[7]AKT PIERWSZY.
[9]Wnętrze trzcinowego namiotu. W dalekiej perspektywie Raj. Ubogie kamienne sprzęty. Czas przedwieczorny.
SCENA I.
ADAM, rosły, około lat 50, odziany w skórę. Broda i długi włos. Wyraz twarzy zgnębiony.
EWA, podobnież odziana, również znękana. Sprząta wnętrze namiotu przed zbliżającem się Świętem odpoczynku.
ADAM.
Co to? Wszak chwila odpoczynku
się zbliża, doba święta,
a ich nie widać!
EWA.
Abel już
zaganiał swe jagnięta
ku wrotom.
ADAM.
Kain znów
spóźni się pewnie! Gdzie jest?
Od ranam go nie widział!
[10](po chwilce)
Przecz on
tak mię teraz unika,
od oczu moich stroni
jakby nie syn...
EWA.
Mówił, że pracy ma bezlika —
Kończy sprzątanie zbóż,
a raczej — słomy...
Przeto zły!
Posusza spiekła mu zagony,
samum źdźbła zwichrzył dmą
i ta szarańcza...
ADAM (przeciera ręką czoło)
Raj!... raj!.
Kędy ta ziem szczęśliwa —
ogrody kwietne, jasne —
gdzie one drzewa boże
figa i pomarańcza,
te wszystkie czary — cuda —
te zorze!...
Ach, gdzie ten kraj,
gdzie szczęście, gdzie te dziwa,
te miodne lasy —
I jam to miał na własne
Och — tak!... Nie była to ułuda,
[11]ni sen —
Mnie się pyszniły krasy,
mnie świat się kładł do nóg
bogactwem wszerz i — hen!
Jam królem był!...
A dziś... ja wśród tych strzech
z marnych, poschniętych trzcin,
jam dziś tu pył!
robak pod klątwą win
za owoc ten, za grzech —
O, Jahwe! Jahwe!...
(zasłania twarz i płacze)
EWA.
Nie płacz, wszak nam przebaczy Bóg,
gdy nie odepchnął bez nadziei
i żywot nasz — pokutą...
ADAM (przez łzy)
...Śmiercią — wygnaniem!
Tyle już dni, tyle już lat
płużym wśród męk zawiei —
Ziemia nas żywi jak macocha
macocha — gad...
Duszę wyzutą
mamy z litości — kto nas kocha,
kto ulgę dla nas ma?
[12]O, nikt!... o nikt!...
Nawet zwierzyna ta,
co nam w posługi szła
dziś się nas lęka, albo czyha
na żywot nasz...
EWA.
Nie złorzecz Bogu, ale zważ,
że i ptaszyna licha
ma w nim opiekę i obrońcę.
ADAMADAM.
Wiem to, ach wiem!
wszak w raju-m widział te ogrojce
i stworzeń świętaświętą zgodę —
lecz nie mów, nie mów o tem!
(Wchodzi Alma pełna cichej, wiosennej urody. Niesie na ramieniu dzban wody i wiązkę kwiatów w ręce.)
SCENA II.
ALMA.
Przyniosłam w dzbanie wody
na sabath — starczy prawie.
EWA.
Czy bracia idą?
[13]ALMA.
Tuż za płotem
spotkałem Abla — owce goni
z Thamarą.
ADAM.
A Kain?
ALMA.
Po murawie
zda mi się szedł w powrocie.
(stawia dzban)
ADAM.
Wyjdę k’ dobytku wy wieczerzę
sporządźcie.
EWA.
Wracaj skoro.
(Adam wychodzi)
SCENA III.
(Ewa. — Alma).
ALMA (pieszczotliwie)
Tak długo byłam... Ot, kilkoro
[14]zerwałam kwiatów i tchem bieżę.
Matuś! tam kwiecia krocie
u źródła... Tyle woni,
blasków i barw i ciszy —
Słuchaj, jam tam przez chwilę
dziś spała... i miałam sen —
taki szczęśliwy sen...
Nie wiem, zali mi Abel brat
śnił się, czy Anioł boży...
ach, już nie pomnę... Młodzian ten
cudny, jak rajski kwiat,
zjawił się przy mnie i przemile
stojąc wśród cienia palm
spojrzał na moje lice...
EWA.
Córko, widziadła snu
to czasem złuda pusta...
