Biblia Królowéj Zofii/Wiadomość o Biblii królowéj Zofii
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Biblia Królowéj Zofii |
Wydawca | Nakładem ks. Jerzego Henryka Lubomirskiego |
Data powstania | XV w. |
Data wyd. | 1871 |
Druk | Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | zbiorowy |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przekład Pisma św., którego pozostałe szczątki po cztérech z górą wiekach zaniedbania i poniewierki wyprowadzamy wreszcie z ukrycia i oddajemy jako jeden z najdawniejszych pomników starożytnéj polszczyzny na użytek publiczny, był w różnych chwilach naszéj piśmienniczéj przeszłości przedmiotem tylu już sporów, a dawał powód do przypuszczeń sięgających tak daleko i zdolnych nieraz w takim stopniu zaciekawić każdego, że nim przystąpię do właściwego zadania tych słów przedwstępnych, t. j. do opisu autentycznego manuskryptu tego pomnika i do wyrzeczenia wniosków moich o jego wieku i kolejach, jakie przechodził, uważam za konieczne obeznać czytelnika nasamprzód z tém wszystkiém, co o nim dotychczas popisano. Na tych datach będą się opierały i moje niektóre przypuszczenia. Co zaś z nich pozostanie w wywodzie moim niezużytkowane, bez rezultatu, posłuży kiedyś drugim, opatrzonym w skutek nowych może odkryć w lepsze szczegóły, do kombinacyj zdolnych rzucić zupełne światło na rzecz tę z wielu względów jeszcze wątpliwą.
Pierwsza, a zarazem też najważniejsza ze wszystkich wzmianka o niniejszym przekładzie biblii przypada na początek XVII wieku, a mianowicie na rok 1604. Zawdzięczamy ją Simeonowi Teofilowi Turnowskiemu, a pośrednio i jego antagoniście X. Marcinowi Tworzydle, który polemiką swoją zmusił niejako Turnowskiego do rozgadania się o rzeczy, względem któréj był zaczepiony.
S. T. Turnowski, zwierzchnik czyli (jak się sami nazywali) superattendent zborów Braci Czeskiéj na całą Wielkopolskę, zamieszkały naówczas w Ostrorogu[1], mąż uczony i powszechnie poważany, autor kilku dzieł polskich, napisał był jeszcze w r. 1590 dziełko, które w cztéry lata późniéj wydane zostało w Wilnie pod następującym napisem: „Zwierciadło nabożeństwa chrześciańskiego w Polszcze, począwszy od przystania Polaków na wiarę chrześciańską aż do teraźniejszego roku 1590. Przez pobożnego Męża, X. Symona Theophila, Zborów Wielkopolskich czuynego y wiernego dozorce napisane. Wilno 1594.“ (4°, mała broszura, karty bez paginacyi)[2].
W téj książeczce dowodzi autor na korzyść swego wyznania, że dążności reformacyjne nie były w Polsce niczém tak dalece nowém; że już w dawniejszych wiekach zdarzały się przykłady, że ten lub ów z ludzi świątobliwych i wielkiego imienia czerpał światło wiary św. z samego źródła, za jakie akatolicy jedynie uważali Pismo św. I przywodząc takie przykłady, między innymi (na karcie 11, strona odwrotna) zamieścił następującą wiadomość:
„Tenże Jagiełło Władzisław król z Jadwigą królową a dziedziczką polską, znacznie bogobojną Panią (która dała sobie Biblią na polski język przełożyć, na któréj ustawicznie jako prawa Ewangeliczka czytała) wezwał z Czech do Krakowa księżej“ itd. Obok tego miejsca, na marginesie, położył cytaty z kronik Bielskiego i Kromera, od których się szczegółu tego dowiedział. O innych zaś źródłach téj swojéj wiadomości nie wspomina w téj edycyi dziełka swego z r. 1594. Więc ich nie miał i nie znał wtedy. Nieznany mu też był Długosz, wtedy jeszcze niedrukowany.
Przeciwko temu „Zwierciadłu“ wystąpił z gwałtowną repliką X. Marcin Tworzydło, proboszcz kościoła św. Trójcy w Wilnie[3]). Zatytułował ją tak: „Okulary na zwierciadło nabożeństwa chrześciańskiego w Polszcze itd. Przez księdza Marcina Tworzydła wydane. W Wilnie przez Chrysztofa Wolbramczyka, 1594.“ (4°, kart 38 nielicz.). W tém dziełku zbija punkt za punktem wszystkie Turnowskiego twierdzenia. Na owę zaś wiadomość o Jadwidze odpowiada: „A co ty powiadasz, te ta Królowa naprzód dała przełożyć Biblią na polski język, źle to mówisz; żadna kronika tego nie pisze. Ale jeśli miała Biblią polską, dostała ją od inszych, którzy ją mieli już przełożoną. Bo i św. Hieronim już był Biblią w język słowieński przełożył“.
Jak widzimy, nie przeczy X. Tworzydło więc temu, że Jadwiga pismo św. w tłómaczeniu czytała. Odpiera tylko twierdzenie, jakoby ona je sobie dała na polski język przełożyć. Przyczém podaje mimochodem i jakby od niechcenia w wątpliwość, czy to był przekład polski, czy też słowiański, który rozpowszechnionym w owym wieku sposobem, choć z gruntu mylnym, łączono z osobą św. Hieronima, tłómacza Biblii na łacinę. I zaprzecza stanowczo temu, żeby Jadwiga dopiero o taki przekład pisma św. miała się była postarać.
Na tę odprawę Turnowski nie odpowiedział nic. Wyczerpnęła się w handlu księgarskim cała edycya Okularów Tworzydły z r. 1594. Kazano je odbić powtórnie w r. 1597, nie już w Wilnie, ale w Krakowie: w drukarni Łazarzowéj, 4° stron liczbowanych 91, (edycya w niczém nie odmieniona): a nasz senior wielkopolski zniósł cierpliwie i tę drugą zaczepkę. I milczał jeszcze lat kilka, tak iż katolicy drwić już sobie z niego zaczynali, że się na tych Okularach Tworzydły uczy już całe lat 9. Ale po 9 latach wystąpił. Wpadła mu w ręce, i to (jak ze wszystkiego widno) teraz dopiero, w r. 1603 albo najpóźniej na początku 1604, księga starożytna w jednéj z wielkopolskich bibliotek przechowywana, manuskrypt z pierwszéj połowy wieku XV, przekład biblii, przekład polski, z wyraźnym a niewątpliwym dopisem, czyjąto on był w początku swoim własnością i kto go kazał wykonać? Teraz więc skwapliwie publikuje zaczepionego dziełka swojego wydanie drugie, razem z dopisaniem i odpowiedzi osobnéj, i daje drukować to wszystko pod napisem: „Zwierciadło Nabożeństwa Chrześciańskiego w Polszcze y w Litwie. Począwszy od przystania Polaków na wiarę Chrześciańską aż do teraźniejszego roku 1604. Item Jasne Oko prawdy X. Simeona Turnowskiego, z Odpowiedzią na Okulary X. Tworzydłowe.... Nakładem JMP. Jana Sycińskiego Marszałka Króla Jmci powiatu Upitskiego. W Wilnie drukował Jakub Markowicz.“ (4°, karty nieliczbowane).
W Zwierciedle (na karcie B), otrzymała owa dawniejsza a zaczepiona wzmianka o Jadwidze teraz kilka wyrazów dopełniających, a raczéj sprostowanie, które dla odróżnienia kładziemy tu szerszym drukiem; brzmi to w całości, jak następuje:
„Tenże Jagieło Władzisław król, z Jadwigą Królową a dziedziczką Polską, znacznie bogobojną Panią (Jaka też była po niéj Zofia tegoż Jagieła żona, z której spłodzeni są potomkowie Jagiełowi Krolowie Polszczy, która dała sobie Biblią na polski język przełożyć, na któréj ustawicznie jako prawa Ewangeliczka czytała, któréj Biblia po Polsku pisana na pargaminie jest po dziś dzień w domu Ich M. Panów Krotoskich), z Czech wezwał do Krakowa księżéj, którzy....“ itd.
W drugiém zaś dziełku, zamieszczoném obok Zwierciadła, a mającém osobny tytuł taki: Jasne Oko Prawdy X. S. Th. Turnowskiego, służebnika Pana Jezusowego y Ewangelii iego w Polszcze, z Obron a z Odpowiedzią Na Okulary ciemne a mylne przez X. Marcina Tworzydła w Wilnie wydane“... daje Turnowski następującą o téj rzeczy dokładniejszą jeszcze wiadomość (na karcie F verso):
„Taż pobożność i chęć do Ewangelii prawdziwéj iż też była w żonach Jagiełowych Jadwidze i po niéj w Sofiej, jawnie się to pokazuje jako z inszych postępków ich od Historyków opisanych, tak owszem z kochania się w Zakonie Pańskim, że i sobie pisany po polsku pilnie czytały, Zadawasz mi złe mówienie, żeby Zofia[4] miała dać sobie przełożyć Biblią. Ale jać czytam (!) w jéj własnéj Biblii na pargaminie pisanéj te staropolskie słowa: „Dokonały się księgi Zakonu na Grodzie w Nowym Mieście Corczin, ku przykazaniu a woli naoświecieńszej Księżny, Paniej a Paniej Zofiy, z Bożej miłości królowéj Polskiéj, Paniej namiłościwszej. A wykładały się: przez X. Andrzeja kapłana Jej Mości, dziedzica z Jaszowicz. A pisane przez Piotra z Radoszyc, dnia Wtorkowego S. Jana zeszsłowie (sic) ante Portam Latinam. Pod latem Bożym 1455.“
Ta odpowiedź autora Zwierciadła nie zastała już X. Tworzydły przy życiu, Zmarł on był r. 1602 lub 1601. Choć się przeto polemika owa między Turnowskim a katolikami przedłużyła i dalej jeszcze, to jednak byli już inni, którzy w niéj uczestniczyli. Mianowicie odpowiedział mu następnego już roku na wycieczki jego przeciw Tworzydle X. Maciej Szałajski, pleban w Zadźwiniu na Podlaszu[5]. Że jednak w replice Szałajskiego nie ma nic zgoła, coby miało jaki związek ze sprawą przekładu Biblii, więc możemy na téj krótkiéj wzmiance o dalszym ciągu téj walki teologicznéj poprzestać[6].
Natomiast nastręcza się tu pytanie, czy twierdzenia Turnowskiego co do exystencyi owéj Biblii, co do Krotoskich, którzy ją wtedy mieli posiadać, wreszcie co do owego napisu („Dokonały się księgi Zakonu“ itd.), który z kodexu rzeczonego jako dopisek ukończeniu tegoż współczesny i jako przez samego siebie czytany przywodzi w „Jasném Oku“ dosłownie, ze wszystkimi szczegółami, kto to Pismo św. tłómaczył, na czyj rozkaz, kiedy i gdzie, i kto nawet je przepisywał: czy mówię te wszystkie podania i świadectwa Turnowskiego są zupełnie wiarogodne i pewne? Rozważywszy wszystko, co tylko za tém i przeciw temu powiedzieć można, nie wątpię, że godzi się na wiarogodności świadka naszego jak najzupełniéj polegać. Nie pisał on na podstawie luźnych pogłosek, nie powtarzał tych szczegółów z pamięci, ale miał wtedy rękopis ów rzeczywiście przed sobą i tak z niego wszystko powtórzył jak było napisano.
Na dowód tego dotknę tu tylko dwóch rzeczy.
Wielką rękojmię pewności twierdzeń powyższych upatruję przedewszystkiém w niezrozumiałym, bo zepsutym wyrazie „zeszsłowie“, który daje Turnowski pośród textu owéj z roku 1455 zapiski, w kodexie Biblii za jego czasów się znajdującéj (dziś bowiem już zapiski téj w kodexie szaroszpatackim nie ma): „Dokonały się księgi Zakonu itd. dnia wtorkowego S. Jana zeszsłowie ante Portam Latinam, pod latem bożym 1455.“ Słowo to w manuskrypcie musiało nieczytelnie być napisane. Turnowski go nie rozumiał i źle odczytał; dał je jednak tak, jak mu się zdawało że było napisane i nie pozwolił sobie żadnych na domysł poprawek. Cały szereg różnych późniejszych pisarzy, którzy
o téj rzeczy mówili, utykał na tym wyrazie. Łamali oni sobie głowy, coby to znaczyć mogło. Jedni czytać chcieli Zaszsławie (zamiast w Zasławiu), inni iże słowie, geż słowie itp. (= co znaczy, co się nazywa). Otóż zdaniem mojém mylili się oni wszyscy: rzecz się miała zgoła inaczéj. Było to tylko po prostu średniowiecznym językiem oznaczenie dnia 6 Maja, zapisanego w dzisiejszym kalendarzu jako dzień „Jana w Oleju“. W wiekach średnich nazywano dzień ten Joannes in Captivitate, albo inaczéj Joannes ante portam latinam. Otoż tu mamy jedno wyrażenie i drugie, tylko że Captivitas oddano po polsku: Zasłanie. Takto niezawodnie wyraz ten musiał być napisany w kodexie. Co zaś z wszystkiego najważniejsze, to że dzień 6 Maja w r. 1455 przypadał w saméj rzeczy na wtorek. Nam dziś wiedzieć o tém nietrudno, bo mamy do tego wszelakie ułatwienia. Ale w początku wieku XVII było inaczéj. A zatém cała ta wiadomość o zapisce z r. 1455 i co ona w sobie zawierała, jest zupełnie autentyczna, i nie mógł tu Turnowski ani nic zmyślić ani podrobić, zwłaszcza że wcale wyrazu owego nie rozumiał.
Drugie, co tu warto podnieść, a to na dowód, że pisząc replikę swoję przeciwko X. Tworzydle Turnowski, miał rzeczywiście przed sobą przekład Biblii, o jakim mówi, jestto okoliczność następująca. Na wewnętrznéj stronie kompatury kodexu, którego text w niniejszéj publikacyi dajemy, znajdują się zapiski różnych rąk, z późniejszych pochodzące czasów, mianowicie z wieku XVI, XVII i XVIII. Jedna z nich, niewątpliwie napisana ręką naszego autora, Turnowskiego, opiewa, jak następuje:
„Była przed tym Biblia na Polsky ięzyk przełożona około roku pańskiego 1390, za staraniem y nakładem Krolowey Polskiey Jadwigi, corki krola Węgierskiego y Polskie° Ludwika, dziedziczki Polskiey, pierwszey żony Jagieła Władzisława Krola Polskie°. O ktorey pisze Miechowita lib. 4. cap. 41. iż testament Nowy y Stary dawszy sobie po Polsku napisać pilnie czitała.
„Ale Sophia Krolowa, ktorey tę oto Biblią napisano Roku 1455, była corką Andrzeya Książcia Kyiowskie° Graeckiey Wiary, ktorą Jagieło krol iuż stary będąc poiął r. 1422. y była mu czwartą a ostatnią żoną, s ktorą mu Pan Bog potomstwo dał. a z niey poszli krolowie Polscy aż do Sigmunta Augusta. Była tedy, gdy tę Biblią przepisano, już wdową po śmierci Jagieła Władzisława małżonka swojego zmarłego w Roku 1434. Już też na ten czas Syn iey Władzisław Krol Polsky y Węgiersky zginął był na woynie Tureckięj u Warny Roku 1444. A tego czasu Kazimierz drugi Syn iey, Dziad Augusta krola, krolował w Polszcze, poiąwszy w stan małżeńsky Helżbietę Corke Albrechta Cesarza, krola Węgierskie° y Czeskie° w Roku 1453, Za czym we dwie lecie ta biblia[7] iest przepisana. Już iei połtora sta lat dochodzy“.
Domysł mój, że powyższe wyrazy wpisane tam zostały przez Turnowskiego, opieram nie tylko na tém, że odnajdujemy między nimi słowa pojedyncze, wyrażenia i myśli całe, znajdujące się w wzmiankach o Jadwidze, Zofii i Władzisławie Jagielle, zamieszczonych w dziełach jego, o którycheśmy mówili wyżéj, ale także opieram go i na innych jeszcze poszlakach. Symeon Turnowski był rodem Czech[8]; a choć dobrze władał językiem polskim i prawie się przenarodowił w Polaka, to jednak zostawał przez całe życie w bliskich stosunkach i z ojczystym swoim narodem. Otóż widocznie są ślady téj czeszczyzny autora zapiski w pisowni niektórych słów, np. Polsky, czitała, małżeńsky itp. a głównie w kształcie litery ł, jakiego w téjże zapisce stale używa[9]. Takim kształtem właśnie Czesi dawniéj literę tę pisali, jak się o tém przekonać można w dawnych ich drukach, a mianowicie w Biblii kralickiéj, gdzie różnica między l a ł jak najstaranniéj została przeprowadzona, choć w mowie ustnéj mało ją już tak w XVI, jak nawet w XV jeszcze wieku uwydatniali Czesi.
Owoż, jeżeli domysł mój powyższy okazuje się usprawiedliwiony pod każdym względem, to owe słowa na końcu, że już téj Biblii półtora sta lat dochodzi, najzupełniéj trafiają w to wszystko, cośmy wyżéj powiedzieli o czasie spotkania się Turnowskiego z tym dawnym zabytkiem polskim. Dochodziło jéj (od r. 1455) półtora sta lat właśnie w r. 1603 lub 1604. W jednym i tym samym więc czasie została położona i powyższa zapiska na kompaturze rękopisu i powtórne wydanie Zwierciadła Turnowskiego wtedy było przygotowane do druku.
Tak się tedy mają rzeczy z pierwszém i najważniejszém w literaturze naszéj wspomnieniem o exystencyi tego pomnika.
Druga wzmianka o biblii królowéj Zofii przypada na rok 1617. W rzeczonym roku niejaki Marcin Graet (zapewne ten sam, który się w łacińskim języku podpisywał Gratianus, jeden z późniejszych następców Turnowskiego w dostojeństwie seniora) opisywał początek Braci Czeskich w Polsce i dalsze ich powodzenie w tym kraju (De prima ecclesiarum Unitatis Fratrum in Polonia origine succincta narratio)[10]. W narracyi téj przychodzi Graetowi wspomnieć po krótce także i o owéj biblii ostatniéj żony Jagiełły. I dodaje: Któryto exemplarz pisma św. do tego czasu w poszanowaniu przechowuje się w domu urodzonych i szlachetnych Panów Krotoskich z Krotoszyna. (Quod bibliorum exemplar manuscriptum hactenus in domo Mag. et Gen. Dominorum Krotosciorum de Krotossyn studiose asservatur). Więc go w r. 1617 posiadali jeszcze Krotoscy.
Mniejszéj wagi jest wzmianka o tymże przekładzie Pisma św., datująca z r. 1644. Z powodu nastąpić mającego z woli króla Władysława IV zjazdu wszystkich wyznań religijnych w Toruniu, który w roku 1645 przyszedł do skutku i znany jest w dziejach naszych pod nazwą Colloquium Charitativum, akatolicy odbyli poprzednio po różnych miejscach kilka narad pomiędzy sobą. Najważniejszą z nich był generalny synod wszystkich wyznań dyssydenckich, odbyty r. 1644 w Orli na Podlasiu pod prezydencyą Janusza Radziwiłła. Rezultatem tego synodu był Memoryał przedłożony Władysławowi IV, podpisany przez Radziwiłła w imieniu wszystkich przytomnych, w którym oświadczają gotowość swoję przybycia na colloquium charitativum, lecz z pewnemi zastrzeżeniami[11]. Otóż w tymto memoryale znajduje się następujący ustęp:
„Zapisujemy i to, że w owym szczególnie czasie (w ogóle w dawniejszych wiekach) królowie nasi taką przejęci byli chęcią poznania prawdy, że księgę Pisma św., nie widzianą przedtém w mowie ojczystéj, w r. 1455 na język polski na użytek bogobojnéj Królowéj przełożono“.
Nakoniec znajduje się nieco znowu dokładniejsze, niż oba ostatnie, podanie o biblii naszéj w znaném dziele Andrzeja Węgierskiego: Systema historico-chronologicum Ecclesiarum slavonicarum, wydaném wprawdzie dopiero w r. 1652, w kilka lat po śmierci autora, ale pisaném (jak z różnych okoliczności wnosić można na pewne) około r. 1644 i 1645, a zatém w tychże latach, w których się odbywały wspomniane co tylko zjazdy religijne w Orli i Toruniu. A że nasz Węgierski był przytomny obradom i na synodzie w Orli (1644) i na Toruńskim (1645)[12], nastręcza się przeto wniosek, że i owa wzmianka o przekładzie Biblii z r. 1455 w Memoryale królowi przedłożyć się mającym nie od Radziwiłła, który go tylko podpisał, ale od teologów, którzy go ułożyli, a najpewniéj właśnie z głowy Andrzeja Węgierskiego pochodziła. W dziele swojém wyżej wspomnianém tak o téj biblii mówi Węgierski (na str. 2S):
„Ultimae quoque Regis Jagellonis Uxoris Sophiae Exemplar Biblicum, in membrana descriptum exstat, ad cujus calcem haec sunt adscripta: Absoluta sunt haec Biblia in Castro novae Urbis Corczyn, ad mandatum et voluntatem Sereniss. Reginae Polon. Sophię: translata per Andr. de Jassowitz, scripta per Petrum de Cadoszits (sic), 18 August. Anno 1455. superstite adhuc vidua Sophia Regina, regnante jam Filio ejus Casimiro Jagellonide. Fuerunt (!) ista Biblia in Bibliotheca illustris cujusdam Patroni“[13].
Jak widzimy, powyższe słowa Węgierskiego nie ze wszystkiém zgodne są z brzmieniem owéj wiadomości, którą z téj biblii wypisał był in extenso Turnowski. Mianowicie różni się stanowczo od Turnowskiego Węgierski co do daty 18 Sierpnia jako dnia, w którym biblia ukończoną być miała. Tę różnicę a raczéj sprzeczność pomiędzy nimi wyjaśniam sobie w ten sposób, że przypuszczam, iż Węgierski ułożył tę całą wzmiankę o biblii tylko z pamięci, nie mając manuskryptu tego wtedy przed sobą, kiedy to pisał. Dawniéj mógł go nieraz mieć w ręku i niezawodnie miał, boć byłto Wielkopolanin rodem, nawet pochodzący z tego samego Ostroroga, gdzie Turnowski mieszkał, i co większa, skoligacony z całą Turnowskiego rodziną. Ale gdy pisał swe dzieło, żył już wtedy w Włodawie (w Małéj Polsce) i co tu podaje o owym starożytnym przekładzie pisma św., to podaje tylko z samego przypomnienia, albo też z niedość dokładnych notat, jakie sobie w dawniejszych latach mógł o tém i owém spisać. Bądź jak bądź, i Węgierskiego świadectwo nie jest jednak bez ważności Od niego bowiem dopiero dowiadujemy się, że owa zapiska o tłómaczu Biblii i o królowéj Zofii, którą podał był w autentyczném brzmieniu Turnowski, znajdowała się ad calcem, na końcu manuskryptu. Jeszcze ważniejszą zaś jest wiadomość, że ta biblia za dni Węgierskiego t. j. około r. 1644, nie była już własnością rodu Krotoskich. Autor użył tu już słowa fuerunt. „Była ta biblia, powiada, w posiadaniu pewnego znakomitego pana“. Więc autor wie już o tém, że tak dawniéj było, ale obecnie już nie jest. Gdzieby zaś obecnie się znajdowała, to snąć nie było mu wiadomém, skoro milczy o nowym jéj właścicielu i o miejscu, gdzieby się mogła znajdować w owym czasie.
Od téj chwili biblia królowej Zofii przepadła jak kamień w wodę bez śladu. I bez mała przez wiek cały nikt też po Węgierskim ani słowem o niéj nie wspomniał; przez 2 wieki nikt w Polsce nie wiedział, co się z nią stało.
Wprawdzie w wieku XVIIItym kwestya względem téj biblii wnoszona była kilka razy na porządek dzienny poszukiwań uczonych. Poruszyli ją protestanccy teologowie w prowincyach pruskich, którzy choć pochodzenia niemieckiego, lubili się w owym wieku bez uprzedzeń zą mować badaniami spraw polskich, mianowicie: Tschepius, Ringeltaube, nakoniec Friese w Warszawie. Żadnemu z nich jednakże nie udało się w szacownych swoich skądinąd poszukiwaniach powiedzieć czegoś takiego o tym zaginionym pomniku, coby sprawy téj jeszcze bardziéj nie gmatwało.
Tschepius[14] w 23cim zeszycie czasopisma Preussische Zehenden, w długim artykule swoim „Polnische Bibel-Historie“, powtórzywszy na str. 265 i n. co o Biblii królowéj Zofii powiedzieli Turnowski i Węgierski, i dołączywszy do tego kilka z swojéj strony nieporozumień i bibliograficznych pomyłek: przychodzi do rezultatu, że być to zatém musiały dwa różne manuskrypta Pisma św., o których wspomnieli dwaj owi pisarze polscy. Każdy z nich miał mieć w rękach inny exemplarz, i stąd różnica w ich podaniach. Prócz tego Tschepius domyśla się jakiéjś delikatnéj a drażliwéj materyi. dla któréj Węgierski owego patronum, posiadającego dawniéj tę biblią, nie chciał już nazwać po imieniu. Wreszcie z utyskiwaniem oświadcza, że podejmował za tym zabytkiem przeszłości najtroskliwsze poszukiwania, że się o niego dopytywał w Krakowie i Warszawie i w wielu innych miejscach — lecz bez żadnego skutku. Wnosi z tego, że z powodu wojen, obojętności dla piśmiennictwa i prześladowań, a nawet zupełnéj prawie zagłady ewangelików w Polsce, die dergleichen biblische Monumente genau zu conserviren pflegen, biblia ta zapewne schon gar aus der Welt gewandert sein möge...
Ringeltaube w dziele „Von polnischen Bibeln“ (1745 r. wydaném) zbija przypuszczenie Tschepiusa co do exystencyi dwóch exemplarzy i jakoby Węgierski miał był opisywać inny exemplarz, jak Turnowski. W „zeszsłowie“ widzi pomyłkę zamiast w Zasławie. Zresztą pozostawia główną kwestyą w téjsaméj niepewności, w jakiej ją zastał.
Christian Gottlieb Friese nakoniec, autor uczonego dzieła „Beiträge zu der Reformationsgeschichte in Polen und Litthauen“ (Wrocław 1786), posunął nieporozumienia względem téj rzeczy do kresu. Powiada[15], że to nie Zofia, ale Jadwiga w r. 1390 kazała sobie tę Biblią z łaciny przetłómaczyć na polskie; że X. Andrzéj z Jaszowic, autor tego przekładu, był kapelanem Jadwigi, i że należał do sekty Waldeńczyków!
