Historja chłopów polskich w zarysie/Tom II/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Świętochowski
Tytuł Historja chłopów polskich w zarysie
Podtytuł Tom II. W Polsce podległej
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1928
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IX.
Rozwój opinji i działalności społeczeństwa w sprawie włościańskiej. W literaturze i publicystyce. Towarzystwo Rolnicze, jego organ, obrady i uchwały. Wpływ A. Zamoyskiego. Oczynszowania i dzierżawy. Pomysły reformy rolnej. Fundacja Brzostowskiego. Reformy prywatne.

Przed nakreśleniem procesu dojrzewania reformy rolnej w sferze rządowej, musimy cofnąć się nieco dla przedstawienia równoległego rozwoju opinji i działalności społeczeństwa w tej sprawie.
Niezależnie lub łącznie z agitacją spiskową objawiła się w społeczeństwie dążność do poprawy położenia chłopów. Prąd ten jednak miał główne swoje źródło za granicą, w emigracji, której radykalne i pobudzające pisma pomimo tam rządu przedostawały się do kraju. O niektórych mówiliśmy. M. H. Nakwaski ogłosił (w Paryżu 1835 r.) rozprawę O nadaniu własności włościanom polskim za wynagrodzeniem teraźniejszych właścicieli dóbr[1], w której zalecał: 1) w każdej wsi wyznaczyć włościanom pewną ilość ziemi na własność; 2) dotychczasowym właścicielom zapłacić za nią listami 3 procentowemi; 3) włościanie w całej Polsce utworzą towarzystwa (na podobieństwo Kredytowego Ziemskiego), a ich własność obciążona zostanie długiem, który zaciągną w listach zastawnych dla spłacenia właścicieli; 4) czwarty procent na umorzenie długu płacić będzie naród; 5) wszelkie wspólności gruntów i pastwisk zostaną zniesione.
Od tego i jemu podobnych projektów ogromna większość szlachty stała bardzo daleko. Słuszność przyznać każe, że gdyby nawet wielką masą chciała go wykonać, rząd by jej nie pozwolił. Wiele prawdy było w twierdzeniu uwięzionej Zmierzchowskiej[2], że «gdy który obywatel w głodnym roku włościanom swoim pańszczyznę odpuścił, był za to do cytadeli pociągniętym jako przestępca polityczny». Ażeby nie popełnić niesprawiedliwości w postępowaniu szlachty wobec włościan, trzeba pamiętać, że po powstaniu listopadowem była ona w znacznej mierze ubezwładniona i obliczać ją tylko z tej części odpowiedzialności, która na niej istotnie spoczywała. Ale i ta część była niemała. Bo posłuchajmy, jak ziemianin, konserwatysta, K. Koźmian[3] opisuje życie chłopów:

Oręż wziął znamię władzy, pług niewoli godła,
Załamał ręce rolnik i złorzecąc obu,
Próżno cienie Kazimierza wywoływał z grobu.
Nikły skargi w powietrzu a gwałt bez przeszkody
Żywiciela narodu wtrącił między trzody.

W przypisku autor łagodzi ten obraz zapewnieniem, że «dobroć charakteru właściwa Polakom nieraz brała górę nad przesądami i nałogami; nawet w czasach nieograniczonej żadnem prawem nad włościanami władzy dał się widzieć niejeden wzór prawdziwie patrjarchalnego postępowania». Nie może jednak w innym przypisku zataić, że chociaż wielu właścicieli ziemi zamieniło powinności włościańskie na wymierzoną pracę, «powszechniej widzieć się dają na dworskich łanach napędzone gromady ludzi, jak trzody bydła poganiane biczem przez groźnych dozorców — nieszczęśliwy zwyczaj, również upadlający robotników jak panów.

...Cóż spostrzegam u pierwszego progu?
Pracę spoczywającą na lichym barłogu,
Nagą nędzę, głód blady i wiek już na schyłku
Wyschłą ręką żebrzący wsparcia i posiłku.
Ach, wiem już tej niedoli źródło i przyczyny:
Zabrałeś sobie wszystkie ich życia godziny,
Nieraz w skwarze południa omdlałym od znoju
Wzbraniałeś ust spieczonych zwilżyć w bliskim zdroju.
Dnie, noce bez wytchnienia, pod groźnemi ciosy,
Gdy ich kłos śniegu czekał, twoje żęli kłosy,
Lub dźwigali ciężary na twoje ozdoby,
By wzamian chat zamieszkać więzienia i groby.

Z prawnego upośledzenia chłopa mogła się szlachta usprawiedliwiać oporem rządu, ale z obyczajowej srogości nie mogła się usprawiedliwić niczem. Idea uwłaszczenia włościan błyskała tylko w bardzo nielicznych umysłach i nie rzucała swego światła na ogół ziemiaństwa folwarcznego. Jego ognikiem, przez jednych zapalanym, przez innych gaszonym, było oczynszowanie, to dla większości swych obrońców zło konieczne, które zabezpieczało od zła najgorszego — naruszenia świętego prawa własności. Oderwanych głosów publicznych odezwało się niewiele[4]. Zwięzłe i przekonywujące Uwagi wypowiedział jeden z bezimiennych autorów[5]. Trzy dni pańszczyzny — powiada — warte są zaledwie dwóch najemnika — więc pan traci. Trzy dni pańszczyzny więcej, niż trzy dni dla chłopa, bo nie może uregulować swojej pracy. «Czyli włościanin, robiąc pańszczyznę, daje więcej, niż to, co daje nominalnie, właściciel, zaś użytkując z pańszczyzny, odbiera rzeczywiście daleko mniej, niż to, co odbiera nominalnie». Autor oświadcza się za oczynszowaniem.
Obszerna i szczegółowa dyskusja nad tym przedmiotem skupiła się na dwóch polach zbiorowej walki: mniejszem, w Korespondencie handlowym, przemysłowym i rolniczym przy Gazecie Warszawskiej i większem, w Rocznikach gospodarstwa krajowego. Przez 4 lata (1842—1846) Korespondent zamieścił 20 kilka artykułów o włościanach, z których prawie połowa sprzeciwiała się oczynszowaniu a tylko jeden głosował za stopniowem uwłaszczeniem. Zwolennicy reformy przytaczali rozmaite i nieraz bardzo znamienne argumenty. Autor rozpoczynający walkę[6] dowodził, że pańszczyzna w naturze «jak nadużyciem i przywłaszczeniem powstała, tak mocą porządku i sprawiedliwości zniesiona być może. W podatkach pan płaci procent od dochodu, chłop oddaje cały dochód. Powszechnem jest żądanie, aby tę klasę ludzi, pozbawioną po większej części uczuć moralnych, nasamprzód pod tym względem restaurowaną była i otrzymała przynajmniej pierwsze początki nauki», autor sądzi przeciwnie, że naprzód trzeba polepszyć jej byt materjalny. Człowiek pozbawiony własnej woli, nie mający ani swego czasu, ani zabezpieczonych pierwszych potrzeb, żyjący w ciągłem starciu ze swym panem, który o tem tylko myśli, jakby najwięcej od niego żądać, a on, jakby jego czujność oszukać, jest zanadto obojętny na przystęp uczuć moralnych, bo w całem swem praktycznem życiu tylko zapatruje się na swych przeciwników i każdy podstęp, każdy zły czyn koniecznością przed sobą usprawiedliwia. Wprzódy należy usunąć przyczynę choroby a dopiero chorobę leczyć». Autor przytacza z własnego doświadczenia sytuację, uwydatniającą nieudolność gospodarczą szlachty. Gdy zalecał ekonomowi, ażeby dobrze obchodził się z chłopami, grożąc mu za bicie ich odpowiedzialnością prawną, ten mu odparł, że wówczas nastąpiłoby «rozprzężenie całego posłuszeństwa». Wobec tego pan zawarł z ekonomem «komplanację i z boleścią serca, dla własnego interesu, pozwolił na jedno, dwa, lub trzy uderzenia najwięcej», prosząc przytem, «aby nie z całej siły». Opisawszy nadużycia, zwłaszcza przy najmie przymusowym «na wielkim dniu po 6 lub 7 groszy dziennie a częstokroć tym biednym zaprzeczonych i całkiem nie wypłaconych», zaleca «oczynszowanie stopniowe, zaczynając od najgodniejszych». Ten głos był wyzwaniem do czteroletniej wojny na papierze.
Złączył się z nim obywatel z Hrubieszowskiego[7] który wbrew przeciwnym twierdzeniom zaświadczył, że oczynszowanie wszędzie wywarło na lud wpływ znakomity. «Znam wieś jedną — pisał — która przekonana sądownie, że tylko do paru łanów rozciąga się jej prawo czynszowania, wolała stracić las i wszystko inne pole, a zostać tylko przy owych łanach, wolała rzucić się do krawiectwa, szewstwa, wyrobku, wolała iść w rozproszkę, niżeli zmienić się na wieś pańszczyźnianą».
Inny korespondent[8], zaznaczywszy, że obecny włościanin uważa się tylko za najemnika, którego pan może każdej chwili odprawić i który w starości lub kalectwie staje się żebrakiem, przemawia za stopniowem oczynszowaniem za pieniądze, osep lub robociznę «z nadaniem pewnego prawa własności».
Ktoś inny[9] broniąc oczynszowania, przytacza charakterystyczny fakt, że gdy przed 20 laty jeden z włościan otrzymał wyznaczoną wówczas nagrodę 6000 zł jako wzorowy gospodarz, «nietylko przez dziedzica rozgniewanego o utratę najlepszego chłopa ze wsi, w której się urodził, został wydalony, ale przez pięć lat napróżno po różnych dobrach prywatnych pańszczyźnianych, jak chciał rząd, swój wylosowany kapitał obnosił a nigdzie na własność cząstki kupić nie mógł, aż rząd w swoich dobrach zmuszony był dać mu pomieszkanie».
Według pewnego[10] zwolennika oczynszowania należało obrócić je szlachcie inną stroną — mianowicie stroną jej własnego interesu, który «w tej sprawie gra najważniejszą rolę i jest największym bodźcem do zaprowadzenia pożądanej reformy». Należało jej dowieść, że oczynszowanie da korzyść panom folwarcznym. W nawiasie zaznaczymy, że o tem przekonywano ich dawniej i wielokrotnie — bez skutku.
Obrońcy pańszczyzny odpierali atak znanemi argumentami wielkiej kruchości lub ograniczali się do prostego «nie pozwalam». Jeden[11] z obywateli ziemskich nazywa projekt oczynszowania «poezją wysnutą imaginacyjnie z książek», drugi[12] drwi «z trybunów ludu bez wiosek»; trzeci[13] kłamie, że oczynszowanie w dobrach Staszica i Zamoyskiego «doprowadziło chłopów do nędzy, podczas gdy pańszczyźniacy żyją w dostatku»; inny żąda, ażeby zniesienie pańszczyzny «zostawić zupełnie do woli temu, kto jest prawnym posiadaczem ziemi»; inny[14] na mocy «ewangielicznej sprawiedliwości» za najskuteczniejszy środek uważa, ażeby «ograniczyli się w zbytecznych wydatkach»; inny[15] «widzi tylko jeden środek podźwignięcia bytu materjalnego włościan, środek radykalny, ale najprędzej skutek rokujący, który obok tego wpływając na cały system przemysłu rolniczego znakomite korzyści krajowi naszemu przynieść powinien — tym środkiem jest... bezwarunkowy zakaz palenia wódki z kartofli». Znalazł się między przeciwnikami oczynszowania nawet taki[16], który poprostu oświadczył, że «ten atak na spokojnych właścicieli rolników jest zadziwiającym». Jeden tylko[17] (obywatel z Pułtuskiego) odważył się na propozycję, ażeby po oczynszowaniu doprowadzić chłopów do własności przez Towarzystwo Kredytowe Włościańskie. Poważny przodownik ówczesnego ziemiaństwa, B. Aleksandrowicz[18], uważając, że sprawa nie jest jeszcze dojrzałą i że należy odroczeniem jej sprowadzić zawieszenie broni między walczącemi stronami, przedstawił myśl i plan do napisania dzieła o czynszownictwie. Trafnie określił usposobienie właścicieli ziemskich jeden z korespondentów, że «oczynszowanie stało się dla nich głową Meduzy».
Nie tyle polem walki, ile jednopartyjnym sejmem, było dla sprawy włościańskiej (założone w r. 1858) Towarzystwo Rolnicze, które swem znaczeniem i wpływem sięgało daleko poza jej granicę i przez pewien czas stanowiło rodzaj moralnego rządu polskiego. Z tego względu należy się zaznajomić z jego działalnością, która wprawdzie na zmianę stosunków pańsko-chłopskich wywarła wpływ mały, ale ukazała wyraźnie nastrój i dążenia obu stron a zwłaszcza tej, która posiadała przewagę siły i znaczenia, na której głównie ciążył obowiązek starań o słuszne rozstrzygnięcie sprawy[19].