ALMA (chwytając matkę za ręce)
Matuchno! nie przecz, nie!
W oczy patrzyłam mu,
gdy słodkich słów
zwierzał mi tajemnicę —
i spojrzeń męskich łów...
Pierwszy raz w życiu — ach!
on mi całował usta
w tym miodnym śnie
[15]nie tak jak ty w mych snach...
W objęcia swoje brał,
tulił i szeptał takie dziwy,
jakby czar nocy grał
chorał pieściwy...
EWA (nieco zdumiona)
Zali to Abla głos
był, czy nie pomnisz?
ALMA.
Nie —
wspomnieć nie mogę, ale włos
miał Abla, taki płowy
i jego ciche, dobre oczy...
EWA.
Almo, może ów sen,
ta tęskna mara,
to objawienie boże...
Słuchaj — miłym ci Abel jest?
ALMA (wyruszonawzruszona)
Jak nienawidzi mię Thamara
siostra, tak mi jest drogi on...
Kain przeznaczon jest Thamarze...
[16]EWA.
Przecz nienawidzi?
ALMA.
Przecz?
Bo Abel ma mię rad
więcej niż Kain ją i rzecz
ta nas rozdziela może...
EWA.
Źle, bo to wina
którą Pan karze!
Powiedz, czy Kain brat
miłym ci też?
ALMA. (zakłopotana)
Nie pytaj... Wszak Kaina
też lubię... Ale on
jakowyś skryty, zły —
ty wiesz,
że głosu jego ton
taki szarpiący, niby kły...
Ten jego wzrok
wciska się w piersi moje
i tak przeraża — dławi
jak zwierza skok
ofiarąofiarę biedną —
Matko, Kaina ja się boję!...
[17]EWA.
Czemu? Dobroć nie jedną
widziałemwidziałam jak ci sprawił —
biodernik pawi
i naramiennik ów tygrysi...
ALMA (bojaźliwie)
Nic
ja odeń nie chcę mieć!
Kłamstwo płynie mu z lic,
ze słów zamysł przebija
mu jakiś groźny, rysi —
i twożytrwoży mię jak żmija...
Ach, matko! tak się lękam,
wyczuwam, że on sieć
na mnie zastawił...
EWA.
Almo!
Bojaźnią twoją ja się nękam
przez sen twój tam pod palmą
i one słowa...
[chowa(chowa twarz w dłonie)
Takież to życie nam, o Boże!...
ALMA.
Pokój niech będzie z tobą,
dobrotliwdobrotliwy jest Jehowa...
[18](Wchodzi Abel, słuszny, piękny młodzieniec, o długich kędziorach płowych włosów. W ręku trzyma pasterski kij).
SCENA IV.
Ewa — Alma — Abel.
ABEL.
Bądź pozdrowiona matko
z siostry osobą!
EWA.
Witaj nam synu! OwceOwiec stadko
spędziłeś?
ABEL.
Tak, w oborze
są już zamknięte. Ale znów
nowe nieszczęście mię spotkało
na łące zaraz z rana.
EWA.
Ach, synu co się stało?
ALMA.
Mów już, o mów!
[19]ABELABEL.
Tygrys zadusił mi barana
i uniósł w dżungli skrze,
żal mi, bo najpiękniejszy z stada.
(W wejściu namiotu ukazuje się Adam]Adam)
SCENA V.
Ciż sami. — Adam.
ABEL.
Pozdrowion bądź, rodzicu!
ADAM.
Witaj! Słyszę, że nowe złe
dotknęło twego mienia?
ABEL.
Trudno gdy tak Jehowa chciał,
On — wziął, on — dał..
ALMA.
Zaprawdę, każda tu doba plagą.
ADAM.
Biada nam tu, o biada!
Wszystko sprzysięga się i zmienia,
[20]wszystko preciwkoprzeciwko nam —
i ziem i zwierz!...
Czy znów w tułaczkę iść — — o, gdzież?
na jaki świata kraj
z tą ręką nagą —
do jakich leż?
O, straznyśstrasznyś, Adonai!...
ABEL [do ojca)(do ojca)
Porzućcie rozpacz... Mówię wam
tu już zostajmy, wśród tych pól,
my tu zwyciężym...
ADAM.
Co? ten ból,
zawistny los, udrękę?
