J. I. Kraszewski w życiu i w pismach/całość
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | J. I. Kraszewski w życiu i w pismach |
Pochodzenie | Złote myśli z dzieł J. I. Kraszewskiego |
Redaktor | Stanisław Wegner |
Wydawca | N. Kamieński i Spółka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | N. Kamieński i Spółka |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
J. I. Kraszewski
W ŻYCIU I W PISMACH
PRZEZ
STEFANA BUSZCZYŃSKIEGO.
|
Z INNYMI PISARZAMI.
Dzieje powszechnéj literatury przedstawiają kilku pisarzy, zdumiewających siłą twórczą. Do najpłodniejszych należy hiszpański autor dramatyczny Lopez Vega, który umarł w 73 roku życia. Po nim idzie Alexander Dumas, który również długo pracować mógł na polu piśmienniczém. Atoli obaj poświęcili się niemal wyłącznie jednemu kierunkowi a nadto, każdy z nich miał licznych pomocników.
Z Kraszewskim rzecz się ma zupełnie inaczéj. Mało jest gałęzi nauk, mało kwestyi spółecznych, którychby on nie rozwinął, albo nie posunął naprzód mistrzowską ręką, gdyż olbrzymią potęgą ducha objął całą dziedzinę wiedzy; lecz wszystkie swoje dzieła, noszące znamię wszechstronnego talentu, a przy tém dowodzące erudycyi rozległéj i studjów głębokich, sam o własnych siłach wykonał. Dzieł tych jest przeszło dwieście, licząc zaś w to prace drobniejsze i korespondencye do dzienników, ogół pism jego do siedemset tomów pewno wyniesie.
Z pisarzy naszych XVI stulecia, słynął rozległą nauką i mnogością ksiąg utworzonych w języku łacińskim, Stanisław Bzowski. Mówiono o nim, iż sam tyle dzieł napisał, ile inni ich nie przeczytali. O Kraszewskim możnaby powiedzieć: że na uważne przeczytanie tego, co on napisał, zaledwie wystarczyłoby życie człowieka. To téż całe pokolenia wykształciły się pod jego kierownictwem, a przez wiele wieków późniéj, potomkowie ze czcią imie jego wspominać będą.
Zbadanie więc i dokładne przedstawienie prac Kraszewskiego przechodzi nietylko zakres tego pisma, lecz i możność sił pojedyńczych. Przeciwnicy i wielbiciele jego rozprawiali o nich przez lat czterdzieści kilka. Przedmiot ten jednak nie jest bynajmniéj wyczerpanym. Owszem, stanowisko, jakie zajmuje Kraszewski w społeczności naszéj, codziennie nabiera coraz większego znaczenia i zawsze nowem opromienia się światłem. Każdy rys dodany dla uwydatnienia téj kolosalnéj w świecie umysłowym postaci, zarówno jak dla okazania wartości płodów, jakiemi kraj obdarzył ten znakomity obywatel — pisarz, przyczynić się może do utworzenia z czasem całego obrazu, mającego stanąć na pierwszem miejscu w dziejach oświaty naszéj XIX wieku. Sądzę przeto, iż dopełnię obowiązku, a uczynię przysługę mojemu narodowi, gdy do znanych już powszechnie szczegółów, tyczących się Kraszewskiego dołączę kilka, może mniéj wiadomych rysów, żywot i prace jego cechujących. Z największą troskliwością śledząc oddawna wszystkie niemal utwory niewyczerpanego pióra, nareszcie przez ciąg kilkoletniego pobytu w Dreznie, zbliżony do samotnego pracownika, miałem nieraz sposobność badania tego niezgłębionego ducha i przypatrzenia się zdumiewającéj jego działalności.
Spostrzeżenia, jakiemi pragnę podzielić się z rodakami, dostatecznemi być nie mogą; samo wyliczenie dzieł Kraszewskiego z najbardziéj treściwą ich oceną, wymaga wiele miejsca; wypada zatém ograniczyć się ogólnym poglądem na główne cechy utworów, które razem wzięte możnaby nazwać odrębną biblioteką.
Józef Ignacy Kraszewski przyszedł na świat 1812 r., dnia 27 lipca, w Warszawie, w kamienicy należącéj wówczas do Zientyckiego. Rodzice jego mieszkali wprzódy w powiecie Grodzińskim, który, dla przechodu wojsk przez Litwę, zmuszeni byli opuścić. Pierwsze dziecinne lata przepędził pod okiem rodziców, często przebywających w Romanowie, nim stale tam zamieszkali. Ojcem wielkiego pisarza naszego był Jan Kraszewski, chorąży Prużański, matka z domu Malska. Ponieważ jéj rodzice żyli oboje, a mieszkali w Romanowie, zkąd było bliżéj do tak zwanéj Akademii Bialskiéj, Józef Ignacy, gdy miał do szkoły uczęszczać, oddany był dziadostwu Malskim. Przez lat dwa uczęszczał do gimnazyum w Białéj na Podlasiu od r. 1825 do 1827, potem przez rok w Lublinie, a nareszcie w Swisłoczy, zkąd po skończonych naukach gimnazyalnych, udał się do uniwersytetu w Wilnie, gdzie zapisał się na wydział literacki, a skończywszy studia, przeniósł się na Wołyń 1834 r.
Podczas pobytu w uniwersytecie, pracował nad zadaniem konkursowem: O Historyi języka polskiego, w celu otrzymania katedry przy uniwersytecie w Kijowie. Nie mogąc objąć posady profesora, z powodu rozlicznych intryg, osiadł na wsi, wziął w dzierżawę wieś Omelno i oddał się gospodarstwu, nie przestając gorliwie zajmować się pracą literacką.
W roku 1838 ożeniwszy się z Zofią Woroniczówną, synowicą arcybiskupa, przeniósł się do Gródka, majętności w powiecie Łuckim położonéj, a po kilku latach przedawszy Gródek Leonowi Modzelewskiemu, kupił, podobnież niedaleko Łucka, wieś Hubin. Niekiedy przebywał w majątku żony, we wsi Kisielach, koło starego Konstantynowa na Wołyniu. Wreszcie zamieszkał z całą rodziną w Żytomierzu, gdzie obrany został przez szlachtę honorowym kuratorem miejscowego gimnazyum.
W roku 1860 przeniósł się na stałe mieszkanie do Warszawy, lecz opuścić ją musiał. Zawsze gorliwy na każdem polu gdzie tylko mógł być pożytecznym dla społeczeństwa, pomimo natłoku prac literackich, nie tylko nie uchylał się od służby politycznéj, lecz przeciwnie poświęcał się jéj z całym zapałem, przez pare lat pobytu w Warszawie, spodziewając się powstrzymać rozgorączkowaną jéj ludność od wybuchu. Spokojny rozwój wszystkich sił narodowych był jego programem, zarówno jak i mężów posiadających powszechne zaufanie całego kraju.
Udał się więc Kraszewski do Drezna, które z wielu względów najbardziéj sprzyjało jego pracom. Ztamtąd rzadko wydalał się, czyniąc tylko wycieczki bądź dla ratowania nadwątlonego zdrowia do Karlsbadu, Vichy, Meranu lub Szwajcaryi, bądź w celach naukowych, wzywany do Krakowa, gdzie mu ofiarowano godność członka Akademii, do Bolonii, do Stockholmu na kongres archeologów i t. p.
W Dreźnie zmuszony był z dziesięć razy przenosić się z domu do domu, co przy wielkiéj ilości książek, które sprowadził z kraju, nadzwyczaj było uciążliwem; a nader skromne dochody, nietylko nie dozwalały mu myśleć o nabyciu własności, lecz wywołały smutną konieczność sprzedania za bezcen ogromnego zbioru niezmiernie rzadkich rycin wszelkiego rodzaju i rysunków, gromadzonych troskliwie z wielkim kosztem przez całe życie. Założył też drukarnię polską, którą wprędce sprzedał do Poznania, gdyż mu prócz kłopotów, żadnéj nie przynosiła korzyści. Przebywał z kolei w najętych kamienicach na Hauptstrasse, Augustusstrasse, Dippoldiswaldergasse i t. d. Nareszcie kupił z długami dom na Pillnitzerstrasse, a następnie sprzedawszy go z zyskiem, nabył w 1874 r. śliczną, malutką willę, z ogrodem i strumykiem, w odległéj części miasta, pod lasem, na Nordstrasse Nr. 27. Zawsze z zapałem oddanego piśmiennictwu, to spokojne ustronie, dalekie od miejskiego gwaru, otoczone w lecie jakby na wsi, mnóstwem leśnych śpiewaków, jeszcze bardziéj usposobiło do pracy i wyrobiło w nim chęć do cichego, samotnego życia.
CHARAKTER TEGO PISARZA.
W pierwszych chwilach pojawienia się Kraszewskiego na widowni publicznéj, uderza głęboka jego wiara w siły własne i niezłomna wytrwałość. Tę wiarę natchnęło mu poczucie nadzwyczajnych darów natury, wzmocnione nabytemi wiadomościami i rzadką umiejętnością pracowania. Na samym wstępie literackiego zawodu, wytknął sobie pewną drogę; rzec można, iż zrobił plan na całe życie. Poświęciwszy się badaniom
starożytności i dziejów, wydoskonaliwszy się w językach, zwrócił najprzód uwagę na społeczeństwo żyjące. Dostrzegł, iż rozbudzenie w niem chęci do nauk, było rzeczą najpilniejszą do zrobienia. Obdarzony wielką przenikliwością, umiejąc odgadywać usposobienia ludzi, znając kraj swój, wiedział czego potrzeba do dopięcia zamierzonego celu. Pojął, iż oprócz zachęty, należało w części dogadzać pewnym słabostkom, chwytać się praktycznych środków, ażeby naród, nie nawykły do pracy, nałamać i stopniowo sprowadzić ku źródłom poważnego myślenia. Jakoż w wyborze tych środków nie wahał się wcale. Wiadomo, że przed 1830 rokiem i długo jeszcze późniéj, zalewała kraj cały literatura francuzka, a właściwiéj mówiąc, nędzne francuzkie romanse. W tych zaś rodzinach, gdzie cudzoziemski język był niedostępnym, książek prawne nie znano. Kraszewski postanowił: uczyć bawiąc, a wzrok czytelników skierować najpierwéj na otaczające ich przedmioty. To go naprowadziło na myśl pisania powieści. On też można powiedzieć jest ich pierwszym u nas twórcą.
Pociągnięty niewstrzymaną, wewnętrzną siłą do dzielenia się z narodem nabytkami swéj pracy, bardzo wcześnie zaczął je ogłaszać drukiem. W uniwersytecie poświęcał się z wielką pilnością klasycznéj literaturze i uczeniu się języków. Pierwszą pracą jego, którą napisał i wydał licząc zaledwie lat szesnaście wieku, w r. 1828 — 1829 było w przekładzie z Plutarcha: Zycie Cicerona.
Nie mając więcéj nad lat osiemnaście, w sierpniu 1830 roku ogłosił, iż wydaje w trzech tomach „Kilka obrazów towarzyskiego życia.“ Pod pseudonimem (który sam późniéj nazwał studenckim), Kleofasa, Fakunda Pasternaka, wydał powieści: Pan Walery i Wielki świat małego miasteczka. Pierwsza z nich ukazała się najpierwéj. Podpis cenzury ma datę 11 października 1830 roku. Wyszła w Wilnie 1831 roku. Druga, we dwóch tomach, pojawiła się również w Wilnie, wprędce po tamtéj.
Autor nie zawiódł się na wyrachowaniu. Taką wówczas czuli wszyscy potrzebę dzieł oryginalnych, iż nie było prawie osoby, cokolwiek więcéj ukształconéj, któraby o tych powieściach przynajmniéj nie słyszała. Dowcipem, lekkością stylu, a zwłaszcza postrzegawczym duchem, podobały się powszechnie, obiegły najodleglejsze kraju zakąty.
W roku 1833, ukazały się nowe powieści: Ostatni rok panowania Zygmunta III i Pan Karol, a w 1834 Cztery wesela. Już publiczność chciwie rzuciła się na te obrazy; szczególnie ta ostatnia powieść zajęła wielu, dokładnością charakterów i naturalném przedstawieniem scen rozlicznych. Odtąd Kraszewski, licząc dopiero 22 lat wieku, stał się ulubionym popularnym pisarzem.
