdów i sierót, ma z nią prawo napominać publicznie niedbałych gospodarzów. Mała rada, gdy uzna to za potrzebne, może zabronić włościaninowi sprzedaży produktów lub inwentarza. Nie wolno mu bez uprzedzenia wielkiej rady a gromadzie bez zgody ⅔ jej członków rozpoczynać jakiegokolwiek procesu w sądach. Wielka rada ma prawo zażądać sprzedania przez licytację gospodarstwa prowadzonego opieszale. Każdy gospodarz obowiązany jest corocznie nabyć i posadzić na swym gruncie 6 drzewek owocowych. Pozostający przez trzy godziny inwentarz bez dozoru podlega karze; pijacy, leżący na ulicach, drogach lub szynkowniach, mają być aresztowani a po wytrzeźwieniu ukarani pieniężnie lub wystawieni z tablicą na widok publiczny. — Istniejącym szkołom mają być zapewnione potrzebne fundusze. W każdej parafji powinna być założona przynajmniej jedna szkółka, w której pod dozorem proboszcza uczyć będzie organista lub nauczyciel. Obok klasy powszechnej, w której dzieci kształcić się będą w czytaniu, pisaniu i rachunkach, istnieć ma klasa wyższa, w której wykładane będą elementarne wiadomości z gospodarstwa wiejskiego, historji naturalnej, geografji krajowej i rzemiosł. Dzieci wiejskie po skończeniu 7 lat obowiązane będą uczęszczać do szkoły od 1 listopada do 15 kwietnia. Byłoby pożądanem, ażeby rząd kazał drukować pisma popularne dla szerzenia wiadomości użytecznych.
Mniej ważne szczegóły projektu pomijamy. Jak widzimy, ujmuje on życie i działalność włościanina w ramy opieki i nadzoru, w których udział pana jest jeszcze zapewniony, ale już związany z gromadą. Wszakże «krzywda właściciela dóbr», której tak troskliwie strzeżono we wszystkich pomysłach reformatorskich, jest tu również usunięta, a jego dochód pańszczyzną, czynszem, warunkami umowy i skrępowaniem swobody gospodarza zabezpieczony. Autor nie chce, czy nie waży się postawić pana i chłopa na wspólnym poziomie prawa. W jednym z paragrafów mówi: «Dziedzic, ani gromada pod karą nie ma cierpieć u siebie ludzi zdatnych do pracy lub innej mniejszej posługi, bez pewnego obowiązku lub procederu, którym (ktoś) powinien się bawić w swej osadzie albo w bliskiem miejscu». Czyli: próżnujący chłop — bo on jedynie jest «zdatny do pracy lub innej mniejszej posługi» — nie może być we wsi tolerowany, ale panowie bez zajęcia mogą w niej żyć, ile zechcą.
Niepodobna jednak nie dostrzec w projekcie Surowieckiego wyraźnych i w względzie do swego czasu postępowych wskazań reformatorskich. Starają się one usunąć samowolę panów, oprzeć ich stosunek do włościan na podstawie umów obie strony obowiązujących, udaremnić bezprawie, zapobiec ciemięstwu i wyzyskowi, podnieść gospodarność i oświatę ludu wiejskiego, zapewnić mu dobrobyt w granicach własności użytkowej. Nie wiadomo, o ile ten plan ustawodawczy byłby przyjęty i wykonany, bo wraz z Księstwem Warszawskiem przeszedł szybko do historji jako pamiątka niespełnionej rady.
Na kwestjonarjusz komitetu nadesłano stokilkadziesiąt odpowiedzi[21] a niektóre ogłoszono drukiem. Podajemy treść najważniejszych, które wraz z rozprawą Surowieckiego odzwierciadlają główne kierunki ówczesnej opinji w sferze szlacheckiej.
Było to znamiennym i najczęściej powtarzającym się rysem jej dążeń i pomysłów reformatorskich jej publicystyki, że autorowie wyraziwszy na wstępie oburzenie na ucisk chłopów, współczucia dla ich krzywd i potrzebę obdarowania ich ziemią i niezależnością, podawali ku wielkiemu zdumieniu czytelnika rady i projekty, które wcale nie odpowiadały ich twierdzeniom i uczuciom, które były w niespodziewanych wnioskach logicznymi skokami w przeciwną stronę. Takim typowym akrobatą logicznym był w swej odpowiedzi S. Węgrzecki[22]. «Ktoby teraz — powiada on — posądzał naród o chęć ucisku włościanina, tenby go spotwarzył; a jeżeliby ktoś jakiegoś pojedynczego szlachcica, zero społeczności stanowiącego, za obroną tego ucisku, z potrzebą wznowienia go znalazł, to taką poczwarę, ziewem swoim powietrze trującą, wzgardą powszechną pokryć a opieką prawa biednego włościanina z jego szponów wyrwać rząd powinien... Szlachcic musi przyjąć, że tylko nad czeladzią i sługami swemi jest panem a wybić sobie z głowy państwo względem włościanina okupnego, którego będzie sąsiadem». Wniosek: «Mniemam jednak, że nabycie własności przez włościanina ma być tylko dominium restrictum (władaniem ograniczonem) na lata lub wieczność, dominium zaś directum, plenum seu superius (bezpośrednie, pełne czyli wyższe) przy dziedzicu zostanie».
