Mikołaja Sępa Szarzyńskiego Poezye. z pierwodruku (1601) i z rękopisu wydał Ignacy Chrzanowski - CałośćMikołaj Sęp Szarzyński-Poezje z pierwodruku 1601.djvu/1
Poezye Szarzyńskiego († 1581) ukazały się w druku dopiero po śmierci poety, staraniem brata jego Jakuba, podstolego ziemi lwowskiej, w roku 1601 (bez wymienienia miejsca). Że jednak już wcześniej zasłynęło imię Szarzyńskiego, jako poety, o tem świadczą i Paprocki w „Herbach“ (1584) i Bielski w „Kronice“ (1597). Paprocki przytacza nawet, mówiąc o Stanisławie Strusie, wiersz Szarzyńskiego, na jego cześć napisany (ob. wyd. niniejsze, 19), — oczywiście z kopii rękopiśmiennej. Po śmierci Szarzyńskiego dostały się jego rękopisy i księgi do Stanisława Starzechowskiego, podkomorzego ziemi lwowskiej; ale ten wkrótce umarł, i spuścizna po Szarzyńskim tak się gdzieś zawieruszyła, że brat jego już się o nią dopytać nie mógł i tym sposobem ogłosił drukiem nie całą spuściznę, ale, jak mówi, tylko „trochę pism“. Tę trochę uzupełnia nam jednym wierszykiem Malcher Piotrkowita, który jeszcze w r. 1579 w dziełku „Przeciw morowemu powietrzu przestroga“ przytoczył epigramat Szarzyńskiego na herb Dąbrowa. To już wszystko, to już cała drukowana spuścizna poety, tak wysoko cenionego przez współczesnych i potomnych; nie zbogacił jej przytoczony przez Andrzeja Wargockiego (w „Rzymie pogańskim i chrześcijańskim“, 1610) wiersz [4](Epitaphium Rzymowi), znajduje się bowiem w wydaniu z roku 1601. Wydanie to, ocalałe w jednym jedynym egzemplarzu biblioteki kórnickiej, przedrukował Muczkowski („Zbiór najcelniejszych i najrzadszych rymotwórców polskich z wieku XVI i XVII“, tomik 1, Poznań, 1827), — z tak nadzwyczajną dokładnością, że wydanie jego pierwodruk w zupełności zastąpić może. Lecz przedruk Muczkowskiego już oddawna jest wyczerpany, a wydanie Turowskiego (Kraków, 1858), równie niedbałe, jak wszystkie wogóle przedruki „Biblioteki polskiej“, zastąpić go nie mogło. Z tego względu ponowne wydanie „Rytmów abo wierszy“ Szarzyńskiego nie będzie zapewne zbytecznem, tem więcej, że wydawca uzupełnił je nietylko epigramatem na herb Dąbrowa (który już i Turowski — za Maciejowskim — przedrukował), ale i spuścizną rękopiśmienną, którą, w kopii XVI wieku, posiada jedna z większych bibliotek krajowych. Znalazł i prawie w całości ogłosił tę spuściznę prof. Brückner („Źródła do dziejów literatury i oświaty polskiej. III. Sępa Szarzyńskiego wiersze nieznane“, Bibl. Warsz., 1891, III, 531—552). Szczegółowy opis rękopisu podał wydawca w przedmowie do poezyi anonima-protestanta XVI wieku (wydanych w „Bibliotece pisarzów polskich“ Akademii Umiejętności, Nr. 43); tutaj go więc nie powtarza, zaznaczając tylko, że wiersze Szarzyńskiego mieszczą się na str. 145—160 rękopisu. Że to poezye Szarzyńskiego, nie ulega wątpliwości. Przedewszystkiem wiersze rękopisu, oznaczone w wydaniu niniejszem numerami 9*, 17*, 19*, 23*, 42*, są tylko odmiennemi (pierwotnemi) redakcyami wierszy, znanych z wydania drukowanego r. 1601 (w wyd. niniejszem nr. 9. 17, 19, 23, 42). [5]Powtóre, co do wierszy, nieogłoszonych drukiem, styl i język wskazują, że one z pod pióra Szarzyńskiego wyszły; zwłaszcza powołać się można na tak ulubione przez poetę przymiotniki na — liwy, np. bojaźliwy (58*, 8), wątpliwy (60*, 3), troskliwy (62*, 8), obłędliwy (65*, 6), wstydliwy (65*, 12), żałośliwy (68*, 38), chętliwy (68*, 57), teskliwy (70*, 1), płaczliwy (71*, 5), złośliwy (71*, 6), pożądliwy (76*, 12); znana powszechnie właściwość stylu Szarzyńskiego, polegająca na zagmatwanym szyku wyrazów, ukazuje się i w poezyach rękopiśmiennych, chociaż rzadziej, niż w utworach, drukiem ogłoszonych, np. „nie szkodzi wiernej dalekość miłości“ (63*, 2), „mię panu fortuna w moc dała takiemu“ (70*, 14). Zresztą w sprawie niewątpliwego autorstwa Szarzyńskiego powołujemy się na wspomnianą rozprawę prof. Brücknera. Pierwodruk (za którego nadesłanie wydawca najgorętsze składa dzięki dyrektorowi biblioteki kórnickiej, drowi Zygmuntowi Celichowskiemu) składa się z trzydziestu ośmiu stronic (in quarto), sygnowanych u dołu literami, przyczem karta tytułowa oraz karta z przedmową Jakuba Szarzyńskiego nie są objęte sygnaturą; tym sposobem poezye Szarzyńskiego mieszczą się na trzydziestu czterech stronicach. Karta tytułowa brzmi:
Mikołáiá Sępá
Szarzyńskiego, Ry-
tmy ábo Wiersze Polskie.
Po iego śmierći zebráne
y wydáne.
Roku Páńskiego 1601.
Na odwrocie karty tytułowej — herb Gryf, pod którym znajduje się wiersz (czy Szarzyńskiego?):
Na herb Jego M. Pana Jakuba Leśniowskiego, podczaszego ziemie lwowskiej.
Gryfowie strzegą złota i biją sie o nie Tak w południowej, jako i w północnej stronie.
Niebożęta Pigmei trudność z nimi mają, Którzy sie o ten kruszec z pilnością starają.
Ale polscy Gryffowie nie tak żądni złota, Jako wolności stróże, w których ta ochota,
Że i umrzeć za wolność zyskiem poczytają, Skąd też i od ojczyzny dawną wdzięczność znają.
Mimo insze przykłady i zacny Podczasy Herbownym i ojczyźnie jest wszelkimi czasy
Powodem do wolności, krwią przodków nabytej. Z okazałej swej chęci bynamniej nieskrytej.
Na karcie następującej — przedmowa: „Jego Mości Panu Jakubowi Leśniowskiemu, Podczaszemu ziemie Lwowskiej, Panu i bratu mnie Miłościwemu“: „Częstokroć wiele ludzi zacnych, mciwy panie bracie, którzy nieboszczyka pana Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, brata mego rodzonego, albo zaznali, albo też pisma jego czytali, rozmawiali ze mną i z narzekaniem, żem sie o to nie starał, aby prace i pisma jego do kupy były za moim staraniem zebrane i światłu pokazane. Ja zaiste, będąc w tej mierze i sam na sie frasowity, żem do tego przyść nie mógł, i narzekaniem ludzkim poruszony, starałem sie, jakobym i żądności onej prawie pospolitej od wszytkich, którzy sie w dowcipie brata mego zakochali, i powinności mojej braterskiej, a przytym sławy brata mego nie odbiegał. Lecz mi to na wielkiej przeszkodzie było, że po ześciu z tego świata brata mego nieboszczyk zacnej pamięci Jego M. pan Stanisław Starzechowski, podkomorzy ziemie lwowskiej, pisma [7]i księgi jego na swój dozór i opiekę wziął, który też potym wrychle umarł, także też ja z pilnością sie o onych pismach pytając, mianowicie u nieboszczyka pana Pobidzińskiego, nie mogłem sie dopytać. Mając tedy troche pism takowych brata mego, oczekiwałem z niemi, azaby sie ich więcej kędy miedzy ludźmi uczonemi naleźć mogło. Lecz gdy sie nic takowego nie pojawiło, jam sie, patrząc na złe zdrowie moje, aby i ta trocha, co przy mnie była, jako inszych wiele, nie zginęła, obawiając, użyłem jednej zacnej osoby duchownej do przejźrzenia i sporządzenia pism ręki brata mego własnej, które przy mnie były, które ja, aby świat widziały, pod miłościwą obronę W. M. mego miłościwego pana i brata i za upominek po bracie mym oddaję. Zalecam sie przytym miłościwej łasce W. M. braterskiej mego miłościwego pana i brata. W. M. mego mciwego Pana życzliwy brat i sługa. Jakub Szarzyński Sęp, podstoli ziemie lwowskiej“. Kolejne następstwo, a zatem i klasyfikacyę, wierszy pierwodruku zachował wydawca bez zmian (oznaczył je cyframi bez gwiazdek); natomiast poezyom z rękopisu (oznaczonym cyframi gwiazdkowanemi) nadał układ inny, jak w rękopisie, przestrzegając tej samej klasyfikacyi, którą posiadają wiersze w pierwodruku; tuż np. po nr. 23 (wiersz pierwodruku) pomieścił nr. 23*—26* (wiersze rękopisu), jako należące do jednej kategoryi „fraszek“. Od nr. 58* zaczynają się wiersze miłosne, których pierwodruk zupełnie nie zna; i tym jednak nadano odmienny od rękopiśmiennego układ, a to stosownie do imion trzech bogdanek: Zosi, Anusi i Kasi.
Córa to grzechowa,
Świat skazić gotowa:
Wszytko, co się rodzi,
Bądź po ziemi chodzi,
Lub w morskiej wnętrzności
I wietrznej próżności,
Jako kosarz ziele,
Ostrą kosą ściele,
Tak ta wszystko składa,
Ani opowiada
Nikomu swojego
Zamachu strasznego.
I wy, co to czcicie[1],
Prawda, że nie wiecie,
Jeśli nie przymierza[2]
Ta sroga szampierza[3]
Któremu do szyje.
Strzeż sie: oto bije!
O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego.
Ehej, jak gwałtem obrotne[4] obłoki
I Tytan prętki lotne czasy pędzą!
A chciwa może odciąć rozkosz nędzą
Śmierć, — tuż za nami spore czyni kroki!
A ja, co dalej, lepiej cień głęboki
Błędów mych widzę, które gęsto jędzą[5]
Strwożone serce ustawiczną nędzą,
I z płaczem ganię młodości mej skoki.
O moc, o rozkosz, o skarby pilności[6],
Choćby nie darmo były, przedsię szkodzą:
Bo naszę chciwość od swej szczęśliwości
Własnej (co Bogiem zowiemy) odwodzą.
Niestałe dobra. O, stokroć szczęśliwy,
Który tych cieniów wczas zna kształt prawdziwy!
III.
SONET II.
Na one słowa Jopowe:
Homo natus de muliere, brevi vivens tempore etc.
Z wstydem poczęty człowiek, urodzony
Z boleścią, krótko tu na świecie żywie,
I to odmiennie, nędznie, bojaźliwie;
Ginie, od słońca jak cień opuszczony.