Skąd ta wiadomość o herezji X. Andrzeja, o jego życiu w r. 1390 i jego kapelaństwie na dworze tak prawowiernej królowej, jak nią była Jadwiga? z tego Friese wcale nie zdaje sprawy. Odwołuje się mimochodem do Węgierskiego i do niektórych innych, choć żaden z nich o tém wszystkiém nie podał nic podobnego[16].
Pomimo oczywistego bałamuctwa Friesego uczony Tadeusz Czacki wziął to za dobrą monetę. W nocie 264 do I tomu swego dzieła O litewskich i polskich Prawach[17] powiada, co następuje:
„Miechowita lib. IV c. 41 mówi, że Jadwiga królowa kazała przetłómaczyć po polsku biblią. Ta praca miała być dopełniona w 1390 roku przez Andrzeja de Jassowietz (Friese Beiträge itd.) Część téj biblii mam u siebie[18].
To było ostatnie słowo o owéj biblii niegdyś Krotoskich, tłóraaczonéj przez Andrzeja z Jaszowic. I tyle o niéj wiedziano aż po rok 1800.
W kilka lat później wzięły rzeczy inny obrot, zupełnie niespodziewany. W r. 1806 otrzymał Jerzy Samuel Bandtkie w Krakowie od uczonego rzeczy słowiańskich badacza Józefa Dobrowskiego list z Pragi czeskiéj z doniesieniem, że w Węgrzech, w miasteczku Szarosz Patak, w bibliotece szkoły tamtejszej, ma się znajdować jakiś bardzo starożytny kodex pergaminowy, zawierający w sobie Biblią w tłómaczeniu polskiém; że wyszło dzieło węgierskie, zawierające w sobie bliższe o tém szczegóły...
Autorem tego dzieła był młody magnat węgierski, hr. Dominik Teleki. Odbywał on w r. 1793 podróż po kraju swoim ojczystym i wydał potem (1797) opis téj swojéj podróży. To dzieło Telekiego wyszło w kilka lat późniéj, już po rychłéj śmierci hrabiego[19], w przekładzie niemieckim p. t. Reisen durch Ungern itd. übersetzt von Nemeth, Peszt, 1805. I z téjto publikacyi niemieckiéj dopiero powziął Dobrowsky wiadomość, któréj udzielił Bandtkiemu.
Wzmianka Telekiego o Szarosz Pataku i biblii tam odszukanej była następująca:
„In der Bibliothek des Kollegiums fand ich eine polnische, auf schönem Pergament zierlich geschriebene Bibel, ais eine grosse Seltenheit. Diese Übersetzung verfertigte Hedwig, die Tochter Ludwig des I, aus dem Ungrischen. Die hiesige Abschrift wurde 1390 verfertigt, ist aber nicht ganz“...
Można sobie wystawić, ile ta niespodziana wiadomość, połączona z tak nadzwyczajnemu choć mało do wiary podobnemi datami (o tłómaczeniu z węgierskiego, w r. 1390, i to przez samę Jadwigę)[20] zaciekawić musiała rozmiłowanego w wszelkich starożytnościach, a zwłaszcza też lingwistycznych, bibliotekarza Jagiellońskiej wszechnicy! Zaciekawienie jednakże musiało być tylko chwilowe. Szczegóły odkrycia zbyt były awanturnicze, żeby było można w nie wierzyć. Dlatego też Bandtkie puścił rzecz mimo, nie robiąc z niéj żadnego użytku ani rozgłosu.
Z téj też przyczyny, dowiedziały się szersze koła publiczności polskiej o odkryciu Telekiego dopiero w r. 1814. W Miscellaneach krakowskich pojawił się artykuł po łacinie napisany przez Ludwika Kosickiego, studenta naówczas akademii krakowskiéj, ucznia Bandtkiego, p. t. Brevis bibliorum polonicorum Conspectus. Przechodzi w nim autor różne przekłady i drukowane wydania Pisma św. w języku naszym, na czele zaś rozprawy daje wstęp, w którym wspomina o śladach exystencyi dawniejszych jeszcze tłómaczeń, aniżeli Seklucyana Nowy Testament i Leopolity przekład całéj Biblii. Więc przypomina, co o królowéj Jadwidze zapisali pod tym względem Długosz i Miechowita; jako też co o przekładzie X. Andrzeja z Jaszowic z r. 1455 podali w dziełach swoich Turnowski i Węgierski. Do tego doczepia króciuchno i nawiasowo, na samym końcu owego wstępu, wzmiankę o liście Dobrow’skiego przesłanym w r. 1806 Bandtkiemu wraz z wiadomością o bytności jakiéjś biblii polskiej w Szarosz Pataku. Ale mówi o tém tak obojętnie, że widoczna iż nie przywięzywał do tego żadnéj ważności. Snąć ani jemu ani jego profesorowi wcale na myśl nie przychodziło, żeby ta biblia szaroszpatacka była w jakimkolwiek związku z przekładami dla Jadwigi lub Zofii.
Chociaż artykuł ten pisany był po łacinie i zamieszczony w piśmie bardzo mało rozpowTszechnioném, rozeszła się jednak pogłoska o starożytnym manuskrypcie polskim na Węgrzech nie tylko po pracowniach literatów z zawodu, ale i po salonach. Uczeni... przyjęli rzecz tę do wiadomości i przeszli nad nią do porządku dziennego[21]. Bliższe zbadanie sprawy, skuteczne zaciekawienie się odkryciem Telekiego, miało być zasługą zupełnie kogo innego, kobiety! W ogóle zauważyć należy, że w całym dziale literatury naszéj, którąby nazwać można naszą przedpiśmienniczą literaturą, przedsionkiem do polskiego piśmiennictwa, jakie się rozwinęło w złotéj epoce Zygmuntów, odgrywały kobiety nie tylko przeważną rolę, ale rzéc można wyłączną. Małgorzata, żona Ludwika węgierskiego, Elżbieta, jego matka, Marya i Jadwiga, jego córki, Nawojka, Zofia... wszystko to osobistości niewieście. Z ich imionami powiązane są utwory, które w sprawie podniesienia naszéj mowy ojczystéj do godności organu działalności literackiéj, torowały pierwszą drogę i łamały pierwsze lody wiekowego nałogu i przesądów hołdujących łacinie...
Osobą, o któréj mówię, była Rozalia z XX. Lubomirskich Rzewuska. Onato uprosiła znajomego sobie hr. Mailatha, mającego bliższe związki z Szaroszpatackiém kollegium, ażeby się zajął do — kładniejszém zbadaniem rzeczy na miejscu. Rezultat rozpytywań Mailatha, nadesłany pani Rzewuskiej wraz z podobizną początkowego urywku owego rękopisu, odstąpiono Niemcewiczowi, który wszystko, co otrzymał, zamieścił w tomie II wydających się właśnie wtedy z jego ramienia Pamiętników o dawnéj Polsce (1822). Dowiedziano się tedy teraz dopiero, że kodex Szaroszp. jest właśnie biblią ową królowej Zofii z r. 1455; że obejmuje w sobie tylko stary Testament i to nie cały, gdyż wiele już kart z księgi owéj było wydartych; że liczy cały ms. tylko jeszcze 185 stronic ścisłém pismem zapisanych we dwie kolumny; dowiedziano się, jak ten kodex wygląda, jaka jego oprawa 1 że ta oprawa datuje z r. 1562; dowiedziano się o różnych herbach, odmalowanych na czele manuskryptu; o zapisce rzuconéj na papier, przyklejony wewnątrz do kompatury; w podobiźnie otrzymano próbę tak języka samego, jak pisowni. Usłyszano nakoniec, jak tam na Węgrzech tłómaczono sobie fakt posiadania téj pamiątki po ostatniéj żonie Jagiełły. Miało ją kollegium Szaroszpatackie otrzymać w darze od Xiążąt Rakocych siedmiogrodzkich w r. 1648, a to od X. Jerzego I i syna jego Zygmunta, który w r. 1652 zszedł z tego świata...
Wszystkie te szczegóły dostarczone przez Mailatha, okazują się w obec tego, co nam dzisiaj po zupełném zbadaniu rzeczy o téj sprawie wiadomo, w części niedostateczne, w części nawet fałszywe. Równie też i podobizna — przynajmniéj jak jest odciśninięta w Pamiętniku Niemcewiczowskim — nie daje żadnego wyobrażenia o kształcie pisma w kodexie. Mimo to jednak, jak na ówczesny stan sprawy, było to znaczne posunięcie kwestyi ku rozjaśnieniu.
W pięć lat po ogłoszeniu tego wszystkiego, odbywał Andrzéj Kucharski, dezygnowany profesor uniwersytetu warszawskiego, z upoważnienia i funduszu tegoż uniwersytetu, podróż naukową po różnych krajach słowiańskich. Wypadło mu z kolei zawadzić i o miasteczko węgierskie. Spędził w r. 1827 dni kilka w Szarosz Pataku, rozpatrjwał rękopis i odjechał z tém przekonaniem, że to rzecz dawniejsza, niźli rok 1455; że to odpis przekładu biblii, w głębsze sięgającego czasy[22].
Gdy się to działo, zaszło znowu nowe odkrycie. Przypadek zdarzył, że Hofmann von Fallersleben, znany poeta niemiecki, w jakiéjś bibliotece czy też antykwarni wrocławskiéj (mylne jest bowiem zdanie wszystkich naszych o tém opowiadających pisarzy, jakoby się to stało w Hamburgu), rozpatrując
książkę pewną łacińską, w XVII wieku wydaną i pewnie także i oprawioną w tym czasie, zauważył, iż pod jéj tekturową oprawą znajdują się naklejone dwie ćwiartki pergaminowe, zapisane pismem średniego wieku. Odkleił, oczyścił i chemicznemi reagencyami czytelniejszemi uczynił karty rzeczone: i okazało się, że to jakiś język słowiański. Więc je przesłał Hance do Pragi, jako znakomitemu slawiście, ażeby rozstrzygnął, co to za język i z urywków owych, jaki mu się zdawać będzie, zrobił użytek. Właśnie w tymże czasie lub wkrótce potém, otrzymał był Hanka od niejakiego Pawia Jolszaja z Węgier lepiej i wierniej wykonane przez niego facsimile samegoż początku biblii szaroszpatackiéj, tego samego właśnie ustępu, którego podobizna dana już była i w Niemcewicza Pamiętnikach o dawnéj Polsce. Obeznany w taki sposób z powierzchownością manuskryptu przechowywanego w Szarosz Pataku, od razu uznał, że przysłane mu dwie karty z Wrocławia były właśnie częściami tego kodexu. Kształt pisma, kolor atramentu, początkowe litery czerwonym wykonane kolorem, żółte zabarwienie wszystkich liter dużych w pośrodku textu, napisy nad kolumnami, odstępy wierszy jednych od drugich, słowem cała i pisarska powierzchowność i wewnętrzna też właściwość owych odszukanych fragmentów dobitnie świadczyły o tém, że te karty stąd tylko pochodzić mogły, me różniąc się niczém, jak tylko jednym formatem od rozmiarów kodexu. Ten bowiem jest formatu dużego arkuszowego, a karty wrocławskie były ćwiartkami, co jednak stąd tylko pochodziło, że zostały z dołu podcięte i przyrżnięte do formatu książki owéj łacińskiej, na okładkach któréj je przylepiono, ta zaś książka była in 4°. Pomimo uszkodzenia, text zamieszczony na pozostałej przestrzeni pergaminu stanowił tu całość. Były to ustępy proroctwa Daniela, jednéj z tych ksiąg starego Testamentu, których kodex szaroszpatacki w dzisiejszéj swojej objętości właśnie nie mieści w sobie — nowy dowód, że związek tych kart z kodexem naszym nie może podlegać żadnemu powątpiewaniu.
O tém wszystkiém zdał Hanka sprawrę w r. 1834, w artykule po niemiecku pisanym, zamieszczonym w drugiéj edycyi „Slavina“ Dobrowskiego, którego przedruk w rzeczonym roku Hanka doprowadził do skutku. Odcisk podobizny Jolszaja dołączył do tego artykułu, równie jako i cały text odczytany na obu kartach wrocławskich. Nakoniec wypowiedział w nim przekonanie i dostatecznie je poparł dowodami, że ta biblia szaroszpatacka, dla kogokolwiek ona kiedyś pisana być mogła, była niewątpliwie przekładem nie z łaciny, jak rozumiano powszechnie, lecz z czeskiéj najdawniejszéj biblii, nigdy dotąd niedrukowanéj, przechowywanej w manuskrypcie niewiadomo od jak dawna w królewskiéj bibliotece Drezdeńskiéj, a znanéj pod nazwą Leskovetzische Bibel[23].
Jeżeli słuszne wzbudzać mogła zdziwienie okoliczność, że kodex, będący niegdyś własnością królowych polskich, w dalszych wiekach jak duch w Hamlecie pojawiał się i z kolei ginął z przed oczu coraz na inném miejscu i coraz w innych rękach, to jako własność prywatnéj rodziny, to jako szpargał dostarczający introligatorom pergaminu do okładek; wreszcie dziwném losu zrządzeniem rzucony został aż za Karpaty w kraj obcy, zostawiając jakoby dla śladu wędrówki swojéj karty pojedyncze po miastach, leżących po drodze z Wielkopolski do Węgier: to to zdziwienie jeszcze się powiększyło, kiedy w r. 1848 w warszawskim Pamiętniku Religijno-Moralnym (tomik XV) doniósł W. A. Maciejowski, że się w Warszawie pojawiły inne znowu szczątki tego właśnie pomnika, a pochodzące z Królewca (!). Po zbieraczu jakimś różnych starożytności, zmarłym na kilka lat przed r. 1848 w Łomży w Królestwie Polskiém, przysłano p. Maciejowskiemu jednę sztukę, arkusz niejako pergaminu, tworzącego w połączeniu dwie karty folio, z jednéj strony mocno wprawdzie zszarzane i zabrudzone, ale zresztą nieuszkodzone i całe, zapisane po obu stronach w dwie kolumny textem polskim i to takiém samém pismem i zupełnie takim samym sposobem, jak był pisany kodex Szaroszpatacki. Byłto urywek przekładu księgi Paralipomenon, któregoto urywku, jak się obecnie dowodnie okazuje, właśnie brakło w kodexie, i który tak szczelnie należy do téj całości, że podczas gdy ostatni wyraz karty pozostawionéj w kodexie kończy się na zgłoskach Jona..., to pierwsza z kart p. Maciejowskiego poczyna się właśnie od zgłoski tas i uzupełnia w taki sposób wyraz Jonatas, nazwę syna Saulowego![24] Sztuka ta pergaminu użyta była do obłożenia jakiegoś ozdobnie oprawionego manuskryptu mniejszego nieco formatu, aniżeli karty biblii. Miały się w tym rękopisie zawierać różne listy XX. Radziwiłłów, w końcu XVII i na początku XVIII wieku pisane. Manuskrypt ten wraz z pergaminową osłoną swoją, miał pochodzić z Królewca. Ale z jakiéj biblioteki, z czyich rąk dostał się w posiadanie łomżyńskiego szperacza? co się stało z rzeczonym zbiorem listów? i którzyto byli Radziwiłłowie, których się listy w nim mieścić miały? tego się już p. Maciejowski (jak mi na zapytanie moje raczył listownie oświadczyć) nie mógł dopytać. Co mu było wiadomém, to wszystko podał do wiadomości publicznéj w artykule zamieszczonym w roczniku Pamiętnika na r. 1848. Udzielił tam takie małéj próby textu rzeczonych kart wraz z podobizną[25].
Oprócz tych wszystkich aż dotąd wymienionych pisarzy, pisali jeszcze o kodexie Szaroszp. Wiszniewski w r. 1840 (w I tomie swojéj Literatury) i Bezimienny (w Pamiętnika rel. mor. tomiku na rok 1849).
Wiszniewski rzeczy nie tylko nie rozjaśnił, ale ją jeszcze zagmatwał. Autora zapisków znajdujących się na kompaturach kodexu uważa za Słowaka i rzeczywiście tak przytoczył owe zapiski z Pamiętnika o dawnéj Polsce, że to nie na polszczyznę ale na słowacki jakiś dyalekt wygląda. Daje i próbę textu biblii z podobizny Mailatha czyli Niemcewiczowskiéj, ale z niezliczoném mnóstwem błędów i samowolnych przekręceń wyrazów. Orzeka, że gdzieś w kodexie ma się znajdować położone imię Jadwigi, chociaż tego ani Mailath ani nawet Teleki nie powiedzieli. (Teleki się tylko domyślał, z własnéj głowy, że to tłómaczyła córka Ludwika I). Między przysądzeniem téj biblii Jadwidze a Zofii, chwieje się. Zrazu przypuszcza, że to odpis ukończony w r. 1455 dla Zofii, z Jadwidzinego exemplarza. A na dalszéj znowu stronie wypowiada wręcz przeciwne mniemanie, twierdząc, że kodex szaroszpatacki „niewątpliwie do XIV wieku należy“. Popiera je uwagą, że już sama ta okoliczność, iż biblia nie jest całkowitą w tym manuskrypcie, świadczy za jego wielką starożytnością. O odkryciu Hanki, że to jest przekład z czeskiego leskoweckiego kodexu, milczy. Nie zwraca też wcale uwagi na owe tak ważne wzmianki Turnowskiego i Węgierskiego o znanéj im biblii z r. 1455. Nie chodziło bowiem Wiszniewskiemu o to, ażeby orzéc, jaki stósunek być może między biblią niegdyś Krotoskich a tą szaroszpatacką, ale jedynie o kwestyą, czy szaroszpatacki kodex nie jest biblią Jadwigi? Wreszcie nie spostrzega się wcale, jaką niedorzeczność popełnia, kiedy bez rozwagi za Niemcewiczem powtarza, iż pomnik ten niezawodnie za Jana Kazimierza zabrany został do Węgier przez Rakocego i następnie około r. 1650 darowany tamtejszemu kollegium: podczas gdy wiadomo przecie, że najazd Rakocego na Polskę układał się i przyszedł do skutku dopiéro w r. 1656/7.
Jeszcze bardziéj stanowczo, niż Wiszniewski, oświadczył się W. A. Maciejowski (w wspomnianym już roczniku Pamiętnika na rok 1848) za przypuszczeniem, że kodex szaroszpatacki jest biblią pisaną dla Jadwigi w r. 1390. Jeżeli zaś była jaka inna biblia królowéj Zoni: to ta zaginęła bez śladu i nie mogła być czém inném, jak tylko odpisem niniejszego przekładu.
Przeciwko tym domysłom wystąpił właśnie ów Bezimienny w Pamiętniku rel. moralnym na rok 1849[26]. Ten przyjmuje dwa zupełnie różne exemplarze przekładu biblii, jeden ten, który posiadali Krotoscy i który zdaniem autora prawdopodobnie zaginął, a drugi przechowywany w Szarosz Pataku, z r. 1455. Stanowczo się przeciw temu oświadcza, żeby ten przekład miał jakąkolwiek wspólność z urywkami z pisma św., jakie posiadać mogła i odczytywać miała Jadwiga. Nie daje temu bowiem bynajmniéj wiary, żeby już ta królowa polska miała była posiadać całą biblią w języku polskim. Albowiem zdaniem jego, ze świadectwa Długosza, że Jadwiga „księgi starego i nowego zakonu odczytywać lubiła", nie można bynajmniéj wnosić, że miała wszystkie księgi pisma św. A jeżeli Miechowita z tych słów Długosza pozwolił sobie zrobić pełniejsze wyrażenie, że miała „stary i nowy testament w przekładzie polskim": to poszedł w parafrazie daléj, niżeli się godziło...
To jest wszystko, co dotychczas polscy, czescy, niemieccy i węgierscy pisarze wydobyli na ja- śnią i wyrzekli o pomniku, który obecnie ogłaszamy[27]
Że pomimo tak skrzętnego zajęcia się kodexem szaroszpatackim, przez tylu różnych ludzi uczonych, nie przychodziło jednak tak długo do jego ogłoszenia, do jego przynajmniéj przepisania, a jeżeli już nie do tego, to choćby tylko do jego dokładnego opisania i obejrzenia na miejscu: to w piérwszéj chwili niezawodnie zadziwia. Zważywszy jednak na koszta i trudności, z jakiemi połączone to było, na odległość miasta, do którego umyślnie trzebaby było podjąć podróż, i bawić w miejscu obcém, mało skądinąd zajmującém czas długi, wśród nie tylko uciążliwéj pracy, ale i wymagającéj technicznéj wprawy: zdziwienie owo znacznie się zmniejsza. Zwłaszcza że prawdę każdy z tych, którzy by to byli wykonać chcieli i mogli, był przywiązany obowiązkami swymi do miejsca; ci zaś którzy wiele podróżują po świecie, nie mając żadnych miejscowych obowiązków, rzadko kiedy skłonność mają do podejmowania się takich robót...
Bądź co bądź, raz przyjść wszelako musiało do załatwienia téj kwestyi. I ja także, zaciekawiony wątpliwościami i sporem, jaki się nieraz toczył co do tego zabytku, przekonany o ważności, jaką rozjaśnienie téj sprawy mieć może dla badan nad historyą języka, miałem od dawna życzenie, ażeby się jąć tego zadania i przeprowadzić je, ile siły i stosunki moje pozwolą, skoro tylko nadarzy się ku temu sposobność.
Przypominam sobie, że krótko po objęciu profesury mojéj we Lwowie, będzie teraz lat temu może 13, uczyniono ze strony szaroszpatackiego kollegium krok z własnego pochopu do tutejszego uniwersytetu i zaproponowano, żeby tamtejszemu profesorowi rysunków poruczyć polecenie odpisania całego manuskryptu lub też wykonania jakich podobizn z niego. Wezwaniu temu nie można było w żaden sposób uczynić zadość; zbywrało bowiem zupełnie na rękojmi, iżby ten odpis, wykonany przez cudzoziemca nieobeznanego z językiem polskim, choć zresztą miał być w sztuce swojéj dość zręczny, odpowiedział wymaganiom, bez uwzględnienia których ogłoszenie tego zabytku nie byłoby miało żadnéj wartości naukowéj.
Gdyby szkoła szaroszpatacka była chciała pożyczyć kodexu do którego z miast tutejszych do przepisania, rzecz byłaby się dała przeprowadzić z łatwością. Gdy jednak okazywały się trudności nieprzezwyciężone co do wypożyczenia: pozostawała tylko jedna droga do celu — jechać do Szarosz Pataku i tam go przepisywać. Zamierzałem to wykonać, ale oczywiście w dalszéj przyszłości.
Gdy tak się rzeczy miały: przyszła w pomoc okoliczność, na którą nie liczyłem. Książę Jérzy Lubomirski odzyskawszy prawa swoje do dziedzicznéj Kuratoryi literackiéj nad Zakładem narodowym imienia Ossolińskich we Lwowie, i krótko po zajęciu stanowiska tego w Zakładzie zawezwawszy mnie do pomocy i w razach nieobecności do zastępstwa swego na témże stanowisku, oświadczył mi życzenie pozostawienia po tém, co zaszło, pamiątki jakiej, a to przez ogłoszenie jego prywatnym funduszem jakiéjś rzeczy pomnikowego znaczenia w literaturze ojczystéj. Poddałem myśl publikowania Biblii szaroszpatackiéj. Propozycja moja została przyjęta. Prócz tego przyrzekł Książę dołożyć wszelkich starań, ażeby zakład szaroszpatacki z swojéj strony ułatwił nam możność przeprowadzenia tego zamiaru.
Mimo wszystkiego, co na razie dało się zrobić, okazało się niebawem, że publikacja pomnika tego odwlecze się na czas dłuższy, jeżelibyśmy trwali przy postanowieniu pierwotném, sprowadzenia autentyku tego do Lwowa. Dlatego obraliśmy inną drogę prowadzącą do celu. Uznaliśmy za jedyne, co uczynić należy, wysłać kogo na miejsce dla zrobienia dokładnéj podobizny z całego rękopisu, a z niéj dopiero sporządzić tu we Lwowie odpis ostateczny textu w piśmie zwyczajném.
Do wykonania téj misyi padł wybór Księcia na P. Piekosińskiego w Krakowie, którego gruntowne obeznanie z palcografią i zręczność w dokonywaniu prac tego rodzaju były mu już dawniéj znane. Biorąc miarę z tego, co o kodexie szaroszpatackim podano w dotychczasowych jego opisach, tak co do jego objętości, jak i formatu, podjął się P. Piekosiński ukończyć podobiznę całego manuskryptu w przeciągu 2 lub 3 miesięcy, i z takiém postanowieniem odjechał.
Doznał w Szarosz Pataku gościnnego przyjęcia. Professorowie kollegium, ażeby nie przekroczyć przyjętej u nich zasady, nie wydawania rzadszych rzeczy z ich księgozbioru nikomu po za mury gmachu szkolnego, dali mu nawet na mieszkanie celę w zabudowaniu szkolném, ażeby z całą swobodą mógł pracować u siebie, kiedy i jak długo mu się będzie podobać, nad kopiowaniem powierzonego mu manuskryptu. Ale jakież było zdziwienie artysty naszego, kiedy zobaczywszy ów ms., którego rozmiar wyobrażał sobie w małym arkuszowym formacie, ujrzał przed sobą księgę potężną, nie tylko w rozmiarach prawie folio maximo, ale co większa, zamiast 185 stronic, o których wszyscy bez wyjątku dotąd pisali, zawierającą ich w sobie dwa razy więcéj, gdyż to me o stronicach, lecz o kartach 185 powinni byli mówić ci wszyscy, którzy kodex nasz opisywali.
Dał nam wiedzieć listownie P. Piekosiński natychmiast o tym niespodzianym, choć skądinąd pocieszającym zawodzie, i oświadczył, że odfaksymiliowanie takiéj księgi, nie 2 lub 3, ale 8 miesięcy, jeżeli nie więcéj, zabierze czasu.
Ponieważ stosunki P. Piekosińskiego w żaden sposób na tak długi pobyt po za domem nie dozwalały i przez wzgląd też na ogromne koszta, któreby samo to kopiowanie na pierwszą rękę już pociągnęło za sobą, ujrzeliśmy się w konieczności zmienić pierwotne postanowienie nasze i poleciliśmy P. Piekosińskiemu przepisać już tylko w zwyczajny sposób jak najstaranniéj cały manuskrypt; podobizny zaś wykonywać w takich tylko miejscach, w których czy to odczytanie textu byłoby połączone z wątpliwościami, czy też inne jakiekolwiek względy czyniłyby pożądaném naoczne uprzytomnienie sobie powierzchowności kodexu. Z tego polecenia, tak pod względem przepisania przeprowadzonego z dyplomatyczną dokładnością, jak pod względem rozlicznych podobizn, prawdziwie umiejętnie i artystycznie wykonanych, wywiązał się P. Piekosiński w stosunkowo niedługim czasie i wykonał wszystko, co do niego należało, tak ze wszech miar starannie, sumiennie i ze znajomością rzeczy, że uważam to sobie za miły obowiązek, wyrzéc tu uznanie tego publicznie i podziękować młodemu temu pracownikowi za niepoślednią pomoc, jakiéj publikacya niniejsza dzięki jego gorliwości doznała.
