Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej/całość
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Pisma pomniejsze |
Wydawca | Librairie Keva (s. 1), Librairie Ghio (s. 2-3) |
Data wyd. | 1886-1889 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Tłumacz | Anonimowy (s. 1, 2), Leon Winiarski (s. 3) |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst „Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej“ Cały tekst „Pism pomniejszych“ |
Indeks stron |
Ja rozpatruję system burżuazyjnej ekonomii politycznej w następującym porządku: Kapitał, własność ziemska, praca najemna; państwo, handel zewnętrzny, rynek wszechświatowy. W pierwszych trzech rubrykach badam warunki ekonomicznego pożycia trzech wielkich klas, na które — mieszczańskie społeczeństwo się rozpada; wzajemna zależność trzech pozostałych rubryk sama się oczom narzuca. Pierwszy dział pierwszej księgi, traktującej o kapitale, składa się z następujących rozdziałów: 1) Towar; 2) Pieniądz czyli prosta cyrkulacyja; 3) Kapitał w ogólności. Pierwsze dwa rozdziały stanowią treść niniejszego kajetu. Ogólny materyjał leży przedemną w formie monografii, które pisane były w długich odstępach czasu nie dla druku, lecz dla własnego zrozumienia. Dalsze wspólne ich opracowanie podług wyżej podanego planu zależeć będzie od zewnętrznych okoliczności.
Ogólny wstęp, który naszkicowałem, opuszczam, gdyż po dłuższym namyśle każde wyprzedzenie rezultatów, mających dopiero być dowiedzionymi, wydaje mi się być szkodliwem, i czytelnik, jeżeli tylko chce za mną śledzić, musi się zrezygnować na to, by przechodzić od szczegółowego do ogólnego. Przeciwnie niektóre wskazówki co do postępu moich własnych polityko-ekonomicznych studyjów mogą się tu wydać na miejscu.
Fachowe moje studyja stanowiła jurisprudencyja; stanowiła wszakże tylko drugorzędną dyscyplinę obok filozofii i historyi. Dopiero w r. 1842—1843, będąc redaktorem Gazety Nadreńskiej, znalazłem się w potrzebie omawiania t. zw. materyjalnych interesów. Rozprawy nadreńskiego landtagu o kradzieżach leśnych i parcelacyi własności ziemskiej, urzędowa polemika, którą pan von Schaper, ówczesny oberprezydent prowincyi Nadreńskiej, wszczął z Gazetą Nadreńską w kwestyi położenia włościan mozelskich, nareszcie debaty o wolnym handlu i cłach, stanowiły pierwsze pobudki dla mojego zajęcia się ekonomicznemi kwestyjami. Z drugiej strony odbiło się wtenczas, gdy dobre chęci „postępowania naprzód“ wymagały wszechstronnej znajomości rzeczy, słabe echo francuskiego socyjalizmu i komunizmu w Gazecie Nadreńskiej. Oświadczyłem się przeciwko tej fuszerce, wprost wszakże się przyznałem zarazem w sporze z Augsburską Powszechną Gazetą, iż moje dotychczasowe studyja nie pozwalały mi wydawać jakikolwiekbądź sąd o francuskich kierunkach. Skorzystałem raczej pospiesznie z iluzyi kierowników Gazety Nadreńskiej, którzy sądzili, iż, zająwszy słabsze stanowisko, zdołają odchylić wyrok śmierci, zawieszony nad dziennikiem, by cofnąć się z areny publicznej do celi naukowej.
Pierwsza praca, którą przedsięwziąłem dla rozstrzygnięcia wątpliwości mnie oblegających, był krytyczny przegląd hegelowskiej filozofii prawa; wstęp do tej pracy pojawił się w Niemiecko-Francuskich Rocznikach, wydawanych w roku 1844 w Paryżu. Badania moje doprowadziły mnie do wniosku, iż stosunki prawne na równi z formami państwowemi nie mogą być zrozumiane ani same przez się, ani też z t. zw. ogólnego rozwoju ludzkiego ducha, że korzenią się one raczej w materyjalnych warunkach pożycia, których całość Hegel, podług przykładu anglików i francuzów z XVIII stulecia, ujął pod nazwą „społeczeństwa mieszczańskiego“, tak że anatomija tego społeczeństwa powinna być szukaną w politycznej ekonomii. Studyjowanie tej ostatniej, które w Paryżu rozpocząłem, kontynuowałem w Brukseli, dokąd się przeniosłem, dzięki rozporządzeniu pana Guizot, które mnie z Paryża wypędzało. Ogólny rezultat, do którego doszedłem i który, raz uzyskany, służył mi nitką przewodnią do dalszych studyjów, może być krótko formułowanym, jak następuje: w społecznem odtwarzaniu swego życia ludzie podlegają, pewnym określonym, koniecznym, od ich woli niezależnym stosunkom, stosunkom produkcyjnym, które odpowiadają określonemu stopniom rozwoju materyjalnych sił wytwórczych. Suma tych stosunków produkcyjnych tworzy ekonomiczną strukturę społeczeństwa, realny fundament, na którym wznosi się prawny i polityczny gmach i której odpowiadają określone społeczne formy świadomości. Sposób odtwarzania materyjalnego życia zawarunkowuje sobą socyjalny, polityczny i duchowy proces życia wogóle. To nie świadomość ludzi określa formy ich bytu, lecz przeciwnie to ich społeczny byt określa formy świadomości. Na pewnym szczeblu swego rozwoju materyjalne siły wytwórcze społeczeństwa wpadają w sprzeczność z istniejącymi stosunkami wytwórczymi, czyli, używając jurydycznego wyrażenia, ze stosunkami własnościowymi, pośród których siły te się obracają. Ze środków rozwoju tych ostatnich stosunki własnościowe stają się ich kajdanami. Następuje epoka społecznego przewrotu. Ze zmianą ekonomicznego gruntu cały olbrzymi gmach, na nim wybudowany, się zwala prędzej lub wolniej. Przy rozważaniu takich przewrotów trzeba wciąż mieć na uwadze różnicę, jaka zachodzi pomiędzy materyjalnym, przyrodniczo pewnym do skonstatowania przewrotem w ekonomicznych warunkach produkcyi i prawnemi, politycznemu religijnemi, artystycznemi i filozoficznemi, krótko mówiąc, idealnemi formami, za pomocą których ludzie uświadamiają sobie ten konflikt i za które walczą. Tak samo, jak nie można sądzić o człowieku, z tego, co on o sobie myśli, — nie można sądzić takiej epoki przewrotowej z jej świadomości, trzeba raczej świadomość tę wyprowadzić ze sprzeczności materyjalnego życia, z istniejącego konfliktu pomiędzy społecznemi siłami wytwarzania i stosunkami produkcyjnymi (własnościowymi). Żadna społeczna formacyja nigdy nie ginie, dopóki nie zostaną rozwinięte wszystkie siły wytwórcze, dla których ona jest dostatecznie rozległą, i nowe, wyższe stosunki produkcyjne nie wychodzą nigdy na świat, dopóki materyjalne warunki ich egzystencyi w łonie starego społeczeństwa się nie wylęgną. To też ludzkość stawia sobie zawsze tylko takie zadania, które ona może rozstrzygnąć, gdyż przy bliższem rozpatrzeniu zawsze odnajdziemy, iż samo zadanie tylko tam wychodzi na jaw, gdzie istnieją już materyjalne warunki, niezbędne dla jego rozstrzygnięcia, albo gdzie one przynajmniej znajdują się w fazie powstawania. W wielkich zarysach można oznaczyć następujące progresywne epoki społecznej formacyi: azyjatycka, starożytna, średniowieczna (feodalna) i nowożytna mieszczańska. Mieszczańskie stosunki produkcyjne stanowią ostatnią antagonistyczną formę społecznego procesu wytwarzania, antagonistyczną nie w sensie indywidualnego antagonizmu, lecz takiego, który wyrasta z warunków społecznego pożycia osobników: siły wszakże produkcyjne, rozwijające się w łonie mieszczańskiego społeczeństwa, wytwarzają zarazem materyjalne warunki, niezbędne dla rozstrzygnięcia tego antagonizmu. Wraz z tą społeczną formacyją kończy się przedhistoryczny peryjod ludzkiego społeczeństwa.
Fryderyk Engels, z którym ja od czasu pojawienia się jego genialnego szkicu krytyki ekonomicznych kategoryj (w Niemiecko-Francuskich Rocznikach) prowadziłem stałą listowną wymianę myśli, doszedł inną drogą do tegoż samego, co i ja rezultatu (porównaj jego dzieło o położeniu klas pracujących w Anglii) i gdy on w roku 1845 także osiadł w Brukseli, tośmy postanowili wspólnie opracować przeciwieństwo naszych poglądów względem ideologicznych teoryj niemieckiej filozofii, w celu skończenia wszelkich rachunków z naszem filozoficznem sumieniem z dawniejszych czasów. Plan ten został wykonanym w formie krytyki pohegelowskiej filozofii. Manuskrypt w formie, dwóch dużych oktawowych tomów od dawna wyszedł do miejsca, gdzie miał być wydanym, w Westfalii, gdyśmy otrzymali wiadomość, iż zmiana warunków uniemożebnia jego drukowanie. Pozostawiliśmy więc rękopis gryzącej krytyce myszy i to tem chętniej, iż dopięliśmy głównego celu — własnego zrozumienia. Z pomiędzy rozrzuconych prac, w których wówczas z jednej lub drugiej strony ogłaszaliśmy publice nasze poglądy, wspomnę tutaj tylko: „Manifest partyi komunistycznej“, ułożony wspólnemi siłami przezemnie i Engelsa i opublikowany przezemnie: Discours sur le libre échange. Decydujące punkty naszych poglądów zostały po raz pierwszy zaznaczone naukowo, jakkolwiek tylko polemicznie, w piśmie, wydanem przezemnie w roku 1847 i skierowanem przeciwko Proudhonowi, p. t.: Misère de la Philosophie etc. Po niemiecku napisana rozprawka o „Pracy najemnej“, w której zebrałem odczyty, miane przezemnie w brukselskim związku robotniczym niemieckim, została przerwaną podczas druku przez wybuch lutowej rewolucyi i gwałtowne wydalenie mnie z Belgii, które dzięki jej nastąpiło.
Wydawnictwo Nowej Nadreńskiej Gazety w latach 1848—1849 i wypadki, które potem nastąpiły, przerwały moje ekonomiczne studyja, tak, że mogłem je na nowo wszcząć dopiero w Londynie w 1850 r. Olbrzymi materyjał dla historyi i politycznej ekonomii, zebrany w Brytańskiem muzeum, dogodność punktu, jaką Londyn przedstawia dla badania mieszczańskiego społeczeństwa i wreszcie nowe stadyjum rozwoju, w które to ostatnie wydawało się wstępować wraz z wynalezieniem australijskiego i kalifornijskiego złota — wszystko to skłoniło mnie do rozpoczęcia wszystkiego od początku i do krytycznego opracowania nowego materyjału. Studyja te prowadziły same przez się do pobocznych kwestyj, pozornie odchodzących od przedmiotu, przy których musiałem mniej lub więcej zabawić. Ale głównie czas, który miałem do rozporządzenia, ucierpiał na tem, iż byłem zmuszony oddać się działalności, mającej na celu utrzymanie. Ośmioletnie moje współpracownictwo w New-York Tribune, pierwszem angielsko-amerykańskiem piśmie, spowodowało znaczne rozproszenie moich studyjów, gdyż właściwym korespondencyjom gazeciarskim tylko wyjątkowo się oddaję. Artykuły wszakże o ważniejszych ekonomicznych wypadkach w Anglii i na kontynencie stanowiły tak znaczną część moich zasiłków dla pisma, że byłem zmuszony zapoznać się bliżej z praktycznymi szczegółami, które znajdują się poza obrębem właściwej nauki politycznej ekonomii.
Ten szkic, malujący rozwój moich studyjów w zakresie politycznej ekonomii, ma tylko służyć za dowód, że moje poglądy, jakkolwiekbądź można byłoby je sądzić, i jakkolwiek nie zgadzają się z interesownymi przesądami klas panujących, stanowią rezultat sumiennych i długoletnich badań. Przy wstępie do nauki, jak i przy wejściu do piekła musi być postawione żądanie:
Qui si convien lasciare ogni sospetto
Ogni viltà convien che qui sia morta[1].
Londyn, w styczniu 1859 r.
Na pierwszy rzut oka bogactwo burżuazyjnego społeczeństwa występuje jako olbrzymie nagromadzenie towarów; towar pojedynczy jest pierwotną jego postacią. Każdy towar można rozpatrywać dwojako: jako wartość użytkową i jako wartość zamienną.
Przedewszystkiem towar jest to — podług wyrażenia angielskich ekonomistów — „wszelka rzecz niezbędna, pożyteczna lub przyjemna dla życia“, przedmiot ludzkich potrzeb, środek życia w najrozleglejszem znaczeniu tego wyrazu. To istnienie towaru, jako wartości użytkowej i jego naturalna, dotykalna egzystencyja zbiegają się w jedno. Np. pszenica jest to specyjalna wartość użytkowa w odróżnieniu od wartości użytkowych: bawełny, szkła, papieru itd.
Wartość użytkowa ma wartość tylko w użyciu i urzeczywistnia się tylko w procesie spożycia. Każda wartość użytkowa może być użytą w sposób rozmaity. Suma wszakże wszystkich możliwych jej zastosowań, zbierając się w jedno, wydaje rzecz o określonych własnościach. Dalej jest ona określoną nietylko jakościowo, ale także i ilościowo. Zależnie od ich naturalnych właściwości, rozmaite wartości użytkowe posiadają rozmaite miary, np. szefel pszenicy, libra papieru, łokieć płótna i t. d.
Zupełnie niezależnie od społecznej formy bogactwa, wartości użytkowe posiadają zawsze własną swą, treść, zupełnie obojętną na tę formę. Nikt nie wącha pszenicy, by się dowiedzieć, kto ją uprawiał: rosyjski chłop pańszczyźniany[2], czy francuski drobny włościanin, czy też angielski kapitalista.
Jakkolwiek wartości użytkowe stanowią przedmiot potrzeb społecznych i znajdują się zatem w związku społecznym między sobą, nie wyrażają one jednak żadnych stosunków społecznego wytwarzania. Dany towar, jako wartość użytkowa, jest np. dyjamentem. Z dyamentu wszakże trudno poznać, czy on jest towarem. Tam, gdzie on służy, jako wartość użytkowa, estetycznie czy mechanicznie, na piersi loretki, czy w ręku szlifierza, jest on dyjamentem, a nie towarem. Być wartością użytkową jest niezbędnym warunkiem dla towaru, ale być towarem jest to zupełnie obojętne przeznaczenie dla wartości użytkowej. Wartość użytkowa w tej swej obojętności względem ekonomicznych form jej istnienia, t. j. wartość użytkowa, jako wartość użytkowa, znajduje się poza obrębem rozpatrywania politycznej ekonomii. Do sfery tej ostatniej należy ona o tyle tylko, o ile sama określa takie formy. Bezpośrednio jest ona materyjalną podstawą, na której występuje określony stosunek ekonomiczny, wartość zamienna.
Wartość zamienna występuje nasamprzód, jako stosunek ilościowy, w jakim różnorodne wartości użytkowe zamieniają się jedna na drugą. W tym stosunku twoizą one jednakowe wielkości wymienne. Np. jeden tom Propereyusza może posiadać tęż samą wartość zamienną, co i osiem uncyj tabaki, jakkolwiek wartości użytkowe tabaki i elegii są zupełnie różne. Jako wartość zamienna, jedna wartość użytkowa jest zupełnie tyleż warta, co i druga, jeżeli tylko znajdują się w odpowiedniej proporcyi. Wartość zamienna pałacu może być wyrażoną w określonej ilości paczek szuwaksu. I naodwrót londyńscy fabrykanci posiadają wartość swoich licznych paczek, wyrażonych w pałacach.
W zupełnej więc obojętności na przyrodzoną formę swego istnienia i niezależnie od specyficznej natury potrzeb, dla których są wartościami użytkowemi, towary pokrywają się wzajemnie w określonych ilościach, zamieszczają się wzajemnie przy wymianie, występują jako ekwiwalenty i wystawiają, pomimo powierzchownej swej pstrokacizny, wspólną jedność.
Wartości użytkowe są bezpośrednio środkami do życia. Ale naodwrót te ostatnie są znowu produktami społecznego życia, są rezultatem zatraconej pracy, są uprzedmiotowaną pracą. Jako zmateryjalizowanie pracy społecznej, wszystkie towary są to krystalizacyje wspólnej jednostki. Musimy się więc zastanowić nad właściwym charakterem tej jednostki, to jest pracy, która występuje w wartości zamiennej.
Jedna uncyja złota, jedna tonna żelaza, jeden kwarter pszenicy i dwadzieścia łokci jedwabiu posiadają, dajmy na to, jednakową wartość zamienna. Jako takie ekwiwalenty, w których jakościowe różnice wartości użytkowych przytłumione zostają, przedstawiają one równe objętości jednakowej pracy. Praca, która równomiernie się w nich uprzedmiotowala, musi sama także być jednoksztaltną, jednorodną, prostą pracą, której na tyleż jest obojętnem, czy ona występuje w złocie, w żelazie, pszenicy lub jedwabiu, jak obojętnem jest dla tlenu, czy on się zjawia w rdzy żelaza, w atmosferze, w soku winogron, czy też we krwi człowieka. Ale kopać złoto, wydobywać żelazo, uprawiać pszenicę i prząść jedwab są to prace jakościowo różne między sobą. W rzeczy samej, to, co przedmiotowo zjawia się, jako rozmaitość wartości użytkowych, występuje w procesie powstawania jako rozmaitość działalności, wytwarzającej takowe. Ale ponieważ praca, stanowiąca wartość zamienną, jest obojętną na specyjalny materyjał wartości użytkowych, to jest ona zarazem obojętną na specyjalne rodzaje pracy, które je wytwarzają. Dalej rozmaite wartości użytkowe są produktami działalności rozmaitych osobników, są więc rezultatem indywidualnie rozmaitej pracy. Jako wartości zamienne przedstawiają one wszakże jednakową, jednorodną pracę, t. j. pracę, w której indywidualność pracującego przytłumioną zostaje. Ztąd widzimy, iż praca — stanowiąca wartość wymienną — jest abstrakcyjnie powszechną pracą.
Jeżeli jedna uncyja złota, jedna tonna żelaza, jeden kwarter pszenicy i 20 łokci jedwabiu są to jednakowe wartości zamienne, czyli ekwiwalenty, to jedna uncyja złota, ½ tonny żelaza, 3 buszle pszenicy i 5 łokci jedwabiu są wartościami zamiennemi rozmaitej wielkości i ta ilościowa różnica jest zarazem jedyną, na którą one, jako wartości wymienne, są wygolę zdolne. Jako wartości wymienne, różnych rozmiarów przedstawiają one mniej lub więcej, mniejsze lub większe ilości prostej, jednorodnej, abstrakcyjnie powszechnej pracy, która stanowi treść wartości wymiennej. Zachodzi pytanie, jak mierzyć te ilości?.. A raczej, zachodzi pytanie, jaki jest ilościowy byt tej pracy, gdyż różnice w rozmiarach towarów, jako wartości zamiennych są tylko różnicami w rozmiarach pracy w nich uprzedmiotowanej. Jak ilościowy byt ruchu jest czasem, tak samo ilościowy byt pracy, jest czasem roboczym. Różnice jej trwania są jedynemi różnicami, na które ona jest zdolną, przypuściwszy, że jakościowo jest ona określoną. Jako czas roboczy, praca otrzymuje swój miernik w naturalnych miarach czasu: godzinie, dniu, tygodniu i t. d. Czas roboczy jest to ożywiony byt pracy, obojętny na jej formę, treść, indywidualność. Ożywionym jest on, jako ilościowy, na równi z przyrodzoną mu miarą. Czas roboczy uprzedmiotowany w wartości użytkowej towarów jest jednocześnie i substancyją, czyniącą je wartościami zamieunemi, a zatem towarami i miernikiem ich wartości zamiennej. Odnośne ąuanta rozmaitych wartości użytkowych, w których jest uprzedmiotowaną jednakowa ilość czasu roboczego są ekwiwalentami. czyli — inaczej mówiąc — wszystkie wartości użytkowe są ekwiwalentami w takich proporcyjach, w których zawierają one jednakowe ilości uprzedmiotowanej pracy. Jako wartości zamienne wszystkie towary są to tylko określone ilości skrzepłego czasu roboczego.
Dla zrozumienia, w jaki sposób wartość zamienna zostaje określoną przez czas roboczy, trzeba głównie zwrócić uwagę na następujące punkty: na sprowadzenie pracy do jednorodnej, bezjakościowej, że tak powiemy, pracy; na specyficzny sposób, za pomocą którego praca, stanowiąca wartość[3], to jest wytwarzająca towary, staje się pracą społeczną; nareszcie na różnicę pomiędzy pracą, której rezultatem są wartości użytkowe i pracą, jako źródłem wartości zamiennej.
By można było mierzyć wartości towarów podług czasu roboczego, który w nieb jest zawartym, trzeba wpierw zredukować rozmaite ich rodzaje pracy do pracy jednorodnej, nie przedstawiającej żadnych różnic, prostej, do pracy, która jakościowo jest tą samą, która zatem przedstawia tylko ilościowe różnice.
Redukeyja ta występuje jako abstrakcyja, jest to wszakże abstrakcyja, która w społecznym procesie wytwarzania codziennie wykonywaną zostaje. Przetwarzanie się wszystkich towarów na czas roboczy nie jest bynajmniej większą abstrakcyja, ani też mniej realną, niż przetwarzanie się wszystkich ciał organicznyzh w powietrze. Praca, która w ten sposób za pomocą czasu mierzoną zostaje, występuje w rzeczywistości nie jako praca rozmaitych osobników, lecz przeciwnie rozmaite pracujące osobniki występują raczej, jako zwykłe organy pracy. Czyli, inaczej mówiąc, praca o ile występuje w v’artościaeh zamiennych, mogłaby być przedstawioną jako powszechna ludzka praca. Ta abstrakcyja powszechnej ludzkiej pracy egzystuje w pracy przeciętnej, którą każde przeciętne indywiduum danego społeczeństwa jest w stanie wykonywać, jest to określona produkcyjna strata ludzkich mięśni, nerwów, mózgu i t. d. Jest to praca prosta, pospolita (einfach, unskilled), do której każde przeciętne indywiduum przyszykowanem być może i którą oni w tej lub owej formie wykonywać musi. Charakter tej przeciętnej pracy jest rozmaitym w różnych krajach i różnych epokach ludzkiej kultury, ale w każdem danem społeczeństwie występuje on, jako określony. Praca pospolita stanowi największą masę ogólnej pracy burżuazyjnego społeczeństwa, jak się można o tem przekonać z każdej statystyki. Czy A produkuje w ciągu 6 godzin płótno i w ciągu pozostałych sześciu godzin dnia żelazo, a B tak samo po 6 godzin poświęca dla płótna i żelaza, czy też A wytwarza w ciągu 12 godzin żelazo, a B w ciągu 12 godzin płótno — to już na pierwszy zaraz rzut oka występuje, jako rozmaite zastosowanie tego samego roboczego czasu. Ale jak postąpić z pracą skomplikowaną, która się wynosi ponad przeciętny poziom jako praca wyższej żywotności, większej specyficznej wagi? Tego rodzaju praca rozkłada się na pracę prostą, jest to prosta praca w wyższej potędze, tak np. jeden dzień skomplikowanej pracy jest równym trzem dniom pracy prostej, pospolitej. Prawa, kierujące tą redukcyja, w tem miejscu jeszcze rozpatrywane być nie mogą. Że wszakże redukcyja ta ma miejsce, jest zupełnie oczywistem: gdyż jako wartość zamienna każdy produkt najbardziej skomplikowanej pracy jest w określonym stosunku ekwiwalentem produktu prostej, przeciętnej pracy, jest więc postawionym na równi z pewną określoną ilością tej prostej pracy.
Określanie wartości wymiennej czasem roboczym pokazuje w dalszym ciągu, iż w pewnym danym towarze, np. w tonnie żelaza, znajduje się zawsze jednakowa ilość uprzedmiotowanej pracy, niezależnie od tego, czy ona jest pracą A lub B. czyli, że rozmaite os ibniki używają jednakową ilość czasu roboczego dla wytworzenia tej samej, ilościowo i jakościowo określonej, wartości użytkowej. Inaczej mówiąc, wypada, iż czas roboczy zawarty w pewnym towarze, jest czasem niezbędnym dla jego wytworzenia, t. j. czasem potrzebnym, by przy danych powszechnych warunkach produkcyjnych, wytworzyć nowy egzemplarz tegoż samego towaru.
Warunki pracy, stanowiącej wartość zamienną, o ile występują z analizy tej wartości, są społecznymi warunkami pracy, czyli warunkami społecznej pracy — ale to społecznej w sposób szczególny. Jest to specyficzny rodzaj społeczności. Nie przedstawiająca żadnej różnicy jednokształtność pracy jest naprzód równością prac rozmaitych osobników, wzajemną zależnością ich prac od siebie jako równych dzięki faktycznej redukcyi wszystkich prac do rówuokształtnej pracy. Praca każdego osobnika, o ile ona się wyraża w wartościach wymiennych, posiada ten społeczny charakter równości i wyraża się ona tylko w wartości zamiennej o ile staje w stosunku z pracą wszystkich innych osobników, jako równą.
Dalej występuje w wartości zamiennej czas roboczy pojedynczego indywiduum, bezpośrednio jako powszechny czas roboczy i ten powszechny charakter pojedynczej pracy — jako społeczny jej charakter. Czas roboczy, przedstawiony w wartości zamiennej, jest czasem roboczym oddzielnej osoby, ale przytem osoby niczem nie różniącej się od innych osób, jest czasem roboczym wszystkich oddzielnych osób, o ile one spełniają jednakową pracę, a zatem czas roboczy potrzebny dla jednego do wytworzenia pewnego towaru, jest czasem niezbędnym, czasem, który każdy inny użyłby dla wytworzenia tegoż samego towaru. Jest on czasem roboczym pojedynczej osoby, jej czasem roboczym, ale tylko jako wspólny wszystkim czas roboczy, dla którego jest zupełnie rzeczą obojętną, czyim specyjalnie czasem on jest. Jako powszechny czas roboczy, przedstawia się on w jednym powszechnym produkcie, w jednym powszechnym ekwiwalencie, — w pewnem określonem quantum uprzedmiotowanego czasu roboczego, które jest zupełnie obojętnem na określoną formę wartości użytkowej, służącej do jego wystąpienia jako produktu pojedynczej osoby i które dowolnie może się przenosić w każdą inną formę wartości użytkowej, by wystąpić jako wytwór kogokolwiek innego. Społeczną wielkością jest ono tylko jako taka powszechna wielkość. Praca pojedynczej osoby, by się zamienić w wartości zamienne, musi się zamienić w powszechny ekwiwalent, t. j. czas roboczy pojedynczej osoby, musi wystąpić jako powszechny czas roboczy lub naodwrót powszechny czas roboczy musi wystąpić, jako czas danej pojedynczej osoby. Wychodzi to na jedno, jak gdyby rozmaite osoby złożyły swój czas roboczy i jak gdyby przedstawiły różne ilości znajdującego się w ich wspólnem rozporządzeniu czasu roboczego w rozmaitych wartościach użytkowych. W taki sposób czas roboczy pojedynczej osoby jest w rzeczywistości czasem, którego społeczeństwo potrzebuje dla wytworzenia pewnej określonej wartości użytkowej, t. j. dla zaspokojenia pewnej określonej potrzeby. Chodzi tu wszakże tylko o specyficzną formę, w której praca otrzymuje społeczny charakter. Dajmy na to, że określona ilość czasu roboczego przędzarza wciela się w 100 funtach nici lnianych i że 100 łokci płótna, wytworu tkacza, przedstawiają takiż sam czas roboczy. O ile produkty te przedstawiają jednakową ilość powszechnego czasu roboczego i są zatem ekwiwalentami każdej wartości użytkowej, która zawiera tyleż czasu roboczego, o tyle są zarazem ekwiwalentami i pomiędzy sobą. Tylko dzięki temu, że czas roboczy przędzarza i czas roboczy tkacza występują jako powszechny czas roboczy, ich zaś wytwory, jako powszechne ekwiwalenty, istnieje tu praca tkacza dla przędzarza i praca przędzarza dla tkacza, praca jednego dla drugiego, t. j. urzeczywistnia się społeczny byt ich prac dla obydwu.
Inaczej było dawniej, w rolniczo — patryjalchalnym przemyśle, gdzie przędzarz i tkacz mieszkali pod wspólnym dachem, gdzie płeć żeńska przędła, a męzka tkała dla potrzeb własnej rodziny; nici i płótno stanowiły wytwory społeczne, przędzenie i tkanie były pracami społecznemi w granicach danej rodziny. Ich społeczny charakter nie polegał wszakże na tem, by nici, jako powszechny ekwiwalent, wymieniały się na płótno, jako takiż sam ekwiwalent, czyli, by obydwa zamieniały się na siebie, jako obojętne i równowartościowe wyrażenia wspólnego czasu roboczego. Raczej związek rodzinny z jego naturalnie wyrosłym podziałem pracy wyciskał swój właściwy, społeczny stempel na jej wytworach. Albo też weźmy służbę i daniny naturalne ze średnich wieków. Określone prace pojedynczych osób w ich formie naturalnej, charakter prywatny pracy, a bynajmniej nie powszechny, stanowiły tu społeczny związek. Albo weźmy nareszcie wspólną (komunistyczną) pracę w jej naturalnej formie, jak ją znajdujemy na progu historyi wszystkich kulturnych narodów. Tutaj społeczny charakter pracy z zupełną oczywistością występuje nie dlatego, by praca pojedynczej osoby przyjmowała abstrakcyjną formę pracy powszechnej i nie dlatego, by jej produkt przybierał postać powszechnego ekwiwalentu. Ta sama istota wspólnej produkcyi nie pozwala, by praca pojedynczej osoby była pracą prywatną lub by produkt jej był prywatnym wytworem, przeciwnie, wystawia ona raczej każdą pojedynczą pracę bezpośrednio jako funkcyję jednego członka społecznego organizmu. Praca, która występuje w wartości zamiennej, odrazu występuje jako praca prywatnej pojedynczej jednostki. Społeczną staje się ona tylko dlatego, iż przybiera ona bezpośrednio odwrotną swą formę abstrakcyjnej powszechności.
Nareszcie praca, stanowiąca wartość zamienną, charakteryzuje się jeszcze tem, iż społeczny stosunek osób przedstawia się naodwrót. jako społeczny stosunek rzeczy. Tylko o tyle, o ile jedna wartość użytkowa odnosi się do drugiej, jako wartość zamienna, to i praca rozmaitych osób przybiera charakter jednakowej, powszechnej pracy. Jeżeli więc słusznie można powiedzieć, iż wartość zamienna jest stosunkiem między osobami, to trzeba wszakże pamiętać, iż jest to stosunek przykryty zasłoną rzeczy. Jak funt żelazo i funt złota pomimo różnicy fizycznych i chemicznych własności posiadają jednakową ciężkość, tak samo dwie wartości użytkowe towarów, zawierających równy czas roboczy, posiadają jednakową wartość zamienną. Wartość zamienna występuje w ten sposób, jako społeczna własność natury danych wartości użytkowych, jako własność, która samej ich przyrodzie jest przynależną i dlatego zamieszczają się one w procesie wymiany w określonych stosunkach ilościowych, tworzą ekwiwalenty, tak samo, jak proste ciała chemiczne łączą się w określonych ilościowych stosunkach, tworzą chemiczne ekwiwalenty. I tylko przyzwyczajenie codziennego życia sprawia to, iż wydaje się być trywialnem, samo przez się zrozumiałem, by społeczny stosunek wytwarzania przyjmował formę rzeczy, tak by stosunek osób w ich pracy przedstawiał się raczej jak stosunek, który rzeczy przyjmują względem siebie i względem osób. W towarze mistyfikacyja ta jest jeszcze bardzo prostą. Siniej więcej każdy się domyśla, iż stosunki towarów, jako wartości zamiennych, są raczej stosunkami osób, oparte na ich wzajemnych produkcyjnych działalnościach. W wyższych stosunkach produkcyjnych ten pozór prostoty zanika. Wszystkie iluzyje monetarnego systemu w tem właśnie posiadają swe źródło, iż ze złota trudno poznać, że ono przedstawia społeczny stosunek wytwarzania, pojmują je zwykle w formie rzeczy naturalnej o określonych własnościach. U nowszych ekonomistów, którzy schodzą na iluzyje systemu monetarnego, zradza się taż sama iluzyja, ilekroć oni poruszają jakąś wyższą kategoryję ekonomiczną, np. kapitał. Iluzyja ta przebija się w naiwnem zadziwieniu, gdy to, co dopiero tylko namacywali jako rzecz, występuje przeu nimi, jako stosunek społeczny i gdy, nie zdoławszy ustanowić społecznego stosunku, znowu dają mu się skusić, jako rzeczy. Ponieważ wartość zamienna tow rów w rzeczywistości jest niczem innem, jak rzeezowem wyrażeniem specyficznie społecznej formy pracy, jest więc tautologiją twierdzenie, iż praca stanowi jedyne źródło wartości zamiennej, a zatem i bogactwa, o ile takowe składa się z wartości zamiennych. Jest to taż sama tantologija, co i twierdzenie, że materyja naturalna, jako taka, nie zawiera wartości, gdyż nie zawiera pracy, i naodwrót, że wartość zamienna, jako taka, nie zawiera materyi naturalnej.
Jeżeli wszakże William Petty nazywa „pracę ojcem bogactwa, a ziemię jego matką“, lub gdy biskup Berkeley zapytuje, „czy cztery elementy z zastosowaniem do nich pracy ludzkiej nie stanowią istotnego źródła bogactwa?“, lub nareszcie gdy amerykanin Th. Cooper w sposób popularny wyjaśnia, jak następuje: „Zabierz z chleba użytą nań pracę — rolnika, młynarza, piekarza etc. — to co zeń zostanie? Parę kłosów trawnych, dziko rosnących i nieużytecznych dla żadnej ludzkiej potrzeby“, to we wszystkich tych poglądach chodzi nie o abstrakcyjną pracę, która jest. źródłem wartości zamiennej, lecz o pracę konkretną, która jest źródłem materyjalnego bogactwa, krótko mówiąc, o pracę, która tworzy wartości użytkowe. Baz przyjąwszy wartość użytkową towaru, przyjmujemy zarazem i użyteczność pochłoniętej przezeń pracy, ale wraz z tem wyczerpanym zostaje z punktu widzenia towaru wszelki wzgląd na pracę, jako na pracę użyteczną. W chlebie, jako wartości użytkowej, interesują nas jego własności jako środka spożycia, ale bynajmniej nie prace fermera, młynarza, piekarza itd. Gdyby dzięki jakiemuś wynalazkowi odpadło 19/20 tych prac, to chleb oddawałby też same przysługi, co i poprzednio. Gdyby’ nawet z nieba spadał gotowym, to i wówczas nie straciłby on ani jednego atomu swej użyteczności. Podczas gdy praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, przebija się w równości wszystkich towarów, jako powszechnych ekwiwalentów, to praca, jako celowa działalność produkcyjna wciela się w nieskończoną rozmaitość ich wartości użytkowych. Podczas gdy praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, jest pracą abstrakcyjnie powszechną i jednakową, to praca, stanowiąca źródło wartości użytkowej, jest pracą konkretną i szczególną, która, odpowiednio do wymogów formy i materyi, się rozszczepia na nieskończenie rozmaite rodzaje pracy.
O pracy, o ile ona wytwarza wartości użytkowe, byłoby myliłem twierdzić, iż jest ona jedynem źródłem wytworzonego, a mianowicie materyjalnego bogactwa. Ponieważ jest ona działalnością przystosowującą materyję dla tego lub owego celu, to wymaga ona materyi jako niezbędnego warunku. W rozmaitych gałęziach przemysłu proporcyja pomiędzy pracą i materyją jest rozmaitą, ale zawsze wartość użytkowa otrzymuje naturalne podścielisko. Jako celowa działaluość, skierowana na przyswojenie naturalnych bogactw w tej lub innej formie, praca jest naturalnym warunkiem ludzkiej egzystencyi, jest niezależnym od wszelkich form społecznych warunkiem wymiany materyi pomiędzy człowiekiem, a przyrodą. Przeciwnie, praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, jest specyficznie społeczną formą pracy. Np. praca krawiecka w swej materyjalnej określoności, jako szczególna działalność produkcyjna, wytwarza surdut, ale nie jego wartość zamienną. Tę ostatnią wytwarza ona nie jako praca krawiecka, lecz jako abstrakcyjnie powszechna praca, a ta należy do społecznego ustroju, którego krawiec nie nawłóczył. Tak np. w starożytnej produkcyi domowej kobiety produkowały surduty, nie produkując wszakże wartości zamiennej takowych.
Praca, jako źródło materyjalnego bogactwa, była znaną prawodawcy Mojżeszowi, zarówno jak i urzędnikowi celnemu, Adamowi Smith.
Rozważmy obecnie bliżej kilka punktów, które występują ze sprowadzenia wartości zamiennej do czasu roboczego.
Jako wartość użytkowa, każdy towar wywiera swój wpływ bezpośrednio sam przez się. Pszenica np. służy za pokarm. Maszyna zamieszcza pracę w określonym stosunku. Ten wpływ towaru, dzięki któremu on jest tylko wartością użytkową, przedmiotem spożycia, możnaby nazwać jego usługą, którą on, jako cartość użytkowa, oddaje. Jako wartość zamienna wszakże, towar bywa zawsze rozpatrywany jedynie z punktu widzenia rezultatów. Chodzi tu nie o usługę, którą on oddaje, ale o usługę, która jemu oddaną zostaje podczas jego produkcyi. Tak np. wartość zamienna maszyny określa się nie ilością czasu roboczego, który ona zastępuje (zaoszczędza przyp. tłom.), lecz przez ilość czasu roboczego, która w niej samej jest zawartą, a zatem wymagalną, by nową maszynę tegoż samego gatunku wytworzyć.
Gdyby więc ilość pracy wymagalnej dla produkcyi towarów pozostawała stałą, to ich wartość zamienna byłaby niezmienną. Lecz łatwość i trudność wytwarzania zmieniają się bezustanku. Jeżeli wydajność pracy wzrasta, to wytwarza ona tęż samą wartość użytkową w krótszym czasie. Naodwrót wraz z upadkiem wydajności pracy wymagalną jest większa jej ilość dla wyprodukowania tej samej wartości użytkowej. A zatem ilość czasu roboczego, zawartego w pewnym towarze, jego wartość zamienna, jest zmienną: wzrasta lub upada w stosunku odwrotnym do wzrostu lub upadku wydajności pracy.
Wydajność pracy, która w industryi przetwarzającej występuje w naprzód określonym stopniu, zależną jest w rolnictwie i przemyśle dobywającym od warunków naturalnych, nie podlegających kontroli. Taż sama ilość pracy może się wcielić w jeden lub dwa buschle pszenicy, zależnie od pory roku, mniej lub więcej dogodnej. Rzadkość lub częstość, jako warunki naturalne, wydają się tu określać wartość zamienną towarów, gdyż one określają produkcyjność szczególnej, realnej pracy, związanej z tymi warunkami.
Rozmaite wartości użytkowe zawierają w nierównych objętościach jednakowy czas roboczy, czyli jednakową wartość zamienną. Czem mniejszą jest objętość, w której pewna wartość użytkowa, w porównaniu z innemi, zawiera określoną ilość czasu roboczego, tem większą jest jej specyficzna wartość zamienna. Jeżeli znajdujemy, iż w rozmaitych, znacznie od siebie odległych epokach ludzkiej kultury, rozmaite wartości użytkowe tworzą szereg specyficznych wartości, znajdujących się między sobą w niezmiennych prawie stosunkach liczebnych, a przynajmniej zachowujących ogólne stosunki wzajemnego podporządkowania, jak np.: złoto, srebro, miedź, żelazo lub pszenica, żyto, jęczmień, owies, to z tego wypływa tylko, iż postęp rozwoju społecznych sil produkcyjnych, równomiernie lub prawie równomiernie dotknął czasu roboczego, który niezbędnym jest dla wyprodukowania wszystkich powyższych towarów.
Wartość zamienna każdego towaru przejawia się nie w jego własnej wartości użytkowej. Jako uprzedmiotowanie powszechnego społecznego czasu roboczego, wartość użytkowa jednego towaru jest wszakże postawiona w pewien stosunek do wartości użytkowych innych towarów. Wartość zamienna jednego towaru manifestuje się w ten sposób w wartościach użytkowych innych towarów. Ekwiwalentem jest w rzeczywistości wartość zamienna jednego towaru, wyrażona w wartości użytkowej innego towaru. Jeżeli mówimy np.: jeden łokieć płótna wart jest 2 funty kawy, to wyrażamy wartość zamienną płótna w wartości użytkowej kawy i przytem jeszcze w określonej jej ilości. Mając ten stosunek, możemy wartość każdej ilości płótna w kawie wyrazić. Oczywistem jest, iż wyrażenie wartości użytkowej jednego towaru, naprz. płótna, nie wyczerpuje się w proporcyi, w której inna wartość użytkowa, np. kawa, stanowi jej ekwiwalent. Rość powszechnego czasu roboczego, którą łokieć płótna sobą przedstawia, realizuje się jednocześnie w nieskończenie różnych objętościach wartości użytkowych wszystkich innych towarów. Wartość użytkowa każdego innego towaru stanowi ekwiwalent jednego łokcia płótna w takiej proporcyi, w której przedstawia on ten sam czas roboczy. Wartość użytkowa tego pojedynczego towaru może przeto wyrazić się wyczerpująco tylko w nieskończenie licznych równaniach, w których wartości użytkowe wszystkich innych towarów stanowią jego ekwiwalent. Tylko za pomocą sumy tych równań czyli za pomocą zbioru rozmaitych proporcyj, w jakich jeden towar zamienia się na każdy inny, zostaje on wyczerpująco wyrażony, jako powszechny ekwiwalent. Naprzykład szereg równań:
1 łokieć płótna = ½ funta herbaty 1 łokieć płótna = 2 funtom kawy 1 łokieć płótna = 8 funtom chleba 1 łokieć płótna = 6 łokciom perkalu |
może być przedstawiony jeszcze jak następuje:
Rozmiary wartości jednego towaru są zupełnie niezależne od tego, czy jest dużo czy mało towarów innych rodzajów. Czy wszak/ rząd równań, w których jego wartość się realizuje, jest większym, czy mniejszym, to zależy od stopnia różnorodności innych towarów. Np. rząd równań, w których kawa wyraża swą wartość, przedstawia sferę jej wymienialności, granice, w których ona funkcyjonuje, jako wartość zamienna. Tej wartości towaru, jako uprzedmiotowaniu powszechnego społecznego roboczego czasu, odpowiada wyrażenie jego ekwiwalentności w nieskończenie rozmaitych wartościach zamiennych.
Widzieliśmy, iż wartość zamienna towaru zmienia się wraz z ilością bezpośrednio zawartego w nim czasu roboczego. Zrealizowana jego wartość, t. j. wartość, wyrażona w wartościach użytkowych innych towarów, musi także zależeć od stosunku, w jakim się zmienia czas roboczy niezbędny dla wytwarzania wszystkich innych towarów. Gdyby naprzykład czas roboczy niezbędny dla wyprodukowania jednego szeffla pszenicy pozostawał niezmiennym, podczas gdy czas niezbędny dla wyprodukowania wszystkich innych towarów by się podwoił, to wartość zamienna szeffla pszenicy, wyrażona w jego ekwiwalentach, zmniejszyłaby się o połowę. Praktyczny rezultat byłby ten sam, jak gdyby czas niezbędny dla wytworzenia szeffla pszenicy spadł o połowę, a czas niezbędny dla wytworzenia wszystkich innych towarów pozostał jednocześnie niezmiennym. Wartość towarów określa się proporcyją, w jakiej można je wytwarzać w tym samym czasie. By się przekonać, jakim możliwym zmianom podlega ta proporcyja, przedstawmy sobie dwa towary A i B. Wypadek pierwszy: Niechaj czas niezbędny dla wytworzenia B pozostaje bez zmiany. W tym wypadku wartość zamienna towaru A, wyrażona wT towarze B, spada lub wznosi się bezpośrednio w tym samym stosunku, w jakim czas, niezbędny dla wytworzenia A, spada lub się wznosi. Wypadek drugi: Niechaj czas niezbędny dla wytworzenia A pozostanie bez zmiany. W takim razie wartość A, wyrażona w B, spada lub się wznosi w stosunku odwrotnym do tego, jak czas niezbędny dla wyprodukowania B spada lub się wznosi. Wypadek trzeci: Czas niezbędny dla wyprodukowania A i B spada lub wznosi się w jednakowym stosunku. W takim razie wyrażenie ekwiwalentności towarów A i B pozostaje niezmiennem. Gdybyśmy jakimkolwiekbądź sposobem zmniejszyli siłę produkcyjną wszystkich prac w jednakowym stopniu, tak, by wszystkie towary wymagały w równej proporcyi więcej czasu roboczego dla swego wytworzenia, to wartość wszystkich towarów wzrosłaby, realne wyrażenie ich wartości zamiennej zostałoby bez zmiany, a rzeczywiste bogactwo społeczeństwa zmniejszyłoby się, gdyż trzeba byłoby więcej czasu roboczego dla wytworzenia tej samej sumy wartości użytkowych. Wypadek czwarty: Czas niezbędny dla wytworzenia A i B może wzrastać lub spadać, ale w niejednakowym stopniu, albo też czas roboczy niezbędny dla A może wzrastać, gdy czas niezbędny dla B spada, lub naodwrót. Wszystkie te wypadki mogą być prosto sprowadzone na to, iż czas roboczy niezbędny dla wyprodukowania jednego towaru pozostaje bez zmiany, podczas gdy dla innych wzrasta lub spada. Wartość zamienna każdego towaru wyraża się w wartości użytkowej każdego innego towaru czy to w całych jednostkach, czy też w ułamkach. Jako wartość zamienna każdy towar jest tak samo podzielnym, jak i czas roboczy w nim zawarty. Ekwiwalentność towarów jest o tyleż niezależną od ich fizycznej podzielności, jako wartości użytkowych, jak dodawanie wartości zamiennych towarów jest obojętnem na to, jakim realnym zmianom podległyby te towary, gdyby je przetopiono w jeden nowy towar.
Dotychczas rozpatrywaliśmy towar z podwójnego punktu widzenia, jako wartość użytkową i jako wartość zamienną — w każdym wypadku jednostronnie. Jako towar wrszakże jest on połączeniem tych wartości; jest on zarazem towarem tylko w stosunku do innych towarów. Faktyczne stosunki towarów między sobą stanowią ich proces wymiany. Jest to proces społeczny, w który wstępują niezależne od siebie osobniki, ale wstępują oni weń tylko jako posiadacze; byt ich jest dla nich wzajemnie tylko bytem ich towarów; w ten sposób występują oni w rzeczywistości tylko jako świadomi przedstawiciele procesu wymiany.