I od takiego, Boże nieskończony,
W sobie chwalebnie i w sobie szczęśliwie
Sam przez się żyjąc, żądasz jakmiarz[7] chciwie
Być miłowany i chcesz być chwalony.
Dziwne są twego miłosierdzia sprawy:
Tym sie Cherubim, przepaść zrozumności[8],
Dziwi zdumiały, i stąd pała prawy
Płomień Seraphim w szczęśliwej miłości.
O święty Panie, daj, niech i my mamy
To, co mieć każesz, i tobie oddamy!
IV.
SONET III.
Do Naświętszej Panny.
Panno bezrówna, stanu człowieczego
Wtóra ozdobo, niepsowała w której
Pokora serca, ni godność pokory,
Przedziwna matko stworzyciela swego!
Ty, głowę starwszy smoka okrutnego,
Którego jadem świat był wszystek chory,
Wziętaś jest w niebo nad wysokie chóry;
Chwalebna, szczęścia używasz szczerego.
Tyś jest dusz naszych jak księżyc prawdziwy,
W którym wiecznego baczymy promienie
Miłosierdzia, gdy na nas grzech straszliwy
Przywodzi smutnej nocy ciężkie cienie!
Ale zarzą już nam nastań raną[9],
Pokaż twego słońca światłość żądaną.
V.
SONET IV.
O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem.
Pokój — szczęśliwość; ale bojowanie
Byt nasz podniebny: on srogi ciemności
Hetman i świata łakome marności
O nasze pilno czynią zepsowanie.
Nie dosyć na tym, o nasz możny Panie!
Ten nasz dom — ciało —, dla zbiegłych[10] lubości
Niebacznie zajźrząc duchowi zwierzchności,
Upaść na wieki żądać nie przestanie.
Cóż będę czynił w tak straszliwym boju,
Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie?
Królu powszechny, prawdziwy pokoju
Zbawienia mego, jest nadzieja w tobie!
Ty mnie przy sobie postaw, a prześpiecznie
Będę wojował i wygram statecznie!
VI.
SONET V.
O nietrwałej miłości rzeczy świata tego.
I niemiłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Myśli cukrują[11] nazbyt rzeczy one,
Które i mienić i muszą się psować.
Komu tak będzie dostatkiem smakować
Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone
Piękne oblicze, by tym nasycone
I mógł mieć serce i trwóg się warować?
Miłość jest własny bieg bycia naszego;
Ale z żywiołów utworzone ciało,
To chwaląc, co zna początku równego,
Gdy ciebie, wiecznej i prawej piękności,
Samej nie widzi, celu swej miłości.
VII.
SONET VI.
Do pana Mikołaja Tomickiego.
Tomicki, jeśli nie ganią owego,
Który ku chwale świeci lampą onej
W sobie chwalebnej, świętej, niezmierzonej
Światłości, światła skąd jasność każdego, —
Nie będę nazwan lekkiem[12] od żadnego,
Bym sławił piękność w tobie doświadczonej
Kożdemu cnoty. Jeno, żem uczonej
Mało pił wody, nie śmiem się jąć tego.
Chęć przyjmi wdzięcznie: na tej Bóg przestaje.
Lecz, jeśli Muzy z ubóstwem się zgodzą,
Dzielność, stateczność, rozum, obyczaje
Twoje, co zacność, choć wielką, przechodzą,
Wiersza mojego ustawną zabawą
Będą; co mówię? będą sławą prawą!
VIII.
PIEŚŃ I.
Na psalm Dawidów XIX.
Coeli enarrant gloriam Dei.
Narodzie, głupią mądrością chłubliwy
I błędom zmyślnym[13] wierzyć uporczywy,
Mnóstwem gwiazd ślicznych niebo ozdobione
Obacz, a smysły[14] wżdy oświeć zaćmione!
Poznasz, że mądrym, że jest wiekuistym
Pan, co ma pałac na sklepie ognistym,
W którym zawiesił i wietrzne próżności
I możną wodę zniósł z ziemnej ciężkości.
W pewne godziny dzień — nocy, cieniowi,
W pewne godziny noc zstępując dniowi.
Świadczą swym biegiem, tak porządnie zgodnym,
Że nie trafunkiem świat stanął przygodnym.
Nieba machina tak zgodnie sprawiona,
Że mądrość Pańska, że moc nieskończona
Wiecznie ją rządzi, woła; a po wielkim
Świecie jest słyszny głos i uszom wszelkim.
Bo w żadnym kącie świata mieszkanego
Niemasz narodu tak sprośnie grubego,
By wżdy nie baczył, iże prawo rządzi
Niezmylne niebem, bo nigdy nie błądzi.
Kto się, gdy nieba chmura nie zakrywa,
Patrząc na jasnych gwiazd blask, nie zdumiewa?
Abo gdy światłem uderzy go w oczy
Słońce, ognistym gdy sie kołem toczy?
Które, gdy z łoża powstawa swojego,
Jak oblubieniec, obleczon z szczyrego
Złota ubiorem, a wieniec, z kamieni
Kosztownych sprawion, głowę mu promieni.
Do kresu swego nic niezmordowany
Gwałtem się wali: dobrze przyrównany
Kształtem i siłą i pędem onemu
Jest obrzymowi, sto rąk mającemu.
Od wschodu bieżąc aż tam, gdzie powstawa
Noc ciemna, gwiazdom światłości dodawa
I, co jest kolwiek tu, na nizkiej ziemi,
Wspładza i żywi płomieńmi swojemi.
Ale porządek na wysokim niebie
Nie tak patrzących myśl ciągnie do siebie,
Jak zakon, Panie, twój ku przystojności
Nakłania smysły i psuje chciwości.
Twe obietnice odmiany nie znają
I światłem prawdy serca utwierdzają;
A tak nas karzesz, gdyć który przewini,
Że w nim pożytek twa święta kaźń[15] czyni.
Twe przykazanie oczy nam zabawia
Wdzięczną radością i szczyrą ustawia,
Panie, twą chwałę, której nie naruszy
Starość, co zębem stalnym wszytko kruszy.
Przy twych dekretach prawda z pobożnością
Zawsze przebywa, strzegąc ich z pilnością,
Które są słodsze nad miód i nad złoty
Kruszec ważniejsze i rzadkie klejnoty.
Przeto ich w sercu swym sługa twój, Panie,
Słusznie pilnować nigdy nie ustanie,
Wiedząc nagrodę, którąś ty zgotował
Każdemu, stale kto ich będzie chował.
Lecz błędy wszytkie kto swe wiedzieć może?
Ty mię sam oczyść, wiekuisty Boże,
I wniwecz obróć moje wszytkie złości,
Któremim zmazan prócz mej wiadomości,
A daj, by pychy tobie brzydkiej siła
Do serca mego nigdy nie wchodziła;
Tak mię na wieki prócz trudności wszelkiej,
Oków pozbawisz bezbożności wielkiej.
Depce mię srodze, pyszniąc się wielością
Ludzi, i zbytnią tłumi mie srogością;
W żaden dzień wolnym nie jestem od niego,
I noc nie próżna strachu okrutnego.
Wszakże, choć we dnie, choć strach obciążliwy
Mnie w nocy ciśnie, Ojcze dobrotliwy,
Tyś jest nadzieją moją, mój obrońca,
I będziesz w każdej potrzebie do końca.
Twemi ja, Panie, będąc upewniony
Obietnicami, ani zaślepionej
Ludzkiej chytrości, ani groźby srogiej
Bać się nie będę, ni wojennej trwogi.
Cóżkolwiek mówię, to źle wykładają,
Każdej przyganę mojej sprawie dają,
Na to swą pilność wszytkę obrócili
Bezbożni ludzie, aby mię hydzili.
I w zborach radzą, aby głowę moję
Lub skrytą zdradą, lub przez jawną zbroję
Stracili; przeto ścieżek mych pilnują,
Mnie przezpieczeństwa nic nie zostawują.
A więc to zcierpisz Panie sprawiedliwy?
Będąż sie cieszyć z swoich spraw złośliwi?
Będziesz odwłaczał zborowi zdradnemu
Przyść k upadkowi niepoddźwignionemu[21]?
Wiem, o wiem pewnie, wiekuisty Panie,
Że liczysz moje kożde uciekanie
I chowasz kropie łez oczu płaczliwych
I wiesz przyczynę kłopotów straszliwych.
I któż tak będzie szczęśliwy,
Kto tak w cnotach utwierdzony,
Gdy przyjdzie na sąd prawdziwy,
By nie miał być potępiony?
Ale ty, sędzia łaskawy,
Nie według szczerej srogości
Karzesz nasze błędne sprawy:
Zakon twój, pełen lutości,
I wierne twe słowa, Panie,
Że mię wyrwiesz z tej ciężkości,
Czynią mi pewne ufanie.
Przeto, choć zorza różana
Promienne słońce przywodzi,
Choć mgłą ciemną przyodziana
Noc z ciemnościami przychodzi[23]:
Narodowi wybranemu
Niech wątpienie nie przeszkodzi[24]
Śmiele ufać Panu swemu.
Bowiem skarb jest nieprzebrany
Wieczne miłosierdzie jego:
On nie leniw zgoić rany
I podźwignąć upadłego;
On, prócz wszelkiego wątpienia,
Nie zapomni ludu swego,
Przywiedzie go do zbawienia.
Ciebie, wszego stworzenia o obrońco wieczny,
Wzywam, wątły, ubogi i nigdzie bezpieczny:
Miej mię w pilnej opiece, a we wszytkiej trwodze
Pośpiesz przynieść ratunek duszy mej niebodze.
Uskrom choć rózgą twoją ciało, zaślepione
I żądzą próżną, sprosną, szkodną napełnione;
Niech sie wstyda, że pragnie duszy swej panować:
Słuszniej wiecznej ma służyć, co sie musi psować.
I wy, wojska zazdrosne, — Pan Bóg mnie obroną —
Tył podajcie i weźmcie hańbę nieskończoną,
Co dóbr, skąd was wygnano, stworzeniu Pańskiemu
Nie życzycie i chwały stwórcowi swojemu.
Szczęście me, chwało moja, niech wskok wstyd poczują,
Którzy mi inszą chwałę, nie ciebie, cukrują[25].
Co ma człowiek nie twego? a który sie chlubi
Z darów twych, wieczny królu, dary twoje zgubi.
To szczęśni, to weseli, którzy wyznawają,
Że twe jest, co jest dobrze, i ciebie szukają,
Wieczno-trwałej ozdoby, i czynią staranie,
By chcąc samego ciebie miłowali, Panie.
I mnie policz w tę liczbę, ojcze miłosierny,
A daj, bym i tu baczył, iżem proch mizerny,
I, nierówny[26] tak ciężkich przygód nawałności,
Niech znam moją możnością wielkie twe lutości.
Ale kto jest szczęśliwy, choć dyjamentową
Wdział zbroję, wojnę cierpiąc długą i surową?
Przeto proszę: ty, któryś jest obrońcą w boju,
Nie odwłaczaj dać sie nam, zbawienny pokoju.
XIII.
