O autorkach Polskich, a w szczególności o Sewerynie Duchińskiej/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | O autorkach Polskich, a w szczególności o Sewerynie Duchińskiej | |
Podtytuł | Trzy odczyty Czesława Pieniążka na cel dobroczynny w dniach 21, 24 i 28 listopada 1871 roku w Dreznie. | |
Data wyd. | 1872 | |
Druk | L. Merzbach | |
Miejsce wyd. | Poznań | |
Źródło | skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Odczyty niniejsze nie mają i nie mogły mieć zakroju gruntownej rozprawy literackiej, bo przeznaczeniem ich było uprzyjemnić gronu szerszej publiczności kilka godzin ofiarowanych prelegentowi — a popularnym sposobem rzucić kilka myśli, któreby przypomniały rzeczy znane, a do zapoznania się z nieznanemi zachęciły. Są one raczej pogadanką towarzyską, niż prelekcjami w ścisłem tego słowa znaczeniu, więc jako pogadanki pozwalam sobie przedstawić je obecnie w łamach rozpowszechnionego dziennika w nadziei, że łaskawy czytelnik jedynie jako takie uwzględnić je zechce. Nie ośmieliłbym się powierzyć drukowi tak pobieżnej pracy o tak ważnym przedmiecie, gdyby mi się nie nasuwała uwaga, że czasem i najskromniejsze słowo pożytecznem stać się może.
Bogaty to nader a olbrzymi nawet temat, na tle którego pozwoliłem sobie osnuć trzygodzinny mój odczyt. Nie mogę kusić się o wyczerpanie tematu dokładne, zupełne, boć niemożebną byłoby rzeczą w tak krótkich dokonać tego terminach. Zamiarem moim — zwrócić uwagę słuchaczy na rzecz, którą świat uczony we Francji i Niemczech na widownię publiczną europejską wprowadził, a o której my w Polsce mniej wiemy od Francuzów i Niemców mimo, że takowa z naszego ujętą jest ogniska.
Spotkałem się dość dawno z broszurą zatytułowaną: „Relations sur les traveaux de Madame Duchińska“, obejmującą sprawozdanie p. Emila Hervet o pracach tej autorki, czytane na posiedzeniu Towarzystwa Etnograficznego paryskiego 15. marca 1869. roku.
Broszura ta pojawiła się niedawno w tłomaczeniu niemieckiem i ogólne tak we Francji, jak i w Niemczech obudziła zajęcie. Zdaje mi się, że byłoby to ujmą dla godności naszego narodu nie małą, gdybyśmy o dziełach i działaniach zaszczyt nam przynoszącej rodaczki, dopiero ze sprawozdań obcych dowiadywać się mieli; sądzę zatem, że znajdzie się pióro polskie, które choć późno, lecz dokładnie wyjaśni stanowisko znakomitej autorki i z całą ścisłością krytyczną przedstawi nam jéj obraz. Nim to nastąpi, pozwalam sobie kilkoma słowy w tym przedmiocie, zająć łaskawą uwagę Szanownych Słuchaczy.
Sto lat wkrótce się dopełni, gdy pierwszy krok zrobiono do rozszarpania Polski. Sto lat cierpień, boleści zapisze historja na krwawej karcie. Gwałt obcego najazdu i nasza niestety nieudolność wykopały nam nie grób śmierci, ale torturę męczeństwa. Nie mogąc nas wtłoczyć żywych w mogiłę dziejową, starano się umęczyć, lecz niespożyty geniusz narodowy, oparty na wierze w prawo Boże, dające życie narodom, silnie stanął w obec prawdziwie nerońskich gwałtów, w obec wandalskiej grabieży.
Rozpadło się państwo polskie, lecz został żyw naród i jak feniks odradzał się i odradza w każdej generacji z popiołów, gruzów, z ruiny ojczystych granic.
Tyle krwi męczeńskiej przelaliśmy od wieku, tyle łez pociekło strumieniem, że w krwi i we łzach własnych mogliśmy utonąć, zaginąć. A jednak i krwi i łez strumienie stały się dla nas wiatykiem na dalszą drogę żywota, bo one zmywały grzechy odziedziczone i własne, one na szali sądów Bożych zaważą na nasze zbawienie, one właśnie wiarę nam dają, że lepsza przed nami przyszłość, że niedalekie sprawiedliwości zwycięztwo.
Dziś, gdy nam jeszcze w cichości bolesną, najboleśniejszą w dziejach naszych wypadło obchodzić rocznicę, gdy jeszcze katakombowe wieść musimy życie, krzepmy się w cierpieniu, jak owi w podziemiach rzymskich chrześciańscy męczennicy, zapożyczmy sobie dla uczuć i myśli narodowych, kardynalnych cnót ewangielicznych i krzepmy się wiarą, nadzieją, miłością. Krzepmy się wiarą, że niespożyte są prawa przyrodzone, a więc prawa Boże — boć z woli Bożéj wynikły prawa, na których narody utkały swój żywot; krzepmy się nadzieją, że z kości naszych bohaterów wyrośnie mściciel, t. j. idea swobody narodów; krzepmy się miłością naszej przeszłości, miłością bogobojnej, rycerskiej tradycji, wspomnieniem mogił, śród ojczystéj rozsianych ziemi, uwagą na prace narodu, które już jako czwarte pogrobowców pokolenie do skarbca narodowego znosimy.
A prace to niemałe owych pogrobowców, boć one spotęgowały nas, wzmocniły, pomnożyły narodu szeregi. Choć nieprzyjaciele nasi wołają, żeśmy umarli, dzieje nasze, wiara nasza kłam ich słowu zadają. Nie umarliśmy, żyjemy i silniejsi jesteśmy niż wtenczas, gdy nam ziemię wydzierano. Nie luźne to słowo pociechy, lecz prawda, którą nam fakta dziejowe potwierdzą. Policzmy obecne siły narodu i porównajmy je z owemi przed stu laty. Iluż liczyliśmy wówczas Polaków, a iluż dzisiaj ich liczymy? Rozwinął się stan średni, a lud polski, wówczas zmartwiały, dziś do obozu wstępuje narodowego. Jak na polu spółecznem, tak również i na polu intelektualnem ogromnych dokonaliśmy zdobyczy, wielkie zrobiliśmy postępy. Namnożyły się bogactwa literatury takie, że pod wieloma względami stanęliśmy na czele Europy, mianowicie pod względem poezji, pod względem ważnych odkryć etnograficznych, na podstawie których Europa nowy system nauk historycznych zbudować widzi się zmuszoną. W działaniach na polu pracy umysłowej, znaczną część trudu przyjęły na siebie zacne Polki nasze.
Profesor dr. Majer, prezes Towarzystwa Naukowego w Krakowie, przedstawił statystykę autorek i artystek polskich. Z tego obrazu statystycznego dowiadujemy się, że oprócz 36 kobiet malarzy i 116 kobiet muzyków, z których pierwsza Zofia Oleśnicka jako kompozytor jeszcze w 16. wieku się pojawia; — posiadamy w literaturze 333 autorek, a z tych 227 żyje lub żyło w dziewiętnastem stuleciu.
Z liczby téj 333 posiadamy według profesora dr Majera:
i wiele jeszcze innych autorek, pracujących na polu kwestji religijnych.
Nie może być zadaniem mojem szczegółową o wszystkich autorkach podać tu wiadomość; zaledwie kilka wybitniejszych, a znanych pospolicie dotkniemy postaci, aby odświeżyć w pamięci wiadomość o nich, z domowych już zapewne wyniesioną progów, aby przypomnieniem ich wskazać, jak daleko sięgać może zakres kobiecej pracy, bez nadwerężenia najświętszych praw natury, które kobiecie przed wszystkiemi innemi obowiązkami, obowiązki kobiecości do spełnienia podały.
W smutnej epoce historji naszej, w epoce niemocy politycznej, a moralnego upadku i powszechnej ciemnoty, na początku XVIII. wieku pojawia się kobieta pełna poetycznego natchnienia, talentów wielkich i jako poeta staje w szeregu obok mistrzów słowa, którzy na chlubę naszą na ciemnem tle dziejów jaśnieją. Obok Wacława Potockiego, Twardowskiego, Morsztynów, godnie stoi u steru poezji polskiej Drużbacka.
Elżbieta z Kowalskich Drużbacka, ur. r. 1687. w Wielkopolsce, młodość spędziła w domu pani Sieniawskiej, kasztelanowej krakowskiej, gdzie najwięcej pod względem wykształcenia skorzystała. Wyszedłszy za mąż za Drużbackiego, skarbnika żydaczewskiego, zamieszkała w Rzemieniu nad Wisłoką, a owdowiawszy przeniosła się do klasztoru PP. Bernardynek w Tarnowie, gdzie, chociaż nie uczyniła ślubów zakonnych, regułę przyjęła klasztorną. Tutaj umarła w r. 1760. Krasicki w trzecim tomie dzieł swoich pisze, że Drużbacka, samym instynktem natury powołana do rymotworstwa, żadnego języka, oprócz rodowitego nie posiadająca, dnia przykład, co może sama przez się moc i działalność umysłu. I istotnie niemałą była dzielność jej umysłu, kiedy w poezjach swoich wzniosła się nad epokę, w której żyła, i słusznie za zwiastunkę odrodzenia się piśmiennictwa polskiego uważaną być może. Dzieła jej: „Historja chrześciańska księżnéj Elefantyny“, — „Życie Dawida“, — „Pochwała lasów“, — „Pokuta św. Marii Magdaleny“, — „Cztery części roku“ itd. wydał Józef Załuski, naonczas referendarz koronny, w Warszawie w r. 1752.
W Drużbackiej widać wprawdzie brak wykształcenia, lecz we wszystkiem rozlewa tyle dowcipu i piękności naturalnej, tyle żywości wyobraźni i pewnego wdzięku w kompozycji, że bez zaprzeczenia do rzędu lepszych poetów polskich policzoną być może.
Po tej wzmiance o Drużbackiej przystępujemy do czasów bliższych, z któremi poprzednia generacja, a po części i my sami jużeśmy się zdeżyli.
Po wysileniach narodowych 1830. r. „wyrabiający się duch spółeczny domagał się we wszystkich zakresach życia wielkich korzyści i zapytał poezję o jej ideały, historję o jej doświadczenia, a życie o jego nabytki. Powieść nasza postawiła niejako na próbę ideały poezji i zażądała od niej, ażeby albo pośrednio wpływała na życie, albo przynajmniej w sferze własnej umiała się obronić w obec życia. Tego samego zażądała i po historji, tj. praktycznego wpływu umiejętności, czyli doświadczeń wieku, na życie i na stósunki ludzkie. Rozbierając obyczaje, karciła co było zdrożnem, co stało postępowi na zawadzie, wskazywała nowe nadzieje i drogi i w ten sposób ułatwiała narodowi tę pracę, która go w przeciągu tego wieku czekała.“ — Temu duchowi czasu, zrodzonemu z zawiedzionych nadzieji powstania listopadowego, z konieczności, która zniewoliła naród do wejścia w głąb siebie, rozpatrzenia się w sobie i zrobienia rachunku sił swych dodatnich i ujemnych, zawdzięcza powieść szybki swój rozwój, a szczęśliwy geniusz narodowy powołał do tej pracy męża olbrzymich talentów, potężnej siły ducha, niewyczerpanej twórczości, wytrwałości żelaznej, który objął szczęśliwie i dzierży dotąd buławę pośród najznakomitszych powieściopisarzy naszych. W przeciągu lat czterdziestu, rozbudzona przez Kraszewskiego, olbrzymim krokiem rosła powieść do najnowszych czasów, dopokąd jej chaos krzyżujących się dziś tendencji, pojęć, idei nie zmącił — i z drogi narodowej na koteryjne zaułki nie sprowadził.
Przed akcją 30. r. wiele udatnych prób w powieściopisarstwie się pojawia — nie mówiąc już o pracach Niemcewicza (np. Jan z Tęczyna) — prób, których pojawem głębszego znaczenia jest powieść księżnej Marji z Czartoryskich Wirtembergskiej: „Malwina czyli domyślność serca“. Powieść tę przetłómaczono zaraz na język francuski i czytano z równem zajęciem nad Wisłą i nad Sekwaną. Śniadecki poświęcił jéj szczegółowy rozbiór krytyczny, co dla niéj nie małą było rekomendacją, gdyż poważny rektor lekkiemi nie lubił zajmować się rzeczami. Cnoty najzacniejszej Polki i wysokie stanowisko autorki dodawały uroku tej pracy, która i sama przez się wyższą była wartością swą literacką od poczciwych usiłowań pani Anny z ks. Radziwiłłów Mostowskiej, żony Tadeusza, kasztelana raciążskiego, ministra, zasłużonego wydawcy. Pani Mostowska wydawała w Wilnie r. 1806. „Moje rozrywki“ w 3 tomach, pisma, znamionujące szlachetną gorliwość o rozkrzewianie literatury ojczystej.
Powieść księżnej Wirtembergskiej, jakkolwiek napisana z talentem i szczęśliwie od innych prób w tej gałęzi piśmiennictwa się wyróżnia, jednak jedynie jako udała próba uważana być może. Dopiero p. Elżbieta z Krasińskich Jaraczewska śród znakomitszych powieściopisarzy poważne zajęła stanowisko. W powieściach swoich: „Zofia i Emilia“, „Wieczór adwentowy“, „Pierwsza młodość, pierwsze uczucia“, okazuje dokładną znajomość charakterów, maluje życie w całej rzeczywistości, jakiem było, splata pasmo opowiadania z fantazji poetycznej i ciepła serdecznego, a we wszystkiem zapewnia zwycięztwo najczystszej moralności. Powieści pani Jaraczewskiej dla współczesnych były obyczajowemi, dla nas w historyczne się przemieniają, malując nam życie towarzyskie i ducha czasu w epoce królestwa Kongresowego przed rokiem 1830. Ur. w 1792, umarła w Krakowie w 1832 r.
