Hrabia na Wątorach

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Hrabia na Wątorach
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza/Tom IV
Wydawca Wydawnictwo Karola Miarki
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Mikołów-Warszawa
Źródło skany na commons
Indeks stron
HRABIA NA WĄTORACH.

KROTOCHWILA WIERSZEM Z XVI WIEKU.


„Comes de Wątory,
Jeden kmieć a trzy dwory”
Rysiński. Proverb. Cent. VI.


OSOBY:
WĄTORSKI, hrabia na Watrach.
HANNA, jego córka.
STANISŁAW PACHOŁOWIECKI, młody rycerz nizkiego rodu.
BALTAZAR, dworzanin Wątorskiego.
NEFTAL, lichwiarz.
Rzecz w wieku XVI, w starym zamku Wątorach.


AKT PIERWSZY.


SCENA PIERWSZA.
Izba uboga obwieszona starymi portretami, w głębi herb srebrny. Przy skromnym stoliku hrabia WĄTORSKI, ubrany w powszedni kubrak, pisze, odczytuje co napisał i mówi sam do siebie:
Skreśliłem nasze herby, dawnych dóbr ogromy

I nasze skojarzenia z najpierwszemi domy;
Przedmiot zaprawdę piękny, materya bogata,

Teraz piszmy o cnotach nieboszczyka brata.
(Zamyśla się).
O cnotach!... jego cnoty... on miał swoje cnoty;

Lecz to ciche, domowe, zbyt skromne z istoty,
Rozwodzie się nie można, bo śmiechy nie miną
Na przykład lubił wino... ale dobre wino...
A że na drogie wina niezawsze stawało,
Raczył się cienkiem piwem i prostą gorzałą.
Ale taką moc duszy czyż ocenią prości
W człowieku wysokiego domu i zacności?
Powtóre: ród swój kochał i szanował święcie,
O zacności swych przodków czyste miał pojęcie:

Wiedział, skąd Wątorowie swój proceder wiodą,
Że jeden był hetmanem, drugi wojewodą,
Że czterej kasztelani, dwaj byli Biskupi,
Wiedział kim jest — i w motłoch nie mieszał się głupi...
Kiedyśmy podupadli, gdy dobra książęce
Koleją nędznych czasów przeszły w obce ręce,
Czyż miał służyć krajowi? gdzie??... w królewskim dworze?
Lub w chorągwi husarskiej — porucznikiem może —
Kędy stanowią komput plebejusze sami
I gdzie jego przodkowie byli hetmanami?...
O, nie! hrabia Wątorski, comes de Wątory,
Nie zdołał się poniżyć jeszcze do tej pory,

I na przyszłość poniżyć nie będzie nas łatwo...
(Staje przed portretem. W ciągu następnego monologu wchodzi Baltazar w szarej lisowej kurtce i w rycerskim hełmie, a niepostrzeżony staje na stronie).
Bo wy przodkowie nasi! czuwacie nad dziatwą.

Hetmanie! tyś zastępy Bolesławów wodził;
Kasztelanie! tyś przecie z Tęczyńskiej się rodził;
Wojewodo! ty byłeś poufnym Jagiełły!
Czyżby wasze zaszczyty na zawsze zginęły,
A my, waszego szczepu szacowne gałązki,
Poszli na służebnictwo lub w nierówne związki?
O nie! ja będę wierny mych przodków gromadzie!
Śmierć brata nowe na mnie obowiązki kładzie.
O! ja z chlubą przyjmuję ten ciężar zaszczytny:

Podtrzymać na mych barkach nasz dom starożytny, —
(Udaje, jakby co dźwigał).
I herb sławny na świecie, co go nic nie plami,
I ten zamek, kwitnący...
(Postrzega Baltazara i cofa się).


SCENA DRUGA.

WĄTORSKI i BALTAZAR.
BALTAZAR.

Mchem i pokrzywami.
Przedawszy go na cegłę, choć dziś cegły tanie,

Może z dziesięć talarów dałby kupiec za nie.
Niechby te brzydkie gruzy oczyścili Żydzi,
Bo już tutaj i puszczyk zamieszkać się wstydzi.

WĄTORSKI (ze zgrozą).

Przędąc zamek Wątory!... gdzie dziady... pradziady!...
Tylko takie plebejusz może dawać rady!
Toż najdroższa spuścizna po umarłym bracie!...
Jam dzisiaj głową rodu!

BALTAZAR.

A czapki nie macie
Do nakrycia tej głowy. Z wyprzedaży cegły
Toćby się zapłaciło jakiś dług zaległy,
Odnowiło opończę, z której barwa znika.
Zresztą... potrzeba odbyć pogrzeb nieboszczyka,
A tutaj niema grosza.

WĄTORSKI (groźnie).

Co??

BALTAZAR.

Pieniędzy niema.

WĄTORSKI.

Zuchwalcze! po to stoisz przed niemi oczyma,
Abyś mi się urągał!

BALTAZAR (pokornie).

Broń mię Jezu Chryste!

WĄTORSKI.

Wyprzedawać Wątory, to gniazdo ojczyste,
Gdzie tyle starych orłów wylęgło się, wzrosło!...

BALTAZAR.

Ależ okna pobite!

WĄTORSKI.

Czyż moje rzemiosło
Naprawiać stare szyby?...

BALTAZAR.

Lecz ściana się wali,

WĄTORSKI.

Z pod tych ścian może nieraz wrogowie zuchwali
Pierzchli, gdy ich odparli ot ci dzielni wodze!

BALTAZAR.

A dzisiaj tu puszczyki stoją na załodze,
A trzyma w oblężeniu od przeszłej Niedzieli
Sroższy od nieprzyjaciół zastęp wierzycieli.

WĄTORSKI.

Rozkaż im niech się cofną, bo przywołam straże
I z groźnych bastyonów ognia dawać każę!

BALTAZAR.

A! jest stara armatka, chociaż dla popłochu
Możnaby z niej wystrzelić — ale niema prochu;
A straże... dwóch pachołków, — wszakże pan pamięta,
Pojechali do lasu po drzewo na święta.

WĄTORSKI (patrząc na strój Baltazara).

Co to jest, Baltazarze? niechaj mi kto powie:
Kurta lisia na grzbiecie, a kirys na głowie,
Jakby głowa olbrzyma na ramionach karła!

BALTAZAR.

Nic, miłościwy panie! czapka mi się zdarła:
Znalazłem hełm żelazny, zardzewiały srodze,
Włożyłem go na głowę i tak sobie chodzę;
To mocniejsze od sukna, i płowieć nie zacznie,
I ochroni od zimna.

WĄTORSKI.

Ależ to dziwacznie,
Mieszać ubiór cywilny z rycerską ozdobą!...

Słuchaj! chcę uroczyście rozmówić się z tobą.
(Siada).
Gdy brat mój wiekopomny już spoczywa w grobie,

Piastuję zaszczyt domu w mej jednej osobie;
A ten, który się hrabią na Wątoraeh zowie,
Niegorszy niż Ostrogscy lub Radziwiłłowie.
Koło nich świetny orszak zawsze się kojarzy:

Mają marszałków dworu, mają sekretarzy,
Dowódców chorągiewnych v łowczych i dworzany;
A chociaż los uboższy w podziale nam dany,
Czuję, co jestem winien mych przodków zacności,
Nie dam się sponiewierać, jak plebeje prości.
Chcę mieć dwór — a że nie mam utrzymać go za co,
Ty, wierny Baltazarze, za pomierną płacą,
Wszystkie dworskie urzędy, jak rozkażę tobie,
Będziesz pełnił kolejno przy mojej osobie.

Ucałuj moją rękę.
(Wyciąga rękę, którą Baltazar całuje).

Otoż do wyboru,
Jesteś giermek, koniuszy i marszałek dworu,
Tyś piwniczy, choć zwykle przestaję na wodzie,
Tyś dowódca sił zbrojnych w moich przodków grodzie.

BALTAZAR.

A gdzież te zbrojne siły?

WĄTORSKI.

Niemasz... mniejsza o to!

BALTAZAR.

Ależ nie mamy koni, pan chodzisz piechotą,
Jakże będę koniuszym?

WĄTORSKI.

Nie frasuj się srodze:
Będziesz pilnował kija, z którym zwykle chodzę.
Lecz proszę mieć w pamięci, bo to rzecz nielada,
Że do każdej posługi inszy strój wypada:
Kiedy zawołam giermka lub dowódcy straży,
Przywdziewaj hełm i pancerz — ten strój ci do twarzy.
Gdy krzyknę: Hej, pachołcy! albo: Jest tam który?
To zjawisz się przede mną w tej kurtce z lisiury.
Jeśli zaś w takich słowach dam rozkazy moje:
Pana marszałka dworu prosić na pokoje!
Przywdziejesz nowy żupan z futrem popieliczem
I staniesz z ukłonami przed mojem obliczem.

Gdy wołam piwniczego, miej kluczów pęk mnogi,
A gdy będziesz koniuszym, przypinaj ostrogi.

BALTAZAR.

Czyż, miłościwy panie, na każdym urzędzie
Płaca moja podwajać, potrajać się będzie?

WĄTORSKI.

Potem o tem pomówim; jeśli będzie za co,
Wątorscy hojną dłonią za zasługi płacą.
Pomnij być wiernym stróżem dostojnego progu.

