Wierzenia mazurskie/4. Zabobony, mające związek z rozmaitemi okolicznościami życiowemi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wierzenia mazurskie z dodatkiem, zawierającym klechdy i baśnie Mazurów |
Wydawca | Wisła |
Data wyd. | 1894 |
Druk | Józef Jeżyński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Eugenia Piltz |
Tytuł orygin. | Aberglauben aus Masuren mit einem Anhange enthaltend Masurrische Sagen und Märchen |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przy samym już urodzeniu ciemne tajemnicze siły zagrażają życiu człowieka, albo mu sprzyjają. Kto się urodzi w niedzielę, uposażony bywa w piękne dary, a obok tego posiada zdolność widywania duchów. Przyjście na świat we wtorek wiąże się z przeznaczeniem do łotrowstwa, w sobotę do obłudy i pożądliwości. Urodzenie w piątek i chrzest w niedzielę zapewniają ten sam skutek, co i urodzenie w niedzielę. (Krolczyk)[1].
Rozmaite niebezpieczeństwa grożą noworodkowi zaraz w pierwszych chwilach życia jego. Praktykują jeszcze swoje złośliwe rzemiosło koboldy, które często porywają dzieci i na ich miejsce kładą podrzutki. Kotom nigdy nie trzeba ufać. Niedobry wzrok może dziecko uczynić nieszczęśliwym na całe życie. Dawniej używano jakoby strzałek piorunowych jako amuletów. Obecnie głównym środkiem jest stal, którą się kładzie do kołyski, są wszakże w użyciu i medaliki srebrne, pierścionki, monety złote i czerwone wstążeczki, albo kładzie się dziecku śpiewnik pod głową[2]. Obcym wcale się dziecka nie pokazuje.
Stal usuwa się od dziecka wtedy dopiero, gdy już będzie ochrzczone. (Wielbark).
Dzieci, które się urodziły w czepku, są dziećmi szczęścia. Czepek należy wysuszyć i starannie przechować. Trzeba go dziecku dać do chrztu, by na czepek niejako przeszedł wpływ uświęcający chrztu. Kto go nosi przy sobie, temu zapewnia skutek pomyślny w najtrudniejszych i najbardziej zawiłych przedsięwzięciach.
Pępowina odcięta suszy się i także się przechowuje; kiedy dziecko po raz pierwszy idzie do szkoły, kładzie mu się ją w zanadrze; wtedy będzie dobrze się uczyło.
Przed chrztem nie można suszyć na dworze pieluch ani ubrania dziecka.
Chrzest dziecka Mazurzy możliwie przyśpieszają, aby go djabeł nie dostał w swoje szpony, i w razie przedwczesnej śmierci nie musiało być pogrzebane pod płotem. Jeżeli dziecko umiera przed chrztem, pogrzeb odbywa się w godzinach wolnych od zajęć. W czasie pomiędzy narodzinami i chrztem nie wolno prząść. Wystrzegają się także wypożyczania czegokolwiek w tym czasie, ażeby dziecko, gdy dorośnie, nie było zbyt rozrzutne.
Jeżeli dziecko ma się dobrze hodować, położnica nie powinna go karmić, dopóki nie będzie ochrzczone[3].
Zdarza się tu i owdzie, że noworodkowi, skoro tylko przyjdzie na świat, rodzice nadają imię, którego potym nie można już zmienić[4]. Gdzie to nie jest w użyciu, tam znów wystrzegają się, żeby się nie zdradzić przed chrztem z wybranemi imionami. Trzyma się je wobec każdego w głębokiej tajemnicy i nawet proboszczowi oznajmia dopiero w kościele, ażeby dziecko nie otrzymało skłonności do gadulstwa na drogę życia[5]. Od wyboru imienia wiele zależy; jeżeli dziecko umrze, albo jeżeli kilkoro już umarło, oczywiście było temu winne imię źle wybrane. Przy następnych chrzcinach zachowuje się już z większą ostrożnością i dla zupełnej pewności wybiera się często imiona Adama i Ewy[6].
Pomyślność dziecka zależy także od samych rodziców chrzestnych i ich zachowania się. Należy mieć baczność na to, aby na rodziców chrzestnych wybierać osoby porządne, które nadto powinny tak się urządzić, iżby po przywdzianiu stroju odświętnego do ceremonji nie załatwiały już przed ceremonją żadnych potrzeb, a to dlatego, żeby dziecko nie zanieczyściło pieluszek i pościeli. (Wały, Dąbrówno). Rodzice, którym się dzieci nie chowają, zapraszają zwykle dziadów szpitalnych na rodziców chrzestnych, żeby się chowały dzieci, które jeszcze mają być chrzczone[7]. Zaręczeni nie powinni trzymać razem do chrztu, gdyż w takim razie rozchwieje się ich małżeństwo. (Dąbrówno).
Po drodze do kościoła chrzestni nie powinni się oglądać ani przystawać, inaczej dziecko będzie też niezdatnym gapiem (Dąbrówno). Podczas obrządku chrztu chrzestny nie powinien odrywać myśli swoich od aktu tego; jeżeli jest roztargniony, może to chrzestniakowi bardzo zaszkodzić; gdy np. myśli o marze lub o wilkołku, dziecko będzie miało naturę mary albo wilkołka. (Olsztynek). Podarunek chrzestnych, który zawsze stanowią pieniądze, w domu pospolicie oddaje się dziecku; muszą to być srebrne pieniądze, gdyż inaczej mogłaby się dziecku stać szkoda największa[8]. Razem z podarowanemi pieniędzmi zawija się zwykle nieco okruszyn chleba, ażeby dziecku nigdy go nie zabrakło. Dziewczynce dodaje się zazwyczaj do tego igłę, aby z czasem była pilna; chłopcu — zatemperowane pióro kanarka, aby był dobrym pisarzem, i inne temu podobne rzeczy (Wały). Nieodzownym jest wszakże warunek, iżby chrzestny na podarek swój nie pożyczał pieniędzy, w takim razie bowiem chrzestniak z czasem popadłby w długi. (Olsztynek).
Dzieci, które się urodziły w niedzielę, nie można chrzcić w niedzielę, gdyż otrzymałyby dar niebezpieczny widywania duchów. (Dąbrówno, Wały). Rodzice zazwyczaj uchylają się od obecności przy chrzcie. (Krolczyk)[9]. Dobroczynnych wpływów stali nie można pozbawiać dziecka nigdy, nawet podczas aktu chrztu. Kiedy ma się już nieść dziecko do kościoła, wtedy baba bierze siekierę, kładzie na nią trzy węgle rozżarzone i przez to wychodzi z dzieckiem; jestto najpewniejszy środek zabezpieczający od wszelkiego złego (Dąbrówno)[10]; pomimo tego kawałek stali kładzie się także w pieluchy, albo co czas jakiś dziecku na oczy. (Wały). Kiedy się dziecko wynosi do kościoła, baba powtarza trzy razy „Zabieram poganina, a odniosę wam chrześcjanina.“ (Olsztynek). Unika się starannie, aby chłopcy i dziewczęta nie były chrzczone tą samą wodą, bo jeżeli dziewczyna będzie ochrzczona po chłopcu tą samą wodą, to wyrośnie jej broda, i odwrotnie, chłopcu nie będzie rosła broda, jeżeli będzie po dziewczynie ochrzczony[11]. Kiedy dziecko płacze podczas chrztu, nie trzeba go huśtać, gdyż nie będzie szanowało ubrania. (Jerutki).
W domach, gdzie się dzieci nie chowają, udając się do chrztu, albo wracając z kościoła, podaje się nowochrzczeńca przez okno. (Dąbrówno, Olsztynek). Po powrocie znów z kościoła do domu, obnosi się nowochrzczeńca trzy razy dokoła stołu; jeżeli się tego nie uczyni, to dziewczynie, a właściwie żonie, będą kiedyś umierali mężowie i zbogaci się przez spadek; odwrotny los czeka chłopca. Jeżeli się z nowochrzczeńcem pobiegnie prędko do matki, to prędko nauczy się chodzić[12].
Kiedy się dziecko przyniesie z kościoła, trzeba je spiesznie rozpowić; jeżeli raźno trzepoce rączkami i nóżkami, to prędko zacznie chodzić. (Dąbrówno). Po powrocie ze chrztu, rzuca się często pieniądz na talerz, co ma zapewniać nowochrzczeńcowi dobry słuch i łatwą w przyszłości naukę.
Pierwszą znalezioną na głowie dziecka wesz spotyka ten zaszczyt, że bywa wrzucana do kotła i tam ginie; jeżeli aktowi rozgniatania towarzyszy trzask wyraźny, będzie kiedyś z dziecka dzielny śpiewak[13].
W pierwszym roku życia nie można dziecku ucinać ani czesać włosów; czesać można w ostateczności szczotką. Skoro się tego nie przestrzega, dziecko umrze.
Dzieci, u których widocznie występuje ponad nosem żyła poprzeczna od jednego oka do drugiego, nie żyją długo.
Odstawianie dzieci musi się odbywać w odpowiedniej porze. Nie należy odstawiać, kiedy ptaki odlatują, bo dziecko ucieknie i nie będzie miało spokoju; ani także kiedy układają stogi siana, bo dziecko ucieknie i skryje się. Musi to nastąpić pod dobrym znakiem niebieskim (Wały).
Odstawia się dzieci, kiedy się zjawiają ptaki przelotne; w takim razie dziewczęta będą miały licznych kiedyś wielbicieli, chłopcy będą mieli szczęście u dziewcząt. Jeżeli odstawienie nastąpi podczas odlotu ptaków, dziecko nie będzie stateczne. (Olsztynek).
Kiedy matka ma odstawić dziecko, czeka, aż zaczną dzwonić w kościele; wtedy siada na kamieniu i daje dziecku pierś po raz ostatni. Pora odlotu ptaków uchodzi za przyjazną, pora zaś przylotu wogóle za nieprzyjazną. W pierwszym przypadku dziecko prędko piersi zapomina. Ze wszystkich dni najprzyjaźniejszym do odstawienia jest dzień św. Jana (Dąbrówno).
Pospolicie obiera się północ do odstawienia dzieci; wtedy wszystko spoczywa we śnie słodkim, i dziecko będzie się dobrze hodowało. (Olsztynek).
Nie wolno przestąpić przez dziecko, bo się nie będzie hodowało. Niekiedy wszakże dzieci podnoszą lekkomyślnie nogę nad leżącym młodszym dzieckiem, mówiąc przytym: „Członki nie rośnijcie.“
Nie należy pozwalać, żeby dziecko chodziło z jedną nóżką nieobutą; takie dziecko nigdy się nie dorobi kawałka chleba.
Gdy dziecku wypada ząb mleczny, nie powinno go rzucać byle gdzie, lecz koniecznie na piec, mówiąc przytym:
Myszka, myszka,
Para braciszka,
Na gnaciany,
A daj żelazny!
Elementarz kupuje się podrastającemu dziecku z pieniędzy od rodziców chrzestnych. (Wały).
Szczegółowy opis zwyczajów weselnych u Mazurów z okolic wschodnich zawdzięczam niejakiemu panu Bercio, który dawniej był tam nauczycielem, później zaś, osiedliwszy się w Kurkach pod Olsztynkiem, gdzie niedawno umarł, miał sposobność dokładnego pochwycenia zachodzących tu i tam różnic. Podaję tu najpierw opis jego, a następnie przejdę do poszczególnych zwyczajów zabobonnych.