ABEL.
Wszystko, co przeciw nam!
Na zwierza namymamy łuk,
lub zwabim w dołów paść..
Posłysz! wszak władzi my
tych ziem. My w swą rękę
uchwicićuchwycić musim panowania
wszechwładny ster...
Zlecił nam Bóg
ten świat — nam rządzić, a nie paść!
[21]Słabość zrządzeniem się zasłania
losu...
ADAM.
I coś uczynił już
mój marzycielu, mów!
(z ironją)
Owce na żer.żer,
że dajesz zwierzu? Tak wygląda
to panowanie?
ABEL.
Ach, to cóż?
Prosty przypadek... Wszak, ojcze
z krzemienia nóż
jam wam sporządził... i na łów
dałem sposoby... WielbładaWielbłąda
w sieci chwyciłem, ułaskawił
i co? dziś bratu Kainowi
służy do orki... Trzeba chcieć,
a wszystko nam u nóg
tu się położy w hołdzie...
Jeno te wolę — sieć
przeciwko złemu snowi
nam trzeba mieć!
Ojcze!
Na naszym żołdzie
[22]będzie ten cały świat —
musi! bo my będziemy chcieć!
My mamy być
jako te orły gończe
z pod słońc, z nad chmur!
Nam trzeba przeć
ten żywot wzwyż,
aż staniem tam u szczytu
świata! U szczytu — słysz!!
ADAM. (ujęty słowami)
Łza w oku mi się pławi,
pociecho moja... Ty masz moc
słowa i czynu.
EWA.
Obca mu noc
lęku.
ALMA.
Niech ci Pan
braciszku błogosławi...
ABEL.
Niech będzie z nami — Ojcem nam zwan.
EWA (zastawia gliniane misy)
Siednijcie już do stołu
[23]spożywać Pańskie dary —
jest soczewica i kęs wołu.
ABEL.
Brata Kaina i Thamary
czekać nie będziem?
ADAM (siadając)
Wszak wiedzą, że Sabathu
p ręporę czcić trzeba.
EWA.
Zaiste
bies go opętał razem z nią.
(poczynają jeść ze wspólnej misy)
SCENA VI. (Przed namiotem)
(Kain i Thamara ukazują się przed namiotemnamiotem. Kain silny, barczysty, o ryżym zaroście. Spogląda ponuro z pod brwi krzaczastych. Thamara lat około 25, bujnie rozwinięta. Wyraz twarzy namiętny i zmysłowy.zmysłowy.)
THAMARA (zatrzymuje Kaina)
Słuchaj, masz siłę lwią
naplwaj jej w twarz i bratu...
[24]KAIN (uczuciowo)
Czemu?
THAMARA.
Życie ci czyste
zamąca i pogodne...
KAIN.
Milcz!
Ona mi życiem — słońcem — wszem!
Bez niej mi wszystko śmieć —
podstopny proch — i nic!
Ja ją miłuje — muszę mieć —
ja chcę jej lic —
rozumiesz?!
THAMARA (sarkastycznie)
Ha!... ha!...
Po co ci to? Jak krzem
jest ona... no i Abla
ma przecież...
KAIN.
Niechaj ma!
Ma siła ją wykupi,
bo jego, niby trznadla
zduszę! Tu prawo me, tu moc
[25]w tej pięści!...
[potrząsa ręką](potrząsa ręką)
THAMARA.
Nie bądzbądź głupi,
słuchaj: po co ty szaleć masz
za tą... tam w izbie? Słuchaj mnie —
tyś mnie przeznaczon... Rozkosz znasz
uścisków mych, mych warg...
Posłysz — gdy padnie noc
przyjdź do miemnie... Poco targ
ci o tamtą? Ja dam ci czar,
słodyczy raj stworzę,
że z miodów mych
uśniesz... z nektarów będziesz marł...
Przyjdź jeno... przyjdź...
o tamtej słych
zagłusz i zgaś —
Przyjdź na me łoże
z pożarem krwi na uściech,
a słodką baśń
po sercu ci rozprzędę
na strusiopiórych chuściech...
Kainie — przyjdź... tyś mój —
u stóp ci leżeć będę
i złożę wszystko w dań —
słysz! — wszystko!! I upoję
[26]cię sobą — — oszołomię
docna — do słodkich łkań — — —
Jam twa — jam raj — jam płomię!
