Kaszubi na tle etnografji Polski/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Fischer
Tytuł Kaszubi na tle etnografji Polski
Wydawca Instytut Bałtycki
Data wyd. 1934
Druk Zakł. Graf. „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Toruń
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
WYDAWNICTWA INSTYTUTU BAŁTYCKIEGO

ADAM FISCHER
KASZUBI
NA TLE ETNOGRAFJI POLSKI
STUDJUM PORÓWNAWCZE
ROZPRAWA Z PRACY ZBIOROWEJ:
„KASZUBI. KULTURA LUDOWA I JĘZYK“
TORUŃ 1934


SKŁAD GŁÓWNY: KASA IM. MIANOWSKIEGO — INSTYTUT POPIERANIA NAUKI
WARSZAWA, PAŁAC STASZICA
Odbitka z Pamiętnika Instytutu Bałtyckiego.
Tom XVI (Serja Balticum zeszyt 8)




Drukiem Zakł. Graf. „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy




Adam Fischer


KASZUBI NA TLE ETNOGRAFJI POLSKI


Studjum porównawcze


WSTĘP

I. GRUPY ETNICZNE
pochodzenie
nazw
Nazwy kaszubskich grup etnicznych powstają zależnie od odrębnych właściwości w odzieży, w wymowie, od pewnych cech fizycznych czy moralnych, względnie pochodzą od zajęć lub miejsca osadnictwa.

W ten sposób wytworzyła się niewątpliwie także nazwa na określenie całej grupy kaszubskiej. Właściwie jednak zagadnienie genezy nazwy: Kaszubi dotąd nie jest z całą ścisłością wyjaśnione. Przedewszystkiem faktem jest, że na obszarach dzisiejszej kaszubszczyzny nazwa ta nie była znana do XIII wieku, przyszła później z Lubeki przez Meklemburg i Szczecin, i dopiero w XIV wieku zaczęła wchodzić w użycie [Sobieski 83 29-30].[1] Wedle dawnych kronikarzy polskich nazwa Kaszubi powstała z określenia wierzchniego ubioru męskiego. W kronice Bogufała (ok. 1250 r.) wyjaśniono nazwę, jako pochodzącą od noszonych przez ten lud długich, szerokich szat, które układają się w fałdy, a więc od „kasać huby (fałdy)“. „Est quaedam gens slavonica, quae Cassubitae dicuntur: et hi a longitudine et latitudine vestium, quas plicare ipsos propter earum latitudinem et longitudinem oportebat, sunt appellati. Nam huba in slavonico plica seu ruga vestium dicitur, unde casz hubi, id est plica rugas interpretatur“. Objaśnienie to powtarza Długosz, który również Kaszubów uważa za Polaków, gdyż wspomina o nich w rozdziale p. t. „Rozmaite Polaków nazwiska od miejsca ich zamieszkania“, a za Długoszem powtarzają to inni pisarze aż do B. Chmielowskiego [25 IV 132]. Mrongovius wyprowadza Kaszubów od kożucha. Na uwagę zasługuje ostatnie objaśnienie A. Brücknera [15 211, 222, 556], wedle którego Kaszuba pochodzi od szuby tj: ogólnosłowiańskiego kożucha obszytego suknem, z przedrostkiem ka jak w słowie kacap, kabłąk itd., przyczem to ka oznacza zawsze coś wielkiego i zgrubiałego. Interpretacja ta może być tem więcej prawdopodobna, że nazwa ta ma nieraz charakter przezwiska i Kaszubami nazywano szyderczo także bambrów z Rataja pod Poznaniem [Bystroń 19 IV 139]. Wreszcie należy podkreślić, że na terenie pomorskim istnieje wiele innych grup etnicznych tak przezywanych: mieszkańców pow. lęborskiego, słupskiego i bytowskiego zwano dawniej Karwatkami rzekomo od kaftana czy kamizelki zwanej karwatką [Pobłocki 71 29; Bystroń 19 IV 118]. Mieszkańców parafji cecenowskiej i główczyckiej zwano Kabatkami od kabata, a w pow. kościerskim wyróżniano Kidlonów, od noszonego przez nich długiego płaszcza zwanego kidlonem. Jakkolwiek te przezwiska etniczne przeważnie już dziś nie istnieją, to jednak odpowiadają one jaknajzupełniej podobnym analogicznym polskim przezwiskom, jak Kabaciarze na Śląsku Cieszyńskim, Kaftaniacy na podgórzu karpackiem lesko-sanockiem, Kopieniacy w ziemi proszowskiej, zwani tak od kopieniaka-opończy od deszczu bez rękawów [Bystroń 19 IV 118 — 119; Lorentz 64 I 58]. Kaszubi przezywają szlachtę zagonową szlachtą parcaną, a więc mianem analogicznem do lubelskich parciaków czy parciankcarzy, zwanych tak od grubego, lichego płótna używanego na odzienie [Bystroń 19 IV 118; Karłowicz 51 IV 38]. Na Pomorzu istnieje w pow. kościerskim grupa Łyczaków, która, podobnie jak w Polsce, mogłaby być odniesiona do łyczakowo-żółtego żupana, [Bystroń 19 IV 115, 144]. Wreszcie ze względu na to, że na Kaszubach chodak drewniany zwie się korka, przezywa się Korczakami Kaszubów połudn.-zach. części pow. kartuskiego i zachod. kościerskiego. Przezwisko oparte na tej samej zasadzie, na której powstały w Polsce przezwiska Kurpiów, Chodaków, Chodaczkarzy, Łapciarzy itd. [Bystroń 19 IV 123].
O ile idzie o przezwiska etniczne, urobione na podstawie właściwości językowych, to na podkreślenie zasługują przedewszystkiem Słowińcy w pow. słupskim, którzy określają się nazwą urobioną od miana Słowian, jako posługujących się zrozumiałym językiem. Rzecz znamienna, że nazwy podobnej używa także polska ludność na południowej stronie Tatr i nazywa się Słowiakami w odróżnieniu od Słowaków i Rusinów [Bystroń 19 IV 102 — 103]. Ze względu na właściwości językowe wogóle cała grupa kaszubska dzieli się na dwie części, na północnych Fajnkaszebów, zachowujących więcej istotnych znamion kaszubskich, oraz na Grobkaszebów, zbliżonych bardziej do sąsiednich polskich narzeczy [64 I 56]. Nadto istnieją także przezwiska urobione od pewnych właściwości fonetycznych. Stąd pochodzi nazwa Beloków, ludu koło Pucka, Oksywia i Swarzewa, mówiącego l zamiast ł, a więc np. belo=było. Nazwa ta urobiona zupełnie na wzór podobnych polskich, jak Benoki w okolicach Grójca, Bułaki w Małkowicach w pow. gródeckim itd. [Bystroń 19 IV 104]. Pewne przezwiska powstają od poszczególnych wyrazów często używanych, tak np. Niniacy, mieszkańcy pow. słupskiego i lęborskiego, dostali swe miano od częstego używania wyrazu ninia w znaczeniu: „ejże, no!” Tego typu są także kaszubskie przezwiska Gochów w parafji borzyskowskiej, oraz Istkerów (Kaszubi nadmorscy). Nazwy te powstały zupełnie analogicznie do takich, jak mazurscy Kiejcaki, częstochowscy Kajacy czy samoborscy Nanuchy [Bystroń 19 IV 105 — 106].
Podobnie jak w Polsce istnieją na Pomorzu także nazwy etniczne od zajęć. Dlatego nadmorskich Kaszubów zowie się Rybakami [Bystroń 19 IV 134]. Na tych obszarach bardzo często jest także grupa mieszkańców lasów, zwanych Lesokami. Ale określenie to jest dość niestałe. Ceynowa nazywa tak mieszkańców pow. kartuskiego albo pow. wejherowskiego. Wedle Nadmorskiego północni Kaszubi nazywają tak mieszkańców pow. kartuskiego i części wejherowskiego. Kociewiacy nazywają Lasakami mieszkańców okolic Czerska, którzy już nie kaszubią. Lorentz zna Lasaków jeszcze na kępie puckiej odnośnie do lesistej parafji mechowskiej. Wedle ks. Frydrychowicza Lasacy mieszkają także w południowej części pow. starogardzkiego. Ta nazwa etniczna występuje tak często nietylko na Kaszubach, ale także i na innych obszarach polskich, wśród których wyodrębniają się szczególnie Lasowiacy w dawnej puszczy sandomierskiej [Bystroń 19 IV 97—98].
W związku z nazwami etnicznemi, pochodzącemi od miejsca osadnictwa, pozostaje też jedna z lokalnych grup słowińskich: Zagorzounie [Lorentz 57 1536]; zupełnie analogicznie określają się Zagórzanie, mieszkający nad wyżną Rabą [Bystroń 19 IV 96]. Wreszcie istnieją także na Kaszubach przezwiska pochodzące od domniemanych wad fizycznych. Mieszkańców Kiełpina nazywają smokami, gdyż mają oni mieć czarno w ustach. Podobne przekonania istnieją w całej Polsce, stosowane do mławskich Poborzan, Górali, Rusinów, Mazurów, a wyrazem tych przekonań jest również poznańskie wyzwisko: Smoczypysku [Bystroń 19 IV 129; 59 XXI 179—182].
Powyższe zestawienie grup etnicznych polskich i kaszubskich świadczy, że są one zarówno pod względem nazwy jak i sposobu tworzenia jej zupełnie do siebie podobne. Należy zaś podkreślić, że przytoczono tylko niektóre przykłady, które możnaby jeszcze znacznie pomnożyć.



ROZDZIAŁ I


Kultura materjalna

I. RYBOŁÓSTWO

Rybołówstwo jest jednem z głównych zajęć Kaszubów, które uprawiają tak na wielkiem morzu jak i na małem morzu. Nadto, ponieważ większa część wiosek leży nad jeziorami, ludność zajmuje się połowem ryb także na jeziorach Wdzydzkiem, Raduńskiem i Żarnowieckiem.

sposoby
łowienia
Przy tym połowie ryb można zauważyć wiele pierwotnych form. Taki charakter ma np. łowienie rękami przez spuszczanie wody do specjalnych rowów, poczem pozostałe ryby wybiera się rękami [46 V 16]. Nie jest oczywiście ta właściwość specjalnie kaszubska, znamy ją i na obszarach karpackich, a także w Krakowskiem rybacy w mętnej i płytkiej nadbrzeżnej wodzie chwytają ryby rękami, zwłaszcza wtedy gdy zagnają ryby w sasyny, t. j. w rodzaj sitowia i zarośli wodnych, rosnących przy brzegach stawów [Kolberg 53 V 186]. Prócz tego na Kaszubach bywa dość powszechne t. zw. musztrowanie szczupaków, które polega na wypatrywaniu ryb pod lodem, ogłuszaniu ich przez uderzenie ciężką pałką (ryc. Ia), lub siekierą po głowie, następnie na wybijaniu przerębli i wyciąganiu ryb ręką [46 V 18]. Zupełnie analogicznie ogłusza się ryby nad Narwią. Idzie się wtedy na świeży lód przy brzegu na czystą wodę z piaszczystem dnem. Gdy który z rybaków dojrzy rybę pod lodem, najwprawniejszy uderza w lód drewnianym młotem, zwanym baśką (ryc. I c), mierząc rybie przez głowę. Nad ogłuszoną rybą wycina się wtedy lód i bierze ją małą ręczną siatką, zwaną kacerzem [94 XIII 133 — 134]. Także na jeziorach trockich przy pierwszym przeźroczystym lodzie łowi się ryby zapomocą głuszenia ich pod lodem. Do tego ogłuszania używa się drewnianego młota zwanego szlachą lub buławką (ryc. I b). W ten sposób łowi się w grudniu szczególnie szczupaki i miętusy [Prüfferowa 73 10 — 11].

Również mimo zakazów bywa uprawiane przez kaszubskich rybaków kłucie ryb przy pomocy wielozębnego ościenia na długim drążku. Zwłaszcza gdy szczupaki w czasie ikrzenia wychodzą na łąki zalane, wtedy rybacy kłują je ościeniem [46 V 18]. Oścień kaszubski bywa zwykle trójzębny lub ośmiozębny (ryc. 2. a—b). Kłucie ryb przy pomocy ościenia znane było niegdyś powszechnie w Polsce [31 V 397; Karłowicz 51 III 480]. Ościenie o trzech zębach znane są szczególnie u Kaszubów i w Polsce południowej [Moszyński 63 68], zwłaszcza na obszarach karpackich (ryc. 2 d). Ościenie ośmiozębne znają tak Kaszubi (ryc. 2 b), jak i rybacy na jeziorach (ryc. 2 c) trockich [Prüfferowa 73 12 — 14]. Bicie ryb ościeniem łączy się zwykle z łowieniem ryb w nocy przy świetle łuczywa. Różnica między kaszubszczyzną a jeziorami trockiemi istnieje zaś tylko w tem, że Kaszubi palą taką drzazgę na środku czółna w stosie torfu, a rybacy troccy rozpalają ogień na darninie [Prüfferowa 73 16].

typy narzędzi
Do połowu ryb używa się także rozmaitych sieci. Siecią najmniejszą jest tak zwany kaszorek, czyli mała ręczna sieć osadzona na trzonku, służąca do łowienia ryb w małych wodach, rowach i stawach [46 V 20]. Sieci takiej używa się także w Poznańskiem do wybierania ryb z niewodu [Kolberg 53 XI 137].

Kaszorek zowią rybacy także więciorkiem, przyczem tą ostatnią nazwą określają także pewną odmianę kłoni czerpakowatej [46 V 21]. Wreszcie sieć rybacka jednorękojeściowa, którą Gulgowski [46 V 22] określa jako kłomkę, jest to kwadratowa lub okrągła siatka używana do zanurzenia z brzegu lub łódki (ryc. 3 a). Kłomka posiada kształt zupełnie podobny do rozmaitego typu polskich podrywek, używanych czyto na jeziorach trockich (ryc. 3 b), czy w Sanockiem (ryc. 3 c), czy nad Wisłą [Ślaski 85 27]. Kłomka lub kłomla znana jest także na Kujawach [Kolberg 53 III 89]. Na Kaszubach była też znana sieć w kształcie sań, zwana saniami [68 III 615], właściwa dla Polski północnej [Moszyński 63 91].
Nadto są w użyciu rozmaitego rodzaju sieci do zastawiania, jak uklejnica, jażdżówka i drguba. Zasługuje na podkreślenie, że już w dawnych polskich przepisach rybackich z XVI i XVII wieku spotykamy wzmiankę o tej uklejnicy, czyli sieci używanej głównie do połowu uklei [Ślaski 85 II]. Drguba jest to sieć używana na większe ryby i jest ona właściwie potrójną siecią, którą zastawia się w większych głębinach [46 V 23]. Sieć ta znana była dawniej w Polsce pod nazwą drygi, obecnie zaś zowie się ją drygawicą i używa bardzo często na Wiśle. Składa się ona z trzech sieci, nałożonych jedna na drugą, dwóch zewnętrznych rzadszych, zwanych podrygami, i środkowej gęstszej, zwanej jadro lub płótno [Ślaski 85 21, 25]. Na jeziorach sieć ta zwie się słępem, a pod tą nazwą znają ją także Słowińcy [Lorentz 57 1050], oraz Poznańskie [Kolberg 53 XI 137].
Prócz tych sieci zastawnych używają Kaszubi także sieci ciągnionych matniowych, niewodu i klepy. Szczególnie jest rozpowszechniona klepa, sieć w rodzaju długiego miecha z dużem gardłem, od którego wychodzą dwie długie liny. Rybacy zanurzają klepę na głębokiem jeziorze, rozjeżdżają się w przeciwne strony do brzegu, a tam wysiadłszy, ciągną sieć powoli na długich linach na wybrzeże, od czasu do czasu uderzają po wodzie liną, przy której wisi szereg klepek, t.j. blisko metra długich cienkich deseczek, aby napędzać ryby do gardła klepy. Połów niewodem w lecie odbywa się w podobny sposób, z tą tylko różnicą, że do obsługi klepy wystarcza dwu ludzi, a do obsługiwania niewodu, zależnie od wielkości, trzeba 4 do 10 ludzi [46 V 23]. Klepa w formie zupełnie takiej samej znana jest w Kaliskiem [Karłowicz 51 II 364—365]. Kątówki nadwiślańskie, zapuszczane na cichych wodach, nie są właściwie niczem innem jak niewodami, [Ślaski 85 23]. Jedną odmian tych sieci ciągnionych jest włók stróżowy używany przez flisaków na Wiśle i Bugu, który od Polaków pomorskich przyjęli pod nazwą Flock Niemcy, mieszkający nad rzeką Głdą [Moszyński 63 96].
Przy połowie ryb niewodami pod lodem potrzeba znacznie większej ilości ludzi, oraz musi się stosować rozmaite narzędzia pomocnicze, jak długie drążki, zwane chochlami, widły, służące do posuwania chochli, oraz zakrzywione kije, zwane szukarkami, które służą do szukania chochli, o ile ona ominie przeręblę [46 V 24]. Także na Kujawach żerdź przeprowadzająca pod lodem sznury sieci od jednej przerębli do drugiej zowie się chochlą [Kolberg 53 III 89, IV 269]. Podobne chochle zna Poznańskie [Kolberg 53 XI 137], Mazowsze [Kolberg 54 III 45] i Kaliskie [Kolberg 53 XXIII 52]. W związku z tem chochlowaniem zarówno Kaszubi jak Wielkopolanie używają pewnego rodzaju windy przenośnej, nazywanej babą [46 V 24; Kolberg 53 XI 137].
W rowach, stawach, rzekach i wodach spokojnych łowią Kaszubi przy pomocy wierszy, zwanych nad jeziorem Wdzydzkiem więciorkami [46 V 25]. Słowińcy natomiast zachowali nazwę ogólno-słowiańską i polską vjerša [Lorentz 57 1292]. Również i słownikowi kaszubskiemu nazwa ta nie jest jednak obca [68 III 667]. O tej wierszy wspominają dawne polskie ustawy rybackie, a pod nazwą wiraszki występują one nad Wisłą [Ślaski 85 II, 30]. Jako wiersza została zapisana na Podlasiu [Karłowicz 51 VI 116]; prócz tych wierszy, wyplatanych z witek, znają Kaszubi także wiersze pokryte siatką, zwane przez nich więciorkami lub żakami [46 V 25; Lorentz 57 1434; 68 III 666, 686]. Nazwa i rzecz znana zarówno w Poznańskiem [Kolberg 53 XI 136—137], jak i na Mazowszu [Kolberg 54 III 45].
Dawniej ustawiano także jazy, zapewne takie, jakie widział Gulgowski nad jeziorami Brdy około Drzewicza w powiecie chojnickim. Jaz był skombinowany z wierszą, do której łowili rybacy wędrujące ryby, zwłaszcza szczupaki w czasie wędrówki ikrzenia [46 V 26]. Takie jazy nazywały się na Kaszubach gacami. Forma ta powszechna była niegdyś także w Polsce na różnych rzekach [Ślaski 85 9—10]. Ale już prawo z r. 1496 zakazuje ustawiania jazów na tych rzekach, przez które chodzą statki. Na bocznych rzekach chwytanie ryb przy jazach uprawiał lud polski jeszcze doniedawna [Gloger 42 IV 188—189].
Zestawienie rybactwa polskiego i kaszubskiego poucza nas, że nietylko w typie narzędzi rybackich, ale i w ich nazwach nie zaznaczają się żadne różnice, a bardzo często kaszubszczyzna zachowuje typy staropolskie lepiej, aniżeli Polska kontynentalna.

2. ŁOWIECTWO
samołówki
i klepce
Rozmaite opisy terenu kaszubskiego prawie zupełnie nie uwzględniają ludowego łowiectwa. Nie oznacza to oczywiście, aby go nie było. Drobne notatki wskazują raczej na istnienie form podobnych jak w Polsce. Tak np. Słowińcy nazywają łapkę na myszy klåutka [Lorentz 57 I 440]. Takie samołówki na myszy i wogóle drobne gryzonie znamy istotnie w formie klatki w Polsce w pow. Rawa i Końskie [55 II B 67—68].

Natomiast cechą charakterystyczną dla ludowego myśliwstwa kaszubskiego jest chwytanie wron i mew na sidła zręcznie ukryte w piasku nadmorskim [74 1889, 386; 66a II 224]. W Jastarni używają sidła na wrony zwanego klepcem [Stelmachowska 84 122], które polega na tem, że z chwilą pociągnięcia przez ptaka kawałka ryby nadzianej na stróżyku, rozwidlone ramiona klepca zatrzaskują się i wrona dostaje się w sidło; całe urządzenie zakopuje się w piasku, aby wrona nie mogła ulecieć wraz z sidłem. Narzędzia łowieckie o tej nazwie znane są także w Polsce i u wschodnich Słowian, a narzędzia o zupełnie podobnej formie istnieją także u południowych Słowian (Macedonja) [Moszyński 63 56—58].
Rybacy kaszubscy łowią dzikie kaczki w zimie na wędki zakładane głęboko w przeręblach lodowych. Założona wędka składa się z sznura, długości kilkudziesięciu metrów, do którego oprócz dwóch pławików drewnianych w korkowych łożyskach, przymocowanych do jego końców, przywiązany jest w półmetrowych odstępach szereg sznureczków z haczykami, jakich używa się do połowu łososi. Na każdym haczyku znajduje się przynęta w postaci sielawki. Taką wędkę zarzuca się na głębokości jednego metra od powierzchni morza. Kaczki pływające i nurkujące za żerem do znacznej głębokości, natrafiwszy na przynętę połykają ją z haczykiem i zwykle się wtedy duszą [66a II 225]. W podobny sposób łowi lud nasz dzikie kaczki w Radzicach, Smardzewicach i Siedlewie (pow. Opoczno), oraz w Wolborzu (pow. Piotrków). Wędki takie przywiązuje się do sznura umocowanego u dwóch palików i zanurzonego w wodzie tuż pod jej powierzchnią. W Bęczkowicach (pow. Piotrków) podobne wędki rozwieszają wzdłuż brzegów, przy których kaczki zwykły żerować [55 I B 246].

3. HODOWLA ZWIERZĄT DOMOWYCH
rasy
zwierząt
Chów bydła rozwinął się więcej na obszarach południowych, a znacznie mniej na północnych obszarach rybackich. Wśród bydła kaszubskiego można zauważyć także krótkorogą rasę białoczerwoną [Lorentz 56 16], która jest, jak wiadomo, odwieczną rasą polską, nazywaną też czerwonem polskiem bydłem [Adametz, 3]. W związku z tem bydłem pozostają też słowińskie określenia čiervjounk i čiervjounka, na oznaczenie czerwonego byka lub krowy [Lorentz 57 140]. Tę starą rasę wypiera na Kaszubach, podobnie jak i w Polsce, nizinne bydło czarnobiałe rasy fryzyjsko-holenderskiej.

Na Kaszubach istnieje także drobny koń kaszubski, który odznacza się wielką wytrwałością i wytrzymałością [Lorentz 56 16], a jest on zupełnie zbliżony do starej polskiej rasy konia tak zwanego konika [Adametz 2]. Naogół jednak hodowla konia była tu słabo rozwinięta. Dawniej starannie hodowano raczej rozmaite odmiany owiec, świń i kóz, oraz drobiu, zwłaszcza gęsi, również zbliżonych do polskich odmian.

przywoływanie
zwierząt
Z hodowlą tych zwierząt łączy się kwestja wołania na zwierzęta domowe. Na uwagę zasługują szczególnie wołania na ptactwo domowe. Na Kaszubach woła się na kury tip lub czyp podobnie do ogólnopolskiego cip [Nadmorski 65 148—9]. Słowińcy wołają kur [Lorentz 57 522], co i w Poznańskiem jest znane, ale raczej do odpędzania kur [Karłowicz 51 II 527]. Natomiast na gęsi, których hodowla dla naszego Pomorza jest tak charakterystyczna, wołają Słowińcy pil [Lorentz 57 771], a Kaszubi pile [Nadmorski 65 148]. Forma ta znana jest w całej Polsce, na Kujawach, na Mazowszu, w Lubelskiem, w Krakowskiem i u ludu nadrabskiego [Karłowicz 51 IV 105].


nazwy
zwierząt
O ile idzie o nazwy młodych zwierząt, zwłaszcza bydła rogatego, których różnorodność jest tak charakterystyczna dla Słowian, należy podkreślić, że młody byk zwie się tak u Słowińców [Lorentz 57 408] jak u Kaszubów [68 III 395; Karłowicz 51 273] junc. Określenia tego używa także lud poznański i dobrzyński [Kolberg 53 XI 6; 92 II 8]. Bydło posiada na Kaszubach różne nazwy, krowy np. zwą się kvjatocha (Słowińcy) [Lorentz 57 I 535], gwiazda, bestra, smoła, myszka [Lorentz 56 91; Nadmorski 65 147]. Kwiatochą zwie się krowę z białą gwiazdką na czole u Kaszubów i Słowińców, natomiast kwiatulą zowie się ona w Krakowskiem, Radomskiem, u ludu nadrabskiego itd. [Karłowicz 51 II 544]. Kaszubskiej gwiaździe odpowiada krakowska gwiazdula [Karłowicz 51 II 151], smole nadrabska smolawa oraz radomska smolicha [Karłowicz 51 IV 445]. Podobnie także i woły bywają nazywane kwiatochami, gwiazdochami itd. zarówno u Kaszubów jak w Polsce kontynentalnej.


pasterstwo
Kaszubi używają do pasania gęsi małych chłopców lub dziewcząt, natomiast bydło i owce powierzają starszym pasterzom. Pasterze pomorscy mają charakterystyczne odznaki swej władzy, zwłaszcza bicze i kije. W pow. kartuskim robią biczyska z młodych dąbczaków, nieco grubszych niż wielki palec, w ten sposób, że rozszczepiają w odległości stopy od grubszego końca pręt na dziewięć części, które się potem splata i wiąże u cienkiego końca szpagatem woskowanym [94 IV 377]. Czasem ten bat wyplata się z młodej brzeziny podobnie rozszczepionej na dwanaście części i stąd nazywa się on dvanôstką [Lorentz 56 52]. W ten sposób plotą bicze także i inni pasterze słowiańscy. Prócz takich biczy używają pasterze także kija grzechotkowego zwanego ryńczek, a służącego do zwoływania trzody i odstraszania wilków [64 II 98]. Kij ten nie jest bynajmniej jakąś odrębnością kaszubską, ale istnieje w północnej części polski od Pomorza do Suwalszczyzny [Moszyński 63 108—109]. Prócz tego znana jest również puszczawka, kij na jednym końcu rozszczepiony, służący do ciskania kamieni [68 III 605], znany także w Poznańskiem i w Lubelskiem [Moszyński 63 385—386].


bartnictwo
Bartnictwo, zwane nawet przez Słowińców jak u nas pszczelarstwem [Lorentz 57 895], na obszarach pomorskich równie rozwinęło się jak u innych Słowian. Dawniej nie brak było nawet drzew bartnych, a później uli kłodowych, które jeszcze niekiedy przetrwały. Bardzo często jednak mamy już ule plecione ze słomy, zwane pliecnicą [Lorentz 57 808]. Nie można jednak nawet w związku z temi ulami plecionemi, znanemi wogóle w Polsce zachodniej, twierdzić stanowczo, że powstały one pod wpływem niemieckim, wobec tego, że takie słomiane ule znają także Małorusini [Moszyński 63 137]. Wątpliwości te można mieć tem bardziej, że mają swoje odpowiedniki w ogólnopolskiem słownictwie pszczelarskiem również inne terminy bartnicze nietylko kaszubskie, ale i słowińskie jak np. ftuorok na określenie drugiego, a třiecok na oznaczenie trzeciego roju, wylatującego z ula w tym samym roku [Lorentz 57 252, 1237].


4. UPRAWA ROLI

Rolnictwo kaszubskie zawierało niegdyś wiele rysów prymitywnych. Od dawnych czasów stosuje ono jednak zmianowanie w tej formie, że po kartoflach na nawozie z igliwia sosnowego następuje czterokrotnie żyto, a potem hreczka, poczem znów się w siódmym roku wraca do ziemniaków na nawozie [Gulgowski 47 79]. Forma ta z drobnemi odmianami znana była także i na innych obszarach Polski północnej.

narzędzia
rolnicze
Do skopywania ziemi służy u Słowińców muotäka, oraz mniejsza jej odmiana muotečka [Lorentz 57 674], odpowiadająca polskiej motyce. Słowińcy znali także redlo, służące do oczyszczenia ziemi z chwastów [Lorentz 57 935], które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa posiadało typ znany i w Polsce. Skłania do tego przypuszczenia istnienie także redläcy u Słowińców [Lorentz 57 934].

Do orki używano drewnianego pługa, którym orano ledwie na głębokość 10 cm [Gulgowski 47 78]. Ciekawy jest okaz jednoręcznego pługa o konstrukcji ramowatej, jaki swego czasu posiadało muzeum we Wdzydzach (ryc. 4). Pługi takie znane były także w półn. zachodniej Wielkopolsce [Moszyński 63 169—170]. W starych pługach kaszubskich kółka toczą się z zaprzęgiem zapomocą krótkiego drążka zakończonego kleszczami. Takie kleszczowe połączenia w związku z zaprzęgiem do jarzma zna również okolica Częstochowy [Moszyński 63 173—4, 656]. Także części tego kaszubskiego pługa mają zwykłe nazwy polskie, jak krój [Lorentz 57 493], a nawet socha. Słowińcy znają dwojaką odmianę tej nazwy, a mianowicie suocha [Lorentz 57 1116], oraz suošäca [Lorentz 57 1118; 68 III 617]. Przyczem z dodanego przez Lorentza objaśnienia niemieckiego (Krummholz, Pfluggabel), nie można mieć pewności, czy mamy tu określenie rękojeści pługa, zwanej tak na Kujawach i w Poznańskiem [Karłowicz 51 V 186], czy też rozwidlonego lemiesza, zwanego w Polsce niekiedy sosznikiem. Nazwy te mogą być pozostałością po sosze, dawniej istniejącej na tych terenach.
Kaszubi używali niegdyś do zabronowania posianego ziarna zwykłych gałęzi sosnowych [Gulgowski 47 78]. Do właściwego bronowania służy drewniana brona poprzeczno-słupkowa, znana także na zachodniem Mazowszu [Moszyński 63 183], a typologicznie bardzo podobna do brony słupkowej, właściwej wogóle dla całej Polski południowo-zachodniej.
Kaszubi wymłacają zboże przy pomocy cepów o wiązaniu kapicowem tak jak w całej Polsce południowej i zachodniej (prw. mapka) [Moszyński 63 204]. Nie jest jednak wykluczone, że dawniej na tych obszarach znane były także cepy gązewkowe, jak świadczyć mogą o tem cepy słowińskie, w których bicz z dzierżakiem łączy rzemyk zwany gąźwicą [Lorentz 57 39, 236, 266]. Cepy gązewkowe są zaś właściwe dla Polski północno-wschodniej [Moszyński 63 204]. Kaszubi nazywają gąźwą także kapicę [46 IV 190], co właściwe jest dla Małopolski zachodniej [Moszyński 63 205].
Po wymłóceniu oczyszcza się zboże, rzucając szuflą pod wiatr, przez co ziarno odłącza się od plew, poczem przesiewa się przez staroświecką harfę [Gulgowski 48 60]. W podobny sposób przy pomocy szufli zwanej wiejałką lub wiejaczką oczyszcza się zboże w całej Polsce [Karłowicz 51 VI 109]. Harfa, przyjęta prawdopodobnie za pośrednictwem niemieckiem, jest również właściwą nietylko dla Kaszub, ale i wogóle dla polski północnej.
Także rozmaite rodzaje roślin uprawnych i zbóż kaszubskich odpowiadają naogół zupełnie polskim.

zbiórka siana
Ze względu na hodowlę bydła duże znaczenie ma zbiórka siana, które się kosi kosą. Przytem należy podkreślić, że nawet osełka, służąca do klepania kosy, nazywa się babką tak u Słowińców jak i na rozmaitych obszarach polskich [Karłowicz 51 I 30]. Słowińcy siano układają w kopicach [Lorentz 57 515], poczem wiozą do domu na wozach, na których siano przyciska się drągiem, zwanym powąz [Lorentz 57 840, 909], a po przywiezieniu do domu ustawia się w stogach [Lorentz 57 1100]. Forma ta właściwa jest także dla Polski [Karłowicz 51 IV 62]. Zbiórka siana ma wielkie znaczenie na Kaszubach ze względu na hodowlę zwierząt domowych, która niegdyś zwłaszcza była bardzo trudna. W związku z przygotowywaniem pożywienia dla zwierząt używa lud przyrządu zwanego ladą, służącego do rznięcia słomy na sieczkę [Gulgowski 47 83], ryc. 41]. Taką sieczkarnię o formie zupełnie identycznej możemy zauważyć w Sandomierskiem [Moszyński 63 107], a także na innych polskich ziemiach.


5. PRZYGOTOWYWANIE POŻYWIENIA


krzesiwa
Kaszubi w Karwi krzeszą ogień w sposób bardzo pierwotny przez uderzanie kamyka o kamyk [Moszyński 63 239]. Dotąd nie zapisano tego sposobu w Polsce, co oczywiście może być jedynie wynikiem braku odpowiedniego materjału. Niezależnie od tego używają Kaszubi także metalowego krzesiwka, jak świadczy o tem nazwa zapisana przez Hilferdinga i innych badaczy [Karłowicz 51 II 494; 68 III 409]. Takie zaś żelazne krzesiwko znane jest w całej Polsce.


stępy i żarna
Do ubijania krup jęczmiennych używano na Kaszubach ręcznej stępy [Gulgowski 47 73], tj. moździerza zrobionego z jednego pnia drzewnego. Przy stępie tej pracują mężczyźni, a posługują się stęporem o kształcie młotowatym (ryc. 5a). Stępę znają także Słowińcy [Lorentz 57 1097, 1100]. Stępę podobną ze stęporem młotowatym znamy w pow. makowskim (Sypniewo)(ryc. 5c, inform. A. Chętnika). W komorze pomorskiej stoją także żarna do mielenia zboża. Żarna te umieszczone są czasem w kadłubie ulowatym, która to forma właściwa jest dla Polski północno-wschodniej [Moszyński 63 257]. Ale istnieją tu także dość często żarna o kadłubie stołowym (ryc. 6a), które są zupełnie podobne do żaren znanych z Polski południowej i zachodniej (ryc. 6b).

maślnice
W związku z przygotowywaniem pożywienia zasługuje na uwagę kaszubski sposób robienia masła. Do tego celu służy skrzynka na biegunach, do której wstawia się naczynie ze śmietaną, a potem się buja nią i w ten sposób wyrabia masło [Gulgowski 47 71]. Taka skrzynka na biegunach znana jest także w Polsce zachodniej [Moszyński 63 271]. Słowińcy wyrabiają również ser, zwany tvaroug [Lorentz 57 1234], a więc o nazwie tak właściwej dla Polski.


rodzaje
potraw
Na pożywienie wsi pomorskiej składają się przeważnie ziemniaki, żyto i gryka. Możliwe, że dawniej zbierano też dzikie płody roślinne, jak np. lebuodę [Lorentz 57 589], co jest znane w Polsce [Moszyński 63 14], oraz pito skoweczk [68 III 620] sok brzozowy, tak jak w Polsce półn.-wschodniej. U Słowińców mamy też rozmaitego rodzaju polewki, zwane poléjka [Lorentz 57 828], zacierka [Lorentz 57 1396], jarmuż [Lorentz 57 382], střiebjounka [Lorentz 57 1110] i t. d. Kaszubi znają także barszcz gotowany z buraków (Beta vulgaris L.), oraz żur [Lorentz 56 57]. Wszystkie te polewki zwłaszcza żur [Karłowicz 51 VI 450], są dla Polski także bardzo znamienne.
Nadto możemy zauważyć, że Kaszubi jadają na obiad groch z marchwią i ziemniakami. Groch gotuje się, a gdy się odleje pierwszą wodę, dodaje się krajaną marchew. Na krótko przed odstawieniem dodaje się krajanych ziemniaków. Potrawę tę jadają biedniejsi zupełnie bez omasty, natomiast częściej dodaje się kawałek słoniny [Gulgowski 47 66]. Podobna potrawa, a mianowicie groch gotowany z marchwią, nazywa się w okolicach Przasnysza w województwie warszawskiem podcos [82 V 118]. Na Kaszubach jedzą też brukiew z ziemniakami. Brukiew kraje się w cienkie, czworokątne kawałeczki, zaparza się wrzątkiem i nastawia się w zimnej wodzie. Mniej więcej po dwu godzinach, zanim się jeszcze ta brukiew ugotuje, dodaje się do niej pokrajanych ziemniaków i razem wszystko zagotowuje [Gulgowski 47 66]. Podobną potrawę zna także Kaliskie [90 III 756] i Poznańskie [Kolberg 53 XI 127]. Ulubioną potrawą Kaszubów jest kasza hreczana [Gulgowski 47 66]. Dlatego nie brak tej hreczki, ani w pieśniach o suce, co szła przez tatarkę, ani w opowieściach o wyprowadzeniu djabła w pole przez św. Piotra, który złemu duchowi podpowiedział zamiast bukwita (gryka) i owies, tak mało wartościowe zielska jak pokrzywa i oset, a które też odtąd djabeł za swoje uważa [Gulgowski 47 178]. Zarówno pieśni, jak opowieści te znane są w Polsce [59 II 72, 274 Poznańskie; Pleszczyński 70 154]. Niektóre zaś z potraw jak prażnica [Lorentz 57 851; 68 III 598], czyli jajecznica, albo nadzy klosczy czyli kluski ziemniaczane, czy nawet gapi rosół [Fischer 34 21], pewien rodzaj zupy z chleba, mają jedynie odrębną nazwę kaszubską, ale same potrawy są również dobrze znane w Polsce.