Odejdź...
(Baltazar odchodzi).

No! urządziłem mój dwór, dzięki Bogu.
Zajmijmy się pogrzebem nieboszczyka brata.

Jednak nieco utrudzą to życie magnata...
(Klaska w ręce).
Prosie rządcy dóbr moich!
BALTAZAR (za sceną).

Czy to mnie pan woła?

WĄTORSKI (z gniewem).

Kara Boża! ucz, gadaj — daremna mozoła!
Och! plebeje, plebeje! o głowo ty, głowo!
Mówiłem ci przed chwilą... powtarzam na nowo:
Idź, zawołaj sam siebie, włóż strój, jak do gości,
I przychodź, jako rządca moich posiadłości.

BALTAZAR (za sceną).

Panie rządco! pan hrabia wzywa na pokoje;

A proszę się ustroić.
(Innym głosem).

Jakże się ustroję,
Gdy mój kubrak świąteczny, choć lichy, dziurawy,
Musiałem jeszcze latem oddać do zastawy?
Pilno mi było grosza...

WĄTORSKI.

To skaranie Boże!

BALTAZAR (wychylając głowę).

Słyszałeś pan, że rządca stawić się nie może;
Tymczasem, jak pachołek, zwiastuję wam goście:
Jakiś rycerz przyjechał.

WĄTORSKI.

Uprzejmie go proście.
Każdy gość, co zawitał w te odwieczne ściany.
Na zamku moich przodków mile był widziany.
Słuchaj, mości marszałku! przynieś miód i wino!
Choćby ci przyszło stągiew wypróżnić jedyną,
Dla gościa, co jest w domu, wszystko, co jest w duszy...
Taki zwyczaj mych przodków...
Hej, panie koniuszy!
Widzę tam dwa rumaki — wziąć do stajni obu,
Ostatnią miarkę owsa wysypać do żłobu. —
Hola! giermek! pójść gościa wprowadzić w te progi.

BALTAZAR (biegając niespokojnie po komnacie).

Moją szuba i mój pancerz!... gdzie moje ostrogi?
Gdzie moja biedna głowa?... sam już nie wiem całkiem,
Czy jestem Baltazarem, giermkiem, czy marszałkiem?

Ot znalazłem ostrogę... jest hełm... ot i futro!...
(Ubiera się w szubę, hełm i ostrogi i wylatuje z komnaty).

WATORSKI.

Gość... rycerz... niechaj u nas zabawi przez jutro,
Bo jutro pogrzeb brata; na smutnym obrzędzie
Niech uczci dom Wątorów, niechaj świadkiem będzie.

Prosić go!... nie!... czekajcie!... Hej, marszałku dworu!
(Baltazar wraca się).
To nie jest dom szpitalny lub mury klasztoru,

Ale zamek Wątory... Ów rycerz z podróży,
Nim panu tego zamku swe służby wynurzy,
Może zechce się przebrać, albo spocząć nieco.
Dać mu pokój gościnny — niech ogień naniecą;
Wszak podobno jest komin w izdebce na dole.
Czy on ma swoich ludzi?

BALTAZAR.

Jest przy nim pacholę.

WATORSKI.

Dobrze... toć mu usłuży... znać gościowi dacie,
Że czekam za godzinę na górnej komnacie.



SCENA TRZECIA.

WATORSKI, HANNA.
HANNA (wbiegając prędko).

Ojcze! nieco kłopotów Niebo nam ulżyło:
Przyjechał Stach z wyprawy...

WATORSKI.

To mi wielce miło,
Ale nim go powitam, muszę najprzód szczerze
Dzisiejsze moje myśli otworzyć w tej mierze.

Słuchaj!
(Siada z powagą).

Rzecz ci wiadoma, że sam Stwórca świata
Podzielił świat na kmiecia, szlachcica, magnata.
A pomiędzy magnaty rozliczne są stopnie:
Jeden łaską królewską swego szczebla dopnie,
Drugi zasługą wojny lub bogatem wianem
Wychodzi z prostej szlachty, a staje się panem.
To jeszcze rzecz niewielka, bo tą samą drogą
Zostać i proste kmiecie szlachcicami mogą.
A jużci... dla bogactwa, i tamtych świat ceni
Ale są jeszcze inni, wyżej urodzeni,
Wyżej... i jeszcze wyżej... słowem tak wysoko.
Że ich początków ludzkie nie do śledzi oko,
Nad których rodosłowem chociaż dniem i nocą
Heraldycy mozolnie swoje czoła pocą,
A jednak ich nie mogli zgłębić do tej pory...
Na przykład: Wątorowie — Comites Wątory...
Chcesz poznać ich odwieczność, czytaj foliały,
Co mi się dziś po bracie spuścizną dostały,
Spisane jego ręką do ksiąg starych szczętów,

Oparte na powadze starych dokumentów
Patrz na ten herb, ze srebra czystego wykuty:
Na nim lwy, słońca, gwiazdy, orły i koguty,
Na głównej tarczy beczka, a nad nią dwa klucze.
Słuchaj, ja cię znaczenia tych herbów nauczę.

HANNA.

Lecz ojcze, Stach przyjechał...

WATORSKI.

Nie myśl tam o Stachu!
Córka hrabiów Wątorskich w swoich przodków gmachu
Ważniejszemi rzeczami niech zaprząta głowę,

Aby zdołała poznać swe dzieje rodowe.
(Wskazując tarczę).
Patrząj na ten herb srebrny: oto beczka wina,

Nad nią na krzyż dwa klucze, berło je przecina;
Tym herbem, jak uczony Anzelmus dowodzi,
Pieczętował się Noe jeszcze w swojej łodzi.
Jafet, średni syn jego — patrz na lewą stronę —
Już nad beczką miał w herbie hrabiowską koronę;
A u beczki, rzeźbiarza ręką pracowitą,
Czy uważasz? Wątory wyraźnie wyryto:
Więc i ślepy odgadnie, że od tamtej pory
Już się pisał Wątorski — Comes de Wątory.
Na inny czas odkładam ciąg wywodzie prosty
Od Jafeta do Pawła rzymskiego starosty,
Który był prapradziadem mego prapradziada,
A po którym ów tytuł prosto na mnie spada
Dość powiedzieć, żem krewny z najpierwszemi władce,
Z Romulusem po ojcu, z Cyrusem po matce.
Tutaj znajdziesz ich herby — na dziś o tem dosyć
Pocznijmy ród Wątorów do Polski przenosić:
Jeden z Wątorskich, Sławosz, rodził się z królewny,
Przydał do herbu ćwieczek, bo był Lecha krewny;
Drugi, jak świadczy powieść mgłą wieków pokryta,
Ten sam zamek Wątory wziął od Ziemowita,
Położył fundamenta rodowej kolebki,

Pieczętował się beczką — a w niej cztery klepki.
Odtąd na nas godności płynęły, jak z wodą:
Wątorski był hetmanem, drugi wojewodą,
Trzeci, najpierwsze krzesło zajmując w senacie,
Z Władysławem Jagiełłą był za panie bracie;
Był hetman, co zastępy Bolesławów wodził,
A miecznik, moja pani, z Tęczyńskiej się rodził;
Kilku było Biskupów, czterech kasztelanów...

HANNA.

Lecz, ojcze, mamy gościa...

WĄTORSKI.

Dobrze się zastanów,
A sama łacno uznasz...

HANNA.

Ależ tam gość czeka!...

WĄTORSKI.

Właśnie do tego punktu przyszedłszy z daleka,
Pomówimy otwarcie:
Świat zmienia się skoro,
I najpierwsze rodziny upadek swój biorą;
Jeden dom musi ginąc, drugi łaski chwyta,
Jak naprzykład w tych czasach Zamojszczyk Jelita,
Który został za jednem faworów ujęciem
Hetmanem, i kanclerzem, i królewskim zięciem;
Wtenczas gdy ja, potomek tak świetnego przodka,
Miałem ubogi dworek i jednego kmiotka.
Mój brat, a twój stryj, Hanno, po którym dziś płaczem,
Także musiał przestawać na chlebie żebraczym;
Przedane były włości i ziemne obszary,
Ale posiadał dworek i ten zamek stary,
Kolebkę swego rodu. Ja, młodszy syn domu,
Nie taję się, żem bratu zazdrościł kryjomu,
Iż on mieszka na zamku, ja w drewnianej budzie.
Wiedziałem, ktośmy tacy, że nie prości ludzie,
Że się żaden Wątorski służbami nie zmazał;
Lecz tej szacownej księgi brat mi nie pokazał:

Więc niejasne pojęcie mając o swym rodzie,
Marzyłem, jak plebejusz, na skromnej zagrodzie.
I przyznam się, że wielce byłem ucieszony,
Gdy Stach Pachołowiecki zawitał w te strony,
Syty wojennej chwały, i młody, i hoży;
Rad byłem, kiedym widział, że starania łoży,
By pozyskać twą rękę. Ja marzyłem skromnie,
Kiedy zamek Wątory nie należał do mnie:
Bo choć miła dla serca dostojność rodzima,
Brat ma syna — myślałem — ten syn ją podtrzyma.
Lecz dzisiaj... dzisiaj, Hanno insza nasza sfera:
Umarł syn mego brata, dzisiaj brat umiera,
A ja na czele rodu; — póki jeszcze tlejem,
Nie dam ci się niesławnie połączyć z plebejem.
Patrz: zamek naszych przodków w gruzy rozsypany:
Ty musisz świetnym związkiem podeprzeć te ściany.
Nie dla ciebie na męża skromnej szlachty dziecię:
Są Górkowie, Tęczyńscy, Zborowscy na świecie;
Niejeden lew sarmacki, jak pokorne jagnię,
Z świetnym domem Wątorów złączyć się zapragnie;
A że się już na tobie nasze gniazdo kończy,
Niechaj z naszem nazwiskiem swe nazwisko złączy.
Zabłyśnie stara świetność na wątorskim dworze,
A wtedy...



