Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń dziewiętnasta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń dziewiętnasta.
ARGUMENT.
Argant z Tankredem poiedynek zwodzi,
Na którem Tankred zwyciężcą zostaie;
Król uszedł w zamek. Z Wafrynem uchodzi
Y przestrogi mu Erminia daie;
Ale kiedy ią do swoich uwodzi,
Pana bezekrwie na piasku zastaie:
Ona go płacze, potem go uzdrawia.
Goffred o zdradzie pogańskiey rozmawia.
1.

Iuż beł wszędzie strach, albo miecz krwie chciwy,
Wszystkie od obron rozpędził pogany;
Sam tylko nie chce Argant nielękliwy
Od dobytey bydź odpędzony ściany.
Biie się przedsię, wzrok niosąc straszliwy,
Y woli umrzeć w koło obegnany,
Niźli ustąpić — y tę czyni postać,
Że umieraiąc ma zwycięzcą zostać.

2.

Lecz od Tankreda naycięzszy mężnego
Wziął raz, który tam, bić się z niem gotowy,
Przypadł. Po zbroi poznał wnet swoiego
Nieprzyiaciela Cyrkaszczyk surowy:
Co się z niem przedtem bił, y dnia szóstego
Miawszy się wrócić, nie strzymał umowy.
Zatem nań krzyknie: „Tak się to wracaią?
Tak to umowę, Tankredzie, trzymaią?

3.

Późno, co prawda, ale to na stronę,
Biy się! nie masz iuż wymówek przyczyny;
Acześ nie rycerz [że y to wspomionę]
Ale mistrz iakiś w ciesielstwie iedyny.
Czyń sobie z swoich, iaką chcesz, zasłonę,
Wymyślay wieże y niezwykłe czyny;
Śmierci nie uydziesz wnetże, nieboraku
Z mych rąk, o mężny niewiast zabiiaku“.

4.

Rozśmiał się Tankred y tak odpowiedział,
Przymówką oną iego uszczypniony:
„Późny iest móy zwrot, ale abyś wiedział,
Będzieć się zdał wnet prętki y kwapiony;
Y radbyś, żebyś odemnie gdzie siedział
Górami, albo morzem rozdzielony.
Obaczysz, że to nie strach we mnie sprawił,
Żem ci się na czas — iakom rzekł — nie stawił.

5.

Pódź sam na stronę — coś to rycerz taki,
Co się z samemi biiesz olbrzymami —
Przeciwko temu, co zaś ladaiaki
Z boiaźliwemi walczy niewiastami“.
Potem się do swych obróci y znaki
Czyni y mówi: „Nie ma on nic z wami;
Nieprzyiacielem on iest własnem moiem,
Winienem się z niem bić osobnem boiem“.

6.

On na to: „Lub się bić sam a sam ze mną,
Lub chcesz gromadą — na twey woley będzie.
Czyń zgoła, co chcesz, nigdziey się przedemną
Nie skryiesz, bo cię naydę pewnie wszędzie“.
Tak oba, wolą złączeni wzaiemną,
Szli w przedsięwziętem do dzieła zapędzie.
Gniew w iednem przyszedł do takiego końca,
Że nieprzyiaciel stawa się obrońca.

7.

Tak iest czci Tankred, tak iest sławy chciwy,
Tak go pragnienie krwie pogańskiey grzeie,
Że go nie zgasi [patrzcie iako mściwy!]
Ieśli ią z niego kto inszy wyleie.
Tarczą go składa y woła gniewliwy
Gdy kto nadiedzie: „Nie bądź tey nadzieie,
Abyś go miał bić!“ I tak go z powodzi
Zwycięzców mieczów zdrowego uwodzi.

8.

Wychodzą z sobą z miasta, a za niemi
W tył chrześciiańskie namioty zostały.
Y szli tam, gdzie iem po nierówney ziemi
Nieznaczne ścieszki szlak ukazowały.
Wtem pagórkami plac między gęstemi
W ciasney dolinie natrafili mały,
Tak iakoby beł z tey y z owey strony
Dla poiedynków umyślnie sprawiony.

9.

Tu widząc Argant od Chrześcianina
Łupione miasto, okrutnie się smucił,
A bacząc Tankred, że u Poganina
Tarczey nie beło, swą także odrzucił.
„Iuż przyszła twoia ostatnia godzina,
Trzeba, żebyś się [powiada] ocucił!
Czy śmierć swą widzisz, że tak smętno stoisz?
Ale się darmo y nie na czas boisz“.

10.

„Myślę — odpowie Argant temi słowy —
Że miasto, które żydowstwu panuie,
[Kiedy tak wyrok Boski chce surowy]
Iuż nieprzyiaciel łupi y plundruie,
Y że niewielka pomsta z twoiey głowy,
Którą mi teraz niebo obiecuie“.
Wtem się ostrożnie do siebie porwali,
Bo swoie siły wzaiem dobrze znali.

11.

Tankred obrotem y ciała lekkością
Siła ma nadeń, lub siecze, lub chodzi;
Ale zaś wzrostem y członków miąższością,
Z drugiey go strony poganin przechodzi.
Sam w się zebrany, aby go prętkością
Podbieżał — Tankred na to wszystek godzi:
Mieczem swem często miecz iego nayduie,
Y żeby mu go mógł odwieść — pilnuie.

12.

Tąż sztuką idzie, ale rożnem strychem
Cyrkaszczyk srogi, wszystek wyciągniony,
Y nie w miecz, ale w gębę godzi sztychem,
Iako nadaley sięgaiąc ramiony;
Y gdy go ów chce krokiem podpaść cichem,
Do twarzy mu miecz obraca stalony,
Strzegąc ostrożnie, aby mu urazy
Ukradkiem dane nie przyniosły razy.

13.

Tak okrętami między nierównemi,
Gdy cicho stoi ocean głęboki,
Równa iest bitwa, kiedy ów lekkiemi
Bokami lepszy, ten wierzch ma wysoki;
Ów koły coraz naciera prętkiemi,
Ten ociężałe w mieyscu trzyma boki,
Ale, gdy lżeyszy blisko zaś podpadnie,
Wysoki z góry pożyie go snadnie.

14.

Kiedy tem Tankred fortelem nań mierzył,
Chcąc zastawiony miecz odwieść na stronę;
Podał mu w twarz sztych Argant — on uwierzył
Y biegł z swem mieczem twarzy na obronę.
Ale on indziey tak prętko uderzył,
Że niewczas Tankred przybiegł na ochronę,
Y pchnąwszy go w bok, krzyknie: „Swą nauką,
Swą iuż iest szermierz zwyciężony sztuką!“

15.

Tankred się z gniewu wielkiego nie czuie,
Gryzie się srodze y zębami zgrzyta
Y do pomsty się prętkiey tak gotuie,
Że późno wygrać — za stratę poczyta.
Y sztych mu poda tam, gdzie ukazuie
Wzrokowi przeszcie przyłbica zakryta;
Argant odbiia on sztych y odwodzi,
Wtem odważony Tankred miecz podchodzi.

16.