Prócz tych różnorodnych produktów zbożowych ludność kaszubska spożywa ryby, przygotowane rozmaicie, gotowane, prażone, pieczone, suszone albo wędzone, szczególnie na Kaszubach południowych, obfitujących w liczne jeziora.

6. OBRÓBKA SUROWCÓW


surowce
mineralne
Kaszubi używają przedewszystkiem rozmaitych surowców mineralnych. Szczególne zastosowanie ma glina używana zarówno do stawiania chałup jak na wyroby garncarskie. Garncarza zowią Słowińcy zdunem [Lorentz 57 1411], tak jak w Polsce. Garnki wyrabia się na garncarskiem kole bezsponowem [Gulgowski 48 82], tak jak w całej Polsce południowej i zachodniej. Szczególnie piękne okazy ceramiczne wyrabiano w okolicach Chmielna, w pow. kartuskim i w Kościerzynie [Fischer 34 22]. Wśród wyrobów z Chmielna nie brak typowo polskich dwojaków [Gulgowski 48 83], które dla Niemca są czemś tak obcem, że swego czasu nawet Wilhelm II kupił sobie taki dwojak als Merkwürdigkeit [Fischer 39 27]. Także pojedyńcze naczynia dzbankowate posiadają tak na Kaszubach jak w Polsce pewną charakterystyczną cechę, a mianowicie kabłączkową glinianą rączkę [Moszyński 63 355]. Również taki wybitnie ludowy charakter mają zarówno polskie jak kaszubskie kropielniczki [Lorentz 56 55].

Nadto podobnie jak w całej Polsce posiadają tu ludowy charakter kowalskie kuźnie, które wytwarzają gwoździe, podkowy, a dawniej i części narzędzi rolniczych [Fischer 34 22].
Wreszcie z surowców mineralnych wchodzi tu w rachubę bursztyn, którego używa się do wyrobu rozmaitych ozdób [Lorentz 56 26]. Podobnie na obszarach kurpiowskich używa lud bursztynu jako surowca do wyrobu ozdób związanych ze strojem kurpiowskim [Chętnik 24].

surowce
roślinne
Wśród surowców roślinnych szczególnie drzewo służy do zaspokajania różnych potrzeb domowych i gospodarczych, a więc zarówno do budowy domów, jak do wyrobu różnych sprzętów i narzędzi gospodarczych. Do żłobienia drzewa używają Kaszubi starego narzędzia, zwanego czosłą lub czosełką [46 II 217; 68 III 375], używanego także w Polsce, np. w Lubelskiem [Kolberg 53 XVI 84]. Słowińcy jak i Polacy znają też zakrzywiony nożyk do wyżłabiania mniejszych przedmiotów np. łyżek, t. zw. strużek [Lorentz 57 1107; karłowicz 51 V 247]. Drzewo obrabia się także przy pomocy toporów i skiekier. U Kaszubów na Helu topór odznacza się ostrzem o linji krzywej, siekiera zaś ostrzem o linji prostszej. Podobne różnice typologiczne występują także w Wielkopolsce nad Notecią [Moszyński 63 282].

Przy pomocy tych rozmaitych narzędzi wytwarza się sprzęty domowe, nadto drewniaki czyli korki z drzewa olszowego, szufle, łyżki drewniane, warząchwie, mątewki itd. [Fischer 34 22], które to wyroby pod względem swej formy nie odróżniają się w niczem od wyrobów Polski południowej i zachodniej.

plecionkar-
stwo
Kaszubi uprawiają także starą technikę wyplatania z giętkich korzeni drzew iglastych różnych dzbanków tak gęsto plecionych, że mogą one być używane nawet do noszenia wody (ryc. 7a). Technika polega na tem, że grubsze wici tworzące osnowę okręcane są cieńszemi wiciami wątkowemi łącznie po dwie tak, że każda z witek osnowy obejmowana jest naprzemian to jedną okrętką spiralną, łączącą ją z sąsiednią górną wicią osnowy, to znów drugą okrętką spiralną, łączącą ją z sąsiednią dolną wicią osnowy [Poniatowski 72 245]. Plecionkarstwo takie znane jest także na Podkarpaciu i na Kurpiach (ryc. 7b). Niektóre z koszów wyplata się na Kaszubach jak i w Polsce techniką krzyżową. Wreszcie spotykamy rozmaite wyroby z kory drzewnej brzozowej lub wiśniowej, szczególnie tabakierki, do których nawet tabakę lud sam sobie niegdyś przyprawiał [Gulgowski 47 141].


przędzalnic-
two i tkactwo
Prócz drzewa ważnym surowcem na Pomorzu jest len. Z początkiem sierpnia len wyrywa się i wiąże w snopki, zdziera im główki na tak zw. ryflaczu, następnie moczy w stawie przez 7—11 dni. Po wyjęciu z wody rozkłada się snopki po polu do t. zw. roszenia trwającego czasem 3—4 tygodni, potem się je suszy, wkońcu zwozi do domu, gdzie się je jeszcze w piekarniku przez dobę ogrzewa, poczem tłucze na cierlicy [Lorentz 57 109; Lorentz 56 51]. Po tem przetarciu oczyszcza się len z paździerzy przy pomocy klepacza [Lorentz 57 446; karłowicz 51 II 365], lub także trzepienia [Lorentz 57 1237], poczem dopiero tak uzyskane włókno oczyszcza się na szczotce i uzyskuje trojakiego rodzaju włókna, służące potem do wyrobu trojakiej jakości płótna [Fischer 34 23—24]. W Polsce znane są nietylko wszystkie te czynności związane z obróbką lnu, ale także nazwy narzędzi, jak cierlica (Lubelskie, Kujawy, Kaliskie itd.), trzepień (kujawy, Poznańskie) [Karłowicz 51 V 432].

Z uzyskanego przędziwa snuje się na Kaszubach nici na kołowrotku. Przęślicy obecnie się już nie używa [Moszyński 63 308]. Dawniej jednak używali Słowińcy zarówno wrzeciona jak i przęślicy, jak świadczą o tem pozostałe nazwy vřiecono [Lorentz 57 1352] i kouzel [lorentz 57 460]. Ta ostatnia nazwa skłania do przypuszczenia, że była to przęślica typu krężołkowego, właściwa dla Polski południowej i zachodniej. Słowińcy znali też motowidło [Lorentz 57 675], säkadla [Lorentz 57 1000], oraz snuovjidlo [Lorentz 57 1069].
Z grubszego włókna konopnego wyrabiają Kaszubi powrozy, które się skręca przy pomocy kołowrotków powroźniczych (ryc. 8 a—b) [Gulgowski 47 93; Moszyński 63 301]. takie kołowrotki były również powszechnie używane w okolicy Wągrowca do roku 1900 (ryc. 8c), i wogóle w Poznańskiem [Kolberg 53 XI 136].
Z uzyskanych nici wyplatają Kaszubi sieci przy pomocy przyrządów zwanych kleszczka i biertka [Gulgowski 47 95; Lorentz 56 22]. Kleszczka czyli iglica służy do wiązania węzłów. Słowińcy znają tu dwojaką formę: spåulcą vjisc t. j. wyplatanie sieci w ten sposób, że w każdem oczku igłą tylko raz się przesuwa, oraz spruostą vjisc, co polega na dwukrotnym przewlekaniu każdego oka [Lorentz 57 1076, 1082]. Biertka zaś jest to deszczułka o wielkości zależnej od gęstości sieci. W ten sposób sieci wyplata się także w Polsce, a kleszczka zarówno jak biertka o formie zupełnie identycznej znana jest tak w Wielkopolsce [Kolberg 53 XI 136], jak i na Mazowszu [Moszyński 63 315].
Z nici wyrabiało się dawniej na warsztacie tkackim, zwanym krosnami, rozmaitego rodzaju tkaniny, płótno lub sukno. Wał tkacki w tych krosnach nazywa się u Słowińców nawojem [Lorentz 57 698], jak w całej Polsce. Na Kaszubach tka się do dziś szczególnie silną tkaninę wełnianą zwaną warp, używaną na ubrania robocze [Lorentz 56 24].

surowce
zwierzęce
Prócz wełny inne surowce zwierzęce mają mniejsze znaczenie. Dawniej, podobnie jak w Polsce, wyprawiano w domu także skóry, a każdy chłop miał własny warsztat rymarski. Nadto z rogu wyrabia się różne drobne przedmioty, zwłaszcza tabakierki [Fischer 34 25].


7. ODZIEŻ


krój i barwa
ubiorów
Jakkolwiek stroje ludowe naogół prawie zaginęły, to jednak zarówno w tradycji, jak zwłaszcza w słownictwie, przechowało się wiele dawnych rysów kulturowych. Zaznacza się to szczególnie w kroju koszuli, która składa się z dwu części zwanych u Słowińców popléck [Lorentz 57 831] na określenie górnej części koszuli, a nådoulk na oznaczenie dolnej części koszuli, sporządzanej zwykle z grubszego płótna [Lorentz 57 694]. Tę część nazywają Kaszubi wuzemkiem [Lorentz 56 37]. Taka koszula składająca się z dwu części, górnej lepszej i dolnej gorszej, jest rozpowszechniona w całej Polsce, a zwłaszcza nazwa nadołek znana jest powszechnie [Karłowicz 51 III 224—225]. Koszule słowińska i kaszubska posiadają przyremnicę [Lorentz 57 872; Karłowicz 51 IV 429], czyli tak dobrze znaną polską przyramkę. Słowińcy nazywają koszulę zglou [Lorentz 57 1415], która to nazwa w Polsce stosuje się zwłaszcza do koszuli śmiertelnej [Karłowicz 51 II 154].

Inną odmianę pierwotnego odzienia przedstawia dawny kożuch słowiński, który składał się z dwu skór baranich zszytych w ten sposób, że jedna pokrywała przód, a druga tył tułowia [76 XXII 229]. Do tego dodawali włościanie rękawy z tkaniny [Tetzner 86 456]. Strój ten noszono w okolicach Cecenowa jeszcze około roku 1820. Krój podobny posiadał też długi słowiński kabautk [Lorentz 57 408], od którego powstało też przezwisko Słowińców parafji główczyckiej i cecenowskiej. W dawnym stroju kaszubskim zasługuje na uwagę ten fakt, że tak w kaftanach jak kamizelkach przeważała barwa niebieska. Dlatego nawet warp barwiono u farbiarza zwykle na męskie ubranie jednolicie na kolor niebieski. A właśnie niebieska barwa sukman przeważa w Wielkopolsce, na zachodniem i środkowem Mazowszu, oraz w niektórych okolicach Małopolski. Barwa ta była tak typowa dla Polaka, że np. w Chełmskiem Rusini nazywają Polaków Syniji łatki [Fischer 36 10].

ubiór
codzienny
Do tego ubrania nosił lud kaszubski krótkie ciemne, płócienne spodnie, a bogatsi spodnie skórzane [Fischer 34 25]. Takie spodnie skórzane są właśnie najbardziej typowe dla Słowian zachodnich, zwłaszcza dla Polaków [Moszyński 63 455]. Do stroju kaszubskiego należały także grube wełniane pończochy, oraz dobrze podkute, niskie buciki. Możliwe, że dawniej znane były także chodaki, uplecione z łyka lipowego, gdyż u Słowińców zapisano nazwę kurpje [Lorentz 57 527], wprawdzie na określenie starego buta, a nie obuwia z łyka lipowego, jak to oznacza ten wyraz na Mazowszu. Poza tem Słowińcy noszą także skórznie [Lorentz 57 1038], a więc buty z długiemi cholewami znane pod tą nazwą także i w Polsce [Karłowicz 51 V 154]. Natomiast drewniaki, znane również w Polsce zachodniej, zostały tu zapewne wprowadzone przez kolonistów niemieckich [Moszyński 63 457]. Na głowie noszą Kaszubi czapki zwane mucami, a przez Słowińców klapmucami [Lorentz 57 433]. Nazwa ta stąd pochodzi, że posiadają one opuszczane boki lub klapy, osłaniające uszy, a często i kark. Czapki tego rodzaju spotyka się także w Polsce w Karpatach, ale typowe są one dla obszaru bałtycko-fińskiego [Moszyński 63 412].


ubranie głowy
u kobiet
W stroju kobiet kaszubskich na szczególne podkreślenie zasługuje ubranie głowy. Słowińska nazwa vuobäčei na oznaczenie czapki kobiecej, noszonej przez Kabatków [Lorentz 57 1360], świadczy, że także tutaj była dawniej używana jako podkładka drewniana obręcz, zwana obyczajem. W Polsce obyczajem nazywa się drewnianą oprawę przetaka [Karłowicz 51 III 377]. Możliwe więc, że w Polsce zachodniej wschodniopolska chamełka zwała się obyczajem czy obyczajką.

Prócz tych śladów pierwotnego ubrania głowy dla kobiecego stroju kaszubskiego są niezmiernie charakterystyczne złotogłowie t. j. aksamitne czepce ozdobnie wyszywane złotem i srebrem. Także w tych czepkach niema żadnych elementów niemieckich, lecz oddziałały tu raczej klasztory Norbertanek w Żukowie (pow. kartuski), oraz Benedyktynek w Żarnowcu (pow. morski). W tych klasztorach uczyły się haftów polskie dziewczęta tak szlacheckie jak mieszczańskie, a prace ich oddziałały na całe Pomorze [59 XXVIII 17—39]. Złotogłowie były dawniej rozpowszechnione nietylko na Pomorzu, ale i w Wielkopolsce [74 1889, 386].

kijanka
Bieliznę i odzienie płócienne pierze się przy pomocy kijanki, zwanej przez Słowińców cijancą [Lorentz 57 1247], ale także pralnicą [Lorentz 57 848]. Kijanka kaszubska posiada kształt łopatkowy, który jest właściwy dla kijanek w Polsce południowej i zachodniej (prw. mapka) [Moszyński 63 598—9].

Nawet więc i w dziedzinie kaszubskiej odzieży, ulegającej łatwo wpływom przemijającej mody, zachowało się wiele starych pierwiastków, które nawiązują do stroju ogólnopolskiego.

8. BUDOWNICTWO


domy
mieszkalne
Kaszubi zowią chatę ubogą chałepa lub checz, Słowińcy nazywają ją chicza [Lorentz 57 371], ale także i kåuta [Lorentz 57 429]. Chatę większa i bogatszą nazywają Kaszubi budynkiem. Nazwy jak chałupa i chicza są oczywiście znane także w Polsce, z tą dialektyczną odmianą, że w Krakowskiem mówi się chyz, w Lubelskiem chyzyna, w innych okolicach chyza, itd. [Karłowicz 51 I 217]. W związku z temi nazwami zasługuje na uwagę słowińska dùornica na określenie izby [Lorentz 57 215; 76 XXII 228], a także kaszubska dornica [68 III 378]. Nazwa ta odpowiada połabskiej dvarnaića, z której powstały nazwy niemieckie dörns i dönz [Fischer 33 18].

Dawna chałupa kaszubska była budowana z drzewa i taką pozostała ona w znacznej części jeszcze w powiatach chojnickim, kościerskim, kartuskim i człuchowskim, w innych zaś została wyparta przez dom murowany. Chałupa kaszubska jest zwykle węgłówką, która jest tak typowa dla Polski. Później już zaczęto budować domy w słup i w wiązarek. Dom kaszubski posiada bardzo często podcień na ścianie szczytowej. Do takiej chałupy wejście znajduje się właśnie w tej krótszej ścianie szczytowej (ryc. 9a). W Polsce dom podcieniowy występuje nietylko u Kaszubów, ale i na Kujawach, w Wielkopolsce (ryc. 9b), na Mazowszu (ryc. 9c), w Sieradzkiem, Lubelskiem i w części Radomskiego. Czasem to podcienie bywa częściowo zabudowane i wtedy powstają charakterystyczne przyłapy, znane również na Pomorzu i na Kujawach.

Ten sposób budowania z podcieniami był niewątpliwie właściwością wogóle lechicką na tych obszarach, skoro nawet prehistoryczne wykopaliska w Buch pod Berlinem stwierdziły istnienie właśnie takiego domu podcieniowego [93 XLV 400 i n]. Pod wpływem tej rodzimej formy budownictwa przekształca się często budownictwo napływowych niemieckich kolonistów. Takie domy podcieniowe były niegdyś także i po miastach pomorskich, przyczem posiadały one wszystkie cechy charakterystyczne polskiego budownictwa drzewnego. Na rozwój i utrzymanie się tego budownictwa drewnianego oddziałały też murowane domy podcieniowe, jakie są właściwością miast polskich na Pomorzu w XVI i XVII wieku.

dachy
Dach kaszubski posiada konstrukcję tego rodzaju, że krokwie wspierają się bezpośrednio na belkach stropowych [Bachmann 6 20]. W podobny sposób ustawia się krokwie w Wielkopolsce, na Kujawach i częściowo na Mazowszu. Łaty przymocowane są do krokwi drewnianemi gwoździami. W związku z konstrukcją dach kaszubski posiada rozmaite kształty. Niektóre starsze domy, zwłaszcza w północnej części obszaru kaszubskiego, mają dach czterookapowy. W Strzelnie w okolicach nadmorskich spotykano nawet chałupę podcieniową z dachem czterookapowym [46 II 52]. Zwykle jednak na Kaszubach przeważa dach dwuspadkowy tak w powiecie morskim, kartuskim i kościerskim [Bachmann 6 53-54]. Wogóle bowiem dach dwuspadkowy przeważa w Polsce północnej nietylko na Pomorzu, ale i na Kujawach, oraz na Mazowszu zwłaszcza na Kurpiach. Dach kaszubski był dawniej zwykle słomiany [76 XXII 206, 228], a strzecha przymocowana kozłami. Również Słowińcy pokrywali dach słomą, jak świadczy o tem wyraz pošivařtvo na oznaczenie krycia dachu [Lorentz 57 835]. W powiatach kościerskim, chojnickim i południowej części powiatu kartuskiego większa część wsi składa się jeszcze z domów drewnianych i słomą krytych. Dach słomiany jest ułożony terasowato, a na grzbiecie osadzone są koźliny [Bachmann 6 62]. Ten sposób krycia dachu jest do dziś jeszcze w Polsce przeważający.


ozdoby
nadszczytowe
Dach kaszubski posiada także ciekawe ozdoby nadszczytowe, dwojakiego rodzaju. Jedna z nich, pionowa ozdoba nadszczytowa, posiada rozmaite nazwy i kształty, krzyża, dzidy, serc (ryc. 10a), a także ludzkiej postaci mniej lub więcej stylizowanej (ryc. 10 c-d). Ten typ ozdób nazywa się zwykle pazdurami i przeważa w Polsce zachodniej i południowej. [Bachmann 6 100]. Drugi typ odoby nadszczytowej, zwany zwykle śparogami, pojawia się rzadziej na Kaszubach (ryc. 10b). Śparogi rozpowszechnione są w Polsce północno-wschodniej, a niektóre z nich zwłaszcza kurpiowskie (ryc. 10f) są do kaszubskich zupełnie podobne. O ile więc ozdoby nadszczytowe kaszubskie są dość rozmaite, sam szczyt jest przeważnie pionowo deskami zabity bez żadnych ozdobniejszych wzorów. Podobne szczyty posiadają chaty kujawskie, sandomierskie, opatowskie itd. [Bachmann 6 102—103].


ognisko
i piec
Chałupa kaszubska była niegdyś kurna, czasem o formie istotnie bardzo prymitywnej. Rybacy słowińscy nad jeziorem łebskiem [64 I 195] mieszkali w chałupie dwuwnętrznej, składającej się z przedsionka i izby mieszkalnej. Mniej więcej na środku izby znajdowało się czworoboczne niskie ognisko, ułożone z kamieni, na ognisku były trójnogi, a nad niem wisiał kocieł. Takie kamienne ogniska posiadają górale w Karpatach [Moszyński 63 516], a miały one doniedawna istnieć jeszcze także w Wielkopolsce.

Prócz tego istniały także na Pomorzu chaty kurne z wejściem w ścianie dłuższej, zwane kapovnjicami albo dimni dom. W takiej chacie sień i kuchnia tworzą jedno wnętrze, dym uchodzi na strych. Wiele dawnych izb kurnych przebudowano w ten sposób, że dobudowano przewód kominowy, odprowadzając dym na dach. Do gotowania służy w izbie kemjink z przewodem odprowadzającym dym do komina. Obok tego kominka ustawiano później piec przy ścianie dzielącej izbę i komorę [Lorentz 56 45]. Piec ten ustawiano dawniej z wklęsłych kafli garncowych, a garncarze kaszubscy mieli pole do popisania się umiejętnością w zakresie ceramiki ludowej. Naogół konstrukcja komina odpowiada zupełnie polskiej w typach domów symetryczno-dwuizbowych. Przyznali to nawet badacze niemieccy jak K. Grisebach [45 tabl. X—XI].
Na Kaszubach piec piekarski stoi oddzielnie od domu, nieraz wspólny dla kilku rodzin. Piec taki występuje także w Polsce północno-zachodniej i środkowej [Moszyński 63 264].

budynki
gospodarcze
Stajnia i inne budynki gospodarcze stoją zwykle oddzielnie od domu mieszkalnego. Właściwość ta jest wspólna Polakom i Kaszubom [Lorentz 56 135]. Także w niektórych nazwach zaznacza się ta łączność z Polską. Również, podobnie jak w Polsce, zabudowania gospodarcze ustawione są w kwadracie, którego boki tworzą dom, stodoła, obora i stajnia na konie [Fischer 34 30]. Część stodoły, zwana u nas boiskiem lub klepiskiem, nazywa się także u Kaszubów klepisko, u Kaszubów północnych [75 VIII 118] równie jak i u Słowińców [Lorentz 57 446] klepiszcze. W tym wypadku zaznacza się szczególnie zbliżenie do Polski północno-wschodniej i środkowej.
kościoły
drewniane
Na Kaszubach nie brak było też dawniej licznych kościołów drewnianych. Niektóre z nich są bardzo dawne. W XII wieku było ich około 100. O niektórych mamy dokładniejsze wiadomości, jak np. o kościele w Chmielnie, który około 1280 r. zbudowała księżniczka Dobrawka, córka Świętopełka. Biskupi wizytatorzy w XVI wieku chwalili go, jako bardzo piękny i dopiero w roku 1845 rozebrano go zupełnie bez potrzeby [Makowski 62 1]. Naogół te drewniane kościółki przetrwały najwyżej do pierwszej połowy XIX wieku. Już bowiem w XVI wieku było więcej kościołów murowanych jak drewnianych. Drewniane kościółki kaszubskie, zachowane jeszcze do dziś, pochodzą przeważnie z XVII i XVIII wieku. Niektóre z nich, jak np. kościół w Leśnie, wykazują pewne zasadnicze zbliżenie do wzorów polskich południowych przez swą wieżę czworoboczną na linjach pionowych, lecz stożkowato się wznoszącą [Makowski 62 158]. Wogóle w tem budownictwie zaznacza się zupełnie wyraźnie tradycja polskiej ciesiołki. Niema natomiast w tych kościółkach sobótki czyli ganka lub podcieni około kościoła, tak ulubionych na Śląsku i w Małopolsce. Nie znaczy to jednak, aby i dawniej tych podcieni nie było, skoro dawne źródła przypisują takie sobótki nawet tym kościółkom, które ich dzisiaj nie mają [Gulgowski 48 57; Fischer 34 31]. Dziś tych drewnianych kościółków na Kaszubach już niewiele i zanikają one jak wogóle całe budownictwo drewniane.


9. KSZTAŁT OSAD


typy wsi
Na terenie kaszubskim spotyka się typ wsi dziś już rzadki, a mianowicie okolnicę, t. j. typ wsi okrągłej. Z pomiędzy zachowanych wsi tego typu w Polsce najwięcej ich znajduje się na Pomorzu, w pow. kartuskim i kościerskim. W rozproszeniu znajdują się one jednak także w Poznańskiem. Natomiast bardzo częstym typem wsi jest na Kaszubach owalnica, a więc typ wsi przejściowej między okolnicą a ulicówką. Ten typ wsi występuje w Poznańskiem, oraz wyspowo w Polsce środkowej. Nadto spotyka się na tym terenie przysiółki, to jest osady składające się z małej grupy domów, położonej samotnie. Przysiółki mają rozmaitą formę, bezkształtną, ulicową lub placową. Na obszarze kaszubskim występują szczególnie przysiółki bezkształtne i ulicowe, które są właściwe dla Polski północnej. Wreszcie znajdują się tu także wsie samotnicze, które składają się z pewnej ilości oddzielnie od siebie stojących gospodarstw rolnych. Wieś samotnicza, zbliżona do przysiółka, jest w całej Polsce bardzo rozpowszechniona, ale mało gdzie pokrywa większe powierzchnie, głównie na Pomorzu, w Wielkopolsce, na Kujawach i w okolicach Łodzi [Zaborski 91].

Naogół więc osady kaszubskie mają kształt właściwy dla Polski północnej, względnie typ przejściowy to jest owalnicowy, uważany nawet przez uczonych niemieckich, jak R. Mielke, za typ słowiański.

10. SPRZĘTY DOMOWE


Na Kaszubach minęły już czasy, gdy chłop sam sobie wytwarzał sprzęty domowe, a nawet i stolarz wiejski przestał być wytwórcą sprzętów domowych. Dawny sprzęt ludowy wyparły miejskie wyroby fabryczne. Jedynie we wsiach bardziej zapadłych zachowano stare urządzenie wewnętrzne izby.

urządzenie
izby
Przy wejściu do izby, która jest równocześnie mieszkaniem, sypialnią, kuchnią i pracownią, widać nawprost wejścia w kącie wielki dębowy stół, czasem z resztkami dawnego malowania [Lorentz 56 49]. Przy ścianie za stołem znajdują się ławy z oparciem, a przed stołem stoją stołki o pięknie rzeźbionych oparciach (ryc. II a—b). Stołki te mają formę renesansową, zupełnie analogiczną do polskich stołków czyto z Wielkopolski (ryc. II c), Mazowsza czy Podhala (ryc. II d). W drugim kącie mieści się łóżko, dziś nieraz składane. Nazwa wer [68 III 613], zapisana w słownikach kaszubskich, świadczy jednak, że i tutaj był znany, podobnie jak w Polsce, pewien rodzaj drewnianego pomostu do spania [Karłowicz 51 VI 90].

Pod oknem przy ścianie dłuższej stoi zawsze skrzynia pięknie malowana (ryc. 12 a). Skrzynie te miały zwykle pola dwudzielne z ornamentem doniczki, wazonika lub wiązanki kwiatowej, a więc były zupełnie podobne do skrzyń w chatach wielkopolskich (ryc. 12 b), kujawskich i małopolskich (ryc. 12 c). W skrzyni tej przechowywano szczególnie czapki złotem i srebrem haftowane oraz różne części ubrania. Bieliznę przechowywano w osobnym kufrze. Prócz ław biegnących pod ścianami, znajduje się także mała ławeczka koło pieca, zwana komka, na której gospodarz chętnie wypoczywa [Lorentz 56 50].
W izbie kaszubskiej znajduje się również drewniana kolebka biegunowa (ryc. 13 a—b), która jest właściwa szczególnie dla Polski i z małemi wyjątkami powszechnie tu panuje [Moszyński 63 568]. Jeśli się porówna kolebki kaszubskie i krakowskie (ryc. 13 c), nie dostrzega się między niemi żadnej właściwie różnicy. Kołyska kaszubska wyplatana z wikliny [Poniatowski 72 240], posiada kształt świadczący o nowych zachodnich wpływach.
Prócz kolebki znajduje się w izbie kaszubskiej dziecinny stojak, zwany przez Słowińców bjegačk [Lorentz 57 36]. Ma on mniej więcej taką formę jak wielkopolski biegan, to jest drążek przymocowany u góry w powale, a u dołu w klocku wbitym do ziemi, albo bezpośrednio do podłogi. Drążek ten posiada w odpowiedniej dla dziecka wysokości drewniany pałączek, w który wkłada się dziecko. Pałączek zakłada się dziecku pod paszki, aby, gdy zechce, mogło biegać naokoło drążka [Kolberg 53 X 76]. Taki charakter miał też prawdopodobnie kaszubski kręceszk [68 III 408].
Na ścianach w izbie kaszubskiej wisiały dawniej obrazy malowane na szkle, a przy drzwiach umieszczano kropielnice gliniane. W związku z tem urządzeniem izby kaszubskiej należy podkreślić, że nietylko poszczególne sprzęty ze względu na swą typologję, ale zarazem rozmieszczenie tych sprzętów we wnętrzu izby odpowiada jak najzupełniej temu układowi, jaki mamy w całej Polsce.

11. TRANSPORT I KOMUNIKACJA


Także w dziedzinie transportu i komunikacji szereg zjawisk etnograficznych na Kaszubach zasługuje na uwagę.

nosidła
i kosze
Do noszenia wiader z wodą używają Kaszubi nosideł typu nieckowatego, podobnie jak w całej Polsce południowo-zachodniej [Moszyński 63 619]. Słowińcy nazywają nosidła šąńä [Lorentz 57 1145], co odpowiada ich nazwie sządy, właściwej dla Wielkopolski i Kujaw [Karłowicz 51 V 286].
Do noszenia różnych przedmiotów służą kryte koszałki (ryc. 12 a—b), wyplatane, zwane liszkami [Gulgowski 47 90; Tetzner 86 424]. Koszałki takie były dawniej używane w całej Polsce Moszyński 63 322] a doniedawna jeszcze w Lubelskiem (ryc. 14 c). Rybacy kaszubscy noszą na plecach duże kosze, służące zwłaszcza do noszenia ryb, a nazywane karzniami [68 III 398; Lorentz 57 422]. Prócz tego bywa używany kosz na rękę z wiekiem, otwierającem się na obie strony, zwany biedą [68 III 363]. Koszyk taki powszechnie występuje w Małopolsce. Pasterze kaszubscy i słowińscy używają torby zwanej tobołą [Lorentz 57 1239; Karłowicz 51 V 407]. Torba taka pod nazwą tobołki znana też w Dobrzyńskiem [92 II 144].

sanie i wozy
Ze środków przewozowych na uwagę zasługują przedewszystkiem sanie, które na Kaszubach mają formę właściwą dla całej Słowiańszczyzny północnej. Również nomenklatura poszczególnych części sań jest zupełnie zgodna z nazwami polskiemi. Słowińcy używali do poruszania sani na lodzie także żerdzi zaopatrzonej w ostrze żelazne, zwanej peka [Lorentz 57 769]. W podobny sposób porusza się sanie w Jugosławji.

