<<< Dane tekstu >>>
Autor Herodot
Tytuł Dzieje
Wydawca w komisie J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1862
Druk N. Kamieński
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Antoni Bronikowski
Tytuł orygin. Ιστορίαι
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
XIĘGA I. KLIO.

Herodota z Halikarnasu wykaz badań to zamierza, ażeby ani czyny ludzkie przez czas zatartemi, ani też dzieła wielkie i podziwienia godne, już to przez Greków już przez Barbarów dokonane nie pozostały bez sławy, tak inne, jak szczególniej owe, dla których wojnę z sobą wiedli.
Owoż perscy mędrcowie powiadają, że Fenicyanie byli powodem kłótni. Ci bowiem od morza Czerwoném zwanego, do tego tu naszego przybywszy i zamieszkawszy okolicę, którą i teraz jeszcze dzierżą, natychmiast dalekie morskie wędrówki odprawiać zaczęli; rozwożąc zaś egipskie i assyryjskie towary zawijali tak do innych krajów, jako téż i do Argos; Argos bowiem w owym czasie przed wszystkiemi krainami ziemi teraz Grecką zwanéj, pierwszeństwo trzymało. Przybywszy tedy Fenicyanie tutaj, mieli wystawić na targ swoje towary; i piątego czy szóstego dnia (po ich przybyciu), gdy prawie wszystko byli rozprzedali, miało przybyć nad morze wiele niewiast, a między niemi i córka króla, która miała to samo nosić nazwisko, które i Grecy podają, to jest Jo, córka Inacha. Gdy te niewiasty stojąc na rufie (tyle okrętu) kupowały, czego każdej największa była żądza, Fenicyanie wzajemnie zachęciwszy się rzucili na nie; większa liczba owych niewiast uciekła, lecz Jo z innemi porwaną została, a Fenicyanie wprowadziwszy je na okręt szybko odpłynęli ku Aegyptowi. Tak, że się dostała dostała do Aegyptu Jo, opowiadają Persowie odmiennie od Greków, i że to dało początek do krzywd wzajemnych. Po tym wypadku miała znowu pewna liczba Greków (nie umieją bowiem wymienić nazwiska) przybyć do Tyrus w Fenicyi i uprowadzić córkę króla Europę; byli to zapewne Kreteńczykowie. Tak tedy oddać sobie mieli wet za wet. Ale następnie mieli Grecy być sprawcami drugiéj krzywdy, przepłynąwszy bowiem na długim okręcie do Aia w Kolchidzie i nad rzekę Fazis, ztąd, załatwiwszy inne sprawy, dla których przybyli, mieli porwać córkę króla Medeę. Posławszy zatém Kolchijczyk herolda do Grecyi, żądać miał zadość uczynienia za rabunek i powrotu córki, lecz Grecy mieli odpowiedzieć, że i oni (Barbarowie) nie dali im zadość uczynienia za uprowadzenie Jony z Argos, a więc go téż sami nie dadzą.
W drugim następnie wieku powiadają, że Alexander syn Priama, usłyszawszy o tych gwałtach, zapragnął posieść żonę z Hellady przez rabunek, wiedząc dobrze, że kary nie zapłaci, skoro jéj i oni nie spłacili. Gdy tedy w ten sposób uprowadził Helenę, mieli postanowić Grecy najprzód wyprawić posłów i domagać się wydania Heleny i nagrody za rabunek. Lecz tamci (Trojanie) na domaganie się Greków wyrzucali im porwanie Medei, i jak mogą się od innych domagać zadosyćuczynienia, którzy go ani sami nie wymierzyli, ani też im żądającym uwolnienia Medei, nie wydali. Dotąd samemi tylko rabunkami dokuczać sobie mieli nawzajem; lecz od tego czasu Grecy srodze zawinić mieli; pierwéj bowiem zaczęli wojować naprzeciwko Azyi, niż oni, (Barbarowie) naprzeciw Europie. Porywać niewiasty, zdaje im (Persom) się być rzeczą złych ludzi, starać się mścić za porwane przymiotem nierozumnych, nie dbać wcale o porwane, cnotą roztropnych; jasną jest bowiem rzeczą, iż, gdyby nie były chciały, nie byłyby porwane. Oni więc, mieszkańcy Azyi, powiadają Persowie, nie pytają się wcale o porwane niewiasty swoje, Grecy zaś dla lakedaemońskiéj białogłowy, wielką zgromadzili flotę i przybywszy z nią do Azyi, państwo Priama zburzyli. Że odtąd zawsze mieli Greków za swoich wrogów: Azją bowiem i zamieszkujące w niéj ludy barbarów, Persowie uważają za swoje, Europę i szczepy greckie, za oddzielone od siebie.
W ten sposób Persowie rzeczy wywodzą, i w wzburzeniu Ilionu początek wynajdują nieprzyjaźni swojéj naprzeciwko Grekom. Co do Jony nie zgadzają się w podaniu z Persami Feniczykowie; ci bowiem twierdzą, że nie rabunkiem onę uprowadzili do Aegyptu, ale że wdawszy się w rzecz z sternikiem nawy w Argos i zmiarkowawszy, iż została brzemienną, ze wstydu i bojaźni przed rodzicami dobrowolnie z Feniczykami odpłynęła, aby się nie wydało.
To opowiadają Persowie i Fenicyanie; a ja nie będę roztrząsał czy tak, lub inak się stało; lecz kogo sam wiem, iż pierwszy dopuścił się krzywd naprzeciw Grekom, tego oznaczywszy pójdę daléj w opowiadaniu, zarówno wielkie i małe miasta ludzi przebiegając. Które bowiem niegdyś były wielkie, tych znaczna liczba dziś zmalała; które zaś za mojéj pamięci były wielkiemi, pierwéj były małe. Gdy tedy wiem, iż pomyślność ludzka zgoła na jedném miejscu się nie zatrzymuje, wzmiankę czynić będę o jednych i drugich zarówno.
Krezus był z rodu Lydijczyk, syn Alyatessa, rządca narodów pomiędzy rzeką Halys, która płynąc od południa pomiędzy Syryjczykami i Paflagonami, wpada naprzeciw wiatru północnemu do morza Gościnnem zwanego. Ten Krezus pierwszy z Barbarów, których przynajmniéj znamy, jednych z pomiędzy Greków do płacenia haraczu shołdował, drugich przyjaznymi sobie uczynił. Podbił Jończyków, Aeolów i Doryjczyków azjatyckich, przychylnymi zaś sobie uczynił Lakedaemończyków. Przed panowaniem Krezusa wszyscy Grecy byli wolnymi; tłumy bowiem Kimmeriów, które przed Krezusem naszły Jonią, nie zdobyły miast, tylko mimochodem je złupiły. Naczelna zaś władza, należąca do Heraklidów, tym sposobem przeszła na ród Krezusa, to jest tak zwanych Mermnadów. Kandaules, którego Grecy nazywają Marsilem, władzca Sardów, był potomkiem Alkaeosa, syna Heraklesa. Agron bowiem syn Ninosa, wnuk Belosa a prawnuk Alkaeosa pierwszy z Heraklidów był królem w Sardes, Kandaules zaś ostatnim. Ci zaś, którzy przed Agronem panowali nad tą krainą, potomkami byli Atysa Lydyjczyka, od którego cały ten naród nazwisko Lydów przybrał, wprzód zwany Maeońskim. Od tych to dawnych królów Heraklidowie przejęli panowanie z natchnienia wyroczni, zrodzeni z niewolnicy Jardany i Heraklesa, i trzymali je przez dwadzieścia i dwa pokolenia ludzi, pięćset pięć lat, syn zawsze po ojcu biorąc rządy aż do Kandaulesa syna Myrsosa. Ten tedy Kandaules kochał swoją żonę, i w miłości swojéj mniemał ją być najpiękniejszą z kobiet. Tak był przeświadczony; miał zaś pomiędzy kopijnikami przybocznemi niejakiego Gygesa, syna Daskyla, którego przed innymi miłował; temu Kandaules najważniejsze z swoich spraw powierzał, i teraz piękność swéj żony nad miarę wychwalał. Po niejakim czasie (musiała bowiem Kandaulesa spotkać przygoda) tak rzekł do Gygesa: „Gygesie, gdy nie zdaje mi się abyś uwierzył mojemu opowiadaniu o piękności méj żony (uszy bowiem ludzkie mniéj są dowierzające jak oczy), uczyń, abyś ją zobaczył nago.“ Ten zaś gwałtownie zawoławszy, rzecze: „Panie, z jakąż niezdrową odezwałeś się mową, rozkazując mi, abym panią swoją nago oglądał? kobieta zdejmując z siebie tunikę, zdejmuje zarazem wstyd. Od dawna już ludzie wynaleźli prawa przystojności, z których pouczać się należy; jedném z nich jest, aby każdy patrzał swego. Ja wierzę ci, że ona jest najpiękniejszą ze wszystkich kobiet, a ciebie upraszam, ażebyś się nie domagał odemnie uczynków zakazanych.“ Tak mówiąc wzbraniał się Gyges z obawy, aby ztąd co złego dlań nie wynikło; na co mu Kandaules tak odpowiedział: „Wzmóż się Gygesie, i nie obawiaj ani mnie, jakobym próbując cię taką mową podchodził, ani téż żony mojéj, abyś z niéj jakiéj szkody nie poniósł; zgoła ja bowiem tak urządzę, iż ona ani się dowie, że była od ciebie widzianą. Postawię cię bowiem w sypialni naszéj mimo drzwi otwartych. Zaraz po mojém przybyciu nadejdzie i żona do loża. Tuż przy wnijściu jest krzesło, na które po jednéj z szat ze siebie zdejmując kłaść będzie, i przez długą chwilę tobie do widzenia się przedstawi. Skoro zaś od owego krzesła pójdzie do łoża i plecami się do ciebie zwróci, staraj się aby cię nie ujrzała wychodzącego drzwiami.“ Gyges tedy nie mógł się wywinąć i był gotowym; Kaudaules zaś, gdy mu zdawała się być pora spoczynku, wprowadził go do komnaty, zaczem przybyła zaraz i żona jego. Przybyłą i składającą szaty oglądał Gyges; gdy zaś odwróciła się doń plecami idąc do łoża, Gyges wychyliwszy się wyszedł, ale niewiasta spostrzegła wychodzącego. Lecz domyśliwszy się że to mąż jéj uknował, ani wykrzyknęła ze wstydu, ani pokazała że wie, lecz w umyśle przedsięwzięła zemścić się na Kandaulesie. U Lydyjczyków bowiem, a prawie u wszystkich Barbarów, nawet mężczyźnie być widzianym nago, ku wielkiéj jest hańbie. Wtenczas tedy z niczém się nie wydając zachowała milczenie; lecz skoro tylko dzień nadszedł, przygotowawszy sługi, których sobie najwierniejszymi uważała, przywołała Gygesa. Ten mniemając, że ona nic z tego, co się stało nie wie, przybył zawołany; zwykł bowiem był i pierwej stawiać się, ilekroć królowa zażądała. Gdy przyszedł Gyges, niewiasta tak rzekła: „Z dwóch dróg przed tobą będących, Gygesie, zostawiam ci wybór, którą się chcesz udać. Albo zabiwszy Kandaulesa mnie i królestwo nad Lydyjczykami obejmij, albo sam natychmiast w ten sposób powinieneś zginąć, abyś we wszystkiém posłusznym będąc Kandaulesowi, nie dowiedział się nareszcie, czego wiedzieć niepowinieneś. A więc ten powinien umrzeć, który to doradził, albo ty, któryś mnie nagą oglądał i dopuścił się czynu niegodziwego.“ Gyges zrazu osłupiał na te słowa, lecz wkrótce błagać zaczął, aby go niedoprowadzała do konieczności rozstrzygania w takim wyborze. Nie zmiękczył jéj przecież, lecz ujrzał rzeczywiście konieczność tę przed sobą, ażeby albo pana swego zabił, albo sam od innych zginął; wybrał więc pozostać przy życiu. Zapytał tedy niewiastę temi słowy: „Skoroć mnie zmuszasz zabić pana mego mimo woli mojéj, niechaj usłyszę, w jaki sposób tego dokonam.“ Na to białogłowa: „na tém samém miejscu będzie wykonany zamach, na którem on mnie tobie nagą pokazał, napadniesz zaś go, gdy zaśnie.“ Gdy uknowali zdradę, za nadejściem nocy (nieociągał się bowiem Gyges, gdy nie było środka uniknięcia zbrodni, tylko konieczność, żeby albo sam zginął albo Kandaules) poszedł za niewiastą do komnaty, która, dawszy mu sztylet, ukryła go pod temi samemi drzwiami. Zatém, skoro Kandaules spoczął, wychyliwszy się i zabiwszy go, posiadł i żonę i królestwo Gyges. O tym wypadku wzmiankuje i Archilochos Paryjczyk, w tym czasie żyjący, w iambie trzymiarowym. Otrzymał zaś i posiadł królestwo Gyges z natchnienia wyroczni w Delfach. Gdy bowiem oburzali się Lydijczykowie o śmierć Kandaulesa i pod bronią stanęli, nastąpiła ugoda pomiędzy nimi i stronnictwem Gygesa, iżby, jeżeli wyrocznia ogłosi aby pozostał królem, panował, jeżeli zaś nie, aby rządy oddał napowrót Heraklidom. Wyrocznia zatém potwierdziła Gygesa: tak przy królestwie się utrzymał. To przecież dodała Pythia, iże spadnie pomsta Heraklidów na piątego potomka Gygesa. Atoli na tę wieszczą odpowiedź ani Lydyjkowie, ani ich królowie nie uważali, aż się zjściła.
Tak tedy posiedli rządy Mermnadowie pozbawiwszy onychże Heraklidów; Gyges zaś odzierżawszy panowanie, niemałe podarunki wysłał do Delfów; najwięcéj bowiem ze srebra tamże znajdujących się od niego pochodzi, prócz srebra ofiarował jeszcze niezmierną mnogość złotych naczyń tak innych, jako (co najwięcej godne pamięci) sześć złotych mis. Stoją one w skarbcu Korinthian, ważą trzydzieści talentów. Mówiąc po prawdzie, nie jest ten skarbiec publiczną własnością Korinthian, lecz Kypselosa syna Eetiona. Ten Gyges także, o ile wiemy, pierwszy z Barbarów po Midasie synu Gordiasza króla Frygii, wysłał podarunki do Delfów. Ofiarował bowiem i Midas tron królewski, z którego zwykł był ogłaszać swoje wyroki, godny widzenia; a stoi ten tron w tém samém miejscu, gdzie misy Gygesa. Srebro i złoto które ofiarował Gyges, nazywają Delfijczycy Gygadas tojest Gygesowy, po imieniu dawcy.
Skoro tedy rządy objął, wysłał i tenże wojsko do Miletu i Smyrny, i miasto Kolofon zdobył. Prócz tego za jego panowania trzydzieści ośm lat trwającego, żaden inny czyn znaczny dokonanym nie został; tyle więc wspomniawszy pominiemy go, a uczynim wzmiankę o Ardysie synu Gygesa, który po nim panował. Ten zdobył Prieny i Milet oblegał. Za jego rządów w Sardach, Kimmeriowie z siedzib swoich przez koczowniczych Skytów wyparci, przyszli do Azyi i Sardes prócz twierdzy zajęli. Po czerdziesto dziewięcio-letniém panowaniu Ardysa, nastąpił syn jego Sadyattes i rządził lat dwanaście, po nim Alyattes. Ten wojował z Kyaxaresem Dejocesa synem i z Medami, Kimmeriów z Azyi wypędził, Smyrnę przez Kolofończyków założoną zdobył, ale ze znaczną klęską; innych atoli będąc przy sterze dzieł dokonał, najgodniejszych pamięci. Rozpoczętą z Milezjanami wojnę przez ojca daléj prowadził. Napad bowiem czyniąc oblegał Milet w ten sposób. Oto ilekroć zboża w okolicy dojrzały, wtenczas wojsko nasełał, postępując podług taktu piszczałek pasterskich i lutni i fletu niewieściego i męskiego. Gdy zaś przybył na ziemię Milezian, domów po polach ani obalać, ani palić, ani drzwi w nich wyłamywać nie kazał, lecz nienaruszone w miejscu zostawiał: tylko drzewa i zboże po rolach zniszczywszy, nazad powracał. Silnymi bowiem byli Milezianie na morzu, tak iżby nadaremném było dla wojska obleganie ich z lądu. Domów zaś dla tego nie burzył, ażeby i Milezianie mieli zkąd wychodzić, ziemię obsiewać i uprawiać, a on, skoro pracę ukończą, co niszczyć, gdy do ich ziemi wtargnie. Tak czyniąc wojował lat jedenaście, w których Milezjanie dwie wielkie klęski ponieśli; jednę w bitwie około Limeneion stoczonéj które do ich kraju należy, drugą na płaszczyźnie Maeandru. Owoż przez sześć lat z tych jedenastu panował jeszcze nad Lydyjczykami Sadyattes, syn Ardysa, który także wtargnął z wojskiem w ziemię milezyjską (ten bowiem tę wojnę wtenczas był podniecił); w pięciu następujących po owych sześciu leciech wojował Alyattes syn Sadyattesa, który jak wzwyż pokazałem, wojnę od ojca rozpoczętą, daléj z natężeniem prowadził. W téj wojnie żadni z Jonów nie wspierali Milezjan, prócz mieszkańców wyspy Chios, którzy równém się odpłacając z nimi walczyli; albowiem dawniéj takoż Milezjanie dopomagali Chijczykom w wojnie przeciwko Erytrejczykom. W dwunastym roku, gdy zboża od wojska zostały zapalone, następna rzecz się wydarzyła. Skoro się zajęły łany, przy gwałtownym wietrze wpadł ogień do świątyni Atheny z przydomkiem Assyryjskiéj, i cała zgorzała. Zrazu niemiało to żadnego znaczenia, lecz gdy potém wojsko powróciło do Sardes, Alyattes zachorzał. Gdy się niemoc jego przedłużała, wyprawia do Delfów mężów wybranych, czy to za poradą czyją, czy téż z własnego natchnienia, ażeby się bóstwa zapytać względem swojéj choroby. Tym, gdy przybyli do Delfów, wzbraniała się Pythia prędzéj dać odpowiedź, ażby świątynię Atheny odbudowali, którą w Assesos w ziemi milezyjskiéj spalili. Tak, że się stało , słyszałem od Delfijczyków, Milezyjczykowie dodają jeszcze do tego, że Periander syn Kypsela, złączony jak najściśléj przymierzem gościnności z panującym pod ówczas w Milecie Thrazybulem, skoro się dowiedział o odpowiedzi danéj przez wyrocznią Alyattesowi, wyprawił do niego posła z upomnieniem, aby rzecz rozpoznawszy radził teraz o sobie. Milezjanie tedy powiadają, że tak się stało. Alyattes zaś, skoro mu to doniesiono, natychmiast wyprawił herolda do Miletu, chcąc zawrzeć pokój z Thrazybulem i Milezjanami przez tak długi czas, ażby świątynię odbudował. Poseł więc udał się do Miletu, Thrazybulos tymczasem całą rzecz przeniknąwszy, i wiedząc co Alyattes zamyślał uczynić, następującego chwyta się podstępu. Co tylko było zboża jego i prywatnego, to wszystko rozkazawszy znieść na rynek, zapowiada Milezjanom, aby, gdy da znak, zaczęli wszyscy pić i ucztą wzajemną się zabawiać. To zaś czynił i zalecił dla tego Thrazybulos, ażeby herold ze Sardes ujrzawszy usypaną wielką kupę zboża i ludzi zabawie oddanych, oznajmił to Alyattessowi. Co téż nastąpiło; gdy bowiem herold owe rzeczy zobaczył i Thrazybulowi swoje zlecenia od króla Lydyjczyków powiedziawszy, powrócił do Sardes, jak się przekonywam, dla żadnéj innéj przyczyny jak téj, rozejm nastąpił. Spodziewając się bowiem Alyattes, że wielki niedostatek zboża w Milecie i że lud tam ostatnią nędzą uciskany, usłyszał naraz od powracającego z Miletu herolda przeciwne wieści tym, jakich oczekiwał. Zaczém nastąpił pomiędzy nimi związek pod warunkiem, iż pozostaną sobie przyjaciółmi i sprzymierzeńcami, a Alyattes zamiast jednéj dwie świątynie wybudował w Assessos, i zdrowie odzyskał. Tak się rzeczy miały co do wojny Milezjan i Thrazybula z Alyattesem.
Periander zaś był synem Kypselosa, ten sam, który Thrazybulowi doniósł o owéj wyroczni; panował w Korincie. Temu to, jak powiadają Korinthianie (a przywtarzają im Libijczykowie), bardzo wielki cud się przytrafił: oto Arion z Metymny wyniesiony został przez delfina na Taenaron (przylądek), jeden z pierwszych lutnistów swego czasu i pierwszy, który utworzył, nazwał i przedstawił dytyramb w Koryncie. O tym Arionie opowiadają, iż bawiąc długi czas u Periandra zapragnął popłynąć do Italii i do Sicylii; zgromadziwszy zaś tam wielkie pieniądze, chciał napowrót wrócić do Korinthu. Puścił się więc z Tarentu, lecz nieufając nikomu tylko Korinthianom, najął sobie statek tychże ludzi. Ale ci zmówili się, skoro na wysokie morze wypłyną, aby wyrzucić Ariona z okrętu i pieniądze jego zabrać. Zmiarkowawszy to Arion udał się do proźb, i oddawszy skarby błagał o życie. Nie zmiękczył ich przecie, lecz rozkazali mu majtkowie, albo zabić się, żeby dostąpił pogrzebu na lądzie, albo skoczyć w morze co prędzéj. Zagrożony tą koniecznością domaga się, aby, skoro już tak postanowili, dozwolili mu przynajmniéj w całym przyborze stojącemu na ławach okrętowych zaśpiewać; poczém chciał sobie życie odjąć. Na to zezwoliwszy majtkowie (wzięła ich bowiem chęć usłyszenia najznakomitszego z ludzi śpiewaka) zeszli z przodu na środek okrętu. Arion zaś wdziawszy na siebie cały swój świetny ubiór i wziąwszy citrę, stojąc na ławach okrętu odśpiewał pieśń z wysokiego tonu (νόμος όρϑιος), z końcem zaś pieśni rzucił Gę z całym przyborem w morze. Majtkowie odpłynęli do Korinthu, Ariona zaś powiadają, iż pochwycił na grzbiet swój delfin i zaniósł na Taenaron. Tu zesiadłszy z niego miał w swoim przyborze pójść do Korinthu i całe zdarzenie opowiedzieć. Periander zaś, mówi daléj powieść, nie wierząc Arionowi trzymał go pod strażą, nigdzie go nie wypuszczając, z drugiéj strony dawał pilne oko na majtków. Skoro nareszcie wrrócili, przywołanych do siebie wybadywał, czy co wiedzą o Arionie. Gdy zaś rzekli, iż żyje w Italii i że go w dobrém zdrowiu zostawili w Tarencie, stanął nagle przed nimi Arion w tym samym ubiorze, w jakim się był rzucił w morze z okrętu. Tu przestraszeni i przekonani, niemieli już co zaprzeczać. To tedy opowiadają Korinthianie i Lesbijczykowie, a na Taenarze stoi poślubiony przez Ariona pomnik niewielki z miedzi, wystawiający człowieka siedzącego na delfinie.
