<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Mindowe
Podtytuł Król litewski, obraz historyczny w pięciu aktach
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego. Tom I
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Piller i spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Indeks stron
MINDOWE
KRÓL LITEWSKI,
OBRAZ HISTORYCZNY
W PIĘCIU AKTACH.
OSOBY.

MINDOWE, król Litewski.
ROGNEDA, matka Mindowy, ociemniała.
HEJDENRICH, krzyżak, Legat Papiezki.
DOWMUNT, Xiąże Znałszawski.
ALDONA, żona Dowmunta.
TROJNAT, synowiec Mindowy.
HERMAN, krzyżak.
WOJSIEŁKO, mnich, syn Mindowy.
LUTUWER.
KRZYŻAK.
MNICH 1-szy.

Litwini, Krzyżacy, Paziowie, orszak Mnichów.

Scena w Zamku Nowogródzkim.
AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.
Sala w zamku Mindowy.
TROJNAT, HERMAN, PAZIOWIE niosą kobierce.
HERMAN, do Paziów.

Rozścielcie tu kobierce, Papież je przysyła
Dla króla poganina, co dzisiaj chrzest bierze.
Święta korona skronie pogańskie okryła,
Niech więc czci wiarę, niechaj jéj świętości strzeże,
       5 Niech poważa krzyżaków święcone klasztory.

TROJNAT.

Jakże cudnie utkane zamorskie bisiory!
Po takich łąkach nieraz śledzę sarny tropy.
Niemcy musieli pokraść z naszych dolin kwiaty,
Wstąpię na nie, woń może wydadzą z pod stopy.

HERMAN, wstrzymując go.

       10 Wybacz Xiąże Trojnacie nie masz chrzestnéj szaty,
Nie możesz po nich stąpać, z Rzymu je przywożę.

TROJNAT.

A kiedy będę królem! będę mógł?

HERMAN.

Ha! może?
Jeśli razem zostaniesz i kościoła synem.

TROJNAT.

A kiedy będę królem nie chrześcianinem?

HERMAN.

Marzysz Xiąże!

TROJNAT.

       15 Ty marzysz! jam dziedzic korony.
Kto wié czy będę czekał aż losu koleją
Spadnie na mnie dziedzictwo?

HERMAN.

Łudzisz się nadzieją,
Płonną nadzieją... Słyszysz chrześciańskie dzwony!
Słyszysz? chrześciańskiémi przemawiają słowy.
       20 Umilkły wasze bory, ustały drzew szumy,
I ludzie milczeć będą i uchylą głowy.
Słyszysz te dzwony! teraz zbądź niewczesnéj dumy.
Zbladłeś?

TROJNAT.

O nie! myślałem — że dzwony usłyszę
Na pogrzebie Mindowy.

HERMAN.

Przy dzwonów odgłosie
Może ciebie w grób włożą?

TROJNAT.

       25 Ja — spłonę na stosie!
Mnie modrzew cichym szumem do snu ukołysze,
Jeszcze usiądzie sokół na martwém ramieniu,
Nastrzępi pióra — chartów zaskowycze sfora.
Ani mię ciasna ziemi uwięzi zapora,
       30 Ja z pieśnią Wajdeloty ulecę w płomieniu;
Ulecę — może raczej z jaką Niemca duszą.

HERMAN.

Nie słyszę twojéj mowy, bo ją dzwony głuszą.

TROJNAT.

Wykręt krzyżacki — słyszał!

HERMAN.

Już wydane hasła,
Śpieszę chrzcić króla Litwy.

TROJNAT.

Tyś zawsze gotowy
       35 Chrzcić i grzebać ochrzczonych — idź na chrzest Mindowy.
Zapal tam świécę — zapal — i strzeż by nie zgasła,
Nim się dopali pójdziesz za Mindowy trumną,
Oszczędzisz sobie trudu.

HERMAN.

O Xiąże Trojnacie!
Nadto słabą masz rękę, duszę nadto dumną;
Do czegóż próżne groźby...

TROJNAT.

       40 Czyliż wy mniemacie
Że trudno zabić stryja? Ochrzcić trudniéj było,
A wyście go ochrzcili. Byłem królem we śnie,
A o chrzcie nigdy mi się nawet i nie śniło.

HERMAN.

Jeżeli tak? zamiary odkrywasz za wcześnie.
       45 We mgle ukryta zemsta, posępna i cicha,
Jest stałością rycerza; jawna — dumą dziecka.

TROJNAT.

Gdzież więcéj dumy jako pod tą zbroją mnicha!
Jak wąż się kryje, podła, nikczemna, zdradziecka,
Sam cel, często łożonych trudów nie opłaci.
       50 Patrz! Braciszek zakonu, najpodlejszy z braci,
Ostatni, wśród posępnéj wychowany celi,
Nędzny — na granitowéj zasypia pościeli,
Lub, o nędzo człowieka! w trumnie odpoczywa.
I tam uśpiony, dumę zdradza przez sen, słowy,
       55 Rządzi klasztorem, z dumnéj przełożonych głowy
Brylantami błyszczący znak godności zrywa,
I sam się stroi — patrz aj! a ten przełożony,
Już marzy o czerwonym na głowę birecie;
A ten co biret posiadł — przez sen już ma trony,
       60 Trony papieskie — Papież? — Papież starzec — dziécie —
Dziécie przy królu Litwy, nie straszny nikomu.

HERMAN.

Wielki nasz Papież, usiadł gdzieś w Italskim domu,
A drzącą starości dłonią, z osiwiałą głową.
Wielki! — niechaj wyrzeknie jedno ciche słowo,
       65 Którego brzmieniem ledwo zabrzmią echa sali:
Od dźwięku tego słowa, mnogi tron się wali,
Spadają króle, berła wypuszczają z dłoni,
Lub chwieją się jak wieże gdy Bóg wstrząsa ziemię,
Ale gdy twarz łagodną przed ludem odsłoni,
       70 Chrześcian mnogie na twarz pada przed nim plemię,
Drzące błogosławieństwo starca się rozlega,
Od wzniosłych wież Solimy do Bałtyku brzega.
Xiąże! będziesz przytomny przy chrzestnym obrzędzie?

TROJNAT.

Nie jestem wam potrzebny.

HERMAN.

Żegnam cię.

Odchodzi z orszakiem paziów.
TROJNAT sam.

Więc wszędzie!
       75 Wszędzie mnichów spotykam! ale przyjdzie pora —
Przyjdzie on zginąć musi — z nim Niemcy wyginą.
Mindowe piérwszy z Xiążąt, Niemcom groził wczora,
Dziś tron otoczył zdradną krzyżaków drużyną.
Lecz ten sztylet — w nim Litwa pokłada nadzieję,
       80 Zemną jest lud, kapłani, Dowmunt mąż Aldony.
Dowmunt gdy na się zbroję krzyżacką przywdzieje,
Przyjdzie szukać wydartej przez Mindowę żony;
I mścić się będzie — dla mnie wolny tron zostanie.

Patrząc w głąb.

Oto matka Mindowy, ciemna, obłąkana.

Rogneda wchodzi chwiejącym się krokiem, rękami naprzód wyciągniętemi szukając drogi.

       85 Rognedo! przyjm od twego wnuka powitanie.

ROGNEDA.

Wnuka? ja niémam wnuka — niémam syna — zrana
Miałam syna i wnuka — już syna grób kryje.

TROJNAT.

Rognedo ty masz syna! syn twój żyje.

ROGNEDA.

Żyje!
Syn mój żyje — ze wzrokiem pamięć utraciłam.
       90 Kiedyś patrzałam na świat — wtenczas i ja żyłam,
A teraz noc tak ciemna! — Boże Litwy! — Boże!

Siada z obłąkaniem starości.

Anno! daj mi przędziwo, oto zeszło zorze,
Dziewczęta wy do pracy — miły szmer wrzeciona —

Usiłując śpiéwać.

Śpij moje dziécie! matka przy tobie,
       95 Na twojéj głowie korona.
Śpij moje dziécie! śpij moje dziécie!

Po chwili.

On żyje i ja żyję — ale moje życie
Bliskie! bliskie już grobu — i on zaśnie w grobie.
Nie ujrzę go przed śmiercią — śmierć prędko się zbliża.
Czy go widziałeś? jak on wygląda?...

TROJNAT.

       100 Mindowe?
Krzyż ma na piersiach.

ROGNEDA.

Nigdy nie widziałam krzyża
Jak on straszny być musi...

TROJNAT.

Krzyże brylantowe
Są darami Papieża.

ROGNEDA, podnosząc się ze zgrozą.

Papież! Papież!

Pada na krzesło.
TROJNAT.

Kona.

ROGNEDA, po chwili.

Anno! staw kołowrótek, podaj mi wrzeciona.
       105 Papież? kto tu wspominał Papieża? — to echo,
Echo mojéj pamięci, rani mię boleśnie.
Dwóch miałam synów — tamten był moją pociechą,
Twój ojciec — drugi — marzę — ja marzę jak we śnie,
Drugi — gdzież jest syn drugi?

Podczas ostatnich słów wchodzą na scenę: MINDOWE w białéj chrzestnéj szacie z koroną na głowie. HEJDENRICH w ubiorze Legata, z pod komży przezroczystéj przebija się zbroja. HERMAN niesie krzyż złoty przed legatem. DOWMUNT w krzyżackiéj zbroi z zapuszczoną przyłbicą na któréj jest godłem róża, na węzgłowiu również niesie złotą różę i opodal od tłumu opiéra się o jeden z filarów. LUTUWER.

Czuję krew koło mnie,
       110 Mindowe jest tu blisko.. Przybliż się Mindowe!
Pewnie z nowéj wyprawy wieziesz łupy nowe?
Pewnie teraz twa sława zabrzmi wiekopomnie?
Słyszę jak lud okrzykiem uwielbia twe czyny,
Czy wracasz z ciemnej Żmudzi? z po nad brzegów Dzwiny?
       115 Czy ukorzyłeś Niemców zakon świętokradzki?
Czy Ruś drżała przed tobą? czy drzał król Kipczacki?
Czy z mnogim wracasz łupem? z mnogiémi dostatki?
Powiédz, cieszyć się będę, i ze łzami matki
Będę ci błogosławić, przybliż się mój synu.

MINDOWE.

       120 Matko! co te szydercze słowa mają znaczyć?
Na ubłaganie Bogów dam kubeł bursztynu,
Dam dwa, jeśli za jeden nie zechcą przebaczyć.

ROGNEDA.

On bluźni! jam słyszała — on bluźni!... O Xiąże!
Nie mogę równie pojąć co znaczy ta mowa,
       125 Z ust twoich płyną dzisiaj niezwyczajne słowa;
Lecz jeszcze miłość matki do ciebie mnie wiąże,
Zbliż się, z błogosławieństwem dłoń ma na cię spadnie.
Cóż to? ty mnie unikasz jako zgryzot mary;
Czy bez wszystkiego możesz obejść si tak snadnie,
       130 Jak bez błogosławieństwa matki — i bez wiary?

MINDOWE.

Nie, są rzeczy bez których obejść mi się trudno,
A wszakże się obchodzę, potrzebą naglony.
Tak z niejedną dzierżawą rozstałem się ludną,
Oddałem Haliczanom brylant méj korony,
       135 Ów Słonim, co wśród smugów wznosi się pod niebo,
I Wołkowyskie moje rozległe dzierżawy.
Rognedo! trudno mi się obejść i bez sławy,
Jednak sławie ująłem, naglony potrzebą.
Jestem królem, lud wielbi — szydzą wojownicy,
       140 I straszniejszy dla Niemców był połysk przyłbicy,
Niżeli ta korona, która tylko świeci
Blaskiem marnym dla niewiast i gminu i dzieci.
Ale cierpmy do czasu, taka losu wola,
Trudno, nawet Mindowie, z losom działać sprzecznie.
       145 Matko! czyliż mnie będziesz nienawidziéć wiecznie?
Matko! czyż ci nie miło widziéć w synu króla?
Oto przed tobą czoło wieńczone uginam,
Błogosław mnie więc Matko! błogosław!

ROGNEDA, wyciągając nad nim rękę.

Przeklinam!

HEJDENRICH.

Nikt nie odpowié Amen.

ROGNEDA.

Mindowe! Mindowe!
       150 Posłuchaj mnie, słuchajcie wy mnichy krzyżowe.
Przekleństwo wam! przekleństwo krzyżackiéj obłudzie,
Co jak zaraza Litwę ciemném skrzydłem kryje.
Synu! ciebie zaraza dotknie — nie zabije,
Ale od ciebie będą uciekali ludzie.
       155 Zostaniesz sam na świecie, będziesz żył mój synu!
Wymrą ludy na któreś kładł żelazne pęta,
I zostaniesz samotny na mogiłach gminu.
Ta wiara! wiara ciemna przez ciebie przyjęta,
Połączy cię z narodem co Litwę pochłonie.
       160 Siedzisz na tronie, z tobą i Papież na tronie!
Mindowe ty masz dzieci, to będą morderce,
Idź zabij je w kołysce, własne morduj syny!

Urodziłam gadzinę! ty rodzisz gadziny!
Ha! rozdarłam ci serce! rozdarłam ci serce!

Wychodzi wsparta na Trojnacie.
MINDOWE.

Słyszeliście!

HEJDENRICH.

       165 Cóż znaczy przekleństwo poganki?

MINDOWE.

To jest przekleństwo matki! Ale tak — cóż znaczy?
Marne słowa bezsilnéj zemsty i rospaczy.

HEJDENRICH.

Zaprzestańmy już przykréj o przekleństwach wzmianki,
Oto z błogosławieństwem niosęć list Papieża.

MINDOWE.

Ja nie znam pisma — czytaj!

HEJDENRICH.

       170 Krótko rzecz przełożę...
Papież ciebie pozdrawia królu w imie Boże,
I chrześcian poddanych twéj pieczy powierza.
Przypomina ci królu, abyś był gotowy
Bronić twéj wiary mieczem, a rozszerzać słowy;
       175 Nadto znając jak wielka jest twoja potęga,
Gdy państwo Litwy, mieczem skreśloną granicą,
Od Bałtyckiego morza do hord krymu sięga,
Powiększone nie jedną ościenną dzielnicą,
I jak potok wezbrany ciągle się rozlewa;
       180 Z wielkich krajów nasz Papież twéj wielkości miarę
Biorąc, po wiernym synu słusznie się spodziéwa,
Że skoroś tak ukochał chrześciańską wiarę,
Dając nam przywiązania niemylne dowody,
Zechcesz jak czynią polski i niemiec narody...