Wozy kaszubskie są zawsze czterokołowe, podobnie jak wogóle na ziemiach polskich. Na obszarze Pomorza były znane takie wozy już w okresie halsztackim 800—500 przed Chr., jak mogą tego dowodzić cztery urny znalezione w Elżanowie w pow. człuchowskim, w Witkowie i Lipowych Budach w powiecie złotowskim, wreszcie w Darzlubiu w powiecie morskim. Na urnach tych bowiem wyryte są rysunki czterokołowych wozów [Moszyński 63 638]. Dzisiejszy wóz kaszubski jest zwykle krótki z drabinkami. Do drabinek tych wkłada się zachodzące na siebie półkoszki [Lorentz 57 844; 68 III 594]. Takich lekkich półkoszkowych wozów używa się nietylko na Kaszubach, ale także w Poznańskiem i w Krakowskiem [68 III 594; Kolberg 53 VIII 317]. Natomiast wóz szerszy półtora razy od zwyczajnego zowie się u Kaszubów półtoracznikiem [68 III 594]. Pod tą nazwą znany jest taki wóz także w Wielkopolsce i na Kujawach [Karłowicz 51 IV 334].
Wóz kaszubski jest wozem rozworowym, to jest takim, w którym przednia część wozu z tylną łączy się przy pomocy drąga zwanego rozworą [68 III 612]. W związku z tem, także główny gwóźdź ruchomy, przechodzący przez przód wozu i przez koniec rozwory i w ten sposób łączący przednią część wozu z tylną, nazywa się także rozwórznik [Lorentz 57 956; 75 VIII 134]. Ten wóz rozworowy posiada cała Polska zachodnia.
Zgodność kaszubsko-polską można zauważyć również w innych częściach wozu. Słowińcy nazywają grubą deskę, położoną na osi, nåusod [Lorentz 57 1546]. Nasadem nazywa się to też w Poznańskiem i w Krakowskiem [Karłowicz 51 III 263]. W ten nasad i w przedni ryczan wkłada się drążki, zwane kłonicami zarówno u Kaszubów, jak w całej Polsce [Lorentz 57 451; Karłowicz 51 II 378]. Nawet deska wozu, w którym się nawóz wozi, nazywa się gnojnicą zarówno u Kaszubów, jak w Krakowskiem, Lubelskiem itd. [Lorentz 57 1543; Karłowicz 51 II 95]. Koła w tych wozach są zwyczajne, ale np. stary pług kaszubski z Wdzydz posiada ciekawe koła krzyżowo-szprychowe (ryc. 4), znane także południowym Słowianom [Poniatowski 72 257].

jarzma
Dawniej na Kaszubach używano do pracy na roli wyłącznie wołów, które orały w podwójnych jarzmach podgardlicowych, podobnie jak w całej Polsce zachodniej i południowej [MoszyńskI 63 653]. Kaszubi znali także jarzma pojedyńcze, zwane kleka [68 III 400]. Nazwa ta budzi wątpliwość, czy mogła to być tylko połowa jarzma podgardlicowego, czy też raczej gruby kabłąk, używany jako jarzmica, podobnie jak na Mazowszu, w Lubelskiem itd. [Moszyński 63 654]. Ale prócz tego kabłąka mogło być też używane pojedyncze jarzmo podgardlicowe, podobnie jak na Kujawach, w okolicy Rabki itd. Na uwagę zasługuje kaszubska nazwa jarzma jigo [Lorentz 57 1304; 68 III 395], która występuje w Polsce także jako jugo na określeie jarzma [68 IV 203], a także jako poprzeczny drążek u brony albo u sań [Karłowicz 51 II 272]. Również polski charakter mają określenia poszczególnych części jarzma, jak snozy t. j. cienki drążek, którym się jarzmo zasuwa, aby go wół z siebie nie zrzucił [68 III 625; Karłowicz 51 V 185], sciznik t. j. łańcuch lub powróz założony za koniec dyszla i za jarzmo, by woły, idąc z góry, mogły wstrzymywać, ściągać wóz [68 III 616].


uprząż
Konia zaprzęga się natomiast przy pomocy szli i naszelników, a uprząż ta istnieje nietylko na Kaszubach, ale także w całej Polsce zachodniej i południowej [Moszyński 63 660]. Słowińska nazwa podgarläca [Lorentz 57 821] na określenie rzemienia pod gardłem konia w uprzęży pozwala przypuszczać, że było tu także znane jarzemko końskie, używane przy wprzęganiu konia do radła. Właśnie bowiem takie jarzemko, czyli drążek z pętlicami służący do zaprzęgania koni przy radle, nazywało się w okolicach Janowa Lubelskiego podgardlicą [Karłowicz 51 IV 172]. Jarzemko takie znane jest także na Wołyniu [Moszyński 63 657].


czółna
Warunki geograficzne zmusiły wreszcie Kaszubów do stworzenia tak ważnego środka przewozowego jak czółno. W użyciu są zarówno czółna zwykłe, jak klocowe [Lorentz 56 22–3]. Szczególnie prymitywny charakter mają czółna klocowe. Wyrób tych czółen odbywał się w ten sposób, że puszczano pień na wodę i obserwowano, jak się on układa na powierzchni wody, a następnie odpowiednio do tego po wyciągnięciu na ląd żłobiono w pniu otwór. Otwór ten albo tylko żłobiono przy pomocy ciosły, albo też wypalano. Takie korytowate czółna (ryc. 15 a) odznaczały się niewywrotnością z powodu grubości dna (do 20 cm.). Nadto przez zagięcie głównej krawędzi ścianek w stronę wnętrza posiadały one tę zaletę, że fale nie mogły zbyt łatwo zalewać czółna [GulgowskI 47 90—91; Moszyński 63 670]. Takie czółna, sporządzane z jednego pnia drzewnego, znane są także w Polsce, zwłaszcza na Mazowszu, na jeziorach trockich (ryc. 15 b) oraz na Podkarpaciu [Poniatowski 72 258]. Na łodziach tych wiosłują Kaszubi przy pomocy krótkich wioseł, zwanych remkami. Ale prócz tego w użyciu są także duże wiosła, zwane paczynami [Karłowicz 51 IV 8].


pływaki
z sitowia
Wreszcie zasługuje na uwagę fakt, że Słowińcy używali także sitowia do pływania [Lorentz 57 33]. Podobnie także na Kujawach robią z sitowia (Juncus) pęki, przy pomocy których uczą się pływać [Moszyński 63 665].
Na tem zamyka się przegląd faktów z kaszubskiej kultury materjalnej, który chyba dostatecznie dowodzi, iż także w tej dziedzinie między Kaszubami i Polakami niema żadnej różnicy. Stwierdzenie tego faktu jest ważne dlatego, że o ile badacze niemieccy przyznawali istnienie podobieństw polsko-kaszubskich w dziedzinie kultury duchowej i społecznej, to jednak podkreślali odrębność kaszubszczyzny, względnie nawiązywali ją do niemczyzny, szczególnie w dziedzinie kultury materjalnej.
ROZDZIAŁ II


Kultura społeczna

I. OBRZĘDY NARODZINOWE
ciąża
i narodziny
Ponieważ Kaszubi, podobnie jak wogóle lud polski, lubią wiele dzieci, więc matkę będącą w odmiennym stanie otaczają bardzo staranną opieką, zabraniają jedzenia pewnych potraw, względnie patrzenia na pewne rzeczy. Materjały etnograficzne, tak kaszubskie jak polskie, podają wiele takich zakazów i nakazów. Te rozmaite przepisy stają się zwykle jeszcze bardziej liczne z chwilą narodzin dziecka. Wtedy zarówno matka jak dziecko muszą pozostawać w zupełnem odosobnieniu. Dawniej matka miała przez sześć tygodni pozostawać w łóżku, a przynajmniej w domu [Gulgowski 47 121]. Podobnie w Poznańskiem matka przez 6 tygodni nie mogła wyjść z izby, gdyż bies mógł w czasie jej nieobecności zamienić dziecko. Takie zakazy z analogicznem uzasadnieniem istniały także w Małopolsce [Bystroń 21 25].


zabiegi
ochronne
Kaszubi używają też rozmaitych sposobów, aby dziecko uchronić przed grożącemi mu złemi mocami. W powiecie kartuskim (Wdzydze) kładą dziecku różaniec lub szkaplerz na szyję, z obawy aby go krośnięta nie przemieniły [Gulgowski 47 121]. Również w Krakowskiem i na Śląsku ustawia się obok dziecka rozmaite rzeczy poświęcone w celach ochronnych [Bystroń 21 50]. Innym sposobem ochronnym jest przebieranie się. Dlatego Kaszubka ubiera chłopską koszulę, czy kurtkę albo węps, bojąc się uroku [Nadmorski 65 53]. Z tych samych powodów noworodka w Polsce owija się w stare szmaty, przyczem lud wyraźnie to uzasadnia koniecznością zmylenia demona [Bystroń 21 84—86].


chrzest
W związku z chrztem istnieje ogólny zwyczaj obdarzania dziecka. Zwykle dziecku daje się pieniądz do poduszki [Gulgowski 47 122], podobnie jak w Poznańskiem, na Mazowszu i w Małopolsce [Bystroń 21 87]. Na Kaszubach rodzice chrzestni, zwani niegdyś komuotrami [Lorentz 57 464], wtykali dziecku w sukienkę igły, szpilki, pióra stalowe [Gulgowski 47 122]. Zwyczaj ten ma na celu ochronę dziecka przy pomocy tych rozmaitych przedmiotów metalowych [Bystroń 21 87].

Kaszubi znają również rozmaite obrzędy wprowadzające dziecko nowonarodzone do społeczności. Taki charakter recepcyjny ma zwyczaj kaszubski z okolicy Kartuz, że nowonarodzonego chłopca kładą pod stół [Nadmorski 65 53]. W Poznańskiem dawniej kładziono chłopaka po chrzcie pod stół, a również w powiecie leszczyńskim po powrocie z kościoła kładzie się dziecko pod stół [Bystroń 21 97].
Jak przy wszystkich obrzędach rodzinnych, tak i przy narodzinach odbywała się uczta. U Kaszubów uczta ta przy łożu położnicy nazywa się nóżka [68 III 433]. Taka uczta jest znana na Kujawach pod nazwą popielin i wogóle w Polsce [Bystroń 21 110]. Zwyczaj ten znany był niegdyś w Polsce także u warstw wyższych, a przybierał on tak przesadne formy, że w Gdańsku w pierwszej połowie XVIII wieku wydano regulamin ograniczający ściśle formy obrzędów, związanych z chrztem dziecka.
Również na Kaszubach jest znana formułka, z jaką oddaje się matce ochrzcone dziecko po powrocie z kościoła, a mianowicie: „Niechrześcijana me vzele, a chrześcijana przenosime“. Formuła ta znana jest nietylko w całej Polsce, ale także na Łużycach i w Czechach [Bystroń 21 132].
Pewną szczególną formę mają kaszubskie obrzędy narodzinowe wtedy, gdy w rodzinie jakiejś panuje wielka śmiertelność dzieci. W celu ochronnym wynoszą dziecko do mieszkania sąsiada, tam je oknem podają na dwór i znów w mieszkaniu własnem przez okno odbierają. Podobna praktyka znana jest w Wielkopolsce, Lubelskiem i w Małopolsce [Bystroń 21 133]. Inny zabieg magiczny potrzebny jest wedle Kaszubów wówczas, gdy położnica zachoruje. Wtedy szukają potajemnie czarnego kota, zabijają go i wyjmują serce, kładą w gliniany garnek, zalepiają gliną i wieszają w kominie. Tak jak serce schnie, tak potem schnie czarownica, która urzekła chorą [Nadmorski 65 53].
O ile dziecko urodzi się w czepku z t. zw. mucką na głowie, zdejmuje się ją, aby wysuszyć. Następnie zaś taką muckę spaloną na proszek należy dać dziecku wypić po 7 latach, gdyż w przeciwnym razie zostałoby kiedyś wieszczym czyli upiorem [Lorentz 56 62]. Przesądy związane z czepkiem są również w Polsce bardzo częste. Dziecku grozi nietylko możliwość zostania upiorem, ale także zmorą. Dlatego na drodze do kościoła nie można mówić o zmorze, szczególnie kum nie może o tem myśleć w czasie aktu chrzcin, a zwłaszcza na pytanie księdza o imię dziecka nie może pomyśleć sobie: mora [Lorentz 56 63]. W Polsce to wierzenie znane pod tą postacią, że dziecko staje się zmorą, gdy któreś z rodziców chrzestnych pomyli się i przy chrzcie, mówiąc pacierz, powie zamiast „Zdrowaś Marjo“ — „Zmoraś Marjo“ [Karłowicz 51 VI 398].

zabawki
dziecinne
Dziecko kaszubskie jest cenione i otaczane staranną opieką, niemniej jednak współdziała ono czynnie w domowem gospodarstwie już od najwcześniejszych lat, zwłaszcza przy pasaniu gęsi i bydła. Ponieważ zaś rodzice mogą dziecku kupić wyjątkowo jakąś zabawkę przy sposobności jakiegoś jarmarku czy kiermaszu, dlatego dzieci same sobie sporządzają rozmaite zabawki. Szczególnie zabawki, jakie sobie dzieci kaszubskie sporządzają z roślin, odznaczają się uderzającą analogją do tych, jakiemi się bawią dzieci krakowskie. Taką identyczną formę posiada np. tyrkawka z łupiny orzecha włoskiego (ryc. 16, a, d) [64 II 151 h; 59 XXVIII 67—68]. Łupinę z orzecha włoskiego przygotowuje się w ten sposób do tej zabawki, że w węższym jej końcu wycina się półkolistą szczerbę, mniej więcej na ½ cm głęboką, a w połowie łupiny żłobi rowki na przeciwległych sobie brzegach. W poprzek łupiny przewiązuje się dwa albo cztery razy wokoło mocną nitkę, wpuszczając ją w wycięte rowki. Między te nitki wsuwa się płaski patyczek dość mocny, a tak długi, aby jednym końcem opierał się o brzeg łupiny, a drugim dłuższym wystawał na 1 — 2 cm ponad wycięty otwór w końcu orzecha. Gdy po wystającym końcu tego patyczka potrąca się palcem, drugi jego koniec spada na brzeg łupki, wydając charakterystyczne terkotanie. Zabawki te robi się szczególnie w okresie Bożego Narodzenia. Albo też robią dzieci z ziemniaka i orzecha laskowego rodzaj bąka, a przy pomocy nitki wprawiają taki ziemniak na patyku w obrót wirowy. Forma tej zabawki jest również na Kaszubach (ryc. 16 b) i w Krakowskiem (ryc. 16 c) zupełnie taka sama [64 II 151; 59 XXVIII 68—69]. Dzieci kaszubskie sporządzają też pukawki z pióra gęsiego i gałązek wierzbowych, a jako naboje służą ziemniaki [64 II 151; 59 XXVIII 69]. Możnaby jeszcze wiele innych przytoczyć przykładów takiego uderzającego podobieństwa nawet w tak niepozornych wytworach kultury ludowej, jak zabawki dzieci kaszubskich i polskich.


2. OBRZĘDY WESELNE


Pieśni ludowe kaszubskie mówią wprawdzie wiele o miłości, a nawet znane są rozmaite czarodziejskie sposoby w celu wywołania miłości, ale zwykle u Kaszubów, jak wogóle w życiu chłopskiem, rozstrzygają przy kojarzeniu małżeństwa czynniki materjalne. Niemniej jednak istnieją rozmaite zabiegi, mające na celu wzbudzenie miłości. W tych czarach nietoperz szczególną odgrywa rolę. Chłopiec, pragnąc zdobyć jakąś dziewczynę, daje jej zażyć spalone na proch serce nietoperza [Biegeleisen 12 318]. Również i nasz lud używa nietoperza w podobnym celu. Prócz tego tak Kaszubi jak Polacy usiłują wzbudzić miłość przy pomocy rozmaitych ziół czarodziejskich.
Kaszubski obrzęd weselny zawiera momenty rytuałowe znane w całej Polsce a także w innych krajach słowiańskich, a mianowicie swaty, zaręczyny, zaproszenie na wesele, wieczór dziewiczy, ślub, ucztę weselną, oczepiny, wianowanie i przenosiny [Lorentz 56 66 in.].
Słowińcy nazywają uroczystość weselną swadźbą [Lorentz 57 1119], a więc wyrazem znanym w Polsce [Karłowicz 51 V 268], a także u innych Słowian, i świadczącym wymownie, że instytucja ta posiadała już ściśle oznaczone i ustalone formy, nim się dokonało wyodrębnienie poszczególnych plemion słowiańskich [Abraham 1 6].

swaty
O ile chłopak upatrzy już sobie jakąś dziewczynę, wtedy posyła w swojem imieniu na południowych Kaszubach t. zw. rajka czyli swata w rajby; tego rajka nazywają na północnych Kaszubach dobrym mężem [Lorentz 56 65]. Oczywiście o ile tego pośrednika małżeńskiego przyjmą w domu rodziców dziewczyny i ugoszczą, oznacza to możliwość dalszych przedweselnych układów. Ten wstępny akt weselny zna cały lud polski, a na określenie tego swatania używa też powszechnie wyrażenia raić, a zwłaszcza na Mazowszu mówi się wtedy o rajku i rajbie [Karłowicz 51 V 6]. Rajby odbywają się zwykle w niedzielę po południu, a w tydzień potem udają się rodzice narzeczonej na wyglandy, oglądają gospodarstwo młodego i omawiają kwestję posagu. Podobne są kujawskie oględy, częstochowskie przeględy, kaliskie zględziny, poznańskie względziny itd. [Biegeleisen 12 31].

zaręczyny
Po tych wstępnych formalnościach przystępują młodzi do aktu zaręczyn. Przedtem już zaczynają wychodzić zapowiedzi, a zwykle w drugą niedzielę zapowiedziową sprasza się krewnych i gości na zaręczyny. Dawniej obdarzano wtedy rozmaitemi upominkami [Fischer 34 36]. W obrzędzie weselnym słupskim z końca XVIII wieku zapisano tego rodzaju zwyczaj, że od zamówienia zapowiedzi do dnia ślubu panna młoda występowała w stroju różnym od zwyczajnego ubioru. Miejsce czarnej sukni zastępowała niebieska, z zębatą czarną taśmą u dołu, miejsce białego fartucha zielony, a czarną opaskę na głowie przystrajała czworograniasta mosiężna, grawirowana ozdoba, dokoła głowy i czoła nosiła wieniec uwity z ligustru, ruty, selerów, a przybrany w złoty, świecący papier. Panu młodemu do wyróżnienia wystarczała niebieska lub zielona wstążka na kapeluszu [76 XXII 232]. W podobną koronę ubiera się panna młoda na Mazowszu, Śląsku i Podlasiu [Biegeleisen 12 83]. W związku z ubraniem głowy u panny młodej zasługuje na podkreślenie, że Kaszubka idzie do ślubu z głową owiniętą w białą płachtę [Biegeleisen 12 120, 195], podobnie jak u innych Słowian zachodnich i wschodnich.

Śluby odbywały się z końcem XVIII wieku w Słupskiem zwykle w tygodniu po św. Michale lub na św. Dionizego [76 XXII, 231]. Kaszubi odbywali niegdyś wesela także przed św. Marcinem, dziś więcej w czasie po Trzech Królach do Zapust [Fischer 34 36]. Wesele kaszubskie odbywa się nieraz w czwartek, który to dzień także w wierzeniach ludu polskiego uchodzi za szczęśliwy, ale z wyjątkiem poniedziałku dozwolone są także inne dnie [Biegeleisen 12 23].

zwyczaje
przedślubne
Pewną specjalną formę ma zapraszanie na wesele. Drużba przystrojony kwiatami, a zwany wabca, na kilka dni przed weselem objeżdża wsie konno lub tylko obchodzi i zaprasza na wesele w dowcipnej, wierszowanej częściowo formie [68 III 659]. W niektórych mniejszych wioskach panował zwyczaj, że zapraszano na wesele całą wieś. Forma ta znana była w Polsce, a doniedawna także na Połabszczyznie i na Łużycach. Również młodzi przed weselem obchodzą wieś, prosząc o błogosławieństwo, a także o wspomożenie. W okolicy Słupska obwożono po wsi na półwozie, ciągnionym przez młodzież, pannę młodą na kilka dni przed ślubem, a przystając przed każdym domem wołano: wspomagajta mirzecę (t. j. pannę młodą). Na to wezwanie mieszkańcy danej wsi znosili różne podarki do wozu [Biegeleisen 12 68]. Podobne wspomaganie młodej można zauważyć na Mazowszu i w Lubelskiem, jako pozostałość dawnego zwyczaju składania się na nowe gospodarstwo wychodzącej zamąż dziewczyny.
Zwykle w wilję ślubu odbywa się t. zw. winc albo winczene, zabawa drużek w domu panny młodej, podczas której tańczą parami trzymając w ręku talerz uwieńczony i napełniony kwiatami [68 III 669—670]. Obrzęd ten nie jest niczem innem, jak ogólnopolskim, dziewiczym wieczorem, w czasie którego plecie się wieńce ślubne. Obrzęd odprawia się podobnie i również wieńczynami nazywa w Dobrzyńskiem i w Lubelskiem [92 VI 99; Karłowicz 51 VI 114].


obrzęd ślubny
Ślub odbywa się zwykle rano. Już wczesnym rankiem przychodzą druchny panny młodej, zwane przedounkami, których nie może być mniej jak dwie, a bywa zwykle 6—10, i przystrajają pannę młodą. Szczególnie uroczystym momentem jest ubieranie wianka. Panna młoda siada na środku izby na stołku, goście otaczają ją wokoło, a jedna z drużek przynosi na talerzu wianek, przystrojony w czerwone wstążki, druga zaś trzyma talerz z wodą święconą. Matka kropi wianek wodą święconą i ubiera go pannie młodej na głowę, a muzyka gra przytem ową starą i wzruszającą pieśń polską: Kto się w opiekę podda Panu swemu. Chwila ta jest tak wzruszająca, że zwykle wszyscy płaczą [Lorentz 56 68]. Wreszcie rusza cały orszak do kościoła na wozach wspaniale przystrojonych, a droga ta, zarówno jak i powrotna, obfituje w rozmaite przesądne zwyczaje, które mają rozstrzygające znaczenie dla przyszłego pożycia. Wszystkie te formy zwyczajowe mają bardzo liczne analogje w obrzędach weselnych z innych obszarów Polski [Biegeleisen 12 81—97]. Szczególnie zaś młodzi uważają przy ślubie, aby klęczeć blisko koło siebie, przyczem drużka stoi bezpośrednio za nimi, a to w tym celu, by nikt im nie mógł szkodzić, ani wedrzeć się pomiędzy nich ze swemi czarami. Przesąd ten znany jest także w Polsce w tej formie, że głowy klęczących przytyka się do siebie bardzo silnie, aby żadne złe nie zdołało się między nich wcisnąć [Biegeleisen 12 124].


wesele
Po powrocie z kościoła odbywa się obfita uczta z tradycyjnym barszczem. Wieczorem bawi się młodzież w różne gry, tańce i śpiewy. Około II godziny w nocy rozpoczyna się taniec panny młodej brutczi tąńc [Lorentz 56 70], w którym panna młoda usuwa się z koła dziewic, a przechodzi do grupy kobiet zamężnych. Obrzęd ten znany jest również na Śląsku i na Mazowszu [Biegeleisen 12 194].

Po tym tańcu następuje komiczna scena ze sprzedażą panny młodej. Pojawia się jeden z chłopów przebrany za żyda, a potrząsając pieniążkami w mieszku, pyta, czy niema tu bydełka na sprzedaż. Na to z oburzeniem odpowiadają, że tu nie stajnia, lecz jest panna młoda do sprzedania. Wyprowadza pannę młodą jedna ze starszych kobiet i zaczyna wychwalać, jaka zdrowa, silna i piękna. Na to żyd, targując się, powiada, że jest krzywa, bez zębów itd. Poczyna się targ, rodzaj licytacji, w której i inni wieśniacy biorą udział. Wkońcu pan młody daje najwięcej, a po kłótni z żydem wyrzuca go za drzwi. Potem zabiera pannę młodą, a puściwszy się z nią w taniec, rzuca pieniądze na talerz i woła: „Oto pieniądze, które daję za żonę“. I odtąd nikt mu jej więcej nie wzbrania [Gulgowski 47 112]. Takie pozorne kupowanie panny młodej znane jest w całej Polsce [Biegeleisen 12 386].
Po tej sprzedaży panny młodej następuje na środku izby zdejmowanie wianka i oczepiny w biały czepek, nie różne w niczem od oczepin polskich [Biegeleisen 12 181 i n.]. Podczas tych oczepin kładą Kaszubki pannie młodej na kolana niemowlę płci męskiej. Zabieg ten, mający na celu wywołanie płodności u młodej pary, bywa praktykowany także w Poznańskiem i na Mazowszu [Biegeleisen 12 204]. Po akcie oczepin odprowadza się młodą parę do komory i na tem kończą się już dla nich obrzędy weselne, natomiast goście, zwłaszcza młodzież bawią się nieraz do rana.

na nowem
gospodarstwie
Następnego dnia odbywają się przenosiny na nowe gospodarstwo, które polegają na przewiezieniu pościeli i bielizny w skrzyni. Przewóz odbywa się uroczyście przy udziale gości weselnych. Kiedy zaś panna młoda wchodzi do nowego mieszkania, bierze podany jej chleb, kraje go nożem i rozdziela między wszystkich gości w tym celu, aby go nigdy w tym domu nie brakowało. Poczem również w celu uzyskania przyszłego powodzenia obchodzą młodzi wszystkie izby i budynki [Lorentz 56 70]. Podobnie uroczyście odwozi się pannę młodą z jej wianem do domu pana młodego w innych okolicach Polski, np. w Krakowskiem i na Mazowszu. Również i obdarzanie gości weselnych chlebem możemy zauważyć w formie zupełnie analogicznej w Czarnym Dunajcu. Po przybyciu państwa młodych na nowe gospodarstwo, matka pana młodego wynosi przed dom chleb owinięty w białe prześcieradło i oddaje go synowej, młodzi muszą go sami skosztować, poczem krają chleb i kładą na stole, a młodzi jak i goście weselni biorą ze stołu po kawałku chleba, nawołując się wzajemnie: „Bierzcie, jedzcie, coby się im darzyło“ [Biegeleisen 12 222]. Przytoczono ten przykład jako szczególnie charakterystyczny, ale możnaby przytoczyć wiele innych podobnych zwyczajów z Polski. Niema bowiem w weselu kaszubskim takiego rysu obrzędowego, do któregoby się nie dała znaleźć ogólnopolska analogja.
3. OBRZĘDY POGRZEBOWE


Lud kaszubski odnosi się do śmierci z zupełnym fatalizmem. Określa to powiedzeniem, „że Pan Bóg tak chciał“ [Gulgowski 47 221]. Podobnie sądzi o tem także lud małopolski (Ropczyckie, Nadrabskie, Tarnobrzeskie i Niskie), mówiąc, że co Pan Bóg przeznaczy, to nikogo nie minie [Fischer 38 4].

zapowiedzi
śmierci
Natomiast wielki niepokój budzą zawsze rozmaite niesamowite zjawiska, które zapowiadają śmierć. Przedewszystkiem wycie psa jest zapowiedzią śmierci [Gulgowski 47 181], a pies wyje dlatego, bo widzi śmierć zbliżającą się do wsi, kto zaś spojrzy między jego uszyma, może także śmierć zobaczyć [Nadmorski 65 130]. Pies wyjący jako zwiastun śmierci znany jest na całym obszarze etnograficznym polskim, a szczególnie w Małopolsce i na Mazowszu uważa lud to zwierzę za zdolne do widzenia śmierci [Fischer 38 9—10]. Śmierć zapowiada także hukanie sowy na dachu [Gulgowski 47 181], równie jak w Poznańskiem, w Małopolsce i na Mazowszu [Fischer 38 23—24]. Także nieuzasadniony upadek jakiegoś przedmiotu wydaje się ludowi kaszubskiemu złą wróżbą. Szczególnie spadnięcie obrazu ze ściany uchodzi za pewną zapowiedź zbliżającej się śmierci [Tetzner 86 46]. W Nowosądeckiem, Ropczyckiem i Kieleckiem spadnięcie obrazu ze ściany także zapowiada śmierć [Fischer 38 46]. Kaszubi, podobnie jak Polacy, lękają się ciężkiej śmierci i w celu ulgi dają zmarłemu do rąk gromnicę [Gulgowski 47 221; Fischer 38 66—67]. Ale prócz tych sposobów o charakterze chrześcijańskim, stosuje się środki bardzo pierwotne, jak wyjmowanie ciężko umierającemu poduszki z pod głowy [Tetzner 86 461], co w podobnym celu stosuje lud w Małopolsce, na Śląsku i w Wielkopolsce [Fischer 38 70—71].


z chwilą
śmierci
Zmarłego ubierają Kaszubi w koszulę śmiertelną, zwaną żgłem, lub owijają w białą płachtę, ale również dają nieboszczykowi odświętne szaty i różaniec lub śpiewnik [Gulgowski 47 221]. W podobne żgło ubierają zmarłego i na Kujawach, w Kaliskiem, Łęczyckiem, Sieradzkiem, Małopolsce i na Mazowszu [Fischer 38 109].

Przy szyciu koszuli dla zmarłego przestrzega się pilnie, aby na nitce nie zrobić węzła. Wogóle węzeł w obrzędzie pogrzebowym ma pewne znaczenie. W Cecenowie dają umarłemu sieć rybacką, aby miał zajęcie, gdyż na rok może tylko jeden węzeł rozwiązać. W powiecie wejherowskim [Nadmorski 65 61] dają do trumny cegły, kamienie, stare cholewy i dużo wiążą węzełków w tem mniemaniu, że zmarły musi wprzód te węzełki porozwiązywać i inne przeszkody zwalczyć, nim jako upiór będzie mógł wstać i rodzinę zabierać. Zwyczaj dawania sieci zmarłemu do trumny istnieje także na Helu, oraz nad jeziorami raduńskiemi [50 nr. 140]. Nie jest obcy również Kociewiakom [Fischer 38 114].
Kaszubi przymykają zawsze umarłemu oczy [Gulgowski 47 221], a nieraz podkładają zmarłemu pod brodę śpiewnik, aby mu zamknąć usta. Przesąd o zabójczym wzroku zmarłego jest powszechny w całej Polsce, natomiast zwyczaj zamykania ust spotyka się w Małopolsce, zwłaszcza w Ropczyckiem [Fischer 38 120—122]. Wogóle istnieją rozmaite praktyki, mające na celu pozbycie się ducha zmarłego z domu. Dlatego Kaszubi przewracają ławkę, na której ustawiona była trumna, albo też stołki w tem przekonaniu, że zmarły wtedy nie wraca [Tetzner 86 462]. Podobny zwyczaj przewracania sprzętów, a zwłaszcza stołków lub ławki, na której stała trumna, spotykamy w Poznańskiem, na Śląsku, w Łowickiem, w Sieradzkiem i w Lubelskiem [Fischer 38 142—143].
O śmierci zaszłej w domu zawiadamiano dawniej w Cecenowie w ten sposób, że jeden z krewnych zmarłego zapraszał mieszkańców wsi na pogrzeb, chodząc od domu do domu i pukając kijem o ziemię, do izby jednak nie wchodził [76 XXII 233]. Albo posyłali Kaszubi dawniej od domu do domu chłopca, który laską uderzał w drzwi i głośno wołał: „Kazali was prosić za ciałem“. Koło Pucka dla oznajmienia o zgonie i wezwania na pogrzeb wybierają babę, która obchodzi domy z białą pałką leszczynową, lub też zwołują na pogrzeb w ten sposób, że najstarszy ze wsi zgromadza przez czarną palécę, którą podaje jeden drugiemu na znak zaproszenia pogrzebowego [Cenôva 23 79]. Również na Śląsku puka się tylko we drzwi, a do izby nie wchodzi, aby nie wnieść śmierci. W innych okolicach Polski zawiadamia się przy pomocy krzyża lub palicy podawanej z rąk do rąk z odpowiednim objaśnieniem [Fischer 38 151].
Zasada kaszubska, że trumna dla dorosłych powinna być czarna, a dla dzieci żółta, obowiązywała dawniej także i w Polsce [Fischer 38 156—157]. Do trumny dawali Słowińcy swoim zmarłym śpiewnik, flaszkę wódki, włosy, pióra i pazury swych zwierząt domowych [Tetzner 86 431]. W Cecenowie dawano nieboszczykowi śpiewnik, aby mógł śpiewać. Dzieciom zmarłym ofiarowywano ich ulubione rzeczy, zabawki, bo inaczej nie miałyby w grobie spokoju. kaszubi dawali pijakowi nawet flaszkę z wódką lub wogóle jadło, napoje i różne przyjemne mu rzeczy [Cenôva 23 79]. Zwyczaj dawania zmarłemu do trumny różnych rzeczy, potrzebnych mu za życia, istnieje także na Śląsku, w Małopolsce, na Mazowszu i w Lubelskiem [Fischer 38 167—168].
Koło zwłok ustawia się światło. Kaszubi dają umierającemu światło do rąk, aby dusza znalazła drogę do nieba. Wierzą nawet, że w razie niezapalenia światła przy mowie pogrzebowej umarły nie może być zbawiony. Światło koło zwłok ustawia się też na całym polskim obszarze [Fischer 38 188—189]. Obok zwłok ustawia się nieraz i jadło i napoje ze względu na zwyczaj goszczenia odwiedzających zmarłego. Słowińcy i Kaszubi przyjmowali zebranych na pogrzeb wódką i chlebem [Tetzner 86 436]. Podobnie przyjmuje się na Mazowszu, na Kujawach, w Poznańskiem i w Lubelskiem [Fischer 38 202—204].

czuwanie
przy zwłokach
Na całych Kaszubach panuje zwyczaj straży przy zwłokach, zwany pustą nocą. W powiecie kartuskim w ostatnią noc przed pogrzebem zbierają się w chacie nieboszczyka sąsiedzi i przyjaciele na „pustą noc“. Siedząc przez całą noc, śpiewają pieśni kościelne, przyczem posilają się chlebem i kawą. Jeżeli nieboszczyk miał jakiegoś nieprzyjaciela, z którym się nie zdołał pogodzić, przybycie jego na pustą noc zastępuje przebaczenie [94 1913 r., 408]. W innych okolicach Kartuskiego w czasie pustej nocy ubierają zmarłego i kładą do trumny, która stoi otwarta na środku izby, a dokoła siedzą zgromadzeni, przez całą noc śpiewają pieśni i odmawiają modlitwy. Rodzina umarłego podejmuje zgromadzonych chlebem i kawą, albo w razie większej zamożności piwem i wódką. Podczas pustej nocy uważają zabobonniejsi na nieboszczyka, czy się nie zmienia na twarzy, nie nabiera rumianego koloru, bo dowodzi to, że umarły jest wieszczym i trzeba mu wtedy ściąć głowę. Mówią też, że w czasie pustej nocy, choć izba pełna jest ludzi, jeśli gdzie jaki najmniejszy kącik przy trumnie jest próżny, to umarły zawsze tam stoi [Nadmorski 65 61—62]. Także z innych okolic Kaszubszczyzny mamy podobne dane. Chowają dnia czwartego, a przez obie ostatnie noce odbywa się straż przy zwłokach. O godzinie 9 wieczorem zbierają się chłopi w domu żałoby. Trumna ze zmarłym stoi na środku izby, a po obu stronach płoną świece. Ludzie siedzą lub klęczą koło zwłok i mówią modlitwę za umarłych. Około trzeciej godziny nad ranem ludzie się rozchodzą. Ostatnia straż nocna trwa do wczesnego ranka [Gulgowski 47 222]. Takie czuwanie przy zmarłym, nazywane tak samo jak na Kaszubach pustą nocą, znane było dawniej powszechnie na Kujawach i w Wielkopolsce [Fischer 38 207—208].

przed
pogrzebem
Niektóre przedmioty, które pozostawały ze zmarłym w bliższej łączności, stara się lud usunąć. Na Kaszubach słomę po umarłym wynosi się na spokojne miejsce, na miedzę, na granicę, w kącik ogrodu, aby dusza, jeśli się jej nie uda zaraz pójść do Pana Boga, mogła spokojnie grzechy swoje odpokutować, a nie potrzebowała się po świecie wałęsać lub latać po powietrzu [Cenôva 23 I 93]. Podobnie ze względu na spokój duszy pali się tę słomę na Śląsku, albo też usuwa daleko na pole lub nawet za wieś (Pińczowskie, Olkuskie, Dobrzyńskie itd). Słomę tę zwykle się pali [Fischer 38 226—227].

Ponieważ lud unika niepokojenia zmarłego, dlatego Kaszubi nie płaczą po zmarłych, aby im koszuli nie zamoczyć [Tetzner 86 462]. Wogóle zaś uważają, aby żadna łza nie padła na zmarłego, gdyż inaczej leżałby mokro. Podobne wierzenie istnieje na Śląsku, gdzie uważają, aby na zwłoki i na rzeczy nieboszczyka nie padła żadna łza, bo mąci to spokój umarłemu. W okolicach Częstochowy przy szyciu śmiertelnicy uważają, by wstrzymać się od płaczu, bo łza na płótno spadła, stałaby się niezmiernym dla nieboszczyka ciężarem [Fischer 38 243—244].

wyprowadze-
nie zwłok
i żałoba
W chwili śmierci w domu istnieje w Polsce i na Kaszubach ogólny nakaz zawiadamiania bydła i pszczół o zgodnie ich właściciela. W pow. słupskim, gdy ktoś w domu umrze, musi się bydło ze stajni wypędzić i ule poruszyć, bo inaczej ludzie i zwierzęta popadłyby w bardzo głęboki sen t. zw. śmiertelny. Niekiedy wypędza się bydło na klepisko, aby powiadomić je w ten sposób o śmierci gospodarza. Jeśli zaś niepogoda na to nie pozwala, wtedy parobcy idą zawsze między dwiema sztukami i oznajmiają, że pana ich już wyniosą z chaty. W Izbicy, w powiecie słupskim w czasie wynoszenia trumny z domu, jeden z obecnych idzie do obory i żegna krzyżem św., drugi zaś pośpiesza do pszczelnika i porusza ule. O ile sąsiedzi mają pasiekę do spółki, a jeden z nich umrze, wtedy drugi idzie do ulów nieboszczyka i uderzając w nie kijem, mówi: „pszczółki, waju społownik zemiar“, (to zn. wasz wspólnik umarł), a to w tym celu, aby mu pszczoły nie uciekły [Tetzner 86 431, 461; 68 III 627]. Podobne formy zawiadamiania pszczół i bydła obowiązują także na Mazowszu, w Wielkopolsce, na Śląsku i w Małopolsce [Fischer 38 275—276].