Swat, człowiek starszy, cieszący się zaufaniem i przyzwoity, udaje się w niedzielę wierzchem z głową kapusty — swaty odbywają się najczęściej na jesieni — do domu dziewczyny, o którą ma się oświadczyć. Daje swojemu koniowi albo wołowi napocząć tej głowy kapusty, następnie wchodzi do domu, i przywitawszy się, zaczyna rozmowę, podczas której pokazuje uszkodzoną głowę kapusty i mówi: „Była u nas koza, czy sarna w ogrodzie, głowa kapusty została uszkodzona; szedłem aż dotąd po tropie i chciałbym tę sarnę zobaczyć.“ Kiedy to powie, wiadomo już o co chodzi. Dziewczyna, którą swat ma na myśli (i która między innemi później darowuje zwykle swatowi nową koszulę), ucieka na strych, przyodziewa się strojniej, i wtedy dopiero wywołują ją stamtąd. Z nią też swat rozmawia o uszkodzeniu kapusty. Potym wyłuszcza wprost rodzicom (dziewczęta bowiem nie mają w tym głosu), o co mu chodzi. Skoro rodzice zrobią mu nadzieję, przychodzi za tydzień z narzeczonym. Wówczas naradzają się co do zaręczyn, posagu i zapowiedzi, a skoro już zapowiedzi wyjdą, wtedy niełatwo zerwać zaręczyny. W niedzielę przed weselem narzeczeni muszą przystępować do Komunji, narzeczona w wianku ślubnym, żeby każdy odrazu widział, że to narzeczona. Wszystkie wesela w okolicach Margrabowej, Łeka itd. obchodzą się w piątek (w Kurkach na granicy warmińskiej, gdzie nie zachowują albo nie uwzględniają postów katolickich, zwyczaj ten nie bywa przestrzegany). Zaprosiny załatwiają się w niedzielę przed weselem. Przyjaciół i sąsiadów z tej samej wsi zaprasza t. zw. proszek, zamiejscowych zaś jeden lub dwóch drużbów. Rolę proszka bierze zazwyczaj na siebie ktoś z krewnych, często członek rodziny, należący do jakiego cechu rzemieślniczego i załatwia czynność swoją pieszo. Drużbą bywa młodzieniec, który, przystroiwszy się suto we wstążki, objeżdża z zaprosinami po wsiach sąsiednich. Koło godziny 10-ej przed południem zbierają się goście w domu weselnym, gdzie ich przyjmują muzyką, a drużbowie spotykają z piwem. Skoro się goście zebrali, podaje się małe śniadanie, najczęściej kiełbasa, później zaś nauczyciel miejscowy powinien mieć przemówienie do narzeczonej (w Warmji, jak również w okolicach najbliższych Mazurów, np. w Kurkach, czynność tę pełni drużba); śpiewają także przytym pieśni. Gdy potym trzeba już jechać do kościoła, sadzają narzeczoną i swachnę (matkę narzeczonej) obok siebie na jednym wozie, przed niemi zaś druchny. Na wóz biorą spory zapas placka już pokrajanego i po drodze rzucają ludziom kawałki. W karczmie wsi kościelnej zatrzymują się, a także tańczą, dopóki się dzwony nie odezwą. Stąd do kościoła korowód udaje się pieszo. Po ślubie idą znów do karczmy i tam piją i tańczą, a później siadają na wozy i jadą do domu, ale nie wprost do domu weselnego, w którym już przygotowuje się obiad, i który przeto musi być wolny, lecz do domu swachny, gdzie się pije gorzałkę, piwo, je się ciasta i tańczy się. Skoro tylko obiad w domu weselnym gotów, proszek przychodzi do domu swachny, wchodzi do izby i kijem uderza o belkę, wobec czego muzyka milknie, i każdy pozostaje na tym samym miejscu, gdzie się znajdzie w tańcu. Natenczas proszek powiada: „Ojciec weselny, matka weselna i państwo młodzi kłaniają się i proszą oraz i zaraz przyjść do domu weselnego.“ Potym zawraca się, za nim podąża muzyka i goście weselni parami. Na spotkanie korowodu wychodzą drużbowie z piwem z domu weselnego. Potym następuje obiad; przed obiadem i po nauczyciel odmawia modlitwę, śpiewają przytym także niektóre pieśni. Panna młoda zajmuje miejsce za długim ciężkim stołem, tak iż trudno się do niej dostać i po skończonym obiedzie miejsce to opuszcza niedobrowolnie, lecz chłopcy wyciągają ją zza stołu z „grona dziewcząt” (zwyczaj ten bowiem ma pewne symboliczne znaczenie), często z pewnym wysiłkiem. Skoro im się to uda, wtedy panna młoda zaprasza każdego z gości mężczyzn do tańca i tańczy po kolei ze wszystkiemi. Jestto taniec panny młodej podczas którego muzyka bywa osobno opłacana. Nad wieczorem, często bywa to już noc późna, podaje się gęś pieczona, już rozebrana na części. Po tym posiłku roznoszą się pieczone gęsi nierozebrane i strucle; każda gęś i każdy strucel pokrajane na cztery części, i każdy gość ma prawo zabrać taką ćwiartkę z sobą do domu dla tych z rodziny, którzy musieli zostać w domu. Następnego dnia, w sobotę, o godzinie 10-ej przed południem drużba musi być znowu na stanowisku. Zabiera z sobą muzykę i chodzi od domu do domu, aby znowu zebrać gości znużonych dniem wczorajszym. Ci ubierają się i idą za nim. Skoro się już zbierze pewna liczba osób, wtedy w każdym domu, do którego wstępują i z którego zabierają gościa weselnego, chwilę potańczą i popiją. Gromada powiększa się coraz bardziej, aż wreszcie wszyscy goście z drużbą na czele przybywają znowu do domu weselnego. Tego dnia najbardziej szanownym kobietom podaje się coś szczególnego: wódkę z miodem. Skoro one zjedzą, wypiją i omówią, co należało, wtedy wkładają młodej mężatce czepek na głowę. Po tej ceremonji biorą ją do swego grona, prowadzą do izby, gdzie tańczą, i tam młoda tańczy z niemi. Tym sposobom „zostaje ona przyjęta do grona kobiet;” ceremonję tę nazywają cepić (tj. czepić). Trzeciego dnia, w niedzielę, panna młoda jedzie do domu pana młodego. Goście zbierają się przed obiadem w domu weselnym, gdzie jedzą śniadanie. Sąsiedzi zajeżdżają wielkiemi czterokonnemi wozami, na które kładzie się to, co panna młoda dostaje w posagu, a także siada na nie tylu z gości krewnych i dobrych znajomych, ile miejsca starczy na wazach, i tak orszak jedzie do domu pana młodego. Tu wysiadają i resztę niedzieli, a także poniedziałek spędzają przy udziale sąsiadów pana młodego. (Margrabowa, Łek).
Do stroju proszka należą szczególnie kolorowe wstążki i kwiaty papierowe przy czapce, oraz dwie chustki kolorowe, jedna czerwona, druga żółta, na obu ramionach; nie obchodzi się także bez długiego bata, z którego mocno trzaska, zajeżdżając przed dom i odjeżdżając od domu tych, których zaprasza. Rzeczą proszków sprowadzać gości, podawać na stół misy, baczyć, ażeby każdy miał jedzenie i żeby dzbany były pełne. Oni także zbierają składki na muzykę i dla panny młodej. Najczęściej proszkiem bywa brat pana młodego lub panny młodej. Goście przynoszą z sobą na wesele ciasta, niekiedy także mięso; skoro wypiją wódkę, muszą się starać o więcej. Po weselu cały orszak obchodzi domy poszczególnych gości i u każdego przyjmuje ugoszczenie. Chłopcy i dziewczęta biorą się przytym za ręce i skaczą przez gościniec. Porządne wesele musi trwać przynajmniej trzy dni. (Jerutki).
Na Mazurach, zarówno jak na Litwie, drużba przystrojony odświętnie wjeżdża na konin do domów i izb zapraszanych i ze swojej żywej mównicy wygłasza dobrze wyuczoną formułkę zaproszenia. W dzień wesela on przyjmuje gości i musi podjąć się niełatwej zaiste czynności wznoszenia przy stole zdrowia każdego z gości z odpowiednim przemówieniem. Każdy jednak z obecnych, któremu ten zaszczyt przypada w udziale, powinien pod każdym względem godnie na to odpowiedzieć. Zbytecznie byłoby zaznaczać, że wśród tych okoliczności w bród bywa jadła i napoju; ucztowania nie kończą się pierwszego dnia, lecz trwają tydzień do dwóch tygodni, stosownie do liczby zaproszonych gości, którzy prześcigają się w tym, aby ulżyć gospodarzowi. Towarzystwo przechodzi mianowicie od domu do domu i w każdym bywa ugaszczane dzień cały. W celu powiększenia przyjemności przez zmianę, często przebierają się, przyczym nie brak naśladowania postaci i głosów zwierząt. (Drygały w powiecie Jansborskim).
Podczas wesela panuje niepohamowana wesołość. Wesele przechodzi hucznie. Dziewczęta hałasują i krzyczą ze szczerej radości, aż poczerwienieją jak wiśnie. Główną rolę odgrywają naturalnie drużbowie, jadący na czele orszaku. Gdy, wracając do domu, przyjadą do pierwszego mostu, woźnica wiozący pannę młodą zatrzymuje się; ma to znaczyć, że się koło złamało. Natenczas śpiesznie składają pieniądze na sprawienie koła. Skoro już każdy wniósł swoją składkę, znów pędzą co koń wyskoczy. Drużbowie śpieszą, jak można najprędzej, do domu weselnego, biorą tam bochenek chleba, zawijają go w obrus i wynoszą na spotkanie młodej. Ta przyjmuje ten dar, jako znak, że nigdy jej w życiu nie zbraknie chleba. Młodą oprowadzają zaraz dookoła pieca trzy razy, żeby nie mogła uciec od męża. Panna młoda przez stół robi podarek dziewosłębowi, przyczym przemawia w te słowa: „Panie swacie, wychodzę przed ciebie, bo jestem przez ciebie proszona. Dziś jest dzień części twojej, bo chciałabym ci przynieść mały podarek; trzymaj podarek mocno, jak drzewo gałęzie, jak dzwon swój dźwięk, jak woda swój bieg, jak księżyc swój blask; po roku musisz być znów moim najmilszym swatem.“ Tak uczczony swat odpowiada: „Za podarek składam dzięki, schowam go w szafach swoich, będę go miał w poszanowaniu i swoją pannę młodą poprowadzę z prawej strony. Muzykanci, vivat, niech żyje!“ Na pierwszym drużbie leży obowiązek zabawienia godujących wynurzeniem poetycznym. W przekładzie brzmi ono tak mniej więcej[14]:
„Na tym weselu zebraliśmy się liczni goście; niechże serce każdego odpędzi wszelki smutek i zanuci pieśni radości. Od piosenki do kieliszka nawołuje dziś towarzystwo. Vivat! dopóki butelka pełna, nasza kompanja vivat! Młoda paro! Ty, panie młody! Dla dogodności swojej wziąłeś sobie miłą. To też ci nie zazdroszczę, mój bracie, żyj z nią wesół w swojej chacie; mnie miły dziś kieliszek. I ja w swoim czasie stanę przy Kachnie, dziewusze mojej. Chcę się tylko nieco pokrzepić, żebym nie zmylił ścieżki. Ty, panno młoda, wypij prędko: kto smaruje, ten jedzie. Wózek małżeństwa waszego nie wywróci się, chociażby wjechał w kałużę. Wypłucze się i pojedzie dalej, jeszcze prędzej w kolejach. Więc smarujcie wóz pijąc! Nie śpijcie dziś, jeno tańczcie; pójdziemy skokiem za wami. Ej, zagrajcie wy, grajkowie i oracze, kiedy macie uszy i nogi. O, srebrnik za fatygę, oto rzucam go z brzękiem do szklanki! Grajcie więc nam bez troski!“[15].
Przy wyborze dnia, w którym ma się odbyć wesele, zwraca się zazwyczaj uwagę na znaki niebieskie. Pod znakiem Raka nie należy się poślubiać, żeby gospodarstwo nie szło na wspak; tak samo podczas ubywania księżyca, żeby gospodarstwo nie upadło. Najulubieńszym na ten cel dniem tygodni, tam, gdzie nie pozostały ślady wpływu katolicyzmu, jest piątek[16].
Odmienne zapatrywania na dzień najbardziej dla wesela przyjazny podane już były wyżej.
Gdy dwie córki w jednym dniu za mąż wychodzą, sprowadza to nieszczęście na młode małżeństwa.
Środek na miłość. Skoro zakochany albo zakochana napotka dwie żaby w chwili parzenia się, powinien podczas tego aktu przekłuć je igłą. Z tą igłą chłopiec zbliża się do ukochanej dziewczyny (albo dziewczyna do chłopca) i spina nią, chociażby na chwilę tylko, swoje ubranie z ubraniem ukochanej osoby. Od tego czasu należą już z pewnością do siebie. (Dąbrówno).
Przywdziewając strój weselny, panna młoda starannie unika barwy czerwonej, która groziłaby niebezpieczeństwem pożaru. Do trzewika wkłada pieniądz. (Jerutki). Ze względu na prognostyk nie wdziewa na siebie nic pożyczanego. (Dąbrówno).
Przed ślubem panna młoda powinna zażądać od pana młodego pieniędzy i zabrać je z sobą do kościoła, schowawszy do prawej pończochy. Jak teraz będąc narzeczonym, tak później zostawszy mężem, nie odmówi jej pieniędzy, i nigdy ona ich nie wyda zupełnie. Z tego samego względu narzeczony powinien także mieć przy sobie pieniądze podczas ślubu. (Dąbrówno).
Panna młoda wplata sobie do warkocza srebrnik i tak idzie do ślubu. Po ślubie kupuje za to wódki i wypija, żeby mąż nigdy nie pił więcej niż za srebrnik. (Wielbark).
Przy wychodzeniu do ślubu, a także przy udawaniu się kobiet do kościoła, musi być na progu położona siekiera ostrzem na zewnątrz.
Do wozu państwa młodych zaprzęga się siwka, żeby dzieci zrodzone w małżeństwie nie umierały[17].
Nieżyczliwi ludzie, których nie zaproszono na wesele, chcąc się za to zemścić, puszczają na drogę idącym albo jadącym do kościoła państwu młodym dwa koty, związane razem ogonami, albo rzucają za niemi miotłę. Sprowadza to gwary i kłótnie w małżeństwie. (Dąbrówno).
Jeżeli się widzi orszak weselny, powracający z kościoła, i złapawszy wtedy kota za ogon, przeciągnie się go wpoprzek przez drogę, w takim razie muszą się wszystkie wozy na tym miejscu wywrócić. (Olsztynek).