Alyattes zaś Lydijczyk skończywszy wojnę z Milezjanami umarł, panowawszy lat pięćdziesiąt siedem. Ten drugi z tego domu po wyjściu z choroby, ofiarował w Delfach wielką srebrną misę i drugą małą z żelaza wkładanej roboty, dzieło Glaukosa z Chios, który pierwszy ze wszystkich ludzi damastowanie żelaza wynalazł.
Po śmierci Alyattesa objął królestwo Krezus syn Alyattesa, mając wieku lat trzydzieści pięć, który pierwszym z Greków Efezianom, wojnę wydał. Wtedy Efezianie oblężeni przez niego, miasto swoje Artemidzie poświęcili, tém że uwiązali z świątyni jéj do muru miasta linę; jest zaś przedział pomiędzy starém miastem, które wtenczas oblegano, a świątynią siedm stadiów. Tych tedy najprzód najechał Krezus, potém zaś z kolei wszystkie miasta Jonów i Aeolów zaczepiał, przeciwko jednym takie, przeciwko drugim inne wynajdując powody, na których mógł większe winy wyszukać, tym większe zarzucając, niektórym z nich i nikczemne wpierając. Skoro zaś podbił Greków w Azji do płacenia sobie haraczu, tedy zamyślał zbudowawszy okręta uderzyć na wyspiarzy. Gdy wszystko do robienia okrętów było przysposobione, powiadają jedni, iż przybył do Sardes Bias z Prieny, drudzy, że Pittakos z Mytileny; a gdy go Krezus zapytał o nowiny z Grecyi, dał mu odpowiedź, która go od budowania floty odwiodła. „O królu, rzecze, wyspiarze ogromną zgromadzają jazdę, zamierzając przeciwko Sardes i tobie wojować.“ Krezus zaś mniemając, iż mówi prawdę, miał powiedzieć: „oby bogowie tą myślą natchnęli wyspiarzy, żeby przeciwko Lydyjczykom przybyli z końmi.“ Ów zaś pochwytując słowo, na to: „O królu, gorąco zdajesz mi się pragnąć spotkania na stałym lądzie z wyspiarzami na koniach, i to w niepłonnéj nadziei. Lecz czegóż innego mniemasz, iż życzą sobie wyspiarze, jak ażeby, skoro tylko zasłyszeli, iż na nich okręta zamierzasz budować, pochwytali Lydyjczyków na morzu, aby się pomścić na tobie za Greków na stałym lądzie mieszkających, których ty trzymasz w niewoli!“ Bardzo się miał ucieszyć tą odpowiedzią Krezus, gdyż zdawał mu się szczerze mówić mędrzec, i usłuchawszy zaniechał budowania floty. I tak z Jończykami po wyspach mieszkającymi zawarł związki gościnności.
Po upływie pewnego czasu, gdy prawie wszystkie narody pomiędzy rzeką Halys osiadłe zawojował (prócz bowiem Cilicjan i Lykijczyków wszystkie inne podbił Krezus, jako to: Lydów, Frygów, Myzów, Mariandynów, Chalybów, Paflagonów, Tyńskich i Bityńskich, Traków, Karyjczyków, Ioóczyków, Doryjczyków, Aeolów, Pamfylów), gdy tedy ujarzmił te ludy i potęgę Lidyjczyków nimi pomnożył, przybywali z Grecyi do Sardes kwitnących bogactwem, tak wszyscy inni Umnicy pod ów czas żyjący, jak któremu wypadło inny w innym czasie, jako przybył téż Solon z Athen, który na rozkaz Atheńczyków napisawszy im prawa, oddalił się na dziesięć lat z ojczyzny, niby w celu oglądania cudzych praw i zwyczajów odjechawszy, w istocie zaś, aby nie był zmuszonym odwoływać któréj z tych ustaw, które był postanowił. Sami bowiem Atheńczykowie niemogli tego uczynić; gdyż zobowiązali się wielkiemi przysięgami dziesięć lat używać praw, jakieby im nadał Solon. Dla tych tedy praw i dla oglądania owego, oddaliwszy się z ojczyzny, Solon udał się do Aegyptu do Amazisa (króla), i przybył w końcu i do Sardes do Krezusa. Skoro się zjawił, gościnnie od niego przyjmowanym był w zamku królewskim; potém trzeciego czy czwartego dnia na rozkaz Krezusa, oprowadzili Solona słudzy po skarbcach jego i pokazywali mu wszystko, co się tam znajdowało wielkiego i drogiego. Gdy obejrzał to wszystko i uważał ile mu czas pozwolił, zapytał go Krezus: „Gościu ateński, ponieważ mnogie doszły nas wieści o twéj mądrości i twych wędrówkach, jako miłością wiedzy powodowany dla obejrzenia wiele krain zbiegłeś; przyszła nam chęć zapytać ciebie, czy już widziałeś kogo najszczęśliwszym ze wszystkich ludzi.“ Krezus tusząc sobie, iż jest najszczęśliwszym z ludzi o to go zagadł; Solon zaś wcale nie podchlebiając, lecz prawdy się trzymając rzecze: „o królu, Tellosa Atheńczyka.“ Zdziwiwszy się téj odpowiedzi Krezus, powié z żywością: „i jakże to sądzisz Tellosa być najszczęśliwszym?“ Na to mędrzec: „Tellos, już to przy świetności miasta swego miał synów zacnych i dobrych, i widział urodzone z tychże wszystkich dzieci, które wszystkie zostały przy życiu; już to żywot swój ile to w naszych siłach, dobrze przepędziwszy, jak najświetniéj zakończył: w bitwie bowiem stoczonéj przez Atheńczyków z sąsiadami w Eleuzinie, przybywszy na pomóc i zmusiwszy nieprzyjaciół do ucieczki, poległ najpiękniejszą śmiercią, a Atheńczykowie pochowali go publicznie na tém samém miejscu, gdzie życia dokonał i wspaniale uczcili.“ Gdy Solon opowiadaniem o Tellosie, którego wiele czynów i pomyślności wymienił, podniecił ciekawość Krezusa, zapytał go znowu, kogo drugiego po nim widział szczęśliwym, spodziewając się, że bez wątpienia drugie przynajmniéj miejsce pozyszcze. Lecz Solon odrzekł: „Kleobisa i Bitona. Ci bowiem rodem Argiwczykowie żyli w dostatku, nadto posiadali siłę ciała taką, iż obaj zyskali nagrody w zapasach porówno, i jeszcze taka o nich jest powieść. Gdy przypadała uroczystość Hery (Junony) u Argiwów i potrzeba było koniecznie, ażeby matka ich jarzmem wołów ciągnioną była do świątyni, woły zaś nie przybywały na czas z pola; młodzieńcy, gdy czas naglił, sami jarżmo włożywszy na siebie wóz ciągnęli, na wozie zaś siedziała matka, którą przewiózłszy przez stadiów czterdzieści i pięć, zaciągnęli do świątyni. Skoro tego dokonali w obliczu całego zgromadzenia ludu, spotkała ich najszczęśliwsza śmierć, przez co bóstwo pokazało, iż lepiéj dla człowieka umierać, niźli żyć. Stojący bowiem dokoła Argiwczykowie sławili siłę młodzieńców, a niewiasty błogosławiły matkę ich, że takich dochowała się synów; ta zaś żywo przejęta radością z czynu i sławy dzieci, stojąc przed posągiem bogini błagała dla Kleobisa i Bitona dzieci swoich, które ją tak okazale uczciły, aby im zdarzyła, co dla człowieka otrzymać jest najlepszém. Po téj modlitwie, gdy odbyli ofiarę i ucztę, zasnąwszy w téj saméj świątyni młodzieńcy, już więcéj nie powstali, lecz tak zawód swój zakończyli, Argiwczykowie zaś wystawiwszy im posągi, poślubili je do Delfów jako wyobrażenia ludzi najlepszych.“ Drugie tedy miejsce szczęśliwości Solon tym młodzieńcom naznaczył; Krezus zaś żywo poruszony rzecze: „Gościu atheński, nasze więc szczęście tak dalece za żadne uważasz, iż nas nawet prywatnych ludzi stopnia godnymi nieuznajesz?“ Ów zaś na to: „O Krezusie, świadomego jak zazdrosnem i burżliwem jest wszelkie bóstwo, zapytujesz mnie o sprawy ludzkie. Otóż w długim czasu przeciągu wiele można widzieć, czegoby się nie chciało, toż wiele także ucierpieć. Granicę bowiem życia naznaczam człowiekowi do lat siedmiudziesiąt; te zaś lata zamykają dwadzieścia pięć tysięcy dwieście dni, wyłączając miesiąc przybyszowy: jeżeli zaś rok po roku zechcesz o miesiąc przedłużyć, ażeby owo pory w swoim czasie przypadały jak przynależy, tedy przybyszowych trzydzieści pięć, do siedemdziesiąt owych lat przybędzie jeszcze, które dają dni pięćdziesiąt tysięcy. Owoż z tych wszystkich dni tworzących owe siedmdziesiąt lat, których jest dwadzieścia sześć tysięcy dwieście pięćdziesiąt, żaden dzień zgoła tych Samych zdarzeń nieprzynosi co następny. Tak to więc Krezusie człowiek całkiem jest rzeczą przypadku. Zdajesz mi się być obfitującym wielce w bogactwa i królem wielu ludzi, lecz tym szczęśliwym, o co mnie zapytałeś, nienazwę cię jeszcze, zanim się niedowiém, żeś w pomyślności wiek swój zamknął. Nie jest bo szczęśliwszym wielki bogacz, od żyjącego z dnia na dzień, jeżeli mu los niedozwoli w posiadaniu wszystkich dostatków pomyślnie żywota dokonać. Wielu bowiem z ludzi nad miarę bogatych nie są szczęśliwymi, a wielu znów miernie tylko posiadających, błogo się mają. Wielki więc bogacz lecz nieszczęśliwy, dwiema tylko rzeczami przewyższa szczęśliwego, ten zaś jego wieloma. Pierwszy do zaspokojenia pożądliwości i do zniesienia przypadłéj wielkiéj klęski sposobniejszy, lecz drugi temi oto rzeczami przemaga tamtego: klęski wprawdzie i pragnień żądzy niezdolen on porówno tamtemu zaspokoić, lecz te powodzenie (jego) odeń odwraca, a nadto jest bez skazy na ciele, nie zna chorób, przykrości, ma dobre dzieci, jest urodziwy. Jeżeli zaś do tego pomyślnie życia dokona, ten to jest, którego szukasz godzien, żeby go nazwano szczęśliwym; nim jednak domierzy swego kresu, trzeba się z tém wstrzymać i nigdy niemienić go szczęśliwym, tylko powodzenia używającym. To wszystko osięgnąć, dopóki jesteś człowiekiem, niepodobną jest; jako i jedna okolica niedostarcza sobie wszystkiego, lecz jedno ma, drugiego zkądinąd potrzebuje, która zaś najwięcéj posiada, ta jest najlepsza. Tak téż i jedno ciało człowieka żadne nie wystarcza sobie; jedno bowiem ma, drugiego mu niedostaje; kto zaś z ludzi najwięcéj ciągle posiada i potém szczęśliwie żywota dokona, ten u mnie, o królu, zasługuje nosić owo nazwisko. Trzeba zaś patrzeć na koniec każdéj rzeczy; wielu bowiem bóstwo dawszy dostatek, potém w przepaść strąciło.“ Tak przemawiającego Solona ani udarował czémkolwiek Krezus, ani żadnéj uwagi nań nie zwracając, odprawił go od siebie, powziąwszy mniemanie, że wielkim jest nieukiem, który puszczając mimo dobra obecne, na koniec każdéj rzeczy oglądać się kazał. Po odejściu przecież Solona srogi gniéw bóstwa spotkał Krezusa, jak wnioskować można, za to, że mniemał się być najszczęśliwszym ze wszystkich ludzi. Zaraz we śnie miał marzenie, które mu objawiło prawdę nieszczęść spotkać mających jego syna. Miał zaś Krezus dwóch synów, z których jeden był kaleką bo niemy, drugi zaś daleko we wszystkiém prześcigający rówienników, nazywał się Atys. Otóż tego to Atysa wskazał Krezusowi sen, iż go straci ugodzonego żelazną dzidą. Obudziwszy się więc król i rozważywszy rzecz dokładniéj, przeląkł się mary i synowi żonę przyprowadza, a przywykłego dowodzić Lydyjczykom na wojnie, nigdzie już dotąd do téj sprawy nie wyséłał. Oszczepy zaś i dzidy i wszystkie podobne narzędzia, których ludzie używają do wojny, z świetlic męskich usunąwszy znosi do komnat, ażeby coś zawieszonego nieupadło na jego syna. Gdy zaś zatrudniał się weselem syna, przybywa do Sardes człowiek obciążony nieszczęściem i nieczystych rąk, z urodzenia Frygijczyk, rodu królewskiego. Wstąpiwszy tenże do domu Krezusa prosił, aby podług krajowych obrządków dostąpił oczyszczenia, i Krezus go oczyścił; sposób zaś oczyszczania się u Lydyjczyków podobny jest temu, którego Grecy używają. Skoro dokonał przepisanych obrządków Krezus, pytał cudzoziemca, zkąd i kto był, mówiąc: „Człowieku, ktoś ty? i zkąd z Frygii przychodząc zostałeś domownikiem moim? kogo z mężów albo niewiast zabiłeś?“ Ów odpowiedział. „O królu, jestem synem Gordiasza syna Midasa, nazywam się Adrastos, zabiwszy nieumyślnie brata, przychodzę do ciebie wypędzony od ojca i wszystkiego pozbawiony.“ Krezus mu na to: „jesteś więc potomkiem przyjaznych nam mężów i do przyjaciół przybyłeś, tu w naszym domu pozostając na niczém zbywać ci niebędzie. Swoje nieszczęście zaś jak najłagodniéj znosząc, bardzo wiele zyszczesz.“ Zamieszkał tedy u Krezusa Adrastos, kiedy w tym samym czasie zjawił się na Olympie myzyjskim dzik niezmiernéj wielkości. Ten wypadając z owéj góry pustoszył pola Myzyjczyków, którzy często na niego wychodząc, żadnéj mu niezadawali szkody, cierpiąc je sami od niego. Nareszcie przybyli posłowie od nich do Krezusa i tak się odezwali. „O królu, dzik niezmiernéj wielkości zjawił się w naszéj ziemi, i niweczy nasze prace; tego gorąco pragnąc ubić, nie podołaliśmy. Prosimy więc ciebie teraz, abyś posłał z nami syna swego i wybranych młodzieńców i psy, ażebyśmy owo zwierzę z ziemi naszéj wygnali.“ Ci tedy o to prosili, Krezus zaś pomny na swój sen, tak im odpowie. „O synu moim więcéj wzmianki nie czyńcie; nie wyszlę go bowiem z wami; tylko bowiem co po ślubie i tém teraz zajęty. Wybór przecież Lydyjczyków i psiarnią całą z myśliwymi dam wam, i zalecę towarzyszom waszym, ażeby sprawili się jak najgorliwiéj i wspólnie z wami zwierza z ziemi waszéj wygnali.“ Tak mówił, a gdy Myzyjczykowie poprzestawali na tém przyrzeczeniu, wchodzi syn Krezusa, który usłyszał ich proźby do niego zaniesione. Ponieważ zaś powiedział Krezus, iż nie poszle z nimi syna, młodzian tak do niego się odezwał. „O ojcze, najpiękniejszém i najzacniejszém niegdyś dla nas było zajęciem uczęszczając na wojny i łowy sławę zbierać; od obojga tego teraz odkluczonym mnie trzymasz, acz niedostrzegłeś we mnie ani bojaźliwości, ani niedołęstwa. Jakiemiż teraz muszą spoglądać na mnie oczyma ludzie, gdy idę na rynek i z niego powracam? jakimże wydawać się będę obywatelom, i jakimże świeżo pojętéj małżonce? z jakimże to ona mniemać będzie, iż przemieszkuje mężem? Azatém albo pozwól mi pójść na te łowy, albo mnie słowem przekonaj, dla czego lepiéj jest dla mnie tak być, jak ty pragniesz.“ Krezus temi słowy odrzekł: „O synu ani ja bojaźliwość, ani téż coś innego mi niemiłego w tobie dostrzegłszy to czynię, lecz zjawisko które we śnie miałem, powiedziało mi, iż żywot twój nie długi będzie; zginiesz bowiem od żelaznéj dzidy. Dla tego to snu przyspieszyłem twoje ożenienie, i na przygotowane łowy nie poszlę cię, pilnując tego, czy jako, dopókim żyw, nie potrafię ciebie uchronić od nieszczęścia. Jesteś mi bowiem jedynakiem, gdyż drugiego pozbawionego mowy uważam już za straconego.“ Na to młodzieniec: „wyrozumiewam ci, ojcze, iż miawszy takie widzenie trzymasz mnie pod strażą, czego zaś nie wiesz i w czém niezrozumiałeś owego snu, to należy mi tobie objawić. Mówisz przecież, iż sen oznajmił ci, że od dzidy żelaznéj zginę; jakież to teraz ręce u dzika, i jakaż żelazna dzida, któréj się obawiasz? Gdyby ci bowiem sen był powiedział, że od kła zginę, albo czegoś innego temu podobnego, wtenczasby ci należało czynić, co teraz czynisz, ale tu o dzidzie żelaznéj mowa. Kiedy więc z ludźmi wypada nam walka, pozwól ażebym szedł na nią.“ Odpowiada Krezus: „Przekonałeś mnie, synu, tém co wynurzyłeś o śnie moim, jako przekonany więc zmieniam swe zdanie i pozwalam ci iść na te łowy.“ Rzekłszy to Krezus przyzywa Adrasta Frygijczyka, i do przybyłego tak się odzywa: „Adraście! smutném obciążonego nieszczęściem, którego ci nie wyrzucam, oczyściłem ciebie, i w dom mój przyjąwszy opatruję twoje wydatki. Teraz więc (winieneś mi bowiem za wprzód odemnie doznane dobro równém się odpłacać) masz być stróżem syna mego udającego się na łowy. ażeby jacy niegodziwi złoczyńcy nie napadli was po drodze na zgubę waszą. Do tego trzeba i tobie iść tam, gdzie sławę z czynów zebrać można, z ojca ci to bowiem przekazane i masz siłę po temu. Odrzecze Adrast: „O królu, inaczéj téż nieposzedłbym na tę walkę; ani bowiem godziwą jest, ażebym ja takiém nieszczęściem obciążony, łączył się z rówiennikami szczęśliwymi, ani chęci niema po temu, i często się od tego powściągałem. Lecz teraz, kiedy ty mnie przynaglasz, i należy być ci posłusznym (powinienem ci bowiem odpłacać dobrém), gotów to jestem uczynić, i oczekuj, iż syn którego rozkazujesz mi być stróżem, pod zasłoną swego obrońcy, bez uszkodzenia powróci.“ Gdy tak odpowiedział Krezusowi Adrast, wyruszyli niebawem opatrzeni w dobór młodzieży i psy. Przybywszy zaś do góry Olympu tropili zwierza, a znalazłszy i obstawiwszy do koła, zaczęli nań rzucać pociski. Wtedy to ów cudzoziemiec, ów oczyszczony od zbrodni nazywany Adrastem, rzucając oszczep na dzika chybia tegoż, a trafia syna Krezusowego. Tak ten ugodzony oszczepem wypełnił zapowiedzenie snu, a ktoś pobiegł do Krezusa z wiadomością tego co się stało, i przybywszy do Sardes, i walkę i śmierć syna mu oznajmił. Krezus przerażony śmiercią dziecka tém dotkliwszéj oddawał się boleści, że go ten zabił, którego on sam od zbrodni oczyścił. Mocno wyrzekając na swoje nieszczęście, przyzywał Zeusa Oczyściciela (ϰαϑάρσιον) zaświadczając, co od owego cudzoziemca ucierpiał; przyzywał porówno i Zeusa opiekującego się domownikami i obcymi przybyszami, wymieniając po nazwisku tego samego Boga. Przywoływał go zaś jako opiekuna domowników dla tego, iż gościa w dom przyjąwszy, mimowiednie zabójcę syna w nim żywił; przyzywał go jako opiekuna cudzoziemców, ponieważ wysławszy owego człowieka jako stróża, znalazł w nim największego swego nieprzyjaciela. Nadeszli zatem Lydyjczykowie niosąc zabitego, a z tyłu za nim postępował zabójca. Ten stanąwszy przed trupem oddał się Krezusowi, wyciągając ręce, błagając żeby go przy ciele zmarłego zabił, rozwodząc się nad swojém dawniejszém nieszczęściem, do którego dodawszy zabójstwo tego, który go oczyścił, dłużéj żyć niepowinien. Lecz Krezus słysząc te skargi ulitował się Adrasta, jakkolwiek w tak wielkim własnym pogrążony smutku, i rzekł do niego: „Mam od ciebie, gościu, zupełne zadośćuczynienie, skoro się sam na śmierć skazujesz. Nie jesteś ty przecież tego nieszczęścia sprawcą, chyba o ile go mimo woli dokonałeś, lecz jest nim któryś z bogów, który mi oddawna oznajmił, co miało nastąpić.“ Krezus zatém jak przynależało, pochował syna swego; Adrast zaś syn Gordiasa syna Midasowego, co stawszy się zabójcą brata zabił i tego, który go oczyścił, skoro uciszyło się około grobowca zmarłego, uważając się za najnieszczęśliwszego z ludzi których zaznał, sam sobie na nim życie odebrał.
Krezus osierocony od syna, przez dwa lata w wielkim pozostawał smutku. Poczém panowanie Astyagesa syna Cyaxaresa owładnięte przez Cyrusa, syna Kambyzesowego, i wzmagająca się Persów potęga stłumiła w nim boleść, a napełniła go niespokojném pragnieniem, jakby zagarnął wzmagające się państwo Persów, nimby wielkimi się stali. Tą myślą zajęty zaczął się natychmiast radzić wyroczni w Grecyi i w Libyi, rozsełając w różne strony, jednych do Delfów, drugich do Abae w ziemi Fokeów, innych do Dodony; niektórych téż wyprawił do Amfiaraosa i Trofoniusza, niektórych do Branchidów w ziemi Milezyan. Te są greckie wyrocznie, do których udawał się z zapytaniem Krezus; do Aramona zaś w Libyi, innych mających się radzić wysiał. Rozsełał zaś tych gońców doświadczając, jakiego są zdania owe wyrocznie, ażeby, gdyby znalazł iż zgadzają się w prawdzie, zapytał je powtórne wyprawiając poselstwa, ażaliby miał rozpocząć wojnę z Persami. Wyseła tedy Lydyjczyków dla wypróbowania wyroczni, takie im dawszy zlecenia, ażeby od tego dnia, w którym opuszczą Sardes, licząc czas następny, dnia setnego udali się do wyroczni z zapytaniem, co właśnie teraz robi król Lydów Krezus, syn Alyattesa, coby zaś każda z wyroczni im objawiła, to ażeby spisawszy przynieśli do niego. Owoż co na to inne wyrocznie obwieściły, tego nikt nie wzmiankuje; lecz w Delfach skoro weszli posłowie do przybytku, ażeby się poradzić bóstwa i wybadać o to co im nakazano, Pythia sześciomiarowym wierszem tak odpowiedziała:

Znana mi liczba piasku i morza rozmiary przewszelkie,
myśl ja przenikam niemowy, i milczącego głos słyszę.
Zapach doleciał mnie żółwia w skórę dzianego przytwardą,
pod nim miedź podesłana, i miedź na nim błyszczy od wierzchu.

Te wieszczby Pythii spisawszy, powrócili Lydowie do Sardes; gdy zaś i reszta rozesłanych przybyła, przynosząc swe odpowiedzi, wtedy Krezus każdą z nich otwierając, przeglądał co było napisano, żadnéj przecież nie pochwalił. Ale skoro usłyszał przepowiednią z Delfów, uczcił ją natychmiast i przyjął, uważając wyrocznią w Delfach za jedyną, która odgadła co czynił. Gdy albowiem rozesłał był do wyroczni wieszczków, pamiętając sobie dzień ustanowiony, tak postąpił: wymyśliwszy rzecz niepodobną do odgadnienia i przepowiedzenia, zabił żółwia i jagnię, i razem je w trójnogu miedzianym gotował, przykrywszy go miedzianą pokrywą. Z Delfów tedy taką otrzymał Krezus odpowiedź; o odpowiedzi zaś wyroczni Amfiarasa, którą otrzymali Lydyjczykowie po sprawieniu przynależnych około świątyni ofiar, nie umiem powiedzieć. I o téj bowiem tyle tylko słychać, że i tę wyrocznię Krezus za niemylną ogłosił.
Potem zjednywał sobie boga w Delfach wielkiemi ofiarami. Rozkazał bowiem zabić na obiatę trzy tysiące bydląt wyborowych, krzesła pozłacane i posrebrzane, czary złote, szaty purpurowe i tuniki na ogromny stos złożone spalił, spodziewając się tym sposobem więcéj zaskarbić sobie laskę bóstwa; Lydyjczykom téż zalecił wszystkim, nieść na ofiarę coś z tych rzeczy, które każdy z nich posiadał. Po skończeniu ofiar, stopiwszy ogromną moc złota, półcegly zeń lać kazał, dłuższe sześć dłoni, krótsze trzy dłonie rozciągłości mające, a grube na jednę dłoń, w liczbie zaś stu siedmnastu, z których cztery były z czyszczonego złota, a każda ważyła dwa i pół talentu, reszta tych pół-cegieł była z białego złota, ważąc dwa talenty każda. Kazał także ulać posąg lwa z czyszczonego złota, ważący dziesięć talentów. Ten lew przy pożarze świątyni w Delfach, spadł z owych pół-cegieł (stał bowiem na nich), i znajduje się teraz w skarbcu Korinthian i waży sześć i pół talentu, stopiło się go bowiem trzy i pół talentu. Wypełniwszy to Krezus wyprawił powtórne poselstwo do Delfów, a z niém następujące nowe podarunki: dwa dzbany ogromnéj wielkości, jeden złoty drugi srebrny, z których pierwszy stał po prawéj ręce wchodzącego do świątyni, ostatni zaś po lewéj. I te usunięte zostały z miejsca swego w czasie pożaru (świątyni), i złoty znajduje się teraz w skarbcu Klazomeńczyków, waży ośm i pół talenta prócz tego jeszcze ośm min, srebrny zaś stoi w rogu wnijścia do świątyni, a obejmuje sześćset miar (amfor); mięszają bowiem w nim wino Delfijczykowie, w czasie święta Theofanii. Mniemają zaś Delfijczykowie, że jest dziełem Theodora z Samos, i mnie się tak zdaje; nie zwyczajnéj bowiem ręki robota jego. Posłał prócz tego Krezus cztery naczynia srebrne, które teraz stoją w skarbcu Korinthian, i dwie kropielnice ofiarował, jednę złotą drugą srebrną, z których na złotéj wyryty napis, że jest darem Lakedemończyków, fałszywy; jest bowiem i ta darem Krezusa, a napis zrobił któryś z Delfijczyków, chcąc się przypodobać Lakedemończykom, którego nazwiska acz mi wiadome, nie wymienię. Natomiast posąg chłopca, z którego ręki płynie woda, jest rzeczywiście podarunkiem Lakedemończyków, z kropielnic zaś owych żadna. Inne jeszcze wielkie i znamienite wtenczas porobił ofiary Krezus, jakoto: srebrne okrąglawe misy ofiarne, przed wszystkiém zaś trzyłokciowy złoty posąg kobiety, który Delfijczykowie mniemają być wyobrażeniem piekarki Krezusa. Nareszcie ofiarował ozdoby na szyję żony swojéj i przepaski. To wszystko posłał do Delfów, Amfiarasowi zaś, zasłyszawszy o jego męstwie i nieszczęściu, ofiarował tarcz całą ze złota, takąż szczerozłotą dzidę, to jest drzewce i kończyny porówno były złote; oba te dary znajdowały się jeszcze za moich czasów w Thebach w świątyni Ismenejskiego Apollina.
Mającym odnieść te dary do Delfów Lydyjczykom, zalecił Krezus zapytać się wyroczni, czy ma przeciwko Persom wojować, i czyby miał przybrać do pomocy jakie wojsko obcych narodów. Gdy więc przybywszy Lydyjczykowie dokąd byli wyprawieni, oddali bóstwu ofiary, radzili się wyroczni mówiąc: Krezus król Lydów i innych narodów mniemając, że ta oto wyrocznia jedyną jest pomiędzy ludźmi, powinne wam składa dary i teraz was zapytuje, czyli może przeciwko Persom wojować, i czy ma do pomocy jakie wojsko obcych mężów przybrać.“ Ci o to zapytywali, obóch zaś wyroczni zdania na jedno wypadły, przepowiadając Krezusowi, iż jeżeli wojować będzie z Persami, wielkie państwo zburzy; radziły mu zaś wynaleść najprzemożniejszych pomiędzy Grekami i tych przyłączyć sobie jako przyjaciół. Gdy za powrotem poselstwa usłyszał Krezus te odpowiedzi, niezmiernie ucieszony był odprawą wyroczni i powziął mocną nadzieję, iż królestwo Cyrusa wywróci, i znowu wysłał do Pytho Delfickiego z podarunkami dla pojedyńczych mężów, dowiedziawszy się o wielkiéj ich liczbie tamże, po dwie statery złota na każdego, Delfijczykowie zaś za to Krezusowi i Lydijczykom ofiarowali pierwsze miejsce przy radzeniu się wyroczni, wolność od opłat i wolność nieustającą zapisywania się każdemu z nich, któryby chciał, w liczbę Delfijczyków. Udarowawszy tak Delfijczyków Krezus radził się (wyroczni) teraz po raz trzeci; skoro bowiem przekonał się o prawdziwości téj wyroczni, nieustawał w zapytaniach. Zapytywał się zaś o to, czy długie będzie jego panowanie. Pythia zaś to mu obwieściła:

Skoro atoli muł na Medów zasiędzie stolicy,
wtenczas nogi chyżemi uchodź, o Lydzie, nad Hermas
krzemienisty, ni czekaj, ni serca trwożnego okazać się sromaj.

Gdy powrócili wysłańce z temi obwieszczeniami, Krezus jeszcze bardziéj jak wprzódy się radował, rozumiejąc, iż muł nigdy zamiast człowieka nie będzie królem u Medów, iż zatém ani on ani jego następcy, nie utracą panowania. Potém obmyślał rozważając, którychby najprzemożniejszych pomiędzy Grekami za przyjaciół sobie pozyskał, i znalazł iż Lakedemończykowie i Atheńczykowie przemożnymi byli jedni w Doryjskim, drudzy w Jońskim szczepie. Te bowiem były najznamienitsze szczepy, jeden stanowiąc w dawnych czasach Pelasgijski drugi Helleński szczep. Ostatni z siedlisk swych nigdzie niewyszedł, pierwszy zaś ciągle i w różne przenosił się strony. Za panowania bowiem Deukaliona zamieszkiwał ziemię Ftiotis, za Dorusa syna Hellena okolicę około gór Ossy i Olympu, nazywającą się Histiaeotis. Z Histiaeotis potém wyruszony przez Kadmeów, zamieszkiwał na górze Pindos tak zwany Makednos. Zkąd przeniósł się znowu do Dryopidy, a z Dryopidy przyszedłszy do Peloponnezu otrzymał nazwisko Doryjczyków. Jakim językiem mówili Pelazgowie, nieumiem dokładnie oznaczyć; jeżeli jednak wolno wnioskować z dotąd jeszcze żyjących Pelasgów, którzy ponad Tyrsenami dzierzą miasto Kreston, a byli niegdyś pogranicznymi Doryjczykom, dziś się tak nazywającym i zamieszkiwali wtenczas ziemię, teraz Thessaliotis mianowaną; i z tych Pelasgów, co Plakią i Skylakę w Hellesponcie założyli i potém z Atheńczykami społem mieszkali; nareszcie jeżeli przypuszczenie zrobić można z tych wszystkich miast co będąc Pelasgów własnością, potém nazwiska swe pozmieniały — jeżeli (mówię) na tych się opierając godzi się przypuszczenie uczynić, to mówili Pelasgowie językiem barbarzyńskim. Chociaż jednak cały szczep Pelasgów był taki, lud Attycki także do niego należący, z przemieniéniem się na helleński, i mowy dawniejszéj oduczył się, przeobrażając ją na mowę Hellenów. Albowiem ani Krestoniatowie nie są z żadnym z otaczających ich ludów jednego języka, ani Plakianowie, i pomiędzy sobą tylko téj saméj mowy używają; okazują oraz te plemiona, iż jaki kształt języka przyniosły ze sobą, do tych tu okolic się przesiedlając, taki zachowują dotąd. Lecz szczep Hellenów od samego początku swego, zawsze téj saméj używał mowy, jak mnie się zdaje; słaby zrazu, gdy od Pelasgiego odcięty został, i z drobnego początku wychodząc, wkrótce w mnóstwo plemion się rozrosł tak tych, co się do niego łączyły, jako i wielu barbarzyńskich. Z tych powodów też mniemam, iż szczep Pelasgów, ponieważ był barbarzyńskim, nigdzie znacznie się nie wzmógł.
Z tych tedy ludów, dowiedział się Krezus, iż Attycki rządzony i uciskany był przez Pizistrata, syna Hippokratesa, on bowiem podonczas panował nad Atheńczykami. Hippokratesowi bowiem będącemu prywatnym człowiekiem i przypatrującemu się igrzyskom w Olympii, wielki się cud wydarzył. Gdy poświęcał ofiary, kotły przystawione pełne mięsa i wody bez ognia wreć zaczęły, i war przekipiał. Przytomny przypadkiem Chilon Lakedemończyk, który spostrzegł ten cud, doradzał Hippokratesowd naprzód, ażeby żony płodnéj w dom niesprowadzał; powtóre, jeżeli już pojął, ażeby ją oddalił, jeźli zaś miał syna, aby go się wyparł. Przecież Hippokrates nie chciał posłuchać tych rad Chilona. Miał mu się tedy urodzić następnie ten Pizistrat, który, gdy w kłótni ze sobą byli mieszkańcy pomorza z mieszkańcami równiny, z których pierwszym przewodził Megakles syn Alkmaeona, drugim Lykurg syn Aristolaidesa, pokusiwszy się o jednodzierstwo w Athenach, trzeci rokosz wywołał, zgromadziwszy zaś stronników pod pozorem bronienia praw mieszkańców górzystéj części kraju, następujący podstęp uknował. Poraniwszy siebie i swoje muły, wpada z zaprzęgiem na rynek, jakoby uciekając przed przeciwnikami, którzy go wyjeżdżającego w pole gwałtem niby zabić usiłowali. Prosi zatém lud o jakową straż dla siebie, gdy wprzódy zasłużył się w wyprawie przeciw Megarejczykom, Nizaeą zdobył i innych znamienitych czynów dokonał. Lud atheński dawszy się oszukać daje mu wybranych z mieszczan mężów do obrony, którzy towarzysząc Pizistratowi nie oszczepy, lecz pałki nosili. Z tymi Pizistrat uderzywszy na zamek zajął go; i odtąd panował nad Atheńczykami, nie znosząc przecież ani istnących urzędów, ani zwyczajów nieodmieniając, owszém stosując się do zaprowadzonych dawniéj, miasto pięknie i stosownie przyozdabiał. Po niedługim jednak czasie te same mając zamiary, stronnictwa Megaklesa i Lykurga wypędzają go. Tak tedy Pizistrat zajął z razu Atheny, lecz nie dość mocno jeszcze ustalone panowanie swoje utracił, ci zaś, którzy go wygnali, znowu na nowo naprzeciwko sobie się obrócili. Znużony w końcu kłótnią Megakles przywołuje przez herolda Pizistrata napowrót, lecz pod warunkiem, że jego córkę poślubi. Gdy Pizistrat przyjął wezwanie i przystał na warunek, chwytają się środka do odzyskania władzy, jak ja znajduję najniedorzeczniejszego, skoro przecie od dawnych czasów odznaczył się szczep helleński od barbarzyńskiego, jako zręczniejszy i mniéj pochopny do dziecinnych błazeństw, a skoro wtenczas dopuścili się czegoś podobnego ci ludzie wśród Atheńczyków, uchodzących za pierwszych pomiędzy Grekami w mądrości. W gminie paeaniejskiéj była kobieta nazwiskiém Fya, wysoka cztery łokcie mniéj trzy palce i zresztą kształtna. Tę kobietę odziawszy w zupełne uzbrojenie, wsadziwszy na wóz i umieściwszy w takiéj postawie, w jakiéjby najpiękniejszą się wydała, jadą ku miastu, wysławszy naprzód bieżących heroldów, którzyby, skoro do miasta wnijdą, rozgłaszali co im zlecono, w ten sposób wołając: „o Ateńczykowie, przyjmijcie dobrym umysłem Pizistrata, którego sama bogini Athene, najwyższe w nim z ludzi uznawszy przymioty, wprowadza do swojego zamku.“ Ci tedy rozbiegając się tak głosili, a natychmiast rozeszła się wieść po gminach, że Athena Pizistrata nazad sprowadza i ludzie w mieście uwierzywszy, iż owa kobieta jest samą boginią, modlili się do niéj i przyjęli Pizistrata. Odzyskawszy samowładztwo Pizistrat sposobem przezemnie opowiedzianym, zaślubia stósownie do umowy z Megaklesem uczynionéj, córkę tegoż. Ponieważ jednak miał synów młodych i ponieważ mówiono, iż Alkmaeonowie zostają pod klątwą, niechciał mieć dzieci z nowo pojętą żoną i bezprawnie z nią obcował. Zrazu taiła to niewiasta, następnie jednakowo zwierza się matce, nie dbając, czy to daléj rozpowie czy nie, ta zaś powiada to mężowi. Megakles oburzył się iż doznała pohańbienia od Pizistrata, i w zapalczywości natychmiast pojednywa się z swymi przeciwnikami. Pizistrat zaś dowiedziawszy się o wymierzonym przeciwko sobie zamachu, zupełnie z kraju ustąpił i przybywszy do Eretrii, naradzał się wspólnie z synami, co daléj czynić. Gdy zdanie Hippiasza przeważyło, ażeby władzę napowrót odzyskać, wtedy zbierali podarunki od tych miast, które im w pewien sposób obowiązane były. Tu wielkie składających pieniądze przewyższyli Thebanie swoją ofiarą. Zaczém aby niebawić długo, po upływie niejakiego czasu, wszystko im ułożyło się do powrotu. Albowiem i najemni Argiwowie nadeszli z Peloponezu, i pewien mąż z Naxos, nazwiskiem Lygdamis, który jako ochotnik przybył, największą okazał gorliwość, przyprowadziwszy i wojsko i pieniądze. Wyruszywszy zatém z Eretrii, jedenastego roku powrócili. I najprzód zajęli Marathon w Attyce. Do obozujących w tém miejscu przybyli stronnicy z miasta i inni z gmin się przyłączali, którym samowładztwo pożądańszém było nad wolność. Ci tedy zgromadzali się, Atheńczykowie zaś w mieście, dopóki Pizistrat pieniądze zbierał i gdy potém zajął Marathon, wcale na to niezważali; lecz gdy usłyszeli, że od Marathonu ciągnie ku miastu, taki wzięli się przeciwko niemu do obrony. Postępowali tedy ci, z całym wojskiem naprzeciw powracającym, Pizistrat zaś ze swymi ruszywszy z Marathonu naprzeciw miastu, aż zbliżywszy się do siebie około świątyni Ateny Pallenidy, naprzeciwko sobie obozem stanęlii. Tu wyższém powodowany natchnieniem Amfilytos wieszczek z Akarnanii, przystąpił do Pizistrata i w sześciomiarowym rythmie, takie mu wieści słowa:

Wyrzucona już węda i rozpostarte są siecie,
i tuńczyki nadpływać zpoczną w śród nocy miesięcznéj.

