Nasze sny/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Nasze sny | |
Wydawca | nakładem autora | |
Data wyd. | post 1938 | |
Druk | Drukarnia „Współpraca“ | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
ST. A. WOTOWSKI
NASZE SNY
NAKŁADEM AUTORA — WARSZAWA
Druk. „Współpraca“, Warszawa, Sp. z o. o. — tel. 11-07-97
ST. A. WOTOWSKI
|
W jakież cudowne krainy przenosi nas sen! Zwiedzamy dziwne zamki i miasta, których nigdy nie zobaczylibyśmy na jawie, podróżujemy przez fantastyczne lądy i morza, spotykamy tam dawno niewidzianych znajomych, ba nawet umarłych, gorąco kochanych za życia, wiedziemy z nimi długie rozmowy, odsłaniają nam oni sprawy nieznane, ostrzegają przed niebezpieczeństwami, udzielają wskazówek, tyczących się naszej przyszłości...
Tak, tajemnicze są nasze sny, częstokroć prorocze i wieszcze... Nic też dziwnego, że od niepamiętnych czasów w snach doszukiwano się czegoś niezwykłego i cudownego i twierdzono, że w czasie snu nasza dusza nieskrępowana ciałem odbywa przeróżne wędrówki, z których przynosi niepowszednie wrażenia. Kant sformułował to w ten sposób: „jestem zdania, że widziadła senne mogą być bardziej jasne i wybitne, niż te, które widzimy na jawie; można się tego spodziewać, ponieważ mamy do czynienia z tak potężnym czynnikiem, jakim jest dusza, podczas gdy wszystkie władze zmysłowe są uśpione.“.
Szczególnie duże znaczenie przypisywano snom w starożytności. Nie mało mamy na to dowodów z historii biblijnej i wystarczy przypomnieć słynny sen faraona o krowach i kłosach, wytłumaczony tak znakomicie przez Józefa. Również u Greków i Rzymian sny wywierały znaczny wpływ na życie publiczne, a wróżbici cieszyli się powszechnym szacunkiem. Amphiariusowi, wieszczkowi z powołania, za życia stawiano posągi, a nie mniejszą sławą cieszył się Arthemidor, którego dzieła o wróżbie ze snów doszły aż do nas.
Mało tego, istniały specjalnie na ten cel przeznaczone świątynie w Babilonie i Egipcie, w których co noc na paradnym łożu zasypiały bóstwom poświęcone dziewice. W Grecji najczęściej te przepowiednie stosowano przy leczeniu chorób, a najznakomitszą była wyrocznia Eskulapa w Epidaurze. W jej przedsionkach stały posągi szczęścia, snu i marzenia, a za świątynią mieścił się osobny gmach, przeznaczony do spania. Gdy chory zasypiał, kapłani czuwali przy nim, a kiedy się zbudził, natychmiast wypytywali go, co mu się śniło, bowiem sny zacierają się szybko w pamięci. Sny takie zapisywano, komentowano obszernie i układano z nich księgi lekarskie. Przekonamy się później, że te zabiegi starożytnych kapłanów nie były pozbawione pewnej słuszności, gdyż w snach przejawiają się często różne chorobliwe stany naszego organizmu. Tak nauczał zresztą słynny Hipokrates. A Arystoteles, ten mistrz starożytnej mądrości filozoficznej posunął się znacznie dalej. Twierdził, że dusza we śnie wyczuwa sama nie tylko najmniejsze zmiany chorobowe, ale również popędy, które nas skłonią później do pewnych czynów, bowiem odznacza się ona we śnie większą czułością.
Tak starożytni zapatrywali się na sny. Jeśli chodzi o czasy obecne, to zdania są podzielone. Jedni w ślad za Arystotelesem i Kantem nadal twierdzą, że w snach nasza dusza przejawia niezwykłe zdolności — inni dowodzą, że sny powstają pod wpływem czynników fizycznych, lub też naszych ukrytych pożądań (teoria Freuda), łatwo dadzą się wytłumaczyć w naturalny sposób i ani z przejawami duszy, ani też z „cudownością“ nie mają nic wspólnego.
Daleki jestem od tej materialistycznej teorii. Istotnie, odbywamy we śnie przedziwne wędrówki. Ale, nie zawsze i nie stale. A raczej w rzadkich wypadkach i mylą się mocno ci, którzy sądzą, że każdy nasz bardziej plastyczny sen zawiera w sobie coś niezwykłego. Większość snów nic nie znaczy, albo też łatwo daje się w sposób zwykły zanalizować. Tylko nieliczne posiadają w rzeczy samej charakter nadnormalny i aby je odróżnić od snów, wywołanych przyczynami zewnętrznymi, czy też impulsami, mimo całej fantastyczności ich treści, musimy szczegółowo rozpatrzyć wszystkie kategorie naszych sennych marzeń.
Różni uczeni dzielili sny na różne grupy. Ja przeprowadzę tu mój własny podział, który stopniowo doprowadzi nas do snów, zwanych „cudownymi“.
Pierwszą grupę zwykłych snów, stanowią sny zmysłowe, powstające na skutek przyczyn zewnętrznych. Chociaż jesteśmy uśpieni, rozmaite wrażenia, jakie odbiera nasze ciało odbijają się na treści naszych sennych marzeń.
Jeśli więc kołdra z nas spadnie i zimno owionie w nocy, to nam się śnić może, że marzniemy śród sybirskiej pustyni. Jeśli upadnie nam na twarz kilka kropel wody, będzie nam się wydawać, żeśmy się znaleźli w polu śród ulewy. Wejdzie nam przypadkiem głowa pod poduszkę, to przyśni się nam, że nas przysypały gruzy. Stoczywszy się przypadkowo na brzeg łóżka, będziemy marzyli, żeśmy zawiśli nad przepaścią.
Kartezjuszowi raz śniło się, że go szpadą przebito — a to tylko złośliwa pchła ugryzła go mocno. Pisarzowi Hänningsowi, że go powieszono, gdy koszula we śnie zacisnęła się dokoła szyi.
Gregory, idąc na spoczynek kazał sobie butelkę z gorącą wodą podłożyć pod nogi. Przyśniło mu się, że wstępował na krater Etny i że lawa gorąca nogi mu oparzyła.
Maury („Le sommeil et le réve“) cytuje fakt następujący: pewnego razu, kiedy był uśpiony zleciał mu w nocy na szyję drążek, na którym znajdowały się przytwierdzone firanki u łóżka. Obudził się zaraz, ale w tym niezwykle krótkim czasie, jaki upłynął pomiędzy uderzeniem a obudzeniem, prześnił cały obraz, zaczerpnięty z francuskiej rewolucji. Śniło mu się, że był aresztowany, sądził go trybunał, że widział Robespierre‘a, Marata, że osądzono go na śmierć, powieziono na plac egzekucji, a tam topór kata spadł na jego głowę. Nawiasem mówiąc, tu mamy jeszcze jedną z osobliwości snu — w przeciągu minuty prześnić możemy sceny, sprawiające wrażenie, że trwały niezmiernie długo.
Ale, powracajmy do tematu.
Tak samo wrażenia dźwiękowe odbijają się na naszych snach.
Np. służąca stłukła szkło w kuchni, potknąwszy się o szczotkę. Śpiący lokaj to słyszy i sądzi, że jest to albo odgłos dalekiego gromu, albo też po ulicy z hukiem toczą się pojazdy.
W pewnym hotelu w Gdańsku prawie wszystkim gościom śniło się w jednej chwili, że brama hotelowa się otwiera, podróżni wchodzą do przedsionka, idą po schodach na piętro, zajmują pokoje, służba znosi ich pakunki etc. A jednak brama była zamknięta, żaden podróżny nie przyjeżdżał, tylko burza owej nocy swym szumem i łoskotem spowodowała u wszystkich śpiących jednakowy sen.
Co ciekawsze jeszcze, że gdy się śpiącemu szepce słowa do ucha, można wywołać odpowiednie senne marzenia. W ten sposób podyktowano pewnemu oficerowi całą scenę pojedynku, który później opisał zupełnie zgodnie z tym, co mu poprzednio szeptano. Sposobu tego mają używać w Jugosławii kochliwe niewiasty, aby swych małżonków utwierdzić w miłości do nich.
Również zapachy wywierają wpływ na nasze sny. Jeśli śpiącemu podsunąć pod nos flakon perfum, marzyć będzie, iż znalazł się w ogrodzie, pełnym wonnych kwiatów. Jeśli zaś do jego powonienia dobiegną niemiłe odory, marzyć może, iż wtrącono go do piekielnej otchłani, cuchnącej smrodem i siarką.
Wreszcie, wrażenia wywołane przez potrzeby naszego organizmu odbijać się mogą na snach. Np. człowiek głodny przyjmie kurcze w żołądku za szarpanie jego wnętrzności obcęgami.
Drugą grupę zwykłych snów, stanowić będą sny uczuciowe, powstające pod wpływem czynników wewnętrznych, więc naszych wzruszeń, pożądań, wspomnień ect, a przeważnie tego, o czym myśleliśmy przed zaśnięciem. Przykrości nasze i zmartwienia, uderzające wypadki dnia, wszystko co nas żywo dotyka, powtórzy się we śnie.
Delage powiada, że w podobnych marzeniach nasze myśli błąkają się bez wszelkiego ładu, czepiając się przeróżnych poprzednich wrażeń. W większości wypadków podobne sny posiadają charakter bezsensowny. Np. śni mi się, że jestem uczniem, składam egzamin, pocę się i z trudem znajduję odpowiedzi na zapytania, jakie zadaje surowy nauczyciel. Już jestem przekonany, że egzamin wypadnie niepomyślnie, gdy raptem srogi profesor niknie, a jego miejsce zajmuje mój pies buldog i więcej niż uprzejmie poczyna mnie egzaminować, a w nagrodę za dobre odpowiedzi doręcza mi znaczną sumę pieniężną.
Cóż podobny sen oznacza? Przed zaśnięciem myślałem o pieniądzach, które mi zapewne bardzo były potrzebne oraz o moim psie. Zlało się to z dawnymi, szkolnymi wspomnieniami i przybrało postać udramatyzowanego sennego marzenia. Oczywiście w takim śnie doszukać się nie można nic niezwykłego, a powstał on wyłącznie pod wpływem myśli, które krążyły w mej głowie przed zaśnięciem.
W podobnych snach przewijają się tylko nasze pożądania i zainteresowania i stoją one w ścisłym związku z naszym wykształceniem, stanowiskiem, zatrudnieniem. Żołnierz marzy o manewrach i bitwach, student o egzaminach, zakochany o ukochanej. Niech mi ktoś szczerze opowie kilka takich swoich snów, a łatwo określę jego charakter, upodobania oraz dręczące go troski.
Zazwyczaj marzenia nasze przedstawiają nam to, co najchętniej widzielibyśmy na jawie. Stajemy się bogaczami, wygrywamy na loterii, zdobywamy wzajemność ukochanej ect.
Pisarze starszej daty dwie przytoczone przeze mnie przyczyny poczytywali za główne źródło powstawania snów i przeważnie poprzestawali na nich.
Prawdziwą rewolucję w nauce sprawił słynny prof. Zygmunt Freud, który wystąpił z twierdzeniem, iż źródłem naszych snów są nasze stłumione i nieziszczone pragnienia.
Poprzednio zaznaczyłem, że przyczyny te w poprzedniej grupie snów uczuciowych odgrywają niezwykle doniosłą, ale nie wyłączną rolę. Tymczasem Freud rozpościera je na wszystkie grupy snów, nawet bezsensownych, starając się źródło pojawienia się snów, sprowadzić do jednego mianownika.
Mało tego. Freud uważa, że wszystkie nasze sny są symboliczne (por. ost. rozdział o symbolice snów) i że te symbole są przeważnie treści erotycznej. Innymi słowy, że w obrazach symbolicznych występują nasze kompleksy psychiczne, utajone namiętności i popędy, których nie przepuszcza w postaci wyraźnej, tkwiąca w naszej podświadomości „cenzura“, inaczej nabyte pojęcia moralne lub obawa przed opinią.
Freud stworzył nawet coś w rodzaju swego „sennika“. Wszystko w nim posiada niemal wyłącznie seksualny charakter. Np. dziecko, rękawiczka, krawat, nawet kwiaty są seksualnymi symbolami. Gdy pewna pani opowiedziała Freudowi „piękny sen“ o tym, jak znajdowała się w ogrodzie pełnym kwiatów, wytłumaczył go tak, iż jak sam zaznacza, pani ta zaczerwieniła się i sen przestał się jej podobać.