PIEŚŃ VI.
Nakształt psalmu CXX.
Ad te levavi oculos meos.
Panie nasz wszechmogący, wieczny, niepojęty,
Tobie Cheruby krzyczą: „Święty, święty, święty!”
Tobie Seraf, miłości prawej płomień czysty,
A twej chwały dwór znaczy firmament ognisty.
Przeto, choć wszędy tyś jest, oczy me płaczliwe
Tam podnoszę, i serce tam wzdycha teskliwe[27];
Bo ciężkościom nierówne[28] zmysłów mych krewkości,
Jak słudzy od swych panów, pragną twej lutości.
I wola ma, twej woli sługa nie skwirkliwa[29],
Wżdy, by skromna od paniej panna, oczekiwa,
Rychło jej rękę podasz i sprawiedliwego
Ciężaru gwałt uskromisz z miłosierdzia twego.
O Ojcze miłosierny, którego dobroci
Żadnego grobla grzechu zdrojów nie odwróci,
Już sie zmiłuj nad nami, zmiłuj się nad nami:
Jużeśmy nazbyt pełni szkody z despektami.
Już serce nie boleje, lecz jakmiarz[30] umiera,
Gdy nam możność niewdzięczna część i cześć wydziera,
Gdy nas hardość nadęta przenosi oczami,
Nie bacząc, że nie gardzą oczy twoje nami.
Nie trafunek przygodny ludzkie sprawy rządzi:
I fortunę szaloną, choć upornie błądzi,
Chełzna[31] twardym munsztukiem twego moc zrządzenia,
O mądrości, wszystkiego żywocie stworzenia!
Lutość i sprawiedliwość — wszytkie twoje sprawy,
A przed twemi oczyma i lewy i prawy.
Więc temu i to zdrowo, co sie zda, że szkodzi
Tamtemu, i to wadzi, co mu żywot słodzi.
A my na twoje sprawy choć wzrok ciemny mamy,
Kiedy się poznać chcemy, dotknąć sie władamy.
Żeś nam nietylko być dał, ale by szczęśliwie
Każdy żył, sam sie dawasz wszytkim lutościwie.
Ale ta twa powszechna łaska, Panie wieczny,
By cień światła twojego, ten to blask słoneczny,
Chociaj rzeczy oświeca jednako poddane,
Same promienie czyste i polerowane.
O wszechmogący Boże, światłości szczęśliwa,
Serca nasze osiadła rdza grzechów płaczliwa,
Skąd, chociaj nas oświecasz, żywiemy, jak w nocy,
A jadu tego pozbyć — nie naszej czyn mocy.
Ty nas oczyść, prosiemy; miłosierdzia twego
Niech promień, bijąc w serce, odnosi od niego
Ku tobie jasny odraz[32] chwały i miłości,
O Panie, nasza chwało, nasza szczęśliwości!
Wiekuista mądrości, Boże niezmierzony,
Który wszytko poruszasz, nie będąc wzruszony,
Wściągasz prawem aniołów wojska niezliczone,
Tak, że muszą z twą wolą chcenia mieć złączone.
Opaczystym[33] obłokom poczyniłeś tory,
W których błądzić nie mogą, zgodne wiodąc spory;
Pokazuje nam gwiazdy Tytanowe koło,
W pewny czas rogi bierze Cynthia na czoło.
Spólnie się żywić muszą żywioły podniebne,
Nie dziw, żeś dał naturze prawo tak chwalebne,
Że nie władnie odstąpić od twej wiecznej woli,
Gdyż ty w prawie dobroci trwasz i dobrej woli.
Proch podnóżka twojego, czemu wolność mamy
Twych ustaw ustępować, w których żywot znamy,
Do tego przystępując, co śmiertelnie szkodzi?
Dałeś rozum, — przecz u nas fortuna sie rodzi?
Porzuć straszne pioruny, zatrać i przygody,
Któremi nam znać dawasz, że chcesz z nami zgody,
A utwierdź wolność chceniu, której nie zna użyć;
Wolim w świętej ojczyźnie tobie wiecznie służyć.
XVI.
PIEŚŃ III.
O wielmożności bożej.
Od Boga wszytko; Pan to dobrotliwy,
Któremu śpiewać, jako on szczęśliwy
Zacni się ludzie rodzą także z zacnych;
Znać w koniach sztuki ojczyste; lękliwych
Mężna orlica gołębi nie rodzi,
Ani mdły zając z dużych lwów pochodzi.
Wszakże rozmnaża cnoty przyrodzone
Ćwiczenie: czynią serce utwierdzone
Piękne nauki; tych kiedy nie staje[39]
Ślachetne plemię szpecą złe zwyczaje.
Śmiał się waleczny Rzym z syna onego
Ojca, dzielnością przełomion którego
Straszny Hannibal: i fortunną zbroję
Musiał opuścić i ojczyznę swoję.
Ale nie przestał na tym miedzy bogi
Chwalon Alcides, że go gromem srogi
Ociec urodził, bo wolał dzielnością
Swą słynąć, niźli rodzaju zacnością.
Cóżkolwiek jeno straszliwego żyło
Na świecie, wszystko jego ustąpiło
Niezmożnej[40] sile; przeto słynie wszędzie
I wiecznie słynąć za swe cnoty będzie.
Droga ku sławie — w sławnym urodzenie
Domu, nie sama sława. Przeto w cenie
Kto chce być, porzuć nikczemne zabawy;
Nie na herb przodków patrz, ale na sprawy.
Da pospolite prawo nieskończone[41]
Imię swym stróżom, dadzą obronione
Granice zbroją koronne poczciwą
Od zdradnych sąsiad sławę wiecznie żywą.
XVII*.
Do jednego panięcia.
Zacni się rodzą z zacnych i cnotliwych:
Znać w koniu sztuki ojcowskie; lękliwych
Śmiała orlica gołębi nie rodzi,
Ani z lwów trwałych mdły zając pochodzi.
Wszakże rozmnaża cnoty przyrodzone
Ćwiczenie święte; czynią ućwierdzone
Nauki serce: tych kiedy nie staje,
Ślachetne plemię szpecą złe zwyczaje.
Cną sławę wszytkę domu swego gubi
Ten, co się tylko samem herbem chłubi
I dziadów swoich ważnemi sprawami,
Sam zaniedbawszy chodzić ich drogami.
Szydził waleczny Rzym z syna onego
Ojca, czujnością przełomion którego
Straszny Hannibal i fortunną zbroję
Musiał opuścić i ojczyznę swoję.
Ale nie przestał na tem miedzy bogi
Wzięty Herkules, że go gromem srogi
Ociec urodził, i wolał dzielnością
Swą słynąć, niżli rodzaju zacnością.
Cóżkolwiek jedno straszliwego było
Na wielkiem świecie, jego ustąpiło
Niezmożnej[42] sile; przeto słynie wszędzie
I wiecznie słynąć za swe cnoty będzie.
Droga ku sławie — w sławnem urodzenie
Domu, nie sama sława. A ty w cenie
Chceszli być, porzuć nikczemne zabawy,
A we wszem przodków swych naśladuj sprawy.
Da pospolite prawo nieskończone[43]
Imię strażom swym, dadzą i bronione
Granice zbroją koronne podściwą
Od zdradnych sąsiad, sławę wiecznie żywą.
XVIII.
PIEŚŃ V.
O FRIDRUSZU,
który pod Sokalem zabit od Tatarów roku Pańskiego 1519.
Umysł stateczny i w cnotach gruntowny
Kto ma od Boga, żywie świętym równy;
Nietylko wytrwa[44] gniew szczęścia surowy,
Ale i łaską wzgardzić jest gotowy.
Tysiąc przykładów! Ale dostateczny
Słów moich świadek sam Fridrusz serdeczny[45],
Który to sprawił, że sie mniej wstydamy
Blizny, prze upór co nieszczęścia mamy.
Na Sokal wojska gdy już płaczliwego
Ostatek uwiódł od rąk okrutnego
Pohańca, — wolny, serce nielękliwe
Odkrył, te słowa mówiąc pamiętliwe:
„Farbę Bugowej, widziałem, krew wody
„Nasza zmieniła, prócz pohańskiej szkody.
„Skryły się pola pod zacnemi ciały,
„A mnie, niestetyż, kto w te zagnał wały?
„Bojaźń wyrodna w serce me nie wchodzi,
„Lecz, mogąc pomóc, żywiąc, umrzeć szkodzi,
„Choć miejsce wzywa, i dusza uczciwa
„Krwią, ciałem, zbroją, sławę kupić chciwa.
„Ale jeszcze trwa ten targ: otwórz bronę,
„Otwórz, już mię wstyd mur mieć za obronę;
„Niechaj przypłaci pohaniec zdradliwy,
„Że tył mój widział, gdym zbrojny i żywy”.
To rzekszy, jako z działa śmiertelnego
Kamień, płomienia gwałtem siarczystego
Z hukiem wyparty, jako przez wiatr rzadki
Leci przez ciała, dając im upadki:
Tak mężny Fridrusz, gniewy ślachetnemi
Zapalon, z zamku z krzyki rycerskiemi
Wypadł i przeszedł zastęp niezliczony
Swą i tatarską prawie krwią zjuszony.
Tam zaś, by tygrys, gdy swe baczy dzieci
Miedzy myśliwcy, choć tysiąc strzał leci,
Wpada w pośrodek, nie o ratunk dbając,
Ale o pomstę, szkodzi, i konając:
Taki był on mąż. Widząc swój lud zbity,
Drugi związany, aż go znamienity
Duch ze krwią odbiegł[46]. Padł. Krzyknął bezbożny
Zastęp i więźnie. Lecz był okrzyk różny...
O cny rycerzu! nietylko szczęśliwie
Duch twój z wielkimi bohatyry żywie:
I tu, dokąd Bug cichy wody swoje
Niesie do Wisły, dotąd imię twoje
Trwać będzie w ustach ludu rycerskiego.
I rzecze człowiek serca wspaniałego:
„Z lepszym Ojczyzny szczęściem, wieczny Panie,
„Racz mi naznaczyć tak prętkie skonanie”.
XIX.
PIEŚŃ VI.
O STRUSIE,
który zabit na Rastawicy od Tatarów. Roku Pańskiego[47].
Izaż[48] wódz tebański, iż umarł, zgromiwszy
Waleczne Spartany, zda się być szczęśliwszy,
Niż on Aemilius, co przy wojsku zbitym
U Kan żywot zawarł ześciem[49] znamienitym?
Bądź[50] tamten szczęśliwszy, poważniejsza żywie
Sława tego, który z samym nielękliwie
Potkał się nieszczęściem i stałą krwawemu
Pokazał zwycięzcy twarz, kiedy rączemu
Bachmatowi drudzy, nie zbroi, ufają,
A prze bojaźń próżną sławy odbiegają.
Także Rastawica, potok nieszczęśliwy[51],
Pierwej wód pozbędzie, niżli twe, poczciwy
I nietrwożny Strusie, żywota skończenie
U rycerskich ludzi przyjdzie w zapomnienie:
Wolał od strzał zginąć pohańca zdradnego,
Niż tył swój pokazać sprośnie oczom jego.
