Lud polski/Kultura materjalna

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Fischer
Tytuł Lud polski
Podtytuł Podręcznik etnografji Polski
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wyd. 1926
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa, Kraków
Źródło skan na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III. KULTURA MATERJALNA.


§ 16. Podział etnologji.

Materjał etnologji jest tak olbrzymi, że musiano go podzielić na pewne części. Dlatego wyróżnia się w etnologji trzy działy: 1. Kulturę materjalną. 2. Kulturę społeczną. 3. Kulturę duchową. W następstwie tego powstały jakby odrębne nauki, które muszą pozostawać z sobą w jak najściślejszej łączności, a mianowicie: 1. Nauka o kulturze materjalnej czyli t. zw. ergologja. 2. Nauka o dobrach kulturowych socjalnych. 3. Nauka, badająca porównawczo kulturę gospodarczą. 4. Porównawcze prawoznawstwo, które zowie się nieraz etnologją prawną. 5. Nauka o kulturze duchowej, obejmująca religję, naukę i sztukę. Podział ten można jednak uprościć, przez złączenie w całość etnologji społecznej i prawnej, oraz przez zaliczenie etnologji gospodarczej do ergologji. Wówczas mamy trzy działy: 1. Ergologję. 2. Etnologję społeczną. 3. Dział kultury duchowej, który najlepiej nazwać folklorystyką.
Terytorjum etnograficzne polskie można zróżniczkować nietylko pod względem narzeczy i typów antropologicznych, ale też na podstawie wszystkich trzech działów kultury ludowej, zarówno kultury materjalnej, jak społecznej i duchowej.
Literatura: Buschan G. Völkerkunde. T. I. Stuttgart 1922.


§ 17. Budownictwo.

Chałupa. Człowiek powoli dochodził do umiejętności budowania mieszkalnego schroniska. Najdawniejszem mieszkaniem był las, a w nim buda lub szałas, z gałęzi upleciony lub sklecony. Czasem może nawet pierwotne mieszkanie umieszczone było na drzewie wśród gałęzi, jak to widzimy dziś jeszcze u niektórych ludów pierwotnych.
Nie mamy żadnych wyraźnych danych, jak mieszkali dawni Słowianie, ale oczywiście na podstawie analogji możemy przypuszczać, że po okresie przebywania w lasach i szałasach następuje szukanie naturalnych i sztucznych jaskiń, a także kopanie dołów w ziemi, zwanych ziemiankami; starą tę formę zachowały do dziś różne piwnice, lodownie, a u bardzo ubogich chłopów na Litwie i u pasterzy w Karpatach utrzymały się nawet w swej pierwotnej formie mieszkalnej; szczególnie zaś odżyły w czasie wojny, gdy wskutek walk na wschodnich kresach uległy zniszczeniu całe ludzkie osiedla, a z powodu trudności ekonomicznych rychłe odbudowanie nie było możliwe. Wreszcie była jeszcze inna forma siedlisk ludzkich, a mianowicie mieszkania na palach. Budowle palowe, t. zw. palafity, wznosiły się nietylko nad wodą, ale także na stałym lądzie, o ile zmuszały do tego względy bezpieczeństwa lub terenu. Na naszych obszarach, zwłaszcza w Polsce północnej, znaleziono dość liczne ślady dawnych mieszkań palowych.
W czasie swych wędrówek mogli Słowianie używać także mieszkań przenośnych w postaci bud na wozach, jakich np. używali Tatarzy, dziś jeszcze wędrowni Cyganie, a i tej formy mieszkania doświadczyły w czasie wojny liczne rzesze uchodźców.
Z chwilą ustalenia się życia osiadłego na obszarach słowiańskich mamy w związku z budowlami palowemi obok chałup drewnianych, także chałupy plecione. Domy plecione z chróstu zczasem oblepia się też gliną. Działał tu zapewne wpływ lepianki, t. j. chaty lepionej z gliny.
Nazwa „chata” jest raczej wyrazem literackim, a nie ludowym. Lud polski bowiem chatę nazywa chałupą, a w innych okolicach chyżą, chyczą, strzechą, budą, budynkiem lub zwyczajnie domem. Wyraz chata dostał się prawdopodobnie za pośrednictwem ruskiem z kultury irańskiej, gdyż w persk. dom zowie się kada. Nie jest to jeszcze dość jasne, ale bądź co bądź ciekawe, że „chata“ odpowiada ruskiej lepiance, a natomiast nasza nazwa „chałupa“, wywodzona od greck. kalybe, ze swym charakterystycznym przedsionkiem odpowiada typom świątyń greckich.
Chałupa nasza przeszła szereg faz rozwojowych pod wpływem działania różnych kultur. Najpierw była to jama mieszkalna, jakich istnienie w Miechowskiem stwierdziły badania prehistoryczne. Jama ta przy prymitywnej technice kopania była okrągła, a przykryta dachem, rozpostartym nad nią narówni z ziemią, jak świadczy o tem sama nazwa strzechy. Zczasem wewnątrz tej ziemianki pod ścianami jamy mieszkalnej ubito z ziemi wokoło jakby rodzaj ławy. Powstaje więc wewnątrz pewien wyższy poziom, który zabezpiecza od wilgoci, a nawet można było pod tym poziomem zrobić otwór do palenia, rodzaj pieca; w ten sposób możnaby wyjaśnić powstanie zapiecka, a także przez to rozumiemy, dlaczego w dawnych chatach germańskich ławy pod ścianą były konstrukcyjnie złączone z całym domem, a nie były wyodrębnionym sprzętem, jak później. Zczasem także zupełnie płaski dach poczyna się nieco podnosić w górę, przyczem forma jego mogła być dwuspadkowa albo stożkowata, taka, jak widzimy dotąd w naszych stogach i brogach.W nazwie bróg, jak w niemieckim berg, a francuskiem borge (oznacza mieszkanie), zachowała się nawet stara nazwa na określenie skał i jaskiń, owych najpierwotniejszych mieszkań ludzkich. Z tej formy stożkowatej mógł rozwinąć się dopiero dach czterospadkowy, lecz kwadratowy, a dopiero później powstała z niego forma dzisiejszego dachu czterookapowego. Równomiernie z rozwojem dachu rosną ściany, zrazu usypane z ziemi wykopanej, potem powstaje niska ściana z okrąglaków, która zczasem wzrasta i podnosi dach coraz więcej nad powierzchnię ziemi. Typ takich starych budowli o niskich ścianach, a dachu spuszczonym prawie do ziemi, mamy na Mazowszu i w litewskich stodołach.
Badania, przeprowadzone nad ludowem budownictwem polskiem, stwierdziły, że chata polska zwykle zwrócona jest szczytem do drogi czy ulicy, ale też bardzo często, jak w Małopolsce, zwraca się ją szczytem do południa. Następnie mieszkanie ludzkie jest oddzielone od śpichrza, stajni, chlewów, stodół i t. d., które otaczają dziedziniec. Pewna niewielka odległość chaty od ulicy zapełniona jest zwykle kwiatami. Brama lub wrota są niedaleko chałupy. Dach jest ani zbyt niski, ani zbyt wysoki, a tworzy u szczytu kąt mniej więcej prosty. Różne te znamiona występują odrębnie i w innych chatach, ale równoczesne ich istnienie charakteryzuje chatę polską.
Pod względem materjału budowlanego dadzą się zauważyć następujące różnice. Na całym obszarze Polski, z wyjątkiem Wielkopolski i części Pomorza panuje stawianie chałup z drzewa na węgieł, t. zn., że okrąglaki, odarte tylko z kory i zaciosane półokrągło w pobliżu końców do mniej więcej trzeciej części grubości, układa się jeden na drugim i w ten sposób wznosi się zrąb chałupy, zwany także „wieńcówką“, bo bierwiona tworzą niby wieńce, kolejno na siebie układane.
Szpary, pozostałe między okrąglakami, zatyka się mchem i zamazuje gliną lub żywicą. Później ulepsza się to o tyle, że zrąb wznosi się już nie z okrąglaków, ale z bierwion, w kant ociosanych, czyli t. zw. kanciaków Sposób zawęgłowania takich kanciaków może być różny: albo na rybi ogon (ryc. 5), albo na obłap (ryc. 6), albo t. zw. — gładki (ryc. 7), na czop (ryc. 8), na zamek (ryc. 9), albo wreszcie na nakładkę (ryc. 10). W miarę, jak brak coraz bardziej materjału drzewnego, budowę na węgieł wypiera budowa na słup (ryc. 11), jako tańsza i umożliwiająca większą oszczędność materjału. A więc stawia się cztery słupy, a w nie wpuszcza się sumiki czyli właściwie deseczki. Zresztą ta budowa na słup może mieć różne formy, jak np. w Wielkopolsce, gdzie mamy aż cztery

konstrukcje: 1. „w glinę pod topór”, t. j. z gliny mieszanej z sieczką, a ściany wyrównywa się siekierą, gdy glina podeschnie, 2. „mur pruski”, utworzony przez słupy i poprzeczne oraz skośne drzewa, co tworzy ramę, którą się wypełnia cegłą, 3. „w reglówkę”, który to system o tyle się różni od poprzedniego, że „fachy”, t. j. pola, wypełnia się nie cegłami, ale słomianemi „kotami”, zarobionemi gliną, 4. „w szachulec”, gdzie między słupami leżą poziome drążki owinięte zaglinioną słomą. Z form tych szachulec jest najstarszy, da się nawiązać do starych plecionek. Można też zauważyć wzajemne oddziaływanie lepianki na budownictwo drewniane i plecione. Wogóle bowiem pod względem materjału budowlanego zachodzą różne możliwości; mogą być chaty: 1. drewniane na węgieł niebielone. 2. drewniane na węgieł bielone. 3. budowane na słup. 4. plecione z gałęzi. 5. plecione z trzciny. 6. lepianki. 7. budowane z kamienia (murowane).
Wszystkie te typy mieszają się dziś już bardzo na obszarach Polski; doniedawna można było jeszcze zauważyć, że nietylko warunki naturalne rozstrzygały o wyborze materjału. Np. w Olkuskiem robiono lepianki z gliny, mimo że była dostateczna ilość materjału drzewnego. Dopiero zaś później chaty drewniane wyparły dawne bitki t. zn. chaty ubijane z ziemi lub lepianki. Różne typy chałup polskich można podzielić nietylko wedle materjału budowlanego i jego opracowania, ale również wedle planu, wedle formy dachu, albo wedle umieszczenia ogniska. Dzielenie chałup wedle planu jest uzasadnione o tyle, że przechowują się nam tu pewne stare rysy, gdy tymczasem materjał konstrukcyjny łatwiej ulega zmianom.
Na obszarze Polski możemy wyróżnić dwa typy chałup: 1. częstszy, zwany symetryczno-dwuizbowym. 2. rzadszy, zwany jednoizbowym. Istotę typu symetryczno-dwuizbowego stanowią dwie izby symetrycznie do siebie ustawione i przegrodzone sienią. Izba, leżąca po prawej stronie sieni, jest zwykle białą „świetlicą”, przeciwległa jest izbą czarną. Typ ten przez różne dobudówki ulega pewnym zmianom, ale zasada właściwa prawie zawsze utrzymana, a mianowicie: sień przegradzająca dwie lub więcej izb. Natomiast typ jednoizbowy polega na tem, że wchód jest w ścianie szczytowej pod przyłapem, a stąd dopiero przechodzi się do sieni, poczem do izby, względnie do dalszych jeszcze izb. Wśród typu jednoizbowego możemy wyróżnić dwie odmiany: a) kujawsko-pomorską, w której zachowały się chaty z wejściem od strony szczytowej. Grupa ta ciągnie się lewym brzegiem Wisły, mniej w od bzury do Bałtyku; b) grupa śląsko-spiska, w której układ jest zupełnie podobny, ale niema tu wejścia w ścianie szczytowej. Ten typ panuje na południowych granicach Polski, idąc Karpatami ku wschodowi.
Chałupy jednoizbowe mają jedną cechę bardzo charakterystyczną, a mianowicie przyłapy, podcienie lub t. zw. przedsionki. Ta charakterystyczna cecha utrwaliła się także w architekturze domów miejskich i kościołów. Te przedsionki mamy szczególnie w chatach kujawskich i pomorskich. Nieraz zaś, choć przyłap już zanikł, pozostały po nim ślady w wysunięciu belek szczytowych. W każdym razie spotyka go się dawno na ziemiach słowiańskich. Plan domu z tą t. zw. na Pomorzu „wystawką” jest najpierw tego rodzaju, że z wystawki wchodzimy do sieni z kuchnią, a potem do izby mieszkalnej lub dalszych izb.
W takiej starej chacie kaszubskiej we Wdzydzach mieści się wiejskie muzeum kaszubskie, stworzone i urządzone przez zasłużonego badacza Kaszub I. Gulgowskiego (ryc. 13). Ale zczasem przekształca się podcień na przedsionek kątowy (ryc. 12), a przez to jego część zmienia się na lokal mieszkalny; niekiedy zaś takie małe komory powstają po obu stronach, a ponieważ wtedy trudno to zmieścić na krótszej ścianie szczytowej, więc przenosi się na dłuższą ścianę.
Na zrąb chałupy składa się zwykle do 6 do 7 okrąglaków lub kanciaków, na nich kładzie się płatwy, na których wznosi się powała; szczególnie wyraźną formę konstrukcyjną ma to na Podhalu. Mianowicie owe płatwy, zwane tu płazami, siódma od dołu w ścianach szczytowych, a ósma w ścianach podłużnych, są zawarsołowane do izby, t. j. wsunięte mniej więcej o cal w światło izby. W płazie szczytowej i odsiennej wdłubane są końce sosrębu, grubej belki, przechodzącej przez całą długość izby. Na sosrębie wpoprzek leżą tragarczyki, wdłubane końcami w płazy podłużne, a na tych tragarczykach spoczywa powała układana z desek. Ta konstrukcja powały musiała niegdyś być bardziej powszechna, szczególnie w Małopolsce.

Zczasem znikł sosręb zwany w Krakowskiem siestrzanem, a zostały tylko tragarze, wreszcie nawet i te znikły i pozostał tylko jeden tragarczyk. Analogiczną konstrukcję mamy także u Kurpiów.
Oczywiście w lepiance powałę tworzy polepa z gliny, ale niegdyś nie robiono polepy, lecz sypano na strychu zwykłą ziemię lub glinę, która oczywiście nawet sypała się przez szpary w powale.
Wreszcie nad powałą wznosi się dach. Na podstawie zebranych dotąd materjałów można wyróżnić cztery rodzaje dachów polskich, a mianowicie: 1) czterookapowy, 2) dwuspadkowy, 3) podhalański, 4) naczółkowy.
Dach czterookapowy (zob. ryc. 12) jest prawdopodobnie formą najstarszą, gdyż na budynkach gospodarczych, jak stodoły i stogi, które zachowały w znaczniejszym stopniu dawną formę budowlaną — mamy powszechnie w całej Polsce właśnie takie dachy czterookapowe. Oczywiście przedtem istniały też dachy stożkowe, które rozwinęły się w dach czterospadkowy, ale przy kształcie chaty kwadratowej.
Przeważnie z Niemiec wzięliśmy dach dwuspadkowy, który na Podkarpaciu bywa nawet nazywany niemieckim. Nadto samo oparcie dachu było w dawnych chatach polskich bardziej pierwotne. System krokwi, związanych bantem, który zawiesza cały ciężar w powietrzu, a raczej przenosi go na ściany, jest dla stosunków pierwotnych zbyt wymyślny. Budowa polskiego dachu musiała być na „sochę” i „ślemię”, czyli, że na widlastych słupach (sochach) opierała się belka kalenicowa, grzbietowa (ślemię) i dopiero na tem opierała się cała konstrukcja dachu. Ten sposób budowania utrzymał się jeszcze w naszych stodołach i szałasach (ryc. 14), a pozostałością jego w dachu dzisiejszym jest ten fakt, że okap szczytowy nie dochodzi do ostrzyka, t. j. punktu połączenia się krokwi, ale pozostawia u samego wierzchu mały trójkątny otwór, przez który przechodziła właśnie wspomniana belka kalenicowa. Stąd łatwe było już przejście do dachu podhalańskiego, mianowicie wystarczało

zniżyć bancik, a w ten sposób w połowie szczytu dopiero pozostał okap, zaś górna część szczytu była tylko zaszalowana w sposób prosty lub ozdobny. Przytem należy pamiętać, że niegdyś na Podhalu była chałupa kryta słomą, a dopiero później, pod wpływem osadników wołoskich, pokrywa się ją gontami.
Dach naczółkowy wreszcie jest w Polsce również bardzo rozpowszechniony; polega on na tem, że okap zajmuje tylko górny trójkąt, pozostawiając poniżej prostopadłą płaszczyznę w kształcie trapezu, zaszalowana deskami. Dach naczółkowy mamy szczególnie na Mazowszu (ryc. 15), ale spotyka się go również w Małopolsce.
Dach podhalański odznacza się szczytem w środku załamanym, przyczem górną część szczytu prostopadłą do ściany szczytowej w kształcie trójkąta szaluje się deskami, a natomiast w dolnej części szczytu mamy okap (ryc. 16).
Dach podhalański ma pewną specjalną cechę, a mianowicie mały półstożkowy okapik u samego wierzchu trójkąta szczytowego, zwany u Podhalan koszyczkiem, a u Babiogórców bębenkiem; szczegół ten spotykamy też na całej Słowaczyźnie, ale także i na Śląsku, a w Małopolsce aż po Częstochowę; ma to być również wpływ osadnictwa wołoskiego.
Dawna powszechnie panująca czterospadowość dachu polskiego zachowała się w drobnych daszkach bocznych pod szczycikami, które są właśnie jedną z typowych cech budownictwa polskiego. W Polsce szczyt od ściany oddziela bardzo często daszek przyzbowy, charakterystyczny wogóle dla architektury polskiej. Kiedy bowiem w Europie zachodniej szczyt wystaje ponad ścianę szczytową, w budownictwie ludowem polskiem mamy szczyt jakby cofnięty w głąb, a w chacie rosyjskiej niczem specjalnie nie zaznaczony szczyt stanowi jakby dalszy ciąg ściany szczytowej. Są też pewne formy przejściowe, a więc między typem zachodnio-europejskim a typem polskim jest nieraz pośredni typ czeski, a między Polską a wschod.-europejskim typ białoruski.
Wreszcie rozmaicie nazywa i umacnia się wierzch dachu. W Małopolsce, Wielkopolsce i na Śląsku mamy na określenie wierzchu dachu nazwy „kalenica” i „kalonka”, na Mazowszu „strop”, a na Pomorzu „warst”. Tym różnym nazwom odpowiadają różne formy umocowania grzbietu dachów. A więc w okolicach, gdzie mamy nazwę kalenica lub kalonka, umacnia się wierzch dachu zapomocą snopków kalonych czyli maczanych w rozrobionej glinie, przyczem dodaje się jeszcze perzu, który się tam zakorzenia. Natomiast na Mazowszu umacnia się górne snopki przez przytwierdzanie ich kołkami lub deseczkami, przybitemi do łat nakrzyż z obu stron grzbietu dachowego. Kołki te, zwane przeważnie koźlinami, trafiają się wprawdzie i w Małopolsce, nawet dość często, ale tylko jako możliwość, gdy na Mazowszu są powszechną regułą, a nadto na Mazowszu zupełnie brak nazwy kalenica.
Nad szczytem bywa zwykle ozdoba, która ma dwojaką formę, albo t. zw. śparogi albo pazdur. Śparogi powstają z przedłużenia i skrzyżowania dwóch krokwi szczytowych,

a zczasem zmieniają się w wyodrębnioną już ozdobę i są to wówczas dwa krzyżujące się skosy przybite do szczytowej pary krokwi, które zakończone są u góry albo ozdobnem zakrzywieniem, albo głowami końskiemi, koguciemi lub żórawiemi. Ozdobę tę spotykamy szczególnie na Mazowszu, a czasem w Wielkopolsce i na Pomorzu, ale stale zwłaszcza dawniej na obszarze Kurpiów (ryc. 17). Natomiast na południu Polski mamy pazdur, szczególnie powszechny na obszarze góralszczyzny (ryc. 18), ale też w ziemi krakowskiej i sandomierskiej; Małopolska więc jest jego właściwem terytorjum. Bardzo charakterystyczne są zwłaszcza pazdury podhalańskie, w kształcie tulipana, lub innych motywów roślinnych (ryc. 19), ale są to już formy późniejsze, bo pazdur znaczy tyle, co pazur, a nazwa ta skłania do przypuszczenia, że pierwotnie pazdur był typem zoomorficznym, rzeczywistym pazurem zwierzęcym. Pazdur znajduje się w Małopolsce, występuje też stale w okolicy Lwowa, gdy tymczasem inne kresy wschodnie mają śparogi. Pazdur jest również charakterystyczny dla obszaru Słowaczyzny, Moraw i Czech, a okolice te mają jeszcze inny wspólny motyw zdobniczy z Małopolską, a mianowicie szalowanie szczytu w kształt słońca.

Budowa drzwi w chacie polskiej jest tego rodzaju, że mamy dwa boczne słupy odrzwiowe, a na nich jest leżuch górny. Owe odrzwia zwykle są okrągło wycięte i zaopatrzone tak zwane mi psami, t. zn. klinami ozdobnemi, łączącemi słup i leżuch. W Małopolsce mają one kształty prostolinijne (Krakowskie, Sandomierskie, Lubelskie) do tego stopnia, że niekiedy redukują się do małych łukowo zaciętych zapychadeł; natomiast na góralszczyźnie mają wycięcieokrągłe pantoflaste (Podhale. Orawa, Śląsk).
Na odrzwiach, zwłaszcza podhalańskich, występuje charakterystyczne kołkowanie, wzorowane na dawnych dworkach szlacheckich. Ozdoby te można zauważyć i w Małopolsce i na Śląsku. Niegdyś w Polsce spotykało się takie kołkowanie także na Polesiu oraz na niektórych starych karczmach i lamusach mazowieckich i podlaskich.
Dawniej odrzwia u drzwi wchodowych posiadały również t. zw. rysie; mianowicie koniec belki, wypuszczony do pola znacznie dłużej niż inne, przycina się ozdobnie w rysie. Wreszcie w związku z tem zdobnictwem należy pamiętać, że chata łowicka zdobiona bywa nazewnątrz i malowana (ryc. 20). Takie malowidła spotykamy nietylko w Łowickiem, ale wogóle

na Mazowszu, a także w Małopolsce (Sandomierskie); tutaj na bielonych ścianach wykonywa lud zdobienia farbką, a mianowicie kreski, punkty, linje faliste, a najczęściej rośliny w doniczkach. Jeśli zaś ściana jest ze starych beli drewnianych, wówczas maluje się koła, kreski, szachownice bielonem wapnem. Takie zdobienie ma niekiedy symboliczne, obyczajowe znaczenie, mianowicie oznacza się wapnem na ścianie niebielonej od drogi te chaty, w których są dziewczęta na wydaniu.
Typy chat wyróżnia się także na podstawie umieszczenia ogniska i pieca.
W związku z ogniskiem należy zaznaczyć, że u ludu polskiego pozostały też ślady bardzo pierwotnego niecenia ognia. W Kieleckiem chłop nasz przy rozpalaniu sobótki krzesze „żywy ogień” i posługuje się w tym celu osobliwym przyrządem (ryc. 21). Dwa kawałki drewna ostro zakończone wbija się w ziemię lub w pewną stałą podstawę. Między te drewienka wbija się w symetrycznie umieszczone otwory kawałek grubego pręta, który wprawia się w ruch wirowy przy pomocy sznurka, a wskutek silnego i szybkiego tarcia powstaje wówczas ogień. Przyrząd ten, t. zw. świder ogniowy, spotykamy już w kulturze pigmejskiej, którą etnologowie uznają za najstarszą z kultur zasadniczych. Niegdyś w ten sposób niecono ogień wogóle w życiu codziennem, ale zczasem oczywiście utrzymało się to jedynie w chwilach starych obrzędów, jak sobótka, święcenie nowego ognia i t. d.
Piec w chacie polskiej miał przypuszczalnie następujący rozwój: I. Najpierw była jama w ziemi lub ognisko, otoczone kamieniami w izbie czarnej lub wogóle w jakiemś zamkniętem miejscu, wskutek czego powstaje kurna izba. II. Ognisko

uzyskuje stałe miejsce w ścianie środkowej lub w kącie. Ściany drewniane wzmacnia się wówczas przez wylepienie gliną, oraz robi się nad ogniskiem otwór w powale, a nad nim konstruuje się nadbudowę z gliny i drzewa, aby uchronić strzechę od pożaru. III. Piec jest już znacznie rozwinięty ale jeszcze jest zbudowany z drzewa i gliny. IV. Celem uzyskania lepszego ciągu przedłuża się komin aż do dachu.
Na obszarze polskim, jak wogóle na słowiańskim, mamy bardzo charakterystyczny piec piekarski, złączony z piecem do ogrzewania i gotowania. Przeważnie piec ten stoi w kącie po prawej stronie od wejścia do izby, równolegle do ściany dłuższej. Niekiedy można zauważyć, że piec nie jest palony od izby, ale od sieni.
Polacy i wogóle Słowianie odznaczają się tem, że gotują w garnkach glinianych, które przystawia się do ognia lub stawia nad ogniem, a natomiast kocioł jest obszarowi polskiemu obcy; górale nasi przyjęli go wraz z wielu innemi wpływami bałkańskiemi, a Kaszubi używają kotła pod wpływem niemieckim.
W związku z ogniskiem pozostaje oświetlenie. Oświetlenie miało także rozmaite stopnie rozwojowe, a więc wnętrze najpierw oświetlało ognisko, potem łuczywo („drzazga” wedle określenia polskiego ludu), a wreszcie kaganek lub łojowa „smarkatka”. Według Plinjusza mieszkańcy wybrzeża bałtyckiego używali bursztynu jako łuczywa do świecenia.
Owe stare formy świecenia zachowały się na naszym obszarze bardzo długo; na Śląsku np. wsadza się polano w szczelinę albo też są specjalne stojaki na świecące się łuczywo. W Stopnicy nad nalepą przy ścianie umocowana jest deska, wylepiona gliną na dwa cale, zwana świecznikiem, ponieważ na niej palą się szczapy do oświetlenia izby. Na Polesiu oświeca się chatę zapomocą t. zw. łucznika, t. j. komina, spuszczającego się wdół od pułapu, wąskiego u góry, a rozszerzającego się u dołu. U spodu tego komina zawiesza się na

dość długich haczykach żelazną kratę, na której kładą zapalone łuczywa smolne.
Chata polska jest przeważnie przyziemna; na piwnicę mamy odrębną jamę, a forma tej piwnicy jest ciekawa, gdyż zachowała się w niej postać dawnej ziemianki.
Na Podlasiu nad rzeką Krzną (Międzyrzecz) spotyka się też domy na palach (ryc. 22).
Stodoła w Polsce stoi wprawdzie zawsze zupełnie odrębnie, ale oczywiście jej związek z domem jest zawsze bardzo ścisły. Stodołę buduje się podobnie jak dom, z tą tylko różnicą, że używa się gorszego materjału, gdyż nie trzeba tu utrzymania ciepła, ale owszem wskazany jest przewiew. Stodoła ma u nas prawie zawsze kształt czworokątny, a tylko wyjątkowo spotyka się formę okrągłą, np. w Grójcu.
Środkowa część stodoły zowie się boiskiem, klepiskiem lub gumnem. Polska pd.-zachodnia, a mianowicie Śląsk i Małopolska po prawym brzegu Wisły, mówi: gumno, Wielkopolska i Małopolska mają formy: bojewica, bojowisko, boisko, zaś

cała północna Polska, Mazowsze i Pomorze używa nazwy: klepisko. Część stodoły, przeznaczona do składania snopów, zwie się sąsiekiem lub zapolem. Sąsiek ma właściwie dwa znaczenia, bo oznacza i przedział na snopy i skrzynię na ziarno, a panuje prawie na całym obszarze Polski, gdy zapole obejmuje tylko pn.-wschodnią Małopolskę i Pomorze, niekiedy spotyka się też w Wielkopolsce. Także ścianka między boiskiem-klepiskiem, a zapolem-sąsiekiem zwie się rozmaicie, a więc, zapolnica, gumienica, zasiecznica lub też z niemiecka bląg, tylbont.
Chlew oznacza nietylko komórkę na świnie, ale też na gęsi lub kaczki, a nawet dla owiec, kóz lub cieląt. Chlewy te robi się z drzewa i pokrywa słomą, a niekiedy, szczególnie dawniej, nie budowało się z drzewa, ale plotło z chróstu i pokrywało słomą. Na Pomorzu buduje się nawet chlewy z części starych łodzi.
Obok domu stoją zwykle oddzielnie: obory, stajnie, szopy, wozownie i różne komórki. Na niektórych obszarach Polski budynki te stoją zupełnie osobno, jak np. na Pomorzu, przyczem ustawione wraz z chatą w prostokąt lub kwadrat zamykają dokoła dziedziniec. W Krakowskiem ubożsi mają zwykle pod jedną strzechą dom mieszkalny, stajnię, boisko i szopę. Wówczas po lewej stronie izby, oddzielona od niej tylko ścianą, znajduje się stajnia z wejściem z frontu chaty. Czasem za stajnią pod tą samą strzechą jest jeszcze boisko, na którem młóci się zboże, a snopy przechowuje na strychu, jak to mówią „na górze”. Małopolska połudn.-zachodnia podobnie w chatach, jak w zabudowaniach gospodarczych, odznacza się jedną cechą, którą widzimy też na obszarze czeskim, a mianowicie t. zw. pogródką, t. j. nasypem ziemi koło przyciesi, podtrzymywanym okrajkami drzewa.
W Małopolsce rzadko buduje się osobne śpichlerze, ale zapasy mieści się w komorach lub komórkach. Mamy też wreszcie także bródła, zwane gdzie indziej brogi, w których przechowuje się siano, koniczynę lub słomę, a składają się one z czterech słupów w ziemię wbitych, na których spoczywa dach ruchomy, dający się zniżać i podwyższać.
Małorolny chłop małopolski nie potrzebuje śpichlerza, który natomiast jest powszechny na północy, na Mazowszu, na Podlasiu i Polesiu, a zwłaszcza na Białorusi, Litwie i Żmudzi. Stary polski śpichlerz zwał się z pewnością „żytnicą“, a nazwa „lamus“ jest późna i powstała z niemieck. Lehmhaus. Obok tego śpichlerza zbożowego był w Polsce niegdyś zapewne też parterowy, sieniowy śpichlerz sypialno-sukienny, zwany „sół“ lub „świron“.
Ogrodzenie. Chałupa wraz z budynkami gospodarczemi posiada zawsze ogrodzenie. Płot, jak na to wskazuje jego nazwa, bywał zwykle pleciony, albo wpodłużki, t. zn. zatykano koły w ziemię na dwie stopy od siebie i pleciono między nie chróst „wpodłużki“, albo też laskowany, t. zn. ucina się laski brzozowe (w górach świerkowe) jednakowej długości i zaplata pionowo między trzy poziome żerdzie. Płot bywa też misternie grodzony w deseń z „koroną“ z ciernia. Zdarza się również zwykły parkan z desek z takąż koroną lub strzechą, wreszcie zagroda zwana murem cyklopów, szczególnie tam stosowana, gdzie jest wielka obfitość eratycznych głazów. Czasem spotyka się formę, która jest może najstarszą z wszystkich wymienionych, a mianowicie „przykopę“, t. j. wykop i nasyp z gliny, umacniany w jesieni i wiosną błotem, czerpanem z pobliskiej drogi.
Studnia. Na każdem obejściu bywa też studnia, która ma różne formy. Zwykle jest to ocembrowana głęboka jama albo zupełnie płytka, oprawna w kadłub, wypróchniały pień grubego drzewa; z niej wodę dobywa się 1. zapomocą tyki i „kuli“ (lub „kruka“ forma najstarsza). 2. Studnia z żórawiem, w Polsce bardzo powszechna. 3. Studnia z kołowrotem i wiadrem na sznurze lub łańcuchu (forma najnowsza).

Literatura: Chętnik A. Chata kurpiowska. Warszawa 1915. — Grisebach H. Das polnische Bauernhaus. Berlin 1917. — Karłowicz J. Chata. Warszawa 1884. (Pam. Fizjogr. IV). — Liczne materjały do chałupy polskiej w „Wiśle“ II-XIX. — Matlakowski Wł. Budownictwo ludowe na Podhalu. Kraków 1892. — Mokłowski K. Sztuka ludowa w Polsce. Lwów 1903. — Puszet L. Studja nad polskiem budownictwem drewnianem. I. Chata. Kraków 1903. — Rhamm K. Die altslawische Wohnung. Braunschweig 1910. — Szyller St. Tradycja budownictwa ludowego w architekturze polskiej. Warszawa 1917.

§ 18. Rozmieszczenie chat we wsi.

Osada może być: 1. łanowa lub gromadna; 2. wieńcowa lub okolnica; 3. przydrożna lub ulicówka. Osada łanowa jest wówczas, gdy domy grupują się bezładnie, a oddzielone są od siebie ogrodem i placami. Ma to być stara forma niemiecka, spotykana w miastach południowo i zachodnio-niemieckich. Osada wieńcowa, czyli t. zw. okolnica, grupuje się około pewnego środkowego placu, ma typ wybitnie koncentryczny, okrągły, z drogami rozbiegającemi się promienisto. Typ ten jest prawdopodobnie starym typem słowiańskim, który później został wyparty przez ulicówkę czyli typ osady przydrożnej. We wsi takiej domostwa stoją wzduż drogi po obu jej stronach, a każda zagroda pierwotnie stoi na swoim łanie, prostopadle od ulicy odbiegającym. Istnieją przypuszczenia, że owa ulicówka pochodzi od kolonistów niemieckich, którzy już w XIII-XV wieku wprowadzili ją do Polski. W pewnych jednak wypadkach ma ona rodzime podstawy, związane z właściwością terenu. Takiemi są jednostronne ulicówki na wybrzeżu morza, jezior lub rzek - owe ulicówki żuławowe, lub wzdłuż krętych strumyków i rzek górskich, jako ulicówki dolinowe. Oczywiście z problemem ulicówki łączą się też te trudności, że na obszarze b. Królestwa, po uwłaszczeniu włościan w r. 1864, przebudowano wsie wzdłuż drogi wedle rozporządzenia rządowego. Przez to zatarły się dawne formy, a na ich miejsce weszły nowe, z góry nakazane.

Literatura: Janowski B. O kształcie osad (Wisła XVII).

§ 19. Sprzęty.

W dawnych chatach polskich musiało być urządzenie bardzo szczupłe i podobne do tego, jakie widział u chłopa litewskiego przy końcu XVIII w. podróżnik Coxe, który w opisie swej wycieczki zaznacza, że w chałupie tej czasem niema żadnych sprzętów. Później dopiero, w miarę jak się rozwijało mieszkanie ludzkie i działały wpływy innych kultur, tak też i sprzęty są coraz liczniejsze i coraz lepsze. Zrazu były one bezwzględnie własnej roboty i miały formę bardzo prymitywną. Zwykły pień drzewny, nieco obrobiony, służył jako krzesło, deska na rosochatych grubszych gałęziach tworzyła stół lub ławę. O tych dawnych formach nic dokładniej nie wiemy, gdyż sprzęty sporządzone z drzewa zwykle nie przetrwają jednego pokolenia, chyba ciężka skrzynia wyprawna lub stół staroświecki. Mimo to w tych sprzętach ludowych zachowały się formy bardzo dawne, już zaginione; utrzymały się one np. w sztuce ludowej Skandynawji, Szwajcarji i krajów słowiańskich. Te sprzęty ludowe były z początku wyrabiane jedynie z drzewa i odpowiednio rzeźbione; dopiero gdy z początkiem XVII wieku zaczyna się rozpowszechniać w chatach komin, a izba, złączona dawniej z kuchnią i sienią w jednej przestrzeni, rozdziela się na szereg odrębnych pomieszczeń, wtedy lud zaczyna również malować sprzęty, przyczem odpowiednie barwiki wytwarza sam z różnych roślin. Typy sprzętów, obecnie przez lud używanych, możemy ocenić na podstawie porównania z temi dawnemi sprzętami, które odgrywały pewną rolę jako sprzęty lepsze i ważniejsze, bądź dzięki swemu specjalnemu obrzędowemu przeznaczeniu, bądź jako sprzęty kościelne lub królewskie.
Polskie sprzęty ludowe wykazują wyraźnie owe dawne wpływy kulturalne, których przenikanie jest zupełnie zrozumiałe, gdyż po bardzo dawnym okresie wyłącznie własnego zaopatrywania się w sprzęty, w każdej wsi zaczyna działalność odpowiednio wyszkolony stolarz czy cieśla, wprowadzający pewne motywy wyższej cywilizacji; pierwiastki te na wsi (znanej ze swej zachowawczości) utrzymują się dłużej, aniżeli w wielkich środowiskach, gdzie różne prądy ulegają częstszej wymianie. Widzimy to np. wyraźnie w różnych typach stołów ludowych.
Dawne stoły polskie nie zachowały się, a nawet na starych ilustracjach nie możemy konstrukcji tego stołu właściwie ocenić, gdyż zwykle bywa przykryty. Na podstawie analogicznych przykładów obcych, można przypuszczać, że po pierwszej fazie nieudolnego wyciosywania zwykłych pieńków i desek, na rosochach wspartych, — przychodzi typ stołów powszechny w epoce przedgotyckiej. Są to dwa kozły „krzyżaki'” na które w razie potrzeby kładzie się drewnianą stolnicę, stąd pochodzi też wyrażenie: zastawiać stoły. Formę stołu rozwinął szczególnie gotyk. Dawne kozły przyjmują zczasem ozdobną formę, ale stolnica jest jeszcze

narazie pojedyńcza. Ten typ stołów widzimy na ornacie Kmity z r. 1505, następnie na wizerunkach w kodeksie Bema; ten typ właśnie zachował się również w izbie czarnej na Podhalu (ryc. 23).
Wreszcie w epoce renesansu następuje dalsza przemiana, a mianowicie zwykła dawna stolnica rozrasta się do całej skrzynki, nogi zaś wyodrębniają się i zyskują na zewnętrznej ozdobności. Takie stoły renesansowe ma lud nasz na obszarze Małopolski, a na Podhalu i na Spiszu w świetlicy (ryc. 24).
Zczasem oczywiście tu i owdzie wniknęła do ludu nowsza stylizacja stołów,ale przeważnie zachował ten sprzęt domowy swą formę gotycką lub renesansową.
Skrzynia jest również ciekawym przykładem wpływów wyższej kultury na meble ludowe. Jakaś rodzima forma z pewnością istniała już dawniej, a zwała się ona może sąsiek (tak jak skrzynia na ziarno); rozwinęły ją dalej wpływy obce, powstają więc owe drewniane skrzynie z ornamentyką rozetową, jaką spotykamy na starych skrzyniach szwajcarskich, siedmiogrodzkich i dolnosaskich. Szczególnie wyraźnie widzimy to na skrzyniach podhalańskich, gdy tymczasem skrzynie wielkopolskie, krakowskie i łowickie, zarówno pod względem kształtu, jak ornamentyki, mają już formę renesansową. Ornamentyka łowicka i wielkopolska ma natomiast więcej cech gotyckich, aniżeli krakowska, gdzie nawet sposób podzielenia frontu skrzyni odpowiada zupełnie typowi renesansowemu (ryc. 25 i 26). Skrzynie były zrazu zapewne tylko rzeźbione, potem dopiero malowane.
Krzesła u naszego ludu wykazują przeważnie wpływy renesansowe. Wyjątkowo tylko można zauważyć typy starsze,

gotyckie, szczególnie wtedy, gdy jest to krzesło obrzędowe. Stołki podhalańskie wyraźnie zachowały formę renesansową (ryc. 24), która jest wogóle najbardziej częsta u ludu polskiego, a np. na Mazowszu i Podlasiu dopiero z końcem XIX wieku zaniechano tego typu stołków. Niekiedy przybiera sprzęt ten formę bardzo wymyślną i kunsztowną, mamy np. na Kurpiach tak zwane zydle czyli ławki z ruchomem oparciem, dzięki któremu bez przestawienia ławki możemy siadać na niej z tej lub innej strony, przekręcając tylko oparcie.
Nieco późniejsze są różnego rodzaju szafki i kredensy, ale w swej ornamentyce przedstawiają znów różne formy renesansowe.
Również inne sprzęty jak ławki, łóżko i kołyska przeszły analogiczny rozwój; od pierwotnych, rodzimych kształtów doszły wreszcie do kulturalnie wyższych form, ale przeważnie nie wychodzą poza styl renesansowy.
Wszystkie sprzęty mają wyznaczone w domu swoje właściwe miejsce i dlatego w niektórych chatach polskich sprzęty te przytwierdzono stale do ściany albo do podłogi, jak np. ławy lub łóżko. Ławy z oparciem biegną zawsze pod ścianami, a jest również ławeczka koło pieca. W kącie naprzeciwległym do pieca stoi wielki, ciężki stół jadalny. Miejsce w samym kącie uważane bywa za honorowe i zwie się „pokuciem”, a nad niem wisi zwykle wiele obrazów. Wkoło stołu są ustawione pięknie malowane krzesła. W drugim kącie znajduje się łoże, na którem układa się możliwie wiele pierzyn i poduszek, będących specjalnym punktem ambicji każdej gospodyni. Wzdłuż ściany pod oknem stoi skrzynia, zdobna w ornament, szczególnie powszechny renesansowy wazon z kwiatami. W skrzyni tej przechowywa się bieliznę, a nawet i różne części ubrania. Oczywiście różnego rodzaju kufry i kosze wypierają ten stary sprzęt ludowy.
Kolebka dziecinna miała niegdyś także inną formę, bo dzisiejsza drewniana jest już późniejsza; dawniej była ona pleciona i zawieszana zwykle na sznurach u pułapu, albo też była to płachta, rozpięta na drążkach t. zw. dyrlągach, jak np. w Sławkowskiem.
Na Mazowszu i na wschodnich obszarach Polski ten typ dawny przeważa, a i na Kujawach jeszcze zawiesza się kołyskę, zwaną „koponką” na czterech sznurkach. W Polsce zachodniej zwyciężyły nowe formy.

Literatura: Uebe R. Bauernmöbel. Berlin 1924. — Matlakowski W. Sprzęt i zdobienie ludu polskiego na Podhalu. Wyd. II. Kijów 1915.

§ 20. Narzędzia rolnicze i gospodarcze.

Pług, socha, radło. Nazwy te były dawniej używane na określenie miary ziemi, przyczem t. zw. wielki pług określa miarę zawierającą 136 morgów, gdy radło jest znowu miarą na określenie 30 morgów. Naszemu pługowi odpowiada ruska socha. Fakt, że już w zaraniu wieków historycznych jest w Polsce gospodarstwo około 90-morgowe, przeczy przypuszczeniu, jakoby dopiero koloniści niemieccy przetrzebili puszcze na naszych obszarach i ucywilizowali Polskę. W rzeczywistości rzecz się ma zupełnie przeciwnie. Nazwę „pług” spotykamy już w naszych dokumentach bardzo wcześnie, a wzięli ją właśnie Niemcy od Słowian podobnie jak nazwę grządzieli, na określenie niem. Grindel. Wojowniczy Niemiec niechętnie oddawał się uprawie roli i dopiero od Słowian, którzy mieli znacznie wyższą kulturę rolną, tego się nauczył.
Dawny pług polski koleśny czyli na kółkach posiadał np. na Kujawach następujące części składowe: a) grządziel, drąg czyli dyszel, na którym jest pług osadzony, b) płóz, osada drewniana, na którą zakłada się ostrze zwane lemiesz, c) słupica lub słupiec, d) próg lub prożek, deska lub klapka na kołach, podpierająca grządziel, e) cofta, łańcuch czyli ogniwa żelazne od spodu progu do grządzieli idące, f) krój, nóż osadzony w środku grządzieli, g) nogi drewniane zwane też rękojeście lub czepigi, za które oracz trzyma, h) odkładnia, odkładnica żelazna lub drewniana u końca grządzieli do odrzucania ziemi, k) koła z ośkami zwane kolcami, l) chłopek, dziurka u spodu proga, przez którą przechodzi cofta do związania ciągadła z grządzielą, m) ciągadła, są to drągi czyli spójnie jarzma z pługiem dla wołów odkólnych, n) wicie z żelaza, jest to spójnia ciągadła z jarzmem, o) klucz, drąg do założenia wołów przodkowych, mający na końcu p) pióro. Kij zaś służący do spychania ziemi z odkładni i lemiesza, nazywają tu kozicą. Do tego celu służy też styk, żelazna łopatka na zakrzywionym przy rękojeści kiju, r) przysoszek u pługa to jest rękojeść prawa boczna; lewa prostopadła zowie się sochą, s) zanoską zowie się zatyczka u jarzma przy pługu, t) jarzmica jest to jarzmo na jednego wołu; gdy się orze trzema wołami, wtedy orze się „w szydło”, t. j. dwa woły są na odkół, a jeden idzie w przodku. Ten sposób orania i nazywania poszczególnych części pługa powszechny jest zwłaszcza na Kujawach. Jak stąd widzimy, każda najdrobniejsza część pługa ma swą odrębną nazwę.
Na obszarze Polski musiało być niegdyś radło i pług, a natomiast socha była właściwą obszarom wschodnim, a do dziś panuje na Mazowszu.
Radło (ryc. 27) posiada formę bardzo prostą, nieraz jest nawet jednoręczne, a stosuje się do gleby piaszczystej, w której skiba niedość zwięzła, nie może się nigdy dokładnie odwrócić, ale tylko upada bokiem, rozsypując się. Do tego typu ziemi nadaje się właśnie radło bez odkładnicy, a natomiast pług z wielką odkładnicą nietylko nie jest tu potrzebny, ale w pewnych wypadkach może być nawet szkodliwy.
Wogóle zaś między pługiem i radłem jest ta różnica, że pług skiby odrzuca, a radło tylko wzrusza.

Na Kurpiach mamy t. zw. pług szparowy, zbliżony nieco do sochy, który posiada takie same części, a różni się tylko tem, że między odkładnicą a zakrojem ma szparę.
Nadto mamy też w Polsce t. zw. ruchadło, które przeszło do nas z Czech; jest to lekki pług z wielką odkładnicą i lemieszem, używany do szybkiej orki.
Socha właściwie zbliża się raczej do radła, mimo, że ma pewien rodzaj małej deski odkładniej. Nadto (ryc. 28) ma socha nasad, czyli tak zwaną płachę, osadzoną skośnie do gruntu, nie posuwa się więc po ziemi, ale musi być unoszona przez oracza. Na końcu płachy są wsadzone dwa narogi czyli lemiesze, jeden spodni, poziomo osadzony, który odcina skibę od dołu, a drugi obok nieco wyżej osadzony, pod kątem prostym do tamtego, który odcina skibę równocześnie prostopadle zboku, zastępuje więc miejsce kroju. Socha jest narzędziem bardzo taniem i lekkiem, a spotyka się ją szczególnie u nas na Mazowszu (ryc. 29) i Podlasiu, a także na Białorusi i Litwie, rzadziej na Ukrainie, bo natura ziemi tamtejszej każe używać raczej pługa i radła, niż sochy. Dawniej socha była powszechnie używana na całem Mazowszu i w Lubelskiem.
Poszczególne części sochy mają nieco odmienną nazwę, jak przy pługu. Główną część sochy tworzy rogacz, na który zwykle wybierają drzewo lżejszego gatunku, świerkowe, sosnowe lub osikowe, grube 10-12 cm, posiadające odpowiednie korzenie. Po wykopaniu drzewa z ziemi obcina się korzenie z wyjątkiem dwu, prawie do pnia prostopadłych. Korzenie te stanowią rękojeści czyli rogi sochy, „ociebny” czyli prawy i „ksobny” czyli lewy. W szczegółach jest jeszcze wiele innych różnic, zarówno pod względem nazwy, jak konstrukcji. Wogóle zaś w tych narzędziach mamy cztery główne znamiona charakterystyczne: 1) kształt lemiesza, 2) brak lub obecność odkładnicy względnie desek, nad lemieszem ustawionych,

3) ustawienie nasadu czyli płozu wzgl. „kopyści“, 4) sposób zaczepienia siły pociągowej. Pod tym względem występują pewne różnice terytorjalne.
Brona została wynaleziona później, niż pług i nie używały jej wszystkie rolnicze ludy; już w starożytności jednak używano narzędzia, podobnego do brony. Rzymianie używali zrazu deski, opatrzonej zębami do niszczenia chwastów, następnie narzędzia podobniejszego do brony, które prócz zębów miało także drewnianą ramę, przeplecioną gałęziami głogu lub tarniny. U Słowian występują brony dawno.
Ze względu na materjał, możnaby podzielić brony na 4 odmiany: 1. drewniane, które są niezbędne w piaszczystych gruntach. Zaletą ich lekkość i taniość. Ramy ich bywają zwykle z drzewa bukowego, dębowego, lub wiązowego, zęby zaś z akacjowego, 2. żelazne, które są bardzo ciężkie, ale trwałe i silne, 3. drewniane z żelaznemi zębami, przyczem rama jest z twardego drzewa, a zęby z kutego żelaza. Brony te są najwięcej rozpowszechnione i są dość lekkie, tanie i trwałe, 4. wreszcie brony gałązkowe, składające się z lekkiej drewnianej ramy, w którą wpleciono gałęzie głogu lub tarniny. Są to brony najlżejsze i służą głównie do przykrywania najdrobniejszych nasion, a kulturalnie są najstarsze.
Brony oczywiście mają różne kształty, zależnie od terytorjum, ale najczęstsze są dwie grupy: A) brony opatrzone zębami, B) brony bezzębne.
Nazwa brona jest nazwą pópóźniejszą, a niegdyś nazywała się skrodą, stąd mówiło się skródlić lub włóczyć. Na podstawie Haura „Ekonomiki ziemiańskiej” widzimy, że już przy końcu XVII w. na Mazowszu brony mają zęby drewniane, a w Krakowskiem żelazne. Że zaś te dwa typy istniały także w drugiej połowie XVIII w., świadczy zapiska ks. Kluka, iż żelazna brona, zwana ciężka, ma żelazne zęby, a drewniana, lekką zwana, robi się u nas z wici. Typ takiej starej drewnianej brony przetrwał na Mazowszu i Podlasiu. Brona taka składa się: 1. z „kabłąka” wygiętego z młodej dębiny lub grabiny, 2. z 23 „lasek” tej samej co kabłąk grubości, leszczynowych lub jarzębinowych, z których 15 krzyżuje się z 8-ma, 3. z 25 witek dębowych, jałowcowych, a w ostateczności rokitowych, zwanych „obwarzankami”, 4. z 25 „zębów” grabowych. Każdy ząb ma na sobie blisko łba „narębę” i wbija się tak głęboko w obwarzanek na skrzyżowaniu, aby w tę narębę wpadła bokiem laska górna, stanowiąca jego główne oparcie w czasie bronowania. Brona dobrze „ubita” wystarcza na 2-3 lata, a potem służy jeszcze nieraz lat kilkadziesiąt pod bocianiem gniazdem. Rzędy zębów nazywają się w bronie „pięciorkami”. Długość brony, uważana jako cięciwa między dwoma końcami kabłąka, wynosi zwykle stóp 4 do 4½, szerokość zaś w połowie kabłąka wynosi 4 stopy. Częścią dodatkową brony jest wić brzozowa lub dębowa, zwana "„pojmą”, łokieć długa, z pętlicami („okami”) na końcach, z których jeden zakłada się przy orczyku, a drugi przewleka się przez bronę i przetyka kołkiem.
W Wielkopolsce na Pałukach używa się t.zw. radnika, do robienia rowków przy sianiu buraków. Ma on cztery zęby, okryte na końcu blachą; zęby te są przytwierdzone do poprzecznego drążka, który jest długi na 2 m, a odległość jednego zęba od drugiego wynosi ½ m. Do drążka przytwierdzone są rękojeści, jak przy pługu, służące do prowadzenia i unoszenia. Prócz tego są dwa dyszle dla konia.
Do robienia rowków przy sianiu jarzyn używa się też t. zw. markiera, podobnego do grabi, oczywiście już ręcznie, bez koni.
Motyka. Forma tego narzędzia bardzo stara, niezawodnie poprzedzała ona jeszcze pług; dziś używana już tylko do kopania ziemniaków. W Małopolsce przeważnie używa się nazwy: motyczka, ale np. w Krakowskiem mówi się kopaczka, na obszarze Wielkopolski dziabka, a na Kujawach graczka.
U ludu nadrabskiego służy do okopywania ziemniaków motyka o stężysku (stylisko—rękojeść) drewnianem, na które nabita jest mniej więcej pod kątem 85° blacha czworościenna, zwężająca się ku obuchowi (t. j. nasadzie). Ostrze tej blachy jest albo zupełnie proste, albo też nieco łukowate, podobne do wycinka koła. Natomiast w Wielkopolsce dziabka jest albo w kształcie serca, albo też czworograniasta, zębata. Motyka ma zwykle u nas rękojeść długą już przynajmniej na 1 metr, ale niegdyś miała ona formę krótszą, jak dziś jeszcze u ludów pierwotnych, które przy rolnictwie posługują się głównie motyką.
Podobnie jak motyka, tak też i łopata łączy się właściwie z powstaniem pługa. W pługach mamy np. lemiesz i odkładnicę, które zowią się czasem też łopatą, a także pod względem swej genezy pozostają z łopatą w związku. (Podobnie grabie łączą się z broną.)
Sierp w Polsce ma dwojaką foformę: jest albo gładki, albo zębaty. Na obszarze Wielkopolski, Śląska, Kujaw i Pomorza jest sierp gładki, natomiast w Małopolsce mamy sierp zębaty, który w tej formie występuje już tutaj w neolicie na obszarze dawnej kultury nadbużańskiej; później w epoce lateńskiej zębata forma wyraża się w nowym materjale, w żelazie. Taką dawną formę spotyka się jeszcze w Lubelskiem, gdzie wedle Kolberga sierp ma rączkę toczoną z drzewa brzozowego lub lipowego, a w tej rączce osadzono półokrągły nóż czyli żądło żelazne do żęcia. Sierp jest stalowy i jest nacinany w zęby. Takież sierpy widzimy na starych sztychach z Kaliskiego. Sierp taki w Ropczyckiem i Nowosądeckiem zowie się nasiekiwanym.
W Radomskiem prowadzi się w następujący sposób żniwo sierpem. Na zagon 8-skibowy idzie dwóch żniwiarzy, którzy żną i jedną garść układają tak, aby kłosy nie spadały w brózdy, dla ochronienia zboża od porostu w razie deszczu; po zupełnem wyschnięciu, dwóch żniwiarzy zbiera zboże na przygotowane już powrósła ze słomy żytniej, a za nimi postępuje jeden robotnik i garście, leżące na powrósłach, wiąże w snopy; dalej, za wiązaczami, postępuje jeden robotnik i znosi snopki w jedno miejsce dla zbierania ich na furmanki.
Prócz sierpa używa się do żniwa także kosy, np. w Wielkopolsce. Kosa przytwierdzona jest tu zapomocą dwu pierścieni do kosiska i ma graty (szczeble), przy których są stróże. Kula od kosiska jest to jakby kolba kosy, w środku znajduje się rączka, a na końcu przy gratach motyczka. W Lubelskiem kosa ma kosisko drewniane, świerkowe lub jaworowe, a przy niem rączkę. U grubszego końca kosiska zasadzona jest kosa stalowa; wierzchnie wygięcie wzdłuż kosy zowie się pręt. Tylna część kosy, zwana piętą, jest żelaznym pierścieniem i klinem połączona z kosiskiem. Przy koszeniu zboża, przyprawia się do kosy motyczkę drewnianą, przy której jest kabłąk, grządka i cztery zęby. Przyrząd taki służy do odkładania zsieczonych pokosów. W Małopolsce wogóle kosa do sieczenia z ostrzem nawewnątrz nieco zakrzywionem łączy się z kosiskiem zapomocą piętki; w środku kosiska z prawego boku jest zawsze rączka do trzymania. Z wielką zręcznością umie używać tej kosy góral, który nisko przy samej ziemi prawie goli, nie kosi. Kosa góralska osadzona jest na lekkiem drewnianem kosisku, a także ma tak zwany słupek, opatrzony ząbcami, które przyjmują na się pokos zboża, a żeby się nie odginały, trzyma je t. zw. poprątek. Ująwszy jedną ręką za kosisko, drugą za rączkę, t. j. kołeczek, wprawiony w kosisko, góral umie pracować kosą bardzo dzielnie. Oczywiście do koszenia trawy niepotrzebne ząbce.
Bardzo charakterystyczne są też pięknie zdobione góralskie kózki t. j. pochewki drewniane, które nawleka się lub zaczepia za pas. W kózce siedzi brusek (t. zn. osełka) do ostrzenia kosy. Kózka taka, znana wogóle w Małopolsce, nigdzie nie jest tak bogato zdobiona, jak na Podhalu. Ma stąd swą nazwę, że pod względem kształtu podobna jest do bródki koziej. Wreszcie używa też lud powszechnie „babki” do klepania kosy, t. j. krótkiego, grubego gwoździa z wielką spłaszczoną „pałką” oraz „młotka” z drewnianym trzonkiem, do podklepywania stępionej kosy.
Zebrane zboże młóci lud powszechnie cepami. Cep składa się z laski z mocnego, sprężystego drzewa, czyli t. zw. dzierżaka; do niego zaś przymocowano o połowę krótszy dębowy bijak albo bicz, którym młócący, trzymając oburącz dzierżak, uderza po kłosach rozpostartej na klepisku w stodole warstwy zboża, czyli posadu. Ten miarowy, półkolisty ruch odbywa się od lewej strony ku prawej, wolniej lub szybciej, zależnie od tego, czy bijak jest cięższy czy lżejszy. Gdy kilku młocków młóci razem na jednym posadzie, muszą wtedy uderzać każdy pokolei tak, aby każde uderzenie dawało się słyszeć oddzielnie. Niezachowanie tego taktu staje się powodem nieregularnego młócenia, przyczem cepy uderzają jedne o drugie, co żartobliwie nazywają „biciem dziada”, wyśmiewając niezręcznych pracowników.
Dzierżak zwykle bywa tak gruby, jak bijak, a takiej wielkości w obwodzie, aby go wygodnie można było ująć i silnie trzymać ręką. Najlepszy dzierżak jest jodłowy lub laskowy. Na bijak dobierają kije z tarniny, dzikiej śliwy lub z dębiny. Kij, przygotowany na bijak, należy moczyć 2—3 tygodnie w gnojówce, aby drewno „zerzemieniało”, to jest, aby po wyschnięciu nie pękało przy używaniu w pracy. Długość dzierżaka i bijaka nie może być dowolna, a stara praktyka poleca następujące mierzenie: Kij, przeznaczony na dzierżak, równa się nożem u dołu, następnie obejmuje czterema palcami ręki prawej tak, aby zrównany koniec nie wystawał z zaciśniętej dłoni, a wzdłuż kija kładzie się wyprostowany palec wielki tej ręki. To jest miara. Potem obejmuje się kij lewą ręką w taki sam sposób, jak prawą, opierając dolną część złożonej dłoni na wierzchołku wyprostowanego palca ręki prawej i znowu wzdłuż kija wyciąga się wielki palec ręki lewej. To jest druga miara. Potem obejmuje się prawą ręką z dołu i chwyta się kij ponad ręką lewą, tą zaś ponad prawą i w ten sposób mierzy się długość kija. Aby zaś nie zapomnieć, ile razy trzeba zmierzyć w sposób wyżej opisany, za każdem objęciem kija ręką

mówi się:
1. Gdzie idziesz?
2. Poco?
3. Naco?
4. Wiem go.
5. Po ile?
  Do lasa.
Po kijak.
Na dzierżak.
Utnę go.
Po tyle.

I w tem miejscu po odmierzeniu dziesięciu miar ucina się kij. Kij na bijak mierzy się podobnie, powtarzając przy mierzeniu:

1. Gdzie idziesz?
2. Poco?
3. Naco?
  Do lasa.
Po kijak.
Na bijak.

Poczem ucina się kij, po odmierzeniu sześciu miar. A zatem stosunek długości dzierżaka do bijaka da się przedstawić cyfrowo stosunkiem 10:6. Na jednym końcu dzierżaka i bijaka są skórzane kaptury lub kapy, niby uszy, na które używa się zawsze skóry z nóg bydlęcych. Skórę tę składa się w troje i zgina tak, aby utworzyła w połowie ucho i, zostawiwszy to ucho wolne ponad końcem dzierżaka lub bijaka, otacza się skórą kij i obwiązuje mocno. Następnie przez oba kaptury przewleka się cienki rzemyk, zwany sforą, cwórką, sponą lub uwięzadłem. Na Mazowszu rzemienne lub żelazne uwięzaki spaja ogniwo, zwane gązewką.
Młóci się zwykle w pojedynkę, dwójkę, w trójkę i w czwórkę, a wyjątkowo w piątkę, bo trudno wtedy takt utrzymać. Żyto i pszenicę najpierw przycierają, to znaczy snopki, rozłożone na boisku, nierozwiązane młócą najpierw z jednej strony, potem przewracają je i młócą z drugiej strony, nie wymłacają jednak wtedy jeszcze wszystkiego ziarna. Przetarte snopki rozwiązują, rozścielają na boisku, młócą, przewracają na drugą stronę i znowu młócą. Następnie biorą po garści słomy omłóconej, wytrząsają z niej mierzwę, a słomę długą, równą, układają i wiążą w wielkie snopy, zwane ociepkami. Jęczmienia, orkiszu, owsa nie przycierają, ale biją w snopki rozwiązane lub nierozwiązane nawet, aż powrósło pęknie pod razami.
Cepy są właściwie formą już bardziej kulturalnie rozwiniętą, bo niegdyś oddzielanie ziarna odbywało się przy pomocy walcowatych tłuczków. Dawny ten zwyczaj pojawia się u nas czasem, zwłaszcza tuż po nowych zbiorach, gdy niema już starego ziarna w komorze, a nowego jeszcze nie wymłócono. Wówczas bierze baba garść kłosów, uderza po nich kijanką i w ten sposób wyłuskuje ziarno, potrzebne doraźnie dla ludzi lub dla zwierząt.
Stępa, służąca tylko do miażdżenia ziarna, a nie zupełnego mielenia, jest narzędziem rolniczem bardzo starem. W Krakowskiem stępa jest to rodzaj moździerza dębowego, znajdującego się w każdej chałupie, z przyrządem, poruszanym nogą; służy ona do przerabiania prosa na jagły i do tłuczenia jęczmienia na pęcak, czyli na kaszę jęczmienną (obłupywanie to zowie się: bić, tłuc czyli chróstać pęcak). Zwykle wówczas baba staje na tej stępie, a trzymając się ręką kółka w ścianie, tłucze prawą nogą. Przy stępie jest: l. biegun z drzewa, zapomocą którego się porusza, 2. stępor, który tłucze w moździerzu jęczmień. U ludu nadrabskiego istnieje podobna stępa do tłuczenia jęczmienia na krupy całe lub też prosa na jagły; jest to gruba kłoda dębowa, do półtrzecia metra długa, na jednym końcu rozdwojona. W środku miejsca rozdwojonego osadzony jest poprzecznie biegun, na którym za naciśnięciem nogą tłukącego podnosi się i spuszcza stępor (belka graniasta), uderzając tem samem swym dzióbem w dziurę, wypełnioną jęczmieniem lub prosem.
W Lubelskiem mamy dwa rodzaje stępy. Stępa nożna z lipowego drzewa jest to pniak z wydrążeniem klinowatem. Stępor, którym się tłucze proso, przymocowany do t. zw. liwaru (bieguna), wznosi się i zniża za naciśnięciem nogi. Ale prócz tego używaną jest i stępa ręczna; tutaj, zamiast liwarowego stępora, istnieje tłuczek ręczny (pałka) z drzewa jabłonkowego.
Także na Kurpiach mamy stępy dwojakiego rodzaju, t. j. stępę ręczną lub nożną, a więc albo gruby pień wyżłobiony pionowo i ręczny tłuczek albo też pień wyżłobiony podłużnie ze stęporem.
Na Pomorzu można było niedawno zauważyć jeszcze nieraz stępę ręczną. Taka ręczna stępa znana jest też w Wileń- skiem (ryc. 30).
Zboże wymłócone mełło się w Polsce dawniej powszechnie na żarnach, które posiadają następującą budowę. Jest to kłoda, ustawiona na czterech nogach i oparta o ścianę sieni, z okrągłem wyżłobieniem z wierzchu, w którem jest szczelnie osadzony kamień sztorcowy. W środku tego kamienia wystercza wrzeciono żelazne lub drewniane, przeprowadzone przez dno kłody od podrazy, poniżej niego umieszczonej. Podrazą nazywa się pręt drewniany, podparty na obu końcach dwu poprzecznemi słupkami, zadłubanemi ruchomo w nogi. Na sztorcowy kamień naciera kamień wierzchni płaski z ducą okrągłą do nasypywania zboża garściami. Spód ducy przecina zadłubana w kamień i tworząca z nim jedną równię paprzyca z rowkiem, w który zachodzące wrzeciono podnosi i podtrzymuje płaski kamień. Mąka uchodzi z pod kamienia do dziury, obszytej skórą, a stąd sypie się na niecki, pod nią na ławie podstawione. Kamień płaski posiada trzy lub cztery dziurki na brzegu wierzchnim, w które zatyka się żarnówkę. Żarnówka obraca się w klekocie łyźni, osadzonej w ścianie sieni. Regulowanie żaren w celu otrzymania cieńszej lub grubszej mąki odbywa się na podrazie zależnie od tego, czy się zatyka klin pod nią wyżej lub niżej w miejscu, gdzie ona wchodzi w nogi młynka. Nadto zasadzenie żarnówki w tym lub owym otworze kamienia ma duże znaczenie.
W Krakowskiem żarna mają następujące części składowe: 1. Kamień spodni, w drzewie w czworokąt oprawiony. 2. Kamień wierzchni czyli biegacz z dziurą do sypania zboża. 3. mielak, kij do obracania. 4. klin w ścianie. 5. waga pod żarnami. 6. otwór, z którego sypie się zmielone zboże. 7. niecki, w które mąka spada. Przy mieleniu na żarnach używa się miarki, t. j. naczynia do mąki, ćwierci, miary zboża i strychulca drewnianego do strychowania czyli równania zboża zwierzchu.
W Lubelskiem bywają żarna z sosnowego drzewa, a wyglądają, jak następuje. Podstawą ich jest stolec drewniany na

czterech nogach; nogi te rozparte i wzmocnione są wiążącemi je grządkami, jak niemniej wpodłuż idącą kobylicą. Jedna z grządek służy do podnoszenia wrzeciona, od kobylicy do paprzycy w kamieniu wierzchnim dochodzącego. W stolcu jest kamienny spodek, czyli kamień cieńszy, niewidomy; w wydrążeniu tego kamienia osadzony jest fordzel (w Krakowskiem: wardziel), przez który przechodzi wrzeciono aż do paprzycy. Zwierzchnik (kamień wierzchni, grubszy, obrotny) ma w środkowym swym otworze osadzoną drewnianą paprzycę z wydrążeniem, w które wchodzi wrzeciono. W stolcu po prawej ręce jest ducka, (wyżłobienie), do której sypie się zboże do mielenia przeznaczone, zaś w bocznej ściance stolca otwór, którędy wysypuje się zmielone zboże. Do ściany wbita jest kołatajka, czyli suka drewniana, w niej jest żarnówka (mielak), na której grubszym dolnym końcu (służącym do obracania kamienia) jest gwóźdź żelazny i pierścionek.
Żarna na Kurpiach (Kolno, Ostrołęka, Łomża) są niekiedy ustawione na pniu drzewnym, co jest oczywiście formą starszą, niż późniejsze umieszczenie ich jakby na pewnego rodzaju stole, jak to widać nawet i w Wileńskiem (ryc. 31).
Żarna wyprzedziły w Polsce znacznie późniejsze młyny, które prawdopodobnie przenieśli na północ zakonnicy włoscy. W miejsce dawnej mozolnej pracy kobiecej przy żarnach powstają zatem młyny, obracane siłą wody.
Niegdyś żarna musiały mieć też inną formę, a mianowicie przed żarnami młynowemi, t. j. złożone mi z dwóch kamieni kulistych, były żarna bardziej proste i mąkę wyrabiało się na jednym kamieniu wklęsłym, większym, przez tarcie drugim walcowatym, znacznie mniejszym; w ciągu dłuższego użycia

przybierały te żarna kształty miskowaty eh żaren przedhistorycznych. Takiemi były one zapewne przez dłuższy czas, aż później zmieniły się na żarna młynowe, których lud używa na niektórych obszarach do dnia dzisiejszego.
Sieczkarnia zwaną bywa w Krakowskiem ladą do sieczki; możemy w niej wyróżnić następujące części: 1. rabsla, rapsla, deszczułka do ruszania nogą, 2. kładka, kij krzywy, 3. pies, także kij, ale węższy, 4. stolica, 5. kosisko, 6. skrzynka, 7. nogi tylne, 8. nogi podwójne, przednie. Podobną formę spotykamy u ludu nadrabskiego; skrzynka do rznięcia sieczki spoczywa na czterech nogach, z których tylne u podstawy połączone są zapomocą słupka, zaopatrzonego w środku w okrągły otwór; w otwór ten wchodzi drążek, ciągnący się wzdłuż całej skrzynki, osadzony w karbie miecza ruchomego na przodzie. Do drążka, mniej więcej w odległości 30 cm poniżej miecza, jest przywiązana podnóżka, służąca do przyciskania tego drążka przy rznięciu sieczki. Miecz na jednym końcu jest rozdwojony w szparę naprzestrzał; w tę szparę zakłada się ogonek kosy i przytrzymuje się go w niej śrubą tak, że kosa może się poruszać. Do przednich nóg jest przybity drugi miecz nieruchomy w ten sposób, że jeden jego koniec utrzymuje się przy podstawie lewej nogi, gdy drugi łączy się z wierzchołkiem prawej. Miecz nieruchomy służy do oparcia kosy wśród przestanków rznięcia. Żeby zaś kosa nie zacinała o głowę skrzynki, okuta jest ta głowa stalicą blaszaną. Ujmując kosę za trzonek i podnosząc ją, podnosi się tem samem miecz ruchomy i drążek z podnóżką; zakładając zaś ostrze kosy na słomę w skrzynce, przyciska się podnóżkę nogą, przez co uskutecznia się cięcie słomy. — Dziś oczywiście spotykamy prawie wszędzie już nowe sieczkarnie.
Narzędzia tkackie. Len i konopie oczyszcza się najpierw na międlicy, t. j. desce z jednym rowkiem naprzelot, stojącej na 4 nóżkach. Przy niej osadzony jest na jednym końcu miecz z trzonkiem o jednem ostrzu, mający ruch nakształt nożyc; międlica służy do oczyszczenia konopi z grubszych paździerzy. Do następnego czyszczenia bywa używana cierlica, którą stanowi deska bukowa z dwoma takiemiż rowkami, wyrzniętemi naprzelot; deska, przegradzająca te rowki, nazywa się zębem. Do cierlicy przykołkowany jest miecz z dwoma ostrzami, a przy nim trzonek.
Należy tu dalej szczotka do czesanIa przędziwa, czyli deska sosnowa z dwiema dziurkami na końcach; kładzie się ją pionowo na ławie; w jej środku jest krąg drewniany, bukowy, opasany żelazną obrączką lub okuty blachą. W kręgu jest 65 gwoździ drutowych, dwucalowych, sterczących pionowo, które służą do czesania konopi.
Mamy wreszcie kądziel czyli ręczne wrzeciono, które znane było już w Egipcie. Składa się ona z deski bukowej i osadzonego na niej drążka, zwanego przęślicą, która też czasem nadaje nazwę całości. Przęślica jest narzędziem do przędzenia, dawno w Polsce znanem, boć wedle kroniki Bielskiego już król Bolesław posłał ją tchórzliwemu wojewodzie krakowskiemu na znak hańby.
Dzisiaj zowie się przęślicą przeważnie kij u kądzieli, na który zakłada się krężołek z owiniętym lnem do przędzenia (ryc. 32). Niezawsze jednak osadza się na niej krężel, czasem wprost na przęślicy przytwierdza się samą kądziel. Niegdyś przędło się tylko przy pomocy przęślicy i wrzeciona. Sposób ten później wypierały kołowrotki, wynalezione w r. 1530 w Norymberdze, aż i tę formę wyparły maszynowe przędzalnie. U naszego ludu starą formę wrzecion i przęślic spotyka się jeszcze dość często. Przęślice te mają bardzo charakterystyczne kształty, wśród których dadzą się wyróżnić zwłaszcza trzy typy, a mianowicie: przęślice iglicowe, iglicowo - krążkowe i łopatkowe,

przyczem można zauważyć, ze przęślice iglicowe przeważają w Polsce południowej, a łopatkowe na północy Polski.
W Nadrabskiem używa lud przęślicy, która składa się się z deszczułki i drążka, pod kątem prostym ze sobą połączonych; deszczułkę przysiaduje prządka, by się nie poruszała, a drążek, na końcu ściosany wchodzi w krężel, na którym nawija się kądziel. Z kądzieli ujmuje prządka po szczypcie promieni konopi lub lnu, kręci w palcach, a resztę roboty zostawia wrzecionu, które, wirując, obraca się w nici. Z falf wrzeciona, zbiera prządka nici na motowidło. Trzydzieści omotanych nici przypada na jedno pasmo, które się przewiązuje; gdy zaś takich pasm zbierze się na motowidle ośmnaście, powstaje przędzionko, inaczej łokieć. Zebraną z motowidła przędzionkę przechowuje się w domu dotąd, aż się nie skończy przędza jednego gatunku.
Dopiero takie łokietki nadziewa tkacz na wijadła, z których przy pomocy przyrządu, zwanego spularz, spula nici na falfy i na cewki. Cewki, przychodząc do czółna, są gotowe do użycia przy warsztacie tkackim, zaś falfy nakłada się na szybak i przy pomocy ocedzarki przenosi się z nich nici na snowadła; z tych zdejmuje się je i robi się z nich łańcuch, który przechodzi na wał warsztatu. W ten sposób jest gotowa przędza do tkania.
Wijadła, zwane na Spiszu kiwkami, są to trzy prostokątne skrzydła o bokach spiętych sznurkami, a umieszczone pod kątem 60° do siebie współśrodkowo na osi. Spularz spoczywa na czterech nogach nieco dłuższych niż nogi zwykłej ławki. Dwie z nich dźwigają deszczułkę, zaś dwie drugie podpierają boki spularza, wpuszczone stale w deszczułkę. W tę deszczułkę wprawia się skrzynkę, a w jednej ze ścian skrzynki wywiercone są otwory do wstawienia wrzeciona spularza. Wrzeciono spularza składa się z ośki żelaznej i wałka krótkiego z rowkami do nałożenia sznurka, przenoszącego obrót z kółka na wrzeciono. Skrzynka spularza służy na przechowanie cewek i falf podczas spulania. Na wrzeciono nasadza się cewkę lub falfę, na które przenosi się nici z wijadeł, czyli spula się je. Cewka jest to drewniana rurka, walec wydrążony, o długości 10 cm a średnicy 2 cm. Falfa przedstawia również rurkę o zgrubieniach na obu końcach, aby nić nawinięta nie zsunęła się. Szybak jest to rodzaj ramy o dwu poziomych listwach i o trzech pionowych słupkach, a przez słupki te przechodzą pręty; na nie wsuwa się falfy, których razem jest na szybaku 16. Ocedzarka drewniana posiada z obu stron swej szerokości po 8 otworów, odpowiadających ilości falf na szybaku. Każdej falfie w szybaku odpowiada w porządku liczebnym otwór ocedzarki, w który przewleka się nitkę falfy. Przewleczone nitki idą na snowadła, które składają się z dwu ram prostokątnych, ustawionych do siebie pod kątem prostym i zawdzianych na drążek. Po przewleczeniu nitek przez ocedzarkę związuje się je razem na końcu i ten związany koniec przymocowuje się do kołeczka na snowadłach u góry. Przy obrocie snowadeł około drążka nici okręcają się, a jedno takie obwinięcie w jedną stronę, długie na 50—60 łokci, nazywa się gonkiem. Gdy się na snowadła nasnuje 22 lub 24 gonków, wtedy zawiązuje się je odpowiednio, by się nici nie mierzwiły. Potem zdejmuje się gonki związane ze snowadeł i tworzy z nich łańcuch, który przychodzi na wał warsztatu. Warsztat tkacki składa się z następujących części: próg, boki, próg do podnóża, wał do przędzy, grządki, wał do płótna, podnóża, lada, karkulec, nicielnice, czółenko, spójek, suka.
Wozy. Wóz powstał prawdopodobnie z drzewa okrągłego, które podkłada się pod ciężar, aby go jak najłatwiej naprzód posunąć, aby go toczyć. Stąd wynikło koło, a wraz z niem prawdopodobnie i wóz; pierwotnie koło było tylko zwykłym drewnianym krążkiem, a pierwsze wozy miały dwa koła. Ale już bardzo wcześnie pojawia się wóz o czterech kołach, używany szczególnie do celów gospodarczych, ciągniony wówczas przez woły. Taki typ wozów z wyplatanym koszem mieli zapewne Scytowie, którzy mogli oddziałać na Słowian pod tym względem.
Na obszarze polskim wozy mają różne typy. A więc w Krakowskiem wóz składa się z dwóch części: 1) z przedniej części, 2) z tylnej części. Przednia część obejmuje 3) oś przednią, przez którą przechodzą dwa drążki zwane 4) śnice; do nich z jednego końca przyprawiony jest 5) dyszel, z drugiego zaś końca 6) podyma. Tylna część wozu składa się także 7) z osi tylnej, w którą wprawione są 8) krzepcizny, mniejsze drążki idące pochyło. Część przednia z częścią tylną łączy się 9) rozworą; ona zaś u końca wchodzącego w część przednią jest okuta i ma otwór; w który wkłada się 10) sierdzień, z drugiej zaś strony, poza osią tylną, ma mniejszy otwór na 11) zatylnik. W środku rozwora łączy się z krzepciznami obrączką żelazną, zwaną 12) witką albo zwirką. Tak w przedniej części, jak i w tylnej części, ponad osią, leży 13) nasad, gruba deska przytwierdzona do niej 14) trarynkami (żelaznemi obręczami). Każdy koniec osi, wystający poza piastą, nazywa się 15) szynklem; zakłada się na niego koło, aby zaś nie spadło, jest w każdym szynklu otwór dla 16) lona. Przy osiach żelaznych są na szynklach 17) kapsle lub mutry, przez które również lon, a czasem i druga 18) zatyczka z łańcuszkiem albo rzemykiem, dla lepszego utwierdzenia, przechodzi. Na dyszlu między śnicami jest 19) dunal, czyli gwóźdź gruby albo hak, na który zakłada się 20) waga. Na drugim końcu dyszla jest mniejszy hak, zwany 21) fornal, za który zakładają się 22) naszelniki i 23) waga licowa. Na nasad przedni kładzie się 24) kołowrót 25) z kulami, t. j. dwoma pochyłemi drążkami pionowemi, mający w środku dziurę dla sierdzienia. W tylnym zaś nasadzie osadzone są również dwie kule. Od szynkli do kul idą podpórki zwane 26) podkulkami, które — jeżeli wóz służy do zwożenia siana albo zboża, — na przodku noszą nazwę 27) luśni; tem się zaś różnią od zwyczajnego podkulka, że na końcu mają okucie żelazne, wkładające się na oś czyli szynkiel osi i dopiero są lonem zatknięte, gdy tymczasem podkulek zwykle sam już za lon służy. Luśnia, robiona — równie jako sie — z twardego drzewa, od góry ma sterczące 28) widełki, których jeden koniec jest krótszy i na które zakłada się żelazna witka, służąca do podtrzymywania 29) drabin siennych lub mniejszych, zwanych literkami.
Na koło składają się następujące części drewniane: 30) piasta albo łeb, 31) sprychy, 32) dzwono oraz części żelazne: 33) buks w piaście, 34) witka, 35) odwijanka, okucie zewnątrz piasty, 36) rafa albo szyna na dzwonach, przytwierdzona gwoździami, szynelami lub sztyftami ostremi (przy bryczkach śrubami), 37) cymbont do zmocowania zepsutych dzwon. Czasem, położywszy deskę spodnią, t. zw. spodniarkę, zakłada chłop na wóz półkoszki, osobliwie gdy w dalszą jedzie drogę. Gdy wozi gnój, zamiast drabin zakłada po obu bokach wozu deski, zwane gnojnice; gnojnica taka składa się czasami z dwóch desek, spojonych na końcu szpongami z twardego drzewa, zwanemi „ogniwa”; do zrzucania gnoju z wozu na pole służy znów drewniany lub żelazny skopacz, rodzaj kopaczki, o dwóch zębach krótkich na końcu.
W Nadrabskiem do kierowania wozu służy kołowrót. Jest to belka z twardego drzewa, umieszczona wzdłuż nasadu na przodku wozu, zapomocą sierdzienia obracalna, zaopatrzona w dwie drewniane kłonice, odchylające się poza pole osi. U niektórych wozów są jeszcze pod kołowrotem na nasadzie do śnic przytwierdzone pręty żelazne — kierownice.
Na Podhalu wozy mają dziś formę zupełnie zmienioną; wozy dzisiejsze są już na żelaznych osiach i na kołach w obręczach. Dawniej zaś był wóz, co „kwicał i rycał”, gdyż koła były bose, t. zn. bez żelaznych obręczy. Albo też gdy górala nie było stać na obręcz żelazną do koła, wtedy na dzwona wsuwali trzy odcinki obręczy, które trzymały się „łapkami”, z boku obejmującemi dzwona, a reszta obwodu koła pozostawała bosa; takie wozy zwano trojakami.
W Lubelskiem mamy wóz prosty, niekuty, bosy i mający koła bose, a składający się z przodka, pośladka, kół, drabinki i dennicy. Obok tego zaś istnieje wóz szybowany z wasągiem, który ma podobnie, jak wóz prosty, przodek, pośladek i koła, a na wierzchu zamiast drabinek i dennicy jest wasąg, spleciony z wici.
Na Kujawach wozy są zwykle drabiniaste, szersze od mazurskich, a posiadają koła bose, nie kute. Natomiast wóz okuty, dobry i mocny, ma nazwę wozu szybowanego. Na Pomorzu mamy wozy krótkie z drabinkami, ale nie równemi, jak przeważnie w Polsce, lecz zwężającemi się ku przodowi wozu. Do drabinek tych wkłada się zachodzące na siebie półkoszki; takie też lekkie półkoszkowe wozy bywają najczęściej używane.
W Wielkopolsce dawniej były wozy wąskie, tak zwane drożne, podobne jak owe, które się utrzymały w Małopolsce. Zczasem zapanował wóz t. zw. półtoraczny, bo jest półtora raza szerszy, niż dawniejszy. Ciężkie wozy, któremi się wozi np. buraki, zowią się helami. Zresztą postać wozu zmieniły już później przepisy administracyjne.
Na Mazowszu mamy wozy zwykle bose, niekute, zaś wozy drabiniaste są węższe i krótsze od używanych po lewym brzegu Wisły.
Niektóre części wozu mają nazwę bardzo zajmująco zróżnicowaną na obszarze Polski. Taką nazwą są określenia na główny gwóźdź ruchomy, przechodzący przez przód wozu i przez koniec rozwory, a zapomocą niej łączący przednią i tylną część wozu; zwie się on sierdzeń lub sworzeń. W Wielkopolsce i zach. Małopolsce występuje nazwa „sierdzień”, a natomiast na Śląsku, w Małopolsce pozostałej, na Kujawach i na całem Mazowszu nazwa „sworzeń”. Podobna jest granica nazw: kokota i kura, a więc są to ślady bardzo starej granicy plemiennej.
Jarzmo na woły. Zwierzęciem pociągowem były niegdyś tylko woły, co się częściowo zachowało do dzisiaj. Uprząż na woły dostosowana jest do ich pracy przy zajęciach rolnych. Jarzmo musi być też zastosowane do rasy wołów, które pracują zawsze parami, a nigdy w pojedynkę. U górskich ras bydła przeznacza się czoło na nałożenie jarzma, a więc mamy tu jarzmo czołowe, zwykle pojedyńcze, a bardzo rzadko podwójne. Jarzmo czołowe jest właściwe obszarom germańskim. Pewną odmianą jarzma czołowego jest jarzmo kabłąkowe, zwane romańskiem. Dla wołów zaś nizinnych, mających szyję cienką, a kłąb wysoki, lepiej nadaje się jarzmo karkowe. Jarzmo to może być podgardlicowe, i takie właśnie bywa uważane za typowo słowiańskie (ryc. 33), albo też czasem ma formę pośrednią, zbliżoną, t. zw. kulkową. Jarzmo bywa dalej zupełnie proste lub wyrabiane z krzywych korzeni lub gałęzi. Różne są formy połączenia jarzma z ciągadłem, np. zapomocą żelaznej zatyczki. Rozmaicie łączą się z sobą także „sztelwagi”, służące do utrzymania równowagi. Uprząż na woły jest bardzo prosta, może też dlatego używa się wołów, szczególnie w pierwotniejszych stosunkach, znacznie częściej jako zwierząt pociągowych, aniżeli koni. Pod względem kulturowym ciekawie zaznacza się to na Wschodzie, gdzie koń jest zwierzęciem przeznaczonem

jedynie pod wierzch, dla jeźdźca, osieł służy do dźwigania juk, pociągowemi zaś zwierzętami są przeważnie woły. Dlatego na Wschodzie niema prototypu na uprząż końską.
Uprząż końska nosi nazwę półszorków i chomąt. Uprząż najtańszą stanowią tak zwane szleje, zwykle parciane postronki, uprząż tania i dostosowana do swego właściwego celu. Przy wielkim ciężarze półszorki są niedogodne, a lepsze jest wówczas chomąto. Cała Polska zaprzęga konie pojedynczo lub parą do wozu, do dyszla. Natomiast wschodnie województwa Polski posiadają bardzo charakterystyczny pojedynczy zaprząg, a mianowicie ruski zaprząg, w hołoblach z „duhą”. Spotykamy go przedewszystkiem nad Dnieprem, ale zbliża się on też ku wschodnim ziemiom Polski. Zaprząg ten posiada "duhę" czyli kabłąk wygięty parabolicznie ze strzały lekkiego i sprężystego drzewa, wierzby lub czeremchy; chomąto, służące do takiej uprzęży, opatrzone jest z obu stron długiemi uszami czyli pętlami, wyrobionemi z najlepszego, kręconego rzemienia. Hołoble, stosownie do prostego lub wykwintnego urządzenia wozu, mają u jednego końca wyrobione w drzewie ucho, którem zakłada się je na oś, albo też służy do tego celu specjalne okucie; na koniec szynkla osi nakłada się podobne okucie, do którego przymocowaną jest t. zw. odosa czyli otosa, zszyta z mocnego, kręconego sznura lub rzemienia i sięgająca mniej więcej do połowy hołobli; tutaj jest ona zaczepiona do żelaznego kółka, wśrubowanego w drewno hołobli. Zczasem jednak duha ta ulega przemianom i jest tylko ozdobą, jako lekki łuk nad głową konia.
Tak np. w stronach wschodnich Podlasia i Mazowsza, bliżej Niemna i górnej Narwi, jazda odbywa się nie w parę koni i dyszlem, lecz pojedynczo, w hołoble i duhę; jeśli zaś kto chce jechać parą koni, co bardzo rzadko się trafia, to przyprzęga drugiego konia za hołoblami. Jazda taka jest bardzo dogodna, szczególnie na wąskich dróżkach leśnych.
Sanie. W Małopolsce mamy sanki, używane zamiast wozu w zimie; składają się one ze smyk brzozowych, t. j. dwóch belek ociosanych, wygiętych zprzodu do góry, oraz z czterech stram, wsadzonych w smykach na końcu i przy wygięciu i z dwóch gnatów, w które poprzecznie wdłubane są stramy; w wygiętych końcach sań umocowane jest napoprzek „jugo”, poprzeczny drążek zaopatrzony w hak, na który zakłada się waga. Pewnym rodzajem sanek są także nadrabskie „włóki”, które służą do wywożenia pługa w pole i sprowadzenia go napowrót do domu.
Owe sanki i włóki mają szczególnie częste zastosowanie na Podhalu. Lud używa do zwożenia budulca sań zwanych „gnatki”, zaprzężonych w jednego konia. Gnatki mają tylko jeden nasad, są bardzo zgrabne; płozy czyli tak zwane tu sanki są bardzo szerokie, zakrzywione, zrobione z buka upatrzonego umyślnie, z krzywym korzeniem. Na tyle są wmocowane w nie stramy niższe, niż w saniach, przysadziste, a mocne, jesionowe; na obu stramach leży nasad brzostowy tak, że końce stram wystają z dziur w nasadzie; nadto ku środkowi od tych końców są w nasadzie graniate dziury na kłonice, a w środku okrągły otwór na sworzeń. Czasami nasad nie leży na stramach, lecz bezpośrednio na wysokich płozach, przymocowany do nich, niby powrozem, żywym smrekiem. Gnatki na przodzie nie mają nasadu, a płozy spojone są poprzecznym kawałkiem drewna „przejmą”, wdłubanym końcami w sanice. Jeszcze dalej ku przodowi obie płozy łączy kij poprzeczny, na którym obraca się t. zw. suka; do tego tak nazwanego kawałka drewna przyczepia się orczyk. Nakoniec same czubki zakrzywionych nosów obu sanic wiąże rodzaj powrósła z wykręconego, młodego a wyprażonego w parze smreczka. Do uzupełnienia gnatek należą włóki, które stanowią także rodzaj sań, ale o płozach wąskich i długich; ztyłu płozy te mają także stramy z nasadem, a w nim otwory na kłonice; zprzodu obie płozy łączy przejma, która w środku ma otwór okrągły, oraz na końcach otwory na kłoniczki. Owe włóki kojarzy góral z gnatkami i używa do rozmaitych przewozów.
Na Mazowszu istnieją różne typy sanek, a mianowicie: sanki przednie do wożenia drzewa, które nazywają się „kołowe”, następnie sanki zadnie zwane „zajdki” lub „samociążki” ; o ile sanie są kute —- zowią je „biegi”, jeśli zaś są bose, bywają nazywane płozy.
Łódź rozwinęła się bardzo charakterystycznie na obszarze Pomorza. Dawny typ łodzi kaszubskiej był niezmiernie pierwotny, równie jak technika jej wykonania. Puszczano pień na wodę i obserwowano, jaką zajmuje pozycję; następnie odpowiednio do tego, po wyciągnięciu pnia na ląd, żłobiono w nim otwór, do którego wkładano ogień i pilnie baczono, do jakiego stopnia otwór może się wypalić. Wreszcie wiosłowanie krótkiemi wiosłami, t. zw. remkami, po jednej stronie i równoczesne sterowanie — przypomina pod tym względem kulturę ludów pierwotnych. Zwała się taka łódź „czołen” albo „czełno”. Wogóle „cołen” oznacza łódkę, krypkę rybacką, zrobioną z jednej sztuki drzewa. Na Kujawach zowie się to „czałno”, a na Mazowszu „cółen”; na Pomorzu znany jest czołniak, t. j. małe czółno, zrobione z jednego kawału, używane osobliwe przez „retmanów”. Takie czółno z jednej kłody drzewa zwało się na Mazowszu komięgą. Również na Podhalu używa się czółen, zrobionych z jednego pnia drzewnego, które w razie potrzeby zbija się razem, a zamiast wioseł używa się długich kijów, szczególnie na kamienistych i miejscami płytkich rzekach górskich. Przednia część łódki zwie się na Kurpiach „czupel” . Wreszcie na drogach wodnych musiały się rozwinąć i inne także środki lokomocji, a więc np. na Narwi mamy różne typy tratew. Podobnie różne typy tratew rozwinęli też owi nasi flisacy, oryle czy szkutnicy, którzy spławiali zboże do Gdańska. W związku z tem urobiło się również właściwe słownictwo flisackie, a więc np. flis, kierujący końcem tratwy czyli ostatnią „plenicą”, zowie się „calowy” i t. p. Natomiast w tem miejscu rzek, gdzie trzeba przeprawiać się na drugą stronę, używa się promów, a przewożący zwie się promowy.
Sposoby i narzędzia rybackie. Rybacy tak, jak myśliwi, oddawna w Polsce stanowili odrębną klasę w społeczeństwie wiejskiem. Bolesław Chrobry posiadał licznych fachowych ptaszników, łowców i rybaków, którzy bardzo często należeli do różnych narodowości. Osiedlano ich w pewnych szczególnych osadach i nawet wraz z temi osadami darowywano lub zapisywano.
Stąd lud polski, który niewątpliwie posiadał rozwinięte rodzime podstawy rybactwa, musiał się od tych obcych przybyszów wielu nowości nauczyć, tem bardziej, że ludność okoliczna pomagała im, zwłaszcza wówczas, gdy wielkie ciągniono niewody. Rybactwo w Polsce rozwija się szczególnie od czasu, gdy znalazły powszechne uznanie posty chrześcijańskie.
Już dokumenty z XIV w. wymieniają różne rodzaje narzędzi rybackich, jak włóki, wędki, więcierze, potrestnice, słabnice, wiersze, zabrodnie, niewody, żaki. Wogóle zaś można zauważyć, że o ile dwór łowi niewodem, to chłopi zastawiają wiersze i żaki, zaciągają chobotnię, włóki, drygubicę, watę, chodzą z kłomlą, łapią przy jazach na podrywkę, jeżdżą z dróżką; w dzień łowią na wędkę i klucz, w nocy zaś, na wiosnę, przy świetle łuczywa, jeżdżą z ością, która składa się z żelaznego zębatego grzebienia, osadzonego na drewnianem piechowisku. Np. w Krakowskiem łowienie oficjalne ryb odbywa się zapomocą saku z matnią lub włók. Ale lud oczywiście nocą pokryjomu podbiera ryby i raki. Niektórzy, zwłaszcza w nadbrzeżnej wodzie, chwytają ryby rękami, co jest możliwe, jeśli zagnają karasie, okonie i szczupaki w sasyny, t. j. w rodzaj sitowia i przybrzeżnych zarośli wodnych. Albo też plotą chłopi koszki z wikla, w które wkładają chleb i zapuszczają w wodę; w ten sposób łowią ryby, bo te nie mogą, dla szczupłości otworu, wydobyć się już z kosza napowrót. Niekiedy robią też więcierz, t. j. worek z włoku na obrączkach rozpięty, dość długi, a włożywszy weń kawałek mięsa, topią ów więcierz w stawie pod sitownią, przywiązawszy go do krzaka w drugim końcu. Gdy się krzak porusza, a więcierz ginie zanurzony pod wodą, znak to, by zajrzeć do sieci, bo ryba się złapała. Nakoniec używa się sposobu, stosowanego również do raków, a mianowicie jedzie się wieczorem na wodę z zapalonemi łuczywami i świeci się nad wodą, a wówczas ryby czy raki gromadzą się; raki łapie wtedy chłop ręką, a ryby uderza t. zw. ością i wyciąga z wody. Lud nadrabski używa do połowu ryb narzędzi takich, jak: sieć, sak, włók, wędka, więcierz, a nawet posługują się trutką, albo upajają ryby gałkami ciasta, zarobionego w okowicie lub spirytusie.
Kujawy obfitują w rzeki, jeziora i stawy, więc też mają rozwinięte rybołówstwo. W użyciu są tutaj bardzo często niewody. Niewód posiada siatkę, a przy niej skrzydła, matnię, dalej grędzidło czyli, gręzidło, wreszcie kaczkę czyli deszczułkę nad matnią, trzymającą się na wodzie. Sieć zwykła na ryby zowie się tu kłomka czyli kłomla, a w innych okolicach tłuczka. Kumulec jest to drążek do przyczepiania linek, za które ciągnie się sieć na ryby. „Pławidła” zaś są to krążki drewniane, utrzymujące na powierzchni wody górną część sieci. Przez „chachel” rozumie się żerdź, przeprowadzającą pod lodem, od jednej przerębli do drugiej, sznury od sieci; drabka znowu jest to gatunek sieci, worek z oprawą drewnianą, który dwóch ludzi przeciąga pod wodą. Prócz tych typów są w użyciu skrzydlak, więciorek i tłuczka.
Na Pałukach i Krajnie (Wielkopolska) używają następujących przyrządów rybackich: 1) niewód zimowy, 2) włok, 3) przywłoka, 4) skrzydlak, 5) glejt, 6) więciarki, 7) wątony, 8) słęp, 9) kłonie, 10) drobki, t. j. sieć, osadzoną na drewnie, 3-4 sążni długą, którą ciągnie dwóch ludzi po jeziorze.
Kaszubi na Pomorzu, mimo licznych obcych wpływów, zachowali wiele dawnych sposobów łowienia ryb. Mamy tu więc: 1) Łowienie rękami przez skierowanie wody do specjalnych rowów. 2) Chwytanie szczupaków pod lodem przez uderzanie ich ciężką pałką lub siekierą po głowie. 3) Nadziewanie ryb (szczególnie węgorzy) na ostre żelazne widły, zwane bodarzami. 4) Strzelanie, które opłaca się przy płytkich, łatwo dostępnych rzekach, gdyż po takim strzale nie jedną, ale wiele ryb można złowić. 5) Połów przy blasku pochodni. 6) Łowienie na wędkę, która bywa różna, zależnie od gatunku ryby.

Na zwykłą wędkę łowi się tylko płotki. Do okonia jako ryby płochliwej stosuje się inne, przemyślniej skonstruowane wędki. Szczupaki łapie się szczególnie w marcu, gdy woda lekko przymarznie, a wtedy zastawia się nie jedną wędkę, ale cały szereg łapek sznurowych. Na węgorza zastawia się długi sznur, na którym w odstępie sążnia mamy rozwieszone haczyki, jak przy wędkach. Do połowu masowego służą sieci. Starszą formę kulturową przedstawiają małe sieci. Mała ręczna sieć na trzonku zwie się „kaszórkiem”, natomiast również niewielka, kwadratowa lub okrągła siatka, używana do zanurzania z brzegu lub z łódki, bywa nazywana „kłomką”. Większa sieć, do obsługi której potrzeba dwóch ludzi, nosi nazwę „wątonu”. Obok tego używa lud kaszubski często sieci zastawkowych różnego typu, a mianowicie są to: 1) „Uklejnice”, sieci bardzo gęste, używane w maju na połów uklei, które wówczas całemi gromadami zdążają do brzegów i łapią się w nastawione sidła. 2) Sieć na okonie zastawiana w podobny sposób, a różniąca się od poprzedniej jedynie większemi oczkami. 3) „Drguba” , sieć, używana na większe ryby, będąca właściwie potrójną siecią. Przy połowie ryb „niewodami” bierze udział prawie cała osada. Natomiast w sadzawkach, stawach i wogóle w wodach spokojnych używa się do połowu ryb więcierzy, plecionych z prętów wierzbowych.
Na Mazowszu odbywa się połów ością żelazną, a nawet strzela się do ryb; używa się jednak też sieci tak wielkiej jak niewód, albo mniejszej, zwanej siecią lub niewodkiem, a mającej matnię, skrzydła, pławidła, gręzidła i chachle. Wreszcie bywa używany żak, t. j. sieć, rozwarta w kształcie ostrosłupa, na obręczach, z krótkiemi skrzydełkami, albo kacerz, t. j. siatka, sporządzona jak torba, a używana szczególnie do połowu raków. Sami rybacy sporządzają wszystkie te sieci (ryc. 34).
Wielkie bogactwo przyborów rybackich istnieje również na Polesiu. Np. prócz zwykłych sieci i niewodów znany jest tu połów przy pomocy „brodnika”, t. j. niewielkiej siatki czworogrannej, nieco tylko wklęsłej, nie dłuższej nad 4-5 łokci, rozpiętej na dwu kijach, za które się trzyma; z brodnikiem w ręku idzie się w wodzie, wypłasza i łowi ryby. Nadto każdy chłop ma tu wiele rodzajów sieci, które rozstawia na upatrzonych miejscach, używając swego własnego czółenka, t. zw. „duszehubki”, wyrobionej z jednego pnia dębowego. Polują też z „doróżką”, t. j. z kawałkiem blaszki cynowej, imitującej małą rybkę.
Narzędzia i sposoby myśliwskie. W dawnej Polsce mamy już bardzo wiele różnych praktyk myśliwskich, które do dziś przetrwały u naszego ludu. Istnieje więc bębenek, czyli wabik na kuropatwy, brózdy — sidła na skowronki, stawiane między zagonami, brożek — gatunek sieci na ptaki, kutnica — rodzaj więcierza na ptaki, kuwiak lub kwiel — piszczałka drewniana do wabienia ptaków, mrzeźna — sieć na cietrzewie, dwa razy tak długa, jak szeroka, prężynka — gatunek samołówki na jarząbki, sak albo cierzeniec — gatunek sieci ptaszniczej, wiersza — przyrząd łowiecki na ptaki, lecz także i na ryby i raki, robiony z cienkich wierzbowych rózeg, wnik, wnyk — bardzo zręcznie skonstruowana siatka na ptaki, wspar albo spar — gatunek samołówki, żak — rodzaj samołówki na ptaki, uplecionej z rózeg. Wreszcie do tego zakresu należą: majak czyli czółno myśliwskie, trzciną lub gałęziami umajone, żeby wyglądało jak krzak lub kępa trzciny, mikot — wabik na sarny, nasadka — pułapka na lisy i tchórze, oszczep — drążek z widłami żelaznemi, używany w polowaniu na dziki i niedźwiedzie, płot — sieć na wilki, stępica albo słopiec — pułapka drewniana na wilki i lisy, wilczy słup — samołówka na wilki.
W okolicach górskich, jak np. w Karpatach, ustawia się łapki na niedźwiedzie, t. zw. paście, podobnie jak na rysie i wilki, także nieraz na kuny, lisy, tchórze i wydry. W Krakowskiem szczególnie rozwinęło się ptasznictwo; np. łapie się kuropatwy w nastawione sieci dwojakiego rodzaju, bardzo skomplikowane. Ptasznicy chwytają też w Krakowskiem ptaki na t. zw. poły. Jest to duży przyrząd, posiadający dwa skrzydła siatkowe, czworograniaste, długie na 4—6 łokci, które przytwierdza się na kołkach niby na zawiasach i w równej odległości leżą one na parę łokci od siebie, a między niemi jest posad z ziarnem. Za pociągnięciem sznurka, przytwierdzonego do obu skrzydeł, skrzydła te zakładają się na siebie i przykrywają złapane ptaki. Są też i klatki przymykane wrotkami lub potrzaskiem, jak na myszy. Wreszcie łowi się ptaki na sidła, t. j. na pętelki druciane lub sznurowe, przytwierdzone do kołków w ziemię wbitych, które chwytają ptaki za szyję, gdy się przez nie schylają po żer.
Poza tem sama strzelba bywa odpowiednio przyrządzona; jest to zwykle pojedynka, a raczej lufa osadzona w kawałku drzewa, niby w łożu, pozwiązywana sznurkami lub drutem, zaopatrzona w krzesidło. Śrutu i kul prawie się nie używa, ale ołowiu w kawałki posiekanego. Strzelba taka jednak, odpowiednio zaczarowana, staje się niezmiernie celną. Do tej strzelby należą też widełki, na których przy strzale opiera się strzelbę.
Wszystkie owe łapki, paście, samotrzaski, sidła przedstawiają się na obszarze Polski często bardzo pierwotnie i zawierają stare rysy kulturowe, jeszcze z okresu nieznajomości broni palnej, a nawet ulepszonej techniki łowieckiej.

Literatura: Gloger Z. Encyklopedja staropolska. T. I—IV. Warszawa 1900-1903. — Stokłosa J. Tkactwo ludowe w Gruszowcu i Jurgowie. Kraków 1920. — Udziela S. Cepy (Lud. VII).

§. 21. Umiejętności rolnicze i gospodarcze.

Uprawa roli. Lud nasz nawozi pola na wiosnę i w jesieni. Ale wedle ogólnych przekonań rola zgnojona w jesieni i przeorana daje większe urodzaje niż ta, którą się w roku rolniczym znawoziło na wiosnę. W jesieni wozi się nawóz na pszenicznisko, żytnisko, rzadziej koniczynisko, — pod kapustę, buraki, konopie, len, proso i pod rzepę; następnie nawozi się też owsisko pod ziemniaki, rzadziej pod pszenicę, żyto i jęczmień. W drugim roku po znawożeniu roli sieją na koniczynisku, spokładanem przed kilku dniami lub też tuż przed zaoraniem potrzęsionem nieco gnojem — sieje się groch; na konopisku — len; na ziemniaczysku — pszenicę, jęczmień, rzadziej żyto; na pszenicznisku — żyto lub jęczmień, jeżeli nie jest wyjałowione, bo w takim razie tylko owies. W trzecim roku po zgnojeniu roli, na pszenicznisku sieją żyto; na żytnisku — drugi lub trzeci raz żyto albo owies; na jęczmieńczysku — żyto lub owies, jeżeli grunt jest już jałowy. W czwartym roku po znawożeniu — na żytnisku sieją owies; na owsisku — drugi raz owies. Te zasady płodozmianowe obowiązują zwłaszcza powszechnie w Małopolsce.
Orka zaczyna się po żniwach w dwa lub trzy tygodnie, zwykle na żytniej lub jęczmiennej ścierni. Pługiem orze się wtedy płytko, bronami wpoprzek zawłóczy, a pole, w ten sposób obrobione, zowie się pokład.
Jeżeli na tym pokładzie ma się posiać oziminę, orze się go głębiej bezpośrednio przed zasiewem, nawzdłuż z przeciwnej strony niż w przeszłym roku; zagony tak zaorane skrudli się bronami, za któremi o kilka lub kilkanaście kroków postępuje siewca, wrzucając w ziemię zboże. Na zasiane zagony zajeżdżają znów brony, które włóczą po dwa do cztery razy i zasiane zboże zakrywają ziemią.
Gdy zaś dopiero na wiosnę mają posiać zboże, wówczas pokład ścierni odwracają przed zimą pługiem, t. j. zaczynają brać skiby nawzdłuż z innej strony, niż brało się je na „pokład“. Na wiosnę pod siew znów orzą ze środka zagonu, głębiej zwykle, i skrudlą raz lub dwa razy.
W czerwcu odbywa się kośba siana, które układa się brzozowemu widełkami w stożkowate kopy, a rzadziej w brodła (brogi).
Koło św. Jakóba, gdy żyto i jęczmień dojrzały, w Małopolsce, „siekają“ (zob. s. 49) sierpy i rozpoczynają żniwa. Zżęte garście zboża rozkłada się w snopki na powrósłach wzdłuż zagonu, poczem wysuszone wiąże się powrósłami. Snopy układa się w mendle lub kopy. Mendel liczy 10, 12, 14, 15 lub 16 snopów. Układanie snopków w kopy zależy od gatunku zboża. Snopy żyta lub pszenicy układa się albo w kozioł albo w kopy. Podkład kozła stanowią dwa, trzy lub cztery krzyże skośne, ze snopków ułożone, a zachodzące na siebie kłosami; podkład kopy stanowi 10 do 16 snopów, obok siebie rozmieszczonych, a parami kłosiem na siebie zarzuconych. Wyższe warstwy kozła mają to samo ułożenie, co jego podkład; kopy zaś podłużne już na podkład przyjmują czoła ze snopów. Zakopienie kóp tworzą snopki na wzór strzechy; kozły są pokryte chochołami, t. j. daszkami z jednego snopa, zwróconemi nadół kłosiem.
Po żniwach, a nawet w ich czasie, następuje zbiórka konopi, lnu. Wreszcie, gdy już proso i koniczynę zwieziono na wozie do gumna, potraw zebrano, wymłócono prośniankę, wysuszono i schowano na strychach lub w stodołach groch i fasolę, nadchodzi pora kopania ziemniaków, rzepy, buraków i ścinania kapusty.
Z nastaniem zimy całe życie wieśniacze skupia się koło domu; wówczas nadchodzi czas młocki, a względnie w leśnych okolicach czas karczowania i czyszczenia lasów.
Sadownictwo. Sady istniały w Polsce już w dawnych czasach, gdyż w starych pieśniach ludu polskiego mamy częste wzmianki o jabłoniach i sadach wiśniowych. Oczywiście kultura tych sadów została ulepszona wówczas, gdy zakonnicy, sprowadzeni do Polski, poczęli przywozić z sobą z zachodu i południa Europy rozmaite gatunki drzew owocowych i oddziaływali też na ulepszenie sadownictwa w Polsce. Sadownictwo nie jest w Polsce wszędzie jednakowo rozwinięte. W Małopolsce np. szczepią drzewa owocowe, ale uszlachetniają je tylko o tyle, o ile to nie kosztuje wiele trudu. Najwięcej rozpowszechnione są dwa sposoby szczepienia, a mianowicie szczepienie w klin i za korę. Szczepienie w klin polega na tem, że ucina się dziczek u góry nieco nawskos, by woda ściekała z miejsca szczepienia; stąd zaczynając, wykonywa się klinowate cięcie, a w tem miejscu odpowiednio przycina się latorózgę. Po spojeniu dziczka i latorózgi tak, że kory ich się łączą, miejsce szczepienia oblepia się gliną lub błotem i obwiązuje płótnem albo kłakami z konopi. Szczepienie za korę odbywa« się tak, że od wierzchu ściętego dziczka robi się w jego korze nożem cięcia prostopadłe, do tego przycina się latorózgę w klinek w ten sposób, by weszła w szparę pnia i oparła się na nim. Wpuściwszy latorózgę pod korę, gdy poprzednio otwarto nożem nadciętą skórkę drzewka, przytrzymuje się miejsce szczepienia palcem, smaruje się je błotem, a obwiązuje płótnem lub włóknami konopi. Szczepienie drzew odbywa się zwykle na wiosnę, 27 lub 28 marca, albo też na pełni marcowej: do szczepienia wybierają latorózgi dość cienkie, o skórce niepomarszczonej, błyszczącej; dziczki w lesie, wykopane i przyswojone w ogrodzie, muszą taką samą mieć korę i muszą być wewnątrz zupełnie białe. Drzewa uszlachetnia się u nas także przez oczkowanie lub odkładanie. Z drzew owocowych lud hoduje: jabłonie, grusze, śliwy, orzechy włoskie, rzadziej czereśnie, wiśnie, morele i brzoskwinie; z krzewów owocowych: agrest, porzeczki lub orzechy laskowe.
Owoce zbiera się zupełnie prymitywnie przez trzęsienie, przyczem się ziemi niczem nie wyściela. Śliwki, gruszki i jabłka lud nasz suszy przeważnie w piecu lub w specjalnie urządzonej suszarni, a także na słońcu; znacznie rzadziej wyrabia się z śliwek powidła. Inny użytek z owoców jest prawie nieznany. Z suszonemi owocami lud nasz gotuje kaszę, a prócz tego z świeżych jabłek i gruszek rozgotowanych, a zarobionych mąką, robią tak zwany galas w miejsce żuru, jako przyprawę do ziemniaków.
Obok szczepionych drzew owocowych pozostały u nas w wielkiej ilości dawne dzikie grusze, które spełniały i do dziś jeszcze spełniają rolę słupów granicznych; można też spotkać również stare wiśniowe sadki i śliwniki.
Ogrodnictwo. Ogrody musiały być oddawna przy chacie wiejskiej, a tylko w ciągu wieków zmieniała się ich zawartość. Taki ogródek bywał też zawsze przy dworkach szlacheckich; tutaj szlachcianki chowały: róże, maliny, agrest, porzeczki, ogórki, szafran do ciast, majeran do kiełbas, koper zielony do kwaszenia ogórków, szałwję, rzeżuchę, rzepę, rzodkiew i sałatę. W czasach wpływów włoskich przybyła bardzo wielka ilość jarzyn włoskich i oddziałała zarówno na ogródki szlacheckie, jak i chłopskie.
Charakterystyczną cechą chaty polskiej są ogródki warzywno-kwiatowe, które znajdują się zwykle między ścianą szczytową, zwróconą do ulicy, a płotem, odgradzającym całą zagrodę od drogi. W owych ogródkach, obrobionych łopatą i grabiami, a uprawianych nawozem z drobiu i drobnego bydła, hodują kobiety różne warzywa, jak: ogórki, czosnek, cebulę, kalarepę, pietruszkę, szczypiorek, groch, chrzan, a nadto bardzo wiele ziół leczniczych, jak bobrownik, barwinek, czosnek polny, józefek, nawrotek, wrotycz, pięciornik, targownik, senes, miętkę, lebiodkę, rosiczkę, kopytnik, śmietannik, różyczkę polną, szałwję, lubczyk. Z kwiatów zaś spotykamy tu: róże, georginje, piwonje, nagiętki, nieśmiertelnik, stokroć, jaskry, goździki, malwy i bylicę. Prócz tego sadzi się w tych ogrodach również harbuzy i dynie, używane do tuczenia świń. Ogródek otoczony jest zwykle parkanem, zwanym tyniną, a składającym się z tyk, gęsto w ziemi osadzonych, powiązanych z sobą od dołu i góry wicią chróstową lub też długą żerdzią, która jest do nich przybita gwoździami.
Bartnictwo. Rolnicza ludność polska od zamierzchłych czasów poświęca się bartnictwu. O naszych pszczołach wspomina już Herodot, na pięć wieków przed nar. Chr., a w czasach, gdy zachód Europy przyjął chrześcijaństwo, wosk nasz stał się przedmiotem rozległego handlu. W lesistych okolicach Polski, zwłaszcza na Mazowszu, pszczelnictwo, stało się jednem z głównych zajęć ludności wiejskiej. W rozmaitych nadaniach dawnych mamy dowody, jak bardzo ożywione było polskie bartnictwo. Prawo karne dawnej Polski posiadało liczne ostre postanowienia przeciw złodziejom pszczół. Wreszcie samo słownictwo świadczy o dawnej tradycji naszego bartnictwa.
Ludność zakłada w okolicach lesistych „bory bartne“. Właściciel boru bartnego robi drzewa bartne, kładąc znamię swego boru na drzewach. Wiosną pośpieszano do podmiotu pszczół, jesienią zaczynano „klęczbę“; „kleciono“ pszczoły, t. j. osadzano młode pszczoły w barciach. Co rok „przydziewano“ nowe drzewa bartne, żeby bór nie pustoszał; wszyscy w puszczy robili powrozem, t. zn., że przy użyciu powrozu „leziwa” wspinali się po drzewach bartnych (ryc. 35). Wogóle wszystko oddawna było tu uporządkowane, a rabunkowe gospodarstwo pszczelne, jakie Ruś prowadziła jeszcze w XVI w. (gdzie przy wybieraniu miodu pszczoły wybijano) — dawno u nas ustąpiło umiejętnej hodowli. Ów stary rozwój bartnictwa znalazł też swoje echo w różnych wierzeniach, przesądach i zabobonach ludu polskiego. Świadczą one wyraźnie, że chłop nasz w pszczole widzi zwierzę, które należy szanować, mówi o niej że pszczoła nie zdycha lecz umiera, a nawet, że ma duszę.

Oczywiście gospodarka ta nie jest wszędzie w szczegółach jednakowa. Zwłaszcza ule mają różne formy: 1. kłoda, używana przez lud, jest zrobiona z pnia drzewa, w którym wydłubano gniazdo. Otwór zamyka się deską około 2 cali grubości, nazwaną zatworem albo dłużnią; w środku deski wywierca się otwór o 1—1½ cala średnicy, służący za wylot. Ul taki, jeśli stoi pionowo, na podstawie z kamieni lub z drzewa, zowie się stojakiem, a jeśli jest nachylony pod pewnym kątem, nazywa się leżakiem. Jeden i drugi bywa pokryty szerokim i długim płatem kory świerkowej w kształcie dachu. Prócz tego jest jeszcze inny typ, a mianowicie 2. t.zw. koszyk, koszka (kuszka w Wielkopolsce), słomianka, uszyta ze zwojów słomianych w kształcie stożkowatej lub półkulistej. Wreszcie mamy ule robione z desek, tak zwane dziś przez naszych bartników 3. ule warszawskie.
Dziś już bartnictwo bardzo podupadło, ponieważ zabił je i zabija coraz więcej rozwój cukrownictwa.
Chów bydła. W dawnej Polsce zaznaczył się bardzo wcześnie znaczny rozwój kultury rolnej i chowu bydła. Tak było już za pierwszych Piastów, jakby można sądzić na podstawie relacji, jaką zostawił arabski geograf z XI w. Al-Bekri, mówiący o kraju Mieszka, że „jest on wielkim między krajami słowiańskiemi, bogaty w chleb, mięso, miód i pastwiska“. Gallus na początku swej kroniki zaznacza o Polsce, że kraina ta posiada zdrowe powietrze, żyzną rolę, las opływający w miód, wodę rybną, wojaków bitnych, pracowitych wieśniaków, konie wytrwałe, woły robocze do orania, mleczne krowy i wełniste owce.
Oczywiście w owych odległych czasach puszcze leśne zmieniano na uprawne pola w sposób bardzo pierwotny, jak niedawno w Małopolsce albo na Śląsku cieszyńskim, a do dziś np. w Algierze czy Azji Mniejszej. Przemiana polegała na tem, że w jesieni odzierało się z drzewa korę na całej wysokości pnia lub podrębywało drzewa lekko wkoło jednego miejsca, a gdy las usechł, podpalało się go w następnym roku i użyźnioną popiołem ziemię zasiewało się lub zapuszczało na niej paśnik. Przy takiej kulturze rolniczej i chów bydła w Polsce pozostawał już na pewnym poziomie. Ze zwierząt domowych widzimy u nas od najstarszych czasów: konia, krowę, owce, kozy i świnie, a z drobiu kurę. Nieco później występują gęsi.
W związku z hodowlą różnych zwierząt domowych pozostaje kwestja „wołania“ na zwierzęta domowe, a więc zarówno przywoływania ich jak i odpędzania. Ze względu na psychologję mowy ludzkiej jest to problem ważny, bo odsłania nam sposób powstawania mowy ludzkiej, jak w tym wypadku porozumiewania się człowieka ze zwierzętami. Owe wołania przedstawiają też przeważnie bardzo stare pierwiastki językowe, które nie ulegały zmianom tak łatwym, jak inne. Równie dawny jest zwyczaj nazywania krów, o czem możemy zasięgnąć wiadomość ze starych gospodarczych inwentarzy; pozwalają one sprawdzić, że nazwy te utrzymują się przy pewnych specjalnych lokalnych upodobaniach. Więc np. na Podhalu, zarówno już w inwentarzach z pocz. XVIII w., jak i dzisiaj, spotykamy nazwy krów, takie, jak Boczula, Brzezula, Gwiazdula, Kwiatula i t. d.
Pasterstwo. Z chowem bydła łączy się jak najściślej kwestja pasterstwa. U ludu polskiego — jeśli się wykluczy górali, a następnie oddzieli dworskich i gromadzkich skotaków, wolarzy i owczarzy, a więc pewnego rodzaju zawodowców, — widzimy, że pasterze nie tworzą osobnej kasty. Młodzi chłopcy i dziewczęta, podrostki niżej lat 15, zaczynają wogóle swój żywot wieśniaczy od pasienia drobiu, bydła i koni. Chłopska dziatwa odbywa w ten sposób jakby termin; gdzie niegdzie bywa to nawet ściśle określone i np. w Sierczy w pow. wielickim dziecko do 5 roku życia pozostaje pod opieką matki przy domu i — jak to lud powiada — „gryzie węgle pod piecem“. W piątym roku zaczyna się wyglądanie na kury, a w szóstym i siódmym pasienie gęsi. Potem powoli przyzwyczaja się dzieci do pasania bydła i to trwa aż do 14 roku życia. Mniej więcej podobne stosunki mamy i na innych obszarach polskich, wyjąwszy obszary naszych gór, gdzie pasterstwo jest zupełnie inaczej zorganizowane z powodu działających tu obcych wpływów kulturalnych.
W Beskidzie cieszyńskim można zauważyć rozwinięte bardzo silnie szałaśnictwo i odpowiednio do tego wspólne gospodarstwo, regulowane starym obyczajem i ustną tradycją. Właściciele obszaru szałasowego nazywają się wspólniki, społeczniki lub mieszaniki. Na łące szałasowej, zwykle przy jej dolnym brzegu, rzadko tylko na samym grzbiecie górskim, ustawiona jest chata pasterska, szałas, nieraz bardzo pierwotny; składa się ona tylko z dachu zawieszonego na „wyrchlinie“ , t. j. drągu poziomym, włożonym w widły dwu pionowych pniaków, a spoczywającego bezpośrednio na ziemi, a nie na ścianach (ryc. 14). Wewnątrz szałasu, nad ogniem, zwanym watrą, wisi miedziany kocieł, przymocowany do odpowiednio rozgałęzionego pnia (klucz), który się wbija w ziemię lub wpycha w szpary między belkami ścian.
Do zabierania mleka z udoju służą gelety, drewniane wiaderka, których zwykle jest po kilka w każdym szałasie; do nich cedzi się mleko przez cedzidło lub budzarkę. Ser urabia się w putyrze, przyczem do ugotowanego już mleka dolewają „klag“ z drobnego drewnianego naczynia (hurczag).
Po wyjęciu sera pozostałą żętycę czerpią dużą drewnianą łyżką, warzechą, której pojemność wynosi około 1½ l. Żętycę, zwaną także żyburą, mulką lub hurdą, wlewają pasterze do zgrabnych i artystycznie ozdobionych czerpaków. Resztę mulki przechowuje się w naczyniach większych (warząchiew).
Ser, wyjęty ostrożnie ręką z żętycy, wyciska się z mleka i wkłada do białej chustki zwanej budzarką, w której zawieszają ser na gwoździu we wnętrzu koliby. Wskutek tego ser otrzymuje kształt grudki.
Masło wyrabia się w specjalnych maślannikach, poczem przechowuje się je w drewnianych naczyniach, t. zw. mierzakach na masło. Pasterz posiadał dawniej drewnianą charakterystyczną flaszkę pasterską. Bydło szałasowe trzyma się przez noc w ogrodzeniu płotowem, nie nakrytem dachem, a zwanem koszarem. Płot jest lekki, łatwo przesuwalny, aby koszar na znacznej przestrzeni połoninowej mógł spełnić swoje zadania nawozowe.
Pasterze szałasowi nazywają się w ogólności owczarzami, lecz rozróżnia się między nimi w szałasach o mieszanem bydle koziarza, jagniarza, krowiarza i baczulę (dziewkę od krów) wedle gatunku zwierząt, zaś wedle zajęcia naganiacza oraz strzyżkarza, pomagającego też przy dojeniu. Przy pochodzie trzody prowadzi ją owczarz przedni, a zamyka owczarz zadni. Wogóle są bardzo liczne objawy pewnej odrębności ludności pasterskiej pod względem religijnym, językowym i społecznym. Wszystko to razem wskazuje na prawdopodobieństwo usadzenia się tu wołoskich pasterzy, względnie przyjęcia się wołoskiej formy pasterskiej, za pośrednictwem już polskich pasterzy.
Zupełnie podobną formę przedstawia pasterstwo w górach żywieckich, zarówno pod względem budowli szałasowych jako też ich urządzenia wewnętrznego. Więc i tutaj jest watra, geleta, truhla, trąba, klucz, warzecha, odlewek i czerpak. Inne nieco są tylko przyrządy, używane do mieszania zagotowanego mleka, tuż przed wyjmowaniem grudki sera, t. zw. ciastki, zdobne w motywy religijne, oraz łopatka do wyrobu masła. Wśród pasterzy żywieckich jest bardzo wielu zawodowców, zamiłowanych juhasów, a i tu widać wpływy wołoskie; zresztą nastąpiło tutaj ścisłe nawiązanie stosunków między góralami polskimi a słowackimi i stąd pochodzi wzajemne ich oddziaływanie na siebie.
Podobną formę pasterstwa spotykamy również i na Podhalu.
Tylko szałas ma zwykle mniej pierwotną formę, ale zresztą zupełnie identyczne mleczarskie naczynia, o takich samych nazwach. Technika taka, jak i na wyżej wspomnianych obszarach. Oto jak ją opisuje Matlakowski: „Przecedzone mleko czerpakiem leje baca z puciery do kotlika, poddaje klágu t. j. podpuszczki z cielęcego żołądka i zlekka zawarzuje; wnet mleko się klagá, wypływa serzeń nawierzch, a za każdem zamieszaniem wielką łyżką, warząchwią, wydobywa go się coraz więcej. Warząchwią lub też garścią wyławia śnieżystą bryłę sera i kładzie na satach na podysarze, gdzie zwolna ocieka z serwatki, w kotliku pozostaje żętyca, w której pływają gęsto mnogie krupy sera; studzą ją i piją czerpakami i ta jest doskonałą i pożywną, bo zawiera wiele twarogu i tłuszczu i zowie się hurdą; jeśli ją przecedzić dokładnie, lub jeśli zebrać „spic“ z wierzchu, to pozostanie płyn wielce ubogi, zwarnica, którą pasą psy i karmią wieprzaka.“
Ser słodki, ociekły z serwatki, baca wgniata w formy drewniane, jaworowe, trojakiego kształtu. Jedne są postaci serkowatej wyrzeźbione w środku w rozmaite wzory i nazywają się parzenicami; one to dały nazwę pewnemu ornamentowi bardzo rozpowszechnionemu. Ser, włożony w parzenicę, przykrywa się szczelnie wieczkiem, także rzeźbionem, przyciska i zostawia aż do obeschnięcia. Drugi rodzaj stanowią oscypki, t. j. cylindryczne foremki, rozczepiające się na dwie łupiny, w środku oryginalnie i bardzo ozdobnie ryzowane. Nakładłszy sera do oscypka, zamyka baca oba otwory końcowe ryzowanemi deneczkami i ściśle obwiązuje szpagatem, poczem po obeschnięciu wyjmuje się łatwo serek, zwany także oscypkiem. Trzeci nakoniec rodzaj tworzą foremki w kształcie zwierząt, zwłaszcza kaczek i niedźwiedzi, wydłubane w jaworowem drzewie.
Przygotowywanie żywności. Wśród umiejętności gospodarczych na pierwszem miejscu należy wymienić gotowanie i odżywianie się. Kuchnia polska odznacza się dość znaczną oryginalnością, która da się nawiązać do bardzo odległej przeszłości. Wśród różnych środków spożywczych szczególnie ciekawy jest chleb i pieczywo, wyrabiane z mąki, gdyż łączą się z tem dawne zwyczaje, jak wogóle w całym ustroju domowym. U ludu polskiego zarówno dziś, jak w czasach bardzo odległych, gdy nie było jeszcze specjalnego stanu piekarskiego (jaki spotyka się w Rzymie, a już na paręset lat przed nar. Chr. w Egipcie) — wszelkie zajęcia, łączące się z wypiekiem chleba, są udziałem kobiet. Oczywiście, ten piekarz jest zarazem młynarzem, a przyrządy do tego używane są prostej konstrukcji, odpowiednio do ich prywatnego użytku. Później, gdy się przeszło do masowej produkcji, zmienia się też forma przyrządów i staje się bardziej zawiłą; możemy to zauważyć na rozwoju naszych żaren.
Do wypieku chleba mogą być używane różne gatunki mąki. Rzymianie piekli przeważnie z mąki pszenicznej, a np. świat skandynawski piekł z mąki mieszanej z korą sosnową i mąką grochową. Jako najstarsze zboże znana jest u nas pszenica i proso.
Ale pieczenie z mąki jest właściwie już wyższą formą rozwojową, bo ziarno można spożywać nietylko w stanie mielonym, ale też bez poprzedniego sztucznego zgniecenia. W Czechach na początku żniw pieką na patelni ziarna zbóż dojrzewających, a jedzenie to zwie się „prażmo“. Takie potrawy ze ziaren musiały być niegdyś znane u nas, podobnie jak u wszystkich plemion słowiańskich; pozostałością dawnych zwyczajów jest rola obrzędowa ziarn zbożowych przy urodzinach, chrzcinach, weselach, pogrzebach i w czasie wilji, oraz zwyczaj obsypywania ziarnem przy tych uroczystościach, co jest zupełnie zrozumiałe, gdyż to ziarno występuje tu jako chleb. Szczególnie na Mazowszu i w naszych wschodnich województwach, utrzymało się to w całej pełni, przyczem jednak w miejsce starego prosa weszła hreczka.
Prócz tego jednym z najstarszych sposobów przyrządzenia chleba była polewka zbożowa, która zachowała się u naszego ludu i dotąd jest jeszcze w użyciu, a zwie się często: żur. Żur jest to polewka z ukwaszonej mąki żytniej i owsianej. Strawa ta ma znaczenie obrzędowe szczególnie przy rozpoczęciu postu i znana jest z pieśni o „Panu Żurowskim“; znają ją też Rusini, Łużyczanie i Słowianie południowi. Polewką zbożową jest także „siemieniec“, rzadka kasza, spożywana w Krakowskiem, a prócz tego inne różnego rodzaju kasze, wszystkie owe krupniki, pęcaki, polewki, zacierki i t. d.
Do potraw tego rodzaju należy też kaszubska „zoczerka“ i „gapi rosół“ t. j. chleb w kostki w zupie gotowany.
Pieczenie chleba było niegdyś bardzo proste, bo kładło się rozczynę na rozpalone kamienie i nakrywało gorącym popiołem. W Polsce mamy przykłady takiego pierwotnego pieczenia np. w Krakowskiem, gdzie w lecie żadnego nie gotują śniadania, lecz zagniatają placki żytnie bez drożdży, posoliwszy pieką w popiele, a idąc do żniwa biorą placki z sobą i jedzą je w polu, popijając maślanką.
Wielkość i kształt pieczywa również mogą być rozmaite. Korowaje na weselach carów moskiewskich były tak wielkie, że 4 ludzi dźwigało je na noszach. Natomiast typem drobnego pieczywa są ruskie „paluszki“.
Na pieczywa polskie oddziałała silnie kuchnia niemiecka, a w Małopolsce także czeska, i jej to zawdzięczamy owe przeróżne buchty, knedle etc.
Lud polski posiada wiele pieczyw obrzędowych. Mamy więc np. kołacze, podobnie jak w Rosji i Serbji, ale także i kukiełki, t. j. bułeczki podłużne i kończate, z któremi łączą się podania o chrzcie chleba. Strucla, plecionka, wiąże się z wilją. Jako noworoczne pieczywo pszenne, występują rogale i szczodraki. Ciastkami zapustnemi są faworki, zwane też chróstem, oraz późniejsze już pączki. Wreszcie, w czasie świąt ku czci zmarłych, widzimy na obszarze Polski potrawy dwojakiego typu. Polska zachodnia piecze wówczas obrzędowe kołacze, żytnie lub pszenne, Polska zaś wschodnia, szczególnie Mazowsze i Lubelskie, posługuje się jedzeniem bardziej pierwotnem, a mianowicie kaszą hreczaną lub jaglaną. Różnice te pozostają w związku z różnicami w dziedzinie kultury rolnej, gdyż uprawa prosa i hreczki, (przyczem hreczka od XIV w. wypiera starosłowiańskie proso) w miarę posuwania się od Dniepru ku zachodowi, maleje coraz bardziej, aż wreszcie na obszarze zachodnich kresów polskich zupełnie zanika. Taką potrawą dawną jest również gotowana pszenica, zwana na Małorusi „kutją“, której nazwa przeszła następnie na Mazowszu w formie „kucja“ na określenie samej wilji; nazwa ta na obszarze starej Polski nie istnieje.
W związku z pieczeniem chleba pewne specjalne znaczenie posiada dzieża, z którą łączy się wiele bardzo ciekawych wierzeń i obrzędów, zwłaszcza przy weselu. Różne przepisy i zasady obowiązują też przy rozczynianiu.
Piec do pieczenia chleba posiada specjalne miejsce w izbie polskiej, a tylko Kaszubi na Pomorzu ustawiają piec piekarski zwykle wspólny dla kilku rodzin. W piecu jest zazwyczaj pomost ceglany lub wylepiony gliną, pomieszaną z nawozem lub plewami owsianemi. Nadto dawniej nie kładziono chleba w piecu wprost na cegłach, lecz wysypywano piec tatarakiem, dającym pewien zapach pieczywu, lub podkładano liście chrzanowe, względnie kapuściane. Z resztek ciasta robi się dla dzieci małe pieczywko, zwane „zasadzką“, „wychopień“ lub „bądki“. Małe te chlebiki składano zapewne dawniej bożkom, a taki charakter mają też pieczywa obrzędowe, wypiekane na Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zielone Święta, na Dzień Zaduszny, na Nowy Rok i w czasie zapustnym.
W pożywieniu ludowem główną i najważniejszą rolę odgrywają produkty zbożowe; o mięsie właściwie niema co mówić, bo występuje ono w kuchni ludowej bardzo rzadko. Tłuszcz, nawet nieświeży, uchodzi za przysmak. Ziemniaki są również bardzo powszechne, ale wobec tego, iż jest to produkt późno u nas poznany, wiąże się z nim mało momentów starych i pierwotnych. Zresztą w całej tej kuchni panuje wielka prostota, przy różnicach terytorjalnych, wyżej zaznaczonych.
Olejarstwo. W Małopolsce zwłaszcza powszechny jest przemysł olejarski, którym dla zarobku trudnią się podczas zimy biedni komornicy. Prócz nich, ale dla własnego użytku, biją olej i zamożni gospodarze. Lud zna pięć gatunków oleju, a z tych lniany i konopny są okrasą potraw ludzkich, rzepakowy służy do smarowania wozów, a słonecznikowy i gorczyczny bywają używane do celów leczniczych.
Zwłaszcza w czasie postu, czyto adwentowego czy wielkiego, jest wielki popyt na te oleje.
Olej wytwarza się w osobnym budynku drewnianym, pokrytym słomą, a zwanym olejarnią, wewnątrz którego znajdują się przybory i narzędzia do wyciskania oleju z siemienia. Siemię miele się najpierw w domu na żarnach na grubo, wysiewa się z niego łupiny, następnie tłucze się je w stępie i znów oddziela łupiny zapomocą przetaka. Dopiero potem następuje folowanie siemienia w olejarni, t. zn. ostatnie tłuczenie siemienia i polewanie go wodą. Do miarki siemienia potrzeba kwaterki wody. Sfolowane siemię, w ilości jednego garnca, wsypuje się do kotła, t. j. żelaznej konewki, pod którą pali się ogień. W kotle miesza się siemię drewnianą kopyścią, aby się nie przepaliło; dobrze zaś wysmażone wybiera olejarz warzechą i rozkłada na płacie - obrusie włosiennym, ułożonym nad lesicą, t. j. żelazną miską z rurką na dnie. Gdy wszystko siemię wydostaną z kotła, wkładają je wraz z płatem do lesicy. Na płat stawiają walcowaty klocek, a nad nim błazno, t. j. rodzaj stragarza, podpartego dwoma słupami, osadzonemi w ziemi. Słupy mają z obu stron wyżłobienia, w które zachodzi błazno; ponad tem znajdują się kliny, wbijane zapomocą suki, t. j. klocka, wiszącego na łańcuchu, u górnego rusztowania, oraz zapomocą tarana, t. j. wielkiego pniaka dębowego z trzema trzonkami, obracającego się na biegunie, w który wdłubane są te trzonki. Za kilkakrotnem silnem naciśnięciem suki i tarana przez olejarzów w stronę błazna i słupów wbijają się wspomniane kliny w otwór i przyciskają błazno; to naciska klocek, który, wywierając ciśnienie na płat z makuchem, wysącza z niego olej, uchodzący rurką lesicy do dzbanka, pod nią nastawionego. Po wyciśnięciu oleju z jednego makucha wybijają olejnicy kliny znowu „pałkami“, uwalniają błazno i klocek, wydobywają płat i makuch i zadają drugi makuch do wyrobienia.
Pranie i prasowanie. Starą formę prania przedstawia sposób, jaki spotykamy zwłaszcza we wschodniej Polsce. Najpierw przygotowuje się bieliznę do prania tak, iż się ją moczy w trójnogu, t. zw. konwasie lub niżniku, przyczem warstwami przekłada się popiół i bieliznę, a na to leje się gorącą wodę; następnie tak przetrawioną bieliznę piorą baby na rzece, bijąc ją kijankami. Polska kijanka posiada trzy główne typy: 1) półwalcowaty, 2) łopatkowy, 3) mieczykowaty. Kijanka półwalcowata występuje w Polsce północno-wschodniej, na Pomorzu i na Mazowszu. Kijanka łopatkowata jest właściwą obszarowi wielkopolskiemu, Kujawom, części Małopolski i Karpatom, a zasiąg jej jest daleki, bo aż po połudn. Ukrainę. Wreszcie typ mieczykowaty spotyka się w Małopolsce, szczególnie między Sandomierzem i Dęblinem, a z tym typem łączy się zarówno świętokrzyska wydłużona łopatka, jak i t. zw. „klonka“ kujawska.
W kijance polskiej zwykle obie płaszczyzny są robocze, ale są też okazy z jednej strony rzeźbione, a wówczas tylko druga strona jest używana. Zwłaszcza kijanka podhalańska, zwana „kijań“ , jest pięknie ozdobiona.
Pranie odbywa się dziś w Małopolsce przeważnie w ten sposób, że najpierw moczy się bieliznę w ługu, powstałym z popiołu i ciepłej wody; następnie niosą ją na rzekę i biją kijankami, poczem znów dają do cebra i wracają z tem do domu, gdzie się ją dalej mydli i pierze. Na noc moczą bieliznę, a rano znów piorą na rzece. Wreszcie szaty powszednie krochmalą żytnim krochmalem, a niedzielne pszenicznym. Wysuszoną bieliznę nawijają na wałek i wygładzają maglownicą. Bieliznę świąteczną dają pod specjalną prasę. Maglownica zwie się na Podhalu wałkownicą i posiada bardzo piękne ryzowanie. Prócz maglowania stosuje się dziś powszechnie prasowanie przy pomocy nowoczesnych przyrządów, ale niegdyś wyglądało to zapewne tak, jak doniedawna na Małorusi, gdzie prasowano namitki do ubrania głowy dużemi kulami z masy szklanej.

Literatura: Moszyński K. Niektóre wyniki etnogeograficznych badań Polski. Warszawa 1925.— Sawicki L. Wędrówki pasterskie w Karpatach. I—IV. Warszawa 1912. Kraków 1919.— Sumcow M. Pieczenie chleba (Wisła IV).
§ 22. Przemysł domowy.

Przemysł domowy tkwi głęboko w stosunkach gospodarczych naszego ludu. Chłop polski doniedawna jeszcze wogóle, a dziś jeszcze w wielu wypadkach, zaspokajał swe potrzeby przy pomocy własnych wytworów. Obok zwykłych zajęć rolniczych cały czas wolny od pracy zużywała rodzina chłopska na wytwarzanie produktów, mających służyć do własnego użytku.
Tkactwo. Z pomiędzy różnych dziedzin przemysłu domowego szczególnie silnie rozwinęło się w całej Polsce tkactwo. W jesieni przygotowywano len, konopie i wełnę do tkania i zbierano różne rośliny celem sporządzenia z nich barwików. Potem w miesiącach zimowych przędzono na kądzieli i sporządzano bieliznę oraz różne składowe części odzieży. Mimo fabryk, przemysł domowy tkacki rozwija się dotąd jeszcze dość intensywnie, a lud w wielu częściach Polski nie nosi innych ubrań, prócz płócien i wełniaków własnej roboty. Tkactwo domowe posiada wielkie znaczenie, gdyż ujawnia się w niem bardzo wyraźnie swojszczyzna ludowa. Prawie każda okolica przestrzega pewnej kombinacji barw, przekładając ją nad inne. Ciekawy objaw można zauważyć w Krakowskiem, gdzie lud swe upodobania narzucił nawet fabrykom.
Narzędzia tkackie są u nas zupełnie swojskie, a więc: krosna i warsztaty tkackie. Główny artykuł tego domowego tkactwa — to płótno, wyrabiane z lnu i konopi, ewentualnie w połączeniu z innemi składnikami. Im więcej lnu się przerabia, tem grubsze wytwarza się płótno, im bardziej zaś wystawia się je na działanie promieni słonecznych, tem staje się bielszem. Płótna tego używa lud nie tylko do wyrabiania bielizny, ale i wierzchniego okrycia płóciennego. Także sukna sporządzają nasi wieśniacy różne pod względem barwy i jakości. W jednych okolicach przędza strzyżona jest sporządzana z lnu, a pokryta tylko wełną, w innych znów tkanina cała jest sporządzona z czystej wełny, a ten rodzaj sukna zowie się w Małopolsce „sieraczany“, ubranie zaś z niego zrobione „sierakiem“. Ważnym artykułem tkackim są wreszcie materje, z których sporządza się nakrycia na łóżka lub też różne płachty, werety i rańtuchy.
Przygotowywanie przędzy wełnianej jest oczywiście odmienne od przygotowywania przędzy lnianej. Najpierw wełnę owczą skubie się na puch, następnie krempluje na drucikach zwanych kremplami, a wreszcie bierze na krężel kądzieli i przędzie na kądzieli nici wełniane. Po wyprzedzeniu mota się nić na cewki; zwój na cewce zwie się wątkiem. Zresztą czynności są podobne, jak przy płótnie. Sukno gotowe idzie do folowania do młyna, zwanego foluszem, którego częścią najważniejszą jest stępa ze stęporami. Przyniesioną tkaninę kładzie folownik do stępy. Stępory uderzają w tkaninę, która — przy ruchu obrotowym — odrzuca od sukna różne odpadki. Gdy tkanina zbieleje i zgęścieje, wyjmuje ją folownik i nakłada drugą.
Wśród tych ludowych tkanin na szczególną uwagę zasługują, t. zw. kilimki czyli chłopskie dywany. Zwyczaj wyrabiania tych kilimów przedostał się do nas wraz z nazwą ze Wschodu, a ślady tej starodawnej wytwórczości spotykamy zwłaszcza w tych miejscowościach, w których osiedlali się wschodni jeńcy wojenni; wprowadzała je również ludność polska, wracająca z niewoli muzułmańskiej. Zczasem rozpowszechniły się te wyroby bardzo i dzisiaj, np. na Kurpiach, mamy piękne kilimy myszynieckie, chodniki lipnickie i t. d. Wogóle kilimkarstwo ludowe rozwinięte jest szczególnie na wschodzie Polski i zawiera w sobie wiele motywów wschodnich i ruskich. Na ziemiach wschodnich widzi się wyraźne różnice między tkactwem ruskiem a polskiem. Ruska sztuka ludowa tak, jak i ludowe tkactwo, ujawnia charakter starszy, posiada bowiem w swej ornamentyce przewagę motywów czysto geometrycznych; brak jej zaś wątków zwierzęcych lub roślinnych, a także niema tu wpływów późniejszej sztuki historycznej; zato w ruskich wyrobach tkackich i haftach bardzo widoczne są wpływy stylu orjentalnego. Polskie tkactwo i polskie hafty posiadają natomiast przeważnie motywy roślinne i zwierzęce, a nadto ujawnia się tu wpływ obcych stylów zachodnich, nieraz przez lud nasz zmienionych i zgrubiałych, ale dających się zupełnie dobrze sprowadzić do romanizmu, gotyku, renesansu i baroku; przeciwnie nie znać tu wpływów wschodnich. Nadto o ile hafty ruskie i wzory ich tkackie odznaczają się wielkiem bogactwem barw, niema tej barwności w wyrobach polskich.
Piękne barwne tkaniny, t. zw. drelichy, mamy szczególnie w Andrychowie. Niegdyś z temi wyrobami wędrowali nawet specjalni „drelicharze“ (ryc. 36). Dawniej płótna barwiło się farbami roślinnemi, chociaż w niektórych okolicach Polski grube płótno malowało się także farbami olejnemi; krążyli specjalni wędrowni malarze z patronami, którzy farbami olejnemi, malowali na płótnach różne wzory. Płótno, w ten sposób malowane, bywało używane do spódnic kobiecych, nazywanych malowankami, a odznaczało się wielką harmonją barw.
Przedtem polski przemysł domowy stwarzał, przy pomocy narzędzi bardzo prostych, to wszystko, w czem go dzisiaj zastępują maszyny. Każda ziemia nasza miała swój pewien odrębny typ wyrobów. W Małopolsce był przemysł tkacki dawnie bardzo rozwinięty. Rychwałd odznaczał się wyborem bielizny stołowej, Andrychów swemi płócienkami i drelichami, Bieńkówka, Korczyna i Błażowa swemi płótnami. Warsztaty mechaniczne przeważnie obaliły ten przemysł, ale niektóre tkaniny nadal tylko na krośnie ręcznem mogą być wykonywane.
Bardzo charakterystyczne wełniane samodziały wytwarza Łowickie zarówno na ubrania, jak na pasy męskie. Wełniaki owe ze względu na swą pasiastość zowią się też pasiakami. Podobne wełniaki posiada też Opoczyńskie i Rawskie. Pasiak opoczyński różni się od pasiaka łowickiego większą barwnością, przewagą kolorów ciemnych (czarnych, fioletowych i

zielonych) oraz węższemi pasami. Wełniaki księżackie mają pasy zwykle szerokie na 15 cm, a opoczyńskie najwyżej na 6 cm. Wogóle zaś zarówno w Łowickiem, jak w Rawskiem i Opoczyńskiem, ludowe tkactwo tak lniane jak i wełniane jest bardzo rozwinięte, a wspólną cechą jest występująca we wszystkich tych pasiakach charakterystyczna barwa pomarańczowa.
Na Pomorzu przędli Kaszubi z wełny owczej t. zw. warp, który później barwiono na męskie ubrania jednolicie na niebiesko, a dla kobiet na czerwono lub na zielono w czarne kwiatki. Narzędzia tkackie są tu takie, jak i w innych okolicach: mamy „kółke“ czyli kołowrotek do przędzenia, nić zaś nawija się przy przędzeniu z „kądzieli“ na „reczcy“, a z reczków na „młetowidło“.
Wreszcie na ręcznych krosnach wyrabiano też niegdyś na Kaszubach wstążki. N a Mazowszu i na Pomorzu używano do fabrykacji wstążek bardzo prostego przyrządu tkackiego, składającego się z długiej mniej więcej na stopę i tyleż prawie szerokiej przybijaczki czyli płochy (grzebieniowatej drabinki), przez której szczebelki przechodzą nici osnowy, przytwierdzone jednym końcem do ściany, a która służy zarazem do przybijania przetykanego przez osnowę wątku.
Sitarstwo. W niektórych okolicach Polski, jak np. w Krakowskiem (ryc. 37), a do dziś w Biłgorajskiem, rozwija się szczególnie sitarstwo. Kobiety biłgorajskie robią sita z włosienia ręcznie na t. zw. „krojscach“, pewnym rodzaju krosien. W tymże powiecie, prócz takich sit, wyrabianych z włosienia, sporządza się przetaki druciane do czyszczenia zboża. Płótno, t. zn. sito, tka się bez oprawy drewnianej, a potem dopiero osadza się je w łuby, t. j. w osadę drewnianą. Osadzenie płócien w łuby, czyli tak zwane obszywanie, uskutecznia się na miejscu sprzedaży. Cała technika tkania sita przechodzi przez ciekawe fazy: namiotania (t. j. umocowania na krośnie), luzowania i wreszcie samego tkania.
Hafciarstwo i koronkarstwo. Ten dział przemysłu domowego rozwinął się bardzo w Małopolsce, np. w Makowie, Grybowie i Kańczudze. Ziemia krakowska posiada szczególnie piękne hafty. Doniedawna np. cała wieś Tyniec trudniła się hafciarstwem. Zwłaszcza powszechny jest tu haft biały na białej płóciennej koszuli, chustce lub zapasce; jest on nieodzowną ozdobą stroju krakowskiego. Technika tych haftów nie obejmuje zbyt rozległej skali ściegów i sposobów haftowania; mamy tylko zwykłe dzierganie, płaski haft atłaskowy i tak zwane „robótki“, wykonywane igłą w wyciętym w płótnie otworze. Do pracy tej używają krakowskie hafciarki: tamborka, kolca kościanego do wykluwania dziurek, naparstka, igły i nici. Tamborek, to narzędzie bardzo proste, bo jest niem zwykle obręcz ze starego sita, obciągnięta krajką. Na takie koło naciąga się płótno, przeznaczone do haftowania, i przymocowuje się je do tamborka skórzanym paskiem zwyczajnym, wąskim, spiętym na sprzążkę. Hafciarstwo rozwinęło się również silnie w innych stronach Polski, przyczem lud nasz przetrawił oryginalnie wiele obcych motywów, np. renesansowych, ale też i wschodnich. Na Pomorzu niegdyś powszechnie wyszywano i haftowano na czarnym aksamicie, a dzięki lokalnej inicjatywie wrócono do dawnych wzorów i technik.
Stolarstwo, bednarstwo, kołodziejstwo i ciesielka. W dziedzinie sprzętów domowych był lud niegdyś jedynym wykonawcą wszystkiego, a dawał nieraz prawdziwe arcydzieła, które przechowały się jeszcze tu i owdzie na Podhalu, na Mazowszu i Pomorzu. Nasi ludowi stolarze używają następujących narzędzi: warsztat z „śrubstakiem“ (t. j. dwie grube deski razem zbite, ściągane zapomocą ram), dłóta,

karnes (t. j. hebel zębaty do wyrabiania fug w gzymsach), miara, ołówek. Stolarstwo polskie ma swoje piękne tradycje. W XVII w. były bardzo cenione wyroby stolarzy gdańskich i kolbuszowskich. Wspaniałe szafy gdańskie przywożono do nas na szkutach, które po spławieniu zboża wracały z winem i różnemi zagranicznemi towarami. Kolbuszowa w Sandomierskiem zawdzięczała zaś swój rozwój pod tym względem opiece ordynatów Ostrogskich i zasłynęła wkrótce ze swych stolarzy, tokarzy i ślusarzy, którzy wyroby swe stąd w dalekie posyłali strony. W XVIII w. prócz tych miejscowości zasłynęły z wyrobów pięknych sprzętów także inne miasta, jak Warszawa, Lwów, Płock, Korzec, Machnówka i w. i. Wielki rozwój stolarstwa polskiego i łączącego się z niem ściśle snycerstwa oddziałał też na stolarstwo ludowe, które przejęło wiele artystycznych i stylizowanych form i przechowało je do dni dzisiejszych.
Bednarz używa następujących narzędzi: kobylica, siekierka, ośnik krzywy i prosty, piłka, heble, pocięgiel, pobijacz, zaciór (t .j. piłka, wetknięta pionowo w trzonek do wycinania rowków), cyrkiel, warsztat i dłótka.
Kołodziejskie narzędzia są następujące: warsztat, podwójna kobylica do nabijania sprych, piłka, cyrkiel, świder, wielki okrągły świder do wiercenia głowy koła, dłóta. Do ciesielki zaś służą: warsztat, topór, siekiera, siekierka, spust, piły, piłka, kobylica, heble, węgielnica.
Wszystkie te rzemiosła przeważnie zatrudniają nasz lud przy głównych zajęciach rolniczych. W niektórych wypadkach tylko następuje już zupełnie zawodowe uprawianie tych rzemiosł. Przeważnie jednak każdy prawie gospodarz ma najważniejsze z wyżej wymienionych narzędzi bednarskich, stolarskich, ciesielskich i kołodziejskich i sam sobie potrafi nietylko zbudować chałupę, ale i zaopatrzyć ją w sprzęty oraz w najważniejsze narzędzia i naczynia gospodarskie.
Koszykarstwo. Na całym obszarze Polski rozwinięte jest bardzo koszykarstwo, np. w Małopolsce, szczególnie w okolicach Rudnika. Na Pomorzu koszykarstwo służy zajęciom rybackim. Kaszubi wyplatają więc różnego typu wiersze, do łowienia ryb oraz kosze do noszenia ich, t. zw. „karznie“ i „liszki“. Specjalną wreszcie umiejętnością kaszubską jest wyrób różnych przedmiotów z korzeni sosnowych, z których robią miarki na ziarno i mąkę, solniczki, pieprzniczki etc. Spotykamy też liczne wyroby z kory drzewnej, brzozowej lub wiśniowej, szczególnie tabakierki, do których nawet tabakę lud sam sobie przyprawia następująco: Dobrze wysuszone liście tytoniu rozciera się w glinianem naczyniu z chropowatem dnem przy pomocy tabacznika czyli grubej pałki z drzewa, zaopatrzonej w dolnej części w karby.
Ceramika. Garncarstwo, czyli sztuka wyrabiania naczyń z rozrobionej wodą gliny, stanowi jeden z najpierwszych objawów kultury ludzkiej. Człowiek pierwotny formował z gliny, rozrobionej wodą, pierwsze naczynia i urny, a susząc je na słońcu lub przy ognisku, otrzymywał wyroby, mające pewną trwałość. Gdy praktyka wykazała, że naczynia z wysuszonej gliny tracą swą formę i niszczą się przez zetknięcie z wodą, powstała konieczność udoskonalenia tej techniki. Szczęśliwy przypadek poddał zapewne myśl wypalania naczynia urobionego z gliny. Ponieważ zaś nawet naczynia z palonej gliny były przenikliwe dla płynów, więc równie ważną zdobyczą było wynalezienie polewy, glazury czyli szkliwa, którem pokrywa się wyroby garncarskie w celu uczynienia ich nieprzemakalnemi. Owe polewy udoskonalono dopiero w XI wieku po n. Chr., z chwilą wynalezienia polewy ołowianej. Dawne polewy były bowiem połączeniami soli alkalicznych z krzemionką, więc nie miały dostatecznego połysku, to też dopiero wprowadzenie polewy ołowianej, brak ten usuwało. Zczasem powstała również polewa cynowa, t. zw. emalja.
Ceramika polska przechodziła różne stadja rozwojowe. Już w zamierzchłej przeszłości lepiono z gliny garnki do gotowania, a także urny czyli popielnice; później zaczęto wytwarzać kafle i cegły do budowy kościołów, oraz t. zw. kamionki na przechowywanie piwa owsianego. Wyroby te były zrazu niezgrabne, bo garncarz czyli t. zw. zdun lepił naczynie w rękach i dopiero po wprowadzeniu kola zduńskiego robota dała się udoskonalić, a więc np. odpowiednio osadzić ucho przy garnkach i t. d. Dziś lud nasz używa już warsztatu garncarskiego, t. j. wspomnianego „koła zduńskiego“, które składa się z dwu krążków drewnianych, osadzonych na pionowej osi. Dolny krążek ma około 1 m. średnicy i służy do nadania całemu aparatowi ruchu obrotowego zapomocą nogi. Górny mały krążek jest przeznaczony do właściwego formowania. Na tym górnym krążku garncarz silnym rzutem ręki kładzie kawał gliny, utwierdza go na środku górnego wirującego krążka i ręcznie również formuje żądane naczynie. Ukształtowany garnek przylepiony jest dnem do krążka, więc się go oddziela cienkim drutem od tego krążka, a następnie ostrą drewnianą łopatką ustawia do osuszenia.
Do lepienia garnków używa się w Polsce różnej gliny, która też po wypaleniu nabiera odmiennego odcienia: barwy żółtej, czerwonej, prawie białej, cielistej, ciemnej lub przechodzącej w czarną. Polewa bywa rozmaita, lecz przeważnie zielona. W Polsce południowo-wschodniej istnieje ceramika przeważnie cynobrowa, a zarazem występują na tych obszarach typy prawie greckie, zarówno w kształtach, jak i w zdobnictwie tej ceramiki. Inne znów naczynia, o szyjkach ozdobnych, a formie pękatej flaszki o uszach charakterystycznych — łączą się wyraźnie z obszarem południowo-słowiańskim; u nas zaś nawet niema zrozumienia dla specjalnej formy takiego naczynia.
Ornamentyka, jaka występuje na naszych naczyniach, jest niezwykle stara. Można więc zauważyć rozmaitego rodzaju plecionki, jakie mamy już w czasach przedhistorycznych; powstały one stąd, że dawne naczynia były plecione, później oblepione gliną, a ornament, jaki się przy tem na glinie wycisnął, pozostał i był stosowany nawet wtedy, gdy już tylko samej gliny używano do tworzenia garnków. Nadto, występują na dawnej ceramice linje faliste, ząbki, jodełka, a ozdoby te przetrwały dotąd na miskach i garnkach naszego ludu np. w Łomżyńskiem i powszechnie w Małopolsce. Szczególnie ozdobne są nasze miski. Zresztą naczynia mają różne kształty i ozdoby, a każde z nich nosi odrębną nazwę, jak
baby, babki, rynki, rynienki, tygielki, tygle, garnki, garnuszki, dzbanki, dwojaki, dwojaczki i t. d.
Oczywiście indywidualność garncarza uzależniona jest jeszcze od istniejących naturalnych warunków. Na wyrobienie pewnego typu naczyń wpływa gatunek gliny, jaki w danej okolicy panuje. Lubelskie posiada naczynia pięknie polewane, a ornament na misach, dzbanach i garnkach, odznacza się pięknem szkliwem kremowem, zielonem i złocistem. Wielce staranne są też wyroby andrychowskie i żywieckie, szczególnie dzbany o ciemnem szkliwie a kremowym ornamencie.
Bardzo piękne dzbany wyrabiają też garncarze z Bochni i Kołaczyc w Jasielskiem. Polewę mają one ciemno bronzową z jasnym ornamentem lub jasną polewę z ornamentem białym i ciemnym (ryc. 38). Na miskach polskich występuje zaś bardzo często charakterystyczny ornament ptaka, jak np. na misach częstochowskich (ryc. 39). Natomiast dzisiaj już bardzo rzadkie są naczynia, bańki i wazy, zdobione jednobarwnie na glinie niepolewanej; spotyka się je jeszcze zwłaszcza na Litwie, a przypominają one zupełnie ceramikę przedhistoryczną. Można też jeszcze w Małopolsce spotkać dzieże o czterech uszach, zrobione z czarnej gliny. W Kieleckiem wyrabia lud naczynia z surowej i niepolewanej gliny kremowej, a także dzbany i bańki bez uszu.
Naczynia gliniane, wyrabiane z czarnej lub szarej gliny, zowią się „siwakami“; częste są zwłaszcza w Polsce połudn.-wschodniej. Robią one wrażenie grafitowania, mimo, że do wyrobu ich grafitu zupełnie się nie używa. Ornament wyciskają garncarze na garnku drewienkiem, przed wypaleniem. Następnie wkładają garnki do pieca o zatkanym otworze i kominie, a węgiel, pochodzący z dymu, osadza się na całym garnku, ale nie jednostajnie. W miejscach, nie posiadających lśniącej rysy, pochodzącej od drewienka, osadza się węgiel swobodnie, wsiąkając w pory wypalonej gliny; przeciwnie w miejscach rysy osadza

się nierównie mniej węgla, a stąd rysowany drewienkiem ornament pozostaje lśniący na tle matowem.
Lud nasz wyrabia nakoniec z gliny zabawki dla dzieci, szczególnie różnego rodzaju gliniane gwizdawki, sprzedawane na jarmarkach i odpustach. Sporządzone w sposób prosty i niedołężny, mają one kształt koguta, konia lub lalek. Gwizdawki te w jednych stronach polewają masą szklisto-żółtą, w innych zrobione są z jasnej gliny i zdobione przed wypaleniem jaskrawemi plamami. Wyrób takich piszczałek odpustowych rozwinięty jest szczególnie w Leżajsku. Innym rodzajem zabawek z ceramiki są dzwonki gliniane, sprzedawane podczas odpustu, w drugi dzień Wielkanocy na Zwierzyńcu pod Krakowem.
Niegdyś były powszechne typy garncarzy, którzy sprzedawali swe wyroby na wszystkich miejskich targowicach (ryc. 40). Dziś typy te prawie zupełnie znikły i jedynie po małych miasteczkach na odpustach i jarmarkach pojawia się taki zdun ze swemi garnkami. Jeszcze częściej jednak wiezie garncarz swe wyroby na wozie i mienia je po wsiach, dając garnek za miarę zboża, odpowiadającą jego wielkości.
Wyroby z metalu. Okucia metalowe mają u naszego ludu formę dość charakterystyczną. A więc okucia u drzwi i wrót rozdzielają się na kilka ramion, kończących się sercem, liściem albo grotem. Bardzo oryginalne są też okucia przy dyszlu, gdzie dwa boczne drążki i kliny łączą się z sobą.

W ziemi krakowskiej i kieleckiej okucia te upiększa się bardzo pomysłowo.
Mamy nadto wyroby z metalu, które posiadają charakter raczej jubilerski, jak spinki metalowe, np. srebrne z koralami w stylu krakowskim. Spinka krakowska jest pochodzenia szlacheckiego, staropolskiego.
Na Podhalu te wyroby z metalu są jeszcze ciekawsze, bo zarówno antyczne w rysunku, jak brzęczące mnóstwem łańcuszków, podobnie jak w czasach przedhistorycznych, w epoce lateńskiej czy halsztackiej. Takiemi są spinki góralskie, wyrabiane z mosiądzu dawniej w Ratułowie, a używane zwłaszcza do koszul i pasów (ryc. 41).
Rymarstwo posiada także różnych mistrzów i całą skalę wytworów, przyczem i w tej dziedzinie przeciwstawia się północ Polski południu. Mamy więc skromną uprząż mazowiecką i podlaską, a jej przeciwieństwem jest strojna i bogata uprząż krakowska. W podlaskiej uprzęży chomąto jest ciemne, a część zasadniczą jego stanowi pas skórzany z cienkich rzemyków, których jedyną ozdobą są nanizane na nie drobne gwiazdki mosiężne. Zaprząg krakowski świeci natomiast chomątem, ozdobnie nabijanem mosiężnemi główkami. Uprząż góralska jest jeszcze ozdobniejsza. Rymarz krakowski wyrabia też znane szerokie pasy, które są zarazem trzosami, starożytne w swej szerokiej, obronnej formie, inkrustowane suknem i różnobarwną skórą, a nabijane mosiężnemi ćwiekami. Rolę tego rymarza spełnia bardzo często szewc; on to wyszywa także ozdobnie buty, szyje torebki na tytoń i pieniądze.
Krawiectwo. Zagadnienia krawiectwa i szewstwa łączą się już jak najściślej z samą odzieżą ludową, a krawcy są zarazem mistrzami w ozdabianiu strojów ludowych. Szczególnie na obszarze Małopolski można zauważyć wielką pomysłowość w zdobieniu ubrań, owe wspaniałe ozdoby na kożuchach i serdakach góralskich, wyszywanie cuch i spodni góralskich,

naszycia kurt i kamizeli męskich w ziemi krakowskiej, wyszycia kaftanów i gorsetów kobiecych, umiejętne połączenie aksamitu i wstążek, jak np. w ziemi lubelskiej.
Umiejętność ta występuje zwłaszcza wyraźnie w Sądecczyźnie, gdzie tworzą ci ludowi mistrze arcydzieła pod względem estetycznym.

Literatura: Cercha S. Ceramika ludu polskiego (Wędrowiec, 1899).— Udziela S. Hafty ludu krakowskiego. Kraków, 1906.

§ 23. Odzież.

W odzieży ludu polskiego należy odróżnić ubiór codzienny od ubioru świątecznego wzgl. obrzędowego, a następnie ubiór zimowy od ubioru letniego. W odzieży świątecznej męskiej występuje przedewszystkiem sukmana, kamizelka i żupan, a u kobiet gorset i kaftan.
Zima zmusza mieszkańców wsi do użycia grubszych materjałów, tak obuwia, jak i kożuchów, chustek i czapek. Kobiety np. noszą w zimie kożuchy, watowane „przyjaciółki“ i kaftany. Szyja w zimie niekiedy owinięta jest szalikiem. Niektóre części ubrania są szczególnie charakterystyczne, zwłaszcza u kobiet koszula i fartuch, a u mężczyzn koszula i spodnie.
Na obszarze Polski wyodrębniają się dwa typy ubiorów męskich, a mianowicie:
1. wielkopolsko-mazowiecki, 2. małopolski. Typ wielkopolsko-mazowiecki posiada sukmanę długą, niemal do kostek sięgającą, ciemną i o słabej ornamentyce (ryc. 42); kożuch jest na sukmanie. Natomiast typ małopolski posiada sukmanę nieco krótszą, czasem prawie

do kolan, kołnierz stojący, zwykle niski. Sukmana ta, przeważnie niespięta, lecz puszczona wolno i nieprzepasana, ma barwę jasną, o ornamencie bogatym, kożuch też na wierzchu. Typowym przykładem jest strój krakowski na ryc. 43, ale tylko u Krakowiaka w białej sukmanie.
Kobiecego stroju nie da się tak dokładnie wyróżnić, choć i tutaj występują pewne różnice między ubiorem kobiecym małopolskim a mazowieckim. W pierwszym przeważają rańtuchy, a w drugim wełniaki i zapaski. Rańtuch czyli płachta — jest to rodzaj płóciennego prześcieradła, złożonego wzdłuż i noszonego na plecach tak, jak noszą pledy. Zapaska zaś jest to rodzaj fartuszka z wełniaku, noszona na plecach w kształcie peleryny. Wykreślono nawet linję, idącą przez Przeginię, Wolbrom, Książ Wielki, Kije, Chmielnik, Łagów, która wyznacza różnice w stroju kobiecym między północą i południem. Na południe od tej linji kobiety nie ubierają się już w wełniaki, ale w płótna własnej roboty i noszą fartuchy wyłącznie na spódnicach, tylko od przodu. Po stronie północnej od tej linji po dziś dzień kobiety używają tkanin przeważnie wełnianych i „wełniak“ czyli fartuch noszą dwojaki: jeden zprzodu na spódnicy, drugi na plecach w rodzaju peleryny (ryc. 44).
Nasze tak rozmaite stroje ludowe nie są w zupełności pozostałością z minionych czasów, lecz często widzimy w tych


strojach również resztki ubiorów narzuconych celem wyróżnienia pewnej wsi od innych okolicznych włościan.
Niektóre części odzieży są przecież bardzo stare. Wogóle tkactwo na ziemiach słowiańskich jest dawne, skoro Gotowie w IV w. po n. Chr. pobierali podatek od Słowian w płatach sukna i płótna. Wreszcie, wedle starych opisów, jak np. historyka bizantyńskiego Prokopa „De bello gothico“ (VI w.), widzimy, że Słowianie od dawnych czasów używają spodni. Tej specjalnej właściwości stroju nie znali Grecy, ani Rzymianie, ani Niemcy, którzy tę część odzieży mogli przejąć od Słowian. Słowianie zaś zawdzięczają to prawdopodobnie kulturze irańskiej. Podobnie już dawni Słowianie używali płaszczów z rękawami. Wogóle zaś zachowały się różne stare znamiona w odzieży naszego ludu, zwłaszcza w sposobie zszywania tego odzienia i w różnych ciekawych odmianach ściegów.
Wśród części stroju wyróżnia się bardzo charakterystycznie ubranie głowyy, zwłaszcza u kobiet. Na obszarze Małopolski, Wielkopolski i Śląska zwykle już przeważa chustka. Na dzień powszedni używa się chustek kolorowych, najczęściej czerwonych w kwiaty, na święto bywają chustki białe, haftowane. Dawniej tak kobiety, jak i dziewczęta, zawiązywały chustki w czepiec, ale dziewczęta tem się odróżniały od mężatek, że zatykały w te czepce kwiaty. Wiele faktów przemawia za tem, że jeszcze wcześniej dziewczęta nosiły czółka z kwiatami lub wstążkami, a tylko mężatki nosiły czepce; dziś zachowało się to już tylko w stroju letnim, kiedy to dziewczęta zdobią nieprzykryte włosy kwiatami. Wiązanie tych czepków jest w każdej

okolicy charakterystyczne i odmienne. W Kieleckiem zowią się one oczypkami.
Ciekawe ubranie głowy posiadają Kurpianki w czasie świąt i uroczystości. Wówczas młode dziewczęta przystrajają się w czółka, t. j. ozdobne kołpaki, zrobione z tektury, oklejone czarnym aksamitem, a ozdobione wstążeczkami srebrnemi lub złotemi galonami i tasiemkami. Jako niezbędne części czółka należy wymienić: 1. wianek, przyszyty z lewej strony, czyli bukiet ze sztucznych kwiatów czerwonej barwy z żółtemi środkami i zielonemi liśćmi, ozdobiony szklannemi paciorkami dętemi i złotemi blaszkami; 2. rząd jedwabnych wstążek czerwonych, żółtych, niebieskich i fioletowych, opadających na plecy i zawieszonych na oddzielnej tasiemce. Wstążek do czółka używa się cztery, każda długości około 113 cm. Takie same ubranie ma na weselu panna młoda, poczem się je zdejmuje i zastępuje czepcem. Ubranie to przypomina ruski strój głowy. Dziewczęta noszą tam bowiem także czółka, t.j. obręcz, zrobioną z grubego papieru, obciągniętą najpiękniejszą wstążką, mającą ztyłu przymocowane wszystkie pozostałe wstążki. Pod wpływem ruskim, powstał też w ziemi chełmskiej „wianek“ znacznie niższy od czółka kurpiowskiego, ale o przeszło dwudziestu wstążkach. Kobiety zamężne noszą tu włosy zakryte t. zw. oczypkiem, który następnie owija się ściśle ze wszystkich stron albo chustką, albo namitką tak, że nie jest nazewnątrz widoczny. Różna forma ubrania głowy u dziewcząt a kobiet odpowiada wierzeniom starosłowiańskim, które nakazywały kobiecie zamężnej zakrywać włosy. Wyraziło się to również w pięknych czepcach mieszczańskich, które oddziałały też na stroje ludowe.
Na Pomorzu charakterystyczną cechą stroju kobiecego

były dawniej również czepce, t. zw. złotogłowie, ozdobnie wyszywane złotem i srebrem; dziś rybaczki stroją się w „rębowane myce“, czyli czapeczki czarne, naszywane „rąbkami“, t. j. koronkami o spadających na ramiona zasłonach, zprzodu ozdobione szerokiemi, barwnemi, białemi i czerwonemi, albo białemi i modremi wstążkami.
Nakrycie głowy u mężczyzn ma za cel nietylko chronienie głowy od zmian klimatycznych, ale również i od uderzeń. Magierka, owa okrągła czapka, posiada na parę cali wyściółkę, ochraniającą głowę (ryc. 45), taką samą jest także tak charakterystyczna, zwłaszcza dla Małopolski, rogatywka (ryc. 43). Podlasiacy noszą czapki baranie o ostrem zakończeniu, przypominające zupełnie dawne szłomy. Kaszubi osłaniają głowę uszatą „mucą“, wyłożoną futrem baraniem i opatrzoną nausznicami kożuchowemi, a podobną do czapek litewskich.
Prócz czapek mamy też kapelusze pilśniowe, zwykle o małem rondzie, ozdobione wkoło wstążką lub sznurkiem muszelek, jak np. na Podhalu (ryc. 46). W Krakowskiem nosili chłopi jeszcze z końcem XIX w. t. zw. „celender“, mający kształt ściętego stożka, wysoki na 12 cm, a o średnicy „główki“ na 9 cm. Kapelusz taki zdobi aksamitka spięta sprzączką mosiężną, a ozdobiona tak zwanem „sercem“ ze szychu lub blaszek oraz otoczona zwykle u góry i spodu t. zw. cienkim „barankiem“. Baranek jest to sznurek, robiony z okręcanego na drzewie włosia, barwionego naprzemian na biało, zielono, czerwono, niebiesko i żółto. Parobcy zdobią kapelusz pawiemi piórami (ryc. 47), ale w czasie wielkiego postu i adwentu, tudzież w piątki nie noszono piór ani kwiatów na kapeluszu.
Prócz pilśniowych kapeluszy noszą chłopi w lecie


kapelusze słomiane, które sami wyrabiają, szczególnie nad Wisłą i Nidą. Maciejówka jest już pochodzenia małomieszczańsko-rzemieślniczego. Ubranie czapek i kapeluszy jest różne u gospodarzy i u parobków. Młodzież wolna jeszcze przystraja kapelusze i czapki w kolorowe wstążki, pawie pióra, sztuczne kwiatki i t. d., gospodarze natomiast noszą już zwykle tylko czarną, a co najwyżej granatową wstążkę.
Z ubraniem głowy łączy się zagadnienie uczesania. Chłop polski dawniej nosił długie włosy, podobnie, jak rycerze w średniowieczu. Ten sposób noszenia włosów utrzymał się zwłaszcza u starszych, poważnych gospodarzy do dni dzisiejszych, o ile oczywiście nie zmienił go wpływ mody miejskiej, a szczególnie wojskowej. Brody natomiast chłop nasz nie nosi, uzasadniając to w ten sposób, że nie jest on ani „żyd ani kacap“ i jedynie na starość, gdy siedzi już na dożywociu, lub idzie na żebry, zapuszcza brodę. Wąsy przystrzyga chłop nasz zasadniczo, a wyjątkowo tylko nosi długie, zawiesiste, staropolskie wąsy, jak np. w Małopolsce. Zresztą czesanie włosów jest u chłopa bardzo rzadkie, a natomiast występuje obficie smarowanie ich różnemi tłuszczami. Zasada ta obowiązuje zarówno mężczyzn, jak i kobiety, to też w niedziele i święta wiele trudu kosztuje walka z pasorzytami. Poza tem dziewczęta noszą długie włosy, splecione w warkocze czyli t. zw. „kosy“. Z chwilą wyjścia zamąż ucina się kobiecie owe warkocze i puszcza przed uchem włosy w „icki“. Zwyczaj obcinania włosów występuje przy ślubie, podobnie jak w wielu innych przełomowych momentach życia ludzkiego, a więc: przy narodzinach, przy wyrastaniu

z wieku dziecinnego i przechodzeniu do chłopięcego oraz przy pogrzebach.

Literatura: Malewski B. Ubiory ludowe. (Wisła XVIII). — Udziela S. Ubiory ludu polskiego, Kraków, 1904-1909. — Wawrzeniecki M. Współczesne zewnętrzne strony życia ludu. Kraków, 1911.

§ 24. Zdobnictwo ludowe.

Przy dążeniach do wytworzenia własnego stylu zwrócono się u nas do ludu i odkryto wtedy całe bogactwo ludowych motywów zdobniczych. Szczególnie Podhale zwróciło na siebie ogólną uwagę, dzięki badaniom Matlakowskiego i Witkiewicza. Zaczęto się więc nietylko na Podhalu, ale i w innych stronach Polski, przyglądać dokładnie tej sztuce, tym rzeźbionym ławom i stołom, szafom i łyżnikom, prześlicznie stylizowanym kwiatom, ptakom i zwierzętom, których twórcami byli ludzie prości, a czasem nawet dzieci. Wartości estetycznych tego zdobnictwa nie rozumiemy właściwie dotąd, bo nie znalazł się dotychczas twórca, któryby swym genjuszem podniósł i uwydatnił właściwe znaczenie tych motywów, jak to uczynił Mickiewicz z pieśnią ludową, a Chopin z ludową muzyką.
Zdobnictwo występuje u ludu polskiego przedewszystkiem w związku z budownictwem, i to zarówno nazewnątrz, jak i we wnętrzu chaty. Mamy więc przedewszystkiem ozdoby szczytowe dachów, zwane, zależnie od kształtu, „śparogami“ („swarogami“) lub „pazdurami“ (ryc. 17—19). Śparogi są to krzyżujące się przedłużenia krokwi szczytowych, często wyrzeźbione już w kształcie rogów, łbów końskich, psich, ptaków, wężów lub siekier. W takiej formie występuje ta ozdoba szczególnie na Kurpiach, ale też wogóle na Mazowszu, a czasem i na Pomorzu i w Wielkopolsce. Natomiast na obszarze Małopolski, Śląska i przeważnie na Pomorzu, pojawia się bardzo często „pazdur“. Ornament ten wchodzi nawet do haftów w Nowosądeckiem, jako t. zw. pazdurki. Ozdoby tego rodzaju dadzą się wyjaśnić obrzędowo; bo jak ludy pierwotne umieszczają głowy zwierzęce (np. końskie i i.) na chatach, tak i nasz lud niedawno jeszcze umieszczał końskie czaszki koło żłobu, nad strzechami i na płocie, aby się uchronić przed zarazą; później z tych czaszek, rogów i zwierzęcych pazurów i t. d. wyłoniły się ornamenty na szczytach domów, a w miarę przekształceń w budownictwie ozdoba ta cofa się na odrzwia, a nawet do wnętrza domu.
Ornamentyka ludowa wyraża się także w „rysiach“ t. zn. belkach ponad drzwiami wchodowemi, wystających do pola a ozdobnie wyrzeźbionych. Wreszcie ornament ludowy święci triumfy na drzwiach wchodowych z t. zw. kołkowaniem, przy- jętem za wzorem dworków szlacheckich (prw. s. 34).
Malowidła na ścianach chat polskich rozwinęły się szczególnie w Łowickiem (ryc. 20), ale spotykamy je również na chatach małopolskich zwłaszcza w Nowosądeckiem. Jeśli chata jest bielona, to ów ornament wykonany jest zwykle farbką, a są to przeważnie kreski, punkty, linje faliste, zwłaszcza zaś rośliny w doniczkach.
Jeśli chata jest drewniana, a niebielona, to znaczy się ją wtedy białem wapnem. Takie oznaczanie ma zarazem znaczenie obyczajowe i symboliczne, a mianowicie obwieszcza, iż w chacie, posiadającej takie charakterystyczne znaki, są dziewczęta na wydaniu.
Szalowanie szczytów chat, zwłaszcza w chatach góralskich, mazowieckich i pomorskich — również nie jest dowolne, ale z tendencją układania desek w pewną całość estetyczną.
Chałupa posiada ozdoby nietylko na zewnętrznej, ale i na wewnętrznej stronie. Ornament występuje zwłaszcza na belce, podtrzymującej powałę, zwanej sosrębem na Podhalu, a wogóle w Małopolsce siostrzanem. Niegdyś w tem miejscu wykopcano może gromnicą tylko znak krzyża w tym celu, aby piorun nie uderzył w chatę, ale potem rozwinęło się to w owe piękne formy zdobnicze, jakie mamy szczególnie na Podhalu.
W związku z tem pozostaje też tak częsty na Podhalu „krzyżyk niespodziany“, który jest pochodzenia zachodnio-europejskiego, jako typowy romański motyw zdobniczy; przyjął się on u Słowian zapewne w miejsce jakiegoś starszego znaku magicznego, może swastyki. Prócz krzyża występuje również w zdobnictwie polskiem często, zwłaszcza na drzwiach, słońce, które w prastarych obrzędach słowiańskich i w dawnej mitologji słowiańskiej zasadniczą odgrywało rolę. Wreszcie piękny ornament występuje zawsze nad oknem, a więc zgodnie z zapatrywaniami ludowemi, że przez drzwi i przez okno może wejść „złe“ do chałupy; ornament spełnia więc tutaj nietylko rolę estetyczną, ale i ochronną.
Zdobnictwo we wnętrzu chaty rozwinęło się bardzo, szczególnie na obszarze kotliny sądeckiej, np. w Wyglanowicach. Dokoła okien, drzwi, obrazów, listwy — widzimy okolnice ornamentacyjne, a mianowicie polichromję z siedmiu następujących barw: niebieskiej, zielonej, amarantowej, pomarańczowej, żółtej, bronzowej i czarnej. W ornamentacji można zauważyć motywy roślinne i geometryczne, znane z haftów, naszyć i wyszyć na stroju sądeckim. Do polichromji tej przeniesiono wiele szczegółów, rozwiniętych właściwie na podłożu tkanin.
Częściej jednak wnętrze chaty polskiej zdobią przeróżne kwiatki czyli wycinanki. Wycinanka, ze względu na nowoczesny materjał, w jakim dziś bywa wykonywana, uważana była za zjawisko nowsze. W rzeczywistości jest stara, gdyż przedtem lud używał do niej, skóry i tkaniny. Dzisiaj jeszcze mamy wycinanki w skórze na serdakach i pasach małopolskich, a w niektórych okolicach skórzaną wycinankę zastąpiła wycinanka z tkaniny. Oczywiście, motywy wykształcone na innych materjałach, działają też na materjały nowe. Dlatego to w łowickich wycinankach wyrazili Księżacy swoje zdolności kolorystyczne, rozwijane od szeregu pokoleń w tkactwie wełnianych pasiaków, wycinanka kurpiowska przejęła kształty rzeźby w drzewie, a wycinanka podlaska przeniosła na papier geometryczne linje haftów.
Wycinanki zna lud nasz także w Małopolsce. W Lubelskiem np. robi się te wycinanki z jednego papieru barwnego, bywa to zaś papier czerwony, granatowy, zielony, żółty lub różowy; ozdoby takie naklejają chłopi wprost na ścianie, której barwa biała lub niebieska prześwieca przez miejsca wycięte. Wycięcia dokonuje się oczywiście bez poprzedniego rysowania konturów, gdyż twórcy tych wycinanek nie mają przecież o tem żadnego pojęcia; symetrję tę osiąga się jedynie przez kilkakrotne składanie papieru. Wielkość kół i gwiazd w wycinankach bywa różna; przeważa ornament roślinny, rzadziej występuje geometryczny. Prócz tych wycinanek z papieru o jednej barwie, mamy też, zwłaszcza w Łowickiem, a po części i w Radomskiem, sposób wycinania z kombinacją barw. Motywy bierze się przeważnie ze świata roślinnego lub zwierzęcego, a technika jest następująca: na koła lub wstęgi, wycięte z białego papieru, a długie czasem na przeszło 1 m, szerokie zaś na przeszło 20 cm, nakleja się naprzód wycięty z jednolitego kolorowego papieru kształt kwiatu lub rośliny, uwydatniający zewnętrzne kontury; następnie zapomocą naklejania jednego na drugim lub jednego obok drugiego, listków, krążków, gwiazdek, żyłek i t. p., wyciętych z różnych odmiennych papierów kolorowych, uwydatnia się całą złożoną budowę kwiatu lub rośliny. W Łowickiem odtwarza się w ten sposób niekiedy całe sceny; wogóle wycinanki łowickie są najbarwniejsze, choć oryginalne są też kurpiowskie a bardzo pomysłowe podlaskie. Wycinanki lubelskie, podobnie jak połudn. małopolskie, są przeważnie jednobarwne i mało złożone; wycinanki sieradzkie odznaczają się pewną prostotą, choć mają charakter złożonych. Wycinanki piotrkowskie to przeważnie wstęgi kolorowe, ozdobione ubogim ornamentem, wycinanki radomskie mają formę odrębną, świadczącą o różnych wpływach kulturalnych. Wogóle na rozwój wycinanek wpłynęło nietylko wykonywanie ich w różnych materiałach, ale też owe malowania na ścianach, jakie, spotykało się w dawnej Polsce, w domach szlacheckich, oraz różne szpalery i kołtryny. Kołtrynami z włoskiego coltre, coltrina, nazywano płótna, malowane klejowo lub olejno w ornamenta, kwiaty, widoki, a nawet postacie osób; były to jakby tapety papierowe, a kupowano je gotowe we Włoszech, ale przeważnie w Gdańsku i Norymberdze. Stąd też koło Krakowa zowią wycinanki koło okien kołdrami, a także wycinanki łowickie nazywa lud również kołtrami, lub kodrami.
Papierowe wycinanki ludowe przeniosły się następnie na inne przedmioty; tą techniką zdobi się więc także pisanki, dzbanuszki, wyrabiane ze skorup jaj gęsich, gwiazdę na gody oraz stroje postaci jasełkowych i wogóle obrzędowych.
W związku z wycinankami pozostają też firaneczki i serwetki z bibułki, koszyczki, plecionki, przeplatanki i różnego rodzaju kwiaty, wykonywane powszechnie przez lud polski z papieru. Wreszcie zdobią chatę naszą rozmaite, uwieszone u pułapu pająki, wyrobione ze słomy albo włosia lub t. zw. „światy“, wyrobione z papierków lub nawet opłatków. W Nowosądeckiem w Szczawnicy pracuje mistrz w wycinankach ze słomy, Czaja, który ciętemi drobnemi kawałkami słomy zdobi we wspaniały ornament ramki i szkatułki.
Dodać należy, że i wycinanka ma znaczenie obrzędowe. Np. w Łowickiem przy życzeniach imieninowych, gdy solenizanta starają się baby przewiązać powrósłem, równocześnie na piersi, na koszuli lub na ubraniu przypinają mu szpilką gwiazdkę- wycinankę, która ma mu przynieść szczęście i uchronić od uroku.
Takie same, jak powyżej opisane, usiłowania zdobnicze zauważymy, rozglądając się dalej w izbie naszego wieśniaka i przypatrując się skrzyniom, łóżkom, kołyskom, ławom, szafkom i półkom malowanym. Przeważnie uderzy nas tutaj ornament roślinny, a więc wieńce z liści i kwiatów polnych, równianki kłosów związanych wstęgą, bukiety w wazonach; ten ostatni wzór tak typowy w epoce renesansu przyszedł do nas z Włoch.
Także na wszystkich narzędziach domowego użytku, a więc na łyżnikach, czerpakach, kądzielach, kijankach i t. d., rozwinęło się zdobnictwo bardzo silnie, zwłaszcza na Podhalu. Tam też znajduje ono częste zastosowanie w metalu, jak tego dowodzą przedewszystkiem przepięknie wykonane stare góralskie spinki (ryc. 41).
Ornamentyka występuje poza tem na wszystkich strojach ludowych, a więc np. na różnych serdakach i kaftanach. Tutaj zastosował lud wycinanki w skórze i w tkaninie, owe tak zwane naszywanki, których bogactwo mamy zwłaszcza w ziemi nowosądeckiej i łowickiej. Wreszcie upodobania owe wyrażają się także w haftach; Krakowskie może się pochlubić bardzo pięknemi haftami, a lud krakowski kocha się zwłaszcza w hafcie białym, to też kołnierze, mankiety, przody koszul, chustki, fartuchy i spódnice zdobi bogaty haft atłasowy. To samo zdobnictwo występuje też na pasach, szerokich na południu Polski, a węższych w miarę posuwania się ku północy.
Osobne miejsce zajmuje ornamentyka ludowa w glinie, nieraz bardzo charakterystyczna, a ozdoby, jakie lud nasz stosuje na wyrobach ceramicznych, mają piętno bardzo dawne i dadzą się nawiązać do zupełnie podobnych ornamentów w czasach przedhistorycznych.
Równie stare ornamenty spotykamy także na pisankach. Pisanki mogą być rozmaitego rodzaju, albo a) malowanki lub kraszanki, t. j. jaja malowane na jeden kolor, względnie pstrokate, b)pisanki lub piski, ozdobione rysunkiem linjowym w dwu lub więcej barwach, przyczem białe linje powstają wskutek pisania woskiem, c) rysowanki, które powstają przez wydrapywanie deseni na malowanem jajku zapomocą jakiegokolwiek ostrego narzędzia.
Ornament, występujący na pisankach, jest zupełnie taki, jak w ceramice przedhistorycznej, a więc mamy tu: plecionkę, wiatraczki, linję falistą, jodełkę, meander i t. d. W polskich pisankach panuje szczególnie ornament roślinny, w przeciwieństwie np. do pisanek huculskich z przewagą ornamentu geometrycznego. Wreszcie można zauważyć, że ozdobność pisanek polskich faluje z południa na północ. Południowe odznaczają się jaskrawemi barwami, szczególnie czerwienią, ale wzory są mniej skomplikowane, natomiast w miarę posuwania się ku północy pisanki tracą jaskrawość, a deseń staje się coraz więcej urozmaicony, przyczem gra on większą rolę, niż barwa.
Ornament odprowadza naszego chłopa nawet do grobu, bo i trumna ma również na czarnem tle wykonany białą farbą ozdobny szlaczek z małych serduszek.

Literatura: Frankowski E. Wycinanki. Lwów 1923. — Matlakowski Wł. Zdobienie na Podhalu. Kijów 1915. — Udziela S. Wycinanki ludu polskiego. Kraków B. r.

§ 25. Sztuka ludowa.

Zdolności artystyczne naszego ludu dadzą się wreszcie ocenić na podstawie ludowej plastyki, malarstwa i rzeźbiarstwa.
Swoje zdolności malarskie wyraża chłop nasz przedewszystkiem przy sposobności zdobienia sprzętów domowych, które maluje zawsze bez pomocy patronów na tle ciemno-zielonem, wiśniowem lub szafirowem we wzory, właściwe danej okolicy. Niegdyś malował nasz lud także obrazy zwłaszcza na szkle. Malarstwo obrazów obyczajowych na szkle zupełnie zanikło, a zachowało się jeszcze malarstwo obrazów świętych, jakkolwiek ciągle wypierane przez obcych. Na odpustach i na jarmarkach dotąd jeszcze kramarze sprzedają naiwnie i groteskowo malowane Madonny o różanych twarzach i podłużnych oczach, z prawdziwą koronką przy rękawach i suknią w róże — oraz dziwnych „Panjezusów“ z szafirowym światem w ręku, otoczonych ornamentami z kwiatów lub pawich piór na tle złotem.
W dziedzinie ludowego malarstwa szczególnie ciekawe są ludowe witrażyki góralskie. Są to malowidła na odwrotnej stronie szkła. Tego rodzaju malowania znane były w Bizancjum, a potem we Włoszech i stamtąd przemysł ten przedostał się i do nas. Nasze obrazy pochodzą przeważnie z końca XVIII i początku XIX wieku, a pod względem treści dzielą się na dwie grupy: na obrazy treści religijnej i świeckiej. Świeckich jest bardzo mało, a wśród nich spotyka się na Podhalu najczęściej t. zw. Janosiki. Obrazy te przedstawiają przyjęcie nowego towarzysza do bandy Janosika, sławnego na Podhalu zbójnika przy końcu XVIII w. (ryc. 48). Na innym z tych obrazów widać znowu jak zbójnicy niosą kociołek, pełny zrabowanych pieniędzy. Obrazy te odtwarzają więc charakterystyczne sceny z życia na Podhalu i uwydatniają wiernie różne dawne cechy, jak ubiór, broń i t. d. Koloryt obrazów przeważnie ciemny, granatowy, ciemnoniebieski lub ciemnozielony, a nadto odznaczają się one ciekawym ornamentem, najczęściej kwiatami; wśród nich przeważa forma przypominająca tulipan. Wogóle w tych obrazkach podhalańskich na szkle sama treść obrazów stale się powtarza, gdyż odbijano je wedle pewnych gotowych wzorów, a jedynie ornament malowany jest oryginalnie. Ramy tych obrazów są bardzo charakterystyczne; wyglądają bowiem jakby były zalutowane.
Obrazy takie spotyka się też w Małopolsce wogóle, a dawniej znano je i na Pomorzu.
Wreszcie stawia lud kapliczki dla przydrożnych „świątków“ . Przytem, ludowy twórca kieruje się częścią mętnemi przypomnieniami rzeczy widzianych, częścią własną wyobraźnią. Stąd też spotykamy w Polsce np. naiwne wyobrażenia Męki

Pańskiej z postaciami świętych u stóp, a z kogutkiem blaszanym na szczycie wysokiego słupa. Taka przydrożna kapliczka na wysokiej łodydze zmurszałego słupa jest czemś typowem. W połudn. Małopolsce spotyka się atoli również bardzo często kapliczkę małą, murowaną, z charakterystycznym dla Polski daszkiem przyzbowym, a wewnątrz niej znajduje się figura świętego lub obraz. Czasem kapliczka umieszczona jest w jakiemś drzewie starem, a z tem łączą się zwykle różne cudowne opowieści (ryc. 49).
Na Kurpiach dawne figury i kapliczki przydrożne wykonywane były przeważnie z drzewa, albo też były drewniane a zakończone krzyżami, kutemi z żelaza. W wykonaniu tych krzyżów panuje wielka rozmaitość, a stąd widać, że ówcześni kowale posiadali pewne artystyczne aspiracje. Gdzie indziej spotyka się jeszcze wysoki drewniany krzyż, zakończony u góry szafkową otwartą kapliczką, w której zawieszana była drewniana „pasyja“, Pan Jezus na krzyżu, niekiedy z aniołami po bokach. Z drewnianych figur szczególnie powszechny jest t. zw. „smutny Pan Jezus“, tak charakterystyczny dla Podhala, a jako „Pan Jezus frasobliwy“ znany również ogólnie na Kurpiach. Wreszcie ustawia się często pod wpływem czeskim św. Jana Nepomucena w drewnianych kapliczkach w pobliżu rzek i różnych wód.
Wszystkie figury świętych wyrabiał sobie lud dawniej sam, a niezawsze byli to zawodowi „bogoroby“, ale raczej amatorzy, rzeźbiący w wolnej od zajęć chwili.

Krzyże i kapliczki stoją zawsze przy wejściu do wsi, a nadto na rozstajnych drogach, przy mostkach, oraz często w lesie. Że owe przydrożne krzyże dochodzą nieraz do wysokiego stopnia artystycznego rozwoju, widzimy to najlepiej na obszarze litewskim. Dzisiaj oczywiście niewiele już pozostało z tych dawnych zabytków sztuki ludowej, a zastąpiły je wytwory fabryczne, przeważnie zupełnie niezgodne z krajobrazem naszej wsi.

Literatura: Lepszy L. Obrazy ludowe na szkle. Kraków 1921. — Stecki K. Ludowe obrazy na szkle. Zakopane 1921. — Wiktor J. Kapliczki i krzyże przydrożne. Kraków 1922.

§ 26. Instrumenty muzyczne.

Lud polski używa instrumentów muzycznych zarówno smyczkowych, jak dętych. Z pośród smyczkowych mamy przedewszystkiem skrzypce i basy. Skrzypce nazywa się w Polsce bardzo często gęślami; natomiast instrument, zwany „gęślami“ na Podhalu, jest lokalnym instrumentem podhalańskim, różnym od skrzypiec, gdyż ma inny kształt: spód pudła i szyja są z reguły zrobione z jednego kawałka drzewa, brak tu samodzielnych boków, ponieważ spód sklepiony łączy się linją krzywą z wierzchem; wreszcie szczególną cechą tych gęśli jest ich niezwykła smukłość. Ostatnim głośnym przedstawicielem gry na gęślach był Krzeptowski z Kościelisk, zwany Sabała, i dzięki niemu to zdobyły gęśle podhalańskie popularność i poza Podhalem. Gęśle grały prym w zespole, ale że ton ich nie był zbyt silny, więc dlatego zostały wyparte przez skrzypce. Mamy wreszcie w Polsce basy zwykle dwojakiego rodzaju, a mianowicie „basy małe“, odpowiadające wiolonczeli, albo „basy duże“, odpowiadające kontrabasowi. Basy są przeważnie dzisiaj już także fabryczne, a tylko na Podhalu zachowała się stara konstrukcja smyczka, która ujawnia się zarówno w formie kija, jak główki, jak wreszcie w umocowaniu żabki i włosia.
Na Kurpiach i w Wielkopolsce mamy też djable skrzypce, instrument który ma zastępować basy i czynele. Na Kurpiach (ryc. 50) strunę grubą naciąga się na kiju i pudle rezonansowem, a w strunę tę uderza grajek pałeczką lub smykiem z twardej skóry; wgórze do kija są przytwierdzone cienkie blaszane lub miedziane talerze, które przez uderzenie instrumentem o ziemię wywołują wiele hałasu. Wogóle instrument ten ma za zadanie raczej utrzymywać takt, aniżeli prowadzić melodję. W Wielkopolsce (Wilkowo, Wiatrowo) w skrzypcach tych napina się na kiju kilka strun.
Znacznie obfitsza jest grupa instrumentów dętych, a mianowicie mamy: 1. róg, sporządzony z rogów zwierzęcia lub z drzewa. W Wielkopolsce (Pałuki) używają pasterze t. zw. „lwiego rogu“ albo buczydła, czasem ryczydła. Lwi róg jest zrobiony z rogu, a wewnątrz ma pióro gęsie i łyko. 2. Trąba bywa używaną szczególnie jako trąba pasterska. Na Mazowszu zowie się ona ligawką, a jest to długa trąba drewniana, używana przez pasterzy do oznajmiania gospodarzom, iż bydło wyrusza już na paszę. Czasem, jak np. w Węgrowie, zowie się ligawką trąbkę z kory olszowej, którą pastuch co rana daje znak, aby bydło zganiano na rynek, skąd pędzi się je na wspólne pastwisko. Na Kurpiach ligawkę tę robią z kory wierzbowej tak, że słoje zachodzą na siebie, albo też z ucinanych butelek na siebie nasadzonych. Trąby te zwało się dawniej lurami. Na Podhalu zwie się taka trąba trombitą, a jest ona o tyle charakterystyczna, że zarówno na Podhalu, jak u Bojków na i Huculszczyźnie, ma kształt zupełnie prosty, a nie zakrzywiony, jak to bywa w połudn. Słowiańszczyźnie. Takie trąby występują również na Pomorzu. Kaszubscy pasterze trąbią na rogach lub na t. zw. „bozunach“, wyrabianych w następujący sposób: Bierze się kawał drzewa olszowego lub klonowego, długi na 6—8 stóp i ostruga się je w stożek, mający przy cienkim końcu półtora cala, przy grubym sześć i więcej cali średnicy. Ten stożek przepiłowuje się wzdłuż na dwie równe połowy i wydrąża się je tak, że pozostają tylko cienkie ściany i obie połowy składa się znów i mocno spaja drewnianemi obręczami. Odgłos „bozuna“ rozchodzi się bardzo daleko; forma jego przypomina zupełnie górskie szałmaje.

Jako 3. instrument występują piszczałki, które są albo pojedyncze albo podwójne. Pojedyncze, t. j. mające jeden przewód, są bardzo powszechne w Polsce; a jedne z nich mają otwory boczne, drugie zaś są bez otworów. Prócz tych piszczałek pojedynczych, istnieją też piszczałki dwoiste, jak np. na Podhalu, zwane tam „dubeltowe“, które przybyły z południa, prawdopodobnie z wędrownem pasterstwem wołoskiem.
Mamy nakoniec w Polsce dudy albo gajdy, instrument niegdyś bardzo u nas rozpowszechniony, a właściwy szczególnie pasterzom. Dudy składają się z worka skórzanego (skóra z barana lub kozy), zwanego miechem, który stanowi zapas powietrza, potrzebnego do dęcia w piszczałki. Dudy małopolskie (ryc. 51) nadyma dudziarz powietrzem zapomocą ust przez osobną rurkę, zwaną na Podhalu duhacem.
W otworze lewej przedniej nogi w tym skórzanym worku mieści się długa drewniana piszczałka, zwana bąkiem. Podczas gry ów bąk opiera się o prawe ramię dudziarza. Piszczałka, na której dudziarz gra, zamykając i odmykając otwory, mieści się w głowie, przytwierdzonej do miecha tam, gdzie w skórze znajduje się otwór szyi. „Głowa“ dud niegdyś była rzeczywistą czaszką zwierzęcą, a dziś jest z drzewa; piszczałka, umieszczona w tej głowie, zowie się gajdzicą.
Dudy wielkopolskie mają nadto mieszek, który trzyma się pod pachą napuszcza nim powietrze do miecha; dudy krakowskie i podhalańskie tego mieszka nie mają.
Prócz dawnych instrumentów dętych, które coraz więcej

zanikają, używa lud różnych fabrycznych klarnetów, fletów i trąbek.
Do akompanjamentu posługują się na Mazowszu nieraz bębenkami, sporządzanemi ze starego przetaka, na który naciąga się skórę baranią, a na obwodzie przymocowuje się różne blaszki brzęczące, gdy grajek uderzy dłonią w bęben.
W pewnej łączności z instrumentami muzycznemi pozostają też dzwonki pasterskie, będące w użyciu u naszego ludu. Występują one szczególnie znamiennie na obszarze o tak rozwiniętem pasterstwie, jak Podhale. Dzwonki podhalańskie są wyrabiane z metalu, a pojawiają się tutaj w dwóch formach. Pierwszy typ ma kształt podłużny i bardziej smukły, a przytem zbliżony do walca. Drugi typ ma, ze względu na swe kontury, podobieństwo do odwróconego trapezu. Kształt tego dzwonka jest spłaszczony. Oczywiście, spotyka się też typy przejściowe. Dzwony pasterskie są umocowane do rzemienia lub drewnianego obłęku, opasującego szyję zwierzęcia. Obłęk drewniany sporządzają juhasi z limby lub kosodrzewiny i wyrzynają następnie na tych obłękach piękne ornamenty. Bardzo możliwe, że niegdyś używano dzwonków drewnianych tak, jak je widzimy dzisiaj na wschodzie, lub u Wołochów, którzy te dzwony drewniane rozszerzyli na inne, cudze ziemie, wraz ze swem pasterstwem. Dzwon metalowy jest natomiast właściwością zachodnią, która się jednak, np. na Podhalu, a także i na Huculszczyźnie zastosowała do bardziej prymitywnych drewnianych obłęków.
Literatura: Chybiński A. Instrumenty muzyczne ludu polskiego na Podhalu. Kraków 1924. — Chybiński A. Dzwony pasterskie ludu polskiego na Podhalu. Kraków 1925.










Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Fischer.