Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919

>>> Dane tekstu >>>
Autor Jan Stanisław Amor Tarnowski
Tytuł Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919
Wydawca Księgarnia J. Czerneckiego
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


JAN TARNOWSKI
NASZE PRZEDSTAWICIELSTWO
POLITYCZNE
W PARYŻU I W PETERSBURGU
1905 — 1919
WARSZAWA—KRAKÓW 1923
NAKŁADEM KSIĘGARNI J. CZERNECKIEGO
CZCIONKAMI DRUKARNI LUDOWEJ W KRAKOWIE



Pisząc w „Czasie“ o działalności naszego przedstawicielstwa zagranicą podczas wojny, wypowiedziałem opinję, że krzywdy, jakich Polska doznała na konferencji pokojowej w Paryżu, zawdzięczamy... nieumiejętności jej przedstawicieli i wyraziłem zdanie, że te krzywdy pozostaną niezatarte w sercu każdego zdrowo myślącego Polaka. Wywołało to w obozie tak zwanym narodowym wielkie oburzenie trafiając w piedestał, na którym ten obóz stawia swe bożyszcza. Temu oburzeniu dały wyraz niektóre pisma endeckie w sposób sobie właściwy, chaotyczny i nielicujący ani formą, ani treścią z powagą organów stronnictwa, mającego pretensje być przedstawicielem i świecznikiem całego narodu.
W tym chaosie, krzyżowały się z imionami rożnych osób mniej lub więcej temu obozowi niesympatycznych, a nie mających z przedmiotem nic wspólnego, zarzuty o argumentach pozbawionych wszelkiego uzasadnienia. Pominąłbym je milczeniem gdyby nie potrzeba postawienia raz na właściwym gruncie kwestji odpowiedzialności za nieuzyskame przez Polskę, na konferencji pokojowej w Paryżu, przyznania słusznych jej żądań, ale skrępowanie jej na każdym kroku pod względem politycznym, strategicznym i ekonomicznym, w czem główna leży przyczyna opłakanego stanu, w jakim Polska się dziś znajduje i z którego jej wyjść prawie że niepodobna:
Na konferencji pokojowej w Paryżu głównymi delegatami byli najwybitniejsi przywódcy obozu tak zwanego narodowego i stąd takie oburzenie w tym obozie na wypowiedzianą przezemnie wyżej podaną opinję. Ponieważ tej kwestji trudno objąć dość wyczerpująco w artykule dziennikarskim, postanowiłem uczynić to w formie broszury, dzieląc treść w niej zawartą na dwie części, mianowicie przedstawiającą działalność polityczną wybitnych przywódców tego obozu przed wojną i podczas wojny.
Nim przystąpimy do samego przedmiotu, zaznaczyć należy, że kręgosłupem obozu tak zwanego narodowego jest utajona w nim Narodowa Demokracja, odgrywająca rolę stronnictwa narodowo-zachowawczego, a nie będąca ani jednem ani drugiem. Wszystkie czyny tego stronnictwa były, jak dotąd, w nieustannej sprzeczności z bobrze zrozumianem znaczeniem tego miana.
Jakież winno być właściwe założenie prawdziwego polskiego stronnictwa narodowego i jakież mogą być jego obowiązki? Takiemi są: pilna straż i obrona wszystkich praw, interesów i tradycyj narodowych, przeciw uchybieniu im z czyjejkolwiek strony.
Zobaczmy, jak Narodowa Demokracja pod dotychczasowym kierunkiem takiemu założeniu i takim obowiązkom odpowiadała w ciągu swego istnienia.



I. Przed wojną.
Zacieranie ostatnich śladów państwowości polskiej.

Cofnąwszy się pamięcią w lata przedwojenne, w których około 1905 r. przywódcy Narodowej Demokracji samowładnie kierowali polityką polską pod zaborem rosyjskim, widzimy to stronnictwo przykładające ręki do zacierania ostatnich śladów państwowości polskiej, przechowującej się w odrębności Królestwa Kongresowego od Cesarstwa. Odrębność ta ustanowiona przez Kongres Wiedeński i otoczona gwarancjami międzynarodowemi, została skasowana przez rząd rosyjski na własne żądanie naszych ówczesnych reprezentantów politycznych. Wymieniać ich nie ma tu potrzeby, wszyscy pamiętają te czasy. Dość powiedzieć, że byli to najzacniejsi skądinąd, ale zbyt w sobie zadufani dyletanci, obałamuceni przez menerów narodowo-demokratycznych i pozostający pod wpływem tych menerów. Pod tym wpływem, domagali się oni rozciągnięcia dobrodziejstw konstytucji rosyjskiej na ziemie Królestwa Polskiego.
W tym czasie, za rządów ks. Mirskiego, opracowano w Petersburgu projekt konstytucji dla Rosji. Początkowo, ziemie Królestwa Polskiego nie miały korzystać z dobrodziejstw tej konstytucji i to było najzupełniej słuszne. Królestwo Kongresowe miało swą własną konstytucję, nadaną mu w 1815 r. przez cesarza Aleksandra jako króla polskiego; tytuł przyznany mu przez Kongres Wiedeński. Tę konstytucję, po powstaniu listopadowem, w 1831 r., odebrał następca Aleksandra Mikołaj I, ale w każdej chwili mogła ona być zwrócona, jak była dana i odebrana, tj. reskryptem monarszym, lecz nigdy decyzją rosyjskiego ciała prawodawczego, do którego kompetencji to nie należało. Królestwo Kongresowe zostało oddane nie Rosji, ale jej monarsze, z obowiązkiem nadania temu Królestwu liberalnej konstytucji, czemu Aleksander zadośćuczynił. Skasowanie odrębności Królestwa Kongresowego i kompletne zjednoczenie go z cesarstwem, przez wprowadzenie w ramy konstytucji rosyjskiej, odbierało monarsze, gdyby to było jego życzeniem, możność zwrócenia temu Królestwu utraconej przezeń konstytucji.
Istniały wówczas w Warszawie trzy ogniska, w których palono bezmyślnie ostatnie szczątki państwowości polskiej, czem zamykano sobie drogę do uzyskania dla guberni Królestwa Polskiego szerokiej autonomii, o którą się ubiegano. Wymieniać tych ognisk nie ma potrzeby, każdy je pamięta, dość przypomnieć, że jedno z nich mieściło się na rogu ulicy Senatorskiej i placu Bankowego, trzecie na Nowym Świecie, w dawnym pałacu Małachowskich. Z tych trzech miejsc szły nieustannie do Petersburga jeden za drugim wiernopoddańcze memoriały, błagające o rozciągnięcie na ziemie Królestwa Polskiego dobrodziejstw rzeczonej konstytucji. Nie rozumiano, że uzyskanie łaski, o którą proszono, było ostatecznem pogrzebaniem kwestii polskiej, przez wykreślenie jej w ten sposób, własnoręcznie, odnośnie do tych ziem, z rzędu kwestyj międzynarodowych. Nie rozumiano także, iż sama obecność w Dumie Państwowej naszych posłów z Królestwa Polskiego i branie przez nich udziału w pracach tej Dumy, było niejako ratyfikacją z ich strony, w imieniu narodu, skasowania odrębności tego Królestwa i obrócenia go za polską zgodą i zezwoleniem w „Priwiślanskij kraj”. Było to wszakże przekreśleniem przez nas samych jedynej, faktycznie korzystnej dla Polski decyzji Kongresu Wiedeńskiego i uczynieniem tego na korzyść Rosji, więcej tu jeszcze faworyzowanej, aniżeli była w ostatnim podziale.
Trzymanie się z dala od wszelkich ruchów towarzyszących zaprowadzeniu konstytucji w Rosji miało dla nas jeszcze tę korzyść, że oprócz zachowania odrębności Królestwa Polskiego, oszczędzało temu królestwu przykrych następstw, nieodłącznych zawsze od tego rodzaju ruchów. Oprócz tego dawało czas na przekonanie się o wartości tej konstytucji, bez żadnego dla siebie ryzyka ani szkody, przez jej wypróbowanie przedtem na Rosji. Nie takiem było jednak zdanie menerów narodowo-demokratycznych, którym wybory do Dumy nastręczały sposobność odgrywania roli politycznej, o którą im głównie chodziło i służyły im za trampolinę do wywyższenia się, do nabycia odpowiedniego znaczenia i dojścia do kariery.
Fakt skasowania z naszym udziałem nadanych Królestwu Polskiemu przez Kongres Wiedeński gwarancyj międzynarodowych, wytwarzał w kwestii polskiej stan prawno-polityczny, który służyć mógł Francji za upoważnienie do przyznawania Rosji, w najlepszej wierze, głosu decydującego w tej kwestii. Francja przywykła do logicznego myślenia, zobaczywszy nas samych oddających się z zapałem w ręce Rosji, nie widziała żadnej dla siebie potrzeby być, jak to mówią Francuzi, „plus catholique le pape”. Stąd, to długotrwałe milczenie Francji w kwestii polskiej, a potem stałe jej odnoszenie się, w tej kwestii, do znanych uczuć Najjaśniejszego Pana dla Polski i dla Polaków.
Dopiero zwycięstwa niemieckie nad Rosją i manifest państw centralnych z 5 listopada 1916 r. ten stan prawno-polityczny na korzyść Polski zmieniły, przywracając odrębność Królestwa Polskiego, przez oderwanie go od Rosji. W tem oto tkwi, bez względu na cele jakie Niemcy mogli mieć w ogłaszaniu tego manifestu, doniosłość dla nas tego aktu politycznego, którego znaczenie nie zostało jak należy zrozumiane przez naszych ówczesnych przywódców politycznych zagranicą. Do tej kwestii na właściwem miejscu powrócimy.

Działalność naszych przedstawicieli w Dumie Państwowej.

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i korzystnej dla nas ordynacji wyborczej, osiągnęliśmy do pierwszej Dumy trzydzieści kilka mandatów. Cyfra ta nadawała Kołu polskiemu w Petersburgu podobne stanowisko języczka u wagi, jakie Koło galicyjskie zajmowało w Wiedniu, a irlandzkie w Londynie. Wiadomo, jak Koło polskie w Wiedniu umiało, na korzyść Galicji, wyzyskać swe położenie. Wiadomo również, jak Koło irlandzkie w Londynie wyzyskało swe położenie dla Irlandii. Rezultatem działania politycznego Irlandczyków, którzy popierając rząd Asquitha, wywalczyli sobie przed wojną uchwalenie przez parlament angielski Home-Rulu dla Irlandii, jest dzisiejsze wolne państwo irlandzkie. Zobaczmy, jak koło polskie w Petersburgu, w którem przeważali narodowi demokraci, wyzyskało na korzyść Polski swe podobne położenie.
Przede wszystkiem trzeba powiedzieć, że Duma Państwowa została zwołana nie w innym celu, tylko dla uchwalenia budżetu, bez czego finansiści francuscy i inni więcej pieniędzy Rosji udzielać nie chcieli. Wobec tego łatwo zrozumieć, że Duma, któryby budżetu nie uchwaliła, musiała być rozwiązana, a ordynacja wyborcza, któryby zapewniała opozycji większość przeciw budżetowi, musiała gruntownej ulec zmianie.
Znajomość tego celu i tego założenia, przy ustanawianiu Dumy, wskazuje, jaką jeszcze krzywdę wyrządzali Królestwu Polskiemu nasi lekkomyślni politycy, podciągający ziemię tego królestwa pod dobrodziejstwa konstytucji rosyjskiej. Skasowawszy odrębność Królestwa Polskiego i włączywszy go do cesarstwa przez wprowadzenie w ramy ogólnej konstytucji, rozciągali oni tem samem na te ziemie odpowiedzialność za wszystkie pożyczki, jakie Duma przy współudziale lub bez współudziału naszych posłów uznać miała, a które zaciągane były przez Rosję nie dla meliorowania Królestwa Polskiego, ale na budowę kolei transsyberyjskiej, na fortyfikowanie rosyjskich wybrzeży Pacyfiku i w ogóle na urządzanie Dalekiego Wschodu lub na inne cele, jak np. rusyfikowanie dawnych dzielnic Rzeczypospolitej.
Wobec takiego położenia rzeczy, którego już zmienić nie można było, sam rozum wskazywał wytargować od rządu co się da i głosować za budżetem. Natomiast Narodowa Demokracja, w osobie swego szefa, p. Romana Dmowskiego, związała się z opozycją, na gołosłowne jej zapewnienie, że nie dopuści do utworzenia guberni Chełmskiej i na tem gołosłownem zapewnieniu oparta, zmusiła ona całe Koło polskie do głosowania przeciw budżetowi. Poza tem, p. Roman Dmowski wyrzekł się w imieniu Polski na rzecz Rosji Litwy i całego Zabuża. Pisma endeckie temu faktowi nie zaprzeczają, żądają tylko wyjaśnienia, „jak przedstawiciel Królestwa Kongresowego mógł się zrzekać terytorium, w skład tego Królestwa niewchodzącego” (Gazeta Warszawska” Nr. 203 z d. 17 lipca 1923 r.) Pan Dmowski był prezesem Koła polskiego, w którem zasiadali posłowie polscy wszystkich dzielnic dawnej Rzeczypospolitej, znajdujących się pod zaborem rosyjskim. Koło polskie nie reprezentowało więc wyłącznie interesów guberni Królestwa Polskiego, ale interesy wszystkich zajętych przez Rosję dzielnic Rzeczypospolitej. Zresztą p. Dmowski nie tylko wówczas wyrzekał się całej Litwy i Zabuża. Uczynił to jeszcze w 1917 r. w memoriale, złożonym p. Balfourowi w marcu tegoż roku, i do którego na właściwem miejscu powrócimy.
Skutek odrzucenia budżetu był łatwym do przewidzenia. Dumę rozwiązano, zmieniono ordynację wyborczą i w następnej Dumie z kilkudziesięciu głosów zjechaliśmy na kilkanaście. Nie znaczyliśmy już nic. Toteż pomimo naszego przeciw niemu głosowania, budżet został uchwalony i mimo solennego zapewnienia ze strony opozycji, że do uchwalenia guberni Chełmskiej nie dopuści, ta gubernia w kilka lat później została utworzona. Utraciwszy korzystne stanowisko w Dumie, dające nam możność wytworzenia większości, przeszkodzić utworzeniu tej guberni już nie mogliśmy. Utworzenie guberni Chełmskiej, które zawdzięczamy lekkomyślności naszych narodowo-demokratycznych reprezentantów politycznych, oprócz krzywdy wyrządzonej Polsce przed wojną, odbiło się jeszcze takąż krzywdą dla niej podczas wojny, przy traktacie w Brześciu Litewskim w r. 1917. Bez poprzedniego utworzenia tej guberni, wprowadzenie jej do tego traktatu byłoby niemożliwem.
Przy tej sposobności, warto przypomnieć propozycje, jakie czynił Stołypin w zamian za uzyskanie polskich głosów dla budżetu. Te propozycje były następujące. O autonomii nie mogło być mowy, dla przyczyn wyżej podanych. Natomiast guberniom „prywiślańskim”, bo już wtedy nic innego właściwie nie było, ofiarowano zaprowadzenie ziemstw, które miały posyłać swych delegatów do rady przybocznej przy warszawskim jenerał-gubernatorze. Ta rada miała opracowywać wszystkie prawa dla tych guberni, a jenerał-gubernator miał je przedstawiać Dumie do zatwierdzenia. Wobec ilości głosów, jakiemi w Dumie rozporządzaliśmy, byliśmy panami położenia. [1] Przy pomocy tych głosów, prawa przez nas w Warszawie opracowane, nie mogły być przez Dumę odrzucone.
Co do szkolnictwa, ofiarowano: Wszystkie szkoły ludowe po polsku, gimnazja również polskie, z wyjątkiem dwóch, dla synów urzędników Rosjan, jedno w Warszawie, drugie w Lublinie, jednak z językiem polskim obowiązkowym jako język. W gimnazjach polskich, język rosyjski miał być również obowiązkowym tylko jako język. Uniwersytet w Warszawie rosyjski, z wyjątkiem języka polskiego, literatury polskiej i religii, po polsku. Wolno było przy każdej katedrze utrzymywać docenta Polaka, wykładającego dany przedmiot po polsku. To wszystko odrzucono, dla satysfakcji odniesienia nad rządem pozornego zwycięstwa w kwestii budżetowej, zakończonego, jak widzieliśmy, potrójną klęską: parlamentarną, polityczną i terytorialną.
Ale przypuśćmy, że te informacje byłyby mylne i że nam tylko połowę albo nawet choćby tylko ćwierć z tego wszystkiego ofiarowano, to i tak większą to przedstawiało wartość, ofiarowane przez rząd, mający wówczas siłę za sobą, aniżeli obietnice opozycji, która, jak to wkrótce się okazało, wszelkiej siły była pozbawiona. A przypuśćmy nawet, że wcale, do żadnego z rządem porozumienia dojść nie można było, lub że najdalej idące obietnice rządu rosyjskiego żadnego zaufania wzbudzać nie mogły, jako mogące być każdej chwili cofnięte, i że nie pozostawało nic innego do wyboru, tylko albo wstrzymać się od głosowania, albo złączywszy się z opozycją, głosować, jak się uczyniło, przeciw budżetowi, to w takim razie tem jaskrawiej wychodzi tu błąd popełniony przez naszych ówczesnych przedstawicieli politycznych, którzy ostatnie ślady państwowości polskiej poświęcali dla iluzorycznych korzyści rozciągnięcia na ziemie Królestwa Polskiego dobrodziejstw rosyjskiej konstytucji.



Kampania antyżydowska.

Zwycięstwa Narodowej Demokracji w sprawach krajowych mają to do siebie szczególnego, że kończą się zwykle klęską dla tych spraw.
Takiem oto zwycięstwem było także między innemi, zwycięstwo Narodowej Demokracji nad Żydami w czasie sławnej kampanii antyżydowskiej, podjętej przez to stronnictwo. Ta kampania żydowskiego nacjonalizmu nie zwalczyła, tylko go jeszcze zaostrzyła i narobiła takiego w świecie hałasu, że osławiła naród polski na wieczne czasy, jako najbardziej żydożerczy na kuli ziemskiej. Odbiło się to, jak wiadomo, fatalnie dla sprawy polskiej na konferencji pokojowej w Paryżu. Wywołało ono na korzyść Żydów znane, ubliżające godności państwa polskiego warunki, umieszczone w dodatkowym traktacie wersalskim o mniejszościach.
W artykule VI-tym wyjaśnień, dołączonych do listu p. Clemenceau, prezesa konferencji pokojowej w Paryżu, adresowanego do p. Paderewskiego dnia 24 czerwca 1919 r., a towarzyszącego projektowi rzeczonego traktatu, znajdujemy co następuje:
„Punkta 10 i 12 (traktatu) odnoszą się specjalnie do obywateli żydowskich państwa polskiego. Informacje, jakie główne mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone posiadają o stosunkach istniejących między Żydami i innymi obywatelami polskimi, doprowadziły je do wniosku, że ze względu na rozwój historyczny kwestii żydowskiej na wielką zaciekłość (animosité), jaką ona wywołuje, wskazanem jest zapewnić Żydom w Polsce odpowiednią specjalną opiekę (une protection particulière)”.
Ta kampania antyżydowska, przedsiębrana przez Narodową Demokrację i jej szefa p. Romana Dmowskiego, jeżeli nie była prowadzona na życzenie nacjonalistów rosyjskich, do których, po swej klęsce w Dumie poniesionej na skutek wiadomego zwycięstwa nad budżetem, p. Dmowski był się zbliżył, obiecując, że za pewne ustępstwa polityczne zdusi w Królestwie rewolucję, i którym, po związaniu się z opozycją, trzeba było wykazać w jakiś sposób swą lojalność, dziwnie służyła interesom tych nacjonalistów. Jednym z głównych interesów nacjonalistów rosyjskich w tej kwestii było z jednej strony zaostrzenie stosunków między ludnością żydowską i chrześcijańską w Polsce, by łatwiej tam rządzić, a z drugiej skompromitowanie Polski wobec świata, by ją łatwiej ujarzmić, odejmując jej sympatię, jaką dotąd cieszyła się ogólnie. Te dwa cele, dzięki p. Dmowskiemu i jego stronnictwu, nacjonaliści rosyjscy w zupełności osiągnęli.
Walczyć z Żydami można było, ale nie w ten sposób. Jedyny, prowadzący do celu, sposób walczenia z Żydami jest na polu ekonomicznem, pracą stałą i konsekwentną całego narodu, ale na to trzeba zaprzestania przez handel chrześcijański wyzyskiwania swej klienteli, za poparcie z jej strony. Dość porównać ceny po niejednych handlach żydowskich i chrześcijańskich, by się o tym przekonać. Kupcy żydowscy, za solidarność im okazaną przez swych współwyznawców, nie drą ich ze skóry, jak to czynią względem swoich współwyznawców niejedni kupcy chrześcijańscy.
Pisma endeckie nie zaprzeczają walki p. Dmowskiego z Żydami, ani szkodliwego jej wpływu na przebieg sprawy polskiej, tylko na obronę p. Dmowskiego przytaczają fakt, że „wrogi stosunek Żydów do Polski istniał już wtedy, gdy ani p. Dmowskiego ani antysemityzmu polskiego wcale na świecie nie było”. („Gazeta Warszawska” Nr. 203 z d. 17 lipca 1923). Fakt istnienia wrogiego usposobienia Żydów do Polski, dawno przed rozpoczęciem kampanii antyżydowskiej przez p. Dmowskiego, błędu popełnionego przezeń w podjęciu tej kampanii nie umniejsza, ale go potęguje, zwłaszcza, że czas do podobnej kampanii był najzupełniej niestosownie obrany. Byliśmy wówczas w potrójnej niewoli; nie była to więc chwila do jątrzenia stosunków w kraju i do zrażenia mu kogokolwiek z obcych, swem postępowaniem, notabene bez żadnej konkretnej dla kraju korzyści, ale tylko na efekt dla uzyskania sobie tą drogą rozgłosu i popularności.
Jeżeli ta kampania antysemicka nie była rozmyślnie na szkodę Polski podjęta, czego ze strony jej twórców przypuszczać nie chcę i nie mogę, to była jednym z największych błędów politycznych, popełnionych przez tych twórców, służąc tylko interesom wrogich Polsce żywiołów, niemieckim, moskiewskim i sławnej mafii międzynarodowej, o której narodowi demokraci tak dużo rozprawiają i wszędzie ją upatrują, a sami bezmyślnie jej interesom służą. W sławnych „Protokółach” mędrców Syonu, ci ostatni przyznają najwyraźniej, że tego rodzaju kampanie są im potrzebne tak dalece, że nieraz przez nich samych bywają organizowane. Stąd wnioskować by można, że kampania, o której mowa, tak dla Polski w swych skutkach szkodliwa, w tak nieodpowiedniej porze podjęta i tak owej międzynarodowej mafii na rękę idąca, kto wie, czy nie była właśnie jedną z tych kampanii, organizowanych przez owych mędrców, a jej twórcy byli tylko ślepem w ich ręku narzędziem. W rzeczonych „Protokółach” ci mędrcy przyznają jeszcze, że część wszechświatowej prasy antysemickiej jest przez nich zakładana, prowadzona lub subwencjonowana. Ta prasa na równi z rzeczonemi kampaniami antyżydowskiemi i takiemiż pogromami jest im potrzebna z dwóch względów. Po pierwsze, dla wzbudzenia przez swe napaści sympatii i litości dla Żydów wśród serc miłosiernych całego świata, a po drugie, dla wykazania masom ciemnego żydostwa, miedzy innemi w Polsce, całej użyteczności dla nich tej potężnej żydowskiej mafii międzynarodowej, będącej jedyną ich opiekunką i obronicielką. Dla tej mafii, prześladowanie Żydów jest potrzebne do egzystencji tak samo, jak dla pokątnych doradców mniej lub więcej szeroko rozwinięte pieniactwo. Charakterystycznym jest fakt, że niejeden z dzienników najbardziej zawziętych przeciwko Żydom liczy wśród swego personelu redakcyjnego osoby żydowskiego pochodzenia lub z Żydami spokrewnione lub spowinowacone. Ten fakt daje się zauważyć także i w Polsce.

