>>> Dane tekstu >>>
Autor Jan Wolfram
Tytuł Rzymianka
Podtytuł Studyum historyczno-obyczajowe
Wydawca Biblioteka Warszawska
Data wyd. 1869
Druk Drukarnia Gazety Polskiej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
RZYMIANKA.
STUDYUM HISTORYCZNO-OBYCZAJOWE.
NAPISAŁ
Dr. Jan Wolfram,
PROFESSOR SZKOŁY GŁOWNÉJ WARSZAWSKIÉJ.
Wydanie Biblioteki Warszawskiéj.
WARSZAWA.
w Drukarni Gazety Polskiéj.

1869.

Дозволено Цензурою.
Варшава 20 Марта 1869 года.


Upadek narodów datuje się wszędzie w historyi od upadku moralności i cnót, a upadek cnót od upadku kobiet.
Dopóki kobieta pełni obowiązki swoje jako córka, żona, matka i gospodyni domu, dopóty jest i mężczyzna z pewnością mężem, ojcem i obywatelem w całém znaczeniu wyrazu tego; gdyż cnoty wyssane z piersi matki, wypielęgnowane przy jéj sercu i na jéj łonie, wykołysane w miłości, musiały go zahartować do życia, nauczyć miłować powinność i wypełniać ją sumiennie, wlać do duszy wiarę i miłość Boga i społeczeństwa, a połączone z cnotami żony, powiększyć siłę jego woli, stać mu się tarczą i zachętą do walczenia z trudnościami życia obywatelskiego. Więc powołanie kobiety jest wielkie i zaszczytne, a jeżeli je pojmie, ukocha i spełnia w myśl Boga, wtenczas miłość, którą Bóg wlał w jéj serce, wylewa zdroje szczęśliwości dla niéj saméj, dla jéj męża i dzieci; przez nię jest ona osłodą życia, stróżem cnoty i pocieszycielem cierpiących; jéj słodycz i uczucie delikatne hamuje zapędy męża, łagodzi gwałtowniejszy charakter i większą w obyczajach surowość; jéj uczucie wstydu stoi na straży moralności; jéj cnoty w ogóle czynią jéj dom mieszmieszkaniem zgody, zadowolenia, miłości, dobrych i cnych obyczajów: a z takiego domu wychodzą mężowie i kobiety silni duchem i wolą, bo zbrojni w wiarę, nadzieję i miłość.
Ale gdzie tego nie ma, tam upadek bliski.
Bardzo pouczającym tego dowodem może być Rzym starożytny, który był panem świata, dopóki był siedzibą skromności, oszczędności i pracy, siedzibą cnót w obywatelach i obywatelkach; ale otworzywszy wrota zepsuciu i zgniliznie, runął straszliwie.
Wielkie znaczenie w życiu narodu Rzymskiego miała kobieta; zamierzamy więc o niéj tu pomówić. Ale co wiemy o kobiecie rzymskiéj, odnosi się tylko do kobiety stanów, które w Rzymie, tak samo, jak wszędzie, będąc wyniesione, główną odgrywają rolę na scenie życia narodowego, reprezentują naród, przyczyniają się do jego wzrostu i znaczenia, dopóki są zdrowe i czerstwe, a kiedy przejdą w zgniliznę zarażają inne i pociągają je wraz z sobą do upadku.
Źródła, z których możemy czerpać wiadomości o wychowaniu kobiét w Rzymie, są w ogóle bardzo szczupłe; ale najszczuplejsze są z tego okresu, w którym państwo silne, jako mąż pełen życia z pełnéj oddychało piersi, zwalczało niebezpieczeństwa, łamało przeszkody i torowało sobie do wielkości drogę t. j. z okresu sięgającego końca drugiéj wojny Punickiéj. Z czasów późniejszych są one nieco przynajmniéj pewniejsze; mimo to jednakże możemy właściwie robić tylko wnioski wypływające z ogólnego stanu rzeczy w Rzymie, z charakteru obywateli, z wychowania dzieci wogóle i z wzorów pojedynczych Rzymianek, które nam przechowała historya[1].
Jeżeli ojciec uznał dziecko, dawano dziecięciu ósmego dnia imię przy pewnych uroczystościach ofiarnych w domu, albo w świątyni, z czém połączona była stypa.
Dziecko karmiła zwyczajnie matka sama i zajmowała się jego wychowaniem, mając do pomocy niańkę, najczęściéj kobietę w podeszlejszym wieku, któréj obowiązki przyjmowała niekiedy jaka krewna rodziny.
Dziewczyna chowała się pod troskliwém okiem rodziców w domu na obywatelkę i na matkę Rzymian, w tych ćwicząc się zajęciach, których znajomość potrzebną jéj była dla pożytku narodu i dla spełnienia obowiązku, jaki ją czekał w przyszłości. A ponieważ w szczęśliwych czasach rzeczypospolitéj prostota obyczajów i męztwo główną były Rzymian ozdobą, więc Rzymianka mająca być dla dzieci swoich wzorem prostoty i uczciwości, mogła się w młodości swojéj tego tylko uczyć, co wszędzie i zawsze jest cnót tych podstawą i źródłem t. j. pracy.
Trudno powiedzieć, czy dziewica rzymska pobierała w dawniejszych czasach jakie nauki. Potrzeby Rzymian tak były małe, życie ich tak skromne, położenie samo tak zagrożone, że nie mając wrodzonéj sobie skłonności do nauk, nie widzieli się niczém do nich zachęcanymi, a okoliczności, w których żyli, zbyt ich odciągały od umysłowych zajęć. Z kilku wzmianek pisarzów starożytnych, mianowicie Cycerona i Liwiusza można wprawdzie wnosić, że synowie mężów w państwie najwyżéj postawionych, uczyli się czegoś w domu, ale w ogóle, a mianowicie i o kobietach na pewne przynajmniéj powiedzieć tego nie możemy.
Wiemy jednakże, iż w pierwszych czasach rzeczypospolitéj były już w Rzymie szkoły, do których chodziły dziewczęta nawet doroślejsze. Liwiusz[2] bowiem i Dionyziusz z Halikarnassu[3] opowiadają, że w roku 449 poznał znany Decemvir Appiusz, młodą Wirginią, kiedy chodziła do szkoły, i że często przechodził około szkoły będącéj na rynku w budzie, aby ją widzieć. Ale czego się tu uczyły, nie wiemy; chłopcy bo się uczyli podobno nauk etruskich i greckich, a nadto wedle praktycznego Rzymian charakteru, tego co im w życiu potrzebném było, więc np. rachunków.
Z postępem czasu, przy coraz większém stykaniu się Rzymian z Grekami, i wpływie nauk i literatury greckiéj na ich umysły, zmienił się sposób wychowania i wykształcenia młodzieży w ogóle, więc i wychowanie dziewczęcia zmienić się musiało. Ponieważ jednakże ta zmiana jest w połączeniu z bardzo ważnemi zmianami innemi w życiu i w charakterze, i była razem ich źródłem i następstwem, dlatego pomówimy o tém późniéj, a teraz wracamy do czasów dawniejszych.
Więc w domu odbierała dziewczyna, jak powiedzieliśmy, wychowanie od matki, która wraz z niańką pilnie przestrzegała tego, aby niewinne jéj oko i ucho niczem obrażone nie było; do stołu siadała z rodzicami i rodzeństwem; ale nikt jéj nie widział w towarzystwie mężczyzn, którzyby rozgrzani wesołością i biesiadą, mogli luźniejszém słówkiem ubliżyć dziewczęcia cnocie. Ojciec widząc w swéj córce przyszłą matkę obywateli, obywatelkę i matronę, kochał ją i czcił kiedy jeszcze była dzieckiem, obchodząc się z nią dobrze i łagodnie i wpływając przykładem i słowem na jéj serce i umysł. Cycero powiada: „i ja nie wątpię, że jak mnie, który kocham moję córkę z całego serca, tak równie i wam rzecz ta wydaje się przykrą i niegodną, wam którzy się względem córek waszych podobnemi kierujecie uczuciami i podobnie im pobłażacie. Cóż bowiem dała nam natura milszego, co droższego? cóż jest coby bardziéj zasługiwało na to, abyśmy mu poświęcili wszystkie nasze zabiegi i pobłażanie?” A Plutarch powiada, iż Katon wymazał Manliusza z listy senatorów za to, iż wśród dnia w obec córki swojéj żonę pocałował.
Koniec 12go roku życia dziewczyny uważano za kres, od którego począwszy za mąż wyjść mogła; a wychodziła, jak się zdaje, zwyczajnie pomiędzy rokiem 12-m a 17-m.
Zaręczyny robiono uroczyście, ale bez zezwolenia stron najwięcéj interesowanych, t. j. młodzieńca i panny; gdyż nie oni słowo dawali sobie, ale ci, w których byli mocy, więc rodzice, albo opiekunowie. Narzeczeni zatém nie znali się, kiedy ich zaręczano, ale nie znali się i w chwili ślubu; dlatego gorszy się tém Seneka[4] mówiąc: „nie masz wyboru żony, musisz mieć taką, jaka ci się zdarzy. Jeżeli jest złośliwą, niekształtną, cuchnącą, jeżeli ma jakiekolwiek wady, dowiemy się o tém po ślubie. Konia, osła, wołu i najpodlejszego niewolnika, nadto suknie i kotły, krzesło drewniane, kielich, nalewkę drewnianą oglądamy przed kupnem, sama tylko żona nie pokazuje się, aby nie wzbudziła wstrętu, nim za mąż pójdzie.”
Narzeczony dawał pannie podarunki, a jakoby zadatek swéj wiary pierścionek żelazny, który był zadatkiem, jaki przy kupnie lub kontrakcie daje kupujący sprzedającemu dla pewności. Więc zaręczenie takie nie było właściwie niczém inném, tylko rodzajem układu i kupna. Piśmienne zapewnienia robiono dopiéro w późniejszych czasach, mianowicie w czasach cesarstwa i to w obec świadków. Biesiada odbywała się pewnie zawsze przy takiéj uroczystości.
Śluby w Rzymie nie w każdym czasie odbywać się mogły: Rzymianie byli pod tym względem jeszcze oględniejszymi, niż kościoły chrześciańskie. I tak: nie zawierano ślubów przez cały maj i połowę czerwca, przez kilka dni lutego, przez piérwszą połowę marca, w dni, w których świat podziemny stoi otworem, t. j. 24 sierpnia, 5 października, 8 listopada; we wszystkie dni świąteczne i wszystkie dni piérwsze, piąte lub siódme, trzynaste lub piętnaste każdego miesiąca. Przyczyna tego leżała w uczucia religijném Rzymian. W dni te bowiem przypadały uroczystości, w których Rzymianie, a szczególniéj matrony odprawiały pewnego rodzaju pokutę i oczyszczenie; albo téż były to dni w ogóle świąteczne, dni bogów podziemnych, albo i takie, w których Rzymian ciężkie jakie spotkało nieszczęście.
Aż do wigilii ślubu chodziła panna w sukni dziewiczéj, zwanéj: toga praetexta, którą w dniu tym składała na ofiarę bogom, opiekunom swéj młodości, wraz z zabawkami dziecinnemi, mianowicie z piłką i lalkami, a pewnie i ze złotym zwykle medalionikiem okrągłym, lub w kształcie serca, zwanym bulla, który zawieszano na dziecię w dniu jego urodzenia w celu ochronienia go i zabezpieczenia od czarów i rozmaitych wpływów zabobonnych, a przywdziewała suknię odpowiednią stanowi, do którego wstępowała.
W dzień ślubu napełniał się już od rana dom rodziców panny, krewnymi, przyjaciołmi i zaproszonymi gośćmi. Uroczystość rozpoczynała się, jak wszystkie ważniejsze Rzymian czynności od zasiągnięcia wiadomości o woli bogów, do czego używano augurów albo harspików i to pewnie bardzo rano, wśród ciszy prawie nocnéj, któréj potrzeba było przy wszystkich czynnościach tego rodzaju.
Podczas ofiary składanéj bogom tym, od których błogosławieństwo albo nieszczęście małżeństwa zależéć mogło, a mianowicie Junonie, ubierano pannę do aktu ślubnego. Włosy rozdzielano jéj ostrzem lancy, a ułożone w sześć loków albo warkoczy i zwinięte na głowie, przewiązane wstążkami przetykano tém ostrzem; wkładano potém wieniec z kwiatów żywych, przez pannę uwity, a głowę nakrywano kwadratową chustką czerwoną czyli welonem, zwieszającym się po bokach aż do kolan. Następnie ubierała się panna w ślubną suknię, tunikę, zwaną recta t. j. prostą, dla tego, jak powiada Festus, iż wedle dawnego zwyczaju kazali ją ojcowie gwoli dobréj wróżby dla dzieci swoich tkać przez stojących i w górę, czyli pewnie z postawem w górę idącym. Tę tunikę przewiązywano przepaską w guzeł zwany herkulesowym, który jéj następnie mąż dopiero rozwiązywał. Kiedy tak więc dziewica gotową już była do ślubu i kiedy już zebrali się wszyscy goście weselni, kapłani badający wolę bogów, ogłaszali ich odpowiedź wyczytaną w znakach, zjawiskach, w locie ptaków, lub jak powiadają Cycero i Wirgiliusz w wnętrznościach zwierząt zabitych; potém pisano, jak się zdaje, kontrakt ślubny w obec dziesięciu świadków, a narzeczeni oświadczali swoję wolę i chęć życia z sobą w małżeństwie. Połączeni przez druchnę przystępują do ołtarza i składają sami ofiarę bogom, mianowicie Junonie, Ziemi albo Cererze i Marsowi wśród modlitw, i obchodzą nareszcie ołtarz dokoła.
Po tych uroczystościach i obrzędach ślubnych następowała biesiada, która się przeciągała do późnej nocy, a po niéj zaraz zabierano się do przenosin. Młodzieniec porywał tedy żonę z łona jéj matki, może na pamiątkę — jak mówi Festus — porwania przez Romula Sabinek, a całe grono gości i krewnych ruszało, wzywając głośno pomocy i opieki Junony, ku domowi męża. Na czele szli grajkowie i służba z pochodniami. Pannę młodą prowadzili dwaj młodzieńcy patrimi i matrimi, t. j. tacy, których rodzice jeszcze żyli i połączeni byli ze sobą w najuroczystszy sposób zawierania małżeństw t. j. per confarreationem, o którym pomówimy zaraz; trzeci zaś szedł przed nią z pochodnią, jakoby symbolem ślubu poświęconym Cererze i środkiem przeciwko czarom, którą późniéj goście porywali i unosili. Pochód cały zamykała służba niosąca kołowrotek i wrzeciono, jako symbole zajęcia kobiety w domu, do którego przechodziła, wyprawę przygotowaną przez rodziców panny i podarunki, jakie jéj goście i krewni złożyli. Że na ulicach, przez które przechodził ten orszak, mnóstwo zbierało się ciekawych, jest rzeczą naturalną: tak się dzieje dziś i wszędzie. Przez próg mężowskiego domu nie przestępowała panna młoda, lecz pomazawszy odrzwie przystrojone w wieńce i zielone gałązki tłustością, wedle Pliniusza wilczą, albo wieprzową lub téż oliwą i opasawszy je białemi, wełnianemi wstążkami, dawała się przenieść drużbom, tak samo jak i z domu rodziców; może dla tego, aby uniknąć złéj jakiéj wróżby, np. przez trącenie nogą o próg, przez potknięcie się, potoczenie i t. d. a wszedłszy do Atrium, czyli do sali przybranéj uroczyście, pełnéj wieńców i kwiatów, w któréj z szaf w dniu tym otwartych, jakoby przodkowie jéj męża poustawiani w posągach spoglądali na tę, która miała dać życie ich potomkom, odbierała klucze domu i stawała się wspólniczką męża w życiu domowém i w służbie bożéj. Symbolem tego był ogień, który rozniecali nowożeńcy przy pomocy przyniesionéj pochodni, i woda, którą skrapiano młodą mężatkę, albo wedle Serwiusza, nogi jéj obmywano. Wątpliwą jest rzeczą, aby, jak utrzymują niektórzy, teraz dopiéro biesiada następować miała. Miejsca starożytnych autorów są co do tego nie pewne; a najprawdopodobniejszém wydaje się być to, że biesiadowano w domu rodziców; pan młody może przyjmował gości swoich racząc ich jaką przekąską i napitkiem, a dopiéro nazajutrz wieczorem schodzili się do domu nowożeńców, gdzie ich już nowa gospodyni podejmowała biesiadą, jako matrona i składała bogom piérwszą ofiarę swoją.
W czasie pochodu i następnie przy zabawie i biesiadzie śpiewała młodzież pieśni treści często dwuznacznéj, żartobliwéj, znane pod nazwiskiem Fescenin.
Ponieważ uroczystości weselne połączone były z wielkiemi kosztami, gdyż nie tylko biesiady duży pociągały za sobą wydatek, (dla tego prawem zastrzegł nawet podobno Oktawian August, aby na nie więcéj nie wydawano, jak 1000 sestercyów)[5], ale i podarunki które pomiędzy gości rozdawano, więc dla uniknienia tego, a może i nużących i męczących obrzędów, zaprosin i biesiad, zawierano mianowicie w późniejszych już czasach małżeństwo gdzieś na ustroniu i pocichu.
Nazwałem wyżéj jeden sposób zawierania małżeństw w Rzymie per confarreationem najuroczystszym; tu więc dodać mi wypada, że w Rzymie zawierano małżeństwa albo ścisłe, albo luźne. Pierwsze polegało na tém, że kobieta, która wedle prawnych pojęć rzymskich nie jest panią woli swojéj i powinna miéć zawsze kogoś, w któregoby była mocy czyli w ręce, in manu, przechodziła zawierając małżeństwo ścisłe z mocy ojca w moc męża swojego, wnosiła mu swój majątek, którego on się stawał panem, a zyskiwała prawo dziedzictwa w familii męża. Przez zawarcie zaś małżeństwa luźnego, sine conventione in manum, zostaje kobieta w mocy ojca i nie przenosi swoich praw dziedzictwa na męża.
Zawierania małżeństwa ścisłego trzy były sposoby: najuroczystszy i prawie najstarszy per confarreationem, tak zwany od placka orkiszowego, farreum libum, którego przy obrzędzie używano; per coemtionem, czyli rodzaj kupna, przez które ojciec córkę z mocy swojéj wypuszczając oddawał mężowi, i per usum, jeżeli żona przez cały rok jeden przemieszkała w domu męża, nie spędziwszy poza nim trzech nocy jednę po drugiéj. Wszystkie te trzy sposoby zawierania małżeństwa ścisłego wymagały pewnych obrzędów uroczystych, ofiar, świadków, biesiad i t. d.; a kobieta przechodziła jak powiedzieliśmy wyżéj przez nie z rąk i z domu ojca w dom dotąd sobie obcy i przyjmowała obowiązki żony, matki, gospodyni na całe życie. O rozwodach bowiem nikt właściwie w dawniejszych czasach nie słyszał, małżeństwo tak miało wielkie znaczenie i w takiém było poważaniu, iż wedle Dionizyusza z Halikarnasu[6] był Sp. Karwiliusz przez całe życie w nienawiści u ludu, ponieważ się rozwiódł z żoną dla tego, iż była niepłodną, r. 234. A Gelliusz[7] powiada, że właśnie aż do tego piérwszego rozwodu, więc przez lat przeszło 500 od założenia Rzymu, ani w Rzymie ani w Lacium nie było żadnych spraw małżeńskich, a Karwiliusz, człowiek szlachetny, lubo kochał bardzo żonę swoją dla jéj przymiotów, rozwiódł się jednakże dla tego, ponieważ jako obywatel, sądził, iż wedle przysięgi złożonéj cenzorowi, powinien był miéć dzieci. Rozwód jednak był możebnym; już podobno Romulus zabraniał kobiecie wnosić o rozwód, a mężowi tylko w tym razie pozwalał, jeżeli żona dopuściła się otrucia, wiarołomstwa, podsunięcia dziecka i sfałszowania kluczy[8]. Ostatni ten punkt odnosi się pewnie do kluczy od piwnicy, w któréj przechowywano wino, które było kobietom zabronione. I tak, za Romulusa zabił podobno Egnacyusz Meceniusz żonę swoją za to, iż zaczerpnęła sobie wina z beczki w piwnicy jego; a Fabiusz Piktor opowiada, iż ponieważ matrona jakaś dorwała się kluczy od piwnicy, została wskazaną przez krewnych swoich na śmierć głodową[9]. Lubo późniéj rozwody były częste, zawsze jednakże rozwódka, dopóki moralność nie zupełnie poszła w poniewierkę, była w pogardzie, tak samo jak czci nie zażywała żadnéj, kobieta, która po śmierci męża szła drugi raz za mąż[10].
Lubo żona, jak wspomnieliśmy, jest pod względem prawnym zawsze jakoby małoletnią, była ona jednakże panią domu, a nie niewolnicą; a jaką była jéj powaga, i jaką miano w ogóle dla kobiety cześć w narodzie, dowodem wyraźnym jest to, że ubliżenie honorowi kobiety stało się pośrednią przynajmniéj przyczyną dwa razy przewrotu najzupełniejszego w państwie; że krew, która popłynęła z piersi Lukrecyi i Wirginii, pozbawiła tam Tarkwiniuszów tronu, tu Decemwirów władzy. A stary ów Katon, jeden z najsurowszych cenzorów w urzędzie i w życiu powiada dobrodusznie: „Wszyscy ludzie panują nad kobietami, my nad wszystkiemi ludźmi, a nad nami kobiety”[11]. Połączona z mężem za wolą bogów nierozdzielnie ma ona jeden z nim wspólny cel i interes, t. j. służyć państwu i dobru ogólnemu, a „przy cudnéj piękności,” jak mówi Kolumella, „pałając żądzą przewyższenia męża w pilności, stara się przez zabiegi swoje umniejszyć trudów jego i pracy, i uczynić je przez siebie ważniejszemi i pożyteczniejszemi; zostaje więc wprawdzie w jego mocy, ale ma z nim wszystko wspólne i jest z nim panią domu.” Rzymianin ugania się tedy z orężem w ręku za nieprzyjacielem, odpiera go od granic swoich, rozszerza panowanie Rzymu, działa u siebie na forum jako obywatel lub urzędnik, a żona jego chodzi i około gospodarstwa, przędzie i wyrabia z przędziwa materye siedząc z niewolnicami w Atrium. Tak wiemy, że królowa Tanakwil własną swoją ręką tkała suknie dla męża swojego króla Tarkwiniusza Starego; a ów Serwiusz Tulliusz, którego zasługi około państwa rzymskiego tak są ogromne, iż go można uważać za drugiego założyciela Rzymu, czci pamięć téj opiekunki swojéj, żony króla Tarkwiniusza przez zawieszenie jéj wrzeciona po śmierci, jako wotum w świątyni bóstwa! Lukrecyą zastaje Sextus Tarkwiniusz przy pracy, wyrabiającą wełnę pośród niewolnic w pałacu, chociaż świekry królewskie wedle opowiadania Liwiusza już na rozkosznych biesiadach czas spędzały.
Daléj krząta się Rzymianka po kuchni, ale nie robi niewolniczych posług; więc nie miele, ani nie gotuje: to mieli wedle Plutarcha Rzymianie już nawet Sabinkom obiecać; przedewszystkiem jednakże zajmuje się wychowaniem swych dzieci: karmi je sama własną piersią, ażeby była zupełną matką syna swego, który miał wyssać z niéj miłość Rzymu i zamiłowanie obowiązku obywatelskiego; który miał na jéj łonie nauczyć się służyć krajowi, bronić go piersią swoją i poświęcać zań życie i mienie. Rzymianie pojmując wysokie zadanie obywatela, pojęli zarazem że od najpiérwszych lat życia nie jest zawcześnie uczyć się obowiązków jego i zdali na matkę to zaszczytne zadanie, przygotowywać dzieci na przyszłych Rzymu obywateli. A Rzymianki podjęły się tego trudnego obowiązku i przygotowały razem z mężami swoimi wielkość i potęgę ojczyzny. Rzymianin otaczał ją dla tego uszanowaniem, przypuszczał ją do stołu swojego, dozwalał przebywać w sali z gośćmi swoimi i przysłuchiwać się rozprawiającym o sprawach publicznych, obeznawać się z położeniem kraju i potrzebami narodu dla tego, aby od niéj, uczyli się jéj synowie jako dzieci tego, czego potrzeba było przyszłym obywatelom.
Możemy więc przyjąć za pewne, iż kobietę rzymską odznaczała w najdawniejszych czasach skromność, uczciwość, czystość obyczajów, posłuszeństwo, pilność w zachodach domowych, skrzętność i wiara dochowywana mężowi. Dla tego też napisy, które Orelli zebrał z grobowców kobiet, przyznają zwyczajnie te cnoty zmarłym, czcząc przez to ich pamięć. Oto jeden z tych napisów dla przykładu: „Tu spoczywa Amymona żona Marciusza; była dobrą i piękną, pilną prządką, pobożną, czystą, gospodarną, moralną i domową.” Zatem powaga kobiety i stanowisko jéj opiera się tylko na pracy, na moralności i cnocie, na wypełnianiu skromnych na pozór, bo nie głośnych obowiązków, ale znaczeniem rzeczywiście wielkich; a powaga taka skromna, jak kobieta sama, najwięcéj z pewnością zdobi tę płeć, która jest matką rodu ludzkiego. Matrona rzymska odziana w szatę długą, poważną a skromną, któréj sam krój i układ dodawał jeszcze jakoby wrodzonéj powagi i godności, z twarzą zasłoniętą, jeżeli pokazała się na ulicy, a to nie działo się nigdy w dawniejszych czasach, bez woli męża, ani bez towarzyszki służebnéj[12], roztaczała naokoło siebie urok, który nakazywał każdemu z drogi jéj schodzić, nie ubliżyć w niczém i okazywać jéj uszanowanie, jakie się należało obywatelowi będącemu cząstką narodu i państwa otoczonego majestatem powagi.
Że to znaczenie przyznawane kobiecie i podnoszące jéj godność obudzić w niéj mogło poczucie siebie i wpłynąć na jéj usposobienie tak, iż się zatarły w niéj przymioty właściwe płci pięknéj, a mianowicie: słodycz, uczucie, łagodność, jest rzeczą naturalną; zwłaszcza, że w charakterze Rzymian w ogóle pomiędzy innemi nie małą odgrywa rolę pewna szorstkość i surowość. To téż kobieta patrząc na męża, który był zimny z natury, obrachowany, poważny, często odpychający przez zbytek powagi, dążący do znaczenia i godności, nieczuły przez wpływ stosunków państwowych, nie mogła nie przybrać tychże samych cech, zwłaszcza iż przez całe życie do praktyczności tylko zwrócona, daleką była od kształcenia serca, od poezyi i marzeń poetyckich, od tych obrazów czczych, ale miłych, które niekiedy potrzebne są człowiekowi dla osłody życia, a stanowią dopełnienie surowéj natury mężczyzny. Dlatego napotykamy w charakterach Rzymianek znanych nam z historyi często dumę, zarozumiałość i chełpliwość, z których późniéj wyrosły srogość w obchodzeniu się z podwładnymi, zbytek w stroju i życiu, a następnie upadek moralności.
Liwiusz opowiada nam[13], że naigrawanie się Fabii, będącéj za trybunem wojskowym, z siostry swojéj, a żony Liciniusza Stolona, plebejusza, zachęciło ich ojca i Liciniusza w połączeniu z L. Sexciuszem do zaciętéj, a tak wielkie znaczenie mającéj walki w historyi Rzymu, o równouprawnienie z patrycyuszami. Tenże Liwiusz opowiada[14] o zajściu pomiędzy Wirginią patrycyuszką z pochodzenia, którą jednakże matrony rzymskie patrycyuszowskie dlatego, iż wyszła za konsula wprawdzie, ale plebejusza, wykluczyły od ofiar i z świątyni patrycyuszowskiéj bogini Wstydliwości. Są to zdarzenia dowodzące, że kobiety wszędzie i zawsze były i są równego usposobienia, iż pobłażliwe dla samych siebie, kierują się pewną dumą rodową, i gotowe są zaprzeć się nawet i siostry, jeżeli ich zdaniem ubliżyła krwi swojéj, łącząc się z mężem niższego pochodzenia. A jeżeli powiedziéć to można o kobietach w ogóle, to z pewnością najwięcéj o Rzymiankach, gdyż wypływało to z charakteru Rzymian, i w stosunku kobiet do męża i do publiczności.