W „typowych“ snach naszych również przebija się, zdaniem Freuda, ten sam pierwiastek. Jeśli śniącemu śni się, że znalazł się bez ubrania na ulicy, będzie to sen erotycznej ekshibicji. Jeśli będzie mu się marzyć, że leci w przepaść — oznacza to również nasze zmysłowe pożądania ect.
Freuda nazywano niejednokrotnie „wielkim odkrywcą“ i „Krzysztofem Kolumbem podświadomości“. Olbrzymią jest jego zasługą, że pierwszy odkrył ogromne znaczenie dotychczas lekceważonych sennych marzeń dla psychologii i pierwszy wypracował metodę tłumaczenia snów za pomocą psychoanalizy. Ta zasługa pomniejszyć się nie da. Ale, jednocześnie wielu krytyków raziło seksualne zabarwienie freudowskiej symboliki i podkreślano, że sporo jego wyjaśnień, chociażby np. tyczących się kompleksu Edypa — wydaje się więcej niż naciągnięte. Istotnie, przykro byłoby przypuścić, że na dnie podświadomości każdego z nas tkwi taki „ukryty zbereźnik“, jakim go maluje Freud.
Nie moją rzeczą jest tu krytykować Freuda. Powrócę do innej, więcej obchodzącej nas sprawy. Freud twierdzi, że wszystkie sny mają wspólne źródło i źródłem tym są nasze stłumione i nieziszczone pragnienia.
Chcąc zilustrować w jaki sposób Freud usiłuje teorią ukrytych pożądań wytłumaczyć wszelkie senne marzenia, przytoczę przeprowadzoną przez niego analizę snu, który zazwyczaj jest zaliczany do innej grupy t. zw. „ostrzegawczych“.
Freud opisuje następujący wypadek w swej książce „Die Traumdeutung“ (str. 107).
Zgłosiła się do niego pewna młoda panna, która zamieszkiwała u swej zamężnej siostry. Siostra ta miała dwóch synków: starszego Otta, zmarłego przed kilku miesiącami i młodszego Karolka, cieszącego się na pozór dobrym zdrowiem. Otóż, śniło się tej pannie, że widzi martwego Karolka w trumience, otoczonej gromnicami.
— Cóż to ma znaczyć, panie doktorze — zapytywała zrozpaczona — czyżby to był sen złowróżbny i Karolek miał naprawdę umrzeć? A może jestem taka zła, że mu we śnie życzę śmierci?
Freud znał dobrze życie tej panienki, to też jak twierdzi odrazu się zorientował. Wiedział, że była zakochana w pewnym profesorze, który na pannę nie zwracał najmniejszej uwagi. Ona natomiast wciąż marzyła o tym, żeby z nim się spotkać, starała się odwiedzać miejsca, w których mogła go widzieć choć zdaleka, nie opuszczała ani jednego z jego odczytów.
— Kiedy rozmawiała pani po raz ostatni z profesorem W.? — zapytał.
— Było to — posłyszał odpowiedź — w dniu, w którym miano pochować mego siostrzeńca Otta. Leżał już w trumience tak samo zupełnie, jak Karolek we śnie. Profesor W. przybył do mej siostry, aby jej wyrazić swe współczucie i dość długo zabawił w naszym domu. Wtedy rozmawiałam z nim po raz ostatni.
— Pani sen nie zawiera nic złowróżbnego! — rzekł uśmiechając się Freud. — Ponieważ rozmawiała pani z profesorem W. po raz ostatni przy zwłokach martwego Otta, to samo powtórzyło się we śnie i stworzyło następujące przypuszczenie: gdyby zmarł Karolek, profesor znów odwiedziłby nas, znów stałabym wraz z nim przy trumience i znów bym z nim rozmawiała. Sen pani wyraża tylko stłumione i nieziszczone pragnienie ujrzenia profesora W.
Tak przedstawia się psychoanaliza Freuda. Musimy tu jednak uczynić pewne zastrzeżenie. Cieszymy się bardzo z tego, że Karolek nie umarł i że ten sen ponury dał się wytłumaczyć psychoanalityczną metodą. Co jednak nastąpiłoby, gdyby sen się sprawdził — a podobnych snów mamy bardzo wielką ilość — i biedny chłopczyk naprawdę spoczął w trumience? Jak udałoby się wówczas Freudowi połączyć teorię ukrytych pożądań z objawem jasnowidzenia?
Z tego wynika wniosek najważniejszy, że wszystkich kategorii snów psychoanalityczną metodą w żaden sposób wytłumaczyć się nie da.
Jak zaznaczyłem, postawiono Freudowi cały szereg słusznych zarzutów. To też obecnie pisarze, którzy badają sny psychoanalitycznym sposobem, aczkolwiek schylają czoła przed Freudem, starają się skorygować jego metodę.
Przede wszystkim przyznają, że sny mogą powstawać na skutek czynników zewnętrznych, co całkowicie zostało zlekceważone przez Freuda. Następnie, że nie każdy sen ma znaczenie symboliczne i że w ogóle należy wystrzegać się tłumaczenia snów na język zupełnie racjonalny. Wreszcie, że symbolika snów nie jest wyłącznie erotyczna — co najwięcej raziło u Freuda.
Symbolika snów właściwie jest odmienna dla każdego człowieka (może powstawać z zupełnie innych przyczyn, por. ost. rozdz.), mimo to jednak, fantastyczne senne obrazy dadzą się łatwo odszyfrować przy pomocy psychoanalizy. Pod warunkiem jednak, aby ten, kto pragnie poznać psychologiczne znaczenie swoich snów, podał jaknajściślejsze dane tyczące się jego życia, albo chociaż okresu, poprzedzającego sen, podlegający analizie.
W „Kurierze metapsychicznym“, dodatku Il. K. Kr., wychodzącym pod redakcją p. L. Szczepańskiego, została pomieszczona ciekawa seria rysunków, przedstawiająca graficznie „typowe sny“, rozszyfrowane skorygowaną psychoanalityczną metodą.
Przytoczę niektóre. Więc jeżeli komuś się śni, że jest obnażony, nie koniecznie musi to być, jak chce Freud, oznaką erotycznej ekshibicji. Może to równie dobrze oznaczać, iż dany osobnik pragnie życia i użycia bez ograniczeń. Brak ubrania jest właśnie symbolem odrzucenia wszelkich konwenansów. Czasami jednak śpiącemu się marzy, że posiada kapelusz na głowie, lub szalik na szyi (u Freuda symbole seksualne). Symbolizuje to, że jednak lęka się opinii i pragnie zachować pozory.
Inny sen. Kobieta śni, że spada w przepaść i próżno chwyta się rękami ściany olbrzymiego muru. Co znaczy symbolika tego snu? Kobieta jest dręczona myślą, że utraci swego przyjaciela czy męża i obawia się, że bez ich pomocy w życiu zginie. Dlatego chwyta się rozpaczliwie muru.
Wreszcie trzeci sen. Ktoś strzela do wroga, którego kule się nie imają, a zdala obojętnie przygląda się temu jego żona. Jest to sen zazdrosnego męża; próżno chciałby pozbyć się rywala, który skradł mu serce żony. Przygląda się ona tej scenie obojętnie, gdyż wie, że mąż jest zbyt wielkim niedołęgą, by poważną krzywdę wyrządzić kochankowi.
Tak wygląda „skorygowana“ metoda Freuda. Zaznaczyć należy, że obecnie psychoanalizę snów stosuje wielu lekarzy, chcąc ustalić źródło zaburzeń nerwowych swych pacjentów.
Ale zarówno Freud, jak i jego uczniowie popełniają błąd wielki. Pomijają całkowicie sny wyższego gatunku, sny w których przejawiają się nasze nadnormalne zdolności i sny wieszcze. Freud czyni to ze zrozumiałych powodów, gdyż sny takie zaprzeczałyby jego teorii, polegającej na sprowadzaniu przyczyny powstawania wszystkich snów do jednego źródła. Dlatego też powiedziałem, że jego teoria nie da się zastosować do wszystkich kategorii sennych marzeń. Freud załatwia się krótko ze snami, w jakich objawiają się nasze ukryte choroby, lub spotęgowane zdolności. „Ponieważ — pisze — szereg ludzi poważnych stwierdza ich możliwość, nie będę negował tego faktu, ale należy jeszcze dobrze zbadać okoliczności, w jakich te sny miały miejsce“. O snach wieszczych mówi: „zostały one wzięte w posiadanie przez różnych mistyków i zwolenników cudowności; dobrze czynią, broniąc tego stanu posiadania, dopóki stamtąd ich nie wyprą nauki ścisłe. A ponieważ wiele takich snów dało się wytłumaczyć przyczynami naturalnymi, nie uważam za stosowne dłużej się nad nimi zatrzymywać“.
Krótko i zwięźle.
Tymczasem, właśnie te sny są najciekawsze i w gradacji jaką przeprowadzam zajmują one od poprzednich t. j. powstałych na skutek przyczyn zewnętrznych, czy też wewnętrznych, daleko wyższe miejsce.
STANY NASZEGO ORGANIZMU
Trzecią grupę, idącą w ślad za poprzednimi, stanowią sny, na które już zwrócili uwagę starożytni, a w jakich przejawiają się chorobliwe stany naszego organizmu.
Grupę tę dlatego zaliczam do wyższej, że będziemy tu mieli do czynienia albo z pracą naszej podświadomości, albo z przejawami jasnowidzenia.
Dr. Szokalski w swych „Fantazyjnych objawach zmysłowych“ przytacza liczne przykłady snów, odnoszących się do chorób, jakie później się przejawiły.
Więc opowiada, że śniło się pewnemu człowiekowi, jakoby miał nogę z kamienia i wkrótce ta noga uległa sparaliżowaniu. Uczonemu K. Gessnerowi, śniło się, że wąż go w bok ukąsił — wkrótce na tym samym miejscu ukazał się karbunkuł, który go o śmierć przyprawił.
Arnold de Villaneuve marzył, że go pies wściekły ugryzł i dostał na tym samym miejscu wrzodu. Ministrowi francuskiemu de Teste, za czasów Ludwika Filipa śniło się, że umarł na atak apoplektyczny, co istotnie się stało.
Dalej mówi dr. Szokalski, że sny towarzyszące chorobom serca są zazwyczaj krótkie i przerywane; mają za treść grożące niebezpieczeństwo utraty życia. Chorzy piszą we śnie swój testament, widzą spory rodziny o spadek, asystują własnemu pogrzebowi i ceremoniom żałobnym.
Do snów chorobowych również lekarze zaliczają t. zw. zmorę nocną. Śpiący doznaje wrażenia, że jakaś straszliwa poczwara siada mu na piersiach i swym ciężarem go przytłacza. Niekiedy bywa to kot, pies, lub inne stworzenie, dręczące go złośliwie. Okropny strach ogarnia wówczas chorego, mocuje się, szarpie, krzyczy, żeby się uwolnić od straszliwego ciężaru. Podobne zmory powstają, wedle zapatrywań współczesnej medycyny, na skutek utrudnionego we śnie oddechu.
Jak widzimy, wiele słuszności mieli starożytni, którzy wróżyli, ze snów o naturze choroby i wielce ciekawy był ich sposób diagnozy — mianowicie diagnozy ze snów.
WE ŚNIE
Za poprzednią grupą, którą zaliczam do wyższej kategorii, bowiem na ich zasadzie możemy określać choroby, tkwiące w naszym organiźmie, idą te sny, w których występują nasze spotęgowane zdolności.
Mówią, że pierwsza myśl stworzenia „Boskiej Komedii“ objawiła się Dantemu podczas snu. Voltaire sam twierdził, że we śnie ułożył początek swej „Henriady“. Rousseau opowiada, że podczas na wpół bezsennych nocy, umysł jego snuł fantazje, które później się w jego utworach odbiły.
Edgar Allan Poe, Karol Baudelaire, E. T. A. Hoffmann, Gerard de Nerval, Tomasz de Quincey czerpali tematy do swych utworów ze snu. Adam Mickiewicz w snach szukał natchnienia — nawiasem mówiąc, genialny nasz wieszcz był również znakomitym jasnowidzem (p. „Listy z podróży“ A. Odyńca).
Sonata Tartiniego, zwana piekielną jest także wytworem snu. Diabeł bowiem przyśnił się kompozytorowi i obiecał mu rozwinąć temat, z którym ten nie mógł sobie poradzić, ale pod warunkiem, że mu duszę zaprzeda. Śpiący przystał na to, a czart pochwyciwszy skrzypce, wygrał mu całą melodię. Obudziwszy się, Tartini zapisał to, co posłyszał we śnie i tak powstało dzieło, które unieśmiertelniło jego nazwisko. Jak widać z tego, umysł nasz może we śnie dalej prowadzić rozpoczętą pracę i dochodzić do niespodziewanych wyników. Tyczy się to nietylko pisarzy i artystów, ale i ludzi zwykłych, którzy raptem we śnie poczynają tworzyć wcale udatne wiersze, układać powieści, lub rozprawy literackie i naukowe, choć nigdy przedtem podobnym zajęciom się nie poświęcali. Słowem, objawiają się w nich ukryte, a niespodziewane zdolności.
