Skąpiec (Molier)/Całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Skąpiec | |
Pochodzenie | Bibljoteka Narodowa Serja II Nr. 6 | |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza | |
Data wyd. | 1921 | |
Druk | Drukarnia W. L. Anczyca i Spółki w Krakowie | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński | |
Tytuł orygin. | L'Avare | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
Nr. 6.Serja II
BIBLJOTEKA NARODOWA MOLIER
SKĄPIEC
KOMEDJA W PIĘCIU AKTACH
PRZEŁOŻYŁ I OPRACOWAŁ
TADEUSZ ŻELEŃSKI
(BOY)
KRAKÓW
NAKŁADEM KRAKOWSKIEJ SPÓŁKI WYDAWNICZEJ
DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI W KRAKOWIE
|
Omawiając Mizantropa, zaznaczyłem, w jaki sposób Molier[1], wyszedłszy z popularnej farsy, oraz z komedji włoskiego typu opartej na intrydze, doszedł do stworzenia najdoskonalszych wzorów komedji charakterów oraz komedji obyczajowej. Studjując chronologicznie jego dzieła, możemy, krok po kroku, śledzić, jak, pod ręką mistrza, coraz bardziej mężniejącego i świadomego siebie, dawne formy wypełniają się nową treścią; jak, z czczej igraszki lub błazeństwa, komedja staje się głębokim i pełnym obrazem życia. Nie znaczy to, aby Molier w którejkolwiek epoce zupełnie zerwał z krotochwilą (la farce), tą macierzą jego twórczości. Z wyjątkiem może jednego Mizantropa, coś z farsy znajdzie się w każdym z jego utworów; a jeszcze Mizantrop nie zszedł ze sceny, kiedy Molier dołączył doń Lekarza mimowoli, ten wybryk najszaleńszej werwy i pustoty. Ostatnią sztuką, jaką napisał, jest Chory z urojenia: grając główną rolę w błazeńskiej »promocji doktorskiej«, Molier dostaje krwotoku, i umiera, zaledwie wyniesiono go ze sceny. Wesołość była żywiołem i celem tego genjusza komedji; że jednak w drodze do niej była mu busolą prawda, Molier raz po raz dochodzi do punktu, w którym z poza komicznej maski, życie ukazuje mu swoje poważne, smutne, tragiczne nawet oblicze.
Aby oddać to życie tak jak on je pojmował, nie mogły Molierowi wystarczyć współczesne formy teatru. Teatr ten skupiał się na dwóch krańcach: z jednej strony wspaniałe heroizmy tragedji, z drugiej dość powierzchowny komizm ówczesnej komedji, będącej niby teatrem marjonetek o tradycyjnych fizjognomjach i gestach. Pomiędzy temi dwoma biegunami było miejsce na całą prawdziwą »komedję ludzką« — i Molier miejsce to zapełni. Ale Molier jest ojcem nietylko nowoczesnej komedji. Analiza namiętności, poruszających nie, jak w tragedji, historycznymi nadludźmi, ale zwykłymi ludźmi w zwykłem środowisku codziennego życia, toż-to nie co innego, tylko przedmiot dzisiejszego dramatu. I, w istocie, Świętoszek, Don Juan, Skąpiec, te wspaniałe komedje Moliera, zawierają w sobie zarazem całą istotę dramatu. Jak bardzo Molier wyprzedził w tem swoją epokę, dowodzi fakt, iż, przez bardzo długi czas, nikt nie zdołał podjąć i prowadzić dalej tej linji jego twórczości. Wiek XVIII rozumiał potrzebę »dramatu mieszczańskiego« i zbudował jego teorję; ale nie miał talentów zdolnych teorję tę poprzeć czynem, i poprzestał na t. zw. »łzawej komedji« (comédie larmoyante). Dopiero kiedy, na niwie powieści, Balzac utrwalił genjalnemi rysami całe tragikomiczne widowisko powszedniego życia, teatr XIX w., dzięki jego pośrednictwu, nawiązał nić ze wskazaniami Moliera.
W tragedji klasycznej, namiętności ludzkie ujęte były w sposób sprzyjający temu, aby, wedle słynnej formuły, budzić w nas »współczucie i grozę«. Do tego celu służyły wielkość i odległość przedmiotu; w tym celu poeta starannie oczyszczał swoim bohaterom grunt, iżby, w pogoni za wielkością, nie potknęli się o nic małego. Wrażenie natomiast, jakie też same namiętności będą na nas wywierać w ramach codziennego życia, jest bardziej skomplikowane. Niestosunek napięcia duchowego osoby owładniętej namiętnością, a nikłością przedmiotu który oglądamy trzeźwem okiem, może sprawiać wrażenie komiczne; z drugiej strony, właśnie wskutek tego niestosunku, widok ten może działać niesamowicie, jak widok obłąkanego. Człowiek opanowany namiętnością może działać na nas tragicznie, skoro widzimy w nim obraz bezwolnej ofiary, miażdżonej jakąś potężną, niewidzialną siłą; z drugiej strony, komiczne, jako pewne zautomatyzowanie ludzkiej istoty: skomplikowana gra ludzkich uczuć zmienia się tu — jak u pajaca, służącego za zabawkę dzieciom — w prosty system nitek, które, jakgdyby poruszane niewidoczną ręką, wykonywają wciąż te same gesty. Przytem, codzienne potoczne życie, sama jego »technika«, sprawia, iż wielkość potrąca w niem co chwila o małość, tragizm ociera się o komizm, konieczność mocuje się z przypadkowością. Kiedy Racine wprowadza na scenę Fredrę, pilnie czuwa, aby podczas jej rozmowy z Hipolitem nie wpadły na scenę dzieci z boną, pytając: »Mamo, czy możemy iść na tennisa?« W Mizantropie, Alcest, którego miłość z pewnością jest na miarę tragicznych bohaterów, musi, w chwili najwyższego napięcia, zadławić swoje uczucia, i odgrywać dość głupią rolę w salonie Celimeny, znosząc cierpliwie jej gości... Od woli poety zależy to dawkowanie nastrojów komicznych, dramatycznych, tragicznych, mieszanie ich z sobą, kombinowanie; nowa formuła teatru, stworzona przez Moliera, otworzyła twórczości scenicznej niezmierzone horyzonty.
W jaki sposób Molier korzysta ze zdobytych przez siebie praw ujmowania życia w bogatej grze jego odcieni i kontrastów, starałem się wskazać w Mizantropie; ale Skąpiec jeszcze lepiej może tu służyć za przykład. Kiedy Harpagon czuje się w obowiązku wyprawić kolację, cierpi zaś męki przy każdym groszu wydatku jaki to pociągnie, wówczas jest szczerze komiczny. Kiedy, w tym samym pokoju, oko w oko, spotykają się niespodzianie ojciec-sknera i syn-rozrzutnik, i poznają w sobie wzajem, ten naiwnego klienta, ów przeklinanego przed chwilą lichwiarza, moment jest wysoce dramatyczny. Kiedy Harpagon, po utracie szkatułki, wpada na scenę z krwią nabiegłemi oczyma, i wyje niemal z bólu jak matka której wydarto młode, wówczas mógłby na nas działać wręcz tragicznie. I dopieroż widzimy Moliera przy robocie: możemy śledzić jego nieustanną czujność, z jaką strzeże aby sztuka nie wypadła z tonu; nieomylny takt, z jakim, ukazawszy nam w perspektywie wszystkie możliwości dramatyczne lub tragiczne, natychmiast, zręczną zmianą perspektywy, sprowadza nas z powrotem do komicznego punktu widzenia. I, wobec wielu dzisiejszych sztuk, które, mimo swej płytkości, tak bezceremonjalnie pozwalają sobie szarpać naszemi nerwami, z jakąż wdzięcznością oceniamy tę humanitarną zasadę Molierowskiego teatru: nie zasmucać widza więcej niż to jest konieczne! Skąpiec Moliera jest, mimo wszystko, ponury, bo nie może nim nie być; ale wyobrażamy sobie, jakby wyglądał ten temat, potraktowany np. w epoce »naturalizmu«!
Jeszcze jedna jest przyczyna, dla której Skąpiec stanowi niejako bardzo zajmujący preparat do studjowania twórczości Moliera. Jestto, wśród jego dzieł jedno z najgenjalniejszych, a zarazem jedno z najmniej doskonałych. Jest, wskutek tego, utworem, który od samego początku najwięcej sprawiał kłopotu krytyce literackiej. Skąpiec nie posiada ani harmonijnego umiaru i zawartości jakie mają np. Uczone Białogłowy; ani głębokiego uczucia Mizantropa; ani rozmachu i bujności Don Juana; ani soczystości i pełni Świętoszka; ani wesołości Lekarza mimowoli. Ze wszystkich wielkich komedyj Moliera, ta najwięcej wspomaga się konwencją sceniczną, tradycyjnymi typami, sytuacjami. Ze wszystkich swoich komedyj, Molier najwięcej zapożycza się tu z obcych źródeł (począwszy od głównej treści), spajając te wstawki często dość niedbale z trzonem utworu. Ze wszystkich komedyj Moliera, ta jest najbardziej ponura, nie rozświetlona promykiem wdzięku, młodości. Ze wszystkich komedyj Moliera, ta jest najbardziej uboga w charaktery, poza centralną figurą — której także zarzucano zbytnią abstrakcyjność — nie zawiera ani jednej postaci w większym stylu, ani jednej którąby nas autor chciał zainteresować.
To wszystko prawda; ale, z drugiej strony, mało jest w literaturze imion własnych, któreby w tym stopniu przeszły w ogólne słownictwo co imię Harpagona; mało postaci, któreby się wraziły w pamięć tak niezatartemi rysami jak ten starzec o drapieżnych, zakrzywionych palcach. Toż samo, ze wszystkich utworów Moliera, Skąpiec jest, pod wieloma względami, jednym z najśmielszych jako rozszerzenie ram komedji, jako ukazanie, pod komiczną formą, bezwzględnie obnażonej i smutnej prawdy życia.
I stosunek publiczności do Skąpca jest dziwny. Kiedy go Molier wystawił po raz pierwszy w 1668 r. powodzenie było mierne[2]. Sarcey, w r. 1873, notuje, iż ilekroć oglądał Skąpca na scenie, zawsze odniósł z całości wrażenie dość przykre. Mimo to, Skąpiec należy do najczęściej granych sztuk Moliera, a dla wielu osób stojących nieco dalej od literatury, Molier jest przedewszystkiem, wyłącznie niemal, autorem Skąpca.
Zwłaszcza u nas. Powiedziałbym nawet, iż, u nas, jednostronność ta posuwa się nieco za daleko. Skąpiec pojawia się najczęściej na scenie jako popisowa rola dla aktora; Skąpca zamieszczają w swoim katalogu wszystkie bibljoteczki popularne; do Skąpca ograniczają niemal znajomość Moliera programy szkolne. Otóż, zalecając bardzo gorąco poznanie Skąpca, czuję wszelako potrzebę zaznaczenie tutaj, iż samo jedno nie wystarcza ono do wyrobienia sobie pojęcia o twórczości Moliera, jak również o teatrze klasycznym. Powtóre, nierówności jakie zaznaczyłem w Skąpcu, są przyczyną, iż należy go czytać krytycznie i analitycznie, nie zaś — jak bywa nieraz wobec uznanych arcydzieł — darzyć jednakim podziwem silne i słabe strony utworu.
Czem tłumaczyć sobie nierówność, jakgdyby dorywczość, tej wielkiej pięcioaktowej komedji? Każda twórczość miewa swoje przypływy i odpływy; ale zwłaszcza gdy rozważamy Moliera, nigdy nie należy nam zapominać o warunkach w jakich tworzył. Pisarz ten, który, w ciągu kilkunastu lat swej paryskiej działalności, zostawił nam trzydzieści parę komedyj, był równocześnie aktorem, dyrektorem teatru, reżyserem, był nadwornym impressarjem rozrywek królewskich i głównym dostawcą repertuaru dla swojej sceny. Stąd, twórczość Moliera ma cechy gorączkowości. Król żąda nowej rozrywki, albo też frekwencja w teatrze słabnie, i oto już Molier chwyta za pióro, aby niespożytą swą werwę oddać na usługi monarchy, lub też owego drugiego monarchy — tłumu. Zaczem, w parę tygodni, nieraz w kilkanaście dni, improwizuje widowisko, wpół-tworząc na nowo, to znów sięgając do swych dawnych zapisków i szkiców, to wspomagając się na prawo i lewo obcemi pomysłami, spajając to wszystko w całość, której braki zasłoni na scenie werwa i humor wykonania. Nie wszystkie komedje powstały w ten sposób, ale wiele z nich; ślady takie pospiesznej produkcji nosi i Skąpiec. Zważmy wreszcie, iż, pracując w tych warunkach, Molier miał na oku tylko sukces doraźny, tylko scenę: o wydawanie drukiem swoich komedyj nie dbał zupełnie; stąd nierówność stylu, które zniknęłyby może w ostatecznej rewizji autorskiej. Skąpiec posiada najżywszą, najbardziej sceniczną prozę, tuż obok najcięższego, najbardziej zawiłego języka, jakim kiedykolwiek Molier pisał (początek pierwszego aktu!).