Y kroku rączo pomknąwszy lewego,
Lewą mu ręką porwie łokieć prawy,
A prawą w lewy bok — końcem ostrego
Miecza — kilkakroć sztych mu daie krwawy.
„Tę — pry — odpowiedź od zwyciężonego
Szermierza, mistrz ma zwycięzca!“ Dziurawy
Bok czuiąc Argant, miece się przezdzięki,
Nie mogąc wydrzeć poimaney ręki.

17.

Wtem miecz na sznurze puścił uwiązany,
A sam Tankreda podpadł w rączem skoku.
Toż czynił Tankred y tak opasany
Wzaiem ten y ów, pomykali kroku.
Nigdy tak mocno Alcyd zawołany,
Anteusowi snadź nie ścisnął boku,
Iako się w ten czas różnemi węzłami
Ci żylistemi ściskali rękami.

18.

Ten beł onemu koniec zapasowi,
Że oba ziemię bokiem uderzyli,
Lecz się zdarzyło, szczęściem Argantowi,
Że lepszą rękę wolną w oney chwili —
Lewą miał w spodku. A zaś Tankredowi
Prawa uwięzła. Ale się po chwili —
Widząc, że mu tak Cyrkaszczyk beł srogi —
Wymknął y stanął na ziemi na nogi.

19.

Ten wstaie późniey, y niż wstał, nieznośnie
Cięszki raz nań spadł z góry bez obrony.
Lecz iako się wraz wierzch wysokiey sośnie
Schyla y wznosi, gdy dmą Aquilony:
Tak go iego moc dźwiga, gdy żałośnie
Zda się, że na dół leci pochylony.
Wtem oba na się mocno przycinali,
Y sztuk szermierskich więcey nie patrzali.

20.

Nie z iednego krew mieysca Tankred leie,
Ale z Arganta wychodzi strumieniem;
Iuż we mdłey sile wściekły gniew niszczeie,
Iako za słabem płomień pożywieniem.
Uyźrzawszy Tankred, że Cyrkaszczyk mdleie
Y słabiey siecze y macha ramieniem,
Z wspaniałego gniew serca zaraz składa
Y odskoczy się y tak mu powiada:

21.

„Znay mię zwycięzcą, kiedyś niedołężny,
Że moie szczęście, a poniechay zwady;
Ia z ciebie łupu, o rycerzu mężny,
Nie chcę; bądź wolnem, posłuchay mey rady“.
Tu Argant, bardziey niż kiedy potężny,
Wszystkie swe siły zbiera do gromady:
„Także Arganta masz za nikczemnego?
Y poczytasz go za zwyciężonego?

22.

Idź za twem szczęściem, a nie mów tak wiele.
Nie iuż ten wygra, co słowy wywiera!“
Iako więc głownia, gdy gaśnie w popiele,
Posila płomień y iaśnie umiera:
Tak w niem gniew we mdłem y bezkrewnem[1] ciele
Ożywia siły y na wierzch wypiera;
Chciałby przed śmiercią, rozstaiąc się z słońcem,
Ostatni swóy kres wsławić mężnem końcem.

23.

Y lewą ręką prawey pomagaiąc,
Cięszki raz spuszcza z obu rącz zarazem,
Y zastawiony gwałtem przymuszaiąc
Miecz — miia, daley sięgaiąc żelazem.
On srodze z żebra na żebro spadaiąc,
Kilka ran zaraz iednem czyni razem.
Ieśli się Tankred nie bał, serce żywe
Y z przyrodzenia nie beło lękliwe.

24.

Znowu Cyrkaszczyk tnie nań bez obrony,
Lecz na wiatr poszła siła y gniew mściwy,
Bo się razowi Tankred postrzeżony
Umknął y w stronę uskoczył skwapliwy.
Sameś ciężarem padł swem obalony,
Y z tey miaryś beł, Argancie, szczęśliwy,
Żeś sam przyczyną sobie beł swey zguby,
Y nikt z padnienia twego nie ma chluby!

25.

W ten czas rozszerzył rany bok otwarty,
Z których gorącey krwie ciekły strumienie,
Ale na ziemi, lewą ręką wsparty,
Przedsię się bronił klęcząc na kolenie.
„Podday się, nie bądź tak bardzo uparty!“
— Miękkie zwyciężca maiąc przyrodzenie —
Woła nań. Ale nic nie odpowiadał,
Owszem mu milczkiem ranę w kostkę zadał.

26.

Widząc krew Tankred z obrażoney nogi,
Rozie się, gniew go rusza y sromota;
Y wraził mu miecz kilkakroć, gdzie drogi
W hełmie otwarte nie broniły wrota.
Umierał Argant straszliwy y srogi
Y taki właśnie, iaki za żywota;
Postać gniewliwą y wzrok miał surowy,
Znać beło pychę y z ostatniey mowy:

27.

„Nie chełp się szczęściem, Tankredzie opiły,
Nie twe to męstwo, Bóg to wszystko sprawił!“
Ale pozbywszy wszystkiey prawie siły,
Krwawe zwycięstwo zwyciężca zostawił;
Widzi, żeby go mdłe nie zniosły żyły,
Gdzieby się ztamtąd w drogę wzad wyprawił.
Toli się przedsie puszcza w onem czesie
Y krok powłokiem y leniwo niesie.

28.

Ale nie długo bok niósł spracowany,
Bardziey słabieie, im się bardziey sili;
Zaczem usiadszy, głowę zmordowany
Na ręce wspartą ku ziemi pochyli.
W koło z niem wszystko chodzi; dzień odziany
Zda mu się we ćmy y wzrok mu się myli.
Y tak się zmienił, siły y krwie próżny,
Że od Arganta w niczem nie iest różny.

29.

Kiedy tu z przyczyn osobnych zwiedziony,
Odprawował się straszny czyn Marsowy,
Po dobytem się mieście z drugiey strony
Błąkał gniew srogich zwycięzców surowy.
Kto tak wymowny, kto tak iest uczony,
Żeby mógł godnie wypowiedzieć słowy
Klęskę, y dnia krew wylaną onego,
I żałosną twarz z miasta dobytego?!

30.

Wszędzie się srożył y szerzył miecz srogi,
Góry się z ludzi pobitych działały;
Napoły żywych pełne beły drogi,
A ranne — wierzchem trupy okrywały.
Z roztarganemi włosami niebogi,
Matki do piersi dzieci przyciskały,
A cięszki łupem, po twardey opoce
Wlókł nieprzyiaciel panny za warkocze.

31.

Ale w ulicach przeciw zachodowi
Ku górom, kędy wielki kościół stoi,
Rynald płochemu dogrzewa ludowi,
A krew pogańska ciecze mu po zbroi,
Iednak nagiemu nieprzyiacielowi
Folguie, tylko o lud zbroyny stoi:
Szyszak, albo tarcz — naymnieysza zasłona,
Nie mieć nic w ręku — naywiętsza obrona.

32.

