Hamlet krolewicz dunski/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Hamlet krolewicz dunski | |
Podtytuł | Traiedya w 5. Aktach w Angielskim Języku | |
Data wyd. | 1805 | |
Miejsce wyd. | Minkowce | |
Tłumacz | Jan Nepomucen Kamiński | |
Tytuł orygin. | The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
To i dcwcip miſternie w skąpéy ſtawia Scenie.
KRÓL Danii.
KRÓLOWA matka HAMLETA.
HAMLET synowiec KRÓLA.
DUCH oyca HAMLETA.
OLDENHOLM Minister.
OFELIA | ) | córka | OLDENHOLMA |
LAERTES | ) | syn |
GlLDENSTERN Dworak.
GUSTAW | ) | Officyerowie | ) ) ) ) |
z Gwardyi. |
BERNFILD | ) | |||
ELLRYCH | ) | Zołnierze | ||
FRENCOW | ) |
ENTREPRENEUR.
AKTOROWIE.
DWÓR.
STRAŻ.
Kto idzie? nuże, odpowiaday!..:. ſtóy, i mów, kto ieſteś!
Niech żyie król!
Czy to ty. Ellrychu?
Ja sam.
W sam dobry czas przvchodziſz.
Dopiéro co dwunaſta wybiła.
Dziękuię ci, że mnie tak punktualnie luzuieſz; bardzo mi ieſt coś przykro.
Ani się myſz nie ruſzyła.
Dobra noc. Kiedy Guſtawa i Bernfilda nadybieſz, którży zemną chcą wartę odbydź, więc im powiedz, aby się nie ſpóżniali.
Zdaie mi się że ich słyszę: Stóy! kto idzie?
Przyiaciele tego kraiu.
I hołdownicy króla Danii.
Życzę WPanom dobrey nocy.
Wzaiemnie waleczny towarzyſzu! któż cię zluzował?
Ellrych. Dobra noc. (odchodzi}
Czy to pan Guſtaw?
On to w ſwoiéy właſnéy oſobie.
Witam WPana Mci Guſtawie! i WPana waleczny Bernfildzie!
Powiédz, dałoź się to ziawienie znowu téy nocy widzieć?
Jeſzczem nic nie widział.
Guſtaw mniema, ze to ieſt tylko naſzém przywidzeniem, i niechce temu dać wiary, a żeby w tém ſtraſzliwém widmie, które się nam po dwa razy ukazało, miało bydź coś rzeczywiſtego. Prosiłem go dla tego, tutay tę noc przeczuwać z nami, ażeby on, kiedy to dziwo znowu się ukaże, naſzym oczom ſprawiedliwość oddał, i z tém się ſtraſzydłem rozmówił, iesli będzie miał ochotę do tego.
Dobrze, dobrze, iuż one tu nie przyidzie.
Przeſzłéy dopiéro nocy widział go pan Bernfild i ia. — właśnie co zegar był dwunaſtą uderzył....
Cicho! — otóż znowu idzie —
W téy ſaméy poſtaci, podobne do zmarłego Króla....
Guſtawie, wſzak ieſteś ieden z uczonych, przemów do niego.
Nie ieſtże podobne do Króla! przypatrzno mu ſię WPan dobrze.
Ze wſzyſtkiem podobne. Drżę cały z przeſtrachu i zadziwienia.
Przemówże do niego Guſtawie.
Kto ty ieſteś? którey ſobie w téy nocnéy porze tę ſzlachetną bohatyrſką poſtać przywłaſzczaſz, w ktorey niegdyś powaga zmarłego Króla Danii za życia przebywała? zaklinam cię na niebo, odpowiaday!
Zdaie ſię bydz niechentne.
Patrzcie WPanowię, iuż odchodzi.
Stóy gaday, zaklinam cię, gaday!
Cóż teraz powieſz. Guſtawie? ty drżyſz i pobladłeś. Nie ieſtże to coś więcéy, iak, ſame tylko przywidzenie: cóż ſądziſz o tem?
Na Boga! nigdybym nie uwiezył, gdybym rżecżywiſtemu swiadećtwu moich własnych oczów nie muſiał dadź wiary.
Nie pcdobneż do Króla?