Jak już wspomniałem, osnowa Skąpca nie jest oryginalna; zaczerpnął ją Molier z Plauta, podobnie, jak to już raz uczynił w Amfitrjonie. Ale, podczas gdy w komedji mitologicznej podąża wiernie za pierwowzorem, tutaj, mając w rękach komedję obyczajową, unowożytnia ją, kształtuje swobodnie pomysł łacińskiego pisarza, rozszerza ramy, pogłębia charaktery i wzbogaca całość mnóstwem zabawnych scen i szczęśliwych rysów. Nic bardziej pouczającego, jak śledzić poczynanie sobie Moliera przy jego »plagjatach«. Przedstawmy tedy w kilku słowach treść tej łacińskiej (prawdopodobnie naśladowanej z greckiego) komedji p. t. Aulularia (Garnek).
Euklion, syn skąpca wychowany w nędzy, znajduje niespodzianie po śmierci ojca zagrzebany przezeń skarb. Szczęście to przyniosło mu jeno udrękę; on z kolei staje się sknerą, trawiącym życie na ukrywaniu i strzeżeniu swego garnka z pieniędzmi. Euklion, jak Harpagon, ma córkę Fedrę; córkę tę wiódł potajemnie młody Lykonides; skąpiec zaś, udający nędzarza, chce ją wydać za starego Megadora, który ofiaruje się wziąć ją bez posagu. Niewolnik Lykonidesa podpatruje kryjówkę i wykrada skarb Eukliona: tu scena, będąca źródłem słynnego monologu Harpagona z końcem IV aktu, oraz quiproquo z Lykonidesem, również zużytkowane przez Moliera. Zakończenia komedji brak; wedle streszczenia które się zachowało, odnajduje się garnek, kochankowie uzyskują zezwolenie ojca, który, zmęczony czuwaniem nad swym skarbem, daje go córce w posagu.
Molier, nieomylnym swym wzrokiem, dojrzał co można było wydobyć z tego przedmiotu oraz w jakim duchu należy go przekształcić. Anegdota zmieniła się pod jego ręką w przerażające swą prawdą studjum namiętności.
Biedak, który — jak Euklion — niespodzianie znalazł skarb, to nie jest klasyczny typ skąpstwa; zachowanie jego w tem położeniu zbyt jest naturalne, aby mogło być głęboko komicznem; toż samo rozpacz po stracie skarbu, który jest całem jego mieniem. Aby przywara ta wystąpiła w całej potworności, trzeba ją było zaszczepić człowiekowi bogatemu; aby wydobyć z niej wszystkie efekty komiczne, trzeba aby skąpiec był, przez swą pozycję, zniewolony do wystawnego trybu życia. Ale skąpstwo nie poprzestaje wszak na zazdrosnem chowaniu posiadanego skarbu: kojarzy się ono zazwyczaj z namiętnością pomnażania. Najszybszym, najbardziej bezpośrednim środkiem potemu jest lichwa; ale przy lichwie trzeba raz po raz wypuszczać z rąk swój skarb, rozwijać drapieżną przezorność w jego zabezpieczeniu, być ciągle na rozdrożu między chciwością a sknerstwem. Zatem: bogacz, skąpiec i lichwiarz, to dopiero pełny obraz; przygodny dusigrosz Plauta przeobraził się w wiekuiste wcielenie skąpstwa, Harpagona.
Nie dość na tem. Trzeba było uczynić tego skąpca ojcem rodziny, i w tem także rozwijając szkic Plauta; pokazać ponury obraz wnętrza domu w którym bożyszczem jest pieniądz; odmalować spustoszenie, jakie przywara ojca czyni w duszach dzieci. Wreszcie, aby dopełnić obrazu i urozmaicić jago ponurą monotonję komicznemi rysami, Molier wyda skąpca na pastwę uczucia, które najmniej godzi się ze skąpstwem: uczyni go zakochanym.
Oto ilustracja »plagjatów« Moliera. Jeżeli, w pośpiechu pracy, czerpał z obcych pomysłów, to zawsze w ten sposób, iż, pod jego ręką, niedoskonały zarys zmieniał się w to, czem być powinien; każda scena otrzymywała właściwą jej oprawę, każde słowo właściwy ton i miejsce. Niejeden rys obojętny w pierwowzorze stawał się perłą komizmu u Moliera. Jeżeli znamy dziś nazwiska wielu włoskich i francuskich poprzedników Moliera, to jedynie dlatego, iż mieli szczęście być przezeń »zrabowanymi«.
Zaznaczamy tu mimochodem, iż w epoce, w której tworzył Molier, pojęcia o tem, co dziś nazywamy plagjatem, były zupełnie odmienne. Tak jak nie istniało prawo autorskie, tak nie istniała i własność literacka; każdy brał ze swoich poprzedników, lub nawet współczesnych co mu się podobało, co mu było potrzebne, przerabiając, naśladując lub wcielając wprost bez żadnego skrupułu i zarzutu. Co mamy uważać za pomyślniejsze dla literatury: czy tę ówczesną swobodę, czy dzisiejszą nadmierną może drażliwość w omijaniu użytych już pomysłów i jaknajdalej posuniętą troskę o »oryginalność«? Różne są zdania w tej mierze. Jedni francuscy krytycy twierdzą, iż, gdyby pisarze epoki klasycznej mieli dzisiejsze pojęcia o plagjatach, literatura byłaby uboższa o kilkanaście arcydzieł; inni, przeciwnie, utrzymują, iż, w zamian, to ułatwienie produkcji pozbawiło może literaturę utworów, których pisarz zmuszony byłby szukać we własnem sercu. Faktem jest, iż najwyżej wzniósł się Molier w sztuce, której elementy znalazł wyłącznie w sobie samym i tem co miał dokoła: w Mizantropie.
Skąpstwo! to, w istocie, osobliwa namiętność. Komuż nie zdarzyło się nieraz w życiu zadumać nad nią, na widok starca bliskiego grobu, nie kochającego nic i nikogo, żyjącego jedynie dla siebie, a który, równocześnie, odmawia sobie wszelkiej osłody życia, niemal wszystkich potrzeb, poto, aby gromadzić skrzętnie zasoby »energji potencjalnej«, zawarte w pieniądzu? Możnaby rzec, iż to sam pieniądz, ten przenośny czynnik społeczny, oszalał, iż zbuntował się przeciw władztwu człowieka i ze sługi stał się jego panem. Jak nazwać tę namiętność, która skupia w ręku wszystkie możliwości użycia, aby się karmić jedynie marzeniem? czy przeidealizowanym materjalizmem, czy idealizmem zagęszczonym do materji? Czy to jest pewna forma mistycyzmu, pewna forma poezji, jedyna do jakiej zdolne są grube natury?
Ale najwięcej jest tu podobieństwa do stanów hypnozy. Życie tak uczy nas czcić i kochać pieniądz, iż suggeruje nam w końcu jego wartość realną, podczas gdy, w idei swojej, posiada on jedynie wartość symboliczną, zamienną. Iluż ludzi wyrzeka się życia, poto aby pomnażać środki do życia! Wyobraźmy sobie tę hypnozę, posuniętą jeszcze dalej, aż do objawów przemieszczenia czucia, tego elementarnego doświadczenia z zakresu hypnotyzmu. Widziałem np. medjum, którego czucie hypnotyzer przeniósł w szklankę; medjum syczało z bólu przy każdem nakłuciu powietrza w szklance szpilką. Czy niema w tem podobieństwa do Harpagona i jego szkatułki?
Skąpstwo, w tem nasileniu w jakiem widzimy je u Harpagona, posiada dwa oblicza: jedno straszne, odrażające, drugie komiczne swą prostolinijnością, rozbrajające przez naiwność jego monomanji. Wstręt i grozę budzi w nas jako lichwiarz bez czci i wiary, jako twardy, obojętny i samolubny ojciec; ale raz po raz wyrwie mu się jakieś naiwne powiedzenie, budzące w nas myśl: »Ależ to chory człowiek«. Ilekroć wrażenie grozy mogłoby przeważyć, Molier, z niezmierną zręcznością, wysuwa na pierwszy plan wrażenie niedorzeczności; i stopniowo poprzez końcową scenę rozpaczy w czwartym akcie, poprzez scenę nieporozumień, gdy Walery mówi o córce a Harpagon o szkatułce, aż do ostatniej sceny piątego aktu, prowadzi rzecz w ten sposób, iż w końcu Harpagon wydaje się nam niby starem dzieckiem, któremu z przyjemnością oddajemy jego cacko. Nie troszcząc się o »prawidła sztuki«, Molier rozpoczyna Skąpca niemal najsilniejszym efektem (spotkanie ojca z synem), poczem, w dalszych aktach, zamiast iść crescendo, łagodzi już raczej to pierwsze wrażenie; zaczyna od przejmującego ludzkiego dramatu, aby go nieznacznie zmienić w teatrzyk marjonetek. Czy to jest wynikiem artystycznego zamiaru, czy też mimowiednym skutkiem pospiesznej roboty, nie śmiałbym rozstrzygać; ale jest w tem niezawodny instynkt: zdaje mi się, że tylko w ten sposób temat Skąpca można było utrzymać w ramach komedji.
Sama postać Harpagona spotykała się w krytyce francuskiej z zarzutami. Twierdzono tu i ówdzie, że ten Harpagon nie jest odlany z jednolitego kruszcu; że jest raczej abstrakcją skąpstwa niż żywym człowiekiem; iż posiada rysy dosłownie przeniesione z komedji łacińskiej, obok cech obyczajowych, świadczących o przynależności jego do współczesnego Molierowi świata. Człowiek (mówiono), przyzwyczajony, jak on, obracać pieniądzmi, nie będzie ich zakopywał w ogrodzie, jak gdzieś za pierwotnych czasów; wszak nie pierwszy raz chyba zdarza się mu mieć w ręku znaczniejszą sumę w gotowiźnie. Środowisko Harpagona, dom (mówiono dalej), odmalowane są raczej z intencją wydobycia komicznych kontrastów, niż z troską o prawdę. Poco (cytuję ciągle zarzuty) skąpiec trzymałby tak liczną służbę, tylu domowników? czemu, zamiast odkradać owies koniom, nie sprzeda poprostu bezużytecznych koni i karety? Któż to jest właściwie ten Harpagon? szlachcic? mieszczanin? lichwiarz? co robi? jakie zajmuje stanowisko?
Jest w tych zarzutach trochę prawdy, ale tylko trochę. Wspomniałem już omawiając Mizantropa, iż teatr klasyczny uzyskuje swą pełnię i bogactwo treści za cenę pewnych uogólnień, pewnych śmiałych skrótów, nieodzownych aby zamknąć tak wiele w tak krótkim czasie i na tak szczupłej przestrzeni. Kiedy Balzac genjalnie wskrzesza Molierowskiego skąpca w starym Grandet[3], może, w szczegółowy sposób, zapoznać nas z kombinacjami zapomocą których starzec ów płodzi swoje miljony; ale teatr nie ma na to ani czasu ani miejsca; aby odmalować wiekuisty, najszerszy typ skąpca, aby go wyrazić w pamięć tak, jak Molier wyraził nam swojego Harpagona, musi wziąć, jako przedmiot jego umiłowania, pieniądz w najprostszej, symbolicznej niemal postaci. Z drugiej strony jednak, skąpiec nie żyje na pustyni; żyje w świecie, i to w pewnych określonych warunkach, nałożonych mu przez urodzenie, sferę, etc. Szlachcic, naprzykład, urodzony w wiejskim dworze, choćby był największym skąpcem, nie sprzeda dworu aby żyć w lepiance: będzie rozwijał swoje skąpstwo w ramach w jakich los go postawił. Otóż, skąpstwo jest przywarą wstydliwą: stąd walka wewnętrzna pomiędzy rosnącem zazwyczaj z wielkiem sknerstwem a obowiązkami światowemi, z któremi kutwa nie ma odwagi wręcz zerwać, jest zjawiskiem naturalnem i codziennie spotykanem. Za kilka lat, może skąpstwo zwycięży ostatnie resztki względów; obecnie, widzimy skąpca jeszcze w walce z niemi, co jest, teatralnie, o wiele bardziej zajmujące.
Co do zarzutu, tyczącego owego rysu z »odkradaniem owsa«, dziwi mnie, iż go rak często spotykam w poważnej francuskiej krytyce. Toż ten rys jest, obok wielu innych, przytoczony w ustach Jakóba jako przykład rzeczy, które ludzie o Harpagonie mówią, jako jeden z tysiąca konceptów krążących na jego temat, a nie jako fakt rzeczywisty. Czemuż zatem bronić zaraz Harpagonowi prawa trzymania koni, choćby nawet licho żywionych? Nie wiemy wszak, czy zakres interesów Harpagona nie wymaga tego pojazdu, oraz tej licznej służby: czy nie ma posiadłości na wsi, etc. etc.
Lichwa, jaką uprawia Harpagon, też nie stałaby w sprzeczności z wybitniejszem stanowiskiem społecznem: ileż to razy, dziś jeszcze, w jakimś procesie o lichwę, wychodzi na wierzch, iż poza lichwiarzem kryły się jakieś bardzo »szanowne« osobistości! W owej zaś epoce, w ówczesnym ustroju społecznym, opartym nie na pracy lecz na posiadaniu, gdzie każdy hipotekował swoje nadzieje na czyjejś spodziewanej śmierci, lichwa była istnym wrzodem toczącym społeczeństwo. W paru scenach, mimochodem, utrwalił ją tu Molier w całej okropności. Dodajmy, iż scena ojca-lichwiarza, znajdującego klienta w synu utracjuszu, była, wedle współczesnego pamiętnikarza, autentyczna: aktorami jej mieli być prezydent de Bersy i jego syn!
Dotknęliśmy punktu, który wprowadza nas w inny problem, dający tej sztuce osobliwą doniosłość. To rodzina. Skąpiec, będąc analizą charakteru, monografją namiętności, jest zarazem tem, co dziś się nazywa dramatem rodzinnym (Familiendrama). Począwszy od wczesnych sztuk Moliera, można zauważyć, iż, w konflikcie stanowiącym zwyczajną ich kanwę, konflikcie między ojcami a dziećmi, staje on prawie zawsze po stronie dzieci, po stronie młodości. Możnaby to uważać za dziedzictwo konwencyj teatralnych, wedle których miłość musi triumfować nad trzeźwą praktycznością, wcieloną w postaci ojców i opiekunów; jednakże, już w Szkole mężów znajdujemy w ustach roztropnego Arysta słowa, brzmiące głębiej i poważnej:
Nie pragnę życia młodych zatruwać goryczą,
która sprawia, iż dzieci dni swych ojców liczą.
Montaigne powiada, iż »znał siła godnych szlachciców, którzy, z przyczyny nadmiernego skąpstwa swoich ojców, nauczyli się kraść, tak iż później, nawet doszedłszy do majątku, niełacno mogli od tego odwyknąć«. A Pascal, w swoich Prowincjałkach, cytuje z O. Gaspara Hurtado ustęp, w którym ten kazuista hiszpański orzeka, iż »syn, bez grzechu śmiertelnego może pragnąć śmierci ojca i cieszyć się z niej, byleby to było jedynie z przyczyny korzyści jaka nań spływa, a nie z przyczyny osobistej nienawiści«. Straszliwy musiał być, zaiste, nacisk tych obyczajowych konsekwencyj twardego patrjarchatu, skoro aż religja zmuszoną była z niemi paktować!
Nieodzownem było powołać się na te przykłady. mimo że tak jaskrawe i drastyczne, aby objaśnić pewne rysy komedyj Moliera, które dziś mogłyby się wydać nazbyt ponure i razić nasze poczucie delikatności, a nawet poczucia moralne. Wzdrygamy się, kiedy Kleant ofiaruje się przyrzec lichwiarzowi rychłą śmierć ojca: ale czyż nie za czasów Moliera wyszły na jaw owe straszliwe procesy o trucicielstwo, które musiano umorzyć, gdyż tyle osób i to z najważniejszych sfer było w nie wymieszanych? Miejmy wciąż przed oczyma różnice epok. Nie mówię już o tem, iż wiek obecny jest, z ducha swego, słusznie nazywamy »stuleciem dziecka«, w którem, może aż ponad sprawiedliwą miarę, życie rodziców podporządkowane jest życiu dzieci. Ale już tem samem, że dla wszystkich jest otwarta możność i swoboda pracy, tarcia rodzinne znacznie złagodniały. Ojcowie mniej hojnie szafują »wydziedziczaniem« i »przekleństwem«; syn — a w ostatnich latach i córka — mogąc stworzyć sobie samoistną egzystencję, bez zbytniego zniecierpliwienia, z pobłażaniem i szacunkiem, patrzy na nieodłączne od ludzkiej natury i wieku przywary rodziców. W epoce Moliera, wada charakteru lub umysłu ojca ciążyła na całym domem, uciskała i paczyła egzystencję rodziny, mogła się stać katastrofą. Już w Świętoszku Molier nakreślił obraz domu, jęczącego pod taką bezrozumną tyranją; w Skąpcu pogłębił go jeszcze.
Różne są zdania o tem, w jakim stopniu satyra, która ridendo castigat mores, w istocie przyczynia się do poprawy obyczajów. Obwiniano Moliera (między innymi J. J. Rousseau w słynnym Liście do d'Alemberta), iż więcej szerzy demoralizacji przedstawiając na scenie zuchwalstwo synów, niż dziala dobrego lekcję jakiej udziela ojcom. Zapewne, iż, doraźnie i indywidualnie, satyra nikogo nie poprawi; niemniej faktem jest, iż utwory literackie potężnie przyczyniają się do nieznacznej ewolucji pojęć, a co za tem idzie, obyczajów. Klub Pickwicka sprawił, iż w Anglji zniesiono więzienie za długi. Powiedział ktoś o Molierze, iż drwinami swemi z senesu i puszczania krwi ocalił życie większej ilości ludzi, niż sam Jenner wynalazkiem szczepienia ospy. Sądzę, iż taksamo, w dziele przeobrażenia wielu pojęć obyczajowych, Molier, nieustannem swem nawoływaniem do swobody, ludzkości, umiarkowania i zdrowego rozumu, stał się jednym z potężnych pionierów nowożytnego społeczeństwa.
Przyjrzyjmy się tefy rodzinie Harpagona. Matka dawno już poszła w grób; można się domyślić jakie było jej życie. Dzieci, puszczone samopas, mogą robić co chcą, byleby to nic nie kosztowało. Kiedy Harpagon dowiaduje się, iż syn żyje z gry (może fałszywej, jak czyniło tylu ówczesnych złotych młodzieńców), ma mu do zarzucenia tylko to, iż wygranej nie składa na procent. Do córki odnosi się jeszcze gorzej. Widzi w niej tylko jeden więcej żołądek do nakarmienia, a w przyszłości, o zgrozo! może i pretensje do posagu, lub bodaj schedy po matce. Każde jego słowo do niej jest grubijańskie i upokarzające. W takiej atmosferze wzrosło tych dwoje młodych; i to czuć. Dziwna od nich obojga wieje oschłość, twardość, trzeźwość; wcześnie zaczęli szkołę życia, i to najohydniejszą. Porównajmy ich z parą młodych w Świętoszku, a ujrzymy odcień: tam, mimo że sarkają na ojcowską tyranję, dzieci odnoszą się do Orgona z szacunkiem; bo też, poza swojem zaślepieniem, jestto dzielny i zacny człowiek. Dzieci Harpagona mają dla swego ojca tylko wzgardę i nienawiść. Tam, w atmosferze domu Orgona, może zakwitnąć jakiś wdzięk, uczucie; tutaj, nie: wszystko zatrują miazmaty pieniądza. Dramaty serca plugawią się drobnemi gospodarskiemi obrzydliwościami.
Łatwo zrozumieć, iż ci młodzi nie mają odpowiedniego towarzystwa. Kogoż mogą przyjąć w tym domu, z kim mogą żyć dzieci Harpagona? Cóż stąd wynika? To, iż (jeżeli wyłuskamy rzecz z osłonek konwencji) córka wprowadza pod dach ojcowski obieżyświata, o którym nawet dobrze nie wie kim jest; syn zaś może być partją jedynie dla awanturnicy, za jaką (znów gdyby nie konwencja sceny) moglibyśmy łatwo wziąć tę Marjannę, wraz z jej dwulicową mamą i zbyt usłużną Frozyną. Romantycznie szczęśliwe zakończenie łagodzi wszystko; ale, zanim przyszło do tych końcowych cudownych wyjaśnień, wiele mogliśmy między wierszami wyczytać…
Mam skrupuły, czym nie zrobił krzywdy tej Marjannie, która młodemu Kleantowi wydaje się aniołem; ale zdaje mi się że nie. Biedna jest, to pewna, i położenie jej jest nader przykre; ale to nie zmienia faktu, iż, pod opeką skończonej szelmy, jaką jest Frozyna, przychodzi do domu tego starca, i, kochając innego, godzi się w duchu ze wstrętnem zamęźciem, spekulując zawczasu na wdowieństwo. I ona weszła w zatruty krąg pieniądza.
Być może zresztą, że ja tu fantazjuję nieco, że Molier nie miał zamiaru powiedzieć tego wszystkiego, i że obie pary kochanków, wraz z przemyślną Frozyną, są, poprostu, puścizną dawnej komedji, jak Erast, Julja i Neryna w Panu de Pourceaugnac…
wraz się skąpy staje rozrzutnikiem,
Tchórz rycerzem, gbur prosty czułym zalotnikiem[4],
nawet nie nadwerężyła pancerza, którym uzbrojony jest Harpagon. Drobne ustępstwa na nim Kleant, są raczej wynikiem wstydu niż miłości. Ta »miłość« Harpagona, ujęta niewątpliwie o wiele płyciej i bardziej zdawkowo niż jego życie domowe, potrzebna była Molierowi jako węzeł do akcji.
Akcja! To też jest punkt, co do którego wytoczono Skąpcowi najwięcej zarzutów, i trzeba przyznać, wcale uzasadnionych.
Jeżeli zachcemy przypomnieć sobie nieskazitelnego w budowie swojej Mizantropa, ujrzymy dwie rzeczy: jedną, iż akcja jest zupełnie jednolita, powtóre iż cała wynika z charakteru głównej osoby, t. j. z »mizantropji« Alcesta, i znajduje, również w grze charakterów, naturalne rozwiązanie. Podobnie klasycznego ideału daremnie szukalibyśmy w Skąpcu. Przeciwnie, znajdujemy tu aż cztery motywy akcji, z których wszelako żaden sam przez się nie jest wystarczający. Motywy te zazębiają się o siebie dość lekko, dając tylko złudzenie konsekwentnego rozwoju, aby wreszcie rozpłynąć się w zakończeniu czysto formmalnem i sztucznem. Zestawmy te motywy:
1) Miłość Walerego i Elizy, która rozpoczyna sztukę w ciężkiej, obładowanej dość zbytecznemi szczegółami (wyratowanie tonącej) scenie, aby później zniknąć zupełnie i wypłynąć aż z końcem sztuki;
2) miłość Kleanta i Marjanny;
3) miłość Harpagona do Marjanny;
4) zakopana szkatułka, jej kradzież i odnalezienie.
Na to wszystko zjawia się rozwiązanie, które przechodzi ponad temi zawikłaniami i sięga aż kilkanaście lat wstecz, aby, na pełnem morzu, szukać ich cudownego rozplątania.
Niema zatem mowy o jedności akcji, która, nawet bez powoływań się na Arystotelesa, będzie zapewne zawsze naturalnym ideałem scenicznego utworu. Powtóre, w znacznej części, akcja ta nie wypływa z charakteru Harpagona, t. j. z jego skąpstwa. Co do miłości Walerego i Elizy, wskazałem już poprzednio, że postępowanie córki może tu wynikać — pośrednio — z charakteru ojca, ale niekoniecznie; zresztą, miłość Walerego i Elizy odgrywa tu uboczną rolę. Natomiast miłość Kleanta do Marjanny, miłość Harpagona do Marjanny i rywalizacja ojca z synem, stanowiące trzon sztuki, nie mają nic wspólnego ze skąpstwem Harpagona: wszystko to mogłoby się zdarzyć tak samo, gdyby Harpagon był np. rozrzutnikiem. Harpagona jako skąpca dotyczy jedynie sprawa ze szkatułką, zbyt drobna jednakże aby udźwignąć akcję. Poza tem, najbardziej wyrazistą fizjognomję skąpca znajdziemy w całym szeregu — przepysznych zresztą — epizodów, luźno związanych z samą akcją, do których należy i cały zatarg lichwiarski i sceny z nieoszacowanym Jakóbem.
Powiedzmy zatem: daleki od klasycznej jednolitości Mizantropa lub Uczonych Białogłow, Skąpiec przedstawia niezbyt spoistą mięszaninę komedji charakterów zakrojonej w wielkim stylu, komedji intrygi, i farsy. Nikt mnie chyba nie posądzi o ten pedantyzm, abym wytaczał o to proces Molierowi. Bardzo być może, iż tylko w ten sposób można było ów głęboki i ponury obraz przemycić w formie komedji. A jeżeli nawet o formie dzieła rozstrzygnął w pewnej mierze pośpiech i niedostateczne obmyślenie, tem bardziej podziwiajmy genjusz Moliera, iż nawet wtedy, kiedy nawpół niedbale i od ręki kleił repertuar dla swojej trupy, i wówczas jeszcze tworzył rzeczy nieśmiertelne.
Parę słów jeszcze o słynnych »zakończeniach« Molierowskich. Krzywiono się nieraz na te rozwiązania jakgdyby za pomocą Deus ex machina, które, w sztuczny sposób, rozplątują węzły zadzierzgnięte przez nieubłagane konflikty charakterów. Ale jak mogło być inaczej, skoro, w istocie, w wielu utworach, Molier wciska treść dramatu w ramy komedji? W tem świetle, zkończenia te nabierają głęboko ironicznego i pesymistycznego znaczenie. W rzeczywistości, nic, w Szkole żon, nie wyrwie Anusi ze szponów Arnolfa; nic nie ocali, w Świętoszku, Oragona od katastrofy, spowodowanej jago łatwowiernością W Skąpcu, Kleant skończy gdzieś w domu poprawy lub jeszcze gorzej; Eliza ulotni się ze swoim obieżyświatem, który ją unieszczęśliwi i porzuci; Harpagon może zaślubi Marjannę, która będzie niecierpliwie liczyć jego dni… Ale Molier nie chce nas zasmucać; smutek zrodzony gorzką wiedzą życia chowa dla siebie: jeżeli zdradzi go czasem, to mimo woli. Dlatego pokazuje nam rąbek rzeczy tak jak się dzieją, odsłania w paru genialnych błyskach najdalsze perspektywy utajonych w nas możliwości, poczem zapuszcza zasłonę, mówiąc: »Nie smućcie się! bajeczka kończy się dobrze«.
Jak inne sztuki Moliera, tak i Skąpiec zostawił ślady w literaturze polskiej. Notuję tu, za Kielskim[5], Bohomolca Małżeństwo z kalendarza oraz Pan Dobry; Samolub Niemcewicza zawiera pewne rysy Skąpca, ale jakby czerpane z drugiej ręki; w Statyście Krasickiego spotykamy quiproquo, które, mimo że w odmiennym przedmiocie, żywo przypomina scenę z V aktu między Harpagonem a Walerym.
Przedewszystkim jednak odnajdujemy Skąpca w Dożywociu Fredry, i jest to, w istocie, nielada dowodem genjuszu naszego pisarza, iż, podjąwszy ten temat po Molierze, potrącił go spożytkować tak oryginalnie i z taką świeżością. Łatka Fredry, to jeden z najbardziej uroczych tworów jego fantazji, w której nawet ta najsuchsza, najwstrętniejsza z przywar przybiera kształt jakiegoś niewinnego, poetycznego niemal szaleństwa.
Przekładali Skąpca Osiński, Narzymski, oraz Franciszek Kowalski (1847), którzy, jak to zwykle czynił, przerobił tę komedję na rymowaną oraz zlokalizował ją nader swobodnie. Harpagon zowie się Skubicz, rzecz dzieje się w Warszawie, imć Anzelmem zaś, który rozplątuje zawikłania, jest p. Tomasz Górski z Krakowa.
Przekład niniejszy dokonany był swego czasu, wedle pomnikowego wydania Les grands écrivains de France; oddając go obecnie Bibljotece Narodowej, tłumacz poprawił go i przerobił bardzo gruntownie.
Główne prace krytyczne, któremi posługiwał się tłumacz przy opracowaniu:
Rigal: Molière, 1909.
Despois et Mesnard: Oeuvres de Molière, 1882.
Lafenestre: Molière, 1909.
Donnay: Molière.
Faguet: Roussau contre Molière, 1912.
J. J. Weiss: Molière, 1900.
Fournel: La comédie au XVII siècle, 1895.
Faguet: XVII siècle.
Sarcey: Quarante ans de théatre.
Lemaître: Impressions de théatre.
etc. etc.
OSOBY:
HARPAGON, ojciec Kleanta i Elizy, zalotnik Marjanny.
KOMISARZ POLICJI i JEGO PISARZ. Rzecz dzieje się w Paryżu, w domu Harpagona.
AKT I
SCENA PIERWSZA[6]
WALERY, ELIZA
Walery. Cóżto, nadobna Elizo, zapadłaś, widzę, w smutek, po chwili serdecznego zapału który sprawił iż tak wspaniałomyślnie oddałaś mi wiarę i słowo? Wzdychasz, gdy ja jestem tak pełen radości! Powiedz, miałażbyś żałować, żeś mnie uczyniła szczęśliwym? chciałabyś cofnąć zadatek uczuć, do którego miłość moja zdołała cię nakłonić? SCENA DRUGA
KLEANT, ELIZA
Kleant. Bardzo rad jestem, że cię samą zastaję, siostro; pragnąłem pomówić z tobą, i zwierzyć się z pewnego sekretu. SCENA TRZECIA[12]
HARPAGON, STRZAŁKA
Harpagon.[13] Precz mi stąd zaraz, w tej chwili, bez tłumaczeń! Dalej, zabierać mi się z domu, ty arcyhultaju, ty urodzony wisielcze! SCENA CZWARTA
HARPAGON sam
Oto mi kawał obwiesia! wygląda mocno podejrzanie; wolałbym, aby ten pies kulawy[16] raz zniknął mi już z oczu. Ach, cóż to za straszny kłopot mieć w domu tak znaczną sumę; szczęśliwy, kto ma cały majątek w bezpiecznej lokacie, a zachowa sobie tylko to, co potrzebne na codzienne wydatki! To nie mała rzecz znaleźć w domu bezpieczną kryjówkę; co do mnie, wszystkie zamknięcia i skrzynie uważam za mocno niepewne i nierad na nich polegam. To istna przynęta dla złodziei: każdy przedewszystkiem tam się dobiera. SCENA PIĄTA
HARPAGON, ELIZA i KLEANT rozmawiają z sobą w głębi
Harpagon, myśląc że jest sam[17]. Mimo to, nie wiem czy dobrze uczyniłem, zakopując w ogrodzie dziesięć tysięcy talarów, które mi wczoraj oddano. Dziesięć tysięcy talarów w złocie, to suma dosyć… (Na stronie, spostrzegając Kleanta i Elizę). O nieba! sam się zdradziłem! Zapał mnie uniósł; lękam się, iż, rozprawiając sam ze sobą, mówiłem zbyt głośno. (Do Kleanta i Elizy). Co się stało? Kleant. Owszem, ojcze. SCENA SZÓSTA
HARPAGON, ELIZA
Harpagon. Oto nasi wymuskani panicze; tyle w nich siły co w kurczęciu. To zatem, moja córko, postanowiłem dla siebie[28]. Co do Kleanta, przeznaczam dlań pewną wdowę, o której mi właśnie mówiono dziś rano; ciebie zaś wydam za pana Anzelma. SCENA SIÓDMA
WALERY, HARPAGON, ELIZA
Harpagon. Chodźno, Walery. Obraliśmy cię właśnie, abyś powiedział, kto z nas ma słuszność: ja, czy córka. Walery. Ma pan słuszność; to rozstrzyga o wszystkiem; rozumie się. Są ludzie, którzyby mogli sądzić, że, w podobnej sprawie, należałoby się liczyć i ze skłonnością córki; że tak znaczna nierówność wieku, chęci i usposobień narazić może na dotkliwe niebezpieczeństwa.... SCENA ÓSMA
ELIZA, WALERY
Eliza. Czy ty żarty stroisz, Walery, aby mówić w ten sposób? SCENA DZIEWIĄTA
HARPAGON, ELIZA, WALERY
Harpagon, na stronie, w głębi sceny. Zdawało mi się tylko, Bogu dzięki. SCENA DZIESIĄTA
HARPAGON, WALERY
Walery. Panie, pójdę jej jeszcze roztrząsać sumienie. AKT II
SCENA PIERWSZA
KLEANT, STRZAŁKA
Kleant. A niegodziwcze! gdzieżeś ty się wałęsał? Czy nie kazałem… SCENA DRUGA
HARPAGON, SIMON, KLEANT i STRZAŁKA w głębi sceny.
Simon. Tak, panie; to młody człowiek, któremu gwałtem potrzeba pieniędzy; znajduje się w tego rodzaju położeniu, że zgodzi się na wszystkie warunki. (Simon ucieka, Strzałka chowa się).
SCENA TRZECIA
HARPAGON, KLEANT
Harpagon. Więc to ty chcesz się zrujnować takiemi niegodziwemi pożyczkami? SCENA CZWARTA
FROZYNA, HARPAGON
Frozyna. Panie…
Harpagon. Zaczekaj tu chwilę; mam z tobą do po mówienia. (Na stronie). Muszę troszeczkę zajrzeć[63] do moich pieniędzy. SCENA PIĄTA
FROZYNA, STRZAŁKA
Strzałka, nie widząc Frozyny. Zdarzenie doprawdy paradne! Musi mieć stary widocznie gdzieś jakiś duży skład rupieci, z domowych rzeczy bowiem nic nie zauważyłem w tym spisie. SCENA SZÓSTA
HARPAGON, FROZYNA
Harpagon, pocichu. Wszystko w porządku. (Głośno).
I cóż, Frozyno? ona się wyraża w tym przedmiocie! Nie może poprostu znosić widoku młodego człowieka; nic zaś jej więcej nie zachwyca, powiada, niż piękny starzec z dużą majestatyczną brodą. Im który starszy, tem powabniejszy w jej oczach; toteż, ostrzegam pana, abyś się nie starał dla niej odmładzać. Wymaga conajmniej skończonych lat sześćdziesięciu: niedalej jak przed czterema miesiącami, już w przededniu małżeństwa, zerwała wszystkie układy, ponieważ wielbiciel przyznał się, że ma dopiero pięćdziesiąt sześć lat, i ponieważ, mając podpisywać kontrakt, nie przywdział okularów. AKT III
SCENA PIERWSZA[85]
HARPAGON, KLEANT, ELIZA, WALERY, PANI CLAUDE z miotłą w ręce, JAKÓB, SZCZYGIEŁEK, ZDZIEBEŁKO
Harpagon. Dalej, chodźcie tu wszyscy; dam wam rozkazy na dzisiaj i wyznaczę każdemu jego zajęcie. Chodźno tu, pani Claude, zacznijmy od pani. (Pani Claude zbliża się z miotłą). Dobrze, już pod bronią, Tobie więc powierzam obowiązek posprzątania w całem mieszkaniu; proszę tylko nie ścierać za mocno[86]: to bardzo niszczy. Prócz tego, oddaję pani podczas wieczerzy nadzór nad butelkami; jeśli się która gdzieś zawieruszy, albo też jeśli się coś stłucze[87], pani będziesz za to odpowiadać; wytrąci się z zasług. SCENA DRUGA
HARPAGON, KLEANT, ELIZA, WALERY, JAKÓB, SZCZYGIEŁEK, ZDZIEBEŁKO
Harpagon. Ciebie, Ździebełko i ciebie, Szczygiełek, przeznaczam do płukania szklanek i nalewania wina, ale tylko wówczas gdy ktoś będzie miał pragnienie, a nie wzorem tych błaznów lokaji, co to naprzykrzają się ludziom i namawiają do picia wówczas, kiedy się nikomu o tem nie śniło! Czekajcie, aż ktoś poprosi, i to nie jeden raz, a pamiętajcie przytem nie żałować wody. SCENA TRZECIA
HARPAGON, KLEANT, ELIZA, WALERY, JAKÓB
Harpagon. Ty, moja córko, będziesz miała oko gdy będą sprzątać ze stołu, i będziesz uważała aby nic nie przepadło. To zajęcie dla młodej panienki. A pamiętaj też przyjąć jak należy moją narzeczoną, która cię chce odwiedzić: zabierzesz ją z sobą na jarmark. Rozumiesz? SCENA CZWARTA
HARPAGON, KLEANT, WALERY, JAKÓB
Harpagon. A ty, paniczu, któremu łaskawie przebaczyłem ostatnie wybryki[88], proszę aby ci również nie wpadło do głowy wykrzywiać się na nią. SCENA PIĄTA
HARPAGON, WALERY, JAKÓB
Harpagon. Walery, pomóż mi w tej sprawie. Chodź tu, imci Jakóbie, zbliż się,, zachowałem cię na ostatek. SCENA SZÓSTA[102]
WALERY, JAKÓB
Walery, śmiejąc się. Widzę, mości Jakóbie, że źle ci płacą za twą szczerość. SCENA SIÓDMA
MARJANNA, FROZYNA, JAKÓB
Frozyna. Nie wiesz Jakóbie, czy pan w domu? SCENA ÓSMA
Marjanna. Ach, Frozyno, tak mi dziwnie jakoś; jeśli mam prawdę powiedzieć, strasznie się boję tego spotkania. SCENA DZIEWIĄTA
HARPAGON, FROZYNA, MARJANNA
Harpagon, do Marjanny. Nie gniewaj się, piękna panienko, że ci się ośmielam przedstawić w okularach[107]. Wiem, że twoje wdzięki[108] dostatecznie jaśnieją oczom, dość są widoczne same przez się, i nie potrzeba szkieł aby się ich dopatrzeć; ale wszak i na gwiazdy ludzie patrzą przez szkła, ja zaś twierdzę i uręczam, że pani jesteś gwiazdą, i jaką gwiazdą! najpiękniejszą gwiazdą, jaka istniała kiedy w krainie gwiazd. Frozyno, ależ ona nic nie odpowiada? nie okazuje żadnej radości[109] z mego widoku? Frozyna. Jeszcze nie może ochłonąć; przytem dziewczęta zawsze się wstydzą pokazać tak od razu, co się dzieje w serduszku. SCENA DZIESIĄTA
HARPAGON, ELIZA, MARJANNA, FROZYNA
Marjanna. Zbyt późno dopełniam tego miłego obowiązku. SCENA JEDENASTA
HARPAGON, MARJANNA, ELIZA, KLEANT, WALERY, FROZYNA, ŹDZIEBEŁKO
Harpagon. Oto syn pragnie złożyć ci uszanowanie. SCENA DWUNASTA
HARPAGON, MARJANNA, ELIZA, KLEANT, WALERY, FROZYNA
Harpagon do Marjanny. Zechciej wybaczyć[114], ślicznotko, że nie pomyślałem o jakiej przekąsce przed spacerem. SCENA TRZYNASTA
HARPAGON, MARJANNA, ELIZA, KLEANT, WALERY, FROZYNA, ŹDZIEBEŁKO
Zdziebełko. Panie, człowiek jakiś chce mówić z panem. SCENA CZTERNASTA
HARPAGON, MARJANNA, ELIZA, KLEANT, WALERY, FROZYNA, SZCZYGIEŁEK
Szczygiełek, wpadając i przewracając Harpagona[117]. Panie… SCENA PIĘTNASTA
HARPAGON, WALERY
Harpagon. Walery, miejże przynajmniej oko na wszystko, i staraj się uratować ile będzie można, aby odesłać z powrotem[118] do sklepu. AKT IV
SCENA PIERWSZA
KLEANT, MARJANNA, ELIZA, FROZYNA
Kleant. Zostańmy tutaj, będzie nam o wiele lepiej. Nikt nie podsłuchuje, możemy mówić swobodnie. SCENA DRUGA
HARPAGON, KLEANT, MARJANNA, ELIZA, FROZYNA
Harpagon, na stronie, niespostrzeżony przez tamtych. Hoho! syn całuje w rękę przyszłą macochę, a pani macocha coś się nie bardzo opiera! Czyżby się w tem kryła jakaś tajemnica? SCENA TRZECIA
HARPAGON, KLEANT
Harpagon. I cóż, Kleancie, pomijając kwestję macochy, jak ci się wydaje ta młoda osoba? SCENA CZWARTA[128]
HARPAGON, KLEANT, JAKÓB
Jakób. Panowie, co to? panowie! co się dzieje? SCENA PIĄTA
HARPAGON, KLEANT
Kleant. Chciej mi przebaczyć, ojcze, chwilę uniesienia. SCENA SZÓSTA[132]
KLEANT, STRZAŁKA
Strzałka, wychodząc z ogrodu ze szkatułką. Ach, w porę pana zastaję! Prędko proszę za mną! SCENA SIÓDMA[134]
HARPAGON sam, krzycząc jeszcze w ogrodzie, wpada bez kapelusza
Złodziej! złodziej! rozbójnik! morderca! Ratunku! Kto w Boga wierzy! Jestem zgubiony, zamordowany! gardło mi poderżnęli: wykradli mi pieniądze! Kto to być może? Co się z nim stało? Gdzie uciekł? Gdzie się ukrywa? Jak go znaleźć? Gdzie pędzić? Gdzie go szukać? Może tu? Może tam? Kto to taki? Trzymaj! (Chwytając siebie za ramię[135]). Oddaj pieniądze, łotrze!… Ha, to ja sam! Zmysły tracę, nie wiem gdzie jestem, kto jestem, co robię. Och, moje kochane złoto! moje biedne złoto! mój drogi przyjacielu! wydarto mi ciebie; odkąd mi ciebie wydarto, straciłem mą podporę, pociechę, radość: wszystko skończone dla mnie, nie mam co robić na świecie. Bez ciebie, żyć mi niepodobna. Stało się; już nie mogę; umieram; już umarłem; pogrzebano mnie! Czyż nikt się nie znajdzie, ktoby mnie wskrzesił, oddając mi moje drogie pieniądze, lub wskazując kto je ukradł? Co? Co mówisz? Nie, niema nikogo? Ha! ten co popełnił tę zbrodnię, oddawna musiał mnie śledzić: wybrał chwilę, gdy rozmawiałem z wyrodnym synem. Spieszmy. Pójdę sprowadzić sąd, cały dom każę wziąć na tortury: sługi, służące, syna, córkę, siebie samego! Co tu ludzi naokoło! Na kogo spojrzę, już go podejrzewam: w każdym domyślam się, widzę złodzieja. Hej tam! o kim tam mówią? O tym co mnie ograbił? Co to za hałas na górze? Czy to złodziej? Przez litość, jeśli ktoś zna jaki ślad, błagam, niechaj mi wskaże. Czy się nie ukrył tam, między wami? Patrzą na mnie wszyscy i śmieją się! Przysiągłbym, — że oni wszyscy pomagali mu w kradzieży. Dalej, prędko, komisarzy, policji, straże, sędziów, kleszcze, szubienice, katów! Wszystkich każę powywieszać; a jeśli nie odnajdę mego skarbu, sam się potem powieszę… AKT V
SCENA PIERWSZA
HARPAGON, KOMISARZ
Komisarz. Niech pan się na mnie spuści; znam moje rzemiosło, Bogu dzięki. Nie pierwszyzna mi łapać złodziei: chciałbym mieć tyle razy po tysiąc franków, ilu ludzi posłałem na szubienicę. SCENA DRUGA
HARPAGON, KOMISARZ, JAKÓB
Jakób w głębi sceny, odwracając się w stronę z której przyszedł. Zaraz wrócę. Tymczasem, niechaj go zarżną[136], niech przypieką mu nogi, wpakują go do wrzącej wody i powieszą u powały. SCENA TRZECIA[139]
HARPAGON, KOMISARZ, WALERY, JAKÓB
Harpagon. Zbliż się tu, wyznaj najczarniejszy postępek, najniegodziwszy zamach, jaki kiedykolwiek popełniono na ziemi! SCENA CZWARTA
HARPAGON, ELIZA, MARJANNA, WALERY, FROZYNA, JAKÓB, KOMISARZ
Harpagon. Ha, córko wyrodna! córko niegodna takiego ojca! tak wypełniasz nauki jakich ci nie szczędziłem? Śmiesz wdawać się w miłostki z tym tu nikczemnym złodziejem, zaręczasz się poza meimi plecami, bez mego zezwolenia! Ale zawiedliście się oboje. (Do Elizy). Drzwi i tęga kłódka będą najlepszą gwarancją twego posłuszeństwa; (Do Walerego) a dla ciebie, bezczelny obwiesiu, szubienica będzie jedyną odpowiedzią! SCENA PIĄTA
ANZELM, HARPAGON, ELIZA, MARJANNA, FROZYNA, WALERY, KOMISARZ, JAKÓB
Anzelm. Cóż to, panie Harpagonie? widzę cię wielce wzburzonym. SCENA SZÓSTA
HARPAGON, ANZELM, ELIZA, MARJANNA, KLEANT, WALERY, FROZYNA, KOMISARZ, JAKÓB, STRZAŁKA
Kleant. Nie dręcz się, ojcze, i nie oskarżaj nikogo. Mam pewne poszlaki w twojej sprawie: przychodzę ci powiedzieć, że, jeżeli się zgodzisz abym zaślubił Marjannę, otrzymasz pieniądze[147] z powrotem.
|
- ↑ Jan Poquelin (Molière), urodzony w Paryżu w r. 1622 z szanowanej rodziny mieszczańskiej starannie kształcony w kolegium jezuickiem w Clermont, zdradzał od dzieciństwa niepohamowaną namiętność do teatru. W 1643 zakłada w Paryżu teatrzyk Illustre Théâtre, który niebawem bankrutuje. Molier, z trupą swoją, której rychło staje się głową, puszcza się na prowincję, gdzie działa równocześnie jako aktor, dyrektor i autor. Przybywszy w 1658 do Paryża, ma szczęście spodobać się królowi (Ludwikowi XIV), który otacza jego i jego trupę coraz życzliwszą opieką. Odtąd, aż do śmierci, Molier przebywa w Paryżu, prowadząc teatr, grając w nim główne role i dostarczając mu repertuaru. W ten sposób powstał szereg nieśmiertelnych arcydzieł, obok nich zaś wiele błahszych utworów, pisanych okolicznościowo dla jakichś dworskich uroczystości. Główne utwory: Pocieszne wykwintnisie, Szkoła żon, Tartufe czyli Świętoszek (przyczyna zaciętej kampanji przeciw Molierowi i wielu goryczy jego życia), Don Juan, Mizantrop, Lekarz mimowoli, Grzegorz Dandin, Skąpiec, Mieszczanin szlachcicem, Uczone białogłowy, Chory z urojenia. (Więcej szczegółów biograficznych w przedmowie do Mizantropa, »Biblioteka narodowa« Nr. 2).
- ↑ Jednym z powodów miało być to, iż Skąpiec pisany był prozą; ówczesna zaś konwencja sceny żądała, aby komedja w większym stylu, w 5 aktach, była pisana wierszem.
- ↑ Eugenie Grandet.
- ↑ Szkoła żon.
- ↑ O wpływie Moliera na komedję polską.
- ↑ Scena pierwsza. Trzeba przyznać, iż, wśród wszystkiego co Molier napisał, scena ta jest jedną z najsłabszych. Miłość Walerego i Elizy jest konwencjonalna, chłodna, nie ożywiona żadnym z owych szczęśliwych rysów, jakiemi Molier umiał zaprawić scenki miłosne w Świętoszku lub w Mieszczaninie szlachcicem. Odbija się to i w języku. Podczas gdy, naogół, Skąpiec pisany jest żywą i sceniczną prozą, ta scena — a po części i następna — odbija od reszty dialogiem nader ciężkim oraz zawiłą budową zdań.
- ↑ Straszliwe niebezpieczeństwo… Cała ta historja z ocaleniem życia nie odgrywa, w dalszym ciągu, żadnej roli.
- ↑ Ten bezmiar skąpstwa… Podobnie jak w Świętoszku, tak i tu, zanim główna osoba pojawi się na scenie, poznajemy jej charakter z rozmów domowników. Ale jak żywo, jak lekko ta sceniczna ekspozycja odbywa się w Świętoszku, podczas gdy tutaj to wyprowadzenie w materję jest dość płaskie w ciężkie.
- ↑ Zamiast słyszeć ten traktat, wolelibyśmy to ujrzeć w ruchu; i w istocie, do pewnego stopnia, ujrzymy w scenie siódmej.
- ↑ Ale, nim powiem cośkolwiek… Kleant ironicznie uprzedza wszystkie perswazje, jakie trzeźwy rozsądek zwykł czynić w tej mierze. Aktor musi to wyrecytować przesadnie szybko.
- ↑ W tym wykrzykniku streszcza się wrzód toczący życie rodzinne, stosunek dzieci do rodziców w tem społeczeństwie, opartem wyłącznie niemal na posiadaniu.
- ↑ Scena trzecia. Ta scena zawiera liczne reminiscencje z Plauta.
- ↑ Harpagon, grecki źródłosłów zlatynizowany przez Plauta, wyraża człowieka drapieżnego, człowieka z zakrzywionemi palcami. Od pierwszej chwili prawie, aż do końca sztuki, wciąż widzimy Harpagona w stanie podniecenia. Skąpstwo, posunięte do tego stopnia, jest już newrozą.
- ↑ Mój pan, a syn pański… To, że młody człowiek miał swego oddzielnego służącego, było, w owym czasie, rzeczą dość zwyczajną.
- ↑ Drugie!… Ten niezbyt wybredny koncept naśladowany jest z Plauta; Molier spożytkowuje go, aby tem dosadniej odmalować gorączkowe podniecenie Harpagona.
- ↑ Pies kulawy… Molier jako reżyser starał się wyzyskać nawet ułomności aktorów; Strzałkę grał Bejard, który w istocie utykał (nazwisko La Fleche, strzała, też dobrane w żartobliwej intencji); Molier, który grał Harpagona, chory był na płuca; toteż jest mowa o kaszlu Harpagona.
- ↑ Harpagon często mówi sam do siebie, a monologi te usprawiedliwione są jego podnieceniem.
- ↑ Bardzom ciekaw… Kleant powtarza niemal dosłownie uwagę jaką uczynił jego służący: ucisk atmosfery pieniądza niweluje charaktery, zacierając różnice między sposobem myślenia pana i sługi.
- ↑ Gram, poprostu… Szukanie środków do życia w grze a nawet, jak to nazywano, »dopomaganie szczęściu«, było w owych czasach bardzo rozpowszechnione, i w istocie było jedyną ucieczką dla młodych paniczów.
- ↑ Źle robisz… Harpagonowi nie przychodzi na myśl połajać syna za to że gra: jedynem upomnieniem jakie znajduje, to iż powinien wygraną składać na procent.
- ↑ Kilka sprzączek… Wedle dawnej mody, przypinano spodnie do kaftana zapomocą sprzączek; ale modnisie zaczęli je pokrywać obfitością wstążek.
- ↑ Dwadzieścia pistoli… Pistol wynosił wówczas 11 funtów; 20 pistoli = 220 funtów.
- ↑ Jeden denar od dwunastu, znaczy, mówiąc po dzisiejszemu, przeszło 8%. Prawnie dozwolona stopa procentowa wynosiła wówczas niespełna 6 %. To iż Harpagon uważa »jednego denara od dwunastu« za umiarkowany procent, jak również automatyczna szybkość z jaką obliczył najdokładniej skomplikowany odsetek od sumy, w skazuje odrazu bitego lichwiarza.
- ↑ Masz słuszność… Zauważyć należy uległość i pokorę Kleanta dopóki odkrycie lichwy ojca oraz jego zamiary małżeńskie nie wyprowadzą go z równowagi. Czuć tu lęk i olbrzymią powagę, jakiej, mimo wszystko, zażywał ojciec rodziny.
- ↑ Cały ten czas, Kleant przekonany jest, że Harpagon myśli o Marjannie dla niego; co jest dość zrozumiałe.
- ↑ byleby miała bodaj jaki… przeciwstawienie do słynnego »bez posagu* w scenie siódmej.
- ↑ Wyborny i zabawny rys skąpstwa ta «duża szklanka czystej wody»! Czuć tu satysfakcję Harpagona, iż może okazać troskliwość synowi gratis, i że jest przecież coś na świecie co nic kosztuje.
- ↑ Mieszczaństwo francuskie, skrzętne, zapobiegliwe, aż nazbyt skłonne było traktować małżeństwo dzieci jako kombinację czysto majątkową. O ile się to łączyło z despotyzmem i samolubstwem rodziców, los dzieci był, w istocie, opłakany! Molier wiedział o tem lepiej niż kto inny: toć kilkanaście lat musiał się tułać po prowincji, mimo iż był synem zamożnego ojca. Na starość, ojciec Moliera popadł w wybitną manję skąpstwa, z którą łączyła się niezaradność w prowadzeniu interesów, tak iż, na schyłku jego życia, Molier, ów »syn marnotrawny«, niejednokrotnie musiał ojca ratować z kłopotów.
- ↑ Jakże inaczej odnosi się do Harpagona Eliza, niż nieśmiała Marjanna do Orgona w Świętoszku! Bo Orgon jest, poza swoją słabostką, zacny człowiek; Harpagon budzi w dzieciach tylko nienawiść i wzgardę.
- ↑ Oto Walery… Obłuda i pochlebstwo Walerego wobec Harpagona osiągnęły, jak widzimy, pełny skutek: Harpagon uważa go »za swego«.
- ↑ Szlachcic, i to herbowy… docinek pod adresem dość rozpowszechnionej wówczas samozwańczej szlachty, rekrutującej się ze zbogaconych mieszczan uzurpujących sobie ten tytuł. (Por. Mieszczanin szlachcicem).
- ↑ Co mogłaby znaleść lepszego? jedno z owych powiedzeń Harpagona rozbrajających naiwnością egoizmu.
- ↑ Walery, rozumie się, mówi cały czas ironicznie.
- ↑ To: bez posagu! powtórzone kilkakrotnie jako replika na wszystkie argumenty, sławne jest w teatrze i w literaturze. Molier zaczerpnął je z Plauta, ale umiał je oprawić w sposób o wiele bardziej wymowny i komiczny. Niejednokrotnie, Molier umie dobywać niezrównane efekty z prostego powtarzania słowa lub zwrotu, jak np. owo »Biedaczek!« w Świętoszku, albo przysłowiowe od Moliera »Po kiegoż djabła łaził na ten statek?« (Qu‘allait-il faire dans cette galère?) w »Szelmoskich sztuczkach Skapena«.
- ↑ Wobec ówczesnych pojęć, lekcja, jaką Molier daje rodzicom ustami Walerego, była bardzo ostra i śmiała.
- ↑ Nie rusz się… Z obawy aby go nie podpatrzył.
- ↑ Udać chorobę… rys ten trąci tradycyjną farsą; zresztą, Molier nie skorzystał z pomysłu jak i Walery podsuwa Elizie; ograniczył się do ucinku pod adresem lekarzy w następnem zdaniu Walerego.
- ↑ Dobrze!… Harpagon, jak wszyscy maniacy, mimo że tak podejrzliwy, staje się łatwowiernym jak dziecko, z chwilą gdy ktoś schlebia jego manji.
- ↑ przelewam na niego władzę… Ta naiwność i to zalecenie Harpagona trącą również dawną farsą.
- ↑ Staraj się, staraj… Niezawodny efekt komiczny.
- ↑ bez posagu… Molier powraca do tego rysu, aby jeszcze raz napiętnować poglądy ojców w rodzaju Harpagona.
- ↑ Stała formułka lichwiarzy, iż powołują się na swą wyjątkową życzliwość dla klienta.
- ↑ to nie takie proste… W lichwie, zanim pożyczający dotrze do tego który ma dać pieniądze, przechodzi zazwyczaj przez szereg faktorów: podają go sobie z rąk do rąk, oskubując sumę którą ma otrzymać.
- ↑ samo nazwisko ojca… Wszystko to świadczy, iż Harpagon jest człowiekiem bardzo zamożnym.
- ↑ denara od ośmnastu… Czyli niespełna 5½%. Kleant naiwnie łapie się na to, nie wiedząc, iż w lichwie procent zawsze jest legalny, ale że istnieje sto kruczków, aby go wyśrubować do bezecnej wysokości.
- ↑ ponieważ nie rozporządza… Stała formułka lichwiarzy: nigdy nie istnieje ten, który ma dać pieniądze; zawsze musi je sam pożyczać od kogoś drugiego. Scenę tę powtórzył Diderot w Kubusiu fataliście; u nas powtarza się nieraz w Ramotach i Ramotkach A. Wilkońskiego.
- ↑ jeden denar od pięciu = 20%.
- ↑ Ten Strzałka w swojej karjerze niejeden raz musiał widzieć podobne transakcje; dlatego filozoficznie patrzy na zdziwienia i oburzenia Kleanta.
- ↑ jeden punkcik… Nie zadawalając się 25-tym procentem, nienasycony lichwiarz znalazł sposób aby go jeszcze pomnożyć o ⅕, dając 12 zamiast 15 tysięcy: przedmioty bowiem, które ofiaruje, są niemal bezwartościowe. Zazwyczaj, sam wierzyciel odkupywał je przez podstawioną osobę za znikomą sumę. Służyły one tylko za fikcję dla podwyższenia lichwiarskiego procentu.
- ↑ Niech pan posłucha spisu… Wszystkie te przedmioty są zapewne zdobyczą uzyskaną na innych ofiarach lichwy. Długie i szczegółowe wyliczenie tych najrozmaitszych i bezużytecznych przedmiotów Kleantowi, który rwie się do pieniędzy i gotuje się do ucieczki z ukochaną, posiada nieprzeparty efekt komiczny, łagodzący ten ponury obraz. Przez zestawienie tych przedmiotów, widzi się niemal ludzi najrozmaitszego stanu i zawodu, którzy przeszli przez ręce lichwiarza. Motyw ten znajduje się już w komedji La belle plaideuse Boisroberta (1654).
- ↑ Rosnąca niecierpliwość Kleanta przyczynia się do wzmożenia komizmu.
- ↑ z podpórkami… Żołnierze nosili w owych czasach podpórki, które wbijali w ziemię i wspierali na nich muszkiet, aby dokładniej celować.
- ↑ Tysiąc talarów = 3000 franków.
- ↑ imć Panurg… Rabelais, Pantagruel, ks. III, rozdz. 3. Panurg przedstawiony jest tam jako typ utracjusza.
- ↑ Życzą najrychlejszej śmierci… Zdawałoby się, iż trudno dalej posunąć ponurą śmiałość obrazu mającego być komedją! otóż nie, Molier pójdzie jeszcze dalej.
- ↑ Nie bardzo przebierają w rzemiosłach… Strzałka mówi tu jak tradycyjny sługa z dawnej włoskiej komedji (Por. Zbrygani w Panu de Pourceaugnac).
- ↑ pokusę aby go okraść… Zapowiedź skradzionej szkatułki W IV akcie.
- ↑ Ojciec umrze… Słowa te świadczą, iż Kleant gotów byłby się nie zatrzymać na tem, aby tylko życzyć ojcu śmierci. Dziś, wydaje się nam ten rys zanadto potwornym; ale nie zapominajmy, iż sztuka ta pisana była w epoce, kiedy procesy o trucicielstwo wstrząsały Francją (niedługo potem proces słynnej La Voisin), i kiedy wychodziło na ja w mnóstwo spraw, w których żony zamawiały sobie śmierć mężów, spadkobiercy krewnych, etc. Może zresztą ten rys znaczy jedynie u Kleanta niecierpliwość otrzymania pieniędzy, pod wpływem której gotów jest zobowiązać się do wszystkiego; jasnem bowiem jest, iż zobowiązanie takie nie mogło mieć żadnej wartości. Przedewszystkiem, służy ono do scharakteryzowania Harpągona, który, sam ojciec rodziny, w odpowiedzi na tę potworność, powiada jedynie z zadowoleniem: Hm, toby już coś było. Równocześnie Molier umie z wielką sztuką złagodzić ponurość tego rysu: Harpagon, mówiący toby już coś było, nie wiedząc iż mówi o sobie samym, wywołuje, mimo wszystko, wrażenie komiczne.
- ↑ Zestawienie tego: hm, toby coś już było, i tuż potem owej »miłości chrześcijańskiej« ma swoją wymowę.
- ↑ Okazuje się, że młodym utracjuszem jest Kleant, lichwiarzem gotowym mu je pożyczyć na tak ciężkich warunkach jego własny ojciec. Simon nie wie o tem, gdyż nie znał Kleanta. Prototypem tej sceny, wedle Tullemant de Reaux, było autentyczne zajście między prezydentem de Bersy a jego synem. Boisrobert spożytkował je już w cytowanej komedji La belle plaideuse. Molier znów potrafił złagodzić ohydę tej sceny, przesuwając punkt ciężkości na moment zdumienia i niespodzianki spotykających się nos w nos ojca i syna.
- ↑ Z trudem uzbierany… Mieliśmy właśnie być świadkami tych »trudów«. Dziś, scena ta straciła dla nas przeważnie swoje życiowe znaczenie; inaczej było dla słuchaczy Moliera, w epoce, w której, jak zaznaczyłem we Wstępie, lichwa była istnym rakiem toczącym to społeczeństwo, oparte wyłącznie prawie na posiadaniu i dziedziczeniu.
- ↑ Rad jestem… Cała okropna lekcja, zawarta w tej scenie, nie zrobiła na starcu najmniejszego wrażenia. Opanowany swą namiętnością, zdolny jest widzieć rzeczy tylko z jej punktu. Owo »rad jestem z tego spotkania« jest, w swej naiwności, straszne!
- ↑ Troszeczkę zajrzeć… Podobnie jak Eukljon u Plauta, Harpagon odwiedza wciąż swoją szkatułkę.
- ↑ Frozyną posiada wszystkie cechy tradycyjnej »intrygantki« z dawnej włoskiej komedji. Sceny, w których ona występuje, mimo iż zabawne, są tu najmniej oryginalne, i robią wrażenie pospiesznej nieco łataniny. (Coś z tego typu zachowa jeszcze »Azya« w Blaskach i nędzach życia kurtyzany Balzaka).
- ↑ Pożyczam słowo… W oryginale: je vous prête le bonjour (pożyczam dzieńdobry).
- ↑ Po tem cośmy już widzieli, to charakteryzowanie Harpagona jest już dość zbyteczne i raczej osłabia niż potęguje wrażenie. U takiego znawcy stopniowania efektów jak Molier, świadczy to o bardzo pospiesznej i niedbałej robocie.
- ↑ Dialog ten jest niemal dosłownie przełożony z komedji Suppositi Ariosta. Typ »zakochanego starca« był tradycyjny we włoskim teatrze.
- ↑ To Chwała Bogu!… w odpowiedzi na słowa Frozyny: pochowasz pan swoje dzieci… to jeden z owych rozbrajająco naiwnych wyrazów egoizmu Harpagona.
- ↑ Sułtana tureckiego… Koncept ten zapożyczony z Rabelego (III, 41).
- ↑ Po tym idealnym obrazie jaki stworzyliśmy sobie z Marjanny i jej matki, dziw i nas nieco opieka takiej Frozyny. Co prawda, znamy ten ideał jedynie z ust młodego a zakochanego Kleanta; zresztą, jak wspomniałem, ta część intrygi ma więcej konwencjonalny niż obyczajowy lub psychologiczny podkład.
- ↑ Pożyczę im… Rys nałogowy u Harpagona.
- ↑ Charakterystyczne stopniowanie drapieżności Harpagona: pomyśleć o tem, ścisnąć się, krwi sobie upuścić.
- ↑ Ustęp ten, pozatem iż bawi nas miną Harpagona w czasie tych wynurzeń, zawiera i ziarno zdrowej myśli Moliera: przypomnienie ile rzeczywistych i bardzo realnych czynników bogactwa (nie mówiąc już o szczęściu) mieści się nie w pieniądzu ale w moralnych przymiotach.
- ↑ nic realnego… Ci co, jak Harpagon, ubóstwili pieniądz, widząc w nim jedyną realność, żyją — przeciwnie zgoła — całe życie jedynie cieniem, symbolem istotnych i bardzo realnych wartości.
- ↑ Czyż to nie jest rzecz bardzo realna… Śmiejąc się z tego dowodzenia, mało kto odczuwa jego głęboką prawdę. Jedynym zarzutem, jaki możnaby zrobić Frozynie, to ten, iż nigdy nie wiadomo, w jak im stopniu owe zachwalone przez nią przymioty okażą się w przyszłej żonie rzeczywiste i trwałe.
- ↑ Nie będę kwitował… We Francji, kontrakt małżeński, oraz wszystkie z nim związane kwestje posagu, uposażenia wdowiego, etc., traktowane są nadzwyczaj ściśle. Jeżeli panna nie ma posagu, oblubieniec zaś jest zamożny, kwituje przyszłą żonę z otrzymanego fikcyjnie posagu, czyli sam ją wyposaża.
- ↑ Bodaj coś… Zakochany Harpagon zrezygnowałby już może z posagu, ale zasady jego, religja jego całego życia, oparta na pieniądzu, nie pozwala mu na to; chce mieć bodaj pozór przed samym sobą.
- ↑ Na tle tradycyjnej sceny »zakochanego starca« Molier haftuje tu z niezrównaną werwą, nie cofając się przed najjaskrawszym wyrazem, a mimo to nie wychodząc z zakresu prawdopodobieństw ludzkiego szaleństwa.
- ↑ Mam proces… Oczywiście pozór, ledwie-że trochę zamaskowany, aby się przy mówić o zapłatę.
- ↑ 80,0 80,1 80,2 80,3 80,4 Te kolejne zmiany fizjognomji Harpagona, to świetne pole dla rozwinięcia gry aktorskiej.
- ↑ 81,0 81,1 Kryza, sprzączki; te szczegóły straciły dla nas swoje komiczne znaczenie, wobec tego iż nowa czy stara ówczesna moda są dla nas jednako zamierzchłe.
- ↑ Do widzenia… Harpagon puszcza mimo uszu wszystkie przymówki Frozyny.
- ↑ Niechże cię febra… Wiele z tych rysów razi nas dzisiaj swoją brutalnością: nie jest ona jednakże własnością Moliera, ale wogóle ówczesnej komedji. Molier raczej oczyścił ją z wielu grubych i nieobyczajnych naleciałości.
- ↑ Z drugiej strony… Zapewne u matki Marjanny, w razie jeśli małżeństwo przyjdzie do skutku.
- ↑ Scena pierwsza. Wspomniałem już we Wstępie, że ta liczna służba w domu skąpca bywała przedmiotem zarzutów ze strony nazbyt skrupulatnych komentatorów.
- ↑ Nie ścierać za mocno… Najdalej chyba posunięty rys skąpstwa! Takie rysy wydają się przesadzone, a jednak naokoło siebie znaleźlibyśmy ich mnóstwo: znałem np. w Krakowie buchaltera, manjaka rachunkowości, który w rubrykę codziennych wydatków wstawiał procent zużycia odzieży.
- ↑ Jeśli się coś stłucze… Niejednej dzisiejszej »pani Dulskiej« wyda się to zupełnie naturalne; w dawniejszym wszelako obyczaju brano widać te rzeczy szerzej, skoro Molier kładzie tę zapowiedź w usta Harpagonowi.
- ↑ Przebaczyłem wybryki… Po ponurym obrazie życia rodzinnego wpłynęliśmy tu w wesołą komedję: dosyć bezceremonjalnie, Molier przecina tu słowami Harpagona zadzierżgnięty w drugim akcie wątek.
- ↑ Do stangreta czy do kucharza… Od czasu tej komedji, ów Maitre Jacques stał się przysłowiowym w znaczeniu »do wszystkiego«.
- ↑ Niech pan zaczeka… Wszystkie sceny z Jakóbem mają charakter farsowy i służą do rozjaśnienia ponurego tła Zapominamy o konflikcie ojca z synem, skąpiec bawi nas zamiast przejmować dreszczem.
- ↑ Ciągle pieniędzy… Przepyszny jest ten wybuch Harpagona: słowo »pieniędzy « jest niby przytknięciem lontu do miny. I jak zabawnie brzmi to oburzenie właśnie w ustach tego człowieka, który nie ma jednej myśli, jednego słowa poza pieniądzem!
- ↑ Walery pozostaje wiernym swojemu systemowi zjednywania sobie łask Harpagon a; równocześnie, dla publiczności, tem jaskrawiej oświetla jego niedorzeczność.
- ↑ Ulubiony aforyzm oszczędnych gospodyń.
- ↑ Wedle tradycji francuskiej sceny, miejsca wykropkowane wypełnia aktor dowolnem wyliczaniem różnych skomplikowanych potraw. Wydanie z r. 1682 wylicza cztery zupy: zupę rakową, zupę z kuropatw, zupę jarzynową, rosół z kaczki. Pierwsze danie: »Potrawka z kury, pasztet z gołąbków, mleczko cielęce, budyń z białym sosem. grzybki«. Pieczyste: »Na wielkim półmisku w kształt piramidy: piękna pieczeń cielęca, trzy bażanty, trzy tłuste pulardy, dwanaście gołębi, dwanaście kurcząt, sześć królików, dwanaście kuropatw, dwa tuziny dzikich kaczek, trzy tuziny cietrzewi«… O ile mi się zdaje, na scenach polskich nie uwzględniano tego wyliczania (które nowe wydania Skąpca zastępują kropeczkami), w skutek czego okrzykiwania się Harpagona nie mają punktu oparcia i nie tworzą dość komicznego kontrastu. Program Jakóba, zapewne nieco przesadzony, naogół dość wiernie maluje styl i obfitość ów czesnych pańskich stołów.
- ↑ Coś szkodliwszego niż nadmierne jedzenie… Dla nas, wzrosłych w nowoczesnych pojęciach hygienicznych, brzmi to zupełnie naturalnie; w ów czas, pogląd ten musiał budzić serdeczną wesołość.
- ↑ Poto się je, etc. Plutarch cytuje podobne powiedzenie w ustach Sokratesa. Trzeba przypuszczać, że nie było ono tak zużyte jak dziś; stąd zachwyt Harpagona, który u słyszał je po raz pierwszy, i któremu tak było po myśli. Jestto zwykła dola aforyzmów złotej mądrości, że służą na umocnienie ludzkich przywar i szaleństw.
- ↑ W oryg. haricot (fasola), mówiło się w skróceniu zamiast: potrawka barania z fasolą.
- ↑ Nad bliźnim… Sympatyczna i bardzo typowa jest ta furmańska czułość do koni; wyrażenie »bliźni« jest tu zupełnie naturalne w ustach Jakóba.
- ↑ Człowiekiem którego kocham… Typ starego sługi, który może chował się razem z Harpagonem (z tego co mówi później, widzimy że od niedawna jest tu stangretem; ale mógł być gdzieś na folwarku).
- ↑ Odkradał owies… Wspominałem we Wstępie zarzuty jakie czyniono Molierowi z powodu tego rysu: ależ przecie on tu jest przytoczony jako wyraz konceptów, jakie w mieście robią na temat Harpagona!
- ↑ Bijąc Jakóba… Zwykle tak się kończy, kiedy ktoś chce »wiedzieć prawdę«, a drugi powie mu ją naiwnie. (Pomysł do tej sceny również z Suppositi Ariosta).
- ↑ Scena szósta. Znów jedna z owych w kładek niezwiązanych z treścią, i która mogłaby się znaleźć w każdej innej komedji. Komizm, wywołany tem iż ktoś kogoś okłada kijem, stanowił nieodzowną zaprawę dawnej farsy; Molier, jak widzimy, nie gardził nim w żadnej epoce swojej twórczości. Dzisiaj, tego rodzaju efekty działają na nas raczej osmucająco; ale wówczas ludzie byli twardsi: nie zapominajmy że była to epoka, kiedy piękne panie z wynajętych okien przyglądały się rozszarpywaniu końmi zbrodniarzy, i tym podobnym widowiskom.
- ↑ Lepszy zaprawdę los… Mogłoby nas dziwić, że Marjanna przyjm uje cyniczne refleksje Frozyny tak naturalnie; ale czyż to nie jest ta sama »mądrość życiowa«, jaką, zaledwie z zachowaniem pewnych osłonek, głoszą aż nazbyt często matki, ciotki, etc. Marjanna jest tedy oswojona z tym kątem widzenia.
- ↑ Trzeba życzyć lub oczekiwać… Pieniądz, wcielony w Harpagona, brudzi wszystko co się z nim zetkie: oto jak przemawia ta młodziutka dziewczyna!
- ↑ Śmierć nie zawsze etc. Ta upragniona czyjaś śmierć, unosząca się w atmosferze, jest dość częstym motywem powtarzającym się w dawnych komedjach; dziś, gdy nikt nie ma powodu widzieć w dziedzictwie i sukcesji jedynego warunku szczęścia i egzystencji, motyw ten działa na nas bardzo odmiennie, i wręcz przykro. Jeszcze u Fredry pełno jest tych »ciotek«, na których śmierci buduje się wszystkie nadzieje.
- ↑ Czy panna żartuje?… Frozyna i z Marjanną rozwija cyniczną werwę tradycyjnej »intrygantki« włoskich komedyj.
- ↑ W okularach… Harpagon zapamiętał snadź rozmowę z Frozyną w którą naiwnie uwierzył.
- ↑ Wiem, że twoje wdzięki… Widocznie we wszystkich epokach, podtatusiali zalotnicy mieli skłonność do tych strzelistych komplementów; Harpagon przywodzi tu nieco na pamięć Cześnika z Zemsty.
- ↑ Nie okazuje radości… Jaką rolę gra tu Marjanna? Jestto, można sądzić, młoda dziewczyna z lepszego stanu a wzrosła w biedzie, którą życie nauczyło trzeźwości. Idąc za radami matki, godzi się w zasadzie z tem zamęściem; im bardziej jednak przybiera ono realne kształty, tem bardziej rośnie w niej lęk i odraza. Zupełnie inaczej zachowuje się np. wytrawna Dorymena w Małżeństwie z musu.
- ↑ Złe zielsko… Harpagon jest nietylko ciężki dla dzieci, ale i drobiazgowo przykry. Rys ten podziela z nim wielu ojców t. zw. starej daty, którzy brak delikatności w pożyciu rodzinnem uważają za atrybut ojcowstwa.
- ↑ Wrażliwością kobiety, Marjanna odczuwa upokorzenie Elizy.
- ↑ Kleant, choć młody, posiada zbyt gorzkie doświadczenie i zanadto dobrze wie, do czego może popchnąć po trzeba, aby się nadmiernie oburzać na krok Marjanny: cierpi, ale nie wybuch a tak, jak mógłby uczynić ktoś wychowany w mniej twardej szkole życia. Już w scenie rozmowy z siostrą (Akt I), widzieliśmy, jak dotkliwie odczuwa on wobec ukochanej swój brak środków: niemal jak fizyczne kalectwo. I istotnie, cóż on może tu przeciw stawić bogaczowi Harpagonowi?
- ↑ Taka rozmowa kochanków w obecności niepożądanego słuchacza i prowadzona w sposób o podwójnem znaczeniu, należy do tradycyj dawnej komedji i niejeden raz pow tarza się u Moliera. (Np. Szkoła mężów, II, 14).
- ↑ Zechciej wybaczyć… Okazuje się, iż miłość ani na chwilę nie stłumiła skąpca w Harpagonie. Jedynem uczuciem, Jakie go jeszcze hamuje, jest wstyd własnego sknerstwa, i ten wstyd każe mu cierpieć męki na widok rozrzutności synowskich, nie protestując wszelako przeciw nim głośno. Wpłynęliśmy tu w pełną farsę.
- ↑ Zdejmuje ojcu dyament… Scena z djamentem zapożyczona jest prawdopodobnie z włoskiej farsy.
- ↑ Przyniósł pieniądze… Znów słowo pieniądze działa na Harpagona magicznie.
- ↑ Przewracając Harpagona… Jeszcze jeden rys, świadczący ile różnorodnych elementów złożyło się na ten utwór. Oscylując swobodnie między dramatem a farsą, Molier nie waha się uciec bodaj do najgrubszych farsowych motywów. Dzisiaj, to wydawanie na pośmiewisko ojca rodziny — choćby był Harpagonem — w obliczu dzieci, nie budzi już tej szerokiej wesołości, jaką budziło w epoce Moliera; jest w tym Skąpcu — jak to swego czasu notował Sarcey — coś osmucającego.
- ↑ Odesłać z powrotem… Harpagon łączy wszystkie rodzaje skąpstwa: od drapieżności lichwiarza, do drobiazgowości gospodarskich.
- ↑ Czekajcie: gdyby się postarać… Także rys dowodzący niedbałości, z jaką sklecona jest intryga Skąpca: w dalszym ciągu nie spotkamy z tego fortelu ani śladu. Być może, Molier zamierzył zrazu tak sztukę rozwiązać, odmienił zamiar, a zaniedbał wykreślić tego ustępu. Chyba że chciał tem przydługiem opowiadaniem oświetlić czynność i przemyślność niewyczerpanego w intrygach konceptu Frozyny. Cała ta scena jest zresztą zupełnie zbędna, gdyż, przy całem swojem wielomówstwie, Frozyna, jak poprzednio tak i nadal, nie ma żadnego wpływu na akcję; wyciągać zaś z tego epizodu jakieś refleksje moralne, też nie byłoby na miejscu, gdyż trąci on wyraźnie tradycyjną intrygą dawnej komedji.
- ↑ Żem się rozczarował… Kleant, bardzo naturalnie, maskuje się przed ojcem.
- ↑ Projekt, który… Harpagon któremu rozmowa Kleanta z Marjanną wydała się podejrzaną, zastawia synowi pułapkę.
- ↑ Znaleźć się z czasem… Zabawna jest ta scenka, w której Molier każe Kleantowi wytaczać wszystkie argumenty, używane zazwyczaj przez rodziców.
- ↑ Kleant dał się schwycić w pułapkę.
- ↑ Czyś ją odwiedzał… Tu Harpagon z tonu udanej serdeczności przechodzi w suchą indagację.
- ↑ Bardzo życzliwie… Postępowanie tej mamy jest nieco dwulicowe; ale któraż matka ubogiej panny na wydaniu rzuci na nią kamieniem?
- ↑ Oświadczam ci, ojcze… Trzeba zauważyć, iż, za każdym razem kiedy Kleant wychodzi z granic synowskiego uszanowania, znajduje aż nadto wystarczający powód we wstrętnem postępowaniu ojca.
- ↑ Dawajcie kija… Podobnie w Świętoszku: Kija, kija mi tutaj! (III, 6).
- ↑ Scena czwarta. Riccoboni, który twierdził iż w całym Skąpcu niema ani czterech scen oryginalnych, utrzymywał że i ta zabaw na scena zaczerpnięta jest z włoskiej farsy, ale nie umiał wskazać źródła.
- ↑ Pod żartobliwą postacią, scena ta zawiera wiele prawdziwych rysów takich zawodowych »jednaczy«. Fredrowski p. Jenialkiewicz (Wielki człowiek do małych interesów) mógłby w podobny sposób godzić zwaśnionych.
- ↑ I znów z komedji charakterów, niemal dramatu, wypłynęliśmy w sytuację farsową. Dzięki farsowemu początkowi tej sceny, gwałtowne starcie między ojcem i synem — współzawodnikami w miłości — działa niemal wesoło: nie bierzemy zbytnio na serjo ani ponurego tła sytuacji, ani zuchwalstw a Kleanta, które spotkało się nieraz z takiem potępieniem moralistów
- ↑ Darzę cię… przekleństwem. Jedyna rzecz, którą Harpagon decyduje się darować. Kleant zabawnie wyzyskuje ten rys w swojej odpowiedzi.
- ↑ Scena szósta. Ten motyw pożyczony z Plauta.
- ↑ Jakżeś tego dokonał?… Kleant nie znajduje w sobie odruchu o burzenia!
- ↑ Scena siódma. Scena ta znajduję się w tej samej postaci, nieco tylko zwięźlej, u Plauta. Musimy jednakże zaznaczyć tu ważną różnicę, na korzyść Molierowskiej koncepcji. Kiedy Eukljon uderza w lament i wykrzykuje z rozpaczą: »Zrujnowany jestem! nieszczęsny, bez środków do życia, czeka mnie głód, nędza…« mówi prawdę. Ten garnek ze złotem to wszystko co posiadał, rozpacz jego jest naturalna, tragiczna, i raczej powinnaby obudzić współczucie. Dla bogacza Harpagona, szkatułka jest z pewnością maleńką cząstką jego mienia: rozpacz jego, jak również zakopanie szkatułki w ziemi, jest tylko wyrazem skąpstwa i chciwości.
- ↑ siebie za ramię. Molier uważał snadź jeszcze za potrzebne wprowadzić tu te efekty, jakbyśmy dziś powiedzieli »dla galerji«, aby ta scena nie stała się za posępna. Z tych samych przyczyn, wciąga później publiczność do gry, zaczepiając wprost widzów o swoją szkatułkę. Mimo to, ogólne wrażenie tej sceny jest dziś dla nas przykre i tragiczne.
- ↑ Niechaj go zarżną… Każde zjawienie nieocenionego Jakóba stanowi komiczną dywersję w ponurem napięciu, jakie wnosi z sobą Harpagon.
- ↑ Wyborna sposobność… Znowu wkraczamy w farsę.
- ↑ Niema wątpliwości… Harpagon, jak wielu ludzi przejętych namiętnością, sam dał informacje które miał zamiar wydobyć. (Podobnie p. de Pourceaugnac w scenie w Zbryganim w I akcie). Bierna rola komisarza przy tem osobliwem śledztwie świadczy o małej trosce tego organu władzy o istotny wymiar sprawiedliwości.
- ↑ Scena trzecia. Komiczne quiproquo między Harpagonem a Walerym jest czysto farsowe. Mimo że długo trwa, jest tak zabawnie przeprowadzone, iż budzi nieodpartą wesołość.
- ↑ Cudne oczy mojej szkatułki… Harpagon jest tak przejęty swoją szkatułką, iż wszystkie najbardziej liryczne wynurzenia Walerego wydają mu się, w odniesieniu do niej, możliwe: oburzają go raczej niż dziwią. W tym akcie piątym, Harpagon robi na nas wrażenie starego dziecka i neutralizuje w ten sposób posępny osad pozostały z poprzednich scen.
- ↑ Wolałbym aby ci się pozwolił utopić… I to okrutne odezwanie ojca mija niepostrzeżenie wśród komicznych rysów tej sceny.
- ↑ Co to za kradzież… Walery dotąd nie wie o kradzieży szkatułki, i nie domyśla się co Harpagon ma na myśli.
- ↑ Tyś powinien wytoczyć skargę. Harpagon, nawet w największem podnieceniu, nie przeoczy sposobności przerzucenia jakichś kosztów na kogoś drugiego.
- ↑ Ciągłą grą sceniczną, Harpagon ożywia to przydługie zakończenie, które mogłoby być nużące. Wedle tradycji sceny francuskiej Harpagon gasi świecę, Jakób zapala ją znowu; Harpagon gasi i bierze do ręki, Jakób zapala mu ją w ręce; Harpagon gasi i chowa do kieszeni, Jakób zapala mu ją w kieszeni, Harpagon parzy sobie palce. Widzimy, jak Molier w ciąż wzywa na pomoc najgrubsze efekty tradycyjnej farsy, aby, przy ich pomocy, przemycić tę głęboką komedję obyczajową.
- ↑ Pani mą siostrą… Podobnie sztuczne zakończenie w Szkole żon miało tę zaletę, iż było krótkie i zabawne przez swój symetryczny układ dwuwierszami. Tutaj, w stosunku do swej błahości, jest ono o wiele za długie i za ciężkie; chyba że przypuścimy iż Molier traktuje je jak o rozmyślną parodję «rozwiązań« w smaku ówczesnej komedji?
- ↑ Na panu zatem… Wszystkie te cudowne wypadki spłynęły po Harpagonie bez śladu: stała jego myśl nie opuszcza go ani na chwilę.
- ↑ Otrzymasz pieniądze… Molier pozwala nam wierzyć, iż Kleant nie miał może zamiaru okraść ojca do spółki ze swym służącym, i że zamierzał jedynie dopuścić się na nim t. zw. szantażu, usprawiedliwionego poniekąd miłością.
- ↑ Sprawisz mi nowe ubranie… Ten rys utrwala w nas ostatnie wrażenie Harpagona jako starego dziecka.
- ↑ Charakter u Moliera nie zmienia się nigdy ani na włos; ostatnie słowo streszcza zawsze całą istotę człowieka.