SCENA CZWARTA.

CIŻ i BALTAZAR.
BALTAZAR (wchodząc).

Gość was pyta: czy się widzieć może?

WĄTORSKI.

Prosić go.

BALTAZAR.

Pleban przysłał dzwonnika od siebie,
Pomówić z Waszą Częścią o przyszłym pogrzebie,
I rachunek wydatków... a rachunek suty...

WĄTORSKI.

Mój Boże! a ja jestem z szeląga wyzuty!
Chciałem pogrzeb uświetnić, sprosić wielu gości...

Co tu począć?...
(Chodzi niespokojnie po scenie).
Zastawię moje posiadłości,

Powinni dać pieniądze... to środek jedyny...

BALTAZAR.

Jeden kmieć, dwa folwarczki i zamku ruiny
To całe wasze hrabstwo — długów co niemiara,

Lichwiarze na to wszystko nie dadzą talara.
(Kłania się).
Niech to będzie, co powiem, bez pańskiej obrazy...
WĄTORSKI.

Dać cyrograf na summę większą o dwa razy,
Zapewnić wielką lichwę...

BALTAZAR.

Nie dadzą i kwita!
Wprawdzie tutaj z pieniędzmi jest Izraelita,
Ale jego warunki ciężkie, niespodziane.

WĄTORSKI.

Na wszystkie się podpiszę, na wszystkie przystanę!
Byle hrabia Wątorski, mój brat pierworodny,
Był pogrzebion z przepychem, którego jest godny;
Byleby jego trumnę suto ozdobiono
Szkarłatnym aksamitem z hrabiowską koroną,
Byleby czarne kiry obito w kościele,
Byleby świec jarzących było bardzo wiele;
Byleby kaznodzieja, z karty, co mu skreślę,
Starożytność Wątorskich wypowiedział ściśle;
Byleby...

BALTAZAR.

Ale trudno.

WĄTORSKI.

Cóż?

BALTAZAR.

Nadzieja krucha!
O żadnym cyrografie lichwiarz ani słucha,
Chce po prostu służalec szkaradnej mamony...

WĄTORSKI.

Cóż? zakupie w pół darmo przyszłoroczne plony?
Mniejsza o to... pomyślę, że mię okradł złodziej.
Już się zgadzam na wszystko.

BALTAZAR.

Nie... pan się nie zgodzi.

WĄTORSKI.

Czegóż chce??

BALTAZAR.

Nie śmiem mowie...

WĄTORSKI.

No! powiadaj śmiało!

BALTAZAR.

Chce po prostu wziąć w zastaw... ot tę tarczę białą.
(Wskazuje tarczę herbową).
Mówi, że to ze srebra... sto talarów warta...

Zabytek lepszych czasów...

WĄTORSKI (z gniewem).

A idź że do czarta!
Mości marszałku dworu! żart trochę za gruby!

BALTAZAR (nieśmiało).

On mówi, że to czyni... że w tem ma rachuby...
Że, pan, ceniąc ów klejnot, prędzej go wykupi...

WĄTORSKI (z gniewem chodząc po scenie).

Powiedz mu: że on głupi!... i sam jesteś głupi!
Ja... herby moich przodków... o hańba! ohyda!
Miałbym na jedną chwilę zastawie u Żyda?!
Stemmata Romulusa... Jafeta... Tankreda...
Choć za tysiąc talarów?!

BALTAZAR.

Nie, on tyle nie da:
Widział u nieboszczyka, co warta ta sztuka,
A jego, panie hrabio, już nikt nie oszuka.
Powiada, że tej tarczy każdą część pamięta,
Że ten kogut na hełmie ... to blacha wydęta;
Powiada, że nieboszczyk, potrzebując grosza,
Srebrnego na żelazny zamienił kokoszą;
Powiada...

WĄTORSKI (po namyśle).

Dosyć tego! Bóg wie o czem gwarzym.
Pójdę sam się rozmowie z niegodnym lichwiarzem,

Może zdołam wyjednać warunki łaskawsze...
(Do Hanny z cicha):
Ty, Hanno, przyjmiesz gościa, lecz zimniej niż zawsze;

Sama go nie ośmielaj i ja nie ośmielę:
Hrabianka na Wątorach dziś wyższe ma cele.
Wkrótce po twoją rękę — ot może jak z chmury —
Przyjedzie Wiśniowiecki lub Zborowski który...
Panie marszałku dworu! proś gościa do sali.
Hej, służba! Baltazarze, niechby wina dali.

Ja tu zaraz powrócę...
(Do Hanny):

Jeśli on nieznacznie
O dawniejszych uczuciach pomrukiwać zacznie,
Niech go spotka wzrok chłodny i taki ponury,
Aby już więcej nie śmiał powracać w te mury.

Tak chcą twoi przodkowie.
(Odchodzi z Baltazarem).


SCENA PIĄTA.

HANNA (sama, rzuca się na krzesło z boleścią).

Nie sposób!... nie sposób!...
(Po chwili):
Czekać tu na przybycie znakomitych osób?

Na co mi znakomitość?... co to wszystko znaczy?

Dlaczego się dziś ojciec z przodków tak junaczy?
Co znaczy herb ze srebra i ciąg rodu długi,
Wobec młodego czynu i świeżej zasługi?
Jak równać pleśń do kwiatu?... O Boże mój, Boże!
Ja kocham Stanisława — on wiedzieć to może;
Bo kiedy stąd odjeżdżał na pole swej chwały,
Musiał dostrzedz, żem blada, że mi ręce drżały;
Bo głosem takim ufnym, rzewnym mimo chęci:
Hanno — mówił — zechciejcie chować mię w pamięci.
Tam w boju tyle śmierci czyha na rycerze,
Niechaj wasza modlitwa mojej głowy strzeże!...
Łzy mi w oczach stanęły, jam rzekła Stachowi:
Dobrze, modlić będę się... wracajcie nam zdrowi!...
Modliłam się codziennie, serdecznie a skrycie,
I może mu na wojnie wymodliłam życie...
A dzisiaj, gdy powraca, gdym w sercu tak rada,
Czyż modłów, czyż radości zaprzeć się wypada?...
Mamże się samej siebie okazać niegodną?
Kłamać własnemu sercu i przyjąć go chłodno?...
Dobrze! jeśli chce ojciec, jeśli chcą przodkowie,
Usta, skłamią nieczułość... lecz wzrok — prawdę powie...



SCENA SZÓSTA.

HANNA, STANISŁAW (w rycerskim stroju).
STANISŁAW.

Witajcie, krasna Hanno! czołem wasze progi!

HANNA (podając mu rękę, ze źle ukrytą obojętnością).

Panie Pachołowiecki! witajcie nam z drogi!...
Jakże się powodziło?

STANISŁAW.

Dobrze, jak widzicie:
Bóg wśród tysiącznych śmierci ocalił mi życie.
Czułem waszej modlitwy skuteczne wołanie,
I wam, Hanno, przychodzę podziękować za nie!
A jakże wasze zdrowie?... Tak jesteś wzruszoną!...

HANNA.

Płakałam... stryj mi umarł...

STANISŁAW.

A dziś pogrzeb pono.
Wierzcie mi, biorę udział w każdej waszej szkodzie,
A każda wasza boleść żywo serce bodzie.

HANNA.

Dziękuję wam za udział i zupełnie wierzę.

STANISŁAW.

A wasz ojciec?

HANNA.

Pogrzebem tak zajęty szczerze,
Tyle różnych kłopotów w kościele, we dworze,

Że ledwie za godzinę powitać was może...
(Milczenie).

STANISŁAW.

Jak to Hanno? słyszałem tu w poblizkiej chacie,
Że wasz dworek nad rzeką na zawsze rzucacie?
W tak cudnem położeniu, przy błoni, na górze,
Kędy lipy w ogrodzie rozrosły się duże,
Gdzie na chłodawym wietrze, nad rzeczną odnogą,
Błąkać się tak wesoło, oddychać tak błogo!
Czyż tamtego zacisza było wam niedosyć?
Że w te ciasne zwaliska chcecie się przenosić?
Tu wszystko wieje grobem, stęchlizną i pleśnią,
Jakieś więzienne myśli do głowy się cieśnią,
Tu wolnego oddechu dla piersi nie złowię...

HANNA.

Ten zamek spadł po stryju — tu nasi przodkowie
Mieszkali w dawne czasy. Murom, co dziś kwitną.
Mój ojciec chce przywrócić świetność starożytną...

Taka jest wola ojca...
(Milczenie).
STANISŁAW (do siebie).

Boże! co za zmiany!
Gdzie ten wyraz radości na twarzy rozlany,
Którym bywało wita, gdy ku niej przychodzę?...