Jazda do kościoła musi się odbyć bez przerwy, ażeby później w małżeństwie nie było żadnych przeszkód. (Tamże).
Jeżeli państwo młodzi nie pochodzą z tej samej wsi, w takim razie jadą do kościoła nie razem, lecz każdy ze swojego domu osobno; przy kościele pan młody czeka już na pannę młodą. W kościele po odśpiewaniu: „Moja nadzieja jest mocna,“ swat prowadzi do ołtarza pana młodego, a później pannę młodą, która się mocno temu opiera[18].
Kto koty dobrze karmi, ten ma na ślub pogodę. (Olsztynek)[19].
Narzeczeni nie biorą nigdy ślubu wobec otwartego grobu, lecz czekają, aż pogrzeb przejdzie, zwyczaj, który coraz bardziej znika tam, gdzie powstają specjalne miejscowe pogrzeby, tak zwane mogiły[20].
Podczas aktu ślubu panna młoda powinna panu młodemu nastąpić na nogę, albo uklęknąć na jego ubraniu, albo przy braniu się za ręce położyć swoją rękę na wierzchu; wtedy ona panuje w małżeństwie; jeżeli to samo uda się panu młodemu, wtedy panuje on. (Działdowo, Dąbrówno itd).
Podczas ślubu panna młoda nie powinna puszczać ręki pana młodego; inaczej rozejdzie się małżeństwo. (Wielbark).
Jeżeli przy zmianie pierścionków jeden z nich upadnie na ziemię, oznacza to nieszczęście, mianowicie niezgodę. (Działdowo).
Jeżeli panna młoda zgubi pierścionek, oznacza to wielkie nieszczęście. (Dąbrówno).
Po ślubie państwo młodzi baczą na to, żeby odchodząc od ołtarza być zwróconemi ku sobie; nie zależy im na tym, że panna młoda, która podczas ślubu stoi po prawej stronie, znajdzie się wówczas po lewej. (Jerutki).
Po ślubie, gdy się odchodzi od ołtarza, panna młoda powinna się postarać o to, żeby pan młody obszedł ją, co wróży w małżeństwie szczere przywiązanie i stałą usłużność ze strony pana młodego. (Dąbrówno).
Podczas ślubu zwraca się baczną uwagę na świece. Jeżeli jedna pali się ciemniej, oznacza to chorobę, jeżeli jedna zgaśnie, to śmierć tego mianowicie z młodej pary, po czyjej stronie świeca zgasła. (Działdowo, Olsztynek).
Jeżeli panna młoda przy ślubie blado wygląda, to wkrótce umrze. (Olsztynek).
Nowożeńcy po powrocie z kościoła muszą się napić do połowy, z jednego kieliszka, ażeby jedność była w małżeństwie. (Wielbark).
Gdzie się dużo tłucze, tam się szczęści; z tego powodu na weselach często umyślnie tłucze się dużo butelek, garnków, misek i szklanek. (Dąbrówno).
U katolików w polskiej okolicy Warmji wysyłają zazwyczaj zaraz po weselu pannę młodą z domu i przytym za odjeżdżającym młodym małżeństwem uderzają kijami sosnowemi.
Kto z nowożeńców pierwszy zasypia na łożu ślubnym, ten pierwszy umiera[21].
W celu dowiedzenia się, kto pierwszy umrze z nowożeńców, pisze się imiona ich jedno obok drugiego. Przy każdej literze tego szeregu wymawia się naprzemian imiona: Adam i Ewa; jeżeli na ostatnią literę wypadnie Adam, mąż umrze pierwszy.
Wyżej już była wzmianka, że zbliżającej się do domu mężowskiego pani młodej wychodzą na spotkanie z chlebem. Oprócz tego niosą przed nią do nowego domu chleb i sól, co zresztą jest w użyciu przy każdej zmianie mieszkania. Gdzieindziej znów młodej pani, wchodzącej do własnego domu, daje się chleb, sól i pieniądz; trzy te przedmioty powinna starannie przechowywać. (Lubajny).
Placek i piwo powinny być wyniesione na spotkanie pani młodej aż do granicy wsi; czego nie zjedzą nowożeńcy, rzuca się ubogim. Kiedy panna młoda powraca z kościoła, drużbowie biorą garnek, napełniony zbożem wszelkiego rodzaju i innemi artykułami żywności, niosą go na spotkanie nadjeżdżającego wozu i rzucają je pod koło. Ofiarowuje się to nowożeńcom. (Olsztynek).
Jeżeli mężowi umarło kilka żon zrzędu, zdarza się, że następna potym żona wprowadza się do jego domu nie przez drzwi, lecz przez okno.
Prastarym zwyczajem pani młoda oprowadza się trzy razy dokoła ogniska nowego domu. Już w XVI wieku wspomina o tym Hieronim Meletius, opisując zwyczaje dawnych Prusaków[22].
Na weselach i innych uroczystościach niewolno świecić pod stołem świecą, powstają bowiem kłótnie i bójki. (Wielbark).
Wianek ślubny przechowuje się starannie, gdyż oddaje wielkie usługi przy leczeniu bydła. (Dąbrówno).
Jeżeli jedno z małżonków zgubi obrączkę ślubną, będzie nieszczęście[23].
Sól rozsypana wróży kłótnie i nieporozumienia w małżeństwie.
Położnicy kładzie się stal pod łóżko, aby ją zabezpieczyć od czarów. (Olsztynek).
Jeżeli się przeprowadza do całkiem nowego domu, pierwszą wchodzącą tam istotą nie powinien być człowiek. Wtedy śmierć na swój łup czyha; kto pierwszy wejdzie, pierwszy padnie jej ofiarą. Z tego powodu zazwyczaj rzucają najpierw psa, albo kota do izby. (Dąbrówno).
Przed wprowadzeniem się do nowo wybudowanego domu, zabija się zwierzę np. kurę i obnosi się ją po wszystkich izbach. Jeżeli się tego nie przestrzega, wkrótce ktoś z domu umrze. (Olsztynek).
Kiedy się zmienia mieszkanie, trzeba do nowego mieszkania wnieść przedewszystkim chleb, stół i pieniądze. Sen, który się ma pierwszej nocy na nowym mieszkaniu, spełnia się. (Dąbrówno).
Najprzyjaźniejsza pora do zmiany mieszkania lub obowiązku jest podczas przybywania księżyca albo pełni. Podobnie jak przybywa księżyca, tak samo wzrasta błogosławieństwo domu. Stąd wprowadzania się odbywają się zazwyczaj w tej porze.
Dni, w które wypada parzysta data miesiąca, uchodzą powszechnie za nieszczęśliwe; w te dni nie należy się przeprowadzać. (Dąbrówno).
Kiedy się łóżko ściele na noc, nie odkrywa się pierzyny przed pójściem spać, gdyż inaczej duch się położy do łóżka. (Dąbrówno).
Trzeba spać zawsze na prawym boku: wtedy aniołowie strzegą śpiącego. (Dąbrówno).
Gospodarstwo zasadza się przedewszystkim na urodzaju plonów polnych i hodowli bydła. Wiele sposobów zabobonnych używa się w celu, żeby się bydło i konie pomyślnie hodowały, żeby ziemia wydawała plon obfity, żeby chwasty wyplenić ze zboża, pszenicę i jęczmień uchronić od żarłoctwa ptaków. (Działdowo).
Chłop zwozi nawóz przeważnie podczas przybywania księżyca i roztrząsa natychmiast pierwszą kupę, gdyż inaczej robactwo dostanie się do zboża. (Wały).
Nie zdołaliśmy zebrać u Mazurów żadnych innych przepisów co do pogody, prócz następujących: Kiedy pewne zwierzątka pełzną z włosów na uszy, jest to nieomylną zapowiedzią deszczu. (Jerutki).
Z wielką przezornością rzuca się pierwszy zasiew w ziemię. Jeżeli się ktoś odważy iść we dnie na rolę i siać, wtedy każdego, kogo napotka, omija bojaźliwie, żeby nie być zmuszonym do rozmowy. Wielu udaje się w pole o północy, i rzucają nasienie, rozebrawszy się do naga[24].
Pora odpowiednia do zasiewu ściśle się oznacza. Pszenicy nie należy siać ani we dnie, ani w nocy, lecz we środę (!); w takim razie wróble nie będą jej jadły. (Wały).
Nie sieje się podczas zmiany księżyca, gdyż wtedy zmieniają nasiona, np. z nasienia brukwi robi się nasienie gorczycy.
Nie sieje się i nie sadzi pod znakiem Raka i Niedźwiadka, jako robaków, gdyż w takim razie robactwo plon opadnie; sieje się i sadzi pod znakiem Lwa, Byka, Panny, ażeby wszystko było silne i mocne. (Olsztynek).
Kto przy siejbie używa płachty, którą uprzędła i utkała dziewczyna niekonfirmowana, temu się siejba powiedzie. Takiej płachty nikt nie wypożycza, gdyż tym sposobem oddałby swoje błogosławieństwo. (Olsztynek).
Nie należy kłaść na stół nasienia, które się ma siać, gdyż nie wzejdzie. (Olsztynek).
W supełek od płachty zawiązuje chłop chleb i pieniądze i zostawia je tam podczas siejby. Zapewnia to urodzaj. (Lubajny). Gdzieindziej zawiązuje się pieniądz srebrny, chleb, sól i koper. (Olsztynek).
Jeżeli chce się mieć następnego roku wydajny plon z oziminy, trzeba posiać najpierw kłosy wieńca uwitego na okrężne. Przepis ten dotyczy pszenicy i żyta[25].
Gdy się przystępuje do zasiewu oziminy, zdejmuje się wieniec, który od ostatniego okrężnego wisiał u sufitu w sieni, wykrusza się z niego ziarna na stole jadalnym, zawiązuje się osobno w płachcie siewnej i zasiewa się je nasamprzód, ażeby żniwa były pomyślne w roku przyszłym[26].
Według tego, zdaje się, iż mamy do czynienia z nieporozumieniem, gdy inny sprawozdawca powiada: ze snopka okrężnego z ubiegłego roku gospodarz wytrzęsa sypiące się ziarna i zawiązuje razem ze złotym pieniądzem w róg płachty, gdzie przedmioty te pozostają aż do końca zasiewu. Przez to ma się osiągać dobry sprzęt i wysoką cenę za zboże[27].
W czasie zasiewu niewolno pożyczać ognia, gdyż zasiewy nie udadzą się. (Dąbrówno).
W czasie zasiewu niewolno robić ługu z popiołu; w tym czasie unika się także wogóle prania, bo zboże nie obrodzi. (Olsztynek).
Kiedy się w drodze do siejby przechodzi przez płot, przemienia się nasienie; naprzykład z nasienia kapusty będzie nasienie brukwi. (Olsztynek).
Popiół spalony podczas dwunastnicy, przymieszany do małej ilości nasienia zboża, sypie się wiosną i jesienią na rolę na krzyż, przyczym się mówi: „W imię Boga, Ojca, Syna i Ducha świętego.“ Wtedy plon będzie omłotny[28].
Krzyż taki robi się tylko na tym polu, gdzie ma być groch zasiany. (Dąbrówno).
Przed siejbą mieszają nasienie z trzema garściami ziemi z roli sąsiada; ma to wróżyć szczęście[29].
Jeżeli siewca zostawi kawałek roli niezasianej, to umrze w tym roku. Wymieniają kilka osób, którym djabeł spłatał takiego figla z powodu ich roztargnienia. Wobec tego każdy siewca wystrzega się bardzo, żeby się nie przesiać[30].
Przy sianiu żyta mówi się: „Pierwsza garść dla Pana, druga dla mnie, trzecia dla ptaków.“ Ażeby zabezpieczyć od żarłoctwa ptaków pszenicę i jęczmień, te zwłaszcza, które się zasiewa koło domu, rzuca się precz od siebie pełną garść nasienia dla ptaków. (Wały).
Ażeby wyplenić z pola siewnego chwast, zwłaszcza oset zakopuje się na tym polu we czwartek po zachodzie słońca drzazgę z drzewa, w które piorun uderzył. (Wały).
Groch rzadko się udaje; dlatego też należy zachować wiele ostrożności podczas jego siewu. Nie należy siać grochu pod znakiem Niedźwiadka. Trzeba go siać pod znakiem Lwa. Nie wolno dawać ani sprzedawać z nasienia grochu, dopóki się nie zasieje własnego pola, inaczej oddaje się błogosławieństwo. (Olsztynek). O krzyżu z popiołu na polu, przeznaczonym pod groch, była dopiero co mowa.
Nim się posieje groch, trzeba go przepuścić przez piastę koła, ażeby na pole nie napadła mączna rosa. (Olsztynek).
Ażeby na groch nie padła mączna rosa, powinna dokoła pola obejść niewiasta... albo koszulę jej obnieść należy. (Olsztyn.).
Przy zasiewie grochu nie można puszczać wiatrów, gdyż robactwo dostanie się do grochu. (Dąbrówno).
Bób przed zasianiem trzeba trzy razy przesypać przez spodnie. (Dąbrówno).