Towar jest wartością użytkowy: pszenicą, płótnem, dyjamentem, maszyną i t. d., ale jako towar jest on zarazem czemś, co nie jest wartością użytkową. Gdyby on był wartością użytkową dla swego posiadacza, t. j. bezpośrednim środkiem dla zaspokojenia jego własnych potrzeb, toby towaru nie stanowił. Dla niego jest on raczej nie wartością użytkową, jest on tylko materyjalnym przedstawicielem wartości zamiennej czyli tylko środkiem zamiany; jako aktywna przedstawicielka wartości zamiennej, wartość użytkowa staje się środkiem zamiany. Dla posiadacza towaru jest on tylko o tyle jeszcze wartością użytkową, o ile jest wartością zamienną. Wartością użytkową staje się on dopiero dla innych. Ponieważ towar nie jest wartością użytkową dla swego posiadacza, to jest on takową tylko dla posiadacza innych towarów. Jeżeli zaś on nie jest wartością użytkową i dla tego ostatniego, to praca posiadacza była pracą bezużyteczną, a jej rezultat nie jest towarem. Z drugiej strony dla posiadacza jednego towaru wartości użytkowe istnieją tylko w cudzych towarach, w tych które stanowią dla niego środki do życia. By stać się wartością użytkową, towar musi stanąć wobec szczególnej potrzeby, dla której on służy środkiem zaspokojenia. Wartości użytkowe towarów stają się takowemi dopiero wówczas, gdy zamieniają się miejscami, gdy przechodzą z ręki, w której były wartościami zamiennemi do ręki, w której są środkami spożycia’ Tylko przez takie obopólne pozbycie się towarów, praca zawarta w nich staje się pracą pożyteczną. W tym postępowym stosunku towarów między sobą, jako wartości użytkowych, nie zawiera się dla nich żadna nowa forma ekonomiczna. Ginie raczej i ta forma, która je charakteryzowała, jako towary. Chleb naprz. przy przejściu z ręki piekarza do rąk konsumenta nie zmienia swego bytu, jako chleb. Odwrotnie, dopiero konsument odnosi się doń, jako do wartości użytkowej, jako do określonego środka spożycia, podczas gdy w ręku piekarza był on przedstawicielem ekonomicznego stosunku, rzeczy zmysłowo nadzmysłowej. Jedyna więc zmiana formy, której podlegają towary, stając się wartościami użytkowemi, stanowi zniesienie ich formalnego bytu, w którym były nie-użytecznościami dla swego posiadacza i użytecznościami dla swego nie-posiadacza. Stanie się towarów wartościami użytkowemi wymaga wzajemnego ich pozbywam się (przez posiadaczów), wstąpienia ich w proces zamiany, ale przyjęcie udziału w zamianie jest dla nich możliwem tylko, jako dla wartości zamiennych. A zatem, by się urzeczywistnić, jako wartości użytkowe, muszą się zarazem urzeczywistnić i jako wartości zamienne.
Jeżeli z początku towar z punktu widzenia wartości użytkowej przedstawiał się, jako rzecz samodzielna, to, jako wartość zamienna, był on od razu rozpatrywany w stosunku do wszystkich innych towarów. Stosunek ten wszakże był tylko teoretycznym, idealnym. Realnym staje się on dopiero w procesie zamiany. Z drugiej strony towar jest wartością zamienną, o ile zawiera w sobie pewną ilość czasu roboczego, o ile jest uprzedmiotowanym czasem roboczym. Ale w swym bozpośrednim bycie jest on tylko indywidualnym czasem roboczym o prywatnej treści, a nie powszechnym czasem roboczym. Towar nie jest więc bezpośrednio wartością zamienna, musi się on dopiero stać takową. Najsampierw może być uprze — dmiotowaniem powszechnego czasu roboczego, o ile on przedstawia czas roboczy w pewnem użytecznem zastosowaniu, t. j. w pewnej wartości użytkowej. To był materyjalny warunek, przy którym tylko można było przyjąć czas roboczy, zawarty w towarach za czas powszechny, społeczny.
Jeżeli więc towar może stać się wartością użytkową dopiero wtedy, gdy się urzeczywistnia jako wartość zamienna, to z drugiej strony może się urzeczywistnić, jako wartość zamienna, dopiero wówczas, gdy w procesie pozbycia się go (przez posiadacza) występuje, jako wartość użytkowa. Towar może być oddanym, jako wartość użytkowa tylko temu, dla kogo on jest takową, to jest przedmiotem szczególnej potrzeby. Z drugiej strony zostaje on oddanym tylko za inny towar, czyli jeżeli się postawimy na miejscu posiadacza tego innego towaru, to może on zarówno go się pozbyć, t. j. urzeczywistnić (jego wartość użytkową, tylko wówczas, gdy go wprowadza w zetkniecie ze szczególną potrzebą dla zaspokojenia której on służy. We wszechstronnem więc pozbywaniu się towarów, jako wartości użytkowych, odnoszą się oni na zasadzie swej materyjalnej rozmaitości, jako rozmaite rzeczy, które dzięki swym specyficznym własnościom służą do zaspokojenia szczególnych potrzeb. Ale, jako tylko wartości użytkowe, sa to zupełnie obojętne względem siebie egzystencyje, nie znajdujące się raczej w żadnym stosunku! Jako wartości użytkowe, towary mogą być wymieniane tylko w zależności od rozmaitych potrzeb. Wymienialne wszakże są one tylko, jako ekwiwalenty, ekwiwalentami zaś są tylko jako równe ilości uprzedmiotowanego czasu roboczego, tak, że wszelki wzgląd na ich naturalne własności, jako wartości użytkowych, a zatem i wszelki wzgląd na stosunek towarów do szczególnych potrzeb, uchylonym zostaje. Jako wartość zamienna, towar przejawia się tem raczej, iż zamieszcza w postaci ekwiwalentu dowolnie określoną ilość każdego innego towaru, w zupełnej obojętności na to, czy stanowi on dla posiadacza innego towaru wartość użytkową, czy nie. Ale dla posiadacza tego innego towaru jest on tylko towarem o tyle, o ile stanowi dla niego wartość użytkową, a dla swego własnego posiadacza jest on wartością zamienną tyiko o tyle, o ile stanowi towar dla drugiego. A zatem jeden i ten sam stosunek musi być stosunkiem towarów, jako w istocie swej jednakowych, tylko ilościowo rozmaitych wielkości, musi być zrównoważeniem ich, jako mateiyjalizacyi powszechnego czasu roboczego i musi jednocześnie być ich stosunkiem, jako jakościowo różnych rzeczy, stosunkiem różnych wartości użytkowych dla różnych potrzeb, krótko, musi być stosunkiem, odróżniającym istotne wartości użytkowe. Ale to zrównoważenie i nieurównoważenie wykluczają się nawzajem. W taki sposób występuje nietylko błędne koło zadań, gdyż rozwiązanie jednego wymaga i rozwiązania drugiego, ale całość sprzecznych wymagań, gdyż spełnienie jednego warunku jest bezpośrednio związanem ze spełnieniem jego sprzeczności.
Proces wymiany towarów musi być zarazem rozwojem i rozstrzygnięciem tych sprzeczności, które nie mogą wszakże występować w nim w tak prostej formie. Myśmy tylko widzieli, jak towary nawzajem odnoszą się ku sobie, jako wartości użytkowe, t. j. jak towary, występują w zakresie procesu wymiany, jako wartości użytkowe. Natomiast wartość zamienna, jakeśmy ją dotychczas rozpatrywali, istniała tylko w naszej abstrakcyi, czyli, jeżeli wolicie, w abstrakcyi oddzielnego posiadacza towarów, u którego takowe leżą na składach, jako wartości użytkowe i — na sumieniu, jako wartości zamienne. Same wszakże towary muszą wewnątrz procesu zamiany istnieć nietylko jako wartości użytkowe, ale jako wartości zamienne względem siebie i to ich istnienie musi występować w postaci ich wzajemnego stosunku ku sobie.
Trudność, w którejeśmy dopiero co ugrzęźli, polegała na tem, iż towar, by się urzeczywistnić, jako wartość zamienna, jako powszechny czas roboczy, musi być wpierw oddanym jako wartość użytkowa osobie, której on jest potrzebnym, podczas gdy jednocześnie to pozbycie się go, jako wartości użytkowej, — wymaga naodwrót jego istnienia, jako wartości zamiennej. Przypuśćmy wszakże, iż trudność ta już rozstrzygnięta została. Przypuśćmy, iż towar zrzucił ze siebie szczególną wartość użytkową i przez pozbycie się jej wypełnił materyjalny warunek stania się społecznie pożyteczną pracą i że przestał być szczególną pracą pojedynczej osoby. Wtedy musi on w procesie wymiany, jako wartość zamienna, jako powszechny ekwiwalent, stać się u przed młotowaniem powszechnego czasu roboczego dla innych towarów i w ten sposób musi on zdobyć zamiast nieograniczonego wpływu szczególnej wartości użytkowej, bezpośrednią zdolność przedstawienia się we wszystkich wartościach użytkowych, jako w swoich ekwiwalentach. Każdy towar wszakże jest tym właśnio towarem, który w ten sposób przez pozbycie się swej szczególnej wartości użytkowej musi wystąpić jako materyjalizaeyja powszechnego czasu roboczego. Z drugiej strony wszakże w procesie wymiany stoją naprzeciw siebie tylko szczególne towary, czyli prace prywatnych osobników, wcielone w szczególnych wartościach użytkowych. Powszechny czas roboczy jest abstrakeyją, która jako takowa, dla towarów’ nie istnieje.
Rozważmy sumę równań, w których wartość zamienna towaru znajduje swe względne wyrażenie, np.:
1 łokieć płótna = 2 funtom kawy 1 łokieć płótna = ½ funta herbaty 1 łokieć płótna = 8 funtom chleba |
Równania te orzekają tylko to, iż powszechny czas roboczy równej wielkości materyjalizuje się w 1 łokciu płótna, 2 funtach kawy, ½ funta herbaty itd. Ale w rzeczywistości prace indywidualne, które się przedstawiają w tych szczególnych wartościach użytkowych, stają się pracą powszechną, a wT tej formie społeczną, tylko wtedy, jeżeli faktycznie zamieniają się w stosunku do zawartego w nich czasu roboczego. Społeczny czas roboczy zawiera się w tych towarach w formie — że tak powiemy — skrytej; występuje on na jaw dopiero w procesie ich wymiany. Wychodzimy z pracy indywiduów’ nie jako z pracy społecznej, lecz naodwrót wychodzimy ze szczególnych indywidualnych prac, które dopiero w procesie wymiany, przez zniesienie ich pierwotnego charakteru, okazują się być pracą powszechną, społeczną. Powszechna więc praca społeczna nie jest gotowem przypuszczeniem, lecz rezultatem, który ma się dopiero stać. W taki sposób otrzymujemy nowa trudność, polegającą na tem, iż towary z jednej strony muszą wstąpić do procesu zamiany, jako uprzedmiotowanie powszechnego czasu roboczego, a z drugiej strony samo to uprzedmiotowanie indywidualnego czasu roboczego, jako czasu powszechnego, społecznego, może być dopiero rezultatem samego procesu wymiany.
Każdy więc towar powinien przez pozbycie się swej wartości użytkowej, t. j. swej pierwotnej egzystencyi, otrzymać odpowiednią egzystencyję, jako wartość wymienna. Towar musi więc w procesie wymiany zdwoić swą egzystencyję. Z drugiej strony może powtórna jego egzystencyja, jako wartości zamiennej, być tylko innym towarem, gdyż w procesie wymiany stoją przeciw sobie tylko towary. Zachodzi pytanie, w jaki sposób można szczególny towar bezpośrednio przedstawić, jako uprzedmiotowanie powszechnego czasu roboczego, czyli, co na jedno wychodzi, w jaki sposób może indywidualny czas roboczy, uprzedmiotowany w szczególnym towarze, otrzymać bezpośrednio charakter powszechności? Realne wyrażenie wartości zamiennej towaru, t. j. każdego towaru, jako powszechnego ekwiwalenta, przedstawia się w nieskończonym rzędzie równań, jak:
1 | łokieć | płótna | = 2 f. kawy |
1 | „ | „ | = ½ f — herbaty |
1 | „ | „ | = 8 f. chleba |
1 | „ | „ | = 6 łokciom perkalu |
Przedstawienie to było teoretycznem tak długo, jak tylko w pojęciu uważaliśmy towar, jako uprzedmiotowanie pewnej określonej ilości powszechnego roboczego czasu. Istnienie wszakże szczególnego towaru, jako powszechnego ekwiwalentu, staje się z prostej abstrakcyi społecznym rezultatem samego procesu wymiany przez proste odwrócenie powyższego rzędu równań. I tak np.:
2 funty kawy = 1 łok. płótna ½ f. herbaty = 1 łok. płótna 8 fun. chleba = 1 łok. płótna 6 łok. perkalu = 1 łok. płótna i t. d. |
Podczas gdy kawa, herbata, chleb, perkal, krótko: wszystkie towary wyrażają czas roboczy w nich zawarty w płótnie, to naodwrót wartość zamienna płótna rozwija się we wszystkich innych towarach, jako w jego ekwiwalentach, a zarazem czas roboczy, uprzedmiotowany w nim samym, staje się bezpośrednio powszechnym czasem roboczym, który równomiernie przedstawia się w różnych objętościach wszystkich innych towarów. Płótno staje się tu powszechnym ekwiwalentem dzięki wszechstronnej akcyi wszystkich innych towarów na nie. jako wartość zamienna, każdy towar stawał się miarą wartości wszystkich innych towarów. Tu naodwrót, ponieważ wszystkie towary mierzą swą wartość zamienną za pomocą jednego towaru, to jeden ten wyłączony towar staje się bytem równoznacznym wartości zamiennej, bytem jej jako powszechny ekwiwalent. Natomiast nieskończony szereg równości, w których wartość zamienna każdego towaru się przedstawia, ściąga się w jedno jedyne równanie z dwóch członków. 2 funty kawy = 1 łokciowi płótna jest obecnie wyczerpującem wyrażeniem wartości kawy, gdyż ona w tem wyrażeniu występuje bezpośrednio, jako ekwiwalent dla określonej ilości każdego innego towaru. Wewnątrz więc procesu zamiany towary istnieją dla siebie lub występują jako wartości zamienne w formie płótna. To, że wszystkie towary odnoszą się do siebie tylko, jako rozmaite ilości uprzedmiotowanego powszechnego czasu roboczego, przedstawia stę teraz tak, jak gdyby one, jako wartości wymienne, przedstawiały tylko rozmaite ilości tegoż samego przedmiotu, płótna. Powszechny więc czas roboczy przedstawia się ze swej strony jako szczególna rzecz, jako towar istniejący obok i poza wszystkimi innymi towarami. Zarazem wszakże powinno równanie, w którem towar dla towaru się przedstawia, jako wartość zamienna naprz. 2 funty kawy = 1 łokciowi płótna dopiero się urzeczywistnić. Tylko pozbycie się go, jako wartości użytkowej, które zależy od tego, czy on się zachowa w procesie zamiany w charakterze przedmiotu potrzeby, zamienia jego istnienie jako kawy w jego istnienie jako płótna, nadaj a mu formę powszechnego ekwiwalentu i czyni go rzeczywiście wartością zamienną dla wszystkich innych towarów. Naodwrót, dzięki temu, iż wszystkie towary przez pozbycie się ich, jako wartości użytkowych, zamieniają się w płótno, to płótno staje, się zamienionym bytem wszystkich innych towarów i tylko jako rezultat przemiany wszystkich towarów na nie staje się ono bezpośrednio uprzedmiotowaniem powszechnego czasu roboczego, t. j. produktem wszechstronnego pozbywania się (wartości użytkowych), przytłumiania prac indywidualnych. Jeżeli w ten sposób towary, by wystąpić przed sobą nawzajem, jako wartości zamienne, zdwajają swą egzystencyję, to towar wyróżniony, jako powszechny ekwiwalent, zdwaja swą wartość użytkową. Oprócz swej szczególnej wartości użytkowej jako oddzielnego towaru, otrzymuje on jeszcze powszechną wartość użytkowa. Ta powszechna wartość użytkowa ma sama istnienie formalne, gdyż wypływa ze specyficznej roli, którą on odegrywa dzięki wszechstronnej akcyi innych towarów nań w procesie wymiany. Wartość użytkowa każdego towaru, jako przedmiot szczególnej potrzeby, ma rozmaitą wartość w różnych rękach, np. inną ma wartość w ręku tego kto się go pozbywa, niż w ręku tego, kto go nabywa. Towar wyróżniony, jako powszechny ekwiwalent, jest teraz przedmiotem powszechnej potrzeby, która wyrosła ze samego procesu zamiany i posiada dla wszystkich też samą wartość użytkową, a mianowicie tę, iż jest on przedstawicielem wartości zamiennej, powszechnym środkiem wymiany. W ten sposób w jednym towarze zostaje rozstrzygniętą sprzeczność, którą towar, jako takowy, w sobie zawiera i która polega na tem, by, będąc szczególną wartością użytkowa, stać się zarazem powszechnym ekwiwalentem, a zatem i wartością użytkową dla wszystkich, t.j. powszechną wartością użytkowa. Podczas więc, gdy wszystkie inne towary przedstawiają swą wartość zamienną jako idealne, mające dopiero uledz realizacyi, zrównanie z wyłącznym towarem, to w tym ostatnim wartość jego użytkowa występuje, jakkolwiek realnie, tylko jako formalne istnienie, które dopiero powinno się zrealizować w drodze przemiany na rzeczywista wartość użytkową. Początkowo towar przedstawiał się jako towar wogóle, jako powszechny czas roboczy, uprzedmiotowany w szczególnej wartości użytkowej. W procesie wymiany wszystkie towary odnoszą się do towaru wyłącznego, jako do towaru wogóle, jako do przejawu powszechnego czasu roboczego w szczególnej wartości użytkowej. Jako szczególne towary odnoszą się we wzajemnych stosunkach ku jednemu szczególnemu towarowi, jako do towaru powszechnego. Ta więc okoliczność, że posiadacze towarów’ odnoszą się wzajemnie do swych prac, jako do pracy społecznej, przedstawia się. że oni się odnoszą do swych towarów, jako do wartości zamiennych, a wzajemny stosunek towarów ku solne, jako wartości zamiennych, przedstawia się w procesie wymiany, jako ich wszechstronny stosunek ku jednemu szczególnemu towarowi, jako równoznacznemu wyrażeniu ich wartości zamiennej, co z odwrotnej strony przedstawia się, jako specyficzny stosunek tego szczególnego towaru ku wszystkim innym towarom i przeto jako określony naturalno — społeczny charakter pewnego przedmiotu. Szczególny towar, przedstawiający w ten sposób równoznaczne istnienie wartości zamiennej wszystkich towarów, czyli wartość zamienną wszystkich towarów, jako szczególny, wyłączny towar, jest pieniądzem. Jest to krystalizacyja wartości zamiennej towarów, którą w procesie wymiany same tworzą. Gdy więc towary stają się w obrębie procesu zamiany dla siebie wartościami użytkowemi, zrzucając ze siebie wszelką określoność formy i odnosząc się ku sobie w swej bezpośrednio materyjalnej postaci, to muszą oue, by wystąpić przeciwko sobie, jako wartości zamienne, muszą przyjąć na siebie nowe formy, muszą przystąpić do wytwarzania pieniędzy. Pieniądz jest symbolem tak mało, jak istnienie wartości użytkowej, jako towaru, jest symbolem. Ta okoliczność, że społeczny stosunek produkcyjny przedstawia się, jako przedmiot, znajdujący się poza osobnikami i to, że określone stosunki, w które osobniki te wchodzą w procesie produkcyjnym ich społecznego pożycia, przedstawiają się jako specyficzne własności przedmiotu, to odwrócenie, będące nie wmówioną, ale realną, prozaiczną mistytikacyją, charakteryzuje wszystkie społeczne formy pracy, tworzącej wartość. W pieniądzach występuje ona tylko jaskrawiej, niż w towarach.
Niezbędne fizyczne własności towaru, w którym pieniężna istność wszystkich innych towarów ma się krystalizować, o ile one wypływają bezpośrednio z natury wartości zamiennej, są następujące: dowolna podzielność, jednokształtność wszystkich części i zupełna równowłaściwość wszystkich egzemplarzy tego towaru. Jako podścielisko powszechnego czasu roboczego, powinien on być podścieliskiem jednogatunkowem i zdolnem przedstawiać jedynie ilościowe różnice. Drugą niezbędną własnością powinna być trwałość jego wartości użytkowej, ponieważ musi on zostawać nienaruszonym wewnątrz procesu wymiany. Szlachetne metale posiadają te własności w znacznym stopniu. Ponieważ pieniądz nie jest produktem refleksyi, ani też umowy, lecz wytworzonym został instynktownie w procesie wymiany, więc rozmaite mniej lub więcej odpowiednie towary po porządku odegrywały tę funkcyję. Konieczność, zjawiająca się na pewnym stopniu rozwoju procesu wymiany, rozdania pomiędzy towary na dwóch oddzielnych biegunach funkcyi wartości zamiennej i wartości użytkowej, tak, by jeden towar funkcyjonował np. jako środek zamiany, podczas gdy drugi zostaje oddawanym, jako wartość użytkowa, prowadzi za sobą to, iż powszechnie jeden lub nawet kilka towarów o powszechnej wartości użytkowej poniekąd przypadkowo odegrywają rolę pieniędzy. Jeżeli towary te nie są przedmiotami bezpośrednio istniejącej potrzeby, to ich byt, jako znacznej materyjalnie części istniejących bogactw, zapewnia im ogólniejszy charakter, niż innym wartościom użytkowym. Bezpośredni handel wymienny, naturalnie wyrosła forma procesu wymiennego przedstawia raczej początek zamiany wartości użytkowych w towary, aniżeli towarów w pieniądze. Wartość zamienna nie otrzymuje jeszcze żadnej niezależnej formy, jest ona jeszcze bezpośrednio zrośniętą z wartością użytkową. Występuje to w sposób dwojaki. Sama produkcyja w całej swej budowie, skierowaną tu jest na wartości użytkowe, a nie na wymienne, i tylko w nadmiarze ponad osobistą potrzebę wartości użytkowe przestają być takowemi, naznaczone zostają dla wymiany, stają się towarami. Z drugiej strony stają się one tu towarami tylko w granicach bezpośredniego spożycia, jakkolwiek rozstawione zostają na dwóch biegunach, tak, że zamieniane przez posiadaczów towary muszą dla obydwóch stanowić wartości użytkowe, każdy — dla swego nie-posiadacza. W rzeczywistości występuje proces zamiany towarów początkowo nie w łonie naturalnie wyrosłych komun, lecz tam. gdzie takowe się kończą, na ich granicach, na nielicznych punktach, gdzie one się stykają z innemi gminami. Tutaj rozpoczyna się handel zamienny i odbija się ztąd na wnętrze takiej grupy społecznej, na którą działa rozsadzające. Szczególne wartości użytkowe, które w handlu zamiennym pomiędzy rozmaitemi gminami stają się towarami, są: niewolnicy, bydło, metale; to też stanowią one zarazem pierwszy pieniądz wewnątrz samej gminy. Widzieliśmy, że wartość zamienna towaru przybiera tem wyraźniejszy charakter takowej, im dłuższym jest szereg jego ekwiwalentów, czyli czem większą jest stera jego wymiany. To też powolne rozszerzanie się handlu wymiennego, rozmnażanie się wymian i urozmaicanie towarów, wchodzących w handel wymienny, rozwijają coraz bardziej towar, jako wartość zamienną, prowadzą do wytwarzania pieniędzy i w ten sposób wpływają rozkładowo na handel bezpośredni. Ekonomiści wyprowadzają zazwyczaj pieniądze z zewnętrznych trudności, na które napotyka się rozszerzony handel, zapominają wszakże, że trudności te pochodzą z rozwoju wartości zamiennej, a zatem i społecznej pracy, jako pracy powszechnej. Naprz. towary, jako wartości użytkowe, nie są dowolnie podzielne, którą to własność powinny posiadać, jako wartości wymienne. Albo towar posiadacza A może być wartością użytkową dla posiadacza B, podczas gdy towar tego ostatniego nie jest wartością użytkową dla pierwszego. Albo wreszcie posiadacze mogą mieć towary niepodzielne i nie znajdujące się w równych proporcyjach... Innemi słowy, pod pozorem rozpatrywania prostego handlu wymiennego, ekonomiści uwidoczniają sobie pewne tylko strony sprzeczności, korą byt towaru jako bezpośredniego zjednoczenia wartości użytkowej i zamiennej, w sobie zawiera. Z drugiej strony wierzą oni mocno, iż handel wymienny jest równoznaczną formą procesu wymiany towarów, związaną tylko z pewnemi technicznemi niedogodnościami, przeciwko którym pieniądz jest chytrze wymyślonym środkiem zaradczym. Z tego nader płytkiego punktu wyjścia pewien dowcipny angielski ekonomista[4] i bardzo konsekwentnie twierdził, iż pieniądz jest tylko materyjalnem narzędziem, jak okręt lub maszyna parowa, ale bynajmniej nie stanowi urzeczywistnienia pewnego społecznego stosunku produkcyi, a zatem że nie jest ekonomiczną kategoryją. Przeto niesłusznie traktuje się — zdaniem jego — o pieniądzach w ekonomii politycznej, która nie ma nie wspólnego z technologiją.
W święcie towarowym jest rozwinięty podział pracy uprzednio przypuszczonym, a raczej przedstawia się on bezpośrednio w rozmaitości wartości użytkowych, które stają przeciwko sobie, jako szczególne towary i w których tkwi zarazem tyleż rozmaitych rodzajów pracy. Podział pracy, jako całość wszystkich szczególnych gatunków produkcyjnych zajęć, jest wspólna postacią społecznej pracy w jej materyjalnej treści, rozpatrywanej jako praca, wytwarzająca wartości użytkowe. Jako taka wszakże, egzystuje ona z punktu widzenia towarów i w obrębie procesu wymiany tylko w jej rezultacie, w rozróżnieniu samych towarów. Zamiana towarów jest procesem, w którym odbywa się społeczna wymiana materyi, t. j. w którym zamiana szczególnych produktów prywatnych osób wytwarza zarazem określone społeczne stosunki produkcyi, w które wchodzą osoby podczas tego procesu wymiany materyi. Rozwijająca się zależność towarów od siebie krystalizuje się jako rozmaite naznaczenia powszechnego ekwiwalentu i w ten sposób proces wymiany jest zarazem procesem wytwarzania pieniędzy. Całość tego procesu, który się przedstawia jako przebieg różnych procesów, jest cyrkulacyją.
∗ ∗
∗ |
Rozkład towaru na pracę w formie podwójnej, a mianowicie: rozkład wartości użytkowej na pracę realną, czyli działalność celowo produkcyjną, a wartości zamiennej na czas roboczy, czyli na jednakową społeczna pracę, jest krytycznym rezultatem półtorastuletnich badań, które w Anglii z Pettym, a we Francyi z Boisguillebertem się rozpoczynają i które kończą się w Anglii na Ricardo, a we Francyi na Sismondim.
Petty rozkłada wartość użytkową na pracę, nie oszukując się bynajmniej co do naturalnych własności jej siły twórczej. Rzeczywistą pracę pojmuje on odrazu w jej społecznej całości, jako podział pracy. Ten pogląd na źródło materyjalnego bogactwa nie pozostaje, jak u współczesnego mu Hobbesa, mniej lub więcej bezpłodnym, lecz prowadzi go do politycznej arytmetyki, tej pierwszej formy, w której polityczna ekonomija oddziela się, jako odrębna nauka. Wartość wszakże zamienną przyjmuje on tak, jak ona w procesie wymiany występuje, jako pieniądz; sam zaś pieniądz uważa za istniejący towar, złoto lub srebro. Uwikłany w pojęcia monetarnego systemu, uważa on ten szczególny rodzaj realnej pracy, który wydobywa złoto i srebro, za pracę stanowiącą wartość. W istocie myśli on, że praca mieszczańska nie wytwarza bezpośrednio wartości użytkowych, lecz towary, t. j. wartości użytkowe, które zdolne są w procesie wymiany przez pozbycie się ich (przez posiadacza) przedstawić się, jako złoto i srebro, t. j. jako pieniądze lub jako wartość zamienna, albo też jako uprzedmiotowanie powszechnego czasu roboczego. Ten przykład uderzająco pokazuje, iż przyznanie pracy za źródło materyjalnego bogactwa, w żaden sposób nie wyklucza zapoznania określonej społecznej formy, w której praca staje się źródłem wartości zamiennej.
Boisguillebert ze swej strony rozkłada wartość zamienną towaru, jakkolwiek nieświadomie, to faktycznie, na czas roboczy, gdy określa „prawdziwą wartość“ [la juste valeur] przez właściwą proporcyję, w której czas roboczy osobników podzielonym zostaje pomiędzy osobne gałęzie produkcyi i gdy przedstawia wolną konkureucyję, jako społeczny proces, który proporcyję tę ustanawia. Jednocześnie wszakże, w kontraście z Pettym, walczy on fanatycznie przeciwko pieniądzom, które przez swą interwencyję mają naruszać naturalną równowagę czyli harmoniję wymiany towarów i które zarazem, jako fantastyczny Moloch wymagają ofiary ze wszystkich naturalnych bogactw. Otóż jeżeli z jednej strony ta polemika przeciwko pieniędzom znajduje się w zależności od pewnych historycznych warunków, gdyż Boisguillebert napada na ślepo — niszcząca żądze, złota dworu Ludwika XIV,.jego arendarzy finansowych i szlachty, podczas gdy Petty święci w żądzy złota potężnie czynny popęd, pobudzający naród do rozwoju przemysłowego i podbicia rynku wszechświatowego, to jednak wychodzi tu zarazem na jaw, bardziej głębokie, zasadnicze przeciwstawieństwo, powtarzające się jako ciągły kontrast pomiędzy czysto angielską i czysto francuską ekonomiją. W istocie Boisguillebert poszukuje tylko materyjalnej treści bogactw, wartości użytkowej, użycia i rozpatruje burżuazyjną formę pracy, wytwarzanie wartości użytkowych, jako towarów, i proces wymiany towarów, jako zgodną z naturą formę społeczna, w której indywidualna praca swego celu dopina. Tam więc, gdzie występu, e przed nim specyficzny charakter mieszczańskiego bogactwa, jak w pieniądzach, to wierzy on we wmieszanie się uzurpujących cudzych elementów i unosi się przeciw burżuazyjnej pracy w jednej formie, podczas gdy utopistycznie ją apoteozuje w innej. Boisguillebert przedstawia nam przykład, że czas roboczy może być traktowany, jako miara wartości towarów, chociaż praca uprzedmiotowana w wartości zamiennej towarów i mierzona czasem, zostaje przezeń pomięszana z bezpośrednią, naturalną działalnością osobników.
Pierwszy świadomy, prawie trywialnie jasny rozkład wartości zamiennej na czas roboczy znajdujemy u jednego męża z nowego świata, gdzie burżuazyjne stosunki produkcyjne, importowane wraz z ich przedstawicielami, szybko rozkwitły na gruncie, który brak historycznej tradycyi przez zbytek bogactw naturalnych wynagrodził. Mężem tym jest Benjamin Franklin, który w pierwszej swej młodzieńczej pracy, pisanej w r. 1719 i drukowanej w 1721 sformułował prawo zasadnicze nowożytnej ekonomii politycznej. Uważa on za niezbędne szukać innej miary wartości, niż szlachetne metale. Tą jest praca.
„Pracą można mierzyć wartość srebra tak samo, jak wszystkich innych rzeczy. Przypuśćmy up., iż jeden człowiek zajęty jest produkcyją zboża, podczas gdy drugi kopie i oczyszcza srebro. W końcu roku, lub innego określonego okresu, pełny wytwór zboża i srebra stanowią dla siebie nawzajem naturalne ceny i jeżeli pierwsze jest w 20 buszlach a drugie w 20 uncyjach, to jedna uncyja srebra wartą jest tyleż, co czas użyty na wytworzenie jednego buszla zboża. Jeżeli wszakże, dzięki odkryciu bliższych, przystępniejszych i wydajniejszych kopalni, jeden człowiek może wytworzyć 40 uncyj srebra z takąż samą łatwością, jak dawniej 20. a praca niezbędna dla wytworzenia 20 buszli zboża pozostała niezmienną, to 2 uncyje srebra nie będą więcej warte, niż taż sama praca, użyta dla wytworzenia jednego buszla zboża, w ten sposób buszel, który dawniej był wart 1 uncyję. teraz wart będzie dwie, caeteris paribits. Dlatego bogactwo pewnego kraju powinno być oceniane według ilości pracy, którą jego mieszkańcy zdolni są zakupić“[5].
Czas roboczy przedstawia się odrazu u Franklina ekonomicznie jednostronnie, jako miara wartości. Przejście realnych produktów w wartości zamienne samo przez się jest u niego zrozumiałe, idzie więc tylko o wynalezienie miary wielkości wartościowej. „Ponieważ — mówi on — handel nie jest wogóle niczem innem, jak wymianą pracy na pracę, więc wartość wszystkich rzeczy najbardziej prawidłowo oceniana zostaje pracą“[6]. Jeżeli tu podstawimy realną pracę na miejsce wyrazu praca, to odrazu odkryjemy pomieszanie pracy w jednej formie z pracą w innej. Ponieważ w procesie wymiany przyjmują udział np. praca szewcka. kopalniana, tkacka, malarska itd., to wartość butów miałaby być najprawidłowiej ocenianą w pracy malarskiej? Franklin sądzi naodwrót. iż wartość butów, wytworów kopalni, tkanin, obrazów itd. określoną zostaje przez pracę abstrakcyjną. która nie posiada żadnej szczególnej jakości i która przeto podlega jedynie ilościowej mierze[7]. Ponieważ on wszakże nie rozwija pracy, zawartej w wartości zamiennej, jako abstrakcyjne — powszechnej i społecznej z procesu wzajemnego pozbywania się prac indywidualnych, to z konieczności musi on zapoznawać pieniądz, jako bezpośrednią formę istnienia tej powszechnej pracy. Pieniądz i praca, stanowiąca wartość wymienną, nie znajdują się przeto u niego w żadnej wewnętrznej zależności; pieniądz jest raczej narzędziem, z zewnątrz wprowadzonem do procesu wymiany w celach technicznej wygody.
Franklinowska analiza wartości zamiennej nie wywarła bezpośredniego wpływu na ogólny rozwój nauki, gdyż on rozpatrywał tylko pojedyncze kwestyje z politycznej ekonomii przy określonych praktycznych pobudkach. Sprzeczność pomiędzy realną, pożyteczną pracą i pracą stanowiąca źródło wartości wymiennej, poruszała Europę podczas XVIII stulecia w formie pytania, jaki szczególny rodzaj realnej pracy stanowi źródło mieszczańskiego bogactwa? W taki sposób przypuszczano już naprzód, że nie każda praca, która się urzeczywistnia w wartościach użytkowych, czyli wydająca produkty, przez to samo tworzy już bogactwo. Dla fizyjokratów wszakże, zarówno jak i dla ich przeciwników, palącą kwestyją sporną jest nie to, jaka praca wytwarza wartość, lecz to, jaka wytwarza nadwartość? Traktują więc oni kwestyję w formie hardziej skomplikowanej, zanim ją rozstrzygnęli w formie elementarnej — tak to historyczny rozwój wszystkich nauk przez masę pokrzyżowanych dróg prowadzi dopiero do istotnego ich punktu wyjścia. Nauka różni się od architektury nietylko tem, iż stawia ona zamki w powietrzu, ale jeszcze i tem, iż buduje pojedyncze piętra mieszkalne gmachów, nie — założywszy uprzednio fundamentów.
Nie zatrzymując się dłużej przy fizyjokratach i opuszczając cały szereg włoskich ekonomistów, którzy mają mniej luf) więcej szczęśliwe pomysły względem prawidłowej analizy towaru, zwróćmy się odrazu do pierwszego anglika, któr3r opracował całość burżuazyjnej ekonomii, do p. James Steuart’a. U niego wogóle abstrakcyjne kategoryje politycznej ekonomii znajdują się jeszcze w procesie oddzielania się od ich materyjalnej treści, a zatem są ciekłe i wahające się; tak samo dzieje się i z wartością zamienną. W jednem miejscu określa on realną wartość przez czas roboczy (to, co robotnik może wytworzyć w ciągu dnia) obok czego wszakże w sposób bardzo niewyraźny figuruje płaca robocza i surowy materyjał. W innem miejscu walka z materyjalną treścią występuje jeszcze bardziej uderzająco. Nazywa on naturalny materyjał, zawarty w towarze, np. srebro w srebrnej plecionce jego wartością wewnętrzna (intrinsic worth), a czas roboczy, zawarty w niem, jego wartością użytkową (useful worth). Pierwsza — mówi on — jest sama przez się czemś realnem... Wartość użytkowa natomiast musi być ocenianą podług ilości pracy, użytej na jej wytworzenie. Praca, użyta dla zmodyfikowania pewnej materyi reprezentuje pewną cząstkę czasu człowieka“ etc.[8].
Co odróżnia Steuarta od jego poprzedników i następców, to to, iż oddzielał on ściśle pracę specyficznie społeczną, która się w wartości zamiennej przedstawia, od pracy realnej, wytwarzającej wartości użytkowe. „Pracę — mówi on — która przez pozbycie się jej (przez posiadacza) wytwarza powszechny ekwiwalent. nazywam indu stryja.“ Pracę, jako industryję. odróżnia on nietylko od pracy realnej, ale-zarazem i od innych społecznych form pracy. Jest ona dlań mieszczańską formą pracy, w odróżnieniu od jej starożytnych lub średniowiecznych form. Interesuje go mianowicie przeciwieństwo burżuazyjnej i średniowiecznej pracy, którą to ostatnią obserwował on w fazie jej upadku w Szkocyi i w swych rozległych podróżach po kontynencie. Steuart wiedział — rozumie się — bardzo dobrze, że produkt przyjmował formę towaru, a towar — pieniędzy i w przedburżuazyjnych epokach, ale dowodzi on szczegółowo, że towar, jako elementarna forma zasadnicza bogactwa i pozbywanie się go, jako panująca forma ich nabycia, należą tylko do burżuazyjnej epoki produkcyjnej, a więc, że charakter pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, jest specyficznie burżuazyjnym.
Po tem, jak szczególne formy realnej pracy: rolnictwo, manufaktura, żegluga, handel itd. były po porządku ogłaszane za istotne źródła bogactwa, Adam Smith proklamował pracę wogóle i to w jej społecznej całości, w postaci podziału pracy, jako jedyne źródło materyjalnego bogactwa, czyli wartości użytkowych. Podczas gdy on tu zupełnie spuszcza z uwagi element naturalny, to ten ostatni prześladuje go w sferze czysto społecznego bogactwa, wartości zamiennej. Adam określa wprawdzie wartość towaru czasem, zawartym w takowym, odnosi wszakże realność tego określenia do czasów przedadamowych. Innemi słowy to, co mu się wydaje prawdziwem z punktu widzenia pros ego towaru, staje się dlań niejasnem z chwilą, gdy na jego miejsce występują wyższe i bardziej skomplikowane formy kapitału, płacy roboczej, renty gruntowej itd. To wyraża on w ten sposób, jakoby wartość towarów była mierzoną czasem w nich zawartym w straconym raju mieszczaństwa, tam, gdzie ludzie jeszcze się nie podzielili na kapitalistów, robotników najemnych, właścicieli ziemskich, farmerów, lichwiarzy i t. d., lecz gdy występowali przeciwko sobie, jako zwykli wytwórcę, wymieniający towary. Miesza on wciąż określenie wartości towaru zapomocą czasu roboczego, w nim zawartego, z określeniem wartości jego wartością pracy, waha się wciąż w przeprowadzeniu szczegółów i nie spostrzega objektywnego zrównania, jakie społeczny proces sprowadza pomiędzy nierównemi pracami, wobec subjektywnego równouprawnienia przezeń indywidualnych prac.
Przejście od realnej pracy do pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, t. j. do pracy burżuazyjnej w jej zasadniczej formie stara się on uskutecznić za pomocą podziału pracy. Tymczasem o ile jest słusznem, że prywatna wymiana przypuszcza uprzednie istnienie podziału pracy, o tyle jest fałszywem, by podział pracy przypuszczał uprzednią wymianę prywatną. Np. u peruwiańczyków praca była znacznie podzieloną, jakkolwiek ani prywatna wymiana, ani wymiana produktów wogóle miejsca u nich nie miała.
W odróżnieniu od Adama Smitha Dawid Ricardo wypracowuje określenie wartości towaru jedynie za pomocą czasu roboczego, dowodzi i pokazuje, iż prawo to panuje i nad wrzekomo sprzecznymi z niem burżuazyjnymi stosunkami wytwarzania. Badania Ricardo ograniczają się wyłącznie wielkością wartości i odnośnie do tej domyśla się on przynajmniej, iż urzeczywistnienie tego prawa zależy od uprzedniego istnienia określonych warunków społecznych. Mówi on mianowicie, iż określenie wielkości wartości przez czas roboczy odnosi się tylko do tych towarów, „które w przemyśle mogą być dowolnie pomnażane i których wytwarzanie znajduje się pod władza nieograniczonej konkurencyi“[9]. Oznacza to w rzeczywistości tylko to, iż prawo wartości dla zupełnego swego rozwoju wymaga współistnienia wielkiej produkcyi i wolnej konkurencyi, t. j. istnienia nowożytnego burżuazyjnego społeczeństwa. Zresztą Ricardo uważa mieszczańską formę pracy za wieczna, naturalną formę społecznej pracy. Pierwotnemu rybakowi i pierwotnemu strzelcowi każe on odrazu zamieniać rybę i zwierzynę, jako posiadaczom towarów, podług czasu roboczego zawartego w tych wartościach zamiennych. Przy tej sposobności wpada on w następujący anachronizm: rybak ten i strzelec zwracają się przy obliczaniu swych narzędzi pracy do ceduły giełdowej londyńskiej z r. 1817. „Paralelogramy p. Owena“ wydają się być jedynemi formami społeczeństwa, które on oprócz burżuazyjnej znał. Jakkolwiek objęty tym mieszczańskim horyzontem, Ricardo rozkłada burżuazyjną ekonomiję, która w istocie swej jest zupełnie czem innem od tego, czem się z pozoru wydaje, z taką teoretyczną bystrością, iż lord Brongham mógł o nim powiedzieć: „Pan Ricardo czyni wrażenie, jakby spadł z innej planety.“
W bezpośredniej polemice z Ricardo Sismondi zaakcentował specyficznie społeczny charakter pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, a zarazem oznaczył, jako „charakter naszego ekonomicznego postępu“ to, iż się redukuje wielkość wartości do czasu roboczego niezbędnego, do „stosunku pomiędzy potrzebą całego społeczeństwa i ilością pracy, która wystarcza do zaspokojenia tej potrzeby“[10].
Sismondi jest już wolnym od pojęć Boisguilleberta, jakoby praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, była fałszowaną przez pieniądz, ale za to denuncyjuje on wielki kapitał przemysłowy tak samo, jak Boisguillebert — pieniądze. Jeżeli polityczna ekonomija wyprowadza n Ricardo bezwzględnie ostatnią swoją konsekwencyję i na tem się kończy, to Sismondi uzupełnia ten kmieć, przedstawiając jej zwątpienie o samej sobie.
Ponieważ Ricardo, jako twórca klasycznej ekonomii politycznej najczyściej formułuje i rozwija określenie wartości zamiennej przez czas roboczy, to na nim się naturalnie skupia polemika wszczęta ze strony ekonomistów. Jeżeli zdejmiemy z tej polemiki niedorzeczna po większej części formę, to można ją zebrać w następujących punktach:
Po pierwsze: praca sama posiada wartość zamienną, a rozmaite prace posiadają rozmaite wartości. Jest to błędne koło czynić waitość zamienną miarą wartości zamiennej, gdyż wartość. stanowiąca miarę, sama wymaga nowej miary. Zarzut ten rozkłada sina zadanie: przypuściwszy czas roboczy za wewnętrzną miarę wartości zamiennej, rozwinąć na tym gruncie płacę roboczą. Nauka o pracy najemnej daje na nie odpowiedź.
Po wtóre: Jeżeli wartość zamienna produktu ma być równa czasowi roboczemu, który jest w niej zawartym, to wartość zamienna dnia roboczego równą jest jego wytworowi. Czyli że płaca robocza musi być równą wytworowi pracy. Tymczasem ma miejsce rzecz zupełnie odwrotna. A zatem, ten zarzut rozkłada się na zadanie: w jaki sposób produkcyja, oparta na wytwarzaniu wartości zamiennej, określonej jedynie za pomocą czasu roboczego, doprowadza do tego rezultatu, iż wartość zamienna pracy jest mniejszą, niż wartość jej wytworu? Zadanie to rozstrzygamy przy badaniu kapitału.
Po trzecie: Cena rynkowa towaru spada niżej jego wartości zamiennej lub wznosi się ponad nią przy zmianie stosunku między popytem i podażą, określa się zatem tym stosunkiem, nie zaś przez zawarty w nim czas roboczy. W rzeczywistości godny podziwu ten wniosek wystawia tylko pytanie, jak na gruncie wartości zamiennej rozwija się różna od niej cena rynkowa, a właściwiej, jak prawo o wartości zamiennej się urzeczywistnia tylko we własnej swej sprzeczności. Zadanie to zostanie rozstrzygniętem w nauce o konkurencji.
Po czwarte: Ostatni zarzut i pozornie najdonioślejszy, gdyby nie był zwykle wystawianym w formie zadziwiających przykładów, jest następujący: jeżeli wartość zamienna jest niczem innem, jak czasem roboczym, zawartym w towarach, to jak mogą towary, nie zawierające wcale pracy, posiadać wartość zamienną, czyli inuemi słowy, zkąd się bierze wartość zamienna czystych sił natury? Zadanie to zostaje rozstrzygniętem w nauce o rencie gruntowej.
W jednej z rozpraw parlamentarnych z powodu aktu bankowego sir Roberta Peela, z roku 1844—45, Gladstone zauważył, iż sama nawet miłość nie zrobiła z większej ilości ludzi głópców, niż rozmyślanie nad istotą pieniędzy. Mówił on o anglikach do angli-
ków. Przeciwnie holendrzy, którzy wbrew zwątpieniu Petty’ego od dawna posiadali „niebiański dowcip“ do spekulacyj pieniężnych, nigdy nie stracili swego dowcipu w spekulacyjach nad pieniędzmi.
Główna trudność w analizie pieniędzy zostaje przezwyciężoną z chwilą, gdy pojętem zostaje ich pochodzenie z towaru. Przy tym warunku chodzi jeszcze tylko o to, by jasno pochwycić ich własną określoność formy, co poniekąd jest utrudnionem, gdyż wszystkie stosunki burżuazyjne, będąc pozłocone lub posrebrzone, występują jako stosunki pieniężne, przez co forma pieniężna wydaje się posiadać nieskończenie rozmaitą treść, która jej samej jest obcą.
W następującem badaniu trzeba zapamiętać, iż chodzi tu tylko o te formy pieniędzy, które bezpośrednio wyrastają z wymiany towarów, nie zaś o formy zależne od wyższego stopnia procesu produkcyjnego, jak np. o pieniądze kredytowe. Dla prostoty przyjęliśmy wszędzie złoto za towar pieniężny.
Pierwszy proces cyrkulacyi jest — że tak powiemy — teoretyczno-przygotowawczym procesem do istotnej cyrkulacyi. Towary, egzystujące jako wartości użytkowe, tworzą sobie nasamprzód formę, w której występują przeciwko sobie idealnie, jako wartości zamienne, jako określone ilości uprzedmiotowanego czasu roboczego. Pierwszy niezbędny akt tego procesu polega — jakeśmy widzieli — na tem, że towary wyróżniają z pomiędzy siebie jeden specyficzny towar, np. złoto, jako bezpośrednią materyjalizacyję powszechnego czasu roboczego, czyli, jako powszechny ekwiwalent. Zwróćmy przez chwilkę uwagę na formę, w której towary przemieniają złoto w pieniądze:
1 tonna żelaza | = | 2 uncyjom złota |
1 kwarter pszenicy | = | 1 uncyi złota |
1 centnar kawy | = | ¼ uncyi złota |
1 centnar potaszu | = | ½ uncyi złota |
1 ton. braz. drzewa | = | 1½ uncyi złota |
Y towaru | = | X uncyjom złota. |
W tym rzędzie równań występują żelazo, pszenica, kawa, potasz t. d. przeciwko sobie, jako materyjalizacyję jednokształtnej pracy, mianowicie pracy zmateryjalizowanej w złocie, w której przytłumione zostają wszelkie różnice realnych prac, występujących w rozmaitych wartościach użytkowych. Jako wartości, są one identyczne, a mianowicie materyjalizacyją jednej i tej samej pracy, czyli jedna i taż sama materyjalizacyja pracy — złoto. Jako jednokształtna materyjalizacyja jednakowej pracy, przedstawiają one tylko jedną różnicę, ilościową, czyli występującą jako rozmaite wielkości wartościowe, gdyż w ich wartościach użytkowych zawarte są nierówne ilości czasu roboczego. Pojedyńcze te towary odnoszą się zarazem pomiędzy sobą jako uprzedmiotowania powszechnego czasu roboczego, ponieważ odnoszą się do powszechnego czasu roboczego, jako do wyróżnionego towaru, złota. Ten sam rozwijający się stosunek, zapomocą którego towary przedstawiają się sobie nawzajem, jako wartości zamienne, wystawia czas roboczy, zawarty w zlocie, jako powszechny czas roboczy, którego dana ilość wyraża się w rozmaitych ilościach pszenicy, żelaza, kawy etc., krótko, w ilościach użytkowych wszystkich towarów, czyli że bezpośrednio się rozwija w nieskończonym szeregu ekwiwalentów towarowych. Podczas gdy towary wszechstronnie wyrażają swe wartości zamienne w zlocie, to ostatnie wyraża bezpośrednio swą wartość zamienną we wszystkich towarach. Ponieważ towary nawzajem nadają sobie formę wartości zamiennych, to nadają one złotu formę powszechnego ekwiwalentu, czyli pieniędzy.