W drodze na cmentarz Kaszubi [Nadmorski 65 128] wygłaszają przemowę przy krzyżu, albo przy trumnie w domu. Takie przemówienia pod nazwą pogřiebni přemuova znają także Słowińcy [Lorentz 57 1548]. Przemowę pożegnalną wygłasza się także w czasie pogrzebu na Mazowszu, w Poznańskiem, w Sieradzkiem, w Małopolsce i w Lubelskiem [Fischer 38 301—305].
Barwą żałobną była dawniej na Kaszubach barwa biała [76 XXII, 233]. Kobiety kaszubskie nosiły białe płaszcze żałobne, które się zarzucało na suknię. Takich białych płacht na znak żałoby używano także w Poznańskiem. Barwa biała ma również charakter żałobny w puszczy sandomierskiej i w Lubelskiem [Fischer 38 309—310].

dusza
błądząca
Lud nasz wierzy powszechnie, że dusza błądzi po śmierci koło ciała przez pewien czas. Kaszubi wyobrażają to sobie w ten sposób, że dusza po śmierci idzie na sąd, poczem wraca do ciała zpowrotem i tam pozostaje tak długo, póki ksiądz nie rzuci garści ziemi na grób [Gulgowski 47 223]. W związku z tem w okręgu słupskim zostawia się posłanie jeszcze przez noc po pogrzebie, bo w nocy zmarły wraca do swego łoża i spoczywa na niem. Dlatego w orszaku żałobnym nie należy nigdy iść tuż za trumną, bo duch zmarłego idzie bezpośrednio za nią, więc się go przez to potrąca. W Pińczowskiem wyobrażają sobie zupełnie analogicznie, że dusza po śmierci idzie na sąd Boży, potem wraca do ciała i stoi przy grobie tak długo, dopóki ksiądz nie rzuci garści ziemi na grób. Zupełnie podobne wierzenia mamy w Olkuskiem i wogóle w Małopolsce zachodniej [Fischer 38 326—327].

Na grobie zasadza się rozmaite kwiaty. W Cierzni w powiecie wejherowskim ludzie sadzą na grobach bôrvik [46 IV 245]. Barwinek sadzą także w Polsce na grobach, np. w okolicach Częstochowy [Fischer 38 344].
Osoby zmarłe nagłą śmiercią wywołują obawę wśród ludu kaszubskiego, dlatego istnieje zwyczaj rzucania gałęzi na miejsce, na którem kogoś zamordowano [Cenôva 23 I 93]. Zwyczaj rzucania gałązek na grób zabitego istnieje w Polsce powszechnie [Fischer 38 361—362].

stypa
Po pogrzebie urządzają Kaszubi ucztę, na którą udają się do gospody [Gulgowski 47 223]. Określa się to żartobliwem powiedzeniem: „Na te smutki, napijmy się wódki“. Także Słowińcy urządzają przyjęcie po pogrzebie, na którem podają chleb z masłem, serem i wódką, ziemniaki z gotowaną rybą, oraz zupę ryżową [Tetzner 86 437]. Taką uroczystą ucztę, odprawianą ku czci zmarłego, urządza się w całej Polsce [Fischer 38 378—385].
Wogóle kult zmarłych tak w Polsce, jak na Kaszubach ma formy bardzo podobne.
4. ŻYCIE TOWARZYSKIE


dawne zabawy
ludowe
Dawniej we wsiach kaszubskich miało życie swój specjalny charakter. Młodzież dorosła bawiła się na placu we wsi albo koło wsi, względnie w piękne niedzielne popołudnia zbierała się młodzież obojga płci, szła przez wiejską ulicę i śpiewała rozmaite pieśni. Dawniej tańczono przeważnie na wiejskich placach, a nie jak dzisiaj w gospodzie [Lorentz 56 74]. Zabawa w gospodzie nie jest jednak w całości czemś późnem; u Słowińców karczma posiadała w dawnem życiu towarzyskiem duże znaczenie [Lorentz 57 419]. Poza tem jednak tradycyjne zabawy pielęgnuje jeszcze młodzież, a raczej dzieci.


prządki
Ważnym ośrodkiem życia towarzyskiego były też prządki, które niegdyś przyczyniały się do utrzymania dawnych opowieści, pieśni i wierzeń. Ponieważ zaś na prządki przychodziła także męska młodzież, więc te wieczory zimowe spędzała młodzież na wesołej zabawie i tańcach o charakterze wybitnie tradycyjnym.


jarmarki
Niezwykle ważne są w życiu ludowem jarmarki. Chłop kaszubski nie opuści tygodniowego jarmarku nawet w czasie najbardziej gorącym, w czasie żniw. A choćby miał do sprzedania jakąś chudą kurę lub pół kopy jaj, to jednak idzie z chęcią na jarmark, jedynie ze względów towarzyskich. Z tych też powodów bardzo często mienia konia i krowę, bo takie kupowanie i targowanie nowych zwierząt domowych sprawia gospodarzowi kaszubskiemu wielką przyjemność [Gulgowski 47 214].

Chłop polski posiadał niegdyś podobne zamiłowanie do zabaw, jarmark tygodniowy jest do dziś dlań ważnem wydarzeniem, a prządki na niektórych obszarach trwają także, oczywiście tam, gdzie zachowało się ludowe tkactwo.

5. ZWYCZAJE DOMOWE I GOSPODARSKIE


Naogół można zauważyć niewiele śladów dawnych zwyczajów domowych i gospodarskich. Nie jest też wykluczone, że nie zwracano na nie dostatecznie uwagi. Jedynie na podstawie zapisek, związanych z dniem św. Szczepana, możemy stwierdzić, że Kaszubi w dniu tym święcą owies, który potem mieszają z ziarnem siewnem [Nadmorski 65 85]. Podobny zwyczaj istnieje w Polsce np. pod Częstochową [Bystroń 22 249].


okres żniw
Znacznie więcej przechowało się zwyczajów żniwiarskich. Bardzo charakterystyczną nazwę mają ostatnie kłosy względnie ostatni snop przy żniwach, a mianowicie baby lub dziada. Przy Sobańczu, w powiecie kościerskim ostatni snop wiążą w kształcie chłopa i zwą go starym. Gdy zaś grabiarki są na dograbieniu, wtedy odmierza rządca wszystkim równe pokosy i na dane hasło rozpoczynają grabienie wyścigowe, a która z grabiarek ostatnia pokos dograbi i w snop zwiąże, tej dostaje się stary, dlatego też dograbianie nazywa się grabienie starego [Nadmorski 65 92]. W Więckowach w powiecie kościerskim uroczystość dożynek nazywa się starym. W okolicy tej, gdy jadą po ostatnią furę, jadą po dziada. Na wozie stawiają czasem snop, przetykając kij zamiast ramion i wkładając nań ubranie i kapelusz gospodarza. Czasem zaś umieszczają przy ostatniej furze kij tak, że końcem dotyka sprych koła, a gdy wóz ruszy, robi się klekot. O ile parobcy stawiają na ostatniej furze dziada, kobiety i dziewczęta równocześnie stroją babę. W związku z tem przy kończeniu grabienia jest wielki pośpiech, jakby chodziło o zakład, bo która ostatni snop zwiąże, dostanie dziada, a jeśli kto z mężczyzn, babę [Nadmorski 65 94]. W Rekowie (powiat bytowski) obrzęd dożynek odbywa się w ten sposób, że parobcy i dziewczęta niosą wieńce, a przodownica dźwiga na kiju przystrojoną lalkę i to właśnie nazywa się starym [76 XXII 234]. Koło Gdańska żniwiarki krzycząc: baba! baba! śpieszą się, by nie być zmuszone wiązać ostatniego snopa, któremu nadaje się następnie nieforemną postać i ozdabia gałęzią [Bystroń 22 55]. Babą nazywa się ten ostatni snop także w powiecie brodnickim, tucholskim, lubawskim, ostrowskim, w ziemi dobrzyńskiej, na Górnym Śląsku, w Tarnowskiem i na Góralszczyznie [Bystroń 22 55—57]. Nazwę starego nosi zaś ostatni snop nietylko na Kaszubach, ale i w Poznańskiem, w powiecie wyrzyskim [Kolberg 53 XI 152].

Na Kaszubach istnieje jeszcze inna nazwa na określenie ostatniego snopa; w powiecie kartuskim zowią go bęks t. j. nieprawe dziecko, z tego powodu panny strzegą się, by go nie wiązać, mężatki zaś ubiegają się o to, gdyż ta co go zwiąże, otrzymuje go na własność, a jest to snop największy, który wiąże się kilku powrósłami i kładzie na wierzch ostatniej fury [Nadmorski 65 91]. Nieco podobne nazwy znane są także w Kieleckiem [Bystroń 22 58]. Na podkreślenie zasługuje to, że ten snop powinien posiadać większy kształt. Zasada ta obowiązuje nietylko u Kaszubów, ale także w Poznańskiem, na Mazowszu, w Małopolsce i na Śląsku [Bystroń 22 68]. Nadto Kaszubi przy zbieraniu ostatniej fury z pola nie grabią tam, gdzie stała ostatnia kopa, lecz zostawiają rozrzucone zboże na polu, aby myszy miały w polu żer, a nie ściągały się do stodoły [Nadmorski 65 94]. Podobnie zostawia się kilka ostatnich kłosków dla myszy w okolicach Radzymina, w Warszawskiem. W Kieleckiem (Stary Korczyn) przy przywożeniu snopków z pierwszej fury odrzuca się jeden snopek na bok i przeznacza go dla myszy. Także w powiecie radzyńskim kładzie się ostatnią garść żyta czy owsa na miedzy, aby myszy szkody w ziarnie nie robiły [Bystroń 22 72—73].

ożniwiny
Szczególne znaczenie ma uroczystość obchodzona po sprzęcie zboża, mająca rozmaite nazwy. Słowińcy nazywali dożynki vožńivjinä [Lorentz 57 1343]. Także i koło Czarlina nazywają ją ożniwinami [Nadmorski 65 92]. Kaszubi w Rekowie nazywają tę pożniwną uroczystość dożniwk lub żniwne [76 XXII 234]. Jakkolwiek w Polsce przeważają inne nazwy, jak zwłaszcza dożynki i okrężne, to jednak te kaszubskie nazwy spotyka się i w Polsce, mianowicie na Śląsku [Bystroń 22 99].

Należy podkreślić, że na Kaszubach istnieje wielkie poczucie obrzędowości tych ożniwin, ponieważ nie są one związane wyłącznie z dworem, jak na wielu obszarach Polski. Na Kaszubach nawet chałupnik, który może w jeden dzień dokonać całego sprzętu, plecie wieniec z kłosów, wkłada go na kosę i idzie tak do domu, gdzie żona przyjmuje go lepszą wieczerzą, zwykle jajecznicą ze słoniną [Gulgowski 47 87]. Takie włościańskie dożynki można zauważyć również na Mazowszu, na Podlasiu, w Lubelskiem, a czasem i w Poznańskiem oraz w Małopolsce [Bystroń 22 104—105].
Głównym momentem dożynek jest oddanie panu wianka zbożowego i to szczególnie pszennego lub żytniego. Czasem ten wianek ma odmienną formę. Pod Kościerzyną na Kaszubach, w okolicy Czarlina, przynoszą kośnicy krutkę czyli na pół stopy długą, splecioną słomę, przy której wiszą dołem kłosy zbożowe w jeden pęk związane. Podobnie także w Sobańczu pierwszy kośnik przynosi uwity pęczek kłosów [Nadmorski 65 92]. Takie pęczki zboża przynosi się powszechnie w Wielkopolsce i na Mazowszu [Bystroń 22 114].
Żniwiarzy przychodzących z wieńcem oblewa się wodą w całej Polsce północnej, a więc i na Kaszubach. Znaczenie tego wyczaju objaśnia przekonanie kaszubskie, że im więcej wody się wyleje, tem lepiej plon się uda, polewanie więc następuje w gwałtownej formie, przyczem często i panu się coś dostanie [Gulgowski 47 89]. W powiecie kartuskim oblewają dziewczęta tych, co jadą z ostatnim snopem bęksem, w okolicy Czarlina pod Kościerzyną cała wieś uczestniczy w tem polewaniu wracających z krutką żniwiarzy; także w Sobańczu przy oddaniu wieńca parobcy oblewają dziewczęta [Nadmorski 65 91—94]. Współcześnie znany ten zwyczaj także w powiecie kartuskim. W Rekowie, w powiecie bytowskim na Pomorzu, służba dworska polewała żniwiarzy przychodzących ze „starym“ [76 XXII 234]. Zwyczaje te, tak powszechne u Kaszubów, znane są także w Dobrzyńskiem, w Łomżyńskiem i wogóle na Mazowszu [Bystroń 22 128—129].

pieśni
dożynkowe
Orszak dożynkowy zbliża się do dworu ze śpiewem. Na Kaszubach jest to często pieśń kościelna, szczególnie Kto się w opiekę podda Panu swemu [Gulgowski 47 88]. Pieśń tę śpiewa się także w Poznańskiem, na Mazowszu i na Śląsku [Bystroń 22 134—135]. Prócz tego śpiewa się pieśni wyłącznie do dożynek przywiązane, niekiedy dowcipne a nawet złośliwe. Z tych pieśni szczególnie piękna jest pieśń z Sobańcza [Nadmorski 65 93]:

Roztwierajcie szeroko wrota,
Niesiem wieniec z srebra złota,
Plon niesiemy plon
Naszemu państwu w dom! i t. d.

Tak samo śpiewają na Mazowszu [Kolberg 54 I 207]:

Otwórz nam jegomość seroko wrota
Przynosiemy wieniec z scerego złota
Plon niesiemy plon
Jegomości w dom.

A także w Limanowskiem śpiewają żniwiarze [Bystroń 22 180]:

Otwieraj panie szeroko wrota,
Niesiemy wieniec z szczerego złota.

Ta pieśń dożynkowa znana jest wogóle w całej Polsce północnej, a także w Małopolsce i na pogranicznych ruskich obszarach [Bystroń 22 179—181]. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w pieśniach dożynkowych mazowieckich mamy bardzo często wezwanie do pana, aby sprowadził muzykantów z Królewca lub z Torunia [Bystroń 22 181—182].

Zwrotką szczególnie powszechną w Wielkopolsce i na Mazowszu jest „Plon niesiemy plon“ [Bystroń 22 185—188]. Na Kaszubach ta strofka ma następujące brzmienie [Lorentz 56 84]:

Plon, njeseme, plon,
Naszemu panu (Jegomoscu) w dom.
Abe żertko plonowało,
Po sto kroci z rzęda dało!
Plon njeseme, plon
Naszemu panu w dom.

Wogóle zaś w Polsce przeważa następująca forma [Bystroń 22 184]:

Plon niesiem plon,
Jegomości w dom,
Dajże, Boże, plonowało,
Po sto korcy mędel dało
Panu naszemu i t. d.

Nawet niektóre zwrotki o charakterze pozornie przypadkowym powtarzają się na Kaszubach i w reszcie Polski. Taką powszechnością odznacza się dwuwiersz, śpiewany w Sobańczu [Nadmorski 65 93]:

Przede dworem kaczki w błocie
Nasza jejmość w samem złocie.

Zwrotka ta znana jest jeszcze z innych materjałów kaszubskich, a także z Kujaw, Wielkopolski, Kaliskiego, Łęczyckiego, Mazowsza i Małopolski [Bystroń 22 189].
Podobnie i inny dwuwiersz tej pieśni dożynkowej, a mianowicie:

Od ogrodu wielka burza
Nasza pani kieby róża

zna tak lud kaszubski jak kujawski, wielkopolski, mazowiecki i małopolski [Bystroń 22 190—192].
Natomiast szczególnie północnym obszarom Polski właściwa jest zwrotka częsta na Kaszubach [Lorentz 56 84; 66a III 486]:

Stoji beleca na wotłogu,
Dograbjilesme, chwała Bogu.

Na innych obszarach Polski śpiewa lud [Bystroń 22 197—198]:

Wyrosła byliczka na odłogu,
Dożęlim pszeniczki, chwała Bogu.

Po odśpiewaniu pieśni dożynkowych ma zawsze miejsce wręczenie wianka. Kaszubski wieniec a raczej pęczek dożynkowy jest tak upleciony, że może jakby trójnóg stać przez cały rok na biurku gospodarza [Gulgowski 47 88].


pierwszy
siew
Kiedy w niedługi czas po żniwach przystępuje się do siana oziminy, wtedy z wianka dożynkowego lub z wyżej wymienionej krutki wykrusza się ziarno, wysypuje je na białą płachtę siewną, kropi wodą święconą i miesza do ziarna siewnego [Lorentz 56 85]. Te kaszubskie zwyczaje istnieją także w Krakowskiem, Kieleckiem, Sandomierskiem, na Mazowszu i w Lubelskiem [Bystroń 22 162—164].

Siew zaczyna się na Kaszubach we środę lub w sobotę, albo też w ten dzień tygodnia, w który przypada Boże Narodzenie, ale nigdy w ten dzień, w który przypada wilja do Bożego Narodzenia [Lorentz 56 85]. Także w okolicach Warszawy siew zaczyna się najczęściej w sobotę, a w Dobrzyńskiem i pod Chełmem za najstosowniejsze dnie uważa się sobotę i środę. W Pińczowskiem zwracają uwagę na to, aby nie zaczynać siewu w ten dzień tygodnia, na który przypada wilja Bożego Narodzenia, lecz raczej w dzień następny, t. j. w dzień samego Bożego Narodzenia [Bystroń 22 167]. Wedle przekonania kaszubskiego siać musi sam gospodarz, albo choćby pierwsze ziarna musi sam rzucić w skibę. Nie może natomiast siać ten, kto w ciągu roku niósł zmarłego do grobu, ponieważ wtedy ziarno nie zeszłoby. Płachta siewna t. zw. sevąnka musi być tkana z nici uprzędzonych przez samą gospodynię. Pierwsze ziarna zasiewa chłop kaszubski nakrzyż w największem milczeniu, aby zaś do tego się zmusić, kładzie trzy ziarnka pod język; gdyby w czasie siewu przemówił, zasiane zboże zjadłyby ptaki. Nawet gdy się sieje przy pomocy maszyny, pierwsze ziarna rzuca siewca nakrzyż w ziemię i robi też biczem znak krzyża w powietrzu [Lorentz 56 85]. Także w okolicach Pińczowa i w powiecie tomaszowskim siew rozpoczyna sam gospodarz względnie dziedzic lub jego żona, pierwszą garść zboża rzuca nakrzyż, poczem dopiero kto inny prowadzi pracę. W ziemi sieradzkiej siewca winien zachowywać milczenie, a w Buczkowie i w Okulicach, w Małopolsce zachodniej przy sianiu jęczmienia należy wziąć trzy ziarnka pod język i do nikogo nic nie mówić, a wróble jęczmienia jeść nie będą [Bystroń 22 168]. Również w Polsce tam nawet, gdzie siewniki rzędowe zastępują pracę ludzką, pozostała jednak pewna resztka dawnych wierzeń. Tak np. w Lipiu w ziemi rawskiej fornal siejący siewnikiem kreśli przed rozpoczęciem siewu znak krzyża batem w powietrzu i garść zboża wysiewa ręką [Bystroń 22 171]. Kiedy zaś chłop kaszubski po ukończonym siewie wraca do domu, żona i czeladź oblewają go wodą i obsypują ziarnami żyta, aby uzyskał pełne kłosy i długą słomę (Strzelno) [Lorentz 56 85]. To oblewanie wodą siewców znane jest także w Polsce, w Przeworskiem i Pińczowskiem. Obok oblewania gospodarza wodą, spotykamy także zwyczaj obsiewania go ziarnem. Tak np. obsiewa się pana przy pierwszym siewie w Łuskach na Podlasiu, a także w powiecie bocheńskim obsiewa się pana przy owsie [Bystroń 22 170].

wierzenia
sadownicze
O ile zwyczaje żniwiarskie zwróciły oddawna uwagę naszych badaczy, o tyle natomiast inne zwyczaje, zwłaszcza np. związane z sadownictwem, nie są dość dokładnie znane, jakkolwiek na podkreślenie zasługiwałoby szczególnie wywoływanie urodzaju drzew owocowych. Jeden z tych przepisów podaje A. Treichel [87 16], że na jabłoni powinno się zostawić kilka jabłek, by i na drugi rok urodzaj wywołać. Podobne wierzenie istnieje w Polanie Wielkiej (pow. bialski, woj. krakowskie) gdzie lud wierzy, że jeśli się zerwie jabłko z takiej jabłoni, która pierwszy raz ma owoce, to ta jabłoń już nigdy rodzić nie będzie [61 VII 44].

Tak więc również kaszubskie zwyczaje rolnicze mało się odróżniają od zwyczajów ogólnopolskich.

6. ZWYCZAJE DOROCZNE


Lud kaszubski przestrzega wszystkie te doroczne zwyczaje, które są znane w całej Polsce. Zabarwienie miejscowe jest naogół nieznaczne.

obrzędy
adwentowe
i wigilijne
Na Kaszubach już w okresie adwentowym chodzą po chałupach chłopcy przebrani w maski zwierzęce, następnie t. zw. gwiazdory, a wreszcie chłopcy z szopką. Wszystkie te obrzędy znane są także w Polsce [Frankowski 40 16–20], ale nie zaczynają się tak wcześnie, lecz dopiero od wilji. Również i na Kaszubach największe nasilenie tych pochodów, maszkar, gwiazdorów i szopkarzy zaznacza się w samą wilję Bożego Narodzenia. Niekiedy rozmaite odmiany tych obchodów mieszają się z sobą. W Sierakowicach gwiazdki owijają się od stóp do szyi słomianemi powrósłami, na plecach dźwigają worek z jabłkami i orzechami, a towarzyszy im cała zgraja takich postaci, jak baba, strech, kominiarz, żandarm pruski, kozioł, niedźwiedź i bocian. Całą zgrają zarządza gwiszcz, towarzysz gwiazdki. Po odejściu gwiazdki przechowuje gospodarz słomę, którą gwiazdka pozostawiła po sobie w izbie, a słoma ta służy następnie do obrzędowego owiązywania drzew na urodzaj [Stelmachowska 84 49]. W związku z tem należy podkreslić, że w niektórych miejscowościach powiatu morskiego zachował się jeszcze do dziś zwyczaj owiązywania drzew owocowych w noc wigilijną w celu wywołania urodzaju [Stelmachowska 84 47]. Także w powiecie kartuskim owiązują drzewka owocowe słomą [Stelmachowska 84 50]. Zwyczaj ten jest charakterystyczny dla całego obszaru polskiego (Małopolska, Lubelskie, Mazowsze, Kujawy, Wielkopolska [59 XVIII 99].

Na podkreślenie zasługuje też zwyczaj wigilijny z Jastarni, gdzie nad powszechną u Kaszubów choinką wisi na sznurku przyczepiony do sufitu t. zw. kur morski (ryba Trigla). Zamiast kura morskiego wisi niekiedy nad choinką peterman [Stelmachowska 84 44]. Te ozdoby powały, mimo swej obcej nazwy, przypominają zupełnie polskie ozdoby pułapu, zwane podłaźniczkami [Frankowski 40 14].
Noc wigilijna jest pełna czarów. W okolicach Kościerzyny wierzą, że o 12 w nocy przychodzą duchy, którym należy zgotować odpowiednie przyjęcie. trzeba tedy stąpać ostrożnie, aby duszy nie zdeptać, ani wody nie wylewać, by duszy nie oblać [Stelmachowska 84 52]. Podobnie niegdyś w Poznańskiem ustawiano garnuszki z resztkami wszystkich dań wigilijnych pod stołem na sianie, gdzie stały one do rana. Również w powiecie gorlickim część barszczu wigilijnego zostawiają dla dusz zmarłych. Koło Jarosławia po wilji gospodyni zostawia resztki potraw przez trzy dni i trzy noce na stole, by duchy nieboszczyków, które w dniu Bożego Narodzenia odwiedzają domy, miały się czem pożywić. Na wierzenia te możnaby z Polski przytoczyć wiele przykładów [Klinger 52 46—47].
Wiara ludu kaszubskiego w cudowne możliwości nocy wigilijnej przejawia się jeszcze w tem, że woda w studni może zamienić się w wino [Stelmachowska 84 48, 52]. Podobne wierzenia znane są w Polsce [Klinger 52 6]. Także zwierzęta domowe rozmawiają w tę noc z sobą o północy. Z przekonaniem tem łączy się zakaz podsłuchiwania rozmowy zwierząt, gdyż może to wywołać śmierć podsłuchującego, jak w jednem z podań w okolicach Wejherowa [Stelmachowska 84 46, 50, 52]. Podobne wierzenia znane są także w Polsce [Klinger 52 7].
W czasie wieczerzy wigilijnej wróży się nietylko o przyszłym urodzaju, ale wyprowadza się wróżby z cienia i na podstawie tego określa długość życia [Stelmachowska 84 51]. Wróżenie z cienia znane jest także w Dobrzyńskiem i w Małopolsce [Fischer 38 54].
Wreszcie zgodnie z tem, że widowiska świąteczne odbywają się na Kaszubach już w czasie adwentowym, także zakaz wykonywania pewnych prac (np. uprawa roli, przędzenie lnu, itd.) dotyczy także już okresu adwentowego [Stelmachowska 84 45, 48, 50]. W Polsce ten zakaz dotyczy raczej świętych wieczorów, t. zm. 12 dni od Bożego Narodzenia do Trzech Króli [Frankowski 40 20].
Poza tą różnicą czasową niema właściwie żadnych różnic zasadniczych, a szczególnie wieczór wigilijny ludności rolnej po wsiach kaszubskich nie różni się niczem od wilji ogólnopolskiej [Stelmachowska 84 204—207]. Zwłaszcza siano pod obrusem i snop w kącie izby nadają polski charakter [Lorentz 56 136]. Również i nazwa święta Bożego Narodzenia nie jest inna. Kaszubi i Słowińcy nazywają Boże Narodzenie godami [76 XXII 256; Lorentz 57 288], tak jak w całej Polsce [Karłowicz 51 II 97].

nowy rok
i trzech króli
W wigilję Nowego Roku lub nawet w sam Nowy Rok lud kaszubski, jak powszechnie w Polsce, dokonuje wróżb szczęścia, pogody, ożenku i zamążpójścia. Szczególnie częste jest topienie ołowiu dla odczytania przyszłości z ulanych kształtów [Stelmachowska 84 207]. Jak dawne są te zwyczaje w Polsce, mogą poświadczyć różne zakazy duchowieństwa polskiego od XIV—XVIII wieku. O laniu ołowiu do czarów mówi Formularz wizytacji synodalnej w diecezji wrocławskiej z lat 1326—1360. Potem zaś w Czarownicy powołanej (Poznań 1639) do zabobonów zaliczono praktyki o rzeczach przyszłych, „gdy kto abo wosk leje, abo ołów na kogo, i z figur wylanego wosku abo ołowiu powiada, co on czyni, na kogo w niebytności jego on wosk abo ołów lano“ [Biegeleisen 9 283—4]. — Zwykle wróżby te w Polsce odprawia się na św. Andrzeja, ale również w wigilję Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Ale także i do innych kaszubskich wróżb w wilję Nowego Roku, jak do wróż z ulanego wosku, z podpalanej kądzieli, z kierunku, skąd pies zaszczeka itd. możnaby podać bardzo liczne polskie analogje.

Dawniej i na Kaszubach były znane pieczywa obrzędowe, wypiekane na dzień Nowego Roku, zwane latkiem [68 III 412]. Po takiem latku dostawał każdy z domowników, także z inwentarza każde zwierzę lub ptak rodzaju męskiego. Pieczywa te, zwane nowem latkiem, zna do dziś lud kujawski i mazurski [Stelmachowska 84 208]. Na ten dzień podobne kukiełki wypieka się także w Krakowskiem [Frankowski 40 22].
Na Nowy Rok wyprawia się też różne psoty np. smarowanie okien smołą, rozbieranie wozów itd. nietylko na Kaszubach, ale wogóle na całem Pomorzu [Stemachowska 84 208] i w Polsce [Frankowski 40 22].
Wreszcie istnieje zwyczaj strzelania z batów, bicia kijami w płoty, a ma to (w pow. kościerskim) na celu wypędzenie hałaśliwe Starego Roku [Stelmachowska 84 69]. Dawniej pasterze trąbili wtedy na rogach i bozunach [Fischer 34 40]. W podobnie hałaśliwy sposób wypędza się Stary Rok także w Polsce [Frankowski 40 20].

Również w okresie od Nowego Roku do święta Trzech Króli chodzą jeszcze chłopcy kaszubscy z szopką i z herodami, zgodnie z czasem tych obrzędów w Polsce. Chłopcom kolendującym rozdawano dawniej na Kaszubach szczodraki, specjalne obrzędowe pieczywka, wypiekane w wilję Trzech Króli [68 III 639]. Takie pieczywka w kształcie rogalików znane są także w Polsce [Frankowski 40 24].

okres
zapustny
Znacznie mniej obrzędów ludowych można zauważyć w okresie od Bożego Narodzenia do Zapust. Niektóre jednak zasługują na podkreślenie. Z dniem Matki Boskiej Gromnicznej wiążą się niektóre przepowiednie meteorologiczne. W Wejherowie mówią, że gdy na Matkę Boską Gromniczną słońce jasno świeci, to pasterz wolałby zobaczyć wilka wśród owiec, gdyż wróży to nieurodzaj na siano [Stelmachowska 84 89]. Podobne przepowiednie są znane w Polsce [Gloger 43 102]. Wogóle tak na Kaszubach jak w Polsce lud pragnie, aby święto to było pochmurne i niepogodne, bo w przeciwnym razie jest rok niepogodny i nieurodzajny. Gromnicy przypisuje się powszechnie cudowne własności [Stelmachowska 84 92—93]. Święto ku czci św. Błażeja jest jakby dalszym ciągiem Gromnicznej, ponieważ także i wtedy gromnica odgrywa pewną rolę, a to szczególnie w związku z chorobą gardła. Kaszubi z Jastarni modlą się w razie choroby gardła do św. Błażeja [Stelmachowska 84 93]. Św. Błażeja, jako patrona od bólu gardła, zna także Mazowsze i Krakowskie [Frankowski 40 24]. Natomiast szczególną czcią u rybaków kaszubskich cieszy się św. Agata, która jest dla nich patronką od powodzi. Kaszubi–rolnicy zaś uważają ją za patronkę od ognia, przyczem zgodnie z ogólnopolskiem zapatrywaniem sól św. Agaty, jako środek ochronny, wysuwa się na pierwszy plan [Stelmachowska 84 94—95; Frankowski 40 24].

W okresie zapustnym wykonują rybacy kaszubscy wiele praktyk o charakterze lokalnym, mających na celu wywołanie pomyślnego połowu łososia [Stelmachowska 84 99—101]. Prócz tego w tym czasie chodzą rozmaite maszkary, zwłaszcza kozły i niedźwiedzie. Niedźwiedź owinięty jest zawsze w grochowiny [Stelmachowska 84 101]. Podobnego bałwana z grochowiny topią lub palą w Wielkopolsce, względnie wożą go po wsi [Biegeleisen 9 494—495]. Takiego niedźwiedzia owiniętego w powrósła w grochowin oprowadzają po chałupach także na Mazowszu [Frankowski 40 28]. Nad jeziorami raduńskiemi chodzono dawniej także z zapustnym konikiem [Fischer 34 40]. Również i w Polsce chodzi się wówczas z takim konikiem, zwłaszcza nad Narwią [Frankowski 40 28].
Zwyczaj ludowy zaleca w zapusty tańce, bo inaczej len nie rośnie. W tańcu tym gospodynie skaczą wysoko, aby len urósł, a gospodarze, aby zboże wyrosło piękne. Oczywiście te tany spotyka się szczególnie u rolnej ludności kaszubskiej [Stelmachowska 84 211]. W Polsce tańce na urodzaj mają miejsce we wstępną środę [Frankowski 40 35].

meteorologia
ludowa
Również rozmaite krótkie wiosenne prognostyki meteorologiczne mają zupełnie identyczną formę. Tak u Kaszubów [Stelmachowska 84 113], jak w Polsce [Gloger 43 140] mówią o dniu św. Kazimierza:

Na św. Kazimierza
Wyjdzie skowronek z pod pierza.

Albo:

Na święty Kazimierz
Już nie zmarzniesz.

Podobne zupełnie analogiczne powiedzenia znane są w związku z dniem św. Grzegorza. Tak w Połczynie, w pow. morskim [Stelmachowska 84 114], jak wogóle w Polsce [Gloger 43 140] mówią:

Na świętego Grzegorza
Idzie zima do morza.

W dniu św. Józefa rozpoczynają się powszechnie w Polsce różne czynności gospodarcze [Stelmachowska 84 213; Frankowski 40 25]. Dzień Zwiastowania Najśw. Marji Panny nazywają Kaszubi dniem Najśw. Panny Strumiennej, bo od tego dnia lód pęka i w strumieniach woda poczyna płynąć [Stelmachowska 84 118; 68 III 632]. W powiatach kartuskim i kościerskim dzień ten nazywają Roztworną, bo ziemię roztwiera, podobnie jak na Mazowszu i na Kujawach [Karłowicz 51 59].


przed
wielkanocą
Święta wielkanocne poprzedzają rozmaite obrzędy, które rozpoczynają się już w Kwietną Niedzielę. Szczególne znaczenie ma wówczas palma, t. j. gałązki wierzbowe święcone w kościele. Palmy te niosą Kaszubi do domów, gdzie mają one za zadanie oddalać nieszczęścia, zażegnywać choroby i chronić dom przed wszelkiem niepowodzeniem [Stemachowska 84 120—121, 213]. Lud polski od dawna przypisuje palmie lecznicze znaczenie i już w XIV wieku spożywał pączki takiej poświęcanej gałązki wierzbowej w celu ochrony przed bólem gardła [59 XVII 21]. Przekonanie to przetrwało u naszego ludu do dziś [Frankowski 40 38].

W Chłapowie i innych wsiach powiatu morskiego dawniej wspólny pasterz wiejski trąbił na bazunie (trąbie) w okresie przedwielkanocnym, zwłaszcza w Wielki Czwartek. Gospodynie wtedy wynosiły pasterzowi chleba i mięsiwa [Stelmachowska 84 121]. Takie trąbienie w Polsce praktykuje się w okresie adwentowym na Podlasiu na podobnych długich drewnianych trąbach, zwanych ligawkami [Frankowski 40 62]. Począwszy od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty chłopcy wkoło kościoła, a także po wsi piekutują, t. j. klekocą kołatkami [Stelmachowska 84 122]. W Polsce powszechnie chłopcy biegają z drewnianemi klekotkami, kłapaczami i taradajkami w celu odstraszenia i odpędzenia duchów [Frankowski 40 38].
W Wielki Piątek biją lekko dzieci, nim wstaną, a bijący woła: „Płaczeta, dziś płaczeboga“ [68 III 589; Karłowicz 51 IV 130—131]. Podobny zwyczaj w Wielkopolsce i w Krakowskiem nazywa się Boże Rany [Frankowski 40 39].
W Wielką Sobotę święci się w kościele nowy ogień, wodę i jadło. W niektórych miejscowościach powiatu morskiego bierze się w Wielką Sobotę ogień z kościoła do domu, rozpala nim wygaszone poprzednio ognisko i stara się ten poświęcony ogień utrzymać jak najdłużej. Istnieje też zwyczaj zapalania pierwszego ogniska w pierwsze święto Wielkanocne opaloną gałązką „palmową“ [Stelmachowska 84 124—125]. Podobnie w Polsce zabierają ogień do domu i zapalają nim nanowo ognisko domowe [Frankowski 40 39]. Ludność kaszubska uważa też za wskazaną kąpiel w wodzie rzecznej w Wielką Sobotę o północy w celach zdrowotnych. Także wodę wielkosobotnią przynoszą do domu i przechowują przez cały rok, gdyż woda ta ma właściwość wiecznej świeżości [Stelmachowska 84 123]. Wiele podobnych wierzeń zna także lud w Polsce zachodniej.
W powiecie kartuskim odbywało się w Wielkim Tygodniu obrzędowe chowanie żuru, przyczem gromada chłopców z garnkiem żuru obchodziła domy, śpiewając: „Skończyło się twoje panowanie, bo żur się do ziemi dostanie, święci się święcone“ itd. W końcu rozbijano garnek z żurem na plecach jednego z uczestników zabawy [Stelmachowska 84 225]. Zwyczaj taki znany jest też na Kujawach [Frankowski 40 39]. Przygotowane jadło jest naogół dość proste, dziś już przeważnie więcej zbliżone do ogólnopolskiego święconego. Gdzieniegdzie nawet Kaszubi nazywają ten zwyczaj noszenia jadła do kościoła w celu poświęcenia, zwyczajem polskim [Stelmachowska 84 122].

dyngus
W Poniedziałek wielkanocny urządza lud kaszubski dyngus. Chłopcy na kilka tygodni przedtem wsadzają gałązki brzozowe do wody, aby wypuściły listki. Chodzą od chaty do chaty i kładą gospodyni i gospodarzowi pod nogi te zielone gałązki. Innych domowników uderzają niemi lekko. Za to dostają jaja, rozmaite podarki, a nawet trochę drobniaków [Gulgowski 47 211]. Ta forma dyngusa jest szczególnie charakterystyczna dla Pomorza, choć znana i w Poznańskiem i na Mazowszu, ale prócz tego znane jest oblewanie wodą, powszechne w całej Polsce [Stelmachowska 84 214].