Akty rządowe, zmieniające postać stosunków wiejskich i dążące do oczynszowania, chociaż nie przeprowadziły w nich gruntownej reformy, wytworzyły stan niepewności, rozczarowań i warstwowych przeciwieństw, wywołały jednak ruch umysłów i poczynań w sferze ziemskiej. Po r. 1858 zaczęły się rodzić czynszowe komitety obywatelskie, mające opracować zasady postępowania. Pierwszy ułożył je komitet wieluński, w memorjale, przyjmującym za podstawę przepisy rządowe z r. 1841 i 1858. Żądał on rozdziału gruntów dworskich i chłopskich, komasacji, urządzenia osad wsiowo, nie kolonijnie, czynszu wyliczonego z powinności opłat dodatkowych i dochodu z roli a zapewnionego solidarną odpowiedzialnością włościan i zmienianego co 20 lat, zniesienia służebności w ciągu 6 lat, strącenia ich wartości z czynszu. Projekt ten, zabezpieczający przedewszystkiem interes panów ziemskich, nie zadowolił włościan, którzy zresztą nie badali go ściśle, lecz poprostu nie godzili się na układy przez samą nieufność. Pewien obywatel z Kowieńskiego wezwał ich i oświadczył, że chce ich oczynszować za opłatą 1 rubla z ziemi żytniej klasy pierwszej. Włościanie podziękowali mu, nazwali go ojcem, ale dodali, że «pozostaną przy dawnem». Nawet najlepsi i najkorzystniejsze warunki układu proponujący panowie nie budzili w chłopach zaufania. Nadto powstrzymywała czynszowanie agitacja twierdzeniem, że wkrótce grunta rozdawane będą darmo. Obywatele ziemscy z Hrubieszowskiego i Tomaszowskiego poszli dalej w ustępstwach od wieluńskich, były to jednak wyjątki, większość broniła uparcie dawnego stanowiska. Grabski przytacza z korespondencji do Towarzystwa Rolniczego przykłady żądań, ażeby zniesiono «wolne wyrobnictwo», ażeby gminy przymusowem losowaniem dostarczały dworom parobków i t. p. «Interes klasowy do tego stopnia był silnym czynnikiem wpływu na sposób myślenia ogółu obywatelskiego, że nawet ci, co szczerze pragnęli oczynszowania, nie godzili się na dostateczne względem włościan ustępstwa, głównie w sprawie służebności». Chłopi ciągle oczekiwali czegoś więcej, niż im ofiarowano, a spotykając się w Częstochowie, nie chcieli ani chodzić do roboty, ani płacić czynszów.
Gdy komitet Towarzystwa uzyskał od rządu pozwolenie zamieszczania w swoim organie, Rocznikach gospodarstwa krajowego rozpraw o środkach zastosowania przepisów rządowych i roztrząsania tych spraw na ogólnych zebraniach, wydał (1860) na podstawie memorjału wieluńskiego odezwę, zawierającą szereg pytań, które będą poddane rozbiorowi. Pytania te zamykały się w obrębie oczynszowania, a dodane do nich objaśnienia wskazywały kierunek i granice dyskusji.
Zaznaczono w nich między innemi uwagę, że w pojmowaniu prawnem służebnościami są tylko te, które ujawnione zostały w hipotece, wszelkie zaś inne są «dogodnościami, wypływającemi z samej natury stosunku pańszczyźnianego», które należy znieść. Na końcu zalecono zamieszczać w kontraktach prawo osadników do wykupu dlatego, że to ułatwi panom ziemskim otrzymanie gotówki, potrzebnej do przeprowadzenia zmian w gospodarstwie, umożliwi działalność przyszłej instytucji kredytowej, a wreszcie nada posiadaniu włościan charakter własności.
Na ogólne zebranie Towarzystwa przybyło 926 obywateli. Otworzył je A. Zamoyski, wyrażając nadzieję zgody panów z chłopami. W sekcji ogólnej rozpoczęła się «wielka akcja urabiania opinji obywatelstwa», które pozostawało w swych przekonaniach i dążeniach daleko w tyle poza komitetem.
W obradach nad pytaniami szczegółowemi pierwszy przemówił znany badacz E. Stawiski. Pańszczyzna — dowodził on — jest układem społecznie i ekonomicznie niesłusznym, według kodeksu nieprawnym, tamuje postęp rolniczy i przemysłowy, daje robotę lichą. Pomieszanie pól uniemożliwia folwarkom dobrą gospodarkę, a służebności nie pozwalają na należytą eksploatację lasów. Cierpią również przez nią włościanie, bo są skrępowani rozrzuconą trzypolówką, nie mają zapewnionego posiadania, nie czują chęci do ulepszeń i muszą swoją pracą dawać więcej, niż otrzymują z gruntu. Stąd wiele osad opustoszałych i wiele ludzi bezrolnych. Zastosowanie przepisów z r. 1858 trudne, gdyż włościanie są nieufni, źle rozumiejąc ukaz z r. 1846, dobrowolnych umów zawierać i gruntów oddzielać nie chcą. Po dyskusji uchwalono: stosunki włościańskie powinny być tak urządzone, ażeby zapewniły samoistność i pomyślność zarówno małych i wielkich gospodarstw, oraz w niczem nie przeszkadzały wzmocnieniu położenia ekonomicznego włościan i zadośćuczynieniu niezbędnym potrzebom kapitału obywateli. Wyrazu «uwłaszczenie» jeszcze obawiano się wymienić w uchwałach, chociaż nie unikano go w rozprawach.
Nazajutrz po referacie K. Górskiego oświadczono się za urządzeniem osad wsiowem, a nie kolonijnem.
Następnego dnia wybrano komisję do obliczenia norm czynszowych.
W dalszym toku obrad L. Górski mówił o służebnościach. Wyszedł on z tego założenia, że włościanom prawnie nie należy się nic, ale wynagrodzić ich trzeba za to, że przy oczynszowaniu pozbawieni zostaną dogodności. Uchwalono usunąć je w ciągu lat paru, za co płaciliby «oznaczoną robocizną».
Wrotnowski wypowiedział się przeciw solidarnej odpowiedzialności włościan za wypłatę czynszu — co przyjęto.
Po referacie A. Goltza dla zapewnienia folwarkom potrzebnego robotnika uchwalono: zawierać umowy z ludnością bezrolną, zyskiwać rolną za ugaj lub pastwisko, rozszerzyć kredyt Towarzystwa Kred. Ziem. i przy jego pomocy wpływać na powszechny skup czynszów. Tu lekko błysnęła idea uwłaszczania, chociaż tylko jako dostarczyciela panom folwarcznym gotówki.
Komitet otrzymał z Wieluńskiego odezwę, żądającą ułożenia wzoru kontraktu oczynszowania dla całego kraju. Opracowano niezmiernie szczegółowy i zawiły. Posiadanie ograniczono do powierzchni gruntu — wyjąwszy torf, glinę i piasek na własny użytek. Zabroniono stawiania młynów, cegielni i torfowni, polowania i propinacji. Czynsz, wyrachowany z cen żyta, poddano rewizji co 20 lat. Budynki miały być spłacone gotowizną, służebności zniesione, tylko na 6 lat przyznano pastwisko leśne bezpłatne. Do funduszu gromadzkiego właściciel przyczynia się w 2%; nadto daje grunt pod dom i ogród szkolny, szpital i ochronę. O użyciu tego funduszu decyduje starszyzna gromady, ale jej uchwałę zatwierdza dziedzic. Kontrakt przewiduje spłatę czynszu pod warunkami: że przynajmniej połowa osadników uiści ją odrazu, że przystąpią do instytucji kredytowej ułatwiającej skup czynszów, gdyby taka powstała. W razie, całkowitej spłaty, osadnicy staną się zupełnymi właścicielami powierzchni, własność ta jednak pozostanie na zawsze obarczona służebnościami i powinnościami wynikającemi z kontraktu. Łatwo było przewidzieć, że włościanie na taki kontrakt się nie zgodzą. Wystąpili też z krytyką przeciw niemu niektórzy członkowie, a głównie T. Potocki, autor (Krzyżtopor) głośnego dzieła o urządzeniu stosunków rolniczych i przodownik obywatelstwa wieluńskiego, który żądał przyznania po skupie czynszów zupełnej własności (bez propinacyj), usunięcia zakazu młynów, cegielni i t. d. Wierny syn swego ojca Z. Wielopolski protestował przeciw uwłaszczeniu. Chociaż tam, gdzie obywatele ziemscy byli światlejsi, oczynszowanie posuwało się prędzej, wogóle jednak wolno. W r. 1859—60 zakończono układy zaledwie z 1017 osad.
W r. 1858 Towarzystwo ogłosiło konkurs na rozprawę «O środkach moralnych dla pobudzenia pracowitości i rządności czeladzi». Zarówno nikły rezultat tego konkursu, na którym żadna rozprawa nie została nagrodzona, pomimo że on podjęty był w celu udoskonalenia sił roboczych dla folwarków, jak niektóre uwagi w nadesłanych referatach powinny były wskazać komitetowi ważne punkty, godne jego uwagi. Pewien autor pisał: «Pobudką niejednej krzywdy, jaka się u nas ludziom wiejskim w stosunkach z dworami przytrafia, jest połączenie przymiotów pana i sędziego w jednej osobie». Inny autor (szczerze religijny), mówiąc o moralnym upadku ludu, dodaje: «Wpływ plebanów wiejskich byłby większy od wpływu dziedziców, byleby pamiętali, że na to probostwa dzierżą, aby siać na nich i z nich sprzątać, że sprzedając po twardym targu chrzty, śluby i pogrzeby, równają się ordynaryjnym przekupniom». Ale w tym, jak w wielu innych wypadkach komitet, chociaż wyprzedzał szlachtę w postępie pojęć, patrzył na interes szlachty szeroko otwartemi, a na chłopski przymrużonemi lub zupełnie zamkniętemi oczami. Wkrótce też przekonał się dowodnie, że na obranej drodze do celu nie dojdzie. Delegacje czynszowe kilku powiatów wystąpiły do gubernatorów z przedstawieniami, że włościanie nawet na korzystnych warunkach oczynszować się nie chcą, oczekując rozdawnictwa ziemi, że przymus ze strony rządu jest jedynem wyjściem z niepewnego i jątrzącego położenia. Wtedy komitet (1861) zażądał od przewodniczących w delegacjach wiadomości o przebiegu i przeszkodach oczynszowania. Zewsząd doniesiono mu o oporze i nieufności włościan, ale zarazem o niesumienności i wyzysku obywateli ziemskich. Tak np. prezes delegacji włościańskiej zawiadomił, że z 11 podań o pośrednictwo w oczynszowaniu tylko 2 pochodziły od panów a 9 od włościan, że na pytanie delegacji, zwrócone do pierwszych w tych 9 wypadkach, 4 wcale nie odpowiedziało. Pocieszano się jednak tem, że chociaż «fakty dopełnione stanowią małą frakcję (ułamek) w porównaniu do liczby ulec mających oczynszowaniu, na drodze teoretycznego przygotowania i usiłowań są widoczne postępy». Do teoretyzowania i usiłowań chętnych nie brakło, ale do czynów — mała frakcja. Zwołano ogólne zebranie Towarzystwa (1861). Przemówienia jego członków były głosami tłumionego bólu nad koniecznością ustępstw i ofiar oraz próby ratowania oczynszowań. Ale pod wpływem rewolucyjnego prądu w społeczeństwie atmosfera obrad nieco zradykalizowała się.
Obok przeciwników natychmiastowego uwłaszczenia, pragnących ten okropny akt odsunąć w dalszą przyszłość lub też wnoszących, ażeby ciężar tej przemiany społecznej rozłożyć na inne klasy narodu, odezwały się głosy, zalecające przyznać chłopom zaraz prawo zupełnej własności ziemskiej, bo «ona jedna a nawet sama jej nadzieja, zdoła rozbudzić wszystkie drzemiące dotąd w ludzie naszym czynniki materjalne i moralne» (K. Walewski). Znalazł się nawet śmiały odszczepieniec wiary szlacheckiej, który proponował wezwać na obrady włościan. Te głosy przestraszyły reformatorów umiarkowanych. L. Górski towarzysz chorągwiany Zamoyskiego, długoletni potem przewodnik szlachty w Królestwie, radził «nie iść za daleko», bo 1000 członków obradujących to jeszcze nie całe obywatelstwo ziemskie, za które oni nie mogą decydować. Odczuwaną przez męczenników idei interesu osobistego i stanowego boleść, inny ich wódz i zwolennik reformy A. Kłobukowski usiłował złagodzić uwagą, że «nie wolno nam tu zataić, iż znaczna część tych ofiar przez nas samych uważaną być powinna jako spłata obowiązków, jakie na nas ciążyły». Ostatecznie na wniosek komitetu uchwalono:
Pośpiech w oczynszowaniu jest potrzebą kraju; dobrowolność umów stanowi najwłaściwszą podstawę działania w przemianie stosunków włościańskich, dopóki nie będą wyczerpane wszystkie środki w zakresie tej zasady będące; zgromadzenie ogólne objawia życzenie, aby przez właściwą operację kredytową, mającą na celu skup czynszów, włościanie dopuszczeni zostali do własności posiadanych gruntów. Nareszcie wymówili to dla wielu cierpkie i wstrętne słowo. Ale wiceprezes zebrania Ostrowski, pragnąc osłabić ten niesmak, rzekł przy zamknięciu obrad: «Postanowiliście ponieść chętnie ofiary, lecz nie przekroczyliście granic wielowiekowem wahaniem uświęconych — uszanowaliście prawa własności».