Mindowe się marszczy.

       185 Znana albowiem wielka wspaniałość Mindowy;
Zechcesz mówię, jak czynią inni wojownicy,
Na olej lampy, w Piotra świętego kaplicy,
Przysyłać rocznie w darze jeden grosz od głowy.

A chcąc dowieść jak wielce cnotę twą miłuje,
       190 W zawdzięczenie ci Papież daje i daruje,
I wszelkiéj władzy tobie Mindowe użycza,
Nad wszystkiémi krajami, które w dalsze lata
Zagarniesz mieczem Rusi, u Towtwiła brata,
Lub zyskasz na Danielu xiążęciu z Halicza.

MINDOWE.

       195 Czy to szyderstwo? piérwszy raz papiezka mowa
Zabłądziła aż w Litwy ponure krainy;
Pół dnia płynęły słodko twe miodowe słowa,
Z truduościąm rzecz wyśledził wśród słów plątaniny.
Cenię łaskę Papieża — korzystać z niéj będę,
       200 Zatrzymam pewno kraje które sam zdobędę,
Nikomu nie ustąpię mojéj pracy plonu;
Wezmę kraje zdobyte na Haliczu, Rusi,
A gdy się uda, kraje waszego zakonu.
Papież gdy tak rozdaje, sam wiele miéć musi,
       205 A stąd rzecz uważając, łatwo teraz wnoszę,
Że mu na olej, Litwy niepotrzebne grosze.

HEJDENRICH.

Ze złéj widziana strony rzecz złą się okaże,
Lecz wierzaj mi najlepsze są chęci Papieża.
Patrz jaką drogą świętość przysyła ci w darze;
       210 Jéj straży twoje ciało i duszę powierza;
Ona ustali cnoty, zgasi złe zapały,
Pewnie wiesz jak Sebastjan z cnót swych znakomity
Skonał męczeńską śmiercią — oto drzewce strzały,
Którą ten święty został na krzyżu przebity,
       215 Obficie napojone we krwi Sebastjana.

MINDOWE, wyjmując sztylet.

Dam ci podobną świętość dla Papieża pana.
Ten sztylet od dzieciństwa wisi mi u boku,
Pił krew starców i niewiast — i tkwi mi w pamięci
Że kiedy umiérali, w tym ofiar natłoku,
       220 Było kilku tak świętych, jak są wasi święci,
Cóż to? drzysz.

HEJDENRICH.

O Mindowe! godzien Boskiéj kary,
Ten kto wiarę przyjąwszy bluźni przeciw wiary!
Z naszéj ręki niedawno wziąłeś tytuł króla,
Jeszcze nowa twa godność niepewna i drząca,
       225 Wiész jak czarno pisana nasza Rzymska bulla,
Dawnych królów, cesarzów, z dawnych tronów strąca,
Jednym pociągiem pióra, bez sporu, bez bitwy.

MINDOWE.

Kiedy nie będę królem, będę xięciem Litwy,
Będę was darł i palił, rabował i łupił.
       230 I teraz nadtom drogo tytuł króla kupił,
Jeśli miałbym pochlebiać i ważyć w umyśle
Słowa które wymawiam, mówiąc to co myślę.
Ci wolno nie gadają których jarzmo gniecie.
Ale mnie kto da prawa? kto mi zwiąże mowę?
       235 Czy jest gdzie jaki drugi Mindowe na świecie?
Albo może wasz Papież jest drugi Mindowe?

HEJDENRICH.

Panie! oba innémi przemawiajmy słowy.
Przez usta posła Papież uczucia wynurza,
Zakończę więc poselstwo —

Wskazując na niesione przez Dowmunta wezgłowie.

Oto złota róża,
       240 Dla twojéj panie żony — Litewskiéj królowy.

MINDOWE.

Dla mojéj żony? dawno umarła mi żona.
Czyż nie wié o tém Papież?

HEJDENRICH.

Przebacz błąd Papieża.
Ale ta ciemna Litwa lasami omglona
Zasłania cię przed światem; zamku twego wieża
       245 Jest niższą niż te sosny. Komuż złożę dary?

MINDOWE.

Matce mojéj...

HEJDENRICH.

Święconéj nie przyjmie ofiary.

MINDOWE.

Posłuchaj więc krzyżaku, złóż je przed Aldoną,
Jest siostrą mojéj żony, będzie moją żoną.
Niech tu stanie Aldona.

Jeden ze straży wychodzi.

       250 Wy! głowie kościoła
Odnieście te wyrazy... Choć korona złota,
Z lekkiéj blachy, zaledwo dotyka mi czoła;
I gdyby nie przecudna jéj liści robota,
Ledwie kilka florenów zaważy na szali;
Jednak wdzięcznie przyjmuję dar Papieża Pana,
       255 Lekką jak liść koronę żelazo ustali.
Jakiż tron jest świetniejszy? czyli Ruś znękana,
Gdzie xiążęta stargawszy krwi związki przyjazne,
Lodowaty kraj niszczą sprzecznemi zamachy.
Już Halicz drzy przede mną — jedne tylko Lachy,
       260 Rosnącéj Litwie piersi stawiają żelazne.

Aldona wchodzi.

Oto jest piérwsza z dziewic Litewskiego grona,
Sprawiaj twoje poselstwo.

HEJDENRICH, do Aldony.

O ty! któréj skronie
Wkrótce uwieńczy Litwy złocista korona;
Przyjm różę którą Tybru wychowało błonie,
       265 Tam pod wiary promieniem złote rosną kwiaty.

ALDONA.

Źle się zgadza blask złota, z żałobnémi szaty,
Miałam męża — mam męża — jeśli jeszcze żyje
On się tuła po świecie... Przysięgłam mu wiarę
Nigdy korona moich skroni nie okryje.
       270 Ale wdzięcznie przyjmuję Papieża ofiarę,
Czuję, wkrótce z tym zimnym rozstanę się światem,
Ten kwiat niezwiędły będzie mym śmiertelnym kwiatem.

HEJDENRICH.

Jak niemieckie dziewice, przyjęła bez braku,
Złoto zawsze jest złotem...

Daje znak Dowmuntowi aby podał różę. Dowmunt się zbliża drżący.
MINDOWE, wpatrując się w Dowmunta.

Co ty drzysz krzyżaku?
Któś ty jest?...

ALDONA, wznosi oczy na Dowmunta.

Ach!

Pada omdlała. Dowmunt wychodzi.
MINDOWE.

       275 Omdlała! wynieść ją z komnaty!
Ścigać tego krzyżaka. Ha! co to się znaczy?
Kto on jest?

HEJDENRICH.

Nie wiém panie, nosi giermka szaty.
Przybył do nas posępny, z wyrazem rospaczy,
Zaciągnął się w szeregi nieznany nikomu,
       280 Sądzę że to wygnaniec z wyspy Albijonu.
Na hełmie nosi różę, znak Lankastrów domu.

MINDOWE.

Precz stąd mnichy najemne! koło mego tronu
Widzę sztylety... precz stąd!

HEJDENRICH.

Wiara, królów strzeże.
Żegnamy ciebie panie.

Odchodzi z orszakiem krzyżaków.
MINDOWE.

Przystęp Lutuwerze.
       285 Nie wiész co to za jeden jest ów krzyżak młody?...

LUTUWER.

On najmniéj podejrzanym zdawał mi si w tłumie,
Młody jeszcze rycerskiéj nie nosi ostrogi,
Milczy, bo po niemiecku nikt go nie rozumie;
Stroni ludzi bo smutny — smutny bo ubogi.

MINDOWE.

       290 Trudno abyś podejrzeń ciemny tłok rozegnał.
Jam go dobrze uważał przy chrzestnym obrzędzie,
Gdy kapłan błogosławił, on się nie przeżegnał.
To Litwin.

LUTUWER.

O Mindowe! pewnie jesteś w błędzie.
To krzyżak. — Czyżby Litwin przywdział taką zbroję?
       295 Z czarnym krzyżem, w krzyżackim święconą kościele;
Sambym się nie odważył; wyznam królu śmiele,
Że ja się więcéj krzyża, niż krzyżaków boję.
A chociaż chrzest przyjąłem za twoim roskazem,
Lękam się nowéj wiary, jako nowéj tarczy;
       300 Nowa nie zawsze z wrogiem w obronie wystarczy,
Często jak szkło się kruszy, dotknięta żelazem.
Zmuszony żyć wśród niemców męczę się i żyję,
Lecz nienawiść dotyla roskrzewia się w duszy,
Kiedy jestem przy niemcach tak mi serce bije,
       305 Że mi się kiedyś w piersiach od wzgardy roskruszy.

MINDOWE.

Tak myśli lud Litewski... Słuchaj Lutuwerze,
Wierzę twej nienawiści jak w twą wierność wierzę.
Teraz mi téj ostatniéj potrzebne dowody.
Ten krzyżak, przewiduję, jest to Dowmunt młody,
       310 Nie wiém — nigdy Dowmunta nie widziałem twarzy;
Lecz przeczuwam — on śledzi by mnie zejść bez straży,
Zdradziecko zamordować... Trzeba rzecz wybadać,
Wyśledzić — jeśli Dowmunt pewna śmierć go czeka.
Dowiédz się...

LUTUWER.

O Mindowe i na cóż odkładać?
       315 Nigdyś nie myślał tyle nad śmiercią człowieka.

MINDOWE.

Jeżeli teraz myślę mam słuszne powody.
Śmierci krzyżaka mszczą się wszyscy krzyżownicy,
A ja nim z niémi zerwę, chcę ażeby wprzódy
Rozeszły się ich wojska z Litewskiéj granicy;

       320 Chcę żeby się wprzód Rusi rosproszyły tłumy,
Które jak czarne chmury po nad Litwą wiszą,
Potém u siebie rogi Litewskie usłyszą,
Teraz niechaj rozsądek trzyma miejsce dumy.

LUTUWER.

Gdybyś posłuchał królu co radzi to serce,
       325 Tybyś szystkich krzyżaków zebrał w dolnéj sali,
Potém zamek podpalić, niech się z niémi spali;
Lub Litwinów ukrywszy za ścienne kobierce,
W kryjówki, w czcze kolumny, i w próżne filary,
Skinąłbyś, na skinienie padłyby ofiary,
       330 I krzyżackiéj krwi strumień po murach popłynął,
A jeśli jest, w tym tłumie i Dowmunt by zginął.

MINDOWE.

Poradziłeś z zapałem, tak radzą rycerze,
Co wolą mieczem działać, niż myślą i słowy.
Lecz nie pójdę za twoją radą Lutuwerze,
       335 Inny mam wcale zamiar — usnuty, gotowy,
Ona sama odkryje tajemnic zasłony,
Downmunt zginie, padając przy stopach Aldony.



KONIEC AKTU PIERWSZEGO.

AKT DRUGI.

SCENA PIERWSZA.
ROGNEDA, TROJNAT.
ROGNEDA, stoi oparta na kamiennym stole.

Podaj mi czarę... Litwo! Litwo nieszczęśliwa!
Dla twoich Bogów nową poświęcę ofiarę,
Syna poświęcę — rospacz serce mi rozrywa,
Ja go zabiję z płaczem... podaj mi tę czarę!
       5 Napełnię ją trucizną... Boże Litwy! Boże!
Niech on umrze spokojnie — niech nie cierpi długo,
Ja go łzami obmyję — na stosie położę,
Zaśpiéwam pieśń — grobową uczczę go posługą.

Sypie truciznę.

Łza upadła do wina, może ta łza matki
       10 Zniszczy skutek trucizny? czy już noc na niebie?
Tak mi ciemno... Wsypałam trucizny ostatki,
Dla mnie nic nie zostało.

Mindowe wchodzi na scenę. Lutuwer rozmawia z nim, wskazuje na czarę i sam oddala się.
MINDOWE, z udaną spokojnością.

Matko! witam ciebie!
Witam młody synowcze. Powracam z ogrodu,
Słuchałem jak z nad Niemna śpiéw słowika płynie,
       15 Zachwycony urokiem wieczornego chłodu;
Ale niemniéj szczęśliwy przy mojéj rodzinie,
Znajduję szczęście w domu — zawsze miłość wasza
Chmury nieszczęść wiszące nademną rosprasza.

Przy was jestem bespieczny, zasypiam w pokoju.
Ty milczysz matko?...

ROGNEDA.

Synu! może chcesz napoju?
       20 Oto wino...

MINDOWE.

Już wino piłem dzisiaj rano,
Przy chrzcie moim.

ROGNEDA.

Bluźnierca!

MINDOWE, do Trojnata.

Nim gwiazdy powstaną
Trojnacie masz opuścić litewską stolicę.
Zaniesiesz Wojsiełkowi to pismo odemnie.
       25 Zawiéra ono w sobie ważną tajemnicę;
Powinno być wręczone prędko i tajemnie.
Wojsiełkowi skąd innąd znane są me chęci,
Wymagam więc pośpiechu — pomnij nakaz srogi,
Biada! jeśli się zwrócisz z przykazanéj drogi,
       30 Biada! jeśli woskowéj naruszysz pieczęci.
Oto masz list.

ROGNEDA, na stronie.

Już odkrył Trojnata zamiary...
Więc pozbawiasz mnie wnuka? przynajmniéj z téj czary
Spełń toast pożegnania.

Mindowe bierze podaną czarę lecz jéj nie pije. Rogneda po chwili drżącym głosem.

Czyś wypił?...

MINDOWE, uderzając się w czoło.

Rogneda!

ROGNEDA.

Nigdyż krwawe sumnienie spoczynku ci nieda?
Widzisz krew w głębi czary?

MINDOWE.

       35 W napojach biesiady
Nigdy krwi nie spostrzegam, ale trucizn jady.

ROGNEDA.

Pokażę ci jak twoja podejrzliwość zwodna.
Spełnię ją do półowy, ty ją spełnisz do dna.

MINDOWE, ciska i tłucze czarę.