Z dyngusem chodzą na Kaszubach małe dzieci [Stelmachowska 84 129], składają życzenia wielkanocne i śpiewają pieśń:

Przyszliśmy tu po dyngusie,
Zaśpiewamy o Jezusie,
O Jezusie co zmartwychwstał,
Alleluje, Alleluja, i t. d.

albo też:

Przyszedłem po dyngusie,
Powiem wam o Chrystusie,
Wielki Czwartek, Wielki Piątek,
Miał Pan Jezus wielki smutek i t. d.

W Opoczyńskiem [Seweryn 81 47] chodzą parobcy z kurkiem po dyngusie i śpiewają również tę pieśń:

Przyśliśwa tu po dyngusie
Zaśpiewamy o Jezusie i t. d.

Pieśń tę śpiewa lud przy dyngusie także na Kujawach [Kolberg 53 III 216], w Łeczyckiem [Kolberg 53 XXII 29], w Poznańskiem [Kolberg 53 IX 136—137, X 68, 201, XI 42], na Mazowszu [Kolberg 54 I 144].
Od chłostania gałązkami wierzbowemi wykupują się dziewczęta w powiecie kartuskim malowanemi jajkami, a więc polskiemi pisankami.

po
wielkanocy
Po świętach wielkanocnych nie spotyka się na Pomorzu bardziej ciekawych obrzędów i zwyczajów aż do Zielonych Świąt. Tylko z pewnemi dniami, jak św. Wojciecha, św. Jerzego i św. Marka łączą się rozmaite przysłowia gospodarskie, które w niczem nie różnią się od podobnych polskich [Stelmachowska 84 153—4]. W dniu św. Marka na Kaszubach, podobnie jak w Polsce, wychodzą procesje z prośbą o urodzaje na polach [Stelmachowska 84 155; Frankowski 40 47].


zielone
święta
Podczas Zielonych Świąt nosi się do kościoła zioła i kwiaty, zdobi kościoły wewnątrz temi kwiatami, a także domy przystraja się brzozowemi gałązkami [Gulgowski 47 178, 211], zwanemi przez Słowińców mejem [Lorentz 57 627]. W powiecie kościerskim pasterze przystrajają rogi krowom i wołom, a to strojenie bydła uważa się za czynność ważną i ochronną przeciw złym duchom, które mogłyby krowom odebrać mleko [Stelmachowska 84 160]. Maidłem z zielonych gałązek brzozowych stroją rogi krów w Lubelskiem i Chodzieskiem, a w powiecie wysoko-mazowieckim ubierano wołu w wieńce i oprowadzano go po zagrodach [Frankowski 40 50].


boże ciało
W okresie Bożego Ciała święci lud wianki, które plecie się, podobnie jak w Polsce, przeważnie z rozchodnika i macierzanki [Stelmachowska 84 164; Frankowski 40 52]. Gałązki, któremi przystrajano ołtarze, zatyka się w zagony między rośliny polne, aby chroniły przed gradem [Stelmachowska 84 162]. W Polsce mają takie gałązki zatknięte na roli podobnie profilaktyczne znaczenie [Frankowski 40 52].


obrzędy
świętojańskie
W czerwcu z rozmaitych mniejszych świąt na pierwszy plan wysuwa się dzień św. Jana. Zwłaszcza wilję św. Jana spędzają Kaszubi na zabawach nocnych, rzucaniu wianków, śpiewach itd. Naogół ta, tak zwana świętojanka, nie uległa zmianie prawie od stu lat. Możemy o tem sądzić na podstawie A. Mosbacha „Wiadomości o Kaszubach“, napisanej w roku 1847 (ale dotąd nieznanej), wedle informacyj, udzielonych przez Florjana Ceynowę (Rkp. Ossol. 2247, str. 16). W czasie dawnej kaszubskiej świętojanki przedewszystkiem palono ognie i bawiono się na wzgórzach koło wsi, zwanych świętemi górami. W czasie tej nocy świętojańskiej ustawiano także drągi, zwane u nas majami. Oto jak obrzęd ten opisuje dawny rękopis: „Jużci wszystko co żywo krząta się koło świętojańskiej roboty, kopią doły, wbijają potężne drągi omydlone, a szczyty ich kiełbasami, serami itd. zawieszają, inni drągi słomą obwijają, a beczułki wysmolone u ich wierzchu przywiązują. Tymczasem coraz więcej ludu, wesoło sobie nucąc przybywa — aż cała niemal gromada się zeszła... Zmierzch zapada... osmolone drągi podniósłszy się stanęły w ziemi — wtem ze wszech stron zabrzmi okrzyk: Woegnia! woegnia! woegnia! — aż się rozlega po sąsiednich dolinach. Otóż świętojanka! płomienie buchają — grzmią śpiewki — pukają na wiatr z pistoletów, fuzyj — tańce wiją się koło ogni — gwar wesoło huczy... Ale nuż tedy przypuścić szturm do drągów omydlonych, ale ino zgrabnie, zwinno brać w objęcia, drzewa gładziuchne, bo to nie lada suwać po mydle... Śmiałków na szczycie uwieńczy suta nagroda! oj, bo też wysoko, wysoko dyndają i gomóły żarnowskie i kiełbasy i szynki i bicze nowiuteńkie... Jaki taki dolazł do szczytu, hycnie jednym susem nadół, minę buńczuczną nastroił, a wywija zdobytym serem, a trzaska z nowego bicza, co go dopadł na mydlanej jeździe...

Już też dogorywają rozpłomienione drągi, dym kłębi się wężem do nieba — omydlone drzewa próżniuteńkie... Północ niedaleka — a trzeba wiedzieć, że niejedna czarownica już szykuje miotłę; kij lub widły ma na pogotowiu, jeno — co kominem wyruszy na górę świętojańską. Będzie tu pohulanka z bisem. A ludziom poczciwym nie wdawać się z czartowską gawiedzią! Więc ustąpić jej placu! To też tańce ustają, gwarzących koła się rozwiązują — gromada idzie ku domowi, śpiewając wesołe piosenki — po chatach się rozchodzą. — Ucichło po wsiach! Otóż Świętojanka kaszubska!“
Zapiski współczesne potwierdzają te rozmaite obrzędy, a więc palenie ogni na wzgórzach, zapalanie smolnych beczek, umieszczonych na wysokim słupie, oraz wiarę w moc czarownic w tę noc świętojańską [Stelmachowska 84 167—169]. Ognie sobótkowe są zupełnie takie same również w Posce [Lorentz 56 136; Frankowski 40 52—3]. Prócz tego we współczesnych zwyczajach kaszubskich można zauważyć także przystrajanie domów i zabudowań szczególnie liściem klonu w celu ochrony przed czającemi się w wieczór świętojański złemi siłami [Gulgowski 47 211; Stelmachowska 84 217]. Podobne zwyczaje istnieją także w Polsce, np. w Żywieckiem [49]. Wogóle noc świętojańska jest nocą czarów. Czarownice lecą wtedy ku rozmaitym łysym górom, z których szczególnie głośną jest Łysa góra koło Kożyczkowa [Stelmachowska 84 171]. O zlotach czarownic w nocy św. Jana wspominają akta sądowe z różnych okolic Polski [59 XXVII 65], a także tradycja współczesna [Frankowski 40 52—3].
W tę noc szuka lud kaszubski również kwiatu paproci, kwitnącego o północy [Gulgowski 47 178]. Szukający paproci nie ogląda się za siebie, nie przystaje, bo grozi mu śmierć zadana ręką czarownicy. Kwiatu paproci szukają dlatego, bo mając go, można zobaczyć skarb zakopany [Stelmachowska 84 168—169]. W powiecie kościerskim szukają o północy kwiatu paproci, która kwitnie niesamowicie „jakby szklane oko patrzało, mieniąc się czerwono“. Nikt jednak kwiatu paproci zerwać nie może, bo ciernie bronią dostępu i zły duch przeszkadza, a pojawia się on jako małpa, byk, wilk, jako wędrowny, który się pyta, a kto odpowie, to przegrał, i paproci a z nią szczęścia nie dostanie. Nie wolno oglądać się za siebie, ani rozmawiać, choćby straszne głosy wołały i wzywały przeraźliwie [Stelmachowska 84 171]. W Polsce jest powszechne wierzenie, że kwiat paproci, kwitnący w wilję św. Jana Chrzciciela o północy, daje bogactwo temu, który go znajdzie i odkrywa mu wszystkie skarby w ziemi ukryte, a strzeżone przez złe duchy. Djabeł odstrasza zaś ludzi w najrozmaitsze sposoby [92 VI 253]. O cudownej mocy kwiatu paproci, który otwiera drogą do ukrytych w ziemi skarbów, mamy wierzenia w Krakowskiem, Ropczyckiem, Nowotarskiem i Lubelskiem [Kolberg 53 VII 123—124; 92 VI 254, XIV 214, XVI 35; 90 VI, 231, VII 116; 59 XVIII 77]. W Pińczowskiem opowiada lud o niesamowitej czerwonej barwie kwiatu paproci [92 IX 26].
W związku z nocą świętojańską wiążą się także rozmaite wróżby o charakterze miłosnym. Dziewczęta wyplatają wianki, które rzucają następnie na drzewo, a o ile rzucony wieniec zostanie na drzewie, dziewczyna jeszcze w tym roku wyjdzie zamąż [Treichel 87 25]. W powiecie morskim dziewczęta rzucają wianki na wodę i wróżą z nich o zamążpójściu. Niekiedy rzucanie wianków odbywa się nad morzem. W niektórych miejscowościach powiatu kościerskiego jest zwyczaj, że puszczane przez dziewczęta na wodę wianki, wyławiają chłopcy przy pomocy długich tyk. Wyławiający wianek stanie się mężem dziewczyny, do której należał wianek [Stelmachowska 84 167—168, 172]. Świętojańskie wianki są jednym z najstarszych i dość powszechnych polskich obrzędów, odprawianych zarówno nad Wisłą, jak nad Wartą, nad Narwią i nad innemi naszemi rzekami. Obrzęd i w Polsce polega na tem, że dziewczęta, zebrane o zmroku, rzucają swe wianki na prąd rzeki, a młodzieńcy na łódkach idą w zawody za wieńcami. Dola wianka, komu się dostanie, czy zatonie lub popłynie na kraj świata, stanowi wróżbę o zamążpójściu właścicielki wianka [Gloger 42 IV 431—2].
W wilję świętojańską zaczyna się też okres zbierania ziół; wtedy zarówno na Kaszubach jak w Polsce zbiera się rozmaite zioła lecznicze [Stelmachowska 84 168; Frankowski 40 53].
Specjalnością kaszubską lokalną jest obrzęd ścinania kani. Już A. Mosbach w wyżej wspomnianym rękopisie (Rkp. Ossol. 2247, str. 19) zwrócił uwagę, że o ile szczodraki, wypędzanie Starego Roku, kolędy, chodzenie z szopką, dyngus, świętojanka są po całym obszarze Kaszub rozpowszechnione, to obrzęd ścinania kani istnieje tylko w niektórych wioskach powiatu wejherowskiego. Mosbach przytacza też tekst, który, jako oparty na informacjach Ceynowy, najbardziej zbliża się do wersji, ogłoszonej swego czasu w „Skorbie“ [23 109], a jest nieco odmienny od tekstów dotąd ogłoszonych [64 II 52—56; Stelmachowska 84 170].

święta
w lipcu
Po sobótce niema już ważniejszych obrzędów, tylko niektóre ze świąt budzą większe zainteresowanie ze względu na wiążące się z niemi czynności gospodarcze, a w związku z tem powstają też pewne przysłowia, przepowiadające pogodę, w niczem nie różniące się od podobnych polskich przysłowi [Stelmachowska 84 178]. Nawet w nazwach świąt są widoczne owe łączności. Dzień Nawiedzenia N. P. Marji (2 lipca) nazywano dawniej w powiecie kościerskim Matką Boską Jagodną, co pozostaje w związku z tym pięknym polskim zwyczajem, że matki, które postradały małe dzieci, wystrzegają się jedzenia jagód przed tem świętem. A uzasadnia to równie piękna legenda, że w dniu tym niebieska Opiekunka dziatek zgromadza je około siebie w raju i rozdaje im słodkie jagódki, ale te dzieci, których matki jadły przed owym dniem jagody, nic nie dostają [Karłowicz 51 II 219]. O dniu św. Anny mówią Kaszubi, że „łed święty Anki są zemne wieczory i płeranki“, czyli więc tak jak w całej Polsce [Stelmachowska 84 179].


m. b. zielna
Później szczególną uwagę zwraca dzień 15 sierpnia, czyli święto Wniebowstąpienia N. P. Marji, nazwanej też Zielną ze względu na święcenie ziół. Dziewczęta zbierają zioła i kwiaty na parę dni przed tem świętem lub w przeddzień tegoż po południu aż do zachodu słońca, po krzakach, zaroślach, miedzach i łąkach [Stelmachowska 84 183—184; Frankowski 40 58]. Między innemi ziołami święci lud kaszubski na Matkę Boską Zielną także bylicę pospolitą (Artemisia vulgaris) [Gulgowski 47 176]. Ziele to, mające wielkie znaczenie w przesądach ludowych, święcą także w Wielkopolsce, w powiecie wolsztyńskim [Kolberg 53 IX 145], oraz w Małopolsce, np. w powiecie bocheńskim [67 XI 170] i w powiecie nowotarskim [61 IX 115].


wrzesień
Św. Rocha uważa się na Kaszubach, tak jak w Polsce, za patrona chorób zarówno u ludzi jak u zwierząt domowych [Stelmachowska 84 185; Frankowski 40 58—9]. We wrześniu rozpoczynają Kaszubi zasiewy jesienne z dniem 8, czyli na Matkę Boską Siewną. Starzy gospodarze pilnują tej daty i starają się zasiać choćby skrawek najmniejszy pola [Stelmachowska 84 187—188]. Również w całej Polsce przestrzega się tego zwyczaju, aby w wilję tego dnia każdy rolnik zasiał choć kilka garści zboża [Frankowski 40 59].


zaduszki
Bardzo charakterystyczne są wierzenia kaszubskie, związane z Zaduszkami. W ośrodkach nadmorskich opowiadają, że w noc zaduszną o godzinie 11 w nocy dusze przychodzą z cmentarza do kościoła i tam odprawiają nabożeństwa, poczem o północy wracają do swych grobów. Podobne wierzenia istnieją w powiecie kartuskim i kościerskim [Stelmachowska 84 190, 192]. Na całym polskim obszarze krążą także opowieści o nabożeństwie zadusznem, odprawianem przez zmarłych dla zmarłych [Fischer 37 54—60]. Wedle wierzeń kaszubskich duchy są okrutne, a ktoby noc zaduszną przepędził w kościele — duchy na pewno rozszarpałyby go żywcem. Na ten temat krąży wiele opowieści [Stelmachowska 84 191]. Podobne opowiadania znane są z ziemi dobrzyńskiej, z okolic Inowrocławia, na Śląsku, w Lubelskiem [Fischer 37 54—57]. Ponieważ dusze błądzą wtedy po ziemi, przeto lud kaszubski stawia dla tych dusz jedzenie na oknach domów, a niekiedy zastawia się po domach stół z jedzeniem i pali w piecach, aby dusze mogły się ogrzać. Z tych samych powodów nie spuszcza się wtedy psów z łańcucha, gdyż napadłyby duchy pokutujące i przeszkadzałyby im, a jest to bezwzględnie zabronione [Stelmachowska 84 192—193]. Dawniej na Mazowszu, w dzień zaduszny lud nosił jadło i napoje na cmentarz. W Żabnie, w powiecie krasnystawskim, w dzień zaduszny o północy w każdej chałupie stawiają na stole lusterko, grzebień i półkwaterkę wody. Dusze przed pójściem do kościoła wchodzą do chałupy, myją się, czeszą i dopiero wtedy idą na mszę [Fischer 37 21, 24]. Prócz tego lud daje wtedy jedzenie ubogim, którzy niejako zastępują samego zmarłego. W Wągrowcu wierzą, że w noc zaduszną duchy udają się na miejsce dawnego zamieszkania, gdzie szczególnemi znakami dają znać o sobie [Fischer 37 54—5]. Podobnie wierzą na Podlasiu i w Lubelskiem. Pod Częstochową nawet gaszą wcześnie światła wieczorem, aby nie przeszkadzać duszom zmarłych [92 XVII 44]. Lud nadrabski starannie przygotowuje izbę i sprzęty na przybycie dusz zmarłych. W Opatowskiem koło Ćmielowa lud mniema, że dusza wtedy odwiedza swój dawny dom, a taką duszę widzi pies, poczyna naszczekiwać i wyć żałośnie. Nie można wtedy szczuć nim, by się na gniew duszy nie narazić. Dlatego przez cały dzień zaduszny psami szczuć nie należy [Fischer 37 60]. Tak więc wiara w dusze błądzące w Zaduszki i związane z tem zakazy ma również taki sam charakter w Polsce jak na Kaszubach.


św. barbara
Na podkreślenie zasługuje ten fakt, że zgodnie z wielkim kultem na Kaszubach dla św. Barbary [Stelmachowska 84 197—199], a także w Polsce, opowiada lud w Żabnie, w powiecie krasnystawskim, że póki są zwłoki w domu nie wolno drzwi zamykać, bo dusza idzie na poradę do Pana Boga, ale pierwej wstępuje do św. Barbarki. A jak kto za życia „nie wspominał se na święte Barbarke, to ona nie chce jego wpuścić i dusza nocuje se u niej pod progiem“, a potem idzie już na sąd Boży [90 XVIII 346]. Lud więc polski zaleca także nabożeństwo do św. Barbary. Również znacznym kultem zarówno w Polsce, jak na Kaszubach cieszy się św. Mikołaj.


wspólność
obrzędów
dorocznych
Powyższe zestawienia potwierdzają w zupełności wyniki pracy B. Stelmachowskiej o obrzędach dorocznych na Pomorzu, że „obrzędy pomorskie nie przedstawiają bezwzględnie odrębnej całości, któraby wyróżniała wybitnie teren Pomorza lub jakąkolwiek z jego grup etnograficznych od terenu całej Polski“.


7. PRAWO LUDOWE


imiona
i znaki
Lud posiada zwykle rozmaite formuły prawne. Przedewszystkiem w związku z zasadami, dotyczącemi osób, szczególne znaczenie ma nadawanie imion. Rzecz znamienna, że wśród kaszubskich rybaków nadmorskich panowało niegdyś wyjątkowe zupełne ubóstwo imion, wciąż się powtarzały imiona: Jan i Józef, Anna i Marjanna, prowadząc do ciągłych nieporozumień. Dlatego, podobnie jak chłopi polscy, mają rybacy rozmaite przezwiska, jeden zowie się Okrętnikiem, bo wiele po morzach wędrował, tamten Górowy, ów Mądry itd. [74 1889, 381]. Dopiero jeden z proboszczów z Jastarni, ks. Hieronim Gołębiewski, przełamał ten zwyczaj, polecając dzieciom nadawać imiona wedle dnia urodzenia. Poza temi najczęstszemi imionami Kaszubów są: Wawrzyniec, Matys, Łejk i Łejceszk (Wojciech), Leszk; z kobiecych Anula i Anusza, Marena i Maresza itd. Ale zwłaszcza męskie imiona Jan i Józef był niegdyś popularne także w Wielkopolsce i w Małopolsce. Wojciech był szczególnie częsty w Wielkopolsce i pod Łęczycą, a Wawrzyniec równie częstym także w Wielkopolsce [Bystroń 17 198—199]. Także w nadawaniu imion zaznaczają się pewne kulty lokalne oraz pewne upodobania tradycyjne, które zmieniają się mniej lub więcej, zależnie od działalności władzy kościelnej. O ile osoba oznaczona jest imieniem, rzecz posiada swój znak własnościowy. Rybacy kaszybscy i słowińscy używają znaków zwanych merkami, któremi piętnują swoje narzędzia rybackie i wiosła, a nawet groby na cmentarzach [Lorentz 57 625; Namysłowski 66 VII]. Mimo nazwy obcej, która oczywiście niczego nie dowodzi, bo mogła wyprzeć dawniejszą rodzimą, zupełnie podobnie jak karby wyparły dawne narzazy, te kaszubskie znaki własnościowe są bardzo zbliżone do kurpiowskich znaków własnościowych zwanych ciosnami [Poniatowski 72 333]. Na dawnych narzędziach rybackich znajdują się czasem prócz znaku własnościowego także krzyżyki (jeden lub trzy), które mają znaczenie magiczne, a mianowicie wywoływanie dobrego połowu [Lorentz 56 24]. Krzyżyk ten odgrywa analogiczną zupełnie rolę jak podhalański „krzyżyk niespodziany“, umieszczany na rozmaitych naczyniach pasterskich nie tylko w celach zdobniczych, ale i czarodziejskich [5 I 109]. Pewnego rodzaju znakiem własnościowym jest także słowiński vjiechc [Lorentz 57 1296], to jest zatknięty na kiju wiecheć słomy, jako znak ostrzegawczy przed zbieraniem względnie deptaniem trawy. W Polsce takie wiechy i wiechcie na ścieżkach, idących przez łąki i role, są również znane ogólnie, zwłaszcza w Małopolsce [Karłowicz 51 VI 106].


zwoływanie
gromady
Życie w gminie kaszubskiej nie wykazuje pewnych odmian bardziej odrębnych. Zebranie rady gminnej określa się, jak dawniej w Polsce, nazwą gromada [Lorentz 56 72; Karłowicz 51 II 127]. Gromadzie tej przewodniczy szołtes tak u Słowińców jak u Kaszubów [Lorentz 57 1172], a więc nazywa się on tak, jak dawniej w Polsce nazywał zwierzchnik wioski czy kilku wiosek osiadłych na prawie polskiem [Gloger 42 IV 264]. Ta nazwa jest w Polsce u ludu powszechna [ Karłowicz 51 V 188]. Pomocnicy wójta, ławnicy, nazywają się tak u Kaszubów jak u Słowińców przysiężnymi [Lorentz 57 892; Karłowicz 51 IV 432], co odpowiada nazwie ogólnopolskiej tego gminnego urzędnika.

Gromadę zwoływano przy pomocy klëki, t. j. kawałka mocno w różnych kierunkach zakrzywionego drzewa (ryc. 17 b). Dawniej zwoływanie odbywało się w ten sposób, że sołtys rzucał najbliższemu sąsiadowi klëkę, do sieni, wołając głośno cel i godzinę gromady. Sąsiad podawał sąsiadowi klëkę, aż obiegła całą wieś, a ostatni znów zwracał tę krzywulę sołtysowi [Fischer 34 43]. Ale już od kilkudziesięciu lat wędruje po wsi klëka z przymocowanem piśmiennem zawiadomieniem [76 XXII 234]. Ten sposób zawiadomienia wsi o ważnych wydarzeniach lub zebraniach jest powszechny w Polsce (Kwestjonarjusz w „Wiśle“ IX—XV). Laska do zwoływania ma rozmaite nazwy: kula, kluka, krzywula, a na Kaszubach nazywa się także karkulecą [68 III 397]. Nietylko sam zwyczaj, ale i kształt laski bardzo często jest identyczny (ryc. 17 a).

podział
ryb i siana
Zupełnie lokalny charakter mają związki rybackie o charakterze zawodowym, zwane maszoperjami, które polegają na wyznaczaniu rybakom pewnej części brzegu i dzieleniu każdego połowu wedle stale uchwalonej normy. Równie ciekawy jest sposób dzielenia siana na łące wspólnej u rybaków jastarniackich. Kiedy już wszystkie kopice ustawione, wtedy następuje losowanie przydziału poszczególnych kopic w ten sposób, że przysiężny staje przy pewnej kopicy a sołtys odwrócony od siana wyznacza ze spisu zainteresowanych właściciela kopicy. Ten sposób rozdzielenia trawy nazywa się kawlowaniem dlatego, że w kaszubskiem kawel oznacza kawał pola losem przydzielony rozmaitym rodzinom. Dlatego też i w zabawach dziecinnych ciągnąć kawle, to znaczy ciągnąć losy [Karłowicz 51 II 326]. Obrzęd ścinania kani poprzedza zabawa, do której chłopcy wylosowują partnerki również przy pomocy drewienek, zwanych kawlami (Rkp. Ossol. 2247, str. 20—21).


dożywocie
Wiele ciekawych formuł prawnych, istniejących w rodzinie kaszubskiej, uwzględniono przy obrzędach rodzinnych tak narodzinowych, weselnych jak pogrzebowych. Poza tem dla rodzinnych stosunków kaszubskich jest charakterystczna, t. zw. starkowizna, która polega na tem, że zwykle najstarszy syn (albo nawet i córka) żeni się, otrzymuje gospodarstwo, spłaca resztę rodzeństwa, a rodzicom musi dać dożywotni deputat, który składa się z pomieszczenia, opału, części ogrodu i sypki w naturze. Ponieważ zaś gbur kaszubski często już w 50 roku życia idzie na odpoczynek, więc deputat trwa 20—30 lat, ciąży na gospodarstwie i wywołuje zatargi rodzinne, procesy i skargi sądowe [Fischer 34 42]. Starkowizna znana była też Słowińcom [Lorentz 57 1090]. Zwyczaj ten nie jest jednak żadną specjalnością kaszubską, ale znany jest w prawie ludowem na całym obszarze ziem polskich. W Polsce pospolicie nazywa się wymową, ale także ma inne nazwy, jak łaskawizna w Poznańskiem; tamże zowie się: wymiar, wycug, wydbanek (okolica Obornik), wyderek (Pałuki). Forma dożywocia istniała również w Nowosądeckiem [Dąbkowski 30 II 272]. W związku ze zwyczajami spadkowemi na Pomorzu należy podkreślić, że dawniej ludność ta była bardziej skłonna do dzielenia swych posiadłości, podobnie jak ludność innych obszarów Polski, zwłaszcza Małopolski [95 II 37].

Przegląd obrzędów i zwyczajów o charakterze społecznym i prawnym świadczy, że wogóle cała ludowa kultura społeczna nie różni się od polskiej, jak to przyznają nawet badacze niemieccy [Lorentz 56 135].




ROZDZIAŁ III


Kultura duchowa

I. WIARA W DUCHY


dusza
i duchy
Lud kaszubski wierzy w rozmaite duchy. Przedewszystkiem sądzą, że dusza po śmierci idzie na sąd, poczem wraca do ciała zpowrotem i pozostaje tam tak długo, dokąd ksiądz nie wrzuci garści ziemi na grób [Gulgowski 47 223]. Czasem dusza musi pozostać na ziemi i pokutować w postaci ludzkiej lub zwierzęcej, zwłaszcza ptaka, a gdy się taką duszę spotka, trzeba znać odpowiednią formułę odprawiającają [Lorentz 56 109]. Rybacy kaszubscy sądzą, że wybawione za ich przyczyną z czyśćca duszyczki wyproszą im osobne błogosławieństwo dla ich rybaczego rzemiosła i obfitszy im zapewnią połów [74 1889, 383]. Wiara w dusze błądzące i pokutujące jest wogóle u ludu polskiego bardzo rozpowszechniona [Fischer 38 324—328]. Czasem jednak nietylko dusze, ale wogóle zmarły wstaje z grobu, błądzi po świecie i wyrządza rozmaite szkody. Kaszubi takiego błądzącego ducha nazywają wieszczym, podobnie jak Słowińcy, u których jest on dwojakiego rodzaju: vjeszcza, vjeszczi [Lorentz 57 1303]. Wieszczy wstaje nocą z grobu i wysysa we śnie krewnym swym krew, aby ich pozbawić życia. Dlatego takim wieszczym ucinano głowę po śmierci, aby nie mogli już szkodzić pozostałym przy życiu krewnym. W związku z tem przekonaniem lud kaszubski nazywa wieszczbą czepiec z błony płodowej, pozostały na głowie dziecka, a oznaczający, że dziecko będzie strziżem, czyli wieszczym [68 III 633]. Aby dziecko przed tem uchronić, trzeba wieszczbę spalić na popiół i dać dziecku z wodą wypić, gdy zacznie siódmy rok życia [68 III 668]. Nadto Kaszubi opowiadają, że gdy taki wieszczy wstanie z grobu i uderzy w dzwony, ludzie mrą gromadami na takim obszarze ziemi, na jakim słychać ten dzwon [Nadmorski 65 64—65]. Na uwagę też zasługuje powiedzenie kaszubskie, że po polsku jest upiór, po kaszubsku wieszczi, a po niemiecku wampir [68 III 692]. Tymczasem na Kaszubach istnieje też nazwa wupji na określenie upiora, a w południowej Kaszubszczyźnie nazywa się on także njełop [Lorentz 56 110]. Nazwą jednak najbardziej ogólną jest wieszczy. Ani nazwa ani wierzenie nie jest specjalnie kaszubskie. W Dobrzyńskiem rodzina, mająca wśród siebie wieszczego, to jest osobnika z dwoma rzędami zębów, prędko wymiera, gdyż ów wieszczy dzwoni w dzwony, których głosu nikt inny nie słyszy prócz członków rodziny i nawołuje wszystkich swoich do grobu. Chcąc uniknąć tego nieszczęścia, należy w nocy odkopać jego mogiłę, odciąć łopatą głowę i włożyć ją między nogi, a serce przebić osikowym palem [92 II 129]. Także w Poznańskiem upiór nazywa się wieszczym, który również wstaje po śmierci i dzwoni, a jak daleko głos dzwonów ludzie słyszą, tak daleko wszyscy wymrą [Kolberg 53 XV 34]. Na uwagę zasługuje też, że dziecko, rodzące się w czepcu, zowie się strziżem [68 III 633], w Małopolsce zaś nazywa się upiora zwykle strzygoniem [Karłowicz 51 V 252—253]. Upiór, właściwy dla Polski wschodniej, a rozpowszechniony na drodze książkowej, ma również swój odpowiednik w nazwie wupji.


krośnięta
Natomiast charakter raczej przychylny mają rozmaite małe i drobne duchy domowe o różnych nazwach. Słowińcy nazywają je malcami (maulzi), albo drobnymi (drömne), a nawet już z niemiecka undererczkami, czyli jakby podziomkami [Lorentz 57 204, 620, 1252]. Poza tem nazywa się je kraśniętami. Na uwagę zasługuje, że już w kronice Stryjkowskiego jest następująca wzmianka o takich małych duchach na Pomorzu: „W Pruskiej też ziemi górnej, około Chojnic, Kamienia, Sempelborka, za Toruniem i indzie o tym drzewie bzowem, po dzisiejsze czasy, bardzo świętobliwie tameczni obywatele trzymają wierząc, iż pod drzewem bzowem, ziemni mieszkają jacyś dziwni duchowie, których oni krasnymi ludzmi zowią i widzieć się często w nocy, kiedy miesiąc świeci, zwłaszcza ludziom chorym, dawają; o ich urodzie powiadają, iż więcej na łokieć nie są wyższy wzrostem“ (Stryjkowski, Kronika. I 147). Wedle wierzeń kaszubskich kraśnięta wyprawiają rozmaite psoty, np. splatają koniom grzywy, a w nocy tańczą po izbie. Lud w Jastarni wierzy, że w wilję Bożego Narodzenia chodzą nocą krasnoludki. Każdy z nich ma dwie czapki na głowie: czerwoną i zieloną. Przy spotkaniu się z krasnoludkiem należy zerwać mu z głowy zieloną czapeczkę, wtenczas krasnoludek będzie zmuszony złotem obdarzyć spotkanego człowieka [Stelmachowska 84 44]. A że te małe duszki pozostają w pewnem związku z duchami zmarłych świadczy zwyczaj, iż dawniej na Pomorzu kukiełki wypiekane w Zaduszki dawano nietylko duchom zmarłych, ale i krasnoludkom w celu przysporzenia sobie szczęścia [Biegeleisen 9 166]. Podobne zwyczaje znane są także na Śląsku. Wogóle podobne wyobrażenia małych karzełków spotykamy na Kujawach i na Mazowszu, gdzie nazywa się je także krasnalkami, oraz w Polsce zachodniej, gdzie mają nazwy krześlaków, skrzatów, kobołdów itd. [Karłowicz 51 II 470—471]. Na dalszą ale ciekawą analogję zwrócił uwagę J. St. Bystroń [22 14], że kraśnięta w okolicy Kartuz śpiewają: „Kiedy idziesz przez wodę, nie myj nogi o nogę“, zupełnie tak samo jak ukraińskie rusałki: „Ne myj niżku ob niżku, bo smich, bo smich“. Przeciwieństwem kraśniąt są stolemy, czyli olbrzymy [Lorentz 57 1101, 1115; 68 III 630]. Nadto istnieją tak u Kaszubów jak u Słowińców, duchy o charakterze nieokreślonym, zwane straszedłami lub strasznikami [Lorentz 57 1102—1103], odpowiadające różnym polskim straszydłom.


demony
zbożowe
Nietylko w domu, ale także w zbożu przemieszkują demony o różnych nazwach. Kaszubi mówią o żytniej matce, koło Pucka spotyka się nazwę Rżana-matka [Bystroń 22 5]. Ale są znane także inne jej nazwy, jak żetno mac, żetno baba, baba. Ta żytnia baba jest postrachem dzieci, które zjada. Wygląd ma odrażający, olbrzymki o żabiej głowie a długich piersiach, z których wycieka gorąca smoła [Lorentz 56 106]. Zupełnie podobne są wyobrażenia polskiego ludu, który nazywa ją zytnią babą zarówno w Wielkopolsce, na Śląsku i w Małopolsce [Bystroń 22 5]. Zarówno koło Bochni, jak koło Krakowa wyobraża ją sobie lud jako kobietę z żabią głową, a czasem o płonących piersiach, która, siedząc w zbożu, wykłuwa dzieciom oczy (Płochoczyn koło Grudziądza) albo nawet je zjada i dlatego zowie się także zjadarką [Bystroń 22 6—7].