Drugi w tym rodzaju reformator, F. Maruszewski[23], wziąwszy za godło swych wywodów zdanie Harringtona: «Błędy i klęski narodu są dziełem tych, którzy nim rządzą» i złożywszy hołd «Tytusowi północy» (ces. Aleksandrowi I) tak pisze: «Polepszenie niemal wszędzie gospodarstwa zaczęło się, jeśli nie od ucisku włościan, to od ujęcia im różnych wygód i potrzeb. Zaczęto im bronić karczunków, mierzyć grunty, a to, aby dobre odebrać, a mniej i gorsze oddać; bujne pastwiska pozatykano na łąki, a tym nawet jednym sposobem zrujnowano całe włościan gospodarstwo». Do tej ruiny przyczynili się w znacznym stopniu żydzi, którym oddano karczmy, a także dzierżawcy i ekonomowie, którzy nękają i demoralizują poddanych. Pańszczyzna pozornie korzystna, podtrzymuje nieporządek, praca jej leniwa i szkodna. «Wziąwszy włościanom niemal wszystkie dni ich życia, zrobiwszy ich przykutymi do miejsca, odebrawszy sposobność zarobku i przemysłu a nawet możność uczęszczania do kościoła, jedynego miejsca, gdzie się nieco oświecić mogli, gdyby nasi księża inni byli ludzie, zagrodziwszy niejako wszystkie drogi oświecenia się i dobrego bytu naszym włościanom, powiadamy, że to lud prosty i nieoświecony».
Ażeby tę niewolę znieść, nadużycia usunąć i wogóle «wydobyć włościan z teraźniejszego stanu» autor proponuje dać im własność... użytkową ziemi pod warunkami czynszu i pańszczyzny umiarkowanej. Gospodarze byliby obowiązani do robót polnych nie więcej, niż trzy razy na tydzień, do zwózki i wywózki, komornicy zaś do wszelkich prac ręcznych. «Ażeby gospodarze mogli mówić, że ich własność kosztuje i aby dziedzice nie rozumieli, iż zupełnie darmo oddali swe grunty, mogliby pierwsi zapłacić po 50—100 zł.» Dla zapewnienia panom czeladzi, rząd powinien oznaczyć, jaką liczbę osób ma zatrudniać gospodarstwo włościańskie, ich zaś nadmiar zmuszać do służby. Autor nie uważa swego projektu za doskonały, ale nie chcąc obrażać interesów «partykularnych», zaleca zrobić większe ustępstwa tylko w dobrach narodowych.
I był przekonany, że jest obrońcą chłopów a jego współczesnicy, że jest bardzo radykalnym.
Zabrał głos również ksiądz Ladach[24]. Według niego «polepszyć byt teraźniejszy włościan bez najmniejszego ubliżenia prawom właścicieli, jeżeli przez to mają się rozumieć ich prawa arbitralne, niech sobie w tym przedmiocie nikt nie zadaje pracy, jest to rzecz do pogodzenia tak niepodobna, jak połączenie ognia z wodą». Włościanie opuszczają swe siedziby po nadanej im wolności nie z próżniactwa, ale z powodu szczupłości i lichoty gruntów, zbyt wielkiej pańszczyzny, braku pastwiska i opału oraz złego obchodzenia się». Autor przytacza dwóch gospodarzów: czynszownik ma się dobrze, pańszczyźniak żyje w nędzy. Oto ciężary, które ten drugi dźwigać musi i pod którymi upada. Ma być pańszczyzny sześć dni w tygodniu — skarży się on — ale to znaczy, że wszyscy pracować muszą z jednej chałupy. Pomierzono staje wzdłuż więcej niż 50 prętów a wszerz mierząc 6 prętów, włodarz używa laski 9 łokciowej. A darmochy, które nas najbardziej niszczą! Jeździć nieraz o 5 mil, sadzić, obsypywać, pleć i kopać ziemniaki, siekać lub krajać kapustę, wyrwać, otrzeć i sprząść len, wybić olej, na który dają poślad a wymagają oznaczonego wymiaru, robić kaszę, płacąc młynarzowi pańskiemu z własnej kieszeni, obierać chmiel, paść trzodę dworską, utrzymywać stróża nocnego i dziennego, zwozić materjały do fabryki, w żniwa pracować codzień, dopóki nie zostanie sprzątnięty z pola ostatni snopek, do tego wszystkiego przybywają jeszcze rozmaite daniny, podwody, furaże itd. «Któż na tym kawałku wydoła?»
Autor przemawia za czynszem lub ścisłem określeniem pańszczyzny. «Dotąd praca włościanina nie miała ani wartości, ani granic i to jest prawdziwem źródłem jego nierządu i opuszczania się.»
Włościanie — twierdzi J. Jaroński[25] — nie mogli skorzystać z nadanej im przez konstytucję 1807 r. wolności skutkiem podwyższonych podatków, podwód, poborów wojskowych, przechodu wojsk, samowoli panów, ucisku dzierżawców i ekonomów, oszustwa szynkujących żydów, zwiększonych opłat od urodzin, ślubów i pogrzebów, dziesięciny snopowej, kosztownej sprawiedliwości w sądach, wreszcie skutkiem pijaństwa i innych nałogów. Proponuje więc: 1) ustanowienie urzędu policyjnego z właściciela i dwóch gminniaków pod dozorem plebana, delegata dworskiego i włościańskiego; 2) sędziego pokoju z dwoma asesorami od właściciela i włościan mającymi głos doradczy; 3) ograniczenia dzierżaw i władzy ekonomów; 4) usunięcia żydów z karczem; 5) oznaczenia taksy urzędnikom cywilnym; 6) uwolnienia gospodarzów i jedynaków od służby wojskowej a posiadaczów niżej 100 morgów od wszelkich taks; 7) umiarkowania postojów żołnierskich; 8) ułatwienia włościanom sprzedaży produktów; 9) założenia szpitalów i szkół parafjalnych itd. Do własności ziemi należy doprowadzać włościan stopniowo i naprzód w dobrach narodowych i duchownych (najczęściej powtarzana i charakterystyczna rada reformatorów rolnych). Tu należy pozwolić każdemu włościaninowi na skup czynszu, dodać mu odpowiednią ilość włościan, którzy odrabiać będą pańszczyznę przez trzy lata, poczem zostaną czynszownikami, a dla pomnożenia ubiegających się dopuścić — żydów. Co do dóbr szlacheckich, trzeba wyznaczyć ostateczny termin 20 lat dla wypuszczenia włościanom w dzierżawę dowolnie wydzielonych gruntów.
Te częścią rozsądne, częścią naiwne lub stronne rady autor ozdobił frazeologją o «dzieciach jednego ojca», o «ludziach podobnych do nas» i t. p.