Taką uczynił przepowiednią mąż natchniony, Pizistrat zaś odgadując i mówiąc, że przyjmuje, wyprowadził wojsko do walki. Atheńczykowie naprzeciwko niemu z miasta przybyli, zajęci byli wówczas śniadaniem, po którém jedni do kostek, inni do snu się udali. W téj chwili napadło ich wojsko Pizistrata i podało w ucieczkę. W śród tego popłochu Pizistrat bardzo roztropnego chwycił się środka, ażeby Atheńczykowie nie kupili się więcéj lecz pozostali w rozproszeniu. Oto wsadziwszy synów na konie, wyprawia ich naprzód, ci zaś doganiając uciekających, obwieszczają im zlecenia ojca, rozkazują być dobréj myśli i każdemuu powrócić do domu. Usłuchali ich Ateńczykowie, a Pizistrat po trzeci raz opanowawszy Atheny, utwierdził swe jednodzierstwo już to za pomocą wielu sprzymierzeńców, już przychodów pieniężnych, częścią w miejscu, częścią z nad rzeki Strymon doń wpływających. Wziąwszy nadto w zakład synów tych Atteńczyków co pozostali na placu i nie pierzchnęli natychmiast, i osadziwszy ich na wyspie Naxos (i tę bowiem podbił Pizistrat i oddał pod zarząd Lygdamisowi), oczyścił jeszcze stosownie do zaleceń wyroczni Delos, a oczyścił w ten oposób: jak daleko zasięgał widok świątyni, z całego tego obwodu wykopać kazawszy umarłych, przeniósł ich na inne miejsce wyspy. Rządził więc Pizistrat odtąd Atheńczykami, z Atheńczyków zaś jedni polegli wbitwie, inni wraz z Alkmeonidami z ojczyzny się wynieśli.
O Atheńczykach tedy słyszał Krezus, iż pod tym rządcą w owym czasie zostawali, o Lakedaemończykach zaś, iż wybrnąwszy z wielkich nieszczęść, górować już zaczynali orężem nad Tegeatami. Za panowania bowiem w Sparcie Leonta i Hegeziklesa, Lakedaemończykowie inne wojny pomyślnie prowadzili, z jednymi tylko Tegeatami im się nie powodziło. Atoli w dawniejszych jeszcze czasach najgorzéj prawie ze wszystkich urządzone mieli państwo, tak ze względu na siebie samych, jako dla odkluczenia się od innokrajowców. W ten zaś sposób przeszli pod dobre prawa. Lykurg znakomity mąż pomiędzy Spartiatami, przybył do Delfów do wyroczni, a skoro wstąpił w przedsionek świątyni, wprost Pythia to mu obwieszcza:

Wchodzisz, Lykurgu, w progi bogatéj téj mojéj świątyni,
luby Zeusowi i wszystkim Olympu mieszkańcom.
Wacham się, czy cię mam bogiem obwieścić czy śmiertelnym,
ale więcéj daleko bogiem cię mniemam, Lykurgu.

Niektórzy dodają jeszcze, iż mu Pythia podała prawa, któremi się teraz rządzą Spartiaci; jak zaś powiadają sami Lakedaemończykowie, przywiózł je Lykurg z Krety, będąc opiekunem Leobotesa, siostrzeńca swego a króla Spartiatów. Skoro bowiem objął opiekę nad nim, wszystkie ustawy pozmieniał, strzegąc żeby ich nieprzestępowano. Potém urządził te, co się do wojny ściągają, jako to: orszaki przysięgłych (ένωμοτίας), zgromadzenia trzydziestu (τριηϰάδας), uczty (συσσίτια), nadto Eforów i starców (γέροντας) postanowił Lykurg. Tak przeszli Lakedaemończykowie pod dobre prawa, Lykurgowi zaś po śmierci wystawili świątynię i czczą go wysoko. Mając zaś ziemię urodzajną i w lud obfitującą, wnet się rozplenili i w potęgę urośli. Ale nie wystarczyło im już żyd w pokoju, lecz uważając się za potężniejszych od Arkadów, zapytywali się w Delfach względem zawojowania całéj krainy tychże. Pythia zaś to im obwieściła.

Żądasz Arkadyi odemnie? zbyt żądasz; nieoddam jéj tobie.
Wiele w Arkadyi mężów żołędzią karmionych się mieści,
co cię odeprą. Przecież nie zajrzę ja tobie wszytkiego:
oddamć Tegeą do tanów staną rozgłośną wiedzionych,
i równinę nadobną, którą ty sznurem przemierzysz.

Otrzymawszy taką odpowiedź Lakedaemończykowie, powstrzymali się od innych Arkadyjczyków, lecz, niosąc więzy w ręku, pociągnęli naprzeciwko Tegeatom, widocznie zaufani w zdradliwą wyrocznią, jakoby sami podołali ujarzmić Tegeatów. Atoli pokonani w spotkaniu, okuci sami w pęta, które przynieśli, przemierzywszy sznurem pole Tegeatów uprawiali. Te zaś więzy, któremi zostali spętani, dochowane zostały aż do moich czasów w Tegei, gdzie zawieszone były około świątyni Atheny Alejskiéj. Owoż w uprzedniéj wojnie z Tegeatami ciągle Spartiaci ponosili klęski, lecz za czasów Krezusa a panowania w Lakedaemonie Anaxandridesa i Aristoua królów, już nad nimi górę brać zaczęli, tym sposobem tego dostąpiwszy. Gdy ciągle byli pokonywani przez Tegeatów, wyprawili mężów wybranych do Delfów z zapytaniem, któregoby z bogów ułagodziwszy ofiarami, przewagę potém zyskali nad Tegeatami. Odpowiedziała na to Pythia, jeżeli prochy Oresta, syna Agamemnona do Sparty odniosą. Lecz kiedy niemogli wynaleść urny Orestesa, znowu wysyłali do Delfów pytając, gdzie miejsce, w którém pochowany Orestes. Pytającym się o to mężom, Pythia taką dała odpowiedź.

Pewna jest w kraju Arkadyi Tegea w polistym ostępie,
kędy z siłą gwałtowną dwoje tam wiatrów przewiewa,
cios na cios tu uderza, boleść zaś boleść pokrywa.
Tam Agamemnończyka w swe łono przyjęła cna ziemia,
tego ty prochy zabrawszy, opór Tegei przełamiesz.

Usłyszawszy i to Lakedaemończykowie, nie więcéj przecież w odszukiwaniu swojém postąpili, jakkolwiek wszystko przetrząsając, aż Liches, jeden ze Spartiatów, których dobrze zasłużonymi zowią, grób Oresta odkrył. Tymi zaś dobrze zasłużonymi są ci z mieszczan, którzy jako najstarsi zawsze z jazdy występują, co rok po pięciu: obowiązkiem ich jest przez ten rok, w którym z jazdy występują, w sprawach ogółu wysyłanym na różne strony, nie próżnować. Jeden tedy z tych mężów Liches, wynalazł ten grób w Tegei, wiedziony przypadkiem i dowcipem. Gdy bowiem dozwolony był wtenczas właśnie przystęp Lakedaemończykom do Tegeatów, przybywszy tamże wszedł do kuźni i ujrzał żelazo, które wyrabiano; i dziwił się, patrząc na to co działano. Spostrzegłszy to jego podziwienie kowal, odłożył na bok żelazo i rzekł: „Gdybyś był, gościu Lakonii, ujrzał to co ja, pewniebyś bardziéj jeszcze zdumiał, gdy się teraz tak zadziwiasz nad wyrabianiem żelaza. Oto chcąc w tém podwórku wykopać studnię, napotkałem przy wyrzucaniu ziemi siedmiołokciową trumnę. Nie dowierzając, aby dawniéj więksi byli ludzie jak dzisiaj, otworzyłem ją i zobaczyłem nieboszczyka równającego się długością trumnie, którą zmierzywszy znowu zasypałem.“ Tak opowiadał Tegeata co widział, Liches zaś zastanawiając się nad jego powieścią wnioskował, iż tento jest Orest przez wyrocznię wskazany, na tém zaś wniosek opierał. Widząc dwa miechy kowalskie, znajdywał w nich owe dwa wiatry, kowadło i młot przedstawiały mu cios na cios uderzający, wyrabiane zaś żelazo, boleść boleść pokrywającą, ztąd wnioskując, iż ku nieszczęściu człowieka żelazo wynalezionem zostało. Takie więc uczyniwszy przypuszczenie, powrócił do Sparty i całą rzecz Lakedaemończykom opowiedział. Lecz ci obwiniwszy go o zmyślenie powieści, wygnali go z kraju. Udawszy się więc do Tegei i opowiedziawszy kowalowi swoję biedę, nabył od niego najmem ów podwórek. Późniéj jednak skłoniwszy kowala, zajął na własność i wykopawszy grobowiec i kości zebrawszy, przybył z niemi do Sparty. Od tego czasu, ilekroć doświadczyli sił swych nawzajem, o wiele przeważali w bitwie Tegeatów Lakedaemończykowie. Już téż znaczna część Peloponezu im ulegała.
O tém wszystkiém dowiedziawszy się Krezus, słał posłów do Sparty niosących dary i mających prosić o przymierze, zaleciwszy im, co mieli mówić. Ci przybywszy, tak się odezwali: „Przyseła nas Krezus, król Lydów i innych ludów, mówiąc: O Lakedaemończykowie, ponieważ obwieścił mi bóg, abym Greka uczynił sobie przyjacielem, gdy słyszę, iż wy stoicie na czele Grecyi, was więc stósownie do wyroczni przyzywam, pragnąc być wam przyjacielem i sprzymierzeńcem bez zdrady i podstępu.“ To ogłaszał Krezus przez swych posłów, Lakedaemończykowie zaś, usłyszawszy już o wyroczni danéj Krezusowi, ucieszyli się przybyciu Lydyjczyków i zaprzysięgli związek gościnności i przymierza; albowiem obowięzywały ich do tego pewne wprzódy już doznane dobrodziejstwa Krezusa. Posłali bowiem byli Lakedaemończykowie do Sardes kupić złota, chcąc go użyć na ów posąg Apollona, który teraz stoi na Tornaxie (górze) w ziemi Lakońskiéj; Krezus zaś dał im je darmo. Z tego powodu i że ich przed wszystkimi innymi wybrał Grekami za przyjaciół, przyjęli Lakedaemończykowie przymierze. I już to oświadczyli się dlań gotowymi, gdy je ofiarował, już to zrobić kazawszy dzban miedziany, napełniony zewnątrz aż pod wierzch wyrabianemi sztucznie zwierzątkami, mieścić mogący trzysta amfor, wyprawili do niego, chcąc się wy wzajemnić Krezusowi podarunkiem. Ten jednak dzban nie doszedł do Sardes dla dwóch następnych, jak powiadają, powodów. Lakedaemończykowie powiadają, iż gdy go dowieziono już do Samos, dowiedziawszy się Samijczykowie i nadpłynąwszy na długich okrętach zabrali go. Sami zaś Samijczykowie utrzymują, iż gdy się spóźnili Lakedaemończykowie wiozący owo naczynie i dowiedzieli w Samos, iż Sardes zdobyte a Krezus schwytany, sprzedali je tamże, a prywatni mężowie co kupili ten dzban, postawili go w świątyni Hery; wnet i ci, którzy go sprzedali, powróciwszy do Sparty mogli opowiedzieć, iż im porwany został przez Samijczyków.
Z tém tedy naczyniem rzecz tak się. miała; Krezus zaś fałszywie pojąwszy wyrocznią, uczynił wyprawę przeciwko Kappadokora, mając nadzieję zniszczyć Cyrusa i Persów potęgę. Gdy się zaś gotował do wojny z Persami Krezus, jeden Lydyjczyk już wprzódy za mędrca uważany, lecz od wyrzeczenia niniejszego zdania swego, i bardzo za takowego miany u Lydów, takie dawał Krezusowi rady; zwał się on Sandanis. „O królu, gotujesz się do wojny z takimi mężami, którzy skórzane noszą szarawary i ze skóry resztę odzienia, karmią się nie czém chcą, lecz co mają; ich ziemia bowiem skalista. Nie używają wina za napój lecz wodę, nie mają do jedzenia fig, ni żadnych innych podobnych przysmaków. Więc po pierwsze: jeżeli ich niezwyciężysz, cóż im zabierzesz, którzy nic nie mają? po drugie: jeżeli pokonanym zostaniesz, uważ jakich dóbr się pozbawisz! Zakosztowawszy bowiem oni naszych pomyślności, uczepią ich się i nie będzie ich można odegnać. Ja tedy wdzięczność mam dla bogów, którzy nie kładą w umysł Persom wojować z Lydyjczykami.“ Tak mówiąc, nie przekonał Krezusa, jakkolwiek prawdę mówił. Persowie zaś, nim podbili Lydyjczyków, rzeczywiście nie znali u siebie ani zbytku, ani miękkości.
Owych Kappadoków nazywają Grecy Syryjczykami; ci zaś Syryjczykowie podlegali przed panowaniem Persów Medom, wtenczas Cyrusowi. Granicą bowiem państwa Medów i Lydów była rzeka Halys, która płynie z gór Armenii przez kraj Cilician, potém mając Matianów po prawéj ręce, po drugiej Frygyjczyków; przebiegłszy te ziemie i płynąc w górę przeciwko wiatru północnemu tamże z jednéj strony Syryjczyków Kappadockich odgranicza, od lewéj zaś Paflagonów. Taż rzeka Halys przecina prawie wszystkie te dolne okolice Azyi od morza naprzeciw Cypru płynącego położone aż do morza Gościnnego, jest to zaś grzbiet całéj téj krainy mający długości drogę pięciu dni dla rączego człowieka. Ciągnął tedy Krezus przeciwko Kappadokom, ażeby częścią dogodzić żądzy rozprzestrzenienia kraju swego nabytkiem nowéj części, najbardziéj zaś ponieważ zaufał odpowiedzi wyroczni, a pragnął się pomścić na Cyrusie za Astyagesa. Astyagesa bowiem syna Cyaxaresa, który był zięciem Krezusa a królem Medów, Cyrus syn Kambyzesa pokonawszy zabrał do niewoli. Został on zięciem Krezusa w ten sposób. W czasie rozruchu powstałego pomiędzy koczującymi Skythami gromada tych ludzi opuściwszy ojczyznę, schroniła się była do ziemi Medyjskiéj. Panował wtenczas nad Medami Cyaxares syn Fraortesa syna Dejocesa, który z owymi Skythami, jako błagającymi pomocy, łaskawie się najprzód obchodził, tak dalece, iż oddał iui synów, aby ich wyuczyli swego języka i sztuki strzelania z łuku. Przez długi czas chodząc Skythowie na polowanie, zawsze coś przynosili, lecz zdarzyło im się raz, iż nic nie schwytali; skoro tedy przybyli z gołemi rękoma, Cyaxares (był bowiem; jak się pokazało, w gniewie nieuhamowany) bardzo surowo i obelżywie się z nimi obszedł. Ci doznawszy takiéj zniewagi od Cyaxaresa, jako niegodną siebie dotknięci sromotą, postanowili jednego z danych im w naukę synów jego zabić, potém przyrządziwszy go, jak zwierzynę przyrządzać zwykli, tak go oddać Cyaxaresowi, niby łup myśliwski mu przynosząc, skoroby zaś oddali, jak najspieszniéj wynieść się do Alyattesa, syna Sadyattesa do Sardes. Tak i uczynili. Owoż Cyaxares i jego stołownicy kosztowali tego mięsa, Skythowie zaś dokonawszy zbrodni, uciekli szukać przytułku u Alyattessa. Potém (nie wydał bowiem Alyattes Skythów żądającemu ich Cyaxaresowi) nastąpiła wojna pomiędzy Łydami i Medami przez lat pięć, w któréj często Medowie, często Lydowie zwyciężali, w niéj także raz nocną bitwę odprawili. Gdy z równym losem przeciągali wojnę, przy zdarzoném szóstego roku spotkaniu trafiło się, iż wśród trwającĥj potyczki nagle dzień na noc się zamienił. Tę zaś odmianę dnia, iż nastąpi, przepowiedział Jończykom Thales z Miletu, oznaczywszy termin jéj w roku, w którym rzeczywiście nastąpiła. Lydyjczykowie zaś i Medowie, skoro ujrzeli noc zamiast dnia nastąpioną, zaprzestali bitwy i co prędzéj z obóch stron pokój uczynić pospieszyli. Ci zaś, co ich pojednali, byli Syennezis Cilicjanin i Labynet Babylończyk; oni także przynaglili wykonanie zobopólnéj przysięgi i zobopólne małżeństwo skojarzyli. Uznali bawiem za słuszne, ażeby Alyattes dał córkę swoją Aryenis Astyagesowi synowi Cyaxaresa; gdyż bez silnego węzła, mówili, silne związki trwać nie zwykną. Przysięgi przy tych okolicznościach takie same składają te ludy, jak Grecy, lecz nadto lekko kalecząc się w ramię, wTylizują sobie wzajem krew wyciekającą.
Tego to więc Astyagesa, dziada swego z matki, pokonawszy Cyrus, trzymał w niewoli z powodu, który niżéj wskażę; Krezus zaś oburzony o to na niego, wyprawił poselstwa owe do wyroczni z zapytaniami, czyby przeciwko Persom walczył, i otrzymawszy zdradliwą odpowiedź, w nadziei, iż na jego stronę wypadła, wyciągnął naprzeciwko części jednéj Persów. Skoro zaś przybył do rzeki Halys, jak ja utrzymuję, przeprowadził wojsko po znajdujących się na niéj mostach, lecz jak głosi wielu Greków, Thales z Miletu mu je przeprawił. Gdy bowiem w kłopocie zostawał Krezus, jak przewiedzie wojsko przez rzekę (nie miało bowiem jeszcze być wtenczas tych mostów) twierdzą, iż znajdujący się właśnie w obozie Thales sprawił, iż rzeka płynąca po lewéj stronie wojska płynęła także po prawéj. Miał to zaś uczynić w ten sposób: Od góry obozu począwszy miał kopać rów głęboki, prowadząc go w kształcie xiężyca, ażeby rzeka tutaj w ten rów zwrócona z dawnego łożyska, obiegła obóz z tyłu i znowu wpadała do pierwiastkowego łożyska ominąwszy obóz tak, iż skoro rozdzieloną została (rzeka), w obóch miejscach mogła być przebytą. Niektórzy utrzymują nawet, iż stare łoże zupełnie wyschło. Lecz ja tego nie przypuszczam. Jakim bowiem sposobem mogli ją przebyć powracając? Przeszedłszy tedy z wojskiem Krezus przybył do tak zwanéj Pterii w Kappadocyi (ta zaś Pteria jest to najobronniejsze miejsce w téj krainie mimo miasta Sinopy, prawie nad morzem Gościnném położone), gdzie położywszy się obozem pustoszył osady Syrów. Zdobył miasto Pteryjczyków i uprowadził z niego niewolników; zajął podobnie wszystkie w okół miasta, a Syryjczyków, którzy mu nic nie zawinili, wypędził. Cyrus zaś zebrawszy swoje wojsko i pomnożywszy je wszystkim ludem w pośrodku mieszkającym, ciągnął na spotkanie Krezusa. Nim jednak wyprowadził wojsko, wyprawił heroldów do Jończyków i próbował ich odciągnąć od Krezusa. Jończykowie jednak nie skłonili się do tego, Cyrus więc przybył bez nich i postawił obóz naprzeciwko Krezusa, zaczém tamże na ziemi Pteryjskiéj z natarczywością sił swych doświadczyli. Po stoczeniu zaciętéj bitwy, gdy z obóch stron wielu poległo, a zwycięztwo na żadną nie przechyliło się stronę, za nadejściem nocy wojska się cofnęły, w ten sposob z sobą walczywszy. Krezus składając winę na liczbę swego wojska (było bowiem daleko mniejsze od Cyrusowego), gdy nazajutrz nie powtórzył natarcia Cyrus, zwrócił się napowrót do Sardes mając w myśli powołać Aegypcian stosownie do przymierza (uczynił je bowiem był pierwéj jeszcze jak z Lakedaemończykami i z Amazisem królem Aegyptu), przyzwać Babylończyków (i z tymi bowiem zawarł był związek, panował zaś wtenczas nad Babylonem Labynet), oznajmić Lakedaemończykom, ażeby się na umówiony czas stawili; te zaś siły zgromadziwszy i własne wojsko do nich przyłączywszy, zamyślał, odpocząwszy przez zimę, równo z wiosną wyciągnąć naprzeciwko Persom. To zamierzając, skoro przybył do Sardes, rozesłał heroldów do sprzymierzeńców z zaleceniem, żeby na piąty miesiąc zgromadzili się do Sardów; wojsko zaś obecne, które walczyło z Persami, jako najemne rozpuścił, nigdy się nie spodziewając, ażeby Cyrus po odbytéj z tak niepewnym wypadkiem bitwie uderzył na Sardes. Gdy takie układa plany Krezus, całe przedmieście napełniło się wężami, które konie pędzące na pastwiska w biegu zjadały. Widzącemu to Krezusowu, jako i było, cudem się być zdawało; natychmiast więc wyprawił mężów wybranych do świętych tłómaczów u Telmessian. Lecz powracający od Telmessian posłowie z wytłómaczeniem, co zapowiadało owo zjawisko, nie zdołali go już obwueścić Krezusowi; nim bowiem przypłynęli z powrotem do Sardes, już był Krezus wzięty w niewolę. Telmessianie wszelako tak rzecz wyłożyli: że obce wojsko jest w drodze do kraju Krezusa, skoro zaś przybędzie ujarzmi jéj mieszkańców; ponieważ wąż jest synem ziemi, koń zaś wrogiem i przybyszem. Taką Telmessianie dali odpowiedź Krezusowi już zabranemu do niewoli, nic nie wiedziawszy o tém, co się z Sardami stało. Cyrus zaś, skoro tylko po stoczeniu bitwy w Pterii Krezus się oddalił, dowiedziawszy się, iż zamyśla wojsko swoje rozpuścić, znalazł po krótkiéj rozwadze, iż mu potrzeba jak najprędzéj spieszyć do Sardes, zanim powtórnie zbierze się obóz Lydyjczyków. Jak postanowił, tak i z szybkością uczynił; poprowadziwszy bowiem wojsko do Lydyi, sam z tą wieścią stanął przed Krezusem. Wtedy znajdując się tenże w bardzo przykrém położeniu, gdy rzeczy wcale inny wzięły obrot jak się spodziewał, wyprowadził jednak swoich Lydyjczyków do bitwy. Nie było zaś w owym czasie w Azyi ani bitniejszego, ani silniejszego ludu, nad Lydów; walczyli z koni, dzielni w użyciu ich, uzbrojeni w długie włócznie. Gdy się zgromadzili na równinę, rozciągającą się przed miastem Sardes, przestronną i nie porosłą żadném drzewem (przerzyna ją między innemi rzeka Hyllos, wpadająca do jednéj z największych Hermos zwanéj, która wytryskując z góry świętej matki Dindymeny rzuca się w morze około miasta Fokei), Cyrus ujrzawszy Lydów do bitwy ustawionych i lękając się téj jazdy, na taki, za radą Harpaga, męża Medyjskiego, wziął się sposób. Spędziwszy wszystkie wielbłądy swoje, które żywność i porządki obozowe niosły, i pozdejmowawszy im ciężary, kazał powsiadać na nie mężom przybranym w odzież jazdy i tak przyrządzonym rozkazał iść przed resztą wojska na jazdę Krezusa, po za wielbłądami zaś uszykował piesze wojsko, za tém z tyłu ustawił konnicę. Skoro wszystko rozporządził, wydał rozkaz, ażeby z innych Lydyjczyków bez ochrony każdego co się nawinie zabijano, Krezusa zaś nie dozwolił zabijać, nawet gdyby schwytany się bronił. Tak zalecił; wielbłądy zaś dla tego postawił naprzeciwko jazdy przeciwnéj, że konie się wielbłąda boją i nie mogą znieść ani widoku jego, ani zapachu. Dla tego więc chwycił się tego wybiegu, aby nieużyteczną uczynić Krezusowi jazdę, którą przewyższyć go tuszył Lydyjczyk. Skoro tedy przyszło do spotkania, konie począwszy i ujrzawszy wielbłądy, w tył się zawróciły i nadzieja Krezusa upadła. Nie zmięszali się przecież tém Lydowie, lecz pojąwszy przyczynę tego co się stało, zeskoczyli z koni i pieszo na Persów uderzyli. Atoli po niejakim czasie, gdy wielu poległo, przymuszeni do ucieczki i wparci pomiędzy mury miasta, zostali oblężeni od Persów.
Trwało tedy oblężenie, Krezus zaś sądząc, iż długo się pociągnie, wysłał z miasta innych posłów do sprzymierzeńców; których bowiem wprzód był wyprawił, ci powoływali z jego polecenia na piąty miesiąc dopiero sprzymierzeńców do Sardes, tych zaś wysłał, ażeby jak najprędzéj żądali pomocy, gdyż Krezus zostaje w oblężeniu. Wyprawił zaś tych gońców już to do innych miast, już przedewszystkim do Lakedaemony. Lecz Spartiaci sami pod ten czas popadli w kłótnią z Argiwami o kawał ziemi zwany Thyrea, którą, będącą częścią Argolidy, Lakedaemończykowie oderwawszy, zajęli. Należały nadto do Argiwów ziemia rozciągająca się aż do Malei na zachód, tudzież kraj na stałym lądzie, wyspa Kythera i inne jeszcze wyspy. Gdy tedy Argiwowie posiłkowali swoją część oderwaną, przyszło tamże z obóch stron do takiéj umowy, iż tylko trzystu mężów z każdéj strony miało ze sobą walczyć, którzyby zaś zwyciężyli, tych miała zostać własnością owa ziemia; reszta wojska zobopólnie miała się cofnąć do swoich krain, i niebyć przytomną potyczce dlatego, aby widząc jedni, iż ich strona ulega, nie biegli na pomoc. Zrobiwszy taki układ rozeszli się, pozostali zaś wybrańcy z obóch stron walkę stoczyli. Gdy z równą odwagą obie potykały się strony, pozostało z sześciuset mężów tylko trzech, z Argiwów Alkenor i Chromios, z Lakedaemończyków Otryades; pozostali oni zaś, gdy już noc nadeszła. Dwaj tedy Argiwowie jako zwycięzcy pobiegli do Argos, Lakedaemończyk zaś Otryades pozabierawszy rysztunki poległym Argiwom i pozwłóczywszy je do swego obozu, w miejscu i szyku swoim pozostał. Następnego dnia dowiedziawszy się o tém, przybywają oba wojska. Każde przypisuje sobie zwycięztwo: Argiwowie dla tego, iż ich więcéj pozostało na placu; Lakedaemończykowie, że rycerze Argiwów uciekli, ich zaś bojownik pozostał i trupy wrogów z rynsztunków obrał; nareszcie od zwady przysło do bitwy, i gdy z obóch stron wielu padło, zwyciężyli w końcu Lakedaemończycy. Argiwowie od tego czasu ogoliwszy głowy, kiedy wprzódy ze zwyczaju długie zapuszczali włosy, uczynili prawo i ślub, iż żaden z Argiwów odrastać włosom niedozwoli, ani niewiasty ich złotem się nieozdobią, dopóki Tyrei nie odzyskają; Lakedaemończykowie zaś przeciwnie temu uchwalili, nienosząc dotąd bowiem długich włosów, od téj chwili je zapuścili. O owym zaś jednym pozostałym z trzechset Otryadesie powiadają, iż wstydząc się powrócić do Sparty po zgonie swoich współlochitów (współszeregowców), tamże w Tyrei życie sobie odebrał.
Takiemi zajętych sprawami zeszedł Spartanów herold ze Sardes, prosząc, aby Krezusowi oblężonemu pospieszyli na pomoc. I oni pomimo przeszkody, skoro wysłuchali posła, gotowali się do dania posiłków. Lecz gdy już byli przysposobieni i nawy uzbrojone, nadeszła inna wieść, że Sardy zdobyte, a Krezus schwytany w niewoli. Tak tedy wstrzymali się; Sardes zaś tym sposobem wzięte zostały. Czternastego dnia oblężenia, ogłosił Cyrus przez rozesłanych tu i ówdzie po obozie jeźdźców wojsku, iż tego co pierwszy wnijdzie na mury, podarunkami obsypie. Ale gdy się próba żadnemu z wojska całego nie udała i wszyscy odstąpili, pewien mąż Mardyjski, nazwiskiem Hyroeades pokusił się wstąpić na twierdzę w téj stronie, gdzie żadnéj niebyło straży; niebyło bowiem obawy, aby ztąd mogła być wziętą. Stromym bowiem jest w téj stronie zamek i nieprzystępnym. Po téj jednéj stronie nawet Meles, dawniejszy król Sardów nie obniósł lwa, którego mu urodziła niewolnica, gdy Telmesianie zawyrokowali, iż jeżeli ten lew oprowadzony będzie w około murów, Sardy staną się niezdobytemi. Meles tedy około reszty muru go obnosząc, kędy położenie zamku było podległe napaści, to miejsce opuścił, jako nieprzystępne i strome; znajduje się ono w tej stronie miasta, która zwraca się ku rzece Tmolus. Ów więc Mardyjczyk Hyroeades ujrzawszy poprzedniego dnia, jak któryś z Lydyjczyków zeszedł tędy po hełm, który był upadł z góry, i podniósłszy go znowu powrócił, spamiętał to sobie i zauważył; i wtedy sam podszedł, za nim inni Persowie. Gdy zaś wdrapała się tam ich wielka moc, taki Sardes zostały zdobyte i całe miasto zrabowane.
Samego zaś Krezusa taki los spotkał. Miał syna, o którym dawniéj uczyniłem wzmiankę, zkądinąd żwawego młodziana, lecz niemowę. Ku uleczeniu go Krezus w czasach swéj pomyślności wszystko czynił, i wymyślając różne środki, nawet do Delfów wyprawił poselstwo, któreby względem niego rady bóstwa zasięgnęło; Pythia taką dała wtedy odpowiedź:

Łydzie z rodu, ziem mnogich królu, zbyt ciemny Krezosie,
nie chciéj upragnionego w domu swym dźwięku usłyszeć
z syna ust wydanego: gdyż lepiéj tak wielce dla ciebie;
w dniu albowiem nieszczęsnym syn twój raz pierwszy przemówi.

Gdy tedy zdobyto mury któryś z Persów, niepoznawszy Krezusa, biegł ku niemu, ażeby go zabił, a Krezus widząc go nadchodzącego, przygnieciony obecném nieszczęściem, nie umykał z drogi, albowiem obojętną mu już było, czy zginie przebity, lub nie; lecz syn ów jego niemowa, gdy spotrzegł nadbiegającego Persę z trwogi o ojca, gwałcąc naturę zawołał: „człowieku, nie zabijaj Krezusa.“ Tak więc po raz pierwszy przemówiwszy, mówił odtąd już przez całe życie. Persowie zaś zajęli Sardes i Krezusa samego żywo schwytali, który panował czternaście lat i tyleż dni wytrzymywał oblężenie, a podług wyroczni utracił wielkie swoje państwo. Wziąwszy go tedy Persowie, przyprowadzili przed Cyrusa; ten zaś kazawszy ułożyć wielki stós, Krezusa okutego w kajdany wprowadzić nań zlecił wraz z czternastu chłopcami lydyjskiemi, czy to mając w myśli ofiarować któremu z bogów te pierwiastki, czy to chcąc dokonać jakiego ślubu, czy nareszcie dowiedziawszy się, iż Krezus jest człowiek pobożny, dla tego go na stós wyprowadził, aby się przekonać czy go który z bogów ocali od spalenia się żywcem na nim. Tak uczynił; Krezusowi zaś stojącemu na stosie, jakkolwiek w tak wielkim będącemu nieszczęściu, przypomniało się przecie zdanie Solona, jak wieszczym było powiedziane duchem, iże owo nikt za życia nie jest szczęśliwym. Przypomniawszy sobie te słowa Krezus, powiadają, iż przyszedł do siebie i po długiém milczeniu westchnąwszy, trzy razy wywołał imię Solona. A Cyrus usłyszawszy to, miał rozkazać zapytać się Krezusa przez tłumaczów, kogoby przyzywał; więc ci przystąpiwszy badali go. Krezus przez długi czas zachował milczenie, lecz przynaglony rzekł w końcu: „tego przyzywam, który gdyby ze wszystkimi możnowładzcami mógł mówić, przeniósłbym to nad wielkie bogactwa.“ Ponieważ mówił niezrozumiałe im rzeczy, znowu zapytali o znaczenie słów tych. Nastającym z natarczywością odpowiedział wreszcie Krezus, jako przybył do niego Solon Atheńczyk, i obejrzawszy wszystkie jego skarby, za nic je uważył, ponieważ takie zdanie wyrzekł, iże się wszystko (co powiedział) na nim (Krezusie) sprawdziło, a nie mniéj on to do niego wypowiedział, jak do całego rodzaju ludzkiego, a mianowicie do tych, którzy myślą u siebie, iż są szczęśliwymi. Opowiadał to Krezus, gdy stós już się zajął i gorzeć poczynały jego brzegi. Cyrus usłyszawszy od tłómaczów słowa Krezusa zmienił swoje postanowienie i rozważywszy, iż i on tylko będąc człowiekiem, drugiego, który dorównywał mu w szczęściu, wydał na spalenie żywcem, nadto lękając się kary i biorąc na uwagę, jako z rzeczy ludzkich nic nie jest trwałém, rozkazał coprędzéj ugasić stos już płonący i sprowadzić z niego Krezusa i jego towarzyszów. Lecz usiłujący to uczynić, niemogli już pokonać płomieni. Wtenczas opowiadają Lydowie, iż Krezus dowiedziawszy się o zmianie postanowienia Cyrusa, gdy widzi wszystkich zajętych gaszenim, lecz niebędących w stanie opanować pożaru, wezwał głośno Apollona, aby, jeśli miłym mu był który z jego darów, był mu ku pomocy i wyrwał od zagrażającéj zguby. Tak przyzywał bóstwo płacząc, w czystem zaś i cichém powietrzu miały się nagle zebrać chmury i burza z najgwałtowniejszym deszczem zerwać, i tak ugaszony został stós płonący. Dowiedziawszy się tak tedy Cyrus, iż Krezus jest prawym i bogom miłym mężem, skoro go sprowadzono ze stosu, w ten sposób miał go zagadnąć: „Krezusie, któż cię z ludzi namówił, abyś stawszy się z przyjaciela wrogiem, nachodził moją ziemię?“ Ów zaś rzekł: „o królu, uczyniłem to ku twojemu szczęściu, ku mojéj zaś niedoli; a pobudził mnie do téj wyprawy bóg Hellenów. Nikt bowiem nie jest tak nierozsądnym, żeby wojnę przenosił nad pokój; w pokoju bowiem dzieci ojców, w wojnie ojcowie dzieci swoje grzebią. Lecz podobało się bóstwom pewnie, aby tak nastąpiło.“
Krezus tak mówił, Cyrus zaś rozwiązawszy go z więzów umieścił przy sobie blisko i w wielkiém miał poważaniu, z podziwieniem mu się przypatrując jako wszyscy, co go otaczali. Zatem Krezus obróciwszy się i ujrzawszy, jak Persowie pustoszyli miasto Lydyjczyków, rzecze: „o królu, czy wolno mi powiedzieć ci co teraz myślę, czy téż każesz milczeć?“ Cyrus zaś śmiało mu kazał mówić, coby chciał. Zapytał go więc (Krezus) mówiąc: „czémżéż to ta tłuszcza zajmuje się z taką gorliwością?“ Odpowiedział Cyrus: „plądruje twoje miasto i unosi twoje skarby.“ Na to Krezus: „ani miasta mego, ani moich skarbów nie plądruje; nic bowiem z tego już do mnie nie należy, lecz burzy ona i pustoszy twoje własności.“ Wziął do serca Cyrus mowę Krezusa; oddaliwszy więc świadków zapytał go znowu, jakby miał postąpić wtem co widział działaném. Ów zaś rzekł: „ponieważ mnie bogowie sługą twoim uczynili, uważam za słuszną wskazywać ci, czego lepiéj dopatrzę. Persowie z natury są zuchwali, są ubodzy; jeżeli im więc nieuważnie dozwolisz rabunku i pozyskania wielkich pieniędzy, tego oto od nich mojém zdaniem oczekiwać ci trzeba: którykolwiek najwięcej zagrabi, ten spodziewaj się iż przeciwko tobie powwstanie. Tak więc uczyń, jeżeli ci się podoba co mówię. Postaw przy każdéj bramie straż z swoich przybocznych, którzy odbierając łup wynoszącym go niechaj powiedzą iż potrzeba koniecznie, ażeby dziesiąta część poświęconą została Zeusowi. A tak i ty ujdziesz ich nienawiści odejmując im skarby, i oni uznając że słuszném jest co czynisz, będą powolnymi.“ Słysząc to Cyrus cieszył się niezmiernie, gdyż zdawał mu się Krezus dobrze doradzać. Bąrdzo go więc pochwaliwszy i rozkazawszy przybocznym swoim dopełnić, co Krezus wykonać zalecił, rzeki więc do niego. „Krezusie, ponieważ jako mąż królewski pożyteczne czyny i słowa wykonywać doradzasz, powiedz, jakim natychmiast chcesz być odemnie obdarzony darem.“ Ow zaś na to. „O Panie, dasz mi dowód swéj łaski, zezwalając się zapytać przez posłów, którzy te więzy zabiorą, boga Hellenów, którego przed wszystkimi uczciłem, czy wolno jest zwodzić ludzi dobrze mu czyniących.“ Cyrus zapytał, coby było o co go obwiniał; a Krezus cofając się do początku opowiedział mu wszystkie swoje zamiary i odpowiedzi wyroczni, a przedewszystkiém dary im przez siebie ofiarowane, i jako zaufawszy świętemu obwieszczeniu uczynił wyprawę naprzeciko Persom. Mówiąc zaś to znowu wracał do prośby, o wolność wymówienia tego bogu. Cyrus zaś uśmiechając się rzecze: „I to, i wszystko inne, czegokolwiek odemnie domagać się będziesz, Krezusie, każdego czasu otrzymasz.“ Usłyszawszy to Krezus, wyprawia kilku Lydyjczyków do Delfów zalecając, ażeby położywszy więzy na progu świątyni zapytali boga, czy się nie wstydzi swoich wyroczni, któremi pobudził Krezusa do wyprawy na Persów, obiecując mu zburzenie potęgi Cyrusa, z któréj te pierwiastki mu ofiarują, wskazując na pęta; o to kazał im się zapytać i jeszcze, czy wolno bogom Hellenów okazywać się niewdzięcznymi. Skoro tedy przybyli Lydyjczykowie i zapytali wyroczni, jak im było polecono, miała Pythia taką dać opowiedź: „Losu przeznaczenia niepodobna uniknąć nawet bogu. Krezus spłacił winę piątego z swoich ojców, który będąc przybocznym kopijnikiem Heraklidów uwiedziony podstępem niewiasty, zabił swego pana i koronę mu nie należącą przywłaszczył. Wszelako Apollo starał się, aby klęska Sardów na synów Krezusa nie zaś na niego samego spadła, lecz nie był w stanie skłonić bóstw przeznaczenia. O ile te ustąpiły, uczynił dla niego i okazał się przeto wdzięcznym; na trzy bowiem lata odwlekł zdobycie Sardów i niechaj wié Krezus, że trzy lata późniéj jak chciało przeznaczenie, upadł z swojém państwem. Drugą przysługę wyświadczył mu Apollo swoją pomocą, gdy zgorzeć miał na stosie. Co się tyczy danéj mu wyroczni, nie słusznie użala się Krezus. Przepowiedział mu bowiem Apollo, iż, jeżeli wojować będzie przeciwko Persom, wielkie państwo zburzy. Jeżeli więc dobrze chciał poradzić sobie, należało mu jeszcze się zapytać, czy swoje czy Cyrusa państwo obali. Nie odgadnąwszy wyroczni i nie spytawszy się powtórnie, niechaj sam sobie winę przypisuje. Nawet gdy po ostatni raz się radził, niezrozumiał odpowiedzi, którą mu obwieścił Apollo o mule. Cyrus bowiem był tym mułem. Z nie jednego bowiem narodu rodziców spłodzony, z szlachetniejszéj matki niż ojca; gdyż pierwsza była medyjską dziewicą i córką Astyagesa króla Medów, ostatni był Pers i podwładny tamtym, i niższy we wszystkiem posiadł rękę swéj pani.“ Tak odpowiedziała Lydyjczykom Pythia, ci zaś zanieśli to do Sardes i oznajmili Krezusowi. On zaś usłyszawszy to wyłuszczenie przekonał się, iż jego, a nie bóstwa była wina.
Co się więc tycze państwa Krezusowego i pierwszego podbicia Ionii rzeczy się tak miały; znajduje się zaś w Grecyi wiele innych jeszcze darów Krezusa, nad orzeczone. Tak w Thebach Boeockich jest trójnóg złoty, który ofiarował Apollonowi Ismenijskiemu, w Efezie krowy złote i wiele kolumn, w przysionku w Delfach wielka złota tarcz. Te jeszcze za moich czasów stały, niektóre z darów zaginęły. Ofiary Krezusa posłane do Branchidów milezyjskich, jak się dowiedziałem, takie same i równe wagą tym, które w Delfach postawił. Te które do Delfów i do świątyni Amfiarasa ofiarował, posłał jako domowe i jako pierwociny ojczystych bogactw; inne porobić kazał z majątku nieprzyjaznego sobie człowieka, który, nim wstąpił na państwo, był jego przeciwnikiem dopomagając Pantaleonowi, ażeby rządy posiadł. Ten zaś Pantaleon był wprawdzie także synem Alyattesa, ale bratem Krezusa nie z jednéj matki, Krezusa bowiem urodziła Alyattesowi Karyjska niewiasta, Pantaleonta zaś Jońska. Skoro z zezwoleniem ojca objął rządy Krezus, człowieka, który tak uporczywym był jego przeciwnikiem, przywlókłszy na kolczatą torturę zgładził, posiadłość zaś jego już wprzódy bogom poświęciwszy, wtedy odesłał w darach w rzeczony sposób i do miejsc oznaczonych. O darach zaś Krezusa niech wystarczą te wiadomości.
Osobliwości godnych opisu ziemia Lydyjska prawie nie posiada, jak inne okolice, wyjąwszy piasek złoty spławiany przez rzekę Tmolos. Jedno jednak przedstawia dzieło bardzo wielkie obok Aegypskich i Babylońskich pomników. Jest tam Alyatessa ojca Krezusowego nagrobek, którego podstawa z wielkich kamieni, reszta stós ziemi. Zbudowali go najemni ludzie i rzemieślnicy i publiczne nałożnice. Pięć słupów na wierzchu grobowca stało jeszcze za moich czasów, na których wyryte było, co każdy oddział zrobił i pokazuje się, iż praca nałożnic była największa. Córki bowiem ludu Lydyjskiego wszystkie żyją wolno, zbierając sobie tym sposobem posagi, dopóki nie wyjdą za mąż tak czyniąc, wydają się zaś same. Obwód grobowca wynosi sześć stadiów i dwa pletrony, szerokość trzynaście pletronów. Przytyka nadto do tego pomnika wielkie jezioro, o którém powiadają Lydyjczykowie, że ciągle płynie; nazywa się Gygejskiém. Tyle o tym pomniku. Praw używają Lydowie podobnych greckim, wyjąwszy, że córkom pozwalają wieść życie zalotnic; oni także pierwsi z ludzi, ile nam wiadomo, złote i srebrne pieniądze do użytku wybijali, pierwsi nadto oddali się kupczeniu. Utrzymują téż sami Lydowie, iż gry pomiędzy nimi i Grekami dotąd istniejące, ich są wynalazkiem. Równocześnie z tym wynalazkiem, powiadają, iż osadników do Tyrrenii wysłali, tak tę okoliczność objaśniając. Za króla Atysa syna Manesowego, wielki w całéj Lydyi powstał głód, Lydowie długi czas znosili go w nędzy, lecz potém, gdy nie ustawał, zaczęli szukać środków i każdy coś innego wymyślał. Wtenczas miano wynaleźć tabliczki, kostki, piłkę i wszystkie inne gry, prócz gry tabliczkowéj (warcaby?); téj gry bowiem wynalazku nie przywłaszczają sobie Lydowie. Głód zaś w ten sposób uśmierzać starali się, iż jeden dzień cały bawili się grą, ażeby nie szukać żywności, drugi dzień poszukiwali téjże zaprzestając grania. Tak przewiedli lat ośmnaście. Gdy atoli złe nie ustępowało, lecz owszem jeszcze bardziéj dokuczało, wtedy król na dwie części wszystkich Lydów podzielił przeznaczając przez los jednę do pozostania, drugą do wyjścia z kraju. Nad tą częścią, której rozkazano pozostać na miejscu, król daléj panował, odchodzącéj zaś dał za naczelnika syna swego, nazwiskiem Tyrrena. Ci ostatni udali się do Smyrny i tu postarali się o łodzie, na które włożywszy wszystko, co im mogło przydać się do żeglugi, odpłynęli na szukanie żywności i ziemi, aż wiele narodów opłynąwszy, zawinęli do Ombrików, gdzie zbudowali miasta i dotąd zamieszkują. Nazwisko Lydów przemienili podług miana syna królewskiego, który im na wyprawie przewodniczył i przezwali się Tyrrenami.
Lydowie tedy zostali ujarzmieni przez Persów; opowiadanie więc moje odtąd zastanawiać się będzie nad Cyrusem, kim on będąc państwo Krezusa obalił, potém nad Persami, jakim sposobem przewagę wzięli nad Azyą. Jako zaś podają niektórzy z Persów, którzy nie chcąc przesadzać pochwałą czynów Cyrusa czystéj trzymają się prawdy, tak i ja pisać będę, lubo wiem, iż trojakie są inne drogi opowiadania o Cyrusie.
Gdy panowali nad wyższą Azją przez lat pięćset dwadzieścia Assyryjczykowie, pierwsi zaczęli odrywać się od nich Medowie, którzy walcząc o wolność z Assyryjczykami okazali się dzielnymi mężami, i strząsnąwszy jarzmo dobili się swobody. Za ich przykładem poszły następnie inne ludy; będąc zaś wszystkie na stałym lądzie niezależnymi, w ten sposób znowu powróciły pod udzielnych władzców. Powstał pomiędzy Medami mąż światły, nazwiskiem Dejoces, który był synem Fraortesa. Ten Dejoces zapragnąwszy samowładztwa, tak sobie postąpił: Gdy Medowie mieszkali po wsiach, Dejoces już wprzódy znakomity w swojéj osadzie, tém bardziéj i gorliwiéj pełnił sprawiedliwość, to atoli dla tego czynił, że gdy w całéj ziemi Medów panowało bezprawie wielkie, on przekonany był o tém, iż prawości przeciwném jest bezprawie. Osiedli więc w téjże wsi Medowie, widząc jego obyczaje, obrali go rozjemcą swoim. On zaś jako ubiegający się o władzę, był szczerym i sprawiedliwym. Postępując tak pozyskał nie małą cześć u swoich współobywateli, tak dalece, iż mieszkańcy innych osad dowiedziawszy się, że Dejoces jednym jest mężem, który sprawiedliwie sądzi, doznawszy niesłusznych na sobie wprzód wyroków, zbiegają się z radością do Dejocesa, swoje sprawy mu pod sąd oddają, i w końcu już żadnego innego nie słuchają, tylko jego. Gdy odtąd pomnażała się ciągle liczba przybywających, którzy dowiedzieli się, iż tam sprawy słusznie bywają rozsądzane, widząc Dejoces, iż wszystko do niego zostaje odnoszoném, ani zasiadać już nie chciał, gdzie pierwéj biorąc miejsce wymierzał sprawiedliwość, ani w ogóle daléj sądzić, twierdząc, iż nie jest to dlań z korzyścią, gdy zaniedbując własne sprawy załatwianiu kłótni innych się oddaje. Gdy więc ztąd pomnożyły się o wiele kradzieże i bezprawia po wsiach, zgromadzili się Medowie na jedno miejsce i naradzali się nad swojém położeniem. Jak zaś ja mniemam, najbardziéj odzywali się przyjaciele Dejocesa. „Toć trzymając się dotychczasowego obyczaju, mówili, nie jesteśmy w stanie dosiedzieć w naszéj ziemi, nuże więc postawmy nad sobą króla. A tak i kraj ocalać będą prawa i my do naszych prac powrócimy, nie będąc więcéj szarpani nierządem.“ Takiemi mowami skłaniają nareszcie Medów do obrania sobie króla. Natychmiast przystąpiono do narad, kogo postanowić; a Dejoces od każdego przedstawiony i zgodnie zachwalony, uczyniony nim został. Kazał tedy, aby mu wybudowano mieszkanie odpowiednie panowaniu, i aby strażą przyboczną umocniono mu władzę. Czynią to Medowie, wystawiając mu zamek wielki i mocny w téj okolicy, którą sam oznaczył, i pozwalając wybrać sobie przybocznych kopijników pomiędzy wszystkimi Medami. Dejoces zaś skoro objął rządy, przymusił Medów, aby jedno miasto założyli i ono obwarowawszy i upiększywszy, o inne mniéj dbali. Gdy i w tém byli mu powolnymi Medowie, wystawia wielkie i warowne mury, dziś Agbataną zwane, z których jeden na drugi nastawal. To jest tak ten mur prowadzono, iż jeden obwód nad drugi i tylko basztami wystaje. Owoż jednę taką basztę tworzy niejako już samo położenie miejsca będącego pagórkiem, lecz przyszła mu w pomoc i sztuka, gdy wszystkich obwodów jest siedm, w ostatnim znajduje się zamek królewski i skarby. Największy z tych murów równa się rozmiarem swego obwodu okresowi Athen. Pierwszego obwodu baszty są białego koloru, drugiego czarne, trzeciego szkarłatne, czwartego ciemno-niebieskie (stalowego koloru), piątego jasno-czerwone. Tak wszystkich tych obwodów baszty przyozdobione są farbami; z dwóch zaś ostatnich jeden ma posrebrzone, drugi pozłocone baszty. Takiemi murami obwiódł sobie siedzibę swoję Dejoces, reszcie zaś ludu rozkazał w około niéj zamieszkać. Gdy wszystko zostało wybudowane, pierwszy Dejoces ten obyczaj ustanonowił, aby nikt do króla nie wchodził, lecz przez posłów zanosił swe prośby, i aby król od nikogo nie był widywanym; nadto ani rozśmiać się, ani splunąć w obecności jego nikomu zgoła się nie godziło. Dla tego zaś taką czcią się otoczył, aby patrząc na niego rówiennicy i którzy z nim razem się wychowali i z domu byli nie pośledniejszego, toż i w przymiotach duszy za nim nie przyzostali, nie przejmowali się zazdrością i nie godzili na życie jego, lecz aby im czémś zupełnie inném być się zdawał, gdyby go nie widzieli. Urządziwszy to i umocniwszy się na tronie Dejoces, surowym był w wykonywaniu sprawiedliwości. Spisane skargi przesełali mu do zamku, on zaś rozsądzając przyniesione napowrót odprawiał. Tak postępował co do skarg, w innych zdarzeniach czynił jak następuje. Gdy usłyszał iż kto coś zbroił, przyzwał go i karą stosowną do występku okładał; tym końcem miał po całym kraju dozieraczy i stróżów podsłuchujących.
Lecz Dejoces tylko naród Medów w jednę całość zgromadził i nad nim panował, tymczasem do Medów jeszcze następne należą pokolenia: Buzowie, Paratakenowie, Struchatowie, Arizantowie, Budiowie i Magowie. Tyle jest pokoleń Medów. Synem Dejocesa był Fraortes, który po zejściu ojca panującego lat pięćdziesiąt i trzy, objął panowanie; objąwszy zaś niepoprzestał na tém, aby rządzić samymi Medami, lecz wyprawiwszy się naprzeciw Persom, z tymi najprzód wiódł wojnę i pierwszych uczynił Medora podległymi. Następnie zaś mając w swéj mocy te dwa potężne ludy podbił Azją ciągnąc od jednego ludu naprzeciwko drugiemu, aż przybył do Assyryjczyków, tych, którzy Ninus zamieszkiwali, a dawniéj nad wszystkimi panowali, lecz wtenczas ogołoceni byli od sprzymierzeńców, którzy odpadli, mimo to jednak silni; z tymi rozprawiając się w bitwie Fraortes sam poległ, panowawszy lat dwadzieścia i dwa i znaczna częśd wojska jego.
Po śmierci Fraortesa nastąpił Cyaxares, syn jego a wnuk Dejocesa. O tym powiadają, iż daleko silniejszym jeszcze był od swoich przodków: pierwrszy podzielił ludy Azyi na dzielnice, pierwszy oddzielił osobno kopijników, łuczników i jeźdźców; wprzód zaś wszystko było pomieszane. Ten to jest także który walczył z Lydyjczykami, kiedy w śród bitwy z dnia noc się zrobiła, i on to podbił sobie wszystką Azją górą rzeki Halys położoną. Zgromadziwszy wszystkich sobie podwładnych wyprawił się przeciw Ninus, mszcząc się za ojca i w chęci zburzenia tego miasta. Kiedy atoli oblegał Ninus po wygranéj z Assyryjczykami bitwie, napadło go wielkie wojsko Skythów, którym przewodził król ich Madyas syn Prototyesa. Ci zaś Skythowie wtargnęli do Azyi wypędziwszy z Europy Kimmeriów, których ścigając uciekających, przyszli aż do ziemi Medyjskiéj. Jest zaś odległość od jeziora Maeotis aż do rzeki Fazis i do Kolchów ca drogę trzydziestu dni dla rączego męża, z Kolchidy zaś do Medii nie długie przejście, jeden tylko naród w pośrodku Saspirów, których przebywszy, jesteś już w Medyi. Nie tędy przecież wtargnęli Skythowie, lecz zboczyli drogą daleko dłuższą górą prowadzącą, mając po prawicy pasmo gór Kaukazu. Tutaj starłszy się ze Skythami Medowie i przegrawszy bitwę wyzuci zostali z panowania, a Skythowie całą Azją zajęli. Ztąd szli na Aegypt; i gdy już byli w Palaestynie Syryjskiéj, wyszedłszy na spotkanie ich Psammetich król Aegyptu, podarunkami i prośbami odwrócił ich od dalszego pochodu. Powracając tedy nazad gdy byli już po za Syrią w mieście Askalon, większa liczba Skythów przeszła bez uczynienia rabunku, niektórzy tylko pozostawszy w tyle świątynię Afrodity Uranii złupili. Jest zaś ta świątynia, jak się dowiedziałem, ze wszystkich téj bogini poświęconych bożnic najdawniejszą, albowiem i chram na Cyprze z téj dopiero powstał, jak sami powiadają Cypryjczykowie, a świątynią w Kytherach (Kytherze) zbudowali Fenicjanie, którzy z téjże Syryi tam przybyli. Na łupieżców zaś swojéj świątyni w Askalonie i na wszystkich ich potomków, zesłała bogini niewieścią chorobę, jako sami Skythowie powiadają, iż dla téj zbrodni cierpią ową niemoc, i że wolno widzieć przybywającym do nich cudzoziemcom, jaki jest stan tych, których Enarami[1] zowią Skythowie.
Około dwadzieścia ośm lat panowali nad Azją, Skythowie, a wszystko i przez swawolę ich i zuchwalstwo poszło w niwecz; prócz bowiem tego, iż wybierali daniny, które szczególnym ludom narzucili, rabowali jeszcze rozbiegając się po krajach co kto miał. Lecz większą liczbę ich Cyaxares i Medowie ugościwszy u siebie i opoiwszy wymordowali, i tak znowu Medowie odzyskali swoje królestwo i ludy, nad któremi dawniej panowali; i Ninus zdobyli (jak zaś wzięli w innych pismach okażę) i Assyryjczyków schołdowali, prócz części babylońskiéj. Potém Cyaxares, panowawszy lat czterdzieści włącznie z temi w których Skythowie rządzili, umarł, a po nim objął królestwo syn jego Astyages. Astyages miał córkę, któréj dał imię Mandane; o téj śniło mu się raz, iż tyle wody z siebie wydala, że zalała nią swoje miasto i oraz całą Azją zatopiła. Przedłożywszy to widzenie tym z pomiędzy magów, którzy sny tłómaczą, przeląkł się dowiedziawszy od nich wszystkiego po szczególe. Gdy więc Mandana doszła dojrzałości, nie wydaje jéj za żadnego z Medów, lękając się owego snu; lecz oddaje ją Persowi nazwiskiem Kambyzes, o którym wiedział że jest z dobrego domu, obyczaju spokojnego, daleko niższy żywot wiodący od miernéj zamożności Meda. W pierwszym roku zaślubienia Mandany Kambyzesowi, Astyages miał drugie widzenie; zdało mu się, iż z części wstydliwych córki wyrósł krzew winny, i że się rozpostarł nad całą Azją. Przedłożywszy sen ten wieszczkom, sprowadził do siebie z Persyi córkę bliską powicia i czuwał nad nią gdy przybyła, chcąc zgubie płód z niéj narodzony; z widzenia bowiem owego przepowiedzieli tłómacze magów, iż syn córki ma panować zamiast niego. Czuwając więc nad tém Astyages, skoro się Cyrus narodził, przywołuje Harpaga męża przychylnego i najwierniejszego z Medów, a mającego dozór nad wszelkiemi rzeczmi jego, i tak do niego rzecze: „Harpagu, w zleceniu które ci powierzę, nie okaż się niedbałym, ani téż oszukując mnie i do innych się przychylając, nie zrządź sobie następnie zguby. Weź chłopca którego urodziła Mandane, i zaniósłszy do swego domu zabij, potém pochowaj go jako sam chcesz.“ Harpag na to odpowiedział: „O królu, jako nigdy nie dostrzegłeś nic sobie niemiłego na mnie, tak i teraz i w przyszłości wystrzegać się będziem, wykroczyć przeciw tobie. Jeżeli więc chcesz ażeby to dokonaném było, powinnością moją ściśle wypełnić twój rozkaz.“ Tak odpowiedziawszy Harpag, skoro oddano mu chłopczyka ustrojonego na drogę śmierci, szedł płacząc do domu. Przybywszy powiedział żonie całą mowę Astyagesa. Ta zaś rzecze do niego: „Cóż więc teraz zamyślasz uczynić?“ A on: „Nie to, rzekł, co mi zlecił Astyages; nawet chociaż srożeć i szałeć będzie gorzéj jak teraz szaleje, nie wypełnię jego woli, ani do takiej zbrodni posłużę. Z wielu względów nie zabiję tego dziecka, raz że mi jest pokrewne, powtóre że Astyages jest starcem i bez męzkiego potomka; gdyby zaś po jego śmierci na tę córkę miała przyjść władza, czyż nie zagrażałoby mi największe niebezpieczeństwo? Wszakże dla mego bezpieczeństwa musi zginąć to chłopię, przecież niech będzie jego zabójcą który z ludzi Astyagesa, nie zaś z moich.“ Tak mówił i natychmiast wyprawił gońca do jednego ze skotarzy Astyagesa, o którym wiedział, iż pasa na miejscach najżyzniejszych i górach najgęściéj zapełnionych dzikim zwierzem, a któremu na imię było Mitradates. Tenże miał jednę z jego niewolnic, a imię téj niewiasty było Kyno (t. j. suka) w języku greckim, po medyjsku Spako; sukę bowiem nazywają Medowie spaka. Podnóża zaś gór, na których ów skotarz pasał bydło, znajdują się ku północy Agbatany i nad morzem Gościnném; tutaj bowiem ku stronie Saspirów jest ziemia Medyjska bardzo górzystą, wyniosłą i borami pokrytą, reszta zaś kraju Medów cała jest płaszczyzną. Gdy tedy ów skotarz na zawołanie z wielkim pospiechem przybył, rzekł do niego Harpag: „Rozkazuje ci Astyages wziąść to dziecko i wysadzić w najsamotniejszém miejscu gór, ażeby jak najprędzéj zatracone zostało. I to ci jeszcze zalecił oznajmić, iż, jeżeli go nie zgubisz, lecz w jaki sposób ocalisz, najokrutniejszą śmiercią sam zginiesz. Dozór zaś nad wysadzeniem tego dziecka powierzył mnie.“ Usłyszawszy to skotarz i wziąwszy chłopczyka wracał tą samą drogą nazad, i przybywa do zagrody. Żona zaś jego, przez cały dzień bliska porodzenia, wtenczas gdy odszedł do miasta z zrządzenia bóstwa zległa. Byli zaś oboje w trosce o siebie; skotarz niespokojny o powicie żony, niewiasta, iż Harpagus przyzwał jéj męża, czego wprzód nieczynil. Gdy więc wróciwszy, tenże stanął przy niéj, ona jakby nad spodziewanie go ujrzawszy pierwsza zapytała, po co tak nagle od Harpagusa powołanym został. On jéj na to: „O niewiasto, przyszedłszy do miasta widziałem i słyszałem rzeczy, których obym niebył ujrzał, i oby niebyły spotkały panów naszych. Cały dom Harpaga napełnion był płaczem i jękiem, a ja przelękniony wszedłem do niego. Gdy przybyłem spostrzegam chłopczynę niespokojnie się rzucającą i kwilącą, ustrojoną w złoto i w szaty różnobarwne. Harpag zaś skoro mnie obaczył, rozkazał mi co prędzéj wziąwszy to chłopię, oddalić się z niém i wysadzić je w najdzikszém ustroniu gór, powiadając iż to Astyages daje mi takie zlecenie i dorzucając wiele gróźb, gdybym go nie wypełnił. Ja tedy wziąwszy to dziecko, niósłem je mniemając, że jest którego z jego domowników; nigdy bowiem nie domyśliłbym się czyjem było. Dziwiłem się jednak ujrzawszy je złotem i bogatemi szaty ozdobione, nadto jeszcze słysząc płacze i jęki w domu Harpaga. Alić w drodze całéj istoty rzeczy dowiaduję się od sługi, który towarzysząc mi po za miasto tamże mi dziecko wręczył, i że to jest synek Mandany córki Astyagesa, a żony Kambyzesa syna Cyrusowego, i że go Astyages rozkazał zatracić. I otóż jest to dziecię.