Eliza Orzeszkowa w literaturze i w ruchu kobiecym/Rozdział III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Eliza Orzeszkowa w literaturze i w ruchu kobiecym |
Wydawca | Księgarnia Ludowa K. Wojnara |
Data wyd. | 1909 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Eliza Orzeszkowa, obok Henryka Sienkiewicza i Maryi Konopnickiej, stanęła na tej wysokiej placówce, z której myśl polska promienieje na świat szeroki, wydając swój ton zasadniczy zawsze i wszędzie tam, gdzie w momentach doniosłych ruchomego kołobiegu idei wszechświatowych, wszystko co żyje, wypowiada swe żywotne „Jestem“.
Prócz dzieł, znanych w przekładach całemu współczesnemu światu myśli, zabierała i ona głos niejednokrotnie w formie listów, czy odezw bezpośrednich w najżywotniejszych sprawach, decydujących nieraz o postępie normalnym w dziejach wielu chwil przełomowych, kiedy to, wirem zawrotnym porwana myśl ludzka, szuka dla siebie wyjścia na szeroki gościniec prawdy.
Myśl wszechświatowa obiera sobie podówczas siedlisko najczęściej w którymś z najpodatniejszych potemu, z natury swego ducha, poszczególnie zindywidualizowanych głosów, który w takim chórze myślowego zespołu wybija się jako ton podstawowy.
Takiego wszechświatowego znaczenia głosem będzie, niewątpliwie, głos Elizy Orzeszkowej w sprawie najżywotniejszych podstaw ruchu wyzwoleniowego kobiety. Ruch ten w najnowszem przeobrażeniu swojem, wypracował już częściowo program niepospolicie doniosłego kulturalnie znaczenia, za sprawą t. zw. kobiety nowej, rzetelnie postępowego typu.
Niemniej, nie waham się tu twierdzić, iż ten ton, wszechświatowego znaczenia, jaki wypracowała w duchu swym, z łona tradycyi rodzimych, Eliza Orzeszkowa, nie zapewnił potąd tej naszej myślicielce tego ogólno-ludzkiego stanowiska, jakie w sprawie ruchu kobiecego stało się udziałem kobiet innych narodowości, a które, zdaniem naszem, ze wszechmiar i względów należy się tu i Orzeszkowej.
My sami wreszcie, zgodnie z zasadą „swego nie znacie“, zestawiając imię Elizy Orzeszkowej z imieniem takiej Ellen Key, Lily Braun, lub innych, mało wiemy, doprawdy, jedynie tylko dzięki temu grzechowi naszej nieświadomości na tym punkcie, jaką tu nam wypadnie postawić porównawczą miarę. Nad stanowiskiem, jakie zajęła nasza myślicielka w kwestyi kobiecej, przeszliśmy w gruncie rzeczy cicho, nawet obojętnie, natomiast wrzawa wszechświatowa około nazwisk kobiet „głośnych“ w świecie, pociąga nas często może nazbyt entuzyastycznie.
Dalecy bardzo od zamiaru ujmowania zasług, komu się one należą, bo w myśl zasady słuszności właśnie, spróbujmy przyjrzeć się na tem miejscu temu dorobkowi myśli, jaki w dziedzinie ruchu wyzwoleniowego kobiety zajęła Eliza Orzeszkowa, a który to dorobek nie wahamy się nazwać nabytkiem ideowym wszechświatowego znaczenia.
Stanowiska tego nie zajęła Orzeszkowa w swych pracach z ósmego dziesięciolecia minionego wieku, poświęconych sprawie kobiecej, jak: „Kilka słów o kobietach“, „O kobiecie“ itp. Zajęła je natomiast, w sposób bardzo wybitny, w późniejszych swych Listach i odezwach do kobiet szerokiego świata, w latach swych pojubileuszowych, więc po r. 1891.
Sądzimy, że program, jaki tu wypowiedziała Orzeszkowa względem stanowiska kobiety, jako członka cywilizacyi, musi przyjąć każda kobieta, bez względu na to, pod jakim stopniem geograficznej miary zamieszkała, jeśli ma stanąć na wysokiej placówce wszechświatowej kultury ludzkości.
W odpowiedzi na kwestyonaryusz, rozesłany przez miesięcznik genewski: „Revue des sciences morales“ a omawiający znaczenie ruchu kobiecego dla rozwoju społeczeństw współczesnych, czytamy taką oto odpowiedź Orzeszkowej:
„Rozum jest lampą, która oświetla świątynię życia, wówczas dobroczynną, gdy są w niej ołtarze. Wiele ołtarzy, przed którymi modliła się ludzkość, runęło i w duszach pozostała stąd pustka, nad którą króluje występek. W rękach kobiety lampa Rozumu świeciła długo światłem przyćmionem, płomienia jej bowiem nie podsycała Wiedza. Teraz kobiety mogą dopomagać skutecznie wznoszeniu ołtarzy, bez których świątynie życia stają się jedynie miejscem pustych, albo występnych spacerów“.
A zaznacza z naciskiem:
„Żadnego separatyzmu z drugą połową rodu ludzkiego, żadnego wynoszenia się ponad nią, żadnej zawziętości za doznane krzywdy! Najmniejszego wyzyskiwania światła lampy dla odkrywania zdrojów, rozkoszami upajających zwierzę ludzkie! Jaknajpilniejsze poszukiwanie przy jej pomocy źródeł, które krzepią i ogrzewają dusze!
I z głębokiem przekonaniem wypowiada myśl ogromnej wagi:
„Jeżeli kobiety, do ognisk wiedzy dopuszczone, tego zadania pełnić nie zechcą, niechaj raczej o pierwszy kamień spotkany lampę swą rozbiją! Nie jest ona światu potrzebna, gdyż i bez niej ma on aż nadto tych, które przyświecają robotom lichym, brudnym, samolubnym, a okrutnym“.
Przedewszystkiem przeto, ten pierwiastek moralny, jaki kobieta wnieść winna do świątyni odradzającego się życia człowieczego, ma w oczach Orzeszkowej, znaczenie, uprawniające płeć niewieścią do niesienia godnie wielkiej pochodni Wiedzy.
Jako ideał Wyzwolenia, stawia więc Orzeszkowa kobiecie postęp moralny. Jest to pewna misya cywilizacyjna kobiety w odrodzeniu ludzkości, pogląd, do którego współczesny ruch kobiecy dochodzi w filozoficznych postulatach idei wyzwolenia na życie dostojne, tj. zgodne z ideą dążeń człowieczeństwa w postępie.
„Nikt zaprzeczyć nie może, twierdzi Orzeszkowa, że cywilizacya współczesna posiada równowagę zwichniętą, przechyla się zbytecznie na stronę zdobyczy i uciech materyalnych i w tem właśnie leży źródło wielu klęsk ludzkości.
„Rozum i wiedza wytwarzają daleko więcej potęg materyalnych niż moralnych. Jesteśmy chorzy moralnie, dlatego rozum i wiedza nabrały w ręku naszem twarzy Janusowej, która straszy i gubi“.
Postawiwszy twierdzenie powyższe, dochodzi do przekonania, że inaczej na tę sprawę patrzono widocznie przed kilkunastu laty, gdy wypisywano na sztandarze ludzkości: „Wiedza, to potęga!“.
A opierając się na znajomości duszy kobiety, w tak dobrze znanych sobie dążeniach obywatelskich tejże, wyraża pogląd — że właśnie kobiety, przy wyrobieniu w sobie przekonań i dążeń, mogą być bardzo zdolne do wyprostowania w kierunku dobra moralnego zbyt wykrzywionej w stronę dóbr materyalnych cywilizacyi.
„Zdaje mi się — mówi — że takiem powinnoby być główne ich zadanie i że pełniąc je, kobiety oddałyby światu przysługę nieocenionej wartości i wagi“. Tylko niech pamiętają o tem kobiety, „że aby do wyżyn prawdziwych dojść, muszą przed stopami swemi przeciągać ciężkie pługi doskonalenia się moralnego, bowiem w walce z tem piekłem świata — mówiąc słowami Z. Krasińskiego, „mają one być tą siłą, nad śmierć silniejszą, siłą Ukochania!“
W „Liście do kobiet niemieckich“, napisanym w odpowiedzi na ich hołdy jubileuszowe, uzasadnia ten pogląd, który zresztą, jak jedna nić przewodniego wątku, spotyka się u Orzeszkowej wszędzie, „w nadziejach“ jej na zajęcie przez kobietę obywatelskiego stanowiska w dziejach świata.
„Wiem, że wiele czasu upłynie i wiele walk stoczonych być musi, zanim kobieta stanie się zdolną do pełnienia tego wielkiego zadania, zanim je spełni. Ale że je spełni, w to wierzę, wypowiada z gorącem przekonaniem. I wiarę tę uzasadnia w wywodzie następującym:
„Nie napróżno długie wieki poczytywały ją (kobietę) za wyłączna i najwyższą kapłankę Dobra. Sposobami licznymi kształciły ją do tego kapłaństwa. Posiada ona za sobą długą tradycyę dobroci i czystości, jeżeli niezupełnie samoistnej, to jednakże szczególnie ją obowiązującej.
Nie posiada zato: tradycyi przelewania krwi bratniej, szerokiego rozsiadania się przy stołach biesiadnych, spychania innych na śmietnisko, karmienia, aż do przesytu, każdej ze swoich żądz i namiętności! Nie ona to stworzyła na ziemi wojnę, dyplomacyę i tortury. Nie ona, w tym naszym już wieku, ogłosiła siłę pięści królową świata, nie w jej głowie powstała myśl o samobójstwie ludzkości. Świeżo przybyła do przybytku wiedzy, okiem nieuprzedzonem rozejrzeć się po nim może i odkryć wiele jego tajemnic jeszcze niedostrzeżonych, a przedewszystkiem tę główną jego tajemnicę, że przez Prawdę droga iść winna ku Dobru, że Prawda bez Dobra prowadzi ludzkość tylko ku najsmaczniejszym pasztetom i najdoskonalszym maszynom do mordowania bliźnich!
Zapytać kto może, mówi jeszcze z ogniem entuzyazmu: „Kobiety przez ciąg wieków były istotami pokrzywdzonemi, czyliż więc do pokrzywdzonych świata należy składać się w ofierze ku jego zbawieniu?“
„Tak, właśnie, do pokrzywdzonych, odpowiada, bo oni to właśnie twarzą w twarz patrząc niesprawiedliwości, chłosty jej znosząc, największym wstrętem do niej płonąc, i oręże też do jej zwalczenia najlepiej poznać mogą. O pomście za krzywdy doznawane, lub o samolubnej pracy dla swego tylko dobra, mowy tu być nie może. Jesteśmy wszyscy, kobiety i mężczyźni, dziećmi jednej ziemi i jednego słońca, nad któremi wypisane są trzy powszechne i nieśmiertelne wyroki: Cierpienie, Błąd i Śmierć; biednemi dziećmi, które w imię tego braterstwa potrójnego, winny sobie wzajem: przebaczenie, współczucie i współpomoc!“
Wyszedłszy z założenia o doniosłości normalnego stanowiska kobiety w sferze prawidłowego postępu ludzkości, okiem bacznego obserwatora rozgląda się Orzeszkowa po całej, szerokiej już dziedzinie postępu kobiety współczesnej po drodze ku swemu wyzwoleniu.
„Obejrzyjmy się po świecie za dążeniami, za próbami choćby wytworzenia w społeczeństwie niewieściem typu moralnego, któryby oryginalnie przez kobiety już oświecone, był zakreślony, mówi, powodowana gorącem pragnieniem dostrzeżenia śladów postępu kobiety po przyrodzonej sobie drodze do wyżyn cywilizacyi.
Spotyka ją tu przecież zawód przykry. Dążeń kobiety w tym kierunku nie dostrzega, nie widzi nawet nigdzie prób, ani zarysów takiego „planu“ ani w opinii publicznej, ani w programach rozlicznych stowarzyszeń, ani w organach kobiecej myśli.