Przystępuję teraz do opisania rękopisu naszego w dzisiejszym jego stanie, a kłaść będę główny przycisk na tych szczegółach, które nastręczają wnioski lub przynajmniéj otwierają pole domysłom względem jego wieku, pochodzenia i kolei, jakie przechodził.
Kodex szaroszpatacki jestto duży, gruby foliant, w żółtą ściemniałą pergaminową skórę oprawny, naklejoną na okładzinach drewnianych, z których każda pół cala gruba[28]/ Grubość całéj księgi za dobrych swoich czasów (dziś bowiem zdefektowana) wynosiła 5 calów, licząc w to już i okładziny rzeczone; długość jéj dochodzi zaś cali 15, szerokość 10½.
Sam manuskrypt, wewnątrz tych okładzin znajdujący się, jest dobrze zakonserwowany, o ile jeszcze pozostał; lecz nie pozostało ani połowy z tego, co w téj oprawie było pierwotnie. Albowiem wyrzynano, wypruwano i wyrywano w różnych czasach, już po zrobieniu oprawy, z tego kodexu po karcie, po kilka i kilkanaście kart naraz, czasem nawet zeszytami całymi, w zamiarze użycia tego wydartego pergaminu na różne inne potrzeby, np. do kompatur dla innych książek, do obwijania w niego innych przedmiotów itp. Czas, przez który ta praktyka barbarzyńska trwać mogła, musiał być długi; przyszło też wreszcie do tego, że podczas gdy obliczyć się daje z wszelką pewnością, że oprawa obecna odmierzona była na kart 470 i tyle ich też w XVI wieku w sobie mieściła: po dziś dzień nie pozostało z nich, jak tylko kart 185. A zatém 285 kart poszło na poniewierkę. Jeżeli odliczymy z tego dwie karty królewieckie, które odnaleziono w całości, i dwie wrocławsKie, których połówki, z dołu i z góry oberznięte, odkryto na okładzinach książki jakiejś łacińskiéj: to okazuje się, że 281 kart, prawie dwie trzecie więc części tego, czém ta księga była dawniéj, przepadły niepowrotnie i zniszczone zostały w kolei czasów...
Na grzbiecie oprawy dano napis łaciński:
któreto v jest tylko szczątkiem wytartéj dużéj litery V i znaczyło Testamentum Vetus.
Obydwie okładziny, tak górna jak dolna, opatrzone są a raczéj były (gdyż niektórych narożników dzisiaj już nie ma) każda 4ma mosiężnymi narożnikami dość prostego wyrobu, i zamykały się na dwie klamry, które obecnie także już są zniszczone. Za całą ozdobę służyły tym kompaturom jedne i tesame na obydwóch wyciski w stylu renesansowym, przedstawiające różne linie, szlaki, arabeski i główki świętych w okrągłych wyciśnięte rameczkach, z wyrazami przy niektórych floresach łacińskimi obojętnego zresztą dla nas znaczenia. Różnica między wierzchnią a tylną kompaturą na tém jedynie polega, że na piérwszéj mieści się na samym środku w podłużnym czworoboku kształtnie wyciśnięta tarcza herbowna, a na niéj herb Leszczyc. Po nad tą tarczą litery: J. C. Pod nią zaś rok wyciśnięty MDLXII. Na tylnéj zaś okładzinie nie ma w takimże czworoboku nic więcéj, jak tylko same różne w powyższy sposób opisane, niczego niedowodzące ozdoby introligatorskie.
Ten rok 1562 jest oczywiście datą oprawy księgi, litery zaś J. C. oznaczają nazwisko ówczesnego właściciela téj księgi. Nie wątpię, że był nim Ioannes Crotoscius, Jan Krotoski, rzeczywiście herbu Leszczyc, wojewoda inowłocławski, w którego domu, jak się więc okazuje z tego wycisku, biblia ta znajdowała się już w roku 1562.
Jeżeliby kto wątpił o tém, czy domysł mój co do znaczenia liter J. C. jest trafny: to go zapewne przekonają do reszty zapiski, znajdujące się na karcie papieru naklejonéj na wierzchniéj okładzinie, od strony téjże okładziny wewnętrznéj, a mianowicie pierwsza zapiska.
Jest ona ułożona w następujący sposób:
Przełożone są thy kxięgi ex Hieronymi translatione (po nad temi trzema łacińskiemi słowami nadpisano takiimże pismem, choć drobniejszém: z Biblii święteo Hieronyma łacińskiey) za Króla Polskieo Kazimierza oica Sigmunta króla na żądanie matki Kazimierza Zophiey krolowey Polskiey (na marginesie dołożyła obok tych słów tasama ręka mniejszemi literami: a była to córka Cesarza Albrechta umarłego 1439 w Węgrzech na biegunkę), roku od naro. pana Christa 1455 przes ślachetnego kxię Jęndrzeia z Jaszouic kapłana tey Krolowey. a pissane w Nowym mieście 10. mil od Krakowa, patrz co pissano na końcu Ioba.
NB. A niemasz tu Nowego Testamentu.
Przypowieści Salomonowych, Ecclesiasta iegosz, Pieśni iego, Mądrości, Siracha, 4 wielkich proroków a dwanaście malych. Machabeow. Ezdry IIIIe księgi.
Cała ta zapiska, począwszy od słów Ex libris aż do samego końca, zdaje się być jednéj ręki. Atrament blady, pismo duże, niezbyt kształtne. Tylko litery NB. (na początku ostatniego ustępu) dopisane zostały późniéj, atramentem czarniejszym, najpewniéj przez autora drugiéj zapiski, która następuje poniżéj tamtéj, na téjże karcie papieru. Zaczyna się ta druga zapiska od słów:
„Była przedtém Biblia na polsky ięzyk przełożona około Roku Pańskieo 1390“ itd. Nie przytaczam jéj tu powtórnie, gdyż zna ją już czytelnik w całości, mając ją sobie podaną wyżéj dosłownie, gdzie się mówiło o S. T. Turnowskim (obacz str. VIII). Kie widzę także potrzeby podejmować tu dowodzenia na nowo, że piszącym tę wiadomość czyli tę drugą zapiskę nie mógł być kto inny, jak właśnie co nazwany autor Zwierciadła, w którémto dziele na tę biblią się powołuje i wręcz powiada, że była wtedy, gdy to pisał, t. j. w r. 1604, własnością Krotoskiego. Zapiska Turnowskiego dana jest pismem nieco drobniejszém, aniżeli zapiska piérwsza. Litery kształtne i wprawnéj ręki, atrament zupełnie czarny. Między wiadomościami, których tam nagromadził, jest i sprostowanie co do pochodzenia Zofii, mylnie podanéj za córkę cesarza Albrechta przez autora piérwszéj zapiski.
Samo się rozumie, że zapiska piérwsza jest rychlejszéj daty, niżeli druga. Data jéj daje się tylko w przybliżeniu oznaczyć, przypada na czas między 1562 (rok oprawy kodexu) a 1604 (zapiska Turnowskiego). Kto ją napisał? na pewne powiedzieć trudno. Niepodobna jednak, mając przed sobą to pytanie, nie zwrócić uwagi na napisane owo z boku drobnemi literami nazwisko Łasickiego.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa, położył je tam sam Łasicki, jako autor całéj téj wiadomości o Biblii. Gdyby jednakże ten mój domysł miał być za śmiały, to w każdym razie pozostanie jednak faktem niezbitym, że nazwisko Łasickiego — mniejsza o to, czyją ręką — tam napisane jest. A to wystarcza, ażeby domysł mój, o który tu głównie chodzi, t. j. że litery J. C. (na okładzinie) oznaczają Krotoskiego, nowym poprzéć dowodem. Wiedzieć bowiem należy, że Jan Łasicki, znany w literaturze pisarz i gorliwy zwolennik wyznania Braci Czeskich, zostawał z tym domem w trwałych stosunkach, przemieszkiwał w Barcinie, majętności Krotoskiego, datował z tego miejsca swe publikacye, i nawet towarzyszył synom wojewody za granicę, kiedy przebywali po różnych akademiach niemieckich i w Paryżu dla dokończenia nauk[30].
A zatém okazuje się z tego, cośmy powiedzieli dotychczas, że kodex szaroszpatacki jestto niezawodnie tensam exemplarz, który według świadectwa Turnowskiego i kilku innych po nim pisarzy aż do Andrzeja Węgieiskiego, był (w końcu XVI i w pierwszych 20 lub 30 latach XVII stulecia) w posiadaniu domu Krotoskich; i że równocześnie jestto tensam exemplarz, który miał ad calcem (na końcu) zapisaną w r. 1455 wiadomość, że w tym roku, w Korczynie, został ukończony dla królowej Zofii itd.
Zwróćmy teraz uwagę na drugi szczegół ciekawy, podany do wiadomości w pierwszéj zapisce.
Podług świadectwa Łasickiego, mieścił się w kodexie naszym w latach między 1562 a 1604, tylko stary testament, a i ten niecały. Były w nim: Genesis, Exodus, Leviticus, Numeri, Deuteronomium — Josue, księga Sędziów, Rut — cztéry księgi Królewskie, dwie Paralipomenon — Ezdrasz, Nehemiasz, tak zwana trzecia księga Ezdrasza (do apokryfów przez sobor trydencki policzona) — Tobiasz, Judyt, Ester, Job i Psałterz Dawidowy.
Nie było zaś i wtedy już w téj księdze: tak zwanéj czwartéj księgi Ezdrasza; Przypowieści, Ecclesiasta, Pieśni nad pieśniami i Mądrości Salomonowych; Ecclesiasticus Siracha; 4 większych proroków (Izaiasz, Jeremiasz, Ezechiel i Daniel); 12 tak zwanych proroków mniejszych, i księgi Machabeuszów.
Porównywając ten stan rzeczy w wieku XVI z dzisiejszą treścią manuskryptu naszego, okazuje się, że z Estery, Joba i Psałterza nie pozostało ani karty; z innych zaś części, w ówczesnym jego składzie w nim się mieszczących, pozostały same już to większe już krótsze tylko urywki.
Ponieważ biorąc miarę z większéj lub mniejszéj nabitości pisma w tym albo owym rozdziale biblii naszéj, daje się zawsze z wszelką ścisłością oznaczyć stosunek tegoż pisma do drukowanego textu łacińskiéj Wulgaty pod względem miejsca przezeń zabieranego: było mi przeto przez cały ten pomnik rzeczą nietrudną, obliczyć przy każdéj wyrwie kart brakujących, ile ich w tém miejscu wydartych lub też wyrżniętych zostało. A że postępując tąsamą metodą, obliczyć także można, jakąby ilość kart manuskryptu zapełniały owe części biblii, po których żadnego nie pozostało śladu, to jest księgi Ester, Job i Psałterz: przeto okazało się, że już w owym czasie, kiedy kodex ten w r. 1562 oprawiano, nic w nim więcéj nie było, jak tylko to co się mieści w starym testamencie aż do Psałterza włącznie.
Tłómaczę się wyraźniéj. Karty kodexu naszego nie mają paginacyi. Ich porządek i ilość oznaczone tam były innym sposobem. Cały manuskrypt dzieli się na zeszyty; jest ich obecnie 38. Zeszyty te obejmują po 10, wyjątkowo po 12 kart[31], stanowiących razem osobną całość i opatrzonych w obrębie swego zeszytu porządkowymi liczbami. Każdy zaś zeszyt ma swoję bieżącą literę, zapisaną dość bladym tuszem na rogu karty u spodu; pierwszy zeszyt ma więc literę a, drugi b, trzeci c, itd.
Z powodu wielkiego zdefektowania rękopisu naszego, bardzo mało jest takich zeszytów, któreby liczyły jeszcze wszystkie karty swoje w komplecie. Więcéj daleko jest takich, które zatrzymały tylko po dwie, a nawet po jednéj już tylko karcie; a nie brak i takich zeszytów, po których już ani jednéj karty nie pozostało. Tak np. zeszyt 13 (n), 22 (y), 23 (z), 24 (aa), przypadające na pośrodek kodexu, są wydarte do szczętu. Otóż równie całkowicie zostały wyprute i zagubione i ostatnie także zeszyty tego kodexu. Ilość takowych daje się z wszelką pewnością oznaczyć. Było ich 8. Przekonywa o tém oprawa ms., a mianowicie paski pergaminowe znajdujące się pod jéj grzbietem i odsłonione w dzisiejszym stanie téj księgi. Do tych pasków wszystkie zeszyty dotykały swoimi grzbiecikami i były do nich przymocowane, wytłaczając rowki w kleju, na który były wklejone. Ile tedy teraz rowków, tyle było pierwotnie w woluminie zeszytów.
Skoro się zatem wie, że na końcu kodexu było jeszcze 8 zeszytów czyli (biorąc 10 kart na każdy zeszyt) kart 80, i jeżeli się do tego doliczy 2 jeszcze karty, które są z końca wydarte z ostatniego dzisiejszego zeszytu manuskryptu, z porządku z zeszytu 38go: to można orzéc jak najdokładniej, ileby w te 82 karty weszło textu drukowanéj wulgaty, gdyby pismo, przekład itd. były téjże saméj natury, co cała ta nasza biblia. Zmieściłoby się na nich dokończenie Judyty, księga Ester, księga Joba, i Psałterz Dawidowy, ale nic więcéj. Tyle właśnie, ileż zapiski Łasickiego wynika, że było za jego czasów.
W obec tego rezultatu, który najzupełniéj zdaje mi się być pewnym, nasuwa się wątpliwość, co rozumieć o dwóch owych kartach wrocławskich, przez Hofmana von Fallersleben odszukanych w Wrocławiu? i co o owéj współczesnéj, bo w r. 1455 położonéj zapisce Piotra z Radoszyc, którą z kodexu tego dosłownie przytoczył Turnowski w swém „Jasném Oku“, a którato brzmi „Dokonały się księgi zakonu.“ itd. aż do słów; „dnia wtorkowego S. Jana zeszsłowie ante Portam Latinam pod latem bożym 1455“ (obacz str. VII niniejszéj mojéj przedmowy). Karty wrocławskie mieszczą w sobie urywki z księgi Daniela, a zatem pochodzą z części biblii, nieobjętej już nawet w roku 1562 w kodexie Krotoskiego. Zapiska samém brzmieniem swojém („dokonały się księgi Zakonu“) tego dowodzi, że być musiała położona jeszcze daléj, niż proroctwo Daniela, bo na samym końcu starego testamentu, co też i świadectwo Węgierskiego (ad calcem) zatwierdza. W dzisiejszym stanie rękopisu nigdzie jéj nie ma! Gdzież była za czasów Turnowskiego, jeżeli manuskryptowi już i w owym czasie brakłu prawie całéj drugiéj połowy starego testamentu? Słowa dodane na końcu piérwszego ustępu zapiski Łasickiego (t. j. słowa: „Patrz, co pisano na końcu Joba“) zdają się wskazywać na to, że wiadomość o wieku i o tłumaczu téj Biblii była dana na końcu Joba. Księgi Joba w kodexie szaroszpatackim już nie ma; sprawdzić tego zatém nie można. Zdaje się jednak, że nie było to miejsce stosowne dla téj właśnie zapiski — chyba że przypuścićby przyszło, iż ją tam tylko jaka późniejsza wpisała ręka, kopiująca rzecz dosłownie z samego końca starego testamentu[32].
Wątpliwości powyższéj nie umiem sobie rozwiązać, jak chyba tylko w ten sposób, że przypuszczam: iż ten przekład Pisma św. obejmował cały stary testament, a może nawet i nowy; że ta całość — po różnych, z kolei przerywanych przez wielu podejmowanych usiłowaniach — dokonana została ostatecznie w r. 1455, przez Piotra z Radoszyc jako pisarza, a przez księdza Andrzeja z Jaszowic jako tłómacza; że na końcu starego testamentu uwiecznili oni obydwaj tak swoje nazwiska, jako i królowéj, dla któréj podejmowali tę pracę; nakoniec że cały przekład stanowił ogromny wolumen, który w jednéj tylko części dostał się późniéj w posiadanie domu Krotoskich i doczekał się w r. 1562 oprawy, w innych zaś (t. j. dalszych swych) częściach przeszedł w posiadanie innych osób i przepadł późniéj w powodzi wieków bez śladu — prócz dwóch owych kartek wrocławskich. Że te karty były pisane ręką tego samego Piotra z Radoszyc, i że należały integralnie do całości niniejszego przekładu biblii, o tém równie trudno jest wątpić, jak o autentyczności i współczesności zapiski. udzielonej w dosłowném powtórzeniu przez Turowskiego. Za piérwszém przemawia cały sposób pisania, tensam rodowmd tłómaczenia (z biblii czeskiéj, Leskowieckiéj, o czém niżéj będzie obszerniej), i zupełna pod każdym względem tożsamość powierzchowności. Za drugiém — pozytywność szczegółów, a nadewszystko owo tak długo zagadkowe zeszsłowie, które zdaniem mojém rozstrzyga wszelką wątpliwość co do autentyczności zapiski.
To są wnioski, na które mnie naprowadziły rzeczy, znajdujące się na saméj okładzinie kodexu. Przejdźmy teraz do manuskryptu samego.
Pergamin przez całą biblią jest prawie jednogatunkowy, dość szorstki, z częstemi skazami i dziurami samorodnemi. Każda karta pisana we dwie kolumny, w każdéj kolumnie wierszy 35, z nader rzadkimi wyjątkami, w których liczba wierszy do 36 lub też tylko 34 dochodzi[33]. Wiersze wpisane są w pośrodek linij, pociągniętych czarnym tuszem, dla utrzymania jednostajnych odstępów między jednym a drugim wierszem. U saméj góry, po nad obiema kolumnami, idzie w wyższym nieco odstępie osobna para linij. a w niéj wpisany jest zawsze napis łaciński téj części biblii, która właśnie tę stronicę zapełnia. Napisy te tytułowe dane są barwą czerwoną i to albo w taki sposób, że wyraz każdoczesny na téj stronicy od razu napisany jest cały, albo też idzie przedzielany przez obydwie stronice, więc np. Genesis lub też Gene-sis, Leviticus, lub Levi-ticus itp. Oprócz tego dane są zawsze czerwonym kolorem wszystkie początkowe litery rozdziałów (które, jak to było w owych wiekach zwyczajem, wpisane zostały w swoje miejsca dopiero późniéj i jak się zdaje przez osobnych pisarzy), wszystkie liczby rzymskie oznaczające rozdziały, nakoniec wszelkie dodatki nie — należące ściśle do textu pisma św., np. na początku ksiąg poszczególnych lub też na końcu takowych dawane zwyczajem średnich wieków dopiski: Poczynają się księgi (np. Mojżeszowe i. t. p.) w drugim zaś razie: Dokonały się księgi itd. Wszystkie zaś w środku textu się znachodzące wielkie litery, np. na początku peryodów lub też imion własnych (choć te rzadko kiedy od wielkich liter się poczynają) pociągnięte są wszersz i wzdłuż przez całą swoję przestrzeń farbą żółtą, na pokładzie czarnego tuszu.
Taka jest ogólna powierzchowność pisarska naszego rękopisu, pomimo że nad nim pracowały różne ręce i niezawodnie w różnych, może całami przestrzeniami lat kilkunastu i nawet kilkudziesięciu od siebie przedzielonych odstępach czasu. Uwzględniając odrębność każdemu z tych piszących właściwą, a to tak pod względem kształtu i charakteru pisma, jak i pisowni, orzéc można z wszelką pewnością, że pracowało po kolei nad tą biblią pięciu pisarzy. Pismo piérwszego, bardzo nabite i mocno czarnego koloru, idzie od początku aż do końca dzisiejszéj karty 21[34]. Dział drugiego stanowią karty kodexu od 22 do 44; litery jego znacznie większe, czernidło bledsze, zwłaszcza na piérwszych kartach. Trzeciemu przynależą trzy tylko karty w dzisiejszym zdefektowanym stanie tego pomnika, t. j. karta 45, 46 i 47. Czwarty poczyna pisać od karty 48 i dochodzi aż do 95. Jego pismo ma charakter najzupełniéj odrębny, jest okrąglejsze i nieco pochyłe ku lewéj ręce. Na piątego zaś pisarza przypada drugie tyle, co na tamtych wszystkich razem: nie tylko bowiem jego jest ręką pisana cała reszta manuskryptu, jak się tenże do czasów naszych dochował, ale wnosić można, że i do samego końca już tensam pisarz przepisywał tę biblią, gdyż owe karty z Daniela także zdają się być jego pismem. Byłto niezawodnie ów Piotr z Radoszyc, o którym wspomina zapiska z r. 1455, przez Turnowskiego nam udzielona. Pisał on też z nich wszystkich i najkształtniej i nąjpoprawniéj[35].
Tu się nastręcza pytanie, dlaczego te ciągłe zmiany przepisujących? Czy chodziło może o przyspieszenie pracy? Czy pisali (przynajmniéj niektórzy z nich) równocześnie, każdy inną część biblii? czy też przystępowali do pracy jeden po drugim?
Wprawdzie utrudniona wielce jest odpowiedź na to pytanie, w skutek zdefektowania kodexu. Ani jeden bowiem z tych pisarzy nie styka się z swoim następcą lub poprzednikiem w taki sposób, żeby między jego a tamtego działem nie było brakujących właśnie kart kilku lub kilkunastu. Pomimo tego mamy jednak dosyć punktów oparcia, ażeby na pytanie powyższe przynajmniéj odpowiedzieć ujemnie, t. j. dowieść, że równocześnie oni nie pracowali, i że zatém o przyspieszenie sprawy chodzić bynajmniéj nie mogło.
Pisarz piérwszy, przebiwszy się z wielkim jak widać trudem i znojem pod sam już prawie konieć Genezy, urywa pracę pośród téj księgi, i ostatnie jéj rozdziały są już pisane przez drugiego pisarza. Ten, dokończywszy Genezy, pisze Exodus: i być wprawdzie może, że go doprowadza aż do samego końca (ostatnie rozdziały Exodu są wydarte); lecz ten koniec Exodu przypadał na pośrodek zeszytu, a dalsze karty tegoż zeszytu pisze już inny. Sąto właśnie owe 3 karty, które przypadają już na trzeciego pisarza; więc się zluzowali w obrębie jednego i tego samego zeszytu. Pisać równocześnie zatém nie mogli. Czy ten trzeci pisarz pisał i daléj? i jak daleko? to nie wiadomo. Lecz w każdym razie, czy pisał dalej, czy nie: już w téj saméj części biblii (Leviticus), którą on zaczął, i znowu pośród zeszytu, poczyna się pismo czwartego pisarza (od karty 48). I tu przeto równoczesnéj pracy nad tym kodexem nie było. Stosunku wreszcie między czwartym a piątym pisarzem oznaczyć mi niepodobna, gdyż zbyt wielka luka przedziela tych dwóch od siebie.
Bądź co bądź, to jedno niezawodnie wynika z tego, że praca nad przepisywaniem téj biblii szła w kolejnych odstępach. Że zaś niektóre przynajmniéj z tych odstępów mogły być bardzo oddalone od siebie: to się okaże, kiedy przejdziemy do uwag nad wewnętrzną i językową kwestyą naszego pomnika. Tak np. niezawodną jest rzeczą, że praca czwartego przepisywacza była o wiele późniejszéj daty, niż jego 3 poprzedników; a piąty pisarz wcale znowu nie wygląda na rówieśnika z czwartym swoim kolegą.
Lecz nie dość na tém, że biblia nasza powstawała w tak długim przeciągu czasu: jeżeli rzeczy weźmiemy ściśle, to zupełnego ukończenia całéj techniki pisarskiéj nie doczekał się ten exemplarz Pisma św. nigdy. Do téj pory braknie w nim inicyałów na początku tych wszystkich części dzieła, których karty początkowe uchowały się przed barbarzyńską ręką. Mianowicie braknie litery początkowéj na początku Deuteronomium, Jozuego, Rut, czwartéj księgi Królewskiéj, Nehemiasza i Tobiasza. Inne księgi prawdopodobnie także inicyałów swoich nie doczekały się, choć przekonać się o tém naocznie nie możemy, z powodu że w tych wszystkich miejscach manuskrypt został zdefektowany[36].
Jedyny wyjątek od tego, co tu właśnie mówimy, stanowi sam tylko początek Genezy, to jest właśnie piérwsza karta kodexu, obwiedziona cała malaturami, z trzema herbami na dole, na któréj mamy już wykonaną w całéj wielkości także początkową literę. (Obacz podobiznę). Ale i to malowidło nie jest wcale rzeczywistém uzupełnieniem ówczesnych robót, gdyż to rzecz znacznie późniejszych czasów, na początku XVI dopiero wieku dodana. Przekonywają o tém ów Orzeł polski po lewej stronie, a litewska Pogoń po prawéj, które bynajmniéj nie są zwyczajnemi miniaturami od ręki, jak to dotąd powszechnie rozumiano. Są to już tylko drzeworyty, wykrojone z jednéj z książek drukowanych w Hallerowskiéj drukarni, nalepione tu na pergamin, a potém dopiero pociągnięte farbami.
Jest rzeczą w bibliografii wiadomą, że drukarnia Hallera używała takich właśnie drzeworytów do niektórych swoich druków dopiero w roku 1508 i następnych aż do 1512. Rychlejszéj przeto daty, jak czas tymi dwoma laty objęty, nie mogą być ani te herby, ani też cała malatura téj karty, ich przylepieniu współczesna[37].
Trzeci herb, umieszczony w pośrodku między Orłem a Pogonią, bardzo obecnie już wytarty, o którym wyraził się Hanka w Slavinie, że jest już tak wyszarzany, dass man es nicht mehr unterscheiden kann, został odmalowany bezpośrednio na pergaminie i nie jest drzeworytem. Zdaje się to być herb rakuski. Wyobraża na czerwonéj, prawie różowej tarczy, poprzeczną przepaskę złotą, po któréjto złotéj barwie zaledwie kilka już tylko pozostało plam i punktów, niedoniszczonych zupełnie. Jeżeli w rzeczy saméj miał to być herb rakuski, to dziwić się tylko można, że ta przepaska była nałożona farbą złotą, a nie srebrną, jakby to być powinno. Snąć to malował jakiś człowiek nie bardzo obeznany z wymaganiami heraldyki[38].