Ponieważ wszystkie towary mierzą swe wartości zamienne za pomocą złota w stosunku, w jakim określona ilość złota i określona ilość towaru zawierają jednakowy czas roboczy, to złoto staje się miarą wartości i głównie właśnie dzięki temu jego naznaczeniu, jako miary wartości, której własna wartość wyraża się bezpośrednio w zupełnem kole ekwiwalentów towarowych, staje się ono ogólnym ekwiwalentem, czyli pieniędzmi. Z drugiej strony wartość zamienna wszystkich towarów wyraża się w złocie. W wyrażeniu tem trzeba odróżnić moment jakościowy od momentu ilościowego. Wartość zamienna towaru istnieje, jako materyjalizacyja tegoż samego jednokształtnego czasu roboczego; wielkość wartśoci towaru przedstawioną jest wyczerpująco, gdyż w takim stosunku, w jakim towar jest równym złotu, są one równe między sobą. Z jednej strony występuje powszechny charakter czasu roboczego, zawartego w nich, z drugiej strony — ilość jego w złotym jego ekwiwalencie. Wartość zamienna towarów, wyrażona w taki sposób, jako powszechna równoznaczność, a zarazem jako stopień tej równoznaczności w specyficznym towarze, czyli wyrażona jednem zrównaniem towarów z jednym specyficznym towarem, jest ceną. Cena jest przemienioną forma, w której wartość zamienna towarów wewnątrz procesu cyrkulacyi występuje.
Tym samym więc procesem, za pomocą którego towary przedstawiają swe wartości, jako ceny, wyrażone w złocie, przedstawiają one zarazem złoto, jako miarę wartości, a zatem, jako pieniądz.
Gdyby towary wszechstronnie wyrażały swe wartości w srebrze, pszenicy lub miedzi, to srebro, pszenica i miedź byłyby miarami wartości, a zatem i powszechnemi ekwiwalentami. By wystąpić na jaw w cyrkulacyi, jako ceny, towary wyprzedzają cyrkulację, jako wartości zamienne. Miarą wartości złoto staje się tylko dlatego, iż wszystkie towary oceniają w niem swą wartość zamienną Wszechstronność tego rozwijającego się stosunku, z której jedynie pochodzi charakter złota, jako miary, każe wszakże przypuszczać, że każdy pojedynczy towar mierzy się za pomocą złota w stosunku do czasu roboczego, zawartego w nich obydwóch, a więc, że istotną miara pomiędzy towarem i złotem jest sam czas roboczy, czyli że towar i złoto zrównoważone się pomiędzy sobą w bezpośrednim handlu wymiennym, jako wartości zamienne. W jaki sposób to zrównoważenie odbywa się na praktyce, nie możemy rozpatrywać w prostej cyrkulacyi. Tyle wszakże jest oczywistem, iż w krajach, które produkują złoto i srebro, określona ilość czasu roboczego bezpośrednio się wciela w określoną ilość złota i srebra, podczas gdy w krajach, które nie produkują ani złota, ani srebra, ten sam rezultat dopiętym zostaje drogą boczną, przez pośrednią lub bezpośrednią wymianę towarów krajowych, t. j. określonej części przecięciowej pracy nacyjonalnej na określoną ilość czasu roboczego, zmateryjalizowanego w zlocie i srebrze krajów, posiadających kopalnie. By módz służyć za miarę wartości, musi złoto o ile możności być wartością zdolną się zmieniać, gdyż ono może tylko jako materyjalizacyja czasu roboczego stać się ekwiwalentem innych towarów, tymczasem jeden i ten sam czas roboczy wraz ze zmianą wydajności realnej pracy urzeczywistnia się w nierównych objętośeiach tych samych wartości użytkowych. Zarówno jak przy przedstawieniu wartości zamiennej każdego towaru w wartości użytkowej innego towaru, przypuszcza się przy ocenianiu wszystkich towarów na złoto tylko to, że ono w pewnym danym momencie przedstawia pewną określoną ilość czasu roboczego.
Pod względem zmiany jego wartości pozostaje w pewnej sile poprzednio rozwinięte prawo wartości zamiennych. Jeżeli wartość towarów pozostaje niezmienną, to wzrost ich cen, wyrażonych w złocie, jest możliwym tylko w tym wypadku, gdy wartość złota spada, jeżeli wartość złota pozostaje bez zmiany, to ogólny wzrost cen, wyrażonych w złocie, jest możliwym tylko wówczas, gdy wartość wszystkich towarów wzrasta. Odwrotnie dzieje się w tym wypadku, gdy wszystkie ceny towarowe spadają. Jeżeli wartość jednej uncyi złota spada lub wzrasta z powodu zmiany czasu roboczego, niezbędnego dla jej wyprodukowania, to spada ona lub wzrasta równomiernie dla wszystkich innych towarów, przedstawia więc przed zmianą i po niej wobec wszystkich towarów ozas roboczy o określonej wielkości. Też same wartości zamienne oceniają się w większych lub mniejszych ilościach złota, niż dawniej, ale oceniają się w stosunku do ich wielkości wartościowych, t. j. zachowują względem siebie niezmieniony stosunek wartościowy. Stosunek 2:4:8 jest ten sam, co i stosunek 1:2:4 lub stosunek 4: 8:16. Zmiana w ilościach złota, za pomocą których wartości zamienne zostają oceniane zależnie od zmiany wartości samego złota, również mało mu przeszkadza w spełnianiu funkcyi miary wartości, jak ta okoliczność, że srebro ma wartość 15 razy mniejszą od złota, nie prowadzi jeszcze do tego, by srebro było pozbawione tej funkcyi. Ponieważ miarą pomiędzy towarami i złotem jest czas roboczy, a złoto jest tylko miarą wartości o tyle, o ile wszystkie towary mierzą się zapomocą niego, to jest to tylko pozorem procesu cyrkulacyjnego, jakoby pieniądze czyniły towary współmiernemi. To raczej współmierność towarów, jako uprzedmiotowania czasu roboczego, czyni ze złota pieniądze.
Realna postać, z jaką towary wstępują do procesu wymiany, jest to ich wartość użytkowa. Istotnym powszechnym ekwiwalentem muszą się one dopiero stać przez pozbycie się jej. Określenie ich cen jest tylko idealną ich przemianą w powszechny ekwiwalent, jest to zrównanie ze zlotem, które powinno się dopiero zrealizować. Ponieważ wszakże towary w swych cenach tylko idealnie zamieniają się w złoto, czyli zamieniają się w złoto, które sobie tylko przedstawiamy, a ich byt pieniężny nie jest jeszcze oddzielonym od bytu ich realnego, więc złoto tylko idealnie dopiero się zamieniło w pieniądze, jest jeszcze tylko miarą wartości i określone sumy złota funkcyjonują w rzeczywistości jeszcze tylko jako imiona dla określonych ilości czasu roboczego. Od określonego sposobu, za pomocą którego towary przedstawiają sobie wzajemnie swą własną wartość zamienną, zależy w każdym wypadku określoność formy, w której złoto się krystalizuje, jako pieniądz.
Teraz towary występują przeciwko sobie jako podwójne egzystencyje, realnie, jako wartości użytkowe, idealnie — jako wart ci zamienne. Dwoistość pracy, która w nich zawartą jest, przedstawiają one sobie nawzajem teraz przez to, iż szczególna realna praca istnieje rzeczywiście jako wartość użytkowa, podczas gdy powszechny abstrakcyjny czas roboczy otrzymuje idealny byt w cenie, w której towary są równomierną i tylko jakościowo rozmaitą materyjalizacyja jednej i tej samej substancyi wartościowej.
Różnica pomiędzy wartością zamienną i ceną występuje z jednej strony, jako nominalna tylko; Adam Smith np. mówi, iż praca jest. realną, a pieniądz nominalną ceną towarów. Zamiast, coby miano oceniać 1 kwarter pszenicy za pomocą 30 dni roboczych, ocenia się go jedną uncyją złota, jeżeli uncyja złota jest produktem 30 dni roboczych. Z drugiej strony różnica ta jest tem mniej tylko nominalną różnicą, że w niej skupiają się wszystkie burze, grożące towarowi w rzeczywistym procesie cyrkulacyi. 30 dni roboczych zawierają się już w 1 kwarterze pszenicy, nie trzeba go więc dopiero w czasie tym wyrażać.
Ale złoto jest towarem różnym od pszenicy i w cyrkulacyi dopiero można sprawdzić, czy kwarter pszenicy rzeczywiście staje się uncyją złota, jak to w cenie jego przypuszczamy. Zależy to od tego, czy on okaże się lub nie — wartością użytkową, czy zawarta w nim ilość czasu roboczego okaże się czasem społecznie niezbędnym dla wyprodukowania kwarteru pszenicy. Towar, jako takowy, jest wartością zamienną, posiada cenę. W tej różnicy pomiędzy wartością zamienną i ceną okazuje się, iż zawarta w towarze szczególna indywidualna praca dopiero w procesie pozbycia się jej musi wystąpić, jako nieosobista, abstrakcyjnie powszechna i tylko w tej formie społeczna praca, t. j. pieniądz. Wydaje się być rzeczą przypadku, czy ona jest zdolną lub nie na taki sposób wyrażenia się. Jakkolwiek więc wartość zamienna towaru otrzymuje w cenie swej tylko idealnie różną odeń egzystencyję i dwoisty byt pracy w nim zawartej istnieje jeszcze tylko jako rozmaity sposób wyrażenia się, jakkolwiek zatem z drugiej strony materyjalizacyja powszechnego czasu roboczego, złoto, występuje przeciwko rzeczywistemu towarowi tylko jeszcze, jako idealna miara, to w istnieniu wartości zamiennej, jako ceny, lub złota, jako miary wartości, kryje się już konieczność pozbycia się towaru za brzęczące złoto, a także możliwość jego niepozbycia się, krótko mówiąc, cala sprzeczność, która ztąd pochodzi, iż produkt jest towarem, — czyli, że szczególny towar prywatnej osoby, by wywierać wpływ społeczny, musi się przedstawić jako swa antyteza, jako abstrakcyjnie powszechna praca. Utopiści, chcący towaru ale bez pieniędzy, produkcyi, opartej na wymianie prywatnej bez niezbędnych warunków tej produkcyi, są więc konsekwentni, gdy „niszczą“ pieniądze nie w ich dotykalnej formie, lecz w ich gazowej „utkanej“ w mózgu postaci, jako miary wartości. W niewidocznej mierze wartości kryje się twardy pieniądz.
Po przyjęciu procesu, za pomocą którego złoto stało się miarą wartości, a wartość zamienna ceną, wszystkie towary w swych cenach pozostają wszakże tylko idealnemi ilościami złota różnej wielkości. Jako takie rozmaite ilości tejże samej rzeczy, złota, porównywają i mierzą się one pomiędzy sobą i w ten sposób rozwija się techniczna konieczność odnoszenia ich do określonej ilości złota, jako do jednostki miary, która znowu przez to rozwija się następnie w skalę, iż dzieli się na części spółmierne, które są swoją drogą tak samo podzielne. Ilości złota wszakże mierzą się zapomocą wagi. Skala więc znajduje się już gotową w powszechnych miarach wagi metali, które przeto w każdym metalicznym obiegu służą zarazem już z samego początku za skalę cen.
Ponieważ towary odnoszą się do siebie już nie jako wartości zamienne, które powinny być mierzone za pomocą czasu roboczego, lecz jako jednoimienne wielkości, mierzone za pomocą złota, to złoto z miary wartości przemienia się w skalę cen. Porównanie cen towarowych, jako różnych ilości złota, krystalizuje się w ten sposób we figuracyjach, które wryte zostają w idealne quantum złota i które przedstawiają je jako skalę o współmiernych częściach. Złoto, jako miara wartości i jako skala cen, posiada zupełnie różne funkcyje i pomięszanie jednej z drugą prowadzi do najdzikszych teoryj.
Miarą wartości jest ono jako uprzedmiotowanie czasu roboczego, skalą cen — jako określona waga metalu. Miarą wartości złoto staje się wtedy, gdy jako wartość zamienna odnosi się do towarów, jako wartości zamiennych, w skali zaś cen określona ilość złota służy za jednostkę dla innych ilości. Miarą wartości jest złoto dlatego, iż wartość jego jest zdolna podlegać zmianom, skalą cen dlatego, iż jest ono ustanowione, jako niezmienna jednostka wagi. Tu, jak i przy wszelkiem wymierzaniu jednoimiennych wielkości, pewność i trwałość stosunków wymiernych jest decydującą. Konieczność ustanowienia pewnego quantum złota, jako jednostki miary, a zarazem spółmiernych jego części, jako poddziałów tej jednostki, wywołała do życia pojęcie, jakoby określona ilość złota, która posiada naturalnie zmienną wartość, była postawioną w stały stosunek wartościowy ku wartościom zamiennym towarów, przyczem niedostrzeżono tylko tego, iż wartości zamienne towarów przemieniają się w ceny, w ilości złota, zanim jeszcze złoto się rozwija w skalę cen.
Rozmaite ilości złota przedstawiają względem siebie zawsze tenże sam stosunek wartościowy, niezależnie od zmian, którym wartość złota podlega. Niech ta wartość spadnie o 1000%, to jednak 12 uncyj złota będą warte potem, jak i przedtem, 12 razy więcej od jednej uncyi; w cenach rzecz cała zasadza się na stosunku rozmaitych ilości złota pomiędzy sobą. Z drugiej strony, uncyja złota bynajmniej nie zmienia swojej wagi przez zniżkę lub podwyżkę wartości, a więc i waga jego części spółmiernych pozostaje bez zmiany, ztąd wynika, że złoto, jako stała skala cen, oddaje zawsze te same usługi, bez względu na zmiany, zachodzące w jego wartości.
Proces historyczny, który w dalszym ciągu wyjaśnimy z natury cyrkulacyi metalicznej, spowodował to, iż jedna i taż sama nazwa wagi została zachowaną dla zmiennej ciągle i spadającej wagi szlachetnych kruszców w ich funkcyi skali cen. Tak np. angielski funt oznacza mniej, niż ⅓ początkowej swej wagi, szkocki funt przed uniją już tylko 1/36, francuski livre 1/74, moravedi hiszpański 1/1000, portugalskie re jeszcze mniejszą proporcyję. W taki sposób oddzieliły się od siebie historycznie nazwy wag metalowych od powszechnych nazw wag. Ponieważ określenie jednostki miary, jej spółmiernyeh części i ich nazw jest z jednej strony rzeczą najzupełniej konwencyjonalną, a z drugiej strony ponieważ określenie to powinno wewnątrz obiegu posiadać charakter powszechności i konieczności, musiało więc być prawnie ustanowionem. Czysto formalna operacyja przypadła więc w udziale rządom. Określony metal, służący za materyjał dla pieniędzy, był społecznie danym.
W rozmaitych krajach jest naturalnie prawna skala cen różną. W Anglii np. uncyja, jako waga metalu, jest podzieloną na Pennyweights, Grains i Carats Troy; uncyja zaś, jako jednostka miary pieniężnej, dzieli się na 3⅞ suwerenów, suweren na 20 szylingów, szyi. na 12 pensów, tak, iż 100 funtów złota, po 22 karatów funt (200 uncyj) = 4,872 suwerenów i 10 szylingów. Na rynku wszakże wszechświatowym, na którym granice krajowe znikają, ’ znikają zarazem i nacyjonalne charaktery miar pieniężnych, ustępując przed powszechnemi miarami wag metali.
Cena lub quantum złota, w które idealnie przekształca się towar, wyraża się obecnie przez nazwy pieniężne skali złota. Tak więc, zamiast powiedzieć: korzec pszenicy równa się jednej uncyi złota, powiedzianoby w Anglii: równa się 3 funtom sterlingom, 17 szyl. 10½ pensom. Wszystkie ceny wyrażają się tak jednoimiennie. Właściwa forma, którą towary nadają swej wartości zamiennej, przemieniła się w nazwy pieniężne, w których wzajemnie sobie powiadają, co są warte. Złoto ze swej strony staje się pieniądzem obrachunkowym.
Przemiana towaru w pieniądz obrachunkowy w głowie, na papierze, w mowie, odbywa się za każdym razem, gdy jakikolwiekbądż rodzaj bogactwa zostaje ustanowionym z punktu widzenia wartości zamiennej. W tej przemianie materyjał złota nie jest potrzebny, ale tylko w pojęciu, idealnie. By ocenić wartość 1000 kul bawełny w określonej ilości uncyj złota,, dalej, by tę ostatnią wyrazić w nazwach obrachunkowych uncyi, w funtach sterl., szylingach, pensach, nie jest potrzebnym ani jeden atom rzeczywistego złota. Tak np. w Szkocyi przed aktem bankowym św. Roberta Peela z r. 1845 nie było w obiegu ani jednej uncyi złota, jakkolwiek uncyja złota i to wyrażona w angielskiej skali obrachunkowej w 3 funt. sterl. 17 szyl. 10½ pens. służyła za prawną miarę cen. Tak służy srebro za miarę cen przy wymianie towarów pomiędzy Syberyją a Chinami, jakkolwiek handel jest tu w istocie tylko handlem wymiennym. Dla złota więc, jako dla pieniędzy obrachunkowych, jest to rzeczą zupełnie obojętną, czy wybito zeń lub nie jego jednostkę miary i jej poddziały.
AV Anglii za czasów Wilhelma Zwycięzcy 1 f. sterl., który powinien był być wówczas jednym funtem czystego srebra i szyling, t. j. 1/20 część funta, istniały tylko jako pieniądze obrachunkowe, podczas gdy penny, 1/240 część funta srebra, była największą srebrna monetą. Odwrotnie dzieje się w obecnej Anglii: nie istnieją w niej ani szylingi, ani pensy, chociaż stanowią prawne imiona obrachunkowe dla określonych części uncyj złota. Pieniądz, jako pieniądz obrachunkowy, może wogóle istnieć tylko idealnie, podczas gdy istniejące rzeczywiście złoto zostaje wybijanem podług zupełnie innej skali. Np. we wielu angielskich kolonijach Północnej Ameryki złoto znajdujące się w obiegu jeszcze późno w XVIII wieku, składało się z hiszpańskich i portugalskich monet, podczas gdy pieniądz obrachunkowy wszędzie był ten sam, co i w Anglii.
Ponieważ złoto, jako skala cen, posiada też same nazwy, co i ceny towarów, tak że naprz. uncyja złota może być również dobrze, co i cena 1 tonny żelaza, wyrażona przez 3 f. st. 17 szyi. 10½ pen., to nazwano nazwy obrachunkowe złota, jego ceną. Zadziwiająca ta myśl powstała z tego, jakoby złoto było ocenianem samo przez się i jakoby w przeciwieństwie z innymi towarami, otrzymywało od państwa stałą cenę. Pomieszano tu określenie nazw monety obrachunkowej, odnoszonych do pewnych oznaczonych wag złota, z określeniem wartości tych wag. Złoto tam, gdzie ono służy jako element określenia cen, a zatem jako pieniądz obrachunkowy, nie posiada nietylko stałej, ale wogóle żadnej ceny. By takową posiąść, t. j. by się wyrazić w pewnym specyficznym towarze, jako powszechnym ekwiwalencie, to ten drugi towar musiałby grać takąż samą wyjątkową rolę w procesie obiegu, jak i złoto. Dwa wszakże towary, wyłączające wszystkie inne towary, wyłączają się nawzajem. Wszędzie zatem, gdzie złoto i srebro legalnie istnieją obok siebie, jako moneta, t. j. jako miara wartości, napróżno starano się postępować z niemi, jakby one stanowiły jedne i tę samą substancyję. Przypuszczać, iż ta sama ilość pracy niezmiennie wciela się w ten sam stosunek złota i srebra, jest to w samej rzeczy przypuszczać, że srebro i złoto są jedną substancyją i że pewne określone quantum srebra, metalu, mającego mniejszą wartość od złota, jest niezmienną częścią pewnego określonego quantum złota.
Poczynając od panowania Edwarda III do czasów Jerzego II, dzieje srebra w Anglii przedstawiają ciągły szereg zmian, pochodzących od kolizyi pomiędzy stosunkiem urzędowej wartości złota i srebra, a wahaniami ich wartości rzeczywistej. To złoto, to znowu srebro oceniano zbyt wysoko. Metal, oceniony poniżej swej wartości, zostawał wycofywanym z obiegu, przetapianym i wywożonym za granicę. Stosunek wartości dwóch metali znowu zostawał urzędownie zmienianym, ale — jak dawniej — nowa wartość nominalna wchodziła wkrótce w starcie z rzeczywistym stosunkiem wartościowym.
Nawet za naszych czasów, słaba i chwilowa zniżka złota względem srebra, wynikająca z zażądania srebra przez Chiny i Indyje, wywołała we Francyi to samo zjawisko na wielką skalę — mianowicie wywóz srebra i zastąpienie go w obiegu przez złoto. W latach 1855, 1856 i 1857 wwóz złota do Francyi przewyższył jego wywóz na 41,580,000 f. sterl., gdy tymczasem wywóz srebra przewyższył jego wwóz na 14, 740, 000 f. s. W samej rzeczy, w kraju takim, jak Franeyja, gdzie dwa metale są urzędowemi miarami wartości i oba posiadają przymusowy obieg, tak, że każdy może dowolnie płacić jednym lub drugim, metal, będący w podwyżce, podlega agio i wyraża cenę, jak i każdy inny towar w metalu przecenianym, który jeden tylko funkcyjonuje, jako miernik wartości. Doświadczenie, dostarczone pod tym względem przez dzieje, po prostu sprowadza się do tego, że tam, gdzie dwa towary urzędowo spełniają funkcyją miernika wartości, znajduje się rzeczywiście jeden tylko towar, utrzymujący się na tem stanowisku.
Ta okoliczność, że towary przemieniają się w swych cenach tylko idealnie w złoto, a zatem złoto tylko idealnie zamienia się w pieniądze, była przyczyną pojawienia się teoryi o idealnej jednostce miary pieniężnej. Ponieważ przy oznaczaniu ceny fuukcyjonujc tylko idealne złoto i srebro, ponieważ występują one tylko jako pieniądze obrachunkowe, twierdzono, że nazwy: funt, szyling, pens, talar, frank i t. d. nie przedstawiają pewnych wag złota, srebra, ani też w jakikolwiekbądź inny sposób uprzedmiotowanej pracy, lecz — idealne atomy wartości. Gdyby więc wartość jednej np. uncyi złota wzrosła, to zawierałaby ona więcej takich atomów i musiałaby być obrachowaną i wybitą w większej ilości szylingów. Doktryna ta, która na nowo weszła w użycie podczas ostatniego kryzysu handlowego w Anglii i nawet parlamentarnie była bronioną w dwóch specyjalnych sprawozdaniach, dodanych do sprawozdania Komitetu bankowego z r. 1858, pochodzi z końca XVII wieku.
Za czasów przyjścia do władzy Wilhelma III cena monetarna jednej uncyi srebra wynosiła w Anglii 5 szyi. 2 pensy, czyli że 1/62 uncyi srebra zwała się pensem, a 12 takich pensów — szylingiem. Podług tej skali waga srebra, wynosząca np. 6 uncyj, była wybijaną na 31 sztuk, zwiących się szylingami. Cena wszakże rynkowa uncyi srebra podniosła się ponad cenę monetarną, z 5 szylingów 2 pensów na 6 szyi. 3 pen., t. j. by kupić jedną uncyję czystego srebra, trzeba było dać 6 szyl. 3 p.
Jak mogła cena rynkowa uncyi srebra podnieść się nad cenę monetarną, jeżeli ta ostatnia jest tylko nazwą obrachunkowa dla spółmiernych jej części?.. Zagadka bardzo łatwo się rozwiązuje... Z 5,600,000 funtów sterl. srebrnych pieniędzy, które wówczas były w obiegu, 4 milijony były sfałszowane i oberżnięte. Przy próbie okazało się, iż 57,200 f. sterl. w srebrze, które powinny były ważyć 220, 000 uncyj, ważyły tylko 141,000. Mennica wybijała zawsze podług jednakowej skali, lecz faktycznie znajdujące się w obiegu lekkie szylingi przedstawiały mniejsze współmierne części uncyi. niż jak to ich imiona pokazywały. Trzeba więc było płacić większą ilość tych zmalałych szylingów na rynku za uncyję czystego srebra. Gdy wskutek powstałego ztąd zamieszania postanowiono powtórnie przebić całą monetę, wówczas Lowndes, sekretarz skarbu, twierdził, iż wartość uncyi srebra wzrosła i że powinna ona na przyszłość być wybitą w 6 szyi. 3 pen. zamiast 5 szyi. 2 p. Twierdził więc on w rzeczywistości, iż ponieważ wartość uncyi się podniosła, to wartość jej części współmiernych spadła. Fałszywa jego teoryja służyła wszakże tylko za upiększenie dla słusznego praktycznego celu. Długi państwowe zaciągnięte zostały w lekkich szylingach — miały więc być zapłacone w cięższych? Zamiast powiedzieć zwróćcie 4 uncyję srebra za każde nominalne 5 uncyj, a faktycznie 4 uncyję, któreście otrzymali, mówił on naodwrót: zwróćcie nominalnie 5 uncyj, zredukujcie je wszakże co do metalicznej ich zawartości na 4 uncyję i nazywajcie szylingiem to, coście dotychczas nazywali ⅘ szylinga. Lowndes więc faktycznie trzymał się zawartości metalicznej, podczas gdy w teoryi mówił o nazwie obrachunkowej. Jego przeciwnicy, którzy trzymali się tylko nazwy obrachunkowej, przeto ogłaszali szyling lżejszy o 25—50% za równoznaczny z posiadającym pełną I wagę, twierdzili naodwrót, iż zwracają uwagę tylko na zawartość metaliczną.
John Locke, który był przedstawicielem nowszej burżuazyi we wszystkich formach: przemysłowców wobec robotników i pauprów, komersantów wobec staromodnych lichwiarzy, arystokracyi finansowej wobec dłużników państwowych i który we własnem dziele wskazywał na rozum burżuazyjny, jako na normalny ludzki rozum, podniósł rękawicę i przeciw Lowndes’owi. Locke zwyciężył i pieniądze pożyczone w postaci gwinej, wartujących po 10 — 14 szyi. sztuka, były zwrócone w gwineach o zupełnej wartości (20 szyi. sztuka).
Sir James Steuart całą tę transakcyję określa ironicznie w sposób następujący: „rząd wygra! znacznie na podatkach, wierzyciele na kapitale, procentach, a naród — jedyny oszukany — nie poznał się na tem, gdyż jego stopa życiowa (miara jego własnej wartości) nie poniżyła się“[11]. Steuart sądził, iż przy dalszym handlowym rozwoju naród stanie się bardziej przebiegłym. Omylił się. W 100 lat potem powtórzyło się toż samo quid pro quo.
Jest to w porządku rzeczy, iż biskup Berkeley, przedstawiciel mistycznego idealizmu w angielskiej filozofii, nadał nauce o idealnej jednostce miary pieniężnej zwrot teoretyczny, co zaniedbał praktyczny „sekretarz skarbu.“ Mówi on: „czyż nazwy: livre, funt etc. krrna itd. nie trzeba rozpatrywać jedynie, jako nazwy stosunków (mianowicie stosunków abstrakcyjnej wartości, jako takowej)? Czyż złoto, srebro i papier są czem innem, niż zwykłymi biletami lub znakami dla obliczeń, zaznaczeń i przeróbek tych stosunków wartościowych? Czyż bogactwo nie polega na władzy rozporządzania się industryją (pracą społeczną) innych? Czy pieniądze w istocie są czem innem, niż maską, znakiem dla przeniesienia lub rejestrowania takiej władzy i czy nareszcie jest rzeczą wielkiej wagi, jakim jest materyjał tych znaków“[12]?
Tutaj znajdujemy pomieszanie z jednej strony miary wartości i i skali cen, z drugiej strony złota i srebra, jako miary i jako środka obiegu. Z tego, że metale w procesie obiegu mogą być zastąpione przez znaki, Berkeley wnosi, że znaki te ze swej strony nic nie przedstawiają, a mianowicie, iż przedstawiają abstrakcyjne pojęcie wartości.
Teoryja o idealnej jednostce miary pieniężnej jest tak zupełnie rozwiniętą u sira Jamesa Steuart’a, iż jego naśladowcy — nieświadomi naśladowcy, gdyż go nie znali nawet — nie mogą wynaleść ani nowego obrotu mowy, ani nawet nowego przykładu. „Pieniądz obrachunkowy — mówi on — nie jest niczem innem, jak dowolną skalą o równych częściach, wynalezioną dla mierzenia stosunkowej wartości sprzedajnych rzeczy. Pieniądz obrachunkowy jest rzeczą zupełnie odrębną od pieniądza monetarnego, który jest ceną[13]; mógłby on istnieć, jakkolwiek na świecie nie byłoby żadnej substancyi, któraby była proporcyjonalnym ekwiwalentem dla wszystkich towarów. Pieniądz obrachunkowy odegrywa takąż samą rolę dla wartości przedmiotów, jak stopnie, minuty, sekundy i t. d. dla kątów lub skale dla kart geograficznych itd. We wszystkich tych wynalazkach przyjmujemy pewne określenie za jedność. Użyteczność wszystkich tego rodzaju urządzeń ogranicza się jedynie tem, iż są one wskazówkami proporcyi; toż samo jednostka pieniężna. Nie może więc ona być w żadnym stałym stosunku do jakiejkolwiekbądź części wartości, t. j. nie może ona być przytwierdzoną do żadnego ąuantum złota, srebra lub jakiegokolwiekbądź innego towaru. Przyjąwszy raz jednostkę, możemy przez mnożenie dochodzić do najwyższej wartości. Ponieważ wartość towarów zależy od powszechnego związku oddziaływających na nie okoliczności i od kaprysów ludzi, to powinna ona byłaby być rozpatrywaną jako ulegająca zmianom tylko pod wpływem wzajemnych ich stosunków. Wszystko to, co przeszkadza ustaleniu proporcjonalnej zamiany na zasadzie pewnej, powszechnej, określonej i niezmiennej skali, oddziaływuje szkodliwie na handel. Złoto jest tylko idealna skalą o równych częściach. Jeżeli kto zapyta, co ma być jednostką miary wartości jednej z tych części, to w odpowiedzi postawne inne zapytanie: co jest normalną wielkością stopnia, minuty, sekundy? Nie posiadają one takowej, ale jeżeli raz część przyjętą została, to odpowiednio do natury danej skali, reszta musi odpowiednio się zastosować. Za przykład tych idealnych pieniędzy mogą służyć pieniądze bankowe amsterdamskie i pieniądze angolskie afrykańskiego pobrzeża“[14].
Steuart trzyma się wprost formy, w jakiej pieniądz występuje w cyrkulacyi, jako skala cen i jako pieniądz obrachunkowy. Jeżeli rozmaite towary notowane są na preiskurant’cie w 15, 20 i 36 szylingach, to nie interesuje mnie w istocie przy porównaniu ich wielkości wartościowych ani srebrna zawartość, ani też imię szylinga. Stosunki liczebne 15, 20, 36 mówią tu wszystko i liczba 1 stała się jedyną jednostką miary. Czysto oderwanem wyrażeniem proporcyi jest wogóle tylko sama abstrakcyjna proporcyja liczebna.
By być konsekwentnym, Steuart powinien był porzucić nietylko złoto i srebro, ale także i ich legalne imiona chrzestne. Nie rozumiejąc przemiany miary wartości w skalę cen, wierzy on naturalnie, że określone quantum złota, służące za jednostkę miary, odnosi się, jako miara, nie do innych ilości złota, lecz do wartości, jako takowych. Ponieważ towary za pomocą przemiany swych wartości zamiennych w ceny występują na jawą jako jednoimienne wielkości, to nie przyznaje on tej własności miary, która je czyni jednoimiennemi, a ponieważ w tej przemianie rozmaitych ilości złota wielkość quantum złota, służącego za jednostkę, jest konwencyjonalna, to nie przyznaje on, by ona wogóle musiała być ustanowioną. Zamiast 1/360 części koła, mógłby on nazwać 1/180 stopniem; kąt prosty mierzonoby wówczas 45° zamiast 90°, odpowiednio do tego — kąty ostre i tępe. Tem niemniej wszakże miara kątów pozostałaby i nadal: primo jakościowo określoną matematyczną figurą, kołem i secundo ilościowo określoną częścią koła.
Co się tyczy przykładów Steuarfa, to jednym z nich sam się pobiją, a drugim niczego nie dowodzi. Pieniądze bankowe amsterdamskie były rzeczywiście tylko zasadą obrachunkową dla hiszpańskich dublonów, które zachowały swe pełnoważne tusze dzięki bezczynnemu spoczywaniu w piwnicach bankierskich, podczas gdy ruchliwa moneta kursowa schudła w twardem ścieraniu się ze światem zewnętrznym. Co się zaś tyczy afrykańskich idealistów, to musimy ich pozostawić własnemu ich losowi, dopóki krytyczni podróżopisarze coś bardziej ścisłego nam o nich nie powiedzą. Idealnymi pieniędzmi w sensie Steuart’a możnaby w przybliżeniu tylko nazwać francuskie asygnaty: „Własność narodowa. Asygnata na 100 franków. “ Wprawdzie była tu wskazaną wartość użytkowa, którą asygnata miała przedstawiać, a mianowicie skonfiskowane dobra, ale ilościowe określenie jednostki miary zapcmnianem zostało, przez co „frank“ pozostał wyrazem bez sensu. Ile ziemi przedstawiał frank asygnacyjny, zależało mianowicie od rezultatu licytacyj urzędowych. Na praktyce wszakże frank asygnacyjny cyrkulował, jako znak wartościowy w miejscu srebra, to też podług tej srebnej skali mierzyła się jego deprecyjacyja.
Epoka zawieszenia wypłat gotówką przez bank angielski była nie o wiele płodniejszą w biuletyny walki, niż w teoryje pieniężne. Deprecyjacyja banknotów i wzrost ceny rynkowej złota ponad cenę monetarną wywołały na nowo ze strony obrońców banku doktrynę o idealnej mierze pieniężnej. Klasycznie niejasne wyrażenie niejasnej teoryi znalazł lord Castlreagh, gdy oznaczył jednostkę miary pieniężnej, jako a sense of value in reference to currency as compared with commodities.“ Gdy w kilka lat po zawarciu paryskiego pokoju warunki pozwoliły na nowo rozpocząć wypłaty gotówką, podniosło się w prawie niezmienionej formie toż samo pytanie, które Lowndes za Wilhelma III poruszył. Olbrzymi dług państwowy i suma trwałych obligacyj i długów prywatnych, nagromadzonych w okresie dłuższym nad lat 20 i t. d. Wszystko to zaciągnięte zostało w zdeprecyjowanych banknotach. Czyż długi te miały być zwrócone w banknotach, z których 4, 672 funtów 10 szyi. nietylko nominalnie, ale faktycznie przedstawiały 100 funtów 22 karatowego złota?
Tomasz Attwood bankier z Birminghamu, wystąpił, jako Lowndes zmartwychwstały. Nominalnie wierzyciele powinni byli otrzymać w zwrocie tyle szylingów, ile nominalnie u nich zaciągnięto, lecz jeżeli 1/78 uncyi złota podług dawnej stopy monetarnej nazywała się szylingiem, to teraz powinna była być ochrzczoną szylingiem, dajmy na to 1/90 część uncyi. Zwolennicy Attwood’a znani są jako birminghamska szkoła „małych szylingowców“ [little shillingmen].
Spór o idealną miarę pieniężną, rozpoczęty w roku 1819, trwał jeszcze wciąż w r. 1845 pomiędzy sirem Robertem Peelem i Attwoodem, którego własna mądrość, o ile ona się odnosi do funkcyi pieniędzy, jako miary, wyczerpująco być przedstawioną w następującej cytacie: „Sir Robert Peel w swej polemice z birmighamską izbą handlową zapytuje: co będzie reprezentować nota funtowa?.. Czem jest funt?.. Co dalej mamy naodwrót pojmować pod obecną jednością miar wartości?.. 3 funty sterl. 17 szyl. 10½ pensów oznaczają jedną uncyję złota czy też jej wartość? Jeżeli samą uncyją, to czemu nie nazywać rzeczy ich własnem imieniem i zamiast funt szterling szyling, penny, nie mówić raczej: uncyja, penny — weight i gran? Wówczas wracamy do systemu bezpośredniej wymiany. Czyli też oznaczają wartość? Jeżeli jedna uncyja równa się 3 funtom sterl. 17 szyl. 10½ pen. to czemu była ona warta w rozmaitych czasach om 17 szyl. 9 pen.? Wyrażenie „funt“ (£) odnosi się do wartości, nie jest wszakże opartem na wartości, w niezmiennej części wagi złota. Funt jest idealną jednostką.
Praca jest substancyją, na którą się rozkładają koszta produkcyjne i ona nadaje złotu jego wartość względną na równi z żelazem. A zatem ta szczególna nazwa obrachunkowa, która jest używaną dla wyrażenia dziennej lub tygodniowej pracy mężczyzny, taka nazwa wyraża wartość wyprodukowanego w tym czasie towaru“[15].
W ostatnich słowach rozpływa się mgliste przedstawienie o idealnej mierze pieniędzy i przebija się właściwa treść pojęć o niej. Nazwy obrachunkowe złota: Funt sterling, szyling i t. d. mają być nazwami określonych ilości czasu roboczego. Ponieważ czas roboczy jest substancyją i miarą wewnętrzną wartości, to nazwy te przedstawiają wrzekomo same przez się stosunki wartościowe. Innemi słowy czas roboczy wystawiony zostaje, jako istotna jednostka miary pieniężnej.
Na tem kończymy ze szkołą birminghamską; zauważmy wszakże mimochodem, iż doktryna o idealnej mierze pieniężnej otrzymuje nowe znaczenie w kwestyi spornej o wymienialności lub niewymienialności banknotów. Jeżeli papier otrzymuje swe miano od złota lub srebra, to wymienialność noty (konvertibilität) t. j. jej zdolność zamienienia się na złoto lub srebro pozostaje ekonomicznem prawem, niezależnie od tego, co głosi prawo jurydyczne. Pruski np. talar papierowy, jakkolwdek prawnie nie podlegający spieniężeniu, zostałby momentalnie zdeprecyjowanym, gdyby w zwykłym obiegu wart był mniej od srebrnego talara, t. j. gdyby praktycznie nie mógł być spieniężonym. Konsekwentni więc przedstawiciele niezmienialnyck pieniędzy papierowych uciekają się w Anglii do idealnej miary wartości..Jeżeli nazwy obrachunkowe: funt szterling, szyling i t. d. są nazwami określonego quantum atomów wartości, które jeden towar, zamieniając się na inne, wsysa lub wyrzuca w większej lub mniejszej ilości, to angielski pięcio-funtowy banknot np. byłby tak samo niezależnym od swego stosunku do złota, jak — od swego stosunku do bawełny lub żelaza. Ponieważ jego zdolność teoretycznego równoważenia się z pewnem quantum złota lub jakiegokolwiekbądź innego towaru nie istniałaby, to żądanie jego zamienialnośei t. j. praktycznego zrównania z określonemi ilościami wyszczególnionego przedmiotu byłoby przez samą jego istotę wykluczonem.
Nauka o czasie roboczym, jako bezpośredniej jednostce miary pieniężnej po raz pierwszy systematycznie rozwiniętą została przez Johna Gray’a[16]. Każe on nacyjonalnemu centralnemu bankowi za pośrednictwem banków filijalnych określić czas roboczy, używany w produkcjo rozmaitych towarów. W zamian towaru wytwórca otrzymuje oficyjalne świadectwo wartości jego, t. j. kwit świadczący o otrzymaniu takiego quantum czasu roboczego, jakie towar jego zawiera i te banknoty o jednym tygodniu, dniu, godzinie pracy i t. d. służą znowu, jako przekazy na ekwiwalent w którymkolwiekbądź z towarów złożonych w składach bankowych. To jest jego fundamentalna zasada, którą Gray starannie rozwija w szczegółach i wszędzie zastosowuje do istniejących angielskich urządzeń. Przy tym systemie — mówi Gray — byłoby także łatwo w każdym czasie sprzedać za pieniądze, jak obecnie jest łatwo kupić. Produkcyja byłaby równomiernem i nigdy niewyczerpanem źródłem popytu“[17]. Szlachetne metale straciłyby swe przywileje względem innych towarów i „zajęłyby stosowne dla nich miejsce na rynku obok masła, jaj, sukna i perkalu i wartość ich nie interesowałaby nas więcej, niż wartość dyjamentów“[18]. „Czyż mamy więc zatrzymać naszą wyobrażoną miarę wartości, złoto i w ten sposób skuwać produkcyjne siły kraju, czy też mamy zwrócić się do naturalnej miary wartości, pracy, by wyswobodzić te siły?“[19].
Jeżeli czas roboczy jest wewnętrzną miarą wartości, to dlaczego obok niej istnieje jeszcze inna zewnętrzna miara? Dlaczego wartość zamienna rozwija się w cenę? Dlaczego wszystkie towary oceniają swą wartość w jednym wyjątkowym towarze, który w ten sposób staje się równoznacznym bytem wartości zamiennej, pieniądzem? Oto zadanie, które Gray miał do rozstrzygnięcia. Zamiast rozstrzygać, wyobraził on sobie, iż towary mogłyby się bezpośrednio nawzajem odnosić ku sobie jako produkty społecznej pracy. One mogą jednak odnosić się ku sobie tylko tak, jakiemi są. Towary są wytworami jednostkowych niezależnych prywatnych prac, które muszą dopiero przez pozbycie się ich w procesie wymiany wystąpić jako praca społeczna, czyli że praca odbywająca się na gruncie produkcyi towarowej tylko wówczas staje się pracą społeczną, gdy przedstawiciele prac indywidualnych wszechstronnie się ich pozbywają. Jeżeli wszakże Gray przyjmuje czas roboczy, zawarty wT towarach za bezpośrednio społeczny, to przyjmuje on go za społeczny czas roboczy czyli za czas roboczy bezpośrednio stowarzyszonych osobników... Wtedy rzeczywiście jeden specyficzny towar, jak złoto lub srebro, nie mógłby wystąpić przeciw innym towarom, jako wcielenie powszechnej pracy, wartość zamienna nie stawałaby się ceną, ale zarazem wartość użytkowa nie stawałaby się wartością zamienną, wytwór nie stawałby się towarem i w ten sposób zniesioną zostałaby sama zasada burżuazyjnego społeczeństwa. Nie jest to wszakże bynajmniej myśl Gray’a. Produkta mają być — według niego — jako towary wytwarzane, ale nie jako towary wymieniane. Gray powierza bankowi nacyjonalnemu wykonanie tego pium desiderium. Z jednej strony społeczeństwo w’ postaci banku, czyni jednostki niezależnemi od warunków prywatnej wymiany, z drugiej — pozwala ono im i nadal produkować na zasadzie prywatnej wymiany. Wewmętrzna konsekwencyja pobudza Gray’a do odrzucenia jednego warunku burżuazyjnej produkcyi po drugim, jakkolwiek on chce tylko „zreformować“ powstały z wymiany towarów pieniądz. Tak zamienia on kapitał w kapitał narodowy[20], własność
ziemską we własność narodową[21] i jeżeli uważnie patrzeć będziemy na palce jego banku, to znajdziemy, że on nietylko jedną ręką przyjmuje towary, a drugą wydaje świadectwa za otrzymaną pracę, lecz sam reguluje produkcyją. W ostatniem swem piśmie, Lectures on money, w którem Gray skrupulatnie stara się przedstawić swoje pieniądze robocze, jako czysto burżuazyjną reformę, wpada on w jeszcze bardziej krzyczące absurdy.
Każdy towar jest bezpośrednio pieniądzem — to była teoryja Gray’a, wyprowadzona z jego niezupełnej a zatem mylnej analizy towaru. „Organiczna“ konstrukcyja „pieniędzy roboczych“, „nacyjonalnego banku“ i „składów towarowych“ jest tylko fantastycznym obrazem, w którym dogmat tumani nas, jako światowładne prawo. Dogmat, że towar jest bezpośrednio pieniądzem czyli że zawarta w nim praca szczególna prywatnej osoby jest bezpośrednio pracą społeczną, nie stanie się — ma się rozumieć — prawdą dlatego, że bank weń wierzy i podług niego postępuje. Bankructwo przyjęłoby raczej w takim wypadku na siebie rolę praktycznej krytyki. To, co u Grav’a było przykryłem i jemu samemu niewiadomem, a mianowicie, że pieniądz roboczy jest ekonomicznie brzęczącym frazesem dla poczciwego życzenia pozbycia się pieniędzy, wraz z nimi wartości zamiennej, z wartością zamienną towaru, a z towarem burżuazyjnej formy produkcyi — to wypowiedzianem zostaje przez kilku angielskich socyjalistów, którzy pisali po części przed, po części po Gray’u[22].
Dla p. Proudhona i jego szkoły zachowanym został honor prawienia poważnych kazań o degradacyi pieniędzy i o wniebowzięciu towaru, jako o jądrze socyjalizmu; — w ten sposób rozpuścili oni socyjalizm w elementarnem nieporozumieniu co do niezbędnego związku pomiędzy towarem i pieniądzem[23].
Potem jak towar w procesie nadawania cen otrzymał swą zdolną do obiegu formę, a złoto swój charakter pieniężny, to obieg przedstawi, a zarazem roztrzj gnie sprzeczności, które proces wymiany towarów zawierał. Rzeczywista wymiana towarów, t j — społeczny obieg materyi odbywa się za pomocą zmiany formy, w której dwoista natura towaru, jako wartości użytkowej i jako wartości zamiennej się rozwija, w której jednak zarazem zmiana formy samego towaru jednocześnie się krystalizuje w określonych formach pieniędzy. Przedstawienie tej zmiany formy jest przedstawieniem cyrkulacyi. Ponieważ widzieliśmy, że towar jest rozwiniętą wartością zamienna tylko przy tym warunku, że istnieje świat towarowy, a z nim razem faktycznie rozwinięty podział pracy, to obieg każe uprzednio przypuszczać wszechstronny proces wymiany i stałe odnawianie się jego potoku. Drugi uprzedni warunek polega na tem, by towary wstępowały z określonemi cenami do procesu wymiany, albo by występywały wewnątrz tego procesu jako podwójne egzystencyje: realnie, jako wartości użytkowe, idealnie — w cenach — jako wartości zamienne.
W najbardziej ożywionych ulicach Londynu magazyn ciśnie się koło magazynu, za pustemi oczyma wystaw błyszczą wszystkie bogactwa świata: indyjskie szale, amerykańskie rewolwery, chińska porcelana, paryskie gorsety, ruskie futra i tropikalne korzenie, ale wszystkie te ładne rzeczy noszą na czołach fatalne papierki z arabskiemi cyframi o lakonicznym napisie: funt sterling, szyling, penny. Jest to obraz towarów występujących w obiegu.
Przy bliższem rozpatrzeniu procesu eyrkulacyi można dostrzedz dwie rozmaite formy obiegu. Nazwijmy towar T, pieniądz P; teraz możemy dwie te formy wyrazić, jak następuje:
P — T — P
W niniejszym oddziale zajmuje nas tylko pierwsza forma, czyli bezpośrednia forma obiegu towarowego.
Obieg T — P — T rozkłada się na ruch T — P, wymianę towaru na pieniądze, tj. sprzedaż; na odwrotny ruch P — T, wymianę pieniędzy na towar, czyli kupno; i na jedność obydwu tych ruchów T — P — T, wymianę towaru na pieniądze i pieniędzy na towar, czyli sprzedaż dla kupna. Jako rezultat wszakże, w którym cały proces przytłumionym zostaje, otrzymujemy T — T, wymianę towaru na towar, rzeczywisty obieg materyi.