Bezbronnych wszystkich puszcza oney doby,
A miecza tylko używa na miecze;
Nagi lud groźney postawą osoby
Rozgania, zbroyny rzadko kto u ciecze.
Widziałbyś tam beł dzielności sposoby
Różne: tych straszy, tych miia, tych siecze,
Iako nierównem szczęściem uciekaią,
Z zbroynemi równo, ci co zbróy nie maią.

33.

Z częścią rycerstwa taił się strwożony
Lud pospolity — chcąc zachować zdrowie —
W kościele, który częstokroć spalony,
Od Salomona y teraz się zówie,
Przez którego beł naprzód założony;
Marmurów, złota, kunsztowni mistrzowie
Dali mu dosyć; dziś nie tak bogaty,
[Obronny iednak] iako beł przed laty.

34.

Przyszedszy rycerz wielki w tamtę stronę
Zastał tam płoche pospólstwo zebrane
Y po wysokich wieżach na obronę,
Gęste, woienne czyny zgotowane.
Podniósł wzrok srogi y żelazną bronę
Dwakroć obeyrzał y wrota spiżane,
Y dwakroć także prętkiemi nogami
Obbieżał kościół z mocnemi wieżami.

35.

Iako rozbóyca wilk koło obory
Schadza wieczorem na zawarte stada,
Y aby głodne nakarmił przemory,
Chciwemu szuka brzuchowi obiada:
Tak y on mocne obbiega zapory,
Y gdzie się iaka nayduie zawada,
Gwałtem chce przebyć, potem w mieyscu stanie.
Patrzą z wysoka strwożeni poganie.

36.

Zbyt miąższe drzewo na tamtem przechodzie
Leżało między ciosanemi tramy;
Iako więc miąższe u angielskiey łodzie
Poprzek wiszące na maszcie widamy.
Ten mężną ręką w zapędzonem chodzie
Niósł wielki rycerz do kościelney bramy
Y dał w podwoie raz niewytrzymany,
Rospuściwszy w nie tram roskołysany.

37.

Trudno wytrzymać kamień w one czasy
Y twarda spiża tak cięszki raz miała:
Wyrwał z marmuru stalone zawiasy,
Wrota wypadły, a ziemia zadrżała
Nie mocniey taran zakowany straszy,
Nie mocniey kule wypadaią z działa!
Iako wylewa rzeka: takiem kształtem
Leią się ludzie, nową drogą gwałtem.

38.

Krwią z pobitego ludu wszędzie spływasz
Kościele, któryś przedtem beł dom boży.
O pomsto Pańska, im późniei przybywasz,
Tymeś iest cięższa y surowszey grozy.
Ty teraz miękkie serca zatwardziwasz,
Że się zwycięzca nad swóy zwyczay sroży;
Obficieś ato, pohańce, pokrwawił
Ołtarze teraz, któreś beł splugawił.

39.

Ale tem czasem Soliman, gdzie leży
Wieża ta, którą od Dawida zową,
Zbierać rycerstwo rozgromione bieży
Y wstręty czyni y obronę nową.
Ku teyże idzie król Aladyn wieży,
Którego taką sułtan potka mową:
„Sam, o sam królu, miey się od tey strony,
Uchodź do zamku, do pewney obrony.

40.

Abyś w niem zdrowie y państwo zachował,
Za co ia tobie, o królu, ślubuię“.
On na to: „Wszystko niestetysz splundrował
Miasto miecz srogi. Ia iuż nie panuię.
Prawda, żem beł żyw; prawda, żem królował.
Więcey nie żyię, więcey nie króluię.
Bełem coś kiedyś, teraz wyrok wieczny
Przyszedł na wszystkich y dzień ostateczny“.

41.

„Odpuść mi, błądzisz — o królu — w tey mierze“
Odpowie z gniewem sułtan w oney dobie,
„Niech nam królestwo zła Fortuna bierze,
Przy królewskiey iest królestwo osobie.
Ieszcześ nie zginął, dufay moiey wierze,
Wnidź oto w zamek, a odpoczni sobie“.
Tak w ten czas sułtan z oney mieszaniny
Uwodził w zamek króla Palestyny.

42.

A sam dostawszy pierzystey buławy,
Swą wierną szablę przypasał do boku,
Y gęste czyniąc w ulicach zastawy,
Woli tam umrzeć, niż ustąpić kroku;
Każdy raz iego śmiertelny beł prawy,
Gniew wściekły niesie w zapalonem oku.
Każdy ucieka co nadaley, który
Zayrzy buławy z żelaznemi pióry.

43.

A wtem od roty swoiey prowadzony
Przypadał Raymund w smalcowaney zbroi;
Gdzie naygorszy raz, starzec odważony
Bieży y cięszkiey broni się nie boi.
Pierwey Tolozan tnie nań bez obrony,
Ale daremnie, za iego nie stoi,
Bo go tak mocno zaiął sułtan w ciemię,
Że starzec wznak padł, nieborak, o ziemię.

44.

Zatem się znowu tamci poprawili,
Y na zwycięzcę mężnie nacierali;
A Chrześcianie serce iuż tracili
Y bici beli, albo uciekali.
A widząc sułtan wodza w oney chwili
Na ziemi, na swych, co go pilnowali,
Zawoła: „Skoczcie, tego starca wzwiedźcie
Y do zamku go do więzienia wiedźcie“.

45.

Ci chcą wypełnić iego rozkazanie,
Lecz bardzo trudną onę rzecz znayduią,
Bo zgromadzeni w kupę Chrześcianie
Swoiego wodza bronią y ratuią.
Litość z wściekłością w iednem placu stanie
Y o wielką rzecz z sobą się mocuią:
O zdrowie wodza wielkiego; ci biegą
Wziąć mu ie gwałtem, a owi go strzegą.

46.

Pewnieby beła strona w tey rozprawie
Solimanowa przeciwną przemogła,
Bo piorunowey wytrzymać buławie
Żadna przyłbica, żadna tarcz nie mogła.
Ale gromada wielka biegła w sprawie
Do Tolozana, aby mu pomogła;
Y w iednem czasie Hetman z iedney strony,
A z drugiey przypadł Rynald zapędzony.

47.

Iako więc pasterz, kiedy pełna gromu
Y wichru chmura z daleka przychodzi,
A zewsząd ognie błyskaią — do domu
Przed niepogodą stada z pól uwodzi;
Albo ie w ciszą pędzi po świadomu,
Uchodząc przyszłych niebieskich powodzi
Y przednie laską y głosem prostuie,
A sam ostatnie — ostatni zaymuie:

48.

Tak sułtan, widząc na się zgromadzone
Chmury z wichrami nieuchronionemi
Y słysząc niebo z hukiem uderzone
Strasznemi głosy nieprzyiacielskiemi —
Wprzód wyprawuie ludzie powierzone.
Sam ustępuie znienagła za niemi.
Lecz tak leniwy ustęp beł za wały,
Że się zdał być wraz ostrożny y śmiały.

49.

Y to ledwie mógł ustąpić za progi,
Bo kiedy na dół popuszczono wzwodu,
Iuż zawalone uprzątnąwszy drogi,
Biegł Rynald pędem do mocnego grodu.
Chciwość go sławy y gniew bodzie srogi,
Chce zawziętego dobieżeć zawodu;
Pomni, że taka beła obietnica:
Mścić się szwedzkiego śmierci królewica.

