Odysseja/O Homerze i Odyssei
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O Homerze i Odyssei |
Pochodzenie | Odysseja |
Wydawca | Lucjan Siemieński |
Data wyd. | 1873 |
Druk | Drukarnia Leona Paszkowskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O HOMERZE I ODYSSEI.
I.
|
W dalekiéj starożytności, na jakie dwanaście wieków przed Chrystusem, stał się wielki wypadek; a chociaż baśń i legenda osnuły go jak pajęczyną, niemniéj był on rzeczywistym, historycznym.
Wypadkiem tym była wyprawa Greków na Troję, miasto leżące na brzegu azyatyckim.
Powodem do wojny, jak przypuszczają, mogły być wzajemne uroszczenia dwóch potężnych rodów królewskich: z jednej strony Atrydowie czychali na państwo Priama, niegdyś posiadane przez ich dziada Tantala; z drugiej dom trojański ostrzył sobie zęby na Greków o to, że niegdyś pod wodzą Herkulesa najechali Ilion i złamali potęgę Laomedona. Tak więc wrzała obopólna stara nienawiść, do której zapewne się mięszał i handlowy interes; szło tu może więcéj o wolną żeglugę na morzu egejskiem, niż o dawne dynastyczne krzywdy.
Porwanie Heleny posłużyło, ile się zdaje, za pozór do tych olbrzymich zapasów, co pociągnęły całą Grecyę, podzieloną na mnóstwo udzielnych państewek tak na stałym lądzie jak na wyspach, że się wszystkie rzuciły jak jeden człowiek, żeby się zwalić na Ilion. Zadziwiającą byłaby ta jednolitość interesu państwowego w tak rozdrobionym organizmie, gdyby żądza łupów, jak pragnienie sławy, nie wchodziły w tę grę, która pod murami bogatego miasta zgromadziła tyle plemion greckich. Dziesięć lat trwające oblężenie, skończyło się upadkiem grodu Priama. — Azyatyckie pobojowisko, widownia tylu bohatyrskich dzieł, tylu zgonów, wygniotło niezatarte piętno we wspomnieniach ludu. Długie oczekiwanie powrotu z wyprawy, smutek osieroconych rodzin, gwałty popełniane w nieobecności królów i władyków, wieści krążące o nich w formie legendy, nareszcie chwała dokonanego zwycięstwa spadająca na Grecyę — wszystko to stało się podaniem, i spuścizną sławy dla następnych pokoleń. — Przez parę wieków o niczem zapewne nie mówiono, tylko o boju pod murami Ilionu i o bohatyrstwie wodzów i wojowników; a każda rodzina, której ojciec, dziad lub pradziad należał do tej wyprawy, czuła się spadkobierczynią chwały krwią i męstwem nabytej. Coś podobnego przyniosły dla wieków średnich wojny krzyżowe, kiedy dziś jeszcze, potomkowie krzyżowców, uważają szlachectwo swoje za klejnot najczystszej wody. — Ofiara mienia, krwi i życia, owocuje przez długie wieki i opromienia potomków.
Odległość czasów, skłonność do cudownych zmyśleń wrodzona Grekom, nadała olbrzymie rozmiary tej wojnie; a z podań przechowywanych u ognisk domowych wysnute legendy, złożyły się na całość dziwnie urozmaiconą i zajmującą. Bardzo więc rzecz prosta, że przedmiot obchodzący tak żywo mieszkańców każdego zakątka Grecyi, nie mógł być obojętnym dla pieśni; wszystko tu bowiem pędziło natchnienie do sławienia bohatyrów i ich czynów; tém więcéj, że sami bohatyrowie, jak to widzimy w Iliadzie, składali pieśni wojenne. Achilles siedząc w namiocie przegrywa na cytarze i śpiewa zapewne jaki świeży czyn bohaterski. Później za przykładem bohatyrów-lutnistów znaleźli się wędrowni piewcy i roznosili pieśni po kraju, podobnie jak to praktykowali w bliższych nas czasach serbscy gęślarze. Z tych ułamków stworzył dopiero całość jeniusz, znający dzieje swego kraju, wsłuchany w podania, obeznany z miejscowością Grecyi, zentuzyazmowany chwałą przodków i obdarzony świętym ogniem poezyi.
Tym jeniuszem był Homer.
Zkąd on się wziął ten Homer? Byłaż to rzeczywista czy zmyślona postać? — Czy to nazwisko nosiło wielu, czy tylko jeden? Ileżto najróżnorodniejszych domysłów o jego osobie, o wieku, w którym żył, o nazwisku, o źródłach do jego kreacyi i o sposobach tworzenia! — O nim da się powiedzieć: Tradidit mundum disputationibus eorum. Bibliotekiby napełnić temi komentarzami, scholiami, naśladowaniami, amplifikacyami, rozprawami filologicznemi, historycznemi, medycznemi nawet, do których Homer dostarczył wątku uczonym — i jeszcze możnaby napisać sto tomów, żeby tylko zdać sprawę z tego, co o nim tak starożytni jak nowożytni popisali. Tymczasem tyle pytań zostaje jeszcze do rozstrzygnienia.
Azaliż dwie wielkie epopeje znane pod nazwiskiem homerowych, obie są jego dziełem? Odysseja niejestże o setkę lat młodszą od Iliady? Czy urywkowe aoidów (ἀοιδοἱ) pieśni, zebrane przez późniejszych poetów, i zlane w całość, nie są pierwotnym materyałem tych epopei? Będąż one wiernym wizerunkiem zdarzeń dokonanych w bohatyrskich wiekach, czy symbolicznem i mistycznem przedstawieniem sił natury w walce ze sobą, prostą alegoryą kosmogoniczną? Zkądże się biorą te uderzające podobieństwa między Mahabaratą i Ramayaną a epopejami homerycznemi? W tych wszystkich pierwotnych utworach wszędzie mowa o jakiejś porwanej Helenie, o szalonym Achillu i o długim szeregu klęsk i nieszczęść wynikających z jednej i tejsamej okoliczności. — Czyżby to nie świadczyło przeciw prawdzie historycznej faktów i nie przekonywało zarazem, że wszystkie te poemata ściśle wiążą się z teogonią, a nie z historyą? — Takie zagadki stawiają sobie co chwila uczeni — a tymczasem erudycya i wyobraźnia błąka się po tych labiryntach rozumowań bez oparcia, hipotez mglistych, wątpliwych pewników i zwodniczych zestawień.
Zostawiając na boku subtelne zacieki, które jeszcze nie doprowadziły do rozwiązania ciągle nastręczających się wątpliwości, trzymajmy się tego co on sam mówi i co o nim starożytność podała. Podług niéj Homer istniał, urodził się w parę wieków po wojnie trojańskiej w Jonii, jak to widać z dyalektu jońskiego użytego szczególniéj w Odyssei i z dokładnej charakterystyki téj części Grecyi, tak co do instytucyi, jak obyczajów, jak również co do najściśléj opisanych miejscowości.
Taka była powszechna opinia, utrzymująca się w świecie uczonym, kiedy pod koniec XVIII wieku wszczął się ów sławny spór o autentyczność osoby i poematów homerowych. Jeszcze w XVII stóleciu włoski filozof Vico rzucił kilka wątpliwości o istnieniu Homera i jedności jemu przyznawanych poematów; lecz dopiero sławny profesor uniwersytetu Halskiego, Fryderyk-August Wolf zagłębiając się w tych zagadkach, z całą bystrością jeniuszu popartego ogromną erudycyą, podniósł sztandar literackiego buntu, przeciw wszystkiemu, co o tych epopejach dotąd prawiono. O ile punkt wyjścia jego miał ze sobą wiele prawdy, o tyle konkluzya wydaje się być paradoksalną.
Zdanie Wolfa szeroko i uczenie rozwinięte w jego sławnych: Prolegomena ad Homerum, sive de operum homericorum prisca et genuina forma, variisque mutationibus Halis. Sax. 1795 — daje się streścić w tych słowach: »Za czasów Homera pismo zaledwo było znane, nie mogło zatem służyć do napisania takiej rozciągłości poematów, jak Iliada i Odysseja; gdy zatem autor nie mógł użyć pisma, więc tylko z pamięci podawano je sobie, aż dopóki Pizystrat nie kazał je zebrać i spisać. Liczne rapsodye, z których składają się te epopeje, nie są czem innem, tylko pieśniami narodowemi opiewającemi jeden i tensam wypadek; a pieśni te w rozmaitych powstające czasach, krytyka umiała w końcu powiązać ze sobą i nadać im skończoną całość. Słowem, tak Iliada, jak Odysseja, każda z osobna wykazują mnóstwo sprzeczności dowodzących najoczywiściej, że nie są i nie mogą być dziełem jednego człowieka«.
Co do tego, że Homer nie znał użytku pisma, można zgodzić się najzupełniej z Wolfem. Zdanie to znajduje potwierdzenie w dzisiejszej analizie wersyfikacyi homerycznej, gdzie spotykają się mnogie nieregularności i licencye, niedające się inaczej wytłumaczyć, tylko, że pieśni te przechowywały się w pamięci pieśniarzy, a nie na piśmie. Niemniej uderza każdego mnogość tych niezgodności, jakie Wolf wytyka; co wszystko wzięte razem, pozwala przypuszczać u twórcy Iliady i Odyssei brak sztuki pisarskiej i niedbałość w unikaniu przeciwieństw. Niedoskonałości te niekoniecznie naprowadzają na twierdzenie, aby każda z tych epopei nie miała być dziełem jednego człowieka, lecz zlepkiem luźnych pieśni. Naprzód co do zdania profesora halskiego, jakoby tak długie poemata nie dały się stworzyć bez pisma i bez pisma przechować — przekonano się na wielu przykładach, że wyćwiczona pamięć zdolną jest oddać tę samą usługę, co książka; gęślarze serbscy recytowali po kilkanaście tysięcy wierszy, a hinduzka Ramayana licząca ich czterdzieści tysięcy, nie dostała się do naszych czasów za pomocą pisma.