W południe pojawia się na polu także brzydka połujica, otoczona psami i wilkami, która porywa dzieci [Lorentz 56 106]. Taka przezpołdnicaprzypołudnica jest na Kaszubach postrachem głównie dla dorosłych [66a III 389]. Południca w podobnej postaci pojawia się w Małopolsce [Bystroń 22 7—8]. W wierzeniach kaszubskich jest też typ południcy pięknej, w białej szacie i w złotym pasie, która zadaje schwytanym przez się ludziom zagadki; w razie odgadnięcia ich daje cenne rady, w przeciwnym zaś razie zabija [Lorentz 56 106]. Także i ten typ południcy ma swój odpowiednik w wierzeniach poznańskich [Bystroń 22 8—9], a zarazem znów się zaznacza analogja do ukraińskich rusałek, które także zadają zagadki napotkanym w lesie i zabijają tych, co nie zgadną [Bystroń 22 15].
Również charakter demona zbożowego posiada wilk, przebywający w zbożu i straszący dzieci [Lorentz 56 106], znany także koło Krakowa, nad Gopłem, w powiecie konińskim, w okolicy Brodnicy itd. [Bystroń 22 3]. O ile południca oraz rozmaite inne boginki występują w roli demona, mieniającego dzieci, na Kaszubach tę rolę mieniania dzieci wykonują bliżej nieokreślone kobołty, zbliżone do kraśniąt [Lorentz 56 106]. Natomiast demonem porywającym dzieci jest kanja. W Strzelnie opowiadają, że kania w postaci dziewczęcej spada z obłoków i uprowadza dusze małych dzieci [Lorentz 56 108]. W Poznańskiem kanja jest dziewicą bardzo piękną, która przybywa otoczona obłokiem pod wieczór; samotne spotykane dzieci stara się do siebie zwabić, poczem je chwyta i ulatuje z niemi w gęstym obłoku na dzikie lasy, skąd porwane dzieci nigdy nie wracają [Kolberg 53 XV 29]. W Małopolsce widmo to w postaci obłoku schodzi na ziemię i porywa drobne dzieci, bawiące się na wsi bez dozoru, unosząc je w niebiosa [Biegeleisen 11 261]. W związku z temi wierzeniami pozostaje rymowana przestroga: „Uciekajcie dzieci, bo na was kania leci“!

błędne
ogniki
Rzecz ciekawa, że niema właściwie kaszubskich wierzeń o topielcach, tak powszechnych w Polsce, jakkolwiek wyraz sam jest znany tak u Słowińców [Lorentz 57 1221], jak u Kaszubów, ale tylko w odniesieniu do bagna [Karłowicz 51 V 410]. Natomiast istnieją opowieści o topielcach, kuszących do wodnej głębiny [Fischer 34 33]. Również znają Słowińcy [Lorentz 57 590] i Kaszubi błędne ogniki, które powstają szczególnie tam, gdzie są ukryte skarby i gdzie się pieniądze przesuszają raz w roku za sprawą djabelską [Gulgowski 47 193]. O błędnych ognikach na Pomorzu mamy bardzo dawną wzmiankę, bo już kronika Galla wspomina o tem, jak rycerze Władysława Hermana nad bagnistą Notecią byli przerażeni wskutek delusiones i napróżno uderzali mieczami w próżnię [Sobieski 83 19]. Pewnym rodzajem błędnego ognika jest także alf, który wedle Słowińców w postaci ognistego smoka przynosi skarby swemu panu [Lorentz 57 8]. Niektóre z wierzeń, dotyczących alfa, opowiada się w powiecie kościerskim o latalcu [Lorentz 56 105]. Również wedle włościan z Pilicy latawiec ma postać ptaka lub gada, w Masiach zaś powiada lud, że latawiec jest to zły w postaci słupa ognistego, co sunie w powietrzu poniżej księżyca, sypiąc iskry. Gospodarzowi znosi pieniądze, ale za zły poczęstunek mści się [Biegelseisen 9 548].

zmora
Kaszubi i Słowińcy wierzą także w istnienie mory, którą wyobrażają sobie w postaci kobiecej, albo też jako istotę kobiecą, skazaną na te czynności upiorne z powodu zaklęcia [Lorentz 57 673]. Morą może stać się dziewczyna z powodu przeoczeń przy chrzcie, lub wtedy, gdy rodzice mają siedem córek, a nie mają żadnego syna, wtedy najstarsza lub najmłodsza staje się zmorą. Zmora pojawia się w rozmaitej postaci: kota, psa, białej myszy, jabłka, gruszki, źdźbła słomy itd. [Lorentz 56 93]. Kaszubi opowiadają następującą baśń: Rodzice mieli trzy córki, a wszystkie urodzone pod nieszczęsnym znakiem, były zmorami, o czem rodzice nie wiedzieli. Raz spał w tym domu żebrak i słyszał jak owe dziewczęta, rozmawiając ze sobą, żaliły się, że pierwsza musi dusić konie, druga musi męczyć wodę, trzecia zaś ciernie. Wtedy żebrak powiedział o tem ojcu i polecił je przechrzcić. Podobne opowiadania znane także na Mazowszu, w okolicy Siewierza i in. [Biegeleisen 10 281]. O wierzeniu ludu polskiego w zmorę wspomina już Syreński w „Zielniku“ (1613 r.). Podobnie jak u Kaszubów, tak też i nad Rabą i w Krakowskiem wierzą, że gdy w rodzinie jest siedem córek, jedna z nich staje się zmorą [Biegeleisen 10 275]. W Polsce pojawia się zmora w postaci zwierzęcej, np. kota białej myszy, słomki, a także gruszki lub jabłka. Zwłaszcza w związku z tą ostatnią postacią charakterystyczne są opowieści ludowe kaszubskie. We Wdzydzach zmora okazuje się jako jabłko. Jeden parobek po duszeniu przez zmorę zauważył jabłko. Było ono tak piękne, że ugryzł je, nie mógł jednak go zjeść, bo było bardzo twarde. Rano nie zobaczył tego jabłka koło siebie, a córka sąsiada miała ukąszoną wargę i chodziła z owiniętą twarzą [Gulgowski 47 188—9]. W innej opowieści kaszubskiej pojawia się zmora w postaci gruszki, którą chłopak dręczony przez zmorę zjadł, a wyrzucił tylko pestki na podłogę, na drugi zaś dzień zauważył koło swego łóżka ogryzione kości kobiece [Gulgowski 47 189]. Zupełnie podobna jest opowieść ze Ździechowej pod Gnieznem, jak pewien człowiek pochwycił morę, która go dusiła w postaci jabłka, jabłko to zjadł, odrzucając tylko ogryzek z pestkami, a nazajutrz zobaczył przy swem łóżku szkielet ludzki [90 IX 16].


wilkołaki
U Słowińców są ślady wiary w wilkołaka, to jest człowieka, który przez odwrócenie rzemyka może zmienić się w wilka [Lorentz 56 95]. Bynajmniej niema potrzeby przypuszczać, że to wierzenie powstało pod wpływem niemieckim, ponieważ wiara w wilkołaki jest bardzo rozpowszechniona w Polsce. Szczególnie bliską formę ma to wierzenie z Pałuk. Dziewczyna z zemsty zawiązuje kochankowi chusteczkę na szyi, który z tego powodu zmienia się w wilka, a owa chusteczka staje się jego obrożą. Dopiero gdy pewnego razu jeden z wilków zerwał mu ową chusteczkę, wilkołak odzyskał dawną postać [Biegeleisen 9 448—449].


djabeł
Ze wszystkich duchów najczęściej pojawia się djabeł, który posiada na Kaszubach bardzo liczne nazwy. Nazwy djabeł i czart są znane [Lorentz 57 135, 179], ale zwykle używa się innych, jak: leceper, zgrzydlok, zgrzecha, bies itd. [Nadmorski 65 120—121]. Nadto istnieją rozmaite odmiany djabłów, które mają specjalne nazwy. Zły duch, którego czarownice zadają ludziom w pokarmach i napojach, zwie się michałkiem, a nawet panem Michałem [68 III 421]. Nieraz nawet przestrzegają: „Nie jedz tego jabłka, w nim je michałk“ [Pobłocki 71 48]. Inny rodzaj djabła zwie się stusem. Taki stos lub stus jest to mały, pocieszny djabeł, rodzaj licha czy psotnika. W swej żeńskiej odmianie stośnica lub stusnica ma charakter czarownicy [68 III 630; Karłowicz 51 V 239]. Słowińcy nazywają djabła także fertąnk [Lorentz 57 245] lub kaduk [Lorentz 57 409]. Kadukiem nazywa się djabła i w Małopolsce [Karłowicz 51 II 289]. Kaszubi i Słowińcy nazywają djabła także purtokiem [Lorentz 57 911]. Dlatego nawet ludowy działacz kaszubski Antoni Abraham, gdy w roku 1919 stanął przed Wilsonem, uderzył pięścią w stół i zawołał po kaszubsku, że „Pomorza nam ani kusi purtok zabrać nie może“ [Sobieski 83 232]. Djabeł ten ze względu na właściwe znaczenie wyrazu purtok ma swój odpowiednik w złym duchu małopolskim, zwanym Srala [Karłowicz 51 V 213]. W Słowińskiem istnieje też na określenie djabła wyraz čarni boug, który ze swoją antytezą bjauli bog wywołał nawet mitologiczne interpretacje [Lorentz 57 36, 57].

Za najstarszego djabła uważa lud kaszubski smantka [68 III 623], a stąd pochodzi wyrażenie osamętać, to jest oczarować, złego ducha zadać, opętać [68 III 437]. Ów smętek ma właściwie mało cech kościelnego szatana (Żeromski: „Wiatr od morza“); czasem nawet lud kaszubski to podkreśla: „To doch nie je djabeł, le to je smętk“. Nawet jednak ten typowo kaszubski smantek [76 XXII 237], istnieje także w Małopolsce i używa się go w formie zupełnie podobnej w przekleństwach. Na Kaszubach mówi się: „A niechże was smętk!“ [Nadmorski 65 120], zaś w Małopolsce zachodniej można usłyszeć powiedzenia: „Cy cie smentek nadał cy co, idź do smęntka“ [59 V 358] lub „niech go smętek weźmie“ [Karłowicz 51 178].


uosobienie
śmierci
i chorób
Charakter istot demonicznych ma także śmierć i rozmaite choroby. Śmierć, wedle dawnych wierzeń kaszubskich, jest to blada niewiasta w białem odzieniu, pukająca do domów, w których ma umrzeć ktoś do trzech dni. Zwierzęta a także i niektórzy ludzie odczuwają jej zbliżanie się [Lorentz 56 107]. Podobnie i w puszczy sandomierskiej wyobraża sobie lud śmierć w postaci kobiety, odzianej w białe płachty. W powiecie rzeszowskim występuje ona w odziewadle białem, około szyi zawitem. Wedle wieśniaków z Lubelskiego — to taka jasna pani bieleńka [Biegeleisen 13 1—2]. Lud nadrabski utrzymuje, iż w przeddzień zgonu człowieka puka ona trzykrotnie w okno dotyczącego domu, a również w Działdowie wierzą, że śmierć przychodzi przez trzy wieczory z rządu i puka do okna, by oznajmić o zgonie [Biegeleisen 13 3]. Ale oprócz tego lud kaszubski wyobraża sobie, pod wpływem obrazów kościelnych, śmierć w postaci kościotrupa z kosą, przyodzianego w czarny płaszcz [Lorentz 56 107]. Wyobrażenie to oczywiście jest również w Polsce powszechne, a w związku z niem pozostają polskie nazwy śmierci jak kostka, kostusia itd. [Biegeleisen 13 2].

Lud kaszubski zna także uosobienia chorób zwłaszcza cholery, zwanej także dżumą lub czarną śmiercią, oraz zarazy, zwanej także powietrzem. Wszystkie te choroby wyobraża sobie lud w postaci kobiecej. Cholera jest to brzydka, wysoka, chuda kobieta w płachcie, z włosami rozpuszczonemi. O ile człowiekowi uda się ją przenieść przez granicę, wygasa ona. Natomiast zaraza jest to jakby ciemna chmura o kształtach kobiecych, owinięta zupełnie w całun, o długich nogach i rękach. Nieraz wskakuje komuś na plecy i każe się nosić [Lorentz 56 107]. Właściwie niema tu jednak zbyt wyraźnego rozróżnienia cholery i zarazy, podobnie jak w Polsce, gdzie istnieje wiele analogicznych wierzeń. Pod Wieliczką lud wyobraża sobie te choroby w kształcie siwego dymu, który leci skupiony, jak pas płótna rozciągnięty, a na kogo padnie, ten zaraz umiera. Również w Gościejowie w powiecie obornickim widziano zarazę pod postacią płachty. Na Kujawach lata mór w postaci dziewicy, owiniętej w płachty. Albo też ma wygląd kobiety chudej, bladej i okrytej białem prześcieradłem [Biegeleisen 10 289—290]. Istota ta każe się przynosić lub przywozić do wsi, przyczem pomoc tę zwykle nagradza.
Wedle wierzeń kaszubskich można się przed morem uchronić w ten sposób, że sześć dziewcząt nagich musi się zaprząc do pługa, powozić musi wdowa, która przez siedem lat żyła uczciwie we wdowim stanie, popędzać zaprzęg ma czysty młodzieniec, a inny ma pilnować rzeczy. W zupełnem milczeniu muszą tak oborać całą wieś [Lorentz 56 107]. Również w Polsce znane jest takie oborywanie granic wsi. Do tego orania używa się pary ciołków bliźniaczych i pary chłopców-bliźniaków [Biegeleisen 10 296—298].
W dziedzinie demonologicznej podobieństwa polsko-kaszubskie są więc równie bardzo znaczne [Lorentz 56 136].

2. CZARY


czarownice
Lud kaszubski nazywa czarownice rozmaicie. A więc nietylko używa właściwego miana czarownice [Lorentz 57 134—5], ale także cotucha [68 III 373], czyli ogólnopolska ciota [Karłowicz 51 I 238]. Słowińcy na określenie czarów i czarownic używają określeń gusla, guslorka, guślarz [Lorentz 57 319]. Lud słowiński odróżnia czarownika i czarownicę od znachora i znachorki, których nazywa guojicielami i guojicielkami [Lorentz 57 313]. Czarnowica nazywa się czasem jizą lub jęzą [Lorentz 56 96]. W Polsce zowie się tak babę złośliwą, ale także i czarownicę [Karłowicz 51 II 267].

Czarownicom tym przypisuje lud kaszubski jak polski zarówno choroby zwierząt domowych jak też choroby ludzkie, zwłaszcza o dziwnych objawach, a także wszelkie niepowodzenia gospodarcze. Mają one zarazem zdolności przepowiadania przyszłości, a o istnieniu takich wiedźm wiedziano już w wiekach średnich na Pomorzu, o czem dowiadujemy się z relacji Ottona bamberskiego [Biegeleisen 9 233]. Czarownicę kaszubską można poznać po zaczerwienionych oczach [Lorentz 56 97], podobnie jak nietylko u nas, ale wogóle w Europie [Biegeleisen 9 232, 239].
W Kartuskiem przepis powiada, że należy żmii uciąć głowę, w pyszczek wsadzić jej ziarnko grochu, a potem zasadzić to w doniczce kwiatów, kiedy zaś groch wzejdzie, trzeba przed św. Janem urwać z niego źdźbło i zabrać do kościoła, a w czasie nabożeństwa zrobić zeń trójkąt i przezeń patrzyć na ludzi, a wtedy ujrzy się, że każda czarownica ma na głowie smolnicę, to jest drewniane naczynie od smoły [Nadmorski 65 133]. W Polsce istnieje wierzenie, znane także na Pomorzu, że w dzień Bożego Ciała lub w inne święto, ksiądz, patrząc przez Monstrancję, może poznać czarownice znajdujące się w kościele, gdyż mają one skopce na głowach. Wogóle czarownice przychodzące do kościoła w dzień Zielonych Świąt, w Wielką Niedzielę lub w Wielki Piątek mają na głowie skopce, ale włożone w nie cudowne ziele, czyni je niewidzialnemi i widzą je tylko czarownice [Biegeleisen 9 234—235]. O jazdach czarownic na Łysą Górę wspomniano już wyżej w związku z obrzędami świętojańskiemi.
Wogóle w tym czasie występuje na Kaszubach najwięcej wierzeń związanych z czarownicami. Wówczas w obawie przed ciotami przystraja się domy w liście klonowe, zakłada zieleń i kwiaty bydłu na szyję, wkłada gałązki klonu na spód kutrów i żaglowców, wkręca zioła poświęcane w sieci i zapala ogniska [Stelmachowska 84 168—169]. Wszystkie te zabiegi ochronne znane są w Polsce [Biegeleisen 9 218—254], a jeśli zmiany jakieś się zaznaczają, to najwyżej takie, że lud polski używa gałązek jaworowych w miejsce, tak do nich podobnych, klonowych [94, 1932 r., 25]. Nadto w związku z czarownicami istnieją jeszcze inne babiewierstwa, jak mówią Słowińcy [Lorentz 57 10]. Kaszubi i Mazurzy przypuszczają możliwość zaśpiewania kogoś na śmierć. Polega to na tem, że, mając na myśli pewną osobę żyjącą, czarownica śpiewa lub czyta za jej duszę psalmy, śpiewane zwykle za nieboszczyków, przyczem śpiewa te psalmy od końca [Biegeleisen 9 243]. Możliwe, że wierzenie to powstało z niemieckiego totsingen, ale jest ono znane i poza obszarem kaszubskim tak w Polsce jak i u innych Słowian.
Wierzenia w czarownice na Pomorzu były w XIX wieku bardzo żywe, skoro jeszcze w roku 1836 w Chałupach na Helu pławiono i zabito rzekomą czarownicę [46 II 168, 201]. Wiara ta była wówczas równie żywa w Wielkopolsce i wogóle w Polsce zachodniej [Biegeleisen 9 234—236].

3. LECZNICTWO LUDOWE


Rola czarownic szczególnie silnie i wyraźnie zaznacza się w zadawaniu i ewentualnem odczynianiu rozmaitych chorób.
Gbur czy rybak kaszubski mieli w równym stopniu, jak i wieśniak polski, słabe zaufanie do lekarza. Ten brak zaufania łączył się jak najściślej z pojmowaniem przyczyny choroby. Cóż bowiem mógł pomóc lekarz przeciw rozmaitym demonicznym postaciom wywołującym chorobę, jak cholera, dżuma czy zaraza, czy nawet krasnoludki. Równie bezsilnym musi być lekarz wtedy, gdy chorobę można zadać lub podłożyć. Dlatego też lud kaszubski bez względu na to, czy choroba pochodzi od czarownic, czy zjawiła się naturalnym sposobem, najchętniej używa własnych leków, a jeszcze chętniej zażegnywań i zaklęć albo talizmanów [Nadmorski 65 137].

kołtun
Czasem rozmaite dolegliwości leczy się przez zapuszczanie kołtuna. Szczególnie wtedy, gdy obce włosy wpląta się w swoje, w paru dniach następuje już powikłanie włosów na głowie [Gulgowski 47 202—203]. Zwyczaj zapuszczania kołtuna w celu zmniejszenia cierpień chorego zna lud polski od dawna [Biegeleisen 10 262—263]. Usuwanie kołtuna odbywało się, wedle przepisów kaszubskich, jedynie przy zmniejszającym się księżycu. Najbardziej odpowiedniemi dniami były do tego wilja św. Jana lub innych głównych świąt. Kołtuna nie obcinano, ale oddzielano go rozpaloną szpilką i natychmiast wrzucano do ognia [Gulgowski 47 203]. W Kieleckiem obcina się kołtun rozpalonemi nożycami lub opala rozżarzonem żelazem. W Tarnowskiem a także i w innych okolicach obcina się kołtun w Wielką Sobotę; w Krakowskiem rzuca się go w ogień. W Redłowie leczy się go przez spalenie [Biegeleisen 10 263—264].


zamawiania
Dawniej były w użyciu na Kaszubach zażegnywania ran i chorób. Szczególnie ciekawe są formułki zaklęć, w których zgagę wypędza się do morza [Nadmorski 65 138]. Natomiast t. zw. strzelon (Panaritium) zaklina się następująco: „Szed pies przez ovjes, a seczka przez jorkę, doł pies na pjivko, a seczka na gorzołkę. Njos kądzel na wosowim drągu a temu paluszkowi wcale nic nie bądze“. Przy tej formułce pociąga się ręką po chorem miejscy i dmucha [Lorentz 56 100]. W dawnych opracowaniach etnograficznych spotyka się kaszubskie zażegnywania róży, puchliny, ran, krwotoku, bólu zębów [Nadmorski 65 138—139]. Bardzo wielką ilość podobnych zamawiań i zażegnywań zna także polska medycyna ludowa [Biegeleisen 10 35—67]. Szczególnie broni się lud przed febrą, która ma rozmaite nazwy i dostosowane do nich różne sposoby lecznicze [Biegeleisen 10 318—327; Gulgowski 47 204].


rzucanie
uroku
Bardzo pierwotny charakter ma także leczenie uroku, choroby wywołanej przez złe oczy, czyli uroczne oczy. Wedle wierzeń kaszubskich taki człowiek może zaszkodzić zdrowiu ludzi i zwierząt, a nawet wywołać ich śmierć. Może nawet własnemu bydłu zaszkodzić [Lorentz 56 93]. Wśród Kaszubów uchodzą za urokliwych ludzie z drugą twarzą, czyli t. zw. sobowtóry, to znaczy widujący rzeczy nadzmysłowe, niewidzialne dla ogółu [90 XV 334]. Wiara w ludzi urzekających swem spojrzeniem jest powszechna w Polsce [Barthel de Weydenthal 8 6—12]. Również powszechnie w Polsce znane jest przekonanie, że urokowi mogą ulec nietylko ludzie, ale i zwierzęta domowe [Barthel de Weydenthal 8 18]. Kaszubi obawiają się szczególnie urzeczenia młodych gąsiąt i w celu zapobieżenia temu urokowi przesuwają je przez nogawki męskich gaci [Lorentz 56 93]; Nadmorski 65 133]. Zabieg ten spotykamy także nad Rabą i w Lubelskiem, na Kujawach oraz na Mazowszu pruskiem [Barthel de Weydenthal 8 44].


zioła
lecznicze

Urok leczy się tak na Kaszubach jak na innych polskich obszarach przy pomocy okadzania święconemi ziołami [Lorentz 56 93; Biegeleisen 10 250—251].
Wogóle zaś w lecznictwie ludowem kaszubskiem zioła zarówno święcone, jak nie święcone odgrywają bardzo wielką rolę. Parę przykładów może to potwierdzić. Piołun zabezpiecza przed cholerą i wogóle przed zaraźliwemi chorobami [Gulgowski 47 178]. W Lubelskiem [Pleszczyński 70 127] roślina ta posiada podobne zastosowanie. Wywar bylicy (Artemisia vulgaris L.) bywa uważany za skuteczny przeciw kurczom i napadom epileptycznym [Treichel 87]. W Małopolsce zachodniej także podają chorym na wielką chorobę odwar z bylicy [93 VI 226—7; Udziela 88 112; Biegeleisen 10 205]. Przeciwko długotrwałemu kaszlowi piją Kaszubi odwar jagód jarzębiny [Gulgowski 47 204], podobnie w Lubelskiem [Pleszczyński 70 116]. Wedle kaszubskich zaleceń chory na suchoty winien siąść pod krzakiem bzu z garnkiem, w którym jest wrząca woda, a ktoś inny musi obejść ten krzak trzykrotnie i zapytać: „Co gotujesz?“ Chory odpowiada: „Stare części młodego ciała“. Jak to nie pomoże, niema już dla chorego ratunku [Gulgowski 47 205]. W Poznańskiem [Kolberg 53 XV 157] leczą suchoty odwarem z bzowego kwiatu, podobnie jak w Rzeszowskiem [90 VII 167], na Śląsku [90 XV 617] i w innych okolicach. W Małopolsce dzieci chore na suchoty niosą pod krzak bzu, poczem wracają do domu i wykonują trzy roboty, w czasie których odmawiają zalecone modlitwy, ale poza tem muszą zupełnie milczeć. W razie pomyślnego wyniku matka przynosi wyzdrowiałe dziecko do chaty. Jeśli ta praktyka nie pomoże, niema już ratunku [59 I 122].
Rany leczy się na Pomorzu przy pomocy babki lancetowatej (Plantago lanceolata L.) [Treichel 87 16]. Środek ten stosuje się w Polsce powszechnie [Biegeleisen 10 97; Udziela 88 218; 90 V 422, VII 167; Pleszczyński 70 109; 92 XI 51]. Kaszubi [Gulgowski 47 204] przykładają na wrzody między innemi także listki babki pospolitej (Plantago maior L.) podobnie jak w Polsce [Udziela 88 218, 232]; następnie używają Kaszubi na wrzody liści olszowych [Gulgowski 47 204], jak również w Polsce [Udziela 88 232], w Kieleckiem [Federowski 32 II 267], w Lubelskiem [Pleszczyński 70 125], w Stanisławowskiem [61 XIII 76]. Wreszcie na wrzody robią Kaszubi okłady z cebuli [Gulgowski 47 204], podobnie jak na wielu innych obszarach Polski [Udziela 88 194, 217; 61 IX 146; 90 V 422, X 343, 347]. Na oparzenie, wedle kaszubskich przepisów, pomagają okłady z liści klonowych [Gulgowski 47 204]. Zastosowanie liści klonowych spotykamy również w Lubelskiem [Pleszczyński 70 118, 137].
W ziemi puckiej [46 1911, 231] ma pomagać na ból zębów okadzanie bieluniem (Datura stramonium L.), podobnie w okolicach Biecza [59 VI 304]. Oczywiście przykłady takich analogicznych leczniczych środków roślinnych możnaby mnożyć w nieskończoność, równie jak rozmaite lecznicze środki zwierzęce.

znachorzy
i znachorki
Te tak przeróżne środki stosują rozmaici ludowi znachorzy i znachorki, wśród których są zarówno lekarze wszystkich chorób, jak i specjaliści. Ponieważ na Pomorzu chętnie leczą się przez puszczanie krwi, więc w każdej wsi jest zwykle specjalista t. zw. krwawnik. Takich specjalistów, zwanych krwiarzami, nie brak i w Małopolsce [Biegeleisen 10 357]. Poza tem we wsiach kaszubskich leczą często różne stare baby, tak jak w Polsce, a w swem lecznictwie łączą leki o charakterze naturalnym z czynnościami o charakterze magicznym, w których szczególnie liczby trzy i dziewięć odgrywają bardzo wielką rolę[2] [Lorentz 56 99].


4. PRZYRODA


W zupełnie specjalny sposób tłumaczy sobie lud kaszubski całą przyrodę i wogóle ustrój wszechświata.

ziemia
i niebo
Ziemia jest ogromną płaszczyzną z dużemi górami na horyzoncie, na których opiera się niebo. W niebie tem mieszka Pan Bóg, a gdy błyskawica rozdziera niebiosa, można „wieczne światło ujrzeć“ [Gulgowski 48 30]. Podobnie lud małopolski opowiada, że „ziemia jest płaska, kieby bochen chleba, a stoi na miejscu“ [Fischer 35 161—162].


słońce
i księżyc
Wokoło ziemi porusza się słońce. Na słońcu ma Chrystus swój tron niebieski, dlatego na WIelkanoc przy wschodzie słońca można zobaczyć baranka z krzyżem w jego lśniącej tarczy [64 I 23]. Również wedle wyobrażeń ludu nadrabskiego słońce porusza się a ziemia stoi [Biegeleisen 9 502].

Szczególnie wielką rolę w przesądach kaszubskich odgrywa księżyc. Na księżycu mieszkają pierwsi rodzice. Ewa siedzi przy kołowrotku i przędzie, a Adam stoi oparty o widły. Kto zobaczy pierwszy raz nowy księżyc, powinien się trzykrotnie mu pokłonić, do trzech policzyć i życzyć sobie czegoś, a to się spełni. Także pozdrawia się nowy księżyc następująco:

Witaj księżycu niebieski
Tobie szczęście i korona
A mnie miłość i fortuna

Istnieje również silny związek księżyca z pogodą. Jeśli księżyc na nowiu wskazuje rogami do góry tak, że jeździec mógłby uzdę na róg zawiesić, będzie deszcz, jeśli zaś rogiem wskazuje na dół, to będzie pogoda, bo „Z roga piecze, z pępa ciecze“, albo „Z roga woda, z pępa pogoda“. Księżyc ma również wpływ na zdrowie urodzonych dzieci, oraz wogóle na wszystkie zajęcia ludzkie. Dlatego podczas nowiu sadzi się kwiaty, ziemniaki, warzywa i wogóle odbywa prace, które powinny się dalej rozwijać. Przy zmniejszającym się księżycu czyszczą domy, bielą ściany, piorą bieliznę, ponieważ brud i owady wtedy łatwiej się niszczą. Natomiast w czasie pełni wiąże rybak sieci i wiersze, aby były zawsze pełne [64 I 23—24].
Forma, w jakiej lud kaszubski objaśnia plamy na księżycu, jest ciekawym przykładem kontaminacji motywów skandynawskich i polskich. Szwedzi umieszczają bowiem na księżycu Adama i Ewę obok drzewa wiadomości dobrego i złego. W polskich podaniach ludowych szczególnie częsty jest motyw kary za pracę w dnie świąteczne [59 XXV 40—42]. Lud sieradzki opowiada, że w święto Matki Boskiej chłop widłami gnój rozrzucał, a baba w niedzielę robiła masło, i za ten grzech Bóg ich osadził na księżycu [Biegeleisen 9 504]. Prócz tego są w Polsce, podobnie jak u innych Słowian, wierzenia, że na księżycu siedzi prządka [59 XXV 46]. W podaniu kaszubskiem zespoliły się te różne motywy w jedną całość.
Pewne ślady kultu księżyca wyrażają się w następujących pozdrowieniach [Biegeleisen 9 504—505]: w Lubelskiem w celu uchronienia się od bólu głowy modlą się do księżyca na nowiu, mówiąc po trzykroć pacierz i dodając potem: Witaj księżycu nowy! Niech nas nie bolą głowy!
Formułka ta brzmi nieco pełniej w Łęczyckiem:

Witajże, witaj miesiączku nowy,
Zachowaj mnie Boże od bolenia głowy.
Tobie szczęście i koruna
A mnie zdrowie i fortuna!
Zdrowaś Maryja!

W Poznańskiem [Kolberg 53 XV 5] zaleca lud temu, kto widzi księżyc na nowiu i to na dworze, na polu, a nie w izbie, wymówić te słowa: „Witaj księżycu, niebieski dziedzicu, w Niebie korona, a na ziemi fortuna i szczęście!“ W ten sposób ubogi może osiągnąć dostatki, kawaler lub panna dobry ożenek itd.
Nadto lud polski uzależnia rozmaite swe czynności od księżyca. Dlatego w czasie przybywania księżyca rozpoczyna się i dziś takie czynności, które w następstwie mają się rozwijać pomyślnie, np. zasiewy, a natomiast podczas ubywania księżyca, to jest po pełni aż do ostatniej kwadry, podejmuje się takich robót, które mają na celu usunięcie czegoś niepożądanego [Biegeleisen 9 507]. Także przepowiednie pogody opiera lud polski powszechnie na księżycu.

gwiazdy
Również ciekawe są wierzenia kaszubskie dotyczące gwiazd. Każdy człowiek ma na niebie swoją gwiazdę, bogaci większą, ubodzy mniejszą. Gdy jego gwiazda spadnie, człowiek musi umrzeć. Nie należy liczyć gwiazd, bo jeśli przypadkowo wyliczy się własną gwiazdę, śmierć jest pewna. Ludowi kaszubskiemu znane są też nazwy niektórych gwiazd, jak jutrzenka, kosnicy, grabiorki, baby, wóz, gwiazda zwierzowa. Wedle gwiazd dawniej nawet określano godzinę i uważano, że czas już wstawać, gdy dyszel od woza (konstelacja gwiazd) na dół pokazuje [64 I 24—25]. Lud dobrzyński wierzy także, że każdy człowiek ma swoją gwiazdę, i że z chwilą śmierci spada z nieba i jego gwiazda. Dlatego zabrania się liczyć gwiazdy palcem, bo gdyby się wskazało na własną gwiazdę, śmierć pewna [92 II 128]. Podobne wyobrażenia istnieją w Pińczowskiem, w Małopolsce zachodniej, na mazowszu, na Podlasiu i w Lubelskiem [Fischer 38 87]. Lud małopolski opowiada rozmaite podania, które uzasadniają nazwy gwiazd takie, jak baby, kosy, grabie, wóz z furmanem itd. [Kolberg 53 VII 32—33].


droga
mleczna
i tęcza
Drogę mleczną nazywają Kaszubi niebieską drogą i uważają ją za drogowskaz dla ptaków, które ciągną, jesienią w obce kraje [64 I 24].

Słowińcy wierzą, że tęcza pije wodę z morza, błota lub jeziora [68 III 647]. Jeden koniec tęczy pije z jednego jeziora, drugi zaś z drugiego. Poczem tęcza wodę tę wciąga w obłoki i stąd później pochodzą różne opady. Lud podkarpacki uważa tęczę za istotę żyjącą, która kąpie się w rzekach, zanurzając się w nich obiema szyjami. Wedle ludu polskiego tęcza pije wodę z potoka, również jednak ze stawów, jezior i rzek. Dlatego w Łukowskiem nazywali ją Pijawą, a na zachodzie Dągą [Biegeleisen 9 551].

burze
i pioruny
W związku z burzą opowiadają Kaszubi, że piorun jest to kawał rozpalonego żelaza, które wszystko niszczy i pali, co mu w drogę przyjdzie, wbija się kilka metrów do ziemi, gdzie ostygnie, a potem wychodzi na powierzchnię jako wąski, skamieniały klyn, także prąt nazywany [Gulgowski 48 32]. Za takie piorunowe strzałki i boże prątki uważa lud polski różne przedhistoryczne kamienne siekierki, które Mazurzy nazywają piorunowemi klinami [Karłowicz 51 IV 107] i stosują do celów leczniczych. Również lud ropczycki wyobraża sobie, że piorun to wielki ognisty kamień. W innych okolicach Polski twierdzą, że piorun to prątek, który Pan Bóg rzuca z nieba [Biegeleisen 10 241]. Zwykle lud uważa belemnity za takie boże prątki rzucone z nieba lub za strzałki piorunowe.


kult
roślin
Lud kaszubski ożywia całą przyrodę, a więc źródła, jeziora, lasy. Nawet każde drzewo ma duszę [Gulgowski 48 32]. Podobnie lud pińczowski utrzymuje, iż drzewa w lesie mają duszę. Na Śląsku, nim zetną drzewo w lesie, przepraszają je przedtem, gdyż w każdem drzewie cierpi uwięziona dusza, która przez te przeprosiny zostaje wyzwolona [Biegeleisen 9 453]. Szczególnie wielkiego poważania zażywał dąb. Niegdyś każdy wieśniak musiał sadzić dąb dla każdego z członków rodziny dziedzica, bądź z okazji urodzin, ślubu czy śmierci, tak że życie człowieka było związane z życiem tego drzewa [Treichel 87 17—18]. Wogóle niegdyś na Pomorzu czczono święte dęby, jak np. w Szczecinie [59 XVII 20]. Drzewo to wspomina bardzo często pieśń tak kaszubska [Gulgowski 47 89, 118], jak polska [90 X 521; Kolberg 53 XII 140; 59 XV 234, 240 itd.]. Takiem drzewem we wszystkich pieśniach występującem jest także cis, z którego są w pieśniach zarówno polskich jak kaszubskich, sporządzone sprzęty, zwłaszcza skrzynie i wrota.

W opowieściach kaszubskich mamy przykłady metamorfozy ludzi w rośliny. Taki charakter ma podanie o powstaniu nazwy Chmielna. oto dwoje młodych pokochało się, a że nie mogli się pobrać, pomarli ze zmartwienia. Pochowano ich po obu stronach kościoła, a zczasem wyrosły z dwu serc po tej i po tamtej stronie cmentarza dwa chmiele, które w górze nad kościołem się zrosły, a tak od tych dwu chmieli wyrosłych powstała nazwa Chmielno [64 I 70]. Motyw ten, powszechny w całej Europie, nie jest obcy także Polsce [Biegeleisen 9 488—489].
Niektórym roślinom przypisują Kaszubi wogóle cudowne właściwości, szczególnie wtedy, gdy są poświęcane na Matkę Boską Zielną. Między innemi noszą do kościoła piołun, bylicę, rumianek, stokroć i macierzankę [Gulgowski 48 33]. każde z tych ziół można znaleźć także w wiankach z innych okolic Polski [92 VI 226; Fischer 35 164]. Pewne rośliny uchodzą za djabelskie, co nawet uzasadnia zawsze jakaś opowieść. Taką rośliną należącą do djabła jest oset zarówno u Kaszubów [Gulgowski 47 177], jak w Lubelskiem [Pleszczyński 70 154] i u ludu wielickiego [61 IV 110]. Tak samo pokrzywę uważa się za twór djabelski wedle przekonania kaszubskiego [Gulgowski 47 177], lubelskiego [Pleszczyński 70 101] i wielickiego [61 110].

cudowne
właściwości
zwierząt
Zwierzęta dzielą się na dobre i złe, na takie, co przynoszą szczęście lub nieszczęście. Z niektóremi z tych zwierząt łączą się bardzo charakterystyczne wierzenia. Lud polski niechętnie np. wymawia imię wilka w tej obawie, że wymieniając go po imieniu „ściągnie nieproszonego gościa“ [Biegeleisen 9 403]. Podobnie Słowińcy nazywają wilka po zachodzie słońca njespomjinouni [Lorentz 57 1553]. Bociana i jaskółkę uważają na Kaszubach za święte i zabrania się im robić krzywdę. Mięsa tych ptaków jeść nie można [Gulgowski 48 33—34; 66 a III 40]. W Polsce bocian doznaje wielkiej czci, a każdej strzesze, na której się gnieździ, przysparza szczęścia . Mięsa bociana jeść nie można [Biegeleisen 9 403]. Także jaskółka cieszy się wielką czcią u naszego ludu.