50.

Y ponnoby się beł z wielkiey ochoty
Kusił na on czas o zamkowe wały
Y nie bełby beł za mocnemi wroty
Przed niem bespieczny Soliman zuchwały;
Ale iuż Hetman trąbi na odwroty,
Y ciemne mroki ziemię okrywały.
A Goffred zatem w mieście się położył,
Y szturm do słońca nowego odłożył.

51.

Y mówi do swych wesoło: „Ludowi
Swoiemu zdarzył wielki Twórca nieba.
Iuż koniec mamy wszystkiemu trudowi,
Niczego się nam bać więcey nie trzeba.
Zamek — nadzieię nieprzyiacielowi
Ostatnią — tylko wziąć będzie potrzeba;
Do którego się na iutro gotuicie,
Teraz z choremi ranne opatruycie.

52.

Opatruycie tych, którzy nam dostali
Tey oyczyzny krwią y swoią dzielnością;
Na toście raczey rycerzmi zostali,
Niż łupić, niż się unosić chciwością.
Iużeście dosyć krwie naprzelewali,
Zdobyczy wzięli, złota z maiętnością.
Nie łupcie więcey, nie srożcie się więcey.
Niech to po woysku wytrąbią co pręcey“.

53.

To rzekszy, idzie tam, gdzie niedołężny
Po cięszkich raziech grabia odpoczywa.
Nie mniey wesoło, swych Soliman mężny
Cieszy, a twarzą żal w sercu pokrywa:
„O towarzysze, często więc potężny
W zwycięstwie — bity nieprzyiaciel bywa.
Y rzeczą samą, nie tak wielką mamy
Szkodę, iako to podobno mniemamy:

54.

Z pospólstwem błahem tylko odbieżane
Mury — nie miasto — wzięli Francuzowie.
Bo w naszych ręku ma bydź rozumiane
Y w piersiach miasto y w królewskiey głowie.
Króla zdrowego, rycerstwo przebrane
Y zamek mamy, o wielcy mężowie!
Niechay się oni z murów wziętych chlubią,
Bo naostatek i te pewnie zgubią.

55.

Zgubią ie pewnie, kiedy uniesieni
Tem swoiem szczęściem, na którem się sadzą,
Strzedz się nie będą y ubespieczeni,
Na łupiestwa się y zdzierstwa udadzą.
Tak w wszeteczeństwie, w gwałtach utopieni,
Zwycięstwo z siebie nie trudne nam dadzą,
Ieśli ich w takiem niedbalstwie zastanie
Woysko egipskie, które idzie na nie.

56.

A my wtem mieysca niżey położone
Z góry będziemy szkodzić kamieniami,
Y ku Grobowi drogi obrócone.
Trudnić z wysoka gęstemi strzelbami“.
Takiemi serca Soliman strwożone
Swego rycerstwa wspierał nadzieiami.
Tem czasem Wafryn między egipskiemi
Błąkał się woyski nieprzyiacielskiemi.

57.

Do przeciwnego woyska szpieg obrany,
Samem wieczorem wyiechał za bronę.
Y nie gościńcem — skryty y nieznany —
Ale polami biegł całą noc onę.
Ieszcze dzień na świat nie wchodził rumiany,
Kiedy budowną minął Askalonę;
A kiedy Phebus w południe swe wozy
Wegnał, Egipskie obaczył obozy.

58.

Widział tak wiele namiotów rozbitych,
Chorągwi różnych y grotów straszliwych;
Słyszał tak wiele muzyk rozmaitych,
Bębnów, cymbałów y surm przeraźliwych,
Głosów wielbłądzich y wieżami krytych
Ogromnych słoni y koni krzykliwych,
Że rzekł: „Wszystkę tu Azyą ruszono,
Wszystkę tu w kupę Afrykę zwiedziono“.

59.

Obozowi się pierwey przypatruie,
Ieśli go przykop y wał iaki broni.
Potem dróg skrytych więcey nie nayduie,
Ani od ludu zgromadnego stroni,
Ale gościńcem przestronem kieruie,
Z nikiem się z bliska rozmowy nie chroni.
O każdego się bespieczny ociera.
A śmiałem czołem chytrych mów podpiera.

60.

Y to tam, to sam po obozie chodzi
Przez różne place, różne stanowiska.
Stroiom y koniom y rycerskiey młodzi
Przypatruie się y wie ich przezwiska.
Ale na więtsze ieszcze rzeczy godzi:
Bada taiemnic co nayskrytszych z bliska;
Tak długo chodzi, to tu, to owotu,
Aż hetmańskiego trafił do namiotu.

61.

Y zayrzał płótna trochę rozprótego,
Skąd oną dziurą beł mały słychany
Głos z hetmańskiego pokoiu dalszego,
Gdzie przednie tylko przypuszczano pany;
Tak że od tego — co się do tamtego
Mieysca przystąpił — mógł bydź zrozumiany.
Wafryn tam idzie, wrzkomo się zabawia
Czem inszem, wrzkomo namiotu poprawia.

62.

Nie zdiął beł w ten czas hetman z siebie zbroie,
Wszystek beł zbroyny okróm samey głowy;
Przed niem z daleka — gdzie beły podwoie
Ostatnie — stało w świetne złotogłowy
Stroyno ubranych małych chłopiąt dwoie:
Ten z tarczą, ów beł z szyszakiem gotowy.
A słysząc Wafryn, że tam ktoś mianował
Goffreda, uszu pilno nadstawował.

63.

Mówi mu hetman: „Y takeś bespieczny
Zabić Goffreda? ńiechay co odniosę
Pewnego“. On zaś: „Niech będę bezecny,
Gdzieć wrychle iego głowy nie przyniosę.
Nie będę pewnie z inszych ostateczny,
Co się sprzysięgli. A inszey nie proszę
Nagrody, tylko żebym mógł w Kairze
Wyryć ten napis na twardem porphirze:

64.

Skaźcy Azyiey — Ormund odważony —
Chrześćiiańskiemu tę zbroię wodzowi
Wziął z duszą, y tu na słup wystawiony
Włożył ią, pamięć przyszłemu wiekowi“.
Hetman mu na to: „Nie tylko z tey strony,
Tak pamiętnemu godną uczynkowi
Nagrodę weźmiesz; aleć król zapłaci,
Y gromadą cię złota ubogaci.

65.

Przeto gotowe miey znaki fałszywe,
Bo w krótkiem czasie damy bitwę sobie“.
„Są — pry — gotowe“. Tu ony zdradliwe
Mowy skończyły obiedwie osobie.
Wafryn się zdziwi y w sobie wątpliwe
Myśli obraca różnie w oney dobie.
Nie może poiąć, co za sposób taki
Z przysięgi, co to za fałszywe znaki.

66.