Nie sadzi się bobu w tym dniu tygodnia, w którym pierwszy śnieg wypadł. (Wielbark).
Kapusty nie należy sadzić pod znakiem Strzelca, lecz pod znakiem Panny i Wag, ażeby się nie rozstrzeliwała, żeby była czysta i miała wagę. (Olsztynek).
Kiedy zagon na kapustę został już wygładzony, kładzie się na nim kamień, w tym mniemaniu, że główki kapusty będą tak twarde jak kamień. W niektórych miejscowościach kładzie się jeszcze pokrzywę pod kamień (Olsztynek).
W wieczór świętojański muszą być okopane conajmniej trzy sztuki kapusty. (Olsztynek).
Ażeby zabezpieczyć kapustę od gąsienic, trzeba wziąć piasku z grobu ostatniego nieboszczyka, ale przytym nie oglądać się i nic nie mówić, i posypać piaskiem tym sadzonkę kapusty (Kurki).
W Kruklankach pewna baba zamówiła kapustę, na której znajdowały się niezliczone gąsienice. Używała ona do tego patelni z rozżarzonemi węglami, kładła na nie zioła silnie pachnące, które przy spalaniu wydawały zapach nieprzyjemny, mruczała przytym nieustannie i robiła rozmaite miny. Jakkolwiek dym rozchodził się tylko na bardzo małą część pola, nazajutrz jednak zniknęły wszystkie gąsienice. Swojej formułki zamawiania nie chciała udzielić nikomu, gdyż, według niej, straciłaby ona moc swoją[31].
Len sieje się na św. Medarda. Ażeby się udał, trzeba tańczyć w noc zapustną albo pojechać na spacer. (Patrz wyżej).
Kiedy pies albo kot zdechnie, trzeba trupa rzucić wysoko przez płot, żeby len wyrósł wysoki. (Olsztynek).
Jeżeli słońce świeci w dzień Nowego Roku, zapowiada to len dobry. (Patrz wyżej).
Nie sadzi się ziemniaków pod znakiem Raka. (Wały)
Ktoś kupował ziemniaki na nasienie. Sprzedający miał ich za wiele, oddał je wszystkie, zostawił sobie wszakże trzy ziemniaki, które zatrzymał w swoim worku. Na zapytanie, dlaczego tak postąpił, powiedział kupującemu: „Nie sadziłem jeszcze ziemniaków, tym sposobem mogłyby przejść do pana (to znaczy, że u niego mogłyby chybić, kupcowi zaś obrodzić); gdybym był już coś zasadził, mógłbym bez szkody wysypać wszystkie ziemniaki.” (Magdaleniec pod Niborkiem). Zresztą daje się także słyszeć, że powołują się na ukończenie siewu.
Co się tyczy okrężnego, następujące notatki mogą się wzajemnie uzupełniać. Pierwsza dotyczy powiatu Szczycińskiego. U chłopów okrężne następuje po większej części tylko po sprzęcie żyta, co się już przez to objaśnia, że tylko nieznaczna część chłopów uprawia pszenicę. Żyto żną mężczyźni i kobiety sierpem (brakiem uszanowania wydaje się im przystępowanie do darów bożych z kosą). Kupkę kłosów, tyle mniej więcej, ile za jednym zamachem można ściąć sierpem, zostawia się w końcu na pniu. Po skończonej robocie stają dokoła niego żeńcy i śpiewają pieśń pobożną. Wybierają się najpiękniejsze kłosy układają w równiankę i przystrajają kwiatami. Ta ze żniwiarek, która najpierw ukończyła swój zagon, zanosi równiankę do domu. Po drodze do domu śpiewają pieśń świecką, najczęściej żartobliwą, którą zarówno, jak samą równiankę, nazywają plonem; przytym uważają na to, żeby do domu zbliżać się śpiewając. Ci, którzy nie byli na polu, na powitanie oblewają ich z różnych kryjówek wodą. Mężczyźni zaciągają niektóre z dziewcząt pod studnię i z wiadra oblewają je wodą. W domu podaje się najpierw wódkę i placek, potym obiad, przy którym oprócz innych potraw nie powinno brakować klusek z makiem: u zamożniejszych bywają też tańce. Zboże z równianki wysiewa się jesienią. (Jerutki).
Podobnież w powiecie Szczycińskim jest we zwyczaju, że żeniec stojący na przedzie wiąże stojącemu na końcu snop ostatni, który nazywają pępem i dokoła którego na rżysku ostatni żąć musi, nie zacinając pępa. Zmuszają go także, żeby się przeczołgał przez pęp. Dziewczyna, której nie oblano wodą, bywa zasmucona, gdyż ominął ją zaszczyt. Na okrężnym podaje się także czernina z kluskami: kasza na gęsto z miodem. Przy tej uczcie niewolno mówić „Ojcze Nasz,“ bo umrze ktokolwiek w następnym roku. Odmawiają inne modlitwy i śpiewają pieśni nabożne. (Wały).
Ostatni snop zostawia się w polu niezżęty, żeby myszy nie dostały się do sąsieków. (Olsztynek).
Z okolic mazurskich, położonych bardziej na wschód, pochodzi następujące sprawozdanie: Na Mazurach żniwiarze wybierają najdłuższe i najpiękniejsze snopy i podają je podbieraczom, którzy stojąc w kole i śpiewając pieśni: „Jedyny Pan na wysokości niech będzie pochwalony,” splatają je w wieniec okrężny w kształcie korony i przystrajają we wstążki i kwiaty. Wieniec uwity bierze główny żniwiarz na swoją kosę i idzie na czele pochodu, utworzonego przez wszystkich żniwiarzy. Nim pochód dojdzie do wsi albo do dworu, do którego żniwiarze należą, po drodze śpiewają różne pieśni, aż wreszcie zanucą plon, pieśń, w której bardzo żywo wyraża się niecierpliwa nadzieja, że będzie piwo, kluski, mięso i taniec, do którego oczekiwani bywają grajkowie z Łeka. Pieśń ta śpiewa się dopóty, aż wejdzie przodujący żniwiarz z wieńcem okrężnym do domu. Wieniec u chłopów kładzie się na stole jadalnym, u obywateli zaś wnosi się do sieni albo do pokoju. Chłop zawiesza go na belce od pułapu, znajdującej się nad stołem, obywatel na suficie w sieni. Tu wisi wieniec aż do czasu, kiedy nadejdzie pora zasiewów ozimych. Gdy przodujący żeniec zbliży się do domu i wchodzi na schody albo na dziedziniec, przyjmują go oblewaniem wodą czego się także dostaje obficie reszcie żniwiarzy, a nawet państwu właścicielom. Następnie żeńcy gonią oblewających, zazwyczaj dziewczęta, ciągną je do poblizkiego stawu, rzeki albo jeziora i zanurzają pod wodę. Im więcej bywa oblewania i zanurzania, tym pomyślniejsze mają być w mniemaniu ludu żniwa w roku przyszłym. Uroczystość ta nazywa się plon, na Litwie zaś, gdzie zwyczaje są prawie takie same, Bectuwis[32].
Podobnież z Mazur wschodnich mamy następującą jeszcze notatkę: Młode dziewczęta starają się nieznacznie oblać wodą mężczyzn, zachodząc ich z tyłu, byleby prędko i zręcznie; a biada tej, która będzie złapaną z niewypróżnionym naczyniem: wtedy nic już nie pomoże, dziewczyna musi obejść wszystkich dokoła, i każdy chłopiec ma prawo żądać od niej pocałunku, którego nie może odmówić[33].
Kiedy się młóci młode żyto, dziewka bierze warząchew, biegnie z nią na klepisko i, rzuciwszy ją tam, ucieka. Jeżeli uciekającą dogoni który z młocarzy, musi wykupić się podarkiem, (najczęściej wódką), jeżeli zaś nie dogoni, wtedy uciekająca powinna dostać podarek[34].
Przeciwko psuciu się w śpichlerzu zboża wymłócon — używa się następującego środka: ścina się na wiosnę zielony kij leszczynowy, i kiedy pierwszy raz zagrzmi na wiosnę, robi się kijem tym znak krzyża nad każdą kupą zboża; tym sposobem zboże trzyma się lata całe. (Kurki).
Kiedy się sprzedaje dobry gatunek nasienia albo coś w tym rodzaju, sprzedający, odmierzywszy kupcowi towar, bierze pełną garść z tego i rzuca napowrót na swoją kupę, albo do swojego worka; ma to zabezpieczać od tego, żeby razem ze sprzedanym dobrem przywiązane do niego błogosławieństwo nie odwróciło się od sprzedającego. Z tych samych względów sprzedawanemu drobiowi ucina się kilka piór i zachowuje się. Jeżeli się jaką sztukę wyprowadza na sprzedaż, trzeba rzucić na nią pełną garść śmieci; ma to oznaczać szczęście i pomyślny skutek. (Dąbrówno).
Nie wolno darowywać ani wypożyczać całego bochenka chleba, żeby błogosławieństwo nie odwróciło się zupełnie od domu. Z uwagi na to zawsze się kawałek odkrawa. (Dąbrówno).
Bydło. W drugie święto Bożego Narodzenia pastuch obłamuje piękne, proste rózgi brzozowe i, wziąwszy je pod pachę, idzie tak przez wieś albo miasto od domu do domu (naturalnie tylko do tych domów, z których bydło pasa) po kolędzie. Każda gospodyni wyciąga mu z pod pachy jedną rózgę, nie gołą ręką, ale pokrywszy palce fartuchem, i kładzie ją na stole, a broń Boże, nigdzie indziej! Później zanosi ją na strych, wtyka w wymłócone na zapas zboże, gałązkami do góry, i zostawia tam aż do Matki Bożej (25 marca). Tego dnia wyciąga rózgę i, nie zatrzymując się i słowa nie mówiąc, (żeby później bydło nie zatrzymywało się i nie ryczało, lecz wprost szło do obory), idzie do obory i wypędza bydło; jednocześnie gospodarz robi siekierą znak krzyża przed wrotami obory i kładzie na progu siekierę. (Olsztynek).
Na Zwiastowanie N. M. Panny (25 marca) bydło po raz pierwszy wygania się w pole i zamawia się przez czarowników, sprowadzanych często zdaleka (patrz wyżej).
Kiedy pastuch po raz pierwszy wygania bydło w pole, żona jego, klęcząc przy wrotach wsi, odmawia rozmaite modlitwy. Zdarzyło się w Napiwodzie, że żona pewnego pastucha, którą wyśmiewano z tego powodu, zaniechała modlitwy; wskutek tego na św. Jana dwa wilki wpadły do obory i rozszarpały dwie karmne świnie i krowę. (Olsztynek).
Przy wyganianiu bydła pastusi mają swoje szczególne zwyczaje, prastare formułki i wiersze, i stanowczo niezbędną jest rzeczą powtarzać je ściśle tak samo, jak za dawnych czasów, w przeciwnym bowiem razie na Walpórga mógłby jeden sąsiad urzec drugiemu krowy, żeby zamiast mleka dawały krew i zmarniały[35].
Kiedy się bydło po raz pierwszy wygania w pole, nie należy prząść[36].
Pastuch zgarnia starannie węgle ze swego ogniska do kupy, żeby mu się trzoda nie rozpraszała[37].
Kiedy mąż wraca z nabytą sztuką bydła do domu, żona przynosi dzbanek wody i oblewa ją wodą od rogów wzdłuż całego grzbietu, od przodu ku tyłowi; mąż zaś jednocześnie oprowadza ją dokoła siebie; robi się tak trzy razy, nim pójdzie do obory. (Olsztynek).
Nowonabyte bydlę powinno przejść do obory przez stal, co zabezpiecza od czarów. (Olsztynek).
Jeżeli nowonabyte bydlę nie może się przyzwyczaić do obory, natenczas obmywa mu się w naczyniu nogi i użytą do tego wodę wylewa się do obory; to pomaga (Dąbrówno).
Jeżeli sprzedawca żałuje później sprzedanej sztuki bydła, nie hoduje się ona u nabywcy. (Dąbrówno).
Należy baczyć na to, jakiej barwy jest łasica, którą się po raz pierwszy widzi. Tej samej maści bydło będzie się hodowało. (Olsztynek). Albo jeszcze inaczej: Jeżeli w oborze gnieżdżą się białe łasice, gospodarz powinien trzymać białe bydło; to samo stosuje się do łasic pstrych, rudych. Przekona się, że mu się takie bydło będzie hodowało. (Dąbrówno).
Jeżeli nabyta sztuka, Świnia np. albo koń, źle jada, to się nazywa: nie poręczyło się. Taką sztukę trzeba sprzedać. Gospodarz stara się, żeby ją nabył sąsiad: przychodzi, prosi i nalega uporczywie i długo. Potym bydlę napewno będzie dobrze jadło. (Wielbark).
Jeżeli komuś sztuka bydła, np. świnia, nie chce się hodować, jeżeli np. nie chce jeść, jak się należy, wtedy sprzedaje się ją raz jeszcze, chociażby pozornie, kobiecie dajmy na to, albo dziecku. Żeby nie uchybić formie kupna, trzeba przytym zapłacić pieniądze i wypić litkup. (Olsztynek, Dąbrówno itd.).
