Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu/Rozdział XI. Historja rozwoju przekonań socjalistycznych w Narodzie Polskim

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Limanowski
Tytuł Rozwój polskiej myśli socjalistycznej
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1890
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Pobierz tekst rozdziału jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI. ROZDZIAŁ.
Historja rozwoju przekonań socjalistycznych w narodzie polskim.

Powstanie Kościuszkowskie poruszyło do głębi — rzec można — naród polski i wydobyło z jego łona wielką moc siły. Upadło ono, ale pozostawiło bogatą po sobie spuściznę narodowi: tradycją rewolucyjną i wielu szczerych, dzielnych i gorliwych patrjotów, którzy nie stracili nadziei ani w przyszłość swego narodu, ani w przyszłość sprawy wolności.
Powstanie kościuszkowskie całym swoim przebiegiem i wreszcie upadkiem ugruntowało w umysłach patrjotycznych jeszcze silniej to przekonanie, że Polska może odzyskać niepodległość jedynie przez rewolucją społeczną, t. j. przez podniesienie ludu do poczucia i praw obywatelskich.
Ażeby podnieść lud do poczucia własnej godności, umiłowania swobody i nienawiści jarzma obcego, trzeba było, ażeby przestał on czuć się niewolnikiem własnych rodaków. A więc pierwszym czynem miało być zniesienie poddaństwa.
Czy samo jednak zniesienie poddaństwa wystarczyłoby do uobywatelenia ludu? Bardzo wcześnie przeczącą na to dano odpowiedź. Włościanie, chociażby wolni, ale pozbawieni ziemi, byliby zmuszeni koniecznością do odbywania pańszczyzny na korzyść właścicieli gruntów. A więc nie wystarcza samo zniesienie poddaństwa, należy się jeszcze włościan uwłaszczyć ziemią. Uwłaszczenie włościan, zniesienie pańszczyzny stało się drugiem hasłem.
Uwłaszczenie włościan niezawodnie pomnoży liczbę obywateli kraju. Ale dla czegożby wszyscy w narodzie nie mieli być obywatelami? Wszakże już Adam Rzewuski wypowiadał gorące pragnienie, «aby żadnej klasy uprzywilejowanych ludzi nie było, aby miasto chłopów i mieszczan, byli tylko ludzie i Polacy.» I oto mamy socjalizm.
Logiczny ten rozwój myśli widzimy w dobie porozbiorowej naszych dziejów. Naprzód mówiono głównie o zniesieniu poddaństwa, następnie wypisano na sztandarze rewolucyjnym: uwłaszczenie włościan; wreszcie coraz bardziej upowszechniać się poczęły przekonania socjalistyczne. Po upadku powstania kościuszkowskiego, głównem hasłem było zniesienie poddaństwa; po upadku powstania 1830 i 1831 r., Towarzystwo Demokratyczne narzuciło społeczeństwu opinją o konieczności uwłaszczenia włościan; po upadku powstania 1863 r., i 1864 r. myśl socjalistyczna wzmaga się, potężnieje i przenika w świadomość narodową.

1.
Od upadku powstania kościuszkowskiego do powstania listopadowego.
Polityczne znaczenie kwestji włościańskiej w Polsce. — Legjony. — Uwagi względem poddanych w Polsce. — Wawrzyńca Surowieckiego. — Projekt jego uwolnienia włościan. — Gromada. — Ogłoszenie wolności włościan w Księstwie Warszawskiem. — Wyższość dekretu Surowieckiego od dekretu rządowego. — Wrażenie jakie wywarło uwolnienie włościan. — Sprawa włościańska w pierwszych latach po upadku Napoleona. — Co przeszkadzało następnemu jej rozwojowi? — Wpływ uniwersytetu wileńskiego i lyceum Krzemienieckiego. — Uwłaszczenie włościan w Poznańskiem. — Staszic i Towarzystwo Rolnicze Rubieszowskie. — Organizacja towarzystwa. — Miało być ono przykładem. — Karol hr. Brzostowski. — Spiski. — Wpływ rewolucji lipcowej. — Kwestja włościańska podczas powstania listopadowego. — Znaczenie dni sierpniowych. — Znaczenie europejskie powstania listopadowego.

Kwestja włościańska miała w Polsce więcej znaczenie polityczne, aniżeli ekonomiczne. Podniosła ją i broniła jej część patrjotyczna szlachty. Czyniła to nie z przejęcia się interesami włościan, lecz dla tego, że w tem widziała jedyny środek odzyskania niepodległości narodowej. Nie znaczy to jednak, ażeby postępowała ona nieszczerze. Raz wyrobiwszy w sobie przekonanie o konieczności zniesienia poddaństwa, gotowa była poświęcić tej sprawie własną głowę w ofierze.
I wreszcie czy mogli nie być przeciwnikami poddaństwa ci, co na sztandarach swoich wypisali, że wolni ludzie są braćmi? Legjony nasze — to były nie tylko hufce patrjotyczne, ale to była także szkoła demokratyczna. Nie urodzenie, lecz zasługa dawała u nich znaczenie i stopień. Pomiędzy oficerami spotykamy często ludowe nazwiska: Lipka, Łuba, Zdora, Dziurbas itd. Szeregowiec w legjonie był rodakiem i obywatelem. «Żyliśmy — opowiada Drzewiecki — jak członkowie jednej rodziny: nasz grosz, bielizna, stół i skromne potrzeby, z jednego odbywały się worka.[1]
Pomiędzy żołnierzami i oficerami, bez względu na ich pochodzenie, wytwarzały się serdeczne, przyjazne stosunki. Przekonywano się, że włościanin nie ustępuje szlachcicowi ani w męstwie, ani w poczuciu nawet obywatelskiem, skoro raz zbudzi się ono w jego sercu. Wreszcie w tym względzie powstanie 1794 r. złożyło już było ważny dowód. Znakomity republikanin, jenerał Lamarque, opisując przybycie Kościuszki z Ameryki do Francji opowiada, że odczytał mu ustęp o powstaniu 1794 r., znajdujący się w napisanym przez Castera’ę życiorysie Katarzyny II. Kościuszko znalazł, że opowiadanie było dokładne, ale oburzył się mocno przeciwko twierdzeniu, jakoby włościanie polscy nie byli godni wolności. «O gdyby — zawołał on — wszyscy Polacy tak się byli bili jak ci biedni ludzie, którzy uzbrojeni w kosy tylko, rzucali się w sam środek pułków nieprzyjacielskich!»
Kiedy wreszcie zaświtała nadzieja odzyskania niepodległości narodowej, kiedy wojska francuskie obalały jarzmo pruskie, pojawiły się Uwagi względem poddanych polskich — Wawrzyńca Surowieckiego, przygotowujące opinją do zniesienia poddaństwa. Zbija on zdanie, że trzeba naprzód oświecić lud wiejski a dopiero nadać mu wolność. «Mojem zdaniem — powiada on — ten środek, jak jest trudnym do wykonania, tak nie sprawiłby wcale pożądanych skutków: jest to nadać wzrok ciemnemu dla tego jedynie, aby widział swą nędzę, ucisk i niebezpieczeństwa, które albo go już dotykają, albo mu co chwila grożą zbliska całą swoją surowością. Z oświeceniem w niniejszym stanie rzeczy, pomnoży się bez ochyby panujący już w części upór, niechęć i zuchwalstwo, a tak zamiast poprawy obyczajów, zepsucie mocniej jeszcze utkwi korzenie w umyśle tych, którzy się mają za krzywdzonych. Roztropność zatem radzi, aby zaczem się powie poddanemu, że jest człowiekiem, zrobić go nim wprzódy; nim mu się ukaże ojczyzna i obowiązki dla niej, trzeba, żeby go ta przyjęła pierwej na swoje łono; nim się dowie, że jest współbratem reszty mieszkańców, należy go przypuścić do praw i opieki wspólnej z innemi. Tym sposobem zapewne wszystkiego wkrótce się dokaże; można się spodziewać, że nie minie jedno pokolenie, a występki i wady panujące ustąpią miejsca chwalebnym i użytecznym ojczyźnie przymiotom.»[2] Dalej Surowiecki stara się przekonać dziedziców, że uwolnienie włościan im samym wyjdzie na korzyść, przyczem zwraca uwagę na Wielkopolskę. gdzie «panowie najlepsi bez zaprzeczenia ekonomicy, zważywszy należycie własne dobro»,[3] zaprowadzają wolniejsze stosunki pomiędzy ludem rolniczym.
Wreszcie — zdaniem Surowieckiego — kwestja zniesienia poddaństwa była już przesądzona. «Już więc nie chodzi o to — powiada on — czyli kraj i dziedzicy zyskują na uwolnieniu poddanych. Każdy światły i dobrze myślący Polak mocno jest przekonany o najlepszych stąd skutkach tak dla jednej jak dla drugiej strony; ale inne ważne pytanie wypada jeszcze rozwiązać, to jest: jakimby sposobem należało upowszechnić takowe uwolnienie z nadaniem dziedzictwa bez krzywdy właściciela dóbr i bez nadwerężenia porządku wewnętrznego?»[4] Surowiecki więc nie zadawalnia się samem uwolnieniem włościanina, lecz układa projekt, mający na celu jego uwłaszczenie. Dziedzice mieli w ciągu sześcioletniego terminu ułożyć się z chłopami o przyjęcie przez tych ostatnich gruntów z budynkami w wieczne dziedzictwo, albo za odrabianie pańszczyzny od morga albo za opłatę czynszu, które miały być oznaczone w drodze urzędowej. Gospodarz dziedziczny, który przez 10 lat pozostawał na miejscu i dobrze się rządził, mógł żądać zamiany pańszczyzny na czynsz. Podług projektu, najmniejsza zagroda chłopska powinna była mieć tyle gruntu, aby z niej wyżywiło się wygodnie od pięciu do sześciu osób. Wreszcie dziedzic mógł, tworzyć najemne gospodarstwa i oddawać je na mocy trzechletniego kontraktu. Dla ograniczenia jednak właściciela ziemskiego w tym względzie, projekt stanowił, «że po sześciu latach zagrody z rolami najemne w jednej osadzie nie mają przechodzić trzeciej części dziedzicznych zagród.»
Pomyślał także Surowiecki i o zorganizowaniu gromady czyli gminy, która byłaby nie tylko pierwszem ogniwem administracyjnem, ale która dawałaby także opiekę i pomoc włościaninowi. «Każda gromada — powiadał projekt — dwoiste miewać będzie rady: wielka rada złożona ze wszystkich razem gospodarzów, zgromadzać się ma zwyczajnie raz w miesiąc, nadzwyczajnie w potrzebie, gdzie się będzie porozumiewała względem interesów ogólnych osady. Mała rada złożona z sołtysa, ławnika i jednego poradnika, przynajmniej co dni 15 gromadzi się, tak dla załatwienia małych spraw, jako też dla utrzymywania porządku policyjnego.» Rada wielka i mała ostrzegały włościanina przed rozpoczęciem jakiegokolwiekbądź procesu, mogły mu wzbronić sprzedaży pewnych produktów, miały prawo upominać niedbałych gospodarzy. Dziedzic także odgrywał ważną rolę w gromadzie, ale tylko w łączności z którąkolwiek radą i za to obowiązany był dawać wraz z gromadą w razie potrzeby pomoc oddzielnym włościanom. Każda gromada musiała przytem mieć szpichlerz publiczny i kasę ogniową.
Ogłoszona w Księstwie Warszawskiem w lipcu 1807 r. konstytucja uznała wszystkich obywateli równemi przed obliczem prawa, a więc nadała włościanom te same prawa cywilne, co i wszystkim. Ogłaszając wolność ludu rolniczego, nie uregulowano jednak jego stosunków własności; stąd powstały: ogromna niepewność i zamieszanie. Z jednej strony włościanie, chcący porzucić dotychczasowego swego dziedzica, nie wiedzieli, co stanowi ich własność; z drugiej strony, dziedzice wołali głośno, że skazani są na ruinę. Skutkiem tego pospiesznie wygotowano projekt prawa, regulujący stosunki włościan do dziedziców i przedstawiono ten dekret 21 grudnia królowi saskiemu do podpisania. Zgodnie z zasadą konstytucyjną, dekret przyznawał włościanom wolność zupełną wyprowadzania się z wiosek, a w razie ich sporu z dziedzicami, odsyłał obie strony do sądów. Nadto, stanowiąc, że «włościanin wyprowadzający się ze wsi, w której dotąd pozostawiał, winien oddać dziedzicowi własność gruntową tegoż dziedzica, składającą się z załogi, zasiewów i t. d.,» uznawał dotychczasowy grunt chłopski za własność dziedzica.
Jeżeli mając na oku wszystkie smutne następstwa ogłoszonego dekretu: włóczęgostwo włościan, wywłaszczanie ich przez dziedziców, upadek rolnictwa, porównamy takowy z projektem Surowieckiego, to musimy przyznać wyższość temu ostatniemu. Wprawdzie, ograniczał on wolność przesiedlania się włościan, ale zapewniał im byt i dążył do ich uwłaszczenia. Przytem organizacja gromady dawała im silną ekonomiczno-społeczną podstawę, czego nie dała im na wzór francuski utworzona gmina, służąca prawie wyłącznie celom administracyjnym. Prawdopodobnie, rząd księstwa Warszawskiego, gdyby nie wojny nieustanne, zająłby się naprawieniem popełnionego błędu, którego następstwa dawały się dotkliwie odczuwać w rosnącem ubóstwie kraju. Król Fryderyk August był za uwłaszczeniem włościan, i popierała go w tem opinja wielu wpływowych ludzi, jak Stanisława Małachowskiego, Stanisława Potockiego, Staszica i innych. Surowiecki, pisząc swój projekt, brał poniekąd wzór z tego, co był już zrobił Małachowski w swoich osadach. «Wszystko tam żyje, wszystko kwitnie i wszystko uwielbia twórcę swego szczęścia»[5] — pisze on w swoich Uwagach względem poddanych w Polsce.
Pomimo wadliwości ustawmy uwolnienia włościan, miało ono wielkie znaczenie w ewolucji społecznej i zrobiło ogromne wrażenie. Jakkolwiek wytworzyły się nowe ciężkie warunki dla ludu rolniczego, to wszakże nie zgodziłby się on na powrót do dawnego stanu. Sąsiedni włościanie z zazdrością patrzyli na swobodę ludu polskiego w księstwie. I kiedy wojska polskie wkroczyły do Galicji zachodniej (w Lubelskie), ludność wiejska wszędzie je witała z radością. Z wielu przykładów, przytoczę tu jeden zapisany przez Koźmiana w jego Pamiętnikach. «Pod Lubartowem — opowiada on — orało kilkadziesiąt pługów na niwie, około której traktem przechodziły wojska polskie z muzyką i śpiewem marszu Dąbrowskiego. Nagłe to i niespodziewane widowisko, zwłaszcza gdy oracze usłyszeli mowę polską i ujrzeli barwy narodowe, w takie uniesienie wprawiło orzących, że wszyscy parobcy porzucili pługi i wmięszali się dobrowolnie w szeregi narodowe, i tak z przypiętemi gałązkami do miasta radośnie weszli i wszyscy z własnej ochoty zaciągnęli się.»[6] Do zdobycia Zamościa wiele dopomogli rekruci galicyjscy, którzy wdzierającym się na wały Polakom podawali bagnety i wciągali ich do góry. Tak samo radośnie powitali chłopi litewscy i białoruscy idące w przedniej straży przed wojskiem francuskiem pułki polskie, kiedy te przeszedłszy Niemen, ogłaszały z ramienia cesarza Napoleona wolność ludowi tamecznemu. Wrażenie ogłoszonej w Kurlandji włościanom wolności było tak silne, że następnie władze rosyjskie musiały środkami gwałtownemi przywracać dawne posłuszeństwo, i niezawodnie spowodowało to także w części cara Aleksandra I do oswobodzenia ludności wiejskiej w prowincjach nadbałtyckich.
Kiedy po upadku Napoleona I, losy Polski znajdowały się w ręku przyjaciela Adama ks. Czartoryskiego, wszystko zdawało się wróżyć pomyślną przyszłość sprawie wskrzeszenia państwa polskiego i rozwojowi sprawy włościańskiej. Aleksander, aczkolwiek zachwiał się już był w swem liberalnem usposobieniu, to wszakże pozostawał jeszcze pod wpływem Czartoryskiego, który zgodnie z tradycją swej familii popierał sprawę uobywatelenia ludu rolniczego. Z ramienia jego książę Lubecki, jako zastępca ministra spraw wewnętrznych Księstwa Warszawskiego, wystosował do urzędów administracyjnych, władz krajowych i politycznych zapytania, w jaki sposób możnaby przyprowadzić włościan do lepszego stanu i nabycia własności?[7] Będąc w Paryżu, Aleksander przyrzekł Kościuszce granice Polski posunąć do Dźwiny i Dniepru i rozszerzyć wolność na wszystkich włościan, uwłaszczając ich przytem temi gruntami, które posiadali. Na kongresie Wiedeńskim przyczynił się on do tego, że przy ustanawianiu Rzeczypospolitej krakowskiej, wzięto pod uwagę wnioski Kościuszki i skasowano pańszczyznę w jej dobrach narodowych. Ogłoszona w czerwcu 1815 r. nowa konstytucja dla Królestwa Polskiego obiecywała także zajęcie się dalszym rozwojem sprawy ludu rolniczego. «Liczna i użyteczna klasa włościan — powiadał artykuł 35-ty — zachowa w zupełności prawo wolności osobistej i prawo nabywania własności gruntowej. Zapewniona im zostanie opieka skuteczna i sprawiedliwość niekosztowna. Duch ustaw im służących tchnąć będzie szczególniej ojcowską troskliwością, a celem naszego rządu nie przestanie być doprowadzenie tej klasy stopniami do rzeczywistego i gruntownego dobrobytu.»
Wszystko to jednak pozostało obietnicą tylko. Dlaczego? Podobno car Aleksander aż do śmierci nie porzucał myśli ani rozszerzenia państwa polskiego, ani nadania wolności osobistej włościanom w prowincjach dawnej rzeczypospolitej. Przed śmiercią jeszcze miał on rozwijać w rozmowie z jenerałem de Wittlem swoje przyszłe plany co do Polski. — Zamiast konstytucji i sejmu w Polsce — miał on mówić — zostaną zaprowadzone rady wojewódzkie, ale natomiast królestwo zostanie powiększone przez przyłączenie gubernij: wileńskiej, grodzieńskiej, wołyńskiej i podolskiej. Kodeks napoleoński stanie się obowiązującym w całem Królestwie, przez co włościanin odzyszcze wolność osobistą.[8] Więc może szlachta polska na Litwie i Rusi była przeciwna urzeczywistnieniu tego planu? Czy zważałby jednak car na jej usposobienie opozycyjne? Wiedział on bardzo dobrze, że jednem z jej gorętszych pragnień było połączenie się z Królestwem Polskiem, i że to okupić była gotowa znacznemi ofiarami. Przytem szlachta litewska w 1819 r. sama prosiła w zbiorowem podaniu do cara o nadanie włościanom wolności osobistej. Więc nie oporne usposobienie szlachty polskiej mogło być przeszkodą. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, należy się jej szukać tamże, skąd wychodził opór przeciwko rozszerzeniu państwa polskiego, t. j. w społeczeństwie rosyjskiem, a przynajmniej w ogromnej jego większości.
Przeciwnie, na Litwie i Rusi myśl wolnomyślna i demokratyczna miała potężne ogniska: uniwersytet w Wilnie i lyceum w Krzemieńcu, które rozpraszały ciemności przesądne i szerzyły zasady postępowe. W Wilnie Lelewel żywo rysował prostotę gminowładną w czasach pogańskich i z boleścią mówił o utraconem przez kmieci obywatelstwie; w Krzemieńcu profesor ekonomii politycznej, Michał Choński, wciąż powtarzał uczniom, «że póki ludowi wiejskiemu ręce nie będą rozwiązane, póki włościanin nie zostanie właścicielem owoców swej pracy i posiadaczem ziemi pod innemi jak dziś warunkami, napróżno jest myśleć o powiększeniu pomyślności krajowej i bogactwa narodowego.» W Wilnie Towarzystwo szubrawców, gromadzące w swem łonie najwyższą inteligencją litewską, a którego pierwszy prezydent, Jakób Szymkiewicz, umierając uwłaszczył swoich włościan, piętnowało poddaństwo jako niedające się pogodzić z pojęciem o godności ludzkiej; a następnie Towarzystwo promienistych podnosiło umysły ku ideałowi braterstwa powszechnego i rozpalało miłość ku ludowi. Dość powiedzieć, że z Wilna wyszedł Mickiewicz; a z Krzemieńca wyszli także: Maurycy Gosławski, Tomasz Padura, Tomasz Olizarowski, który najrealniej odtwarzał postacie ludowe, i wreszcie Stanisław Worcell. Juliusz Słowacki jednoczył w sobie wpływy krzemienieckie z wileńskiemi.
Uwłaszczenie włościan, aczkolwiek przez światlejszą opinją popierane tak w Królestwie Polskiem jak w Poznańskiem, dla ogółu szlacheckiego było żądaniem wygórowanem, uroszczeniem rewolucyjnem. Widząc, że rząd pruski przygotowuje się do uwłaszczenia włościan, jak to był uczynił już w Prusach, szlachta poznańska nie tylko nie starała się była uprzedzić rządu, jak tego wymagał narodowy interes polityczny, ale korzystając ze swego formalnego prawa, wywłaszczała włościan i procesowała się z administracją pruską, która dla osłabienia wypływu polsko-szlacheckiego wzięła była lud wiejski w swoję opiekę. Uwłaszczenie włościan w Poznańskiem nastąpiło z ramienia rządu pruskiego w kwietniu 1823 r. Gdyby ono odbyło się było z postanowienia samego społeczeństwa polskiego, to niezawodnie dla przyszłości narodowej przyniosłoby to większe korzyści. Ale czy takie postanowienie było możliwe w społeczeństwie, które nie miało żadnej własnej politycznej organizacji, które nie miało własnego przedstawicielstwa, ani własnego rządu?
Rachować zaś na to, że każdy z osobna dziedzic, chociażby pod pewnym naciskiem opinii publicznej, mógł przeprowadzić uwłaszczenie włościan, było to przypuszczać w ogóle szlacheckim za wiele uczucia ofiarności i poświęcenia się. Ludzie wielkich uczuć są zawsze wyjątkami. Jak należałoby dążyć do uobywatelenia ludu, dawał przykład nie syn szlachecki, ale mieszczański, znakomity Stanisław Staszic.
Korzystając, że rząd austryjacki sprzedawał w zabranych przez siebie prowincjach dobra narodowe za tanie pieniądze, Staszic mając złożony przez siebie mały kapitalik, kupił starostwo hrubieszowskie, obejmujące miasto Hrubieszów z przedmieściami i z kilku okolicznemi osadami i liczące około 4.000 ludności. Stawszy się w ten sposób wielkim właścicielem ziemskim, postanowił on zorganizować tak stosunki włościan, ażeby im zapewnić dobrobyt, bezpieczeństwo i niezależność społeczną, a zarazem wyrobić w nich świadomość obywatelską. Organizacją tę nazwał Towarzystwem Rolniczem Rubieszowskiem i, spisawszy odpowiedni kontrakt z gospodarzami rolnemi, przez ministra stanu Sobolewskiego uzyskał w 1822 r. jej zatwierdzenie przez cesarza Aleksandra.
Zasadą było, że we włości Rubieszowskiej gospodarz wolny powinien był mieć 60 morgów wiedeńskich ziemi t. j. tyle, ile wówczas potrzeba było dla zapewnienia dobrobytu rodziny rolniczej, i nie wolno mu było mieć więcej nad 80. Wszyscy gospodarze rolni stanowili jedno Towarzystwo pod rządem wójta dziedzicznego i wybieranej rady gospodarczej. W towarzystwie mieli być tylko ludzie uczciwi i wypełniający swe obowiązki: skazanych więc za zbrodnie wykluczano; również gdyby kto ciężarów nie uiszczał jak tylko w drodze egzekucyjnej, mógł być za trzecim razem wywłaszczony, a osada miała być nadaną jednemu z wyrobników, parobków lub chałupników, którzy bez roli będąc sprawowali się najlepiej. Za to pomoc wzajemna była w każdem nieszczęściu zapewniona: pogorzałym odbudowywano domy; w przypadku jakiego nieurodzaju lub gradobicia, zsypywano zboże na zasiew. Towarzystwo miało kasę pożyczkową, magazyny gromadzkie, szpital z chirurgiem doktorem i szkoły, tudzież jednego z młodzieńców uboższych a zdatnością celujących posyłało do szkół wojewódzkich.
Pragnieniem autora Przestróg dla Polski było, ażeby organizacja rubieszowska stała się dla innych właścicieli ziemskich przykładem. Zobowiązał on samo towarzystwo w razie, gdyby w jego kasie okazała się dostateczna ilość pieniędzy, do kupowania przyległych wiosek i wcielania ich do towarzystwa, «z nadaniem jej włościanom prawa dziedzicznego posiadania gruntów i wszystkich tych dobrodziejstw, jakich posiadacze dziedziczni teraźniejsi Towarzystwa Rubieszowskiego doznają.» Organizacja hrubieszowska rozwijała się bardzo pomyślnie aż do ostatnich czasów, i z pewnością przykład jej miałby donioślejsze znaczenie, gdyby w kraju panowała wolność polityczna.