Szedł daley ztamtąd y onę niespany
Całą noc strawił, tak go to trapiło.
A kiedy na świat dzień wychodził rany
Y woysko z mieysca w drogę się ruszyło,
To w ten, to w ówten pułk wiechał, wmięszany
Y stanął także gdzie się położyło.
Potem z iednego chodził do drugiego
Namiotu, chcąc co usłyszeć pewnego.

67.

Chodząc tak, trafił tam, kędy siedziała
Między rycerzmi y między pannami
Piękna Armida; y tak mu się zdała,
Iakoby z swemi gadała myślami.
Piękną twarz białą ręką podpierała,
Na dół wdzięcznemi patrzyła gwiazdami;
Nie wie, czy płacze, okrom że obrotne
Źrzenice z mokrych pereł ma wilgotne.

68.

A przeciwko niey — widzi, że dumaiąc
Ani tchnie Adrast, ani okiem ruszy:
Tak w niey utopił y wzrok y myśl, daiąc
Obrok zgłodniałey pożądany duszy.
Ale Tyzafern raz na nię patrzaiąc,
Raz nań — to gniewem, to się żądzą suszy
Y na odmienney twarzy, to miłości,
To wściekłey daie znak zapalczywości.

69.

Altamor zasię [nie tak iako owi]
W onemże kole z pannami żartował.
Y wódz nie puszczał błędnemu zmysłowi,
Ale ostrożnie źrzenicą kierował:
Czasem do ręki chciwemu wzrokowi,
Czasem do twarzy, czasem rozkazował
Do piersi, tam gdzie cienkie bawełnice[2]
Dróg pozwalały w skryte taiemnice.

70.

W ten czas się zdało chytrey białogłowie
Dopiero odkryć wyciągnione czoło.
Y temi słowy nagle się ozowie,
Śmieiąc się na nich y patrząc wesoło:
„Pomnę na chluby, o zacni panowie,
Was wszystkich, coście zasiedli tu koło.
Y czekam od was pomsty obiecaney,
Iakoście rzekli — pomóżcie stroskaney“.

71.

Odpowie Adrast: „Czemu tę urodę
Psuiesz frasunkiem, pani, bez potrzeby?
Rynaldów ci łeb pewnie dam — y nieby
Iasnemi świadczę, że cię nie zawiodę.
Ieśli też wolisz, o królowa, żeby
Beł raczey żywy — więźniem go przywiodę“.
Tak się Indyan chlubił w oney dobie,
A drugi milczał, a gryzł się sam w sobie.

72.

Do Tyzapherna potem wzrok życzliwy
Obróci: „A ty co mówisz?“ pytaiąc.
On iey odpowie: „Ia którym leniwy,
Za tem twem strasznem, zlekka postawaiąc,
Póydę z daleka“. To mu tak dotkliwy
Dał sztych na on czas, z niego przeszydzaiąc.
Ozwie się Adrast: „Ten który się boi,
Słuszna — powiada — że zdaleka stoi“.

73.

Tyzaphern na to, hardą trzęsąc głową,
Powie, za miecz się nagle uchwyciwszy:
„Rzeczą tu trzeba mężnem być — nie mową,
O bohaterze, coś to nastraszliwszy!
Y kiedyby mi nie szło o królową,
Dałoby się znać, kto z nas boiaźliwszy“.
Porwie się Adrast, ale uprzedziła
Y między nie się Armida włożyła:

74.

„Czemu mi ten dar — powiada — bierzecie?
Któryście mi iuż nie raz darowali.
Ztąd, że się memi rycerzmi zowiecie,
Słuszna, żebyście z sobą się zgadzali.
Mnie gniewa, kto się gniewa. Ieśli chcecie
Bydź ze mną, proszę, byście się iednali“.
Taką surowe mową gniewy wściąga
Y w iarzmo dusze niezgodne zaprząga.

75.

Wafryn słuchaiąc z daleka tam siedział,
Y dostawszy tam takiey wiadomości,
Odchodzi daley, aby się dowiedział
Oney sprzysięgi, lecz beła w skrytości.
Czasem się pyta, żeby kto powiedział,
Z samey w niem roście więtsza chęć trudności;
Chce abo tego przypłacić żywotem,
Albo koniecznie dowiedzieć się o tem.

76.

Tysiąc sposobów niezwykłych używa,
Tysiąc chytrości wymyśla sam w sobie;
Ale nic a nic przedsię nie odkrywa
O oney skrytey sprzysięgi sposobie.
Nakoniec węzeł wątpliwy — życzliwa
Fortuna w oney rozwięzuie dobie;
Że mu wyraźnie wszystko powiedziano,
Iako na zdrowie Goffredowi stano.

77.

Wrócił się zaś tam, gdzie się zabawiała
Armida, między swemi rycerzami;
Ta mu się droga nasnadnieysza zdała,
Gdzie ludzi biegło tak wiele kupami.
Y z iedną panną, co w kole siedziała
Między inszemi białemigłowami,
Przybliżywszy się, tak się wda w rozmowy,
Iakoby ią znał y beł iey domowy.

78.

Y rzekł, wrzkomo to dawaiąc żartowi:
„Y ia do którey piękney rad przystanę;
Łeb Rynaldowi albo Goffredowi
Utnę y przy swem słowie się zostanę.
Gdzie też któremu inszemu wodzowi
Każesz go uciąć — każdegoć dostanę“.
Tak Waffryn w on czas swą mowę z nią zacznie,
Myśląc żart przywieść do rzeczy nieznacznie.

79.

Wtem się rozśmieie, ale go wydała
Twarz iego w ten czas y śmiech przyrodzony;
Bo iedna, która pilnie go słuchała,
Z prawey stanęła podle niego strony.
„Żadna cię — prawi — z tych nie będzie miała,
Y nie będzieć żal, żeś tak obrócony;
Ia cię za sługę swoiego przyimuię,
Y iako słudze atoć rozkazuię“.


Rinaldo Rinaldi: Erminia awaiting
80.

Potem mu rzecze, odwiódszy go sobie:
„Znam cię, Waffrynie, okrom wątpliwości,
Y ty mnie“. Zlękł się Waffryn w oney dobie,
Ale się uciekł do zwykłey chytrości.
„Iam cię, iako żyw, nie znał y o tobie
Nie słyszał; atoś godna z twey gładkości,
Aby cię znano. To wiem, żeś własnego
Nie zgadła, panno, imienia moiego.

81.

Iam iest z Bizerty, Almanzor mię zową,
A oyca zwano moiego Lesbinem“.
Ona łagodną odpowie mu mową:
„Przy się iako chcesz. Ia wiem, żeś Waffrynem.
Odkupiłabym twe zdrowie swą głową,
Ia cię nie wydam, żeś Chrześcianinem;
Iam Erminia, pierwey niewolnica
Twoiego pana, twa spółsłużebnica.

82.

Tyś mię w więzieniu ośm niedziel pilnował,
Y stawiłeś się ludzko y przychylnie;
Tyś beł móy przystaw, tyś mi usługował
W słodkiey niewoley; iam iest, patrzay pilnie“.
On się iey coraz bardziey przypatrował,
Nakoniec poznał, że ta nieomylnie.
Ona zaś: „Chceszli y przysięgę przydam,
Że cię nie zdradzę y że cię nie wydam.