Mógł więc śpiewak Iliady jak Odyssei, złożyć je z pamięci, a rapsodowie wyuczyć się od niego i roznosić po Grecyi, wulgaryzując je, jak żywe książki. — Sprzeczności znachodzone w tych poematach, nie świadczą też przeciw ich pochodzeniu od jednego twórcy. — Były one u starożytnych śpiewane częściowo, w oderwanych ustępach, a w takim razie zdarzało się nieraz rapsodom, którzy sami bywali poetami, robić dodatki z własnej głowy, stosownie do słuchaczy, jakich mieli, lub do miejscowości, aby swoją pieśnią bardziej zainteresować. Nieobchodziło ich zapewne, że przez to popsują utwór poety; szło im bowiem głównie o połechtanie miłości własnej słuchaczów, na czem zyskiwał ich osobisty interes. — Tą, a nie inną drogą powstały te liczne wtręty, jakimi przepełnione są obie epopeje; te są a nie inne sprzeczności w nich napotykane, za które trudno robić odpowiedzialnym pierwotnego autora. — Jakimże sposobem da się z tego wyprowadzić wniosek, że poemata te są zlepkiem różnych pieśni pochodzących od ludzi różniących się talentem i żyjących w rozmaitych czasach? W cóżby się obróciła tradycya przechowywana w Grecyi od niepamiętnych wieków, a przypisująca autorstwo ich Homerowi? — Tradycya, która w czasach niepiśmiennych, musiała mieć moc i znaczenie, równające się religijnej świętości? Dla czegóżby Pizystrat — a to argument niedopogardzenia — chciał Homerowi przypisywać autorstwo poematów, gdyby tradycya ciągle utrzymująca się, nie mówiła za tem? Dla czegóż Pizystrat, gdyby te poemata były tylko zbiorem mnóstwa oderwanych pieśni, widział potrzebę zlania ich w jedną całość, tworzącą epos, i przyznanie jej autorstwa Homerowi? Dla czegóż nakoniec — i to jest dość przekonywające — Arystoteles, ten niezrównany badacz, umysł ogarniający szerokie horyzonty, a przy tem taki metodyczny, przyjął bez targu tradycyę o Homerze, a nie postrzegł, że te poemata są dziełem wielu poetów? Gdyby podobny pomysł istniał w jego epoce, nawet w formie tradycyi, czyżby o nim nie wiedział, a wiedząc, nienapomknął?
Trudno jest niepowołać się na te powagi bliższe wieków bohaterskich, niż nasze; i mające żywszy interes dla tej przeszłości, niż my go mieć możemy. — Zresztą jak można za pomocą systematu Wolfa wytłumaczyć tę jedność organiczną, jaka panuje tak w Iliadzie jak i w Odyssei? Jedność ta, choć ją lekceważą, istnieje przecież w sposób bardzo uderzający, pomimo tu i owdzie nastręczających się sprzeczności, które przecież nie z winy głównego twórcy powstały, jak rzekliśmy wyżéj. Każdy czytelnik z dobrą wiarą przekona się, że od początku do końca, wszystko w cudowny sposób wiąże się z sobą tak w Iliadzie jak w Odyssei. Wypadki rodzą się jedne z drugich; cała akcya zmierza ku jednemu celowi; charaktery utrzymane od początku do końca z taką ścisłością, że ani jedno słówko niewykracza poza krańce najdoskonalszego konturu. — Wreszcie sam wybór bohatyra, około którego wszystko się obraca, jak światy koło słońca, najoczywiściéj dowodzi, że wyobrażenie o nim mógł mieć tylko jeden tworzyciel, a nie kilku, lub kilkunastu ludzi w różnych czasach i miejscach żyjących, którzyby nic niewiedząc o sobie, jeden i ten sam przedmiot częściowo obrabiali. — Przypuścić coś podobnego, byłoby niedorzecznością, tem więcéj, że w nowszych czasach mieliśmy próbki tych utworów składanych, czy to romansów, czy dramatów — i jakiż owoc tej zbiorowéj pracy? — najczęściéj miernota, lub płód całkiem poroniony.
Są więc bardzo gruntowne powody do obstawania za osobistością Homera. — Choćby milczały źródłowe wiadomości, to mówią własne jego dzieła.
Dzisiejsze badania oparte na studyach porównawczych, co do tworzenia się epopei w innych bliższych nas wiekach i narodach, mają o wiele jaśniejszy pogląd na homeryczny sposób tworzenia; głównie zaś rozpatrzenie się w samej Odyssei, naprowadza na tę drogę prawdopodobnéj pewności.
Wieki bohatyrskie Grecyi dostarczały obfitego źródła dla pieśni, mianowicie oblężenie Troi i powrót z wyprawy. Każdy z bohatyrów biorących udział w téj wojnie stawał się przedmiotem niewyczerpanych powieści i legend, bujnie zakwitających na tle tak bogatej fantazyi, jaką się odznaczało plemię helleńskie. Z tych więc legend żyjących we wszystkich ustach, poezya która zazwyczaj stoi przy kolebce każdego spółeczeńskiego zawiązku, korzystała z tych motywów — znaleźli się piewcy gminni, którzy je roznosili z miejsca na miejsce.
O tych wędrownych piewcach, czyli aoidach, daje najlepsze wyobrażenie jedyny dokument: Odysseja. Trzeba nam poznać się z nimi, aby zrozumieć, jakie mieli znaczenie w spółeczeństwie i z jakich materyałów mogła powstać właściwa epos.
Takiego aojdę Femiosa widzimy najpierw na dworze Penelopy żony Odyssejsa, jak rad nie rad musi śpiewać tłuszczy zalotników godujących i hulających cudzym kosztem; nawet ci rozpustnicy nie mogą się obejść bez pieśniarza, gdyż »pieśń i taniec są biesiady koroną«. Podobnież król Feaków Alkinoos, aby uczcić swego gościa Odyssejsa, wyprawia biesiadę, na którą sprasza co najprzedniejsze władyki i kniazie — ale mu niedość tego, gdyż mówi:
Przyzwać mi pieśniarza
Demodoka; pieśń jego cudnie się wyraża
I weseli; on serce z Boga ma natchnione.
Posłuszny rozkazowi króla keryx, przyprowadza aojdę.
wszedł pieśniarz wesołej zabawy
Muzy kochanek, dobrem i złem obdarzony
Bo mu wzrok wziąwszy, dała śpiew pieszczony.
Keryx czyli herold sadza go w krześle pod filarem, na którym zawiesza jego formingę i stawia przed nim jadło i napitek.
A gdy się już do syta napili, najedli, (goście)
Muza piewcę natchnęła sławić cnych heroi;
Więc z pieśni która słynie aż do nieb podwoi
Wybrał spór Odyssejsa z Achillem Pelidą.
Zwykły to był obyczaj w bohatyrskich wiekach, że gdy się nasycono jadłem, brano się do kielichów i wtenczas pieśniarz brał do rąk formingę i wtórując na niej, pieśń zawodził. Pieśniarz umiejący cudne rzeczy opowiadać o sprawach ludzkich i boskich, wybierał z nich to, co mu do myśli przypadło, lub o co prosili słuchacze.
Aojda występuje nietylko przy biesiadach królów i władyków. Sam Femios powiada o sobie: że »śpiewa bogom i ludziom«, to jest bogom na uroczystych obchodach, a ludziom przy biesiadach i gdziekolwiek tłumniej zbiorą się. Femiosa spotykamy w Itace; Demodoka na Scheryi wyspie Feaków — atoli aojdowie nie trzymali się jednego miejsca, lecz przeciągali od dworu do dworu; wzywano ich także i zapraszano na domowe uroczystości; bez aojdy nieudałaby się żadna zabawa. W tejto myśli Odyssejs każe powiedzieć Demodokowi:
Gdzie tylko ludzie zamieszkują
Pieśniarzy cześć otacza, wszyscy ich miłują
Bo to Muzy uczniowie i jej ulubieńce.
Zawód piewców jest boski i święty — oni głoszą cześć Bóstw nieśmiertelnych i bohatyrów przeszłości — oni zostają pod wyłączną opieką Bogów i dla tego człowiek poważa ich i nieśmie najmniejszej zrobić im krzywdy. — Kiedy Femios rzuca się do nóg Odyssejsowi zapamiętale mordującemu zalotników, jakich zastał w swoim domu, w ten sposób do niego przemawia:
Odyssie! proszę cię za sobą —
Niezabijaj mię! Sambyś okrył się żałobą,
Gdybyś zabił pieśniarza, co ludzie i Bogi
Opiewał. —
Królowie mieli w aojdach swoich przyjaciół i powierników. Ażeby mieć wyobrażenie, jaką w nich pokładali ufność — dowód na królu Agamemnonie, który wyprawiając się na Troję, dał za opiekuna małżonce swojej Klitemnestrze takiego domowego aojdę. Póki ta pani miała go przy sobie, póty nie zeszła z drogi cnoty małżeńskiej; lecz gdy Egist porwał go i wywiózł na wyspę samotną, nieoparła się pokusom zwodziciela.