„Wszędzie popęd do nauki i pracy zarobkowej, co jest uznania godnem“, — mówi, — „nigdzie porywu ku wyżynom moralnym, co jest zasmucającem.“ Nowe i zwiększone siły umysłowe, w najlepszym razie, też same zawsze, zbladłym atramentem rutyny pisane, prawidła moralne. Tracimy stare cnoty prababek, a nie widać jeszcze, abyśmy próbowały stworzyć i zdobyć nową, do nowych stosunków i pojęć zastosowaną, cnotę prawnuczek. Gmach nasz wznosi się krzywo i ta jego połowa, która się chyli ku ziemi, do upadku pociągnąć może tę, która strzela ku niebu. Bo żadna uczoność i żadne zarobki fachowe nie sprawią, aby człowiek zły, samolubny, przynosił korzyść rozwojowi społecznemu i szczęściu świata.
Myśl, godna wyrycia złotemi zgłoskami na sztandarach wszelakiej pracy, mającej na celu kulturę społeczeństw. To też, z głębią poglądu na rzeczy prawdziwej myślicielki, orzeka Eliza Orzeszkowa, że nie podjąwszy tego wielkiego zadania, „kobiety nie napisały jeszcze dla siebie roli, którą na świecie odegrać mają“. Oto stanowisko wyraźne Orzeszkowej względem tych postulatów ruchu kobiecego, które przez liczne swoje pionierki na szerokim świecie nie zostały wprowadzone na te drogi prawdy, gdzie grunt dla siebie mogą znaleść właściwy, jedynie rokujący mu przyszłość, o postępie decydujący.
Pisała to Orzeszkowa przed lat mniej więcej dziesiątkiem. Ruch kobiecy w tym ostatnim okresie czasu jął stawiać, ku podziwowi świata, doprawdy jakieś „stumilowe kroki“, tak, iż dziś zarzut podobny, skierowany do postulatów dążeń kulturalnych tej Kobiety Nowej, która jest „w postępie“, byłby już mało usprawiedliwionym. Od tego czasu, tego typu kobieta nietylko że zdołała napisać dla siebie, naturze jej uzdolnień odpowiadającą rolę, ale co ważniejsza, weszła w nią z powodzeniem, godnem wielkiej tej sprawy. Zaznaczyć nam tu wszakże wypada, że ten rys uświadomienia rzeczy nie jest i po dziś dzień jeszcze udziałem ogółu rzeczniczek sprawy Wyzwolenia. Przeciwnie. Całe zastępy przodowniczek sprawy nie zdołały jeszcze odnaleść swej drogi, w odmęty dążeń wstecznych rzucając się, drogą naśladownictwa haseł i dróg cudzych, obcych duchowi dążeń zindywidualizowanej w sobie „kobiety postępu“.
Czy jednakże historyczny rzut oka na sprawę, właściwie postępowego ruchu kobiecego, jakim jest ruch w kierunku doskonalenia się człowieka w jednostce ludzkiej, dźwigania się tegoż w górę, nie wykaże pierwszorzędnego udziału kobiety-Polki, wobec poważnych już danych potemu, dałoby się to już dziś, sądzę, upodstawnić.
Nie bez szczerego pietyzmu podkreślamy tu głos wielkiej rodaczki naszej, głos, który nie przeszedł w skutkach bez dobroczynnych wpływów na pożądany bieg rzeczy, jako głos wielkiej prawdy wszechobowiązującej.
Obok swego, w pewnym stopniu historycznego znaczenia, to stanowisko Elizy Orzeszkowej ma jeszcze w sobie ogromną moc żywotną w stosunku do najżywotniejszych drgnień naszej już chwili. I w tym także charakterze jest obowiązkiem naszym poznać je jak najbliżej, a poznawszy, policzyć się z niem odpowiednio.
„Na firmamencie niebieskim chyba, mówi ona, zmieściłby się opis dobrodziejstw, któremi dotychczasowi, wyłączni panowie świata, mężczyźni, obdarzyli dziedziny jego, fizycznie i umysłowo. Wiekami trudów nieopisanych, przez pokolenia niezliczone, zdołali oni otworzyć przed ludzkością źródła dobrobytu, wiedzy, estetyki. Ale jeżeli zechcemy odwrócić medal na stronę odwrotną, na której znajduje się moralność, czyli: sprawiedliwość, dobroć, miłość, ofiarność, współczucie, współpomoc, z łatwością przyjdziemy do przekonania, że wszystkie dotychczasowe roboty w tym kierunku doprowadziły świat do rezultatu nadzwyczaj mizernego. Były jednak roboty liczne, różnorodne, ważne; pracowały dla tego celu religie i filozofowie, umierali dla niego ludzie na stosach, krzyżach, szubienicach; wytworzyły się na rzecz jego kodeksy międzynarodowych praw i obowiązków: — nauczano go ze szczytu gór, z kazalnic, z katedr, po miastach i po pustyniach. I cóż? Przed wielu już wiekami brzmiał głos wołający: „Res sacra homo homini!“ a nasz wiek, z pomiędzy bogatych, w wynalazki i wykwinty, najbogatszy, dogorywa z jednym chóralnym okrzykiem: „Homo homini lupus!“
A dalej, w tej żywej mowie serca:
Przed wiekami już mędrzec z Elei wołał: „Powściągaj się! Dewizą, wygłaszaną przez tych, którzy mienią się najwierniejszymi synami naszego wieku, stało się: Używaj! Używaj, czego? Dóbr materyalnych przedewszystkiem! Jak okiem zatoczyć, świat cywilizowany przedstawia jeden taniec przed cielcem materyi, jeden obóz uzbrojonych przeciw sobie wzajem jednostek i narodów! Każdy przeciw każdemu, wszyscy przeciw wszystkim! Niema takiej piędzi ziemi, z którejby ktoś kogoś zepchnąć nie usiłował. W stosunkach towarzyskich — płocha zabawa i udawanie nieposiadanych uczuć, w stosunkach społecznych — zbytek i nędza, wyzysk i krzywda; w stosunkach międzynarodowych — milionowe gromady ludzkie, lasami ostrzy i paszcz ognistych wzajem ku sobie najeżone!...“
Głębokości tego poglądu kto z nas dziś zaprzeczy, kto zaprzeczy potrzebie walki z tą straszną hydrą złego, duszącą ludzkość współczesną w swych śmiertelnych uściskach? I zaprawdę, jeżeli kobieta, domagająca się swych praw człowieczych, wielkiego zadania Odrodzenia moralnego ludzkości, nie zechce podjąć i podzielić go z uświadomionym już w tej mierze mężczyzną, niech raczej, jak chce Orzeszkowa, rozbije tę swoją „lampę rozumu“ o pierwszy lepszy kamień przydrożny!
Rozumiejąc głęboką doniosłość zasady, że ludzkość swoje nadzieje reformy na lepsze, we wszystkich sferach, tak jednostkowego, jak zbiorowego życia, oprzeć musi przedewszystkiem na reformie człowieka, na udoskonaleniu jego zadatków człowieczeństwa, ruchowi kobiecemu stawia też Orzeszkowa za pierwszy właściwy krok naprzód, ideał doskonalenia się moralnego.
W liście swym do kobiet niemieckich odwołuje się do wszystkich znakomitych przewodniczek ruchu kobiecego Europy i Ameryki, stawiając wniosek założenia najpowszechniejszego stowarzyszenia, któreby, obok związków w celach nauki i zarobku, wzięło sobie za zadanie — moralny wzrost kobiety. Nazywa to „Związkiem Cnoty“, którego kodeksy mają zobowiązywać członków do ćwiczenia woli w tym kierunku, pod groźbą utraty czci.
Naszkicowane zasadniczo paragrafy tego kodeksu moralnego obowiązują:
„1) do poznawania samego siebie;
2) niszczenia w sobie wad charakteru przez ćwiczenia systematyczne w tym zakresie;
3) do ćwiczenia woli w kierunku solidarności ludzkiej. (Wbrew hasłom walki o byt);
4) ćwiczenia współczucia przez współudział w cierpieniu bliźnich;
5) kształcenia w sobie poczucia sprawiedliwości, przez zakładanie godności i dumy człowieczej i narodowej nie na posiadanej potędze stanowiska, władzy i siły fizycznej, ale na cnocie, na rozumie, i czynach, sprzyjających szczęściu ludzi. A to wszystko: celem przygotowania, lepszej ery świata, przez rozsiewanie we wszystkich dziedzinach życia pojęcia i pragnienia zgody pomiędzy ludźmi. Przez stawianie oporu wszystkiemu, co jest fizycznem, albo moralnem morderstwem, wszystkiemu, co jest wynoszeniem siebie, a poniewieraniem innymi, szerokiem rozsiadaniem się przy biesiadnym stole, a spychaniem innych na niziny“.
Wypowiadając te swoje dezyderata względem ruchu wyzwoleniowego kobiety wogóle, Orzeszkowa zasiewa niewątpliwie prawdziwe boże ziarna postępu na niwach prawej kultury człowieczeństwa.
I jest to tej myślicielki głos ten wszechświatowy, który na niwie wszechludzkiej wydał swój wielki plon i wydawać będzie.
Przechodząc do postulatów ruchu kobiety-Polki, Orzeszkowa zaznacza, iż w ogólnych dążeniach emancypacyjnych są rzeczy, o które Polka walczyć nie chce.
Dla czego zaś „nie chce“, wypowiada Orzeszkowa w następujących słowach swego listu: „O Polsce Francuzom“, na zaproszenie redakcyi „Revue des revues“.
Oto Polka walczyć „nie chce“ z instytucyą rodziny i z surowością reguły, obowiązującej obyczaje niewieście. Co do rodziny, nie jest nam obcą myśl, mówi, o potrzebie pewnych reform, jak np. większej łatwości rozwodu i t. p., ale myśl o złożeniu rodzicielskich obowiązków na barki społeczeństwa nie powstaje w jej głowie. Co do sprawy stosunku między dwiema płciami, mniemamy, że my to właśnie, kobiety, jesteśmy uprzywilejowane, oczywiście w znaczeniu moralnem, a mężczyźni powinniby dążyć do równouprawnienia się z nami. Zresztą, swobody obyczajowe mężczyzn, to odwieczny wytwór historyi, czy natury, ale dla nas, które rozpoczynamy walkę o wolność, wybierać dla niej teren w najniższej sferze istoty ludzkiej, to byłby poprostu wstyd i szkoda zachodu. Rozumiemy potrzebę pobłażania dla ludzkich namiętności, obowiązek przybiegania z pomocą upadłym, korzyść, którąby mogło przynieść nietylko kobietom, i mężczyznom poszukiwanie ojcostwa, ale wszystko to odróżniamy od „wolnej miłości“, która nie wywiera pociągu na żadną, choćby najskrajniejszą frakcyę naszych kobiet. Znamy dokładnie ruch, który odbywa się w tym kierunku (w literaturze i obyczajach świata), ale naśladować go nie mamy chęci i nie mamy po temu moralnego prawa.
Program wyzwoleniowy kobiety-Polki sprowadza Orzeszkowa do postulatów: swobody ruchu po drogach „obywatelskich“, pracy zarobkowej i szerokiej oświaty, ku osiągnięciu możności doskonalenia się wewnętrznego.
„Pragniemy dla jej umysłu takiej dozy oświaty, mówi, a dla jej charakteru takiego skierowania, aby jakąkolwiek pracę spełniając, umiała ogarniać wzrokiem horyzonty szersze, niż jej własny interes, a sercem pragnąc dóbr wyższych nad zysk i przyjemności. Wyrabianie w kobiecie przez oświatę szlachetnego altruizmu poczytujemy za najważniejszy punkt kwestyi kobiecej: powiadamy jej, że nauka wtedy tylko stanowi prawdziwą wartość cywilizacyjną, gdy towarzyszą jej takie pierwiastki kulturalne, jak: dobroć i cnota obywatelskości.