83.

Owszem cię proszę [masz ty swe przebiegi]
Przywróć mi pierwszy żywot niewolnicy,
Bo w tey wolności y dni y noclegi
Wiodę w nieznośney strapiona tęsknicy.
A ieśliś też tu przyiechał na szpiegi,
Y na to się tu bawisz — w taiemnicy
Będziesz odemnie pewne rzeczy wiedział,
O którychbyś się zinąd nie dowiedział“.

84.

Zmilkł Waffryn na to. Ma świeże przykłady,
Wiadom, co umie Armida zdradliwa;
Płeć białogłowska ma zawżdy te wady:
Chytra, odmienna, zła y świegotliwa,
Dufać iem próżno, oszukaią rady.
Tak się w niem biedzi różnie myśl wątpliwa.
Nakoniec rzecze: „Przewodnik gotowy,
Na potem dalsze odłóżmy rozmowy“.

85.

Tak pierwey, niż się woysko ruszyć miało,
Ziechać zarazem z niem się namówiła.
Iemu się ztamtąd odeyść lepiey zdało,
A ona się zaś do panien wróciła
Y kiedy ią oń siła ich pytało,
Żarty z swoiego rycerza stroiła.
Potem ukradkiem wyszła, gdzie wiedziała,
Że Waffryn czekał — y w pole iechała.

86.

Iuż w mili beli y iuż iem cierpliwe
Ginęły z oczu pogańskie namioty:
„Teraz mi powiedz — Waffryn rzekł — zdradliwe
Na Gotyfreda sprzysięgi oto ty“.
Ona mu zatem sztuki niecnotliwe
Y rozpoczęte odkrywa roboty:
Iest tu na dworze ośm, między któremi
Ormund iest mężny, co się sprzysiągł z niemi.

87.

Ten obiecuie temi sposobami
Zabić Goffreda z towarzystwem swoiem:
W ten dzień, gdy między obiema woyskami
Bitwa się w polu wstępnem zacznie boiem,
Oni złotemi zbroie swe krzyżami
Poznaczyć sobie y francuskiem stroiem
W białą się barwę poubierać maią,
Iakiey harcerze iego zażywaią.

88.

Ale na hełmach znaki będą mieli,
A to dla tego, aby ich tak znaiąc
Swoi miiali; a gdzieby widzieli,
Że się boy krwawy iuż będzie miał zaiąć,
W ten czas Goffreda zabić będą chcieli,
Za iego mu się wierną straż udaiąc.
A iadem maią napuszczone miecze,
Że żaden ranny śmierci nie uciecze.

89.

Ale iż na mię wiedzą, to poganie.
Żem waszych herbów y stroiów świadoma:
Muszę własnemi — na ich rozkazanie —
Fałszywe znaki wyszywać rękoma.
Ztąd teraz moie z obozu ziechanie,
Że będąc tych ich zamysłów świadoma,
[By mi nacięższe zadać miano męki]
Nie chcę niewinney zdradą mazać ręki.

90.

Ale nie tylko ta sama przyczyna
Mego ziechania“... Tu się zawstydziła
Y wypuszczonych ostatnich dziewczyna
Chcąc słów hamować, źle ie wymówiła.
Ale to barziey ruszyło Waffryna,
Że ią nalegał, aby mu odkryła,
Co to takiego? — „Czemu wżdy wiernemu
Nie dufasz słudze, królewno, swoiemu?“

91.

Dopiero z serca głęboko westchnęła,
Y drżąc, mówiła — ledwie zrozumiana —
Sama do siebie: „Nie rychłoś poczęła
Sromać się w prawdzie nędzna, utroskana.
Czemu tę miłość, która cię uięła,
Gwałtem zakrywasz? dziewko skłopotana!
Przedtemeś na to oglądać się miała,
Teraz iuż nie wczas, kiedyś zbespieczniała“.

92.

Potem poczęła powiadać porządkiem:
„Noc nieszczęśliwa, w którym utraciła
Miłą oyczyznę, beła mi początkiem
Moich kłopotów; tamem ich nabyła.
Stracić królestwo, mała — mem rozsądkiem —
To więtsza strata, żem siebie straciła!
Straciłam sama siebie w oney dobie,
Nie mam rozumu, nie mam serca w sobie.

93.

Pomnisz Wafrynie, kiedym iuż widziała,
Że nieprzyiaciel zamek opanował,
Iakom do pana twoiego bieżała,
Gdy zbroyny w pałac — napierwszy wstępował;
Iakom, zdaleka bieżąc, nań wołała:
„Proszę, zwycięzco, abyś się zmiłował,
Nie day żywota, nie day mi wolności,
Tylko mi obroń panieńskiey czystości!“

94.

On nie czekaiąc końca moiey mowy,
Podał mi rękę swą niezwyciężoną
Y rzekł: „O panno, atom ia gotowy,
Nie bóy się, całaś pod moią obroną“.
Poczułam zaraz za onemi słowy,
Nie wiem czem, duszę niezwykłem dotknioną,
Co mi znienagła aż do serca poszło,
Y srogi ogień y ból mi przyniosło.

95.

Często mię potem nawiedzał niebogę,
Daiąc znać, że go me kłopoty bolą.
„Łupu — pry — z ciebie nie chcę; iedź w swą drogę
Gdzieć się zda do swych, puszczam cię na wolą“.
Niestetysz, łup to, nie dar beł — rzec mogę —
Dawszy mi wolność, wprawił mię w niewolą;
Złota mi nie wziął, skarby mi zostawił,
A serce mi wziął, serca mię pozbawił.

96.

Trudno skryć miłość. Częstom cię o panie
Moiem — Wafrynie — strapiona pytała.
Ty słysząc ono tak częste pytanie,
Rzekłeś: „Płaciś się ty w niem zakochała“.
Przałam się, ale gorące wzdychanie
Y troska moia świadectwo dawała;
Miasto ięzyka, wzrok sam ukazował
Ogień, który mię wszystkę opanował.

97.

O niepotrzebnie milczenie użyte!
Czemum u niego zaraz nie prosiła
Lekarstwa pierwey, niźlim swe niezbyte
Y wyuzdane żądze rozpuściła?!
Wtemem iechała y rany zakryte
Niosąc w zanadrzu, umrzeciem myśliła.
Potem, chcąc mdłego podeprzeć żywota,
Nie chciałam wiedzieć, co wzgląd, co sromota.

98.

Takżem się szukać moiego wykradła
Pana, na srogiey rany uleczenie,
Którą mi zadał, ale mię opadła
Kupa żołnierstwa, chcąc mię wziąć w więzienie.
Dobrzem na ten czas ziemie nie przepadła,
Tolim iem zbyła między leśne cienie,
Gdziem z wielkiem — licha pasterka — niewczasem
Chwilę mieszkała między głuchem lasem.

99.

Lecz żądza, która mię beła minęła
Z strachu, y serce zasię orzeźwiało.
Y w pierwszą drogę znowum się zawzięła,
Ale mię gorsze nieszczęście potkało.
Dopierom tam iuż — nieboga — zginęła,
Bo mię rozbóystwo w drodze poimało
Łotrów egipskich, którzy bez przekazy
Hetmanowi w dar wiedli mię do Gazy.

