Kain (Staśko, 1920)/Akt drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paweł Staśko
Tytuł Kain
Podtytuł Tragedja w 3 aktach
Wydawca Spółka wydawnicza „Kultura“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ch. Krautera w Brzesku
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT DRUGI.


SCENA I.
EWA — ALMA.
(Scierają zboże na kamiennej płycie. Jesienne popołudnie)
EWA.

Córko, wszak my nie damy
zrobić mu krzywdy...

ALMA (trwożliwie)

Mamo!
on groźny jako lew,
kto w zemście go powstrzyma?

EWA.

Brat z ojcem.

ALMA.

Jemu tamy
stawić nie zdzierżą.

EWA.

Musi
ich słuchać. Prawo samo
to mu nakazuje — ojca słowo
jest święte!

ALMA.

Zaliż zew
ojca raz rzucił w śmieć?

(tajemniczo)

Wiesz, jego czart kusi...
Abel mi mówił tak,
że Kain raz ze sową
rozmawiał... Prawie dnieć
miało poczynać... Słysz,
ten nocy groźny ptak
mówił do niego mową
człowieka... Później w mysz
się zmienił — — i gdy kur
zapiał, powietrze świst
przeszył i złego piach
wchłonął u lisich dziur...

EWA (przerażona)

Zaliż to prawda?

ALMA.

W noc
tę Abel czyhał w krzach
na lwa i rzecz tę całą
widział... Mówił, że gwizd
ten był, jakgdyby z proc
machnął krzemienną skałą
wdal...

EWA (z przestrachem)

O Jahwe!

(Po chwilce głuchego milczenia)

Przecz on
z Szatanem w zmowę wszedł
teraz? Jeszczeć przed latem
był dobry... Pomnę, schron
z trzcin sobie i Thamarze
postawił... Z Ablem bratem
zwady nie szukał — — w parze
zgodnej szedł znami tak,
jak prawy syn — — a dziś?

(chwyta się za głowę)
ALMA.

Zazdrość go wzięła w sieć
przez Abla...

EWA.

Czemuż wszak?

ALMA.

Bo Abla porad życie
miłuje...

EWA.

Kain ciebie
zaś pragnie?

ALMA.

Tak — — och, wiesz!
Słuchaj; on mię mieć
chce gwałtem... gwałtem, wbrew
woli mojej! Och, droga,
pamiętasz, raz o świcie
tam u ofiarnych dźwierz
ojciec Ablowi mię
przeznaczył — — i u proga
kazał przysięgnąć... Mamo,
ofiary świętej krew
złączyła nasze ręce —
więc czemuż Kain śmie
na mnie nastawać? Boże!

(chowa twarz w dłonie)
EWA.
(po chwili)

Kres połóż tej udręce —
gdy siedmnastą zim
skończysz, Abel za swoję
cię pojmie.

ALMA.
(do siebie)

Strach, gdy złoto
Kain przyniesie...

EWA.

Może
Thamarze dać je w dani — —
Przecież ten żywot im
wspólny.

ALMA.

Ach! tak się boję!...

EWA.
(wstaje, gładząc Almie włosy)

Almo, nie trwóż się o to —
Pan z Tobą.

(po chwili)

Słuchaj, mąkę
pozmiataj, ja na staj
idę do ojca.

ALMA.

Mamo,
czy później tam na łąkę
przyjść do was?

EWA.

Przyjdź wieczorem.

(wychodzi)
SCENA II.
ALMA.

Kain... Wspomnienie samo
mię męczy — — oczy żre,
jakby nie bratem był,
lecz mocy złej potworem...

(zmiata mąkę do glinianego naczynia i stawia w kącie namiotu. Przeciera ręką czoło)

A — a!... w myślach ogień mi wre,
Boże!...

SCENA III.
THAMARA.
(wchodzi)

Abel tu był?

ALMA.

Wszak Abel owce pasie
i ziemię za Kaina
orze.

THAMARA.
(złośliwie)

Tak? Jemu zasie
od cudzej roli — wiesz?

ALMA.

Czemuż, będzie odłogiem?

THAMARA.

Niechaj zarośnie głogiem,
nie twoja będzie wina!