Daleką jest, zaprawdę, Orzeszkowa od zaliczenia do cnót obywatelskich kobiety, przez taką Ellen Key np. głoszonego szeroko krańcowego indywidualizmu jednostki. Ale daleką nie dlatego, iżby wyrobienia indywidualnego nie miała ona pragnąć dla kobiety. Przeciwnie. Pojmuje ona całą doniosłość tego wyrabiania „charakterów i serc niewieścich“, które uczynią kobiety „godnemi używania praw, przez zrozumienie obowiązków“. I w takiem rzeczy rozumieniu należy do rzeczników najprawowitszego indywidualizmu. Ale ten indywidualizm Orzeszkowej ma zawsze w sobie to wysokie poczucie praw bliźniego, które nie pozwala przy możliwości skrzywdzenia tem kogokolwiek, rozsiadać się szeroko przy biesiadnych stołach. Indywidualistycznie zorganizowana w sobie jaźń ludzka, to nie chodzi bowiem w parze z dążeniami dezorganizujących czynników anarchistycznego bezrządu. Jak zaś wysoko stawia Orzeszkowa na piedestale człowieczeństwa zindywidualizowaną w naturze swej kobietę, niech nam tu odpowie ona sama takim oto słonecznym obrazem nadchodzącej kobiety:
„Nad otchłanią, w której w głębiach niezliczone męczarnie i winy dręczą ciała i duchy milionów, widzę unoszącą się postać wielką i słodką, mądrą i dobrą, współczującą i czynną. Przemyślnemi, a niezmordowanemi rękoma kosi ona osty zawiści i nienawiścią zarastające pola. Powoli, lecz bezustannie, zasadza na nich oliwne drzewa Zgody i Pokoju. Jedną dłonią kruszy podstawę, na której wznosi się cielec złoty, drugą tępi ostrza i zamyka otwory narzędzi morderczych. Z ust jej wychodzą zaklęcia magiczne, przed któremi maleją pychy szatańskie, pierzchają żądze rozpasane i gwałty zwierzęce. Promienie, padające z jej czoła i oczu, oświetlają wszystkie punkty świata, na których Kainowie podnoszą nad Ablami mordercze topory i nagim widokiem tych bratobójczych czynów tak świat przerażają, że uderza się on w pierś z wielkim krzykiem: Moja wina!
Postać ta mnoży się, znajduje się wszędzie. U kolebek dzieci, nad głowami pacholąt, u boku mężów, na polach, kędy potem spływają rolnicy, w zamkniętych ścianach, kędy z tajemnicami wiedzy i zawikłaniami myśli walczą uczeni. Jest ona w domu, w szkole, w warsztacie, w pracowni artysty i pisarza: wszystkie trudy podziela, wszystkie myśli rozumie, wszystkim dążeniom pomaga, oprócz tego dążenia, które wiedzie do bram złotego cielca i otaczających je kałuży krwi i błota.
Niezmordowaną jej dłonią poruszony bałwan złego chwiać się poczyna i upadać. Aż powoli, stopniowo, na gruzach tego, co dłoń jej skruszyła, w powodzi rozniecanych przez nią świateł, wznosi się ołtarz bóstw dobrych i łaskawych, a ludzkość, modlitwą i czynem cześć im oddając, wznosi się ku nim, oczyszcza się i uświęca: jest uratowaną!
Lecz kimże jest ta postać cudowna, która zdeptała węża i zgasiła ogień piekielny, obaliła Baala materyi i wzniosła ołtarz Mesyaszowi idei?
Jestto, przygotowana przez walczącą kobietę XIX wieku, kobieta apostołka i reformatorka, kobieta mędrzec i anioł wieku XX-go“ odpowiada nam na to Eliza Orzeszkowa.
Przypuszczamy, iż żadna z literatur świata wyższego Ideału kobiety nie posiada.
Najszlachetniejszym kruszcem jest ten materyał, z którego urabia nam Orzeszkowa wysoki typ kobiety „mędrca i anioła“. Jest to wzór idealny kobiety-obywatelki, o tak wysokiej modle, że długo jeszcze świecić on będzie jasną gwiazdą na niebie dążeń wszechludzkich kobiety do zajęcia przyrodzonego sobie stanowiska cywilizacyjnego w dziejach świata.
Ten kierunek dążeń kobiety, jako zgodny z wiekuistą treścią jej natury, będzie ponadto zawsze współczesnym. To nam właśnie objaśnia arcyciekawe zjawisko iszczenia się snów złotych Orzeszkowej w par excellence obywatelskich dążeniach występującej dziś w zwartych już szeregach, na szerokiej arenie wszechświatowej, kobiety nowej. Jestto ten punkt, na którym stanąwszy, weszła kobieta na jasny gościniec swojej drogi, po długiej wędrówce błądzeń poomacku.
Zanim jednakże autorka „Marty“ ukazała kobiecie to szczytowe zadanie, prowadziła ją ona przez rozliczne stadya Uczłowieczenia, otwierając szeroko przed nią widoki na zajęcie placówek praktycznych w ogólnoludzkim kalejdoskopie życia. Ściągnęła nawet na siebie zarzuty, że za mało uwzględnia potrzeby idealne życia kobiecego. To był wszakże okres czasu, w którym jej Marta była wyrazem bardzo znamiennych potrzeb chwili, tłumiącej porywy ducha biblijnych Maryi koniecznością zajęcia przez kobietę twardych życia stanowisk, które miały jej być gruntem ku wyrobieniu w sobie zadatków samodzielności, jako jednej z cech człowieczeństwa.
To były na owe czasy „drogi“, po których prowadziła Orzeszkowa swą, piętnem zależności niewolniczej upośledzoną, Martę, ku jasnym wzlotom duchowym Maryi, aż ku jej szczytom idealnym „mędrca i anioła“.
„Kobieta jest przedewszystkiem człowiekiem, — pisała w okresie swej Marty, — cele jej zatem muszą być ludzkie i jako takie, spotykać zapory, nie dające się inaczej zwyciężyć, jak trudem“. Do tego „trudu“ przeto twardej człowieczej drogi usiłowała zaprawić tę, której ciążyć musiały pęta niewoli, nawet w ścianach złoconych klatek, gdzie żyła pośród hymnów i kadzideł swego, jakoby „anielstwa“, będącego w gruncie rzeczy, tylko półczłowieczeństwem. A cóż dopiero mówić o tych masach jagnięcych organizacyi kobiecych, dla których ostry wiatr życiowy bywa tak bardzo „za ostrym!“
Więc przedewszystkiem radziła Orzeszkowa wyzwalać się kobiecie „od słabości fizycznej, bardziej narzuconej, niż od natury wziętej, od braku sił moralnych na samoistne życie, od klątwy wiecznego niewolnictwa i anielstwa, od wypatrywania z cudzej ręki kawałka chleba powszedniego, i od wiecznego zamykania przed niemi dróg poważnej i użytecznej pracy“.
Rozglądając się po dziedzinach życia, na którego źle przysposobionym gruncie pod zasiew bożego ziarna, rozwijał się wątły wybujałością swą, kwiat anemicznej egzystencyi kobiety skrzętną dłonią wytrawnego na niwie pańskiej pracownika, kosiła ona chwasty, użyźniała pola, dla wyhodowania na nich rośliny zdrowej i bujnej w kwiaty owocodajne.
Skarbnica jej spostrzeżeń co do tych omylnych ścieżek życia, na których gubiła kobieta swoje człowieczeństwo, jest subtelną trafnością sądu zasobna.
„Z pozorem przekonania powtarzają już dziś wszyscy, — mówi Orzeszkowa, — że kobieta równym jest mężczyźnie człowiekiem. W zastosowaniu przecież, zbliżona ona bardziej do kwiatu, lalki, anioła, niż człowieka.
Kobieta-człowiek winna wytknąć sobie cel ludzki, dla którego osiągnięcia iść ma przez trud, t. j. przez pracę myśli i czynu“. Przez trud torowania sobie „człowieczej drogi do zrozumienia, „obowiązków“ człowieczeństwa autorka „Marty“ powołuje przedewszystkiem tedy kobietę, domagającą się jego „praw“. Wymaga od niej „umiejętności i sił na logiczne życie“.
Za stronę życia kobiety „najwyżej i najprawdziwiej ludzką, najjędrniej i najrozumniej poetycką“ uważa stanowisko żony i matki. Tylko, że i tu ten głos do kobiet Orzeszkowej, zwrócony zwłaszcza w okresie czasu, kiedy całe zastępy pionierek równouprawnienia — życie rodzinne, z nieodłączną atmosferą kuchni i śpiżarni, brały sobie w wysoką pogardę, odwracając się odeń ze wstrętem, i wówczas ten głos Elizy Orzeszkowej do kobiety, w imieniu „najprawdziwiej człowieczych“ stron jej życia, nie był nigdy tym „krzykiem o dziecko“, jaki rozlega się dziś do kobiet, trwoniących swe siły poza obowiązkami macierzyństwa. U Orzeszkowej był to zawsze i głównie — krzyk o duszę, że się tak wyrazimy, słowami porównania, o te duszę niewieścią, znieprawioną, wynaturzoną, bezsilną, z praw obywatelstwa wydziedziczoną, indywidualnie bierną na wszystkich polach życia, gdzie czekał na nią samoistnienia jej wszechżądny czyn.
Ale za to, ta jej „najrozumniej poetyczna“ placówka życia rodzinnego kobiety, o duszy „praw swoich i obowiązków“ świadomej, o duszy żywej, czującej, duszy górnej, to taki hymn wspaniały na cześć wszechczłowieczeństwa, jaki wydać z siebie może szeroka pierś człowiecza, oddychająca prawdziwą pełnią życia, chyba tylko w szczytowej dobie swego bożego królowania na ziemi.
Wysoki ten posterunek „najprawdziwiej ludzki“, ukazawszy kobiecie, jako stanowisko żony i matki, bierze ją nasza myślicielka na surowy egzamin, celem wydania uprawniającego świadectwa, ku wstąpieniu godnemu na święte stopnie ślubnego ołtarza.
„Jakie zasoby moralnej siły i umysłowych przekonań, jaką świadomość zadań swych i przeznaczeń“ wnosi kobieta w progi życia małżeńskiego, którego ma być powołaną kapłanką, zapytuje. Odpowiedź, i to tę jeszcze z najszlachetniejszych, ze strony kandydatek do stanu małżeńskiego, zna dobrze: „Kochamy!“ Czy to nie dosyć?...
Ale na to odpowiedź brzmi:
„Ażeby umieć kochać, trzeba wprzódy umieć myśleć, trzeba wiedzieć, iż poza szczęściem, jakie daje miłość, są w związku dwojga ludzi strony surowe i ważne, które kobieta rozumieć powinna, nim wstąpi w szranki tego zawodu. Miłość jest bodźcem, ale poza nią stoi wspólność dążeń i interesów, stoją szlachetne zadania ludzkie i obywatelskie.“ I stoi oczywiście, wielka odpowiedzialność wychowania dzieci na szlachetne podpory społeczeństwa, nie zaś jego wyrzutki albo pasożyty. A tego jakim cudem dokona ta, która jedynie kochać umie, nie umiejąc właściwie i tego, skoro nie umie myśleć, a przy myśleniu, trwale i głęboko czuć.
Zatem istotnie wartościową „wyprawą“, jaką kobieta wnieść ma pod dach współżycia małżeńskiego, ma być wielka wyprawa sił i ozdób moralnych i myślowych, a uczuć serdecznych, aby do tego świętego przybytku wejść mogła w całej piękności swojej.