T — P — T w obiegu każdego towaru przedstawia przemianę jego w pieniądz i odwrotną przemianę z pieniędzy w towar, czyli ruch, w którym towar nasamprzód istnieje, jako szczególna wartość użytkowa, potem zrzuca tę egzystencyję, przybierając nową, zupełnie wolną od wszelkiego związku z jego naturalnym bytem i występuje jako wartość zamienna, czyli powszechny ekwiwalent, następnie zrzuca na nowo i tę formę i ostatecznie występuje, jako rzeczywista wartość użytkowa dla prywatnej potrzeby. W tej ostatniej formie wypada on z obiegu do spożycia. Całość cyrkulacyi T — P — T jest zatem naprzód wspólnym szeregiem przemian, które przebiega każdy oddzielny towar, by stać się bezpośrednią wartością użytkową dla swego posiadacza. Pierwsza przemiana odbywa się w pierwszej połowie obiegu T — P, druga — w drugiej jego połowie P — T, a cały obieg stanowi curriculum vitae towaru. Ale obieg T — P — T jest tylko wspólną metamorfozą pojedyńczego towaru, podczas gdy on jest zarazem sumą określonych jednostronnych metamorfoz innych towarów, gdyż każda przemiana pierwszego towaru jest przemianą jego w inny towar, a zatem przemianą innego towaru weń, t.j. jest obustronną przemianą, która się odbywa w tem samem stadyjum obiegu.
Mamy obecnie rozpatrzeć każdy z obydwóch procesów wymiennych, na które obieg T — P — T się rozpada oddzielnie.
T — P czyli sprzedaż: T, towar, wstępuje do procesu cyrkulacyi nietylko jako szczególna wartość użytkowa, np. jako tonna żelaza, ale zarazem jako wartość użytkowa o określonej cenie, przypuśćmy, 3 f. sterl. 17 szyi. 10’z, p. czyli jednej uncyi złota. Cera ta, będąc z jednej strony wykładnikiem ilości czasu roboczego, zawartego w towarze, t. j. jego wielkości wartościowej, wyraża jednocześnie nabożne życzenie przemienienia się w złoto, t. j. nadania zawartemu w nim czasowi roboczemu formy powszechnego społecznego czasu. Jeżeli ta transsubstancyjacyja się nie uda, to tonna żelaza przestaje być nietylko towarem, ale nawet wytworem, gdyż towarem jest ona tylko, jako nie-użyteczność dla swego posiadacza, jego zaś praca jest rzeczywistą pracą tylko o tyle, o ile jest praca użyteczną dla kogoś innego, dla niego zaś samego jest ona praca użyteczną o tyle tylko, o ile jest pracą abstrakcyjnie powszechna. Zadanie więc żelaza lub jego posiadacza polega na tem, by znaleść w świecie towarowym taki punkt, w którym żelazo przyciąga złoto. Ta trudność, to salto mortale towaru zostaje przezwyciężone, jeżeli sprzedaż rzeczywiście się odbywa, co też przypuszczamy tutaj, w analizie prostej cyrkulacyi. Ten proces pozbycia się tonny żelaza, to jest przejścia jej z ręki, gdzie ona nie jest wartością użytkową, do rąk, gdzie ona staje się takową, realizuje zarazem jej cenę: tonna żelaza z idealnego złota staje się zlotem rzeczywistem. Na miejsce imienia 3 f. sterl. 17 szyi. 10½ P — lub idealnej uncyi złota, występuje rzeczywista uncyja złota, ale tonna żelaza ustąpiła z placu. Za pomocą sprzedaży T — P nietylko towar, który w cenie swej przedstawiał idealne złoto, zamienia się w złoto rzeczywiste, ale zarazem złoto, które jako miara wartości, było tylko idealnym pieniądzem, tylko nazwą pieniężną towaru, przemienia się w rzeczywisty pieniądz. Jak ono przedtem było idealnie powszechnym ekwiwalentem, gdyż wszystkie towary mierzyły za pomocą niego swą wartość, tak teraz staje się ono, jako produkt wszechstronnego pozbycia się towarów za nie — a sprzedaż T — P jest właśnie tym procesem powszechnego pozbywania się. towarem absolutnie sprzedajnym, realnym pieniądzem. Złoto staje się tylko w sprzedaży realnym pieniądzem, gdyż wartości zamienne towarów w swych cenach były już idealnym pieniądzem.
W sprzedaży T — P, zarówno jak i w kupnie P — T stoją przeciw sobie dwa towary, będące połączeniem wartości użytkowej i zamiennej, ale w towarze istnieje jego wartość zamienna tylko idealnie, jako cena, podczas gdy w złocie, chociaż ono samo jest rzeczywistą wartością użytkową, ta ostatnia istnieje tylko jako przedstawicielka wartości zamiennej, a zatem tylko jako formalna, nie odnosząca się do żadnej indywidualnej potrzeby, wartość użytkowa. Przeciwieństwo pomiędzy wartością użytkową i wartością zamienną rozkłada się więc na dwóch krańcowych biegunach T — P, tak, że towar jest wobec złota wartością użytkową, która musi dopiero zrealizować w niem swą idealną wartość zamienną, cenę, podczas gdy złoto wobec towaru jest wartością zamienną, która dopiero materyjalizuje swą formalną wartość użytkową w towarze. Tylko w drodze tego rozdwojenia towaru na towar i złoto i w drodze podwójnego i przeciwnego stosunku, w którym każdy kraniec jest idealnie tem, czem jego sprzeczność jest idealnie, t. j. tylko w drodze przedstawienia towarów jako dwustronnie biegunowych sprzeczności, rozwiązują się zawarte w procesie ich wymiany sprzeczności.
Dotychczas rozpatrywaliśmy T — P, jako sprzedaż, jako przemianę towaru w pieniądze. Jeżeli wszakże spojrzymy na ten proces z odwrotnej strony, to wystąpi on przed nami raczej jako kupno P — T, jako przemiana pieniędzy w towar. Sprzedaż jest niezbędnie zarazem swą sprzecznością, kupnem: sprzedażą, jeżeli proces rozpatrujemy z jednej strony, kupnem — jeżeli rozpatrujemy go z drugiej strony. Czyli że w rzeczywistości proces w obydwu wypadkach odróżnia się tylko tem, iż w T — P inicyjatywa wychodzi z bieguna towarowego, t. j. od sprzedawcy, a w P — T z bieguna pieniężnego t. j. od kupca. Przedstawiając więc pierwszą metamorfozę towaru, jej przemianę w złoto, jako rezultat przebiegu pierwszej fazy cyrkulacyjnej T — P, przypuszczamy zarazem, iż inny towar już się zamienił na pieniądz, t. j. iż znajduje się już w drugiej fazie cyrkulacyjnej P — T.
W taki sposób wpadamy w błędne koło przypuszczeń. Sama cyrkulacyja jest tem błędnem kołem. Jeżeli będziemy rozpatrywać P z T — P, nie jako już odbytą metamorfozę innego towaru, to wyrzucamy ten akt wymiany z procesu obiegu. Poza obrębem tego ostatniego wszakże znika forma T — P i stają przeciw sobie dwa rozmaite T, np. żelazo i złoto, których wymiana nie stanowi żadnego szczególnego aktu cyrkulacyi, lecz prosty akt bezpośredniego handlu wymiennego. Złoto u źródła swej produkcja jest takim samym towarem, jak każdy inny. Stosunkowa wartość jego i żelaza, lub każdego innego towaru, wyraża się tu w ilościach, w których one się nawzajem wymieniają. Ale w procesie obiegu operacyja ta jest już uprzednio przyjętym warunkiem; w cenach towarowych istnieje już jego (złota) własna wartość. Nie ma więc nic mylniejszego, jak przedstawienie, iż złoto i towar wstępują wewnątrz procesu cyrkulacyjnego w stosunek bezpośredniego handlu zamiennego i że dzięki temu, ich wartość stosunkowa ustanowioną zostaje przez ich wymianę, jako prostych towarów. Jeżeli tak się wydaje, jakoby w procesie obiegowym złoto wymieniało się na inne towary, jako prosty towar, to pozór ten ztąd tylko pochodzi, że w cenach określona ilość towaru jest już zrównoważoną z określoną ilością złota, t. j. odnosi się do złota już jako do pieniędzy, jako do powszechnego ekwiwalentu i przeto jest nań bezpośrednio wymienialną. O ile cena towaru się realizuje w złocie, to towar zamienia się na nie, jako towar, jako szczególne zmateryjalizowanie czasu roboczego, ale o ile to sama cena się w nim realizuje, to towar zamienia się na nie, jako pieniądz, a nie jako towar, t. j. zamienia się, jako powszechne zmateryjalizowanie czasu roboczego. Pod obydwu wszakże względami ilość złota, na którą towar wewnątrz procesu cyrkulacyi się zamienia, zostaje określoną nie przez wymianę, lecz przeciwnie, to wymiana spowodowaną zostaje przez cenę towaru, t. j. przez jego wartość zamienną, ocenioną w złocie.
W obrębie procesu obiegowego złoto występuje w każdem ręku, jako rezultat sprzedaży T — P. Ponieważ wszakże sprzedaż T — P jest zarazem kupnem P — T, to okazuje się, iż podczas gdy T, towar, od którego proces się rozpoczyna, spełnia swą pierwszą metamorfozę, to inny towar, który jest przeciwnym krańcem P, spełnia swą drugą metamorfozę, a zatem przebiega drugą połowę cyrkulacja, podczas gdy pierwszy towar znajduje się jeszcze w pierwszej połowie jej drogi. Rezultat pierwszego procesu cyrkulacji, sprzedaży — pieniądz — jest punktem wyjścia dla drugiego jej procesu. Na miejsce towaru w jego pierwszej formie wystąpił jego złoty ekwiwalent. Rezultat ten może naprzód stanowić punkt spoczynku, gdyż towar w tej drugiej formie posiada własną, wyczekującą egzystencyję. Towar, który nie był w reku swego posiadacza użytecznym, ma teraz formę wciąż użyteczną, gdyż wciąż wymienialną i jest to tylko rzeczą zależną od okoliczności, kiedy i w jakim punkcie powierzchni świata towarowego on na nowo wstąpi do obiegu. Istnienie w stanie złotej lar wy jest samodzielnym okresem życia towaru, w którym on bawi dłużej lub krócej. Podczas gdy w bezpośrednim handlu zamiennym wymiana jednej szczególnej wartości użytkowej bezpośrednio jest związaną z wymianą innej szczególnej wartości użytkowej, to powszechny charakter pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, występuje w tem oddzieleniu się, w tem obojętnem rozpadnięciu się aktów kupna i sprzedaży (w cyrkulacyi).
P — T, kupno, jest ruchem odwrotnym ruchowi T — P, a zarazem drugą, czyli ostateczną metamorfozą towaru. Istniejąc, jako złoto, w formie powszechnego ekwiwalentu, towar może się bezpośrednio przedstawić w wartościach użytkowych wszystkich innych towarów, które w swych cenach dążą także do złota, t. j. do innej formy tego bytu, wskazując zarazem ilość, w jakiej muszą zabrzęczeć, by ich ciała, wartości użytkowe, przeszły na stronę pieniądza i by ich dusza, wartość zamienna, w samo złoto mogła wskoczyć. Powszechny produkt pozbywania się towarów jest towarem absolutnie wymienialnym. Nie ma już żadnej jakościowej granicy dla przemiany złota w towar, pozostaje tylko ilościowa granica: jego własnej wielkości wartościowej. „Wszystko można mieć za gotówkę.“ Podczas gdy towar w ruchu T — P, w procesie pozbywania się go, jako wartości użytkowej, realizuje swą własną cenę: wartość użytkową cudzego pieniądza, to w ruchu P — T realizuje on, jako wartość zamienna, swą własną wartość użytkową, a zarazem cenę innego towaru. Gdy towar, realizując swą cenę i zarazem przemienia złoto w rzeczywisty pieniądz, to za pomocą odwrotnej przemiany przeistacza on złoto w swą własną, tylko znikomą, pieniężną istność. Ponieważ obieg towarowy każe przypuszczać, jako uprzedni waru — nek. rozwinięty podział pracy, a zatem różnostronność potrzeb jednostki w przeciwieństwie do jeduosironności jego wytworu, to kupno, P — T, raz będzie się przedstawiać, jako zrównanie z pewnym ekwiwalentem towarowym, to znowu rozbija się na szereg ekwiwalentów towarowych, zakreślonych przez okrąg potrzeb kupca i przez rozmiary jego sumy pieniężnej. O ile sprzedaż jest zarazem kupnem, o tyle kupno jest zarazem sprzedażą, P — T jest zarazem T — P, inicyjatywa wszakże należy tu do złota, czyli do kupca.
Jeżeli obecnie zwrócimy się do całkowitej cyrkulacyi T — P-T, to okaże się, iż towar przebiega cały szereg jej metamorfoz. Jednocześnie wszakże z tem, jak on rozpoczyna pierwszą połowę swego obiegu i wykonywa pierwszą swą metamorfozę, drugi towar wstępuje w drugą połowę obiegu, spełnia drugą swą metamorfozę i wypada z cyrkulacyi i naodwrót, gdy pierwszy towar wstępuje w drugą połowę obiegu, spełnia drugą metamorfozę i wypada z cyrkulacyi, to trzeci towar wstępuje do niej, przebiega pierwszą połowę swej drogi i spełnia pierwszą metamorfozę. Całkowity więc obieg T — P — T, jako całkowita metamorfoza jednego towaru, jest zarazem zawsze końcem całkowitej metamorfozy drugiego towaru i początkiem całkowitej metamorfozy trzeciego towaru, t. j. szeregiem bez początku i końca. Dla uwidocznienia tego, oznaczmy T na obydwu krańcach w sposób rozmaity, np. jako T’ — P — T”. W istocie pierwsza część T’ — P każe przyjmować P za rezultat innego T — P, jest więc sama tylko ostatnią częścią T — P — T’, podczas gdy druga część P — T” w swym rezultacie jest T” — P, sama więc przedstawia się, jako pierwsza część T” — P — T’’’ itd. Dalej okazuje się, iż ostatnia część P — T, jakkolwiek P jest rezultatem tylko jednej sprzedaży, może się przedstawić jako P — T’-(-P — T” + P — T’’’-)-etc., może więc rozpaść się na masę aktów kupna. t. j. masę aktów sprzedaży t. j. masę pierwszych części nowych całkowitych metamorfoz towarowych. Jeżeli więc całkowita metamorfoza pojedynczego towaru przedstawia się nietylko jako część łańcucha metamorfoz bez początku i końca, ale wielu takich łańcuchów, to cały proces cyrkulacyjny świata towarowego przedstawia się, ponieważ każdy pojedyńczy towar spełnia obieg T — P — T, jako nieskończenie zagmatwany splot łańcuchowy ruchów, które na nieskończenie rozmaitych punktach wciąż się kończą i wciąż na nowo rozpoczynają. Każda pojedyńcza sprzedaż lub kupno stanowi wszakże zarazem obojętny i izolowany akt, którego część dopełniająca może być odeń oddzieloną w przestrzeni i czasie i nie potrzebuje przeto bezpośrednio łączyć się z nim, jako dalszy ciąg. Ponieważ każdy oddzielny proces obiegowy T — P lub P — T, jako przemiana jednego towaru w wartość użytkową, a drugiego w pieniądz jako pierwsza i druga faza cyrkulacyi, tworzą z dwu stron samodzielne punkty spoczynku, z drugiej wszakże strony wszystkie towary rozpoczynają drugą swą metamorfozę w postaci wspólnego im i powszechnego ekwiwalentu i stanowią się na punkcie wyjścia drugiej połowy cyrkulacyi, to w rzeczywistym obiegu dowolne P — T staje w szeregu obok dowolnego T — P, drugi okres przebiegu życiowego jednego towaru staje koło pierwszego okresu życia drugiego towaru.
A np. sprzedaje swoje żelazo za 2 funty sterl, wypełnia zatem T — P czyli pierwszą metamorfozę towaru żelaza, odkłada wszakże kupno na czas dłuższy. Jednocześnie B, który przed 14 dniami sprzedał 2 kwartery pszenicy za 6 f. sterl., kupuje za tę sumę palto i spodnie od Mojżesza i syna, wypełnia zatem P — T, czyli drugą metamorfozę towaru pszenicy. Obydwa te akty P — T i T — P występują tu tylko jako ogniwa jednego łańcucha, gdyż w P, w pieniądzu jeden towar wygląda tak samo, jak i drugi: nie sposób w nim poznać czy on jest zmetamorfozowanem żelazem, czy też zmetamorfozowaną pszenicą... W rzeczywistym więc procesie obiegowym T — P — T przedstawia się jako nieskończone i przypadkowe współistnienie i następstwo bez porządku rozrzuconych części rozmaitych, całkowitych metamorfoz. Rzeczywisty więc proces obiegowy wydaje się nie całkowitą metamorfozą towaru, nie jako jej przechodzenie przez sprzeczne fazy, lecz jako zwykły agregat wielu odbywających się koło siebie i następujących po sobie w sposób przypadkowy aktów kupna i sprzedaży. Dokładność więc formy tego procesu jest zupełnie zatartą i to tem zupełniej, iż każdy pojedyńczy akt cyrkulacji np. sprzedaż jest zarazem swą sprzecznością, kupnem i naodwrót. Z drugiej strony proces obiegu jest ruchem metamorfoz świata towarowego i dlatego musi ruch ten odzwierciedlać się w całkowitym procesie obiegu. Sposób, w jaki to się odbywa, będziemy rozpatrywać w następnym oddziale. Tutaj zauważymy jeszcze, iż w T — P — T obydwa krańce T nie znajdują się w jednakowym stosunku formalnym ku P. Pierwsze T odnosi się ku pieniądzom, jak szczególny towar do towaru powszechnego, podczas gdy pieniądze odnoszą się do drugiego T, jak powszechny towar do towaru pojedynczego. W logicznej więc abstrakcji T — P — T redukuje się do Sz — P — p, w którem Szczegółowość stanowi pierwszy kraniec, Powszechność — łączący środek, a pojedyńczość — ostatni kraniec.
Posiadacze towarów wstąpili do procesu obiegu, jako zwykli Stróże towarów. Wewnątrz jego występują oni przeciw sobie w przeciwstawnej formie kupca i sprzedawcy: jeden jest uosobioną głową cukru, drugi uosobionem złotem. Gdy głowa cukru staje się złotem, sprzedawca staje się kupcem. Te określone charaktery społeczne nie pochodzą więc z ludzkiej indywidualności wogóle, lecz ze stosunków wymiennych między ludźmi, którzy produkują swe wytwory w formie towarów. Stosunki, istniejące między kupcem i sprzedawcą, są tak mało indywidualne, iż oni obydwaj wstępują w nie tylko o tyle. O ile indywidualny charakter ich pracy zostaje zaprzeczonym, a mianowicie, o ile ona. jako praca żadnego indywiduum staje się pieniądzem. O ile więc jest bezmyślnem pojmowanie ekonomiczno-burżuazyjnych charakterów, kupca i’ sprzedawcy, jako wiecznych społecznych form ludzkiego indywidualizmu, o tyleż niesłusznem jest opłakiwać te charaktery, jako przyczynę zniszczenia tego indywidualizmu. Są to konieczne formy indywidualizmu, na podstawie określonego stopnia rozwoju społecznego procesu wytwarzania. W sprzeczności pomiędzy kupcem i sprzedawcą wyraża się przytem antagonistyczna natura burżuazyjnej produkcyi jeszcze tak powierzchownie 1 formalnie, że sprzeczność ta należy także i do przedburżuazyjnych form społecznych, gdyż wymaga ona tylko, by osobniki odnosiły się do siebie, jako posiadacze towarów.
Jeżeli obecnie rozpatrywać będziemy rezultat procesu T — P — T, to sprowadza się on do obiegu materyi T — T. Towar wymienił się na towar, wartość użytkowa na wartość użytkową i przemiana towaru w pieniądz służy tylko za pośrednictwo tego obiegu materyi. Pieniądz występuje w ten sposób, jako zwykłe narzędzie zamiany towarów, ale nie jako narzędzie zamiany wogóle, lecz, jako narzędzie zamiany, nacechowane przez proces cyrkulacyi, t, j. jako narzędzie obiegu.
Wnioskować z tego, że proces obiegu wyczerpuje się w T — T, że wydaje się zatem być handlem zamiennym, odbywającym się za pośrednictwem pieniędzy, czyli z tego, że wogóle T — P — T nietylko rozpada się na dwa oddzielne procesy, ale zarazem przedstawia ich ożywioną jedność, z tego — powtarzamy — wnioskować, jakoby istniała tylko jedność, a nie rozdział pomiędzy kupnem i sprzedażą, jest to sposób myślenia, który bardziej podpada krytyce logiki, niż ekonomii.
Tak samo, jak oddzielenie kupna od sprzedaży w procesie wymiany rozbija miejscowo-naturalne, z pochodzenia nabożne i dobroduszno-naiwne szranki społecznego obiegu materyi, tak jest ono zarazem powszechną formą, w której się odbywa poszarpanie zrosłych ze sobą momentów tego obiegu i ich ustalenie przeciwko sobie, jednem słowem formą. w której urzeczywistnia się możliwość kryzysów handlowych tylko dlatego wszakże, iż sprzeczność między towarem i pieniądzem jest abstrakcyjną i powszechną formą wszystkich sprzeczności, zawartych w burżuazyjnej pracy. Obieg pieniężny, może wi c odbywać się bez kryzysów, ale kryzysa nie mogą mieć miejsca bez obiegu pieniężnego. Oznacza to wszakże tylko to, że tam, gdzie praca, opierająca się na prywatnej wymianie, jeszcze nie doszła do wytworzenia pieniędzy, to nie może ona jeszcze wywoływać zjawisk, które zawarunkowane są przez zupełny rozwój burżuazyjnego procesu produkcyi. Możemy ztąd ocenić głębokość krytyki, która przez zniesienie „przywileju“ szlachetnych metali i przez tak zwany „racyjonalny system pieniężny“ chce uchylić „niedogodności“ burżuazyjnej produkcyi. Z drugiej strony, jako próba ekonomicznej apologetyki, wystarczać nam będzie jeden zwrot, który okrzyczano, jako nadzwyczaj trafny i głęboki.
James Mill, ojciec znanego angielskiego ekonomisty, Johna Stuarta Milla, powiada: „Nie może być nigdy braku kupców na wszystkie towary. Kto tylko przedstawia jakiś towar na sprzedaż, chce otrzymać w zamian zań inny towar, itst zatem kupcem przez sam fakt, iż jest sprzedawcą. Jeżeli więc będziemy rozpatrywać kupców i sprzedawców wszystkich towarów naraz, to muszą się oni, dzięki metafizycznej konieczności utrzymywać w równowadze. A zatem, jeżeli jest, więcej sprzedawców, niż kupców jednego towaru, to musi być więcej kupców, niż sprzedawców innego towaru.“ Mill ustanawia równowagę przez to, iż przemienia on proces obiegu w bezpośredni handel zamienny, a w ten ostatni znowu pokryjomu wprowadza zapożyczone z procesu obiegowego figury kupca i sprzedawcy. Mówiąc jego zagmatwanym językiem, istnieje w takich momentach, gdy wszystkie towary nie mogą być sprzedane, jak np. podczas określonych chwil handlowego kryzysu z r. 1857—1858, w Londynie i Hamburgu, więcej kupców niż sprzedawców jednego towaru, pieniędzy i więcej sprzedawców, niż kupców wszelkich innych pieniędzy, t. j. towarów. Metafizyczna równowaga kupna i sprzedaży sprowadza się do tego, iż każde kupno jest sprzedażą, a każda sprzedaż kupnem, co dla posiadaczy towarów nie przedstawia najmniejszej pociechy, gdyż artykułu tego nikt nie kupuje, ani sprzedaje.
Rozdział pomiędzy sprzedażą i kupnem czyni wraz z właściwym handlem możliwą masę pozornych transakcyj przed ostateczną wymianą pomiędzy wytwórcami i spożywcami towarów. Daje to możność masie pasożytów wcisnąć się w proces produkcyjny i wyzyskiwać powyższy rozdział. Oznacza to wszakże tylko to, iż wraz z pieniędzmi. jako powszechną formą burżuazyjnej pracy urzeczywistnia się możność rozwoju jej antagonizmów.
{{Istotny obieg przedstawia się nasamprzód, jako masa przypadkowo odbywających się koło siebie aktów kupna i sprzedaży. Zarówno w kupnie, jak i w sprzedaży towar i pieniądz stoją zawsze przeciw sobie w tym samym stosunku: sprzedawca po stronie towaru, kupiec po stronie pieniędzy. Pieniądz więc, jako narzędzie obiegu, występuje zawsze, jako narzędzie kupna, a wraz z tem różnica jego przeznaczeń w przeciwstawnych fazach metamorfozy towarów staje się nieuznawalną.
W tym samym akcie, w którym towar przechodzi do rak kupca, pieniądz przechodzi do rąk sprzedawcy. Towar więc i pieniądz biegną w przeciwnym kierunku i ta zmiana miejsc, za pomocą której towar przechodzi na jedną, a pieniądz na drugą stronę, odbywa się jednocześnie na niezliczonej ilości punktów całej powierzchni mieszczańskiego społeczeństwa. Pierwszy wszakże krok, który towar czyni w cyrkulacyi, jest zarazem jego ostatnim, krokiem[24]. Czy on zmienia miejsce dla tego. iż złoto (T — P) przezeń przyciąganem zostaje, czy też dlatego, że on przez złoto jest przyciągany (P — T), to w każdym razie za jednem poruszeniem, za jedną zmianą miejsca wypada on z obiegu do spożycia.
Obieg jest stałym ruchem towarów, ale towarów wciąż innych, i poruszających się tylko jeden raz. Każdy towar rozpoczyna druga połowę swego obiegu nie jako ten sam towar, lecz jako towar inny, jako złoto. A zatem ruch zmetamorfozowanego towaru jest ruchem złota. Ta sama sztuka złota, to samo złote indywiduum, które w akcie T — P raz zmieniło miejsce z jednym towarem, występuje naodwrót znowu, jako punkt wyjścia dla P — T i zmienia w ten sposób miejsce po raz wtóry z innym towarem. Tak samo, jak wyszło ono z ręki kupca ił do ręki sprzedawcy A. przechodzi ono znowu z ręki A, który stał się kupcem, do rąk C. A zatem ruch formalny towaru, przemiana jego w pieniądz i odwrotna przemiana z pieniądza, czyli ruch całkowitej metamorfozy towaru przedstawia się jako powierzchowny ruch tej samej sztuki złota, która zamienia miejsca dwakroć z dwoma towarami. Jakkolwiek akty kupna i sprzedaży odbywają się koło siebie w sposób przypadkowy i rozproszony, tu zawsze w rzeczywistej cyrkulacyi wobec kupca staje sprzedawca a pieniądz, który się porusza na miejsce sprzedanego towaru, musiał. zanim przyszedł do rąk kupca, już raz zamienić się miejscem z jakimś innym towarem. Z drugiej strony przechodzi on wcześniej lub później z ręki sprzedawcy, który stał się kupcem, do rąk innego sprzedawcy i w tem częstem powtarzaniu zmiany miejsca, wyraża on skojarzenia metamorfoz towarowych. Te same więc sztuki pieniężne posuwają się w odwrotnym kierunku do ruchu towarów’, jedne częściej, drugie wolniej, z jednego miejsca obiegu na drugie, opisują zatem dłuższy lub krótszy luk obiegowy. Te rozmaite ruchy tej samej sztuki pieniężnej mogą następować po sobie tylko w czasie, gdy odwrotnie, rozmaitość i rozproszenie aktów kupna i sprzedaży występują jednocześnie w odbywających się koło siebie w przestrzeni jednorazowych zmianach miejsca pomiędzy towarem i pieniądzem.
Obieg towarowy T — P — T w prostej swej formie odbywa się w drodze przejścia pieniędzy z rąk kupca do rąk sprzedawcy i z rak tego ostatniego, będącego już w roli kupca, do rąk jakiegoś innego znowu sprzedawcy. Na tem kończy się metamorfoza towaru, a zarazem ruch pieniędzy, o ile on jest jej wyrażeniem. Ponieważ wszakże wytwarzane są coraz nowe wartości użytkowe., które muszą być wciąż wrzucane do obiegu, więc proces T — P — T odnawianym i powtarzanym zostaje przez tych samych posiadaczów towarów. Pieniądze, które oni w roli kupców wydają, powracają do nich z chwilą, gdy występują w roli sprzedawców towarów. Bezustanne odnawianie się procesu cyrkulacyjnego odzwierciedla się w tem, że pieniądze nietylko krążą z ręki do ręki po przez całą powierzchnią burżuazyjnego społeczeństwa, ale zarazem opisują masę rozmaitych drobnych obiegów, wychodząc z nieskończenie różnych punktów i powracając do nich. by na nowo ten sam ruch powtórzyć.
Ponieważ zmiana formy towarów występuje, jako zwykła zmiana miejsca pieniędzy i ciągłość ruchu obiegowego przypada po stronie tych ostatnich, gdyż towar spełnia zawsze tylko jeden krok w kierunku odwrotnym, niż pieniądze, te ostatnie zaś robią zawsze drugi krok w miejscu towaru i powiadają B tam. gdzie towar tylko A wymówił, więc wydaje się, jakoby cały ruch wychodził z pieniędzy, jakkolwiek towar wywleka pieniądze z ich miejsca przy sprzedaży, a więc tak samo wprawia je w ruch, jak one wprawiają go w ruch przy kupnie. Ponieważ dalej pieniądz występuje zawsze wobec towaru w tym samym stosunku, jako narzędzie kupna, a w tej roli porusza towary, tylko realizując ich ceny, więc cały ruch obiegu występuje tak, że pieniądz zmienia miejsce z towarami, realizując ich ceny, czy to równocześnie w odbywających się obok siebie szczególnych aktach obiegowych, czy też w następstwie czasu, w ten sposób, iż ta sama sztuka złota realizuje po porządku rozmaite ceny towarowe. Jeżeli będziemy rozpatrywać naprzyklad T — P — T’ — P — T” — P — T’’’ itd. bez względu na jakościowe momenty, które w rzeczywistym procesie obiegowym stają się nieuznawalne, to okazuje się tylko taż sama monotonna operacyja: P, zrealizowawszy cenę T, realizuje po porządku ceny T’ — T” i t. d. i towary T’ — T” — T’’’ zajmują wciąż miejsce, opuszczane przez pieniądze. Wydaje się więc, że pieniądz wprawia w ruch towary, realizując ich ceny. W tej funkcyi realizowania cen, sam on wciąż obiega, czy to zmieniając miejsce, czy opisując jakiś luk cyrkulacyjny, czy też opisując małe koło. na którem punkt wyjścia i punkt powrotu znajdują się w jednem miejscu. Jako narzędzie obiegu, pieniądz posiada swą własną cyrkulacyję. Ruch więc formalny postępujących towarów wydaje się być jego własnym mchem, pośredniczącym w wymianie samych przez się nieruchomych towarów; a zatem ruch procesu obiegowego towarów przedstawia się w ruchu złota, jako narzędzia obiegu — w obiegu pieniężnym.
Jak poprzednio posiadacze towarów przedstawiali wytwory swych prywatnych prac. jako produkty społecznej pracy, zamieniając pewien przedmiot, złoto, w bezpośredni byt powszechnego czasu roboczego, a zatem w pieniądze, tak samo obecnie własny ich wszechstronny ruch, zapomocą którego oni uskuteczniają zamianę materyjalną swych prac, występu je przed nimi jako właściwy ruch pewnego przedmiotu, jako obieg złota. Sam ruch społeczny jest dla posiadaczy towarów z jednej strony zewnętrzną koniecznością, z drugiej zaś strony tylko formalnym, pośredniczącym procesem, dającym możność każdej osobie, która wrzuciła do obiegu pewną wartość użytkową, wyciągnąć wzamian inną wartość użytkową, o tych samych rozmiarach wartościowych. Wartość użytkowa towaru urzeczywistnia się dopiero wraz z wypadnięciem jego z obiegu, podczas gdy wartością użytkowa złota, jako narzędzia obiegu, jest samo jego krążenie. Ruch towaru w cyrkulacyi jest tylko znikomym momentem, podczas gdy dla złota bezustanne krążenie w niej jest jego stałą funkcyją. Ta właściwa jego funkcyją wewnątrz procesu obiegowego nadaje złotu, jako narzędziu cyrkulacyi, nową formę istnienia, którą powinniśmy obecnie bliżej rozwinąć.
Nasamprzód jest rzeczą oczywistą, iż obieg pieniędzy jest ruchem nieskończenie rozproszonym, gdyż w nim się odzwierciedla nieskończone rozproszenie aktów kupna i sprzedaży procesu obiegowego, a zarazem obojętne rozpadniecie się uzupełniających się nawzajem faz metamorfozy towarów. W małych obiegach pieniędzy, gdzie punkty wyjścia i powrotu znajdują się w jednem miejscu, znajdujemy wprawdzie ruch powrotny, rzeczywisty ruch kołowy, ale ponieważ istnieje tyleż punktów wyjścia, co i towarów, a zarazem dzięki nieokreślonej ich mnogości obiegi te kołowe wymykają się z pod wszelkiej kontroli, miary i obrachowania.
Również mało jest określonym czas pomiędzy oddaleniem towaru z punktu wyjścia i powrotem doń. Jest także rzeczą obojętną, czy taki ruch kołowy w danym razie miał miejsce, czy nie. Żaden fakt ekonomiczny nie jest lepiej znanym, niż ten. że można wydawać pieniądze jedną ręką. podczas gdy druga nie ma żadnych dopływów. Pieniądz wychodzi z nieskończenie różnych punktów i powraca do nieskończenie różnych punktów, ale schodzenie się punktów wyjścia i powrotu jest rzeczą przypadkową, gdyż w ruchu T — P — T odwrotna przemiana kupca w sprzedawcę nie jest koniecznym warunkiem. Tem mniej jeszcze obieg pieniężny przedstawia sobą ruch, któryby wychodził promieniami z centru do peryferyi i któryby ze wszystkich punktów tej ostatniej do centru powracał.
Tak zwany bieg kołowy pieniędzy, jak go nam powierzchowny jego obraz przedstawia, ogranicza się tem, iż na wszystkich punktach widziauem jest ich zjawianie się i znikanie i bezustanne zmiany miejsca, których one dokonywają. Na wyższej, pośredniej formie obiegu pieniężnego, np. na obiegu banknotów, zobaczymy, iż warunki wydawania pieniędzy zawierają w sobie warunki ich powrotu. Ale dla prostej cyrkulacyi pieniężnej jest to rzeczą przypadkową, że ten sam kupiec staje się znowu sprzedawcą. Tam. gdzie dają się w niej spostrzedz istotne ruchy kołowe, to są one tylko odbiciem głębszych procesów produkcyjnych. Np. fabrykant bierze pieniądze od swego bankiera w piątek, wypłaca je swym robotnikom w sobotę, ci oddają wnet większa ich część sklepikarzom, a ci ostatni odnoszą je napowrót w poniedziałek do bankiera.
Widzieliśmy, iż pieniądze realizują jednocześnie pewną masę cen w aktach kupna i sprzedaży, układających się w sposób pstrokaty koło siebie i że zamieniają one miejsce z towarem tylko jeden raz. Z drugiej wszakże strony o ile w ruchu pieniędzy się odbija ruch całkowitych metamorfoz towarów i skojarzenie tych metamorfoz, to ta sama sztuka pieniężna realizuje ceny rozmaitych towarów i wypełnia w ten sposób większą lub mniejszą ilość obiegów. Weźmy więc proces cyrkulacyjny pewnego kraju za dany okres czasu np. za jeden dzień — w takim razie masa złota, niezbędna dla realizacyi cen, a zatem i dla obiegu towarów określać się będzie przez dwa momenty: z jednej strony przez sumę ogólną tych cen, a z drugiej przez przeciętną ilość obrotów tej samej sztuki pieniężnej. Ta ilość obrotów, czyli szybkość obrotu pieniężnego ze swej znowu strony wyraża się i zostaje określoną przez szybkość przeciętną, z jaka towary przebiegają rozmaite fazy swych metamorfoz. przez szybkość, z jaką metamorfozy następują po sobie, tworząc jeden łańcuch i nareszcie przez szybkość, z jaką towary, które już wypełniły swe metamorfozy, zastąpione zostają przez nowe towary. Podczas więc, gdy w procesie nadawania cen wartość zamienna wszystkich towarów przemieniła się idealnie w ąuantum złota jednakowej wielkości wartościowej i gdy w obydwu izolowanych aktach obiegu P — T i T — P ta sama suma wartościowa występowała zdwojoną, po jednej stronie w towarze, po drugiej — w złocie, to istnienie złota, jako narzędzia obiegu, określa się nie przez izolowany jego stosunek do pojedyńczych, znajdujących się w spoczynku towarów, lecz przez ożywiony jego byt w postępującym świecie towarowym, przez tę jego funkcyję, która przedstawia za pomocą jego zmiany miejsca, zmianę formy towarów, a zatem i przez szybkość jego zmiany miejsca, szybkość ich zmian formy. Jego więc istotna obecność w procesie obiegowym, t. j. rzeczywista masa złota, która cyrkuluje, zostaje określoną przez funkcyjonujący jego byt w całkowitym procesie.
Uprzednim warunkiem pieniężnego obiegu jest obieg towarowy i rzeczywiście pieniądze wprawiają w ruch towary, mające ceny, r. j. takie towary, które idealnie zrównoważone już zostały z określonemi ilościami złota. Przy tym warunku ilość złota, niezbędna dla obiegu, określa się nasamprzód przez ogólną sumę cen towarowych, które mają być zrealizowane. Sama wszakże ta suma określa się: 1) przez stopę cen, t. j. stosunkową wysokość lub niskość wartości zamiennych towarów, ocenianych w złocie; 2) przez masę znajdujących się w obiegu towarów o określonych cenach, t. j. przez masę aktów kupna i sprzedaży przy danych cenach. Jeżeli kwarter pszenicy kosztuje 60 szyi., to dla wprawienia go w obieg czyli dla zrealizowania jego ceny potrzeba dwa razy więcej złota, niż w razie, gdyby kosztował tylko 30 szyi. Dla obiegu 500 kw. pszenicy po 60 szyi. potrzeba 2 razy więcej złota, niż dla obiegu 250 kw. po tej samej cenie. Nareszcie obieg 10 kwartetów po 100 szyi. wymaga tylko połowy tego złota, które jest niezbędne dla obiegu 40 kwar. po 50 szyi. Ztąd wypada, iż ilość złota, niezbędna dla cyrkulacyi towarów, może spaść pomimo wzrostu cen, a mianowicie wówczas, gdy masa znajdujących się w obiegu towarów zmniejsza się w większym stosunku od tego, w jakim ogólna suma cen wzrasta i naodwrót, ilość środków cyrkulacyi może wzrosnąć, pomimo że masa towarów, znajdujących się w obiegu, spada, ale gdy jednocześnie ogólna suma cen wzrasta w większym stosunku.
Doskonale i szczegółowe badania angielskie dowiodły np., iż w Anglii w pierwszych stadyjach drożyzny zboża masa cyrkulujących pieniędzy wzrasta, ponieważ suma cen zmniejszonej masy zboża jest większą, niż suma cen większej ma«y zboża, przyczem obieg innych towarów pozostaję bez zmiany przy dawnych cenach. W dalszem wszakże stadyjum drożyzny zbożowej i: asa cyrkulujących pieniędzy spada dlatego, że albo obok zboża pozostaje mniej innych towarów o dawnych cenach, albo że te ostatnie same spadają.
Ilość cyrkulującego złota jest wszakże — jakeśmy to widzieli — zależną nietylko od sumy ogólnej cen towarowych, które mają być zrealizowane, ale zarazem i od szybkości obiegu pieniędzy, t. j. od szybkości, z jaką one tę realizacyję spełniają. Jeżeli jeden sovereign w ciągu jednego dnia spełnia 10 aktów kupna, za każdym razem towaru o cenie 1 sovereigna, przechodząc przez 10 rąk; to spełnia on ściśle toż samo zadanie, co i 10 sovereignów, z których każdy w ciągu dnia tylko 1 raz obiega. Szybkość więc obiegu złota może zastępować jego ilość, czyli że istnienie jego w procesie cyrkulacyjnym określonem zostaje nietylko przez funkcyję ekwiwalentu, jaką on wobec towaru odegrywa, ale zarazem przez byt jego wewnątrz ruchu metamorfozy towarów. Szybkość obiegu zastępuje wszakże ilość złota tylko do pewnego stopnia, gdyż w każdym danym momencie czasu odbywają się obok siebie, w przestrzeni, nieskończenie rozproszone akty kupna i sprzedaży.
Jeżeli ogólna cena znajdujących się w obiegu towarów wzrasta, ale w mniejszym stosunku, niż szybkość obiegu pieniędzy, to suma środków cyrkulacyi spada. Jeżeli naodwrót szybkość obiegu pieniędzy spada w większym stosunku, niż ogólna cena towarów, znajdujących sj£ w obiegu, to suma środków cyrkulacyi wzrasta. Wzrost, ilości tych środków przy ogólnym spadku cen, zmniejszenie się tej ilości (środków okiegu) przy ogólnym wzroście cen są to fenomeny bard o często konstatowane w bistoryi cen towarowych. Przyczyny wszakże, powodujące wzrost stopy cen i jednoczesny, jeszcze znaczniejszy wzrost w stopniu szybkości obiegu pieniędzy, zarówno, jak i odwrotny ruch nie należą do dziedziny prostej cyrkulacyi. W rodzaju przykładu możemy przytoczyć, że między innemi w epokach, gdy kredyt kwitnie, szybkość obiegu pieniężnego wzrasta szybciej, niż ceny towarów, — podczas gdy wraz z upadkiem kredytu ceny t( warów spadają wolniej, niż szybkość obiegu. Powierzchowny i formalny charakter prostej cyrkulacyi w tem właśnie się przejawia iż wszystkie momenty, określające ilość środków obiegli, jak masa cyrkulujących towarów, ceny, wzrost i spadek ich, ilość jednoczesnych aktów kupna i sprzedaży, szybkość obiegu pieniędzy, zależą od procesu metamorfozy świata towarowego, a proces ten zależy znowu od ogólnego charakteru produkcji, od zaludnienia, sto sunków między wsią i miastem. od rozwoju środków transportu i komunikacyi, od większego lub mniejszego podziału pracy, od kredytu i t. d. krótko mówiąc, od warunków, które znajdują się wszystkie nazewnątrz prostego obiegu pieniędzy i które w nim się tylko odzwierciadlają.
Przyjąwszy dana szybkość obiegu, znajdziemy, iż suma narzędzi cyrkulacyi określa się wprost cenami towarów. A zatem ceny nie są wysokie lub niskie dlatego, iż w obiegu znajduje się większa lub mniejsza ilość pieniędzy, ale naodwrót, obieg zawiera dlatego więcej lub mniej pieniędzy, iż ceny są wyższe lub niższe. Jest to jedno z najważniejszych praw ekonomicznych; szczegółowe jego prześledzenie i wykazanie na historyi cen towarowych, stanowi być może jedyną zasługę po-ricardowskiej ekonomii angielskiej. Jeżeli zaś doświadczenie pokazuje, iż poziom metalicznej cyrkulacyi czyli masa znajdującego się w obiegu złota i srebra w danym kraju, pomimo chwilowych, a nieraz i bardzo silnych przypływów i odpływów dla dłuższych okresów czasu pozostaje stałą i że odchylenia od przeciętnego poziomu stanowią słabe tylko oscylacyje, to zjawisko to objaśnia się wprost sprzeczną naturą warunków, które określają masę znajdujących się w obiegu pieniędzy. Jednoczesna ich modyfikacyja paraliżuje ich wpływ i pozostawia wszystko po staremu.
To prawo, iż przy danej szybkości obiegu pieniędzy i przy danej sumie cen towarowych, ilość środków obiegu jest określoną, może być wyrażone jeszcze w sposób następujący: przy danej wartości towarów i przy danej przeciętnej szybkości ich metamorfoz, ilość cyrkulującego złota zależy od jego własnej wartości. Gdyby więc wartość złota, t. j. czas roboczy niezbędny dla jego wytworzenia wzrósł lub spadł, to ceny towarowe wzrosłyby lub spadły w odwrotnym stosunku i temu ogólnemu wzrostowi lub spadkowi cen odpowiadałaby przy niezmiennej szybkości obiegu większa lub mniejsza ilość złota, które byłoby niezbędnem dla cyrkulacyi tego samego towaru. Takaż sama zmiana miałaby miejsce, gdyby dawna miara wartości została wyciśnięta z obiegu przez droższy lub tańszy metal. Holandyja np. potrzebowała 14 do 15 razy więcej srebra niż złota dla cyrkulacyi tej samej ilości towarów, gdy z delikatnej troskliwości o wierzycieli państwowych i z bojaźni przed skutkami kalifornijskich i australijskich odkryć zastąpiła złoty pieniądz przez srebrny. Z tego, że ilość znajdującego się w obiegu złota jest zależną od zmiennej sumy cen towarowych i od zmiennej szybkości obiegu pieniędzy wypada, iż masa metalicznych śiodków cyrkulacyi zdolną jest rozszerzać się i skracać, t. j. że odpowiednio do potrzeb procesu obiegowego złoto raz wlewa się jako środek cyrkulacyi do tego procesu, drugi raz znowu wychodzi zeń.
Jak sam proces obiegowy urzeczywistnia te warunki, zobaczymy później.
Złoto w swej funkcyi narzędzia cyrkulacyi otrzymuje swą „własną formę, staje się monetą. By jego obieg nie był powstrzymany przez techniczne trudności, wybija się je zwykle odpowiednio do skali pieniędzy obrachunkowych. Złote sztuki, których wycisk i figura pokazują, iż zawierają wagę złota, przedstawioną w nazwach obrachunkowych pieniędzy: funt sterling, szyling i t. d., są monetami. Tak określanie nazw monetarnych, jak i techniczna strona wybijania monet, przypada państwu w udziale. Zarówno jak i pieniądz obrachunkowy, pieniądz, jako meneta, posiada lokalny i polityczny charakter, mówi językiem każdego kraju i nosi rozmaite nacyjonalne uniformy. To też sfera, w której pieniądz obiega w charakterze monety, odróżnia się, jako sfera wewnętrznej cyrkulacyi, określona granicami pewnego państwa, od sfery powszechnej cyrkulacyi świata towarowego.
Złoto w sztabach od złota, jako monety, odróżnia tylko jego nazwa monetarna i nazwa wagi. Jest to tylko różnica nazwy i postaci. Złota moneta może być wrzucaną do tygla i zamienić się w ten sposób na nowo w złoto sans phrase i naodwrót dość jest posłać sztukę złota na mennicę, by otrzymała formę monety. Przemiana i odwrotna przemiana z jednej postaci w drugą wydaje się być tylko techniczną operacyją.
Za 100 funtów czyli 1200 uncyi troy 22 karatowego złota otrzymuje się w angielskiej mennicy 4672½ f. s. czyli złotych sovereignów, jeżeli te sovereigny położymy na jednej szali wag, a 100 funtów złota w sztabach na drugiej, to otrzymamy równowagę; w ten sposób otrzymujemy dowód, iż sovereign nie jest niczem innem, jak odpowiednia część wagi złota ochrzczona tem imieniem w angielskiej mennicy i posiadająca własną figurę i własny stempel. 4672½, sovereign’ów wrzucone zostają w rozmaitych punktach do cyrkulacyi i porwane przez nią, spełniają określoną ilość obiegów w dzień: jedne mniej, drugie więcej.
Gdyby przeciętna ilość codziennych obiegów jednej uncyi równała się 10, to 1200 uncyj złota zrealizowałyby ogólna sumę cen towarowych, wynoszącą 12, 000 uncyj, czyli 46,725 sovereign’ów. Można uncyją złota kręcić i wiercić na wszystkie sposoby — nigdy nie będzie ona ważyć tyle, co 10 uncyj złota. Tutaj wszakże, w procesie cyrkulacyjnym, jedna uncyja waży istotnie tyleż, co 10 uncyj. Byt monety wewnątrz cyrkulacyi równa się zawartemu w niej quautum złota, pomnożonemu przez ilość jej obiegów. Oprócz więc rzeczywistego istnienia, jako pojedynczej sztuki złota o określanej wadze, moneta otrzymuje jeszcze, wynikające z jej funkcyi, idealne istnienie. Sovereign może jednak obiegać raz lub 10 razy, ale w każdem oddzielnem kupnie lub sprzedaży wpływa on tylko, jako pojedynczy sovereign. Dzieje się tu tak samo, jak z jednym generałem, który, zjawiając się podczas bitwy na 10-ciu rozmaitych miejscach w swoim czasie zastępuje dziesięciu generałów, ale na każdem miejscu jest on ten sam, identyczny generał.