Wyszarzanie i tego trzeciego herbu i innych ozdób na karcie piérwszéj odmalowanych, tak sobie wytłómaczyć należy, że pewnie bardzo długo (przez wiek jeszcze XVI) cały ten ms. nie miał żadnéj oprawy; więc piérwsza karta najwięcéj na tém ucierpiała. Oprawa z r. 1562 była snąć piérwszą w ogóle, jakiéj się doczekało to dzieło.
Innych malatur i ozdób oprócz ornamentyki na karcie piérwszéj, nie ma nigdzie przez cały kodex szaroszpatacki.
Na podstawie szczegółów, w powyższy sposób pozyskanych z saméj powierzchowności manuskryptu, i przy pomocy wiadomości, których udzielić dotąd jeszcze sposobności nie miałem, zamierzam teraz rzucić zarys niejako historyi tego pomnika, o ile to jest rzeczą podobną.
Co się tyczy jego wieku, uważam za główny punkt oparcia zapiskę Piotra z Radoszyc, położoną właśnie w chwili ukończenia pracy nad tym kodexem, na jego końcu. Że więc ukończenie przepisywania téj biblii (z brulionu tłómacza) przypadło na 6 dzień Maja 1455 r., że się to działo w Korczynie, że przepisującym był Piotr z Radoszyc, a tłómaczem X. Andrzéj z Jaszowic — to wszystko równie uważam za rzecz niepodległą powątpiewaniu, jak i wiadomość, iż się ta księga
tłómaczyła i pisała dla Zofii, wdowy po Wł. Jagielle, i z jéj rozkazania. Jednakże wierzę temu wszystkiemu o tyle tylko, o ile się to ściąga do działu pracy ostatniego czyli piątego pisarza, t. j. do części szaroszp. kodexu poczynającéj się od karty 96. Co się zaś tyczy jego części poprzednich, to tu równie o tém znowu nie wątpię, że to praca czasów dawniejszych; a dział trzech piérwszych pisarzy, mianowicie zaś piérwszego pomiędzy nimi, uważam za zabytek nawet o kilkadziesiąt lat rychlejszéj daty, niżeli część ostatnia. Tu uzna każdy, kto tylko z uwagą karty te a końcowe porówna, że nie tylko osoby kopistów się zmieniały, ale i tłómaczem lub tłómaczami początkowych części byli inni, jak X. Jędrzéj z Jaszowic. Ten bowiem ma się do nich pod względem intelligencyi i wprawy autorskiéj mniéj więcéj w takim stosunku, jak Górnicki do Jana bakałarza z Koszyczek, który się unieśmiertelnił przekładem rozmów Salomona z Marchołtem, albo jak się ma Skarga do Baltazara Opecia, tłómacza Żywota Chrystusowego z r. 1522...
Jeżeli przeto drugą połowę niniejszego pomnika uważam za zabytek polszczyzny z lat c. 1450 do 1455: to chodzi o rozwiązanie pytania, którego czasu będzie płodem jego piérwsza połowa, a szczególnie sam początek? Czy mianowicie sięga aż do czasów Jadwigi? — najważniejszy punkt sporu między wszystkimi pisarzami naszymi, którzy się zastanawiali nad tym przedmiotem.
Do rozstrzygnienia tego pytania, wielce ważném na razie zdaje się być odkrycie Hanki, że biblia szaroszpatacka jest przekładem z czeskiego tłómaczenia, które w manuskrypcie pod nazwą Leskowieckiego kodexu zalega półki królewskiéj książnicy w Dreźnie. Spostrzeżenie to jest najzupełniéj prawdziwe. Początek sam biblii naszéj — jestto dosłowne i niewolnicze — nie powiem tłómaczenie, ale raczéj tylko spolonizowanie form i zwrotów owéj czeskiéj stylizacji... do tego stopnia, że nawet zdarzające się tu i owdzie w tym przekładzie polskim bezsensa tylko w porównaniu z czeskim textem dają się wyrozumieć. Tak np. gdzie zamiast łacińskiego firmamentum Czech położył (dosłownie słowo to przekładając) stwrzenye: tam polski tłómacz bezmyślnie kładzie stworzenye (zamiast stwierdzenie). W czeskiém powiedziane jest, że w dniu piérwszym stworzenia świata „duch bozy nassiesse sie (naszesze sie, aorystus, t. j. unaszał się) nad wodami“: a polski tłómacz, czy może przepisywacz, oddaje to: „duch boszy naszweczye (na świecie) nad wodamy“. Równie też znajdujemy w tym piérwszym dziale biblii nieraz żywcem czeskie formy np. sem zamiast jeśm; czeskie wyrazy, np. sedrdź zamiast miód, czast zamiast część, kobyłki zamiast szarańcza, pocestny zamiast podróżny; przekręcenia czeskich słów, np. to cześć to część, zamiast cesta (droga) itp. Nie ma zatém wątpliwości, że dział piérwszy biblii naszéj przekładany był jak najwierniéj z tego textu czeskiego. — Niemniéj pewną jest rzeczą, że i dalsze działy, a nawet dział ostatni, t. j. piątego pisarza, jest tłómaczeniem rzeczonéj wersyi czeskiéj. Jest tu wprawdzie już pewna niezawisłość w doborze poszczególnych wyrazów i wyrażeń — jest już i swobodniejszy ruch stylizacyi rodziméj: — jednakże przytoczyćby można bezlik dowodów na to, że autorowie biblii téj polskiéj i w tych częściach albo ją przekładali z czeskiego, a nie z łaciny, albo też z łaciny wprawdzie, lecz przy ciągłém dopomaganiu sobie rzeczonym czeskim wzorem. (Tak np. nawet czeskie nazwy miesięcy duben i prosinec odnajdujemy tu na na str. 289). Podobnie wreszcie i najdalsza, końcowa część pomnika naszego, mianowicie owe urywki z Daniela, przypadające po za granice już woluminu oprawionego w r. 1562, okazują się być przekładem z téj saméj czeskiéj wersyi, choć dosłowność w tych dalszych działach nie jest bynajmniéj tak posunięta daleko, żeby wyrazy czeskie żywcem się odnajdywały w tych miejscach lub też wierność przekładania okupywana była niedorzecznościami w rodzaju początkowego tłómacza...
Pomimo tego jednak, że ten ścisły związek między leskowiecką biblią a naszą okazuje się więc faktem, o którego prawdziwości wątpić nie można, i pomimo ważności tego faktu pod innymi względami: główna kwestya, o którą tutaj chodzi, nic nie zyskuje na tém, że o tém wiemy. Gdyby poszukiwania nad biblią leskowiecką były kogo doprowadziły do jakiego pewnego wniosku o wieku, z którego ten przekład czeski pochodzi: mielibyśmy i my punkt oparcia do wyrzeczenia przynajmniéj takiej konkluzyi np., że nie może być biblia nasza starszą nad ten lub ów okres czasu. Lecz tak, jak się rzeczy mają, nawet to względne określenie jéj wieku jest z téj strony niepodobieństwem[39].
Zmuszeni przeto szukać innych wskazówek, obejrzmy się za wiadomościami, jakich nam własna nasza literatura dostarcza.
Rozważmy przedewszystkiém słowa Długosza, wyrzeczone o królowéj Jadwidze (pod rokiem 1399): „Ad orationem et lectionem librorum divinorum, videlicet veteris et novi Testamenti, Omeliarum quatuor Doctorum itd. et plurimorum aliorum de latino in polonicum translatorum, animum et cogitationem intenderat“.
A zatém wyraża się tu kronikarz, że cała myśl i serce téj bogobojnéj królowéj zwrócone były ku modlitwie i ku rozczytywaniu ksiąg świętych, t. j. ksiąg starego i nowego Testamentu, Homelij itd., prócz różnych innych.
To podanie jest pod względem wysłowienia tak giętkie i niedobitne, że je można wykładać i w sensie bezimiennego autora rozprawy w Pamiętniku religijno moralnym, który jéj tylko niektóre księgi starego i nowego Testamentu przysądził, i w wręcz przeciwnym sensie tych wszystkich pisarzów naszych od Miechowity począwszy, aż do Wiszniewskiego i Maciejowskiego, którzy to rozumieli o całém piśmie św. Jednakże okoliczności uboczne zdaje mi się, że przemawiają za piérwszém. Trudno to zaprawdę, dla każdéj literatury, zdobyć się od razu — na przekład całéj Biblii! Nim do wykonania tak rozległego i trudnego ze wszech miar przedsięwzięcia przychodzi, poprzedzają je zazwyczaj próby przekładu przystępniejszych, ciekawszych, poszczególnych jéj części. Te posiadać więc i odczytywać mogła Jadwiga, jak posiadała znany nam np. psałterz; ale wątpić się godzi, żeby miała posiadać całość pisma św. A potém — gdyby już za dni Jadwigi przełożone zostało całe pismo św. na język polski: to na cóżby je w ciągu różnych lat życia swojego w Polsce rozporządzała tłómaczyć na nowo królowa Zofia? Wszakże Jadwiga żadnéj po sobie córki ani krewnej nie zostawiła. Jéj księgi przeszły niewątpliwie w posiadanie następnych żon Władysława Jagiełły, a zatém czasu swego posiadała je także i królowa Zofia. Gdyby się była w tym spadku familijnym znajdowała i cała Biblia, toby na niéj królowa nasza była przestała. Boć przecie o przekład lepszy chodzić nie mogło, skoro ta nasza biblia, jak się właśnie powiedziało, pod autorskim względem w piérwszych swoich częściach nie wytrzymuje nawet najpobłażliwszéj krytyki. O przekładaniu zaś z innego stanowiska, np. przypuśćmy, w duchu cerkwi wschodniéj, myśleć tu także nie można, bo Zofia była tak dobrze katoliczką, jak nią była Jadwiga. Pochodziła ona wprawdzie z książąt kijowskich, więc schizmatyków: ale nim wzięła ślub z królem polskim, odstąpiła swego wyznania i powtórzyła nawet akt chrztu św. według obrzędu rzymsko katolickiego, zmieniając dawniejsze swoje innę Sonka na Zofia[40]. Przez całe też dalsze życie swoje tak była do wyznania katolickiego przywiązaną, tak dobroczynną dla kościołów, a hojną dla ubogich i duchowieństwa, że ten rys jéj usposobień podnoszą z wielkiém uznaniem nasi historycy, począwszy od nader w téj rzeczy surowego Długosza. A zatém okazuje się to też jako rzecz zupełnie naturalna, że ten przekład pisma św., dla niéj podejmowany, był oparty właśnie na texcie łacińskiéj wulgaty, choć za pośrednictwem czeskiego tłómaczenia, a nie na przekładach starosłowiańskich, greckich i. t. p. Biblia Jadwigi, jeżelibyśmy przypuścili osobną exystencyą takowej, nie byłaby się pod wyznaniowym względem wcale różniła od obecnego przekładu...
Z tego wynika, że nie może wcale być mowy o osobnéj biblii dla Jadwigi, a osobnéj dla Zofii. Mogła być chyba tylko jedna biblia, dla nich obydwóch. I bardzobym też był skłonny do przypuszczenia, że początek téj biblii naszéj mógł być podjęty jeszcze za życia Jadwigi, a zatém przed rokiem 1399, w którym zgasła ta królowa w kwiecie wieku swojego. Dalsze zaś części jéj wykonane zostały późniéj, to jest część środkową (dział czwartego, może i trzeciego pisarza) zaczęto pisać prawdopodobnie zaraz po roku 1422, roku ślubu Jagiełły z Zofią, właśnie dla téj młodéj naówczas jeszcze pani; a kiedy i tym znowu razem dla niewiadomych nam przyczyn ta praca powstrzymana została, przyszło wieszcie do ukończenia całego dzieła dopiero za lat już wdowieństwa Zofii, w czasie jak już wyżéj wskazałem, między 1450 a 1455[41].
I oto są powody, dla których uznałem za, najstosowniejsze, związać ten pomnik, jako całość, z osobistością, która się najwięcéj przyczyniła do jego ukończenia, i nazwać go — pomimo że może początek jego dawniejszych czasów dosięga — Biblią królowéj Zofii...
Wkrótce po dokonaniu ostateczném téj Biblii, bo już w roku 1461, królowa Zofia zakończyła życie. Nie wątpić, że w spadku po niéj przeszedł manuskrypt w posiadanie młodéj królowéj, to jest małżonki panującego wtedy Kazimierza Jagiellończyka, Elżbiety arcyksięźniczki rakuskiéj, córki cesarza Albrechta, która została królowi polskiemu zaślubioną w r. 1454. Ta żyła długo, bo aż do r. 1505. Nie wiele ona jednak pewnie używała tego pisma św., skoro nawet przez ten tak długi czas nie postarano się o dorobienie w rękopisie brakujących inicyałów i innych zwykłych w tego rodzaju pismach, ozdób malarskich. Kiedy wreszcie między 1508 a 1512, albo mało co późniéj, wykonywano takowe przy nieznanéj nam zresztą sposobności przynajmniéj na piérwszéj karcie kodexu: dodano herb austryacki do narodowych herbów niezawodnie z téj tylko właśnie przyczyny, że była to bezpośrednio pamiątka po królowéj z domu rakuskiego Elżbiecie. W czyjém posiadaniu mógł być wtedy ten kodex? Jeżeli to było po roku 1512, to właścicielką jego być musiała Barbara Zapolska, zaślubiona w rzeczonym roku przez króla Zygmunta I, syna Elżbiety. Jeżeli nieco rychléj, to kodex należeć musiał do zbioru familijnych pamiątek lub też biblioteki króla samego. Po rychłym zgonie Barbary (†1515) i po wtórném ożenieniu się króla Zygmunta z Boną (1518), manuskrypt nasz niezawodnie w ręce Bony się dostał.
Oznaczyć krok za krokiem dalsze koleje, jakie on przechodził w wieku XVI, i wyjaśnić, w jaki mianowicie sposób mogła ta drogocenna dla domu Jagiellońskiego pamiątka familijna przejść w posiadanie obce i dostać się (najpóźniéj w 1562) aż Krotoskiemu w Wielkiéjpolsce? — to rzecz, nad którą poszukiwania moje nie doprowadziły mnie do pewnéj, świadectwami stwierdzonéj odpowiedzi; nie brak mi jednak na wskazówkach prowadzących do przypuszczeń, może niezupełnie niezgodnych z prawdą. Co mi wiadomo, udzielę czytelnikowi, aby sam sądził o rzeczy.
Marcin Bielski, znany kronikarz, który znaczną część życia swojego przeżył jako dworzanin Zygmunta I, wzmiankuje w Kronice Świata wydanej r. 1550 (karta 156 verso), że widział niedawno temu jakąś starą biblią polską, w któréj, jak się jemu zdawało, połowa była słów serbskich czy też bułgarskich. Czy ta wzmianka jednakże tyczy się téj właśnie biblii, czy innéj? a jeżeli téj się tyczy, gdzie i kiedy widział ją Bielski? tego wiedzieć na pewne nie mogę.
Ważniejszą nierównie dla naszéj kwestyi byćby mogła okoliczność następująca:
Porównywałem ten nasz przekład pisma św. ze wszystkimi innymi, jakie tylko w języku polskim mamy. Okazało się, że żaden z nich nie ma nic wspólnego z textem tego pomnika — oprócz jednego: który téż zato tak dziwnie znowu jest do niego zbliżony, iż na żaden sposób zgodzić by się na to nie można, że to tylko podobieństwo z przypadku. Mówię o najdawniejszym, to jest o najpierwéj drukiem wydanym przekładzie całéj Biblii w języku naszym, o tak zwanej biblii Scharffenbergera czyli Leopolity, któréj wydanie pierwsze przypada na rok 1561.
Wprawdzie nie możnaby tego powiedzieć, że text Leopolity jest tylko ogładzoném, zmodernizowaném i poprawném powtórzeniem stylizacji kodexu Zofii. Leopolita miał, jak widać, w ciągu pracy zawsze przed sobą otwartą wulgatę łacińską, z któréj textem ciągle się liczył. Zaglądał także do czeskiego przekładu pisma św., prawdopodobnie edycji praskiéj z r. 1549, i więcéj może się zapożyczał z téj strony, aniżeli z łacińskiej wulgaty i z naszego pomnika razem. To jego zbliżenie do czeskich przekładów zauważyli też już i inni, i to nawet do tego stopnia, iż wyrzekli, jakoby to był tylko pospieszny przelew czeszczyzny w polskie. Tak jednak rzecz się nie miała. Leopolita porównywał, ważył, zespalał. Co mu się w czeskiém wydawało najlepszém, to sobie przyswajał. Co było w staiym polskim przekładzie szorstkiém, przedawniałém albo też bałamutném, to prostował i przelewał w krąglejszą peryodologią. Ale dobitne, szczęśliwe a charakterystyczne zwroty krajowego przekładu zatrzymywał najczęściéj. W jednym ustępie przechyla się tedy więcéj ku czeskim wersyom, w drugim ku textowi téj naszéj biblii. Jego zawisłość waży się tu, że tak powiem, na dwoje; miarkowana jest jednakże i zawisłością od łacińskiego oryginału, z którego korzystał, o ile umia[42].
Niezmiernie intrygujące są słowa wydawcy biblii Leopolity, Mikołaja Szarffenbergera, wyrzeczone na początku téj księgi w dedykacyi do Zygmunta Augusta: „Ale isz ten, kto Biblią przetłumacżył, był prawie przećiwny onemu, kthory kośćioł Ephesiae Dianae spalił: bo on ze złey rzecży sławę chćiał mieć, a then y z dobrey mieć iey nie chćiał, bo imienia swego przy Bibliey nie zostawił, przeto iuż tak zatłumione być musi. A iakoż ią kolwiek bes imienia swego zostawił, tak mnie gdy do ręku przyszła, wiedząc iż thego ludzie tak barzo pragną, tudzież też życżąc thego (iakom iest winien) aby za państwa W. K. M. Biblia Polska na świat wyszła: starałem się o to, abym iey komu poprawić dał, a staraiąc się, nalazłem Kxiędza Jana Leopolitę Mistrza Nauki krak: kthory wziąwssy tę pracą na się, tak iey zdołał, że mam za to, chuć a pilność iego pochwalona od W. K. M. będzie“....
Następuje potem „Ku czytelnikowi Krześcianskiemu Przedmowa J(ana) K(siędza) L(eopolity)“.
W niéj spotykamy następujące ustępy: „Co się tycze przetłumaczenia na nasz ten Polski ięzyk, pisma tego świętego, o tym to pewnie wiedzieć i rozumieć możesz, że z wielką pracą y nie małą pilnością, y przez niemały czas, przekładane iest. Żebym miał powiedzieć iż według Zydowskiey Bibliey tłumaczone iest, wiedz iż nie“..... „Ktemu iż Jeronim święty był tak w Żydowskim ięzyku biegły (ktory przetłumaczył wszystkę Biblią), że by też był Żydem urodzonym, tedyby biegleyszym być nie mógł: daliśmy iuż tę wiarę przetłumaczeniu Jeronima św., że on wedle Żydowskiego prawdziwie na łaciński ięzyk przełożył, wedle którego myśmy też tę przetłumaczyli, ile polski ięzyk mógł znosić“, itd.
A zatém widać z tego wszystkiego, że Leopolita całéj pracy około tego sobie nie przypisywał: przemawia tu jako tylko współtłómacz, w liczbie mnogiéj zawsze się wyrażając, albo biernemi konstrukcyami. Ktoby zaś był ów drugi? tego Leopolita wcale nie określa, lecz z słów Szarffenbergera wynika: najprzód, że im samym osobistość tego tłómacza nie była już wiadoma; powtóre, że był to ktoś z oddalonej przeszłości, a nie współczesny[43].
Co do mojéj osoby, nie wątpię wcale, że wszystko, co tu oni mówią obydwaj, należy odnieść do naszego pomnika, do biblii królowéj Zofii. Przyznaję, że jest to dziwném, iż w niéj nie dopatrzyli wzmianki o osobie tłómacza, X. Andrzeja z Jaszowic. Ale to rzeczy bynajmniéj nie obala, gdyż mogło też drukarzowi z różnych przyczyn właśnie zależeć na tém... ażeby się nie wygadać ze wszystkiém.
Jeżeli cały ten powyższy wywód nie jest osobistém tylko mém przywidzeniem: to mielibyśmy tedy ślad jakiś, w którym czasie i jaką drogą ta pamiątka po piérwszych w rodzie Jagiellońskim królowych przeszła w posiadanie prywatnéj wielkopolskiéj familii. Praca Leopolity trwać musiała nad tém dziełem lat kilka między 1555 a 1560. Wyszło ono z druku r. 1561. Miałożby to być niczém więcéj, jak prostym tylko przypadkiem, że właśnie w następnym roku (1562) otrzymuje nasz manuskrypt oprawę z herbem i początkowemi literami nowego swojego właściciela? Gdyby można przeprowadzić śledztwo z drukarzem, któremu „do ręku przyszła“ biblia owa niewiadomego jemu tłómacza: toby się może wykryły bliższe szczegóły i kwestyi, skąd jéj dostał nowy nabywca[44].
Bądź jak bądź, z rzeczonym rokiem 1562 poczynają się czasy, gdzie zabytku tego przez jakie lat 70 nie utracamy z oczu. Wiemy, że już w r. 1562, i jeszcze w 1604, i także jeszcze w 1617[45], był on w posiadaniu Krotoskich; że był szanowany i starannie przechowywany w ich familijnéj książnicy; że ilość kart w owym czasie była jeszcze zupełna w oprawnym woluminie; nakoniec że w r. 1645 już on się znowu znajdował w nieznanych rękach.
Bliższe szczegóły o rodzinie Krotoskich wykażą, że wyszła biblia nasza z ich domu około r. 1630.
Krotoscy z Krotoszyna herbu Leszczyc należeli w XVI wieku do najmożniejszych i senatorskich rodzin wielkopolskich. Choć się ciągle pisali z Krotoszyna, nie posiadali go jednak. Wyszli z posiadania tego rodowego gniazda swojego jeszcze w początku owego wieku. Miasto to należało odtąd do Rozdrażewskich. Krotoscy zaś posiadali Barcin nad Notecią i Łobżenicę, miejscowości w dzisiejszém W. Księstwie Poznańskiém, w szubińskim położone powiecie i w wyrzyskim.
Tym członkiem rodu, który go piérwszy podniósł do senatorskich w rzeczypospolitéj zaszczytów, był właśnie Jan Krotoski, w r. 1562 właściciel biblii. Piastował on między rokiem 1550 a 1562 urząd kasztelana inowłocławskiego, następnie postąpił na województwo, także inowłocławskie, i dał się poznać w r. 1570 z dyplomatycznych też zdolności, a to w układach z Iwanem W. kniaziem moskiewskim, do którego go jako posła swojego Zygmunt August wyprawił. Był on przez żony, które mu rychło jedna po drugiéj zmierały, spokrewniony z najznakomitszymi domami wielkopolskimi. Z piérwszéj żony, niewiadomego mi nazwiska, spłodził córkę, wydaną późniéj za Hlebowica, podskarbiego W. L. Drugą jego żoną była Latalska; miał z nią syna Jana, który jako kasztelan inowłocławski zszedł z świata r. 1583. Trzecia żona była córką Jakóba Ostroroga, generała wielkopolskiego. Miał z nią dwóch synów, Jakóba i Jędrzeja. Z nimito jeździł na uniwersytety zagraniczne i w podróże naukowe ów Jan Łasicki, przyjaciel domu Krotoskich, którego nazwisko widzimy zapisane na wewnętrznéj stronie okładki biblii. Cała ta familia należała do sekty braci cze-
skich, do których przylgnął nasz wojewoda razem z Ostrorogami, Leszczyńskimi, Opalińskimi itd. jeszcze około r. 1553. A już i przed tym czasem nie był on katolikiem, gdyż zasmakował w reformacyjnych nowinkach jeszcze na uniwersytecie, który około r. 1534 odbywał w Wittenberdze, pod bezpośrednim sterem Lutra i Melanchtona. Zakończył życie około 1572 r.
Jego najstarszy syn Jan, urodzony z Latalskiéj, wyjątkowo był „catholicissimus“, jak się wyraził Paprocki. Zdaje się, że umarł młodo, bezdzietny, a pewnie i bezżenny (w r. 1583).
Obaj młodsi zato wojewodzice, Jakób i Andrzéj, urodzeni z Ostrorożanki, twardo się trzymali ojcowskiego wyznania. Do nich też jedynie stósować to należy, co o biblii naszéj w r. 1604 zapisał był Sz. Teof. Turnowski, że się ona znajduje „w domu Ich M. Panów Krotoskich“. W roku rzeczonym bowiem, prócz tych dwóch, nie było już przy życiu żadnych innych Krotoskich.
Działy ojcowizny między nimi zajść musiały około r. 1585[46]. Zdaje się, że Jakóbowi dostał się w spadku Barcin, a Andrzejowi Łobżenica. Według wszelkiego prawdopodobieństwa musiała jednak Jakóba zaskoczyć śmierć w młodych latach, niedługo po r. 1600. Wnoszę to z tego, że głuche panuje o nim milczenie w ówczesném piśmiennictwie, podczas gdy o młodszym bracie Andrzeju „wojewodzicu inowrocławskim“, ciągłe spotykają się wzmianki to po dedykacyach różnych dzieł akatolickich, jemu ofiarowanych, to po protokółach, sprawozdaniach i odezwach, wydawanych drukiem.z okazyi odbytych zjazdów teologicznych; tych bowiem nie opuszczał on nigdy. Widoczne też ze wszystkiego, że miał Andrzéj Krotoski rozległe stosunki a zażyłości nie tylko z teologami akatolickimi całéj Wielkopolski, ale i w najodleglejszych prowincjach. W r. 1619 był on już niezawodnie dziedzicem i Barcina i Łobżenicy. Z kim był ożeniony, nie wiadomo mi. Miał w tém małżeństwie jednę córkę, Urszulę, która w skutek przedwczesnéj, jak wnosić trzeba, śmierci matki chowała się w domu kasztelanowéj międzyrzeckiéj Czarnkowskiéj, gorliwéj katoliczki. To też podlegając wpływom téj matki przybranéj, za życia jeszcze ojca i przed wyjściem swojém za mąż, wróciła na łono katolickiego kościoła. Została żoną Mikołaja Sieniawskiego, także katolika. Ślub odbył się w r. 1623, w parę miesięcy lub tygodni po wyniesieniu Jędrzeja Krotoskiego, ojca Urszuli, na kasztelanią kaliską. Stojąc wytrwale przy swoich przekonaniach co do religii, żył ten Krotoski lat jeszcze kilka potém, zakończył zaś życie około 1630. Nie zostawił żadnego spadkobiercy swego imienia i wygasł na nim do szczętu po mieczu ród Krotoskich[47].