HANNA (do siebie).

Och! jak ten ciężki przymus dolega mi srodze!

Lecz taka wola ojca...
(Po pauzie głośno):

Od tak dawnej chwili,
Gdzieżeście przebywali? i coście czynili?
Nie było o was słychać.

STANISŁAW.

Bo niegłośne sprawy.
Mielecki, wielki hetman, był na mnie łaskawy;
Przy nim z orężem w ręka, z przyłbicą na czole,
Uganiałem Tatary, co łupią Podole.
Jakież to piękne życie!... lecieć w bój otwarty,
Bezpieczen... bo modłami życzliwemi wsparty!
Pod wodzem doświadczonym, w ustawicznym trudzie,
Piersią zasłaniać wioski, gdzie bezbronni ludzie,
W pięknych jarach i stepach uwijać się żywo,
Puścić konia, jak wicher, za hordą błędliwą,
Wpaść na cały ich tabor, odebrać zdobycze,
I z jeńców rozwiązywać więzy niewolnicze!
Iluż błogosławieństwy nagradza się praca,
Gdy się matce stroskanej jej dziecię powraca!
Gdy starzec, co w niewoli miał już umrzeć pono,
Wyzwolony powita swą wioskę rodzoną,
A z płaczem przywoławszy swe wnuki i dzieci,
Za swojego wybawcę modlić się poleci,
I na chleb swój zaprosi!... Jakże miło potem
Spocząć na twardem siodle, pod prostym namiotem!
Jakie sny pełne nieba, bez skazy, bez plamy,
Tylko rzewne tęsknotą... po tem, co kochamy!...

HANNA (do siebie z rozrzewnieniem).

Dawni ludzie musieli żyć taką zasługą;
Cóż za dziw, że ich wnuki chlubią się tak długo
Swem pięknem pochodzeniem?... Lecz chluba daleka
Być prawnukiem z prawnuków wielkiego człowieka,
A piękniejszą i świętszą ten musi mieć postać,
Kto, nie licząc swych przodków, sam wielkim mógł zostać.

STANISŁAW.

Potem hetman Mielecki jechał na Wołoszę,
Więc i ja się do niego pod chorągiew proszę;
I tam walcząc z Bohdanem na Iwona imię,
Ważneśmy otrzymali zwycięstwo w Chocimie.
Obok Ciołka, Herburta, Czuryły, Temruka,
Poznałem, co jest bojów regularnych sztuka.
Bóg dozwolił prowadzić mój zawód dostojnie,
Wzbogacił doświadczeniem i łupem na wojnie.
Zyskawszy nieco sławy, wróciliśmy zdrowi
Oddawać nowe służby Polsce i królowi.
Wielkie dla nich me serce obowiązki chowa:
Bo mię sam Zygmunt August i sama królowa,
Kiedy jeszcze zaledwie dzieckiem być przestaję,
Posłali dla nauki w zagraniczne kraje.
Tamem się pilno uczył rzeczy tu nieznanej:
Poznać budowę fortec, rysować ich plany,
Poznać sztukę mierniczą, jak się plany biorą,
I pisać rożnem pismem kunsztownie a skoro.
Wdzięczność za tyle nauk mając przed oczyma,
Choć Zygmunta Augusta na świecie już niema,
Nie czułem się spokojny, aż mój dług wypłacę,
Dworowi królewskiemu poświęcając pracę.
Król Stefan był przychylny i przyjąć mię każe
Między Jego Królewskiej Mości sekretarze,
Gdzie przy boku kanclerza, na dostojnym dworze,
Pożyteczną zasługą odznaczę się może...

HANNA (na stronie).

Zawsze praca... zasługa... wciąż o jednem marzy...
O! jakże młodzieńcowi taka myśl do twarzy! —

A jednak, on w tych myślach zanadto ugrzęzły,
Zerwał inne ze światem łączące go węzły:
Na świetnym dworze króla, sławny i bogaty,

Może już nie pamięta, co kochał przed laty.
(Głośno):
A jakże tam w Krakowie wasz czas przepędzacie?
STANISŁAW.

Przy pracy, lub na służbie w królewskiej komnacie...
A kiedy się unużę pracą nieustanną,
Idę za miasto dumać... dumać o was, Hanno!
A wy, czy choć niekiedy o mnie przypomnicie?

HANNA.

O panie Stanisławie! u nas insze życie:
Tu niema świetnych zabaw, jak u dworu bywa,
Tutaj trąba bojowa dumań nie przerywa.
Wiejska cisza, modlitwa i piękna przyroda
Żadnej do roztargnienia zręczności nie poda;
Kółko jednych przedmiotów ciągle nas oplata,
Jednemi wspomnieniami żyjem długie lata,
A kiedy smutno sercu i łza w oczach stoi,
To wspomnienie przychodzi i smutek ukoi.
Miło nam noc bezsenną przemarzyć w ukryciu,
I długo śnić na jawie o dawniejszem życiu...

STANISŁAW.

Hanno! wy moje szczęście spełniacie w tej dobie...
Jednaka nas tęsknota ciągnęła ku sobie:
Kiedy byliśmy całym rozdzieleni krajem,
Myśli nasze ku sobie zbiegały się wzajem...
Więc Hanno!... jeśli wola, gdy serce bez zmiany,

Odnówmy naszych wspomnień ciąg niezapomniany!
(Z zapałem biorąc jej rękę):
Dajcie mi waszą rękę, i dzisiaj, w tej chwali.

Zamieńmy w rzeczywistość to, cośmy marzyli!...

HANNA (cofając się).

Stanisławie... ja nie wiem... na zawsze jam wasza;
Ale dziś... dać wam rękę... ojciec mię przestrasza...
Nie mogę... przyjaźniejszej poczekajmy pory...
Bo ojciec...



SCENA SIÓDMA.

CIŻ i WĄTORSKI.
WĄTORSKI (wpadając nagle, dumnie).

Jest Wątorski, comes de Wątory!
Pra-pra-pra-wnuk hrabiego Jafeta jedyny,
Pan zamku swoich przodków i głowa rodziny!
Choć jeden tylko zamek, mniej liczne mam wioski,
Równy mi Wiśniowiecki, Tęczynski, Zborowski,
A może wyższy od nich, miłościwy bracie!...

A wy kto, co po rękę mej córki sięgacie?
(Z przyciskiem).
Szlachcic Pachołowiecki... to coś, jak pacholę...

Herb Równia... wielkie święto!... już żadnego wolę!
Równia... królewski pisarz!... rycerz z pod Chocima!...
Umie rysować zamki, ale sam ich niema!...
Nie dla was połowica w naszem gnieździe starem:
Moja córka być musi tych murów filarem!

STANISŁAW (kładąc rękę na głowni pałasza).

Panie! tyle obelgi... takie urąganie,
Tylko od ojca Hanny przenieść jestem w stanie.
Nie bluźnię twoich przodków przedwiecznej rodzinie,
Bo ich krew droga dla mnie w sercu Hanny płynie;
Ale wara przymawiać, że mój herb za świeży:
Osobistej zasłudze także coś należy!
Jeśli wam herb mój skromny nazbyt w oczy kole,
Dziś dosłużyć się nowych wyborne mam pole:
Oto Stefan Batory dziś wojnę ogłasza,
Ze mną Bóg, moja miłość i ostrze pałasza!
Nieprędko, nieinaczej powrócę w tę stronę,

Jak wioząc nowe herby, krwią własną zbroczone.
A kiedy przyjdę do was w bohaterskiej sławie,
Moją Kownie na równi z twym rodem postawię.
Zawstydzisz się przemawiać wobec całej ziemi,
Żem zdobył moją świetność piersiami własnemi.
Wtedy będę już godzien wejść w waszą rodzinę...
Hanno! pomódl się za mnie, gdy na wojnie zginę!...




SCENA ÓSMA.

CIŻ prócz STANISŁAWA.
WĄTORSKI.

Patrz, jaki hardy szlachcic!... przestraszył mię nieco...
A jak twarz jego pała! a jak oczy świecą!

Szkoda, że nie potomek wysokiego domu...
(Do Hanny):
Lecz nie dam twojej ręki nikomu... nikomu,

Kto świetnych antenatów nie otrzymał w darze,
Kto przynajmniej trzech herbów w tarczy nie okaże!
Wola moja niezłomna — tu płacz nic nie nada...
Lecz już dzwonią na pogrzeb — pospieszyć wypada,
Ubierz się w czarne krepy i osłony białe,
Przybierz postać wyniosłą, wejrzenie wspaniałe,
A nigdy nie zapomnieć proszę od tej pory,

Żeś potomek Wątorskich, hrabiów de Wątory.
(Hanna odchodzi).



SCENA DZIEWIĄTA.

WĄTORSKI (załamując ręce w rozpaczy).

Lecz mój herb... herb mój srebrny, odwieczny, bogaty,
Na którym wyrażono wszystkie antenaty.
Którym byli tak chlubni praojcowie starzy, —
Musi iść na zastawę, do brudnych lichwiarzy!
Sto talarów... dał przecie... o! łzami je broczę!
Trzydzieści trzy procenta... termin za półrocze...

A broń Boże urodzaj zawiedzie mię zdradnie,
Świetny klejnot domowy w zastawie przepadnie...
Szczęście, kogo Wątorskim urodziły Nieba!
Lecz dźwigać takie imię — silnych bark potrzeba
Hola! służba! pachołcy!