Należy tu bliżej oznaczyć wysokość tej «ofiary złożonej na ołtarzu miłości braterskiej», chociaż ona nie była wykonana, dla określenia wysokości miary, jaką szlachta przykładała do swych poświęceń na korzyść włościan. A więc: gotowość czynszowania ich w teorji, a niechęć w praktyce; zapowiedź uwłaszczenia w dalekiej przyszłości, dwuprocentowy udział w tworzeniu funduszu gromadzkiego i plac pod szkołę. To wszystko.
Wymuszony i sztuczny zapał ostudził się szybko. Komitet wydał odezwę do korespondentów, w której ich poucza, jak mają postępować z włościanami. «Nie idzie tu wcale o wprowadzenie do stosunków wzajemnej, ostentacyjnej, czczej poufałości i rozprężenia (?), ale o przestrzeganie bezstronnej, ścisłej i bacznej sprawiedliwości, o spełnienie względem najliczniejszej klasy narodu obowiązków chrześcijanina i współrodaka»... Ustęp najznamienniejszy: «Wobec ludu wiejskiego należy zamierzone przekształcenie utrzymać w granicach reformy ekonomicznej, a wszelkie inne szlachetne pobudki spiesznego działania w łonie obywatelskiego grona zachować. Tem większą zatem ostrożność zaleca się w przedstawieniu włościanom zamierzonego ułatwienia im skupu ustanowionych w kontrakcie czynszów». Niepostrzeżenie chyłkiem, chciano się wycofać ze stanowiska nieszczerej wspaniałomyślności. Ale ten manewr był już spóźniony[20]. Dnia 6 kwietnia 1861 r. Towarzystwo Rolnicze zostało rozwiązane za staraniem swego wroga Wielopolskiego, który przejął po nim sprawę włościańską w swoje twarde i samowolne ręce. Poznamy go w tej roli później.
Organem Towarzystwa Rolniczego były Roczniki gospodarstwa krajowego, założone przed jego istnieniem (1842), ale zasilane przez te same siły, które wytwarzały jego ustrój. Pierwszym grajkiem, a następnie dyrektorem tej orkiestry szlacheckiej w obu instytucjach był Andrzej Zamoyski. Był to charakter czysty i mocny, serce bijące szczerem pragnieniem dobra narodu, ale umysł o niewielkim rozmiarze i stężały w upartej doktrynie. Z Anglji, gdzie przez dłuższy czas przebywał i gdzie organizacja stosunków rolnych oparta była na czynszownictwie, wywiózł on ślepą wiarę w doskonałość tej ich postaci. Daremne były oddziaływania na niego dowodów życiowych i rozumowych — oczynszowanie stanowiło dla niego kres ustępstw dla włościan, poza którym widział tylko utopijną próżnię. Niewątpliwie, sam opór szlachty wystarczał do tamowania lub opóźniania reformy wlościańskiej, ale do zatrzymania jej na punkcie dzierżaw czynszowych przyczynił się on w wysokiej mierze. Głównie dzięki jemu zarówno Towarzystwo Rolnicze, jak i Roczniki nie zeszły z tego martwego punktu.
Pismo to przed powstaniem Towarzystwa zajmowało się sprawą włościańską, ale dopóki nie wstąpił w nie duch Zamoyskiego, nie miało dla niej stałej busoli. Zjawiały się w niem artykuły: o tem, ile dać włościaninowi, ażeby on, właściciel i cała wieś byli zadowoleni (dać tyle, ile wymagają jego niezbędne potrzeby), o potrzebie kształcenia zdatnych robotników przed wyjściem z pańszczyzny, o oczynszowaniu a nawet o wykupie gruntów dla chłopów przez Towarzystwo Kred. Ziem., któremu oni by się wypłacali. Dopiero w VII tomie wydawnictwa wystąpił Zamoyski ze swoją angielską ewangelją rolną. «Systemat, nadający własność włościanom polskim, grozi znaczniejszym rolnikom i włościanom a stąd krajowi całemu niekorzystnemi skutkami a szczególnie nędzą klas niższych. Z drugiej strony systemat oczynszowania stosowny, czyli systemat dzierżawy pod wpływem ducha asocjacji solidarnej w każdej wiosce rokuje dla kraju postęp możliwy w bycie maksymalnym, oświacie i stosunkowem szczęściu... Nie uwodźmy się jakąś niby serdeczną, romansową a nieoświeconą dobrotliwością... Naszego włościanina, któremu by własność raptem nadano, porównać można do młodzieńca niedoświadczonego, któremu majątek do rąk byłby oddany». Powołuje się przytem na słowa Dantego o próżniakach, na św. Pawła, na de Maistre’a, według którego «religja chrześcijańska działała bardzo przez to samo, że działała wolno», wreszcie na Chrystusa, który powiedział: «Starajcie się o królestwo boskie i o jego sprawiedliwość a rzeczy tego świata będą wam dodane». Najczęściej religja stanowi główną kanwę, na której Zamoyski osnuwa swe wywody dogmatyczne z wiarą i stanowczością upartego doktrynera, tak dalece zahypnotyzowanego angielskim systematem dzierżaw, odpowiadającym jego landlordowskim przekonaniom, że dla udowodnienia ich zasadności do dzierżawionej od brata wsi sprowadził osadników ze Szkocji. «Za stowarzyszeniami solidarnemi większemi (to znaczy: ze zbiorową odpowiedzialnością chłopów) według niego przemawia także wzgląd miłości chrześcijańskiej, bo się sprzeciwia indywidualizowaniu włościan, szarpaniu na jednostki bezsilne, pyszne samolubstwem, gdy Opatrzność wyraźnie ludzi do społeczeństwa i wzajemnej pomocy przeznaczyła».
Na innem miejscu (t. XIII) prawi: «Dziwić się zaiste nam przychodzi chęci koniecznej niektórych osób i zagranicą i u nas wyrabiania teoryj rodzimych w naukach gotowych, jakby mogła być np. arytmetyka lub chemja niemiecka inna, jak polska». Wogóle nieszczęśliwy w porównaniach Zamoyski zestawia obdarzonego własnością ziemską chłopa ze złym uczniem, któremu dano promocję do klasy wyższej. Czyli: wszyscy panowie folwarczni są uczniami zdolnymi, a włościanie — niezdolnymi. Jest on nawet przeciwny dzierżawie wieczystej czynszowników, bo ona jest podzielna, mniej pobudza do pracy, mniej produkcyjna, a więc niepożądana dla właściciela, «bo zasłania przyszłość do nas nienależącą». Zresztą «niezgodne to jest z dobrze pojętym interesem rządów, aby się zerwała solidarność, że tak rzec można, podatkowa między właścicielem ziemi a włościanami istniejąca, gdyby przy zniesieniu pańszczyzny miała być zarazem własność nadana włościanom, całe stąd ryzyko na rząd by spadło». Rząd rosyjski był przedmiotem większej troski znakomitego patrjoty, niż włościanie polscy.
W obronie własności szlacheckiej a przeciw chłopskiej wypowiedziano wiele zdań płytkich, nieszczerych, wykrętnych i śmiesznych, ale niewiele równych w tej ujemnej wartości kazaniom ekonomicznym Zamoyskiego. A przecież był on latarnią morską dla statków szlacheckich! Pod jego wpływem rozumowali prawie wszyscy współpracownicy Roczników. Jeden z nich (t. XI), żądając usunięcia tylko sprzężajnej pańszczyzny, zapewnia, że «gdyby kto mógł przejrzyć pod powierzchnią ziemi, przeszedłszy się po kraju, w każdej niemal wsi znalazłby niejeden garnuszek pieniędzy» ukrytych przez chłopów, którzy ich zużytkować nie mogą.
W trzynastu tomach Roczników przez dziesięć lat (1849—1859), oprócz artykułu A. Koźmiana (t. XXI) o przemianie stosunków rolnych w Galicji i drugiego o stałych robotnikach w gospodarstwie bezpańszczyźnianem niema nic o sprawie włościańskiej — w czasie, kiedy ona wplotła się w ruch rewolucyjny i kiedy rząd rosyjski przygotowywał reformę rolną. Później odbijały tylko ciąg działalności i obrad Towarzystwa. Po jego rozwiązaniu w r. 1861 Roczniki milczą o sprawie włościańskiej, ograniczając się do dwóch artykułów («Myśli o rozpowszechnieniu piśmienności między ludem wiejskim» i «Wskazówki do przybliżonego oszacowania służebności pastwiskowych i leśnych»). Co prawda, gdy tę sprawę ujął rząd, gdy wybuchły rozruchy, a wreszcie powstanie, żadnej instytucji społecznej nie pozwolił się on do niej wtrącać. Towarzystwo Rolnicze, a wraz z niem wszyscy obywatele ziemscy, musieli już tylko ze wstydem, smutkiem lub rozpaczą przypatrywać się dokonywaniu przez obcą i wrogą siłę reformy, którą oni powinni byli przeprowadzić i która sięgała daleko poza najradykalniejsze ich zamiary[21].
Chociaż Roczniki, zwłaszcza gdy stały się organem Towarzystwa Rolniczego, mozoliły się nad wynalezieniem sposobu dokonania reformy włościańskiej, skala ich rozwiązań tego zagadnienia była mniejszą, niż w publicystyce i ograniczała się przeważnie do obrony ziemiaństwa folwarcznego od uszczerbków. W ujawnionej opinji społeczeństwa odezwał się szereg głosów rozmaitego nastroju między krańcami konserwatywnym i radykalnym. Dobywały się jeszcze z piersi liryków socjologicznych czułe westchnienia nad dolą «poczciwego kmiotka». A. E. Koźmian[22] usprawiedliwiał go, że «nie zna poszanowania cudzej własności, bo swojej nie ma», że «nie umie zachować miary, gdy się choć na chwilę z ucisku wyłamie», w którym «noc go spędza, noc wypędza»; radził: «zamyślmy się i zastanówmy, czyli nie nadeszła chwila, w której około nadania własności najliczniejszym mieszkańcom tej ziemi pracować potrzeba. Przejmijmy się naprzód uczuciem miłości chrześcijańskiej, uczuciem sprawiedliwości dla tego ludu, który od tylu wieków ma prawo o nią się domagać. Pomnijmy na jego zasługi, prace i tylowieczną nędzę; pomnijmy, że jemu winniśmy żywność tej ziemi i chleb, który pożywamy... Abyśmy się okazali sprawiedliwymi, powinna być nasza ofiara nieprzymuszona, lecz dobrowolna». Ale sentymentalne nawoływania odzywały się już rzadko i tak nie wpływały na rozwój sprawy włościańskiej, jak śpiew skowronka nie wpływa na uprawę roli. Teraz zajął się tą sprawą rachujący rozum. Przyznać trzeba, że obrońcy dotychczasowi byli nieliczni, albo raczej zabierali głos nielicznie. O. Korwin-Milewski[23], zasłoniwszy swoje właściwe stare oblicze maską młodego reformatora, dowodził, że «stopniowe odwiązanie włościan od ziemi oprzeć należy nie na czasie, ale na określonym podług miejscowości numerze ich mienia» — to znaczy, że obdarzyć trzeba gospodarzów zamożniejszych i pracowitszych. «Odrzuca stanowczo ogólne uwłaszczenie, zaleca «obowiązek pracy» dla włościan, dzierżawę opłacaną pieniądzmi i robocizną».
W. Garbiński[24] uznał, za jedynie zbawienną dzierżawę wieczystą z czynszem progresyjnym i opłatą (laudemium) przy przejściu jej w inne ręce.
Bez żadnej przyłbicy wystąpił do boju Z. Starża[25]. Przeciwnik uwłaszczania i wogóle regulacji przymusowej, bo w niej «prysnęłaby niechybnie teraźniejsza organizacja społeczna naszego kraju, spoczywająca na odmiennem hierarchicznem wiązaniu, które dotąd jeszcze nikogo nie gniecie i nikogo nie oburza... Ludy słowiańskie potrzebują jeszcze opieki i pomocy wyższych klas społeczeństwa».
Równocześnie z Rocznikami gospodarstwa krajowego wychodził w Warszawie Przegląd Naukowy, w którym oświetlano sprawę włościańską ze stanowiska, mającego wtedy najwięcej zwolenników — oczynszowania. Zakradł się tam nawet prąd socjalistyczny. Autor[26] artykułu «Myśl o poprawie bytu klasy pracującej» (a pod tą klasą rozumiano głównie robotników wiejskich) pisał: «Czyż ugoda o cenę pracy w ścisłem znaczeniu nosi cechę dobrowolnego zezwolenia? Nie. Ja przynajmniej wyobrażam sobie taką ugodę podobną tej, jakąby zawierał morderca ze swoją ofiarą, nad którą wymierzony nóż trzyma, obiecując jej darować życie pod warunkiem oddania całkowitego mienia». Ta «myśl» rozwinięta w duchu socjalistycznym nie mogła dojść do przeciwnego mu wniosku uwłaszczenia i musiała zamknąć się w ogólnej obronie pracy. Inni współpracownicy Przeglądu dęli w trąbę oczynszowania. I. Kapliński[27] oświadcza się wyraźnie przeciw uwłaszczeniu, bo to prócz innych ważnych niedogodności, mogłoby zachwiać bezpieczeństwo Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Bezimienny autor[28] pisze: «Czyż jeszcze tłumaczyć trzeba, że nasz włościanin ulega przemocy pieniędzy ze strony dziedziców i że ta bez ich (?) zysku wykonywana bywa? A zatem jako niekorzystna spekulacja ustać musi, a jako rzecz niemoralna — powinna... A to, co się nazywa opieką ojcowską dworu zmniejsza tę lichwę o tyle, o ile odebrać jej niepodobna». Zniesie ją oczynszowanie.