100.

Ten, kiedym mu zaś o swem powołaniu
Y o swem stanie wszystko powiedziała,
W wielkiem mię zawsze miał poszanowaniu,
Y kazał, żebym z Armidą mieszkała.
Takem kilkakroć beła w poimaniu,
Kilkakroć wolna. Patrz, com wycierpiała;
Lecz nie raz wzięta, nie raz wyzwolona,
W pierwszem zostawam pęcie zniewolona.

101.

Byle ten, co mi włożył te okowy,
Nie rzekł, patrzaiąc na to me włóczenie:
„Tułaiącey się nie chcę białeygłowy,
Idź sobie, gdzie chcesz“. Y tak mię wyżenie.
Ale nie tuszę, aby beł takowy;
Ufam, że pierwsze wróci mi więzienie“.
Tak Erminia w ten czas rozmawiała
Y on dzień y noc całą z niem iechała.

102.

Strzegł się gościńca y tylko ścieszkami
Wafryn na on czas y polmi uchodził;
Y za mieyskiemi stanął z nią murami,
Kiedy mrok padał y Phebus zachodził.
Wtem moc okrutna krwie między piaskami,
Y zabity trup w niey mu się nagodził.
Który wznak leżąc, martwem groził srodze
Wzrokiem, po wszystkiey rozciągniony drodze.

103.

Ale go minął Tankredów dworzanin,
Bo po ubierze cudzoziemskiem kroiem
Y po zbroi znał, że to beł poganin.
Lecz daley trochę widząc zwykłem stroiem
Inszego leżąc: „To iuż Chrześcianin,
Który tu — prawi — musiał polec boiem“.
Wtem zsiadszy, szyszak podniesie zakryty
Y krzyknie: „Tankred, dla Boga, zabity!“

104.

Nad Argantowem ciałem nieszczęśliwa
Erminia się na ten czas bawiła.
Kiedy ią głosu przykrego pierzchliwa
Prawie w pół serca strzała uderzyła.
Na Tankredowe imię ledwie żywa,
Ku Wafrynowi konia obróciła.
Y widząc iego twarz, iako trup zbladła,
Y iuż nie zsiadła, ale z konia spadła.

105.

Niehamowane łzy nań wylewała
Y smętne głosy z wzdychaniem zmięszane:
„Po coś mię tu, zła Fortuno, zagnała?
O złe widzenie, o niespodziewane!
Takem cię długo, miły móy, szukała,
Żem cię nalazła na swą cięższą ranę.
Lecz co się z tego nalezienia chlubię?
Kiedy nalazszy, zarazem cię gubię.

106.

Nigdybym beła temu nie wierzyła,
Byś miał bydź kiedy przykry memu oku;
A terazbym się rada oślepiła,
Tak żałosnego strzegąc się widoku.
O piękna twarzy, iakoś się zmieniła!
O piękne oczy, o wesoły wzroku,
Gdzie się, ach, wdzięczne twe światło podziało,
Które naytwardsze serca przerażało?

107.

Lecz iakiśkolwiek, przedsię cię miłuię!
Szlachetny duchu, ieśli przy odzieży
Swoiey się bawisz, którą opłakuię,
Odpuść śmiałości y moiey kradzieży:
Niech zimne wargi koniecznie całuię;
Nie wszystko śmierci okrutney należy,
Niechay mi się też co z ciebie dostanie,
Przynamniey martwych ust pocałowanie!

108.

O wdzięczne usta, któreście cieszyły,
Słodkiemi moię mowami niewolą:
Proszę, abyście moiem dopuściły
Ustom nad sobą wykonać mą wolą.
Podobnobyś mi dał beł, o móy miły,
To dobrowolnie, coć biorę swą wolą:
Gwałtem cię niechay całuię, a potem
Niech się z wzgardzonem rozstanę żywotem.

109.

Ty ducha mego przyim z zwykłey ludzkości,
Niechay pospołu z twoiem odpoczywa“.
Tak mówi w on czas y z wielkiey żałości
Taie y nędzna łzami się rozpływa.
On, odżywiony z oney wilgotności.
Przychodzi k’sobie y oczy odkrywa.
Ale ie prętko zawarł y z stękaniem
Wzdychanie swoie zmieszał z iey wzdychaniem.

110.

Ona poczuwszy, że tchnie rycerz młody
Y że znienagła przychodzi ku sobie,
Krzyknie: „Patrz na swe ostatnie obchody,
Które oblewam łzami kwoli tobie.
Ach strapionemu sercu życz ochłody,
Albo niech z tobą w iednem lęgę grobie.
Nie opuszczay mię, zatrzymay się ieszcze,
Day ostateczney prośbie iakie mieysce“.

111.

Otworzył Tankred ociężałe oczy,
Y zaś ie zawarł. Wtem iey Wafryn rzecze:
„Opatrzenia tu pierwey y pomocy
Potrzeba, bo płacz nigdy nie uciecze“.
A wtem do niego, rozbierać go, skoczy,
Ta mu pomaga y tam, gdzie krew ciecze
Patrzy y rany nalazwszy — ogrzewa
Y w rychle się go uleczyć spodziewa.

112.

Widzi przyczynę oney wielkiey mdłości
Tę, że krwie z niego wyszło bardzo siła;
Ale krom rąbku, w takiey odległości,
Nie ma, czemby mu rany opatrzyła.
Tyś iey nie zwykłych sposobów — miłości!
Zawiązania ran, w on czas nauczyła:
Złote warkocze zurzynała sobie,
Temi ie w oney zawiązała dobie.


Nicolas Poussin: Tancred i Erminia
113.

Bo mała sztuczka cienkiey bawełnice[3]
Trudno wystarczyć wszystkiem ranom miała.
Dyktamu nie ma, ale taiemnice
Wielkie w lekarskiey nauce umiała.
Iuż snu cięszkiego zbywa, iuż źrzenice
Błędne podnosi, iuż do mdłego ciała
Siła się wraca, iuż kęs włada głową.
Widzi Waffryna z obcą białągłową.

114.

„Iakoś tu trafił — mówi do Waffryna —
A tyś kto? droga o lekarko moia“.
Pełgnęła wstydem na on czas dziewczyna:
„Dowiesz się potem; teraz, iako twoia
Lekarka, każęć [iest tego przyczyna]
Nie gaday! Trzeba choremu pokoia;
Gotuy nagrodę za wrócone zdrowie“.
Wtem łono chorey podłożyła głowie.

115.

Tem czasem Wafryn prowadzić go myśli
W iaki dom, gwoli lepszemu wczasowi;
A wtem do niego ludzie iacyś przyśli.
Lecz poznał prętko, że to Tankredowi.
Ci z niem pospołu beli pierwey, niśli
Wyzwał Arganta ku poiedynkowi,
Ale iem kazał, aby pozostali;
Teraz go — o niem zwątpiwszy — szukali.

116.