SCENA DZIESIĄTA.
WĄTORSKI, BALTAZAR.
BALTAZAR.

Staję, jak pacholę.

WĄTORSKI.

Zdejmij ten herb i zanieś do komnat na dole;
Powiedz rządcy dóbr moich...

BALTAZAR (na stronie).

To znaczy sam sobie,

WĄTORSKI.

Że z lichwiarzem interes osobiście zrobię.
Niech przyniosą rachunek i pieniądze w worze,
I gotowy cyrograf — ja pieczęć przyłożę.




AKT DRUGI.


SCENA PIREWSZA.
BALTAZAR, WĄTORSKI (w ruinach zamkowych z rydlami w prostej odzieży kopią ziemię; Wątorski przy pałaszu).

BALTAZAR.

No, miłościwy hrabio! mamy już południe,
Czas odpocząć po pracy, kopaliśmy cudnie;
A wasza miłość rydlem tak wybornie włada,

Jakby nigdy hetmanem nie miał pra-pra-idziada.
(Zdejmuje kapelusz, stawia rydel i siada na zwalisku muru).
WĄTORSKI (także kładąc rydel).

Wstyd mi, wstyd mi, zaprawdę, tak pracować w pocie;
Lecz ludzie z mego hrabstwa w polu na robocie,

A ten ogród zarastał chwastem do tej pory...
(Z bolesnym śmiechem):
Ha! cóż począć? Wątorski, comes de Wątory,

Gdy mu całkiem na środkach utrzymania zbywa,

Musi sam własnoręcznie uprawiać warzywa!
(Siada na drugiem zwalisku).
Baltazarze! ty jeden wiesz na całym dworze,

Że incognito czasem me ręce przyłożę
Do rydla lub siekiery — to przykład jedyny,
Domowa tajemnica Wątorskich rodziny:
Umiej ją poszanować! Nie tylko ktoś inny,
Lecz cienie moich przodków znać jej nie powinny!...
Wątorski kopie rydlem!... od takiej zakały
Romula i Cyrusa kości-by zadrżały;
A Biskupi, hetmani i wojewodowie
Mogliby ze swych trumien złorzeczyć mej głowie!...
Lecz cóż począć?... Posiadam jeden ziemi szmatek,
Jeden kmieć a trzy dwory! chleba niedostatek...
Choć z rodu miałbym prawo dygnitarzem zostać;
Muszę dźwigać ubóstwo, nikczemną mieć postać;
Bo ludzie świeżej daty, co dziś krajem władną,
O hrabi na Wątorach zapomnieli snadno...
Czekając dla tych murów szczęśliwszej jutrzenki,
Muszę dzisiaj, rad nierad, rydel brać do ręki.

BALTAZAR (z rezygnacyą).

Gdy służą jeszcze siły, jedzmy chleb w mozole.
Czy wierzysz Wasza Miłość? ja to lepiej wolę,
Niźli biegać na służbie w ustawnej pogoni,
Być marszałkiem bez dworu, koniuszym bez koni,
Piwniczym bez piwnicy, że aż boli dusza —
Wolę poczciwy rydel!

WĄTORSKI (patrząc na stronę).

Jak znać plebejusza!
A jednakże, jeżeli oko mnie nie myli,

Naczelnikiem sił zbrojnych musisz być w tej chwili.
Jakiś powóz na drodze wymija rozdroże...
Czy też pojedzie dalej? czy do nas być może?...
Przywdziej zbroję i ruszaj na zamkowa, wieżę:
Niech twój sygnał na trąbie zawczasu ostrzeże,
Jeśliby do Wątorów zakierował drogą;
W tym stroju, z rydlem w ręku, przydybać mię mogą,
To byłby cios śmiertelny!

BALTAZAR.

Daremna mazała!
Droga chwastem zarosła da naszego sioła:
Nikt pewno nie przyjedzie przeszkodzić nam w pracy.

WĄTORSKI.

Teraz, widzisz, z wyprawy wracają wojacy,
Mogą do nas zawitać; nic bym się nie dziwił,
Gdyby który Zborowski, lub książę Radziwiłł
Przyjechał do Wątorów prosić rękę Hanny...

BALTAZAR (do siebie).

Znów mu głowę przewrócił ten szał nieustanny!
Dziewczyna, nim się pańskich doczeka zalotów,
On ją do dnia sądnego doma więzić gotów;
A szkoda! wielce szkoda!

WĄTORSKI.

No, ruszaj na wieżę!
Pomnij uderzyć w trąbę...

BALTAZAR.

Pewno nie uderzę:
Bo choć codzień wychodzę i ślepię oczyma,
A żadnego książęcia jak niema, tak niema!

WĄTORSKI (niecierpliwie).

Będę czekał lat dziesięć, choćby lat dwadzieście,
Doczekam się książęcia... doczekam się wreszcie!
A waść dowódca straży, to czuwaj nad strażą,

Nie wdawaj się w rozprawy i czyń, co-ć rozkażą!
(Baltazar ruszając ramionami odchodzi).

SCENA DRUGA.
WĄTORSKI (sam).

Ja sam poczynam wątpić — lękam się zawodu...
Lecz wydać za plebeja córkę mego rodu
Niepodobna... Przodkowie... zmarszczą się ich twarze,
Kiedy z niepewnym herbem moją krew skojarzę...
Nie spieszmy — poczekajmy dostojniejszych osób:
Orlicy trzeba orła, inaczej nie sposób!...
Na skrzydłach tego orła — po trosze, po trosze
Wznosi się dom Wątorów... i ja sam się wznoszę.
Wsparty wziętością zięcia, dwa starostwa biorę,
(Dziś intratne starostwo dla mnie w samą porę.
Bo na gwałt trzeba grosza...) Gdy rosnę w honorze,
Kasztelaństwo krakowskie zawakować może;
Staram się... otrzymuję... zasiadam w senacie,
I oto w dostojności nowej mię poznacie...
Będę się podpisywał ogromnemi głoski:
Wątorski de Wątory, Kasztelan Krakowski,
To pięknie brzęczy w ucho!... W tej fortunnej zmianie
Hetman wielki koronny umrze niespodzianie,
Ja zostaję hetmanem — i jakimże jeszcze!...
A wtedy obok przodków mój portret umieszczę:
W jednej ręce buława, co oznacza władzę,

Drugą za pas się trzymam, albo wąsy gładzę...
(Bierze rydel zamiast buławy i układa się w pozę).
A czoło wypogodzę... nie... nachmurzę wolej;

Będę miał strusie pióro u czapki sobolej,
Karmazynowa delię, żupan złotolity,
A nad głową napiszą wszystkie me zaszczyty
I wymalują herby z całym rodowodem:
Korona z dwoma berły, a beczka pod spodem...

Tak będę wisiał w sali... w moich przodków sali...
(Słychać trąbę).
A to co?... dają sygnał?... goście przyjechali?

Książęta!... niezawodnie!... doczekałem wreszcie...
Hej służba! na spotkanie co prędzej wybieżcie!

Mój ubiór!... ale żupan świąteczny podarty
Nie włożę... siądę tutaj, na murze oparty,
Przeproszę moich gości za lekkie ubranie,

Niby mię tu w ogrodzie zeszli niespodzianie.
(Siada majestatycznie na zwalisku).



SCENA TRZECIA.
WĄTORSKI, BALTAZAR (wpada przestraszony),
WĄTORSKI.

Marszałku! kogóż z gości zwiastujesz mi wasze?

BALTAZAR.

Och! panie! złe nowiny... może go przestraszę...
Przybył gość niespodziany... i tu prosto zmierza...
Ten... ten... ale...

WĄTORSKI.

Któż przecie?

BALTAZAR.

Lichwiarz z Sandomierza.
Dał na zastaw pieniądze z terminem we żniwa...

WĄTORSKI.

No, pamiętam... pamiętam...

BALTAZAR.

Dziś termin upływa.

WĄTORSKI.

Liczyłem na urodzaj, ten zawiódł mię zdradnie...
Nie oddam, bo nie mogę...

BALTAZAR.

Toć zastaw przepadnie;

WĄTORSKI.

Tarcza z herbem mych przodków ma zostać przy Żydzie!
To za ciężka zniewaga!...

BALTAZAR.

Otóż on sam idzie!
(Wątorski siada majestatycznie na gruzach, jak przed chwilą).

SCENA CZWARTA.
CIŻ i NEFTAL.

NEFTAL (wchodząc z lekkim ukłonem bez zdjęcia czapki).

No? a co z nami będzie?

WĄTORSKI (z powagą).

Sprawa swoją drogą;
Ale pomnij, gdzie jesteś i mówisz do kogo!
Mogłeś czapki uchylić.

NEFTAL (z uśmiechem).

Aj! wielcy panowie!
Jestem w domu dłużnika i z dłużnikiem mówię:
Czy jeszcze za mój pieniądz mam kłaniać się może?

Tu czapka nie zawadzi — bo wietrzno na dworze.
(Poprawia czapkę).

WĄTORSKI.

Przyszedł, by mi ubliżać — na cześć nie pamięta!
(Do Baltazara):
Niech z przed mego oblicza usuną natręta!

Nie chcę go więcej widzieć!

NEFTAL.