Pozostaje jej wybór towarzysza życia. Słowami Edwarda Labouley’a radzi tu Orzeszkowa: „Przedewszystkiem wybieraj człowieka, którego szanujesz, wybieraj tak, abyś mogła być dumną z ojca twoich dzieci.“
Ale otóż co za trudność zadania? Jak wybierać tu może stosownie ta, która nietylko, że nie umie myśleć, ale życia nic a nic nie zna, ludzi nie rozumie, umie zaś tylko „podobać się i marzyć“!... A tu oto zdradzieckie sieci oplątują ją dokoła, zaś jedną z najniebezpieczniejszych jest, o ironio rzeczy, postawa względem niej jej towarzysza życia. Tu Eliza Orzeszkowa uderza, z mocą szczerego bólu, w ten rozdźwięczny ton ustosunkowań wzajemnych płci obu, co, powiedzmy, jest doprawdy najzgubniejszym wytworem wynaturzenia ludzkości, która się w sobie człowieczeństwa zaparła!
„Chińczycy w kobietach swoich uwielbiają małość nóg, powiada, to też ściskają je one i do takiej doprowadzają małości, że wkońcu i chodzić o własnych siłach nie mogą. U nas mężczyźni składają przewszystkiem hołd wdziękom zewnętrznym, to też kobiety myślą o tem tak usilnie, że o czem innem myśleć całkiem przestają. A oni „przed ołtarzem jej utrefionych kędziorów i ujedwabionej postaci, zapalają kadzielnice najbezczelniejszych pochlebstw. Dla kobiety wystawiono tron w salonie, ale poza salonem opada z niej szata nietylko królewska, ale i człowiecza! Czyż dziwić się, wobec tego, temu monstrualnemu upadkowi kobiety, której w małżeństwie jej towarzysz życia przeznacza, jak mówi, za Pellatanem Orzeszkowa, tylko jakąs rolę „drewna“, podpalającego domowe ognisko...
I tak będzie, zaprawdę, dopóki kobieta pozostanie tą pensyonarką życia, która, jak to nam obrazowo orzeka nasza myślicielka: „grając w ślepą babkę, z zawiązanemi oczyma chwyta za pierwszą lepszą połę męzkiego surduta, jaka jej się pod rękę nawinie“, a na skutek braku znajomości ludzi „pierwszego lepszego barana bierze za rycerza, o stalowej tarczy i złotej przyłbicy“...
Jak znaleźć na to radę?
Trzeba kobietę wychowywać inaczej. I tu radzi nam Orzeszkowa przyjrzeć się wzorom wychowania kobiet amerykańskich i angielskich. Tam ją rozumna pedagogia przedewszystkiem uzbraja do życia, przez wyrobienie charakteru, ukazuje jej wszelakie zasadzki, gardząc obsłonami pruderyi tam, gdzie potrzeba nawet te rany odsłonić, które dreszczem wstrętu napełniają, a to dla nadania duszy jej człowieczej niczem niezastąpionego, wewnętrznego obrońcy, wśród bezdroży życia. Obok światła wiedzy naukowej i oświaty serca, tak uzbrojona do życia kobieta na każdem stanowisku będzie wysokiej kultury człowiekiem. I wtedy dopiero odpowie ona swemu szczytnemu stanowisku żony i matki. A matki w szczególności, bowiem potrzeba już wielka potemu.
„Niech się znajdzie pióro mistrza i określi — woła entuzyastycznie, — czem w społeczności naszej, w społeczności dzisiejszej, jest, a czem powinna być, matka.
Imię to od początku świata znaczyło wiele, dziś znaczy ono jeszcze stokroć więcej. Dziś, ile jest w mowie ludzkiej świętych imion, wszystkie z jej ust w myśl dziecka spłynąć powinny. Ile jest na świecie wiar i miłości, służących w życiu za opokę, wszystkie ma posiąść matka, aby dziecię w daleką podróż życia wziąć je od niej i unieść z sobą mogło“.
Ale nietylko moralnie i umysłowo, lecz i fizycznie wychować musi matka dziecko na człowieka. A im rozumniejszą będzie kobieta, tym skuteczniej służyć będzie sprawom wszelakiego dobra. Tylko kobieta nieoświecona, płocha, pogardzi stanowiskiem najskromniejszej nawet pracownicy, gdziekolwiek ją potemu obowiązek powoła.
Długie rozprawy o wrzekomej niższości umysłu kobiecego, miały też swoje źródła nie w braku jego zdolności, jak to z przedziwną trafnością zaznacza Orzeszkowa, ale w braku powszechnego uznania w kobiecie cech Człowieczeństwa. Prawdy te niedawno dopiero wniknęły w krew społeczeństw, nowe drogi ludzkości torując. Była kobieta przytem zawsze „siostrą najbliższą“ wszystkich wzniosłych uczuć i pojęć.
„Kto pierwszy zrozumiał boską naukę, głoszoną usty Chrystusa i w niej się rozmiłował, jeśli nie kobiety: Magdalena, Marya i Marta i wiele innych, o których wspomina Pismo Święte“. A pierwsze chrześcijanki? Szły one, jak wiemy, z uśmiechem szczęścia na męczeństwo.
W swej charakterystyce Kobiety-Polki Eliza Orzeszkowa, w stosunku do duszy niewieściej wogóle uzupełniająca orzeczenie wielkiego filozofa przez: „Cogito, et amo, ergo sum“, sięga aż do historycznego rodowodu wybitnych stron jej ducha, ku uwydatnieniu podstaw idealnego typu.
„Dam, sprawujących sądy miłości przy dźwiękach pieśni trubadurów, kraj nasz wcale nie miał, mówi z właściwą sobie barwnością słowa. Królowe-intrygantki i wielkie kurtyzany były w historyi jej, lecz nieliczne. Rycerze nasi obchodzili się bez Dulcynei, poeci bez Laur i Beatrycz, faworyty królewskie były zaledwie słabymi cieniami Dian de Poitiers i innych; — nie posiadamy wcale w historyi Aspazyi, ani Hipatyi. Kogóż więc mamy? W jakim kierunku rozwinęły się nasze wielkie, lub oryginalne dusze niewieście?“
Oto przeważnie w kierunku bohaterskim. Mamy „w pierwszych brzaskach naszego dnia dziejowego“ przepiękną postać legendową Wandy, która ratując kraj od nienawistnego wroga, rzuciła się w nurty Wisły. Mamy postać już ściśle historyczną, królowej Jadwigi, przy której Wanda mityczna „blednie jak jutrzenka wobec słońca“. Wielka duchem niewieściego anielstwa mądrości Jadwiga, miłość swą dla ukochanego składa na świętym ołtarzu obowiązku: „Pro fide et patria“. Na łzy maluczkich ma kobiecą wrażliwość serca, wyrażającą się w słowach: „Kto im łzy powróci?“ a obok tego, na czele wojska staje z bronią w ręku do rozprawy z wrogiem. Potrzeby oświaty są jej tak drogie, że na rozwinięcie pierwszej wyższej uczelni w kraju poświęca swoje klejnoty rodzinne. Jej to istnienie swoje Akademia Krakowska zawdzięcza. Mamy wspaniały typ matrony polskiej, „niewiasty męzkiego dncha“, biorącej czynny udział we wszystkich sprawach dobra powszechnego, zaś w życiu rodzinnem stojącej na straży „zbożności obyczajów“, świecąc takowym pięknem cnót niewieścich, przed czem rycerstwo męzkiego rodzaju umiało schylić czoło. Taką postać matki Jana Kochanowskiego „pani trefnej i statecznej“ (wykształconej i cnotliwej), znanej nam ze wspomnień syna, jako ze wszech miar „wspaniałej“ niewiasty; — taką matkę Sobieskich, która synów uczyła abecadła na dziadowskim napisie nagrobowym: „O, quam dulce et decorum pro patria mori“, a wyprawiając ich na rozprawę z wrogiem ukazywała na tarcze, ze słowami: „Z tem, albo na tem!“ Mamy Annę Chrzanowską, która swem męztwem obroniła twierdzę od groźnego wroga; mamy wreszcie późniejsze postaci dobroczynnych reformatorek społecznych, mamy, powiedzmy jeszcze, niepospolite myślicielki, natchnione poetki i mamy Święte Kościoła. To też, zaiste, na zasadzie tak wysokiego rodowodu swego, nie przystoi być Polce lalką, albo zerem. Słusznie też zaznacza Orzeszkowa w swym liście „O Polce — Francuzom“, iż „ciemnota umysłowa przedstawia zawsze dla Polki coś takiego, co ją upokarza“. W małżeństwie, wspólność myśli jest dla niej jedynym z warunków szczęścia rodzinnego. Narzeczona pod woalem ślubnym modli się nietylko o to, by kochać i być kochaną, ale jeszcze żeby z ukochanym wspólnie myśleć i pracować. Ilekroć pozbawi ją tego lekkomyślność, pycha, egoizm mężczyzny, cierpi dotkliwie, czuje się upokorzoną i w większości wypadków, przestaje kochać. Brak podziału i myśli dążeń często bywa dla Polki przyczyną nieszczęść w małżeństwie. Wzięła to z tradycyi swej przeszłości. Jakiemkolwiek jest przeznaczenie i warsztat, przy którym pracuje, bez względu na to czy ręka jej trzyma klucze od śpichrza, narzędzie medyczne, igłę, pióro, pędzel albo wachlarz, zawsze na dnie swej psychy Polka posiada jeden typ wrodzony, wytwór historyi, którym jest — silne wiązanie się z ojczyzną węzłami Miłości i Obowiązku. Na wszystkich szczeblach drabiny społecznej, Polka uczuwa w sercu tę miłość, a na sumieniu ten obowiązek. Ta to właściwość nie pozwala Polce zamykać się szczelnie w sferze kuchni i gałganków, lecz zawsze, mniej lub więcej rozszerza jej horyzont myślowy, i podwyższa poziom moralny. Tej to właściwości swego charakteru zawdzięcza Polka wiele nut bohaterskich w pieśni swego historycznego żywota. Pod tym względem Polka dzisiejsza jest prawnuczką w prostej linii owej dawnej niewiasty, która spostrzegła blask wysokiego ideału zza trzech wielkich słów: „Pro publico bono“.
W życiu towarzyskiem, w salonie, jako gospodyni domu, trzyma ona dzielnie berło obyczajowości. Wysoka kultura wzajemnego stosunku płci, i ogłada obyczajów, przewyższająca nieraz o wiele wzory najbardziej wykwintnych sposobów bycia społeczeństw zachodu, jest jej dziełem. W zachowaniu się wobec mężczyzny, cechuje ją zawsze ten rys godności niewieściej, przed którą Polak gotów chętnie zgiąć po rycersku kolano, oddając przez to hołd tej, która stoi godnie na straży ideałów „zbożnego życia“.
Temu to właśnie bardzo świadomemu wysokiego swego cywilizacyjnego posłannictwa typowi kobiety-Polki, arcy-żywotnem swem piórem, w szeregu postaci bohaterek swych powieściowych, wyolbrzymionych „na zamiary“, Eliza Orzeszkowa wystawiła wiecznotrwały pomnik. I tu przedewszystkiem szukać należy tego wybitnego wpływu naszej myślicielki na bieg myśli Polki, w jej dążeniach emancypacyjnych. Dla oka bacznego spostrzegacza będą to ponadto w znacznej mierze, dążenia do wyzwolenia się w tym kierunku z pod presyi obcych sobie wpływów.