Ale y inszy, co o niem zwątpili,
Rozeszli się go szukać w różne strony:
Ci mu z złożonych ręku uczynili
Stołek, na którem wsparł się posadzony.
On orzeźwiawszy, rzecze w oney chwili:
„Tak to psom Argant leży zostawiony.
Nie odchodźcie go, proszę was — pod niebem,
Godzien, aby beł uczczony pogrzebem.

117.

Ia iuż odpuszczam wszystko umarłemu.
On zginął, iako rycerz zawołany;
Y słuszna pewnie, aby beł y iemu
Ten ostatni dar powinny oddany“.
Tak towarzystwu porucza inszemu,
Aby go za niem nieśli na przemiany.
A Wafryn, iak ów, co czego pilnuie,
Przy Erminiey boku, koń kieruie.

118.

Potem rzekł do swych: „Przebóg pókim żywy,
Nie do obozu, do miasta mię nieście,
Bo ieśli przyidzie ten żywot troskliwy
Y świat porzucić — wolę umrzeć w mieście:
Y mieysce, w którem Bóg umarł prawdziwy,
Zdarzy łatwieysze ostateczne przeszcie;
Y iuż bespieczne sumnienie mieć mogę,
Kiedy odprawię obiecaną drogę“.

119.

Tak, iako beło iego rozkazanie,
Do Ieruzalem prosto go niesiono.
O Erminiey Wafryn miał staranie,
Aby iey stanie blisko naleziono,
Potem szedł tam, gdzie wiedział o Hetmanie,
Do którego go zarazem puszczono.
Chocia na ten czas radził na pokoiu,
O końcu woyny y o przyszłem boiu.

120.

Na brzegu łóżka siedział wódz łaskawy,
Gdzie Raymund chory leżał na pościeli;
Na koło beły postawione ławy.
Na których pierwsi rotmistrze siedzieli.
Gdy Wafryn począł swoię rzecz, zabawy
Wszystkie ucichły y wszyscy milczeli:
„Tak iakoś kazał — powiada — Hetmanie,
Bełem, gdzie leżą obozem poganie.

121.

Zliczyć ich — żaden niech sobie nie tuszy,
Choć też naywiętszey pilności przyłoży.
Gdy woysko idzie, gdy się z mieysca ruszy,
Okryią pola hufce y obozy.
Zdroie y rzeki nieprzebrnione suszy,
Gdzie odpoczywa y gdzie się położy.
Syryiskie żniwa na ich pożywienie,
Y rzeki — małe są na ich pragnienie.

122.

Ale y iezda y między pieszemi
Po wielkiey części lud nikczemny maią.
Szyku niepilni, broniami ręcznemi
Nic nie są; w łuki nabarziey dufaią.
Acz są niektórzy dobrzy między niemi,
Zwłaszcza Persowie — tak o nich trzymaią.
Między wszystkiemi iest zaś namężnieyszy
Pułk nieśmiertelny y napotężnieyszy.

123.

A nieśmiertelnem dla tego go zową.
Że się w niem próżne mieysce nie nayduie:
Y kiedy ieden wystanie, na nową
Służbę zarazem drugi następuie.
Emiren wodzem y naywyzszą głową,
Ten przed wszystkiemi dzielnością przodkuie;
A król mu kazał, aby z woyskiem swoiem
W przestronem polu czynił wstępnem boiem.

124.

A drugiego dnia będą nieomylnie;
Iuż czas niemały iako się ruszyli.
A ty Rynaldzie, strzeż się — proszę — pilnie,
Bo się nabarziey na ciebie grozili
Y namężnieyszy rycerze usilnie
Swe miecze na cię y gniewy ostrzyli.
Armida sama tem będzie nagrodą,
Co cię zabiią, albo cię przywiodą.

125.

Między temi się Altamor zamyka
Król z Sarmakanty, po którem się liczy
Adrast, co wzrostem olbrzyma dotyka.
A swemi państwy z iutrzenką graniczy.
Miasto konia się na słoniu potyka,
A w żelazney go wiedzie uździennicy.
Iest y Tyzaphern mężny, nad którego
Nie maią w woysku rycerza więtszego“.

126.

Na Wafrynowę powieść Rynaldowi
Z oczu y z twarzy ogień wyskakuie.
Radby co pręcey nieprzyiacielowi,
Z wielkiey radości mieysca nie nayduie.
Tu nie przestawa, ale Hetmanowi
Pogańskie zdrady Wafryn ukazuie:
„Na cię się — prawi — o Hetmanie, siły —
Na cię się miecze pogańskie zmówiły“.

127.

Potem częściami iął wszystko odkrywać,
Iako na zdrowie iego czyhać miano;
Iakich szat, iakick zbróy mieli używać;
Iaką nagrodę zdraycom obiecano.
Y insze rzeczy — iako zwykło bywać —
Powiadał Wafryn, o które pytano.
A Goffred zatem rzecze w oney dobie:
„Powiedz Raymundzie, co się też zda tobie?“

128.

„Ia — pry — nie radzę, aby, iako chcecie,
Zamkowi szturm beł iutro rano dany;
Lepiey, kiedy go szańcami zawrzecie.
Że nieprzyiaciel będzie obegnany.
Tak zeszłe woysko świeższe mieć będziecie,
Ieśli wam przyidzie do bitwy z pogany.
A ty się namyśl, ieśli lepiey bawić
Nieprzyiaciela? ieśli pole stawić?

129.

Ale tych przestróg nie waż lekce sobie,
A nade wszystko — opatrz zdrowie swoie;
Wiesz, co należy na twoiey osobie:
Wszystkiego woyska zdrowie — zdrowie twoie.
Ażeby zdrayca nie wskurał na tobie,
Każ swym harcerzom insze włożyć zbroie
Y znaki insze. Tuszę, za tą radą,
Że się sam zdrayca odkryie swą zdradą“.

130.

„Znaczna twoia chęć y rada życzliwa —
Odpowie na to Hetman Raymundowi —
Ale wiedz, co iest u ciebie wątpliwa,
Że bitwę chcę dać nieprzyiacielowi;
Boby sromota beła y zelżywa
Woysku, Azyey okrucicielowi.
Kryć się za mury y za wały; wolem
Iść iasnem dziełem y przestronem polem.

131.

Imienia zwycięstw naszych nie strzymaią,
Nie tylko żeby w twarz nam weyrzeć śmieli.
A kiedy polem tem razem przegraią,
Iuż utwierdzone państwo będziem mieli.
Ale y w zamku nie długo wytrwaią
Poddać się będą koniecznie musieli“.
To powiedziawszy, na on czas odchodził,
Bo iuż mrok ciemny słodki sen przywodził.

KONIEC PIEŚNI DZIEWIĘTNASTEY.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.
  1. bezkrewny 19, 22, 5 — bez krwi.
  2. bawełnica 3, 18, 8; 14, 67, 1; 19, 69, 7; 113, 1 — suknia lub materya bawełniana.
  3. bawełnica 3, 18, 8; 14, 67, 1; 19, 69, 7; 113, 1 — suknia lub materya bawełniana.