Idealizacyja, narzędzie obiegu, która w pieniężnej cyrkulacyi pochodzi z zastąpienia ilości przez szybkość, obejmuje tylko funkcyjonalny byt monety wewnątrz procesu obiegowego, nie dotyka wszakże istnienia pojedynczej sztuki złota.
Obieg pieniężny jest wszakże ruchem zewnętrznym i sovereign, jakkolwiek non olet, pędzi swój żywot w bardzo mięszanem towarzystwie. Ocierając się o najrozmaitsze ręce, worki, kieszenie, sakiewki, sakwy, szkatułki i paki, moneta się wyciera: tu pozostawia jeden atom złota, tam — drugi i w ten sposób traci, szlifując się w biegu po świecie coraz więcej na wewnętrznej swej wartości. W użyciu zużywa się.
Zastanówmy się na chwilkę przy sovereign’ie, gdy czysty i naturalny jego charakter jeszcze mało jest dotkniętym: „Piekarz, który dzisiaj otrzymuje nowiutkiego, jak z igły, sovereigna z banku i jutro oddaje go młynarzowi, oddaje już nie tę samą, prawdziwą (veritable) sztukę; jest ona lżejszą, niż w chwili, gdy piekarz ją otrzymał“[25]. „Jasnem jest, iż moneta z natury rzeczy wciąż jedna za drugą musi wpadać w deprecyjacyję, wskutek zwykłego i nieuniknionego wpływu wycierania się. Jest to fizyczna niemożliwość w jakimkolwiekbądź czasie wycofać z obiegu chociażby na jeden dzień lekkie monety“[26].
Jakob ocenia, iż z 380 mil. fun. sterl., które wr. 1809 istniały w Europie, w 20 lat później, t. j. w 1829 r. 19 mil. f. sterl. zupełnie znikło, dzięki wytarciu. Jeżeli więc towar, po pierwszym kroku, który on stawia w cyrkulacyi, natychmiast z niej wypada, to moneta po kilku krokach, zrobionych w cyrkulacyi, przedstawia sobą więcej metalu, niż ile w rzeczywistości posiada. Gzem dłużej moneta obiega z tąż samą szybkością, lub czem żywszym jest jej obieg w jednym i tym samym okresie czasu, tem silniej oddziela się jej byt monetarny od jej złotego lub srebrnego istnienia. Co jeszcze pozostaje, jest tylko magni nominis umbra. Ciało monety jest już tylko cieniem. Jeżeli ona początkowo stawała się w procesie cięższą, to obecnie staje się lżejszą przezeń, przedstawia wszakże i nadal w każdem oddzielnem kupnie i sprzedaży dawne quantum złota. Pozorny sovereign, pozorne złoto odegrywa i nadal funkcyję prawowitej sztuki złota. Podczas gdy inne istoty, ocierając się oświat zewnętrzny, tracą swój idealizm, moneta się idealizuje w praktyce, przemienia się w pozorny tylko byt swego srebrnego lub złotego ciała. Ta druga, przez sam proces obiegowy wywołana idealizacyja pieniądza metalicznego, czyli oddzielenie się nominalnej jego treści od realnej, staje się przedmiotem wyzysku prywatnych awanturników, albo też rządów we fałszerstwach najrozmaitszych rodzajów. Cała historyja monetaryzmu od początku wieków średnich aż do końca XVIII stulecia jest historyja tych dwustronnych i antagonistycznych fałszerstw. Custodi'ego wielotomowy zbiór włoskich ekonomistów po największej części obraca się koło tego punktu.
Pozorne istnienie złota wewnątrz jego funkcyi wstępuje w zatarg z rzeczywistem jego istnieniem. Jedna złota moneta traci więcej, druga — mniej ze swej metalicznej zawartości w obiegu i dlatego jeden sovereign jest faktycznie więcej wart od drugiego. Ponieważ wszakże one w swem funkcyjonalnem istnieniu jako monety mają jednakowy wartość i sovereign, który stanowi ¼ uncyi, nie jest niczem więcej, niż sovereign, który tylko wydaje się być ¼ uncyi, to pełnoważne sovereign’y podlegają często w ręku niesumiennych posiadaczy operacyjom chirurgicznym i w ten sposób sztucznie uskutecznia się na nich to, co obieg sam, naturalnie, zrobił względem ich lżejszych braci. Fałszują je i obrzynają, a zbyteczny ich złoty tłuszcz wędruje do tygla. Jeżeli 4672½ złotych sovereign’ów ważą na szali przeciętnie już tylko 80 uncyj, zamiast 1200, to na rynku można za nie kupić już tylko 80 uncyj złota, a w takim razie cena rynkowa złota podniosłaby się ponad jego cenę monetarną.
Każda sztuka pieniężna, chociażby pełnoważna, wartowałaby w swej formie monetarnej mniej, niż w formie naturalnej. To też pełnoważne sovereigny byłyby przetopione w sztaby złota, w której to formie więcej złota ma większą wartość, niż mniejsza jego ilość. Z chwilą, gdy to spadanie niżej zawartości metalicznej obejmuje dostateczną ilość sovereign’ów, by wywołać stałą zwyżkę ceny rynkowej złota ponad cenę jego monetarną, to nazwy obrachunkowe monety pozostałyby też same, ale oznaczałyby na przyszłość mniejsze quantum złota. Innemi słowy skala pieniężna zmieniłaby się i złoto byłoby nadal wybijanem podług nowej tej skali. Przez swą idealizacyję, jako narzędzie obiegu, złoto zmieniłoby ze swej strony prawnie ustanowione stosunki, w których ono było skalą cen. Tenże sam przewrót powtórzyłby się po pewnym przeciągu czasu i w ten sposób złoto zarówno w roli skali cen, jak i w roli narzędzia obiegu podlegałoby stałym zmianom, tak, że zmiana w jednej formie wywoływałaby zmianę w drugiej i odwrotnie. Wyjaśnia to nam poprzednio przytoczone zjawisko, polegające na tem, iż w historyi wszystkich nowożytnych narodów taż sama nazwa pieniężna pozostawała dla zmniejszającej się wciąż zawartości złota. Sprzeczność pomiędzy złotem, jako monetą, i złotem, jako skalą cen, staje się zarazem sprzecznością między złotem jako monetą i złotem, jako powszechnym ekwiwalentem, które w tej roli cyrkuluje nietylko wewnątrz granic krajowych, ale i na rynku wszechświatowym. Jako miara wartości złoto było wciąż pełnoważnem, gdyż służyło ono tylko za złoto idealne. Jako ekwiwalent w odosobnionym akcie T — P wypada ono odrazu z ożywionego bytu do stanu spoczynku, ale, jako moneta, jego naturalna substancyja wstępuje w ciągły zatarg z jego funkcyją. Ominąć zupełnie przemiany złotego sovereigna w pieniądz pozorny nic sposób, ale prawodawstwo stara się przeszkodzić jego stałemu utwierdzeniu się w roli monety w ten sposób, iż na pewnym stopniu zniszczenia pozbawia go wartości. Podług angielskiego np. prawa, sorereign, który utracił więcej, niż 0,747 granów wagi, przestaje być legalnym sovereign’em. Bank angielski, który w okresie pomiędzy 1844—48 zważył 48 mil. złotych sovereign’ów, posiada w wadze złota p. Cotton maszynę, która nietylko że wskazuje różnicę o 1/100 grana pomiędzy dwoma sovereign’ami, ale jeszcze, jak ożywiona istota, wyrzuca nieważne okazy na deskę, z której wpadają pod inną maszynę, rznącą je ze wschodniem barbarzyństwem na części.
Przy tych warunkach złota moneta nie mogłaby wogóle cyrkulować, gdyby jej obieg nie był ograniczony do określonych sfer, w których ona nie tak szybko się zużywa. Jeżeli moneta uchodzi w obiegu za ¼ uncyi złota, podczas gdy w rzeczywistości waży już tylko ⅕ uncyi, to staje się ona tylko prostym znakiem czyli symbolem dla 1/20 uncyi — w ten sposób wszystkie złote monety przemieniają się w procesie cyrkulacyjnym mniej więcej w proste symbole swej substancyi. Ale żadna rzecz nie może być swym własnym symbolem. Malowane winogrona nie są symbolami rzeczywistych, lecz tylko pozornemi winogronami. Tem mniej jeszcze może lżejszy sovereign być symbolem pełnoważnego, tak samo jak wychudzony koń nie może być symbolem konia tłustego. Ponieważ więc złoto staje się symbolem siebie samego, ale nie może służyć za takowy, więc w tych sferach obiegu, gdzie ono najszybciej się zużywa, t. j. w tych sferach, gdzie akty kupna i sprzedaży wciąż się odnawiają w drobnych proporcyjach, otrzymuje ono symboliczny, srebrny lub miedziany byt, oddzielny od jego złotego istnienia. W sferach tych krążyłaby wciąż w tej samej proporcyi pewna określona suma złotych pieniędzy, jako moneta. W proporcyi tej złoto zamieszczone zostaje przez srebrne lub miedziane znaki. Podczas więc gdy w każdym kraju tylko jeden specyficzny towar może funkcyjonować, jako miara wartości, a zatem jako pieniądz, to obok niego mogą występować rozmaite inne towary, jako monety. Te podstawne narzędzia obiegu, np. srebrne lub miedziane znaki, reprezentują wewnątrz cyrkulacyi określone frakcyje monety złotej. Ich więc srebrna lub miedziana zawartość nie jest określona przez stosunek wartościowy pomiędzy srebrem, miedzią i złotem, lecz zostaje dowolnie przez prawo ustanowioną. Powinny one być wypuszczone tylko w tych ilościach, w jakich reprezentowane przez nie drobne frakcyje złotej monety obiegałyby wciąż, bądź to dla wymiany wyższych monet złotych, bądź też dla realizacyi odpowiednich drobnych cen towarowych. Wewnątrz obiegu detalicznego srebrne i miedziane znaki znowu będą należeć do osobnych sfer. Z samej natury rzeczy szybkość ich obrotów będzie się znajdować w odwrotnym stosunku do ceny, którą one w każdym oddzielnym akcie kupna lub sprzedaży realizują, czyli do wielkości frakcyi monety złotej, którą one reprezentują. Jeżeli rozważyć olbrzymie rozmiary codziennych wymian w takim kraju, jak Anglija, to nieznaczna stosunkowo proporcyja ogólnej sumy podstawnych monet znajdujących się w obiegu, pokazuje najlepiej szybkość i ciągłość ich cyrkulacyi. Z jednego np. parlamentarnego sprawozdania widzimy, iż mennica angielska w r. 1857 wybiła złota na sumę 4,859,000 f. sterl., srebra na wartość nominalną 733, 000 fun. sterl., których wartość metaliczna wynosiła 363,000 f. s. Ogólna suma wybitego w ciągu dziesięciu lat aż do 31 grudnia 1857 złota wynosiła 55,239,000 f. s., a srebra 2,434,000 f. s. Moneta miedziana dochodziła w r. 1857 do nominalnej wartości 6,720 f. s. z wartością metaliczną 3492 f. s., z których 3,136 f. s. przypadała na pense, 2, 404 na halpensy i “20 na farthingi. Ogólna wartość nominalna wybitej w ciągu dziesięciu lat monety miedzianej wynosiła 141, 477 fun. s., a wartość realna 73, 503 f. s. Jak złota moneta nie może się utwierdzić we funkcyi monetarnej dzięki prawnemu określeniu utraty metalu, która ją demonetyzuje, tak samo naodwrót srebrne i miedziane znaki nie mogą przeniknąć ze swych sfer obiegowych do sfer obiegowych monety złotej i tam się jako pieniądze utwierdzić, dzięki prawnemu określeniu rozmiarów ceny, którą one mogą realizować. Tak np. miedź w Anglii może być przyjmowaną w wypłatach tylko do wielkości 6 pensów, srebro — tylko do 40 szylingów. Gdyby srebrne i miedziane znaki były wydawane w większych sumach, niż jak tego wymagają potrzeby ich sfer obiegowych, to ceny towarowe przez toby nie wzrosły, lecz odbyłoby się nagromadzenie tych znaków u kupców detalicznych, którzy zmuszeniby byli sprzedawać je, jako metal. Np. w r. 1798 nagromadziły się znaki miedziane angielskie w sumie 20, 350 f. s. u kramarzy, którzy napróżno się starali znowu rzucić je do obiegu i przeto ostatecznie zmuszeni byli sprzedać na rynku, jako miedź[27].
Srebrne i miedziane znaki, reprezentujące złote monety w określonych sferach wewnętrznej cyrkulacyi, posiadają prawnie ustanowioną zawartość srebra i miedzi, ale w procesie obiegowym wycierają się, jak złota moneta i idealizują się daleko prędzej jeszcze na zwykłe cienie odpowiednio do szybkości i ciągłości swego obiegu. By przeprowadzić nową liniję graniczną demetalizacyi, na której srebrne i miedziane marki traciłyby swój monetarny charakter, to trzeba byłoby zastąpić je wewnątrz określonych kół ich własnej sfery cyrkulacyjnej przez inny pieniądz symboliczny, np. żelazo lub ołów i to przedstawianie jednych symbolicznych pieniędzy przez drugie byłoby procesem bez końca. To też we wszystkich krajach o rozwiniętej cyrkulacyi sama konieczność obiegu pieniężnego zmusza do tego, by charakter monetarny srebrnych i miedzianych marek był niezależnym od stopnia utraty przez nie metalu. W ten sposób odbywa się to, co leżało w naturze rzeczy, a mianowicie, iż marki te są symbolami złotej monety nie dlatego, iż są zrobione ze srebra lub miedzi, nie o tyle, o ile posiadają wartość, ale o tyle, o ile takowej nie posiadają.
Bezwartościowe więc stosunkowo rzeczy, np. papier, mogą funkcyjonować, jako symbole złotych pieniędzy. Istnienie pomocniczych monet w formie marek metalicznych, srebrnych, miedzianych i t. d. ztad zwykle pochodzi, iż w największej ilości krajów mniej wartościowe kruszce obiegały jako pieniądz, np. srebro w Anglii, miedź w starożytnej republice Rzymu, w Szwecji, Szkocyi itd., zanim proces obiegowy zdegradował je na monety zdawkowe i zanim postawił na ich miejsce szlachetniejsze metale. Zresztą z natury już rzeczy wypływa, że wyrosły bezpośrednio z metalicznego obiegu złoty symbol jest i sam początkowo także metalem. Jak cząstka złota, która wciąż musiała obiegać w charakterze monety zdawkowej, zostaje zastąpioną przez znaki metaliczne, tak samo ta znowu cząstka złota, która wciąż absorbowaną zostaje przez sferę wewnętrznej cyrkulacyi, jako moneta, t. j. która musi wciąż obiegać, może być zastąpioną przez bezwartościowe marki. Poziom, niżej którego masa znajdujących się w obiegu monet nigdy spaść nie może, dla każdego kraju jest z doświadczenia znany. Niepozorna więc początkowo różnica pomiędzy nominalną i metaliczną zawartością monety może dojść aż do zupełnego oddzielenia się. Monetarna nazwa pieniędzy odłącza się od ich substancyi i istnieje niezależnie od niej w bezwartościowych papierkach. Jak wartość zamienna towarów się krystalizuje w wymianie w pieniądze złote, tak samo te ostatnie w procesie obiegowym przetwarzają się we własny swój symbol, naprzód w kształcie obciętej złotej monety, potem we formie pomocniczej monety metalicznej, nareszcie we formie bezwartościowych marek, papieru, samego tylko znaku wartości.
Złota moneta wytwarzała wszakże swych początkowo metalicznych, potem papierowych zastępców tylko dlatego, iż pomimo swej straty metalu i nadal funkcyjonowała, jako moneta. Cyrkulowała nie dlatego, iż się wytarła, ale naodwrót wytarła się dlatego, iż funkcyonowała. Tylko o tyle, o ile wewnątrz procesu obiegu pieniądz złoty staje się zwykłym znakiem swej własnej wartości, tylko o tyle mogą je zastępywać proste znaki wartości. O ile ruch T — P — T jest postępową jednością dwu bezpośrednio przechodzących w siebie nawzajem momentów T — P i P — T, czyli o ile towar przebiega proces całkowitej swej metamorfozy, rozwija on swą wartość zamienną w cenie i pieniądzu, by i tę formę natychmiast zrzucić ze siebie, by stać się na nowo towarem, a raczej wartością użytkową. Dąży więc on wciąż tylko do pozornego usamodzielnienia swej wartości zamiennej. Z drugiej strony widzieliśmy, iż złoto, o ile funkcyjonuje tylko jako moneta, czyli o ile się wciąż znajduje w obiegu, w rzeczywistości przedstawia tylko sczepienie metamorfoz towarów i znikomy tylko byt pieniężny tych ostatnich, iż realizuje ono cenę jednego towaru tylko po to, by wnet potem zrealizować cenę innego, nigdzie zaś nie występuje, jako znajdujący się w spoczynku byt wartości zamiennej, ani nawet, jako znajdujący się w spoczynku towar. Realne istnienie, które wartość zamienna towarów w tym procesie otrzymuje i które złoto w swym obiegu przedstawia, jest tylko istnieniem iskry elektrycznej. Jakkolwiek ono jest rzeczywistem złotem, to funkcyjonuje tylko jako złoto pozorne, może przeto w funkcyi tej być zastąpionem przez własne swe symbole.
Znak wartościowy, naprz. papier, funkcyjonujący jako moneta, jest znakiem ilości złota, wyrażonej w jego nazwie monetarnej, jest znakiem złota. O ile określona ilość złota sama przez się nie wyraża żadnego stosunku wartościowego, o tyle nie wyraża go i znak, który je zastępuje.
O ile określona ilość złota, jako uprzedmiotowany czas roboczy, posiada określoną wielkość wartości, o tyle znak złota przedstawia sobą wartość. Reprezentowana wszakże przezeń wielkość wartościowa za każdym razem zależy od wartości przedstawionego przezeń quantum złota. Wobec towarów znak wartościowy przedstawia realność ich cen, jest ich signum pretii i znakiem ich wartości tylko dlatego, iż wartość ta wyrażoną jest w ich własnych cenach. W procesie T — P — T, o ile on się przedstawia jako tylko postępowa jedność, czyli bezpośrednie i wzajemne przechodzenie w siebie obydwóch metamorfoz, a tak właśnie on się też przedstawia w sferze obiegowej, w której znak wartościowy funkcyjonuje, wartość zamienna towarów otrzymuje w cenie tylko idealne, a w pieniądzach tylko abstrakcyjne, symboliczne istnienie. Wartość zamienna występuje więc tak tylko jako pomyślana lub rzeczowo przedstawiona, realne zaś istnienie posiada tylko w samych towarach, o ile w nich uprzedmiotowaną jest określona ilość czasu roboczego. Wydaje się więc, jakoby znak wartościowy bezpośrednio reprezentował wartość towarów, występując nie jako znak złota, lecz jako znak wartości, zawartej w samych towarach, a wyrażonej tylko w ich cenach. Pozór ten jest wszelako mylnym. Znak wartościowy jest bezpośrednio tylko znakiem ceny, t. j. znakiem złota, a pośrednio tylko znakiem wartości towaru.
Złoto nie sprzedało, jak Piotr Schlemihl swego cienia, lecz przeciwnie kupuje ono swym cieniem. Znak wartościowy wywiera zatem wpływ tylko o tyle, o ile on wewnątrz procesu obiegu przedstawia cenę jednego towaru wobec drugiego, czyli o ile przedstawia sobą dla każdego posiadacza towarów złoto. Określona, stosunkowo bezwartościowa rzecz, kawałek skóry lub papieru i t. p. staje się przez zwyczaj początkowo znakiem materyjału pieniężnego, ale utwierdza się jako takowy tylko wówczas, gdy jej istność symboliczna zostaje zagwarantowaną przez powszechną wolę, t. j. gdy ona otrzymuje konwencyjonalny byt, a zatem i kurs przymusowy. Państwowy pieniądz papierowy z kursem przymusowym jest wykończoną forma znaku wartości i zarazem jedyną formą pieniędzy papierowych, która bezpośrednio wyrasta z cyrkulacyi metalicznej czyli z prostego obiegu towarów. Pieniądz kredytowy należy do wyższej sfery społecznego procesu wytwarzania i reguluje się podług zupełnie odrębnych praw. Symboliczny pieniądz papierowy w istocie wcale się nie różni od pomocniczej monety metalicznej — działa on tylko w rozleglejszej sferze obiegowej. Gdy czysto techniczny rozwój skali cen czyli ceny monetarnej, a następnie zewnętrzna przemiana surowego złota w złotą monetę wywołały już wmięszanie się państwa, a zarazem gdy wewnętrzny obieg oczywiście się oddzielił od ogólnej cyrkulacyi towarowej, to rozdział ten zostaje uzupełnionym przez rozwój monety w znak wartościowy. Jako czyste narzędzie obiegu, złoto może się wogóle usamodzielniać tylko wewnątrz sfery wewnętrznego obiegu.
Nasz wykład pokazał, iż byt monetarny pieniędzy, jako znak wartościowy oderwany od złotej substancyi, wyrasta z samego procesu cyrkulacyi, nie pochodzi zaś z żadnej ugody ani też z interwencji państwowej. Rosyja przedstawia uderzający przykład naturalnego pochodzenia znaków wartościowych. Za czasów gdy skóry i futra służyły w niej za pieniądze ta sprzeczność pomiędzy niepodatnością tego materyjału i jego funkcyją, jako narzędzia obiegu, wytworzyła zwyczaj zastępywania go przez drobne kawałki zaopatrzonej w stempel skóry, które w ten sposób stawały się przekazami płatnymi w skórach lub futrach. Później te skórki stały się prostymi znakami dla cząstek srebrnego rubla pod nazwą kopiejek i zachowały się w niektórych miejscach w tej funkcyi aż do roku 1700, gdy Piotr Wielki rozkazał wymieniać je na drobne, wypuszczone przez państwo, monety miedziane[28].
Starożytni pisarze, którzy obserwowali zjawiska metalicznej cyrkulacyi, już pojmowali monetę pieniężną, jako symbol czyli znak wartościowy. Tak np. Plato i Arystoteles. W krajach, w których kredyt wcale rozwiniętym nie jest, jak Chiny, znajdujemy pieniądz papierowy z kursem przymusowym już bardzo wcześnie. U starszych badaczy pieniędzy papierowych także dobitnie wskazaną jest wyrastająca ze samego obiegu przemiana monety metalicznej w znak wartościowy. Naprz. u Benjamina Franklina[29] lub u biskupa Berkeley’a[30].
Ile ryz papieru pociętych na papierki może cyrkulować, jako pieniądze? Pytanie tak postawione byłoby niedorzecznem.
Marki bezwartościowe są znakami wartości tylko o tyle, o ile zastępują złoto wewnątrz procesu obiegowego i zastępują je tylko o tyle, o ile ono samo wchodziłoby do obiegu, jako moneta — ilość ta określa się jego własną wartością, przypuściwszy, iż wartość zamienna towarów i szybkość ich obiegu są dane. Papierki o denominacyi 5 f. sterl. mogłyby obiegać tylko w 5 razy mniejszej ilości, niż papierki jednofuntowe, a gdyby wszystkie wypłaty odbywały się w papierkach szylingowych, to w obiega musiałoby się znajdować 20 razy więcej papierków szylingowych, niż funtowych. Gdyby moneta złota była reprezentowaną przez papierki różnej denominacyi, np. przez papierki pięcio-, jedno-funtowe i dziesięcio-szylingowe, to ilość tych rozmaitych rodzajów znaków wartościowych byłaby określoną nietylko przez quantum złota, niezbędnego dla ogólnej cyrkulacyi, ale także i przez ilość złota, niezbędną dla sfery obiegowej każdego z tych rodzajów. Gdyby 14 milijonów funtów sterlingów przedstawiały poziom, niżej którego cyrkulacyja pewnego kraju nigdy nie spada, to mogłoby obiegać 14 milijonów znaków wartościowych po jednym funcie każdy. Ze spadkiem lub wzrostem wartości złota, spowodowanej przez spadek lub wzrost ilości czasu roboczego, niezbędnego dla jego produkcyi, to przy niezmiennej wartości zamiennej tej samej masy towarów, ilość funtowych papierków, znajdujących się w obiegu wzrosłaby lub spadła w stosunku odwrotnym do zmiany wartości złota. Gdyby złoto, jako miara wartości, zastąpionem zostało przez srebro, to przy stosunku wartości srebra do złota 1 do 15, przypuściwszy, iż na przyszłość każdy papierek przedstawiałby taką samą ilość srebra, jak dawniej złota, w obiegu znajdowałoby się, w miejscu 14 milijonów, 210 nul. jednofuntowych papierków. Ilość papierków jest więc określoną przez ilość złotych pieniędzy, którą one w cyrkulacyi zastępują, a ponieważ są one znakami wartościowymi tylko o tyle, o ile takowe zastępują, więc wartość ich (papierków) określa się ich własną ilością.
Podczas więc, gdy ilość złota, znajdującego się w obiegu zależy od cen towarowych, to naodwrót wartość papierków, znajdujących się w cyrkulacyi, zależy wyłącznie od ich ilości.
Interwencyja państwa, które wypuszcza pieniądze papierowe z kursem przymusowym — a my dotychczas mówimy tylko o tego rodzaju pieniądzach papierowych — — wydaje się naruszać to prawo ekonomiczne. Państwo, które w cenie monetarnej nadawało określonej wadze tylko imię chrzestne i które przy wybijaniu tylko wytłaczało na złocie swą pieczęć, teraz wydaje się tworzyć za pomocą magii swej pieczęci z papieru złoto. Ponieważ pieniądze papierowe posiadają kurs przymusowy, więc nikt nie może mu przeszkodzić wcisnąć do obiegu dowolnie wielką ilość takowych, nadając im dowolne nazwy monetarne: 1 f. st., 5 f. s., 20 f. s. Papierki, raz do obiegu popadłe, nie sposób zeń wyrzucić, ponieważ słupy graniczne kraju powstrzymują ich bieg, więc nazewnątrz obiegu są one pozbawione wszelkiej wartości zamiennej i użytkowej. Oderwane od swego funkcyjonalnego bytu, zamieniają się one w nic nie warte strzępki papieru. W rzeczywistości wszakże ta potęga państwa jest tylko pozorem. Może ono wrzucić do obiegu dowolnie wielką ilość papierków o dowolnych nazwach, ale wraz z tym aktem mechanicznym kończy się jego kontrola. Porwany cyrkulacyja znak wartościowy czyli pieniądz z papieru pada ofiarą wewnętrznych swych praw.
Gdyby 14 milijonów fun. sterlingów były sumą niezbędną dla cyrkulacyi towarowej i gdyby państwo wypuściło 210 milijonów papierków do obiegu, każdy o nazwie 1 fun. sterl., to te 210 milij. f. sterl. przemieniłyby się w reprezentantów złota w sumie 14 mil. f. sterl. Wyszłoby to na jedno, jak gdyby państwo 1-funtowe papierki czyniło przedstawicielami 15 razy tańszego metalu lub 15 razy mniejszej wagi złota, niż przedtem. Nioby się nie zmieniło oprócz nazw skali cen, które (nazwy) oczywiście są zupełnie konwencyjonalne, zależnie od tego, że nazw jest więcej, odpowiednio do niższej skali, spowodowanej czy to przez bezpośrednie obniżenie stopy monetarnej, albo też pośrednio, przez pomnożenie pieniędzy papierowych. Ponieważ nazwa fun. sterl. oznaczałaby teraz 15 razy mniejszą ilość złota, to wszystkie ceny podniosłyby się o 15 razy i w ten sposób 210 mil. 1-funtowych papierków byłyby zupełnie tak samo niezbędne, jak dawniej 14 milijonów. W tym samym stosunku, w jakimby się zwiększyła ogólna suma znaków wartościowych, zmniejszyłaby się ilość złota, reprezentowana przez każdy z nich. Wzrost cen byłby tylko reakcyją procesu obiegowego, który w sposób gwałtowny zrównywa znak wartościowy z tą ilością złota, na którego miejscu on cyrkuluje.
W historyi angielskich i francuskich fałszerstw pieniężnych, dokonywanych przez rządy, często bardzo znajdujemy, iż ceny“ nie wzrastają w tym samym stosunku, w jakim moneta srebrna“ była fałszowaną. Miało to miejsce po prostu dlatego, iż stosunek, w którym moneta została pomnożoną, nie odpowiadał stosunkowi, w którym ona była sfałszowaną, t. j. iż nie została wypuszczoną odpowiednio wielka masa monet o niższej kompozycjo metalicznej; dlatego wartości zamienne towarów musiały na przyszłość być oceniane metalem tej niższej kompozycji, jako miarą i musiały być realizowane przez odpowiednie monety tej niższej jednostki miar. To rozstrzyga nierozstrzygniętą w pojedynku pomiędzy Locke’m i Lowndesem trudność. Stosunek w jakim znak wartościowy, papier czy też fałszowane złoto lub srebro, zastępuje wagi złota lub srebra, obliczone podług stopy monetarnej, zależy nie od własnego materyjału tego znaku, ale od znajdującej się w obiegu jego ilości.
Trudność pojęcia tego stosunku pochodzi ztąd, iż pieniądz w obydwóch funkcyjach: miary wartości i narzędzia obiegu podlega nietylko odwrotnym prawom, ale zarazem prawom, które wydają się być w sprzeczności z antagonizmem obydwóch funkcyi. W mierze wartości, gdzie pieniądz służy tylko jako pieniądz obrachunkowy, a złoto — tylko jako złoto idealne, wszystko sprowadza się tylko do naturalnego materyjału. Oceniane w srebrze wartości zamienne przedstawiają się zupełnie inaczej, niż oceniane w złocie.
Odwrotnie się dzieje z funkcyją narzędzia obiegu: tu pieniądz nie jest tylko wyobrażalny, ale musi istnieć jako rzeczywisty przedmiot obok innych towarów i tu materyjał jego jest zupełnie obojętnym, podczas gdy wszystko zależy tylko od jego ilości.
Dla jednostki miar jest to rzeczą decydującą, czy ona jest funtem złota, srebra lub miedzi; podczas gdy sama tylko ilość czyni monetę odpowiedniem urzeczywistnieniem każdej z tych jednostek miary, niezależnie od jej własnego materyjału. Sprzeciwia się to wszakże zdrowemu ludzkiemu rozsądkowi, by przy tylko wyobrażalnych pieniądzach wszystko zależało od ich materyjalnej substancji, gdy tymczasem w monecie zmysłowo istniejącej wszystko zależy od idealnego stosunku liczebnego.
Wzrost lub upadek cen towarowych, odpowiadających zwiększeniu lub zmniejszeniu się masy pieniędzy papierowych — w razie, gdy te ostatnie stanowią jedyne narządzie obiegu — jest tylko gwałtownem urzeczywistnieniem przez proces obiegowy z zewnątrz i sztucznie naruszonego prawa, które opiewa, iż ilość cyrkulującego złota określoną zostaje przez ceny towarów, a ilość obiegających znaków wartościowych — przez ilość znaków monetarnych, którą one w cyrkulacyi zastępują. Z drugiej przeto strony każda dowolna masa papierków może być pochłoniętą i równomiernie przetrawioną przez proces obiegowy, gdyż znak wartościowy, niezależnie od tego, z jakim złotym tytułem wstępuje do cyrkulacyi, zostaje wewnątrz takowej skurczonym do znaku tej ilości złota, któraby na miejscu tego znaku krążyła.
W obiegu znaków wartościowych wszystkie prawa rzeczywistej cyrkulacyi pieniężnej wydają się być odwróconemi, postawionemi na głowach. Jeżeli złoto cyrkuluje dlatego, iż posiada wartość, to papier posiada wartość dlatego, iż cyrkuluje. Podczas gdy przy danej wartości zamiennej towarów ilość cyrkulującego złota zależy od jego własnej wartości, to wartość papieru zależy od jego ilości znajdującej się w obiegu. Podczas gdy ilość cyrkulującego złota podnosi się łub spada ze wzrostem lub spadkiem cen towarowych, to ceny towarowe wydają się wzrastać lub spadać wraz ze zmianą ilości papieru, znajdującego się w obiegu. Podczas gdy obieg towarowy może pochłonąć tylko określoną ilość złotych monet, przez co kolejne zwężenie i rozszerzenie ilości cyrkulujących pieniędzy się przedstawia, jako prawo konieczne, to pieniądz papierowy wydaje się wchodzić do obiegu w każdej proporcyi. Podczas gdy państwo fałszuje złotą i srebrną monetę i zakłóca jej funkcyję narzędzia obiegu, jeżeli wypuszcza monetę chociażby tylko o 1/100 grana niżej jej nominalnej zawartości, to prowadzi ono zupełnie prawidłową operacyję, wypuszczając bezwartościowe papierki, które wspólnie z metalem posiadają tylko — imię monetarne. Podczas gdy złota moneta oczywiście przedstawia wartość towaru tylko o tyle, o ile ona sama została w złocie ocenioną i jako cena przedstawioną, to znak wartościowy wydaje się bezpośrednio przedstawiać wartość towarów. Z tego jasnem się staje, czemu spostrzegacie, którzy jednostronnie studyjowali fenomeny obiegu pieniężnego na obiegu pieniędzy papierowych z kursem przymusowym, musieli zapoznawać wszystkie wewnętrzne prawa pieniężnej cyrkulacyi. W rzeczywistości prawa te występują w obiegu znaków wartościowych nietylko jako odwrócone, ale jako nieistniejące, gdyż pieniądz papierowy, będąc wypuszczonym w odpowiedniej ilości, wykonywa ruchy, które mu nie są właściwe, jako znakowi wartościowemu, podczas gdy jego własny ruch w miejscu coby miał bezpośrednio wyrastać z metamorfozy towarów, pochodzi z nadwerężenia jego własnej proporcyi do złota.
Pieniądz, będący w odróżnieniu od monety rezultatem procesu obiegowego T — P — T stanowi punkt wyjścia dla procesu obiegowego P — T — P, t. j. procesu, w któym pieniądz wymienia się na towar, by ten ostatni znowu na pieniądz wymienić. Początkowym i końcowym punktem ruchu jest w pierwszej formie towar, a w drugiej — pieniądz. W pierwszej formie pieniądz pośredniczy w wymianie towarów, w drugiej — towar pośredniczy przy przejściu pieniądza w pieniądz. Pieniądz, który w pierwszej formie jest zwykłym środkiem, występuje w drugiej, jako ostateczny cel cyrkulacyi, podczas gdy towar, będący w pierwszej formie ostatecznym celem, w drugiej odegrywa rolę zwykłego środka. Ponieważ pieniądz jest już sam rezultatem obiegu T — P — T, więc w procesie P — T — P rezultat obiegu występuje zaraz jako jego punkt wyjścia. Podczas gdy w T — P — T treścią procesu jest wymiana materyi, to pochodzący z tego pierwszego procesu byt formalny towaru, stanowi istotną treść drugiego procesu P — T — P.
We formie T — P — T obydwa krańce stanowią towary o jednakowej ilościowo wartości zamiennej, ale zarazem o różnej jakościowo wartości użytkowej. Ich wymiana T — T jest rzeczywistą wymianą materyi. W formie zaś P — T — P obydwa krańce są złotem i zarazem złotem o jednakowej ilościowo wartości.
Wymieniać złoto na towar, by towar znowu na złoto wymienić, czyli, jeżeli będziemy rozpatrywać tylko rezultat P — P, wymieniać złoto na złoto, wydaje się być rzeczą bezmyślną. Jeżeli wszakże przełożymy P — T — P na formułę: kupić dla sprzedania, co nie oznacza nic innego, jak zamianę złota na złoto za pomocą ruchu pośredniczącego, to poznajemy od razu panującą formę burżuazyjnej produkcyi. W praktyce wszakże kupno nie odbywa się dla sprzedaży wogóle, lecz kupuje się tanio, by sprzedać drogo. Pieniądz wymienionym zostaje na towar, by ten ostatni naodwrót wymienić na większą sumę pieniędzy tak, że krańce P — P są różne, jeżeli nie jakościowo, to ilościowo. Taka ilościowa różnica każe przypuszczać wymianę nie-równoważników, podczas gdy towar i pieniądz, jako takowe, są tylko przeciwstawne formy samego towaru, t. j. rozmaite formy istnienia tej samej wielkości wartościowej. Obieg P — T — P kryje zatem pod formami pieniądza i towaru bardziej rozwinięte stosunki produkcyjne i jest wewnątrz prostej cyrkulacyi tylko odbiciem wyższego ruchu. Musimy więc rozwinąć pieniądz w odróżnieniu od narzędzia obiegu z bezpośredniej formy cyrkulacyi towarowej T — P — T. Złoto t. j. specyficzny towar, służący za miarę wartości i za narzędzie obiegu, staje się bez dalszego udziału społeczeństwa pieniądzem. W Anglii, gdzie srebro nie jest ani miarą wartości, ani środkiem obiegu, nie staje się ono pieniądzem, zupełnie tak samo, jak złoto w Holandyi, z chwilą, gdy zdetronizowano je jako miarę wartości, przestało być pieniądzem. A zatem towar staje się pieniądzem, jako zjednoczenie miary wartości i narzędzia obiegu, czyli że zjednoczenie miary wartości i narzędzia wymiany jest pieniądzem. Jako takie zjednoczenie posiada wszakże złoto znowu samodzielne i od jego bytu w obydwu funkcyjach oddzielne istnienie. Jako miara wartości, jest ono tylko idealnym pieniądzem i idealnem złotem; jako narzędzie obiegu, jest ono symbolicznym pieniądzem i symbolicznem złotem, ale w swej zwykłej metalicznej cielesności złoto jest pieniądzem czyli że pieniądz jest rzeczywistem złotem.
Rozpatrzmy obecnie przez chwilkę znajdujący się w spoczynku towar złoto, który jest pieniądzem w jego stosunku do innych towarów. Wszystkie towary przedstawiają w swych cenach określoną sumę złota, są zatem tylko wyobrażalnem zlotem i wyobrażalnym pieniądzem, są reprezentantami złota, jak naodwrót, w znaku wartościowym pieniądz występuje jako prosty reprezentant cen towarowych. Ponieważ wszystkie towary są w ten sposób tylko wyobrażalnym pieniądzem, więc pieniądz jest jedynym rzeczywistym towarem. W przeciwieństwie do towarów, które przedstawiają tylko samodzielny byt wartości zamiennej, powszechnej pracy społecznej, bogactwa abstrakcyjnego, złoto jest materyjalnym bytem abstrakcyjnego bogactwa. Ze względu na wartość użytkową każdy towar wyraża tylko jeden moment materyjalnego bogactwa przez swój stosunek do szczególnej potrzeby, jest jedną pojedynczą stroną bogactwa. Pieniądz zaś zaspakaja każdą potrzebę, o ile on jest wymienialnym na przedmiot każdej potrzeby. Jego własna wartość użytkowa realizuje się w nieskończonym szeregu wartości użytkowych, które stanowią jego ekwiwalent. W swojej metalicznej cielesności zawiera on wszystkie materyjalne bogactwa, roztaczające się w święcie towarów. Jeżeli więc towary w swych cenach reprezentują abstrakcyjne bogactwo, złoto, to złoto reprezentuje za pomocą swej wartości użytkowej wartość użytkową wszystkich towarów. Jest ono précis de toutes les choses (Boisguillebert), podręcznikiem społecznego bogactwa. Jest ono zarazem formalnie bezpośredniem wcieleniem pracy powszechnej, a materyjalnie treścią [Inbegriff] wszelkiej realnej pracy. Jest ono powszechnem bogactwem, jako indywiduum. W formie pośrednika obiegu cierpiało ono rozmaite klęski, było obrzynane, a nawet redukowane wprost do stanu zwykłego strzępka papieru. Jako pieniądzowi powróconą mu zostaje jego złota wspaniałość. Z niewolnika staje się ono panem. Ze zwykłego posługacza (Handlanger) staje się ono bogiem towarów.
Złoto wyodrębniło się jako pieniądz od narzędzia obiegu naprzód przez to, iż towar przerywał proces swej metamorfozy i wyczekiwał w postaci złotej poczwarki. Następuje to za każdym razem, gdy sprzedaż nie przechodzi w kupno. A zatem usamodzielnienie złota, jako pieniędzy, jest przedewszystkiem zmysłowym wyrażeniem rozpadnięcia się procesu obiegowego, czyli metamorfozy towaru na dwa odrębne, oddzielnie istniejące koło siebie akty. Sama nawet moneta staje się pieniądzem, jeżeli jej bieg przerwanym zostaje. W ręku sprzedawcy, który ją otrzymuje w zamian swego towaru, jest ona pieniądzem, a nie monetą; z chwilą, gdy ona opuszcza jego rękę, staje się ona napowrót monetą. Każdy jest sprzedawcą jednostronnego towaru, który on wytwarza, a kupcem wszystkich innych towarów, które mu są niezbędne dla społecznego istnienia. Podczas gdy jego wystąpienie w roli sprzedawcy jest zależnem od czasu roboczego, którego wymaga wytworzenie jego towaru, to wystąpienie w roli kupca zawarunkowane jest przez stałe odnawianie się potrzeb życiowych. By módz kupować, nie sprzedając, musiał on sprzedać, nie kupując. W istocie, obieg T — P — T jest tylko rozwijającem się zjednoczeniem sprzedaży i kupna, będącem zarazem stałym procesem ich oddzielania się. By pieniądz mógł stale płynąć, jako moneta, musi moneta stale ulegać skrzepnięciu, jako pieniądz. Stały obieg monety zawarunkowanym jest przez ciągłe jej stagnacyje w wuększej lub mniejszej proporcyi, w postaci monetarnych funduszów rezerwowych, wszechstronnie wyrastają z cyrkulacyi, o ile ją sobą zawarunkowują, i których tworzenie się, podział, rozkład i odtwarzanie ulegają stałym zmianom, których istnienie stale znika, a znikanie stale istnieje.
Adam Smith wyrazi! tę stałą przemianę monety w pieniądz i pieniądza w monetę w taki sposób, że każdy posiadacz towarów obok szczególnego towaru, który sprzedaje, powinien wciąż posiadać w zapasie pewną ilość powszechnego towaru, za pomocą którego kupuje. Widzieliśmy, iż w obiegu T — P — T drugi członek P — T się rozpada na szereg aktów kupna, które się odbywają niejednocześnie, lecz w następstwie czasu, tak, że jedna część P obiega, jako moneta, podczas gdy druga, jako pieniądz, odpoczywa. Pieniądz jest tu w rzeczywistości tylko monetą w zawieszeniu i pojedyncze części składowe znajdującej się w obiegu masy monetarnej występują wciąż odmiennie, to w jednej, to w drugiej formie. Ta pierwsza przemiana narzędzia obiegu w pieniądz przedstawia zatem tylko techniczny moment samego obiegu pieniężnego.
Pierwsza naturalna forma bogactwa jest to obfitość lub nadmiar, ta część produktów, która nie jest bezpośrednio niezbędną jako wartość użytkowa, albo też posiadanie takich produktów, których użyteczność znajduje się poza obrębem zwykłych potrzeb. Przy rozważaniu przejścia towaru w pieniądz, widzieliśmy, iż ten nadmiar i obfitość wytworów na nierozwiniętej stopie produkcyjnej stanowią właściwą sferę wymiany towarów. Zbyteczne wytwory stają się wymienialnymi czyli towarami. Równoznaczna forma istnienia tego nadmiaru jest złoto i srebro, pierwsza forma, w której bogactwo ustanowionem zostaje, jako abstrakcyjnie społeczne bogactwo. Towary nietylko mogą być przechowane w formie złota i srebra, t. j. w materyjale pieniężnym, lecz złoto i srebro są bogactwem przechowanem. Każda wartość użytkowa oddaje usługi w ten sposób, iż zostaje spożytą, t. j. zniszczoną. Wartość wszakże użytkowa złota, jako pieniędzy, jest ta, iż jest ono przedstawicielem wartości zamiennej, bezforemnem podścieliskiem powszechnego czasu roboczego. Jako bezkształtny metal, wartość zamienna posiada nieznikomą formę. Złoto i srebro unieruchomione w ten sposób, jako pieniądz, są skarbem. U ludów, posiadających cyrkulacyję czysto metaliczną, jak u starożytnych, gromadzenie skarbów jest procesem powszechnym jednostek i państwa, które także strzeże swego skarbu państwowego. W starszych czasach, w Azyi i Egipcie, skarby te występują pod strażą królów i kapłanów bardziej jako świadectwa ich mocy. W Grecyi i Rzymie stało się polityką gromadzenie skarbów państwowych, jako najbezpieczniejsza i najobrotniejsza forma nadmiaru. Szybkie przenoszenie takich skarbów z kraju do kraju przez zdobywców i częściowe przelewanie ich do cyrkulacyi, stanowią właściwość starożytnej ekonomii. Jako uprzedmiotowany czas roboczy, złoto jest gwarancyją własnej swej wartości, a ponieważ jest ono materyjalizacyją powszechnego czasu roboczego, więc proces obiegowy gwarantuje mu jego stały wpływ, jako wartości zamiennej. Dzięki temu zwykłemu faktowi, iż posiadacz towaru może zachowywać towar w jego postaci, jako wartość zamienną lub też samą wartość zamienną jako towar, wymiana towarów, w celu ponownego ich otrzymania w zmienionej formie złota, staje się pobudką własną obiegu. Metamorfoza towaru T — P odbywa się dzięki samej metamorfozie, by go zamienić ze szczególnego, naturalnego bogactwa w bogactwo powszechne i społeczne. Zamiast wymiany materyi zmiana formy staje się celem dla samej siebie. Ze zwykłej formy ruchu wartość zamienna przechodzi w jego treść. Jako bogactwo, jako towar, towar przechowuje się wewnątrz sfery obiegowej tylko tak dalece i przechowuje się tylko w tym płynnym stanie, o ile on kostnieje jako złoto i srebro. Istnieje on w prądzie, jako kryształ procesu obiegowego. Jednocześnie zaś złoto i srebro utwierdzają się jako pieniądze o tyle, o ile nie są narzędziami obiegu. Jako nie-narzędzia cyrkulacyi, stają się pieniędzmi. Osuwanie się towaru z obiegu w formie złota jest więc jedynym środkiem stałego istnienia towaru wewnątrz cyrkulacyi.
Posiadacz towarów może od obiegu otrzymać tylko w formie złota to, co mu dał, jako towar. Stała sprzedaż, nieustanne rzucanie do obiegu towarów, jest zatem pierwszym warunkiem tworzenia skarbów z punktu widzenia cyrkulacyi towarowej. Z drugiej strony pieniądz znika wciąż, jako narzędzie obiegu w samym procesie cyrkulacyjnym w ten sposób, iż on ciągle się urzeczywistnia w wartościach użytkowych i rozpuszcza się w mimolotnem użyciu. Musi więc być wyrwanym z niszczącej rzeki obiegu, albo też towar musi być zatrzymanym na pierwszej swej metamorfozie, w ten sposób, iż nie jest mu pozwolonem spełnić funkcyi narzędzia kupna. Posiadacz towarów, który teraz się stał twórcą skarbu, musi jak najwięcej sprzedawać i jak najmniej kupować, jak to już stary Cato uczył: patrem familias vendacem, non emacem esse. Jak pracowitość jest dodatnim warunkiem tworzenia skarbów, tak oszczędność jest ujemnym jego warunkiem. Im mniej ekwiwalent towarowy zostaje odciągnięty cyrkulacyi w postaci specyjalnych towarów czyli wartości użytkowych, tem bardziej zostaje on jej odciągniętym w postaci pieniędzy, czyli wartości zamiennej. Przywłaszczenie więc bogactwa w jego formie powszechnej wymaga wyrzeczenia się go w materyjalnej jego rzeczywistości. Żywotnym więc popędem do tworzenia skarbów jest skąpstwo, dla którego nie towar, jako wartość użytkowa, lecz wartość zamienna, jako towar stanowi potrzebę. By zawładnąć nadmiarem w jego formie powszechnej, muszą wszystkie szczególne potrzeby być traktowane jako zbytek i nadmiar. Tak np. kortezowie przedstawili Filipowi II w r. 1593 raport, w którym między innemi jest co następuje: „Kortezowie z Balladolid prosili Waszą kr. Ilość w r. 1586, by został zakazanym wwóz do królestwa świec, towarów szklanych, biżuteryi, noży i tym podobnych rzeczy, które przychodzą z zagranicy w cela wymiany tych niepożytecznych dla ludzkiego użytku przedmiotów na złoto, jak gdyby hiszpanie byli indyjanami.“
Twórca skarbu pogardza wszystkiemi świeckiemi, czasowemi i przechodniemi rozkoszami, goniąc za skarbem, którego nie żrą ani móle, ani rdza, który jest zarazem zupełnie niebieskim i zupełnie ziemskim.