Tylko zapłać wasze!
Ja się strachów nie lękam, groźby nie przestraszę.
Mam cyrograf waszmości i termin wypłaty.
Od czegóż woźny, pozew i sądowe kraty?...

No! czego tu się gniewać? wszak takie umowy.
(Patrząc na Wątorskiego, który ima się głowni pałasza):
Zresztą, jeśli potrzeba — zdejmę czapkę z głowy.

Czy waszmość dasz pieniądze?

WĄTORSKI.

Miej trochę pokory:
Jestem hrabia Wątorski — comes de Wątory!
Nie nazywam się waszmość, lecz trochę inaczej!

NEFTAL.

Czy waszmość, czy jegomość — wszystko jedno znaczy.
U mnie tylko wielmożni panowie bogaci,
A ten pan miłościwy, kto swe długi płaci.
Czy gotowe pieniądze?

WĄTORSKI.

Mój mości Neftali,
Patrz na wieże tych murów!

NEFTAL (patrzy na wieżę).

To cóż będzie dalej?
Cegła stara, pobita, mało z niej intraty.

WĄTORSKI.

Lecz tu bohaterowie mieszkali przed laty!

NEFTAL.

Musi być bardzo dawno.

WĄTORSKI (dumnie).

Lat pięćset, to mało?!

NEFTAL.

A gdzież tych bohaterów bogactwo zostało?

WĄTORSKI.

Zostało w księdze dziejów, których czas nie spożył,
I na tarczy herbowej, com w twe ręce złożył;
Na portretach, co jeszcze pleśni nie uległy,
I na cegłach tych murów!

NEFTAL (patrząc ciekawie).

Wszak to proste cegły.
Stare, pobite, kruche, nic niewarte sądzę.
Ja cegłą nie handluję — daj mi pan pieniądze;
A przez grzeczność... zobaczym... niech i pan co zyska, —
Mogę nastręczyć kupca na te rumowiska,

WĄTORSKI.

Jakto! mniemasz, że ciężką obarczon biedotą,
Mury moich naddziadów mam przedać na złoto?

Nie! jeszcze mię tak ciężka nie przytłacza bieda;
Obejdę się bez złota.

NEFTAL.

Tu złota nikt nie da.
Możnaby gruz na cegłę wyprzedać ryczałtem;
Nie chcesz pan... mniejsza o to... nie odbieram gwałtem;
Lecz co będzie z mym długiem? Czekam do tej pory.

WĄT0RSKI.

Święty jest dług, oparty na zamku Wątory...
Ale słuchaj, Neftali! liczyłem na żniwa,
Lecz zima była ciężka... wiosna nieszczęśliwa...
Latem wypadły grady — miej proszę na względzie.
Ja dziś nie mam pieniędzy.

NEFTAL.

A cóż z tego będzie?

WĄTORSKI.

Musisz trochę poczekać.

NEFTAL.

Na co tu czekanie?
Mam zastaw, pańskie herby, i mam kupca na nie.
Będzie strata — cóż robić? liche nasze zyski!
Każę herby przetopie na srebrne półmiski.

A kiedy wielka strata, nie dopuszczaj Boże!
(Wpada w gniew).
To ja na pański zamek trzy pozwy położę!

Będę się procesował, pozna pan dobrodziej!
Co ten herb? Srebro liche! waga nie dochodzi!
A na wierzchu kogutek, i to z blachy jeszcze!
O! ja tego kogutka na karczmie umieszczę,
I pod znakiem koguta zrobię szynk na wino,

Aby wszyscy widzieli rzetelność waściną!...
(Uspakaja się nieco).
Zresztą, panie Wątorski... jeślibyście chcieli,

Dam waści trzy dni czasu — termin do Niedzieli;

Lecz w Niedzielę, broń Boże, pieniędzy nie będzie,
Areszt na te zwaliska kładę na urzędzie;
Srebrny herb dam przetopić, bo na to mam władzę,
A kogutka na dachu karczemnym posadzę...

A teraz życzę dobrem pocieszać się zdrowiem!
(Kłania się).
Waszmość wiesz, żem ja słowny — dotrzymam co powiem.
Do Niedzieli!
(Odchodzi).


SCENA PIĄTA.
WĄTORSKI, BALTAZAR.

WĄTORSKI (załamując ręce).

Szatanie!

BALTAZAR.

Hej, panie Neftali!

NEFTAL (wychylając twarz z za muru).

Do Niedzieli poczekam... lecz nie mogę dalej;

Potem herby przetopię...
(Znika).

BALTAZAR.

Czekaj! jedno słowo!

NEFTAL (ukazując twarz znowu).

A koguta umieszczę na wiechę szynkową!
(Znika).

BALTAZAR.

Poczekaj! pogadajmy! czy się waść ośmieli!

NEFTAL (jeszcze raz wygląda z za muru).

A zamek zatraduję; termin do Niedzieli.
(Znika).

WĄTORSKI (z boleścią).

Więc w rękach u lichwiarza, pod młotem złotnika,
Ta najświętsza pamiątka mego domu znika!

Kruszą się, łamią, topią, jakby cyna podła,
Romulów i Cyrusów przedwiekowe godła!
I stanie się za chwilę jedną kruszeń bryłą
Cały ślad moich przodków, jakby ich nie było!...
Przyjdą płatni mularze, z sądową pomocą,
I młotem te odwieczne wieżyce zgruchocą;
A świetny dom Wątorskich, dom moich pradziadów,
Zniknie z oblicza ziemi, bez szczątków, bez śladów,
I uschną wiekuiste rodowe wawrzyny...

I to za moich czasów!... i to z mojej winy!...
(Z rozpaczą).
Ja miałem pielęgnować, i ja sam to niszczę!...

O nie! pierwej krew moja obleje to zgliszcze —
A kronika zapisze w potomność odległą:
Padł ostatni Wątorski pod ostatnią cegłą
Zamku swoich naddziadów... Tak! jeden krok śmiały!

Choć raz trzeba być mężnym — nie przeżyć zakały!
(Dobywa pałasza).

BALTAZAR (rzuca się ku niemu).

Panie! to być nie może!... wszak jest Bóg na Niebie!
Zapłacim... zapracujem o wodzie i chlebie...
Ja wymodlę, wyproszę... w odzieży żebraczej,
A umrzeć nie dopuszczę — mnie zabijcie raczej!...

Rzućcie pałasz... to zbrodnia! to piekieł pokusa!...
(Wyrywa, mu pałasz i ogląda).
Szczęście, że zardzewiały od czasów Cyrusa!
Lecz zawsze niebezpieczny... za to Pan Bóg skarze!
(Odrzuca pałasz na stronę).

WĄTORSKI.

Przeżyć własną ohydę... nie, mój Baltazarze!
Na mnie patrzą przodkowie, patrzą dziejów karty —
Czyż mam być z posiadłości i ze czci odarty?...
Słyszysz, jak jęczą duchy z pod grobowych pleśni?
Patrz, jako, mnie wskazując, chychocą spółcześni!
Wątorski celem śmiechu! sromota! sromota!...
Daj pałasz, Baltazarze! szaleństwo mną miota!...

BALTAZAR (do siebie).

To mi ważny argument: trucizna w chorobie!
Szalonemu miecz w ręce! prawda, że to zrobię!

WĄTORSKI.

Za sto nędznych talarów — o, jak to okropnie!
Mój zamek się rozwali, tarcza herbu stopnie,
A kogut, jedno z godeł zyskanych od Lecha,
Ma służyć pośmiewiskiem, jak zwyczajna wiecha...
Ponad dachem gospody!... o moi przodkowie!
Znam od dawna lichwiarza: on spełni! co powie...

I przeżyć tyle hańby!
(Załamuje ręce i bezsilny usiada na gruzie).

BALTAZAR (klęka przed nim).

Ku takiej ohydzie
Przysięgam, że nie przyjdzie!...



SCENA SZÓSTA.
CIŻ i HANNA.

HANNA.

O! pewno nie przyjdzie!
Ojcze, byleś nie cierpiał... miłosierdzie Boże!
A ja ci zapracuję....

BALTAZAR.

I ja coś dołożę.

HANNA.

Wszak ja mam sznurek pereł z czasów lepszej doli...

BALTAZAR.

Wszak przy nowej opończy mam kołnierz soboli,

HANNA.

Mam pierścień z dyamentem, wszak to każdy kupi;
Lichwiarz weźmie w pieniądzach...

BALTAZAR.

A jakiż ja głupi!
Wszak mam dziesięć talarów, to dla mnie za dużo;
Chowałem je na pogrzeb, niech dziś panu służą...

HANNA.

Wszak jeszcze mi się został klejnot nad klejnoty,
Z błogosławieństwem matki pieniądz szczerozłoty;
Miał służyć mi do ślubu — dziś stosowniej zda się...

BALTAZAR.

Ja łańcuszek ze srebra mam przy kordelasie
I klamrę przy żupanie — chętnie to poświęcę...

HANNA.

Wszak mamy zdrowe ręce.

BALTAZAR.

Tak jest, zdrowe ręce:
Dorwę się do siekiery, do rydla, do młota...

HANNA.

Choć niepopłatna z igłą niewieścia robota,
Pracując w dzień i w nocy, poszczęści się może,
I ja, ojcze, choć małą kwotę ci przysporzę.
Potrzeba tylko zechcieć, aby się udało.