Polem gorącej kilkoletniej wojny przeciwnych obozów była również Gazeta handlowa i przemysłowa. Wywołał starcie L. Sosnowski artykułem wykazującym konieczność zamiany pańszczyzny na czynsz. Wystąpił przeciw niemu w temże piśmie zastęp śmiałych obrońców dotychczasowości. Dowodzili oni, że taka zamiana osłabiłaby kredyt hipoteczny, że «źródłem wszystkiego złego jest pijaństwo, prawdziwa siła djabelska», że daremszczyzny są tylko dodatkiem do czynszu, że po oczynszowaniu «wszystkie grunty pozostałe właścicielom wiosek nie mogłyby być zasiewane a łąki skoszone», że należy oczynszować nie włościan, lecz grunty, na których mógłby «osiadać każdy, nietylko chłop, ale także żyd, wywłaszczony szlachcic, urzędnik, koczujące pokolenie oficjalistów», że czynsz obarczyłby włościan zbyt wielkim ciężarem, że włościanie nie dojrzeli do oczynszowania. Znalazł się wszakże jeden, który zalecał uwłaszczenie przez Towarzystwo Kred. Włość. Sosnowski odpierał zarzuty wszystkich przeciwników, a w jednym z artykułów pisał: «Kiedy propinator zawiera z dziedzicem lub dzierżawcą umowę, dwa sobie główne kładzie w kontrakcie warunki: pierwszy, aby wszystkie najmy płacone były kwitkami do karczmy, aby dwór dodawał dwa razy egzekucję do wyciśnięcia z włościan długów karczemnych. I namże godzi się jeszcze na pijaństwo włościan użalać? Jak nasi włościanie uważają kwitki podobne, dowodzi najlepiej odwieczne między nimi a i nam znane przysłowie: poszedł z kwitkiem — to znaczy: z niczem[29].
Głosowanie publiczne w książkach, broszurach i artykułach, poza grupą mamutów albo, jak ich później nazwano — «żubrów» wyraziło się w dwóch głównie kierunkach z rozszczepieniami: w oczynszowaniu czasowem lub wieczystem i w uwłaszczeniu bezpośredniem lub następczem. Upartym rzecznikiem pierwszego — jak widzieliśmy — był A. Zamoyski i jego szkoła a raczej orszak. Ale nawet zwolennicy oczynszowania wieczystego, zastrzegając jego rewizję i podwyżkę co pewną ilość lat, w rzeczywistości chcieli utrzymać czasowe. Najenergiczniej zaś, zarówno jak zalecający uwłaszczenie, protestowali przeciwko temu, co dokonano w dwóch innych zaborach — przeciwko wszelkiemu przymusowi. W. G.[30] nazywa go «niemoralnym» i żąda układów dobrowolnych. Z doświadczeń w dobrach rządowych każdy publicysta czerpał takie fakty, jakie mu były potrzebne, z zupełnem pominięciem prawdy. Więc też W. G. wydobył dowód, że tamtejsi włościanie mając prawo skupu czynszów, skorzystali z niego zaledwie w 1/10.000 części, czyli okazali, że nie chcą własności. «Rząd, czynszując włościan, miał szlachetny zamiar — każdemu zresztą dozwolony, ale nikomu narzuconym być niemogący — oczywistego ich obdarowania i przy stopniowaniu gruntów i ich szacowaniu wyraźnie włościan faworyzował. Tego od dziedziców prywatnych żadne prawo wymagać nie może». Korzyść dzierżaw wieczystych wykazywał również F. Skarbek[31], zwracając głównie uwagę na to, że użytkownik czasowy, któremu ciągle grozi utrata osady, po wygaśnięciu umowy, musi zaniedbywać się w gospodarstwie i nie dbać o jego poprawę[32]. W r. 1851 wyszła znana już nam praca A. Krzyżtopora (T. Potockiego), jednego z autorów memorjału szlachty wieluńskiej, który wprowadził prąd reformatorski do Towarzystwa Rolniczego[33]. Książka ta stała się oparciem dla wielu publicystów, którzy tylko parafrazowali i rozwijali jej zasady, zawarte w następującym projekcie. Gromada włościańska, zaciąga pożyczkę na skup powinności i czynszów. Do czasu umorzenia długu ziemia jest wspólną jej własnością. Obecni gospodarze są wieczystymi dzierżawcami, mogą oni opuścić swoje osady lub być z nich wyzuci, tylko na mocy uchwały gromadzkiej. Zalegający w opłatach zostają usunięci ze stratą rat wniesionych a ich ziemie stają się własnością ogólną. Wszelkie sprzedaże i zamiany dokonywują się pod kontrolą gromady. Po umorzeniu pożyczki następuje rozwiązanie spółki i podział gruntów, na których pozostają już tylko opłaty gminy. Krzyżtopor przedstawia swój projekt ze szczegółami organizacji i wykonania, których tu nie powtarzamy. Zwrócimy tylko uwagę, że jego rdzeniem jest ubezpieczenie interesu obywateli ziemskich solidarną odpowiedzialnością włościan za wypłatę czynszów. Ten skuteczny środek powtarzał się w wielu innych projektach.
W tej porze szlachta w swych rozumniejszych przedstawicielach, a zwłaszcza w lepszych gospodarzach oswoiła się już nieco z uwłaszczeniem, ale wolała je widzieć po uprzedniem oczynszowaniu, a czynsze skupione przez jakąś instytucję kredytową, któraby zabezpieczyła należność panów. Bezimienny autor,[34] którego poważne prace w tym przedmiocie przytaczamy w kilku miejscach, pisał; «Nadać (chłopom) własność prawą, ażeby się nie pokusili o nieprawą... działać dla ludu, ale nie ludem... Stosunek dziedzica do włościan w znacznej części kraju zachwiał się, przestał być ojcowskim. Broń Boże, aby się nie stał nieprzyjacielskim. Niechaj smutne ciosy, jakie nas w części kraju nawiedziły, serc nie odwracają od nieszczęśliwych, którzy służyli za narzędzia obcym namiętnościom. Umiejmy wielkomyślnie darować, a dobrodziejstwy nowemi skarbić serca tego ludu, jako najszacowniejsze dziedzictwo po przodkach... Bolesny to obraz i jedyny w dziejach nowoczesnych, to powolne pozbywanie wszelkich praw tej największej części naszej ludności, co się stało powodem tylu późniejszych klęsk ogółu. Jakichże to ludzi utworzy nadanie własności! Odbiera ślepe narzędzie cudzej woli, wyzwala ich na ludzi prawych i pożytecznych społeczeństwu, obudza moralne uczucie godności osobistej... Był czas może przed półwiekiem, kiedy można było inaczej urządzić się we włości; dziś już zapóźno. Jest pewna, że tak rzekę, własność atmosfery politycznej, która znagla do pewnych instytucyj».
W obszernej i rozwodnionej gadaninie drugiego bezimieńca[35] pływa jako wielka ryba interes obywateli ziemskich, a obok niej drobne rybki, korzyści chłopskich. Autor widzi dwa sposoby rozwiązania kwestji włościańskiej: albo jednym wziąć, drugim dać, albo nikomu nie odbierać a chłopom dać. Pierwszy, zastosowany przez Prusy, jest rewolucyjny. «Niepodobna w tem nie dostrzec fulguracji wulkanicznych nurtującego komunizmu», obdarowywania «z cudzej kieszeni». Drugiemu sposobowi możnaby nadać kilka postaci. Utworzyć Towarzystwo Kredytowe, oparte na ziemi włościańskiej. Czynsz, wyliczony z tabel i pomnożony przez 20, stanowiłby dług włościan, wyrażony w listach zastawnych 6 procentowych i umarzalny w ciągu 28 lat. Przez ten czas chłop płaciłby procenty i stałby się właścicielem ziemi. Gdyby ich nie płacił, uiszczałby je pan, ale stałby się właścicielem jego gruntu, a chłop odrabiałby pańszczyznę przez 28 lat. Możnaby również zaciągnąć pożyczkę na spłatę wierzycieli. Gdyby te pomysły okazały się niepraktyczne, należałoby utworzyć fundusz częścią ze skarbu publicznego, częścią ze składek dobrowolnych, albo z osobnego podatku. Z tego źródła dawanoby 6 procentowe pożyczki najlepszym gospodarzom z każdej wsi. Powoli uwłaszczonoby wszystkich dobrych. Słowem, trzeba wynaleźć coś takiego, co doprowadziłoby chłopa do własności, ale bez żadnego uszczerbku dla panów.
Z takim samym projektem wystąpił J. Kozakowski[36], zwolennik oczynszowania, godzący się ostatecznie na własność chłopską wykupną, nigdy — darowaną. Dowodzenia swoje popiera niesprawdzonemi przykładami. W powiecie wilejskim, gub. mińskiej — opowiada — 60 osad otrzymało od rządu polskiego przywilej własności gruntowej. Dwaj dzierżawcy zataili go przed nimi i pobierali czynsz. Włościanie wytoczyli im proces i wygrali zwrot opłat dzierżawnych. Ale cóż! Z zamożnych gospodarzów, stali się jako właściciele nędzarzami umierającymi z głodu. «Rząd austrjacki, dawszy włościanom galicyjskim własność, postąpił podobnie do owego strzelca, który idąc na polowanie, nietylko nakarmił swoje gońce do sytości, lecz pozostawił im jeszcze zapas mięsa na później». Pańszczyzna jest zła, ale własność również niedobra. Tylko dzierżawa jest korzystna dla obu stron, zwłaszcza gdy czynsz jest płacony — regularnie.
«Nie możemy — pisze O. Sulima[37] — inaczej uważać kwestji uwłaszczenia, tylko za konieczność, której, jako z naszym maksymalnym interesem niezgodnej, nie tyle sobie życzyć, jak raczej dla dobra ludu jej ulec i pewne ofiary ponieść nam wypada». Oczynszowanie jest zawodne, bo egzekucja trudna i stosunki w niem nieustalone. Trzeba przejść odrazu do uwłaszczenia, wynagradzając dziedziców listami procentowemi.
Zażywający wielkiej powagi śród obywatelstwa ziemskiego jako gospodarz i publicysta w sprawach rolniczych B. Aleksandrowicz[38] odradzał uwłaszczenie i zalecał oczynszowanie, które miało odpowiednio przygotować chłopów. Według niego «lud ubogi i ciemny, łatwo uwolniony od pańszczyzny i w takim stanie pozostawiony sam sobie bez porady, przewodnictwa i pomocy, nie przykłada usilności do poprawienia swego bytu». Twierdził on, że osady 30 a nawet 15 morgowe dla włościan, najlepsze są 5—15 morgowe; przytaczał wypadki w których komornik na 2 morgach utrzymywał się z żoną i dziećmi — chodząc na zarobek do dworu. Więc należy tak urządzić, ażeby osady większe były przedzielane mniejszemi. Czynsz należy ustanawiać przez licytację pod nadzorem komitetów obywatelskich. — Autor podaje plany rozmieszczenia osad, budowy domów, figur ziemi i t. d., a we wszystkiem okazuje dbałość o korzyść dworu.
Pomijamy publikacje drobniejsze, słabo motywowane, mające wagę prostego głosowania, nie dowodzenia; sporą ich wiązkę zebrał S. Uruski[39]. Przytoczymy wywody najpoważniejsze. W związku z pismem Uruskiego Wola i niewola zabrał głos w Czasie (1857) H. Wodzicki. «Kwestja zniesienia stosunków pańszczyźnianych — mówi on — tak jest dzisiaj postawiona w Królestwie Polskiem i tak się zdaje bliską rozwiązania, że niema się już nic zgoła poszukiwać i dowodzić, czy kto ma prawo znieść pańszczyznę, czy grunty włościańskie należą do dawnego dziedzica, czy do włościan, czy włościanie prawem emfiteutycznem posiadają ziemię, czy też to były dzierżawy czasowe... Dziś nastał fakt, to jest konieczność zniesienia pańszczyzny. Oto jest argument przemawiający silniej, niż każdy inny... «Niema nic brutalniejszego, niż fakt» — powiedział Guizot. Autor zamyka swoje rozumowanie wnioskami: Zniesienie pańszczyzny jest teraz konieczne, w przyszłości będzie korzystne; uwłaszczenie jest lepsze od oczynszowania, bo rozstrzyga sprawę stanowczo i ostatecznie. Może ono być dokonane gotowym kapitałem lub kredytem; należy jednocześnie uregulować wszystkie stosunki złączone z pańszczyzną, przeprowadzić najdokładniejszą separację gruntów.
Nie może pokonać w sobie żalu za pańszczyzną i niechęci do uwłaszczenia R. Strojnowski[40]. Oczynszowanie wieczyste jest według niego dla obu stron korzystniejsze. Z trzech sposobów jego wypłaty — pieniądzmi, zbożem lub pracą — najlepsza jest trzecia. «Nie zżymajcie się, panowie filantropi!» — woła autor. Pieniądz zmienia swą wartość, zmieniają również swój pożytek rośliny zbożowe a nadto wywołują spory przy odbiorach osepu, praca pozostaje wartością stałą. Więc na wypadek okupu trzeba ją przyjąć za monetę niezmienną, pomnożywszy ilość dni roboczych przez 20 i wyliczywszy średnią ich cenę w pieniądzach. To będzie kapitał należny za własność.