Gdy brakło innych argumentów dla wstrzymania postępu pojęć i przemiany stosunków, ostrzegano przed niebezpieczeństwem pośpiechu i radzono odroczyć i pozostawić ją do załatwienia potomności. «Rozsądny prawodawca — mówi gen. Amilkar Kosiński[26] — zwolna prostować winien pochyłe rządu ściany i zostawić raczej następnym pokoleniom usiłowań swoich użytek, niźli zatruć współczesnych niedojrzałym owocem... Prawo z r. 1807 bynajmniej nie ulepszyło losu włościan i uważać go (je) należy jako nagły wulkaniczny wybuch, który zachwyca widzów, nie dając czasu rozwadze... Okazuje się ono w doświadczeniu bardziej szkodliwem, niźli użytecznem dla włościan, zrywając bowiem związki stałe właścicieli ziemi z jej mieszkańcami, ścisnęło otwartą aż dotąd hojną (!) rękę klasy zamożnej a uboższą wystawiło na wszelkie przypadki bez ratunku i powiększyło jej skłonność do włóczęgi i próżniactwa». Za najpewniejszy środek wzmożenia włościan uważa autor — ku wielkiemu zdumieniu czytelnika — handel. Więc radzi uregulować rzeki, poprawić drogi, popierać przemysł, ułatwić sprzedaż, ukrócić pijaństwo, zmusić żydów do pracy rolnej, słowem, zapewnić chłopom wszystko, tylko nie własność ziemi.
Radca prefektury radomskiej; K. Młodecki[27], zanim odpowiedział, naprzód «upokorzył się przed majestatem, (Aleksandrem I) którego niewysłowiona opieka o interesach narodu rozmawiać dozwala», przed monarchą, «któremu wszystkie wieńce chwały Opatrzność przeznaczyła, nad którego wspaniałością wszystkie wieki zdumiewać się będą». Co do rzeczy, według niego cztery główne przeszkody nie pozwalają ludowi dźwignąć się: 1) rekwizycje wojskowe, 2) pobory podatków, 3) bezpłatne podwody i 4) kwaterunki żołnierzy. Nadto: wyrabianie i szynkowanie trunków w rękach żydowskich i dziesięcina snopowa. Wreszcie — na ostatniem miejscu — pańszczyzna, a także brak oświaty i rozdrabnianie ziemi. Trzeba więc: 1) ugruntować przekonanie, że własność jest świętą i nietykalną, oznaczywszy przytem ściśle granice, gdzie się kończy powinność a zaczyna swoboda i zabezpieczywszy rolnika wobec zwierzchności dworskiej prawem i warunkami ugody; 2) oznaczyć czysty dochód z rozmaitych gatunków ziemi, określić czynsz w robociźnie i pieniądzach, ustanowić termin zakończenia wszelkich stosunków pańszczyźnianych; zabronić dzielenia i odprzedawania gruntu, bydła i sprzężaju bez pozwolenia zwierzchności, poprawić drogi, zakładać szkoły i szpitale, ukrócić żebractwo itd.; 3) dla sprawiedliwego rozkładu podatków dokonać pomiaru kraju a tymczasem podatek gruntowy unormować według wysiewu; 4) darować dziesięcioletnie osepy rządowe a zabrane w nich zboże w magazynach gminnych sprzedać i pieniądze przeznaczyć na pożyczki włościanom dla kupna osad posiadających hipoteki; 5) sprawiedliwość powinna być jedna a jej wymiar dla włościan bardziej uprzystępniony; 6) za najmniejszy obszar osady włościańskiej uznaje dwie włóki w ziemi dobrej, a trzy w złej.
Też same i inne przyczyny niedoli włościan wykazuje J. Sołtykowicz[28], który jednak sięga po nie głębiej i dostrzega je lepiej. Pierwszą przyczyną tej niedoli jest źle zrozumiany interes właścicieli ziemi. «Niech nie będzie żydów i spekulacji propinacyjnych a nie będzie pijaków. Niech będzie pewność zarobku i posiedzicielstwa, a nie będzie niedbalców i gnuśników». Na zarzut wkraczania rządu w dziedzinę praw prywatnych, odpowiada: «Co opieka rządowa winna jest bezpieczeństwu własności i wolności w jej używaniu jednym, toż samo winna jest wszystkim bez wyłączenia mieszkańcom kraju. Skądże więc przywilej dla właścicielów ziemi, żeby oni sami tylko używali praw własności swojej bez ograniczenia, z krzywdą a przynajmniej możnością krzywdzenia własności osobistej i zarobkowej klasy rolniczej? Tak wolność, jak i własność uległą być musi porządkowi społecznemu».