Bohatersko nieustraszone w drodze, najeżonej przeszkodami przeszkód, idą te bohaterskie postaci niewieście Elizy Orzeszkowej, ze słowami Dobrej Nowiny na ustach, szlakami swego ewangielicznego apostolstwa, wiodąc za sobą świat człowieczy ku ideałom królowania ducha bożego na ziemi. Taka jej Anastazya, taka panna Joanna, w noweli „A. B. C.“, taka Seweryna Zdrojowska, („Dwa bieguny“, „Ad astra“) to prawnuczki w najprostszej linii kobiecego anielstwa mądrości królowej Jadwigi, męztwa matki Sobieskich, lub Chrzanowskiej, broniące każda na swój sposób, zagrożonych twierdz człowieczego i narodowego bytu. Czyż dziw, że ta krew żywa, tętniąca w żyłach bohaterskich postaci niewieścich Elizy Orzeszkowej, przechodzi w soki życia jej rodaczek? Wpływowi tej naszej niepospolitej myślicielki zawdzięczamy niewątpliwie lwią część uświadomienia dróg i celów kobiety w szerokim ogóle naszego świata kobiecego. Całe już pokolenie kobiet zdrowych moralnie, silnych myślą, a bogatych sercem, na niwie swej ojczystej wypiastowała Eliza Orzeszkowa. Dusza współczesnej Polki pod jej wpływem rozwinęła się jako kwiat boży. Drogi właściwe naturze kobiety, to drogi Prawdy. Kroczyć ma po nich ród niewieści, jako po drogach powołania swego i to pod wszelką strefą ziemską ludów cywilizacyi. Z wnikliwością intuicyonistki w głąb rzeczy, dojrzała je Eliza Orzeszkowa, dzięki swej genialności czucia za miliony.
Genialność w swej istocie, jako dar wyczuwania dreszczów Wiekuistości w drgnieniach przemijającej chwili, w duchu kobiecym, z natury swej do jasnowidztwa zdolnym, potęguje tę swoją wizyjność. Taka np. G. Zapolska, organizacya ideowa od Orzeszkowej bardzo różna, malując typy kobiece, obce nam charakterem, przez pryzmaty widzenia tej autorki skosmopolityzowane, może bezwiednie, umie, pomimo to, uderzyć w ton silnie bardzo dźwięczący w duszy każdej Polki.
W sferze artyzmu spełnia też Orzeszkowa swój „obowiązek kobiecy“, mówiąc słowami Ruskinowskiego orzeczenia, wiodąc za sobą czytelników w krainę wysokiego Piękna, tego piękna, które z Wzniosłością idzie ręka w rękę. Jako artystka służy ona stąd sztuce prawdziwie po kapłańsku, zapala bowiem u jej ołtarzy światła niegasnące. A to jest jedna ze stron arcy-żywotnych twórczej organizacyi psychicznej tej autorki, w myśl głębokiego orzeczenia Adama Mickiewicza, iż zanik zmysłu Wzniosłości jest cechą najznamienniejszą okresów upadku. W sztuce króluje wówczas pozioma płaskość, bowiem kreacye artystyczne, w swem zniemożeniu starczem, nie zawierają w sobie czynników podniosłych, jako podstawowych motywów wzruszeniowych Tragizmu. Piękno wyrugowuje podówczas Szpetota, Prawdę, na pierwowzorach realnych opartą, Fałsze, w chorobliwej imaginacyi autora główne swe źródło mające. Błyskotliwie sztuczna supremacya formy góruje nad treścią, przez banicyę Idei na plan drugorzędny.
„Są dwa gatunki dusz ludzkich, chodzący i skrzydlaty, mówi Orzeszkowa. Tych, którzy umieją tylko chodzić, trzeba ciągle potrącać skrzydłami, aby nie zaczęli pełzać“. Są też dwa rodzaje sztuki, powiedzmy: skrzydlaty i pełzający; — zbyteczne dowodzić który z nich stoi na wysokości swych zadań wiekuistych. Zaś dusza kobiety, tak w życiu, jak i w sztuce, musi mieć skrzydła, aby życie ludzkości nie było jednem bagniskiem pełzających „płazów“.
Ideowość prometeizmu jest tak potężnym czynnikiem twórczości E. Orzeszkowej, iż każdy z jej utworów snuje na tej kanwie swe wielobarwne wzory. Identyfikowano to nawet u niej z „tendencyjnością“, w krótkowzrocznym typie takiego orzeczenia. Prawa twórczości tej pisarki i to twórczości tak rozlewnej, że przepełnia ona każdą fibrę jej duchowej istoty, aby z niej promieniować na zewnątrz w tej właśnie ideowości, którejby ona żadną z mocy zewnętrznych nie była w stanie od siebie oderwać, te prawa jej twórczości dadzą się, sądzę, co do wątku swego zobrazować w następującem jej wyznaniu wiary:
„Chcę, mówiąc do Boga: „Przyjdź królestwo twoje“ czuć, że sama jestem jedną z prządek, wysnuwających nić złotą, na której królestwo wielkiego Dobra zwolna opuszcza się ku ziemi!“
Lecz aby zostać prządką takiej „nici złotej“, trzeba umieć i módz rozwinąć szerokoskrzydły lot, aż hen, w sfery podniebne. I zadania tego dokonywa Orzeszkowa w sposób bynajmniej nie Ikarowy, nadewszystko w swej powieści: „Ad astra“.
W kastalskim zdroju odmłodzeń kąpiąc stale twórczości swej skrzydła, sięgnęła tu ona po klucze tych zagadnień, po które wszechprometeizm ducha człowieczego od zarania myśli sięga, pastwa sępich szponów stając się ochotnie.
„Klucze do wszystkich zagadnień ludzkiego życia, są w stosunku żyjących do tej najwyższej Myśli i Mądrości, którą Beatryx ukazywała Dantemu, z łona perły, będącej gwiazdą“, mówi Seweryna Zdrojowska do Rodowskiego, który, stanąwszy na niedostępnych lodowcach myśli, z dumną pogardą odpychał od siebie echa tego głosu, na jaki oczywiście, martwiejąca w hardości swej dusza jego, musiała być głuchą. Więc, w swej słonecznej mowie serca, mówi mu ona jeszcze, iż: „te złote klucze, które duszę naszą przebiegają: wiara, wiedza, sztuka, ludzkość, ojczyzna, miłość „jego i jej“, to drabina z tylu szczeblami, ile tęsknot ku celom wielkim góruje w piersi ludzkiej. A każdy z tych szczebli im mocniejszemi nićmi połączony ze środkowym punktem wszechbytu, z najwyższą Myślą i Miłością — Bogiem, tem więcej forma jego jest z Wolą Mistrza zgodną, tem mniej materya zostaje w odpowiedzi wołaniom ducha, głuchą.
Jeźli blask rzucam w miłości zapale
Większy, niż widzieć go można na ziemi,
Taki, że siłę twych oczu przemaga,
Nie dziw się wcale, bowiem to wynika
Z doskonałego poznania“. (Dante.)
Maurycy Maeterlinck, genialny znawca duszy niewieściej, mówi o kobiecie, że w przenikaniu prawdy, leżącej w głębi ducha rzeczy, dochodzi ona do „pewności zdumiewających“, (elle a des certitudes étonnantes) jako z natury swej duchowości „najbliższa siostrzyca Niepoznawalnego“ w swej wiedzy wewnętrznej, której lampy z rąk nie wypuściła, stawszy się przez to „zachowawczynią zmysłu mistycznego na ziemi“. Podtrzymywaną jest przez pewne i mocne ręce wielkich bogów“.
Świadectwo prawdziwości tego poglądu widzimy, w sposób bijący w oczy, w stosunku ideowym Seweryny do Rodowskiego i Beatryczy do Alighierego. I tu i tam, swe „doskonałe poznanie“ czerpie kobieta z głębin swego niewieściego ducha.
Ma zaiste Eliza Orzeszkowa „ambicye górne i trudne“, bo oto widzimy ją szybującą na swych gwiaździstych skrzydłach w krainę tych zagadnień, w których to, za przewodem swej Beatryczy, najtrwalsze pomniki duchowi swemu stawiał wielki Dante. Od czasów Komedyi boskiej, bodajże „Ad astra“ jest jedynym utworem literatury świata, mającym w swem założeniu, pewne zestawienie zasadniczego typu widzenia rzeczy ze strony mężczyzny i kobiety, z przewagą „pewności“, wypływającej „z doskonałego poznania“, po stronie tej ostatniej.
Światu kobiecej myśli toruje tu Orzeszkowa te wspaniałe drogi, na których myśl ta zajmie swoje własne miejsce, zrzuciwszy z siebie wszech-pęta naśladownictwa, przez które nic twórczego nie dokona, i wówczas poprowadzi wraz ze sobą ludzkość tak wysoko, jak tylko ona dojść może. W kulturze dotychczasowej świata, w którym kobieta nie zajęła swego własnego punktu przestrzeniowego, trwoniąc, na skutek tego, skarby swych sił tak często na marne, nagromadziło się tyle złego, iż tego ona, jak Ruskin słusznie orzeka, dłużej już „znieść nie powinna“.
Pierwszym zaś krokiem ku odrodzeniu życia ludzkości, będzie zbliżenie człowieka do samego siebie, do duszy jego własnej, co leży właśnie w promieniu najskuteczniejszych oddziaływań ducha kobiecego.
Zaś „dusza ludzka, zdaniem Orzeszkowej, tak jak kula ziemska, posiada swoją litosferę, na sposoby rozmaite wyrzeźbioną, przez przygodne wiatry i wody, a pod tą zwierzchnią skorupą — jądro niezbadane, i to skryte jądro właśnie, nie zaś rzeźba powierzchni, stanowi o wartości człowieka“.
Człowiek zaś, któremu, jak Rodowskiemu, pod wpływem objawieniowych twierdzeń Seweryny „podnoszą się ręce ku budowaniu ołtarzy Dobra“, obok tych, jakie wznosił, wrzekomo, na cześć Prawdy, nie będzie już bezmyślnym siewcą tego Bólu, który do dziś „naokół nas, jak morze“!...
A kiedy wobec tego „bólu jak morze“, na usta Elizy Orzeszkowej ciśnie się okrzyk: Co robić? kiedy w tym głosie do fibr wstrząśniętego bólem za miliony jej serca, słyszymy już nietylko pytanie, ale i nakaz Czynu, pojmujemy, że ten czyn Odrodzenia ludzkości „o sercu z kamienia“ oprze się mocno na „Serc archanielstwie“.
Archaniołami, Miłości i Miłosierdzia, są też nadewszystko te bohaterki powieści E. Orzeszkowej, w których postaci wciela ona umiłowany przez się gorąco typ kobiety: „mędrca i anioła“. Doskonale kobiecym zmysłem ogarniając rzeczy, w ich utajonej treści, rozeznaje ona subtelnie, że dobroć serca to w człowieku tak wielki talizman, iż zażegnać on może, swym dobroczynnym wpływem, olbrzymie łany bólu szeroką ławą stepowych pustyń zalegające te przestrzenie życia, którym nie staje tej uprawy. Chwast nienawiści, zawiści, złości, szerzy się tu posiewem bujnym, czyniąc życie człowiecze jednym jękiem krzywdy, rozpaczy, niedoli. Zaś, niewieściego zwłaszcza serca dobroć, ma w sobie cudowne mocy osłabiania działań wielu zabójczych trucizn, wydalania z piersi ludzkich jadów okrucieństwa, dzikości, zwyrodnienia, wcielanych w życie ludzkie dziełem tryumfu potwornej zasady: „Homo homini lupus!“
Są, co zarzucają Elizie Orzeszkowej, że jej ulubione postaci niewieście odlewane są przeważnie na jeden model. Że nie daje nam ona tej kobiety w jej ułomnościach, walkach, oraz radościach życia człowieczego, ale otacza ją nimbem niedościgłej dla śmiertelnika doskonałości Wytrwania, w warunkach ludzkie przechodzących siły.
W zarzucie tym tkwi oczywiście kryteryum do t. zw. „talentów pisarskich“ stosowanego szablonu, według którego pisarze realiści przykrawają postaci swych bohaterów do ram życia, takiego, jakiem ono, w całej swej nędzy, jest. Lecz pisarzy genialnych, z wysokiego rodu „ludzi natchnienia“, tą miarą mierzyć nie wolno. Są oni, w całej swej psychice twórczej idealistami. Nie odtwarzać życie z wiernością fotograficzną, ale przekształcać je, ale podnosić je na lotnych skrzydłach Ideału, ku szlakom życia wyższym, doskonalszym, ale odwracać raczej myśl czytelnika od wstrętów poniży przyziemnych, przez idealistyczne rzeczy oświetlenie, oto zadania twórcze pisarza tej miary, oto, jak u Orzeszkowej, realny czyn człowieka natchnionego, idealistyczny podkład twórczości genialnej tej pisarki. Realizuje ona tą drogą samą siebie, swą duszę twórczą, harmonizującą się w zupełności z tym jej „składem zasad“, który wciela w czyn, drogą swej apostolskiej działalności pisarskiej.