„Ogólna i oddalona przyczyna braku złota, jaki odczuwamy — mówi Misselden — zawiera się w zbytkownem spożyciu towarów cudzoziemskich, które zamiast coby miały być dogodnością dla nas, okazują się klęską, gdyż odcinają nas od odpowiedniej ilości pieniędzy („skarbu“), które w miejscu tych błahostek byłyby wwożone. Konsumujemy mianowicie zbyt wiele wina z Hiszpanii, Francyi, Renu, Lewantu, duże rodzynki z Hiszpanii i małe z Lewantu, cienkie płótna i grube z Hainault, wyroby jedwabne z Włoch, cukier i tytuń z Indyj zachodnich, korzenie z Indyj wschodnich — wszystko to nie stanowi niezbędnej potrzeby dla nas, a jednak kupujemy to za gotówkę“[31].
Jako złoto i srebro, bogactwo jest nieznikome raz dlatego, iż wartość zamienna istnieje w niezniszczalnym metalu, a powtóre dlatego, iż złoto i srebro traci możność stania się w roli narzędzia obiegu znikomą formą pieniężną towaru. Znikoma treść staje się ofiarą nieznikomej formy.
„Jeżeli pieniądze zostają odebrane w kształcie podatku jednemu, który je przejada i przepija i oddane drugiemu, który je używa na ulepszenie rolnictwa, rybołóstwa, górnictwa, rzemiosł, a nawet na ubranie, to jest to zawsze korzystnem dla społeczności, gdyż nawet ubiory nie są tak znikome, jak pokarmy i napoje. Większą jest korzyść, jeżeli pieniądze te użyte zostają na meble, a jeszcze większą, jeżeli na budowle i domy i t. d., największą zaś korzyść odnosi kraj wówczas, jeżeli złoto i srebro zostają doń wwożone, gdyż te jedynie przedmioty nie są znikome, lecz wszędzie i zawsze uważane są za bogactwo; wszystko zaś inne jest bogactwem tylko pro hic et nunc“[32]. Odrywanie pieniędzy z potoku cyrkulacyi i uchranianie ich od społecznej wymiany materyi oczywiście występuje także w zakopywaniu, tak, że bogactwo społeczne, jako podziemny, nieznikomy skarb postawione zostaje w skryty stosunek prywatny do posiadacza towarów. Doktór Bernier, który przez pewien czas przebywał na dworze Aurenzeba w Delhi opowiada, jak kupcy tajemniczo i głęboko zakopują swe pieniądze, szczególniej zaś czynią to niemahometańscy pogranie, którzy trzymają w swem ręku prawie cały handel i wszystkie pieniądze, „uderzą bowiem, iż złoto i srebro, które za życia zakopują, będzie im służyć na tamtym świecie“[33]. Zbieracz skarbu jest zresztą, o ile jego ascetyzm jest związanym z silną pracowitością, z religii właściwie protestantem, a jeszcze więcej purytaninem.
„Nie można zaprzeczyć, iż kupno i sprzedaż są rzeczami niezbędnemi, bez których obejść się nie można — szczególniej co do przedmiotów, służących dla potrzeby i honoru, gdyż wszak i patryjarchowie także kupowali i sprzedawali bydło, wełnę, zboże, masło, mleko i inne użyteczności. Są to dary boga, który je z ziemi dostarcza i rozdaje pomiędzy ludzi. Ale zagraniczny handel, który przywozi towary z Kalkuty i Indyj, jak: jedwab, wyroby złote i korzenie, służące jedynie dla zbytku, a nie dla pożytku i wysysające z kraju i ludzi pieniądze, taki handel nie powinien być dozwolonym, ehociażbyśmy mieli cały regiment książąt. Ale o tem nie chcę teraz pisać, gdyż spodziewam się, iż z czasem, gdy nie będziemy mieli więcej pieniędzy, ustanie on sam przez się, tak samo, jak zbytek i żarcie i żadne pisanie ani nauczanie tu nie pomoże, dopóki nas bieda i nędza nie przyduszą“[34].
Podczas zaburzeń w społecznej wymianie materyi zakopywanie pieniędzy, jako skarbów, ma miejsce nawet w rozwiniętem burżuazyjnem społeczeństwie. Społeczny związek w kompaktnej formie — a dla posiadaczy towarów związek ten polega na towarze, a równoznaczny byt towaru jest pieniądz — zostaje uchronionym przed społecznym ruchem. Społeczny nervus rerum zostaje pochowany obok ciała, którego nerwem on jest. Skarb byłby tylko bezużytecznym metalem, pieniężna jego dusza uciekłaby zeń, stałby się on przepalonym popiołem obiegu, jego caput mortuum, gdyby się nie znajdował w stanie ciągłego dążenia doń. Pieniądz, czyli usamodzielniona wartość zamienna jest ze swej istoty bytem abstrakcyjnego bogactwa, z drugiej wszakże strony każda dana suma pieniężna jest ilościowo określonem quantum wartości. Ilościowa granica wartości zamiennej jest sprzeczna z jakościową jej powszechnością i zbieracz skarbu odczuwa tę granicę, jako szranki, stające się w istocie zarazem i jakościowemi, albo też czyniące skarb tylko ograniczonym przedstawicielem materyjalnego bogactwa. Pieniądz, jako powszechny równoznacznik, bezpośrednio się przedstawia, jakeśmy to widzieli, w równaniu, w którem sam tworzy jeden członek, a nieskończony szereg towarów — drugi. Od wielkości wartości zamiennej jest zależnem to, o ile pieniądz w przybliżeniu się realizuje, jako taki nieskończony szereg, t. j. o ile odpowiada swemu pojęciu wartości zamiennej. Ruch wartości zamiennej, jako wartości, jako automatu, może wogóle na tem tylko polegać, by wyjść poza swą ilościową granicę. Ale wraz z tem, jak ilościowa granica skarbu zostaje przekroczoną, tworzą się nowe szranki, które znowu zniesione być muszą. To nie jakaś określona granica skarbu staje się szrankami, lecz każda wogóle granica. Gromadzenie skarbów nie posiada żadnej wewnętrznej granicy, żadnej miary, lecz jest procesem nieskończonym, który w każdym swym jednorazowym rezultacie zawiera pobudkę dla nowego początku. Jeżeli skarb tylko przez konserwowanie się mnoży, to i naodwrót — tylko przez mnożenie się konserwuje.
Pieniądz jest nietylko przedmiotem namiętności wzbogacenia się, ale jest zarazem jedynym jej przedmiotem. Ona jest ulotną auri sacra fames. Namiętność do wzbogacenia się, w odróżnieniu od namiętności ku specyjalnemu bogactwu, ku oddzielnym naturalnym użytecznościom, jak: odzieży, klejnotom i t. d. staje się możliwa dopiero wtedy, gdy bogactwo powszechne, jako takowe, się indywidualizuje w jednym szczególnym przedmiocie i gdy zatem może być utrzymane jako oddzielny towar. Pieniądz jest więc o tyleż przedmiotem, co i źródłem namiętności do wzbogacenia się. W gruncie mamy tu do czynienia z tem, iż wartość zamienna, jako takowa, a zarazem jej rozmnażanie staje się celem. Skąpstwo mocno trzyma skarb, nie pozwalając mu stać się narzędziem obiegu, lecz żądza złota otrzymuje duszę pieniężną skarbu, jego stałe natężenie ku cyrkulacyi.
Czynność, zapomocą której skarb zostaje tworzonym, polega z jednej strony na wycofywaniu pieniędzy z obiegu w drodze stale powtarzanych aktów sprzedaży, a z drugiej — na prostem gromadzeniu, akkumulacyi. Istotnie, akkumulacyja bogactwa tylko w sferze zwykłego obiegu i pi żytem w formie tworzenia skarbów ma miejsce, jak takowa, podczas gdy, jak to później zobaczymy, inne t. zw. formy akkumulacyi tylko w drodze nadużycia, tylko przez wspomnienie prostej akkumulacyi pieniężnej uchodzą za akkumulacyję. Wszystkie inne towary zostają nagromadzone albo jako wartości użytkowe i wówczas sposób gromadzenia jest zależnym od cech, właściwych danej użyteczności: gromadzenie owiec czyni mnie pastuchem, zbieranie niewolników i ziemi czyni niezbędnemi stosunki panowania, poddaństwa i t. d. Tworzenie zapasu szczególnego bogactwa wymaga szczególnych procesów, różnych od prostego aktu zwykłego gromadzenia i rozwija specyjalnie strony indywidualności. Albo też bogactwo, we formie towarów zostaje zbieranem, jako wartość zamienna i wówczas gromadzenie występuje, jako kupiecka czyli specyficznie ekonomiczna działalność. Jej przedstawiciel staje się kupcem zbożowym, kupcem bydła itd. Złoto i srebro są pieniędzmi nie dzięki jakiejkolwiekbądź działalności jednostki, która je zbiera, lecz jako kryształy procesu obiegowego, który postępuje naprzód bez wszelkiego udziału z jej strony. Nie ma ona tu nic do roboty, oprócz odkładania ich na stronę i zbierania jednej wagi złota kolo drugiej — jest to działalność zupełnie beztreściwa. Zastosowana do każdego innego towaru pozbawiłaby go wszelkiej wartości.
Nasz zbieracz skarbu występuje, jako męczennik wartości zamiennej, świątobliwy asceta na szczycie kolumny metalicznej. Idzie mu tylko o bogactwo w społecznej jego formie i dlatego zakopuje on je przed społeczeństwem. Żąda on towaru w jego wciąż zdolnej do cyrkulacyi formie i dlatego odsuwa go od obiegu. Marzy on o wartości wymiennej i dlatego nic nie wymienia. Ciekła forma bogactwa i jego skamieniałość, eliksir życia i kamień mądrości. Wmówiwszy w siebie nieograniczoną żądzę używania, odmawia on sobie wszelkiego użycia. Chcąc zadośćuczynić wszystkim społecznym potrzebom, zaspakaja on zaledwie naturalne konieczne potrzeby. Zatrzymując bogactwo w jego metalicznej cielesności, przytłumia on je na zwykłą tkaninę mózgową. W rzeczywistości wszakże gromadzenie pieniędzy dla pieniędzy jest barbarzyńską formą produkcyi dla produkcyi, t. j. rozwojem sił wytwórczych pracy społecznej poza szranki zwyczajnych potrzeb. Czem mniej rozwiniętą jest produkcyja towarowa, tem znaczniejszem jest to pierwsze usamodzielnienie wartości zamiennej, jako pieniędzy, gromadzenie skarbów, które dlatego też odegrywa znaczną rolę u starożytnych narodów, a w Azyi aż do chwili bieżącej, toż samo u starożytnych chłopskich narodów, gdzie wartość zamienna nie objęta jeszcze wszystkich stosunków produkcyjnych. Specyficznie gospodarcza funkcyja zbierania skarbów wewnątrz metalicznego obiegu będziemy zaraz rozbierać, ale przedtem wspomnijmy jeszcze o jednej formie gromadzenia skarbów.
Złote i srebrne towary zupełnie niezależnie od ich właściwości estetycznych mogą być zamieniane w pieniądz, o ile materyjały, z których one się składają, są materyjałem pieniężnym, tak samo, jak naodwrót złote pieniądze lub sztaby mogą być zamienione w odpowiednie towary. Ponieważ złoto i srebro stanowią materyjał oderwanego bogactwa, więc największa wystawa bogactwa polega na użyciu ich, jako konkretnych wartości użytkowych, jeżeli posiadacz towarów na pewnym stopniu rozwoju produkcyi swoje skarby zakopuje, to jednak nie opuszcza go chęć wystąpienia przed innemi posiadaczami towarów, jako rico hombre wszędzie, gdzie tylko z bezpieczeństwem to uczynić można. Ozłaca on siebie i dom swój. W Azyi, a mianowicie w Indyjach, gdzie zbieranie skarbów występuje, nie jak w gospodarce burżuazyjnej, t. j. nie jako podrzędna funkcyja mechanizmu ogólnej produkcyi, lecz gdzie bogactwo w tej formie jest ostatecznym celem, tam złote i srebrne towary są właściwie tylko estetyczną formą skarbów. W średniowiecznej Anglii złote i srebrne towary były prawnie rozpatrywane tylko jako zwykłe formy skarbu, gdyż wartość ich tylko nieznaczne się zwiększała przez dodawanie surowej pracy. Cel ich polegał na tem, by znowu być wrzuconemi do obiegu, a więc stopień ich dobroci był tak samo przepisanym, jak dla monety. Wzrastające użycie złota i srebra, jako przedmiotów zbytku, wraz ze wzrostem bogactwa, jest rzeczą tak zwykłą, iż dla starożytnych była ona zupełnie zrozumiałą, podczas gdy nowocześni ekonomiści ustanowili fałszywe twierdzenie, jakoby utycie złotych i srebrnych towarów się nie zwiększało w stosunku do wzrostu bogactwa, lecz tylko w stosunku do upadku wartości szlachetnych metali. Ścisłe zazwyczaj ich wykazy co do użycia kalifornijskiego i australijskiego złota przedstawiają zatem wciąż niedobór, gdyż wzrost konsumcyi złota, jako surowego materyjału, nie jest usprawiedliwionym podług ich wyobrażeń przez odpowiedni spadek jego wartości.
Od roku 1810 do 1830, dzięki walce amerykańskich kolonij z Hiszpaniją i dzięki przerwie w pracy kopalnianej, wywołanej przez rewolucyje, roczna produkcyja przeciętna szlachetnych metali zmniejszyła się więcej, niż o połowę. Ubytek monety cyrkulacyjnej w Europie wynosił około ⅙, jeżeli porównać rok 1829 z 1809. Chociaż więc rozmiary wytwarzania się zmniejszyły i koszta produkcyi wzrosły, jeżeli wogóle się zmieniły, to tem niemniej konsumcyja szlachetnych metali jako przedmiotów zbytku, wzrosła znacznie w Anglii już podczas wojny, a na kontynencie od czasów pokoju paryskiego. Podniosła się ona wraz ze wzrostem bogactwa powszechnego (Jacob). Można przyjąć za prawo stałe, że przemiana złotych i srebrnych pieniędzy w przedmioty zbytku ma miejsce głównie podczas pokoju i odwrotna ich przemiana w sztaby, lub monetę — podczas okresów burzliwych. O ile stosunek złotego i srebrnego skarbu, istniejącego w kształcie towaru zbytkowego do szlachetnych metali, służących za pieniądze, jest znacznym, możemy wnioskować z tego, iż w roku 1829 stosunek ten podług Jakoba równał się 2 do 1 dla Anglii, a w całej Europie i Ameryce miało istnieć 4 razy więcej szlachetnych metali w przedmiotach zbytku, niż w pieniądzach.
Widzieliśmy, iż obieg pieniędzy jest tylko przejawem metamorfozy towarów, czyli zmienności formy, w której się odbywa społeczna zamiana materyi. Wraz ze zmianą sumy cen towarów, znajdujących się w obiegu czyli z rozmiarami ich jednoczesnych metamorfoz z jednej strony, z każdorazową zaś szybkością ich zmian formy z drugiej musiała się ogólna suma cyrkulującego złota wciąż rozszerzać lub kurczyć, co jest możliwe tylko pod warunkiem, że ogólna ilość pieniędzy istniejących w pewnym kraju znajduje się ciągle w zmiennym stosunku do sumy pieniędzy cyrkulujących. Ten warunek urzeczywistnionym zostaje przez gromadzenie skarbów. Jeżeli ceny spadają, lub szybkość obiegu wzrasta, to rezerwoary skarbowe pochłaniają wyrzuconą z cyrkulacyi część pieniędzy; jeżeli, naodwrót, ceny się podnoszą, lub szybkość obiegu się zmniejsza, to skarby się otwierają i stosowna ilość pieniędzy wraca do cyrkulacyi. Skostnienie obiegających pieniędzy w skarby i wylewy skarbów do cyrkulacyi jest to stale zmienny, oscylujący ruch, w którym przewaga jednego lub drugiego kierunku zależną jest jedynie od wahań w cyrkulacyi towarowej. Skarby występują więc, jako kanały dopływu i odpływu obiegających pieniędzy, tak, że zawsze cyrkuluje tylko taka suma, która jest niezbędną dla zaspokojenia bezpośrednich potrzeb obiegu. Jeżeli rozmiary cyrkulacyi ogólnej naraz się rozszerzają i ruchoma jedność kupna i sprzedaży przeważa, tak wszakże, że ogólna suma cen, mających być zrealizowanemi, wzrasta prędzej, niż szybkość obiegu pieniędzy, to skarby widocznie się opróżniają, jeżeli zaś ruch ogólny niezwykle się zwalnia, lub rozdział pomiędzy kupnem i sprzedażą się utwierdza, wówczas narzędzie obiegu w znacznym stopniu kostnieje w pieniądz i rezerwoary skarbowe napełniają się znacznie ponad zwykły swój poziom przeciętny. W krajach o czysto metalicznym obiegu, lub znajdujących się na stopniu nierozwiniętej produkcyi, skarby są nadzwyczaj rozdrobnione i rozsiane po całej powierzchni kraju, podczas gdy w rozwiniętych społeczeństwach burżuazyjnych koncentrują się one w rezerwoarach bankowych. Skarbu nie trzeba mieszać z rezerwą monetarną, która sama stanowi część składową ogólnej sumy pieniędzy znajdujących się wciąż w obiegu, podczas gdy stosunek aktywny skarbu i narzędzia obiegu przypuszcza upadek lub wzrost tamtej sumy ogólnej. Złote i srebrne towary stanowią — jakeśmy widzieli — także zarówno kanał odpływu szlachetnych metali, jak i skryte źródło ich dopływu. W zwykłych czasach tylko pierwsza ich funkcyja jest ważną dla ekonomii metalicznego obiegu.
Obiedwie formy, w których pieniądz dotychczas się różnił od narzędzia obiegu, były: znajdująca się w zawieszeniu moneta i skarb. Pierwsza forma odbijała w przejściowej przemianie monety w pieniądz, to, że drugi członek T — P — T, czyli kupno P — T, musi się rozbić wewnątrz określonej sfery obiegowej na szereg następujących po sobie aktów kupna. Tworzenie zaś skarbów spoczywało wprost na odosobnieniu aktu T — P, który nie rozwijał się w P — T, czyli był tylko samodzielnym rozwojem pierwszej metamorfozy towaru; pieniądz rozwinął się tu w pozbyty byt wszystkich towarów w przeciwstawności do narzędzia obiegu, jako do bytu towaru w jego wciąż podlegającej pozbywaniu formie. Zapas monetarny i skarb były tylko pieniędzmi, jako nie narzędzia obiegu, takimi zaś były tylko dlatego, iż nie obiegały. W naznaczeniu zaś, przy którem my obecnie rozpatrujemy pieniądze, one obiegają albo wstępują do obiegu, ale nie we funkcyi narzędzia obiegu. Jako narzędzie obiegu pieniądz był wciąż narzędziem kupna, teraz zaś działa on jako nie-narzędzie kupna. Wraz z tem, gdy pieniądz w drodze zbierania skarbu się rozwinął, jako byt abstrakcyjnego społecznego bogactwa i jako materyjalny reprezentant rzeczywistego bogactwa, to on otrzymuje zarazem w tej swej określoności, jako pieniądz, właściwe funkcyje wewnątrz procesu obiegowego. Jeżeli pieniądz obiega, jako zwykłe narzędzie cyrkulacyi, zatem, jako narzędzie kupna, to się przypuszcza, iż towar i pieniądz stoją naprzeciwko siebie jednocześnie, a zatem, że taż sama ilość wartościowa istnieje podwójnie, na jednym biegunie, jako towar w ręku sprzedawcy, a na drugim biegunie, jako pieniądz — w ręku kupca. Ta jednoczesna egzystencyja obydwóch równoznaczników na przeciwległych biegunach i ich jednoczesna zmiana miejsc czyli ich wzajemne pozbycie się, każe ze swej strony przypuszczać, iż sprzedawca i kupiec odnoszą się ku sobie tylko, jako posiadacze istniejących równoznaczników. Zarazem proces metamorfozy towarów, który wytwarza rozmaite określoności form pieniędzy, metamorfozuje zarazem posiadaczów towarowych, czyli zmienia społeczne [charaktery, w których oni naprzeciw sobie występują. W procesie metamorfozy towaru strzegący go posiadacz zmienia swą skórę tyleż razy, ile razy towar wędruje lub złoto w nowe formy się ścina. Tak początkowo posiadacze towarów stali naprzeciw sobie tylko jako posiadacze towarów, następnie stali się jeden kupcem, drugi sprzedawcą, dalej każdy z nich po kolei to kupcem, to sprzedawcą, dalej zbieraczami skarbów i nareszcie bogatymi ludźmi. W taki sposób posiadacze towarów nie występują z procesu obiegowego takimi, jakimi doń wstąpili. W rzeczywistości rozmaite określone formy, jakie pieniądz w procesie obiegowym otrzymuje, są tylko skrystalizowaną zmianą form samych towarów, która ze swej strony jest tylko okolicznościowem wyrażeniem zmiennych stosunków społecznych, w którem posiadacze towarów spełniają swą wymianę materyi. W procesie obiegowym występują nowe stosunki handlowe i jako przedstawiciele tych zmiennych stosunków posiadacze towarów otrzymują nowe ekonomiczne charaktery.
Jak w cyrkulacyi wewnętrznej pieniądz się idealizuje i zwykły papier, jako przedstawiciel złota spełnia funkcyję pieniędzy, tak samo tenże proces nadaje kupcowi lub sprzedawcy, który jako prosty reprezentant złota lub towaru doń wstępuje, to jest, który przedstawia sobą tylko przyszły towar lub pieniądz, wpływ rzeczywistego kupca lub sprzedawcy. Określone formy, w których złoto się w pieniądz rozwija, są tylko rozwinięciem określeń zawartych w metamorfozie towarów, które jednak w zwykłym obiegu pieniężnym, w wystąpieniu pieniędzy jako monety lub w ruchu T — P — T, jako w postępującej jedności, nie zostały wyodrębnione w formie samodzielnej, albo też które w odłamaniu się metamorfozy towarowej występowały, jako zwykłe możliwości.
Widzieliśmy, że w procesie T — P towar odnosił się do pieniędzy, jako rzeczywista wartość użytkowa i idealna wartość zamienna, do idealnej wartości użytkowej i rzeczywistej wartości zamiennej. Sprzedawca, pozbywając się towaru, jako wartości użytkowej, realizuje wartość wymienną towaru i wartość użytkową pieniędzy. Odwrotnie, kupiec, pozbywając się pieniędzy, jako wartości zamiennej, realizuje wartość użytkową pieniędzy i cenę towaru. Odpowiednio do tego odbyła się zmiana miejsc towaru i pieniędzy. Żywy proces tej dwustronnie biegunowej sprzeczności zostaje na nowo w swem urzeczywistnieniu rozszczepionym. Sprzedawca pozbywa się rzeczywiście towaru i realizuje jego cenę znowu już tylko idealnie. Sprzedał go on podług jego ceny, która wszakże tylko w czasie późniejszym zrealizowaną zostanie. Kupiec nabywa tylko jako reprezentant przyszłych pieniędzy, podczas gdy sprzedawca, jako posiadacz obecnego towaru, sprzedaje. Po stronie sprzedającego, towar, jako wartość użytkowa, zostaje rzeczywiście pozbytym, bez tego wszakże, by on, jako cena, został rzeczywiście zrealizowanym. Po stronie kupca pieniądze zostają rzeczywiście zrealizowane w wartości użytkowej towaru, bez tego wszakże, by one, jako wartość zamienna rzeczywiście pozbyte zostały. Zamiast znaku wartościowego, kupiec sam symbolicznie zastępuje sobą pieniądze. Ale tak samo, jak przedtem, ogólna symbolika znaku wartościowego wywoływała gwarancyję i kurs przymusowy ze strony państwa, tak samo obecnie osobista symbolika kupca wywołuje prawnie ujęte kontrakty prywatne pomiędzy posiadaczami towarów.
Odwrotnie, w procesie P — T pieniądz może być pozbytym jako rzeczywiste narzędzie kupna i cena towaru może być zrealizowaną zanim jeszcze wartość użytkowa pieniędzy zostaje zrealizowaną lub zanim sam towar pozbytym zostanie. To odbywa się w codziennej np. formie prenumeraty. Albo też w formie, w jakiej angielski rząd kupuje opium ryotów w Indyjach, a w Rosyi — osiadli tam cudzoziemscy kupcy nabywają w tej formie po większej części wytwory rolnicze. W taki sposób wszakże pieniądz działa tylko w znanej formie narzędzia kupna i nie otrzymuje przeto żadnej nowookreślonej formy[35].
Nie zatrzymujemy się więc nad ostatnim przypadkiem, zauważymy wszakże ze względu na przemijającą formę, w jakiej obydwa procesy P — T i T — P tu występują, że tylko pomyślana różnica pomiędzy kupnem i sprzedażą, jak ona bezpośrednio w obiegu występuje, staje się teraz rzeczywistą różnicą, ponieważ w jednej formie istnieje tylko towar, w drugiej tylko pieniądz, w obydwu zaś inicyjatywa wychodzi od ostatniego. Oprócz tego, obiedwie formy mają jeszcze to wspólne, iż w obydwóch tylko jeden ekwiwalent we wspólnej woli kupca i sprzedawcy istnieje, w woli, która otrzymuje określone formy prawne.
Sprzedawca i kupiec stają się wierzycielem i dłużnikiem. Jeżeli posiadacz towaru, jako stróż skarbu, przedtem grał rolę komiczną, to obecnie staje się on strasznym, gdyż już nie siebie samego, ale swych bliźnich pojmuje, jako określone sumy pieniężne i nie siebie samego, lecz ich robi męczennikami wartości zamiennej. Z wierzącego staje się on wierzycielem, z religii, wpada on do prawoznawstwa:
W zmienionej więc formie T — P, w której towar istnieje, a pieniądz jest tylko reprezentowany, pieniądz funkcyjonuje naprzód, jako miara wartości.
Wartość zamienna towaru zostaje ocenioną w pieniądzach, jako w swej mierze, lecz cena, jako wartość zamienna, wymierzona w drodze kontraktu, istnieje nietylko w głowie sprzedawcy, lecz istnieje zarazem jako miara zobowiązania kupca. Powtóre pieniądz funkcyjonuje tu jako narzędzie kupna, jakkolwiek rzuca on dopiero przed sobą cień przyszłego swego bytu. On przyciąga mianowicie towar z jego miejsca, z ręki sprzedawcy do rąk kupca. Jeżeli termin dla wypełnienia kontraktu się kończy, to pieniądz wstępuje do obiegu, gdyż zmienia miejsce i przechodzi z ręki byłego kupca do rąk byłego sprzedawcy. Ale nie wstępuje on jako środek obiegu lub kupna.
Jako takowy, funkeyjonował, zanim był obecnym i zjawia się dopiero wówczas, gdy przestał funkcyjonować, jako takowy. Wstępuje on raczej do obiegu, jako jedyny, równoznaczny ekwiwalent towaru, jako absolutny byt wartości zamiennej, jako ostatni wyraz procesu wymiennego, krótko: jako pieniądz i przytem jako pieniądz w określonej funkcyi powszechnego narzędzia wypłat. W tej funkcyi narzędzia wypłat pieniądz występuje, jako towar absolutny, ale wewnątrz samej cyrkulacyi, nie zaś zewnątrz takowej, jak to się ze skarbem dzieje. Różnica pomiędzy narzędziem kupna i narzędziem wypłat daje się poznać w sposób bardzo nieprzyjemny w epokach kryzysów handlowych.
Początkowo przemiana towaru w pieniądz występuje w obiegu tylko jako indywidualna konieczność dla posiadacza towarów, o ile jego produkt jest wartością użytkową nie dla niego, ale stanie się dopiero takową w drodze pozbycia się go. By wszakże módz płacić na termin kontraktowy, powinien on był wpierw sprzedać towar. Zupełnie więc niezależnie od jego indywidualnych potrzeb, sprzedaż stała się dlań, dzięki ruchowi procesu obiegowego, społeczną koniecznością. Jako były kupiec jednego towaru, staje się on musowo sprzedawcą innego towaru, by otrzymać złoto nie jako narzędzie kupna, lecz jako narzędzie wypłat, jako absolutną formę wartości zamiennej. Przemiana towaru w pieniądz, jako akt zakończający, czyli pierwsza metamorfoza towaru, jako cel sam w sobie, który w procesie zbierania skarbów wydawał się zależeć od widzimisię posiadacza towarów, stała się obecnie funkcyją ekonomiczną. Pobudka i treść sprzedaży dla płacenia przemienia się z formy procesu obiegowego w niezależnie wyrosłą treść jego.
W tej formie sprzedaży towar spełnia swą zmianę miejsca obiega, odkładając swą pierwszą metamorfozę, swą przemianę w pieniądz. Po stronie zaś kupca spełnia się druga metamorfoza, t. j. pieniądz odwrotnie przemienia się w towar, zanim pierwsza metamorfoza spełnioną zostaje, t. j. zanim towar przemienił się w pieniądz. Pierwsza metamorfoza występuje więc tu w czasie po drugiej. I zarazem pieniądz, czyli forma towaru w jego pierwszej metamorfozie otrzymuje nowe określenie formy. Pieniądz, czyli samodzielny rozwój wartości zamiennej, nie jest więcej formą pośredniczącą obiegu towarowego, lecz jego krańcowym rezultatem. Że tego rodzaju sprzedaże na czas, w których obydwa bieguny aktu istnieją oddzielone od siebie w czasie, wyrastają w sposób naturalny z prostego obiegu towarów, to nie wymaga szczegółowych dowodzeń. Naprzód sam roztrój cyrkulacyi prowadzi to za sobą, iż wzajemne występowanie względem siebie tych samych posiadaczów towarów, jako kupców i sprzedawców, się powtarza.
Powtarzające się zjawisko nie pozostaje tylko przypadkowem, lecz towar zostaje np. obstalowanym na przyszły termin, w którym on ma być dostarczony i zapłacony. W tym wypadku sprzedaż jest idealną, t. j. jurydycznie dokonaną, ale bez tego, by towar i pieniądz wystąpiły cieleśnie. Obiedwie formy pieniędzy, jako narzędzia obiegu i narzędzia wypłat zlewają się tu jeszcze ze sobą, gdyż raz towar i pieniądz jednocześnie przemieniają swe miejsca, a powtóre pieniądz nie kupuje towaru, lecz realizuje cenę przedtem sprzedanego towaru. Dalej już sama natura całego szeregu wartości użytkowych przynosi to ze sobą, iż one zostają pozbyte nie wraz z faktycznem oddaniem towaru, lecz w drodze pozostawienia takowego na czas określony. Np. jeżeli użycie domu wynajęte zostaje na miesiąc, to wartość użytkowa domu dostarczoną zostaje dopiero po upływie miesiąca, chociaż ona już z początku takowego przechodzi z rak do rak. Ponieważ faktyczne pozostawienie wartości użytkowej i jej rzeczywiste pozbycie się oddzielają się tu od siebie w czasie, więc realizacyja jego ceny odbywa się także później niż zmiana miejsca (przechodzenie z rąk do rąk). Nareszcie różnice w trwaniu i epoce produkowania rozmaitych towarów powodują to, iż jeden występuje jako sprzedawca, podczas gdy drugi jeszcze nie może wystąpić, jako kupiec, a przy częstem powtarzaniu aktów kupna i sprzedaży pomiędzy tymiż samymi posiadaczami towarów, obydwa momenty sprzedaży w ten sposób się rozpadają, odpowiednio do warunków produkcyi ich towarów. W ten sposób powstaje pomiędzy posiadaczami towarów stosunek wierzyciela i dłużnika, który wprawdzie stanowi naturalną podstawę systemu kredytowego, ale może być zupełnie rozwinięty, zanim ten ostatni egzystuje. Jasnem jest, że z wytworzeniem systemu kredytowego, a zarazem kapitalistycznej produkcyi wogóle, funkcyja pieniędzy, jako narzędzia wypłat, wciąż się rozszerza na koszt funkcyi ich, jako narzędzia kupna i jeszcze więcej — jako elementu tworzenia skarbów.
W Anglii np. pieniądz jako moneta został wypędzony prawie wyłącznie do sfery handlu detalicznego i drobnego między wytwórcami i spożywcami, podczas gdy on panuje jako narzędzie wypłat w sferze wielkich transakcyj handlowych.
Jako powszechne narzędzie wypłat pieniądz staje się powszechnym towarem w kontraktach, początkowo tylko wewnątrz sfery cyrkulacyi towarów. Z jego wszakże rozwojem w tej funkcyi, wszystkie inne formy wypłat rozpuszczają się powoli w wypłacie pieniężnej. Stopień, do jakiego pieniądz jest rozwiniętym jako wyjątkowe narzędzie wypłat, wskazuje na stopień, w którym wartość zamienna opanowała produkcyją wgłąb i wszerz. Masa pieniędzy, obiegających jako narzędzie wypłat, określa się naprzód przez rozmiar wypłat, t. j. przez sumę cen pozbytych towarów, nie zaś towarów do pozbycia, jak to było w prostym obiegu pieniężnym. W ten sposób określona suma zostaje jednak podwójnie zmodyfikowaną, naprzód przez szybkość, z jaką jedna i ta sama sztuka pieniężna powtarza tę samą funkcyją czyli przez szybkość, z jaką masa wypłat przedstawia się jako postępujący łańcuch wypłat. A płaci B, poczem B płaci C i tak dalej. Szybkość, z jaką ta sama sztuka pieniężna powtarza swą funkcyę narzędzia wypłat, zależną jest z jednej strony od zespolenia stosunków wierzyciela i dłużnika pomiędzy posiadaczami towarów, tak że jeden i ten sam posiadacz towarów jest wierzycielem względem jednego, dłużnikiem względem drugiego i t. d., z drugiej zaś strony od przerwy, która oddziela rozmaite terminy wypłat. Ten łańcuch wypłat czyli dodatkowych pierwszych metamorfoz towarów jest jakościowo różnym od łańcucha metamorfoz, który w obiegu pieniężnym się przedstawia jako narzędzie obiegu. To ostatnie zjawia się nietylko w czasowem następstwie, lecz staje się dopiero takowem. Towar staje się pieniądzem, potem znowu towarem i daje w ten sposób możność innemu towarowi stania się towarem i t. d., czyli sprzedawca staje się kupcem, przez co inny posiadacz towarów sprzedawcą się staje. Ta współzależność powstaje przypadkowo w samym procesie wymiany towarów. W tem wszakże, że pieniądze, które A zapłacił B, zostają w dalszym ciągu płacone C przez B, D przez C i t. d. i to w szybko po sobie następujących okresach czasu — w tej zewnętrznej zależności występuje tylko już gotowa społeczna zależność na światło dzienne. Ten sam pieniądz przebiega różne ręce nie dlatego, że występuje jako narzędzie wypłaty, lecz, przeciwnie, obiega on jako narzędzie wypłaty dlatego, iż rozmaite ręce już uderzyły o siebie. Szybkość, z jaką pieniądz obiega, jako narzędzie wypłat, wskazuje więc na daleko większe wciągnięcie osobników w proces cyukulacyi, niż szybkość, z jaką pieniądz obiega w charakterze monety lub narzędzia kupna.
Suma cen jednoczesnych, a przeto w przestrzeni około siebie przypadających aktów kupna i sprzedaży stanowi granicę przy zamieszczeniu sumy monetarnej przez szybkość obiegową. Granica ta ginie dla złota, funkcyjonującego jako narzędzie wypłat. Jeżeli wypłaty, mające się odbyć jednocześnie, koncentrują się w jednem miejscu, co w sposób naturalny ma miejsce tylko w wielkich punktach zbornych cyrkulacyi towarowej, to wypłaty wyrównywają się nawzajem jako dodatnie i ujemne wielkości, gdyż A, mający płacić B, ma zarazem otrzymać od C wypłatę i t. d. Suma więc pieniędzy, niezbędnych jako narzędzie wypłat, zostaje określoną nie przez sumę cen, jednocześnie mających się odbyć wypłat, lecz przez większą lub mniejszą ich koncentracyją i przez wielkość bilansu, który, po wzajemnem wyrównaniu się tych wypłat, jako dodatnich i ujemnych wielkości, jeszcze pozostaje. Odpowiednie urządzenia dla tych wyrównań powstają bez wszelkiego rozwoju systemu kredytowego, jak np. w starożytnym Rzymie. Rozbiór takowych należy wszakże tutaj także mało, jak i rozbiór powszechnych terminów wypłat, które wszędzie, w określonych sferach społecznych się ustanawiają. Dodajmy tu wszakże jeszcze, iż specyficzny wpływ, jaki te termina wywierają na peryjodyczne wahania w ilości obiegających pieniędzy, zbadany został w sposób naukowy dopiero w najnowszych czasach.
O ile wypłaty się wyrównywają jako dodatnie i ujemne wielkości, o tyle wystąpienie rzeczywistych pieniędzy na scenę nie ma wcale miejsca. Rozwijają się one tu tylko w swej formie miary wartości, z jednej strony w cenie towarów, a z drugiej — w wielkości obustronnych zobowiązań. Oprócz więc swego idealnego bytu, wartość zamienna nie otrzymuje tu żadnego samodzielnego bytu, nie otrzymuje nawet bytu znaku wartościowego, czyli że pieniądz staje się tylko idealnym pieniądzem obrachunkowym. Funkcyja więc pieniędzy jako narzędzia wypłat zawiera w sobie tę sprzeczność, że, z jednej strony, o Re wypłaty się wyrównywają, pieniądze działają tylko idealnie, jako miara wielkości, a z drugiej, — o ile wypłaty mają się rzeczywiście odbyć, pieniądze występują nie jako znikome narzędzia obiegowa, lecz jako znajdujący się w spoczynku byt powszechnego równoznacznika, jako absolutny towar, jednem słowem wstępują do obiegu, jako pieniądze.
Tam, gdzie łańcuch wypłat i sztuczny system ich wyrównania został rozwiniętym, to przy wstrząśnieniach, które gwałtownie przerywają potok wypłat i powstrzymują mechanizm wyrównawczy, pieniądz odrazu przemienia się z gazowej, w mózgu utkanej swej formy miary wartości, w twardy pieniądz, czyli w narzędzie wypłat. W stanie więc rozwiniętej burżuazyjnej produkcyi, gdzie posiadacz towarów oddawna stał się kapitalistą, zna swego Adama Smitha i wytwornie ośmiewa przesądy, jakoby złoto i srebro były jedynemi pieniędzmi, czyli jakoby pieniądz wogóle, w odróżnieniu od wszelkich innych towarów, był towarem absolutnym, — tam raptownie pieniądz występuje znowu nie jako pośrednik w obiegu, lecz jako jedyna równoznaczna forma wartości zamiennej, jako jedyne bogactwo, zupełnie tak samo, jak to pojmuje zbieracz skarbów. Jako taki wyłączny byt bogactwa, przejawiają się pieniądze, nie w idealnej — jak to się dzieje w systemie monetarnym — lecz w rzeczywistej utracie wszelkiego materyjalnego bogactwa. Jest to szczególny moment kryzysów rynku wszechświatowego, który zwie się kryzysem pieniężnym. Summum bonum, którego wówczas wszyscy błagają, jako jedynego bogactwa, jest pieniądz — gotówka, obok której wszystkie inne towary, właśnie dlatego, iż są wartościami użytkowemi, występują jako bezużyteczne, jako błyskotki, zabawki, czyli, jak nasz doktór Luther powiada, jako zwykły strój i fatałaszki.
To gwałtowne przejście z systemu kredytowego do monetarnego dodaje teoretyczny strach do praktycznej paniki i agenci obiegu drżą przed niezbadaną tajemnicą własnych swych stosunków. Wypłaty czynią ze swej strony niezbędnym fundusz rezerwowy, akumulacyją pieniędzy, jako narzędzia wypłat. Tworzenie tego funduszu nie wydaje się już, jak to było przy zbieraniu skarbu, czynnością zewnętrzną względem samego obiegu, ani też, jak przy rezerwie monetarnej, technicznem zatrzymaniem się monety, lecz pieniądz musi powoli być nagromadzonym, by być gotowym dla przyszłych określonych terminów wypłaty. Podczas więc, gdy zbieranie skarbów w abstrakcyjnej formie, w której ono uchodzi za zbogacenie, zmniejsza się wraz z rozwojem burżuazyjnej produkcyi, to zbieranie skarbów, wymaganych bezpośrednio przez proces wymienny, wzrasta, czyli raczej część skarbów, tworzących się wogóle w sferze obiegu towarowego, zostaje zaabsorbowaną jako fundusz rezerwowy narzędzi wypłaty. Czem bardziej rozwiniętą jest burżuazyjna produkcyja, tem bardziej zostają te fundusze rezerwowe ograniczone do niezbędnego minimum. Locke podaje w piśmie swem o zniżeniu stopy procentowej ciekawe wiadomości o rozmiarach tych funduszów rezerwowych z jego czasów. Przekonywamy się zeń, jak znaczną część znajdujących się wogóle w obiegu pieniędzy absorbowały rezerwoary narzędzi wypłaty w Anglii w epoce, gdy system bankowy dopiero zaczynał się rozwijać.
Prawo o ilości znajdujących się w obiegu pieniędzy, o ile się ono wyłania z rozbioru prostego obiegu pieniężnego, zostaje zupełnie zmodyfikowanem przez obieg narzędzi wypłaty. Przy danej szybkości obiegu pieniędzy, czy to jako narzędzi obiegu, czy też wypłaty, ogólna suma pieniędzy cyrkulujących w danym przeciągu czasu określoną zostaje przez sumę ogólną mających być zrealizowanemi cen towarowych + suma wypłat przypadających w tej epoce — wypłaty wzajemnie się znoszące w drodze wzajemnego wyrównania. Ogólne prawo, iż masa znajdujących się w obiegu pieniędzy zależy od cen towarowych, nie zostaje dzięki temu bynajmniej naruszone, gdyż sam rozmiar wypłat określa się za pomocą cen kontraktownie ustanowionych. Wykazuje się jednak w sposób uderzający, iż nawet przypuściwszy szybkość obiegu i ekonomiją wypłat, jako niezmienne, to suma cen mas towarowych, znajdujących się w obiegu podczas określonego peryjodu, naprz. dnia i masa pieniędzy, cyrkulujących w tym samym dniu, bynajmniej wzajemnie się nie pokrywają, gdyż cyrkuluje masa towarów, których cena dopiero w przyszłych pieniądzach zrealizowaną zostanie, a z drugiej strony obiega masa pieniędzy, odpowiadająca towarom, oddawna z obiegu wypadłym. Ta ostatnia masa sama znowu będzie zależną od tego, jak wielką jest suma wartościowa wypłat, przypadających na ten sam dzień, jakkolwiek one są kontraktowane w rozmaitych okresach. Widzieliśmy, iż zmiana w wartości złota i srebra bynajmniej nie dotyka ich funkcyi, jako miary wartości lub pieniędzy obrachunkowych.
Zmiana ta jest wszakże stanowczo ważną dla pieniędzy, jako skarbu, gdyż wraz ze wzrostem lub upadkiem wartości złota lub srebra, wzrasta lub spada wielkość wartościowa złotego lub srebrnego skarbu. Jeszcze ważniejszą jest ta zmiana dla pieniędzy, jako narzędzia wypłat. Wypłata następuje później, niż sprzedaż towaru, czyli że złoto działa w dwóch różnych okresach czasu w rozmaitych funkcyjach, z początku jako miara wartości, potem jako narzędzie wypłaty, odpowiadające temu wymiarowi. Jeżeli w okresie pośrednim wartość szlachetnych metali albo też czas niezbędny dla ich produkcji, się zmienia, to ta sama ilość złota lub srebra, jeżeli występuje jako narzędzie wypłaty, będzie miała wartość mniejszą lub większą niż w chwili, gdy one służyły za miarę wartości, t. j. gdy kontrakt był zawartym. Funkcyja szczególnego towaru, np. złota lub srebra, jako pieniędzy czyli usamodzielnionej wartości zamiennej, wpada tu w kolizyję z jego naturą szczególnego towaru, którego wielkość wartościowa jest zależną od zmiany w kosztach jego produkcyi. Wielka społeczna rewolucyja, która wywołała upadek wartości szlachetnych metali w Europie, jest faktem o tyleż znanym, co i odwrotna rewolucyja, która się odbyła we wczesnej epoce starożytnej respubliki rzymskiej, przez wzrost wartości miedzi, w której długi plebejuszów zawarte zostały. Nie badając wpływu szlachetnych metali na system burżuazyjnej ekonomii, możemy tu odrazu wnosić, iż upadek ich wartości jest korzystnym dla dłużników kosztem wierzycieli i odwrotnie, wzrost ich wartości korzystnym jest dla wierzycieli kosztem dłużników.
Złoto staje się pieniądzem w odróżnieniu od monety, jeżeli naprzód wychodzi z obiegu w postaci skarbu, potem wstępuje doń jako nie-narzędzie cyrkulacji, nareszcie jednak przełamuje ono szranki wewnętrznego obiegu, by funkcyjonować w świecie towarów jako powszechny równoznacznik. W ten sposób staje się ono pieniądzem wszechświatowym.
Jak powszechne miary wag szlachetnych metali służyły za pierwotne miary wartościowe, tak samo wewnątrz rynku wszechświatowego nazwy obrachunkowe pieniędzy znowu się przemieniają w odpowiednie nazwy wag. Jak bezforemny surowy metal (aes rude) był początkową formą narzędzia obiegowego, a sama forma monetarna — tylko oficyjalnym znakiem wagi, zawartej w sztukach metalu, tak samo szlachetny metal, jako moneta wszechświatowa zrzuca ze siebie znowu kształt i wycisk i wpada napowrót w obojętną formę sztabek, czyli jeżeli monety nacyjonalne, jak: imperyjały rosyjskie, talary meksykańskie i angielskie sovereigny obiegają za granicą, to ich tytuł staje się zupełnie obojętnym i tylko ich treść posiada wartość. Nareszcie, jako pieniądz międzynarodowy szlachetne metale wykonywują napowrót swą pieiwotną funkcyją narzędzia wymiany, która, zarówno jak i sama wymiana, powstała nie wewnątrz naturalnie wyrosłych wspólnot, lecz na ich punktach zetknięcia. A więc, jako pieniądz wszechświatowy, pieniądz otrzymuje napowrót pierwotna, naturalną swą formę. Opuszczając cyrkulacyję wewnętrzną, zrzuca on znowu szczególne formy, które wyrosły z rozwoju procesu wymiennego wewnątrz tych szczególnych sfer, t. j. swe formy lokalne, jako skali cen, monety, monety zdawkowej i znaku wartościowego.
Widzieliśmy, iż w wewnętrznej cyrkulacyi pewnego kraju tylko jeden towar służy za miarę wartości. Ponieważ wszakże w jednym kraju spełnia tę funkcyję złoto, w drugim — srebro, więc na rynku wszechświatowym istnieje podwójna miara wartości i pieniądz zdwaja też swe istnienie we wszystkich innych funkcyjach. Przełożenie wartości towarowych z cen wyrażonych w złocie na ceny w srebrze wyrażone i naodwrót, zostaje za każdym razem określone przez stosunkową wartość obydwu metali, która wciąż się zmienia i wydaje się być wciąż w procesie ustanowienia się. Posiadacze towarów każdej wewnętrznej sfery obiegowej zmuszeni są używać naprzemiany złota i srebra dla zewnętrznego obiegu i w ten sposób muszą wymieniać ten metal, który wewnątrz kraju jest pieniądzem, na inny, którego im trzeba jako pieniądza, dla zagranicy. Każdy więc naród używa obydwu metali, złota i srebra, jako pieniądza wszechświatowego.