Drugą przyczyną jest niestosunkowość powinności i pracy włościan do ich posiadania i wynagrodzeń. «Należy zamknąć oczy na wszystko, co było względem klasy roboczej w zwyczajach, inwentarzach (wykazach) a nawet prawach i rozpatrzyć się jedynie w potrzebach kmiecia». Powinien on mieć 60 morgów gruntu dobrego i 6 m. łąki. Bez tego może być tylko «ode dnia do dnia żyjącym nędznikiem, ciężącym na panu wiekuiście». Za to ma odrabiać nie więcej, niż 6 dni ciągłych w tygodniu. Wszelkie zaś inne powinności i daniny należy znieść i uznać za niegodziwe. Autor oświadcza się za opłatą roboczą, nie czynszem i osepem, bo chłop jest biedny i ciemny. Grunty radzi oddawać na wieczystą dzierżawę, której warunki ulegałyby rewizji co 25 lat. Gdyby zaś pańszczyzna miała być zamieniona na czynsz, należałoby wszystkie albo prawie wszystkie grunty odebrać właścicielom i oddać włościanom. «Bo wtenczas tylko ciż rolnicy, stając się prawdziwymi dzierżawcami, od wszelkiej możności być uciążonymi i w swej pracy tamowanymi, wolnymi by się stali i tylko dla siebie samych bez wszelkiej przeszkody robić by mogli. Nasi właściciele ziemi, nie zatrudniając się po największej części dotychczas tylko grzebaniem w roli i paleniem wódek, przestawszy sami być rolnikami, zwróciliby swoją myśl i dostatki do wielu odnóg przemysłu, do zaprowadzenia pożytecznych fabryk, do korzystnego handlu, jak się dzieje po wielu innych krajach... Ani czasu przeciągiem pewnym tego nowego porządku ograniczać by nie przystało, ani obowiązywać człowieka do rozdania wszystkich swoich gruntów w czynsze — tylko na tyle, na ile by mu się podobało». Trzecią przyczyną jest «ubóstwo właścicielów ziemi — tak powszechne, że nie masz prawie nikogo między nimi, ktoby go się śmiał zaprzeć, ani nikogo, ktoby o niem mógł powątpiewać. Świadczą o tem przysionki i szranki trybunałów, brzmiące od wielu lat częściej, niż kiedykolwiek mnóstwem sromotnych procesów, narzekaniem najuczciwszych nawet wierzycieli, świadczą gorszące kłótnie familji o zatrzymane spadki i posagi, świadczy płacz i przekleństwo obdartych z należytości sierot, skwierczenie pogrążonych w niesłychanym niedostatku domów i zgromadzeń, miłosierdziu, dobroczynności, religji i publicznemu oświeceniu poświęconych, świadczy — co najgorsze — szerząca się i biorąca coraz bardziej górę bezwładność honoru i moralności, świadczy upadły powszechnie kredyt, upadła wszędzie ziemi wartość». Bieda właścicieli powstrzymuje wszędzie reformy. Czwartą przyczyną jest ciągła zmiana właścicieli dóbr, do czego przyłączają się łupiestwa żołnierskie skutkiem zupełnej niezależności władz wojskowych od cywilnych. Piąta przyczyna — brak przemysłu i handlu. Szósta brak oświaty.
Mniejszą wagą na szale tych rozpraw padły Myśli (Kraków, 1815) doktora filozofji i profesora Akademji F. Radwańskiego. Według niego głównemi przyczynami nędznego położenia włościan są: brak religji i elementarnej wiedzy, pijaństwo szerzone przez żydów, miasteczka położone blisko wsi, źródła demoralizacji ludu, dziesięcina wytyczna, pobierana przez proboszczów, nadmierne podwody wojskowe, ciemni i okrutni ekonomowie i rządcy, używanie dzieci jako pastuchów. Odpowiednie do tych przyczyn podaje autor rady. Wogóle zaś sądzi on, że «wielki zamiar zrobienia ludu wiejskiego wolnym i niepodległym bez szkody właścicielów nie jest niepodobnym do wykonania, wszelako dopięcie tego celu może iść tylko stopniami». Ta stopniowość potrzebna jest nadewszystko dla zapobieżenia «szkodom właścicielów». Pierwszym krokiem na tej drodze powinno być oczynszowanie według zasad podanych przez autora.
Jak dalece ówcześni reformatorowie usiłowali przez zmianę znaczenia wyrazów wydobyć postęp z konserwatyzmu, świadczy K. Krompolc[29]. Podając wzór umowy chłopów z panami, jest przekonany, czy też chce wmówić w czytelnika, że włościanie otrzymawszy ziemię na proponowanych przez niego warunkach jako czynszownicy z zastrzeżeniami obowiązkowej robocizny i zezwolenia dziedzica na sprzedaż osady, opłaty laudemium, możności usunięcia dzierżawcy zalegającego w czynszu «bez sądu» i rewizji układu co 20 lat, pomimo to będą właścicielami gruntu, którym «mogą rozporządzać według potrzeby i upodobania».
Gorzka prawda skargi brzmiała w śmiałym chociaż z wyobrażeniami swego czasu jeszcze zharmonizowanym głosie M. Radwańskiego[30]. Nie godzi on się z tymi, którzy «biorąc za zasadę równość, to niebezpieczne, bo burzące porządek towarzystwa ludzkiego prawidło, chcą postawić włościanina w inszej sferze czucia, pojęcia i swobód», co jest tylko «idealnością, skutkiem bystrolotnej imaginacji», ale zarazem gani tych, którzy «przypisując tej klasie ludzi wrodzone a żadnej poprawy nieprzyjmujące wady i słabości, stanowią ją dla jej własnego dobra i szczęścia wiecznym niewolnikiem samowładztwa... O, jak częstym jesteśmy widzem tych niepodobnych przemian! Parobek, wzięty od kmiecia do dworu lub wojska, w małym przeciągu czasu z zadziwieniem samych nawet cudzoziemców stawa w inszej wcale postaci; nawet umysł jego, odsłonięty z tej ciemnoty, która go cisnęła, szlachetniejsze tworzy mu wyobrażenia rzeczy i umie już je w przyjemniejszym podawać sposobie». Zarzucano Księstwu Warszawskiemu, że zrobiło z chłopa włóczęgę. «Tam gdzie ludzkość dziedzica umiała mu zwiastować wszystkie dogodności, tam on poprzysiężonym staje się mieszkańcem swych naddziadów siedliska, tam, żadna ponęta nowości wyrwać go z jego przyjemnego łona nie potrafi... Chciwość gruntu zatarła w sercach naszych wszelką chęć i wolę wnijścia w jakowe z włościaninem układy; chcemy go wprawdzie widzieć dobrym gospodarzem, lecz chcemy go zawsze oglądać w postaci najemnika względem gruntu przez niego posiadanego. W takowym składzie rzeczy biedny włościanin przy zyskanej wolności przesiedlania się opuszcza to nieprzyjemne, samym tylko uciskiem tchnące dla niego miejsca i szuka dla siebie inszego... Nieszczęścia wojny całą srogość swoją na chłopach spełniły. Domy nasze były tylko przybytkami gościnności dla oficerów, gdy chaty wiejskie zamieniły się na namioty wojskowe... Powiedzmy sobie prawdę: wszystkie te ciężary, ile tylko można było, zrzuciliśmy na chłopów... Niektórzy panowie umieją sztucznie zastępować się przez swych włościan, nie pomnąc, iż nędzne ich zapasy na podobnych znikły już ofiarach... W teraźniejszych czasach wojennych, gdzie my nawet, dziedzice, częstokroć nie jesteśmy w stanie obsiania naszych folwarków, gdzie prawie całkowity w wielu miejscach utraciliśmy inwentarz, nie chcemy chłopa jednakowoż dopóty uwolnić z naszych włości i zapewnić mu możność przesiedlenia się, dopokąd on w całkowitości nie odda załogi, dopokąd odebranych nie dopełni obsiewów. Tu mu często odbiera ostatnie szczątki jego majątku i wystawia go na prawdziwą nędzę, którą tylko wolność przesiedlenia się osłodzić może». Oddajemy szynki żydom i tolerujemy wszelkie sposoby rozpajania chłopa. «Ubóstwo, niedołężność gospodarstwa a nawet wszystkie jego narowy, jako będące skutkiem pijaństwa, są istotnem dziełem nas dziedziców».