O, przyjdź! rozkoszy znój
zgotuję tobie — — przyjdź...
KAIN.
Słuchaj! z tamtej nie szydź,
bo biada!
(po chwili)
Przecz ty
chcesz mię usidlić — ha?
Pięknaś... ja wiem... Pokusa
z ciebie niczem wino —
ogień twych ócz odurza...
THAMARA.
Zawrotnych śnień —
pieszczot twych mocnych rąk
ja łaknę — męskich lgnień!
A Alma co ci da? no mów?
Nic! prócz chyba męk
i tych nieczułych słów,
aza ich mało masz —
czyś głuchy na nie?
[27]KAIN.
Gorze mi!... gorze!...
THAMARA.
Rzekłeś — iżem pokusa,
ogień mych ócz odurza?
Ach, wiedz — jam miłowanie
jest jeno... wielkie
jak świat! mocne jak grom!
Patrz... te moje pierśne wzgórza
dla ciebie... Masz mą twarz...
w zadatku bierz całusa
i w nocy przyjdź na łoże
a uciech dam ci wszelkie
tajnice.
KAIN (z nagłem wspomieniem]wspomnieniem)
Ach tak.. lecz krom,
krom niej...
THAMARA.
Przyjdziesz, Kainie?
KAIN (oszołomiony)
Ha!...
[28]THAMARA.
Przyjdź lubaluby...
KAIN.
W winie
zatopię się, aż stracę
myśl...
THAMARA.
I w cieple ciał
naszych...
[z(z namiętnym szeptem)
Przyjdź drogi...
KAIN [bijąc się(bijąc się z myślami)
Może...
(Wchodzą do wnętrza)
SCENA VII.
ADAM (do Kaina](do Kaina)
Znowu-ś poskąpić śmiał
Pańskiemu świętu...
[29]KAIN (opryskliwie)
Bom pracę
kończył wraz z siostrą! Czekać mam
aż zboże zgnoi deszcz, lub miecz
samumu stnie doizna?[1]
THAMARA.
I tak nie było już co żąć!
EWA.
Siądźcie do stołu.
[Kain(Kain i Thamara siadają]siadają)
ADAM.
Ta jest rzecz,
ze święta Bogu się nie kradnie —
Co ździałasz przez tę chwilę?
Wszak w ręku Jahwy gotowizna,
wpierw Jemu godnym bądź...
KAIN.
Jeśli przez czas ten się wysilę,
przed burzą mogę ujść.
Azaż mam biedzić nieporadnie
i w świat o głodzie pujśćpójść?
Cóż da mi Pan,
[30]gdy legnę w palmy cieniu,
czyż chleb mi będzie dan?
ABEL.
Nie klnij jego Imieniu
bracie, bo pełnisz grzech —
gniew pański ściągasz sam —
na wszystko zasie czas
bywa — na święto i na trud.
KAIN.
Ha, ha! W oczy ci śmiech
mój ciskam! Zali z nas
tyś starszy? Tobie mnie
słuchać, nie dawać rad,
ty pilnuj trzody wrót
i nie jątrz!
ALMA.
Azaż brat
gniewa cię przez to, szarpie cześć?
KAIN.
Ja rad nie mogę znieść
jego, rad młokosa!
ABEL [dobrodusznie](dobrodusznie)
Czyż ubliżyłem ci, Kainie?
[31]KAIN.
Słuchaj — oczy ci wyżre rosa,
nim przejdziesz to, co ja!
ADAM (do Thamary)
Coż patrzysz tak zukosa?
Łechce cię śmiech,
zeże Kain taki hardy?
THAMARA.
Ot, mówi co ma w ślinie...
Brat go uraził zatem wzgardy
niech słucha...
EWA (do Thamary)
Ciebie cieszy
ta zwada?
THAMARA.
Pewnie! niech
starszych nie poucza...
ADAM.
Pan
czyż błogosławić będzie dom
gdzie w święto bratnie kłotniekłótnie?
(wszyscy spoglądają na Kaina)
[32]KAIN.
Zaliż ja winien?
ADAM.
Ty!
Tyś dał początek zwady,
tobie tu stać pokutnie!