To nam wszystko pokazuje, jak wysokie stanowisko w spółeczeństwie zajmowali aojdowie; oni bowiem w pieśniach swych rozszerzali uczucia religijne i pojęcia moralne. Powołanie kapłana i aojdy mięszało się prawie ze sobą. Poezya miała wpływ przeważny na umysły i przez nią, można powiedzieć, szerzył się duch cywilizacyjny.
Zapewne ci aojdowie stali na różnym stopniu doskonałości, odpowiednio do darów natury: jedni wygłaszali znane już pieśni, tworzone przez bohatyrów, jak Achilles — inni ze siebie snuli, jak ów Femios, który powiada:
»Jam samouk; Bóg wszczepił dar drogi
W moją duszę« —
Niema wątpliwości, że ci aojdowie składali tylko krótsze pieśni, do których wątek brali z podań i legend powszechnie znanych i krążących w gminie, przez co dla słuchaczów żadna pieśń nie była oderwaną i luźną, lecz się wiązała z całością podania, które jej służyło oraz za komentarz. I tak Femios śpiewa wobec biesiadujących zalotników o żałosnym powrocie Achiwów po dokonanem zburzeniu Troi; Demodokos znowu opiewa spór Achillesa z Odyssejsem o sposób prowadzenia wojny; niemniej ów fortel z drewnianym koniem, za pomocą którego wzięto gród Pryama. Widać z tego, że jak jeden, tak drugi śpiewali urywki z wojny trojańskiej będącej przedmiotem powszechnego zajęcia.
Azali nie téj pieśni słuchamy najchętniéj,
Co czemsiś nowem w sercu słuchacza odtętni?
Homer zatem miał poprzedników w tych wędrownych pieśniarzach, aojdach — miał gotowy materyał w rozlicznych ułamkach pieśni. Jeniusz wielkiego poety stopił te części, aby odlać całość pełną organicznej jedności i niespożytości bronzu, przeniknionego ciepłem życia, które niewystyga po trzydziestu wiekach zmian, przeobrażeń i ruin....
Sam język poetyczny, jaki mamy w Homerze, już pokazuje, przez ile przechodził prób i mozołów. Język nieimprowizuje się nigdy, lecz się tworzy, zbogaca, wyrabia, doskonali pracą pokoleń. — Ażeby jakiekolwiek słowo lub wyrażenie się przyjętem było, potrzeba powszechnej zgody co do jego znaczenia, wartości i odcieniów; a to niemoże być ani dziełem jednej chwili, ani dziełem jednego człowieka, lecz wieków i narodu. Język poezyi, nie jest wyjątkiem w tym ogólnym prawidle. Użyty przez niektórych, zwraca się do wszystkich; a zatem potrzebuje być od razu zrozumiałym; a im więcej bogactw rozwija, tem bardziéj stwierdza, po ilu poprzednikach wziął spuściznę. Język bowiem ma także swoje dzieciństwo, bełkotanie, młodość i starość. Przypuścić zatem, żeby taki język i taka epopeja jak homeryczna miały od razu wystrzelić, jak Minerwa z mózgu Jowisza, potrzebaby również przypuścić, że umysły współczesne opiewanym zdarzeniom, stały na tej samej wysokości, czego trudno dowieść, jeniusz bowiem ludu, jak jeniusz poety ma swoje warunki, których przekroczyć niemoże.
Rozwój więc epopei greckiéj, był ten a nie inny, że z powieści ludowéj, utworzyły się drobniejsze pieśni, a z tych dopiero powstała epos, której twórcą był Homer; czy zaś Iliada i Odysseja są dziełem jednego i tego samego Homera, to inne pytanie. Dzisiejsze badania niektórych hellenistów, wychodzących z innego punktu widzenia, dostrzegły różnicę kilku stóleci między utworzeniem Iliady a Odyssei.
Znakomity hellenista, Emil Bournouf, który zwiedził Grecyę z Homerem w ręku, szukając rozwiązania tylu zagadek w kraju poety — powiada, że lubo bliższe rozpatrzenie się w obu epopejach przypisywanych Homerowi nie wskazuje na wielką różnicę wieków i miejsc w których powstały, ani że dyalekt eolski przeważnie panuje w Iliadzie, a joński w Odyssei — to mimo tego zachodzi między jedną a drugą daleko głębsza różnica w pojęciach. W Iliadzie nader rzadko przychodzą wyrażenia się oderwane, należące do wyobrażeń ogólnych, gdy w Odyssei spotykają się bardzo często, jak o tem przekona pierwszy lepszy słownik. Również i widownia zdarzeń niekoniecznieby dowodziła, że oba te poemata urodziły się w stronach oddalonych od siebie; pozornie nie widać różnicy; atoli, gdy weźmiemy na uwagę, że jeżeli opis jakiej miejscowości jest ściśle dokładny i dobrze scharakteryzowany, to samo już dowodzi, że poeta tam był i zżył się z okolicą; nawzajem, jeżeli opisuje ogólnikowo, niepewnymi rysami — że poeta poznał kraj tylko w przelocie; jeżeli zaś pokaże się całkiem mylny opis — znak, że tam niebył, że na niego niepatrzył; a nareszcie, jeżeli go zrobi fantastycznym — dowód, że go zna tylko z posłuchu, z kłamliwych opowiadań. — Owóż opierając się na tym praktycznym pewniku poeta Iliady zupełnie niezna stron śródziemnego morza tak południowych jak zachodnich; sama Grecya nawet mało dostarcza dokładnych opisów; miejsca jej oznaczone są po większej części epitetami ogólnikowemi. Opisy zaś brzegów Azyi mniejszej, wzdłuż morza egejskiego, oddane są z szczegółową znajomością miejsca; co daje pewność, że poeta przebywał tam czas długi. To samo stosuje się i do opisu Troi. »Zwiedzałem z Iliadą w ręku — powiada Bournouf tę sławną równinę; a to, co mówi poemat o Ilionie, o okolicy, o źródłach, rzekach, wzgórkach, mogiłach, o płaskim brzegu, o przystani zamkniętej dwoma przylądkami, o Tenedzie, o oddalonych wierzchołkach Imbrosu i o Samotrace, zgadza się zupełnie z miejscowością.«
Iliada stworzoną była na brzegach Azyi mniejszej.
Lubo większa część krajów, które zwiedził Odyssejs, należy do rzędu bajecznych, lub leżących na krańcach ówczesnej żeglugi; jak wyspa Eola, Kalipsy, Kirki, Heliosa; jak ziemia Kiklopów, Kimeryów, Eea — to w liczbie krajów rzeczywistych, takie, co są najlepiéj opisane w Iliadzie, zupełnie nieznanemi są w Odyssei, gdzie Bosfor wzięty jest za jedno z cieśniną sycylijską; a błękitne skały u wnijścia na morze czarne, ze Scyllą i Charybdą. — Olimp opisany w Iliadzie takim jakim jest rzeczywiście, przedstawia się w Odyssei jak góra idealna, niewiedzieć gdzie leżąca, i do niczego niepodobna. Natomiast autor jej zna Grecyę, Teby, Beocyę, Parnas; widać, że zwiedził Peloponez, albowiem całe pobrzeże zachodnie opisuje najdokładniej, równie jak wyspy, a między temi i Itakę, to ognisko całej akcyi zawartej w poemacie. Wiele za tem mówi, że Odysseja utworzoną została w zachodniej Grecyi.
Do tego samego dochodzi się wniosku, jeżeli w jednym i drugim poemacie przypatrzymy się porównaniom, czyli tym ustępom, gdzie poeta odzywa się sam od siebie do swoich słuchaczów i wskazuje im na przedmioty tak jemu jak im najpoufalsze. W tym punkcie widać najoczywistszą różnicę. — Porównania najczęściéj powtarzające się w Iliadzie, odnoszą się do lwa, zwierza azyatyckiego, a całkiem obcego Europie w bieżącym okresie geologicznym. Lew ciągle występuje tam i służy za przedmiot do porównań; uderza on na trzody spuszczając się na równiny, aby tam zabijać woły i owce; robią na niego polowania i obławy w różny sposób znany poecie i jego słuchaczom. Polują także na jelenia, dzika, wilka, tura, lamparta i panterę; tych ostatnich ojczyzną, jest Azya. — Nareszcie w dwudziestej pierwszej pieśni mowa jest o szarańczy zjawiającej się i dziś bardzo często na stronie azyatyckiej, a całkiem nieznanej w Grecyi i na jej wyspach. — Przeciwnie w Odyssei niespotkasz się ani z lwem, ani z ostrowidzem, ani z panterą, lampartem, lub szarańczą. O lwie zaledwo kilka razy jest wzmianka i to w bardzo ogólnikowem, jakby konwencyonalnem porównaniu.
Jeżeli zatem Iliada jest Azyi mniejszej, a Odysseja poematem wysp jońskich — tedy przestrzeń oddzielająca jednę i drugą stronę, gdy zważymy ówczesny stan żeglugi, była dla Greków niezmierną, coby pokazywało, że twórca Iliady nie był oraz twórcą Odyssei.