“ I gdy to mówił skotarz odkrywszy niemowlę, ukazał je żonie. Ta zaś skoro zobaczyła chłopczyka czerstwego i pięknego, rozpłakawszy się objęła za kolana męża i błagała najusilniéj, ażeby go niewysadzał. Lecz ten rzekł, iż nie jest w jego mocy uczynić inaczej; przychodzić bowiem będą do niego dozieracze od Harpaga, i żeby zginął najsromotniejszą śmiercią, gdyby tego niewypełnił. Gdy więc niemogła namówić męża niewiasta, powtórnie tak się odezwała: „Skoro cię tedy niemogę skłonić ażebyś go nie wysadzał, więc tak uczyń, gdy już wszelka jest konieczność żeby widziano, iż został wysadzony. Urodziłam i ja, lecz urodziłam płód nieżywy. Ten zabierz i wysadź, chłopca zaś córy Astyagesowej chować będziemy za swego. A tak ani ty schwycony niebędziesz na krzywdzie przeciwko swym panom, ani téż źle sobie nieporadzim; umarły bowiem dostąpi królewskiego pogrzebu, a pozostający nie utraci żywota.“ Skotarzowi bardzo stosowną do obecności zdała się rada żony, i natychmiast tak uczynił. Którego tedy chłopca, przyniósł aby go uśmiercił, tego oddaje żonie, swego zaś nieżywego włożył w koszyk w którym tamtego przyniósł; i ozdobiwszy całym strojem jego i zaniósłszy w najodludniejsze miejsce gór, tam go wysadza. Na trzeci dzień po wysadzeniu poszedł skotarz do miasta, zostawiwszy na straży przy zmarłym jednego z pastuszków, a przybywszy do mieszkania Harpaga, oznajmia, iż jest gotowym wskazać nieżywe ciało dziecięcia. Posławszy zatém Harpag najwierniejszych ze swoich przybocznych, przekonał się przez nich i pochował dziecko skotarza. Tak tego chłopczynę złożono w grobie, drugiego zaś, którego potém przezwano Cyrusem, przyjąwszy za swego wychowywała żona skotarza, nadawszy mu inne imię, a nie Cyrus. Gdy miał już lat dziesięć chłopczyna, następna okoliczność mu przydarzona, wydała go. W téj saméj wsi, w któréj były owe pasternie, grał z innymi rówiennikami na drodze. Owoż igrające chłopcy wybrały królem nad sobą tego właśnie, nazwiskiem skotarza zawsze przez siebie mianowanego. On tedy poprzeznaczał jednych z nich do budowania mieszkań, drugich na swoich przybocznych, jeden miał być okiem króla, innemu rozdał urząd wnoszenia poselstw, i tak każdemu wyznaczył godność. Znajdował się zaś wśród téj grającéj dziatwy téż i syn Artembaresa, znakomitego między Medami męża; ten gdy niechciał wydanego przez Cyrusa rozkazu wykonać, rozkazał go Cyrus innym chłopcom pochwycić, co gdy uczynili, Cyrus nader mocno go razami obłożył. On więc jak go tylko puszczono, tém bardziej rozdąsany, iż czuł się obrażonym, pobiegłszy do miasta do ojca, doniósł mu z płaczem to, co go od Cyrusa spotkało, nie mówiąc wszakże od Cyrusa (gdyż tego imienia pewnie jeszcze nie nosił) lecz od syna skotarza Astyagesowego. Artembares zaś oburzony poszedł do Astyagesa prowadząc z sobą chłopca, i oświadczając, iż tegoż rzecz nieznośna spotkała, rzecze: „O królu! od twego niewolnika, syna skotarza wten sposób jesteśmy znieważeni,“ i tu pokazał plecy syna. Słysząc i widząc to Astyages, i chcąc pomścić chłopca dla czci Artembaresa ojca, przyzywa skotarza i jego syna. Gdy przybyli obaj, rzecze Astyages spoglądając na Cyrusa: „Ty więc będąc tego nikczemnego człowieka synem, śmiałeś dziecko tego tu pierwszego u mnie męża taką dotknąć obelgą?” Tamten zaś odpowiedział: „O panie, wyrządziłem mu to słusznie; chłopcy bowiem ze wsi naszej, do których i ten należał, postanowili mnie królem nad sobą, gdyż zdałem im się do tego najzdatniejszym. Inni zatem wykonywali moje rozkazy, ten zaś był nieposłusznym i za nic mnie uważał, aż karę odebrał. Jeżeli więc za to zasłużyłem na chłostę jaką, oto mnie masz.” Gdy to mówił chłopiec, zdało się Astyagesowi iż go poznaje, rysy bowiem twarzy znajdował podobne swoim i odpowiedź więcej wolnego człowieka zdradzającą; i czas wreszcie wysadzenia zdawał się zgadzać z jego wiekiem. Przestraszony tém przez czas niejaki pozostał w milczeniu. Z trudem nareszcie uspakajając się i chcąc oddalić Artembaresa, ażeby sam na sam wybadał skotarza, rzecze: „Artembaresie, uczynię tak, iż ani ty ani syn twój niebędziecie mieli przyczyny się użalić.“ Odprawia więc Artembaresa, Cyrusa zaś wprowadzili słudzy na rozkaz Astyagesa do wnętrza zamku. Gdy pozostał sam tylko skotarz, zapytał go Astyages, zkąd dostał tego chłopca i kto mu go powierzył. Ten zaś odpowiedział, iż sam go spłodził, i że matka dziecka jeszcze się przy nim znajduje. Astyages rzekł mu na to, iż nie rozmyślnym jest względem siebie, gdy pragnie podać się na ciężkie próby; i mówiąc to dal wraz znak przybocznym kopijnikom, aby go pojmali. Lecz on gdy go prowadzono na męki, wyznał prawdę. I od początku wszystko rzetelnie wypowiedziawszy, udał się do proźb i błagał, aby mu król przebaczył.
Owoż Astyages skotarzowi mniejszą już winę przypisywał, gdy prawdę wyjawił, lecz wielce rozjątrzony na Harpaga, rozkazał go przywołać przybocznym. Gdy przyszedł, odezwał się do niego Astyages: „Harpagu, jakąż straciłeś śmiercią dziecko z córki méj narodzone, które ci powierzyłem?“ Harpag zaś ujrzawszy skotarza znajdującego się w zamku króla, nie zwrócił się do wybiegów, aby nie został na fałszu schwyconym, lecz tak odpowiedział: „o królu! odebrawszy od ciebie to dziecko, rozmyślałem, jakbym i twemu żądaniu zadość uczynił i sam względem ciebie pozostając bez winy, ani w obliczu córki twojéj, ani w twojem własném nie stał się zabójcą. Czynię więc tak. Przywoławszy tego skotarza, oddaję mu dziecko powiadając, że tyje rozkazujesz zabić i mówiąc to nie skłamałem, gdyż taki był wyrok twój. Oddaję atoli temu człowiekowi dziecko tak, że mu zalecam, ażeby je wysadził na odludnéj górze i pilnował przy nim pozostając dopóki ducha niewyzionie, i dodałem różne groźby, gdyby tego ściśle nie wykonał. Skoro zaś po spełnieniu moich rozkazów przez tegoż umarło dziecko, wysławszy najwierniejszych z moich trzebieńców, i przekonałem się przez nich naocznie i pochowałem je. Taki jest bieg téj sprawy, o królu, i tą śmiercią zginęło to dziecko.“ Harpag tedy szczerą wynurzył mowę; lecz Astyages ukrywając, jaki gniew ku niemu powziął o to co się stało, najprzód, jaką sam usłyszał opowieść wypadku od skotarza, powtórzył Harpagowi, potem zaś gdy to powtórzył zwrócił mowę do tego, iż chłopiec żyje i że dobrze iż się tak stało. „Bardzo bowiem, mówił daléj, cierpiałem nad tém, co miało być dokonane na tém dziecku i wyrzutów córki nie lekceważyłem sobie. Gdy więc ku dobremu rzecz obróciło przeznaczenie, przyszlij mi syna własnego do tego nowoprzybyłego, i sam (gdyż zamierzam bogom uczynić ofiarę za ocalenie tego chłopca, którym należy to uczczenie) przybądź do mnie na ucztę.“ Harpag usłyszawszy to, padł na kolana przed królem i winszując sobie, iż jego przewinienie na dobre wyszło i że z dobrą wróżbą na ucztę wezwany został, oddalił się do domu. Tu stanąwszy, miał bowiem tylko jednego syna w wieku najwięcéj lat trzynastu, co żywo go wyprawia, rozkazując pójść do domu Astyagesa i czynić co tenże rozkaże; sam zaś nad miarę uradowany opowiedział żonie, jaka go pomyślność spotkała. Astyages zaś skoro chłopiec Harpaga przybył, kazał go zabić i na sztuki porąbawszy, jedno z tego mięsa upiec, a drugie ugotować; co wszystko przyrządzone trzymał w pogotowiu. Na godzinę uczty przybyli inni biesiadnicy i Harpag; pierwszym i Astyagesowi zastawiono stoły pełne mięsa owczego, przed Harpagiem zaś całe ciało jego dziecka prócz głowy i wyższych części rąk i nóg; te na boku przykryte stały w koszu. Gdy Harpag zdawał się być nasycony potrawą, zapytał go Astyages, czy mu smakowała uczta; a gdy rzekł, iż bardzo, przynieśli, którym było zlecone, zakrytą głowę, ręce i nogi jego syna i stanąwszy przy nim, kazali odchylić mu zasłonę i brać, któreby chciał. Usłuchawszy Harpag, odkrywa kosz i widzi reszty swojego dziecka. Nie przestraszył się przecież tym widokiem, i ukrył w sobie co myślał. Spytał go zatém Astyages, czy poznaje jakiego zwierza mięso pożywał, odrzekł na to, iż poznaje i że mu miłém wszystko, cokolwiek król jego uczyni. Tak odpowiedziawszy i zabrawszy pozostałe części ciała, odszedł do domu, gdzie (jak mi się zdaje) zamierzał wszytkie zebrawszy pogrzebać.
Taką zemstę wywarł Astyages na Harpagu, o Cyrusie zaś rozmyślając, przywołał tych samych magów, którzy mu senne widzenie w oznaczony wyżéj sposób wyłożyli. Przybyłych zapytuje Astyages, jakie mu wtedy dali wytłumaczenie snu. Ci tak samo jak dawniéj powiedzieli mówiąc, że musi królować ten chłopiec, jeżeli pozostał przy życiu, i nie pierwéj umarł. Na to odpowiada im Astyages: „żyje ten chłopiec i nieumarł, lecz go gdy się chował na wsi, chłopcy osady królem uczynili; a on dopełnił wszystkiego, co czynić zwykli istotni królowie. Albowiem i przybocznych, i odźwiernych, i posłów i wszystko inne ustanowiwszy rządził. I cóż to teraz zdaje wam się mieć za znaczenie?“ Rzekli magowie: „skoro żyje i królem był nie w skutek przemyślenia czyjegoś, miéj odwagę i bądź dla tego dobréj myśli, gdyż niebędzie już drugi raz panował. Albowiem niejedne z naszych wyroczni małoznacznie już wypadły, i snów przepowiednie słabym się nieraz skutkiem iszczą.“ Odpowie Astyages. „I ja, magowie, zupełnie jestem tego zdania, iż skoro ten chłopiec nazwany został królem, już się sen wypełnił i nie grozi mi żadne więcéj od niego niebezpieczeństwo. Jednakowoż doradźcie mi, po dokładném zastanowieniu, co może domowi memu i wam wszelkie zapewnić bezpieczeństwo.“ Rzekli na to magowie. „O królu, i nam mocno na sercu, żeby trwałemi były twoje rządy. Inaczéj bowiem przechodząc one na tego chłopca z urodzenia Persę, zmieniłyby swoją istotę, a my będący Medami stalibyśmy się niewolnikami, i jako cudzoziemcy, bez znaczenia w obliczu Persów; dopóki zaś ty panujesz, wspólny nam obywatelu, i my rządzimy w części i wielkie godności z rąk twych trzymamy. Tak więc konieczną nam jest czuwać nad twoją i rządów twych całością. Gdybyśmy więc widzieli teraz jakie niebezpieczeństwo, z sumiennością byśmy cię o niém ostrzegli. Lecz skoro się na błachym wypadku skończył twój sen, sami nabieramy ducha i tobie tak samo czynić z ufnością polecamy. Tego chłopca jednak oddal z oczu swoich do Persyi i rodziców jego.“ Usłyszawszy to Astyages ucieszył się i przywoławszy Cyrusa, rzekł do niego: „chłopczyku, skrzywdziłem cię dla niedokładnego widzenia we śnie, lecz własnym swoim losem ocalałeś: wracaj sobie teraz wesół do Persów z tymi, których ci dla twego bezpieczeństwa dodam za towarzyszów. Przybywszy tam zastaniesz innego ojca i matkę, jak Mitradates skotarz i jego żona.“ To rzekłszy Astyages odprawił Cyrusa. Powracającego do domu Kambyzesa przyjęli rodzice, a dowiedziawszy się kto jest, uściskali serdecznie, gdy mniemali iż natychmiast wtenczas był umarł, i wypytywali, jakim sposobem ocalał. Opowiedział im to dodając, że wprzódy tego niewiedział i w wielkim pozostawał błędzie, dopiero w drodze usłyszał od towarzyszów o całém swojém nieszczęściu; mniemał bowiem, że jest synem skotarza Astyagesowego, dopiero w drodze wszystkiego się dowiedział od innych łudzi. Opowiadał daléj, iż wychowany został od żony owego skotarza, pełen był pochwał dla niéj i bez przestanku wspominał matkę przybraną Sukę (Kyno). Rodzice zaś jego pochwyciwszy to imię, ażeby ocalenie syna cudowniejszém uczynili przed Persami, rzucili pogłoskę, iż wysadzonego Cyrusa suka wykarmiła. Ztąd poszła ta powiastka.
Gdy zaś zmężniał Cyrus i celował rówienników odwagą, którzy go bardzo kochali, zaczął podżegać go Harpag przysełając mu podarunki, a pragnąc pomścić się na Astyagesie. Wiedział bowiem, iż sam, jako prywatny nie potrafi wywrzeć zemsty na królu, lecz Cyrusa spostrzegając dorastającego, starał go sobie sprzymierzyć dla tego, że równych krzywd obaj doznali od Astyagesa. Ale przedtém jeszcze to przysposobił. Ponieważ Astyages przykrym był dla Medów, przystąpiwszy do każdego z osobna z pierwszych Medów namawiał, iż trzeba im powoławszy na tron Cyrusa koniec położyć panowaniu Astyagesa. Zdziaławszy to i przygotowawszy Harpag, chciał Cyrusowi objawić swój zamiar, lecz gdy żyjącemu pomiędzy Persami, przy obsadzonych strażami drogach nie mógł w żaden inny sposób, do takiego uciekł się wybiegu. Przyrządziwszy zmyślnie zająca, rozerznął mu żołądek nie tknąwszy sierści i włożył w niego list, w którym wypisał co myślał; potém zaszywszy znowu zająca i dawszy najwierniejszemu ze swoich domowników wraz z łowczemi siatkami, jakoby myśliwcowi, wysłał go do Persów zaleciwszy mu ustnie, ażeby wręczywszy tego zająca Cyrusowi powiedział mu, iżby go własnoręcznie otworzył, nie dozwalając przy wykonaniu tego nikomu być przytomnym. Zalecenie to ściśle wykonane zostało, a Cyrus odebrawszy zająca rozerznął go i znalazłszy w nim list, wyjął go i przeczytał następujące wyrazy: „O synu Kambyzesa! tobą bowiem opiekują się bogowie, gdyż nigdybyś pewno inaczéj do tego stopnia pomyślności nie doszedł; pomścij się na Astyagesie, twoim zabójcy. Z jego bowiem woli miałeś nieżyć, ale z woli bogów i mojéj ocalałeś. Lecz mniemam, iż dawno już wiesz tak o sobie co cię spotkać miało, jako co i ja ucierpiałem od Astyagesa, za to, iż ciebie nie zabiłem, ale oddałem skotarzowi owemu. Ty tedy, jeśli chcesz mnie usłuchać, nad tą krainą, którą teraz rządzi Kambyzes, panować będziesz. Namówiwszy Persów do odpadnięcia ciągnij z nimi przeciwko Medom; a czy ja obrany zostanę wodzem naprzeciwko tobie, czy inny który ze znakomitych Medów, stanie się jako pragniesz. Pierwsi bowiem oni odstąpiwszy Astyagesa, przejdą na twoją stronę i starać się będą go zrzucić. Gdy więc tutaj rzecz przygotowana, działaj jak ci radzę, a działaj prędko.“ Przeczytawszy to Cyrus rozmyślał, jakimby najmędrszym sposobem nakłonił Persów do odpadnięcia, i to znalazł najwłaściwszém i tak postąpił. Napisawszy na owym liście co chciał, uczynił zgromadzenie Persów, i rozwinąwszy pismo i przeczytawszy oświadczył, iż go Astyages ogłasza wodzem Persów. „Stósownie do tego, dodał, Persowie! nakazuję wam stawić się każdemu opatrzonemu w sierpy.“ To nakazał Cyrus. Jest zaś Persów wiele pokoleń, z tych niektóre zgromadził Cyrus i namówił do odpadnięcia. Są one następujące od których inne zawisły: Persowie, Pazargadowie, Marasowie, Maspiowie. Z tych Pazargadowie są najznamienitsi, pomiędzy nimi bractwo (φρήτρη) Achemenidów, z których pochodzą królowie perscy. Inni Persowie są: Pantialeowie, Derusiaeowie, Germaniowie. Ci wszyscy uprawiają ziemię, inni są pasterzami, jako to: Daowie, Mardowie, Dropikowie, Sagartiowie.
Gdy się stawili wszyscy z nakazanemi narzędziami, wtedy, ponieważ zebrali się wśród okolicy ciernistéj na ośmnaście czy dwadzieścia stadiów zewsząd się rozlegającéj, rozkazał im Cyrus wyczyścić tę ziemię w jednym dniu. Gdy dokonali téj pracy, drugi wydał im rozkaz, ażeby się następnego dnia zgromadzili odbywszy uprzednio kąpiel. Tymczasem zgromadziwszy Cyrus trzody ojcowskie kóz, owiec i bydła na jedno miejsce czynił ofiary i, jakby na przyjęcie wojska Persów, przygotowywał jak najobficiéj wina i chlebów. Przybyłym nazajutrz Persom kazał Gę rozłożyć na łące i rozpoczął z nimi biesiadę. Gdy się nasycili zapytał ich Cyrus, która praca im była milsza czy poprzednia, czy obecna? Ci odpowiedzieli, iż wielka pomiędzy niemi różnica: ubiegłego bowiem dnia samo złe mieli, dzisiajszego zaś wszystko dobre. Pochwyciwszy tedy to słowo Cyrus, odkrył całą rzecz mówiąc: „Mężowie perscy, tak stoi wasza sprawa, jeżeli chcecie mnie usłuchać, czekają was te i tysiączne inne dodobra, i to bez żadnej niewolniczéj pracy; jeżeli mnie nie chcecie usłuchać, czekają was trudy podobne wczorajszym niezliczone. Teraz więc pójdźcie za moją radą i zostańcie wolnymi! Zdaje mi się bowiem, iż zrządzeniem bóstwa urodziłem się na to, abym wam te pomyślności w ręce złożył, a nie uważam was za gorszych od Medów, tak w innych sprawach, jako szczególniéj w wojennych. Azatem, gdy ten jest układ rzeczy, oderwijcie się co prędzéj od Astyagesa!“
Persowie tedy otrzymawszy naczelnika, z radością oswobodzili się oddawna, już z niechęcią znosząc jarzmo Medów; Astyages zaś skoro się dowiedział o zamysłach Cyrusa, wyprawiwszy gońca wzywał go do siebie. Cyrus zaś kazał mu przez tegoż oznajmić, iż prędzéj przybędzie jak sam sobie życzy Astyages. Usłyszawszy to Astyages uzbroił wszystkich Medów, i jakby rażony (na umyśle) przez bóstwo wodzem nad nimi uczynił Harpaga, zapomniawszy jaką mu krzywdę wyrządził. Skoro tedy przyszło do spotkania pomiędzy Medami i Persami, jedni z nich którzy nie byli wciągnięci do spisku, walczyli, inni zbiegali do Persów, największa zaś część dobrowolnie tchórzyli i uciekali. Kiedy się dowiedział o haniebnéj rozsypce wojska Astyages, zawołał odgrażając się na Cyrusa: „nie poeieszy się Cyrus swą wygraną!“ To rzekłszy rozkazał najprzód powbijać na pale sny tłumaczących magów, którzy mu doradzili wypuścić Cyrusa; potém zaś uzbroił pozostałych w mieście Medów, młodych i starców. Wyprowadziwszy ich zatém do boju i spotkawszy się z Persami został pobity, sam żywo schwytany i Medów których przywiódł utracił. Tu do pojmanego Astyagesa przystąpiwszy Harpag, naigrawał się i szydził z niego już to innemi dotkliwemi słowy, już to uczynioném ze względu na ową ucztę, na któréj go mięsem syna ugościł zapytaniem, czemby była teraźniejsza niewola w porównaniu z dawniejszém jego panowaniem? Spojrzawszy na niego Astyages zapytał nawzajem, czy by sobie przypisywał dzieło Cyrusa? Odpowiedział mu Harpag, iż szłusznie ten czyn sobie przywłaszcza, gdyż sam do Cyrusa oń pisał. Nazwał go zatém Astyages najnierozumniejszym i nąjniegodziwszym z ludzi; najnierozumniejszym, że mogąc zostać królem, gdyby obecne dzieło sam był wykonał, oddał moc innemu; najniegodziwszym, że dla uczty, Medów niewolnikami porobił. Jeżeli miało już być koniecznie innemu powierzone panowanie, jeżeli niemiał go sam dłużéj dzierżyć (mówił dalej Astyages), sprawiedliwszą byłoby przenieść to dobro na którego z Medów, niż Persów, gdy teraz Medowie niewinni w tém przestępstwie z panów niewolnikami zostali, Persowie zaś, wprzód Medów sługi, panami ich.
Astyages tedy panowawszy około trzydzieści pięć lat w ten sposób królestwo utracił, Medowie zaś ulegli Persom dla surowości jego, władawszy Azją powyżéj rzeki Halys przez lat sto dwadzieścia i ośm, wyjmując czas przez który panowali Skythowie. W późniejszym przecież czasie żal im się zrobiło swego postępku i odpadli od Dariusza; lecz pokonani w bitwie, znowu podbici zostali. Persowie zaś wtenczas pod Astyagesem powstawszy z Cyrusem na przeciw Medom, panowali odtąd nad Azją. Astyagesa zaś żadnéj nie wyrządziwszy mu krzywdy, trzymał Cyrus przy sobie aż do śmierci.
Taki był początek wychowania Cyrusa, tym sposobem doszedł do władzy królewskiej i Krezusa, który po tych wypadkach pierwszy go zaczepił, pokonał, jakom wprzody opowiedział; pokonawszy go zaś panował nad całą Azją.
Obrzędy Persów, które poznałem, są takie. Posągi bóstw, świątynie, ołtarze stawiać nie jest u nich w zwyczaju ale czynienie tego za nierozum poczytują, ponieważ, jak mniemam, nie wierzą jak Grecy, żeby bogowie z ludzi powstali. Zwyczajem u nich sprawiać ofiary Zeusowi na najwyższych górach, cały zaś obwód nieba nazywają Zeusem; ofiarują jeszcze słońcu, księżycowi, ziemi, ogniowi, wodzie i wiatrom. Tym ofiarują od początku swego, cześć zaś Uranii przejęli od Assyryjczyków i Arabów. Zowią zaś Assyryjczykowie Afroditę Mylitta, Arabowie Alitta, Persowie Mitra. Sposób czynienia ofiar wzmiankowanym bóstwom jest u Persów następujący. Mając je sprawiać nie stawiają ani ołtarzy, ani ognia nie zapalają; nie używają libacyi, ani fletu, ani przepaski na głowę, ani jęczmienia święconego; lecz gdy kto chce któremu z tych bóstw ofiarować, wyprowadza na czyste miejsce bydlę i przyzywa bóstwo owo, mając na głowie zawój myrtem uwieńczony. Ofiarującemu nie wolno dla siebie samego błagać pomyślności, lecz modli się o nią dla wszystkich Persów, przedewszystkiém dla króla; gdyż w liczbie wszystkich Persów i sam się zawiera. Skoro podzieliwszy na części bydlę ofiarnik ugotuje mięso, podesławszy jak najdelikatniejszéj trawy, najzwykłéj trzylistnéj, stawia na niéj owo wszystko mięso. Gdy to urządził, przytomny mag śpiewa pochodzenie bogów, którą to pieśń mienią przyśpiewem (obrzędowym śpiewem); bez maga nie wolno im sprawować ofiar. Zatrzymawszy się potém jeszcze czas niejaki, odnosi ofiarujący mięso do siebie i czyni zeń użytek, jaki mu myśl jego wskaże. Ze wszystkich dni ten najbardziéj czcić mają w zwyczaju, w którym się każdy urodził. W tym dniu uważają za słuszną, obfitszą niż inne sporządzać ucztę; w nim bogaci wołu, konia, wielbłąda i osła pieczonych w piecach zastawiają, ubodzy zaś zastawają drobne bydło. Potraw mało używają, ale wiele przysmaczków, lecz miernie nakładanych i ztąd powiadają Persowie, iż Grecy dla tego wstają od stołu głodni, że im po uczcie nic godnego wzmianki nie przystawiają; gdyby zaś przystawiano, nie przestaliby jeść. Wina sobie nie żałują. Nie wolno wymiotować, ani wodę odlewać w przytomności drugiego. To tedy tak zachowują. Podpici zwykli radzić o najważniejszych sprawach; co zaś postanowią w tych naradach, to im nazajutrz gdy wytrzeźwieją na nowo przedkłada właściciel domu tego, w którym radę odbyli. A jeżeli im się i po trzeźwemu podoba, potwierdzają, jeżeli nie, odrzucają. Co zaś w trzeźwym stanie wprzód uradzą, to roztrząsają podpici. Spotykających się z sobą po drogach przezto rozpoznać można, czy są sobie równi, że zamiast przemawiania do siebie całują się; jeżeli drugi jest niższego cokolwiek stopnia, całują się w policzek; jeżeli o wiele rodem pośledniejszy, upada przed pierwszym na kolana. Poważają najbardziéj najbliższych mieszkańców, po sobie rozumie się, potém tym najbliżej sąsiednich, i tak daléj w czci swojéj postępują. Najmniéj poważają tych, którzy jak najdaléj od nich mieszkają. Czynią to zaś mniemając że sami są o wiele we wszystkiém najlepszymi z ludzi; że inni oznaczoną koleją miłują cnotę, a najgorszymi są którzy od nich najdaléj osiedli. Za panowania Medów i inne ludy nad sobą panowały wzajem; to jest nad wszystkiemi i nad najbliżéj osiadłemi miały władzę Medy, te znowu nad pogranicznemi sobie, pograniczne nad najbliżéj się z niemi łączącemi. Tym samym porządkiem i Persowie czczą inne ludy, postąpił bowiem naród ten w panowaniu i opiece (nad innemi ludami). Obce zwyczaje przejmują Persowie najbardziéj z ludzi. Albowiem noszą ubiór medyjski, za piękniejszy od własnego osądziwszy i pancerze aegypskie w wyprawach wojennych; i przyjemnościom rozlicznym, które gdzieindziéj poznali, pilnie się oddają, jako naprzykład miłości chłopców, któréj się od Greków nauczyli. Poślubia sobie każdy wiele dziewic, prócz tych utrzymują daleko więcej jeszcze nałożnic. Po cnocie wojennéj tę uważają za drugą, gdy kto wiele dzieci spłodzi; temu zaś który ich ma najwięcéj, król przyseła podarunki przez cały rok; gdyż pomnażanie się ludności uważają za siłę narodu. Uczą dzieci swoje od piątego roku poczynając aż do dwudziestego, tylko tego trojga jeżdżenia konno, strzelania z łuku i mówienia prawdy. Nim dojdzie lat pięciu, nie pokazuje się dziecko ojcu lecz chowa pomiędzy kobietami. Dla tego zaś tak postępują, ażeby, jeźli wśród niemowlęctwa umrze, nie przyczyniło ojcu przezto żadnego zmartwienia. Owoż pochwalam ten zwyczaj, pochwalam i drugi, że dla jednego przewinienia ani sam król nikogo nie zabija, ani żaden z innych Persów za jedno przekroczenie domownika swego na męczarnie nie wskazuje; lecz wybadawszy, jeźli znajdzie więcéj i większych zbrodni, wtenczas dopiero gniew swój wywiera. Twierdzą także, iż nikt u nich nie zabija swego ojca albo matki, a ile się już takich wypadków wydarzyło, wszystkie po ścisłém roztrząśnieniu okazały sprawcami dzieci podrzucone albo z nieprawego łoża spłodzone; nie podobną bowiem do prawdy jest rzeczą, mówią, ażeby prawdziwy rodzic ginął od ręki własnego syna. Czego zaś u nich nie wolno czynie, tego nie wolno mówić. Za najhaniebniejszą poczytują kłamać, potém długi mieć, już to z wielu innych przyczyn, już to szczególniéj dla tego, iż zdaniem ich człowiek odłużony musi niekiedy i nieprawdę mówić. Który z obywatelów chróst dostanie po ciele (λέπρα) albo białego toczącego wyrzutu (λεύϰη), ten do miasta nie wchodzi i nie styka się z innymi Persami; twierdzą bowiem, iż zgrzeszywszy przeciwko słońcu, czémś takiem dotknięty został. Cudzoziemca zaś tą chorobą obłożonego gromadnie z okolicy wyganiają, toż białe gołębie, ten sam zarzut im robiąc. W rzekę ani wody nie odlewają, ani plują, nawet rąk w niéj nie myją, ani nikomu innemu nie dozwalają, lecz największą cześć oddają rzekom. I coś innego jeszcze mają u siebie właściwego, co uchodzi baczności Persów, lecz mojéj nie uszło. Imiona ich oznaczające już to kształt ciała już to godność osób, wszystkie kończą się na tę samą głoskę, którą Doryjczykowie nazywają san, Jończykówie sigma (s). Poszukując tego znajdziesz u Persów, nie poszczególne, lecz wszystkie imiona tak zakończone.
To mogę z pewnością o nich powiedzieć, ponieważ to wiem dokładnie, lecz o umarłych to niezrozumiale i niejasno podają, iż nie pierwéj chowają trupa męża perskiego, aż albo od ptaka, albo od psa rozdartym zostanie. Wiem bowiem dokładnie, iż to czynią Magowie, czynią to bowiem jawnie. Persowie atoli oblewają woskiem nieboszczyka i tak dopiero go ziemią pokrywają. Magowie bardzo się różnią od innych ludzi i od kapłanów w Aegypcie. Ci bowiem na tém swą czystość zasadzają, iż nic żywego nie zabijają, oprócz bydląt ofiarnych; tamci zaś wszystko własną ręką biją prócz człowieka i psa, a nawet rodzaj wielkiego ubiegania się z tego robią, iż zabijają mrówki, węże i inne płazy i lotne skrzydlate twory. Lecz o tych obrządkach, jako od dawna wprowadzone zostały, niechaj wystarcza co się rzekło; wracam znowu do pierwszego opowiadania.
Jończykuwie tedy i Aeolowie, jak tylko Lydowie od Persów zawojowani zostali, wyprawili posłów do Sardes do Cyrusa, chcąc pod temi samemi warunkami co Krezusowi i jemu się poddać. Lecz Cyrus usłyszawszy, czego żądali, powiedział im bajkę o człowieku grającym na flecie, który zobaczywszy w morzu ryby, ozwał się na swoim instrumencie, rozumiejąc, że ryby wyjdą na ląd; lecz gdy się zawiódł, wziął i zarzucił wielką sieć i niezmiarną mnogość ryb wyciągnął, a widząc je rzucające się, rzekł do nich: „przestańcież tańczyć, skoroście nie chciały wyjść do tańca na głos mego fletu.“ Powiedział zaś Cyrus Jończykom i Aeolom dla tego tę gadkę, ponieważ żądaniu jego przez posłów im uczynionemu, aby od Krezusa odpadli, nie byli posłusznymi, wtedy zaś gdy dzieła swojego dokonał, chcieli mu się poddać. Tknięty gniewem taką im więc dal odprawę; Jończykowie tedy, gdy im ją odniesiono, otoczyli murami swoje miasta wszyscy i zgromadzili się na Panionion[2] prócz Milezjan; z tymi bowiem jednymi zawarł Cyrus przymierze pod temi samemi warunkami co Lydyjczyk. Reszta Jonów postanowiła spólném imieniem posłów do Sparty wyprawić, którzyby prosili o pomoc dla Jonów.