WĄTORSKI.

Szlachetne wasze serca, ale sił za mało!
Czy myślisz, słabe dziewczę, czy ty myślisz, starcze,
Że wydrę wam ostatki i pracą obarczę?
Na mnie leży ten ciężar: kto jest rodu głową.
Sam powinien obronie świątynię rodową,
Kiedy jej nieprzyjaciel orężem zagraża,
Albo czyhają szpony chciwego lichwiarza;
A jeśli nie obronił — to niechaj nie plami,
Niechaj umie przynajmniej legnąć pod gruzami!...

BALTAZAR (do siebie).

I płacz, i śmiech! te gruzy dały się we znaki!
Zaprawdę, lepszej sprawy godzien zapał taki!
Rzadko widzieć go można w tak pięknym zachwycie.
Aby go uratować, ja oddałbym życie;
Lecz biedny, cóż poradzę?

WĄTORSKI (z boleścią).

Głupota! głupota!
Ta pycha rodowita, co nam serca miota!
Umiemy się przechwalać naszemi pradziady,
A gdy bronić ich trzeba, to nie damy rady ...
Bo pytam: jak rodzinnych zaszczytów dochowa
Rozleniwiała ręka, niedołężna głowa?
Któryż najlichszy ptaszek nie umie przez pracę
Naprawić swego gniazdka, gdy burza skołace?
Jestże najlichszy kmiotek z najlichszego sioła,
Co strzechy swego ojca podtrzymać nie zdoła?...
A syn wielkiego rodu, krajowe bożyszcze,
Umie tylko boleśnie poglądać na zgliszcze,
I byle jaki piorun, byle chmurka błaha,
Do swej niedołężności przyznać się nie waha...
Poco było mi czekać na losy łaskawsze?
Dlaczego zasług przodków nie odświeżać zawsze?...
Patrzcie! jak się orężem, i piórem, i głową
Wznosi pozioma szlachta na świetność dziejową!
Kiedy mnie ani oręż, ani praca czoła
Kilku nikczemnych groszy pozyskać nie zdoła!
Bo w mych leniwych piersiach rozmiękniał hart ducha.
Głowa odwykła myśleć, a pióro nie słucha.
Mnie od pieluch wmawiali, żem dostojne dziecię,
Że bez pracy, bez nauk, znajdę cześć na świecie...
Dzisiaj, gdym niedołężny, gdy mię hańba czeka...
Przeklęctwo, kto magnata odróżnił od człeka!...

HANNA.

Uspokój się, mój ojcze!...

BALTAZAR.

Uspokój się, panie!

HANNA.

Porzućmy to zamczysko — to brzydkie wygnanie;
Wrócim w nasz skromny dworek, jakże będziem radzi!

WĄTORSKI.

A tarcza herbów naszych młotem się zagładzi!
Ja tego nie przeżyję, bo to nazbyt podle...

BALTAZAR.

Pójdę błagać lichwiarza — wystraszę, wymodlę;
On herbów nie popsuje, da nam nieco zwłoki.

HANNA.

A tymczasem dojrzeją i dalsze widoki.

BALTAZAR.

Rzucimy się do pracy.

HANNA.

Spieniężym ostatki...


SCENA SIÓDMA.
CIŻ i STANISŁAW PACHOLOWIECKI.

STANISŁAW.

Starego przyjaciela przyjmiecież do składki?

HANNA.

Stachu! ty nam przybywasz!...

WĄTORSKI (do siebie, z boleścią).

Właśnie! — sama pora!
Widzieć upokorzenie hrabiego Wątora!...

Lecz przyjmijmy uprzejmie, jak obyczaj każe.
(Do Baltazara):
Hej! rumaki do żłobu, mości Baltazarze!
(Baltazar odchodzi).


SCENA ÓSMA.
CIŻ prócz BALTAZARA.

WĄTORSKI (do Stanisława).

Witajcie nam, rycerzu! wracacie z wyprawy;
Cóż? jak nasze rycerstwo?

STANISŁAW.

Zawsze pełne sławy.

WĄTORSKI.

A król? a wielki kanclerz?

STANISŁAW.

Już w stołecznem mieście,
A wy, hrabio? a Hanna? czy zdrowi jesteście?

WĄTORSKI.

Zdrowiśmy z całym domem i z rodziną moją,
(Z ironicznym uśmiechem).
Ot, jak te baszty zamku, co pięćset lat stoją.

Dotąd mamy się dobrze, ale trudna rada:
Piorun uderza w basztę i zamek upada,

A cóż dopiero człowiek?...
(Zamydlony, usiada znowu na gruzie).

STANISŁAW (do Hanny półgłosem).

Ja wszystko słyszałem.
Boleść waszego ojca dzielę sercem całem,
Chciałbym zawsze dopomódz, a teraz tembardziej.

HANNA.

Znacie mojego ojca... on pomocą wzgardzi...
On dumny... ani zechce w najsmutniejszej porze
Zaciągać obowiązków, co spłacie nie może.

STANISŁAW.

Och! byle zechciał — spłaci, a spłaci sowicie,
Skarbem nad wszystkie skarby, droższym mi nad życie...
Ta ręka... czyż się jeszcze spodziewać wypada?...

HANNA.

Rycerzu! jam z was rada, jam serdecznie rada!
W tej głowie i w tem sercu — powiadam ci śmiało —
Ani jednej ubocznej myśli nie powstało;
Ale ubłagać ojca gdy nadziei niema,
Do czegóż to prowadzi i gdzie się zatrzyma?...
Nie! uzbrójmy się w męstwo — ja ofiarę zrobię:
Postaram się nie myśleć, zapomnieć o tobie,
Cierpieć będę w skrytości, aż śmierć dni me przetnie;
Ty, dalej swoją drogą postępując świetnie,
Zapomnisz biednej Hanny, której Niebo dało
Herbów jasnych za wiele, a doli za mało!...

STANISŁAW.

Czyż ta herbowa pycha i na ciebie wpływa?
Hanno! Hanno moja!

HANNA (z uśmiechem).

O ja nieszczęśliwa!
Duch pychy rodowitej i we mnie coś zmienia:
Bo znając myśli ojca i jego marzenia,
Gdym błagała nad nami zlitowania w Niebie,
Czy wiesz? — żem się modliła — o herby dla ciebie?

STANISŁAW.

I niepłonna modlitwa...

WĄTORSKI (ocykając się z zamyślenia).

Znów herby na scenie?
Kto tu mówi o herbach?... proszę uniżenie!
Panie Pachołowiecki! wy jeszcze nie wiecie,
Że herbów mego rodu już niema na świecie:
Zabrał je z mego domu lichwiarz ryżo-brody
I haniebnie umieścił za godło gospody!...

STANISŁAW.

Panie! twemu rodowi już wiem, co zagraża...
Pozwól — ja ten łup święty wyrwę od lichwiarza.
Jam dziś bogaty z łaski króla jegomości,
On pasował rycerzem, on mi nadał włości.
Przysługa — jeśli wolno oddać waszej strzesie —
Wcale mię nie zuboży... a szczęście przyniesie.

WĄTORSKl (z radością).

Wy? herb mój? co ja słyszę! w głowie mi się kręci...
Macie dosyć możności? macie dosyć chęci?
Wy mi obiecujecie, jako rycerz prawy,
Tarczę pradziadów moich wybawić z niesławy?

Tak... to wielka usługa! dziękuję młodzieńcze!...
(Zamyśla się).
Ale czemże wypłacę? czem ci się odwdzięczę?

Wątorscy żadnych przysług darmo brać nie mogą...

(Dumnie):
A swojem poniżeniem — to płacić za drogo...

Bo w płomieni zamniemaniu, wy — szlacheckie dziecię,
Może nazbyt wysokiej nagrody zechcecie,
A czyniąc dla nas łaskę, zapomnieć gotowi,
Żeśmy równi Tęczyńskim, lub Radziwiłłowi...
Przysługa swoją drogą, a krew swoją drogą:
Wątorscy z herbem Równia łączyć się nie mogą.
Szacuję cię, młodzieńcze! lecz tego za mało.
Dałeś twoim nadziejom przestrzeń wybujałą:
Córka moja, do której podnosiłeś oczy,
Nowym kiedyś promieniem dom przodków otoczy...
Wierz mi, niech każdy żyje we własnym zakresie.
Kto z nami chce się równać, niech się do nas wzniesie.

STANISŁAW.

Jakże się wznieść aż do was? jak te przebyć tamy?

WĄTORSKI.

Drogą zasług posiadać, co my posiadamy,
Mieć przodków piękny poczet, świetną herbu postać,
Albo, co lepsza jeszcze, protoplastą zostać.
Bom przed chwilą inaczej, dziś wierzę inaczej:
Że ród świetny bez zasług jeszcze mało znaczy,
Najświetniejsze rodziny gdy karleją w tłumie;
Kto posiada zaszczyty, niech bronić ich umie.
Bo czy posiada zaniki, czy wiejskie zacisze...



SCENA DZIEWIĄTA.
CIŻ i BALTAZAR.

BALTAZAR (podając list).

Oto list od kanclerza.

WĄTORSKI.

Do mnie kanclerz pisze?

Kanclerz wie, że ja żyję? skądże wie... w tej chwili?
(Patrzy na kopertę).