Różnica dat wydaje się być niemniejszą. Niemamy jak wiadomo, żadnej historycznej pewności o powstaniu tych dwóch poematów. Można je téż posuwać lub cofać dowolnie w przestrzeni kilku stóleci. Ażeby więc tę zagadkę jako tako rozwiązać, wypada zastanowić się nad treścią i charakterem obu epopei i porównać je z sobą. Pod tym względem uderzające są różnice. Niemały musiał to być przeciąg czasu, kiedy bogowie zmienili swoją naturę, postać i miejsce pobytu. W dawniejszej Iliadzie, Pallas-Atene jest wojenną i gwałtowną niewiastą; za jej hełmem i oszczepem kryją się tłumy wojowników; Ares wojowniczy i niecierpiany samym krzykiem swoim powala całe wojska; Hefajstos, choć chromy i śmieszny, ale słynie siłą; małżonka jego Charis, czysta i piękna. Bóstwa te mieszkają razem na Olimpie, rzeczywistej górze w Bitynii, będącej ostatnim wierzchołkiem w ogromnym łańcuchu gór azyatyckich ciągnącym się od Himalaji. Dynastya tych bogów nie jest jeszcze w porządku; żadne bóstwo niema swego odrębnego wydziału na świecie: i tak: Pozejdon nie uznaje zwierzchnictwa Zewsa; a stare Tytany ciągle rej wodzą na dworze niebieskim. Jakież za to odmiany widzimy w Odyssei: Zews stał się już panem udzielnym; bóstwa uznają jego władzę; w Olimpie panuje spokój — a gruba natura dawniejszych bóstw złagodniała, przeobraziła się w coś idealniejszego: Pallas-Atene pełna spokoju, pogody, rozumu; Hefajstos wyszlachetniał; małżonka jego rozpustna i przeniewiercza Afrodyte; Tytany znikli całkiem; a bogowie zamieszkują jakiś fantastyczny Olimp zawieszony kędyś ponad obłokami »gdzie wiatr nie wieje i śnieg nie pruszy«.
Obyczaje ludzi w Iliadzie są grube i dzikie, każdy tam idzie za swoim instynktem, temperamentem, namiętnością; bohatyrowie łają się najgrubszemi słowy; o prawach małżeńskich nie mają żadnego wyobrażenia, każdy ma kilka kobiet nie licząc tej, którą w domu zostawił; niewiasta cenioną jest nie w miarę wartości moralnéj, lecz podług urody lub biegłości w ręcznych robotach. W Odyssei, życie o wiele wykwintniejsze, jak to widzimy w obrazie pałacu Alkinoosa; jaka tam uprzejmość, ogłada w uczuciach i obyczajach, widać, że spółeczeństwo znacznie postępiło w cywilizacyi; już nawet zbytek tu i owdzie przegląda. W Iliadzie niema ani jednej niewiasty, któraby mogła równać się z Penelopą, Aretą lub Nauzykaą. Wszystkie one jaśnieją urokiem cnoty.
Cały organizm spółeczny przeobraził się do niepoznania w Odyssei. Iliada na wskróś jest feudalną; lud nic nie znaczy, niewidać go nawet; — król Priam ma nad nim moc nieograniczoną, wycina go kiedy chce i depcze. Kniazie i władycy równi między sobą, niezawiśli na swych udziałach, nikomu niezdają rachunku i używają władzy nadanéj sobie od Zewsa. Drobni ci królikowie stoją pod naczelnictwem Agamemnona, pasterza królów, który im jest równy, oni zaś powołali go na hetmana wojsk ciągnących na Troję. — Inaczej się ma w Odyssei; króle tam rządzą opierając się na ludzie; lud bowiem bywa powoływany we wszystkich wypadkach na wiecę; ma swoją własność, stanowi daniny, głos jego nie jest obojętny. Telemach, któremu dokuczył zajazd zalotników do ręki jego matki, grozi im, że się powoła na sąd ludu. Nakoniec ideał króla owego czasu najlepiéj odmalowany w 19 pieśni:
....Sława twa stropu nieb dosięże
Jak tego króla, co cześć bogom korną składa,
Co licznym ludem dzielnych mężów włada,
I sprawiedliwość pełni. Jemu ziemia czarna
Rodzi owoc; pszeniczne i jęczmienne ziarna;
Pomnaża trzody; morze ryb daje do syta;
Pod mądrym panem ludu pomyślność zakwita.
Nic podobnego niespotyka się w Iliadzie.
Aby lepiéj wykazać i uzupełnić te różnice, wszyscy niemal królowie heroicznego okresu, niewyłączając samego Menelaosa, bawią się handlem. W Iliadzie niema mowy o handlu; woły zastępują monetę; handel morski prawie żaden. Prowadzą go tylko narody wschodnie, o których panują najpotworniejsze wyobrażenia. Przeciwnie w Odyssei, południowe kraje morza śródziemnego nawiedzane są przez Greków, utrzymujących ciągły ruch między Kretą a Egiptem, gdzie spotykają się z kupcami i piratami, a z Fenicyanami wchodzą w stosunki handlowe, aczkolwiek mają ich za oszustów. W 14 pieśni Odyssei natrafiamy na ustęp, który najlepiéj maluje ducha handlowego i korsarskiego ówczesnych Greków. Zresztą przedmiotem handlu zaczynają być różne towary, mianowicie drogie kruszce, których zamiana i przewóz nastręczają żegludze znaczne korzyści.
Z tych wskazówek można aż nadto się przekonać, że każdy z tych poematów należy do innego wieku. Stan społeczny Iliady, widzimy niezmiernie zmodyfikowany w Odyssei, bo chociaż w jednéj i drugiéj niemal te same osoby występują na scenę i tylko ich lat dwadzieścia przedziela od siebie, niemniéj jednak epoka utworzenia ostatniéj, o wiele jest późniejszą. Kiedy nazwisko aoida, który złożył Iliadę, zatarło się w pamięci ludzkiéj, bardzo prawdopodobnie nazwisko Homera, właściwego twórcy późniejszéj Odyssei, przeniesione zostało i na Iliadę.
W saméj kompozycyi widać, jaką drogą układał się materyał w jednéj i drugiéj. W Iliadzie dość było powiązać ze sobą pieśni wojenne, pierwotnie wyśpiewane przez samych bohatyrów z pod Troi, lub wkrótce ułożone po tej wyprawie — dość było je porządkiem powiązać, a niektóre rozszerzyć dodatkami — a epos złożyła się sama przez się; jedność bowiem działania leżała w samym przedmiocie. Wszystko skupiało się około Troi i jej zdobycia. — Gdy kolej przyszła na Odysseję, już element epiczny bardzo urósł i rozwinął się. W miejsce opowieści idącej w kierunku prostym, gdzie wypadki następując po sobie w porządku chronologicznym, mogą w siebie wcielać najróżnorodniejsze ustępy, jak wielka rzeka, która przyjmuje drobne strumienie — zrodził się prawdziwy poemat, noszący cechę świetnej i zupełnej kompozycyi. — Wypadki nie snują się jednym ciągiem; lecz się krzyżują, rozbiegają, aby znów się złączyć — scenerya przerzucana z miejsca na miejsce łamie porządek chronologiczny, i to właśnie ma urok i robi wrażenie, jak w najlepszym dramacie; nareszcie cała ta barwna rozmaitość wypadków powikłanych z sobą, kończy się ostatecznem rozwiązaniem, które czytelnikowi niezostawia już nic do życzenia. Odysseja jest zatem najstarożytniejszym romansem przygód na lądzie i morzu; widzimy w niéj nietylko inne wyobrażenia teogoniczne, lecz pewien postęp cywilizacyi w życiu domowem i publicznem — co ją wyróżnia od wojennych pieśni Iliady; a tém samém wskazuje na daleko późniejsze pochodzenie. Zawsze jednak i jeden i drugi poemat, niemógł wyjść, jak z jednej piersi, lecz zapewne nie tej samej. Czy nazwę Homera nosił twórca Iliady, czy Odyssei, i czy po pierwszym wziął drugi, czy drugi po pierwszym spuściznę — rzecz niedorozstrzygnięcia — tembardziéj, że obie epopeje, w kształcie, w jakim je dziś widzimy, przeszły już przez ręce alexandryjskich gramatykarzy, które mogły im dodać wiele ogłady, lecz oraz i zetrzeć z nich ową patynę starożytności, po któréj łatwiejby było poznać różnicę wieku jednej i drugiej epopei; w tym zaś stanie odmłodzenia, językowe różnice zniknąć musiały.
Kolebką Odyssei jest Itaka. Wyśpiewać ją mógł tylko ten, co się urodził w Itace, zżył się z nią i znał każdą skałę, pieczarę, dolinkę, ścieżkę, drzewo, niemal każdy kamyk.... Niewiem, czy jest jaki inny poemat w poetycznej literaturze, któryby tak był związany z miejscowością, jak Odysseja, co pozwalałoby się domyślać, że tego poetę coś więcéj łączyło z tą wyspą, niż, że się na niéj urodził, lub przebywał. Był snać inny, głębszy jeszcze duchowy związek; coś jak wspomnienia bohaterskiej przeszłości, żywe podania, które go obwijały w swoje włókna, robiły spadkobiercą minionej sławy. Gdyby nie ten stosunek wewnętrzny, czyliż wyobraźnia jego niestworzyłaby sobie piękniejszej sceneryi, niż ten skalisty ostrówek, który raz tylko odegrał rolę w pamięci ludzkiej. Była więc potężniejsza od wyobraźni rzeczywistość; i ta przykuła go do tej skały..... Śpiewak przygód króla tułacza nieczułże się związany z nim ściślejszym węzłem, niż że mu posłużył za temat do kompozycyi? Ta predylekcya dla jednej miejscowości; ta ważność, jaką chciał nadać śladom każdego kroku bohatyra swego — dowodzą nie już artystycznego rozlubowania się, lecz tej gorącej miłości, której siedlisko nie w fantazyi, a we krwi serca.