A gdy mu ktoś radził głupie sprzyjaźliwy[52],
Aby, jako drudzy, zbiegł z chwile złośliwej,
Rzekł: „Ty folguj czasom, chceszli, a ja mojej
„Sławie będę godził; nietylko we zbrojej,
„Jest śmierć i na łożu; i tak pierzchliwego
„Śmierci grzbiet jest odkryt, jak piersi śmiałego.
„Nie wydam swych przodków: za Rzeczpospolitą
„Upadnę ofiarą, da Bóg, znamienitą”.
Tylkoż rzekł, wnet, jako pierzchać nieuczony
Lew, od mnogiej zgrajej będąc oskoczony
I od tysiąc łowców z gotowemi łuki,
Bliższe zagubiwszy, drugie straszy huki;
Wszytcy, wszytcy serca natrzeć nań nie mają,
Tylko mu z daleka rany podawają;
On zemdlon ostatniej już pomsty pożąda
I, w kimby ząb martwy zostawić, pogląda:
Tak sie Strus spracował w ostatniej potrzebie
I, sławie i cnocie czyniąc dosyć z siebie,
Padł krwawy, gęstemi przywalon strzałami.
Godny Syn ojczyzny mężnymi sprawami!
XIX*.
O STRUSIE.
Gdy sprzyja ojczyźnie Mars, co zbroją władnie,
Fortunnie umiera, który wtenczas padnie;
Lecz z niemniejszą sławą człowiek gardło dawa.
Wtenczas, gdy z pohańcem zwycięstwo zostawa.
Jest nieco — śmiałą twarz przeciwko krwawemu
Obrócić zwycięzcy, gdy drudzy rączemu
Bachmatowi więcej, niż zbroi ufają,
A prze próżną bojaźń sławy odbiegają.
Jest nieco — ojczyźnie żywot swój darować,
Kiedy go mógł sobie do czasu zachować.
Przeto Rastawica, potok nieszczęśliwy[53],
Pierwej wód swych zbędzie, niż Strus nielękliwy
U rycerskich ludzie przydzie w zapomnienie:
Trwalsza pamięć cnoty, niźli przyrodzenie.
Wolał od strzał zginąć pohańca zdradnego,
Niż sprośnie pokazać tył swój oczom jego.
A gdy mu ktoś radził głupie sprzyjaźliwy[54],
Aby, jako drudzy, zbiegł chwili złośliwej,
Rzekł: „Ty folguj czasom, chceszli, a ja mojej
„Sławie będę. A wszak nie tylko we zbrojej,
„Jest śmierć i w poduszkach; za Rzeczpospolitą
„Dziś padnę ofiarą, da Bóg, znamienitą.
„Zwykła to śmierć Strusom”. Rzekszy, ziścił mowę
Szkodą nieprzyjaciół, ąa swą własną głowę
Położył, gęstemi przywalon strzałami.
Godny syn ojczyzny mężnemi sprawami!
XX.
PIEŚŃ VII.
Stefanowi Batoremu, królowi polskiemu.
Królowi hymn możnemu śpiewajmy, Kamaeny!
Bogu naprzód: bez Boga nic nie godno ceny:
On stworzył, on sprawuje, on oświeca tego
Żywotem, szczęściem, sławą: król sam zna samego,
I to cel jego sprawom: on w pierwszej ojczyźnie,
Gdy moc błąd wziął bezbożny, sam się oparł, iż nie
Zgasła powszechna wiara. Stąd go łaski swojej
Pan naczyniem uczynił, w pokoju, we zbrojej,
Więtszym obojga szczęścia. On, nadzieją samą
Z nieba pomocy, śmiał być nawałnościam tamą
Pannońskim, przez rozliczne i spuszczając zdroje
Ścierw przeciwnych, Dunaju, tuczył ryby twoje.
Ale szczęście przeźrane[55] iż ma kożda strona,
Tu cię Bóg wniósł, gdzie jeszcze nie próżna obrona,
Dzielność twoja być może, królu niezmożony,
Królu i z twej natury, nie tylko z korony.
Bo kto ciebie nie mniejszy? prawie bez równości
W radzie, w mowie, w dowcipie, w umysłu mierności!
Kto równie sprawiedliwy? kto łaskawy? Ale
Twe własności kto zduża[56] śpiewać doskonale?
Morski huk głosem przemóc może. Lecz niniejszy
Iż czas przyniół, we zbroi zdasz się napiękniejszy.
Bądź porządek ważymy, bądź rozsądek prawy,
Komu wojsko, a komu huf zlecić do sprawy,
Lub serce mężne z ręką prędką, lub patrzamy
Na czujność, na cierpliwość, wyznamy, wyznamy,
Że ty przedni król, hetman, rycerz, pieszy, konny,
Twe szczęście wojska gromi, mur wali obronny.
Ty postronne wprzód widzisz i domowe zdrady,
Twym przykładem wytrwane[57] i smutne Hyady
I głód i bezsen i proch i błota i lasy
I wzgardzone[58] nad głową jakmiarz[59] zimne pasy[60].
Tyś wskrzesił naszę sławę, ty bowiem pokoje,
Wyrodnym smaczne sercom, ganisz i do zbroje
Potrzebną[61] chęć pobudzasz, która, legartowem[62]
Jadem zjęta, nie dbała długo być obłowem
To zdradliwym Tatarom i Moskwicinowi
Chciwemu, okrutnemu, pół poganinowi.
Dziś samo imię twoje pohańce hamuje,
A straszny tyran sam strach, hańbę, szkodę czuje.
Strach, hańbę, szkodę czuje, a da Bóg życzliwy,
Jeśli wróżba nie próżna, z strony sprawiedliwej[63]
I upadek uczuje i, pozbywszy głowy,
Spuści państwa pod twój sceptr wdzięczny, sławny, zdrowy.
O, bodaj późno w niebie twojej godną cnoty
Koronę gotowano: Nie tylko wiek złoty
W twej Polszcze widzieć mamy, lecz i przed naszego
Chrysta krzyżem gwałt zwykły Machmeta krwawego!
XXI.
PIEŚŃ VIII.
Iż rozum człowiekowi potrzebniejszy, niż skarby.
Złoto znać na strzechstenie[64], człowieka na złocie;
Mieć abo nie mieć złota — nic przez sie ku cnocie;
Próżno chwalą i ganią ten kruszec łagodny:
Komu Pan Bóg dał rozum, zawżdy jest swobodny.
Wygnał chciwość niesytą, wygnał strach szkarady[65],
Więc nie wzdycha, nie mając, w dostatku nie blady.
Nie pożycza u skrzynie, darmo nie szafuje:
Z baczeniem złoto drogo i tanie szacuje.
Ale jawnie oświadczył słowy i przykładem
Twój wnuk Jesse, iż zbytnie skarby zbytnym jadem.
I z tym, komu ich nie da, Bóg barziej łaskawie,
Niż z tym, co ich ma nazbyt: zna, kto sądzi prawie.
W nędzy człowiek dostanie, gdy chce, pocieszenia,
Trudno, gdy wszytko k myśli, nie stracić baczenia.
Skąd z letargu smutnego wrzód smaczny przychodzi,
Bo się to zdrowo widzi, co nabarziej szkodzi.
Nie pożądam znacznym być w nieszczęście oboje,
Lecz znam prawie szczęśliwym, kto pociechy swoje
W tobie samym ma, Panie, próżen inszych rzeczy,
I dla ciebie sam siebie wzgardził mieć na pieczy.
XXII.
PIEŚŃ IX.
Iż próżne człowiecze staranie bez Bożej pomocy.
Mając umysł stateczny czynić, co należy,
Niech moja łódź, gdzie pędzi wola Boża, bieży
I przy brzegu, który mi Bóg naznaczył, stanie,
Jeśli nie jest bezportne ludzkie żeglowanie.
Co na świecie, chyba błąd? kłopoty? marności?
Imię tylko pokoju snadź i szczęśliwości,
Którą widzi, a nie zna duch, chciwy lepszego,
Będąc jakmiarz[66] związany od sługi swojego.
Sława smaczna, rozkoszy, władza, siła złota,
Drugdy twa, Zeno twardy, słowem stalna cnota,
Wątłe tamy na powódź zaćmionej bogini.
Lecz ta niech zwyczaj zmieni, śmierć folgi nie czyni.
Więc co tam spokojnego, gdzie burza ustawna?
Przeto woli mej rada (rządzić sie nie sprawna)
Chętne żagle rozwiła ku twej, Panie, chwale;
Ty mię wieź, ty styruj sam: tak skończę bieg w cale.
Dziecię jest, ale
Nie będzie w cale
Ten, kto go zgardzi.
Bogowie hardzi
Skakać musieli
Tam, gdzie nie chcieli.
Kiedy on raczył,
Wnetki[69] zabaczył
Król swego stanu:
Pan to jest panu!
Ptacy, zwierz, ryby,
Wszytcy bez chyby
Służą mu zawżdy;
A człowiek każdy,
Tem[70] go zepsuje,
Gdy nie próżnuje.
XXVI*.
STATUTA FORTUNY.
Pani to wszytkiego:
Sprawa świata tego
Jej jest poruczona;
Fortuna rzeczona.
Nic przez niej syn Maje,
Co mu dani daje
Człowiek zyskiem żywy.
Mars, rozlać krew chciwy,
U niej w ręku stoi.
I ten się jej boi,
Co go Wenus pali.
I on też ją chwali,
Co [z] swej pracej żywie
Z potem i ściśliwie[71].
I ów ją rad widzi,
Co z niej w rzeczy szydzi.
Bo ta mądrą radę
Gdy chce, wzmieni [w] zwadę.
Ta z króla nędznika,
Króla z niewolnika
Uczyni, gdy raczy.
A tego nie baczy,
Komu da swe dary,
W których żadnej wiary
Nie zachowywuje.
Tak ona żartuje!
W samej niestałości
Trwa przez odmienności.
Tu i owdzie błądzić,
Nierządnie świat rządzić —
W tem się mniejszą czuje,
Iże ustępuje
Uporczywej cnocie:
Z tą zawsze w kłopocie.
Epitaphia, epigrammata, nagrobki, napisy krótkie i insze drobiazgi.
XXVII.
Nagrobek panu Janowi Starzechowskiemu, wojewodzie podolskiemu, staroście samborskiemu i drohobyckiemu.
Herby i zbroje obraz i twojego,
Cny wojewodo, ciała ślachetnego,
Widzimy smętni, iże nie życzyły
Zazdrosne Parki, by dłużej służyły
Wdzięcznej ojczyźnie twe sprawy poczciwe,
Które tak długo będą pamiętliwe,
Jak mądrym w radzie, tak mężnym we zbrojej,
Dokąd dzielności poruczone twojej
Szyrokie potrwa Podole i póki
W bezportny Euxin Dniestr pójdzie głęboki.
XXVIII.
Nagrobek Marcinowi Starzechowskiemu, dziecięciu, jeno XXX. godzin żywemu.
Raz złotowłosy za żywota mego
Phoebus tor przeszedł wozu nie swojego,
Tak moję witkę skwapliwie przecięła
Skąpa Lachesis i zaraz odjęła
Rodzicom moim z nadzieją wesele,
A mnie za żywot grób dała w kościele.
Równie tak kosą ostrą pracowity
Oracz kwiateczek wonią znamienity,
Nowo rozkwitły, ścina niebaczliwie,
Którego długo czekały teskliwie[72]
Śliczne Dryjady, żądając go sobie
I dla wolności, i czołu k ozdobie;
A on z drugimi na pokosie kwiatki
Leży już zwiędły gwałtem, a nie latki.
XXIX.
DRUGI TEMUŻ.
Długa nadzieja, radość krótka, żal płaczliwy
Rodziców moich, leżę tu, przedsię szczęśliwy,
Żem nie poznał nadzieje, radości, kłopota,
Podan niebacznej[73] śmierci na progu żywota.
Na śmierć paniej wojewodzinej sędomirskiej, Zofiej ze Sprowa Odrowążowny Kostczynej, która umarła anno Domini 1580. mense Iulio.
XXX.
PIERWSZY NAPIS.
Jeśli, jako kto żywot wiódł, śmierć pokazuje,
(Gdyż nadzieja głos ludzki aż dotąd formuje),
Tedy świątobliwości twojej nie potrzeba,
Zacna pani, świadectwa cudownego z nieba.
Bo, gdyś poszła do chwały, którąć Bóg zgotował,
Kto był, kto twego ześcia z ziemie nie żałował?
Duchowieństwo, ubodzy, sieroty z wdowami,
Jako po matce własnej, zalali się łzami.
Także i stan ważniejszy, i gmin pospolity
Albo dali wzdychania, albo płacz obfity.
Dalekie, nieznajome taż żałość strzesktała[74];
Płakałby nieprzyjaciel: aleś go nie miała.
Patrząc na twoje cnoty, a wzrok ku naszemu
Obracając wiekowi, do złego skoremu,
Kształcie panien, wdów, mężczyzn i bez równej żono,
Dziwno nam, iżeć umrzeć kiedy dopuszczono.
XXXII.
INSZY TEJŻE.
Skromność, hojność, układność, wspaniałość, pokora,
Poważność, cnoty różne nie czyniły spora
W tym cnym duchu, owszem go stawiły podobnym
Onym (które już posiadł) przybytkom nadobnym,
Co, idąc różno, zgodną czynią barmonijąharmoniją.
Któż rzecze: trafunk, że ją nazwano Zofiją?
XXXIII.
INSZY TEJŻE.
Twój grób widzimy, pani, zacnych królów plemię
I cnót świętych przybytku, z dziwem, czemu ziemię
Bóg tobą lub ozdobił, lubo osierocił.
Lecz szłusznie: i nam pociech, i twe prace skrócił.
XXXIV.
INSZY TEJŻE.
Domy, skąd cześć śmiertelną wiodłaś, dobrze znając,
A dusze nieskończonej sprawy uważając,
Nie tylko cię piramid abo mauseołów[75],
Ale też godną znamy ołtarzów, kościołów.
Pannie Zofiej Kostczance, wojewodziance sędomirskiej, która, pierwej zachorzawszy, później trzema dnioma, niż macocha, umarła.
XXXV.
NAPIS PIERWSZY.
Panieństwa kwiatek tu leży schowany,
Twą, skwapna śmierci, ręką rozerwany.
Wżdy twój jad próżny: bo ten kwiat ku wiośnie
Onej ostatnej i wiecznej wyrośnie,
Wonie lilijej pełen i czystości,
I kwitnąć będzie prócz strachu zwiędłości.
Ozdobą onym, co na barankową
Chwałę pieśń krzyczą, własną, czystą, nową.
XXXVI.
WTÓRY.
Zwyczaje, dom, urodę, kiedym była żywą,
Kto znał moję, musiał mię sądzić za szczęśliwą.
I samam na fortunę narzekać nie śmiała
I na on czas, gdym wdzięcznej matki postradała.
Bowiem ociec nie dał znać sieroctwa i, trochę
Potrwawszy, równą matce dał mi Bóg macochę.
A snadźci, by był tenże chciał wieków przedłużyć,
Mogłam lepiej, niż matki, jej dobroci użyć.
Com to rzekła? Macochać była; w tym znać dała:
Trzech dni, do nieba idąc, czekać mie nie chciała.
„Czemuś zwyczaj zmieniła”? (rzekła, gdy poznała
Kostczanka śmierć macochy, a sama konała).
„Przed tobąm ja chadzała i, zjęta chorobą
„Przed tobą, droga matko, przecz konam za tobą?
„Czy, iż słusznie wprzód umrze, kto pierwej zrodzony?
„Wolę złamać domowy rząd, niż przyrodzony;
„Czy mi chcesz być przewodnią? Nie było potrzeba:
„Wiem ja z twojej nauki, gdzie droga do nieba.
XXXVIII*.
EPITAPHIUM
albo napis na grób pannie Annie Stawskiej.
By młodość wdzięczną, piękną, uczciwą ochotę,
Świętą czystość, spaniałą stateczność i cnotę
Śmierć, łakoma krwie ludzkiej, w słusznej wadze miała,
Dłużejby Anna Stawska na tem świecie trwała,
Której panieńskie ciało tu jest pochowane;
Cna dusza na miesce szła, świętem zgotowane:
Tak nam każe jej wiara i stałe ufanie
Wierzyć, które tu miała w Tobie, Chryste Panie!
XXXIX.
NAGROBEK JEDNEJ PANNIE.
Tu on napiękniejszy kwiat panieńskiej młodości,
Któremu i Helena i sama w piękności
Wenus równa nie była, leży pochowany,
Nogą nielutościwej śmierci podeptany.
Pytasz, przecz tak nadobny kwiateczek ku wiośnie,
Gdy drugie kwiatki rosną, znowu nie wyrośnie?
Płomienie febry ciężkiej, które go paliły,
Te mu tę smutną łąkę gwałtem zasuszyły.
I aż ogniem zrządzonym ten grób pokropiony
Będzie, tuż on (dziwna rzecz) wznidzie odrodzony.
Upuść na tę mogiłę którą kropię z oczy:
Niech go ziemia odwilży[76], nie tak twardo tłoczy.
Ty, co, Rzym wpośród Rzyma chcąc baczyć, pielgrzymie,
A wżdy baczyć nie możesz w samym Rzyma Rzymie,
Patrzaj na okrąg murów i w rum[78] obrócone
Teatra i kościoły i słupy stłuczone:
Te są Rzym. Widzisz, jako miasta tak możnego
I trup szczęścia poważność wypuszcza pierwszego.
To miasto, świat zwalczywszy, i siebie zwalczyło,
By nic niezwalczonego od niego nie było.
Dziś w Rzymie zwyciężonym Rzym niezwyciężony
(To jest ciało w swym cieniu) leży pogrzebiony.
Wszytko się w nim zmieniło, sam trwa prócz odmiany
Tyber, z piaskiem do morza co bieży zmieszany.
Patrz, co Fortuna broi: to się popsowało,
Co było nieruchome; trwa, co sie ruchało.
Piorunem strasznym obrzymy[79] pobite,
Poważnych królów sprawy znamienite
Niech, kto chce, śpiewa: nam się, lutnio, mało
Pegazkich zdrojów[80] wody pić dostało.
Bacha[81] śpiewajmy, cicho pijącego,
Przy nim Cyprydę[82] i wojny pustego
Spokojne dziecka, które zawżdy swoję
Na rozpalonej skale ostrzy zbroję.
Powiedzmy k temu żartowliwe zdrady
Leśnych Satyrów na śliczne Dryjady,
Albo płacz śmieszny nieważnej ciężkości,
Która przy trudnej tuż chodzi miłości.
I was, nadobne Nimfy, wspomieniemy,
A zawsze ciebie naprzód przed innemi,
Którą Dniestr rybny, którą Wisła sobie
Biorą (lecz z krzywdą oba) ku ozdobie.
Długi na kresie co krótkim Strwiąż płynie,
Że cię wychował, prawdziwie tym słynie,
Pewien w tej mierze i oceanowi
Sławy nie stąpić, tysiąc Nimf królowi.
Niedarmo hardy, jawnie to baczymy,
Jako ty kwitniesz dary ozdobnymi,
Zrównałaś stanem z wstydliwą Dyjaną,
Zrównałaś twarzą z Wenerą różaną.
Mniejsza od ciebie Pallas[83] w obyczaje,
W każdej twej sprawie Charis[84] się znać daje,
I zdumiewa sie Helikon[85] uczony,
Gdy lilijaną[86] ręką bijesz w strony.
Ozdobo ziemi! szczęśliwy, szczęśliwy,
Komu cię Pan Bóg naznaczył życzliwy;
Komu cię Hymen[87] słowy statecznymi
I pochodniami przyłączy wiecznymi.
XLII.
FRASZKA Z MARCYALISZA.
Piszą: król Agatokles, gdy swoim cześć sprawiał,
Miedzy złote naczynie zawsze glinę stawiał,
Tak mieszając ubóstwo z bogactwy hardymi;
A przyczynę powiadał tę przed gośćmi swymi:
„Ja, którego Bóg sławą i państwem ozdobił,
„Pomnię, iże mój ociec z gliny garnce robił”.
O, szczęśliwy, kto, stanu dostawszy wielkiego,
Pomni, czym był, i baczy moc szczęścia zmiennego.
Piszą: król Agatokles, gdy swojem cześć sprawiał,
Miedzy złotem naczyniem glinne kubki stawiał;
Iż tak mieszał ubóstwo z bogactwy hardemi,
Tę przyczynę powiadał przed[89] gośćmi swojemi:
„Ja, którym Sycyliją swą sławą[90] ozdobił,
„Pomnię, iże mój ociec z gliny garce robił”.
Miej fortunę na wodzy, który z ubogiego
Stanu prędko dostąpił stolca wysokiego.
XLIII.
Z TEGOŻ FRASZKA.
Ubogiś? Ubogim być musisz zawżdy. Czemu?
Bogactw teraz nie dają, tylko bogatemu.
Chcesz mieć co, przynieśże co; bierz za słowa — słowa;
Taka teraz po wielkim brzmi pałacu mowa.
XLIV*.
DO JEDNEGO.
Głupie i próżno swą głowę psujesz,
Jeśliże gwałtem w tym usiłujesz,
Byś się podobał we wszem każdemu:
Pan, co mógł wszytko, nie zdołał temu.
Nic to, iżeś jest u tanich tani,
Przestawaj na tem, że cie nie gani
Choć mały poczet ludu bacznego.
Więc ty dla zdania gminu prostego
Masz puścić cnoty zabawę świętą
I tem ubłagać zazdrość przeklętą?
XLV.
NA HERB PÓŁKOZA, ALIAS OŚLA GŁOWA.
Pijane sługi dzieciom swym pokazowali
Spartani, chcąc, by sprosność pijaństwa wczas znali.
Mądrze! Poznanej wady w swym kształcie prawdziwym
By sie nie strzegł, i będzież kto tak niebaczliwym[91]?
Toż chciał (mnimam), w pierścieniu co dał oślej głowie
Miejsce naprzód: by głupstwa sprosność potomkowie
Na ten znali herb patrząc, mądrość mieli w cenie.
I dokazał tak, jako niesie me baczenie.
XLVI.
NA HERB LELIWĘ.
Patrzaj na dowcip Leliwy mężnego,
Jak herb wytworny dał do domu swego:
Miesiąc w odmiennej, w jednej twarzy chodzi
Wdzięczna jutrzenka i słońce przywodzi.
Tamten fortuny, ta cnoty obrazem;
Dobrze, kto posiadł tę parę zarazem.
Lecz komu cieniem zajdzie szczęścia koło,
Kazał trwać, światła czekając wesoło.
Twoja liczba znamieniem jest doskonałości,
A prześpiecznej obrazem Podkowa stałości.
Mniemam, komu trzy krzyże przy Podkowie dano,
Miłość, wiarę, nadzieję stałą w nim widziano.
Ta w kościele, ta w radzie, w boju ta świeciła;
Szczęśliwy, w kim znać jednę: cóż, w którym tak siła!
Niebo koroną, mężnym ojczyzna go zowie,
A my go wyznawamy królem, Sarmatowie.
Bóg, ojczyzna, postronni tak go zdobią społem,
Że mu inszym nie trzeba sławić się tytułem.
Lecz nam tuszy ten umysł, kożdej cnoty żyzny,
Iż go ojcem nazowiem tej nowej ojczyzny.
XLIX.
NA TEGOŻ DRUGI OBRAZ.
Haec sunt eximii, quae cernis, principis ora Inchta, Sauromatas qui regit indomitos.
Aspice: perparvae licet insint picta tabellae. Bellicum, ut exhalent imperiosa, decus.
Falleris, o hospes, tamen, huic si fingere perstas Ex vultu mores ingeniumque ferox.
Nil clementius hoc, nil doctius, hunc et alumnum Non Martis, verum Palladis esse scias.
L.
PROŚBA DO BOGA,
z Boeciusa.
Na nędzną ziemię racz mieć wzgląd, Panie,
Którego ten świat trzyma staranie.
Sprawę rąk twoich, cześć niewzgardzoną,
Wichrzy Fortuna burzą szaloną;
Ślepa, prócz braku rozsiewa szkody.
O, wżdy chciej kiedy jej wściągnąć wody,
Ojcze łaskawy! A pokój, który
Niebo i wielbią anielskie chóry,
Niech naród ludzki sprawuje wiecznie,
Aby imię twe chwalił bezpiecznie.
LI.
Nagrobek Marcinowi Starzechowskiemu, dziecięciu jedno XXX godzin żywemu. Pana Koniecpolskiego.
Iamne iterum coelos coelo modo missus inisti?
Et tibi terra oculis monstrum non sidera fiunt?
LII.
TEMUŻ I TEGOŻ.
Prędkoś ten świat odmienił. Przecz, — zgadniemy sami:
Żeś był przywykł aniołom, zecniłoć sie[93] z nami.
Słusznie: widząc ludzki błąd i krótkie tu mienie,
Wróciłeś się, skąd wiedziesz pierwsze pokolenie.
LIII.
PIEŚŃ.
Zaprzęż nie tygry, nie lwice, Cyprydo,
W złoty wóz: parę białych niech Kupido
Gołębi lecem jedwabnym pożenie Przez chmurne cienie.
Opuść na chwilę Ankon ulubiony
I Cypr wesoły, tobie poświęcony,
Spuść sie nad Wisłę, obacz naszę ziemię, Tak śliczne plemię,
Pięknych przymiotów i wdzięcznej urody,
Która bez waszej trojańskiej niezgody
Rychlejby klejnot odniosła piękności, A przez zazdrości.
Hesper jak jasna jest miedzy gwiazdami,
Tak twe wspaniałe, panno nad pannami,
Są obyczaje, z natury przyrodne, Ozdoby godne.
Jeśli jest cnota chwały godna wszędzie,
Tedy ma lutnia ciebie sławić będzie,
I wiersz mój śpiewać, to jest, tobie k woli Serce mię boli.
LIV.
Epitaphium Boleslao Audaci, regi Poloniae.
Ergo erat in fatis, heros fortissime, quondam
Rex et Sauromatae, Boleslae, gloria gentis
Ingens, ut patria procul, abiectusque iaceres
Pulvere sub vili, vili corpusque cucullo
Contectus, cultus[94] vacuis sub montibus? Eheu,
Ut sequitur nullum instabilis Fortuna favore
Continuo. En sic ille iacet, Germania cuius
Bellatrix animos atque invicta horruit arma,
Cui populosa manus porrexit Prussia, cuique
Principi et auro et equis et pugnaci ardua pube
Septenni cessit superata Kiovia bello.
Hic etiam reges tibi, Pannonia inchta, victor
Imposuit pulsos: quantum quoque fortibus ausis,
O rex, tu poteras, vastata Bohemia sensit.
Macte animis ingentibus, heros: sed mage macte,
Quod facilis patriae iusto superumque furori
Cessisti, renuens exsecranda arma movere.
Quod si quanto animo exilium sacramque tulisti
Pauperiem, tanto potuisses ferre secundam
Fortunam, quae te patrias contemnere leges
Impulit et dirum sacrato sanguine ferrum
Imbuere: haud tua nunc Vilaci ingloria stagna
Monstrarent populis parvo ossa ingesta sepulchro,
Sed tua te armipotens operoso marmore tectum
Sarmatia aspiceret tanto et posuisset alumno
Carpatios tumulum superantem vertice montes.
LV.
NA OBRAZ Ś. MARYEJ MAGDALENY.
O bene sperandi exemplum lapsis et amore
Ardente in Dominum foemina clara, Deum,
Nostri non ignota mali, succurre, precamur,
Nam nos (heu miseros!) tot mala dura premunt.
Sancta fides precibusque tuis fiducia nobis
Et validus culpas solvere crescat amor.
LVI.
NA OBRAZ HERODYADY Z GŁOWĄ Ś. JANA.
Et quisquam queritur, sua si pro munere virtus
In terris paenas foedaque damna ferat?
Maximus en vatum, iustissima gloria coeli,
Occidit, infandi principis imperio.
Occidit, haud satis est? sacrato incesta puella
Illusit capiti, saevum odium exsatians.
Fluxa nefas sperare pii, sed praemia firmi
Aeterna aeternum credite ferre DEUM.
LVII.
Epitaphium d. Joanni Starechowski.
Hunc, longaeve senex, gemini tua pignora fratres Dant tibi, quem potius acciperent, tumulum,
Et Starechovium sculpsere in marmore nomen, Quod spectandum animos altius effodiat.
Hic arma, hic trabeam, est qui suspirabit in illo, Herculeos nutus munificamque manum.
Hic alia atque alia. At tu, maesta Podolia, semper Omnia, quae reliquit singula, sola gemes.
LVIII*.
FRASUNEK.
Nigdy takowych mąk nie ucierpiało,
Jeśliże było serce, co pałało
Płomieniem wściekłem dla możnej Junony,
Władającego gromem pana żony,
Jakież nieszczęsne serce me używa.
Fortunna miłość, co z nadzieją bywa!
Ale piekielne ciężkości przechodzi,
Gdy z nią wątpliwość bojaźliwa chodzi.
Cóż ja mam czynić, w taką miłość wdany?
Kto tak szkodliwe może zleczyć rany,
Gdy o nich nie wie ten, co zleczyć może?
Lecz, aczby wiedział, snadźci nie pomoże.
Nie wierzę temu, w tak ciele nadobnem
I ku przedniejszem aniołom podobnem
By się okrutność sroga znaleźć miała:
Łaskawe duchy śle Bóg w piękne ciała.
Komuż to kiedy, iż go miłowano,
Wadziło? Komuż za miłość łajano?
I mnie też nie to szkodzi, że miłuję,
Ale iż taję miłość moję, czuję.
By mi wątpienie płoche dozwoliło
Oznajmić, wierzę, że by odmieniło
Twarz swą nieszczęście: tak mi tamte tuszą
Sprawy, wdzięczności pełne, co mie suszą.
Próżno nadzieję przywabić się kusi
Tem rozważaniem: już widzę, że musi
Iść na wytrwaną[95] z ciężkościami temi.
Wszak trudne rzeczy bywają łacwemi,
Gdy[96] szczęście raczy. Albo tedy moje
Serce milczeniem zwalczy niepokoje,
Albo, jak działo, prochem przesadzone,
Tak ono żalem będzie rozrzucone[97].
LIX*.
KOLĘDA DO ZOSIE.
Na początku każdego roku każdy daje
Przyjacielowi dary, jakich mu dostaje;
Ja też, iż nie mam nad cie nic milszego sobie,
Myśliłem, coby za dar godny posłać tobie.
Nie dostawa mi złota, zdradę mnożącego,
Ani ziarn drogich piasku Morza Czerwonego;
Lecz, aczbym miał, pewnie wiem, żeć tego nie trzeba,
Dał ci tego dostatek on hojny Pan z nieba.
Dałbym ci serce moje, ale nic cudzego
Nie chcę dać: tyś jest panem, nie ja, serca mego.
Z wiarą uprzejmą trudno mam się popisować,
Bo ta już musi z sercem pospołu hołdować.
Owo zgoła ledwie wiem, coćby dać. Bo mojem
Co może być, ponieważ sam nie jestem swojem?
Niezgaszone płomienie miłości — ty swemi,
Którycheś mi nie wzięła, mogę zwać własnemi.
I tych ci po kolędzie dawam, po kolędzie;
Proszę, niech ten lekki dar wzgardzony nie będzie,
A jeśliże go zgardzisz, to ja pewnie muszę
Leda w dzień po kolędzie Bogu posłać duszę.
LX*.
FRASZKA DO ZOSIE.
Bądź mi oczkami pozwalasz łaskawemi,
Bądź mi oczkami odmawiasz grożącemi,
Równie mie tracisz: nadzieją wątpliwego
Męczysz, a groźbą mię trapisz lękliwego.
Nadzieja, kiedy wejrzysz[98] na mie łaskawie,
Serce i wszytkie wnętrzności pali prawie;
Bojaźń, kiedy mi oczko twoje pogrozi,
Zimnem strętwiałem serce me nędzne mrozi.
Owo ja smutny cierpię gwałt nieskończony,
Między nadzieją a strachem postawiony;
Dzień mie nie widzi od frasunku wolnego,
I noc spokojna nie zna mie spokojnego.
O, nade wszytkie sroższy okrutne bogi
Kupido! jakoż ja mam pozbyć tej trwogi,
Gdyż równie srodze, chcąc człowieka zepsować,
Tracisz, jako gdy chcesz łaskawie ratować.
Słuchaj, gdy nie chcesz baczyć, co się ze mną dzieje,
A nie mórz w mojem sercu do końca nadzieje:
Albo łzami gęstemi wszytek się oblewam,
Albo serdeczne ognie wzdychaniem odkrywam.
Ognie, któreby w popiół dawno mie spaliły,
Gdyby mie łzy wilgotne często nie kropiły;
Które tak często płyną, że by już me ciało,
By go ogień nie suszył, wodą być musiało.
Owo nigdy się o to nie przestają wadzić
Ciężki płacz, srogi płomień, kto mie z nich ma zgładzić.
W tem rozterku co cierpię, chciej uważyć sobie;
Lecz, jeślić i to trudno, powiem ja sam tobie:
Żywot mie już opuścił, śmierć się mie wziąć boi,
Sama żałosna miłość przy mnie stale stoi,
I ta tylko dla tego, aby mie męczyła:
Mnimiałaś[99], aby z cnoty przy mnie się bawiła?
Otóż słyszysz, tych czasów co się ze mną dzieje?
O nader srogie serce, co się z tego śmieje!
Ty, jeśli mie nie myślisz na wieki zepsować,
Uczyń, coć nie zaszkodzi: dopuść się miłować!
LXII*.
DO ZOSIE.
Nie psuj niepotrzebnemi łzami wdzięcznych oczy!
Nic to, że się obrotne koło czasem toczy
Fortuny niespokojnej nie wedle twej wolej:
Nie nędza to w społecznej być [z] światem niewoli.
Człowieka tak szczęsnego na świecie nie było,
Któregoby nieszczęście w niwczem nie ruszyło:
Niebieskich to duchów stan; u nas, tu na ziemi,
Wesołe się mieszają sprawy z troskliwemi[100].
Na to pomniąc, frasunkiem nie psuj głowy sobie:
Przyrodzenie fortuny, nie gniew szkodzi tobie;
Lecz, jak przyjacielowi, tak też jej rozumiej,
Prócz frasunku postępki takie znosić umiej.
Strzeż się, by cię fortuna niewdzięczną nie znała,
Która cie z młodości twej prawie piestowała
I tak ci wiele dobra samej użyczyła,
Na któremby przestało ludzi szczęściu[101] siła.
A też nie wiem, skąd żałość ta na cie przychodzi;
Wszak się twemu staraniu wedle myśli wodzi.
Przestań jeno, gdy tak chce mieć fortuna, na tem,
A to, czego ty żądasz, przydzie snadnie za tem.
Czego rok nie mógł sprawić, to godzina sprawi;
A dłużej trwa to, co się z więtszą pracą stawi.
Co też wiesz, jeśli temu szczęście nie folguje?
Aby wdzięczniejsze było, lekko postępuje.
Będę się zawsze dziwował twojej pikności:
Nie szkodzi wiernej dalekość miłości;
Bo, gdzie ciałem nie mogę być, tam myślą będę,
A pierwej siebie, niż ciebie zabędę[103];
A dotąd się serce me smęcić nie przestanie,
Aż cię oglądam, me wdzięczne kochanie.
LXIV*.
DO ANUSIE.
Anusiu! byś mie tem chciała darować,
Żeby mi oczy twe wdzięczne całować
Wolno do wolej lub usta nadobne
I różej farbą rumianej podobne,
Całowałbym cie razów sto tysięcy,
Nie przestawając; więc zaś trzykroć więcej,
Więc tysiąc, więc zaś, więc dwa, więc zaś wtóry.
Trzeba tak liczbę mylić, aby który
Człowiek nie urzekł, wiedząc, że tak wiele
Tych całowanków. Bo cudze wesele
Rodzi jad ciężki w sercu zazrośnego[104].
Ten potem, z miesca wypadwszy swojego,
Srodze człowieka szczęsnego zaraża,
Czym wszytkie jego rozkoszy przekaża.
LXV*.
DO ANUSIE.
Siebie muszę, nie ciebie, w tej mierze winować:
Trudno tobie obłudność zdradną przypisować:
Dawałaś znać i mową i postawą twoją,
Że[ś] gardziła stateczną uprzejmością moją.
Baczyłem ja to wszytko, ale me baczenie
Obłędliwa nadzieja miała w podłej cenie
I niebacznem afektem rozum mój wiązała,
Że mi się twa niewdzięczneść uprzejmością zdała.
Tuszyłem ja, żeś miała k mojej powolności
Serce twoje nakłonić; a to nie srogości
Przyczytałem[105], iżem nic nie znał łaskawego,
Mówiąc: „Co od wstydliwej pożądać inszego?”
Alem teraz doświadczył, iże mnie samemu
Nieużyte twe serce. Przeto co rzec temu,
Jedno się o to starać, aby miesccmiesce miała
Gdzie indzie ma powolność, z której się ty śmiała?
Śmiałaś się, lecz się boję, abyś nie płakała;
Bo coby sprawiedliwa Nemezis działała,
Która zawsze takową odmierza każdemu
Miarą, jakową mierzył kto przedtem drugiemu?
LXVI*.
DO ANUSIE.
Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie!
Kiedy wżdy nam tak szczęśliwy on dzień nastanie,
W który skutku swego dojdą twe obietnice,
A moje serce pozbędzie srogiej tesknice?
Twoja nawdzięczniejsza piękność snadnie sprawuje,
Że me serce w tej miłości nic nie styskuje[106],
A twe sprawy, w których niemasz nic obłudności,
Czynią, że ja ufam tobie prócz wątpliwości.
Ufam tobie, lecz ciężkiemu to udręczeniu
Równa się być u nadzieje w długiem ćwiczeniu.
Bowiem bojaźń zawsze przy niej źle praktykuje,
Mówiąc: Często pewne rzeczy odwłoka psuje.
Przeto, proszę, nie odwłaczaj, folguj pogodzie,
Zagródź drogę czyhającej na nas przygodzie.
Niech nie będzie me o tobie próżne mniemanie,
Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie!
LXVII*.
FRASZKA DO ANUSI.
Jeśli oczu hamować swoich nie umiały
Leśnych krynic boginie, aby nie płakały,
Gdy baczyły przy studni Narcyza pieknego,
A on umarł prze miłość oblicza swojego;
Jeśli nieśmiertnym stanom żałość rozkazuje,
Gdy niebaczna fortuna co niesłusznie psuje:
Jakoż ja mam hamować, by na lice moje
Z oczu smutnych żałośne nie płynęły zdroje?
Jako serce powściągać, aby nie wzdychało
I od ciężkiej żałości omdlewać nie miało?
LXVIII*.
DO KASIE.
Jako lód taje przezroczysty z lekka,
Kiedy go ogień zagrzewa zdaleka,
Tak ja na twarz twą na każdą godzinę Patrzam a ginę.
Patrzam a ginę z wielkiego frasunku;
A jeśli nie dasz łaskawie ratunku,
Nielutościwą tobie wiecznie słynąć, Przyjdzie mnie zginąć.
W co mie nieszczęście okrutne wprawiło!
Śmierć tuż, gdy patrzam na to, co mi miło,
Śmierć tuż, gdybych cie namniej spuścił z oczy, Za mną się toczy.
„Któżkolwiek jesteś — rzecze — co mieszkanie
„Masz pod tą wodą, usłysz me żądanie:
„Niech wolno będzie dotknąć się twojego „Ciała ślicznego.
„Co cie wsadziło, dziecię napiekniejsze,
„W tę wodę? Wynidź do mnie! Czy mocniejsze
„Przyczyny bronią i tak wolą twoję „Psują, jak moję?
„Ach! widzę twojej chęci ku mnie znamie:
„Dokąd ja patrzam na cie, patrzasz na mie,
„Mówię, — usta twe snadź odpowiadają, „Bo się ruchają.
„Płaczesz, gdy płaczę; gdy żałośnie wzdycham,
„Wzdychasz; śmiejesz się, gdy się ja uśmiecham;
„Chcę cie obłapić, ręce twe rozciągasz „I mnie też siągasz.
„Chcę cię całować, wnet usta chętliwe
„Sam mi podawasz; jedno zazdrościwe
„Nam tego wody, co nas rozdzielają, Nie dopuszczają.
„Mała rzecz wielkie nam psuje rozkoszy.
„Niechże twe źródła przeklęte rozproszy,
„Bezecna wodo, słońce gorącemi „Promieńmi swemi”.
Tak siedział, [z] swojem cieniem rozmawiając,
A wszelką pomoc żywota zgardzając.
Usechł[109] z tesknice. Potem jego ciało Kwiatem się stało.
Im pilniej na twoje oblicze nadobne
Patrzam i na oczy twe, gwiazdam podobne,
Tem mie srodzej palą płomienie miłości! Dla Boga, daj ratunk: ginę w tej ciężkości!
O wdzięczne stworzenie, pani urodziwa,
Bacz to, że dla ciebie serce me omdlewa,
Cierpiąc niewymowny żal i doległości; Dla Boga, daj ratunk: ginę w tej ciężkości!
Ustawne wzdychanie, słowa niezmyślone
I smętnemi łzami lice pokropione
Niechaj cie przywiodą ku słusznej lutości. Dla Boga, daj ratunk: ginę w tej ciężkości!
Co za zysk stąd weźmiesz, że zginę dla ciebie,
Który cie miłuję barziej, niż sam siebie,
I twojej się wdzięcznej dziwuję piekności; Dla Boga, daj ratunk: ginę w tej ciężkości!
Żywot, szczęście i śmierć i nieszczęście moje
Dzierży w swojej władzy możne serce twoje:
Co ty będziesz chciała, to się ze mną stanie; Dla Boga, daj ratunk, me wdzięczne kochanie!
LXX*.
DO KASIE.
Szczęśliwy to, po kiem ty wzdychasz tak teskliwie[110];
Nadeń człowiek szczęśliwszy na świecie nie żywie;
Szczęśliw[sz]y jest niźli on, co niebo dla niego
Wzgardzała Wenus, matka Kupida łucznego.
Niech się mu i z mej strony wszytko k myśli wodzi,
Któżkolwiek jest i kędyż kolwiek jedno chodzi.
Niechaj jego nieszczęście ciebie nie frasuje,
Bo twój wszelaki frasunk moje serce psuje.
Lecz ja, czego nie mogę sam mieć, życzę tobie,
Abyś bacznie radziła w tej przygodzie sobie.
Strzeż się wielkiej żałości za pociechę małą:
Piękność męska hardą jest i zawsze niestałą.
A ja, moje kochanie, raduję się temu,
Że mie panu fortuna w moc dała takiemu,
Który świadom, jak srogi żal i utrapienie
Nieznośne mają w sobie miłości płomienie.
Rychlej zawsze głodnemu głodny wyrozumie,
Kto by[ł] nędzny, nad nędznem zlitować sie umie.
I ty, gdyżeś, co miłość teskliwa, doznała,
Tuszę, że wzgląd na moję ciężkość będziesz miała.
LXXI*.
DO KASIE.
Jeśli władną co nami błądzących gwiazd siły,
Wierzę, że złośne[111] niebem aspekty[112] rządziły,
Gdym napierwej obaczył tę twoję urodę,
Dla której ja dobrą myśl stracił i swobodę.
Me żałosne wzdychanie i oczy płaczliwe,
Któreby ubłagały i jędze złośliwe,
Bladość, trudnej miłości[113] farbę przyzwoitą,
Jawnie widzisz i żałość z frasunkiem okwitą.
A wżdy, okrutna pani, ani łaskawego
Słowa do mnie nie rzeczesz i cieszysz się z tego,
Że ja dla ciebie ginę mękami srogiemi.
Okrutniejszy nie żywie zwierz nad cie na ziemi!