Litkup (wyraz ukuty z niemieckiego Leihkauf, po litewsku margricz) jest to trunek, który się pije przy sprzedaży. Przytym wylewa się resztkę przez głowę poza siebie, żeby kupującemu nabyta sztuka bydła rosła, hodowała się itd.[38].
Kiedy kto wyprowadza z obory sztukę bydła na sprzedaż, powinien wyrwać jej pęczek włosów i zakopać pod żłobem. Ma to oznaczać, że pozostałe bydło nie pójdzie w ślad za sprzedaną sztuką i nie wywiedzie się z obory. (Olsztynek).
Mazur ma szczególne upodobanie do zwierząt bliźniaczych, bo te mają szczęście przynosić. Chętnie płaci on za nie najwyższe ceny[39].
Źrebiętom i cielętom zawiązuje się czerwone tasiemki na szyi dla ochrony od niedobrego wzroku. (Patrz wyżej).
We czwartek trzeba nakarmić konie przed wieczerzą, gdyż w przeciwnym razie będzie je dusiła mara. (Olsztynek).
Na wrotach obory w wieczór przed Trzema Królami, albo w wigilję św. Jana, robią się trzy krzyże, co ma zabezpieczać bydło od czarów. (Patrz wyżej).
Jeżeli w gospodarstwie ginie kilka sztuk bydła, znaczy to, że ktoś je oczarzył. Czary trzeba wykryć i spalić, bo padnie i reszta bydła. W tym celu kopią pod progiem obory, pod wszystkiemi czterema ścianami, a gdy się tam nic nie znajdzie, w samej oborze. W końcu znajduje się żołądek bydlęcy z wielu szpilkami. Gdy się go spali, żadna już sztuka nie padnie więcej. (Wielbark).
Mazurzy unikają zabijania węży, bo to oznacza nieszczęście, szczególnie ma to pociągać za sobą stratę w bydle. Zwyczaj ten, o którym wzmiankuje Pisański[40], wyraźnie przypomina kult węża za czasów pogaństwa.
Wodę, którą się wygładza bochenki chleba przed pieczeniem, dostają świnie, żeby także były gładkie. (Dąbrówno).
W kuble, w którym się zbiera poidło dla świń, trzymają żółwia; przez to świnie będą tłuste. Gdy jednak żółw zdycha, giną także świnie pojone z tego naczynia. (Olsztynek).
Środek przeciwko kolkom u koni. Pociera się konie trzy razy łopatą, którą się chleb sadzi do pieca, i spluwa się trzy razy. Przytym odmawia się pewną formułkę. (Jerutki).
Kiedy bydło podlega urokowi, postępuje się tak samo jak z ludźmi: pociera się pysk (u ludzi twarz) spodniami. (Olsztynek).
Pewna choroba bydła nazywa się żaba. Na targu w Olsztynku stała sztuka bydła napozór zupełnie zdrowa; naraz zaczęła się rzucać na ziemię. Ludzie mówili, że ma żabę. W takim razie bierze się obrus, pokrywa się nim grzbiet bydlęcia i kąsa się grzbiet przez obrus od szyi do krzyża. Tym sposobem żaba ustępuje. (Olsztynek).
Środek przeciwko robactwu w ranach. Jeżeli u zwierzęcia wpadnie robactwo do ran, trzeba udać się przed wschodem słońca do miejsca, gdzie rosną pokrzywy kwitnące o kolczastych łodygach, nagiąć cztery pokrzywy ku sobie, tak, żeby cztery wierzchołki skierowane były na cztery strony świata, i miejsce skrzyżowania ich przycisnąć kamieniem. Przedtym trzeba zmówić „Ojcze Nasz.” Pewien proboszcz uciekł się do tego środka, ale nie zmówił „Ojcze Nasz,“ a jednak także pomogło. Robactwo przepadło. (Wały).
Gospodarstwo mleczne wymaga szczególnej staranności. Jeżeli się chce, żeby się krowa cieliła w dzień, nie trzeba jej w niedzielę wyganiać w pole. (Wielbark).
W dwunastnice pociera się cielną krowę trzy razy grabiami po boku, żeby przy cieleniu się nie dostała bielma. (Olsztynek).
Jeżeli krowa po ocieleniu nie może się oczyścić, należy sprowadzić czystą dziewczynkę, najlepiej ze szkoły, i „ta powinna grabiami krowę trzy razy poskrobać;“ wtedy oczyści się. (Olsztynek).
„Miałam krowę cielną w późnym już okresie, — opowiadała pewna wieśniaczka. — Gdy wypędziłam ją po raz pierwszy w pole, ubodła ją inna krowa; zaledwie przypędzić ją zdołałam do obory, wyciągnęła nogi, i wydawało się, jak gdyby miała poronić. Wtedy wzięłam trzy rodzaje zboża, zeskrobałam nożem trzy razy trochę z łopaty od chleba, trzy razy z koryta i trzy razy z talara, domieszałam do tego trochę nasienia z marchwi, zrobiłam z tego gomułkę i wsadziłam jej do pyska, a musiałam trafić w dobrą godzinę, bo krowa zaraz wstała i teraz jest zdrowa.“ (Olsztynek).
Kiedy się krowa ocieliła, pierwszych dni po ocieleniu się nie należy nic pożyczać[41].
Pierwsze cielę od ciołki, pierwsze masło z jej mleka ofiarowuje się szpitalom, bo to dobry prognostyk.
Dziewczęta, wracając od dojenia krów, nie powinny nieść szkopków z mlekiem bez przykrycia, ażeby czasem ptaki niebieskie nie zajrzały do nich, gdyż w przeciwnym razie mleka ubędzie, i nie będzie się ustawała śmietanka[42].
Jeżeli przy dojeniu razem z mlekiem odchodzi krew z wymion, w takim razie, przynajmniej według zapewnienia Pisarskiego[43], doi się krowy przez otwór strzałki piorunowej.
Jeżeli przy dojeniu razem z mlekiem odchodzi krew, natenczas odlewa się trochę tego mleka do skorupki i stawia się to na płocie. Musi to stać, dopóki nie przeleci jaskółka; wtedy będzie już dobrze. (Olsztynek, Dąbrówno).
Jeżeli mleko zaraz po wydojeniu zsiada się, wylewa się je na trzy progi i uderza się miotłą dopóty, aż wyschnie. Wtedy krowa znów będzie dawała dobre mleko. (Olsztynek).
Mleko, które się zsiada zaraz po wydojeniu, trzeba cedzić przez wianek ślubny; także przy dojeniu kładzie się do szkopka obrączkę ślubną. To pomaga. (Dąbrówno).
Przy zbijaniu masła kładzie się do śmietany pieniądz, pod obręcze kierzanki zatyka się nóż, pod kierzankę kładzie się grzebień. Im brudniejszy grzebień, tym lepsze będzie masło. (Jerutki).
Przy zbijaniu masła bacznie zwraca się uwagę na to, żeby kierzanka nie stała pod belką. (Wielbark).
Pewna kobieta, która pomimo wszelkich usiłowań nie mogła zbić masła, siadła na koń, wzięła kierzankę zawiązaną w prześcieradło na plecy i objechała całą granicę wsi Puchałowa pod Komorową. Rozumie się samo przez się, że gdy wróciła, okazało się, iż ze śmietany zrobiło się masło. Co dziwniejsza, od tego czasu przychodziło jej łatwo zbijanie masła.
Dziewczyna, która ma odwagę rozgnieść dłonią na ziemi niedźwiadka, łatwo zbija masło.
W wieczór św. Jana przed zachodem słońca robi się trzy krzyże na wrotach obory, żeby wiedźmy, które właśnie w tę noc odprawiają igrzyska, nie odebrały mleka; wobec krzyżów, wiedźmy nie mają przystępu. Mleko, odebrane od jednego, wiedźmy dają innemu. Mają one swoich ulubieńców, a kto im składa ofiary, tego też i darzą. Musi być przygotowana szczególna potrawa, którą wiedźmy lubią. Potrawa ta musi w noc świętojańską stać na stole. Jeżeli się nazajutrz rano okaże, że zjedzono ją, natenczas z pewnością można rachować na to, że będzie się miało podostatkiem mleka, ba! nawet z paznogci może mleko wypływać. (Wielbark).
W wieczór świętojański dostają także krowy dla zabezpieczenia od czarów różnego rodzaju zioła, np. tatarak i temu podobne. Rogi i wymiona nacierają się koprem.
W wieczór świętojański zatyka się za odrzwia obory kolendrę i koper, żeby krowy zabezpieczyć od czarów.
Kupujący krowę niech nie zapomni dodać, że kupuje także mleko; najbezpieczniej dać osobny pieniądz za mleko; w przeciwnym bowiem razie krowa nie będzie go dawała. (Olsztynek).
Sprzedając, albo wogóle dając komuś mleko, trzeba je posypać solą; jeżeli się tego zaniecha, czarownica, którejby się to mleko do rąk dostało, miałaby władzę nad resztą mleka tejże krowy i mogłaby je odebrać. (Olsztynek, Dąbrówno).
Drób sąsiada nie hoduje się, gdy się rzuci odarte pierze na miedzę graniczną. (Olsztynek).
O sprzedaży drobiu była już wyżej wzmianka.
Kury sąsiada można zapomocą pewnego obrzędu w noc noworoczną przewabić do siebie. (Patrz wyżej).
Pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem drze się pierze.
W tym samym czasie trzeba drób karmić grochem, żeby znosił jaja obficie. (Olsztynek).
Kiedy się ma kwoce kłaść jaja do wysiadywania, trzeba je wprzód włożyć do czapki, najlepiej do żydowskiej. (Olsztynek).
W Wielki Piątek i w niedzielę wielkanocną nie można się czesać, bo kury będą grzebały w ogrodzie.
Kiedy się ma wypuścić po raz pierwszy gąsięta, trzeba je przesadzić przez spodnie. (Olsztynek, Dąbrówno itd.).
Przędzenie i tkanie. Kiedy się osnowę (do tkania) przenosi z jednej wsi do drugiej (do własnej), nie zamknąwszy jej u jednego końca na kłódkę, przyczynia się tym sposobem do tego, że wilki przychodzą do wsi, a nawet do obór. (Olsztynek).
Nie należy prząść w dwunastnice, na Matkę Boską Gromniczną, na św. Mateusza, na św. Mikołaja, w dni Matki Boskiej i wogóle w wielkie i małe święta. (Olsztynek).
Nie przędzie się także we czwartek po wieczerzy, bo przyszłaby mara i przędła dalej. Jeżeli się jednak podczas przędzenia, ma skórkę chleba w ustach, natenczas nic to nie szkodzi; dar boży sprawia, że nieczysty duch taki, jak mara, nie ma żadnego wpływu na człowieka. (Tamże).
Kiedy się we czwartek po wieczerzy przędzie i mota, kołowrotek i motowidło same się będą poruszały przez noc całą. Ma to robić zły duch, który naśladuje człowieka. (Tamże).
Nie przędzie się także, dopóki w domu jest niechrzczone dziecko albo nieboszczyk. (Tamże).
Podczas nowiu pod znakiem Ryb rybak zaczyna wiązać sieć swoją. (Olsztynek).
Kiedy rybacy idą na połów, kładą na szczęście trochę śmieci do siatki. (Olsztynek).
Hodowli pszczół dotyczy następująca notatka: W Wielki Piątek bierze się talerz śrutowej mąki przed wschodem słońca, i błogosławi się ule, obchodząc je i rozsypując mąkę po pasiece, przyczym powtarza się następujące wyrazy: „Wy, pszczoły, królowe, siadajcie na roli i na łąkach waszego pana, jak to Chrystus Pan nakazał, i zbierajcie wosk i miód.” Potym robi się trzy znaki krzyża i mówi się: „W imię Ojca i Syna i Ducha św. Amen.“ (Amen tu się mówi).
Służba najchętniej wstępuje do obowiązku w sobotę, bo rok tym sposobem wyda się krótszy. Kiedy się służbę rozpoczyna w piątek, jest obawa, że się będzie cierpiało na wrzody i inne tego rodzaju choroby. (Olsztynek).
Kiedy się zamiata izbę po zachodzie słońca, śmieci wyrzucać nie można; kto je wyrzuca, ten wyrzuca mienie swoje (Tamże).
Przy smarowaniu kół woza, nigdy chłop Mazur nie rozpoczyna od prawej strony, gdyż w takim razie łatwoby się konie męczyły. Ale same koła powinien przytym obracać na lewo, gdyż w przeciwnym razie djabeł będzie chodził za wozem[44].
Dobrze jest odjeżdżać z ogniem; dlatego też na wóz siada się z zapaloną fajką albo cygarem. Zabieranie z sobą stali zaleca się szczególnie podczas nocnych podróży, jako środek chroniący przed złym nieprzyjacielem. Jeżeli, wyjechawszy z domu, trzeba się wrócić dlatego, że się czegoś zapomniało, oznacza to nieszczęście. Jeżeli konie w drodze parskają, to znaczy, że cieszą się z naszych odwiedzin, i nie można zaniedbać powiedzieć parskającemu koniowi: „Na zdrowie.“ (Dąbrówno).
