Poezye Michała-Anioła Buonarrotego/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Poezye Michała-Anioła Buonarrotego | |
Wydawca | Redakcya „Niewiasty“ | |
Data wyd. | 1861 | |
Druk | K. Prochaska | |
Miejsce wyd. | Kraków – Cieszyn | |
Tłumacz | Lucjan Siemieński | |
Tytuł orygin. | Rime | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
POEZYE
MICHAŁA-ANIOŁA BUONARROTEGO
PRZEŁOŻYŁ
LUCYAN SIEMIEŃSKI.
Uom di quattr’ alme![1]
Pindemonte.
W KRAKOWIE I W CIESZYNIE,
NAKŁADEM REDAKCYI „NIEWIASTY.“ DRUKIEM K. PROCHASKI.
1861.
HR. WŁODZIMIERZOWI
BROEL-PLATEROWI
poświęcam tę pracę
na pamiątkę kilku dni spędzonych razem
w Ojcowie.
L. Siemieński.
|
Zdarzyło mi się przed kilkunastą laty, w ojczyźnie Van Eyków i Rubensa, przebywać często w towarzystwie ziomka, oddającego się malarstwu, rzeźbie, poezyi. Rozmowa z nim toczyła się najwięcéj o Włoszech, zkąd niedawno był wrócił, i w przedmiotach, którym się wyłącznie poświęcał, a które i mnie silnie zajmowały; że zaś to był artysta, więc sztuki piękne i poezya zawsze były na stole. Mówić o jakimkolwiek rodzaju sztuki, a niepotrącić o Michała-Anioła, skończonego w każdéj gałęzi mistrza, było niepodobieństwem. Mówiliśmy tedy o nim: on, nietylko z zapałem i znajomością praktyka uprawiającego zarówno rzeźbę jak malarstwo, lecz i z uwielbieniem dla mistrza, którego sobie za arcywzór obrał; mnie tylko został cichy podziw dla jeniuszu ogarniającego takie ogromy i obdarzonego taką siłą twórczości. Syxtyna, Moyżesz, grób Medyceuszów, kopuła Ś. Piotra, florenckie warownie, nieustannie przewijały się w naszych pogadankach, i oba zgodziliśmy się, że był największym poetą w epoce odrodzonéj starożytności, a raczéj że w sobie skupiał wszystkie téj epoki kierunki. —
— Do téj jego uniwersalności — dodałem — nie dostaje tylko tworów pióra.
— Jakto, nieznasz jego poezyj? zapytał zdziwiony artysta.
— Nieznam — odrzekłem, szukając w pamięci — nieznam, prócz tych kilku sonetów co w Vasarim; lecz te uważam za płód przyrodzonéj łatwości Włochów do wierszowania; dla tego niezwróciły mojéj uwagi. Są to rzeczy przelotne, urywki, w których się niemógł odbić świat jego wewnętrzny; a mnieby ten interesował najwięcéj.
— Że cię zainteresuje, o tém niewątpię — rzekł uradowany artysta — potrzeba tylko żebyś czytał zbiór jego Rymów; znajdziesz tam w kilkudziesięciu sonetach, tyluż madrygałach i kanconach, szereg cudownych obrazków, zdjętych z poruszeń serca miotanego namiętną miłością, ku sztuce, kobiecie, Bogu. Czwarta dusza — jak nazwano jego poezyę, niepośledniejsza tam od trzech innych. — Radzę ci, czytaj poezye Michała-Anioła.
Na taką radę artysty odrzekłem z pewnem niedowierzaniem: zapewne naśladuje Petrarchę, jak wszyscy włoscy soneciarze, którzy mieli nieszczęście żyć po nim. —
— Mylisz się — odparł — jeżeli kogo naśladuje, to chyba Danta, którego duch dostał się mu z całą orginalną spuścizną, a nie w odbiciu. Podług mnie, najlepiéj go scharakteryzował Francesco Berni, gdy się tak odezwał o nim do innych poetów włoskich:
Ei dice cose, e voi dite parole.
Na to ja: zaostrzyłeś moją ciekawość. Gdyby nic innego, to przekonanie się, czy tak jenialny rzeźbiarz, malarz, architekt, był równie jenialnym poetą, zasługuje aby go i z téj strony poznać.
Wystarawszy się o egzemplarz poezyj Michała Anioła, czytaliśmy je razem; lecz przyznam się, że mnie z początku odstręczały archaizmy, zawiłość stylu, i ciemność przedmiotu, lubo zawsze ciągnęło coś w głąb tych platonizmów strzelistych, wyrażonych szorstkim językiem, jak uderzenia dłuta.....
Poznanie się z tym autorem wymagało przydłuższych studiów.
Tymczasem zaszły wypadki, które mię oderwały od książek; i tomik rymów Buonarrotego poszedł w zapomnienie.
W przeszłym roku dopiero, gdym pisał: „Kartkę z dziejów sztuki“ wypadało dla objaśnienia żywota Michała-Anioła przytoczyć w tłumaczeniu kilka jego sonetów, co też uskuteczniłem.
Znowu rok minął, gdy w jednym z numerów Biblioteki warszawskiéj znalazłem uwagi nad moją „Kartką z dziejów sztuki,“ a w nich z upodobaniem podniesioną wartość trzech sonetów, przytoczonych tamże z Michała-Anioła, chociaż nie były one najwytworniejsze ze zbioru. Okoliczność ta stała mi się pobudką do przepolszczenia co najlepszych utworów Buonarrotego, w liczbie czterdziestu i kilku, wybranych ze stu z okładem, mieszczących kawałki bardzo względnéj wartości, o czem przestrzegał nawet pierwszy wydawca jego rymów, wnuk brata, także Michał-Anioł lecz z przydomkiem: il giovino (młodszy) który powiada: „Ponieważ różne rymy M. A. Buonarrotego, tak pisane, jak drukowane, obiegają w niepoprawnym texcie, przeto uwiadamiam czytelnika, że porównawszy z textem, powiększéj części własną ręką autora pisanym, a znajdującym się w bibliotece watykańskiéj, te wszystkie utwory co są w rękach jego spadkobierców i innych osób we Florencyi, wybrałem z nich najwłaściwiéj i najpoprawniéj zredagowane; zwłaszcza, że i wiele znajduje się waryantów noszących cechę niewykończenia i niejasności, będących tylko próbkami pióra niezadowolonego ze siebie itd.“
Nierówności te i zaniedbania w rymach Michała-Anioła łatwo usprawiedliwić; on bowiem sam utrzymywał, że poezya niebyła jego powołaniem, że pisanie przychodzi mu z trudnością; jeżeli zaś pisze wiersze, to jedynie dla rozrywki, nie z profesyi. —
Współcześni, a mianowicie biograf jego Vasari, inaczéj o nim sądzi, gdy powiada: „Niebo dało Michałowi-Aniołowi oprócz innych talentów, obfity zapas wyższéj filozofii, i szczytny jeniusz poetyczny, aby pokazać w jednym człowieku wzór doskonały wszech rzeczy, będących najbardziéj w czci i poszanowaniu pomiędzy ludźmi.“ Condivi idzie daléj jeszcze w uwielbieniu i mówi: że do trzech wieńców (rzeźby, malarstwa, architektury) dodaje mu czwarty wieniec poezyi: „Vi ho aggiunto la quarta coronna perchè ancor di questa fu esso degnissimo come eccelente poeta.“
Uwielbienie to współczesnych podzieliła potomność, bo nawet akademia della Crusca przyjęła rymy Michała-Anioła w poczet klasycznych dzieł włoskich, co w pewnym względzie mówi bardzo na korzyść akademii; ciała bowiem literackie, najwięcéj ubiegające się dawniéj za zaletami stylu, nielubiły przebaczać zaniedbaniom i usterkom, chociażby oryginalność myśli hojnie ten brak wynagradzała.
Pisząc już raz w krótkości o życiu Michała-Anioła (kartka z dziejów sztuki), szczególniéj o jego stosunku do Wiktoryi Kolonny, niemam zamiaru powtarzać się, chociaż o człowieku téj miary niemożna nigdy mówić za nadto. Tu zaś, gdy mi przychodzi uważać go jako poetę, wypada niejedno objaśnić, tak o usposobieniu artysty w jakiém i do kogo pisał swoje rymy, jak o wewnętrzném ich znaczeniu, szczególniéj ze względu na powinowactwo ich z idealną miłością platoniczną, będącą duszą średniowiecznéj i Dantoskiéj poezyi, któréj on był w pewnéj części kontynuatorem. —
Jak już wspomniałem, poezya pisana nie wchodziła w zawód Michała-Anioła, przedewszystkiém rzeźbiarza, malarza i budowniczego. Chociaż z drugiéj strony miał takie wykształcenie umysłowe, że z łatwością mógł wstąpić w szeregi piszących. Trzechletni pobyt na dworze Lorenza Medyceusza sprzyjającego sztukom i poezyi; obcowanie z pierwszemi znakomitościami jak: Politien, Marsilio Ficino, Pik z Mirandoli, usposobiło go i do tego zawodu. Dwory książęce były wtenczas prawdziwemi akademiami. — To pewna jednak, że od młodszych lat tworzył wiersze, łatwo dające się w jego zbiorze odróżnić od późniejszych. Przedmiotem opiewanym w nich była miłość kobiety, młodzieńcza, żywsza, więcéj zmysłowa, kiedy jeszcze myśl o śmierci, troski o duszne zbawienie, nie były jedyną jego dumań treścią. Jakim duchem tchnęły wówczas jego pieśni, mamy dowód w tym lekuchnym sonecie podanym w moim przekładzie pod liczbą XVIII. Wszakże okolicznościowych tych erotyków nader niewiele jest w porównaniu do rymów pisanych w innym, głębszym nastroju; co przekonywa, że M. A. przelotnie hołdował niektórym pięknościom, spotykanym w drodze życia, gdy prawdziwa wielka namiętność ogarnęła go dopiero w późnym wieku, kiedy przyszłość mało zostawiała nadziei, a przeszłość niepowrotna wyciskała łzy żalu za złotą młodością, któréj wzywał powrotu:
Wróć krokom moim spętanym latami
Młody niepokój, co mną bez wytchnienia
Miotał, i oczy moje naléj łzami,
I w piersi żaru nanieć i płomienia...
Można słusznie przypuszczać, że właściwy moment w którym Michał-Anioł stał się poetą, przypada na r. 1537. Wtenczas mógł się był bliżéj poznać z Wiktoryą Kolonną margrabiną Peskary. Jestto jedyne nazwisko kobiety wymienione w jego żywocie. On był już stary, ona niemłoda i do tego jakby w stanie półzakonnym żyjąca, co jednak nieprzeszkadzało zawiązaniu się między niemi téj wyższéj skłonności, jakiéj potrzebę czują wyborne serca i umysły, złamane przeciwnościami życia, lub osamotnione śród ludzi.
O tym stosunku różnych pozwalano sobie domysłów, opierając się na téj namiętności, jaką tchną niektóre poezye Michała-Anioła; lecz większa część tych poezyi pisanych bez daty, bez żadnéj wreszcie wzmianki, do kogo, nienaprowadza na inny wniosek, tylko że poeta w cichości serca mógł najgorętszą miłością pałać ku margrabinie, ale nigdy by nieśmiał otwarcie występować ze swojem uczuciem. Jakoż niemogło być inaczéj, jeżeli zastanowimy się czem była Wiktorya Kolonna. —
Wiadome z jéj życia przywiązanie do małżonka Ferdynanda Avalos margrabiego Peskary, jednego ze znamienitych bohatyrów włoskich, którego wcześnie utraciwszy, pomimo że cisnęli się liczni pretendenci do jéj ręki — ona niezmieniła raz powziętego postanowienia, i do śmierci pozostała mu wierną; a nawet żeby usunąć wszystkie pozory i ubiegającym się odjąć wszelką otuchę, opuściła czarowną willę na Ischii przypominającą jéj najwonniejsze chwile domowego szczęścia, i na mieszkanie obrała sobie klasztor, niezrywając jednak ze światem, przynajmniéj z towarzystwem ludzi uczonych i artystów, z którém ją łączył zawód jéj poetyczny. W zaciszy klasztornéj pisała najwięcéj swoich poezyj; sonety światowe i pobożne sypały się jak łzy i przynosiły taką samą ulgę zbolałemu sercu.
Przekonano się z różnych dat, że Michał-Anioł niemógł jéj znać wcześniéj chyba w r. 1537, to jest w dwunastym roku jéj wdowieństwa[2], gdy na dłuższy pobyt przybyła do Rzymu, gdzie stała się ogniskiem dla wszystkich znakomitości i naukowych powag, gdzie wszystko cisnęło się aby słyszeć ją mówiącą nie tylko o poezyi ale i w naukowych przedmiotach, a nadewszystko aby zwrócić jéj uwagę na siebie i przez to samo zrobić sobie wziętość i nadać znaczenie. Jeżeli tłum świetny i uczony otaczał Kolonnezę, czyjaż osoba była tam pożądańszą jak Buonarrotego? Zbliżył się więc do téj uwielbianéj pani, któréj piękność, acz jeszcze pełna cudnych śladów, nietyle mogła podbijać, co przymioty umysłu i serca, dające jéj taką wyższość i przewagę w najdoborniejszém towarzystwie rzymskiém, że była swojego czasu wyrocznią. Dusza artysty w twardéj szkole doświadczeń napojona goryczą i pogardą dla świata, uczuła się w bliskości Wiktoryi jakby odrodzona na nowo. Ciepło wiejące z téj sympatycznéj niewiasty odmłodziło w nim krew, rozbudziło silne uczucie przywiązania, zjawiające się w późnéj jesieni życia, istne babie-lato dla serca. Taki stan zewnętrzny musiał zrodzić tysiące cierpień pochodzących bądź ze stosunku do ukochanéj osoby, bądź z własnego położenia artysty niedającego się niczem zmienić — bo miłość odmładza, ale nierobi młodym. Cierpiał więc, bolał, wybuchał namiętnością, tłumił ją, przeklinał, i w téj walce, jak w ogniu wypalała się ziemska krewkość, co odpadając żużlami, zostawiała płomień czystéj miłości wzbijający się ku niebu, téj jedynéj przystani dusz zmordowanych i nieutulonych w tęsknocie. Wszystko to zrodziło w nim poetyczne natchnienie, spowiedź duchową z codziennych dumań i odbieranych wrażeń. Wiankiem sonetów i piosnek opasał postać uwielbionéj kobiety; poddał się jéj z pokorą, jak bryła marmuru dłutu mistrza-rzeźbiarza, błagając, by go prowadziła po drodze udoskonalenia; co z taką skoncentrowaną namiętnością wypowiedział w sławnym sonecie: Poscia ch’apresso (XLI) szczególniéj w ostatnich zwrotkach:
Tak i ja na świat przyszedłem najprzódy
Modelem sobie; dziś przy łasce Twojéj
W doskonałości przerodzę się cudy;
Jeśli twa litość co zbytnie wykroi,
A brak wypełni — lecz jeśli mną wzgardzi,
Dotkniesz mię w pyszném złudzeniu najbardziéj....
Nieśmiałbym twierdzić, lecz mogę przypuszczać, że w chwilach pierwszego poznania się z Kolonnezą, gdy dłuższy czas bawiła w Rzymie udzielając się najświetniejszemu towarzystwu, powstały te sonety i pieśni w których znać żywszą namiętność, wyłączne zajęcie się ukochanym przedmiotem, zaklęcia o wzajemność, lub blade połyski nadziei.... Odjazd Wiktoryi do Orvieto, gdzie się zamknęła w klasztorze Śgo Pawła, spowodowany orężną kłótnią Pawła III z Askaniuszem Kolonną jéj bratem, przerwał bliższy stosunek z Michałem-Aniołem; w jakiś czas dopiero, gdy osiadła w klasztorze Św. Katarzyny w Witerbo, zawiązała się między niemi korespondencya, snać z jego strony częsta i zbyt żywa gdyż pobożna pani w jednym liście upominała go, aby niepisywał do niéj tak często i nieskarżył się na rozłączenie; albowiem te ustawne jego listy odrywają ją od nabożeństwa; z tego powodu nieraz opuściła już nieszpory w kaplicy Św. Katarzyny; również i on przeszkadza sobie tém pisaniem, i zapewne opóźnia się na robotę do Św. Piotra; a tak i ona niedotrzymuje towarzystwa oblubienicom Chrystusowym i on robi zawód Ojcu Ś...[3] — Któż w tych słowach nie widzi proźby już podbitego serca, aby je zostawić w cichości i nie mieszać pobożnych myśli przygotowujących duszę do lepszego świata? Korna niewiasta chrześcianka wie o istnieniu uczucia swego, ale je zwycięża silniejszą wolą, więzami obowiązku — i jeszcze upomina przyjaciela, żeby powściągnął namiętność, jakby powiedzieć chciała: że ich miłość nie może już należeć do ziemi.
Tych kilka słów listu Kolonnezy najlepiéj objaśnia ów stosunek jaki mógł zachodzić między sławnym mistrzem a tak dostojną i cnotliwą panią.
Franciszek z Holandyi (Floris) malarz portugalski bawiący w Rzymie od r. 1541, w traktacie o malarstwie również pozostawił szacowne szczegóły o Michale-Aniole i Kolonnie, mianowicie w uroczém przedstawieniu margrabiny, która wie jaką władzę ma nad artystą, wie, że skinieniem ręki mogłaby ten nieugięty charakter prowadzić gdzieby sama chciała, a jednak władzy téj używa z dziwném umiarkowaniem, i wdziękiem. Widać to z uczonych i artystycznych posiedzeń odbywanych w kościele ś. Sylwestra, które Franciszek z Holandyi opisał jako mający w nich udział. — Jak zaś przedstawił samą Kolonnezę, przekonają następujące słowa: „Margrabina Peskary należy do rzędu najdostojniejszych i najsławniejszych niewiast w Italii i w Europie, czyli w całym świecie. Czysta i piękna, uczona w łacinie i wysoka na duchu, posiada wszystkie cnoty i zalety, jakiemi szczycić się może niewiasta. Od czasu śmierci swego małżonka prowadzi żywot skromny i zaciszny. Przesycona blaskiem i wielkością młodych lat, miłuje tylko Chrystusa i prawdziwą naukę, świadcząc wiele dobrodziejstw ubogim niewiastom i dając z siebie przykład prawdziwéj pobożności chrześciańskiéj.“
W kilku sonetach M. A. naznaczonych imieniem Kolonny i wprost do niéj pisanych, przebija się cześć i uszanowanie złączone z pewnem namiętném poddaniem się pod jéj władzę, jak gdyby wołał: strofuj mię, poprawiaj, zadawaj pokuty, depcz nakoniec — ale mię nie odpychaj od siebie! — W innych poezyach, gdzie się domniemywać można, że o niéj myślał, a takich jest najwięcéj, uczucia jego ogniściéj, swobodniéj i wyraźniéj się tłumaczą, lubo zawsze w formach téj platonicznéj miłości, co się da zastosować i do urojonéj kochanki!
To pewna, że w sercu artysty wrzała prawdziwa namiętność; kochał Wiktoryą młodzieńczym zapałem — mówią to wszystkie jego sonety — ale płomyki te nieprzedzierały się na powierzchnię najczystszego stosunku dwojga serc sympatycznych i umysłów niepospolitych, szukających się wzajemnie, aby sobie udzielać myśli o sztukach pięknych, filozofii, przeznaczeniach człowieka. W wytrawném zdaniu i religijném świetle Kolonnezy, artysta szukał kierunku dla siebie, jéj powodował się radami, w zwątpieniach brał uspokojenie. Zbłąkany w labiryntach renesansowych doktryn, za jéj przewodem wstępował na drogę prawd przedwiecznych; a może też, jak niektórzy utrzymują, on sam był duchowym przewodnikiem dla Wiktoryi lgnącéj do niektórych błędnych wyobrażeń wieku. Ten mniéj więcéj stosunek zachodził między Michałem-Aniołem a Wiktoryą Kolonną; takim artystą był dla zewnętrznego świata; dla siebie zaś, w samotnéj pracowni, kiedy pędzel lub dłuto porzucił, a ujął za pióro, odzywała się miłość tem silniejsza im bardziéj spóźniona. Czyż w każdym sonecie nie wyrzeka na Amora, że go zaskoczył w późnéj starości, że się pastwi niemiłosiernie nad biednym starcem? — Gdyby to były sztuczne wypracowania, te jego poezye, a nie rzeczywiste jęki serca, czyżby niewolał przedstawiać się w postaci Adonisa promieniejącego młodością, niż mówić o tych wulkanach pod śniegiem, tak łatwo dających się obrócić w śmieszność? Widać jak uczucie jego było rzeczywiście głębokie i silne, kiedy się nielękało nawet broni śmieszności! Współczesny mu, i najulubieńszy uczeń, Condivi, tak opowiada o téj skłonności mistrza: „Szalenie rozkochał on się w margrabinie Peskary, podbity boskiemi przymiotami jéj umysłu; nawzajem był też od niéj kochany. Dotąd zachowuje listy téj pani pełne uczciwéj i tkliwéj miłości, na jakie zdobyć by się mogła tylko taka kobieta. On znowu od siebie posyłał jéj wiele sonetów tchnących zarówno dowcipem, jak słodką skłonnością.[4] —
Nic jednakże z poezyi jego póki żył niebyło ogłoszone drukiem, wyjąwszy parę sonetów ogłoszonych przez jego przyjaciół. W rymach zaś Wiktoryi, niemożna znaleść żadnego utworu któryby na pewne dał się zastósować do Michała-Anioła. Biografowie i jego i jéj wspominają, że dla niéj wykonał kilka artystycznych robót, między innemi krucyfix, pod którym, posyłając go na pamiątkę, podpisał te słowa:
non ci si pensa quanto sangue costa.
Dla uzupełnienia téj uczuciowéj historyi dodam: że Kolonneza na trzy lata przed zgonem, opuściła klasztor Ś. Katarzyny w Witerbo i przeniosła się na stały pobyt do Rzymu, gdzie osiadła w klasztorze panien Benedyktynek. Gdy zdrowie jéj pogarszało się, a serce czuło potrzebę otoczenia się swojemi, kazała się na początku 1547 przenieść do pałacu Julii Kolonny jedynéj z krewnych co uniknęła wyroku wygnania. Michał-Anioł czuwał przy niéj, pocieszał, i można powiedzieć, że jéj zamknął powieki. —
Przez resztę życia wlokącego się lat dwadzieścia, pozostał wiernym jéj pamięci, myślą do niéj odnosił się w swoich utworach sztuki i natchnieniach poetycznych, pracując bez przestanku aż do ostatniéj chwili życia. Nic bowiem nie mogło złamać ducha w tym niezłomnym starcu, co w ośmdziesięciu latach pisał rymy mające świeżość i jędrność młodości. Czytając je czujesz jakby je owiewało tchnienie niewieście i miękczyło te bronzy jego męzkich uczuć — to oddech Wiktoryi Kolonny. Acz już nieżyła, stała zawsze przed oczyma jego duszy, jak żywa. Niemówiła doń, lecz on słyszał jéj głos, rozmawiał z nią, osobliwie w przystępach smutku; a kiedy wzrok stracił, kazał sobie odczytywać jéj listy i wierzył że ona jest z nim i mówi. Pewnego razu gdy mu Condivi czytał taki list, rzekł, iż zaniesie z sobą do grobu jeden wyrzut, jeden żal, że niemiał odwagi ucałować jéj ust i czoła kiedy leżała na marach. — W jego wyobrażeniu tym ostatnim uściskiem byłby zaślubił ją na wieczność. —
Z tych oderwanych szczegółów okazujących wielkość jego przywiązania, niemożna wątpić, że większą część Sonetów, a nawet z małym wyjątkiem wszystkie, natchnęła Wiktorya. Nieprzeszkadzało mu to jednak w obcowaniu z nią trzymać się w granicach winnego uszanowania i zabraniać sobie nawet zbyt śmiałéj myśli o jakimeś ziemskiém uczuciu. Potrzeba było aż jéj śmierci, ażeby się postrzegł, iż w jego przywiązaniu do margrabiny, było coś zwyczajnego ludziom. On bo rzeczywiście nie kobietę, lecz jéj duszę miłował, w jakiéjkolwiek zjawiłaby się powłoce. Piękność ciała była dlań tylko symbolem, obrazkiem, którym jeżeli się zachwycał, to dlatego, że nieumiał robić różnicy między tém, co pan Bóg tak cudownie zespolił. Ciało było mu widomą duszą, dusza widomem ciałem.
Dzisiejsi nie są w stanie pojmować takiéj namiętności oczyszczonéj z wszelkiego zmysłowego pociągu; nierozumieją tego stłumienia wszelkiéj chuci, na widok ślicznych i rozkosznych kształtów ciała; — kiedy przeciwnie platonicznemu kochankowi kształty te wydawały się jakby tkanka jakaś przejrzysta, lub alabastrowa urna mieszcząca płomień nieśmiertelny, cząstkę samego Bóstwa. Bez tego jednak trudne byłyby do zrozumienia tajemnice téj poezyi spirytualnéj, mistycznéj, która zakwitła we Włoszech i miała od średnich wieków szereg znamienitych wyobrazicieli, jak Fryderyk II, Guinizzeli, Cavalcanti, Dante, Petrarcha, Lorenzo Medyceusz, Michał-Anioł, Wiktorya Kolonna, Torkwato Tasso.
Niekoniecznie przedmiotem ich pieśni musi być jaka Beatrice, Fiametta, Laura lub Wiktorya. Uwielbienie to i ubóstwienie nie ściąga się tyle do ich osoby, ile do piękności, któréj one są znikomemi wyobrazicielkami na ziemi. Dla tych piewców, piękność, jedno znaczy co strona szlachetna, przejmująca, zadziwiająca w rzeczach stworzonych, a czysta i majestatyczna w duchowych; jest to poezya, sztuka, światło niebieskie wcielone, aby przez zmysły przenikało w głębie naszéj duszy; nareszcie jest to zgodność wszech uczuć religii, miłości chrześciańskiéj, wiary, poświęcenia się, ojczyzny, wolności, stopione w jedno uczucie. Tak pojmowana miłość przez tych platonistów nie jest kapryśném zachceniem roskoszy; nie jest szczęśliwością co wschodzi, rozwija się i więdnie jak kwiatek —; ich miłość opiera się tym wpływom jakim nasza ulega; przeciąga się nawet w zlodowaciałą starość, a gdy już opadną świetne kształty młodości, pamięć wskrzesza sobie dawny ich blask, aby opóźnionemu uczuciu ciepła użyczyć...
Szczególniéj Michał-Anioł w swoich poezyach najczyściéj schwycił i oddał ową filozofię miłości, obwieszczoną przez Platona, a następnie podjętą przez filozofów i poetów chrześciańskich jako odpowiednią czci Boga Rodzicy, i wyzwoleniu niewiasty w katolickim kościele. Pierwszą zaszczepicielką téj nauki miała być natchniona niewiasta, Diotima z Megary, która objawiła całą tę teoryę rozwiniętą w platońskiéj Biesiadzie przez Sokratesa. Zkąd jest ta siła, co go ożywia: siłą tą jest miłość, nie ziemska i ograniczona, nie pragnienie pojedyńczéj piękności wychwalanéj przez jego współbiesiadników, ale boska i ogarniająca wszystko, tęsknota za tem co prawdziwie piękne i dobre, zgoła miłość będąca jedno i to samo co prawdziwa filozofia, co dążenie do mądrości, i co najpiękniejsze w pięknem. Uosobieniem téj miłości jest Sokrates.... Pomijam dalsze wywody, a biorę ostatni ustęp rzecz streszczający: „Kto przebiegł wszystkie pięknoty podrzędne, a wzniósł się do doskonałéj, dopiero może pojąć, jaka jest najwyższa tajemnica miłości. W rzeczy saméj dochodzimy do prawdziwéj miłości przez się i z obcą pomocą wtedy tylko, jeżeli zaczynając od pojedyńczéj pięknoty nietracimy z uwagi pięknoty najwyższéj, i wspinamy się coraz wyżéj, jak po drabinie pojęć, aż w końcu przyjdziemy od nich do poznania saméj istoty piękna. A kto ją raz ujrzy, temu życie zwyczajne zamieni się w życie wieczne, temu ani na skarby ziemskie, ani na ziemskie piękności patrzeć się nie zechce, tylko zatapiać się w niéj i z nią pozostać. —
Na téj doktrynie rozwinął się mistycyzm poezyi średniowiecznéj, szczególniéj we Włoszech. Wszyscy ci śpiewacy miłości poczynają od namiętnego rozkochania się w istocie ziemskiéj; lecz z czasem poznają uczucia tego niedostateczność, błędy, upadki — ztąd żal jaki po niem zostaje, a szczególniéj próżnia niezapełniona, budzi wielkie pragnienie nieskończonéj miłości Boga.
Michał-Anioł pojmował tylko tę miłość zbożną, która mu drogę wskazywała do nieba:
Che mi monstra la via ch’a Dio mi guide...
Jest podanie jakoby Buoanarroti ku końcowi życia stracił był wzrok, i nudząc się bezczynnością codziennie kazał się prowadzić do pracowni, gdzie przynajmniéj rękami dotykał swych robót. Wszakże wprzódy jeszcze nim to kalectwo nań przyszło, napisał sonet, wzniosły jak modlitwa, w którym wyznaje, że tak rzeźba, jak malarstwo, niemogą już nasycić tęsknic jego duszy, bo tylko w rozpamiętywaniu rzeczy boskich czerpie się prawdziwa moc i pociecha (XXXVI.)
Jeżeli takiemu olbrzymowi jak Michał-Anioł nie wystarczał pędzel ani dłuto w obec wielkiéj tajemnicy grobu — czemuż się dziwić gdy ludzie z zdrowem sercem i duchem doszedłszy kresu dojrzałości, podobni pełnemu kłosowi, lub obciążonéj owocem gałęzi, schylają czoło przed tą nieuniknioną i bliską przyszłością, która na widokręgu młodości wydaje się być tak daleką, że o niéj nawet marzyć się niechce... Taki zwrot w życiu człowieka, nieujmuje mu, owszem dodaje wartości; ten zwrot i poezye Michała-Anioła nacechował tak wzniosłemi uczuciami, że o nim można powtórzyć piękny wiersz Ariosta:
Michel, più che mortale, Angel divino.
∗ ∗
∗ |
Jedynie z przekonania, że literaturze naszéj o własnéj dziś idącéj siłach, niezawadzi bynajmniéj znać twory innych narodów, mianowicie te, w których przeważa strona duchowa, chrześciańskim narodom spólna i dla wszystkich zrozumiała jak modlitwa — podjąłem przepolszczenie Rymów Buonarrotego, wprawdzie tylko wybrańszych; w nadziei, że może tym kwiatkom zrobionym przez jenialnego człowieka przed trzystą laty, zachowam choć odrobinę téj woni jaką tchnęło w nich wielkie serce, najpiękniejsze niebo i rozbudzone życie nowego okresu dziejów. —
w Październiku 1860. —
SONETY. I.
Non ha l’ottimo artista alcun concetto. I. [5]
Sam mistrz, a niema takiego pojęcia II.
Non vider gli occhi miei cosa mortale, II.
Nie ziemską w tobie ujrzałem istotę III.
La forza d’un bel volto al ciel mi sprona III.
Przez moc piękności co mię tu zachwyca IV.
Molto diletta al gusto intero e sano IV. [6]
Rozkosz to patrzeć dla znawcy jedyna V.
Non è colpa maisempre empia e mortale V.
Nikt tą miłością nie zgubi swéj duszy VI.
Come può esser ch’io non sia piu mio? VI.
Jak się to dzieje żem przestał być sobą? VII.
Dimmi di grazia, Amor, se gli occhi miei VII. [7]
Czy oczy moje, powiedz mi Amorze, VIII.
Per fido esempio alla mia vocazione VIII.
Na świat przychodząc, za wzór powołania IX.
Ogni cosa ch’io veggio mi consiglia, IX.
Wszystko co widzę błaga i radzi X.
Veggio co’bei vostri occhi un dolce lume, X. [8]
Widzę blask słodki patrząc w twoje oczy, XI.
Fuggite, amanti, Amor, fuggite il fuoco: XI.
Kto kochasz, uchodź zarzewi Amora; XII.
Perchè le tue belleze al mondo sieno XII.
Aby twych wdzięków ślad został dla świata, XIII.
Com’esser, Donna, puote (e pur sel vede XIII. [9]
Jak się to dzieje? a jednakże bywa; XIV.
S’un casto amor, s’una pietà superna, XIV.
Jeśli najczystsza miłość z pobożnością, XV.
Jo mi son caro assai più ch’io non soglio, XV.
Stokroć sam siebie drożéj teraz cenię, XVI.
Jo fu’, già son molt’ anni, mille volte XVI.
Niegdyś za młodu biegłem w twoje szranki XVII.
Qui intorno fu dove ’l mio ben mi tolse, XVII.
Tu pani moja pod wszechwładne prawo XVIII.
Sovra quel biondo crin, di fior contesta XVIII.
Złotemu wieńcu, o jakżeż wesoło XIX.
Per esser manco alta Signora, indegno XIX.
Jeśli cna pani łask twoich dowody XX.
Se’l fuoco fosse alla bellezza eguale XX.
Gdyby ta miłość którą z ócz twych piję XXI.
Beati voi che su nel ciel godete XXI.
Wy, którym w niebie nie skąpią nagrody, XXII.
Tornami al tempo, allorché lenta e sciolta XXII.
Wróć upłynione, wróć swobodne lata, XXIII.
Al cor di zolfo, alla caroe di stoppa, XXIII.
Jeśli słomiane ciała, serca z siarki, XXIV.
Se spesso avvien ch ’l gran desir prometta XXIV.
Choć często w sobie to pragnienie budzę, XXV.
Occhi miei, siete certi XXV.
Zapewne o tem oczy moje wiecie, XXVI.
Ora sul destro, or sul sinistro piede XXVI. [10]
Raz prawą nogę, a raz lewą nogę XXVII.
Carico d’anni, e di peccati pieno, XXVII. [11]
Pod lat brzemieniem i grzechu ciężarem XXVIII.
Quando il principio dei sospir miei tanti XXVIII.
Kiedy z rozkazu niebios śmierć zabrała XXIX.
Arder solea dentro il mio ghiaccio il fuoco, XXIX.
Niegdyś w mym lodzie był żar, teraz żary XXX.
Deh fammiti veder in ogni loco; XXX.
Chciéj mi o Panie objawiać się wszędzie, XXXI.
Ben sarian dolei le preghiere mie, XXXI.
Jakżeż by modły moje słodkie były, XXXII.
Scarco d’una importuna egrave salma XXXII.
Zrzuciwszy ciężar tłoczący mię srodze, XXXIII.
Mentre m’attrista e duol, parte m’è caro XXXIII.
Częścią mię cieszy, lubo w gruncie smuci XXXIV.
Vivo al peccato, ed a me morto vivo; XXXIV.
Żyję dla grzechu, dla siebie nieżywy, XXXV.
Non è più bassa o vil cosa terrena XXXV.
Niema na świecie tak nikczemnéj rzeczy XXXVI.
Giunto è già ’l corso della vita mia XXXVI.[12]
Na schyłku dni mych, przez burzliwe morze XXXVII.
Dal mondo scese ai ciechi abissi, e poi XXXVII. [13]
Ze świata tego zstąpił do podziemi, XXXVIII.
Quanto dirne si dee, non si può dire; XXXVIII.
Czém był, nikt pono tego niewysłowi, XXXIX.
Per la via degli affanni e dele pene XXXIX. [14]
Przez trudy, bóle, przez umartwień głogi XL.
Non sempre al mondo è si pregiato e caro XL. [15]
Co pospolity gmin cieszy i nęci, XLI.
Posciach’ appreso ha l’arte intera e diva XLI. [16]
Gdy sztuce boskiéj pochwycić się zdarzy XLII.
Se con lo stile e coi colori avete XLII. [17]
Czy to rysunkiem, czy blaskiem kolorów XLIII.
RIPOSTA
ALL’ EPIGRAMMA DI GIOVANNI STROZZI
SOPRA LA STATUA DELLA NOTTE. „La notte, che tu vedi in si dolci alti
Grato m’è ’l sonno, e più l’esser di sasso, XLIII. [18]
ODPOWIEDŹ
NA EPIGRAM JANA STROZZEGO NAPISANY NA
POSĄG NOCY. „Noc co tu widzisz w postawie uroczéj
Spać mi tak miło, miléj być z kamienia; |
1) Rime di Michel Angelo Buonarroti il Vecchio. In Firenze per i Giunti 1623. 4ce edycya to pierwotna zrobiona przez wnuka jego brata, Michała-Anioła Buonarroti młodszego — najlepsza, z której zwykle przedrukowywano.
2) Rime di M. A. Buonarroti il Vecchio con una Lezione di Benedetto Varchi e due di Mario Guiducci sopra di esse. In firenze 1726.
3) Le rime di M. A. B. pittore, scultore, architetto e poeta florentino. Testo di lingua italiana 1817. Firenze — przez akademię Crusca wydana z dodatkiem 24 niedrukowanych kawałków z manuskryptu biblioteki watykańskiéj.
4) Le Rime di M. A. B. Milano. Tipografia di Giov. Silvestri 1821.
5) Le Rime di M. A. B. edycya przez Biagoli w Paryżu 1821.
6) Poesies de M. B. niektóre tylko z francuzkiem tłumaczeniem p. Varcolier w Paryżu 1826.
7) Rime di Michelagnolo v Parnasso italiano continuato. Lipsia 1833.
- ↑ Zniekształcony cytat z utworu Ippolito Pindemonte Sermone. Il merito vero, opisujący Michała Anioła; w tłumaczeniu: Mąż czterech dusz, określenie nadane mu dlatego, że zajmował się czteroma dziedzinami sztuki: rzeźbiarstwem, malarstwem, architekturą i poezją, por. Storia del sonetto italiano..., red. Atto Vannucci, Guasti, 1839, s. 135
- ↑ Trzymam się dat wypisanych w rozprawie D. Campanari pod napisem: Vittoria Colonna peinture de M. A. Buonarroti, Londres 1854 — gdzie przechodząc latami miejsca jéj pobytu, pod r. 1537 powiada: Elle va à Lucques, et de la à Ferrare, puis retourne à Rome; c’est alors que prit naissance l’amour de Michel-Ange pour elle. —
- ↑ Volendo continuar la con tanto calore, essa mancherebbe di stare la sera con le suore nelle capella di santa Catarina, ed egli di andare di buon-ora a lavorare a San-Pietro e cosi l’una mancherebbe alle spose di Cristo, e l’altro al vicario. —
- ↑ „In particolare egli amo grandemento la marehesana di Pescara del cui divino spirito era innamorato; essendo all’incontro di lei amato svisceratamente; della quale amor tiene lettre d’onesto e dolcissimo amore ripiene, e quali di tal petto uscir solevano, avendo egli altresi scritto a lei più è più sonetti, pieni d’ingegno e dolce desiderio.“ (Condivi Vita di Michel-Agnolo). —
- ↑ I. Sonet ten uważany przez krytyków włoskich za arcydzieło. Szczególniéj uczony Varchi współczesny Michała-Anioła napisał o nim całą rozprawę, i czytał ją na posiedzeniu Akademii florenckiéj, jeszcze za życia mistrza, bo w roku 1546. W pierwszéj rozprawie komentował każdy wiersz, i sadził się na niepotrzebną erudycyę; w drugiéj postawił z powodu starego sporu o pierwszeństwo między malarstwem i snycerstwem trzy pytania: 1) która ze sztuk najszlachetniéjszą? 2) czy rzeźba czy malarstwo? 3) Wczem się malarz różni od poety? — Oba te odczyty przesłał Michałowi-Aniołowi, któremu to wielce pochlebiło; chociaż dzisiaj gadanina ta i próżne zapuszczanie się w definicye i subtelności różnic, niema dla nas żadnego znaczenia.
- ↑ IV. Wyrażenie w drugim wierszu użyte: „pierwszorzędnéj sztuki“ odpowiadające włoskiemu: „della prima arte,“ każe dorozumiewać się, że mowa jest o rzeźbie, którą Michał-Anioł wyżéj stawiał nad inne sztuki rodzaje. Ten jego sposób pojmowania, wyrażniéj występuje w liście pisanym przezeń do Benedetto Varchi historyka i humanisty, oraz komentatora jego sonetów. Podaję ten ciekawy dokument: —
„Do mistrza Benedykta Varchi.“„Mistrzu Benedykcie! Dla poświadczenia jako mię doszła twoja książeczka (Due Lezioni etc. Firenze 1549.) i jako ją odebrałem: chcę na pytonie twoje odpowiedzieć nieco, choć w sposób nieumiejętny. Każde malowidło o tyle być lepszém mniemam, o ile zbliża się do płaskorzeźby (rilievo); a płaskorzeźbę o tyle gorszą, o ile zbliża się do malowidła; z tego więc powodu zwykłem mniemać, iż rzeźba jest pochodnią malarstwu, i że między jedną a drugą taka jest różnica, jak między słońcem a księżycem. Lecz gdy oto przeczytałem w twojéj książeczce, że, mówiąc filozoficznym językiem, rzeczy mając cel jeden i ten sam, są jedną i tą samąrzeczą, zmieniłem swoje zdanie i powiadam: że gdy wyższe pojęcia i trudności, przeszkody i wysił, niedają większego uszlachetnienia, to i malarstwo wraz z rzeźbą są jedną i tą samą rzeczą; aby zaś je mieć za takowe, powinien każdy umieć tak rzeźbę, jak umie malarstwo; i nawzajem: rzeźbiarz powinien być malarzem. Pod rzeźbą rozumiem to co się robi przez odejmowanie (per forza di levare), ponieważ rodzaj rzeźby przez nakładanie (per via di porre) ma podobieństwo z malarstwem. Należałoby już, gdy tak rzeźba jak malarstwo mają jeden i ten sam punkt wyjścia, zrobić między niemi zgodę i zaniechać niepotrzebnych dysput, zabierających więcéj czasu, niżby go wyszło na robienie figur. Jeżeli ów, co pisał że malarstwo szlachetniejsze od rzeźby, rozumie się podobnie i na innych rzeczach o których pisze, to moja klucznica daleko lepiéj o nichby pisać mogła. Nieskończenie wiele i jeszcze nieznanych rzeczy dałoby się powiedzieć o takiéj tam umiejętności. Z temwszystkiem, jak rzekłem, zabrałoby to siła czasu, a mam go skąpo, zwłaszcza żem nietylko stary, ale prawie nieboszczyk. Upraszam przeto, miejcie mię za wytłumaczonego, i przyjmijcie podziękowanie za wyświadczony mi, a niezasłużony wysoki zaszczyt — Wasz
„Michel Agnolo Buonarroti — w Rzymie.“ —Powyższy spór zajmujący i wtedy i późniéj wielu piszących, uważał M. A. zawsze za niepożyteczny; dlatego też Vasaremu pytającemu o zdanie w téj mierze, odpowiedział ze złośliwym uśmiechem: „Rzeźba i malarstwo mają jeden i ten sam cel, z obu stron bardzo do osiągnienia trudny“ — Na tém wszakże uciął i pomimo nalegań niechciał nic więcéj powiedzieć. —
- ↑ VII. Jest to rozmowa poety z Amorem, który daje odpowiedź w ostatnich dwóch strofkach. —
- ↑ X. Varchi wspomina, że ten sonet był pisany do Tomaso de’ Cavalieri, młodego rzymskiego patrycyusza rzadkiéj urody i biegłości w rysunku, do którego M. A. wielkie czuł przywiązanie. — Zdanie to trudno podzielać — a jeżeli współcześny Varchi może być z jednéj strony powagą, to z drugiéj zapewne M. A. taił się tak ze swemi uczuciami dla Kolonnezy, że lekkomyślnie nazwiska jéj niekładłby przy wierszach.
- ↑ XIII. Pragnąc do swego portretu dodać portret kochanki, taki obrót nadaje myślom, że wykazuje wyższość i trwałość utworów człowieka nad samymczłowiekiem, z czego wpada w pochwałę swéj sztuki, i obiecuje kochance umieśmiertelnić jéj wdzięki
„na płótnie, lub z głazu
„Rzeźbiąc uczucia nasze, z naszém ciałem.“Na tych i kilku podobnych wzmiankach, tak w samych poezyjach Michała Anioła, jak w wierszach współczesnych poetów jak Minturno, Gennesio Rosano, opiera się dziś D. Campanari i twierdzi w rozprawce swojéj: Vitioria Colonna peinture de M. A. Buonarotti (Londres 1845), że Michał Anioł rzeźbił popiersie Kolonnezy i portret jéj malował. Co więcéj, znalazł portret Wiktoryi malowany przez tego mistrza. Zbiega się tu tyle przychylnych temu twierdzeniu okoliczności, że ani wątpić, iż artysta ubóstwiając tę panią, niemógł prawie niezrobić jéj wizerunku.
W innym sonecie (pod liczbą XIX) objawia swoją rozpacz z powodu że niemógł oddać boskiego jéj wyrazu, bo„Tego jeniuszem, ani sztuką dostać.“Uczony Visconti, dyrektor starożytności rzymskich, podaje dowody w napisaném przez siebie ze źródeł życiu W. Kolonny, że M. A. zrobił jéj portret ołówkiem. Na szczegóły te dla tego tylko zwracam uwagę, iż niektórzy komentatorowie, nie samą tylko Kolonnezę robią przedmiotem miłosnych westchnień poety. Wręcz temu zaprzeczyć trudno, jednak to pewna, że kto śledzi pilnie kierunek jego myśli i uczuć w sonetach, przekona się, że te będąc pod wpływem jednego wielkiego wrażenia pisane, cale się różnią od wcześniejszych jego stanców lub tercynów, tak bez namiętności złożonych. —
- ↑ XXVI. Wiersz ten pisany wyraźnie do Wiktoryj Kolonny i poeta prosi ją, żeby pismami swemi oświecała jego duszę.
„By z niéj wyleciał zwątpień błąd jałowy.“
Domyślać się można, iż między niemi, tak korrespondencya, rozmowa, jak poezya toczyły się około prawd religii. M. Anioł popadający w zwątpienia mógł zasięgać od niéj zbawiennych rad, zwłaszcza że to była osoba doskonałego żywota, oddana całkiem sprawom Bożym. W kilkuset jednak sonetach i kanconach Kolonnezy, niema ani jednego wiersza wprost dającego się zastosować do wielkiego artysty, co biografów piszących o wzajemnym ich stosunku do siebie w niemały wprawiało kłopot. Jednakże pilnie przebiegając przez Viscontego w Rzymie r. 1840 wydane „Rime di Vittoria Colonna“ zdawało mi się napotkać jeden sonet:
Godo d’udir cho voi dell’ampia e folta.zastosować się dający do Michała Anioła, i będący jakby odpowiedzią na powyższy jego wiersz. Brzmi on w przekładzie:
Z pociechą słyszę że przebijasz mroki,
Co konarami błędu, jak w więzieniu
Światło ci kradną; przez otwór w sklepieniu
Złotego światła spłyną ci potoki.
I piękna dusza podleci w obłoki
Wolna i lekka, niegdyś tak oddana
Chytrym pokusom ziemskiego szatana,
Dziś dobrym radom podda swoje kroki.
Jeśli od krzywych bezdroży i śliskich
Sam się odwracasz; napewne więc liczę,
Że wstydne ku nim nie zwrócisz oblicze,
Raczéj z odwagą dobędziesz sił wszystkich,
I gęste sieci, coć swobody bronią,
Na zawsze wolną sam rozburzysz dłonią. - ↑ XXVII. Znaleziono w listach Wiktoryi Kolonny, że sonet ten posłał jéj był do Viterbo. Lubo kilka tylko sonetów jego nosi na tytule wskazówkę że były do niéj pisane, jednak z treści widać, że większą część układał mając ją w myślach na celu. W sonetach tchnących najgłębszą, najsilniejszą namiętnością, niepodobna mu było kłaść jéj nazwiska. W podeszłym wieku czytaniem pisma Śgo umacniał w sobie ducha, kiedy w młodym czerpał z tych ksiąg tylko kwiaty poezyi, które w twory swoje przelewał. Condivi powiada z tego powodu. „Michel-Angelo aveva fatto un profundo studio nella divina scrittura si del testamento vecchio che del nuovo.“ W późniejszych sonetach znać to przejęcie się księgami świętemi. —
- ↑ XXXVI. Vasari przytacza ten sonet przysłany sobie przez M. A. wraz z własnoręcznym jego listem, w którym znękany starzec odpowiada mu na uprzejme zaprosiny, aby jechał do Florencyi, gdzie go czeka uwielbienie i miłość spółziomków — w tych słowach:
„Dałby Pan Bóg, drogi przyjacielu, aby śmierć pofolgowała mi jeszcze z lat kilka! Zapewne powiesz że mi się w głowie przewróciło, gdy na starość bawię się składaniem sonetów; wszakże umyślnie aby potwierdzić zarzut jaki mi tu robią, że już zdziecinniałem, zaczynam się bawić jak dziecko. List twój poczytuję za dowód przyjaźni z twéj strony. Tak samo jak sobie życzysz, i ja pragnę aby kości moje spoczywały w grobach rodziców; wszakże jeżelibym teraz wyjechał z Rzymu, wyrządziłbym niesłychaną krzywdę budowie Śgo Piotra; hańbą okryty, czułbym się winnym we własném sumieniu. Gdy jednak dojdę do tego, abym téj budowie nadał kształt niedający się już zmienić — przyrzekam ci nieopierać się dłużéj twoim naleganiom; zwłaszcza, że może grzeszę nadużywając tak długocierpliwości niektórych intrygantów czyhających na mój odjazd. —“
Sonet ten najwłaściwiéj zamyka szereg uczuć platonicznie miłosnych, rozpaczliwych, pobożnych i skruszonych, które przelatywały przez umysł i serce jenialnego starca, niemającego na schyłku dni, jak sam napisał do Vasarego „ani jednéj myśli, któraby nieprzypominała mu śmierci.“ - ↑ XXXVII. Ten i następny sonet mówią o Dantem, którego Michał-Anioł był zapalonym wielbicielem. Zdaje się, że mogły być napisane w tym czasie, kiedy widząc zdrajców spiskujących o poddanie Florencyi, pełen rozpaczy opuścił miasto i udał się do Wenecyi, gdzie zabawiwszy kilka miesięcy, pojednał się z władzami ówczesnemi, i powrócił jako biegły inżynier, daléj prowadzić obronę Florencyi. Widząc się tułaczem, porównywał położenie swoje z losem wielkiego wieszcza. Myśl ta wyraźniéj się przebija w innéj wersyi pierwszego sonetu, znalezionéj w rękopisie Watykańskim. Dla porównania podaję przekład:
Kiedy szedł z nieba, jasny cnót ozdobą
I miał już zstąpić na ziemskie bezdroże,
Wrócił się patrzeć znów w oblicze Boże,
By światło czystéj prawdy wynieść z sobą.
O gwiazdo chwały! promieńmi wieńcząca
Gród co mię rodził, a wyparł się ciebie;
Za toż to, za to tak cię świat potrąca,
Żeś mu tu przyszedł powiadać o niebie?
Mówię o Dancie, którego zbestwiony
Lud nierozumiał, niewdzięcznością płacił,
Lud co proroków krzyżował i tracił.
Gdyby los Danta był mi przeznaczony,
Za tę moc ducha jego w dniach tułactwa
Oddałbym wszystko, szczęście i bogactwa. —Wyrazy: „zwiedził dwa piekła“ każą się domyślać, że poeta rozumiał tu dwie pierwsze pieśni Boskiéj komedyi, w których Dante odbywa podróż po piekle i czyścu. — Nietylko z tych sonetów ale i z życia Michała-Anioła dowiadujemy się, jakim był wielbicielem Danta, gdy nietylko umiał jego poemat na pamięć, ale i swój egzemplarz Komedyi własnoręcznemi ozdobił był rysunkami na marginesach. — W Sądzie Ostatecznym użył też wiele pomysłów Dantowskich; gdy zaś florenccy akademicy udali się z prośbą do Papieża Leona X, aby zwłoki wieszcza wolno było przeprowadzić z Rawenny, Michał-Anioł dobrowolnie zobowiązał się wyrzeźbić nagrobek, dopisawszy do swego nazwiska następujące słowa: „Ja Michał-Anioł rzeźbiarz, niemniéj upraszam jego świętobliwości o tę łaskę, zobowiązując się wyrzeźbić monument, godny boskiego poety, aby takowy mógł stać na najprzedniejszym placu naszego miasta.“ (Condivi.) Również i w poezyach Michała-Anioła, przebija się pewne pokrewieństwo duchowe z Dantem, a razem i z Platonem. Powód zaś do niechęci ku rodzinnemu miastu był i w dobrowolném wygnaniu podczas oblężenia, a oraz jak mówi Vasari i w poniżeniu doznaném od księcia Kozmy, który takich miernych artystów jak Bandinelli przenosił i pracami zaszczycał z pominięciem Michała-Anioła. — To uczucie jego wyraża się jeszcze w madrygale pod liczbą XL gdzie mówi:
Bo nikt odemnie mniéj sobie nieważy
Bądź czci, bądź pochwał, bądź gniewów téj rzeszy,Co najwierniejszą bywa dla przewrotnych;
Więc się dróg trzymam dzikich i samotnych. — - ↑ XXXIX. Jest to właściwie odpowiedź na wiersz, czy też list Ludwika Becadelli arcybiskupa Raguzy (Raugia?.) Był to mąż uczony, autor wielu pism włoskich i łacińskich, który lubił obcować z artystami; jakoż w Rzymie najwięcéj przestawał z Buonarrotim, a w Wenecyi z Tycyanem. —
Dla objaśnienia wiersza:„Nieraz łza kanie po wiernym Urbinie“opowiem kto był ten Urbino? Właściwie zwał on się Francesco Amatori z Urbino i był w służbie u Michała-Anioła, który się tak doń przywiązał, że z wyjątkiem prac artystycznych, dał mu się zupełnie powodować. Benvenutto Cellini w swojéj autobiografii wspomina o tym stosunku i odkrywa niektóre śmieszne strony. Nieubliża to jednak charakterowi Michała-Anioła, który mimo wiek podeszły i stargane siły, dzień i noc jak matka czuwał przy chorym Urbinieza i mknął mu oczy, niemogąc się utulić w żalu po stracie tego przyjaciela. Z powodu téj śmierci przytaczam list pisany przez Michała-Anioła do Vasarego, bardzo zajmujący prostotą i siłą uczucia.
„Do mistrza Jerzego Vasari.
„Kochany mistrzu! gorzkie to moje pisanie, jednakowoż na twój list odpowiedzieć coś muszę. Zapewne wiesz, że Urbino nie żyje, w czém mi Bóg okazał swoję łaskę, chociaż z niepowetowaną dla mnie szkodą i boleścią. Łaska ta w tém, że póki żył, utrzymywał mię przy życiu, a umierając nauczył mię, nie jak z nieukontentowaniem, ale jak z utęsknieniem wybierać się na tamten świat. Miałem go przy sobie 26 lat, a co osobliwsza, był to człowiek nieposzlakowanéj wierności; teraz zaś kiedy mu zapewniłem sytuacyę, i wyobrażałem sobie, że będzie mi w starości podporą, rozstał się ze mną na wieki, niezostawując mi innéj nadziei, tylko że się w raju obaczym. Pan Bóg mi to objawił widocznie, dając mu najszczęśliwszą śmierć; albowiem bardziéj niż sama śmierć bolało go, że mię pośród chytrości tego świata i pośród tylu kłopotów opuszczać musi. To pewna, że większa część mnie samego odeszła z nim razem, a choć mi nic nie zostaje tylko sama nędza — polecam się tobie
„Michel Agnolo Buonarroti.“Rzadki to i rozczulający przykład wdzięczności pana dla sługi! Dusza Michała Anioła równie była piękną jak jego jeniusz. Pewnego dnia mówił on do Urbina: — „Co poczniesz jak umrę!“ — Przystanę do kogo innego. — „Biedny chłopcze, odpowiedział Michał Anioł — zabezpieczę cię od nędzy“ i natychmiast wyliczył mu na stole 2000 szkudów, a oprócz tego wyrobił mu zyskowną posadę dozorcy obrazów Sykstyny, aby je oczyszczał z dymu świec palących się na ołtarzu.
- ↑ XL. W wierszach tych przebija nieco goryczy i dumy; M. A. mógł je pisać w późnéj starości, kiedy zawiść dogryzła mu z różnych stron. Wyrażenie się na końcu: „dróg szukam dzikich i samotnych“ maluje całe jego życie. Wciągniony w obowiązki towarzyskie, nie mógł znosić tych więzów, a ludzi znał aż nadto, aby ich poszukiwać. Stojący sam swym jeniuszem, dumny z téj niepodległości, za nic sobie ważył gniewy groźnego Juliusza II; odrzucił świetne propozycye Karola V, króla francuzkiego i księcia Toskańskiego, przenosząc niepodległość nad dostojeństwa, ciszę nad hałaśliwą pokaźność, słodycze przyjaźni nad łaskę panujących, swoją pracownię nad dwory książęce — sam jeden w tym wieku może miał prawo powiedzieć.
„vo per vie men calpestate e sole.“
- ↑ XLI. W zbiorze poezyj sonet ten, równie jak sonet oznaczony liczbą XIX, noszą na tytule napis: Alla Signora Vittoria Colonna Marchesana di Pescara. Są one z rzędu tych, z któremi niepotrzebował się taić, gdyż trzymały się w granicach uwielbienia dla dostojnéj Pani, będącéj przedmiotem powszechnego szacunku. Sonet wyżéj wymieniony najlepiéj oddaje charakter tego związku między artystą a margrabiną. Uważa się on jako model wyszły z rąk natury, który dopiero wydoskonali jej ręka, jeżeli ona przez litość
„co zbytnie wykroi
„A brak wypełni“ —M. A. często używa tego rzeźbiarskiego porównania, wziętego ze sposobu modelowania w glinie przez nakładanie i rzeźbienia w kamieniu przez odcinanie dłutem niepotrzebnych cząstek. Widocznie prosi ją, żeby się zajęła jego moralném wykształceniem; lęka się jednak odmowy, bo ta upokorzyłaby go boleśnie.
- ↑ XLII. Sonet ten napisany własną ręką posłał był Michał-Anioł Vasaremu malarzowi i architekcie po przeczytaniu jego dzieła: Życia najsławniejszych artystów. — Wszakże te pochwały jakie mu daje o ile są słuszne pod względem tego dzieła, o tyle przesadzone gdy mówi o jego zasługach malarskich; Vasari bowiem robił mierne obrazy. Można je widzieć w starym pałacu we Florencyi; odznaczają się pretensyą naśladowania Michała-Anioła, w ten sposób, że Vasari sadził się na olbrzymią szczytność pomysłów i figur, a zdobywał tylko bezduszne i rażące jednostajnością kolosy.
- ↑ XLIII. Jan Strozzi ze znakomitego florenckiego domu Strozzich, kochał się w poezyi włoskiéj i sam wiele miłosnych rymów składał. — Posąg Nocy, dzieło Michała-Anioła, stoi w kościele San Lorenzo we Florencyi, na nagrobku księcia Juliusza Medyceusza. Rzeźba ta sprawiła takie wrażenie, że oprócz czterowiersza Strozzego napisano na nią mnóstwo jeszcze pochwalnych rymów łacińskich i włoskich. — Odpowiedź Michała-Anioła tchnie całém oburzeniem się na stan poniżenia i upadku, w jakim pogrążyła jego ojczyste miasto restauracya wygnanych Medyceuszów. —