Na nieszczęście, Staszic nie znalazł naśladowców. Wiemy o jednym tylko właścicielu ziemskim, którego praca około podniesienia materjalnego i moralnego włościan miała wydatną w tym kierunku dążność. Był to Karol hr. Brzostowski, synowiec księdza Pawła Ksawerego, organizatora Rzeczypospolitej włościańskiej w Pawłowie. Osiadłszy w majętności swojej w Sztabinie (gub. augustowska), w 1820 r. zniósł on pańszczyznę, zaprowadził obowiązkowe nauczanie dzieci w pozakładanych szkółkach wiejskich, urządził lombard wiejski, założył magazyny i sklepy i rozwinął czynność fabryczną, w celu powiększenia zarobku włościan. Testamentem przekazał Sztabin włościanom, ale instytucja społeczno-ekonomiczna, nie mając odpowiedniego kierownika, upadła.
Aczkolwiek ani w lożach wolno-mularskich, ani w spiskach politycznych nie zajmowano się wiele sprawą włościańską, to wszakże już ta okoliczność, że członkami ich stawali się ludzie gotowi do ofiar i poświęcenia, że mówiono o braterstwie powszechnem, o przyszłej Rzeczypospolitej, opartej na podstawie rozległej wolności i równości, nadawała im w społeczeństwie znaczenie propagandy demokratycznej. Wszyscy spiskowcy uważali zniesienie poddaństwa tam, gdzie ono istniało, za rzecz konieczną, niechybną. Przyłączenie prowincyj litewskich i ruskich do Królestwa Polskiego musiało pociągnąć za sobą zaprowadzenie kodeksu napoleońskiego, nadającego wszystkim mieszkańcom równe prawa cywilne. Było pomiędzy spiskowcami także wielu zwolenników uwłaszczenia włościan; tak npd. w Narodowem Patrjotycznem Towarzystwie: Stanisław Worcell był mistrzem obwodu rowieńskiego, Narcyz Olizar — łuckiego.
Prawdopodobnie, spiski rozwijałyby się i krzewiły, bez wybuchu, jeszcze przez dość znaczny przeciąg czasu, gdyby nie nastąpiła była rewolucja we Francji. Wysocki w swoim Pamiętniku pisze, że niemal wszyscy oficerowie rachowali na nią wiele. «O niczem innem — powiada — prawie nie mówiono jak o rewolucji francuskiej i o najdrobniejszych jej wypadkach.» «W Warszawie — opowiada Mochnacki sam naoczny świadek — to samo się działo po dniach lipcowych co w obozie. Zrazu był to tylko głuchy szmer nakształt powiewu drzew rozkołysanych, lecz za rozejściem się wiadomości o wypadkach paryskich, stolica Polski wzmagała się i huczała jako rzeka wezbrana, chcąca się rozlać z swego łożyska.» «Ruina starszej linii Burbonów — mówi dalej tenże autor — dawno nieznaną radością napełniała Warszawę. Ci, których stan i wiek nie przywiązywał do porządku istnącego, życzyli sobie najrychlej jego zmiany; inni zaczęli się tego lękać. Lecz wszyscy odgadywali, że coś ważnego nastąpi, że coś ważnego musi nastąpić. Nakoniec cała Warszawa zaczęła mówić o rewolucji, jakby 160.000 ludzi do jednego związku, do jednej konspiracji należało.»[9]
Zapał rewolucyjny ogarnął na początku powstania 1830 r. wszystkie warstwy narodu. Włościanie objawiali wówczas jak najlepsze chęci. Gdyby korzystano z tego nastroju umysłów i niezwłocznie ogłoszono zniesienie poddaństwa i pańszczyzny w całej dawnej Rzeczypospolitej, miałoby to olbrzymie dla powodzenia sprawy powstania następstwo. Ale byłaby to czynność otwarcie rewolucyjna, a właśnie stronnictwo zachowawcze, któremu nieprzezornie pozostawiono sterownictwo nad sprawami publicznemi, wszelkiemi sposobami starało się ją osłabić. Przytem o ile kwestja zniesienia poddaństwa wydawała się jasną powszechnie, o tyle wielu mniemało, a pomiędzy niemi nawet Joachim Lelewel[10], że zniesienie pańszczyzny powinno nastąpić za wzajemnem porozumieniem się dziedziców i włościan. Widzimy to nawet w ówczesnych artykułach Maurycego Mochnackiego w Nowej Polsce. Już 2 lutego zamieściła ona ważny jego artykuł p. t. Być, albo niebyć. «Zginęliśmy — powiada nasz znakomity publicysta — dla tego, że nie większość, ale mniejszość po wszystkie czasy, była u nas narodem. — Zginęliśmy dla tego, że rewolucja socjalna nie zmieniła wzmiankowanego niestosunku. Złe było radykalne. Kościuszko podniósł oręż w sprawie insurekcji, a powinien był walczyć w sprawie socjalnej, jak radził Kołłątaj.[11] Kościuszko zgubił sprawę, albowiem «nie chciał przemienić większości w naród, przez wzgląd na mniejszość.» «Nie zainteresował mas; miliony nasze patrzały obojętnie na upadek kraju. Względem nich odmieniły się tylko nazwiska ciemiężców. Nie dbał lud, kto mu panuje.»[12] Cóż więc w 1831 r. należało robić? «Potrzeba poruszyć masy, trzeba powołać do życia miliony, a one się same uzbroją. Korzystajmy z błędów przeszłości!»[13] Lecz w jaki sposób poruszyć masy i powołać do życia miliony, Mochnacki nie wypowiedział. Wyraźniej wyjaśnił już myśl swoję 14 lutego w artykule: Czemu masy nie powstają? «Przestańcież trwać — odzywa się do kierowników powstania — w tem opacznem rozumieniu, że samą insurekcją kraj zbawicie, potrzeba socjalnej rewolucji, potrzeba użyć ku uratowaniu ginącej ojczyzny tych środków, jakie socjalna rewolucja nastręcza. Potrzeba środków gruntownych, prędkich, działających jak mocne lekarstwa w chwilach ostatecznego wysilenia. Potrzeba zatem, żebyście mowę swoję obrócili do całej ludności naszej, żebyście jedną oddzielną szlachetną uchwałą, ogromną większość ludu polskiego powołali do praw człowieka, do praw obywatelskich, żebyście każdemu porywającemu oręż w tej sprawie obwarowali natychmiast bezpieczeństwo dla niego i dla rodziny jego w niezamierzone czasy.» I tu Mochnacki nie powiada, na czem miała polegać owa jedna oddzielna szlachetna uchwała. Patrjotyczne Towarzystwo, które było ogniskiem stronnictwa rewolucyjnego, zajmowało się także sprawą włościańską i w lutym jeszcze starało się pobudzić sejm do czynnego w tym przedmiocie wystąpienia, aczkolwiek samo nie miało jasnego w tej sprawie programu.
Dopiero poseł Szaniecki 28 lutego, po bitwie pod Grochowem, złożył do laski marszałkowskiej projekt, w którym żądał nadania własności gruntowej włościanom, zniesienia monopolów w miastach, przypuszczenia mieszkańców wyznania mojżeszowego do praw obywatelskich, w celu przywiązania ich własnym interesem do sprawy ogólnej. W dyskusji jednak nad tym wnioskiem w drugiej połowie marca, izba poselska, złożona niemal wyłącznie z dziedziców, nie chciała się zgodzić, aby ją zmuszano do ofiar, ale uznawała, że w dobrach narodowych wypadałoby nadać grunta włościanom. Właśnie 28 marca wniósł poseł Biernacki odpowiedni projekt. Szaniecki jednak nie ustąpił i ponowił swój wniosek, pod silnem wrażeniem poniesionej klęski pod Ostrołęką. Stronnictwa rewolucyjne czyli demokratyczne energicznie popierało to żądanie. Pod przewodnictwem posła Walentego Zwierkowskiego, zawiązało się w dniu 1 czerwca Towarzystwo polepszenia bytu włościan. Poseł ten zobowiązał się w swoich dobrach skasować pańszczyznę i ustanowić taki czynsz, jaki miano płacić w dobrach narodowych. Sprawę włościan, oprócz Towarzystwa Patryotycznego, dzielnie popierały dwa dzienniki: Nowa Polska, redagowana w tym czasie przez bardzo zdolnego publicystę, Jana Ludwika Żukowskiego, stanowczego przeciwnika pańszczyzny, i Gazeta Polska, redagowana przez Jana Nepomucena Janowskiego, sekretarza towarzystwa, mającego na celu polepszenie losu ludu wiejskiego. Szaniecki po raz trzeci, wnosząc 16 czerwca projekt względem pospolitego ruszenia, domagał się od izby postanowienia, że «włościanie uzyskają własność gruntową, bez naruszenia własności prywatnej». Wytrwałe to domaganie się posła Szanieckiego, popierane coraz energiczniej przez Towarzystwo Patrjotyczne, zaczynało odnosić skutek. Izba coraz słabszy stawiała opór. Kiedy pierwszy raz odbywała się dyskusja w sprawie pańszczyzny, znalazła ona otwartego jej obrońcę w Kostantym Swidzińskim. Później wstydzono się a pod koniec lękano się jej bronić. Wreszcie uchwała, zamieniająca w dobrach narodowych pańszczyznę na czynsz, torowała drogę do dalszej przemiany stosunków włościańskich.
Niezawodnie nastąpiłoby żądane przez postępową demokracją rozwiązanie kwestji włościańskiej, gdyby stronnictwo rewolucyjne przyszło było do władzy, na co się zanosiło w połowie sierpnia. Jan Czyński powiada, że na drugi dzień, po krwawych wypadkach nocy 15 sierpnia, proponował on w towarzystwie Patrjotycznem, ażeby domagać się ustanowienia Rady Najwyższej, «złożonej z dziewięciu członków znanych z dzielności charakteru i swych zasad demokratycznych»,<ref>Str. 73. La Nuit du 15 août 1831. A Varsovie. Paris 1832./ref> i nadania jej, podczas wojny, zarówno prawodawczej jak wykonawczej władzy. Znowu mówiono o Radzie Najwyższej, złożonej z 15 członków, wybranych z Izby i z miasta Warszawy, i wymieniano już ich nazwiska, a pomiędzy niemi posłów: Zwierkowskiego, Lelewela, Szanieckiego, tudzież członków Towarzystwa Patrjotycznego lub zbliżonych z niem przekonaniami: Mochnackiego, Puławskiego, Bronikowskiego, Teodora Morawskiego, Zaliwskiego, znanych z przychylnego swego usposobienia dla postępowego rozwiązania kwestji włościańskiej.
Nad Wisłą i nad Niemnem rozstrzygała się sprawa nie tylko istnienia politycznego narodu polskiego, ale także czy postępowe czy reakcyjne stronnictwo przeważy w Europie. «Dwie zasady — powiadał Lafayette w parlamencie francuskim z powodu powstania polskiego — dzielą Europę: prawo zwierzchnicze narodów i prawo boskie królów; z jednej strony wolność i równość, z drugiej despotyzm i przywilej». Chodziło o to, czy ruch wolnościowy, wszczęty przez rewolucją lutową, miał rozwijać się dalej, czy też cofnąć się? Stąd współczucie ludówe dla sprawy polskiej; stąd usiłowania dyplomacji europejskiej, ażeby pozbawić powstanie polskie — o ile można — charakteru rewolucyjnego.

2.
Od 1832 r. do upadku powstania 1863 i 1864 r.
Jasność kwestji uwłaszczenia włościan. — Szybsze dojrzewanie myśli społeczno-politycznej w ruchu rewolucyjnym. — Walka o zasady na emigracji. — Poczucie międzynarodowe. — Demokratyczne usposobienie. — Towarzystwo Demokratyczne. — Przejaw myśli socjalistycznej. — Joachim Lelewel. — Adam Mickiewicz. — Dyskusja w Towarzystwie Demokratycznem o kwestji własności. — Sekcja Grudziąż. — Lud Polski. — Stanisław Worcell. — Socjalizm francuski wywiera nań wpływ. — Jego teorja własności. — Gromada Humań. — Niesnaski wewnętrzne w gromadzie Grudziąż. — Wykreślenie się Worcella z gromady. — Starania o połączenie Ludu Polskiego z Towarzystwem Demokratycznem. — Zeno Świętosławski. — Marzenia jego. — Rozwiązanie się gromady Grudziąż. — Program Towarzystwa Demokratycznego. — Zwolennicy systematów socjalistycznych francuskich. — Węglarze w Galicji. — Towarzystwo przyjaciół ludu. — Stowarzyszenie ludu polskiego. — Wpływ onego na Galicją. — Konarszczyzna. — Szerzenie się przekonań ludowych w Poznańskiem i w Kongresówce. — Edward Dembowski. — Henryk Kamieński. — Poruszenie umysłów w Poznańskiem. — Filozofja ekonomji materjalnej. — Treść jej: układ społeczny; własność; funkcje materjalne społeczeństwa, praca i zamiana. — Zdanie Kamieńskiego o komunizmie. — Prawdy żywotne narodu polskiego. — Powołanie Polski. — Solidarność ludów. — Literatura poznańska. — Ludowy kierunek prowadzi do socjalizmu. — Manifest krakowski. — Mierosławski o komunizmie. — Następstwa rewolucji krakowskiej. — Zbliżenie się socjalistów i demokratów. — Rewolucja 1848 r. — Petycja lwowska. — Podanie Polaków z Galicji i Krakowskiego. — Odezwa komitetu narodowego krakowskiego. — Sprawa zniesienia poddaństwa i pańszczyzny. — Towarzystwa w Galicji. — Pisma. — Postęp. — Przewodnia jego myśl. — Leon Rzewuski. — Czy narodowość, czy postęp? — Połowiczność socjalizmu Rzewuskiego. — Myśli jego o gminie. — Myśl ludowa w Poznańskiem. — Przekonania ekonomiczne Augusta Cieszkowskiego. — Przepowiada on nowy świat. — Dziennik Polski Libelta o socjalizmie i federalizmie. — A. Mora. — Myśli jego o własności, gminie, stowarzyszeniu. — Upowszechnianie się przekonań socjalistycznych w Poznańskiem. — Adam Kryżtopór o gromadzkiem władaniu ziemi. — Nuta społeczna w literaturze polskiej zaboru rosyjskiego. — Emigracja polska przeczuwa nowy porządek. — Nawoływanie ludów do jedności. — Emigracja demokratyczna zrozumiała wysokie posłannictwo socjalizmu. — Armja republikańska i socjalistyczna Adama Mickiewicza. — Zasady legjonu polskiego we Włoszech. — Unarodowienie ziemi ma pomiędzy Polakami sporo wyznawców. — Walery Wielogłowski o gminnej własności ziemi. — Trentowski zapowiada nowy ustrój własności ziemskiej. — Reakcja. — Kwestja zniesienia poddaństwa i pańszczyzny w zaborze rosyjskim na porządku dziennym. — Wpływ Hercena i Czernyszewskiego na pewną część ludowców. — Przedpowstańczy nastrój. — Manifest rozpoczynający powstanie 1863 r.

«U nas kwestją uwłaszczenia włościan — powiada tłumacz Raspaila w 1840 r. — musi być najpierwszą, bo jest środkiem politycznym stwarzającym siłę, a zatem środkiem ratunku i zbawienia.»[14] Takie było zdanie ogółu demokratycznego. «Uwłaszczenie — powiada Henryk Kamieński w 1844 r. — ma tę wyższość nad wszelkie inne sposoby wprowadzenia w użycie rewolucji społecznej, że nie mieści w sobie żadnej komplikacji, a środki im prostsze tem skuteczniej działają i dla rewolucjów są odpowiedniejsze.[15] I dla tego jakkolwiek wielu przyznawało słuszność teorjom socjalistycznym, to wszakże po większej części uznawali oni, że praktyczne zastosowanie tych teoryj jest jeszcze przedwczesne, i że pierwszym czynem powinno być uwłaszczenie włościan. Kamieński mniemał, że o innym porządku pomyśleć wypadnie nie wcześniej, jak kilka pokoleń minie. Emigracja demokratyczna przybyła już z Polski z myślą uwłaszczenia ludu wiejskiego.
Rzeczą jest naturalną, że w poruszeniu rewolucyjnem myśl społeczno-polityczna szybciej się rozwija i dojrzewa, aniżeli przy spokojnym stanie umysłów. Tak było w wielkim ruchu rewolucyjnym 1789 r., tak musiało też być w powstaniu zbrojnem 1831 r. To, co dla wielu w pierwszych chwilach wybuchu mogło być jeszcze wątpliwem, ku końcowi walki orężnej wyjaśniło się dostatecznie i stało się pewnem. Większość patrjotyczna zrozumiała, że natychmiastowe rozwiązanie sprawy włościańskiej wprowadziłoby zbrojne powstanie na drogę rewolucyjną i dałoby mu olbrzymią potęgę.
Walka zdań, którą w kraju głuszyły strzały działowe i powściągała groźba ogólnego niebezpieczeństwa, wybuchła z całą namiętnością, kiedy upadek powstania, napełniając serca goryczą, zmusił patrjotów szukać przytułku na ziemi obcej. Prawo prasowe francuskie nie stawiało żadnej tamy tej walce, albowiem prokuratorja nie troszczyła się wcale o druki polskie i wówczas tylko zwracała na nie uwagę, kiedy ambasada rosyjska podnosiła pewne określone skargi. Namiętność polemiczna prasy emigracyjnej — jak słusznie zauważył Henryk Kamieński w dziełku: O prawdach żywotnych — była pożyteczna dla rozwoju społecznej myśli polskiej; albowiem wstrząsając silnie umysły, ogarniała szerokie koła i zmuszała je także do wzięcia udziału w walce o zasady.
Pierwsza kwestją, która rozdzieliła ogół emigrancki, była ta: z kim wychodźcy mają trzymać, czy z gabinetami czyli raczej rządami, czy też z ludami? Oczewiście, ogromna większość oświadczyła się za tem, ażeby sprawę swoję połączyć ze sprawą ludów europejskich: widziała ona dobrze, że ludy z współczuciem i zapałem witały pielgrzymów polskich, kiedy rządy podejrzliwie i niechętnie otwierały im granice swego państwa. Wiara w pomoc ludów europejskich i nadzieja na nią wyrobiły w emigracji polskiej silne przekonanie o obowiązku solidarności międzynarodowej pomiędzy ludami. Im stronnictwo które stawało więcej na grunt ludowy, tem poczucie tej solidarności było gorętsze, silniejsze. I dla tego socjalizm i międzynarodowe poczucie łączyły się w myśli i w sercu polskich zwolenników spólnościowego braterstwa.
Sprawa ludów była to sprawa demokracji. Ogół emigracyjny — z małym wyjątkiem — przyznawał się do jej sztandaru. «Była niegdyś Polska niepodległa demokracją szlachecką; przyzwoita, aby odzyskując straconą niepodległość, pozyskała demokracją dla ludu całego»[16] — powiadał Komitet Narodowy Polski w swojem sprawozdaniu z dnia 15 kwietnia 1832 roku. W tym czasie wpływ Lelewela, Leonarda Chodźki, Maurycego Mochnackiego był silny. Chcieli oni utrzymać całość emigracyjną i wlać w nią ducha demokratycznego.
Było to jednak zadanie niemożliwe do uskutecznienia. Dygnitarze z oburzeniem patrzyli, że ich nie wywyższono, ale często spychano na poślednie miejsce; starszyzna wojskowa w swych stosunkach z żołnierzami chciała zachować dawną karność wojskową. Demokraci zaś w miarę zbliżania się do ludowców francuskich i w miarę rozważania ich zasad, coraz więcej zapalali się do nowej nauki i wnet ją stosować nawet pragnęli. Józef Zaliwski, wszedłszy do wenty francuskiej karbonarów, w 1833 r. zorganizował nieszczęśliwą wyprawę partyzancką do Kongresówki.
Zachowanie jednej organizacji emigracyjnej, wymagające koniecznie pewnych ustępstw wzajemnych, było nader trudne, a gorącym demokratom wydawało się wielką zawadą w ich propagandzie i czynnościach, i dla tego na początku marca 1832 r. Krępowiecki, Gurowski, J. N. Janowski, Płużański i ks. Puławski wystąpili z ogółu emigracyjnego i założyli d. 17 marca Towarzystwo Demokratyczne. W manifeście swoim z tejże daty Towarzystwo powiadało, «że obecnie reprezentacja za granicą u obcych interes przyszłej Polski, nie na numerycznej zawisała większości, ale tym należy, którzy usiłować będą spajać interes Polski z interesem ludzkości, którzy w tem jedynie imieniu przemawiają do Europy i w przyszłej Polsce pragną widzieć miljony szczęśliwych, wolnych, dobrodziejstw natury używających mieszkańców, bez różnicy nazwisk rodu lub wyznań; a nie garstkę uprzywilejowanych, dawnym przesądem, dawnem przywłaszczeniem i nadużyciem, użytkujących wyłącznie, nie tylko ze wspólnej dla wszystkich ziemi i jej owoców, ale nawet i osób pracy i trudów tych, których los w gronie tej garstki nie pomieścił.» Na tym akcie pomiędzy innemi podpisani są późniejsi otwarci spólnościowcy: Tadeusz Krępowiecki, Zenon Świętosławski, Roch Rupniewski i zwolennik Piotra Leroux, Leonard Rettel.
«Wspólna dla wszystkich ziemia» — była tą myślą, z której się wyłoniło dalsze różniczkowanie demokracji naszej. Niezawodnie wzbudzone podówczas we Francji przez Sainsimonistów wrzenie umysłów i ożywiona przez Buonarotti’ego tradycja babuwizmu niemało przyczyniły się do tego. Skłaniali także do wejścia na nową drogę dwaj znakomici przewódcy umysłowi naszego narodu, którzy w braterskich stosunkach Towarzystwa promienistych odczuli, jaki urok i jaką potęgę może mieć wieka myśl spólnościowa.
Badania historyczne przyprowadziły Joachima Lelewela, na parę lat jeszcze przed powstaniem, w dziełku: O początkowem prawodawstwie prawodawstwie polskiem, wydanem w 1828 r., do tej myśli, że w Polsce właściwie znano spuściznę t. j. posiadłość, nie zaś własność. W późniejszym czasie coraz bardziej utwierdzał się nasz historyk w tem przekonaniu. «Prawo polskie — może zanadto kategorycznie powiada w piśmie O straconem obywatelstwie stanu kmiecego — do końca samego własności osób pojedyńczych nie ma. Własność była powszechna, stanu, klasy, a pojedyńczy z nich był tylko posiadacz, bene natus, bene possesionatus, a nie proprietarius.» Lud — zdaniem Lelewela — władał ziemią wspólnie. «Była to — pisze — ziemia gminna; nie moja, nie twoja, ale nasza; mirska, ziemia ludu, święta[17].
Lelewel, który był naczelnikiem Młodej Polski, należącej do związku Młodej Europy, wysoko podnosił sztandar braterstwa ludów. Nieustannie nawoływał do niego i wykazywał wysokie jego znaczenie. «Szczere braterstwo, najsilniejsza podpora demokracji — powiadał on — ocali Słowian od wszelkiego zewnętrznego niebezpieczeństwa, połączy ich z ludami: Rumuńskim, Niemieckim, Węgierskim».[18] Szczególnie Słowian nawoływał historyk-republikanin do wspólności braterskiej. «Rosjanie, Polacy, Czesi, Serbowie, Słowacy, Kroaci, Bośniacy, Dalmaci, Baskowie, Bułgarzy, Iliryjczykowie — mówił — powinni się uważać za braci, za jednę wielką rodzinę. Między niemi nie powinno być żadnego pierwszeństwa, żadnego przodkowania: wszyscy są powołani działać dobrowolnie i jednozgodnie dla spólnej sprawy: każdy z tych narodów powinien pojąć, że braterstwo jest zasadą najściślejszego przymierza. Czy to je nazwiemy federacją, czy uniją, czy konfederacją, czy stanami zjednoczonemi, na takiej zasadzie prędko stanie umowa towarzyska».[19]
Promienisty nasz wieszcz był także apostołem braterstwa ludów. Czuł on raczej sercem, aniżeli pojmował myślą, że w dziejach ludzkości zachodzi jakiś olbrzymi przełom, że istniejący dotąd gmach polityczno-społeczny runąć musi, a na jego miejsce powstanie nowy, w którym będzie swobodniej i szczęśliwiej zarówno ludziom jak narodom. W tej wielkiej pracy dziejowej nad postawieniem nowego gmachu Polakom przypadnie zaszczytna i pierwszorzędna rola. Polak to więcej aniżeli demokrata i republikanin, to «świata nowego żołnierz», świata nowego, w którym powszechne braterstwo panować będzie. Wierzy nasz poeta w bliską rewolucją ludową. Na zarzut — co prawda słuszny — że organ jego nie przedstawiał jasno wytkniętego kierunku, odpowiedział, że «Pielgrzym nie pochlebiając sobie, iżby mógł zwalczyć żywioły, wie przynajmniej, gdzie ma płynąć, zkąd wiatru czekać: czeka wiatru przeciwnego wszystkim monarchjom europejskim, wszystkim bez wyjątku rządom, w kierunku tego wiatru ile możności radzi politykować». «Ale polityką, działaniem — ciągnie dalej — nazywamy tylko czyny, albo słowa i myśli, które rodzą czyny. Takiemi czynami jest walka, zwycięstwo lub męczeństwo; takiemi słowami były naprzykład, dawniej Słowo Ewangielii, potem naśladowanie ich, słowa Koranu, słowa Wiklefa, Hussa, Lutra, Saint-Simona, — słowa na sesji Rejtanowskiej, w obradach Konwencji, kiedy wypowiadano wojnę całej Europie, rozkazy dzienne Napoleona, pieśń o Dąbrowskim, etc.»[20]
Poetyzując przeszłość słowiańską i wcielając w nią swe pragnienie, uczeń dawny Lelewela w swoich prelekcjach nie tylko twierdził, że w Słowiańszczyźnie ziemia należała do gminy, ale nawet zapewniał, że ziemia gminna była uprawiana wspólnie, i że zysk włościan był równy.[21] W zaprowadzeniu tej gminy upatrywał rozwiązanie kwestji socjalnej.