„Są dusze tak stworzone, powiada Orzeszkowa o jednej ze swych bohaterek, że czują spójnię, wiążącą je z wysokościami, bez granic wyższemi nad wysokości ziemskie“. Taką jest dusza, Elizy Orzeszkowej. Jest ona „iskrą z przepastnych głębin zaświata rzuconą na ten świat“, by czynić dzieło boże, by stać na straży ognisk człowieczego bytu, jak to jest zadaniem „dzieci bożych“, światłych współpracowników Stwórcy w wielkiem dziele Tworzenia, „Posłannictwo“ ludzi opatrznościowych, ludzi Geniuszu, toż to ten ich współudział w wytwarzaniu nowych wartości życia, nowych kształtów, ku wcielaniu na nowy ład wiekuistych bytu twórczego zaczynów. I w tym pryzmacie tylko godzi się i należy, zdaniem naszem, rozpatrywać działalność obywatelsko-pisarską Elizy Orzeszkowej w tem, co jest w niej godnem trwałych pomników przyszłości.
Wysokie hasło: „Obowiązku wytrwania“, unoszące się nad głowami bohaterskich postaci niewieścich autorki: „Ad astra“, to przytem tylko właściwy ton tego stroju ich dusz, dalekich od folgowania widokom dążeń egotycznych jednostki, dla której własne, karłowate ja jest centrum wszechświatowem.
Trzymając wysoko w „nabożnych dłoniach“, przez długie lat 40, lampę Nadziei, zapaloną u Idei słońca, te lampę daje Eliza Orzeszkowa i do rąk swoich bohaterek powieściowych, aby oświecały one „w mrokach ciemnego boru“ niedoli, kroki błądzących wędrowców. Zaś dusze tych dzierżycielek pochodni, zagasnąć niemających, wezbrane tak po brzegi jedną myślą pragnienia wytrwania w wysokiej służbie idei poślubionej, że urastają przez to w sobie, mężnieją, sięgają do wyżyn bohaterstwa.
Jest jeden wyraz, który przez ciąg 40-letniej pracy pisarskiej nie wychodzi z pod pióra Orzeszkowej, ale to wyraz, zawierający w sobie tyle „wniebogłosów“, że on jeden wystarczy do wyrzucenia z duszy człowieka, który „kocha i cierpi“ wszystkiego tego, co jest w nim z pigmeja.
Ale w niebo wołające głosy wołają i do serc ludzkich o czyn ratunkowy, o braterstwo w idei Wyzwolenia. Naród nazewnątrz i nawewnątrz rozdarty, rozterką w łonie własnem słaby, do życia nie wskrześnie. Stanie on tylko na wartości swych członków, na ich żywotnej sile się podźwignie. Poza nim samym niemasz dlań ratunku, niemasz wybawienia.
Więc postaciom swym bohaterskim nadaje Orzeszkowa hart spiżu. „Siły potrzeba, woła, wśród walk i pokus życia silnym być trzeba! A zkąd brać siły, gdy z wiary i miłości bić ona przestaje? Skąd brać siły, gdy wysychają górne ich krynice? Zaś u źródliska tych krynic górnych, aby nie wyschły ich „wody żywiące, kto stanie wierniej, jeśli nie kobieta, kto święciej wypełni to powołanie kapłańskie, jeśli nie ta niewiasta polska, która stała i stoi na straży ognisk narodowego bytu, zawsze gotowa za nie do ofiary? Na bieg zdarzeń decydujących wpływała ona, wprawdzie w przeszłości, geniuszem swym niewieścim przeważnie pośrednio. Ale czasy idą. Dziś jako siła czynna, staje ona osobiście przy twardym pługu pracy, na wszech placówkach życia, wszech praw dla wpływu swego w toku rzeczy, świadomie żądając. W tym charakterze zjawia się ta kobieta nowa w postaci całkowicie nowego czynnika na widowni dziejów ludzkości. Od tego jak wypełni ona to nowe zadanie swoje, zależeć będzie tych sił, jakie ona wnosi z sobą, zwycięztwo, lub porażka. Ażeby działać dobroczynnie, aby módz budować, trzeba najpierw, jak mówi Mickiewicz, zbudować samego siebie, módz siebie realizować w czynie, zło bowiem nie boi się ducha nierealizatora. Trzeba być w postępie. A w postępie wtedy dopiero jesteśmy, kiedy czujemy się lepszymi. Człowiek twórczego czynu musi być także człowiekiem czystym. Ludzkości potrzeba natchnień wyższych, narodom bohaterów, a rodzinom — duchów opiekuńczych. Zaś wszelka epoka nowa domaga się nowego dopływu prawdy wiekuistej. A „tylko duchem podniesionym, utkwionym w Boga i stamtąd patrzącym, można działać“. „Bez wyższego celu narodowego i religijnego życie nasze narodowe zastygnie“ powiada jeszcze, słowy człowieka natchnionego, Mickiewicz.
Zali przeto, tą nową siłą naszej epoki nowej, siłą wnoszącą z sobą wymienione powyżej pierwiastki odrodzenia, jako wysoce zgodne z naturą zdrowej duszy niewieściej, będzie dla nas, jak byćby powinna, ta wstępująca na arenę czynu kobieta nowych dni?
Przyrodzone cechy organizacyi jej duchowej, wołają ją ku temu, siłą rzeczy wysuwają na plan wpływów naczelnych. Rzecz w tem, czy będzie ona sobą!
Eliza Orzeszkowa taką ją chce mieć. O niej takiej pięknie ona „śni“, stroi ją w szaty wyobraźni najwspanialsze i ufa, że za jej wpływem, bodaj: „o atom czasu przybliży się ten moment, w którym ludzkość stanie się olbrzymem Dobra“.
Bohaterki swoje nastraja na ten ton wysoki, chociażby miało to być dla nich „aż do ran wierną służbą ideałom“. To poczucie „obowiązku wytrwania“ w służbie ofiarnej, one wyssać były zresztą powinny z mlekiem macierzyńskiej piersi, a w tem znaczeniu będzie to dla nich zadaniem dnia powszedniego, niczem ponad powszedni, szary obowiązek człowieka, wiernego sobie i czci swojej przeszłości górnej.
„Nad dachem rodzinnym domu mego, mówi autorka: „Ad astra“, pamięcią tych, którzy duchami Ofiary ztąd odeszli, przez trwanie stuleci, powiewa proporzec z napisem: „Przy zasadach stójmy!“ Marzyłam, że oni tam, kędyś, z rozpiętemi skrzydłami serafów, ważąc się w gloryi tryumfującego dobra, jeszcze spojrzeniem troskliwem to obejmują, co na tej ziemi kochali tak niezmiernie, że w kochaniu tem, jak ziarnko piasku w oceanie, utopili całą o sobie samych pamięć“.
Idealistyczny zaczyn ofiary z egotycznych widoków i upodobań, dalekich od wysokich tchnień prawego Indywidualizmu, czerpie Eliza Orzeszkowa z głębin swego doskonale niewieściego, skrzydlatego ducha.
A dusze „skrzydlate“, dusze noszące w sobie ideał, „rozpoznasz po tem, mówi ona, że nigdy nie znają spokoju, bo jakkolwiekby wielkie nagromadziły one skarby, zdaje im się zawsze, że plon ich zbyt mały. Rozpoznasz te dusze po tem, że w samem ich jądrze słowo Ja zasłonięte jest od brzegu do brzegu przez słowo Ideał, i po tem jeszcze, że bardzo rzadko szumiące ich skrzydła ucisza słodycz zapachów kwiatowych. Rozpoznasz je po tem, że mają zawsze serca, że szczęście w tych sercach bywa gościem rzadkim, i że te serca, jak owe rododendrony himalajskie, których szkarłatne kielichy tylko w cieniach najgłębszych rozwijać się mogą, płoną szkarłatem tęsknoty, samotne i niepoznane“.
„A cóżby było, woła, gdyby, ci, którzy w jądrach duszy noszą ideał, z powierzchni ziemi zniknęli? Byłaby to klęska taka, jakiej świat jeszcze nie widział, kula takiego kalibru, że w porównaniu z nią wszystkie plagi egipskie, w kłębek zwinięte, okazałyby się piłeczką, którą igrają dzieci“.
„A i po tem jeszcze rozpoznasz bractwo dusz skrzydlatych, że ku jakimkolwiek leciałyby gwiazdom, nietylko same ku nim lecą, lecz bronią od zerwania się tę nić, jeszcze wątłą, która ludzkość łączy z gwiazdami“.
Obok potęgi Ideału, wielkiem dobrem życia człowieczego są skarby uczucia. „Bo na ziemi, oprócz rozświetlającego ziemskie nocy księżyca Rozumu, goreje ożywiające wszystko, co żyje, słońce Uczucia; a ktokolwiek od tego słońca się oddala, tego życie zakreślać musi łuk nocny“.
W życiu ludzkiem jednem z najbardziej słonecznych uczuć jest Dobroć. „Wielką ulgę nieśćby sobie mogły wzajem dusze ludzkie, gdyby mieszkała w nich dobroć, która daje człowiekowi moc samego siebie od siebie odepchnąć i troskę serdeczną roztoczyć nad innymi“. („Ad astra“).
W sferze uczuć szlachetnych, z najprawowitszych źródeł postępu idących, odrodzi się człowiek dostojny, gdy wejdą one w Credo jego obywatelskie. Nadejdzie zaś ta „przemiany godzina“ za świadomym współudziałem tej, której zadaniem jest „starcie wężowej głowy“ złego z oblicza człowieczeństwa.
„W czci i wierności dla Idei-słońca“ trzymając wysoko „w nabożnych dłoniach“ swą lampę strażniczą w mrokach ciemnego boru, aby wędrowcy nocni nie schodzili na bagniska życia, a „westchnieniami“ płomienie światła podsycając, śni Eliza Orzeszkowa o tej chwili przyszłości, w której kobieta-Polka, jako człowiek Czynu, stanie w przodowniczych szeregach postępowych hufców niewieścich, to wysokie zajmując stanowisko.
„Płaszcz ciemnego boru“ nie rozdzierał się długo... A były w nim takie gąszcze, stopą ludzką nietknięte, iż nie przedzierały się do nich zgoła płomienie lampek, trzymanych w dłoniach tych, którzy wierzyli, że „czarny bór stanie kiedyś w gorącem złocie“ dnia słonecznego, „zakwitną w nim konwalie i zaśpiewają ptaki“ hymnem dziękczynienia.
I rodziło się, wyrastało, półżyjąc w mrokach ponurego boru, całe pokolenie istot, które „we wzroki i w dusze“ nie brało nigdy światła, nawet pochodzącego tylko z tych płomieni, w których płonął syn słońca, ogień. Więc życie tych nieszczęśników zakreślało jedynie „łuk nocny“, słonecznem światłem uczucia Nadziei nigdy nie rozjaśniane. Przez to ich bytowanie posępne, „jak szum boru w noc listopadową“, szła głębokim nurtem, niszcząca fala niewiary, zwątpienia, niemocy; przesiąkała w nie stęchła zgnilizna wszystkich zastojów schorzałej duszy i wszechrozkładu śmierci. Życie tlało zaledwie w piersiach tych dzieci mroków; nad głowami ich wisiał kamień zagłady.
Aż poprzez ciemną oponę gąszczów ponurego boru przedarł się nagle pierwszy słoneczny promień, gońcem nowowschodzącego światła, którego zorze hen, jaskrawo się zapalały na horyzoncie dalekim.