KAIN (rzuca łyżkę i wstaje od stołu)
Niech trzaśnie grom
w takowe życie! lub zlew wody
niech je zatopi! Wszystko błąd
co czynię! wszystko wbrew
wam! Ha, co? do sług
ja tu policzon, czy mię trąd
zjada? Zaliż krew
psa we mnie płynie? — hę?!
ABEL (wstaje również)
Jesteś nam brat, lecz zło
z drogi cię spycha prawejprawej.
KAIN (podnosi na brata pięść)
Zamilcz, bo tnę
cię pięścią i z nóg zwalę!
ALMA (wstaje między braćmi)
Oszczędź — on brat!
z bratem ci walki krwawej?
[33]ABEL (spokojnie)
Czy cię poima czart?
KAIN (do Almy)
On jest mi gad,
ja brata nie mam wcale!
On mi trucizna! żmija! grom!
on w oku pył!
spokój mi skradł
(chwyta się za pierś]pierś)
tu z wnętrza... Azaż wart,
bym ja mu bratem był?
ADAM.
Wniosłeś pod dach ten srom,
wyrodny! Przecz ta złość
cię szarpie i rozjudza?
KAIN.
Kto przeczyć zawsze śmie
mym czynom? Ty — i brat!
Ty do swej roli, on do stad
iść macie! jam jest pan
sam sobie! Praca cudza
mię nie obchodzi, nie!
I wam odemnie wara,
ja pan!
[34]EWA.
A kto ci chleb przyrządza?
KAIN.
Ha! ha!.... i to wam daje trud?
Dobrze... wypiecze już Thamara
go teraz... Cóż mi z was?
ot — śmiech i tyle!
(Wychodzi śmiejąc siesię sucho, za nim Thamara)
SCENA VIII.
ADAM.
Czartowskiej pychy żądzą
mu schlebia — grzechu ród...
(z boleścią)
Boże! zaliż to me
jest dziecko — to mój syn?
Takiż mi przyszedł czas?
(chwyta się za głowę)
ABEL.
Do kolan ci się chylę
ojcze, wybacz ten czyn
Kaina...
[35]ADAM.
Przecz zań prosisz?
ABEL.
Sam nie wiem... Lecz na drogę
dobrą może on wróci —
pozna złe...
ADAM (po chwili)
Niech Bóg wielki nie pamięta
tej złośnej chuci.
EWA.
Szatana jest godzina
gdy syn z rodziców drwi
i dusza weń przeklęta!
ABEL (do Almy)
Przecz oczy łzami rosisz?
ALMA.
Pan może skarać w krwi
Kaina... Wszak pomsty nieb
ten grzech się dopomina...
ADAM.
Jahwe! miłościw bądź!
[36]Na twoją wieczną zławęsławę
świecąświecę te łzy i ból...
EWA (do Almy)
Sprzątnij ze stołu chleb
i misy.
ADAM.
Może sól
na stawie w piach się kładzie
ujrzym, wynijdźmi Hawe.
EWA (do dzieci)
Zostajcie wrócim wnet.
ABEL.
Bóg prowadź.
(Adam i Ewa wychodzą)
SCENA IX.
ALMA.
Ablu, siądź.
ABEL (siada na kamiennej ławce)
Chodź bliżej ku mnie, miła.
[37]ALMA (siadając obok)
W palmowym dzisiaj sadzie
spałam... i wiesz? tyś szedł
jak anioł do mnie w cień
pod baldach palm...
ABEL.
Czyś śniła?
ALMA.
Śniła... Ach był to sen
słodki, jak kwiatu miód...
Stanąłeś przy mnie pośród lśnień
barwnej, porannej zorzy,
taki przedobry, taki cichy,
rumiany i tak hoży,
że nam kielichy
kwietnie do stóp chyliły
się w zachwycie — —
Ah, obraz ten
mam w oczach i zostanie
już w nich ns całe życie...
(kłoni głowę ku Ablowi)
ABEL.
Almo, jam twój —
[38]ten sen, to miłowanie
jest nasze...
(całujęcałuje ją w czoło)
Kwiecie mój,
dnia niema, niema chwili,
by mi się twe nie śniły
dobre, kochane oczy...
Gdym z trzodą jest na łące
sam jeden, to mię gdzieś
porywa myśl, że tam,
pośród tych nieb roztoczy
ciebie zobaczę i usłyszę
twą słodką pieśń —
Że usta gorejące
na czoła spiek
mi kładziesz... Że tę ciszę
słodyczną z blasków tkasz...