O matko coś wyrzekła? precz czaro przeklęta!
       40 Tyś mi była najdroższym przodków moich darem,
Jedyny prawie spadek, zawsze dla mnie święta,
Nieraz na ucztach słodkim szumiąca nektarem.
Gdzieś za morzami w kryształ rostopione piaski
Wydały ciebie z łona — nieraz pełna wina,
       45 Zachwycałaś zdumione wejrzenie Litwina,
Gdy słońce w tobie grało tysiącznémi blaski;
Ja ciskam cię o głazy! Matko coś wyrzekła!
Skąd ta nienawiść czarna? skąd ta zemsta wściekła?
Chciałaś umrzéć i syna wtrącić do mogiły.

ROGNEDA.

       50 Ukarz mnie — zniosę karę, ja mam jeszcze siły!

MINDOWE.

Ha! tak, chciałabyś matko znosząc karę srogą
W obliczu ludu umrzeć męczenniczką wiary?
Alem nadto przezorny, bym powściągał kary
Tych którzy chcą mi szkodzić, lecz szkodzić nie mogą.
       55 Bądź więc spokojna matko — uraza tak mała...

ROGNEDA.

Nie chciałam cię urazić — jam cię zabić chciała.

Wychodzi wsparta na Trojnacie.
MINDOWE, sam.

Sam więc jestem, sam jestem; walczyć, szerzyć mordy,
Śledzić spiski — trucizną chłodzić spiekłe wargi;
Wędzidłem krwawém ściągać dzikie ludu hordy,
       60 To moje życie... usta nie wydadzą skargi...
Nie wiedzą że ja cierpię. — Zbędę się Trojnata,
Pochwycą go, postrzygą, zamkną w mur klasztorny.
Przed ludem mnie zakrywa tajemnicza szata.
Chrześcianin, krzyżaków przyjaciel pozorny,
       65 Wkrótce zgnębię te zmienne, dwugłowe poczwary.
Wyginą wszyscy — wiara? wiara czcze wyrazy!

Chrzciłem się, bo mi wtenczas trzeba było wiary;
Teraz, cóż za różnica — czy krzyż od Papieża,
Czy w cerkwiach Ruskich złotem błyszczące obrazy,
       70 Albo xiężyc Mogołów — miecz wiarą rycerza.
Lecz Aldona odchodzi, zbadam tajemnicę,
Kto jest ów tajny krzyżak.

Aldona wchodzi.

Aldono! twe lice
Zawsze we łzach — więc wszędzie widzę łzy i zdrady,
Sztylety! trucizn czary! i miodowe słowa.
       75 Przebacz, ciebie przelękła ta gwałtowna mowa,
Ty drżysz Aldono? zniknął twój rumieniec blady.
Oto czara z trucizną o głazy rozbita,
Chciałem ją spełnić, dotąd byłbym w cichym grobie;
Lecz wyznam ci Aldono! nadzieja ukryta
       80 Wytrąciła mi czarę, jedna myśl o tobie.
Aldono! powiedz słowo.

ALDONA.

Panie! twe cierpienia,
Ani mnie twoja miłość nigdy nie zniewoli.
Na cóżeś mi domowe przerwał zatrudnienia,
Ktorémi słodzę długie godziny niedoli?
       85 Gdy w gronie moich dziewic, przy lampy płomieniu,
Widzę jak w koło srebrne toczą się przędziwa,
Gdy słyszę pieśń rodzinną w ich łagodnem pieniu,
Przez chwilę cichém szczęściem tak jestem szczęśliwa,
Że często nad mojémi krośnami schylona,
       90 Widząc jak kwiat pod igły dotknięciem roskwita,
Cierpień moich zapomnę — póki ciężkie z łona
Nie wyrwie się westchnienie, z oczu łza ukryta.

MINDOWE.

Tyś spokojna? ja niechcę widziéć cię spokojną.
Szczęśliwa? nie chcę żebyś ty była szczęśliwa,
       96 Niech serce twoje zawre sprzeczną uczuć wojną,
Niech je niszczy rdza cierpień, zgryzota rozrywa.
A gdyś z widokiem cierpień nadto oswojona,
Śmierć jest dla ciebie nową, dziś skończysz dni twoje.

ALDONA, z przerażeniem.

Błagam cię panie! błagam na Bogów imiona
       100 Nie zadawaj mi śmierci, ja się śmierci boję!
Wszystko mi! wszystko bliski zgon już zapowiada.
Koniec mój, o! przeczuwam, będzie nadto skory.
Patrzaj Mindowe! patrzaj! jak twarz moja blada.
Na twarzy rozmarzone gorączki kolory,
       105 Szklistym blaskiem posępnie ożywione oczy;
Wkrótce mię całą, cichość grobowa otoczy.
Nie jedna z dziewic moich, co cierpień nie znała,
Mówiąc do mnie, nim skończy, łzami się zaleje,
A gdy mówi, głos zniża, jak gdyby nie śmiała,
       110 Dźwiękiem mowy, lub marne podając nadzieje,
Zbudzić głębokiéj ciszy, która jak sen miły,
Żyjącą osłoniła świętością mogiły.

MINDOWE.

Ty chcesz żyć, jakże silna chęć życia? Aldono!
Może w sercu nadzieje karmisz brylantowe?
       115 O wiém ja że głęboko oczy dziewic toną,
I przenikają głazy i zbroje stalowe.
Aż dopóki z pod hełmu nie wykwitnie lice
Znajome, ukochane, wglądasz pod przyłbice.
Musiał być blady?

ALDONA.

Panie! kto?

MINDOWE.

Ten krzyżak młody,
Krzyżak, czy Litwin.

ALDONA, na stronie.

On go nie poznał!

MINDOWE.

       120 Widziałem!
Jakeś zadrżała, padła. Silne to dowody,
Lecz jeszcze będą inne... Niegdyś ja sam drżałem
Kiedy bladość cierpienia omgliła twe czoło,
To dzikie serce z twojém sercem biło razem,

       125 Kiedyś się weseliła, brałem twarz wesołą;
Dziś to już przeszło, — dzisiaj jestem zimnym głazem.
Słuchaj! czy znasz krzyżaka, co wśród mnichów zgrai,
Nieznajome mi lice, czarną zbroją tai?
Znasz go?

ALDONA.

Wierzaj mi! wierzaj! ja go nie znam panie!

MINDOWE.

       130 Może go poznasz, słodkie to będzie poznanie!
Próżne proźby, mam zbroję i serce ze stali.
Aldono ja się skryję w téj przybocznéj sali,
Tam każde wasze słowo dojdzie mego ucha,
Zwłaszcza gdy teraz nocy panuje milczenie;
       135 Kiedy go będziesz witać, pomyśl że król słucha,
I mieczem przerwie krótkie szczęścia zachwycenie.

Odchodzi przez drzwi boczne.
ALDONA, sama.

Mindowe! O Mindowe!... poszedł... Nieszczęśliwa!
Zostałam sama jedna, czekać chwili zgonu,
Chwili nad zgon straszniejszéj... Lampa dogorywa.
       140 A na dworze noc ciemna, słychać szum jesionu,
Szum sosen cichy... Wszystko! wszystko mnie przeraża.
Ten szum drzew i ta cisza — to cisza cmentarza.
O jak mi ciężko!... Niéma i jeszcze go niéma,
Może nie przyjdzie?... Boże! niechaj nie przychodzi!
       145 Niech go anioł strzeże! — przeczucie zatrzyma!...

Patrzy przez okno.

Tam widzę za lasami blady xiężyc wschodzi,
Czarne sosny posępnym witają go szumem;
Rozdarte chmury duchów napełnione tłumem...

Po chwili.

Nie przychodzi — on może nie przyjdzie — ja płaczę!
       150 W téj chwili groźnych króla nie pomna wyroków,
Smutno mi że nie przyjdzie — że go nie zobaczę...
Chciałam go widziéć... Boże! słyszę odgłos kroków!
O nie, to źródła szumią w zamkowym ogrodzie...
Ach! on idzie! to Dowmunt! poznałam po chodzie.

       155 Jeszcze głośniéj — i głośniéj — jam znowu słyszała...
Udam że ja go nie znam — żem nigdy nie znała.
Król go nie pozna...

DOWMUNT wchodzi z zapuszczoną przyłbicą w krzyżackiéj zbroi.

Potwarz okłamała zdradnie
Serce Aldony — teraz widzę ją — tak blada..
Czy dręczona sumnienia wyrzutami bladnie?
       160 Umiém rozróżnić bladość od bladości... Siada...
Nie odwróciła lica... Dawniéj szelest szaty,
Szelest kroków odgadła — poznała... a teraz
Nie odwróciła lica! Idąc w te komnaty,
Będąc na progu, z progu wracałem się nieraz.
       165 Tak mi okropnie! ona mnie nie pozna? może
Nie zechce poznać... Pani!... Zadrżała.

ALDONA.

Rycerzu
Ktokolwiek jesteś? w północ błądząc po tym dworze,
Módl się — oto różaniec widzę przy puklerzu,
Módl się i — wyjdź...

DOWMUNT.

Wyjdź?... Widać że Litwy królowa,
       170 Przywykła roskazywać, na jéj zawołanie
Przybiegnie zbrojna, liczna, warta pałacowa.
Wyjdę z wrót gmachu — tylko po mnie tu zostanie
Krew...

ALDONA, cicho.

Moja...

DOWMUNT.

Niewiém! niewiém — lecz tu krew zostanie.
Wiész kto ja jestem? czyli twe serce przeczuwa?..

ALDONA, jak echo tym samym głosem.

Czy twe serce przeczuwa?...

DOWMUNT.

       175 Powtarza pytanie!
Odpowiédz!...

ALDONA.

Wyjdź...

DOWMUNT.

O Boże! ona myśli, czuwa,
I tak jak śpiąca związać nie może wyrazu,
I myśli ją odbiegły. — Słuchaj! czyś ty z głazu?...
Dwa słowa! imie moje!... Szalony! szalony!
       180 Oto mi czoło ciemna przyłbica okrywa,
Postać kradnie, płaszcz czarnym krzyżem naznaczony,
I jakże poznać mogła?...

Odkrywa przyłbicę.

Patrzaj! nieszczęśliwa...
Czy ty mię znasz? jak żądasz być zbawioną w niebie
Odpowiédz... i uciekaj! ach uciekaj ze mną...
Znasz mię?...

ALDONA.

       185 Czy ja znam? Boże! nie, ja nie znam ciebie,
Nie! nie! nie przypominam... może — tu tak ciemno,
Może dla tego... Słuchaj teraz moje oczy
Od ciągłych łez posępną skryły się zasłoną,
Mgła ciemna wszystkie dla nich przedmioty pomroczy;
       190 I zaledwo z łez oschną, znowu we łzach toną.
Szczęście moje z nieszczęściem nie zna równéj szali,
Jak mara obłąkana kończę życia drogę.
Nie! nie! ja ciebie nie znam — teraz znać — nie mogę...

DOWMUNT.

Nie poznała... to lampa tak ciemno się pali.

Bierze lampę ze stoła i oświecając twarz przybliża się do Aldony...

       195 Patrz! patrz!...

ALDONA.

Błagam cię! błagam ach oddal się panie!
Oddal się — światło lampy oczy moje razi.
O patrzaj! niezadługo zabłyśnie świtanie!
Patrzaj! już blask jutrzenki twarz xiężyca kazi.
O nieba! — ciebie w sali światło dnia zastanie...

DOWMUNT.

       200 Ha! męczarnio okropna! męczarnio szatana!

Do Aldony która się zbliża pomięszana.

Czego chcesz? precz odemnie! śmierć jedna została...

Ze śmiechém obłąkania.

Cha! cha! jaka myśl dzika! upaść na kolana,
Upaść przed nią... Cha! cha! cha! prosić by poznała.
Lub może kupić pamięć zimnym, złotym kwiatem?...
       205 Więc wrócę tak samotny w dziką świata drogę?
Przepaść się otworzyła między mną a światem...
Nie mogę wrócić — trzeba umrzéć — umrzéć mogę...
I przed śmiercią nauczę ją wymawiać imie,
Znajome, zapomniane — nauczę jak dziécie,
       210 Lub jak uczą sokoła, wtenczas gdy zadrzymie
Przerywając sen — przerwę jéj sen — senne życie...
Słuchaj! wiész kto ja jestem?...

Dobywa sztyletu.

Nie! nie! bezimienny
Upadnę przy jéj stopach jako liść jesienny.
Rzucam się całą duszą do grobowéj ciszy...

ALDONA.

Dowmuncie! ach Dowmuncie!

DOWMUNT.

       215 Jeszcze głos Aldony?

ALDONA.

Znam ciebie! kocham! słuchaj — on widzi! on słyszy!
Tam! Mindowe w téj sali! za témi zasłony!...

DOWMUNT.

O Boże! jakże to miło powrócić do życia...
Ty mnie kochasz? Mindowe gdzie jest? gdzie się kryje?
       220 Ach straszną! straszną miałem chwilę do przebycia,
Dotąd mi krew wzburzona głośno w piersiach bije.
O Aldono! ta chwila stoi przed oczyma,
I niechce zniknąć, póki szczęście się rospali.
Ta chwila wszystkie myśli nad przepaścią trzyma;
Ale nie wróci...

ALDONA.

       225 Luby! słyszałam dźwięk stali...
Chroń się! chroń się Dowmuncie! mój drogi! mój miły!

DOWMUNT.

Co mówiłaś, Mindowe gdzie jest? w tamtéj sali
To daleko — uciekać nie chcę — nie mam siły...
O nie! nie! tyle szczęścia! nie, to nie jest zdrada?
       230 Ja muszę być szczęśliwy — muszę widziéć ciebie.
Zgasła lampa lecz xiężyc przyświéca na niebie,
Chodź do światła Aldono... O! jaka ty blada!...
Rumieniec łzy obmyły, żar gorączki strawił;
Jaka ty blada! — jam cię nie taką zostawił!...

ALDONA.

       235 Nie, to bladszy niż zwykle, to ten blask xiężyca,
Twarz mi dzisiaj ociemnił...

DOWMUNT.

Więc xiężyc przeklinam!
Jeżeli barwę róży kradnie z twego lica.
Ha! przeklinając xiężyc, ludzi zapominam.