Nie daje się żebrakowi ani odlepki ani przylepki chleba, gdyż wkrótce rozdalibyśmy chleb, to znaczy, oddalibyśmy żebrakowi i musielibyśmy sami żebrać. (Olsztynek).
Plama pomarańczowa na ręku albo na palcach oznacza nowinę. Jeżeli ta plama jest mała, albo w takim miejscu, że przy składaniu pięści staje się niewidzialną, w takim razie nowina będzie dość przyjemna, w przeciwnym razie oznacza ona wieści Hiobowe. Taką plamę pomarańczową lud nazywa swądra. (Olsztynek).
Zwyczaje dotyczące umarłych przedstawimy zdaniem naszym najlepiej, poprzedzając je opisem uroczystości pogrzebowych, który zawdzięczamy wspomnianemu już wyżej panu Bercio. We wschodnich okolicach Mazur uczty pogrzebowe są wprawdzie powszechnie we zwyczaju, nazwy ich wszakże zarem albo stypa są nieznane. Przy pogrzebie, jak również i przy innych uroczystościach, we wsiach mianowicie, które nie posiadają własnego kościoła, mają wszakże władny cmentarz, nauczyciel, jako naturalny zastępca proboszcza, odgrywa ważną rolę.
Od dnia, w którym ktoś umarł, aż do dnia pogrzebu, co wieczór śpiewa się przy nieboszczyku. Śpiewają wszakże nietylko domownicy, lecz posyła się kogoś na wieś, żeby wzywał do śpiewania przy nieboszczyku. Podczas śpiewów tu i owdzie podają wódkę. W dzień pogrzebu znowu wysyłają kogoś na wieś z wezwaniem na pogrzeb: „Przychodźcie na pogrzeb, i to zaraz.” Schodzą się tedy po większej części bardzo licznie, kobiety, które stać na to, w czarnych sukniach, wszystkie z białemi chustkami do nosa i ze śpiewnikami. W izbie, gdzie znajduje się nieboszczyk, stoi wielki, długi stół na zwykłym miejscu wzdłuż ściany; dokoła stoją ławy i stołki dla mężczyzn pośrodku trumna ze zwłokami, przyczym nogi bywają zwrócone ku drzwiom; po drugiej stronie układają się długie deski na stołkach, przeznaczone na siedzenie dla kobiet. Zatym mężczyźni i kobiety stoją albo siedzą osobno. Pod przewodnictwem nauczyciela śpiewają dwie długie pieśni. Potym zastawia się na stole placek i wódkę dla mężczyzn, wódkę w butelce i jeden kieliszek, z którego piją wszyscy po kolei. Dla kobiet wódkę nalewają do miski i dają łyżkę do tego; miska i łyżka przechodzą po kolei od jednej do drugiej; każda z kobiet bierze łyżkę lub dwie, według życzenia; placek podaje się im w białym fartuchu albo w koszyku. Ta przerwa trwa mniej więcej pół godziny. Potym znowu śpiewają dwie pieśni, następnie nauczyciel ma mowę żałobną, w której podnosi cnoty zmarłego i w imieniu jego składa podziękowanie jego przyjaciołom i sąsiadom za oddaną mu ostatnią posługę, żegna się z obecnemi i zwraca się z ogólnemi napomnieniami do wszystkich obecnych. Po wyrzeczeniu „Amen,“ znowu robią przerwę, krótszą jednak od poprzedniej, i znowu się posilają. Podczas pieśni: „Kiedy nadeszła moja godzina,“ wyprowadza się zwłoki i zanosi się na cmentarz (nigdy się nie zawozi). Nauczyciel z uczniami i mężczyźni, którzy śpiewają, idą przed ciałem, niosący ciało bezpośrednio za nim, potym idzie tłum. Na cmentarzu śpiewają: „Pochowajmy ciało.“ Na cmentarzu otwiera się jeszcze trumnę, poprawia się zwłoki, żegna się i spuszcza do grobu. Nauczyciel odśpiewuje litanję za umarłych, na którą odpowiada gmina; potym jeszcze mówi słów kilka, a w końcu „Ojcze nasz,“ podczas którego niosący ciało klęczą dokoła grobu. Po odśpiewaniu wreszcie jeszcze jednego wiersza, zasypuje się grób. Wtedy każdy udaje się przedewszystkim do domu i chowa swój śpiewnik, kobiety zdejmują lepsze suknie i zmieniają je na skromniejsze; potym zbierają się na ucztę do domu żałobnego. Ławki ustawione z desek i stołków przysuwa się także do stołu, tak, ażeby teraz kobiety mogły także siedzieć przy stole. Wobec tego podaje się im teraz wódkę nie, jak poprzednio, w miskach, lecz — zmieszaną z miodem — w butelkach, jeżeli jej nie trzeba teraz dopiero gotować i mieszać z miodem; trunek taki nazywa się przepalanka. Na obiad podają się mięsiwa, ryby, kapusta z mięsem, w końcu kasza na gęsto, miodem polana. Następnego dnia po większej części zbierają się w domu żałobnym mężczyźni, ażeby np. ojca pocieszać po stracie dziecka; spożywają oni resztki i spędzają ten dzień aż do wieczora przy kieliszku.
Jeżeli kret ryje w domu, wkrótce ktoś umrze. To samo zapowiada kołatek, jeżeli toczy w domu drzewo. (Dąbrówno).
Kiedy ktoś w domu chory, powiada Szymon Grunau[45], i przychodzi do niego znajomy i zapytuje go, jak się miewa, a chory odpowie: „O, jestem bardzo chory!” to już więcej nie wstanie z łóżka; kiedy jednak odpowie: „Tak, jak wola Pana Boga!“ w takim razie wstanie z łoża i będzie zdrów.
Z Komunją, przyjmowaną przez chorych, wiążą się rozmaite wyobrażenia o cudownym jej działaniu, np. to, że po przyjęciu jej następuje zwrot, przesilenie na śmierć albo na życie; albo znów to, że chory dopiero gdy umiera, powinien przyjmować Komunję świętą, jeżeli ma być nadzieja na wyzdrowienie; przeciwnie, dopóki stan jego pozostawia jeszcze nadzieję życia, przyjęcie Komunji nieuniknienie śmierć sprowadza[46].
Po gaszeniu świec z ołtarza, używanych przy udzielaniu Komunji chorym, poznaje się, czy chory żyć będzie czy nie. Jeżeli przy gaszeniu dym idzie ku drzwiom, chory umrze, w przeciwnym razie żyć będzie. Niekiedy jedna ze świec nie chce się wcale palić, albo sama gaśnie; wtedy można być pewnym, że chory nie przyjdzie do siebie. (Dąbrówno).
Kiedy stolarzowi piła trzeszczy, wnosi on z tego, że ktoś umrze, i że nazajutrz otrzyma zamówienie na trumnę. (Olsztynek).
Jeszcze bardziej godnym uwagi było następujące zdarzenie: Pewien czeladnik w Olsztynku miał odwagę sypiać w zapasowej trumnie majstra swojego. Jednej nocy jakaś siła tajemnicza wyrzuciła go z trumny. Położył się powtórnie do trumny i znów został wyrzucony. Dopiero wtedy spostrzegł, że trumna zapewne ma być użyta dla umarłego. Położył się tedy do innej i spał w niej spokojnie, tamtą zaś nazajutrz rano sprzedano. (Olsztynek).
Śmierć przychodzi przez trzy wieczory zrzędu, ażeby oznajmić o zgonie czyimś, krewnym jego. Za każdym razem stuka do okna albo do drzwi. Psy widzą ją i wyją żałośnie. (Patrz wyżej). (Działdowo).
Proboszczowi E., który już oddawna nie żyje, zdawało się, że za każdym razem naprzód wiedział, kiedy ktoś miał umrzeć w jego parafji. Śmierć oznajmiała mu to regularnie, tak, że był do tego przyzwyczajony i na trzykrotne pukanie odpowiadał: „Tak, tak!” albo: „Dobrze, dobrze!“ Kiedy zaś nie odpowiadał, śmierć powtarzała swoje trzykrotne pukanie. Zazwyczaj następnego dnia przychodzili ludzie i zamawiali pogrzeb. (Działdowo).
Proboszcz S. sypiał zwykle w swoim gabinecie. U wezgłowia stała szafa z księgami kościelnemi. Kiedy ktoś w parafji umarł, zdawało mu się, jak gdyby książki kościelne ktoś wyrzucał na podłogę i potym wciągał napowrót do szafy, co się powtarzało dopóty, aż dał znak, że słyszał: „Tak, tak!” albo coś podobnego. (Działdowo).
Na Mazurach (i tak samo na Litwie) umierającego wyjmują z łóżka i kładą na podłodze na słomę. Robią to, jak mówią, dlatego, żeby umierającemu ułatwić ostatnią walkę[47].
Jeżeli konanie u dziecka trwa długo, należy wezwać rodziców chrzestnych; skoro ich obecność nie pomaga, akuszerka klęka na progu domu i odmawia „Ojcze nasz,“ wskutek czego natychmiast ustają cierpienia dziecka[48].
Nie można umierać na pierzynie z piór kurzych. Dlatego umierającego kładzie się na słomie. (Olsztynek).
Gdy chory umrze (ale nie wcześniej), kładzie się nieboszczyka na ławie pod oknem; ławka zaściela się wiązką słomy i pokrywa białym prześcieradłem. (Wały).
Tężec trupi nie u każdego występuje. Jeżeli tężec nie nastąpił, jest to znak nieomylny, że jeszcze ktoś umrze z członków rodziny. (Dąbrówno).
Dopóki nieboszczyk leży w domu, zawiesza się wszelką robotę, przynajmniej przędzenie, „żeby nie niepokoić zmarłego“[49].
Skoro dawny pan zamknie powieki, nowy pan domu powinien wyjść i bydłu, zabudowaniom, drzewom, słowem całej posiadłości, oznajmić o śmierci pana mniej więcej temi słowy: „Dawny pan już nie żyje, ja jestem teraz nowym panem.“ (Lubajny[50]).
Oznajmia się żywemu inwentarzowi o śmierci właściciela jego, żeby nie poszedł za umarłym[51].
Krewni i znajomi, mieszkający daleko, bywają zawiadamiani o śmierci sposobem tajemniczym zapomocą jakiego znaku, czy to pukania czy trzasku albo czegoś podobnego. (Działdowo).
Nie stawia się nigdy zwłok przed zwierciadłem; jeżeli to jest nieuniknione, jeżeli naprzykład rozkład mieszkania nie pozwala na inne miejsce, w takim razie zawiesza się zwierciadło. (Dąbrówno).
W izbie, w której nieboszczyk leży, zawiesza się starannie wszystkie zwierciadła, żeby obrazu nieboszczyka w zwierciedle, a zatym dwóch nieboszczyków jednocześnie nie widzieć, gdyż w takim razie wkrótce ktoś z krewnych umarłego musi pójść za nim. (Lubajny)[52].
Kto przez okno przygląda się nieboszczykowi, dostaje żółtaczki. (Lubajny). Nie należy się przypatrywać nieboszczykowi przez okno. (Dąbrówno).
Nigdy nie należy kłaść nieboszczyka na stole familijnym, gdyż wkrótce ktoś z rodziny umrze. (Dąbrówno).
Ból zębów leczy się w ten sposób, że wskazującym palcem umarłego naciska się ząb bolący[53].
Krew straconego przynosi szczęście; ludzie jeżdżą po nią często o mil kilka. (Nibork). Szczególnie podążają tam kupcy. Ponieważ przy egzekucji zbiera się tłum ludzi (przynajmniej tak bywało dawniej, gdy egzekucje były publiczne), więc tłumnie schodzą się do nich kupujący. (Wielbark).
Palec zamordowanego otwiera wszystkie zamki. (Lubajny).
Lampa, paląca się tłuszczem zamordowanego, czyni człowieka niewidzialnym. O tym przesądzie mówiono jeszcze w roku 1864 z powodu morderstwa popełnionego na Żuławach.
Kiedy morderca zbliży się do ciała zamordowanego podczas sekcji, gdziekolwiekby stanął, krew bryzgnie na niego. Wierzenie to znane z pieśni Nibelungów. (Lubajny).
Kiedy się kto powiesi, zrywa się wiatr i ustaje dopiero w dzień pogrzebu, a więc na trzeci dzień. (Lubajny).
Wiórów od trumny z wódką używa się przeciwko podźwignięciu albo przełamaniu. (Lubajny).
Nie należy robić supełków na nitce, którą się szyje suknie dla umarłego. (Dąbrówno).
Nieboszczyka trzeba zawsze obuć w trzewiki albo buty. (Dąbrówno). Pewna kobieta groziła swojemu mężowi: „Włożę ci chodaki, jak będziesz leżał w trumnie; spóźnisz się na sąd ostateczny! Jaki będzie wstyd!“
Zmarłej niewieście nie można upinać włosów szpilkami, bo pozostali krewni dostają silnego bólu głowy, który ustaje dopiero po odkopaniu zwłok i wyjęciu szpilek. Świeżo zdarzył się taki przypadek w Olsztynku.