Jak ty ſam do ſiebie. W téy ſamey zbroi, w któréy zawſze w potyczkach był zwykł przewodzić. To ieſt coś dźiwnego.
Już to tak dwa razy, i o tey ſamey, godzinie, rycerskim krokiem ko naszey ſtrary przechodziło.
Co ia iſtotnie o tém mam ſądzić, tego nie wiem, ale nadewſzyſtko, podług mego zdania, oznacza to iakowąś oſobliwſzą odmianę, w naſzym kraiu.
Rzecz bardzo podobna do prawdy, że właśnie dla tego ſtraſzliwe to widmo w zbroi i w powſtaci Króla koło naſzéy przemyka ſię ſtraży.
W owym naygłównieyſzym i zwycięzkim kreſie czaſów Rzymskich nieco piérwéy nim iefzé wielki Juliuſz poległ, otwiérały się groby, umarli w mrocznych powłokach przerażali ięcząc wrzaskliwemi tony ulice Rzymu; gwiazdy miały ogniſte ogony; ſączyła się krwawa z obłoków roſsa, a sionce zaćmiło się, iak gdyby w dzień oſtatecznego ſądu. Podobne dziwne znamiona, które zwyczaynemi przepowiadaczami ſmutnych ſą wydarzeń, połączyły się na niebie i ziemi, na zatrwożenie krain tego okropnem oczekiwaniem iakowegoś powſzechnego nieſzczęścia
Ale cicho, patrzcie, znowu tu idzie, zaſtąpię mu drogę, chociażbym wſzyſtkie moie miał poſtradać włoſy: Stóy mamono! (rozſzérza ramiona na przeciw Ducha) ieżeli zdołaſz wydadź z siebie ton zrozumiały, tedy gaday ze mną, ieżeii się co dobrego ſtać może, coby tobie ulżenie i ſpokóy, a mnie zasługę dobrego uczynku nadarzyć zdołało, więc gaday; ieżeli ci przyſzły los twoiéy Oyczyzny wiadomy, a ktoréy nieſzczęście twoiém przepowiedzeniem ieſzcze odwróconém bydź może, o, więc gaday! — Albo, ieśliś za życia twego, nieprawym ſpoſobem nabyte ſkarby we wnętrznościach ziemi zgromadził, dla których teraz cień twóy za pokutę błąkać się musi, więc ie odkryj, ſtóy, i gaday! — zatrzymay go Ellrychu!
Mamże go moim ugodzić dzirydem?
Uczyń to, gdy ſtanąć nic zechce.
Wſtrżymay się! obrazilibyśmy tę Królewſką poſtać, którą, przywdziało na siebie, gdybyśmy gwałtu użyć chcieli.
Już raz miało myśl mówienia.
Z całego ſerca. Ja wiem gdzie z nim nayſpoſobniey, pomówić możem. (odchodzą)
Przynależałoby się w prawdzie, aby przy tak świéżey ieſzcze pamiątce Hamleta, moiego naydrożſzego brata śmierci, naſze ſerca żałobą się pokryły, a twarz całego moiego pańſtwa wyrażała żal, i boleść nieodzyſkanéy ſtraty; atoli muſzę roztropności tyle nad naturą dozwolić przewagi, ażebym rozrzewniaiąc się pod brzemieniem ſłuſznego finutku, o nas ſamych nie przepomniał. Dla tego wybrałem ſobie moią bywſzą sioſtrę, dziedziczkę tego bitnego, i niezwyciężonego pańſtwa za małżonkę; lubo z poſępną i zameconą rabością. Jedne oko świetnieie weſelną rozkoſzą, drugie przepełnia się łzami; wesołość i boleść na iednéy odważone ſzali. Nie zaniedbaliśmy przy tém wezwać do rady waſzéy roztropności, ſzlachetni mężowie, którzyście nas w téy całéy sprawie tak dzielnie wſpierali. Przyimcie za to wſzyſtko naſze podziękowanie; a ſzczególnie ty Oldenhholmie! — Laertesie, namieniłeś nam iakąś proźbę. Cóżby to było? nie możeſz nic ſłuſznego od twoiego króla żądać, coby ci odmówione bydź miało. Pręcéy się ſerce bez porady głowy, a uſta bez poſługi rąk, a niżeli tron Danii bez twego oyca obéydzie. Czegóż żądaſz Laertesie?