Zagadka ta, nasuwa się każdemu, kto dziś po tylu wiekach wczyta się w Odysseję. Trapiła ona niepomału i starożytnych, silących się odgadnąć jej autora. Gdy dociekliwość erudytów aleksandryjskich czuła się bezsilną, a spory siedmiu miast o kolebkę Homera nic nierozstrzygały — uciekano się nawet do tajemnic wyroczni. Imperator Hadryan pytał delfickiej Pythonissy o autora Iliady i Odyssei? — kapłanka odpowiedziała, że był rodem z Itaki, a synem Telemacha i Epikasty córki Nestora. (Certamen Hom. et Hesiodi). Dodaje autor certaminu, że na powagę wyroczni delfickiej można się spuścić. Jakkolwiek mimo tego zaręczenia dowód ten dałby się odnieść do kategoryi dowodów branych z magnetyzmu lub spirytyzmu — niemniej pokazuje, że i starożytni odgadywali w śpiewaku Odyssei jakieś bliższe powinowactwo z Itaką i jéj królem, niżby takowe znaleść się mogło w wędrownym aoidzie.
Lecz dajmy pokój tej jednej jeszcze hipotezie przybywającej do tylu innych — a poszukajmy śladów rzeczywistości na tej wysepce, która do dziś przechowała topografię Odyssei, tak dalece, że w towarzystwie poematu mógłbyś się oryentować, jak z Bedekerem w ręku.
Jest to zdanie sławnego podróżnika i lingwisty Henryka Schliemana (Itaque-le Peloponèse-Troie. Paris, 1869) — on nam powie, jakie ślady odnalazł, i jak dalece tekst homeryczny zgadza się z tem, co na gruncie zostało.
Wszyscy podróżnicy i archeologowie zgadzają się na jedno, że dzisiejsza Theaki, jedna z wysp Jońskich, jest homeryczną Itaką — parę Niemców jak Spohn i Völker uważają ją za poetyczną fikcyę a zaprzeczając osobistości Homera, trzeba było w konsekwencyi i temu zaprzeczyć.
Niemyli się p. Bowen (Ithaca in 1850) gdy mówi, że w całym świecie niema takiego miejsca, jak Itaka, gdzieby wspomnienia starożytnej klassyczności były tak żywe i tak czyste. Skalista wysepka ukryła się w cieniu zaraz po wieku, w którym żył jéj mitologiczny bohater, i taką została po trzech tysiącach lat. Każdy pagórek — mówi Schliemann — każde źródełko, każdy gaik oliwny, powiada tu o Homerze i Odyssei — i jednym skokiem przeniesieni jesteśmy w wieki bohaterskiéj Grecyi.
Przenieśmy się i my wraz z Schliemanem na Itakę, od którego jednak pożyczamy parę tylko szczególnych ustępów, mających odpowiedzieć naszemu założeniu.
Podróżny obrawszy dzisiejsze miasteczko Vathy za punkt środkowy swoich wycieczek po wyspie, zaczął od zwiedzenia małej przystani leżącej u stóp Nejonu, a będącej częścią wielkiego golfu Molo. Przystań ta to homeryczny port Forkisa (forkinos limen). — Tutaj to żeglarze Feaccy, odwożący Odyssa ze Scheryi (Korfu) wysadzili go śpiącego na ląd i złożyli wraz ze skarbami na wybrzeżu, a potem przenieśli je pod drzewo oliwne stojące na uboczu. Ustęp ten brzmi w XIII pieśni Odyssei:
Pod Forkisa, morskiego starucha, wezwaniem
Jest tam przystań w Itace; dwie groźne opoki
Sterczą u wniścia, niby wrota tej zatoki
Odpierające fale, które burza pędzi
W przystań; więc też u cichej wybrzeża krawędzi
Niecumowanych łodzi stoi rząd spokojny.
Wyżej gdzie brzeg, tam rośnie oliwnik w liść strojny;
Jest i ciemna pieczara oliwnika blisko,
Boginiek, Najadami zwanych, w niej siedlisko.
Wewnątrz dzbany i garnki dwóuszne tam stoją,
Pszczoły w nich robią miody, jak w ulach się roją....
Są i narzędzia tkackie, kamienne warsztaty
Bogińki purpurowe na nich dzieją szaty.
Środkiem bije zdrój żywy; po bokach dwa wchody:
Jeden północny ludziom służy do wygody;
Od południa — ten święty: stopa śmiertelnika
Przestąpić go niemoże — bogom się odmyka.
W tę przystań przewoźnikom znaną, łódź gdy wpadła
Rozpędzona, połową tułowu aż siadła
Na brzegu, tak ją parła wioslarzy tych siła;
Teraz gdy z ław drużyna na brzeg wyskoczyła,
Nuże Odyssa dźwigać z nawy na pościeli
Purpurowych kobierców, prześcieradeł bieli
I złożywszy na piasku w snie pogrążonego
Znosiła potem dary zebrane dla niego
Przez feackie panięta z natchnienia Ateny.
Więc pod pniem oliwnika sprzęt niemałej ceny
Złożono podal drogi, by kto przechodzący
Nie wziął czego, nim Odyss przebudzi się śpiący.
Miejscowość z taką dokładnością opisana w powyższym ustępie, że nie można się pomylić; zaraz bowiem w pierwszym rzucie oka, widzisz wyskakujące dwie skały, pochylone nad wnijściem do tejże zatoczki; a tuż na spadzistym boku Nejonu, o jakie sześćdziesiąt łokci nad zwierciadłem morza, pokazuje się pieczara Boginiek, która ma rzeczywiście od północy naturą utworzony wchód trzy łokcie wysoki, pół szeroki; od strony zaś południowej okrągły otwór, szeroki na łokieć, przez który tylko Bogowie mogli wchodzić, gdyż jaskinia w tem miejscu ma więcej, niż dwadzieścia łokci głębokości.
»Pieczara wewnątrz zupełnie ciemna — pisze podróżny — ale przewodnik mój zapalił chrósty i mogłem ją dobrze obejrzeć. — Okrągła, ma ze dwadzieścia łokci średnicy. Znalazłem ślady wykutych wschodów w skale: jakiś ołtarz zrujnowany, a ze sklepienia zwieszały się sople stalaktytów, w których dziwacznych kształtach wyobraźnia mogła poznawać dzbany, amfory i narzędzia tkackie, któremi bogińki tkały purpurowe szaty. W tej grocie Odyssejs za radą Pallady, zakopał skarby, któremi go obdarzył król Feaków Alkinoos.«
Znaleźć zamek Odyssejsa, wchodziło w zadanie które sobie zrobił archeolog. Szukał go na górze Aetos, i rzeczywiście znalazł na niej ruiny kamieni z gruba obrobionych, mających dwa łokcie długości i tyleż prawie szerokości, konstrukcyi cyklopejskiej. Ruiny te wieszają się na załamanych pochyłościach góry. Dopiero na samym szczycie odkrył miejsce płaskie, na pięćdziesiąt łokci długie, na czterdzieści szerokie, na którem mógł stać pałac Odyssejsa, taki, jak go opisuje Homer, to jest okazały kilkopiętrowy z dziedzińcem. Przecież Odyssej mówi do Eumeja (Odyss. XVII.)
Zaprawdę jakże pyszne Odyssa zamczysko!
Zaraz poznać; od innych gmachów się odznacza;
Izba piątrzy się izbą, dziedziniec otacza
Mur blankowany, mocne drzwi podwójne w bramie;
Nie łatwoby je zdobyć mogło ludzkie ramię.
Zamek przyozdobiały wysokie kolumny (O. XIX.) Około stołu w wielkiéj izbie zasiadało sto ośmiu zalotników; oprócz tego służyło ośm służebnic, keryx i pieśniarz (O. XV). Zamek był ὑψηλός wysoki, z wyniosłem sklepieniem ὑψερεφης, słowem ogromny ὑψύροφος.
Przed laty piędziesięciu kilku, inny podróżnik Anglik W. Gell (Ithaca, Argolis and Itineraries 1813—1819), zdjął był plan zamku odyssowego, taki jak go tu widzimy. Część murów dającą się rozeznać wśród kupy kamieni, oznaczył liniami pełnemi, linie zaś kropkowane ponakreślał podług rozkładu zabudowań opisanych w Homerze. — Tym sposobem złożył się cały zamek. Otaczał go mur zewnętrzny, jak to widać ze szczątków tu i owdzie zachowanych, i z podmurowań tworzących niegdyś taras. Za tym okalającym murem ciągnął się zapewne ów pierwszy dziedziniec, z tą kupą gnoju opisaną przez Homera, gdzie wylęgała się nierogacizna, i siedziały gęsi, gdzie wierny a stary stróż domu, poznawszy dawnego pana, życie zakończył. (Od. pieśń XVII.) Z tego pierwszego dziedzińca prowadziła hucząca brama a) na podłużny wewnętrzny dziedziniec b.) Tu zazwyczaj pastuchy Melanthios i Filetios przypędzali na stół idące kozy i woły. W środku stał ołtarz poświęcony Zewsowi c), była tam i cysterna d), którą Gell odkrył. Znalazł ją także i Schlieman. Z lewej strony, jak na planie widzimy leżały mieszkania dla mężczyzn e), a po prawej dla kobiet f), oddzielone od tamtych w ten sposób, że dziewki siedzące w izbach swoich nic nie widziały, ani słyszały, kiedy mordowano zalotników Penelopy, a sama Penelopa podczas tej rzezi, używała snu nieprzerwanego. Na przeciwnej stronie od bramy, jak się można domyślać, leżała wielka izba g), w której zbierali się mężczyźni; tu się odprawiały biesiady zalotników — tu była główna widownia całego dramatu Odyssei. Wniście do niéj od dziedzińca prowadziło przez drzwi »o cyprysowych odrzwiach« h), które musiały mieć wschody i być wyniesione nad poziom, kiedy Odyssejsa zająwszy je ze swymi pomocnikami, z tego panującego stanowiska posyłał mordercze strzały na zalotników, i wszelki odwrót im przeciął. — W głębi tej izby ku lewicy były wschodki prowadzące do zbrojowni. Izba ta musiała być nader obszerną, kiedy stu ośmiu zalotników wraz ze służbą mogło się w niej pomieścić. Taki gmach wymagał słupów podpierających powałę — a jak się z niektórych napomknień domyślano, przynajmniéj jednego ogromnego słupa, który służył także za miejsce do opierania oszczepów. Słup ten i powała były drewniane, i okopcone, z powodu, że tam zakładano ognisko, i że w nocy świecono łuczywem. O oknach niema wzmianki; lecz zdaje się, że pod samym pułapem w górze były otwory, któremi światło wpadało, a dym wychodził. Podłogę zastępywało coś nakształt naszego bruku; bo przecież z posadzki kamiennej, nie powstałby tak ogromny kurz podczas zabijania zalotników, ani byłoby tyle zachodu przy wyczyszczeniu izby po onej rzezi.