ALMA.

Czyż Abla chęci śmiesz
potępiać?

THAMARA.

Zaliż on
jest dla mnie czemś? cha!... cha!...
Tobie... tobie to inna rzecz —
tobie dwóch bożków służy:
Abel i Kain...

(śmieje się zgryźliwie)
ALMA.

Siostrze
przyszłaś dokuczać... przecz?
cóż jam ci winna?

THAMARA.

Ton
twoich słów tak skryty
jakgdyby prawdą był...
Oko cię moje zna,
już tobie nie posłuży
ta maska...

(z nagłym wybuchem)

Słysz! ja ostrze
twego języka stępie,
jakby o głaz dziryty!...
Ja ciebie zegnę w pył —
na szmaty ci postrzępię
odzież — — — ja cię zamęczę!!

ALMA.

Siostro, wszak cóżem winna?

THAMARA.

Tyś żyć tu nie powinna!
Kain by moim był,
żeby nie ty! — rozumiesz?!
Słuchaj... ty czarciem okiem
zniewalać jego umiesz —
ty kusisz żądzą lic — —
Słuchaj... jam łez potokiem
oblała twe istnienie —
mnie rozpacz z tych wrót żenie
chyba na śmierć szaleńczą!

(po chwilce)

Słyszysz! on poszedł w dale,
słowem nie rzekł mi nic
i nie pożegnał wcale,
przez twarz twą potępieńczą!
O — ha! kto mękę skróci
moją? kto mi zapłaci
za łzy, za serca ból?
gdzież ulga dla mnie, gdzież?
Posłysz... on tu dziś wróci,
tak mi coś szepce wciąż — —
Oh, wiedz, że on mój król,
że on twej siostry mąż — —
Biada, jeśli mu w ścież
wejdziesz przed oczy — — bo...
bo bym cię w własnej krwi
zgubiła!...

ALMA.

Pojmij, iż wrogiem
Kain mi jest wraz z tobą —
wy-ście mi larwą dni...

(wychodzi spiesznie)
SCENA IV.
THAMARA.
(we drzwiach za odchodzącą)

Niech cię nawiedzi Zło!

(wraca na środek namiotu)

Och on dla jej lic
poszedł po kruchy złota...
Jahwe! czyś ty jest bogiem,
gdzieś ty był oną dobą
kiedy on szedł? Ty, Boże,
czy mi tu paść pod progiem,
tu się zatopić w krwi — ?
Tu mię, jak wnętrza rak
roztoczyć ma tęsknota?
Szał... szał mię ogarnia...
oczy jak krwawy mak
szklą mi się w łzach... O, Ty,
Jahwe! wzrok mi już gaśnie,
za ciężka bólu darnia
Ta — Twoja... już sił brak...

(z mocą)

O, Ty! jeśli Kaina
mi nie dasz, niech grom trzaśnie
Twój we mnie... Słyszysz? — — grom!!...

(kieruje się ku wyjściu, wyciągając ręce przed siebie)

Kainie, gdzieś ty... gdzieś?

(wychodzi)
SCENA V.
ALMA.
(Zagląda trwożnie i wchodzi)

Poszła... jeno ten srom,
ten bezrumienny wstyd
został tu po niej... Boże,
zaliż to moja wina,
że nie podoła znieść
tej jawnej zdrady? Syt
już jej pewnie... wstrętny,
och, wstrętny on... Zwieść,
skłamać ją umiał... Obrożę
miłości wdziać — był skory,
teraz znów mnie natrętny...

(wygląda poza namiot)

Abel już wraca?
tak wczas?

(troskliwie)

Może on chory?

SCENA VI.
(wchodzi Abel)
ALMA.

Ablu, zaliż ci praca
nie idzie?

ABEL.
(drżąco)

Słuchaj... pług
z rąk mi wytrącił brat,
wracając właśnie...

ALMA.
(z nagłym lękiem)

Ach!
więc już powrócił? Boże!

ABEL.

Wielce jakowyś rad,
jak z twarzy-m poznać mógł,
a ciężki wór mu barki
zgina... Ledwo iść może
w znoju...

ALMA.

Ablu, podarki
to pewnie dla mnie...