II. Podczas wojny.

W chwili wybuchu wojny światowej, szczęśliwy zbieg okoliczności zrządził, że po raz pierwszy trzy nasze państwa zaborcze znalazły się rozdzielone. Przy Francji i Anglii stała Rosja, w drugim obozie były Prusy i Austria. Przy takim układzie stron wojujących, w razie ostatecznego zwycięstwa którejkolwiek z nich, o niepodległości Polski nie mogło być mowy. Charakterystycznie określa to położenie ks. Lichnowski, ostatni ambasador niemiecki w Londynie przed wojną, w swych pamiętnikach, gdzie na str. 32 angielskiego wydania przytacza następujące zdanie rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, i powiada mianowicie: „W lipcu 1914 r. Sazonow mówił nam: Porzućcie Austrię, a my porzucimy Francuzów”.
Nie będę dochodził autentyczności tego zdania, wypowiedzianego do Niemców przez Sazonowa, w każdym razie prawdziwe lub nieprawdziwe maluje ono dokładnie ówczesne położenie i stosunek Rosji do swych sprzymierzeńców, jak również do swych przeciwników. Rosja w tej wojnie walczyła właściwie nie przeciwko Niemcom, ale przeciwko Austrii, a jej zachowanie się w tej kampanii upoważnia do najdalej idących hipotez. Przypomnieć należy, że pierwotnie Rosja miała zamiar wycofać się z Królestwa Polskiego bez wystrzału i naznaczyć swą linię obrony na linii Bugu. Jeżeli tego nie uczyniła, to na wyraźne żądanie francuskiego sztabu generalnego, który wywarł nacisk w tym kierunku z obawy powstania całej ludności polskiej przeciw Rosji w razie zajęcia warszawy przez Austriaków, co łatwo nastąpić mogło wobec tak silnego zaangażowania się Niemców na froncie zachodnim. Wyprawa rosyjska na Mazury została także przedsiębrana jedynie pod naciskiem sztabu francuskiego. Aczkolwiek bolszewicy, przy wyjawianiu tajnych umów rządu carskiego, żadnego podobnego aktu nie wyjawili, to jednak z wszelkim prawdopodobieństwem przypuszczać wolno, że istniał między Rosją a Niemcami tajny układ, na którego podstawie Rosja odstępowała z góry Niemcom Królestwo Polskie z wyjątkiem guberni Chełmskiej, w zamian za otrzymanie, w razie pokonania przez nią Austrii, Galicji wschodniej po San , Bukowiny i prawa rozporządzania częścią Rumunii według swego uznania. W wojnie z Rumunią Niemcy zatrzymali się, jak wiadomo, nad Seretem, mówiąc, że dalej nie pójdą, bo to już terytorium rosyjskie. W ten sposób Rosja byłaby się pozbyła niewygodnych dla siebie Polaków, otrzymując w zamian ruskie ziemie, zapewniające jej na zachodzie linię strategiczną Karpat, a przez Rumunię wstęp na Bałkany, gdzie podawszy ręce Serbii, byłaby ujarzmiła najsamprzód Bułgarię, potem Serbię i wreszcie łatwo opanowała Carogród. Pewna osobistość angielska, mieszkająca przed wojną długi czas w Berlinie, zapewniała mnie, że tamtejsze koła dworskie, a zwłaszcza cesarz Wilhelm, nie byli w zasadzie przeciwni zajęciu Konstantynopola przez Rosjan, uważając to nawet za korzystne dla Niemiec z dwóch przyczyn. Z jednej strony szachowało to Anglię w Azji, a z drugiej, byłoby sprowadziło niezawodnie koniec aliansu francusko-rosyjskiego. Rosja w Konstantynopolu sięgnęłaby natychmiast po Syrię i Palestynę, depcząc ze znaną sobie bezwzględnością odwieczne prawa i interesy francuskie w Azji Mniejszej, o które Francja jest tak wielce dbała i zazdrosna. Wykonaniu tego planu stanęły na przeszkodzie: niespodziewany opór militarny Francji, która acz w Niemczech i w Rosji uważana za zgniłą do szpiku kości, okazała się w tej wojnie godną swych wszystkich najświetniejszych tradycji rycerskich, dalej znana chwiejność Mikołaja II-go i tradycyjny brak dobrej wiary polityki rosyjskiej, niezdolnej do rzetelnego wykonania jakichkolwiek zobowiązań. Dostawszy się do Karpat, zamiast zatrzymać się na tej linii, jak to było umówione, Rosjanie przeszli tę linię, by zająć Węgry. Na to Niemcy pozwolić nie mogli, i wtedy dopiero całą forsą pospieszyli zagrożonej Austrii.
Nie ulega wątpliwości, że pokonawszy Francję, Niemcy byliby kosztem Polski, Austrii i Turcji zawarli pokój z Rosją i potem z nią rzucili się na Anglię. Sojusz niemiecko-rosyjski byłby przedstawiał, zwłaszcza wówczas, przy całej potędze Niemiec i Rosji, siłę nie do zwalczenia. W każdym razie przy zwycięskiej Rosji ani o niepodległości Polski, ani o żadnym wpływie na Rosję ze strony państw zachodnich mowy być nie mogło. Wszak widzimy, że dzisiaj nawet, mimo że w takim ona jest osłabieniu, zwycięskie państwa sprzymierzone ani Rosji zwalczyć, ani żadnego na nią wpływu wywierać nie są w stanie. Wynika stąd najwyraźniej, że główną przeszkodą w niepodległości odzyskaniu przez Polskę była zawsze potęga rosyjska, która w tym celu musiała być złamana, a złamać ją mogła tylko, jak to rzeczywiście uczyniła, potęga niemiecka. Z tego wynika także najwyraźniej, że liczenie na odzyskanie niepodległości przez Polskę, przy jednostronnem zwycięstwie państw sprzymierzonych, bez poprzedniego doszczętnego załamania się potęgi rosyjskiej, było iluzją wiodącą do rozczarowań, na kształt tych, jakie miały miejsce we Lwowie po jego zajęciu przez wojska rosyjskie. Wiadomo dziś, a było to nawet i wcześniej wiadomem, że sławna proklamacja wielkiego księcia była prostym manewrem strategicznym nie zapewniającym nawet zjednoczenia wszystkich ziem polskich pod jednem berłem, ale miała na celu doprowadzenie, przy polskiej pomocy, do zjednoczenia pod berłem rosyjskiem wszystkich ziem ruskich, z poświęceniem na rzecz Niemiec rdzenno-polskich terytorji. Nic dziwnego tedy, że orientacja tak zwana ententofilska, będąca dla Galicjan niczem Innem właściwie jak tylko orientacją rusofilską, nie znajdowała na razie w Galicji wielkiego uznania. Oświadczenie się Galicji w tych warunkach za Ententą byłoby dobrowolnem poświęceniem „wróbla w garści”, jakiem było posiadanie faktycznej autonomii dla „gołębia na dachu”, w postaci pisanych na wodzie rosyjskich obiecanek. Innem było położenie Polaków z pod zaboru rosyjskiego. Ci ostatni nie mający nic do stracenia, mogli oddawać się nadziei zabezpieczenia sobie poprawy losu prze lojalność okazaną potędze, z którą po ludzku sądząc, nierozerwalnym węzłem widzieli się złączeni. Dlatego, naturalnem musiało być dla Polaków galicyjskich walczenie przeciw Rosji do upadłego. Ktokolwiek z nas marzył rzeczywiście o odzyskaniu w tej wojnie niepodległości przez Polskę, nie mógł wiązać się z Rosją, ale choćby z samym diabłem musiał iść przeciwko niej. Dopiero po rozbiciu Rosji mógł on iść na Niemców. Przy Rosji załamanej i Niemcach pobitych. Austria żadnego oporu już stawić nie mogła i Polska uwolniona z potrójnych swych pęt musiała wyjść z tych więzów jak orzech z łupiny.
Nie będę poddawał analizie działalności naszych przywódców politycznych po stronie państw centralnych. Taka analiza byłaby nie aktualną wobec ostatecznego zwycięstwa państw sprzymierzonych. Inaczej miałaby się rzecz, w razie zwycięstwa państw centralnych. Wtedy nie omieszkałbym poddać krytyce działalności tych polityków i poszukać odpowiedzialności z ich strony w razie gdyby słuszne żądania Polski nie zostały spełnione przez państwa, wobec których interesa polskie oni reprezentowali. W każdym razie, zwłaszcza, że w przeciwnym od nich stałem obozie, bo jako poddany rosyjski stałem po stronie państw sprzymierzonych, słuszność nakazuje mi przyznać, że jeden z głównych postulatów naszych galicyjskich polityków, mianowicie rozbicie potęgi rosyjskiej został osiągnięty przy ich współudziale, bo w pogromie Rosji i odrzuceniu jej z Karpat poza Bug i dalej, brały czynny udział utworzone przez nich polskie siły zbrojne, w postaci legionów. Na dobro ich orientacji także zapisać można akt dyplomatyczny wielkiej dla nas doniosłości, bo przywracający ze strony dwóch państw zaborczych zasadę państwowości polskiej, pogwałconą przez Rosję w sposób i w warunkach wyżej wskazanych. Tym aktem był wyżej wspomniany manifest państw centralnych z dnia 5 listopada 1916 r. Bez względu na motywa jakie go dyktować mogły, ten akt przywracał stan prawno-polityczny Królestwa Polskiego nadany mu przez Kongres wiedeński, i z tym aktem na przyszłej konferencji pokojowej każdy musiał się liczyć. Wprawdzie nie nakreślał on żadnych bliższych granic temu Królestwu, ale i przedstawiciele polscy po stronie Ententy w swych ówczesnych postulatach żadnych granic Polsce także nie naznaczali. Znajdujemy tego ślady w książce p. Stanisława Kozickiego „Sprawa Granic Polski”, gdzie mówiąc o jednym z memoriałów p. Dmowskiego, autor powiada co następuje: „Sytuacja wojskowa w kwietniu 1916 r. była taka, że o przyszłych granicach Państwa Polskiego mowy jeszcze być nie mogło” (str. 17).
Przejdźmy teraz do działalności przedstawicieli polskich w obozie Ententy, od których wobec zwycięstwa państw sprzymierzonych mamy prawo żądać rachunku z ich przedstawicielstwa i poszukiwać ich odpowiedzialności za niespełnienie słusznych żądań Polski na konferencji pokojowej w Paryżu.
Nim przystąpimy do tej analizy, zobaczmy na jakich podstawach prawno-politycznych jedni i drudzy z naszych przedstawicieli swą działalność opierali i opierać mogli. Galicjanie mieli podstawę prawno-polityczną jasno określoną. Galicja, na decyzji Kongresu Wiedeńskiego, stanowiła kraj koronny Monarchii Habsburskiej, któremu ta Monarchia, według decyzji tego Kongresu, maiła nadać liberalną konstytucję, czego jednak ona nie uczyniła. Dopiero w 1866 r. po klęsce pod Sadową, Austria nadała wszystkim swym krajom koronnym, a w ich liczbie i Galicji, pewne prawa autonomiczne. Galicja stanowiła więc osobny kraj, mający swą odrębność zapewnioną z jednej strony decyzją Kongresu Wiedeńskiego, a z drugiej aktem cesarskim nadającym jej na równi z innemi krajami koronnemi rzeczone autonomiczne prawa. W razie więc zwycięskiego dla Austrii wyniku tej wojny, zdobyte na Rosji ziemie dawnej Rzeczypospolitej, byłyby w najgorszym razie powiększyły ludnościowo i terytorialnie istniejący już autonomiczny kraj koronny, jakim była Galicja, przy czem ludność tych ziem wyswobodzonych z pod panowania rosyjskiego, byłaby otrzymała swobody autonomiczne, o które daremnie ubiegała się w Rosji.
Co się tyczy zaboru rosyjskiego, po skasowaniu odrębności Królestwa Polskiego, przez wprowadzenie go w ramy konstytucji rosyjskiej, Polacy z tego zaboru nie mieli żadnej podstawy prawno-politycznej dla swej działalności. W razie zwycięstwa dla Rosji zakończenia wojny, zdobyte na Austrii ziemie dawnej Rzeczpospolitej nie byłyby powiększały odrębnego kraju polskiego, ale dzielnice Cesarstwa rosyjskiego o odpowiednią ilość guberni. Było to dość jasno widocznem po zachowaniu się Rosjan we Lwowie, a także i po tem, że cała administracja rosyjska Królestwa Polskiego po wycofaniu się wojsk rosyjskich z tego kraju była w Rosji do ostatniej chwili w całości utrzymywana i dokompletowywana, począwszy od jenerał-gubernatora do ostatniego pisarza gminnego włącznie. Był nawet przeznaczony gubernator i Archirej dla Krakowa, na wypadek, gdyby karta się odwinęła i można było powrócić na Podkarpacie. Dopiero w 1917 r. po rewolucji rosyjskiej, petersburgski rząd prowizoryczny tę administrację rozpuścił i zlikwidował. Widzimy tedy, że o ile przedstawiciele galicyjscy mieli jakąś podstawę do swych kalkulacyj politycznych, to polscy reprezentanci z pod zaboru rosyjskiego nie mieli natomiast żadnej. Ich kalkulacje oparte były na fikcji, że od Rosji zwycięskiej coś utargować będzie można, nie biorąc pod uwagę, że od państwa zwycięskiego i, jak tu, w gruncie rzeczy wrogiego, a choćby nawet sprzymierzonego i zaprzyjaźnionego, post fatum nic się nie utarguje. Mamy tego dowód na stosunkach potraktatowych między Francją i Anglią. A czyż można porównać siły militarne Francji w stosunku do Anglii zwycięskiej, z naszą niemocą w jakichkolwiek ówczesnych warunkach w stosunku do zwycięskiej Rosji.
Jedynym aktem, na który w swych nadziejach powoływać się mogli przedstawiciele polscy z pod zaboru rosyjskiego, była proklamacja wielkiego księcia, a wiemy dzisiaj co ona była warta. Był to prosty manewr strategiczny, przyjęty przez sojuszników Rosji, głębokiem oficjalnem milczeniem. Wychodzi tu po raz nie wiem który, że bez pogromu Rosji i załamania się jej potęgi, Polska pod względem politycznym żadnej w tej wojnie zasadniczej korzyści odnieść nie mogła. Kto by z naszych przedstawicieli orientacji tak zwanej rusofilskiej, utrzymywał, że ten pogrom i to załamanie się tej potęgi przewidywał i że brał je w rachunek przy swoich kalkulacjach i gdyby sam wierzył w to co mówi, okłamywał by samego siebie. Gdyby on to był przewidywał i na to rachował, byłby musiał liczyć na zwycięstwo państw centralnych, a to nie zgadzało się z jego orientacją. Po pogromie Rosji i doszczętnem załamaniu się jej potęgi zwycięstwo państw centralnych było nieuniknione, gdyby nie grube błędy polityczne i co za tem idzie strategiczne, jakie Niemcy popełnili w tej wojnie. Rozwodzić się nad temi błędami tutaj niepodobna, przechodziłoby to ramy tej rozprawy. Dość powiedzieć, że do tych błędów prowadził rozdział opinii najwyższych sfer niemieckich na rusofilską i anglofilską i różny stąd kierunek nadawany podczas wojny polityce niemieckiej przez te sfery, z których jedne chciały oszczędzać Rosję, drugie Anglię i tym sposobem jedne i drugie doprowadziły Niemcy do ruiny (patrz dzieło powojenne Tirpitza). Ten któryby to wszystko był z góry przewidział, byłby Duchem Świętym.
Proklamacja wielkiego księcia była więc, mimo swego braku rzeczywistej wartości, jedynym aktem, na który ze strony polskiej można było przy orientacji tak zwanej rusofilskiej, w swych nadziejach powoływać. Ta proklamacja mówiła o Polsce, której ciało żywe przed stu pięćdziesięciu laty zostało rozdarte, a jej duch nie zamarł i przewidywała odbudowanie tej Polski pod berłem nie Rosji, ale monarchy rosyjskiego. Zgadzało się to w zasadzie z głównemi interesami polskiemi i odpowiadało najdalej idącym obietnicom i marzeniom Aleksandra I-go. Wprawdzie w 1815 r. mieliśmy do czynienia z carem autokratą, którego wola była sama przez się rozstrzygająca, a Mikołaj II był już monarchą konstytucyjnym, więc o władzy ograniczonej i o charakterze znanym ze swej chwiejności. Jeżeli zaś Aleksander I wszystkich swoich obietnic nie dotrzymał i wszystkich swoich marzeń w kwestii polskiej nie przeprowadził, to tem mniej było szans tym razem na dotrzymanie tych obietnic i na przeprowadzenie tych marzeń. Mimo to jednak, nie mając tu wyboru i żadnego innego oparcia, nasi przedstawiciele orientacji tak zwanej rusofilskiej na proklamacji wielkiego księcia winni byli się opierać, a całe ich zadanie polegało i polegać winno było na uzyskaniu dla tej sprawy najprzychylniejszego uznania ze strony cara. Opierając się na rzeczonej proklamacji, nie należało żądać od niego nic więcej prócz zjednoczenia wszystkich dzielnic dawnej Rzeczypospolitej pod jego berłem w osobne państwo, w myśl jego wielkiego poprzednika Aleksandra I, bez narzucania mu jakichkolwiek na razie żądań co do ustroju politycznego tego państwa. Wystarczyło żądać tylko natychmiastowego tylko usunięcia wyjątkowych praw przeciw Polakom obowiązujących jeszcze w Rosji i utworzenia wojska polskiego dla pociągnięcia ku sobie Polaków innych zaborów.
Jeden z najwybitniejszych przywódców orientacji rusofilskiej, tradycyjnie do tej orientacji przywiązany, oświadczył był w Sztokholmie, że jego brat, piastujący wysoki urząd dworski, uzyskał był od cesarza Mikołaja zapewnienie, że aczkolwiek sam proklamacji wielkiego księcia nie podpisywał, bo z pewnych względów podpisywać jej nie mógł, to jednak szczerym jego zamiarem było złączyć po zwycięskiej wojnie wszystkie ziemie polskie pod swem berłem w osobne państwo, o polskiej administracji i o polskiem wojsku. Jeżeli tak rzeczywiście było, to dowodziłoby tylko, że powyższe zakreślenie zadania naszych przedstawicieli orientacji rusofilskiej było słuszne i że to zadanie było ułatwione, skoro w umyśle samego monarchy teren był tak dobrze przygotowany. Wszedłszy raz na tę drogę, należało iść śmiało i lojalnie naprzód, nie oglądając się na nic i na nikogo, jeżeli miało się przekonanie, że w ten sposób służyło się najlepiej polskiej sprawie. Tej drogi nie obrali jednak nasi przedstawiciele polityczni po stronie rosyjskiej, ale obrali inną, uważaną przez siebie za bardzo zręczną, bo niejasną i podwójną, a ona zrażała tem z jednej strony samą Rosję w osobie jej monarchy, którego powagę i autorytet, jak zobaczymy, podkopywała, a z drugiej strony drażniła tylko i wprowadzała w kłopot zachodnich Rosji sojuszników, którzy wobec grozy niemieckiej byli od samego początku wojny sprawę polską oddali i oddać musieli na łaskę i niełaskę Rosji.

Działanie we Francji i w Anglii.

By łatwiej zrozumieć przyczynę biernego zachowania się Francji w tej wojnie, w kwestii polskiej, trzeba zdać sobie sprawę dokładnie z położenia, w jakiem Francja znalazła się z chwilą rozpoczęcia kroków nieprzyjacielskich. Nie przygotowana do wojny, pokładała ona całą swoją nadzieję w siłach swego wschodniego sojusznika, uważanych przez nią za niezwalczone i niewyczerpane. nic dziwnego tedy, że Francja na wszystkie podyktowane sobie przezeń warunki, wśród których było oddanie mu wolnej ręki w Polsce, zgodzić się musiała.

Po drugie trzeba wiedzieć także, że Francuzi mają umysł tak skonstruowany, że dwoma rzeczami naraz zajmować się nie mogą. Widzą oni zawsze tylko jeden przedmiot, do którego dążą i poza tym przedmiotem na nic innego nie zwracają uwagi. Dlatego np., gdy byli zajęci Śląskiem, o Wilnie wcale nawet słyszeć nie chcieli. Otóż w wojnie z Niemcami widzieli tylko Niemców, zwłaszcza, że mieli ich tak blisko, bo o kilkadziesiąt kilometrów od Paryża, więc poza nimi ani o Polsce, ani o Polakach, ani o ich przyszłości myśleć nie mogli i wcale tem zajmować się nie byli w stanie. Zresztą w ogólnem pojęciu francuskiem od tego była Rosja, która jako naturalna opiekunka Słowian, wszystkimi nimi, a więc i Polakami i ich losem winna była się zajmować i o tem myśleć, a szczególniej sumienie francuskie w tym kierunku było zupełnie spokojne, ponieważ Rosja wydawała się na pozór wielce przyjaźnie dla Polaków usposobiona, czego dowodem wspaniałomyślna proklamacja do nich wystosowana. Toteż wszystko, co tylko polskiej sprawy dotyczyło i dotyczyć mogło, było w Paryżu oddawane wprost do rozstrzygnięcia ambasadzie rosyjskiej, bez żadnych komentarzy.
Póki Rosja istniała, tj. póki istniał carat, bo dla przeciętnego Francuza, mimo jego zasad liberalnych i demokratycznych, istnieje Rosja tylko carska i ze swego punktu widzenia ma on rację, o mieszaniu się ze strony Francji do kwestii polskiej nie mogło być mowy, – to było z góry wykluczone. Jeden z urzędników ministerium spraw zagranicznych najotwarciej mi to powiedział. Radził on nie robić żadnego nacisku w tym kierunku, bo to było bezcelowe, a wywołałoby tylko kontrataki ze strony rosyjskiej, które mogły wyjść stanowczo na naszą szkodę. Natomiast namawiał on do zbierania niezwłocznie, żeby nie być zaskoczonym niespodzianie przez pokój, materiałów dla wykazania potrzeby odbudowania silnego i rozległego państwa polskiego w interesie pokoju europejskiego. Przestrzegał przy tem, by nie uderzać wyłącznie w strunę sentymentalną i w potrzebę zaspokojenia naszych własnych pragnień i interesów, bo to nikogo nie wzruszy, ale przedstawić argumenty przekonywające o interesie, jaki Francja i Anglia mieć mogą w odbudowaniu wyżej opisanego państwa polskiego.
Czyż ta rada nie była mądra i przezorna? Ale nasi przedstawiciele polityczni inaczej tę rzecz rozumieli. Przede wszystkiem nie rozumieli oni, że jeżeli Francja i Anglia mają interes w odbudowaniu Polski, to każda z nich miała inny w tem interes. Francja chciała Polski odbudowanej przeważnie kosztem Niemiec, dla użycia jej w danym razie wraz z Rosją przeciwko nim. Anglia potrzebowała Polski odbudowanej przede wszystkiem kosztem Rosji, dla użycia jej z Niemcami lub bez nich przeciwko Rosji. Nasi reprezentanci zaś, nieorientujący się w tej sprawie, przedstawiali w Paryżu i w Londynie Polską jednakowo, jako do użycia wyłącznie przeciwko Niemcom i tym sposobem sprawę polską w Anglii od razu zaprzepaścili.
Anglia w stosunku do Polski była w tym samym co Francja położeniu, z tą różnicą, że nie chcąc być w kwestii polskiej odosobnioną, musiała do końca wojny liczyć się w tej kwestii nie tylko z Rosją, ale także z Francją. Słaba militarnie, Anglia nie mogła zwalczyć Niemiec bez pomocy zjednoczonych sił francusko-rosyjskich, a Niemcy na lądzie zwalczyć ona musiała, dla łatwiejszego zniszczenia ich potęgi morskiej. Zniszczenie niemieckiej potęgi morskiej było głównym celem Anglii w tej wojnie. I tego celu ona rzeczywiście dopięła.
Anglia sama w kwestii polskiej wypowiadać się nie mogła. Musiała inicjatywę w tym kierunku pozostawić Rosji i Francji. Ciekawa jest rozmowa w kwestii polskiej, jaką mieli zaraz po ogłoszeniu proklamacji wielkiego księcia, ambasador rosyjski w Paryżu Izwolski i ambasador angielski tamże Sir Berthie, obaj dziś nieżyjący. Izwolski zapytał Berthiego, co myśli, ze należałoby zrobić po tej proklamacji? Berthie odpowiedział: „Ogłosić niepodległość Polski”. Na to Izwolski zapytał, czy to jest jego zdanie osobiste. Na co Berthie zapytał ze swej strony: „A czy zapytanie pańskie było oficjalne?” Te dwie odpowiedzi ambasadora angielskiego w tej sprawie malują dokładnie ówczesne położenie. W Anglii sprawę polską oficjalnie ignorowano, ale prywatnie wolno było swobodnie o niej się wypowiadać w słowie i piśmie. Ambasada rosyjska nie miała w Londynie takiego stanowiska i takich wpływów, jakie używała w Paryżu.


∗             ∗
Przejdźmy teraz do czynności dyplomatycznych naszych przedstawicieli politycznych na terenie państw sprzymierzonych. Dla przedstawienia tych czynności, jak należy, wystarczy powołać się na następujące dokumenty:

Memoriał p. Romana Dmowskiego z kwietnia 1916 r.

W książce p. Stanisława Kozickiego, „Sprawa granic Polski”, na str. 15 znajdujemy co następuje: „W Londynie i Paryżu, aby wejść w stosunki z mężami stanu koalicji, musiał Dmowski zachować wszelkie formy nakazywane przez to, że Rosja była jednem z mocarstw sprzymierzonych, jeśli chciał występować w roli nie petenta, którego się ledwie wysłuchuje, lecz w charakterze przedstawiciela poważnego odłamu narodu, którego rola w Europie miała nabrać przez wojnę nowego znaczenia. Złożył więc wizyty ambasadorom rosyjskim w Londynie, Paryżu i Rzymie – Benkendorfowi, Izwolskiemu i Giersowi, i przez nich zetknął się ze światem urzędowym angielskim i francuskim.
„Po zbadaniu gruntu i po przeprowadzeniu szeregu rozmów, postanowił Dmowski poruszyć na Zachodzie sprawę utworzenia państwa polskiego. Napisał memoriał i dla zachowania poprawności względem Rosji, złożył go przede wszystkiem posłowi Izwolskiemu w Paryżu, a następnie dopiero wręczył jego kopię mężom stanu koalicji. memoriał ten (kwiecień rok 1916) jest pierwszym Urzędowem niejako poruszeniem sprawy polskiej przez przedstawiciela obozu koalicyjnego w Polsce wobec rządów mocarstw zachodnich”.
W konkluzjach swego memoriału p. Dmowski stawia sprawę polską w ten sposób:
„Interes wszystkich narodów zagrożonych przez potęgę niemiecką wymaga, aby rozerwane ziemie polskie zostały złączone w jedno państwo, posiadające możność swobodnego organizowania swoich sił narodowych dla przeciwstawienia ich niebezpieczeństwu niemieckiemu. Polacy, którzy stanowią naród, stojący pod względem liczebności i rozwoju wyżej od wszystkich innych narodów Europy środkowej i półwyspu Bałkańskiego, mają równe z temi narodami prawo do niepodległego bytu państwowego i prawa tego, przyznanego im zresztą przez wszystkie inne narody, dobrowolnie zrzec się nie mogą”.
Te konkluzje nasuwają następujące uwagi: Dopóki Rosja carska istniała, o niepodległości Polski, jak wiemy, nie mogło być mowy. Przeto składanie podobnych memoriałów było w owym czasie tylko nieostrożnem odkrywaniem swoich kart, bez żadnej szansy wygranej.
Po drugie, kładzenie nacisku na to, że przyszłe państwo polskie byłoby powołane do przeciwstawienia swych sił narodowych wyłącznie niebezpieczeństwu niemieckiemu, jako nieodpowiadające wszystkim interesom angielskim, nie mogło uzyskać w Anglii żadnego poparcia dla tego państwa. Zagradzałoby ono drogę Niemcom w razie potrzeby użycia ich przeciw Rosji.
Wreszcie ten memoriał, jak to ów cytowany wyżej urzędnik francuskiego ministerium spraw zagranicznych był słusznie powiedział, mógł wywołać kontratak rosyjski, wychodzący na naszą szkodę, i taki kontratak rzeczywiście wywołał. Wywołał ich nawet dwa. Trzeba wiedzieć, że dnia 1 marca 1916 r. tajną notą, którą wyjawili bolszewicy, rosyjski minister spraw zagranicznych Sazonow zażądał w zamian za przyznanie linii Renu, wykreślenie sprawy polskiej z rzędu spraw międzynarodowych i polecił tę sprawę Izwolskiemu do przeprowadzenia we Francji.
Składanie tego rodzaju memoriałów w ambasadzie rosyjskiej było w ogóle, a zwłaszcza w takim momencie, dość oryginalne jako dowód dyplomatycznej przebiegłości i przenikliwości. było to zdawaniem się na łaskę i niełaskę ambasadora, odkrywając mu całkowicie swe baterie, i dodawaniem mu bodźca do jak najbardziej energicznego popychania sprawy poleconej mu przez ministra. Oczywiście, że owa tajna nota mogła nie być znana p. Dmowskiemu i prawdopodobnie nią nie była, ale to nie zmienia postaci rzeczy w rzucaniu się z niewinnością jagnięcą samemu w paszczę wilka. Nikt nie mógł nie wiedzieć o rzeczywistem usposobieniu Izwolskiego dla sprawy polskiej. W słowniku francuskim Larousse’a, w biografii tego dyplomaty, czytano miedzy innemi: „Izwolski, wybitny mąż stanu, znany ze swych kombinacji z Niemcami przeciwko Polakom” (sic). W późniejszym wydaniu tego słownika ten ustęp został usunięty, zapewne na żądanie Izwolskiego, nawróconego do sprawy polskiej przez naszych przedstawicieli.
Ten memoriał wysłany do Petrogradu posłużył Stürmerowi do rozrzucenia na jego zasadzie, pomiędzy wojsko na froncie, wiadomości o podwójnej polskiej zdradzie, bo przeciw monarsze i przeciw państwu. Miało to na celu podkopanie w chwiejnym umyśle Mikołaja II wiary w lojalność poddanych mu Polaków i wywołanie ze strony wojsk rosyjskich rzezi ludności polskiej, na wypadek odzyskania przez te wojska utraconych na razie dzielnic dawnej Rzeczypospolitej.
Ze swej strony Izwolski, nie mogąc uzyskać od Francji zaakceptowania formuły podanej przez Sazonowa, postawił kwestię inaczej i zażądał w zamian za przyznanie Francji linii Renu, przyznania Rosji prawa naznaczenia swej granicy zachodniej według własnego uznania. Francja zgodziła się na tę niewinną formułkę i przyznała tym sposobem Rosji więcej aniżeli żądał Sazonow, bo to przyznanie było równoznaczne nie tylko z upoważnieniem Rosji do nowego z Niemcami podziału Polski, ale także do podziału Rumunii. Oto cały rezultat tego memoriału. Sprawę ocaliła rewolucja rosyjska, ale na to nikt z naszych przedstawicieli zagranicą stanowczo wpływu nie miał.
W tych konkluzjach znajdujemy jeszcze jeden ustęp ciekawy, mianowicie, że „prawa do niepodległego bytu państwowego Polacy dobrowolnie zrzec się nie mogą”. Jakież mogło być znaczenie tych słów? Czy miało to znaczyć, że w razie czego stawimy państwom sprzymierzonym zbrojny opór? Z czem w ręku? Lub czy może piszące te groźne słowa, p. Dmowski chciał dać do zrozumienia, że mógłby w danym razie przerzucić się na stronę przeciwnika? Jeżeli tak, to czyż należało głosić, że Polacy po stronie tego przeciwnika niczego spodziewać się nie mogą. Odbierało to wszelką wartość tej groźbie. Manifest państw centralnych z dnia 5 listopada 1916 r. szczery czy nieszczery, był oficjalnem przyznaniem Polakom prawa do niepodległego bytu państwowego, a nasi przedstawiciele, zamiast korzystać z tej sposobności dla wyzyskania w danej chwili tego aktu na rzecz Polski i swych postulatów, wnieśli przeciwko temu aktowi protest.
Wprawdzie wygrywanie karty niemieckiej czy austriackiej było dla nas atutem tylko wobec Francji i Anglii, ale nigdy wobec Rosji. Miała ona Polski się pozbywać, to wolała ją odstąpić Niemcom, i coś za to utargować, w postaci np. Galicji wschodniej, Bukowiny i części Rumunji.

Memoriał p. Romana Dmowskiego z marca 1917 r.