ALDONA.

Luby! słyszysz dźwięk stali? czy słyszysz? to oni!

DOWMUNT.

       240 Słyszę jakieś stąpania — słyszałem chrzęst broni,
Idą jakby tygrysy na mą krew zażarte.

ALDONA.

Dowmuncie! wychódź! wychódź jeszcze drzwi otwarte!
Wychódź, Aldona wiecznie wiary ci dochowa...
Tu wszyscy nas zdradzają, Bogi, ludzie, ściany,
Uciekaj!...

DOWMUNT.

       245 Moja luba, bądź zdrowa! bądź zdrowa!...

Wychodzi, lecz po krótkiéj chwili wraca.
ALDONA.

Przebóg! czemuś powrócił? blady, pomieszany,
Powiédz coś widział?

DOWMUNT.

W końcu przybocznéj komnaty
Oni już są!... już przyszli!...

ALDONA.

       250 O nieba! o zdrady!...
Słuchaj, wyłam te okien pozłacane kraty,
Pod niémi niedaleko są zamkowe sady...
Uciekaj! nad głowami grożą czarne burze...
Uciekaj...

DOWMUNT, usiłując wyłamać kratę.

Kraty mocno osadzone w murze...
Wyłamać nie podobna... nie, to próżnym szałem...
Nie podobna... Ha pękły! pękły! wyłamałem...
       255 Bądź zdrowa! daj mi rękę... dłoń zimna jak z lodu...
Bądź zdrowa..

Staje na oknie... po chwili wraca do sali...

Nie... napróżno! pośród drzew ogrodu,
Widziałem tłumy zbrojnych Mindowy rycerzy;
Pod samémi oknami las włóczni się jeży.
Daremna więc ucieczka — przyszedłem bez miecza
       260 By nie wzbudzić podejrzeń, cóż ten sztylet znaczy?
Ani mię przeciw wrogów ciosom zabespiecza,
Ani usłucha dłoni — zdradzi ją w rospaczy!
Bez ulgi i bez zemsty w zimnym legnę grobie...
Aldono! tyś pobladła! Aldono co tobie?

ALDONA.

       265 Nie, nie... daj mi tę różę, z hełmu twego różę,
Może zmysły orzeźwi.

Dowmunt daje różę.

Tak mi w oczach ciemno!...

DOWMUNT.

O rospacz!... ona bladnie. Chodź zemną! chodź zemną!
Chodź uciekajmy! Boże gdzież uciec? w tym murze
Są kryjówki... szalony! tam będą i ludzie,
       270 Te gmachy już zdradzieckiéj nawykłe obłudzie...
O Aldono! nieszczęście — usiądź tu Aldono!
Oczy moje jak dziecka całe we łzach toną.

ALDONA.

A ja płakać nie mogę... Cha! cha! luby! drogi!
Śmiéch mi straszliwy łamie na ustach wyrazy...
       275 Cha! cha! cha! niech tu przyjdą! niech przestąpią progi!
Oto próg pałacowy!...

Pada przed drzwiami.
DOWMUNT.

Aldono! Jak głazy
Zimna...

Składa omdlałą na krześle.

Rękami będę rozdzierał tych ludzi...
Chodźcie tu!... O te oczy! ta twarz, blada, sina!...

Po chwili.

Z rąk martwych wyrwę różę... kiedy się obudzi
       280 Mnie już nie będzie... niech mnie nic nie przypomina.

Obrywa liście kwiatu.

Kwiat zerwałem — gałązka w jéj została dłoni,
Tak mocno trzyma.

Pod koniec téj sceny słychać coraz mocniejsze szczęki orężu.

Słyszę! już idą... to oni!...



KONIEC AKTU DRUGIEGO.

AKT TRZECI.

ZMIANA PIERWSZA.
HEJDENRICH, HERMAN.
HEJDENRICH.

Oby już prędzéj rzucić Litewskie krainy.
Hermanie! oto wracam z królewskiéj biesiady,
Radość niezwykła wrzała pomiędzy Litwiny,
Ja jeden byłem smutny! jeden tylko blady.
       5 Dzikie ich uczty. Słuchaj! w granitowéj sali,
Wokoło stół dębowy puharami błyska;
W środku komnaty ogień z modrzewiu się pali,
I w koło wieje dymem, wkoło iskrą pryska.
Sześciu Litwinów w burkach bez ruchu jak głazy,
       10 Unosili nad stołem smolnych sosn pochodnie,
Jako żywe świeczniki. Gwar, dzikie wyrazy!
Na lica miód przywołał występki i zbrodnie.
Dziwnie się wydawałem ja — mieszkaniec Rzymu
Wśród téj niesfornéj zgrai — mój krzyż brylantowy
       15 Ledwo blaskiem rostrącał czarne kłęby dymu...
Hermanie! oby prędzéj rzucić dwór Mindowy.

HERMAN.

O Panie! nie czas teraz rwać z Litwą przymierze,
Nie są przygotowani do wojny krzyżacy;
Jeden krok nierozmyślny korzyść nam odbierze,
       20 Z długich naszych podstępów, z misjonarskiéj pracy.
Gdyby Mindowe umiał korzystać z téj pory,
Przycisnąłby i zgnębił krzyżackie klasztory.

HEJDENRICH.

Prawda, trzeba lwa głaskać. Lecz wyznam ci bracie,
Że mi w niesmak już idzie poselstwo Papieża;
       25 Mam sławny miecz komtura, mam serce rycerza.
Jednak bawię tu dotąd! bawię w mnisiéj szacie!
I nad to, muszę podle mnicha obyczajem,
Starać się wziąść przewagę podstępnémi słowy.
Dawniéj krzyżak pogardzał tym xięciem i krajem,
       30 A teraz jam spowiednik? jam sługa Mindowy!
Czy pamiętasz Hermanie braciszka zakonu,
Który przybył tu z nami, nosił róży znaki,
Nazywany od braci synem Albijonu;
On zniknął teraz, żadnéj nie mamy poszlaki...
       35 Jeśli Mindowe zgwałcił tajemne umowy?
Jeśli się targnął z mieczem na sługę kościoła?
Słusznie zakon oburzy postępek takowy,
I krew brata naszego o krew Litwy wola.

HERMAN.

Rycerz o którym mówisz w więzieniu zamknięty,
       40 Nie oburzaj się — Litwin nie wart tych zabiegów.
On poganin, zagnany aż do Niemna brzegów,
Chroniąc się przed Mindową, przybrał habit święty,
I znów pod tą opieką wrócił utajony,
Szukać wydartéj sobie przez Mindowę żony,
       45 Ale go nie zbawiły nasze święte szaty.
Wczoraj, kiedym w ogrodzie odmawiał modlitwy,
Odkryłem jego wieżę i przez okien kraty
Miecz mu podałem ostry.

HEJDENRICH.

Zbawiasz syna Litwy...
Nienawidzę Litwinów! pocóż z taką pracą
       50 Nawracać ich na wiarę? jakież stąd korzyści?
Chrzest nie zgasi wzajemnej ludów nienawiści,
Mogliby płacić haracz — a teraz nie płacą.
W nas zgaśnie duch rycerstwa, zakonu granice
Otoczą zewsząd tylko przyjazne krainy;
       55 Pójdziemyż ścigać błędne po stepach xiężyce?
Ha! chyba z morzem walczyć! lub nurtami Dzwiny!
Wygaśnie duch rycerski... Idzie Litwy xiąże...

Trzeba znów przybrać postać podłości pokory,
Jak jaszczurka zamorska zmienne mam kolory:
       60 Lecz jestem posłem, straszna przysięga mnie wiąże,
Cały zakon w Legata przedstawiam osobie.

Daje znak, Herman oddala się. Mindowe wchodzi.

Wielki królu Bóg z tobą!

MINDOWE.

Pozdrowienie tobie!

HEJDENRICH.

Panie tyś pomięszany? wzrok zamglony wróży
Jakieś tajne zamiary, znamię wnętrznéj burzy.
       65 Zapewna niedość jeszcze ustalony w wierze,
Nie umiész zbroić serca przeciw troskom świata;
Niepewny Boga który z nieba czuwa, strzeże,
Niepewny jaka w niebie dla cnoty zapłata.
Modlitwą prędko ziemskie rosproszysz zgryzoty.

MINDOWE.

       70 Modlić się? dzisiaj wziąłem ten różaniec złoty,
Ostrzem sztyletu święte przebiegałem ziarna;
Lecz na sztylecie była krew śpiekła i czarna,
Niewiém czyja? i kończyć nie mogłem pacierzy.

HEJDENRICH.

Królu! jeśli twe serce żałuje i wierzy,
       75 Bądź spokojny! nasz kościół nigdy nie zostawi
Twéj wiary bez nagrody, żalu bez pociechy,
Litościwy odpuszcza, kocha, błogosławi.
Odkryj nam skryte myśli, wyspowiadaj grzechy,
Nic nie ukrywaj synu, a sługa ołtarzy
Rozwiąże je na ziemi.

MINDOWE.

I któż się odważy
       80 Zajrzéć w głąb tego serca, w tę przepaść rospaczy
I zbrodni... Kto? ty, trwożny mieszkaniec klasztoru
Ja sobie nie przebaczę, nikt mi nie przebaczy.
Najmniejsza z moich zbrodni, a wielka z pozoru,
Żem się krwią zmazał —

Pokazując sztylet.

       85 Patrzaj tą krwią wypisane
Wszystkie są moje czyny na téj rdzawéj stali...
Czy mi przebaczysz?

HEJDENRICH.

Ufaj! od Boga mi dane,
Mam prawo tych rozgrzeszać, co się krwią zmazali.

MINDOWE.

Żądasz czarniejszych zbrodni? Słuchaj! przez sklepienie
       90 Jęczy! jego korona moje czoło kryje...
Słuchaj! usłyszysz drugie pod ziemią westchnienie,
Ale nie, nie usłyszysz — dotąd on nie żyje...
Czy mi przebaczysz?

HEJDENRICH.

Ufaj! wielka moc kościoła!
Nie będzie próżno błagał Chrześcijański xiąże.
       95 Szczéra twoja pokuta grzech okupić zdoła,
Co rozwiążę na ziemi, Bóg w niebie rozwiąże.
Więc odpuszczam! niech zniknie ta występku skaza.

MINDOWE.

Ty chcesz czarniejszych zbrodni? ty chcesz duszę ciemną
Przejrzéć aż do dna? patrzaj! pod berłem z żelaza
       100 Lud podły, ciemny, dziki, czołga się podemną.
Przycisnąłem go całym ogromem ciemnoty,
Bojaźń już nosi w sercu, chytrość w miejscu cnoty.
Patrz jak ów ciemny Litwin na moje skinienie
Uchyla korne czoło, piersi krzyżem znaczy,
       105 Choć wolałby przy piersiach czuć węża pierścienie,
Niż ten krzyż nienawistny... Któż mi to przebaczy?

HEJDENRICH.

Panie! jesteś nad ludem byś mu przewodniczył;
A jeśli daną władzę spełniasz nadto srogo,
Jeśli chcesz posłuszeństwa, jeśli rządzisz trwogą,
       110 Bóg ci przebaczy — on sam władzy ci użyczył,
Ja ci przebaczam...

MINDOWE, z gorżkim uśmiéchem.

Dobrze! już jestem spokojny!
Pójdę teraz krzyżackie napadać dzierżawy,
Dawno czekałem chwili sposobnéj do wojny,
Skarb mój wycięczał — ja sam stęskniłem do sławy.
       115 Z waszéj zaś strony nic mi nadal nie potrzeba,
Mam już złotą koronę, przebaczenie z nieba,
Idę kraj wasz napadać, szarpać włoście Żmudzi.

HEJDENRICH.

Panie! ty mnie doświadczasz tak gorżkiémi słowy,
Lecz krzyżak się marnémi słowy nie ułudzi.

MINDOWE.

       120 Com tobie wypowiedział, jam dowieść gotowy.
Patrz przez te ciemny kraty na błonia stolicy,
Tłumem zebrani w polu błyszczą wojownicy...
Może się oni tylko zebrali na łowy?
A tam niebo ogniste przywdziewa kolory,
       125 Może to pożar wkradł się w nadniemeńskie bory?
Co łatwowierny mnichu? teraz znasz Mindowę?

HEJDENRICH.

Niech cały ciężar zbrodni spada na twą głowę,
Pomnij na świętą wiarę!

MINDOWE.

Szydzisz ze mnie mnichu!
Pójdę się jutro modlić w krzyżackim kościele,
       130 Pić będę wasze wino w święconym kielichu,
Moje gmachy klasztornym kobiercem zaścielę,
I zmówię pierwszy pacierz gdy Mistrz Wielki skona.

HEJDENRICH.

Ty przez nas jesteś królem.

MINDOWE, rzuca koronę.

Tak! precz ta korona!
Rzucam ją, to mi ręce splątane rozwiąże...
       135 Teraz jestem Mindowe, Xiąże, wróg krzyżaków.

HEJDENRICH roździera komżę i staje w zbroi i w zwierszchnim krzyżackim płaszczu.

A jam jest — brat Hejdenrich — krzyżak, wróg twój Xiąże.
Pozbędę się téj szaty, tych pokory znaków...
Jak mnie tu widzisz w zbroi przysięgam na Boga,
Ze słowa posła, mémi nie były słowami.
       140 Widzisz we mnie rycerza! widzisz we mnie wroga!
Po takiéj czarnéj zdradzie już zdrada nie plami,
Będę działał podstępnie i walczył otwarcie,
W twoim zamku podniecę zdrady i pożary,
Za morza pójdę błagać o zemstę — o wsparcie.
       145 Płaszcza tego nie zrzucę, aż na twoje mary
Rozścielę go całunem — i w wieczór i rano,
Dodam jedno przekleństwo do moich pacierzy:
Jeśli Bóg je usłyszy? Bóg na cię uderzy.
Nim tu pochodnie zgasną! nim zorza nastaną!

Wychodzi.
MINDOWE, sam.

       150 Grozi! ale napróżno, przezornym być muszę,
Kiedy zwiódłem krzyżaka — oni światem rządzą,
Zbłądzili, choć myśleli że nigdy nie błądzą.
Serce moje, spowiedzią pozyskali skrusze.