Po śmierci kasztelana Łobżenica, a zapewne i Barcin, przeszły w posiadanie Sieniawskich. Zbory wyznania braci czeskich, tak w Barcinie, jak łobżenicki, zostały zamknięte. Zerwały się stosunki z tymi dworami tych wszystkich teologów i pisarzów dysydenckich, którzy przedtém mieli w nich jedno z głównych ognisk swéj działalności. Nie dziw przeto, iż i piszący dzieło swoje około 1645 r. współwierca zgasłego rodu, A. Węgierski, wspomina o biblii naszéj już tylko ogólnikowo, że była dawniéj w posiadaniu pewnego możnego pana, którego jednak nie wymienia po nazwisku i nie umie powiedzieć, co się stało z ową pamiątką.
W tym braku świadectw i wszelkich wzmianek o losach manuskryptu naszego po wygaśnięciu rodu Krotoskich, i nam dziś niepodobną jest rzeczą uzupełnić, czego nie wiedzieli tamci pisarze, i oznaczyć na pewne czy to czas, czy sposób przejścia jego w posiadanie szkoły w Szaroszpataku. Poszukiwania najtroskliwsze na miejscu nie doprowadziły do żadnego rezultatu. Kollegium szaroszpatackie ma dość liczną bibliotekę, ale nie posiada nawet inwentarza dzieł w niéj znajdujących się. Żadnych zapisków dotyczących biblii naszéj tam nie ma. Nikt podać nie umiał nawet z ustnéj tradycyi, skąd się ona tam wzięła. Poszukiwania w bibliotece tamtejszéj doprowadziły tylko do jednéj rzeczy jako pewnéj i niewątpliwéj: do konkluzyi, że owa wiadomość przez Mailatha udzielona Niemcewiczowi, a potém powtórzona przez wszystkich, jakoby kodex ten pochodził z daru Rakocych z lat 1648 — 1652, nie była niczém więcéj, jak domysłem Mailatha, a w najlepszym razie nieporozumieniem, którego genezę łatwoby było wykazać[48]. Łączenie zaś faktu tego z najazdem Rakocego na Polskę, który dopiero późniéj nastąpił, polega na zupełnéj chyba niewiadomości dat historycznych.
W tym stanie rzeczy niechaj mi będzie wolno wystąpić z przypuszczeniem, które ma wiele prawdopodobieństwa za sobą, choć nie jest niczém więcéj, jak tylko kombinacyą kilku przypadkowo do wiadomości mojej doszłych szczegółów.
Przypuszczam, a na to zapewne każdy się zgodzi, że gorliwie do sekty swojéj przywiązany Jędrzej Krotoski, umierając, nie przekazał biblioteki swojéj, niewątpliwie po największéj części z dzieł akatolickich złożonéj, zięciowi Sieniawskiemu, któryby ją jako dobry katolik najpewniéj spalił; ale że jéj inne dał przeznaczenie. Jednota braci czeskich posiadała znaczną własną bibliotekę, któréj zawiązkiem były dzieła przez nich samych pisane, a najważniejsze jéj pomnożenie stanowił księgozbiór niegdyś rodziny Ostrorogów, krótko przed wygaśnieniem téj ich linii, która do katolicyzmu nie powróciła (c. 1625), właśnie téjże bibliotece ofiarowany[49]. Umieszczona ona była w kościele że tak powiem katedralnym jednoty czeskiéj na całą Wielkopolskę, t. j. w kościele farnym miasteczka Ostroroga. Niewątpliwie poszedł więc i nasz Krotoski za tym krewnych swoich przykładem i legował (około r. 1630) książnicę swoję na tenże cel. Losy rzeczonéj biblioteki w dalszych latach są nam mniéj więcéj znane. Jakkolwiek miasto Ostroróg dostało się w stałe posiadanie familii (katolickiej już naówczas) Kwileckich dopiero r. 1660, to jednak i przed tym już czasem były losy zboru ostroroskiego wystawione na ciężkie próby. Katolicy miejscowi i okoliczni, silnymi popierani wpływami, postanowili sobie koniecznie kościół ostroroski dla obrządku swego odzyskać, a dzierżawcy téj majętności (w latach między 1630 a 1660) Rejowie, lubo i sami dyssydenci, nie mieli tyle siły, żeby się tym usiłowaniom dość skutecznie opierać. To też po kilku zrazu nadaremnych zamachach, już w r. 1636 przyszło do tego, że katolicy odebrali ostatecznie kościoł rzeczony dla siebie, a bracia czescy poprzestawać musieli odtąd na jakiéjś tylko prywatnéj kaplicy w zamku. Z obawy tęgo co nadejść mogło i jak późniejszy skutek okazał, rzeczywiście nadeszło, biblioteka ostroroska jeszcze przed rokiem 1636 z miejsca tego wywieziona została. Przeniesiono ją z razu do Obrzycka (własność naówczas Radziwiłłów); po niejakim czasie do Skoków (Rejowie byli tu wtedy dziedzicznymi panami), gdzie przez długi czas leżała zrzucona w stosach i bez ładu, w pałacu. Nakoniec na mocy postanowienia całéj jednoty wcielono ją do biblioteki szkoły leszczyńskiéj, którato szkoła wraz z miastem Lesznem i całym domem Leszczyńskich wytrwale trzymała się właśnie tego wyznania i po upadku szkoły w Koźminku, przez ciąg wieku XVI pierwszorzędéj między ich zakładami, stanowiła teraz główny punkt ich życia naukowego. Ostateczne to przeznaczenie swoje otrzymała biblioteka, o któréj tu mówimy, około r. 1640.
Właśnie w tym czasie, gdy się to działo, sprawował urząd rektora szkoły leszczyńskiéj sławny nie tyle w naszéj, ile w czeskiéj i w powszechnéj teologicznéj owego wieku literaturze, Jan Amos Komenius. Pochodził on z Moraw, gdzie począwszy od 24 roku życia swojego z chlubnym rozgłosem zajmował już stanowiska publiczne. Dał się poznać jako mąż światły i wielkiego uzdolnienia nauczycielskiego, pełniąc przez lat kilka obowiązki rektora szkoły w Prerowie, a następnie w Fulneku (1614 — 1627). W roku 1627 jednak z przyczyn religijnych zmuszony uchodzić z kraju, gdyż i on należał do sekty Braci, znalazł przytułek, zajęcie i stałą posadę w Polsce, właśnie przy szkole leszczyńskiéj, któréj zarząd już to bezpośredni, już pośledni (piastował bowiem późniéj w Lesznie i wyższe godności duchowne), jego powierzony był rękom.
Sława tego męża jako uczonego i pedagoga tak się rozniosła po całéj Europie, że zasięgały jego rady, a nieraz żądały i osobistéj interwencji różne miasta, a nawet kraje postronne, ilekroć chodziło o przeprowadzenie tam jakiéj reformy zakładów edukacyjnych w duchu postępu. Takie podróże odbywał Komeniusz z Leszna do Elbląga, do Londynu, do Szwecyi — w r. 1650 zaproszono go wreszcie do Węgier... do Szarosz Pataku.
Dzieje szkoły szaroszpatackiéj sięgają głęboko aż w wiek szesnasty. Założył ją w r. 1530 zaraz po rozszerzeniu się kalwinizmu w tamtych stronach — Piotr Pereny, ówczesny dziedzic miasta tego i okolicy. Urządzona zrazu w skromnych rozmiarach zakładu, odpowiadającego poniekąd dzisiejszym naszym wyobrażeniom o gimuazyach, rozwinęła się szkoła szaroszpatacka w latach dalszych do tego stopnia, że już 1550 stanęła w rzędzie akademij, łączących z sobą i niższe kursa, i przyjęła nazwę reformowanego Kollegium, którą też zachowuje do dziś dnia. Każdocześni właściciele Szarosz Pataku byli protektorami i dobrodziejami téj szkoły: w miarę ich światła i hojności dla celów naukowych, świetność jéj to się powiększała, to ćmiła niepowodzeniem chwilowém. Pa wygaśnięciu rodu Perenich (1567), Szarosz Patak przypadł na bezpośrednią własność Cesarza, jako króla węgierskiego. W r. 1576 został oddany klucz ten cały dóbr Franciszkowi Dobó, który go kupił za znaczną sumę od Maxymiliana II. W r. 1608 odziedziczył go po Dobonach tychże krewny, Michał Lorantfy; a po jego śmierci (1614), wziął miasto to w posiadanie dziedziczne książę siedmiogrodzki Jerzy I Rakocy, jako mąż starszéj córki Michała Lorantfiego Zuzanny, którą zaślubił r. 1616. Od tego czasu mieli więc panowanie nad tém miastem Rakocowie, i trwało to przez ciąg prawie całego wieku, dopóki z powodów politycznych w piérwszych latach XVIII stulecia nie zostali z niego wyzuci sposobem konfiskaty; a czasy rządów piérwszych generacyj onego rodu nad tą okolicą i szkołą uchodzą w rocznikach szaroszpatackiego kollegium właśnie za epokę największéj jego świetności. Z rokiem bowiem 1660 nastały i tam waśni religijne, pełne gwałtów, krzywd i zamachów, podkopujących nie mówię już powodzenie, ale nawet exystencyą téj szkoły.
Owoż na owęto właśnie epokę dobrych czasów tego zakładu przypadł fakt, o którym wyżéj wspomniałem. W r. 1650, krótko po śmierci Jerzego I Rakocego, został Komeniusz z Leszna zaproszony przez Zuzannę, wdowę zmarłego książęcia, i przez jego syna i następcę Zygmunta, da przybycia do Szarosz Pataku i zajęcia jednéj z katedr tamtejszego kollegium, z widokiem i daléj sięgających odmian ustroju naukowego, w których przeważnie miał uczestniczyć. Wezwaniu temu nasz uczony niezwłocznie uczynił zadość. Dnia 24 listopada rzeczonego roku 1650 już był na miejscu i otwierał swoje wykłady mową publiczną, którą z końcem XVIII dopiero wieku po raz piérwszy z rękopisu odszukanego oddrukowano p. t. Jo. A. Comenii Oratio de cultura ingeniorum in auditorio maiori Saros-Patakini dicta. Fest. 1791. Profesura jego tamtejsza trwała lat 4, od 1650 do 1654; poczém opuścił ten zawód i niezadługo przeniósł się znowu do Polski, prawdopodobnie w skutek rychłéj śmierci Zygmunta Rakocego, zaszłéj już w r. 1652, i objęcia rządów nad Szarosz Patakiem przez brata jego Jerzego II, którego ambicya sięgała daléj i wyżéj, i który marząc o blasku korony wielkiego państwa, nie tylko sam mniéj zwracał uwagę na podniesienie nauk, ale i Komeniusza uwikłał w intrygę polityczną, z powodu któréj zmuszony został krótko po powrocie swoim do Leszna, już r. 1656, szukać sobie gdzieindziej schronienia i przybranej ojczyzny, jak w kraju naszym.
Na tle opowiedzianych co tylko zdarzeń nastręcza się więc bez naciągania hipoteza, że właśnie nie kto inny, jak Komeniusz przywiózł (1650) biblią naszę z Leszna do Węgier i zostawił ją czyto Rakocym, czy bezpośrednio szkole, przy któréj był profesorem, może na własność, a może też tylko jako tymczasowy depozyt, jeżeli zamierzał powrócić jeszcze w to miejsce. Że stanowisko jego w Lesznie było po temu, że mógł z tamtejszéj biblioteki szkolnéj wypożyczać, co mu się podobało, to dowodu nie potrzebuje. A że przez to pośrednictwo leszczyńskiéj biblioteki był w zetknięciu z rzeczami niewątpliwie pochodzącemi z księgozbioru niegdyś Krotoskich, to widno z tego, że był Komeniusz w posiadaniu i innego jeszcze manuskryptu takiego, który niezawodnie czasu swego należał do zbiorów biblioteki barcińskiéj. Mówię o dziele dziś zaginioném łacióskiém, o utworze zmarłego na początku XVII wieku domownika Krotoskich Łasickiego „Historya Braci Czeskich“, którego tylko ostatnia, tj. ósma księga w r. 1649 została bez oznaczenia miejsca wydana z druku właśnie staraniem Komeniusza, wraz z streszczeniem wszystkich ksiąg siedmiu poprzedzających, przez niego ułożoném[50]. —
Wyczerpnę wszystko o losach téj biblii naszéj, jeżeli dodam jeszcze słów kilka o zapiskach, które się mieszczą na tylnéj jéj kompaturze z strony wewnętrznéj. Zapisywały tam w różnych latach różne osoby, ile za ich czasów ten manuskrypt kart jeszcze liczył. Najpiérwsza taka zapiska brzmi: Folia habet 194; daty przy niéj nie położono żadnéj. Następują potém zaraz tuż obok kładzione inne zapiski — z datami:Nunc 185, 15 Maÿ 1751. — Tantundem 1* Aprilis 1760. Tantundem 15 Febr. 1769. — i tak daléj przez cały czas przeszłego i obecnego wieku, sięgając aż do r. 1821, w którym zapisano ostatnie obliczenie.
Wynika z tego, że w porównaniu z ilością kart dzisiejszą stan rzeczy od roku 1751 nie zmienił się już wcale, i że od tego czasu począwszy, a więc w Węgrzech, przywięzywano już jakąś wartość do téj starożytnej pamiątki i szanowano ją. Wydzieranie zaś kart z kodexu przypada na wiek XVII, i to prawdopodobnie odbywało się ono w taki sposób, że ubytek i redukcyą pierwotnéj liczby kart 470 do 194 położyć wypadnie na karb czasów między wyjściem biblii z domu Krotoskich. a wcieleniem do szkolnéj biblioteki leszczyńskiéj. (Zapiskę kart 194 wtedy zapewne położono). Zmniejszenie zaś i téj liczby do dzisiejszéj ilości zaszło prawdopodobnie już na Węgrzech, w latach kiedy i tamtejsza biblioteka (po roku 1660) z wielkim uszczerbkiem przewożona była z miejsca na miejsce, i to po kilka razy.
Teraz pozostaje mi jeszcze zdać sprawę przed czytelnikiem ze sposobu, w jaki text tego pomnika w wydaniu naszém został przeprowadzony przez prasę — zwrócić uwagę jego na znaki, którymi uważałem za potrzebne opatrzyć niektóre miejsca — wreszcie rzucić też słów kilka o wewnętrznéj stronie, t. j. o lingwistycznéj ważności zabytku, którym się teraz tak znacznie pomnażają zasoby przeddrukowéj literatury naszéj.
Cały text szaroszpatackiego kodexu tak został oddrukowany, jak jest pisany. Zatrzymaliśmy pisownią, pomyłki przepisujących i całą nie tylko wewnętrzną, ale i zewnętrzną postać téj pracy rąk różnych, jak się wszystko znachodzi w autentycznym rękopisie. Pisownia i w téj biblii i we wszystkich innych pomnikach naszych, jakie tylko dotąd odszukane zostały, jest jak wiadomo arcyniejednostajną, bez konsekwencyi i bez systemu opartego na jakichkolwiek stałych zasadach. Z téj przyczyny język ówczesny zdaje się na pierwszy rzut oka zupełnie różnym od dzisiejszéj polszczyzny. Różność ta atoli jest tylko dla oka, a nie dla ucha. Czytać należy to wszystko tak, jak było wymawianém, a nie jak pisali na chybi trafi ówcześni pisarze, którzy zawsze byli w kłopotach względem owych brzmień ściśle polskich, dla których alfabet łaciński nie dostarczał żadnéj gotowéj litery. Sztukowali i łatali tedy abecadło łacińskie najrozmaitszemi przystawkami, np. literą z, y, itp., których używali nad wszelką miarę, ażeby uwydatnić, jaką głoskę, jakie brzmienie właściwie chcieli napisać; ale w tém łataniu sami z sobą nie byli zgodni, a to z przyczyny że zamiast się z góry zastanowić i powiedziéć sobie raz na zawsze, jak się co będzie pisało, pokonywali oni te trudności w ostatniéj dopiero chwili — a więc po trosze, przy każdym poszczególnym wyrazie; a nie dbali o to, że tosamo brzmienie w innym wyrazie, w tymsamym może wierszu już napisali inaczéj, przez co właśnie otrzymywało ich pismo te cechy niekonsekwencyi i nieustającéj bałamutności pisowni, która nas tak niemile uderza.
Bez względu tedy na tę odmienność ich pisma od naszéj ortografii, czytać zatém należy np. sam początek biblii naszéj, jakby był napisany w następujący sposób:
„Poczynają się pirwe księgi Mojżeszowy, Genesis. Na początce bóg stworzył niebo i ziemię, ale ziemia była nieużyteczna a próżna, a ćmy były na twarzy przepaści, a duch boży na świecie (zamiast: naszasze się) nad wodami“. Jak widzimy, brzmi tu prawie wszystko tak właśnie, jakbyśmy to i dzisiaj powiedzieć mogli, z wyjątkiem jedynie tych wyrazów kilku, które tu są oddane rozstawionemi literami. W nich tylko są cechy ówczesnego mówienia, np. pirwe zamiast dzisiejszego piérwsze; Mojżeszowy zamiast Mojżeszowe; na początce zamiast mniej regularnego na początku, jak się podziśdzień mówi. Na twarzy (zamiast po nad, albo na powierzchni) jest tylko niezręczném choć dosłowném tłómaczeniem łacińskiego super faciem. Wreszcie na świecie uznać należy za prostą tylko pomyłkę nieumiejętnego tłómacza, który miał tu w przekładzie czeskim naszesze sie napisane w połączeniu („nassiessesie“) i bezmyślnie to czytał „na świecie“, zamiast przełożyć: naszasze się lub unaszał się, ferebatur. Ostatnie dwa przykłady (na twarzy i na świecie) są mniejszéj wagi, bo dowodzą tylko prostoty i małego stopnia intelligencyi w autorze; tamte zaś odmienności od dzisiejszego mówienia (pirwe, początce itd.) należą właśnie do kategoryi form istotnych i dla badania historyi języka niekiedy nader ważnych, dla których tego rodzaju zabytki piśmiennictwa poszukują się, ogłaszają i studyują.
Z tego punktu widzenia na rzecz patrząc, możnaby nam może zarzucić, że niepotrzebnieśmy więc zatrzymali charakter i wszystkie ułomności tamtoczesnéj pisowni, skoro takowe nie sięgają po za zakres sfery samego tylko pisma i nie dotyczą saméj rdzeni mówienia. Uczyniliśmy to w tém przekonaniu, że dobrze będzie, ażeby i pod tym względem uwidocznione były ówczesne piśmiennicze stosunki i trudności, z któremi łamać się trzeba było, nim przyszło do tego, że się i łacińskim alfabetem dały wreszcie w znany nam sposób oddawać wszystkie te rozMczne brzmienia, w jakie obfitują wszystkie narzecza słowiańskie, a w szczególności nasz język. Kto wie, czy nie podlegnie przy jakiéj katastrofie i ten z taką dziś troskliwością przechowywany w Szarosz Pataku nasz pomnik, ostatecznemu zniszczeniu. Na taki przypadek, nikt tego pewnie żałować potém nie będzie, że w drukowaném wydaniu nawet pisownia jego zachowana została z zatrzymaniem jéj znamion nawet zewnętrzach i przypadkowych.
Tu przyznać się do tego jednak musimy, żeśmy w trzech punktach przecie odstąpili od wyżéj określonéj zasady i że pozwoliliśmy sobie text drukować inaczéj, jak jest w kodexie, a to pod względem przecinkowania, rozłączania wyrazów i wielkich liter.
Przecinkowama w szaroszpatackim kodexie nie ma właściwie żadnego. Trafiają się w nim wprawdzie często gęsto punkta; takowe jednak najczęściéj tam są położone, gdzieby albo tylko komat powinien się znajdować, albo gdzie żadnego zgoła znaku pisarskiego być nie powinno. Gdzieby zaś konieczna była potrzeba punktu, to jest przy końcu zdania, tam nader często nie ma żadnego znaku interpunkcyi. Sądziliśmy, że chcieć być wiernym i pod tym względem autentyczności pommka, byłoby to prawie tosamo, co uniemożliwiać czytelnikowi bezwarunkowo rozumienie jego osnowy. Przecinkowanie zresztą nie dotyczy wcale saméj właściwości języka, a nam chodzi w publikacyi niniejszéj właśnie o język...
Co się tyczy rozłączania wyrazów, wiedzieć należy, że tak w tym naszym pomniku, jak i we wszystkich innych owego wieku, słowa poszczególne są zazwyczaj pisane w połączeniu. Wprawdzie nie wszystkie, ale krótsze z dłuższemi. Wszystkie tedy spójniki, przyimki, przysłówki krótsze, słowem partykuły, doczepione są do wyrazów obok położonych. Więc np. nie ma tam a ćmy były, lecz aczmi bili; nie na twarzy, lecz natwarzy; nie a duch boży na świecie nad wodami, lecz aduch boszy naszweczye nadwodamy; nie i uzrzał albo y uzrzał, lecz yuzrzał; nie a z jutra lecz azyutra; nie a k temu, lecz aktemu itd. Co większa, nie brak bynajmniej i na takich przykładach, że zamiast a odtąd napisane jest w ms. aot tąd, it.p.[51]. To nieraz tak dalece utrudnia rozumienie sensu miejsca całego, że gdyby nie pomoc, jaką się ma, z łacińskiego przekładu pisma św., który ciągle trzeba było porównywać z naszym polskim przekładem, byłoby się często w niepewności, jak te wyrazy rozumieć i jak szykować pomiędzy sobą. Owoż uważałem za stósowne oszczędzić tego trudu czytelnikowi, i dałem mu od razu wszystkie podobne wyrazy w całości i odłączeniu. A ośmielił mię do tego przykład kompetentnego w takich rzeczach sędziego i przewodnika, znakomitego niegdyś slawisty Kopitara, który w takiż sam sposób porozdzielał wyrazy w psałterzu św. Floryańskim czyli tak zwanym Małgorzaty i dał go drukować w téj zmienionej nieco postaci. I tam bowiem było tosamo w manuskrypcie.
Wielkie litery dałem drukować na początku okresów i w wszystkich imionach własnych. Pisarze kodexu używali ich także, ale bez konsekwencyi. Nieraz w samym środku zdania kładli litery wielkie, bez żadnéj zgoła przyczyny; od małych znowu liter częstokroć poczynają okresy, a imiona własne rozpoczynają, jak właśnie przypadek zdarzył, to wieikiemi, to znowu małemi literami. Nierzadkie też są przykłady i gorsze jeszcze, tak np. zamiast Aaron nieraz zdarza się znaleść aAron i inne rzeczy w tymże samym rodzaju. Pozwoliłem sobie tedy zaprowadzić w tém wszystkiém cokolwiek ładu wedle wyobrażeń dzisiejszych, i o tyle odstąpiłem od autentyczności pisarskiéj pierwowzoru téj biblii naszéj.
Liczby arabskie, położone na marginesach kart niniejszego wydania, oznaczają karty kodexu i porządkową ich liczbę w dzisiejszym jego zdefektowanym stanie. Poczynanie się każdéj nowéj stronicy oznaczone jest zawsze dwiema prostopadłemi linijkami . Jeżeli tedy przy takim znaku położona jest obok na marginesie cyfra arabska: znaczy to, że się tu zaczyna w kodexie nowa karta i to taka z porządku, jak to właśnie owa cyfra wyraża; jeżeli zaś znak położony jest sam, bez cyfry: okazane jest przez to, że się w tém miejscu stronica przednia karty kodexu kończy, a zaczyna strona téjże karty odwrotna. W taki sposób łatwo będzie każdemu, ktoby sobie chciał trud ten zadać, porównywać wydanie nasze z manuskryptem w Szarosz Pataku i odnajdywać miejsca, o które chodzi, bez długiego szukania.
Dwie karty z księgi Paralipomenon, które (jak to już wyżej wspomniałem) są obecnie w posiadaniu pana W. A. Maciejowskiego w Warszawie i których treść wcieliłem do wydania naszego w miejscu, na które przypadają, stanowią w wydaniu naszém wsuwkę osobną i nie mają żadnéj porządkowéj cyfry paginacyjnéj na marginesach swoich. Nie chciałem bowiem psuć i mieszać ciągu paginacyi kart rzeczywiście znajdujących się jeszcze w samym szaroszpatackim kodexie, coby było nastąpiło, gdybym liczby porządkowe był i do rzeczonych wydartych z niego kart zastósował. Przepisanie z nich textu z należytą akuratnością mogłem uskutecznić sam osobiście, dzięki uczynności uczonego ich właściciela, który z wszelką gotowością raczył mi je przysłać do Lwowa dla zrobienia z nich użytku, o jaki właśnie chodziło, za co mu niniejszém publiczne składam podziękowanie. Również dodałem do wydania tego na samym końcu i fragmenta z księgi Daniela, odszukane w Wrocławiu przez Hofmana von Fallersleben. Zostały odczytane z podobizny, dokonanej przed kilkunastu laty staraniem zasłużonego około literatury ojczystéj Kazimierza Stronczyńskiego.
Gwiazdki dodane do niektórych wyrazów (*) znaczą to samo, co się zwykle wyraża przez słówka sic lub tak położone w nawiasie. Kładłem te gwiazdki przy takich wszystkich słowach, o których chciałem czytelnika uprzedzić, że rzeczywiście tak są napisane w kodexie, jak je oddano w druku. Niekiedy są to wyrazy napisane błędnie. Niekiedy nie można im zarzucić żadnéj błędności, ale mogłyby z innych przyczyn wzbudzać w czytelniku powątpiewanie, że to są tylko błędy drukarza. Tak np. położyłem znak taki na str. 4 przy wyrazie poczyó̗czyą z powodu litery ą, którą się wyraz ten kończy. Pisarz użył jéj tu widocznie jako pochylonego α (= poczęciá), nosowe bowiem brzmienia wyraża pisarz ten pierwszy zawsze przez ó̗, a ą (którego zresztą nader rzadko używa) ma u niego inne znaczenie. Wypadało zatém ostrzéc o tém czytelnika, że pisownia ta rzeczonego wyrazu, choć fenomenalna skądinąd, jest jednak autentyczną.