Wiele przesądów nawiązują Kaszubi do rozmaitych innych ptaków, jak dzięcioł, kukułka, mysikrólik [59 VIII 311] i kura [Gulgowski 47 180]. Na uwagę zasługuje, że Słowińcy nazywają koguta także piojoch [Lorentz 57 902], a więc tak jak na zachodniem Mazowszu i w ziemi dobrzyńskiej [75 VIII 88], a nie kur jak zwykle na Kaszubach.

Koty, węże i sowy pozostają na służbie czarownic [Gulgowski 47 181; Biegeleisen 9 418]. Do tych tajemniczych zwierząt należy także nietoperz, którego używa się do zabiegów czarodziejskich, mających na celu wywołanie szczęścia w grze. Podobnie u Kaszubów kret przysparza szczęścia i zdrowia. W Małopolsce stosuje się kreta przy różnych zabiegach, mających na celu ochronę zwierząt domowych przed czarownicami i wogóle darzenie się koni [Biegeleisen 9 415—416].
pojęcia
o anatomji
i fizjologji
Lud polski a więc i kaszubski ma także wiele ciekawych zapatrywań na anatomję i fizjologję, które przeważnie oddziałały na ukształtowanie się całej medycyny ludowej. Szczególne znaczenie w tych przesądach odgrywają części ciała ludzkiego i jego wydzieliny. Tak np. w pierwszym roku życia Kaszubi nie pozwalają czesać dziecka lub obcinać mu paznogci, bo dziecko byłoby nieszczęśliwe. W związku z temi przekonaniami Kaszubi każą ucięte paznogcie nosić w woreczku. Na Mazowszu także przestrzegają, aby dziecku do roku nie obcinać paznogci. Wedle ludu ropczyckiego obciętych paznogci nie można rzucać na ziemię, boby człowiek szukał ich po śmierci, lecz należy włożyć je do zanadrza. Tego rodzaju wyobrażenia posiada także lud nadrabski, wielicki itd. [Biegeleisen 9 32—33].


matematyka
ludowa
Na pewnych szczególnych zasadach opiera się także ludowa matematyka kaszubska. Oto przy obliczaniu należytości za pewną wykonaną pracę używa się do kontroli t. zw. karbów, czyli drewnianych podwójnych deseczek długich na 20 cm. Za każde 10 dni roboczych robi się znak przez oba drewienka, poczem jedno drewienko zachowuje u siebie robotnik, a drugie pracodawca. Kiedy zaś okres pracy skończy się, wtedy na podstawie tych drewienek następuje wzajemne obliczenie [Gulgowski 47 81—82; Lorentz 56 18].

Sama forma obliczenia się jest na Pomorzu bardzo stara, bo dokumenty pomorskie, sięgające roku 1176 i późniejsze [68 III 427], a także polskie źródła historyczne z XIII wieku wspominają o daninie zwanej narzazem, właśnie od znaków rzezanych w drewienkach obliczeniowych, jak tego dowodzi dokument mazowiecki z roku 1295, w którym wyraźnie podkreślono: pro incisione quoque, quod narzaz dicitur [Balzer 7 41]. Nazwa karby tak w Polsce jak u Kaszubów jest późniejsza, która weszła w miejsce dawnych narzazów. System takich narzazów czy karbów służy w Polsce do podwójnego karbowania, a wówczas listewkę drewnianą przecina się wzdłuż łamanej linji i na takiej potem razem składanej listewce zaznacza się pewien rachunek dotyczący wzajemnego obliczenia. Takie listewki nazywa się bierkami [Ciszewski 28 III 113—134].

Ale liczba, tak u Kaszubów jak i u Polaków, służy nietylko do rzeczowego obliczenia, ma ona także swą głębszą treść mistyczną. Dlatego liczby trzy i dziewięć mają znaczenie dodatnie, [66a III 349] a inne, zwłaszcza siedem i trzynaście, raczej znaczenie ujemne. To samo dotyczy liczenia czasu, są dnie i godziny złe [Lorentz 56 83] i dobre, szczęśliwe i nieszczęśliwe [Biegeleisen 9 290; Poniatowski 72 288—289].
5. OPOWIEŚCI


podania
o dzwonach
Na tle pięknych okolic i jezior kaszubskich powstała wielka ilość podań. Krążą opowiadania o górach zamkowych w Bytowie, Bielgardzie i Cerekwi, o zapadłych miastach, wsiach i kościołach, o skarbach zaklętych i zatopionych dzwonach. W jeziorze między Modrzewem a Wielkiem Tuchomiem w poranek wielkanocny odzywają się donośnym głosem dwa dzwony kościelne [76 XXII 236]. Lud kaszubski podobnie, jak np. nasz lud na Podkarpaciu, wierzy w siłę nadprzyrodzoną dzwonu i wogóle uważa go jakby za istotę żywą. Dowodzi tego podanie o pogańskiej córce Zuzannie koło Chmielna [76 XXII 238], która wyprosiła u ojca pieniądze na budowę zamku, a w rzeczywistości wybudowała kościół. Gdy ojciec przyjechał i to zobaczył, kazał ją przebić. Przebito ją i wrzucono do jeziora, a wtedy i dzwony poszły za nią w głąb wody, a idąc w wodę dzwoniły imię jej: Zuzanna. Jeden z tych dzwonów wydostano na wierzch. Na Boże Narodzenie pewna dziewczyna wyszła nad wodę i zobaczyła dzwony, jeden chwyciła i wyciągnęła. Gdyby była uchwyciła wielki, toby i inne wyszły za nim, a było ich razem trzy. Tylko jeden mały przyszedł do góry, a gdy wzięli go na wieżę, śpiewał zawsze: Zuzanna, Zuzanna, tak że go przelać musieli. Inne dwa pozostały w wodzie i wołały: „My nieszczęsne, gdyby wielki wzięła, tobyśmy wszystkie wyszły“. Takie wierzenie w życie dzwonów nie jest wyłączną właściwością Kaszubów, ale i naszego Podkarpacia. Np. we wsi Mikluszowicach krąży podanie, że dzwon przez dzwonienie bąm, bąm, Jąn, Jąn zaznaczał, jakie chce mieć miano. Dlatego, gdy go ksiądz nazwał Mikołaj, skoczył z wieży do Raby. Raz, gdy parobek plebański pławił konie w Rabie, dzwon chwycił się końskiego ogona, ale parobek myślał, że to jakieś złe konie do wody ciągnie, zaczął kląć zamiast wzywać imienia Boskiego, a wtedy dzwon urwał się koniom od ogonów, zaśpiewał żałośnie bąm, bąm, ja jes święty Jąn i poszedł z wodą Raby do Wisły, a stamtąd do Chełmna, tam go dopiero wyłowiono i tam już został. W Mikluszowicach zaś ulano nowy dzwon, ale nie dawano mu już innego miana, jak św. Jan, w obawie, aby się nie rozżalił i znów nie poszedł za wodą [59 V 359—360].

Lud nasz uważa dzwon jakby za istotę żywą i ma do swych dzwonów wielkie przywiązanie, czego dowodzi fakt z Sierakowic koło Kartuz, że tamtejsi chłopi zakopali przed Niemcami dzwony, a dopiero po wojnie je odkopali i uroczyście wprowadzili do kościoła [Sobieski 83 233]. Podobne wypadki znane są z innych obszarów Polski. Z tego też powodu kaszubskie opowiadania o dzwonach nawiązują często do Szwedów rabujących dzwony kościelne, które w czasie przejazdu przez jezioro wpadają do głębiny i tam pozostają, jęcząc żałośnie, zwłaszcza w czasie Zielonych Świątek. Nie brak też, podobnie jak w Polsce, licznych opowiadań o zatopionych skarbach, o zaczarowanych zamkach i zaklętych kamieniach.

podania
o madeju
Na obszarze kaszubskim stwierdzono już dawno rozmaite odmianki podania o Madeju. Różnica w tem tylko, że tego zbója nazywają Remjaszem [68 III 608], lub Robinem, a nie Madejem. Dlatego też i znany dwuwiersz, związany z tem podaniem, ma formę o tyle odmienną, że starszy diabeł powiada:

Bierzta a rzutta na Remiaszowe łoże,
Gdze same brzetwe e noże.

W innych odmiankach zbój wogóle żadnej nazwy nie posiada, ale zasadnicze wątki są zupełnie zgodne z odmiankami polskiemi tego podania [90 II 810; Lorentz 58 420, 577, 731; Andrejew 4 18—19]. Jak podanie było popularne, świadczyć może o tem fakt, że polskie opracowanie poetyckie tego wątku stało się na Kaszubach pieśnią ludową [46 1911, 68—70].

baśnie
o charakterze
wędrownym
Prócz tych podań, to jest opowieści związanych z pewną lokalną tradycją lub mających pewien pozór rzeczywistości, krąży na obszarze kaszubskim wiele baśni o charakterze wędrownym. Tak np. opowiadają zarówno Kaszubi jak Słowińcy baśń o siedmiu braciach zmienionych w kruki, jednej siostrze, słońcu, księżycu i wietrze. Baśnie zupełnie podobne opowiada lud śląski, poznański, a w mało różnych odmianach znane są one i na innych terenach [Bolte-Polivka 14 I 230]. Kaszubska baśń o królewiczu zaklętym w żabę [Bolte-Polivka 14 I 6] powtarza się w wersji zupełnie identycznej w Józwowie w Lubelskiem [90 VII 157—159]. Baśń o Jasiu i Małgosi, zabłąkanych w lesie przy zbieraniu jagód, spotyka się w formach bardzo zbliżonych na Kaszubach i w Krakowskiem [Bolte-Polivka 14 I 118—119]. Motyw pozyskania królewny na żonę przez odgadnięcie zagadek, względnie wogóle przez żartobliwe przegadanie kogoś, spotyka się zarówno w opowieści kaszubskiej, jak rzeszowskiej [Bolte-Polivka 14 I 202]. Teksty opowieści o prześladowaniu chłopaka przez jego przyszłego teścia ze względu na związaną z dzieckiem przepowiednię są zupełnie identyczne na Kaszubach i w puszczy sandomierskiej [Bolte-Polivka 14 I 285]. Także cudowna baśń o stoliczku samonakrywającym się, baranku złotodajnym i kiju-samobiju, tak bardzo rozpowszechniona w całej Polsce, znana jest również na Kaszubach [Bolte-Polivka 14 I 357]. Kaszubska baśń o głupim, co nie znał strachu i koniecznie chciał go poznać [46 I 44—47], posiada liczne analogje w Krakowskiem koło Wadowic i Nowego Sącza [Bolte-Polivka 14 I 34]. W Rozłazinie w pow. lęborskim opowiada lud kaszubski o chłopie, który śmierć zaprosił w kumy, a ona za to go nauczyła sztuki leczenia [76 XXII 240]. Śmierć jako kuma znana jest także w wierzeniach ludu krakowskiego [90 VIII 100]. Niekiedy te opowieści mają charakter humorystyczny i satyryczny, jak np. opowieść o żołnierzu i żydzie, który musiał się z żołnierzem pieniędzmi podzielić, a nawet w zupełności go wyekwipować [46 I 12—15]; powiastka ta znana w rozmaitych odmiankach w Małopolsce zachodniej i w Nowosądeckiem [Bolte-Polivka 14 I 66—67]. Inna opowieść słowińska wyśmiewa nienasycone życzenia kobiety [Bolte-Polivka 14 I 146], które są przedmiotem podobnej anegdotki w Łukówcu mazowieckim [92 VIII 308]. Wreszcie również wiele pierwiastków satyrycznych posiada opowieść o odważnym szewcu, który sto much zabił odrazu, a tak się potem zręcznie tym czynem chwalił, że wzbudzał ogólny lęk, dzięki któremu też zdobył w życiu wiele powodzenia. Powiastka ta znana jest Kaszubom, Słowińcom i Małopolsce zachodniej [Bolte-Polivka 14 I 158].


bajki
i legendy
Oprócz baśni rozmaitego rodzaju, a więc tak fantastycznych, jak nowelistycznych, istnieje też baśń zwierzęca, a raczej już właściwie bajki o wilku i lisie, lisie i zającu, wilku i kozie, o wilku zrzucającym dla lisa ryby z wozu, oraz o rozmaitych innych podstępach lisa [Bolte-Polivka 14 II 110, 114, 118].

Nie brak też legend o niektórych Świętych i o wędrówkach Pana Jezusa po świecie, zwłaszcza ze św. Piotrem. Niektórzy święci cieszą się szczególnym kultem wśród rybaków kaszubskich, jak np. św. Antoni [74 1889, 383]. Ciekawa jest legenda o św. Krzysztofie z okolic Rumji [Stelmachowska 84 228]. Podobne legendarne opowieści spotyka się w zbiorach polskich [Grajnert 44].
Wreszcie bardzo częste są w Polsce opowieści o naiwności sąsiedzkiej, które mają charakter wędrowny i stosowane są raz do Helu lub Pucka, raz do Pacanowa, Kulikowa czy Osieku [Nadmorski 65 33].

6. PIEŚNI


W pieśniach kaszubskich można znaleźć wszystkie motywy znane na innych terenach Polski. Dotąd mało na to zwracano uwagi, a nawet mylnie przypuszczano, że pieśń kaszubska jest bardzo uboga.
pieśni
pobożne
Wśród pieśni związanych z obrzędami rodzinnemi, względnie mało w stosunku do Polski zachowało się pieśni weselnych. Natomiast rybacy bardzo chętnie śpiewają pieśni pobożne, czyto przy wiązaniu sieci, czy płynąc na morzu, czy w domu, czy w kościele [74 1889, 382]. Niegdyś śpiewano np., nawet w kościele, pieśń [76 XXII 241]:

Duszka z cala wjelecala,
Zány rade se nie dzala,
Doczal jej sa janiól z nieba,
O witejże grzeszna doszko,
Chwatej sie sa moich krzidel
Pobieżyszma do raja, i t. d.

Pieśń ta znajduje się już w XV wieku w rękopisie wrocławskim „Skargi umierającego“ i zaczyna się zupełnie analogicznie:

Dusza z ciała wyleciała,
Na zielonej łące stała,
Stawszy silno zapłakała.

Dopiero św. Piotr ratuje ją i wiedzie do „rajskiego, do królestwa niebieskiego“ [Wierczyński 89 93]. Pieśń tę śpiewają do dziś dziady w czasie pogrzebu lub stypy [Bystroń 18 133], zwykle w formie:

Wyleciała dusza z ciała
Nie wiedziała, gdzie paść miała,
Padła na zielonej łące,
Krzyczy, płacze, składa ręce i t. d.

Rozmaite odmiany tej pieśni znane są więc na Kaszubach, w Łęczyckiem, na Mazowszu, na Podlasiu, w Międzyrzeckiem, u ludu nadrabskiego, w Kieleckiem, Kaliskiem i Lubelskiem [Fischer 38 216—217].

ballady
Pieśni obrzędowe, o ile jeszcze istnieją, zostały zaznaczone przy omawianiu obrzędów dorocznych. W przeciwieństwie do pieśni obrzędowych, których naogół zachowało się na Kaszubach niewiele, wcale znaczna jest ilość pieśni powszechnych, to znaczy takich, które mogą być śpiewane przez kogokolwiek, kiedykolwiek i gdziekolwiek. Niektóre z tych pieśni mają charakter balladowy. Tak np. znajdują się w pieśniach kaszubskich resztki wątku o kochankach mieszkających na przeciwległych brzegach rzeki (Hero i Leander), o kochanku, który płynie co noc do kochanki, aż wreszcie tonie, a i ona sobie życie odbiera. Jedna z tych pieśni kaszubskich [Lorentz 58 809] zawiera parę następujących zwrotek:

Uej żeglarze, żeglo że calou nocką pue muerze,
Jegże jo mom żeglovac, cze natchuedzi cemno noc?
Zapol swieczkę, albue dwie, przeżeglo że tu do mje.

Podobnie powiada pieśń mazowiecka [Bystroń 16 81]:

I ujrzała żeglarza,
Co żegluje do morza,
Zapal świece albo dwie,
Bo żeglarczyk utonie.

Już J. Patock wykazał, że ta kaszubska piosenka znana jest w całej Polsce — od Bałtyku po Karpaty [46 VIII 16-22].
Inny fragment tego balladowego motywu podaje pieśń z powiatu puckiego [Lorentz 58 815—816]:

Przisnilo są Anuli w komorze leżonci
że widziala Jaszunka po morzu plinonci
Ach ribaci, ribaci, dla Boga żiwego,
nie widzelisce wi tam Jaszulinka mego?
Mi widzieli, widzieli, ale nieżiwego
postrot morza plinonci mieczem przebitego.
Wiskoczila Anula z okna wisokego
A wirwala ostri miecz z cala Jaszkowego.
Wirwala go wirwala, sama są przebila,
swoje mile serduszko na wodą puscila.

A oto odmianka krakowska [Bystroń 18 37] tej pieśni:

Śniło się Marysi na łóżku leżącej,
Że jej Jasio utonął przez morze płynący,
Rybacy, rybacy, przez Boga żywego,
Czyście nie widzieli Jasinka mojego?
Widzieli, widzieli, ale nieżywego,
W środku morza płynącego, mieczem przebitego.
Skoczyła Marysia z brzegu wysokiego
I wyrwała miecz ostry z boku Jasiowego.
Wyrwała, wyrwała i w siebie go wbiła.

Wiele poezji zawiera także pieśń kaszubska [Lorentz 56 119] o ułanie, który ratował tonącą dziewczynę i sam przytem utonął, a potem wiernemu koniowi poleca:

Nie powiadaj ojcu, matce,
że ja ci utonął
Le ty rzeczy ojcu matce
że ja się ożenił!

Zupełnie podobne są pieśni polskie [Bystroń 18 43] z identycznem wezwaniem do konia:

Nie powiadaj że nikomu, żem ja utonął,
Ale powiedz wierny koniu, żem się ożenił.


pieśni
miłosne
i tragiczne
Nie brak też pieśni miłosnych i zalotnych. Tak znana jest na Kaszubach pieśń, że dziewczyna uciekająca przed zalotami chłopca grozi przemianą w rybkę i inne postaci, on przemienia się również, by ją pochwycić, aż wreszcie ulega zniewolona jego stałością [Nadmorski 65 157]. Pieśń ta zaczyna się od słów: „Będę jo jeźdzeł we dnie i w noce itd.“ a polskie odmianki są zupełnie identyczne [Bystroń 18 48].

W innej pieśni kaszubskiej (Nadmorski 65 155) kochanek porzuca dziewczynę, gdyż:

Wczoraj byłem pod łeczenkiem twojem,
A tes miała inszego...

Piosenka ta, znana powszechnie w Polsce [Bystroń 18 52], zaczyna się od słów:

Kiedym ja szedł od mojej dziewczyny,
Miesiąc świecił wysoko i t. d.

Również rozdźwiękiem między kochankami kończy się piosenka z okolicy Kartuz [Nadmorski 65 101]:

W polu ogródeczek, w polu malowany
A któż go wemalował, mój Jaszek kochany i t. d.

Podobnie zaczynają się rozmaite pieśni polskie [Gloger 41 92]:

W polu ogródeczek, w polu malowany i t. d.

Bardziej refleksyjny charakter ma piosenka z Wdzydz, w powiecie kościerskim [Lorentz 58 819; 66a III 221; Lorentz 56 116] o kochankach wędrujących i śpiących w ciemnym lesie. Zaczyna się od słów:

Zielona łączka, modry kwiat,
Wędrujże dziewczę ze mną w świat.
Jakże mam z tobą wędrować?
Będą się ludzie dziwować.

W Polsce śpiewa się tekst prawie zupełnie taki sam [Gloger 41 198]. Następnie jest wiele pieśni z motywem powracającego kochanka po długich latach nieobecności i zastającego swą ukochaną idącą do ślubu. Wersja kaszubska [Nadmorski 65 157] zaczyna się od słów:

Lej te ptoszku, skowroneczku, wesoko letosz,
Powiedz ze mnie nowineczkę, gdzie se łebrocosz.
Powiem jo ce nowineczkę, ale nie dobrą,
Że z tą twoją najmilejszą do slebu jadą.

Polskie odmianki [Gloger 41 143] mają zwykle następujący początek:

A ty ptaszku, krogulaszku, wysoko latasz, wysoko latasz,
Powiedzże mi nowineczkę, gdzie się obracasz, gdzie się obracasz?
Powiem ci ja nowineczkę, ale nie dobrą, ale nie dobrą,
Że już z twoją najmilejszą do ślubu wiodą, do ślubu wiodą.

Tragiczny charakter ma pieśń o Jasiu, mordercy Anusi, której śmierć mści potem jej brat. W Chwaszczynie, w powiecie wejherowskim [Lorentz 58 816] pieśń ta zaczyna się od słów:

Przijachau Jaszinjek z daleki kraini,
Namówiu Anulą do swoji rodzini.

Odmianki polskie [Gloger 41 213] są z kaszubską jak najzupełniej zgodne, różnią się jedynie jak zwykle tem, że polska Marysia czy Kasia zmienia się na kaszubską Anulę

śpiewki
humorystycz-
ne
Wśród pieśni kaszubskich nie brak także śpiewek o charakterze komicznym. Znane jest więc ptasze wesele, które w powiecie puckim [Nadmorski 65 152] ma następującą formę:

Łoeżenieł se wróbel z kawką,
Cztery mile za Warszawką,
Wszetkoe ptóstwoe póprószele,
A łoe sowie zabóczele itd.

Podobnie śpiewa lud w Poznańskiem [Karłowicz 51 II 325] i w Krakowskiem [Kolberg 53 VI 215], jak o tem może świadczyć choćby pierwsza zwrotka:

Z tamtej strony za Warszawą
Ożenił się wróbel z kawą,
Wsyćkich ptasków zaprosili
A o sowie zabacyli itd.

Znana jest także na Kaszubach piosenka [Nadmorski 65 158] o komarze „co z dęba spadł, potłukł sobie mocno gnat, potłukł sobie golenie, ło dębowe korzenie i t. d.“ zupełnie podobnie jak w Polsce [Bystroń 18 55].

Również komiczny charakter ma następująca kaszubska [Cenôva 23 105] kołysanka:

Poszła njevjasta s kuroszkę do mjasta,
Bo ji njechcił reno pjôc.
Zapjeł ji na drodze, wuceszyła sę srodze,
Pój kurósku do domu pjôc.

Motyw ten znajduje się już w zbiorze polskich „Pieśni i tańców“ z roku 1614 [59 XXIII 117], a potem w pieśniach ludowych w Łęczyckiem, na Górnym Śląsku, wreszcie w ziemi malborskiej [Łęga 60 157].
Charakter komiczny posiadała również piosenka z Izbicy [76 XXII 236]:

Tanca ryba z rekom,
Zelena pietraszka z pesternekom
Cebulka sa ne modze dzeujewa
Jak zelena pietraszka tancowac mojegła.

Piosenka ta znana także w ziemi malborskiej [Łęga 60 156] oraz w Małopolsce zachodniej, gdzie ma następującą formę [59 III 159, V 358, VI 154]:

Tańcowała ryba z rakiem
A pietruszka z pasternakiem
Cebula się dziwowała
Że pietruszka z pasternakiem tańcowała.

Charakter satyryczny ma również pieśń wyśmiewająca drobną szlachtę kaszubską [Bystroń 18 60—61] w następujących wierszach:

Co się stało przed laty, był jeden Kaszeba bogaty,
Łuskały się na nim prześliczne szaty,
Koszuleczka muszlinowa, kształtem drelichowa
Dratwami szeto itd.

Pieśń ta opiera się w zupełności na podobnej piosence o Mazurach:

A jestem ci ja Mazur bogaty,
Błyszczą się na mnie prześliczne szaty,
Koszuleczka dreliszkowa,
Taka niby batystowa,
Dratwami szyta itd.

Pełna komizmu jest także pieśń o tabace, która była dla ludu kaszubskiego czemś bardzo pożądanem [66a II 300]. Piosenka ta była znana także w Wielkopolsce, w Lubelskiem i w ziemi malborskiej [Łęga 60 154—155].


pieśni
żołnierskie
i historyczne
Nie brak też na Kaszubach śladów dawnych pieśni żołnierskich. Szczególnie znana jest druga część pieśni o żołnierzu tułaczu, zawierająca motyw żołnierza, którego siostry żegnają przy odjeździe [Nadmorski 65 156]:

W kotłe, bębne uderzeli, na łejenke nakazeli,
Jeche bem je na łejenkę, be mnie kto konika łebsodłał
Starsze sestra usłyszała, konika mu łebsodłała.
A te dregie weprowedze, a te trzece miecz podaje.

Inne polskie odmiany [Bystroń 18 75] mają brzmienie prawie takie same:

W bębny kotły zabębnili
Na wojenkę zatrąbili
Starsza siostra konia dała,
Sama mu go osiodłała itd.

Rzecz znamienna, że nawet tak rzadkie polskie śpiewki historyczne znalazły swoje echo na Kaszubach [Bystroń 18 100]. Niewątpliwie ułamkiem jakiegoś śpiewu obozowego jest śpiewka:

Wu Koscuszki dobre żece,
Bo dał talor na przepice!


nawiązania
do legend
Wreszcie znane są pieśni kaszubskie, które nawiązują do różnych dawnych legend. Taki charakter mają pieśni o dziewczynie i przewoźniku, pod których dzisiejszą powłoką kryje się legenda o św. Marji Egipcjance. Pieśni te mają rozprzestrzenienie ogólnopolskie [59 XXII 63—71].

Legendarny charakter ma pieśń kaszubska [Lorentz 58 810] o Panu Jezusie, co spotkał dziewczynę przy studni, prosił o wodę, przejrzał jej grzechy i wezwał do pokuty. Dziewczyna tak się długo spowiadała, aż się prochem rozsypała, a wreszcie:

Same zwone zazwonile a chorągwie poruszile,
Woltorze se odslonile, swjatlo swjece zapalilo.

Wśród polskich pieśni dziadowskich pieśń ta również jest dość powszechna [Gloger 41 241].
Powyższy przegląd najbardziej typowych pieśni świadczy, że naogół Lubelskie, Krakowskie, Wielkopolska, Kujawy, Kociewie i Kaszuby nie wiele różnią się pieśniami między sobą, a niektóre z tych śpiewek płyną jakby z flisakami od Śląska do Gdańska.

7. PRZYSŁOWIA I ZAGADKI


Na przysłowia kaszubskie zwrócił uwagę w roku 1847 pierwszy A. Mosbach, który na podstawie informacyj Florjana Ceynowy w swej pracy p. t. „Wiadomość o Kaszubach“ (Rkp. Ossol. 2247) podał kilkadziesiąt przysłowi i przypowiastek. Drukiem ogłosił przysłowia kaszubskie pierwszy K. Wł. Wójcicki w roku 1856 również na podstawie zbiorów Ceynowy, aż wreszcie już sam Ceynowa w roku 1866 ogłosił kaszubskie przysłowia w wydawnictwie p. t. „Skorb Kaszebsko-slovjnskje move“.
Przysłowia kaszubskie są przeważnie podobne nietylko do polskich, ale wogóle do europejskich. Niektóre jednak mają charakter lokalny, o ile np. łączą się z pewnemi obrzędami kaszubskiemi. Taki regjonalny typ posiada powiedzenie kaszubskie: sprawieł won mu dégus, które nawiązuje do znanego zwyczaju oblewania się w poniedziałek wielkanocny [Bystroń 20 137—138]. Natomiast zarówno w polskich, jak kaszubskich przysłowiach odgrywa znaczną rolę Gdańsk, czyto przez swe bogactwo, lub dobrą wódkę, lub przez strojność swych mieszczek, czy wreszcie przez zbytnią wymowę Gdańszczanek, wyrażoną w kaszubskiem przysłowiu, że jemu tak gęba lata, jak gdański babie. Ze starym klasztorem Cystersów w Oliwie pod Gdańskiem łączy się powiedzenie: „Bodajeś nie miał chleba inszego, jak w Oliwie“, nawiązując do legendy o chlebie, który cudownie zmienił się w kamień, gdyż właściciel jego nie chciał się podzielić z głodną kobietą.
Rozmaite inne przysłowia kaszubskie, jak: robota nje je zając; panskie oko konia tuczy; gdzie nie dasz grosza, tam nie tkaj nosa; człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi; żyje jak pączek w maśle, itd. [Lorentz 56 112] można wszystkie znaleźć w zbiorach polskich przysłowi.

wskazania
gospodarcze
w przysło-
wiach
Pod względem formalnym zbliżają się do przysłowi krótkie wierszowane przepowiednie pogody i rady gospodarcze. Już Mosbach podał, że Święty Michał wrota rozpicho (Rkp. Ossol. 2247). W powiecie morskim powiadają, że „św. Michał granice pospychał“ [Stelmachowska 84 188]. Zupełnie podobne jest polskie powiedzenie, że „św. Michał wiechy pospychał“ [Gloger 43 364]. Również już w Rkp. Ossol. z roku 1847 znajduje się przysłowie, że na św. Wawrzyniec trzeba z koesą w żeto przync; także dziś na Pomorzu istnieje przysłowie, że Wawrzync każe w żeto przync [Stelmachowska 84 182]. W związku ze św. Wawrzyńcem istnieje jeszcze wiele innych powiedzeń gospodarczych w całej Polsce [Gloger 43 351]. Wogóle cały kalendarz gospodarczy kaszubski w niczem się od polskiego nie różni.

Prócz takich wskazań gospodarczych, związanych z pewnemi specjalnemi dniami kalendarzowemi, znajdują się także ogólne rymowane przepisy gospodarcze. Tak np. w związku z sianiem grochu powiadają Kaszubi w powiecie kartuskim: „chto groch sieje w marcu, ten go gotuje w garcu, chto groch sieje w łżekwiecie (kwietniu), ten go gotuje w zemie i w lecie, chto groch sieje w maju, ten go gotuje w jaju“ [94 IV 358]. Podobne powiedzenie znane jest w Osieku, w powiecie starogardzkim, a także w powiecie grudziądzkim i wąbrzeskim [Stelmachowska 84 117]. Zupełnie tak samo mówią w Jasielskiem: „Kto sieje groch w marcu, będzie go zbierał w garncu, a kto w maju, będzie go zbierał w jaju“ [Sarna 77 37]. Przykładów takich analogji możnaby przytoczyć wiele.

zagadki
Bardzo ulubione są także wśród ludu kaszubskiego zagadki. Częsta jest forma zagadki, która polega na wymienianiu rozmaitych właściwości jakiejś rzeczy, jakby szło o żywą istotę.

Zagadka kaszubska z Wdzydz mówi o cebuli: Maluscy, okrągluscy, jak kto ruszi, płakać musi [Gulgowski 47 132]. Podobne są inne polskie zagadki, np. z ziemi malborskiej: „Idzie chłop z Rusi, ma sto kożuchy, a kto go poruszy, płakać musi“ [Łęga 60 208]. Zagadka ta znana także w Małopolsce i Siedleckiem [92 VII 81, XVII 207; 61 IV 211].
O skrzypcach powiada kaszubska zagadka: W lese rosło, lesty miało, przyszło do dom zaspiewało [Gulgowski 48 102]. W odmiance górali beskidowych zagadka ta brzmi: „W lesie było, liście miało, przyszło do wsi, zabecało“ [92 VII 91]. Zupełnie podobne są małopolskie zagadki o basach [92 XVII 206].
Albo też ma ta zagadka charakter obrazu pełnego przenośni. Np. o życie mówią Kaszubi: Czerwone se narodziło, zelone se nachodzyło, biołe było scante i do grobu wzante [Gulgowski 48 102]. Zupełnie taką amą zagadkę zna lud w powiecie radzyńskim: „W cerwieni się narodziło, w zieleni się nachodziło, a w bieleni sciente i do grobu wziente“ [61 IV 215].
Równie pomysłowa jest zagadka o makówce: Rosnie róża wposród morza, a mogę przysąc, że ma tysąc [Gulgowski 48 102]. Podobne zagadki znane są w ziemi malborskiej [Łęga 60 209] i w Małopolsce [92 XVII 224—225].
O rzeszocie mówi zagadka kaszubska: W lese scante, w domu zjatne, w stodole se nalegało, po klepisku nabiegało [Gulgowski 48 102]. Również rzeszota dotyczy podobna zagadka z ziemi malborskiej [Łęga 60 208], a natomiast sita w powiecie radzyńskim [61 IV 214] i w Małopolsce [92 XVII 240].
Charakter przenośni ma także zagadka o grzmocie: Reczi wół za sto gór, za tesąc jezor [Lorentz 56 112]. Na innych obszarach Polski zagadka ta znana w formie zupełnie podobnej [92 XVII 215].
Wogóle do wszystkich zagadek i łamigłówek kaszubskich można przytoczyć polskie odmianki prawie dosłownie się powtarzające. Nieraz można zauważyć to nawet w rozmaitych dowcipnych rymach, jakkolwiek ten rodzaj drobnej twórczości ludowej posiada charakter bardziej lokalny.

8. WIDOWISKA DRAMATYCZNE


szopki
i maszkary
Na obszarze kaszubskim widowiska skupiają się w okresie Bożego Narodzenia. W formie szczególnie charakterystycznej zaznacza się to w powiecie kartuskim [Stelmachowska 84 48—49]. Chłopcy chodzą w maskach i przebraniach zwierzęcych, za kozły, konie, barany, niedźwiedzie i odwiedzają gospodarstwa ze śpiewami kolendowemi. Prócz tego chodzą gwiazdory t. j. chłopcy przebrani w białe prześcieradła, przepasane sznurem a towarzyszą im maszkary, np. baba, dziad, djabeł. W innych miejscowościach chodzą gwiazdki, owinięte od stóp do szyi kręconemi powrósłami. Również im towarzyszy zgraja dziwnych postaci, jak baba, „strech“, kominiarz, żandarm pruski, kozioł skaczący, niedźwiedź wydający groźne pomruki i klekocący bocian [Stelmachowska 84 49]. W powiecie morskim chłopcy chodzą z szopką, śpiewając kolendy, a do nich dołączają się rozmaite maszkary. W niektórych okolicach kaszubskich widowiska te odbywają się także w wilję Nowego Roku. Również w okresie od Nowego Roku do Święta Trzech Króli chłopcy chodzą z szopką lub t. zw. Herodami, z muzyką, śpiewem, kolendami i dają całe przedstawienia. Chłopcy chodzą też z gwiazdą jako „Trzej Królowie“ i śpiewają kolendy [Stelmachowska 84 78—79].

Tak więc na obszarze kaszubskim, podobnie jak w Polsce, widowiska dramatyczne szczególnie częste są w okresie świąt Bożego Narodzenia, przyczem spotyka się tu wszelkiego rodzaju widowiska, jakie znamy z innych obszarów Polski. Istnieje więc i teatrzyk obnośny ze sceną Bożego Narodzenia i figurkami, zwany szopką, chodzą też tak zwane Herody czyli jakby trupa aktorska, która odgrywa niby teatralną manierą resztki dawnych misterjów. Z temi widowiskami o charakterze kościelnym, podobnie jak w Polsce, łączą się maszkary zwierzęce, znane u nas jako chodzenie z koniem, turoniem czy niedźwiedziem. Nadto, tak jak w całej Polsce, chodzą chłopcy z gwiazdą [Fischer 35 189—190].
Maszkary chodzą na Kaszubach także w okresie zapustnym, co można zauważyć i na innych obszarach polskich. Pewien charakter widowiska ma degus urządzany w drugie święto Wielkanocy, kiedy to chłopcy chodzą po domach, biją domowników rózgami wierzbowemi. Niekiedy do tej czynności przebierają się za dziady i cyganów [Stelmahcowska 84 127].