Lutuwer wchodzi.
LUTUWER.

Panie spełniłem roskaz...

MINDOWE.

Dowmunt już nie żyje?

LUTUWER.

Dowmunt nie żyje!

MINDOWE.

       155 Starcze! starcze biada tobie!
Jeśli się jaki podstęp w twoich słowach kryje.
Chcę widziéć martwe ciało.

LUTUWER.

Panie! on już w grobie.
Dotąd jeszcze, tak dotąd słyszę pieśń wesołą,

Którą tam spiéwa grabarz kopiąc grób głęboki.
       160 I pot zimny na moje występuje czoło.

MINDOWE.

Gdzież go grzebią...

LUTUWER.

W więzieniu pochowano zwłoki.

MINDOWE.

Starcze: mój zamek w wielki zamieniasz grobowiec.

LUTUWER.

Smutno mi gdy rycerza zgon niesławny ima.
Grób jego zapomniany, i żaden wędrowiec
       165 Kamienia nie dorzuci, wzroku nie zatrzyma.

MINDOWE.

Dość tego, słuchaj starcze! zerwałem z krzyżakiem,
W strasznym gniewie wrącémi odpowiadał słowy.
Dziś wojsko poprowadzisz Nowogródzkim szlakiem.
Przez głuche lasy... daléj przejdziesz bród Niemnowy,
       170 Na łodziach lub wpław — czasu oszczędzać należy...
A skoro ranek błyśnie, ty z pocztem rycerzy
Zagrzmisz pogańską pieśnią, od waszego śpiewu,
Zadrzą szyby Malborga, wieże się zachwieją.

LUTUWER.

Jestże ten napad skutkiem gorącego gniewu?

MINDOWE.

       175 Snułem go przewidzianych wypadków koleją.
Nigdy głębszą ufnością nie spały zakony.
Myślą że chrztu szatami jak dziécie spowity,
Zapomniałem o zbroi; że w blasku korony.
Zapomniałem o sławie; że w lasach ukryty,
       180 Cieszę się barwą królów purpurowéj szaty...
Lecz powiédz Lutuwerze, jestżem tak bogaty,
Bym zapomniał o wojnie, napadach i chwale?
Patrz na kraje krzyżackie! o brzegów bursztyny
Łamią się Bałtyckiego morza szklanne fale:
       185 Na falach płyną miasta z dalekiéj krainy.

Z płóciennémi żaglami — i z podległych danin
Wypłacają się mnichom, szlą im Franków wina,
Czary z kryształu, zbroje, sukna z cudnych tkanin
Jedwabiu, lub wielbłądów błędnych Tatarzyna.
       190 A tu lasami łąki zarastają żyzne.
Jakiż tu kupiec zajrzy? gdzież bogactwa moje?
Ubogą tylko wziąłem po ojcu spuściznę.
Niedbam ja o bogactwa! o złoto nie stoję!
Ale w skarbcu jedyna po ojcu pamiątka,
       195 Jedna szata w rozliczne lśniąca malowidła,
Wagą złota płacona, z jedwabnego wątka,
Której barwy tak zmienne jak motyle skrzydła;
Jeden pas złoty, jedna kryształowa czara,
I ta się już rozbiła. Patrz! krzyżaków miasta,
       200 Czy to Malborg, czy morska Klepidawa stara,
Każde co dzień zamkami pod niebo urasta;
Lud jak w mrowisku tłumne napełnia ulice,
Złotem błyszczą się gmachy, marmurem kaplice,
Dym z ognisk uwięziony wzlatuje nad dachy,
       205 Dachy łączą się z niebios przejrzystym błękitem:
A tu — patrz Lutuwerze! jak posępne gmachy!
Tu każda sala ciemnym połyska granitem,
Gołe i zimne ściany — jeszcze los szyderca,
Jakby mi chciał urągać? często w dnié zimowe,
       210 Ściany zdobi pokryciem srebrnego kobierca,
Wilgoć mrożąc na ścianach w kwiaty kryształowe.
Nędza i wszędzie nędza!

LUTUWER.

Panie noc uchodzi,
Trzeba śpieszyć...

MINDOWE.

Tak prawda! zeszła twarz miesiąca.
Pójdę, może mnie nocy powietrze ochłodzi.
       215 Zawsze skarga tysiące wyrazów natrąca.
Nadtom długo wyrzekał na mój los ubogi,
Naprawię go, gdy w Żmudzkie uderzémy rogi.

Wychodzi z Lutuwerem.



SCENA DRUGA.
Przedsienie gmachu.
ALDONA, leży bez czucia na ziemi. HEJDENRICH wchodzi.
HEJDENRICH, podnosząc Aldonę.

Ha! cóż to za dziewica? padła na marmury
Bez czucia. Jakie cudne rysy bladéj twarzy!
Widziałem nieraz w kraju Franków kształtne córy,
O których spiéwa truwer, błędny rycerz marzy:
       5 Żadna jéj nie wyrówna... oto już spłonęła,
Jak kwiat gdy się rozwija... budzi się — westchnęła...

ALDONA, z pomieszaniem.

O mój luby!... on umarł — śmierć moja snem była.

HEJDENRICH.

Dziewico bądź spokojna! czuwa sługa Boży.

ALDONA, osuwając mu się do nóg.

Ktokolwiek jesteś? broń mnie! strzeż mnie! twoja siła
       10 Może te rygle więzień żelazne otworzy.
Boże! tam trup — trup jego bez głowy... o Panie,
Nieszczęsna jest ta która twéj pomocy wzywa.

HEJDENRICH.

Jesteś ty Chrześcianką?...

ALDONA.

Okropne pytanie!
Nie! nie jestem! nie jestem! jestem nieszczęśliwa!

HEJDENRICH.

Chrześcianin modlitwą nieszczęście osładza.
Lecz powiédz mi dziewico! ja wszystko uczynię.

ALDONA.

Wszystko? o nie rycerzu, próżna twoja władza,
Nie wskrzesisz go, widziałam krew strumieniem płynie.

Śmieje się z wzrastającém obłąkaniem i wpatruje się w ciemność.

Jakaś postać znikoma lecz do mnie podobna,
       20 Oddziela się odemnie, przede mną się snuje:
Jest to część méj postaci — a jednak osobna,
Przy niéj zostały czucia — ona myśli — czuje,
Ja sama jak głaz jestem... Wołam cień znikomy,
Cień się coraz oddala — coraz daléj — daléj —
       25 Rospływa się — już blady — już ledwo widomy —

Z rospaczą.

Ja bez czucia zostanę!!! Serce się nie pali —
Ostygło — zapominam — pamięć słabo kryśli,
Mówię — a słowa moje nie są wątkiem myśli,
Myślę — a myśli moje nie są wątkiem serca...

HEJDENRICH.

       30 Jestem świadkiem początku zmysłów obłąkania,
Mindowe ten poganin, ten ludzi morderca,
Godzien jest niebios kary. Lecz moje starania
Przywrócą jéj spokojność, czarne zmysłów mary,
Znikną przed złotém słońcem, przed promieniem wiary.

ALDONA.

       35 Wiara? ja miałam niegdyś mojego anioła,
Byłam kapłanką wiosny, niedawnémi laty.
Pamiętam — obraz wiosny w gaju, w końcu sioła,
Jéj czoło uwieńczały świéże róży kwiaty,
Wokoło jodły cichym usypiały szumem.
       40 Ileż razy przy blasku srebrnego xiężyca,
Sama, lub dziewic wiejskich otoczona tłumem,
Marzyłam — modliłam się...

HEJDENRICH.

Nieszczęsna dziewica!
Trzeba ją, jakby dziecko, łudzić wrażeń blaskiem.

Uchodź ze mną dziewico... po nad Niemna piaskiem
       45 Stoi klasztór, tam świętych obaczysz królowę,
Jéj obraz jest do wiosny podobny obrazu;
Będziesz ją kochać, wieniec z róż krasi jéj głowę,
Tak piękna! tak litośna... a kolumny z głazu
W każde święto okryją gałązki jodłowe.

ALDONA.

Pójdę! pójdę za tobą...

HEJDENRICH.

       50 Już się xiężyc zniża,
W cieniach nocy Mindowe ścigać nas nie może.
Weź płaszcz krzyżacki — kaptur — zawieś znamię krzyża.

Okrywa ją swoim płaszczem.

Dzisiaj jeszcze w Wojsiełka staniemy klasztorze
Wojsiełko syn Mindowy, tygrys w szacie mnicha,
       55 Ukorzy się przed świętą Legata osobą...
Niepłacz piękna dziewico! niepłacz — pan Bóg z tobą!
O! prędko w oczach dziewic strumień łez osycha.



KONIEC AKTU TRZECIEGO.

AKT CZWARTY.
Sala ciemna w klasztorze Wojsiełka.

SCENA PIERWSZA.
TROJNAT, WOJSIEŁKO. Orszak Mnichów.
WOJSIEŁKO.

Bracia mówcie pacierze — oto w nasze progi
Nowy gość przybył, nowy klasztoru mieszkaniec.
Trojnacie porzuć zbroję, weź habit ubogi,
Za pasem bursztynowy zawieszaj różaniec,
Prędko! nie zwlekaj chwili.

TROJNAT.

       5 Błagam was na Boga!
Wojsiełko! niechciéj w grobie zakopywać brata.
Powróć mi wolność! wolność nad życie mi droga.
O Bogi! więc się za mną wieczna zamknie krata,
Życie pełne zwiędnieje w samym wieku kwiecie.
A ten świat! świat!

WOJSIEŁKO.

       10 I cóżeś zostawił na świecie?
Ludzi? ja ich widziałem, oni mnie widzieli,

Pokazując na miecz wiszący na murze.

Ten miecz krwią by oblany... I bespieczniéj głowę
Złożysz tu na kamiennéj klasztoru pościeli,
Niż na łonie człowieka... Marności światowe!
       15 Tu mniéj marności, płyną godziny mniéj chyże,

I ludzie tu się snują z zasępioną twarzą;
Ale ludzie ci milczą jak grobowe krzyże,
Chcą skarzyć brata? chyba przed grobem oskarzą.
Zakonnik ciemny twardym miodem zapalony,
       20 Mniéj straszny od człowieka w miłośnéj godzinie.
Lecz ty żądałeś władzy? żądałeś korony?
Będziesz ją miał... Postrzydz go!

Mnichy sadzają Trojnata na ławce kamiennéj i przystępują do postrzyżyn.
TROJNAT.

Nim chwila przeminie
Te nożyce mnie wiecznie rozdzielą ze światem.
Błagam ciebie Wojsiełku! jesteś moim bratem.

WOJSIEŁKO.

       25 Jestem mnichem... O! bracia zapalcie gromnice,
Niech wiecznie pochwalone będzie Boskie słowo.
Trojnacie — podnieś czoło! rozjaśń blade lice,
Śmiéj się — a my pieśń będziem śpiewali grobową.
Klasztor jest ciemnym grobem — tu wiara okryśli
       30 Wszystkie twoje uczucia, zniknie zawiść czarna.
Tu zapomnij o myślach... gdy masz jakie myśli,
Powiąż je razem z krzyżem jak różańca ziarna.
Wiecznie ograniczony murami ciemnémi,
Gdy zgaśnie ta pochodnia, ty zgaśniesz na ziemi.
       35 Twoja proźba litości mojéj nie obudzi.
Ja byłem — byłem niegdyś tygrysem dla ludzi,
I jeszcze raz nim będę... Stańcie tu wokoło...
Patrzcie litość wzbudzają te włosy trefione,
Co w tysiącznych pierścieniach spadają na czoło.
       40 Przystąpcie Mnichy! włóżcie mu świętą koronę.

Mnich ostrzyga Trojnatowi pierścień włosów.
TROJNAT.

O świat! świat!

WOJSIEŁKO.

Pierścień włosów spalić w kadzielnicy,
Jest to dar serca co się poświęca dla Boga.

TROJNAT.

Te włosy, twardą stalą przetarte przyłbicy,
Przyłbicy, która była postrachem dla wroga,
       45 Spadną pod nożycami, jak za ciężkie winy...
O świat! świat!...

WOJSIEŁKO.

Daléj bracia kończyć postrzyżyny...

Wchodzi Hejdenrich i Aldona zakryta cała krzyżackim płaszczem.

Któż to!

HEJDENRICH.

Papiezki Legat i xiąże kościoła...

WOJSIEŁKO.

Aż do ziemi pokorne uchylamy czoła...
Panie! uświęć ten klasztor łaskawości względem.
       50 Właśnie dzisiaj zebrani w tém ustroniu cichém,
Byliśmy wyświęcania zajęci obrzędem.

HEJDENRICH.

Cóż to! Trojnat! maszże ty wolę zostać mnichem?

TROJNAT.

Na moje wybawienie niebo cię przysyła,
Ja niémam! niémam woli — tu mną rządzi siła.
       55 Oto gwałtem wiedziony do stopni ołtarza,
Zaléwałem się łzami...

HEJDENRICH.

I któż się poważa,
Przed ołtarze niechętne prowadzić ofiary?

WOJSIEŁKO.

To za wolą Mindowy.

HEJDENRICH.

Ja mam wyższą wolę
Uwolnić go natychmiast — albo święte kary
       60 Jak gromy spadną na was zebranych w tém kole.
Klątwa! klątwa na klasztor! już wasze modlitwy
Posłane, nie ulecą aż do Boga tronu.

Wasze pacierze, ściągną nieszczęścia dla Litwy.
W proch się rozsypią; mury waszego zakonu:
       65 Znamię przekleństwa nosić będziecie na twarzach,
Nikt zmarłych nie pogrzebie, trumny nie poświęci:
Kwiaty leśne porosną na waszych ołtarzach,
Na waszych murach spocznie Anioł niepamięci...
Ha! zadrzeliście Mnichy? chciałem byście drzeli...
       70 Podnoszę klątwę — moja przytomność jest darem,
Darem dla was... Ja przez noc odpocznę w téj celi.
Wy zaś idźcie się modlić i złotym puharem
Pijcie za moje zdrowie... Tyś wolny Trojnacie.

TROJNAT.

Więc żegnam cię krzyżaku! żegnam ciebie bracie!
       75 Bracie Wojsiełku będę pamiętał o tobie.

Odchodzi — po chwili Wojsiełek i Mnichy oddawszy ukłon Legatowi oddalają się.
HEJDENRICH.

O lepiéj Trojnatowi na świecie, niż w grobie —
Dla Mindowy wskrzesiłem zaciętgo wroga,
Pomści się za mnie... Zdala słysz Mnichów spiewy,
Za Legata modlitwy wznoszą się do Boga,
       80 Wzburzam to morze mnichów i uśmierzam gniewy...
Odpocznij tu Aldono... Nieme obłąkanie
Wyryte ma na twarzy, nie wyrzekła słowa.

Aldona siada w głębi.

Noc głęboka, nie prędko zabłyśnie świtanie...
Jaka wokoło cichość panuje grobowa.
       85 O Bogu zapomniałem wśród światowéj wrzawy.
Ja! zakonnik — i pocóż mieszam się do świata?
Dla czegoż przypasałem do boku miecz krwawy?
Ubiegła dni połowa, mnogie przeszły lata,
A ja piérwszy raz myślę?... o! jak straszne męki
Myśléć...

Słychać dzwon klasztorny.

       90 Klasztornych zdala dzwonów słyszę jęki...
Kiedyś — może i prędko. — dla mnie dzwon uderzy...
I cóż czynić? modlić się?.. niech się modlą ludzie!
Zapomniałem modlitwy, nie umiém pacierzy.

A jednak — nieraz, nieraz w udanéj obłudzie
       95 Klęczę, całuję zimne podłogi kościoła.
Krwią skalany, mgłą czasu osłoniony ciemną.
Jestem wyższy nad ludzi: dla czegoż przede mną
Aż do ziemi pokorne uchylają czoła?
Mnie uczcili — uczcili szatana w człowieku...

Po chwili.

       100 Jestem ostatni z ludzi! gdy wieki przeminą
Będą mnie pokazywać jako widmo wieku;
Mnich i zabójca ludzi — Ciemna mar drużyno!
Czemuś mnie otoczyła? precz! precz blade duchy!
Oto chwila myślenia! oto chwila skruchy!
       105 Precz szatanie! nie jestem już twoim w téj chwili.
Już dno odkryłem w prawdy zatrutym kielichu...

Po chwili, coraz gwałtowniéj.

Lecz poco ta dziewica? poco ta dziewica?
Zastanów się nad sobą — zastanów się mnichu!
Litość w tobie wzbudzają ukraszone lica,
       110 Ludzie jéj nie wzbudzili?... Już dusza wywrzała,
Włos osiwiał — ja grzeszę?... Precz stąd nieszczęśliwa!
Ty mnie wiedziesz do zbrodni, tyś mnie obłąkała!
Szatan w tobie zwodnicze ponęty ukrywa!...
Precz! precz! Ona nie słyszy — dotknąłem się dłoni,
       115 I ogień mię pożera... Aldono! Aldono!
Weź ten sztylet — zabij mnie... Moje zmysły płoną.
Zabij mnie! zabij!... Boże w téj cichéj ustroni
Tyle zgryzot... Precz! idź się błąkać w lasach Litwy!
O nie! zostali, nie mogę rozłączyć się z tobą.

ALDONA z obłąkaniem.

       120 Słuchaj naucz mnie modlitwy,
Okryta czarną żałobą,
Będę się modlić...

HEJDENRICH.

Nędzna mów Ave Maria!
Uciekaj stąd! nieszczęsna ona mnie zabija!
Chodź ze mną, uciekajmy, te sklepienia choru
       125 Spadną na nasze głowy — patrz już drzą filary.

Kocham ciebie Aldono! lecz w murach klasztoru
Nie śmiém tego powtórzyć — patrz te krwawe mary
Męczenników, rzucają już obrazów płótna,
I stoją tu przede mną — ożyły obrazy...

ALDONA.

       130 Róża grobowa, smutna,
Okryła mogił głazy,
Usypia liście szelestem;
A on śpi w grobie! a on śpi w grobie!
Cha! cha! cha! powiém tobie.
       135 Czém byłam dawniéj — teraz już niewiém czém jestem?

HEJDENRICH.

Obłąkana... Mnich jakiś do téj sali zmierza.

Wchodzi Mindowe w habicie mnicha, z zapuszczonym kapturem.

Z czém tu przychodzisz nędzny klasztorny żebraku?

MINDOWE.

Z rozgrzeszeniem...

HEJDENRICH.

Dla kogo?

MINDOWE.

Dla ciebie krzyżaku.

HEJDENRICH.

Wiesz kto ja jestem? Komtur i Legat Papieża.

MINDOWE.

Wiesz kto ja jestem?

HEJDENRICH.

       140 Może klasztoru posłaniec,
Co zbiega okolice i prosi jałmużny?..
Oto masz dar obfity.

Rzuca mu pieniądz.
MINDOWE.

Tyś mi jeszcze dłużny
Jednym pacierzem... patrzaj! oto mój różaniec...

Wyjmuje miecz z pod habitu.

Z takim różańcem będziem odmawiać modlitwy.

HEJDENRICH.

Precz Mnichu!

MINDOWE, zrzuca ubiór mnicha.

       145 Mnich już odszedł — został xiąże Litwy.

HEJDENRICH, dobywa miecza.

Już stąd nie wyjdziesz Xięciem!

Biją się... wpada Wojsiełko i mnichy z pochodniami.
WOJSIEŁKO.

Boże! Wielki Boże!
Mój ojciec?.. ojcze! ojcze! skąd ta wściekłość sroga?
Na kogoż miecz podnosisz w święconym klasztorze?
Jest to poseł Papieża! jest to poseł Boga!
       15 Mnich nie zachwianéj wiary, pobożny i święty.
Będziesz wyklęty ojcze i klasztor wyklęty.

MINDOWE.

Poznaj go synu tego Papiezkiego posła.
Święty? dobrego nabył do świętości prawa?
Patrz na jego oblicze — ta postać wyniosła,
       155 Raz się płaszczy do ziemi, znów z ziemi powstawa,
Jak wąż w żelaznéj łuski pierścienie uwita,
Raz jest nędznym grzesznikiem, znów świętą osobą.
To poczwara spragniona i nigdy nie syta,
Gdyby mógł lasy zabrać, zabrałby je z sobą,
       16 Złotą ukrywa zbroję płaszcz z wełny ubogi...
Poznajcie posła — dobrze poselstwo odprawił!
Więcéj zabijał ludzi, aniżeli zbawił.
Nie sam ujechał... patrzcie! to towarzysz drogi.
Myślicie że to krzyżak pokorny i cichy?
       165 Odkryjcie jego szaty... Skamienieli mnichy!
Patrzcie! on z tą dziewicą uchodził do piekła.

WOJSIEŁKO, słuchał z natężeniem słów Mindowy i rozerwał różaniec który trzymał w dłoni, ziarna posypały się po ziemi.

Otoczyć wejścia!... Ojcze — patrz! różaniec złoty
Pękł w drzącéj wściekle dłoni... płonę ze sromoty,
Dajcie miecz!...

HEJDENRICH.

Precz stąd! precz stąd! mnichów zgrajo wściekła!
       170 Pogardzam waszą zemstą! zapęd marny, płonny.

Oto się ciemnym tłumem napełnia komnata,
Ja rzucam miecz na ziemię — sam wyjdę bezbronny,
I nikt się tknąć nie waży osoby Legata;
O tyle jestem wyższy nad te podłe tłumy.
       175 Wychodzę... wam przekleństwo zostawuję Boga!

Mnichy rozstępują się, Hejdenrich wychodzi.
WOJSIEŁKO.

Któż widział tyle zbrodni? razem z tylą dumy?
Wyznaję mnie samego ogarnęła trwoga,
I ty milczałeś ojcze...

MINDOWE.

Dziwi mnie odwaga.
Gdzie Trojnat?

WOJSIEŁKO.

Przez Legata został uwolniony.

MINDOWE.

       180 Trojnat wolny! o nieba on pragnie korony!
Zły los moje zabiegi niszczy i przemaga.
Wyście go uwolnili... O! mnichy przeklęte,
Miło wam szeptać pacierz po murach zakonu,
Na łonie bezczynności wiodąc życie święte;
       185 Lub dzwonić po umarłym, a słysząc jęk dzwonu,
Razem z dziedzicem z cudzéj radować się śmierci,
Że wam znów grosz za pogrzeb wpłynie do karbony.
Z ziemią ja kiedyś zrównam ten wasz gmach święcony,
Was samych wplotę w koło, rozsiekam na ćwierci.

MNICH I.

       190 Tobie służymy panie, służąc naszéj wierze,
Za ciebie codzień mnogie mówimy pacierze.
Obraliśmy patronkę — na jednym z ołtarzy
Kędy Solimskiéj matki Boskiéj malowidło,
Stawialiśmy sześć wielkich złocistych lichtarzy,
       195 I tyleż świéc z żółtego wosku — i kadzidło.
Lecz jeśli modłów naszych nie miała na względzie,
Odtąd inna patronka stróżem Litwy będzie:
Odtąd ołtarzom panny Maryi z Ankony,
Powierzamy los Litwy i straż twéj korony.
Lecz ołtarz jéj ubogi.

MINDOWE.

       200 Skarbu nie wycienczę.
Bogacąc nowéj dzisiaj patronki obrazy;
Znam jéj łaskę i za nią sowicie odwdzięczę.
A mając do Maryi Solimskiéj urazy,
Chcę żeby wszystkie złoto i drogie kamienie
       205 Przeszły odtąd na ołtarz Maryi z Ankony...
Oto niedługo słońca zabłysną promienie
Może się zdrada wciska w mój gmach opuszczony;
Wracam do zamku śledzić podstępy Litwina.
Aldono co krzyżackie ukochałaś zbroje,
       210 W nadziei że Malborga okrasisz pokoje,
Dziś wrócisz do ciemnego zamku poganina.

Mindowe wychodzi z Aldoną. Mnichy szepcząc pacierze rozchodzą się po celach.




SCENA DRUGA.
Noc. Las sosnowy.
LUTUWER, leży pod drzewem.

Już się do Nowogródzkich zamków nie dostanę.
Rycerze mnie odbiegli — umrę! umrę w lesie!
Jutro spłonę na stosie, wiatr prochy rozniesie...
Miecz krzyżacki głęboką zadał w piersi ranę,
       5 I krzyżak co ugodził miecz zostawił w ranie,
A ja ten miecz poznałem — okropne poznanie!
Na nim godło Dowmunta — Ach gdzież jest Mindowe?
Powiem mu... Oh! oh! konam — do zawarcia powiek
Pomóżcie cichym szmerem gałęzie jodłowe...
Konam w rodzinnych lasach...

Mindowe wchodzi, za nim Aldona.
MINDOWE.

       10 Ha! cóż to za człowiek?
Zraniony — krew na wrzosach!

LUTUWER, wyciągając ręce.

O Panie! o Panie!
Przybliż się... tajemnica...

MINDOWE.

To ty Lutuwerze?

LUTUWER.

Konam!...

MINDOWE.

I tajemnicę odkrywa skonanie.
Jakaż to tajemnica?

LUTUWER, cicho.

Królu! w krzyż nie wierzę...
       15 Nie mam wiary — i krzyż mię nie może przekonać.

MINDOWE.

Skonaj bez wiary...

LUTUWER.

Panie! panie daj mi wiarę!
Jakąkolwiek... nie mogę tak bez wiary skonać...
Przyjąłem chrzest gdyś kazał — dzisiaj Bogi stare
Wołają mnie! wołają! każ mi wrócić.

MINDOWE.

Każę.

LUTUWER.

       20 Jodło tyś moim Bogiem... Oto Litwy gromy
W proch obróciły złote krzyżaków ołtarze.
Od twoich zamków, niższe dziś krzyżackie domy
O straszny! straszny byłem, gdy na mnichów głowy
Ciskałem oszczep... zakon czoła nie podniesie...

MINDOWE, odwraca się...

Co to za stuk?...

LUTUWER.

       25 O panie! to nic — to po lesie
Litwini tną gałęzie na mój stos grobowy.
Czy to mi rosa spadła na czoło!

MINDOWE.

Łza moja...

LUTUWER.

Od dzisiaj będzie rosą rdzawiéć starca zbroja,
Jak za témi chmurami mgli się blask xiężyca,
       30 Jeżeli jéj od rosy wnuki nie ustrzegą.
Oh! panie jak mi cięży jedna tajemnica!
Przeklniesz! nie wypełniłem roskazu...

MINDOWE.

Którego?...

LUTUWER.

Oh!!! zabójstwa...

MINDOWE, zimno.

Którego?

LUTUWER.

On żyje...

MINDOWE.

Kto taki?

LUTUWER, coraz słabiéj.

Nie pomnę już imienia... muszę przypominać...
       35 On mnie zabił — chcę przekląć.. on walczył z krzyżaki.
Nie pamiętam imienia — nie mogę przeklinać.
Oh! oh! oh!...

Kona.
MINDOWE.

Skonał zimny... Patrzę na twarz bladą,
I zamiast starca rysów, z uwiędłym wyrazem,
Widzę rysy dziecięcia; wychowani razem
       40 Ja go dzieckiem widziałem... Dziś go na stos kładą.

Wchodzą żołnierze.

Litwini — nieście za mną Lutuwera zwłoki,
Do zamku Nowogródka... Tam wznieść stos wysoki...

Odchodzi dając roskazy, za nim wynoszą ciało Lutuwera.




SCENA TRZECIA.
Świątynia pogańska w Nowogródzkim zamku.
ROGNEDA, przy ołtarzu sypie kadzidło.

Boże Piorunu! rzucam dla ciebie kadzidło!
Wonny się bursztyn pali.
Niechaj twoje mgliste skrzydło,
Białowiejskie puszcze wali;
       5 Zostaw tam lasy ogniem zapalone gromu.
Przybywaj! przybywaj Boże!
Wszystkie duchy do xiążąt przybywajcie domu,
Nim wasze ciemne twarze, jasne rozmgli zorze...
Już słyszę... Jako szumi wzdęta nawałnica,
       10 Kiedy sosny druzgota Boga wichru ramie;
Z takim szumem wir duchów, przy blasku xiężyca,
Płynie, topi się i łamie.
Matka królów was wita!
Oto dla was ofiary
       15 Rzucam w kadzielnic żary.
To dla bogini wiosny — ten kwiat co roskwita.
A to dla Boga zimy — ten kwiat co usycha,
A to dla Boga piekieł — brylant z krzyża mnicha.