Autor proponuje: oddać ziemię nawet folwarczną, na własność chłopom za czynsz w naturze, albo w dzierżawę wieczystą.
Krytykiem i doradcą, wnoszącym wiele światła do sprawy zaciemnionej przesądami, nałogami, nierozumem, oraz egoizmem osobistym i stanowym, był autor (Sumiński) bezimiennie wydanego Projektu polepszenia stanu włościan w W. Ks. Warszawskiem (Płock 1815). «Powszechnem jest wprawdzie twierdzenie — pisze on — że nadana włościanom wolność osobista przeistoczyła ich we włóczęgów. Lecz twierdzenie to jest mylnem wytłomaczeniem przyczyny okazujących się na jawie skutków, jeżeli nie chęcią wynalezienia upozorowanych powodów do odarcia włościan napowrót z najdroższego samej natury wyposażenia, jakiem jest wolność osobista. Naturalną wprawdzie było rzeczą, iż włościanin, odzyskawszy nieprzedawnioną wolność swoją, takowej po większej części najprzód przez oddarcie się od tej gleby chciał skosztować, z którą istnienie jego nienaturalnie spojonem było». Rzeczywiste przyczyny nędzy i włóczęgostwa chłopów widzi autor w tem, że po wyzwoleniu ich właściciele ziemi wymagali od nich takich powinności, jakich tylko niedobrowolna umowa ludzi niezależnych, ale przemoc panów nad poddanymi żądać może; że rząd nie uznał tego ważnego przedmiotu godnym swej troskliwości i zarówno chłopów nieprzyzwyczajonych do swobody, jak panów nieprzygotowanych do obchodzenia się z ludźmi wolnymi pozostawił bez szczegółowych przepisów i dozoru; że obciążono włościan nadmiernymi podatkami, że wojna zwaliła na nich ciężary i klęski. Obowiązkiem rządu jest dążyć do «przeistoczenia włościan we właścicieli pomiernych posiadeł». W tym celu należy utworzyć komisję gospodarczą z urzędników, panów ziemskich wybranych na sejmikach i włościan wybranych na zgromadzeniach gminnych; wydać rozporządzenie nakazujące właścicielom dóbr do sprzedaży posiadeł włościanom; utworzyć bank narodowy udzielający włościanom pożyczek do połowy wartości posiadeł, dla którego potrzebny kapitał możnaby zebrać z funduszów klasztornych, instytutowych, korporacyjnych i gminnych, oraz ze skarbów i klejnotów martwo leżących po kościołach i klasztorach, płacąc za nie właścicielom 5%. Pożyczki byłyby udzielane na 7%, z tego 2 na umorzenie kapitału. «Przyznać należy, iż wyrwanie najliczniejszej w kraju klasy mieszkańców z pognębiającej ją nędzy i zbliżenie jej ku przeznaczeniu swojemu byłoby daleko wyższem, najspanialszem, na jakie ród ludzki zdobyć się może, uczczeniem ich Stwórcy». Włościan zaś trzeba do tego przygotować w taki sposób: w każdym powiecie urządzić najmniej dwa gospodarstwa wzorowe i oddać je na własność włościanom najgodniejszym; posiadła włościańskie nie powinny być mniejsze, niż 20 morgów chełmińskich; zabronić właścicielom zmniejszania uregulowanej liczby posiadeł i wypuszczania na czas krótszy, niż 9 lat; zachęcić ich oznakami honorowemi, ażeby je oddawali na czynsz płacony najwyżej w połowie robocizną, obliczaną nie na dnie, ale na ilość i gatunek pracy, oraz ażeby załogi pozostawili włościanom na lat sześć. «Ród żydowski, który jest najokropniejszą chorobą powietrzną, zatruwającą włościan bezmoralnością i bestjalstwem, całkiem ze wsiów oddalony być powinien». Nadto autor radzi: odebrać właścicielom dóbr władzę sądowniczą, oddawszy drobne sprawy sądom gminnym, ważniejsze powiatowym, policję powierzyć wójtom i sołtysom, wprowadzić jedynie słuszny podatek dochodowy, założyć szkoły dla nauczycieli wiejskich, odsunąwszy w oświecie księży, gdyż «subjekta ograniczone, zabobonne, nieobyczajne, nierządne, oprócz machinalnego nabożeństwa liturgicznego na naukodajne kazania zdobyć się nieumiejące po większej części są plebanami wiejskimi». Przyznać trzeba, że autor tego projektu wzniósł się na najwyższe stanowisko w rozumieniu sprawy włościańskiej, na jakie ówcześni jej znawcy i reformatorowie wznieść się mogli i jakiego długo nie dosięgali ich następcy. Są nawet w jego radach pomysły, które jeszcze dziś posiadają swoją wartość i jeszcze dziś nie są powszechnie doceniane. Jedną z najtrafniejszych jego uwag jest dostrzeżenie w ubóstwie panów ziemskich głównej przyczyny ich oporu przeciwko usamowolnieniu włościan. Zaznaczyłem to już w pierwszym tomie tej pracy, że szlachcic polski uciemiężał chłopów i trzymał ich w niewoli nie przez okrucieństwo i nie przez chciwy egoizm, ale z powodu nieudolności gospodarczej i ubóstwa. Po za szczupłem kołem magnatów był on