Ci Jończykowie, do których i Panionion należy, ze wszystkich, ile wiemy, ludzi, w najpiękniejszem co do nieba i (klimatu) odmian roku położeniu mieli swoje miasta. Ani bowiem wyżéj, ani poniżéj od nich rozlegające się kraje, czy to na wschód, czy na zachód, równać się nie mogą z Jonią; jedne z nich od zimna i mokrości, drugie od gorąca i posuchy uciskane. Języka nie jednego używają, lecz na cztery odmiany rozszczepionego. Pierwsze pomiędzy nimi miasto Milet leży na południe, po niém Myus i Priene; te znajdują się w Karyi, jednakowéj używają mowy; położone w Lydyi są Efez, Kolofon, Lebedos, Teos, Klazomeny, Fokea. Te miasta z pierwéj wyrażonemi wcale się językiem nie zgadzają, lecz między sobą jednego się trzymają. Pozostają jeszcze trzy miasta Jońskie, z których dwa mieszczą się na wyspach Samos i Chios, trzecie założone na stałym lądzie, Erythrae. Chijczykowie i Erythrejczykowie jednę mają mowę, Samijczykowie takoż sobie właściwą. Te są cztery odmiany języka.
Z tych tedy Jończyków Milezjanie wolni byli od trwogi, zawarłszy z Cyrusem przymierze, wyspiarzom ich téż żadne nie groziło niebezpieczeństwo; ani bowiem Feniczykowie nie byli jeszcze Persom podlegli, ani sami Persowie żeglarzami. Oderwali się oni od reszty Jończyków dla żadnéj innéj przyczyny, jak że gdy w ogóle wtenczas słabą była całość narodu Greckiego, najsłabszym ze wszystkich i najmniejszego znaczenia był szczep Joński: prócz Athen bowiem nie było żadnego uwagi godnego miasta. Owoż inni Jończykowie i Atheńczykowie unikali tego nazwiska, nie chcąc się mienić Jończykami, i jeszcze teraz zdaje się, iż się wielu z nich » tego miana wstydzi. Owe zaś dwanaście miast chlubiło się niém i świątynię wybudowało, któréj nadali imię Panionion (świątynia wszystkich Jończyków); postanowili zaś nie wpuszczać do niéj innych Jonów, ale też żadni z nich nie prosili o ten udział, prócz Smyrneńczyków. Tak samo Doryjczykowie związku pięciu miast, który się dawniéj przymierzem sześciu miast nazywał, strzegą tego, ażeby żadnych z sąsiednich im Dorów nie przyjmować do świątyni Triopijskiéj, owszem wykluczają od współudziału nawet z pomiędzy siebie tych, którzy dopuścili się zbrodni przeciwko niéj. W walce bowiem na cześć Apollona Triopijskiego wystawili niegdyś dla zwycięzców miedziane trójnogi, których otrzymujący je nie mieli wynosić ze świątyni, lecz tamże je bóstwu poświęcić. Mąż tedy z Halikarnasu, nazwiskiem Agazikles, odniósłszy zwycięztwo znieważył prawo i zabrawszy trójnóg do domu zawiesił go tamże na kołku. Z téj przyczyny pięć miast Lindos, Jalyzos, Kameiros, Kos i Knidos wykluczyło od udziału szóste miasto Halikarnas. Z tego więc powodu taką im oni karę nałożyli. Zdaje mi się zaś, iż Jończykowie dla tego tylko z dwunastu miast związek swój uczynili, nie chcąc przyjmować więcéj, że i wtenczas, gdy w Peloponnezie zamieszkiwali, dwanaście ich było dzielnic, jako teraz na takichże dwanaście podzieleni są Achaeowie, którzy Jonów wygnali, to jest najprzód Pellene przy Sikyonie, po niéj Aegira i Aegae, w któréj rzeka Krathis nieustannie płynąca, a od któréj rzeka Halie swoje nazwisko otrzymała, daléj Bura i Helike, do któréj schronili się Jonowie od Achaeów pobici, daléj Aegion i Rypejczykowie, Patrejczykowie, Farejczykowie i Olenos, w którém wielka rzeka Peiros, nareszcie Dynie i Tritejczykowie, którzy jedni z nich wśród kraju mieszkają. Te są owe dwanaście dzielnic dziś do Achaeów, a niegdyś do Jonów należące. Dla téj więc przyczyny Jończyk o wie dwanaście miast w Azyi założyli, gdyż wielkiém byłoby dzieciństwem twierdzić, że dla tego, iż więcéj są Jonami od innych Jonów, albo że szlachetniejszego są pochodzenia. Z nich wyszli Abantowie nie mały oddział na Euboei mieszkający, którzy z Jonii nazwiskiem nic nie mają spólnego; Minyowie takoż pomięszani z Orchomeńczykami. Kadmejczykowie, Dryopowie, część Fokejczyków, Molossowie, Arkadowie, Pelazgowie, Doryjczycy Epidauryjscy i innych wiele ludów, wszystko to zmięszane. Ci z pomiędzy nich, którzy z prytaneion Ateńskiego wyszedłszy, uważali się za najzacniejszych Jonów, ci nie zabrali ze sobą do nowych osad żon, lecz niewiasty Karyjskie pojęli, którym pozabijali rodziców. Dla tego to zabójstwa postanowiły owe niewiasty prawo pomiędzy sobą stwierdzone przysięgą i podały je córkom, aby żadna nigdy z mężem razem nie jadała, ani po nazwisku go nie wołała z téj przyczyny, iż zamordowali im ojców, mężów i dzieci, i to uczyniwszy, potém z nimi spoinie mieszkali. To działo się w Milecie. Królami obierali jedni Lykiów od Glaukosa syna Hippolocha pochodzących, drudzy Kaukonów Pylijskich od Kodrosa syna Melanthusowego ród swój wiodących, inni i tych i tamtych. Przywiązani oni byli więcéj do swego nazwiska od innych Jonów, i są téż pewnie czystego pochodzenia Jonami; są zaś Jonami wszyscy, którzy z Athen wyszli i święto Apaturiów obchodzą. Obchodzą je zaś prócz Efezian i Kolofończyków wszyscy; ci jedni tylko z Jończyków nie święcą Apaturiów, a to w skutek jakiegoś zabójstwa. Panionion zaś jest miejsce poświęcone na Mykali, na północ zwrócone, spoinie od Jonów Pozeidonowi Helikońskiemu wyborem poślubione. Mykale zaś, jest to przylądek na stałym lądzie położony na zachód rozciągający się do wyspy Samos; na tym przylądku zebrani z miast Jończykowie wyprawiali święto, któremu nadali nazwisko Panioniów. Doznają zaś tego, nie tylko święta Jonów ale zgoła wszystkich Greków uroczystości, iż na tę samą głoskę się kończą, jak nazwiska u Persów.
Te są miasta Jońskie, Aeolskie zaś są następujące. Kyme nazwana Frikonis, Lerisae, Neonteichos (Nowy mur), Temnos, Killa, Notion, Aigiroessa, Pitane, Aegaeae, Myrina, Gryneia. To jest onych dawnych jedenaście miast Aeolskich; jedno Smyrna zostało zburzone przez Jończyków; i tych bowiem było dwanaście na stałym lądzie. Aeolczykowie osiedli w lepszéj wprawdzie ziemi od Jonów, lecz nie równie przyjaznych zmian roku doznającéj. Smyrnę tym sposobem utracili Aeolowie. Pokonanych w zaburzeniu domowém mężów Kolofońskich i wygnanych z swojéj ojczyzny przyjęli do siebie. Ci wygnańcy upilnowawszy Smyrneńczyków, gdy po za murami obchodzili święto Dionyza, pozamykali bramy i miasto opanowali. Gdy zatém przybyli na pomoc wszyscy Aeolowie, stanęła ugoda, iż Aeolowie opuszczą miasto Smyrnę, jeżeli im Jończykowie powrócą ich sprzęty domowe. Skoro tedy Smyrneńczykowie przyjęli warunek, rozebrało ich owe jedenaście miast i do swoich mieszkańców wcieliło. Te są miasta Aeolskie stałego lądu, prócz założonych na górze Ida, oddzielone bowiem są te od związku. Po wyspach zaś jest pięć miast na Lesbos (szóste bowiem na Lesbos Arisbę ujarzmili Methymaejczykowie, chociaż Arisbejczycy byli im pokrewni), na Tenedos jedno, i na tak nazwanych Stu wyspach jedno. Lesbijczykom tedy i Tenedyjczykom, jako zamieszkującym wyspy Jonom, nic nie zagrażało; innym zaś miastom spodobało się spólnie iść za Jonami, kędy ich poprowadzą.
Gdy więc przybyli do Sparty posłowie Jończyków i Aeolów (wszystko to zaś działo się z prędkością), wybrali z pomiędzy wszystkich na mówcę swego Fokejczyka, imieniem Pythermosa. Ten odziany w szkarłatną szatę, aby dowiedziawszy się o tém zeszło jak najwięcéj Spartiatów, mówił powstawszy prosząc o pomoc dla swoich rodaków. Ale Lakedaemończykowie jakoś nie słuchali go i postanowili nie wspierać Jończyków. Posłowie tedy oddalili się, Lakedaemończykowie zaś usunąwszy ich jednak wysłali mężów na pięćdziesięciowiosłowym statku, którzyby, jak mnie się zdaje, śledzili bieg spraw Cyrusa i Jonii. Przybywszy ci ludzie do Fokaei, wyprawili do Sardes najznakomitszego z pomiędzy siebie, nazwiskiem Lakrines, któryby oznajmił Cyrusowi mowę Lakedaemończyków, aby nie ukrzywdził żadnego miasta ziemi greckiéj, gdyż oni się za to pomszczą. Gdy to wyrzekł herold, mówią, iż Cyrus zapytał przytomnych, co to za jedni ludzie ci Lakedaemończycy i jak liczni takie rzeczy mu zapowiadają? Dowiedziawszy się zaś miał rzec do herolda Spartańskiego: „nigdy nie lękałem się ludzi, mających w pośrodku miasta miejsce, na które zebrani wzajemnemi przysięgami się zwodzą. Jeżeli pożyję, nie o Jonów, lecz o własnych będą oni rozprawiać przygodach.“ Te słowa wymierzył Cyrus przeciwko wszystkim Grekom, którzy mając rynki używali ich do kupna i sprzedaży; Persowie zaś sami wcale nieużywają rynków i niemają nawet żadnego u siebie. Następnie powierzywszy Sardes Tabalowi mężowi perskiemu, złoto zaś Krezusa i innych Lydyjczyków Paktyesowi Lydyjczykowi rozkazawszy wieść za sobą, powrócił do Agbatany, zabierając z sobą Krezusa i na Ionów mało zrazu uwagi zwróciwszy. Babyłon bowiem stał mu na zawradzie i naród Baktryański, Sakowie i Aegypcianie, przeciwko którym sam ciągnąć zamierzył, przeciw łonom zaś innego miał posłać wodza.
Atoli skoro się Cyrus ze Sardes oddalił, Paktyes Lydyjczyków od Tabalosa i Cyrusa odstręczył, a udawszy się po nad morze, ile mający przy sobie wszystko złoto ze Sardes, zyskał najmem pomocników i ludy nadmorskie nakłonił do wojowania ze sobą. Uderzywszy zatém na Sardes obiegł Tabalosa, który się zamknął w twierdzy. Dowiedziawszy się o tém w drodze Cyrus, rzecze do Krezusa: „Krezusie, jakiż będzie koniec tych wypadków? Jak się pokazuje, nie zaprzestaną Lydowie mnie i sobie czynić przykrości; rozmyślam nad tém, czyby niebyło najlepszą uprowadzić ich z kraju jako niewolników. Bo zdaje się, iżem sobie postąpił podobnie jak ten, co zabiwszy ojca oszczędzałby jego dzieci. Tak i ja zabrawszy Lydom ciebie, któryś im więcéj był jak ojcem, im samym oddałem miasto i zatém dziwię się, iż odemnie odpadli.“ Ten tak wyraził co myślał, Krezus zaś odpowiedział jak następuje, lękając się, aby Cyrus niezburzył Sardów. „O królu, słuszne wyrzekłeś rzeczy, przecież nie ulegaj zupełnie zapędowi uczucia i miasta starego niepustosz, gdy ani przeszłych ani teraźniejszych wypadków niezawiniło. Dawniejsze bowiem ja spowodowałem i głową moją za nie pokutuję; za obecne niechaj odpowiada Paktyes, któremu powierzyłeś Sardy, on bowiem jest winowajcą. Lydyjczykom zaś przebacz i taki wydaj rozkaz, aby na przyszłość nie odpadali i niebezpiecznymi ci nie byli. Zakaż im przez posłów nosić broń wojenną, a rozkaż przywdziewać tuniki pod płaszcze i wysokie obuwie (koturny), a zapowiedz natomiast, aby dzieci swe uczyli grać na cytrach, śpiewać i kupczyć. A wkrótce, o królu, ujrzysz jak niewiastami staną się z mężów, tak iż niebędzie żadnéj obawy, aby od ciebie odpadli.“ Otóż Krezus podawał te rady, znajdując stan taki znośniejszy dla Lydów, niż aby jako niewolnicy sprzedani zostali, wiedząc nadto, iż jeśli dostatecznego nie wskaże powodu, Cyrusa nie nakłoni do zmienienia postanowienia, nareszcie lękając się, aby Lydowie, jeśli teraz ujdą niebezpieczeństwa, w przyszłości kiedy zbuntowawszy się nie zostali wytępieni od Persów. Cyrus zaś ucieszywszy się temu przełożeniu i puściwszy mimo gniew swój oświadczył, iż pójdzie za radą Krezusa. I zawoławszy Mazaresa męża medyjskiego, rozkazał mu wszystko to odpowiedzieć Lydyjczykom, co Krezus doradził, oraz sprzedać w niewolą wszystkich innych, którzy z Lydyjczykami przeciw Sardes wojowali, Paktyesa zaś koniecznie żywo sobie przyprowadzić.
Cyrus tedy takie z drogi wydawszy rozkazy, pospieszył do dzierżaw Perskich, Paktyes zaś dowiedziawszy się, iż już bliskiém jest idące naprzeciw wojsko, w trwodze do Kumy uszedł. Mazares zaś Med postąpiwszy pod Sardy z jakąś częścią wojska Cyrusowego, gdy nie znalazł już Paktyesa ze swymi w Sardes, przymusił najprzód Lydów do wypełnienia rozkazów Cyrusa, i odtąd Lydyjczykowie cały sposób życia odmienili. Zatém wysłał Mazares posłów do Kumy, rozkazując aby Paktyesa wydali. Kumejczykowie zaś uznali za potrzebną odnieść się względem postanowienia swego do bóstwa u Branchidów; była tu bowiem od dawnych czasów, wystawiona wyrocznia, któréj wszyscy Iończykowie i Aeolowie zwykli się byli radzić. Miejsce to znajduje się w ziemi Milezian nad portem Panormos. Posławszy tedy Kumejczykowie gońców do Branchidów, pytali się, jakby sobie względem Paktyesa postąpiwszy, mogli się bogom przypodobać. Otrzymali odpowiedź, żeby Paktyesa wydali Persom; którą skoro usłyszeli, gotowali się do wydania go. Lecz gdy się do tego skłania większa część, Aristodikos syn Heraklidesa a znakomity mąż między obywatelami oparł się mówiąc, aby nie czynili tego Kumejczykowie, częścią niedowierzając wyroczni, częścią mniemając, że posłowie nie powiedzieli prawdy; aż w końcu po drugi raz wyprawiono nowych gońców do których należał i Aristodikos, którzyby radzili się bóstwa względem Paktyesa. Ci gdy stanęli u Branchidów, pierwszy radził się wyroczni Aristodikos, tak się zapytując: „o królu, przybył do nas błagający Paktyes Lydyjczyk, uciekający przed okrutną śmiercią od Persów; ci go się domagają, rozkazując Kumejczykom wydać go. My zaś lękając się potęgi Persów, dopóty nie śmieliśmy wydać błagającego, ażby nam przez ciebie po prawdzie objawione zostało, jak mamy uczynić.“ Ten o to zapytał, bóg zaś znowm tak samo odwieścił, rozkazując wydać Persom Paktyesa. Na to Aristodikos tak sobie postąpił. Obchodząc w około świątynię, wybierał z gniazd wróble i inne młode ptaszęta, które w niéj założyły były swe mieszkania. Gdy to czyni, mówią iż dał się słyszeć z wnętrza głos, następnie przemawiający do Aristodika: „najbezbożniejszy z ludzi, jak śmiesz coś podobnego czynić; błagających w świątyni mojej okradasz?“ Aristodikos mający w pogotowiu odpowiedź ozwał się: „o królu, sam więc tak się opiekujesz błagającymi, Kumejczykom zaś nakazujesz wydać żebrzącego ich litości?“ Na to miało znów odeprzeć bóstwo: „tak jest, nakazuję to, abyście nabroiwszy złego prędziéj poginęli i nieprzychodzili więcéj do wyroczni po radę względem. wydawania błagających.“ Gdy przyniesiono Kumejczykom tę odpowiedź, niechcąc zginąć gdyby go wydali, ani téż być oblężonymi, gdyby zatrzymali, wysełają Paktyesa do Mytileny. Mytileńczykowie zaś, gdy Mazares słał posłów za posłami, aby go wydali, byli gotowymi do tego za jakąś nagrodę; nie umiem bowiem dokładnie powiedzieć, gdyż niezostała wypłacona. Kumejczykowie bowiem usłyszawszy co zamyślają uczynić Mytileńczykowie, wysłali do Lebos statek i uprowadzili Paktyesa do Chios. Tutaj dopiero wywleczony ze świątyni Atheny Poliuchos, wydany został przez Chijczyków. Wydali go zaś oni za Atornes, które otrzymali w nagrodę; to zaś Atarnes które otrzymali w nagrodę; to zaś Atarnes jest okolica w Myzyi naprzeciw Lesbos. Dostawszy tedy Paktyesa posłowie trzymali go pod strażą, chcąc przyprowadzić Cyrusowi. Przez długi czas odtąd żaden z Chijczyków ani święconym jęczmieniem z tego Atarnes zebranym bóstwu żadnemu ofiary nieczynił, ani ze zboża tam rosnącego przysmaczków do stołu nie przyprawiał, w ogóle odrzuconem było od ofiar wszystko, co z tej okolicy pochodziło.
Chijczykowie więc wydali Paktyesa, Mazares zaś ciągnął naprzeciw tym, co wspólnie oblegali Tabalosa, i już to (miasto) Prieny złupił, już to całą równinę rzeki Maeandru splondrował, zbierając żywność dla wojska, podobnie postąpiwszy z Magnezią. Poczém nagle umarł z choroby. Po jego śmierci objął Harpag dowództwo, także z urodzenia Med, którego król Medów Astyages bezbożną ugościł biesiadą, a który Cyrusowi dopomógł czynnie do królestwa. Ten mąż wtedy wodzem uczyniony przez Cyrusa skoro przybył do Ionii miasta za pomocą usypanych grobli zdobył; to jest ilekroć zamknął obywateli pomiędzy murami, prowadząc wały około tych murów, tak je zdobywał. Pierwszą zaś w Ionii Fokaeą napadł. Ci Fokaeowie pierwsi z Greków na dalekie puszczali się żeglugi, i oni to odkryli Adrią,[3] Tyrrenią,[4] Iberią[5] (Hiszpania) i Tartessus;[6] płynęli zaś oni nie na okrągławych łodziach, lecz na kończasto zakończonych pięćdziesięciowiosłowych. Przybywszy do Tartessu mile przyjęci zostali od króla Tarteosian, nazwiskiem Argantoniusa; rządził on Tarteosian, nazwiskiem Argantoniusa; rządził on Tartessem lat ośmdziesiąt, żył ogółem lat sto dwadzieścia. Ten mąż tak polubił Fokaeów, iż najprzód kazał im opuściwszy Ionią osieść w któréjbykolwiek chcieli części jego kraju, potém zaś gdy do tego nie namówił Fokaeów, dowiedziawszy się od nich o wzmaganiu się Medów, dał im pieniądze, ażeby miasto swoje murem obwiedli. Dał zaś hojnie, gdyż i obwód muru wynosi niemało stadiów i sam mur z wielkich i dokładnie spojonych zrobiony jest kamieni. Mury tedy swoje Fokaeowie tym sposobem wznieśli; Harpagos zaś przyprowadziwszy wojsko oblegał ich, oznajmując, że mu wystarczy, jeżeli zechcą Fokaeowie, jednę tylko zburzyć basztę i jedno (dla króla, jako oznakę uległości) poświęcić mieszkanie. Lecz Fokeaowie wzdrygając się przed niewolą odrzekli, iż chcą się przez dzień jeden naradzić i potém dać odpowiedź; przez ten czas zaś, w którymby się naradzali, rozkazywali mu wojsko od murów odprowadzić. Na to rzekł Harpagos, iż dobrze wié, co zamyślają uczynić, jednakowoż dozwala im się naradzać. Kiedy więc Harpagos cofał od muru wojsko, Fokaeowie pościągawszy pięćdziesięciowiosłowce na morze, wprowadziwszy na nie dzieci, żony i wszelkie narzędzia, nadto posągi ze świątyń i inne pomniki, wyjąwszy te, które były ze śpiżu, z kamienia lub malowane, wszystkie (mówię) inne pokładłszy i sami wsiadłszy na statki popłynęli do Chios, wypróżnioną zaś z ludności Fokaeą posiedli Persowie. Zatém Fokaeowie gdy im Chijczykowie niechcieli sprzedać tak zwanych wysp Oinussów, obawiając się aby te odtąd niezostały placem handlu, a ich wyspa od onegoż przeto wykluczona, popłynęli do Korsyki; w Korsyce bowiem dwudziestu laty pierwej założyli byli z natchnienia wyroczni miasto, nazywające się Alalia. Argantoniusz już był wtenczas umarł. Płynąc atoli do Korsyki, zboczyli do Fokaei i wymordowali straż Persów, któréj Harpag czuwanie nad miastem był powierzył. Gdy zaś tego dokonali, uczynili srogie przekleństwo na tego coby z ich floty pozostał na miejscu. Nadto spuścili bryłę żelazną w morze i poprzysięgli nieprędzéj powracać do Fokaei, aż ta bryła na powierzchnią wyrzuconą zostanie. Wszakże w czasie żeglugi do Korsyki więcéj nad połowę obywateli ogarnęła tęsknota i żal za miastem i zwyczajami ojczystéj krainy, i ci złamawszy śluby powrócili nazad do Fokaei; reszta wierną pozostając zarzeczeniom świętym, rozpiąwszy żagle na Oinussach stérowała prosto do Korsyki. Przybywszy zaś do Korsyki mieszkali wspólnie z tymi, którzy pięć lat pierwéj tamże przypłynęli i wystawili świątynię. Zresztą łupili napadając wszystkich sąsiadów; wyciągnęli więc przeciwko nim za wspólną umową Tyrreńczykowie i Kartagińczycy, mając razem sześćdziesiąt okrętów. Fokaeowie uzbroiwszy nawzajem swoje nawy, w liczbie sześciudziesiąt, wypłynęli na spotkanie w tak zwane morze Sardyńskie. Stoczywszy zatém bitwę morską odnieśli rodzaj Kadmejskiego zwycięztwa (t. j. okupionego taką stratą, iż raczéj przegraną się być zdaje); czterdzieści bowiem naw utracili, a dwadzieścia pozostałych było nie do użycia, gdyż poutrącano im dzióby. Powróciwszy tedy do Alalii pozabierali dzieci, żony, i inny dobytek, ile go przyjąć w siebie zdolne były nawy, i porzuciwszy Sardynią pożeglowali do Regium. Ludzi zaś z naw zatopionych, Kartagińczykowie i Tyrreńczykowie....... przypadło im zaś losem daleko więcéj jak tamtym, tych wyprowadziwszy na ląd ukamienowali. Następnie cokolwiek z Agyllaeów przechodziło przez owo miejsce, gdzie ukamienowani leżeli Fokaeowie, czy to owce, czy bydło, czy ludzie, wszystko stawało się wykoszlawione, uszkodzone i tknięte bezwładnością. Wyprawili więc Agyllaeowie poselstwo do Delfów, chcąc oczyścić się ze zbrodni. A Pythia rozkazała im czynić, co dziś jeszcze czynią, to jest sprawiają zmarłym wspaniałe ofiary i odbywają gymniczną i konną walkę. Owi tedy z Fokaeów taką śmiercią poginęli, drudzy zaś z nich co się do Regium schronili, wyruszywszy ztąd posiedli miasto w ziemi Oenotryjskiéj, które się teraz Hyela (Elea s. Yelia) zowie. Założyli zaś to miasto dowiedziawszy się od męża z Pozidonii, iż Pythia im nakazała ustanowić cześć dla Kyrnosa bohatera, a nie na wyspie Kyrnos (t. j. Sardynii) osiadać.
Takie były losy Fokaejów w Jonii; podobnie jak oni postąpili Tejczykowie. Gdy bowiem zdobył ich miasto za pomocą wału Harpag, wsiadłszy wszyscy na statki odpłynęli do Thracyi i tam założyli Abderę, któréj posady już przed nimi położył Timezios Klazomeńczyk lecz bezkorzystnie, gdyż wypędzony przez Thraków dostąpił za to teraz od Tejczyków w Abderze czci bohatera.
Ci jedni z Jonów nie mogąc znieść niewoli opuścili swe ojczyste miasta; inni zaś (Jonowie), prócz Milezian, przeszli przez bitwy z łlarpagusem jako i tamci, i okazali się dzielnymi mężami, walcząc każdy za swoją ziemię, lecz pokonani i ujarzmieni pozostali wszyscy w miejscu, poddawając się poszczególnie warunkom jakie im narzucano. Milezjanie zaś, jakom pierwéj powiedział, z samym Cyrusem zawarłszy przymierze żyli w pokoju. Tak więc po drugi raz ujarzmioną została Jonia. Skoro zaś pognębił Jonów na stałym lądzie Harpag, mieszkający po wyspach uląkłszy się, sami się popoddawali Cyrusowi.
Doznawszy klęski gdy nie mniéj przeto zgromadzali się na Panionion Jończycy, podał im, jak słyszę, Bias mąż z Prieny bardzo użyteczną radę, któréj, gdyby byli jéj usłuchali Jończycy, zgotowałaby im była największe szczęście pomiędzy Grekami. Otóż polecał im Bias puściwszy się na wspólnéj flocie płynąc do Sardynii i tamże jedno miasto dla wszystkich Jonów założyć; a tym sposobem uwolniwszy się od niewoli byliby szczęśliwi, zajmując największą ze wszystkich wysp, a panując nad innemi; jeżeli pozostaną w Jonii dodawał, iż nie przewiduje już dla nich żadnéj wolności. Lecz to zdanie Bijasa z Prieny wyrzeczone było do Jonów, gdy już rzecz ich była stracona; ale zdrową była także rada Thalesa męża z Miletu, który ród swój aż z Fenicyi wyprowadzał, objawiona, nim upadli. Ten rozkazywał Jończykom jednę utworzyć radę i tę w Teos umieścić (gdyż Teos leży w środku Jonii), wszystkie zaś inne zaludnione miasta uważać jak gdyby gminami (δήμοι) onejże były. Takie ci dwaj mężowie podali rady Jonom.
Zawojowawszy tedy Harpagos Jonią uczynił wyprawę przeciwko Karom, Kauniom i Lykijczykom, prowadząc ze sobą Jonów i Aeolów. Z tych narodów Kaowie przybyli na stały ląd z wysp. W dawnych bowiem czasach będąc podwładnymi Minosa i nazywając się Lelegami, zamieszkali na wyspach i, o ile tylko zasięgnąć potrafiłem wiadomości, żadnéj nie płacili daniny; lecz, ilekroć Minus potrzebował, obsadzali swoim ludem jego łodzie. Wówczas gdy Minos mnogie kraje podbijał z pomyślnością odbywając wojny, naród Karów był jednym z najprzemyślniejszych z pomiędzy wszystkich wtedy żyjących. Jakoż trzy zrobili wynalazki, których użyli potém Grecy; tak przypinać kity do hełmów, tarcze zdobić znamionami i ujęcia do nich przyłączać, oni wskazali. Dotąd bowiem wszyscy używający tarczów nosili je bez ujęć, władając niemi za pomocą rzemieni skórzannych na których je zawieszali około szyi i lewego ramienia. W późniejszym czasie Doryjczykowie i Jonowie Karów z wysp wyruszyli, i tak przybyli na stały ląd. Tak opowiadają o Karach Kreteńczykowie; Karowie przecię cale się na to nie zgadzają, lecz utrzymują, iż zawsze mieszkali na stałym lądzie i że zawsze to samo co dziś nosili nazwisko. Pokazują téż w Mylazach (miasto Karyi) starą świątynię Zeusa Karyjskiego, któréj wspólnie używają Myzowie i Lydowie będący Karom rodzonymi, gdyż Myza i Łyda mienią bracią Kara; innego zaś pochodzenia ludy, chociaż tego samego używające języka co Karyjczykowie, nie mają do téj świątyni przystępu. Kaunowie podług mego zdania tubylcami są, sami przecież twierdzą, iż z Krety przybyli. Zbliżyli zaś swoją mowę do ludu Karyjskiego, albo Karowie do Kaunońskiego (tego bowiem nie mogę z dokładnością rozstrzygnąć), praw używają o wiele różnych od innych ludów i Karów. Albowiem za najchwalebniejszą uważają u siebie, podług wieku i ochoty gromadnie zbierać się na pijatykę, tak mężczyźni jako kobiety. Ustanowiwszy zrazu ofiary dla bóstw obcych, gdy późniéj, zmieniwszy zdanie, postanowili tylko ojczystym cześć oddawać, przywdziawszy zbroje wszystka młodzież Kaunijska i uderzając oszczepami powietrze goniła aż do gór Kalydońskich mówiąc, iż wypędzają obcych bogów. Takie są obyczaje Kaunów. Lykiowie przybyli w dawnych czasach z Krety (Kretę bowiem przed wiekami zajmowali całą barbarzyńcy). Gdy się bowiem poróżnili na Krecie o królestwo synowie Europy Sarpedon i Minos, i gdy w zaburzeniu zwyciężył Minos, wyganiając Sarpedona i jego stronników, wtedy wyparci przyszli do Azyi na ziemię Milyas; gdyż okolica którą teraz dzierżą Lykiowie, przed wiekami Milyas, Milyanie zaś wtenczas Solymami się zwali. Rządził nimi Sarpedon, oni żaś nazywali się po imieniu, które ze sobą przynieśli i jeszcze teraz nazywani bywają Lykiowie od sąsiadów Termilami; gdy zaś wypędzony z Athen przez brata Aegeusza przybył do Termilów do Sarpedona Lykos syn Pandiona, tak i po jego imieniu następnie nazywać się zaczęli Lykiami. Praw częścią Kreteńskich częścią Karyjskich używają; jedno tylko utworzyli sobie właściwe i niezgodne z innych ludzi postanowieniami. To jest nazywają się po matkach a nie po ojcach, i gdy się jeden drugiego zapyta, kto jest? wymieni się z matki i téjże znowu matki rodzicielki wyliczać zacznie. Jeżeli się niewiasta obywatelska połączy z niewolnikiem, dzieci ich są szlachetne; jeżeli zaś mężczyzna obywatel chociażby z pierwszych, zamieszka z cudzoziemką albo z nałożnicą, dzieci ich cześć utrącają.
Karowie tedy żadnego świetnego czynu nie spełniwszy ujarzmieni zostali przez Harpaga, lecz nie tylko oni, i inni Grecy, którzy tę krainę zamieszkują, nic nie zrobili. Siedzą zaś tam między innymi osadnicy Lakedaemończyków Knidijczykowie, który cli kraik zwrócony ku morzu, Triopijskim zwany, gdy poczyna się od półwyspu Bubassia, cała ziemia Knidyjczyków, prócz małoznacznéj, wodą otoczona (stronę bowiem ku północy międzymorze Keramickie, stronę południową Symańskie i Rodyjskie morza zamyka); tę tedy małą część, około pięć stadiów wynoszącą, wtenczas kiedy Harpag Jonią podbijał, przekopywali Knidyjczykowie chcąc kraj swój uczynić wyspą. Była zaś cała posiadłość Knidyjczyków wewnątrz przesmyku; tam bowiem, kędy Knidyjska ziemia wybiega w ląd stały, jest ów przesmyk, który rozkopywali. Lecz gdy licznemi rękoma odbywali tę pracę Knidyjczykowie, z jakiegoś boskiego zrządzenia nadzwyczaj wiele cierpieli, ponieważ skała rąbana już to po innych częściach ciała, już też szczególniéj koło oczu raniła robotników; wyprawili więc do Delfów mężów z zapytaniem, coby to im w pracy taki upór stawiało. Pythia, jak sami powiadają Knidijczykowie, odwieściła im w trzymiarowym (jambicznym) rythmie jak następuje:

Przemysku w groblę nie podnoście ni skopujcie,
bo byłby Zeus otworzył wyspę, gdyby chciał.

Otrzymawszy tę odpowiedź, zaprzestali Knidyjczycy kopania i nadchodzącemu z wojskiem Harpagusowi sami się poddali. Byli jeszcze Pedazejowie wyżéj Halikarnasu wśród kraju mieszkający; tym ilekroć zagrażała jaka przygoda tak im samym, jako sąsiadom, kapłance Atheny wielka odrastała broda. Co się trzy razy zdarzyło. Ci jedni z pomiędzy mieszkańców Karyi opierali się czas niejaki Harpagowi i wielkiego nabawiali go kłopotu, oszańcowawszy się na górze nazwiskiem Lida.
Pedazejowie ci jednak z czasem zowojowani zostali; Lykiowie zaś, gdy na równinę Xantijską przybył z wojskiem Harpag, wyszli mu naprzeciw i walcząc w małéj liczbie przeciwko wielu dali dowody męstwa, aż skłonieni do cofnięcia i zamknięci w mieście zgromadzili w twierdzy żony, dzieci, majątki i domowników, i zatém całą twierdzę puścili z dymem. Co uczyniwszy i straszliwemi się związawszy się przysięgi, wyszli na nowo do boju i tak polegli walcząc wszyscy Xantyjczykowie. Z teraźniejszych zaś Lykiów mieniących się Xantyjczykami, wyjąwszy ośmdziesiąt ognisk (dymów), większa liczba są przybyszami. Owe zaś ośmdziesiąt rodzin nie było właśnie wtenczas w kraju i dla tego ocalały. Ziemię Xantos tak tedy zdobył Harpag, podobnie dostał krainę Kaunów, gdyż Kaunowie w większej części poszli za przykładem Lykiów.
Tak tedy Harpag dolną Azją podbił, wyższą zaś sam Cyrus, każdy w niéj mieszkający naród ujarzmiając, żadnemu nie przepuszczając. Lecz wielką część tych zaborów pominiemy; i o tych tylko pamięć podamy, które Cyrusa bardzo wiele trudu kosztowały i które najgodniejsze wspomnienia.
Zawojowawszy więc wszystko na stałym lądzie Cyrus uderzył na Assyryjczyków; Assyria ma wiele innych wielkich miast, lecz najznamienitszém i najobronniejszém, i w którém po zburzeniu Ninus stolica się znajdowała, był Babylon, miasto następującego kształtu. Leży na wielkiéj równinie, a będąc zbudowane w czworobok, każdy z boków sto dwadzieścia stadiów długości zajmuje; te stadia razem wzięte czynią obwód miasta z czterechset ośmdziesięciu stadiów. Wielkość tedy Babylonu tak jest ogromna; ozdobione zaś jest to miasto jak żadue inne z tych, które widzieliśmy. Obiega je nasamprzód głęboki, szeroki i pełen wody kanał, za nim mur mający pięćdziesiąt łokci królewskich szerokości, a dwadzieścia łokci wysokości: łokieć zaś królewski dłuższy jest od miernego (zwyczajnego) o trzy palce.
Lecz trzeba mi teraz jeszcze powiedzieć, gdzie podziano wydobytą z kanału ziemię i jak zbudowano mur. Otóż kopiąc kanał, obracano wraz wynoszoną z przekopu ziemię na cegłę, którą urabiając w dostatecznéj ilości palono w piecach; potém używając zamiast gliny gorącego asfaltu i co trzydziesty rząd cegieł przekładając plecionki ze trzciny, wymurowano najprzód wybrzeża kanału, a potém tymże sposobem sam mur podniesiono. Górą zaś muru po dwóch stronach jego wystawiono domki jednopiętrowe, ku sobie obrócone; środek zaś tych zabudowań zostawiono dość przestronny na przeganianie (przejazd) przezeń czworosprzęży. Bram w obwodzie całego muru jest sto, wszystkie z miedzi, tak samo oddrzwie jak i naddrzwie (gzymsy górne części). Jest zaś inne miasto odległe od Babylonu o drogę ośmiu dni, Is jego nazwisko. Znajduje się tam rzeka niewielka, także Is nosząca miano, ta wpada do Eufratu. Rzeka ta razem z wodą swoją pędzi wiele kawałów asfaltu, ztąd asfalt na mur w Babylonie zwożono. W ten sposób został Babylon murem opasany; składa on się zaś z dwóch części. Środek przerzyna rzeka, nazwiskiem Eufrates; ta przybywa z Armenii będąc wielką, głęboką i bystrą, a wpada do morza Czerwonego. Owoż oba mury ramiona swoje rozciągają do rzeki, odtąd zaś zagięcia muru wzdłuż obu rzeki brzegów zajmuje grobla z palonych cegieł. Samo miasto zapełnione trzy i czteropiętrowemi mieszkaniami, przecięte jest prostemi ulicami, tak innemi jako poprzecznemi prowadzącemi do rzeki. Na każdéj takiej ulicy w grobli owéj ponad brzegiem rzeki się ciągnącéj zrobione były małe wrota, a tych tyle, ile owych ulic. Były także z miedzi i prowadziły do saméj rzeki. Ten mur (tj. zewnętrzny) jest jakoby pancerz (zasłaniający miasto od napadów nieprzyjacielskich), drugi wewnętrzny mało co słabszy od niego, lecz węższy. W obydwóch stronach miasta w pośrodku wzniesione są mury, z których jeden obejmuje zamek królewski niezmiernego i ogromnego obwodu; drugi świątynię Zeusa Bala z spiżowemi bramami, stał jeszcze za moich czasów w czworobok postawiony, każdy bok miał długości dwa stadia. W pośrodku świątyni wybudowana jest mocna wieża, jedno stadium wysokości i szerokości zawierająca, na téj znowu stoi wieża, na téj znowu inna i tak aż do ośmiu wież. Wschody na te wieże zrobione są zewnątrz w koło wszystkich wież. W środku drogi jest wypoczynek i siedzenia do wytchnięcia sobie, na nie téż siadając wypoczywają wchodzący na szczyt. W ostatniéj wieży znajduje się wielka świątynia, a w téjże wielka kanapa dobrze wysłana, a przed nią stolik ze złota. Posągu nie masz tam żadnego, ani téż nocą nikt z ludzi nie pilnuje, wyjąwszy jednę niewiastę z krajowych, którą sobie z pomiędzy wszystkich wybierze bóg, jak powiadają Chaldejczykowie będący kapłanami w téj świątyni. Ci sami utrzymują, czemu nie daję wiary, iż sam bóg przybywa do świątyni i wypoczywa na kanapie, jako w tenże sam sposób dzieje się w Thebach Aegypskich, wedle opowiadań Aegypcian; gdyż i tam sypia w świątyni Zeusa Thebańskiego kobieta. Te niewiasty nie mają z mężczyznami żadnéj mieć styczności. Tak samo w Patara w Lykii kapłanka bóstwa kiedy ma obwieszczać przyszłość, nie zawsze bowiem wydawane tamże bywają wyrocznie, zamykaną zostaje nocami w świątyni. Jest jeszcze w Babylonie prócz téj wymienionéj świątyni inna dolna, gdzie się znajduje wielki siedzący posąg Zeusa ze złota, przed nim postawiony wielki stół złoty, podstawa i tron ze złota zrobione; a jak mi powiadali Chaldaeowie, ośmset talentów złota wypotrzebowano na owe dzieła. Zewnątrz świątyni jest ółtarz złoty, i jeszcze inny wielki ółtarz, gdzie zdrowe ofiary owiec zabijają; na owym zaś złotym wolno tylko mleko ssące ofiarować zwierzęta. Na owym większym ółtarzu wypalają Chaldaeowie corocznie podczas święta na cześć tego bóstwa obchodzonego tysiąc talentów kadzidła. Był podówczas w téj bożnicy jeszcze szczerozłoty posąg wysokości dwunastu łokci; nie widziałem go, tylko opowiadam, com słyszał od Chaldaeów. Na ten posąg zasadziwszy się Dariusz syn Hystaspa, nie odważył się przecież zabrać; lecz Xerxes syn Dariusza go zabrał, zabiwszy kapłana zabraniającego ruszać go z miejsca. Te są ozdoby téj świątyni, ale jest jeszcze wiele innych pomników poślubionych.
Owoż nad tym Babylonem wielu panowało królów, o których wspomnę w historyi Assyryjskiéj, ci przyozdobili i mury i świątynie; były między nimi i dwie niewiasty. Ta co pierwej panowała i o pięć wieków przed następczynią swoją żyła, nazywała się Semiramis, ona to usypała owe groble na równinie godne widzenia; nim zaś to nastąpiło, rzeka zwykła była wylewać na całą tę płaszczyznę. Druga, która po téj nastąpiła jako królowa, była z nazwiska Notokris. Ta będąc przebieglejszą od poprzedniczki pozostawiła już to dzieła pamięci, o których opowiem, już to widząc paóstwo Medów wielkie i nie zostające w pokoju, gdy schołdowało sobie inne miasta, a między temi i Ninus, zabezpieczyła się przeciwko niemu jak tylko mogła najbardziéj. Najprzód rzekę Eufrat płynącą dawniéj prostem korytem, która przerzyna środek miasta, przez wykopane do niéj powyżéj Babylonu kanały, uczyniła krętą do tego stopnia, iż do jednéj z wiosek Assyryjskich trzy razy przypływa. Ta wieś zwie się Arderikka. I którzy teraz od morza puszczają się do Babylonu wpłynąwszy w rzekę Eufrat, trzy razy przybliżają się do téj wsi i to w trzech dniach po sobie. To tedy zrobiła. Prócz tego usypała po obóch brzegach rzeki groblą godną podziwienia, tak wielka jéj wysokość i ogrom. Daleko nad Babylonem, cokolwiek opodal od rzeki, wykopała dolinę na jezioro, głębokości zawsze do wytrysku wody zastósowanéj, szerokości zaś w obwodzie czterystu dwudziestu stadiów; ziemię wydobywaną z tego wykopu kazała wysypywać na brzegi rzeki. Dolinę zaś skoro została wykopaną sprowadziwszy kamienie, obmurowaniem w koło opasała. Uczyniła zaś to oboje, to jest rzekę krętą i dolinę na bagno w tym zamiarze, aby rzeka wiele tworząc zagięć powolniejszą się stała, a żeglugi po niéj do Babylonu były także kręte, po których ukończeniu trzebaby wędrowcom jeszcze długą robić drogę brzegiem obwodu owego jeziora[7]. Rozkazała téż zatarasować przystępy i łatwe przejścia od Medów, aby ci często stykając się z Assyryjczykami nie wywiadywali o tém, co czyni. Tą tedy z głębi dobytą ziemią obwarowała się (przeciwko nieprzyjacielowi) i zaraz potém taki jeszcze uczyniła dodatek. Gdy miasto dwie miało strony, których środek zajmowała rzeka, ilekroć za dawniejszych królów chciał kto z jednéj części przejść do drugiéj, musiał przeprawiać się łodzią, co, mojém zdaniem, było uciążliwe. Ta Rządczyni i temu zabiegła; wykopawszy bowiem dolinę na jezioro, takie inne zaraz z tegoż dzieło sławne potomności pozostawiła. Kazała łupać szerokie głazy, które gdy przygotowano i ową kotlinę wykopano, spuściwszy cały strumień rzeki w to miejsce, przez czas gdy się nią napełniała dolina a stare łoże wysychało, już to brzegi rzeki w mieście i zejścia z owych bramek na dół do niéj prowadzące, kazała obmurować cegłą paloną, tak samo jak był sporządzon sam mur, już to w pośrodku miasta z kamieni, które wykopała, wystawiła most spajając głazy żelazem i ołowiem. Owoż za dnia rozciągała po wierzchu tego mostu czworogranne bale, po których Babylończycy przechodzili; nocą zaś kazała zdejmować to drzewo dla tego, ażeby przebiegając z jednéj części do drugiéj nie okradali się. Skoro zaś ów wykop zamienił się w jezioro napełniony przez rzekę, i most ukończony został, znowu rzekę Eufrat w dawne łoże z jeziora wywiodła. I tak wykopana przestrzeń zamieniona w bagno, w porę uczynioną się zdała i most ku pożytkowi obywateli wybudowanym tak samo.
Ta królowa wymyśliła jeszcze następujący podstęp. Ponad najludniejszemi bramami miasta wybudowała sobie górą ponad niemi grobowiec, i téj treści pismo na nim wyryła: „Którykolwiek z następnych po mnie królów Babylonu zapotrzebuje pieniędzy, niechaj otworzywszy ten pomnik, weźmie sobie ile zechce. Niechaj go przecież nie otwiera, jeśli nie będzie w takiéj potrzebie; gdyż nie będzie mu z tem dóbrze.“ Ten grobowiec był nie tknięty, aż kiedy królestwo przeszło na Dariusza. Ten uważał za niegodne siebie, ażeby bram tych wcale nie używał i ażeby pieniędzy, które nad niemi złożone były, gdy same go wzywały, nie zabrał. Lecz bram owych nie użył wcale dla tego, że nad głową przechodzącego przez nie spoczywał umarły. Otworzył atoli pomnik, lecz nie znalazł pieniędzy, tylko trupa i następne pismo: „Gdybyś nie był nienasyconym i podłego zysku chciwym, nie otwierałbyś grobów umarłych.“
Taką tedy miała być ta królowa; Cyrus zaś prowadził wojnę ze synem jéj, noszącym własnego ojca imię Labynetos i dzierżącym panowanie nad Assyryjczykami. Ciągnie zaś owo na wyprawę wielki król (tj. król perski) dobrze zaopatrzony z domu w żywność i owce, nawet wodę z sobą wozi z rzeki Choaspes płynącéj przy Suzach, z téj bowiem jednéj pija król perski, z żadnéj innéj. Téj wody Choaspesowéj odgotowanéj w srebrnych naczyniach wiele ciągnie za nim wozów czterokolnych mułami oprzężonych, w którąkolwiek udaje się stronę. Przybywszy tedy Cyrus w pochodzie swoim na Babylon ponad rzekę Gyndes, któréj źródła są w górach Matiańskich, sama zaś przepływa kraj Dardanów, rzuca się w drugą rzekę Tigris, ten zaś opływając miasto Opis wpada do morza Czerwonego; tę, mówię, rzekę Gyndes będącą spławną, gdy zamierzał przebywać Cyrus, któryś z poświęconych jego koni białych skoczywszy ze swawoli w strumień chciał go przepłynąć, lecz prąd go porwawszy na głębią uniósł ze sobą. Bardzo o to złorzeczył zuchwałéj rzece Cyrus i zagroził, iż ją tak słabą uczyni, że późniéj kobiety nawet, kolana nie zrosiwszy, przechodzić ją będą. Po téj groźbie zaniechawszy wyprawy na Babylon, rozdzielił wojsko na dwie części, rozdzieliwszy zaś oznaczył sznurami sto ośmdziesiąt rowów po każdym brzegu rzeki na wszystkie strony wyprowadzonemi być mających i ustawiwszy przy téj robocie wojsko rozkazał kopać. Mając zaś wielki tłum robotników dokonał wprawdzie dzieła, ale jednak całe lato nad niém strawili pracujący.
Zemściwszy się tak na rzece Gyndes Cyrus przez to, iż ją na trzysta sześćdziesiąt kanałów rozerwał, z nadejściem drugiéj wiosny ruszył ku Babylonowi. Babylończycy zaś wyszedłszy przed mury oczekiwali go. Gdy zaś był już bliskim miasta uderzyli Babylończykowie i pobici w potyczce wparci zostali do miasta. Ponieważ wiedzieli już naprzód, że Cyrus jest niespokojny i widzieli, iż z całym swoim narodem ujarzmić ich przybywa, nagromadzili byli na bardzo wiele lat żywności. Tak więc mało się kłopotali oblężeniem swojém, Cyrus zaś, gdy czas upływał mnogi a dzieło jego niepostępowało, w przykrém znajdował się położeniu. Lecz w końcu czy nieświadomemu co począć inny to poddał, czy sam znalazł co ma uczynić, takiego chwycił się środka. Ustawiwszy całe wojsko przy wpadaniu rzeki do miasta, i znowu z tyłu miasta, gdzie uchodzi z miasta, innych umieściwszy, nakazał wojsku, aby, skoro ujrzą, iż rzeka stała się sposobną do przebycia, natychmiast tędy do miasta wkroczyli. To urządziwszy i zaleciwszy, sam oddalił się z mniéj zdatną częścią obozu. Przybywszy zaś do jeziora, co niegdyś ze względu na rzekę i to jezioro uczyniła królowa Babylończyków, to podobnie lecz w innym celu udziałał i Cyrus. Wprowadziwszy bowiem rzekę przez rów do jeziora będącego bagnem, stare jéj łoże za ustąpieniem wody uczynił sposobném do przejścia. Gdy to nastąpiło, Persowie, którzy byli ustawieni właśnie w tym celu ponad strumieniem rzeki Eufrates, skoro taż opadła najwięcéj aż do środka lędźwi przechodzącemu ją mężowi, w téj chwili wpadli do Babylunu. Gdyby Babylończycy naprzód to byli wiedzieli, albo przeniknęli, co Cyrus przedsiębrał, byliby, nie dopuściwszy Persów do miasta, najhaniebniéj ich zgubili; pozamykawszy bowiem wszystkie owe bramki do rzeki wnijścia otwierające i powchodziwszy ua kamienne groble po obóch wybrzeżach tejże rzeki ubite, byliby ich połapali jak w sieci. Tak zaś niespodzianie napadli ich Persowie. Dla ogromu zaś miasta, jak powiadają tutaj mieszkający, nic nie wiedzieli o schwytaniu po odległych częściach miasta osiadłych mieszkający w pośrodku jego Babylończycy, lecz (obchodzili bowiem właśnie jakieś święto) tańczyli i oddawali się uciechom, aż i wszystko im się zbyt wyraźnie odkryło.
I tak Babylon wtenczas po raz pierwszy zdobyty został, potęgę zaś jego jaką jest okażę jako innemi dowodami tak i tym oto. Na utrzymanie dworu i wojska wielkiego króla, wyjąwszy haracz, podzielona cała ziemia nad którą panuje na dzielnice, składa się. Gdy dwanaście jest miesięcy w roku, przez cztery żywi go sama ziemia Babylońska, a przez ostatnich ośm cała Azja. Tak więc Assyryjska kraina tworzy trzecią część reszty potęgi Azji. Rząd zaś nad tą prowincją, którą Persowie Satrapią zowią, jest ze wszystkich najzyskowniejszy, kiedy Tritantaichmowi synowi Artabaza, który od króla dostał to namiestnictwo, codziennie przynoszono artabę pełną srebra (artaba zaś miara Perska mieści w sobie medimnus Attycki i trzy chojniki Attyckie); miał nadto koni osobnych, prócz wojennych, ogierów ośmset, klaczy szesnaście tysięcy; każdy bowiem ogier odstanawia dwadzieścia klaczy. Psów indyjskich tak niezmierną liczbę żywiono, iż cztery wielkie wsie na równinie, uwolnione od innych danin, tym tylko psom dostarczać żywności były obowiązane. Takie miał dochody rządzca Babylonu. Deszcz w ziemi Assyryjskiéj rzadko pada; korzeń zboża utrzymuje się następującym sposobem. Zwilżona od rzeki podrasta oźmina i zboże dojrzewa, nie tak przecie odbywa się tutaj skrapianie jak w Aegypcie, gdzie rzeka na role występuje, lecz za pomocą rąk i węborków. Cała bowiem ziemia Babylońska, jak Aegypska, poprzerzynana jest rowami; największy z nich jest spławny, obrócony ku słońcu zimowemu, wypływa z Eufratu w inną rzekę, to jest w Tigris, nad którą zbudowane było miasto Ninus. Jest zaś ta kraina ze wszystkich, które znamy, najlepszą do wydawania owocu Demetry (tj. zboża); innych bowiem drzew nie sili się wcale płodzić, ani figi, ani winnéj macicy, ani oliwki. Na owoc zaś Demetry tak doskonałą jest, iż zwykle dwieście ziarn wydaje, gdy zaś bardzo dobrze plonuje, do trzechset nawet. Liście pszenicy i jęczmienia na cztery łacno palce szerokie jest tamże. Proso i logowa (sezam) do jakiéj wielkości drzewa wyrasta, acz wiem, nie powiem, przekonanym będąc, iż w tych co nie zwiedzą ziemi Babilońskiéj, to co się o płodach jéj powie wielką obudzi niewiarę. Oliwy nie używają wcale, lecz z sezamu ją wytłaczają. Palmy rosną u nich wszędzie, wiele z nich wydaje owoc, z tych pokarm, wino i miód sporządzają. Chodują palmy jako figi tak w innym względzie, jako téż przeto, iż owoc tych, które Grecy męzkiemi zowią, obwięzują palmami żołądź wydającemi, ażeby Cynips (Psen, rodzaj robaka wewnątrz kwiatu) przenikając żołądź sprawił jéj dojrzenie i aby nie ściekał owoc palmy: męzkie bowiem noszą w owocu taki Cynips, jak figi dzikie[8] (grossus). Lecz największą z dotąd opisanych osobliwości, po samém mieście, jest dla mnie ta, którą teraz opowiem. Łodzie, któremi się po rzece do Babylonu przewożą, mają krągławe i ze skóry. Naciąwszy bowiem u Armeńczyków ponad Assyryjczykami mieszkających wierzb i sporządziwszy z nich boki do łodzi, naciągają na nie skóry ubezpieczające z pozewnątrz nakształt pułapu, ani przodu nie odznaczając, ani tyłu nie spajając, lecz jakby tarcz ułożywszy w okrąg i napełniwszy trzciną całą łódź, puszczają na rzekę naładowawszy na nią różnych przedmiotów; najzwykléj sadki z palmowego drzewa winem napełnione uprowadzają[9]. Kieruje niemi dwoje ludzie za pomocą dwóch wioseł, prosto na nich stojących, jeden ciągnie drąg na wewnątrz, drugi odpycha na zewnątrz. Robią te łodzie i bardzo wielkie i mniejsze; największe dźwigają ciężaru pięć tysięcy talentów. W każdéj łodzi znajduje się żywy osieł, w większych jest ich więcéj. Przypłynąwszy do Babylonu i wyładowawszy pakunek, drzewo łodzi i trzcinę przez woźnego sprzedają, skóry zaś włożywszy na osły powracają do Armenii. Pod wodę bowiem niepodobna jest płynąć w żaden sposób dla bystrości rzeki; z téj przyczyny też nie z drzewa, lecz ze skór budują łodzie. Skoro zaś powrócą z swoimi osłami do Armenów, inne łodzie tymże samym sposobem sporządzają. Łodzi tedy tego rodzaju używają. Ubiór zaś ich jest tunika ze lnu spadająca aż na nogi; na tę wciągają inną jeszcze z wełny i biały płaszczyk zarzucają: obuwie noszą krajowe, podobne Boeockim postołom[10]. Włosy długie zapuszczają i przewięzują przepaskami, całe ciało maściami napuszczają. Pierścień z pieczęcią i laskę sztucznie wyrobioną każdy nosi; na każdéj zaś takiéj lasce wystrugane albo jabłko, albo róża, albo lilja, albo orzeł lub coś podobnego; lasek bowiem bez znamienia nie godzi im się nosić. Taki jest przybór ich ciała. Prawa ich takie są. Najrozsądniejsze to jest podług zdania naszego, którego, jak słyszę, i Enetowie pomiędzy Illyriami używają. W każdéj wsi raz dorocznie to się działo. Gdy dziewice dojrzały do małżeństw, zgromadzano je wszystkie razem zebrane na jedno miejsce; w około nich stanął tłum mężczyzn, a woźny stawiając każdą pojedyńczo w pośrodek sprzedawał, zaczynając od najdorodniejszéj ze wszystkich. Potém, gdy ta za wielkie pieniądze sprzedaną została, wywoływał następną, która po pierwszéj najpiękniejsza. Sprzedawano je zaś na małżeństwo. Ilu więc było bogatych Babylończyków chętnych do żenienia się, ci przesadzając jedni drugich wykupywali odznaczające się urodą, którzy zaś z ludu (prostego) pragnącymi żon byli, ci piękności nie potrzebowali, i pieniądze raczéj i brzydsze brali dziewice. Gdy bowiem wyprzedał już woźny wszystkie najkształtniejsze, wywoływał najszpetniejszą albo kalekę i zapytywał, czyby kto wziąwszy jak najmniéj złota, zechciał z nią zamieszkać, ażżeci przypadła temu co za nię ową najmniejszą cenę podał. Złoto zaś to pochodziło od owych najdorodniejszych dziewic, i tak piękne wydawały za mąż szpetne i kaleki. Wydawać zaś córkę własną dowolnie zakazane było, ani téż wolno temu co kupił dziewicę odprowadzać ją do domu bez ręczyciela, Jęcz konieczną było dla niego dostawić takowego, aby zapewnił, iż istotnie z nią obcować będzie. Gdyby zaś nie podobali się sobie, stano wiło prawo, aby oblubieniec złoto jéj powrócił. Wolno téż było z innej wsi przybywającemu kupować. To była najpiękniejsza ustawa u nich, lecz nie utrzymała się aż do teraz, ale coś innego zaprowadzili, aby nie krzywdzono dziewic i do innego miasta nie uprowadzano. Gdy bowiem po zawojowaniu udręczeni zostali i własności swe potracili, każdy z ludu z potrzeby żywności przymusza swoje córki do zarabiania sobie frymarką ciała. Drugie mądre prawo jest następujące. Chorych przynoszą na rynek, gdyż nie używają lekarzy. Przystępując zatém do cierpiącego, naradzają się o jego chorobie, czy ktoś sam nie ulegał temu, co chory, lub czy nie widział kogo podobną dotkniętego niemocą. To przystępując mówią i zalecają środki, przez jakie sami pozbyli się złego lub innych od niego uwolnionych widzieli. W milczeniu nie godzi się przechodzić około chorego, nim go zapytasz, jaką słabością dotknięty. Ciała zmarłych chowają w miodzie, narzekania pogrzebowe podobne u nich jak u Aegypcian. Ilekroć zaś zespoli się z żoną mąż Babyloński siada przy zapaloném kadzidle, to samo czyni z drugiéj strony żona. Za nadejściem jutrzenki obmywają się oboje; żadnego bowiem nie dotkną się naczynia, nim tego nie uskutecznią. To samo téż Arabowie czynią. Najniegodziwszą przecię z ustaw Babylońskich jest ta. Każda niewiasta krajowa musi raz w życiu zasiadłszy w świątyni Afrodity (Wenery) obcować z cudzoziemcem. Wiele z nich za niegodne siebie uważając pospolitować się z innemi, jako bogactwem się odznaczające, przybywając w krytych sprzęgach stawają przed świątynią, a liczna służba idzie za niemi. Większa liczba tak sobie postępuje. W gaju Afrodity siedzi wiele niewiast mając na głowach wieńce kręcone; jedne bowiem nadchodzą, inne odchodzą; proste zaś przejścia prowadzą pomiędzy niewiastami, któremi przechodząc cudzoziemcy wybierają sobie. Tam skoro zasiadła niewiasta, nie prędzéj powraca do domu aż rzuciwszy jéj pieniądz na łono cudzoziemiec, zespoli się z nią za świątynią. Wrzucający zaś winien zawołać: „wzywam dla ciebie boginią Mylittę.“ Mylittą zaś zowią Assyryjczykowie Afroditę. Pieniądz ów jest polubownéj wielkości; nie zostanie bowiem odrzucony, gdyż się to niegodzi, ponieważ staje się świętym. Za pierwszym co go poda idzie niewiasta, nikogo nie wyróżnia. Lecz skoro odbędzie schadzkę, wypłaciwszy dar święty bogini powraca do domu, i odtąd za jaki chcesz podarek, już jéj nie pozyszczesz. Które z nich piękne i kształtne, prędko się odprawiają; które zaś nieurodne, długo czekają nie mogąc prawu zadość uczynić; u niejednych bowiem trzy i cztery lata miną, nim to nastąpi. W niektórych okolicach Cypru podobne temu istnieje prawo.
Owoż takie są prawa Babylończyków, których trzy są pokolenia, co nic innego nie jedzą jak ryby, które ułowiwszy i ususzywszy na słońcu, tak przyrządzają. Wrzucają je w moździerz, rozcierają tłuczkami i przesiewają przez płótno cienkie, zaczém kto zechce, utłoczywszy na ciasto lub upiekłszy jako rodzaj chleba pożywa.
Zawojowawszy tedy i ten naród Cyrus, zapragnął podbić Massagtów. O tym ludzie powiadają, że wielki i silny, zamieszkały ku jutrzence i wschodowi słońca, z tamtéj strony rzeki Araxes, naprzeciw mężów Issedońskich.[11] Są niektórzy, co go Skythijskim mienią być narodem. Araxes zaś mniemają jedni większym, drudzy mniejszym od Istru. Mówią, iż znajdują się wśród niego mnogie wyspy równające się wielkością wyspie Lesbos, a na nim ludzie, żyjący latem różnemi korzonkami, które wykopują, zimą zaś owocami zdejmowanemi z drzew, gdy dojrzeją, które składają sobie. Inne znowu mają się u nich znajdywać drzewa, owoc wydające taki, który zeszedłszy się gromadami na jedno miejsce i w koło zapalonego ognia zasiadłszy, gdy wrzucą w tenże i zaczną wonić smarzący się, upajają jego zapachem, jak Grecy winem, wrzucając coraz więcéj upajają się mocniéj, aż w końcu powstaną do tańców i śpiewy zawodzą. Ci tedy taki mają mieć obyczaj; Araxes zaś wypływa u Matianów, zkąd i Gyndes ów bierze początek, który Cyrus rozebrał na trzysta sześćdziesiąt rowów, ubiega czterdziestu ujściami, które w ogóle, prócz jednego, giną w bagnach i mieliznach, w których powiadają iż zamieszkują ludzie karmiący się syrową rybą, używający za odzież skór cieląt morskich (φωϰέων). Owe zaś jedno ujście Araxu płynie otwarte aż do morza Kaspijskiego. Kaspijskie znowu morze jest samo w sobie, nie stykające się z inném morzem. To bowiem po którém Grecy żeglują całe, i morze zewnątrz slupów (Herkulesowych), zwane Atlantyckiém i Czerwone, jedność stanowią. Kaspijskie zaś inne oddzielne jest; długość jego wynosi dla okrętu używającego wioseł drogę piętnastu dni, szerokość w miejscu najprzestronniejszém, ośm dni. Stronę tego morza ku zachodowi odgranicza Kaukaz, będący pomiędzy górami i najrozleglejszym i co do ogromu najwyższym. Wiele i rozmaitych pokoleń ludzkich mieści w sobie Kaukaz, największam część ich żywi się dzikiemi roślinami, między któremi mają być i drzewa liście takiego wydające przymiotu, iż trąc je i domieszując wody, malują sobie niém znamiona na szatach, a te niezmywają się już więcéj, lecz starzeją z resztą wełny, jak gdyby od początku w nią wprzędzone były. Rozplenianie zaś tych ludzi ma odbywać się jawnie, jak u skotów.
Stronę więc tego morza Kaspijskiém zwanego zachodnią odgranicza Kaukaz, okolicę zaś ku jutrzence i wschodzącemu słońcu oddziela płaszczyzna bezkresna spojrzeniu. Téj to wielkiéj płaszczyzny część znamienitą zajmują Massagetowie, przeciwko którym powziął chęć wojować Cyrus. Wiele i ważnych miał do tego podnęt i pobudek; najprzód pochodzenie jego, iż mu się zdało być czémś więcéj od człowieka; powtóre pomyślność doznana w poprzednich wyprawach; gdziekolwiek bowiem skierował był swój oręż, niepodobną było żadnemu ludowi oprzeć się onemuż. Była zaś królową nad Massagetami żona zmarłego ich rządcy, imieniem Tomyris. O tę wyprawiwszy Cyrus poselstwo starał się pozornie, chcąc ją mieć swoją małżonką. Ale Tomyris zrozumiawszy, że nie o nią się ubiega, lecz o królestwo nad Massagetami, odmówiła mu przystępu. Cyrus zatém, gdy mu się podstęp nie nadał, ruszywszy ponad Araxes gotował jawnie wyprawę przeciw Massagetom, wiążąc rzekę mostami dla przechodu wojska i budując wieże na łodziach przebywających Araxes. Gdy się zajmował tą pracą, Tomyris wyprawia do niego herolda z tém oznajmieniem. „O królu Medów, zaniechaj tego co przysposabiasz; niewiesz bowiem może, czy w czas tego dokonasz. Zaniechawszy zaś panuj nad swemi ludami, a nam dozwól również rządzić w tych granicach, w których teraz władamy. Ale ty nie zechcesz z rad tych korzystać, lecz woleć będziesz wszystko raczéj, jak zostawić nas w pokoju. Jeżeli więc koniecznie żądasz spróbowania sił z Massagetami, nuże! porzuć trud przegradzania rzeki, i po cofnięciu się naszém na trzy dni drogi, wkraczaj do naszéj ziemi. Jeżeli zaś przenosisz przyjąć nas na swojéj, sam to samo uczyń.“ Usłyszawszy to Cyrus, zwołał pierwszych pomiędzy Persami, a zgromadziwszy przedłożył im sprawę i radził się, co ma czynić. Tych zdania na jedno się zgodziły, ażeby przyjąć Tomyris i wojsko jéj do kraju własnego. Ale przytomny temu i naganiający tę radę Krezus Lydyjczyk objawił przeciwne zdanie, tak się odzywając. „O królu, już ci dawniéj oświadczyłem, iż skoro Zeus oddał mnie w ręce twoje, wszelkie uchybienie podług sił odwracać będę; własne bowiem nieszczęścia przykrą się dla mnie stały nauką. Jeżeli sądzisz się być nieśmiertelnym i takiemuż dowodzić wojsku, napróżnobym ci myśli swoje objawiał; jeżeli przecież uznajesz, że i ty jesteś człowiekiem i nad takimiż jak sam ludźmi panujesz, o tém najprzód się dowiedz, iż ludzkie działania kołem się toczą, które obracając się niedozwala tym samym zawsze doznawać pomyślności. Innego ja jestem przekonania o sprawie obecnéj, jak ci tutaj. Jeżeli zechcemy przyjąć wrogów do kraju tego, takie w tém dla ciebie niebezpieczeństwo. Pokonany, utracisz całe panowanie; jawną bowiem, iż zwyciężający Massagetowie nie będą napowrót pierzchali, lecz naprzód pójdą na twoje ziemie; zwyciężywszy zaś, nie odniesiesz téj korzyści, jak gdybyś wkroczywszy w kraj Massagetów, ścigał ich w tymże; to samo bowiem kładę naprzeciw wzwyż wyrzeczonemu zdaniu, iż zwyciężywszy nieprzyjaciół wprost uderzysz na panowanie Tomyridy. Prócz tych powodów niegodną jest i nieznośną, aby Cyrus syn Kambyzesa, ustępując niewieście, w tył się zawracał z jéj kraju. A więc rada moja taka, żeby wkroczyć i postępować za nimi tyle, ile sami ujdą, i tam spełniwszy to staraj się ich pokonać. Jak bowiem słyszę, nieświadomi są Massagetowi przyjemności perskich i nieznający wielkich ich korzyści. Tym tedy mężom rozkazawszy hojnie nabić i sprawić bydła, sporządź ucztę w obozie, nadto obficie czystego wina i różnego chleba im zastaw. Gdy to będzie spełnionem, niech pozostanie w tyle najgorsza część wojska, reszta niechaj się cofnie po nad rzekę. Jeżeli bowiem niemyli mnie zdanie moje, ujrzawszy nasze wrogi przysmaki pozostawione rzucą się na nie, a naszą natenczas rzeczą będzie okazać wielkie czyny.“
Takie były rady, Cyrus zaś zaniechawszy pierwszego a przyjąwszy zdanie Krezusa, oznajmił Tomyridzie, ażeby się cofnęła, gdyż pójdzie przeciwko niéj przez rzekę. Ona tedy cofnęła się jako najprzód przyrzekła, Cyrus zaś oddawszy Krezusa w ręce syna Kambyzesa, któremu królestwo polecił i wielorako zaleciwszy mu poważać go i dobrodziejstwami opatrzać, gdyby się wyprawa przeciw Massagetom nie powiodła, i wysławszy tychże do Persyi, sam z wojskiem przeszedł przez rzekę. Gdy przebył Araxes, za nadejściem nocy, zasypiając w kraju Massagetów, takie miał Cyrus widzenie. Zdawało mu się widzieć we śnie najstarszego z synów Hystaspesa z podniesionemi z jego ramion skrzydłami, z których jedno Azją, a drugie Europę zacieniało. Hystaspes syn Arsama, mąż z rodu Achemenidów, miał najstarszego syna Dariusza, mającego wtenczas najwięcéj lat dwadzieścia, który pozostał w Persyi; nie był bowiem jeszcze w wieku usposabiającym do wypraw wojennych. Skoro się tedy obudził Cyrus, jął rozmyślać nad tém swojém widzeniem. Ponieważ mu zaś wydało się być wielkiéj wagi, przywoławszy Hystaspesa i wziąwszy na stronę, rzecze do niego: „Hystaspesie, syn twój schwytany został, jako czychający na moje życie i panowanie. Jak dokładnie to wiem, pokażę ci. Bogowie czuwają nademną, i wszelką mi naprzód objawiają przyszłość. Otóż widziałem ubiegłéj nocy najstarszego z synów twoich, mającego na ramionach skrzydła, z których jedno Azją, drugie Europę zacieniało. Nie podobna więc po tém widzeniu, aby syn twój nie czynił mi zasadzek. Ty tedy jak najspieszniéj wracaj do Persyi i spraw, abyś mi gdy powrócę tamże po zawojowaniu Massagetów, dostawił syna twego pod sąd mój.“ Mówił to Cyrus rozumiejąc, że Dariusz godzi na jego życie; ale bóstwo objawiło mu, iż on tutaj ma zginąć a panowanie przejść na Daryusza. Odpowiedział mu zatém Hystaspes w ten sposób. „O królu, oby się nienarodził człowiek, któryby na głowę twoją godził; jeżeli zaś jest, niechaj ginie jak najprędzéj; ty bowiem z niewolników uczyniłeś Persów wolnymi i sprawiłeś, iż miasto uległości innym, panują teraz nad wszystkimi. Jeżeli więc jakie widzenie ostrzega cię, iż syn mój czycha na twe życie, ja ci go oddaję, abyś z nim uczynił co zechcesz.“ Tak odpowiedziawszy Hystaspes i przeszedłszy Araxes udał się do Persyi, aby zachował Cyrusowi pod strażą syna Dariusza, Cyrus zaś postąpiwszy o jeden dzień drogi od Araxesu, wykonał co mu krezus doradził. Po uskutecznieniu więc tego, gdy Cyrus i zdrowy oddział wojska Persów w tył się cofnął, a pozostali tylko niezdatni do walki; nadeszła trzecia część Massagetów obozu, wymordowała broniących się pozostałych wojowników Cyrusa, a ujrzawszy zastawioną ucztę po uprzątnieniu przeciwników, rozłożyła się i biesiadowała, a nasyciwszy się potrawami i winem, pogrążyła się we śnie. Otóż w tym stanie napadli ich Persowie, wielu z nich zabili, więcej jeszcze żywcem schwytali, pomiędzy innymi syna królowéj Tomyridy, który dowodził Massagetami, imieniem Spargapizesa. Dowiedziawszy się Tomyris co jéj wojsko i syna spotkało, wyprawiła do Cyrusa herolda z takiém oznajmieniem: „Nienasycony krwią Cyrusie, nie wynoś się z dokonanego dzieła, jeżeli winnym owocem, którym napełniwszy się, sami do tego stopnia szalejecie, iż gdy wam rozejdzie się po ciele, bezbożne wyrzucacie słowa, jeżeli, mówię, tą trucizną ułowiwszy mi syna, pokonałeś go podstępem a nie w zaciętéj walce. Bacz raczéj na dobrą radę, którą ci jeszcze podaję. Zwróciwszy mi syna ustąp z téj krainy niepomszczony, iżeś trzecią część wojska Massagetów haniebnie zatracił. Jeżeli zaś tego nie uczynisz, przysięgam na Słońce, boga Massagetów, iż cię, jakkolwiek nienasyconego, napoję krwią do pełności.“ Na odniesione sobie te słowa Cyrus żadnéj nie zwrócił uwagi; syn zaś Tomyridy Spargapizes, gdy go szał wina opuścił i ujrzał w jakiéj pozostaje niedoli, uprosiwszy Cyrusa uzyskał uwolnienie z więzów, co skoro nastąpiło i zawładnął rękoma, równochwilowo życie sobie odjął. Taki był jego koniec. Tomyris tymczasem, gdy Cyrus nie usłuchał jéj rady, zebrawszy całą swoją potęgę, bitwę mu wydała. Sądzę, iż walka ta ze wszystkich, które staczały ludy barbarzyńskie, musiała być najzaciętszą i dowiaduję się, iż tak było istotnie. Najprzód bowiem opowiadają, iż stojąc oba wojska w oddaleniu strzelały do siebie z łuków, gdy zaś wypotrzebowano strzały, rzuciły się na siebie z oszczepami i nożami. Długi czas potykali się i żadna strona niechciała ustąpić; aż nareszcie przeważyli Massagetowie. Tutaj większa część wojska perskiego poległa na placu i sam Cyrus zginął, panowawszy w ogóle lat dwadzieścia i ośm. Tomyris zaś napełniwszy krwią worek skórzanny i wyszukawszy pomiędzy poległymi Persami ciało Cyrusa, wrzuciła głowę jego w tenże worek; brocząc ją w posoce, wyrzekła te słowa: „ty mnie żyjącą i pokonywającą ciebie w bitwie zgubiłeś, straciwszy mi syna mego podstępem; a ja ciebie jako ci z groźbą przyrzekłam, krwią teraz nasycę.“ Gdy wiele jest powieści o zgonie Cyrusa, położyłem tutaj najwięcéj przekonywającą.
Massagetowie noszą ubiór podobny jak Skythowie i takiż żywot prowadzą, walczą na koniach i pieszo (obojga się bowiem trzymają), są łucznikami i kopijnikami, mają w zwyczaju nosić siekiery obosieczne (sagaridy). Złota i miedzi do wszystkiego używają. Na oszczepy, sajdaki i sargarydy tylko miedź biorą, do przyozdobienia głowy, (przepaski), pasa, podramienników, używają złota. Tak samo co do przyboru konia, piersi mu miedziannemi opasują pancerzami, cugle zaś, wędzidła, munsztuki robią ze złota. Żelaza ani srebra nie używają, bo go nie mają w swoim kraju, natomiast złota i miedzi jest tam wielka obfitość. Ustawy ich są takie. Żonę każdy pojmuje, lecz używają ich spólnie. Co bowiem powiadają Grecy o Skythach, to nie oni lecz Massagetowie czynią; to jest, któréj zapragnie niewiasty mąż Massageta, z tą, zawiesiwszy na wozie kołczan, bez obawy się połącza. Kresu życia żadnego nie naznaczają; skoro kto u nich bardzo się zestarzeje zeszedłszy się wszyscy krewni, palą go na ofiarę i innego nieco z nim razem bydła, zaczém mięso ugotowawszy spożywają. To uchodzi u nich za najwyższe szczęście; umarłego zaś z choroby nie jedzą, lecz ziemią pokrywają, poczytując mu za klęskę, iż niedoszedł lat, aby być poświęconym bóstwu. Nic nie sieją, lecz z trzód i ryb żyją, te ostatnie w obfitości mają z rzeki Araxes; za trunek używają mleko. Z bogów wyznawają tylko słońce, któremu ofiarują konie. Ten jest obyczaj u nich obiatowania, ażeby najprędszemu z bogów poświęcać najszybciejszy z tworów śmiertelnych.




  1. Hippokrates de A er. Aq. et Loc. p. 293 zdaje się przez ten wyraz rozumieć pozbawionych męzkości.
  2. Patrz r. 148 tejże xięgi.
  3. Morze Adryatyckie.
  4. Włochy.
  5. Hiszpanią.
  6. Południową Hiszpanią.
  7. To znaczy: iż Ni. chciała najeźdźcom utrudnić przystęp do swéj stolicy.
  8. Figa która zimą odrasta pod listkiem, lecz rzadko dojrzewa; podobnie jak ta, która na wiosnę puszcza pączki.
  9. Te łódki zowią się dzisiaj kilet.
  10. Dikaearchos tak opisuje obuwie niewiast thebańskich: „Obuwie gładkie, nie głębokie, purpurowe z barwy i niskie, z rzemyczkami u samych brzegów, tak iż noga goła się pokazuje.“
  11. Podobno Kałmuki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Herodot i tłumacza: Antoni Bronikowski.