W jakiż sposób pojawiają się w nas te niezwykłe zdolności i w jaki sposób artyści tworzą we śnie dzieła, z którymi nie mogli sobie poradzić na jawie?
Tu występuje na scenę praca podświadomości, której obecne nauki psychicznie przypisują we wszelakiego rodzaju snach niezwykłych olbrzymią, prawie decydującą rolę.
Cóż to jest podświadomość?
Świadomością nazywamy to wszystko, o czym myślimy i co odczuwamy w danej chwili. Ale ponieważ w jednej chwili możemy myśleć tylko o jednym przedmiocie, reszta wrażeń zaciera się, ale nie ginie, zapada jakby do szkatułki, z której może być wydobyta, a taką szkatułką naszych pozornie zapomnianych wiadomości jest podświadomość. Wrażenia te mogą być z powrotem wywołane we śnie, nawet po upływie kilkunastu lat — i to właśnie nam tłumaczy najbardziej niezrozumiałe wypadki.
Dzięki temu potęgują się w nas drzemiące a nie wykorzystane zdolności, dzięki temu wyłaniają się u artystów pomysły, tkwiące dotychczas w najgłębszych zakamarkach ich własnego „ja“ i tak objawione, wydają się później czymś, co na nich spłynęło w postaci cudownego natchnienia.
Praca podświadomości najbardziej jaskrawo występuje w t. zw. „przypomnieniach“ we śnie. Aby stać się zrozumiałym, zacytuję parę dość banalnych przykładów.
Więc, ktoś zgubił kluczyk i w żaden sposób go znaleźć nie może, nie wie nawet, czy to się stało w domu, czy też na mieście. W nocy śni, że kluczyk ten przypadkowo spadł za komodę i tam też leży, a gdy się budzi i odsuwa komodę istotnie odnajduje kluczyk w tym miejscu.
Inny przykład, zaczerpnięty z mego własnego życia. Bawiłem w Konstancinie, znanej letniskowej miejscowości pod Warszawą i zgubiłem tam pamiątkowy pierścionek, którego nie mogłem odnaleźć, mimo największych wysiłków. Tejże nocy śni mi się, że spaceruję w miejscowym parku, spotykam ogrodnika którego przedtem nigdy nie widziałem i ogrodnik doręcza mi zagubiony sygnet. Następnego dnia w rzeczy samej udałem się do parku, spotkałem ogrodnika, spostrzeżonego we śnie, a na moje zapytanie czy nie znalazł zamiatając pierścionka, wyciągnął tenże z kieszeni i mi go doręczył.
Cóż to oznacza? Oznacza, że ten kto zgubił kluczyk, widział zapewne, jak kluczyk spadał za komodę, ale tego nie zapamiętał. W drugim śnie — spotkałem prawdopodobnie już poprzednio ogrodnika, tylko nie utrwaliłem w pamięci jego twarzy. Skojarzyło się to z przypuszczeniem, że ogrodnik zamiatając mógł odnaleźć mój pierścionek i wytworzyło sen niezwykłej treści.
Dalej. Prawie każde dziecko nerwowe przeżywa następującą przygodę. Uczy się lekcji, jest zmęczone, udaje się na spoczynek, a książkę kładzie pod poduszkę. W nocy śni mu się, że czyta zadanie, którego przedtem nie zdążyło przeczytać do końca i rzeczywiście nazajutrz, kiedy się budzi, umie lekcję znakomicie.
Zgodnie z tym, co poprzednio powiedziałem, twierdzą psychologowie, że dziecko czytało lekcję, ale jej nie zapamiętało, następnie wywołano sen o niej i dzięki pracy podświadomej świetnie ją w głowie utwierdziło.
Bywają przykłady jeszcze ciekawsze. Np. p. pułkownik Michał Paszkowski w swym opisie snu, pomieszczonym w książce P. Szmurły „Sen, jego symbolika i nadświadomość“, stwierdza, że we śnie dokończył czytania „Trylogii“ Sienkiewicza i to tych ustępów, których przedtem nie czytał.
Mógłby tu czytelnik zauważyć że wszystkie te przykłady stoją na pograniczu, lub są typowymi, szczególniej ostatni, przejawami jasnowidzenia. Wszystko zależy od tego, czy ktoś o czymś przedtem wiedział, czy nie wiedział. Zupełnie byłaby to słuszna uwaga i właśnie chodzi o to, że przedstawiciele badań psychicznych (Richet, Geley ect.), rozszerzając ogromnie granice działania podświadomości, zestawiają ją ściśle z naszymi nadnormalnymi zdolnościami i często sądzą, że jest ich podstawą. P. Szmurło w wysoce zajmującym, poprzednio przezemnie wymienionym studium, wyraża przypuszczenie, że nadnormalne zdolności (telepatia, jasnowidzenie ect.), polegają na nabytej lub wrodzonej umiejętności czerpania potrzebnych nam wskazówek z podświadomości, którą porównać można do szkatuły, zawierającej bezcenne skarby. W ten sposób osiągnięte wiadomości wyrażają się później w formie symbolicznego snu.
Jest warte podkreślenia, że w ten sposób pojęta teoria „podświadomości“ bynajmniej nie przeczy teorii Freuda, a raczej jest jej dalszym rozwinięciem. Jedna i druga szuka przyczyny powstawania snów w pracy podświadomości, wobec czego działaniem podświadomości dawałyby się wytłumaczyć wszystkie sny.
Jest to bardzo ciekawe przypuszczenie. Ponieważ jednak zupełnie inaczej tłumaczę zarówno sny niezwykłe, jak i jasnowidzenie — mianowicie naszym rozdwajaniem się w czasie snu, o czym zaraz będzie mowa — nie zatrzymam się nad tym tematem. Zanotujemy tylko, że praca podświadomości, jako przypomnienia, w wielu wypadkach odgrywa ogromną rolę.
WYTŁUMACZYĆ W NATURALNY SPOSÓB.
Przebiegłem różne kategorie snów, dających się wytłumaczyć przyczynami naturalnymi, jako to naszymi pożądaniami, czynnikami zewnętrznymi, chorobliwymi stanami organizmu, wreszcie działaniem podświadomości. Co prawda już w tym ostatnim wypadku nasuwały się poważne wątpliwości i powstawało zapytanie, gdzie kończy się ta praca podświadomości, a rozpoczyna jasnowidzenie.
Teraz docieramy do grupy snów, że się tak wyrażę „najwyższych“ w tym podziale, budzących w odnośnej literaturze zawzięta polemikę. Mianowicie do snów t. zw. wieszczych i tych w których ukazują się nam umarli, ostrzegając o grożących nam niebezpieczeństwach, lub żądając spełnienia jakichś czynów, których nie zdążyli wykonać za życia. Zaznaczam, że uczeni, wrogo usposobieni do wszelkiej „cudowności“ i takie sny starają się wytłumaczyć naturalnymi przyczynami, co czasami im się udaje, przeważnie jednak zawodzi.
Aby być całkowicie bezstronnym przytoczę przykłady snów, posiadających wszelkie pozory nadprzyrodzone, a dających się wyjaśnić w zwykły sposób.
Pewien ojciec nie odstępował na krok przez kilka tygodni od łóżka swego śmiertelnie chorego dziecka. Niestety, umarło ono i złożono je w trumience, obstawionej gromnicami. Strapiony, padł na sofę w drugim pokoju i długo siedział pogrążony w rozpaczy. Nad ranem sen go zmorzył, a wtedy przyśniło mu się, że synek staje przed nim i woła: „Ojcze, czyż nie dosyć, że umarłem, chcesz jeszcze żebym się spalił?“
Budzi się przerażony, biegnie do żałobnej komnaty i widzi, że jedna ze świec katafalku upadła na umarłego i ubranko na nim zaczęło się tlić.
Sen na pozór cudowny. A jednak starają się go wytłumaczyć w ten sposób, że swąd spalenizny dotarł do powonienia zrozpaczonego ojca i wywołał udramatyzowany obraz, jaki go obudził.
Inny przykład, przytoczony przez dr Szokalskiego w „Fantazyjnych objawach zmysłowych“.
Jednemu z jego znajomych śniło się, gdy nocował w oberży, że ktoś na niego zawołał: „Uciekaj, bo sufit się wali!“
Zerwał się z pościeli i pobiegł ku drzwiom. W tejże chwili ogromny kawał gipsu, oderwał się od sufitu i upadł na łóżko.
„Podróżny — pisze dr Szokalski, analizując ten sen — mógł kładąc się spać, rzucić okiem na popękany sufit i przeczuć grożące niebezpieczeństwo. Czym innym zajęty nie zastanawiał się nad nim, ale myśl raz zrodzona odżyła we śnie, skoro ją trzask orzeźwił“.
Wreszcie słynne widzenie Tadeusza Czackiego, cytowane nieraz przez naszych okultystów, jako „cudowne“.
Tadeusz Czacki wkrótce po śmierci ojca miał we śnie dziwne widzenie. Ukazał mu się ojciec i rzekł: „Tadeuszu, przed zgonem moim, jadąc do majątku w tym a tym miasteczku, stanąłem u znajomego karczmarza. Wtedy przyszedł do mnie pewien szlachcic i prosił o pożyczkę. Chcąc mu wygodzić, a nie mając pieniędzy przy sobie, wziąłem od karczmarza tysiąc dukatów, nie dałem na to skryptu i wkrótce umarłem. Proszę cię, dla spokoju duszy, zapłać!“
Kiedy młody Czacki o tym śnie zapomniał, miał drugie widzenie ojca, który go surowo strofował, czemu nie spełnił jego prośby.
Wówczas kazał przywołać do siebie karczmarza, który nie mając skryptu, nie śmiał się upominać. Karczmarz potwierdził szczegóły, znane Czackiemu ze snu. Zapłacił, a tejże nocy pojawił się po raz trzeci ojciec, dziękował mu i błogosławił.
I temu „widzeniu“ zawzięci materialiści usiłują odebrać nadprzyrodzony charakter. Twierdzą, że główną rolę grało tu zapewne przypomnienie. Tadeusz Czacki wiedział o długu ojca, tylko zapomniał o nim, a pod wpływem snu wspomnienie to wynurzyło się z jego podświadomości.
Znów nasuną się te same, co poprzednio wątpliwości. Czacki mógł o długu ojca wiedzieć, albo nie wiedzieć. Jeśli wiedział — możemy się zgodzić na pracę podświadomości, lecz jeśli nie wiedział, to ten sen nie daje się wytłumaczyć przypomnieniem.
Ale, jeśli nawet poprzednio przytoczonym snom można w taki sposób odebrać charakter nadprzyrodzony, to przejdziemy teraz do kategorji widzeń, jakie mimo największych wysiłków nie dadzą się wyjaśnić ani oddziaływaniem czynników zewnętrznych, ani pracą podświadomości, ani też psychoanalizą Freuda.
SIĘ UMARLI.
Typowym przykładem snu, w którym ukazuje się umarły jest sen, o jakim opowiada Cycero w swej książce „De divinatione“.
Dwaj podróżujący przyjaciele przyszli do Megary i stanęli na nocleg w dwóch osobnych domach. Ledwie jeden z nich usnął, przyśniło mu się, że drugi stanął przed nim przestraszony i prosił, aby natychmiast pospieszył na jego ratunek, gdyż gospodarz zajazdu w jakim nocuje pragnie go zamordować.
Podróżny obudził się zaraz, ale sądząc że śnią mu się tylko głupstwa, zasnął na nowo. Wtedy przyjaciel powtórnie ukazuje się we śnie i zaklina na wszystko, aby się pospieszył, ponieważ morderca już wchodzi do pokoju.
Śpiący zrywa się, chce iść, lecz rozmysł i znużenie zmuszają go do położenia się z powrotem do łóżka. Wówczas przyjaciel po raz trzeci ukazuje mu się we śnie, ale blady, krwią zbroczony, w poszarpanym ubraniu. „Nie chciałeś — mówi — przyjść do mnie, kiedym cię prosił, teraz jest już za późno, lecz pomścij mnie przynajmniej! Jutro, o wschodzie słońca, udaj się do oberży, a stać będzie przed nią wóz pełny słomy. Zatrzymaj go i każ słomę rozrzucić, a pod nią mnie znajdziesz. Spraw mi przyzwoity pogrzeb i ukarz zbrodniarzy!“
Uporczywość marzenia i jego szczegóły nie pozwoliły już wątpić podróżnikowi. Wstał, pobiegł do zajazdu i ujrzał tam wóz, stojący przed bramą. Zatrzymał woźnicę, który się zmieszał — a pod słomą spoczywało ciało zamordowanego przyjaciela.