Któż z Szanownych Słuchaczy nie zna imienia autorki „Pamiątki po dobrej matce?“ Z książki do modlenia się, ułożonej przez nią, uczyliśmy się, dziećmi będąc, modlić się na gruzach Polski za Polskę. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, Polka pełna serca i cnoty, znamienita talentem, kochająca naród swój, a nadewszystko bogobojna nauczycielka pokoleń całych, stojąca na straży największego skarbu kobiecej duszy: czystej silnej wiary. Jedna z znajznakomitszych Polek, jedna z pierwszorzędnych pisarzy, córka zasłużonego obywatela i pisarza z czasów, Stanisława Augusta, wnuczka po matce słynnego w swoim czasie lekarza Czempińskiego, już jakby z urodzeniem otrzymała namaszczenie do pracy intelektualnej. Postać Hoffmanowej, wyrastająca po nad zastęp autorek polskich doniosłością pracy, upoważnia mnie do poświęcenia jej dłuższego ustępu w pogadance naszéj i dla tego, zamawiając sobie łaskawą Szanownych Słuchaczy cierpliwość, pozwalam sobie obszerniéj nad wszystkiém, co się jej tyczy, zastanowić. Rodzice Hoffmanowej w Warszawie mieszkający, w skutek wypadków krajowych zubożali, przenoszą się na wieś w mały zaścianek — Wyczułki, — o sześć mil od stolicy. Wioskę tę wypuścił Tańskim w dzierżawę dawny ich przyjaciel Jan Łuszczewski, późniejszy minister z czasów Księstwa Warszawskiego. Dnia 22. listopada 1798. roku urodziła się w Warszawie Klementyna, dokąd matka jej na jakiś czas przybyła. Książę Adam Czartoryski, jenerał Ziem Podolskich, otrzymawszy wiadomość o smutnem położeniu majątkowém Tańskiego, podał mu pomocną rękę, wzywając do pracy przy swoim boku, gdzie téż jako sekretarz i pomocnik w pracach literacko-naukowych przebywał. Tańscy udali się do Puław, zabrawszy z sobą najstarszą córkę, małą zaś Klementynę zostawili na opiece w Izdebnie, w domu staropolskiej matrony Anieli z Świdzińskich Szymanowskiej, wdowy po staroście wyszogrodzkim, pod opieką jéj córki, panny Doroty Szymanowskiej, która zajęła się nią prawdziwie po macierzyńsku.
„Polsko! pawiem narodów jesteś i papugą“, powiedział Słowacki, a słowa tego znakomitego poety jakież trafne znajdą zastósowanie do epoki stanisławowskiej i następnych okresów, aż do dni naszych. Duch reformy, czerpiący siłę z Francyi, nie umiał wyszukać za Stanisława Augusta tego, coby nam pożytecznem być mogło. Prześlizgnął się po wierzchu społeczeństwa francuskiego i przyniósł nam modę francuskich strojow, język francuski i ujemne strony ówczesnej cywilizacji francuskiej: niewiarę, zwolnienie obyczajow, zachwianie świętości węzłów rodzinnych. Papuzim sposobem zaczęła Polska szczebiotać obcą mową, zaniedbując własny język, który jej wola Boża nadała. Uczono się wszystkiego w języku francuskim, korespondowano, bawiono się w towarzystwach, nawet modlono się tylko z francuskich książek. Dziwne istotnie wynaturzenie się! Przykład szedł z góry, więc też można szlachta najpierw uległa tej chorobie, dotąd niestety jeszcze trawiącej niektóre koła towarzyskie. Córki pani Szymanowskiej nie znały polskich książek, modliły się po francusku, a Klementyna Tańska uczyła się historji polskiej Naruszewicza z tłómaczenia francuskiego! W domu panny starościanki spędziła Klementyna lat dziesięć. W roku 1805. umarł jej ojciec, więc matka osiadła w Warszawie i powołała Klementynę do siebie. Odtąd zaczęła się twarda dola dla młodej panny. Fundusze szczupłe zaledwie na skromne życie wystarczały, więc, porzucając książki, zabiera się Klementyna do ręcznej pracy, a przytem zajmuje się nauką swej młodszej siostry. Bóg czuwał nad zasianym przez siebie talentem i zesłał Klementynie dwóch przyjaciół jej ojca, ktorzy młodéj Polce polskie ukazali światy i zacne jej serce a wzniosły umysł do narodowego sprowadzili ogniska. Znany pisarz Wyszkowski i Jan Woronicz, późniejszy arcybiskup, wieszcz znamienity i chluba Kościoła, bywali w domu matki, a spostrzegając w Klementynie pisarskie zdolności, zaznajamiali ją z pisarzami polskiemi. — W roku 1817. przeczytała wiersz Brodzińskiego: „Żal za polskim językiem,“ który wpłynął na nią tak bardzo, że odtąd wszystkie siły swe poświęciła czytaniu dzieł Kochanowskiego, Górnickiego, Skargi, Krasickiego i Woronicza, ażeby zaprawić się do władania językiem, polską pokrzepić myślą.
W r. 1817. zaczyna się zawód pisarski Klementyny. Pierwszą swą pracę, „Synonimy,“ ogłosiła bezimiennie w „Pamiętniku Warszawskim.“ Zachęcona pochlebnem ich przyjęciem, wydaje: „Pamiątkę po dobrej matce.“ Myśl do tej pracy wzięła z niemieckiego dzieła Jakóba Glatza, a choć wiele naśladowała, daleko więcej oryginalnych zamieściła poglądów. Gdy dzieło to powszechny wywołało oklask, wydała dwanaście powiastek dla dzieci i dzieło większych rozmiarów: „Amelia matką.“ Gdy wydana w r. 1823. praca: „Wiązanie Helenki“ powszechne zyskała uznanie, przedsięwzięła Klementyna wydawnictwo pisma perjodycznego pod tytułem: „Rozrywki dla dzieci.“ Już 1. stycznia 1824. r. ukazał się pierwszy zeszyt tego pisma i obudził uwagę wszystkich miłośników literatury ojczystej. Na czele każdego zeszytu umieszczała wspomnienia narodowe. Ostatni zeszyt wyszedł 1. grudnia 1828. i uzupełnił całość wydawnictwa, obejmującego 10 tomów. Żadne prawie pismo tak silnie nie oddziałało na społeczność naszą, jak „Rozrywki“ Klementyny Tańskiéj. Wspomnienia narodowe rozbudzały myśl polską, rozniecały zamiłowanie ojczystych rzeczy. Opisy podróży do Prus polskich, opis Puław, części ziem polskich, jak: Sandomierskie, Krakowskie i t. d., zapoznawały młode pokolenie z własnym krajem i malowały mu piękność ojczystej ziemi. Pierwszą była Tańska z pisarzy, co w opisach tych zwracała uwagę na lud, jego zwyczaje, pieśni i obrzędy. W piśmie tem zamieściła jednę z najpiękniejszych powieści historycznych w literaturze naszej: „Dziennik Franciszki Krasińskiej.“ Do skreślenia jej pomogły wiele autorce stosunki z rodziną królewiczowej i niezagasła wówczas tradycja jej życia. W rodzaju poprzedniej, napisała drugą powieść: Listy Elżbiety Rzeczyckiej.“ Pisarze spółcześni zasilali jej pismo, szczególniej Kazimierz Brodziński i Łukasz Gołębiowski.
W ciągu téj pracy redaktorskiej dotknął ją cios wielki, gdyż w roku 1825. umarła ukochana jej matka, a zarazem rozpoczął się nauczycielski jej zawód. W roku 1825. przyjmuje za namową Kossakowskiego, członka komisji oświecenia, posadę eforki, w następnym roku zostaje profesorką w instytucie guwernantek; w roku 1827. nadzorczynią wszystkich szkół żeńskich w Warszawie. W r. 1829. wyszła za mąż za Karola Hoffmana, licząc rok trzydziesty życia, a 14. października 1831. roku wyjechała z Warszawy, opuszczając na zawsze ojczyznę. W 1845. r. 21. września umarła w Passy pod Paryżem. Zwłoki jéj pochowano w Paryżu na cmentarzu Père Lachaise, a grób ozdobiono pomnikiem dłuta Władysława Oleszczyńskiego. W Warszawie, według jéj życzenia, znajduje się w krużganku u OO. Reformatów kamień z napisem: „Matki i dzieci zmówcie Zdrowaś Maria za jéj duszę.“ Przebywając za granicą, nie ustawała w zawodzie pisarskim, owszém z największą gorliwością używała znakomitego pióra. Ze wszystkich jéj powieści najpierwsze zajmuje miejsce: „Jan Kochanowski.“ Prześliczny to obraz obyczajowy, na tle życia poety osnuty, a jeden z najpiękniejszych wizerunków przeszłości, jaki kiedykolwiek wyszedł z pod pióra polskiego. Natchnął ją podobno do togo Brodziński. Z pojętnością niewieściego serca odmalowała tło, a na niem postawiła wieszcza w czasach najszczęśliwszych narodu, w dobie jego wielkości, z takim wdziękiem, z takim urokiem, z takim prawdziwem natchnieniem, iż gdybyśmy Jana Kochanowskiego nie mieli w literaturze, musielibyśmy zazdrościć go powieści pani Hoffmanowej.
Pozwolę sobie zestawić katalożek bibliograficzny prac Hoffmanowej: „Pamiątka po dobrej matce,“ „Powieści moralne dla dzieci,“ „Amelia matką“ „Wiązanie Helenki,“ „Rozrywki dla dzieci,“ „Nowe rozrywki dla dzieci,“ „Nowa biblioteka,“ „Karolina, powieść w 3 tomach,“ „Krystyna, powieść w 2 tomach“ „Jan Kochanowski w Czarnolesie.“ „Święte niewiasty,“ „Opis przejazdu przez Niemcy,“ „Książka do nabożeństwa dla Polek,“ „Pisma pośmiertne w 9 tomach,“ z których trzy pierwsze obejmują pamiętniki, trzy drugie: O powinnościach kobiet, trzy ostatnie: Rozmaitości. Wszystkie pisma Hoffmanowej tchną nietylko czystszą moralnością i uczuciem religijnem, ale i duchem patryotyzmu. Ona, ze wszystkich kobiet piszących, największe oddała usługi, kształcąc młode pokolenia kobiece w duchu narodowym, chroniąc je od epidemicznego sfrancuzienia. Cześć jej pamięci, wdzięczność dla jéj pracy, — a teraz zwróćmy uwagę na inne autorki nasze.
Eleonora Sztyrmer używała w swoim czasie bardzo wielkiej wziętości. W powieściach jéj przebijało tyle siły i wykształcenia, że powszechnie mówiono, jakoby nazwisko Eleonory Sztyrmer było pseudonimem mężczyzny[1]. Napisała szereg powieści fantastycznych, w których z upodobaniem kreśli choroby duszy i zjawiska graniczące z nadzmysłowym światem. Dzieła tego rodzaju są; „Frenofagiusz i Frenolesta“, wydane w Petersburgu w roku 1843, „Pamiętniki nieboszczyka Pantofla“, „Kataleptyk“, itd. W powieściach tych widać wpływ niemały francuskich i niemieckich wzorów, a szczególniej wpływ Hoffmanna, Quineta i Soulié’go.
Ewa Felińska, wysłana na wygnanie do Berezowa, opisała podróż swoją na Syberję z ujmującym wdziękiem i pouczającą prostotą. Napisała także kilka powieści, śród których „Pan deputat“ i „Hersylia“ za najlepsze uchodzą.
Anna z Krajewskich Nakwaska, ur. 1781. roku w Warszawie, wychowana przez matkę Polkę po francusku, po polsku za młodych lat nie umiała. W 19. roku życia swego wyszła za mąż za Nakwaskiego, obywatela z Płockiego, który po roku 1806. sprowadził się do Warszawy i został najprzód prefektem, a po roku 1816. kasztelanem, senatorem. Przez cały czas pobytu swego w Warszawie (przez lat 40) państwo Nakwascy prowadzili dom otwarty i zgromadzali na pokojach swoich wszystkie znakomitości literackie. Sama Nakwaska wywierała dużo osobistego wpływu na wychowanie panien, jako jedna z 12 eforek. Po śmierci męża swego, przeniosła się na wieś w Płockie i tutaj w kilka lat umarła w roku 1851, dożywszy lat 70. Do pisania po polsku długo skłonić się nie mogła. Zawód pisarski zaczęła od przetłomaczenia „Malwiny“, księżnej wirtembergskiej na francuskie i wydała je w rok po wyjściu tego romansu w oryginale. W cztery lata potém, roku 1821, sama napisała po francusku: „Trois nouvelles.“ Pierwszą jéj próbą w języku polskim był artykuł w Pamiętniku warszawskim: „O narodowem wychowaniu Polek“, w którym ostrzegała o złym wpływie francuzczyzny, jakiego na sobie samej doznała. Odtąd ciągle pisała po polsku. W roku 1831. napisała powieść p. t. „Aniela, czyli obrączka ślubna“ i doczekała się tego, że powieść tę przetłómaczono na języki: niemiecki i francuski. Pisała potém powiastki dla dzieci, mianowicie: „Odwiedziny babuni“ i powiastki dla rzemieślników: „Wieczory niedzielne“, które na włoski język przełożono. W poważniejszym tonie skreśliła dwie powieści pod ogólnym tytułem: „Obraz warszawskiego społeczeństwa“, tudzież „Wspomnienia z czasów pruskich i Księstwa Warszawskiego.“ Dzieła te wydane dopiero po śmierci autorki roku 1852. Wspomnieć jeszcze wypada o powieści historycznéj: „Czarna mara“, któréj takiéj, jak poprzednim, nie można przypisać wartości.
Karolina z Rylskich Wojnarowska, urodzona w Połomyi w Jasielskiem (w Galicji) 4go listopada 1814 r., uposażona znakomitemi zdolnościami i bystrym umysłem, od pierwszéj młodości okazywała chciwą żądzę zbogacania się nauką, a śród rówienniczek swoich wyróżniała się wyższością umysłu i dążnościami wyższemi. Kiedy w szczęśliwym związku małżeńskim z Franciszkiem Wojnarowskim Bóg ją jedyną córką obdarzył, postanowiła wszystkie chwile życia swego i zdolności swoje wszystkie poświęcić wychowaniu tego dziecięcia. Kształciła ją i wychowała w pewnym systemie, a czując w sobie łatwość pisania, postanowiła doświadczenia swoje spisać i do rąk matek podać dobrze obmyślane rady. Prace jéj w tym rodzaju stanęły na równi z dziełami Hoffmanowej, „Pierścionki Babuni“ śmiało walczyć mogą o pierwszeństwo z „Pamiątką po dobréj matce.“ — Pierwszą wierszową próbę jéj pióra umieścił „Przyjaciel Ludu,“ a następnie wydała: „Rady ostatnie ojca dla syna“ pod pseudonimem Kar. Nowowiejskiego (Wrocław 1842), „Słowa prawdy dla użytku wszystkich stanów“ przez Ks. L. Nowaka. „Do matek polskich słów kilka.“ „Pierścionki Babuni.“ „Bluszcze, przez młodą Polkę,“ zbiór poezji. Pisma jej dla młodzieży odznaczają się miłym stylem, a nadewszystko zdrowym sądem o rzeczy, uczuciem religijnem i miłością ojczyzny. Umarła dnia 12. maja 1858. roku w Kościelcu pod Krakowem.
Paulina z Lauczów Wilkońska, wdowa po znanym powszechnie, a znakomitym humoryście Auguście Wilkońskim, wielce utalentowana współczesna powieściopisarka, jest jednym z najpłodniejszych autorów naszych. Zasilała i zasila wszystkie prawie czasopisma polskie: warszawski „Tygodnik mód“ Gregorowicza, krakowska „Kalina“, „Niewiasta“, „Gazeta Toruńska“, lwowska „Mrówka“, poznańska „Sobótka“ i „Tygodnik Wielkopolski“ — i wiele innych pism mieściły i mieszczą zajmujące prace niezmordowanéj autorki. Jako żona pełna poświęcenia i cnót domowych, jako autorka pełna wyobraźni, czułego serca, napojona szlachetnemi zasadami, zespoliła wszystkie te wielkie przymioty swoje w dziełach pełnych powabu, poczciwego celu i dążności jak najlepszych. Szereg prac pani Wilkońskiéj tak liczny, że niepodobną byłoby nam rzeczą, nad każdą z osobna się zastanawiać. Jednak pozwolę sobie przynajmniéj tytuły wymienić, by choć tym sposobem zachęcić Szanownych Słuchaczy do bliższego zapoznania się z dziełami współczesnej autorki.
Zasłona ks. Ęlizy Radziwiłłownéj, drukowana w „Pierwiosnku“ (najpierwsza powiastka).
Rażyna — w „Bibliotece Warszawskiej“.
Ucieczka — Anna — drukowana w „Echo“ Chojeckiego.
Wieś i miasto, 2 tomy, Warszawa u Glücksberga.
Bracia — umieszczona w „Pierwiosnku“.
Marya — Niezapominajki.
Powieści, 2 tomy (Hanna z Grzymałowa, Natalia i t. d.) w Warszawie.
Ustęp z życia nieznanego wieszcza — w „Przeglądzie naukowym“.
Z życia Hofmana, w „Przeglądzie naukowym“.
Za późno i Jeszcze dość wcześnie, 3 tomy.
Powiastki dla panienek, 1 tom, Warszawa.
Tak się dzieje, 2 tomy, Wilno.
Godzina rozrywki. 2 tomy, Warszawa.
Gabryela — w „Bibliotece Warszawskiéj“.
Wawrzyna, 1 tom, Warszawa.
Dziecię szczęścia i dziecię niedoli.
Różni ludzie, 2 tomy, Warszawa.
Irena, 2 tomy, Poznań.
Powieści i powiastki, 2 tomy, Warszawa.
Pani podkomorzyna, 1 tom, Poznań.
Obrazek poznański, 1 tom, Poznań.
Helena, 1 tom, Warszawa.
Helena Middleton, 2 tomy, tłómaczenie z angielskiego.
Córka rejenta, 3 tomy, Dumasa, tłómaczone z francuskiego. — Warszawa.
Skalińce, 3 tomy — na tle historyczném z czasów Prus południowych itd. Poznań.
Fata Morgana, 2 tomy — Poznań.
Na pograniczu, 1 tom — Poznań.
Kazimira, 2 tomy — Poznań.
Mrowin i Trock, 2 tomy — Warszawa.
Dziedziczka Jodłowca, 2 tomy — Warszawa.
Macocha, 1 tom — Warszawa.
Dziedziczka Czarnolic, 1 tom — Lwów
Ali-Caphta Janina Lilija i blekot Ludgarda Pani z pod gwiazdy Najpiękniejsza Dwa listy Pierwsza i ostatnia miłość |
w „Tygodniku mód“ Gregorowicza.
|
Mąż i żona, 3 tomy, z angielskiego Collinsa.
Cacko Niezmyślone |
w „Kalinie“.
|
Paola — na tle dziejów Korsyki Kuznki Za granicą |
umieszczone w czasopiśmie niegdyś w Krakowie wychodzącem „Niewiasta“.
|
W kraju.
Cierniowa gałązka — Lwów.
Wnuk Dziedzic Orłowa Kilka pereł Nic nowego |
w „Gazecie Toruńskiéj“.
|
Fraszka — („Strzecha“).
Za posagiem, 2 tomy, drukowana w „Mrówce“.
Pogadanki o wychowaniu — („Niewiasta“).
Dziś — drukowane w „Sobótce“.
Moje wspomnienia o życiu towarzyskiem w Warszawie — część była drukowaną w „Tygodniku Wielkopolskim“. Wkrótce wyjdzie całość nakładem J. K. Żupańskiego.
Podawała wiele do:
Dzwonka, Zorzy, Rozrywek Pruszakowéj, Zabaw umysłowych Smigielskiéj, do Przyjaciela Dzieci — do Album malowniczego i t. d., i t. d.
Liczne korespondencye do pism warszawskich — lwowskich — poznańskich. — Dziennika literackiego — Tygodnia i t. d.
Pod prasą we Lwowie: Opactwo grodzieckie.
Powiastka z roku 1795 — na tle historyczném była w „Sobótce“.
Sto lat do biega — przesłała do „Albumu Raperswylskiego“.
Wykończone ma:
Na dwóch krańcach, tom 1.
Powołanie, 2 tomy.
Pani Wilkońska przebywa od śmierci męża swego (r. 1852) w Poznańskiém.
Chcąc wszystkim autorkom powieści poświęcić choćby słów kilka, musiałbym przegląd niniejszy przedłużyć po za ramy krótkiego odczytu. Pozwoliłem sobie przypomnieć imiona znajomsze autorek, które albo pierwsze zapory w powieściopisarstwie kruszyły, albo dziełami swemi, jako kobiety, na piękną połowę naszego społeczeństwa przeważny wpływ wywarły i w sercach naszych sióstr, ton i matek ten nieugaszony ogień wiary i miłości Ojczyzny roznieciły, przy którego ognisku ożywia się zwątpienie, duch z upadku podnosi, myśl czerpie natchnienia, a ręka do czynu zagrzewa.
Kończąc wzmiankę o powieściopisarkach, nie mogę nie wymienić jeszcze kilku nazwisk, chlubnie w historji literatury naszej zapisanych, mianowicie: Bibianny Moraczewskiej, Józefy Śmigielskiej, Łucyi z książąt Gedrojców Rautenstrauchowej, Rylskiej (Emeser) i innych.
Powiedział ktoś, że poezja nasza wyrosła z mogił męczenników narodowéj sprawy, z potoków krwi za Ojczyznę przelanéj, z jęków mordowanych starców, kobiet i dzieci, z kurzawy pożarów. — Nic prawdziwszego nad te wyrazy. Pozwoliłbym sobie tylko dodać, że miała swe słońce, które wzrost jéj krzepiło, a słońcem tem: żelazny nastrój ducha, nieugięta wiara. Poezja była długi czas jedynym wyrazem naszego życia, a życie nasze rosło, wzmagało się z krwi i łez, z cierpienia i z mogił. Poezja nasza splotła się z żywotem narodu, i jak z jednej strony z życia jego wytrysła, tak z drugiéj strony życie nasze początek swój brało w poezji. — Dziś materializm, pozytywizm filozoficzny zgruchotać pragnie ducha, obalić humanizm, w ramy cyfer i materii ścisnąć duchowe życie. Materja i siła! Cóż za tém? Uznanie panowania siły brutalnéj, uznanie knuta, dobrowolne wyzucie się z praw Bożych, które nas strzegą od zagłady. To tylko ze stanowiska wyłącznie naszego polskiego. — Dziś zaczynamy wyganiać poezję z piersi naszych, zapierać się jéj, lecz nie daj Boże, by nas opuściła, bo pustoby nam zrobiło się w sercach, pusto przed okiem, i gdyby ona przestała maić nam wiarą i nadzieją cierniową drogę życia, kto wie, możebyśmy ustali w pochodzie i na grobach czterech męczeńskich pokoleń usłali sobie samobójczą mogiłę!
Czemże jest ta poezja polska? Poezja nasza to skarbiec naszéj patryotycznéj wiary, nadzieji naszych, naszych miłości, to oddźwięk silnéj wiary w Boga. W chwilach ciężkich prób i przejść, w chwilach zwątpienia zasilamy się tym skarbem, krzepimy się nim, zbroimy na dalsze trudy. Przez trud i pracę wiedzie droga do Polski. Zniszczmy poezję naszą, wyrzeczmy się jéj, a rozbroim się z sił, które nam trud i pracę dla Polski znosić dozwalają.
Śród tych skarbów poezji naszej niejedną znajdziemy perełkę, niejeden brylant wspaniały, rzucony ręką kobiety. Niejeden wieniec laurowy uwiła historja literatury dla Polek-poetek. Mówiąc o poetkach polskich tego wieku, zacznę od tej, którą Niemcy „das Wunderfäulein“ nazwali, mianowicie zacznę od Deotymy.
Łuszczewska Jadwiga, znana pod
pseudonimem Deotymy, nabrała olbrzymiego rozgłosu wskutek bardzo licznych swych improwizacji. Obdarzona niezwykłą bystrością, w ogarnianiu przedmiotu, w składaniu części w całość jedną myślą przeniknioną, — ma talent niezmiernie posunięty w sztuce rymowania i tak łatwo włada językiem, że w najśmielszych zwrotach nie zachwieje się, a myśl abstrakcyjną umie ubrać w formy zrozumiałe, jasne. Deotyma w utworach swoich najsilniejszą jest w fantazji. Jest to zarazem najsłabsza jéj strona. Czuje, myśli, uczy się i oddaje naukę fantazją. „Zdaje się, że rzucone w jéj umysł światło nauki i umiejętności nie przebiło cię do głębi ducha, tylko zawisło na szybach rozognionej fantazji i dziwnie poetyczne nakreśliło obrazy. Dla tego nauka i umiejętność odtwarza się na tym gorącym krysztale w dziwnie piękne i idealne arabeski, jakby wyjęte z przecudnego panorama. Najściślejsza nauka ma w niéj cechę fantastyczną; pogląd na społeczność, na historję, na rozwój ducha ludzkiego w czynach i kształtach, jest zawsze różowy, niewinny i naiwny, nie odpowiedni pojęciom, wyrobionym w życiu rzeczywistem. To, co mamy z utworów Deotymy, dalekiem jest od utworów dojrzałego geniuszu, ale nie brak mu znamion genialności.“ Najwięcéj chwalonemi improwizacjami są: „Wiosna“, „Kamienie“, „Ptaki“, „Kwiaty“, „Miłość Najwyższa.“ Talent Deotymy wyrywa się czasami w kierunku dramatycznym, jak to wskazuje poemat: „Tomira“ i rapsod: „Stanisław Lubomirski.“ Nie pominęła dotknąć epopei poematem: „Polska w pieśni.“ Prócz tego wymienić należy znaczniejsze jej poezje, jak: „Wieńce“, „Sen“, „Potęga pieśni“, „Burza w pustyni“, „Natchnienia“, a szczególniej pod względem formy najwięcej zaokrąglona: „Modlitwa.“
Deotyma urodziła się przed rokiem 1840 w Warszawie, Ojciec jéj, Wacław Łuszczewski, radzca stanu i dyrektor wydziału przemysłu i handlu, jak najstaranniejsze dał jéj wychowanie. Już to oboje rodzice odznaczali się wysokiem wykształceniem i takowe w córkę swą przelali. Kształciła się pod kierunkiem Dominika Szulca i Antoniego Wagi, sławnego naturalisty. Podróżowała po Niemczech, a wycieczki na wyspę Rugję, górę Św.-Krzyską, w Karpaty i do Ojcowa opisywała w Gazecie Warszawskiéj i w Tygodniku illustrowanym. W roku 1865. wróciła wraz z ojcem z głębi Rosji do Warszawy.
Wzmiankę mą o Deotymie pozwalam sobie zakończyć zwróceniem uwagi Szanownych Słuchaczy na artykuły pani Wilkońskiej, zamieszczone w Tygodniku Wielkopolskim, w których autorka Ireny zapisała wspomnienia swoje z życia towarzyskiego w Warszawie, a jedno z tych wspomnień, Deotymie poświęca.
Obok sympatycznej postaci Deotymy posta-wić musimy Narcyzę Żmichowską, znaną pod imieniem Gabryeli. Żmichowska pod względem głębokości uczucia poetycznego przewyższać zdaje się Deotymę, choć niższą jest od niéj w bogactwie myśli i łatwości wierszowania. W dziełach pedagogicznych dla kobiet odznacza się światłym i trafnym doborem nauk, stósownie i przystępnie wyłożonych. Pierwsze jéj prace drukowane były po rozmaitych czasopismach, jak w Pielgrzymie, w Przeglądzie naukowym, w Bibliotece warszawskiéj. Razem zebrane wyszły w roku 1845. w Poznaniu, pod tytułem: „Wolne chwile Gabryeli.“ Jest to zbiór pomniejszych wierszy i opowiadań prozą, pełnych pięknych myśli, rzewnych uczuć, a ujętych w miłą, gładką formę. Fantastyczna powieść „Maina i Kościéj“ zawiera wiele zwrotów z natchnieniem napisanych. Wiersz „Szczęście poety“ lśni się prawdziwie cudnym poezji blaskiem. „Prządki“ są zbiorem udatnych powiastek o strachach. Do obszerniejszych a żywe zajęcie budzących powieści należy „Poganka“ i „Książka pamiątek, znaleziona przez Gabryelę.“
Poemacik: „Czemu mi smutno,“ uposażył się w takie bogactwo uczuć, myśli, ideji, że nie jest jedynie wynurzeniem duszy zaniepokojonej niedolą życia i zwątpieniem, ale jakby małym traktatem filozoficznym, przelanym w melodyjne tony poezji.
Marja z Majkowskich Ilnicka okazała próby znacznego talentu w tłómaczeniu Ossjana i w przekładzie poematu Walter Scotta: „Pan stu wysep,“ poematu jednego z najcelniejszych tego autora. Tłómaczenia te pojawiły się w Bibliotece Warszawskiej i zaszczytne tłomaczowi zyskały uznanie krytyki. Oprócz tłomaczeń napisała Ilnicka wiele oryginalnych poezji, a w r. 1860. ogłosiła: „Illustrowany skarbczyk polski,“ czyli wierszowane opowiadanie historji polskiej. W początkach nieszczęśliwie skończonéj akcji 1863. r. kilka nader pięknych, wzniosłą miłością Ojczyzny natchnionych pojawiło się poezji Ilnickiej.
W jednej z nich: „Do sióstr moich“ mówi:
„Polko! nim Bóg pozwoli skruszyć nasze pęta,
Nim na Golgotę zeszle zmartwychwstań anioła,
Ty bądź jak owa blada córka Izraela,
Co złotą swoją kosę stargnąwszy w żałobie,
Otarła nią skrwawione stopy Zbawiciela,
I wierząc w zmartwychwstanie, umarła na grobie.“
Dosyć wspomnieć panią Eleonorę Ziemięcką, autorkę znakomitego dzieła: Zarys filozofji katolickiej. Eleonora z Gagatkiewiczów Ziemięcka, własną wykształcona pracą, pióro swe wyłącznie filozoficznym poświęciła pracom. Wystudyowawszy utwory Chateaubrianda, pani de Staël i Benjamina Constant, starała się zaznajomić z filozofami niemieckimi, a głównie z systemem Hegla. Ona pierwsza nazwała ten system niezgodnym z religią chrześciańską. W dziele: „Myśli o wychowaniu kobiet,“ starała się wykazać godne stanowisko kobiety w obecnym wieku. Pragnąc zdobycze swoje i studia rozpowszechnić, zaczęła Ziemięcka od r. 1841. wydawać pismo periodyczne: „Pielgrzym,“ którego przez lat pięć była redaktorką. Ks. Chołoniewski, ks. Hołowiński, Bujnicki, Korzeniowski, Kraszewski i inni pisarze znakomici zasilali to pismo artykułami swemi. W r. 1856. wydała dzieło: „Zarysy filozofii katolickiej,“ w którém starała się przedstawić wszelkie węzły, łączące wiarę z wiedzą. Dzieło to przetłómaczonem zostało na język niemiecki. Wiele krytycznego talentu okazała Ziemięcka, rozbierając „Dumania“ Józefa Gołuchowskiego i „Kurs literatury słowiańskiej“ Mickiewicza — w swoich „Studjach,“ wydawanych w Wilnie. Obok tego tłomaczyła wiele dzieł znakomitych, wiele pożytecznych prac oryginalnych dokonała. Wszystkie dzieła téj autorki odznaczają się pięknym językiem, głębokością myśli, wzniosłością idei.
Godną siebie współzawodniczkę pod względem talentów myślenia, — choć na inném polu, — znajduje Ziemięcka w hrabinie Poniatowskiej, sławnej z dzieła: „O pochodzeniu Słowian.“ Świat uczony francuski i niemiecki olbrzymią temu dziełu przypisał wartość, a jeden z uczonych niemieckich wyraża się, że hrabina Poniatowska rzadkim jest geniuszem, że należy do rzędu tych kobiet, na jakie całe składają się wieki.
Obok tych pań wymienić musimy pannę Aleksandrę Gorajską, która w kole uczonych paryskich powszechną na siebie zwróciła uwagę, z powodu znakomitych talentów i głębokiej, a obszernej znajomości historji i prawa polskiego, tak dalece, że gdy raz znakomity profesor w Collège de France, pan Adolf Frank, w wykładzie swoim dotknął przedmiotu o ustawodawstwie polskiem, panna Gorajska kilka tak ważnych podała ma szczegółów i objaśnień, że — uderzony ich trafnością, umiejętną znajomość rzeczy cechującą, — przerwał swój wykład, a odczytawszy uwagi panny Gorajskiéj, słuszność zupełną im przyznał.
Im więcej posuwam się w rozwinięciu obranego tematu, tem więcej nasuwa się imion znakomitych Polek, zasłużonych literacką pracą, natchnionych, pełnych wysokiego talentu, boć, jak wspomniałem, 333 nazwisk kobiecych zapisało się pamiętnie w historii literatury i oświaty. Niepodobieństwem o wszystkich choćby pobieżnéj uczynić wzmianki, więc najwięcej znane postacie przywoławszy pamięci, ustęp poświęcony autorkom polskim zamykam wymienieniem kilkunastu jeszcze zaszczytnie znanych imion, jak: Anna Krakowianka, Marja z Gniezna, tudzież z prac historycznych znane panie: Tekla Wołowska, (matka sławnego we Francji naszego ziomka, dziś deputowanego Paryża,) i Aleksandra Borkowska, panna Regina Korzeniowska, bezimienna autorka historii „Polski i Rusi.“
W pedagogji i ekonomji pracowały, tudzież opisywały podróże i pamiętniki panie: Paulina Kraków, Julja Goczałkowska, Felicja Wasilewska, Kamińska, Dobieszewska.
W powieści i poezji panie: Antonina Mahczyńska, Julja Janiszewska, Lewocka, Morzkowska, Teresa Brzezińska, Zofja Kaplińska, Prusiecka, księżna Puzynina, Leśniowska, panna Odrowążówna, panna Walewska, panna Sadowska; panie: Sabina Grzegorzewska, Wojkowska Julja, Trojanowska, Kramocka, Marja z Woli i sławna feletonistka Czasu, pani Zofja Węgierska, tudzież wiele jeszcze, bardzo wiele innych, którym prawdziwą cześć literacką oddać należy.
Jedno jeszcze pozwalam sobie wymienić zasłużone imię pani Saulson, któréj pisma dla Izraelitów polskich tę olbrzymią zjednały autorce zasługę, że ułatwiły tak niezbędny dla narodu naszego proces spolonizowania współobywateli naszych wyznania mojżeszowego. Obok téj zasługi prawdziwą pani Saulson zykkała sobie wziętość, przetłómaczywszy znakomicie dramat Lessinga: „Nathan der Weise.“
W najnowszych czasach pojawiły się w pismach warszawskich pod pseudonimem „Jaskółki“ przecudne poezje młodej poetki, a na Litwie przed dwoma laty ośm równocześnie i w sąsiedztwie z sobą pojawiło się dziewic poetów, z których żadna dwudziestu lat nie skończyła. To osobliwsze zjawisko ośmiu dusz natchnionych posłużyło Wincentemu Polowi do napisania przecudnego wiersza, który z pisma lwowkiego „Strzecha“ wyjąć sobie pozwalamy, gdyż wiersz ten najlepiej znaczenie zjawiska tego wytłomaczy. Poeta nazwał poetki litewskie: gniazdem synogarlic, a poezję swą, legendą z naszych czasów i w niéj tak się wyraża:
Długie i rzewne płynęły modlitwy:
„Oni tam zginą Panie bez przewodu!
Straszliweś czasy dopuścił dla Litwy,
Ześlij pociechę duszną dla narodu!
Bo pod uciskiem już i dusza klęka
I język rwie się i wiara już pęka.
A gdy się wierny i złamany spodli,
Któż się z téj ziemi do Ciebie pomodli?
Kto na téj ziemi krzyża Cię pochwali?
Kto Ci się, Panie, ofiarą wyżali?
Kto tu nauczy pacierza i mowy?
Ludzkiemi słowy i bożemi słowy
Nikt tu już, Panie, do Cię nie zagada —
To biada, biada i wszystkiemu biada!“
............
............
I Pas na ziemię spojrzał miłościwie:
„Gdy wszystko padło — to wszystko ożywię;
Gdyś nie szedł ludu za twoim Aniołem,
Lecz władzą hardy upiłeś się w dumie,
I moc i władzę wszystką ci odjąłem.
Kiedyś zaufał w pogańskim rozumie,
Jam ci pokazał, że rozum nie starczy,
I wziąłem rozum, abyś się ukoił.
Kiedyś się zerwał do miecza i tarczy,
Jam w obec wrogów twoich cię rozbroił.
Abyś nie wierzył ni w rozum, ni w władzę
Ni w miecz, ni w zdradę: to ja ciebie sadzę,
Dziś na téj ziemi, gdzie straszno i ciemno,
Byś cudzych Bogów nie miewał przedemną,
Byś znał i o tém, że jam jest Jehowa,
Od słów stworzenia i Bożego słowa,
I że narody trzymam w mojém ręku,
W łasce i w karze, albo w dusznym lęku.
Przez ten lęk duszny droga do miłości,
I niech modlitwa wam tę drogę prości.“
I Bóg prawicę wszechmocną otworzył,
A jasny promień padł z ojcowskiéj ręki
Na ciemną ziemię modlitwy i męki
I cierpi naród na to, aby ożył.
A w miejscu oném, gdzie wśród puszczy ciemnéj
Strzelił ów promień stworzenia tajemny.
Ożyło gniazdo synogarlic ducha,
Bo nieprzejrzane są zrządzenia Boże.
I biedna ptaszka w miłości wygrucha,
Co cały naród wymówić nie może,
I temu daje świadectwo na ziemi,
Między obcemi i między swojemi,
Biedna ptaszyna zabłąkana w lesie,
Co gdzieś od Nieba dobre wieści niesie.
Z tego krótkiego, a tak ogólnego poglądu na prace literackie kobiet polskich, zaczerpnąć możemy wiary, że wielkim musi być geniusz naszego narodu, jeżeli powoławszy najznakomitszych wieszczów do pieśni, natchnąwszy ich duchem dawnych proroków Hebrei, — mógł się jeszcze rozdzielić i rozpłynąć w sercach i myślach tyku kobiet i kobietom do lutni tak wielce uzdolnić dłonie.
Cześć tym wybrankom narodowego geniuszu, cześć polskim w ogóle kobietom, bo one są strażnikami wiary ojców, bo one karmią polskiego ducha w narodzie, one wypiastowały Polsce bohaterów pogrobowców, one jak dawne Spartanki, synów ojczyznie na ofiarę oddawały, one żywią w swych sercach wieczny ogień Znicza, miłością ojczyzny płomienny.
Jeżeli w historji naszej nie spotykamy Joanny d’Arc, bohaterki orleańskiéj, to dla tego, że Polka wyższego bohaterstwa jest zdolną. Ponad bohaterstwo czynu, należne mężczyznie, a wiele wyżéj sięga w Boże źródła bohaterstwo poświęcenia. Takie bohaterstwo z prawdziwie Bożej pochodzi krynicy.
Poświęcić miłość najgorętszą, stargać całe szczęścia rodzinnego życia, zburzyć wszelkie zachwyty i nadzieje wszystkie, wyzuć się z mienia i w żelazną wpleść się pracę, pozbyć się wszystkiego, za czem wyrywa się serce, czego myśl pragnie i — wszystko to złożyć w ofierze na ołtarz Ojczyzny, oto bohaterstwo poświęcenia, bohaterstwo Polki.
Polka zdolną jest, na dobrowolną skazać się torturę. Polka idzie za mężem, ojcem, synem, lub bratem na straszne wygnanie, znosi katusze więzienia, idzie po krwią polską znaczonych szlakach w syberyjskie pustynie, jak aniół boży, sama zbolała, balsami beleści wygnańca; śród złamanych na duchu, upadających, sama jedna, potężna sercem i duchem, podnosi ich, dźwiga i sama pada poświęceń ofiarą. Ciało jej tonie w śniegowej zamieci, a duch zanielony w tym czyścu niewoli na ziemi, spełniwszy przeznaczeń swoich zadanie, wyrywa się w nieba wysokość, by u stóp bożego tronu jeszcze się modlić za Polskę, o Polskę; tam w Bożéj czerpie krynicy świętych natchnień zdroje i niemi napełnia serca i umysły drobnych dzieciąt swoich, które w poświęceń godzinie śród syberyjskich zostawiła lodów. Sieroty polskie Bóg na ojczystą sprowadza ziemię, by w ziemi łez i niedoli na przyszłych rosły bohaterów. A ileż to mamy takich bohaterek? Świeżo w pamięci naszéj wpisało się imię Konstancji Łozińskiej. Wieczna cześć narodu niech stoi na straży grobowców tych naszych męczenniczek.
Wpływ kobiet Polek na życie narodu moralne wielki. Kobieta w domowém ognisku piastuje polskość, przelewa ją w dzieci swe i zrządza, że krew obca nawet pod wpływem jéj serca w polską się przemienia. — Chopin — polskość swą z matki Polki przejął zupełną i duch jego uczucie tak splotły się z polskością, że nawet przelane w muzykę od Polski odłączyć się nie mogły. — Polskość tryska z każdéj jego kompozycji, a zda się, że w marszu jego pogrzebowym słychać jęk mordowanéj Polski.
Liszt opisując życie Chopina, wydziwić się nie mógł téj sile przyciągającéj naszego narodu, téj sile tak wielkiej, że kogo się dotknie, na każdym już niezatarte piętno polskości wyciska.
Chopin tak był przejętym miłością wszystkiego, co polskie, że nie mógł pojąć, jak cudzoziemcy mogą się obchodzić bez znajomości języka polskiego.
Tylko matka Polka taką miłość ojczyzny przelać może w serce dziecka, w którém w połowie obca krew się zbiega.
Zdarzyło mi się słyszeć pewnego Francuza mówiącego: „Dans toute la Pologne je n’ai pes trouvé une seule femme vieillie.“ I rzeczywiście — powiedział prawdę, bo Polka zawsze jest młoda uczuciem, zawsze piękną natchnieniem wiary ojców, miłością ojczyzny.
Zdaje mi się, że nie stanąłem w sprzeczności z tematem moim, poświęcając powyższy ustęp naszym matkom, siostrom i żonom, boć jeśli mówić mi wypadało o Polkach autorkach, należało zasłużoną cześć oddać i Polkom — kobietom.
Teraz z kolei rzeczy pozwalam sobie przystąpić do szczegółów, tyczących się pani Seweryny Duchińskiej.
Seweryna z Żochowskich, pierwszego małżeństwa Pruszakowa, obecnie Duchińska, nietylko do polskiej należy literatury, lecz ozdobą stała się istotną powszechnéj literatury europejskiéj. Dziwne rzeczywiście jéj talent przedstawia zjawiska. Bystrość badawcza rozumu, obok polotu fantazji, ścisłość naukowa, obok poetycznego natchnienia, — uczoność poważna i ciężka, obok elastyczności wyobraźni; — archeologia i powieść, etnografja i poezja, historya i estetyka, — wszystko to razem pochwyca swym niewyczerpanym talentem, wszystkiego szczęśliwie się dotyka, każdéj swéj pracy pierwszorzędną nadaje wartość, we wszystkiém do doskonałości się wznosi.
Już w wieku dziecięcym umysł jéj zapowiadał przyszłe swe objawy. Z zamiłowaniem trudniła się botaniką i zoologją, a ucząc się tych przedmiotów z upodobaniem jakby przyszłego specjalisty, znajdowała w nich stronę poetyczną i z nauki tej snuła poezję, składając jako dziecko udatne wierszyki o kwiatkach i muszkach. Snać umysł jéj tak się rozdzielił, że nadał jéj we wszystkiém tę równowagę, która pozwała równocześnie rozum nauce, uczucie i wyobraźnią poświęcić poezyi.
To niejako rozdzielenie się jednego ducha w dwu przeciwnych kierunkach: ściśle naukowym i poetycznym, powiałoby nas zobowiązywać każdy z tych kierunków śledzić osobno i osobne każdemu poświęcić uwagi. Mamy do czynienia z jedna osobą, a z dwoma autorami: z uczonym i z poetą. Że jednak oba te kierunki w większéj części dzieł pani Duchińskiéj tak ściśle ze sobą się spajają, że prawie uzupełniają się wzajemnie, razem traktować je będziemy.
Stanowisko pani Duchińskiej w świecie uczonych dokładnie zaznaczył p. Emil Hervet w sprawozdaniu swojém, odczytaném na posiedzeniu Towarzystwa etnograficznego w Paryżu 15. marca 1869 r. Wspomniałem już, że sprawozdanie to pojawiło się w obszernéj broszurze zatytułowanéj: „Relations sur les traveaux de Mme Duchińska,“ że p. Cortembert, sekretarz Towarzystwa jeograficznego paryskiego, polecił je rozwadze tegoż Towarzystwa na posiedzeniu 6. maja 1870. roku odbytém, i że sprawozdanie to w niemieckiém niedawno pojawiło się tłómaczeniu.
Zasługi pani Duchińskiéj na pola naukowém muszą być niemałe, sława jéj ugruntowaną, kiedy Towarzystwo etnograficzne paryskie mianowało ją swym członkiem. Jedyna to kobieta i Polka, która takiego dostąpiła uznania.
Pan Emil Hervet sprawozdanie swoje temi rozpoczyna słowy: „Gdyby nawet pani Duchińska nie była członkiem naszego Towarzystwa, sprawozdanie o jéj pracach koniecznémby dla nas było, bo przedmiot ich należy do obrębu naszych badań. Ważność ich nie uszła uwagi znakomitego historyka naszego, pana Henri Martin. Prace naukowe p. Duchińskiéj olbrzymiego są znaczenia tak dla tych, którzy głębszym badaniom literatury się oddają, jako téż i dla tych, co do rozwoju i postępu etnografii graniczących z Azją narodów umiejętną przykładają rękę i pilnie śledzą wszelkich nowych odkryć na polu téj nauki. Każde nowe odkrycie, każda praca w tym przedmiocie ważną jest dla nas zdobyczą, bo ze wstydem przyznać musimy,że do wczoraj prawie zostawaliśmy w odmęcie najsprzeczniejszych wyobrażeń; dopiero pracom pp. Auguste Viquesnel, Henri Martin, Marquis de Noeilles i innym uczonym naszym, nie mówiąc już o tym sławnym mężu (o Duchińskim), który prawdziwéj rewolucji w pojęciach naszych dokonał, — dopiero pracom tych panów zawdzięczyć musimy, żeśmy się uwolnili z błędów naukowych, wstyd nam przynoszących. Do nabytych już wiadomości pani Duchińska nowe, a obfite przynosi nam nabytki itd.“
Takim wstępem rozpoczyna p. Hervet opowiadanie swoje, lecz zanim Szanownych Słuchaczy o dalszą uwagę w przeglądzie prac pani Duchińskiej poproszę, pozwolę sobie na chwilę zboczyć od przedmiotu i poświęcić słów kilka panu Duchińskiemu, bo to wyjaśni nam ważność i znaczenie najnowszych odkryć etnograficznych, o których pan Hervet wspomina.
Prawie do końca pierwszéj połowy bieżącego stulecia, błędne w Europie zachodniéj panowało mniemanie, jakoby narody słowiańskie jednę narodową tworzyły całość, objawiającą się w kilku narzeczach językowych, zlewających się w wspólności literatury; jakoby narody te nie miały wyrobionych swych indywidualizmów, lecz w wspólnym indywidualizmie słowiańskim, szukały ostatecznego skupienia. Te fałszywe pojęcia naukowe, rozpowszechnione na zachodzie, stały się przyczyną błędnej statystyki, wliczającéj Moskali do słowiańskiéj gromady narodów.
Jeżeli przyjmiemy definicję pojęcia narodowości: że naród jest społeczeństwem, związanem z sobą wspólnością języka, zwyczajów, tradycji, ideii i celów historycznych, to na pierwszy rzut oka przyznać musimy, jak wielce mylił się zachód w wyobrażeniach swoich, boć wśród narodów słowiańskiego pochodzenia spotykamy tak odrębne idee, cele historyczne, tak odrębne języki, że każdy z tych narodów przedstawi się nam o silnie zarysowanym indywidualizmie, niedającym się zatrzeć, zagubić, chyba przez zabójstwo którego z nich. Śród narodów słowiańskich spotykamy te same odrębności cechy, jakie widzieć się dają śród narodów romańskich i teutońskich, a jak się różni Włoch od Francuza i Hiszpana, Niemiec od Anglika i Szweda, tak różni się Polak od Czecha, Serba i Chorwata. Jak panteutonizm i panromanizm narodowy, (nie mówię tu o możliwém państwowem połączeniu się tych narodów), byłyby ideami już nie śmiesznemi, ale szalonemi, tak śmieszną i szaloną jest idea panslawistyczna, której jedynie albo idiotyzm pelityczny, albo narodowa zdrada usługi swoje ofiarowań mogą.
Te indywidualizmy narodowe trzech głównych plemion europejskich, pokrewnych sobie znamionami cywilizacji, i różnica ich zasadnicza w obec plemion o znamionach cywilizacji odmiennych posłużyły p. Dachińskiemu za punkt wejścia do badań nad przyczynami tych różnic w objawach cywilizacji, do szukania podstaw i źródeł, z których różnice te wynikły. I oto owocem tych badań jest teorja o rozpołowieniu się ludzkości na dwa olbrzymie szczepy Iranów i Turanów, teorja, która już dzisiaj stała się dogmatem naukowym w całéj Europie.
Pan Duchiński, Kijowianin, przewodniczący przez czas dłuższy w Towarzystwie etnograficznem paryskiem, dał się poznać całemu światu uczonemu. Idee swoje o stósunkach plemion irańskich do turańskich, o turańskiem pochodzeniu Moskali rozwijał Duchiński w publicznych odczytach w r. 1865 w Paryżu. Właściwie tym odczytom jego zawdzięczamy zmianę ustawy z 1840. r., normującej naukę o Słowiańszczyznie we Francji.
Idee swe wypowiadał Duchiński światu niemieckiemu w odczytach w Zürichu w r. 1868.
Gottfried Kinkel w ten sposób wyraża się o Duchińskim: „Piękną jest idea Duchińskiego, bo podług niego zadaniem jest umiejętności zbudować pokój miedzy narodami,“ a daléj tak mówi: „Widzę w Duchińskim jednego z najuczeńszych ludzi tegoczesnych tak pod względem ogromu studjów i wiadomości, jako też pod względem wysokich poglądów, jakie teorje jego obejmują.“
Dziennik wiedeński Neue freie Presse, w artykule Karola Blinda, zamieszczonym w num. z 22go grudnia 1870 r. a zatytułowanym: „Russlands Rolle unter den Slaven,“ opiera trafne poglądy polityczne na teorji Duchińskiego.
Moglibyśmy tu przytoczyć jeszcze głos profesora Biedermanna, głosy wielu innych uczonych niemieckich, włoskich i angielskich na dowód, że nietylko Francja, ale Europa cała przyjęła zasady Duchińskiego za podstawę nauk etnograficznych i historyozofii. Zatrzymałoby mnie to zbyt długo na zboczeniu od właściwego przedmiotu, więc to jeszcze tylko nadmienić sobie pozwalam, że uczeni rossyjscy, Kawelin, Arssnjew, — w Petersburgu pod bokiem cara — tęż samą wygłosili zasadę, przyznając otwarcie turańskie, a więc niesłowiańskie, pochodzenie swego narodu. Co więcéj, w książce z rozkazu Mikołaja w szkołach rossyjskich zaprowadzonej: „Podręcznik do nauczenia się historji rossyjskiéj przez Ustriałowa, — (Rukowodstwo k pierwonaczalnomu izuczeniju ruskoj istorji. N. Ustriałowa. Izdanie odinadcatoje z atłasom. St. Petersburg 1859),“ wyraźnie wypowiedziano i nawet na mapie naznaczono, że w dzisiejszem cesarstwie rosyjskiem jedynie te kraje są pochodzenia słowiańskiego, które Polsce odebrano, a więc Ruś tylko; zaś właściwa Rossja uznaną jest w owej szkolnej książce za kraj turański, z językiem od Słowian przyjętym.
Po cóż w téj sprawie innych jeszcze poszukiwać dowodów?
Nie mogąc już dłużej odrywać uwagi Szanownych Słuchaczy od głównego przedmiotu, wracam do pani Duchińskiéj.
Otóż pan Rervet, mówiąc o prawach Viquesnel’a, Martina i de Noailles’a, tudzież o pomnożeniu tychże pracami Duchińskiéj, miał na myśli badania etnograficzne, w kierunku przez Dachińskiego wskazanym podjęte.
Nawet w pracy tak ściśle naukowej, jak etnografia, posługuje się pani Duchińska poezją, tłómacząc pieśni ludu ruskiego i pieśni kozackie, wykazując w nich różnicę pojęć, uczuć, dążności, różnicę, jaka zachodzi miedzy słowiańskiemi, a więc irańskiemi Rusinami a Kozakami, którzy, równie jak Rossjanie, do turańskiego należą pokolenia.
Już to wszystkie tłomaczenia Duchińskie, dokonywane z języków: francuskiego, angielskiego, hiszpańskiego i niemieckiego na polski, oprócz znakomitością i trafnością przekładu, odznaczają się bogactwem uwag, porównań i poglądów, pomnażających ich urok i wartość.
Ogromna ilość tych wybornych przekładów wiąże się z nie mniejszą prac oryginalnych, które razem około 70 tomów i broszur obejmują, nie licząc rozlicznych, po czasopismach rozrzuconych korespondencji.
W r. 1847 zaczęła Duchińska zawód swój literacki, a postępując w nim, każdy krok swój znaczyła zasługą dla literatury i oświaty narodowej. — W krótkim czasie, takie zyskała uznanie, że Lelewel przeczytawszy poemat jej „Drużbacka,“ wyraził się, iż powab jéj poezji przeniknął go całego, dając mu jedyną pociechę w cierpieniach wygnania.
Lewestam, jeden z najznakomitszych krytyków polskich przyznaje, że dzieła Duchińskiéj odznaczają się pięknością formy i harmonją najwznioślejszych myśli. Wójcicki, porównywając poemat jej: „Klonowica“ z poematem Syrokomli: „Zgon Acerna,“ przyznaje wyższość pierwszemu nad drugim, mimo — że „Zgon Acerna“ — do najpiękniejszych utworów Syrokomli należy.
Oba te poemata: „Drużbacka“ i „Klenowicz“ — w wielkich napisane rozmiarach tak, że pierwszy 4000, drugi 2000 wierszy liczy. W poematach tych obrała sobie autorka kierunek i rodzaj, któremu Pol i Syrokomla pierwsze wyznaczyli koleje, tj. gawędę. Poemat: „Drużbacka,“ jest raczej obrazem dziejów narodowych w epoce Drużbackiej, aniżeli jej osobistą historją.
Już to po większéj części stara się Duchińska w każdem dziele swojem, obok uwydatnienia głównej osobistości, dokładny podawać rysunek ducha czasu i charakteru społeczeństwa, z którego czerpie swój temat. We wszystkiem przebija się ten historyczno-etnograficzny kierunek, z którego nigdy nie zbacza. W dziele dla młodzieży: „Rozrywki dla młodocianego wieku,“ wydanem w 15 tomach, a w trzech seriach w Warszawie, zamieszczą liczne ustępy o etnografii Polski, podaję topograficzne obrazy z życia i obyczajów mieszkańców różnych stron Polski, a wszystko to przeplata zbiorem przysłowiów i pieśni, w różnych częściach kraju pochwyconych.
Z zamiłowaniem poświęcała się autorka nasza pracy dla ludu wiejskiego, wydając bibliotekę ludową, tudzież „zasady gospodarstwa,“ przeznaczone dla dziewcząt wiejskich.
I te w tej chwili wymienione dzieła i innych dla młodzieży obfitość, jak: „Powiastki dla młodego wieku,“ „Noworocznik dla młodzieży,“ itd. zjednały jéj chlubne uznanie Towarzystwa rolniczego w Warszawie.
Komitet tegoż towarzystwa, z hrabią Andrzejem Zamoyskim na czele, uchwałą zapadłą, w 1851 roku, wypowiedział autorce naszej wyraz wdzięczności i uznania za prace tak pożyteczne dla dobra narodu, a szczególniéj za prace dla ludu podjęte. W myśl tej uchwały ofiarował jej komitet zbiór nader kosztownie oprawnych jej dzieł z napisem, w którym nazwano Duchińską jednym z najzasłużeńszych autorów polskiej literatury.
Doniosłość tego uznania ze strony Towarzystwa rolniczego tem większą, tem ważniejszą się nam okaże, gdy sobie przypomnimy, że wówczas w przyduszonej przez Mikołaja Kongresówce Towarzystwo jedynym było organem reprezentującym interesa narodu, że w niem skupiał się wyraz opinii publicznej, że ono tworzyło jakby areopag sterników narodowej myśli.
Wystawa paryzka 1867 r. zawdzięcza Duchińskiej bogaty zbiór fotografii wieśniaków i wieśniaczek ze wszystkich okolic Polski wybitniejszych, z pod wszystkich trzech zaborów. Towarzystwo etnograficzne paryzkie, uznało ogromną ważność tego zbioru dla studjów etnograficznych.
A kiedy już mowa o pracach jej dla ludu i o ludzie, niech mi wolno będzie wspomnieć, że tak dla etnografii, jak i dla poezji samej przetłómaczyła znaczny zbiór pieśni ludowych francuzkich na język polski, a od niedawna pieści ludu polskiego na francuski język przekładać zaczęła.
Co do tych tłomaczeń, posłużę się słowami p. Hervet, ktory jako cudzoziemiec, a do tego Francuz, nie wahał się przyznać wyższości językowi polskiemu nad francuzkim w poezji. Pan Hervet tak mówi: „Tłomaczenia te pieśni ludu polskiego na nasz język, oprócz poetycznéj, tę ważną jeszcze, naukową, dla etnografii mają wartość, że nas zaznajamiają z charakterem mieszkańców kotłowin Wisły, Dniestru, Dniepru i Dźwiny, które oparte o Karpaty, stanowią obszar ziem polskich. Te cztery kotłowiny rzek, nie są ziemiami obcych sobie narodów, lecz tworzą wspólnie 4 historyczno-geograficzne prowincjonalizmy, łączące się z narodowem i politycznem jęciu: „Polska.“ Pani Duchińska długo się wahała w rozpoczęciu téj pracy tłomaczeń — mimo, Że pragnęła szczerze zapoznać publiczność naszą z tym ważnym objawem polskiego żyda, mimo — że w pracy tej widziała korzyść dla etnograficznych studyów. Wahanie się autorki w tym względzie pochodziło z obawy przed trudnościami języka francuzkiego. Wprawdzie włada nim równie biegle, jak swym językiem ojczystym, lecz obawiała się, że niezdoła po francnzku wyrazić tych wzniosłych myśli, jakiemi jej poezje się odznaczają, że francuzkim językiem niezdoła tak umiejętnie się posługiwać w poezji, jak swym ojczystym się posługuje.“
„I nic dziwnego; słuszny to powód wahania się poety, bo kto zrodził się poetą bogatej, wspaniałej i kwiecistej mowy polskiej, temu do poezji francuzki język nie wystarczy.“
„Olbrzymie to bogactwo języka polskiego, którego wyrazy w nieskończoność zdrabniają się, zgrubiają i najsubtelniejsze odcienia pojęć dokładnie uwydatnić mogą. Wielką jest żywotność mowy polskiej i nieprzebralne w niej źródło materjału do najpiękniejszych kształtów poezji“.