W obiegu międzynarodowym towarów złoto i srebro występują niejako narzędzia cyrkulacyi, lecz jako powszechne narzędzia zamiany. Powszechne wszakże naizędzie zamiany funkcyjonuje tylko w obydwóch rozwiniętych formach, narzędzia kupna i narzędzia wypłaty, których stosunek na rynku wszechświatowym staje się jednak odwrotnym. W sferze cyrkulacyi wewnętrznej złoto wpływało o ile było monetą — o ile przedstawiało sobą pośrednika postępującej jedności T — P — T, czyli tylko znikomą formę wartości zamiennej w nieustannej zmianie miejsc towarów, wyłącznie jako narzędzie kupna. Odwrotnie się dzieje na rynku wszechświatowym. Złoto i srebro występują tu, jako narzędzia zamiany, gdy wymiana materyi jest tylko jednostronną, a zatem, gdy kupno i sprzedaż się rozpadają. Handel np. graniczny w Kiachcie jest faktycznie tylko w drodze ugody handlem zamiennym, w którym srebro jest tylko miarą wartości. Wojna z roku 1857—58 przymusiła chińczyków do sprzedawania, nie kupując. Srebro odrazu okazało się narzędziem kupna. Ze względu na formę słowną ugody rosyjanie przerabiali francuskie pięciofrankówki na surowy towar srebrny, który służył jako narzędzie wymiany. Srebro funkcyjonuje wciąż jako narzędzie kupna między Europą i Ameryką z jednej strony i Azyją z drugiej, gdzie ono osiada w formie skarbu. Dalej, szlachetne kruszce funkcyjonują jako międzynarodowe narzędzie kupna, gdy zwykła równowaga wymiany materyi między dwoma narodami naraz zostaje przerwaną, np. w razie nieurodzaju, gdy jeden z nich jest zmuszonym do kupna nadzwyczajnego. Nareszcie, szlachetne metale są międzynarodowem narzędziem kupna w rękach krajów, produkujących złoto i srebro, gdzie one są bezpośrednim produktem i towarem, nie zaś przemienioną formą towaru. Czembardziej wymiana towarów się rozwija między różnemi nacyjonalnemi sferami cyrkulacyi, rozwija się i funkcyja pieniądza wszechświatowego, jako narzędzia wypłat dla wyrównania bilansu międzynarodowego.
Międzynarodowa cyrkulacyja na równi z obiegiem wewnętrznym wymaga wciąż zmiennej ilości złota i srebra. Przeto też pewna część nagromadzonych skarbów służy u każdego narodu za fundusz rezerwowy pieniądza wszechświatowego, który się raz wypróżnia, to znowu się wypełnia, odpowiednio do oscylacyi zamiany towarowej. Oprócz szczególnych ruchów, w których ono biegnie tam i napowrót w międzynarodowych sferach cyrkulacyjnych pieniądz wszechświatowy posiada jeszcze powszechny ruch, którego punkt wyjścia się znajduje u źródeł produkcyjnych — ztąd rozlewają się złote i srebrne strumienie w rozmaitych kierunkach. Złoto i srebro wstępują tu do obiegu światowego i zostają wymienione, jako równoznaczniki w stosunku do zawartego w nich czasu roboczego na ekwiwalenty towarowe, zanim wpadają do wewnętrznych sfer obiegowych. W tych ostatnich zjawiają się zatem z daną wielkością wartości. Każdy więc wzrost lub upadek w zmianie ich kosztów wytwórczych dotyka równomiernie [ich wartość stosunkową na rynku wszechświatowym, która zatem jest zupełnie niezależną od stopnia, w jakim różne nacyjonalne sfery obiegowe pochłaniają złoto lub srebro. Ta część strumienia metalicznego, która zostaje pochwyconą przez każdą szczególną sferę świata towarowego, wchodzi więc częściowo bezpośrednio do wewnętrznego obiegu pieniędzy, dla zamieszczenia zużytych monet, osadza się częściowo w rozmaitych rezerwoarach skarbowych monety, narzędzia wypłat lub pieniądza wszechświatowego, częściowo przemienioną zostaje w artykuły zbytku, podczas gdy reszta ostatecznie staje się po prostu skarbem. Na rozwiniętym stopniu burżuazyjnej produkcyi tworzenie skarbów ograniczonem zostaje do tego minimum, którego wymagają rozmaite procesy cyrkulacyi dla swobodnego rozwoju ich mechanizmu. Skarb, jako takowy, staje się tu leżącem odłogiem bogactwem — jeżeli nie jest chwilową formą nadmiaru w bilansie wypłat, rezultatem przerwanej wymiany materyi, a zatem skostnieniem towaru w pierwszej jego metamorfozie.
Ponieważ złoto i srebro z istoty swej są towarem powszechnym, i wszechświatowym otrzymują odpowiednią swą formę istnienia. W tym stosunku, w jakim wszystkie towary na nie zostają wymieniane, są one przemienioną formą wszystkich towarów, a zateni i wszechstronnie pozbywalnym towarem. Jako podścielisko powszechnego czasu roboczego, zostają one urzeczywistnione w miarą tego, jak materyjalna wymiana realnej pracy się rozpościera po świecie. Stają się powszechnym równoznacznikiem w tym stopniu, w którym się rozwija szereg oddzielnych ekwiwalentów, stanowiących ich sferę wymienną. Ponieważ towary wszechstronnie rozwijają swą własną wartość wymienną w obiegu wszechświatowym towarów, więc ich postać zamieniona w złoto i srebro występuje, jako pieniądz wszechświatowy.
Podczas więc, gdy nacyje, składające się z posiadaczów towarów w drodze wszechstronnego przemysłu i powszechnej wymiany, przetwarzają złoto w równoznaczny pieniądz, to przemysł i wymiana wydają się im tylko środkami, by pieniądz w postaci złota i srebra odciągnąć od rynku wszechświatowego. Złoto i srebro, jako pieniądz wszechświatowy, są zatem zarówno produktem powszechnej cyrkulacyi towarowej, jak i środkiem rozszerzenia jej granic. Tak samo, jak za plecami alchemistów, którzy chcieli robić złoto, wzrastała chemija, wyrosło za plecami posiadaczy towarów, którzy chcieli gonić za towarem w jego zaczarowanej formie, źródło przemysłu i handlu wszechświatowego. Złoto i srebro pomagają do utworzenia rynku wszechświatowego, ponieważ w swem pojęciu pieniężnem anticypują jego byt. Że ta ich działalność czarodziejska nie jest bynajmniej ogranizoną latami dziecinnemi burżuazyjnego społeczeństwa, lecz że wyrasta ona koniecznie z odwrotnego stosunku, w jakim przedstawicielom świata towarowego ich własna praca społeczna się przedstawia, dowodzi nadzwyczajny wpływ, jaki wywarło odkrycie nowych złotodajnych krajów w środku XIX stulecia.
Na równi z tem, jak pieniądz się rozwija w pieniądz wszechświatowy, posiadacz-towarów rozwija się w kosmopolitę. Kosmopolityczny stosunek ludzi pomiędzy sobą jest początkowo tylko ich stosunkiem, jako posiadaczów towarów. Towar sam przez się wynosi się ponad wszelkie religijne, polityczne, nacyjonalne i językowe szranki. Powszechny jego język jest to cena, a jego byt ogólny jest pieniądzem. Lecz wraz z rozwojem pieniądza wszechświatowego w przeciwieństwie do monety krajowej, rozwija się kosmopolityzm posiadacza towarów, jako wiara w rozsądek praktyczny, w przeciwieństwie do przyrodzonych, religijnych, nacyjonalnych i innych przesądów, które powstrzymują wymianę materyi wśród ludzkości. Gdy to samo złoto, które w formie amerykańskiego eagles’a wędruje po Anglii, stając się sovereign’em i które w 3 dni potem w Paryżu, jako napoleon obiega i po kilku tygodniach występuje w Wenecyi, jako dukat, zachowując wszakże wciąż tę samą wartość, wówczas posiadaczowi towarów jasnem się staje, iż narodowość is but the guinea’s stamp. Wzniosła idea, w którą się dlań świat cały przetwarza, jest ideą rynku — rynku wszechświatowego.
Proces burżuazyjnej produkcyi owłada naprzód metalicznym obiegiem, jako gotowym, już istniejącym organem, który wprawdzie zostaje powoli przekształconym, który wszakże zachowuje swą zasadniczą budowę. Pytanie, czemu w miejscu innych towarów złoto i srebro służą za materyjał pieniężny, przypada poza granicę burżuazyjnego systemu. Dlatego też zbieramy tylko sumarycznie główne punkty widzenia.
Ponieważ powszechny czas roboczy dopuszcza tylko ilościowe różnice, to przedmiot, służący za jego specyficzne wcielenie musi być podatny do przedstawienia czysto ilościowych różnic przy tej jednakowej i jednokształtnej jakości. Jest to pierwszy warunek dla funkcyjonowania towaru, jako miary wartości. Jeżeli np. oceniam wszystkie towary zapomocą wołów, skór, zboża i t. d., to muszę je w rzeczywistości oceniać za pomocą przecięciowych wołów, skór, zboża, gdyż wół od wołu, skóra od skóry, zboże od zboża jakościowo się różnią. Złoto zaś i srebro są, jako ciała proste, wciąż też same i jednakowe ich ilości zawsze przedstawiają wciąż jednakową wartość. Drugi warunek niezbędny dla towarów, mających służyć za powszechny równoznacznik, warunek wypływający z funkcyi przedstawiania czysto ilościowych różnic, polega na tem, by towar taki był podzielnym na dowolne części i by takowe mogły napowrót dowolnie być złożone, tak by pieniądz obrachunkowy i zmysłowo mógł być przedstawiony. Złoto i srebro posiadają te właściwości w nadzwyczajnym stopniu.
Jako narzędzia obiegu, złoto i srebro posiadają tę wyższość ponad innemi towarami, iż przy wielkiej wadze specyficznej (gdyż zawierają wielki stosunkowo ciężar w małej objętości) posiadają i znaczną ekonomicznie wagę stosunkową, t. j. iż zawierają wiele czasu roboczego czyli wartości zamiennej w małej objętości. W ten sposób zostaje urzeczywistnioną łatwość transportu, oddania z ręki do ręki, z kraju do kraju, zdolność szybkiego zjawienia się i zniknięcia, jednem słowem, materyjalna ruchliwość, to sine qua non towaru, mającego służyć za perpetuum mobile procesu obiegowego.
Znaczna wartość stosunkowa szlachetnych metali, ich trwałość, stosunkowa niezniszczalność, niepodległość wpływom powietrza, nierozpuszczalność złota, szczególniej w kwasach, oprócz wody królewskiej, wszystkie te właściwości przyrodzone czynią ze szlachetnych metali naturalny materyjał dla tworzenia skarbów. Piotr męczennik, który, o ile się wydaje, był wielkim amatorem czekolady, czyni z tego powodu następującą uwagę o workach kakao, które stanowiły jeden z rodzaju meksykańskich pieniędzy:
O, felicem monetam, quae suavem utilemque praebet humano generi potum, et a tartarea peste avaritiae suos immunes servat possesores, quod suffodi aut diu servari nequeat. (De orbe novo.)
Wielkie znaczenie metali wogóle wewnątrz bezpośredniego procesu wytwarzania, jest zależnem od ich funkcyi, jako narzędzi wytwarzania. Niezależnie od ich rzadkości, wielka miękkość złota i srebra w porównaniu z żelazem, albo nawet z miedzią czyni je nieodpowiedniemi do tego użytku i pozbawia je zatem w znacznym stopniu tej właściwości, w której spoczywa wartość użytkowa metali wogóle. O ile są bezużytecznymi wewnątrz procesu bezpośredniej produkcyi, o tyle niekoniecznymi są one, jako środki życia, jako przedmioty spożycia. Każda dowolna ich ilość może zatem wejść do procesu społecznej cyrkulacyi, nie nadwerężając wcale procesów bezpośredniego wytwarzania, lub spożycia. Każda dowolna ich ilość może zatem wejść do procesu społecznej cyrkulacyi, nie nadwerężając wcale procesów bezpośredniego wytwarzania, lub spożycia. Indywidualna ich wartość użytkowa nie staje w sprzeczności z ich ekonomiczną funkcyją. Z drugiej strony złoto i srebro są nietylko negatywnie zbyteczne, t. j. niekonieczne przedmioty, lecz estetyczne ich właściwości czynią z nich naturalny materyjał wszelkiego rodzaju upiększeń, świątecznych potrzeb, krótko mówiąc, pozytywną formę zbytku i bogactwa. Występują one do pewnego stopnia, jako samorodne światło, które zostaje wygrzebanem ze świata podziemnego, gdyż srebro odbija wszystkie promienie świetlne w pierwotnem ich zmięszaniu, złoto zaś — najwyższą potencyją koloru: czerwony. Zmysł kolorów jest wszakże najbardziej popularną formą estetycznego smaku wogóle. Etymologiczna zależność imion szlachetnych metali od stosunków kolorów w rozmaitych indo-germańskich językach została wykazaną przez Jakóba Grimma (patrz jego „Historyję języka niemieckiego“). Nareszcie zdolność złota i srebra do przechodzenia z formy monetarnej w formę sztab, z tych ostatnich w przedmioty zbytku i odwrotnie, a zatem ich przewaga ponad innemi towarami, polegająca na tem, iż nie są związane z daną określoną formą użytkową, czyni je naturalnym materyjałem dla pieniędzy, które wciąż muszą przechodzić z jednej formy w drugą. Natura o tyleż nie wytwarza pieniędzy, co i bankierów, lub kursu wekslowego. Ponieważ wszakże burżuazyjna produkcyja musi krystalizować bogactwo jako fetysz w formie jednego jedynego przedmiotu, więc złoto i srebro są odpowiedniem jego wcieleniem. Złoto i srebro nie są z natury pieniędzmi, ale pieniądze są z natury złotem i srebrem. Z jednej strony srebrny lub złoty kryształ pieniężny jest nietylko wytworem procesu obiegowego, ale faktycznie jedynym jego spoczywającym wytworem. Z drugiej strony złoto i srebro są to gotowe produkty naturalne, a jednym i drugim są bezpośrednio nie oddzielone żadną różnicą form. Ogólny wytwór procesu społecznego, czyli proces społeczny sam jako wytwór jest oddzielnym produktem naturalnym, jest metalem, tkwiącym we wnętrznościach ziemi i wydobywalnym.
Widzieliśmy, że złoto i srebro nie są w stanie zadośćuczynić wymaganiu, stawianemu pieniądzom, by pozostawały wartościami niezmiennemi. Posiadają one wszakże — jak już Arystoteles zauważył — stalszą wielkość wartościową, niż przeciętna innych towarów. Pozostawiając na stronie powszechny wpływ apprecyjacyi lub deprecyjacyi szlachetnych metali, to wahania stosunku wartościowego złota i srebra są szczególnej wagi, gdyż obydwa obok siebie występują na rynku wszechświatowym, jako materyjał pieniężny. Czysto ekonomiczne podstawy tej zmiany wartościowej — podbój i inne polityczne przewroty, które w świecie starożytnym wywierały olbrzymi wpływ na wartość metali, działają lokalnie tylko i chwilowo — muszą być sprowadzone na zmiany w ilości czasu roboczego, niezbędnego dla wytworzenia tych metali. Czas zaś sam zależeć będzie od stosunkowej ich naturalnej rzadkości, zarówno jak i od większej lub mniejszej trudności, jaką przedstawia ich wydobycie w czysto metalicznym stanie.
Złoto jest w rzeczywistości pierwszym metalem, który człowiek wynajduje. Z jednej strony sama natura przedstawia je w czysto krystalicznej formie, zindywidualizowane, nie związane chemicznie z innemi ciałami, czyli — jak alchemicy mówili — w stanie dziewiczym, z drugiej strony sama natura bierze na siebie stroną technologiczną w wielkich przemywalniach złota, w rzekach. Ze strony człowieka jest wiec wymaganą w ten sposób najzwyklejsza tylko praca, czy to dla dobycia złota z rzeki, czy też z nabrzmiałej ziemi, podczas gdy otrzymywanie srebra każe przypuszczać pracę kopalnianą i wogóle stosunkowo wysoki rozwój techniki. Pomimo więc mniejszej swej absolutnej rzadkości początkowa wartość srebra jest stosunkowo większa, niż wartość złota. Zapewnienia Strabon, iż u pewnego plemienia arabów dawano 10 funtów złota za 1 funt żelaza i 2 funty złota za 1 funt srebra, nie wydaje się bynajmniej nieprawdopodobnem. W miarą wszakże tego, jak siły wydajne pracy społecznej się rozwijają i jak zatem produkt pracy prostej drożeje w porównaniu z produktem pracy złożonej, w miarą tego, jak kora ziemska wszechstronniej zostaje rozłamywaną i jak początkowe, powierzchowne źródła przypływu złota wysychają, — wartość srebra spada w stosunku do wartości złota. Na danym stopniu rozwoju technologii i środków komunikacyi, odkrycie nowych złoto — i srebrodajnych krajów spada decydująco na szalę. W starożytnej Azyi stosunek złota do srebra był jak 6 do 1 lub jak 8 do 1; ten ostatni miał miejsce jeszcze w początkach XIX-go stulecia w Chinach i Japonii. Za czasów Xenofonta stosunek ten był 10 do 1 i on może być rozpatrywany jako stosunek przeciętny dla całej starożytności. Eksploatacyja hiszpańskich kopalni srebra przez Kartaginę, a później przez Rzym, wpływało w starożytności mniej więcej w ten sam sposób, jak odkrycie amerykańskich kopalni na nowożytną Europę.
Za czasów rzymskich cesarzy 15 lub 16 do 1 może być przyjęte za przeciętny stosunek, chociaż często spotykamy w Rzymie głębokie deprecyjacyje srebra. Ten sam ruch rozpoczynając ze stosunkowej deprecyjacyi złota i kończąc z upadkiem wartości srebra, powtarza się w następnej epoce, która się rozciąga od wieków średnich aż do czasów nowych.
Jak za czasów Ksenofonta stosunek przeciętny w wiekach średnich wynosi 10 do 1, a skutkiem odkrycia kopalni amerykańskich zmienia się znowu na 16 lub 15 do 1. Odkrycie australijskich, kalifornijskich i kolumbijskich źródeł złota czyni ponowny spadek wartości złota prawdopodobnym.
Jak powszechna żądza złota gnała ludy i książęta w XVI-tem i XVI-tem stuleciu, w okresie dzieciństwa współczesnej mieszczańskiej społeczności, na krucyjaty zamorskie, po złote runo, tak samo pierwsi tlomacze nowego świata, twórcy systemu monetarnego, którego waryjantem tylko jest system merkantylny, ogłosili złoto i srebro, t. j. pieniądz za jedyne bogactwo. Zupełnie słusznie upatrywali oni zadanie burżuazyjnego społeczeństwa w robieniu pieniędzy, t. j. — z punktu widzenia zwykłego obiegu — w tworzeniu skarbu, którego nie żrą ani mól, ani rdza. Odpowiedź na system monetarny znajdujemy nie w tem, iż tonna żelaza o cenie 3 funtów szterlingów posiada takąż wielkość wartościową, co i 3 funty złota. Chodzi tu nie o wielkości wartości zamiennej, lecz o równoznaczną jej formę. Jeżeli system monetarny i merkantylny wyróżniają handel wszechświatowy i bezpośrednio doń wpadające gałęzie pracy narodowej, jako jedyne, rzeczywiste źródło bogactwa czyli pieniędzy, to trzeba przyjąć pod uwagę, iż w epoce ówczesnej większa część produkcyi nacyjonalnej obracała się jeszcze we formach feodalnych i służyła za bezpośrednie źródło spożycia samych wytwórców. Produkty nie przemieniały się po największej części w towary, ani w pieniądze, nie wchodziły wogóle w powszechny społeczny obieg materyi, nie zjawiały się zatem uprzedmiotowaniem powszechnej pracy abstrakcyjnej i nie tworzyły w rzeczywistości bogactwa burżuazyjnego. Pieniądz, jako cel obiegu, jest wartością zamienną czyli abstrakcyjnem bogactwem, nie zaś jakimś materyjalnym jego elementem, który stanowi cel i pobudkę produkcyi. Zupełnie zgodnie ze stanem początkowym produkcyi burżuazyjnej zapoznani ci prorocy trzymali się czystej, dotykalnej i świecącej się formy wartości zamiennej, formy towaru. Właściwie burżuazyjną sferą ekonomiczną ówczesną była sfera obiegu towarowego. Z punktu widzenia tej sfery elementarnej sądzili oni zatem o całym, nadzwyczaj złożonym procesie produkcyi burżuazyjnej i mieszali pieniądz z kapitałem. Niewyczerpana walka nowoczesnych ekonomistów przeciw systemowi monetarnemu i merkantylnemu w znacznymi stopniu pochodzi ztąd, iż system ten wypaplał w sposób brutalno-naiwny tajemnicę burżuazyjnej produkcyi, jej opanowanie przez wartość zamienną. Ricardo, wprawdzie we fałszywem zastosowaniu, czyni gdzieś uwagę, iż nawet w czasach głodu chleb wprowadzonym zostaje nie dlatego, iż naród się głodzi, lecz dlatego, iż kupiec zbożowy robi pieniądze. W swojej więc krytyce systemu monetarnego i merkantylnego polityczna ekonomija chybia pod tym względem, iż uważa ten system za proste złudzenie i jako na takową, fałszywą teoryję napada, a nie uznaje w niej barbarzyńskiej formy swego własnego niegdyś istnienia. Oprócz tego system ten otrzymuje nietylko prawo historyczne, ale zarazem w niektórych sferach nowoczesnej ekonomii zupełne prawo obywatelstwa. Na wszystkich stopniach burżuazyjnego procesu produkcyi, na których bogactwo przybiera elementarną formę towaru — wartość zamienna przybiera formę elementarną pieniędzy i we wszystkich fazach procesu wytwórczego bogactwo zawsze napo wrót wpada na chwilkę w ogólną elementarną formę bogactwa. Nawet w najbardziej rozwiniętej ekonomii burżuazyjnej specyficzne funkcyje złota i srebra, jako pieniędzy, w odróżnieniu od ich funkcyi jako narzędzi obiegu i w przeciwstawieniu do wszystkich innych towarów, zostają niezgładzone, lecz tylko ograniczone — a więc systemy monetarny i merkantylny zachowują swe prawo. Fakt katolicki, iż złoto i srebro, jako bezpośrednie wcielenie pracy społecznej, a więc jako byt abstrakcyjnego bogactwa, występują naprzeciw innych profanicznych towarów, obraża — rozumie się — protestancki point d’honneur burżuazyjnej ekonomii i ze strachu przed pieniędzmi systemu monetarnego utraciła ona na długi czas sąd o zjawiskach obiegu pieniężnego, jak to pokaże następujący wykład.
Nic dziwnego, iż w przeciwieństwie względem systemów monetarnego i merkantylnego, które znają pieniądz tylko w formie krystalicznego wytworu cyrkulacyi, klasyczna ekonomija pojęła go w jego postaci płynnej, jako formę wartości zamiennej, wytwarzającą się wewnątrz samej metamorfozy towarowej i znikomą. Gdy więc obieg towarowy pojmowany jest wyłącznie we formie T — P — T, ta zaś ostatnia wyłącznie jako postępująca jedność kupna i sprzedaży, to pieniądz utwierdza się w swej określonej formie narzędzia obiegu wobec swej formy pieniądza. Jeżeli samo narzędzie obiegu wyodrębnia się w swej funkcyi jako moneta, to przemienia się ono, jakeśmy widzieli, w znak wartościowy. Ponieważ wszakże dla ekonomii klasycznej obieg metaliczny był panującą formą obiegu wogóle, więc pojmuje ona metaliczny pieniądz, jako monetę, a monetę metaliczną jako prosty znak wartościowy. Odpowiednio do prawa cyrkulacyi znaków wartościowych, zostaje w ten sposób ustanowione prawo, iż ceny towarów zależą od masy obiegających pieniędzy, nie zaś odwrotnie: iż masa obiegających pieniędzy zależy od cen towarowych. Znajdujemy ten pogląd u włoskich ekonomistów XVII stulecia mniej lub więcej zaznaczonym, Locke raz go przyjmuje, to znowu odrzuca, dalej znajdujemy go zupełnie rozwiniętym w Spektator’ze (Nr z 19 List. 1711) i nareszcie u Montesquieu i Hume’a. Ponieważ Hume wogóle może być rozpatrywany, jako najznaczniejszy przedstawiciel tej teoryi z XVIII stulecia, więc od niego rozpoczynamy nasz przegląd.
Przy pewnych założeniach wydaje się, jakoby pomnożenie lub zmniejszenie czy to znajdujących się w obiegu pieniędzy metalicznych, czy też znaków wartościowych, wpływało równomiernie na ceny towarowe. Jeżeli wartość złota lub srebra spada lub się wznosi, to ponieważ wartości zamienne towarów za pomocą nich określane zostają, jako ceny, te ostatnie wzrastają lu > spadają, gdyż ich miara wartościowa się zmieniła i większa lub mniejsza ilość srebra i złota obiega w postaci monety, gdyż ceny wzrosły lub spadły. Oczywistem wszakże zjawiskiem jest zmiana cen, przy niezmiennej wartości towarów, wraz ze wzrostem lub zmniejszeniem się ilości narzędzi obiegu. Jeżeli z drugiej strony ilość obiegających znaków wartościowych wznosi się nad lub spada niżej niezbędnego poziomu, to zostaje ona gwałtownie doń sprowadzoną przez spadek lub wzrost cen towarowych. W obydwu wypadkach wydaje się, jakoby ten sam skutek wywołany został przez tę samą przyczynę i tego pozoru Hume trzyma się mocno.
Wszelkie naukowe badanie stosunku pomiędzy ilością narzędzi obiegu i ruchem cen towarowych musi przyjąć wartość materyjału pieniężnego za daną. Hume przeciwnie rozpatruje wyłącznie epoki rewolucyi w wartości samych szlachetnych metalów, a zatem rewolucyj zachodzących w mierze wartości. Wzrost cen towarowych jednocześnie z przypływem pieniędzy metalicznych od czasów odkrycia kopalni amerykańskich stanowi historyczne podścielisko jego teoryi, zarówno jak polemika przeciw systemom monetarnemu i merkantylistycznemu pokazała jej praktyczną pobudkę. Przypływ szlachetnych metali może naturalnie się zwiększać przy niezmiennych kosztach ich produkcyi. Z drugiej strony zmniejszenie ich wartości, t. j. czasu roboczego, niezbędnego dla ich wytwoizenia, okaże się dopiero w drodze zwiększonego ich przywozu. Zatem — mówili późniejsi uczniowie Hume’a — zmniejszenie wartości szlachetnych metali występuje na jaw w drodze zwiększenia massy narzędzi cyrkulacyi, a wzrost tej ostatniej — we wzroście cen towarowych. Faktycznie wszakże wzrasta cena tylko wywożonych towarów, które wymieniają się na złoto i srebro na złoto i srebro jako na towar nie zaś jako na narzędzie cyrkulacyi. Tak wzrasta cena tych towarów, które oceniano złotem i srebrem w spadłej wartości, wobec innych towarów, których wartość zamienna i nadal ocenianą zostaje złotem i srebrem o skali ich dawnych kosztów produkcyjnych. To podwójne ocenianie wartości towarów może naturalnie w tym samym kraju być tylko czasowe i ceny, wyrażone w złocie lub srebrze muszą się wyrównać w proporcyjach oznaczonych przez same wartości zamienne, tak, by ostateczne wartości wszystkich towarów były oceniane odpowiednio do nowej wartości materyjału pieniężnego.
Rozwój tego procesu o tyleż tu nie należy, jak rodzaj i sposób, za pomocą którego wartość zamienna towarów się przebija przez wahania cen rynkowych. Że wszakże to wyrównanie w mniej rozwiniętych epokach produkcyi burżuazyjnej odbywa się bardzo powoli i w ciągu długich okresów, a w każdym razie, że ono nie odbywa się równocześnie ze wzrostem obiegającej gotówki — tego dowiodły w sposób uderzający nowe krytyczne badania ruchu cen towarowych w XVI stuleciu. Zupełnie niesłuszne są ulubione przez uczniów Hume’a zsyłania się na wzrost cen w Rzymie starożytnym wskutek podboju Macedonii, Egiptu i Małej Azyi. Właściwe światu starożytnemu nagłe i gwałtowne przenoszenie nagromadzonych skarbów pieniężnych z jednego kraju do drugiego, chwilowa redukcyja kosztów wytwórczych szlachetnych metali dla pewnego kraju za pomocą zwykłego procesu grabieży, o tyleż nie dotyczą wewnętrznych praw obiegu pieniężnego, co i np. daremny podział egipskiego i sycylijskiego chleba w Rzymie nie dotyczył ogólnego prawa, które reguluje cenę zboża. Szczegółowy rozbiór obiegu pieniężnego wymagał materyjału: raz porządnej historyi cen towarowych, powtóre oficyjalnej i stałej statystyki rozszerzenia i zwężenia cyrkulującego medyum, przypływu i odpływu szlachetnych metali itp. materyjału, który wogóle dopiero wraz z zupełnie rozwiniętym ustrojem bankowym się zjawia — rozumie się, że brakło takowego Hume’owi, jak i wszystkim innym pisarzom XVII stulecia.
Teoryja obiegu Hume’a zawarta jest w następujących zdaniach:
1) Ceny towarów w pewnym kraju określają się przez masę znajdujących się w takowym pieniędzy (realnych lub symbolicznych).
2) Pieniądze, obiegające w pewnym kraju, reprezentują wszystkie jego bogactwa. W stosunku, w jakim ilość reprezentantów, tj. pieniędzy wzrasta, na każdego z nich przypada więcej lub mniej reprezentowanych rzeczy.
3) Jeżeli towary się mnożą, to cena ich spada, czyli wartość pieniędzy wzrasta. Jeżeli zaś ilość pieniędzy się zwiększa, to naodwrót ceny towarów wzrastają, a wartość pieniędzy spada.
„Drożyzna wszystkich rzeczy — powiada Hunie — wskutek nadmiaru pieniędzy jest szkodliwą dla każdego istniejącego handlu, gdyż pozwala uboższym krajom przekupić bogatsze na wszystkich cudzoziemskich rynkach[36]. Jeżeli rozpatrujemy jeden naród sam przez się, to nie wywiera żadnego, ani dobrego, ani złego wpływa ta okoliczność, czy jest dużo lub mało pieniędzy dla liczenia lub reprezentowania towarów, tak samo zupełnie, jak bilans pewnego kupca nie zmieniłby się, gdyby w swej buchhalteryi używał zamiast arabskiego systemu liczenia, — wymagającego mało cyfr, rzymski, który daleko większej ilości takowych wymaga. Możemy nawet powiedzieć, iż większa ilość pieniędzy, tak sarno, jak i rzymski system liczenia jest niedogodnym i wymaga więcej mozołu, zarówno przy przechowaniu, jak i przy transporcie takowych“[37].
By wogóle czegokolwiekbądż dowieść, Hume musiałby pokazać, iż przy danym systemie znaków liczebnych, masa użytych cyfr jest niezależną od wartości liczebnej, lecz że ta ostatnia, naodwrót, zależy od masy użytych znaków. Jest to zupełnie słusznem, iż nie przedstawia to żadnej korzyści, czy się ocenia lub „liczy“ wartości towarów w złocie lub srebrze o zmniejszonej wartości i dlatego też wraz ze wzrostem sumy wartościowej obiegających towarów uważano wciąż za rzecz wygodniejszą liczyć w srebrze, niż w miedzi i w złocie, niż w srebrze. W miarę tego, jak się zbogacały narody, zamieniały metale mniej wartościowe na monetę pomierniczą, a bardziej wartościowe na pieniądze.
Z drugiej strony Hume zapomina, że dla obliczenia wartości w złocie lub srebrze, ani złoto ani srebro nie powinny być „obecne.“ Pieniądz obrachunkowy i narzędzie obiegu zlewają się dlań i obydwa są monetą (coin). Z tej okoliczności, że zmiana w mierze wartości lub szlachetnych metali, służących za pieniądze obrachunkowe, podnosi lub zniża ceny towarowe, a zatem i sumę cyrkulujących pieniędzy, przy niezmiennej ich szybkości obiegowej, Hume wnioskuje, iż wzrost lub spadek cen towarowych zależny jest od ilości obiegających pieniędzy. Że w XVI i XVII stuleciu nietylko zwiększyła się ilość złota i srebra, ale zarazem spadły koszta ich produkcyjne, to mógł Hume zauważyć z zamknięcia kopalń europejskich. W XVI i XVII stuleciach ceny towarowe wzrosły w Europie wraz z masą importowanego z Ameryki złota i srebra; a zatem ceny towarowe w każdym kraju określone zostają przez masę znajdującego się w nich złota i srebra. To było dla Hume’a pierwszą „konieczną konsekwencyją“[38]. W XVI i XVII stuleciach ceny wzrosły nierównomiernie z przypływem szlachetnych metali; więcej niż pół wieku upłynęło, zanim jakakolwiek zmiana cen towarowych dostrzedz się dała, a nawet i potem długo jeszcze trwało, zanim wartości zamienne towarów powszechnie były oceniane odpowiednio do zniżonej — wartości złota i srebra, t. j. zanim rewolucyja objęła ceny w sposób powszechny. A zatem — wnioskuje Hume, który w przeciwieństwie z zasadami swej filozofii jednostronnie spostrzeżone fakty bezkrytycznie w ogólne twierdzenia zamienia — cena towarów lub wartość pieniędzy określa się nie przez absolutną masę znajdujących się w pewnym kraju pieniędzy, lecz raczej przez ilość złota i srebra, która rzeczywiście wchodzi do obiegu, ale ostatecznie musi całe, znajdujące się w pewnym kraju złoto i srebro, zostać, jako moneta, zabsorbowane przez cyrkulacyję. Oczywistą jest rzeczą, że jeżeli złoto i srebro posiadają własną wartość niezależnie od wszystkich innych praw obiegu, to tylko pewna, określona ilość złota i srebra może obiegać jako ekwiwalent dla danej sumy wartości towarowych. Jeżeli więc każda, przypadkowo w pewnym kraju znajdująca się ilość złota i srebra bez względu na sumę wartości towarowych, musi wchodzić do zamiany towarowej, jako narzędzie zamiany, to złoto i srebro nie posiadają żadnej wewnętrznej wartości i nie są zatem rzeczywistymi towarami. To jest trzecia „niezbędna konsekwencyja“ Hume’a.
Wpuszcza on do procesu obiegowe towary bez ceny, a złoto i srebro bez wartości. Nie mówi on też zatem nigdy ani o wartości towarów, ani o wartości złota, lecz jedynie o ich zobopólnej ilości. Już Locke powiedział, jakoby złoto i srebro miało tylko konwencyjonalną i wyobrażalną wartość; jest to pierwsza brutalna forma przeciwieństwa twierdzeniom monetarnego systemu, iż tylko złoto i srebro posiadają wartość prawdziwą.
To, że byt pieniężny złota i srebra pochodzi jedynie z ich funkcyi w procesie społecznej wymiany, zostaje w ten sposób wytłomaczone, jakoby one własną swą wartość, a zatem i wielkość tej wartości społecznej funkcyi zawdzięczają. Złoto i srebro są zatem bezwartościowe rzeczy, ale wewnątrz procesu obiegowego otrzymują one fikcyjną wielkość wartościową, jako przedstawiciele towarów. Dzięki temu procesowi, zostają one przemienione nie w pieniądz, lecz w wartość. Ta ostatnia określona zostaje przez proporcyję między ich własną masą a masą towarów, gdyż obiedwie powinny się pokrywać. Podczas więc, gdy Hume wpuszcza złoto i srebro, jako nie-towary do świata towarowego, to odwrotnie, zamienia on je, jak tylko w określonej monetarnej formie występują, w zwykle towary, które przez prosty handel wymienny z innemi towarami się zamieniają. Gdyby więc świat towarowy się składał z jednego, jedynego towaru np. z 1 milijona kwarterów zboża, to moglibyśmy bardzo łatwo sobie przedstawić, iż jeden kwarter zamienia się na 2 nncyje złota, jeżeli istnieją 2 milijony uncyj złota, a na 20 uncyj, jeżeli 20 milijonów uncyj złota istnieje, a zatem, że cena towarów i wartość pieniędzy wzrastają lub spadają w stosunku odwrotnym do istniejącej ilości pieniędzy. Ale świat towarowy składa się z nieskończenie rozmaitych wartości użytkowych, których wartość stosunkowa bynajmniej się nie określa przez ich stosunkową ilość. Jakże więc przedstawia sobie Hume tę zamianę pomiędzy masą towarów i masą złota? Zadawalnia się on niegraniczenie głupiem wyobrażeniem, jakoby każdy towar, jako odpowiednia część ogólnej masy towarowej, się wymieniał na odpowiednią część ogólnej masy złota. Ruch więc postępowy towarów, pochodzący z zawartej w nich sprzeczności pomiędzy wartością zamienną, a użytkową, występujący w obiegu pieniężnym i krystalizujący się w rozmaitych określonych formach tego ostatniego, jest wygaszonym i na miejsce jego występuje wyobrażalne, mechaniczne zrównanie pomiędzy wagą znajdujących się w pewnym kraju szlachetn. metali i masą jednocześnie obecnych towarów.
Sir James Steuart rozpoczyna swe badania nad monetą i pieniądzem ze szczegółowej krytyki Hume’a i Montesąuieu[39]. Jest on rzeczywiście pierwszym, który stawia pytanie: Czy ilość znajdujących się w obiegu pieniędzy się określa przez ceny towarowe, czy też ceny towarowe określają się odwrotnie przez ilość obiegających pieniędzy?
Jakkolwiek wyobrażenia jego przyćmione zostają przez fantastyczny pogląd na miarę wartości, przez chwiejne pojęcie o wartości wogóle i przez merkantylistyczne reminiscencyje, to odkrywa on wszakże najważniejsze dobitne formy pieniędzy i ogólne prawa obiegu pieniężnego, gdyż nie stawia on mechanicznie towarów po jednej stronie, a złota po drugiej, lecz rozwija faktycznie z rozmaitych momentów samej wymiany towarowej rozmaite funkcyje. „Użytek pieniędzy dla wewnętrznej cyrkulacyi może być ujętym w dwóch punktach zasadniczych: płacenie tego, co kto winien, kupno tego, co kto potrzebuje; obydwa razem wzięte stanowią popyt na gotówkę [ready money demands]... Stan handlu, rękodzielnictwa, sposób życia i zwykłe wydatki mieszkańców, razem wzięte, określają i regulują rozmiary popytu na gotówkę, t. j. masę alienacyi. By urzeczywistnić tę różnorodność wypłat, niezbędną jest pewna proporcyja pieniędzy. Proporcyja ta może ze swej strony się zwiększyć lub zmniejszyć, zależnie od warunków, jakkolwiek liczba aktów alienacyi pozostaje niezmienną... W każdym razie cyrkulacyja pewnego kraju może pochłonąć tylko określoną ilość pieniędzy“[40].
Cena rynkowa towaru określoną zostaje przez złożoną operacyję popytu i konkurencyi [demand and competition], które są wcale niezależne od masy złota i srebra, znajdującej się w pewnym kraju Co się staje ze złotem i srebrem niepotrzebnem jako moneta? Zostają zbierane, jako skarby, albo też przerobione na artykuły zbytku. Jeżeli masa złota i srebra spada niżej poziomu, niezbędnego dla cyrkulacyi, to zamienia się je pieniędzmi symbolicznymi lub w inny sposób. Jeżeli dogodny kurs wekslowy przynosi do kraju nadmiar pieniędzy i przecina zarazem zagraniczny popyt na nie, to wpada ono zazwyczaj do kufra, gdzie ono jest o tyleż bezużyteczne, jak gdyby w kopalniach leżało“[41].
Drugie, przez Steuarta odkryte, prawo polega na powrocie cyrkulacyi, opartej na kredycie, do jej punktu wyjścia. Nareszcie rozwija on działanie, jakie rozmaitość stopy procentowej w rozmaitych krajach wywiera na międzynarodowy odpływ i dopływ szlachetnych metali. Dwie ostatnie kwestyje zaznaczamy tu tylko ze względu na dokładność, gdyż są one odlegle od naszego tematu, prostej cyrkulacyi. Symboliczne pieniądze, czyli pieniądze kredytowe — Steuart jeszcze nie odróżnia tych dwóch rodzajów pieniędzy — mogą zamienić szlachetne metale, jako narzędzie kupna lub wypłaty, w cyrkulacyi wewnętrznej, nie zaś na rynku wszechświatowym. Noty papierowe są zatem pieniędzmi społeczeństwa (money of the society), podczas gdy złoto i srebro są pieniędzmi świata (money of the world)[42]. Jest to właściwość narodów o „historycznym“ rozwoju w sensie historycznej szkoły prawnej, iż wciąż zapominają swą własną historyję. Jakkolwiek więc kwestyja sporna o stosunku cen towarowych do ilości narzędzi cyrkulacyjnych w ciągu tej (pierwszej) połowy stulecia wciąż porusza parlament i jakkolwiek wywołała w Anglii tysiące większych i mniejszych pamfletów, to Steuart pozostał „martwym psem“ jeszcze w większym stopniu, niż Spinoza dla Mojżesza Mendelsona za czasów Lessinga. Nawet najnowszy historyk kwestyi obiegowej (currency), Maclaren, zamienia Adama Smitha w wynalazcę teoryi steuartowskiej, a Ricardo — w wynalazcę teoryi Hume’a. Podczas gdy Ricardo udoskonalił teoryję Hume’a, Adam Smith regestrowa! rezultaty badań Steuarfa, jako martwe fakty. Adam Smith zastosował swe szkockie przysłowie mądrości, że „jeżeliście sobie mało zdobyli, to łatwo i wiele zdobyć, cała wszakże trudności polega na zdobyciu małego“ i do bogactwa duchowego i dlatego też ukrywa z drobiazgową troskliwością źródła, którym zawdzięcza to niewiele, z którego w rzeczywistości robi bardzo dużo. Nieraz woli on przytępić szpic pytania wówczas, gdy ostre sformułowanie przymusiłoby go do liczenia się z poprzednikami. Tak się dzieje w teoryi pieniędzy. Przyjmuje on milcząco teoryję Steuart'a, gdy przyznaje, iż znajdujące się w pewnym kraju złoto i srebro po części, jako moneta, zużyte zostają, po części nagromadzone zostają, jako fundusz rezerwowy dla kupców w krajach niemających banków i jako rezerwa bankowa w krajach posiadających obieg kredytowy, że po części służą one za skarb, służący do wyrównania wypłat międzynarodowych i nareszcie że część przerobioną zostaje w artykuły zbytku. Pytanie o ilości cyrkulującej monety obchodzi on milcząco, gdy traktuje pieniądz zupełnie fałszywie, jako prosty towar. Jego wulgaryzator, czczy J. B. Say, którego francuzi zamianowali prince de la science, zarówno jak Johann Gottsched zamianował swego Schönaich’a Homerem, a Pietro Aretino samego siebie terror principam i lux mundi, J. B. Say — mówimy — ujeździł szybko tę naiwną omyłkę A. Smitha w dogmat. Polemiczne natężenie przeciw iluzyjom merkantylizmu nie pozwoliło wogóle Adamowi Smith objektywnie pojąć zjawiska metalicznego obiegu, podczas gdy poglądy jogo na pieniądz kredytowy są głębokie i oryginalne. Jak w teoryjach skamienienia XVIII stulecia wciąż przebiega strumień dolny, pochodzący z krytycznych i apologetycznych względów na biblijne tradycyje potopu, tak samo poza wszystkiemi teoryami pieniędzy z XVIII kryje się tajemnicza walka ze systemem monetarnym, z tym duchem, który strzegł kołyski ekonomii burżuazyjnej i który wciąż jeszcze rzucał swój cień na prawodawstwo.
Badania nad istotą pieniędzy były w XIX stuleciu bezpośrednio poruszone nie przez zjawiska metalicznej, ale raczej — banknotowej cyrkulacyi. Zwrócono się do pierwszej tylko w celu wykrycia praw drugiej. Zawieszenie wypłat gotówką przez bank angielski począwszy od r. 1797, wzrost cen wielu towarów, który potem nastąpił, spadek ceny monetarnej złota niżej jego ceny rynkowej, deprecjjacyja banknotów, szczególniej począwszy od r. 1809, podały bezpośrednio praktyczne pobudki do — walki partyjnej w parlamencie i do teoretycznego turnieju poza parlamentem — obydwa prowadzone były w sposób zarówno namiętny. Za historyczny grunt debatów służyły historyja pieniędzy papierowych XVIII stulecia, fiasko banku Law’a i postępująca ręka w rękę ze wzrostem ilości znaków wartościowych deprecyjacyja banknotów prowincyjonalnych kolonij angielskich w Ameryce północnej od początku aż do środka XVIII stulecia; dalej prawnie przez rząd centralny amerykański narzucone pieniądze papierowe z kursem przymusowym (continental bills), nareszcie na większą jeszcze daleko skalę przeprowadzone eksperymenty asygnat francuskich. Większość pisarzy angielskich ówczesnych pomieszała cyrkulacyję banknotową, która reguluje się według praw zupełnie odrębnych z obiegiem znaków wartościowych lub papierów państwowych z kursem przymusowym i podczas gdy przypuszczają, iż dają wyjaśnienie zjawisk tego obiegu przymusowego z praw metalicznej cyrkulacyi, to w rzeczywistości abstrahują oni prawa pierwszego ze zjawisk tej ostatniej. Pomijamy cała tę masę pisarzy z okresu 1800 — 1809 i zwracamy się wprost do Ricardo o tyleż dlatego, iż on obejmuje swych poprzedników i ich poglądy ostrzej formułuje, jak i dlatego, iż postać, jaką on nadal teoryi pieniędzy, aż do chwili obecnej panuje w prawodawstwie bankowem angielskiem.
Ricardo, jak i jego poprzednicy zwala w jedno cyrkulacyję banknotów, czyli pieniędzy kredytowych z obiegiem zwykłych znaków wartościowych. Najważniejszym dla niego faktem jest deprecyjacyja pieniędzy papierowych i jednoczesny wzrost cen towarowych. Czem kopalnie amerykańskie były dla Hume’a, tem prasy banknocetli z ulicy Thread-needle Street są dla Ricardo i on sam wyraźnie identyfikuje w jednem miejscu obydwa te czynniki. Pierwsze jego pisma, zajmujące się kwestyją pieniężną, przypadają na czas silnej polemiki pomiędzy bankiem angielskim, po którego stronie znajdowali się ministrowie i partyja wojny, a ich wrogami, koło których zgrupowała się opozycyja parlamentarna, whigowie i partyja pokoju. Zjawiły się one jako poprzedniki słynnego sprawozdania Bullionkomitetu z r. 1810, w którym poglądy Ricardo są przyjęte[43]. To szczególne zjawisko, iż Ricardo i jego zwolennicy, uważający pieniądz za zwykły znak wartościowy, nazywają się bullionistami (ludźmi złotych sztab), pochodzi nietylko z nazwy tego komitetu, ale i z samej treści jego nauki. W dziele swem o politycznej ekonomii Ricardo powtórzył i dalej rozwinął też same poglądy, nigdzie wszakże nie badał istoty pieniędzy samych przez się, jak to czynił z wartością zamienną, zyskiem, rentą itd.