że oną ciszą
ty do miemnie mówisz... Ah,
że w spólnych snach
błękity nanas kołyszą — — —
I chciałbym by tak wiek
śnić z tobą wraz
i pić te zdroje...
(Almę porywa nagły płacz)
Och, czemu łkasz?
[39](spogłądaspogląda nań przerażony)
ALMA (z płaczem)
Ja się tak czegoś boję...
przeczuwam, że wśród nas,
wśród naszych śnić,
jakieś nieszczęście się wylęże —
Ach, Ablu!... Ablu!...
ABEL.
Gdy nas zrządzenie nie dosięże
boże, cóż może być?
ALMA.
Nie wiem... i lęk mię bierze —
choć jakaż nasza wina?
ABEL.
Jagnię w ofierze
jutro Jehowie dam
o spokój twój. Azaż znasz
powód tych myśli?
ALMA.
Znam...
Gdy spojrzę w twarz Kaina,
w tę jego groźną twarz,
[40]lęk wielki mię ogarnia
i pierś poczyna gnieść
jak ziemi darnia...
Nie mnie wzrok jego znieść —
te opętańcze błyski
są straszne!... Aza wiesz,
ja jego od kołyski
się bałam... On ma dzicz
w sobie, jak z puszcz zwierz
i smaga słowem tak
jak z trzciny bicz — —
Czasem szepta mi coś,
że na tej twarzy znak
zabójczy się wyradza...
Ta myśl mię wskroś
przeszywa, dławi dech
jak władza
rąk nienawistnych...
ABEL.
Słysz:
— Bodaj-byś zdechł
rzekł mi, gdy zoczył raz
zabawę naszą... Czyż
jedno z nas
jest mu w życiu zaporą?
[41]ALMA.
Wczora wieczorem rzekł,
że tyś mu zmorą...
(Abel patrzy w ziemię zamyślony)
Zazdrości żre go gniew,
że myśmy sobie radzi — —
Kiedyś na stawu brzeg
wyszedł i klął, klął ciebie...
Jak czarta siew
padały klątwy słów —
słyszałemsłyszałam... marła w trwodze —
Zda się, bies go prowadzi,
zawiścią złą kolebie,
zamysłów łączacłącząc wodze —
Słuchaj! przeczuwam krew,
straszy znakmię ów
mięznak Kainowy...
(krótkie milczenie)
Mów,
pociechy słowem mi
ulżyj... Jam przecież twa,
nic nie mam okrom ciebie —
przecz milczysz?
[42]ABEL (jakby do siebie)
SniŚni
mi się smutek, dla zła
zaliż ja wiem...
(chwyta się ręką za czoło)
ALMA.
Ach! mój!
mój drogi, czemu twarz
ci blednie? Czemu z lic
ginie rumieniec? — Och!...
ABEL (jakby w gorączce)
Sen to... czy mara?... Zbój
byłby mój brat!? Czyż szloch
nad sobą słyszę już?...
Ty, Jahwe, duszę znasz
moją... Wszak-em nic
złego nie czynił...
Swój
mam dobytek, brata zbóż
nie pragnę... I przecz złość
ma ku mnie on... Pierś ma
niewinna...
ALMA (do siebie)
Pojąć nie mogę
[43]tych słów...
ABEL.
Azaliż dość
tu moich snów i dni —
szczęścia i znojnych chwil — — ?
Chcesz, Jahwe, pójdę w drogę...
(do Almy z siłą)
Słuchaj! przez krocie mil
pójdę od ciebie... Tam,
gdzie śnieg na górach lśni —
gdzie obcy świat... l będęI będę sam — —
pójdę...
ALMA (z przestrachem)
Nie pójdziesz — — nie!
Ablu! mógłbyś zostawić
mnie tu, mógł?
ABEL.
Bratu z drogi
wdal się usunę... Krwawić
nie chcę mu serca...
ALMA.
Och — nie — nie!...
[44]Ty nie odejdziesz stąd,
mnie nie porzucisz, drogi!
Błagam miej na miemnie wzgląd,
na ojców... Mój by trup
zagrodził tobie ścież
i w ziemię wrósł, jak pień...
Słuchaj... może ten dzień
jest łaską bożych prób —
wytrwaj!