W niektórych rodzinach, ale nie wszędzie, panuje zwyczaj kładzenia nieboszczykowi pieniądza do ręki. (Wały)[54].
Skoro nieboszczyka umyto i ubrano, daje mu się do ręki pieniądz, co ma oznaczać, iż się wszystko od niego według słuszności kupiło. (Lubajny).
Ma się także jakoby zdarzać, że umarłemu wciska się pieniądz do ręki, jako wynagrodzenie za jego tu pracę; przytym się mówi: „Otrzymałeś teraz wynagrodzenie, nie masz zatym po co wracać“[55].
Kładzie się umarłemu na pierś śpiewnik, małym dzieciom daje się równianki i pozłacane jabłka do ręki, żeby po przybyciu do raju mogły się bawić na wielkiej łące, przeznaczonej dla nich do zabawy. (Dąbrówno).
Wodę, użytą do mycia nieboszczyka, przechowuje się, i kiedy nieboszczyka wynoszą już na marach, wtedy kobieta, która myła nieboszczyka, wynosi za nim wodę i wylewa ją za marami albo karawanem. Ma to oznaczać: jeżeli dusza umarłego zechce wrócić, przed domem będzie jezioro, którego przejść nie zdoła. (Olsztynek).
Wodę, którą myto ciało, zostawia się na misce pod trumną i dopiero po wyniesieniu jej wyrzuca się razem z grzebieniem, którym czesano nieboszczyka. (Dąbrówno).
Miska z wodą, którą myto ciało, wyrzuca się z domu za trumną. (Olsztynek). Robi się tak, żeby później nie straszyło. (Wielbark).
Przy wynoszeniu zwłok, przewraca się krzesła do góry nogami. Jeżeli się tego zaniedba, następnego roku umiera znowu ktoś z mieszkańców tego domu. (Olsztynek).
Dopóki nie pochowano zwłok, dusza przebywa w pobliżu ich i niekiedy daje się widzieć. Małe dzieci często widywały matki swoje i pokazywały je palcami. Kiedy wynoszą ciało z izby, trzeba na progu drzwi położyć siekierę, przez którą trumna musi być przeniesiona. Tak samo drzwi i okna trzeba czas jakiś zostawić otworem, żeby dusza, której rozstanie się z miejscem swojej działalności bywa niekiedy ciężkie, mogła je opuścić powoli i bez przeszkód. Przy wynoszeniu na cmentarz dusza umieszcza się na górnej części trumny i opuszcza miejsce swojej ziemskiej pielgrzymki dopiero przy zasypywaniu zwłok. Jeżeli dusza wskutek zbyt wczesnego zamknięcia drzwi i okien przemocą zostanie do zwłok niedopuszczona, natenczas wogóle pozostaje ona nazewnątrz i niepokoi dom jako strach. (Dąbrówno).
Przy wyprowadzaniu nieboszczyka z domu, wypuszcza się wszystko bydło z obory, ażeby były pan mógł je jeszcze pobłogosławić. Od ulów także odejmują się pokrywy i dopóty pozostawiają się otworem, aż nieboszczyk nie będzie pogrzebany, a to w celu, ażeby i pszczoły mogły otrzymać błogosławieństwo gospodarza. (Wały)[56].
Bydło, które widziało zwłoki gospodarza, ma jakoby długo później chodzić smutne. (Lubajny).
Podczas przenoszenia zwłok na cmentarz otwierają się wszystkie drzwi domu, ażeby przez to pokazać, że i po śmierci gospodarza wszystko pozostaje nietknięte, chociaż wszystko stoi otworem[57].
Na Mazurach wielu otwiera przed wyprowadzeniem nieboszczyka wszystkie drzwi obory, i we wrotach, kędy ma być wieziony nieboszczyk, kładą siekierę i kłódkę. (Jeże)[58].
W dniu pogrzebu bacznie zwraca się uwagę na kierunek wiatru. Jeżeli wiatr wieje ku dworowi zmarłego, gospodarstwo pójdzie starym trybem; jeżeli wszakże w przeciwnym wieje kierunku, gospodarstwo niebawem upadnie[59].
Gdy się wynosi nieboszczyka chłopa z dworu jego, na granicy jego posiadłości kładą się wprost gościńca dwie siekiery albo dwa topory na krzyż, i przez nie muszą być zwłoki przenoszone. (Wały).
Duch nieboszczyka, który aż do dnia pogrzebu pozostaje w domu, gdzie śmierć nastąpiła, zawsze podąża za zwłokami przenoszonemi na cmentarz. (Działdowo).
Kiedy się nieboszczyka w drodze do cmentarza przewozi przez granicę, rzuca się z karawanu garść słomy, żeby duch nieboszczyka miał na czym usiąść i spocząć. (Lubajny).
Duch chętnie odpoczywa na każdym rozdrożu. Dlatego też kładzie się wiązkę słomy na drogach rozstajnych, żeby duch miał na czym usiąść. (Działdowo).
Przy wyprowadzaniu zwłok na cmentarz zabiera się słomę, na której śmierć nastąpiła, i za powrotem wyrzuca się na granicy wsi. (Dąbrówno)[60].
Słoma, którą mary były wysłane, pali się albo na granicy wsi, albo na grobie. (Wielbark).
Niedobrze, kiedy się z pochodem pogrzebowym spotyka wóz albo jeździec, gdyż zabiera on z sobą napowrót nieboszczyka do najbliższej wsi albo miasta, wobec czego wkrótce ktoś musi umrzeć z tej miejscowości. (Olsztynek).
Kiedy się wóz spotka z pochodem żałobnym, w przyszłym roku musi umrzeć ktoś z siedzących na wozie. (Olsztynek).
Kiedy podczas grzebania ciała zapada się grób, co się często zdarza na gruntach piaszczystych, niebawem musi umrzeć ktoś z osób grób otaczających. (Działdowo).
Gdy komuś z otaczających grób wpadnie cokolwiek do grobu, ma oczekiwać rychłej śmierci. (Olsztynek).
Osoba, z której mienia włoży się coś do trumny i pogrzebie razem z ciałem, wkrótce umrze. (Olsztynek).
Jeżeli osoba, której coś skradziono, włoży pozostały przypadkiem kawałek skradzionego płótna, drzewa, albo czegoś takiego do grobu albo zresztą zakopie na cmentarzu, natenczas złodziej uschnie, o ile nie pośpieszy ze zwrotem kradzieży. (Lubajny, Olsztynek).
Dziecku, które podniosło rękę na rodziców, z grobu ręka wyrasta.
Nie można wąchać kwiatów na cmentarzu, bo się traci powonienie. (Olsztynek).
Gdy wraca do domu pierwszy karawaniarz, towarzyszy mu nieboszczyk, co wszakże bynajmniej śmiałka nie niepokoi; zapytuje on wtedy: „Czy dobrze ci łoże usłałem? Jeżeli nie dobrze, to ci je poprawię.“ Po takim zapewnieniu nieboszczyk wraca już spokojny do mogiły[61].
Nieboszczyk przychodzi do składu, gdzie się przechowują czarne płaszcze żałobne, żeby podziękować. (Olsztynek).
Ręczniki, na których się spuszcza trumnę do grobu, zawiesza się w domu na drzwiach; za niemi znajduje się nieboszczyk[62].
Ponieważ dusza przed pogrzebem pozostaje przy zwłokach, ustawia się więc stołek przy nich, żeby dusza miała na czym siedzieć. (Dąbrówno).
Wieczorem w dniu pogrzebu stawia się nieboszczykowi stołek w izbie, w której umarł, zawiesza się ręcznik u drzwi i tak się na niego czeka; nieboszczyk wraca tego wieczora, siada na stołku, płacze bardzo i ociera łzy zawieszonym ręcznikiem. Potym znika już na zawsze. (Lubajny).
Po pogrzebie stawia się u drzwi izby stołek, zawiesza się na nich ręcznik i przez noc pali się światło. Nieboszczyk wtedy przychodzi podziękować. (Olsztynek)[63].
Przy wynoszeniu zwłok z domu żałoby (w tej redakcji wiadomość niniejsza różni się od wszystkich pokrewnych, dotyczących tego samego przedmiotu), stawia się stołek z ręcznikiem, żeby się nieboszczyk mógł przyglądać wszystkim ceremonjom żałobnym, poczym wynoszą już ciało. Zwyczaj ten wszakże zachowuje się tylko w razie śmierci gospodarza, pana domu, właściciela całego gospodarstwa. Nieboszczyk wraca raz jeden albo i więcej, przez mniej lub więcej długi czas, do trzeciego, dziewiątego, piętnastego dnia, a nawet do czterech tygodni, siada na stołku i ociera się ręcznikiem. (Wały)[64].
Skoro ktoś umrze, trupa pokrywają obrusem; obrusem tym podczas stypy nakrywa się stół, na którym stoi jedzenie przeznaczone dla nieboszczyka. Wtedy nikt, chociażby był bardzo głodny, nie może spożywać tego jadła. (Olsztynek).
Żeby zrobić oszczędność przy stypie, ten i ów biorą nawet szmaty, któremi obmywano trupa, i oprowadza się niemi jadło[65].
Żałoba po zmarłym nie trwa zbyt długo i nie nosi głębszego charakteru. Na stypie bywają obfite libacje z wódki. Kieliszek, który się ma wychylić, podnosi ze słowami: „Wieczny pokój daj mu (albo jej), Panie!“ Tuż potym następuje nowy kieliszek w towarzystwie tej samej formułki, i tak trwa dopóty, aż się ten i ów upije[66].
Bojaźliwego leczy się przy tej sposobności, jak następuje: Trzeba go posadzić albo położyć na desce lub stole, na którym leżały zwłoki przed włożeniem do trumny, i w tym położeniu musi on pozostawać dopóty, aż go chłód (dreszcz) nie przejmie do kości[67].
Matka zmarła przy porodzie albo wkrótce po porodzie schodzi co noc z nieba, żeby dać pierś dziecku, i tak dzieje się przez sześć tygodni, rachując od dnia pogrzebu (nie od dnia śmierci, który ma tu podrzędniejsze znaczenie). (Wały).
Zmarłych nie trzeba zbyt opłakiwać, bo to zakłóca ich spokój. Trupa albo szat na trupie nie powinien nikt oblewać łzami albo potem, gdyż odbywające się w ziemi gnicie udziela się łzom, co sprowadza śmierć osoby, która łzy wylała. (Dąbrówno).
Łzy matki nie dają zmarłemu dziecku pokoju w grobie zwilżają one sukienki trupa. Dziecko wtedy dopiero doznaje spokoju, kiedy się matka uspokoiła[68].
Gdy umiera w rodzinie dziecko pierworodne, matka nie powinna mu towarzyszyć do cmentarza. Skoro zaniecha tej ostrożności, nie uchowa się jej żadne dziecko. Jeżeli zawiele dzieci umiera jakiemu małżeństwu, dla zapobieżenia nadal takiemu nieszczęściu trzeba zwłoki wynosić przez okno. (Dąbrówno).
Wodę, którą się wylewa przede drzwiami, trzeba lać albo tuż przy nogach albo na ścianę, gdyż w przeciwnym razie można oblać jednego z duchów, które się zazwyczaj znajdują przy wejściu do domu, i ten byłby smutny. (Lubajny)[69].
Nie każda dusza zaraz po śmierci udaje się do miejsca przeznaczenia swego; niektóre dusze mają jeszcze ciężkie winy do odpokutowania i wiodą tu jeszcze długo nędzny byt, prosząc wciąż o zbawienie. (Dąbrówno).
Zmarły tu w Olsztynku przed kilku tygodniami S., który zresztą miał kobolda, jakoby chodzi jeszcze po śmierci. W dzień pogrzebu miał on po powrocie orszaku pogrzebowego stać z kijem u drzwi karczmy i zabraniać kobiecie podawania rumu i wódki gościom. Pewien kamieniarz zapewnia, że spotkał go w alei wiodącej do lasku pod miastem, gdzie mu wciąż zastępował drogę, i że wskutek tego w dniu tym nie przyszedł na robotę przy budowie, lecz przestraszony wrócił do miasta.