(ze złością)

w piach,
ja w piach je rzucę... w śmieć!...
podeptam i rozmiotę!...
Ja odeń nie chcę mieć
darów! Poco mi złote
jego przynęty? Kłam,
kłam żądzy z ócz mu patrzy,
jak gad, jak wąż!
Życie! poto-że szłam
w twe młode lata, jasne
by się ich lękać wciąż — —
Aby pragnienia własne
i marzeń świat prostaczy
dać sobie skraść? — och, nie!!

ABEL.

Nie trwóż się mój ty śnie,
ja cię obronię!

SCENA VII.
(Wchodzą Adam i Ewa)
ALMA.
(lękliwie)

Mamo,
Kain już wrócił...

EWA.

Wiemy
i przyszlim właśnie z pola.

(do Adama)

Spojrzyj, ją imię samo
przeraża.

ADAM.

Tu ma wola
być musi, nie zaś żądza
Kaina. Dziś chęć
mu w oczy wypowiemy,
że jest bezprawna! Klęć
jego się nie obawiam,
ma dłoń tu rozporządza
i sądzi — ja tu ojcem!

ABEL.
(patrząc przez drzwi)

Brat idzie ku nam ogrojcem,
patrzcie...

(spoglądają przez okno)
EWA.

Thamarę precz
odtrąca —

ABEL.

Zwalił w trawę
i kopnął —

ADAM.

Dziś go stawiam
przed mój ojcowski sąd,
za tę czartowską sprawę!

EWA.

Och, bo czyż brata rzecz
mścić się nad siostrą? Boże!

ADAM.

Jam jego gotów stąd
wywłaszczyć i hen w ziem
wygnać!

ALMA (j. w.)

Idzie...

SCENA VIII.
(Wchodzi Kain kurzem okryty, z tobołem przez plecy)
KAIN.

Witajcie!
jeśli powitać śmiem...

(Głuche milczenie. Kain zdejmuje wór, patrząc zdumiony na milczących)

Przecz tak milczycie? W proże
wstąpiłem wasze — — swój
jestem przecie — — syn...

ADAM.
(groźnie)

Takiż syn mój —
o coś bił siostrę?

KAIN.

Kiedy?

ADAM.

Teraz — — oknem widziałem!

KAIN.

Przeto ją kopnąć śmiałem
niechaj mi zawsze win
nie jęczy! Małoż biedy
mam własnej?

ADAM.
(j. w.)

I to prawo
daje ci k’ temu?

KAIN.
(szyderczo)

Wiedz,
ja nie chcę, by mi ona
krew truła!

ADAM.
(j. w.)

Jako żona
była oddana tobie,
przecz z nią nie żyjesz?

KAIN.

W grobie
wolałbym pierwej lec
i poróść chwastów trawą
niśli z nią żyć!

ADAM.

Więc tak?
A czemuś pierwej żył?

KAIN.

Czemu? bom głupi był —
dziś chcę być jak ten ptak
wolny...

ADAM.

Słuchaj bo — biada!
Ja bogobojnie żyć
nakaz ci daję!

KAIN.

Być
mam posłuszny? Ha — ha!

ADAM.

Milcz! ojciec do ciebie gada!
dziś się z tobą rozprawię,
szaleńcze!

KAIN (gardłowo)

Cicho, bo — — gorze!...
Nie wyszukujcie zwad,
nie draźcie nerwów mych,
bo ja pamięci słych
stracę!... Stanę się gad
i namiot ten pokrwawię
w szale posoką waszą!!
Ten dom tu z wami zgorze
na garść popielnych piarg —
słyszycie?!

EWA.

Czart z twych warg
mówi...

KAIN.

O nie... Mnie gaszą
pamięć jej oczy — — jej...

(wskazuje na Almę)
ALMA (blednąc)

Och!...

(staje przy Ablu)
KAIN.
(zmienia nagle ton głosu na błagalny)

Wy, wy żółci mej
nie otwierajcie bram,
litości miejcie skrę...
Wy mego wnętrza chram
zrozumcie... Życie całe
wam oddam... Z waszych nóg
proch ścierać będę... Mężem
służebnym w zwoju zmrę
u was — — — za żonę ją
mi dajcie...