Duma w kobietach i pogarda dla niższych rosła z postępem czasu wraz ze zmianami stosunków wewnętrznych Rzymu, a mianowicie z napływem bogactw, które wszędzie słabe dusze czynią małemi i stają się źródłem błędów dla jednych, przykrości i utrapień dla innych. W lepszych nawet jeszcze czasach rzeczypospolitéj rzymskiéj, dawały się panie nie mało we znaki i mężom swoim, dumne z posagu w dom ich wniesionego. Znajdujemy tego dosyć dowodów u autorów starożytnych. Posłuchajmy z Plauta ustępów ówczesne obyczaje malujących, które pewnie i teraz jeszcze wszędzie prawie zastosowane być mogą. Tak mówi np. obywatel mający chęć się ożenić[15]:

Wielkiéj zgrai i buty, bogatych posagów,
Krzyków, fochów, rozkazów, pozłacanych karet,
Świetnych sukien, pałaców nie pragnę bynajmniéj,
Gdyż to doprowadziło już wielu do torby.

albo w inném miejscu mówi tenże obywatel[16]:

Mojém zdaniem bo gdyby tak robili wszyscy
Co tylko majętniejsi, iżby wybierali
Córki samych uboższych dla siebie na żony,
Bez mienia i posagu: toby się z pewnością
Znacznie większą cieszyło zgodą nasze państwo;
Bogatym nie tyleby, co dziś, zazdroszczono,
Żony nasze byłyby daleko skromniejsze,
A mybyśmy wydatków mieli mniej niż teraz.
Toby się podobało większéj części ludu,
Tylko z kilku skąpcami byłyby zatargi,
Których chciwéj, niesytéj duszy miary nie da
Żadne prawo ludowe, ni opiekun ludu.
Bo jeśli kto zapyta: „Cóż będą robiły,
Przy takiém prawie biednych, panienki posażne?”
„Niech sobie chodzą za mąż, byle bez posagu.”
A gdyby tak się działo, to zamiast posagu,
Wnosiłyby w dom męża lepsze obyczaje,
Muły zaś, które dzisiaj droższe są od koni[17],
Byłyby, ręczę za to, tańsze od szkap biednych,
Wtenczasby żadna z kobiet tak mówić nie mogła:
„Majątek, który wniosłam większy jest od twego,
Słuszna więc, abym miała purpurę i złoto,
Służebnice, lokai, muły i pachołków,
Chłopaków na posługi, wspaniałe karety.

Tu wymieniwszy cały i długi szereg wydatków potrzeb pani żony, tak kończy:

Oto są przyjemności, oto są wydatki,
Prócz wielu jeszcze innych, z tych wielkich posagów!
A żona bez posagu jest u męża w mocy;
Posażne dręczą mężów i pchają w nieszczęście.

To samo zdanie wypowiadają i inni, z późniejszych np. Juwenalis mówi, że nic nie ma nieznośniejszego, jak bogata kobieta.
Ależ to są słabości, wszystkim prawie kobietom i wszystkim czasom wspólne, które chociaż przynoszą szkodę pojedyńczym osobom i nie przyczyniają się wcale do dobra ogółu, przecież nie są jeszcze niebezpieczne, dopóki w mężach jest hart duszy; wtenczas bowiem słabości te zostaną słabościami tylko i nie przemienią się w chorobę ciężką, któréj następstwem bywa śmierć. Jeżeli więc w Rzymie przy napływie bogactw skromne dawniéj Rzymianki znajdować zaczęły upodobanie w tém, co bogactwo dać może, jest to rzeczą nie dziwną, ale zwiastującą już psucie się obyczajów, które przy pomocy innych okoliczności musiały zgubę przynieść narodowi. Dlatego téż z jednéj strony widzimy taką Weturyę matkę Koriolana, która syna naprowadzającego nieprzyjaciół na Rzym słowami pełnemi powagi i siły potrafiła złamać i skłonić do odstąpienia zbrodniczego zamiaru; widzimy inne składające z największą gotowością na ołtarz ojczyzny kosztowności i klejnoty, kiedy się Rzym Brennusowi i Gallom miał okupić. Widzimy charaktery Deciuszów, Torkwatów, Waleryuszów, Cincinnatów, Fabryciuszów i tylu prawdziwych bohatérów i obywateli będące dowodem zacności Rzymianek. Słyszymy słowa owéj Wirginii, która wykluczona przez patrycyuszki zakłada świątynię Wstydliwości plebejskiéj i mówi do plebejskich matron: „upominam was, aby jak walka o cnotę toczy się między mężami w tém państwie, tak toczyła się między nami walka o wstyd, i starajcie się, aby mówiono, że ołtarz ten święciéj i jeżeli być może przez czyściejsze kobiety jest czczony” a te słowa przemawiają do przekonania wielu. Dowiadujemy się, że matki nagłą umierają śmiercią na niespodziewany widok synów, których poległych na wojnie opłakiwały. Jak z jednéj strony powiadam, przekonywamy się o istnieniu charakterów niepospolitych, tak téż z drugiéj mogły się znaleźć i kobiety czcze, próżne, samolubne, jeszcze w lepszych czasach rzeczypospolitéj, które to jednak fenomena zapowiadały ogólną obyczajów zmianę. Zmiana ta zbliżała się zwolna, ale silnie, a była zastraszająca dlatego, iż pociągała za sobą upadek moralności, a w mężczyznach, którzy potrafili gromić zastępy nieprzyjaciół, zdobywać kraje, walczyć za naród, nie było siły dosyć i męztwa do walki z przewrotnościami kobiet. Zapowiedzi niemoralności i upadku dobrych obyczajów pojawiają się już dosyć wcześnie w Rzymie, jeżeli prawdą jest, co powiada Liwiusz[18] o czém i sam powątpiewać się zdaje, mówiąc, że nie we wszystkich źródłach swoich podanie to znajduje, iż 170 matron patrycyuszowskich potępionych zostało r. 427 od zał. Rzymu (327 przed Chr.) za przyrządzanie trucizny i trucie mężów swoich.
Chociażby zdarzenie to prawdziwém było, nie jest ono jednak jeszcze według nas dowodem złéj woli w potępionych kobietach, ale raczéj jakiéjś ciemnoty i zabobonu, przez który sądzić mogły, że zadawszy mężom napój zaprawiony, wpłyną może na nich i pociągną więcéj ku sobie. A Rzymianie w ogóle zabobonni byli bardzo. Nie chcąc więc w tym wypadku upatrywać wyraźnego przynajmniéj dowodu zbliżającego się upadku moralności kobiet, jako nie dosyć pewnym i jasnym, widzimy go jednakże wyraźnie w wielkiéj skłonności do zbytków, a mianowicie do strojów, świecideł i t. d.
Dowody tego kierunku zmiany w obyczajach rzymskich kobiet, podają nam historycy i poeci. Plaut np. wymienia cały szereg najrozmaitszych rzemieślników, którzy dostarczają potrzebnych przyborów do ubrania kobiecie rzymskiéj[19].