Atoli na pierwszych próbach młodzieńczego lotu, zapowiadających już orła, najpoważniejsi nie poznali się krytycy. Jeden go „błagał, by się wznosił, nie zaś aby latał;“ drudzy nie szczędzili mu najzjadliwszych pocisków. Byli jednak tacy, którzy obok ostrożnych pochwał, przewidywali w nim „niepospolitego pisarza,“ jeżeli pójdzie za ich radą, albo przyznawali mu „talent, gdyby go nie marnował na obrazki małe i niepożyteczne.“
Tym wszystkim Kraszewski, ze skromnością lecz z całą energią odpowiedział:
Mości Panowie! Nieskończone dzięki
Za pochwały, nagany, rady i przestrogi.
Kiedykolwiek co spotkam, z czyjéjkolwiek ręki,
Zawsze będę dziękował, lecz nie zejdę z drogi.
W tém właśnie widnieje głęboka świadomość, z jaką wziął się do pracy. Wiersz ten jest tak charakterystycznym, iż można go uważać za wizerunek jego ducha. Nie zapominajmy przytem, iż te słowa napisał on w wiośnie życia, w r. 1838, licząc zaledwie lat 26, a więc w wieku, który u innych, wskutek nieznajomości świata i braku doświadczenia, nie może służyć za rękojmię sposobu myślenia i postępowania na przyszłość. To też wtedy już umiał zdać sobie sprawę z tego co czyni, do czego dąży; nie zmienił się, wytrwał i nie zeszedł z drogi.
Kto zastanawiał się nad życiorysami wielu znakomitych, nawet zacnych zkąd inąd ludzi, mógł dostrzedz, jak mało jest takich, którzyby wiernie jednych trzymali się zasad. Tak zwane „chorągiewki“ widzimy w różnych zawodach, u wszystkich narodów. Kraszewski nigdy się nie zachwiał; nie naginał się do okoliczności; nigdy od zasad swoich nie odstąpił. Jest to jedna z najważniejszych zalet jego charakteru, — cnota nader rzadka w świecie. Tę jednolitość w sposobie myślenia, tę wytrwałość w przeprowadzeniu zamiarów, dążących do raz obranego celu, widzimy we wszystkich jego pismach. Niekiedy wskazywał praktyczne środki odmienne i różniące się pomiędzy sobą, dla urzeczywistnienia jakiéj idei; ale podstawa rozumowania była niewzruszoną. Tak naprzykład, gdy w kraju obudziła się zbyteczna chęć do finansowych przedsiębierstw, do zakładania fabryk, bez doświadczenia, bez pieniędzy, bez racyonalnéj rachuby, co prócz materyalnych, moralne jeszcze straty przynosiło, Kraszewski powstał przeciw téj wygórowanej dążności. Pisał o tém wiele, a prócz innych prac, wydał z tą myślą powieść p. t. Choroby wieku. Mniemano, iż on potępia wszelki ruch przemysłowy. Kraszewski odpowiedział słowami św. Pawła: „Ducha nie gaście.“
Nie jeden, sądząc z pozoru dzieła jego, które mu się pod rękę nawinęły, widzi w nich czasem sprzeczności. Ten zarzut czynili mu jego przeciwnicy. Lecz sąd taki jest powierzchownym. Chcąc go zrozumieć, trzeba zbadać wszystko niemal, cokolwiek napisał; wtedy dopiero okaże się ta przewodna nić autora, któréj zawsze stale się trzyma.
Nie jeden też, znając go osobiście ale nie dostatecznie, idąc za wrażeniem, jakie przelotna rozmowa wywiera, mniema, iż Kraszewski jest chwiejnym, iż podaje się łatwo obcemu zdaniu, jeśli ono nie jest dyametralnie sprzecznem z jego pojęciami. Tymczasem, mocno się myli, kto go ztąd sądzi. Wróg wszelkiej ostateczności, zarówno nienawidzi sporów jak i zbyt długich rozpraw, zwłaszcza w rozmowie. Nie ma do tego czasu ani ochoty. Dla niego pióro wszystkiem. A gdy widzi rzeczywistą potrzebę, wtedy występuje śmiało, nie oglądając się na nic i na nikogo. Prawda jest jego bożyszczem. Pochwały jak nagany zarówno zastawały go zawsze nieczułym. Pierwsze mogły mu robić przyjemność o tyle, o ile widział się zrozumianym; drugie mogły go chwilowo rozdrażniać, oburzać, jak każda niesprawiedliwość; lecz nigdy najmniejszego wpływu na jego zasady i dążności nie wywarły.
Prócz nieprzychylnych, często niedorzecznych krytyk, w rozlicznych czasopismach umieszczanych, Kraszewski miał w Żytomierzu wielką skrzynię, pełną bezimiennych listów, a między niemi mnóstwo obelżywych. Jedne czytał z litością, drugie z pogardą; lecz „nie zeszedł z drogi.“
Paulatim summa petuntur. Z godłem: „wytrwale a stale,“ Kraszewski postępował ciągle naprzód i doszedł do nieznanéj dotąd nikomu wysokości. Rodzaj powieściowy, który obrał sobie przeważnie, jako
formę pracy, możnaby nazwać jego metodą. Wiedział on, iż tym tylko sposobem wciśnie się ze skarbami umiejętności w społeczne grono, niosąc mu zdrowy pokarm potrzebny dla ducha. Jest to wreszcie dawna, uznana za najlepszą, tak zwana: metoda sokratyczna; tylko zastosowana do dzisiejszych wymagań. Czytelnik znajduje w powieści całą rozprawę o pewnym przedmiocie, ze wszystkiemi zdaniami pro i contra, widzi główną myśl autora i jéj następstwa, lub wady, dążności nie zgodne z zasadami autora i wynik ostateczny. Dramatyczna forma dodaje zajęcia rozmowie, działanie osób, wchodzących do powieści, uwydatnia ich charakter, sposób myślenia; wpływa na wyobraźnię czytelnika, wbija się w pamięć, zmusza go do zastanowienia się nad sobą, do myślenia. A kto wiele myśli, może być pewnym zbierania cennych owoców; bo myśl jest miną złotodajną w sferze ducha.
Niektóre powieści Kraszewskiego, prócz dogmatycznego, mają jeszcze moralny charakter. Inne możnaby nazwać wyłącznie etycznemi. W jednych nauka połączona ze środkami, mającemi na celu obyczajność; w drugich przedstawione są epizody z życia ludzkiego w objawach codziennych, prostych, bez domięszania zadań poważniejszych, a tylko baczące na moralność. Tak, pierwsze nie są czem innem, jeno rozprawami naukowemi w formie powieściowéj; drugie w takiejże formie, mowami albo kazaniami. Powiedzmy bowiem szczerze: inaczéj nie jeden rozprawy naukowéj nie chciałby czytać, ani kazania słuchać. Przeczytawszy lekką powieść nie spostrzegł się, jak czegoś się nauczył, coś skorzystał, a każdą nową książkę tego pisarza, witał z coraz większem upodobaniem i coraz bardziéj w czytaniu się rozmiłowywał. Aż pomału doszło do tego, że około 1840 r. powieści Kraszewskiego były już i w ubogich, skromnych domkach oficyalistów i w garderobach nawet i w kredensach pośród służących, a jednocześnie w wytwornych kabinetach dam i w pysznych salonach najwyższéj arystokracyi.
Do tego Kraszewski dążył i cel swój osiągnął. W obec takiego następstwa upada przeto oskarzanie go „o karmienie publiczności powieściami.“ Większa część społeczeństwa, w tych klasach, które się zowią „ukształconemi,“ innychby potraw nie zniosła.
Obok dogmatycznych, zaliczając do nich historyczne i etycznych powieści, widzimy jeszcze pióro tego pracownika poświęcone kwestyom politycznym i sztukom pięknym, w téj saméj formie; widzimy nareszcie nie jednę powieść, która jest prawdziwym poematem. Tak więc powieści Kraszewskiego można rozklasyfikować na pięć odrębnych działów.
Nie tu miejsce wyliczać je kategorycznie. Zabrałoby to zbyt wiele miejsca w pobieżnym przeglądzie, dla obszerniejszego koła publiczności przeznaczonym. Uważny czytelnik a oświecony, łatwo dojrzy cechy, odróżniające utwory Kraszewskiego, jako powieściopisarza.
Dość wspomnieć o powszechnie znanych powieściach jak: Ostatnia z książąt Słuckich (Wilno, 1841 r. tomów 3); Powiastki i Obrazy historyczne, (1843 roku); Latarnia Czarnoksięska, (1843—1844 roku); Maleparta, (1844 r.); Żacy krakowscy, 1549 roku, (1845 r.); Czasy Zygmuntowskie, powieść z 1572 roku, (1846 r.); Milion posagu, (1847 r.); Ostap Bondarczuk, (cztery wydania, z których pierwsze 1847 roku); Jaryna, (1850 r.); Ostatni z Siekierzyńskich, historya szlachecka, (1851 r.); Pan i Szewc, (1850 r.); Komedyanci, (pierwsze wydanie 1851 r); Stary Sługa, (1852 r.); Kordecki (pierwsze wydanie 1852 roku); Ładowa pieczara, (1852 r.); Złote jabłko, (1853 r.); Dziwadła, (pierwsze wydanie 1853 roku); Interesa familijne (1853 roku); Chata za wsią, (1854 roku); Czercza mogiła, (1855 roku); Jermoła, (1857 roku); Starościna Bełzka, opowiadanie historyczne z roku 1770—1774 r., (1858 r.); Staropolska miłość, (1859 r.); Historya kołka w płocie, (1860 r.); Caprea i Roma, (1862 r.); Resztki życia, (1860 r.); Metamorfozy, (1860 r.); Jasełka, (1862 r.); Dziś i temu lat trzysta, (1863 r.); Kopciuszek, (1863 r.); Dola i niedola, (1864 r.); Sto djabłów, (1870 r.); Przygody Marka Hinczy, (1871 r.); Dzieci wieku, (1871 r.); Morituri i wiele innych. Większą część powieści, ogłoszonych w ciągu kilkunastu lat do dni dzisiejszych, można nazwać wyłącznie historycznemi. Do tych należą n. p. Krzyżacy, powieść z XV wieku, tudzież obrazy z końca XVIIIgo stulecia i z dziejów spółczesnych. Wzmianka o dziejach starożytnéj Polski w formie powieści niżéj umieszczoną będzie.
Z pomiędzy wielkiéj ilości tych utworów, trudno wybrać, który z nich jest lepszym. W każdym widać bądź głęboko zastanawiającego się filozofa, bądź mistrza w malowaniu scen, czy to historycznych, czy z codziennego życia zaczerpniętych. Każda z powieści jego ma jakąś wybitną cechę; albo przedstawienie prawie plastyczne pewnéj idei, albo moralną dążność, albo artystyczną naturę obrazu. Przytém, prawda kolorytu odznacza malownicze pióro Kraszewskiego. Umie on w zadziwiający sposób przenieść się w czasy, które uprzytomnić pragnie. Miejsca mają charakter epoki, którą maluje. Bohaterowie jego powieści mają fizyognomią wieku, w którym działają. Ich myśli są żywcem pochwycone; ich język, jest mową epoki, w któréj żyją. Nie jest to tylko wynikiem wyobraźni autora; Kraszewski ma intuicją, w któréj mu nikt nigdy nie dorówna. Z jednaką łatwością, przedstawia dawno ubiegłe wieki jak dzisiejsze czasy. Zdaje się, że wszędzie był, że podsłuchał rozmowy, że był świadkiem opisywanych zdarzeń. Czytelnik doznaje wrażenia, jak gdyby był widzem wszystkiego, o czem opowiada autor. Nigdzie nie uczuje znużenia; nigdzie nie napotka rozwlekłych rozpraw, przesadzonych obrazów, zbyt drobiazgowych szczegółów. Każdy rys, ma cel pewien: albo uwydatnienie malowidła, albo wyobrażenie charakteru działającéj osoby.