Możnaby zarzucić, że niezwykły ten sen, miał miejsce w czasach bardzo odległych, bo aż za Cycerona. Ale setki podobnych przykładów zebrali: Kamil Flammarion w swych książkach „Zagadnienia duszy“ i „Po śmierci“, prof. Maksymilian Perty w „Die mystischen Erscheinungen“, dr Karol du Prel w „Giebt es Warnungstraume“, Gurney, Myers i Podmore w „Dziwach życia“ i szereg innych uczonych.
Du Prel przytacza sen pułkownika francuskiego Le Crosnier (1852 r.), który nocował w pewnym zamku. W nocy ukazał mu się zmarły właściciel tego zamku i prosił, aby udał się do jego siostry, zamieszkałej w Paryżu i oznajmił jej, że w tym pokoju w którym nocuje znajduje się skrytka, a w tej skrytce niezwykle ważne rodzinne papiery, jakich jego siostra daremnie poszukiwała. Zaznaczyć należy, że pułkownik Le Crosnier nie znał ani zmarłego, ani jego siostry, a w starym domostwie znalazł się przejazdem, zupełnie przypadkowo.
Pod wpływem snu, udał się do owej pani, zamieszkałej w Paryżu, która choć również ujrzała go poraz pierwszy w życiu, na jego widok zemdlała. Tejże właśnie nocy śniło się jej, że przybędzie do niej ten sam pułkownik — twarz zapamiętała doskonale — i wskaże, gdzie znajdują się papiery, których brak tak dotkliwie dawał się odczuwać.
W tym wypadku sen wieszczy miał mniej ponury charakter i umarły, jeśli objawił się w nim, to pragnął dopomóc swej siostrze, pozostałej na ziemi. Innym razem zmarły ukazuje się, aby wyjaśnić, gdzie ukrył pieniądze, jakich nie może odnaleźć rodzina, matka w ten sam sposób opiekuje się swymi dziećmi, małżonek udziela rad żonie ect. Najczęstsze są jednak sny ostrzegawcze, zapowiadające jakieś nieszczęście, lub proroczące czyjąś śmierć.
Z bardzo ciekawej książeczki ks. Jerzego Żamejcia p. t: „Jak należy tłumaczyć sen i jego dziwne objawy“, czerpię przykład następujący:
„Adwokat Jan Kamieński — pisze ks. Żamejć — zamieszkały obecnie w Wilnie przy ul. Portowej Nr. 6, będąc jeszcze studentem, czuwał 13 marca 1888 r. u łoża ciężko chorej matki swojej. Zmęczony i niewyspany, oparł głowę o poduszkę matki i na chwilę zasnął. We śnie widział dużą salę, przepełnioną gośćmi, gdzie i sam miał się znajdować. Raptem na posadzce ukazały się nazwiska i imiona wielu osób. Potem, jakaś fantastyczna postać z twarzą zakrytą, z wysokim kijem z węgla, którym poczęła zakreślać nazwiska, znajdujące się na posadzce.
Na zapytanie obecnych, co to ma znaczyć, odpowiedziała, że to są nazwiska tych, którzy wkrótce umrą. Gdy zaś pan Jan Kamieński spostrzegł, że owa tajemnicza postać zamierza zakreślić jego nazwisko i usiłował temu przeszkodzić, wówczas tajemnicza postać powiedziała mu: „Nie ty, lecz twoja matka umrze jutro o godz. 4 bez 20 minut p. p.“. Następnie został zakreślony na posadzce napis: „Wincenty Kwinto“. Pan Kamieński mocno się zdziwił, gdyż to było imię i nazwisko jego szwagra, zamieszkałego w Biciuniach, powiatu Święciańskiego. Zdziwionemu p. Kamieńskiemu postać rzekła: „Wincenty Kwinto umrze 7 czerwca, o godz. 5 rano“.
Pan Kamieński obudził się i opowiedział ten sen ojcu i siostrze, p. Kwintowej. Przed matką i szwagrem sen ten zachował w sekrecie. Matka zmarła nazajutrz o godz. 4 bez 20 minut, a szwagier, Wincenty Kwinto, zmarł tegoż roku, 7 czerwca o godz. 5 rano. List który otrzymał pan Kamieński od siostry, zaraz po śmierci szwagra, zaczynał się od słów: „Sen Twój sprawdził się“. Ks. Żamejć rozdział o snach proroczych w swej książce kończy następującą uwagą: „Z konieczności trzeba się zgodzić na to, że te sny w umyśle śpiącego wzbudzają jakieś istoty z tamtego świata, które w Bogu widzą rzeczy oddalone, przyszłe i przeszłe, a nam to komunikują. Tymi pośrednikami z tamtego świata mogą być dusze zmarłych, które za specjalnym zezwoleniem Bożym, lub z miłości i wdzięczności ku nam, mogą czasami nas uprzedzać o zdarzeniach nas obchodzących“. Oczywiście, uwaga ta ks. Żamejcia stosuje się nie tyle do snów złowieszczych, jakie przytaczałem przed chwilą, co do tych snów, w których dzięki otrzymanym we śnie ostrzeżeniom, zdołaliśmy uniknąć grożących nam niebezpieczeństw. Cytuję ją, jako niezwykle cenną i znamienną.
Ale powracajmy do tematu.
Najciekawsze są wypadki, gdy śpiącemu ukazuje się we śnie całe jego przyszłe życie, a przynajmniej najważniejsze jego wydarzenia. Przytoczę tu przykład, zaczerpnięty z moich własnych wspomnień, a który wywarł na mnie niezwykle silne wrażenie.
Byłem bardzo zaprzyjaźniony z ś. p. Stanisławem Zabierzowskim, porucz. rez., ostatnio urzędnikiem jednej z instytucji samorządowych w Warszawie. P. Zabierzowski przybył do mnie w piątek o 6 w. dnia 3 czerwca 1938 r. — proszę sobie dobrze zapamiętać tę datę — i wydawał się wielce zdenerwowany. „Mój drogi — rzekł po chwili — muszę ci się zwierzyć z czymś, co mnie mocno dręczy, choć usiłuję do tego nie przywiązywać wagi. Pragnę ci opowiedzieć pewien sen, jaki miałem, kiedy byłem piętnastoletnim chłopcem. Śniło mi się wówczas, że znajduję się na nieznanym cmentarzu i stoję przed grobową płytą, na której znajduje się wyryte moje nazwisko. A pod spodem napisy i daty: „został porucznikiem w 1916 r., ranny w 1920 r., odznaczony Virtuti Militari w 1921 r. Dalej, tu pochowana jego matka w maju 1937 r., a on sam zmarł 3 czerwca 1938 r. Wszystko dotychczas spełniło się aż nadto ściśle: zostałem porucznikiem w 1916 r., byłem ranny w czasie wojny bolszewickiej w 1920 r., otrzymałem krzyż Virtuti Militari w 1921 r., matka zaś umarła w maju ubiegłego roku. Ale, na tej tablicy, dzień dzisiejszy jest właśnie oznaczony, jako dzień mojej śmierci. Toć to chyba niemożliwe i sprawdzić się nie może? Mam nagle umrzeć? Nie cierpię na serce i nie żywię samobójczych zamiarów, czego najlepszym dowodem, że na wieczór umówiłem się z paroma przyjaciółmi w restauracji. Więc cóż to znaczy? Kłamie chyba ta diabelska tablica, a tamto były zwykłe przypadki“.
Postarałem się, widząc zdenerwowanie p. Zabierzowskiego obrócić w żart tę niemiłą przepowiednię, choć przyznaję, że zastanowiła mnie ona również. Rozstaliśmy się koło 7 w. i p. Zabierzowski, wydawało się zapomniał o trapiącym go śnie i wychodził ode mnie w jak najlepszym humorze.
Nazajutrz rano, dowiedziałem się z pism, że mego przyjaciela Zabierzowskiego zmiażdżył tramwaj poprzedniego dnia o 10 w. na Żoliborżu, gdy wskakiwał do niego po opuszczeniu restauracji.
Wstrzymuję się od komentarzy. Ale sny podobne zniewalają przypuszczać, że w naturze przypadek w ogóle nie istnieje, a wszystko podlega jakiemuś niezłomnemu, a nieznanemu nam prawu, pozwalającemu jednak niekiedy, właśnie w czasie snu, zajrzeć w przyszłość.
Na zakończenie, jeszcze jeden przykład z moich tradycji rodzinnych.
Ojciec mój śp. Stanisław Wotowski, znany pisarz i sportsmen, stale twierdził, iż gdy miał umrzeć ktoś z naszej rodziny, jego ojciec, a mój dziadek śp. Teofil pojawiał Mu się we śnie i prowadził go do naszego grobu rodzinnego na Powązkach. Sam miałem możność to sprawdzić, gdyż kiedy pewnego razu mój Ojciec przygnębiony oświadczył, iż napewno ktoś bliski mu umrze, ponieważ miał podobne widzenie — nazajutrz nadeszła niespodziewana wiadomość o nagłej śmierci mego stryja, a Jego brata, szambelana Władysława Wotowskiego, bawiącego podówczas w Petersburgu.
Ale przykładów dość.
Teraz musimy się zastanowić nad pytaniem, czy istotnie w snach proroczych ukazują się nam umarli, czy też te sny dadzą się wytłumaczyć w inny sposób.
Spirytyści wierzą, że bezwzględnie objawiają się nam umarli i tę wiarę rozciągają na wszystkie tego rodzaju sny. Materialistycznie usposobieni uczeni, zaprzeczają istnieniu duchów, w ogóle bagatelizują wieszcze sny i czynią karkołomne wysiłki wyjaśnienia ich zwykłymi przyczynami, podając naciągnięte, nielogiczne i nie przekonywujące komentarze. Co się tyczy współczesnego kierunku badań psychicznych, to większość pisarzy stara się doszukać w snach proroczych tylko przejawów naszych nadnormalnych zdolności, mianowicie telepatii i jasnowidzenia, twierdząc, że te przejawy przyjmują we śnie fantastyczną i udramatyzowaną formę.
Na zacytowanych przeze mnie przykładach wyglądałoby to w następujący sposób: we śnie przytoczonym przez ks. Żamejcia, śnie p. Zabierzowskiego, oraz mego śp. Ojca — jasnowidzenie połączone z ponurymi dodatkami, stworzonymi przez wyobraźnię, jako to: tajemnicza postać, płyta grobowa, scena na Powązkach ect.
We śnie, opisanym przez Cycerona — objawy telepatyczne. Telepatia, jak wiemy polega na przesyłaniu myśli na odległość i bardzo często się zdarza u umierających, właśnie w chwili śmierci. Otóż, podróżnik z Megary, gdy go mordowano, przesłał swe myśli telepatycznie przyjacielowi wraz z prośbą o zemstę i ten w taki sposób poznał jego losy. Podobne byłoby wytłumaczenie snu pułkownika Le Crosnier, choć ciężej jest zrozumieć, jak mógł powstać telepatyczny stosunek pomiędzy zupełnie obcymi sobie osobami. Ale telepatia bywa często zupełnie wykluczona i niemożebne jest mówić o telepatycznym raporcie pomiędzy żywym człowiekiem, a dawno umarłym. Wspomniany przeze mnie dr. Karol du Prel przytacza sen nauczycielki panny Bailly (zaczerpnięty z „Journal des Tribuneaux“ 1863 r.), której objawił się duch niejakiej Marji Duval, młodej dziewczyny, całkowicie jej nieznanej i oświadczył, że przed dwoma laty została zamordowana w sąsiednim lesie przez bandę pijanych opryszków i tam ukryto jej zwłoki. Zwłoki, według wskazówek p. Bailly istotnie odnaleziono i nikt nie wysunie tu przypuszczenia o przenoszeniu myśli.