Ale jeszcze jest piękniéj, kiedy płacić trzeba;
Patrz, tu stoi sukiennik, wałkarz, haftarz, złotnik,
Modniarka, pasamonik, a tam szwaczka koszul,
Weloniarz i farbierze w wiolet i złoto,
Krawcy, rękawicznicy, tu znów perfumiarze,
Płóciennicy, handlarze kobiecych trzewików,
Bławatnicy i szewcy robiący pantofle;
Tam stoją sandalnicy, farbierze ślazowi,
Tu perukarz, gorsetnik, fabrykant przepasek, —
A każdy chce pieniędzy, chce ich wałkarz, łatacz,
Chce ich fabrykant wieńców, chce ich półgorsetnik.
Już myślisz, żeś popłacił — gdzie tam! znowu idą,
Znów stoją w przedpokoju setki żądających:
Wchodzi tkacz, wchodzi haftarz, stolarz — a więc dawaj!
Myślisz wreszcie, że wszystkich już zaspokoiłeś,

Gdy farbierz oranżowy zjawia się z rachunkiem:
Słowem kaci przynoszą wciąż nowe pijawki[20].

Wyraźnie maluje obyczaje kobiet rzymskich Plaut jeszcze i w następującym dialogu[21]:

Filemacyum.  Skafo, podaj mi lustro i z kosztownościami
Skrzyneczkę, abym była ubrana ozdobnie,
Gdy przyjdzie Filolaches; moje szczęście całe.
Skafa.  Zwierciadło téj kobiecie tylko jest potrzebne,
Która nie ufa sobie i swojéj piękności.
Ale tobie, co po niém? któraś jest zwierciadłem
Z pewnością najpiękniejszém sama dla zwierciadła.
F.  Patrz czy dosyć gładko
Włosy mam uczesane, czy wszystko w porządku?
S.  Kiedyś ty sama gładka, wierzaj, włos twój gładki.
F.  Daj bielidło.
S.  Z bielidłem, co poczynać myślisz?
F.  Lica sobie ubielę.
S.  Tak to brzmi, jakobyś
Atramentem ubielić chciała kość słoniową.
F.  No to mi więc ruż podaj.
S.  Nie podam. Nie mądraś.
To dzieło najpiękniejsze chciéć mizerną farbą
Szkaradzić! To nie twemu przystoi wiekowi
Brać do rąk jakie ruże, bielidła lub kredy,
Albo téż inną jaką podobną przyprawę.
Przejrzyjże się w zwierciedle!
F.  Czy nie sądzisz, że użyć mam jakich olejków?
S.  Bynajmniéj.
F.  A dlaczego?
S.  Ta tylko dziewczyna
Pachnie bowiem przyjemnie, co nie pachnie niczem.
A stare elegantki, bez zębów i brzydkie,
Które się pomadami mażą, barwiczkują,
Które ciał ułomności pokrywają rużem,
Kiedy się pot połączy z zapachem ich pomad,
Pachną tak, jak gdy kucharz zleje potraw wiele
Razem w jedno naczynie. Lecz czem pachną, nie wiesz.
To tylko, że ten zapach rażący, niemiły.

F.  Patrz, Skafo, czy to złoto i płaszcz mi do twarzy?
S.  To mnie nic nie obchodzi.
F.  A kogóżby, proszę?
Kto stary, niech purpurą swe lata osłania.
Złoto szpeci dziewczynę, a piękna kobieta
Piękniejsza w prostéj sukni, niż brzydka w purpurze.
Nareszcie, nie przydadzą jéj wdzięku i stroje
Obok złych obyczajów. Bo złe obyczaje
Brudzą strój najpiękniejszy gorzéj, niźli błoto.
Piękna dosyć ma ozdób.