„O ile nasz język stał się językiem salonu i dyplomacji, o tyle polski język stać się powinien językiem salonu i poezji“.
Tak o języku naszym wyraża się Francuz, śród stolicy Francyi, wobec najuczeńszych Francuzów.
Przyznać się wypada, że Francuz powiedział nam to, nad czem my sami mało kiedy chcieliśmy się zastanowić i, rzecz dziwna, tak jesteśmy skromni, a może obojętni, żeśmy sami niedopatrzyli w mowie swojej tych przymiotów, które dopiero cudzoziemiec w całym blasku nam wykazał. Jeżeli sami sobie niechcieliśmy wierzyć, uwierzymy dziś może uczonemu cudzoziemcowi i Francji, że mowa nasza na większe z naszéj strony zasługuje pielęgnanowanie.
Dziękując p. Hervet za tak pochlebne uznanie piękności naszego języka, dodać musimy, że pani Duchińska inny jeszcze miała powód wahania się w pisaniu po francuzku.
Dziś, gdy w większej części obszarów ziem polskich język polski na' bannicję skazany, gdy nieprzyjazne nam żywioły silą się na jego zagładę, tym większym jest obowiązkiem pielęgnować go troskliwie i utracony obszar językowy rozszerzać zawsze i wszędzie. Pani Duchińska, poczuwając się do tego obowiązku patryotycznego, zastanawiała się długo, czy uchwyceniem za francuzkie pióro obowiązkom Polki się nie sprzeniewierzy.
W tej mierze była to już skrupulatność zbyteczna, i autorka nasza policzywszy ją za takową mistrzowskich dokonała przekładów.
Pieśni ludowe są bezwątpienia ważnemi czynnikami w pomnożeniu pojęć etnograficznych; więc nie przestaje Duchińska na tłomaczeniu pieśni francuzkich na polski i polskich na francuski język, ale posuwa się dalej na północ i tam śród fińskiego ludu znajduje odwieczną epopeę „Balevala,“ tłomaczy ją na język polski i pełne gruntownej nauki i bystrego badania dodaje do tłomaczenia uwagi.
W tem połączeniu poezji z nauką leży punkt ciężkości jej talentu; — te uwagi, poglądy, porównania ściśle naukowe, grupujące się obok najpoetyczniejszych dźwięków, — to wysnowanie się poezji z nauki, nauki z poezji, stawia Duchińską na zupełnie odrębnem stanowisku w literaturze, na którem z nikim się nie spotyka, stanowi właściwą jej tylko oryginalność pracy.
W wyborze dzieł, które z obcych języków na polski przekłada, mniej kieruje się indywidualną skłonnością, a raczej idzie za głosem głębokiego rozmysłu. Tłomaczy to tylko, co albo nauce korzyść przynieść może, lub to, czego literaturze naszéj niedostaje. Nie kusi jej powieść, ani poezya liryczna, bo jednego i drugiego olbrzymie u nas zasoby. Natomiast widząc brak w naszej literaturze poematów historycznych tego zakroju jak, „Cyd“, albo „Roland“, przyswaja je polskiemu językowi.
W tłomaczeniach pani Duchińskiej widać nietylko natchnionego poetę, lecz ścisłego i wiernego kopistę oryginałów.
Przymiot ten ważny nadać mogła swym pracom, bo nie ogranicza się na dokładnem jedynie zbadaniu oryginała, na przejęciu się nim, ale czerpie natchnienia do przekładów u tych samych źródeł, które ducha wieszcza natchnęły. Mając tłomaczyć „Cyda“, jedzie do Hiszpanii i tam na miejscu szuka tradycji bohatera, rozmawia z jego cieniom, poznaje go na rodzinnej ziemi i przywozi garść natchnień, z których już nie tłomaczenie, ale — jakby odświeżony Iryska oryginał.
Na ostatniem naszem posiedzeniu sprawozdanie o pracach pani Duchińskiej zakończyłem
wykazaniem olbrzymiej wartości tłomaczeń, jakich z różnych dokonała języków.
W tłómaczeniach tych, jak powiedziałem, nietylko natchnionego widać poetę, ale wiernego kopistę, znakomitego krytyka, ścisłego badacza dziejów styczność mających z tematem poezji historycznych, które autorka nasza polskiemu przyswaja językowi. Pani Duchińska bowiem, nie poprzestaje na samym przekładzie poezji, ale zaopatruje go w takie bogactwo wyjaśnień, uwag, poglądów, że takowe w olbrzymie, o największej wartości krytycznej i historycznej, wzrastają komentarze. Z komentarzy tych możnaby całe tomy najpiękniejszych rozpraw historiozoficznych zestawić.
W poglądach swoich dotyka szczególniej związku i podobieństwa, jakie zachodzą między objawami życia moralnego i historycznego ludów romańsko-germańskich i narodu polskiego. Jak z jednej strony zestawieniem tych podobieństw pragnie zainteresować myślącą publiczność polską, tak z drugiej strony ułatwić chce umiejętności poszukiwania za stycznemi punktami cywilizacyi różnych narodów aryjskiego pochodzenia.
Tego rodzaju badania i spostrzeżenia splątają się w przedmowie do tłomaczenia „Cyda.“
Oprócz badań własnych zużytkowała w niej pani Duchińska znakomite prace p. Damas-Hinard, który dokładnie znając dawną i dzisiejszą literaturę hiszpańską, swoje tłómaczenie „Cyda“ wybornemi uposażył objaśnieniami.
Dzieło Emila Chasles o Cervantesie zachęciło autorkę naszą do napisania szeregu artykułów w „Bibliotece Warszawskiej“ zamieszczonych, które nader ważne, a z powodu oryginalnych poglądów wielce interesujące stanowią dzieło. W niem porównywa autorka położenie Hiszpanii w 16 wieku z położeniem Polski, a z porównania wielkie między tymi narodami wysnuwa podobieństwo pod względem moralnych sytuacji, intelektualnego rozwoju. Podobieństwo to według niéj nie tylko we wspólności aryjskiego pochodzenia i w wytworzeniu się silnie zarysowanych indywidualności cywilizacyjnych przyczynę swoją znajduje, ale i w przeznaczeniu historycznem, które oba te narody na kresach aryjskich plemion postawiło, skazując je na walkę z żywiołem turańskim, reprezentowanym przez Arabów, Turków i Tatarów.
Tak Hiszpanom, jak i Polakom przypadło w udziele bronić granic Europy, bronić cywilizacyjnych zasad aryjskich na indywidualizmie i dążeniu do wolności wzrosłych — przed zalewem wprost przeciwnej cywilizacji turańskiej, na komunizmie i dążeniu do absolutnej władzy opartej.
Niewola Cervantesa w Algierze przypomina jeńców polskich w Krymie i Carogrodzie, a śród walk na dwu krańcach Europy, podobni rosną bohaterzy, podobne o bohaterach wysnuwają się tradycje, podobne z tradycji pieśnie i historyczne zapiski.
„Rolanda“ tłomaczyła Duchińska podług wydania d’Avrila, a tłómaczenie to, równie jak i przekład „Cyda,“ w znakomite zaopatrzyła przypisy. — Między innemi w przypisach tych mówi Duchińska, że poemat o Rolandzie zasługuje na baczną uwagę literatury naszej tem więcej, że duch z poematu wiejący, że cała jego osnowa, jakby swojskiemi nam się wydają, bo są wyrazem ducha narodu, najwięcej nam duchem pokrewnego. — Głównym przedmiotem tego poematu są wojny z muzułmanizmem, a to przypomnieć nam musi ową dobę dziejów naszych rozpoczętą w 13 wieku na polach Lignickich w bitwach z Tatarami, zamkniętą zwycięstwem Sobieskiego pod Wiedniem.
Dalej mówi autorka, że postać Karola W. nie jest nam obcą, bo najpierw Saksonowie, wyparci ze swych posad pod naciskiem cywilizatorskich wypraw Karola Wgo, u nas gościnnego doznając przyjęcia, z imieniem jego nas zapoznali, a potem tronowe jego krzesło wraz z dzidą św. Maurycego cesarz Otto ofiarował Bolesławowi Chrobremu, który na wschodzie Europy tego się podjął zadania, jakiego Karol W. na zachodzie dokonał. — Chrześciańscy bohaterowie poematu, jak: Roland, Olivier, arcybiskup Turpin i inni przywołują pamięci naszej postacie takie, jak: Jaksa, Dunin, Piławita, Zawisza i wielu innych.
Jak widzimy, pani Duchińska nie poprzestaje na tłomaczeniu samem znakomitych owych poematów, lecz, uważając je za objaw moralnego i historycznego poczucia się spółeczeństwa, bada spółeczeństwo samo, wchodzi w głąb jego, śledzi pilnie tajników jego ducha, tłomaczy znamienicie motywa poetycznych tegóż objawów i tym sposobem obok poety staje przed nami głęboki badacz dziejów, literatury i cywilizacji powszechnej wszelkich narodów aryjskiego pochodzenia.
Pracując nad Rolandem, szukała autorka natchnienia w miejscu, w którem zaszły wypadki tło poematu tworzące. Była w Béarn i Tuluzie, a rozpocząwszy podróż po Francji, odwiedziła w 1866 roku Lotaryngię, w sto lat po przyłączeniu jej do Francyi. W Lotaryngii natchniona wspomnieniami króla-filozofa, Stanisława Leszczyńskiego, przetłomaczyła na język polski wydaną wówczas rozprawę pana Lacroix, profesora filozoficznego wydziału w Nancy, rozprawę dla nas żywy budzącą interes, mianowicie: „O niewydanych rękopismach króla Stanisława.“ Jak zwykle i to swoje tłomaczenie w bogate zaopatrzyła przypisy.
Między jej pracami ciekawą znajdujemy rozprawę o dziele Napoleona III „Juliusz Cezar“ obok dokładnie tłomaczonych wyjątków.
Mówiącemu o Cezarze, nasuwa się pamięci Vercingetorix, najsławniejszy z Gallów. Nadmienić więc muszę, że pani Duchińska przetłomaczyła rozprawę i poemat p. Henri Martin o Vercingetoryxie, a do tłomaczenia dołączyła życiorys pana Henri Martin, tego sławnego historyka i poety, którego pisma o Słowiańszczyznie epokę we Francji stanowią.
Jedną z największych zasług, jakie Duchińska w literaturze naszej położyła, jest zapoznanie nas z głównemi poematami innych europejskich narodów.
Wspomniałem już o tłomaczeniu fińskiego rapsodu rycerskiego „Kalevala“ i o znakomitych komentarzach, do przekładu dołączonych. Autorka nie poprzestaje na tem, i aby nas lepiej jeszcze z literaturą skandynawską zapoznać, tłomaczy wielkie dzieło Eichhoffa „O literaturze 'narodów północnych,“ obfitujące w zbiory najpiękniejszych poezji skandynawskich. Ażeby całą doniosłość wartości tej pracy wyrozumieć, zauważyć trzeba, że dzieło Eichhoffa jedynem jest, jakie literatura europejska w tym przedmiocie posiada. Z uczonych europejskich pierwszy dopiero Eichhoff wyczerpujące napisał dzieło o literaturze Słowian i Skandynawów, dzieło odznaczające się ścisłością w badaniu, głęboką znajomością ducha obu tych grup językowych.
Rzecz dziwna. Tyle historycznych wspomnień, tyle sympatii, tyle wreszcie podobieństwa w położeniu i charakterze narodowym łączy nas z Węgrami, że już to samo powinno było wystarczającym być powodem do zapoznania się z nimi na polu naukowem. Obok tego, inny jeszcze nasuwa się powód nader ważny, a mianowicie: wyjaśnienie genezy przeobrażenia się turańskich Węgrów w naród, duchem swym najzupełniej europejski.
Mimo obu tych dostatecznych wcale do badań naukowych powodów, nie miała literatura nasza do roku 1863 żadnego specjalnego dzieła o Węgrzech. Dopiero w roku wymienionym wydała pani Duchińska tłomaczenie swoje historii węgierskiéj Boldényi’ego. Tłomaczenie to autorki naszéj po części uważanem być może za oryginalną pracę, bo uzupełniła oryginał dodatkami ze źródeł angielskich i francuskich wysnutemi. Dodatki te tak są znaczne, że jednę czwartą część całego dzieła stanowią.
Dziś, gdy kwestja emancypacji kobiet tak szerokiem po świecie rozpłynęła się korytem, budząc umysły do głębszego rozpatrzenia się w stósunku płci słabej do męskiej i do spółeczeństwa, gdy kwestja ta tu i owdzie potwornie się pojawia i wynaturzenie się kobiety za sobą sprowadza, pani Duchińska sięga w nią i obszerną poświęca jej pracę.
Jakkolwiek kwestja ta, naszem zdaniem, żadnego nie potrzebuje rozwiązania, bo rozwiązaną jest od wieków, — gdyż rozwiązała ją natura sama, kształtując kobietę do spełniania odmiennych od mężczyzny przeznaczeń, — rozwiązało ją chrześciaństwo, wyzwalając kobietę z niewoli, rozwiązał ją Bóg sam, dając matkę Synowi Bożemu, — to jednak pożyteczną ze wszech miar jest rzeczą, badać jej pojawienie się, cele i drogi, któremi kroczy. Z tego względu praca pani Duchińskiej na tem polu na baczną zasługuje uwagę.
Autorka nasza ranienia, że u narodów aryjskiego pochodzenia kobieta zawsze równorzędne z mężczyzną zajmowała stanowisko, o czem świadczą pojęcia ludowe. Ażeby stanowisko kobiety u Arjów wyjaśnić swoim rodakom, tłómaczy pani Duchińska nader liczne ustępy z dzieła Claryssy Bader „Kobieta w starożytnych Indyach“, z dzieła uwieńczonego przez akademię francuską. Jak zwykle, i w tym przekładzie obfite dodaje przypisy, zawierające wiele mitycznych i historycznych legend z nad Dniepru, znamionujących stanowisko kobiety.