ABEL (po krótkim namyśle)
Niech wola nieba
się dzieje...
ALMA.
Nie porzucisz?
ABEL (cicho)
Zostanę...
(po chwili)
Almo, trzeba
w namiot mi zajrzeć...
ALMA.
Wrócisz
tu do miemnie jeszcze?
[45]ABEL (u proga)
Chwilę
zabawię jeno...
(wychodzi)
SCENA X.
ALMA.
(Stoi chwilę u proga i wraca na środek namiotu)
Boże!
Tak mi trwożliwie, smutno —
Strumień gorących łez
w oczy się ciśnie... Tyle,
och, tyle ust tajemnych
szepce mi jakąś trwogę,
jakowyś kres...
Ach, chwilo zła! Pokutną
przywdziać mi szat obrożę
i przecz? Do grudek ziemnych
cisnąć mi twarz? Nie mogę
ognać się myślom...
(Staje u wejścia, patrząc ku niebu)
Panie!
tyleś tam gwiazd rozwiesił,
[46]ach, tyle gwiazd... Włado
niebieski! wszak ty wiesz
o każdej gwiazdce, biegu —
Tyś dał im przykazanie
i na wszechświata ściegu
żyć kazał... Patrz! twarz bladą
zwracam ku Tobie — chylę — — —
Słysz!
Syn Kain ci się zbiesił,
zło knuje — czuję — drzędrżę...
Azaż nie widziświdzisz Ty,
Ty, Mocarny... Ty który tyle
masz władzy... Patrz, ja mrę
tu z lęku... Zaliż my
z Ablem sobie wyrodni?
Azaliż miłość nasza
jest grzeszna? Przy pochodni
Twych ofiar myśmy ją
sobie przysięgli...
(Kain ukazuje się u wejścia)
Broń
broń nas, o Jahwe!... Skroń,
Kaina skroń złą wróżbą...
(pochyla głowę na piersi)
[47]SCENA XI.
[Wchodzi Kain](Wchodzi Kain)
KAIN. [przystępując ku Almie](przystępując ku Almie)
Cóż słowa twoje śnią?
ALMA [odwraca(odwraca się nagle w przestrachu]przestrachu)
Ach! odejdź!... odejdź!...
[chce uciekać](chce uciekać)
KAIN [powstrzymuje ją](powstrzymuje ją)
Stój!
Wszak’m nie bies, ale brat
[z ironją)(z ironją)
Przecież ci będę drużbą
na ten weselny ślub —
zaprosisz?
ALMA (dławiąco)
Odejdź!
KAIN.
Ha!
czemu odtrącasz?
[48]ALMA.
Groza
wieje od ciebie...
KAIN.
Zgub,
zgub bojaźń... Jam jest twój
no... choćby brat...
ALMA.
Tyś kat
mego spokoju...
KAIN.
Ha!
czyż pętlę mi powroza
na szyję wziąć?
ALMA.
Ty zła
nie powinienieśpowinieneś chcieć.
KAIN.
Poradź, by jako śmieć
z ócz ci się stracić...
(gwałtownie)
[49] Słysz!
twe słowa — jadu śmiech!...
Ja nie pozwolę drwić
z siebie... Serceś jak wić
mi w piersiach rozpaliła,
by teraz rzucić precz?
Ha! czemu drżysz?!
ALMA (lękliwie)
Ja ci się jeno bała...
(chce iść ku wyjściu, lecz Kain zastępuje jej drogę)
KAIN (chwytając się za włosy)
Nie mów! — nie uchodź! — milcz!
Słuchaj, po tylu dniech
coś mi się w męce śniła,
coś pośród myśli stała,
jak przenajdroższa rzecz,
stracić cię mam? O, nie!
Pomściłbym w krwie
te tęsknot łzy — — te dnie
pomściłbym!...
ALMA (wyciąga doń ręce)
Och, Kainie
serce zrozumieć racz...
[50]KAIN (w rozpaczy)
Patrz na me oczy, patrz!
jak wpadły w czaszki dzież
od łez... Azaliż mnie,
gdy żądzy ząb mię rwie,
gdym zsechł jak liść,
mam iść i przepaść — — gdzież?
Rzeknij, gdzie iść,
gdy twarz twa za mną wszędzie
pójdzie...
ALMA.