Klamry [ ] i wyrazy w nich kursywą oddrukowane, sąto uzupełnienia textu pochodzące odemnie, a nie znajdujące się w kodexie. Pozwalałem sobie takich dodatków tylko w nadzwyczajnych i wyjątkowych wypadkach, ażeby zapobiec mylnym możliwym eiplikacyom i ułatwić rozumienie textu, jeżeliby takowy był bez tego zaledwie do odgadnięcia. Tak np. na str. 3 znajdzie czytelnik miejsce: „Bog stworzil [z] szemyó̗ wszitka zwyerzó̗ta zemska“. To z nie znajduje się w rękopisie, gdyż pisarz idąc tylko za słuchem i nie słysząc wyraźnie przed słowem ziemię przyimka z, pominął go; napisał przeto zdanie, dla nas prawie niezrozumiałe. Restytucya téj prepozycyi naprawia od razu całe zepsucie sensu i zapobiega innemu rozumieniu, o jakiém autor nie myślał. Podobnie też dodawałem prawie zawsze przyimek [w] przed wyrazem widzeniu (in conspectu, więc zamiast w oczach, przed obliczem itp.). Samo widzeniu w takich sensach, jak np. że się to lub owo stało widzeniu Mojżeszowém, nasuwa przypuszczenie, że mamy tedy w tym pomniku liczne przykłady użycia przypadka VIIgo bez żadnéj prepozycyi, jak w pomnikach starosłowiańskich. Przypuszczenie takie byłoby jednakże mylne; ile sobie bowiem przypominam, nie ma ani jednego takiego przykładu w całym pomniku obecnym, gdzieby przyimek w opuszczony był przed wyrazami, od innych liter się poczynającymi, jak od w. Że zatém trafia się to tylko przed wyrazami, które (jak widzenie) od w się poczynają: to położyć to znowu tylko należy na karb nieuwagi i niewprawy pisarza, a nie na karb polszczyzny tamtego wieku.
Inne znaczenie mają słowa, mniejszym drukiem i kursywą dane w krągłym nawiasie ( ). Sąto tylko odczytania form textu, które dla dziwacznéj pisowni ledwie dziesiąty zrozumie. Np. na str.
2 w zdaniu: „Oto dalesm wam wszelkye szele noszó̗c szyemió̗ podlug przyrodzenya swego na szemy“, dałem przy szyemió̗ w nawiasie odczytanie dzisiejszą ortografią (siemię); bez tego bowiem niejeden będzie przypuszczał, że to czytać należy ziemię, ile że mowa w tym rozdziale ciągle się kręci około tego wyrazu. Na str. 5 przy słowie uczosl położyłem (utrząsł): należało mi dodać do tego jeszcze znak zapytania, na znak że to odczytanie nie jest tak pewne; gdyż byćby także mogło brzmienie owego słowa i uczosł, jeżeli to jest forma jakiego nieużywanego już podziśdzień czasownika od pierwiastku czes[52].
Same znaki zapytania w nawiasie położone wśród textu znaczą, iż przypuszczam, że w napisaniu wyrazu, przy którym one stoją, zaszła jaka pomyłka. Nie trzeba tego nigdy ściągać do osoby, która w Szarosz Pataku dokonała teraz świeżo jak najstaranniéj kopii całego manuskryptu, lecz do pisarzy samegoż kodexu.
Wyrazy interspacyowane t.j. rozstrzelonym oddane drukiem, sąto miejsca, na które chciałbym zwrócić szczególną czytelnika uwagę, czy to dla tego, że to są wyrazy dziś już wcale nieużywane, czy że znaczenie ich nie jest już takie jak dzisiaj, czy że końcówki ich deklinacyjne lub też konjugacyjne są starożytne, czy że pisownia w nich z jakiéjkolwiek przyczyny ważne nasuwa uwagi, czy wreszcie, że jestto miejsce, którego byśmy w oryginale biblii nadaremnie szukali, a więc pochodzi z głowy tłómacza. Jeżeli nadzwyczajność miejsc albo też wyrazów takich może być zaliczoną do prawdziwie fenomenalnych zjawisk, przydany im jest wtedy jeszcze wykrzyknik położony w nawiasie.
Noty dawane na dole, poniżéj textu, dotyczą prawie wyłącznie stósunku przekładu polskiego do łacińskiéj wulgaty. Że przekład ten polski dokonany został bezpośrednio z czeskiego, o tém się powiedziało już wyżéj; czeskie jednak tłómaczenie szło niezawodnie wprost już z łaciny. Przekonywają o tém rozliczne usterki, które i w polski text weszły, będące tego zawsze rodzaju, że tylko przy porównaniu z odpowiedniemi miejscami łacińskiemi Wulgaty zrozumieć można, jak je można było popełnić. Tak np. że tu tylko kilka myłek podobnych wymienię, na str. 3 (naszego wydania) wąż w raju nazwany jest gorący zamiast chytry, bo po łacinie calidus i callidus w brzmieniu mało się różnią; więc wziął tłómacz callidus za calidus; — na str. 75: „których gdy głowy pozłocił“ itd. zamiast „które z głowami pozłocił“ (quas cum capitibus deauravit), wzięto zatém prepozycyą cum za spójnik gdy; — na str. 84 tłómaczy mulier nubilis dziewka szlachciąnka zamiast dorosła, wziąwszy nubilis za nobilis; — na str. 132 qui hodie boni ac mali ignorant distantiam oddaje przez „którzy dziś dobrzy i źli niewiedzą dalekości“, (zamiast dobrego i złego), wziął boni ac mali za nomin. plur; — na str. 137 per tumorem animi sui tłómaczy „s bojaźni swego umysła“, zamiast z pychy, pomieszał z sobą bowiem wyrazy tumor i timor; — na str. 169 przekłada sudes (pal, szkopuł) przez pot, oczywiście więc miesza sudes ze sudor i tym sposobem zdradza się, że z łaciny przekładał... Jeżeli na tych przykładach widzimy, że się tłómacz aż zbyt więc wiernie trzymał dosłownych znaczeń textu łacińskiéj wulgaty, o ile ją tylko zdołał w prostocie swojéj rozumieć; jeżeli ta wierność przekładu także i w porządku wyrazów po sobie następujących przez całą biblią przeprowadzona jest z najściślejszym rygorem: to nie zbywa jednak z drugiéj strony i na zadziwiających znowu tu i owdzie zboczeniach od osnowy oryginału. Czy takowe były skutkiem nieuwagi lub niewykształcenia tłómacza, czy tylko grzechem przepisywacza? czy polegają na tém, że tłómaczenie odbywało się z jakiejś kopii takiéj pisma św., która była już w łacinie błędnie stylizowana? a nakoniec, czy te zboczenia zaszły już przy przekładzie z łacińskiego na czeski, czy dopiero przy przelewie z czeskiego na polski język? tego rozstrzygnąć mnie dzisiaj już niepodobno; ale chciałem przynajmniej na miejsca takie zwrócić od czasu do czasu czytelnika uwagę, i tento więc wzgląd był najgłówniejszym powodem i przedmiotem not, któremi text biblii naszej opatrzyłem od początku do końca[53].
W dodanym na samym końcu słowniczku starałem się w porządku alfabetyczuym zestawić i jak najkrócéj wyjaśnić wszystkie wyrazy użyte w téj księdze, które czy to brzmieniem czy znaczeniem swojém nie należą już do używanych obecnie. Tylko niektóre z nich znane były Lindemu. Największą ich część napotyka się i po innych pomnikach XIV albo XV stulecia: nie brak jednakże i na takich, choć ilość ich nie jest zbyt wielka, których dotąd nie zdarzyło mi się jeszcze gdzieindziej czytać. Tak np. wyraz kmieć jest tu użyty dwa razy w znaczeniu starzec, co mi się zdaje bardzo godném uwagi. Dotąd rozumiano, że w czeskim języku kmet miało znaczenie tylko w przenośnym sensie odpowiednie łacińskiemu senior, zwierzchnik, pan. A teraz widzimy, że to pierwotnie znaczyło starzec w fizycznym względzie.
Słowniczek tych nieużywanych wyrazów ułożony być musiał koniecznie według dzisiejszéj ortografii a nie ówczesnéj; albowiem trzymanie się i w tym razie pisowni kodexu było wręcz niepodobieństwem. Prawie w każdém miejscu jeden i tensam wyraz napisany się znajduje z jakiemiś odmianami. Wszystkich tych odmian — na raz jeden — nie było można naśladować...
Ani noty moje ani też słownik nie wyczerpują materyału lingwistycznego, jaki z chwilą wyjścia téj biblii z ukrycia staje się przedmiotem wszechstronnych badań miłośników i znawców téj gałęzi literatury. Ktoby wydając ten pomnik, chciał wypełnić i pod tym względem zadanie, musiałby drugie tyle przynajmniej czasu na to poświęcić i powiększyć objętość publikacyi niniejszéj do nierównie większych rozmiarów. Moje zadanie miało być tylko wydawcy, przynoszącego gotowy materyał studyów dla drugich — i zdającego im sprawę ze wszystkiego, co wiedzieć im potrzeba, aby mogli z pożytkiem i powodzeniem przystąpić do rzeczy, która z kolei ich zadanie znowu stanowi.
Pomnik niniejszy staje się ważnym, zajmującym i prawdziwie nieocenionym wtedy dopiero i dla takiego tylko, kto do niego zabierze się w połączeniu z innymi pomnikami średniowiecznéj polszczyzny, jakie dotychczas odkryto. Zajmuje on między nimi przeważne miejsce, bo pod względem starożytności drugie, a pod względem objętości materyalnéj najpiérwsze! Najstarożytniejszym mowy naszéj zabytkiem pozostaje i nadal Psałterz św. Floryański czyli tak zwany psałterz królowéj Małgorzaty — nie zbadany dotychczas należycie, źle opisany, nazwany błędnie, wydany co się zowie dorywczo, choć z jakiém takiém uczynieniem zadość zwykłym wymaganiom krytyki. Mamy w nim kanon polszczyzny z całéj przestrzeni wieku XIV. Część jego ostatnia (począwszy od psalmu 101 aż do końca) datuje z czasu przed r. 1308 lub też 1320; część zaś piérwsza (aż do psalmu 101) jest zabytkiem z roku, w przybliżeniu biorąc, 1380[54]. — Na drugą połowę tegoż XIV wieku przypada także ów osobno odszukany Psalm 50ty (Miserere), który obecnie na luźnéj kartce pergaminu posiada biblioteka p. Pawlikowskiego, a także drugi takiż exemplarz miała posiadać i dawniejsza biblioteka Świdzińskich. Zdaje się to być płód czasu znacznie rychlejszego, aniżeli rok 1380, około którego pisano przednią połowę wyżéj wspomnianego psałterza; lecz dla uczonych badań znaczenie tego psalmu jest mniejsze, właśnie przeto że to tylko rzecz krótka. Na drugiém przeto miejscu stawić zaraz należy naszę Biblią królowéj Zofii, jako obraz polszczyzny w rozległych ramach, z czasu między 1422 a 1455, sięgający początkiem swoim może i znacznie wyżéj. Znaczenie zabytku tego jest tém większe, że pokrywa on przestrzeń wieku dotąd należycie nie zapełnioną; nie mamy bowiem żadnych innych pomników piśmiennych z całéj piérwszéj połowy XV stulecia, jak chyba tylko ulotne, niedbale na papier rzucone, rzeczy pomniejsze lub też urywkowe tylko szczątki większych zaginionych całości, o których wszystkich zresztą wcale też jeszcze tak niezachwianie nie dowiedziono, czy rzeczywiście są takiéj daty odległéj. (Pieśń Bogarodzica z r. 1408. Modlitwy Pańskie w dwóch wersyach, z r. 1400 i 1412. Fragment Żywota św. Błażeja, ogłoszony z komentarzem w Bibliotece Ossolińskich, tomie IV r. 1864). — Trzecie miejsce przysądzić należy Przekładom Statutów Świętosława z Wocieszyna i Macieja z Różana, pochodzącym z r. 1449 i 1450. Materyał ten sądowego i prawniczego języka byłby nie tylko dla dziejów i prawoznawstwa, ale i dla filologii naszéj rzeczą znakomitego znaczenia, gdyby go był Lelewel wydał z większą i w téj także mierze znajomością przedmiotu. Że tak jednak nie jest, o tém wie każdy, kto takie rzeczy rozumie. — Czwarte z kolei miejsce pomiędzy pomnikami przynależy gnieźnieńskim kazaniom polskim, wydanym w Poznaniu r. 1857 kosztem hr. Działyńskiego p. t. Zabytek dawnéj Mowy Polskiej. Mogą one pochodzić najrychléj z środka XV wieku i być współczesne ostatniéj t. j. wykonanéj przez piątego pisarza partyi naszego pomnika. Jest tego kart tylko kilka, zabazgranych niedbałém pismem; ale rzecz sama nader ważna dla historyi języka. Wydanie ich i wspaniałe i wykonane z wielką pod umiejętnym względem trafnością. — Piątym co do ważności i dawności zabytkiem będzie kodex kórnicki Statutu Wiślickiego w przekładzie polskim, przypadać mający na r. 1460, jeżeli przyjdzie kiedy do ogłoszenia go drukiem. Dotychczas nawet opisanym nie został! — Szóste dopiero stanowisko w rzędzie tych pamiątek przedpiśmienniczéj polszczyzny przydzielić zdaniem mojém należy owéj Książeczce do Nabożeństwa (Liber Precarius), którą dawna tradycya łączyć chciała z osobą niewiedzieć któréj św. Jadwigi. Była ona pisana (nie dla Jadwigi, lecz) dla Nawojki, dobrze już w drugiéj połowie XV wieku, nie sadzę, żeby rychléj, jak około 1480 r. — Jeszcze późniejszym, niżeli Liber Precarius, mnui być kodex in 4° Psałterza, mylnie nazywanego za Czackiego powagą, który go czasu swego posiadał, Psałt. król. Jadwigi. Ogłoszono z niego dotąd tylko dwa piérwsze psalmy, starłszy z nich zewnętrzne znamiona wieku. Teraz psałterz ten należy do zbiorów Ks. Wł. Czartoryskiego: mnie jest znany tylko z opisu i prób, dokonanych jak najdokładniéj przez P. Piekosińskiego. Kodex ten pisany być musiał w końcu XV lub w piérwszych latach XVI stulecia. Jest bardzo wierną, choć jednak już zmodernizowaną kopią owego Psałterza u św. Floryana, któryśmy postawili powyżéj na piérwszém miejscu. Lubo to przepis tylko, a do tego jeszcze tak późny, jest on jednak z innych przyczyn pozycyą w tym szeregu pamiątek niemałego znaczenia. Wyświadczyłby wielką nauce i literaturze przysługę, ktoby go z należytą starannościa ogłosił w zupełności, zwłaszcza gdyby choć w części dołączył obok, w dostatecznéj mierze, i konkordancye wybrane z obydwóch cześci tamtego dawniejszego psałterza, a zarazem nie pożałował też trudu, zbadać raz jeszcze na miejscu kodex św. Floryański i dać o nim przy téj sposobności wyczerpujacą wiadomość. — Ostatnie, więc ósme miejsce między ważnymi dla lingwisty pomnikami rękopiśmiennéj naszéj literatury, zajmują nakoniec Ortyle Magdeburskie, oddrukowane in crudo przez Wiszniewskiego w V. tomie jego Literatury, a to z kopij nie wiadomo gdzie nalezionych,
podobno pisanych w r. 1501 i 1533. Zakład im. Ossolióskich we Lwowie ma kopią tychże Ortylów, jak się zdaje, znacznie rychlejszą, choć na pewne niewiadomo, z którego roku datuje, w każdym razie jednak z przed końca XV stulecia.
Ażeby okazać nawet mniéj obeznanemu z tym rodzajem studyów czytelnikowi, pod jakimito względami szczególniéj mogą być ważne porównywania tych zabytków między sobą, prowadząc do
wyjaśnienia pytań dotąd wątpliwych albo wcale jeszcze nierozwiązanych: zamierzam w następujących teraz ustępach przebiéc wszystkie działy z kolei w zakresie téj biblii naszéj, i scharakteryzować takowe choć z grubsza — właśnie z tego punktu widzenia.
Dział piérwszy (od str. 1 — 40 w wydaniu naszém). Tu przekład pod każdym względem najmniéj ogładny i zrozumiały. Utykamy co parę kroków to na jakiémś słowie opuszczoném z osnowy textu, przez co sens jego bez pomocy wulgaty nie byłby zgoła wiadomy; to na braku zdania całego, przeskoczonego przez nieuwagę pisarza, to na przekręceniu wyrazu odpowiedniego łacińskiemu słowu wulgaty; to na dziwnych odstępstwach od textu oryginału, które tylko przyjść mogły do skutku przez to, że ani tłómacz nie czytał czeskiego przekladu, jak należalo, ani odpisywacz rady sobie dać nie mógł z polskim tłómacza brulionem i pisał, jak mu dyktowała własna jego domyślność, a raczéj nieporadność. Przy tém uderza też szczególna jeszcze chropowatość w stylizacyi, wielce przypominająca drugą (t. j. starszą) połowę św. Floryańskiego Psałterza. — Nadmiar rozmaitych niepotrzebnych partykuł, doczepionych jako przyrostki do czasowników, spójników i zaimków (ć, ci, to, że itp.). — Czasem sem zamiast jeśm, co się i w dziale IIIgo pisarza, choć tak krótkim, dwa razy trafia — czeszczyzna! Co do pisowni, szafunek liter z i y nadzwyczajny. Stałéj zasady jednak w tém bardzo mało. Zamiast koń pisze koyn, zamiast dzień — dzeyn lub dzyeyn, itd. w czém go naśladują i wszyscy jego następcy. — Samogłoski nosowe, wszystkie, wyraza tylko jednym znakiem ó̗, które jest oczywiście litera o, przekreśloną z góry na dół prostopadłą linijką. Tego znaku, w témże znaczeniu, używali też wyłącznie i wszyscy drudzy pisarze tego pomnika; w czém więc okazuje się podobieństwo Biblii król. Zofii do św. Floryańskiego Psałterza, do Psalmu L, do Kazań „w Zabytku Działyńskiego”, a jak wnosić nalezy i do Przekładów Statutów z r. 1449 i 1450 [55], w których wszystkich znak ó̗ wyraża w ogóle brzmienie nosowe, bez różnicy czy to jest ą czy ę,
czy wreszcie a͡n, wiekowi temu właściwe. Przeciwnie w późniejszych utworach, t. j. w Liber Precarius i w Ortylach Magd. nie spotykamy się już ani razu z tym znakiem; natomiast jest tam używane an
lub a, samo lub z kreską z boku (á̧), na wyrażenie wszystkich bez różnicy samogłosek nosowych, jakie tylko w mowie ówczesnéj były. Inaczéj znowu jestto w Psałterzu in 4° niegdyś posiadanym przez Czackiego („Jadwigi”), który używa ó̗ tylko wyłącznie w znaczeniu ą, a zamiast ę zawsze daje ȩ́ t. j. e przekreślone z góry na dół linijką – pierwsze w piśmiennictwie polskiém widome dla
oka rozróżnienie obu naszych samogłosek nosowych! (Z tego ȩ́ wyrobiło się później ę). — Podobne podobieństwo biblii naszéj do wymienionych powyżéj, ale już tylko trzech, właśnie najdawniejszych zabytków (Psałterza, Psalmu L i Statutów) okazuje się także i pod względem używania samogłosek podwójnych (bó̗ó̗dz, chleeb itp.), które są oznaką iloczasowych właściwości ówczesnego języka, t. j. wyrażają długość téj samogłoski. Przestrzeganie tj zasady nie jest wprawdzie u nich wszystkich przeprowadzone w równym stopniu. W Psałterzu św. Floryańskim, i w niektórych działach naszéj biblii jest tego mniéj, w Psalmie I. i w Statutach nierównie więcéj; ale we wszystkich tych pomnikach jest to jednak przynajmniej za zasadę przyjęte. Przeciwnie w Zabytku Działyńskiego, II Liber Precarius, w ćwiartkowym Psałterzu i w Ortylach, nie ma już wcale podwajanych samogłosek. Z czego możnaby przeto wywieść ten wniosek, że przestrzeganie téj zasady trwało u nas tylko aż do połowy XV wieku, później zaś poszło to w zapomnienie — prawdopodobnie dlatego, że i wymawianie iloczasowe około tego czasu może do szczętu zamarlo, ustępując miejsca tylko samemu pochylaniu i ścieśnianiu samogłosek, które przedtem były nie tylko pochylone, ale i długie [56]. Pisarz pierwszego działu téj biblii naszéj, stosunkowo używał rzadko podwójnych samogłosek, w czem podobien do trzeciego i do piątego swego kolegi. Przeciwnie drugi pisarz daje ich dosyć, a mało mu w tem ustępuje i czwarty pisarz. — Znamion na oznaczenie samogłosek ścieśnionych i pochylonych pisarze ci wszyscy wraz z całem piśmiennictwem owego wieku właściwie jeszcze nie znają. Spotyka się tylko w kodexie naszym jedna litera, któréj dotąd nigdzie jeszcze w pomnikach polskich nie dostrzeżono, t. j. a przekreślone przez sam środek z góry na dół linijką, t. j. á̧. Literę tę, w braku gotowego takiego typu w drukarni, dałem zawsze oddrukować przez ą; uprzedzam jednak, że to moje ą zastępuje tylko brak tamtéj litery i że w tym kształcie dzisiejszym ani razu ono nie znajduje się w kodexie biblii. Uzywają téj litery zresztą tylko czterej pierwsi kopiści, lecz bardzo rzadko — piąty zaś pisarz nie zastosował jéj ani razu, choć jego ręką cała druga połowa téj księgi została zapisana. Piérwszy pisarz użył tego znaku w następującycb wyrazach: poczęcia (str. 4 wyd. druk.), smarszcza (się twoje oblicze, str. 5), wolya (wola, Iszy przyp. str. 21), i w dwóch lub może trzech jeszcze innych miejscach, lecz kategoryi téjsaméj. Widoczne jest, jak pewnie każdy mi przyzna, że chciał on przez to wyrazić a pochylone. Drugi pisarz daje raz jedyny tylko takież a przez środek przekreślone, a to w wyrazie chá̧ć, mającym tam znaczeuie smak: nie wiem, czy miało to znaczyć samogłoskę nosową, czy tylko zastępuje a pochylone, a raczej o, coby także być mogło, skoro używano tu niekiedy i przymiotnika chotny, w znaczeniu smaczny. W takim razie i tuby więc miało to walor pochylonego a. W krótkim dziale trzeciego pisarza nie ma takiego a ani razu. U czwartego pisarza zdarza się zato dość często; i co jest ciekawe, to że on używa tej litery jużto jako pochylonéj samogłoski a (np. ręka przychoduiową), już jako a nosowego (a͡n) (kadzidlnicą 4ty przyp., przechątny), już też i bez żadnéj przyczyny (miesió̗cą, IIgi przyp. sing.).
Snać tedy kopista ten sam dobrze nie wiedział, o co mu przytem chodziło. — Z tegoto á̧ wyrobił się później znak a̧, którego wyłacznie uzyto w Liber Precarius i w Ortylach na wyrażenie jakiéjkolwiek samogłoski nosowéj, a także i w przekładzie Statutów z r. 1449 i 1460, choć tam, jak się to już wyżéj wspomniało, znany ma być iznak ó̗. A następnie przy postępie sztuki drukarskiéj wykształciło się z owego a̧ dzisiejsze ą.
Dział drugi (od str. 41 — 78) tém się przedewszystkiém od kart poprzednich odróżnia, że
i stylizacya jest gładsza, zrozumialsza, poprawniejsza, i odpisywanie nierównie więcéj sensowne. Pisownia w porównaniu z piérwszym działem ma swoje odrębue cechy, choć trudno jest ująć takowe w karby ogólnéj charakterystyki. Podwójnych samogłosek tutaj bez porównania więcéj, najczęściéj zaś przy samogłoskach nosowych, co nasuwa wniosek, że w tych brzmieniach nasz iloczas najkonserwatywniéj się przechowywał. Zresztą cechy dawności polszczyzny są prawie takiesame, jak w dziale piérwszym. W jedném miejscu (str. 51) natrafiamy jeszcze na przyimek iz: „yz myasta” zamiast z miasta, hapax legomenon w tym całym przekładzie biblii! [57]. Co także warto zauważyć, to że w obu tych działach piérwszycb trafiają się bardzo często, a nawet do stałycb sposobów wyrażenia należą, formy czasowników: byłeśm, znałeśm, czyniłeśm, imżeśm dał (zam. ktorymem dał), cóżeśm zbroił (= com zbroił) itp. których byśmy nie tylko w innych pomnikach, ale nawet i w innycb działacli tego właśnie pomnika nadaremnie szukali. W Psałt. św. Flor. spotykamy zawsze formy jeszcze złożone: jeśm był, jeśm znał, jeśmy czynili, imże jeśm dał, cóż jeśm zbroił. Tylko w trzeciéj osobie posiłkowe jest i są czasem się i tam już opuszczają. W późniejszych znowu zabytkach literatury, niżeli biblia Zofii, znajdujemy już formy zupełnie ściągnięte: byłem, znałem, czyniłem, cóżem zbroił. A tutaj w dwóch pierwszych działach, wyjątkowo także i u czwartego jeszcze pisarza, spostrzegamy rzecz niejako w połowie dopiero drogi!...
Dział trzeci (str. 78 — 83) zbyt jest krótki, żeby można i o nim co ważniejszego powiedzieć, zwłaszcza zaś orzéc, o ile mógł być późniéj pisany, niż poprzedzające rozdziały. W ogóle jest to partya, gładsza od roboty piérwszego kopisty, ale jednak nie wyrównywa zaletom drugiego działu. Czeskie sem, zamiast jestem lub jeśm, wcisnęło się tu dwa razy. Podwójnych samogłosek mało.