Zbacza nieco z drogi wydeptanej przez większość publicystów szlacheckich Obywatel. Wykazawszy szkodliwość ukazu 1846 i postanowienia Rady Administracyjnej i przyjąwszy jedną z zasad uwłaszczenia w Poznańskiem (chociaż ono wydało mu się «samowolnem i niesprawiedliwem»), proponuje znieść osady mniejsze, a ich posiadaczów zwrócić do służby, gdzie im będzie lepiej. Około 30.000 wyrobników rolnych nie może wystarczyć do obróbki 5,609.800 morgów dworskich. Oczynszowanie lub uwłaszczenie trzeba pozostawić samym obywatelom ziemskim, którzy potrzebną ilość ludzi oddzielą do służby a zbywającą ziemię oczynszują lub sprzedadzą przez licytację najwięcej dającym. W tym pomyśle nadania «miejscowościom autonomji w uregulowaniu sobie stosunków (ziemskich) pod warunkami przez ogół właścicieli za możebne uznanemi» egoizm stanowy łączy się z niepomierną naiwnością.
Najstaranniej wykonanym wzorem obwarowania interesu szlacheckiego pod postacią uszczęśliwienia chłopów własnością jest wspomniany już Głos szlachcica do swych współbraci o wolności i równości. Autor na zrębie pomysłu Krzyżtopora buduje własny projekt, rozkładający reformę na okresy w ciągu 12 lat. Naprzód tworzy się gromada z radnymi, sołtysem i wójtem. Na drugiem powstaje gmina, do której należą wszyscy bez wyjątku mieszkańcy. Zebranie jej wybiera radę sześcioosobową: ksiądz, dwóch obywateli ziemskich i trzech włościan. Wójtem, który jest «głosem ludu», może być dziedzic, jeżeli otrzymał największą liczbę głosów. Zastępuje on również wójta chorego lub nieobecnego. Marszałkiem powiatu ma być szlachcic. Komitet regulacyjny składa się z deputatów wybranych na sejmiku szlacheckim. Towarzystwo Kredytowe, mające dostarczyć kapitału wykupnego, oparte jest na gruntach włościańskich, ale zarządza niem szlachta. «Powiedzieć mogą — pisze autor — że szlachta chce objąć wszystkie posady. Cóżby wtem było dziwnego? I owszem! Nie jestże obowiązkiem szlachty służyć krajowi? Komu z prawa należy się urzędowanie, jeśli nie jej?»
Dziedzice za ustąpioną włościanom ziemię otrzymują całkowitą sumę wykupną. Gromada jest za dług, zaciągnięty w Towarzystwie Kredytowem odpowiedzialna solidarnie. Włościanin płaci 6%, z tego 4 jako procent od pożyczki, 1 amortyzacja i 1 na rzecz gminy. W razie niewniesienia całej należytości w terminie sprzedaje się przez licytację robotę pańszczyźnianą gromady dla pokrycia niedoboru. Gdyby ona nie mogła uiścić się z długu, to całe wsie podpadają licytacji.
Szczegóły organizacji władz gminnych, dozoru, kontroli, użytkowania funduszów pomijamy, zaznaczając tylko, że one mają głównie na celu ochronę dziedziców od wszelkich strat i ryzyka. Autor tak dalece dba o nich, że chce uwolnić dobra szlacheckie od podatków przez 40 lat!
Obok tych mniej lub więcej uzasadnionych pomysłów, wyrastały niedorzeczne[41] i fantazyjne, świadczące o zupełnem nieprzemyśleniu sprawy i załatwianiu jej improwizacyjnie i gołosłownie. J. Jaraczewski[42] proponował dopuszczenie wszystkich pracujących w gospodarstwie do udziału w zyskach, wypłacanych produktami. Bezimienny autor[43] ma inny pomysł: radzi wykup ziemi przez włościan za pośrednictwem osobnego banku, ale z zachowaniem pańszczyzny przez 25 lat. Właściciel, otrzymawszy cały kapitał, płaciłby od niego chłopom pewien procent, zmniejszywszy pańszczyznę do 8 lat. S. Bratkowski[44] wymyślił coś odmiennego. Już w dawniejszej pracy (Kilka myśli dla nauki Polski, Nantes 1840) naszkicował taką sielankę: Należy utworzyć Gminę Stowarzyszoną. Należeliby do niej czynszownicy z rodzinami i wszyscy, «zarówno mężczyźni jak kobiety, co chodzą około gospodarstwa wiejskiego». Gmina posiadałaby wspólne stodoły, obory, magazyn, spichlerz, piekarnię, kuchnię, szkołę, uprawiałaby również ziemię wspólnie z rozrachunkiem według wykonanej pracy. «Przez stowarzyszenie, które wspólną pracą mnoży dochody każdego w szczególności, wróci się dziedzicowi wartość ziemi ustąpionej włościanom». Wtedy ułożą się między nim a nimi idealne stosunki. Wszystko to łatwo przeprowadzić, bo «szlachcic i włościanin polski, mimo różnic stanu, oświaty i majątku, kochają się i szanują wzajem, dzięki temu świętemu węzłowi, który ich spaja — Ojczyzna!».
J. hr. J.[45] wymyślił jeszcze inny ustrój: gminę posiadającą majątek wspólny, czynszowy lub wykupny pod zwierzchnictwem szlachty; czynsz miał być rewidowany co 24 lata. Byłby to «porządek słowiański» w przeciwstawieniu do francuskiego i niemieckiego. Pańszczyzna zwyrodniała przez odszczepieństwa religijne w XVI w. Powrót do wiary za wpływem jezuitów poprawił stosunki, ale nie zupełnie. Jak widzimy, w tym «porządku słowiańskim» panowie ziemscy byli zabezpieczeni nietylko w swoich dochodach, ale nawet w przywilejach.
Z oryginalnym i naciągniętym wywodem wystąpił korespondent Czasu[46]. Wyraz własność jest pomysłem nowożytnym. W wiekach średnich znane było tylko dziedzictwo zarówno szlacheckie, jak kmiece. O własności ziemskiej mówi dopiero 19 art. konfederacji barskiej, gdzie połączono własności z władzą. Królestwo Polskie więc nie posiada jeszcze zupełnej własności, nie ma jej również pan wsi — dziedzic. Trzeba tedy zaprowadzić własność zupełną oddzielną dla panów i chłopów. «Kto się przejmie historją praw polskich i przykładem krajów zagranicznych, musi wyznać, że obywatelstwo Królestwa nie ma prawa do czasowego czynszownictwa gruntów kmiecych, że nie potrafiło dotąd — i da Bóg nie potrafi przeobrazić jak Anglja, swego średniowiecznego dominjum nad całą ziemią poddaną na własność nowożytną. Nie powinno ono występować z uroszczeniem do wywłaszczenia z przyczyny pożytku publicznego, bo do tego nie ma prawa, gdyż do absolutnej własności samo jeszcze dotąd nie doszło»[47].
Takiemi dziwnemi pomysłami i sztuczkami djalektycznemi zajmowano się wówczas, kiedy na dole w masie ludowej, odbywało się wrzenie, a na górze, w sferach rządowych, przygotowywano gromy. Publicystyka w równym stopniu okazywała przeżytkowy konserwatyzm, jak brak wiedzy ekonomicznej, którą zastępowała natchnieniem, improwizacją, argumentami uczuciowemi, moralnemi a bardzo często religijnemi. Tak np. autor Listów z zagranicy z powodu kwestji włościańskiej (Paryż 1858) wykazując potrzebę uwłaszczenia, powołuje się na książkę do nabożeństwa p. t. Skarb chrześcijanina. Przy czytaniu podobnych gawęd nieraz uczuwamy litość nad niemocą umysłową zaplątanych w sieć trudnego zagadnienia, z której usiłują się wydobyć samą dobrą wolą zbłąkanych, w ciemności, w której im przyświeca wątły i ciągle gasnący kaganek.
W to sejmikowanie małych umysłów i stwardniałych sumień wpadły z emigracji publiczne krzyki, usiłujące wstrząsnąć i wydobyć z nich lepszą wolę. «Jak puszcze litewskie — pisał W. Dzwonkowski — mają swoje mateczniki, których nawet wzrok myśliwca nie przewiercił, tak duch polski ma swój ostęp, do którego nie zalatały ani dysydenckie nowiny, ani jezuickie subtelności, ani farmazonizm stanisławowski, ani żadna wreszcie z tych demokratyczno-socjalno-ludowych mrzonek, uszczęśliwiających chłopa wbrew jego woli, wiedzy i udziału... Z życia politycznego znał lud tylko ciężar podatku pieniężnego i podatku krwi, dostaw, podwód i kwaterunku... Sejm 1831, zniewolony postawą narodu, przyjął okrzyk: precz z Mikołajem! — ale despotyzmu z wnętrza swego wyrwać nie potrafił i dlatego mimo cudów waleczności armji naszej Mikołaj zwyciężył, gdyż znamię jego, cząstka despotyzmu, a tem samem i niewoli była w nas... Niema wątpliwości, że kary za grzech panowie chcą się pozbyć, ale z zachowaniem grzechu, i nad tem właśnie mędrkowie suszą rozumy, jak grzech pogodzić ze zbawieniem... Gdyby członkowie Towarzystwa Rolniczego bez straty chwili czasu rozbiegli się byli po kraju i zamiast dręczenia mózgów teorjami, niezrozumiałemi nietylko dla chłopa ale dla większości ich samych, byli po wsiach roznieśli iskry tego pożaru bratniej miłości, którym płonęła Warszawa, i uściskiem, co stapiał różnice wyznań, objęli rodzonego brata chłopa, z którym ich łączy wszystko, prócz nędznego obliczenia zysku na wyciśniętym pocie; gdyby dotychczasowi dziedzice w tym uścisku bratniej miłości powiedzieli byli poprostu: Bóg chce naszej wspólnej wolności, dawne winy dla miłości Boga i ojczyzny puścimy w niepamięć, od rewolucji 1831 r. nie wolno było uznać was właścicielami ziemi, która jest w posiadaniu gromady, ale dłużej niesprawiedliwości na sobie przenieść nie możemy, dlatego też cokolwiek ze strony rządu spotkać nas może, ziemię waszą wam zwracamy... Te wyrazy trafiłyby do duszy chłopa... Teorje czynszów i odkupów, podstępnie nazwane uwłaszczeniem, jakkolwiek w zasadzie swej były niesprawiedliwością, aż do dni Lutego nie raziły tak boleśnie sumień polskich, bo w ucisku narodowym znajdowały gotową wymówkę, iż nie mogą robić tego, co trzeba, należy robić co się da... Chłop nasz pomimo braku wiedzy i wykształcenia politycznego, mocą przechowanego aż dotąd ducha polskiego, czuje, że już dłużej nie godzi się radzić o nim bez niego, że dziedzictwo ludu polskiego nie może być zależnem od pojedynczych układów gromad z dziedzicami, ale o tem ogół radzić powinien... Skoro tę pracę dokonamy w duchu, do jej spełnienia żadne władze, ani pruskie, ani austrjackie, ani moskiewskie przeszkodzić nam nie mogą i wtedy możemy być pewni, że chłop nas zrozumie i zamiast stawiania utrudnień, poświęci wszystko dla wspólnego celu... Ks. Antoniewicz w Listach z Zakonu mówi: «Jeżeli mnie Bóg przyjmie do nieba, czuję to, że w niem najwięcej widzieć będę sukman chłopskich i że za grzechy chłopskie będą odpowiedzialni panowie i księża».