(klęka, wyciągając przed się dłonie)

Almo, Bóg,
Bóg ci zapłaci szczodro,
uczyń na Jego chwałę
ten ślub...

(Alma zasłania twarz rękoma)

Żaliż ja wężem
tobie? Żaliż ja krwią
tobie nie wspólny? Droga,
ja tobie wszelkie dobro
oddam... Cały ten świat
do stóp ci skłonię w darze
i jako wonny kwiat
będę cię miał... Och, wroga
nie czyń ty zemnie, nie...
błagam...

ADAM.
(po chwili)

Wszak ty Thamarze
przysięgłeś!

KAIN.
(zwraca się do ojca)

Ojcze, dnie
te zapomnij...

ALMA.
(drżąco)

Nie!... nie!...

KAIN.

Almo, miej zlitowanie...
Patrz... patrz...

(wyrzuca z toboła zwierzęce skóry, słoniowe kły i szlachetne kamienie)

te wszystkie cuda
jam tobie zdobył... Śmierć
za mną szła, ciężka żmuda
znoiła mię, jak wąż,
jak wściekłe obłąkanie —
i tak przez roku ćwierć...
Słuchaj, jam z głodu marł,
z tęsknoty i zawiści
niebezpieczeństwa... Ty,
ty dobra, spraw niech ziści
się me pragnienie... Patrz,
tobie to wszystko w dani
składam pokornej... Bacz
na mękę mą i łzy,
na rozpacz, co mię rani
krwawo — — wysłuchaj!..

ALMA.
(j. w.)

Nie!
bo z Ablem mię przysięga
wiąże i serce...

KAIN.
(patrzy nań chwilę boleśnie i wstaje)

Tak?
Czyż słowo twe wyrokiem?

ALMA.
(j. w.)

To serca nakaz święty...

KAIN.
(gwałtownie)

Ha!... teraz zemsty dnie
dla was... Jak krwawy znak
co śmierci proży sięga
wam będę — — i prorokiem
grozy!... Ha, czy przeklęty
będę, albo mię trzask
pioruna zwali w ziem —
nie dbam!... Jak piekła wrzask
ja spokój wam zamącę!
O — tak, bo tajnie wiem
straszne!... Szaleństwa rzecz
tu we mnie, jak trujące
jady!...

(Thamara ukazuje się w drzwiach)
(do Almy)

Zapłacisz mi
za miłość moją — — gorze!

(grozi jej pięścią)
SCENA VIII.[1]
THAMARA.
(przypada do Kaina)

Ty kłamco! ty — tyś zwierz,
tyś mi zżarł życie!

KAIN.
(odtrąca ją)

Precz!
bo trupem cię położę!

THAMARA.

Teraz odrzucać śmiesz,
a drzewiej’ś łaknął?

KAIN.

Zamilcz!

THAMARA.

Zdrajco, już dni
owych nie pomnisz?

KAIN.

Strać
mi się z ócz!

THAMARA.

Ja ci ślepie
wydrapię te, te — wilcze,
by je hyenom dać
na żer...

KAIN.

Ty! pysk zalepię
ci biotem, zaskorupię — —
zamilcz!...

THAMARA.

Nie, nie zamilczę
mej krzywdy! Och na trupie
twoim będę ją wyć,
będę ją jęczeć tak,
że cię poruszy...

ADAM.
(do Kaina)

Wstydź,
wstydź się siebie!

KAIN.

Co?
niech się ta suka wstydzi,
gdy ją szaleństwa rak
toczy...

ADAM.

Nie. Szatan szydzi
z ciebie w ten sposób!

KAIN.
(z dzikim śmiechem)

Ho!

ADAM.

Ty — — pomnij, że Jehowy
czeka cię sąd —

THAMARA.

Pomstliwy!

KAIN.
(j. w.)

Dziecko się straszy słowy,
nie mnie! Jam nie tak tkliwy,
jam jest, jak twór z żelaza —
mocny!

THAMARA.

I z sercem płaza!

ADAM.
(do Kaina)

Pomniesz, że Bóg mocarzem
nad tobą!

KAIN.