Jedna praca rodzi drugą u autorki naszej. Tłómaczenie dzieła Eichhoffa posunęło Duchińską do dalszych studiów nad poezją, skandynawską, i jej zawdzięczyć musimy zapoznanie się z koryfeuszami nowszej literatury skandynawskiej, jak: Oehlensleger, Björson i Tegnér. O tym ostatnim wyczerpującą podał wiadomość hrabia Engeström. (Ezajasz Tegnér, odczyty literackie Wawrzyńca hr. Engestrem. Drezno, druk i nakład J. I Kraszewskiego 1870).
Z tłómaczenia historji węgierskiej przeszła autorka do dalszych badań duchowego życia Madjarów i oto uwija nam przepiękną tłómaczeń wiązankę z najdoborowszych poezji lirycznych węgierskich. Tłómaczy ballady takich poetów, jak: Garay, Vörösmatry i Eötvös.
Opierając się na dokładném poznaniu zasad duchowego życia Magyarów, polemizuje Duchińska z księżniczką Dora d’Istria, sławną koleżanką swoją z Towarzystwa geograficznego w Paryżu, w przedmiocie tegoż życia dotyczącym. Księżna Dora d’Istria zamieściła w „Revue des deux mondes“ obszerną rozprawę o poezji ludowej węgierskiej, upatrując w niej i w całej intelektualności magyarskiej turańskie podstawy. Duchińska sprzeciwia się temu zapatrywaniu stanowczo, udowadniając swe zdanie, że Węgrzy śród wieków i pod wpływem pierwiastków aryjskich najzupełniej przejęli się duchem cywilizacyi aryjskiej, zatarłszy w swem życiu turanizmu ślady.
Z równą skrzętnością gromadzi autorka nasza wiadomości o Czechach, Słoweńcach i Serbach. Zapoznaje nas z literaturą i tych pobratymczych narodów, tłomaczy poetów słoweńskich: Presera i Vodnika.
Nie pomija literatury niemieckiej; i w niej odszukuje takich literatury zabytków, które albo z historją mają styczność, albo polskiej publiczności nieznane, prawdziwą wartością swą literacką żywy interes obudzić w niej mogą.
Tłomaczy Weilena: „Rosamundę“, większą część „Ottokara“, Grillparzera tudzież wiele z poezji Anastazego Grüna, Kinkla i innych poetów i uczonych niemieckich.
Prawdziwy to ogrom tłomaczeń, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że tłomaczenie jej każde podwójną przedstawia pracę: przekładu i oryginalnych poglądów i objaśnień.
Ta niezmordowana czynność na polu tłomaczeń, nie wyłączyła jej talentu z pola prac oryginalnych. — Nadmieniliśmy już o niektórych dziełach autorki naszej, a wypadałoby jeszcze kilka godzin zajmować uwagę słuchaczy, chcąc o wszystkiem, co pisała, szczegółowo wspominać.
Do rzędu znakomitych prac należą, prócz poprzednio wymienionych, poemata: „Domowe ognisko“, „Dwie gwiazdy“, „Szkoła“, „Aleksota“, „Próby dramatyczne“ itd., tudzież prace inne, jak: „Noworocznik dla młodzieży“, powieści, „Eleonora Austryaczka, królowa polska“, „Wycieczka w Pyrenee“, w końcu wyborne tłomaczenia: „Legenda wieków“ z Wiktora Hugo. Utwory różnych poetów, jak: Lamartine, de Laprade, Brizeux, Jasmin; „Badania niektórych momentów z dziejów Słowian i ich sąsiednich narodów, Finnów i Turków, z biografią autora (Viquesnela)“. — „Opowiadania dla młodzieży“ z angielskiego. „Bretania i Bretańczycy“ z Emila Souvestre. „Powieści Antonio Trueba“ z hiszpańskiego. „Wojak Janos.“ Petöfiego i inne tego poety utwory, wraz z jego biografią.
Z tego, cośmy o pani Duchińskiej powiedzieli, i z wymienionych jej dzieł widać, że śmiało podejmuje wszelkie pytania naukowe z dziedziny etnografii, lingwistyki, historji — a mimo ducha samodzielności, jaki te wszystkie prace ożywia, autorka z rzadką zaprawdę skromnością upatruje w nich tylko streszczenie, sformułowanie tego, co się w tych gałęziach nauk w dziedzinie europejskiej literatury pojawiło.
Wszystko, co wychodzi z pod jej pióra, tak pięknym wyrażone jest językiem, tak pięknym zaleca się układem artystycznym, że jeden z poetów warszawskich (Odyniec) wyraził Sic, iż każda pani Duchińskiej korespondencja jest poematem. A korespondencjami swemi wzbogaca prawdziwie autorka nasza Bibliotekę Warszawską. Najważniejszą częścią korespondencji pani Duchińskiej jest utrzymanie stósunków duchowych ze wszystkiemi narodami, których zna język, lub których dzieła poznać może w językach jej znanych. Z języków europejskich zna prócz polskiego: ruski (nie rosyjski czyli moskiewski), niemiecki, francuski, angielski i hiszpański. Korespondencje jej zajmują miesięcznie 2 arkusze nabitego druku. Owe sprawozdania dwuarkuszowe w miesiącu są nader i tarasującą częścią biblioteki.
Ogólnie rzec można, że nie mamy w Polsce pisarza, któryby z taką miłością, z taką nauką różnostronną, z takim talentem pisarskim, z takim systemem i dodajmy z taką stałością poświęcał się dla utrzymania duchowej federacji Polski z innemi narodami Europy.
Co do talentu poetyckiego, toć nie przelał Bóg w Duchińskę geniuszu Mickiewiczów, Krasińskich , Słowackich — ale przedstawia ona talent poetyczny znakomity nietylko w języku, w stylu, ale w wynalazku, w idei.
Jakiż to bogaty objaw fantazji w poemaciku: „Dwie gwiazdy.“ Jest to dusza — zdawałoby się ciągle marząca, śpiewająca! Taką była w kraju, za granicą jest takąż samą, ale fantazja przybrała skalę wyższą, bo i cele wyższe.
W tłomaczeniu znakomitych poematów wzmógł się talent jej poetyczny, zaprawił na świetnych wzorach, rozrósł się, spotężniał i prawdziwym zajaśniał blaskiem w poemacie: „Polska w upadku i w odrodzeniu, czyli Rejtan.“ Przedmiotem tego poematu jest rzecz z obrazu Matejki, który był na wystawie powszechnej w Paryżu, a dzisiaj znajduje się w galerji wiedeńskiej. Jak słyszeliśmy, p. Duchińska zwiedziła obraz Matejki w Paryżu przeszło 30 razy bądź sama, bądź w towarzystwie znajomych. Natchnienie jej znalazło pomoc i źródło w arcydziele mistrza, lecz temat zidealizowała sama tak co do ogólnéj charakterystyki, jak i co do najdrobniejszych szczegółów i powstał poemat, jedyny w swoim rodzaju w literaturze polskiej. Mamy więc ten sam przedmiot wyrażony pędzlem genialnego malarza i piórem utalentowanego poety.
Tytuł poematu „Polska w upadku i w odrodzeniu, czyli Rejtan“, stawia nam arcydzieło Matejki w świetle daleko obszerniejszem nad to, w jakiem powszechnie opinia publiczna je widzi. Zwykle nazywają obraz, o którym mowa: Rejtan, lub 1szy podział kraju, lub zdrada magnatów. — Tymczasem poeta nasz w rozpaczy Rejtana widzi rozpacz nad zdeptaniem prawa narodów, nad shańbieniem się godności narodu w kilku jego reprezentantach, ale nie nad zatraceniem Polski, bo Rejtan w zagładę jej nie wierzy i malarz mu w to wierzyć nie każe, nie pozwala — stawiając w głębi po nad zdradą żyjącego pokolenia przyszłe pokolenie odrodzone. Przedstawia je młodzieniaszek z mieczem Chrobrego w dłoni. — Przekupnie Polski, to straszna przeszłość żałoby i wstydu — lecz przyszłość jaśnieje za obrazie, a przyszłość ta w ostatniem „veto“ Rejtana, w bohaterskim jego proteście, w pięknym, idealnym młodzieniaszku, co w głębi mieczem Chrobrego przyświeca.
Z rozdartej piersi Rejtana rozrodzi się jego protest w protestów miliony, — stłumiony głos jego „veto“ rozdźwięczy się w całym narodzie i brzmieć będzie dotąd, pokąd się w dzwen zmartwychwstania politycznego Polski nie zmieni. Nie chciano słuchać głosu prawego Polski obywatela, bo przeszłość skalana, rozumieć go nie mogła. Słyszy go dusza młodzieniaszka, ona go przechowa i następnym poda pokoleniom, jako hasło odrodzenia. I hasło to nie zgaśnie, nie przebrzmi daremnie; — w imię jego pokolenie za pokoleniem rozdzierać będzie pierś swoją, jak protestujący Rejtan, aż do protestu naszego i Bóg swój protest dołączy przeciw gwałtowi i niewoli. A sprawiedliwość Boga położy kiedyś kres długiej pokucie i Polska będzie, być musi silna i potężna, jak silne i potężne są prawa jej przyrodzone, a więc prawa Boże! dla nich pierwej, lub później musi być zwycięstwo!
Tak zrozumiał poeta ów obraz! Niestety! czy złość ludzka, czy biedy nasze tak wielkie, te znaczna część krytyków, sprawozdawców, widzi w obrazie Matejki tylko zdradę, tylko upadek, — kiedy zdrada, upadek, znikczemnienie są tam przedmiotami przechodniemi, choć wołajęcemi głośno.
Poeta maluje salę radną, przypatruje się obliczom, poznaje, czem są! Poznaje — i jak przestraszony, zgrozą przejęty, przypomina sobie dawną salę radną, reprezentantów Polski, w czasach dawniejszych. Rozprawia się ze wszystkiemi postaciami, wspomina przeszłość każdego i uzupełnia tem obraz pierwszy poematu.
W drugiej części główną rolę piastuje Repnin, wypowiada swe plany, wielkie plany carycy, a obraża go najwięcej Rejtan, Rejtan tarzający się w progu. Rejtan główną jest siłą, któréj poseł carycy się lęka, która go przestrasza, sam nie wie, dla czego!
Część trzecia jest ostatnią. Jest to odrodzenie Polski. Oto jeden z wstępów tej części.
Repnin kończy swe rozumowania wyrazami do Rejtana:
Tyś trup......
Jak ty, Polska się szarpie, jak ty, Polaka kona,
Wnet sława jéj przeżyta we mgle się rozpłynie,
Imię jéj przebrzmi nawet.“
„Skłamałeś Repninie!
Polska żyje! wam życia nie wydrzeć jéj z łona,
Ona żyje boleścią wielką odkupiona
Tego, coś go zwał trupem służalcze carycy!
On i Polska to jedno! Ci oto nędznicy
Kupieni waszem złotem, odstępce bez wiary,
To dębu ojczystego spróchniałe konary.
Te robactwo roztoczy i ziemią zagrzebie,
A pień nowa latorośl jeszcze wyda z siebie,
Bo rdzeń jego nietknięty!... z lodowisk północy
Stoczcie nań góry śniegu, lecz nie w waszej mocy
Zgasić słońce i rosę wstrzymać na błękicie,
Z których dąb odrodzony czerpnie nowe życie.
Tyś owym pniem Rejtanie! w głębi twego ducha
Skupił się duch narodu, przez oczy twe bucha
Święty płomień, sycony tysiąca serc tchnieniem,
Twoje barki upadły pod krzyża brzemieniem,
Ale duch twój nie upadł, twa wiara nie padła,
Choć przed tobą piekielne snują się widziadła,
Snać anioł przyszłych dziejów otwiera ci kartę,
Widzisz w pomroku nocy, jak sępy zażarte
Krwawo godzą w pierś Polski, jak szarpią jéj ciało;
Że kęsa wolnéj ziemi na grób nie zostało.
Widzisz z trzygłowym smokiem zapasy olbrzymie,
Polskie grody w zwaliskach, polskie włości w dymie,
Widzisz one stuletnie wygnańców pochody
Przez tundry Samojedów, przez Sybiru lody;
Widisz, jak powyżłabiał pot brózdy na twarzy
Przykowanych do taczek nerczyńskich łazarzy,
Słyszysz jęk bitych niewiast i poszczęk łańcucha,
Co kark wolnych krępuje, a rdzą plami ducha;
Widzisz, jak gad się lęże w sercu polskiéj młodzi,
I jadem je zatruwa i kłamstwem w nie godzi;
Widzisz polskich sokoląt z gniazd wygnane chmary,
Ogrzane z młodu ciepłem miłości i wiary,
Jak zmordowane długą po świecie pogonią,
Z rozbitych wcześnie skrzydeł pióra lotne ronią;
Widzisz, jak pysznych ojców dziatwa nieodrodna
Potyrana w tułactwie, odarta i głodna
Wyciąga po jałmużnę dłoń z rumieńcem sromu,
Kiedy wróg biesiaduje w starym ojców domu;
Widzisz w zbolałém łonie ojczyzny rozdartéj
Od Bałtyku do Karpat, od Dniepru do Warty
Rosprzęgane bezmyślnie to święte ogniwo,
Co pierś z piersią od wieków łączyło tak żywo;
Widzisz zgubne a gorzkie owoce niewoli,
Te dwory szalejące w zbytkach i swawoli,
Ten lud kmiecy zagrzeban w wiekowym barłogu,
Wykarmion nienawiścią, nieświadom o Bogu,
Jak chwyta z ręku wroga bratobójcze noże
I krew toczy na oślep.
Twoja pierś nie może
Ogarnąć téj olbrzymiej boleści ogromu,
I głos wybiegł z twéj piersi — straszny, jak ryk ogromu.
„Nie pozwalam!“ krzyknąłeś w imię Polski całéj.
„Weto! weto!“ aż zamku wstrząsły się powały
I krew wrzącym potokiem rozsadza twe łono,
Brakło ci tchu!.....
O! widzę pierś twą obnażoną,
Widzę czerwony szkaplerz zawieszon u szyi,
W nim to czerpiesz moc ducha żołnierzu Maryi;
On piętnem łaski Bożéj twoje słowo znaczy,
Oh! nie jęk to boleści, nie wykrzyk rozpaczy,
To dźwięk dzwonu, co długo nad głową narodu,
Posypaną popiołem w dnie trwogi i chłodu
Brzmieć będzie i podsycać otuchę wygasłą
Aż zabrzmi alleluja! zmartwychwstania hasło.
Niech ci w oczy szyderstwem bluzga wróg zuchwały,
Wykrzyknij: „Nie pozwalam!“ w imię Polski całéj.
Wołaj: „Weto!“ Rejtanie! twe słowo nie wstrzyma
W pochodzie krwi chciwego północy olbrzyma,
Na wolne karki nasze on jak jastrząb zleci,
Od łona łzawych matek oderwie on dzieci,
Na młodzieńcze ich barki wtłoczy powróz twardy.
Oplwa żółcią szyderstwa i śmiechem pogardy,
Podepcze, jak robactwo, grzbiet chłostą im zsiecze,
Niewinnych, jak zbrodniarzy pod pręgierz powlecze,
Lecz sromota niewoli nie zbrudzi im czoła,
Bo naród „nie pozwalam!“ przez twe usta woła.
Zagrzmij „Weto“ Rejtanie w imię Polski całéj!
Twoje hasło powtórzą wody Wisły białéj,
Powtórzy je twój Niemen, powtórzy Dniepr siny
I wiatr je na szerokie rozwije doliny
I porankiem ku słońcu wznosząca się rosa
Twoje weto poniesie nad gwiazdy w niebiosa
I anioł, co od wieków polskiéj ziemi strzeze,
Przed tron Bogu, jak perłę, złoży je w ofierze.
Niech przedajnych odstępców zgraja rozpasana
Mieni ciebie szaleńcem! O! ja na kolana
Przed twemi stopy padam, ja w serca żałobie
W imię Polski zbolałéj błogosławię tobie,
Boś nie skonał z żałości, gdyś proroczym wzrokiem
Ujrzał widmo potworne za czasów pomrokiem,
Lecz wziąłeś ból narodu w twoją pierś niezgasłą
I wielkie odrodzenia wykrzyknąłeś hasło!
Twoje hasło wiekową pobudkę nam dzwoni
W stuletniéj za straconą wolnością pogoni
I głuszy skargę słabych i poszczęk łańcucha
Ta boleść, co z ogniska twéj piersi wybucha,
W wystygłych sercach naszych zapala żar święty,
Ściera z nich rdzę zepsucia i skażenia męty,
Rodzi hart, że go siła piekielna nie złamie,
Bo czyni serce wolném, choć okute ramię!
Co do tego poematu, poszła autorka nasza koleją innych poglądów, szlakiem innego natchnienia. Godnem jest uwagi, że pani Duchińska daleko wyżej stawia „Upadek i odrodzenie Polski“ Matejki, niż jego „Unję.“ W tej materji wypowiedziała śmiało swe zdanie i zdanie to w różnych czytaliśmy dziennikach. Podług pani Duchińskiej zdawałoby się, że artysta mniej wierzył w Polskę za czasów unii, aniżeli w Polskę Stanisława Augusta, a jednak, jak dalej mniema autorka nasza, tak nie jest, bo przedmiot obrazu Unii nie wypływa z mniejszej lub większéj wiary w Polskę artysty, lecz wprost z chęci odpowiedzenia potrzebom dramatycznym. W obrazie „Upadek i odrodzenie Polski“ jest więcej ideału, niż rzeczywistości historycznej, w „Unii“ artysta stał się niewolnikiem potrzeb dramatycznych. Z dalszych uwag pani Duchińskiej wypływa zarzut, że artysta za nadto wiernym stał się kronikarzem, za mało poetą, że faktom poświęcił ideę, że przedstawił panów litewskich w niechęci, a lud pełen obawy. Pani Duchińska przyznaje, że Matejko nader ścisłym jest w obronie historykiem, że dokładnie podsłuchał pisarzy, mówiących w czasie zawierania unii, ale tę prawdę dziejową zowie prawdą nie: historyczną, lecz fotograficzną.
Nie, możemy tu wchodzić w szczegółowy rozbiór tego krytycznego poglądu autorki naszej, ani też oceniać, o ile zdanie jej może być uzasadnionem. Notujemy tylko ten fakt, jako mający styczność z traktowanym przedmiotem.
Co do „Rejtana“ Duchińska snuła natchnienie swoje z obrazu artysty, co do „Unii“ snuła je z własnych, odmiennych od artysty idei.
Wyśpiewała Unję na swój sposób. Pomysły tu historyozoficzne, wykonanie artystyczne. Jest to poemat o równie wielkich rozmiarach, jak „Upadek i odrodzenie Polski, czyli Rejtan.“
Poeta połączył razem obchód unii z odkryciem szczątków zwłok Kazimierza W. w Krakowie.
W tem połączeniu znajduje się podstawa i na niem polega oryginalność poematu.
„O Panie zastępów! błagamy: ach! męża
Z Twojego ramienia racz zesłać nam.“
Wtem wyrobnik uderza młotem w mur katedry wawelskiéj i oto odkrywają się zwłoki Króla Chłopków, Kazimierza W.
Poeta przedstawia znaczenie w historyi jego panowania; zatrzymuje się głównie na tem zdarzeniu, że on to pierwszy połączył Ruś właściwą z Polską, bo zaczął panować w Haliczu po śmierci Bolesława Mazowieckiego. Poeta przypomina obrazami poetycznemi, że już w początku XIII wieku Rusini haliccy powoływali na tron Leszka Białego.
Równie poetycznemi obrazami przestawia koleje Rusi i Litwy, wyjaśnia rolę Jadwigi w Unii, wykazuje próby, przez jakie Unia przechodzi. Przeszkadzają jej Mongoły, Kiejstut, cesarz Zygmunt, Krzyżacy; — Unia z każdej próby wychodzi zawsze silniejsza.
Z następujących wyjątków tego poematu zobaczymy, że już w samej formie, w tonie widać siłę wiary, jaką poeta pokłada w wieczną trwałość Unii.
I wytęża szpony piekło,
Biją wichry z siłą wściekłą,
Gromy pomsty miota wróg,
A łódź w górę mknie po fali,
Boże dzieło Bóg ocali:
Iskrę w płomień roztli Bóg.
Nadaremnie Mongoł śniady,
Miota klątwy — sieje zwady,
W podwalinach wstrząsa gmach.
Próżno woła: „Strzeż się Rusi!
Lacki orzeł w lot cię zdusi,
Tobie sercem wrogi Lach!“
Próżno Kiejstut z krewskich puszczy,
Chmary zbrojnych pędzi tłuszczy
Na Lubelski stary gród.
Błyska tarcza srebrem kuta,
Goni wichry koli Kiejstuta,
Lecz nie przebrnie Lackich wód.
Nowéj zorzy lśnią połyski,
Walk stuletnich kres już bliski,
Wnet zawiśnie w chmurach grom.
Przy pogoni orzeł w parze,
Błyśnie światu na sztandarze,
Co ocieni wspólny dom.
Kaźmierzowy posiew wzrasta,
Dom Jagiełły z domem Piasta
Łączy ślubem Dziewa — cud,
Skra miłości pierś przebodła,
Wnet zjednoczy akt Horodła
Na wiek wieków z ludem lud.
Aby kłosy wzrosły z ziarna,
Niech je zżyzni krew ofiarna,
Rozwarł krzyżak paszczę lwią.
Z Litwą, z Rusią, Lach poskoczy,
Mieczem błyśnie wrogom w oczy,
Jedność wspólną ochrzcił krwią.
Jęknie Zakon: „Biada! biada!“
Trup na trupa mostem pada,
Krocie ofiar chłonie grób,
Pod Grunwaldem kruk obrzydły
W krwi krzyżackiéj pluska skrzydły,
W serce twardy wpija dziób.
Szatan wściekle ryknął z bólu,
Sypnął szczodrą garść kąkolu,
„Niech przepadnie Boży plon!“
W Witeldowem sercu starem,
Tuman pychy rozmógl czarem,
W okup zdrady wskazał tron.
W lot się sokół zrywa z gniazda,
Z chmur mu złota błyska gwiazda,
Pękły rygle Łuckich bram;
Oczy starca żarem spłoną,
Z złotem berłem i z koroną,
Oto Cezar dąży sam.
— „Ha rycerzu białowłosy,
Dar przezemnie sląć niebiosy,
Jam król Rzymu, ziemi pan,
Moją tarczą jam cię gotów
Od Jagiełły słonić grotów,
Sławny miecz mój światu znan
Kunigasie ty wspaniały!
Czemu zadrzał włos twój biały?
Wrósłeś w ziemię istny słup!
Tyś sam niegdyś trząsł zakonem,
Tobież z czołem pochyloném
Bez korony zstąpić w grób.
Na wosk zmiękło starca ramię,
Cześć rycerską onże złamie?
Z prawéj drogi zstąpić wstecz?
Niech się jedność nie rozszczepi,
Bez korony umrzeć lepiej,
Niż w krwi bratniej zbrudzić miecz!
Bije z Polski na świat cały,
Promienista zorza chwały,
Drogi Piastów dojrzał plon,
Biały orzeł przy pogoni,
Szerokimi skrzydły chroni
Jagiellonów zacny tron.
Oto Zygmunt wdział purpurę,
Złote berło podniósł w górę,
Dłoń na szczerbcu silnie wsparł.
On! tryumfu chwila bliska,
Promień szczęścia z lic mu błyska,
W oku święty płonie żar.
Ludy moje! — król wyrzecze,
W pochwach leżą nasze miecze,
Błogi pokój dał nam Bóg.
Nad połyski szabli. raczej,
Dla Lechitów — dla oraczy,
Stary Piasta przystał pług.
Ojcom naszym wieczna sława,
Tych olbrzymów siejba krwawa,
Drogim plonem karmi nas;
Niech na wieki cześć ich słynie,
Ich to śladem my w Lublinie,
Akt jedności spiszmy wraz.
Wy od Dniepru, wy od Suły,
Których święte węzły skuły,
Z Nadwiślany w bratni splot,
Wy od Niemna, wy od Dźwiny,
Litwy, Rusi dzielne syny,
Z bohaterskich słynne cnót.
Do stóp tronu spieszcie żywo,
Niechże złote dziś ogniwo,
Święty ludów stwierdzi ślub.
Niech w was siły zbudzi nowe,
Gdy po trudach złożę głowę
W Jagiellonów stary grób.
Wam tę miłość, co w mém łonie,
Tak płomiennym żarem płonie,
Przekazuję w święty dług,
Ja ten klejnot nad klejnoty,
Pod straż kładę waszéj cnoty,
Gdy zawoła na mnie Bóg.
— „Czyż to pismo silniéj sprzęże,
Wraz odrzekną ruscy męże,
Świętą jedność bratnich dusz?
Gdy w kolei wieków długiéj,
Krwi ofiarnéj ściekłe strugi,
Serce z sercem sprzęgły już!“
I powolni na głos pana,
U stóp tronu gną kolana,
W lot podpisy płyną z piór,
A nad głowy pochyłemi,
„Chwała Panu! pokój ziemi!“
Brzmi aniołów Boży chór.
Złote głoski kreślą jeszcze,
Wtém powstaje wieszcz nad wieszcze,
Duchem czerpnie natchnień zdrój,
Z lutnią słowo płynie w zgodzie,
„Chwała tobie mój narodzie!
Chwała tobie królu mój!
„Ach! téj świętéj ustaw karty,
Dziś z drgających serc wydartéj,
Okupionéj ofiar krwią,
Nie składajmy w złote skrzynie,
W każdéj myśli w każdym czynie,
One zgłoski niechaj tkwią!"[2]
Wszystkie serca pieśń odczuły,
I od Wisły i od Suły,
I od Dniepru sinych wód
Wielkim głosem krzykną męże:
„Samo piekło nie rozprzęże
Co miłości złączył cud.“
Gród w posadach trząsł się cały,
Z hukiem kotłów, okrzyk chwały
Od Lubelskich bije bram,
Wtórzą okrzyk rzekom rzeki,
Drgnął archanioł, co przez wieki
Straż z wieżycy trzyma tam.
I na wszystkie ziemi krańce
Król radosny wyśle gońce,
Niech szczęśliwą głoszą wieść,
Niech Rzym pozna akt spisany,
Węgry, Franki i Germany
Niech przyklasną Polsce w cześć.
Orlim lotem Lackie posły
Po narodach wieść rozniosły,
Drgnęły ludy, zadrgnął Rzym,
Oh! radować im się godzi,
W bujne plony czas rozrodzi
Siew złożony w akcie tym.
O! bo pierwsze to ogniwo
Tego splotu, co szczęśliwą
Rzeszę ludów splecie wraz,
Co je zwiąże w łańcuch złoty,
Gdy wiekowy mrok ciemnoty
Słońcem prawdy spędzi czas.
I narody głowę korzą,
Moc przeczucia iskrą Bożą
Przeniknęła serca wskroś,
Pójdąż one temi ślady
W szlak postępu, gdzie na zwiady
Idzie Polska, Litwa, Ruś.
Ludy! ludy! czołem w ziemię,
Moc miłości skruszy brzemię,
Co wam jarzmi wolny kark.
Pod sztandarem świętéj zgody,
W lot wyrosną wam narody
Promieniste skrzydła z bark.
Z łona Polski bratnie duchy
Zaczerpnijcie moc otuchy,
Gdy was piekło wtrąci w wir.
Ah! z polskiego już ogniska
Brzask jutrzenki onej tryska,
Co przyniesie ludziom mir!
Podzielamy zdanie tych, którzy utrzymują, te oba powyższe poemata pani Duchińskiej zajmują osobne, a bardzo ważne miejsce w literaturze naszej poetycznej. — Jest to poezja historyczna, w ścisłem tego słowa znaczeniu. — Znajdują się przeciwnicy tego rodzaju poezji, lecz pozwalamy sobie zwycięztwo opinii naszej przypisywać, gdy taki znawca, jak Pol Wincenty, z prawdziwém się uniesieniem o poematach historycznych pani Duchińskiej wyraża.
Sprawozdanie nasze o pracach pani Duchińskiej nie mogło być dokładnem dla ograniczonych terminów odczytu, w obrębie których zamknąć się musiało, — nie może być dokładnem, bo każdy dzień prawie świeżą pracę tej autorki przynosi i długo przynosić będzie, bo wierzymy, że wysoki talent pani Duchińskiej się nie wyczerpie, że długo jeszcze literaturę naszą, rozpromieniać będzie.
Czy nas zima zmrozi lodem,
Czy skwar letni pierś przepali,
Z dzielną wolą — z sercem młodém
Idźmy daléj! Idźmy daléj!
Choć nam nieraz bratnie słowo
Utkwi w piersi ostrzem stali,
Czerpiąc w Bogu siłę nową,
Idźmy daléj! Idźmy daléj!
Niechaj piorun błyska w górze,
Niech stuletnie dęby wali,
My przez gromy i przez burze
Idźmy daléj! Idźmy daléj!
Czy świat gorzkim jadem tryśnie,
Czy wyszydzi, czy pochwali,
Służąc Bogu i ojczyznie,
Idźmy daléj! Idźmy daléj!
Gdy nad Dnieprem i nad Wisłą
Bracia z bólu skamieniali,
Choćby słońce nam nie błysło
Idźmy daléj! Idźmy daléj!
Bóg od wieków mnożył plony
Tym, co w służbie wiecznie trwali,
Niech On będzie pochwalony!
Idźmy daléj! Idźmy daléj !