Ricardo określa wartość złota i srebra tak samo, jak i wartość wszystkich innych towarów, ilością czasu roboczego, uprzedmiotowanego w nich. Za pomocą nich, jako towarów o określonej wartości, mierzoną zostaje wartość innych towarów. Ilość więc narzędzia obiegu określoną zostaje przez wartość jednostki miary pieniężnej z jednej strony i przez sumę wartości zamiennych towarów — z drugiej. Ilość ta zmodyfikowaną zostaje przez ekonomiję w sposobach wypłaty. Ponieważ w ten sposób ilość, w której pieniądze o określonej wartości mogą obiegać, jest określoną i ponieważ wartość ich wewnątrz cyrkulacyi występuje tylko w ich ilości, więc proste znaki wartościowe ich, jeżeli wypuszczone zostaną w proporcyi określonej przez wartość pieniędzy, mogą je zastąpić w obiegu i rzeczywiście:,.obiegające pieniądze znajdują się w stanie najdoskonalszym, składając się wyłącznie z papieru, który posiada tęż samą wartość, co i złoto, które one mają przedstawiać“[44]. Dotychczas więc Ricardo określa ilość narządzi obiegu, przypuszczając wartość pieniędzy za daną, przez ceny towarów, i pieniądz, jako znak wartościowy, jest dlań znakiem określonej ilości złota, nie zaś, jak to ma miejsce u Hume’a, bezwartościowym przedstawicielem towarów.
Tam, gdzie Ricardo schodzi z prostej drogi swego przedstawienia i przerzuca się w pogląd odwrotny, to zwraca się on do międzynarodowej cyrkulacyi szlachetnych metali i w ten sposób wprowadza zamieszanie w problemat przez wniesienie obcych punktów widzenia. Siedząc za jego wewnętrznym rozwojem myśli, odrzucamy na bok wszelkie sztuczne punkty okolicznościowe i przenosimy zatem kopalnie złote i srebrne wewnątrz tych krajów, w których szlachetne metale obiegają. Jedyne twierdzenie, wypadające z dotychczasowego przedstawienia rzeczy jest to, że przy danej wartości złota ilość obiegających pieniędzy zostaje określoną przez ceny towarowe. W danym więc momencie czasu masa obiegającego w pewnym kraju złota określa się wprost przez wartość zamienną cyrkulujących towarów. Przyjmijmy teraz, iż suma tych wartości zamiennych spada, czy to dlatego, że mniej towarów się produkuje przy starej wartości, czy też że wskutek zwiększonej wydajności pracy taż sama masa towarów zawiera zmniejszoną wartość zamienną. Albo też przypuśćmy odwrotnie, iż suma wartości zamiennych się zwiększa dlatego, że przy niezmiennych kosztach produkcyjnych masa towarów się zwiększa, albo też dlatego, że wskutek zmniejszenia wydajności ilość pracy wzrasta. Co się stanie w takim razie z daną ilością obiegającego metalu?.. Gdy złoto jest tylko pieniądzem dlatego, iż obiega jako narzędzie cyrkulacyi, gdy ono zmuszone jest pozostawać w obiegu, jak wypuszczone przez państwo pieniądze papierowe z kursem przymusowym (i to właśnie leży w myśli Ricardo), wtedy ilość obiegających pieniędzy w pierwszym z powyższych wypadków będzie przeważać w stosunku do wartości zamiennej metalu; w drugim wypadku ilość ta stanęłaby niżej normalnego swego poziomu. Jakkolwiek więc złoto jest obdarzone własną wartością, to w pierwszym wypadku stałoby się ono znakiem metalu o niższej wartości, niż jego własna, w drugim — metalu o wyższej wartości. W pierwszym wypadku będzie ono, jako znak wartościowy, stało niżej, w drugim — wyżej swej własnej wartości (znowu abstrakcyja z pieniędzy papierowych z kursem przymusowym). W pierwszym wypadku miałoby miejsce toż samo, jak gdyby towary oceniano w metalu o niższej, w drugim — o wyższej wartości. W pierwszym zatem wypadku ceny towarowe wzrosłyby, w drugim — spadłyby. W obydwu wypadkach ruch cen towarowych, ich wznoszenie się lub spadek, byłby skutkiem rozszerzenia lub zwężenia masy obiegającego złota powyżej lub poniżej poziomu odpowiadającego jego własnej wartości, t. j. normalnej ilości, która określoną zostaje przez stosunek między jego własną wartością i wartością znajdujących się w obiegu towarów.
Ten sam proces miałby miejsce, gdyby suma cen towarów, znajdujących się w obiegu pozostawała niezmienną, ale masa cyrkulującego złota spadła zarazem pod lub wzniosła się nad prawidłowy poziom: pierwsze w razie, gdy zużyte przez obieg monety nie zostają zamieszczone przez odpowiednią produkcyję kopalni, drugie, gdy nowy przywóz z kopalni przerasta potrzeby cyrkulacji. W obydwu wypadkach przypuszcza się, iż koszta produkcyjne złota czyli jego wartość pozostaje niezmienną.
Reasumujemy. Pieniądze, znajdujące się w obiegu, stoją na normalnym poziomie wówczas, gdy ich ilość, przy danej wartości zamiennej towarów, określa się przez własną ich wartość metaliczną. Wznoszą się one ponad ten poziom, przyczem złoto spada niżej własnej jego wartości metalicznej, a ceny towarów wzrastają, gdy suma wartości zamiennych masy towarowej się zmniejsza lub gdy dopływ złota z kopalni się zwiększa. Pieniądze spadają pod normalny swój poziom, przyczem złoto wznosi się ponad własną wartość metaliczną, a ceny towarowe spadają, gdy suma wartości towarów się powiększa lub gdy dopływ złota z kopalni nie zamieszcza zużytego złota. W obydwu wypadkach złoto, znajdujące się w obiegu, jest znakiem większej lub mniejszej wartości od tej, jaką rzeczywiście zawiera. Może się ono stać przecenionym lub niedocenionym znakiem siebie samego. Z chwilą, gdy towary powszechnie byłyby oceniane za pomocą tej nowej wartości pieniędzy i gdy powszechne ceny towarów odpowiednioby wzrosły lub spadły, to ilość znajdującego się w obiegu złota znowuby odpowiadała potrzebom cyrkulacyi (jest to skutek, który Ricardo ze szczególną przyjemnością podnosi), ale ilość ta znajdowałaby się w sprzeczności z kosztami produkcyi szlachetnych metali, a zatem z ich stosunkiem, jako towaru, do innych towarów.
Odpowiednio do teoryi Ricardo o wartościach zamiennych wogóle, wzrost złota ponad jego wartość zamienną, t. j. ponad wartość, określoną przez zawarty w nim czas roboczy, wywołaby zwiększenie jego produkcyi aż do czasu, gdy pomnożony dopływ sprowadziłby je do normalnej wielkości wartościowej.
Odwrotnie, spadek złota pod jego wartość wywołałby zmniejszenie produkcyi, która trwałaby tak długo, aż wartość jego sprowadzonąby została do normalnego poziomu. Przez te przeciwległe ruchy wyrównywałaby się sprzeczność pomiędzy wartością metaliczną złota i jego wartością, jako narzędzia obiegu, zjawiałby się nowy normalny poziom cyrkulującej masy złota i wysokość cen znowuby odpowiadała mierze wartości.
Te fluktuacyje wartości znajdującego się w obiegu złota dotykałyby zarazem w tymże stopniu i złota w sztabach, gdyż według przyjętego przypuszczenia, wszystko złoto, oprócz zużytego na przedmioty zbytku, cyrkuluje. Ponieważ złoto, czy to jako moneta, czy też jako sztaba, może być znakiem wartościowym wartości większej lub mniejszej od tej, jaką samo zawiera, to rozumie się, iż obiegające banknoty wymienne podzielają tenże los. Jakkolwiek banknoty są wymienne, a zatem wartość ich realna nominalnej odpowiada, to suma ogólna znajdujących się w obiegu pieniędzy, złota i banknotów może być przecenioną lub niedocenioną odpowiednio do tego, czy ogólna ich ilość, na zasadach poprzednio wyłożonych, wznosi się nad lub spada niżej poziomu zakreślonego przez wartość wymienną obiegających towarów i przez wartość metaliczną złota. Niewymienne pieniądze papierowe mają z tego punktu widzenia tę tylko wyższość nad wymiennemi, iż mogą być podwójnie niedoceniane (deprecyjowane). Mogą one upaść niżej wartości metalu, który mają reprezentować dlatego, iż wydane są w zbyt wielkiej ilości, albo też mogą upaść dlatego, iż reprezentowany przez nie metal spadł niżej własnej swej wartości. Ta deprecyjacyja, nie papieru względem złota, ale jednocześnie i papieru i złota, czyli ogólnej masy narzędzi obiegu pewnego kraju, jest jednem z największych odkryć Ricardo, którem lord Overstone & C ⁰ się posługiwali i z którego zrobili zasadę fundamentalna prawodawstwa bankowego sira R. Peel’a z roku 1844—1845.
Miało być dowiedzione to, że cena towarów czyli wartość złota zależy od masy znajdującego się w obiegu złota. Dowód polega w przypuszczeniu tego, co ma być dowiedzionem, a mianowicie, ze każda ilość szlachetnego metalu, który służy za pieniądz, w jakimkolwiekby stosunku się znajdował do swej wartości wewnętrznej, musi się stać narzędziem obiegu, monetą i w ten sposób znakiem wartościowym dla znajdujących się w obiegu towarów, który zawsze musi być sumą ogólną ich wartości.
Inaczej mówiąc, dowód polega na abstrakcyi od wszelkich innych przeznaczeń formalnych, oprócz formy narzędzia obiegu, które pieniądz posiada. Przyciśnięty do ściany, jak np. w polemice z Bosanquet'em, Ricardo ucieka się, znajdując się w zupełności pod wpływem fenomenu zdeprecyjowania znaku wartościowego dzięki jego ilości, do dogmatycznego zapewnienia.
Gdyby Ricardo postawił tę teoryję zupełnie abstrakcyjnie, jakeśmy to zrobili, bez wciągania — konkretnych stosunków i punktów przypadkowych, odprowadzających od samej kwestyi, to czczość tej teoryi wystąpiłaby w sposób uderzający. Zakreśla on wszakże cały rozwój w sposób internacyjonalny. Bardzo łatwo można wszakże dowieść, iż pozorna wielkość skali bynajmniej nie zmienia drobności idei zasadniczej. Pierwsze więc twierdzenie było następujące: ilość cyrkulujących pieniędzy metalicznych jest normalną, gdy jest określoną przez sumę wartościową obiegających towarów, ocenianych za pomocą wartości metalicznej tych pieniędzy. Przy warunkach międzynarodowych twierdzenie to brzmi: w stanie normalnym cyrkulacyi każdy kraj posiada masę pieniędzy, odpowiednią jego bogactwu i przemysłowi. Pieniądz obiega ze swą rzeczywistą wartością, albo z wartością, odpowiadającą kosztom jego produkcyi, t. j. posiada on we wszystkich krajach tę samą wartość. Nie byłby on więc nigdy wwożonym do żadnego kraju, ani też wywożonym. Istniałaby więc równowaga pomiędzy ogólnemi masami obiegających pieniędzy (currencies) rozmaitych krajów[45].
Poziom więc narodowego currency wyraża się jako międzynarodowa równowaga currencies, a w rzeczywistości nie mówi się nic innego, jak to, że narodowość nic nie zmienia w powszechnem prawie ekonomicznem. I(obiegliśmy znowu do tegoż fatalnego punktu, co i przedtem. W jaki sposób zostaje naruszony prawidłowy poziom, co znaczy, w jaki sposób naruszoną zostaje równowaga międzynarodowa ogólnej masy obiegających pieniędzy (currencies), czyli w jaki sposób pieniądz przestaje mieć tę samą wartość we wszystkich krajach, czyli nakoniec, w jaki sposób przestaje on mieć w każdym kraju swą własną wartość? Jak przedtem poziom normalny był naruszony dzięki temu, że masa cyrkulującego złota zwiększała się lub zmniejszała, przy niezmienne] sumie wartości towarów, lub dzięki temu, że ilość obiegających pieniędzy pozostawała niezmienną, podczas gdy wartości zamienne towarów się zwiększały łub zmniejszały, tak samo teraz poziom międzynarodowy, określony przez sama wartość metalu, naruszony zostaje dzięki temu, iż masa złota znajdującego się w pewnym kraju wzrasta wskutek odkrycia w nim nowych kopalni, albo dzięki temu, że suma wartości towarów znajdujących się w obiegu w pewnym oddzielnym kraju zwiększyła się lub zmniejszyła. Jak przedtem produkcyja szlachetnych metali się zmniejszała lub zwiększała odpowiednio do tego. że trzeba było ścieśnić lub rozszerzyć currency i ceny towarowe stosownie zniżyć lub podwyższyć, tak samo obecnie działają wwóz lub wywóz z jednego kraju do drugiego.
W kraju, w którym ceny by się podniosły i wartość złota wskutek wezbranej cyrkulacyi spadłaby niżej jego wartości metalicznej, złoto zdeprecyjowałoby się odnośnie do innych krajów i ceny towarów, w porównaniu z innymi krajami, wzrosłyby zatem. Złoto byłoby wywożone, towary — wwożone. W przeciwnym razie miałyby miejsce odwrotne zjawiska. Jak przedtem produkcyja złota, tak samo teraz wwóz i wywóz złota i odpowiedni wzrost lub spadek cen, trwałyby nadal, aż do chwili, gdy odnowioneby były prawidłowy stosunek pomiędzy metalem i towarem i równowaga pomiędzy międzynarodowemi currency’ami.
Jak w pierwszym wypadku produkcyja złota się zwiększała lub zmniejszała dlatego, że złoto srało niżej lub wyżej swej wartości, tak samo międzynarodowa wędrówka złota miałaby miejsce z tego samego powodu. Jak w pierwszym wypadku każda zmiana w jego produkcyi dotykałaby ilości obiegającego metalu, a wraz z tem ceny, tak samo teraz wpływ ten wywierałyby międzynarodowy wwóz i wywóz.
Gdyby stosunkowa wartość pomiędzy zlotem i towarem, czyli normalna ilość narzędzia obiegu była znowu ustanowiona, to w pierwszym wypadku nie miałaby miejsca dalsza produkcyja, w drugim zatrzymałby się dalszy wywóz i wwóz, za wyjątkiem tej ilości złota, która niezbędną jest dla zamieszczenia zużytej monety i dla przemysłu zbytkowego. Wskutek tego wypada, że „próba wywożenia złota, jako równoznacznika towarów lub w razie niedogodnego bilansu handlowego, nigdy nie może mieć miejsca, oprócz wypadków nadmiernej ilości narzędzi obiegowych“[46]. Miałoby miejsce wciąż tylko niedocenianie lub przecenianie metalu wskutek rozszerzenia lub ścieśnienia masy narzędzi obiegowych ponad lub pod poziom prawidłowy, przez co wywołane byłyby jego wwóz lub wywóz[47]. Wypadałoby dalej: ponieważ w pierwszym wypadku produkcyja złota tylko się zwiększa lub zmniejsza, a w drugim złoto tylko wwożonem lub wywożonem zostaje, ponieważ ilość jego stoi wyżej lub niżej prawidłowego poziomu, ponieważ zostało przecenionem lub niedocenionem wyżej lub niżej jego wartości metalicznej, a zatem ceny są zbyt wysokie lub zbyt nizkie, to każdy tego rodzaju ruch działa, jako środek poprawczy[48] w ten sposób, iż przez rozszerzenie lub ścieśnienie obiegających pieniędzy sprowadza ceny do rzeczywistego ich poziomu: w pierwszym wypadku do poziomu pomiędzy wartością złota i towarów, w drugim — do międzynarodowego poziomu currency’ów. Inaczej mówiąc: pieniądz obiega w różnych krajach tylko o tyle, o ile obiega w każdym kraju, jako moneta. Pieniądz jest tylko monetą i ilość złota, znajdującego się w pewnym kraju, musi zatem wejść do obiegu, a więc może, jak znak wartościowy siebie samego, podnieść się wyżej lub spaść niżej własnej wartości. W ten sposób dobiegliśmy przez kręte ścieżki tej międzynarodowej plątaniny do prostego dogmatu, który stanowi punkt wyjścia.
W jaki sposób Ricardo przedstawia i sprawdza rzeczywiste zjawiska w świetle swej teoryi, pokaże nam kilka przykładów.
Twierdzi on np„ iż w czasach nieurodzajów, jak w Anglii stale w okresie 1800—1820 lat, złoto wywożono nie dlatego, iż zboże jest potrzebne, a złoto jest pieniądzem, a zatem czynnem narzędziem kupna i sprzedaży na rynku wszechświatowym, ale dlatego, iż złoto zdeprecyowanem zostaje w swej wartości w porównaniu z innymi towarami, a zatem currency kraju, w którym ma miejsce nieurodzaj. zdeprecyowaną zostaje w stosunku do innych narodowych currency’ów.
Ponieważ mianowicie nieurodzaj zmniejszył masę obiegających towarów, więc dana ilość cyrkulujących pieniędzy wystąpiła ponad normalny swój poziom i wzrosły zatem ceny towarowe[49]. W przeciwieństwie z tem paradoksalnem wyjaśnieniem dowiedzionem zostało statystycznie, iż od 1793 roku aż do ostatnich czasów, w wypadkach nieurodzaju w Anglii. ilość obecnych narzędzi obiegu nie była nadmierną, lecz przeciwnie, była niedostateczną, a zatem więcej pieniędzy, niż poprzednio, obiegało i musiało obiegać.
W równy sposób twierdził Ricardo z, czasów napoleońskiej blokady kontynentalnej i angielskich dekretów względem niej, że anglicy wywożą na kontynent złoto w miejsce towarów, gdyż ich pieniądze miały być zdeprecyjowane w porównaniu ze złotem krajów kontynentalnych, że zatem ich towary miały stać stosunkowo wyżej, a więc dogodniejszą miało być spekulacyją wywozić złoto, niż towary. Jego zdaniem Anglija była rynkiem, na którym towary były drogie, a pieniądze tanie, podczas gdy na kontynencie towary były tanie, a pieniądze drogie.
„Faktem było — mówi jeden pisarz angielski — iż ceny naszych fabrykatów i produktów kolonialnych były rujnująco niskie pod wpływem systemu kontynentalnego w ciągu ostatnich sześciu lat wojny. Np. ceny cukru i kawy w złocie były na kontynencie 4 lub 5 razy wyższe, niż te same ceny w Anglii, obliczone w banknotach. Był to czas, gdy francuscy chemicy wynaleźli cukier buraczany, zamienili kawę przez cykoryję, podczas gdy jednocześnie angielscy fermerzy robili doświadczenia nad tuczeniem wołów syropem i molassą, gdy Anglija objęła w posiadanie Helgoland, by urządzić tu skład towarowy dla łatwiejszego szwarcowania na północ Europy i zkąd lżejsze gatunki brytańskich fabrykatów szukały drogi przez Turcyję do Niemiec. Prawie wszystkie towary świata zbierały się w naszych składach i leżały tu nieruchome za wyjątkiem, gdy mała ilość ich była uwalnianą przez lieencyję francuską, za co hamburscy i amsterdamscy kupcy Napoleon zapłacili sumę 40 do 50 tysięcy funtów sterlingów. Musieli to być komiczni kupcy, jeżeli płacili takie sumy za wolność przeniesienia ładunku towarów z droższego rynku na tani. Jaką była jasna alternatywa dla kupca? Albo kupić kawę po 6 pensów w banknotach i posłać je w miejsce, gdzie mógł bezpośrednio sprzedawać po 3—4 sz. w złocie, albo też kupować złoto za banknoty po 5 funtów sterl. 17 szyl. uncyja i posełać je w miejsce, gdzie stało w cenie 3 funty sterl. 17 szyl. 10½ d. Jest to więc niedorzeczne powiedzenie, iż oddawano złoto za kawę, jako zyskowną operacyję kupiecką. Nie było na świecie całym kraju, gdzieby można było wówczas otrzymać tak wielką ilość pożądanych towarów, jak Anglija. Bonaparte ściśle wciąż badał angielskie cenniki. Tak długo, jak znajdował. iż w Anglii złoto jest drogie, a kawa tania, był on zadowolony z działania swego systemu kontynentalnego“[50].
Właśnie w tym samym czasie, gdy Ricardo wystawił swą teoryję pieniężna i gdy „Bullion Committee“ takową wcielił w swe sprawozdanie parlamentarne, w r. 1810 odbył się rujnujący spadek cen wszystkich towarów w porównaniu do r. 1808—1809, podczas gdy pieniądze stosunkowo wznosiły się w wartości. Wytwory rolnicze stanowiły wyjątek, gdyż wwóz ich z zewnątrz napotkał przeszkody, a masa ich, znajdująca się w kraju, przez nieurodzaje zdziesiątkowaną została[51] — Ricardo zapoznawał do tego stopnia rolę szlachetnych metalów, jako międzynarodowego narzędzia wypłat, iż mógł on w swej mowie przed komitetem Izby lordów (1819) wygłosić co następuje: „That drains for exportation would cease altogether so soon as cash payments should be resumed, and the currency be restored to its metallic level.“ Umarł on przed samym wybuchem kryzysu z roku 1825, który wykazał mylność jego przepowiedni. Okres, na który przypada działalność pisarska Ricardo, był wogóle mało odpowiednim do tego, by badać funkcyją szlachetnych metali, jako pieniądza wszechświatowego. Przed wprowadzeniem systemu kontynentalnego bilans handlowy układał się wciąż na korzyść Anglii, a podczas takowego transakcyje z lądem europejskim były zbyt nieznaczące, by miały dotknąć angielskiego kursu wekslowego. Posyłki pieniężne były przeważnie charakteru politycznego i zdaje się. iż Ricardo w zupełności zapoznawał rolę, jaką pieniądze subsydyjalne odegrywały w angielskim eksporcie pieniężnym.
Wśród współcześników Ricardo, którzy stanowili szkołę dla jego zasad ekonomii politycznej, jest najznaczniejszy James Mill. Spróbował on przedstawić teoryję pieniężną Ricardo na podstawie prostego obiegu metalicznego, bez nienależących tu zamieszali międzynarodowych, poza któremi Ricardo chowa niedostateczność swych poglądów i bez wszelkich względów polemicznych na operacyje Banku angielskiego. Główne jego twierdzenia są następujące[52]:
„Wartość pieniędzy równa się proporcyi, w jakiej one wymieniane zostają na inne artykuły, czyli ilości pieniędzy, jaką się daje w zamian za określona ilość innych rzeczy. Stosunek ten określa się przez ilość całkowitą znajdujących się w pewnym kraju pieniędzy. Jeżeli weźmiemy z jednej strony wszystkie towary pewnego kraju, a z drugiej wszystkie jego pieniądze, to oczywista, iż przy wymianie wartość pieniędzy, t. j. ilość towarów, która na nie wymienioną zostanie, zależną będzie w zupełności od ich (pieniędzy) własnej ilości. Zupełnie toż samo odbywa się w rzeczywistym przebiegu rzeczy. Masa całkowita towarów pewnego kraju nie wymienia się naraz na masę całkowitą pieniędzy, lecz towary wymieniają się częściami, i często bardzo małemi, w rozmaitych okresach roku. Taż sama sztuka pieniężna, która służy dzisiaj do jednej zamiany, jutro może wystąpić przy innej. Jedna część pieniędzy użytą zostaje do olbrzymiej ilości aktów wymiennych, inna do bardzo małej, trzecia nareszcie zostaje nagromadzoną i nie służy wcale do wymiany. Wśród tych waryjacyj istnieje przeciętna, oparta na ilości aktów wymiennych, do których każda sztuka pieniężna byłaby użytą, gdyby każda odbyła tęż samą ilość aktów. Ustanówmy tę przeciętną liczbę dowolnie, np. 10. Jeżeli każda sztuka pieniężna. znajdująca się w pewnym kraju służyła do 10 zakupów, to jest to samo. jak gdyby ogólna masa sztuk pieniężnych zwiększyła się 10 razy i każda z nich służyła tylko do jednego kupna. W tym wypadku wartość wszystkich towarów jest równa dziesięciokrotnej wartości pieniędzy itd. Jeżeli odwrotnie, zamiast coby jedna sztuka pieniężna w ciągu roku miała służyć do 10 aktów kupna, ogólna masa pieniędzy byłaby 10-kroć większą i gdyby każda sztuka odbyła tylko jeden obrót, to jest jasnem, iż każde zwiększenie tej masy spowodowałoby odpowiednie zmniejszenie wartości każdej sztuki złota samej przez się. Ponieważ przypuszczamy, iż masa wszystkich towarów, na które złoto się wymienia, pozostaje taż sama, to wartość ogólnej masy pieniędzy nie zwiększyła się po zwiększeniu jej ilości. Jeżeli przypuścimy zwiększenie o jedną dziesiątą, to wartość każdej współmiernej części masy ogólnej, np. uncyi, musi się o jednę dziesiąta zmniejszyć. Jakimby więc nie był stopień zmniejszenia lub zwiększenia całkowitej masy pieniędzy, to, jeżeli ilość innych rzeczy pozostaje taż sama. ogólna masa i każda jej część doświadczają wzajemnie stosunkowego zmniejszenia lub zwiększenia. Jasnem jest, iż twierdzenie to jest prawdą bezwzględną. Ile razy wartość pieniędzy podlega wzrostowi lub spadkowi i ile razy ilość towarów, na które można je było wymienić i ruch obiegu pozostają też same, to zmiana ta musiała mieć za przyczynę stosunkowe zwiększenie lub zmniejszenie pieniędzy — żadnej innej przyczynie nie może ona być przypisaną. Jeżeli masa towarów się zmniejsza, podczas gdy ilość pieniędzy pozostaje taż sama, to znaczy toż samo, jak gdyby suma ogólna pieniędzy się zmniejszyła i odwrotnie. Podobneż zmiany są skutkiem każdej zmiany w ruchu obiegowym. Każde zwiększenie się ilości obiegów wywołuje ten sam skutek, jak ogólne zwiększenie się sumy pieniężnej, zmniejszenie się tej ilości wywołuje bezpośrednio odwrotny skutek. Jeżeli część dorocznego wytworu wcale wymienioną nie została, jak to, co wytwórcy sami spożywają, to część ta nie wchodzi w rachunek. Ponieważ nie wymienia się ona na złoto, to zachowuje się względem niego tak, jakby wcale nie istniało.
Tak długo, jak zwiększenie lub zmniejszenie pieniędzy może się swobodnie odbywać, to ogólna ilość ich, znajdująca się w pewnym kraju, regulowaną zostaje przez wartość szlachetnych metali. Złoto i srebro są wszakże towarami, których wartość, zarówno jak wartość wszelkich innych towarów, określoną zostaje przez koszta ich wytwórcze, przez ilość pracy, w nich zawartą“[53].
Cały dowcip Milla zużyty zostaje na szereg przypuszczeń o tyleż dowolnych, co i niedorzecznych. Chce on pokazać, iż cena towarów czyli wartość pieniędzy określa się „przez ogólną ilość istniejących w pewnym kraju pieniędzy.“ Jeżeli przypuścimy, że masa i wartość obiegających towarów pozostają też same, zarówno jak i szybkość obiegu i określona przez koszta wytwórcze wartość szlachetnych metali i jeżeli przypuścimy zarazem, że pomimo to ilość obiegających pieniędzy metalicznych się zwiększa lub zmniejsza w stosunku do masy istniejących w pewnym kraju pieniędzy, to rzeczywiście stanie się „oczywistem“, iż przypuściliśmy to, cośmy chcieli dowieść. Mili wpada zresztą w ten sam błąd, co i Hume, a mianowicie, iż każe obiegać wartościom użytkowym, a nie towarom o określonej wartości zamiennej i dlatego twierdzenie jego staje się fałszywem, nawet gdybyśmy wszystkie jego „przypuszczenia„ przyjęli.
Szybkość obiegu może pozostawać taż sama, toż samo wartość szlachetnych metali, tożsamo ilość obiegających towarów, a jednak wraz ze zmianą ich wartości zamiennej może być potrzebną dla ich cyrkulacyi większa lub mniejsza masa pieniędzy. Mill widzi fakt, iż jedna część istniejących w pewnym kraju pieniędzy obiega, podczas gdy druga odpoczywa. Przy pomocy wysoce komicznego rachunku przeciętnego, przypuszcza on, że jakkolwiek w rzeczywistości wydaje się być inaczej, to prawdziwie obiegają wszystkie znajdujące się w kraju pieniądze. Jeżeli przypuścimy, iż 10 milijonów talarów srebrnych obiegają w pewnym kraju po 2 razy do roku, to mogłoby obiegać 20 mil. talarów gdyby każdy talar wykonywał tylko jeden obieg. A jeżeli suma ogólna istniejącego w tym kraju we wszelkich formach srebra wynosi 100 milijonów talarów, to można przypuścić, iż wszystkie 100 mil. mogłyby obiegać, gdyby każda sztuka wykonywała akt kupna raz na 5 lat. Możnaby także przypuścić, iż wszystkie pieniądze z całego świata obiegają w Hampsteadzie, ale każda współmierna ich część, zamiast coby miała obiegać 3 razy do roku, obiega raz 3,000,000 lat. Jedno przypuszczenie ma zupełnie tęż samą wagę, co i drugie dla określenia stosunku pomiędzy sumą cen towarowych i ilością narzędzi obiegu. Mill czuje, iż decydująco ważną rzeczą jest dlań zestawić bezpośrednio towary, nie z ilością znajdujących się w obiegu pieniędzy, lecz z ogólnym zapasem każdorazowo istniejących w pewnym kraju pieniędzy... Przyjmuje on, iż masa całkowita towarów pewnego kraju wymienia się „nie zaraz“ na masę całkowitą pieniędzy, lecz że rozmaite części tej masy towarów w różnych epokach roku zamieniają się na różne części ogólnej masy pieniędzy. By uchylić ten nienaturalny stosunek, przypuszcza on, iż takowy nie istnieje. Zresztą całe to pojęcie o bezpośredniem występywaniu przeciw sobie towarów i pieniędzy i 0 bezpośredniej ich wymianie jest oderwane z ruchu prostego kupna 1 sprzedaży czyli z funkcyi pieniędzy, jako narzędzia kupna. Już w ruchu pieniędzy, jako narzędzia wypłat zanika to równoczesne zjawianie się towaru i pieniędzy.
Kryzysy handlowe XIX stulecia, a mianowicie wielki kryzys z r. 1825, a potem z r. 1836 nie wywołały dalszego rozwoju teoryi pieniędzy Ricardo, lecz tylko nowe jej zastosowanie. Nie były to już pojedyncze zjawiska ekonomiczne, jak za czasów Hume’a deprecyjacyja metali szlachetnych w XVI i XVII wieku, lub jak za Ricardo, deprecyjacyja pieniędzy papierowych podczas XVIII i początku XIX wieku, lecz olbrzymie nawałnice rynku wszechświatowego, w których odbywa się walka wszystkich elementów wytwarzania burżuazyjnego; początku tych nawałnic i lekarstwa na nie szukano wśród najbardziej powierzchownej i oderwanej sfery tego procesu, wśród sfery obiegu pieniężnego. Właściwe teoretyczne przypuszczenie, z którego wychodzi szkoła tych ekonomicznych zaklinaczów burzy, polega w rzeczywistości na niczem innem, jak na dogmacie, że Ricardo odkrył prawa czysto metalicznego obiegu. Co im pozostawało, to to. by podprowadzić cyrkulacyję banknotów i obieg kredytowy pod te prawa.
Najpowszechniejsze, najbardziej w czy wpadające zjawisko kryzysów handlowych, jest gwałtowny i powszechny spadek cen. następujący po dłuższym i powszechnym ich wzroście.
Powszechny spadek cen towarowych może być wyrażony, jako stosunkowy wzrost wartości pieniędzy w porównaniu do innych towarów, a powszechny wzrost cen odwrotnie — jako spadek wartości stosunkowej pieniędzy.
W obydwu tych sposobach wyrażenia zjawisko jest wypowiedziane, ale nie wyjaśnione. Czy postawię zadanie jak następuje: wyjaśnić powszechny peryjodyczny wzrost cen na przemiany z powszechnym spadkiem takowych, — czy też sformułuję toż samo zadanie tak: wyjaśnić peryjodyczny spadek i wzrost stosunkowej wartości pieniędzy w porównaniu z towarami, to rozmaita frazeologija pozostawi zadanie o tyleż nie rozstrzygniętem, o ileby je pozostawił przekład z niemieckiego języka na angielski. Teoryja więc pieniężna Ricardo jest nadzwyczaj przydatna, gdyż nadawała tautologii pozór stosunku przyczynowego. Zkąd pochodzi peryjodyczny i powszechny spadek cen towarowych? Od peryjodycznego wzrostu wartości stosunkowej pieniędzy. Zkąd naodwrót pochodzi powszechny i peryjodyczny wzrost cen towarowych? Od peryjodycznego spadku wartości stosunkowej pieniędzy. Możnaby o tyleż słusznie twierdzić, iż peryjodyczny wzrost lub spadek cen pochodzi od ich peryjodycznego wzrostu lub spadku. Samo zadanie postawione zostało w przypuszczeniu, iż wartość wewnętrzna pieniędzy, t. j. wartość ich, określona przez koszta wytwórcze szlachetnych metali pozostaje niezmienną. Jeżeli tautologija ma pozostać czemś więcej, niż tautologiją, to spoczywa ona na zapoznawaniu najbardziej elementarnych pojęć. Jeżeli wartość A, mierzona za pomocą B. spada, to wiemy, że może to pochodzić albo od spadku wartości A, albo też od wzrostu wartości B. Również odwrotnie, jeżeli wartość A, mierzona zapomocą B, wzrasta. Jeżeli raz przyjmiemy zamianę tautologii w związek przyczynowy, to wszystko inne objaśnia się z łatwością. Wzrost cen towarowych pochodzi ze spadku wartości pieniędzy, spadek zaś wartości pieniędzy pochodzi — jak z Ricardo wiadomo — z przepełnienia cyrkulacyi, t. j. z tego, iż masa obiegających pieniędzy wzrasta ponad poziom, zakreślony przez własną, wewnętrzną ich wartość i ponad wewnętrzne wartości towarów. W taki sam sposób, naodwrót, objaśnia się powszechny spadek cen towarowych ze wzrostu wartości pieniędzy ponad ich wewnętrzną wartość, wskutek niedostatecznej cyrkulacyi. Ceny więc wzrastają i spadają peryjodycznie dlatego, iż w obiegu peryjodycznie znajduje się zbyt wiele lub zbyt mało pieniędzy.
Jeżeli więc pokaże się gdzieś, iż wzrost cen odbywał się jednocześnie ze zwężeniem cyrkulacyi pieniężnej, a spadek cen z jej rozszerzeniem, to można pomimo to twierdzić, że wskutek pewnego, chociażby statystycznie niedowiedzionego, zmniejszenia lub zwiększenia masy znajdujących się w obiegu towarów, ilość obiegających pieniędzy zwiększyła się lub zmniejszyła, jeżeli nie bezwzględnie, to stosunkowo.
Otóż widzieliśmy, że podług Ricardo ogólne te wahania cen muszą się odbywać i przy czysto metalicznej cyrkulacyi, że się wszakże w drodze przemiany wyrównywają, tak np. niedostateczna cyrkulacyja wywołuje spadek cen towarowych, spadek cen wywołuje wywóz towarów za granicę, ten wszakże wywóz — wwóz pieniędzy do kraju, a ten ostatni musi wywołać ponowny wzrost cen towarowych. Odwrotnie się dzieje przy przepełnionej cyrkulacyi, gdy towary wwożone zostają, a pieniądze wywożone. Ponieważ wszakże, pomimo tych z samej natury ricardowskiej cyrkulacyi pieniężnej wyrastających wahań cen, ich nagła i potężna forma, ich forma kryzysowa, należy do okresów rozwiniętego kredytu,. to staje się zupełnie oczywistem, iż wypuszczanie banknotów nie reguluje się ściśle podług praw metalicznej cyrkulacyi. Cyrkulacyja metaliczna posiada swe lekarstwo w imporcie i eksporcie szlachetnych metali, które natychmiastowo wchodzą w obieg, jako moneta i w ten sposób swym przypływem lub odpływem wznoszą lub zniżają ceny towarowe. Ten sam wpływ na ceny towarowe musi więc sztucznie, w drodze naśladownictwa praw cyrkulacyi metalicznej być wywierany przez banki.
Jeżeli złoto przypływa z zagranicy, to jest to dowód, że cyrkulacyja jest niedostateczna, że wartość pieniędzy jest zbyt wysoką, a ceny towarowe zbyt niskie, a zatem muszą banknoty zostać wrzucone do obiegu w stosunku do nowoimportowanego złota. Oni muszą, odwrotnie, być wycofane z obiegu w stosunku, w jakim złoto z kraju uchodzi. Innemi słowy wypuszczanie banknotów musi być regulowane podług importu i eksportu szlachetnych metali czyli podług kursu wekslowego. Fałszywe przypuszczenie Ricardo, że pieniądz jest tylko monetą, a zatem, że wszelkie wwożone złoto pomnaża obiegające pieniądze i podwyższa przeto ceny, wszelkie natomiast wywożone złoto zmiejsza ilość monety, a zatem obniża ceny, te przypuszczenia teoretyczne staje się tu praktycznem doświadczeniem utrzymania w obiegu takiej ilości monety, ile za każdym razem istnieje złota. Lord Overstone (bankier Jones Loyd), Torrens, Norman, Clay, Arbuthnot i niezliczona moc innych pisarzy, znanych w Anglii pod imieniem szkoły currency principle nietylko głosili tę doktrynę, ale za pośrednictwem aktów bankowych sir Reberta Peela z lat 1844 i 1845 zrobili z niej podstawę istniejącego prawodawstwa bankowego, angielskiego i szkockiego. Okropne jej fiasco teoretyczne i praktyczne, po doświadczeniach dokonanych na największą skalę narodową, może być przedstawione dopiero w nauce o kredycie.
Już wszakże teraz jest widoczne, że teoryja Ricardo, która wyodrębnia pieniądz w jego formie płynnej, jako narzędzie obiegu, kończy na tem, iż przypisuje dopływowi i odpływowi szlachetnych metali wpływ absolutny na ekonomiję burżuazyjną — jak o tem nigdy nawet przesądy systemu monetarnego nie marzyły. W ten sposób Ricardo, który ogłosił pieniądz papierowy za najdoskonalsza formę pieniędzy, prorokiem „bullionistów.“
Potem jak teoryja Hume’a czyli abstrakcyjne przeciwieństwo względem systemu monetarnego zostało w ten sposób rozwinięte aż do ostatniej konsekweueyi, to konkretne pojęcie pieniędzy Steuarta ostatecznie znowu wprowadzone zostało w swe prawa przez Tomasza Tooke’a[54].
Tooke wyprowadza swe zasady nie z jakiejś teoryi, lecz z sumiennej analizy historyi cen towarowych od r. 1793 do 1856 roku. W pierwszem wydaniu swej „Historyi cen“, która zjawiła się w r. 1823, Tooke jest jeszcze zupełnie opanowany przez teoryję ricardowską i napróżno stara się pogodzić fakty z tą teoryja. Pamflet jego On the currency, który się pojawił po kryzysie z roku 1825, można nawet rozpatrywać, jako pierwszy konsekwentny wykład poglądów, którym Overstone później nadał znaczenie. Dalsze badania nad historyją cen Lewarowych doprowadziły wszakże Tooke’a do poglądu że ów bezpośredni związek pomiędzy cenami a ilością narzędzi obiegu, jak go teoryja przyjmuje, jest tylko zwykłą tkaniną mózgową, że rozszerzenie i zwężenie narzędzi obiegu, przy niezmiennej wartości szlachetnych metali, jest wciąż skutkiem, a nie przyczyna wahań cen. że obieg pieniężny wogóle jest tylko ruchem sekundarnym i że pieniądz w rzeczywistym procesie produkcyjnym ma jeszcze zupełnie inne określone przeznaczenia formalne. oprócz narzędzia obiegu. Jego szczegółowe badania należą do sfery innej, niż prosty obieg metaliczny i dlatego nie mogą jeszcze tu być wyłożone, zarówno jak i badania Wilsona i Fullartona[55], należące do
tegoż kierunku. Wszyscy ci pisarze pojmują pieniądze niejednostronnie, lecz we wszystkich ich momentach, ale tylko materyjalnie, bez żadnego żywego związku czy to tych elementów pomiędzy sobą, czy też z ogólnym systemem kategoryj ekonomicznych. Przeto też mięszają oni fałszywie pieniądz, w odróżnieniu od narzędzia obiegu, z kapitałem albo nawet z towarem, jakkolwiek z drugiej strony są zmuszeni okolicznościowo zaznaczyć różnicę tę[56]. Jeżeli np. złoto zostaje wysłane za granicę, to w rzeczywistości wysyła się kapitał, ale toż samo ma miejsce gdy się wywozi żelazo, bawełnę, zboże, — krótko, każdy towar. Obydwa są kapitałem i różnią się przeto nie jako kapitał, lecz jako pieniądz i towar. Rola więc złota, jako międzynarodowego narzędzia wymiany pochodzi nie z jego formalnego przeznaczenia, jako kapitału, lecz z jego funkcyi specyficznej, jako pieniądza.
Również, jeżeli złoto lub na jego miejscu banknoty funkcyjonują w handlu wewnętrznym, jako narzędzie wypłat, to są one zarazem kapitałem. Ale kapitał w formie towarów, jak tego naprz. kryzysy dotykalnie dowodzą, nie mógłby na ich miejscu wystąpić. A więc znowu, różnica złota, jako pieniędzy od towaru, nie zaś jego byt, jako kapitału, czyni je narzędziem wypłat. Nawet tam, gdzie kapitał zostaje bezpośrednio, jako kapitał, wywożony, np. by wypożyczyć za granicą określoną sumę wartościową na procenta, to zależy od konjuktur, czy zostaje ono wywożone w formie towaru, czy też złota i jeżeli ono zostaje wywożone w tej ostatniej formie, to dzieje się to dzięki specyficznemu przeznaczeniu formalnemu metali szlachetnych służenia jako pieniądz wobec towaru.
Powyżsi pisarze rozpatrują wogóle pieniądz nie w jego oderwanej formie, jak on się rozwija wewnątrz prostej cyrkulacyi towarowej i jak on wyrasta ze stosunku postępujących towarów. Przeto też wahają się oni wciąż pomiędzy oderwanemi przeznaczeniami formalnemi, jakie pieniądz w przeciwieństwie do towaru otrzymuje i pomiędzy temi przeznaczeniami, w których się kryją bardziej konkretne stosunki, jak kapitał, dochód (revenue) i t. p.[57].
- ↑ Fragment Piekła (Pieśń III, w. 14-15) z Boskiej Komedii Dantego; w przekładzie Antoniego Roberta Stanisławskiego brzmi on następująco:
Tu wszelkiej trwogi pozbyć się należy,
Wszelka nikczemność niechaj zamrze w tobie. - ↑ Pisane w r. 1859 (Przyp. tłom.).
- ↑ Słowo « wartość », użyte bez przymiotnika, oznaczać będzie « wartość zamienną » Przyp. tłom.
- ↑ Th. Hodgskin, Popular political economy. London, 1827. p. 178, 179.
- ↑ B. Franklin, The works of etc., str. 265, Boston 1836, vol. II.
- ↑ B. Franklin, The works of etc., str. 267.
- ↑ l. c. Remarks and facts relative to the American paper money, 1764.
- ↑ Steuart: An inquiry into the principles of polit. economy, 1767, str. 361—362.
- ↑ David Ricardo, On the principles of polit. economy and taxation, 3 ed. London, 1821, str. 3.
- ↑ Sismondi, Etudes sur l’Economie politique. Tom II, Bruksella, 1837. str. 163—166.
- ↑ Steuart, l. c. Tom II. str. 154.
- ↑ Berkeley: The Querist.
- ↑ Cena oznacza tu realny ekwiwalent, jak u angielskich pisarzy ekonomistów XVII wieku.
- ↑ Steuart, l. c. Tom II. str 154, 299.
- ↑ The Currency Question, the Gemini Letters, London 1844, str. 260—272, passim.
- ↑ John Gray. The social system. A Treatise on the Principle of Exchange. Edinburgh, 1831.
- ↑ l. c. p. 16.
- ↑ Gray, Lecture on money etc., p. 182.
- ↑ l. c. p. 169.
- ↑ «Przemysł każdego kraju powinien być prowadzonym za pomocą kapitału narodowego.» (J. Gray: The social system etc. str. 171).
- ↑ „Ziemia powinna być przemienioną we własność narodową“ (l. c. str. 291).
- ↑ Patrz np. Thompsona: An inquiry into the distribution of wealth. London, 1827. Bray: Labour's wrongs and labour's remedy, Leeds, 1839.
- ↑ Za podręcznik tej melodramatycznej teoryi pieniędzy można uważać Alfreda Darimont'a: De la réforme des banques. Paris, 1856.
- ↑ Ten sam towar może być kilkakrotnie kupowanym i sprzedawanym. Ale wówczas cyrkuluje on nie jako prosty towar, lecz z takim charakterem, który z punktu widzenia zwykłego obiegu, zwykłej sprzeczności między towarem i pieniądzem, nie istnieje.
- ↑ Dodd; Curiosities of industry etc. London. 1854.
- ↑ The currency question reviewed etc. by a banker. Edinburgh, 1845 str. 69 etc.
- ↑ David Buchanan: Observations on the subjects treated of in Doctor Smith’s Inquiry on the wealth of nations. Edinburgh, 1814, p. 3.
- ↑ Henry Storch, Cours d'écon. politique. Paris, 1823, tom IV, pag. 179.
- ↑ Ben. Franklin, Remarks and facts relaive to the Maer. paper money, 1764, pag. 348.
- ↑ Berkeley. l. c.
- ↑ Free Trade or the means to make Trade florish etc. p. 11—13.
- ↑ Petty. Polit. Arithm. str. 196
- ↑ François Bernier, Voyage conte ant la description des états du Grand Mogol. Paris, 1830, tom I, conf. p. 312—314.
- ↑ Doktor Martin Luther: Bücher vom Kaufhandel und Wacher. 1524.
- ↑ Kapitał wprawdzie zostaje także awansowanym w formie pieniędzy i wypożyczony pieniądz może być wypożyczonym kapitałem, ten wszakże punkt widzenia nie należy do sfery zwykłego obiegu.
- ↑ David Hume. Essays and treatises on several subjects. London, 1777, p. 300.
- ↑ David Hume l. c. p. 303.
- ↑ D. Hume, l. c. p. 303.
- ↑ Steuart, l. c. t. i. p. 394 seq.
- ↑ James Steuart, l. c. t. 2, p. 377—379 passim.
- ↑ l. c. p. 379—380 passim.
- ↑ Steuart, l. c. t. 2, p. 370. Louis Blanc zamienia money of the society, co oznacza nic innego, jak pieniądz wewnętrzny, nacyjonalny, w pieniądz socyjalistyczny, co wogóle nic nie oznacza i robi ztąd z Jean’a Law’a socyjalistę. Patrz I tom jego «Historyi rewolucyi francuskiej»).
- ↑ Ricardo: The high price of Bullion, a proof of the depreciation of Banknotes. London, 1811, 4 edit.
- ↑ Ricardo: Principles of polit. economy, p. 432, 433.
- ↑ Wyrazu currency używać będziemy w znaczeniu ogólnej masy pieniędzy, znajdujących się w obiegu. (Przyp. tłom.)
- ↑ Ricardo: An unfavorable hulance of trade never arises but from a redundant currency, l. c. p. 11, 12.
- ↑ l. c. p. 14, Ricardo.
- ↑ l. c. p. 17.
- ↑ Ricardo l. c. p. 74, 75.
- ↑ James Deacon Hume: Letters on the Cornlaws. London, 1834, p. 29—31.
- ↑ Tooke: History of prices etc. London, 1848, p. 110.
- ↑ James Mill, Elements of polit. economy.
- ↑ l. c. p. 128—136 passim.
- ↑ Tooke nie był wcale obeznany z pismem Steuarta, jak to widać z jego history of price from 1839—1847 (London, 1848), w której zbiera historyję teoryj pieniężnych.
- ↑ Najważniejszą pracą Tooke’a jest oprócz « Historyi cen », którą jego współpracownik Newman wydał w 6 toniach, An Inquiry into the currency principle, the connexion of currency with prices etc. 2 edit. London, 1844. Wilsona praca nosi tytuł: Capital, currency and banking. Wspomnijmy wreszcie John Fullarton’a: On the regulation of Currencies. 2 edit. London, 1845.
- ↑ « Trzeba odróżniać złoto, jako towar, t. j. kapitał i pieniądz, jako narzędzie obiegu » — Tooke An Inquiry, p. 10.
- ↑ Przemianę pieniędzy w kapitał będziemy rozpatrywać w 3-cim rozdziale, który traktuje o kapitale i stanowi zakończenie tego pierwszego działu.