Sroczka kaszkę warzyła (zbiór)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Rogoszówna
Tytuł Sroczka kaszkę warzyła
Podtytuł Gadki dziecięce, spisane z ust ludu i wspomnień dzieciństwa
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wyd. 1920
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ZOFJA ROGOSZÓWNA


SROCZKA
KASZKĘ WARZYŁA
GADKI DZIECIĘCE, SPISANE Z UST LUDU I WSPOMNIEŃ DZIECIŃSTWA


ILLUSTROWAŁA
ZOFJA LUBAŃSKA-STRYJEŃSKA[1]
MUZYKĘ NAPISAŁ
PROF. MICHAŁ ŚWIERZYŃSKI[2].




LWÓW — 1920 — WARSZAWA
NAKŁADEM I DRUKIEM ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH.




PRZEDMOWA.


„Niema zdrowszego pokarmu dla niemowlęcia, jak pokarm z piersi matki wyssany, niema zdrowszej strawy dla budzącej się jego duszy, jak ta, którą mu poda jego własna, rodzona ziemia“.
Tą myślą wiedziona, zaczęłam spisywać i układać gadki ludowe, których pierwszą serję zamknęłam w niniejszym zbiorku. Z całego mnóstwa odmian, spotykanych w różnych stronach Polski, wybrałam te, które wydawały mi się najlepiej dostosowane do umysłu małego dziecka. Zachowałam je przytem w całej ich oryginalnej prostocie. Gadki te mówione, lub śpiewane, były już prawdopodobnie radością lat niemowlęcych Jana z Czarnolasu, Brodzińskiego i Mickiewicza, a rozbrzmiewają po dziś dzień wszędzie, gdzie rozlega się dźwięk polskiej mowy — na Kujawach, Mazowszu i Śląsku, na Podhalu, Kaszubach i w Ziemi Krakowskiej, w pałacu, dworze i chacie wieśniaczej, w izdebce robotnika i suterynie miejskiej, wszędzie gdzie polska matka czy piastunka pochyla się nad dzieciątkiem, by utulić je w płaczu, lub pobudzić do figlów i śmiechu przez pokazywanie mu na paluszkach jak: „Sroczka kaszkę warzyła“, lub jak: „lezie rak, nieborak“.
Skoro zatem powstały na polskiej ziemi, skoro zrodziła je miłość dla dziecka, a humor ich, wdzięk i naiwna prostota przemawiają tak samo do duszy dzisiejszego dziecka, jak do dzieci dawnych czasów, pragnęłabym, by dotarły do każdego polskiego domu i wyrugowały zeń niezliczone wydawnictwa dla dzieci, któremi cudzoziemcy zalewają nas od dziesiątek lat.

Kraków 1918.

Zofja Rogoszówna.




Sroczka kaszkę warzyła
dzieci swoje karmiła:

Pierwszemu dała na miseczce,
drugiemu dała na łyżeczce,
trzeciemu dała w garnuszeczku,
czwartemu dała w dzbanuszeczku,
a piątemu łeb urwała

i frrrrrrr..... do lasu poleciała.





Bum, bum, na basie
dobry chlebuś na kwasie,
jeszcze lepszy na wodzie,
bo po brzuszku nie bodzie.






Myszko, myszko, gdzieś ty była?
— U babki.
Myszko, myszko, coś tam jadła?
— Ochłapki.
Myszko, czemuś mnie nie dała?
— Bom mało miała.






Lezie rak, nieborak
jak uszczypnie, będzie znak!





Tosi, tosi, łapci.


Tosi tosi łapci, pojedziem do babci,
Od babci do mamy, mama da śmietany.


Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
babcia da nam kaszki, a dziadzio okraszki.

Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
babcia da pierożka i tabaczki z rożka.

Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
od babci do cioci, ciocia da łakoci.

Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
od babci do mamy, mama da śmietany.

Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
od babci do taty, jest tam pies kudłaty.





Kuj, kuj, kuj
kowalu
podkuj mi butki
kupię ci wódki
za cztery dudki.

Kuj, kuj, kuj
kowalu
podkuj mi butki!
— Zaraz mospanie
niech ogieńka dostanę.

Stuk! Stuk! Stuk!
Stuk! Stuk! Stuk!





Powiem ci bajkę
pies kurzył fajkę
na długim cybuchu,
i sparzył się w ucho.

A druga iskierka
pieska w nos upiekła
a bajeczka dyr, dyr, dyr,
do lasu uciekła.






Jest tu u nas łączka duża
a Jagienka niby róża
niby róża i lilija
koło kwiatów się uwija.





Wlazł kotek na płotek.


Wlazł kotek na płotek
i mruga
Piękna to piosenka
niedługa.

Niedługa, niekrótka,
lecz w sam raz
a ty mi Halusiu
buzi dasz!

Wlazł kurek, na murek
i pieje
każdy się z tej piosnki
uśmieje.





— Kogutku, kogutku
nie chodź po ogródku
połamiesz leliją
panny cię zabiją!

— A niech mię zabiją
to mnie pochowają
na mojej mogiłce,
pięknie zaśpiewają.






Tańcuj-że Grzela
bo dziś Niedziela
wywijaj piętą,
bo Niedziela święto.






Miałam ci Marcinka
takiego jak palec
myszy mi go zjadły
myślały że smalec!