Pojęcia nowe społeczne już kiełkowały w wielu umysłach wychodźtwa naszego, kiedy Towarzystwo Demokratyczne, uznając jako najważniejszą sprawę uobywatelenie włościan przez nadanie im wolności i własności, postawiło na porządku dziennym kwestją socjalną.[22] W pierwszej dyskusji, którą podniosła gromada Grudziąż,[23] twierdząc, że «jak prawo do życia jest wspólne, tak i własność jest wspólną», wszystkie sekcje oświadczyły się przeciwko tej teorji. Inaczej już było z drugą dyskusją, która się wsczęła z powodu projektowanego manifestu Towarzystwa. Tu już odezwały się dosyć liczne głosy za własnością wspólną. I tak, sekcja Londyńska pisała: «Tak jak kwestją słuszności była kwestją wieku XVIII, tak kwestja własności jest dzieckiem wieku XIX. Jak ona daleko zajdzie, to dzisiaj nie można jeszcze z pewnością powiedzieć. Jak to będzie wykonane, jaki będzie system przyjęty, to i tego wiedzieć nie można. W duszy naszej przekonani jesteśmy, że ani podział równy wszystkich gruntów między chłopów, ani rozdanie tego na własność co sami tylko chłopi posiadają, nie przyjdzie do skutku. Własność indywidualna musi przejść na własność ogólną — to jest pewność, lecz jakim to sposobem pójdzie — niewiadomo. Rzecz cała na tem spoczywa, jak się to zapocznie — oto nasza wiara.» Dwóch członków z Reims oświadczyło się także przeciwko zasadzie własności osobistej czyli też prywatnej. «Wszystkie instytucje obecne — powiadali oni — tyle niedostateczne dla ludzkości, złe i przewrotne, wypływają z zasady własności; na dobrem zrozumieniu tej kwestji spoczywa urządzenie trwałej swobody, otworzenie drogi postępu... Nie bądźmyż przecież ślepemi na przykłady: nadanie chłopom własności w Poznańskiem ulepszyłoż stan masy ludu włościańskiego? Ta większa część, co żadnego w tem uwłaszczeniu nie miała udziału, w ogromnej nędzy, w sroższym niż przedtem niedostatku zostaje. Przypatrzmy się Francji, do czego rozdanie na własność ziemi przywiodło synów Rewolucji 1793; spodlenie, odrętwiałość, egoizm uczynił z właścicieli nieprzyjaciół ludzkości, filary despotyzmu... W rozwinięciu zasad, chcemy widzieć, po skreśleniu pojęć o równości, zrozumienie kwestji o własności, mianowicie że zgodnie z naturą i sprawiedliwością, nie pojmujemy innej jak własność powszechną, ugruntowaną na wzajemnych kondycjach socjalnych; gdyż to jedno jest, co egoizm zniszczy, ludzi w jednę wielką familją spoi, zagwarantuje równość, wzniesie mur między dwoma złemi na świecie: tamując z jednej strony wdzieranie się do przemocy, panowania, zasłaniając z drugiej oddawanie się w niewolę: nada prawdziwą sposobność używania, rozwijania i doskonalenia władz umysłowych, a wydobywając człowieka z plugawego materjalizmu, zapewniając istnienie moralne ze wszystkiemi korzyściami życia społecznego, ugruntuje szczęście duchowe.» Sekcja Pantheon rozróżniła dwie własności: własność wszystkich, własność narodową — ziemię: własność indywidualną — pracę. «Tu leży — rozwiązanie jednej z żywotnych kwestyj społecznych ekonomji politycznej... Zapomnienie tej prawdy zrodziło obecny poczwarny porządek. Kwestją własności jest rdzeniem, biegunem około którego krążą społeczno-polityczne zagadnienia. Dopóki ta radykalnie rozstrzygniętą nie będzie, póty krew ludzka płynąć nie przestanie, poty wszelkie rewolucje będą smutnem tylko i krwawem zjawiskiem, a wszelka zmiana — złudzeniem.» W podobnym duchu wypowiedziała się także sekcja Chaillot; podobneż zdanie objawiło dwóch członków z Wersalu i jeden z Batignolles.
Sekcja Towarzystwa Demokratycznego Grudziąż, która pierwsza podniosła wątpliwość w kwestji własności osobistej, przedstawiała na emigracji żywioł chłopski, ludowy. Składała się ona z żołnierzy, którzy przybyli z niewoli pruskiej, gdzie wycierpieli dwuletnie katusze w twierdzy Grudziąż i nie dali się skłonić ani złudnemi obietnicami, ani groźbami, ani okrucieństwem siepaczy pruskich do przyjęcia amnestji cara rosyjskiego.
Ci to prości szeregowcy, po większej części ludzie niepiśmienni, stali się najgorliwszemi wyznawcami zasad spólnościowych, skoro je tylko poznali. Bo przybyciu do Anglii, zjednani dla zasad demokratycznych przez Wincentego Wierzbickiego i Seweryna Dziewickiego, utworzyli oni sekcją Towarzystwa Demokratycznego w Portsmouth pod nazwą Grudziąż i, kiedy rozpoczęła się dyskusja o uwłaszczeniu włościan, oni prędko zrozumieli, że jedynie własność ogólna odpowiada interesowi powszechnemu, i podali to uwadze całego ogółu w odezwie z dnia 25 maja 1835 r. Wszystkie jednak sekcje T. D. odrzuciły nową myśl. Wówczas ogromna większość członków, przeszło trzy czwarte sekcji, mocno zrażona przytem objawioną nietolerancją w sprawie przekonań, odłączyła się od T. D., zawiązała odrębne stowarzyszenie pod nazwą Lud Polski i zawiadomiła o tem emigracją całą w odezwie swojej z dnia 30 października, podpisanej przez 141 członków. Odezwa ta powiadała, iż «należy dążyć do tego, by ludzie nie dzielili się na obóz mających własność i na obóz bez ziemi, na ród półbogów i na ród stadniczych istot w ludzkie przyodzianych rysy.»[24] «Postęp[25] więc dopóty się nie zatamuje, póki ostateczna przepowiednia, najdalsze następstwo braterstwa, «porównanie Kondycyj Socjalnych» nie stanie się ciałem». «Jeżeli tej jedności zasad — mniemają członkowie Ludu Polskiego — nie założymy, na nic pójdą wszystkie nasze usiłowania, bo ciągle z pogorzeliska jednych tyranów nowi rodzić się będą. Panowanie szlachty czy kupców, panów czy kramarzy, Jaśnie Wielmożnych czyli Sławetnych, różni się tylko nazwiskiem, nie jest niczem innem jak przyobrażoną niewolą.»[26] W tydzień po pojawieniu się tej odezwy, 6go listopada, przyłączyli się do nowoutworzonej gromady: Sew. Dziewicki, Aleksander Gronkowski, Tadeusz Krępowiecki, Roch Rupniewski, Reces Wątróbka i Stanisław Worcell. Była to inteligencja, pochodząca ze szlachty, która, wstępując w szeregi ludowe, zrzekała się publicznie na zawsze «używania wszelkich korzyści społecznych, nieopartych na prawach służących całemu ludowi polskiemu.»
Nowe stowarzyszenie rozwijało wielką czynność. Członkowie uczyli się i oświecali wzajemnie. Odbywały się często zgromadzenia, korespondowano z oddzielnemi sekcjami lub oddzielnemi członkami T. D.; pisano odezwy do ludów europejskich i do osób, które dla sprawy spólnościowej lub polskiej zasłużyły się. Usiłowano przedewszystkiem upowszechniać nowe przekonania i zjednywać nowych wyznawców. Teoretykiem w stowarzyszeniu był Stanisław Worcell, agitatorem zaś bardzo wpływowym Tadeusz Krępowiecki.
Worcell, były uczeń krzemienieckiego lyceum, poseł rowieński na sejmie, zarówno nauką swoją jak charakterem zjednywał sobie powszechne poważanie. «Był to — powiada Hercen — umysł djalektyczny, szybko oceniający i równocześnie bardzo subtelny. Posiadając w wysokim stopniu zdolność rozumowania abstrakcyjnego, został on z natury rzeczy głębokim matematykiem. Wszakże umysł jego czynny i gorący nie zadawalniał się samą astronomją i mechaniką, lecz po kolei badał wszystkie nauki przyrodnicze. Erudycja jego była olbrzymia. Wszystkiem się zajmował, wszystkiem się interesował i nic nie zapominał. Mówiąc z zupełną elegancją po francusku, angielsku i niemiecku, znał on gruntownie wszystkie literatury nowoczesne. Często zwracałem się do niego, jako do żywej encyklopedji, i zawsze otrzymywałem natychmiastową odpowiedź. Sumienny we wszystkich swoich uczynkach, skoro mu zdawało się, że się omylił, na drugi dzień przysyłał mi w tym przedmiocie notatkę».[27] «Była to — mówi o nim jeden z niechętnych stronnictwu radykalnemu — najpoczciwsza dusza pod słońcem. Nigdy biedny współwygnaniec nie zgłosił się napróżno do niego. Radził, pomagał, wspierał jak mógł, częstokroć ostatnim groszem dzielił się z drugim, a do skrajnej demokracji i do socjalizmu zawiodło go jedynie wygórowane nad wszelką praktyczną miarę uczucie ludzkości».[28]
Zapaliwszy się do myśli ludowej, w niej tylko widząc zbawienie Polski, którą ukochał nadewszystko, Worcell szukał najszczerszych jej wyznawców i wkrótce, po przybyciu swojem do Paryża, poznał się z Buonarotti’m, pokochał go silnie i następnie pozostawał z nim w korespondencji. Interesując się żywo odbywającym się ruchem umysłowym, w rozwijającej się podówczas świetnie doktrynie saint-simonistycznej znalazł on treść bogatą, a ze wszystkich jej odmian pociągnęła jego umysł szczególnie teorja Buchez’a, najbardziej odpowiadająca jego katolickiemu uczuciu i rewolucyjnemu nastrojowi. Polska — w jego przekonaniu — była przednią strażą świata katolickiego, zdążającego pod chorągwią braterstwa do połączenia solidarnego wszystkich ludów. Wreszcie na gruncie religijnym socjalizm mógł łatwo się krzewić w umysłach włościańskich. Do żołnierzy z ludu, przywiązanych do swojej religii, przemawiało najsilniej słowo boże, nauka ewangieliczna, braterstwo z miłości bliźniego wysnute.[29]
«Postęp prawem jest światów» — powiada Worcell. Ludzkość coraz doskonalsze przybiera kształty. Stosownie do tego, instytucje jej zmieniają się, przeobrażają. «Własność się zmienia, tak co do kształtu swego i granic, jako też co do natury i skutków».[30] Inną była u Żydów, inną w dawnej Polsce, inną feudalna. «Rewolucja francuska, znosząc pańszczyznę, dziesięciny, daninę i t. d.; zagarniając dobra duchowne, wszystkich nareszcie za zdolnych do posiadania ogłaszając, lecz zachowując przytem pogańskie własności podstawy, to jest dziedziczenie i używanie próżniacze: utworzyła własność jaką dziś widzimy, własność mieszczańską, monopoliczną, eksploatującą; własność egoistyczną, protestancką, to jest doktrynerską“.[31]
Fałszem jest — mówi dalej Worcell — jakoby własność była prawem przyrodzonem. «Własność jako społeczeńska forma używania świata zewnętrznego na rzecz człowieka, jest społeczeńskiego związku wypływem, jest względem moralnym, a zatem wzajemnym, nosi wspólną ze wszystkiemi względami moralnemi cechę, t. j. ma używaniu swemu odpowiedni obowiązek».[32] Takim obowiązkiem własności w pierwszym społeczeńskim zawiązku było zachowanie i rozplemienienie rodu. Pomagało ono rozpraszać się plemionom i opanowywać ziemię. «Obowiązkiem człowieczeństwa względem świata materialnego było: najprzód owładnąć, potem udoskonalić go».[33] Pierwszemu obowiązkowi odpowiadała dawna forma własności rodowa. Teraz przychodzi kolej na drugi obowiązek. «Gdy zaś praca tylko ów świat materjalny udoskonalić może, praca też została dziś odpowiednim prawu własności obowiązkiem». Cechą dawnej własności była rodowitość, cechą nowej ma być zasługa. Ażeby stało się temu zadość, trzeba przelać własność wieczystą w ręce społeczności, w ręce ogółu. Własność nie zniknie, tylko przeobrazi się. «Praca, zostawszy obowiązkiem i zasługą społeczeńską, rzecz prosta, że nie kto inny jak społeczeństwu wynagradzać za nią i dostarczać jej narzędzi, to jest wyposażać będzie mogło; że za tem do niego i do niego jedynie własność ziemi, własność nieruchoma i wieczysta należeć będzie.»[34]
Nietolerancja Sekcji Centralnej (w Poitiers) T. D. i wykreślenie niektórych członków sekcji Jersey za żądanie porównania kondycyj socjalnych miały ten skutek, że w marcu 1836 r. sekcja Jersey zamieniła się w gromadę Humań i przystąpiła do stowarzyszenia Ludu Polskiego. Najwybitniejszemi w niej jednostkami byli: Jan Kryński i Zeno Świętosławski. Gromada ta jednak była nieliczna i złożona z członków pochodzenia szlacheckiego.
Propaganda, szerzona przez gromady, oddziaływała powoli na ogół emigrancki i udzielała się nawet krajowi, ale oczewiście nie mogła odrazu przybrać wielkich rozmiarów. Przykrzyło się to Krępowieckiemu, którego czynna natura potrzebowała szerokiej areny. «Z bystrem pojęciem i charakterem nieugiętym, z wolą żelazną, z głosem piorunującym i okiem przeszywającem na wskroś, był gwałtownym ludu obrońcą a jego nieprzyjaciół gromicielem i postrachem».[35] Szermierz ten rewolucyjny nie mógł się zamknąć w ciasnem kółku gromady. Kiedy więc w emigracji angielskiej objawiła się chęć zjednoczenia się, oświadczył się on za tem, ażeby gromady ze swojej strony także zawiązały w tej sprawie układy z Ogółem Londyńskim. Popierał go Sew. Dziewicki. Wysłano więc obu w marcu 1837 r. do Londynu. Być może, że porobili oni za wielkie ustępstwa Ogółowi Londyńskiemu, ale w każdym razie wykreślać ich za to z gromad było krokiem i niesłusznym i nierozważnym. Niestety Worcell postawił ten wniosek. Krępowieckiemu zarzucano jeszcze, że był obojętnym dla sprawy religijnej.
Wykreślenie Krępowieckiego i Dziewickiego, dokonane w dniu 3-go lipca, miało nader smutne następstwa. Rozpoczęły się odtąd nieustanne niesnaski w stowarzyszeniu, które tamowały jego rozwój i gorszący dawały widok emigracji polskiej. Przyjaciele wykreślonych, korzystając z tego, że Worcell popierał myśl zawiązania Komisji administracyjnej potrzeb moralnych i materjalnych emigracji polskiej w Anglii, przedstawili, że czyni to ze szkodą interesu i zasad gromadzian, i taką przeciwko niemu i trzymającemu z nim adwokatowi Wątróbce wytworzyli opozycją, że obaj uważali za właściwe przenieść się w grudniu do gromady Humań. Tymczasem Krępowiecki i Dziewicki, wróciwszy do Portsmouth, zaczęli agitować pomiędzy gromadzianami i rzucili potworne oskarżenie na Worcella. Większość jednak nie poszła za niemi; wówczas mniejszość, w liczbie pięćdziesięciu pięciu osób, oddzieliła się od gromady, w kwietniu 1838 r. zawiązała Towarzystwo wyznawców obowiązków społecznych i ogłosiła rodzaj manifestu w Młodej Polsce (20 czerwca 1838 r.).
Tak samo jak Krępowiecki, Worcell zapragnął przenieść się do Londynu, gdzie miał szersze pole do działania i rozleglejsze koło stosunków. W Londynie, za zgodą gromady Grudziąż, założył jej wydział. Kiedy następnie, wobec powszechnie obudzonych nadziei na zbliżające się ważne wypadki w całej Europie,[36] Worcell zaczął się starać o zjednoczenie emigracji i połączenie z nią gromad, Roch Rupniewski, były belwederczyk, wystąpił w obronie zasad ludowych jakoby zagrożonych przez niego i oskarżył go o odstępstwo. Zrażony więc niesłusznemi zarzutami, Worcell w kwietniu 1840 r. wykreślił się z gromad, podając za przyczynę, «że w Stowarzyszeniu Zjednoczenia ujrzał większą sposobność dla siebie pracowania na korzyść Polski i Ludzkości».[37] W ten sposób obaj dawniejsi przeciwnicy, Krępowiecki i Worcell, znaleźli się znowu razem w gminie Londyn Zjednoczenia i stali się obaj przedmiotem ostrej i surowej krytyki gromadzkiego wydziału londyńskiego, który w styczniu 1842 r. zawiązał się w osobną gromadę Praga.
Kiedy główni przewódzcy umysłowi przenieśli się do Zjednoczenia, starano się gromadę Grudziąż skłonić do połączenia się z Towarzystwem Demokratycznem. Gromadzianie przyznawali, że Towarzystwo «oparło się na obszernej manifestacji, w której niektóre tyko punkta wymagają zmiany względem potrzeb ludu, a co jest głównym punktem: porównanie gruntów[38]; ale nie chcieli stanowczo oświadczyć się, albowiem — jak pisali do wydziału londyńskiego — «wiecie, żeśmy nie byli profesorami, akademikami, a nawet studentami, ażebyśmy mogli być zdolnymi w rozbiorze i sądzeniu deklamacyj teraźniejszych działań emigracyjnych, które składa się z nauczonych w piśmie.[39] Zostali więc wyodrębnieni od ogólnego ruchu emigracyjnego i zaprowadzeni na manowce rojeń mistycznych przez Zenona Świętosławskiego, który od 1841 r. stał się umysłowym przewodnikiem gromadzian.
Zeno Swiętosławski, jeden z pierwszych spiskowców powstania listopadowego, towarzysz Zawiszy w jego wyprawie do Polski, szlachetny charakter, ale marzycielski umysł, spółpracownik Polski Chrystusowej, w marcu 1844 roku, przedstawił gromadom napisane przez siebie Ustawy Kościoła powszechnego, które po dwuletniej dyskusji zostały przez te gromady zatwierdzone. Wzorem saint-simonistów, skupia on całą ludzkość i wszystkie jej czynności w jeden kościół powszechny.
«Kościół boży — powiadają Ustawy — jest jeden na całej kuli ziemskiej, i żaden inny cierpianym nie będzie».[40] Dzieli się on na Narody, województwa, powiaty, gromady, równe między sobą. Kościół, który ma jedno i wspólne wszystkim narodom wojsko, rozsądza ich sprawy w razie potrzeby. «Gród na przesmyku Suezu, oparty na zatokach dwóch mórz, Śródziemnego i Czerwonego, i bramami swemi dotykający dwóch części świata, Azji i Afryki, będzie stolicą całego Kościoła Powszechnego».[41]
Świętosławski chciał mieć narody wielkie i już dlatego życzył zjednoczenia wszystkich Słowian czy też Sławian — jak powiada. «Jestem całą duszą — mówi — za jedną i nierozdzielną Rzeczpospolitą Sławiańską».[42] Ogółowi Sławian daje nazwę Sławonii. W jego przekonaniu, «Sławonja, a najszczególniej owe jądro całej Sławiańskiej Rodziny, Polska,»[43] wykształciła myśl Wszechwładztwa Ludu, owę podstawę, «na której oprze się cała budowa przyszłych urządzeń społeczeńskich». Jako szczery katolik, chociaż nie w rozumieniu rzymskiem, pragnął on powszechnej jedności nawet językowej i uważał, że «język powszechny jest nie tylko potrzebny, ale konieczny»[44] a tym językiem oczewiście miał być język polski, i dlatego w szkołach powiatowych miano uczyć mówić, czytać i pisać dwoma językami, narodowym i polskim.[45]
Kiedy gromadzianie roztrząsali z całą powagą i uwagą pełne fantazji pomysły Świętosławskiego. Towarzystwo Demokratyczne, zarzuciwszy sieć spiskową na grunt ojczysty, przygotowywało tam powstanie narodowe. Wiadomość o wybuchu rewolucyjnym w Krakowie spadła jak piorun z pogodnego nieba na emigracją, niewtajemniczoną w czynności spiskowe. Zawrzało wszędzie jak w kotle, i jedna myśl zjednoczyła wszystkich: spieszyć na pole walki. «Spodziewając się, iż odtąd działania w Emigracji, jeżeli nie na całej Emigracji, to drobiazgowo korporacyjne istnieć przestaną, a nastąpi jedność i zgoda, aby w tej jedności i zgodzie, w miłości bratniej, pod znakami narodowymi uczynić powrót do Ojczyzny», gromada Grudziąż rozwiązała się i archiwum swoje odesłała Świętosławskiemu do przechowania.
Świętosławski w 1854 r. wydrukował najważniejsze dokumenty z powierzonego mu archiwum w książce p. t. Lud Polski i tem upamiętnił jednę z ważniejszych stronnic umysłowego rozwoju w życiu naszej emigracji. Książka ta była główną podstawą mego opowiadania o tem stowarzyszeniu.
Niezawodnie Towarzystwo Demokratyczne Polskie miało największy wpływ na rozwój i upowszechnienie przekonań demokratycznych w Polsce. Wydawnictwa jego przenikały nie tylko do Polski, ale i w głąb Rosji. Młodzież polska, przybywająca na uniwersytety do Petersburga, Moskwy, Dorpatu, Kazania, kształciła się narodowo i politycznie na literaturze demokratycznej i najwięcej hołdowała programowi Towarzystwa Demokratycznego. Program ten odwoływał się do równości, żądał więc zniesienia wszelkiego rodzaju przywilejów i ogłaszał, że wszystko dla ludu przez lud — jest najogólniejszą zasadą demokracji, cel i formę jej obejmującą, ale w przedmiocie własności wyrażał się ostrożnie i, pozostawiając przyszłości dokładniejsze określenie, powiadał, że prawo posiadania ziemi i każdej innej własności pracy tylko przyznaje.
Systematy socjalistyczne, któremi zajmowano się żywo we Francji, musiały także oddziaływać na emigracją polską, chociaż kosmopolityczny przeważnie ich charakter raził nieszczęściem narodu i walką z najazdem cudzoziemskim silnie podniecone uczucie patrjotyczne. Wszakże saint-simonizm — jak to już widzieliśmy — wywarł znaczny wpływ na umysłowość polską i może najwięcej przyczynił się do wytworzenia tego katolickiego socjalizmu, którego wyznawcami były gromady Ludu Polskiego. W tym względzie wyznawcy Cabet’a, jak npd. Ludwik Królikowski, nie wiele się różnili od gromadzianów. Świętosławski umieszczał swoje wizje poetyczne w Polsce Chrystusówej. Furjeryzm miał także swoich gorliwych wyznawców, pomiędzy któremi szczególnie są znani: Jan Czyński, Stanisław Bratkowski i Kalikst Wolski. Zasada stowarzyszeń, której Ludwik Blanc dał najwięcej praktyczną formę, weszła głęboko w przekonania Wiktora Heltmana.
Propaganda demokratyczna, ludowa, rozpaliwszy się u ogniska rewolucyjnego we Francji, najwcześniej przeniknęła do Rzeczypospolitej Krakowskiej i do Galicji, dokąd po upadku powstania 1831 r., wiele osób, zwłaszcza wojskowych, schroniło się przed zemstą despotyzmu rosyjskiego.
Już w 1833 r. przybyli z Francji Józef Zaliwski i Karol Borkowski, obaj członkowie węglarstwa europejskiego, i dali początek związkom węglarskim w Galicji,[46] które w połączeniu ze związkami całej Europy miały dążyć do obalenia despotyzmu i zaprowadzenia republiki demokratycznej. Pomiędzy węglarzami, o których z nadzieją śpiewano w kołach przyjacielskich pieśń Stanisława Starzyńskiego, było wiele zapału. Mieli w swem gronie dwóch poetów znanych: Seweryna Goszczyńskiego i Maurycego Gosławskiego, zwłaszcza pierwszy był filarem związku. Wskazywali oni przyszłą potęgę Polski: jej lud, i skierowywali ku niemu pracę patryjotyczną.