Po chwili.

Rozwidniają się duchy w mrocznym kadzidł dymie,
       20 Bogi! syn mój do dawnéj znów powrócił wiary,
Na waszych zgliszczach setne zapali ofiary.
Mindowe — syn mój — z dumą powtarzam to imie!
Mindowe! czy słyszycie? powiedzcie mi Bogi
Czy on będzie szczęśliwy? czy długo los błogi
       25 Utrzyma go na tronie? czy przekleństwa moje,

Które niegdyś ściągnęła gorzka jego wina.
Nie zaszkodzą mu w życiu? przeklinając syna,
Bałam się ich spełnienia i teraz się boję.
Mówcie! lecz serce własnym modłom nie dowierza,
       30 Już mi braknie na wasze zaklęcie wyrazu.
Mówcie!

GŁOS Z OŁTARZA.

Mindowe zginie od ręki rycerza,
Który poległ zabity z Mindowy roskazu.

ROGNEDA.

To był głos ludzki!... nic, nie, to są Boskie słowa!
Bogi czemuż tak nagle znikacie przede mną?
       35 Daliście mi odpowiedź okropną i ciemną.
Zniknęli, znów mnie ciemność okryła grobowa.
To może natężone zmysły mnie uwiodły.

Oddala się. — Trojnat i Hejdenrich wychodzą z poza filarów gdzie byli ukryci.
TROJNAT.

Rogneda za Mindową zasyłała modły.
Nie można na nią liczyć — to matka...

HEJDENRICH.

Trojnacie!
       40 Słyszałeś jaką dałem odpowiedź z ołtarza?
Piérwszy raz legat zasiadł w takim majestacie;
Piérwszy raz posłańcowi papieżów się zdarza,
Dawać wyrok przez usta pogańskiego Boga...
Lecz Mindowe za nami z klasztoru przybędzie,
       45 Nie wié że w zamku znajdzie ukrytego wroga;
Gdy walczy w prusach, krzyżak stolicę zdobędzie,
I za wszystkie poprzednie zdrady mi zapłaci...
Panie! na twe roskazy mam dwudziestu braci,
A każdy zbrojny mieczem i krzyżem i tarczą.
       50 Teraz gdy na krzyżaków wyszli wojownicy,
Te małe siły w naszych zamiarach wystarczą;
Potém miodem znęcimy zmienny lud stolicy.

TROJNAT.

Z nocą trzeba otoczyć zamek z każdéj strony,
Ja sam się wkradnę z mieczem w znany gmach zamkowy,
       55 Zgładzę dzieci, by przez nich nie stracić korony.

HEJDENRICH.

A Mindowe?

TROJNAT.

Kto inny knuje śmierć Mindowy.

HEJDENRICH.

Lecz xiąże gdy zasiądziesz w Litewskiéj stolicy,
Czy wspomnisz że ci krzyżak dopomógł w zamiarze?

TROJNAT.

Wzniosę ołtarz...

HEJDENRICH.

O! Niechaj w proch padną ołtarze!
       60 Ale nie waż się wdzierać do pruskiéj dzielnicy,
Nie waż się...

TROJNAT.

Tak, zadosyć uczynię twéj chęci,
Usługę waszą w wiecznéj zachowam pamięci.
Idźmy! idźmy! Mindowę już w ręku trzymamy,
Idźmy otoczyć zamek i osadzić bramy.



KONIEC AKTU CZWARTEGO.

AKT PIĄTY.
Sala w pałacu Mindowy.

SCENA PIERWSZA.
MINDOWE, ROGNEDA, siedzi na przodzie sceny.
MINDOWE.

Matko! próżna ucieczka, w każdéj zamku bramie,
Widzę, błyszczą zdaleka buntowników zbroje.
Jak tygrys w klatce, chyba mury te rozłamię?
Nigdym się nie bał śmierci — teraz się nie boję,
       5 Lecz rospacz ogarnęła, wściekłość mnie porywa.

ROGNEDA.

O synu mój! nie umrze ten kto Bogów wzywa,
I kto z ufnością boskim wyroczniom zawierza.
Słuchaj — nie możesz zginąć jak z ręki rycerza,
Który poległ zabity za twoim roskazem.
       10 Ufaj i śmiało ludzkim pogardzaj żelazem,
Chyba umarli wstaną...

MINDOWE.

Kto? te mnichów tłumy
Którzy poszli do piekła... Kto? te Niemcy harde
Którzy z życiem wrodzonéj pozbyli się dumy.
Dla żywych i umarłych równą czuję wzgardę,
Umarłych się nie lękam...

ROGNEDA.

Lecz Dowmunt?

MINDOWE.

       15 Śpi w grobie.
Gdyby ci wstawać mogli których grób pokrywa,
Nie śmiałyby się żony ubrane w żałobie,
Ani dziedziców radość byłaby tak żywa.
Matko — i ja nie wrócę gdy dziś w grobie zasnę.
       20 O! zamku co przetrwałeś długie wieków burze,
Ciebie naprzód powita jutro słońce jasne,
Ja ciebie żegnam... Zamku! na wysokiéj górze,
Byłeś ty gniazdem orła, — orzeł ciebie wsławił,
W tobie zasypiał, w tobie zwykł łupy pożerać,
       25 I nieraz cię krwią ofiar niewinną zakrwawił;
Ale czyż orzeł w gnieździe powinien umiérać?

ROGNEDA.

Serce rozdziérasz synu.

MINDOWE.

Rozdziérałem serca.
Bezbożny — zbójca — tyran — obłudnik — morderca.
Jedna z tych zbrodni ludzkie wypali sumnienie,
       30 Jam wszystkie spełnił — zimno — znużony po zbrodniach
Głębiéj teraz spać będę i w grobowe cienie
Przejdę, przy jasnych wiosek krzyżackich pochodniach.
Ach matko! ciężkie! ciężkie było moje życie,
Czułem, choć twarzą boleść wskazywałem rzadko.
Nikt mnie nie kochał!...

ROGNEDA.

       35 Słyszysz tego serca bicie?
Kochałam cię...

MINDOWE.

A jednak przeklęłaś mnie matko!

ROGNEDA.

Niémasz ty serca synu! on mi przypomina!
Przekleństwo zapomiane!

MINDOWE.

Tu czara nalana
Słodkiém winem, truciznę przymięszam do wina.

Sypie truciznę.

       40 O matko! tu Aldona idzie obłąkana.

Wchodzi Aldona i w obłąkaniu zdaje się kogoś prowadzić za sobą.
ALDONA.

Chodź tu za mną Dowmuncie — w téj sali tak głucho,
I ty za głośno stąpasz — słyszy moje ucho
Ciężkość twoich odetchnień — szelest twojéj szaty...

Po chwili.

Tam na grobie rosną kwiaty,
       45 A w grobie?.. grób ten dwoje kochanków przykryje.

Po chwili.

Chodź za mną — daj mi rękę — jak twe serce bije?
Bije za nadto głośno, Mindowe usłyszy!
Czego tak głośno stąpasz? w pałacowéj ciszy
O sklepienie się każde westchnienie rostrąca.
       50 I uśmiéch taki zimny — i dłoń taka drząca.

Idzie do okna.

Czemu tak wcześnie? czemu tak wcześnie?
Już mię porzucasz drogi mój! miły!
Jeszcze gmach cały spoczywa we śnie,
Ledwo wieczorne gwiazdy zalśniły.
       55 Lecz oko twoje, moich unika,
I łzami smutna błyszczy źrennica.
Czy cię tak smuci ten głos słowika?
Czy cię tak smuci ten blask xiężyca?

MINDOWE.

Nieszczęśliwa — więc dam jéj zatrute napoje...
       60 I któżby z ludzi sądził żeby serce moje
Miało tyle litości?

Podaje Aldonie czarę.

Dowmunt ci przysyła
Ten napój — wypij — zaśniesz...

ALDONA, z uśmiechem.

To Dowmunt?

MINDOWE.

Wypiła...

ALDONA.

Noc była ciemna i chłodna,
Czułam jak się myśl moja rozdzielała zemną
       65 I mowa z wątkiem myśli stała się niezgodna.
Straszna to była chwila, jeszcze w noc tak ciemną.
Lecz dawniéj — kiedyś — w téj saméj dobie,
Była straszniejsza chwila w téj sali...
Aldono! tyś pobladła — Aldono co tobie?
       70 Nic mi mój luby — czy słyszysz dźwięk stali?
Chroń się; o Boże! wyłam okien kraty...

Śmieje się z obłąkaniem.

Tam na grobie rosną kwiaty,
A w grobie...

Śmieje się dziko.

Aldono! tyś pobladła — Aldono co tobie?
       75 Nic mi mój luby... bywaj zdrów na wieki!

Wychodzi zamyślona.
MINDOWE.

Niech prędko sen śmiertelny zamknie jéj powieki...

ROGNEDA.

Słyszę jakieś stąpania — synu! synu drogi!
Patrz oto klucz od świątyń — przez te drzwi komnaty
Uchodź — tam będą bronić wielkie Litwy Bogi,
       80 Tam w ołtarzu odemkniesz potajemne kraty,
Jest wyjście do ogrodu, kędy lampa świeci...
Zapomnij przekleństw.

MINDOWE, wskazując na jedno z drzwi.

Matko! tam! tam moje dzieci!...

(Wychodzi innémi drzwiami).
ROGNEDA, sama.

Poszedł — ostatnich jeszcze kroków szelest słyszę!
I te już nikną... poszedł — wszędy grobu cisze...

Po chwili.

       85 Gdzież jestem? czy młodości wróciła godzina!
Wszyscy są tu koło mnie — Xiążęca rodzina
Otoczyła mnie wkoło. Nie są to obrazy,
Które z płótna się patrzą nieruchomym wzrokiem;
Widzę ich — na obliczu czas nie wyrył skazy,
       90 Nie zakryli się żadnym, posępnym, obłokiem.
Jak wczoraj pożegnani.

Mówi do otaczających ją duchów

Ryngolcie! mój mężu!
Siądź tu przy mnie... Patrz jak ta dziecina na łonie
Uśmiécha się i w twoim podoba orężu.
Nierusz miecza Mindowe okaléczysz dłonie!
       95 Masz kwiatek, baw się z kwiatem, dziécie! duszo moja!
Ty się uśmiechasz mężu — Ryngolcie kochany!

Słychać szczęk broni.

Broń jęknęła — Ryngolcie czy to twoja zbroja
Zajęczała tak smutnie? czy miecz spadł ze ściany?
Ty znikasz — pójdę z tobą — nigdy się nie chwiałam,
       100 Czy przyjmiesz mnie do grobu? czy przyjmiesz?...

Przez kilka chwil milczy zamyślona — Trojnat ze sztyletem w ręku, blady, przechodzi przez głąb sali — i wchodzi do pokoju dzieci, przez drzwi na które Mindowe wskazał oddalając się.

Słyszałam!...
Tak, to on był!

85%
MINDOWE.

Kto matko? kto matko!

ROGNEDA, z zadziwieniem.

Mindowe?
Pocoś tu przybył! poco szukasz tu schronienia?
Uciekaj! miecz ukryty spadnie na twą głowę.

MINDOWE.

Nikogo tu nie widzę oprócz mego cienia,
       105 Który po raz ostatni pada na te ściany.
Matko widać nieszczęściem umysł masz zbłąkany?

Próżna ucieczka, losy niechaj się uiszczą,
Byłem w świątyni, zewsząd zdradne miecze błyszczą,
Czy był tu kto?

ROGNEDA.

Gdzie Trojnat? Trojnat tu przechodził?
       110 Zdaje się że widziałam sztylet — we krwi brodził.

MINDOWE.

Gdzie Trojnat? Matko moja! gdzie Trojnat — on zginie.
Chciałbym ukarać sprawcę niegodnego czynu.
Matko powiédz! ach powiédz! nim chwila przeminie
Będzie zapóźno...

ROGNEDA, z rospaczą.

Ja go nie widziałam synu!
       115 Nie lękaj się — nie zginiesz od Trojnata dłoni,
Siła wyroczni ciebie od zgonu zasłoni;
Chyba umarli wstaną, chyba Dowmunt wstanie.

MINDOWE.

O Matko! oby prędzéj zabłysło świtanie!
Zaledwo się od wschodu rozwidnia noc ciemna,
       120 Srebrne mgły się podnoszą... Zda mi się że słyszę,
Jak smutno szumią wody błękitnego Niemna,
Jak posępnie Litewskim borem wiatr kołysze.
Matko czujesz — przez okna téj gotyckiéj sali
Kwitnących jodeł płynie balsamiczne tchnienie...
       125 O Litwo moja! syn twój na ciebie się żali,
Zdradzasz go... Niech już słońca zabłysną promienie.
Nie wytrzymam, tak srodze duszę moją nęka
Ta nad głową z sztyletem zawieszona ręka.

Podczas ostatnich słów wchodzi Dowmunt w krzyżackiéj zbroi, z zapuszczoną przyłbicą. — Rogneda do końcu aktu siedzi nieporuszona.
DOWMUNT.

Zapłaciłbym krwią moją tak podłe wyznanie,
       130 Boisz się umrzeć — zgonu boisz się tyranie?
Płacz i głoś żal za życiem niewieściemi słowy,
Nakarmię dziką zemstę bojaźnią Mindowy,
Ujrzę płacz rzewny dziecka.

MINDOWE.

To krzyżak! strach marny.
Dzieci tylko przeraża zbroja i krzyż czarny,
Broń się...

Biją się i po długiéj walce zastanawiają się oba.

       135 A więc innego użyjmy sposobu.
Oba odrzućmy zbroje — ten kto mnie zabije,
Musi wprzód wejść do grobu, potém powstać z grobu.

DOWMUNT.

Pomnisz Dowmunta?

MINDOWE.

Skonał.

DOWMUNT, podnosi przyłbicę.

Już zmartwychwstał żyje.
Patrz kto ja jestem!