Chociaż przytoczone miejsca są wzięte z komedyi, a ostatni dialog toczy się między osobami, których obyczajów nie można uważać za obraz obyczajów kobiet rzymskich w ogóle; nie masz w nich jednak przesady, kiedy w r. 215 przed Chr. potrzeba było już prawa zabraniającego kobietom zbytku. Rzymianie czuli wtenczas jeszcze, że zbytek u kobiet w stroju jest źródłem wszystkich następnie ich błędów, a nawet i występków. Kajusz Oppiusz trybun ludu widząc niebezpieczeństwo zagrażające państwu i początek upadku moralności kobiet, a tém samem moralności ogólnéj, przeprowadził prawo, ażeby żadna kobieta nie miała złota więcéj, jak 1/24 rzymskiego funta; aby nie chodziła w sukniach pstrych, aby w mieście nie jeździła w karocy, albo na 1000 kroków od miasta z wyjątkiem ofiar. Ale paniom rzymskim skłonnym do wygód i zbytku, tak niezadługo uciążliwém stało się to prawo, iż potrafiły pozyskać dla siebie trybunów M. Fundaniusza i L. Waleriusza, którzy roku 195 przed Chr. wystąpili do ludu z wnioskiem o usunięcie go. Jak wielkie znaczenie państwo rzymskie sprawie téj przyznawało, widać z opisu Liwiusza, który jéj przebieg w tych opowiada słowach[22]:
„Trybunowie ludu Marek i Publiusz Juniuszowie Brutusowie wystąpili w obronie prawa Oppiuszowego i oświadczyli, iż nie dozwolą go usunąć. Ze stanu rycerskiego wystąpiło wielu to po téj, to po owéj stronie. Kapitol pełen był ludzi sprzyjających, albo przeciwnych prawu. Kobiety nie dały się zatrzymać w domu ani przez rady, ani przez wzgląd na przyzwoitość, ani przez rozkaz mężów; wszystkie ulice i przystępy do rynku obsadziły, prosząc mężów idących na forum, aby przy zamożności państwa, przy codziennie powiększających się majątkach osób prywatnych, pozwolili używać kobietom dawniejszych strojów. Zbiegowisko kobiet zwiększało się co dzień, gdyż przychodziły z miasteczek i targowisk. Już się odważyły nawet zaczepiać i prosić konsulów, pretorów i innych urzędników.”
Bardzo charakterystyczną jest mowa, którą miał jeden z konsulów znany ów M. Porciusz Kato w obronie tego prawa; podaję ją tu w wyjątkach wedle Liwiusza[23] „Gdyby każdy z nas, obywatele, chciał u żony zachować swoje prawo i znaczenie, mielibyśmy wszyscy razem teraz mniéj kłopotu z kobietami. Ale gdy wolność naszą pokonała w domu niesforność kobieca i tu ją także na forum teraz walą o ziemię, i nogami depczą kobiety. A ponieważ pojedyńczo nie potrafiliśmy ich powściągnąć, boimy się ich wszystkich razem. Ja bo to uważałem za bajkę, iż na jakiejś wyspie cały ród męzki przez sprzysiężenie kobiet do szczętu wyniszczony został[24]. Ale każda klassa ludzi staje się wielce niebezpieczną, jeżeli jéj pozwolisz na zbiegowiska, schadzki i tajemne narady. Czy projekt, nad którym tu radzimy, pożytecznym jest dla państwa, osądzić do was należy; ale szalone postępowanie kobiet, którego wina na urzędników spada, bądź to, że się z własnego zbiegły popędu, bądź że namówione przez was M. Fundaniuszu i L. Waleziuszu, nie wiem, czy większą hańbę przynosi wam trybunowie, czy konsulom: wam, że już kobiet użyliście do zaburzeń trybunickich; nam, że jak dawniéj przez wystąpienie ludu, tak teraz przez wystąpienie kobiet, prawa przyjmować musimy. Ja bo nie bez pewnego zarumienienia przeszedłem co dopiero przez tłum kobiet na rynek; a gdyby mnie nie był wstrzymał szacunek dla powagi i cześci raczéj kilku z nich, jak dla wszystkich razem, byłbym powiedział: Jakiż to tu jest zwyczaj wybiegać na ulice, ulice obsadzać i do obcych przemawiać mężów? Czyż to nie mogłyście każda z osobna prosić męża swego w domu? Albo czy więcéj schlebiać potraficie na ulicy publicznie niż w domu, i obcym więcéj niż swoim mężom? Chociaż ani w domu nawet, gdyby skromność trzymała kobiety w granicach ich praw, nie powinnybyście troszczyć się o to, jakie prawa tu się dają, albo znoszą.
„Przodkowie nasi postanowili, aby kobiety żadnéj, ani prywatnéj nawet sprawy nie podejmowały bez doradzcy; chcieli, aby zależały od woli rodziców, braci, mężów — a my pozwalamy im mięszać się do spraw państwa i udział już prawie brać w sądach i zgromadzeniach ludowych. Bo cóż innego robią one teraz na ulicach i drogach, jeżeli nie radzą trybunom, jakie wnioski do praw mają wnosić, lub jakich usunięcia żądać? Popuśćcie wodzy téj niepowściągnionéj naturze, téj niepohamowanéj istocie, a wtenczas spodziewajcie się jeszcze, że one same, bez was przyjmą jakie granice swojéj swobody! Ale to najmniejsze jest jeszcze, co kobiety niechętnie znoszą jako narzucone sobie przez obyczaj, albo prawo; one żądają wolności już we wszystkiem, jeżeli prawdę mam mówić, żądają swywoli. Na cóż się bowiem nie rzucą, jeżeli to zdobędą? Rozpatrzcie się we wszystkich tych prawach niewieścich, przez które przodkowie nasi skrępowali ich swywolę i mężom podwładnemi uczynili; prawa te są, a jednak w karbach utrzymać ich nie potraficie. Cóż to będzie, jeżeli im pozwolicie usuwać jedno po drugiém, mężom je wydzierać i wreszcie z nimi się zrównać? Czy sądzicie, że wytrzymacie z nimi wtenczas? Wcale nie; skoro się poczują równemi, zapanują nad wami. „Ależ,” mówią, „one chcą przecież tego tylko, aby nic nowego nie było przeciw nim postanowione; wypraszają się nie od prawa, ale od bezprawia.” Prawda, wy tylko prawo usunąć macie, któreście przyjęli, uświęcili, które doświadczenie tylu lat uświęciło, t. j. macie znosząc jedno prawo osłabić inne. Ale posłuchajmy, dlaczego to matrony nasze poburzone wybiegły na ulice i ledwie że się nie wdzierają już na rynek i do zgromadzenia ludu. Czy może, aby jeńcy nasi od Hannibala wykupieni byli ich ojcowie, mężowie, synowie, bracia? O nie, taki los niech zresztą zawsze dalekim będzie od państwa naszego! A jednak i tego odmówiliście im kiedyś na czułe ich prośby! Ależ tu nie czuła miłość, ani niepokój o najbliższych, lecz religia zgromadziła je: chcą przyjąć matkę Idejską, przybywającą z Pessinu we Frygii. Jakiż to cny przynajmniéj pozór dla kobiecego zaburzenia! Chcemy, mówią, błyszczéć złotem i purpurą; chcemy w dni świąteczne i powszednie jakoby tryumfując nad prawem pokonaném i usuniętém, po zdobyciu i wydarciu wam głosów, jeździć w powozach po ulicach; nie chcemy żadnego znać ograniczenia w wydatkach i zbytku. Często już słyszeliście skargi na zbytki kobiet, mężczyzn, nietylko prywatnych, ale i urzędników; skargi na to, że państwo nasze cierpi przez dwa przeciwne sobie błędy, przez chciwość i zbytek: przez plagi, które zniszczyły wszystkie wielkie państwa. Za pamięci ojców naszych starał się Pyrrhus przez posła swego Cyneasza nie tylko mężów, ale i kobiety darami pozyskać dla siebie. Wtenczas nie było jeszcze prawa Oppiuszowego, któreby swywolę kobiet hamowało, a jednak żadna ich nie przyjęła. Dlaczego myślicie? Dlatego, że nie było jeszcze rozpusty, którąby potrzeba było wstrzymać. Jak wprzód chorobę poznać trzeba, niż środki przeciw niéj obmyślić; tak żądze powstały wprzód niż prawa, któreby je w karby ujęły. Niechby się teraz tylko Cyneasz zjawił w mieście, znalazłby na ulicach kobiety stojące, któreby mu złoto i purpurę wydzierały. Niektórych z tych żądz powodu nawet sobie wytłumaczyć nie potrafię. Gdyż jak może w tobie naturalny jakiś pobudzić wstyd albo oburzenie to, że nie wolno czynić tobie, co wolno innéj, tak nie wiem, dla czegoby każda z was lękać się miała, ażeby na niéj coś nie uderzało, gdyby ubiór wszystkich był jednaki? Najgorszy zaiste jest wstyd oszczędności albo ubóstwa: ale prawo zabezpiecza was od tego wstydu, jeżeli tego nie macie, czego wam mieć nie wolno. „Lecz ja właśnie téj równości nie zniosę,” mówi tu bogata pani: „Dlaczegoż ja nie mam się odznaczać purpurą i złotem? dlaczego ma się ubóstwo innych kryć pod tym prawa pozorem, aby się zdawało, że miéćby mogły, gdyby było wolno, czego w rzeczy saméj miéć nie mogą?” Czyż chcecie obywatele, pobudzić żony wasze do walki z sobą, aby bogate chciały miéć to, czegoby żadna inna miéć nie mogła, a ubogie, by się ciągnęły i sadziły nad możność dlatego, aby nie być w pogardzie? Skoro się zaczną wstydzić tego, czego się wstydzić nie trzeba, prędko zaiste wstydzić się tego nie będą, czego się trzeba wstydzić; która będzie mogła kupować za swój grosz, będzie kupowała; która nie będzie mogła, będzie żądała od męża. O biedny ten mąż! czy się da uprosić czy nie da, zawsze biédny, bo czego sam nie da, zobaczy, że da kto inny. Teraz już proszą one obcych mężów, a co gorsza, proszą o prawo i głosy i uzyskują to od niektórych; ale dla was, dla waszego majątku i dla waszych dzieci są one nieubłagane. Skoro prawo przestanie ograniczać zbytek twojéj żony, już go ty nie ograniczysz. A nie sądźcie, obywatele, że sprawa będzie taką, jaką była przed prawem. Nie! Bezpieczniéj jest złoczyńcę nie obwiniać wcale, jak od skargi uwolnić; i rozpusta nie zaczepiona byłaby mniejsza, jak będzie teraz, kiedy podrzaźnioua więzami jakby dzikie zwierzę, wolną się poczuje.”
Tak mówił Kato stróż obyczajów i obywatel zacny, starający się od narodu i państwa oddalić niebezpieczeństwo, jakiém mu zagrażał zbytek kobiet. Ale czasy te, w których żył Katon, lubo jeszcze szczęśliwe i dobre w porównaniu z témi, które przyszły późniéj, mają już w sobie wyraźne ślady upadku moralności kobiet i mężczyzn; to téż Oppiuszowe prawo zniesione zostało. W ogóle sądzą, że początek upadku państwa rzymskiego datuje się od wojen Punickich, czyli od czasu, w którym pod rozmaitemi wpływami moralność mieszkańców Rzymu upadać zaczęła.
Tak mówi Waleriusz Maximus[25]. „Koniec drugiéj wojny Punickiéj i zwycięztwo odniesione nad Filipem królem Macedońskim, dodało odwagi miastu naszemu do życia luźniejszego;” a Liwiusz powiada[26]: „Obcéj rozpusty znajomość wkroczyła z wojskiem z Azyi wracającém; ona to przyniosła łoża biesiadnicze, śpiżem kute, kosztowne makaty, kotary i inne tkaniny, sprzęty, które wtenczas za wspaniałe uważano, stoliki o jednéj nodze i stoliki biesiadnicze. Dodano téż wtenczas do biesiad spiewaczki, harfistki i kuglarzy ku zabawie jedzących; a i same biesiady zaczęto urządzać z większą starannością i nakładem; wtenczas kucharz, u praojców naszych najpodlejszy niewolnik co do ceny i pożytku, zaczął być drogim; a co było niewolniczém zajęciem, zaczęto uważać za sztukę. Co wtenczas jednak widziano, było zaledwie nasieniem przyszłéj rozpusty.”
Bogactwa narodowe i majątki prywatne nie są z pewnością i nie były także w Rzymie źródłem, ale środkiem do rozpusty i zepsucia. Jestto środek z pewnością bardzo niebezpieczny, a potężny w rękach ludzi nie chcących albo nie umiejących użyć ich na dobre. Ogromne bogactwa napływające do Rzymu ze wszystkich stron, znalazły grunt już przygotowany do szerzenia zniszczenia ogólnego, grunt, powiadam, który jakoby tylko czekał na to, ażeby poddać się wszechmocnemu ich wpływowi. Przytoczone wyżéj miejsca z Plauta i mowa Katona dowodzą tego wyraźnie, iż wtenczas kiedy z Afryki i Azyi zaczął płynąć obfity strumień złota do Rzymu, obyczaje w ogóle już były wiele straciły z dawniejszéj swojéj czystości i powabu; prostota i skromność w życiu, cnoty domowe, zamiłowanie pracy i obowiązków, już wtenczas widać były coraz rzadsze tak w mężczyznach, jak w kobietach; a kiedy zbiegły się okoliczności silne i przeważne i połączyły się z tak potężnym środkiem, jakim są bogactwa, zmienił się całkiem charakter rzymski; Rzymianin zapomniał, jakim był dawniéj obywatel Rzymu; Rzymianka zapomniała jaką była matrona.
W tych więc okolicznościach rozpatrzéć się trzeba, które tak ogromną wywołały zmianę, przedewszystkiem zaś we wpływie oświaty greckiéj na zmianę religii i wychowania.
Nauka grecka zbawienna dla Rzymian pod względem oświaty i literatury, stała się zgubną dla nich pod względem cnoty, religii i następstw wypływających z religii. Najdawniejsi Rzymianie wierni charakterowi swojemu praktycznemu i obranemu z poezyi, czcili bogów nie przyjmując dla nich żadnych kształtów plastycznych, a wyobrażali ich symbolicznie, n. p. Marsa przez lancę. Dlatego nie znali oni powieści ani mytów z życia bogów, ale czcili w nich siły natury, w któréj mocy znajduje się człowiek i którą pozyskać sobie może, ściśle wypełniając rozkazy dawane mu przez państwo ku czci bogów. Państwo więc uczy obywatela czci bogów, swoje zaś obowiązki względem nich przekazuje pewnym kapłanom. Z początku małą była liczba bogów czczonych przez Rzymian; późniéj rozmnożyli się oni skutkiem różnych okoliczności; a kiedy religia rzymska zmięszała się z pojęciami obcemi, szczególniéj zaś z pojęciami Greków, wyróżniano z pomiędzy wielkiego zastępu bogów znaczniejszych i potężniejszych i urządzono dla nich pewną służbę i obrzędy oddając ich spełnianie kapłanom. Wpływ greckiej sztuki i nauki na religię rzymską zaczyna się pojawiać od Tarkwiniuszów; wtenczas już bowiem poczęto w Rzymie robić jakieś wyobrażenia bogów wedle obyczaju greckiego. Bóstw wiele nowych i obcych, a z niemi i obrzędów obcych dostało się do Rzymu przez stykanie się z koloniami greckiemi we Włoszech coraz liczniejszemi, i przez książki Sybillińskie, które pochodząc z Małéj Azyi radziły zasięgać pomocy bogów, albo podawały sposoby czci bogów w Rzymie dotąd nieznanych. Ale kiedy począwszy od wojen Punickich znajomość obyczajów, nauki, sztuki i filozofii greckiéj coraz żywiéj szerzyła się pomiędzy Rzymianami, zaczęli oni bez silnéj naukowéj podstawy, naśladując Greków, badać rzeczy religijne i filozofować nad niemi. Ponieważ zaś były to czasy, w których Grecya już się bardzo zacofała pod względem politycznym i literackim, a mianowicie i pod względem religijnym, więc Rzymianie nie sięgając czasów dawniejszych, ani czerpiąc pojęcia filozoficzne z pisarzów starszych greckich, i nie dosyć przygotowani, aby wszystko zrozumiéć potrafili, podobali sobie często w tém, co było niedorzecznością, a obdzierając w ślad za Grekami bóstwa swoje z wszystkiego co boskie, przyoblekali je w kształty ludzkie najpospolitsze. Reprezentantem tego zwrotu religii u Greków jest Euemeros, który w dziele swojém ίερὰ άναγραφή dowodził w bogach ludzkiéj natury i znajdował w świątyniach ich groby. Rzymianie poczęli iść za nim od czasów Enniusza, który jako znakomity poeta, ogromny wpływ wywierać począł na ich umysły przez dwie poezye swoje w tym przedmiocie napisane, z których jedna była obrobieniem pracy Euemera.
Już w roku 95 przed Chr. rozróżniał arcykapłan Muciusz Scewola trzy rodzaje nauki o bogach, t. j. naukę poetów, filozofów i państwa, z których pragnął, ażeby lud znał tylko ostatnią, nawet chociażby w niej i fałsze być miały. Tego samego zdania był Warro wedle Ś. Augustyna[27]. Zwrot ten w religii był dla Rzymian dla tego szczególniéj zgubnym, iż filozofując płytko dochodzili oni do rezultatów negatywnych, że burzyli a nie potrafili stworzyć nic nowego, lepszego; że dochodzili w rozumowaniu do zaprzeczania w ogóle istnienia bogów, że chcieli, jak mówi Lukrecyusz, umysły oswobodzić od więzów religii i podawali to jako naukę nawet najniższym warstwom społeczeństwa.
Oprócz tego bardzo wiele przyczyniło się do zachwiania dawnéj wiary w Rzymianach jeszcze i to, że kapłanom wyższym patrycyuszowskim nie wolno było ubiegać się o urzędy świeckie; a ponieważ znaczenie i środki zbogacenia się podawały tylko świeckie urzędy, dlatego często bardzo opróżnione były urzędy kapłańskie, gdyż się nikt do nich nie garnął. Ale kiedy dla usunięcia tej niedogodności dozwalać zaczęto kapłanom piastować i świeckie urzędy, a od r. 104 przed Chr. wybór kapłanów ludowi nawet oddanym został: wtenczas spowszedniało już wszystko, co dotąd jakimś było otoczone urokiem: uszanowanie dla bogów, dla rzeczy świętych i świątyń upadło zupełnie. Już za czasów Cycerona, który widząc złe sądzi, że zwyczaje przodków pod względem religii szanować trzeba, zatrzymując ich ofiary i obrzędy, nie znali augurowie nauki o auspicyach i upadli wnet całkiem w znaczeniu swojém; pontyfikowie porzucili czuwanie nad ofiarami; kapłanów wielu nie było, świątynie stały pustkami zaniedbane, zajmowano je nawet i na prywatny użytek, a z obrzędami zapomniano i o bogach do tego stopnia, iż jak mówi Warro u Ś. Augustyna[28], nie znano nawet zupełnie za jego czasów znaczenia bogów i bogiń ojczystych.
Tak stracili Rzymianie przez wpływ grecki własną swoją ojczystą religię i proste, ale czyste pojęcia o bogach, a przyjęli czcze mrzonki greckie czasów późniejszych, w których pomiędzy Grekami wzniosłe, idealne wyobrażenia o bogach zupełnie już było znikło i spadło do znaczenia jakichś mytologicznych bredni. Próżnia jednakże okropna, która nastąpiła skutkiem tego musiała być czemś zastąpiona. Rzymianom zdemoralizowanym mogły najwięcéj przypaść i podobać się kulty Wschodu; wprowadzono je téż urzędownie, a z niemi przesądy i zabobony, do których Rzymianie zawsze byli bardzo skłonni, obok lubieżności i największéj rozwiązłości. Takiemi były kulty Bellony, Izydy, Serapisa, Ozyrysa, Anubisa i innych; a jak je pojmowano, tego dowodem jest mnóstwo przedmiotów sztuki przechowanych w tajném muzeum w Neapolu, które obrażając wszelką delikatność uczucia, dają miarę upadku moralnego ich twórców, zbezczeszczenia pojęć o bogach i zdeptania najnikczemniejszego religijnych uczuć. Mianowicie kobietom kulty wschodnie podobały się przez swoją pompę, okazałość, symboliczność, cuda i tajemniczość; a ponieważ upadek moralny łączy się zwykle z dążnością do odszukania czegoś, coby się zdawało przynajmniéj łączyć środki oczyszczenia, a kulty wschodnie w swojéj tajemniczości ponętnemi były obiecując sposoby jakoby pokuty; dla tego téż, im większy był brak rzeczywistéj moralności między kobietami, z tém większą namiętnością szukały one jakoby rozgrzeszenia w służbie bogów, dogadzającéj ich lubieżności, będąc do niéj zachęcanemi przez chytrych kapłanów.
Liwiusz opowiada nam o nowym kulcie Bachusowym przez kobiety wprowadzonym w Rzymie r. 186[29]. Z długiego i zajmującego tego opowiadania pokazuje się, iż do czci boga Bachusa wciągnięto ponęty wina i biesiady; a kiedy wino pozbawiło uczestników przytomności, a noc i pląsy kobiét z mężczyznami, starszych z młodszemi, usunęły wstydliwość, podawano zgorszenia wszelkiego rodzaju i każdemu środek do zadość uczynienia téj namiętności, która mu najmilszą była. Ale nie same tylko występki przeciwko wstydowi i moralności były częścią służby bożéj: tu układano krzywoprzysięztwa, fałszowano pieczęcie testamentów i skargi, a ztąd brały początek trucie i mordy. A używano do tego podstępu i gwałtu; gwałt został w ukryciu, gdyż ryczenie uczestników, dźwięk bębnów i dzwonów zagłuszał głosy i skargi męczonych i mordowanych.
Taki to kult wprowadzonym został do Rzymu, a propagowanym był najwięcej przez kobiety. Kiedy konsulowie go wykryli, znalazło się w Rzymie samym, wedle słów Liwiusza przeszło 7000 osób winnych, które w większéj części śmiercią zostały ukarane, a kult sam zabroniony.
Opowiadanie to Liwiusza charakteryzuje bardzo ówczesne obyczaje w Rzymie, pojmowanie religii i moralności w obywatelach i obywatelkach tego miasta. Lubo władza zapobiegając złemu zabraniała wprowadzania nowych i obcych kultów, nie potrafiła jednakże stawić dość silnego oporu zgorszeniu i porwana ostatecznie prądem gwałtownym i ogólnym wprowadzała sama kulty najluźniejsze podnosząc ich znaczenie przez nadawanie im cechy urzędowéj.
Do kultów najwięcéj przez kobiety ulubionych należał kult Izydy wprowadzony do Włoch za czasów Sulli. Był on połączony z pewnemi umartwieniami ciała, mianowicie z postem i z pokutami, które miały doprowadzić do prawdziwego poznania boskiéj istoty. Cel ten szlachetny pozornie zaczęto wnet przy pomocy kapłanów zupełnie fałszywie pojmować; dewotki grzeszne chodziły gromadnie w stroju płóciennym, z rozpuszczonemi włosami do świątyni bogini, śpiewały, skrapiały się wodą nilową, pościły, modliły się tém więcéj i tém gorliwiéj, im gorsze było ich życie, im więcéj zdawało im się że potrzebowały oczyszczenia, aby potém na nowo grzeszyć. Mianowicie nocne schadzki kobiét w świątyniach Izydy i czuwania były w Rzymie przyczyną wielkiego zgorszenia i skłaniały po kilka razy władzę do surowego wystąpienia przeciwko kultowi temu, jego kapłanom i zwolennikom. Co o tém opowiadają Juwenalis[30], Owidiusz[31], Tybull[32], Properciusz[33], Jozef historyk[34], Tacyt[35] wystarcza zupełnie ażeby ze zgrozą odwrócić się od obrazu strasznego upadku moralności i zdeptania nikczemnego uczuć religijnych, które człowieka zamiast podnosić i dodawać mu siły do życia, spychały w kał brudów i niszczyły wszystko, co w nim szlachetne[36].
Wspomnieliśmy wyżéj, że przyczyną główną między innemi, upadku moralności, a następnie i Rzymu, była zmiana wychowania w ogóle, a w szczególności wychowania kobiét.
Ludzie, którym leżało na sercu dobro narodu i którzy pojmując znaczenie stanowiska kobiety wiedzieli, iż szczęście narodu tworzą ludzie, a ludzie są takimi na jakich się wychowają, czyli że w ogóle od wychowania narodu zależy szczęście lub nieszczęście jego, byli przejęci zgrozą na widok upadku kobiety, i widząc w tém źródło upadku kraju, pragnęli tego i starali się o to, aby jak dawniéj, kobieta wychowywaną była tak, iżby potrafiła odpowiedziéć zadaniu swojemu jako matka i obywatelka. Cnoty źródłem z pewnością jest praca; kto pracuje wedle sił swoich i stanowiska, zapomni o grzechu, nie będzie miał i czasu do niego; więc do pracy starali się nawrócić Rzymianie zacni swoje żony i córy; polecali im: zajęcie się gospodarstwem, przędzeniem i tkaniem, jako tarczę od złego i podstawę szczęścia rodziny i narodu. Jakoż z jednéj strony podaje historya: iż nawet jeszcze za czasów Oktawiana Augusta kobiety zajmowały się domowemi pracami, że nawet wnuki i córki jego, wedle Swetoniusza[37], musiały się niemi zajmować, a on sam nosił tylko zwykle suknie przez nie, albo przez żonę swoją lub siostrę zrobione; a jakkolwiek wnosić z tego można, iż inne panie rzymskie patrząc się na dwór cesarski robiły to samo, że więc w ogóle może zajęcie to uważano wtenczas jeszcze za obowiązek kobiety: to jednakże biorąc na uwagę tych samych kobiét obyczaje i życie, powiemy, że takie powierzchowne zajmowanie się pracą bez jéj zamiłowania, uważać można tylko za zabawkę dobrą i dogodną dla spędzenia nudów, na skrócenie długiego niekiedy czasu, nieprzynoszącą rzeczywistego pożytku; jest ono zabawką tylko, nie obowiązkową, którą więc każdéj chwili rzucić można, dla towarzystwa, zabawy, przejażdżki i t. d.
Gdyby bowiem to zajęcie się gospodarstwem i domem było ogólném w Rzymie, jak było dawniéj, i gdyby było pojmowane jako obowiązek kobiety i jéj zadanie, od którego nic jéj uwolnić nie mogło, nie potrzebowałaby z pewnością historya wymieniać kilka tylko imion kobiét zacnych, różniących się tém właśnie od innych, iż robiły to, co ich było obowiązkiem. Nie rzadką byłaby wtenczas taka Kornelia, matka Grachów, albo Aurelia, matka Cezara, sławione za dobre i staranne wychowanie dzieci; nie rzadką byłaby druga Kornelia żona tryumwira Lepida, chwalona dla czystości obyczajów; nie rządką byłaby taka Oktawia żona tryumwira Antoniusza znana dla cnoty swojéj, przez którą oprzéć się potrafiła zgorszeniu. Więc kiedy kilka kobiét zasługuje na wzmiankę jako dobre, to ogół musiał być zły; kiedy rzeczy takie: jak zajmowanie się wychowaniem dzieci, jak cnota kobieca, zasługiwały na zaznaczenie; to ani tych cnót, ani innych, już z pewnością w kobietach rzymskich nie było. Dziewczęta więc rzymskie, ani przykładu pracy już w matkach swoich nie miały, ani wychowanie ku pracy zwróconém nie było. Odpowiadało ono ogólnemu ówczesnemu wychowaniu w Rzymie, którego podstawą była znajomość literatury i nauki greckiéj.
Do szkoły dziewczęta wyższych stanów nie chodziły, chociaż w ogóle szkoły dla dziewcząt są pod koniec rzeczypospolitéj coraz zwyczajniejsze. Uczyły się więc w domu pod okiem pedagoga, człowieka często nie mającego ani naukowéj podstawy, ani moralnéj. Nie mamy wprawdzie wyraźnych wskazówek, w jaki sposób i w jakim kierunku odbywało się wychowanie kobiety; możemy jednakże dojść do wniosków dosyć pewnych ze znajomości kilku kobiét, o których wspominają pisarze, mających, jak się zdaje mnóstwo podobnych sobie. Za taki wzór kobiety można z pewnością uważać Sempronię, matkę znanego późniéj D. Brutusa, jednego z morderców Cezara, którą charakteryzuje Sallustyusz[38] po mistrzowsku w sposób sobie właściwy i mówi: że była wykształconą w literaturze greckiéj i łacińskiéj, że umiała grać i tańczyć lepiéj niż przystało na kobietę uczciwą, i że znała wiele innych rzeczy, które są środkami zbytku; ale że wszystko inne droższém jéj było, jak cnota i wstydliwość. Plutarch[39] mówi o Kornelii, żonie Pompejusza, a córce Metella Scypiona, jako o kobiecie wykształconéj, znającéj się na muzyce i chętnie słuchającéj filozofów; Seneka[40] mówiąc o Liwii, żonie Oktawiana Augusta, powiada: że sama ona wyznaje, iż w utrapieniu po śmierci Drususa znajdowała pociechę w dziełach filozofa Areusza; Kwintylian[41] mówi o Lelii i Hortensyi córkach sławnych mówców, jako o kobietach biegłych w wymowie. Z tych tedy i innych jeszcze wzmianek autorów starożytnych, do tego dochodzimy wniosku, że do wychowania, a raczéj wykształcenia kobiety stanów wyższych należała znajomość literatury greckiéj i rzymskiéj, zajmowanie się poezyą i filozofią a wreszcie muzyką i tańcem.
Czy jednakże wykształcenie dziewczyny przed wyjściem jéj za mąż mogło być wysokie, wątpić można dlatego, iż dziewczęta po roku 12 życia uważane już za dorosłe, za mąż zwykle wychodziły. Wątpliwość tę potwierdza nawet Pliniusz[42], który powiada, że mu przyjaciel jego czytał listy, jakoby żony jego, i mówi: „Sądziłem, że mi czyta Plauta albo Terencyusza w prozie; ale czy to pisała żona jego, jak utrzymuje, czy on sam, czemu przeczy, zawsze na równą zasługuje sławę przez to, iż albo sam coś takiego napisać potrafił, albo że żonę swoją, którą pojął jako pannę, tak uczynił uczoną i światłą.” W każdym razie początki jakieś w tym kierunku wynosiła z sobą z pewnością dziewczyna za mąż wychodząca, a idąc potém za ogólnym prądem starała się daléj kształcić, gdyż to uchodziło za potrzebne i konieczne do dobrego tonu. Ale jak Rzymianin dążył do zewnętrznego blasku życia nie dlatego, aby z niego korzystał, ale głównie tylko, aby się odznaczał przed innymi i aby go podziwiano, tak i kobieta starając się o modne wykształcenie nie szukała nauki, aby przez nię rzeczywiście zabłysnąć i pożytek ogółowi przynieść, ale dlatego tylko, iż tego było potrzeba modzie. Więc na jéj stoliku znajdowały się książki, które sobie czytać kazała, tego np. rodzaju, w jakim są powieści Kocka, lub Pamiętniki Kasanowy, więc powieści Milesyjskie, albo poemata, jakich dostarczał Owidiusz i inni. W jéj domu żyje jaki filozof, którego obowiązkiem w czasie toalety, trwającéj zawsze bardzo długo, czytywać budujące rozprawy, o moralności, o pracy lub cnocie, których słuchała dama rzymska na to tylko, aby nie rozumieć, albo aby odwróciwszy się, czynem naigrawać się uczciwym może słowom. Ale jakże słowo tych ludzi uczczoném być miało, jeżeli prawdą jest, co powiada Lucyan[43], jakie oni zajmowali stanowisko w domu pani rzymskiéj i do jakich dawali się używać posług. Z dziwnym humorem i ze szczypiącą sobie właściwą satyrą opowiada on, jak trzyma filozof na kolanach, jadąc ze wsi za panią swoją do Rzymu, na jakimś wozie z jéj karłem, suczkę faworytkę, czekając na jéj oszczenienie się, gdyż taki był rozkaz pani.
Idąc za ogólnym prądem, zwróciły się kobiety rzymskie do nauk, któremi się zajmowali ich ojcowie, mężowie i bracia pozbawieni życia czynnego przez zmianę formy rządu na forum, w zgromadzeniach ludowych i w senacie, i bawiły się to filozofią, to poezyą. Ale, jak powiedziałem, zajmowały się dlatego tylko, aby błyszczéć przez nie, jakoby pożyczoném światłem. Uczyły się języka greckiego, używały go w domu i poza domem z uszczerbkiem własnego, gdyż to uważano za cechę dobrego wychowania i wyższego stanowiska. A jak w czasach dawniejszych były matrony rzymskie jakoby stróżami dawnéj czystości języka, tak późniéj kaleczyły go frazesami greckiemi i psuły, albo go wcale nie używały. Autorek rzymskich nie znamy, chociaż z pewnością było wiele kobiét takich, które miały wykształcenie odpowiednie i mogły były utwory swojego rozumu, albo fantazyi publikować. Mianowicie zajmując się dużo poezyą próbowała nie jedna sił swoich na tém polu; ale nie popisywała się publicznie. Zdaje się, iż przy braku ogólném skromności w kobietach rzymskich, skromność pod tym względem była w nich bardzo wielka. Prywatnie jednakże lubiły się popisywać z nauką swoją i znajomością literatury; przez co nawet nieznośnemi były dla Rzymian, którym dobro kraju na sercu leżało, a nieznośnemi dlatego, iż dla nauki pozornéj, którą błyszczeć chciały, zapominały o cnotach i obowiązkach swoich.
Pokazuje się to ze słów, kilku starożytnych autorów. Seneka np. tak się pomiędzy innemi odzywa, w pięknych słowach pociechy przesłanych matce swéj z wygnania[44]: „Ciebie bezwstyd, największy występek tego wieku, nie porwał z sobą do innych występków; ciebie nie sprowadziły z drogi cnoty drogie kamienie i perły; dla ciebie nie błyszczały bogactwa, jakoby największe dobro rodu ludzkiego; ciebie, wychowaną dobrze w domu starym i surowym, nie skusiło naśladowanie gorszych, dla cnych nawet niebezpieczne; ty nigdy nie wstydziłaś się tego, że matką zostać miałaś, nie szkaradziłaś oblicza swojego wabikami i farbami; nigdy nie podobała ci się suknia, któraby udawała tylko, że chce okrywać nagość: jedyną twoją pięknością była piękność twego ciała, a największą ozdobą wstydliwość. — A teraz posyłam cię tam, dokąd wszyscy przed nieszczęściem uciekać winni do nauk: one wygoją twoją ranę, one wydrą z serca wszelki smutek. Chociażbyś do nich nigdy nie była przywykła, teraz zwrócić się do nich potrzeba; nie objęłaś ty ich wprawdzie; ile na to jednakie dawna surowość ojca mojego dozwoliła, zakosztowałaś ich przynajmniéj. Oby najlepszy z mężów, ojciec mój, zbyt oddany zwyczajowi przodków, to był sprawił, abyś w naukach ludzi mądrych raczéj się była wykształciła, a nie zakosztowała ich tylko; bo niepotrzebaby teraz przygotowywać dopiéro pomocy dla nieszczęścia, lecz możnaby sięgnąć po nią. Przez wzgląd na te kobiety, które używają nauk nie dla mądrości, ale uczą się dla zbytku nie dozwolił on się tobie naukami zajmować; zaczerpnęłaś jednakże przez talent swój więcéj, jak się było można spodziewać.”
Ale posłuchajmy, jak Juwenalis charakteryzuje uczoną kobietę[45]:

O wiele nieznośniejsza, gdy za stołem siędzie,
Dopieroż ci wychwalać Wirgilego będzie,
Dydony śmierć tłumaczyć, a w wielkim zapale
Zestawiając poetów, kładzie na tę szalę
Wirgilego; Homera położy na drugą
I wydaje krytykę uczoną a długą.
Gramatyk wnet zamilknie, retor milcząc słucha,
Milczą i biesiadnicy nadstawiając ucha,
I adwokat, choć zawsze gotowy do słowa
Nie piśnie i wraz z woźnym w tłum gości się chowa.
Nie odezwie się nawet i inna kobiéta:
Takie wielkie słów mnóstwo z ustek jéj wykwita,
A w uszach aż ci dudni. Odtąd niech nie nuży
Nikt dzwonów, ani miednic, bo ona posłuży
Sama już dostatecznie i po wszystkie czasy,
Księżycowi, gdy pójdzie z ciemnością w zapasy[46],
A nakoniec rozprawiać będzie o mądrości,
O cnocie, pobożności i o uczciwości.
Bo która nazbyt pragnie wydać się uczoną,
Lub wymowną, nieść winna z suknią uniesioną
Do kolan Sylwanowi w ofierze prosiaka,
I do łaźni publicznych chodzić za czwartaka.
Matrona, którą sobie chcesz uczynić żoną,
Niech wedle retoryki nie prawi uczono,
Ani w ścisłych wyrazach niechaj się nie sadzi
Na krótkie syllogizmy. To jéj nie zawadzi,
Że nie będzie historyi całkowitéj znała,

I nie wszystko, co w książkach będzie rozumiała.
Nieznośną mi kobieta, u któréj wciąż w głowie
Jest sztuka Palemona[47], która nic nie powie
Bez reguł retorycznych, prawideł języka;
Która się z znajomością dawnych słów wymyka,
I gani w przyjaciołki swéj języku błędy,
Na które i mężczyzna nie uważa wszędy.