Pozostaje w takim razie jasnowidzenie. Ale zarówno telepatia, jak i jasnowidzenie są tylko pustymi słowami i ulubionym chwytem współczesnej nauki jest nadawanie nazw niezrozumiałym zjawiskom, nie starając się dociec, co poza tymi zjawiskami się ukrywa. Czym jest właściwie jasnowidzenie? Na to nauka nie dała odpowiedzi. Poza tym jasnowidzenie jest zwykle określane, jako jedna z naszych nadnormalnych zdolności, mająca tłumaczyć w sposób daleki od wszelkiej „cudowności“ zjawiska na pozór nadprzyrodzone. Ale, czy tak jest istotnie, czy jasnowidzenie jest tylko nadnormalną zdolnością? Wątpliwe. Można się jeszcze zgodzić, że jest to zdolność nadnormalna, gdy jasnowidz odczytuje treść listu, znajdującego się w zapieczętowanej kopercie, wylicza zawartość zamkniętego pudełka, lub mówi, co się dzieje obecnie w odległym od niego mieście. Lecz, jeśli jasnowidz określa ściśle swoją, lub cudzą przyszłość, przytacza daty, będące przełomowymi w życiu, lub wywołuje dawno zapomniane i zatarte w ludzkiej pamięci zdarzenia, skąd czerpie materiał do swych informacji? Gdzie widzi wypadki, które dopiero mają nastąpić, niebezpieczeństwa dopiero grożące, sprawy, jakich jeszcze nie ma na ziemskim globie? Nie da to się wytłumaczyć jasnowidzeniem, jako nadnormalną zdolnością polegającą na widzeniu na odległość i przenikaniu wzrokiem przez przedmioty i ściany. Zresztą, w jaki sposób wielu z nas we śnie zamienia się w jasnowidzów, gdy na jawie wcale nie jest obdarzonych tą zdolnością? Na te zapytania przedstawiciele współczesnych badań psychicznych unikają odpowiedzi w obawie, aby ich nie posądzono o zamiłowanie do „nadprzyrodzonego“ i brak trzeźwości.
Czasami ciągną za włosy rozpaczliwie na pomoc podświadomość i twierdzą, że ponieważ wszystko jest w przyrodzie nieprzerwalnym łańcuchem przyczyn i skutków, a przyszłość koniecznym i nieuniknionym wynikiem przeszłości, — podświadomość nasza, wiedząc dokładnie wszystkie dane tyczące się przeszłości i teraźniejszości może nieomylnie przewidzieć przyszłość. Oto typowy przykład nic nie wyjaśniającego wyjaśnienia.
Sądzę, że poza słowem „jasnowidzenie“ ukrywa się coś daleko więcej i nie wyklucza ono zupełnie możliwości ukazywania się umarłych we śnie. A raczej obydwa te zjawiska dadzą się sprowadzić do jednego mianownika. Tu zbliżamy się do najciekawszego zapytania, mianowicie co się z nami dzieje podczas snu i naszego rozdwajania się, gdy jesteśmy uśpieni.
Zacznę od przykładów.
Pani Maria Szymczykowa, zamieszkała w Warszawie opisuje w liście, skierowanym do mnie w 1937 r. fakt następujący:
„Czuwałam przy łóżku ciężko chorej Matki mojej, której stan był beznadziejny, a życie policzone na dni. Matka zdawała sobie dokładnie sprawę ze swego stanu i to trapiło ją najwięcej, że nie będzie mogła pożegnać się ze swoim 10-letnim wnuczkiem Zdzisiem, synkiem mojej zamężnej siostry Aliny Kozłowskiej, zamieszkałej w Lublinie, która miała przybyć nazajutrz, a nie mogła zabrać wraz ze sobą dziecka z powodu, panujących wówczas silnych mrozów. Działo się to 14 stycznia 1937 r.
Matka moja zasnęła nad wieczorem, spała może dwie godziny, a kiedy się obudziła, rzekła: „Mogę teraz umrzeć spokojnie. Widziałam Zdzisia, pożegnałam go, a nawet pocałowałam. Alina jutro przyjedzie, gdyż układała rzeczy do dużej, żółtej walizki.“
Przyjęłam te słowa Matki za majaczenie chorej. Ale jakież było moje zdumienie, kiedy nazajutrz rano przybyła siostra i oświadczyła: „Wyobraź sobie, jaka jestem wzruszona. Wczoraj, kiedy pakowałam rzeczy do dużej żółtej walizki, około 8 wieczór najwyraźniej widziałam Mamę w naszym mieszkanku w Lublinie. Postać jej była niewyraźna i mglista, ale ją zaraz poznałam. Zbliżyła się do łóżeczka, w którym już spał Zdzisiek, pochyliła się nad nim i wydawało mi się, że go pocałowała. W pokoju znajdowała się również moja służąca Kasia (Katarzyna Rosiak) i na widok mglistej postaci Mamy, poczęła krzyczeć ze strachu i wołać: „duch, duch pochyla się nad naszym Zdzisiem!“ Wtedy widzenie znikło. Przekonana byłam, że Mama umarła i natychmiast pobiegłam na stację. Czy Mama jeszcze żyje?“
Biedna moja Matka żyła jeszcze blisko dobę. Niestety, była nieprzytomna i więcej nie powiedziała nam ani słowa, mogącego wyjaśnić to niezwykłe zdarzenie.“
Jeszcze inny przykład, tym razem zaczerpnięty z książki Junga Stillinga „The Pocket Book of the Friends of Religion“. Szambelan króla szwedzkiego, baron de Salza w 1811 r. opowiada:
„Pewnego razu — powiada baron — powracałem z wizyty o północy t. j. o godzinie, w której w Szwecji podczas lata jest tak widno, że można czytać druk najdrobniejszy. Przyszedłszy do domu spostrzegłem, że ojciec mój wychodzi na moje spotkanie przed bramę parkową. Ubrany był, jak zwykle i miał w ręku laskę, którą mój brat mu wyrzeźbił. Przywitałem się z nim i szliśmy razem, zbliżając się do jego pokoju. Kiedy tam wszedłem, spostrzegłem ze zdumieniem, że ojciec mój leży w łóżku i jest pogrążony w głębokim śnie. W tejże chwili zjawisko znikło, ojciec mój przebudził się i spojrzawszy na mnie pytająco, rzekł: „Mój Edwardzie, dzięki Bogu że cię widzę zdrowym i całym, gdyż zaniepokoił mnie bardzo sen, jaki miałem przed chwilą. Zdawało mi się, żeś wpadł do wody i o mały włos nie utonął!“ Tego samego wieczora — dodaje baron — byłem z przyjacielem na połowie raków i o mały włos przez prąd rzeki nie zostałem uniesiony. Opowiedziałem ojcu o tym, żem go widział przy bramie. Odrzekł, że takie rzeczy często mu się zdarzają.“
Dlaczego przytoczyłem te dwa przykłady wydzielenia we śnie sobowtórów? Ponieważ chciałem udowodnić na jaskrawych przykładach, że we śnie wydzielamy ze siebie drugą postać, jaka w niektórych wypadkach może nawet stać się widoczna i która wykonywuje cały szereg świadomych czynności, podczas gdy nasze ciało leży nieruchomo. Otóż, podobnego sobowtóra wydzielamy stale podczas snu — takie jest przynajmniej moje zdanie — tylko rzadko kiedy ma on możność się zmaterializować, czyli stać się widzialnym dla otoczenia. Dzieje się to w nielicznych wypadkach i dlatego tak nie wiele przykładów ukazywania się widm — takie miano noszą właśnie sobowtóry w odnośnej literaturze, inaczej jeszcze zjawy osób żyjących — zdołano zanotować. Najczęściej wydzielenie widocznego sobowtóra następuje w chwilach silnego psychicznego wzburzenia i w chwili śmierci, podobnie jak to się odbywa z telepatycznym wysyłaniem myśli. (Por. poprzednie przykłady) O szczegółach zresztą, później. Zapamiętajmy tylko teraz, że rozdwajamy się we śnie, rozdwajamy się w sposób zasadniczo niewidoczny dla otoczenia i nawet z tego rozdwojenia nie zdajemy sobie sprawy.
Okultyści powiadają, że składamy się z duszy, ciała astralnego i fizycznego. Gdy ciało fizyczne pozostaje uśpione wyswobadza się ciało astralne i przyoblekając ducha, dokonywuje najprzeróżniejszych wędrówek, wspomnienia o których nas takim zdumieniem napawają, bowiem te wspomnienia — to nasze sny.
Aby nie poprzestać li tylko na przykładach, przejdę do doświadczeń. Słynny francuski magnetyzer Hektor Durville poczynił szereg doświadczeń z sobowtórami, które następnie pomieścił w swej książce „Les phantomes des vivants“. Przytacza je dr. Brejer w „Z pogranicza zaświatów“.
Czytamy:
„Jeśli pogrążone w śnie medium magnetyzujemy przez pewien dłuższy czas, dzieje się coś niesłychanego. Wyłania się z medium sfera czuciowa i tworzy na razie koło ciała cieńszą, lub grubszą warstwę. Powoli ta warstwa staje się coraz grubsza, ma barwę białą lub szarą, układa się po obu stronach ciała, potem łączy w jeden słup lub obłok, większy od medium, ale nie mający jeszcze kształtów ludzkich, wreszcie staje się ten słup mniejszy, bardziej błyszczący i przyjmuje postać ludzką, podobną do medium. Postać ta znajduje się niemal zawsze po lewej stronie medium, nieco ku przodowi. Gdy osiągnie pewien stopień zgęszczenia, zachowuje się, jak normalne ciało fizyczne i działa na wszystkie nasze zmysły i kliszę fotograficzną.
Pod wpływem dalszego magnetyzowania postać ta staje się jeszcze gęściejsza, może oddalić się od medium, którego ruchy przestaje naśladować, zmienia wyraz twarzy, staje się samodzielna, ponieważ przenoszą się do niej wszystkie władze duchowe medium, jak czucie, myśl i wola. Z początku jest ten sobowtór niezgrabny, uderza o drzwi i ściany, jeśli ma za mało miejsca, jeśli się jednak tego zażąda z łatwością przez nie przechodzi. Jeśli chcemy go zmusić, żeby pozostawał na tym samym miejscu, wznosi się pionowo w górę. Przenosząc się z miejsca na miejsce, nie posuwa nogami, lecz unosi się ponad ziemię. Jeżeli prosimy sobowtóra, żeby gdzieś dalej się udał, wówczas następuje pewnego rodzaju rozszczepienie: sobowtór staje się bardziej świecący, część światła oddaje medium i oddala się przez najbliższą ścianę. Gdy powróci, znowu zajmuje miejsce po lewej stronie medium, na razie zachowuje swą jasną świetlaną barwę, wkrótce jednak odzyskuje swe dawne różnobarwne zabarwienie, przechodzące nań z medium, które staje się znowu całkiem ciemne. Cóż więc zaszło? Otóż część swego ciała eterycznego, pozostawia sobowtór przy medium, aby podtrzymać w nim życie w czasie swej nieobecności.
Niekiedy występuje ponad głową medium świecąca kula, która ma być siedzibą myśli i woli; ma to być ów najwyższy pierwiastek istoty ludzkiej, zresztą u większości mało rozwinięty. Durville‘owi udało się tę kulę odfotografować w chwili, gdy przestraszony czymś sobowtór powracał do medium. Dr. Baraduc otrzymywał bardzo często fotografie świetlanych kul ponad głową medium.
Sobowtór wysyła z całego swego ciała, a zwłaszcza z głowy i okolicy zwoju słonecznego i śledziony obfite promienie, a siły czerpie z medium i otoczenia. Medium w tym stanie jest zupełnie znieczulone: nie widzi, nie słyszy, niema ani smaku, ani powonienia, wszystkie te władze przechodzą do sobowtóra.
Gdy medium budzimy, powraca sobowtór do ciała fizycznego powoli lub nagle, jeśli widzi się do tego zmuszonym, co jednak medium odczuwa boleśnie.
Sobowtór połączony jest z ciałem fizycznym promieniującym wiązadłem grubości małego palca, mającym w pewnych odstępach tętniące zgrubienia. Wiązadło to łączy się z medium w okolicy pępka, śledziony, lub niekiedy na głowie, tak samo u sobowtóra. W wiązadle tym odbywa się krążenie sił w obu kierunkach. Wszelkie silniejsze pociągnięcie tego łącznika odczuwa medium boleśnie, łagodne pociągnięcie wydłuża je, ponieważ jest sprężyste. Medium nie odzyskuje wszystkich sił fizycznych i duchowych, dopóki nie powrócą doń wszystkie rozproszone cząsteczki.
Niektóre sobowtóry mówią i działają, jak ludzie zwykli, inne piszą nic nie mówiąc, inne wreszcie wywołują ciche szmery lub hałasy, jedne są widoczne dla wszystkich, inne tylko dla niektórych, bardzo czułych, lub wogóle nie są widzialne.
Że nie są to halucynacje, najlepszy dowód stanowią zdjęcia fotograficzne sobowtórów otrzymywane nawet niekiedy mimo woli. Znany badacz Darget próbował umyślnie fotografować sobowtóry i prosił w tym celu znanego magnetyzera Pinarda, by mu był pomocny. Pinard zamagnetyzował dwie córeczki Dargeta, a ten je sfotografował. Na zdjęciach widać zupełnie wyraźnie zdwojenia dziewczynek.