Ślimak, ślimak
wystaw rogi
dam ci sera
na pierogi!





A koteczek woła „miau“!
a pieseczek „hau! hau! hau!“
a owieczka „me-e-e-e e“!
a Marychna de! de! de!





Wziąłem sukna kawał duży
dla kogutka na rajtuzy,
jak zostanie jaki płatek,
będzie kurce na kabatek.






Lezie pająk po ścianie,
do domu na śniadanie,
idzie przez złote dróżki
i wlecze długie nóżki.
Wyciąga nóżkę cienką:
— Ugryzę cię panienko!






Czarna kura pieje,
kowalka się śmieje,
kowalczyki kują,
panny wyskakują.






Bzi, bzi, bzi bzianka,
porwał wilczek baranka,
a owieczek strzegły psy,
Śpi Basiulka, śpi!





Leciała osa
do psiego nosa,
pies śpi.

Leciała mucha
do psiego ucha
pies śpi.


Leciała sroka
do psiego oka
pies śpi.

Leciała wrona
do psiego ogona
pies śpi.


Przyleciał kruk
dziobem w bok stuk,
pies „wau!“





Na zielonej łące
pasie pies zające,
co się który ruszy,
odgryzie mu uszy.






Koziołeczek matusieńko
biega w ogrodzie,
nie będę go wyganiała,
bo mnie pobodzie.






Oj wysoka leszczyna,
a ja mała dziewczyna,
oj Franusiu jedyny,
oj przybliż mi leszczyny!





Gdzieżeś-to bywał czarny baranie?


— Gdzieżeś-to bywał czarny baranie, czarny baranie?
— We młynie, we młynie, mój mości panie,
We młynie, we młynie mój mości panie.


— Cóżeś tam robił, czarny baranie, czarny baranie?
— Mełł mączki na pączki, mój mości panie.

— Cóżeś tam jadał, czarny baranie, czarny baranie?
— Kluseczki z miseczki, mój mości panie.

— Cóżeś tam pijał, czarny baranie, czarny baranie?
— Wineczko, piweczko, mój mości panie.

— Gdzieżeś ty sypiał, czarny baranie, czarny baranie?
— Z młynarką pod miarką, mój mości panie.

— Czy cię kto bijał, czarny baranie, czarny baranie?
— Sam młynarz, sam młynarz, mój mości panie.

— Jakżeś ty płakał, czarny baranie, czarny baranie?
— Me-e-e, me-e-e, mój mości panie.

— Jakżeś się bronił, czarny baranie, czarny baranie?
— Nóżkami, różkami, mój mości panie.

— Jakżeś uciekał, czarny baranie, czarny baranie?
— Jak kotek, przez płotek, mój mości panie.

— Gdzieżeś uciekał, czarny baranie, czarny baranie?
— Hop sasa! do lasa! mój mości panie!






A — a, kotki dwa...


A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
Jeden duży drugi mały, oba mi się spodobały.

A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
nic nie będą robiły, tylko Zbysia bawiły.

A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
jeden pobiegł do lasu, narobił tam hałasu.
Drugi biegał po dachu, zgubił butki ze strachu.


A – a kotki dwa, szare bure obydwa,
chodzą sobie po sieni, miauczą głośno — „pieczeni!“

A – a kotki dwa, szare bure obydwa,
biega szary, biega bury, aż obydwa czmych, do dziury.






Tańcowały dwa Michały....


Tańcowały dwa Michały,
Jeden duży, drugi mały,
Jak ten duży zaczął krążyć,
To malutki nie mógł zdążyć.

Tańcowały dwa Michały,
jeden duży, drugi mały,
tak tańcują dookoła,
aż im pot się leje z czoła.


Tańcowała ryba z rakiem,
a pietruszka z pasternakiem;
cebula się dziwowała,
że pietruszka tańcowała.

Tańcowała śliwka z banią,
grochowianka z miotłą za nią!
a pogrzebacz się dziwuje,
że i miotła też tańcuje.






Lata ptaszek po ulicy...


Lata ptaszek po ulicy
Zbiera sobie kłos pszenicy
Co uzbiera dzióbkiem kole
A ja sobie ciebie wolę
Co uzbiera dzióbkiem kole
A ja sobie ciebie wolę.






— Gdzie jest wilk?
  
— Za górą.
— Co robi?
  
— Gęsi drze.
— Dużo ich nadarł?
  
— Półkopek.
— Jakie ma oczy?
  
— Jak węgle w nocy.
— Jakie ma uszy?
  
— Jak dwa obrusy.
— Jaki ma nos?
  
— Jak polski grosz.
— Jakie ma ręce?
  
— Jak dwie obręcze.
— Jakie ma nogi?
  
— Jak dwa batogi.
— Jaki ma pysk?
  
— Taki co cię pożre!




Jedzie, jedzie pan, pan
na koniku sam, sam,
a za panem chłop, chłop,
na koniku hop! hop!


A za chłopem żyd, żyd
na koniku hyc! hyc!
a za żydem żydóweczki
pogubiły patyneczki.






Koło młyńskie za cztery reńskie...


Koło młyńskie
Za cztery reńskie
Koło nam się połamało
cztery reńskie
kosztowało
a my wszyscy bęc.