W marcu 1917 p. Roman Dmowski złożył p. A. J. Balfourowi, angielskiemu sekretarzowi do spraw zagranicznych memoriał, w którym powiada, że „ponieważ przyjęto powszechnie, iż celem wojny obecnej jest sprowadzenie potęgi Niemiec, do granic umożliwiających przywrócenie równowagi europejskiej, problemat Europy Środkowej wyrósł do rozmiarów naczelnego zagadnienia wojny. Powstało pytanie, czy Europa centralna ma zostać niemiecką, czy też znaczna jej część będzie zorganizowana jako przeciwwaga Niemiec. Związana w szerokim zakresie z innemi problematami środkowo europejskiemi, sprawa polska stanowi wśród nich zagadnienie największe i nie może być żadną miarą traktowana w zupełnem odosobnieniu.
„Skoro niemieckie rozwiązanie kwestii polskiej jest z punktu widzenia Sprzymierzonych niedopuszczalne, gdyż znaczyłoby ono najważniejszy etap podboju całej Europy środkowej przez Niemcy, przeto pozostaje tylko utworzenie niepodległego Państwa Polskiego. Państwo to powinno przyczyniać się do utrzymania równowagi europejskiej, do czego niezbędne są następujące warunki:[”]
„1) państwo to musi być dostatecznie wielkie i silne;[”]
„2) musi mieć warunki niezależności ekonomicznej od Niemiec, z których najważniejszem dostęp do morza i posiadanie bogatego śląskiego zagłębia węglowego, położonego na terytorium Polskiem, lecz podzielonego przed wojną przez granice Rosji, Austrii i Niemiec;[”]
„3) musi być państwem udzielnem z własną polityką zagraniczną, aby mogło pracować nad zorganizowaniem narodów środkowo-europejskich i ich uniezależnieniem od wpływu niemieckiego”.
Widzimy z jakim to naciskiem powtarza się w tych memoriałach o Polsce zwróconej li tylko przeciwko Niemcom, ale żeby ona mogła się zwrócić się przeciwko Rosji, nie ma o tem żadnej wzmianki. Jakże można było się spodziewać od Anglika, żeby on rękę przykładał do odbudowania takiej Polski, któryby silna i wielka nie tylko sama stawała się przedmurzem Rosji, ale jeszcze organizowała do tego narody środkowo-europejskie, uniezależniając je od wpływu niemieckiego.
Wprawdzie na innem miejscu powiedzianem jest, że „obecnie w rozstrzygnięcia przyszłości Polski przez Rosję nie wierzy w Polsce nikt, a w Rosji drobna jedynie mniejszość”. Ale trzeba wiedzieć, dlaczego zdaniem tego memoriału rzecz się miała tak a nie inaczej, do „w tej wielkie[j] chwili dziejowej Rosja traktowała kwestię polską wyłącznie, jako swoją sprawę wewnętrzną, składając w ten sposób dowód całkowitej niezdolności do przystosowania się do wymagań chwili”. I zaraz potem dodaje się: „Polityka rosyjska nie wykazała żadnej inicjatywy w sprawie przyszłości Europy centralnej. nie wysunęła ona żadnego planu w celu przeciwstawienia go planowi niemieckiemu „Mitteleuropy”. Stąd dla każdego Anglika wniosek logiczny, że w dopełnieniu niedorosłej swemu zadaniu polityki rosyjskiej, ma przeciwstawić się temu planowi niemieckiemu polityka polska. i tak oto sprawa polska była od razu w oczach tego Anglika zaprzepaszczona.
Inne wywody tego memoriału nie były w stanie tego wrażenia zatrzeć. Czytamy bowiem co następuje:
„Odbudowanie Polski w jej granicach historycznych z r. 1772 byłoby chyba niemożliwe do urzeczywistnienia i nie dawałyby państwa istotnie silnego. podstawą siły Polski jest terytorium, na którem większość ludności mówi po polsku, jest świadoma swej polskiej narodowości i wykazuje przywiązanie do sprawy polskiej. Obszar ten nie zamyka się w granicach z r. 1772. W Niemczech i Austrii są dzielnice polskie, które nie należały do polski w chwili rozbioru, gdzie jednak ogół ludności nie tylko mówi, ale myśli i czuje po polsku. są to: Górny Śląsk i pas południowych Prus Wschodnich w Niemczech, oraz Śląska austriackiego (Księstwo Cieszyńskie). Odzyskanie ich przez Państwo Polskie posiada wielką doniosłość.
„Z drugiej strony, w Cesarstwie Rosyjskiem na wschód od kraju z mową polską znajduje się wielkie terytorium z ludnością 25-ciomilionową, które należało do dawnej Rzeczypospolitej (1772) i gdzie Polacy stanowią mniejszość, wynoszącą od 35 do 5%. większość na północy mówi albo po litewsku, albo po białorusku, na południu zaś po małorusku… [2] Ludność tego kraju przedstawiałaby pole dla agitacji antypolskiej i mogłaby, na skutek swej liczebności, stać się wielkiem niebezpieczeństwem dla zwartości państwa polskiego”.
Potem następuje projekt terytorialny, przy którego urzeczywistnieniu Rosja zachowałaby „prawie dwie trzecie części terytorium dawnej Polski, zachowałyby w przybliżeniu to, co zyskała przez pierwszy i drugi rozbiór (1772-1793)”
W ten sposób – według słów memoriału – terytorium przyszłego Państwa Polskiego obejmowałoby: z zaboru rosyjskiego: „Królestwo Polskie i gubernię Kowieńską, wileńską, Grodzieńską, części Mińskiej i wołyńskiej”.
Tymczasem, przy zachowaniu przez Rosję dwóch trzecich części dawnej Polski, jak to przewidziano w tym memoriale, i tu wychodzi niekonsekwencja tego memoriału, w przyszedłem Państwie Polskiem na żadną z tych guberni nie byłoby miejsca. Nie byłoby nawet na całe Królestwo Polskie.
Decyzja Rady Naczelnej państw sprzymierzonych z dnia 8 grudnia 1919 r. opiewa właśnie w tym duchu. Oto jak się wyraża o tem główny sekretarz delegacji polskiej na konferencji pokojowej w Paryżu: Do tego terytorium niewątpliwie polskiego na podstawie deklaracji z 8 grudnia należy dawne Królestwo Polskie z wyjątkiem północnej części gub. suwalskiej (powiaty augustowski i suwalski oraz polowa sejneńskiego z Sejnami), prócz tego zaś dawny obwód białostocki, to znaczy trzy powiaty dawnej guberni grodzieńskiej: białostocki, bielski i sokólski” (Stanisław Kozicki, „Spraw granic Polski”, str. 121, 122).
Rada Naczelna państw sprzymierzonych nie przyznawała Polsce Galicji wschodniej. Z tą oto linią schodziła się mniej więcej sławna linia Curzona. Widzimy tedy, że decyzja Rady Naczelnej z dnia 8 grudnia 1919 r. i linia Curzona z 1920 r. opierały się na dowodzeniach tego memoriału.
Dalej, na zasadzie tego memoriału orzekającego, że „podstawą siły Polski jest terytorium, na którem większość ludności mówi po polsku, jest świadoma swej polskiej narodowości i wykazuje przywiązanie do sprawy polskiej”, utraciliśmy Gdańsk i został nam narzucony plebiscyt w Warmii, na Mazurach i na Górnym Śląsku, oraz kwestionowano nam Galicję Wschodnią. W Gdańsku większości polskiej nie ma, a trzy ostatnie dzielnice były tak dawno od Polski oderwane, że uważano za potrzebne dać ludności je zamieszkującej możność wykazania, że ma świadomość swej polskiej narodowości i przywiązanie do sprawy polskiej. A co do Galicji Wschodniej, oto co powiedział w tej sprawie p. Clemenceau w swem przemówieniu, wygłoszonem w Izbie Deputowanych dnia 23 grudnia 1919 r.: „Pan Lloyd George uważanym jest przez pewne osoby za nieprzyjaciela Polaków. Jest to najzupełniej niezgodne z prawdą. Jest on przyjacielem Polaków, ale przyznaje, że w Galicji Wschodniej jest dużo Ukraińców i sądzi, że należy uwzględnić ich prawa” (patrz Stanisław Kozicki „Sprawa Granic Polski”, str. 96).
Dużo się mówi o wrogich wpływach, które stawiały naszej delegacji przeszkody w osiągnięciu jej postulatów dla Polski na konferencji pokojowej w Paryżu. nie przeczę istnieniu takich wpływów ani ich sile i rozgałęzieniu, ale czyż naszą rolą było ułatwiać w ten sposób tym wpływom ich robotę. Widzimy, jak w danej chwili, na konferencji pokojowej, ten memoriał przeciwko nam wyzyskano. Na razie zaś, jak to poniżej zobaczymy, widziano w nim upoważnienie ze strony przedstawicielstwa polskiego do nowego podziału Polski.
Dnia 17 marca 1917 r. wysłano z Paryża do Wiednia projekt umowy o separatywny pokój z Austrią, w którym prawa Belgii, Serbii i Rosji (Konstantynopol), były zastrzeżone, ale o Polsce i jej przyszłości nie było wcale mowy.
Oto ten projekt:
1. Austro-Węgry przyznają co do siebie, Alzację i Lotaryngię Francji, w granicach, w jakich ona je niegdyś posiadała i dołożą wszelkich usiłowań dla poparcia rewindykacji francuskich w tym kierunku. 2. Belgia ma być całkowicie przywrócona w swej suwerenności pod swą obecną dynastią, zachowując ogół swych posiadłości afrykańskich, bez umniejszania jej praw do odszkodowań, jakie mogłaby otrzymać za straty poniesione w tej wojnie. 3. Serbia ma być przywrócona w swej suwerenności pod obecną dynastią, ze słusznym (équitable) dostępem do morza, otrzymując terytoria albańskie, jakie zajmuje obecnie Austria, jak również ma otrzymać szerokie korzyści ekonomiczne. 4. Austro-Węgry wejdą w pertraktacje z Rosją na zasadzie désintéressement z ich strony do Konstantynopola, w zamian za terytoria monarchii austro-węgierskiej, zajmowane jeszcze przez wojska rosyjskie (obwód Tarnopolski). [3]
Z chwilą przyjęcia tych warunków, obustronne wojska pozostaną na zajmowanych przez się stanowiskach. W razie podpisania powyższego układu przez Francję i jej sojuszników, gdyby Niemcy opierając się temu układowi wezwały Austro-Węgry do jego zerwania lub zagroziły im wojną, Francja i jej sojusznicy popraliby wszystkiemi swemi siłami i bez zwłoki Austro-Węgry przeciw Niemcom.
Widzimy, że tu interesy Francji, Belgii i Serbii, nawet Rosji były zabezpieczone, ale co do Polski, to nie ulega kwestii, ze pokój byłby uzyskany jej kosztem. To tłumaczy znaczenie noty Izwolskiego z dnia 16 marca 1917 r., w której ambasador rosyjski donosił swemu rządowi o przyznaniu Rosji przez Francję prawa naznaczania swej granicy wschodniej [4] według własnego uznania.
Projekt tej umowy, ks. Sykstus de Bourbon, szwagier cesarza Karola zawiózł do Wiednia, skąd dnia 30 marca 1917 r. przywiózł do Paryża akceptację tego projektu w formie listu cesarza Karola adresowanego do niego, a datowanego z Laksenburga dnia 24 marca. W tym liście cesarz akceptował wszystkie warunki rzeczonego projektu, czyniąc tylko pewne zastrzeżenia co do Serbii, mianowicie nalegał na rozwiązanie serbskich organizacji politycznych wrogich jego monarchii, jak np. Narodna Obrana. Czynił także zastrzeżenia co do Rosji, gdzie rewolucja była wprowadziła znaczne zmiany tak w ustroju jak i w zapatrywaniach. W samym rządzie prowizorycznym zdania co do Konstantynopola były podzielone. Miliukow obstawał przy Konstantynopolu, Kereński zeń kwitował.
Ta umowa nie przychodzi do skutku, ale pertraktacje nie ustają i dnia 4 czerwca 1917 r. w chwili, gdy prezydent Rzeczypospolitej francuskiej podpisuje dekret formowania armii polskiej we Francji, odbywają się w Londynie, w gabinecie pierwszego ministra posiedzenia, na których rozpatruje się wciągnięcie do udziału w pertraktacjach, przedstawiciela włoskiego. Ale baron Sonnino do współudziału w tej sprawie przystąpić nie chce.
Dnia 4 sierpnia 1917 r. sztab generalny francuski podaje w kwestii, o której mowa, notę następującą:
„Sztab Jeneralny, 2 biuro, I, Ściśle tajne: Niedostatek aprowizacji w żywność może skłonić Rosję do wycofania się z walki. Machinacje zaś niemieckie, mające na celu doprowadzenie Rosji do zawarcia osobnego pokoju, przedstawiają jeszcze więcej realne niebezpieczeństwo, które przy zmienności woli ze strony Rosjan i przy ich energii mało trwałej, stanowi dla nas bezpośrednią i nieustanną grozę. Ententa nie powinna dać się uprzedzić, ale doprowadzając Austrię do zawarcia pokoju, zadać Niemcom cios, jakim z ich strony sama jest zagrożona. Opuszczeniem pola walki Austria oddałaby nam usługę, którą warto opłacić bardzo wysoko (utrzymanie jej jedności, powiększenie jej potęgi). Stąd dla nas korzyść podwójna: natychmiastowa i dalsza.
„K o r z y ś ć n a t y c h m i a s t o w a : Odcięcie Niemiec od Bałkanów. Utrata dla nich źródeł naftowych w Karpatach, co hamowałoby ich wojnę podwodną, upośledzałoby ich artylerię (awiacja zredukowana), wywołałoby zanik ich całego życia ekonomicznego (ubytek smarów, już i tak wielce zredukowanych w swej ilości). Niemcy zostaną izolowane i mogą być wtedy zwalczone militarnie przez położenie tamy ich reaprowizacji i odnowieniu ich materiału wojennego.[”]
„K o r z y ś ć d a l s z a : Jedynym wrogiem Francji i jedynem niebezpieczeństwem w Europie są Prusy. Wszelkie zmiany w ustroju innych państw i rządów są rzeczą drugorzędną, dopóki Prusy nie będą całkowicie i definitywnie zwyciężone i doprowadzone do bezsilności. Ententa winna więc utworzyć w sąsiedztwie Prus potęgę bezwzględnie im wrogą. Tego celu może ona dopiąć a pośrednictwem Habsburgów, tworząc przy ich pomocy, złączoną unię personalną, federację państw o większości słowiańskiej, przez włączenie do niej Polski w granicach z r. 1772 (od Gdańska do Karpat), z dołączeniem jeszcze Niemców politycznie i wyznaniowo najbardziej oddalonych od Prus, jak np. Bawarzy. Przyznanie Habsburgom Śląska, odebranego im przez Fryderyka II, osłabiłoby Prusy i wykopałoby przepaść nienawiści między Prusami i Austrią. Tym sposobem Prusy, które marzyły o państwie ciągnącem się od Hamburga do Zatoki Perskiej, miałyby je przecięte, przez mocarstwo idące od Bałtyku do Adriatyku (od Gdańska do Fiume) i oswobodzone ekonomicznie w przydzieleniu mu dzielnic przemysłowych Śląska i Polski. Anglia uzyskałaby wszelką swobodę w Egipcie i Mezopotamii. Włochy odzyskałyby Tryest, a gdyby nie uzyskały Tryestu, mogłyby zeń korzystać przez ustanowienie tego miasta wolnym portem. Rosja nie utraca żadnych ziem prawdziwie rosyjskich i zresztą jej osłabienie (ses défaillances) zmusza nas do brania pod uwagę najsamprzód i przede wszystkim potrzebę zwalczenia Prus”.
Ta nota, przedłożona tego samego dnia ministrowi wojny panu Painlevé, uderzyła go swemi argumentami. Tenże zakomunikował ją natychmiast panu Ribot, prezesowi gabinetu, kładąc nacisk na niepowodzenie pod Paschendaele i na porażkę ostateczną wojsk rosyjskich, które skłoniły jenerałów Focha i Pétain’a do mniemania, że jedyną dywersją natychmiastową może być pokój separatywny z Austrią. Dnia 5 sierpnia p. Painlevé jedzie do Londynu i przedstawia tę rzecz p. Lloyd George, który ją akceptuje. Wskutek tego p. Painlevé telefonuje z Londynu dnia 6 sierpnia do Paryża do pułkownika Goubet, szefa drugiego biura, z rozkazem wysłania hr. de St. Armand do Szwajcarii, który wyjeżdża dnia 7 sierpnia o godz. 5 po południu z notą do zakomunikowania hr. Rewertera, wysłannikowi austriackiemu, czekając nań w Szwajcarii.
Oto ta nota: 1) Austro-Węgry wycofają się z wojny i zachowają neutralność. 2) Odstąpią Włochom Try[d]ent i Tryest lub przynajmniej ustanowią ten ostatni wolnym portem. 3) Monarchia Habsburska otrzyma: a) Polskę, odtworzoną w granicach przedrozbiorowych z r. 1772; b) Bawarię; c) Śląsk w granicach, w jakich był odstąpiony Fryderykowi II. 4) Śląsk wejdzie w skład dziedzicznych austriackich krajów koronnych. Polska i Bawaria wejdą w skład federacji państw, jaką cesarz austriacki zamierza utworzyć. 5) Jeżeli monarchia dualistyczna wykona warunki wymienione pod numerami 1 i 2, to Anglia i Francja poprą ją wszystkiemi siłami dla urzeczywistnienia warunków, wymienionych pod numerem 3.
Propozycje uczynione Austrii dnia 7 sierpnia 1917 r. przypominają niedoszłą w 1814 r. koalicję Anglii, Francji i Austrii przeciw Prusom i Rosji, z tą różnicą, że wówczas przez postawienie przez Talleyranda kwestii na gruncie legitymistycznym, ta koalicja miała poparcie wszystkich zagrożonych przez Prusy książąt niemieckich, teraz zaś najważniejsze z państw niemieckich, Bawarię, swą koncepcją polityczną rzucano w objęcia Prus. Ta kombinacja była nie do przeprowadzenia, zwłaszcza, ze chciano jeszcze użyć cesarza Karola jako pośrednika dla uzyskania jednoczesnego pokoju z Niemcami. W tym celu dnia 22 sierpnia 1917 r. doręczone zostały wysłannikowi austriackiemu warunki, na których Francja gotowa była zawrzeć pokój z Niemcami. Te warunki acz zupełnie słuszne, były jednak nie do przyjęcia przez Niemcy, które nie uważały się za pobite, szczególniej po nieudanej ofensywie Brusiłowa (6-20 lipca), odpartej zwycięską kontrofensywą austro-niemiecką w południowej Rosji, zaczętą 21 lipca a zakończoną 8 sierpnia.
Odnajdujemy ślady tych nowych propozycji w nocie francuskiego sztabu generalnego z 18 listopada 1917 r., pisanej dla p. Clémenceau po objęciu przezeń rządów gabinetu (13 listopada), w celu poinformowania go o pertraktacjach, jakie miały miejsce w tym kierunku. Ta nota nadmienia, że odbyły się w Szwajcarji dwa spotkania, ostatnie 22 i 23 sierpnia 1917 roku, gdzie podano Austrji warunki ogólnego pokoju. Gdyby cesarz austrjacki znalazł te warunki możliwe do zaakceptowania, miał oświadczyć cesarzowi niemieckiemu, ze wycofa się z przymierza, jeżeli Niemcy tych warunków nie przyjmą
Z upoważnienia Clémenceau, hr. de St. Armand zawiązuje na powrót stosunki z hr. Rewertera, ale tymczasem nowe wypadki zachodzą. Dnia 28 listopada, rząd sowiecki żąda oficjalnie pokoju u państw centralnych. Dnia 4 grudnia Ameryka wypowiada wojnę Austrii i to wypowiedzenie ogłasza 7 tegoż miesiąca, co utrudnia układy. Jednakże nowe spotkania mają miejsce w Szwajcarii 1, 3, 23 i 25 lutego 1918 r., ale to do żadnego rezultatu nie doprowadza. Dnia 3 marca podpisanym został pokój państw centralnych z Rosją w Brześciu Litewskim, dnia 5 marca w Ruttea z Rumunią i rozpoczyna się ofensywa niemiecka na froncie zachodnim.
Niemcy zwycięzcy na obydwóch frontach, nie chcą słyszeć o odstępowaniu Alzacji i Lotaryngii, warunku sine qua non pokoju z Francją.
Te nowe układy spełzły więc również na niczem i nie mogło być inaczej. W razie odrzucenia ze strony Niemiec warunków podanych przez Francję za pośrednictwem cesarza Karola, musiało nastąpić zerwanie Austrii z Niemcami i to wywołało automatycznie alians Niemiec z Rosją. Trzeba sobie przypomnieć słowa wypowiedziane w lipcu 1914 r. przez Sazonowa do Niemców: „Porzućcie Austrię, a my porzucimy Francuzów”. przeciwko zjednoczonym siłom Niemiec i Rosji, pomoc obiecana Austrii przez Francję i Anglię była iluzoryczna, przynajmniej co do Francji. Ta ostatnia była tak wyczerpana pod względem ludzi, że uznanych po kilka razy za niezdolnych brano pod broń, a trudno przypuszczać, żeby Ameryka chciała poświęcać swe siły, których nawet na razie nie miała, dla przyłączenia do Austrii całej Polski, Śląska i Bawarii. Co do Polski zaś, gdyby ona dla ratowania się od nowego podziału między Rosję a Prusy, chciała tu Francję zastąpić, nie byłaby mogła tego uczynić, nie mając odpowiedniej siły zbrojnej na miejscu. Byłoby mogło do tego posłużyć jedynie wojsko polskie tworzone we Francji, i to zdaje się było jednym z celów, dla których Francja zgodziła się na jego utworzenie.
W kwietniu 1918 następuje ostra wymiana zdań między hr. Czerninem a p. Clémenceau, zakończona ogłoszeniem przez tego ostatniego własnoręcznego listu cesarza Karola, pisanego w interesie pokoju. To ogłoszenie czyni nadal wszelkie układy z Austrią niemożliwe. Tymczasem ofensywa niemiecka się rozwija, Niemcy są na 70 kilometrów od Paryża (10 czerwca). Ale wnet karta się odwraca. Niemcy zatrzymują się (18 czerwca) i amerykanie zaczynają przybywać. Alianci mianują Focha naczelnym wodzem wszystkich swych wojsk, które pod jednolitą komendą rozpoczynają swój marsz naprzód i odpierają Niemców na całej linii. Następują zwycięstwa Focha nad Marną (18 lipiec – 4 sierpień) i dalsze jego zwycięstwa w sierpniu i wrześniu, poczem zaczyna się ogólny odwrót Niemców. Dnia 29 września kapituluje Bułgaria, co pociąga za sobą załamanie się całej potęgi austriackiej, pociągające za sobą załamanie się potęgi niemieckiej (11 listopada 1918 r.).
W czasie pertraktacji, o których wyżej mowa, z otoczenia pana Ribot przyszło do mnie zapytanie, czy kto z Polaków nie mógłby dać, w formie memoriału, odpowiednich informacji, co do żeglugi na Wiśle i jej dopływach, a to w celu zorientowania się w tej kwestii na wypadek ewentualnych układów, przy których nie możnaby, z jakichkolwiek powodów, uzyskać dla Polski Gdańska i trzeba było zadowolić się zapewnieniem jej dostępu do morza ujściem Wisły otoczonem niezbędnemi dla handlu polskiego gwarancjami międzynarodowemi. Zebrawszy odpowiednie dane, zrobiłem sam taki memoriał i zaznaczyłem w nim najwyraźniej, że Polska bez Gdańska obejść się nie może i że żadne gwarancje międzynarodowe otaczające ujście Wisły, tego portu jej nie zastąpią. Powołałem się przytem na decyzje Kongresu Wiedeńskiego, które wszystkim bez wyjątku dzielnicom rozebranej Polski zapewniały otoczony gwarancjami międzynarodowemi, nie tylko wolny dostęp do morza ujściem Wisły pozostawionem w rękach pruskich, ale takiż handel między sobą bez żadnych ceł i opłat i takąż żeglugę na Wiśle i jej wszystkich dopływach i przypomniałem, że te decyzje pozostały zawsze literą martwą, więc trudno przypuszczać, żeby tym razem mogło być inaczej. Podałem za przykład ujście Renu w rękach holenderskich, na którem Niemcy mają serwitut przewozowy i nadmieniłem, ze gdyby było odwrotnie, to przy różnicy sił między Niemcami a Holandią, ta ostatnia z tego serwitutu swobodnie korzystać by nie mogła, przy ujściu Renu w rękach niemieckich. W konkluzji zaznaczyłem jeszcze raz, najdobitniej, ze posiadanie Gdańska w całej suwerenności i bez zastrzeżeń jest dla Polski warunkiem sine qua non jej ekonomicznej egzystencji i że bez tego portu Polska ekonomicznie ani rozwijać się, ani nawet istnieć nie będzie mogła.
Równocześnie, zostałem zapytany przez pewną osobistość polityczną, stojącą w styczności z otoczeniem Prezydenta Rzeczypospolitej, czy oddanie korony polskiej księciu z domu habsburskiego miałoby w Polsce szanse uznania. Na to pytanie odpowiedziałem, że jeśli mam być szczery, to według mnie nikt z żadnego domu panującego, który brał udział w rozbiorach Polski, nie mógłby liczyć na bezwzględne uznanie całego narodu polskiego. Oczywiście, ze ani jedna ani druga z osób, stawiających mi te pytania o rzeczonych pertraktacjach, nie wspominała i prawdopodobnie o nich może wcale nie wiedziała, ale w każdym razie z samych tych zapytań wnioskować można było, że jakieś układy z Niemcami i Austrią muszą być w toku. Jeżeli zaś osoba prywatna, jak ja, mogła być o tych pertraktacjach w ten sposób poinformowana, to nie ulega kwestii, że nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu mogło mieć i powinno było mieć znacznie lepsze i dokładniejsze o tych układach informacje. W każdym razie p. Masaryk musiał być dobrze o nich poinformowany, skoro dlatego właśnie pojechał do Ameryki, żeby tym układom przeciwdziałać. On to skłonił p. Wilsona do wypowiedzenia wojny Austrii ze strony Ameryki, i tem w znacznej części przeszkodził dojściu do skutku tych układów. Wystąpienie zbrojne przeciw Austrii ze strony Ameryki, wprowadzając nowy żywioł do wojny i przez to samo do tych układów, utrudniło znacznie ich przeprowadzenie,
Ze swej strony, Francja wysłała do Ameryki misję dyplomatyczną pod wodzą p. Andrzeja Tardieu, dla przygotowania opinii publicznej amerykańskiej na korzyść rewindykacji francuskich w sprawie Alzacji i Lotaryngii. Niespożytą zasługą p. Tardieu pozostanie, że dzięki jego zabiegom w Ameryce, Alzacja i Lotaryngia zostały przyznane Francji na konferencji pokojowej w Paryżu bez niczyjej opozycji i bez plebiscytu lub jakichkolwiek spłat albo ciężarów na rzecz Niemiec. Następujące artykuły traktatu wersalskiego to wykazują, mianowicie:
Art. 51. Tekst. „Terytoria odstąpione Niemcom na mocy preliminarji pokojowych podpisanych w Wersalu dnia 26 lutego 1871 r. i traktatu frankfurckiego z dnia 10 maja 1871 wracają pod suwerenność francuską począwszy od daty rozejmu z dnia 11 listopada 1918 r. Dyspozycje traktatów tyczące się granic tych terytorii przed 1871 r. zostają przywrócone w swej mocy”.
Art. 53. Tekst. „…Niemcy obowiązują się nie uważać w żadnym razie i w jakikolwiek sposób za swoich obywateli tych, którzy zostaną z jakiegokolwiek tytułu uznani za obywateli francuskich i przyjąć wszystkich innych na swoje terytorium”.
„Ci z obywateli niemieckich, którzy bez uzyskania naturalizacji francuskiej otrzymają od rządu francuskiego pozwolenie pozostania na rzeczonych terytoriach, nie będą mogli podlegać dyspozycjom tego artykułu (297)”.
Art. 55. Tekst. „Terytoria o których mowa w art. 51. wracają do Francji wolne od wszelkich długów publicznych zgodnie z warunkami przewidzianemi w art. 255 Części IX (Clauses financières) tego traktatu”.
Art. 56. Tekst. „Zgodnie ze stypulacjami art. 256 Części IX (Clauses financières) tego traktatu, Francja wejdzie w posiadanie wszystkich dóbr i własności (tous biens et propriétés) Cesarstwa niemieckiego lub państw położonych na terytoriach wskazanych w art. 51, bez potrzeby płacenia lub kredytowania z tego powodu żadnego z państw te dobra lub te własności odstępujących. Pod te decyzje podchodzą wszystkie dobra ruchome lub nieruchome dziedziny publicznej lub prywatnej i w ogóle wszelkie prawa jakiejkolwiek natury, któryby były należne lub przysługiwały Cesarstwu niemieckiemu lub innym państwom niemieckim, albo też ich okręgom administracyjnym. Dobra koronne i prywatne, dobra byłego cesarza lub byłych monarchów niemieckich będą zrównane w tym względzie z dobrami dziedziny publicznej”.
Art. 59. Tekst. „Rząd francuski ściągać będzie na swój rachunek wszelkie podatki, opłaty, etc. państwowe jakiejkolwiek natury, wymagalne z terytorii wymienionych w art. 51, a nie podniesione do dnia 11 listopada 1918 r.”.
Art. 62. Tekst. „Rząd niemiecki obowiązuje się ponosić ciężar wszystkich pensji cywilnych i wojskowych należnych w Alzacji-Lotaryngii po datę 11 listopada 1918 r. i których wypłata wchodziła do budżetu państwa niemieckiego. Rząd niemiecki dostarczy rokrocznie potrzebnych funduszów na płacenie we frankach, o średnich kursie rocznym sum, do których w markach miałyby prawo osoby w Alzacji Lotaryngii zamieszkałe, gdyby Alzacja-Lotaryngia pozostała pod jurysdykcją niemiecką”.
Art. 67. Tekst. „Rząd francuski wchodzi we wszystkie prawa Państwa niemieckiego tyczące się wszelkich linii kolei żelaznych pozostających w administracji państwowej niemieckiej, obecnie eksploatowanych lub w trakcie budowy będących. To samo odnosi się także do praw Państwa niemieckiego do wszelkich koncesji kolejowych lub tramwajowych na terytoriach wskazanych w art. 51. To wejście w posiadanie nie nakłada na państwo francuskie żadnych obowiązków do jakichkolwiek spłat z tego tytułu”.
Art. 74. Tekst. „Rząd francuski zastrzega sobie prawo zatrzymania i likwidacji wszelkich dóbr, praw i interesów jakie posiadali, dnia 11 listopada 1918 r. obywatele niemieccy lub towarzystwa pozostające pod kontrolą Niemiec na terytorjach wymienionych w art. 51 zgodnie z warunkami podanemi w ostatnim alineacie powyżej wymienionego artykułu 53”
„Niemcy wynagrodzą bezpośrednio same swoich obywateli wywłaszczonych przy uskutecznianiu rzeczonych likwidacyi”.
Uzupełnienie powyższych artykułów znajduje się w trzech następujących paragrafach Aneksu, dołączonego do Sekcji traktującej o Alzacji-Lotaryngji (Section V., Alsace-Lorraine).
Paragraf 2. Tekst. W ciągu roku po wprowadzeniu w życie tego traktatu, mają prawo zażądać naturalizacji francuskiej wszelkie osoby należące do kategorji następujących: 3) Wszelki Niemiec urodzony lub zamieszkały w Alzacji-Lotaryngji przed 15 lipca 1870 r. lub pochodzący od osób tamże przed tą datą zamieszkałych. 4) Wszelki Niemiec urodzony lub zamieszkały w Alzacji Lotaryngji, który służył w szeregach wojsk sprzymierzonych lub stowarzyszonych podczas wojny obecnej, jakoteż jego potomkowie. 5) Wszelka osoba urodzona w Alzacji-Lotaryngji przed 10 maja 1871 z rodziców obcych i jej potomkowie”.
Paragraf 4. Tekst. „Rząd francuski ustanawiać będzie sam modłę, według której przyjętem będzie postępowanie przy rozpoznawaniu przewidzianych w tym Aneksie spraw tyczących się przysługującej z prawa reintegracji i warunków mających decydować o przyjęciu lub odrzuceniu żądań i reklamacji o przyznanie naturalizacji francuskiej”.
Z tych artykułów i paragrafów widzimy, że traktat wersalski wracał Francji Alzację-Lotaryngję w granicach z przed 1870 r. bez żadnych długów, spłat ni ciężarów jakiejkolwiek natury za dobra państwowe, koronne lub inne, oraz za koleje żelazne etc. przejmowane od Niemiec, przy powrocie tej prowincji do Francji; że w Alzacji-Lotaryngji Niemcy otrzymują z prawa naturalizację francuską tylko w takim wypadku, jeżeli byli tam osiedli lub urodzeni przed 15 lipca 1870 r., to znaczy przed jej oderwaniem od Francji, wszelkich innych Niemców zaś Francja ma prawo z Alzacji-Lotayngji usuwać, a państwo niemieckie ma obowiązek przyjąć ich na swe terytorium; że Francja ma prawo likwidować dobra niemieckie w Alzacji-Lotaryngji na koszt Niemiec, które mają indemnizować swych obywateli w ten sposób wywłaszczonych; że Francja ma prawo ściągać na swój rachunek wszelkie zaległe do dnia 11 listopada 1918 r. podatki; że Francja ma prawo ściągać z Niemiec na rzecz AIzacji-Lotaryngji wszelkie należności za pensje wojskowe i cywilne, niewypłacone do 11 listopada 1918 r., a przypadające do wypłaty, gdyby ta prowincja była pozostała pod panowaniem niemieckiem. Wreszcie widzimy, że rząd francuski ma decydować sam, bez apelu, we wszystkich sprawach tyczących się reintegracji w dane prawa, oraz przychylenia się lub ich odrzucenia do żądań ze strony Niemców, przyznania sobie naturalizacji francuskiej. Zobaczymy w dalszym ciągu, nieco niżej, jak te same sprawy były w traktacie wersalskim traktowane odnośnie do Polski.
Ze swej strony Anglja wysłała do Ameryki swego ministra spraw zagranicznych Balfoura w celu usunięcia z umysłu prezydenta Wilsona niekorzystnych dla Angiji zapatrywań odnośnie do jej zwierzchnictwa na morzu i z tego zadania, tak samo, jak p. Tardieu ze swego, p. Balfour wywiązał się znakomicie. Zwierzchnictwo na morzu pozostało przy Anglji i wszelkie morskie sprawy zostały na konferencji pokojowej dzięki rzeczonym zabiegom p. Balfoura załatwione ku zupełnemu Angiji zadowoleniu.
Ze strony polskiej udał się do Ameryki prezes Komitetu polskiego w Paryżu p. Roman Dmowski, w celu przygotowania ze swej strony, na gruncie amerykańskim, terenu pod sprawę polską na konferencji pokojowej w Paryżu. Działalność przedstawiciela polskiego w tym kierunku wykazują najlepiej dwa następujące dokumenty: Memorjał złożony w październiku 1918 r. prezydentowi Wilsonowi przez p Dmowskiego i mowa tegoż, wygłoszona przezeń na posiedzeniu Sejmu wychodźtwa polskiego w Detroit, które miało miejsce w sierpniu 1918 r. Oto główne ustępy tych dwóch dokumentów.

Memorjał p. Romana Dmowskiego złożony Prezydentowi Wilsonowi w Waszyngtonie dnia 8 października 1918 r.

Czytamy w tym memorjale co następuje:
„W przeszłości była Polska jednem z największych państw w Europie, lecz moc jej wewnętrzną naraził na szwank nad mierny rozrost na wschód, pociągający za sobą ogarnięcie ludów o niskiej bardzo kulturze, które musiała cywilizować i kosztem swych prowincyj rdzennych... Po rozbiorach, trzy państwa rozbiorcze, dążące do uniemożliwienia „zmartwychwstania” Polski, musiały uciekać się do wszelkich środków, pomniejszających ludność polską i polskie terytorjum, atakując przedewszystkiem prowincje kresowe. Prusy osadzały kolonistów niemieckich na ziemiach polskich i starały się przemocą germanizować mieszkańców polskich.
Rosja i Austrja rozbudziły uczucia wrogie Polakom pośród ludności, mówiącej po rusku i litewsku, a zamieszkałej na terytorjach państwa polskiego. Wysiłki te były do pewnego stopnia skuteczne, pomyślne jednak wyniki przesadzano w propagandzie szerzonej zagranicą przy pomocy oficjalnych i nieoficjalnych dróg niemieckich i rosyjskich”.
Dalej czytamy: „Polacy są obecnie za słabi, żeby rządzić z powodzeniem całym tym obszarem dzielnic wschodnich. Wobec tego, że niema tam żadnego innego elementu kulturalnego któryby był dostatecznie silny, problem przyszłości politycznej tych wschodnich prowincyj Polski staje się niemal nie do rozwiązania... Niema żadnego dobrego rozwiązania tego zagadnienia”. Poczem wraca p. Dmowski, podobnie jak w memorjale z marca 1917 r. do podziału Rusi pomiędzy Polskę i Rosję w ten sposób, że „dałoby to Polsce granice cokolwiek dalej posunięte ku wschodowi niż granice po drugim rozbiorze (1793)“.
W tych dwóch ustępach widzimy po pierwsze: powtórne niebezpieczne poddawanie myśli nowego podziału; po drugie: przyznawanie, że na kresach wschodnich i zachodnich znajduje się ludność częścią niepolska, częścią mówiąca po polsku, ale mimo to Polsce wroga. Czyż to miało nam ułatwiać odzyskanie Gdańska, Warmji, Mazurów, Górnego Śląska i Galicji wschodniej? Wreszcie, co się tyczy granicy wschodniej Polski, uznawanie, że ten problemat jest nie do rozwiązania, przyznawanie, że Polacy są za słabi do rządzenia z powodzeniem całym obszarem dzielnic wschodnich i kładzenie nacisku na potrzebę rozdziału tych dzielnic między Polskę i Rosję, czyż to wszystko nie było poddawaniem myśli pozostawienia tej kwestji w zawieszeniu? Wobec podobnej deklaracji polskiego przedstawiciela, rozwiązanie kwestji granicy wschodniej Polski było istotnie niemożliwe. Tych dzielnic Polsce w całości oddawać nie było można, skoro ona sama, przez usta swego przedstawiciela przyznawała, że do rządzenia niemi jest za słaba, a rozdzielać ich pomiędzy nią a Rosję było także niepodobna, skoro dla państw sprzymierzonych Rosja w rękach bolszewików nie egzystowała. Trzeba było więc odłożyć ostateczną decyzję w tym względzie do chwili wyswobodzenia Rosji z rąk bolszewickich. Stąd potrzeba wprowadzenia do traktatu wersalskiego artykułu 87, odkładającego na później wyznaczenie granic Polski tym traktatem nieobjętych i stąd prowizoryczna granica wschodnia naznaczona Polsce przez Radę naczelną państw sprzymierzonych i stowarzyszonych, uchwalona decyzją z dnia 8 grudnia 1919 r. a potem linja Curzona, opierająca się na tej decyzji. Pozostawienie w zawieszeniu Polskiej granicy wschodniej do chwili uwolnienia Rosji od bolszewików, służyć mogło państwom sprzymierzonym do dwóch celów. Po pierwsze do zabezpieczenia się od wszelkiej w sprawie polskiej odpowiedzialności wobec przyszłej Rosji, pozostawiając jej możność wypowiedzenia się samej w tej sprawie i użycia przyznanego sobie prawa naznaczenia swej granicy zachodniej podług własnego uznania (nota Izwolskiego z d. 16 marca 1917 r.). A po drugie, mogło to zachęcić Polskę do użycia wszystkich sił dla przyjścia Rosji z pomocą do oswobodzenia się z pod jarzma bolszewickiego.
Z drugiej strony, proponowany w tym memoriale rozdział Rusi pomiędzy Polskę i Rosję, przyznając równocześnie, że ludność tego kraju nie jest do Rosji przywiązana stanowiło wprost handel tą ludnością, co stało w najoczywistszej sprzeczności z zasadami Wilsona. Projekt ten nie przyspieszając w niczem decyzji w kwestii granicy wschodniej Polski, nadawał tylko jej żądaniom cechę imperializmu, zarzucanego Polsce przez wrogie żywioły. W mamorjale złożonym przez p. Dmowskiego panu Wilsonowi dnia 8 października 1918 r., znajdujemy jeszcze co następuje:
„Terytorium zaś z większością mówiącą po litewsku w części północnej, winno być zorganizowane jako kraj odrębny i związane z państwem polskim na podstawie autonomji. Litwa powinnaby obejmować gubernję kowieńską, północno-zachodni pas gubrenji wileńskiej, północną, większą część guberni suwalskiej i północno-wschodni pas Prus wschodnich (bieg doliny Niemna). Krawędź południowa Kurlandji wraz z małym portem Połągą tworzy również część litewskiego terytorjum historycznego i etnograficznego, zostało ono wcielone do Kurlandji dopiero w 1848 r., dla zadośćuczynienia życzeniom Niemców kurlandzkich, którzy chcieli znaleźć się w bezpośrednim zetknięciu z Prusami. Granicę trzebaby teraz sprostować i nawet przeprowadzić na północ od Libawy, biorąc pod uwagę fakt, że Libawa, jako port morski, skupia handel litewski i z tego powodu miałaby niezbędne dla pomyślnego rozwoju warunki”.
Z tego ustępu widzimy, że w tym memoriale poddawano myśl utworzenia Litwy Kowieńskiej i zakładano fundament pod to państwo, oddając mu nie tylko Kłajpedę (dolny bieg Niemna), ale przyłączając doń nawet Libawę. Widzimy w tym ustępie rzecz także wcale ciekawą, mianowicie to, że p. Dmowski, zażarty przeciwnik federalizmu, dla Litwy Kowieńskiej czynił tu wyjątek.

Przemówienie p. Romana Dmowskiego w Sejmie Polskiego Wychodźctwa w Ameryce odbytego w dniach od 26 do 30 sierpnia 1918 r.

Pan Roman Dmowski miał w Sejmie polskiego Wychodźtwa w Ameryce długą przemowę, z której są wyjęte poniżej zacytowane ustępy.
Po przedawnieniu stanu, w jakim rewolucja marcowa pogrążyła Rosję, p. Dmowski w kwestji rosyjskiej powiada co następuje: – „Rosja będzie tak zajęta sobą, że przez dłuższy czas roli żadnej poważniejszej w sprawach politycznych narodów innych nie będzie mogła odegrać”.
W dwa lata potem moskale byli pod Warszawą i do dziś dnia nie przestają przez swą propagandę odgrywać poważnej roli w sprawach politycznych innych narodów.
W kwestii czeskiej mówi p. Dmowski: „Cóż będzie obok Rosji? Drobny naród, dzielny, ale nie wielki, naród bardzo postępowy, ale nie liczny. Czesi, którzy dopiero zaczęli się tworzyć narodowo. Byt ich jest zależny od państwa silniejszego jak Niemcy, którzy nimi kierowali, jak im byłoby wygodniej i wyzyskiwali. Na to jest jeden sposób: ażeby powstał mur, któryby rozgrodził te dwa narody, a tym murem silnym może tu być tylko państwo polskie. I to państwo polskie nie małe, nie słabe, ale takie, które dostateczną przegrodą być może”.
W parę miesięcy potem ten „drobny naród, nie wielki i nieliczny”, zamiast opierać się na Polsce, Polsce się opiera i korzystając z tego, że p. Dmowski armję hallerowską we Francji zatrzymuje, swą armję całą parą do Czech sprowadza i zabiera nam Cieszyn. A od Niemców nie tylko że odgradzać się nie myśli, ale kilka milionów Niemców włącza do swego państwa, włączając doń także Morawy, Słowację i Ruś podkarpacką. Z drugiej strony nie chcąc być odgrodzonym od Rosji, ale mieć z nią wspólną granicę, dąży on konsekwentnie do utorowania sobie kosztem Polski, drogi do Rosji przez Galicją wschodnią.
Dalej mówi p. Dmowski: Będzie naród czeski dzielny, ale nie liczny, rumuński liczniejszy, ale jeszcze nie stojący silnie na nogach i dopiero się formujący związku Jugosłowian. Czy my możemy mieć nadzieją, że one w sąsiedztwie Niemiec zdolne będą do tego, ażeby nie dopuścić, że one w sąsiedztwie Niemiec zdolne będą do tego, ażeby nie dopuścić, żeby Niemcy sprawami ich kierowali. Znacie taktykę niemiecką burzenia jednego przeciw drugiemu i korzystania z ich niesnasek. I co może zapewnić im niepodległość? Tylko uznanie we wschodniej Europie państwa silnego, z którym to drobniejsze narody mogą swoje losy połączyć. Jednym jest tylko naród, który swą liczbą i cywilizacją może odpowiedzieć zadaniu, a tym jest naród polski. I tylko na ziemi polskiej w tamtej stronie można zbudować państwo silniejsze, na którem narody te mogą się oprzeć”.
To wszystko co p. Dmowski powiada byłoby najzupełniej słuszne, gdyby nie jego polityka, która doprowadziła do tego, że Czesi na Polsce opierać się nie chcą, bo nie potrzebują. Oni oparcie swe widzą w Rosji, i dla zetknięcia się z nią chcą mieć korytarz przez terytorium polskie. Gdyby p. Dmowski nie był dla powodów mu wiadomych Radzie Regencyjnej przeszkadzał w organizowaniu armji w Polsce, jak to sam na końcu swej mowy przyznaje („Sprzeciwimy się stanowczo, gdyby zajmowała się polityką lub organizowaniem armji”) lub gdyby był przynajmniej dla tych samych powodów nie zatrzymywał armij hallerowskiej we Francji, lecz ją natychmiast po rozejmie był do Polski wysłał i tym sposobem ułatwił Polsce zajęcie póki czas Gdańska, Śląska, Cieszyna, i Litwy kowieńskiej, i gdyby swojemi memoriałami nie był, jak to widzieliśmy, wywoływał pozostawienia wschodniej granicy polskiej w zawieszeniu, byłoby mu to pozwoliło na uzyskanie na konferencji pokojowej w Paryżu, utworzenia państwa polskiego rzeczywiście silnego, na którem te narody mogłyby się oprzeć. Jeżeli one szukały i szukają oparcia w innej kombinacji politycznej, to kogoż tu winić? Jakże się opierać na państwie wiszącem w powietrzu, bez żadnych granic zapewnionych, a takiem było państwo polskie utworzone traktatem, który p. Dmowski w imieniu Polski podpisywał. Czesi szukają dostępu do morza, a tego dostępu nie uzyskają w Polsce, która go sama nie posiada. Na południu dostęp do morza Czesi mogą uzyskać tylko przez Rumunję, Rosję lub Jugosławię, a na północy tylko przez Niemcy. Więc łatwem jest do zrozumienia, że Czesi od Niemiec odgradzać się nie chcą i Polski w tym celu nie potrzebują. Z drugiej strony Polska stoi im na zawadzie, odgradzając ich od Rosji. Tego zdaje się p. Dmowski w swej polityce nie przewidywał.
Wreszcie p. Dmowski powiada: „Trzeci punkt jest ten. Co się dzieje dzisiaj na morzu Bałtyckiem. Nie jest ono już morzem międzynarodowem, lecz niemieckiem. Są tam jeszcze inne narody, jak Szwedzi, Duńczycy, Finlandczycy, narody dzielne, ale gdzie ich liczba. Te narody zostałyby wkrótce wasalami Niemiec i nie oparłyby się ich wpływowi. Jaki jest na to ratunek? Narody skandynawskie, które są w Niewoli Niemiec, tylko w połączeniu z narodem polskim będą mogły bronić praw swoich do Bałtyku i otworzyć światu morze to do handlu międzynarodowego. [5] Zapewnienie wolności zarówno Rosji, jak i mniejszym narodom wszystkim prowadzi do jednego, a tem jest odbudowanie silnego i dużego państwa polskiego!”
To wszystko jest także najzupełniej słuszne, ale niestety i tu również polityka p. Dmowskiego stanęła urzeczywistnieniu tego na przeszkodzie. Jego idea etnograficzna Polskę od Bałtyku odsunęła. A co do ostatniego zdania tego ustępu mowy p. Dmowskiego, ono jest nie bardzo jasne i potrzebuje bliższego określenia.
Jeżeli zapewnienie wolności zarówno Rosji jak i wszystkim mniejszym narodom prowadzić miało i miało być warunkiem do odbudowania silnego i dużego państwa polskiego, to znaczy, że bez tego zapewnienia nie można było myśleć o odbudowaniu takiego państwa. A więc, żeby módz odbudować państwo silne i duże należało przedewszystkiem zapewnić wolność Rosji jaki i wszystkim mniejszym narodom. Jeżeli takie miało być znaczenie tego zdania, to jakże z niem pogodzić naznaczenie przez p. Dmowskiego z takim naciskiem i konsekwencją, w memorjałach o których wyżej mowa, wschodniej granicy Polski na linji drugiego podziału? W ten sposób wszakże p. Dmowski odstępował Rosji połowę Rusi, która przechodziła tedy z pod jarzma carskiego pod jarzmo cięższe jeszcze bolszewickie. Czyż odstępowanie Rosji, możnaby uważać jego zapewnienie wolności narodowi ruskiemu? Przyznawanie tego byłoby apoteozą ustroju bolszewickiego, bo przyznawaniem, ze ten ustrój nie jest jarzmem, ale szczytem wolności. Czyż. P. Dmowski mógł mieć to na myśli? A jeżeli tego nie miał na myśli, to naznaczenie wschodniej granicy Polski na linji drugiego podziału nie mogło w jego oczach wzmagać sił Polski, ale mogło je tylko osłabiać, więc tembardziej trudno zrozumieć dlaczego p. Dmowski naznaczał Polsce jako jej granicę wschodnią linję drugiego podziału.
A jeżeliby odstępowanie Rosji mogło być rzeczywiście uważane z jakichkolwiek powodów, jako zapewnienie wolności narodowi ruskiemu, to jakże nazwać w takim razie przyłączenie jakiejkolwiek części Rusi do Polski? Widzimy tedy, że nie tylko memoriały p. Dmowskiego, ale także i jego mowy służyć mogły wrogom Polski za podstawę do niekorzystnych dla niej wniosków i szkodliwych na jej rzecz komentarzy.

Kwestja polska na konferencji pokojowej w Paryżu.

Dla zdania sobie dokładnej sprawy z rzeczywistego położenia kwestji polskiej na konferencji pokojowej w Paryżu, trzeba sobie przypomnieć ogólną sytuację polityczną Europy w chwili zbierania się tej konferencji. Ta sytuacja była następująca. Niemcy skapitulowały, Austrja przestała istnieć jako mocarstwo, a Rosja była w rękach bolszewików, zaś wszystkie zakusy carskich jenerałów: (Judenicz, Kołczak, Denikin) przywrócenia jej dawnego porządku rzeczy spełzły na niczem, okazawszy się bezsilne. Bolszewja była na dobre w Rosji zagnieżdżona i wiodła ją do ostatecznej zguby, grożąc przytem całemu światu swym zalewem. Wszystkie trzy potęgi zaborcze były więc w runie. Trudno wymarzyć korzystniejszego dla sprawy polskiej położenia.
Widzieliśmy, że w 1917 r. Francja i Anglja dla ratowania sytuacji wobec Niemiec i z niedowierzania do swej niepewnej sojuszniczki Rosji, nie wahały się oddawać Austrji całej Polski z 17872 r. wraz z całym Śląskiem. Nie było więc przyczyny, ażeby w 1919 r. wobec tych samych powodów i przy wyżej wymienionem położeniu, Francja i Anglja miały się sprzeciwiać odbudowaniu całej Polski w tych samych granicach, a więc z Gdańskiem i z dodaniem jej jeśli nie całego Śląska, to przynajmniej Śląska Górnego, który był kuźnią wojenną w rękach Prus. A było to tembardziej prawdopodobnem, że Francji i Anglji potrzebną była Polska jak największa, Francji dla utrzymania w szachu potęgi niemieckiej, gdyby ona odtworzyć się chciała, a Anglji dla szachowania potęgi rosyjskiej, gdyby kiedykolwiek miała się odbudować. Toteż szef gabinetu francuskiego p. Clémenceau, w liście pisanym w lipcu 1918 r. do prezesa Komitetu Narodowego polskiego w Paryżu oświadczył, że Francja w porozumieniu ze swymi sojusznikami dołożyły wszelkich starań do odbudowania Polski w ramach jej granic historycznych. Ramy historyczne Polski zaś wychodziły znacznie poza granice z 1772 r.
Takie oto było położenie kwestji polskiej w przeddzień konferencji pokojowej w Paryżu. Ale tego polożenia nasi przedstawiciele polityczni zagranicą wyzyskać nie potrafili, bo go nie rozumieli, inaczej p. Dmowski nie byłby składał mężom stanu alianckim takich memorjałów, jak wyżej przytoczony, złożony 8 października 1918 r. prezydentowi Wilsonowi i w którym przedstawiciel Polski usilnie starał się wykazać, że ona w swych dawnych granicach odtworzoną być nie może, bo była za duża, więc obciąć ją trzeba, redukując do etnograficznych rozmiarów i w którym nadmieniał jeszcze, że naznaczenie wschodniej granicy Polski jest problematem niedorowiązania (sic). Czesi nie podkopali sami swej sprawy w ten sposób, toteż uzyskali na konferencji pokojowej w Paryżu przyznanie sobie wszystkich terytorji jakich potrzebowali, mimo że przynależności niektórych z nich do Czech historja nigdy nie wykazywała, jak np. Ruś Podkarpacka. Zobaczymy teraz jak przy tak korzystnem położeniu dla sprawy polskiej ta sprawa była traktowana na konferencji pokojowej w Paryżu.
Z góry zaznaczyć trzeba, że nasi przedstawiciele polityczni na tej konferencji i ich zwolennicy utrzymują, że ich pracy około sprawy polskiej stawiała przeszkody nie do przezwyciężenia tak zwana przez nich dwulicowa polityka polska. Pod tą dwulicowością rozumieją oni fakt tworzenia legjonów po stronie Austrji i istnienie w Warszawie władzy regencyjnej uznanej przez państwa centralne i która pracowała nad odbudową państwa polskiego pod zajęciem nieprzyjacielskiem i mimo tego zajecia, nie odkładając tej czynności, jak to chcieli nasi przedstawiciele polityczni w Paryżu i ich zwolennicy ad calendas graecas i dlatego piętnowanej przez tych przedstawicieli i ich zwolenników jako oddającą się „aktywizmowi“ przedstawianemu przez nich w oczach aliantów za zbrodnię przeciw krajowi i tymże samym aliantom. Zdaniem naszych przedstawicieli politycznych w Paryżu i ich zwolenników winna była być w Polsce tabula rasa do chwili zwycięstwa aliantów nad Niemcami, poczem alianci zaprowadziliby u nas porządek jaki uznają za stosowny. Takie zdanie zostało wypowiedziane w mojej obecności przez jednego z naszych przedstawicieli na jednem z zebrań politycznych, jakie miały miejsce co piątek u jednego z rodaków na rogu placu „Rond-Point des Champs-Elysés“ i „Avenue Montaigne“. Ne tem zebraniu obecnem było także w całym swym komplecie polskie biuro polityczne w Paryżu (rue St. Honoré, Hotel St. James et d’ Albany), z którego łona wyszedł późniejszy Komitet Narodowy tamże, a żaden z członków tego biura przeciw temu zdaniu głosu nie podniósł. To zdanie było odpowiedzią na moje interpelacje w sprawie dekretu Prezydenta Rzeczypospolitej o tworzeniu armji polskiej we Francji (4 czerwca 1917 r.) Wyraziłem przy tem opinję, że już nie mówiąc o lekkomyślności oddawania na obczyźnie krwi polskiej baz żadnej bezpośredniej dla kraju korzyści i bez żadnych konkretnych zobowiązań na przyszłość ze strony tych, którym tę krew poświęcano, oddawanie w tym momencie tej krwi w formie armji polskiej było niebezpieczne, mogąc wywołać ewentualne represalja ze strony przeciwnej, w postaci np. branki przymusowej w Królestwie lub cofnięcia koncesji, jakie potrafiono w Warszawie uzyskać od państw centralnych. Jeżeli już o to chodziło, to, dla uzyskania w interesie kraju polskiej siły zbrojnej po stronie aliantów, należało raczej zadowolić się formacjami polskiemi w wojsku francuskiem i angielskiem. Miało to tę korzyść, że dawało nam wyćwiczonego żołnierza bez narażania naszych ludzi na traktowanie przez nieprzyjaciela jako wolnych strzelców. Prócz tego, ten wyćwiczony żołnierz nicby Polskę nie kosztował, – Francja i Anglja byłyby z przyjemnością same poniosły koszta tworzenia i utrzymywania tych formacji – wreszcie polskie formacje w wojsku angielskiem byłyby wykazały Anglikom, co Polacy potrafią zrobić nie tylko wyłącznie na usługach Francji, a na to – trzeba o tem wiedzieć, – opinja angielska jest niesłychanie czuła. Po rzeczonem zebraniu, wychodzący w Paryżu polski tygodnik „Polonia” będący wówczas pod wpływem polskiego biura politycznego w Paryżu (rue St. Honoré, hotel St. James et d’Albany), w najbliższym swym numerze wypowiedział podobne zdanie, jak ów nasz przedstawiciel polityczny na owem zebraniu, mianowicie, że wśród korzyści dla aljantów z utworzenia armji polskiej we Francji, jedną z głównych będzie to, że utworzenie tej armji wywoła niezawodnie ze strony Niemców natychmiastowe cofnięcie wszystkich koncesji, jaki oni Polakom w Warszawie porobili. Widzimy stąd, jak to nasi przedstawiciele polityczni w Paryżu i ich zwolennicy służyli bezmyślnie interesom niemieckim, przeciwko którym tak głośno nibyto występowali. Cofnięcie przez Niemców wszystkich koncesji udzielonych w Warszawie równało się usunięciu tamże wszelkich władz polskich, które wielkich atrybucji nie posiadały, ale miały ten nieoceniony awantaż, [6] że istniały, a ich usunięcia oddawało cały kraj na kompletny łup i pastwę nieprzyjaciela, bez możności pozbycia się go kiedykolwiek, bo nawet w razie tak oczekiwanego zwycięstwa aliantów. Wszak widzieliśmy, że po swem zwycięstwie, aljanci, mimo istnienia armji polskiej we Francji, o Polsce zapomnieli, skoro w akcie rozejmu Polska nie została nawet wymieniona, a za to, niemieckie zajecie wojskowe tak w Warszawie jak w całym b. zaborze rosyjskim, było przez aliantów aktem rozejmu w całości utrzymane. Gdyby, własnym przemysłem, nie było się Niemców rozbroiło samemu, gdzie się dało, mielibyśmy może do tej pory zajecie niemieckie w Warszawie lub co jeszcze gorsza, napowrót Moskali i to zbolszewizowanych. Nie ulega kwestji, że Niemcy ustępując sami nie byliby Warszawy i w ogóle zaboru rosyjskiego oddawali Polsce, która wówczas nie istniała, ale wydaliby je niezawodnie Rosji, a Rosja była w rękach bolszewików. Czyżby więc utrzymanie Polski pod zajęciem niemieckim lub wydanie jaj napowrót Rosji mogło być życzeniem naszych przedstawicieli politycznych w Paryżu, kiedy chcieli, żeby wq Polsce do zwycięstwa aliantów była „tabula rasa”?
A teraz wracając do rzeczy, muszę oświadczyć, dla unikniecia wszelkich w tym kierunku nieporozumień, że nie brałem żadnego udziału w tworzeniu Legjonów po stronie Austrji i że przy władzy regencyjnej nie odgrywałem żadnej roli, więc nie mogę być posadzonym o występowanie pro domo sua, a jednak słuszność mi nakazuje powiedzieć, że dowodzenie naszych przedstawicieli i ich zwolenników odnośnie do legionów i władzy regencyjnej, które miały jakoby przeszkadzać ich czynności na konferencji pokojowej w Paryżu, nie wytrzymuje krytyki. Pierwszemu ich zarzutowi zaprzecza fakt, wyżej przytoczony, ofiarowania całej Polski Austrji przez Francję i Anglję. Więc istnienie polskich legionów po stronie Austrji lub ich tworzenie nie mogło być uważanem przez Francję ani przez Anglję za przeszkodę w odbudowaniu całej Polski, ale przeciwnie mogło tylko służyć ich celom, stanowiąc siłę zbrojną, której te państwa wyczerpane wojną udzielić Polsce nie mogły, bo jej na razie nie miały, a ta miejscowa siła zbrojna w połączeniu z wojskiem hallerowskiem, we właściwym czasie odpowiednio użytem, mogła wystarczyć dla uzyskania Polsce wszystkich jej postulatów.
Co do władzy regencyjnej w Warszawie, to w chwili pisania rzeczonego listu przez pana Clémenceau do prezesa komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu, z wiadomem zobowiązaniem ze strony Francji i jej sojuszników, ta władza już istniała, więc szef gabinetu francuskiego musiał się z nią liczyć, a jednak żadnych co do niej zastrzeżeń w swym liście nie uczynił. Zresztą, już nie mówiąc o Litwie Kowieńskiej, która przez cały czas wojny stała po stronie Niemców i miała rząd przez nich ustanowiony i ten rząd do ostatnich czasów utrzymała, a cieszyła się i cieszy uznaniem wszystkich państw alianckich i otrzymała własny port, Kłajpedę, z rąk francuskich, mamy jaskrawy przykład rzeczywistej dwulicowej polityki, w polityce greckiej, co nie przeszkodziło jednak sukcesom tej polityki na konferencji pokojowej w Paryżu. Gracja miała swój komitet narodowy w postaci rządu Venizelosa w Salonice, a w Atenach par exellence w osobie króla Konstantego, szwagra Wilhelma i który, jak wiadomo, strzelał podstępnie do marynarzy francuskich, na co ani na nic podobnego Piłsudzki, twórca legionów, ani władza regencyjna nigdy sobie nie pozwolili.
To zachowanie się wrogie Konstantego względem aliantów i jego powinowactwo z Wilhelmem, nie przeszkodziły wszakże panu Venizelosowi do uzyskania dla Grecji, na konferencji pokojowej więcej, aniżeli ona w tych warunkach kiedykolwiek marzyć mogła. Wprawdzie Konstanty chwilowo abdykował, ale widzieliśmy go wkrótce wracającego do władzy i podtrzymującego silnie i otwarcie Anglję, która gdyby operacje wojenne przeciwko Turkom były mu się lepiej poszczęściły, byłaby odtworzyła pod jego berłem wielką Grecję historyczną i oddała mu nawet stolicę tej Gracji, Konstantynopol. Widzimy tedy, że polityka tak zwanych aktywistów w Warszawje tak niewinna w porównaniu z wrogą Entencie i podstępną polityką Konstantego, nie mogła stanowić dostatecznej i rzeczywistej przeszkody dla wytłumaczenia odniesionych w sprawie polskiej niepowodzeń na konferencji pokojowej w Paryżu.
Nieprzychylne stanowisko względem Polski na tej konferencji niektórych mężów stanu angielskich musiało więc mieć inną przyczynę, a tą przyczyną było nic innego tylko rusofilskie zabarwienie naszych przedstawicieli i ich takaż polityka i z tego powodu obawa ze strony Anglji, żeby Polska pod ich wodzą lub pod wodzą ich stronnictwa nie stała się przedmurzem Rosji, co wcale dla Anglji nie było pożądanem. Ażeby dobrze zrozumieć to stanowisko tych angielskich mężów stanu trzeba nie zapominać, że tak jak dla Francji cała wartość Polski polegała przedewszystkiem na tem, by mogła być użyta ewentualnie jako broń przeciwko Niemcom, tak samo dla Anglji cała jej wartość zależy od możności użycia jej przeciwko Rosji. Gdy się to zrozumie, zrozumie się łatwo, że Anglja nie będzie nigdy podtrzymywała Polski łączącej się z Rosją, chcącej się na niej oprzeć lub ją kokietującą. Kto tego nie pojmuje, ten nie pojmuje wogóle kwestji angielskiej i musi w polityce zagranicznej Polskę odnośnie do Anglji poprowadzić na fałszywe tory i z Anglją musi ją poróżnić, tak jak to uczynili nasi przedstawiciele polityczni o których mowa. Polityka angielska względem Polski była zawsze prosta i jasna i jest dziś ta sama co przed stu laty, polityka Castlereagh’a [7] z tem samem co wtedy hasłem: „Polska winna być cała lub żadna,”. A ponieważ p. Dmowski we wszystkich swych memoriałach jaknajusilniej starał się wykazać, że Polska całą być nie może, przeto Anglicy ze swej strony postarali się o to, żeby była „żadna” i w tym celu tak ją na wszystkie strony skrępowali, jak to zaraz zobaczymy, że ruszyć się nie może. A uczynili to dlatego, ażeby w danym razie, na wypadek wzięcia we Francji góry przez zagnieżdżone w niej zawsze i zawsze tam silne prądy moskalofilskie, Polska nie stała się przypadkiem powolnem narzędziem w rękach rusofilskiej polityki francuskiej.
Oto prawdziwa przyczyna opozycji na jaką nasi przedstawiciele polityczni natrafiali w sprawie polskiej, na konferencji pokojowej, ze strony Anglji. Ci przedstawiciele byli patronowani przez ambasady rosyjskie w Paryżu, Londynie i Rzymie (patrz Stanisław Kozicki, „Sprawa Granic Polski”, str. 15), a to nie było żadną dla nich w oczach angielskich rekomendacją. Z drugiej strony, opierali się oni na ministrze spraw zagranicznych francuskich, panu Stephenie Pichon, który był przedstawicielem francuskiej polityki rusofilskiej, jak to wykazuje następujący ustęp jego mowy, wygłoszonej w Izbie Deputowanych w grudniu 1918 r., i w której on odpowiadał na interpelację socjalistów w sprawie Denikina. W tej sprawie p. Pichon wyraził się w te słowa: „Nie chcemy Rosji rozkawałkowanej, ale chcemy ją jedną, całą, wielką i potężną”. A na inną interpelację, mianowicie dlaczego on nie uznaje rządu Piłsudzkiego w Warszawie, a nadaje cechę rządu polskiego Komitetowi narodowemu polskiemu w Paryżu, p. Pichon odpowiedział w tej samej mowie: „Dlatego, że p. Piłsudzki walczył przeciwko Rosji, a przywódcy tego Komitetu byli jej stale wierni”. (sic).
W pewien czas potem, jakby w odpowiedzi na tę mowę pana Pichon. P. Lloyd George powiedział w Izbie Gmin w podobnej okoliczności, co następuje: „Nie wiem czy byłoby w naszym interesie odbudować Rosję jedną, całą, wielką i potężną. Mogę panom tylko przypomnieć słowa lorda Beaconsfield, [8] który porównywał Rosję do olbrzymiego lodowca wylewającego się na Persję, Afganistan i Indje. Największa groza jaką kiedykolwiek Wielka Brytanja napotkaćby mogła”.
Te słowa lorda Beaconsfield przypomniane w takich okolicznościach i z takiem à propos, przez pana Lloyd George’a, były w ustach pierwszego ministra angielskiego wyraźnem ostrzeżeniem naszej dyplomacji, że trzymając się Rosji i francuskiej polityki, w stosunku do Anglji schodzi na manowce. Ale na to ostrzeżenie nasza dyplomacja pozostała głucha, utrzymała ona swych rusofilskich przedstawicieli na swem stanowisku na konferencji, gdzie sama jej obecność wystarczała, by sprawę polską zaprzepaścić i ją też zaprzepaściła. Nie takich potrzeba było Polsce zastępców o akcencie rażącym i niemiłym dla ucha angielskiego, w tym koncercie wszechświatowym, gdzie pierwsze skrzypce trzymała Anglja. Nie odstroiwszy swej gry do djapazonu wywołali oni dysonanse, z których wytworzyła się pożałowania godna, a fatalna dla Polski dyplomatyczna „kakofonja”; jak o tem przekonać się można z fałszywych nut, z tych dysonansów na niekorzyść Polski wyprowadzonych, a zarejestrowanych w trzech wiekopomnych dokumentach, piętnujących tę grę naszych przedstawicieli, a któremi są: traktat wersalski, traktat w Saint-Germain i dodatkowy traktat o mniejszościach.

Traktat Wersalski.

Nim przystąpimy do omawiania warunków traktatu wersalskiego odnoszących się do Polski, zastanówmy się jeszcze raz nad położeniem polskiej sprawy w czasie opracowywania tego traktatu.
Widzieliśmy, że w owym czasie wszystkie trzy potęgi zaborcze leżały w gruzach. Niemcy były zwyciężone, Austrja przestała istnieć, a Rosja znajdowała się w największej anarchji i zresztą w Brześciu Litewskim wyrzekła się była wszystkich terytoryj zdobytych ongiś na dawnej Rzeczypospolitej. Z drugiej strony, co do nas byliśmy w posiadaniu zobowiązania danego w imieniu Francji i jej sojuszników, przez szefa rządu francuskiego, odbudowania Polski w jej ramach historycznych i szczęśliwym zbiegiem okoliczności, tenże sam szef rządu francuskiego został wybrany jednogłośnie na Prezesa Konferencji pokojowej, co nadawało tem większej wagi rzeczonemu zobowiązaniu. O jakiemże więc państwie polskiem mającem być odbudowanem, w myśl tego zobowiązania i przy wyżej wymienionych warunkach i okolicznościach mogła być mowa. Wszak o żadnem innem tylko o państwie jagiellońskiem w całej swej pełni, z odpowiedniemi poprawkami na jego korzyść kosztem Prus i Austrji, pozostawiając wszakże w ramach historycznych Polski. W te ramy zaś wchodziły. Całe Pomorze, Prusy Wschodnie, oraz Śląsk cieszyński i Górny Śląsk. Takie żądanie słuszne i sprawiedliwe było tem bardziej uzasadnione i na czasie, że idąca ze wschodu nawała bolszewicka zagrażała na serjo całej Europie, ukazując się już na Węgrzech (Bela Kun). Dawała się tedy odczuć nagła potrzeba odtworzenia dawnego wału ochronnego, który przez wieki bronił Europy od podobnego niebezpieczeństwa i nadal najlepiej bronić ją może, dawszy tego w przeszłości jaskrawe dowody, przez odparcie w ciągu swego istnienia, w okresie około trzystu lat, dziewięćdziesięciu najazdów tatarskich. A potrzebę wzmocnienia tego wału od zachodu, dla dania mu większego oparcia z tej strony przez rozszerzenie jego podstawy, jak wyżej określono, historja dość wymownie wykazała faktem, że na Śląsku to, pod Legnicą, zatrzymał się ostanowiony przez hufce polskie pierwszy, najstraszniejszy z tych najazdów, który groził Europie swym zalewem w 1214 r. Ten najazd tatarów wywołał swą siłą i szybkim postępem niemałą panikę po wszystkich, nie wyłączając Paryża, stolicach europejskich, gdzie monarchowie zadrżeli na swych tronach, a na rynku londyńskim niektóre towary nagle i niebywale podskoczyły w cenie (Lelewel). Widziano już całą Europę w rękach tatarskich i do szczętu zdewastowaną, a jej ludność zapędzoną w jasyr. Po Legnicy jednak umysły wnet się uspokoiły i ceny na rynkach angielskich spadły. Widzimy więc, że w istnieniu tego wału ochronnego, jakim była dawna Rzeczpospolita Polska, a więc i w jego odnowieniu w całej swej pełni tak Francja jak i Anglja były jednakowo zainteresowane. Nie mogło być w interesie na pastwę tatarów, tak dziś na łup i pastwę bolszewizmu. Cóż mogło tedy sprzeciwić się integralnemu odbudowaniu tego wału ochronnego, mimo takich warunków i okoliczności dla Polski sprzyjających? Wszak nic innego tylko nieumiejętność z naszej strony wyzyskiwania dla sprawy polskiej tych warunków i tych okoliczności.
Rewindykacje Polski o zwrot ziem utraconych przez nią, wskutek jej rozbiorów, schodziły się najzupełniej pod względem prawnym i rzeczowym z rewindykacjami Francji o zwrot oderwanej od niej Alzacji – Lotaryngji. Cała różnica tych rewindykacji zachodziła w dacie oderwania tych ziem i w rozmiarach tych ostatnich co do ich przestrzeni. Francja rewindykowała zwrot utraconych, po nieszczęśliwych wypadkach 1870-1871, w Alzacji – Lotaryngji. 14.518 km. Kwadr., a Polska miała takie same prawo rewindykowania zwrotu utraconych, po nieszczęśliwych wypadkach 1771– 1793– 1795, w zaborach: rosyjskim, pruskim i austriackim około 800.000 klm. kwadr., stanowiących przestrzeń, jaka posiadała Rzeczpospolita przed swemi rozbiorami.
Widzieliśmy na jakich warunkach i na jakich zasadach Alzacja–Lotaryngja została Francji integralnie zwrócona. Polska do tych warunków rościć miała prawo i na te same zasady mogła się powoływać.
Sekcja V. traktatu wersalskiego poświęcona wyłącznie Alzacji i Lotaryngji zaczyna się od słów:
„Wysokie układające się strony, uznając obowiązek moralny naprawienia krzywdy, wyrządzonej przez Niemcy w r. 1871 zarówno prawom Francji, jak i woli ludności Alzacji i Lotaryngji, którą oddzielono od Ojczyzny mimo uroczystego protestu ich przedstawicieli na Zgromadzeniu w Bordeaux, zgadzają się na następujące artykuły”. Tu następuje art. 51 przywracający pod zwierzchnictwo francuskie wszystkie terytoria odstąpione Niemcom na podstawie układów preliminarnych o pokój, podpisanych w Wersalu 26 lutego 1871 r. i traktatu frankfurckiego z 10 maja tego samego roku. I to zwierzchnictwo francuskie, ned temi terytoriami art. Ten przywracał od dnia zawieszenia broni z 11 listopada 1918 r.
Z powyższego widzimy, że Francja swe rewindykacje terytorialne opierała między innemi na proteście swych alzackich deputowanych na Zgromadzeniu w Bordeaux. Ze swej strony Polska miała poparcie swych słusznych w tym samym kierunku rewindykacji, protest swych powstań zbrojnych, mianowicie: powstania kościuszkowskiego (1794), powstania listopadowego w Królestwie Kongresowym, a rozszerzonego na Litwę i na Ruś (1830), rewolucji z 1848 r. w zaborze pruskim i austjackim, wreszcie powstania styczniowego w Królestwie i rozszerzonego także na Ruś i na Litwę (1863). Czyż te protesty polskie kurzące krwią naszych powstańców i wieńczone katorgą naszych sybiraków oraz głośne wiekowe protesty całej naszej tułającej się na obczyźnie emigracji zasługiwały mniej na uwagę od słusznego protestu tych kilku czy kilkunastu alzackich deputowanych na zgromadzeniu w Bordeaux?
Ale kto, z naszych przedstawicieli na konferencji pokojowej w Paryżu, słuszne rewindykacje terytorialne Polski w ten sposób, francuski, kiedykolwiek stawiał i kto z nich te rewindykacje na tej konferencji w taki sposób popierał?
Alzacja i Lotaryngja wróciły do Francji wolne od wszelkich długów, ciężarów i opłat za dobra państwowe znajdujące się na ich terytorium, dlatego, że w 1871 r. Niemcy odmówiły przyjęcia na siebie części długu francuskiego na to terytorium przypadające (art. 255 trakt. Wersal.), jak również odmówili jakichkolwiek opłat za rzeczone dobra na tem terytorium się znajdujące (art. 256).
Pod tym także względem Polska była w identycznem, co Francja położeniu. Po rozbiorach Polski, państwa zaborcze weszły w posiadanie wszystkich polskich dóbr państwowych bez żadnego odszkodowania. Nie miały nawet tego odszkodowania komu płacić, skoro po ostatnim rozbiorze Polska przestała istnieć. Ale ten fakt nie odbierał wszakże Polsce prawa do żądania, przy swem odrodzeniu, wolnego od opłaty zwrotu wszystkich swych dóbr koronnych i państwowych od zaborców, którzy nota bene z tych dóbr przez lat stopięćdziesiąt bezpłatnie użytkowali. Co do długów zaś, czyż można porównać długi, obciążające polskie dzielnice w chwili zagrabienia ich przez państwa zaborcze, do długów państw zaborczych, obciążających te dzielnice w chwili ich powrotu do Polski? Żeby w nieczem nie uchybić najdalej idącej sprawiedliwości, można było conajwyżej nałożyć na Polskę obowiązek przyjęcia na siebie części długów państw zaborczych do wysokości, przyjętych przez nie swego czasu długów polskich, z dzielnic każdemu z nich wówczas przypadających.
Dalej na mocy art. 51 traktatu wersalskiego Niemcy zobowiązały się uznać i przyjąć zasady, ustalone w załączonym do danej części traktatu Aneksie, a dotyczące obywatelstwa osób zamieszkałych lub urodzonych w Alzacji–Lotaryngji i nie rościć sobie prawa nigdy i w żadnym wypadku, jako do obywateli niemieckich do osób, które były uznane z jakiegokolwiek tytułu za Francuzów, ale przyjąć wszystkie inne osoby na swe terytorium. Tu przychodzi zastrzeżenie, że ci z obywateli niemieckich, którzy bez uzyskania obywatelstwa francuskiego dostaną od rządu francuskiego pozwolenie przebywania na wspomnianych terytoriach, nie będą poddani postanowieniom pomienionego artykułu.
Na zasadzie zaś paragrafu 1, rzeczonego Aneksu, dołączonego do Sekcji V (Alsace–Loraine, uzyskują w Alzacji–Lotaryngji obywatelstwo francuskie z prawa tylko osoby, które utraciły to obywatelstwo na mocy traktatu francusko-niemieckiego z 10 maja 1871 r., a nie uzyskały od tego czasu innego obywatelstwa, prócz niemieckiego, oraz prawi lub naturalni tych osób potomkowie, z wyjątkiem takich, którzy mają wśród przodków swoich w linji ojcowskiej Niemca, osiedlonego w Alzacji–Lotaryngji po dniu 15 lipca 1870 r. czyli po wybuchu wojny francusko-pruskiej.
A na zasadzie paragrafu 2 tego Aneksu, Francja przyznaje prawo zgłoszenia się o obywatelstwo francuskie każdemu Niemcowi, zamieszkałemu w Alzacji–Lotaryngji, jeśli stale tam zamieszkiwał przed dniem 15 lipca 1870 r. lub jeśli jeden z jego przodków stale w tym dniu był tam zamieszkały. Dalej każdemu Niemcowi, urodzonemu lub stale zamieszkałemu w Alzacji–Lotaryngji, który służył w szeregach armij sprzymierzonych podczas ostatniej wojny, jako też wszystkim jego potomkom bez żadnego jednak ze swej strony zobowiązania udzielenia komukolwiek z nich tego obywatelstwa, jeśli ona nie uzna tego za stosowne, jak to wykazuje ostatni ustęp tego paragrafu, który powiada: „Zgłoszenie się o obywatelstwo francuskie będzie mogło być przedmiotem indywidualnej decyzji odmownej władz francuskich, z wyjątkiem wypadku, przewidzianego pod pozycją 6 tegoż paragrafu. W tym paragrafie powiedziano: „Współmałżonek osoby, która bądź to odzyskała obywatelstwo francuskie na podstawie pozycji 1-ej tego paragrafu, bądź zgłosiła się po nie i uzyskała je według brzmienia poprzednich postanowień, może w ciągu roku, od chwili wprowadzenia w wykonanie traktatu wersalskiego, zgłosić się o uzyskanie obywatelstwa francuskiego”. Takiej osobie władze francuskie obywatelstwa odmówić nie mogą.
Widzimy tedy, że na mocy traktatu wersalskiego mują w Alzacji–Lotaryngji obywatelstwo francuskie z samego prawa tylko osoby, które to obywatelstwo już posiadały przed oderwaniem tej prowincji od Francji lub ich potomkowie, a wszelkich innych mieszkańców tej prowincji Francja ma prawo wydalić, a Niemcy maja obowiązek je przyjąć na swe terytorium, z wyjątkiem osób, którym rząd francuski udzieliłby pozwolenia pozostania miejscu. Dalej, na mocy tego traktatu maja prawo zgłaszać się o obywatelstwo francuskie tylko ci z Niemców, którzy zamieszkiwali w Alzacji–Lotaryngji przed jej oderwaniem od Francji lub ich potomkowie oraz Niemcy, w Alzacji–Lotaryngji zamieszkali, a którzy walczyli w ostatniej wojnie po stronie Francji. Te warunki były najzupełniej słuszne i sprawiedliwe, Francja przyznaje więc z prawa swe obywatelstwo wyłącznie tylko swym dawnym obywatelom lub ich potomkom, którzy byliby z tego obywatelstwa korzystali, gdyby prowincja, w której zamieszkiwali nie była od Francji oderwana, oraz tym z Niemców, którzy walczyli za jej sprawę lub byli w Alzacji–Lotaryngji osiedli przed jej oderwaniem od Francji, a więc pozostali tam z wiedzą i za zezwoleniem ówczesnych władz francuskich. Wszelką ludność niemiecką zaś przybyłą tam w celach germanizacyjnych, Francja zastrzega sobie módz wydalać, Niemcy obowiązują się tę ludność na swe terytorium przyjąć bez możności odmówienia tego przyjęcia. Te zasady na bezwzględnej słuszności i sprawiedliwości oparte winny były mieć to samo zastosowanie w dzielnicach z pod zaboru obcego do Polski powracających.
Wreszcie na zasadzie art. 74, rząd francuski zastrzega sobie prawo „zatrzymania i likwidowania wszystkich dóbr, praw i udziałów, jakie posiadali w dniu 11 listopada 1918 r. obywatele niemieccy albo spółki kontrolowane przez Niemcy, na terytorium Alzacji-Lotaryngji, a Niemcy mają bezpośrednio odszkodować swych obywateli, wywłaszczonych przez te likwidacje”.
Zobaczymy teraz, jak te warunki i te zasady tak słuszne i sprawiedliwe, zostały uwzględnione i zastosowane w traktacie wersalskim przy stanowieniu o sprawie polskiej.
Kwestja terytorjalna i kwestja granic. – Tym kwestjom poświęcone są w traktacie wersalskim odnośnie do polski dwa artykuły, mianowicie: art. 87 i 88.
Art. 87. Zaczyna się od słów: „Niemcy uznają, jak to już uczyniły Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone, zupełną niepo0dległość Polski i zrzekają się na jej korzyść wszelkich praw i tytułów do terytoryj polozonych w granicach następujących…”
Tu przychodzi opis granicy zachodniej przydzielonego Polsce Poznańskiego, z pewnem jednak obcięciem na rzecz Niemiec, i opis zachodniej granicy korytarza gdańskiego od strony Niemiec, oraz północnej jego granicy od strony wolnego miast Gdańska. Poczem przychodzi zdanie następujące:
„Granice nie określone w niniejszym traktacie, będą oznaczone później przez Główne Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone”.
Widzimy, że z wyjątkiem tego kawałka granicy Poznańskiego i kawałka Pomorza, w postaci korytarza gdańskiego, traktat wersalski żadnych innych granic Polsce nie ustala, ale pozostawia wszystkie w zawieszeniu, a do takich należą między innemi granice Polski od Prus w Warmji, na Mazurach i na Górnym Śląsku, które ten traktat pozostawia nieokreślone i czyni je zależnemi od decyzji plebiscytu i od uznania państw sprzymierzonych i stowarzyszonych, a ta decyzja i to uznanie przeciągnęły się, jak wiadomo, dość długo, bo kilka lat, mianowicie do 15 marca 1923, data uznania granic Polski przez państwa sprzymierzone.
Widzimy tedy, że pod względem terytorialnym i kwestji granic, traktat wersalski, odnośnie do polski nie wiele się różni od manifestu państw centralnych z 5 listopada 1916 r. Cała różnica, jak miedzy temi dwoma aktami dyplomatycznemi pod tym względem zachodzi jest tylko ta, że manifest państw centralnych uznawał Polskę na pewnej części zaboru rosyjskiego, a traktat wersalski uznaje ją na pewnej części zaboru pruskiego, poza tem jednak oba te akta pozostawiają uznane przez się państwo polskie tak samo wiszące w powietrzu, bez żadnych lub prawie żadnych ustalonych granic.
Dla porównania zobaczmy, jak kwestja granic i kwestja terytorjalna zostały w stosunku do państwa czesko-słowackiego rozstrzygnięte w traktacie wersalskim. Tą kwestją zajmują się w Dziale IV tego traktatu artykuły 81, 82 i 83.
Art. 81 brzmi jak następuje: „Niemcy uznają, jak to już uczyniły mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone, zupełną niepodległość Państwa czesko-słowackiego, które obejmie autonomiczne terytorjum Rusinów na południe od Karpat. Niemcy oświadczają, że uznają granice tego Państwa tak, jak one zostaną ustalone przez główne mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone i inne państwa zainteresowane”.
Art. 82. – „Granica miedzy Niemcami i Państwem czesko-słowackiem zostanie określona zgodnie z dawną granicą miedzy Austro-Węgrami i Niemcami, tak jak szła w dniu 3 sierpnia 1914 r.”
Art. 83. – „Niemcy zrzekają się na rzecz Państwa czesko-słowackiego wszystkich praw i tytułów do części terytorium śląskiego oznaczonej jak następuje…”
To odnosi się do części Górnego Śląska, położonej miedzy granicą okręgów Leobschütz [9] i Ratibor, [10] a z drugiej strony dawna granicą Niemiec i Austro-Węgier. Prócz tego nieco niżej znajdujemy w tym samym artykule, co następuje:
„Niemcy oświadczają już obecnie, że zrzekną się na rzecz Państwa czesko-słowackiego wszystkich praw i tytułów do części powiatu Leobschütz, któraby na skutek ustalenia granicy między Niemcami i polską była od Niemiec odosobniona”.
Z powyższego widzimy, że traktat wersalski przyznaje Czechom, bez plebiscytu, wszystkie główne terytoria mające wejść w skład ich przyszłego państwa, jak oto: Właściwe Czechy w całości, a więc z okręgami czysto niemieckiemi (Karlsbad, Marienbad, Francenbad, Sudety), część Górnego Śląska, całą Słowację i Ruś Podkarpacką, mimo, że te ostatnie nigdy do Czech nie należały i mimo protestu ludności słowackiej przeciw tej aneksji. Tu nie może być mowy o żadnej restytucji.
I tak oto, już na samym wstępie, wychodzi różnica między wartością dyplomacji czeskiej i naszej na konferencji pokojowej w Paryżu. Czesi z góry zapewnili sobie w traktacie wersalskim wszystkie główne terytoria jakie rewindykowali, i kazali je sobie przyznać nie tylko przez aliantów ale i przez Niemców, mimo, że niektóre z tych terytorji ani do Czech ani do Niemiec nigdy nie należały i z Niemcami nawet nie graniczyły. Zapewnili sobie ustalenie najgłówniejszych swych granic, a więc granicy od Niemiec i od Polski, a zarazem uznanie z góry przez Niemcy wszystkich układów granicznych, jakie kiedykolwiek w przyszłości Czechy z kimkolwiek zawrzećby mogły.
Nasi przedstawiciele zaś najważniejsze i najżywotniejsze części jej terytorji Polsce utracili (Gdańsk etc.), a resztę pozostawili w zawieszeniu. Dlaczego? – Dlatego, że swemi memorjałami powbijali wszystkim w głowę, że Polska nie może istnieć inaczej tylko złożona z terytorji, na których większość ludności nie tylko mówi po polsku, ale jest świadoma swej polskiej narodowości i wykazuje przywiązanie do sprawy polskiej (patrz memoriał p. Dmowskiego z marca 1917 r.) A co do granic Polski wbijali wszystkim w głowę, że kwestja niektórych jej granic jest nie do rozwiązania (patrz memorjał p. Dmowskiego z d. 8 października 1918 r.). Nie zdawali oni sobie sprawy, że pierwszym z tych ustępów zaprzepaszczali kresy tak wschodnie jak zachodnie, a drugim wywołali pozostawienie kwestji granicy wschodniej otwartą, z niepowetowaną dla Polski szkodą.
Art. 88 traktatu wersalskiego i dołączony do niego Aneks poświęcone są całkowicie plebiscytowi śląskiemu. § 4, tego Aneksu, zawiera sławny ustęp o emigrantach, który jak wiadomo, tyle szkody nam wyrządził, a był jakoby na naszą korzyść do traktatu wprowadzony.
Wprowadzono ten ustęp, żeby nie pozbawiać prawa głosu naszych licznych śląskich wychodźców, nie zastanowiwszy się nad tem, że nadawało się tem równocześnie prawo głosu całej rzeszy potomków urzędników pruskich zrodzonej na gruncie górno-śląskim i ze nasi emigranci, choć liczni, jednak użytkowania swego prawa głosu mogli być łatwo pozbawieni. Znajdowali się oni albo w Westfalji, więc w rękach pruskich, niezbyt skłonnych do pomagania im w glosowaniu przeciwko Niemcom, lub w Ameryce, gdzie oddalenie i koszta przejazdu, mogły stanowić nieprzezwyciężone przeszkody, do użytkowania z tego prawa. Wreszcie nie brano pod uwagę, że dla wyzyskania tego położenia na korzyść Polski, należało mieć z góry przygotowaną całą organizację doskonale urządzoną i znaczne w tym celu fundusze, ażeby módz spiesznie zebrać i przewieźć z tak daleka, jak z Ameryki, naszych ludzi na teren plebiscytowy. Tej organizacji i tych funduszów nam brakowało, a Niemcy je mieli i dlatego, ten w naszym interesie umieszczony w traktacie paragraf, wyszedł na ich korzyść.
Pułkownik House, przyjaciel Wilsona powiada w swych wspomnieniach z konferencji pokojowej, że Wilson był przeciwny plebiscytowi na Górnym Śląsku, ale chciał go przyznać Polsce bezwzględnie, opierając się na statystykach niemieckich z 1913 r., które wykazywały ogromną większość ludności polskiej na tem terytorium. Wychodził on z zasady, że trudno przypuszczać, ażeby Polacy przeciw Polsce głosowali. Lloyd George był innego zdania. Opierając się na fakcie, że Śląsk tak dawno od Polski został oderwany wyraził on, zgodnie z myślą memoriału p. Dmowskiego z marca 1917 r. opinję, że trzeba ludności śląskiej dać możność wykazania czy ma świadomość swej polskiej narodowości i przywiązanie do sprawy polskiej. Dla niego, jak dla pana Dmowskiego, kwestja językowa była nie wystarczająca. Irlandczycy i amerykanie mówią po angielsku, a za Anglją by nie głosowali. A ponieważ statystyki niemieckie wykazywały ogromną większość polską na Górnym Śląsku, to zdaniem p. Lloyd George’a, jeżeli ta większość ma rzeczywiście świadomość swej polskości i przywiązanie do sprawy polskiej, nie było niebezpieczeństwa, wyrządzenia Polsce jakiejkolwiek krzywdy. To zdanie przeważyło i plebiscyt został uchwalony. I tak oto Polska utraciła dzięki temu najważniejszą część Śląska, bo Zabrze z koksującym się węglem i ważne punkta strategiczne, jak węzeł kolejowy w Gliwicach i inne. A natomiast uzyskała znaczne ciężary finansowe w postaci kosztów na utrzymanie, przez blisko trzy lata, komisji plebiscytowej opłacanej w drogiej walucie zagranicznej i w takiejże walucie opłacanych wojsk alianckich, zajmujących teren plebiscytowy.
Narzucony Belgji plebiscyt w Eupen i Malmedy, wypadł taniej, bo zgodnie z artykułem 34 traktatu został zastosowanym, w sposób znacznie prostszy. Oto ten artykuł,
Art. 34. – „W przeciągu sześciu miesięcy od chwili wprowadzenia w moc tego traktatu, władze belgijskie zaprowadzą rejestra, do których mieszkańcy pomienionych obszarów wniosą na piśmie swe życzenia co do pozostawienia tych obszarów w całości lub części pod zwierzchnictwem niemieckiem. Rząd belgijski zawiadomi Ligę Narodów o wyniku tego plebiscytu. Belgja zobowiązuje się zaakceptować postanowienia Ligi”.
Kwestja naturalizacji. – Tej kwestji, odnośnie do Polski poświęconym jest w traktacie wersalskim artykuł 91, który brzmi jak następuje:
Art. 91. – „Obywatele niemieccy, mający stałe zamieszkanie (domicile) na terytoriach uznanych ostatecznie za część Polski, nabędą z samego prawa obywatelstwo polskie z wykluczeniom obywatelstwa niemieckiego.
„Wszelako, obywatele niemieccy lub ich potomkowie, którzy obrali stałe zamieszkanie na tych terytorjach po 1 stycznia 1908 r. będą mogli nabyć obywatelstwo polskie tylko za specjalnem zezwoleniem Państwa polskiego.
„W przeciągu dwóch lat od daty wejścia w wykonanie tego traktatu, obywatele niemieccy w wieku lat 18, mający stałe zamieszkanie na terytoriach uznanych za część Polski, będą mieli przawo wyboru (opcji) na rzecz obywatelstwa niemieckiego.
„Polacy, obywatele niemieccy, mający ukończonych lat 18 i posiadający stałe zamieszkanie w Niemczech, będą mieli ze swej strony prawo wyboru na rzecz obywatelstwa polskiego.
„Wybór męża pociąga za sobą wybór żony, wybór rodziców pociąga za sobą wybór dzieci wieku niżej lat 18.
„Wszystkie osoby, które skorzystają z przewidzianego prawa wyboru, będą mogły (auront la faculté, may) w przeciągu następnych 12 miesięcy przenieść się do Państwa, na którego rzecz dokonały wyboru.
„Będą one miały prawo zachować majątek nieruchomy, posiadany na terytorium państwa, w którem miały stałe zamieszkanie przed dokonaniem wyboru.
„Będą one mogły wywieść bez cła swój majątek ruchomy wszelkiego rodzaju do kraju, na którego rzecz dokonały wyboru i będą wolne od wszelkich opłat lub taks wywozowych, gdyby jakiekolwiek były zaprowadzone.
„W takim samym terminie Polacy, obywatele niemieccy, przebywający w obcych Państwach, będą mieli prawo, o ile ustawy tych obcych Państw inaczej nie stanowią i o ile już nie nabyli w nich obywatelstwa, uzyskać obywatelstwo polskie z wykluczeniem niemieckiego, stosując się w tym względzie do przepisów, które będą wydane przez Państwo polskie.
„W części Górnego Śląska, poddanej plebiscytowi, przepisy niniejszego artykułu zyskają moc dopiero po ostatecznym przydzieleniu tego terytorium”.
Widzieliśmy, jak kwestja naturalizacji była w traktacie wersalskim rozstrzygnięta na korzyść Francji, odnośnie do Alzacji–Lotaryngji. Zobaczymy teraz jak ta kwestja została w tym traktacie rozstrzygnięta odnośnie do ziem, które przeszły pod zwierzchnictwo innych państw, jak oto: Czech, Belgji, Danji, Luksemburga i wolnego miasta Gdańska. Tu zwrócić trzeba przedewszystkiem uwagę na szósty i siódmy alineat tego artykułu, w którym leży główna przyczyna przegrania przez nas niedawno, znanej sprawy kolonistów niemieckich, wytoczonej na forum Ligi Narodów, a oddanej przez nią do zaopinjowania Najwyższemu Trybunałowi Sprawiedliwości w Hadze.
W pierszym z tych alineatów widzimy, że wszystkie osoby, które optowały za Niemcami, będą mogły przenieść swe zamieszkanie do Niemiec w ciągu następnych dwunastu miesięcy. A więc to przeniesieni pozostawionem jest ich uznaniu, one o tem decydują i na wykonanie tej decyzji mają przeznaczonych sobie 12 miesięcy, po których upływie to prawo tracą. Ale to bynajmniej nie oddaje Państwu polskiemu prawa do przymusowego wydalenia tych osób, lecz przeciwnie nadaje mu tylko prawo do ich przymusowego zatrzymania, gdyby po upływie dwunastu miesięcy one chciały do Niemiec się przenosić, a państwu polskiemu zależało na tem, żeby te osoby w jego granicach pozostały. Oto prawdziwe i logiczne znaczenie tego alineatu.
Wprawdzie, w traktacie dodatkowym o mniejszościach, w artykule 3-cim tego traktatu zajmującym się tą samą sprawą i w jego ostatnim alineacie widzimy wyrażenie „będą mogły” zastąpione przez „będą musiały”, ale to wyrażenie jest bez znaczenia, bo traci swą moc wobec następującego zaraz po niem zastrzeżenia, jak oto: „o ile traktat pokoju z Niemcami nie zawiera postanowień temu przeciwnych”. Tem zastrzeżeniem, wobec rzeczonego alineatu w traktacie wersalskim, jesteśmy vis à vis Niemców na polskiem terytorium osiadłych i którzy optowali za Niemcami całkowicie rozbrojeni, jeżeli chodzi o ich pozbycie się. Wydalać ich nie możemy, możemy ich tylko gwałtem zatrzymać, jeśli w dwanaście miesięcy po glosowaniu za Niemcami sami się nie wynieśli; w czem jednak przeszkadzać im w ciągu tych dwunastu miesięcy także nie możemy.
W artykułach 36, 37, 85, 106, 113 traktatu wersalskiego odnoszących się do terytorji przechodzących pod zwierzchnictwo wyżej wymienionych państw, znajdujemy w tej samej kwestji wyrażenie „będą mogły” zastąpione przez wyrażenie „będą musiały” (devront, must). A więc w każdem z tych państw, osoby, które optowały za Niemcami muszą opuścić terytorium tego państwa, w terminie 12-stu miesięcy, po którego upływie, jeśli same się nie wyniosą, mogą być siłą wydalone, i decyzja w tym względzie nie zależy od tych osób, ale od poszczególnych rządów każdego z tych państw.
Nasuwa się pytanie, skąd pochodzić może taka różnica w traktowaniu Polski i innych państw w tej samej a tak ważnej sprawie. Pochodzi ona stąd, że w owym alineacie, artykułu 91 traktatu wersalskiego, wyrażenie „będą mogły” zamiast „będą musiały” zostało wprowadzone na własne żądanie naszego przedstawicielstwa, a wprowadzonem zostało dlatego, że nie mogło być inaczej, wobec wysunięcia naprzód idei etnograficznej przez naszych przedstawicieli i to w sposób dla Polski najniekorzystniejszy, jak to już kilkakrotnie wspominałem.
Opierając się przy swych rewindykacjach terytorialnych na zasadzie etnograficznej, przy której większość ma decydować, poświęcało się przez to samo, pozostawiając je w rękach niemieckich, mniejszościpolskie mniej lub więcej liczne i w takich warunkach nie można było stosować do Niemców tych samych rygorów, co do państwa, które swych rewindykacji na takiej zasadzie nie opierały, jak np. Czechy. Zabezpieczywszy sobie nienaruszalność swej dawnej granicy od Niemiec i włączywszy do swego państwa część Śląska z ludnością czeską i nie mając wskutek tego żadnych ziem czeskich w rękach niemieckich Czesi nie mieli potrzeby krępowania się wobec Niemców w Czechach zamieszkałych, którzyby optowali za Niemcami, nie bojąc się żadnych z tego powodu ze strony Niemiec represalji. Widzimy tedy jeszcze raz, jak ów błąd naszych przedstawicieli politycznych zagranicą wysuwania naprzód, bez zastanowienia, idei etnograficznej mści się na Polsce wszędzie i na każdym kroku.
Kwestja Długów i Ciężarów. – Widzieliśmy, jak ta kwestja została rozstrzygnięta odnośnie do Alzacji–Lotaryngji, która wróciła do Francji, wolna od wszelkich długów o ciężarów, i widzieliśmy, że ziemie wracające do Polski były w tem samem, co Alzacja–Lotaryngja położeniu, a więc i z tych samych prerogatyw korzystać winny były, a jednak tego położenia odnośnie do tych ziem traktat wersalski nie uwzględnił, ale nałożył z tego tytułu na Polskę, ciężary wielkie i całkiem nieusprawiedliwione. W artykule 92, traktat wersalski nakłada na Polskę obowiązek spłacenia przypadającej na ziemie do niej wracające części długów niemieckich i pruskich zgodnie z artykułem 254 tegoż traktatu, a ten artykuł przewiduje spłatę tych wszystkich długów biorąc, jako podstawę do ich obliczenia, przeciętną z trzech lat finansowych 1911, 1912 i 1913.
To obciążenie Polski długami niemieckiemi i pruskiemi jest niesprawiedliwe podwójnie. Raz dla przyczyn, które już poprzednio wyłuszczyłem a po drugie dlatego, że w trzech wyżej wymienionych latach finansowych wydatki Niemiec i Prus były największe na zbrojenie się i na przygotowywanie wojny światowej a także znaczna część tych funduszów użytą została na wkłady i meljoracje wykonane w Alzacji–Lotaryngji i w koloniach afrykańskich, z których to wkładów i meljoracji Polska nigdy nie korzystała i korzystać nie może. Artykuły zaś 92 i 255 traktatu zwalniają Polskę tylko od spłaty tych długów w stosunku do sum, użytych przez Niemcy lub Prusy na cele kolonizacyjne na ziemiach polskich.
Co do dóbr państwowych przechodzących na własność państwa polskiego na terytoriach do Polski powracających, traktat wersalski zwalnia Polskę tylko od opłaty za dobra króre stanowiły własność dawnego Królestwa Polskiego (art. 92). I tak oto musimy płacić za wszystkie koleje państwowe w Poznańskiem etc., za zamek Wilhelma w Poznaniu i za wszelkie dobra państwowe, kopalnie itp. Na przyznanej Polsce części Górnego Śląska. Zobaczymy na właściwem miejscu, że traktat w Saint-Germain jest pod tym względem jeszcze jeszcze bardziej dla Polski niekorzystny i krzywdzący.
Kwestja Likwidacji. – Widzieliśmy jak ta kwestja została rozstrzygniętą na korzyść Francji w traktacie wersalskim, odnośnie do Alzacji–Lotaryngji. Zobaczmy teraz jak tę kwestję rozstrzygnięto na korzyść Polski odnośnie do ziem z pod zwierzchnictwa niemieckiego do niej powracających.
W artykule 297 (Dział IV, Majątki, Prawa i Udziały) znajdujemy pod pozycją i) co następuje: „Niemcy zobowiązują się odszkodować swoich obywateli z tytułu likwidacji lub zatrzymania ich majątku, praw i udziałów w Krajach (pays, States) sprzymierzonych lub stowarzyszonych”.
A pod pozycją h), numer 2, tego samego artykułu, znajdujemy takie wyjaśnienie. „Jeżeli likwidacja odbyła się albo w nowych Państwach, podpisujących ten traktat, jako Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone, albo w Państwach, które nie uczestniczą w odszkodowaniu jakie Niemcy mają zapłacić, to fundusz uzyskany z dokonanej przez rząd wzmiankowanych Państw likwidacji, będzie musiał być wypłacony bezpośrednio właścicielom, z zastrzeżeniem przez Komisji odszkodowań na mocy niniejszego traktatu, mianowicie artykułów 235 i 260”
W artykule 260 odnośnie do powyższego mieści się ustęp następujący:
„Niemcy poniosą ciężar wynagrodzenia wywłaszczonych w ten sposób swoich obywateli, zaś Komisja odszkodowań zapisze na dobro Niemiec, na rachunek sum należnych od nich z tytułu odszkodowań, sumy, odpowiadające wartości przekazanych w ten sposób praw i udziałów, ustalonej przez Komisję odszkodowań”.
Dla odjęcia Polsce przysługującego jej, na mocy tych dwóch artykułów, prawa użycia funduszu osiągniętego z ewentualnej rzeczonej likwidacji na pokrycie ewentualnych żądanych przez nią od Niemiec odszkodowań, wprowadzono do artykułu 92 traktatu (Część III, Dział VIII, Polska) ustęp końcowy następujący:
„Na wszystkich terytoriach Niemiec, zmieniających przynależność państwową z mocy tego traktatu i uznanych ostatecznie za część Polski, Rząd polski może w zastosowaniu przepisów artykułu 297 likwidować dobra, prawa i udziały obywateli niemieckich tylko zgodnie z następującymi przepisami:
„1) – suma, uzyskana z likwidacji, powinna być wypłacona bezpośrednio uprawnionemu (à l’ayant droit, to the owner):
„2) – na wypadek, gdyby uprawniony udowodnił przed mieszanym trybunałem rozjemczym, przewidzianym w Dziale VI, Części X (przepisy ekonomiczne) tego traktatu, albo przed rozjemcą, przez ten trybunał wyznaczonym, że warunki {{|sprze|darzy}} sprzedaży lub zarządzenia, wydane przez Rząd polski, nie przewidziane przez ogólne ustawodawstwo polskie, odbiły się bez słusznego powodu ujemnie na cenie, to trybunał lub rozjemca będzie mógł przyznać uprawnionemu słuszne wynagrodzenie, które Rząd polski będzie musiał zapłacić”.
Widzimy tedy, że nie tylko prawo użycia funduszów uzyskanych z likwidacji na pokrycie należnych jej od Niemiec odszkodowań może być Polsce na mocy tego ustępu zakwestionowane, ale naraża ją jeszcze na liczne pretensje i procesy, jak tego dowodzi wiadomość ogłoszona w pismach warszawskich z d. 27 września 1923 r. o czwartej kadencji Trybunału rozjemczego, powstałego przed trzema laty na podstawie art. 304. Traktatu wersalskiego i który zjechał do Warszawy na tę kadencję.
Na tej kadencji, ten trybunał miał do rozpatrywania, między innemi 122 spraw wytoczonych przez polskich obywateli przeciw państwu niemieckiemu o odszkodowania za rekwizycje, przeprowadzone przez władze niemieckie w b. dzielnicy rosyjskiej o łączną sumę 137,713.000 fr. zł. Państwo polskie zaś było pozwane w 826 sprawach o 224,371000 fr. zł. Pomiędzy niemi było 20 spraw z tytułu likwidacji o 3,214.000 fr. zł. i o wstrzymanie 115 likwidacji; 136 spraw b. dzierżawców domenów o 83,640.000 fr. zł. i 608 spraw kolonistów o 37,516.000 fr. zł.
Tak oto kwestja likwidacji została na korzyść Polski rozstrzygnięta w traktacie wersalskim.
Kwestje różne. – Tu jako curiosum , przytoczyć należy jeszcze te kilka faktów, które wykazują najdobitniej, jak sprawa polska była traktowaną na konferencji pokojowej w Paryżu i jak nasi przedstawiciele na tej konferencji, z przedziwną a trudną do zrozumienia uległością na wszystko się zgadzali i wszystko podpisywali, jakby im nie chodziło o sprawę której bronią, ale jedynie o to, żeby ich podpis uwiecznił się na światowym dokumencie, jakim był traktat wersalski. Inaczej, trudno sobie te fakta wytłumaczyć.
Na mocy paragrafów 2, 3 i 4 Aneksu V-go dołączonego do Części VIII, Dział I traktatu (Reparacje). Niemcy obowiązane są przez lat dziesięć dawać Francji, Belgji i Włochom węgla rocznie pierwszemu z tych państw siedm miljonów ton, drugiemu osiem miljonów, trzeciemu od czterech do ośmiu i pół miljona ton.
Dal ułatwienia Niemcom wypełnienia tego warunku nałożono na Polskę w art. 90 traktatu przez lat piętnaście (sic) obowiązek następujący.
Art. 90. „Polska obowiązuje się pozwolić na przeciąg lat piętnastu, na wwóz do Niemiec produktów kopalnianych z całej części Górnego Śląska, odstąpionej Polsce na mocy tego traktatu. Produkty te będą wolne od wszystkich opłat wywozowych i innych ciężarów lub ograniczeń wywozowych.
„Polska obowiązuje się również przedsięwziąć wszystkie środki, potrzebne po temu, żeby nabywcy w Niemczech mogli kupować rozporządzalne produkty tych kopalni na warunkach równie korzystnych, jak nabywcy takichże produktów i w analogicznych warunkach w Polsce lub w jakim innym kraju”.
Widzimy tedy, że gdy Niemcy mają dawać aliantom węgiel ze swych kopalni przez lat dziesięć, Polska musi dawać Niemcom ze swego Śląska wszystkie produkty kopalniane przez lat piętnaście. Nie dość na tym. Wobec rozdzielenia Śląska wytworzyło się dziwaczne położenie następujące. Polska ze swej części musi dawać produkta kopalniane wolne od wszelkich ceł wywozowych etc. I po cenie jak najtańszej nie tylko w Polsce ale na całym świecie, a więc za tą ceną śledzić musi będąc za nią odpowiedzialną, Niemcy zaś ze swej części Śląska mogą odmówić Polsce swych produktów kopalnianych lub je dawać po cenach jak najwyższych i obłożone cłami i opłatami, jakie im się nałożyć podoba. A niektórych produktów ze Śląska niemieckiego Polska koniecznie potrzebuje, miedzy innemi węgiel koksowy z Zabrza (Hindenburg), który został po stronie niemieckiej.
Art. 180 nakazuje rozbrojenie i zburzenie „wszystkich pozycji obronnych, twierdz i fortyfikacyj lądowych, znajdujących się na terytorium niemieckiem na zachód od linji, przeprowadzonych o pięćdziesiąt kilometrów na wschód od Renu”.
Ale na mocy tego samego artykułu „system obrony Niemiec na granicy południowej i wschodniej będzie utrzymany w obecnym stanie (sera conservé dans son état actuel; shall be maintained in its existing state)”.
Widzimy tedy, że Niemcy swe fortyfikacje na granicy polskiej zachowują nietknięte, maja nawet obowiązek utrzymywać je w tym samym stanie, a więc pozostawić je uzbrojone i odpowiednio je reperować. A gdy roboty reparacyjne będą przedsiębrane, któż dopilnuje, by pod pretekstem reparacji, tych fortyfikacji nie ulepszano. Widzimy więc, że mimo traktatu, a nawet pod jego osłoną, Niemcy na granicy polskiej mogą się zbroić i fortyfikować bezkarnie.
Art. 268 nakłada na Niemcy obowiązek wpuszczenia na swe terytorium wszelkich produktów naturalnych lub fabrykowanych pochodzących z Alzacji i Lotaryngji, z ziem odstąpionych Polsce i z wielkiego księstwa Luksemburskiego bez cła przez lat pięć dla Alzacji-Lotaryngji i dla Luxemburga, a dla Polski tylko przez lat trzy (sic). Dlaczego?
Wreszcie przychodzi jeszcze art. 93, który brzmi jak następuje: „Polska przyjmuje, zgadzając się na ich umieszczenie w traktacie z głównemi państwami sprzymierzonemi i stowarzyszonemi, rozporządzenia, jakie te państwa uznają za potrzebne dla zabezpieczenia w Polsce interesów mieszkańców różniących się od większości ludności rasą, mową i wyznaniem.
„Polska zgadza się również na umieszczenie w traktacie z głównemi państwami sprzymierzonymi i stowarzyszonymi rozporządzeń, jakie te państwa uznają za potrzebne dla zabezpieczenia wolności tranzytu i prawego ustroju (régime équitable) dla handlu innych narodów.”
O tym artykule i o traktacie, który on przewiduje, dziennik paryski „Le Figaro” z d. 1 lipca 1919 r. wyraził się, jak to na innem miejscu już wspominaliśmy, w tych słowach: „Ten traktat da prawdopodobnie powód do różnych komentarzy, ale nie przystoi nam go krytykować, skoro przedstawiciele Polski zgodzili się na jego podpisanie.”
W samej rzeczy, akceptowanie takiego artykułu i zgodzenie się na jego umieszczenie w traktacie wersalskim czyż nie było lekkomyślnem podpisywaniem na ślepo wekslu in blanco. Było to oddawaniem Polski tak w kwestji mniejszości jak i w kwestjach handlowych na łaskę i niełaskę obcych państw, które ją ze swej strony oddają na łaskę i niełaskę Ligi Narodów, jak tego dowodzi art. 12 traktatu dodatkowego, o którym wyżej mowa. Oto ten artykuł:
Art. 12. Traktatu dodatkowego: „Polska zgadza się, żeby postanowienia artykułów poprzednich, o ile dotyczą osób, należących do mniejszości rasowych, religijnych lub językowych, stanowiły zobowiązanie o znaczeniu międzynarodowem i zostały oddane pod gwarancję Ligi Narodów. Nie będą one mogły być zmienione bez zgody większości Rady Ligi.
„Polska zgadza się, żeby każdy Członek Rady Ligi Narodów miał prawo zwracać uwagę Rady na przekroczenie któregokolwiek z tych zobowiązań, oraz, żeby Rada mogła postąpić w ten sposób i dać takie instyrukcje, jakie uzna za wskazane i skuteczne w danych okolicznościach.
„Pozatem Polska zgadza się, ażeby, w razie różnicy zdań w kwestjach praw lub czynów, przewidzianych niniejszemi artykułami, zachodzącej pomiędzy Rządem polskim, a któremkolwiek z głównych mocarstw sprzymierzonych i stowarzyszonych lub jakiem innem mocarstwem, członkiem Rady Ligi Narodów, ta różnica zdań była uważana za spór o charakterze międzynarodowym, zgodnie z brzmieniem artykułu 14 umowy Ligi Narodów. Rząd polski zgadza się, ażeby wszelkie spory tego rodzaju były na żądanie drugiej strony przekazywane stałemu Trybunałowi Sprawiedliwości. Decyzje stałego Trybunału będą bezapelacyjne i będą miały tę samą moc i wartość, co decyzje, wydane na zasadzie art. 13-go Umowy.”
I tak oto, Polska dopiero co wskrzeszona, wraca już na wstępie w swe najgorsze czasy, kiedyto państwa ościenne mieszały się nieustannie do jej spraw wewnętrznych, pod pozorem brania w obronę różnego rodzaju dydydentów. Tych ostatnich uosabiają dziś mniejszości narodowe, o prawach zabezpieczonych nie tylko traktatem dodatkowym zawartym z państwami sprzymierzonemi, ale i wersalskim, zawarte także z Niemcami. Aczkolwiek do Ligi Narodów ci ostatni jeszcze nie należą, już do wewnętrznych spraw polskich mieszać się chcą, jak to widzieliśmy niedawno przy sprawie kolonistów w której Niemcy powoływali się na art. 93 traktatu wersalskiego z tytułu, że oni także ten traktat podpisali. Cóż będzie dopiero, jak Niemcy wejdą do Ligi Narodów, a to jest tylko kwestją czasu.
Na odmówienie umieszczenia art. 93-go w traktacie wersalskim i wogóle podpisywania traktatu o mniejszościach, nie brakowało argumentów przekonywających, tylko trzeba było ich użyć i w takim razie żaden z przytoczonych przez państwa sprzymierzone argumentów na potrzebę narzucenia Polsce traktatu o mniejszościach nie byłby się utrzymał. Sama zasada, na której ten traktat Polsce narzucano, była z gruntu fałszywa i do Polski stosować się nie mogła, z łatwo było tego dowieść. Ta zasada mieściła się w artykułach I i II wyjaśnień dołączonych do listu prezesa konferencji pokojowej do prezesa gabinetu polskiego, a który towarzyszył projektowi traktatu o mniejszościach jaki państwa sprzymierzone i stowarzyszone dawały Polsce do podpisu na mocy art. 93 traktatu z Niemcami (traktat wersalski). Oto te artykuły rzeczonych wyjaśnień.
Art. I. Tekst. „Z dawna przyjętą jest procedura w prawie publicznem europejskiem (droit public européen), że gdy nowe państwo zostaje utworzone lub gdy nawet państwo już istniejące dostaje znaczne powiększenie terytorialne, o jego udział w uznaniu kolektywnemu i formalnemu towarzyszyć ma ze strony tego państwa zapewnienie, że ono zobowiąże się, w postaci konwencji międzynarodowej, do zachowania niektórych zasad rządzenia. Ta zasada, dla której liczne istnieją precedensy, znalazła najjaskrawsze swe zastosowanie, gdy uznana została suwerenna niepodległość Serbii, Rumunii i Czarnogórza przez ostatnie wielkie zebranie mocarstw europejskich na kongresie berlińskim”.
Otóż, po pierwsze, zasada, na którą ten artykuł się powołuje nie może mieć do Polski zastosowania. Polska nie była państwem nowem do utworzenia, ale rozebrana w 1772, 1793, 1795, miała być odtworzona i w tym celu winna była otrzymać zwrócone sobie w całości wszystkie swe dzielnice, niegdyś od niej oderwane, tak jak Francji należał się zwrot Alzacji i Lotaryngji. Tego zwrotu Polska nie otrzymała, czego najlepszym dowodem Gdańsk etc., wyłączone z pod suwerenności polskiej. Więc tu nie może być mowy o żadnem powiększeniu terytorjalnem państwa polskiego, które przeciwnie zostało właśnie umniejszone.
Z tego wynika jasno, że żaden fakt odnoszący się do państw nowotworzonych lub powiększonych terytorialnie nie mógł służyć za precedens w kwestji o której mowa, dotyczącej Polski.
Co zaś do Kongresu berlińskiego, znajdujemy tam inne precedensy, przeczące wprost argumentom użytym w powyższym artykule. Aczkolwiek na kongresie berlińskim narzucono prawo o mniejszościach państwom nowopowstałym, jak Serbji, Rumunji, Czarnogórzu, to państwom, które uzyskały powiększone terytorialne, jak Rosja i Austrja, tych praw nie narzucono. Rosja powiększyła się o Besarabię, a Austria o Bośnię i Hercegowinę. Wprawdzie Austrja dostawała te prowincje nie na własność, ale tembardziej prawa mniejszości winny być tam zabezpieczone, a jednak niemi nie były. I mamy w tem właśnie, na Kongresie berlińskim, jaskrawy precedens, ale nie na poparcie argumentów rzeczonego artykułu.
Art. II. Tekst. „Główne państwa sprzymierzone i stowarzyszone uważają, że chybiłyby odpowiedzialności, jak na nich spoczywa, gdyby przy tej okazji oddalały się od tego, co stało się dla nich tradycją ustaloną. Przy tej sposobności trzeba mi przypomnieć pańskiej uwadze fakt, że dzięki to usiłowaniom i ofiarom państw, w których imieniu do Pana się zwracam, suwerenność polska jest w tracie zostania przywróconą na terytoriach, o których mowa i że mieszkańcy tych terytoryj powracają na łono narodu polskiego. Od pomocy, jaką środki tych państw dostarczą Lidze narodów, będzie w znacznym stopniu zależało posiadanie przez Polskę tych terytoryj w zupełnem bezpieczeństwie. Stąd wynika więc dla tych państwa obowiązek, od którego nie mogłoby się usunąć, zabezpieczenia w formie najtrwalszej i najsolenniejszej gwarancji niektórych praw zasadniczych, dających mieszkańcom potrzebną opiekę, bez względu na zmiany, jakie mogłyby zajść w ustroju wewnętrznym państwa polskiego.”
Tradycja, na którą ten artykuł się powołuje, nie mógł być tradycją „ustaloną” dla wszystkich głównych państw sprzymierzonych i stowarzyszonych. Stany Zjednoczone i Japonja nie brały udziału w Kongresie berlińskim, ani w żadnem podobnem zebraniu wcześniejszem od tego Kongresu. Przeto żadna uchwała powzięta na tych zebraniach nie mogła narażać któregokolwiek z tych państw na żadną odpowiedzialność, za odstępowanie od rzeczonej tradycji. Co do innych państw, sprzymierzonych, jak: Francja, Wielka Brytania i Włochy, wiedzieliśmy, że one również nie mogły powoływać się na tę tradycję, w sprawie dotyczącej Polski.
Po drugie, jeżeli Polska nie mogła odzyskać swej niepodległości bez współudziału państw sprzymierzonych, to faktem jest, że niektóre z tych państw mogły utracić swą niepodległość bez właściwego współdziałania Polaków w danej chwili.
Gdyby z chwilą rozpoczęcia kroków nieprzyjacielskich Polacy nie byli zachowali się lojalnie wobec mobilizacji rosyjskiej, jak to uczynili, mogli niezawodnie narazić na szwank przyszłość Francji i Anglji. Gdyby pogrom Rosji był nastąpił w 1914 r. przed bitwą nad Marną, armie francuskie i angielskie nie dość liczne mogły nie wytrzymać olbrzymiego naporu złączonych sił austro-niemieckich.
Wielki książę, głównodowodzący armiami carskiemi, powiedział w Lublinie, że kiedy Rosja łamała siły austro-węgierskie w 1914 r., zawdzięczała swe powodzenie nie mniej jak swojej armji, poświęceniu całego narodu polskiego. Te słowa wielkiego księcia potwierdził za swej strony znany ex-polakożerca Puryszkiewicz, który w Dumie państwowej oddał hołd „Rycerskiemu narodowi polskiemu” za jego usługi. Oświadczył potem, że nie znał tego narodu i dlatego fałszywie go sądził.
Można więc powiedzieć, że Francja i Anglja miały wobec Polski dług wdzięczności do spłacenia za lojalność i bezinteresowność, z jakiemi Polacy stanęli od razu po stronie Ententy, nie czekając na obietnice wielkiego księcia. Te obietnice, zawarte w proklamacji z dnia 14 sierpnia 1914, zostały ogłoszone, gdy wojna była już rozpoczęta od dwóch tygodni. I tak oto, Polacy spłacili z góry swój dług wdzięczności względem państw sprzymierzonych za ich pomoc w odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Oto co można było i co należało odpowiedzieć na ów list i dołączone doń wyjaśnienia, prezesowi konferencji pokojowej. A ktoby zarzucił, że nie rychło występować teraz dopiero z taką radą, niech zajrzy do broszury „La Traité de Paix et la Pologne”, wydanej przez piszącego te słowa w Biarritz, w lipcu 1919 r., zaraz po ogłoszeniu rzeczonego listu i dołączonych doń wyjaśnień. W tej broszurce znajdują się odparte, w ten sam sposób, wszystkie argumenty wszystkich siedmiu artykułów, jakie zawierały te wyjaśnienia.
Jeden z naszych głównych przedstawicieli na konferencji pokojowej, będąc w Ameryce 1918 r. na Sejmie Polskiego Wychodźtwa, gdy chodziło o uchwalenie 10-ciu milionów dolarów na fundusz narodowy, potrafił być wymownym i przekonywającym. Powiedział co następuje: „Wszyscy Polacy są zjednoczeni w swem gorącem pożądaniu ujrzenia Polski przywróconej w pełnej całości, jedności, w jej niepodległości i w zupełnem i absolutnem posiadaniu Gdańska, naszego historycznego i naturalnego portu, który musimy mieć, inaczej każdy z nas gotów zginąć!!!”
Tymczasem, w parę miesięcy potem podpisał on traktat, który Polski w pełnej całości nie przywraca, bo nie przywraca jej ani Gdańska, ani wielu innych równie ważnych terytoryj i tym samym faktem oraz wielu innemi, wyżej przytoczonemi faktami, uzależnił ją od obcych. Mimo to jednak ów przedstawiciel nie zginął, ale ma się doskonale, tylko Polska ginie. A gdyby on tego aktu nie podpisał, cóż byłoby się stało? Nic. – Aljanci byliby ustąpili, bo nie mogło być inaczej. Francuzi nie byliby Polski oddawali Niemcom, a Anglicy nie byliby jej oddali Moskalom. O oddawaniu zaś Polski Austrji nie mogło być także mowy, ona jako mocarstwo już nie egzystowała. Więc nawet i to niebezpieczeństwo nie istniało.

Gdańsk.

Sprawa Gdańska rozstrzygnięta na niekorzyść Polski na konferencji pokojowej w Paryżu, gdzie odmówiono jej suwerenności nad tem miastem, stanowi jeden z najwymowniejszych dowodów fałszywej metody działania naszych przedstawicieli politycznych zagranicą. W Gdańsku Polska placi za wysunięcie naprzód idei etnograficznej przez jej przedstawicieli i za obecność w jej zastępstwie, na kongresie pokojowym, na którym rej wodziła Anglja, ludzi o zabarwieniu rusofilskiem. Ci ludzie, w gruncie rzeczy rusofilami nie byli, tylko myśleli, że jest politycznie z ich strony za takich się podawać, a to było właśnie, jeżeli chodziło o interes Polski, wielkim z ich strony błędem. Niejednemu, wobec ich zachowania się, trucno było nie wierzyć w ich rusofilstwo, a zwłaszcza po oficjalnem poświadczeniu w tym kierunku, wydanem z trybuny parlamentarnej przez francuskiego ministra spraw zagranicznych, pana Pichon, który przeciwstawiając ich Pilsudzkiemu, co walczył przeciw Rosji, podnosił jako ich zasługę, że oni zawsze Rosji byli stale wierni. Utrata Gdańska, pod wpływem Anglji, była dla Polski nagrodą za tę wierność jej przedstawicieli do Rosji.
Rosja z dawien dawna zagięła parol na Gdańsk. Czyhał nań i chciał go wziąć podstępem Piotr Wielki (1716-1717), wzięła go szturmem carowa Anna, występując zbrojnie za elekcją Augusta III-go (1734); czyhały nań carowe Elżbieta i Katarzyna, z których pierwsza chciała go także wziąć podstępem po zajęciu Prus Wschodnich wraz z Królewcem podczas wojny siedmioletniej (1758-1762); wreszcie bierze go siłą Aleksander, w 1913 r. i trzyma Gdańsk do lutego 1814 r., zwracając go Prusom dopiero pod silnym naciskiem Anglji, w osobie Catlereagh’a. W 1815-tym Polska nie odzyskuje Gdańska dla przyczyny następującej. Keidel, pełnomocnik Senatu Gdańskiego, wysłany do Londynu przez Czartoryskiego, stara się o wyrobienie zezwolenia Anglji na oddanie Gdańska „pod osłonę specjalnej opieki przyszłego króla polskiego”, którym miał być Aleksander, i nic nie wskórał, – „owszem, lord Liverpool (ówczesny premier) bardzo mu obszernie o słodyczy rządu pruskiego gadał”. (Patrz list Józefa Sierakowskiego do Czartoryskiego, Askenazy „Gdańsk i Polska”).
Gdańsk i Pomorze stanowiły jedną z prowincji polskich, mających najwięcej analogji z Alzacją, w jej stosunku do Francji. Alzacja zdobyta przez Ludwika XIV-go i przyłączona do Francji traktatem westfalskim (1648), optowała za Francją 9 listopada 1799 (18 Brumaire), a oderwana została od niej na rzecz Niemiec w 1871 r. traktatem frankfurckim. Gdańsk zdobyty przez Chrobrego wpadł potem w ręce Krzyżaków, a wypowiedział się własnowolnie za Polską w 1454 r. i podtrzymywany przez Kazimierza Jagiellończyka, walczył z Zakonem przez lat dwanaście, poczem traktatem w Toruniu (1466) wrócił do Polski, od której został oderwany na rzecz Prus, przy drugim rozbiorze w 1793 r. Oswobodzony przez Francuzów w 1807 r. bronił się do upadłego przeciwko połączonym silom rosyjsko-pruskim, po listopad 1813 i poddał się dopiero po bitwie pod Lipskiem, gdy wszelka nadzieja odsieczy zniknęła. A w 1815 r. w osobie swego pełnomocnika Keidla, Gdańsk protestował przeciw swej aneksji do Prus, jak to uczyniła Alzacja–Lotaryngja w 1871 r. przez usta swych deputowanych na Zgromadzeniu w Bordeaux.
W 1815 r. Gdańsk był dla Polski całkiem stracony. W 1919 r., przy większej zręczności i lepszym zmyśle orientacyjnym naszego przedstawicielstwa, mógł być mimo wszystko, w znacznej części uratowany.
Najważniejsze Najważniejsze artykuły traktatu wersalskiego odnoszące się do Gdańska są: art. 100, 102 i 104.
Art. 100. Zaczyna się Art. 100 zaczyna się od słów: „Niemcy zrzekają się na rzecz głównych mocarstw sprzymierzonych i stowarzyszonych wszystkich praw i tytułów do terytorium, objętego przez następujące granice…” Tu przychodzi opis granic terytorium dzisiejszego wolnego miasta Gdańsk.
Art. 102. „Główne państwa sprzymierzone i stowarzyszone zobowiązują się utworzyć z miasta Gdańska wraz z terytorjum oznaczonem w art. 100 wolne miasto. Będzie ono oddane pod opiekę Ligi Narodów”.
Art. 104. Jak wiadomo, traktat wersalski ma dwa teksty: francuski i angielski i oba są obowiązujące (both authentic, les textes franςais et anglaise feront foi). Otóż, w tym artykule, te dwa teksty są ze sobą niezgodne, a urzędowe tłomaczenie polskie na zgadza się ani z jednym ani z drugim z tych tekstów.
Tekst francuzki. „Un Tekst francuski. „Une Convention, dont les Principales Puissances alliées et associées s’engagent à négocier les termes et qui entrera en vigueur en même temps que sera constituée la Ville Libre de Dantzig, interviendra entre le Gouvernement Polonais et ladite Ville Libre en vue de…”
Dosłowne tłumaczenie tego tekstu jest następujące: “Konwencja, której Główne Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone obowiązują się przeprowadzić warunki i która wejdzie w moc obowiązującą równocześnie z ustanowieniem Wolnego Miasta Gdańsk, nastąpi między rządem polskim, a rzeczonem wolnem miastem, w celu…”
Tekst angielski. „The principal Allied and Associated Povers undertake to nagociate a Treaty between the Polish Government and the Free City of Dantzig, which shall comme into force at the same time as the establishement of the said Free City, with following objects”.
Dosłowne znaczenie tego tekstu jest następujące: „Główne Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone podejmują się przeprowadzić między rządem polskim i wolnem miastem Gdańskiem traktat, który ma wejść w moc obowiązującą z chwilą ustanowienia rzeczonego wolnego miasta, w celach następujących…”
Tekst polski. „Pomiędzy rządem polskim, a wolnem miastem Gdańskiem zawartą zostanie konwencja: w ułożeniu jej brzmienia zobowiązują się pośredniczyć główne mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone; otrzyma ona moc obowiązującą jednocześnie z ukonstytuowaniem się Wolnego miasta Gdańska; konwencja ta itd”.
Główna różnica między tekstami francuskim i angielskim polega na tem, że w jednym jest mowa o „konwencji”, a w drugim o „traktacie”. Oba te wyrazy znaczą „układ”, lub „umowę”, ale traktat jest układem między państwami suwerennemi, a konwencja nie. Widzimy tedy jak było lekkomyślnem zezwalanie na wprowadzenie do tego artykułu wyrazu „traktat”, który można tłumaczyć jako przyznanie miastu Gdańsk suwerenności państwowej. Poza tym wyrazem, tekst angielski jest korzystniejszy dla nas od francuskiego, gdzie wyraz „interviandra”, może być rozmaicie tłomaczony, ale w każdym razie nie tak, jak w urzędowym polskiem tłomaczeniu. Gdyby przyjąć to tłomaczenie byłaby sprzeczność. Ta konwencja winna była wejść w życie z chwilą ustanowienia wolnego miasta, a więc musiała poprzedzać to ustanowienie. Ale przed swem ustanowieniem wolne miasto nie egzystowało, więc jakże można było zawierać z niem jakikolwiek układ?
Z drugiej strony tekst francuski jest dla nas o tyle korzystniejszy od angielskiego, że nie podsuwa myśli o suwerenności Gdańska. Ale ani jednego ani drugiego z tych tekstów wyzyskać nie umiano, bo ich wcale nie rozumiano, jak to widzimy z urzędowego tłomaczenia polskiego, gdzie oba teksty są przekręcone. Urzędowy tekst polski nie odpowiada ani brzmienu ani duchowi traktatu, i jest ułożony w formie dla Polski najniekorzystniejszej. Bije w nim od razu upośledzenie Polski przez jej zrównanie z Gdańskiem, stawiając go na tej samej co ona stopie, bo nakładając na rząd polski obowiązek traktowania z Gdańskiem, jak równy z równym. Tej prerogatywy tekst francuski Gdańskowi nie nadaje, wątpliwości w tym względzie przedstawia tekst angielski, ale trzeba było na to tekstu polskiego, żeby te wątpliwości na niekorzyść Polski wyjaśnić. Nie dosyć na tem, – przyznaje się jeszcze, w tekście polskim, Gdańskowi prawo samoistnego ukonstytuowania się w wolne miasto, – boć inaczej nie ułożyłoby się tu słowa zaimkowego.
Według obu tekstów, francuskiego i angielskiego i zgodnie z duchem traktatu, Rząd polski nie miał umawiać się wprost z wolnem miastem, co było niemożebnem, skoro ono jeszcze nie istniało, ale przy pomocy państw sprzymierzonych i stowarzyszonych, które tego się podjęły, miał układać z niemi warunki umowy, mającej nastąpić między nim, a przyszedłem wolnem miastem. W tej umowie, miał być zamieszczone wszystkie prawa przyznane Polsce w artykule 104. trakt. wers. i tam wyszczególnione. Po opracowaniu tych warunków, miały one być przedłożone przez państwa sprzymierzone i stowarzyszone przedstawicielom Gdańska do przyjęcia. Tym ostatnim służyło prawo te warunki przyjąć lub je odrzucić. Ale w razie ich odrzucenia, i wykazania w ten sposób, że tych praw Polsce zabezpieczyć nie chcą, mogli oni narazić Gdańsk na odroczenie jego ustanowienia jako wolne miasto lub na oddanie go Polsce. Terminu na to ustanowienie traktatu żadnego nie oznaczał, zależało to zupełnie od dobrej woli państw, którym Gdańsk został przez Niemcy odstąpiony. Te państwa jako wolne miasto, mogły bezwzględnie dyktować mu prawa, i nikt, nawet Liga Narodów, nie miał tu nic do powiedzenia. Liga miała przyznaną sobie opiekę nie nad Gdańskiem, tylko nad wolnem miastem, po jego ustanowieniu, i póki to nie nastąpiło żadnej władzy nad Gdańskiem ona nie miała i mieć nie mogła. Widzimy tedy, ze tego, jeśli nie jednego korzystnego, to można powiedzieć najkorzystniejszego dla Polski artykułu traktatu wersalskiego, wyzyskać nie potrafiono jak należy. Tak samo jak nie umiano wyzyskać korzystnego wówczas dla nas położenia i zamiast przystąpić natychmiast do ułożenia z państwami sprzymierzonemi, a przedeszystkiem z Anglją, warunków umowy w tym artykule przewidzianej, czekano z tem do listopada 1920 r., ażeby w najniekorzystniejszych dla siebie warunkach dać sobie narzucić niekorzystny dla Polski układ.
I tu nie może być mowy o żadnych intrygach jakichkolwiek wrogich elementów, bo trzebaby przypuszczać, że nasi przedstawiciele byli dostępni tym intrygom, ani o skutkach naszej jakoby dwulicowej polityki, etc., ale całym sprawcą złego jest tu najoczywistszy brak zmysłu orientacyjnego ze strony naszych przedstawicieli politycznych, którzy, nie mogąc się w nich rozpoznać, podpisywali w imieniu Polski zobowiązania, bez właściwego ich zrozumienia. I dlatego dawali sobie narzucać warunki dla Polski szkodliwe, a korzystnych wyzyskać nie mogli, bo w braku dostatecznej znajomości języków nie rozumieli właściwego znaczenia danych wyrazów, w ich prawdziwym sensie i doniosłości. Zaraz poniżej, przekonamy się o tem jeszcze raz.
Prawa jakie art. 104 traktatu wersalskiego Polsce w Gdańsku przyznawał, są następujące: Przewidziana w nim Konwencja miała na celu:
1. – „włączenie Wolnego Miasta w obręb polskiej granicy celnej i ustanowienie strefy wolnej w porcie;
2. – „zapewnienia Polsce baz żadnych zastrzeżeń swobodnego używania i całego zarządu i obsługi dróg wodnych, doków, basenów, nabrzeży i innych budowli na terytorium wolnego miasta, potrzebnych Polsce dla jej importu i exportu”. (le libre usage et le service des voles d’eau, des docks, etc… nécessaires aux importations et exportations de la Pologne. – tekst franc., a w tekście ang.: the free use and service of all waterways, docks, etc… necessary for Polish imports and exports).
3. – „zapewnienie Polsce nadzoru i zarządu nad Wisłą i nad całą siecią kolejową, w granicach wolnego miasta, z wyjątkiem tramwajów i innych, służących głównie potrzebom Wolnego Miasta, jako też nadzoru i zarządu nad komunikacjami pocztowemi, telegraficznemi i telefonicznemi, między Polską i portem gdańskim.
4. – „zapewnienie Polsce prawa rozwijania i ulepszania dróg wodnych, doków, basenów, nabrzeży, dróg żelaznych i innych budowli i środków komunikacji wyżej wzmiankowanych oraz prawa zadzierżawiania lub nabywania w warunkach odpowiednich lub sposób odpowiedni (dans des conditions appropriées, – trough appropriate processes), terenów i wszelkiej własności w tym celu potrzebnych.
5. – „zapewnienie, że nie będą czynione w Wolnem Mieście Gdańsku żadne różnice na niekorzyść obywateli polskich lub innych osób polskiego pochodzenia lub polskiej mowy.
6. – „Zapewnienie prowadzenia spraw zagranicznych Wolnego Miasta Gdańska oraz ochrony jego obywateli zagranicą przez Rząd Polski”.
Z powyższego widzimy, że artykuł 104 traktatu wersalskiego pod względem praw, jakie miały wejść na rzecz Polski do konwencji, w tym artykule przewidzianej, był dla niej korzystny. Na mocy tego artykułu:
a). – Wolne Miasto Gdańsk, z całem należącem doń terytorium, miało stanowić z Polską jedność celną, z wyjątkiem pewnej wolnej strefy pozostawionej w porcie (pozycja 1).
b). – Poza tą wolną strefą, Polska miała rozporządzać całym portem, wszystkiemi drogami wodnemi, dokami, basenami, nabrzeżami i innemi budowlami na terytorium wolnego miasta, mając przyznane sobie swobodne ich używanie, oraz cały nad niemi zarząd i ich obsługę (pozycja 2).
c). – Polska z wyjątkiem tramwajów i kolei ściśle lokalnych miała rozporządzać całą Wisłą i całą siecią kolejową na terytorium wolnego miasta, mając przyznany sobie nad niemi nadzór i główny zarząd (le contrôle et l’administration, – the control and administration). Jako też miała rozporządzać wszelkimi komunikacjami pocztowemi, telegraficznemi i telefonicznemi między swem terytojum, a portem Gdańskim. Lokalne komunikacje pocztowe, telegraficzne i telefoniczne, pozostawały w rozporządzeniu wolnego miasta. (pozycja 3).
d). – Polska miała prawo nie tylko ulepszać istniejące na terytorium wolnego miasta drogi wodne, doki, baseny, nabrzeża, koleje etc., ale w celu ich rozwinięcia, miała prawo budować nowe i nabywać w tym celu lub zadzierżawiać potrzebne do tego tereny i wszelką własność. (pozycja 4).
e). – Polska miała prawo żądać, żeby na terytorium wolnego miasta nie robiono żadnej różnicy na niekorzyść jej obywateli lub innych osób polskiego pochodzenia lub mówiących po polsku. (pozycja 5).
f). – Jedyny obowiązek jaki mógł być na Polskę nałożony z mocy rzeczonego artykułu, było przedstawienie Wolnego Miasta na zewnątrz i ochrona jego obywateli zagranicznych przez Rząd polski. (pozycja 6).
Jeżeli prawa Polski, na terytorjum Wolnego Miasta Gdańska, w sposób wyżej wskazany nie zostały zastrzeżone w Konwencji przewidzianej w tym artykule, to dlatego tylko, że nasi przedstawiciele nie rozumieli jak należy ani francuskiego ani angielskiego tekstu tego artykułu; czego dowodzi urzędowe tłomaczenie umieszczonego pod pozycją 2) najważniejszego z jego ustępów, którego tekst w tem tłomaczeniu brzmi jak następuje:
Konwencja ta „zapewni Polsce bez żadnych zastrzeżeń swobodne używanie i korzystanie z dróg wodnych, doków, basenów, nabrzeży i innych budowli na terytorium Wolnego Miasta; koniecznych dla wwozu i wywozu z Polski”.
W tem tłomaczeniu, tekst traktatu został na niekorzyść Polski całkiem przekręcony. Według niego, cały port gdański pozostaje we władaniu Wolnego Miasta, a Polska może z tego portu tylko korzystać, o ileby to było dla niej konieczne. I tak oto, na podstawie tego urzędowego polskiego tłomaczenia, Polska w porcie gdańskim winnaby pozostawać na łasce i niełasce władz Wolnego Miasta. A to nie jest zgodne ani z myślą ani z brzmieniem art. 104 traktatu. W tekście francuskim mamy najwyraźniej: „le libre usage et le service des voies d’eau, etc…”, a w angielskim: „the free use and the service of all waterways, etc…”, a w obu językach wyrażenie „service”, nie znaczy nigdy „korzystanie”, ale w tym wypadku: „cały zarząd i obsługa”. Np. po francusku: „le service des eaux, des postes et des télegraphes, des chemins de fer, etc.” nie znaczy korzystanie z wód, z poczty i telegrafu, z kolei żelaznych, ale znaczy: całkowity zarząd i obsługa tego wszystkiego.
Prócz tego, użyte w urzędowem polskiem tłomaczeniu, wyrażenie: „koniecznych dla wwozu i wywozu z Polski” jest także fałszywe. We francuskim tekście mamy: „nécessaires aux importations et exportations de la Pologne”, a w angielskim: „necessary for the Polish imports and exports”, co dosłownie znaczy w pierwszym wypadku: potrzebnych Polsce dla jej przywozu i wywozu”. Wyrażenie: „Les importations de la Pologne” nie znaczy: „przywóz z Polski”, ale przywóz Polski, czyli polski przywóz.
Użycie tu wyrażenia „koniecznych”, jest również fałszywe i dla Polski niekorzystne, bo ją ograniczające. Wyrażenia „nécessaire”, „necessary”, znaczą: „potrzebne” i to wyrażenie jest ogólniejsze, a więc i szersze od wyrażenia konieczne. Wiele rzeczy może być potrzebnych, z których nie wszystkie będą konieczne.
Wreszcie użycie wyrażenia: „Wwozu i wywozu z Polski”, jest tu zupełnie nieodpowiednie, jaki niejasne i zmieniające prawdziwy sens tekstu rzeczonego artykułu. To wyrażenie znaczyć może: wwozu i wywozu z Polski do Gdańska, a to wcale nie odpowiada myśli wyrażonej w rzeczonym artykule traktatu.
Jeżeli, więc, Konwencja, w tym artykule przewidziana została w duchu tego urzędowego tłomaczenia zredagowana, to nic dziwnego, że Polska z portu gdańskiego korzystać nie może, ale napotyka w używaniu tego portu na same trudności. Czyjaż w tem wina, jeśli nie tych, którzy, przełożeni nad strażą interesów kraju, najkorzystniejszy dla Polski artykuł traktatu wersalskiego, w urzędowym tekście polskim, przeciwko Polsce tłomaczyli, nie rozumiejąc ani ducha, ani brzmienia jego tekstu oryginalnego.

Traktat w Saint-Germain.

Przy ocenie tego traktatu w stosunku do Polski, trzeba rozróżnić trzy główne kwestje: terytorjalną, długów po-austrjackich i dóbr państwa w byłym zaborze austriackim.
I. Kwestia terytorjalna. – Artykuł 91 traktatu w Saint-Germain określa się tę kwestję w sposób następujący:
„Austrja zrzeka się, o ile to ją dotyczy, na korzyść głównych mocarstw sprzymierzonych i stowarzyszonych, wszystkich praw i tytułów do ziem, które należały poprzednio do dawnej monarchji austro-wegierskiej i które, będąc polozone poza nowemi granicami Austrji takiemi, jakie są opisane w art. 27, części II (granice Austrji), nie stały się przedmiotem żadnej decyzji”.
Przedmiotem „innej decyzji”, stały się terytoria odstąpione Włochom (art. 36), państwu serbsko-kroacko-słoweńskiemu (art. 47), państwu czesko-słowackiemu (art. 54), i Rumunji (art. 59). Ale terytorji, któreby się stały przedmiotem decyzji na rzecz Polski traktat w Saint-Germain, żadnych nie wyszczególnia. Wprawdzie w art. 224 pod pozycją 3, gdzie jest mowa o obowiązku nałożonym na Czecho-Słowację i na Polskę, dostarczania dzisiejszej Austrji przez piętnaście lat pewnej ilości węgla, w wysokości mającej być określoną przez Komisję Reparacyjną, powiedziano, że ta Komisja ma, przy tem określeniu, wziąć pod uwagę ilość węgla i lignitu, jaką dostarczały przed wojną obecnej Austrji, Górny Śląsk i terytoria dawnego cesarstwa austriackiego, przekazane państwu czesko-słowackiemu i Polsce, zgodnie z niniejszym traktatem. Lecz jakie to mają być te terytoria Polsce jakoby przekazane w tym traktacie, niema nigdzie najmniejszej wzmianki.
I tak oto widzimy, że traktat w Saint-Germain zaboru austriackiego Polsce nie zwracał, ale oddawał go głównym mocarstwom sprzymierzonym i stowarzyszonym, które mogły nim rozporządzać według swego uznania. Rada Najwyższa tych mocarstw, uchwaliła dn. 25 czerwca 1919 r. projekt traktatu miedzy pięcioma głownemi państwami sprzymierzonemi i stowarzyszonemi a Polską i Czecho-Słowacją, przesłany do opracowania Komisji do spraw polskich przy konferencji pokojowej i który miał stanowić o przyszłości Galicji. Komisja opracowała ten projekt stojąc ściśle i stanowczo na gruncie etnograficznym. (Patrz Stanisław Kozicki, „Sprawa Granic Polski”, str. 90). Ten projekt przyznawał Polsce Galicję zachodnią po San. Co do Galicji wschodniej, rząd polski był tylko upoważniony do objęcia tego kraju w zarząd cywilny po zawarciu z głównemi mocarstwami umowy, zapewniającej mieszkańcom tego terytorium samorząd i swobody polityczne. W terminie mającym być oznaczonym przez mocarstwa, mieszkańcy Galicji wschodniej mieli mieć prawo zadecydowania o swej przynależności politycznej zapomocą plebiscytu.
Jednakże ani projektowany traktat, ani przewidywana w nim umowa nie przyszły do skutku. Ale ponieważ nasi delegaci na konferencji pokojowej w Paryżu podpisali traktat w Saint-Germain, bez względu na jego treść, i tym sposobem zgodzili się na przyznanie całego zaboru austriackiego nie Polsce, ale głównym mocarstwom sprzymierzonym i stowarzyszonym, przeto nawet Galicja zachodnia, z Krakowem, nie została formalnie przyznana.
Widzimy więc, że pod względem formalnym nietylko kwestja Galicji wschodniej, ale całego b. zaboru austriackiego, pozostawała niezałatwiona i wisząc nad Polską, jak miecz Damoklesa, mogła każdej chwili być wznowioną przeciwko niej. Cały zabór austriacki, z punktu widzenia formalnego, stanowił podobnie jak Gdańsk i Kłajpeda, oraz przyległe do nich terytoria, własność głównych mocarstwa sprzymierzonych i stowarzyszonych. Polska zarządzała tym zaborem bez żadnego nawet ze strony tych mocarstw formalnego upoważnienia, z czego mogła być każdej chwili wezwana do złożenia im rachunku. Chwila sposobna do załatwienia tej sprawy nadarzała się, między innemi, gdy Polsce nakładano obowiązek odgrywania roli drutu kolczastego przeciw grozie bolszewickiej. Ale ta chwila została przeoczona. Tę rolę przyjęto z naszej strony, bez zastrzeżenia dla Polski żadnych z tego tytułu prerogatyw terytorjalnych lub innych. Grecja inaczej wyzyskała swe położenie, gdy podjęła się podobnej roli wobec Turków. A Czesi jeszcze lepiej swe położenie wyzyskiwali, bo niczego się nie podjęli, ale wygrywając istniejącą grozę niemiecką, uzyskali zezwolenie na zatrzymanie czysto niemieckich terytorjów, w swej części północnej, i skorzystali z występującego na Węgrzech bolszewizmu (Bela Kun) dla uzyskania przyznania sobie całej Rusi Podkarpackiej, a z idącego na Warszawę w 1920 r. bolszewizmu rosyjskiego dla uzyskania przyznania sobie najlepszej części Śląska Cieszyńskiego. Tu wychodzi w całej pełni różnica miedzy obroną polskich a innych interesów na konferencji pokojowej w Paryżu.
Ten stan niepewności trwa do dnia 15 marca 1923 r., w którym to czasie formalne przyznanie Polsce b. zaboru austriackiego przez Najwyższą Radę głównych mocarstw sprzymierzonych zostało ostatecznie załatwione, dzięki zabiegom gabinetu jenerała Sikorskiego i hr. Al. Skrzyńskiego.
II. Kwestja długów po-austrjackich. Traktat w Saint-Germain dzieli długi austriackie na: wojenne i przedwojenne.
A. Długi przedwojenne. Austrjackie długi przedwojenne wynosiły 11.495,000.000 koron.
Artykuł 203 traktatu w Saint-Germain dzieli długi przedwojenne Austrji na trzy kategorje:
1. Długi zastawnicze, ubezpieczone na kolejach żelaznych, kopalniach soli, lub na innych przedmiotach nieruchomych, według stanu z dnia 28 lipca 1914 r. (datte gagée.)
2. Długi niezabezpieczone w powyższem znaczeniu: „Datte non gagée représentée par des titres”, więc np. renty, obligacje, papiery wartościowe rożnego rodzaju, także według stanu z dnia 28 lipca 1914 r.
3. Wszelkie inne długi i zobowiązania dawnej Austrji z przed wojny, nie podpadające pod żadną z dwóch pierwszych kategoryj. Należą tu różne gwarancje dawnego rządu austriackiego, reszta niespłaconej ceny kupna kolei północnej, ustanowionej przy upaństwowieniu tej kolei, a mającej być spłacaną rocznemi ratami do roku 1940 i t. d.
Traktat w Saint Germain ustala jasno pokrycie tych długów odnośnie tylko do trzeciej kategorji. Przedostatni ustęp artykułu 203 orzeka wyraźnie, że „tylko długi i zobowiązania dawnej Austrji, należące do trzeciej kategorji, obciążają jedynie i wyłącznie w całości Austrję niemiecką”. Co do pierwszych dwóch kategoryj, Komisja Reparacyjna ma stanowić według własnego uznania, ile z ogólnej sumy długu zabezpieczonego przypada na koleje, saliny i inne obiekty majątkowe, przechodzące z rąk b. monarchii austriackiej do rąk któregokolwiek z nowych państw. Odnośnie obiekty służą do zabezpieczenia danego długu, przypadającego tym sposobem na każde z nowych państwo. Przy tej grupie długów niepodobna określić z góry, jak wielkie ciężary spadną na Polskę z tego tytułu. Komisja Reparacyjna może wyznaczyć każdemu z danych państw udział, jaki uzna za stosowny.
Co do długów niezabezpieczonych, państwa powstałe po gruzach b. monarchji austro-węgierskiej, lub obejmujące po niej pewne terytoria, będą obciążone taką częścią tych długów, jaka odpowiada przeciętnej cyfrze dochodów państwowych danego terytorium w stosunku do ogółu austriackich dochodów państwowych z trzech lat finansowych 1911, 1912, 1913. Ale które z tych dochodów mają służyć za podstawę do tego obrachunku – niewiadomo. I w tym kierunku Komisja Reparacyjna ma pozostawioną sobie zupełną swobodę działania.
W Gallicji istniały, pod rządem austriackim, dwa rodzaje dochodów państwowych: autonomiczne i ogólno-państwowe. Te ostatnie, ściągane z każdego z poszczególnych krajów koronnych, szły do ogólnego skarbu, skąd rozdzielane były rokrocznie między poszczególne kraje koronne. Ten rozdział nie zawsze był czyniony w sposób słuszny, ale niejednokrotnie z krzywdą niektórych krajów koronnych na niekorzyść innych, więcej uprzywilejowanych, lub umiejących lepiej bronić swoich interesów.
Galicja, uważana przez Austrję za placówkę straconą wobec Rosji lub mogącej powstać z gruzów Polski, nie była krajem koronnym uprzywilejowanym. Przeciwnie, Austrja starała się wyciągać z tej prowincji jak najwięcej, dając jej w zamian jak najmniej i zmuszała ją do pokrywania swych niedoborów budżetowych z dochodów autonomicznych. Widzimy więc, jak byłoby niesprawiedliwem obciążanie Galicji długami austriackimi bez uwzględnienia tego położenia rzeczy.
W ogóle jednak zaznaczyć trzeba, że nakładanie na Polskę z tytułu przejęcia przez nią ziem byłego zaboru austriackiego jakichkolwiek długów austriackich byłoby w najwyższym stopniu niesłuszne. Z wszystkich prowincyj austro-węgierskich Galicja była przed wojną najbardziej upośledzona pod każdym względem i ze wszystkich tych prowincyj najbardziej ucierpiała podczas wojny. Galicja na znacznej przestrzeni została skutkiem wojny zrujnowana i była rabowana przez wojska obu stron wojujących. Żadne odszkodowania nie pokryją w całości strat w ten sposób wyrządzonych. Najlepszym dowodem tego Francja. Inne kraje byłej monarchji austro-węgierskiej, zdala od najazdu nieprzyjacielskiego, mogły spokojnie pracować i swój przemysł rozwijać, jak np. Czechy i wszystkie inne prowincje tej monarchji, leżące poza pasem operacji wojennych na froncie wschodnim i zachodnim.
Tu przychodzi jeszcze kwestja waluty, w której nałożone na państwa sukcesyjne długi austriackie mają być wyrażone. Według artykułu 203 traktatu w Saint-Germain rozróżniać należy trzy wypadki:
a) Jeżeli dług austriacki był wyrażony w austriackich koronach papierowych nowy dług, mający obciążać z tego tytułu którekolwiek z rzeczonych państw, ma być wyrażony w walucie państwa, które ten dług austriacki przyjmuje, przyczem do obrachunku ma być przyjęta stopa korony ustanowiona przy konwersji koron na walutę danego państwa. Gdyby jednak Komisja Reparacyjna, której mają być aprobaty podstawy konwersji papierowej korony austriackiej na walutę danego państwa, uznała, że kurs tej korony został ustanowiony za niski, ma ona prawo zażądać, ażeby warunki tej konwersji zostały zmienione.
Jeżeliby więc, zdaniem Komisji Reparacyjnej, Polska była przyjęta przy konwersji korony na walutę polską kurs za niski, musiałaby do tego kursu dopłacić. A im wyższy byłby ten kurs, tem większy ciężar spadałby na Polskę z tytułu przejęcia przypadającej na nią części przedwojennych długów austriackich.
b) Jeżeli pierwotny dług austriacki był wyrażony w jakiejkolwiek walucie obcej, to przechodząc na ciężar nowego państwa, ten dług będzie obciążał to państwo w danej walucie obcej, w której był pierwotnie wyrażony (400 miljonów koron bonów austriackich było wyrażonych w walucie zagranicznej).
c) Jeżeli pierwotny dług austriacki był wyrażony w złotej walucie austro-węgierskiej (np. złota renta), to ten dług przeniesiony na ciężar państwa, na które byłby częściowo nałożony, obciążałby je w funtach szterlingach lub dolarach Stanów Zjednoczonych, według wagi i próby, jakie obowiązywały w dniu 1 stycznia 1914 r. odnośnie do każdej z tych trzech walut: austriackiej, angielskiej, amerykańskiej.
Przy niskim kursie naszej waluty, jaki to ciężar spada na Polskę przez nałożenie na nią obowiązku przyjęcia na siebie długów austriackich w myśl art. 203 tego traktatu i to przy zastosowaniu sposobu podanego pod pozycjami b) i c).
B. Długi wojenne. Długi wojenne Austrji wynoszą ogółem 68,479.988 koron.
Według alineatu 4 artykułu 205 traktatu w Saint Germain, państwa, powstałe na gruzach byłej monarchji austro-węgierskiej – z wyjątkiem jedynie Austrji – nie ponoszą żadnej odpowiedzialności z tytułu długów wojennych byłej monarchji austriackiej. Jednakże ani rządy, ani obywatele tych państw nie mogą rościć pretensji do innych państw, włączając w to i Austrję, z tytułu posiadania austriackiej pożyczki wojennej.
Alineat 5 zaś tego artykułu brzmi jak następuje: „Austrjacki rząd wyłącznie i sam jeden jest odpowiedzialny za tę część długu wojennego dawnej Austrji, jaka przed podpisaniem traktatu znajdowała się w ręku obywateli lub rządów tych państw, którym żadne terytorium dawnej monarchji austro-węgierskiej nie zostało odstąpione; wspomniane państwa nie będą w żaden sposób odpowiedzialne za tę część długu wojennego”.
Z tego wynika, że rządy i obywatele państw, którym żadne terytorium dawnej monarchji austro-węgierskiej nie zostało odstąpione, mają prawo poszukiwać na Austrji należności za będące w ich ręku pożyczki wojenne byłej Austrji, zaś rządy i obywatele państw powstałych na gruzach Austrji tego prawa nie mają. Część austriackich pożyczek wojennych, umieszczonych w Małopolsce, wynosi, według obliczeń Ekspozytury Krakowskiej z lutego 1919 roku – okrągło 1,533.000.000 koron, które w ten sposób są stracone.
III. Kwestja dóbr państwa w byłym zaborze austriackim. Artykuł 208 traktatu w Saint-Germain określa tę kwestję jak niżej: „Państwa, powstające na gruzach dawnej monarchji austro-węgierskiej, nabędą (acquerront) wszelkie dobra i posiadłości (tous biens et propriétés), jakie dawniej stanowiły własność państwa austriackiego, a położone są na przejętych przez nie terytoriach”.
Pod terminem „dobra i posiadłości” (biens et propriétés) według artykułu 208 należy rozumieć:
1) dobra, które należały do dawnego cesarstwa austriackiego,
2) udział tego cesarstwa we wspólnym majątku monarchji austro-węgierskiej,
3) własność Korony, oraz
4) prywatne dobra (les biens privés) dawnej rodziny panującej w Austro-Wegrzech.
Za te dobra i posiadłości, pozostałe na gruzach monarchji austro-wegięrskiej, z wyjątkiem Austrji, mają płacić podług oszacowania przez Komisję Reparacyjną, wartość odnośnych obiektów. Tak oznaczony stosunek zostanie wniesiony na ciężar państw nabywających te objekta, a na dobro Austrji. Od tej wartości jednak Komisja Reparacyjna odliczy, sumę odpowiadającą wydatkom lub nakładom, uczynionym bezpośrednio przez dany kraj, powiat lub gminę, na rzecz danego objektu, w gotówce, ziemi lub materiałach.
Z tego tytułu potrącone będą Galicji przy obrachunku przejętych przez nią kolei państwowych sumy, któremi ten kraj koronny przyczyni się do kosztów budowy następujących linji kolejowych:
Kolej z Rozwadowa do Przeworska: 250.000 złr. r., czyli 500.000 koron [11];
Kolej z Rozwadowa do Przeworska: 250.000 złr. r., czyli 500.000 koron [12];
Kolej z Chodorowa do Wysokiego: 1,000.000 zł. r., czyli 2,000.000 koron [13].
Od opłaty zwolnione są:
1) dobra i posiadłości, stanowiące własność związków samorządu wszelkiej kategorji (krajów, powiatów i gmin), oraz dobra Bośni i Hercegowiny, które nie należały do dawnej monarchji;
2) szkoły i szpitale, które należały do dawnej monarchji;
3) lasy, które należały do dawnego państwa polskiego.
Pozatem, państwa, o których mowa, mogą otrzymać na mocy upoważnienia (aprés autorisation) Komisji Reperacyjnej również bezpłatnie takie innobilja lub inne na ich terytoriach znajdujące się dobra, które pierwej do ich państw należały, a których główna wartość polega na związanych z niemi wspomnieniach historycznych.
Widzimy więc, ze traktat w Saint-Germain, co się tyczy dóbr skarbowych, znajdujemy w dzielnicach, wydartych Polsce przy jej rozbiorach przez państwa zaborcze, jest pod tym względem jeszcze bardziej krzywdzącym Polskę aniżeli traktat wersalski. Z wyjątkiem lasów, musimy płacić za wszystkie dobra państwowe w Galicji, choćby nawet stanowiły były własność dawnego państwa polskiego.
Płacić więc musimy za żupy solne w Wieliczce i w Bochni i za kopalnie soli potasowych w Kałuszu. W zasadzie nie jesztśmy nawet zwolnieni od opłaty za pamiątki historyczne. To zwolnienie zależy w zupełności od dobrej woli Komisji Reparacyjnej i od jej upoważnienia. A te pamiątki są w Galicji dosyć liczne.
Artykuł 208 traktatu w Saint-Germain przyznaje tedy z dóbr rządowych, znajdujących się na terytorium Galicji, zwrot bezpłatny tylko tych lasów, jakie należały dawniej do Polski (les forôts qui appartenaient à l’ancien Royaume de Pologne). Za wszystkie inne dobra należy zapłacić według szacunku Komisji Reparacyjnej.
Faktyczne stan dóbr, o których mowa, jest w Galicji następujący:
a) Dobra funduszu kameralnego. Według zestawienia, opartego na oficjalnych źródłach, ogólny obszar dóbr funduszu kameralnego w Galicji wynosił w chwili rozbiorów 875.658 ha.
Z tej przestrzeni rząd austriacki w okresie lat 1772-1800 sprzedał 143.858 ha.
W okresie lat 1800-1918 rząd austriacki sprzedał lub zamienił 429.779 ha.
A w chwili rozpadnięcia się Austrji, w listopadzie 1918, pozostawało z tych dóbr kameralnych 302.021 ha. W czem około 285.000 ha lasu.
Obszar dóbr kameralnych polskich w Galicji zmniejszył się więc pod panowaniem austrjackiem o 537.637 ha.
b) Dobra funduszu religijnego. Przestrzeń dóbr funduszu religijnego, pochodzących z zagrabienia dóbr kościelnych przez rząd austriacki w dzielnicach Rzeczypospolitej, przestrzeń zagarniętych wynosiła pierwotnie 76.090 ha.
Z tej przestrzeni, w okresie lat 1772-1800 rząd austriacki sprzedał lub wymienił 33,362 ha.
W okresie lat 1800-1918 sprzedał lub wymienił 32.413 ha.
W listopadzie 1918 r. ogólna przestrzeń dóbr funduszu religijnego zmniejszyła się więc w rękach austriackich o 65.775 ha.
Ogólna przestrzeń dóbr kameralnych i funduszu religijnego, jaką w Galicji rząd austriacki rozporządzał w czasie od 1772 do 1918 r., wynosiła ogółem 921.748 ha i zmniejszona została o 637.412 ha.
Z przestrzeni zaś 302.021 ha (w tem 285.000 ha lasu) pozostałej w listopadzie 1918 r. z ogólnej przestrzeni funduszu kameralnego (875.658 ha), większa część nie należała do dawnej Rzpltej polskiej, ale pochodziła z zamiany.
Austrjacki rząd w swej polityce gospodarczej nie liczył się z interesami kraju zabranego i jego ludności. Austrja uważała posiadanie przez nią tego kraju za przejściowe i dlatego wyzbywała się dóbr koronnych w Galicji.
I tak oto w okresie lat 1772-1918 spieniężyła 639.412 ha polskich domenów i oddaje dziś ledwie trzecią część tego, co Polsce gwałtem zabrała (312.336 ha, zamiast 951.748 ha). I za tę część na mocy traktatu w Saint-Germain Polska musi Austrji płacić, albowiem zawarte w tej części 285 tysięcy hektarów lasu ni były w całości własnością dawnej Rzpltej polskiej, ale pochodziły głównie z zamiany. Tego wszystkiego traktat w Saint-Germain nie uwzględnia i nie bierze pod uwagę – i w tem występuje jeden z głównych rysów jego charakteru w stosunku do Polski.


∗             ∗

Widzieliśmy, że przy wykonywaniu traktatu w Saint-Germain znaczną rolę odgrywać ma Komisja Reparacyjna.
Ta Komisja ma ustanawiać, ile z długu, zabezpieczonego na obiektach majątkowych, przechodzących z rąk b. monarchji austriackiej do rąk poszczególnych państw, powstałych na gruzach tej monarchji, ma przypadać na ciężar każdego z tych państw.
Komisja Reparacyjna ma decydować, jakie dochody danego terytorium b. państwa austriackiego mają służyć za podstawę do obrachunku długów niezabezpieczonych, mających obciążać poszczególne państwa.
Komisja Reparacyjna ma udzielać aprobaty na wysokość kursu korony austriackiej, przy jej konwersji na walutę każdego z rzeczonych państw.
Komisja Reparacyjna ma szacować według swego uznania dane dobra i posiadłości skarbowe, pochodzące z rąk monarchji austriackiej do rąk każdego z tych państw, i za których zwrot te państwa mają Austrji płacić, wnosząc tę zapłatę na jej dobro.
Komisja Reparacyjna ma decydować, według swego uznania, czy i jakie z dóbr państwowych przedstawiających pamiątki historyczne, mogą być z tej opłaty zwolnione, a niektóre nie.
Komisja Reparacyjna, mająca się zajmować zagadnieniami połączonemi z wykonaniem traktatu w Saint-Germain, będzie ta sama, z zastrzeżeniem zmian wynikających z niniejszego traktatu, co Komisja przewidziana w art. 233 traktatu wersalskiego z siedliskiem swem w Paryżu. Ta Komisja ma ustanowić Sekcję dla specjalnych kwestji powstałych z zastosowania tego traktatu, a ta sekcja będzie miała tylko charakter doradczy, z wyjątkiem otrzymania od Komisji, w danym wypadku, rozleglejszego pełnomocnictwa. Skład Komisji i sekcji, o których mowa, określonym jest w Aneksie II, dołączonym do Części VIII traktatu w Saint-Germain, mianowicie w paragrafach: 2 i 3 tego aneksu.
Aneks II. § 2. „Delegatów do Komisji mianują Stany Zjednoczone, Wielka Brytanja, Włochy, Japonja, Belgja, Gracja, Polska, Rumunja, Państwo serbsko-kroacko-słoweńskie oraz Czecho-Słowackie. Stany Zjednoczone, wielka Brytanja, Francja, Włochy, Japonja oraz Belgja mianują, każde jednym delegacie. Pozostałe pięć państwa mianują jednego wspólnego delegata na warunkach przewidzianych w trzecim ustępie paragrafu 3.
„W żadnym razie więcej niż pięciu wymienionych delegatów nie będzie miało prawa brać udziału w rozprawach Komisji i w glosowaniu. Delegaci Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanji, Francji i Włoch będą mieli zawsze to prawo. Delegat Belgji będzie miał to prawo we wszystkich wypadkach, prócz dwóch niżej wymienionych. Delegat Japonji będzie je miał w razie, gdy będą rozpatrywane sprawy strat na morzu. Wspólnemu Delegatowi pięciu innych wyżej wymienionych państw będzie przysługiwało rzeczone prawo, gdy będą rozważane kwestje, dotyczące Austrji, Węgier lub Bułgarji”.
§ 3. „Sekcja ustanowiona przez Komisję, w wykonaniu art. 179, składać się będzie z przedstawicieli następujących państw: Stany Zjednoczone, Wielka Brytanja, Francja, Włochy, Grecja, Polska, Rumunja, Państwo serbsko-kroacko-słoweńskie, Czecho-Słowacja; skład ten nie przesądza dopuszczalności reklamacji (?) (sans que cette composition préjuge en rien l’admissibilité des reclamations). Przy głosowaniu, przedstawiciele: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanji, Francji i Włoch będą miały w Sekcji po dwa głosy.
„Przedstawiciele pięciu pozostałych państw, wyżej wymienionych, mianują jednego wspólnego delegata, który będzie zasiadał w Komisji odszkodowań na warunkach wskazanych w paragrafie 2 tego Aneksu. Delegat ten będzie mianowany na jeden rok i będzie wybierany z pośród obywateli każdego ze wzmiankowanych państw”.
Mamy więc do czynienia z Komisją o głosie decydującym i z Sekcją, z wyjątkiem poszczególnych wypadków o głosie doradczym. W sekcji maja mieć swych przedstawicieli wszystkie państwa zainteresowane, z których cztery uprzywilejowane, miedzy niemi Włochy, będące także i państwem sukcesyjnym, maja mieć po dwa głosy, pozostałych pięć państw będzie miało po jednym głosie. W komisji zaś, te pięć państw będą miały wszystkiego jeden głos, mając tylko jednego wspólnego przedstawiciela, którego co roku, kolejno, wybierać będą zasiadający w owej Sekcji, przedstawiciele tych państw.
Widzimy tedy, że w samej Komisji, Polska będzie mogła zasiadać tylko co pięć lat. Ale kiedy na nią ta kolej przyjdzie, niewiadomo. Będzie to zależało od dobrej woli rzeczonych państw, z któremi ona wspólnego będzie miała delegata, i od stosunku Polski do tych państw. Nie potrzeba tłomaczyć niebezpieczeństwa, jakie grozić może Polsce z tej strony, jeżeli nie będzie miała w Komisji swego własnego przedstawiciela, wtedy, gdy będzie chodziło o rozkład długów austriackich na poszczególne państwa, z ustanowieniem stosunku obciążenia każdego z nich odpowiednią częścią rzeczonych długów; jak również wtedy, gdy będą szacowane austriackie dobra państwowe, przypadające w udziale każdemu z tych państw, a mające być przezeń Austrji zapłacone. Na nieobliczone straty Polska mogłaby być narażona, gdyby w takim momencie obrona jej interesów była w Komisji powierzona przedstawicielowi państwa mającego w jakimkolwiek kierunku interesa z Polska sprzeczne. A każde z tych państw będzie się starało, i to jest naturalne, nakładać na siebie jak najmniejsze ciężary. To niebezpieczeństwo byłoby tem większe, że na mocy paragrafu 14-go Aneksu II, decyzje Komisji będą bezapleacyjne. Oto tekst dosłowny tego paragrafu:
Aneks I. paragraf 14. „Decyzję, powziętą przez Komisję, zgodnie z pełnomocnictwami jej udzielonemi, będą zaraz wykonalne i mogą być natychmiast zastosowane bez żadnych innych formalności”.
I tak oto, traktat w Saint-Germain, który, jak widzieliśmy, pod względem terytorialnym Polski nie faworyzował, nie zdaje się również, pod względem finansowym, przemawiać na jej korzyść.
Pan Dmowski, w swej mowie w Detroit, na Sejmie Polskiego Wychodźtwa w Ameryce, i w swych memorjałach składanych alianckim mężom stanu głosił, że Polska winna roztoczyć opiekę nad wszystkiemi małemi państwami i narodami środkowej Europy, i otoczył je sam taką opieką, że Polskę, jak widzimy, oddał pod ich władzę. Nie tylko, że Polskę uzależnił całkowicie od aliantów, ale zdał ją jeszcze między innemi, na łaskę małej „Entanty”. Oto skutki przewidującej polityki i działalności naszego przedstawicielstwa politycznego w Paryżu.
Zasadnicze cyfry przytoczone w tym rozdziale i szczegóły fiskalne tyczące się Galicji, są wyjęte z książki p. Jerzego Michalskiego „Traktat Saint Germain a obciążenie Polski”, Kraków 1921 r.

Traktat o Mniejszościach.

Traktat o Mniejszościach jest jednym z najjaskrawszych dowodów nieumiejętności naszych przedstawicieli na konferencji pokojowej w Paryżu, w znalezieniu lub użyciu właściwych argumentów ku obronie polskich interesów na tej konferencji. Wykazałem już poprzednio, że zasada na jakiej ten traktat został Polsce narzucony, nie miała żadnej podstawy i że wszystkie za tem narzuceniem przytoczone argumenty mogły być pozbijane z największą łatwością. Przejrzymy teraz niektóre artykuły tego traktatu, najbardziej dla polski niekorzystne. Takiemi są przedewszystkiem artykuły: 3, 4 i 12. O pierwszym i ostanim z tych artykułów już wyżej była mowa, zastanówmy się więc teraz nad artykułem 4-tym, który jest dla Polski najbardziej szkodliwym i niebezpiecznym. Ten ratykuł brzmi jak następuje:
Art. 4. „Polska uznaje za obywateli polskich z samego prawa i bez żadnych formalności, osoby przynależności niemieckiej, austriackiej, węgierskiej czy rosyjskiej, urodzone na wspomnianem terytorium (uznanem lub które będzie uznanem za część składową Polski) z rzodziców tamże zamieszkałych (y étant dómiciliés; habitually resident), chociażby, w chwili wejścia tego traktatu w moc obowiązującą, same nie miały tam stałego zamieszkania (elles n’y soient pas elles-mêmes domiciliées; even if they are not themselves habitually resident there)”.
Niebezpieczeństwo, jakie grozi Polsce z tego artykułu leży w jego treści niejasnej i w skutek tego dozwalającej na rozmaite tłomaczenie. Wiemy, że rząd polski w pewnej kwestji, która świeżo oparła się o Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, tłomaczył treść tego artykułu inaczej, a ten Trybunał w swej opinji wydanej dnia 15 września b. r. tłomaczył ją także inaczej. Opinja ta brzmiała mianowicie, że „artykuł 4 rzeczonego traktatu odnosi się jedynie do zamieszkania rodziców w chwili urodzenia danej osoby”. Rząd polski zaś utrzymywał, że dana osoba winna być sama w Polsce zamieszkałą w chwili wejścia traktatu w moc obowiązującą. Nie przewidując tego podwójnego tłomaczenia, ani niebezpieczeństwa, jakie z tego artykułu dla Polski wyniknąć może, nasi przedstawiciele widocznie nad jego treścią się nie zastanawiali, ale podpisywali ją na ślepo. A tem niebezpieczeństwem jest fakt, że ten artykuł stwarza Polsce kategorję ludzi o podwójnem obywatelstwie i całą serję anonimowych obywateli, którzy urodziwszy się kiedyś na dzisiejszem polskiem terytorium, z rodziców tamże zamieszkałych, a dziś może nie żyjących lub gdzieindziej mieszkających i sami gdzieindziej zamieszkali, będą mieli, gdyby powyższa opinja rzeczonego Trybunału się utrzymała, obywatelstwo polskie z samego prawa, mimo że żadnej styczności z Polską nie mają i prócz faktu swego tam urodzenia, nigdy może nie mieli. Te osoby nie utraciwszy bynajmniej swego dotychczasowego obywatelstwa, będą mogły w ten sposób, upominać się o polskie obywatelstwo w chwili uznanej przez nie same za odpowiednią, jak to miało miejsce nie tak dawno w Anglji na jej szkodę i niekorzyść. Według prawa angielskiego, każde dziecko, bez względu na jego pochodzenie, urodzone pod flaga angielską, a więc i na statku angielskim, nabywało dotąd ipso facto narodowość angielską. Korzystając z tego prawa, niektórzy cudzoziemcy, urodzeni w Anglji, przebywali tamże przed samą wojną lub na jej początku i upominali się o obywatelstwo angielskie, którego im odmówić nie można było. A czynili to wyłącznie dla chwilowego zabezpieczenia swych interesów lub dla możności łatwiejszego działania na szkodę tego państwa. Pamiętam wypadek tego rodzaju, który dał powód do interpelacji w parlamencie angielskim. Szofer Ministra Sprawiedliwości, Niemiec, otrzymał naturalizację angielską w trzy dni po wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Anglję i potem za paszportem angielskim wyjechał do Szwajcarji. Interpelowany w tej kwestji minister Spraw wewnętrznych, odpowiedział, że nie można było temu człowiekowi odmówić naturalizacji, skoro był urodzony na gruncie angielskim. A na zapytanie, dlaczego mu dano paszport na wyjazd zagranicę, wyraził swe zdziwienie na takie zapytanie, bo jakżeż można było – powiedział – odmówić paszportu obywatelowi angielskiemu. Takich wypadków musiało być niezawodnie więcej. Nauczeni tem doświadczeniem, Anglicy mieli rzeczone prawo zmodyfikować.
I w takim oto momencie, gdy w samej Anglji to prawo okazało się tak niebezpiecznem i szkodliwem, a we Francji, z powodu osławionego niemieckiego prawa Delbrücka, jak najostrzej przeciw podwójnemu obywatelstwu występowano, nasi przedstawiciele polityczni, nie zważając na to niebezpieczeństwo, ani nie zwracając nikomu na nie uwagi, równie szkodliwe dla Polski prawo podpisywali. Trudno przypuszczać, żeby Francja i Anglja, przekonawszy się same u siebie o szkodliwości takiego prawa, miały je Polsce rozmyślnie na jej szkodę narzucać. To musi być zgoła wykluczone. Stąd logiczny wniosek, że ten artykuł nie mógł być, w tej formie, wprowadzony do traktatu inaczej, tylko na własne żądanie naszych przedstawicieli, którzy, którzy prawdopodobnie chcieli zastrzedz w ten sposób naszej licznej na obczyźnie emigracji obywatelstwo polskie z samego prawa, ażeby ona, nie tracąc swego obcego obywatelstwa, korzystała zarazem ze wszystkich praw przysługujących w Polsce polskim obywatelom. I tak, ten artykuł wprowadzony do traktatu jakoby na naszą korzyść, zwracałby się właśnie przeciwko nam, na podobieństwo owego w traktacie wersalskim sławnego ustępu o emigrantach śląskich, który nam tyle na Śląsku złego zrobił.
Powoływanie się zaś, dla usprawiedliwienia wprowadzenia do traktatu tego artykułu, na podobne prawo francuskie, nie miałoby żadnej podstawy. We Francji nabywa z samego prawa obywatelstwo francuskie tylko dziecko, urodzone na gruncie francuskim, nie z rodziców, ale z ojca cudzoziemca, który sam we Francji był się urodził (prawo z 1893 r.). We wszystkich innych wypadkach dziecko urodzone na terytorjum francuskiem, z rodziców cudzoziemców, nabywa obywatelstwo francuskie na warunkach następujących:
1. Dziecko urodzone we Francji w chwili swej pełnoletności, nabywa obywatelstwo francuskie, jeśli w ciągu roku po dojściu do wieku pełnoletniego, przewidzianego prawem francuskiem, wniesie o to podanie, które może być jednak przyjęte lub odrzucone, w razie naprzykład „niegodności”. W każdym razie wymaganem jest obranie stałego zamieszkania we Francji w ciągu roku po złożeniu podania o nadanie sobie obywatelstwa francuskiego” (art. 9 Kodeksu cywilnego z modyfikacją z dnia 22 lipca 1893).
2. „Dziecko urodzone z rodziców cudzoziemców, zamieszkałe we Francji swej pełnoletności, uważanem jest za Francuza, jeżeli w ciągu roku po dojściu do pełnoletności, nie zrzeknie się swego prawa do obywatelstwa francuskiego na rzecz innego obywatelstwa” (art. 8, § 4 Kodeksu cywilnego).
Widzimy z tego najwyraźniej, że w żadnym z tych wypadków niema równego położenia z położeniem wytworzonem przez artykuł 4 traktatu, o którym mowa.
Co do Alzacji–Lotaryngji, to widzieliśmy, że na mocy traktatu wersalskiego nabywają tam obywatelstwo francuskie z samego prawa: 1) „Osoby, które utraciły obywatelstwo francuskie wskutek zastosowania traktatu francuskiego z 10 maja 1871 r. i które nie nabyły innego obywatelstwa prócz niemieckiego”. 2) „Potomkowie prawi lub naturalni osób wyżej wymienionych, z wyjątkiem takich, któreby miały w linji ojcowskiej Niemca osiadłego w Alzacji–Lotaryngji po 15 lipca 1870 r.”. 3) „Wszelka osoba urodzona w Alzacji–Lotaryngji z rodziców nieznanych lub będąca niewiadomego pochodzenia”.
Widzimy tedy, że wzorując się po prostu na prawodawstwie francuskiem i na paragrafach traktatu wersalskiego, dotyczących Alzacji–Lotaryngji, oraz powołując się na doświadczenia angielskie w tej sprawie, byliśmy uniknęli szkód i nieporozumień, wynikających z wadliwej redakcji artykułu 4-go traktatu o mniejszościach. Tu wychodzi po raz setny cała nieudolność naszych przedstawicieli na konferencji pokojowej w Paryżu, którzy ani prawa francuskiego, ani angielskich w tej sprawie doświadczeń, ani swych rozległych jakoby stosunków u Aljantów, a zwłaszcza we Francji, jakiemi się tak dalece chwalili, nie potrafili na rzecz Polski wyzyskać. Więc czyż niesłusznem byłoby dowodzenie, że krzywdy, jakich Polska doznała na konferencji pokojowej w Paryżu, zawdzięcza ona przedewszystkiem… nieumiejętności swych przedstawicieli.

Armja polska we Francji.

Dnia 4 czerwca 1917 r. został podpisany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Francuskiej dekret o utworzeniu we Francji armji polskiej. Trzeba wiedzieć, że Francuzi byli wówczas pod względem liczebnym tak wyczerpani, że jak to poprzednio mówiłem, po kilka razy uznanych za niezdolnych brano do wojska. Krew nasza po stronie koalicji miała w tym momencie wartość taką, że nie było na nią ceny. Wszystko za nią uzyskać można było. Ale nasi przedstawiciele polityczni we Francji nie umieli z tego dla polski skorzystać i krew polską marnowali, oddając ją za darmo, gorzej jeszcze – Polska do niej dopłaca – jak to zaraz zobaczymy. Widzieliśmy, że w pierwszym projekcie umowy o pokój z Austrją o Polsce nie było wcale mowy. W drugim całą Polskę z r. 1772 wraz ze Śląskiem i Bawarją ofiarowano Austrji. Gdyby ta umowa była przyszła do skutku, tworząca się we Francji armja polska byłaby posłużyła do zjednoczenia wszystkich ziem polskich pod berłem austrjackiem i do wywalczenia Śląska i Bawarji temu berłu. Francja wyczerpana z ludzi, nie byłaby mogła, mimo najlepszych chęci, swego wojska na ten cel poświęcać. I tak oto nasi ówcześni przedstawiciele polityczni zagranicą, głoszący urbi et orbi , że oni tylko bronili prawdziwych interesów Polski i obrzucający błotem każdego, co nie podzielał we wszystkiem ich zapatrywań i piętnujący go nazwą, w najłagodniejszym wypadku, „Austrofila”, stawali się bezwiednie narzędziem habsburskiej polityki, mającej wówczas we Francji i w Anglji, ze względów oportunistycznych, znaczne jak widzimy poparcie.
Twórcami armji polskiej we Francji byli: Polskie biuro polityczne w Paryżu, z którego powstał późniejszy Komitet Narodowy polski tamże, i które mieściło się w hotelu St. James et d’Albany, na ulicy St. Honorè (przeniesione jako Komitet narodowy na avenue Kléber 11, bis.), i hr. Ignatiew, szef III-go departamentu wywiadowczego przy ambasadzie rosyjskiej. Pomocnik jego p. Mokeewsky, tak się pisał na swych kartach wizytowych, został szefem polskiej kancelarji wojskowej, rue Chanalailles. Na krzyk podniesiony przez paryską kolonję polską na tę wiadomość został mianowany naczelnikiem polskiej armji we Francji jako szyld, Francuz, jenerał Archinard, ale p. Mokeewsky pozostał na swem stanowisku.
Jako pretekst do wystąpienia z projektem tworzenia armji polskiej we Francji, posłużyła ambasadzie rosyjskiej w Paryżu i jej biuru wywiadowczemu okoliczność, że rosyjskie wojsko we Francji, z chwila rewolucji w Petersburgu, zbuntowało się, wypowiedziało posłuszeństwo swym oficerom, zaprowadziło sowiety i wziąwszy zakładników, zagroziło ich śmiercią, w razie gdyby chciano je ogłodzić dla zmuszenia do złożenia broni. Otoczono Rosjan murzynami, zatoczono przeciw nim armaty i dano do zrozumienia, że zostaną wybici do nogi, bez względu na zakładników, jeżeli się nie poddadzą. Po długich pertraktacjach Moskale złożyli broń. Ale Francuzi, po tem doświadczeniu, już więcej takich sprzymierzeńców oglądać nie chcieli.
Wtedy to zrodziła się w ambasadzie myśl sprowadzeniu Polaków z armji rosyjskiej, których było jeszcze w tej armji kilkaset tysięcy. Chciano w ten sposób przysłużyć się Francji przez dostarczenie jej brakującego żołnierza, poświęcając w tym celu krew polską zamiast rosyjskiej. A zarazem dawało to zapewnienie różnego rodzaju przedsiębiorcom ciągłości w dostawach, które po zlikwidowaniu wojska rosyjskiego we Francji mogły się urwać. Te dostawy, przy projektowanej kombinacji byłyby jeszcze wzrosły. Wojska rosyjskiego było we Francji kilkanaście tysięcy, a plan był założony na sprowadzenie z Rosji około trzystu tysięcy Polaków.
Tym marzeniom położył kres – rząd Kereńskiego. Trzeba było tedy zwrócić się w inną stronę w poszukiwaniu rekruta, którego dostarczyli dopiero w największej ilości jeńcy austriaccy wzięci do niewoli na froncie włoskim i prawidłowy werbunek amerykański, gdy został dozwolony przez rząd Stanów Zjednoczonych. Do chwili przybycia tych jeńców i ludzi z tego werbunku, wzrost liczebny armji polskiej we Francji szedł bardzo powoli. Stan tej armji nie przechodził kilku tysięcy ludzi, składających się przeważnie z żydów niemieckich, austriackich i francuskich, udających Polaków [14] i spieszących pod znak orła białego dla lepszego „dekowania się”, z kilkuset polskich żołnierzy niedobitków z owego rosyjskiego wojska i pewnej ilości Polaków amerykańskich, przybyłych z uczucia patriotycznego i skarżących się, że ich oszukano, werbując do armji polskiej, a zaciągając się do żydowskiego wojska.
P. Erazm Piltz, szef polskiego biura politycznego, o którem wyżej mowa, na jednem z zebrań politycznych u jednego z rodaków, na Roind Point des Champs-Elysés powiedział najwyraźniej, że to wojsko nie było przeznaczone na front, ale miało inne cele, których jednak p. Piltz, mimo że go usilnie o to napierano, nie chciał wyjawić. Na uwagę z mojej strony, że koszta osiągnięcia tych celów niewiadomych Polska ponosić będzie, p. Piltz odpowiedział, że od tej ewentualności zabezpiecza dekret. Tymczasem d. 27 stycznia 1919 r. rząd francuski zażądał przyznania sobie zwrotu sum zaliczonych na rachunek polskiej armji. I Komitet Narodowy Polski w Paryżu wystawił dokument następujący:
„Komitet narodowy polski, działając w imieniu narodu polskiego, którego jest przedstawicielem, oświadcza, „że sumy przeznaczone od 1 lipca 1917 r. lub które były przeznaczone przez rząd Rzeczypospolitej francuskiej na wydatki armji polskiej, w zgodzie z Komitetem narodowym polskim, stanowią zaliczki, których zwrot zostanie zapewniony przez naród polski, w terminie jaknajkrótszym po podpisaniu traktatu pokojowego, za pomocą pożyczki, której warunki i gwarancje stanowić będą przedmiot późniejszego układu”.

Prezes Kom. Narod. Min. spr. zagr.
( – ) Roman Dmowski ( – ) S. Pichon.

Zgodnie z zestawieniem ministerstwa skarbu według stanu dnia 21 grudnia 1921 r. koszta utworzenia i utrzymania armji polskiej we Francji wynoszą około 350 miljonów franków franc., a wydatki na dywizję syberyjską 50 miljonów fr. fr., co czyni razem 400 miljonów franków franc., które Polska winna Francji za utworzenie i utrzymanie armij polskich po stronie państw sprzymierzonych.
Pomijam nieporządki przy zestawieniu odnośnych rachunków. Kogo tu winić za te nieporządki? Nie generała Hallera, który późno do Paryża przybył i już nie mógł nic zadziałać. Winnym jest głównie Komitet Narodowy Polski w Paryżu, którego obowiązkiem było czuwać nad wszystkiem, co do sprawy polskiej się odnosiło, skoro miał przedstawicielstwo tej sprawy zagranicą. A cóż mogło być ważniejszego dla sprawy polskiej w czasie wojny, jak armja polska.
Dodać trzeba, że ta armja doszła do znacznych rozmiarów. Liczyła w końcu kilkadziesiąt tysięcy ludzi, doskonale uzbrojonych i wyekwipowanych i zaraz po rozejmie do kraju sprowadzona byłaby mogła oddać Polsce ogromne usługi. Ale niestety, ta armja, to nie była armja polska, tylko prywatna armja Komitetu Narodowego, i tu wychodzą na jaw te tajemnicze cele, których p. Piltz nie chciał nam wyjawić: przeznaczeniem tej armji było wykonanie zamachu stanu, wywrócenie rządu warszawskiego i narzucenie Polsce władzy tego Komitetu, uformowanego na obraz i podobieństwo tureckiego Komitetu „Union et Progrès” i chcącego iść jego śladem. Ale ponieważ ani dowódca tej armji, jenerał Haller, jako dawny dowódca legionów, ani sama jego armja, złożona po części z legionistów, nie wzbudzali w szefach rzeczonego Komitetu dostatecznego zaufania, dlatego tę armję zatrzymano we Francji jak najdłużej, w nadziei, że pod parciem tak licznych nieprzyjaciół okalających Polskę ze wszystkich stron, rząd warszawski sam się wywróci i utoruje drogę do władzy Komitetowi narodowemu [15]. W tej myśli, nie postarano się nawet, ażeby w akcie rozejmu zapewniona została armji polskiej we Francji droga powrotna do kraju. Czesi swą armję natychmiast po rozejmie z Francji do domu sprowadzili i dzięki temu zabrali nam Cieszyn.

Sprawa Śląska Cieszyńskiego.

Sprawa Śląska Cieszyńskiego jest jednym z najwymowniejszych dowodów, jak było bezcelowem z naszej strony wysuwanie idei etnograficznej, która zaprzepaściła nam Gdańsk, a Cieszyna nam nie dała. Oto jak tę sprawę przedstawia, jeneralny sekretarz delegacji polskiej na konferencji pokojowej w Paryżu, p. Stanisław Kozicki w swej książce „Sprawa Granic Polski”.
„Prawa Polski do Śląska Cieszyńskiego opierała Delegacja polska przedewszystkiem na gruncie etnograficznym i domagała się przyłączenia do Polski tej części prowincji, która była zamieszkana przez ludność polską”.
„Wobec tego, że zasada narodowościowa była przyjęta za podstawę wszelkich rozgraniczeń przez Konfederację, zdawało się, że rozstrzygnięcie sprawy Śląska Cieszyńskiego, Spisza i Orawy nie może ulegać żadnej wątpliwości. Granica rozsiedlenia dwóch narodowości była ściśle określona, a ludność tych terytoriów jest pod względem narodowym kompletnie uświadomiona. Gdyby Rada Najwyższa była chciała zastosować w tym wypadku zasadę, uznaną przez nią za niewzruszoną, rozgraniczenie polsko-czeskie byłoby tylko łatwą formalnością”. (Str. 101, 102).
„Rozumiejąc słabości swego stanowiska na konfederacji wobec przewagi ludności polskiej na Śląsku Cieszyńskim, postanowili Czesi stworzyć fakt dokonany i zająć cały Śląsk, siłą zbrojną. Dnia 23 stycznia r. 1919 wykonali swój zamiar, napadając zbrojne terytorium będące pod zarządem Rady polskiej”.
„Delegacja polska zwróciła się do Konfederacji, która sprawą zatargu czesko-polskiego natychmiast się zajęła”. Ale, „Rada Najwyższa nie spieszyła się z zadecydowaniem o przyszłości Śląska Cieszyńskiego. Zasady przyjęte przez Konfederację przemawiały oczywiście za Polską, lecz były względy natury ubocznej, które faworyzowały Czechów. Wszak państwu Czeskiemu wbrew przyjętym na Konferencji zasadom, dano terytorium zamieszkałe przez szereg obcych narodowości – przez Niemców, Węgrów i Rusinów, a Słowaków nikt nie pytał się, czy pragną należeć do Czech”.
„Rząd francuski miał, jak się zdaje, wobec Czechów zobowiązania z czasu wojny w zamian za pomoc, jaka udzielali Sprzymierzonym na terenie rosyjskim i austriackim, dość, że Francuzi w pozostałych sprawach popierający bez zastrzeżeń Polaków, w sprawie Śląska Cieszyńskiego, zachowywali się wyczekująco lub wprost dla nas nieprzychylnie”. (Str. 105).
„Sprawa Śląska Cieszyńskiego jest klasycznym przykładem tego, jak zasady przyjęte przez Konferencję nie były przez nią stosowane. Na Śląsku sprawa była jasna i prosta: ludność bardzo uświadomiona pod względem narodowym, granica etnograficzna jasna. Mimo to przy decyzji rozstrzygnęły względy ekonomiczne i komunikacyjne na korzyść Czechów, bo taka była tendencja państw, których przedstawiciele decydowali i taka się wytworzyła konjunktura”. (Str. 111).
W tych kilku ustępach wychodzi jaskrawo cała różnica między polityką czeską, a polską. Czesi wysuwali naprzód względy państwowotwórcze, ekonomiczne i komunikacyjne i umieli wyzyskać na swą korzyść koniunktury polityczne, czego nasi przedstawiciele, o umyśle doktrynerskim zrobić nie mogli i nie umieli. Zaślepieni swą doktryną i goniąc za jej urzeczywistnieniem, wysuwali idee Polsce wprost szkodliwe lub nie przynoszące jej żadnej korzyści, a na koniunktury polityczne nie zważając lub wyzyskując je tylko w celach partyjnych nie mogli tych koniunktur z korzyścią dla Polski wyzyskać.
Prócz tego, siłą Czechów była ich niezależność od Aljantów, gdy tymczasem nasi przedstawiciele byli od państw sprzymierzonych finansowo zależni. W Kurjerze Polskim z dnia 11 grudnia 1921 roku została umieszczona nota ze strony „miarodajnej” (czytaj M. S. Z.) prostująca podaną przez ten dziennik wiadomość, że Komitet Narodowy Polski w Paryżu pobierał od rządów sprzymierzonych miesięcznie 300.000 fr. zapomogi. Ta nota podawała cyfrę tej zapomogi na 225.00 fr. Miesięcznie, mianowicie: 150.000 fr. od rządu francuskiego, a 75.000 fr. od rządu angielskiego. W wykazie zaś polskiego ministerstwa skarbu z dnia 31 grudnia 1921 r. znajdujemy na str. 24, Załącznik II. Długi we Francji, należną jeszcze Rządowi francuskiemu „z tytułu utrzymania Polskiego Komitetu Narodowego w Paryżu, sumę franków 1,650.000 oprocentowanych w stosunku 5 od sta”.
Z drugiej strony, w raporcie hr. De St. Armand, oficera sztabu jeneralnego francuskiego, o którym już poprzednio była mowa, wysłanego do Szwajcarji dla porozumienia się z pełnomocnikiem austriackim hr. Revertera, znajdujemy następujące szczegóły tyczące się czeskiego przedstawicielstwa w Paryżu. W sprawozdaniu ze swej rozmowy z Reverterą dnia 23 lutego 1918 r. hr. De St. Armand mówi, że powiedział mu co następuje:
„Czy pewni jesteśmy, że wam Niemcy nie przygotowują jakiej zdrady? Wiecie zapewne, że we Francji, Anglji, Ameryce zamieszkują agitatorzy różnych narodowości austro-węgierskich. Czesi, Serbo-Kroaci… wszyscy rozmawiają z nami i przedstawiają nam swe plany. Dziwiło nas, że nigdy nie żądali żadnej od nas zapomogi, a przecie nie są bogaci i mają koszta. Ich aspiracje się rozszerzają z autonomji, która pierwotnie najwyższą ich ambicją przeszli oni do niepodległości. Otóż, niedawno temu, schwytano we Francji znacznego ajenta niemieckiego. Ciekawe rzeczy nam objawił, więc mu darowano życie. Między innemi przyznał się, że dostarczał funduszów owym agitatorom i powiedział czego Niemcy po nich się spodziewają. Jednem słowem, Prusy faworyzują agitację mającą na celu wytworzenie położenia, z ktoregoby wyszło kilka republik lub państw niezależnych, powstałych z części oderwanych od Austro-Węgier, jak oto: Rzeczpospolita Czeska, Państwo Serbo-Kroacko-Słoweńskie… W takim razie – zauważył Reverta – prowincje austriackie przeszłyby do Niemiec? Naturalnie, odrzekł de St. Armand”. (Patrz ks. S. de Bourbon, „L’offre de Paix séparée de l’Autriche”, str. 326, 327).
Ten raport, wielce ciekawy i pouczający, wykazuje między innemi, najdobitniej, niezależność przedstawicieli czeskich od państw sprzymierzonych, co im pozwalało na uzyskanie swoich postulatów znacznie łatwiej od naszych przedstawicieli, związanych finansowo z rzeczonymi państwami. Właściwie mówiąc, nasze przedstawicielstwo, było po prostu ekspozyturę aljancką do spraw polskich. Jeżeli dodamy do tego brak zmysłu politycznego i nie orientowanie się w kwestjach międzynarodowych, jakiemi odznaczali się nasi przedstawiciele polityczni w Paryżu, dążący tylko do władzy i do wyrobienia sobie stanowiska choćby kosztem Polski, jak to widzieliśmy niejednokrotnie, a przedewszystkiem przez zatrzymanie z ich strony armji polskiej we Francji, w momencie tak dla Polski groźnym, to mamy łatwe wytłumaczenie wszystkich naszych niepowodzeń na Kongresie, których skutki odczuwać się dają do dziś dnia w całym kraju.

Konkluzja.

W streszczeniu, działalność naszych przedstawicieli politycznych w Paryżu i Petersburgu w okresie czasu 1905 do 1919 przedstawia się mniej więcej w ten sposób. Swą działalność przedwojenna w Petersburgu, przyczynili się oni do zatarcia ostatnich śladów państwowości polskiej, przez skasowanie odrębności Królestwa Kongresowego, domaganie się włączenia go do Cesarstwa, dla nadania mu dobrodziejstw Konstytucji rosyjskiej. A jątrzeniem stosunków wewnątrz, przyczynili się do szerzenia w nim, z wybuchami nienawiści, – rozbratu i zamieszania. Rezultat: Gubernja Chełmska, której utworzenie odbiło się na Polsce w 1917 r., w Brześciu Litewskim, a z drugiej strony wzmożenie nacjonalizmu żydowskiego w Polsce i naganka wszechświatowa na nią, w jego obronie, co odbilo się na Polsce w sposób wiadomy, w Wersalu w 1919 r.
Swą działalnością zaś podczas wojny w Paryżu, Londynie i Waszyngtonie, przyczynili się oni do utworzenia fikcyjnego państwa polskiego, bo fikcyjnym jest państwo bez granic, a Polska uzyskała granice ustalone dopiero 15 marca 1923 r. Przyczynili się do odcięcia tego państwa od morza, do utracenia przezeń Gdańska, Warmji, Mazurów, znacznej części Górnego Śląska, do zakwestionowania mu Galicji wschodniej i do zaprzeczenia najważniejszej części Śląska Cieszyńskiego, przez zatrzymanie armji polskiej we Francji.
Zajęci wyłącznie interesami partyjnemi i nie umiejąc wyzyskać dla Polski korzystnego dla niej położenia, jej interesa zaniedbali, czego rezultatem nałożenie na Polskę zrujnowaną przez wojnę i przez kilkoletnie zajecie nieprzyjacielskie, nadmiernych ciężarów, w postaci długów pruskich, niemieckich, rosyjskich (traktat o mniejszościach) i austriackich, nałożenie z nieznacznym wyjątkiem, opłaty za dobra państwowe znajdujące się w dzielnicach do Polski wracających i wreszcie oddanie Polski na laskę i niełaskę pierwszego lepszego mocarstwa, które pod pretekstem należenia do Ligi Narodów, ma prawo mieszać się w jej wewnętrzne sprawy, każdej chwili, przy każdej sposobności, jak za dobrych czasów osiemnastego wieku. Jednem słowem, przyczynili się do upośledzenia Polski pod każdym względem: politycznym, strategicznym, terytorialnym, ekonomicznym i finansowym. Zasługi tej działalności, której skutki mamy jasno przed oczami, przyszłości najlepiej ocenić potrafi. A historja tak surowa dla ludzi niedorosłych swemu zadaniu, w przekonaniu, że działali w najlepszej wierze, zechce może tę okoliczność w swym o nich sądzie uwzględnić.


SPIS RZECZY.

Str
I. Przed wojną 
 4
Zacieranie ostatnich śladów państwowości polskiej 
 4
Działalność naszych przedstawicieli w Dumie 
 7
Kampanja antyżydowska 
 11
II. Podczas wojny 
 14
Działanie we Francji i Anglji 
 23
Memorjał p. Romana Dmowskiego z kwietnia 1916 r. 
 26
z marca 1917 r. 
 29
z 8 października 1918 r. 
 46
Przemówienie p. Romana Dmowskiego w Detroit w 1918 r. 
 49
Kwestja polska na konferencji pokojowej w Paryżu 
 53
Traktat Wersalski 
 61
Kwestja terytorjalna i kwestja granic 
 68
naturalizacji 
 73
długów i ciężarów 
 76
likwidacji 
 77
Kwestje różne 
 88
Traktat w Saint-Germain 
 97
I. Kwestia terytorjalna 
 97
II. Kwestja długów po-austrjackich 
 100
A. Długi przedwojenne 
 100
B. Długi wojenne 
 103
III. Kwestja dóbr państwa w b. zaborze austriackim 
 104
a) Dobra funduszu kameralnego 
 106
b) Dobra funduszu religijnego 
 107
Traktat o mniejszościach 
 111
Armja polska we Francji 
 116
Sprawa Śląska Cieszyńskiego 
 120
Konkluzja 
 124









  1. Przypis własny Wikiźródeł  Panami położenia – panami sytuacji.
  2. Przypis własny Wikiźródeł  Po małorusku… – po ukraińsku.
  3. Przypis własny Wikiźródeł  W oryginale: „(obwód Tranopolski)”, ale to przestawienie liter, bo obwodu tranopolskiego nie było, był obwód tarnopolski; ze względu na nazwisko autora, bardziej prawdopodobne, że w drukarni.
  4. Przypis własny Wikiźródeł  Jest wschodniej, ale czy nie powinno być zachodniej?
  5. Przypis własny Wikiźródeł  Żebyśmy dobrze zrozumieli co powiada p. Dmowski w końcu sierpnia 1918, tj. przed ustaleniem granic z rozległym dostępem do morza, przed powstaniem Gdyni. – Że Polska, nie mająca żadnego dużego portu nad Bałtykiem, ma być w polityce bałtyckiej państwem rozdającym karty! A czym miałaby je rozdawać? Roman Dmowski wskazywał ambitne cele polskiej polityce, ale bez wskazania instrumentów którymi mogłaby próbować realizować te cele.
  6. Przypis własny Wikiźródeł  Awantaż – od fr. avantage – przewaga, zysk, korzyść.
  7. Przypis własny Wikiźródeł  Robert Stewart wicehrabia Castlereagh, markiz Londonderry (1769-1822).
  8. Przypis własny Wikiźródeł  Benjamin Disraeli, lord Beaconsfield (1804-1881).
  9. Przypis własny Wikiźródeł  Leobschütz nazywało się w po czesku Hlubčice, a po polsku nazywają się Głupczyce, miasto w województwie opolskim.
  10. Przypis własny Wikiźródeł  Ratibor, to po polsku Racibórz w województwie śląskim.
  11. Art. II ustawy państw. z 28 grudnia 1881, Dz. u. p. 150 i ustawy kolejowej, Dz. ust. I rozporządzenia kraj. Nr. 5 z r. 1881.
  12. Uchwała Sejmu z 8 lutego 1881.
  13. Uchwała Sejmu z 8 lutego 1881.
  14. Przypis własny Wikiźródeł Mogło chodzić o wywołanie z premedytacją efektu masy, rodzaju pędu stadnego chętnych do wstąpienia do wielkiej polskiej armii na uchodźctwie. W tym celu trzeba udawać, że powstaje wielka armia, ale przecież najpierw muszą powstać małe jednostki (odziały, kompanie, pułki), dopiero z nich tworzy się armia. Ale do małej jednostki może nie być wielu chętnych, i naśladowników tych chętnych… I zamiast kildudziesięciotysięcznej armii byłby maleńki niszowy oddział. (Pod wrażeniem: Robert B. Cialdini „Wywieranie wpływu na ludzi : Teoria i praktyka”, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk, 2007, „Rozdział 4. Społeczny dowód słuszności”, str. 129-176.)
  15. Patrz „Kurier Poznański” z dnia 12 czerwca 1923, artykuł „Epoka Dmowskiego”, gdzie czytamy: „wówczas razem z armją Hallera, przyjechałby do Polski – i to znacznie wcześniej – rzeczywiście polski i myślący po polsku, a nie po marksowsku czy rosyjsku (sic), rząd polski”.

    Tu przypomnieć należy, jak to poświadczył p. Pichon z trybuny parlamentarnej, był Rosji stale wierny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Stanisław Amor Tarnowski.