Tak samo powiada Marcyalis, że dlatego nie chce się żenić z Gallą, iż jest uczoną[48].
Ze słów Sallustiusza przytoczonych wyżéj o Sempronii, że tańczyła lepiéj niż przystało na kobietę uczciwą, pokazuje się, iż taniec w ogóle u Rzymian w pogardzie nie był. Korneliusz Nepos w życiu Epaminondasa powiada wprawdzie, iż Rzymianie starsi, szlachetni, nie zajmowali się muzyką, a taniec zaliczali nawet do błędów; Cycero w mowie za Mureną[49] nie mówi także pochlebnie o tańcu, a w inném miejscu[50] zarzuca Gabiniuszowi, nieprzyjacielowi swojemu, znajomość tańca. Mimo to jednakże, uważać tego nie można za dowód pogardy tańca w ogóle. Trzeba tylko robić różnicę pomiędzy tańcem a tańcem. Jużto, gdyby nim pogardzano, nie używanoby go z pewnością do okazywania bogom czci i uszanowania, czego liczne mamy dowody[51]. Ale taniec sprośny, lubieżny, jakoby nasz karczemny, był, jak i teraz wszędzie jest w pogardzie, i uważano go za niegodny kobiety cnéj. O takimto tańcu mówi Sallustiusz. Ze słów jednak jego pokazuje się, że i w jego już czasach nie był niezwyczajnym taniec, o którym mówi Makrobiusz[52], że widział młodzieńców i panny tańczące jakby nie mógł tańczyć z uczciwością i bezwstydny niewolnik; albo jak mówi Ammianus Marcellinus[53], że kobiety, tańcząc, aż do obrzydzenia nogami biją w posadzkę, rzucają się wirując wkoło i niezliczone przedstawiają obrazy, jakie stworzyły teatralne sztuki. Taniec zatém uważany był dla dobrze wychowanéj Rzymianki już pod koniec przynajmniej rzeczypospolitéj za konieczny. Silwiusz nawet nie lęka się, aby pasierbica jego nie dostała męża, gdyż tańczy z gracyą.
Nadto śpiew i muzyka była także zwyczajnym przedmiotem wykształcenia Rzymianki. Śpiew bo z pewnością był zwyczajny już w najdawniejszych czasach; przy uroczystościach bowiem, w czasie processyi śpiewały panny i młodzieńcy. Tak powiada np. Liwiusz, że pontifikowie postanowili, aby 27 dziewic idąc przez miasto śpiewały pieśń; tak układa Horacyusz Carmen saeculare śpiewany przez młodzieńców i dziewice. W późniejszych jednakże czasach doszedł śpiew do większego znaczenia jako przedmiot służący do wykształcenia, mianowicie obok gry na instrumencie, a kobiety wyższych stanów dużo się nim zajmowały. Tak powiada np. Pliniusz[54] o swojéj żonie: „wiersze moje śpiewa i układa do cytry, nie uczona tego przez jakiego artystę, lecz przez miłość, która jest najlepszym nauczycielem.”
Więc zmiana religii i zmiana wychowania musiały wywołać ogromne zmiany w usposobieniu i obyczajach. Mianowicie wychowanie kobiety nie oparte na podstawach, któreby potrafiły ją utrzymać na stanowisku jéj właściwym, sprawiło, iż pod wpływem innych jeszcze silnych okoliczności, do których zaliczę pełne zgrozy wojny domowe, niszczące w sercach obywateli wszelkie szlachetne uczucia, znikczemnienie mężczyzn goniących tylko za majątkami jako środkami służącemi do zbytku i zgorszenia wszelkiego rodzaju, i ogólne zdemoralizowanie, zapomniała kobieta, z natury słaba, o tém, czém była w istocie i zeszła do tego stopnia małości, iż ją stawić można za odstraszający wzór i przestrogę dla innych.
Kobieta rzymska występuje całkiem zmieniona już pod koniec rzeczypospolitéj, a więcéj jeszcze późniéj. Wszystko, co było dawniéj jéj ozdobą, poszło w zapomnienie i pogardę; skromność i cnota niewieścia precz wygonione; swoboda niczem nieokreślona w życiu, zabawy, stroje, zbytki, teatr, amfiteatr, cyrk, biesiady, oto miejsca, na których występowała i popisywała się, oto rzeczy, za któremi goniła, które stanowiły cel i podstawę jéj życia.
Wyobraźmy sobie dziewczynę, która zaledwie ukończywszy rok 12 życia wychodzi za mąż. Przypuszczam, co było rzadkiém: że matka i ojciec jéj nie należeli do ludzi niegodne prowadzących życie, że więc córce swéj zgorszenia nie dawali, albo téż, że przynajmniéj tyle mieli jeszcze uczciwości w sobie, iż się starali przynajmniéj ukryć to złe przed córką, które było jawném światu. Przypuszczam daléj, co było jeszcze rzadsze: że kobiety, w których otoczeniu się wychowała i nauczyciele jéj nie przekroczyli w niczem granic przyzwoitości i niezapominając o obowiązkach swoich, strzegli niewinności uczuć, myśli i czynów jéj. Wyobrażam więc sobie nawet tak niewinną dziewczynę wydaną za mąż, za młodzieńca złotego, który się ożenił dlatego tylko, że prawo nakazywało mu się żenić, ale który wierny swojemu, jak sądził zadaniu, nie zapomina o niczem, co cechuje jego rówienników, podobnych jemu pochodzeniem, bogactwy i obyczajami, czczych i próżnych, niemoralnych i wyzutych z uczuć szlachetniejszych, — i pytam, jaką ona być mogła: młoda i niedoświadczona, rzucona nagle w świat sobie nieznany, a pełen ponęt, zepsucia i zewnętrznych powabów?
„Bo w Rzymie można było — wedle słów Lucyana[55] — rozkosz w siebie wciągać przez wszystkie furtki duszy, przez oczy, uszy, nos, gardziel i przez każdy inny kanał. Tam płynie ona nieustannie pełnym, wiecznie mętnym strumieniem i rozbiega się po wszystkich drogach tak, że zdrada w małżeństwie, żądza pieniędzy, krzywoprzysięstwo i wszystkie inne występki, które się wylęgają w téj żyznéj mierzwie, zalewają duszę całą i porywają gwałtem z sobą uczucie wstydu, sprawiedliwości i cnoty; a te gdy zginą, wtenczas zostaje ona sama jako nieurodzajna, sucha ziemia, z któréj wyrastają wszelkie rodzaje dzikich żądz, nieznoszących obok siebie niczego, coby było czerstwe i zdrowe.” W tych słowach przesady niema, bo Rzym był w rzeczy saméj pełen zgorszenia. Wystawmy sobie na ulicach i po publicznych domach pełno heter, u ich nóg, albo u drzwi ich mieszkań zniewieściałą, złotą młodzież proszącą o wstęp do ich mieszkania, znoszącą największe obelgi, i płacącą tysiące za wstęp do ich serca; poetów opiewających ich wdzięki i w słowach łechcących zmysłowość, przemawiających do chętnéj im publiczności. Wystawmy sobie nareszcie i mężów, którzy w państwie największą odgrywają rolę, jak: Cycerona, Syllę, Pompejusza, Cezara, Lukulla i wszystkich prawie innych rozwodzących się z żonami po trzy i po więcéj razy, a szukających towarzystwa słynnych w swoim czasie heter. Daléj jeszcze wystawmy sobie matrony rzymskie w świątyniach przy pomocy kapłanów i pod zasłoną świętości miejsca, dopuszczające się najstraszniejszego świętokradztwa, puszczające się pod pozorem służby bożéj na rozpustę wszelkiego rodzaju, wyprawiające tańce lubieżne wśród okrzyków napół dzikich, szalonych i pieśni na cześć bóstwa śpiewanych przy trąbach i bębnach, obnażone i z rozpuszczonym włosem, z maską na twarzy lub bez niéj; wystawmy sobie wreszcie jeszcze teatra, cyrki, amfiteatry jako miejsca nagiéj sprosności, a będziemy mieli Rzym z końca rzeczypospolitéj i z cesarstwa. Czy Rzymie takim podobna było ostać się cnocie, dla któréj tyle wygodnych dróg otworem stało i tyle na nią czychało ponęt? Czy mogła w nim kobieta z usposobieniem swojém i z ukształceniem rzymskiém być tém, czém była dawniejsza matrona rzymska? Poeta to wieszcz, to kapłan stojący na straży obyczajów i cnoty narodu. Ale jakież tam obyczaje i jaka tam cnota, gdzie poeta jeden w drugiego prawie śpiewa pieśni bardzo dwuznacznéj treści; gdzie najgenialniejszy pomiędzy wszystkimi jakoby za zadanie sobie postawił rozbudzać namiętności, być przewodnikiem i doradzcą do złego. Taki Owidyusz przedstawia się w rzeczy saméj jakoby nauczyciel sprosności. Jego Sztuka kochania pomiędzy innemi jest przewodnikiem pełnym przepisów, jak używać życia w rozumieniu najniższém; ale równocześnie jest ona obrazem moralności i dowodem, jakiemi były wyższe stany Rzymu i czego im było potrzeba.
Mówiliśmy, że kobieta młoda wyszedłszy za mąż i przeniesiona do nowego życia znalazła się nagle otoczona wszelkiego rodzaju ponętami, nie mając ani w sobie ani poza sobą nic, coby ją bronić mogło. Dopóki przez ścisłe małżeństwo z mężem połączona, była w jego mocy, dopóki nie była panią majątku swojego, dopóki była pod sądem męża i najbliższych krewnych za przewinienia, i dopóki mąż był prawdziwie mężem, była zabezpieczoną i strzeżoną, zwłaszcza że i w sercu miała cnotę i religią. Ale kiedy sposób zawierania małżeństw, luźnych, w których majątek zostawał własnością żony, stał się ogólnym, a było to nie długo po wojnach punickich, straciło małżeństwo znaczenie swoje, a kobieta weszła na drogę zepsucia. Żony w ten sposób połączone z mężem, lubo właściwie nie były paniami woli swojéj, gdyż zależały od ojców, potrafiły przy ogólném zaniedbaniu dawnych, cnych zwyczajów i przy znikczemnieniu albo ślamazarności i niedbalstwie mężczyzn rządzić się wedle woli swojéj i szafować majątkami na potrzeby zbytku, a późniéj rozpusty. A do jakiego stopnia majątki nagromadziły się w rękach kobiét ze szkodą ogółu, widać ztąd, że już w roku 169 wyszło prawo Wokociusza zabraniające w testamentach naznaczać kobiety dziedziczkami.
Cóż się z takich małżeństw wyrodzić musiało? Jeżeli dawniéj nie uczucie wzajemne podstawą było małżeństwa i przyczyną zawięzywania go, to cel sam, pojmowanie obowiązków obywatelskich, lub nareszcie posag wniesiony przez żonę w dom, mogły być silnym węzłem utrzymującym jedność i spójność małżeństwa, szczególniéj przy surowych, a czystych obyczajach. Ale z wprowadzeniem małżeństw luźnych nie było już niczego, coby uważać można za węzeł materyalny i moralny; zaczęto więc unikać w ogóle małżeństwa jako niedogodnego, albo zawierano je, aby miéć płaszczyk, pod którymby swobodniejsze życie prowadzić i łatwiéj grzeszyć można, i dlatego rozwodzono się równie łatwo i skwapliwie. W dawniejszych czasach czuła się kobieta panią domu wraz z mężem swoim w zakresie czynności jéj właściwych; ale kiedy się uczuła i panią woli swojéj, mogła się uczuć, albo przynajmniéj chciéć uczuć panią domu i męża. A jeżeli dawniéj były przypadki, iż kobieta rej wodziła w domu, — bo gdzież i kiedy nie znaleźliby się mężowie, którzy czy to przez uległość i zamiłowanie spokoju domowego, czy przez słabość, poddadzą się przewadze rozumu albo energii pani swojéj? — to późniéj dochodziły emancypowane panie do rządów z większą pewnością powodzenia; — bo któraż znów emancypantka nie zapanowała nad mężem? — albo téż nie mając nic z nimi wspólnego, żyły wedle woli swojéj, zostawiając mężom najzupełniejszą w życiu swobodę.
Jak emancypacya kobiety nie zgadza się z uległością jéj dla mężczyzny, wynikającą z jéj natury i stanowiska, i jak spowodowała wyłamanie się jéj z mocy męża lub ojca, tak w dalszym postępie musiała kobietę pociągnąć do wyłamania się z granic, dawniéj przez Rzymianki przestrzeganych w życiu domowém z swoimi i z obcymi, w życiu poza domem i w stosunku w ogóle do społeczności.
Przypatrzmy się więc kobiecie rzymskiéj w życiu jéj domowém. Jest ona jak była w dobrych czasach rzeczypospolitéj i teraz otoczona mnóstwem niewolnic, ale nie takich z którémiby pracowała. Ta lwica starożytna, goniąca za próżnością, dogadzająca namiętnościom i żądna zabawy, potrzebuje sług wiele, którzyby służyli jéj kaprysom. Ma więc ona takie mnóstwo niewolnic i niewolników na usługi gotowych, o jakiém dziś panującym się nie marzy; a spełniają oni wszyscy rozkazy swéj pani i podsuwają, o ile im się zbliżyć do niéj wolno, lub o ile zaufanie jéj posiadają, wszystko, co zmysłowość jéj łechtać może. Więc nie przy wrzecionie widzimy ją w skromnéj komnacie, ale przy gotowalni w wspaniałych pokojach pełnych malatur i obrazów, rozbudzających fantazyą, pobudzających namiętności i zachęcających do grzechu; nie pomiędzy dziećmi swojémi, któreby wychowywała na przyszłych obywateli państwa, ale pomiędzy niewolnicami podnoszącémi za pomocą sztuki jéj wdzięki; nie w towarzystwie męża i obywateli szanownych, którychby się rozmowom przysłuchiwała dla dobra swych dzieci, ale wśród gachów schlebiających jéj próżności.
Kobieta rzymska żyła w czasach zepsutych państwa nie dla męża, ani dla dzieci, ale żyła, aby używać świata. Jéj dążeniem i pragnieniem było podobać się, a świetnością i bogactwem strojów przewyższać inne: dlatego nie szczędziła niczego, byle tylko cel swój osięgnąć i spędzała wielką część czasu przy gotowalni, ubierając się i strojąc. Przypatrzmy się więc jéj strojowi, a zacznijmy od głowy.
W dobrych czasach rzeczypospolitéj, jak życie całe prostém było, tak i ubranie głowy Rzymianki było naturalne i dla tego piękne. Zwyczajnie zaczesywały sobie panny włosy nieco podniesione i jakoby karbowane na tył, a splecione albo zwinięte w węzeł lub ułożone w wieniec, przymocowywały za pomocą wstążek lub śpilek na wierzchu głowy, albo spuszczały nieco ku karkowi; niekiedy opuszczały włosy w drugich lokach. Zamężne zaś kobiety zwykły je zwijać w czub, który ustawiały na wierzchu głowy przymocowany wstążkami. Ale póżniéj nie przesadzimy, mówiąc z Owidiuszem, gdyż tego mamy dziś żywe przykłady, że różne sposoby ubierania głowy w Rzymie, podobnie trudno policzyć, jak żołędzie na gałęzistym dębie, albo pszczoły na Hybli[56], jak dziczyznę w Alpach; że różne sposoby układania włosów nie da się oznaczyć liczbą, i że każdy dzień, nowy strój głowy kobiecéj przynosi. Znały więc panie rzymskie wszelkie i najrozmaitsze rodzaje układania włosów, poświęcały czasu na to bardzo wiele, a miały niewolnice, które w téj sztuce były może doskonalsze, niż nasi teraźniejsi najbieglejsi artyści głów. Wedle tego, jak głowa ufryzowaną być miała i wedle obfitości włosów na głowie, używano tak jak dziś przyprawianych włosów; niekiedy, lubo rzadko, nawet całych peruk; mianowicie wtenczas, kiedy włosy jasne weszły w modę, sprowadzano ich mnóstwo z Niemiec i robiono z nich peruki, albo téż i wtenczas jeszcze, kiedy się nie chciało być poznanym. Tak mówi Juwenalis[57], że Messalina wsadzała perukę jasną, na czarne swoje włosy, kiedy wychodziła do miejsc publicznych, a nie chciała być poznaną. Ponieważ w pewnym czasie kolor jaki włosów szczególniéj był w modzie, np. czerwono-żółty, farbowały sobie damy rzymskie włosy swoje mydłem sprowadzaném z Gallii. Włosy czerwono-żółte były w ogóle pożądanémi często i to nawet jeszcze w dobrych czasach rzeczypospolitéj, gdyż już Kato[58] mówi, że kobiety rzymskie farbowały sobie włosy, aby były rudawe. Że włosy przypalano i używano najrozmaitszych kosmetyków, pomad, olejków, pachnideł, jest rzeczą ogólnie wiadomą, wyraźnie mówią o tém komicy, pomiędzy innémi np. Plaut w wyżéj przytoczoném miejscu z Mostellarii, a u Fabrycyusza[59] przechowało się jeszcze 25 nazwisk pomad i olejków, które opisał Krito lekarz Trajana i cesarzowéj Plotyny. Pachnideł używały zresztą nie tylko kobiety, ale i mężczyźni nawet już za czasów Cycerona, którzy chcieli być piękni, jak mówi żartobliwie Marcyalis[60]:

Kotylu, ty jesteś piękny, mówi to wielu, Kotylu.
Słyszę to, ale mi powiedz, który jest piękny mężczyzna?
Pięknym jest, który swe włosy trefi i głaszcze i muszcze;
Który wonieje balsamem i pachnącemi maściami.

Włosy utrefione i ułożone wedle mody, albo wedle woli i upodobania elegantki przyozdabiano wstążkami, śpilkami, w których niekiedy była podobno ukrytą trucizna (taką trucizną dobytą ze śpilki, miała się wedle Diona otruć Kleopatra), obręczami ze złota lub z innych kruszców bogatych w drogie kamienie, sznurami pereł, albo wieńcami z kwiatów sztucznie układanych. Przemiana jednakże i tak świetne przystrojenie głowy wtenczas mogło tylko miéć swoje znaczenie, jeżeli mu twarz sama odpowiadała dostatecznie. A że puste i rozpustne Rzymianki świeżość oblicza niszczyły wcześnie, nie niszcząc równocześnie chęci do życia zakosztowanego, dlatego leżało w ich interesie posiadać najrozmaitsze środki, któreby na chwilę, na czas wystąpienia, przywracały utracone wdzięki i spędzały z oblicza nienawistne ślady lat albo zbyt prędkiego życia. Możebyśmy posądzili Lucyana o przesadę słów podanych niżéj; gdybyśmy nie wiedzieli z doświadczenia, że w wielkiéj przynajmniéj części i dziś moglibyśmy znaleźć ich potwierdzenie. Opisuje on rzymską panią temi słowy: „Gdyby kto mógł te damy widziéć w chwili, w któréj powstają ze snu rannego, sądziłby z pewnością, że spotkał kota morskiego albo pawiana, z którym spotkać się przy pierwszém wyjściu z rana zwykliśmy w życiu powszedniém uważać za bardzo zła wróżbę. Dlatego téż zamykają się w tym czasie tak starannie, że oko mężczyzny dostrzedz ich nie może. Teraz tedy otaczają się służebnémi kobietami i garderobianémi, które się wszystkie jakoby o zakład starają o to, aby wskrzesić wdzięki zamarłe na twarzy swéj pani. Sen sobie zegnać z ócz świeżą wodą źródlaną, a potém pójść rączo do zajęć gospodyni i matki — jakież to niesmaczne, staroświeckie przypuszczenie! Wcale nie, przedewszystkiem trzeba użyć rozmaitych maści i proszków i kropli piękności. Każda garderobiana i sługa przynosi wedle obowiązku swojego inną część toalety. Jedna niesie srebrną miednicę, inna srebrny kubek, inna dzban, inna zwierciadło i puszki, ile ich znaleźć można stojących w aptece. A w nich wszystkich mieści się tylko śmiecie i szalbierstwo: w jednéj zęby i krople na wzmocnienie dziąseł, w drugiéj czarne brwi i rzęsy, w innych insze przyprawy podobne. Ale najwięcéj sztuki i czasu potrzeba na utrefienie włosów. Jedne, które włos swój naturalny chcą przemienić w jasny albo w złoty, smarują go maściami, które suszą potém na słońcu w południe i każą je bejcować. Inne, które zatrzymują swój włos czarny, trwonią cały majątek swych mężów na to, aby z ich włosów cała błogosławiona woniała Arabia. Tu palą żelaza, a niémi przypalają loki, których nie dała natura i t. d.”
Lucyan nie przesadza, więc wydając panie rzymskie z ich tajemnic, gdyż i zkądinąd wiemy, że myśląc o podniesieniu swych wdzięków, starały się o najrozmaitsze do tego środki. I tak starały się one bardzo o utrzymanie pięknéj cery i płci białéj nakładając sobie wieczorem przed pójściem do łóżka na twarz jakoby maskę z ciasta urobionego z mąki i mleka oślego: sposób ten wynaleźć miała żona Nerona Poppea, albo téż z mąki, ryżu i fasoli. Rano zmywano skorupę, która się przez noc utworzyła, letniém oślém mlekiem. Mléka oślego używały Rzymianki w ogóle bardzo często do zmywania twarzy. Wyżéj wspomniana Poppea, kazała wyjeżdżając pędzać za sobą całe trzody oślic, w których mleku nawet się kąpała.
Że twarz malowano, różowano i blanszowano, że farbowano rzęsy i brwi, a na skroniach malowano nawet delikatną farbą niebieską żyłki, o tém wiemy mianowicie z komików i satyryków, którzy naigrawają się z tych zwyczajów.
Zęby fałszywe wsadzano z kości słoniowej za pomocą drutu złotego. Jestto zwyczaj już bardzo dawny, gdyż nawet prawa 12 tablic zabraniając złota dawać umarłym do grobu, robiły wyjątek ze złotem potrzebném do wsadzania zębów fałszywych[61]. Oto co Maryalis[62] mówi o tych rzeczach:

Gdy sama jesteś w domu, Gallo, lub się stroisz
Do mieszkańców Subury[63], zdejm włosy z swéj głowy.
Zęby składaj tak samo w nocy, jak jedwabie,
I spocznij namaszczona maśćmi tysiącznemi.
Z swoją twarzą spać nie chodź; skiniesz temi brwiami,
Które ci nad oczami rano przylepiono.
Nie wstrzymuje cię bowiem wzgląd na to, żeś babą,
Która się do prababek swoich liczyć możesz.
Lecz chociaż obiecujesz tysiączne rozkosze,
Mężczyźni nie uwierzą, choćby byli ślepi.