— Gadaj, gadula
gdzie moja złota kula?
— Chętnie-bym gadała
gdybym o niej wiedziała.
— Ence, pence, jest w tej ręce.






Koło młyna
po grobli
gonili się
dwaj djabli.


Gonił djabeł
djablicę,
potargał jej
spódnicę!


A djablica za nim, za nim,
potargała kurtę na nim.





Goniła myszka przez pole
ku młynarzowej stodole,
a kotek o niej nie wiedział,
aż mu młynarczyk powiedział.







A, be, ab,
kurę złap.

e, be, eb,
kurę w łeb.


E, ce, ec,
kurę w piec.

I, ce, ic,
kurę zjedz.





Pstra sroczka, pstra
troje dzieci ma.

Jedno orze na ugorze,
drugie pogania.

Trzecie siedzi na kamyczku,
skrzypki trzyma na rzemyczku,

gra sobie gra
gra sobie gra.






W stodole, w stodole
kurczątka były,
maluśką szpareczką
powychodziły.

— Widziałeś chłopczyno?
— Widziałem panie. —
Maluśką szpareczką
patrzałem na nie.





Cztery mile za Warszawką....


Cztery mile za Warszawką,
Ożenił się Dudek z Kawką.
Wszystkie ptaki pospraszali,
Tylko sowie znać nie dali.

Gdy się sowa dowiedziała,
w cztery konie przyjechała.
Siadła sobie na kominie,
zaśpiewała po łacinie.

Ptactwo w kąty się pokryło,
bo się sowy przestraszyło,
a ta siadła na przypiecku,
grać kazała po niemiecku.


Kaczka grała, gęś skakała,
a kura się dziwowała.
Drozdy, szpaki, trznadle, kszyki
w takt tańczyły do muzyki.

Pojął wróbel sowę w taniec,
hulał z nią, jak opętaniec
obertasa i mazura,
aż jej urwał pół pazura.

— A ty wróblu, ty huncwocie,
tobie tańczyć z żabą w błocie!
Gdyby nie szło mi o gości,
wytrzęsłabym z ciebie kości!

— A ty sowo zatracona
przyszłaś tutaj nieproszona,
zaraz ciebie wyrzucimy,
na gałęzi powiesimy.

Wszystkie ptaki się porwały
sowę z izby precz wygnały.
— Siedź-że sobie w domu sama,
kiejś nie sowa, ino dama.






Wilk, wilk, wilków brat,
porwał porwał szynki szmat,
nagotował kwaszeniny,
pozapraszał wszystkie syny
i sam jadł!






Żydóweczka Szajka
sprzedawała jajka.
— A po czemu?
Po złotemu
I skończona bajka.





Z tamtej strony Wisły
kąpała się wrona,
pan porucznik myślał,
że to jego żona.

Panie poruczniku,
to nie twoja żona,
tylko taki ptaszek,
nazywa się wrona.





Moja Krakowianko....


Moja Krakowianko
klęknij na kolanko
Weź się popod boczki
Chwyć się za warkoczki
Buzię myj
Włoski czesz
Kogo chcesz
Tego bierz.






Posłała mnie matka
na górę po jabłka,
a ja z górki na pazurki
rozsypałem jabłka.






Chodziła czapla po desce
Czy mówić jeszcze?





Chodzi baj po ścianie
w szerokim kaftanie.
Baj, baj kaftan długi ma,
baj, baj pięknie sobie gra.





Tam na górce skacze zając,
nóżeczkami podrzucając
i ja bym tak podrzucała,
żebym takie nóżki miała
jak zając.





Coś tam w lesie stuknęło....


Coś tam w lesie stuknęło,
Coś tam w lesie gruchnęło,
A to komar z dęba spadł
Złamał sobie krzyża skład.
A to komar z dęba spadł
Złamał sobie krzyża skład.

Potłukł sobie i głowę
o konary dębowe,
potłukł sobie i ciemię
gdy tak gruchnął o ziemię.

Mucha z brzękiem leciała
i komara pytała,
czy nie trzeba doktora
albo księdza z klasztora.


— Nie trzeba mi doktora,
ani księdza przeora,
nie potrzeba apteki,
tylko rydla, motyki!

Zleciało się wilków sześć
komarowe ciało grześć;
wykopały dół w piasku,
narobiły tam wrzasku.

Wszystkie muchy płakały,
gdy komara chowały,
ucierały swe nosy,
zawodziły w niebiosy,

i śpiewały „Rekwije!
już nasz komar nie żyje!“





Biega myszka po kościele
kto się pierwszy roześmieje?






Stoi grusza w polu,
nie ma na niej gruszek,
listki z niej opadły,
wierzchołeczek usechł.

Listki z niej opadły,
bom je oberwała,
wierzchołeczek usechł,
bom go ułamała.





Siedzi dudek na kościele,
warzy piwko na wesele;
co uwarzy to wypije
i żoneczkę swoją bije.

Żona płacze lamentuje,
a pan dudek wyskakuje.





Ciuch, ciuch, ciuch, ciuch, po podłodze.


Ciuch, ciuch, ciuch, ciuch po podłodze
umykaj się nóżko nodze,
a koreczek koreczkowi,
a dziewczynka chłopczykowi.

Tup, tup, tup, tup po podłodze
już mi trzewik pękł na nodze.
Dajcie igłę szewczykowi
niech poradzi trzewiczkowi.