Wszytkę moję uprzejmość i posługi znaczne
Uporczywie wzgardziło twe serce niebaczne[114].
Lecz, jeśli jest na niebie co sprawiedliwości,
Srogiej pomsty nie ujdziesz dla tej niewdzięczności.
Ja swej krzywdy wzdychaniem i łzami smętnemi
Mścić się będę, nie mszcząc się sposoby inszemi.
Obacz moję cierpliwość: wolę zginąć w grobie,
Niżliby co szkodziło z mej przyczyny tobie.
LXXII*.
DO KASIE.
Mam nadzieję, że się nademną zlitujesz,
Bacząc, że się na mie niewinnie frasujesz[115].
A jeśli gniew będziesz trzymać uporczywie,
Przysięgam przez miłość, która we mnie żywie,
Dla wielkiej żałości żywota się zbawię,
Żem ci nic nie winien, świadkiem swą śmierć stawię.
Wżdy też wtenczas rzeczesz: „Dla gniewu mojego
Niewinniem straciła sługę uprzejmego”.
Ale ta twa żałość już za me nie stanie;
Przeto porzuć w czas gniew, usłysz me żądanie,
Nie okazuj mi tak niełaskawej twarzy,
Prze którą żal srogi serce moje żarzy.
Nieznośnej żałości i ciężkiej tesknice
Żałośne łzy, które kropią smętne lice,
I gęste wzdychania jawny znak dawają,
Choćbym słowa nie rzekł, tak na cie wołają:
„Przecz okrutnie męczysz tego, coć w twem prawie?
„Nie przystoić srogość, zlituj się łaskawie!”.
LXXIII*.
FRASUNK.
Terpiż, hołowońko, do szczesnoj hodiny.
Wszak tobie frasunki ciężkie nie nowiny.
Przetrwałaś już wiele, przetrwaj-że już i to,
Aż Bóg żal weselem nagrodzi sowito.
Były też ty czasy, gdy był śmiech niedrogi
I żadne wesela nie psowały trwogi;
Były też ty czasy, kiedy tania była
Żałość, lecz me serce nadzieja cieszyła.
Nadzieja cieszyła, która i dziś cieszy,
Mówiąc: za nieszczęściem tuż się szczęście śpieszy.
Prędko grom przechodzi, prędko i błyskanie:
I twój żal przeminie prędzej nad mniemanie.
Abo ten, który cie niewinnie frasuje,
Widząc twą stateczność, gniew swój[116] pohamuje;
Albo, chceli w nim trwać, Bóg cię wyswobodzi,
A skąd inąd twój żal weselem nagrodzi.
LXXIV*.
FRASUNK. DO KASIE.
Niewymowne trapienie cierpi serce moje:
Miłość w nim z nienawiścią srogie toczą boje.
Która go opanuje, ja nie mogę wiedzieć,
Ale mniemam, że się w nim miłości osiedzieć.
Radbym, aby nienawiść tę wojnę wygrała,
Ale się na mie miłość mocnie zgotowała[117]:
Ma przy sobie nadzieję, ma i oczy chciwe,
Które czynią, iże jej serce jest życzliwe.
Przy nienawiści rozum i wstyd słuszny stoi,
Które mówią, że dłużej cierpieć nie przystoi,
Okrutność jej winują[118], wzgardzić rozkazują;
Lecz oczy służyć radzą, piękność pokazują.
Żywot mi i przez ciebie i z tobą niemiły:
Godna twarz miłości, gniew sprawy zasłużyły;
Cóż rzec? abo ja tobie nie będę hołdował,
Muszęli, tedy będę nieszczęście miłował.
Prze twą szlachetną piękność, co mie srodze pali
Którą coś milej, niźli Boga, serce chwali,
Proszę, niechaj łaskawie serce twe zezwoli,
Bym cię z chęci miłował, a nie po niewoli.
LXXV*.
FRASZKA DO KASIE.
Całowałem cie gwałtem, me wdzięczne kochanie,
I cukrem mi się zdało ono całowanie.
Alem tego przypłacił[119], bo całą godzinę
Cierpiałem mękę ciężką za tak lekką winę.
Ani na sprawowanie[120], ani na me prośby
Nie chciał przestać twój język łajania i groźby,
I z takąś czczycą[121] usta wdzięczne ucierała,
Jakoby na nie straszna trucizna paść miała.
Co to jest, że przystoi każda rzecz pięknemu!
I gniew twój przydał sercu miłości mojemu.
A tak mie utrapiło to twe frasowanie,
Że mi się żółcią zdało ono całowanie.
Lecz, gdy tak karzesz chciwą miłość, obiecuję,
Że cie gwałtem już drugi raz nie pocałuję.
LXXVI*.
DO KASIE.
Jako się raduje żeglarz utrapiony
Godzinie tej, którą ustawa szalony
Wiatr, co wielkie morze burzył, i straszliwe
Chmury odkrywają słońce pożądliwe:
Tak się ja też tej to godzinie raduję,
W którą dokończenie przeciwko mnie czuję
Twych gniewów[122], o moje jedyne kochanie!
O nadobna pani! me wdzięczne staranie!
Już zaś we mnie znowu nadzieja ożyła,
Wątpliwość umarła, która mie trapiła,
I przywróciło się wesele prawdziwe,
Żal z frasunkiem zginął i myśli teskliwe[123].
Już mi na twarz twoję nadobną nie bronisz
Patrzać i mówić już ze mną się nie chronisz;
Niestetyż! toć jeszcze nie dostawa wiele,
Abym to już mógł rzec: szczęśliwem ja, śmiele.
Przemożna bogini na ziemi, na niebie,
Wenus! tego ja dziś pożądam od ciebie,
Abyś nas twem ogniem paliła społeczuiespołecznie[124],
A szkodliwa zwada niech przepadnie wiecznie.
LXXVII*.
FRASZKA O KASI I O ANUSI.
Kasia z Anusią, wdzięcznych i pieknych oboje,
Jednakiemi płomieńmi trapią serce moje:
Obyczaje w obudwu godne pochwalenia
Też wielką są przyczyną mego udręczenia[125].
A gdy czasem pospołu wedla[126] siebie siedzą,
Na którą pilniej patrzać, oczy me nie wiedzą.
Anusia zda mi się być piekniejszą nad Kasię,
Kasia zda się piekniejszą nad Anusię zasię.
Tamta nad tę, a ta też nad tamtę wdzięczniejsza;
W rozmowie, ja nie wiem, która przyjemniejsza.
To jedno wiem, że obie bez miary miłuję.
Jak to może być? Nie wiem. Ale miłość czuję.
LXXVIII*.
O KASI I O PASIU FRASZKA.
Kasia, me kochanie, Pasia nadobnego,
Który ledwie doszedł roku pietnastego,
(Sama także młoda) serdecznie miłuje,
A jawnie mu miłość swoję pokazuje
Dary, całowanki, słowy i postawą;
Nie wiem, by mężowi była tak łaskawą...
A jam się spodziewał, by to przeto było,
Iż zawżdy podobne podobnemu miło,
Albo przeto, że nań mąż łaskaw, i ona
Łaskawą być musi, jako zgodna żona.
Aż go ktoś śpiącego, żartując, odkryje:
Aliści u Pasia, jak u szkapy, pije[127].
Już baczę, skąd poszło tak wielkie kochanie:
Każ mu ty przy sobie przedsię legać, panie!
jędza — trop. męka, utrapienie; 2, 6 błędów..., które gęsto jędzą strwożone serce ustawiczną nędzą; a może też jędzą jest 3 os. l. m. od czasownika jędzić (?); w takim razie nędzą byłoby nie 3 os. l. m. od nędzić, lecz 6 przyp. od nędza
↑przymierzać do czego — godzić w co (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑szampierza — współzawodniczka; sroga szampierza — śmierć (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑obrotny — lotny, chyży; por.62*, 2: obrotne koło (...) fortuny (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑jędza — trop. męka, utrapienie; a może też jedzą jest 3 os. l. m. od czasownika jedzić (?); w takim razie nędzą byłoby nie 3 os. l. m. od nędzić, lecz 6 przyp. od nędza (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑pilność o co — ubieganie się za czem (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑jakmiarz — nieledwie, prawie, bezmała (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑zrozumność — mądrość (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑nierówny czemu — nie mogący znieść czego; por.13; 7: serce (...) cieżkościom nierówne zmysłów mych krewkości (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑teskliwy — tęskny, tęskniący (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑nierówny czemu — nie mogący znieść czego; por.12, 23: nierówny tak ciężkich przygód nawałności (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑skwirliwy = skwierliwy, żałośnie płaczący (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑jakmiarz — nieledwie, prawie, bezmała (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑chełznać — kiełznać (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑odraz — odbicie (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑opaczysty — niestały, lotny, jak łac. volubilis (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑zabawić — zatrzymać (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑wdać — wprawić (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑rządny — prawidłowy (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑życzyć = użyczyć (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑ W wydaniu niniejszym brak ostatniej strofy. W pierwodruku: Trzykroć ßczęśliwy / ktory ćiebie Pánie Zna ſpraw ſwych końcem / y ma zákochánie Wßego bezżadne / tylko w twey wiecznośći / Doſkonałośći.
↑W pierwodruku: dostaje; por. tęż pieśń w rękopisie.
↑niezmożny — niepokonalny (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑nieskończony — nieśmiertelny; nieskończone imię — nieśmiertelne imię (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑niezmożny — niepokonalny (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑nieskończony — nieśmiertelny; nieskończone imię — nieśmiertelne imię (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑wytrwać co — przetrwać co, wytrzymać (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑serdeczny — mężny (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑Tenże epigramat wraz z oryginałem łacińskim (Vitalisa) podaje Wargocki („O Rzymie pogańskim i chrześcijańskim”); tekst zeszpecony błędami (np. mur zamiast rum), które też powtórzył Juszyński w „Dykcyonarzu”.
↑rum — gruzy (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑obrzymy — olbrzymy, Giganci, potomstwo Gai i Uranosa (bądź też wsiąkających w ziemię — Gaję — kropli krwi z jego genitaliów), mściciele na Dzeusie za zwyciężenie Tytanów; aluzja do gigantomachii i ostatecznego pokonania napastników przez bogów olimpijskich.
↑pegazskie zdroje — nawiązanie do Hippokrene (z gr. Końskie Źródło), jednego ze źródeł, które tryskały ze skały, ilekroć Pegaz, spragniony, uderzał w nie kopytem. Hippokrene leży w pobliżu gaju poświęconego Muzom, jej woda dawała natchnienie poetom.
↑niebaczliwy — nieopatrzny (opracowane na podstawie Słowniczka).
↑W wydaniu z roku 1601 niema tego epigramatu; znajduje się on w dziełku Malchera Piotrkowity „Przeciw morowemu powietrzu przestroga z przedniejszych doktorów nauki lekarskiej dla ludu pospolitego napisana”, dedykowana Janowi Kostce z Stemberku, wojewodzie sędomierskiemu z Pucku, 1579, herbu Dąbrowa. (ob. Maciejowski, Piśmiennictwo, III, 249).
↑cni się — nudzi się (opracowane na podstawie Słowniczka).