MINDOWE.

Matko! matko! mąż Aldony.

DOWMUNT.

       140 O Boże mąż Aldony! tak jest mąż Aldony!
Broń się nieszczęsny! cała wściekłość mi wróciła.
Odemszczę w krwi tyrana, nieszczęścia méj żony.

MINDOWE.

Więc śmierć jéj odemścij.

DOWMUNT.

Jakto? ona żyła!
I choćby serce uschło, ją mój wzrok ożywi,
       145 Będziemy jeszcze razem, będziemy szczęśliwi,
Jak dziecka strzedz jéj będę i osłodzę płacze...
Powiédz że ona żyje! wszystko ci przebaczę,
Nawet tę wieść ostatnią okropną i ciemną.

MINDOWE.

Ona piła truciznę, zginie razem ze mną.

DOWMUNT, przebija go.

       150 Ty prędzéj zginiesz!!... Boże! Aldona! Aldona

Wybiega.
MINDOWE, opiéra się o filar sali.

Krew mi płynie strumieniem z rozdartego łona.
Matko moja! chodź, zamknij! zamknij! oczy syna...
Jak się ciężką wydaje ta żelazna zbroja,
Ten miecz okropny mrozem krew mi w żyłach ścina.
       155 Czyżeś mię opuściła? matko! matko moja!
Przekleństwo wam! o mnichu! mnichu precz mi z krzyżem.
Na tron nieście... a w mnichy Trojnata postrzyżem.
A ty poco nade mną szepczesz te pacierze?
Boże mój — Boże — ciągle odzywa się we mnie,
       160 Precz mnichu! sen przerywasz — niech boleść uśmierzę.
Niech zasnę! oh! niech zasnę! daremnie! daremnie!
W strasznych bolach o wszystkiém w świecie zapominam,
Świat i siebie przeklinam — i dzieci przeklinam...
Wszystkich przeklnę — O! matko gdzie są moje dzieci?

Trojnat wychodzi z dzieci pokoju ze sztyletem, blady.
TROJNAT.

       165 Nie! tu niéma nikogo — lampa tylko świeci.
Gdzież ta korona? gdzież jest? zabić bez nagrody.
Gdzież jest moja korona? gdzie purpura Xięcia.
Jak mi ciężko — okropnie...

Patrzy przez okno.

Słyszę ranne chłody,
Spójrzę na ziemię — róża jest jak twarz dziecięcia,
       170 Spójrzę na niebo — xiężyc jest jak twarz dziecięcia,
Wszystko mi przypomina. Raz piérwszy krew leję,
Potém przywyknę — teraz pot się sączy z czoła.
Noc straszna! włos od zgryzot przez noc mi zbieleje...
Jakiś szmer słychać — może to mnie dziécie woła?
       175 Czy wrócę ich dokonać? Nie — tak mi się zdało...
Ciemno lampa płonęła, jedno z dzieci spało,
Po płaczu utulone jak na łonie matki,
I przez sen niespokojne marzyło wyrazy;
Drugi już się przebudził — i wołał o kwiatki,
       180 I niewyraźne dawał piastunce roskazy;
Potém nagle zapłakał, gdy żadnéj nie było,
I jakby mu się jeszcze coś strasznego śniło,

Jeszcze zapłakał — jęknął — znów cicho w komnacie,
I jeszcze — jeszcze jęknął.

MINDOWE.

Trojnacie! Trojnacie!
       185 Skończ! skończ! przekleństwo o tobie! o boleść straszliwa
Mocniejsza teraz kiedy życie dogorywa.
Gryzłbym z jękiem te twarde kolumny marmury...
Przeklinam ciebie — matko ty przeklnij mordercę!
Twych przekleństw ja doznałem... Boleści tortury
       190 O! gdyby prędzéj skończyć! przebij mi to serce,
Lecz nie tym mieczem którym zabijałeś dzieci,
Precz! precz! czuję, duch z jękiem ostatnim uleci.
Oh! oh! oh!

Kona.
Dowmunt wpada prędko, prowadząc za sobą obłąkaną Aldonę.
DOWMUNT.

Ach przemów! przemów do mnie! o droga Aldono!

ALDONA, śpiewa z obłąkaniem

       195 Oto złotą osnową
Winie mi się wrzeciono,
A ja śpiéwam dziecinie:
Jeśli się nić uwinie,
Uwieńczona koroną,
       200 Będziesz kiedyś królową;

Przestaje śpiewać.

Jeśli się przerwie — pieśń ci zaśpiéwam grobową.
Pamiętam tak mi niegdyś piastunka śpiéwała,
Czy się ta nić uprzędła? czyli się urwała?
Niewiém — już nie pamiętam to tak dawno było.

DOWMUNT, z rospaczą.

Czy ty mnie znasz Aldono?

ALDONA, zimno.

       205 Tak... myśmy się znali,
We śnie... Tyle mi twarzy na świecie się śniło,
Któż sny pamięta...

DOWMUNT.

Lampa tak ciemno się pali,
Dla tego nie poznała...

Bierze lampę i z nią przystępuje do Aldony.

Patrz! twój Dowmunt żyje
Stoi przed tobą... Patrzaj! choć nieszczęście zmienia,
       210 Nie zmieni rysów twarzy — zginął stróż więzienia,
Ja odzyskałem wolność...

ALDONA.

Ach jak mi wesoło!
Idę do ślubu, wianek zawieszę na czoło...
Jeden kwiat polnéj róży
I dużo rozmarynu,
       215 Niechaj mi szczęście wróży;
Dwie gałązki jaśminu,
I jeden liść paproci...
Patrzaj! oto poranek blado niebo złoci.
I tak mi słabo — tak mi w oczach ciemno.

DOWMUNT.

O luba! droga moja — chodź ze mną! chodź ze mną!
       220 Niepłacz — czas wszystko zgładzi — zmysły ci powrócą,
Strzedz cię będę jak kwiatu, otoczę kwiatami,
Żadne ponure myśli szczęścia nie zakłócą,
Łzy moje; cicho będą płynąć z twémi łzami...

ALDONA, wpatrując się w Dowmunta, z uśmiéchem...

Dowmunt!...

DOWMUNT.

Ty mnie poznałaś?...

ALDONA, oglądając się.

       225 Jak tu ciemno w gmachu
To kwiaty na podłodze...

DOWMUNT.

Krew skalała głazy.
Chodź! chodź! oto ich twarze pobladły z przestrachu.

ALDONA, śmiejąc się z obłąkaniem.

Cha! cha! ten śmiéch mi łamie na ustach wyrazy.
I ból... Niech go uczuję głębiéj. — Oh! rozdziéra,
Rozdziéra mi wnętrzności... Wyrwij mi go z łona...
Już widmo ciemne myśli bladnie — obumiéra...
I wszystko przeszło... Boże oh! oh! oh!

Umiéra.
DOWMUNT, padając przy niéj na kolana.

       230 Aldona!...

Wchodzi Krzyżak.
KRZYŻAK, do Trojnata.

Kapłan Litewski panem Litwy cię ogłasza,
A lud radosnym krzykiem jego wybór święci.

TROJNAT.

Nie gadaj do mnie... wszystko wygasło w pamięci...
Lecz głos dumy, sumnienia boleści rosprasza,
       235 Może o tém zapomnę gdy włożę koronę...
Dowmuncie! chodź z téj sali...

DOWMUNT.

Patrzaj na Aldonę,
Jaka blada, jak zimna — to Aldona!

TROJNAT.

Blada?
Ach właśnie taka bladość była dzieci twarzy,
Tak były ciche, zimne... Okropna to zdrada...
       240 Zabijać dzieci! dzieci! Ale mi się marzy
Że jeden jeszcze westchnął... pójdę tam — zobaczę —
Nie, nie, to było tylko konających drganie.
Tyle razy słyszałem z ich kolébek płacze,
Nie dziw że mi się marzą.

KRZYŻAK.

Lud cię woła Panie.

TROJNAT.

       245 Tak prawda — lud mnie woła i na króla święci,
Matko! matko Mindowy! spełnione twe chęci.

Cóż to? nie słyszysz matko?... Nic nie odpowiada...
Rognedo! twego syna ziemia dziś pokryje.
Rognedo? cóż to milczysz?

Zbliża się do nieruchomie siedzącéj Rognedy.

Przebóg! jaka blada,
Nieruchoma — skościała — zimna.

Bierze ją za rękę.

       250 Już nie żyje.



KONIEC OBRAZU HISTORYCZNEGO MINDOWE.

Objaśnienia autora.

Ktokolwiek zechce przeczytaćdo końca dwa tomy niniejszych poezyi, przekona się jak mało czytelnika sobą i własnémi uczuciami zatrudniam; usilnie kryłem się za osoby działające w powieściach, jeszcze mniéj widać autora w dziełach scenicznych. Odczytując świéżo drama Mindowe wpadam na myśl, że piérwszym z zarzutów krytyka może być niedostateczność układu, drugim bezbożność, a oprócz tych zarzutów iluż błędów wiérsza nie wyśledzi oko wglądającego przez mikroskop gramatyka. Niech mi więc wolno będzie, uprzedzając krytyki, wyznać, że sam czuję najlepiéj wszystkie niedostateczności dramatu Mindowe, a części przynajmniéj błędów starałem się w Marji Stuart uniknąć. Mamże jeszcze z szczérszą otwartością postąpić? mamże wyznać że Mindowe jest najmłodszym z płodów w dwóch tomach zawartych, napisany przed trzema laty, wtenczas kiedy autor miał lat... Ale nie, zamilczę o wieku autora, bo to byłaby nadto słaba i bezużyteczna obrona i możeby słusznie jakie z pism perjodycznych polskich, naśladując EDINBURGH REVIEW — (tylko samo bardziéj błahe i nad bardziéj błahym pastwiąc się autorem) powiedziało: iż kiedy nie na tytule dzieła, to przynajmniéj w przypisach o przywileje małoletnich upominam się. I tak: Mindowe powinien był wiecznie w tece dziecinnéj pozostać, wiecznie by w niéj pozostał gdyby nie dziecinne moje przywiązanie do kilku scen piérwszego aktu i do całego aktu trzeciego. Ależ i w akcie trzecim, na który niejako uwagę czytelnika zwrócić usiłuję, pozostało mi tu uczynić, przykre może dla wielu innych, ale dla mnie mało ważne wyznanie. Jeden z Literatów który dawniéj przebiegał sceny Mindowy, uczynił mi zarzut, że scena gdzie Mindowe porównywa Litwę z krajem Krzyżaków, a bogactwa swoje z bogactwem zakonu, jest naśladowaniem mowy Litawora w ślicznéj Grażynie Mickiewicza. Pisząc tę scenę miałem tylko przed oczyma kilka miejsc z kronik, kilka miejsc z historyi Karamzina, gdzie nieraz z upodobaniem czytałem o dawném ubóstwie królów i Kniaziów. Nieraz Xiąże Tweru albo Nowogrodu testamentem rozpisując swoje skarby, jednemu z synów kubek; drugiemu szatę jedwabną, trzeciemu łańcuch daje w spuściznie. Takie homeryczne ubóstwo królów ówczesnych, podało mi myśl wzmiankowanéj sceny, i aby ją uczynić zupełnie oryginalną dosyć było kilka ostatnich wiérszy o zamku przemazać, dosyć było wyrzucić wiérsz:

Nie dbam ja o bogactwa, o złoto nie stoję.

I ten drugi:

A tu patrz Lutuwerze jak posępne gmachy.

Wolałem przecięż scenę nietkniętą pozostawić i wyznać że bez upokorzenia dług myśli względem największego z naszych poetów zaciągam.
Dzisiéjsi poeci muszą również jak dawniejsi w myślach spotykać się, a nawet częściéj, bo malują wiernie naturę i serce człowieka; ta różnica tylko zachodzi, że dawniejsi naśladować chcieli i starali się, gdy drudzy przypadkowie naśladują ile razy tego uniknąć nie mogą. I gdybyśmy każde dzieło gienjuszu rozbiérać chcieli, czyż trudnem byłoby powiedziéć że Walenrod sam jest szpiegiem Coopera, że opisanie charakteru Walenroda jest opisaniem charakteru Lary lub Korsarza, z tą różnicą że korsarz w napojach gorących ulgi nie szukał: że nareszcie, przystępując do drobniejszych szczegółów, krzyk Aldony umierającej w Walenrodzie, jest krzykiem ostatnim i przeraźliwym Pariziny, a jednak pewny jestem że Autor zbliżenia obrazów nigdy nie dostrzegł i takie przystosowania, również jak błędy przez drukarzów popełniane, prędzéj w oko czytelnika niż w oko autora wpadać mogą.
Ale z drugiéj strony ileż w tegoczesnych poetach nowych myśli? jaka moc zadziwiająca wynalezienia? słusznie Cousin w historyi filozofii osiémnastego wieku powiedział: że wiek dziewiętnasty będzie bogatym w wielkich poetów, albowiem Bóg obfitą dłonią rozlał na ludzi nowe zasoby imaginacyi; ale niesłusznie tenże pisarz dodał: że Bóg uczynił to jakoby dla wynagrodzenia ludzi za oschłość politycznych wypadków wieku; sądziłbym ze wiek ten będzie w wypadkach swoich poetycznym i że skarby imaginacyi wylane zostały na świat celem usposobienia ludzi do wielkich czynów i przedsięwzięć, celem silniéjszego popchnięcia dążności ludów.
Przekonany jestem nakoniec, że wszelką bezbożność w słowach Mindowy odkrytą, uprzedzony chyba i płocho sądzący czytelnik na karb autora policzy. Trzebaż było aby Mindowe w każdém słowie lękając się obrazić czytelnika, obrażenia krzyżaków lękał się? Wyrzeczenie się wiary, zerwanie z krzyżakami, bulla papiezka w któréj Inocenty IV. daruje królowi wszystkie kraje jakie kiedykolwiek Mindowe mieczem pozyska na Danielu Xiążęciu z Halicza, są to fakta z historyi wyjęte. Te rysy były głównym zawiązkiem utworu, musiały więc pozostać, i śmiém dodać że sceny te, jako żywcem z historyi wydarte, są jedyną zapewna zaletą źle ułożonego obrazu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.