Po podłodze smyku smyku
jest już łata na trzewiku.
Dajcie szóstkę szewczykowi,
że poradził trzewikowi!

— Tupnij nóżką, tupnij nogą,
są pieniążki pod podłogą!
— Choćbym tupnął i obiema,
nie wyskoczą, bo ich niema!





Tryndy ryndy kawka,
na nosie brodawka,
a na brodzie krosta,
kocha mnie starosta!






Kazali mi kury paść
za stodołą w prosie,
kura jajko zgubiła,
mnie matusia wybiła,
dostałam po nosie.

Choćbyście mnie mamo
jeszcze raz wybili,
nie będę się swarzyła,
tylko Boga prosiła
byście sto lat żyli.






Dudki moje dudki
gospodarz malutki,
gospodyni mniejsza,
ale rozumniejsza!





Hop mazura! w piecu dziura,
a przy dziurze drzwiczki!
Kupił Mazur Mazureczce
czerwone buciczki!





Była babuleńka.


Była babuleńka rodu bogatego,
Miała koziołeczka bardzo upartego.

Fik mig fik mig
Szwadyrydy rach ciach ciach
bardzo upartego.

A ten koziołeczek tyle miał rozpusty,
że wyjadł babulce ogródek kapusty.

Wzięła babuleńka kija łozowego,
wygnała do boru koziołka psotnego.

— Siedźże tam koziołku, choćby do jesieni,
póki nie wyzbieram z ogrodu nasieni.


A przyszedł dziadulo, począł laską stukać:
— Idźże mi babulko koziołeczka szukać.

Poszła babuleńka, chodziła dni kilka,
szukała koziołka — napotkała wilka.

— Idźże babuleńko na rozstajne drogi,
pod drzewiną znajdziesz koziołkowe rogi.

Zapłakała rzewnie stara babuleczka:
— Oj zjadło wilczysko mego koziołeczka!

I poszła babulka tą polną ścieżyną,
znalazła dwa różki pod zeschłą drzewiną.

Tak w jednym rożeńku pierożki smażyła,
a w drugim rożeńku skwareczki skwarzyła.

— Jedzcie, popijajcie moi mili goście
za tego koziołka Pana Boga proście.





Na krakowskim moście
poczekaj chłopczyno,
poślę ci pióreczko
tą rybeńką siną.

Nie jedna rybeńka
popod mostkiem przeszła,
jeszczem ja nie widział,
by mi piórko niesła.





Jawor, jawor, jaworowi ludzie....


Jawor, jawor, jaworowi ludzie
co wy tam robicie?
Budujemy mosty dla pana starosty.
Wszystkie panny przepuszczamy,
tylko jedną zostawiamy.






Poleciała przepióreczka w proso.


Poleciała przepióreczka w proso
A ja za nią nieboraczek boso.
Trzeba by się pani matki spytać
Czy pozwoli przepióreczkę schwytać.


Poleciała przepióreczka w proso,
a ja za nią nieboraczek boso,
trzeba-by się pani matki spytać,
czy pozwoli przepióreczkę schwytać?

— A chwytajże ją syneczku, chwytaj,
tylko się jej skrzydełek nie tykaj!
— A jakże ją pani matko schwytać,
żeby się jej skrzydełek nie tykać?

— Trza nastawić mój syneczku sieci,
to ci sama przepióreczka wleci.





Poszedł krawiec
do piekiełek
wziął troje widełek.
Pożgał, pomłócił,
w niwecz pieklisko obrócił.





Deszczyk kropi, słońce świeci,
Baba-Jędza masło kleci.

A bodaj go nie skleciła,
świnkom za płot wyrzuciła!






A ten wilczek wielki zuch,
chce owieczek naraz dwuch;
cicho dziatki, cicho-że,
bo was wilczek wszystkie zje!






— Zagrajże mi jak umiesz,
upiekę ci żywą mysz.
— Jakże byś ją upiekła,
kiedy-by ci uciekła!






A sio, a sio kurki
do waszej komórki,
obłożę wam nóżki
listkami z pietruszki!






Małpa spadła
z pudła,
Stłukła sobie
łeb!





— Młynarzu, młynarzu
  co ci się to dzieje?
Koło ci się nie obraca,
pytel ci nie wieje.






Siał — ci mak
Siał — ci mak,
na dolinie proso.
Zalecał się w chodakach,
ożenił się boso.






— Jak się masz Bartoszu?
— Gąsiora mam w koszu.
— Jak dzieci, jak żona?
— To gąsior, nie wrona.
— Jak żona, jak dzieci?
— Związany nie poleci.
— Czyście głuchy, czy głupi?
— Może go kto i kupi!






— Moja pani prosi pani,
żeby pani mojej pani
pożyczyła trochę pieprzu.
— Nie pieprz Pietrze
wieprza pieprzem,
bo przepieprzysz
Pietrze, wieprza pieprzem.





Jedzie, jedzie....


Jedzie jedzie żyd ubogi
siana niema owies drogi
„Wio!“
Oj la, Oj lam laj lam,
lajlam, lajlam, lajlam
laj laj
laj laj laj,
laj laj laj
laj laj laj laj laj.