Wszak iść nie musisz...
KAIN.
Muszę!
Albo-li ze mną w rzędzie
staniesz na żywot...
(błagalnym głosem)
Almo!
oddam ci moją duszę
i służył będę wiernie...
Owoców słodkich w bród
mieć będziesz... Dom pod palmą
sprawię ci cudny... Ciernie
[51]z drogi ci zmiotę... Trud
obcy twym dłoniom będzie — —
zezwól... przygarnij!...
ALMA (tłumionym szeptem)
Nie!...
KAIN.
Żal ci dziewiczych lat
o, krasna!... Słuchaj... dziś
idę od ciebie hen
do kraju Hewilath,
idę po złoto... Cud
szafirów ci przyniosę —
szmaragd o barwie wód
morza... turkus jak len
kwitnący... onychiny
rozkoszne i topazy — —
UstrojeUstroję ci w nie bose
stopy i szyję białą...
Wśród włosów twych oazy
zawieszę wkół rubiny —
słuchaj! ubiorę całą
jak bóstwo...
ALMA (j. w.)
Nie chcę nic,
[52]nic, krom spokoju...
KAIN (z rozpaczą)
Ha!
Dla Abla rumień lic
chowasz? i krasa twa
dla niego?
(mówi gardłowo i urywanie)
Słuchaj! słowa
twe straszne!... Mimo nie
po one skarby idę
dla ciebie... Gdy mi dnie
przyjdą powrotu w dom,
a ślubna was biesiada
gdyby złączyła — —
to gorze wam!... to biada!...
Z krzemiennej grani dzidę
w Ablową pierś zatopię!...
I nikt, mini sam Jehowa
nie wstrzyma pomsty mej!...
Krew i wnętrzy wam wyżłopię —
będę jak trwogi grom
z ziarn wzgardy tej —
będę jak piekła moc!...
(cofa się ku drzwiom)
Idę — — — pamiętaj!!
(wychodzi)
[53]SCENA XII.
ALMA (zatacza się)
Noc,
wokół mnie noc... Jahwe!...
(pada zemdlona na łoże)
SCENA XIII.
ANIOŁ-HARFIARZ.
(Wchodzi, zbliża się do omdlałej. W lewej ręce trzyma harfę, prawą skrapia ją rosą)
Perełki ros
na twarz ci sieję,
perełki ros — —
Zefiru chłód,
jak świeżość wód —
zapachy pól
wachlarzem wieje,
by uziedłuszedł ból — —
Rzęs ci odchylę,
abyś złą chwilę
moc miała znieść — —
Perełki ros
na twarz ci sieję,
[54]perełki ros — —
Jak dobra wieść
jak śniwy los,
wśród woni pól,
niech sen ten będzie...
ALMA (przytomnieje, podnosząc głowę)
Jakoweś słodkie gędzie
słyszę...
ANIOŁ-HARFIARZ.
O, śpij, o, śpij
gdy uszedł ból —
Na pościel skłoń
swą główkę — kwiat
i włosów woń...
(Alma zasypia)
O śnij, o śnij
sen młodych lat — —
(trąca w struny)
Wiosenny sen,
marzenia czar,
o, śnij — — —
Tęsknoty war,
włosy jak len,
śpij... śpij...
(akordy)
[55]O, śnij, o, śnij
pogodą niw,
kwiatami łąk,
ułudą dziw
i wianki wij — —
(akordy)
Zjawami mąk
zbudzi cię świt
cyt — — cyt — —
(cofa się i znika)
SCENA XIV.
ALMA (przez sen)
Och — och!... ratuj!...
Mamo, tam krew
trup — — nóż — — brat...
Precz — — — och!...
(krótkie milczenie)
Kat... Kat...
O — — ! przez brew
znak...
[56]SCENA XV.
ABEL (wchodzi)
(Spostrzegłszy śpiącą Almę, zbliża się doń cicho. W ręku ma wiązkę maków)
SpiszŚpisz?
(chyli się nad nią)
Śpij błogo, śpij...
Niech sen cię ciszą
oprzędzie...
(obrywa płatki maków i rzuca jej na piersi)
Ten polny mak,
te płatki-sny
niech cię kołyszą...
Niech noc ci będzie
szczęściem — — — śnij — —
(zasłona spada)
KONIEC AKTU PIERWSZEGO.