Zawiązane pod ich kierunkiem Towarzystwo przyjaciół ludu, z początku podrzędne, stało się następnie głównem i przeżyło związek węglarzy. Najważniejszem jego zadaniem było przygotowanie szlachty do uwolnienia i uwłaszczenia włościan, i to «z własnego popędu, ażeby kiedyś obcy rząd nie uprzedził w tem szlachty z wielką szkodą jej samej i całej sprawy narodowej».[47] W Krakowie filarami towarzystwa byli Seweryn Goszczyński i Lesław Łukaszewicz; we lwowskiej sekcji widzimy Teofila Wiśniowskiego i Franciszka Smolkę. Towarzystwo szerzyło się po całej Galicji, znajdując licznych wyznawców. Henryk Bogdański w swoich pamiętnikach powiada, że czynność tego towarzystwa, szła żwawo we Lwowie pomiędzy mieszczanami i klerykami tak ruskiego jak łacińskiego seminarjum[48].
Po upadku loż karbonarskich, Towarzystwo przyjaciół ludu uniezależniło się, ale węglarze starali się znowu owładnąć niem. Po długich układach, w końcu 1884 r. powstał nowy związek: Stowarzyszenie ludu polskiego, do którego przystąpili tak przyjaciele ludu jak i węglarze polscy, ze Zborem głównym w Krakowie. Do Zboru głównego mieli należeć: Seweryn Goszczyński, Lesław Łukaszewicz, Teofil Januszkiewicz, Michał Gedrojć, Franciszek Bobiński, Wysłouch, Szymon Konarski i Aleksander Wężyk.[49] Byli oni przedstawicielami ziem, które powinny były mieć własne zbory ziemskie albo ziemstwa, a jeden z nich był przedstawicielem włościan, i znaczenie jego było tak ważne, że w nieobecności jego stanowione uchwały nie miały prawomocności. W Krakowie, Tarnowie i Lwowie potworzyły się zbory ziemskie. Wysłano emisarjuszów do Warszawy, Wilna, Poznania, Kijowa, «nawet młoda Odessa została objęta obszernym zakresem spiskowego działania».[50] W 1836 roku, kiedy z Krakowa wydalono wszystkie ruchliwe niemiejscowe osoby, zbór główny ustanowiono we Lwowie, a do tego zboru weszli: Seweryn Goszczyński, Stanisław Malinowski. Stanisław Szczepanowski, Leon Zaleski, Franciszek Smolka, Tomasz Rayski i Robert Hefern[51].
Stowarzyszenie ludu polskiego rozszerzyło się po wszystkich ziemiach dawnej Rzeczypospolitej i przyczyniło się ogromnie do upowszechnienia przekonań demokratycznych, ludowych. Wpływ tego stowarzyszenia na Galicją był bardzo wielki. Karol Widman, opierając się na świadectwach byłych członków tej organizacji, powiada: «Stowarzyszenie ludu polskiego ogarniało wszystkie warstwy społeczeństwa polskiego i ruskiego. Mieszczaństwo brało wprawdzie bardzo słaby udział a lud wiejski zachowywał się biernie wobec propagandy ze strony Stowarzyszenia; jednakowoż w każdej z tych warstw miało już Stowarzyszenie swoich zwolenników i członków, co się żadnemu innemu spiskowi nie udało».[52] Pisarze galicyjscy w większości należeli do tego stowarzyszenia. Oprócz wymienionych już, Widman wylicza jako członków związku: Augusta Bielowskiego, Wincentego Pola, Lucjana Siemieńskiego, Karola Szajnocha, Jana Zacharjasiewicza, który wówczas był jeszcze studentem, Florjana Ziemiałkowskiego, Żegotę Pauli, Henryka Nowakowskiego Konstantego Słotwińskiego, Hipolita Witowskiego, Kaspra Cięglewicza, którego pieśni ruskie przeszły w usta ludu. Nie dziwimy się przeto, że ówczesna literatura galicyjska była nastrojona demokratycznie. Pod wpływem przekonań ludowych, starano się zbliżyć do włościan i wejść w bezpośrednie z niemi stosunki. Niektórzy członkowie, jak Stanisław Malinowski, Stanisław Szczepanowski i Leon Zaleski, działali nawet wśród ludu[53].
«W tej to epoce — świadczy jeden ze spiskowców — ale w tej jedynie działano wyłącznie, bezpośrednio na lud wiejski z pominięciem i wbrew woli szlachty, która, po części bojąc się nowych wyobrażeń, zagrażających jej utratą przywilejów, a nadewszystko pańszczyzny, po części też jako starsza, z zimniejszą rozwagą zapatrując się na rzeczy, niechętnie spoglądała na te wszystkie roboty. Młodzież niedoświadczona chwytała z zapałem myśli nowe; jak pierwszą miłością do kochanki, tak rozgorzała tą pierwszą miłością do ludu».[54] Ludowcy z tej epoki mocno się chylili ku socjalizmowi; wygnani z Krakowa, kiedy przybyli na emigracją, z wielkiem współczuciem zwracali się ku gromadom Ludu Polskiego.
Na Ruś i Litwę zaniósł propagandę ludową Szymon Konarski, człowiek rzutki i nieugiętego charakteru.[55] Konarszczyzna szeroką siecią ogarnęła oba te kraje. Pod jej potężnym wpływem miękła nawet szlachta, uposażona w dusze chłopskie, i w kmiecej rzeszy przyznawać poczęła młodszą brać swoję. Czerpiący swoje natchnienie w tym nastroju, który zapanował w lepszej części społeczeństwa ówczesnego, Kraszewski żywemi barnami malował ciężką dolę włościanina.
Propaganda ludowa, szerząc się w Poznańskiem, wytworzyła nawet własny organ: Przyjaciela Ludu, w którym Jędrzej Moraczewski umieścił obszerny artykuł o chłopach. August Wilkoński przyniósł do Kongresówki z Poznańskiego te ludowe myśli, które uczyniły go ulubieńcem ówczesnej młodzieży. W Warszawie sformowało się grono młodych postępowców z gorącem uczuciem ludowem. pomiędzy któremi wyróżniali się talentem: Włodzimierz Wolski, Teofil Lenartowicz, Roman Zmorski i Filleborn. Spiskowcy ludowi zadzierzgnęli także więzły swej sieci i w Królestwie Kongresowem pod nazwą Związku Narodu Polskiego, którego dwóch głównych członków, Gustawa Ehrenberga i Aleksandra Wężyka, rząd najezdniczy skazał do ciężkich i bez terminu robót. Wielu młodych spiskowców, zagrożonych srogiem śledztwem, schroniło się do Poznańskiego, gdzie od 1840 r., po wstąpieniu na tron Fryderyka Wilhelma IV, złagodniały znacznie rządy pruskie, które nie odnowiły nawet układu, zawartego z Rosją o wydawanie zbiegów politycznych. Nazywali oni sami siebie uciekinierami. «To były iskry, które osiadały domy po wsiach, warsztaty rzemieślnicze po miastach, bez obliczenia skutków roznieciły zapał w klasach tych ludzi, w których pomyśleć nie umiano o niczem, co tylko wychodziło po zagranicę zarobku i materjalnego życia».[56] Pomiędzy temi uciekinierami szczególnie dwie były wybitne osobistości: Edward Dembowski i Henryk Kamieński. Jeden był przeważnie człowiekiem czynu, drugi myśli; jeden palił się gorączką czynu, drugi na zimno wyrachowywał sposoby powitania i wywalczenia niepodległości.
Pomiędzy uciekinierami — powiada Moraczewski — «olbrzymem nazwać można Edwarda Dembowskiego z twarzą i postawą młodzieńca piętnastoletniego. Strzeżony przez wszystkie policje, chwytany, zamykany i puszczany z więzienia, nieraz osobiście w ciągu dni kilkunastu dawał spiskowym objaśnienia w Poznaniu, Krakowie i Lwowie, odbywał zjazdy nad Renem. Pokazywał się i znikał jak ognik w ciemnej nocy na bagnach, jak duch wymarzony w powieściach ludu. Nie znał niebezpieczeństwa, a poświęcenie brał za obowiązek».[57] Długa przygotowawcza praca niecierpliwiła go. «Był tego zdania, że byle ogień podłożyć, cały kraj się zapali, i będzie święta wojna o niepodległość».[58] Syn ministra, senatora-kasztelana, był gorącym równościowcem. Założywszy wspólnie z Skimborowiczem w Warszawie w 1842 roku Przegląd Naukowy, szerzył zasady postępowe pomiędzy młodzieżą. Przejęty cały myślą antiszlachecką oceniał przeszłość umysłową narodu (Piśmiennictwo polskie w zarysie, Poznań, 1845) z tego wyłącznie stanowiska. Człowiek ogromnych zdolności i wielkiego poświęcenia.
«Wśród przybyłej z Kongresówki młodzieży spotykamy się z zimną na pozór, ponurą może nawet, lakoniczną a przecież tyle sympatyczną, tyle pociągającą przy bliższem poznaniu postacią Henryka Kamieńskiego, syna generała tegoż imienia, poległego śmiercią bohaterską pod Ostrołęką, autora rozgłośnej swego czasu, noszącej piętno prądów i dążeń owej chwili książki Prawdy żywotne narodu Polskiego, którą ukończywszy w Poznaniu, wyprawił do drukarni do Brukseli»...[59]
W tym czasie poruszenie umysłów było bardzo wielkie w Poznańskiem. «Wtedy rozpoczęła się — powiada Moraczewski — praca konspiracyjna na obszerny rozmiar; książki jedne od towarzystwa demokratycznego emigracji, a drugie po za niem wydane, głównie zaś jedna: Prawdy żywotne i druga: Katechizm demokratyczny, oraz pisma o sztuce wojennej Stolcmana, Wysockiego, Mierosławskiego już od niejakiego czasu zajmowały wszystkich.[60]
Prawdy żywotne narodu polskiego, wydane w 1844 r. w Brukseli, i Katechizm Demokratyczny, wydany w 1845 r. w Paryżu, wyszły z pod pióra Henryka Kamieńskiego. W tymże samym czasie, w 1845 r. pojawiła się w Poznaniu jego Filozofja Ekonomji materjalnej,[61] prześcigająca pod wielu względami głośne w swoim czasie utwory naszych filozofów. Uwzględniając to wysokie uznanie, jakie on objawia dla społeczeństwa i układu społecznego, możemy z całą słusznością nadać mu miano społecznika.
Znakomite dzieło filozoficzne Kamieńskiego, mało znane naszej inteligencji, zasługuje ze wszech miar na szczegółowsze poznanie. Autor starał się w niem pogodzić panujący podówczas w Polsce, zwłaszcza w Poznańskiem, kierunek filozoficzny aprjoryczny (absolutny) z kierunkiem pozytywnym (aposterjorycznym, względnym), który przez Saint-Simona i Comte’a został wytknięty dla badań społecznych. Zdaniem naszego filozofa, należy wszystko wyprowadzać z absolutu, ale przytem trzeba ująć ten absolut przez pojęcie wszechrzeczy z niego wynikających. Ponieważ jesteśmy niezdolni, ażebyśmy mogli dojść do zrozumienia absolutu wszechrzeczy, (Bóstwa), więc jako punkt wyjścia autor bierze absolut wszechrzeczy ludzkich czyli byt człowieka.
Życie duchowe człowieka odbywać się może jedynie przez życie zbiorowe, społeczność. «Społeczeństw o ludzkie występuje jako istota zbiorowa; w ludzkości — jako istota zupełnem i doskonałem życiem obdarzona, którego człowiek pojedyńczy jest cząstką, atomem składowym, samym przez się niekompletnym i bez rzeczywistego znaczenia».[62] Mniejsza lub większa doskonałość społeczeństwa zależy od układu społecznego czyli urządzenia wzajemnych ludzkich stosunków i życia, które zawsze dąży ku temu, ażeby możliwie jak największa jedność panowała pomiędzy ludźmi. «Układ społeczny jest zawsze wyrażeniem rzeczywistem idei jedności pomiędzy ludźmi, a przeto postępuje z wykształceniem tej jedności».[63] Jedność pomiędzy ludźmi opiera się na interesie powszechnym, a ponieważ i sprawiedliwość jest interesem powszechnym, więc jedna zlewa się prawie z drugą. «Jedność pomiędzy ludźmi i sprawiedliwość jeden tylko i nierozdzielny odbywają postęp».[64] Sprawiedliwem jest to, co zadawalnia w danym czasie stosunki społeczne; skoro zaś przestaje zadawalniać, staje się niesprawiedliwem.
Ród ludzki robi coraz większe zdobycze na otaczającej go materji: stanowi to własność czyli bogactwo powszechne całego rodu ludzkiego. Własność więc powszechna jest zawsze w stosunku prostym do rozwoju społecznego: im większa jedność pomiędzy ludźmi, tem większe ich bogactwo. Ludzie dzielą bogactwo powszechnie pomiędzy siebie, i to stanowi własność szczególną. «Własność jest to urządzenie rozdziału czyli podziału, jest to więc treść wewnętrznego układu społeczeństwa, bo czyliż samo z siebie nie wynika, że podział jest wyrażeniem stopnia jedności pomiędzy ludźmi? A układ wewnętrzny społeczny, jak wszystko ludzkie, ulega ciągłemu ruchowi i postępowi, który wszystkie kształty zewnętrzne i znikome postacie obala, aby siłą swojej twórczości odwiecznemu i bezwzględnemu ich znamieniu coraz foremniejszą postać nadawać. Własność, jako istota i treść wewnętrznego układu społecznego, wśród tego nieustannego ruchu dotykalną być musi, i postępować z postępem powszechnym, ile że odgrywa główną rolę zasadniczej kwestji, koło której wszystko inne podrzędne się toczy».[65] «Własność jest głównem prawem układu społecznego, a zatem niesprawiedliwości z niej wynikające, najmocniej całą społeczność obchodzą; własność jest powszechnem wyrażeniem i skalą jedności pomiędzy ludźmi, więc niesprawiedliwość, która jej dotyka, dotyka najżywotniejszą myśl ludzkości. Jednem słowem, własność jest głównym interesem pojedyńczego człowieka i głównem zadaniem każdego społeczeństwa.[66] Autor streszcza powyższe swoje rozumowanie następującemi słowy: «Rozwój materialny jest w stosunku jedności pomiędzy ludźmi, a tej wyrażeniem i skalą probierczą jest własność».[67] Jaką że jest doskonała, jaką może być idealna własność? «Niesłusznie się lękać — mniema nasz myśliciel — badania tej idealnej przyszłości, jakoby ta droga miała być zawsze obłędną. A jakkolwiek daleko ludzka wyobraźnia po niej się zapuści, każdy postęp, który ona pomyśli, nie zbaczając od koniecznej natury rzeczy, tem samem że stać się może, stać się musi na mocy prawa koniecznego postępu ludzkości. Może to być tylko kwestją czasu...»[68].
Ażeby odpowiedzieć na pytanie, jaką ma być idealna własność, zbadajmy konieczne funkcje materjalne społeczeństwa: pracę i zamianę.
«Praca ludzka tworzy bogactwo, które znikąd inąd wynikać nie może».[69] «Materja jest tylko źródłem, z którego ludzka praca czerpać może bogactwo».[70] Praca więc każdego człowieka w społeczeństwie przedstawia się nie tylko jako obowiązek, ale nadto jako jedyny środek zaspokojenia swych potrzeb. «Więc każdy człowiek ma przyrodzone prawo do pracy, bez którego byłby wypartym z pośród ludzkiej rodziny — a wszelkie stosunki odejmujące mu bezpośrednio lub pośrednio możność pracowania gwałcą największe prawa człowieka i jedność pomiędzy ludźmi, która tych praw jest treścią».[71] Oczywistym stąd jest wnioskiem, że «społeczność winna jest, każdemu człowiekowi udzielić możność pracowania»;[72] a w układzie doskonałym «każdy człowiek powinien być postawiony w możności pracowania, stosownie do swoich sił i zdolności»[73].
«Zamiana jest funkcją społeczną, która urządza wzajemność usług pomiędzy ludźmi, a tem samem rozdawnictwo powszechnego bogactwa nabytego ludzką pracą».[74] Ażeby zamiana była słuszna, sprawiedliwa, powinna być dobrowolna. Niedopuszczalne jest przeto wszelkie użytkowanie człowieka, albowiem zawsze ono oznacza stan jednostronnej dowolności, stan przemocy. Ażeby wymiana usług była sprawiedliwa, strony wymieniające powinny się znajdować w równych warunkach. Wszystko co stwarza nierówność, jest niesprawiedliwem. I tak, «oświata jest rzeczą, która się wszystkim ludziom bez wyjątku i zarówno od całego społeczeństwa należy, a wszelkie ludzkie stosunki tej zasady nieurzeczywistniające mieszczą w sobie zaprzeczenie oświaty jednym ludziom przez drugich — tworzą sztuczną sił nierówność, która jest zaprzeczeniem potęgi człowieka».[75] Ciężary publiczne, niestosownie rozdzielone, są zaprzeczeniem słusznego rozdawnictwa. Z tych także powodów, «ziemia do wszystkich ludzi zarówno należy — i wszyscy jednakie mają do niej prawo»,[76] albowiem «prawo do ziemi jest właściwie prawem do życia».[77] Wprawdzie, ponieważ, przy podziale pracy nie wszyscy ludzie mogą sami pracować i użytkować z ziemi, więc prawo bezpośrednie do ziemi może służyć tylko niektórym, ale «powinno być urzeczywistnieniem prawa wszytkich ludzi do ziemi».[78] Temu zadość czyni pewna określona forma władania ziemią, która z postępem społeczności odmieniać się może i powinna. «Prawo bezpośrednie wtenczas tylko jest niesłusznem, a tem samem jest wyrażeniem wyłączności, kiedy na mocy jego, pojedynczy ludzie odbierają wynagrodzenie wyższe nad usługi niesione społeczeństwu».[79] Wymiana usług powinna się opierać na zasadzie interesu wzajemnego, a «koniecznem następstwem zasady interesu wzajemnego i najdoskonalszem jej rozwinięciem, jest rozdawnictwo bogactw stosownie do zasług».[80] Nie jest to jednak idealna forma rozdawnictwa. Idealną formą, przypuszczającą powszechność braterstwa pomiędzy ludźmi, jest rozdawnictwo bogactw stosownie do potrzeb. Tam panuje w spółka, tu wspólność ludzi, «tam dopiero w najwyższym stopniu swoim istnącą, gdzie rzecz powszechna rozdziela się stosownie do potrzeb».[81]
W myślach autora, podczas pisania tego dzieła, widocznie odbyła się znaczna ewolucja. Rozpocząwszy od założenia dosyć indywidualistycznego, wzniósł się pod koniec niemal aż na szczyty komunizmu. Wreszcie umieszczone na samym końcu sprostowanie o użytkowaniu człowieka przez człowieka stanowczo tego dowodzi. W pierwszej części autor, uważając użytkowanie człowieka przez człowieka jako rzecz konieczną, mniema, że zawsze ono istnieć będzie; w sprostowaniu zaś powiada, że znika ono dopiero, począwszy od idealnego jeszcze dotychczas momentu, w którymby wszelki możebny postęp odbywał się w największej i niezachwianej pomiędzy ludźmi jedności».[82] Aczkolwiek Kamieński mniemał, że u nas zawczesną jeszcze była propaganda ogólnej własności ziemskiej i w ogóle wszelkich teoryj komunistycznych, to wszakże nie był ich przeciwnikiem. Jego zdaniem — tylko w krajach, «które przebyły koleje rozdrobnionej własności ziemskiej i z niej wyczerpnęły wszelkie korzyści, które w swoim czasie były zawsze niesłychane», myśl zastosowania do ziemi własności wspólnej jest usprawiedliwiona, albowiem, przy powiększeniu ludności, nawet drobna ziemska własność zaczyna stawać się monopolem względnie masy niemogącej jej posiadać». «U nas zaś — mniemał autor — masa kraju jest rolnicza i może być obdzielona ziemią, ztąd wnosimy, że rozdrobnienie zupełne ziemskiej własności jest właściwie najpożądańszym dla nas wypadkiem, że dopiero kiedy przez to przejdziemy i wyczerpniemy wszelkie ztąd dobrodziejstwa, kiedy ten porządek przestanie odpowiadać naszym potrzebom przy wzroście ludności, wtenczas o innym pomyśleć wypadnie; ale kilka pokoleń minie, nim to nastąpi».[83] Od tego czasu jak pisano, minęło już kilka pokoleń. Zaprzeczając w 1857 r. temu, jakoby w gminie rosyjskiej można było szukać komunizmu, Kamieński tak dalej mówi: «Komunizm gruntowy może być nigdy niewykonalnym, a może tylko nie został jeszcze wynalezionym, ale czemkolwiek jest, złem czy dobrem, próżną marą czy też możebnością, w każdym razie jest jednym z najśmielszych pomysłów demokracji, którego pojąwu nie można szukać w stanie rzeczy, który jest najsilniejszem wyrażeniem stosunku arystokratycznego, w najgorszem jego znaczeniu. Niema bowiem wątpliwości, że najzawziętsi stronnicy możnowładztwa w wykształconym dzisiejszym wieku jednomyślnieby je potępili. Nowo wschodząca potęga ludowa, tak jak wszystkie jej poprzedniczki, może błądzić: nie tylko jej przeciwnikom, ale także jej zwolennikom się godzi obawiać się jej usterków, i wolno przypuszczać, że komunizm do ich rzędu należy, ale o tem zapominać nie trzeba, że nawet same błędy nowe nie mogą być podobnemi do dawnych. Komunizm, dziecię demokracji, choćby najbardziej miał dolegać społeczeństwu, nie może mieć nic wspólnego z poddaństwem».[84]
Dzieło o Prawdach Żywotnych narodu polskiego, wydane pod pseudonymem Filareta Prawdoskiego, jest dalszem rozwinięciem zasad Towarzystwa Demokratycznego Polskiego[85] i wykładem wojny ludowej, pouczającym jak się do niej przygotowywać, jak ją rozpoczynać i jak ją dalej prowadzić należy.[86] Wywołało ono okrzyki zgrozy i protest ze strony Zygmunta Krasińskiego w jego psalmach, jako potworne dzieło, szczepiące w narodzie rozdwojenie. Był to jednak zarzut niesłuszny, albowiem autor był mocno przekonany, że rewolucja społeczna w narodzie polskim mogła i powinna była odbyć się wśród powszechnej jedności. «Rewolucja — powiada — jest to funkcja organiczna społeczna, przez którą wykształca się organizm narodu; odbycie zaś tej funkcji wśród powszechnej jedności pomiędzy, ludźmi, jest najpożądańszym wypadkiem i wyłącznym, rzadkim i wyjątkowym w dziejach ludzkości stanem, w który nas przemoc zewnętrzna wprowadza».[87] Ostrzega jednak szlachtę, że «gdyby klasy wyższe nie chciały się pobratać z ludem i miały stawać się zaporami rewolucji społecznej, bez której nie może być powstania skutecznego», to niech wie o tem, że «my zawsze rewolucji i tylko rewolucji służymy, bez względu na to czy białą czy czerwoną chorągiew rozwinąć będzie musiała».[88]
Konieczność zespolenia rewolucji społecznej z powstaniem narodowym polskiem — w przekonaniu Kamieńskiego — wypływa także już z tego, że powstanie nasze, chcąc osiągnąć upragniony skutek, musi mieć na celu rozbicie i obalenie sojuszu państw, podtrzymujących despotyzm w Europie. «Jednym czynem powstania na wielką skalę i pozyskaniem niepodległości — powiada — skruszymy podstawne despotów paktum, z niem razem rozchwieje się całe ich sztuczne i filigranowe dzieło, które siecią żelazną kajdan opasuje i otacza gnuśną i cierpliwą Europę».[89] «Stąd objawia się powołanie Polski w dzisiejszej Europie, aby przewodniczyć wyswobodzeniem własnem, powszechnemu. Pracując dla siebie, zdobywamy wolność całego świata: ustalamy nasz przyszły byt narodowy, szerząc ją dokoła siebie, niosąc jednocześnie wojnę despotom, a słowa braterstwa ludom. Do nas inicjatywa należy, Polak na nikogo oglądać się nie powinien, bo na to jest stworzony, by się na niego wszyscy oglądali, on ma przewodniczyć powszechnemu ruchowi, nie zaś leniwie za nim dążyć».[90] «Musimy być rycerzami całej ludzkości, bo tylko do niej sprawę naszą możemy przytwierdzić. Polityka nasza zewnętrzna jest propagandą wolności, wszelkiej innej zaniechać mamy i na wieki zapomnieć, a każdy rycerz naszej sprawy ma być tą myślą przejęty, aby w jej duchu działać, kiedy się do tego sposobność okaże, ilekroć znajdzie się w zetknięciu z jakąkolwiek cząstką obcego ludu, ilekroć jego powinność nie nakaże mu z nią walczyć jako z narzędziem despotyzmu».[91] Powinniśmy być do tego przygotowani, że oswobodziwszy Polskę od najazdu, wojna się jeszcze nie skończy, ponieważ despoci nie zgodzą się łatwo na wydarcie im łupów. Dalsza wojna, prowadzona przeciwko despotom, może być albo odporna, broniąca jedynie granic, albo zaczepna, wkraczająca w obce kraje, niosąca wolność powszechną i wzywająca ludy do braterstwa powszechnego. «Ten ostatni gatunek wojny odpowiada istotnej misji propagacyjnej naszego narodu».[92] «Wojna zaczepna przeciwko despotom, po wyswobodzeniu Polski, ma tyle wyższości nad oporną, ile w ogólności każda zaczepna nad obronną».[93] Przed nami więc, «wojna zaczepna przeciwko despotyzmowi, poza nasze granice wychodząca, a roznosząca myśl demokratyczną, przewodnicząca postępowemu przekształceniu stosunków narodowo-społecznych całego świata».[94]
Kamieński przytem, jak i w ogóle wszyscy nasi demokraci, pojmował dobrze, jak ważną, jak konieczną jest solidarność ludów przeciwko despotom. «Być przyjacielem ludów czy przyjacielem wolności — powiada — jest zupełnie wszystko jedno, bo wolność jest największem a nawet jedynem dobrem dla ludów. Z tej przyczyny, kiedy sprawa się toczy o wolność jakiegokolwiek ludu, piękną i zaszczytną rzeczą jest jej dopomagać, a potrzebą serca jej sprzyjać. Wszystkie despotyzmy mają pomiędzy sobą sprzymierza i wspierają się wzajemnie; powinien więc istnieć podobnież węzeł braterskiego współczucia pomiędzy wszystkiemi ludami, bo jednej rzeczy wszystkim potrzeba: wolności. Kiedy naród jaki, chociaż odległy, zwycięztwo jakiekolwiek nad despotyzmem odniesie, cieszyć się powinny wszystkie ludy, bo ich sprawy i powodzenia są pomiędzy sobą solidarne, a każdy krok ku wolności postawiony, osłabia potęgę wspólnych nieprzyjaciół — despotów».[95]
Propaganda demokratyczna, szerzona przez pisma emigracyjne i ustnie, zaczęła coraz otwarciej pojawiać się i w literaturze poznańskiej, skutkiem zwolnienia cenzury. Szczególnie zasłużyli się w tym względzie dwaj pisarze wielce utalentowani, Jędrzej Moraczewski i Karol Libelt. Obaj byli rodem z Poznańskiego i obaj brali udział w powstaniu 1830 r. Libelt po powstaniu 1830 r. przebywał czas pewny w Paryżu, gdzie niewątpliwie zapoznał się z ówczesnym ruchem socjalistycznym, albowiem odgłosy jego dają się słyszeć od samego początku w pismach tego autora. Występował on wrogo przeciw plutokracji, «równie ohydnej, jeżeli nie ohydniejszej jak arystokracja rodu». Wpływowym organem ruchu postępowego stał się Rok, wydawany przez Moraczewskiego od 1841 r.