ISTNIENIE SOBOWTÓRÓW
Robert Dalle Oven, ambasador St. Zjedn. Półn. Ameryki i znany pisarz, opowiada następującą historię (1845 r.) o pensjonacie w Neuwelke, znajdującym się w pobliżu Rygi.
Pensjonat ten mieścił w sobie 42 uczenice, przeważnie z miejscowych, szlacheckich rodzin, a ochmistrzynią była niejaka panna Emilia Sage, Francuzka nieposzlakowanego prowadzenia, osoba zdrowa choć nerwowa.
Już w parę tygodni po jej przybyciu do pensjonatu zauważono, że gdy jedna z uczenic widziała ją w jednym miejscu, to druga w zupełnie innym. Pewnego razu panny zobaczyły dwie jednakowe Emilie Sage, robiące te same gesty. Atoli jedna z tych postaci trzymała w ręku kredę — działo się to w czasie wykładu — a druga jej nie miała. Wkrótce po tym, uczenica Antonina Wrangiel, gdy ubierała się przed zwierciadłem, a Emilia pomagała jej z tyłu zapinać suknię, zobaczyła raptem dwie Emilie i zemdlała ze strachu.
Niekiedy sobowtór stawał za krzesłem Emilii, naśladując bez noża i widelca jej ruchy przy jedzeniu. Naśladowania te nie zawsze bywały. Zdarzało się, że Emilia powstawała z krzesła, a sobowtór jeszcze na nim siedział. Kiedyś Emilia zachorowała, a panna Wrangiel czytała jej, siedząc przy łóżku. Nagle nauczycielka zesztywniała, zbladła i wydawała się bliska zemdlenia. Uczenica zapytała ją czy nie czuje się gorzej, odpowiedziała na to słabym głosem: „nie!“ Ale, w kilka chwil później panna Wrangiel spostrzegła spacerującego po pokoju sobowtóra.
Najciekawszy zaś był ten wypadek. Pewnego dnia wszystkie uczenice pensjonatu, zajęte haftowaniem w sali parterowej, zauważyły że Emilia zrywa kwiaty w ogrodzie, gdy jej sobowtór siedzi wraz z nimi w pokoju. Uczenice spoglądały to na ogród, to na fotel i przekonały się, że ruchy prawdziwej Emilii są powolne a twarz jej zdradza cierpienie. Nauczycielka była jakby zmęczona i wyczerpana. Dwie najśmielsze zbliżyły się do fotela i próbowały dotknąć sobowtóra. Uczuły wówczas słaby opór czegoś, co porównywały później do muślinu, lub krepy. Jedna z nich przeniknęła część postaci, która po tym przejściu pozostała taka sama, jak i wprzód i wkrótce potem zniknęła.
Tego rodzaju zjawiska zdarzały się przez cały czas pobytu Emilii w pensjonacie t. j. przez półtora roku (w latach 1845 - 1846) z przerwami od jednego do kilku tygodni. Zauważono, że im sobowtór był wyraźniejszy i miał bardziej materialny wygląd, tym więcej Emilia wydawała się znużona i cierpiąca. Przeciwnie, kiedy powierzchowność sobowtóra była niewyraźna — wyczerpanie p. Sage było mniejsze.
Zaznaczyć należy, że Emilia Sage początkowo sama nie wiedziała o swych rozdwojeniach — i gdy ją o tym powiadomiono — poczęła rozpaczać.
Zjawiska, o których wspomniałem, przeraziły krewnych uczenic, to też poodbierano je z zakładu i tą drogą doprowadzono go do ruiny. Emilia Sage musiała powrócić do Francji, gdzie rychło zmarła w 1850 r.
Teraz możemy się zwrócić do zapytania, co się z nami dzieje podczas snu? Durville oraz szereg pisarzy twierdzi, że rozszczepiamy się stale we śnie, tylko staje się to w sposób dla otoczenia niewidoczny, gdyż sobowtór składa się z bardzo subtelnej, niewidzialnej w zwykłych warunkach materii. Materializuje się, czyli przyjmuje kształt widma niezwykle rzadko i następuje to przeważnie wtedy, jak już poprzednio zaznaczyłem, gdy rozluźnia się związek pomiędzy ciałem astralnym i fizycznym np. w chwili ciężkiej choroby, lub śmierci. Dalej, na skutek niepokoju i innych wzruszeń psychicznych (p. widmo ojca szambelana de Salza) oraz różnych jeszcze przyczyn, których dokładnie nie znamy.
Nie zamierzam tu pisać obszernego studium o sobowtórach i ich właściwościach. Wystarczy, że wiemy iż we śnie wydzielamy ze siebie ciało astralne (znany spirytysta polski ś. p. Chłopicki nazywa ciało astralne niezbyt udatnie „okołoduchem“) i że to niewidzialne ciało astralne dokonywuje najprzeróżniejszych wędrówek, przynosząc nam później wspomnienia w postaci snów. Ale i to również dzieje się niezwykle rzadko i przeważnie nic nie pozostaje w naszej pamięci z podobnych wycieczek. Ani świadomość o tym, żeśmy się rozdwoili, ani o tym żeśmy się błąkali we śnie. Nawet wtedy, gdy przyjmujemy postać zmaterializowanego sobowtóra. Np. generał Zaruski w swej książce „Po morzach i lądach“, powtarza w ślad za innymi autorami opowiadanie o pewnym podróżniku, który będąc na uszkodzonym statku nagle zasnął, rozdwoił się i jako sobowtór znalazł się na innym parowcu, gdzie napisał na tabliczce, znajdującej się w kajucie kapitana, zdanie: „Kierujcie się na północny-zachód“. Kapitan parowca pospieszył natychmiast z ratunkiem, odnalazł uszkodzony statek a na nim podróżnika, który w tak niezwykły sposób prosił go o pomoc. Wywołało to powszechne zdumienie, a temu dziwiono się najwięcej, że podróżny choć przyznawał, że usnął, nic sobie ze swego snu nie przypominał.
Więc rzadko kiedy pamiętamy o tych naszych wędrówkach i dlatego tak rzadko miewamy prorocze i ostrzegawcze sny, mimo że ciało fluidyczne, wydzielając się z fizycznego zabiera ze sobą czucie, pamięć i całą inteligencję.
ROZDWAJANIEM SIĘ W CZASIE SNU
Powiedziałem, że rzadko miewamy sny prorocze, ale jednak je miewamy i tylko naszym rozdwajaniem się w czasie snu mogą one być wytłumaczone. W naszej szacie eterycznej odbywamy przeróżne wycieczki, i w ten sposób zwiedzamy kraje, których nie widzieliśmy na jawie, przenikamy w zaświaty, otworem przed nami staje świat astralny, spotykamy tam umarłych, bliskich nam i przyjaciół, o których, niewdzięczni, może dawno zapomnieliśmy i od nich otrzymujemy odpowiednie ostrzeżenie i natchnienia. Mało tego. W myśl teorii okultystycznych w zaświatach znajdują się utrwalone na t. zw. kliszach astralnych wszystkie przyszłe i przeszłe wypadki i ten, który we śnie w astralu się znalazł, może je odczytać. Teozofowie nazywają te klisze: „księgą akasza“. Hipoteza ta wyjaśnia, w jaki sposób niektórzy jasnowidze-prorocy, np. Nostradamus mogli przepowiedzieć to, co się miało stać dopiero za kilkaset lat. Również wyjaśnia, w jaki sposób we śnie człowiek widzi całe swoje przyszłe życie, czyta daty najważniejszych wydarzeń, jakie go w tym życiu spotkać mają.
Wreszcie, zrozumiałe dla nas się staje, czym jest w gruncie jasnowidzenie, które pojęte tylko jako „zdolność nadnormalna“ budziło tyle zastrzeżeń. Jasnowidzenie jest właśnie naszą wędrówką w ciele eterycznym i ta hipoteza, wysunięta obecnie miast poprzednich, mętnych i zagmatwanych metapsychicznych określeń, coraz więcej znajduje zwolenników. Na potwierdzenie możemy przytoczyć ten fakt, że gdy zapytamy jasnowidzącego, co się dzieje w pewnym odległym miejscu, to odpowie nam, że musi tam się udać i dopiero po pewnym czasie opisuje to, co stwierdził — czyli dokonywuje świadomej wycieczki astralnej. Ciekawsze jeszcze, że jasnowidze ulegają wpływom tej okolicy, w której przebywają, np. po nagłym powrocie z gorącej do chłodniejszej, stale ulegają przeziębieniu.
Tak, hipoteza naszego rozdwajania się w czasie snu — dzięki czemu stajemy się przypadkowymi jasnowidzami i miewamy sny ostrzegawcze, prorocze i wieszcze — jest najbardziej logiczna, dostępna dla naszego rozumu i tłumaczy nam wszystkie te sny, których inaczej nie umielibyśmy sobie wyjaśnić.
Tłumaczy również, czemu człowiek nie obdarzony żadnymi zdolnościami wieszczymi na jawie, stał się raptem jasnowidzem we śnie i doznał proroczego widzenia. Szkoda tylko, że dzieje się to niezmiernie rzadko i przeważnie z tych wycieczek nie przynosimy żadnych wspomnień, albo je przynosimy w bardzo mglistej i niezrozumiałej postaci.
Ale, później o tym. Nie zamierzam tu zatrzymywać się dłużej nad rozdwajaniem, bowiem nie należy to do naszego tematu. Zaznaczę tylko, że istniał i istnieje szereg ludzi, którzy rozdwajali się całkowicie dowolnie, czyli czynili świadomie to, co my czynimy bezwiednie w czasie snu. Uczyli tej sztuki w mrokach swych świątyń egipscy kapłani, do umiejętności tej prowadzą również długie ćwiczenia, znane jako Yoga indyjskich fakirów. Kto ciekaw bliższych szczegółów o świadomym wyłanianiu się sobowtórów, niech przeczyta książkę prof. d‘Assier „Ludzkość pośmiertna“.
Aby nie być gołosłownym dodam jeszcze, że zdolnością dowolnego rozdwajania się jest obdarzony w Warszawie znany inż. Stefan Ossowiecki, który siedem takich doświadczeń opisał w książce „Świat mego ducha“. Niezwykle ciekawie wypadł eksperyment z p. Leszczyńską, artystką Teatru Polskiego, której inż. Ossowiecki ukazał się w nocy w swej eterycznej postaci.
O NASZYCH SENNYCH WĘDRÓWKACH?
Znany pisarz okultystyczny Leadbeater daje na to taką odpowiedź:
„U większości ludzi ciało astralne w czasie snu unosi się tuż nad ciałem fizycznym i nie wiele więcej jest rozbudzone, niżli ciało fizyczne. Nić łącząca go z ciałem fizycznym jest krótka i jeśli (sobowtór) chce się nawet oddalić, to ruch ten powoduje bolesne uczucia w ciele, co z kolei pociąga za sobą przebudzenie. Pochodzi to z tego, że ludzie są za mało uduchowieni, dzięki temu ich astral jest mało rozwinięty i właśnie ta przyczyna przeszkadza mu w znacznym oddaleniu się od ciała“.
Zdanie to Leadbeatera zgadza się całkowicie z poprzednią moją uwagą o jasnowidzeniu. Zbyt mało jesteśmy na to uduchowieni, aby rozluźnić więzy przykuwające nas do ciała i przeniknąć w zaświaty. Wciąż, mimo nawet rozdwajania się naszego, pozostajemy przykuci do ziemi, a na snach naszych odbijają się wyłącznie czynniki fizyczne.
Ale, mało tego, — powiada Leadbeater — wyobraźmy sobie, że człowiek całkowicie nieprzygotowany, żyjący życiem zwierzęcym, jakimś trafem przedłużył ową nić, wiążącą jego ciało eteryczne z fizycznym (całkowite zerwanie tej nici powoduje śmierć) i przeniknął w świat astralny. Cóż tam zobaczy i co zapamięta? Przeważnie, nic! Jest za mało uduchowiony, aby pojąć gdzie się znalazł i zwrócić uwagę na to, co go otacza. Będzie się tam błąkał, jak głupkowaty wieśniak, który po raz pierwszy znalazłszy się w mieście, nie oceni ani piękna najwspanialszych pomników, ani architektury stylowych budowli. Nawet, nie zwróci na nie uwagi. Tak samo ów człowiek. Wyruszył w astral z takim balastem swych ziemskich uczuć i trosk, że powróci z niego bez świadomości, że się tam znalazł, a w najlepszym wypadku przyniesie stamtąd jakieś mgliste i niezrozumiałe wspomnienia, nad którymi rychło przejdzie do porządku dziennego.