I stało się, że oczy do światła nienawykłych, porażone zostały tymi odległymi brzaski tak, że we wzrokach ich światła grają tylko łuną krwawą, tylko krwawa pożoga była dla nich jedyną jaśnią wschodzącego dnia, jedyną światłością, opromieniającą te głębiny nocy, z których wyjścia przerozpacznie szukali...
A kiedy łuny tych nowych słońc barwiły się coraz jaskrawiej światłem krwistem, bowiem wschodziły nad ziemią dymiącą od krwi gorącej oparów, stało się, że już nietylko we wzroki, ale i w dusze onych zaślepieńców przeniknęła dzika, zwierzęca żądza krwi...
„Złe mocy“ zapanowały pośród nich, jak w czasach onego pierwotnego zła, o których głoszą księgi święte (Bundehesz), więc jęli się „szarpać, rozdzierać sobie twarze i targać sobie włosy“, a mordować się wzajem. A echo niosło te poryki dzikości poprzez gęstwiny puszczy aż hen, w te dalekie światy, nad którymi słała się szeroka łuna mordów Kainowych. Aż światu człowieczemu miało się, zda się, „pod koniec“. Zwierzę pożerało człowieka...
Ale w puszczy, wśród której nieprzebytych gąszczów „złe mocy“ wzięły tryumf nad pokoleniem w mrokach urodzonych, żył jeszcze ród człowieczy z plemienia Czcicieli słońca, przechowującego „w nabożnych dłoniach“ ogień Święty, w lampkach strażniczych nigdy nie gasnący.
„Monady ludzkie, dotknięte heliotropizmem“. Ziemia wywiera na nie swą potężną siłę przyciągania, lecz one, pomimo to, wspinają się ku słońcu, na stromą tę drogę biorąc w serca za jedyny kordyał — wiarę w istnienie słońca i ogromne jego pożądanie. Z tym kordyałem i z rosą czarnych pereł na skrzydłach, pną się, lecą, wzbijają się ad astra!
Wiedzą oni, że „piekło jest to duchów do ziemi przybicie“, że „niewola sączy jad“, rozkładający dusze ludzkie straszliwie, że Wyzwolenie nie leży na tym brzegu, gdzie w walce tryumf biorą: kły, pięści, a pazury!
Więc gdy do Czynu Świętego staje syn słońca „prawdziwy“, stają z nim razem same „wielkie hasła“, „a zwierzęcego nic nie słychać krzyku“. Wówczas dopiero to, „co świat przezwał snem i marą“, on uczyni „jawnem“, a będzie to właściwym „początkiem nowego świata“, mimo, że dalszem tylko ogniwem tej wysokiej pracy, „której na imię było: „Walka o sprawiedliwość i światło“.
A kiedy naród taki do życia powstanie, to: „Inne narody“ wytężą uszy, odemkną gospody, I będą wieści z wiatrami chodziły, A każda będzie serca ludów pasła, Nieznajomemi świat poruszy siły, Na nieznajome jakieś wielkie hasła.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Po czterdziestoletniej służbie ofiarnej „w czci i wierności dla idei słońca“, z bijącem sercem pogląda Orzeszkowa w stronę tych świateł, których pierwsze, a jaskrawe promienie wdzierać się poczynają do wnętrza ciemnego boru, kędy przeżywała ona noc długą: „grobowych ciszy, bezbrzeżnych pustek i przenikliwych chłodów“ pełną, „w miejscu, gdzie była ona najgłuchszą“.
Co zwiastują te zorze? Światło-li to nowo wschodzących słońc, czy tylko... łuny pożarne? — Na widnokręgu jasność coraz krwawsza, a głuchą ciszę puszczy napełnia już zgiełkliwa wrzawa skłóconych głosów ludzkich, płynących tu z odmętów jakiegoś chaosu, w którym rozeznać trudno muzykę surm zwycięzkich, tłumi je bowiem jęk, z piersi ludzkich idący, a drga w nim ból, „dookoła jak morze...“
Pochód-li to Cywilizacyi? Żaliż to słońce postępu ku lepszemu wśród łun takich wschodzi?
Ze skupieniem najwyższej uwagi, a trwożnem drżeniem serca, śledzi teraz Eliza Orzeszkowa każdy ruch, gest niemal każdy tej, która w pochodzie dziejów do słońc cywilizacyi ma przybliżyć ten wielki moment „w którym ludzkość stanie się olbrzymem Dobra“.
Oto liczne hufce niewieście powstają do czynu, ławą zajmują placówki, kędy ich potąd nie było; war chwili budzi duszę niewolnic z uśpienia, wstają do życia, do światła, o prawa swe wołają.
To siła nowa. Liczyć się ze sobą każe, do liczenia się z sobą zniewala. Moment bardzo doniosły. Na szali postępu zaważy on niepowszednio. Tkwi w nim moc niemal: „albo — albo“. Stanie ta siła nowa jako czynnik twórczy postępu ludzkości ku wyżynom człowieczego dostojeństwa, jako moc Dobro czyniąca, zbawcza, odradzająca; stanie do walki z nędzą moralną w pierwszym rzędzie; wysunie się kobieta Czynu w pochodzie rzeczy na plan pierwszorzędny, władzą realizacyi swych zaczynów postępowości; — stanie się sobą, nową jednostką twórczą i hojną dłonią rozsypie po niwach życia nowych posiewów ziarna; — wypowije się z pęt naśladownictwa, by wygłosić swoje własne „Jestem“, — albo, jako narzędzie w ręku cudzem, własną dłonią postawi krzyż mogilny nad tem dziełem, do którego z ducha nie dorosła.
Zaś jako narzędzie cenne, przez zdolność do ofiary, zaparcia się, poświęcenia, — arcypodatne w ręku zręcznego operatora, przyczyni się niemało do powiększenia nędzy człowieczego upadku, w odmętach krzywdy, niedoli, upodlenia, miast świat ludzki pociągnąć za sobą: „ku gwiazdom“.
...Nutą pełną głębokiego smutku dźwięczą słowa listu Elizy Orzeszkowej, słowa będące snadź rezultatem wsłuchiwania się jej całą duszą w tę nową, jakoby, pieśń życia kobiety, dochodzącą do uszu tej myślicielki w jej roku jubileuszowym.
Słowa te w ustach autorki: „Ad astra“ brzmią jak tragicznie zdeterminowany wyrok:
„Jeżeli kobieta, jako siła nowa, wstąpi na arenę prac publicznych, upodobniona do tych, którzy byli jedynymi jej szermierzami i władcami, to pocóż na nią wstąpi? Jeżeli poto, aby powiększyć na świecie sumę złości, srogości, twardości, przekleństw i ciosów, to... niech raczej nie wstępuje!...
Cień melancholii bolesnej zwątpienia „w moc słowa“ nad ludźmi i w moc ludzi nad urzeczywistnieniem snów idealnych“, wkłada też w usta E. Orzeszkowej i takie jeszcze, w stosunku do postawy kobiety, nieumiejącej być sobą, dojmujące w tonie swoim wyznanie:
„Śniłam niegdyś, że jest zdolna do oryginalności, i że kiedy znajdzie się śród areny, to nie z trójzębem gladyatora, lecz ze skrzydłem, na którem wzrok widzów wyżej nad mocujące się bary, i krew z nich ciekącą podniesie“.
Ale cienie zwątpień wobec „ciosów życia, to jeszcze nie rezygnacya. Nie rezygnują ci, którzy idą z rodu „natchnionych“, „pełne bólu i nieprzejrzanych głębi zagadki“ umieją oni rozwiązać w taki sposób, aby je przekuć na „czyny żyjące“. I choćby tęskna melancholia smutku, ze starcia duszy górnej ze sferą rzeczywistości nagiej pochodząca, kładła im niekiedy na usta, jak tu Elizie Orzeszkowej wyrazy: „Tylko mi już bardzo trudno pięknie śnić“... to jeszcze zdobywają się oni na wypowiedzenie drugim swego wyznania wiary w nieodzowność w życiu „pięknych snów“. I oto słyszeliśmy to Credo Natchnionych, w pełnych głębokiej treści słowach Listu naszej Jubilatki, na temat: „Śnij pięknie, pracuj nad ziszczeniem snów swoich i mów o nich ludziom...“
Natchnieni nie rezygnują. Mają oni wielorakie mocy wcielania w życie swych duchowych wizyi, realizowania snów serdecznych w głębokodźwięczną „czynów stal“.
Wobec palących zagadnień chwili wielkich przełomów, która przypadła na czterdziestolecie pracy obywatelskiej Elizy Orzeszkowej, widzimy zasłużoną Jubilatkę naszą, jak po chwilowym zaledwie upadku na duchu, w tak bardzo zrozumiałych momentach bolesnego znużenia, staje znów na zagonach swej apostolskiej pracy i zapuszcza głęboko pług do uprawy nowej na ojczystej skibie.
W tryumf dobra, który będzie następstwem pełnego wyzwolenia się pierwiastków duszy niewieściej, jako jej czyn obywatelski na niwie ustosunkowań między-ludzkich, Eliza Orzeszkowa nietylko nie zwątpiła, ale ta wiara w posłannictwo cywilizacyjne kobiety, wzmogła się w niej jeszcze, mocą bolesnej wymowy tych faktów, które wyłoniły nagle na jaw światła białego tę straszliwą Gehennę ludzkiego życia, w której człowiek człowiekowi bywa głównie „wilkiem“.
A zda się, że tę ohydę tryumfów barbarzyństwa na współczesnym nam świata ludzkiego obszarze, uczuła też, w sposób o czyn protestu gwałtem wołający, wszelka czująca, a myśląca dusza niewieścia, bo oto widzimy ją dopominającą się wszędzie o prawa do czynu; czynną w tem dziele, i zbrojną w poczucie potrzeby obecności swej na wszech placówkach życia. Tej woli swej świadomą. Zło dosięgnęło już takiej miary, że walka z niem powołuje już gwałtownie w szeregi wojowników i te zastępy ludzkiego pogłowia, którym nadanem zostało miano: „płci słabej“. Kobiety muszą już stanąć ławą w tych szeregach, biorąc sobie za zadanie: udostojnienie stosunków życiowych na miarę potrzeb kulturalnego istnienia społeczeństw pod hasłem humanitaryzacyi tej kultury, w której, zaiste, po dziś dzień zbyt wiele jeszcze nieludzkiego.
Nie zajmą tych stanowisk bez walki. Wszystko, co w strupieszałej kulturze mijających dni do gruntu jest zmurszałe, przeżyte, spiące, a duchowi postępu wrogie, wali im się pod stopy, tworząc ławy przeszkód, niełatwych do przebycia. Mocą własną brać muszą te przeszkody, pokonywać je wolą hartowną.
Hasło praw politycznych kobiety rzucone. Nic nad nie słuszniejszego. A przecież wypada dziś dopiero grunt ideowy przygotowywać dla tej myśli. Trzeba ponadto dać ogółowi tę moralną gwarancyę, że kobieta, wstępująca na arenę życia publicznego, znajdzie się tu istotnie jako czynnik odradzający, nowy, jako czynnik dobra.
Rzecz w tem czy zastępy niewiast, podejmujących hasło walki z nędzą materyalną, zdają sobie sprawę z potrzeby równoległej walki, w granicach możliwości, z nędzą moralną. Czy wchodzi to w ich Credo? O ile zaś nie wchodzi, o ile udział kobiety w życiu publicznem, miast powiększać sumę dobra moralnego, miałby być tylko przeciążeniem szali istniejącego zła, opozycya ogółu co do równouprawnienia politycznego kobiety, byłaby zaiste, całkowicie usprawiedliwioną, godziwą, słuszną.
Z właściwą sobie logiką argumentacyi, a gorącą żarliwością słowa, staje Eliza Orzeszkowa w szeregach zdecydowanych rzeczników praw politycznych kobiety. Słowem, czynem i piórem, dąży do zrealizowania idei szerokiego współudziału kobiety w sprawach życia publicznego, pod hasłem: „Pro publico bono“.