Jedzie, jedzie, koń mu zdycha,
więc zsiadł z wozu i popycha
„Wio!“

Jedzie, jedzie do Berlina,
tam na szabas do rabina,
„Wio!“

— Panie rabin, jak się macie,
pono śliczną córkę macie?
— „Mam!“

— Panie rabin, jak się macie,
może mi tę córkę dacie?
— „Dam!“

— Panie rabin, jak się macie,
a czy za nią posag dacie?
— „Dam!“

— Panie rabin, jak się macie,
a czy krowę jaką dacie?
— „Dam!“

Oj la — oj — lom, laj — lom, laj — lom, laj — lom,
laj — lom, laj.





Panie Boże wszechmogący
jedli szewcy groch gorący,
gęby sobie poparzyli,
więcej grochu nie warzyli.





Ej rosa, zimna rosa,
będzie jutro mróz, mróz, mróz!
Dobre kluski bez pietruszki,
tylko masła włóż, włóż, włóż!

Ej spadła mucha z pieca,
wybiła dwa zęby;
ej przystawił jej doktór
pijawki do gęby!






Kulik w lesie jajka niesie.
Przyleciała czajka, wypiła mu jajka.
Kulik płacze,
czajka skacze.

Kulik płacze,
czajka skacze.
Przyleciał-ci gawroneczek,
wyrwał czajce ogoneczek.
Czajka płacze,
kulik skacze.





Byłem-ci ja gospodarzem
przed wojną, wojną,
miałem-ci ja chałupeczkę
dosyć przystojną.

Dobrze było mi w niej mieszkać,
nie znałem chłodu,
drzwiczki miała z pajęczyny,
a okna z lodu.

Miałem-ci ja stodołeczkę
z dwiema ścianami,
ej woziłem do niej zboże
dwiema świniami.

Psy młóciły ogonami,
a wiały koty,
ptaki mierzyły dzióbami
z własnej ochoty.

Jakem ja był gospodarzem,
miałem bydło hojne:
cztery koty do roboty
i dwie myszy dojne.





Pastereczka pasła bydło,
zagubiła motowidło.
— Pastereczko, nie paś bydła,
tylko szukaj motowidła!

Żebym bydła nie pasała,
tobym polki nie umiała;
słonko jasno mi świeciło,
szła mi polka, aże miło!






A kot kotkę okaleczył,
a kot kotkę będzie leczył,
a kot z kotką bardzo broił,
a kot kotkę będzie goił.

A kot biegnie do doktora:
— Bo mi kotka bardzo chora!
— Niech-że kotka nie swawoli,
od swawoli główka boli.





Zeszła róża do ogrodu...


Zeszła róża do ogrodu
w tym różowym wianku
w tym różowym wianku.
Komu róża się ukłoni
w tym różowym wianku?
Komu róża się ukłoni
w tym różowym wianku.


Zeszła róża do ogrodu
w tym różowym wianku, —
kogo róża pocałuje
w tym różowym wianku?

Zeszła róża do ogrodu
w tym różowym wianku,
kogo róża w taniec weźmie
w tym różowym wianku?






Siał gospodarz żyto, żyto,
żona mówi: — „Hreczka“!
a gospodarz ni słóweczka...
niechaj z żyta będzie hreczka.

Siał gospodarz proso, proso,
żona mówi: — „Mak!“
niechże tak, niechże tak,
niechaj z prosa będzie mak.


Miał gospodarz pieska, pieska,
żona mówi: „Jeż!“
— Niech-że też, niech-że też,
niechaj z pieska będzie jeż.

Miał gospodarz rybę, rybę,
żona mówi: „Rak!“
— Niech-że tak, niech-że tak,
niechaj z ryby będzie rak.

Prosi żona znów mężula,
niech kozaka jej pohula.
— Niech-że tak, niech-że tak,
niechaj będzie i kozak.

— Cóżem ja też uczyniła,
męż-am tańczyć nauczyła,
ciągle ino skacze chłop!
— Hopa żonko! hopa! hop!





Nasza pani majstrowa
papierowe buty ma,
jak się ona obuje,
z panem majstrem tańcuje!
Hop sasa!






— Co za tego byczka?
— Pieniędzy bryczka.
— Niech-że będzie pół bryczki,
bo to teraz tanie byczki.

— Co za tego ciołka?
— Pieniędzy opołka.
— Niech-że będzie pół opołki,
bo to teraz tanie ciołki.






Osikowy Walek
dębowa Maryna
połamali nogi
w tańcu u komina!





Krakowiaczek ci ja,
któż nie przyzna tego
siedemdziesiąt kółek
u pasika mego!





Entliczki,
pentliczki,
czerwone
stoliczki,
na kogo
wypadnie,
na tego
samego,
pana
Jana
kapitana
brzdęk!
Samowar pękł,
szklanka się rozbiła
i pana
Jana
kapitana
w nos uderzyła!





Poszedł Marek
na jarmarek,
kupił sobie oś.
Postawił ją pod stodołą
ukradł mu ją ktoś.
A sąsiady
wnet do rady,
aż mu powie ktoś:
— Idźże Marek
na jarmarek,
kup se drugą oś!

Poszedł Marek
na jarmarek,
kupił drugą oś
postawił ją
pod stodołą,
ukradł mu ją ktoś.
A sąsiady
wnet do rady,
aż mu powie ktoś:
— Idźże Marek na jarmarek,
kup se drugą oś.
i t. d.





Siedzi wróbel na desce.


Siedzi wróbel siedzi
Na dębowej desce.
Siedzi wróbel siedzi
Na dębowej desce.
Szyje butki szyje
Nadobnej Teresce.
Szyje butki szyje
Nadobnej Teresce.



Siedzi wróbel siedzi, na dębowej desce,
szyje butki szyje, nadobnej Teresce.

Nadobna Tereska wielce się raduje,
że te nowe butki w Niedzielę obuje.

— Nie ciesz się nie raduj nadobna Tereska,
bo ja butki szyję dla białego pieska.

.................
.................

Siedzi szczygieł siedzi, na chróścianym płocie,
szyje gorset szyje, nadobnej Dorocie.

Nadobna Dorota cieszy się i śmieje,
że się w nowy gorset w Niedzielę odzieje.

Nie ciesz się, nie raduj nadobna Dorotka,
bo ja gorset szyję dla burego kotka.





A ja pójdę do Mazurów
pójdę, pójdę, pójdę.
Pojmę sobie Mazurównę
pojmę, pojmę, pojmę.



Jak mnie będą Mazurowie
gonić, gonić, gonić...
To mnie będzie Mazurówna
bronić, bronić, bronić!






Pytała myszka
Świętego Franciszka:
— Którędy droga
do Pana Boga?






Kaczka bieży po dolinie,
za nią kaczor w kożuszynie.
— Czekaj kaczko,
dam ci cacko!
— Nie postoję, bo się boję,
bym nie wlazła w torbę twoję.






Poszły wilki
na ulęgałki,
zapomniały kobiałki...
Au! au! au!





Pije mucha wodę,
czyni panu szkodę.
— Wziąć muchę do dwora,
wsadzić do gąsiora.

Leci komar po nię
— Nie czyń krzywdy żonie!
wodę ci zapłacę
a żony nie stracę.






A gdzie to ten krzywy Jan...


Miał on studnię na piecu, czerpał ją przetakiem,
ryby łowił grabiami, wróble strzelał makiem.

Siedzi niedźwiedź, niby szewc, łatający buty,
chodzi wieprzek po wygonie, niby koń podkuty.

Pojechała pani wrona do króla w powozie,
koza wilka prowadziła do tańca w powrozie.


Dziwne cepy z widłami młóciły groch w gaju,
a zjadł zając kobyłkę, siedzącą na jaju.

Poszedł kożuch do lasu, ułowił tam śledzia,
padła igła do morza, zabiła niedźwiedzia.

Bieżał zając przez cmentarz, obalił dzwonicę,
musiał księdzu grzywnę dać — marmurową świecę.

A plebanem został cygan, na lipowym moście;
przyszedł doń się wilk spowiadać, — zjadł sto gęsi w poście.

— O mój grzeszny bracie wilku, nacóż jeść tak wiele?
— Mało było mój plebanie, zjadłbym jeszcze cielę.

Siekierka się rozigrałą, morze przepłynęła,
a zaś biedna magiereczka, z piórkiem, utonęła.

Wisła nasza się zajęła, ryby pogorzały,
opalone szczupaki do Gdańska leciały.

Stodoła się rozhulała, zająca goniła,
izba widząc takie dziwy, oknem wyskoczyła.





Ojże ino dana,
na piecu śmietana,
a ja do niej z łyżką,
uciekła mi z miską.






Przyleciał gołąbek
na wysoki dąbek,
zajrzał do Kasieńki,
czy w izbie porządek?

Świnki w piecu ryją,
psy naczynia myją,
a łyżki pod ławą
zarosły murawą.

Izby nie zamiecie,
warkocza nie splecie,
nikogo nie słucha
niegrzeczna dziewucha!






Słowiczku, słowiczku...


Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
mój ptasiu maleńki.
Czyś widział, czyś słyszał
jak sieją mak?

Oto tak
sieją mak!
}  bis
o — to tak.

Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
czyś widział, czyś słyszał,
jak rośnie mak?

Oto tak
rośnie mak!
}  bis

Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
czyś widział, czyś słyszał,
jak łamią mak?

Oto tak
łamią mak!
}  bis


Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
czyś widział, czyś słyszał,
jak jedzą mak?

Oto tak
jedzą mak!
}  bis




Zachodź-że słoneczko,
skoro masz zachodzić.
bo mnie nóżki bolą
za gąskami chodzić.

Nóżki bolą chodzić,
rączki bolą robić,
zachodź-że słoneczko,
skoro masz zachodzić.

Zachodź-że słoneczko,
bo już czas, bo już czas,
bo już wszystkie gąski
poszły spać, poszły spać,

Jeszcze spać nie poszły,
bo jeszcze gęgają
jeszcze pastuszkowie
po polu hukają.





— Czego żydku płaczesz?
— Chciałbym ja, radbym ja,
żeby do pańskiego dworu wszedłbym ja.
Pani się go użaliła,
na pokoje go wpuściła.
Żyd płacze.

— Czego żydku płaczesz?
— Chcialbym ja, radbym ja,
żeby parę małe jajki dostał ja.
Pani go pożałowała,
kopę jajek dać kazała.
Żyd płacze.

— Czego żydku płaczesz?
— Chciałbym ja, radbym ja,
żeby jakie chude gąski dostał ja.
Pani go pożałowała,
kilka gęsi darowała.
Żyd płacze.

(Żyd pokolei prosi o owce, zboże, krowy, konie, wreszcie:)

— Czego żydku płaczesz?
— Chciałbym ja, radbym ja,
żebym sobie z jasną panią tańczył ja.
Pani strasznie się zgniewała,
służbie wygnać go kazała.
Żyd skacze.





U komarów wesele.


U komarów wesele,
Winka mają niewiele,
ach, ach, ach, ach,
winka mają niewiele.


U komarów wesele, winka mają niewiele.
Ach, ach, ach, ach, winka mają niewiele.

Leci ku nim wróbelek, winka niesie kufelek.
Hu ha! hu ha! winka niesie kufelek.

Drużbowie się popili i komara zabili.
Oj, oj, oj, oj, i komara zabili.

Leży komar w komorze, płacze muszka na dworze.
Aj, aj, aj, aj, płacze muszka na dworze.

— Nie płacz muszko, co ci to, że ci męża zabito?
Cyt, cyt, co ci to, że ci męża ubito?

Daj mu winka, niech pije, a z pewnością ożyje!
Hej ha! hej ha! a z pewnością ożyje!

— Winko mu nie pomoże, on już umarł nieboże!
Aj, aj, aj, aj, on już umarł nieboże!

— Skoro tak już wypadło, wytopimy zeń sadło!
Raz dwa, raz dwa, wytopimy zeń sadło!

Sadło z niego wybrali, za sto złotych sprzedali
Tak, tak, tak, tak, za sto złotych sprzedali.





Po szerokim stawie....


Po szerokim stawie
Pływają łabędzie
Pływają łabędzie
Kto swego nie złapie
To niezdarą będzie.
Kto swego nie złapie
Ten niezdarą będzie.

A oto już mamy,
łabędzia jednego,
co nie umiał znaleźć
przyjaciela swego.





Będziemy jedli, będziemy pili,
będziemy się weselili
— Jak Bóg da, jak Bóg da!

Aniśmy jedli, aniśmy pili,
aniśmy się weselili —
— Mówił ja, mówił ja!






— Buch, buch, buch,
przerżnę brzuch!

— Nie przerzynaj, bój się Boga,
przecie brzuszka wielka szkoda!





A czy jest, a czy jest nasza myszka....


A czy jest, a czy jest
nasza myszka w kole?
Niema jej, niema jej,
bo uciekła w pole.

Uciekaj myszko do dziury
bo cię tam złapie kot bury.
A jak cię złapie kot bury
to cię obedrze ze skóry.



Mazureczka krowy doi,
a Mazurek przy niej stoi.
— Siwa krówko stój-że, stójże-że,
a ty żono dójże-że, dój-że!

Nadoiła mleka skopek,
aż się jej raduje chłopek.
Krówka nóżką potrąciła,
skopek mleka wywróciła.

Bodaj-że cię krówko siwa,
cóż ja zrobię nieszczęśliwa?
Bodaj-że cię wilcy zjedli,
z czem-że kluski będziem jedli?





Służyłem u pana....


Służyłem u pana
Na pierwsze lato
Dał ci mi, dał ci mi
przepióreczkę za to.
Dał ci mi, dał ci mi
przepióreczkę za to.

A ta przepióreczka
Latała furgała
Koło okieneczka
Latała furgała
Koło okieneczka.






A ty Kurta od Wadowic,
a ja Wojtek od Warszawy,
powiedział-ci mi pies stary,
że tamte na mnie warczały.
Ja też na nie wer, wer, wer,
wyjadły mi z torby ser!





Z górki, z górki,
z niewysoka
skoczył djabeł
do potoka!

Do potoczka
głębokiego
i nie wyjdzie
nigdy z niego!






Objaśnienia zabaw:


1.

Dzieci biorą się za rączki, tworząc koło. Dzieci powinna być liczba nieparzysta. Dziecko stojące w kole udaje, że zbiera z ziemi ziarnka pszenicy. Przy słowach: „A ja sobie ciebie wolę!“ „ptaszek“ wybiera sobie jedno z dzieci, poczem wszystkie dzieci łączą się w pary. Dziecko, które pozostaje bez pary, zostaje „ptaszkiem“.

2.

Dzieci tworzą koło. W takt śpiewanej piosenki, kręcą się coraz prędzej, na „bęc“ wszystkie raptownie przysiadają na ziemi.

3.

Dzieci tworzą koło, pozostawiając przerwę w kole, czyli „bramę dla kota“. Myszka pozostaje w kole, kotek poza kołem. Myszka ścigana przez kota, wybiega poza koło. Dzieci trzymające łańcuch przeszkadzają kotkowi złapać myszkę, zniżając ręce, gdy kot przez koło przecisnąć się stara, a podnosząc je dla przepuszczenia myszki. Gdy kot złapie myszkę, dwoje innych dzieci wybiera się na „kota“ i „mysz“ i zabawa trwa w dalszym ciągu.


4.

Matka gęś z rozpostartemi ramionami zasłania dzieci przed wilkiem, który przyczajony w pewnem oddaleniu, odpowiada na zadawane mu przez gęś pytania. W chwili, gdy mówi: „Taki co cię pożre!“, rzuca się na stado „gąsiąt“, uczepionych rączkami za matką i chwyta jedno po drugiem, odprowadzając je do swojej nory.