Ludowy kierunek często prowadził samoistnie do poglądów socjalistycznych, a w każdym razie przygotowywał grunt do ich krzewienia. Im głębiej spiski patryjotyczne przenikały do ludu, tem wydatniejszą stawała się ich dążność socjalistyczna. Takim był spisek plebejuszów, założony w Poznańskiem przez księgarza Stefańskiego, młynarza Essmana i ślusarza Lipińskiego i szerzony pomiędzy mieszczanami, oficjalistami i włościanami. Takim był spisek chłopski księdza Piotra Ściegiennego w Królestwie Kongresowym. Miał on na celu, po wypędzeniu najazdów z kraju, utworzyć rzeczpospolitą socjalną. Gmina dawna słowiańska z jej cechami licznemi spólności, wskrzeszona w pamięci przez Lelewela, Mickiewicza, Moraczewskiego, Mierosławskiego, Maciejowskiego i innych, miała stać się główną podstawą przyszłego ustroju społecznego. Ziemia miała być własnością gminną i wszyscy członkowie gminy mieli z niej w równej mierze korzystać. Ustrój polityczny miał się opierać na związku federalnym gmin, powiatów i prowincyj. Rządy miały należeć do całego ludu, którego wysłannicy na sejmach powiatowych, prowincjonalnych i ogólnym krajowym powinni byli przestrzegać, ażeby wolność powszechna i niezależność społeczna nie doznawały żadnego szwanku. Samo Towarzystwo Demokratyczne Polskie, które objęło w kraju ogólny kierunek polityczny pracy spiskowej, spotykając się z silnemi prądami społecznemi, okazywało gotowość posunięcia się dalej w swojem wyznaniu socjalnem: w 1845 roku postawiło ponownie kwestją własności na porządku dziennym, a jeden z najczynniejszych jego członków, Wiktor Heltman, zamierzał wydawać w Strasburgu Pracę, która, jak sam jej tytuł zapowiadał — miała się zajmować społeczną organizacją robotników.
To tłumaczy nam, dla czego wybuch rewolucyjny 21 lutego w 1846 roku w Krakowie zaznaczył się wybitnie dążnością społeczną. Nowoutworzony Rząd Narodowy Rzeczypospolitej Polskiej, powołując naród cały do broni, w manifeście swoim przyrzekał: «będzie nam wolność, jakiej dotąd nie było na ziemi; wywalczymy sobie układ społeczeństwa, w którem każdy podług zasług i zdolności z dóbr ziemskich będzie mógł użytkować, a przywilej żaden i pod żadnym kształtem mieć nie będzie miejsca, w którem każdy Polak znajdzie zabezpieczenie dla siebie, dla żony i dzieci swoich, w którem upośledzony od przyrodzenia na ciele lub na duszy, znajdzie bez upokorzenia nieochybną pomoc całego społeczeństwa, w którem ziemia dzisiaj przez włościan warunkowo tylko posiadana, stanie się bezwarunkową ich własnością, ustaną czynsze, pańszczyzny i wszelkie tym podobne należytości, bez żadnego wynagrodzenia, a poświęcenie się sprawie narodowej z bronią w ręku będzie wynagrodzone ziemią z dóbr narodowych».
Opierając się na tym manifeście krakowskim i na programach, które znaleziono u spiskowców poznańskich, prokurator rządowy pruski wysnuł oskarżenie, jakoby dążyli oni do komunizmu. Skorzystał z tego Ludwik Mierosławski i w świetnej swojej mowie przed sądem w dniu 3 sierpnia 1847 r. dał znakomitą odprawę przedstawicielowi sprawiedliwości najezdniczej.
«Co to jest komunizm w rozumieniu wrogów naszych? — zapytał. — Jest to zupełnie w czasach obecnych zarzut odpowiedni czarnoksięztwu i alchemii w wiekach średnich. Kiedy nie wiedziano, o co posądzić nieprzyjaciół swoich, przypisywano im zbrodnie niezrozumiałe, niepodobne, zbrodnie straszliwej a morderczej śmieszności. A były to po prostu niewykradzione jeszcze przyrodzenia tajemnice, jak komunizm jest dzisiaj niewykradzioną jeszcze ekonomii społecznej zagadką». I o jakimże to komunizmie mówi oskarżenie? — Czy o mistycznym Mojżesza, Pytagoresa, Jezusa Chrystusa? — «Jest komunizm ekonomiczny, grzeczniej zwany socjalizmem: o tem dużo już napisano książek; ale próbę zastosowania tej zamroczonej nauki rewolucja nasza widocznie odroczyćby musiała do perjodu demokracji tryumfującej; my zaś dopiero zaledwie na dziedzinie wojującej utrzymać się jesteśmy zdolni. — Jest komunizm nędzy, uciemiężenia, ciemnoty; ale wszak was on nic nie kosztuje, boć to nieprzebrany skarb do podziału między tych, co nic innego nie mają! Może nazywacie komunizmem wspólny podział państwa, posiadanego przez cały naród? — Ażaliż my mamy czem się dzielić, kiedyście nas obdarli z państwa, ze społeczności, z praw, z przeszłości i przyszłości naszej?» — «Panowie wiecie dobrze — mówił dalej w dniu 5 sierpnia — że już nic nie mamy, jako państwo, jako naród, ni jako społeczność, ponieważ wszystkoście nam zabrali. Chcąc przeto oskarżać nas o ów komunizm, poczekajcie przynajmniej, byśmy wam odebrali, czembyśmy się spolić mogli».
Rewolucja krakowska 1846 r., jakkolwiek poroniona i nieudała, miała ważne dziejowe następstwa. Zapowiedź zniesienia pańszczyzny i uwłaszczenia włościan, zawarta w jej manifeście, biegła po całych obszarach dawnej Rzeczypospolitej. «Odtąd rozwiązanie kwestji włościańskiej stało się naglącem nawet dla rządów najezdniczych. Już poruszenie narodowe w 1848 r. zmusiło Austrją do rozcięcia więzów krępujących włościanina; rząd rosyjski przez lat piętnaście jeszcze zwlekał z ostatecznem słowem w kwestji włościańskiej, aż zaskoczony wypadkami polskiemi 1861 r., pospieszył z manifestem ogłaszającym zniesienie poddaństwa».[96] Rewolucja krakowska nadała stanowczą przewagę Towarzystwu Demokratycznemu nad wszystkiemi innemi organizacjami o podobnym programie. Republikanie i socjaliści europejscy zainteresowali się silnie wypadkami krakowskiemi. Jeden z nich, Karol Fauvetti, opisał je.[97] Wiemy, jak wysokie miał zdanie Karol Marx o ruchu krakowskim. W całej Europie wzmogła się nadzieja, że rychło nastąpi ogólno-europejska rewolucja, i Lelewel, w oczekiwaniu tego wielkiego wypadku, wspólnie z Francuzami, Mellinet i Imbert, założył pierwsze Stowarzyszenie Międzynarodowe.
Przekonania socjalistyczne zdobyły już sobie prawo obywatelstwa wśród obozu demokracji polskiej. Nie przeszkodziły one ani Worcellowi, ani Józefowi Ordędze do wejścia do Centralizacji Towarzystwa demokratycznego. Gromadzianie pozbyli się także swojej niechęci ku demokratom. Pomiędzy zwolennikami tylko komunizmu chrześcijańsko-demokratycznego, propagowanego przez Ludwika Królikowskiego, protestowano przeciwko przywłaszczaniu władzy przez Centralizacją, albowiem uznanie powinno iść «z dołu, z Ludu jedynie, a w szczególności z sumienia braci najlepiej znających i znać mogących każdego powołanego do obowiązków sługi narodowego».[98]
Oczekiwana ogólno-europejska rewolucja wybuchła w 1848 r. Fale jej ogarnęły także Wiedeń i Berlin, a w obu tych stolicach ludność polska, zwłaszcza zaś młodzież akademicka, stanowiła jeden z najczynniejszych pierwiastków rewolucyjnych.[99] W Krakowie, Lwowie, Poznaniu powitano radośnie rewolucją. Dreszcz rewolucyjny przebiegł po całym zaborze rosyjskim.
Rewolucja 1848 r. sprowadziła o wiele ważniejsze następstwa pod względem społecznym w Galicji, aniżeli w Poznańskiem. I tak być musiało, albowiem w kraju podkarpackim istniały jeszcze poddaństwo i pańszczyzna, które przedewszystkiem znieść należało. W petycji, którą tysiące osób podpisały 18 marca we Lwowie, a która miała być doręczona cesarzowi austrjackiemu, tak brzmi ustęp dotyczący kwestji włościańskiej:
«Stany galicyjskie od lat wielu już proszą, jednakowo bez skutku, o regulowanie stosunków poddańczych, a nawet o zniesienie wszelkich poddańczych powinności; po zupełnem, gwałtownem w lutym 1846 roku rozerwaniu patrjarchalnego węzła, który dotąd łączył właściciela dóbr i poddanych, okazuje się zupełne zniesienie wszelkich poddańczych powinności i poddańczego stosunku, jakoteż uregulowanie posiadłości, koniecznością niezbędną.
«Równość obywatelska i polityczna wszystkich mieszkańców kraju, jakichkolwiek wyznań, przed prawem i we wszystkich obywatelskich stosunkach, jest słusznem wymaganiem czasu, a silnem życzeniem tych, którzy w tym względzie ofiary czynią». A dalej w punktach, któremi były objęte objawione życzenia, dziesiąty i jedenasty opiewały jak następuje:
«Zupełne zniesienie pańszczyzny i poddańczych powinności, z czego to galicyjscy właściciele dóbr swoim dotychczasowym poddanym dar uczynić chcą, również zupełne zniesienie poddańczego stosunku i służebnictw obopólnych istniejących dotąd między właścicielem a poddanemi i jednoczesne uregulowanie posiadłości».
«Całkowita równość obywatelska i polityczna wobec prawa — mieszkańców wszystkich klas i wyznań».[100]
Na podstawie tej petycji ułożono Podanie Polaków z Galicji i Krakowskiego, które przez wybraną deputacją zostało wręczone cesarzowi Ferdynandowi na audjencji 6 kwietnia w Wiedniu. Zaznaczywszy poprzednio, że «zrównanie w obliczu prawa wszystkich stanów i wyznań jest zasadą przeważającą w całej Europie», tak formułuje ono życzenie narodu w kwestji włościańskiej:
«Uwolnienie dotychczasowych poddanych, od pańszczyzny i powinności poddańczych, i nadanie im własności gruntów poddańczych jest kwestją żywotną, a nawet faktem historycznym utwierdzonym z jednej strony wolą i gorącem życzeniem dotychczasowych właścicieli pańszczyzny, z drugiej głosem powszechnym dotychczasowych poddanych. Komitet prowizoryczny ogłosi ustanie pańszczyzny i nadanie włościanom własności gruntów rustykalnych w całym kraju, a sejm zwołać się mający wyrzekać będzie o służebnictwach, dominjach, urbarjalnym podatku, uregulowaniu posiadłości, w ogólności o warunkach, pod jakiemi uwolnienie od pańszczyzny i danin ma się zamienić w prawo wszystkich obowiązujące».[101]
Komitet narodowy krakowski, który musiał jeszcze świeżo mieć w pamięci manifest 1846 r., szedł w swoich życzeniach jeszcze dalej, albowiem w odezwie swojej z dnia 6 kwietnia do obywateli galicyjskich oraz ziemi krakowskiej powiadał:
«Niema już stanów, niema nienawiści z różnicy wyznań. Wszyscy jesteśmy braćmi, wszyscy Polakami, wszyscy obywatelami Polski, w Wolności, Równości i Braterstwie jej ludu; wszyscy więc kochać się jako bracia i wszyscy jako dzieci jednej wspólnej Matki Ojczyzny, służyć Jej winniśmy».
Jak widzimy, sprawa zniesienia poddaństwa i pańszczyzny ludu wiejskiego była zdecydowana w świadomości narodowej, ale dla nadania temu znaczenia wielkiego aktu narodowego, zabrakło ofiarności w szlachcie dziedzicznej i stanowczości rewolucyjnej w stronnictwie demokratycznem. Pomimo nalegania przybyłych z Francji wychodźców i niektórych dawnych spiskowców, pomimo okólników nawet Rady Narodowej, szlachta, prócz niewielu właścicieli ziemskich, ociągała się z darowaniem pańszczyzny i odkładała coraz dalej termin tego aktu. Pomiędzy temi, co pospieszyli spełnić żądanie przez petycją i podanie objawione, było dwóch co wyznawali przekonania socjalistyczne: Henryk Kurdwanowski[102] i Leon Rzewuski. Rada Narodowa we Lwowie, która «powstała właściwie na to — jak powiada Widman — aby zastąpić sejm», podług jegoż własnego wyrażenia się — «unikała starannie tego pozoru».[103] Pod wpływem świeżych wspomnień 1846 r., obawiano się wszystkiego, coby mogło wyglądać na gwałtowne poruszenie się[104], i zachowanie się demokratów galicyjskich przybrało charakter zanadto legalny, który nie tylko nie przeszkodził, ale nawet ułatwił wzmożenie się reakcji i następne jej zwycięztwo. Gdyby Rada Narodowa, zamiast doradzać i zalecać, była uchwaliła zniesienie poddaństwa i pańszczyzny i ogłosiła to w swojem piśmie, byłby to niezawodnie krok rewolucyjny, naraziłby ją przed gubernatorem i przed rządem wiedeńskim, prawdopodobnie nawet spowodowałby jej rozwiązanie, ale wpływ jego byłby olbrzymi i przyniósłby ważne korzyści dla pomyślniejszego rozwoju sprawy narodowej.
Z wolności, jaka zapanowała w państwie austrjackiem, korzystała także i Galicja. Uwidoczniło się to szczególnie w zawiązywaniu się towarzystw i w dziennikarstwie.
Pomiędzy licznemi stowarzyszeniami, które powstały w tym czasie, wymienimy: Towarzystwo braci, mające na celu jednanie wszystkich stanów i wszystkich warstw społeczeństwa i podnoszenie ludu przez oświatę: Towarzystwo przyjaciół prawa, które miało na celu badać siły kraju i narodu i wyjaśniać zasady ekonomji społecznej do naszych potrzeb itd.; oraz Towarzystwo obywateli wszystkich rzemiosł i rękodzieł. Noszono się także z myślą zwołania kongresu domowego, w którym miały wziąść udział wszystkie stany, wszystkie korporacje, redakcje, towarzystwa itd., i który miał się zająć obmyśleniem ulepszenia stosunków społecznych.
Zniesienie cenzury pozwoliło ujawnić się wszelkim panującym podówczas przekonaniom. «Wyznawcy wszechwładztwa ludu, demokraci, radykaliści i wszelkiego socjalizmu zwolennicy» — jak sami o sobie mówili — zaczęli wydawać Gazetę Powszechną a następnie Postęp w którym w imieniu socjalizmu przemawiał Leon hr. Rzewuski.
Postęp, założony w kwietniu 1848 r. przez Karola Widmana i Jana Zacharjasiewicza, wychodził we Lwowie trzy razy tygodniowo. Nie przedstawiał on wyrobionego pewnego kierunku, ale raczej był obrazem pracującej myśli nad rozjaśnieniem sobie dróg, któremi iśćby należało. Oprócz Widmana i Zacharjasiewncza, głównemi spółpracownikami byli: Alojzy Rybicki (w kwestjach konstytucyjnych), Karol Paduch (o stanowisku i stosunkach Rusi), Leon Rzewuski, Karol Tyc.
Artykuły Zacharjasiewicza najlepiej określają przewodnią myśl Postępu. «Nie tylko chęć odzyskaniu ojczyzny — pisze on — powinna nami kierować, nie tylko mamy się ubiegać o to, co dzisiaj od siebie żądają narody, ale winniśmy mieć wzgląd na to, co potem zażąda od nas ludzkość! Prawa naszej narodowości prędzej czy później będą nam zwrócone, lecz starajmy się, aby na gody uznania naszej, nadewszystko dzisiaj nam drogiej narodowości, przyszła i ludzkość w szacie weselnej, niesplamionej od brudu ucisku albo krwi bratniej».[105] «Lubo narodowość sama przez się — mówi w innem miejscu — jest potęgą, w wieku jednak XIX. nie wystarcza ona dla nadania narodowi siły samoistności. Naród grawituje dziś do instytucyj demokratycznych, idea równości i wolności obywatelskiej jest jedyną dźwignią, która go może postawić na równi z innemi narodami Europy».[106] «Polska przyszła — powiada stanowczo — powstanie nie siłą swej narodowości, ale siłą idei wolności i braterstwa».
W Postępie tym znalazły przytułek przekonania socjalistyczne, a ich wyobrazicielem był Leon Rzewuski. Z początku tolerowane tylko, później usadowiały się coraz mocniej w piśmie, lubo nigdy nie były organicznym wypływem jego kierunku. Nieraz zastrzegano się przed twierdzeniem Rzewuskiego lub nawet przeczono mu, i trzeba przyznać, miano w tem słuszność, albowiem zwracano uwagę na bliższe potrzeby i skutki praktyczne, a mniej wiązano się doktryną.
Leon Rzewuski, syn targowiczanina, co mu nieraz dawano uczuć, chociaż ojcem jego był uświetniony poezją Słowackiego emir arabski, brał udział w powstaniu 1830 r. jako oficer artylerji i był adjutantem Chłopickiego w bitwie pod Grochowem. Osiadłszy następnie w Galicji w Podhorcach, ulegał równocześnie dwóm wpływom: staroszlacheckiej przeszłości, która przemawiała żywo do niego ze ścian jego domu i ze wspomnień rodzinnych z nim połączonych, oraz nowoczesnej demokratycznej literatury, która przekonywała go o konieczności nowego ustroju społecznopolitycznego w przyszłości. W Postępie przytacza on całe stronice z Mazziniego i Ludwika Blanc’a. W 1842 r. zwiedzał Włochy, Francją, Anglją. W 1847 r. zaczął pisywać krótkie artykuliki ogólnej postępowej treści, które świadczyły o potrzebie podzielenia się swojemi myślami. Kiedy nadeszły wypadki rewolucyjne 1848 r., Rzewuski chciał pchnąć szlachtę na drogę przeobrażeń społecznych, pierwszy wraz z Adamem Potockim odezwał się za tem, ażeby starać się o zamianę sejmu stanowego na zgromadzenie narodowe, złożone z posłów wybranych, tudzież nalegał na bezwarunkowe zniesienie pańszczyzny, ale widząc opór i niechęć szlachty, przestał w nią wierzyć i zawzięcie walczył z organem szlacheckim, Polska.» Gdzie kasta szlachecka okazała swoje siły? — zapytywał w Postępie. — W emigracji? W kraju na sejmach postulatowych? Czy w stowarzyszeniach prywatnych, albo może w dniach Marcowych? Kto nawet wierzył, musiał stracić wiarę![107]
Myśli socjalistyczne Rzewuskiego nie były jasne. Widocznie, że w tym czasie sam szukał jeszcze odpowiedzi na nasuwające się mu pytania. Widział dobrze, że ustrój istniejący upaść musi, ale ciężko mu było rozstać się z tą przeszłością dziejową, którą ukochał mocno. Pojmował, że wskrzesić Polski dawnej staroszlacheckiej niepodobna, ale z obawą patrzał na urabiającą się nową narodowość ludową. Może być ona wroga dawnej — jak o tem ostrzegła krwawa burza 1846 r. — może być nawet czynnikiem burzącym? Chciałby to odwrócić. «Jeżeli chcemy unikać burzących działań narodowości ludowej — powiada — nie stawiajmy jej oporu; przeciwnie stawajmy na jej czele. Staropolskich nie wynosić ołtarzów, nic nie narzucać, coby mogło jako narodowi reakcyjne być uważane. Polskę przyszłości, Polskę witajmy ludową, nie wołajmy cieniów świętych Polski dawnej, szlacheckiej. Dla tej cześć w sercach zachować należy...»[108]. Czy narodowość ma ustąpić przed postępem, czy postęp przed narodowością? «Troskliwość o zabezpieczenie przewagi na sejmie elementom polskim — mniema — radziła nadać osobiste prawo głosowania posiadaczom ziemskim, mieszczanom i odznaczonym inteligencją, zaś przez wybory stopniowe ograniczyć wpływ klas wiejskich. Przed radykalnym socjalizmem względy takowe nic mogły znaleść faworu, gdyż socjalizm nie o polską narodowość, lecz o rozwój ludu dobija się. Przeprowadzenie prawa powszechnego przy wyborach ostatnich było zwycięstwem socjalizmu nad dążności polskie historyczne. Partja odtąd narodowa występuje za wyborami ograniczonemi przeciwnie partji radykalnej, socjalistycznej, żądającej wyborów powszechnych i bezpośrednich».[109] Rzewuski sądził, że w trudnem położeniu, w jakiem się znajduje Ojczyzna, można było, wypadało nawet zrzec się przeprowadzenia zasad absolutnych. Tym wszakże, którzy powodowali się silnie uczuciem narodowem, przypominał często, że «narodowość jest formą ludzkości postępującej, a zatem jest formą zmienną: wyższą zaś nie jest od ludzkości, tak jak gminy są formami życia politycznego w narodzie, ale narodowi podległe».[110] «Przyczyną sympatji lub zawiści nie są charakter, obyczaje, wspomnienia Polaków, lecz zasada wolności, której Polska jest wyrazem w Słowiańszczyźnie. Idea wolności Słowiańskiej na przyszłość, a Słowiańskiej rewolucji na teraz, na tem zależy narodowość Polska, i ta pewnie zaginąć nie może».[111]
Polska przyszła musi być ludowa, prawo powszechnego glosowania daje jej podstawę. Jest to konieczny wynik demokracji, opierającej się na zasadzie równości. Samo jednak powszechne głosowanie zapewnia równość polityczną, lecz nie zapewnia równości wyższej, równości społecznej. Przyszedłszy do takiego wniosku, należałoby zapytać, co może wytworzyć równość społeczną? Przedtem jednak wypadało wyjaśnić sobie, na czem ona polega i od czego zależy? Rzewuski jednak tego nie zrobił, i dla tego socjalizm jego nie dąży do zniesienia kategorji ludzi bogatych i kategorji biednych, lecz raczej do ich godzenia, do wykształcenia: «miłości w bogatych, cierpliwości w biednych».[112]
Instytucja, która najlepiej się przydaje — w przekonaniu Rzewuskiego — do zgodnego życia ludzi, jest to gmina, gromada, myśl narodowa, szczepowi słowiańskiemu właściwa i będąca wyrażeniem politycznem zasady braterstwa.[113] W gminie najlepiej wolność, miłość, braterstwo i porządek rozwijać się mogą. Urządzić gminę jak najlepiej, to zapewnić porządek społeczny, to jedyne wyjście z przejść i wstrząśnień rewolucyjnych. System tylko gminny, komunalny, może zapewnić tryumf demokracji prawdziwej. Z tego powodu Rzewuski tak po polsku («Zarys projektu ustawy gminnej — Kraków, 1848» i «O dążnościach reorganizacyjnych w Społeczeństwie — Kraków, 1849»), jak po francusku wykładał swoje myśli co do dobrego urządzenia gminy. Nie mogła ona jednak rozwiązać zagadnienia społecznego i była utworem chybionym, ponieważ była złożona z politycznie czynnych i biernych obywateli i opierała się na własności indywidualnej, nierówności majątkowej i uzależnieniu pracy od kapitału.