Iluż w ten sam sposób znalazło się w astralu i nie uczyniło to na nich najmniejszego wrażenia! Pierwszym więc warunkiem proroczych, ostrzegawczych i wieszczych snów jest uduchowienie. Kto nie posiadł podobnego rozwoju, ten podobnych snów, przynajmniej częstych, miewać nie będzie, a jeśli u niego nawet się zdarzą, to w drodze wyjątku, tak samo jak przypadkowo może nastąpić nieświadome wyłonienie nawet widzialnego sobowtóra.
Ale, to nie wszystko jeszcze. Powiedziałem, że przynosimy z zaświatów przeważnie niezrozumiałe wspomnienia i dzieje się to nawet u ludzi wysoce uduchowionych. Czemu? Bo największą przeszkodą dla należytego pojmowania snów jest ich symbolika. Przynosimy z astralu zapamiętane symbole, ale nie przynosimy do nich klucza.
Cóż to jest ta symbolika? Oczywiście, symbolika o której mówię obecnie nie ma nic wspólnego z symboliką Freuda, a tyczy się wyłącznie naszych wrażeń, przyniesionych z zaświatów.
Postaram się to wytłumaczyć w bardzo przystępny sposób. Jeśli komuś się śni pies, a podobnego zwierzęcia nie posiada i nie myślał o nim przed zaśnięciem, a w dodatku ukazywanie się psa w jego sennych marzeniach jest połączone z jakimś później następującym szczęśliwym wypadkiem — mimowolnie nasunie mu się myśl, że ta wizja psa była tylko symbolem, zapowiedzią czegoś pomyślnego, co potem się spełniło. To samo przypuszczenie powstanie, gdy będziemy śnili o kotach, lisach, wężach — symbolach zdrady i obłudy — i później nastąpią przykre dla nas wydarzenia.
Dlaczego tak się dzieje? Czemu pojawiają się we śnie w tej formie zapowiedzi szczęśliwych, czy niepomyślnych wydarzeń.
Ponieważ inaczej pojawić się nie mogą, gdyż są uplastycznieniem abstrakcyjnych pojęć.
Jeśli myślimy na jawie nawet o jakimś pojęciu abstrakcyjnym np. gniewie, sprawiedliwości, bohaterstwie, to w wyobraźni naszej powstaje odpowiednia wizja. Gdy mówimy o gniewie, będzie to postać z zaciśniętymi pięściami, o sprawiedliwości — wielu nasunie się wyobrażenie posągu Temidy, bohaterstwie — szwoleżera, pędzącego do ataku. Słowem, zawsze bezwiednie i bez wysiłku woli widzimy coś konkretnego, wzrokowo dostrzegalnego, a nie abstrakcję, gdyż tej ujrzeć nie można i którą z tej przyczyny uplastyczniamy, czyli tworzymy z niej obraz symboliczny.
Więc, jeśli dotrze do nas nawet w zaświatach jakieś przeczucie grożącego niebezpieczeństwa, choroby lub czyjejś śmierci — to rzadko kiedy przyobleka się ono w jasną i skonkretyzowaną formę, a przeważnie wyraża się w formie symbolu. Czyż mogę zobaczyć niebezpieczeństwo, jako samo pojęcie? Nie! Zobaczę je w postaci ręki ze sztyletem, zaczajonego mordercy, skradającego się dzikiego zwierzęcia. Faraon, widział we śnie siedem krów i siedem kłosów, bo czasu widzieć nie można. Śmierć zaś symbolizuje się zwykle, jako szkielet, katafalk, trumna.
Wszystko to byłoby bardzo piękne i łatwe, gdyby różne osoby dla różnych pojęć abstrakcyjnych nie wynajdywały sobie odmiennych symboli (np. każdy inaczej może sobie wyobrażać sprawiedliwość, lub niebezpieczeństwo), i symbole dla wszystkich znaczyły to samo. Więc kolor czarny nie będzie żałobnym dla ludów, które za barwy żałoby uważają żółtą lub białą, krzyż nie będzie miał tego samego znaczenia dla buddysty, co dla chrześcijanina ect. Prócz tego często powstaje proces kojarzeń na zasadzie kontrastów, który najlepiej tłómaczy „odwrotne“ spełnianie się naszych snów. Jeśli osobie, której łatwiej jest kojarzyć na podstawie kontrastu, powiemy wyraz „pogrzeb“ — przyjdzie jej może na myśl jego przeciwieństwo, a więc „ślub“, lub „zabawa“. To samo stać się może we śnie, a przeczucie, że jakaś osoba ma umrzeć, wywoła właśnie symbolicznie obraz jej ślubu.
Tu leży największa trudność i dlatego powiedziałem, że choć z zaświatów przynosimy symboliczne obrazy, nie przynosimy do nich klucza.
To też, gdyby ktoś, zgodnie z tym co zaznaczyłem, chciał należycie zrozumieć swoje sny, to musiałby dokładnie się zastanowić nad swymi „symbolami“ i stworzyć na podstawie snów już sprawdzonych własną, indywidualną symbolikę. Bowiem dla jednej osoby np. pies, widziany we śnie — symbol zazwyczaj wierności i przyjaźni — będzie oznaczał zapowiedź czegoś miłego, innej — będzie wieścił nieszczęście, odwrotnie zaś lis — symbol fałszu i obłudy — może zapowiadać szczęśliwe wydarzenia.
Pewnej pani ukazanie się ryby (zas. dobry symbol) we śnie, stale oznajmiało jakąś katastrofę. Pewnego razu przyśniło jej się, że duża ryba odgryzła dwa palce jej synkowi. W kilka dni później, jeden z kolegów malca, w czasie zabawy obciął mu siekierą dwa palce.
Widzimy stąd, jaką wartość mogą posiadać senniki, wyjaśniające „wszystkim“ tysiąc, lub kilka tysięcy snów i obliczone wyłącznie na łatwowierność tłumu. Istnieje symbolika snów, ale ta symbolika dla każdego jest różna.
Aby nieco rozweselić ten szkic, przytoczę następujący szczegół.
W paryskim muzeum, Luwrze znajduje się rękopis grecki, którego tytuł w tłumaczeniu brzmi: „Jak stać się szczęśliwym przez sny?“ Zawiera cały szereg przepisów magicznych, mających na celu, zdobycie we śnie miłości upragnionej niewiasty.
Nie wiem czy te przepisy dziś byłyby skuteczne, ale ongi przywiązywano do nich wielką wagę, o czym świadczy najlepiej następująca anegdota.
Pewien młody grecki poeta próżno pożądał miłości kurtyzany Clio, znanej z chciwości. Nie pomagały czułe wiersze, kurtyzana żądała tylko złota, którego nasz poeta, oczywiście nie posiadał.
Zrozpaczony, udał się do jakiegoś wróżbity i ten, może znając wymieniony przeze mnie rękopis, podał mu odpowiednie przepisy. Poeta zasnął, wznosząc gorące modły do bogini Wenery, istotnie we śnie ujrzał upragnioną Clio i we śnie odpowiedziała wzajemnością, na jego uczucie. Młody Grek był uszczęśliwiony i ze swą radością nie omieszkał podzielić się z przyjaciółmi, a ci donieśli o wszystkim kurtyzanie. Chciwa Clio zapłonęła gniewem i zaskarżyła naszego bohatera o znaczne odszkodowanie do sądu. Greccy sędziowie wydali wyrok pełny mądrości. Orzekli, że kurtyzana powinna dostać zapłatę za swe wdzięki, w taki sam sposób w jaki zostały zdobyte, czyli we śnie.
Żart żartem, ale w niektórych wypadkach istotnie można kierować snami. Jeśli przypomnimy sobie co powiedziałem o powstawaniu snów na skutek przyczyn zewnętrznych, będzie to zupełnie zrozumiałe. Gdy komuś rzucimy na twarz kilka kropel wody śnić będzie, że znalazł się w polu śród ulewy, gdy podsuniemy perfumy — marzyć będzie że znajduje się śród wonnych kwiatów. Jeśli będziemy szeptali do ucha, wytworzymy odpowiedni senny obraz. Np. starszy już zakochany jegomość, niezbyt piękny, ale bogaty, szeptał pewnej pannie, gdy była uśpiona, miłosne wyznania za zgodą jej matki, która bardzo sobie życzyła tego małżeństwa. Panna, choć z początku niezbyt przychylnie odnosiła się do niego, zgodziła się wreszcie zostać jego żoną. Przyjaciółkom później tłumaczyła, że stało to się pod wpływem jej snów, gdyż wciąż śnił się jej ten narzeczony i mimo woli musiała myśleć o nim.
Tu mielibyśmy do czynienia z pewnego rodzaju sugestją, lecz nie są to ciekawe przykłady.
Ale, czy można wywołać wyższej kategorji sny, prorocze, ostrzegawcze i wieszcze?
Niektórzy pisarze dają tu twierdzącą odpowiedź i aby osiągnąć podobne sny zalecają trening duchowy następujący. Przede wszystkim należy zacząć od rozwoju naszych nadnormalnych zdolności. Więc, starać się we śnie odczytać nieprzeczytaną kartkę książki, lub usiłować rozwiązać jakieś zadanie i uporczywie o tym myśleć przed zaśnięciem (por. przypomnienie i praca podświadomości).
Będą to kroki wstępne do osiągnięcia jasnowidzenia. Jeśli dojdzie się tu do dodatnich wyników, należy przejść do następnego doświadczenia. Starać się objawiać we śnie innym osobom, oczywiście takim najlepiej z którymi nas łączą więzy sympatji. Właściwie, będzie to telepatyczne przesyłanie myśli na odległość, ale w każdym razie świadczy o wybitnym rozwoju naszych nadnormalnych zdolności. Jeśli później taka osoba, nieuprzedzona, oświadczy nam, że często widuje nas we śnie — cel zostanie osiągnięty, szczególnie gdy powtórzy nasze słowa w tym stanie posłyszane i zgodne one będą z tym, co mieliśmy jej powiedzieć przed zaśnięciem.
Wreszcie, doświadczenie ostatnie: usiłujmy we śnie skomunikować się z drogimi nam umarłymi. Tu sprawdzian będzie najcięższy, chyba że objawi się w postaci proroczego snu.
Takie autosugestywne metody stworzenia sobie szeregu wyższych snów zalecają okultystyczni pisarze.
Przebiegliśmy długą gradację snów i wiemy na zasadzie jakich przyczyn one powstają. Wobec tego łatwo możemy określić ich znaczenie.
Jak z tego wynika sny powstają z najprzeróżniejszych źródeł i największy błąd popełniają ci pisarze, którzy gwałtem poszukują do nich wspólnego klucza. Ostatnio modną się stała teoria „podświadomości“, mająca rzekomo połączyć teorię Freuda z naszymi nadnormalnymi zdolnościami w czasie snu. Ale, czyż można mówić o czymś, czego się dokładnie nie zna? Czym jest podświadomość? A może podświadomość jest właśnie skarbnicą naszych wrażeń, przyniesionych z zaświatów? Wszak możliwa i taka hipoteza. Do wszystkich więc snów nie znajdziemy wspólnego klucza i próżno wysilają się tylko autorzy, naginając do swych koncepcyj fakty i zaciemniając sprawę.
Dlatego też w krótkim tym szkicu, podałem nie tylko najważniejsze teorie tyczące się naszych sennych marzeń, ale starałem się te hipotezy pogodzić pomiędzy sobą.
Szczególnie uwzględniłem nasze rozdwajanie się w czasie snu, wyjaśniające pojawianie się snów proroczych i obejmujące całokształt zagadnienia.
Zresztą, czyż nie piękną jest myśl, że sen to wyzwolenie duszy z pęt ciała i choćby krótkotrwały jej odlot do krainy wiecznego światła, skąd czerpie siły i natchnienie.
Klasyczni autorzy zaliczają zwykle do liczby snów: somnambulizm, letarg i ekstazę. Nie są to właściwie sny w ścisłym tego słowa znaczeniu, a stany chorobliwe. Przytoczę je jednak, gdyż znakomicie potwierdzają, szczególniej letarg, wysuniętą przeze mnie poprzednio hipotezę.
Somnambulizm naturalny — nie należy go mieszać ze sztucznym, powstającym na skutek hipnozy — polega na tym, iż choć ktoś jest uśpiony, ciało jego wykonywa szereg czynności; wydawałoby się duch (ciało astralne, przyp. mój.) nim kieruje. Stan taki nazywają inaczej lunatyzmem, gdyż według naiwnych wierzeń ma powstawać pod wpływem księżycowych promieni. Powiadam, wierzeń naiwnych — bowiem nie ustalono jeszcze ściśle przyczyny powstawania napadów „lunatyzmu“ i uczeni cytują przykłady ludzi, którzy stale chodzili we śnie, kiedy zapomnieli sobie ostrzyc włosy.