Wychodzące w Paryżu Wiadomości Polskie[48] pisały również z wyrzutem i napomnieniem: «Miała szlachta polska rozwiązać zadanie włościańskie, zostawioną jej była dobrowolność układów, dano jej czas do namysłu, sposobność do obradowania i porozumienia się, obiecywano jej uwzględnić wszelkie stosunki i wymagania miejscowe, zaręczono jej wkońcu, że przekształcenie odbędzie się stopniowo i powolnie. A zdawało się w początkach, że szlachta nasza doskonale pojęła ważność tej chwili, przyjazność okoliczności, wreszcie świętość obowiązku, do którego była powołana». Nadzieja zawiodła. «Akty publiczne i działania pokątne, doniesienia dzienników i korespondencje prywatne — wszystko się zgadza do przejęcia serc naszych trwogą, dla której daremnie szukalibyśmy wyrazu... Prywata, widoczna chęć zbycia niemiłej i drażliwej sprawy byle czem, aby tylko nie rzeczywistą ofiarą — to są znamiona, cechujące projekty tych obywateli... Większa ich część, chociaż niby przekonana o konieczności zniesienia pańszczyzny, tak się jednak wciąż rządziła, jakby pańszczyzna trwać miała przez wieki... Nie godzi się tej sprawy uważać jako zły interes pieniężny, nie wolno przystępować do niej ze wstrętem i niechęcią, jak do spekulacji, która na same tylko straty konieczne naraża. Niechże obywatele umieją dzisiaj z konieczności zrobić cnotę: skoro oddać trzeba, niech oddadzą z dobrą wolą, bez targu i zawiści». Czy jednakże oni to wszyscy zrobić mogli? Nie. Chociaż ich rzecznicy szczególny nacisk kładli na warunek, ażeby oczynszowanie i uwłaszczenie odbyło się na drodze «dobrowolnych układów bez udziału władzy», to taki ich zamiar, o ile w nim nie kryła się chęć odroczenia sprawy, świadczył o zupełnem niezrozumieniu jej istoty. Nigdzie tak głęboka i powszechna przemiana stosunków rolnych nie okazała się «na drodze dobrowolnych układów bez udziału władzy». A tem mniej spełnić się ona mogła w kraju, gdzie lud był ciemny, i nieufny, a rząd szlachcie wrogi i o przyjazne dla niej uczucie włościan zazdrosny. Niewątpliwie oślepiła ona swój rozum nadzwyczajnym egoizmem osobistym i stanowym, niewątpliwie mogła okazać wiele dobrej woli dla swych pańszczyźniaków i czynszowników, poprawić ich położenie i zapewnić sobie udział w przygotowaniu reformy, ale również nie ulega wątpliwości, że gdyby nawet wszyscy obywatele ziemscy okazali gotowość uwłaszczenia chłopów, rząd rosyjski do tego by nie dopuścił, i «dobrowolnych umów» by nie zatwierdził. W pierwszem trzydziestoleciu zeszłego wieku szlachta posiadając władzę ustawodawczą i wykonawczą, mogła była przeprowadzić reformę włościańską a przynajmniej — jak w r. 1831 — wyrazić swoją wolę pod tym względem w uchwale sejmowej. Do tego czasu całkowita odpowiedzialność za prawne i materjalne pokrzywdzenie ludu ją obciąża. W następnych latach, zwłaszcza od wstąpienia na tron Mikołaja i poddania Królestwa Polskiego samowładztwu despotycznemu carów, samodzielne czyny reformatorskie społeczeństwa lub jakiejkolwiek jego warstwy były bardzo utrudnione lub całkiem niemożliwe. Ogół ziemian folwarcznych nie rozumiał sprawy włościańskiej, nie mógł wyzwolić się z przesądów społecznych i zapanować nad swemi uczuciami samolubnemi, uspakajając zatrwożone sumienie wspaniałomyślnemi, często nieszczeremi słowami, które nie obowiązywały do natychmiastowych czynów, łudząc świat — a nieraz siebie samych — potrzebą i obowiązkiem troskliwej opieki ojców nad niedojrzałemi do samodzielności dziećmi[49]. Wyrastały wszakże w tej warstwie wyjątkowe jednostki, które swoją nie szlachecką, ale szlachetną ideologję wcielały w życie. Jak w poprzednim wieku jego imiennik, podobnie w obecnym na ich czele stanął Brzostowski Karol. Niezwykły ten człowiek, wielki obywatel, potężnej siły i przedziwnej czystości charakter zasługuje na szczegółowsze przedstawienie w historji chłopów polskich. Urodził się w czasie ostatecznego zniewolenia Polski (1796). Wraz z siostrą odziedziczył obdłużone nad wartość ogromne dobra Sztabińskie w gub. suwalskiej. Radzono mu je porzucić. Młody hrabicz chwilowo uległ tej namowie i wyjechał do Warszawy, gdzie wszedł do sztabu ks. Konstantego. Dosłużywszy się stopnia kapitana, wyszedł z wojska i powrócił do Sztabina, który znalazł w okropnym stanie: bory, piaski, trzęsawiska i zrujnowane budynki, a przytem zbuntowanych chłopów, którzy nie chcieli ani płacić, ani pracować. Z początku jedynym jego pomocnikiem był służący. «Jedząc kartofle, które on przyprawiał — opowiada Brzostowski — mogłem żyć, ale oficjalisty przystojnie utrzymać nie było podobieństwem. Dzień na roli trawiąc, przy błonie wieczorami pisząc, załatwiałem interesy zbyt trudne, gdyż ani na wyjazdy, ani na porto do listów nie miałem funduszu. Wizyt sąsiadów unikałem, bo nie miałem ani na czem przyjąć, ani na czem posadzić, ani stołka, ani owsa, ani obiadu, ani świecy. Gdy kto przyjechał, ze wstydem kryć się musiałem lub narażony byłem na pośmiewisko». Bliski sąsiad Pac, odwiedziwszy chorego i nie dostawszy nawet herbaty zrozumiał jego położenie i pożyczył mu 12.000 zł. Teraz mógł właściciel Sztabina pomyśleć o ratunku. Miał drzewo tylko opałowe, nieznajdujące nabywców. Założył hutę szklaną, której dzierżawca zbankrutował i którą Brzostowski musiał sam prowadzić. Kupił sobie kilka dzieł technicznych, robił próby i wykształcił się w tym zawodzie. Dawało mu to przedsiębiorstwo dochód niewielki. Właśnie wtedy rząd zaczął kopać kanał Augustowski. Budowa śluz potrzebowała odlewów żelaznych. Brzostowski nakupił starego żelastwa, sprowadził z Prus technika, zaopatrzył się w specjalne książki i urządził pracownię. Dwa kółka, wytopione dla śluzy kanałowej z surowca nabytego w browarze żydowskim, dały pierwszy fundusz, za który sprawiono piecyk, deptak i miechy. W ciągu kilkunastu miesięcy otrzymał za swe wyroby 70.000 zł. Połową pokrył koszta surowca, węgli i robotników, a drugą upłacił długi. «Odtąd — powiada — rozjaśniło się nieco niebo. Już miałem czem się obrócić i mogłem się już pokazać w interesach».
Dobra Sztabińskie obejmowały 770 włók, a w nich czwartą część pola. Ziemia była licha, zapuszczona, włościanie biedni, trudnili się kołodziejstwem z kradzionego drzewa. Brzostowski zniósł (1820) pańszczyznę, ale przez to wyzuł włościan z ziemi. Zawarł z nimi umowę dzierżawną na następujących warunkach: za dom mieszkalny 12 zł. rocznie, za ogród 2 grosze od pręta kwadratowego, za zbiórkę suszu w lasach 1 talar, za pastwisko od konia 1 zł., a od innych sztuk inwentarza 15 gr. Pola zostały pomierzone na morgi kwadratowe i wypuszczone przez licytację na 6 i 10 lat. Wypłata odbywała się drobnemi ratami i odrobkiem a częściowo w produktach. Brzostowski robił ustępstwa, ale wymagał ścisłego spełnienia warunków i zachowania płodozmianu. Pola dworskie uprawiano parobkami i najemnikami (dzień męski w lecie 40 gr., kobiecy 25, dziecka 15).
Wierzycieli spłacał Brzostowski dochodami a dokuczliwych — pożyczkami. Czynniki gospodarcze ciągle zbogacał i doskonalił. On pierwszy w Polsce (1851) zaprowadził telegraf wewnętrzny. W postępowaniu był surowy, ale sprawiedliwy. Za upicie się chłopa, za przesiadywanie w karczmie, za wyniesienie z niej wódki nakładał na szynkarza 6 zł. kary. Oficjalistom powtarzał, że każdy żądający pracy powinien ją dostać we dworze. Nieubłagany był dla złodziejów, których wytępił «jak Albert I wilki w Anglji». Daremne przyjście do kasy lub kancelarji, połączone ze stratą czasu, nie z winy interesantów, lecz oficjalistów, było wynagradzane (dorosłemu 15 gr. małemu 10). Ażeby odzwyczaić chłopów od włóczęgi po targach i uchronienia ich od oszustw, urządził składy płótna, sukna, skór i t. p. Założył kasę oszczędności i pogrzebową. Chorym zapewnił pomoc lekarską. W czasach nieurodzaju sprzedawał zboże po niskiej cenie i darowywał osepy. Budynki włościańskie były ubezpieczone, to też po pogorzeli szybko je odbudował.
Produkcja przemysłowa Sztabina rozwijała się ciągle. Oprócz hut szklanej i żelaznej powstały fabryki miodu, porteru, araku, wódki, piwa i t. d.
Brzostowski brzydził się fanatyzmem i faryzeuszostwem, «ową pańszczyzną Bogu odrabianą, ażeby po niej tem swobodniej można znów sobie dogodzić». W Sztabinie żydzi mieli swoją bóżnicę, a pastor z Suwałk przyjeżdżał na konfirmację ewangelików. Usilnie starał się o wytworzenie w ludzie poczucia godności. Założył szkółkę dla terminatorów huty, kazał uczyć chłopców kancelaryjnych; nawet od kuchennych nie przyjmował innych próśb, tylko piśmienne. W zimie przychodzili dla kształcenia ich wędrowni nauczyciele. Na miejscu był jeden nauczyciel główny «przewodnik, prowadziciel, wychowawca ludku swojego», który trzymał «listy konduity», obowiązkowe dla wszystkich.
Kary cielesne były rzadkie. Aresztu, jako próżnowania, unikano. Ażeby połączyć włościan węzłami wspólności, ustanowił Brzostowski kary pieniężne za wzajemne szkodzenie sobie. Z tych grzywien tworzył się fundusz użyteczności ogólnej[50]. Fabryki miały także swoją kasę karną (za nieposyłanie dzieci do szkoły, spóźnianie się, grubjaństwo i t. d.). Podniósłszy moralność ludności, polecił udzielać pożyczki bez żadnego zabezpieczenia, tylko pod rękojmią uczciwości. Najubożsi najemnicy zwracali je rzetelnie.
Żadnych tytułów w administracji nie używano.
Liczne codzienne wykazy, doniesienia, spisy, rejestry, tabele, sprawozdania, liczne konta osób, drzewa, smoły, rudy, węgli, siana, paszy zielonej, lnu, kartofli, grochu, owsa, jęczmienia, zasiewów, chleba, trzody chlewnej, stajni, obory, chmielnika i t. d. wydawały się niewtajemniczonym w buchalterję niezrozumiałym chaosem. Oficjaliści jednak, wprawieni od młodości, załatwiali to z wielką łatwością i porządkiem[51].
Wielkie wrażenie wywarła na Brzostowskiego wiadomość, że bardzo możni obywatele odebrali włościanom grunty i włączyli je do folwarcznych. Przypomniał bowiem sobie, że on to samo uczynił. Poczuł wyrzuty sumienia, zaczął nad tem rozmyślać. «Jeżeliby — mówił do siebie — jeden pan miał prawo to uczynić, to takież prawo musieliby mieć wszyscy inni... Mogłoby więc kilkanaście tysięcy obywateli powiedzieć kilku miljonom osiadłych włościan swoich: «Bywajcie zdrowi, idźcie sobie na cztery wiatry». Jest to absurd. Niedorzecznością jest przypuszczać, żeby np. 1/100 część narodu miała prawo powiedzieć 99/100: «Nie wolno wam stąpać na tej ziemi (chyba na publicznych drogach i placach), bo ja całą tę ziemię kupiłem; ona jest moją wyłączną własnością i nikomu nie wolno ani na niej siedzieć, ani jej orać, żąć, ani nawet na niej stać, tylko gdy ja mu pozwolę, jak długo ja mu pozwolę i pod jakimi warunkami ja mu pozwolę». Coby na to rzekła 1/100, gdyby owe 99/100 oświadczyły: «My oto nie dbamy i wynosimy się zagranicę, może nawet do innej części świata. Bywajcie zdrowi wyłączni właściciele ziemi naszej». Brzostowski doszedł do przekonania, że zadanie to nie da się rozwiązać prawem prywatnem, lecz publicznem. «Stosunki dziedziców z włością — według niego — podobne są do stosunku dwu osób, na które spadła sukcesja — na pierwszą np. w ¾, na drugą w ¼, z których pierwsza, objąwszy sama cały spadek, nie robi działu, lecz drugiej przy sobie mieszkać dozwala i nią się posługuje. Więc choć kupujący ziemię cały szacunek za nią zapłacił, nie mógł nabyć lepszych praw, niż je miał ten, od którego ziemię kupił».
Doskonaląc ciągle swój stosunek do włościan, zniósł licytacje i postanowił utrzymać każdego na zajętej ziemi za oznaczony czynsz, dopóki ten zechce.
Z administracji usunął niektóre księgi (głównie Dziennik), bo kontrolowanie oficjalistów było już zbyteczne.
W r. 1853 wyjechał zagranicę dla kuracji, która nie poprawiła jego zdrowia. Umarł w Paryżu 1854 r. pochowany w Montmorency obok Niemcewicza, Kniaziewicza i Mickiewicza.
Otworzono testament (wydany drukiem 1885 r.) w którym znalazły się następujące rozporządzenia:
«Przez lat zgórą 30 mojego zarządu w dobrach Sztabin doznałem przychylności włościan miejscowych, opiekowałem się też nimi, prowadziłem ich jako ojciec... Do pomocy w mozolnej administracji brałem młodych chłopców jako aplikantów, którzy pod mojem okiem kształcili się i z których mam dziś zdolnych, wiernych, przywiązanych i nawet po kilkanaście lat zasług mających oficjalistów... Czując prawdziwie ojcowskie dla nich życzenia, nie chciałbym iluzją bogactwa, często nieroztropnych zawodzącą, odciągać ich od pracy; znając po sobie, że w pracy jest bogactwo i szczęście człowieka, wzywam ich do kontynuacji życia tak, jak dotąd przepędzili, a zapisem niniejszym chcę dać im możność żyć przy pracy uczciwie, niezawiśle od żadnych panów z cudzej pracy zbytkujących, i być nadal użytecznymi w społeczeństwie tak, jak dotąd pod mojem przewodnictwem byli».