biedakiem, ciemnym, rozpróżniaczonym, nie znoszącym systematycznej pracy a miłującym zbytek, ciągle wędrującym po sejmikach, zjazdach i zabawach, często niewiedzącym zupełnie, co się dzieje w jego gospodarstwie, pozostawionem na łasce i niełasce brutalnych i nieuczciwych rządców i ekonomów. Ten lekkomyślny i niepoprawny bankrut potrzebował nienasycenie dukatów na swoje podróże i biesiady, a nie umiał ich wydobyć swoją pracą i rządnością, więc albo bezpośrednio sam, albo przez oficjalistów wyciskał z poddanych wszystko, co wygnieść z nich zdołał. Czynił to stale, w zwykłym biegu życia osobistego i narodowego, a gdy spadły na niego klęski i ofiary, jak podczas wojen Napoleońskich, gdy przez kilka lat olbrzymie fale przepływających mas wojskowych unosiły z sobą mienie kraju, gdy trzeba było im dobrowolnie oddać lub bezsilnie patrzeć na rabowanie spichlerzów, stodół, obór i stajen, zrujnowany doszczętnie zły gospodarz widział jedyny dla siebie ratunek w pańszczyźnianej pracy poddanych. I właśnie wtedy ich wyzwolono z pod jego władzy i jeszcze kazano mu myśleć o tem, jakby ich wyposażyć i uszczęśliwić. Jeśli się nie oburzał, to gorzko uśmiechał się z tego żądania i z pewnością błogosławił zmianę położenia narodu, która mu pozwoliła wrócić do umiłowanej pańszczyzny i do spółki z żydami w obdzieraniu i zbydlęcaniu chłopa.
Skarga na tę spółkę przewija się nieprzerwanie czarną nicią przez wszystkie plany reformatorskie w literaturze polskiej ostatnich stuleci, odkąd zaczęto zastanawiać się nad przyczynami niedoli i nędzy ludu wiejskiego. Odsłoniono to trujące źródło również w epoce Księstwa Warszawskiego. «Ten chytry a dowcipny naród — mówi bezimienny publicysta[31] — mający do czynienia z prostakami, którym przódy przez kwaterkę odbiera rozum, z podstarościm, któremu często się podchlebia i często do fałszywej manipulacji w spichlerzu i regestrach jest pomocą, z panem, któremu nadsługuje i skąd co przyczynić i wycisnąć radzi, chytrze zgoła każdemu służąc a między kobietami przez żonę po wszystkich chałupach gospodaruje, stanie się wszystkim poufały i wszystkie wiedzący tajemnice. Już ma na tem nie dosyć, żeby we wsi i we dworze panował. Już mu wolno mieć fałszywy trunek i drogo sprzedawać, dwór musi mieć na to zamrużone oczy... Rolnik żydowskim sztukom i chciwości poświęcony od własnego pana, poznając swoje nieszczęście w czasie trzeźwości a nie znajdując pociechy u tego, którego mu Bóg dał za opiekuna i pana, zalewa coraz bardziej swoją rozpacz, psuje się przy nim żona gospodarna a dzieci się wprawiają przykładem rodziców i sąsiadów... Stąd ta obrzydliwa postać wsiów naszych, to naprzykrzanie się dworowi o zapomogę, te łachmany niezupełnie pokrywające ciało, to nieochędostwo głowy i obuwia, te dzieci bez koszul lub w poszarpanych, to mieszkanie, to jadło nędzne — są to skutki ubóstwa a ubóstwo pijaństwa. Zatłumiony takiego rolnika rozum nie może wznieść się nawet do chęci lepszego mienia. Ni wstydu w oczach przed innymi, bo wszyscy jednacy, ni pomyślenia nawet i uwagi nad swoim losem... Niepłonnie twierdzić można, że zaraza ta rozchodzi się tak daleko, jak się tylko rozciąga żydowskie po karczmach panowanie. Im dalej od żydów, tem lud zamożniejszy». Najgorzej w Krakowskiem i Sandomierskiem, najlepiej w Wielkopolsce. W gęsto rozsianych po kraju karczmach można nie dostać chleba, ale gorzałka jest wszędzie.
«Podczas ostatniego sejmu konstytucyjnego — czytamy w innym druku współczesnym[32] — gdy obradowano nad kwestją żydowską, żydzi zwołali swój sejm do m. Zelwy (na Litwie) okólnikiem, który zaczynał się od słów: «Wstrzęsła się ziemia i wzruszył się naród polski»... Gdy naród polski był dzielony przez ościenne mocarstwa, rzeczą to było dla żydów obojętną; lecz gdy Polacy o reformie żydów na ich (swej) ziemi zamieszkałych myśleć zaczęli, wstrzęsła się wówczas ziemia... Całe natężone usiłowania żyda w biegu dni wszystkich roku ku temu jedynie zmierzają, jakim sposobem włościanina zwabić, przynęcić i napojem odurzonego w rachunki swoje zanieść i uwikłać... Żyd arendarz na rodzinę włościanina, która od niego ma brać trunki, płaci właścicielowi 40 zł. Umysł okropnością się przeraża, chcąc przystąpić do wyrachowania strat i kapitałów, które rolnik znosi i wydaje, żywiąc kosztem roli i pracy swojej tak płodną klasę ludzi... Karczmy polskie są Palestyną, włościanin polski manną wszystkie smaki żydami usposabiającą».