Hrabiemu na Wątorach — oko mię nie myli...
Głośny jest dom Wątorskich; ale skądże przecie

Kanclerzby się dowiedział, że żyję na świecie?
(Łamie pieczęć z pospiechem i czyta):
Mnie wielce miłościwy i Panie i Bracie...
(Do obecnych):
On mię bratem nazywa... czy to uważacie?...
Obaczymy, co dalej... niesłychane dziwy!
(Czyta):
Poleca Król Jegomość, Pan nasz litościwy.
Upraszać was o rękę jego zacnej córy...
(Z radością do Hanny):
A to co?... Ja mówiłem, że Tęczyński który,

Albo jaki Zborowski, Wiśniowdecki może,
Dostojnie postawiony na królewskim dworze,
Ktoś sławny z paranteli, wysoki w urzędzie,

O rękę twoją, Hanno, dopraszać się będzie!
(Czyta dalej):
Zacnej córy... dla wielce dzielnego młodziana,

Którego dziś zasługa w całym kraju znana.

Stanisław z Pachołowiec...
(Wykrzykuje i przeciera oczy).

Czy mi się nie marzy?...
(Czyta dalej):

Pa... cho... ło... wiecki, rotmistrz walecznych husarzy,
Którego szczyci łaska królewska i nasza,
O rękę Waszej córki pokornie uprasza.
Król Jegomość, co dobrze jego męstwo baczył,
Co dlań nowe zaszczyty herbowne przeznaczył,
Do Waszej Uprzejmości dziś wstawia się za nim,
I solennie uręcza obecnem pisaniem,
Że jeśli te na względzie będziecie mieć słowa,

W łasce swojej królewskiej wdzięcznie Was zachowa.
(Żywo do Stanisława):
Więc to wy? więc to o was? więc to przez was, panie,

Kanclerza i hetmana dostałem pisanie?

Więc król wie, żem pra-pra-wnuk mego pra-pra-dziada,
I przez swego kanclerza łaski zapowiada?
O rękę mojej córki doprasza się wreszcie,
I to dla was, rycerzu? a któż wy jesteście?

STANISŁAW.

Szlachcic Pachołowiecki, dobrze wam znajomy,
Niespokrewnion zaiste z najpierwszemi domy,
Nie szły na mnie zaszczyty spadkowe i cudze,
Czem jestem, to winienem pracy i zasłudze:
Trochę krwi, trochę potu — to moje zaszczyty!

WĄTORSKI.

Ależ łaski królewskiej znak niepospolity!
Nadał ci nowe herby — to nie rzecz znikoma...
Czy wolno je zobaczyć?

STANISŁAW (dobywając pergamin).

Oto jest dyploma.

WĄTORSKI (rozwijając go).

Piękny herb!... patrzcie tylko... na tarczy trzy włócznie...
To ci z własnego herbu dał kanclerz widocznie...
Orzeł... w hełmie dwie baszty... suty ogon pawi...
Dwie chorągwie... cóż na nich? jesteśmy ciekawi...
Co widzę!... wilcze zęby — herb królewskiej mości...
Ot! takiego nabytku każdy pozazdrości!
Kto w ten sposób odświeżać herbu nie zaniecha,
Wart być wnukiem Jafeta, a pokrewnym Lecha...
Wszakże o takich rzeczach kronika napisze...
Któż się za wami wstawiał?

STANISŁAW.

Dobrzy towarzysze.

WĄTORSKI.

Kiedy? gdzie? jak to było?

STANISŁAW.

W oblężeniu Pskowa,
Z mężnym nieprzyjacielem szła walka trzydniowa;

Jam wymierzył plan twierdzy i pochyłość ziemi,
A kiedy przyszło walczyć, biłem się z drugimi.
Kiedy mury obronne szturmowano szczerze,
Z Wybranowskim i Sernym, najpierwsi harcerze,
Skoczyliśmy na mury; bój kipiał zajadły,
Z obu stron kupy rannych i zabitych padły,
Ja zostałem nietknięty... nade mną wysoko
Czuwało oko Boże i królewskie oko.
Pochwalił moje męstwo, przypomniał mię sobie,
I przydał nowy klejnot ku mojej ozdobie.
A kiedy mi oddawał piękne dyplomata,
Wielki kanclerz koronny ściskał mię, jak brata...
Rzewno mi się zrobiło...

HANNA (z rozczuleniem).

Bo chwil takich mało.
Wam obu w tym uścisku pięknie być musiało...
Nie wątpiłam, że Niebo moje modły ziści...

WĄTORSKI.

Lecz pewnie towarzysze pękali z zawiści,
I nie wszystkich twarz była, jak twoja, wesoła?

BALTAZAR (z ukłonem).

Przepraszam, że się wtrącę: nie zgadliście zgoła..
Byłem w wojsku z za młodu, znam duch towarzyski;
Tam szczęśliwych spotkają braterskie uściski,
Rzewne powinszowania — potem kielich w ręce!

STANISŁAW.

Tak... nie znają zawiści szlachetni młodzieńce:
Bo tam, gdzie droga zasług dla wszystkich odkryta,
Nikt w kącie zapomniany zawiścią nie zgrzyta.
Więc towarzysze moi, chrobrzy a wspaniali,
Rzewniejszą od kanclerza pamiątkę mi dali:
To pismo o ich sercach świadczy jak najwierniej.

WĄTORSKI (czyta).

„My dowódcy piechotni, jezdni i pancerni,
Jednogłośnemi słowy to świadectwo piszem

Za naszym ukochanym, wiernym towarzyszem.
Rycerz Pachołowiecki przez całą wyprawę
Okazał serce mężne, a postępki prawe:
Wśród bitew, swemu zdrowiu nie folgując zgoła,
Ochoczo dawał życie, gdzie powinność woła;
Pierwszy stawał na murach, pierwszy nabił działo,
Wszędy okazał duszę wierną i wspaniałą.
A przeto my, rycerstwo, jego zasług pewni,
Rotmistrze, namiestnicy, wodze chorągiewni,
Wielce miłego brata, podczas wojny samej,
Łaskom Jego Królewskiej Mości polecamy.
Jakeśmy w jedno koło zebrani gromadnie,
Każdy się podpisuje i swą pieczęć kładnie.
Dan w obozie..."

HANNA.

Poczciwi! szlachetni koledzy!...

BALTAZAR.

Lecz komu takie pismo wydano bez wiedzy,
Musiał się ciągle sprawiać chlubnie, jak tu pisze;
Bo najlepsi sędziowie — właśni towarzysze.

WĄTORSKI (uroczyście).

Kto herb mojego rodu wykupić jest w stanie,
Za kim się wstawia do mnie kanclerskie pisanie,
Kto podniósł własną świetność tak pięknymi czyny,
Ten godzien zostać członkiem Wątorskich rodziny.
Jeżeli się kochacie, Hanno! Stanisławie!

Niech was Bóg błogosławi! i ja błogosławię!
(Łączy ręce Stanisława i Hanny).
(Po chwili):
Cieszy mię wasza radość — i dobrze mi wróży,

Że kto służył królowi, i nam się zasłuży.
Nie lekka tu, młodzieńcze, oczekuje praca,
Musisz dźwigać ten zamek, co się w gruz obraca.
Odbudować wieżyce, przyjąć liczne straże,
Jak dostojność dwóch rodów znakomitych każe;

A herby, połączone i twoje, i nasze,
Każesz wyryć nad bramą na spiżowej blasze...

STANISŁAW.

Dla jej szczęścia, przed żadną nie cofnę się pracą;
Spełnię wszystko, co każesz...

HANNA.

A na cóż to? na co?
Żyć będziem w cichym dworku, szczęśliwi a zdrowi.

WĄTORSKI.

Zapominasz, coś winna twojemu rodowi.
(Do Stanisława):
Pamiętaj, wchodząc w nasze rodzinne ogniwa,

Że na tobie spojrzenie mych przodków spoczywa;
Że ku tobie się marszczy, albo się uśmiecha,
Oblicze Romulusa, Cyrusa i Lecha,
I że każde spojrzenie mojego naddziada
Nowe na twoje barki powinności wkłada.

Masz na to dosyć siły? czy masz dosyć chęci?...
(Do Baltazara, patrząc niecierpliwie na Hannę i Stanisława):
Oni nie uważają! tak sobą zajęci!

Jego bardziej raduje uśmiech na jej twarzy
Niż to, że się z rodziną Wątorskien kojarzy!...
No! idźmy na pokoje, bo chłodnieć zaczyna...
Mości marszałku dworu! każesz przynieść wina;
A jeśli mur wytrzyma, osłabiony z laty,

Postaraj się na wiwat dać ognia z armaty.
(Odchodzi z Hanną i Stanisławem).


SCENA DZIESIĄTA.

BALTAZAR (sam).

Wspomnienie obok czynu... starzec obok młodzi...
Jeszcze pycha rodowa po głowie mu chodzi,
Jeszcze mu w głowie zamki, herby i filary;
A o tem nie pamięta zagorzalec stary,

Że się zamek obali, że się herb połamie,
Jeśli ich nie podeprze nowych zasług ramie...
Co do mnie — gdyby dano do wyboru postać —
Chciałbym Pachołowieckim, nie Wątorskim zostać.
15 stycznia 1856. Borejkowszczyzna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.