«Włościanie od lat blisko trzydziestu uwolnieni przeze mnie od wszelkich robocizn i powinności, mają już w wielkiej części zabudowania własne, w części z zabudowań upłacają najem roczny. Uważając, że przez dawną posesję najmu tym wartość zabudowań już mi spłacili, oddaję im takowe na własność bez żadnych obowiązków i najmu... Od daty śmierci mojej zostawiam włościanom i mieszkańcom wsi moich, bez względu na stan i religję, zabudowania, place, ogrody, morgi w polach i morgi łąk tak, jak przez nich w dzień śmierci mojej trzymane będą, na własność, kasując nadal opłaty, jakie z tego do mnie wnosili. Nadaję oraz im prawo zbierania bezpłatnie posuszu z leży... bez żadnej nikomu za to opłaty». Pragnąc ustalić «porządek i dobry byt», zastrzega «obowiązek kolei siewu płodozmianu, pod karą zabrania i zlicytowania plonu z mylnego zasiewu na korzyść wsi, czyli skarbonki wiejskiej. Zastrzegam też obowiązek utrzymywania nauczycieli i szkółek po wsiach kosztem ogółu mieszkańców. Zastrzegam też, że każdy, ktoby nie zajmował się własnem gospodarstwem, ale mieszkał w innem miejscu, a wydzierżawiając lub uprawiając takowe cudzemi rękami, dochody jego gdzieindziej przeżywał, odpada od własności gruntów i wszelkich praw przeze mnie nadanych»[52].
Na mocy tego testamentu włościanie otrzymali 260 włók, reszta 530 stała się własnością funduszu fabrycznego[53].
Europa nie miała takiego ogółu uwstecznionej w rozwoju szlachty, jak Polska, ale też nie miała tak wspaniałych wyjątków. Brzostowscy urodzili się tylko u nas.
Właściciel Sztabina okazał nietylko nadzwyczajną energję, rozum i szlachetność, ale rozbił druzgocącym dowodem cały gmach niby gospodarczych a w rzeczywistości nieudolnych i samolubnych mędrkowań obywateli ziemskich, którzy w setkach mów, artykułów, broszur i książek usiłowali dowieść, że zniesienie pańszczyzny i nadanie włościanom własności grozi obu stronom ruiną. Niedość tego. Brzostowski patrząc na swoje wielkie dzieło, nie oślepł w jego blasku i dojrzał tę prawdę, że zagadnienie reformy włościańskiej nie da się rozwiązać prawem prywatnem, lecz publicznem — tę prawdę, której szlachta nie widziała i przeciwko której zapamiętale walczyła, żądając «dobrowolnych układów bez udziału władzy».
Izabela Brzostowska, hojnie obdarowana przez brata, gwałcąc wyraźne zobowiązanie spadkobierców do uszanowania jego woli, wystąpiła o unieważnienie testamentu i w warszawskim trybunale cywilnym sprawę wygrała[54]. Sąd apelacyjny umiarkował jej pretensje i fundację Sztabińską ocalił. Ale wziął ją w opiekę rząd rosyjski, który — jak Hrubieszowską, Sobieszyńską i inne — wynaturzył i obrabował. Aż do wybuchu wojny ciągnęły się wysiłki uratowania jej majątku od grabieży.
Reformą rolną w szerokim zakresie, chociaż bez wzniosłych celów humanitarnych, było oczynszowanie w dobrach ordynacji Zamoyskich (1833). Obliczono dzień pańszczyźniany sprzężajny 1 zł., pieszy 15 gr., żniwny 10, dodatkowy 25, daniny 4 zł. Czynsz roczny z osady półwłokowej wynosił 90 zł. 40 gr. Wyrobnik za chatę, ogród i pastwisko dla jednej sztuki bydła płacił 26 zł.; mógł on jednak przybrać ziemi według swej możności na ogólnych warunkach. Osady okupowane mogły się zwiększać, ale nigdy dzielić. Zapewniono ich posiadaczom, że nie będą ani zmniejszane, ani odbierane. Zalegający w czynszu zostawał pańszczyźniakiem lub zagrodnikiem. W r. 1833 z 14,000 włościan zgłosiło się do oczynszowania 808, w 1834 — 2052, w 1835 — 4401, w 1844 liczba ogólna wzrosła do 11,839. Ordynacja puściła folwarki w długoletnie dzierżawy bezpańszczyźniane, zezwalając tylko na robociznę czasową od tych, którzy opłacać się nie mogli lub nie chcieli. Wtedy włościanie oświadczyli gromadnie gotowość powrotu do pańszczyzny. Administracja ordynacka ogłosiła, że pańszyźniaków nie przyjmuje, zaległych czynszowników usuwać będzie, płacącym zaś otwiera lasy, które oddaje pod dozór gromadom. Odtąd pańszczyzna ustała.
Ułomnością reformy — jak słusznie zaznaczył Krzyżtopor — było, że ona nie dawała włościanom żadnej rękojmi prawnej, gdyż była oparta na umowach ustnych, czyli dobrej woli administracji, i że nie wytworzyła żadnych instytucyj gminnych. Nadto zniszczyła lasy.
Bracia ordynata, Jędrzej i Jan a potem August Potocki i Aleksander Wielopolski zastosowali w swoich dobrach inne zasady. Wysokość czynszu obliczono według wartości odstąpionej i zastrzeżono mu poręczenie solidarne. Ze spółkami zbiorowemi zawierano kontrakty na 25 lat, poczem dziedzic oznaczał nową taksę. Wartość budynków spłacali włościanie ratami. Oczynszowanie w dobrach Staszowskich Augusta Potockiego było o tyle odmienne, że po 25 latach próby dzierżawy mogły być zamienione na wieczyste. Dla uwolnienia dziedzica od ratowania włościan urządzono magazyny zbożowe. Oprócz czynszu wszyscy bez wyjątku obowiązani byli przez trzy dni w roku pracować pieszo dla dworu. Był to środek zapewnienia najmu. W ciągu 6 miesięcy z 900 osad oczynszowano 405[55].
Według tych wzorów urządzały się inne mniejsze dobra.
Tak przedstawiała się sprawa włościańska w teorji i praktyce przed oczynszowaniem urzędowem. Opinja postępowej inteligencji społeczeństwa domagała się wyraźnie i coraz głośniej uwłaszczenia a przynajmniej oczynszowania długoletniego. «Wszelkie inne formy władania ziemią — pisał A. Wiślicki — prócz wyłącznej bezpośredniej własności nie załatwia ostatecznie kwestji włościańskiej». W danej chwili jednak koniecznem jest długoletnie lub wieczyste oczynszowanie. Umowy 10—30 letnie, jako najłatwiejsze i najtańsze, są przedewszystkiem wskazane. Jak najwięcej dobrowolności, jak najmniej przymusu. Większość obywateli ziemskich pragnęła zachować pańszczyznę, mniejszość godziła się na oczynszowanie, a drobna cząstka — na uwłaszczenie. Powszechnem zaś było żądanie, ażeby wszelkie zmiany w tych stosunkach odbywały się na drodze dobrowolnych układów bez udziału organów rządowych. Wyłączanie władz od udziału w umowach z włościanami wyrażało uzasadnioną obawę szkodliwego działania czynników wrogich całemu narodowi polskiemu a szczególnie warstwie ziemiańsko-szlacheckiej, ale kryło w sobie również chęć załatwienia sprawy własną wolą i utrzymania nadal patrjarchalno-zwierzchniczego stanowiska wobec poddanych. Uwiedzeni tą chęcią dziedzice wierzyli w możliwość regulacji staraniem prywatnem, nie widzieli i nie rozumieli, że ona jako reforma powszechna na tej drodze jest niemożliwa. Całą też ich utopię podarła na strzępy niemiłosierna rzeczywistość.





  1. Nakwaski przedstawił tę sprawę w pismach francuskich: Journal des Débats (1858), Revue de Genève (1858), Esperance (1860). Artykuły te wraz z polską rozprawą wydał w Genewie p. t.: Question de l’emancipation des paysans de la Pologne, 1860 r.
  2. «Własnoręczne zeznanie 1851 przed komisją śledczą spisane w Lublinie» Przegląd hist., Warszawa 1919.
  3. Ziemiaństwo polskie, Wrocław 1839, t. I, 3, 147.
  4. Byłby to tylko pożytek bibljograficzny, gdybyśmy tu przytoczyli wszystkie artykuliki nikłej treści w ówczesnej prasie.
  5. Bibljoteka warszawska, 1842, III.
  6. R. 1843, nr. 32 i 33.
  7. R. 1843, n. 43.
  8. Nr. 66.
  9. Nr. 68.
  10. R. 1844, nr. 25—34.
  11. 1843, n. 59.
  12. 1844, nr. 53—55.
  13. 1843, nr. 45.
  14. R. 1843, nr. 98.
  15. 1844, nr. 20.
  16. 1843, nr. 76.
  17. 1845, nr. 43.
  18. 1846, nr. 16.
  19. Posiłkujemy się najpoważniejszem źródłem do tego przedmiotu, wspominaną już Historją Towarzystwa Rolniczego W. Grabskiego, opartą na rękopiśmiennych materjałach archiwum tej instytucji, oraz Rocznikami gospodarstwa krajowego 1842—1862.
  20. M. Berg utrzymuje, że w łonie Towarzystwa Rolniczego było kilku zwolenników uwłaszczenia, ale oni nie zdołali wszczepić tej idei w jego uchwały, gdyż o nich decydował komitet, «a ten składał się z najbogatszych właścicieli ziemskich, którzy nie mogli tak łatwo zdobyć się na zrzeczenie się swych praw i uświęconych wiekami przywilejów, podnosić samobójczą rękę na siebie, na swe materjalne interesy i siły. Jakkolwiek nadzwyczajną i niebezpieczną wydawała się chwila, obawa wszakże natychmiastowego pozbycia się ogromnej ilości rąk bezpłatnych, nieodzownie potrzebnych do prowadzenia gospodarstwa prawidłowego w kraju, zdecydowanie się w jednej chwili na opuszczenie dotychczasowego stanowiska królików śród bydła, przemogło nad wszelkiemi innemi względami». (Zapiski o powstaniu polskiem, tłum., Kraków 1898, s. 163). W. Spasowicz, pisarz mądry i gruntowny, ale niemogący nawet w wykładzie historycznym pozbyć się nałogu rozumowania adwokackiego — oczyszczania ludzi z przewinień i przeceniania ich wartości, twierdzi, że «Towarzystwo Rolnicze, złożone z półtora tysiąca członków, wyrażających istotnie opinję publiczną kraju (?) a wychodzących z polsko-narodowego i patrjotycznego punktu widzenia, wypowiedziało swój sąd o potrzebie radykalnego w Królestwie rozwiązania kwestji reformy włościańskiej w takim samym duchu, w jakim rozwiązana została ustawą z dnia 19 lutego przez rząd rosyjski» (Dzieła, Petersburg 1892, III, 98). Jak widzimy, jest to rozciągnięcie prawdy do nieprawdy.
  21. Zaznaczyliśmy już wyżej, że cyfry statystyczne z pierwszej połowy przeszłego stulecia, pomimo bardzo pracowitych wyliczeń W. Grabskiego, są wątpliwe. Jedynie dla ogólnej orjentacji w zajmującym nas tu przedmiocie przytaczamy (według Uruskiego Sprawa włościańska, Warszawa 1860, I, dodatki) kilka główniejszych, również tylko przybliżonych, a dotyczących tej epoki. Uprawa folwarczna obejmowała 315,512 włók, włościańska 116,600. Osad czynszowych w dobrach prywatnych było: czynszowych 52,506, czynszowo-pańszczyźnianych 31,636, pańszczyźnianych 124.840, zagrodniczych i komorniczych 26,166. W tem mniej niż 3 morg. 11,079, od 3—15 110,903, 16—30 74,334, nad 30 12,666. Ludność: szlachty i duchowieństwa 69,182 osób, chłopów we wsiach 3,543.309; włościan czynszowych i półczynszowych w dobrach prywatnych 493,829, pańszczyźnianych 748.049, sołtysów, karczmarzów i zagrodników 207.288, sług i wyrobników 864.637. Porównaj Statystykę Załęskiego.
  22. «O kmiotku polskim» Ateneum Kraszewskiego, Wilno 1843, III. Także Leszno 1843.
  23. Uwagi nad kwestją włościańską, Paryż 1858.
  24. «O właściwem u nas stanowisku kwestji włościańskiej» Kronika 1858, luty.
  25. «O kwestji włościańskiej i jej zastosowaniu», Czas 1858. Trzy te opinje przedrukował w swym zbiorze Uruski, dodawszy do ostatniej uwagę: «Jeżeli autor pragnie szczerze doprowadzić naszych włościan do pełnoletności, to niech zdejmie — i to nie na pozór tylko — owe więzy z ich nóg, niechaj im nie daje bosej wolności ptaka na gałęzi i do tego ograniczonej środkami administracyjnemi, a uczyniwszy to, niech powie: idźcie — nie ucząc ich bynajmniej chodzić, bo włościanie jednej tylko rzeczy żądają od byłego protektora: oto żeby on na pół wieku zupełnie usunął się z drogi».