5.

Dzieci siadają rzędem. Jedno z dzieci wychodzi za drzwi. W czasie jego nieobecności wybrane dziecko „rozdaje złotą kulę“, to jest wkłada w rączki, złożone jak do pacierza, jakiś drobny przedmiot, więc: guzik, pierścionek, monetę, kamyczek, albo szklaną kulkę, jeżeli taka jest pod ręką. Wszystkie dzieci trzymają rączki w jednakowej pozycji, tak, żeby zgadujący nie mógł kuli odnaleźć. Na dany znak, dziecko ukryte za drzwiami wchodzi i pyta dziecka, które rozdawało „kulę“:
— Gadaj gadula,
gdzie moja złota kula?
Odpowiedź:   — Chętnie bym gadała,
Gdybym o niej wiedziała.
Wtedy dziecko dotyka rączek, w których przypuszcza, że ukrywa się „kula“ i mówi:

Ence, pence, jest w tej ręce!

Jeżeli dobrze trafi, dziecko trzymające „kulę“ musi iść szukać na jego miejsce. Jeżeli się pomyli, idzie za drzwi z powrotem.

6.

Dzieci tworzą koło. Dziewczynka wybrana na „Krakowiankę“ staje pośrodku koła i stosownie do śpiewanej piosenki, bierze się pod boczki, przyklęka, rozplata warkoczyki, wreszcie wybiera jedno z dzieci, które zajmuje jej miejsce w kole.

7.

Dzieci powinno być nie do pary. Wszystkie kręcą się po pokoju, każde oddzielnie, naśladując ruchy płynących łabędzi i śpiewają:

Po szerokim stawie
pływają łabędzie,
Kto swego nie złapie
ten niezdarą będzie!

Poczem szybko łączą się w pary. Dokoła dziecka, które pozostało samo, śpiewają:

A oto już mamy, mamy
łabędzia jednego,
co nie umiał znaleźć
przyjaciela swego.

Odebrawszy od dziecka fant, dalej się bawią, jak poprzednio.

8.

Dwoje dzieci łączy ręce, tworząc „bramę“. Umawiają się poprzednio, które z nich będzie djabłem, a które aniołem. Reszta dzieci przechodzi popod bramą, trzymając się jedno drugiego oburącz. „Jaworowi ludzie“ chwytają ostatnie dziecko, pytając, do którego z nich przejść pragnie. Gdy wszystkie dzieci są już pochwytane i obiorą sobie miejsce przy jednym z „jaworowych ludzi“ „anioł“ i „djabeł“ biorą kij, każdy chwyta za jeden koniec, a pochwytane duszyczki pomagają im przeciągnąć kij przez naznaczoną granicę. Gromadka, której uda się kij przeciągnąć — wygrywa.

9.
Dzieci stają w szeregu. Jedno z dzieci jest „przepiórką“, która ukrywa się poza dziećmi; drugie „synkiem“. Najstarsza z dziewczynek „panią matką“. „Synek“ rozpoczyna zabawę, zapytując:

„Uciekła mi przepióreczka w proso” i t. d.

Na to odpowiada „pani matka”:

„A chwytajże ją syneczku chwytaj” i t. d.

Gdy „matka“ odpowiada: „Trza nastawić mój syneczku sieci,
to ci sama przepióreczka wleci”
„synek” wyjmuje chusteczkę z kieszeni i ująwszy za dwa końce, biegnie za umykającą przepiórką, usiłując schwycić ją w sieć. Skoro schwyci przepiórkę, następuje nowy wybór „matki”, przepiórki” i „synka”. Zabawa trwa dalej.

10.

Wybrana losem dziewczynka, wkłada na głowę wianuszek kwiatków i staje pośrodku koła. Podług słów piosenki, kłania się, całuje jedno z dzieci, wreszcie wybiera jedno z dzieci do tańca. Wszystkie dzieci łączą się w pary i tańczą, poczem dziecko wybrane przez „różę” idzie do koła.


SPIS GADEK ŚPIEWANYCH[2].


 
Strona
 26, 93
 22, 93
 34, 94




SPIS ZABAW.


 
Strona
 26, 94
 23, 94
 22, 93
 34, 94
 86, 95





SPIS RZECZY ALFABETYCZNY.


 
Strona
 18
2.  
 28
 54
 87
 5
 46
 66
 13
 44
 59
30.  
 26, 94
 23, 94
 24
 11
 26, 93
 67
 8
 22, 93
51.  
 14
 5
 54
 11
 34, 94
 15
 93-96
 78
67.  
 66
 75
 86, 95
 9
77.  
 3
 74
 55
 11
 90
 97
 11
 6
 44
 84
 29
102.  
 98
 62, 96
 91
 32







  1. Przypis własny Wikiźródeł Ilustracje Zofii Lubańskiej-Stryjeńskiej (1891–1976) będą możliwe do udostępnienia na Wikiźródłach w 2047 roku.
  2. 2,0 2,1 Przypis własny Wikiźródeł Zapisy nutowe prof. Michała Świerzyńskiego (1868–1957) będą możliwe do udostępnienia na Wikiźródłach w 2028 roku.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Rogoszówna.