Zwraca jeszcze uwagę ślad okrągłej wieży, który na planie widzimy i). Są w Odyssei napomknięcia »o wysoko sklepionej obszernej komorze«, gdzie chowano złoto i miedź, toż szaty; a naczynia gliniane z oliwą i winem poopierane stały o ścianę (Od. I.) Jest to zatem ten sam lamus czy skarbiec (Od. XXII) »najdalej leżący« gdzie przechowywały się różne kosztowne sprzęty, misternie działane, a oraz groźny ów łuk z kołczanem, który Odyssejs otrzymał w darze od Ifitosa.
W tych tedy ruinach, z których Gell odgadł rozkład zamku Odyssejsa, stósownie do opisu jaki znalazł w Homerze, robił Schlieman swoje poszukiwania. Skopano wszystko gdzie było choć trochę ziemi, a takie miejsca są tam rzadkie na wygładzonym kamiennym pokładzie. Zdobycz archeologiczna okazała się dość skąpą; jeżeli co było wybrali inni. On jednakże nie odstraszał się, i kiedy sam okopywał nożem ziemię około głazu mającego kształt kulisty, napadł na kilkanaście drobnych popielnic, lecz kształtnych a nawet ozdobionych w malowane figurki; powiada on że chociaż wiek z którego te popielnice pochodzą, trudny do oznaczenia, jednakowoż ma je za dawniejsze od najstarszych kumejskich, zachowanych w muzeum neapolitańskiem, i dodaje w archeologicznym zachwycie: »kto wie czy moich pięć popielnic nie mieści prochów Odyssejsa, Penelopy lub ich potomstwa?«
Uradowany z tej zdobyczy, a wycieńczony kopaniem, posilił się kawałkiem suchego chleba, winem i wodą — śniadanie to warte było najwspanialszej biesiady; pożywał je bowiem w dziedzińcu odysseuszowego zamku, a może i na tem samem miejscu, gdzie król-tułacz płakał, kiedy go poznał po dwudziestu latach wierny pies Argos, i zdechł przy jego nogach, a gdzie boski pastuch Eumej te sławne wiersze powiedział:
Zews wszechmocny obdziera człowieka z połowy
Cnej poczciwości, odkąd ten bierze okowy. (Od. XVIII.)
Sama tradycya do dziś utrzymująca się nazywa te ruiny na górze Aetos: Kastron Odysseos (Zamkiem Odyssejsa.)
Najważniejszem odkryciem jakie zrobił, było znalezienie drogi miejscami kutej w skale, sześć łokci szerokiej, która z zamku wiodła do dawnej stolicy, nieleżącej bynajmniej w dolinie Polis, jak chcą niektórzy, opierając się na tem nazwisku, lecz na pochyłości pobliższej góry, zwanej dziś Palea-Moschata. Dolina Polis leży nad brzegiem morskim otoczona górami; a więc wychodząc z miasta trzebaby się było piąć pod górę; tymczasem homeryczna stolica musiała leżyć na górze, kiedy Odyssejs z Telemachem i dwoma niewolnikami »spuszczali się« (kateban) z miasta (Od. XXIV.) Oprócz tego winnica znana jako pole Laertesa άγρος Λαέρτον odległa jest od Polis na dwie mile; przeciwnie od Palea-Moschata leży tylko ćwierć milki. Widzimy w Homerze, że Odyssejs z towarzyszami prędko dostaje się z miasta do winnicy Laertesa, gdy z Polis nie mógłby w tak krótkim czasie przebyć tej przestrzeni. Ani wątpić, że stolica nie mogła być tak oddaloną od Zamku, i że leżała w pobliżu; to jest na pochyłości góry Palea-Moschata.
Sprawdziwszy wiele innych miejsc, tak jak je tekst homeryczny podaje, udał się Schlieman w południową stronę Itaki do źródła Aretuzy. Wypływa ono u stóp pięćdziesięcio łokciowej, pionowej skały zwanej »korax« (kruk.) Ani wątpić, że dawniej źródło biło to potężnie i obficie, bo wyżłobiło parów na jakie czterdzieści łokci szeroki, który się ciągnie do samego morza, odległego na pół ćwierci mili.
W XIII pieśni Odyssei taka jest wzmianka o Koraxie i Aretuzie:
Znajdziesz go jak sam pasie trzodę świń niemałą
U źródła Aretuzy pod Koraxu skałą
Gdzie jest smakowna żołądź, źródło czarnej wody,
Po której obrastają w słoninkę te trzody.
Położenie źródła od północy zamkniętego skałą Koraxu, od południa stromą pochyłością ciągnącą się do morza, niepozwala przypuścić, aby trzoda miała się paść tuż u źródła: miejsce to bowiem na pastwisko nieodpowiednie. Natomiast zaraz za Koraxem, o sto kilkanaście kroków nad powierzchnią morza, jest połonina równa i żyzna, opasana skalistym wałem, i tam — mówi podróżnik — znajduje się ruina, w której odkryłem ślady dziesięciu osobnych, leżących obok siebie, małych zabudowań z płytów kamiennych, z gruba ociosanych. Trzy takie budyneczki były wykute w skale; o kilkanaście kroków dalej, znalazłem ślady budynku większego, bo wzdłuż i szerz mającego po dwadzieścia parę łokci.»
Były to obory, a raczej chlewy pastucha Eumeja, który sobie zbudował mieszkanie i dwanaście chlewów postawił. Folwark ten nie mógł stać gdzieindziej, gdyż w całej okolicy nie znajdzie kawałka tak równego gruntu, jak ta połonina; zresztą, samo jej położenie odpowiada temu, co Homer mówi, że koszary Eumeja »leżały w miejscu widocznem dokoła», to jest na wyżynie. Znać tu ślady konstrukcyi cyklopejskiej, w owych dwunastu chlewach opisanych w Odyssei (XIV)
W środku zagrody chlewów dwanaście zbudował
Jeden przy drugim, i tam na noc trzodę chował;
Pięćdziesiąt ryjów w każdej zamykał oborze,
A same to maciory; samce spią na dworze.
Z tej to połoniny ciągnie się pochyły grunt aż do wądołu, którym Aretuza wpada do morza; tędy zapewne rano i wieczór pędzono trzodę do źródła. Ze wzmianek w Homerze, pokazuje się, że Eumej żołędzią karmił swoją nierogaciznę; były więc niegdyś i dąbrowy na Itace, — dziś, ani śladu tego drzewa: jeden oliwnik został i ten choruje.
Tyle co do miejscowości; a co do mieszkańców — znalazł ich nasz podróżnik w stanie starożytnej prostoty; są szczerzy i uczciwi, pobożni, zachowujący czystość obyczajów; gościnni i miłosierni, przytem żywi i pracowici, schludni i zabiegliwi. W wysokim stopniu obdarzeni zdrowym rozsądkiem i bystrością umysłu, odziedziczyli te dwa przymioty po wielkim przodku Odysseuszu, a po Penelopie, czystość nieskażoną; cudzołoztwo jest u nich zbrodnią równającą się ojcobójstwu. Czytać i pisać zaledwie umie pięćdziesiąty, za to bystrym umysłem chwyta wszystko w powietrzu.
Miłość ojczyzny, której wzorem był Odyssejs przenoszący powrót do biednej swej wyspy, nad nieśmiertelność, jaką przyrzekała mu bogini Kalipsa, jeżeliby się wyrzekł powrotu do domu, — ta sama miłość ożywia dzisiejszych Itaczan; każdy z nich dumny, że się na tej skale urodził; a nie ma prawie rodziny, żeby córka nie miała imienia Penelopy, a syn Telemacha.
Mieszkanie każdego wieśniaka przypomina tu starożytne wieki klasyczne, i zaraz na myśl przychodzi ten ustęp Odyssei, gdzie poeta maluje zagrodę pastucha Eumeja, jakby podług tego tradycyonalnego wzoru każdy się zabudowywał.
Zastał go, jak na progu siedział, śród zagrody
Obszernej, zbudowanej dla trzodnej wygody
Na wyżynie, z kąd patrzy, naokół widziana.
Wybudował ją pastuch pod niebytność pana,
Bez wiedzy Laertesa, bez pani rozkazu —
Wzniósł mury, ogrom głazu stosując do głazu;
Otarnił; a wanczosy w koło dębowemi
Obwiódł, jeden przy drugim wbijając do ziemi....