Gdy mię skarze,
to wasza wina będzie!

ADAM.

Czemu?

KAIN.

Bo wy orędzie
mych próśb rzucili w pył...
Rzekłem, że przed ołtarzem
Jahwy modlić się będę,
że wszelkie winy zmażę,
pokutą... będę żył
z wami i roli grzędę
uprawiać — — ale wy
Almę mi dajcie żoną...

THAMARA.

W oczy ci cisnąć plwy,
bezwstydny!

ADAM.
(do Kaina)

Przysiężoną
przecież Ablowi.

EWA.
(do Kaina)

Chcesz,
chcesz ją wbrew woli, co?

KAIN.

To upór... ja go złamię
dobrocią...

THAMARA.

Ty, ja też
mam do cię takie prawo...

KAIN.

Odejdź!

THAMARA.

Nie wierzcie — — kłamie!

ABEL.

Słuchajcie: aby zło
ono zażegnać zbożnie

(zwraca się do brata)

nie trzeba, bracie, krwawo
dosięgać... Któż z nas błądzi?
któż wszedł w manowców łan?
Wszak Almę ty przemożnie
kochasz — i mnie snem ona
rajskim... Słuchaj, niech Pan
ten bratni spór rozsądzi...

KAIN.

Jakim sposobem?

ABEL.

Tak:
Obaj ofiary dwie
Jehowie w myśli tej
złóżmy. Czyja spalona
będzie przez ogień nieb,
temu da Jahwe znak,
iż jego mężem zwie
Almy... Dasz rękę zgody?

KAIN.
(po chwili namysłu)

Niechaj się stanie.

(podaje mu rękę)
ADAM.
(z namaszczeniem)

Dzień,
ten dzień, niech jako chleb
będzie zjednania... Świętą
począłeś myśl.

EWA.

Niech Bóg
was złączy — i sam gody
wyznaczy.

ABEL.

Chodźmy już,
by na ofiarny stos
myśl zgody rozpoczętą
złożyć...

ADAM.

Błogosław Pan.

(Alma płacze. Wychodzą. Zostaje Kain i Thamara).
SCENA IX.
THAMARA.

Takich ci szukać dróg,
taki ci podły los,
aby cię ognia kurz
rozsądzał?... Wszak tyś zwan
nabytkiem otrzymanym
z niebios... Wiesz, tyś jest panem,
Abel marności ma
nazwisko — — I na próg
tobie z nim wejść ofiarny?

I gdzieś ta duma twa?
KAIN.
(odtrąca ją)

Precz stąd!

THAMARA.

Ha, jaki marny
twój żywot!...

KAIN.

Idź!

THAMARA.
(z dzikim uśmiechem)

O, niech
za krzywdę mą, mój srom
skarze cię Bóg! Niech żar
nie tknie ofiary twej — —
by ci się ziem u stóg
rozwarła w piekła śmiech
czeluśny!

KAIN.

Precz, bo grom
strzaska cię mojej pięści!

THAMARA.
(ucieka)

Niech ci się byt nieszczęści!!

SCENA X.
KAIN.
(po chwili milczenia)

Och, niepokoju war
wkradł się do piersi mej,
jak strach — — —
Jahwe! ten łup
z rozkosznej dziewki mnie
przeznacz... Słysz! dań bogatą
Ci złożę — — Ty ją spal,
Ty ją płomieniem zniszcz,
zniszcz nawet wraz z namiotem —
choćby ostatni pal
nie ostał się wśród zgliszcz — —
Jahwe! ja tobie zato
ustroję dary złotem —
Ty je spopielić racz!...

SCENA XI.
PYCHA.
(szeptem)

Tyś ziemi król...

KAIN.

Ktoś zacz?

PYCHA.

Jam ulgą chwil... ja dam
zwycięstwa moc

(wskazuje dłonią w okno)

O, patrz...
najulubieńsze jagnię
na stos prowadzi brat
on — nędzarz, pasterz trzód —
żaliż się nie śmiać nam?
Cha... cha!... azaż on pragnie
Almy — on biedak? Ty,
posłuchaj moich rad:
niech on ofiarę wprzód
złoży... Spojrz, nic już
nie niesie — — wszak co ma?
Owce i kozły — — śmiech...