Świadoma dobrze możliwości kolizyi z tej strony z obowiązkami życia rodzinnego kobiety, rzecz tę rozstrzyga wszakże po myślicielsku.
„Ma się rozumieć, mówi w artykule: „O sprawiedliwość“ (Kuryer Litewski), że wybór kobiet do tych zajęć, dla nich nowych, musi być bardzo oględnym, nietylko ze względu na uzdolnienie umysłowe, ale zarówno, lub jeszcze więcej, na charakter. Na obowiązki rodzinne także. Ale oględnym będąc, wybór ten znajdzie zawsze pewną ilość indywidualności kobiecych, zupełnie do zadania tego odpowiednich, i których niewezwanie pociągnęłyby za sobą, po pierwsze, stratę znacznej sumy sił, któreby ogółowi pożytek przynieść mogły, i powtóre, popełnienie krzywdy“.
Mówiąc o prawach kobiety do obowiązków życia publicznego, ukazuje na jej współudział czynny w ruchach wolnościowych, gdzie stała ona zawsze tuż obok mężczyzny i dzieliła wraz z nim losy wygnańcze.
„Kobiecie rosyjskiej, idącej w ślad za ludźmi ukochanymi na krwawą wędrówkę taką: „w dal zimną, ciemną, w ogołocenie, w beznadziejność“, postawił pomnik wielki poeta jej narodu, sławiąc pieśnią ten czyn dwóch niewiast swojej ziemi“, zaznacza Eliza Orzeszkowa. „O kobietach polskich, które tę samą wędrówkę odbyły nikt nie pisał poematów, mówi, może dlatego, że imię ich było — legion, a może dlatego, że to, co uczyniły i to, co zniosły, wyrosło na rozłogu nieszczęścia tak niezmiernie, że zostało przez nie pokrytem, jak pokrytą bywa przez niezmierne morze wpadająca do niego kropla“.
A kropla ta „była dużą i nabrzmiałą nietylko od uczuć takich, jak wierne ukochanie ludzkich jednostek, lecz i od tego najwyższego może rozumu, przez który człowiek zdolnym się staje do zrozumienia, do głębokiego wszczepienia w siebie, do bezgranicznie wiernego służenia — idei“. Zaś „w momencie owym dwie połowy narodu: męzka i żeńska, połączyły się w komunii nietylko wspólnego Cierpienia, ale wspólnej Idei, a także i wspólnej pracy“. A „kobiety, prządki niestrudzone, nie pozwalały zwątlać się niciom, które ich dzieci i wszystkich im blizkich wiązały z rodzinnym gruntem. To, co niemi rządziło, było nietylko miłością, ale także i zasadą: posiadały one nietylko serce, ale i sumienie; umiały nietylko czuć, ale i myśleć“.
Tej miary argumentami motywując słuszność żądania przez kobietę należnych jej praw wyborczych, zwraca się Eliza Orzeszkowa do opinii publicznej z żądaniem, aby: „Z ręką na sumieniu odpowiedziała ona na krótki szereg zapytań“:
Czy w ciągu ubiegłej nocy, (40-letniej) kobiety nie szły ręka w rękę z mężczyznami ku dalekiemu wschodowi słońca i czy lampki, przez nie rozniecane nie rozświetlały ciemności nocnych, aby nie było błądzeń, upadków, szkodliwych omdleń, lub haniebnych zgonów? Czy na równi z mężczyznami nie przynosiły one cegiełek do budowy ratunkowego mostu? Czy nie przyczyniały się do zaoszczędzania i przysparzania wszechstronnych sił i zasobów narodu, od czego trwanie jego zależało? Czy nie przyjmowały udziału w postępie i rozwoju gospodarstwa różnorodnego: sztuki, literatury, nawet nauki, nawet oświaty publicznej?“
A wszakże poziom umysłowy kobiet naszych w przeciągu tych lat 40 podniósł się bardzo znacznie, i nikt z przypatrujących się im okiem bezstronnem, twierdzić nie może, aby obniżyła się w nich temperatura gorących chęci służenia „dobru publicznemu“. Dla jakiej przeto dobrej racyi można odsuwać kobiety np. od prawa pracowania w instytucyach samorządnych? „Jeżeli potrafiły tamto, czy nie potrafią tego? Tamto było cięższe od tego. Kto podźwignął cięższe, ten i lżejszemu podoła“.
Po tej obronie praw kobiety do zajęcia stanowisk w instytucyach życia publicznego, zwraca Orzeszkowa uwagę ogółu na pożyteczność tego współdziałania niewiasty w sprawach tyczących się ogólnego dobra.
Tu przemawiają za kobietą właściwości natury jej niewieściej, a także kompetencya w sprawach, wchodzących w bezpośredni stosunek ze sferą jej działania, wszech sankcyami od wieków uprawnionego. Szkoły, zdrowie publiczne, kwestye gospodarcze, z gospodarstwem domowem w blizkim związku będące, instytucye opiekuńcze, ochronne, cała sfera wpływów moralnych, itp. Wszystko to leży w granicach szerokiej kompetencyi kobiety, a wiele z tego czeka jej ręki czynnej, ku poprawie na lepsze.
Zaś w stosunki między-ludzkie kobieta wniesie tą drogą wpływów swych bezpośrednich, tylko nowe czynniki dobra, „jako pierwiastki jej swoiste, które wszczepiła w nią najgłębiej natura i historya“. „Cierpliwość, pobłażliwość, słodycz obejścia się i słowa, ta nadewszystko dobroć,[1] bez której nic na świecie dobrem być nie może, w której braterskie serce uderza dla wszystkich uczciwych prac i dążności dla wszystkich cierpień, krzywd, a nawet błędów i omyłek ludzkich.
Wszystko to będzie pierwiastkiem nowym, wniesionym do stosunków pomiędzy-stanowych i pomiędzy-plemiennych przez siłę na polu prac publicznych nową. Pierwiastku tego najwięcej dotąd brakowało polityce i małej i wielkiej, a właśnie ten brak uczynił z niej straszydło moralne, zapuszczające głęboko kły i pazury w szczęście świata“.
Orzeczenie, godne zaiste, umysłu Myśliciela, który z głębokich krynic Mądrości czerpie istotę głoszonych przez się prawd.
Kto dziś z ludzi myślących zaprzeczy, że jest z nami źle? Społeczność ludzka wzięła potworny rozbrat z tymi zaczynami kultury humanitarnej, bez których wszystko, co płynie ze źródeł cywilizacyjnego postępu ludzkości, staje się jedynie dzikich tryumfów barbarzyńskiego okrucieństwa pastwą. Stwierdzamy to dziś, w sferze społeczno-jednostkowego życia naszego, dotkliwie.
Że tak dalej już być nie może, dowodzi tego zaiste ten kryzys, jaki zawisł w tej chwili, będącej jedną z najbardziej może przełomowych w dziejach pochodu społeczeństw, nad świątyniami bytu ludzkości, miażdżąc w nich, zda się, wszystko, co jest człowieczego...
„Trzeba pozwolić kobietom, woła przeto Eliza Orzeszkowa, w całem uświadomieniu sobie doniosłości tych nawoływań swych apostolskich ku zmianie rzeczy na lepsze, trzeba pozwolić, aby spróbowały czy przypadkiem nie potrafią skrócić kłów i stępić pazurów straszydła!...
Jeszcze nigdy nie dotykały się tej roboty. Nie dokonają jej same jedne, z pewnością, ale kto wie, czy w znacznym stopniu nie ułatwią jej mężczyznom, czy nie zapobiegną czemuś złemu, nie zażegnają czasem czegoś groźnego, lub, co gorsza, grzesznego“.
W tem wyznaniu wiary naszej Jubilatki, niema już, jak widzimy, ani cienia zwątpienia w to, że kobieta pójdzie swą własną drogą i po zawiłych manowcach życia politycznego.
W atmosferze ustosunkowań współczesnych, kiedy życie tzw. ucywilizowanych społeczeństw, stało się często potwornem dławieniem wszystkiego, co jest „z ducha“ w człowieku, na rzecz tryumfów grubej, pierwotnej siły pięści, kiedy, wobec tego, wszystko, co żyje iskrą poczucia dobra, łączy się w jeden akord protestu przeciw złemu, kryzys ostatecznego upadku człowieka zażegnywując tę drogę odporu, taki głos kobiety-reformatorki musi już znaleźć nakazujący posłuch. A obyż wyrył on spiżowe ślady w duszy każdej kobiety, rwącej się do czynu, jako wielkie memento: „Bądź sobą!“
Zaiste, choćby Eliza Orzeszkowa była jedyną z kobiet, która dzieło reformy, przypadającej w udziale płci niewieściej, jako dzieło sanacyi chorobliwych objawów życia społeczno jednostkowego pojmuje, nawę społeczeństw ku jedynym dźwigniom postępu, jakim jest postęp człowieka w jednostce ludzkiej, skierowując, to i to byłoby już dowodem, że współczesna nam dusza niewieścia dorosła do tych niebosiężnych wyżyn, z których budować ma ona pomosty zgody człowieka z jego duszą własną, na drogach postępowych.
Taka idea może zagrzać do czynu.
Niby na ukoronowanie czterdziestolecia swej apostolskiej prawdziwie, działalności, Eliza Orzeszkowa, w swym roku jubileuszowym formuje oto swojego rodzaju legion. Staje ona, na czele grona swych współwyznawczyń, z któremi redaguje wspólnie i publikuje odezwę do posłów z ziem i miast litewskich ze strony, kobiet zamieszkujących tę dzielnicę kraju, a domagających się praw politycznych, tj: praw wybierania i wybieralności do sejmu państwowego. W odezwie tej sformułowane jest wyznanie wiary, jako zasady, na której kobiety tamtejsze oprzeć chcą swój współudział w życiu politycznem pragnąc służyć idei dobra powszechnego.
Dewizą, określającą dążenia i jednoczyć mającą ten nowozaciężny legion niewiast, we wspólnej, solidarnej pracy pro publico bono, jest wysoka zasada: „Homo homini res sacra!“
„Tego jeszcze na świecie niema, i to kobieta, jako siła nowa, na świat powołać powinna“, z namaszczeniem kapłanki głosi nam z mocą moralnego nakazu Eliza Orzeszkowa.
„Tego jeszcze na świecie niema“. Tak. Niema tego, bowiem szczytne zasady wysokiego życia na modłę wskazań idei ewangielicznych, bytują potąd w oderwanej sferze ideału, którego ucieleśnienie będzie dopiero dziełem tych dusz skrzydlatych, które serdecznej krwi tętnem podniosą się ku niemu, i zaszczepią na ziemi, kultem dostojeństwa człowieczego, wysoką kulturę Światła.
Zaś kultu tego kapłanką powołaną będzie niewątpliwie, wyśniona przez Elizę Orzeszkową postać kobiety: „mędrca i anioła“.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
...Są duchy-żórawie, strojnym harmonijnie kluczem prójące przestworza, w locie ku tym odległym dalom, dokąd ich wiedzie wiadoma im droga. — — —
...Są dusze ludzkie, unoszące się na lotnych skrzydłach, w podniebne sfery Ideału, promieniami światła słonecznego budujące mosty między niebem, a ziemią. — — —
...Są dusze ludzkie, skrzydlatym lotem przed innymi w bezkres szybujące, zkąd czerpią władze poruszania z posad martwiejących brył świata, aby je pchnąć „na nowe tory“. — — —
...Są, co oczyma Ducha patrzą w przyszłość, mocą jasnowidzenia rzeczy, błądzącym drogi prostujący. — — —
...Są Geniusze, ludzie Natchnienia, Twórcy, Serca Mocarze. — — —
...Są, jako ziemi sól... — — —
...Ku chwale Człowieczeństwa!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |