Wyzwolenie/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Wyzwolenie | |
Podtytuł | dramat w trzech aktach | |
Wydawca | nakładem autora | |
Data wyd. | 1906 | |
Druk | Drukarnia W. L. Anczyca i Spółki | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
WYZWOLENIE
DRAMAT W TRZECH AKTACH
NAPISAŁ STANISŁAW WYSPIAŃSKI
ODBITO W DRUK. W. L. ANCZYCA I SP. NAKŁADEM AUTORA • KRAKÓW 1906. SKŁAD W KSIĘGARNI GEBETHNERA.
DRUK UKOŃCZONY DNIA 10-EGO LUTEGO
1906 ROKU.
RZECZ NAPISANA W ROKU 1902,
DZIEJE SIĘ NA SCENIE TEATRU
KRAKOWSKIEGO. Gdzieś przed siódmą wieczorem, DEKORACYA:
Wielka scena otworem, (wszedł Konrad)
Weszedł, — uszedł baczności. — nasłuchują, jak on rozpowiada. KONRAD
Idę z daleka, niewiem, z raju czyli z piekła. gdzie gniazda bogów i dusz — — CHÓR
Czego żądasz? KONRAD
Służby jedynej godziny. CHÓR
Czego żądasz? KONRAD
Przychodzę, wprządz was do dzieła. CHÓR
Czego żądasz —? KONRAD
Na was myśl moja spoczęła. (jakby przypomnieć chciał rzecz, z dawna już jemu znaną) Tam, kędyś trzeba dojść i wniść (patrzy się po otaczających go robotnikach)
Siła, to wy. CHÓR
Czego żądasz? KONRAD
Poznałem w was siłę. CHÓR
Czego żądasz —? KONRAD
Wiem: kościół, zamek, mogiłę. (zrywając ręce w silnym ruchu, poszarpnął kajdan)
Zejmijcie mi kajdany. CHÓR
U rąk je dźwigasz, u nóg; KONRAD
Przeszedłem ciemnie dróg. — CHÓR
Znaki więzień i męki. KONRAD
Zejmijcie z rąk i stóp. CHÓR
Krwią ubroczone stopy. KONRAD
Przeszedłem ognie prób; CHÓR
Jesteś wolny. KONRAD
Kto wy jesteście —? CHÓR
Chłopy. KONRAD
Kto wy jesteście —? CHÓR
Czerń. ROBOTNIK
Śród parcia ludu onego na ostrza bagnetów, padła mi u stóp siostra moja a krew chlusnęła na moją pierś, — chlusnęła ku oczom. Nic już nie widziałem dalej, jeno krew i krew siostrzaną.KONRAD
Synu zemsty, — dzieła dokonam z wami i na czyn twój patrzeć będę. ROBOTNIK
Czekamy takiej godziny. KONRAD
Oto usiądźcie tam w kątach i uboczach, aż zawezwę was, abyście wystąpili z czynem. ROBOTNIK
Co rozkażesz—? KONRAD
Będziecie czynić, co czynicie co wieczór w tym oto gmachu. ROBOTNIK
I zwykłą dostaniemy zapłatę. KONRAD
I zwykłą dostaniecie zapłatę. ROBOTNIK
Dalej nic nie myślę. KONRAD
Będziecie budować i burzyć. ROBOTNIK
Tak upływa nam życie nasze. Synowie nasi zburzą, co my budujemy. Burzymy, co zbudowali ojcowie nasi.KONRAD
Będziecie budować i burzyć w milczeniu i cokolwiekbyście obaczyli, ktobykolwiek był na waszej drodze, przystąpcie nieubłagalni i podporę wyrwiecie, o którą wsparty i bel weźmiecie, którym się ogrodzą i otoczą, — i rzućcie precz, jako odrzuca się i odciska rumowisko, śmieć i łachy a rupiecie stargane. I ani pojrzycie, co czynić wam przyjdzie. ROBOTNIK
Tacy jesteśmy. KONRAD
Takich was widzę i tacy będziecie. ROBOTNIK
Ujrzysz nas. KONRAD
A teraz idźcie wypoczywać i czekajcie znaku: ROBOTNIK
Kto nam da znak? KONRAD
— — Zapadnie jakoby smuga mroku i cieniem przesłoni wszystko, co przed waszemi oczami. ROBOTNIK
Oczy nasze nawykły do mroku. INNY ROBOTNIK
Mrok mnie miły i łagodny. ROBOTNIK
Noc upragniona i jedyna.KONRAD
Po czynach waszych przyjdzie NOC. CHÓR
Noc upragniona i jedyna. KONRAD
Odejdźcie. (Oddalają się. Wchodzi Reżyser).
REŻYSER
A! witam pana, witam, witam! KONRAD
Nic. REŻYSER
Nic!? A my mamy wielką scenę: To są syntezy pierwsze rzuty, (Usuwa się z pierwszego planu. Wchodzi Muza).
KONRAD
O tajemnicza, piękna, którą MUZA
Troska. KONRAD
Grasz —? MUZA
Będę dzisiaj w grze cudowną, KONRAD
Nawet kaprysy są rutyną MUZA
Wieniec cór. KONRAD
Polki?! MUZA
Słyną! KONRAD
Ta pierwsza? MUZA
To harfiarka Lila, KONRAD
Zmartwychwstała. MUZA
W tym deszczu włosów, w rąk rzuceniu, KONRAD
A ta druga? MUZA
To najmłodsza córa Popiela: KONRAD
To fryga MUZA
Dziewki od pługa, (Postacie, o których mowa, właśnie płyną w głębi we złotej konsze na kółkach i wysiadają na scenę).
Ja w teatrzykach amatorskich tyś powinien był tu przyjść z pochodnią, — KONRAD
Wziąłem to Imie, — zgadniesz z czynu: MUZA
Wiem, rozumiem: gestem. KONRAD
Czynem! MUZA
Gestem! KONRAD
Wyzwolin. MUZA
Z czego? — Czy chcesz ducha KONRAD
Kochanka moja zwie się: wola! MUZA
Wola?! Być może — Jakież dane? potrzeba męki, trudu, pasyi, KONRAD
Teatr stary. MUZA
Silne ma podstawy budowy. KONRAD
Tworzę. MUZA
Teatr?! KONRAD
Nowy. MUZA
Inny? KONRAD
Zobaczysz. — Patrz i uważ. MUZA
Wiem, zamiast pełnym latać lotem, KONRAD
Idę, by walić młotem! MUZA
Czy tu potrzebna nowa forma, Pewno jaka sprawa odwieczna; — KONRAD
Że wszystko więc polega na... MUZA
Wypowiedzeniu. KONRAD
MUZO, chcę naród przedstawić. MUZA
A, to musi odbywać się tak, poloneza, jeśli polski temat KONRAD
Chcesz, by wszystko było za umową. MUZA
Tekst dowolny, komedya del’arte. KONRAD
Strójcie-mi, strójcie narodową scenę, Ledwo powiedział co, a już się stało: Teatr narodu, sztuka, polska sztuka! MUZA
Ja już gotowa. KONRAD
Oto ich widzę! Stoją około mnie żywi: REŻYSER
Hej światła!! MUZA
A w czyjem ręku pochodnia?! KONRAD
Polska współczesna! MUZA
Tłumaczysz się jasno. REŻYSER
Światła niech błysną szerzej! KONRAD
Tu mnie ciasno. REŻYSER
Szerzej, wy razem, — rozstąpić się! Pozy! MUZA
Polskę współczesną twórzcie. REŻYSER
Sercem szczerem. KONRAD
Zarwijcie waszych serc — — MUZA
Będzie bohaterem: „Tam-tam“ nazywa się narzędzie Z dna wód w „Zaczarowanem kole“; ROZEWRZEJ KARTY NAD NARODEM. REŻYSER
A gdy się ozwie „tam-tam“: dzwon, MUZA
I bierz najwyższy ton! KONRAD
I nawet się nie spytasz, jaka słów będzie treść? MUZA
Chcę akcyi, działaj, dajęć pole. KONRAD
A tamci. MUZA
Tamci będą grać (Konrad schodzi ze sceny, która zapełnia się tłumem aktorów i statystów). REŻYSER
Role rozdane! — kto zaczyna? To rzekł i klasnął tu trzy razy. MUZA
Niebianką zstąpiłam do tych bram REŻYSER
Czego pani tak woła? MUZA
W purpurę i złotogłów przyodziani: REŻYSER
Daj spokój garderobie. MUZA
Pieśń moja wybieży przedemną O Pieśni, co się z tobą stanie? REŻYSER
Widocznie brak ci tematu. MUZA
Przestworza! Hej wy gromolice, REŻYSER
(do Maszynisty, któremu daje za kulisy znak).
.....Trzaśnij! (Daje się słyszeć jakoby dalekie uderzenie piorunu, — przesypano bowiem kilka ołowianych kul przez blaszaną rynnę, ukrytą w kulisach. Poczem słychać przeciągłe huczenie i dudnienie gromu, coraz zanikającego w oddali, — bo oto bardzo wprawnie bito w bęben, głuche uderzenia wydający, a wysoko na górnym pomoście sceny ukryty).
MUZA
Ktokolwiek żyjesz w polskiej ziemi Wyzwolin doczekacie się dnia, SCENA 1.
Tu rozpoczyna szereg mów KARMAZYN
Sto lat już jęczym w więzach lwy. HOŁYSZ
Świat z nas drwi. KARMAZYN
Myśleć o lepszej trudno doli. HOŁYSZ
Trzebaby za krew łaknąć krwi. KARMAZYN
Na synów patrzeć serce boli. HOŁYSZ
Na wnuki patrzeć: hańba, tfy! KARMAZYN
Cóż acan myśli? HOŁYSZ
Że w niewoli KARMAZYN
Kiedyż ten przyjdzie, kto wyzwoli? HOŁYSZ
Nie przyjdzie, to są złudne sny. KARMAZYN
Więc cóż zostało? HOŁYSZ
Kajdan stos, KARMAZYN
Aleć strój na mnie dobrze leży? HOŁYSZ
Wybornie! Szlachtę po was znać. KARMAZYN
Gdy mnie kto ujrzy, to uwierzy, HOŁYSZ
Żeście karmazyn widać z miny. KARMAZYN
Żeście mnie równy, głoszę sam. HOŁYSZ
Równego herbu i rodziny? — KARMAZYN
Dajcie mi gęby, dajcie pyska, HOŁYSZ
Niechaj swojego swój uściska; KARMAZYN
Jakoś przepadło moje mienie. HOŁYSZ
Na mej chudobie cięży dług. KARMAZYN
Ale choć czyste mam sumienie HOŁYSZ
Srebra rodowe mam w zastawie, KARMAZYN
Po kniejach niosły het ogary HOŁYSZ
Batogiem gnałeś chłopstwo w pole, KARMAZYN
Niewolę przeżyć da mi Bóg. HOŁYSZ
Da Bóg doczekać dni tych kiedy, KARMAZYN
Zapomnim jakoś naszej biedy. HOŁYSZ
Niechaj swojego swój uściska! KARMAZYN
Dajcie mi gęby, dajcie pyska, HOŁYSZ
Póki jesteśmy, Polska żyje, KARMAZYN
Z nami się pasie, z nami tyje; HOŁYSZ
Choć miast karabel mamy kije, KARMAZYN
Daj bracie gęby, dajcie pyska! HOŁYSZ
Niechaj swojego swój uściska. KARMAZYN
Usiądźmy tutaj przy tym stole, — HOŁYSZ
Gram jakoś-takoś moją rolę, KARMAZYN
Cóż to za gawiedź za krzesłami? (Za krzesłami gdzie siedzi szlachta, stoi gromada chłopstwa).
Ostatek złota idzie w pult. HOŁYSZ
Cóż to za gawiedź za krzesłami? KARMAZYN
Co mi tam jutro, dzisiaj z wami! (Inna znów grupa na siebie uwagę zwraca, a w niej główną osobą: Prezes). SCENA 2.
PREZES
Twarz zsiadła zmarszczków linią wężą, Rękę połóżmy na naszem sercu i słuchajmy, jak nasze serce bije. CHÓR
(kiwa głowami)
PREZES
W przyszłość patrzmy i aby synowie i wnuki i prawnuki nasze, spokojni i powolni, na sercach kładli ręce i w przyszłość patrzyli coraz dalszą. CHÓR
(kiwa głowami)
PREZES
Umierać będziemy, jakośmy wzrośli cisi; zaś okrutną duszy naszej nędzę niech pierś nasza okryje tajemnicą i nieszczęście nasze tajemnicą
zejdzie z nami w grób. CHÓR
(wznosi ręce do przysięgi) PREZES
A teraz pogodni zasiądźmy do wspólnego stołu i pamiętajmy jedno: niewymawiać nigdy słowa: Polska CHÓR
(kiwa głowami).
(Inna znów grupa na siebie uwagę zwraca, a w niej główną osobą: Przodownik). SCENA 3.
PRZODOWNIK
Palone buty, zapalny ruch, Podajmy sobie ręce braterskie i jedno ino wciąż wołajmy: Polska, Polska. CHÓR
Polska, Polska! PRZODOWNIK
Braterskie sobie podajmy ręce, abyśmy wiedzieli, że w węzeł spajamy się nierozdzielny, nierozerwalny, uświęcony tem słowem: Polska. CHÓR
Polska, Polska! PRZODOWNIK
Rozpacz rozumów naszych niech zabije i rozgoni ten jeden jedyny zgodny chór słowa:CHÓR
Polska, Polska. PRZODOWNIK
Niech każdy wie, że w piersi naszej i myśli naszej niema nic, coby się temu słowu oparło. Kto nam wydrzeć to słowo zechce, ten najdzie nasze piersi i myśl naszą pustkowiem a głuszą. Niepatrzmy poza nasz stół, niepatrzmy; jeno braterskie sprzęgnijmy ręce i krzyczmy, krzyczmy: Polska! CHÓR
Polska, Polska!! SCENA 4.
KAZNODZIEJA
Do góry bracia, do góry, Za chmury, bracia, do lotu, CHÓR
Polskę Bóg przez ciebie głosi! KAZNODZIEJA
Bóg Polskę we mnie głosi!!! CHÓR
Do góry myślą, do góry, (Inna znów grupa na siebie uwagę zwraca, a w niej główną osobą: Prymas). SCENA 5.
PRYMAS
O dumni, wy na kolana tak powstaną wywyższone, CHÓR
Daj nam sił, daj nam sił PRYMAS
W proch czoła przed moją szatą. żywotem świętych bogatą. CHÓR
Na kolana!! PRYMAS
Klęczący, wytrwajcie w postawie. ze wzniesionemi oczyma, CHÓR
O wielki, o sługo Pana, PRYMAS
Na kolana! CHÓR
Na kolana! (Inna znów grupa na siebie uwagę zwraca, a w niej główną osobą: Mowca). SCENA 6.
MOWCA
Przez serce do serca droga. przygłuszę zazdrość i złości (Od głębi sceny, z po za filarów katedry, wchodzą Ojciec i Syn). SCENA 7.
OJCIEC
Troska o syna: jego maska. Synu mój najmileńszy, nie poglądaj ku prawej stronie, ani ku lewej nie patrz. Źli oni, jedni jako drudzy; — i sercem chcę, byś wyrósł ponad onych, za moją idąc myślą i słowem. SYN
Słyszę ojcze. OJCIEC
Jeno przedsię idź i patrz przedsię, a we swej duszy się wpatruj widziadło, które pocznie się przed tobą z myśli mojej i ze słowa mojego. SYN
Słyszę ojcze. OJCIEC
Niechaj nie zatrzyma cię na drodze twej żadna ręka zbrodnicza, ani ręka skalana brudem i podłością, lecz przejdziesz wskroś podłych i nikczemnych ty jeden uświęcony, szlachetny, wierzący w prawdę myśli mojej i w prawdę słowa mojego. SYN
Słyszę ojcze.. SCENA 8.
OJCIEC
W ręku jej harfa złota SYN
W włos jej wplątane węże. OJCIEC
Jej strun ze złotej arfy SYN
Ojcze, łachmany ją kryją. OJCIEC
Duszę tobie zatrują. Poganki, błędnice, bogi. HARFIARKA
Przychodzę śpiewać na zgliszcze. (Przystanęła oto teraz tuż przed Ojcem i Synem). OJCIEC
Hen, dalej, spieszaj do dzieła. SYN
Serce mi wzięła. HARFIARKA
Na tych strunach nanizanych na rozstaju w źródle piła, SYN
Grasz mi mego serca nutę... HARFIARKA
Duszę twoją gram. OJCIEC
Synu, serce w niej zatrute. SYN
Kocham ją. OJCIEC
Miłość, synu, zabija. SYN
Ty moja... HARFIARKA
Ja niczyja OJCIEC
Uciekaj od różanych ust. SYN
Kocham... HARFIARKA
Duszę twoją gram. SYN
Tęskno mi. HARFIARKA
Leć, polatuj w wichrach burz, gdzie syn z ojcem stacza bój, SYN
Ach! Tęsknota Bóg. HARFIARKA
Kochasz — pójdź, — za mną — słysz... SYN
Mój ojcze! OJCIEC
Synu, drżysz? SYN
Odchodzi — tam — za nimi — hen. — HARFIARKA
Sen, — przelotny sen — (Oto już przy innej gromadzie przystanęła). SCENA 9.
........... CHÓR
Cóż wyśpiewasz? HARFIARKA
Nic. (tu lekkim rzutem arfę trąca,
jakby to słowo: „nic“ dzwoniąca) (Oto już przy innej gromadzie przystanęła) Zakołyszę tęskny żal, CHÓR
Cóż wyśpiewasz? HARFIARKA
Nic. (po strunach lekko przemknie dłonią, jakby to struny to „nic“ dzwonią). (Oto już przy innej gromadzie przystanęła) Idę dalej, lotny duch; CHÓR
Co przyniesiesz? HARFIARKA
Nic. (Od głębi sceny idzie samotnik).
SCENA 10.
SAMOTNIK
Ni młoda jego twarz ni stara, zaklęta w twarzy jedna wiara: Więc trzebaż było, abym wszystko stracił, Stójcie, — tu przepaść! — Nicość, trup, ECHO
He, he, he, he. SAMOTNIK
Przestwory! Widzę po przez złom ECHO
Ach, — — — — — ! SAMOTNIK
Czem jestem — ? — Pytać — ? — Kogo? - Ech? ECHO
Grzech. SAMOTNIK
Jak ująć nazwę mą w litery? — ECHO
Nazywasz się czterdzieści cztery. SAMOTNIK
Ha! — — Jestem sam... Kto oni są? ECHO
Wichr. SAMOTNIK
Ktoś płacze, drży — — ECHO
To ty. — — — SAMOTNIK
Ja. — — — (podchodzi ku posągowi rycerza)
Potęgo śpisz, — do ciebie lgnę, ECHO
Drgnę. SAMOTNIK
Kim jesteś ty? — Kim jestem ja? ECHO
Nie. SAMOTNIK
To ja, — to ja, — mych własnych słucham ech. ECHO
Śmiech. (Tutaj nowa osoba pojawia się na scenie):
SCENA 11.
WRÓŻKA
Ho, ho, już wbiegła, jak Aryel chyża, Zwiastunką jestem, idzie już CHÓR
To on? To ten? To tamten...? WRÓŻKA
Hen... CHÓR
Kto z nas? WRÓŻKA
Ty nie, — ty nie. — On przyjdzie k’wam CHÓR
To ten! — WRÓŻKA
O nie! — Daj ręce, daj! — CHÓR
Znaj!! WRÓŻKA
O tam, o tam, gdzie Eden raj, CHÓR
Kto będzie, kto? — Anhelli? WRÓŻKA
Anhelli —? Nie. CHÓR
A kto? WRÓŻKA
On blisko już, może wśród was, CHÓR
Cyt — Cyt! WRÓŻKA
Powietrze drga. CHÓR
Ten błysk... WRÓŻKA
To moja świeci łza. CHÓR
Konrad! WRÓŻKA
To imie! CHÓR
Konrad!! WRÓŻKA
W pożarów duszącym dymie CHÓR
Lecz kto, lecz gdzie... WRÓŻKA
Ja nie wiem nic, — ujrzycie! CHÓR
Wróż! SCENA 12.
STARZEC
Podtrzymywany przez dwie dziewy,
CÓRKI
A jeśli nie my żyjący doczekamy, to duchy nasze tu przyjdą na świadectwo kościołowi myśli polskiej. STARZEC
Amen. — Córki moje, patrzcie, jako tu wszyscy się zebrali i nie daj Boże, aby nas braknąć miało, — gdy myśl polska się buduje. CÓRKI
Wezwij, Panie, w spokoju dusze nasze. STARZEC
Tutaj możecie płakać — a żadna łza wasza nie będzie zapomniana. Radujcie się — a żadna radość wasza nie będzie samotna. Otacza was Polska, wieczyście nieśmiertelna. — Otwierajcie oczy, córki, moje, — patrzcie, patrzcie, patrzcie, a milczenie ust waszych złotym będzie dusz waszych pancerzem. CÓRKI
Błogosławieństwo bierzem. (Wchodzi Geniusz).
Czyli to muzyka te dziwne dźwięki, Idziesz, — drżą za tobą kolumny. INNA DEKORACYA.
W tym akcie maski znaczyć mają w zygzaki runów tajemnicze. KONRAD
Warchoły, to wy! — Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, chyba wobec biedy i nędzy, której nieszczęście potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi. Wy lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, którzy wyciągacie dłoń chciwą po pieniądze, — po łupież pieniężną, zdartą z tej ziemi, której złoto i miód należy jej samej i nie wolno ich grabić. Warchoły, to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. Wy sługi! Drżyjcie, bo wy będziecie nasze sługi i wy będziecie psy, zaprzęgnięte do naszego rydwanu i zginiecie! I pokryje waszą podłość NIEPAMIĘĆ! I w czeluść ciemną maski żenie, MASKA 1.
Więc czujesz jakoweś parcie w sobie... KONRAD
Tak... MASKA 1.
I pożądanie... KONRAD
.....Tak. MASKA 1.
Więc czujesz w sobie jakoweś parcie i pożądanie i pragnienie. KONRAD
.....! MASKA 1.
I że to jest żądza swobody. KONRAD
.....Nie... Swobodę mam. MASKA 1.
— ? KONRAD
Ilekroć pierś podniosę, Ledwo, że Larwa gdzieś przepadła, KONRAD
Tędy prowadzi mnie poczucie słuszności i żądza sprawiedliwości, może niedościgniona, którą trzeba okupić krwią i prawie zawsze krwią, ale to żądza słuszności a nie inna. MASKA 2.
Łudzisz się. Niema żadnego poczucia słuszności w przekonaniach i nie potrzeba nowej klasyfikacyi przekonań, skoro ja się podejmuję każdego zmieścić w starym kalendarzu. KONRAD
— Rozumiem. MASKA 2.
Nie rozumiesz, — ale to nie przeszkadza, abyś mówił. Nie rozumiesz. Albo ty jesteś demokratą, ludowcem i tym podobnym, albo socyalistą i tak dalej i tak dalej? KONRAD
Naprzykład ty jesteś arystokratą? MASKA 12.
Nie — KONRAD
Nie? — więc nie. Rozumiem. A tymi innymi, to jest demokratą czy ludowcem także nie; socyalistą i tak dalej oczywiście nie, społecznikiem też nie? MASKA 2.
Nie KONRAD
Rozumiem, że mnie tylko raczysz oceniać. MASKA 2.
Ja umiem stać wyżej. KONRAD
A! MASKA 2.
Umysł mój uchyla się od małostkowości i szybuje tam, gdzie ty nie sięgasz twoim umysłem. KONRAD
? MASKA 2.
Nauka i sztuka patrzenia, sztuka życia i zrozumienie życia. KONRAD
Tak wiele!? I cóż tam w tym Olimpie spokoju mówią o Polsce? MASKA 2.
? KONRAD
Ty budzisz we mnie zupełnie nowe kombinacye odruchów. Nie przyszło mi jeszcze nigdy do myśli, żeby trzasnąć w pysk Jowisza.MASKA 2.
Budzę ja! I kogóż to obudziłem?... KONRAD
Oto tego, który wskazuje palcem hołotę! MASKA 2.
!? — — KONRAD
Wy chcecie żyć i nie ma podłości, którejbyście do ręki nie wzięli i nie przyswoili sercu. Wy chcecie żyć i już trawicie błoto i brud i już was nie zadusza zgnilizna i jad; ale jadem i zgnilizną nazywacie wiew świeży od pól i łąk i lasów. Wy chcecie żyć i plwać na wszystką rękę,
która was i podłość waszą odsłania. MASKA 3.
! — — KONRAD
Która was odgaduje!! Kłamcy!!! Zaledwie maska ta gdzieś znika, KONRAD
Nienawidzimy się wzajem i w tem niema nic dziwnego. MASKA 3.
Wiem, iż w tobie nienawiść jest. KONRAD
Nie mów ze współczuciem. Jestem z mojej nienawiści dumny.MASKA 3.
? — — KONRAD
Tylko nienawiść jedna zdoła... MASKA 3.
? — — KONRAD
Nienawiść jest potężniejsza niż miłość. MASKA 3.
? — — KONRAD
Na nienawiść trzeba się zdobyć! MASKA 3.
Zdobyć?! KONRAD
Zdobyć! MASKA 3.
— Zdobyć! KONRAD
Nienawidzimy się wzajem i to nie jest nasze najgorsze złe. Niemal to jest nasze najlepsze. MASKA 3.
— ? KONRAD
Cóż za obraz, gdyby wszystko co jest, działo się w imię miłości. MASKA 3.
— A!KONRAD
A! MASKA 3.
Ależ hasło wszechmiłości, KONRAD
Ha? MASKA 3.
...Które objąć może najdalsze kręgi. KONRAD
To jest kłamstwo, którego powtórzenie nie sprawia trudności nikomu. MASKA 3.
A! KONRAD
Miłość, ta wszechmiłość jest kłamstwem. MASKA 3.
?? KONRAD
No przecież to jasne, że my nie myślimy w tej chwili o Amorach. MASKA 3.
A! KONRAD
Chciałbyś to co mówię, określić... MASKA 3.
Jako optymistyczne pojęcie nienawiści. KONRAD
Otóż mam optymistyczne pojęcie nienawiści.MASKA 3.
Definicya się nadała. KONRAD
Wszystko, co myślę, jest definicyą,... MASKA 3.
A! KONRAD
Ostatecznem określeniem i wszystko, co myślę, zależy...? MASKA 3.
Zależy... KONRAD
Odemnie!! Zaledwo ta pod scenę wpada MASKA 4.
Wyczerpuje się twoja sztuka i wyczerpuje się twoja myśl. KONRAD
Nie. Widzę tylko coraz szerzej i obejmuję coraz szersze kręgi rzeczy, które widzę i słyszę. Zaś gaśnie wszystko, co utrzymywało się pustym dźwiękiem i farbą. MASKA 4.
Gaśnie sztuka. Przemaga życie. KONRAD
Nie. Rozwija się sztuka.MASKA 4.
A życie? KONRAD
Życie dla mnie nie istnieje. MASKA 4.
? KONRAD
Tak samo, jak nie istnieje dla nikogo, jako rzecz, któraby nie była sztuką i wysokim artyzmem. MASKA 4.
— ? KONRAD
Ale logiki, tego co jest, dojrzeć; logikę tę przejrzeć jest trudno. MASKA 4.
A tak. KONRAD
Przeglądać jej nicpotrzeba! MASKA 4.
? KONRAD
Nie wolno. MASKA 4.
? KONRAD
A bramy wszystkie na ścieżaj otwiera tutaj sztuka.MASKA 4. .
Artystom. KONRAD
Wszystkim. Artystami są wszyscy. I ci, co o tem wiedzą i ci, co o tem nie wiedzą zgoła o sobie. MASKA 4.
Któż to wszystko ułożył? KONRAD
Cóż ci do tego!? MASKA 4.
? KONRAD
Cóż ci do tego, kto zapalił słońca i dał nienawiść narodom, kto gasi tysiące gwiazd i wznieca gwiazd tysiące; kto wpędził w ruchy świat; kto stróżem naszych dusz, rzeźbiarzem naszych ciał; kto może nam zabrać wszystko, co dał. MASKA 4.
Bóg. KONRAD
Nie będziesz wzywał nadaremno. MASKA 4.
Przykazania?! KONRAD
Nie będziesz wzywał imienia Polski nadaremno! Zaledwie ta ze sceny schodzi, MASKA 5.
Niekoniecznie musi się zwyciężyć tu; można zwyciężyć tam. KONRAD
Tam —?! MASKA 5.
Można zwyciężyć tam, kędy nie sięgnie żadna dłoń, żadna żelazna ręka; gdzie walczą i zwyciężają miecze, których nie udźwignie żadna człowiecza władność, ani zręczność żadna człowiecza nie dopomoże. KONRAD
Tam?! MASKA 5.
Tam. KONRAD
Gdzie? MASKA 5.
Tam. KONRAD
Człowiek myślący tak górnie jest grzybem społeczeństwa, w którym raczy przebywać. Czyli lepiej, gdybyś przebywał... MASKA 5.
—? KONRAD
Tam.MASKA 5.
Nie ja sam znaczę sobie czas, ani nikt kresu mi nie wskaże. To są niewiadome. KONRAD
Nietylko niewidzisz kresu sobie, ale wszak prawda, że i początek twój jest tobie tajemnicą. MASKA 5.
Ile że Genezis wszelka jest tajemnicą, a taką jest i Genezis z ducha. KONRAD
I jedyną drogą dla rozwoju tych tajemnic jest... MASKA 5.
Jest według ciebie... KONRAD
Milczenie. — MASKA 5.
I że myśli mojej pod korzec schować nie można. KONRAD
Czynisz to zresztą z myślą innych. MASKA 5.
Zwłaszcza z niedorzeczną myślą cudzą. KONRAD
To pięknie. Ale to jest uzurpowanie prawa. Skąd masz prawo? MASKA 5.
W Polsce, jak kto chce.KONRAD
O ile się to stosuje do tego, czego chcesz ty. MASKA 5.
Przyznajesz mi, że chcę. KONRAD
Wcale nie. Jest to tylko wola literacka, cenzura myśli cudzej, właściwa przyzwyczajeniom dziennikarza. MASKA 5.
Którym nie jestem. KONRAD
Jest to zatem tego pokroju talent. MASKA 5.
! KONRAD
Nie twórczy. MASKA 5.
? KONRAD
Tworzący ten las pnączów, przez który przedrzeć się nie może gromada podróżników; — tworzący tę oczeretów gąszcz i gęsty szuwar na stawiskach, kędy nocą świecą fosforycznie nenufary, wonią duszące i irysy wątłe się chwieją. MASKA 5.
Piękne. KONRAD
A kędy pada żabi skrzek i wieczorami żabi rozbrzmiewa rechot.MASKA 5.
To wszystko wiem. KONRAD
To wszystko jest i po za tobą i po za mną, bo to są rzeczy, które są i dla których niczyich oczu nie potrzeba. MASKA 5.
A! KONRAD
A powtarzanie ich z nudów i sycenie się niemi z nudów... MASKA 5.
No... no... KONRAD
Nie tworzy nic. MASKA 5.
A! KONRAD
A! — Myśleć nad Polską i Słowiańszczyzną i snuć ją w mgłach oparnych z łąk, i w złotym tęczy łęku, snuć ją z tych mgieł oparnych z łąk, O tak, tak, tak, tak... MASKA 5.
O to jest to wszystko, czegoś jeszcze nie pogłębił.KONRAD
O to jest wszystko, co my na razie umiemy. MASKA 5.
A to jest wszystko. KONRAD
To jest NIC!!! Ledwo przepadła u węgara, MASKA 6.
A gdziekolwiek pójdziesz, pójdzie za tobą naród twój. Czyli będziesz go wiódł przez orne pola, czyli po stokach wzgórz, czyli w gór zapadliska i skał pustosze. KONRAD
— Pójdą... MASKA 6.
Czyli powiedziesz je ku świątyniom... KONRAD
A tak, ku świątyniom. MASKA 6.
Poczynasz myśleć. KONRAD
Pójdą, gdziekolwiek je powiodę i będą ze mną razem, za mojem walczący. Słowem, którego używać będą wszędy. MASKA 6.
Będzie to gromada jakaś, czy gmina?KONRAD
Będzie to: KOSCIÓŁ WOJUJĄCY. MASKA 6.
A ty ich powiedziesz. KONRAD
Ku świątyni. Wejdziemy w progi gmachu, po wstopniach wysokich i staniemy przy kolumnach. A nad naszemi głowami wysoki strop sklepiony, umalowany błękitem i posiany srebrem gwiazd. MASKA 6.
Kościół żywych. KONRAD
Kościół umarłych. MASKA 6.
? KONRAD
A którykolwiek wnijdzie tam i stanie pomiędzy nami, jako pomiędzy swoimi, ten wyzuty już będzie ze wstrętów życia, oczyszczony ze zapędów złych i każących ducha i będzie bratem mnie i braci mojej. MASKA 6.
!! KONRAD
A na dzień onego wielkiego Święta, które będzie świętem narodu, otworzę zawory sklepów podziemnych i zejdziemy po schodach, wiodących w lochy, ku rozległym piwnicom, kędy leżą prochy wielkich w narodzie, w kamiennych i złocistych zamknione skrzyniach. MASKA 6.
Królewskie groby. KONRAD
Na dzień wielkiego święta, które będzie świętem narodu, zejdziemy ku grobom królewskim. MASKA 6.
!! KONRAD
A kiedy dusze nasze dojrzeją, jako kłosy dostałe lecie, jako owoce sadu pielęgnowanego... MASKA 6.
!!! ............ KONRAD
Tedy zamkną się za nami zawory sklepień podziemu. MASKA 6.
Pomrzecie! KONRAD
Wyzwoleni!! Ledwo zanikła gdzieś za ścianą, MASKA 7.
Przedewszystkiem trzeba tu odróżnić, co jest twoją myślą a co moją. KONRAD
A zdaje mi się, że to jest najważniejsze, co tu jest moją myślą a co twoją.MASKA 7.
W sprawach tej miary, co ta, wszelki bieg i rozwój myśli jest pierwszorzędnej wagi. KONRAD
Przypisujesz sobie zatem pierwszorzędną wagę. MASKA 7.
Naszej rozmowie. KONRAD
Ja właśnie tyle tylko chcę dowieść, że sprawy te są po za nami i mimo nas są i że nasze myślenie nad niemi. MASKA 7.
No co...? KONRAD
Nie ma żadnej wartości. MASKA 7.
Więc i twoje. KONRAD
Więc i moje. MASKA 7.
A więc cóż! —? KONRAD
Że jest konstrukcya artystyczna, której tajemnice można przeczuwać i odkrywać i odsłaniać. Ale że do tego prowadzi... MASKA 7.
?KONRAD
Li tylko SZTUKA. Czyli więc, że z myślenia chaotycznego ostoi się jedynie sztuka, jako rzecz wieczysta, a wszystko inne... MASKA 7.
A wszystko inne. KONRAD
Zaginie! MASKA 7.
Cóż głosi Sztuka? KONRAD
A otóż właśnie? cóż głosi Sztuka? MASKA 7.
Któż wielkości pragnie? KONRAD
Polska i jej dzieci. MASKA 7.
Więc oni pragną czego? KONRAD
Oni pragną więcej i wyżej sięgają żądaniem, niż człowiek osiągnąć i zdobyć może.MASKA 7.
Wiem. Posłannictwo. KONRAD
A tak, POSŁANNICTWO. MASKA 7.
Które nas unosi i rozwija i spotężnia. KONRAD
Które nam daje skrzydła i skrzydła rozwija a usuwa ciernie z pod stóp. MASKA 7.
Więc... KONRAD
Piękne jest i zabójcze. MASKA 7.
A Sztuka? KONRAD
O to jest właśnie Sztuka! MASKA 7.
Sztuka więc jest dla wybranych. Rozumiem ją tak i nie rozumiem jej inaczej. KONRAD
Nie. Albo masz słuszność i słuszności nie masz wcale. MASKA 7.
??KONRAD
A to zależy od... MASKA 7.
Od...? KONRAD
Kędy, gdzie, w jaki czas urywa się myśl, wątek myśl, nitkę. MASKA 7.
Nitkę? KONRAD
Nitkę Aryadny. MASKA 7.
Wiodącą do labiryntu. KONRAD
Nie, tę, którą dzierżąc i z kłębka rozwijając, zejść można w labiryntu tajniki i najskrytsze ulice pałacowe przejść. I te górnych pięter i te podziemu i te dalekie drogi podkopów i te ścieżki na wyżynie zawrotnej dachu. MASKA 7.
Cóż dla nas jest Labiryntem? KONRAD
Wawel. MASKA 7.
A Aryadną? KONRAD
Duma.MASKA 7.
A kłębkiem? KONRAD
Miłość dla tego, co jest... MASKA 7.
Tam. KONRAD
Nie. — We mnie! MASKA 7.
A! KONRAD
A prze mnie tam i pcha i prowadzi... MASKA 7.
? KONRAD
Nienawiść ku temu, CO JEST TAM. Odeszła, — jużci nowa stoi MASKA 8.
Jest to przedewszystkiem niejasność myśli. KONRAD
Nie pierwszy raz to słyszę z ust twoich. Dowodzi to tylko, że tłumaczę się wyraźniej, niż czasem mniemać mogę. MASKA 8.
?KONRAD
Bo nie ma myśli tak niejasnej, którejby człowiek, myślący jasno i wyraziście, nie przenikał i nie rozumiał. MASKA 8.
Chcesz koniecznie być rozumiany. KONRAD
Ciebie to drażni, że jestem rozumiany, niejako pomimo mnie, — nawet mimo mojej niejasności. MASKA 8.
Zagadki. KONRAD
Zagadki, Sfinksy. Otoczeni jesteśmy lasami, u skraju których stoją Sfinksy-strażnicy i samem tem, że u skrajów leśnych stoją i że są, każą się domyślać tajemnic. MASKA 8.
Któż dla nich będzie Edypem. KONRAD
Tak, tak. Edyp odgadnie ich tajemnice. Edyp czytać będzie z ich oblicza, a one zrozumią i zgadną, że on czyta z ich twarzy i do głębi zagląda oczyma. MASKA 8.
A! KONRAD
I zginie, jak Edyp.MASKA 8.
Więc to nie ja jestem z tych, którzy stoją u skraju lasów, ani ja jestem z tych, którym przydajesz imię Edypa. KONRAD
— Nie ty. MASKA 8.
To jasne, — tak to jasne. KONRAD
A więc się oryentujesz. MASKA 8.
W metaforach i porównaniach. KONRAD
Na terenie sztuki. MASKA 8.
A tym Edypem? KONRAD
Jestem ja. MASKA 8.
A! KONRAD
I brat mój i ojciec mój i mój syn. MASKA 8.
A! KONRAD
A to porównanie należy do sztuki i jest... ogólno ludzkie...MASKA 8.
Hm, — tak. KONRAD
A ty chciałeś przedewszystkiem, aby to była Polska ten las, Wielkość i Śmierć te sfinksy, a... MASKA 8.
A Edyp? KONRAD
A Edyp: POEZYA. MASKA 8.
! — — — — — — — — — KONRAD
Tak jest. Ty jesteś z tych, którzy wszędzie, wszędzie szukają Polski, w każdem dziele sztuki, w każdem zdaniu, gdzie jest zawarta piękność i myśl głęboka a niepokojąca. MASKA 8.
A! — a! — a! KONRAD
A nikt nie szuka, jak tego, co jest jego duszy własnością i tęsknotą. MASKA 8.
Ja?!! KONRAD
Oto Polska jest twojej duszy własnością i tęsknotą! Precz znikła; nowa już się skrada, KONRAD
Potęga! MASKA 9.
Zatrzymałeś się przy tem słowie. KONRAD
Potęga. MASKA 9.
Nie mów tego wyrazu. KONRAD
? MASKA 9.
Potęga, zapowiedziana słowem, — traci. KONRAD
? MASKA 9.
Traci. — Cóż to chcesz zapowiedzieć? KONRAD
Spełnić. MASKA 9.
?? KONRAD
Dopełnić. MASKA 9.
!KONRAD
A to jest różnica. — Dopełnić! tego, co zapowiedziane, tego, co przepowiadane. MASKA 9.
? KONRAD
Po wszystkie czasy; gdzie w latach milczenia rozwijała się myśl. MASKA 9.
A po myśli szedł — ? KONRAD
Czyn! MASKA 9.
A czyn jest potęgą! KONRAD
! MASKA 9.
Potęga ujawni się przez czyn?! KONRAD
A...a. MASKA 9.
I gdzież «potęga». KONRAD
Smutek.MASKA 9.
Już skrzydła zwinięte? Ot to, co znaczy przypinać cudze skrzydła. KONRAD
A! MASKA 9.
Ikar! Ikarowy lot i Ikarowy los. KONRAD
! MASKA 9.
A wiesz, gdzie to prowadzi? KONRAD
No tak. MASKA 9.
W przepaść! KONRAD
W przepaść. MASKA 9.
Chyba, że kto rękę poda. (podaje rękę)
KONRAD
Nie, nie, nie. (odsuwa się)
MASKA 9.
Ty mnie nie znasz. KONRAD
Znam, znam, znam.MASKA 9.
Podaję rękę z radą. KONRAD
Wiem, wiem, wiem. MASKA 9.
Dłoń w dłoni, możemy wiele zrobić. KONRAD
(obojętnie)
Tak, tak, tak. MASKA 9.
Powiem ci myśl, która jest czynem i czynu poezyą. KONRAD
Domyślam się. MASKA 9.
Nie. KONRAD
Tem bardziej się domyślam. MASKA 9.
Oto, że — powinniśmy. KONRAD
Nic nie powinniśmy. MASKA 9.
Tak, — więc żadne «powinniśmy». KONRAD
Żadna obowiązkowość.MASKA 9.
Żadna. — Więc: musimy coś zrobić, coby od nas zależało. KONRAD
Musimy coś zrobić, coby od nas zależało. MASKA 9.
Zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo. KONRAD
A! MASKA 9.
A! KONRAD
Musimy coś zrobić, coby od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo. Znika, a nowa już powstanie, MASKA 10.
Dążysz... do... gdzie? KONRAD
Do... (zatrzymuje się). MASKA 10.
Do jakowegoś wyzwolenia. KONRAD
Śmierć?!MASKA 10.
Samobójstwo. KONRAD
A że ty przez śmierć dobrowolną, rozumieć jesteś w stanie li tylko samobójstwo. MASKA 10.
No a cóż? KONRAD
Przyjmij tylko do wiadomości, że wyzwolenie przez Śmierć można mieć nietylko na drodze samobójczej. MASKA 10.
No ale w każdym razie jest to: zabić się. KONRAD
Jest to zabić siebie... siebie, tego, który jest... Bez wystrzału i bez trucizny, której się zażywa. — Ale to dopiero początek... I jeszcze nie o tem myślałem a raczej mówiłem. MASKA 10.
Tak, bo nie mówisz tego, co myślałeś. KONRAD
Bo chcę przedewszystkiem, ażebyś myślał wraz ze mną. MASKA 10.
Otóż więc myślę. KONRAD
To znaczy ledwo: słuchasz:MASKA 10.
Tak. KONRAD
Słuchaj zatem. Myślałem: o wojnie i o bitwie, gdzie można zginąć i o działaniu jakiemś, gdzie można ginąć — ale to będzie PRZYPADEK. Więc nie szukałbym tej śmierci mojej, ale jest ona na tej drodze możliwa. MASKA 10.
Jest zresztą możliwa na każdej innej. KONRAD
A więc dobrze, bo to odwraca moją myśl. Tak, tak... Więc śmierć moja, skoro możliwa jest na każdej innej drodze, przezemnie nie wybranej i nie upatrzonej — więc, więc... tamte wypadki są przypadkami i są przypadkowe i będą
przypadkowe. MASKA 10.
I będą przypadkowe? — Mówisz, jak o pewności. Jako o rzeczach pewnych i niezawodnych. KONRAD
Niezawodnych i przypadkowych. MASKA 10.
? KONRAD
Jest to zresztą to, co przynosi każde działanie. MASKA 10.
Każde działanie?!KONRAD
Wszelki ruch zbiorowy, ruch mas. MASKA 10.
Ruch mas?! KONRAD
Ruch wielkich mas! MASKA 10.
Więc ruch wielki!! KONRAD
Tak jest — WIELKI RUCH. MASKA 10.
I ten miałby być przypadkiem? KONRAD
Nie. Ten jest koniecznością. A więc się stanie poza mną także. I ja nie potrzebuję się o niego troskać. Ten jest koniecznością nieodwołalną. MASKA 10.
? — Tak! — a?... a; — tak! KONRAD
Nieodwołalną! — Ale on przyniesie szereg przypadków, rzeczy luźnych, niepowiązanych, tych, które się niczem nie dadzą powiązać; rozumem ludzkim a nawet wolą będą trudne do opanowania, — jak zawsze. — MASKA 10.
Aha!KONRAD
Czyli, — że to, co było po tylekroć razy, tyle set razy, przyjdzie i stanie się i odbędzie się tak, jak się odbyło tyle set razy. MASKA 10.
To jest: KONRAD
Odbędzie się jako szereg przypadkowych zdarzeń, jako szereg epizodów. MASKA 10.
Dramatu. KONRAD
A tak dramatu. MASKA 10.
O podkładzie tragicznym. KONRAD
Szereg epizodów dramatu o podkładzie tragicznym... No ale do czegóż właściwie prowadziłem? MASKA 10.
Do Śmierci. KONRAD
Nie. — Do wyzwolin. MASKA 10.
Jak terminator!? KONRAD
O tak, — jak terminator... tak, tak. Terminowałem długo u wielu przemożnych potęg, które władały myślą moją — i teraz czas mi wyzwolić się. MASKA 10.
Pokruszyć te potęgi. KONRAD
Nie wiem. MASKA 10.
Nie znasz ich natury — ? KONRAD
Dopokąd nie stanę przed którą z nich blisko, to ich nie umiem wskazać, ale są momenty, gdy je widzę jasno. MASKA 10.
Ha! KONRAD
Jest to tak: jakby w koło mnie w krąg, we wielkiej sali... jakby w koło mnie w krąg MASKA 10.
We Walhali! KONRAD
Ale do czego ja to dążyłem — ? MASKA 10.
Do nazwy i określenia tych bogów.KONRAD
Bogów! MASKA 10.
Z którymi walczysz. KONRAD
O co...? o co — ? MASKA 10.
O wyzwolenie. KONRAD
Nie rozumiesz mnie. — Ja mam spełnić przeznaczenie. MASKA 10.
Czyje? KONRAD
Ich i moje. MASKA 10.
?... Co masz czynić? KONRAD
A!!!! A!! Pytasz mi się nareszcie, co mam czynić? Co mam czynić? O radości, że ty mi się o to pytasz. Ty mi się pytasz! Ja słyszę to pytanie: CO MAM CZYNIĆ? — Ja, który tylko wciąż słyszałem: «co myślisz?» MASKA 10.
?KONRAD
Wykraść ten święty ogień, — — — który tam płonie. MASKA 10.
Wykraść... KONRAD
Wziąć ten święty ogień i dać... MASKA 10.
I dać... KONRAD
Tym, którzy czekają. MASKA 10.
Na kogo? KONRAD
Na ogień. Na nikogo nie czekają, ale czekają ognia, żaru, który budzi, który daje siłę, moc, potęgę. MASKA 10.
A! KONRAD
Ognia czekają. Ognia! MASKA 10.
Prometeusza! KONRAD
A tak, Prometeusza. Т MASKA 10.
? Ledwo przepadła kędyś w płótna, KONRAD
A co jest mi wstrętne i nieznośne, to jest to robienie Polski na każdym kroku i codziennie. MASKA 11.
? KONRAD
To manifestowanie polskości. MASKA 11.
Ach! KONRAD
Bo to tak wygląda, jakby Polski nie było, Polaków nie było... Jakby ziemi nawet nie było polskiej i tylko trzeba było wszystko pokazywać, bo wszystkiego zostało na okaz, po trochu;... pokazywać, jakby srebra stołowe w zastawie; pokazywać, jakby kartki i karteczki zastawnicze, — i kryć się i udawać i udawać. MASKA 11.
? KONRAD
Poco, naco? Bez tych manifestacyi wszystko jest: i ziemia i kraj i ojczyzna i ludzie. MASKA 11.
I naród.KONRAD
Tylko naród się zgubił. MASKA 11.
? KONRAD
Tak, tylko naród się zgubił, a wszystkie czynniki jego składowe są, są, są. MASKA 11.
I kto go zgubił? KONRAD
A tak, — więc kto go zgubił? MASKA 11.
— ? KONRAD
Tak jest my. Nie przez wojny, nie przez klęski i porażki wojenne, bo te się dadzą zmienić, bo to są chwilowe rzeczy, bardzo chwilowe. MASKA 11.
? KONRAD
Bo to są rzeczy jednego dnia. MASKA 11.
? KONRAD
Nie o tem będę mówił, bo to dla mnie jasne. Ale — że to my, my przyczyną, że się gdzieś zagubił naród.MASKA 11.
No, no, no. KONRAD
Że pozwalamy w tej sprawie namyślać się byle komu. MASKA 11.
? KONRAD
Każdemu obywatelowi polskiemu, każdemu... MASKA 11.
Każdemu uczciwemu Polakowi. No cóż złego? KONRAD
A to złego, że każdy uczciwy Polak, jak skoro zacznie gadać, tak ze słabą głową przegada wszystko; a on jest tylko od tego, żeby siedział w swoim kącie, na swoich śmieciach i BYŁ! MASKA 11.
To jest zamykanie gęby. KONRAD
A tak. Powinien być, być, być. Być ze zamkniętą gębą. MASKA 11.
Ha! KONRAD
I nie filozofować, by nie przefilozofować Polski, bo... MASKA 11.
Bo...KONRAD
Bo gubi naród. MASKA 11.
? KONRAD
Bo tak gubi się naród. MASKA 11.
Ha! To cenzura! KONRAD
A tak. Powinna być cenzura narodowa. MASKA 11.
? KONRAD
Cenzura narodowa, któraby działała tak, jak działają cenzury we wszystkich państwach wszystkich narodów. MASKA 11.
Ależ Polska ma być... KONRAD
A tobie co do tego, czem Polska ma być. Ty masz milczeć. MASKA 11.
Tak samo ty. KONRAD
A nie, — bo ty. MASKA 11.
Bo ja co?KONRAD
Bo ty: kłamiesz! MASKA 11.
? KONRAD
Ja wiem, czego ty chcesz: że Polska ma być mitem, mitem narodów, państwem ponad państwy, prześcigającem wszystkie, jakie są, Republiki i Rządy; oczywiście niedościgłem, wymarzonem. Ma być marzeniem, — tak, ideałem. Tak! Według ciebie ma się nie stać nigdy. Tak a nigdy ma się STAĆ, nigdy BYĆ, nigdy się urzeczywistnić. MASKA 11.
A ty chcesz? KONRAD
A ja chcę tego, co jest wszędzie. MASKA 11.
? KONRAD
I tego, co jest, CO JEST, tak, jak jest! tylko... MASKA 11.
Tylko? KONRAD
Tylko z usunięciem oszustwa narodowego. MASKA 11.
?KONRAD
Z usunięciem kradzieży narodu; oszustów, którzy rujnują naród! złodziei, którzy okradają naród! MASKA 11.
Z czego? KONRAD
Po pierwsze z duszy! z duszy! z duszy! Przepadła; jużci nowa kroczy KONRAD
U nas jest kraj gościnny. No, tak się zmieści każdy złodziej. No tak. Ale on zawsze będzie wiedział, że jest złodziej. MASKA 12.
? KONRAD
Złodziej tym ludziom, którzyby się urodzić mieli z czystej krwi narodu. MASKA 12.
Krew narodu! KONRAD
Oto przedewszystkiem powinniśmy uszanować krew narodu. I nie dać jej marnować. Nie pozwolić marnować krwi narodu.MASKA 12.
Jak-że-to? KONRAD
Nie pozwolić prostytuować naszych kobiet. MASKA 12.
A! KONRAD
A tak. My niepowinniśmy pozwolić naszych kobiet obcym, tym obcym, którzy siedzą wśród nas. MASKA 12.
Ależ kobiety są niezależne. KONRAD
Nie, nie są i nie będą. Bo całem ich życzeniem i dążeniem powinno być, żeby od tej myśli niezależne nie były. MASKA 12.
? Ależ one same... KONRAD
One same są niczem. MASKA 12.
? KONRAD
Nie mogę ścierpieć i znosić i słuchać, że kobieta Polka przeistacza dom męża obcego i czym zeń dom polski. MASKA 12.
? KONRAD
Jeżeli tak czyni, to czyni podłość.MASKA 12.
?! KONRAD
Czyni podłość, która się prędzej czy później odezwie w charakterze potomstwa. MASKA 12.
Jak-to? KONRAD
Że wytwarza się tłum ludzi obojętnych dla naszego narodowego społeczeństwa, którzy go zaprzedają. MASKA 12.
Jak?! KONRAD
Przez to, że o niczem nie myślą. Że się prędko godzą z warunkami i że nie czują potrzeby zmiany. MASKA 12.
Przesada. KONRAD
A właśnie! że widzą w każdej właściwej myśli dorzecznej przesadę. MASKA 12.
I niedorzeczność. KONRAD
Choćby i niedorzeczność. A ja tę obojętność nazwę podłością, ale ich za nią winić nie mogę. Takich nie mogę i nie chcę nigdy obwiniać. MASKA 12.
Więc co?KONRAD
I tacy się zmieszczą. Ale winniśmy przeciwdziałać i nie pozwolić marnować naszej krwi i naszych dziewcząt, tak dobrze obcym, jak swoim. Tego nie powinniśmy, a to tylko może zrobić... MASKA 12.
Kto — ?! KONRAD
Polski rząd. Bo żaden inny naszych interesów, interesów naszej krwi bronić nie będzie. MASKA 12.
A! KONRAD
A tak! Bo inne są dla nas i naszych spraw i naszych świętości oszustami! MASKA 12.
A! KONRAD
Oszustami!! Znikła; już inna jest na straży KONRAD
Poezyą nie są wiersze. MASKA 13.
? KONRAD
Poezyą nie jest to, co my dotychczas za poezyę uważaliśmy. Nawet ta treść poetyczna, którą się tak klasyfikowało, — już nią dziś nie jest, — nie jest. MASKA 13.
? KONRAD
To już umieją paplać wszyscy. MASKA 13.
? KONRAD
Umieją paplać!... źle, przekręcać; stracili więc właściwą wagę słów — i słów właściwe znaczenie. A raczej byle jakie słowa i byle jak złożone wystarczają, by przeciętne umysły nastroić poetycznie. Czyli że... MASKA 13.
? KONRAD
Czyli: że straciliśmy wiarę w słowo. MASKA 13.
? KONRAD
Naród nasz stracił wiarę w słowo. MASKA 13.
?!! KONRAD
Alboż ty wiesz, co jest Słowo? MASKA 13.
?KONRAD
Jeśliś go tak nadużył? MASKA 13.
?!? KONRAD
Tak, bo to jest nadużycie, nadużycie, oszustwo, zbrodnia, kłamstwo, fałsz, fałsz. Ty kłamiesz! MASKA 13.
!! KONRAD
Jakże ty człowieku myślisz o sobie! O swojej duszy! MASKA 13.
? KONRAD
Ty nie rozumiesz jednego wyrazu. Nic, nic, nic. MASKA 13.
? KONRAD
O ta głowa, — o to serce, — o ta pierś, — o to ramię, — oczy, — usta, — głos! MASKA 13.
? KONRAD
Cha, cha, cha, cha! Bierz, kruż! Do studni, do studni, dalej, precz; pleć, pleć; noś tę wodę, lej potoki, kaskady, pluskaj! Bież kruż, dalej! MASKA 13.
???KONRAD
Danaidy! Danaidy! Zapada właśnie pod podłogą; KONRAD
My mamy za wiele poczucia solidarności narodowej. MASKA 14.
? KONRAD
I tem nas oszukują, że my powinniśmy mieć to poczucie solidarności narodowej. MASKA 14.
? KONRAD
Bo wszędzie są złodzieje i rozbójce i oszusty. I gorsi i lepsi. MASKA 14.
No tak, tak. KONRAD
A mimo to żyją jako kompleks ludzi, pod jednym tytułem. MASKA 14.
No tak, tak. KONRAD
A nam z okazyi tej właśnie połowy, która jest złą... W nas chcą wmówić, że za to jesteśmy odpowiedzialni i że jesteśmy do niczego.MASKA 14.
Aha. KONRAD
A cóż nas ta zła część naszego narodu obchodzi? MASKA 14.
Aha. — Oczywiście nic. KONRAD
No więc? MASKA 14.
No więc... KONRAD
No więc nie powinniśmy żyć solidarnie ze sobą. MASKA 14.
Ze sobą. — Tak. KONRAD
No, to znaczy, że my... (zamyśla się)... że my przecież nie możemy być... — (urywa)... Że oczywiście człowiek słaby, który jest bierny, ulega; — bo tak być miało, — i takby było zawsze. MASKA 14.
Tak. KONRAD
Ale to nie znaczy, że naród ulega. MASKA 14.
Tak, — no tak. KONRAD
Więc my tracimy przez to, że wyrabiamy niepotrzebnie w tylu ludziach poczucie narodowości, a oni nie mając charakteru, nie wiedzą, co z tym począć i kapitulują. MASKA 14.
Aha. KONRAD
Ale za nich nie może być odpowiedzialny naród. Oni nie są narodem. MASKA 14.
Tak, oni nie są narodem. KONRAD
Niepotrzebnie wyrabiamy poczucie narodowości i solidarności z lichą częścią naszego narodu. Jest to rzeczą złą i niepotrzebną. MASKA 14.
Tak. KONRAD
Bo my zawsze będziemy mieć do usług i do rozporządzenia tę lichą część naszego narodu. MASKA 14.
Tak. KONRAD
A oczywiście tem bardziej i lepiej, gdy ona będzie w naszych rękach. MASKA 14.
Ha! w naszych rękach! KONRAD
Tak jest, w naszych rękach. Powinniśmy mieć wszystko w naszych. Tak, jak inni.MASKA 14.
? KONRAD
A będziemy, co najmniej tacy, jak inni. MASKA 14.
A! Co tylko wpadła po za ściany, MASKA 15.
Przejmuje mnie ta bezdenna głębokość myśli, ta głębia ducha, idącego ku odkupieniu przez mękę i ból. KONRAD
To nie to. MASKA 15.
Ta, że tak powiem, Chrystusowość. KONRAD
Chrystusowość! MASKA 15.
Ta Chrystusowość posłannicza, ta idea męki krzyżowej i odkupienie przez mękę. KONRAD
Tam w niebie, w które, notabene, nie wierzysz. MASKA 15.
? KONRAD
Na co mamy być Chrystusem narodów, wyłącznie na mękę i krzyż i dla cudzego zysku?MASKA 15.
? KONRAD
Dla cudzego zysku i wyzysku tych, którzy nie będą Chrystusami narodów, a... MASKA 15.
Obrażasz swój naród. KONRAD
Chcę go zasłonić przed oszustami. MASKA 15.
? KONRAD
Zasłonię go przed oszustami, tymi, co mu kradną dusze za cenę rzeczy nieuchwytnych. Co mu odbierają dumę i każą się pokorzyć; tymi, co mu odbierają pychę i każą się kajać w prochu upodlenia i żebrać. Przed tymi chcę naród mój ocalić, co każą mu jak żebrakowi skomleć i jęczeć, — — jemu bogaczowi... MASKA 15.
? KONRAD
Jemu, który jest bogaczem takim samym, jak każdy inny. MASKA 15.
?KONRAD
Wszak każdy naród co innego niż państwo. Naród ma jedynie prawo być, jako PAŃSTWO. A państwo zaś jest w stanie pomieścić wszystkich, jakichkolwiek, we wspólnej gminie. MASKA 15.
? — Więc KONRAD
Ale cóż to ciebie obchodzi? MASKA 15.
? KONRAD
Ja nie chcę, abyś ty się tem interesował, to jest: opiekował. Ja chcę, żeby te rzeczy były tobie narzucone i żebyś ty wobec nich stał się niczem. MASKA 15.
? KONRAD
Wobec rzeczy bezwzględnych, które idą same ze się. Same z siebie. MASKA 15.
A! (Maska znika, Konrad zostaje sam). KONRAD
Tak, tak, tak: SZTUKA MI NIE WYSTARCZA. Tak, tak.... przychodzę do przekonania,........ (Kładzie palec na ustach).
— — — — — — — — — — — MASKA 16.
A my —?KONRAD
Że wy jesteście wyzwoleni. Męka Orestesa przeszła nad całą ziemią mykeńską. Zbrodnia Atrydów nad całem ciążyła miastem. A zwolony
Orestes dał ziemi swojej uwolnienie od klątwy. MASKA 16.
Uwolnienie od klątwy! KONRAD
Jestem wolny od klątwy! MASKA 16.
Chcesz być wolny! KONRAD
— — Więc jest klątwa, która ciąży...? Jest, jest... Jaka? gdzie? Kto? Kto ją zdejmie? MASKA 16.
Orestes. KONRAD
Orestes! Ja! — A ja jestem wolny! MASKA 16.
Nie jesteś wolny. KONRAD
Nie?! — Więc one... przyjdą, przyjdą... Erynje! Ty wiesz —? Ty sobie nie zdajesz sprawy z tego, co ty mówisz. Ty nie rozumiesz wszelkich konsekwencyi artystycznych. Ty nie wiesz nic więcej nad kilka słów..., a każde z nich decyduje o mojem życiu.MASKA 16.
Przyzwyczaiłeś się wszystko kłaść na jedną kartę. KONRAD
Gdybym kładł! MASKA 16.
No więc... KONRAD
A czego ty chcesz po mnie?! Gry? MASKA 16.
Odwagi. KONRAD
A ty. MASKA 16.
Ot widzisz, odwołujesz się wciąż do mnie. Gdzież ta samoistność? KONRAD
A ty się wciąż zwracasz do mnie; nawet ci się o samoistności nie śni. MASKA 16.
A tobie się śni o samoistności. Ja zaś ją w tobie widzę z daleka. KONRAD
A ja —? MASKA 16.
A ty jesteś, przez którego płynie strumień piękności...KONRAD
Aha! Tak. Strumień ma płynąć z mego serca, czysta krew. — Jeno krew żeby była czysta... A wy z niej pijcie. MASKA 16.
Jacy «wy». KONRAD
Wszystko to, co nie jest mną. MASKA 16.
Możesz to uważać za swoje przeznaczenie. KONRAD
Przeznaczenie. Już się z niem zetknąłem i — — nie wiem nic. MASKA 16.
Nie chcesz wiedzieć. KONRAD
Nie chcę wiedzieć. MASKA 16.
No, to zrozum, że inni tak samo: nie chcą wiedzieć tej odrobiny, tego trochę, co wiedzieć mogą i czego się domyślają, bo... KONRAD
Bo... MASKA 16.
Bo się boją. KONRAD
Czego?MASKA 16.
Zrozumienia. KONRAD
Więc zrozumienie jest najstraszniejszem — — MASKA 16.
Nie. Ale jest początkiem lęku... O tem wiesz. KONRAD
O tem wiem. MASKA 16.
I już nigdy spokoju... KONRAD
I już nigdy spokoju. MASKA 16.
Więc jesteśmy sobie mniej więcej równi. KONRAD
Więc sądzę, skłonny jestem sądzić, że obaj jesteśmy: mniej więcej. MASKA 16.
Gotów jestem poniżyć siebie, byle poniżyć innych. KONRAD
Więc jednak przypuszczasz, że na pewnej wyżynie stoję. MASKA 16.
O ile nie stajesz na tej, którą ci budują. KONRAD
Więc i nie to. — Ale znów wracam do mego sposobu myślenia: że istnieje bezwzględna klasyfikacya po za tą moją i po za tą innych i że ta jest sama ze się. MASKA 16.
Z ducha? KONRAD
Z ducha! I że każdy czuje lub kiedyś wymiarkuje: jaki duchem jest i skrzydła rozwinie, jeśli skrzydła poczuje i wzleci, jeśli mu się wznosić wolno i uleci, gdy mu to znaczono. MASKA 16.
Aha. Orle loty. A cóż to ma być? Czy tylko retoryka i tylko literatura? KONRAD
Sztuka. MASKA 16.
Czy tylko sztuka? KONRAD
Cóż może być innego? MASKA 16.
A z tego widzę: żeś tylko artysta. KONRAD
A! z tego nareszcie widzisz, żem artysta. MASKA 16.
Aha. KONRAD
Aha. Więc znów różnica między nami. MASKA 16.
Przepaść!KONRAD
Przepaść. — MASKA 16.
Któryż z nas zechce skoczyć —? KONRAD
Dlaczego? Poco? MASKA 16.
Bo przepaść, przed którą się stoi, ciągnie! KONRAD
Chimera?! MASKA 16.
Chimera. KONRAD
A to ty jesteś chimera. I już teraz cię rozumiem, rozumiem. Ty jesteś tym duchem-pegazem, który nosisz mego ducha ponad przepaściami, — po przez ugory, puszcze, lasy. MASKA 16.
Albo prościej... KONRAD
Albo prościej: MASKA 16.
Ja dla ciebie nie istnieję wcale, o ile nie wynajdziesz na mnie figury i pozy artystycznej. KONRAD
Dźwigam cię.MASKA 16.
Przystrajasz mnie. Wdziewasz na mnie larwę marmuru, larwę sztuki, — jaką chcesz i mnie dusisz, mnie dławisz, zabijasz. KONRAD
Więc jesteś niczem. MASKA 16.
Nie jestem tak łatwo uchwytny. KONRAD
Otośmy równi. MASKA 16.
A teraz skwapliwie wyciągasz ku mnie rękę, gdy się otaczam tajemniczością. Bo tę tajemnicę chcesz ze mnie wyciągnąć. KONRAD
Masz ją. Miej i idź z nią lub zostań. Uznam ją
i będę ją szanował. Zgadnę ją sam, jeśli jest. A że jest, o tem wiem mimo ciebie, — z logiki założenia, z logiki artyzmu. I teraz oto uważ, że odkryłem tobie część rzeczy, którym nie
przypatrywałeś się wprzód. MASKA 16.
No tak. — Ale to znaczy... KONRAD
Co? MASKA 16.
Myślenie. KONRAD
Dla mnie myślenie jest powietrzem.MASKA 16.
Do lotu! KONRAD
Do lotu! MASKA 16.
Więc ty duch lotny. KONRAD
Rozwinąć skrzydła, — lecieć w lot, MASKA 16.
A jakież to kajdany? KONRAD
DUSZA. — — — — — — — — — — — Przepadła po za ścianą z boku; KONRAD
Co mnie obchodzi przedewszystkiem mój naród? Co mnie obchodzi jego historya i jego plotki? Tak plotki. Bo ostatecznie wszystko, co wam daje wasza poezya, jest plotką, z którą się nie walczy. Poezye uważają u was jako pół-prawdy, jako rzecz, w którą się nie wierzy, której się nie ufa, na której się nie polega. Poezya zaś jest artyzmem. Zaś artyzm ma swoją logikę i nieodwołalność i jest całą prawdą, jeśli jest. Inna zaś prawda jest niepotrzebną. MASKA 17.
Odbiegasz od czegoś zaczął. KONRAD
Nie odbiegam od niczego, zwłaszcza od tego, com zaczął, jeśli myśl moją snuję logicznie właśnie z tego, com zaczynał. MASKA 17.
Mówiłeś o narodzie. KONRAD
Nie obchodzi mnie nic wasz naród, bo ten wasz naród nie jest waszym narodem. Zgoda wasza i zgodność wasza jest już dla was niedościgłą,
więc stąd uznajecie ją tak skwapliwie w tej waszej poezyi. Naco wam zgoda potrzebna? Jedynie niezgoda z was co jeszcze wytwarza, z was, którzy jesteście niczem, niczem, niczem. MASKA 17.
To przykre.KONRAD
To tylko przykre? To śmierć dla inteligentnego człowieka! A dla was to tylko przykre. Powinniście mnie zabić, zabić. A wy westchniecie, że to przykre. MASKA 17.
Zabijasz się sam. KONRAD
Zabijam się sam. Ale i to wszystko będzie za późno. Świadomość przyszła już wprzódy, — wprzódy. A kto mi ją odbierze?! MASKA 17.
Nie ja. KONRAD
Nie ty. — Nikt. Świadomość ta jest artystyczna, logiczna w swoim artyzmie i nieodwołalna. Jest sama ze siebie. Ja ją tylko odkrywam. Ja tylko ją poznaję, tę, co jest, ją: TAJEMNICĘ. Ją niezgadnioną, ją wielką. MASKA 17.
Kto to ma do siebie brać? KONRAD
Kto? Nikt. Najlepiej nikt. A przedewszystkiem niech nie bierze ten, kto się nie poczuwa do niczego i jest spokojny. MASKA 17.
Takich niema. KONRAD
A właśnie że takich niema. Wszyscy są czujący, czujący, wiedzący. Już ich widzę, już ich znam. Wszyscy są przewidujący, zgadują, poznali, pogłębili duszę narodową i już ją wzięli dla siebie, już ona ich i dla nich. Niech żyje partya. MASKA 17.
Dopiero mówiłeś przeciw partyi. KONRAD
A cóż ty myślisz, że ja nie jestem partyą? MASKA 17.
A więc reprezentujesz ją sam jeden. KONRAD
Nie — i tak. MASKA 17.
I to nazywasz logiczne. KONRAD
Następstwo rzeczy jest logiczne, — i to jest odemnie niezależne. Ja je odkrywam. Ja je tropię. I nieraz jasnowidzę. I wtedy przerażam się jego bezwzględnością artystyczną: pięknem,
które równocześnie czuję. — A ci, co za tem idą, co ją tworzą, ci nie widzą nic dalej. MASKA 17.
Tak ci się zdaje. KONRAD
A właśnie dlatego, że myślą, że tak mnie się zdaje. MASKA 17.
No więc komuż?KONRAD
Mnie się zdaje...? Nie mnie, nie mnie. Ale tak jest, tak jest po za mną i po za wami, — że to są naukowe pewniki, to co w artyzmie i poezyi odkrywam. A naukowe pewniki wszak dla was są istotne? — — Że mniejsza o to, czem jestem ja, i co się ze mną stanie lub z mojemi
dziełami, ale że ten mój każdy krok, to jest krok ku... MASKA 17.
Śmierci?!! KONRAD
........ Tak. Zaledwo za nią drzwi zapadną, KONRAD
Co jakie parę staj lat,... co wiek, co... zjawia się człowiek, który nie może znieść tego, co jest. MASKA 18.
Czego? KONRAD
Niewoli. MASKA 18.
Niewoli narodu. KONRAD
Nie. — Niewoli narodowości. MASKA 18.
Co?!KONRAD
Niewoli narodowości. Wy chcecie ze mnie uczynić niewolnika. MASKA 18.
Czego? KONRAD
Patryotyzmu. MASKA 18.
Ha!? KONRAD
Dlaczego wy macie poczucie niewoli i poddania i uległości a ja nie? MASKA 18.
Ha!? KONRAD
Czy wy nie macie duszy? Nie wiecie, co to jest dusza, siła, która jest tem, czem chce i nie jest tem, czem nie chce. Dusza, która jest nieśmiertelna i pochodzi od Boga, a wy mówicie, że ją znacie i zatracacie jej boskość, zatrzymując ambicyę a Jej nie macie. Nią nie jesteście. Bo mieć ją i nie być nią: to nielogiczne. Wy śpicie. MASKA 18.
A na cóż mamy się budzić? do czego?KONRAD
Prawda. Pocóż się macie budzić? Wy jesteście ciałem, które decha, które wdecha powietrze i wchłania napoje i jadło; ciałem, które płodzi i rozwija się i gnije. Tu wasz kres. Wy nie zdolni więcej. Cóż wybyście więcej mieli czynić? Czy czynić, czy działać, czy chcieć, czy tworzyć — ? Do tworzenia trzeba artyzmu. Artyzm nie może być utylitarny, bo jest niezależny od waszego bytu. Rzecz nie do osiągnięcia dla was. Więc śpijcie. MASKA 18.
Tymczasem widzę, że zasypiasz przedewszystkiem ty. Bo to, co ty mówisz, to jest senność, to jest spanie, ale to śpisz ty. KONRAD
A wy? MASKA 18.
My nie jesteśmy obowiązani do niczego, bo my nie jesteśmy artyści. KONRAD
Co jakiś czas zsyła Bóg człowieka jasnowidzącego. MASKA 18.
No to mów, co widzisz — ? KONRAD
.....Poczekaj, poczekaj, poczekaj. — To musi mieć formę artystyczną..... ha,..... tak...... tak..... — formę nieodwołalną, artystyczną, formę nieodwołalnego piękna, przed którem nie ostoi się nic, które jak młot walić będzie i przed którem wszystko polęże. MASKA 18.
Uderz w ten ton. KONRAD
Cicho — — Już słyszę głos. Tem wołaniem, tym czynem zwyciężę. Uderzyć-że w ten dzwon? MASKA 18.
Uderz we wielki dzwon. KONRAD
Zatem sztuka. Wysoki artyzm sztuki. Tragedya! Najszczytniejsza sztuka ma mówić i swoje: DRAMATIS PERSONAE wyprowadzić. MASKA 18.
I ma swego dokonać. KONRAD
I ma wyjść Edyp i bluźnić Bogu, że go dosiągł i że go pchnął w nędzę i że dał mu świetność i że dał mu nędzy świadomość, która mu była Śmiercią. MASKA 18.
Świadomość, która mu była Śmiercią.KONRAD
Alboż my nie mamy tego samego. I tego Edypa i tej Antygony? Nie jesteśmyż-my tą siłą ducha onych przejęci? MASKA 18.
A więc wracasz do narodu. KONRAD
Wracam do nieśmiertelności. MASKA 18.
Tak?! —?! KONRAD
Nieśmiertelność czuję..... MASKA 18.
To już raz było powiedziane. KONRAD
Może, — tak — wiem. Tejże chwili już wiem, ale dla was znów to jest przypomnienie i już znów myśl się dla was gubi, bo nie widzicie myśli, ale człowieka. Tak jest, dotąd nie widzicie myśli mojej, tylko mnie, a nie o mnie chodzi. Przeszkodziłeś mi. MASKA 18.
Przeszkodziłem, ale to nie ja. KONRAD
To ty. Bo do tych, którzy powtarzają cudze, należysz ty, nie ja, który cudze przeżywam. MASKA 18.
Jak-że to przeżyć takie słowo, jak: nieśmiertelność.KONRAD
To go nie powtarzaj! MASKA 18.
Kiedy to piękne i to jest prawie tyle trochę piękna, które naprawdę powtarzać lubię. KONRAD
Adje! MASKA 18.
W każdym razie przyznasz, żem ci mocno dopomógł odpowiedziami do rozumowania. KONRAD
Szedłem ja, nie ty. MASKA 18.
I ja właśnie li tylko tego chcę, żebyś ty szedł nie ja. KONRAD
Ale ty nie wiesz, gdzie ja idę. MASKA 18.
Bo to mnie nie obchodzi. KONRAD
A?! MASKA 18.
A tak, bo to mnie nie obchodzi, gdzie ty idziesz? Mnie obchodzi: gdzie idzie naród. Mnie nie obchodzi gdzie ja idę. Ja się nad tem nie namyślam i nie zastanawiam: co jest osią działania myślowego u ciebie. Ja się nad tem nie zatrzymuję. Porównuję się tylko z tobą, kiedy wywodów twoich słucham i badam: gdzie dąży naród? KONRAD
Ty? — Co! Ty?! MASKA 18.
Ja obserwuję naród. Ja jestem obserwator. A ty... KONRAD
A ja tem żyję!! MASKA 18.
I to cała różnica. KONRAD
Nie mała. MASKA 18.
Cóż lepsze? KONRAD
Więc jak-to? Jak-to? Ty jesteś obserwatorem narodu? MASKA 18.
Naprzykład na tobie. KONRAD
Naprzykład na mnie..... MASKA 18.
Adje! Przepadła; jużci nowa wkracza MASKA 19.
Myślisz, że my jesteśmy przeciw Polsce.KONRAD
Ja nie myślę o Polsce. MASKA 19.
O czem myślisz? KONRAD
Do mnie należy moja myśl i myśli mojej nowina i niespodzianki a wy mnie nie stawiajcie płotów, ogrodzeń, sieci żelaznych, — nie mówcie mi na każdym kroku, że to klatka! MASKA 19.
Ha, jeśli ją czujesz. KONRAD
Ja jej nie czuję. MASKA 19.
W takim razie nierozumiemy twoich poglądów. KONRAD
Ja wam ich nie wyjawię. MASKA 19.
Więc są tajne. KONRAD
Nie mam żadnych tajemnic, ani swoich ani cudzych. MASKA 19.
Toś szczęśliwy. KONRAD
Ani się nie chcę stroić w urok i piękno i poezyę tajemnicy. MASKA 19.
Więc jest, — tylko odzierasz ją z szat poezyi.KONRAD
Więc jest... tylko nazywa się: wola, a ubrana w szaty poezyi nazywa się: niewola. I oto to, do czego chcesz mnie przymusić. MASKA 19.
Nie wiedziałem, że mam tyle mocy. KONRAD
Nie wiedziałeś, że mam tyle odporności. MASKA 19.
No, ale wróćmy do, — — rzeczowo. — My ofiarujemy ci wspólność pracy. KONRAD
Teraz już nic, — już nic. MASKA 19.
Zrywasz. KONRAD
Nie. Nie zrywam. MASKA 19.
Cofasz się. KONRAD
Nie. MASKA 19.
Więc co? Kpisz? KONRAD
Nie. MASKA 19.
Brutalnym chcesz być. KONRAD
Nie.MASKA 19.
Więc my... KONRAD
Was nie ma. MASKA 19.
Co? KONRAD
Was nie ma już. Wyście stracili swoją egzystencyę. Nie widzę was. MASKA 19.
Stajesz się wyraźniejszy. KONRAD
Przestaliście istnieć już. MASKA 19.
Skazujesz nas na śmierć. KONRAD
Wyście pomarli. Trupy i upiory. Nędza duszy! MASKA 19.
Tyś bogacz. KONRAD
I przyszliście mnie kraść. MASKA 19.
To jest idea. Napisz to, jako artykuł. KONRAD
Bo ty chcesz tę ideę oświetlić po swojemu. MASKA 19.
My nie zmienimy jednego słowa.KONRAD
A! Umiecie uszanować. Nie chodzi wam o słowa, ale o czyny. Chcecie zmienić opinię o mnie, a do tego macie środki. MASKA 19.
A więc widzisz, że jesteśmy i że mamy egzystencyę. KONRAD
To nie jest egzystencya, ta wasza. — Wy jesteście zależni od lampy, około której latacie, jak ćmy, prosząc i ćmiąc światło. Nie wiecie kto lampę trzyma. MASKA 19.
Ty wiesz —? KONRAD
Ja wiem. Lampę trzyma człowiek ślepy i nazywa się: przeznaczenie. MASKA 19.
Bah! KONRAD
A na lampę dmuchnąć mogę ja i wtenczas co...? MASKA 19.
Wtenczas... KONRAD
A! nie chcesz dokończyć. Ćmy widzę w ciemności. MASKA 19.
Jak wieszcze. — KONRAD
Dajmy pokój alegoryi i temu, co ja chcę..... Ujrzycie inne światło, ja wam nawet pokażę drogę... Ale wam dobiedz nie starczy sił i skrzydła opadną wam w zimnie w pół-drogi. Spadniecie w noc, zziębłe, strudzone ćmy, motyle, krasy
pył.... Jeszcze, jeszcze... do rana... MASKA 19.
Co... ty... mówisz —? KONRAD
Aż świt... MASKA 19.
Ach, tak,... ciebie to męczy. KONRAD
Ach, to mnie męczy,... że liryzuję was i siebie i was i wszystko i wszystko. MASKA 19.
Patrzysz przez pryzmat poezyi. KONRAD
Czyli, mówisz, że patrzę przez pryzmat frazesu. MASKA 19.
Sztuki! KONRAD
Ty nie rozumiesz Sztuki. MASKA 19.
Ależ ja rozumiem sztukę i wiem, że to nie frazes. KONRAD
Ani fałsz.MASKA 19.
? KONRAD
A! ty właśnie sztukę uważasz za fałsz. MASKA 19.
Tu ja uznam za konieczne otoczyć się tajemniczością. KONRAD
Lubisz «wymianę myśli» MASKA 19.
To tak rzadkie. KONRAD
I chciałbyś, żebym się wypowiedział. MASKA 19.
To nie łatwe zadanie. KONRAD
I ja sam w twoich oczach winienem się popisać. MASKA 19.
Nie jesteś próżnym. KONRAD
Jestem. MASKA 19.
Pozwolisz, że sam sądzić cię będę. KONRAD
... — To zbacza i nie tędy chodzi moja myśl i cokolwiek w tym sensie słyszę, nie słyszę właśnie wcale zupełnie. Jestem głuchy na wszystko, co dotyczy mnie. Nie słyszę nic, cokolwiek kto mówi. Ja mam swój sąd własny. A zdobyć go, było mi bardzo ciężko. I to jest cała moja siła. MASKA 19.
I to jest cała twoja siła. Dajemy ci pole. Może ją zużytkujesz? KONRAD
Ja jej nie myślę zużytkowywać. MASKA 19.
Ale... to niepodobna, aby nie miała... KONRAD
Wybuchnąć! MASKA 19.
A? — Wybuchnąć. KONRAD
Nie chcę nic, nic, — nic... nikogo, żadnych stronnictw, żadnych idei, one wszystkie upadły, — muszą upaść, żadnych ludzi, osobistości; oni wszyscy muszą upaść, upadną. Chcę,... żeby w letni dzień, w upalny letni dzień..... Chcę, żeby w letni dzień, MASKA 19.
Nasze jutro —? KONRAD
— Nie. — — — Chcę patrzeć, słyszeć, jaki gwar MASKA 19.
Nie rozumiem cię... ty przecie mówisz o Polsce! Ty myślisz o Polsce! KONRAD
Tak? — — — Nie. — — Chcę pójść w zaciszny, gęsty bór MASKA 19.
Ty myślisz o Polsce!! To widoczne!KONRAD
Tak? ................ Poszła i właśnie wchodzi nowy KONRAD
Przyznasz mi, że my z coraz większą mówimy rezerwą o wszystkiem. MASKA 20.
My może coraz mniej wiemy. KONRAD
Rzeczy wspólnych. A czy w ogóle te, które uważaliśmy za wspólne, były zdolne powołać wspólność? MASKA 20.
Jak? jak? KONRAD
Czyśmy właściwie mieli jakie rzeczy wspólne. Chyba akcessorya i godła. MASKA 20.
Tak akcessorya i godła. Dziś nie znaczące nic. KONRAD
Dziś tylko poetyczne. MASKA 20.
Tak..... A... Czyli że... KONRAD
Czyli, że te rzeczy, które my mamy za poetyczne i które nam są wspólne, są nam przeszkodą w zbliżeniu się, bo urastają do potęgi widma, które wzbrania wstępu do Raju. MASKA 20.
Anioła. KONRAD
Archanioła. MASKA 20.
Archanioła! KONRAD
Który mówi: Będziesz za grzechy twoje dawne spełnione pokutował. Jak wiele było twojej chwały i sławy, tyle oddasz męki i bólu. MASKA 20.
I to jest fałsz. KONRAD
I to jest fałsz. A to jest sprawiedliwość poezyi. MASKA 20.
Więc czegóż mamy się wyzbyć? KONRAD
Poezyi. MASKA 20.
Poezyi!? KONRAD
Tutaj zacznie się nasza siła. MASKA 20.
Więc możemy mieć siłę.KONRAD
Więc ty jej nie czujesz, mimo poezyi. Czyś ją ty może czuł przez poezyę. Ale nie, to był upór — i tylko wobec siebie siła. Ale ta siła wobec drugich, to nie może być poezya. MASKA 20.
Więc co? KONRAD
Wola. MASKA 20.
A tak: wola! KONRAD
To, czego chcę, żądam, musi być. Trzeba umieć żądać i wiedzieć czego żądać. MASKA 20.
Od kogo? KONRAD
I trzeba wiedzieć, że jeśli są rzeczy, które odemnie zależeć powinny, to grzechem jest pytać się o nie innych i żądać ich od innych. MASKA 20.
Zapewne, że wiele naszej słabości, niemocy leży tu, na tej ścieżce, gdzie wiodą rozstajne drogi od tego kamienia. Oto brak świadomości, co moje... KONRAD
I do czego ja mam prawo.MASKA 20.
Prawo. KONRAD
I nie to prawo, przez kogokolwiek nadawane i uznawane; — ale przez to prawo, które poza prawami takiemi jest bezwzględnie i którego z niczyjego poczucia wyrugować nie można niczem, żadnem słowem ani rozkazem. MASKA 20.
Więc byłoby to prawo boskie. KONRAD
Prawo ciężkości myśli i uczucia. MASKA 20.
Uczucia... KONRAD
Albo lepiej: prawo ciążenia myśli. MASKA 20.
Matematyka i statyka myśli? KONRAD
A tak, — tak. Jak jest matematyka i statyka obrotów i pędu światów, a więc i naszego, — tak jest matematyka i statyka myśli. MASKA 20.
Tak. — Hm. — Tak. — Czyli że, czyli że: KONRAD
Czyli że.....MASKA 20.
(odchodzi)
— — — — — — — — — — — Już nowa, — ledwo tamta pada — KONRAD
Oto uszlachetniłem moją myśl. MASKA 21.
? KONRAD
I budować poczynam wszystko z rzeczy lotnej jak słowo i lotniejszej niż puch. Budować wielki poczynam gmach, pałac, miasto. Jeruzalem buduję nową, li za zmysłem oczu i za słuchaniem idąc. MASKA 21.
? KONRAD
I nie obrażę niczem uczuć sąsiada i oka bliźniego nie obrażę — a nasycę serce moje i zmysły moje wszystkie nasycę. MASKA 21.
?! KONRAD
Oto buduję Polskę! MASKA 21.
?! KONRAD
Na obłok ten patrzę, biegnący skłonem ogromnym i powitanie mu posyłam braterskie. Mój ci jest po skłonie, po ogromach płynący. Własnością jest moją i rzeczą, której zasię kupić nie może odemnie sąsiad mój, ani brat, ani złodziej wydrzeć i zagrabić. MASKA 21.
? Znikła; już inna jest i bada KONRAD
Oto na co patrzę, gdy Noc zapadła i co czynię... MASKA 22.
— — ? KONRAD
Oto przypatruję się drobnym zdarzeniom i żyję tem życiem nieustawnych tragedyi drobnoustrojów. MASKA 22.
Drobnoustrojów? KONRAD
A tak. Tworów małych, które gromadą idą, ale które wcale gromadą nie są i które giną pojedynczo. MASKA 22.
! KONRAD
Każdy ten twór ginie samodzielnie. MASKA 22.
! KONRAD
A ja zamierzyłem patrzeć na ten ciąg nieprzerwany dramatów.MASKA
? — — — — — Powoli inne maski włażą. KONRAD
Oto, gdy noc naszła już domostwo moje, — w izbie zastawiam misę cynową, pięknie brzęczącą; — misę tę pełnię napojem słodowym, któren z jęczmionowych ziaren zalewkami się przetwarza, — a woń miła napełnia izbę, woń Słowianom ulubionego napoju... MASKI
?! KONRAD
I oto zabieram kaganiec, który przytwierdzon u żeleźca wpojonego w mur, zdala rozświetlał komorę; który rozpraszał był mrok nocy, tej co pokój i ukojenie niesie śpiącym. MASKI
!? KONRAD
A kiedy błyska świt, szary nieledwo świt, — niepokojem już serce moje przejęte,... i groza się do zmysłów moich ciśnie,... i opanowuję po chwili pierwszy zmysł: wstrętu...... Misa cynowa pomieści wszystką nieprawość, która w niej, z pięknie brzęczącego metalu uczynionej, w niej napoju ulubionego Słowianom pełnej... MASKI
!?! KONRAD
Zcześnie! — Nagle, gdy Konrad wyrzekł „zcześnie“, Tejże chwili zamykają się wszystkie drzwi naokół, które dotychczas stały otworem i tworzy się mroczne wnętrze dużego pokoju. Tejże samej chwili otwierają się podwoje środkowej ściany w głębi i widać izbę niewielką mieszkalną i drzewko oświetlone i ustrojone, zawieszone u stropu. Nad kolebką pochylona matka ssać daje piersi dzieciątku i kołysze się w takt nuconej półgłosem kolendy. Aniołowie to obstąpili kolebkę chórem: KONRAD
Pamiętam, niegdyś wchodziłem dziś jestem we własnym domu Bożego narodzenia Synami my twojemi (Klęka).
HESTIA
(Występuje z izby, gdzie światło. Podwoje izby zamykają się za nią). Strzegę twoich ócz i twoich rąk, KONRAD
Tyżeś to moja święta? HESTIA
Na czoło twoje kładę dłoń KONRAD
Ty ogień mój i krew. HESTIA
Ty masz być z Bożych sług. KONRAD
O wiem, ty znaczysz drogę posłanniczą. HESTIA
Panem będziesz moim i sługą. i siąść stróżem u proga. KONRAD
Każesz walczyć!? HESTIA
Znaczę cię kościołem. KONRAD
Czynisz żagiew! HESTIA
Płonącym czynięć Aniołem. KONRAD
Płomień około twojej głowy, HESTIA
Pochodnię weź. KONRAD
Oczy! gwiazdy płonące! Swiecisz w nocy, jako z płomieni HESTIA
Pochodnię weź! KONRAD
(bierze z jej ręki pochodnię płonącą).
A może wy nie wiecie, Płonąca, jest tą ducha władzą, W KATEDRZE NA WAWELU.
Za podniesieniem zasłony do aktu trzeciego, z głębi sceny słychać rozmowę dwóch osób, znajdujących się w grupie gromady, przy której stoi Geniusz. GŁOS 1.
A cóż Konrad? GŁOS 2.
Mam najzupełniej to wrażenie, jak gdyby wśród nas był. GŁOS 1.
Jeno niewidzimy go. GŁOS 2. .
Owszem widzimy go, chociaż go nie ma. Dowodem rozmowa; czyli że niejako obecną jest jego myśl. GŁOS 1.
Dusza. GŁOS 2.
Myśl! GŁOS 1.
A jego myśl dalsza? Nie jestże ona potrzebną tu? GŁOS 2.
O tak jest. GŁOS 1.
Ale jego samegoż myśl dalsza, jakiej my się nie możemy spodziewać ani domyślać? GŁOS 2.
Jakaż to myśl?GŁOS 1.
Niespodzianka, którą odnośnie do siebie, on jeden wnieść może. GŁOS 2.
Ta niepotrzebna. Ta nas nic nie obchodzi. Co ona nas może obchodzić? GŁOS 1.
Więc ta nasza obojętność dla niego... GŁOS 2.
Nie, to uświęcenie jego właśnie, uświęcenie — które jego myśli rozwój jemu samemu wyrywa! GŁOS 1.
Że on,... Cóż z nim się dzieje? GŁOS 2.
Co z nim się dzieje? On sam niknie i ginie, rosnąc w nas. GŁOS 1.
Jakże-to? GŁOS 2.
Zapala płomienie, przy których gaśnie sam, bo płomieni tych jest ogrom i burza i płonący las. GŁOS 1.
A on zginie w dymie. GŁOS 2.
On zginie tem, co było w nim złego i niepotrzebnego i dodatkowego. GŁOS 1.
Co?GŁOS 2.
Życie z tem wszystkiem, co mamy my. GŁOS 1.
Więc my... GŁOS 2.
My musimy pozostać! GŁOS 1.
(czyni maskę i gest zadziwienia).
GŁOS 2.
Bo tegoż on żądać nie mógł, by nas wyruszyć z posad, by nami zatrząść, nas burzyć. GŁOS 1.
Wtenczas żyłby on. GŁOS 2.
Tem, co zbudziło jegoż samego i jemu dało... GŁOS 1.
(z maską i gestem zaciekawienia).
GŁOS 2.
Klątwę! GENIUSZ
(który był stał przy tej grupie mówiących i słuchał; teraz odwraca się od nich i ku innej grupie się zwraca). MUZA
Wszystko, czego się tknę, Do tęsknej oto lgnę niewoli, KARMAZYN
Zdobędziem się na wielki czyn. HOŁYSZ
Sumienie ściga moją myśl. KARMAZYN
Cisnę w naród, co posiąść miał mój syn. HOŁYSZ
Cha, cha, antyczna broń. KARMAZYN
Hej chłopie bierz tę karabelę. HOŁYSZ
Hej chłopie bierz mój lity pas. KARMAZYN
Gdy na narodu staniesz czele, HOŁYSZ
Bądź taki, jacy myśmy byli. KARMAZYN
Cha, cha, wyucz się naszych wad. HOŁYSZ
Otośmy siłę w tobie odkryli. KARMAZYN
Bierz karabelę... HOŁYSZ
Lity pas... KARMAZYN
Niech cię Najświętsza Panna chroni. HOŁYSZ
Cha, cha, — dłoń dajcie do mej dłoni. KARMAZYN
Zdobędziem się na wielki czyn! HOŁYSZ
Nasze błędy posiędą oni. KARMAZYN
Zabierzcie, co miał wziąć mój syn. do herbu biorę dziś acana, (Karmazyn i Hołysz biorą karabele ze stołu i rozdają je gromadzie chłopów, którzy stali za ich krzesłami). Lecz Geniusz, który przy nich stał, KAZNODZIEJA
Bracia, orzeł zakrył moje oczy, noszę świętych znamię, —? MOWCA
O bracia, serce mnie boli. dal widzę nieskończoności. PRYMAS
Klęczycie u moich stóp a oto duch mój w męce. Klęczycie u moich stóp, o bracia moi. Czoło moje pokryła chmura i oto ręka czyjaś przesłania mi oczy. CHÓR
Amen. — — — — — — — — — STARZEC
Czy uważałyście, że od chwili mrok jakoby coraz gęstszy pada w załomy sklepień i po olbrzymach tych ciosanych ku nam się osuwa, nas w cienie i mroki grążąc. CÓRKI
Głosu twego chcemy słuchać ojcze, ale głos twój, to jakby już głos cudzy. Drżysz i niepokój snać wstąpił w ciebie. OJCIEC
Widzicież wy go? Przed nami stoi, a dłonie obiedwie nad głowy nasze kieruje. On to nad myślą naszą zaciąży. Będziemy wszystko-rozumiejący, jak ci, ku którym idzie Śmierć. CÓRKI
Ślubujemy się Śmierci. GENIUSZ:
Jest mowa jego cicha przy słów wadze, I nie wszystko zawdy powiem wam. — W waszych rozmowach, myślach i czynach jest wiele z tego, czem jestem ja i co ja czuję. Jest mowa jego cicha przy słów wadze, gdzie Duch jest panem sam, (postąpił ku przodowi sceny)
Przyjmiecie tutaj z mojej dłoni Postąpił, pochylił się i podźwignął ciężkich, spiżowych drzwi, wiodących w tej części katedry ku grobom królów i bohaterów Polski. Jest mowa jego cicha przy słów wadze, Tam mieć będziecie Polskę świętą, CHÓR
Oto Śmierć!? GENIUSZ
Oto myśl szczytna CHÓR
Przepaść grobu?! Stamtąd niema powrotu?! GENIUSZ
Przepaść! — Stamtąd niema powrotu CHÓR
Ta jedna, jedyna, droga? GENIUSZ
Wieczność was słucha, do Boga podnieśli człowieka, CHÓR
Mistrzu! przez Śmierć!? przez Boga! GENIUSZ
Ta jedna, jedyna droga!! CHÓR
Grobowce, trumny, cmentarze! GENIUSZ
Tam oto stawiłem ołtarze! CHÓR
Zgnilizna, próchna i trumny! GENIUSZ
Tam oto stawiłem kolumny, CHÓR
Wiedziesz w spiżowe podwoje! (Dzwon bije)
GENIUSZ
Oto uznaję was dzieci CHÓR
Róg złoty, wieczność pokoju. GENIUSZ
Słyszycie: oto dzwon dzwoni — — (Roztwierają się na oścież wielkie podwoje katedry i Konrad wpada). KONRAD
Stójcie!! Pochodnia w mem ręku!!! (podbiega na przód).
Sława! narodzie! Sława!!! Krzyżowej męki upiorze! GENIUSZ
Przeklęty! Nie posłysz poszczęku, KONRAD
Pochodnia gorze!! GENIUSZ
Spokojność zabijasz twoję. KONRAD
O spokój duszy nie stoję, GENIUSZ
W pokoju ducha ma władza: KONRAD
Krzyż przeklnę, Chrystusa godło, GENIUSZ
O Sławo!! KONRAD
Ty ze mną Sławo? Pochodnią uderza w rękę, w której Geniusz trzyma wzniesioną czarę złotą. Czara wytrącona upadła w czeluść grobów królewskich. Konrad chwycił drzwi grobowe, przywarł i zatrzasnął niemi zejście do podziemi, a rygle żelazne przetknął płonącą pochodnią, która tu zgasa. Na wrotach grobu stoję! Harpjo narodu! siły ssiesz nasze i spalasz je w czczy dym! (Katedra rozświetla się kolorami).
Znam twoje gusła i hasła, widmo upiorne zagasłej przeszłości, cieniu, — błądzisz śród głazów i kolumn świątyni. Nie uwiedzie mnie szept wiślany CHÓR
A kto prośby nie posłucha, — Miarowem słowem chór powtarza, KONRAD
Zawrót — tam lecę, kędy gwiazdy płyną, AKTOR
On bredzi. KONRAD
Prawdę rzekłem!!! REŻYSER
Co znaczy? MUZA
Kto przez niego gada?, KONRAD
Kto to przezemnie mówi...? Duch rzekł, że nawiedzi MUZA
Skończyłeś rolę — cóżto — jeszcze rola? KONRAD
Rola — rola skończona? Wasz umysł tak dzieli MUZA
Ach, oszalał Konrad. KONRAD
Moja swatko, AKTOR
Chory? KONRAD
Co wy za jedni? AKTOR
Już nas nie poznaje? MUZA
Konrad improwizuje. STARY AKTOR
Żartuje. REŻYSER
Udaje. AKTOR
Nie znasz swoich aktorów? STARY AKTOR
Przyjaciół...? KONRAD
Chcę ludzi. AKTOR
Czegoś chce? KONRAD
Ludzi! REŻYSER
Cha, cha! KONRAD
Ach to wy aktory! STARY AKTOR
Tak jest. REŻYSER
Chwila złudy. KONRAD
W myśli iskra pożaru się ląże! STARY AKTOR
Dobranoc mój książę! KONRAD
Sceniczne widowisko — patrzaj się Horacy: STARY AKTOR
Dokąd to prowadzi? KONRAD
Oto wynoszą graty, sprzęt, złudną tandetę! STARY AKTOR
Do domu się śpieszę. KONRAD
A teraz będzie scena, gdzie Klaudyusz się modli STARY AKTOR
Trzy arkusiki, farsa, muszę być na próbie... KONRAD
Reżyserze — o widzisz tę w laurach kobietę: REŻYSER
Otrzymała wieńce. KONRAD
Czegóż tak ciągle dyga? Do ust wznosi ręce? REŻYSER
Wzruszona jest, — dziękuje za uznania tyle. KONRAD (do starego aktora)
Cóż to? Nie w roli? STARY AKTOR
Rola mnie nie żywi. Efemeryczne to, przez jeden wieczór lamp KONRAD (do kogoś w kostyumie)
Marszałku, załamałeś ręce, Wawel, Wawel burzą! AKTOR (zagabnięty).
Myślę, by sztukę skrócić, gdy jutro powtórzą, KONRAD
Chcesz mnie skrócić o głowę. AKTOR
Kwestye trzy lub cztery MUZA
Jak to, — chcesz biżuterye dać poprawiać cieśli. AKTOR (do Muzy).
Wszakżeż dyjadem nosisz z fałszywych kamieni. REŻYSER
(pokazując Aktora).
On o czem innem myśli, wiecznie roztargniony. MUZA
Depcesz po szarfie! REŻYSER
Ach wstążka... MUZA
Półjedwabna! REŻYSER
Ach fręzle! MUZA
Półzłoto. REŻYSER
Tak — półszlachetne dusze, pólwiara z półcnotą. KONRAD
Któż tamten, co się wita, tak żywo witany? AKTOR
Redaktor, głos opinii. KONRAD
Głasnął ją po twarzy... AKTOR
To jest jego kochanka. KONRAD
Muza? AKTOR
Po spektaklu. KONRAD
Na jego się ramieniu wspiera, kokietuje...? AKTOR
My to widzim co wieczór. KONRAD
Ofelia? Maryla?! AKTOR
Talent jej się rozwija. KONRAD
Gdy duch się marnuje. MUZA
Wielkość ty zdobyłeś. KONRAD
A wiesz-że ty, artystko, że artyzm jest maska? REKWIZYTOR
Do usług. KONRAD
Łuczywo! REŻYSER
«Pochodnię» dla tej pani REKWIZYTOR
Ze światłem na drucie. MUZA
A w istocie Konradzie, myśl miałeś szczęśliwą, że ty, porwany dźwiękiem słów własnej wymowy, KONRAD
Jak gdyby MUZA
Na scenie udana symbolem. KONRAD
O symboliczne kłamstwo, świeć nad całem polem! MUZA
...Braknie mi talentu... KONRAD
Ty go masz! MUZA
Oto biorę finale momentu: — CHÓR
Brawo! REDAKTOR
Ave regina, debiut znakomity! KONRAD
Prostytucya! REŻYSER
Reklama! pół-środek konieczny. KONRAD
Kramarze świętości! REŻYSER
(z wyrzutem ku Konradowi)
To droga samolubstwa — tam droga miłości. KONRAD
Nienawidzę! REŻYSER
Skręć rampę! MASZYNISTA
Gasić światła! AKTORZY
Ciemno! KONRAD
Cóżto, ront pod bramami? REŻYSER
Zamykają bramy. KONRAD
Któż miał zostać ze mną? REŻYSER
Czyli czekasz na kogo — ? KONRAD
....Spotkać się tu mamy... REŻYSER
Mówisz niejasno... KONRAD
Powód, że rampy zgaszone... REŻYSER
Mam już dosyć teatru, wracam do rodziny. KONRAD
Minęły moje trzy godziny REŻYSER
Na flecie grać nie umiem... KONRAD
Możesz iść mój drogi. Wszyscy odeszli. Drzwi zamkniono. KONRAD
Sam już na wielkiej pustej scenie. O lęku, — tyżeś mi pociechą... (Otwiera się głąb sceny).
CHÓR
Bywaj! goń!! KONRAD
Desek rozwarły się upusty. CHÓR
Bywaj! goń!! KONRAD
Oblicze kryją czarne chusty! CHÓR
Na żer! na żer! na żer! (Otwiera się przód sceny).
KONRAD
Wstają, gdzie róg rozprysnął złoty, CHÓR
Na czyn! Na czyn! Na czyn! KONRAD
Z głębin, gdzie zapadł złoty róg, CHÓR
Otoczcie kołem, zawrzeć krąg, KONRAD
Erynje, bóstwa, potępione, CHÓR
Męczarnie nasze znaj! KONRAD
Węże palące mam nad czołem! CHÓR
Gdziekolwiek pójdziesz nocą ciemną, KONRAD
Odejmij węże! splot mnie ściska! CHÓR
Kto nocą w nasze wszedł koliska, KONRAD
Wieniec żre oczy — wieniec pali... CHÓR
Daj ręce — chyćcie go za dłoń! KONRAD
Puszczajcie! Oczy!! — Czarna toń! CHÓR
Dzierżyć go splotem rąk! KONRAD
Podajcie dłoń, podajcie dłoń! CHÓR
Z tobą wszędy! KONRAD
Wszędy noc — CHÓR
Tędy, tędy! Erynje miecz mu w rękę dają KONRAD
Gdzie droga?! CHÓR
Ty masz moc! KONRAD
Tędy! tędy!! CHÓR
Za tobą wszędy! KONRAD
Przedemną, za mną noc! — CHÓR
Za tobą! KONRAD
Tędy! CHÓR
Na żer! Na żer! Na żer! KONRAD
Za mną! CHÓR
Za tobą wszędy! KONRAD
Potęgi ziemnych sfer! CHÓR
Nasz przysiężony brat! KONRAD
Z wami wieczystość lat! CHÓR
Na Żer! Na Żer! Na Żer!?
|