Dział czwarty (od str. 83 — 171), sądząc z kształtu pisma oraz z form konjugacyjnych,
znacznie późniejszy niżeli dwa pierwsze działy — choć pisany jest niedbale, z ciągłemi pomyłkami i dziwactwami pisowni najróżniejszego rodzaju, wynagradza jednak pod innym względem tę swoje stósunkową nieogładę i nieudolność. Ma to do siebie, że niektóre wyrazy przekręca i wedle jakiegoś prowincyonalizmu formuje. Sześć u niego zawsze jest szeć. Zamiast każdy najczęściéj pisze kalżdy. (Tego kalżdy używa i autor kazań w Zabytku Działyńskiego). Punkt zawsze kładzie nie na końcu zdań, lecz na początku; ilekroć zatém tak się zdarzy, iż koniec zdania przypadnie na sam koniec wiersza, to punkt położony jest wtedy zawsze dopiero na początku nowego wiersza, przed
poczynającém się nowém zdaniem. Przeskakuje ciągle litery, lubi zjadać słowa całe, myli się często. W stylizacyi archnizuje. Ortografii używa podobnéj do piérwszéj połowy Psałt. św. Floryańskiego, gdzie spółgłoski miękkie po największéj części niczém nie są odznaczone, lecz tylko zastąpione twardemi (np. imena zamiast imienia). Przeprowadzone to jednak z konsekwcncyą u niego bynajmniéj nie jest, gdyż często gęsto i ypsilonem sobie pomaga, jak wszyscy drudzy, tylko że nie tak zwycżajnie. O rozdzielaniu wyrazów na zgłoski lub choćby tylko na litery nie ma pojęcia. Tak np. mając napisać chodzić, zostawia na linii jednéj C, a na następnéj pisze hodzicz. Przekreślone prostopadłą linijką a ma u niego najrozmaitsze znaczenie — czasem pochylonego a, czasem
nosowéj samogłoski, niekiedy znaczy tosamo, co zwykłe a. Litery ó̗ używa z zasady jako nosowéj samogłoski, ale zdarza się nieraz, że i pochylone a oddaje przez ó̗ tak np. ziemiá prawie zawsze pisze ziemió̗ (iw Iszym przyp.). Słowem bałamut pisowniowy skończony! A jednak... niezmiernie przez to ciekawy, że używa już kréskowanych spółgłosek i samogłosck, na wyrażenie zmiękczenia piérwszych, a pochylenia (?) drugich! Jest to jedyne zjawisko w téj mierze, w całéj naszéj literaturze przed zaprowadzeniem druku. Dotąd nikt pewnie ani nie przypuszczał, żeby się coś takiego pojawić mogło w ówczesnych rękopisach. Co zaś najdziwniejsze ze wszystkiego, to że to kréskowanie poczyna się jednak u niego dopiero od karty kodexu 65, a przez caie kart 17, od karty 48, gdzie pisać zaczyna, aż do 64, nie ma w własnym dziale jego żadnych jeszcze przykladów takiéj pisowni. Zresztą rozumie się samo przez się, że i w téj partyi, gdzie kréskuje, nie kréskuje konsekwentnie i zawsze, ale tylko w rzadkich miejscach i od czasu do czasu. Prócz tego i to szczególne, że czasem daje kreskę nad literą, którą chce zmiękczyć, czasem zaś obok niéj, a nieraz dopiero nad samogłoską sąsiednią, np. kapłánskich (zamiast kapłańskich). Ani piąty pisarz,
ani też żaden z poprzedzających nie znali jeszcze tego sposobu, a i nasz czwarty pisarz dopiero widać wśród posuniętéj już pracy swojéj musiał się od kogoś o nim dowiedzieć, skoro go nie zastósował rychléj. — Jest oprócz tego i inna jeszcze okoliczność bardzo ciekawa w partyi tego pisarza, na którą trzeba zwrócić uwagę. Bezlik u niego napotyka się takich wyrażeń, jak np. (IIgi przyp.), bieli pokropyonye, obiaty bożee, zebraniu zloscziwyemu, wagó̗ sprawiedliwyó̗, obyató̗ zapalnyó̗, albo też znowu pokolenye izraelskey. Niepodobna przypuścić, żeby miał na myśli bieli pokropionie, obiatę zapalnią, wagę sprawiedliwią, zebraniu złościwiemu, ziemi egipskie itd. Tak się nigdy mówić nie mogło. A że zbyt wiele zdarza się takich u niego przykładów, więc trudnoby to też kłaść i na karb samych pomyłek pisarskich. Raczéj przyjąć wypada, że on to czytał rzeczywiście: ziemi egipskije, bieli pokropienyje, obiaty bożeje, zebr. złościwyjemu (!), wagę sprawiedliwyją (!), obiatę zapalnyją; a ów nominativus najpewniéj pokolenie izraelskiej musiał być wymawiany, zamiast pierwotnego izraelskieje (jak i dziś w przysłówkach mówimy np. więcej zamiast dawniejszego więceje). Podobne formy przymiotników zdarzają się, choć nie tak często jak tutaj, i w działach wszystkich innych pisarzy téj biblii; np. (że tu jedno tylko takie miejsce z pomiędzy wielu przytoczę) na str. 16 mamy takież wyrażenie: dośpiele swe schowanye (schowanyje). Zdarza się tosamo również nieraz i w innych pomnikach XIV i IV wieku. Ponieważ jednak nie napotykamy przykładów takich tam nigdzie w takiéj ilości, jak na tych kartach: więc też i wniosek nie był dotychczas tak łatwy, czy to są ślady rzeczywistéj exystencyi form przymiotnika złożonych a nieściągniętych, czy dziwaczność i mylność tylko pisowni [58]. Zapoznawszy się zaś z archaizmem tego czwartego pisarza, śmieléj już skłonić się można do twierdzenia, że więc obok form przymiotnika ściagniętych (jak dzisiaj), były wtedy jeszcze w używaniu u nas i nieścignięte tormy, równie jak były w pełnym zwyczaju także i rzeczownikowe jeszcze sposoby odmiany téj części mowy (np. z adamowa boku, zamiast adamowego), o czém się przekonać można na każdéj karcie.
Dział piąty i ostatni (od str. 171 do końca). Przepisującym był tu widocznie człowiek
który to co pisał, rozumiał i starał się wywiązać z zadania swego jak najstaranniéj. Ale już i tłómacz także zajmował wykształceniem i darem autorskim miejsce nierównie wyższe od swoich poprzedników. Przypuszczać godzi się, że było to wszystko skutkiem także i czasu, znacznie poźniejszego niżeli lata, w których pracowano nad poprzednimi działami. Czasy przeszłe zazwyczaj wyrażone są tu już bez posiłkowych jeśm, jeśmy itd. Samogłosek podwójnych mało. Konsekwencyi we wszystkiém dosyć. Stylizacya w ogóle gładsza; szpeci ją tylko jedna właściwość tego tłómacza, to jest że zaczyna bardzo często zdanie następne od spójnika i, bez względu na to, czy to potrzebne, czy niepotrzebne, i bez różnicy, czy się zdanie poprzednie zaczynało od gdyż lub innych téjże kategoryi spójników, czy od imiesłowów zakończonych na ąc i szy, w którychto wszystkich razach to jego i, w sam środek okresu wsunięte, psuje całą jego budowę. (Np. „A powstaw Ezdrasz kapłan, i (!) rzekł do ludu” itp.) - Z ortograficznych odrębności podniosę tylko jednę, temu tylko pisarzowi właściwą, a dość ważną. Podczas gdy w wszystkich działach poprzednich jeden się tylko okazuje sposób pisania ypsilonu, t. j. y, które w całéj téj biblii, a można powiedzieć, że i w całém naszém ówczesném piśmiennictwie znaczyło nasze dzisiejsze i; małe zaś czyli łacińskie i miało wtedy walor naszego dzisiejszego y: pisarz piąty zna dwa kształy ypsilonu, y tudzież y, a swoją znowu drogą ma on także i krótkie i. Różnica i używanie w praktyce tych liter było w owych czasach następujące: Kiedy chciano wyrazić nasze brzmienie y, np. ćmy, były, tedy: to pisano czmi, bili, tedi; gdyż właśnie to łacińskie i uważano za grube brzmienie. Przeciwnie do znaku y przywięzywano 3 inne znaczena, odrębnie polskie: było ono im j, miękkiém i, oraz znakiem miękczenia; pisali tedy ymyenya (imienia), byly (bili), byli (biły), koyn (koń), nayn (nań), day, yasni (jasny); chcąc zaś napisać spójnik i (et), kładli konsekwentnie także y [59].
Ta praktyka jest u trzech piérwszych pisarzy biblii przeprowadzona stale i z dziwną jak na nich konsekwencyą! I czwarty także pisarz tegoż systemu się trzyma, choć się nierównie częściéj w tym punkcie myli niżeli tamci, (bo jużto bez pomyłek nie znajdziemy ani jednéj pisowniowéj zasady w naszych rękopiśmiennych zabytkach). Piąty pisarz także wyznawał tę teoryą i używał łacińskiego i jako grubego brzmienia (jako dzisiejszego y), chyba przez pomyłkę niekiedy zamiast joty je także kładąc. Kiedy zaś chciał położyć miękkie i, to dawał y albo y. Te dwa ostatnie znaki miały w jego oczach pewną różnicę, ale miał on téj różnicy tylko niedokładne i w gruncie mylne poczucie. Dawał w znaczeniu miękkiéj samogłoski i, joty, i znaku miękczenia, zawsze znak y; drugiego zaś znaku używał tylko wyłącznie w takich słowach, jak nogy, slugy, kony (koni), kosy (kosi), trzecy (trzeci), najczęściéj jednak kładł go po g, po innych zaś spółgłoskach już rzadziéj.
My w wydaniu naszém naśladowaliśmy tę jego pisownią i w tym szczególe jak najwierniéj - dajemy ten kształt drugi przez kursywowe y, a tamten kształt przez y, któreto dwa typy zupełnie też zgodne są z kształtem tych liter w kodexie.
Tylem miał do powiedzenia o pięciu działach biblii z osobna. W ogólności zaś o całym tym pomniku dodaję, że jego poźniejszość od św. Floryańskiego Psałt. w tém się szczególniéj okazuje, iż ani razu nie spotykamy się tu już z aorystami albo imperfektami (chwalich, chwaliszę, mołwiach, mołwiachą itp.), któreto formy tam jeszcze są dość zwyczajne[60]; ani razu także nie spotykamy się z zakończeniem przypadków 7mych licz. poj. na i, y od rzeczowników nijakich takich jak słońce, pole, t. j. z formami poli, słońcy. Widać więc, że wyrażenia te wszystkie pozamierały w języku naszym jeszcze przed końcem XIV stulecia. — Używanie form liczby podwójnéj tak od rzeczowników, jak od innych części mowy przeciwnie trwa tu jeszcze w całéj sile! - Niemniéj jeszcze należą też do wyrażeń nader powszechnych imiesłowy użyte w swoich przypadkach piérwszych: kłaniaję, wstanę, zamiast kłaniając, wstając, a wróciw, byw zamiast wróciwszy, bywszy. Infinitiwy z pełném zakończeniem (wrócici, imieci, byci, ciécy, a między innymi i "wspomócy" [a nie wspomódzy][61]) należą do zjawisk dosyć zwyczajnych; równie jak i tryby rozkazujące zakończone jeszcze na i (puści, idzi, w l. mn. idzimy, idzicie itd.).
Formy VII przyp. w bodze, w roce, w grzesze, zamiast anorganicznych późniejszych
w bogu, roku, grzechu, są bardzo liczne. W obec tego tém bardziéj zastanawia, że zdarzają się znowu odwrotne i wyrażenia: w stanu, w rodu, w ludu, w czasu, nawet w pokoleniu judowu (zamiast judowie, albo judowem), choć to już należy do rzadszych zjawisk.
"Będący" znaczy tosamo, co przyszły, mający być; zamiast zaś będąc, w dzisiejszém słowa tego znaczeniu, używają autorowie biblii po kilka razy formy sąc.
Z jednéj nieforemności syntaktycznéj nie umiem sobie zdać sprawy, zwłaszcza że jéj nie zauważyłem w innych pomnikach, a tu ona należy do zwrotów dosyć zwyczajnych, szczególniéj w czterech piérwszych téj biblii działach. Jestto bezwarunkowa niezgodność zaimków względnych (jen lub jenże, jaże, jeże) ze swoimi rzeczownikami tak co do rodzaju, jak liczby. Tak np. czytamy prawie co druga karta takie konstrukcye: A człowiek nie był, jeżtoby działał ziemię (zamiast: iżtoby, lub jenżeby); - Owoce jemy z drzewa, iżto jest w raju (zamiast: jeżto); - Zgładzi bóg wszytek wiek żywy, jeżto był na ziemi (zamiast: iżto był); - Nalazł ją anioł u studnicy, jeżto jest na ścieżce puszczy (zamiast: jażto jest); - Przemilczał przysięgę, jeżto zawiązała duszę swą (zamiast: jążto), itd. itd. Jest w tém wszystkiém jakaś dziwna chwiejność czy też jakby polubowna dowolność w dobieraniu czy to téj, czy owéj formy zaimków względnych.
Podobną także chwiejność widzeć można w użyciu tych wszystkich krótkich a pomocniczych słówek, które w ogóle do rzędu partykuł zaliczamy. Ilekroć chodziło o to, ażeby spolszczyć łacińskie ut, cum, quod, quis, aut, sive, autem, si itp, tłómacze zawsze wpadają w ambarasy. Widoczne, że nie wiadomo im dokładnie, co który taki polski wyrazik właściwie znaczy. Więc albo zamiast autem dają bo ; albo też łacińskie aut tłómaczą przez bo ; albo znowu zamiast bo, bowiem, albowiem kładą albo ; albo do słówka acz przywięzują najrozmaitsze znaczenia; albo nakoniec zwroty łacńske z ut , oddają bez że , przez same tylko omówienia warunkowe, t. j. przez same bych, bychom, by — co tylko czasem wystarcza, a najczęciéj przeciwnie jest właśnie główną przyczyną onéj niejasności okresów i niegiętkości stylu, uderzającéj każdego w takich miejscach, gdzie zależało na dobitném oddaniu zawilszych syntaktycznych odcieni.
Lecz nie będę się dłużéj zatrzymywał nad właściwościami języka i stylu téj starożytnéj pamiątki średniowiekowego piśmiennictwa polskiego. Jak już powiedziałem, pozostawiam tę pracę innym. Kończę zatém te uwagi moje przedwstępne, wypowiadając jeszcze tylko podziękowanie panu Dr. Władysławowi Wisłockiemu, zastępcy kustosza w Zakładzie nar. im. Ossolińskich, który mi dopomógł w korekcie téj publikacyi, nie szczędząc trudów połączonych z tém tak mozolném zajęciem.
- Pisałem we Lwowie w miesiącu Kwietniu 1870 r.
- Antoni Małecki.
- ↑ Miasteczko w dzisiejszym powiecie szamotulskim w W. X. Poznańskiém, własność naówczas rodziny Ostrorogów, aż do r. 1636 rezydencya zwierzchników duchowieństwa jednoty czeskiéj.
- ↑ Wydawcą był Chrząstowski, na Litwie zamieszkały minister jednego z wyznań akatolickich i Jan Syciński, starosta bierżański. Ten dał nakład na koszta druku.
- ↑ Tak się podpisał na innéj swojéj książce, p. t. Wieczerza Ewangelicka w Wilnie 1594 wydanéj.
- ↑ Jest w téj odpowiedzi Turnowskiego, jak widzimy, trochę wykrętnéj taktyki. Bo X. Tworzydło o Zofii wcale nic nie mówił. Mowa była wtenczas tylko o saméj Jadwidze.
- ↑ Jego publikacya znajduje się w Bibl. Zakł. Ossol. i jest zatytułowana: Okulary Wtore na ciemne y slepe oczy Ministrów, przez X. Macieja Szałayskiego Plebana w Zadźwiniu na Podlaszu. Roku pańskiego, 1605. 4°.
- ↑ Niektórzy, a między innymi mianowicie Allegambe, Siarczyński i Wiszniewski, uważali nazwę Tworzydło za pseudonym i upatrywali w autorze Okularów X. Marcina Łaszcza, Jezuitę, zmarłego r. 1615. To weszło i do Encyklopedyi Warszawskiéj. Rychlejszy zgon Tworzydły, o którym Szałajski w wzmiankowaném tu dziele swojém jako o zdarzeniu zaszłém przed ogłoszeniem drugiéj edycyi Zwierciadła pozytywnie wspomina, jako też okoliczność, że X. Tworzydło był proboszczem u św. Trójcy w Wilnie, a zatém nie mógł być Jezuitą, dostatecznie uchylają tożsamość osoby jego a Łaszcza.
- ↑ We dwie lecie po zamążpójściu Elżbiety za Kazimierza Jagiellończyka.
- ↑ Urodził on się r. 1544 w Turnowie (Turnau) w Morawach. Mając lat 4. przybył z rodzicami i z całém gronem Braci Czeskich wywołanych z kraju w r. 1548 do Polski i pod opieką Jerzego Izraela, pierwszego seniora téj sekty w Wielkiéjpolsce, otrzymał staranne wychowanie w ojczyźnie naszéj. Nauki szkolne pobierał w Koźminku. Na uniwersytet wysłano go do Wittenbergi (1562—68). Od r. 1570 do 1573 w Koźminku sprawował urząd rektora szkoły, w któréj i sam otrzymał wykształcenie. Za jego zarządu szkoła ta miała swoję najrozgłośniejszą epokę i należała do najlepszych zakładów naukowych w całém królestwie, W r. 1573 powołany na ministra zboru w Lutomierzu (w Sieradzkiém). Dołączył do téj godności w r. 1573 urząd konseniora zborów wielkopolskich; w r. zaś 1587 po śmierci Jana Laurentiusa, drugiego z porządku seniora tegoż wyznania, zostaje seniorem czyli superattendentem Braci Czeskich na całą Wielkopolskę i osiada w Ostrorogu. Zakończył życie w r. 1608 (w Ostrorogu).
- ↑ Obacz dołączone na końcu księgi facsimile.
- ↑ Rzecz tę mamy wydrukowaną na końcu dzieła podanego do druku przez Jana Amosa Comeniusa, a napisanego przez Łasickiego, pod tyt. Joannis Lasitii, nobilis Poloni, Historiae de origine et rebus gestis Fratrum Bohemicorum. Liber ortavus, qui est de moribus et institutis eorum. 1649. bez miejsca druku, 8°, stron 392.
- ↑ Sacrae Regiae Majestati... Vladislao IV... nomine Evangelicorum ex Colloquio Orlensi per Delegatos ipsorum die 24 Augusti habito, anno Christi 1644, Humillimi responsi libellus. Czytałem go w dziełku „Scripta facientia ad Colloquium a Vladislao IV Torunii... indictum“. Helmstadii, 1645. 4°.
- ↑ Obacz Acta Conventus Thoruniensis 1645 sqq. Varsaviae. 1646. 4° gdzie podane są wykazy wszystkich obecnych. Porównaj Józefa Łukaszewicza nader ważne do tego przedmiotu dzieła Dzieje kościołów wyznania Helweckiego w Małéj Polsce, str. 280 i 283, i O kościołach Braci Czeskich w dawnéj Wielkopolsce.
- ↑ To znaczy: Jest także exemplarz Pisma św. ostatniéj żony króla Jagiełły Zofii, odpisany na pergaminie, na którego końcu to dopisano: Dokonała się ta Biblia w grodzie Nowego miasta Korczyna, na rozkaz i z woli Nąjjaśn. Królowéj polskiéj Zofii: przełożona przez Andrzeja z Jaszowic, napisana przez Piotra z Kadoszyc (zamiast Radoszyc, myłka drukarska w skutek podobieństwa litery K do R, nieczytelnie pewnie w ms. Węgierskiego napisanéj), dnia 18 Sierpnia roku 1455. Za życia jeszcze wdowy Zofii Królowéj, za panowania już Syna jéj Kazimierza Jagiellończyka. Była ta biblia w bibliotece znakomitego pewnego Pana“.
- ↑ Niektórzy nazywają go Czepskim. „Ein gelehrter und in der polnischen Sprache und Literatur überaus geübter Studiosus Theol. auch Subbibliothecarius der Wallenrodischen Bibliothec, ein Mann, der wohl eines besseren Glücks werth wäre“. Tak o nim mówi w nocie pod jego artykułem redaktor der Preuss. Zehenden Lilienthal. Rzeczywiście też póżniéj osięgnął Tschepius jeden z najwyższych stopni w hierarchii duchownéj swego kościoła. — Artykuł jego zamieszczony jest przez kilka zeszytów rzeczonego pisma i przyp?da na rok 1742.
- ↑ W części 1 tomu II na str. 14.
- ↑ Być może, że zawdzięcza Friese tę wiadomość Jerzemu Konradowi Riegerowi, autorowi nader niezdarnéj książki, pod tytułem Die alte und neue Böhmische Brüder itd. Züllichau, 1734. Ten w niéj na str. 34 tomu I pierwszy wypowiedział szczegół powyższy o X. Andrzeju z Jaszowic. Nie podał jednak na poparcie tego twierdzenia żadnego źródła. Urojenie!
- ↑ W edycyi z r. 1800 obacz str. 48. W przedruku krakowskim K. J. Turowskiego z r. 1861, str. 55.
- ↑ Ciekawą byłoby rzeczą dociéc, co to za część, co za fragment biblii był w posiadaniu Czackiego? Ja rozumiem, że miał tu Czacki na myśli ów {{roz|Psałter`]]z z końca XV wieku, którego manuskrypt rzeczywiście posiadał, uważając go za Psałterz królowéj Jadwigi i jako o takim wspominając o nim i przy innych okolicznościach. Byłto ten sam psałterz, z którego Lelewel póżniéj odpisał na próbę 2 pierwsze psalmy i dał je Rakowieckiemu do zamieszczenia w Prawdzie Ruskiéj (część II str. 212). Byli i późniéj niektórzy, którym się zdawało, że psałterz rzeczony był wyrwaną częścią kodexu szaroszp., należącego pierwotnie do królowéj Zofii czy też Jadwigi. Wyrzekł to przypuszczenie ponownie np. i Kucharski w Pamiętniku relig. moralnym na rok 1849, (w tomiku XVII). Jest ono jednak zupełnie mylne! Psałterz niegdyś Czackiego, będący obecnie własnością X. Wład. Czartoryskiego, znajduje się teraz w Sieniawie. Jest pisany na pergaminie, jak i kodex szaroszpatacki; ale sam już format jego, maleńki kwartant, dostatecznie przekonywa, że nie miał on nigdy nic wspólnego z kodexem Zofii (za zabytek po Jadwidze poczytywanym), który jest formatu arkuszowego. Zresztą język i pisownia wskazuje także na czas znacznie późniejszy. O ile wnosić można z dwóch psalmów, które sę drukowane, a które porównywałem z tak zwanym Psałterzem Małgorzaty, jestto tylko odpis z tego właśnie psałterza, jakkolwiek i pisownia jego opiera się już na późniejszych zasadach i cała starożytna pod względem języka cecha psałterza Małgorzaty została przez przepisującego zmieniona, zmodernizowana. — Bardzo życzyć by należało, aby i ten odpis psałterza mógł być ogłoszony drukiem. Mielibyśmy wtedy naoczny wizerunek, o ile polszczyzna drugiej połowy wieku XIV postąpiła w przeciągu jednego stulecia.
- ↑ Teleki † 1798, lat mając 25.
- ↑ Daty Telekiego co do Jadwigi itp. jak się samo rozumie, były z gruntu fałszywe. Skąd je miął? Na wewnętrznej stronie kompatury kodexu szaroszpatackiego, jak to nadmieniłem już wyżéj, są różne zapiski późniejszych osób, zawierające w sobie ciągłe wzmianki o królowéj Jadwidze i o r. 1390. Teleki, który nie umiał po polsku, chwycił za te imiona własne i za te cyfry, i powiązał je ze sobą w swój sposób, trochę się posiłkując fantazyą...
- ↑ W owym czasie wcale jeszcze nie pojmowano u nas ważności dawnych zabytków piśmiennictwa dla badań języka, jakim jest dzisiaj. Wprawdzie Bandtkie, wyjątkowo, rzecz tę po trosze rozumiał. Ale ogół, jeżeli przywięzywał do tego jakie znaczenie, to chyba z innych powodów. Ceniono uczuciowo w takich pomnikach miłą pamiątkę narodową, ceniono stronę materyalną, jeżeli ją miały, np. w przekładzie Statutu wiślickiego; ale nic więcéj. Nawet generał Mroziński, pierwszy prawdziwie utalentowany gramatyk polski, uważał odwoływanie się w gramatycznych poszukiwaniach do zygmuntowskiéj polszczyzny, do pomników rękopiśmiennych albo też do innych słowiańskich języków — za głuprtwo. A takie zabytki, jak np. traktat Parkosza o ortografii, szpargałami nazywał.
- ↑ Położył na wewnętrznéj stronie tylnéj kompatury taki napis: „Die 19 et 20 Decembris 1827 permissu cl. prof. Somosy vidi hunc codicem atque legi. Dolendum valde, quod temporum iniquitate plurima desint. Est enim codex e vetustiori transscriptus, quod testatur ipsa lingua, quae est illi in Codice Psalterii sec. XIV, quod Lincii conservatur“ (Psałt. Małg.) „fere eadem, Ortographia solummodo recentiori (?). Saros Patakini. Andreas Kucharski Prof. Univers. Reg. Varsaviensis“.
- ↑ Bliższe, choć nie dość zaspakajające ciekawość naszę szczegóły o téj Biblii Leskoweckiéj podał w przeszłym jeszcze wieku Dobrowsky w Literarisches Magazin von Böhmen und Māhren (1786; II Stück, str. 45; i w Abhandlungen der k. böhmischen Gesellschaft der Wissenschalten. 1798. str. 240.
- ↑ Obacz str. 187 niniejszéj publikacyi.
- ↑ Powtórzył to wszystko póżniéj dosłownie i w dziele swojém Piśmiennictwo Polskie, gdzie też w tomie Dodatkowym i cały objątek obu kart królewieckich zamieścił z objaśnieniami.
- ↑ Jest podpisany autor tego artykułu („O przekładach pisma św. na języki słowiańskie“) literą K. Wętpię, żeby to był Kucharski, jak to twierdzi p. Maciejowski (na str. 292 tomu I Piśmiennictwa swojego). Wiemy bowiem z zapiski, jaką Kucharski na końcu kodexu w r. 1S27 w Szarosz Pataku będąc położył, źe i on był tego zdania, co Wiszniewski i Maciejowski. Chybaby póżniéj zmienił zdanie.
- ↑ W „Zabytku Dawnéj Mowy Polskiej", w r. 1857 wydanym w Poznaniu przez Tytusa hr. Działyńskiego, zrobiono także krótką wzmiankę o kodexie szaroszpatackim i dołączono 3 stronice przepysznie choć niezupełnie wiernie oddanej podobizny z rozdziału Paralipomenon tegoż kodexu, wraz z odczytaniem takowéj w pisowni starożytnéj, a obok tego i podług dzisiejszéj ortografii.
- ↑ Wymiary te wykonano według miary wiedeńskiej.
- ↑ Miejsca punktami tu zapełnionego niepodobna odczytać. Nie tylko bowiem karta w tém właśnie miejscu nieco naddarta, ale i pismo, o ile pozodtało na nieodklejonéj części papieru, spełzło do nierozpoznania. Widoczne tu są ślady chemicznego rozczynu, którym nie wiem, czy starano się nazwisko to właściciela kodexu zmazać, czy też zmazane uwydatnić i odcyfrować. Bądź co bądź, widoczny tu jest umyślny zamiar zatarcia śladu, kto téj księgi był właścicielem, i z téj przyczyny niepodobno jest dziś rozstrzygnąć, co tam napisane być mogło.