SCENA XII.
ŻĄDZA.
(wchodzi z przeciwnej strony)

Spełnią się twoje sny,
szczęśliwcze! Tobie róż
trzeba na ślub... Wola twa
zwycięży wszelką moc...
Słuchaj, godowa noc
idzie ku tobie w szale...
Łakniesz jej ciała — ach...
ust słodkich cię korale
będą pieściły w snach — —
będą poiły win
haszyszem...

KAIN.
(z zadowoleniem)

Ty, jam syn
oszołomienia, krwi
wrącej...

ŻĄDZA.

Czarowne brwi
Almy twe muszą być...
Tobie słodyczy miód
z ust żarnych pić —
Tobie jej lica cud
pośród nektarnych śnić — —
Dziewiczych ramion kwiat
w objęcia żądne brać,
aż ci się skłoni świat
w zazdrości i zachwycie — — —

PYCHA.

Ty, tobie władcy życie
nadane... Tobie stać
na równi z Bogiem..

KAIN.
(śmieje się, patrząc w okno)

Hej!
na nic ci, bracie, trud,
Ty mi nie sprostasz, nie —
nie tobie miłość jej,
owczarku... Cha — cha — cha!...
Szkoda jagnięcy ród
niszczyć...

PYCHA.

Posłuchaj mnie:
niech w darze ręka twa
będzie hojniejsza...

KAIN.
(do Pychy)

Wiesz,
chociaż mi zboża żal,
ale je dam, ha — trudno...
Dam żyta pełną skrzyń,
pszenicy złotej wór
i ryżu garncy sześć — —

PYCHA.
(pochlebczo)

Gdzież jemu z tobą, gdzież,
w zawody? Jemu hal
wypasy razem z brudną
owczarnią...

KAIN.

Bracie, drżyj!
Pierwej cię zdybie mór,
zanim twe ścierwo Pan
spali...

PYCHA.

Te skóry znieść
na ołtarz tam — och, ty —
ty zaćmisz Jahwy wzrok
onem bogactwem... Kły
daj słoniowe i topazy — —

ŻĄDZA.

Będzie ci wzamian dan
czar Almy...

KAIN.

Oczy mrok
mi gasi — żal mi!

ŻĄDZA.

Ty,
droższy ci skarbów blask,
niż dziewczę to bez zmazy,
świeże, jak wiosny woń?

(nad uchem)

Ty wśród jej pieszczot łask
z rozkoszy będziesz marł —
ty się zatopisz w toń
jej słodkich ust...

PYCHA.

O, dej,
niechaj brat Abel wie,
żeś pan...

ŻĄDZA.
(kusząco)

Do szczęścia bram,
do pocałunków jej
już blisko...

PYCHA.

Dej —

KAIN.

Ha — — dam!

PYCHA.
(wskazuje w okno)

Przecz on się bratem zwie
twoim?

KAIN.
(patrzy również w okno, śmiejąc się)

Hej, ty szaleńcze!
nie tobie ze mną iść
w parze... Ja nią uwieńczę
ofiarę blaskiem tęcz
cudnych kamieni... Hej,
ktoś ty? tyś marny liść
przy mnie... Ty owce stręcz
i goń do dzikich kniej
na żertwę lwa — — cha — cha!...

PYCHA.

Spojrz, jak to jagnię pcha
Abel...

KAIN.

Ono z trzód pono
jemu najdroższe...

ŻĄDZA.

Wiesz,
dziewicze tobie łono
jej, jeszcze dziś... lecz spiesz,
tam brat cię czeka już...

PYCHA.

Te skarby — cuda zbierz,
na stos je razem złóż — —
A upokorzeń moc
niech będzie z twoich zbóż
dla nich...

KAIN.

Idę — —

(zbiera skóry)
ŻĄDZA.
(tajemnym szeptem)

Dziś w noc
raj tobie będzie dan...

KAIN.
(z dumą)

Zwyciężę ja, ja — — pan!!

(wybiega)
(Zasłona spada)
KONIEC AKTU DRUGIEGO.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Zdublowany numer sceny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Staśko.