I dziś obejścia wieśniacze stoją na miejscach wyniosłych. Przed chatą dziedziniec obwiedziony murem pokładzionych jedne na drugie kamieni i płotem gęsto w ziemię wbitych ostrokołów, na wierzchu tego ogrodzenia pozatykane gałęzie tarniny.
Od czasów heroicznych niezaszła żadna zmiana w mieszkaniu wieśniaka tej wyspy.
Schliemann, znajduje inne jeszcze podobieństwa. »Ilekroć — mówi on — zbliżałem się do obejść wiejskich leżących na osobności, czy to, by kupić winogron, lub napić się wody, zawsze opadała mię zgraja psów. — Trafiało się nieraz, że je odpędzałem ciskając kamieńmi lub grożąc kijem, ale pewnego razu tak mię opadły i tak nacierały zajadle, że zwykłe środki obrony, na nic się nieprzydały. Nuż krzyczeć gwałtu, ale mój przewodnik został gdzieś daleko, a w chacie nikogo niebyło. W tem położeniu krytycznem przypomniałem sobie ten sposób, jakiego użył Odysseusz, opadnięty od psów Eumeja:
Wnet Odyssejsa czujne sobaki postrzegły
I szczekając opadły; lecz on, człek przebiegły
Odrazu siadł na ziemi, kij na bok odłożył.
Poszedłem tedy za przykładem mądrego króla i przycupłem do ziemi, a cztery psy zażarte, lubo ciągle szczekały, przestały na mnie się rzucać. — Gdy nadszedł gospodarz chaty, siwy staruszek, psy zupełnie się uspokoiły; a on zaczął mię przepraszać, że te psy nigdy nieszczekają na okolicznych mieszkańców, a to dopiero pierwszy raz za jego pamięci zdarzyło się, że obcy człowiek do tej chaty zawitał.
Gdym mu zrobił uwagę: po co trzyma taką psiarnię, co żre najmniej za dwóch parobków — odrzekł prawie z oburzeniem, że zawsze tyle psów trzymał jego ojciec, dziad i wszyscy przodkowie aż do Telemacha, Odyssejsa i Penelopy, i że sam gotówby głodu przycierpieć, niż się pozbawić jednego z tych wiernych domowników.
Widać z tego drobnego rysu, od jak niepamiętnych czasów przechowuje się ta tradycya u mieszkańców Itaki.
W ogóle lud ten prosty i ubogi, niezmiernie jest wrażliwym na urok poezyi; raz zasmakowawszy w pięknościach Odyssei, której ustępy Schlieman czytał w oryginale, a po nowogrecku objaśniał wieśniakom, często aż do uprzykrzenia, domagali się od niego tej przyjemności, której trudno było odmówić, gdy widział entuzyazm słuchającej gromadki. Jednę z takich scen opisuje; a ta mu się przytrafiła w »winnicy Laertesa» do której przybywszy z niemałem utrudzeniem, usiadł sobie i zaczął odczytywać XXIV pieśń Odyssei, mającą z tą miejscowością tak ścisły związek. »Jeżeli zjawienie się obcej twarzy — mówi on — obudzało ciekawość w stolicy Itaki, to nierównie większą na wsi. Zaledwie siadłem i otworzyłem książkę, otoczyła mię ludność wioski, zadając tysiączne pytania. Żeby się od natrętnych uwolnić, zacząłem im głośno recytować XXIV pieśń Odyssei od 205 do 412 wiersza, dołączając wiersz w wiersz tłomaczenie nowogreckie. Nieopisany zapał ogarnął ich, kiedy usłyszeli w dźwięcznym języku Homera, języku ich sławnych naddziadów żyjących przed trzydziestu wiekami, opis nędz i tęsknic starego króla Laertesa, doznanych w tem samem miejscu, gdzieśmy się byli zgromadzili, i opis tej niézrównanej radości, kiedy w tem samem miejscu ujrzał syna po dwudziestoletnim rozłączeniu się, syna ukochanego Odyssejsa, którego miał już za straconego na zawsze. Oczy słuchaczów napełniły się łzami; a kiedym skończył, mężczyzni, kobiety i dzieci, wszystko to zaczęło mię ściskać powtarzając: Wielką nam sprawiłeś radość, dziękujemy ci serdecznie! — poczem porwali mię i zanieśli w tryumfie do wsi, gdzie każdy na wyprzody chciał mię ugościć. — Słowem, niechciano mię puścić dopóki nieprzyrzekłem, że będę u nich z powrotem.»
Nietylko miejsca same dają świadectwo o Odyssei, że jest rzeczywistością; lecz i w ludziach, mieszkańcach tej wyspy odzywa się echo starej tej pieśni, jakby na potwierdzenie, że tylko syn tej ziemi mógł ją wyśpiewać. Dzisiejsza Theaki jest żywą do Odyssei illustracyą.
Na zakończenie wypada tu powiedzieć tak o celu niniejszego przekładu klasycznego poety, jak o sposobie w jakim takowe wykonanem zostało.
Co do pierwszego: uważałem za bardzo ważne zadanie, powrót do tradycyi w literaturze. Tradycya bowiem poniosła szwank niemały ze strony nowszej generacyi pisarzy, którzy na tem zdają się zakładać oryginalność, aby zerwać z przeszłością mającą uznanie wszystkich wieków i wszystkich cywilizacyj, co tem więcej zadziwia i mięsza, że się to dzieje w epoce dotkniętej niemocą prawdziwej twórczości. Kaprys i wymysł niesforny, niemogą się przecież liczyć do darów twórczych; są tylko ich surogatem. — Lecz obok tego zerwania z tradycyą, lub też dworowania: że bez niej obejść się można w obozie pisarskim; wieje również przeciwny wiatr między rzeszą profanów, silną liczebnie, a zatem ważącą na szali opinii pospolitej. — Kto dziś, mówiąc o systemie nauk dla młodzieży, nieodzywa się z przekonaniem dowiedzionego pewnika, że starożytne języki i literatury, są tylko czasu stratą, i niepożytecznem zajęciem, które w późniejszym wieku nieznajduje zastosowania i pożytecznej praktyki, z wyjątkiem dla niewielu specyalistów, oddających się tym naukom. — Gdyby pogląd ten utylitarny chciał ściśle być konsekwentnym, odrzuciłby na tej samej zasadzie i inne rodzaje nauk, jak: historyę, z której tak mało ludzi umie korzystać; jak jeografię, bez której obejść się można przy kolejach żelaznych; jak astronomię, bo coż nas fenomena natury obchodzą, kiedy się odbywają bez naszego współdziałania? Słowem, historyę, kosmografię i tyle innych umiejętności możnaby wyrugować z planu nauk, doliczając w to i naukę poznania siebie, filozofię; bo czyliż wszystkie funkcye życia zwierzęcego nieodbywają się u nas swoim porządkiem bez naszej wiedzy?.... Logika utylitarności praktycznej dziś tak często zalecanej, do tego prowadzi; a przecież nad pożyteczność materyalną, do której wszystko radzibyśmy dziś odnosić, jest inna jeszcze, wyższego rzędu, zaczynająca się tam, gdzie się kończą obowiązki życia domowego i publicznego, obowiązki pewnego stanu lub profesyi. Spełnisz je, to zostaną ci inne względem siebie samego. Przecież nienadarmo Bóg nas obdarzył umysłem zdolnym do wiedzy i czucia, chciwym poznania prawdy i piękna; owoż gwoli uprawy tych władz umysłu, niezbędnem jest nabycie różnorodnych wiadomości, wznoszących człowieka ponad poziom i ciasny zakres jednej chlebodajnej nauki. Klassycyzm, któremu winniśmy nowożytną cywilizacyę, miałbyż dla nas być już nieużytecznym i nieprodukcyjnym? Bynajmniej — studya literatur i języków starożytnych obudzają pewne współzawodnictwo w językach i literaturach dzisiejszych, przypuszczając nas do obcowania z tymi wybornymi umysłami, które zaszczyt ludzkości przyniosły, a które żyją po tylu wiekach; co więcej, kto się na nich ćwiczy wyrabia w sobie trafność, zdobywa szeroki widnokrąg, przenikliwość, jędrną siłę, wyższy polot, słowem doskonali w sobie narzędzie myślenia, a tem samem usposabia się do wszystkich zawodów.... Odżywić te skarby, w których mieści się tyle poezyi, tyle piękna, tyle mądrości, tyle światła zwiastującego te prawdy, jakie miały zajaśnić w pełni objawienia — lekceważyć tę wspaniałą przedmowę ludzką do Ewanielii, jak się wyraził jeden z najpotężniejszych myślicieli wieku, byłoby to prawdziwem wykolejeniem się z tego toru tradycyi, na jakim umysł ludzki porobił największe zdobycze.
Tradycya więc klasyczna, choćby, jak jej przeczono, istnieje dla nas nietylko w zbiorze dzieł godnych pamięci po bibliotekach, lecz w znacznej części w prawodawstwie, w instytucyach, obyczajach, w spadkowem naszem wychowaniu, i niemal życiu codziennem; istnieje ona, że tak powiem, w zasadach rozumu i kultury, które wnikły w społeczeństwo i niejako wymodelowały jego charakter. Nasuwa się też pytanie — jakiby był stan kultury naszych społeczeństw, gdyby nigdy nieistniała Grecya, lub żeby arcydzieła jej jeniuszu znikły były pod ciężarem rzymskiego ramienia? — Czyżby pierwszorzędne narody europejskie potrafiły się wznieść na skali twórczości i uprawy literatury, wyżej od innych narodów starożytnych, nim je owiało ożywcze tchnienie helleńskie? — Pytanie to otwiera szerokie pole do rozmyślań.