  26. R. 1844. Chociaż artykuł podznaczony jest literami E. C., mógł on wyjść z pod pióra znanego radykała, poległego w rewolucji krakowskiej, 1846, redaktora Przeglądu E. Dembowskiego.
  27. R. 1843, t. I i III.
  28. R. 1843. III.
  29. Rok 1842 n. 96, 1843 nr. 9—12, 17, 19, 21, 23, 27, 29, 35, 36, 78. R. 1844 nr. 35.
  30. Listy o właściwem u nas stanowisku kwestji włościańskiej. Warszawa 1858, s. 65.
  31. Ogólne zasady nauki gospodarstwa narodowego Warszawa 1859, s. 157.
  32. Jak publicystyczni reformatorowie stosunków włościańskich nie umieli skupić swych myśli i uwagi na rdzeniu rzeczy i rozpraszali ją w dotykaniu szczegółów ubocznych, przekonywa pismo J. Szredera Postrzeżenia, uwagi i skazówki gospodarstwa ziemskiego w Królestwie Polskiem, (Warszawa, 1845) w którem autor oświadczając się za oczynszowaniem bez zastrzeżeń, urąga mocnym budynkom dla inwentarza i zaleca lekkie szałasy na wzór syberyjskich, w których bydło tamtejsze wytrzymuje najtęższe mrozy.
  33. O urządzeniu stosunków włościańskich w Królestwie Polskiem, drugie wydanie, Poznań, 1859. Gdy praca ta wywołała ożywiony ruch w pojęciach szlacheckich i szereg zarzutów, autor odpowiedział na nie w drugiej p. t. Poranki karlsbadzkie, Poznań 1858.
  34. *** O chłopach. Lipsk 1847, s. V, 18, 183, 190.
  35. Kwestja włościańska w Polsce podług właściwych swoich pierwiastków, przed sąd opinji wytoczona przez niewiadomego autora. Lipsk 1849, w. r. m.
  36. O kwestji włościańskiej w Królestwie Polskiem. Warszawa 1860, (pierwotnie po rosyjsku) w r. m.
  37. O. Sulima (Popiel) Uwagi nad oczynszowaniem i uwłaszczeniem włościan w Królestwie Polskiem, dodatek Czasu, listopad 1857 (Uruski).
  38. Projekt do oczynszowania włościan. Warszawa 1858.
  39. Polemika w kwestji włościańskiej, Warszawa, w r. 1856 i 1857, i Sprawa włościańska, wyjątki z nowoczesnych ekonomistów polskich, Warszawa, 1858 i 1860. F. Potrzebowski (Przegląd Poznański, kwiecień, 1850) uważa za najwłaściwszy środek polepszenia bytu włościan uwłaszczenie za pośrednictwem Tow. Kred. Ks. Jan Szpaderski (Kronika, 1857) wykazuje ujemne strony oczynszowania i przemawia za uwłaszczeniem. A. Ludwig, Kilka myśli względem uregulowania stosunków włościańskich w Królestwie Polskiem, dodatek Czasu 1858 — sprzeciwiając się uwłaszczeniu, zalecał oczynszowanie za pośrednictwem Tow. Kred. Ziemsk. F. M. Listy z zagranicy w kwestji chłopskiej, Paryż, 1858: «Trzeba nakoniec rzucić ludowi szacowne słowa: wolność i własność. Oby tylko dał się do nich doprowadzić szczęśliwie i stopniowo. Bo te rzeczy, zdobyte gwałtownie i niebezpieczne i nietrwałe bywają». Pisarze szlacheccy, starając się ubezpieczyć gospodarstwa folwarczne od braku sił roboczych, domagali się przymusu pracy. Zaatakował to żądanie Uruski w piśmie Wola i niewola (1857), przeciw któremu wystąpił między innymi F. Dzierzkowski w Tygodniku Petersburgskim (1857), który twierdził: «Galicja miała przed r. 1848 pięć miljonów ludności teraz ma tylko cztery; wiele wymarło z cholery, ale więcej z nędzy, głodu i lenistwa. Bardzo wiele pól włościanie sprzedali żydom, wiele gruntów leży odłogiem». Wniosek: uwłaszczenie zrujnowało panów i chłopów, dla ratunku potrzebny jest przymus pracy. Zestawienie zdań sprzecznych zrobił później E. Michałowski w piśmie Za i przeciw przymusowemu oczynszowaniu z poręczeniem zarobku w celu ogólnego wykupu gruntów gminnych, Żytomierz, 1862. Własne zdanie wypowiedział gdzieindziej. Gdy coraz wyraźniej okazywała się niemożliwość utrzymania dawnych stosunków pańszczyźnianych, przygodni pisarze szlacheccy dla uratowania praw własności ziemskich i sił roboczych, rzucili się gromadą do obrony oczynszowania. Stąd rozprawy z tem założeniem rodziły się najobficiej. Oprócz przytoczonych: B. Aleksandrowicz, Projekt o oczynszowaniu włościan, (Warszawa, 1858), Wł. G. Listy o właściwem u nas rozumieniu kwestji włościańskiej (Warszawa 1858), których autor dowodzi, że włościanie mają prawo domagać się zamiany pańszczyzny na oczynszowanie, ale nie mają prawa domagać się przymusowego uwłaszczenia — i inne rozmaite Słowa i Słówka, przyczyniające się do wrzawy około tego przedmiotu w szóstym i siódmym dziesiątku zeszłego stulecia. Jak wielka i bezpłodna była ta wrzawa świadczy korespondencja Lelewela z K. Sienkiewiczem z r. 1859. Lelewel: «Co Erazm Michałowski o chłopach napisze, nie wątpię, bardzo będzie piękne, bodaj co dobrego wywołało — co trudno! Piszą wszędy, różne względy, przeglądy, poglądy, czupryna z Nakwasina, łysina, nu! z Lublina — a co z tego? Puf! Cetno czy licho! Łysina twierdzi, dowodzi, konceptuje bardzo dobrze — z tego nic, wszędzie sprzeczne koło, matnia, wszędzie traktują sprawę chłopa jak bydlęcia, w jakiejby go oborze najdogodniej postawić». Sienkiewicz: «Broszury o chłopach wszelkimi językami sypią się. Chłopi nie piszą, ale coś dumają. Chłopi ukraińscy facecjonują nawet: «Howoraż lude, szczo teper samy pany panszczyznu budet robyty. A szczoż my budem? Chyba im jisty (jeść) w błyzniukach nosyty». (Rocznik Tow. hist. lit. w Paryżu, Poznań 1872).
  40. Rozwikłanie kwestji oczynszowania włościan w Królestwie Polskiem i w Rosji. Kraków 1861.
  41. Publicyści szlacheccy lubili popisywać się erudycją i opatrywali swe wywody wstępami historycznemi, w których zwykle wykazywali zupełną nieznajomość dziejów. Typem takiego zszywania oderwanych faktów jest między innemi broszura T. Rolbieckiego Słówko o pańszczyźnie w przeszłości (Warszawa, 1861), której autor «zapuściwszy się w pomrokę przedhistoryczną», wynosi z niej bajdę, mającą usprawiedliwiać oczynszowanie.
  42. O sposobach zastąpienia ręcznej pańszczyzny. Poznań 1849.
  43. Pomysły do ostatecznego uregulowania kwestji włościańskiej. Poznań 1860.
  44. Gmina i szkoła wiejska w Polsce po zniesieniu pańszczyzny. Paryż 1860.
  45. Słowo o stosunkach włościańskich. Lwów 1860.
  46. R. 1858, lipiec (Uruski).
  47. Uwagi w kwestji włościańskiej, ruskiej i żydowskiej. Paryż 1862 w r. m.
  48. R. 1858, kwiecień.
  49. Ten patrjarchalizm zamącał najświatlejsze umysły i przechował się do ostatnich czasów, kiedy rzeczywistość powinna była już zupełnie rozwiać jego mgłę. J. I. Kraszewski wystawił w teatrze żytomierskim utwór p. t. Stare dzieje (1859), w którym włościanie ratują dziedzica od sprzedaży majątku a on za to oddaje im całą ziemię, zostawiając sobie tylko kawałek, mówiąc: «Jesteśmy od dziś dnia sąsiedzi, niema pana i poddanych, ale opieka pozostaje». Właściwie i ta opieka powinna była przejść na włościan. Na tem stanowisku stanął wydrukowany w Wieczorach Wołyńskich memorjał Kraszewskiego przesłany do Żytomierza marszałkowi powiatu (1858). «Przejście ze stanu patrjarchalnego podległości do usamowolnienia powinno i musi być w samym interesie włościan stopniowe i oględne. Dla własnego dobra włościanin z opieki wypuszczonym być nie może, a opieka ta najwłaściwiej powierzona być musi tym, którzy wyżej odeń stoją i oświatą i starego patrjarchalnego z nim związku nie zerwali. Dziś nagle dana mu własność, ani by zrozumianą, ani ocenioną nie była». Por. P. Chmielowski, J. I. Kraszewski, Kraków 1888, s. 288. Znakomici literaci i uczeni, którzy nie mieli wykształcenia ekonomicznego, nie badali sprawy w życiu i nie przemyśleli jej gruntownie, a jeśli myśleli o niej, to tylko obrazami poetyckiemi lub spostrzeżeniami doraźnemi. Profesor historji literatury A. Tyszyński (Pisma krytyczne, Kraków 1908) twierdził, (1862) że przy czynszu «żyzne grunty musiałyby pozostać odłogiem» (?) i że nie należy stosować go wszędzie, lecz w niektórych miejscach zachować pańszczyznę. «Czyż mógł do innego wniosku dojść zwyczajny szlachcic, wysysający sobie historję z palca w rodzaju M. Gralewskiego z Mazewa, który w czytanem chętnie, bo dwukrotnie wydanem piśmie Opowiadanie o pańszczyźnie (Warszawa, 1861) dowodził: «Kmiecie utracili prawo do ziemi przez własną winę, przez dobrowolne usuwanie się od spraw krajowych, a częścią przez niesprawiedliwość niektórych panów. Odróżniono się od szlachty bo na zawołanie księcia Piasta nie wychodzili wszyscy (na wojnę), tylko część, a reszta zostawała w domu». Później znowu «przekładali pańszczyznę nad czynsze».
  50. Komisja Rząd. Spr. Wewn. reskryptem z r. 1841 zatwierdziła kasę Sztabińską.
  51. Pomocnicą Brzostowskiego w administracji była Rymaszewska, kobieta niezwykła, jak niezwykli wogóle w państewku sztabińskiem ludzie i ich stosunki. Gdy umarła (1850 r.) Brzostowski napisał do oficjalistów:
    «Pani Rymaszewska była mi pomocą przez lat zgórą 30; was ona wychowała i wprowadziła na drogę cnoty. Pamięć jej niech was broni od zboczenia... Zachowajcie tu po niej jej sprawiedliwość, jej sumienność, jej uczynność dla każdego. Niech przychodzący do kancelarji nie spostrzega, że jej niema; niech w was pozna jej wychowanków... niech powie: «Jej osoby tu niema, ale jej cnoty tu zostały»... Przypominajcie i mnie też ją waszem postępowaniem; niech widzę w was jej wychowanków, naszych wychowanków, nasze dzieci. Ona was tak nazywała jeszcze w ostatnich chwilach i ja wam to nazwisko pragnę zachować. Krzesło i stolik, przy którym pracowała, niech stoją, jak były za jej czasów. Pamiątka ta jej jest naszym sercom potrzebna, a jeżeli kto przy tym stole czasowo siądzie dla odrobienia czynności, którą ona spełniała, niech pamięta święty obowiązek godnie ją zastąpić. Żeby zaś nikt bez uczucia tego obowiązku na krześle tem nie siadł, żeby aby gość jaki tam się nie cisnął, zrobić barjerkę zamykaną, odgradzającą miejsce interesanta od miejsca pracującej i uważać, aby ta była zamknięta w każdym razie, gdy kto mniej delikatny w uczuciach do miejsca tego zbliży się. W buchalterji, w indeksach i księgach zachować ciągle konto pod nazwiskiem ś. p. pani Rymaszewskiej, jak od lat 30 zgórą istnieje. Pensja, jaką ona sobie doliczała, będzie jeszcze i teraz na to konto balansować. Z funduszu tego będę później asygnował wsparcia w myśl jej uczniów».
  52. L. Pietrusiński, «Krasnybór, czyli Sztabin i Karol hr. Brzostowski», Przegląd Europejski 1862.
  53. Chociaż wrogi niezależnym od rządu obywatelskim działaniom na korzyść ludu, Paskiewicz zatwierdził testament.
  54. Wywód prawny apelacji mecenasa Xawerego Kajsiewicza, druk 1857. Z tejże daty Wywód prokuratorji.
  55. Krzyżtopor, O urządz. stos. włośc. s. 362 i in., «Objaśnienie teraźniejszego urządzenia rolników w dobrach ordynacji zamojskiej osiadłych». Bibljot. Warsz. 1847. L. Reuter, Gazeta handlowa i przemysłowa, r. 1846, nr. 29.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Świętochowski.