Pomimo że szkodliwość żydów dla całego narodu a zwłaszcza dla ludu wiejskiego była u nas dawno dostrzeżona i ciągle ujawniana w publicystycznych alarmach, nietylko nie wywoływała żadnych tam prawodawczych, ale nawet należytego ocenienia wagi ich wpływu na bieg naszych dziejów. Szlachcic polski był niezależnym władcą i ustawodawcą w swem państewku prywatnem, strzegł jedynie osobistego, zwykle źle pojętego interesu, nie dbał wcale o dobro całego państwa, więc nie żądał ograniczenia żydów a nawet mu przeszkadzał. Gdy zaś ich szkodliwość rozumiał, to traktował ją jako dokuczliwość pasorzytów, które należało i można było łatwo usunąć, a nie jako głęboko w życie społeczne wbity klin, który je rozsadzał i bezpośrednio oddziaływał na jego losy. Jeżeli Polska, osłabiona niemocą polityczną, stała się łupem zaborczych sąsiadów, to w znacznej mierze uległa im dzięki wyniszczeniu i ubezwładnieniu ludu wiejskiego; jeśli zaś ten lud doszedł do nędzy, upodlenia i obojętności względem ojczyzny, to również w znacznej mierze przyczynili się do tego uwodziciele szlachty żydzi, Mefistofelesi lekkomyślnych Faustów. Jest to fakt tem smutniejszy, że oni dotąd odgrywają tę rolę w zmienionej postaci i że dotąd wywierają potężny i fatalny wpływ na kształtowanie się naszego życia państwowego i narodowego.
Pomimo głosów ostrzegawczych z Księstwa Warszawskiego przeszli żydzi do Królestwa Polskiego z zupełną swobodą niszczenia i demoralizowania chłopów. Obronili ich i zabezpieczyli w warownych twierdzach, karczmach, zapatrzeni w dochody propinacyjne panowie ziemscy.
Z wielkiej góry materjałów zebranych przez komitety Księstwa nie narodziła się nawet «śmieszna mysz». Zamarł zalążkowy płód reformy w oporze ziemian folwarcznych i w ukrytej niechęci nowego rządu. Uchwała rady powiatowej w Płońsku głosiła: «Własności naszej gruntowej dla nikogo i dla żadnych względów nietylko nie ustępujemy, lecz owszem przeciw naruszeniu onej protestujemy się»[33].
Nawet w umysłach światlejszych i szczerze pragnących poprawy stosunków wiejskich istniała twarda, oporna wszelkim przekształceniom skamieniałość pojęć, która co najwyżej wznosiła się do udoskonalonego patrjarchalizmu. W r. 1812 wyszła w Przemyślu pouczająca pod tym względem książka I. L. Czerwińskiego: Prawa i zasady rządu wiejskiego, której tytuł autor uzupełnił: «czyli pewne przepisy albo środki ku zaprowadzeniu do dóbr wiejskich takiego rządu i porządku, któreby samemu panu i urzędnikom jego należące przypominały obowiązki, ludowi zaś wiejskiemu szczęście i pomyślność zapewniały». Folwark — jest to państwo. «Pan wiele uczyć się musi, aby prawidła cnoty poznał, gdy przeciwnie religja jego poddanego i doświadczenie całą teorję nauk zastępują, więc tu znowu sama niewiadomość na jego szczęście zamienia się... Poddany winien być zawsze pokorny, cierpliwy i posłuszny. Same kary, choćby były niesprawiedliwe, znosić powinien». Stosunków gospodarczych nie potrzeba zmieniać, wystarczy obie strony uszlachetnić. Mandatarjusz, justycjarjusz, rządca, ekonom — są to urzędnicy państwa, którego monarchą jest pan. Jeżeli on jest cnotliwy i ma urzędników cnotliwych — wszystko idzie najlepiej.
Siłą powinowactwa opornego wszelkiemu postępowi skojarzył się z kierunkiem dążeń szlachty rząd. Utworzona komisja, której polecono zająć się «urządzeniem włościan w dobrach rozporządzeniom Skarbu i Korony podległych... dla doprowadzenia ich do użytku dobrodziejstw, wielkomyślną chęcią monarchy zamierzonych», ułożyła projekt oddzielenia gruntów włościańskich od folwarcznych, oddania ostatnich w wieczystą dzierżawę z dopuszczeniem chłopów i oczynszowania ich w ciągu 6 lat. Cesarz Aleksander projektu tego nie zatwierdził, rozkazał tylko użyć go jako instrukcję.





  1. «Wyrażenie ustawy (konstytucji) — powiada Stawicki — było niewłaściwe i uwłaczające. Oglądając się wstecz na prawa obowiązujące kiedykolwiek u nas, przypominając sobie nawet czasy najgorsze, nigdzie nie spotykamy prawem uświęconej niewoli» (Poszukiwania, 302). Popełniono tu rzeczywiście «kłamstwo historyczne», ale zgrzeszył niem nie Napoleon, lecz ci którzy mu je wyrzucali. Usprawiedliwić wszakże trzeba naszych pisarzów z tego przeczenia faktom, bo to samo czynili historycy niemieccy, którzy (np. Knapp w Landarbeiter) usiłowali dowieść, że w Prusach również nie istniało Leibeigenschaft w znaczeniu Sklawerei. Różnicę tę wyjaśniliśmy w pierwszym tomie tej pracy.
  2. Dziennik praw 1807.
  3. Rkps w Bibl. Akad. Um. u Z. Kirkor-Kiedroniowej, Włościanie ich sprawa w dobie organizacyjnej i konstytucyjnej Królestwa Polskiego, Kraków 1912. s. 24.