Objawy, jakie obserwujemy przy podobnych okolicznościach są niezwykle interesujące. Lunatycy wstają z pościeli i chodzą czasami z otwartymi oczami, nie widząc jednak nikogo, nie mającego związku z ich marzeniami. Innym razem oczy mają zamknięte, a zgrabnie wymijają przeszkody, znajdujące się na ich drodze oraz odnajdują rzeczy, złączone z ich snami. Zdarza się, że lunatyka nie może obudzić żaden krzyk, a budzi go ciche wołanie po imieniu.
Lunatyk z niezwykłą zręcznością włazi na wysokie drzewa, drapie się na mury, wspina się na dach, zatraca jakby ciężar swego ciała. Również wykonywuje we śnie pracę umiejętniej, aniżeli na jawie.
Pewien uczeń, którego wymienia Clauder, często wstawał we śnie i w tym stanie wykańczał swe łacińskie zadania. Bohn wymienia słuchacza medycyny, który śpiąc uczył się. Pewien młody ksiądz wstawał we śnie i z zamkniętymi oczami pisał kazania, a gdy mu zabierano papier, szedł do półki i wynajdywał sobie inny.
Prof. Soave znał 22-letniego pomocnika aptekarskiego, który we śnie spełniał swoje czynności, zapalał ogień, przygotowywał lekarstwa. Gdy mu podsuwano fałszywe recepty ze złymi proporcjami, odrzucał je i nie chciał ich robić.
Najciekawszy jednak wypadek opowiada Allemanus o pewnym lunatyku, który ze szpadą u boku przepłynął Sekwanę, zamordował swego wroga, jak to sobie na jawie postanowił, potem znowu przepłynął rzekę i powrócił do łóżka. Podobne zdarzenie miało miejsce również w Anglii.
Jeśli zacytowałem te niezwykle ciekawe wypadki, z których ułożyć by można gruby tom, to tylko aby udowodnić, że czasami duch do tego stopnia opanowywuje ciało, że przezwycięża przyrodzone prawa optyczne i ciążenia.
Najwyższym stopniem takiego uniezależnienia się ducha od ciała za życia będzie letarg (katalepsja), inaczej zwany pozorną śmiercią. Jest to ten wypadek, gdy ciało pozostaje w całkowitym bezwładzie, następuje jakby przerwanie wszelkich życiowych funkcji, a duch odlatuje na dłuższy lub krótszy okres, by później powrócić do ciała i je ożywić. W myśl wysuniętej przeze mnie poprzednio hipotezy, daje się to wytłumaczyć w ten sposób, iż nastąpiło osłabienie nadmiernie wyciągniętego sznura, łączącego ciało eteryczne z fizycznym i nasz dwojnik, sobowtór usiłuje daremnie znaleźć się z powrotem w swej ziemskiej powłoce. Jak wiemy całkowite zerwanie tej nici powoduje śmierć.
Rozumiano to dobrze w starożytności i dlatego ludzi takich nazywano „histeroptomes“ — powtórnie narodzonymi na świat.
Ileż tragicznych pomyłek zaszło na tym tle!
Cesarz rzymski Zenon, podlegający epileptycznym napadom, został na skutek jednego z nich uznany za zmarłego i pochowany. Ocknąwszy się, jęczał w swym cesarskim grobie, od którego strażnicy pouciekali wystraszeni. Kiedy później otworzono grobowiec, znaleziono nieszczęśliwego na dobre umarłego, z pogryzionymi z rozpaczy rękami.
Franciszek Bacon mówi w swej „Historii o życiu i śmierci“, że sławny doktór Scott doświadczał napadów kataleptystycznych i w kilka dni po pozornym zgonie, został znaleziony w trumnie, odwrócony, z pogryzionymi palcami i potłuczoną głową.
Anatom Vesalius dokonywał pewnego razu sekcji ciała człowieka, który pod nożem ożył i zaraz potem skonał. Opowiadają również, że gdy umarł kardynał Espinoza, minister Filipa II po krótkiej chorobie i gdy go rozcięto w celu zabalsamowania, serce jego biło wyraźnie i schwycił za rękę chirurga.
Odnośna literatura przytacza również nazwisko Franciszka Civille‘a pokojowca Karola IX, króla francuskiego, który podpisywał się na aktach urzędowych: „trzy razy umarły, trzy razy pochowany i trzy razy zmartwychwstały“.
Wynika z tego, że wypadki pozornej śmierci zachodzą daleko częściej, niż byśmy to przypuszczali. To też słynny Edgar Allan Poe w swej nowelce p. t. „Przedwczesny pogrzeb“ pisze: „Tajemnicza postać która wiodła mnie za rękę na cmentarz, rozwarła wszystkie mogiły, a z każdej z nich bił słaby, fosforyczny blask rozkładu. Zajrzałem do najtajniejszych zakątków, w jakich stężałe ciała, pogrążone w ponurym, uroczystym śnie, leżały pośród robactwa. Ale, biada! Tysiąckrotnie była większa liczba tych, co rozpostarci między istotnie śpiącymi nie spali: czuć było słabą walkę, niespokojną trwogę przedśmiertną, z głębi niezliczonych dołów dochodził szmer miętych całunów — a nie jeden z tych spokojnych trupów nie-leżał tak, jak go pierwotnie ułożono, lecz wygodniejsze obrał położenie.“
Mamy nawet opisy, przedstawiające wrażenia tych, którzy w podobnym stanie się znaleźli.
W rzadkiej książeczce dr. A. Skórkowskiego p. t. „Rys nauki o śmierci“, znajdujemy relację studenta Józefa Orkisza (1857 r.), który sam przeżył podobne chwile.
„Długo chorowałem — powiada on — na gorączkę; siły moje upadały stopniowo; pewnego dnia nastąpiło przesilenie w chorobie, uczułem drganie we wszystkich członkach, szum w uszach i zawrót głowy (typowe objawy przy wydzielaniu się ciała astralnego, przyp. mój.) Fantastyczne widziadła unosiły się przed łóżkiem, wszystko, co mnie otaczało przybierało postać niepojętą, wreszcie nadeszła chwila, w której myśli moje przyszły w całkowite zamięszanie. Po chwili zacząłem powracać do siebie, ale nie byłem w stanie zrobić najmniejszego poruszenia i wtedy posłyszałem głos służącej: „już skonał.“ Niepodobna opisać, jak mnie przeraziły te wyrazy złowieszcze. Całą wolą pragnąłem przekonać obecnych, że się mylą, lecz mimo wysiłków nie mogłem ani się poruszyć, ani oczu otworzyć. Słyszałem wyraźnie, jak będący w pokoju moim ludzie rozmawiali ze sobą, czułem, jak obmywali i ubierali mnie; w przeciągu trzech dni odwiedzali mnie koledzy i znajomi, słyszałem ich szepty, niektórzy nawet dotykali mnie palcami. Na trzeci dzień jeden z odwiedzających odezwał się: „już czuć go trupem.“
Wreszcie przyniesiono trumnę i włożono mnie do niej. Czułem, jak gorące łzy przyjaciół spadały na moją twarz. Słyszałem zbliżenie się pogrzebników z ich czarnym orszakiem, słyszałem jak zakrywali wieko trumny i przybijali gwoździami. Pozostałem samotny w moim strasznym schronieniu, było ciasno i duszno. Ale żyłem jeszcze nadzieją! Niestety, nie długo nią się cieszyłem.
Nastąpiła chwila pogrzebu. Trumnę moją podniesiono, ustawiono na karawanie i powieziono do miejsca wiecznego spoczynku. Kondukt się zatrzymał, znów podjęli trumnę, a ja z nieregularnych ruchów i kołysania domyśliłem się, że to przyjaciele dźwigają ją na ramionach. Po chwili usłyszałem szelest sznurów, na których opuszczono trumnę do wykopanego dołu; czułem, że kołysze się na nich i oto nóżki trumny uderzyły o twarde dno mogiły; sznury wpadły na wieko, słyszałem nawet jak je wyciągano. Raz jeszcze usiłowałem dać jakiś znak że żyję; daremnie, niemoc krępowała wszystkie członki i zmysły. Na trumnę rzucono kilka garści ziemi — znów chwilowa cisza — nareszcie rozległ się łoskot spadających, a rzuconych przez łopaty grabarzy, brył ziemi.
W tej chwili przerażenie moje było nie do opisania: żyłem i żywego zasypywano mnie ziemią. Nastąpiło okropne milczenie, uczułem się samotny we wnętrznościach ziemi...“
Skracam nieco opis przeżyć nieszczęsnego studenta. W nocy, grabarze powodowani chciwością odkopali grób, otworzyli trumnę, a rzekome zwłoki postanowili zawieźć do instytutu anatomicznego, by za nie otrzymać odpowiednią zapłatę. Ale nawet barbarzyńskie wyciąganie z grobu i mroźne powietrze nie ocuciły studenta. Czuł tylko, że jedzie na wozie, a następnie znajduje się w jakiejś izbie ogrzanej. Czyjaś gruba ręka zerwała z niego odzienie i w takim stanie został położony na stole.
„Tak więc — pisze dalej — zachowany zostałem od uduszenia w mogile, bym umarł pod nożem anatoma. Oczy miałem zamknięte i dlatego nie mogłem się domyśleć przyczyny ciągłego ruchu w izbie; zdawało mi się, że zbierali się w niej uczniowie i niektórzy zbliżywszy się do stołu uważnie mnie oglądali; wreszcie przyszedł i sam prosektor. Wziął nóż i ostrzem uderzył mnie w pierś. Wstrząsnęły się wszystkie członki moje, oczy otwarty, z gardła wydobył się słaby okrzyk — kora zmartwiałości była przebita, a ja obudziłem się ze snu śmiertelnego. Koledzy i przyjaciele pośpieszyli ku mnie z pomocą — rada lekarska i młodość dokonały reszty“.
Tak brzmi ten wstrząsający opis. Zaznaczyć należy, że w zagranicznych, dobrze urządzonych szpitalach, po stwierdzeniu śmierci przez lekarza, pozostawiają zmarłego w kostnicy i łączą dzwonek elektryczny z trumną. Nie rzadkie bywają podobne wypadki, gdy dzwonek ten poczyna alarmować, zwiastując o obudzeniu się z letargu pozornie umarłego.
Poprzedni opis był niezwykle ponury i malował uczucia studenta, który pojmując, że zostaje pochowany za życia, daremnie usiłował przeciwko temu zaprotestować.
Ale jest rzeczą godną uwagi i to nas najwięcej obchodzi, że istniał również szereg ludzi, którzy popadłszy w letarg i później szczęśliwie obudziwszy się z niego, opisywali zupełnie inaczej niezwykłe wrażenia, które przeżywali w czasie tego snu, zbliżonego do śmierci. Opisywali zagrobowe krainy i umarłych, z jakimi się zetknęli. Przeważnie byli przekonani, że nie znajdowali się w letargu, a umarli naprawdę, tylko później kazano im powtórnie zejść na ziemię. A co dziwniejsze — że wiele podobnych osób zachowało potem dar jasnowidzenia na stałe.
Tu zbliżamy się już do ekstazy.
Ekstaza (zachwycenie) jest nieco podobna do letargu, gdyż i w tym stanie duch jakby całkowicie oddziela się od ciała, szukając w zaświatach natchnienia. Ta tylko zachodzi różnica, że podczas gdy w letargu ciało przybiera wszelkie pozory śmierci, w ekstazie tego przykrego objawu nie ma. Przeciwnie osoby pogrążone w zachwycie, choć sztywnieją, nic nie widzą i nie słyszą z tego, co się dokoła dzieje — popadają tylko w rodzaj snu (trans) i promieniują życiem nieziemskim.
Ekstazy przeważnie powstają na tle religijnym. Słynne są ekstazy Świętych Pańskich, nie mniej znane, osób świątobliwych — Ludwiki Lateau, Gemmy Galgani, Wandy Malczewskiej i t. p. Ostatnio głośne się stały ekstazy Teresy Neuman, zamieszkałej w Bawarii, we wsi Konnersreuth.
Ekstaza nie ma właściwie nic wspólnego z naszym tematem, a wszechstronne jej oświetlenie — nie tylko ekstaz religijnych — wymagałoby sporego tomu. Przytoczyłem ją tylko na zakończenie, jako jeden z najbardziej przekonywujących dowodów, że duch nasz nie jest funkcją materii, a niezależnym całkowicie pierwiastkiem, działającym poza obrębem naszego organizmu.