Roztrząsając tę zagadkę z różnych punktów, powołując się na tysiączne przykłady, przychodzi się do przekonania, że nigdy niemielibyśmy tego, co mamy w dziale literatury, tak my, jak inni, gdyby bój pod Maratonem wypadł był na szkodę Grecyi, a ona ujarzmiona, na miazgę starta, nie doczekała się już wieku Peryklesa. Spuścizna bowiem po jej nieśmiertelnych jońskich piewcach, byłaby może z nią się rozwiała i znikła z pamięci, bez tego czynnika i ogniska, jakim były Ateny.
Rzym jest najwymowniejszą odpowiedzią na powyższe pytanie. Patrzmy do jakiej to doszedł on potęgi politycznej, jak wszystko to dojrzało w tem ogromnem państwie — jacy hetmani, politycy, dyplomaci, administratorowie, juryści! — a tylko jednej rzeczy tam niema, czegoś, coby zasługiwało na nazwę literatury — dopiero trzeba im było zdobyć Helladę, ażeby jej święty płomień i czar pięknoty przeniknął ich, natchnął unieśmiertelniającą poezyą.... Bez tego byliby przeszli przez historyę bez rozgłosu. Niedarmo mówi Horacy:
I wprzód heroje bywali niezwykli —
Ale zstąpiwszy do ciemnej otchłani
Swoich poetów niemając, znikli
Nieznani, nieopłakani.
Ileż to innych narodów i plemion, z wyjątkiem helleńskiego, znalazło się w położeniu podobnem do Rzymian. Same z siebie, cóż wydały? Oto kilka dźwięków szorstkich i dzikich, co wystarczały w życiu pod sklepieniem lasu, lub na stepie.... Były to pieśni urwane, proste, nieokreślone i niekształtne, zbyt bliskie ziemi lub chmur. — Wprawdzie na północy tworzą się i powstają ludy a mają pieśni wojenne, obrzędowe, mają swoje legendy i mitologię. Któżby śmiał zaprzeczyć im daru poezyi? — atoli ta o ile odrębniejsza charakterem o tyle mniej jest ogólnie uznaną i humanitarną. — Dziś stało się niemal pewnikiem, że wszystkie te ludy co się kolejno odrywały od pnia azyatyckiego, mają między sobą powinowactwo rodowe; plemie aryjskie ma w ogóle we krwi coś szlachetnego; piętno godności człowieczej nosi na czole, atoli w licznej tej rodzinie, jedna jej gałąź odznacza się dziwnemi darami nieba jakby do kolebki tego plemienia opiekuńczy jeniusz włożył dar pieśni, harmonii, miary i doskonałości.... Zaczyna tworzyć i odrazu stoją przed nami takie szlachetne urocze postacie, jak Nausikaa, Penelopa, Arete, Helena, Antygona, Ifigenia.... Cała ludzkość przyznała się do nich; i wszędzie, gdzie doszły, wymogły dla siebie cześć te ideały niewieście....
Zbierzmy w jedną wiązkę produkcye ludowe północy i południa, czy się tam zrodził aby jeden kwiatek coby mógł współzawodniczyć z tym wieńcem nieśmiertelnych kreacyj?
Nie ma żadnej przesady w tem wyjaśnieniu piękności helleńskiej; zresztą nieodosobniam jej, lecz puszczając w ruch, widzę jej ożywcze działanie i dla tego przyznaję jej tak wielkie zalety. Roma, ta wojenna, prawnicza Roma, ledwo dotknęła się jej złotej gałązki, przeobraża się.... lekka, skrzydlata dusza Grecyi przenika ją, a mieszając się z czerstwym i zdrowym rozsądkiem tych wyrachowanych polityków i żołnierzy, wydała w drugiem czy trzeciem pokoleniu szereg jeniuszów i wybornych talentów przypadających na złoty wiek Augusta. Przez tych samych Rzymian dusza ta skrzydlata, ta iskra, ten pyłek ognisty cywilizacyi, nie przestał działać zapładniająco w stanowczych chwilach historyi. Cała literatura rycerska na południu wystrzela niespodziewanie z tego pyłku wiatrem naniesionego gdzieś od brzegów Hellady. Starożytność chrześciańska wielce uboga i niedoskonała pod względem sztuki literackiej, jak znów pod moralnym, wyższa nad wszystko, naraz okryła się najwonniejszym kwieciem. — Dante zetknięty z klassyczną tradycyą, znajduje pomysł i siłę aby zbudować olbrzymi gmach poezyi; Wirgili jest mu przewodnikiem i opiekunem na tej zuchwałej pielgrzymce po tajemniczych zaświatach, pomimo że jego Beatricze i natchnienie, które ją wydało, należy do rzeczy całkiem nowych w dziedzinie fantazyi. Zwracając się wreszcie do naszej literatury — komuż ta winna swój wykwit tak nagły, jeśli nie tradycyi klasycznej? Bez Horacyusza tego echa Grecyi, wątpićby można, czy Kochanowski znalazłby tak górny a dźwięczny ton na swojej słowiańskiej gęśli, bez Homera i Sofoklesa, czy byłby się zdobył na Odprawę posłów greckich.?
Tradycya klassyczna, żeby pojąć jej znaczenie, dziwnie kształci, jużto rozwijając w nas poczucie piękna, już budząc pragnienie doskonałości, już ucząc spokoju i miary, dwóch rzeczy niezbędnych gdy idzie o szerokie pojmowanie organicznej całości, o dobór harmonii i szczegółów, o krystaliczną jasność, która nawet z umyślnie rzuconych cieniów się tłumaczy.
Własności klasyczne bynajmniej nie są wstrętne ani naszym przyrodzonym usposobieniom, ani wychowaniu, ani towarzyskości, ani któremubądź ze specyalnych zawodów; a co większa, nieścierając cech plemiennych wprowadzają zarazem w wielką rodzinę europejską. Wszakżeż dawna Polska przez uprawę języków i literatur starożytnych, weszła w związek umysłowy z najbardziej wykształconymi ludami, i stała się czynnikiem w dziele ogólnej kultury.
Jeżeli prąd klasycznej literatury tak dobrze zasłużył się, czyż nie warto go pielęgnować, iść za nim, rozumie się nie w sposób, aby ślepo czepiać się choćby najdoskonalszych pomników Hellady i Romy — raczej wypada je studyować, sprawdzać, porównywać z tem co mamy, a tem samem przez zestawienie z życiem bieżącem i jego rzeczywistością, ciągle ożywiać i odmładzać.
Pogląd ten przewodniczył mi w pojmowaniu, a następnie w przekładzie Odyssei. Jaki zaś sposób obrałem, aby przelać na polskie starodawny, a jednak zawsze świeży, zabytek wieków bohatyrskich Grecyi? — pokrótce wyjaśnię.
Komukolwiek ten rodzaj pracy nie jest obcym, wié o niemałych trudnościach, gdy przyjdzie lekkim językiem dzisiejszym, podnosić cyklopejskie kamienie, homerycznej opowieści przedzielonej od nas tysiącami lat, malującej tak różne od naszych obyczaje, wyobrażenia, sposób życia, a jednak tak głęboko człowieczej, że mimo tych różnic, poznaje się w niej jakby patryarchalnych pradziadów, wielkich w prostocie. Cóż powiedzieć o samej formie i budowie homerycznego wiersza, który podobien do wspaniałej rzeki, toczy się poważnie i cicho, a jednak drga ruchem życia na niebie i ziemi....
Tyle już pisano o najwłaściwszym sposobie tłumaczenia starożytnych poetów! Jedni utrzymują, że proza, lub wiersz miarowy najstosowniejszem do tego narzędziem, bo nic nieroni, a naśladuje ton i tok oryginału; drudzy są za rymem. Ja zaś, lubo się przechylam za ostatnim — jednak odważam się stanowczo twierdzić, że aby na inny język przenieść starożytnego poetę, potrzeba do tego przedewszystkiem poezyi. Jestto główny element, niedający się niczem zastąpić, a najmniej prozą. Jeżeli jędrna zwięzłość, przytem harmonia należą do przymiotów dobrego tłumaczenia, tedy proza z swoją ścisłością logiczną i rozumową trzeźwością, niezastąpi rytmicznej i rymowanej poezyi, której zwięzłość i wyrzutnia tak bardzo przystają. Kto chce przekonać się o tem, dość pierwszą lepszą bajkę Krasickiego przełożyć na prozę — urośnie w dwójnasób, a na dosadności straci. — Podobna do szumiącego strumyka, odrazu zmieni się w stojącą wodę.
Nasz wiersz trzynastozgłoskowy, byle mu odjąć retoryczną nadętość i monotonię, łamać go tu i owdzie, odpowiednio do rzeczy, najlepiej godzi się z heksametrem a choć często niemoże go w sobie pomieścić, mieści w następnym, nieuwłaczając przezto wierności, która także powinna mieć swoje granice, jeżeli niechce grzeszyć wymuszonością. Zresztą w tłumaczeniu niniejszém miałem na baczeniu, aby Odysseja mogła być czytaną — i dlatego starałem się ukryć mozół pracy, a zarazem w tonie i kolorycie stylu, zachować linije i poważne kontury pierwotnego rysunku. Docierać do tekstu o ile się da najbliżej, a nieoddalać się od swobody oryginalnej kompozycyi — oto metoda, której się trzymałem. Czy ona zjedna czytelników dla Odyssei?
W przyjęciu tej długoletniej pracy — znajdę odpowiedź. —