Zarzucano mu nieraz zbyteczny pospiech, lekceważenie formy, brak wykończenia w niektórych powieściach. Zapomniano o tem, iż ów „pospiech^ jest jego środkiem, metodą. Nie chcąc niczego pominąć, starał się on zawsze poruszać wszelkie zadania społeczne, godne uwagi. Nie jedno z nich nie zasługiwało na głębsze badanie. Szkoda było na to czasu, gdy pilniejsze rzeczy należało na jaw wyprowadzić. Rzeczy mniejszéj wagi dość było dotknąć z lekka; dość było przypomnieć o nich społeczności i iść coraz daléj i coraz nowe, obszerniejsze przygotowywać dla czytelników pole pracy. Ilość egzemplarzy dzieł jego, dochodząca najmniéj do miliona, wymownie świadczy o potrzebie i skuteczności obranéj metody. Montesquieu słusznie powiedział, iż „pisarz nigdy nie powinien tak wyczerpywać przedmiotu, aby czytelnikowi nie pozostawało nic do myślenia.“ Kraszewski, mówiąc o powieści pod względem formy, porównywa ją do biegu strumienia, zaczynającego się drobnym potokiem, wzrastającego w rzekę i spadającego kaskadą. A z pewnością, nikt nad niego nie ma większéj powagi dla oznaczenia prawideł, tyczących się technicznego wykonania powieści. Wreszcie niejednokrotnie dowiódł, iż utworom swoim umie nadać formę doskonałą pod względem artystycznym, skończoną. Do takich należą: Ulana, ogłoszona po raz pierwszy 1843 roku, przełożona na język francuzki przez Alexandra Mickiewicza, Sfinx, prawdziwe arcydzieło, pod każdym względem; Powieść bez tytułu, Dwa światy, i wiele innych.
Obwiniać autora o użycie pewnych farb, jeśli te nie są wręcz przeciwne naturze, lub o szkicowanie obrazów, gdy obok małych studjów, widzimy skończone dzieła wielkich rozmiarów, jest to samo, co mieć za złe malarzowi, że w chwilach natchnienia, rzuca na płótno lekkie zarysy zaledwie podcieniowane. Któż może zarzucić Kaulbachowi przedstawienie na kartonach kredką wielkich scen historycznych? Geniusz artysty widnieje w drobnych szkicach. Kraszewski zaś niektóre powieści swoje wykończył z dokładnością drobiazgową. Są to niby obrazki Meissoniera, gdzie każda figurka odrębną ma fizjognomią a jest wykończona i przedstawia wyrazisty typ, pełen właściwego sobie oryginalnego charakteru. To właśnie widzimy w wielu dziełach Kraszewskiego, między innemi we wspomnianych wyżéj powieściach: Powieść bez tytułu i Dwa światy. Pierwsza z nich rozwija przed oczyma czytelnika działanie kilkudziesięciu osób. Zdawałoby się, że autorowi trudno będzie wybrnąć z téj sieci rozlicznych intryg i zagmatwanych położeń, nawiązanych na początku dzieła. Tam każda postać odróżnia się od innych swoją indywidualnością, zasadami, środkami działania i sferę działalności. Wszystko razem przedstawia mnóstwo scen nadzwyczaj zajmujących; dramatyczność dochodzi do rozmiarów kolosalnych; interes wzrasta z każdą stronnicą; sytuacya staje się coraz trudniejszą do rozwikłania. Mniemać można, iż rozwiązanie będzie gwałtowne, nie naturalne, naciągnięte, urwane. Tymczasem każda z działających osób jest skończonym przedstawicielem jakiejś idei lub sposobu myślenia, każda obraca się w odrębnym świecie; nierozerwalny związek istnieje między niemi; a całość podobna do ogromnego, zaludnionego obrazu, gdzie uderza zupełna harmonia w rozmaitości i rozmaitość w harmonii. Jest to niby płótno pędzlem Paola Veronese powołane do życia.
Te cechy skończonego obrazu, czy to w małych rozmiarach, jak sceny malowane przez Meissoniera, czy w wielkich ramach, jak arcydzieła jednego z największych mistrzów włoskich, ma nie jedna powieść Kraszewskiego. Są jego utwory, które pod względem wrażenia, jakie wywołują, możnaby porównać do muzycznéj wielkiéj kompozycyi. Kto badał ducha oper Webera, albo Rossiniego, kto zastanawiał się nad stopniowo wzrastającym, porywającym słuchacza, prądem harmonii przeplatanéj melodjami, nad tym dźwięcznym szumem zapowiadającym kaskadę, ten usprawiedliwi takie porównanie.
Na czemże zależy tajemnica tego wrażenia i téj siły porywającéj? Niewyczerpane zasoby wyobraźni, prawdziwe natchnienie, umiejętność w doborze środków i w architektonicznem ich uszykowaniu, wreszcie umiejętność obleczenia utworu w estetyczne kształty, czyli: pojęcie i poczucie ideału, złączone z możliwością przedstawienia go — oto droga prowadząca w dziedzinę nieskazitelnego piękna, nęcącego zawsze wzniosłą cząstkę natury człowieczéj.
Niech mówią co chcą wątpliwéj powagi krytycy, Kraszewski, jeden tylko Kraszewski ze wszystkich powieściopisarzy, posiada tajemnicę poruszenia całéj gammy różnorodnych uczuć ludzkich, ze wszystkiemi możnemi ich kombinacyami. Jak utwór muzyczny przez jednych może być zrozumianym, innych chłodnymi zostawić, tak też i powieść jego: jedna może się podobać, druga nie podobać. Zależy to od wewnętrznego, podmiotowego usposobienia czytelnika, nawet od stopnia jego ukształcenia. Ale sądzić dzieła Kraszewskiego bezstronnie można tylko, nie tracąc z oczu syntetycznéj ich całości; a wiele oddzielnie wziętych powieści jego mają wszystkie warunki sztuki, obok głównéj idei, która dla niego jest zawsze źródłem natchnienia. Prócz wyżéj wymienionych, są takie, które zaledwie możnaby nazwać powieściami. To skończone, zachwycające poemata! Rymów im tylko nie dostaje. Poeta i Świat jest jedną z najcenniejszych pereł w tym nieprzebranym skarbcu. Autor skreślił ten obraz, nie mając więcéj jak dwadzieścia sześć lat wieku. Powieść ta, jeźli ów pełen poezyi utwór tak nazwać trzeba, rozbroiła najzjadliwszych krytyków, najzawziętszych wrogów Kraszewskiego; zachwyciła wszystkich. Michał Grabowski, który przy całym krytycznym zmyśle, nie był zupełnie wolnym od pewnych uprzedzeń szkoły, a nigdy wznieść się do wyższych sfer nie umiał, zachwycony, odtąd się nawrócił i pilniéj zaczął badać Kraszewskiego. Alexander Przeździecki przełożył ją na język francuzki.
Zjawili się także inni tłómacze: Polewoj, Czech F. P. Polak; a Julian Miłkowski przerobił ją na dramat.
Na równi z tym utworem postawić można bardzo wiele obrazów Kraszewskiego. Do rzędu najznakomitszych należą: Całe życie biedna i Historya o bladéj dziewczynie z pod Ostréj Bramy, (Wyd. w Wilnie 1838 r.). Przypomnijmy sobie straszny, rozdzierający dramat, ześrodkowany około jednéj tylko osoby, bez wprowadzenia żadnych powikłań obrachowanych na wrażenie, bez akcyi uderzającéj oczy, bez sztucznych efektów. Ileż uczuć wywołuje ta nieszczęśliwa! Chyba tylko Le dernier jour d’un condamné, Wictora Hugo, godzien stanąć obok samotnéj bohaterki Kraszewskiego mieszkającéj w ciasnéj, nędznéj izdebce, straszniejszéj niż więzienie. Lecz tu tragiczność sytuacji bardziéj przeraża. Wictor Hugo bowiem przedstawił, w „ostatnim dniu skazanego na śmierć,“ człowieka, który już żył, działał i może skończył swe posłannictwo. Kraszewski okazuje nieszczęśliwą, opuszczoną istotę na samym wstępie do życia. To dopiero początek męczarni długich, stokroć boleśniejszych, niż nagła śmierć na rusztowaniu.
Zdawałoby się, że w dojrzalszym wieku ostygnie poetycki zapał Kraszewskiego, że późniejsze utwory jego nie mogą mieć téj świeżości uczuć, tego uniesienia, młodemu właściwego wiekowi. Wybierzmy jednak niektóre w tym rodzaju powieści: Pod włoskiem niebem, (Lipsk, 1845 r.); Ostrożnie z ogniem, (Pierwsze wyd. we Lwowie 1849, drugie w Warszawie 1857 r.), Chata za wsią, (Petersburg, 1854 r.). Jakiż to żar!... ile poezyi w tych obrazach!...
Mimowoli przychodzi na myśl: gdzie Kraszewski mógł podsłuchać te rozmowy serca? gdzie mógł się ich nauczyć? Kiedy miał czas na to? Weźmy wreszcie, powieść pod tytułem: Piękna Pani. Co to tam za misterna zręczność w układzie rozmowy! jaka głęboka znajomość niewieściego charakteru, niezliczonych odcieni uczuć w sercu kobiety, tkliwości, kaprysów, przebiegłości, namiętnych pragnień, zachcianek, rachuby!... W powieściach Kraszewskiego, kobieta jest ideałem, z zasobem olbrzymiego poświęcenia, wzniosłych cnót, niezrównanych wdzięków, albo istotą zepsutą przez świat, przez złe wychowanie, fantastyczną, dziwną, niezrozumiałą, co w jednéj chwili gotowa wprowadzić do nieba i strącić na dno piekła. Ale zawsze zostaje naturalną, prawdziwą, niezbadanym sfinksem, czynnikiem, wprowadzającym w ruch jednostki i społeczeństwo, i źródłem wielkiego szczęścia i większych męczarni. Płeć piękna woli kobietę, malowaną przez Józefa Korzeniowskiego, który umiał przedstawić ją najczęściéj w świetnych a niekiedy w zbyt pochlebnych barwach. Wprowadzone przez niego do salonów rozmowy odznaczają się wielką wytwornością, gładką, udatną formą; ale jego powieści nie są studjami, pobudzającemi do głębszego, filozoficznego zastanawiania się nad życiem. Są to raczéj piękne, artystyczne zabawki.
Kraszewski, dla zaostrzenia ciekawości w czytelniku, nigdy nie ucieka się do sztucznych środków, do niezwykłéj sytuacyi; nie tworzy scen przesadzonych, naciąganych. Nie znajdziemy w nim tych działających chwilowo na wyobraźnię, przejmujących dreszczem zawikłań i zdarzeń jak n. p. w romansach Eugeniusza Sue. Nie lubi on jak Wictor Hugo, utrzymywać czytelnika w gorączce, oczekującego na rozwiązanie jakiegoś dramatu; nie anatomizuje realistycznym skalpelem każdego nerwu; nie bada każdego drgnienia. Nie skazi pióra drobiazgowemi opisami takich scen, jakie znajdujemy w powieści: L'homme qui rit, po przeczytaniu któréj, nic nie pozostaje w duszy, chyba tylko niesmak, albo podziw, że tak wielki pisarz i znakomity obywatel, jak Hugo, ma upodobanie w malowaniu podobnych obrazów. Nie zniży się też nigdy Kraszewski do cudackich, nadzwyczajnych przedstawień, na wzór Ponson du Terrail; nie zaprowadzi na bagna poziomego realizmu, jak Gustaw Flaubert, albo niektórzy z pisarzy naszych, co w braku samodzielnych zdolności i pomysłu, naśladują francuzkich romansistów, dla rozgłosu. U niego życie płynie naturalnym biegiem; tylko opromienione światłem, co pochodzi z ducha prawdziwego poety, prawdziwego artysty. W tém jego wyższość nad innymi.
Jest jeszcze jedna wybitna strona w powieściach Kraszewskiego, na którą zwrócić należy uwagę, mianowicie: przechowywanie tradycyi, obok podnoszenia niższych warstw społeczeństwa. W tym kierunku wiele mamy jego mniejszych i większych obrazów. Do nich zaliczają się: Stary sługa, Interesa familijne, Jermoła, Boża Czeladka i niektóre późniejsze utwory, ogłoszone w Poznaniu, Krakowie i Lwowie, a powszechnie znane.
Gdy z tego stanowiska zapatrywać się będziemy na dzieła Kraszewskiego, ze stanowiska, które nakazuje zająć bezstronna krytyka, upadną wszelkie płytkie o nich sądy, jako nie mające podstawy. Na wspomnienie nawet nie zasługiwałyby, gdyby powierzchowna ocena tego pisarza nie weszła już do elementarnych książek o piśmiennictwie naszem „dla użytku szkół“ ułożonych.