- ↑ Kładę tu szczegóły, iakie mi się zebrać udało, o życiu mało znaném tego pisarza. Jan Łasicki, szlachcic polski, rodem podobno z Małéj Polski, urodził się w r. 1534 i spędził młodość na nankach po różnych uniwersytetach postronnych. Mianowicie przebywał w r. 1557 w Zürich, a w r. 1558 w Francyi. Porzuciwszy katolicyzm w młodym wieku, przylgnął był zrazu do Sekty Kalwina; ale około r. 1567 poznał się bliżéj z Bracią czeską i przeszedł na to wyznanie — może w skutek stosunków z Krotoskim, do tegoż wyznania należącym, z którego synami jeździł „studiorum gratia“ do Heidelberga i Wittenbergi w r. 1570, do Pragi i Lipska 1571, jako też (w tymże roku) do Strasburga i Francyi. I późniéj lubił on się włóczyć ciągle po świecie; najwięcéj przesiadywał jednak u Krotoskiego w Barcinie. Stąd datował w r. 1577 przedmowę do dziełka swego Clades Dantiscana wydanego w Poznaniu 1577, 4°. W późniejszych latach widzimy go goszczącego u zięcia i córki tegoż Jana Krotoskiego, to jest u podskarbiostwa litewskich Hlebowiców w Zasławiu litewskim. Z tego miejsca podpisał w r. 1599 przedmowę do jednego z ostatnich pism swoich, t. j. Historyi braci czeskich, którą opisał po łacinie w 8 księgach, a któréj tylko jedna księga t. j. ostatnia, ukazała się w druku, inne zaś prawdopodobnie zaginęły. Téj księgi VIIIméj wydrukowaniem po śmierci już autora, zajął się sławny Jan Amos Comenius, w r. 1649. — Co się działo po roku 1599 z Łasickim? i czy długo żył jeszcze potem?, nie jest wiadomo.
- ↑ Właściwie ilość 10 kart w każdym zeszycie jest tam zasadą, a do wyjątku tylko należy, że 5 zeszytów pomiędzy 38, t. j. zeszyt 1, 2, 4, 6 i 7 mają po kart 12 z przyczyn, których wytłómaczyć sobie nie umiem
- ↑ Albo też może była na końcu Joba zapisana jaka inna notatka. W takim razie zapiska, którą powtórzył Turnowski, odkopiowana być tu musiała na końcu Psałterza, jako ostatniéj części biblii w tym woluminie.
- ↑ W Piśmiennictwie W. A. Maciejowskiego, w tém miejscu gdzie opisuje karty odszukane w Królewcu, podana jest liczba wierszy 25. Ostrzegam, że jestto tylko myłka drukarska, zamiast 35.
- ↑ To oliczbowanie kart w szaroszpatackim kodexie uskutecznił dopiero P. Piekosiński, dla naszego użytku. Przedtem bowiem, jak się już powiedziało, karty te żadnéj paginacyi nie miały.
- ↑ Bliższe wyobrażenie o tych różnicach pisarskich dają podobizny dołączone do tego dzieła.
- ↑ Wiadome będzie czytelnikowi, że dorabianie inicyałów wykonywanych z wytworną ornamentyką należało w owych wiekach do sztuki raczéj malarskiéj. Pisarze w manuskryptach pozostawiali próżne okienka, a późniéj dopiero zapełniano te okienka malowaną literą.
- ↑ P. Piekosińskiemu udało się odlepić Pogoń bez uszkodzenia od pergaminu, i okazało się: po piérwsze, że pod tę, pogonią był pergamin zupełnie czysty, a zatém przed przylepieniem tego drzeworytu nie było ani pod nim ani też naokoło niego żadnych jeszcze ozdób malowanych, które obecnie na téj karcie widzimy; powtóre okazało się, że na odwrotnćj stronie kartki z ową Pogonią były drukowane następujące wyrazy:
ertur obuia. Erumpat dissimulatio
quod que opus sunt edocet. Aqvad moenia procedit. operis
unoni sacrum ingressi sunt hic:
nime sunt Aenee excitate. in
ius suis dictura consedit Tro
Regina benigne respondet De Ae
Aeneas subito coram apparet. S
eros ad se deducit. Interim
ocat. Sed venus ad officios
innem ora abdito. Li
cum Aenee taNie udało nam się pomimo najtroskliwszych poszukiwań i tu we Lwowie i w Krakowie i w Wiedniu, odszukać książki, z której miejsce to zostało wyrżnięte. Jest to widocznie jakaś Historya wojny Trojańskiéj, lecz niewiadomo która i w którym roku wydana. W każdym razie oddrukowanie jéj wykonane być musiało w Krakowie, u Hallera, i między rokiem 1508 a 1512.
- ↑ Hanka w Slavinie (str. 389) powiada, że prócz Orła, Pogoni i owego trzeciego zatartego już herbu, znajduje się jeszcze jeden herb na téj karcie: „Auf einem Schilde ist das ungrische doppelte Kreuz". To się chyba rozumie o podwójnym krzyżu złotym na tarczy, trzymanéj przez rycerza na Pogoni umieszczonego; gdyż gdzieindziéj w całéj księdze herbu żadnego nie ma. Ale to nie jest herb węgierski, tylko integralnie należy do zwyczajnych akcesoryów Pogoni — choć zaprzeczać tego nie będę, że przydanie tego godła do litewskiego herbu mogło być skutkiem ożenienia się Jagiełły z Jadwigą.
- ↑ Nad leskowieckim kodexem najgruntowniéj zastanawiał się J. Dobrowsky i udzielił spostrzeżeń swoich w artykule „Uber den ersten Text der böhmischen Bibelübersetzung“, zamieszczonym na str. 240 i nast. w dziele p. t. Neuere Abhandlungen der kön. böhmischen Gesellschaft der Wissenschaften, tom III, w Pradze, 1798 r. — Zestawiam tu główniejsze rezultaty z Dobrowskiego rozprawy. Jestto foliant pergaminowy w jednym tomie, obejmujący w sobie cały stary i nowy Testament. Był tłómaczony z łacińskiéj wulgaty, i koléj ksiąg biblijnych, jako też podział ich na rozdziały, z małymi wyjątkami zupełnie w nim zgodne są z porządkiem tychże zaprowadzonym w wulgacie. Rozleciały i zdefektowany ten manuskrypt kazała w r. 1596 oprawić jakaś pani, która się nazywała Anna z Leskowców Schleinitzowa. Do kodexu doklejono napisaną wtedy na papierze w języku czeskim wiadomość, że przekładu téj biblii dokonać miała jakaś szlachetna panna, z rodu panów na Leskowcu, która późniéj do klasztoru wstąpiła (bardzo to podejrzana wiadomość!) Daty czasu, kiedy to było, lub przynajmniéj kiedy ten manuskrypt przepisano, nie ma podanéj. Pismo niejednostajne i nie téjsaméj ręki, a zapewne niejednego też czasu. Dobrowski z ortografii, z języka i z kształtu pisma wnosi, że przepisanie téj księgi odnosi się do okresu czasu między 1390 a 1410. Dodaje jednak, że widać ze wszystkiego, iż to tylko odpis jakiegoś dawniejszego zabytku, który już obecnie nie exystuje i który już i wtedy, kiedy go przepisywano, musiał być miejscami zdefektowany! A zatém widzimy, że ostatecznie niewiadomy jest wiek dokonania tego przekładu, uznanego jednogłośnie za najdawniejszy ze wszystkich dotąd odszukanych całkowitych tłómaczeń Biblii na język czeski.
- ↑ Było to w Nowogródku r. 1422, jak wyraźnie podaje Długosz.
- ↑ Nawet ten szczegół, że się pisanie biblii naszéj dokonało w Korczynie, nie zdaje mi się być obojętnym. Godzi się wnosić z jednéj wzmianki Długosza, że w tym właśnie zamku Zofia po śmierci małżonka swego najwięcéj przemieszkiwała. Kiedy po zejściu Władysława Warneńczyka rozstrzelone wielce były zabiegi panów koronnych, kogoby na osierociałym po nim tronie posadzić, i odbywały się ciągłe zjazdy już to na rzecz Kazimierza Jagiellończyka, już innych pretendentów do korony: powiada Długosz pod r. 1446, że zwolennicy Kazimierza, powziąwszy życzliwe dla Jagiellończyka uchwały w Kole, zapowiedzieli drugi zjazd, w parę miesięcy potém do skutku przyjść mający, do nowego miasta Korczyna, a to w tym celu, „ut in praesentia Sophiae reginae facilius decretum in Koło coeptam stabiliatur“. Więc tam musiała być stała jéj rezydencya.
Między Jadwigą a Zofią były pojmowane po kolei dwie inne jeszcze żony przez Władysława Jagiełłę, Anna Cyllejska, wnuczka Kazimierza W. i Elżbieta Granowska. Anna zaślubiona w r. 1401, † 1416. Elżbieta zaślubiona r. 1417, † 1420. Do nich jednak nie śmiałbym odnosić żadnéj części tego pomnika, z przyczyny że Anna zupełnie była zniemczałą, a co większa, i zaniedbanego jak na księżniczkę wychowania. Stara Granowska zaś, zwłaszcza pod sam koniec życia, nie myślę, żeby dbała o takie rzeczy. O Zofii wprawdzie historycy także nic nie podają takiego, coby nasuwało przypuszczenie, żeby się była miała odznaczać wyższém jakiém, jak na kobietę wieku owego, wykształceniem. Ale fakt z innéj strony wiadomy, że pisano biblią na jéj rozkaz i dla niéj, daje wnosić, że jakiś stopień naukowej ogłady miała jednakże. - ↑ Miałem i porównywałem biblii czeskiéj edycyą Liechtensteina wenecką z r. 1506 z praskiemi wydaniami Melantricha z r. 1549 i 1556—7. Przekonałem się, że jest to jeden i tensam ciągle przekład; tylko że im w późniejszych latach wychodzi, tém staje się ogładniejszy pod względem poszczególnych wyrażeń. Cały ten szereg tłómaczeń płynie widocznie, jako z piérwszego źródła swojego, z owego starożytnego przekładu, któregoto odpis, dokonany między 1390 a 1410, mieści się w drezdeńskim leskowieckim kodexie. Gdyż wielkie a nader uderzające są podobieństwa textu tych wszystkich drukowanych biblij czeskich do naszéj biblii szaroszpatackiéj, o któréj już wiemy, że właśnie z tego źródła pochodzi.
Na tém wspólném pochodzeniu czeskich biblij i naszego pomnika od leskowieckiego przekładu, nie można jednakże opierać i tłómaczyć przyczyny równoczesnego podobieństwa textu Leopolity tak do piérwszych, jak do drugiego. Gdyż, jak powiedziałem, widoczne jest w poszczególnych ustępach większe zbliżenie do textu biblii Zofii, niżeli do czeskich Np. błogosławieństwo synów Jakóba w rozdziale przedostatnim Genezy. Oprócz tego nie brak także i na innych poszlakach. W 19 rozdziale księgi Leviticus np. tłómaczy biblia Zofii mulier nubilis przez szlachcianka (nobilis). Biblia czeska z r. 1549 nie ma już tego. A Leopolita daje to jednak! Więc szedł w tym razie za polskim starym przekładem, a nie za czeskim. Takich dowodów dałoby się przytoczyć więcéj. - ↑ O téj rzeczy bardzo wiele pisano w literaturze naszéj. Ponieważ bliskie pokrewieństwo biblii Leopolity ze szaroszpatackim kodexem teraz dopiero się po raz piérwszy odsłania: wpadano tedy dawniéj na inne domysły co do niewiadomego z nazwy tłómacza, którego Leopolita tylko ogładzał i „poprawiał“. Miał nim być według jednych sam drukarz Szarffenberger, według drugich Leopolita (przypuszczano tedy mystifikacyą umyślną); według innych miał nim być jaki heretyk, a najprędzéj Seklucyan; według jeszcze innych, Ojciec Leonard dominikanin, inkwizytor krakowski, spowiednik i kaznodzieja nadworny króla Zygmunta Augusta, o którym różne druki i rękopiśmienne zapiski dominikańskie podają, że się zajmował przekładem pisma św. na język polski z czeskiego tłómaczenia, i że z nich wytrzebiał heretyckie naleciałości, (†1570). (Obacz Józ. Muczkowskiego rozprawy „O Leopolitach“, „O bibliach Szarffenbergerowskich“ i „Odpowiedź na zarzuty w Orędowniku Naukowym“ — wszystko to umieszczone w Dwutygodniku Literackim krakowskim, tomie II z r. 1844). Na podstawie przypuszczenia, że Leopolita poprawiał przekład jakiegoś heretyka, Seklucyana, lub też Leonarda, którego (choć był inkwizytorem!!) w niepojęty dla mnie sposób niektórzy także chcieli za odszczepieńca uważać, urojono sobie, że kościoł polski niechętném patrzał okiem na drukowanie téj biblii w pracowni Scharffenbergera, i ściągano powszechnie do duchowieństwa i do hierarchii krakowskiéj słowa tego drukarza, położone dodatkowo pod przedmową Leopolity:
„Mój miły czytelniku, proszę by cię to nie obraziło, iż niejednostajnemi figurami (mówi o drzeworytach) tę Biblią robiono.... „A żebym tego przyczynę opisać miał, snaćby się tym obraźliwie zdało być, którzy tego przyczyńcą są; wszakoż to Panu Bogu poruczam, a sumieniu ich (którego mało mają), co mi tu czynili, ku utracie więcszej i nakładu mnie przywodząc“.... (Daléj przeprasza za myłki drukarskie, które się znachodzić mogą), „a nawiecéj z téj przyczyny, iż Niemcy, którzy języka polskiego nie umieli, około tego robili, bo mi Polaków nie stajało, za odmówieniem tych, którzyby nie radzi byli widzieli, abym to com przedsie wziął, dokończyć miał; a wszakoż Pan Bóg ten raczył z łaski swéj dać i dopmóc, że się to za pomocą jegoż dokończyło“.
Ja myślę, że byłby się Szarffenberger miał z pyszna, razem ze swoją biblią, gdyby takie rekryminacye podnosił przeciwko duchowieństwu, i gdyby się do Biskupa lub też kapituły było mogło ściągać, co tu na przeciwników swych wygaduje, np. że mało sumienia mają!.. Snąć były czynione jakieś intrygi ze strony innych drukarzy, i do nichto, a nie do kogo innego, pije teraz pan Mikołaj, doprowadziwszy mimo ich przeszkód całe dzieło do końca. - ↑ Już po napisaniu słów powyższych dowiedziałem się o okoliczności, dużo rzucającéj światła na nasze kwestyą, któréj dodatkowo czytelnikowi udzielam. Jak wiadomo, przechowuje się w bibliotece klasztoru św. Floryana pod Linzem starszy jeszcze od naszéj biblii zabytek, obejmujący w sobie Psałterz w języku łacińskim, polskim i niemieckim. Wydano go z druku pod niewłaściwą nazwą Psałterza królowej Małgorzaty. Zabytek ten był także przez długie lata własnością królowych polskich, począwszy od Jadwigi. Przypuszczają powszechnie, że się dostał z Polski do wspomnianéj wyżéj biblioteki pod Linzem za pośrednictwem ostatniéj małżonki Zygmunta Augusta, Katarzyny, która męża i Polskę porzuciła r. 1566, ostatnie lata życia swojego przepędziła w Linz, zeszła z świata r. 1572 i leży pochowana właśnie w klasztorze św. Floryana. Tymczasem niespodziane odkrycie dokonane w najświeższym czasie, okazało, że wywiezienie téj drogiéj pamiątki z kraju naszego zawdzięczać mamy zupełnie komu innemu. Dr. Władysław Nehring, profesor literatur słowiańskich w uniwersytecie wrocławskim, zwiedzał r. 1869 bibliotekę św. Floryańską i oglądając bacznie ów starożytny kodex, dostrzegł, że z pod karty pergaminu, przyklejonej do okładziny, przezierają jakieś zapiski, znajdujące się na stronie właśnie z tąż okładziną spojonéj. Na prośby jego odlepili księża tę kartę pergaminu i okazało się, że ona należy do samego psałterza i stanowi piérwszą kartę kodexu, który dotąd uchodził za zdefektowany o dwie karty brakujące mu z przodu i kilka z końca. (W taki sposób odzyskujemy tedy jednę, to jest piérwszą z kart brakujących z przodu). Pomiędzy zapiskami, które się mieszczą na odklejonéj karcie, jest jedna niemałej wagi. Opiewa: „Bartholomaeus Siess me possidet anno 1557. Emptus ab Italico negociatore septem solid. Psalterium istud 16 psalmis excedit reliqua exemplaria“. A więc jeszcze w r. 1557 był właścicielem psałterza jakiś Siess! Klasztor św. Floryana nie mógł dostać zatém téj księgi od królowéj Katarzyny, która z Polski wyjechała dopiero r. 1566; lecz otrzymał ją albo od owego Siessa, albo od kogoś trzeciego, który ją późniéj, t. j. po Siessie posiadał. Do Siessa zaś dostała się ta pamiątka polska za pośrednictwem jakiegoś przekupnia Włocha! Skądże ten Włoch do niéj przyszedł? Odpowiedź zdaje mi się być łatwa. Wszakżeż to właśnie rokiem piérwéj, t. j. w r. 1556, ujechała Bona z Polski, ogołociwszy królewski zamek warszawski ze wszystkich sprzętów i kosztowności tak dalece, że nawet obicia zedrzéć kazała, a to wszystko potajemnie i podstępnie: oddając bowiem klucze senatorom przytomnym, śmiała utrzymywać, że wszystko w nim zostawiła nietknięte. Pozabierała tedy i te wszystkie rodzinne pamiątki, które były w jéj posiadaniu czasowém jako królowéj, z przeznaczeniem ażeby przeszły po niéj w spadku na dalsze małżonki panujących. Należały widać do tych pamiątek i starożytne piśmienne zabytki, przechowywane w domu Jagiellońskim jako szacowne klejnoty, jak Psałterz ów niegdyś Jadwigi, a pewnie i nasza Biblia! Dalsze dzieje Psałterza mamy teraz po trosze wyjaśnione. Były one dość krótkie, gdyż nie miała dobra Bona (a może też jaki jéj wierny dworzanin) nic spieszniejszego do roboty, jak sprzedać go za co za to rodakowi jakiemuś, który kupczył takimi szpargałami. Stało się to pewnie jeszcze r. 1556, skoro handlarz ów już go w r. 1557 za 7 soldów odkazuje Siessowi. Podobnie pewnie postąpiono sobie i z Biblią, tylko że tę odkupuje — Bóg wie, przez jakie pośrednictwo — krakowski drukarz Szarffenberger. A zatém cześć drukarza salwowana zupełnie! Ale Bonie przybywa nowy listek do lauru, jakim ją uwieńczyła pamięć potomna.
- ↑ Obacz wyżéj, co powiedziałem na str. IX o wzmiance Marcina Graeta, datującej z r. 1617.
- ↑ Kilka z szczegółów tu podanych, a między nimi i ten właśnie, zawdzięczam dziełu J. Łukaszewicza o Braciach Czeskich. Obacz str. 266, 268 i 388.
- ↑ Związek małżeński Sieniawskiego z Krotoskfj uwieczniony został pełnym uwielbienia i niedorzeczności panegirykiem Jezuitów poznańskich, wydanym p. t. Luna Sieniaviorum Pronuba. Poznań 1623. fol. Wynoszą w nim pod niebiosa wszystkich Sieniawskich, krewnych pana młodego, cnoty i zasługi około rz. p. Prawowierność katolicką panny Urszuli też chwalą. Ale o ojcu jéj — ani słówka! Więc musiał on ciągle trwać przy wyznaniu, w którém się urodził.
- ↑ Do tego punktu powrócę niżéj.
- ↑ Obacz J. Łukaszewicza O kościołach braci Czeskich.
- ↑ Tu jest miejsce dać wyjaśnienie, na jakiéj podstawie mógł oprzéć hr. Mailath domysł swój o darowiźnie téj biblii przez Zygmunta Rakocego, zmarłego w r. 1652. W manuskrypcie dotęd niedrukowanym p. t. Historia Scholae reformatae Saros-Patakinae opera et studio Georgii Kiraly de Szathmar, pisanym około r. 1770, który jest do dziś dnia własnością tamtejszéj biblioteki, podana jest następująca wiadomość o Jerzym I i Zygmuncie Rakocych: „Ornaverat idem Georgius Rakoczi scholam hanc typographia etiam insigni; Sigismundus vero filius ejusdem, vir literarum et pietatis studiosissimus, favore tenerrimo scholam prosecutus, libros edam suos, quos et multos et pretiosissimos habebat, jam in vita scholae usui concessit et donavit, inter quos erant Biblia Polyglotta Regia Parisiensis.... quae multis sumptibus Amsterodamo advehi iussit“... Inny znów pisarz, Jan Szombathi, autor dzieła Monumenta Protestantium Hungariae ecclesiastica, wydanego w r. 1660 w Szarosz Pataku, powtarza w tomie I swemi słowami tę wiadomość z manuskryptu Kiralego wyjętą, i dodaje w nocie do w zmianki o téj biblii wielojęzycznej przypisek: „quorum hodie nonnisi tomus unus in bibliotheca collegii superest“. Widać z tego, że biblia, którą otrzymała w darze od Zygmunta Rakocego biblioteka szaroszpatacka w r. 1651 lub 1652, była więc w kilku językach, a zatém inna, jak nasza; że musiała obejmować kilka tomów, skoro Szombathi podnosi, iż tylko z niéj jeszcze po dziś dzień jeden tom się przechowuje; że wreszcie mimo to wszystko jednak czyto Mailath sam, czy ci profesorowie, którzy około r. 1821 dostarczyli mu jakichś notat o naszym kodexie, pomieszali gnać jedno z drugiém i rozumieli, że Kiraly mówi o tym właśnie zabytku, jakoby po-; chodził z ręki Zygmunta Rakocego.
- ↑ Zamiast a rzekąc dano tam zawsze arzekąc, albo arzkąc, przy czém trudno nieraz rozstrzygnąć, czy to a jest spójnikiem, czy należy do rzekąc.
- ↑ Czasem też i pojedyncze litery, lub zgłoski, w nawiasie i kursywą dodane są lub wsunięte do wyrazów textu, dla dopełnienia ich. Np. za(s)lubi, ted(i) itp. Trafia się tylko przy zwykłych i oczywistych myłkacb pisarskich.
- ↑ Łaskawéj uczynności J. I. Kraszewskiego w Dreźnie, który na prośbę moje zadał sobie pracę porównania kilkunastu kart tego pomnika z leskowieckim kodexem, zawdzięczam wiadomość, że wielka część tych różnic i zboczeń od łacińskiego textu wulgaty znachodzi się już w stylizacji rzeczonego przekładu czeskiego. Swoją drogą pomnożyli jednak ich liczbę i polscy tłómacze albo kopiści ich.
- ↑ Psalmy od 101 — 106 pisane także być musiały dopiero po roku 1380, liczę je jednak do owéj części rychlejszej dla tego, że z niéj widocznie z ślepą wiernością odpisane zostały.
- ↑ W oddruku Lelewelowskim wprawdzie znaku tego nie znaleść ani razu; ale w epilogu mówi wydawca, że znak ten w manuskrypcie jest używany. Nie wierny tylko, jak często.
- ↑ Obszernie mowię o téj kwestyi w Większéj Gramatyce mojéj na stronie 9 i nast.
- ↑ W dziale piątego pisarza, na str. 266, jcst na pozór drugic podobno miejsce. „Quid ergo fiet de centum talentis?” tłómaczy tam autor tak: Czso tedi bó̗dze ysze sto lybr srzebra”? To ysze możnaby uważać za przyimek iż, iże (de); lecz mnie się zdaje, że autor o tém nie myślał, tylko przez niedopatrzenie wziął z czeskiego wyraz ten żywcem, jak gdyby to był spójnik że, iże. Inaczéj bowiem, musiałby był położyć stu lub sta libr, a nie sto.
- ↑ O rzeczy téj właśnie z zastrzeżeniami takiemi mówię w Gramat. mej Większéj na str. 112. Co tam więc tylko jako hipotezę stawiłem, to obecnie można uważać za fakt stwierdzony przykładami.
- ↑ To y w znaczeniu spójnika, doczekawszy rozpowszechnienia druku, przeszło też potém nałogowo i w całą naszę drukowaną literaturę i dotrwało do najpóźniejszych czasów. Jakże więc mylą się wszyscy ci zwolennicy jotowéj teoryi X. Malinowskiego, którym się zdaje, że nasz spójnik i twardziéj i grubiéj się wymawia, niż i w innych wyrazach, i którzy odwołują się do téj dawnéj pisowni. Pisownia ta za nimi wcale nie świadczy. Przeciwnie. Jeżeliby miała być jaka różnica, to raczéj spójnik i brzmiećby musiał miękczéj, niż w innych słowach! Lecz takiéj różnicy nie ma wcale. Wymawianie naszego i jest w wszystkich wyrazach jedno tylko.
- ↑ W pomniku naszym tylko od słowa być znajduje się używany jeszcze aorystus: bych, by, by, bychom, byście, (a zamiast 3ciéj osoby w liczbie mn. już tylko znowu by); lecz tosamo znajdujemy i w znacznie pożniejszych jeszcze pismach.
- ↑ A więc w żaden sposób nie należy i dziś tego pisać przez dz, jak się to powszechnie praktykuje, tylko jedynie przez c: wspomóc, móc, strzyc itd., pomimo wszystkich tak rozpędliwych a do śmieszności sofistycznych wywodów w przeciwnym sensie ze strony przeciwnego obozu. Forma wspomócy jest na str. 266. Formy skrócone (móc, biéc) przez całą też tę biblią pisane są zawsze przez c lub "cz" (to cz brzmiało tu oczywiście c) a nigdy przez dz! - Komuby nie było dosyć na powyższym dowodzie, niechaj się dowie, że przykłady form mócy itp. znajdują się i w innych starodawnych literackich zabytkach, i to nawet drukowanych. W tych czasach nabył Zaklad Ossol. dzieło, żadnemu z bibliografów nieznane, z wydartym tytułem, lez jak się zdaje, z drukarni pochodzące Hallera i na początku wieku XVI drukowane z wielu drzeworytami, zawierające w sobie wyjątki z starego i nowego Testamentu w języku polskim. Bardzo ciekawy ten druk, może najdawniejszy polski, zawiera np. w wierszu 2gim rozdziału XVI Ewangelii Łukasza św. takie miejsce: "Co to słyszę o tobie? Wydaj poczet władarstwa twego, bo już nie będziesz mocy władnąci". Tosamo u Wuyka brzmi tak: "albowiem już więcéj nie będziesz mógł szafować". A więc mócy jestto tryb bezokoliczny, w pełnéj formie. Jeżelić się mówiło, jak z tych okazów niezaprzeczenie wynika, mócy, biécy, a nie módzy: to się też i dziś literą c kończyć muszą wyrazy takie.