Piękna ręka i piękne, dobrze utrzymane paznogcie, nie były także obojętnémi damom rzymskim. Pliniusz[64] podaje mnóstwo kropli, ziół i proszków służących do ich pielęgnowania.
Na zakrycie wyrzutów na twarzy, których wiele było rodzai skutkiem zbytkownego życia, używano plasterków czarnych, więc muszek tak niegdyś zwyczajnych i u naszych elegantek, które były jak się zdaje w kształcie sierpa[65].
Przejdźmy do sukien. Na ciele nosiły Rzymianki suknię, którą my nazywamy koszulą, płocienną, cienką, albo bawełnianą z rękawkami krótkiémi. Dawniéj bo chodząc koło gospodarstwa, Rzymianka używała tego tylko jednego odzienia po domu, zwyczajnie przepasując je i nieco podciągając, aby nie zawadzało jéj w chodzeniu. Teraz zaś w téj sukni będąc siadała pani rzymska do toalety, a gdy robota z głową była już skończona, zakładano na nią pas purpurowy podnoszący i ściskający nieco piersi, nadając im zarazem piękne kształty, a potém wkładano właściwą tunikę. Była ona półwełniana, albo jedwabna, cieniutka, biała, z krótkiémi rękawkami rozciętémi i spojonemi złotémi klamrami. Suknia ta musiała być jak najświetniejsza, wygładzona i połyskująca białością koloru swojego, do czego używano pras rozmaitych, a osobne niewolnice i garderobiane doprowadzały sztukę tę często do wysokiéj doskonałości. W wycięciu nad piersią jest tunika objęta pasem purpurowym na dwa palce szerokim. Długością sięgała właściwie tylko do kolan; ale tunika matron miała tu przyszytą falbanę, zwyczajnie z téj saméj co tunika materyi, ofałdowaną a opuszczającą się tak, iż z pod niéj ledwie końce palcy można było widzieć. Falbana ta bywała przystrojona na samym dole pasem purpurowym, albo złotym, niekiedy i perłami. Tunika razem z falbaną zowie się stola; a bywała ona tak długa, iż niespięta wlokła się na pół łokcia po ziemi. To téż największą było sztuką niewolnic układać ją w piękne fałdy, któreby postać Rzymianki czyniły majestatyczną, a zarazem ujmującą i wydatną. Na wierzch zarzucano przy wyjściu dopiéro płaszcz palla, zgrabnie, fałdzisto przez lewe ramię tak, iż jego część pięknie przeciągnięta pod prawą piersią, zakrywała całe prawie ramię i rękę, druga zaś część przerzucona przez lewe ramię, owieszała się na lewéj ręce zakrywając ją całą, albo przynajmniéj w części. Płaszcz ten dodawał wiele wdzięku, jeżeli był pięknie zarzucony i fałdował się dobrze. Rzymianki pamiętając o tém dokładały wszelkiego starania, aby jak najwięcéj wyzyskać piękności stroju tego.
Suknie różnokolorowe, pstre nosiły kobiety tylko wątpliwego charakteru, ale prawie każda matrona miała ich znaczny zapas w garderobie swojéj, gdyż używała ich w wycieczkach swoich tajemnych, kiedy więc właściwy swój charakter i znaczenie ukryć chciała[66].
Ubranie nóg Rzymianek było dwojakie: to jest używały albo trzewików wysokich, niekiedy sięgających aż do ikry; robionych z delikatné skórki białéj, albo téż sandałów, które zakrywały właściwie tylko podeszwy, a przymocowywano je rzemieniami lub wstążkami sztucznie opasywanemi. Trzewików białych używali i mężczyzni, mianowicie eleganci; kobiety zaś, matrony zwyczajnie występując strojno, niekiedy zdobnych złotem.
Oprócz sandałów zwanych soleae, używanych przez matrony, znane są jeszcze sandały, będące podeszwami, jakoby rodzajem pantofli, które z pewną elegancyą sznurowane nosiły kobiety dwuznacznego charakteru, jako ponętniejsze.
Że do uzupełnienia stroju potrzeba było dla Rzymianki świecideł, klejnotów i kosztowności, jest rzeczą naturalną, bo świecidła nęcą i dzikich; a im więcéj w człowieku próżności, tém więcéj potrzeba mu blasku; im mniéj w nim wartości wewnętrznéj, rzeczywistéj, tém więcéj stara się wartość swoją podnieść przez zawieszanie na siebie kosztowności i błyskotek. Perły były szczególniéj pożądaną ozdobą; zawieszano je na szyi w trzech sznurach, z których jeden obejmował szyję ściśle, drugie dwa były opuszczone. Pierwszy sznur stanowiły perły prawdziwe, wybrane, wielkie; na drugich zaś dwóch znajdowały się między niemi często szmaragdy albo berylle. W uszach miewały Rzymianki kolczyki także zwyczajnie z pereł; i to jak mówi Seneka, po kilka pereł w jednym było kolczyku; oto słowa jego[67]: „widzę perły, nie po jednéj w każdém uchu, już bowiem uszy są przyzwyczajone do dźwigania ciężaru; łączą jednę z drugą, a nad dwie wkładają inne. Nie dosyć szał niewieści podbił mężów, jeżeli w uszach, w każdém nie zawisło po dwie albo trzy ojcowizny”[68].
Na rękach nosiły naramiennice i bransolety złote, kamieniami drogiemi wysadzane, a na palcach szesnaście kosztownych pierścieni, na każdym po dwa, z wyjątkiem średniego, których główną wartość stanowiły zwykle prześliczne kamee i gemmy. Uwagi godném jest to, iż zbytek Rzymianek i Rzymian dochodził tak daleko, że pierścionki cięższe lub lekciejsze przeznaczone były na każdą porę roku.
Klejnoty te więc i świecidła dochodziły do ogromnéj często wartości; na jednéj pani rzymskiéj wartość ich niekiedy była nawet w części i illuzoryczną dlatego, iż zwykły się były ubiegać mianowicie o takie, które kiedyś błyszczały na ciele jakiéj zagranicznéj słynnéj królowéj i księżnéj i przepłacały je bardzo, chociaż pewności nawet nie miały, czy były kiedy własnością, jakiéj słynnéj piękności. Mianowicie pożądanemi były klejnoty, które były własnością Kleopatry.
Takimto był w ogóle strój Rzymianek, wspaniały, bogaty, przepyszny, ale często nęcący i bezwstydny, jak to pokazuje się ze słów Seneki przytoczonych wyżéj, z któremi się zwraca do matki swojéj i ze słów następujących[69]: „Widziałem suknie jedwabne, jeżeli sukniami nazwać można, w których nie masz niczego, coby zasłaniało ciało i wstyd; które wziąwszy kobieta, nie bardzo prawdziwie przysięgać będzie, że nie jest nagą.”
Ale dla kogo stroiły się tak bardzo? Dla kogoż stroją się kobiety zwykle i wszędzie? Dla kogoż stroi się żona i matka? Czy dla męża i dla dzieci? Pewnie nie! Mąż żony strojnéj nie potrzebuje, jeżeli jest rozsądny; a dzieci jeszcze mniéj potrzebują strojnéj matki. Kobieta myśląca o strojach, nie może być ani żoną dobrą ani matką; bo stroje są dowodem próżności, z próżności wyradza się chęć podobania się, a z chęci podobania się z łatwością wypływa grzech przy lada sposobności. Gdzie się matka strojami zajmuje, tam dzieci są w zaniedbaniu, tam z pewnością węzeł rodzinny luźnym jest, tam nie ma miłości prawdziwéj, nie ma poczucia obowiązków, nie ma szczęścia domowego; ale jest coś, co burzy spokój familli, co sieje niedowierzanie, co jest źródłem zgorszenia. Może panna potrzebuje strojów? Pew­nie nie! Ma ona bowiem jeden strój, dany jéj przez Boga samego: skromność i niewinność. Ten strój nie potrzebuje zewnętrznego przystroju: przeciwnie, on mu ubliża, on go niszczy.
Więc i Rzymianki nie stroiły się dla mężów swoich i dla dzieci; one się chciały podobać, chciały się pokazać, błyszczeć i wabić do siebie tych, którychby z pogardą odpychać powinny, a miejscami, dla których żyły, były widowiska publiczne i biesiady.
Widowiska publiczne, o których tu słów kilka pomówić nam wypada, wywierały z pewnością bardzo zgubny wpływ na usposobienie i moralność kobiety rzymskiéj.
Najstarsze widowiska w Rzymie były cyrkowe. Pochodzą one z tego czasu, w którym Rzymianie wojną zajęci w polu i w obozie bronią się bawili, a w domu i w pokoju szukali zabawy w widowiskach, które wojennemu ich usposobieniu odpowiadały, i były podobne do obozowych zajęć. Późniéj, kiedy zabłysło u nich światło nauki i kiedy zaczęli grecką poznawać sztukę, przyjęli widowiska sceniczne, teatralne. Kiedy nareszcie rozmaite okoliczności zaczęły wyziębiać niezbyt wielki zasób uczucia w sercu narodu; kiedy miejsce dzielnego męztwa zajęły srogość okrutna i samolubstwo obrzydłe: wtenczas stały się im pożądanemi igrzyska gladyatorów i igrzyska krwawe w amfiteatrze.
Z początku były wszystkie widowiska w Rzymie częścią służby bożéj i jako takie były i skromniejsze, a działały na umysł i serce zbawiennie ku pożytkowi pojedyńczych ludzi i narodu całego; ale późniéj, kiedy charakter narodu zmienił się pod wpływem okoliczności, straciły i widowiska prawie zupełnie pierwotny swój charakter i stały się dla panów i cesarzy środkiem pozyskiwania sobie ludu i odciągania go od poważniejszych zajęć, ludowi zaś popsutemu i nawykłemu do lenistwa, stały się potrzebnemi do spędzania czasu w słodkiéj gnuśności i do objawiania życzeń swoich. A do jakiego stopnia doszedł lud w roznamiętnieniu dla widowisk, prawie pojąć trudno i wierzyć. Wziąwszy jednakże na uwagę, że począwszy od Cezara wszyscy następujący panowie Rzymu, z wyjątkiem może jednego Tyberiusza, uważali zajmowanie ludu widowiskami za jeden z najważniejszych środków utrzymania się przy władzy, i że dlatego urządzali je z największą wystawnością i przepychem, nie szczędząc ogromnych wydatków: pojąć można, że namiętność wrodzona, przy ogromnym napływie ludności najrozmaitszéj, gnuśnéj i bezczynnéj, podsycana przez panujących i możnych, mogła do zastraszającéj dojść gwałtowności. I urosła w rzeczy saméj, bo jak w dawniejszych czasach wolny człowiek nie mógł nawet na scenie wystąpić bez ściągnięcia na siebie infamii, tak w czasach cesarskich, występowali na scenie i w cyrku nietylko mężczyzni z najznakomitszych rodzin, ale nawet i kobiety i niektórzy panujący.
Ogromna namiętność, już jako taka pogardy godna, była tém straszniejszą jeszcze, iż z niéj wypływała wielka dla narodu szkoda; nietylko bowiem odciągała ona ogół narodu od zajęć poważniejszych i pożytecznych, ale nadto demoralizowała go i upodlała. Cała dzikość i okropny upadek moralności pokazuje się w strasznych objawach w cyrku, niejako skoncentrowanego politycznego życia narodu. Stronnictwa polityczne przyczepiając się do partyj cyrkowych występowały tam z sobą do walki, a przekupstwo, podarki i pieniądze rozrzucane pomiędzy lud, mnożyły liczbę ich stronników i czyniły je silniejszemi. Dla całéj ludności Rzymu, tak dla obywateli, jak dla niewolników, tak dla mężczyzn, jak dla kobiét zarówno ważném było pytanie, który z kolorów zwycięży: zielony, czy niebieski, bo z nim łączyły się nadzieje lub obawy. Dla niéj był cyrk, jak powiada Ammian więcéj niż świątynią, był celem jéj życia i pragnienia, przedmiotem myśli i rozmowy: cyrk wszystkie uczucia zagłuszał.
Lecz jeżeli ludowi zdemoralizowanemu przekupstwem, osłabionemu 1enistwem, rozbestwionemu widokiem krwi ludzkiéj, podobać się mogły widowiska cyrku i amfiteatra; jeżeli tam roznamiętnienie przez udział dla walczących z sobą, lud do szaleństwa doprowadzał, a ta zaciętość, męztwo i wściekłość mordujących się nawzajem i mordowanych, i krew niewinnie płynąca rozbudzała szał w widzach jak największy, równający ich często z zwierzętami na arenie walczącemi, i zaprawiała do okrutnego postępowania z podwładnemi, mianowicie z niewolnikami i z niewolnicami: to scena stała się dla niego jakoby szkołą wyrafinowanego demoralizowania, jakby miejscem, w którém się zbierali widzowie na to tylko, aby dogodzić niepohamowanéj jakiéjś żądzy lubieżnéj i zabawić oko widokiem rzeczy, które w duszy wyniszczyć muszą wszelkie uczucie piękniejsze, wstydliwość i uczciwość.
Dramat bowiem i teatr, który w czasach dawniejszych, jak wszędzie, gdzie uczciwy panuje obyczaj, a uczucie estetyczne niezaniedbane, był i w Rzymie szkołą prawdziwą dla mieszkańców miasta. Ale kiedy pomimo wszelkich usiłowań ludzi światłych, większa część ludności Rzymu przy przeciwnym, a silnym prądzie zepsucia, uważała go tylko na równi z widowiskami dawanemi mu w cyrku i w amfiteatrze, nie utrzymał się długo na wysokości sobie właściwéj, i już za czasów panowania Oktawiana Augusta bardzo poszedł w zaniedbanie. Poeci nie mając zachęty pisali tragedye i komedye tylko już właściwie do czytania dla małéj liczby ludzi światlejszych; na teatrze zaś przedstawiano tylko atellany, mimy i pantomimy, które na to tylko zdaje się były układane i przedstawiane na scenie, aby drażniły jak najwięcéj grubą zmysłowość publiczności.
Jeżeli o Rzymianach w ogóle powiedziéć można: że namiętność w nich do widowisk tak była ogromna, iż ją słusznie uważać można za jedną z główniejszych przyczyn upadku państwa rzymskiego, i że ją, jak mówi Tacyt[70], Rzymianie z sobą już na świat przynosili, to pierwsze pod tym względem miejsce należy się Rzymiankom, już dlatego, iż w nich nie żądza tylko widzenia tego, co się na scenie dziać miało, więc nie sama tylko ciekawość rozbudzała namiętność, ale nadto jeszcze i przedewszystkiem chęć pokazania się i sposobność, która się tam nastręczała do widzenia się z osobami różnemi i do zawiązywania stosunków. To też — mówi Owidyusz — spieszyły kobiety na widowiska jak mrówki, sznurami całemi, strojne; a jeżeli która, jak mówi Cypryan, poszła na nie jako matrona może jeszcze wstydliwa, już ona z pewnością bez wstydu powróci.
Dlatego, że cesarze zwyczajnie bywali na widowiskach stało się zwyczajem, iż obywatele rzymscy chodzili na nie w togach i w świątecznych sukniach, a urzędnicy w sukniach urzędowych. Naturalną więc rzeczą, że i Rzymianki starały się wystąpić jak najświetniéj i nie zaniedbały niczego, coby wdzięki ich podnieść i w oczach tych, których względów szukały, piękniejszémi uczynić mogło. Lubo jednakże twierdzić możemy, że żony senatorów i rycerzy rzymskich, którzy łupili kraje ogromne i najbogatsze, którzy upokarzali i obdzierali królów, którzy tysiące niewolników i niewolnic trzymali w swoich domach, łatwiéj miéć mogły wszystkie zbytki choćby najdroższe co dzień, niż dziś może i największa pani choćby raz w życiu, to jednakże i to prawda, że nie wszystkie mogły miéć wszystko. Ale ponieważ tak samo w Rzymie jak u nas i wszędzie, mały stara się zawsze wyrównać większemu, dogadzając namiętności, zaradzano złemu przez to, iż jak Juwenal[71] powiada, najmowały sobie panie całe drużyny, lektyki, wezgłowia, służebne i garderobiane. Tego wszystkiego bowiem potrzeba było kobiecie występującéj na wielkim świecie Rzymu. Ciągną więc owe matrony, wedle słów Owidiusza jak mrówki, ale nie pieszo, toby ubliżało godności takiéj pani; tylko wtenczas, kiedy przebrana ukrywa godność swoją pod sukniami pstremi, kiedy idzie do subury lub stawić się gdzie na słowo, wtenczas tylko zniża się do przechadzki pieszéj; ale za dnia, kiedy występuje w całym blasku strojnego swojego majestatu, ukazuje się w lektyce, wozy bowiem i powozy zabronione były z wyjątkiem pochodów tryumfalnych i processyj. Lektyki zaś były to sofy drewniane wyściełane, wygodne, lekkie, często bardzo zdobne, o długich drągach przymocowanych przy nogach, które jednakże i odejmować pewnie było można. Wątpliwość, czy były odkryte, czy zasłonięte usunąć można przez to pewnie, że przyjmiemy, iż urządzone były tak, ażeby wedle potrzeby można je było zakryć lub odsłonić, że więc był przy nich jakiś rodzaj rolosów albo baldachimu ruchomego. Panie rzymskie pokazując się na ulicy używały z pewnością odsłoniętych lektyk, na których z gracyą leżąc, oparte na wezgłowiu starały się nęcić przechodzących i budzić dla siebie podziw. Tak bowiem tylko rozumieć można słowa Apulejusza[72], który mówiąc o matronie rzymskiéj powiada: „óśmiu ją niosło; widzieliście z pewnością którzyście tam byli, jak bezczelnie oglądała się za młodzieżą, jak niepomiarkowanie starała się pokazać: któż tu nie pozna nauki matki?” Tę samą myśl wypowiada Seneka[73]. Do noszenia lektyk używano ludzi silnych, sześciu lub óśmiu, zwykle Kapadoków, przystojnych, ubranych w liberye czerwone wełniane, albo téż koloru, do jakiego pani ich w cyrku należała. Lektykę otaczają gromadnie niewolnicy i niewolnice; od słońca zasłoniona jest pani ich parasolem, który zwykle niesie młody, gładki chłopiec, niewolnik, a chłód wieje na nią wspaniałym wachlarzem złożonym z piór z najpiękniejszych ptaków w bogatą oprawnym rękojeść, chłopiec, albo téż i gach jéj: przed lektyką biegli zwyczajnie strojni laufrowie.
Tak więc dążą na widowiska rzymskie matrony w całéj swéj okazałości i majestacie. Zgromadzenie mnóstwa tych pań tak wspaniałych i tak strojnych w cyrku, amfiteatrze lub teatrze rzymskim, było z pewnością majestatyczne i urocze. Kto szukał zadowolenia dla oka, ten nie mógł znaleźć nic piękniejszego i wspanialszego zarazem nad te tysiące kwiatów połyskujących życiem, chociaż pożyczaném, błyszczących złotem i purpurą okrywającą serca zgniłe, zepsute. Znajdziemy tam zebranych tysiące kobiét z twarzy i przeznaczenia, ale żadna z nich prawie nie jest ani matką, ani żoną, ani obywatelką dobrą. Nie pytaj ich o dzieci, bo o nich nie wié: one się chowają pod okiem najemnych pedagogów i niewolnic, którzy wtenczas obowiązek swój spełnią, jeżeli w serca powierzonych sobie dzieci zaszczepią wcześnie jaknajwięcéj zgnilizny i uczynią je wcześnie godnemi nikczemnych ich rodziców; nie pytaj ich o mężów, bo i oni tak samo podli, nie pytają się o nie; nie pytaj wreszcie o kraj, bo one dawno już zapomniały o tém, jakich Rzymian i Rzymianek są potomkami.
Jak zgubnémi mogły być widowiska publiczne tak dla ogółu mieszkańców Rzymu, jak szczególniéj i dla kobiet; pojąć można z tego, co o nich mówiliśmy, a potwierdzenie znajdujemy w słowach wielu pisarzów starożytnych, np. Owidiusza, który je poleca, jako szczególniéj ułatwiające zawiązywanie stosunków i robienie znajomości; Propercyusza, który cieszy się z tego iż Cyntia zdecydowała się pojechać na wieś, gdyż tam nie będzie miała widowisk ją psujących; Cypriana, który utrzymuje, że żadna z nich nie wraca niewinną. Ale złe widowisk nie w nie w nich tylko samych leżało. Wielka część kobiét nie chodziła na nie dlatego, aby zobaczyć coś nowego w arenie lub na scenie, ale aby zobaczyć ukochanego gladiatora, aktora albo mima. Jeżeli więc dzisiaj zdarza się jeszcze niekiedy, iż piękna baletniczka odbiera hołdy od młodzieży, albo czasem i nie od młodzieży zentuzyazmowanéj pięknością jéj ciała i gry; jeżeli nie jeden szczęśliwym się czuje na chwilę, że chociaż kawałek rękawiczki dostanie od ubóstwionéj, nie jest to nic nowego; Rzymianki doskonale potrafiły uczcić cnoty swoich bohatérów z areny lub ze sceny; starały się one wynagradzać ich za przyjemność, którą im sprawiali grą swoją i postawą; opłacały drogo instrumenta, na których grali, narzędzia, których używali i pieściły się niemi, całowały nawet przechowując jako drogą pamiątkę, jeżeli wierzyć Juwenalowi[74]. Najwięcéj popłacali jednakże u nich pantomimy, gdyż byli to i przystojni i zgrabni ludzie i potrafili najbardziéj rozbudzać namiętną fantazyą widzów przez zręczne przedstawianie nęcących scen zwyczajnie mytologicznych. Dio opowiada nawet iż w r. 22 i 23 po Chr. wygnano pantomimów z Włoch z powodu rozdwojeń, które wywoływali w publiczności i ponieważ kobiety bezcześcili. Kilku z pantomimów znamy dziś jeszcze, jako szczęśliwych przez protekcyą wysoko postawionych pań w Rzymie. Taki Mnester, taki Parys cieszyli się przyjaźnią nawet kobiét na tronie siedzących i potrafili w ich mężach pobudzić zazdrość, która się stała śmierci ich przyczyną; ale w miejscu, gdzie z rozkazu Domicyana popłynęła krew zażganego Parysa, rzucano wnet wieńce, rozlewano pachnidła, a kobiety nie były tu nieczynnémi.
Tacyt mówiąc o Niemkach powiada[75], że żyją w wstydliwości nie popsute ani ponętami widowisk, ani drażnieniem biesiad; uważa więc obok widowisk biesiady za główną przyczynę zepsucia obyczajów i moralności. I były nią biesiady w Rzymie, nie dla zbytku ogromnego w zastawianych na stół wyszukanych pokarmach i napojach dostarczanych pańskim łakotnisiom przez morza, rzeki, góry i lasy świata całego, budzących podziw w gościach, a kosztujących gospodarza tysiące, któreby dla uboższych wystarczyły na utrzymanie życia przez długie lata; ale dla muzyki, tańców i scenicznych przedstawień będących przyczynkiem tylko i dodatkiem właściwych biesiad, chociaż nęciły one więcéj ich uczestników, niż najdroższe potrawy i napoje. Rzymianom potrzeba było zawsze rzeczy takich, któreby draźniły roznamiętnioną ich duszę. Dawniéj szukali ich w wojnie, w sprawach politycznych, późniéj w widowiskach wszelkiego rodzaju. Ale ponieważ publicznych widowisk nie mieli zawsze, zastępowali je sobie widowiskami przy biesiadach, które były dla nich tém ponętniejsze i tém więcéj im dogadzały, iż do nich należeli tylko zaufani i wtajemniczeni, którzy więc nawzajem dla siebie nie potrzebowali żadnych przestrzegać względów. Tancerki z Azyi sprowadzone, namiętne śpiewaczki, pantomimy były biesiad główną ozdobą; a jaką była ich sztuka dosyć powiedzieć, że wedle podań starożytnych autorów, najzuchwalsi pantomimowie publiczni mogli się jeszcze uczyć od nich zuchwałości w bezwstydzie.
I takichto biesiad, o których Kwintylian[76], mówiąc o zgorszeniu, jakie rodzice dzieciom swoim w pierwszéj zaraz dają młodości powiada: „widzą one towarzystwa nasze; każda biesiada dźwięczy bezwstydnemi śpiewami, a przedstawiają się na nich rzeczy, o których wstyd i mówić” takich więc biesiad uczestniczkami były kobiety; były uczestniczkami wszystkich występków mężczyzn z jedyném ograniczeniem, jakie im narzucała słabość ich natury; ale i ta zapora bezsilna zdaje się, że więcéj namiętności ich drażniła, niż wstrzymywała. Tu, gdzie swoboda, z jaką się bawiono, znosiła wszelką różnicę płci i prawa wstydliwości, już matrona rzymska nie siedziała przy stole, jak w dawnych, lepszych czasach, lecz leżała wygodnie, tak samo jak mężczyzni, i pomiędzy nimi na sofie; tu ona zapomniawszy o tém, czém być powinna, jako kobieta dla domu swego, dla dzieci i kraju, z większą może jeszcze od mężczyzn namiętnością szukała zadowolenia w ponętach biesiady; tu ona nieustępując w niczem mężczyznom, piła z nimi noce całe, bawiła się i hulała. Aż obrzydzenie bierze myśleć o tém, że płeć ta piękna, mająca sobie przez Boga danych tyle zalet, któreby ją szczęśliwą uczynić mogły i powinny w zakresie jéj skromnych, ale szanownych nad wszystko obowiązków, upadła aż do tego stopnia w zapomnieniu. Ale nie mniejsze z pewnością obrzydzenie bierze każdego na myśl, że mężczyzni mogli dopuścić kobietę do takiego upadku. Onito głównie winę na sobie mają, że sami wyuzdani bez cnoty w sercu, bez poczucia obowiązków obywatelskich, wylani na zbytki i rozpustę, bez męzkiéj duszy, przestali być opiekunami, doradcami i przyjaciołmi tych, które potrzebują podpory i prowadzącéj ich ręki, a dają za to w zamian miłość swoję, uczucie i serce, wlewają w dusze mężczyzn wiarę i nadzieję. Mężczyzni byli kobietom wszędzie przykładem i przewodnikami w złem; wmówiwszy w siebie, że wolno im więcéj niż kobietom, wyłamywali się i wyłamali ze wszystkich karbów i praw, których społeczeństwo dobre przestrzegać zawsze powinno, a nie pamiętali o tém, że komu daném jest być przewodnikiem, opiekunem, ojcem, doradcą, temu wolno czynić tylko to, co jest uczciwe, co honorowe, co rzeczywiście dobrym przykładem być może.
Po tém, co dotąd mówiliśmy o kobietach w Rzymie, zbyteczną już jest rzeczą dodawać, że i pod każdym innym względem przekraczały w emancypacyi wszystkie granice przyzwoitości; gdyż najgorzéj tylko krok uczynić w złem, a droga daléj bardzo już szeroka i wygodna.
Wyżéj już wspomnieliśmy kilka kobiet będących jakoby wzorami kobiét rzymskich, z których o ogóle sąd wydać mogliśmy. Nie trudno byłoby wymienić tu jeszcze cały i długi szereg Rzymianek odznaczających się błędami, o których mówiliśmy; ale ponieważ takich np. jaką była Fulwia, o któréj powiada Wellejusz, że oprócz ciała, nie miała nic w sobie kobiecego; jaką była ostawiona Klodia, o któréj Cycero w mowie za Celiuszem prawi, jak o najpodlejszéj z kobiét, lubo obie były żonami ludzi najwyższe w państwie zajmujących stanowiska i urzędy; jakiemi były dwie Julie: córka i wnuczka Oktawiana, które on sam, jak Swetoniusz powiada, dla zbrodni i podłości wszelkiego rodzaju widział się zmuszonym wysłać na wygnanie wieczne; jaką była Messalina Klodiusza żona, która się nie wahała, kiedy jéj tego było potrzeba, przyjąwszy nazwisko najsłynniejszéj w Rzymie hetery Lyzyki gonić za rozkoszami, ponieważ więc takich kobiét było mnóstwo, a wymienione i wspominane przez autorów starożytnych są przed innemi o tyle tylko może nieszczęśliwsze, iż się stały historycznemi przez wybitniejsze swoje stanowisko: dlatego wolę o nich nie mówić.
Wzorów cnoty pomiędzy Rzymiankami nie wiele podają; wspomnieliśmy już kilka jako znanych szczególniéj z postępowania wyróżniającego je w obec życia i obyczajów ogólnych. Nie przypuszczamy, aby w rzeczy saméj kobiét uczciwych, zacnych i szacownych nie było więcéj, jak te, których nazwiska i pamięć się przechowały. W każdym jednak razie w wyższych stanach nie było ich wiele, kiedy autorowie starożytni uważali za potrzebne tę lub owę przytoczyć jako wzór cnoty takiéj, jaka każdéj ozdobą byćby powinna. Bo jeżeli Waleriusz Maximus[77] chwali Thurią za to, że z niebezpieczeństwem życia ocaliła prześladowanego męża swego Lukreciusza, a Sulpicią, że towarzyszyła Lentulowi, mimo zakazu swéj matki na wygnanie do Sycylii; albo jeżeli z Luciuszem Weterem prześladowanym, bohaterską umierają śmiercią jego świekra Sexcia i córka Pollucia, jak opowiada Tacyt[78], kiedy nie mogły swobodnego wybłagać dlań życia; jeżeli Arria mężowi swojemu niemającemu odwagi, aby umrzeć z honorem, sztylet podaje, którym się przebiła mówiąc: „masz Petusie: to nie boli”[79]! to są to z pewnością przykłady piękne kobiét zacnych, godne zaznaczenia, ale zawsze tylko takie, które błyszczą szczególniéj dlatego, iż są jakoby pojedyńczemi gwiazdkami na zachmurzoném niebie.