  4. Dziennik praw Ks. Warszawskiego, IV, 277—278 (Kiedroniowa) Historja Tow. Roln. I, 11, 14, 21.
  5. Historja Towarzystwa Rolniczego, I, 11, 14, 21.
  6. Dzieje Księstwa Warszawskiego. Warszawa, II, 67.
  7. S. Węgrzecki w Piśmie o prawach X. Warszawskiego (1809) powiada: «Takim sposobem teraz rolnik więcej jest niż mieszkańcem, gdyż jest obywatelem zawsze w cywilnem znaczeniu, a kiedy ma przymioty przez prawo żądane, jest obywatelem w politycznem znaczeniu. Jeżeli pańszczyznę robi, ten ciężar, gdy mu wolno jest wyprowadzić się, od jego woli należy przyjąć lub uchylić się» (s. 110). Była to ta sama wolność, którą później przeciwstawiano skargom robotników fabrycznych. Nikt ich nie zmuszał do przyjęcia warunków pracy, ale zmuszały ich potrzeby życia. Sama wolność fruwania nie wystarcza, należy mieć skrzydła. Chłop Księstwa Warszawskiego mógł według prawa robić co mu się podobało, ale według życia mógł robić tylko to, na co mu ono pozwalało lub nakazywało.
  8. Kazania o wolności poddanych przy ogłoszeniu prawa nadającego im wolność w Ks. Warszawskiem. Warszawa 1808.
  9. Zarys rozwoju idei społeczno-gospodarczych od pierwszego rozbioru do r. 1831. Przegląd polski. 1. 152 (i osobno 1923).
  10. Guradze, 88.
  11. Marjan R. «O włościanach». Pamiętnik Warszawski 1809. Kwiecień.
  12. Pamiętniki (1790—1831). Poznań 1877, s. 40.
  13. Dzieje Księstwa Warszawskiego. Warszawa, II. 49.
  14. Projekt do zawarcia umowy właścicieli z włościanami, 1808.
  15. O zamianie zasiewów na daniny zbożowe lub pieniężne, Wrocław 1808.
  16. O ugodach dziedziców z włościanami. Wilno 1808.
  17. Pam. warsz. 1809, IV.
  18. Dzieje, II, 65.
  19. Przytoczona przez Limanowskiego (Hist. dem pol. 82) z Pamiętników Jackowskiego wiadomość, że po przyłączeniu Galicji do Księstwa Warszawskiego pobór wojskowy odbył się «z największą wieśniaków radością» i że oni szli do pułków «ze skrzypkami na czele», należy do tych spostrzeżeń powierzchownych i uzgodnień faktów pojedyńczych, któremi często grzeszą opisy upiększające brzydką rzeczywistość.
  20. Warszawa 1807. Przedrukowane w jego Dziełach, wyd. Turowskiego, Kraków 1861.
  21. Z. Kirkor-Kiedroniowa p. t. Włościanie i ich sprawa, która miała sposobność poznać odpowiedzi niedrukowane w rękopisach bibljotek Muzeum Czartoryskich i Akademji Umiejętności oblicza, że ¼ ich część oświadczyła się przeciw wszelkim zmianom stosunku włościan do panów ziemi, ⅓ żądała ograniczenia wolności osobistej włościan i zachowania pańszczyzny. Wogóle nie chciano naruszać związku pana z włościanami i nadawać im własności, o której «nie mają wyobrażenia». Połowa rad departamentowych i powiatowych zastrzega się stanowczo przeciw uwłaszczeniu i oczynszowaniu, a jeden obywatel z Krakowskiego nazywa włościan «dziećmi z instyktem destrukcyjnym», inny z Siedleckiego protestuje przeciwko nabywania ziemi przez chłopów, «bo w cóżby się obrócili magnaci i szlachta». Dzierżaw wieczystych niepańszczyźnianych żąda tylko kilka głosów. Str. 232. S. Grabski Zarys rozwoju idei społeczno-gospodarczych od pierwszego rozbioru do r. 1831, ułożył z tego samego materjału 120 odpowiedzi wykaz szczegółowszy. Przeciw wszelkiej reformie a nawet z żądaniem ograniczenia osobistej wolności włościan oświadczyły się 3 rady powiatowe. Za utrzymaniem obecnego stanu, pozostawiając prywatnej inicjatywie stron uregulowanie stosunków włościańskich: 2 prefektów, 1 zastępca, 6 rad powiatowych, 2 podprefektów, 4 sądy, 10 osób prywatnych. Za mniejszemi reformami (poprawą urządzeń gminnych, podniesieniem szkolnictwa, umowami rejentalnemi itd.) 3 rady departamentowe, 3 prefektów, 5 rad powiat., 3 podprefektów, 7 sądów i 12 osób prywatnych. Za uwłaszczeniem w dobrach narodowych 1 rada depart. i 2 rady pow. Za ustawodawczem określeniem osady włościańskiej 1 prefekt, 2 rady pow. i 2 osoby prywatne. Za uregulowaniem z urzędu rozmiaru osad włościańskich i należnych panom powinności 2 rady depart., 5 rad pow., 1 podprefekt, 3 sądy, 9 osób prywatnych. Za uwłaszczeniem przez rząd 1 rada depart., 6 rad powiat., 5 podprefektów, 6 sądów i 15 osób prywatnych — czyli zaledwie 33 głosy na 120, pomimo że chodziło tylko o dobra narodowe!
  22. O włościanach polskich. Warszawa 1814.
  23. Uwagi w materji wydobycia włościan z teraźniejszego ich stanu. Warszawa 1815.
  24. Wydrukował go Sz. Askenazy Rosja i Polska. Lwów 1907.
  25. Projekt o polepszeniu losu włościan polskich. Kraków.
  26. Uwagi nad myślami do zamiaru polepszenia bytu włościan. Poznań 1814, przedruk w Pamiętniku Warszawskim, 1815, I.
  27. O polepszeniu teraźniejszego stanu włościan polskich. Warszawa 1815.
  28. O przyczynach nędzy naszych włościan. Kraków 1815.
  29. Sposób urządzenia włościan w dobrach Końskowoli ks. A. Czartoryskiego 1816.
  30. «O polepszeniu stanu włościan» Pamiętnik Warszawski 1816, I.
  31. O pospólstwie krajowem. Kraków 1811.
  32. I. Lachnicki, Biografja włościanina nad brzegami Niemna powyżej Łosośnej mieszkającego. Warszawa 1815, s. 171, 184, 191, 207.
  33. S. Grabski (Materjały) z rękopisów Akademji Umiejętności.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.