W Poznańskiem, gdzie już przeprowadzonem było uwłaszczenie włościan, myśl postępowa wzbiła się wyżej aniżeli we Lwowie i Krakowie. Uwłaszczeni włościanie przez rząd najezdniczy okazali się pomimo to dobremi obywatelami polskiemi. W Poznańskiem Polska ludowa odbywała nawet swój chrzest krwawy. Tam myśl gminna zwracała się ku dawnej gminie słowiańskiej, gdzie braterska spólność panowała («Myśli o przyszłości Słowian przez Ł.» — Poznań, 1849. «O własności napisał A. Mora». Poznań, 1849). Stamtąd wyszła pierwsza myśl zjazdu słowiańskiego, i posłowie poznańscy najwięcej się przyczynili do nadania jego manifestowi prawdziwie postępowego i podniosłego charakteru. Tam szlachta dziedziczna nawet ujawniła lepsze zrozumienie rzeczy. August Cieszkowski w wiosce swojej Wierzenicy przypuścił robotników do udziału w czystym dochodzie z gospodarstwa. Myśl stowarzyszania się właścicieli ziemskich z włościanami miała już w Poznańskiem swoich zwolenników.
August Cieszkowski, który w 1847 r. ostatecznie wybrał Poznańskie za miejsce stałego swego pobytu i który wywierał tam wpływ wielki, trzymał się drogi pośredniej pomiędzy przekonaniami ekonomistów i socjalistów. W dziele swojem, Du crédit et de la circulation, rozdziela on pracę indywidualną, spółkową i narodową. Tam gdzie praca indywidualna nie wystarcza, należy zakładać stowarzyszenia; co przechodzi możność stowarzyszenia, powinno być dziełem całego narodu. Podług Cieszkowskiego, do zakresu rządu narodowego należy: 1) organizacja kredytu i ubezpieczeń; 2) budowlanie i administrowanie dróg żelaznych; 3) eksploatacja lasów i kopalni.
Wzbieranie się w całej Europie przekonań socjalistycznych nie mogło ujść oka naszego myślącego ekonomisty, i w swoim Ojczenaszu głosił już on «rodu ludzkiego wtóre przesilenie» i wieścił dalej, «że świat stary umiera, a nowy się rodzi; świat trzeci nastaje...» Wierzył on, że «raj stanie się ziemskim, skoro sami ziemię nasze ustroim, uprawnim, uharmonizujem, ale też nie inaczej... co dotąd prawo i Zakon w zewnętrznych stosunkach między ludźmi martwo ustaliły, co moralność i Ewangelja żywiej już we wnętrzu ich serca zaszczepiły, to przez socjalność ludzkości ma wyróść, w stan organiczny wstąpić, jako powszechny związek, jako absolutna religja, wszystkie stosunki rodu ludzkiego ogarnąć...»
Wychodzący w Poznaniu, Dziennik Polski, pod redakcją Karola Libelta, chętnie się zajmował kwestją społeczną i nie zapierał się wcale socjalizmu. Odpowiadając na zarzuty mu czynione przez Gazetę Polską i Przegląd Poznański, przeczył, jakoby socjalizm był chorobą. Zdaniem jego — przeciwnie jest on lekarstwem, chociaż nie może być ono identyczne dla narodu polskiego i dla narodów zachodnich. «Nasz naród — powiada on — nie na płuca, lecz na paraliż cierpi,» — trzeba więc mu przedewszystkiem niepodległości. «Socjalizm zachodni — powiada dalej — uważamy za postęp; rokujemy mu nie chwilowe, ale stałe panowanie, i widzimy go w reformach społecznych, a nie w łupiestwie ani w rabunku».[114]
Kwestji narodowej Dziennik Polski nie pojmował jednostronnie. «Dziś — głosił on we wstępnym artykule — jedyne możliwe państwa — są państwa federacyjne. I nasza Polska wielka i potężna, jaka była za Zygmuntów, panująca szeroko od morza do morza, już nie powstanie jako państwo jednolite, z rządem narodowym, który Litwie, Rusinom i Prusom, jak niegdyś panować będzie; ale powstanie jako federacja tych krai różnoplemiennych. Cała przyszłość Słowiańszczyzny nie może być inna, jeno federacyjna. Narodowości poczuły równouprawnienie, do własnych narodowych instytucyj i rządów, do narodowego rozwoju w administracji, w prawodawstwie, w wychowaniu, naukach, w kościele itp. Im już dziś nie o to chodzić może, czy im Rosja, czy Austrja, czy Prusy, czy Polska panować będzie, innemi słowy, nie chodzi im o pana, ale o równouprawnienie do samobytu — i tylko z powodów tak historycznych, tradycyjnych, jak handlowych i politycznych, może powstać federacja różnoplemiennych ludów, z rządem centralnym dla ogólnych interesów, korzyści i wspólnego bezpieczeństwa, ale z rządami narodowemi w każdej narodowej dzielnicy. Wzór takiego związkowego państwa pokazały nam Zjednoczone Stany Ameryki».[115] Wreszcie mamy z tego okresu w Poznańskiem pisarza, usiłującego postawić własny system socjalistyczny. Był nim A. Mora.[116] Aczkolwiek nie zupełnie jasny w swych dążeniach, zbliżał się on najbardziej z jednej strony do Ludwika Królikowskiego, z drugiej do słowiańskich marzeń Trentowskiego. Ewangelja i zamierzchła przeszłość Słowian, to dwie księgi, z których autor czerpał swoją mądrość, a mądrość — jego zdaniem — jest to rozum, który przyjął za nieodstępną swą towarzyszkę — miłość.[117] Ta ostatnia spaja organizmy; «bez uczucia miłości, nie mogłaby istnieć społeczność, ciało duchowofizyczne». Systematy socjalistyczne zachodnie — zdaniem autora — są fałszywe, bo opierają się na ateizmie, materializmie i kosmopolityzmie. Z tego punktu widzenia ocenia Saint-Simona, Fouriera, Owena, Cabeta i Proudhona. Wszyscy oni «przy dobrych chęciach chybili w wyborze środków».[118]
Zdaniem autora — prywatna własność ziemi powinna ustąpić miejsca gminnej. «Po uznaniu więc ziemi — powiada — za res nec mancipi, społeczności narodowe powinny zacząć od tego, iżby rozdzielić kraj na małe części i rozdać takowe w wieczyste posiadanie między rodziny, w gminy zebrane o ludności stosownej, aby one miały dla siebie i swych następców gniazdo pewne a niepodzielne do zasiedlenia, i źródło wspólne, nieprzebrane żywności, którą sobie i w pewnej części na ogólne potrzeby państwa przez odpowiednią kulturę z łona ziemi wydobywać będą; zaopatrywać siebie i ogół w potrzebne materjały surowe dalszego przerobienia wymagające. Wszystkie zaś gminy w sobie i z sobą stowarzyszone pod ogólnym nadzorem i opieką państwa, pobudzane własną korzyścią, w ogólne dobro spływającą, podniecane stosowną oświatą i wspierane materjalnie wedle potrzeby przez rząd, zajmą się pracą jak pszczółki jednego ula, aby nagromadzić obfitą zamożność, która stanie się obok dobrobytu jednostek dzielnym środkiem coraz wyższego uduchowienia ojczystej ziemi i natury rodaków».[119] Przyszłej budowy społecznej fundamentem będzie — stowarzyszenie. «W miejsce przybytków, szczegółowe dobro a ogólny nieład zamykających, przy użyciu cementu miłości, staną w świecie społecznym okazałe gmachy, trwale spojone: stowarzyszenie kościołów, unja; stowarzyszenie państw, federacja; stowarzyszenie narodowych jednostek, rzeczpospolita; stowarzyszenie osobowych własności, gmina; które nam sprowadzą z braterstwem pomiędzy ludźmi błogosławiony pokój na ziemię, a za nim widna w przezroczu objawionej przyszłości jedna owczarnia».[120]
Upowszechnianie się przekonań socjalistycznych w Poznańskiem stwierdzano i w nieprzyjaznym im obozie. Antoni Szymański w swoim artykule; «O komunizmie» (T. VIII, Przegląd Poznański, 1849) z goryczą mówi o swoim zawodzie, jakoby nie należało się obawiać socjalizmu w Polsce. «Przekonaliśmy się — pisze on — że nasza ufność była mylna, i że na gruncie polskim znajdują się ludzie głoszący więcej niż socjalizm, głoszący wyraźny komunizm».
W Królestwie Kongresowem stało na porządku dziennym zniesienie pańszczyzny, uwłaszczenie włościan, ale surowe warunki cenzuralne czyniły niemożliwą dyskusją w tej sprawie. Cokolwiek pisano tam w sprawie włościańskiej, drukowano w Poznaniu albo za granicą (dzieła Krzyżtopora, Józefa Gołuchowskiego). Właśnie bardzo ważne w tym przedmiocie wyszło w Poznaniu dzieło: O urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce, napisane przez Tomasza Potockiego pod pseudonymem Adama Krzyżtopora. Myślący ten ekonomista-rolnik przyszedł do wniosku, «że instytucje gminne i równość demokratyczna są główną przeciw proletariatowi zasłoną».[121] Uważa on nawet, że zasada wspólnej, gromadzkiej własności jest bardzo pożądaną dla włościan, albowiem usuwa niedogodności, płynące z prawa rozrządzalności własnością, a mianowicie dążność do zbytniego rozdrabniania gruntów i formowanie się pauperyzmu rolniczego, a przytem odpowiada więcej demokratycznemu ustrojowi i wymogom rolniczym, aniżeli utworzenie pewnego rodzaju majoratów włościańskich. «Przy zasadzie wspólnej, gromadzkiej własności, upadają kwestje podziału ziemi przy sukcesjach, gdyż jedynie majątek ruchomy dzieli się pomiędzy spadkobierców; objęcie zaś gospodarstwa po zmarłym, będąc nie przywilejem, ale obowiązkiem, ale ciężarem, dostaje się temu ze spadkobierców, którego władza gromadzka uzna za najzdatniejszego. Przy niej uprawa może się według potrzeby miejscowej koncentrować lub rozdrabniać; własność ziemi pozostaje nietkniętą».[122] «Lecz odrzekną konserwatyści — powiada Potocki — «przy takiem urządzeniu, własność gromadzka, zamiast być zasłoną przeciw komunizmowi, byłaby niejako jego armją, byłaby siłą potężną i uorganizowaną, z położenia swego nieprzyjaciółką prywatnej własności i gotową do rozpoczęcia z nią walki, aby ją przeistoczyć na formę pod jaką istnieje». «Nie dzieliłbym tej obawy, gdyby walka odbyć się miała na polu prostej konkurencji i bronią godziwą; bo jeśli podobna organizacja gromady ma mieć tyle siły żywotnej w sobie, jeśli produkcyjność roli a za nią czynsz dzierżawny, mimo zasady wspólnej własności ziemi, ma się do tego stopnia powiększyć, iż gromady opatrzywszy swoje potrzeby bieżące, jeszcze potrafią kapitalizować, oszczędzonemi funduszami zakupywać sąsiednie własności prywatne i wcielać je pod tę formę uprawy, która im tak znakomite zapewniła korzyści, toć nie widzę, w czemby społeczeństwo, w czemby ludzkość na tem straciła».[123]
W literaturze polskiej zaboru rosyjskiego nuta społeczna silniej zabrzmiała, pod wrażeniem wypadków» 1846 i 1848 r. W tym to czasie pojawiły się powieści Józefa Kraszewskiego: Ostap Bondarczuk, Jaryna, Budnik. Z innych pisarzy wypada szczególnie wymienić: Narcyzę Żmichowską, pisującą pod pseudonymem Gabryelli, i Edwarda Żeligowskiego, pod pseudonymem Antoniego Sowy. W utworach Żmichowskiej czuć było zapowiedź nowego świata, tchnącego braterstwem. W prześlicznym wierszyku: „Do moich dziewczynek“ przedstawiała im, że największem szczęściem jest pozyskanie szczęścia dla ludu całego, ziszczenie prawa Chrystusa:

Ze słowem Bożem, chleb dla każdego;
Z życiem na ziemi, miejsce wśród tłumu;
Ze światłem słońca, światło rozumu;
Z pamięcią przodków, win odpuszczenie,
I z pracą wszystkich — wszystkich zbawienie!...

Jordan Żeligowskiego, zwłaszcza jego druga część niepuszczona przez cenzurę i obiegająca w odpisach tylko, ciskał gromem przekleństwa na poddaństwo i wytworzone przezeń stosunki. Uczucia i zdania takie niebezpiecznie było wypowiadać: Żmichowska odsiadywała więzienie, a Żeligowski został wygnany nad Ural. W tymże czasie śpiewak ludowy, Teofil Lenartowicz, musiał emigrować z kraju.
Rewolucja 1848 r. otwierała — zdawało się powszechnie — piękną przyszłość. Widziano już jednoczenie się braterskie ludów, organizujących się pod wzniosłem hasłem pierwszej wielkiej rewolucji. Członkowie byłego sejmu polskiego w odezwie swojej z 26 maja wyrażają to swoje przeczucie. — „Rodacy! — wołają oni — święcą się oto czasy nowe. Cudownie w oczach naszych dopełnia się przemienienie porządku europejskiego... Ludy chrześcjańskie od wieków gnębione, ćwiertowane, wychodzą z cieni na jaśnię, dopominają się o prawo i prawdę żywota swego, o wolność przyobiecaną na Golgocie i o narodowość, która jest ich namaszczeniem i Apostolstwem na ziemi... Na rozświcie ku nowej erze, nie dziw, że kształty polityczne i społeczne ludzkości świecą dotąd niewyraźnie, jakby omroczone mgłą. Między ludami niezwyczajny ruch, pomieszany gwar, nawoływanie się, szukanie czegoś. Słowo twórcze nowego ludu unosi się jeszcze na wodach, nieujęte, niewcielone; ale serca i dusze stoją ku niemu na rozścież... Z pomiędzy świeżych brózd wystrzela już i rozkwita myśl życiorodna, że nie podboje i grabieże, ale pokój i sprzymierzenie się braterskie między ludźmi, są zadaniem naszej Epoki...“ Zdawało się, że Słowianie, występując na teatr politycznego żywota Europy, „jako najmłodsi, ale nie jako najsłabsi“ — jak powiadał ich manifest prażski — właśnie dadzą przykład braterskiego zjednoczenia się. „Kiedy w bliskiej przyszłości — pisał Ludwik Królikowski — podmuch sprawiedliwości boskiej zmiecie wszystkie trony i ich sługi, samowładne narody w stosunkach swoich niewątpliwie kierować się będą tylko wzajemnemi usługami i pomocą braterską. Wówczas w wielkiej rodzinie ludów europejskich Słowiaństwo zajmie miejsce wskazane mu przez Opatrzność, i Polska, Czechy, Morawy, Biała Ruś, Czarna Ruś, Czerwona Ruś i inne kraje słowiańskie utworzą Stany Zjednoczone tej samej Ojczyzny“.[124]
Emigracja polska wracała więc z nadzieją do kraju. Towarzystwa emigracyjne rozwiązywały się. Członkowie Centralizacji Towarz. Dem. (Jan Podolecki, Wiktor Heltman, Darasz) założyli w Galicji Dziennik Stanisławowski. Zdawało się, że upragniona chwila dla ludów już nadeszła. Pokazało się jednak, że nie dojrzały jeszcze do zrozumienia potrzeby solidarnego działania. Kiedy rząd francuski w imieniu swego narodu wyrzekał się spólności rewolucyjnej, kiedy narody, tylko co zrzuciwszy kajdany, już wszczynały waśnie między sobą; inaczej poczynał sobie „absolutyzm uznany i hardy w Petersburgu, wznoszący w Berlinie łeb świeżo zgnieciony lecz ponury i groźny, bojaźliwy, lecz zdradziecki i jadowity w Wiedniu»,[125] — opamiętawszy się szybko po pierwszym przestrachu, podawał on rękę kontrrewolucji, gdziekolwiek ona się podnosiła. Polscy demokraci widzieli to i wołali na ludy, by się łączyły przeciwko despotyzmowi, albowiem w ówczesnej chwili było to naczelne zadanie. Jakkolwiek rewolucja ówczesna, w stosunku do najbliższych i bezpośrednich potrzeb, nosiła w jednem miejscu charakter narodowy, w drugiem polityczny, a gdzieindziej społeczny, to była ona wszakże „humanitarna i solidarna“ i przedstawiała w tym charakterze „świetną harmonją i płodną powszechność“.[126]
Pod wpływem ruchu rewolucyjnego 1848 r., świadomość wysokiego posłannictwa socjalizmu wzrosła znacznie wśród demokratycznej emigracji naszej. «Socjalizm — powiada Edmund Chojecki — w przyszłości przewodzić będzie, albowiem on jeden zrozumiał drogi; socjalizm tylko pogodzi kapitał z pracą, doprowadzi spożycie do harmonji z wytworem, zniweczy wyzyskiwanie człowieka przez człowieka, obali monopol i przywilej; socjalizm wreszcie tylko, stawiać na miejsce bezbożnego sojuszu Królów święte przymierze ludów, podkopie tym sposobem u samej podstawy wszystkie antagonizmy, które dzielą świat, i zapewni w nim panowanie porządku i jedności».[127] «Socjalizm bowiem — pisze Ferdynand Rogiński — szuka już harmonji między następstwami, faktami, już gorzko czuć mu się daje przewaga indywidualna, zwykle sadowiąca się na miejscu prawdy; — woła, że ciężary publiczne, niewyłączając i podatku ze krwi, są rozłożone niemoralnie, a zgromadzane bogactwa w rękach rządu jeszcze niemoralniej powracają do społeczeństwa; — w rozdziale są zwykle używane na korzyść siły materialnej, uciemiężającej, wojskowej, — miasto na korzyść siły moralnej i duchowej, to jest: pracy i ukształcenia. Socjalizm woła, że we współdziałaniu sił człowieka fizycznych, talentu i kapitału, — kapitał sam jeden zyski zagarnia; — że niema sprawiedliwości w ustawie wyrobników i spożywaczy (producteurs et consommateurs), a nade wszystko w ustawie klasy pośredniej, klasy handlarzy nadmiar licznej, która, wcisnąwszy się między dwie pierwsze, rozporządza samolubnie wyrobami narodów. Socjalizm chce więc urządzić pracę przez wywołanie dobrowolnych stowarzyszeń sił i zasobów; — szuka odpowiedniego godności ludzkiej kierunku w działaniach, dziś partych ku zaopatrzeniu przedewszystkiem potrzeb zbytku; — szuka nowego uświęcenia dla czynów, nowej zasady prawa...[128] «Dotąd w Europie — powiada tenże autor — własność była podstawą społeczeństw, a praca dalszym tylko fatalnym lub przypadkowym faktem. Dziś ludzie poświęcenia pracę chcą uczynić osią przyszłości».[129] Sama własność może być tylko uświęcona przez pracę. «Podobne pojęcie własności — czytamy w Demokracie Polskim z onego czasu — powszechnie dzisiaj zostało przyjęte; tak Thiers, Cousin, Troplong, jakkolwiek w obozie reakcji, równie uznają je za prawdziwe i słuszne, jak Proudhon, Considérant i Ludwik Blanc; praca więc została dogmatem naszych czasów; Tomasz Carlyle w wieszczem natchnieniu przepowiedział, iż następuje jej religja i obrząd, do niej należy przyszłość, w jej imię tylko ludzkość odrodzić się może i dalej postąpić. — Można też śmiało utrzymywać, iż nie może być dziś obrońców własności historycznej, gdyż ona stała na gwałcie i niesprawiedliwości, nabywała się rozbojem i grabieżą. Czyliż własność powstała przez pracę w starożytnym świecie, gdzie istniała niewola? czyliż powstała przez pracę w średnich wiekach, gdzie istniało poddaństwo? Czyliż to dopiero nie od rewolucji francuskiej słabe ślady wolności się ukazały? czyliż poddaństwo nie cięży jeszcze na wielu miljonach w Europie? Nie ulega wątpliwości, iż praca zabsorbuje własność i takową całkiem przekształci; inaczej wyrwać potrzeba z serc ludzkich tę świętą trójcę: Wolność, Równość, Braterstwo, a w miejsce ich wyryć napis piekła Dantego: Lasciate ogni speranza voi ch’entrate. — Albowiem świat pozostałby padołem płaczu i nędzy, wolność farsą, braterstwo czczą hypokryzją».[130]
Znakomity nasz wieszcz, zorganizowawszy zastęp polski, idący na pomoc Włochom, ogłosił publicznie jego zasady, wznosząc sztandar republikański i socjalistyczny, a zarazem i narodowy. «Jest to armja — pisał on 15 marca 1849 r. do Józefa Mazziniego — republikańska i socjalistyczna. Odróżnia ją to od towarzystwa demokratycznego, że legjon wznosi sztandar narodowy. Chce służyć Italji swojej siostrze jako pomocnik. Nasi oficerowie, nasi żołnierze nie idą do was, by zyskiwać stopnie lub robić majątek. Walczą w interesie wspólnym ludów».[131]
Zasady tego legjonu, napisane przez Mickiewicza, były następujące:
«1. Duch Chrześćjański, w wierze świętej katolickiej, jawiony czynami wolnemi.
2. Słowo Boże w Ewangelji zwiastowane, prawem narodów, ojczystem i społecznem.
3. Kościół stróż słowa.
4. Ojczyzna pole życia słowu Bożemu na ziemi.
5. Duch polski Ewangelji sługa, ziemia polska ze swem społeczeństwem ciało. Polska zmartwychwstaje w ciele, w którem cierpiała i złożona została w grobie przed laty stu. Polska w osobie wolnej i niepodległej staje i Słowiańszczyźnie dłoń podaje.
6. W Polsce wolność wszelkiemu wyznaniu Boga, wszelkiemu obrzędowi i zborowi.
7. Słowo wolne, wolnie objawione, z owoców przez prawo sądzone.
8. Wszelki z narodu jest obywatelem, wszelki obywatel równy w prawie i przed urzędami.
9. Wszelki urząd obieralny, wolnie dawany, wolnie brany.
10. Izraelowi, bratu starszemu, uszanowanie, braterstwo, pomoc na drodze ku jego dobru wiecznemu i doczesnemu. Równe we wszystkiem prawo.
11. Towarzyszce żywota, niewieście, braterstwo i obywatelstwo, równe we wszystkiem prawa.
12. Każdemu Słowianinowi zamieszkałemu w Polsce, braterstwo, obywatelstwo, równe we wszystkiem prawo.
13. Każdej rodzinie rola domowa, pod opieką gminy. Każdej gminie rola gromadna, pod opieką narodu.
14. Wszelka własność szanowana i nietykalnie pod straż urzędowi narodowemu oddana.
«15. Pomoc polityczna, rodzinna, należną od Polski bratu Czechowi i ludom pobratymczym czeskim, bratu Russowi i ludom Ruskim. Pomoc chrześćjańska wszelkiemu narodowi jak bliźniemu».[132]
Jeżeli ten program pozbawimy jego szaty poetycznej i mistycyzmu religijnego, to głosi on: wolność religijną, wolność przekonań, równość praw obywatelskich, ustrój oparty na wyborach, przyznanie izraelitom równego prawa obywatelskiego, równouprawnienie kobiety, przyznanie Słowianom zamieszkałym w Polsce praw obywatelstwa, gminną własność ziemi, ścisłe przymierze z Czechami i Ruskiemi ludami, wreszcie solidarność międzynarodową.
„Każdej rodzinie rola domowa, pod opieką gminy. Każdej gminie rola gromadna, pod opieką narodu“. Jest to w poetycznej formie postawienie kwestji unarodowienia ziemi. Inaczej mówiąc, cała ziemia uprawna uznaje się własnością narodu i rozdziela się pomiędzy gminy, a gmina rozdziela ziemię dla użytku pomiędzy oddzielne rodziny. Myśl ta — jak już widzieliśmy — miała u nas sporo zwolenników. Polacy uważali ją za iście słowiańską i uważali — tak jak dzisiaj Henryk George, Wallace, Flürschheim i inni — za główny węzeł kwestji społecznej. Wyszła nawet w Londynie w 1849 r. poświęcona Francji w tym przedmiocie broszura p. t. Dénouement suprême de toutes les questions sociales, politiques et financierès par un Polonais. — Dédié a la France. Autor wskazywał jako naczelny środek upaństwowienie czyli unarodowienie ziemi i przedstawiał, w jaki sposób można właścicieli zamienić zwolna w dzierżawców dziedzicznych. Z pisarzy emigracyjnych w tej kwestji oświadczali się pomiędzy innemi wyraźnie: Walery Wielogłowski i Bronisław Trentowski.
„Pierwotne naturalne ustawy tworzących się społeczeństw mniej przemawiają za własnością osobistą ziemi, jak raczej za narodową a co najmniej gminną» — powiada Wielogłowski w swojem dziełku p. t. Emigracja Polska wobec Boga i narodu. (Wrocław, 1848). Dopóki szanowano osobistą własność, dopóty się ona trzymała. „Dzisiaj jednak własność, szczególniej ziemska, wszędzie została zachwianą...“ i przyczyniły się do tego same rządy. „Byłoby loiczniej ze strony rządów rozwiązać zupełnie prawo pojedyńczej własności ziemskiej na korzyść wszystkich, jak tylko w połowie naruszyć zasadę, zostawić prawo w zagadce i, rozwiązawszy w sobie sumienie, rozwiązać je na bezprawia we wszystkich“. „Wreszcie, jaka w tem jest sprawiedliwość i jaka dla społeczeństwa korzyść, iż się jednemu odbierze a da drugiemu, skoro się nie daje wszystkim?“ I dla tego „na jutro (czy to trochę wcześniej czy później, ale niezawodnie) przewidujemy rozwiązanie pojedyńczej własności ziemskiej na korzyść gmin. Jest to zasada wyższa, zaradcza i przynosząca jedyny już w obecnem położeniu ratunek, a wreszcie, kończąca stan nienaturalnych, ale przeciągłych boleści i wzburzeń w jakich się świat znajduje».
Trentowski zapowiadał także nowy ustrój własności ziemskiej. Nie gospodarzom — pisał on — ani komornikom, ani parobkom, każdemu z osobna, ile ich dzisiaj jest, ale Gminom całym, mieszkańcom wszelakiego sioła w ogóle, ma być udzielona własność. Nie pojedynki, ale zbory ludowe niech odzierżą majątek. Nie Sobkowstwo, szukające li korzyści własnej, a wiodące koniecznie do odróżnień, przywilejów i kast, ale Miłość Bliźniego, zradzająca wolność, równość i braterstwo pomiędzy wszystkiemi, niech przy odrodzeniu się społeczeństwa naszego zasiana będzie na wieki! Tym sposobem utworzą się na nowo dawne słowiańskie Zupaństwa, osadzone na spólnej własności, a zarządzane od obieralnego, zaufanie ogólne posiadającego i gminie odpowiedzialnego Zupana“.[133] „Co Fourier napisał — powiada dalej — a co we Francji i w Niemczech odnosi się wciąż jeszcze do krain marzenia, było już w najprzedniejszej części przed wiekami i być musi znów w Słowiańszczyźnie. Nie jedno Socjalizm, ale nawet Komunizm najdzie tu rzeczywistość swoję...[134]
Zwrot ten do socjalizmu, który tak wyraźnie się w latach rewolucyjnych zaznaczył w usposobieniu narodu polskiego, nie trwał jednak długo. Im w dalszą odbiegały przeszłość znamienne wypadki 1848 i 1849 r., tem coraz bardziej głuchły podniesione przez nie hasła. Widzieliśmy, że tak się działo w całej Europie. Zwrot reakcyjny był nawet więcej usprawiedliwiony w narodzie polskim, aniżeli w innych narodach. Nad emigracją polską rozciągnięto ścisły i surowy nadzór. Pokolenie przytem 1831 r. starzało się i wymierało. Małoliczna emigracja 1848 i 1849 r. nie mogła powetować strat, jakie ponosił ogół wychodźctwa. Na ziemiach polskich ucisk najazdu ogłupiał i łamał wolę. Umysł znękany, wodząc, jak się rozproszyły wszystkie dawne nadzieje, zwątpił, aby mogły one kiedyś urzeczywistnić się. Zdawało mu się, że praktyka wykazała utopijność i systematów socjalistycznych, zmierzających do równości społecznej, i owego zawołanego prawa robotnika do pracy. Wreszcie czy to Polakom myśleć o socjalizmie, kiedy ich gniecie obce jarzmo? Trzeba naprzód znieść poddaństwo polityczne i społeczne, jarzmo najazdu i poddaństwo włościan w granicach całej Rzeczypospolitej, a wówczas łatwo nastąpi powrót do gminy słowiańsko-polskiej, uzacnionej w swych urządzeniach całem światłem 19 wieku.[135] Ale i gorliwość w pracy nad odzyskaniem niepodległości osłabła. Zniechęcono się do spisków, chociaż na innej drodze niepodobna było organizować się i podtrzymywać spójność polityczną w rozdzieranym organizmie. I kiedy wybuchła wojna krymska, i następnie objawiło się na Ukrainie poruszenie ludowe, nieprzyjazne rządom moskiewskim, pokazało się, że nie było w kraju dość silnej organizacji, ażeby mogła skorzystać z przyjaznych dla sprawy narodowej warunków.
Postawienie urzędowe na porządku dziennym sprawy zniesienia poddaństwa i pańszczyzny w zaborze rosyjskim silnie poruszyło umysły. Prasa demokratyczna emigracyjna nalegała na uwłaszczenie włościan, dokonane prędko i bez żadnych ograniczeń. Kraszewski i Syrokomla (Ludwik Kondratowicz) wzywali do spełnienia czynu obywatelskiego. W ogóle opinja światła i patrjotyczna uważała kwestją włościańską jako już ostatecznie zadecydowaną w przekonaniu narodowym, ale szlachta dziedziczna, której niejako samej pozostawiano załatwienie tej sprawy, na Litwie i na Rusi gotowa była ograniczyć się na zniesieniu poddaństwa, a w królestwie Kongresowem zgadzała się na oczynszowanie włościan i następne powolne ich uwłaszczanie za pomocą skupu czynszu.
Większość młodzieży uczącej się w wyższych zakładach naukowych hołdowała przekonaniom ludowym. Wielu z pomiędzy ludowców nosiło się po włościańsku i objawiało niechęć ku szlachcie. Nazywano ich chłopomanami. Szczególnie byli oni liczni w kijowskim uniwersytecie. Pewna część ludowców, chociaż nieliczna, z pomiędzy młodzieży polskiej przebywającej w Petersburgu i Moskwie, pod wpływem Hercena i Czernyszewskiego, skłaniała się ku przekonaniom socjalistycznym. Pomiędzy wojskowemi było także sporo zwolenników Hercena. Jarosław Dąbrowski, Walery Wróblewski, Włodzimierz Rożałowski, Józef Hauke, Mroczkowski, Konstanty Kalinowski, Józef Tokarzewicz, Antoni Medeksza, Antoni Trussow stali się socjalistami w znacznej części pod wpływem tych rosyjskich pisarzy, aczkolwiek nie wyłącznie, ponieważ niektórzy z nich, jak npd. Konstanty Kalinowski, kształcili się poprzednio na polskiej demokratycznej literaturze emigracyjnej, a więc już byli dostatecznie ku temu przygotowani. Widzimy więc tu ciekawy obieg myśli. Polacy zwrócili uwagę Hercena na gminę słowiańską, Hercen oddziałał na Czernyszewskiego, a następnie obaj ci pisarze oddziaływali na młodzież polską.
Bratanie się inteligencji a po części i zamożnej szlachty z ludnością rzemieślniczą i włościańską, bratanie się z żydami i innemi innowiercami nadawało przedpowstańczemu ruchowi podniosły nastrój i wprowadzało myśl na wyższy szczebel poglądów społecznych. Myśl ta jednak była rozstrzelona, mało skoncentrowana, niedostatecznie określona. Ogólnym swym charakterem może najwięcej się zbliżała do kierunku Polski Chrystusowej.
«W pierwszym zaraz dniu jawnego wystąpienia, w pierwszej chwili rozpoczęcia świętej walki, Komitet Centralny Narodowy — czytamy w odezwie jego z dnia 22 stycznia 1863 r. — ogłasza wszystkich synów Polski, bez różnicy wiary i rodu, pochodzenia i stanu, wolnemi i równemi obywatelami kraju. Ziemia, którą lud rolniczy posiadał na prawach czynszu lub pańszczyzny, staje się od tej chwili bezwarunkową jego własnością, dziedzictwem wieczystem; właściciele poszkodowani wynagrodzeni będą z ogólnych funduszów państwa. Wszyscy zaś komornicy i wyrobnicy wstępujący w szeregi obrońców kraju lub — w razie zaszczytnej śmierci na polu chwały — rodziny ich otrzymają z dóbr narodowych dział obronionej od wrogów ziemi».

3.
Od upadku powstania 1863 i 1864 r. do pierwszych początków najnowszego ruchu socjalistycznego.
Po uwłaszczeniu włościan, co dalej robić? — Oświata ludu. — Gmina w przedstawieniu ks. Aurelego Bławaczyńskiego. — Pierwsza grupa socjalistyczna i Józef Tokarzewicz. — Listy do Gromady — Józefa Haukego. — Ognisko Rewolucyjne ogłasza w swoim programie, że ziemia jest wszechnią. — Demokracja skłania się ku socjalizmowi. — Socjaliści w demokratycznem Zjednoczeniu. — Zmowa. — Polacy w Komunie. — Przejawy socjalistyczne w Galicyi. — Koalicja kapitału i pracy — Libelta. — Błyski myśli socjalistycznej w zaborze rosyjskim. — Reakcja na zachodzie Europy. — Młodzież polska zbliża się do socjalistów rosyjskich. — Wędrówka kołowa najnowszego ruchu socjalistycznego.

Aczkolwiek powstanie 1863 r. skończyło się klęską narodową, osiągnęło ono jednak swój cel społeczny: uwłaszczenie włościan. Liczba obywateli została ogromnie pomnożona. Czy wyjdzie to jednak na korzyść sprawy narodowej? Czy nie uda się najazdowi zerwać ostatecznie nić łączącą z przeszłością dziejową i wyrwać z korzeniem pragnienia samoistności indywidualnej? Poznańskie jednak pokazało, że uwłaszczeni włościanie zostali dobremi Polakami. Przytem, dopóki panuje despotyzm, trudno przypuszczać, ażeby mogło nastąpić pogodzenie się ze swoim losem, albowiem w miarę wzrostu oświaty powiększać się będzie liczba niezadowolonych z istnącego porządku politycznego. Należy się więc starać o oświatę ludu. Większość patrjotów demokratycznych na tem się zatrzymała.
Uwłaszczenie włościan pokazało już przytem w Poznańskiem a zwłaszcza w Galicji, że samo ono nie wystarcza do zapewnienia dobrobytu ludowi wiejskiemu. Wielu włościan nie miało wcale ziemi, i liczba ich coraz się zwiększała. Musieli oni żyć z zarobku, a o zarobek było trudno, i był on lichy. Jak temu zaradzić? Myśl więc znowu zaczęła się zwracać ku dobremu urządzeniu gminy. Już w 1865 r. wyszło dziełko: O dobrem urządzeniu Społeczeństwa przez Naród, w którem autor, ksiądz Aureli Bławaczyński, zwolennik ludowładztwa i gminowładztwa, wyznacza gminie za zadanie czynną opiekę nad swemi członkami. Powinna ona — zdaniem autora — dbać o to, aby wszyscy mieli pracę, «aby z zarobku mogli żyć przyzwoicie i z familią[136]; ażeby zarobek dzienny był zastosowany do czasu i miejsca, «tak ażeby wynosił więcej jak wszystkie potrzeby dzienne człowieka razem wzięte, należy mieć na względzie jego familiją i czas wypoczynku na stare lata»[137]; ażeby czas pracy był oznaczony, «i należałoby obliczyć, ile człowiek może bez przeciążenia sił w pewnej liczbie godzin i jakich robót dokonać, aby nie zabijać ludzi zwolna, ale ich ożywiać»[138]; ażeby mieszkania nie były drogie, «ażeby ci co mają posiadłość, nie obciążali tych co jej nie mają; człowiek nie jest stworzony na to, aby był narzędziem drugiemu do zbogacenia się.»[139]
Gmina z własnością niepodzielną była głównym punktem wyznania wiary pierwszej grupy socjalistycznej, która utworzyła się wśród nowej emigracji, spowodowanej powstaniem 1863 r. Do tej grupy należeli: Mroczkowski (Ostroga), Zagórski, Tokarzewicz, Józef Ćwierciakiewicz, Trussow, Brzeziński i inni. Za przedstawiciela ich teoretycznego można uważać Józefa Tokarzewicza, który we wrześniu 1866 r. zaczął wydawać w Genewie Gminę. Zdolny ten stylista, pisujący także pod pseudonymem B. Niebiasta a następnie T. Hodiego, odzwierciedlał w swym umyśle wrażliwym rozmaite teorje, z któremi się zapoznawał. Z początku widoczny jest na nim wpływ Hercena, ale rychło bierze przewagę demokratyczno-gromadzki z okresu naszej emigracji po 1831 r. Ukazawszy nowym socjalistom ich polskich poprzedników, Tokarzewicz nawiązuje nić z przeszłością, i hasła: gromadzki, stowarzyszony byt; gromadzka, stowarzyszona praca; gromadzka, stowarzyszona własność — zaczynają wśród emigracji coraz częściej rozbrzmiewać.
Duchem gromadzkim tchnie także Józef Hauke, jenerał Bosak, w swoich Listach do Gromady, które wiele trafnych i rozsądnych myśli zawierają, i jakkolwiek autor mniemał, że nierówność majątków jest rzeczą nieuniknioną, to chciał jednak koniecznie takiego ustroju, «aby nikt niedostatku i nędzy nie cierpiał, ale każdy pracujący i wierny syn Polski miał przynajmniej o tyle majątku, ile potrzeba na zdrowe i dostateczne pożywienie i przemieszkanie».[140]
Hauke był także tego zdania, że ziemia powinna być własnością całego narodu, nie zaś prywatnych osób. «Ziemia jako Wszechnia — powiadał w 1867 r. program Ogniska Rewolucyjnego, podpisany przez Bosaka — Haukego i Bulewskiego — jest własnością Ludu Polskiego; zarząd jej i uprawa pod nadzorem Rzeczypospolitej powierzoną będzie tym, którzy około niej pracę podejmują, stosownie do prawa, jakie Lud Wszechwładny na przedstawienie Zboru Rzeczypospolitej przyjmie i uświęci». Przekonanie to opierało się na tradycji dziejowej. Kiedy bowiem Niepodległość objawiła zdumienie, że ludzie poważni mówią o wszechni, Bulewski nadesłał do redakcji następującą odpowiedź:
«Tak jest, ziemia jest wszechnią, tylko jej owoce są własnością świętą, nietykalną człowieka, który ją uprawia; odsyłamy autora do historji naszej ojczyzny, a tam zobaczy, że ziemia była w Polsce najprzód ową wszechnią własnością wszystkich, że Gminy przez swoich ku temu wybranych ze starszyzny wieców rozdzielały pomiędzy członków swoich ziemię na uprawę, i że naonczas ziemia była prawdziwym warsztatem, z którego owoce wydobyte pracą były jedyną własnością pracującego. Prawda, że były to czasy, które nie znały ani króla, ani klasy uprzywilejowanej; a że chcemy znowu nie mieć w Polsce ani króli, ani żadnej szlachty, mamy nadzieję, że i ziemia, własność całego rodu polskiego, który na niej zamieszkuje, uwolnioną zostanie od grabieży pojedynczych właścicieli i wróci na daleko szerszych podstawach, opartych na postępie wieku naszego, do dawnego systemu własności narodowej, wspólnej, jaki jeszcze w XIII w. w Polsce silnie panował, i tylko z wielką trudnością korona i klasy uprzywilejowane potrafiły ziemię ludowi wydrzeć i sobie przywłaszczyć».[141]
Demokracja coraz bardziej skłaniała się ku socjalizmowi. W Londynie utrzymywała ona dobre stosunki z przewódcami Międzynarodowego Stowarzyszenia. Na obchodzie rocznicy styczniowej w 1867 r. byli Marx, Young, Ecarius i inni, a Marx zaproponował rezolucją, że bez Polski wolnej i niezawisłej nie można ustalić wolności w Europie. Wydawane w Genewie we francuskim języku pismo demokratyczne, Le Peuple Polonais, pod redakcją Szczęsnowicza i Brazewicza, stronników jenerała Mierosławskiego, uznało za potrzebne rozwinąć szerzej myśl Towarzystwa Demokratycznego o własności. Zdaniem jego, «ziemia jako warsztat rolnictwa i wszystkie inne narzędzia i materjały, potrzebne do pracy, stanowią nieodłączną własność gminy, która daje takowe robotnikom w czasowe posiadanie z tym jedynym warunkiem, że ich praca będzie użyteczna dla gminy, produktywna, osobista i bezpośrednia».[142] Niepodległość, przeszedłszy pod redakcją Tokarzewicza, zajmowała się coraz częściej organizacją własności ziemskiej. Nawet Głos wolny, redagowany przez Mazurkiewicza i Żabickiego, zaczął się chwiać w swojem zdaniu o socjalizmie: przyznawał on, że «badania socjalne wypływają z rozszerzonego w naszym wieku źródła sprawiedliwości i ludzkości»; oraz że «wszelka sumienna i gruntowna w tym kierunku praca ma swoję wartość i przynosi korzyść narodowi»: kończył wszakże tem, że dla Polski te badania są niepotrzebne.
Wzmagająca się przewaga socjalistów w obozie demokratycznym na emigracji jeszcze bardziej się uwidoczniła w ruchu organizacyjnym, spowodowanym wojną Austrji z Prusami. Zaczęło się wówczas tworzyć na gruncie demokratycznym Zjednoczenie, które zwolna wysuwało socjalistów na stanowiska sterujących całą sprawą, może dla tego że byli to ludzie zdolni i chętni do pracy publicznej. Niepodległość, urzędowy organ demokracji, przeszła pod redakcją Tokarzewicza. Trzej członkowie komitetu Zjednoczenia, A. Frankowski, J. Tokarzewicz i W. Wróblewski, którzy przyjęli swój wybór i robili co mogli, ogłosili w 1870 r., że podług ich wyrozumowanego przekonania, «wszechwładztwo ludu, wziętego w przedrozbiorowych granicach naszej ojczyzny a usuniętego z pod wpływu i opieki obcej, wytworzy z rozbitych ziem naszych — Rzeczpospolitą: politycznie — związkowo-demokratyczną, społecznie gminowładną, a indywidualnie równoprawną». Kiedy Tokarzewicz w końcu czerwca ustępował z komitetu, po ukończeniu okresu służby, proponował on, ażeby do nowego komitetu wybrać: jego, Aleksandra Frankowskiego, Jana Antoniego Medekszę, Włodzimierza Rożałowskiego i Walerego Wróblewskiego, albowiem «komitet w ten sposób złożony przyjdzie z programatem wyraźnie nakreślonym, z projektem nowej ustawy i z dostatecznym zasobem czasu dla prowadzenia robót politycznych». I istotnie taki komitet stanął, ale niespodziany, zwrot wojny francusko-niemieckiej nie pozwolił mu rozwinąć swego działania.
Socjaliści zamierzyli nawet wydawać własne pismo, w którem mieli wszystkie ważniejsze kwestje, zajmujące podówczas powszechnie umysły, wyjaśniać ze swego punktu widzenia i we własnem świetle przedstawiać odpowiednie rozwiązania. Pierwszy numer tego pisma pojawił się w 1870 r. w Zürichu p. t. Zmowa — Küpos susitarimas — Hromadźki zhowor i zawierał Artykuły: M. Rożałowskiego, B. Niebiasia i I. A. Medekszy.
Wydawcy zmowy w przedmowie, napisanej 10 lipca w Paryżu, składają następujące wyznanie swej wiary:
«Najdalszy i najogólniejszy cel naszej propagandy określa się nazwą naszego pisma. Jak to już napomknęliśmy w prospekcie, pragniemy zmowy ludu Polski, Litwy i Rusi przeciwko wrogom zewnętrznym i przeciwko wszystkiemu, co wewnątrz kraju czyjekolwiek panowanie krzewi, rozwija i popiera.
«Ztąd znowu najbliższe i najrzeczywistsze zadanie nasze ma charakter całkowicie zaprzeczny. Odrzucamy i potępiamy wszelkie instytucje, na których się opiera nowoczesny porządek społeczny, gdyż takowy fatalnie ciągnie za sobą niewolę, ciemnotę i nędzę dla milionów, a zbytek, rozpustę i znikczemnienie dla tysiąców.
«Wiemy jednakże, że do walki nie powoła ludu polsko-litewsko-ruskiego, kto doń idzie w imię samego li niszczenia, i dla tego hasłem naszem jest: burzyć, budując. Twierdzącą zaś stronę naszej myśli czerpiemy: w widomej, acz na zachodzie bezsilnej (?), dążności naszego wieku ku wcieleniu, zrealizowaniu nieśmiertelnych przekazów prawdy i sprawiedliwości, — i w głębokiem przeświadczeniu, że zewnętrzne materjały niezbędne dla tej realizacji, leżą nietknięte w charakterze, w usposobieniach, w zwyczajach i tradycjach warstw społecznych, które w Polsce nigdy dotąd własnem życiem żyć nie mogły. I to jest nasz socjalizm.»
Wojna francusko-pruska przerwała wszystkie te prace. Jak dalece jednak myśl socjalistyczna w emigracji polskiej postąpiła była, dowodzi liczny jej udział w Komunie Paryskiej — jak to widać z dziełka W. Rożałowskiego: Żywot Jarosława Dąbrowskiego.[143] Najdzielniejszemi dowódcami w komunie byli: Dąbrowski i Walery Wróblewski: pierwszy zginął w obronie Komuny, drugi był następnie członkiem Rady Głównej Stowarzyszenia Międzynarodowego.
Wzmagający się nastrój socjalistyczny w emigracji i równoczesny coraz większy rozwój Towarzystwa Międzynarodowego nie mogły pozostać bez wpływu na kraje polskie, a zwłaszcza na dwa zabory: austrjacki i pruski. W Galicji wpływ ten okazał się widoczniejszy, zwłaszcza że w Austrji czyli raczej w Wiedniu socjalizm międzynarodowy miał sporo zwolenników, czemu niezawodnie sprzyjała ta okoliczność, że stolica państwa różnonarodowego jest także i co do ludności różnonarodową. Manifest socjalistyczny, który tam się pojawił w maju 1868 r., wyszedł równocześnie w językach: niemieckim, węgierskim, czeskim, polskim, rumuńskim i włoskim. W swojem rozumieniu międzynarodowości posunął się on nawet tak daleko, że samo pojęcie narodowości uznał za wsteczne i należące do przeszłości. Zapewne chciał przez to uwydatnić tylko silniej, że czas już położyć koniec swarom narodowym. W tymże czasie próbowano w Galicji, opierając się na konstytucji, utworzyć w Drohobyczu związek socjalistyczny, ale konstytucja — jak się pokazało — nie dawała w tym względzie żadnej rękojmi. Wówczas to drukowano we Lwowie przekład Katechizmu socjalistycznego Ludwika Blanca. Komuna paryska wzbudzała wiele interesu i współczucia w kołach postępowych. Listy o komunie, drukowane w Kraju krakowskim, przedstawiały ją z wielką życzliwością. We Lwowie latem 1871 r, pojawiła się broszurka: O kwestji robotniczej, streszczająca dwa wykłady miane w stowarzyszeniu robotniczem: Gwiazda.
W Poznańskiem, po upadku powstania 1863 r., wzięto się gorliwie do tak zwanej pracy organicznej. Zawiązywały się rozmaite stowarzyszenia, i ruch spółdzielczy znakomicie się rozwijał. Karol Libelt, mając na oku rozwijające się dążenia społeczne i pragnąc ugruntować narodowość polską przed zamachami germanizacyjnemi, proponował zastosowanie zasady stowarzyszenia w stosunkach rolniczych, tworzenie spółek właścicieli ziemskich z robotnikami rolniczemi, koalicją — jak się wyrażał — kapitału i pracy. «Spółka koalicyjna — powiada on — ma na celu utrzymać i owszem majątek ziemski w całości, a nawet rozwiększyć go przez przykupywanie gruntów przyległych, lub przez przystępywanie do niej właścicieli sąsiednich, n. p. gospodarzy włościańskich. — Ostateczne jej cele dalej jeszcze sięgają. Z czasem, choćby nawet po upływie wieków, ma zamienić wszystkie własności ziemskie dominalne na własności spółkowe, okryć ziemię rolniczemi kolonjami spółkowemi, jakby kupiskami mrówek, pracującemi ku własnemu i powszechnemu dobru. Wszelka większa własność produkcyjna ma przejść na współwłasność. W miejsce jednostki osoby właściciela, będzie postawiona osoba moralna ze stowarzyszonych do jedności współwłaścicieli. System koalicyjny w dalszym rozwoju znosi pana, a stanowi w jego miejsce spółkę. Tem samem znosi dziedzictwo, — uważając je jako własność rodzinną całego majątku ziemskiego, który spadkobierca dla działów albo obdłużać, albo obcemu sprzedawać musiał; — a stawia stowarzyszenie nie jako dziedzica majątku, ale jako właściciela, który nie umiera, majątku nie dzieli, ani nie sprzedaje; a ciągle się dorabia, podnosząc moralnie i materjalnie dobro stowarzyszonych, po których spadkobiercy odziedziczają nie cząstki majątku spółkowego, ale akcyjne kapitały w tym majątku lokowane i przez spółkę spłacalne».[144] «Z rozwojem koalicji gospodarczej — mniema Libelt — ustaną dziedzictwa, ale nie ustaną majątki ziemskie. Ona i owszem stawia tamę rozdrobnieniu majętności przez spadki i działy, przez sprzedaże i parcelowanie. Spółki koalicyjne gospodarcze są najwłaściwszemi, bo produktywnemi majoratami; są najwięcej pożądanym konserwatyzmem majątkowym, bo nie tylko kapitału, ale i pracy, która kapitał rodzi, wciąż go utrzymuje i rozwiększa».[145] «Koalicja dalej — mówi autor — nie chce kolonizować, ani parcelować gruntów, ale przeciwnie skupiać je i zlewać małe posiadłości w większe majątki produkcyjne; bo wie że tylko z wielkiego gospodarstwa wielkie pochodzą zyski i stosunkowo w większej mierze rozlewają się na tych, co w niem pracują i są jego współwłaścicielami».[146] W zaborze rosyjskim, zalanym krwią, zrujnowanym ekonomicznie, pognębionym moralnie, myśl społeczna potrzebowała dłuższego wypoczynku i rozejrzenia się w nowych warunkach, wytworzonych zniesieniem poddaństwa i uwłaszczeniem włościan, ażeby wykreślić sobie nowe cele i oznaczyć nowe drogi. Prócz nieśmiało odzywających się wskazówek w rozmaitych czasopismach, a zwłaszcza w dwóch nowych tygodnikach: Opiekunie Domowym i Przeglądzie Tygodniowym, pojawiło się jeszcze parę powieści z myślą socjalistyczną: «Historja o prapradziadku i praprawnuku» (1864 r.) Zygmunta Miłkowskiego i «Oryginały» — Edwarda Sulickiego. W 1870 r. pojawiła się w Warszawie powiastka ludowa: «Andrzej Frąckowiak włościanin wzorowy, czyli Nowa-wieś urządzona» (Opowiedział Jan Skowronek), zalecająca włościanom łączenie ich drobnych gospodarstw w spółkowe wielkie i przedstawiając ogromne korzyści z tego wynikające.
Zdawało się, że ruch socjalistyczny, który objawiał się był na emigracji, spotęguje się i, oddziaławszy na zabory austrjacki i pruski, gdzie już grunt był przygotowany, udzieli się także i zaborowi rosyjskiemu; tymczasem stało się odwrotnie: ruch socjalistyczny na emigracji i w zaborze austrjackim, po chwilowem ożywieniu się, zagłuchł i ustał, a w zaborze rosyjskim, pod wpływem wybierających fal rewolucyjnych pomiędzy młodzieżą rosyjską, poruszyły się także umysły i młodzieży polskiej, i ten ruch wzmagając się udzielił naprzód Galicji a następnie Poznańskiemu. Pod wpływem nieprzyjaznych warunków, w jakich się znalazła emigracja we Francji, gdzie jej było najwięcej, ustało wśród niej życie polityczne, zwłaszcza że ogromna jej część przeniosła się do Galicji. Rozpoczynająca się reakcja w zachodniej Europie oddziałała i na umysły polskie na emigracji. W zaborach zaś pruskim i austrjackim tryumfy oręża niemieckiego we Francji podnieciły pychę teutońską i sprowadziły nowe wzmożenie się polityki germanizacyjnej, której trzeba było stawiać nieznużenie i nieustannie czoło, zaniedbując wiele innych prac i dążności. W zaborze pruskim germanizacja odbywała się otwarcie i z brutalstwem krzyżackiem; w Galicji starano się wszystkie ważniejsze czynności przenieść do Wiednia i odzwyczaić kraj od poczucia swej samoistności.
Powstanie polskie rzuciło pełną garścią nasiona rewolucyjne pomiędzy młodzież rosyjską. Dojrzewając, z kolei zapłodniały one myśl polską. Kiedy więc młodzież rosyjska w wyższych zakładach naukowych zapłonęła silną namiętnością do przekonań socjalistycznych i, z całem poświęceniem się i zaprzaniem siebie, poszła pomiędzy lud, ażeby zlać się z nim i dźwignią jego stać się umysłową i moralną, zapał ten i przykład wzniosły musiały także porwać i część kolegującej z nią młodzieży naszej, zwłaszcza że moderantyzm reakcyjny, który zapanował w kołach polskich, raził ją ogromnie. Zbliżenie się części młodzieży polskiej z rosyjską na polu rewolucyjno-socjalistycznem nastąpiło przedewszystkiem na uniwersytetach: petersburgskim i kijowskim; na tym ostatnim uniwersytecie właściwie młodzież polska zbliżyła się do Rusinów, z pomiędzy których rekrutowali się wybitniejsi socjaliści, jak Debagorjo-Mokryjewicz, Stefanowicz i inni. W tym czasie wpływ Bakunina na młodzież był silny, i tem bardziej rewolucjonista ten ujmował Polaków swemi pismami, że znajdowali w nich wiele życzliwości dla swego położenia i swej działalności rewolucyjnej. Czytając Bakunina, Polacy urastali we własnych oczach.
Oddaliwszy się od swego naturalnego łożyska — że się tak wyrazić — socjalizm polski odbył wielką kołową wędrówkę, zanim wrócił «do portu narodowej polityki» — jak powiada obrazowo autor artykułu: «Rachunek sumienia», umieszczonego w paryskiej Pobudce (luty i marzec 1889 r.).
Zamierzałem początkowo opowiedzieć dosyć szczegółowo tę «dziesięcioletnią polityczną Odysseję», ale po rozwadze i naradzeniu się z przyjaciółmi politycznemu postanowiłem zachować ją jeszcze w rękopiśmie, a to z dwóch głównie powodów: 1) że wypadki, o którychbym mówił, są zanadto bliskie, ażeby je można było w zupełności podmiotowo traktować, a 2) że łatwo posądzonoby mnie o stronniczość jako biorącego też dosyć czynny udział w opowiadanych wypadkach. Przytem w poprzednim rozdziale przedstawiłem już w głównych zarysach rozwój nowoczesnego naszego socjalizmu.

KONIEC.




  1. Str. 201. Pamiętniki Józefa Drzewieckiego. Wilno. 1858.
  2. Str. 193. Biblioteka Polska. Dzieła Wawrzyńca Surowieckiego. W Krakowie 1861. „Uwagi względem poddanych w Polsce i projekt ich uwolnienia.“
  3. Str 198. L. c.
  4. Str. 199. L. c.
  5. Str 199.
  6. Str. 12, II. Pamiętniki Kajetana Koźmiana. Poznań. 1858.
  7. Pytań tych było siedm. Przytoczę trzy najważniejsze. „I. Podać myśli, jak teraźniejsza wolność włościan prawem 21 grudnia 1807 r. opisana, dałaby się na ich pożytek obrócić. Jakie w czasach teraźniejszych urządzić stosunki włościanina z dziedzicem? z uwagą na zapobieżenie próżnowaniu i opuszczaniu mieszkań, gruntów i gospodarstwa przez włościan.“ „VI. Jakich sposobów rząd najwyższy z swojej strony ma użyć, w celu przyprowadzenia włościan do lepszego stanu i nabycia własności gruntowej?“ „VII. Urządzić plan ograniczający w pewnej mierze gospodarstwo każdego rolnika dla uniknienia drobnych podziałów, determinując ilość gruntu w każdym gatunku dla jednego gospodarza, do jego dobrego bytu potrzebną.“
  8. Str. 331. Les nationalités slaves. Lettres au révérend P. Gagarin (S. J.) par Xavier Korczak-Branicki. Paris. 1879.
  9. Str. 302, I. Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831 przez Maurycego Mochnackiego. Poznań, 1863.
  10. Mowa Lelewela w Towarzystwie Patryjotycznem (Nowa Polska, 18 marca 1831 r.).
  11. Str. 34 i 35 T. I. Maurycego Mochnackiego Pisma rozmaite. Oddział porewolucyjny. Drugie wydanie. W Berlinie 1860.
  12. Str. 36 i 37 L. c.
  13. Str. 39. L. c.
  14. Str. V. Polska nad brzegami Wisły i w emigracji. Przez F. V. Raspail. Tłumaczenie z francuskiego. Poitiers 1840.
  15. Str. 74. O prawdach żywotnych narodu polskiego, przez Filareta Prawdowskiego. Bruxella, 1844.
  16. Str. 66. Zdanie sprawy — od 9 lutego do 15 kwietnia 1832 r. Zdanie Sprawy z czynności Komitetu Narodowego Polskiego od grudnia 1831 do maja 1832. Paryż, 1832.
  17. Polska średnich wieków, tom III, str. 379.
  18. Str. 545. T. XX. Polska, dzieje i rzeczy jej. Mowa 14 lutego 1848 r.
  19. Str. 545. Tamże.
  20. Str 29 i 30. Dzieła Adama Mickiewicza. T. VI. Paryż 1880.
  21. I. 376.
  22. W tym przedmiocie „Niepodległość“, wychodzącą w Zurichu, zamieściła w 1869 roku bardzo ważny artykuł p. t. „O własności — podług pojęć dawnego Towarzystwa Demokratycznego“ (NN. 98—109).
  23. Odezwa sekcji Grudziąż do Ogółu Tow. Dem. z dnia 25 maja 1835 r.
  24. Str. 3. Lud Polski w emigracji 1835—1846 r. Jersey, MDCCCLIV.
  25. Przypis własny Wikiźródeł Dodano wcięcie akapitu.
  26. Str. 5. Lud Polski.
  27. Str. 8. „L’étoile Polaire sur la mort de Stanislas Worcell“ (traduit de russe). — Londres, 1857.
  28. Str. 154. Wspomnienia z roku 1848 i 1849. Poznań, 1879.
  29. Z chrześcijanizmu daje się łatwo wysnuć socjalizm, jak to dowiodły pierwsze wieki chrześcijaństwa, sekty ewangielickie, propaganda Münstera, sekty komunistyczne chrześcijańskie w Ameryce, socjalizm chrześcijański po rewolucji lipcowej, szerzący się w całej Europie i t. d. „Z książek przysłanych od demokracji z Francji — opowiada Moraczewski — niesłychane wrażenie sprawiło małe pisemko pod tytułem: „Słowo Boże“, które lud Księztwa poznańskiego czytać umiejący, uznał prawie za słowo wprost z nieba wyrzeczone; ciągle odpisywał i nawet z pamięci powtarzał“. Str. 35. Biblioteka Pisarzy Polskich, Tom trzydziesty pierwszy. Wizerunki Polityczne dziejów Państwa Polskiego. Tom czwarty Polska w kraju w 1848 r. Lipsk, 1885.
  30. Str. 71. Lud Polski. O własności — Worcella.
  31. L. c.
  32. Str. 76.
  33. L. c.
  34. Str. 76.
  35. Tak mówi o nim Świętosławski — str. 398. Lud Polski.
  36. Obudzone te nadzieje dobrze przedstawia Jan Kryński w doniesieniu swojem z dnia 18 sierpnia 1840 r. „Jeżeli tak rzeczy pozostaną — donosi on gromadzie Grudziąż — wojna nieodzowna. Ale któż wygra na niej? O! zapewne nie króle, królowe i pany! Dziś wojna pryncypjów — zasad ludowych weźmie górę. W wojnie więc prędsze odzyskanie praw naszych — niechże ona jak najprędzej zapali się! Głośno gadają o Legionach Polskich we Francji. Cierpliwość! wytrwałość! wspólność i jedność w działaniach niech zajmie umysły demokratycznej Emigracji!“ Str. 205.
  37. Str. 203. L. P.
  38. Str. 197 Gromada Grudziąż do swych członków Wydziału Londyńskiego — 15 lutego 1840 r. Podpisany sekretarz Andrzej Lelejewski. L. p.
  39. L. c.
  40. Str. 280. L. P.
  41. Str. 281.
  42. Str. 306.
  43. Str. 309.
  44. Str. 306. L. P.
  45. Str. 284.
  46. Michał Budzyński w swoich wspomnieniach tak opowiada o swojem wstąpieniu do związku węglarskiego. „Na początku marca 1833 r. pojechałem z bratem moim (Wincentym) do domu Konstantego Zaborowskiego i nazajutrz po przybyciu Karol Borkowski z pełną prawości twarzą surową i myślącą zasiadł jako prezydujący. W około zasiadali: Michał Ostroróg wyższy oficer, który pod Ostrołęką ośmaście razy bagnetem był skłuty, Konstanty Zaborowski, brat Tymona, ognistego poety, który wczesną śmiercią zgasł dla literatury, mój brat, Adolf Pilchowski i ja posadzony na środku wobec prezydującego. — „Po co do nas przychodzisz?“ zapytał mnie Karol Borkowski. Odpowiedziałem: połączyć się z wami, aby pracować dla szlachetnych celów. — „Jakie zasady są twoje religijne i polityczne?“ — Wyznałem imię, zasady młodzieńca niedoświadczonego, to jest republikańskie i demokratyczne. Co się tyczy religii, wyraziłem się, iż jestem rzymsko-katolickiej; przesądów żadnych nie mam jednakże, bo silnie już filozofija XVIII wieku przejęła była moje przekonanie. — Dalej mówił prezydujący: „My pracujemy dla dobra ludu i ojczyzny naszej; czy chcesz się z nami połączyć?“ — A dalej: „Nieprzyjaciel nasz jest silny i liczny, my słabi i dopiero zbierający się; czy chcesz się z nami połączyć? Każdy z nas gotów na męczarnie, więzienia i śmierć a te prawie są pewne; czy chcesz się z nami połączyć?» — „My jesteśmy Węglarze albo Karbonary, ludzie wyklęci i naprzód skazani na miecz, kopalnie i szubienicę; czy chcesz się z nami połączyć?» — Zatrzymawszy się chwilę, prezydujący spojrzał mi w oczy i mówił spokojnym głosem; „Jeżeli nie masz w sobie ducha poświęcenia, jeśli sądzisz, że nie znajdziesz w sobie siły dla wytrwania czekających cię więzień, kajdan, męczarni i śmierci, odstąp od chęci połączenia się z nami; wykonasz nam przysięgę tajemnicy tego, coś dotąd słyszał, a my szanować cię nie przestaniemy, żeś szlachetnie ocenił ducha twego i nad siły nie chciałeś przyjąć obowiązków.“ — Str. 102 i 103. Wspomnienia z mojego życia napisał Michał Budzyński. T. I. Poznań 1880.
  47. Str. 19. Franciszek Smolka — jego życie i zawód publiczny — skreślił Karol Widman.
  48. Dodatek literacki. — Nr. 49 do Kurjera Lwowskiego (1888): „Związki narodowe w Galicji“ (Z pamiętników ś. p. Henryka Bogdańskiego).
  49. Str. 35. Franciszek Smolka.
  50. Str. 46. l. c.
  51. Str. 47 i 48. l. c.
  52. Str. 45. l. c.
  53. Str. 47. l. c.
  54. Str. 9. Franciszka hr. Wiesiołowskiego — Pamiętnik. Lwów 1868.
  55. Alcjata o nim powiada: „miał być wysłańcem Młodej Polski, lecz rzeczywiście przedsiębrał wszystko na własną rękę“ — Str. 154. Wypadki w 1846 r. przez Jana Alcjatę. Wizerunki polityczne dziejów państwa polskiego. Tom drugi. Polska w kraju i za granicą od 1831 do 1848 roku wydany przez Leona Zienkowicza. Lipsk. 1864. Do Wilna udał się z polecenia Stowarzyszenia ludu Polskiego. Str. 36. Franciszek Smolka.
  56. Str. 32. Pamiętnik Jędrzeja Moraczewskiego. Biblioteka pisarzy polskich Tom trzydziesty pierwszy. Wizerunki polityczne dziejów Państwa Polskiego. Tom czwarty. Polska w kraju w 1848 r. Lipsk. 1865.
  57. Str. 32 i 33 l. c.
  58. Str. 33.
  59. Literatura poznańska w pierwszej połowie bieżącego stulecia. Poznań, 1880.
  60. Str. 34. Pamiętnik Jędrzeja Moraczewskiego».
  61. Podług Kamieńskiego, nauki o społeczeństwie są następujące: 1. Ekonomja moralna czyli psychologja ludzkiego społeczeństwa; 2. „Ekonomja materjalna“, zawierająca pojmowanie twórczości ludzkiego ducha w walce z materją, i 3. „Ekonomja polityczna“, przedstawiająca, jakim sposobem powszechna ludzka społeczność rozdzielona jest na pojedyńcze społeczeństwa, stanowiące właściwe uosobienia zbiorowe wśród ludzkości.
  62. Str. 36. część I.
  63. Str. 37, l. c.
  64. Str. 99, I.
  65. Str. 74, I.
  66. Str. 80, I.
  67. Str. 86, I.
  68. Str. 88, I.
  69. Str. 48, II.
  70. Str. 49, II.
  71. Str. 52, II.
  72. Str. 189, II.
  73. Str. 190, II.
  74. Str. 57. II.
  75. Str. 162, II.
  76. Str. 119, II.
  77. L. c.
  78. Str. 124, II.
  79. Str. 130, II.
  80. str. 192, II.
  81. Str. 198, II.
  82. Str. 218, II.
  83. Przypisek na str. 73. O prawdach żywotnych narodu polskiego przez Filareta Prawdoskiego. Bruxella, 1844.
  84. Rossja i Europa Polska, Paryż, 1857. Str. 92.
  85. „Ojcowie Polskiej sprawy! — powiada dedykując swoje Prawdy żywotne Towarzystwu Demokr. P. — to wasz uczeń, wasz wychowaniec do Was się odzywa i składa przed wami swoją pracę w dowód czci i uwielbienia.“ Str. V.
  86. Kiedy w 1868 r. rozpoczęło się powstanie narodowe w Polsce, autor Prawd żywotnych obrobił na nowo rzecz o wojnie ludowej jako regulamin powstańczy i, wydrukowawszy dwa pierwsze arkusze, przez księgarza Karola Królikowskiego, przesłał je Rządowi Narodowemu z żądaniem od niego nakładu na druk dalszy. Czy przesyłka ta doszła do rąk Rządu Narodowego, niewiadomo. Po śmierci autora, rękopism, aczkolwiek niewykończony, wydrukowano w 1866 r. w Bendlikonie pod Zurichem w drukarni A. Gillera, p. t. Wojna ludowa. Dziełko to powinno znajdować się w ręku wszystkich, którzy uważają wojnę ludową jako konieczną dla wywalczenia niepodległości Polski.
  87. Str. VII.
  88. Str. 64.
  89. Str. 50 i 51.
  90. Str. 53.
  91. Str. 426.
  92. Str. 425.
  93. L. c.
  94. Str. 426.
  95. Str. 5. Katechizm Demokratyczny czyli opowiadanie słowa ludowego przez Filareta Prawdoskiego. Paryż. 1845.
  96. Str. 41, I. Historja powstania narodu polskiego 1863 i 1864. Lwów 1882.
  97. Le Réveil de la Pologne. Rélation des événements de l’insurrection polonaise du 21 février 1846, jusqu’à ce jour, et actes du gouvernement provisoire & par Ch. Fauvetti Paris. 1846.
  98. Str. 213. Zbratnienie. Paryż. 1848.
  99. Co do Wiednia, to opieram to głównie na opowiadaniu kilku osób. Co do Berlina, to znajduję w Pamiętniku Moraczewskiego następujący szczegół: Mierosławski „właściwie z tej przyczyny został podejściem wyprawiony (z Berlina), aby wyciągnął za sobą z Berlina wszystkie materjały polskie, pożar rewolucyjny ciągle do samego tronu i osoby Króla zbliżające“. Str. 54.
  100. Tekst petycji przytacza Widman w dziele: „Franciszek Smolka“. Str. 139—142.
  101. Tekst Podania przytoczony w dziele: „Franciszek Smolka“. Str. 818—823.
  102. Henryk Kurdwanowski († stycznia 1875 r.) swoją troskliwością o dobrobyt włościan tak był zjednał ich sobie, że w 1846 r. sami oni bronili jego wsi, Ustrobnej w jasielskim pow. Kurdwanowski chciał był jeszcze przed 1846 r. usamowolnić włościan, ale rząd kazał mu wykazać, czy nie ma on długów i czy podobnym krokiem nie przyniesie uszczerbku swem wierzycielom. Następnie, chociaż żądany wykaz został przedstawiony, aktu usamowolnienia nie zatwierdzono. W 1848 r. Kurdwanowski, usamowolniwszy włościan, darował gminie na cele publiczne przypadającą mu od rządu indemnizacją, ale rząd tej indemnizacji nie wypłacił.
  103. Str. 151. Franciszek Smolka.
  104. Nawet w Postępie, piśmie najradykalniejszem, dr. A. Rybicki pisał: „Zdaje mi się, że prawie wszyscy przekonaliśmy się dostatecznie, iż każdy wybuch, każde gwałtowne poruszenie się, tylko nam klęski zadać i bardziej od celu odprowadzić może. Bez ludu, silnie przejętego ideą własnej ojczyzny, okoleni trzema wrogami, szlibyśmy tylko na własną zgubę“. N. 24.
  105. N. 44.
  106. N. 23.
  107. N. 49.
  108. N. 18. O dwóch narodowościach polskich.
  109. N. 32. l. c.
  110. N. 44. l. c.
  111. N. 51, l. c.
  112. List do p. L. S. o socjalizmie przez L. R. (L. S. to Ludwik Skrzyński).
  113. Postęp, N. 19.
  114. 26 marca 1850 r. Polityka i zasady dziennikowe.
  115. 26 czerwca 1850 r. Równouprawnienie.
  116. Prawdopodobnie jest to pseudonym, przynajmniej nigdzie nie spotykałem wzmianki o pisarzu tego nazwiska. Może to Andrzej Moraczewski? Jak wiadomo — on i Libelt mocno propagowali na zjeździe słowiańskim w Pradze przyjęcie gminy ze wspólną własnością ziemi do ogólnego programu Słowian.
  117. Str. 16. Dział pierwszy. Fundamenta budowy społecznej, zastosowane do narodu polskiego. Skreślił A. M. Mora. Poznań. 1852.
  118. Str. 143. Dział drugi.
  119. Str. 237. Dział pierwszy.
  120. Str. 321 i 322. Dział drugi.
  121. Str. 239. O urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce przez Adama Krzyżtopora. Drugie poprawne wydanie. Poznań. 1859.
  122. Str. 462. l. c.
  123. Str. 464. l. c.
  124. Str. 171 i 172. Système de Fraternité. N. 6.
  125. Komitet działający Towarz. Demokr. polskiego do narodu francuskiego 28 marca 1848 r.
  126. La paix et la guerre. Paris, 1849. Str. 34.
  127. Str. 43. L. c.
  128. Jakie są dzisiaj rodzinne myśli polskie i jakie dawniej były? Pisano i drukowano w Paryżu w 1851 r. Str. 4.
  129. L. c.
  130. N. 46, 16 listopada 1851.
  131. Str. 174. T. II. Korespondencja Adama Mickiewicza. Wydanie czwarte. Paryż 1875.
  132. Str. 5 i 6. T. II. L. c. Przy układaniu programu obradowali: Siodołkiewicz, Zaleski, Niesiołowski, Saski, Stachowski, Zieliński, Kurowski, Orłowski, Markoni, Gabryjel Rożniecki, Edward Geritz, Aleksander Kamiński, Piotr Lewicki, Adam Mickiewicz.
  133. Przedburza Polityczna przez Bron. Ferd. Trentowskiego. Frejburg w Bryzgowii. 1848.
  134. Str. 45, l. c.
  135. Mierosławski — De la Nationalité Polonaise dans l’équilibre européen — Paris. 1856.
  136. O dobrem urządzeniu Społeczeństwa przez Naród (Bendlikon, 1865). Str. 85.
  137. Str. 86. l. c.
  138. L. c.
  139. Str. 87. l. c.
  140. Str. 34. Listy do Gromady.
  141. Niepodległość, N. 58, 10 marca 1868 r.
  142. N. 13 z 1 marca i N. 17 z 10 maja 1869 r.
  143. Żywot Jarosława Dąbrowskiego był pisany po niemiecku i z niemieckiego został przełożony przez socjalistów późniejszej doby i wydany w 1878 r. we Lwowie. Dołączone były do niego wyjątki z historyi komuny Lissagaray’ego o Walerym Wróblewskim. Dziełko to zostało przez prokuratorją skonfiskowane.
  144. Str. 43 i 44. Koalicja kapitału i pracy napisał Dr. Karol Libelt. Poznań. 1868.
  145. Str. 46, l. c.
  146. Str. 52. l. c.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Limanowski.