Dar widywania duchów, który posiadają niedzielaki, bywa związany z wielkiemi przykrościami, gdyż często bardzo muszą oni zanosić dusze zmarłych i inne duchy na cmentarz i wykonywać różne ich polecenia. Znałem, opowiada rektor Gersz w W. Sterławkach, starego już człowieka w Mikołajkach, który się nazywał Joppek; o tym powszechnie wiedziano, że widuje duchy. Był za uczciwy, ażeby go można było posądzać o oszustwo; jednakże, jakkolwiek zdrów cieleśnie, sprawiał wrażenie melancholika. Wciąż pogrążony bywał w myślach, które go dręczyły. Często się zdarzało, że opuszczał łóżko około północy, szedł zadyszany na cmentarz i wracał później stamtąd znużony i spocony. Wracając do domu, z nikim nie rozmawiał i zagadującym nie odpowiadał, w domu zaś opowiadał, że musiał tyle a tyle duchów zanieść na cmentarz. Gdy ktoś umarł, Joppek utrzymywał, że rozmawiał z duszą zmarłego, która mu dała takie a takie polecenia do pozostałych przy życiu. W kościele bardzo często podczas nabożeństwa występował przed ołtarz i tak stał przez długi czas nieruchomo. Później twierdził, że musiał tak postąpić z nakazu duchów. Pewnego razu przy tej sposobności, milcząc, pobłogosławił ręką gminę. Po skończonym nabożeństwie opowiadał, jakoby mu się objawił zmarły proboszcz Raabe (†1828), który, niewidziany przez pobożnych, błogosławił gminę od ołtarza i jemu rozkazał jednocześnie czynić to samo. Niższe warstwy ludności wierzyły stanowczo w jego duchowidztwo[70].
Pewna kobieta w Mikołajkach, która zrobiła niedozwolony użytek z opłatka danego jej podczas Komunji, po śmierci nie znalazła pokoju i długo tułała się po ziemi. W końcu poleciła pewnemu duchowidcy, ażeby mężowi odsłonił tajemnicę. Skoro tylko ten odnalazł opłatek i odniósł do kościoła, nieboszczka pozyskała pokój. (Mikołajki).
W Mikołajkach, kiedy dzwonnik obudził się rano na Boże Narodzenie i wstał, żeby dzwonić na ranną mszę, usłyszał śpiew w kościele. W mniemaniu, że zaspał porę, pośpieszył do kościoła. Kościół był rzęsiście oświetlony i napełniony ludem; ale byli to sami nieboszczycy i przy ołtarzu stał zmarły proboszcz. Przerażony dzwonnik pobiegł do żywego proboszcza, żeby mu donieść co widział. Tymczasem jednak upłynęła godzina duchów (dzwonnik obudził się o północy), i te śpiesznie opuściły kościół. Pewna kobieta, żyjąca dotąd, obudziła się razu pewnego o północy i podążyła przez cmentarz na ranną mszę do kościoła; znalazła się jednak wśród tłumu i niebawem się przekonała, że to byli umarli, chciała więc uciekać. Ale duchy podążyły wślad za nią, zrywały jej okrycie z ramion, tak, iż potym znajdowano szczątki jego na grobach, i tak ją przelękły, że wkrótce potym umarła. (Mikołajki).
Dawniej nie była także obcą mieszkańcom Prus wiara w upiory, tych niespokojnych nieboszczyków, którzy wysysają żywym krew w okrutny sposób i porywają ich z sobą do grobów. Henneberger opowiada, że widziano na oczy smoktanie i jedzenie nieboszczyków w grobach, i że szczególnie miało się to zdarzać w roku 1564, kiedy w Prusiech grasowała zaraza[71]. Proboszcz węgoborski Helwing podaje następującą wiadomość. Kiedy w r. 1710 grasowała u nas silna zaraza, i szczególnie w ludnej wsi Horsen wielu ludzi padło jej ofiarą, niektórzy, jako radę przeciwko zarazie zaproponowali, że trzeba wykopać zmarłego na zarazę, i mianowicie takiego, na którym byłyby znaki, że w grobie zaczął sam siebie pożerać. Stało się temu zadość; grabarze jednak nie znaleźli takiego trupa, któryby sam siebie pożerał. W końcu podali za takiego trupa, którego sami rozszarpali. Natenczas trupowi uroczyście ucięto głowę i zwłoki razem z żywym psem wrzucono do grobu; zaraza jednakże nie ustała[72]. Wreszcie Pisański około roku 1756[73] sądzi, że: „Te bezczelne psy krwiożercze, którym uczeni odmawiają wszelkiego kredytu, mogłyby się już stać nieco skromniejszemi. Tymczasem, pisze on dalej, człowiek pospolity nie jest jeszcze zupełnie wolny od strachu przed niemi.
Dowodem tego strachu jest fakt, że się zwraca baczną uwagę na zwłoki, które są blade przed pogrzebaniem. W wielu miejscowościach panuje jeszcze zwyczaj, że w chwili, gdy się ma trumnę spuszczać do grobu, otwiera się ją raz jeszcze i te części ubrania nieboszczyka, które się przypadkiem wskutek wstrząśnień przy przenoszeniu zbliżyły do ust nieboszczyka, starannie się odsuwa, a czyni się to w tej myśli, że mogłoby to dać pochop nieboszczykowi do pożerania samego siebie.“
W piekle dusze gotują się w smole. Są jednak i kary osobliwe. Kto ukradł sieć, co uważa się za jeden z najcięższych grzechów, temu po śmierci będą wyrwane paznogcie ze wszystkich palców, i temi palcami będzie musiał rozwiązywać wszystkie węzły tej sieci. (Dąbrówno).
- ↑ W Evang. Gemeindeblatt.
- ↑ Hintz, str. 75, Krolczyk, tamże.
- ↑ Hart. Ztg. 1866, Nr. 8.
- ↑ Hintz, str. 74.
- ↑ Porówn. Hintz, str. 81, dodatek 8.
- ↑ Krolczyk, tamże. Hintz, str. 78.
- ↑ Hintz, str. 77.
- ↑ Hart. Ztg. 1866, nr. 8.
- ↑ Tamże.
- ↑ Porównaj Hart. Ztg. 1866, nr. 8.
- ↑ Hintz, str. 81. Hart. Ztg., tamże.
- ↑ Hart. Ztg. tamże.
- ↑ Hart. Ztg. tamże.
- ↑ Tak powyższe teksty, dotyczące ofiarowania i przyjęcia podarku, jak i niniejszy, podaje dr. Toeppen w niemieckim przekładzie i nawet wierszowanym, ale, niestety, nie podaje tekstu oryginalnego, tak, iż musimy z tłumaczenia tłumaczyć. (Przyp. Tłum.).
- ↑ Hart. Ztg. nr. 9.
- ↑ Porównaj w tym względzie N. P. Pr.-Bl. 1848, I, str. 188, Hintz, str. 61.
- ↑ Hintz, str. 70. Uwaga 5.
- ↑ Hintz, str. 65.
- ↑ Porównaj N. Pr. Prov.-Bl. 1847, t. I, str, 470.
- ↑ Hintz, str. 70. Uwaga 5.
- ↑ O wróżbie tej wspomina już w XVI stuleciu Szymon Grunau N. Pr. Prov.-Bl. 1846, tom II, str. 337.
- ↑ Erläut. Preus. t. V, str. 715.
- ↑ Hintz, str. 70, uwaga 5, str. 118.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ N. Pr. Prov.-Bl. 1847, t. I, str. 473.
- ↑ N. Pr. Pr.-Bl. 1847, t II, str. 54.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ N. Pr. Prov.-Bl. 1850, t. II, str. 116, nr. 158.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ N. Pr. Prov.-Bl., 1847, t. I, str. 473.
- ↑ N. Pr. Prov.-Bl. 1847, t. I, str. 471.
- ↑ N. Pr. Prov.-Bl. 1847, t. II, str. 51—54.
- ↑ Rosenheyn, t. II, str. 94. Dają się rozpoznać, chociaż w postaci bardziej już grubej, obyczaje plonu mazurskiego w okrężnym Żuławian, którzy do żniw żyta i pszenicy najmują przychodzących tam Mazurów. Heinel w N. Pr. Prov.-Bl. 1846, t. II, 404.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ Rosenheyn, t. II, str. 95.
- ↑ Rosenheyn, t. II, str. 92.
- ↑ Rosenheyn, t. II, str. 92.
- ↑ Porównaj o litkupie Haupta Zeitschrift für deutsches Alterthum, t. VI, str. 269 i nast. Litkup wskazany już jest w prawie pomorskim około połowy XIV stulecia. Laband, Jura Brutenorum, 1866, str. 12.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ Nr. 23, § 9.
- ↑ Porównaj wyżej ten sam zabobon rodzeniu się dzieci.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ Nr. 23, § 8.
- ↑ Rosenheyn, t. II, str. 92.
- ↑ N. Pr. Prov.-Bl. 1846, t. II, str. 337.
- ↑ Hintz, str. 82.
- ↑ Hintz, str. 101.
- ↑ Hart. Ztg. nr. 8.
- ↑ Hintz, str. 83.
- ↑ Porówn. także Hintza, str. 101.
- ↑ Hart. Ztg. 1866, nr. 9.
- ↑ Objaśnienie tego zwyczaju, podane u Hintza na str. 83, jest niewątpliwie błędne.
- ↑ Hart. Ztg. 1866, nr. 9.
- ↑ Helwing mówi w Lithogr. Angerb. Cz. I, 1717, str. 93 Quod autem nummos sepulcrales veteres Prussos indidisse, constans est historicorum sententia, qua superstitione adhuc hodienum ita fascinatae sunt nonnullae vetulae, ut sibi ab ea temperare non possint, sed crucigeros dentibus demortuorum, quamvis id clanculum fiat, immittunt. Porówn. Preuss. Archiv. 1790, str. 609. N. Pr. Pr.-Bl., 1848, t. II, str. 338.
- ↑ Hart. Ztg., tamże.
- ↑ Jak tylko umrze gospodarz, trzeba pszczoły powiadomić o tym i dać im żałobę, to znaczy — do każdego ula przypiąć czarny gałganek. Gdy się tego zaniecha, pszczoły, według powszechnego mniemania, wymierają w swoich zamknięciach. Tak samo powiadamia się o śmierci trzodę i mianowicie owce. Tylko zwyczaj t. zw. dawania żałoby nie zachowuje się w tym razie. N. Pr. Pr.-Bl., 1846, t. I, str. 398.
- ↑ Hart. Ztg., tamże.
- ↑ Hintz, str. 102.
- ↑ Hart. Ztg., tamże.
- ↑ To samo w innych okolicach Prus; bardzo upowszechniony jest obyczaj, że skoro tylko orszak pogrzebowy dojdzie do granicy wsi kościelnej, albo za powrotem z pogrzebu w tymże miejscu wyrzuca się wiązkę słomy, tak zwaną słomę zmarłych, która w końcu tworzy wielką kupę i z którą powiązane są różne zabobony, szczególnie zaś ten: „żeby nieboszczyk podczas wędrówki swojej do domu żałoby mógł na tej słomie spocząć; gdyby nie znalazł wiązki słomy, nie wróciłby do domu.” Hintz, str. 102.
- ↑ Hart. Ztg., tamże.
- ↑ Hart. Ztg., tamże.
- ↑ Porówn. notatkę z N. Pr. Pr.-Bl., 1846, t. I, str. 132: Nieboszczyk, którego zwłoki pięknie przystrojono, przychodzi po pogrzebie podziękować za to; dlatego trzeba dobrze uszyć suknie nieboszczyka, gdyż w przeciwnym razie, wstając z grobu, mógłby je zgubić.
- ↑ Z niemieckich okolic w rusiech mamy następującą wiadomość: o powrocie z pogrzebu stawia się przy drzwiach w izbie stołek, na którym nikt nie powinien siadać. Na stołku tym kładą się niekiedy ręczniki, na których spuszczano trumnę do grobu. Często w domu żałoby kąt izby zawiesza się białym płótnem, żeby stamtąd nieboszczyk mógł bez przeszkody przyglądać się obchodom żałobnym. Podczas stypy pozostawia się dla nieboszczyka wolne miejsce przy stole, zastawione jadłem i napojem. Hintz, str. 102. Dawni Prusacy zapraszali swoich zmarłych na stypę (według J. Meletiusa w Acta Bor. t. II, str. 411; porównaj także II. Meletiusa w Erl. Preussen, t. V, str. 718) i rzucali przeznaczone dla nich jadło pod stół, wylewali także dla nich część napoju na ziemię. W wysokim stopniu godnym uwagi wydaje mi się fakt, że J. Meletius wyraźnie przytym zaznacza: krewni odprawiali stypy w dniach trzecim, szóstym, dziewiątym i czterdziestym.
- ↑ Hart. Ztg., nr. 9.
- ↑ Hart. Ztg., tamże.
- ↑ Hart. Ztg., nr. 9.
- ↑ W. Pr. Pr.-Bl., 1850, t. II, str. 469. Porównaj Grimma Kinder- und Hausmärchen t. II, str. 120.
- ↑ Godną uwagi jest notatka w Hart. Ztg. nr. 9: „Wejście do domu zagradza się nieboszczykowi, gdy się położy siekierę na progu.“ Wyżej podaliśmy, że przy wyprowadzaniu zwłok kładzie się na progu jedna siekiera lub dwie; ale potym nieboszczyk odwiedza dom jeszcze.
- ↑ N. Pr. Pr.-Bl., 1850, t. II, str. 467.
- ↑ Henneberger, Erklärung der Landtafel, str. 324, 325. Por. Derschow Christliches Bedenken von der Pestilenz, Królewiec, 1623, 4, str. 21.
- ↑ W Breslauer Sammlung naturwissenschaftlicher u. a. Nachrichten, 1722, styczeń, str. 83.
- ↑ W cytowanym piśmie, nr. 24, § 13.