ścinanie
kani
Widowiskiem specjalnie kaszubskiem jest ścinanie kani, odprawiane niegdyś w niektórych wioskach powiatu wejherowskiego w dzień św. Jana [64 II 52—56]. Należy podkreślić, że A. Mosbach już w roku 1847 (RKP. Ossol. 2247) podał bardzo dokładny opis tego widowiska na podstawie informacyj Fl. Ceynowy.


9. SZTUKA LUDOWA


Ziemia kaszubska, mimo swego ubóstwa, posiada wiele objawów sztuki ludowej. Zamiłowania artystyczne ludu zaznaczają się w budownictwie, szczególnie w ozdobach nadszczytowych i podcieniach. Ozdoby nadszczytowe zarówno te, które nazywa się pazdurami, jak i o kształcie śparogów, odznaczają się rozmaitością i pomysłowością, która jednak w niczem nie wybiega poza analogiczne objawy tej sztuki na innych obszarach Polski. To samo można powiedzieć o profilach słupów w kaszubskich domach podcieniowych.

malowidła
na drzewie
i szkle
O ile jednak naogół chata kaszubska nazewnątrz była ozdobiona dość skromnie, wewnątrz odznaczała się niegdyś wielką barwnością. Każdą chatę zdobiły barwnie malowane skrzynie, szlabany, szelbiągi, krzesła, kołyski, szafy. Sprzęty malowano przeważnie w tonie niebieskim, mniej zielonym. Zwłaszcza rybacy mieli specjalne zamiłowanie do barwy niebieskiej i dlatego przeważa tutaj ten kolor nieba i morza zarówno w izbie, jak kapliczce, jak w stroju. W motywach zdobniczych można zauważyć przewagę wątków roślinnych, szczególnie tulipanów, serc i róż. Zarówno forma tych sprzętów, jak ich barwa i ornamentyka w niczem nie różni się od sprzętów wielkopolskich, kujawskich, a nawet łowickich i krakowskich [Seweryn 80 32].
Jeszcze w połowie ubiegłego stulecia zdobiły chatę kaszubską malowanki wykonywane wprost na bielonej ścianie. Na podstawie różnych wzmianek można przypuścić, że Kaszubi malowali dawniej modrą farbą obrazy i kwiatowe ornamenty wprost na bielonej ścianie domu [Gulgowski 47 44]. Był to więc zwyczaj zupełnie analogiczny do tego, jaki spotykamy na prawym brzegu Wisły, poniżej Krakowa, w powiecie dąbrowskim. O ile te malowidła w izbie kaszubskiej zaginęły dawno już bezpowrotnie, znacznie dłużej trwały obrazy na szkle. Na wszystkich ścianach skośnie zawieszone, ogólnopolskim zwyczajem pod pułapem, tworzyły dookolną galerję głównej izby. Za te obrazy, tak jak w każdej izbie polskiego chłopa, były poutykane rozmaite zioła poświęcone na matkę Boską Zielną [Seweryn 78]. O ile można sądzić na podstawie zachowanych obrazków kaszubskich, miały one na szkle podlepione drzeworyty, cięte prymitywnym kozikiem i odciskane niezbyt czystym przyrządem. Drzeworyty te posiadają najlepiej tłoczone twarze, bo kontury ich nie podkreślane farbą, miały tłumaczyć właściwą treść obrazu. Zwykle drzeworyty wycinano śladem konturu popiersia świętego i takie wycinki nalepiano klejem na szkło, aby uzyskać więcej wolnego pola na odręczne ornamentacje kwiatowe: tulipany i róże [Seweryn 78]. Kaszubskie obrazy na szkle nie posiadają żadnych wyraźnych znamion, odróżniających je od analogicznej produkcji innych ziem Polski, owszem wykazują dużo pokrewieństwa z góralskiemi malowidłami, zwłaszcza w budowie, typie i zastosowaniu ornamentu. Szczególnie zaś dla polskich obrazów na szkle (Orawa, Podhale, Pokucie, Wołyń, Kaszubi) znamienne jest sporządzanie obrazu przy pomocy podkładania pod szkło ryciny, lub wycinka drzeworytu ludowego, czego nie spotykamy w innych ośrodkach tego rodzaju sztuki ludowej [Seweryn 69 XXX 148].

Pułap izby kaszubskiej przystrajały niegdyś gołąbki (ryc. 18 a), które są tak charakterystyczne dla izby polskiej, a w kształcie szczególnie zbliżonym występują w izbie huculskiej (ryc. 18 b). Dekorację izby uzupełniały wreszcie miski swojskiego wyrobu, oraz zagraniczne talerze, ustawiane na policach i szelbiągach, forma również całej Polsce właściwa.

rzeźby
O znacznem poczuciu artystycznem ludu kaszubskiego świadczą także pięknie w drzewie rzeźbione przydrożne figury, które tak kształtem swym jak nawet nazwą boża męka wiążą się jak najściślej z podobnemi wytworami polskiej sztuki ludowej.


hafty
świeckie
i kościelne
Wreszcie wyraża się kaszubska sztuka ludowa także w związku z odzieżą. Opisy odzieży kaszubskiej z końca XVIII wieku pouczają nas o pięknie tego stroju, a zarazem o tem, że już wtedy Kaszubki nosiły koszule o wyszywanych rękawach [76 XXII 230]. Haft ten był barwny i zwał się po słowińsku rąpk [Lorentz 57 933]. Takie hafty, zwłaszcza na naramiączku koszuli, są, jak wiadomo, czemś najbardziej charakterystycznem w stroju ludowym polskim i wogóle w słowiańskim. Ale sztuka hafciarska niegdyś była bardzo rozwinięta na Kaszubach. „Głównemi warsztatami sztuki hafciarskiej były klasztory żeńskie, zwłaszcza panien Norbertanek w Żukowie w powiecie kartuskim, oraz Benedyktynek w Żarnowcu w powiecie morskim. Zakonnice wykonywały robótki kosztowne i delikatne, głównie dla paramentów kościelnych i kształciły w tym kierunku córki szlacheckie. Oba klasztory przechowują też wiele dawnych bogatych haftów. W klasztorze w Żarnowcu znajdują się liczne antypendja roboty aplikacyjnej, oraz kobierce o dobrze skomponowanych wzorach. Gdy w roku 1922 przedstawiono te paramenty na wystawie sprzętu kościelnego w Toruniu, wtedy stwierdzono, że w haftach tych zastosowano umiejętnie wzory kaszubskiego zdobnictwa ludowego“ [Makowski 62 207—208]. Klasztory pomorskie nietylko przyczyniały się do rozwoju hafciarstwa kościelnego, ale stąd też prawdopodobnie wyszły także wspaniałe kaszubskie czepce t. zw. złotogłowie, haftowane złotemi lub srebrnemi nićmi na aksamicie lub jedwabiu, które mimo motywów włoskich, francuskich i tureckich posiadają charakter wybitnie ludowy. I także te czepce wraz z całą ludową sztuką kaszubską świadczą, że „modry kraj“ był ściśle związany z kulturą reszty Polski. Jak kaszubskie obrazy na szkle są bratniemi tworami podhalańskich obrazków, jak malowane skrzynie i szelbiągi zbliżają się zupełnie do krakowskich, tak złotogłowie kaszubskie, zarówno pod względem kształtu jak i zdobnictwa, przynależy do typu krakowskich czepców z tem zastrzeżeniem, że typem pośrednim między pierwszemi a drugiemi są czepce wielkopolskie, kujawskie, warmińskie i chełmińskie [Seweryn 79; Seweryn 59 XXVIII 17—39].


pisanki
Polskość kaszubskiej sztuki ludowej potwierdzają także pisanki. W powiecie morskim malują jajka szczególnie na czerwono i niebiesko. Niekiedy malują i zwierzęta, ale w północnych powiatach Pomorza przeważają malowidła o motywach kaszubskich. Typowe malowanie jaj jest jednobarwne, ale te jajka malowane nie służą do święconki, lecz tylko dzieci bawią się niemi, szukając ich w podwórzu czy w ogrodzie, gdzie rodzice je dla nich chowają [Stelmachowska 84 123]. W powiecie kartuskim kolorowo malowanych jajek używa się do zabaw dziecinnych, a także ustawia się je na stole wraz z całą święconką [Stelmachowska 84 126]. Bardzo ciekawy jest zwyczaj z Pępowa, w Kartuskiem, gdzie jako wykupne od dyngusa służą najczęściej jaja malowane [Stelmachowska 84 127]. Z jakim starym polskim zwyczajem mamy tu do czynienia, mogą poświadczyć Statuta provincialia z pierwszej ćwierci XV wieku, w których odnośnie do Wielkanocy mamy zakaz: prohibeatis, ne feria secunda et tertia post festum Pasche masculi feminsas et feminae masculos presumant pro ovis et aliis muneribus depactare vulgariter dingowacz. Jak widzimy, mimo tego zakazu, ten stary zwyczaj przetrwał w Kartuskiem, jak i na niektórych innych polskich obszarach po dnie dzisiejsze.


10. MUZYKA


Ludowa muzyka kaszubska nie była dotąd jeszcze przedmiotem prawdziwie naukowych poszukiwań, względnie wyniki badań nie zostały ogłoszone, dlatego nie można w tej chwili ustalić pokrewieństwa melodyj kaszubskich i polskich. Istnieje ono niewątpliwie tak ze względu na takie samo podłoże etniczne, jak z powodu wielkiego zainteresowania dla polskiej pieśni ludowej Gdańszczan, którzy skrzętnie wpisywali w swe lutniowe zbiorki polskie pieśni ludowe, polskie tańce, a później także polonezy [Chybiński 26].

instrumenty
muzyczne
Instrumentami muzycznemi najczęściej używanemi na Kaszubach są: bas, skrzypce, klarnet, flet i trąba. Ale nie brak też instrumentów bardziej prymitywnych, zwłaszcza różnych piszczałek, dziś oczywiście używanych jako zabawek; taka piszczałka z gałęzi obdartej z kory, nazywała się dawniej na Kaszubach fertawka [68 III 382]. Na uwagę zasługuje, że grzechotka używana przez sołtysa na Kurpiach do zwoływania zebrań gromadzkich, zowie się fertaczka [90 I 152], natomiast Słowińcy mówią na określenie takiej klekotki podobnie jak w Polsce grziechotka [Lorentz 57 309].

Pasterze kaszubscy trąbili dawniej na rogach lub na tak zwanych bozunach, wyrabianych z drzewa olszowego lub brzozowego [64 II 96—98]. Mimo że ten instrument nazywa się bozuna [Lorentz 57 19] niewątpliwie z niemieckiego Posaune, to jednak forma jego przypomina bardzo polską ligawkę, występującą szczególnie na obszarze Polski północno-wschodniej [Karłowicz 51 III 36]. W związku z pasterstwem kaszubskiem godzi się też podkreślić, że dawniej istniał tu dzwonek drewniany, zwany kleczka. Była to klekotka drewniana o trzech sercach, zawieszana na szyi bydłu pasącemu się w lesie [68 III 400]. Wiadomo zaś, że taki dzwonek drewniany jest charakterystyczny dla Polski i wogóle dla pewnych obszarów wschodniej Europy, w przeciwieństwie do niemieckiego dzwonka metalowego [Chybiński 27 IV 3, 50].

tańce
Z tańców kaszubskich na uwagę zasługują szczególnie dawne tańce, jak owczarz, gołąbek i szewc. taniec zwany owczarzem polega na tem, że cztery do ośmiu par wchodzi na salę, a przewodnikiem jest owczarz stosownie ubrany z dużą pałką. Pary śpiewają piosenkę, zaczynającą się od słów:

Pas gałgan bedło, gałganka owce,
Chciał gałgan gałganke, ona go nie chce...

i przechadzają się w pląsach. Gdy zwrotka się kończy, owczarz stuknie pałką w podłogę, dziewczęta i chłopaki rozchodzą się i ustawiają w dwa rzędy twarzami do siebie. Owczarz staje na środku i zaczyna się pełna wesołości sprzedaż owieczek (t. j. dziewcząt). Wreszcie targ kończy się, owczarz rzuca pałkę na ziemię i bierze jedną owcę. Każdy z chłopaków szuka pary, a kto jej nie znajdzie, zostaje owczarzem. Muzyka gra i taniec idzie dalej [Gulgowski 48 105—107].
Taniec ten, zwany owczarkiem, znany jest także w Radomskiem [Kolberg 53 XXI 115, 116], Łęczyckiem [Kolberg 53 XXII 143, 242], Lubelskiem [Kolberg 53 XVII 19, 59], oraz w powiecie kutnowskim [90 VIII 691]. Również piosenka kaszubska, śpiewana przy tym tańcu, znana jest w Poznańskiem [Kolberg 53 XII 283]:

Pas gałgan bydło, gałganka owce,
Chciał gałgan gałganki, gałganka nie chce.

Śpiewkę tę zna lud także we Włodowicach, w powiecie będzińskim [Federowski 32 212], oraz na Mazowszu [Kolberg 54 II 102].

Do dawnych tańców kaszubskich zalicza się także szewca i gołąbka [Gulgowski 48 107—109]; w powiecie morskim w okresie zapustnym tańczą rybacy rozmaite tańce około niewodu. Charakter lokalny ma tańczony wówczas przez rybaków wiwat, który polega na zręcznem tańczeniu z kuflem piwa w ręku [Stelmachowska 84 99].

11. GRY I ZABAWY


Kaszubskie gry i zabawy, podobnie jak polskie, łączą się nieraz z obrzędem, pieśnią i tańcem, i jakkolwiek obecnie mają charakter dziecinnych zabaw, w niedawnej jeszcze przeszłości były zabawami nietylko dzieci, ale i starszych.
Również w dziale gier i zabaw można zauważyć uderzającą zgodność tych objawów kultury ludowej na Kaszubach i w Polsce, nawet w najdrobniejszych szczegółach.

piosenki
dziecinne
Po pracy bierze ojciec chętnie swego malca na kolano i uczy go jeździć, podrzucając i podśpiewując:

Tak pon jedze po obiedze,
A tak żed, a tak żed, a tak żed!

Natomiast starsze rodzeństwo bawi się chętnie z siostrzyczką lub braciszkiem w ten sposób, że biorą jego rączkę, niby mieszają na dłoni „kaszę“, potem zaś, chwytwając za paluszki, mówią:

Tak meszka krupki warzyła, warzyła,
Temu dała, temu dała,
Temu łepek urwała — fur — fur — do lasa!

Te dziecinne wierszyki kaszubskie [Gulgowski 47 94—95] znane są w całej Polsce w formie prawie dosłownej.

gry rzutne
Prócz tego znane są na Kaszubach rozmaitego rodzaju gry rzutne. Na szczególną uwagę zasługuje stara gra w kamyczki, polegająca na rzucaniu pięciu okrągłych kamyczków wielkości laskowych orzechów. kamyczki kładzie się na dłoni, poczem podrzuca je w górę i chwyta na grzbiet tejże ręki szybko odwróconej. Przytem albo obowiązuje stale prawidło chwytania na grzbiet ręki do pary, albo też określonej liczby kamyczków. Wygrywa oczywiście ten, kto najwięcej prawidłowo kamyczków schwytał. Gra ta powszechna jest w całej Polsce, jedynie różne są jej nazwy [Piasecki 69 166]. Rzecz znamienna, że Niemcy na swych wschodnich obszarach określają tę grę nazwą polską Kamuschkeien [Łęga 60 204]. Prócz tego chłopcy kaszubscy grają bardzo chętnie w guzy, o czem nawet spotyka się wzmianki w pieśniach [Gulgowski 48 100; Fischer 34 18]. Nie trzeba chyba podkreślać, że jest to jeszcze do dziś w Polsce jedna z najbardziej ulubionych gier nietylko chłopców wsi ale i miasta.

Dawniej starsi chłopcy kaszubscy bawili się bardzo chętnie kulaniem w kranga. Gra polegała na tem, że dwie partje ustawiały się w odległości 40 do 80 metrów i oznaczały swój postój znakiem. Każdy posiada pałkę drewnianą, a los rozstrzyga, która partja zaczyna. Jeden z grających rzuca krążek w ten sposób, że toczy się potem dalej. Druga partja usiłuje krąg zatrzymać pałkami lub przez uderzenie cofnąć. Miejsce, gdzie krąg pozostaje, oznacza nową granicę partji. Jeżeli jedna partja drugą ze swego miejsca wyprze, uważa to jako wygraną. Dawniej całe wioski rozstrzygały swe siły przy kulaniu kręga, a więc jakby pewnego rodzaju hokeja [Gulgowski 48 99]. Grę tę uprawiają chłopcy wiejscy rozmaitych okolic Polski [Piasecki 69 204—205].
Nadto wśród gier kaszubskich spotyka się t. zw. odbijanie pchły, nie będące niczem innem jak ogólnopolską kiczką [Piasecki 69 205]. Zarówno Kaszubi [Gulgowski 48 98—99] jak Słowińcy [Lorentz 57 1124] znają zabawę zwaną świnką, która polega na tem, aby małą kulkę lub inny okrągły przedmiot przez uderzenie kijem wpędzić w małą jamkę. Gra ta jest powszechna w całej Polsce [Piasecki 69 203].
Prócz tego istnieją gry chłopców polegające na mocowaniu się, zwane barki [68 III 360]. Rozmaite takie gry z mocowaniem się znane są także w Polsce [Piasecki 69 164—165].

korowody
Dzieci kaszubskie bawią się także w rozmaitego rodzaju gry chodne, np. w t. zw. żórawie, znane na Mazowszu pod mianem konopki [Piasecki 69 60—61].
Charakter takiego korowodu ma zabawa kaszubska w t. zw. budowanie mostu [Gulgowski 47 128], zwane na innych obszarach Polski jaworem lub mostem. Dziewczęta, podobnie jak w całej Polsce, bawią się w budowanie mostu i śpiewają:

Jawor, jawor, jaworowi ludzie
Co we tam robice?
Robiemy, robiemy, mostek budujemy itd.

Zabawa ta powszechna jest w całej Polsce [Piasecki 69 62—63], tak np. na Kujawach [Kolberg 53 III 220, 221], w Poznańskiem [Kolberg 53 XI 208], w Ropczyckiem [92 XIV 135] i t. d.

gry bieżne
Przykładem gry bieżnej może być gra wilk i gąski, polegająca na tem, że gęsi stają pod przewodnictwem gąsiora, a wilk stara się je porwać. O ile wilkowi uda się gąskę pochwycić, wychodzi ona z zabawy, a zabawa kończy się wtedy, gdy wilk wszystkie gąski pochwyta [Gulgowski 47 128]. Gra ta jest w Polsce powszechna i ma rozmaite nazwy: gąski, dzikie gęsi, wilczek, gąsior i lis i t. d.

Niektóre zaś z polskich zabaw ludowych, jak np. ogroduszek [Piasecki 69 66—67], przy którym śpiewa się pieśń:

W polu ogroduszek, w polu malowany,
A któż go malował? Jasieniek kochany.

znany jest na Kaszubach, podobnie zresztą jak i w Polsce, jedynie pod postacią pieśni [Nadmorski 65 101].
Takich analogij możnaby przytoczyć jeszcze bardzo wiele, ale już tych parę przykładów wystarczyć może do stwierdzenia, że dzieci kaszubskie znają oddawna takie same gry i zabawy, jak dzieci w reszcie Polski.



ZAKOŃCZENIE


I. ZAINTERESOWANIE KASZUBSZCZYZNĄ W POLSCE


analogje
kultur
Porównanie kultury ludowej kaszubskiej i polskiej prowadzi nas do stwierdzenia, że kultura ludowa kaszubska w niczem nie jest różna od polskiej, bo jest polską. Wynik tego zestawienia jest o tyle ważny, że zwraca uwagę na podobieństwa kultury kaszubskiej, istniejące nietylko w dziedzinie kultury duchowej, ale i społecznej i materjalnej [Lorentz 56 134—136]. Szczególnie silnie łączą się Kaszuby z Kujawami, Wielkopolską, Śląskiem i Małopolską (ryc. 19, mapka). W niektórych tylko dziedzinach kaszubskiej kultury ludowej zaznacza się łączność z Mazowszem, oraz dalej z kręgiem kultury bałtyckiej. W świetle badań J. Czekanowskiego [29 330—354] nad zróżniczkowaniem morfologicznem dialektów polskich, przeciwstawia się Mazowsze zjawiskom występującym na pozostałych terytorjach dialektów polskich tak ściśle jeszcze zespolonych, że nie wykazują one nawet odrębności kaszubszczyzny.

Wiele kaszubskich elementów kulturowych można znaleźć także u innych Słowian, ale w formie nie tak bliskiej, jak u Polaków.

badacze
kultury
kaszubskiej
W Polsce oddawna istnieje pełna świadomość, że Kaszubi są Polakami i w związku z tem rozwija się żywe zainteresowanie dla ich kultury ludowej. Dlatego już w początkach etnografji polskiej możemy zauważyć rozmaite drobniejsze artykuły o Kaszubach, drukowane w czasopismach, jak: „Orędownik naukowy“ (1843, 203, 213,) „Jutrzenka“ (1843, 51—60), „Przegląd Słowiański“ (1843 III 51—60). Następnie Wincenty Pol w związku ze swemi badaniami nad etnografją Polski w roku 1847 pierwszy w formie istotnie naukowej zwrócił uwagę na Kaszubów w artykule p. t. „Kilka uwag etnograficznych o Kaszubach“ (Bibljoteka Ossolińskich 1847, II). Niewątpliwie też z inicjatywy Wincentego Pola opracował w roku 1847 historyk August Mosbach rozprawkę p. t. „Wiadomość o Kaszubach“ (Rkp. Ossol. 2247), która zawiera już wiele wartościowych szczegółów z zakresu etnografji kaszubskiej. Praca była prawdopodobnie przeznaczona dla czasopisma „Bibljoteka Ossolińskich“ a nie ukazała się jedynie z powodu trudności, jakie wówczas tak pismo jak Zakład Narodowy im. Ossolińskich musiały zwalczać. W roku 1856 K. Wł. Wójcicki ogłasza przysłowia kaszubskie w „Bibljotece Warszawskiej“ (1856 II). A potem liczba tych Polaków piszących o Kaszubach jest coraz to większa. Znajdujemy wśród nich następujące nazwiska: Deotyma, R. Zmorski, J. Grajnert, J. Papłoński, L. Biskupski, W. Czajewski, J. Radliński; później zaczynają się systematyczne badania naukowe językoznawcze nad kaszubszczyzną i tutaj odznaczają się Polacy: A. Brückner, J. Baudouin de Courtenay, ks. G. Pobłocki, S. Ramułt, A. Kalina, J. Karłowicz, St. Dobrzycki i inni. Ale równocześnie poczynają się coraz lepiej zarysowywać podstawy etnografji kaszubskiej, dzięki materjałom i pracom Fl. Ceynowy, ks. H. Gołębiewskiego, Dr. J. Łęgowskiego, A. J. Parczewskiego, G. Smólskiego, I. Gulgowskiego i A. Majkowskiego, założyciela „Gryfa“, tak ważnego czasopisma dla badań nad Kaszubami. Przy wymienianiu nazwisk uwzględniamy tylko badaczy z przed roku 1914 na dowód, że Polacy niezależnie od jakichś chwilowych konjunktur politycznych zawsze żywo interesowali się Kaszubami, jako jedną z gałęzi narodu polskiego. Jaki był zaś polski polityczny punkt widzenia w tej sprawie, o tem może świadczyć następujący cytat z artykułu o Kaszubach autora anonimowego w „Przeglądzie Powszechnym“ z roku 1889 [74 388—389]:

„Straciliśmy porty nasze, byt kraju i dostatki handlowe, nawała germanizacji zewsząd nam grozi i na nas naciera. Otuchą wśród ciemni dzisiejszej próby napełnia wytrzymałość tych ubogich rybaków, wiernych i wierzących, którzy się ani zlutrzyć, ani zniemczyć nie dali. Rosną oni w liczbę, utrwalając prawa polskie do Bałtyku, a na widok ich stałości, ich wierności tradycji przodków, nasuwają się porównania zaczerpnięte z Ewangelji, a ukrzepiające w dobrej nadziei. Wszakże rybacy ongi zdobyli świat Prawdzie, czemużby rybacy nie mieli zachować dla polskiej mowy i ducha nadbałtyckich wybrzeży. Z ziarnka gorczycznego wielkie wyrasta drzewo: kto wie, jakiem będzie jeszcze przeznaczenie tej rybackiej drużyny, sprawującej kresowe czaty naprzeciw ujścia koronnej Wisły, na wąskiem paśmie ziemi czysto polskiej, jak ich dusze, urosłe z piasku Mazowsza, niesionego wiślaną falą aż daleko w morze ku ostatnim warowniom dawnej Rzeczypospolitej. W miejsce zniknionych fortów, może jeszcze silniejszą strażą okażą się być te proste serca, zarówno wierne przeszłości, jak wieczności. Zapuścili oni polską kotwicę w polskiem niegdyś morzu, a to godło nadziei dobrych w nich znalazło strażników.“





LITERATURA

  1. ABRAHAM WŁ.: Zawarcie małżeństwa w pierwotnem prawie polskiem. Lwów 1925.

  2. ADAMETZ L.: Hodowla ogólna zwierząt domowych. Kraków 1925.

  3. ADAMETZ L.: Studien über das polnische Rotvieh. Wien 1901.

  4. ANDREJEV N. P.: Die Legende vom Räuber Madej. Helsinki 1929.

  5. ART POPULAIRE, Travaux artistiques et scientifiques du 1-er Congrès International des arts populaires. T. I—II. Paris 1931.

  6. BACHMANN A.: Dach w słowiańskiem budownictwie ludowem. Lwów 1929.

  7. BALZER O.: Narzaz w systemie danin książęcych pierwotnej Polski. Lwów 1928.

  8. BARTHEL DE WEYDENTHAL M.: Uroczne oczy. Lwów 1922.

  9. BIEGELEISEN H.: U kolebki. Przed ołtarzem. Nad mogiłą. Lwów 1929.

10. BIEGELEISEN H.: Lecznictwo ludu polskiego. Kraków 1929.

11. BIEGELEISEN H.: Matka i dziecko w obrzędach, wierzeniach i zwyczajach ludu polskiego. Lwów 1927.

12. BIEGELEISEN H.: Wesele. Lwow 1928.

13. BIEGELEISEN H.: Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego. Warszawa b. r.

14. BOLTE J, — POLIVKA G.: Anmerkungen zu den Kinder- und Hausmärchen der Brüder Grimm. Bearb. v. J. Bolte u. G. Polivka. Bd. I—V. Leipzig 1913-1932.

15. BRÜCKNER A.: Słownik etymologiczny języka polskiego. Kraków 1927.

16. BYSTROŃ J. ST.: Polska pieśń ludowa. Wybór. Kraków 1920.

17. BYSTROŃ J. ST.: Nazwiska polskie. Lwów 1927.

18. BYSTROŃ J. ST.: Pieśni ludu polskiego. Kraków 1924.

19. BYSTROŃ J. ST.: Nazwy i przezwiska polskich grup plemiennych i lokalnych. Kraków 1925. Prace i materjały etnograficzne IV.

20. BYSTROŃ J. ST.: Przysłowia polskie. Kraków 1933.

21. BYSTROŃ J. ST.: Słowiańskie obrzędy rodzinne. Obrzędy związane z narodzeniem dziecka. Kraków 1916.

22. BYSTROŃ J. ST.: Zwyczaje żniwiarskie w Polsce. Kraków 1916.

23. CENÔVA FL.: Skorb Kaszebsko-słowjnskje move. Świecie 1868.

24. CHĘTNIK A.: Bursztyniarstwo na Kurpiach. Nowogród 1927.

25. CHMIELOWSKI B.: Nowe Ateny T. I — IV, 1753 — 1756.

26. CHYBIŃSKI A.: Muzyka polska w dawnym Gdańsku. Kurjer lit. nauk. Dodatek do n-ru 182 Il. Kurjera Codziennego z 1933 r.

27. CHYBIŃSKI A.: Dzwony pasterskie na Podhalu. Kraków 1925. Prace i materjaly Etnograficzne IV.

28. CISZEWSKI ST.: Prace etnologiczne I—III. Warszawa 1925—1930.

29. CZEKANOWSKI J.: Z badań nad zróżniczkowaniem morfologicznem dialektów polskich. Prace polonistyczne ofiarowane Prof. J. Łosiowi. 330—354. Warszawa 1927.

30. DĄBKOWSKI P.: Prawo prywatne polskie. T. I—II. Lwów 1910.

31. ER. = Encyklopedja rolnictwa, wyd. pod red. J. T. Lubomirskiego i i. T. I—V. Warszawa 1873—1879.

32. FEDEROWSKI M.: Lud okolic Żarek, Siewierza i Pilicy. T. I—II. Warszawa 1888.

33. FISCHER A.: Etnografja słowiańska. Zesz. 1—2. Lwów 1932.

34. FISCHER A.: Zarys etnograficzny województwa pomorskiego. Toruń 1929.

35. FISCHER A.: Lud polski. Podręcznik Etnografji Polski. Lwów 1926.

36. FISCHER A.: Rusini. Zarys etnografji Rusi. Lwów 1928.

37. FISCHER A.: Święto umarłych. Lwów 1923.

38. FISCHER A.: Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego. Lwów 1921.

39. FISCHER A.: Związek etnograficzny Pomorza z Polską. Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego. S. Balticum. Zesz. III. 25—33. Toruń 1930.

40. FRANKOWSKI E.: Kalendarz obrzędowy ludu polskiego. Warszawa 1928.

41. GLOGER Z.: Pieśni ludu. Muz. opr. Z. Noskowski. Kraków 1892.

42. GLOGER Z.: Encyklopedja staropolska. T. I—IV. Warszawa 1900—1903.

43. GLOGER Z.: Rok polski w życiu, tradycji i pieśni. Warszawa b. r.

44. GRAJNERT J.: Legendy. Warszawa 1904.

45. GRISEBACH H.: Das polnische Bauernhaus. Berlin 1917.

46. GRYF, Pismo dla spraw kaszubskich. Rocznik I—IX. Kościerzyna — Kartuzy 1909—1933.

47. GULGOWSKI I.: Von einem unbekannten Volke in Deutschland. Berlin 1911.

48. GULGOWSKI I.: Kaszubi. Kraków 1924.

49. IEUJK = Zbiory etnograficzne Instytutu Etnologicznego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.

50. IKC = Ilustrowany Kurjer Codzienny. Ciekawe obrzędy pogrzebowe na Kaszubach. Nr. 140. 1933.

51. KARŁOWICZ J.: Słownik gwar polskich. T. I—VI. Kraków 1900—1911.

52. KLINGER W.: Obrzędowość ludowa Bożego Narodzenia. Poznań 1926.

53. KOLBERG O.: Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce. Serja I—XXIII. Warszawa 1865—1890.

54. KOLBERG O.: Mazowsze. Obraz etnograficzny. T. I—V. Kraków 1885—1890.

55. LS = Lud słowiański. T. I—II. Kraków 1929—1931.

56. LORENTZ F.: Zarys etnografji kaszubskiej. Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego. S. Balticum. T. XVI. Toruń 1934.

57. LORENTZ F.: Slovinzisches Wörterbuch, Teil I—II. St. Petersburg 1908-1912.

58. LORENTZ F.: Teksty pomorskie (kaszubskie). Kraków 1924.

59. LUD, kwartalnik etnograficzny. T. I—XXXI. Lwów 1895—1932.

60. ŁĘGA WŁ.: Ziemia malborska. Kultura ludowa. Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego. S. Balticum. T. X. Toruń 1933.

61. MAAE = Materjały antropologiczno-archeologiczne i etnograficzne. T. I—XIV. Krakóv 1896—1919.

62. MAKOWSKI B.: Sztuka na Pomorzu. Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego. S. Balticum, T. IX. Toruń 1932.

63. MOSZYŃSKI K.: Kultura ludowa Słowian. Część I. Kraków 1929.

64. MVKV = Mitteilungen des Vereins für Kaschubische Volkskunde. T. I—II. Leipzig 1910-1913.

65. NADMORSKI (ŁĘGOWSKI J.): Kaszuby i Kociewie. Poznań 1892.

66. NAMYSŁOWSKI B.: Merki rybaków pomorskich. Rocznik Heraldyczny VII i odb. Kraków 1925.

66a Od naszego morza. R. I-V. Grudziądz — Wąbrzeźno — Gdynia 1929-1933.

67. ORLI LOT, Miesięcznik krajoznawczy dla młodzieży. Rok I-XV Kraków 1920—1934.

68. PF = Prace Filologiczne. T. III. BERKA AL. (Biskupski L.): Słownik kaszubski porównawczy. Warszawa 1891.

69. PIASECKI E.: Zabawy i gry ruchowe. Lwów — Warszawa. 1922.

70. PLESZCZYNSKI A.: Bojarzy międzyrzeccy. Warszawa 1892.

71. POBŁOCKI G.: Słownik kaszubski. Chełmno 1887.

72. PONIATOWSKI ST.: Etnografja Polski. Wiedza o Polsce. III. Warszawa 1932.

73. PRUFFEROWA M.: Rybołówstwo jezior trockich. Wilno 1930.

74. PRZEGLĄD POWSZECHNY. Krakow 1889.

75. RS = Rocznik slawistyczny. T. I—VIII. Kraków.

76. RTPN = Rocznik Tow. Przyjaciół Nauk Poznańskiego. T. XXII. Poznań 1896.

77. SARNA WŁ. ks.: Opis powiatu jasielskiego. Przemyśl 1898.

78. SEWERYN T.: Kaszubskie obrazy na szkle. Kurjer lit. nauk. Dodatek do n-ru 149 Il. Kurjera Codziennego z 1929 r.

79. SEWERYN T.: Kaszubskie złotogłowie. Kurjer lit. nauk. Dodatek do n-ru 333 I1. Kurjera Codziennego z 1930 r.

80. SEWERYN T.: Krakowskie skrzynie malowane. Kraków 1928.

81. SEWERYN T.: Z żywym kurkiem po dyngusie. Kraków 1928.

82. SKJ = Sprawozdania Komisji językowej Akad. Umiejętności w Krakowie. T. I—V. Kraków 1880—1894.

83. SOBIESKI W.: Der Kampf um die Ostsee. Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego. S. Balticum. T. XIII. Leipzig 1933.

84. STELMACHOWSKA B.: Rok obrzędowy na Pomorzu. Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego. S. Balticum. T. XII. Toruń 1933.

85. ŚLĄSKI B.: Rybołówstwo i rybołowcy na Wiśle dawniej i dziś. Warszawa 1917.

86. TETZNER FR: Die Slawen in Deutschland. Braunschweig 1902.

87. TREICHEL A.: Volkstümliches aus d. Pflanzenwelt bes. für Westpreussen. Danzig 1884.

88. UDZIELA M.: Medycyna i przesądy lecznicze ludu polskiego. Warszawa 1891.

89. WIERCZYŃSKI ST.: Średniowieczna poezja polska świecka. Kraków 1923.

90. WISŁA T. I—XX. Warszawa 1887—1920.

91. ZABORSKI B.: O kształtach wsi w Polsce i ich rozmieszczeniu. Kraków 1927.

92. ZBIÓR = Zbiór wiadomości do antropologji krajowej. T. I—XVIII. Kraków 1877—1895.

93. ZE = Zeitschrift für Ethnologie. Berlin.

94. ZIEMIA. T. I—XVIII. Warszawa 1910—1933.

95. ZSWP = Zwyczaje spadkowe włościan w Polsce. Cz. I—V. Warszawa 1929.








  1. Uwaga: Liczby podane w tekście tłustym drukiem w nawiasach ostrych [] oznaczają numer porządkowy dzieła w spisie literatury na str. 247. Liczby rzymskie odnoszą się do tomu, a liczby cienkie arabskie do strony cytowanych publikacyj.
  2. Porównaj odsyłacze J. Obrębskiego do Biegeleisena [10] wymienione pod hasłem trzy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Fischer.