Do każdéj powieści zarówno jak do najmniejszego obrazku potrzebował on więcéj czasu na obmyślenie planu, niż na wykonanie go. Zwykł on wprzód przedstawiać sobie jasno chwilę obraną do opowiadania, miejsce, fizyognomie osób przeznaczonych do działania, ich charaktery, nawet nazwiska. Niekiedy rysował sobie widoki, wchodzące do powieści, dwory, dworki, chaty. Nie wziął nigdy pióra do ręki, pokąd plan zupełnie nie był gotów. Przeniesienie go z myśli na papier stało się tylko mechaniczną pracą. Kiedyś rzucił w ogień rękopism ogromnéj powieści, już na dokończeniu, dla tego tylko, że jak mówił, „doprowadziła do rezultatu, do jakiego nie dążył;” spalił dwa akta dramatu jednego, aby go całkiem przerobić. Czasem zwłaszcza w powieściach historycznych, długo szperać musiał w starych rękopismach, albo w kronikach, dla znalezienia jednéj postaci, jednego nazwiska, jednego zdarzenia. To co dla pospolitego wzroku wydawało się zaledwie godnem spojrzenia, odsłaniało przed nim nieraz obszerny horyzont, wprowadzało go na pole na którém znajdował niewyczerpane do tworzenia materyały.
Jakkolwiek prace Kraszewskiego, w pierwszych chwilach pojawienia się, uczyniły imię jego popularnem, jakeśmy to widzieli wyżéj, nie został on od razu tak cenionym, jak zasługiwał. „Na drodze literackiéj były dlań liście laurowe i ciernie — powiada Estreicher, bibliotekarz uniwersytetu Jagiellońskiego. Petersburskie, warszawskie i wileńskie czasopisma nie uznawały talentu jego. Lwów zniemczony nie zwracał nań uwagi. Pierwszy Kraków stanął po stronie powieściopisarza. Poeta Wasilewski jeszcze w 1837 roku (a więc wtedy, gdy Kraszewski liczył dopiero 25 lat życia) zapowiedział, czem on jest i będzie; i krytycznie rozjaśnił potęgę jego zdolności. Za nim dopiero poszedł Grabowski, który go zrazu ochłostał, potem uwieńczył. Tygodnik petersburski w roku 1837—38, był polem szermierki zajadłéj, która skłoniła męża wielkiéj zacności, księdza L. Trynkowskiego, jeszcze przed czterdziestu laty stanąć w obronie Kraszewskiego.“ Świątobliwy ten kapłan tak się o nim wyraził:
„Co zaś do mnie, i mówię i powtarzam jeszcze:
Daj nam Boże i takie pisarze i wieszcze,
Jako ten wieszcz i pisarz śmiały, rzeźwy, płodny,
Kraj nasz piórem z krajami walczyć będzie godny.“
Ś. p. Alexander Groza w czasach pierwszéj młodości Kraszewskiego mawiał:
Zwykle Kraszewskiego nazywają wyłącznie powieściopisarzem, jak gdyby nic innego nie pisał. Jest to błąd wielki. Prace jego w innych gałęziach piśmiennictwa, jeżeli nie przewyższają całego zbioru powieści, z pewnością dorównywają mu, nawet pod względem objętości. Gdy zastanowimy się nad tém, jak wiele czasu i trudów wymagają badania naukowe, archeologiczne, historyczne i t. p., zgodzić się musimy, iż trzeba mieć nadludzką prawie siłę umysłu, aby podołać wszystkiemu.
Nie zapominajmy, iż obok ciężkich, poważnych studjów, od najmłodszych lat, był on ożywiony natchnieniem, które zrodziło nie tylko poetyczne powieści, lecz poezye w znaczeniu właściwém tego wyrazu. Już w 1832 roku, gdy Kraszewski nie miał więcéj jak lat dwadzieścia, zapowiedział Glücksberg księgarz druk jego Słownika polsko-rosyjsko-francuzkiego, w dwóch tomach; a w r. 1837 Gramatykę historyczno-porównawczą języków słowiańskich, owoc ośmioletnich studjów. Oba te jednak dzieła nie wyszły z druku. W r. 1838 ukazały się Poezye w dwóch tomach. Zawarte w nich ulotne utwory, podobały się powszechnie; niektóre odznaczają się wielką pięknością i udatną formą; a poemat p. n. Biruta przełożono w czasopiśmie Kwety na język czeski.
W 1838 roku wyszło dzieło historyczne Kraszewskiego: Wilno od początku jego aż do roku 1750; w ciągu dwóch lat od 1838—1840: Wędrówki literackie, fantastyczne i historyczne, tomów trzy. Wziętą ztąd powiastkę, pod tytułem Maciek i Maciuś tudzież Wędrówki fantastyczne przełożono na język rossyjski, a Wilhelm de Kabestan we Włastimirze po czesku został ogłoszony. Prócz tego w 1840 r. pojawiły się w Wilnie nowe prace jego: Wspomnienia Polesia, Wołynia i Litwy, dwa tomy. Ustępy z tego dzieła tłómaczono r. 1841 w Ost und West na niemieckie.
Gdy tak w ciągu dziesięciu lat, Kraszewski zapełniał kraj najróżnorodniejszemi utworami swemi, gdy wydał już dwadzieścia kilka oryginalnych powieści, a pięć tomów w przekładzie z francuzkiego: (Dom biały p. de Kocka), dwa tomy poezyi, jedno dzieło historyczne, mnóstwo rozpraw, opisów podróży i szkiców w Wędrówkach i we Wspomnieniach (razem pięć tomów); gdy przygotował do druku rękopisma, zawierające badania filologiczne, nagle zjawiają się jednocześnie, w 1840 roku, dwa wielkie dzieła: Witolorauda, Pieśń pierwsza z poematu: Anafielas i dalszy ciąg wspomnianéj wyżéj monografii: Wilno od początków jego do r. 1750 w czterech tomach, z których pierwszy został przerobiony.
Witolorauda obudziła powszechny zapał. Młodzi, zarówno jak starsi, zachwycali się tym utworem, pełnym przepysznych obrazów, zajmujących opowiadań, przedstawionych językiem czystym, dźwięcznym a silnym. Podziw czytających wzrósł do ogromnych rozmiarów. Nie traćmy bowiem z oczu dat tu umieszczonych, nie zapominajmy, iż Kraszewski miał wtedy dopiero dwadzieścia ośm lat. Tę pracę drukował poeta własnym kosztem. Nie znalazł nakładcy!... Po jéj ukazaniu się, Henryk Rzewuski w Tygodniku petersburskim nazwał ją epopeą i arcydziełem. Z mniejszym zapałem, lecz wysoko podnieśli wartość tego poematu M. Grabowski, Maciejowski Wacław i Tyszyński. Przekład Witoloraudy na język rossyjski umieściła Siewiernaja Pczeła.
Monografia Wilna, znamionująca poważnego myśliciela i głębokiego badacza, zwróciła na siebie uwagę znakomitych uczonych, między innymi: profesora uniwersytetu, Ignacego Daniłowicza i Ign. Szydłowskiego. W tomie czwartym objęta szczegółowo bibliografia wileńskich druków. Niektórzy zarzucali późniéj téj pracy kilka historycznych błędów. Należy wszakże mieć na względzie, iż Kraszewski pierwszy, można powiedzieć, sięgnął wzrokiem w nietknięte prawie dotąd archiwa, pierwszy wydobył z nich mnóstwo cennych dla historyi krajowéj materyałów. Przebijać się musiał przez niezliczone trudności; torował drogę dla następnych badaczów. On też, jeden z pierwszych, zastanawiał się nad otaczającemi go przedmiotami, mającemi wielkie w dziejach znaczenie. W wycieczkach po kraju, nie opuścił żadnego pomnika, żadnego dokumentu, z któregoby nie zrobił użytku. Dla niego ożyły zwaliska, stare zamki, kościoły, kurchany, obrazy, ryciny, zaniedbane rękopisma, pyłem pokryte, zbutwiałe księgi. Wszędzie zanurzał wzrok badawczy; odsłaniał przeszłość, objaśniał ją; zachęcał innych do pracy. Pomniki, na które wszyscy do owego czasu obojętném spoglądali okiem, jakby czarodziejską roszczką trącone, mówiły o ubiegłych wiekach. Za jego tedy przykładem i głównie z jego inicyatywy, powstał nadzwyczajny ruch w literaturze naszéj; a tę epokę odnieść można do roku 1840.
Tymczasem nie ustawał w pisaniu powieści. Pomiędzy 1840 a 1850 rokiem, wydał czterdzieści tomów powieści i obrazów; a na ten dziesięcioletni okres przypadają także jego dalsze poetyczne utwory i pracowite badania naukowe. W 1841 roku wyszła w Wilnie, bez wiedzy autora (przeciwko czemu Kraszewski protestował), fantazya dramatyczna w XI nocach, p. t. Szatan i kobieta. Ludzie zbyt surowo zapatrujący się na życie, nazywają ten utwór, dziwacznym.“ Wszakże jest on wybitnym obrazem, charakteryzującym naturę człowieka i wybujałą fantazyą poety. Nie każdemu znane sfery uczuć i namiętności odkrywają się przed oczyma czytelnika. Świat uroczy, pełen ułud, przedstawia się w jakimś niezwykłym blasku, niby w bengalskim ogniu, zachwycającym jaskrawością barw, potęgą światła. Wyobraźnia przenosi się w dziedzinę czarujących zjawisk, wulkanicznych wybuchów’; rozpala się, wstrząsa całem jestestwem; porywa w koło jakiegoś wiru. Serce silniéj bije; oddech przyspieszonemi pierś wznosi falami. Człowiek czuje w sobie życie, zbyteczną pełnię życia, gwałtowność pragnień; czuje, do czego dojść może, jeśli namiętnościom popuści wodzę... Jest to zarazem olśniewający pięknością obraz i przestroga... W nim Kraszewski okazał poetyczność zapału, potęgę twórczą i moc wyobraźni. Forma poematu zarówno uderza oryginalnością, wykonaniem artystycznem, jak sam pomysł. Nie tylko młodzież zachwycona była tym utworem; znalazł on wielbicieli w dojrzalszych wiekiem, poważnych pracownikach. „Pisze drżącą ręką pod wpływem wrażenia“ — odzywa się redaktor Tygodnika petersburskiego, w krytycznym rozbiorze tego poematu, który nazywa arcydziełem. Zimna dusza M. Grabowskiego nie pojęła go, poddawszy pod racyonalny skalpel wzniosłe burzące się uczucie poety; ale żywe serce zawsze odgadnie pewne, ekscentryczne choćby zjawiska, prawdziwe w świecie psychologicznym; a niejeden dozna silnego wzruszenia, na widok tego śmiałym pędzlem wykonanego obrazu.
Do tego okresu także odnosi się dalszy ciąg poematu: Anafielas, a mianowicie druga pieśń p. t. Mindows (1843 r.) i pieśń trzecia: Witoldowe boje (1845 r.). Cały ten utwór poważny nastrojem, nacechowany głęboką znajomością litewskich dziejów, zręczném pochwyceniem rysów, główne uwydatniających postacie, odznacza się zarówno pięknym stylem, jak umiejętnym, architektonicznym układem. Michał Grabowski mówi o nim z wielkiemi pochwałami, a arcybiskup Hołowiński nazwał go „pierwszą polską epopeą,“ w szczegółowym rozbiorze, umieszczonym w Tygodniku petersburskim.
Do utworów poetycznych Kraszewskiego, z owego czasu, należy drukowany 1844 r. dramat w 5 aktach p. t. Tęczyńscy.
Na polu badań naukowych wydał 1842 roku Obrazy z życia i podróży, Studia literackie, a w rok potem Nowe studia literackie; jednocześnie zaś ogłosił wielce zajmujące Pomniki do historyi obyczajów w Polsce z XVI i XVII wieku, zebrane z rzadkich druków i Akta Babińskie dwa tomiki, będące zbiorem artykułów ulotnych, pełnych nieraz myśli głębokich, w żartobliwym tonie wypowiedzianych; następnie (od r. 1847—1850) znakomite dzieło, odznaczające się sumienną pracą: Litwa. Jej starożytne dzieje, ustawy, język, wiara, obyczaje, pieśni, przysłowia, podania, w dwóch tomach.
Nie zaniedbał też filozofii. Jego niestrudzony umysł skierował się także w tę stronę; w owym czasie bowiem zaczął żywiéj budzić się u nas kierunek filozoficzny. Pewna część młodzieży, poświęcając się naukom za granicą, zwykle w uniwersytetach niemieckich, wracała ztamtąd przejęta wpływem heglizmu. Zasady Hegla weszły niemal w modę u Niemców, a zaczęły rozpowszechniać się i u nas. Z drugiéj strony pisma Trentowskiego nabierały coraz większego w kraju naszym rozgłosu. Atoli ani jeden, ani drugi filozof nie byli zrozumianymi. Ci zaś, którzy pretensyą mając do wyższego naukowego wykształcenia, wyobrażali sobie, iż największym dowodem erudycyi jest popisywanie się z filozofią, bałamucili nieoświeconych profanów. Hegel i Trentowski byli ciągle w ustach młodzieży, lubiącéj rozprawiać o naukach. Starsi słuchali z niedowierzaniem, a nie śmieli jawnie występować ze zdaniem własnem, w obec mniemanych erudytów. Jeden tylko Rzewuski Henryk, znany ze złośliwego dowcipu, wysłuchawszy drzemiąc pewnego młodzieńca, przybyłego prosto z Berlina, a rozprawiającego z zapałem i szeroko o Heglu, zapytał: „A po czemu tam śliwki w Berlinie?“ Młodzieniec zamilkł, jakby zimną wodą oblany i odtąd nie tak często zapuszczał się w mgliste sfery kosmopolitycznego pantheisty. Ta drobna i nic nie znacząca na pozór okoliczność, nie została bez pewnego wpływu na kierunek umysłowy, w myślącéj części społeczeństwa. Anegdota obiegała kraj cały. Wyrodziło się jakieś uprzedzenie przeciw filozofji, ile że ci, którzy sądzili o dziełach filozoficznych, zwykle ich nie czytali, albo żadnego nie mieli o nich pojęcia. Podjął się zaradzić temu Kraszewski. Zapragnął, aby przynajmniéj wiedziano, czego się trzymać; Hegel bowiem trudnym był do zgłębiania dla osób nie mających ku temu materyałów w przygotowawczem, porządnem wykształceniu naukowem; genjalnego zaś filozofa naszego nie umiano ocenić; każdy w pomnikowych pracach jego widział tylko neologizmy, które się nie podobały i nic więcéj. Wyszła więc w przekładzie Kraszewskiego: Otta, Idea systematu Hegla (Wilno 1845), a w parę lat później System Trentowskiego, treścią i rozbiorem analityki logicznéj okazany (Lwów 1847). Krytycy i sprawozdawcy z urzędu, nie umiejąc, jak zwykle, pochwycić głębszéj myśli autora, przypatrując się krótkim wzrokiem nowo zjawiającym się pismom tego, którego powszechnie nazywano „powieściopisarzem“ tylko, dziwili się, iż Kraszewski „rzucił się — jak się wyrażali — na pole filozofji.“ Nie dostrzegli, że on, wierny swoim zasadom, nie chcąc niczego pominąć, co zajmowało umysły społeczeństwa, zadość czynił potrzebie czasu.
Kraszewski od roku 1840 rozwinął nadzwyczajną działalność, która nigdy potem nie osłabła; owszem zwiększała się z każdym rokiem. Mieszkając na Wołyniu, ze wsi redagował Athenaeum, wychodzące w Wilnie. Pomiędzy 1841 a 1850 rokiem wydał sześćdziesiąt tomów tego czasopisma. Kto zna miejscowe stosunki nasze i trudność komunikacyi w owym czasie, kto dotknął się kiedykolwiek do wydawnictwa i wie ile pociąga za sobą mozołu i kłopotów, ten tylko pojmie olbrzymią pracę wydawania zbiorowego pisma na wsi, o sto mil od miejsca druku, bez żelaznéj kolei, bez telegrafów, w kraju, gdzie spółpracownicy na ogromnéj rozrzuceni przestrzeni. Widzieliśmy dopiero dzieła Kraszewskiego, ogłoszone w tym dziesięcioletnim okresie. W Athenaeum wszystkie artykuły przygotowywał sam do druku; wiele z nich poprawiał, przerabiał, a nie chcąc się nikomu narazić, musiał znosić się wprzód z autorami. Niezliczone korespondencye zabierały mu niezmiernie wiele czasu. Mnóstwo odbierał listów niepotrzebnych, często nieprzyjemnych, na które zwykł był natychmiast odpowiadać. Niemal trzecia część artykułów, rozpraw i obrazów, mieszczących się w owych 60 tomach czasopisma, wyszła z pod jego pióra.
W Athenaeum zgromadził Kraszewski więcéj niż 50 pisarzy. Kto owe, nie zbyt dawne zresztą, czasy pamięta, przypomni sobie, jaki był ruch umysłowy w téj prowincyi pod każdym względem. Na całéj przestrzeni od Wilna aż do Wołynia i daléj, jedna tylko Litwa liczyła nie mało światłych obywateli, na których spływały przedtem promienia akademii wileńskiéj. Atoli szczupłe to grono, zbiegiem okoliczności i wpływem czasu, zmniejszało się z każdym rokiem. Liceum Krzemienieckie, które wydało wprawdzie wielu zacnych, acz światowych raczéj członków społeczeństwa, słabo się przyczyniało do rozpowszechnienia nauk. Wreszcie już nie istniało. Kijowski uniwersytet był nadto młodym. Wyjazd do odległych stolic dla wychowania, połączony był z trudnościami i wielkim kosztem. Sama odległość wówczas przerażała wszystkich. Szkoły niższe i średnie uległy radykalnym reformom, które zwykle przewrotem w edukacyi niekorzystnie działają na powszechną oświatę. Dowóz książek był nader małym. Księgarze ograniczali się przekładem dzieł cudzoziemskich. W tych domach, gdzie czytano cokolwiek, najpopularniejszymi pisarzami byli Walter-Scott, Fenimor, Cooper, d'Arlincourt, pani Cottin i t. p. Zalatywały coraz częściéj tłomaczenia romansów P. de Kocka. Gdzie ubiegano się za płodami rodzinnego piśmiennictwa, Julia i Adolf, Malwina, czyli domyślność serca, uważane były za arcydzieła. Szczególniéj Malwina, jako utwór księżnéj, wysoko cenioną była w sterach arystokratycznych. Sentymentalne dziewice wylewały łzy nad Ludgardą Kropińskiego. — Rzadko kiedy, chyba w domach z wyższym polotem ducha, spotkać się można było z powieściami Niemcewicza, z Barbarą Radziwiłłówną Felińskiego, z dziełami Wężyka; a Mickiewicza, Malczewskiego, dopiero młodzież chwytała i uczyła się na pamięć z uniesieniem. Dla dzieci alfą i omegą mądrości był Robinson Krusoe, co najwięcéj: Pielgrzym w Dobromilu. Gdy dodamy do tego Podróże Gulliwera i jeszcze kilka dzieł bez znaczenia i wartości, będziemy mieli całą bibliotekę ówczesnego szlachcica. Nie jeden poprzestawał na Kalendarzu berdyczowskim, w okolicach pomiędzy Bugiem, Dnieprem i Dniestrem; a na kalendarzach: mińskim i wileńskim w okolicach ku północy posuniętym. Gospodarstwo, przemysł, handel były w kolebce; umysł powszechny drzemał, jak natura wśród martwéj ciszy, po strasznéj burzy i spustoszeniu.
„Trzeba się uczyć; upłynął wiek złoty“ — wołał Kraszewski powtórnie. Trzeba było ocknąć się i pracować. W poprzednim dziesiątku lat przygotował do pracy niwę umysłową powieściami; teraz czas było zasiewać poważne ziarna nauki. Do poprzednich dzieł swoich dołączył nowe badania; pobudził wszystkich do głębszych studjów, a przez cały ciąg istnienia Athenaeum, duchem swoim ożywiał to czasopismo. Zachęcał do pracy pisarzy, artystów; odgrzebywał skarby archeologiczne, wskrzeszał podania ludowe; malował miejscowe obrazy; a wprzódy zmusiwszy niejako publiczność do czytania utworów rodzinnych, do zamiłowania własnego piśmiennictwa, następnie w całym kraju rozbudził ruch umysłowy.
Widzieliśmy wyżéj w tym przeglądzie dzieł Kraszewskiego, główniejsze jego powieści, tudzież poetyczne utwory i pisma wyłącznie naukowe. Po zamknięciu Athenaeum; rozszerzył on koło działalności na polu dziejów i literatury, nie przestając powieściami coraz głębsze mającemi znaczenie zagrzewać czytelników do wstępowania na wyższe szczeble rozległéj oświaty. Prócz tego zwrócił szczególną uwagę na sztuki piękne, jako na objaw estetyczny wszelkiéj twórczości ducha.
Nie omylimy się, utrzymując, że od 1850 roku, wyraźniéj zaznacza się nowy dziesięcioletni okres, w który Kraszewski wstąpił, dalszem zastósowaniem przyjętéj przez siebie metody.
Od tego czasu zaczął więcéj niż kiedykolwiek wydawać zbierane skrzętnie pamiętniki i dokumenta
wszelkiego rodzaju; poświęciwszy się bowiem głównie dziejom krajowym, ujrzał się w posiadaniu znacznéj ilości dotąd nieznanych a ważnych materyałów. Nie zaniedbywał żadnéj epoki historycznéj; lecz najwięcéj zajmował go koniec XVIII stulecia, którego zdarzenia tak wiele jeszcze wymagały objaśnień.
Po napisaniu opowiadania historycznego p. t.: Litwa za Witolda, co było niejako popularnem wyjaśnieniem i dopełnieniem wzmiankowanych wyżéj dziejów Litwy, wydał w roku 1852 Listy księcia Sapiehy, z r. 1773—1776, spisane z autografów. Następnie ogłosił z rękopisów wielce ciekawe: Pamiętniki Jana Duklana Ochockiego i Seweryna Bukara (1857 roku). Po napisaniu historycznego opowiadania, z roku 1770—1774 roku[1] p. t.: Starościna Bełzka, wydał: Pamiętniki Józefa Drzewieckiego, (T. 2, Warszawa 1858 roku); a późniéj Dyaryusz de Broel Platera, (Warszawa 1859 r.), Podróż Stanisława Augusta do Kaniowa, podług listów K. Platera, (Wilno, 1860 r.), Odczyty o cywilizacyi w Polsce, (Warszawa 1861 roku), i t. p.
Badanie dziejów zaprowadzało go w ubiegłe wieki, a nawet w czasy zamierzchłéj przeszłości. Tak obudziło się w nim zamiłowanie zabytków starożytności, coraz więcéj wzrastające. Archeologia stała się ulubionym przedmiotem Kraszewskiego. Śledząc historyą oświaty narodu, zastanawiał się nad pierwszemi jego szczeblami w rozwoju umysłowym. W każdéj części społeczeństwa, zaczynającéj organizować się porządnie i dążyć do odrębnego politycznego bytu, najprzód wyraźniéj objawia się kierunek praktyczny, mający na celu dogodzenie najpilniejszym potrzebom ciała i ducha. Z pierwszego popędu zjawiają się rzemiosła, z drugiego: środki plastyczne dla wyrażenia religijnego uczucia. Myśl zarówno jak forma pierwotnéj działalności, należąc do archeologii, wchodzą też w obręb sztuk pięknych. Kraszewski zagłębiwszy się w téj dziedzinie, odkrył wielkie skarby dla dziejów sztuki u nas i dał popęd do dalszych badań na tém polu. W Athenaeum i niezliczonych artykułach ulotnych, ogłaszanych w różnych czasopismach, okazywał zdobycze archeologiczne, znalezione w bibliotekach, które otworzył, w archiwach, które uporządkował i spisał, w mogiłach, które rozkopał. Prócz obrazów i studyów wyżéj wymienionych, prócz artykułów wyłącznie starożytnościom i sztukom poświęconych, wydał w 1857 r., we Lwowie; Gawędy o literaturze i sztuce (drugie wydanie 1866 roku), przy „Tece wileńskiéj,“ wyszła 1858 roku Ikonoteka; a w roku 1860, ogłosił nie wielkie dziełko, lecz pełne nowych odkryć i spostrzeżeń: Sztuka u Słowian, szczególniéj w Polsce i Litwie przedchrześciańskiéj.
W tym samym czasie, zjawiło się wielu znakomitych uczonych u nas, którzy z wielką znajomością rzeczy, poświęcali się gorliwym poszukiwaniom w dziedzinie archeologii i sztuk pięknych. Kraków zwłaszcza i Litwa, poszczycić się mogą mężami ogromnych zasług w tym zawodzie. Nie mniéj Warszawa liczy kilku badaczy, należących do tego szeregu. Patryarchą wszystkich archeologów był Ambroży Grabowski. Archeologia zaś, w rozległem znaczeniu pojęta, miała oddawna u nas poważnych przedstawicieli. Dość wymienić takich uczonych jak: Czacki, Lelewel, Józef Mączyński, Karól Kremer, Józef Łepkowski, Podczaszyński Edward, Wójcicki i wielu innych. Nie ulega jednak wątpliwości, że Kraszewski przyczynił się znacznie do nadania ruchu i kierunku w téj gałęzi nauk, a nie w jednéj okolicy kraju rozbudził ku niéj zamiłowanie szczególne. Pod względem sztuk pięknych zebrał wielką ilość materyałów, mogących z czasem służyć za bardzo ważne źródło do dziejów malarstwa w Polsce. Liczne dokumenta, studya i wypisy, odnoszące się do tego przedmiotu, powierzył p. Bartynowskiemu w Krakowie.
Za granicę méj ziemi milim nie wyjechał,
Lecz co widzieć przystało, tegom nie zaniechał.
Atoli przyszła mu chęć rozszerzenia horyzontu myśli i działalności, zwiedzenia nareszcie krajów, o których tyle pisano, mówiono. Wrócił z téj podróży znużony, zbolały, rozczarowany. Przy porównaniu Wschodu Europy z Zachodem, różnica pod każdym względem była widoczna, rażąca; ale z drugiéj strony: nie znalazł, czego się spodziewał. Obok wszelkich warunków, sprzyjających godziwemu, rozumnemu postępowi, widział oburzający egoizm, brudny materyalizm, a nad poziomem codziennych zabiegów o chleb powszedni i dogodzenie osobistym interesom, rzadkie tylko, wybrane istoty wznosiły się wyższym polotem ducha. Pod wpływem tych wrażeń, napisał pełne smutnéj, tęsknéj poezyi Hymny boleści (Paryż, 1857 roku). Może też one ozwały się jeszcze późniéj, w dziwnie pięknym obrazku, w powieści: Boża Czeladka. Może pod wspomnieniem tych wrażeń i porównywań, napisał śliczne powieści: Historya kołka w płocie, Caprea i Roma, Resztki życia i t. d. Do tego okresu należą z dzieł dramatycznych Kraszewskiego: Stare dzieje, (1859 r.) i Miód kasztelański, komedya przedstawiana często w różnych teatrach z wielkiém powodzeniem, a z ogromnym zapałem przyjęta w Żytomierzu.
Jeżeli zdumiewającą jest płodność Kraszewskiego i zdolność podoływania olbrzymim pracom wszelkiego rodzaju, bardziéj zadziwia czynność jego, rozwinięta w dziennikarstwie. Z Żytomierza powołano go do Warszawy, dla objęcia redakcyi Gazety Codziennéj. Wiedząc, jak wiele może dobrego przynieść społeczeństwu na téj drodze, z chęcią pochwycił tę sposobność i przeniósł się do Warszawy. Przez rok 1860 kierował wyłącznie tem pismem. Od tego też czasu, jakkolwiek w niczém nie zmienił swego sposobu rozpowszechniania wiedzy, widzimy w jego działalności nową fazę, zasadzającą się na obszerniejszém rozkrzewianiu nauk i sztuk pięknych. Chociaż przedtem wszystkie niemal wychodzące u nas czasopisma zasilał swojemi artykułami, odtąd głównie poświęcił się na jakiś czas dziennikarstwu, widząc w niém jednę z najpotężniejszych dźwigni umysłowego ruchu. Zmieniwszy tytuł powierzonego sobie dziennika, redagował Gazetę Polską w latach 1861—1862. Zaledwie objął redakcyą Kraszewski, ilość prenumeratorów wzrastała z każdym miesiącem w zadziwiających proporcyach. Nie było domu, gdzieby to pismo się nie znajdowało; bo też nie było kwestyi społecznéj, którejby redaktor w niém nie potrącił; a przedmioty naukowe, artystyczne, ożyły pod jego tchnieniem; nabrały nieznanego dotąd nigdy w kraju naszym znaczenia. Każdy z czytających mógł znaleść w gazecie to, co go najwięcéj obchodziło. Każda gałąź ogólnéj pracy, nie wyłączając rólnictwa i przemysłu, znalazła tam miejsce, zastósowanie, pole do rozpraw. Argusowy wzrok Kraszewskiego sięgał wszędzie, najodleglejszych zakątków ziemi. Nie jeden, co dotąd bezczynne życie pędził, za danym przez niego bodźcem, ocknął się, zaczął pracować i stał się pożytecznym członkiem społeczeństwa. Nie jeden, co bez niego pióra byłby się nie tknął, zachęcony, uczuł w sobie zdolności i spieszył przyłożyć cegiełkę do spólnéj budowy. Wielu artystów, nie wierzących w swoje siły, albo niepoznanych, zaniedbanych, Kraszewski ośmielił, podniósł; o nikim nie zapomniał. Miał on przeciwników, miał niechętnych; ale czuli wszyscy, że ich genialna ręka jakaś prowadzi.
Znaczną część „Gazety“ zapełniał Kraszewski swojemi rozmaitéj treści artykułami; a w tymże czasie, za jego staraniem i pod jego kierownictwem wychodziły: Album. Zeszyt I. Podlasie (1861 r.); Przegląd europejski, tomów 4 (Warszawa, 1862 roku); Biblioteka ludowa: Świat i Ziemia, (Warszawa, 1862 r.); Biblioteka ludowa: O pracy, (Warszawa, 1862 r.).
Dwuletni ten okres Kraszewskiego działalności, którą możnaby nazwać przeważnie redakcyjną albo dziennikarską, przerwany został wyjazdem jego do Drezna na mieszkanie, z powodów wyżéj okazanych.
Przez lat piętnaście pobytu w Dreźnie, t. j. od roku 1863, do chwili dzisiejszéj, Kraszewski, zawsze idąc tym samym torem, z którego od lat młodzieńczych nie zeszedł, koło działalności swojéj coraz bardziéj rozszerzał, aż w końcu doszedł do olbrzymich w pracy rozmiarów.
Zrazu znękany, schorzały, z trudnością, niemal z nadludzkiem wysileniem tylko, mógł wrócić do dawnych swych zajęć. „Pióro mi z ręki wypada“ — mawiał często. Duch jego potrzebował wypoczynku. Myśli mu się rwały. Ciało osłabło. Kto go widział wówczas mniemał, iż jego zawód literacki kłonił się ku schyłkowi. Pracował zawsze, szperał w dokumentach rozlicznych, w aktach; zbierał przedmioty odnoszące się do archeologii, do sztuki; ale tworzyć wiele nie mógł. Więcéj niż kiedykolwiek polubił samotność; a jednak pomimo takiego usposobienia, gościnne drzwi
jego dla wszystkich stały otworem. Wyrwany z koła zajęć, do jakich nawykł, przeniesiony w inną sferę, na ziemi obcéj, nie odzyskał prędko równowagi i tego spokoju ducha, odznaczającego zawsze wszystkie jego czynności. Zjawienie się Kraszewskiego w Dreźnie, zwróciło ku niemu oczy wszystkich. Częste odwiedziny przerywały mu ulubioną samotność; a jakkolwiek osłabiony i strudzony, nigdy żadnéj nikomu nie odmawiał posługi, nie szczędząc rady, czynnéj pomocy, nie szczędząc niczego, nawet najdroższego dlań czasu.
Ten wyjątkowy stan trwał dość długo. Na ten czas przypada stosunkowo nie wielka ilość jego nowych płodów. Kilka powieści, w téj liczbie: Dziś i temu lat trzysta. Rej z Nagłowic (Wilno 1863 r.); Kopciuszek, w 6 tomach, (Wilno, 1863 r.); Dola i niedola, w 4 tomach, (Warszawa 1864 r.); wreszcie Kalendarz Towarzystwa Dobroczynności, (Warszawa, 1863 r.); Władysław Syrokomla, (Warszawa 1863 r.); wydał w ciągu lat dwóch. Niektóre zaś z tych utworów dawniéj jeszcze przygotowane były do druku. Siedemnaście tomów okazało się na widok publiczny przez dwa lata. Dla każdego innego byłaby to ogromna ilość, ale nie dla Kraszewskiego.
Silniejszy i żywszy popęd jego do pracy znowu się objawił, gdy nieco ochłonął z ciężkiego bolu po strasznych zdarzeniach w kraju. Powrót do sił naznaczyć można na rok 1865. Nigdy jednak ani na chwilę, ten pełen życia umysł nie zasypiał.
W pierwszych latach pobytu w Dreźnie, Kraszewski zwrócił szczególną uwagę na kwestye społeczne, na zadania najbliżéj nas obchodzące. Badał społczesne dzieje do najdrobniejszych odcieni. Pogląd swój rozwijał w powieściach poważnych, które nazwać można historycznemi. Spotykamy w nich obrazy zachwycające pięknością, rozprawy w formie dyalogów, nacechowane ogromną potęgą myśli, wytrawnością sądu, doświadczeniem, nieubłaganą siłą logiki. Charaktery żywcem pochwycone, działają jak w dramatach. Sposób przedstawienia odznacza się wykończonym artyzmem. Niektórym utworom swoim nadaje oryginalną, całkiem nową formę. Nie można ich nazwać powieściami ani pamiętnikami; nie są to poemata, ani filozoficzne rozprawy; ale jest w nich wszystko: opowiadanie, akcya, życie, poezya, mądrość. Tak jeszcze nikt nie pisał.
W tym rodzaju i w takim duchu zaczął Kraszewski tworzyć od roku 1863. Odtąd też wiele wydał powieści i obrazów, które śmiało do arcydzieł zaliczone być mogą. W tym nowym okresie tyle różnorodnych prac swoich ogłosił, iż wyliczenie ich w szczupłych ramach tego przeglądu staje się niepodobnem.[2]
W roku 1866, ze skromnym tytułem: Kartki z podróży, wydał w Warszawie dzieło, mieszczące w sobie pełno charakterystycznych spostrzeżeń, zajmujących opisów i badań w dziedzinie sztuk pięknych. Wystawa paryzka 1867 roku dostarczyła mu wiele materyałów do myślenia i nowych studyów. Oglądaniu płodów umysłu ludzkiego w każdéj gałęzi poświęcał się z niestrudzoną gorliwością, upadając często na siłach pod brzemieniem trudów, jakie dźwigał. To go jednak ożywiło. Dla niego większa praca jest wytchnieniem. Słusznie powiada Estreicher: „Osobliwy ustrój umysłu jego nie zdolny jest zajmować się jednym przedmiotem. Jednocześnie rozpoczyna kilka najróżnorodniejszych prac i jednocześnie je kończy. Umorzywszy się nad powieścią, przechodzi do pamiętników. Te przerwawszy, wypoczywa, układając korespondencye. Nawał nawiązanych prac nie mąci myśli jego; owszem swobodniejszą ją czyni. Ciasnota byłaby myśli jego grobem. Myśli téj potrzeba swobody, ruchu, odświeżania się przemianami. Nie zna ona fizycznego wypoczynku, bo jéj wypoczynkiem jest zmiana rodzaju zajęcia umysłowego.“
Bywały potem jeszcze chwile, w których Kraszewski czuł się nie tyle znużonym, ile zniechęconym. Kochając ludzkość całem sercem, pracując dla narodu całe życie, będąc z natury draźliwym i wraźliwym, ubolewał niekiedy nad społeczeństwem, którego smutne objawy brał do serca, tak głęboko, iż mu odpadała ochota pisania. „Skruszę pióro na zawsze,“ wołał niekiedy, przepełniony żalem, goryczą, ilekroć mu się zdawało, że głos jego był głosem wołającego na puszczy; gdy mniemał, że go nie rozumieją. Ale to było zniechęcenie chwilowe. Wnet odzywała się w nim owa głęboka wiara, z którą brał się do każdéj pracy, owa nadzieja siewacza, rzucającego ziarno z ufnością w miłosierdzie Boże, w pomoc Opatrzności, owa miłość bliźniego, co czyniła go wytrwałym na wszelkie ciosy i bóle. Usque ad finem stało się hasłem jego. I znowu postępował daléj, jak żołnierz, gdy w bój idzie, pewny zwycięztwa, nie oglądając się na siebie na nic. Ta wiara w skuteczność siewu, w dobry owoc dobrego ziarna, miłości ręką rzuconego, wiara w urzeczywistnienie wyższego prawa, w tryumf prawdy, jest jedną z najwybitniejszych cech jego charakteru i najdzielniejszym do pracy bodźcem. Atoli miłość najbliższych mu bliźnich, nigdy go nie zaślepiała. Często chłostał, dla tego właśnie, że miłował. Gdy widział co zdrożnego, nagannego, nie przebaczał nikomu; nie cofnął się przed świętą, często i gorzką powinnością. Wytykał wady, błędy, wyszydzał śmieszności z nieubłaganą surowością. Roztrząsał publiczne sumienie; zmuszał wszystkich do rachowania się ze swemi czynnościami; notował fakta, objaśniał, je, poddawał pod sąd ogółu; rozbierał, krytykował. Z każdego ubiegłego roku zapisywał ważniejsze zdarzenia; zastanawiał się nad umysłowym ruchem lub nad nieurodzajnym bezruchem. Téj pracy poświęcił kilka ogromnych tomów i kilkanaście odrębnych powieści, w których rozpoznawał specyalne kwestye, malował osobne obrazy. Ściągał na się nieraz gromy i złorzeczenia, powiększał liczbę niechętnych; ale się nie ugiął.
Zawsze ożywiony nadzwyczajnym zapałem, ze szczególną gorliwością rzucił się na pole pracy literackiéj od 1867 roku. Zdawało się, że mu nowe przybyły olbrzymich sił zasoby. Zawsze największego podziwu godna jego działalność odtąd podwoiła się, wzrosła, spotężniała. Ilość pism jego zwiększała się z każdym rokiem i to wtedy właśnie, gdy mniemano że przestał pracować, gdy zaczęto odzywać się, iż mu zabrakło energii, natchnienia. Było to w roku 1868. Jak gdyby na zawstydzenie tych, którzy stracili wiarę w jego twórczą potęgę, odkrył nowe skarby wiedzy, wyobraźni; okazał niewyczerpane, niespożyte władze ducha; dowiódł, że źródła genjuszu nie wysychają.
Kraszewski, który był do téj pory podziwianym, odtąd stał się mityczną, bajeczną postacią. Imię jego zabłysło nowym, świetnym blaskiem. Spotykano się z niém wszędzie. Nie było prawie peryodycznego pisma, do któregoby nie należał. Co tydzień, codziennie prawie znajdowano jego prace; a prócz tego księgarnie ogłaszały coraz świeższe utwory; stoły pokryte były nowemi dziełami. Rozeszły się pogłoski, iż on ma kilku pomocników, że podaje tylko plany dzieł rozlicznych, a wykonawcami jego myśli, są jacyś podręczni pisarze. Nie wierzono, aby mu czas na to wszystko materyalnie wystarczał. Zdawało się, że taka płodność, połączona z mechanicznem wykonaniem, przechodzi możność pojedyńczego człowieka.
Przypuszczenia takie, istniejące jeszcze dotąd pomiędzy tymi, co go bliżéj nie znają, dowodzą tylko, jak olbrzymia jest jego działalność, ale nie mają najmniejszéj podstawy. Kraszewski wszystko sam robi; sam pisze, sam przepisuje nawet potrzebne mu dokumenta; sam czyni wszelkie wyciągi; sam prowadzi często korektę w dziełach wychodzących pod jego kierownictwem; sam wreszcie odpowiada a nieraz bardzo obszernie, na niezliczoną ilość listów. Nie posługuje się nigdy i nikim. Własne siły mu wystarczają.
Jeżeli do téj pory zdumiewał różnorodnością przedmiotów, od tego czasu rozmaitość prac, którym się oddawał, jeszcze większego stała się godną podziwu. Jestto fenomen rzadki, może jedyny, zjawisko zasługujące na największą uwagę w psychologicznéj dziedzinie. Potrzeba go widzieć zblizka, potrzeba dotknąć się objawów téj niesłychanéj działalności, ażeby uwierzyć w możliwość takich trudów.
Od roku 1866 do roku 1878 napisał przeszło osiemdziesiąt tomów nowych powieści, małych obrazków i nowel, kilka komedyi i poważnych dramatów, przyjmowanych zawsze przez publiczność z największym zapałem, z powodu wybornéj charakterystyki wprowadzonych na scenę postaci, po większéj części historycznych. W tymże czasie, oprócz dzieł wyżéj wymienionych, ogłosił wiele pamiętników, między innemi: Pamiętnik anegdotyczny z czasów Stanisława Augusta, (Poznań 1867 r.); przygotował do druku obszerne i niezmiernie ważne dzieło, nad którem oddawna pracował (nie przestając dotąd dopełniać go nowemi materyałami) p. t.: Historya cywilizacyi w Polsce; a jednocześnie brał udział w kilkunastu wydawnictwach, redagując sam w r. 1869 nie wielkie pisemko: Omnibus (zeszytów 6) w latach 1870—1871 Tydzień, czasopismo wielkiego formatu, drobnym drukiem, cztery razy na miesiąc wychodzące regularnie. Nie odrywając się od innych zajęć, pracował, w niem sam prawie wyłącznie. Poruszył wiele kwestyi i zadań społecznych niezmiernie wielkiéj wagi; umieszczał sprawozdania z ruchu umysłowego w sterze nauk i sztuk pięknych w kraju i za granicą; dawał rozbiory ważniejszych dzieł; nie pominął żadnego objawu myśli ludzkiéj, żadnego szczegółu, żadnego zdarzenia zasługującego na uwagę. Tydzień jest kolosalnym pomnikiem, świadectwem pracy jednego człowieka; jest w swoim rodzaju doskonałością. Może służyć za wzór wszystkim redaktorom.
Niepodobném do prawdy wyda się twierdzenie, że Kraszewski od roku 1870, zwiększył swoję działalność w stosunku do lat poprzednich. Przez lat kilka z rzędu patrzyłem, patrzę na niego, a znając go oddawna, dziś jako naoczny świadek, śmiało to utrzymuję. Gdy zastanowimy się nad ogromem i treścią dzieł jego, pojawiających się z każdym miesiącem, gdy zastanowimy się nad tem, że od niejakiego czasu, każde prawie czasopismo umieszcza jego rozprawy, korespondencye, biografie, artykuły wszelakiego rodzaju, gdy nie zapomnimy, ile godzin potrzeba poświęcić dziennie, na przeczytanie tego o czem on pisze, to twierdzenie bynajmniéj przesadzonym się nie okaże. Kraszewski jest jednocześnie spółpracownikiem szesnastu peryodycznych pism polskich; kieruje wydawnictwem kilku dzieł zbiorowych; otrzymuje trzydzieści sześć rozlicznych pism peryodycznych; przegląda wszystkie ważniejsze dzieła, wychodzące w obcych językach; śledzi postęp na każdéj drodze; ogłasza sprawozdania o wszelkich płodach literatury powszechnéj i sztuki; pisze rozbiory znakomitszych utworów; prowadzi korespondencye z wielu uczonymi całéj Europy; nadto: codziennie posyła do głównéj agencyi wiadomości naukowych i dziennikarskich w Paryżu, najświeższe wieści o pracach i życiu publiczném na niemieckiéj ziemi. Czyta wszystko, wie o wszystkiem; nie opuszcza nawet inseratów. Trudno udzielić mu jakiejś nowéj wiadomości, chociażby błahéj, nic nie znaczącéj, o któréjby już nie czytał.
Dodajmy do tego zamiłowanie jego w malarstwie i muzyce. Znajduje jeszcze dość czasu na poświęcenie go krajobrazom, którym umie nadać cechę prostoty i poetycznego wdzięku. Wprawnie czytając nuty, lubi grywać na cztery ręce i przegląda wszystkie piękniejsze utwory muzyczne. Przytém, bardzo często odczytuje nieraz już czytane dzieła pisarzy naszych, z okresu „złotego wieku“ XVI stulecia, dla przypomnienia sobie ich stylu, dla wprawy, aby — jak powiada — „nurzać się w tych pięknościach.“ Nie ma zaś jednego dnia prawie, ażeby przez godzinę przynajmniej nie używał przechadzki.
Tajemnica téj niesłychanéj działalności, zawiera się w nadzwyczaj porządném systematyczném urządzeniu życia, w ciągłéj bez przerwy, pracy i w żelaznéj wytrwałości. „Sprobujcie — mówi niekiedy — pracować nieustannie; nigdzie nie bywać, tak jak ja; zajmować się codziennie obranym przedmiotem; a zobaczycie, jak wiele można zrobić i to wszystko nie wyda się wam tak dziwném.“ Nie ulega jednak wątpliwości, że do tak wytrwałych trudów trzeba mieć wyłączne usposobienie, wyjątkowy organizm.
Jest jeszcze jeden szczegół w jego organizmie, będący ważnym pomocniczym środkiem do wykonania prac przedsięwziętych. Posiada on rzadką, fizyczną szybkość wzroku i trudną do pojęcia chwytliwość myśli. Czyta, ciągle prawie przewracając karty i lotem błyskawicy obejmuje odrazu, zgłębia to, co przeczytał. A pisze ledwie nie tak szybko jak czyta! Zajęcie, wymagające kilkunastu godzin, może dni kilku u innych, dla niego ogranicza się godziną. Nareszcie myśli jego, w skutek nadzwyczajnych zdolności, szykują się, bez mozolnego natężenia, z szybkością elektryczną; wyobraźnia, zdająca się być na zawołanie, pała za każdym razem, jak fosfor potarty; olbrzymia pamięć rozwija, ilekroć zdarzy się potrzeba, uzbierane zdobycze wiedzy; a bystry wzrok intellektualny dopełnia działanie wszystkich czynników.
Nie trzeba mniemać wszakże, iż Kraszewski zawsze korzysta z téj ruchliwości władz swoich, że, jak sądzą niektórzy, wykonywa wszystko pospiesznie, bez namysłu. Nieraz długo przerabia w sobie plan jakiś, zanim przyprowadzi go do skutku. Daje się to postrzegać w rozmowach z nim. A są osoby przed któremi z zamiarami swojemi się nie tai; mówi o nich z chęcią, z przyjemnością. Sam o sobie powiada: „Obmyślenie jakiegoś dzieła zabiera mi zwykłe trzy lub cztery razy więcéj czasu, niż wykonanie. Pióra do ręki nie wezmę, pokąd planu nie ułożę i formy nie określę. Gdy już w głowie wszystko gotowe, wtedy piorunem piszę.“
Pracuje nie więcéj jak dwanaście, a rzadko kiedy do piętnastu godzin na dobę; ale summa nieustającéj pracy daje tak wielki rezultat. Sypia siedem do óśmiu godzin dziennie; w jedzeniu nadzwyczaj wstrzemięźliwy, poprzestaje na prostych, skromnych potrawach. Fajki na dość długim cybuchu z piórkiem, z ust prawie nie wypuszcza. Zwykle wstaje między godziną 8 a 10; do południa czyta dzienniki, odpisuje na otrzymane listy, albo przyjmuje odwiedzających go w téj porze. Po obiedzie, podanym około godziny 1éj, wychodzi, przegląda starożytnicze przedmioty na wystawach, ryciny i t. p. Stósownie do możności, stanu zdrowia i pogody, z rana albo po południu maluje, grywa lub przygotowuje się do pracy wieczornéj. O godzinie 3 a najpóźniéj o 4 zasiada. Wtedy nie lubi aby mu przerywano. Pisze jednym tchem do godziny 1éj czasem do 2éj po północy. Zdarza się jednak często, gdy ma co pilnego do zrobienia, że całą noc przesiedzi, bez względu na zdrowie. W takich razach znużenie fizyczne jest widoczném; ale organizm jego na tem nie wiele cierpi, chociaż od wielu dolegliwości wolnym nie jest; bo pokrzepiony duch przedmiotem, który go żywo zajmuje, wynagradza niejako uszczerbek sił cielesnych.
Żadne miejsce może nie sprzyjało tyle spokojnéj pracy Kraszewskiego, jak Drezno. Tak urządziwszy sobie życie mógł obdzielać publiczność tylu różnorodnemi płodami, które widzieliśmy. Wśród tych zajęć, tworząc powieści, będące niejako epizodami głównéj pracy — pisał je bowiem pod wpływem jednéj idei, która go najwięcéj zajmowała, — oddał się, jeśli nie wyłącznie, to z pewnością przeważnie, krytycznemu badaniu dziejów naszych XVIII wieku i spółczesnych zdarzeń. Ten kierunek jest wyraźną cechą jego utworów, w okresie od roku 1864, w kilku latach następnych, aż do dni dzisiejszych. Jeżeli zwrócimy uwagę na wszystkie dzieła Kraszewskiego, wydane w tym czasie, przekonamy się, iż one powstały ze studyów, mających na celu zgłębienie najważniejszych, późniejszych epok historyi naszéj. Zdaje się, jak gdyby tych parę wieków wyczerpać chciał do dna. Na którąkolwiek z prac jego dzisiejszych rzucimy okiem, wszędzie zobaczymy jednéj idei i specyalnych badań owoce. Czasy panowania Sasów, Stanisława Poniatowskiego i następne, aż do obecnéj chwili, postanowił odmalować w najrozmaitszych obrazach, postawić je w różnych światłach, obejrzeć z rozlicznych punktów widzenia i okazać całą prawdę dziejową, całą rzeczywistość, wskazując zarazem stanowisko, z jakiego na nią zapatrywać się potrzeba. Czy to weźmiemy do ręki powieść jego, pisaną w tym okresie, czy dramata, odnoszące się do końca przeszłego stulecia, czy wreszcie oddzielne rozprawy, luźne artykuły, małe obrazki bądź z ubiegłych, bądź z dzisiejszych czasów, znajdziemy syntezę wszystkich prac Kraszewskiego w tych utworach razem zebranych.
Na widok téj pracy, na widok ogromnéj ilości dokumentów autentycznych, oryginalnych, jak: akta, dyarjusze, pamiętniki, listy, które sprowadzał z Krakowa, z Warszawy, ze Lwowa, z Poznania, Kórnika, Paryża, i t. d, na widok zapleśniałych, często nieczytelnych manuskryptów, poznaczonych, uporządkowanych, objaśnionych własną ręką Kraszewskiego, po większéj części jego własną ręką przepisanych, podziw nie ma granic... Wierzyć się nie chce, aby wszystko to wykonać mógł jeden człowiek, w ciągli lat kilku, człowiek, który już płodnością swoją na każdéj innéj drodze, największe obudzał zdziwienie. Wierzyć się nie chce własnym oczom. W obec stosów téj pracy, w obec tego umysłowego olbrzyma, najdumniejszy uczułby się upokorzonym maluczkim.
O skrzętności w zbieraniu materyałów i nadzwyczajnym trudzie przy ułożeniu ich, bez niczyjéj pomocy, przekonać się można czytając ogromne dzieło historyczne: Polska w czasie trzech rozbiorów (Poznań 1873 i nast.). Kraszewski ogłosił w niem wiele dokumentów nieznanych i dotąd nigdzie nie wydanych. Przy opisie tego okresu, opierając się na autentycznych źródłach, przedstawił ówczesną epokę z nieubłaganą surowością i bezstronnym sądem poważnego, chłodnego dziejopisa. Badając te dokumenta wysnuł z nich, jakby na naukę i dla wskazówki, wspaniały dramat.
Nawał pracy nie przeszkadzał mu brać udziału w kilku naukowych kongresach europejskich, zgromadzonych temi czasy; nie przeszkadzał zajmować się gorliwie archeologią, której jest jednym z najznakomitszych znawców. Wezwany do Bolonii, w 1874 r. na zjazd archeologów, zapoznał się tam bliżéj ze wszystkimi w téj gałęzi uczonymi i pole badań zamierzchłéj przeszłości nowemi wzbogacił spostrzeżeniami. W prędce potém jako przedstawiciel Akademii krakowskiéj, udał się do Stockholmu, zaproszony na kongres archeologiczny, pod opieką króla szwedzkiego, przyjmującego uczonych ze wspaniałą gościnnością. Opis tego kongresu i wielce ciekawych rozpraw, wydał Kraszewski w języku francuzkim. (Paris. Librairie du Luxembourg).
Nie można pominąć jeszcze jednego szczegółu, malującego dostatecznie charakter Kraszewskiego, niewyczerpane zasoby jego i niestrudzoną gorliwość w pracy. Jeden z księgarzy Warszawskich prosił go o napisanie popularnym sposobem, w formie powieści historycznych, dziejów Polski, od najdawniejszych czasów, od legend, aż do dni dzisiejszych. Zadanie kolosalne!... jak każdy przyzna. Kraszewskiemu myśl ta niezmiernie się podobała. Chwycił się jéj z zapałem. Mało jest rzeczy, któreby go więcéj ożywiały. Zaraz się wziął do starych kronik. Nie ograniczył się kronikarzami narodowymi; przeglądał najdawniejsze dzieła niemieckich, czeskich kronikarzy; zaczął czytać pisma, odnoszące się do jutrzenki słowiańskich dziejów, do wieków Lecha, Piasta; odświeżał je sobie w pamięci; badał ducha ówczesnego społeczeństwa. Ułożył plan na cały szereg powieści w następnych stuleciach. Dzieło obejmować ma kilkadziesiąt tomów. „To mnie oderwie — mówił — od innéj pracy; będę musiał wiele rzeczy zarzucić a poświęcić się temu prawie wyłącznie; ale da Bóg za lat pięć skończę.“
W r. 1875 rozpoczął szereg tych powieści, nadając każdéj z nich barwę właściwą epoce, do któréj się odnosi i trzymając się ściśle historycznéj prawdy. Publiczność przyjęła je z zapałem, podziwiając zarazem erudycyę autora, wyobraźnię, poetyczne natchnienie, świeżość i mistrzowskie wykonanie. W chronologicznym porządku wyszły w Krakowie powieści następujące: Stara Baśń; Lubonie; Bracia Zmartwychwstańcy; Masław; Boleszczyce. Pod koniec 1877 roku opuściła prasę szósta już z kolei powieść w czterech tomach p. t. Królewscy synowie; osnuta na zdarzeniach za panowania Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego.
Chociaż zdawało się, że ta uciążliwa praca przeszkodzi mu do innych zajęć, jak sam to przypuszczał, Kraszewski w niczem jednak nie zmienił dawnego trybu życia; a czasopisma do których zwykł posyłać swoje utwory, żadnego nie uczuły uszczerbku, zasilane jak zawsze niezliczoną ilością artykułów naukowych, krytycznych rozbiorów i mnóstwem nowych powieści moralnych.
Przytem do druku przygotował udzielone mu w ogromnéj ilości nie ogłoszone dotąd nigdzie, Listy Xiędza Biskupa Ignacego Krasickiego a także Listy Zygmunta Krasińskiego, pomiędzy któremi znajduje się obszerna korespondencya z Trentowskim. Dodajmy na koniec, że Kraszewski ma pomiędzy papierami swemi wiele rzeczy rozpoczętych, mnóstwo rękopisów niedrukowanych jeszcze, jak n. p. cały przekład Divina Comedia Dantego, o którym wydał Studja 1869 r., że obrawszy nowy przedmiot do pracy nie wyrzekł się jednak dawniejszych; a rzeczywiście nadzwyczajne zdolności jego, zarówno jak umiejętność zużytkowywania ich dla korzyści społeczeństwa, bajecznemi wydałyby się, gdyby nie te piśmienne pomniki, świadczące o genjuszu.
Czytelnik ukończywszy ten przegląd życia i dzieł Kraszewskiego, zawoła może zdziwiony: „Jakto? Więc wszystko co on napisał, jest doskonałością? Więc jego pismom nie ma nic do zarzucenia? Gdzież krytyka? Gdzie bezstronny sąd o autorze? Jest to tylko panegiryk, a nie rozbiór prac jego, ze stanowiska naukowego.
Przewidując te lub tym podobne zapytania i zarzuty ze strony niechętnych, a powiedzmy szczerze, zazdrosnych przeciwników, czuję się w obowiązku z góry na nie odpowiedzieć.
Najprzód, każdy obiera jakie mu się podoba stanowisko, z którego zapatrywać się pragnie na autora i jego dzieła. Czy ono dobrze jest wybranym, czy nie? czy odpowiada wymaganiom rzeczywistéj nauki w jéj zastósowaniu praktycznem do życia społecznego? to są inne pytania. Nie tu miejsce je rozstrzygać.
Przytem krytyki nie pisałem, w takiém znaczeniu, jak krytykę pojmują u nas powszechnie. Jest — to prawda stara jak świat, zacząwszy od Homera aż do najznakomitszych pisarzy tegoczesnych, że o żyjących
żyjący nigdy ostatecznego, bezstronnego sądu nie wydali. Zawsze do oceny ich utworów domieszać się musiały słabostki ludzkie, namiętności, które dopiero czas powolnie zagładza, ostudza. Krytyki zadaniem nie jest, jak mniemają niektórzy, wyszukiwanie ujemnych stron jakiegokolwiek dzieła. Nie masz utworu, któryby odwrócony od światła nie przedstawiał cieniów niewłaściwych. Chcąc zbadać rzeczywistą wartość prac pisarza lub artysty, zwłaszcza w ich zbiorze zupełnym, potrzeba wcielić się w niego, trzeba do głębi przeniknąć jego ducha, odgadywać myśl, natchnienie, cel twórcy; trzeba iść z nim ręka w rękę za przewodną ideą, któréj się trzymał. Wtedy dopiero mamy prawo sądzić, o ile odpowiedział założonemu przez się zadaniu, obranym dla urzeczywistnienia pomysłów swoich środkom i warunkom. Inaczéj żadna krytyka, chociażby z pozorami erudycyi i bezstronnéj surowości, nie wyjdzie ze szranków ciasnych pojęć, mogących tylko tworzyć rzemieślnicze wyroby, noszące miano recenzyi, albo będących na posługi koteryjnéj zawiści, stronnictwu, przesądom, fanatyzmowi, ciemnocie...
Kraszewski miał i ma nieprzyjaciół. Ci przynoszą mu zaszczyt. O jego przeciwnikach wprędce nikt nie usłyszy, gdy Kraszewskiemu potomność stawiać będzie pomniki. Jako mędrzec, jako prawdziwy chrześcianin, z miłością bliźnich w sercu, wzniósł się on ponad przesądy, ponad wszelkie stronnictwa, szamoczące się w małostkowych, poziomych zabiegach o interes własny. „Dzieła jego — powiada sprawiedliwie przytaczany już wyżéj krakowski uczony — więcéj zrobiły dla podźwignięcia otuchy w społeczeństwie naszém, niźli mogą zrobić najpiękniejsze rozprawy o moralności i zasadach wiary, pisane przez ludzi bez moralności i bez rzeczywistéj wiary, jakich w bojach publicystyki naszéj nie mało napotykamy.“
Gdyby chcieć w kilku słowach zcharakteryzować wszystkie prace Kraszewskiego, możnaby śmiało powiedzieć, iż ich znamieniem jest: historyczna tradycya dobrego, połączona z rozumnym postępem. Poszanowanie przeszłości, przechowanie w obyczajach, w ustawach, w religijnéj tolerancyi, w ofiarności, tradycyjnego ducha przodków, połączone nieprzerwaną nicią z wymaganiami wieku, z prawami przez naukę zdobytemi; spokojny na drodze pracy rozwój, dozwolony przez sumienie, nakazany przez rozum, — oto są główne cechy, uwydatniające dążność, zarówno jak dzieła tego pisarza — obywatela.
Przyjdzie czas, gdy go powszechnie ocenią a w tym pobieżnym życia i prac jego przeglądzie, ujrzą chęć krytycznego badania prawdy, i cześć należną wielkiéj zasłudze.
Do Kraszewskiego zastósować można słowa Mickiewicza:
„Uczcili wszyscy gościa: nie wszyscy poznali.“
- ↑ Błąd w druku; zbędnie powtórzony wyraz roku.
- ↑ Uczony nasz jeden z najznakomitszych bibliografów, Karol Estreicher, ogłosił wielce pożyteczną notatkę p. n. J. I. Kraszewski. Przypomnienie czterdziestolecia zasług piśmienniczych i pracy. Kraków. Czcionkami „Kraju“ 1871 r. Po ten rok znajdują się tam wszystkie dzieła Kraszewskiego wyliczone, oprócz artykułów dziennikarskich. Tu miejsce wspomnieć, iż szanowny wydawca rzeczonego spisu dzieł Kraszewskiego zaznaczył 1871 rok jako „czterdziestolecie“ licząc od 1831 roku, w którym wyszła pierwsza powieść p. t. Pan Walery, należąca do zapowiedzianych dawniéj (a mających wyjść u Manesa i Romma), „Kilka obrazów towarzyskich.“ Ponieważ zaś jak się okazało późniéj, Kraszewski opracował i przygotował do wydania: Życie Cicerona z Plutarcha, jeszcze w 1828 roku, dla tego jubileusz jego przypada na rok 1878.