  1. W Rzymie był zwyczaj porzucania świeżo narodzonych dzieci, jeżeli ich rodzice wychowywać nie chcieli, albo nie mogli. A chociaż przestrzegano, aby tylko dzieci słabe, niedołężne, potworne lub kaleki los taki spotykał, jak to wyraźnie nakazuje jedno z praw 12 tablic; to przecież w czasach upadku moralności w Rzymie, liczba porzucanych zdrowych dzieci wielką być musiała, kiedy nawet było jedno miejsce, tak zwana kolumna mleczna, gdzie nieszczęśliwe istoty porzucane albo marniały, albo dostawały się w ręce niekiedy litościwych ludzi, którzy się wychowaniem ich zajęli, najczęściéj jednakże w ręce podłych przemysłowców handlujących zdrowiem i ciałem ludzkiém, którzy w tym tylko celu je podejmowali, aby je wychować na niewolników i niewolnice, i miéć z nich sowite dochody.
  2. 3, 44.
  3. 11, 27.
  4. De matrim. 3, p. 429. ed. Haase.
  5. Około 50 rubli; summa to bardzo mała, zwłaszcza na czasy Oktawiana Augusta, dla tego może i wątpliwą jest ta liczba.
  6. 2, 25.
  7. 4, 3.
  8. Plut. Rom. 22.
  9. Plin. 14, 13.
  10. Liv. 10, 23.
  11. Plut. Apopht. 6 p. 749. R.
  12. Seneca Contror. 2, 15 mówi: Matrona niech tak wychodzi ubraną, aby się nie wydawała bezwstydną (ne immunda sit), niech ma towarzyszów w takim będącym wieku, iżby bezwstydnych, jeżeli nie inaczéj, to przynajmniéj przez uszanowanie dla lat oddalali.
  13. 6, 34.
  14. 10, 23.
  15. Aulularia 2, 1, 45.
  16. Aulularia 3, 10, 5.
  17. Muły były poszukiwane i drogo płacone, jako artykuł zbytku; zaprzęgano je do kolas kobiet.
  18. 8, 18.
  19. Aulul. 3, 10
  20. Nazwiska rozmaitych fabrykantów i handlarzy przedmiotów potrzebnych elegantkom rzymskim trudno przełożyć na język polski, gdyż wcale ich w wielkiéj części nie znamy; a z tych które znamy, oznaczają niektóre ludzi robiących przedmioty inne, a nie takie, jakich używano w Rzymie.
  21. Mostellaria 1, 2, 91.
  22. 34, 1.
  23. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; po słowie Liwiusza brak znaku przestankowego.
  24. Miało się to stać na wyspie Lemnos wedle opowiadania Walerysza Flakka, Apolloniusza Rodyjskiego Apollodora i Hygina.
  25. 9, 1, 3.
  26. 39, 6.
  27. De Civ. Dei 4, 31.
  28. De Civ. Dei 7, 3.
  29. 39, 8—20.
  30. Sat. 6, 488, 522 i n.
  31. Amor. l. 74. A. am. l. 75.
  32. 1. 3, 23.
  33. 2, 33, 1. 2, 19, 10.
  34. A. J. 18, 3, 4.
  35. Ann. 2, 85.
  36. Tertull. apol. 15 i de pudic. 5.
  37. Oktav. 73.
  38. Kat. 25.
  39. Pomp. 55.
  40. Ad Marc. 4 i 5.
  41. 1. 1. 6.
  42. 1, 16.
  43. Nigrinus.
  44. Consol. ad Helv. 16.
  45. 6. 434—456.
  46. Chmury zasłaniające księżyc, a zwiastujące w rozumieniu Rzymian nieszczęście, starano się rozpędzić dźwiękiem dzwonów, miednic i t. d.
  47. Znany gramatyk.
  48. 10, 68.
  49. 23.
  50. De off. 1, 42.
  51. Hor. Ad. Pis. 232.
  52. Satur. 2, 10.
  53. 14.
  54. Listy 4, 19.
  55. Nigrinus.
  56. Góra w Sycylii pełna kwiatów pszczolnych.
  57. 6, 120.
  58. Origines u Serv. do Wirg. En.
  59. Bibl. Graec. 12, p. 690.
  60. 3, 63.
  61. Cic. de legg. 2, 24.
  62. 9, 38.
  63. Część miasta Rzymu.
  64. 30, 12.
  65. Mart. 2, 29, 8, 33. Plin. 29, 6, 30, 11.
  66. Ovid. Ars. am. 3, 179—191.
  67. De benef. 7, 9.
  68. De ben. 7, 9.
  69. De ben. 7, 9.
  70. Dial. de or. 29.
  71. 7, 143.
  72. Apologia 525.
  73. De Benf. 1. 9.
  74. 6, 78—113, 379—397.
  75. Germ. 19.
  76. I. 2,8.
  77. 6, 7, 2.
  78. 16, 10.
  79. Plin. epp. 3, 16.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Wolfram.