Wſpaniały Monarcho! twego łaſkawego zezwolenia, na móy powrót do Francyi zkąd w prawdzie z właſnego poruſzenia do Danii, przybyłem, dla okazania moiéy powinności przy koronacyi Waſzéy Króiewſkiey Mci, ale teraz zaś po dopełnieniu tego obowiązku, przyznam się, że wſzyſtkie moje myśli i życzenia znowu do Francyi się zwracaią, i radbym do tego nayłaſkawſze pozyſkał pozwolenie.
Zezwalaſz twóy oyciec na to? cóż mówiſz Oldenholmie?
Móy królu! iego nieuſtanne prośby wymogły na mnie moie zezwolenie, a ia cię proſzę nayłaſkawſzy panie, niechciéy mu ſwcgo ubliżać.
Trochę więcey iak synowiec, a mniey jak syn.
Z kąd to pochodzi, ześ zawſze zachmurzony?
Przeciwnie moy nayłaſkawſzy Panie; owſzem ia ieſtem aż nad to w ſłońcu.
Kochany Hamlecie! zrzuć iuż ten nocny kolor z ſiebie, i wyzieray, iak przyjaciel Danii, Nie chodź zawſze z okiem na pói zapartem, i w ziemie wlépionym, iak gdyby w prochu twoiego zacnego oyca ſzukaiąc, wſzak wieſz, ieſt to powszechnem przeznaczeniem, wſzyſcy co żyią umierać muſzą.
A zatem: dla czegoz to ſię oſobliwoscią bydź tobie zdaie?
Zdaie? nie, ieſt nią w iſtocie, u mnie nic ſię nie zdaie. O moia kochana matko, nie ieſt to ſzczególnie ta czarna ſuknia, ani przepych, zwyczaiem upoważnioney żałoby, ani wietzny ſzmer ſztucznie wyduſzonych weſtchnień ani nie uſtannie łzy roniące oko, ani poſępna twarz, lub też inne powierzchowne znamię ſmutku, co prawdziwy ſtan moiego ſerca wywnętrza. Prawda, to wſzyſtko ieſt tylko pozorem; bo to ſą czynności, które ſzkutką naśladować można. Ale to co ia wewnątrz czuię ieſt nad wſzelki powierzchowny wyraz; owe zaś ieſt tylko ſuknią i piękſzydłem boleści.
Jeſt to chwalebny dowód twoiego dobrego ſerca Hamlećie, że podług obowiązku żałuieſz oyca twoiego, ale nie przepominay o tem, że i twóy oyciec równie oyca utraci, a ten oyciec ſwego. Nie przeczę, że żyiącemu nakazuie dziecinna powinność płakać zmarłego; ale w miarę i z celem. W zaciętey ciągle trwać żałości, ieſt to nie męſka ſłabość, albo bezbożne niezgadzanje ſię z niebios zrządzeniem; znak niecierpliwego, lękliwego umyſłu, lub też ſłabego, urojonego rozumu. Bo czemuż mamy ſobie to, o czem wiemy, że tak bydź muſi, z przewrotney jedynie dziecinney uporczywości, tak bardzo w serce wrażać? Jeſt to przeſtępſtwem przeciw niebu, przeſtępſtwem przeciw zmarłemu, przeſtępſtwem przeciw przyrodzeniu, i wielką nierozsądnością w oczach rozumu, który nic powſzechnieyſzego nad śmierć oyców nie zna, i który od pierwſzego trupa, aż do tego, który ſię dziſiay do prochu przenioſł, zawsze na nas woła: tak bydź muſi. Przeto proſzę cię bardzo wrzuć ten bezowocny ſmutek w grub oyca, i powazay na przyſzłość we mnie oyca twoiego, bo niech o tém wie świat cały, że ty moiemu tronowi naybliżſzy, i że z wſzelką ſzlachetnomyślną miłością, iaką tylko kiedy czuły oyciec ku ſwoiemu synowi pałał, będę ci ſię ſtarał ten tron zapewnić. Twoie przed ſięwzięcie powrócić do wſzechnicy ſprzeciwia ſię zupełnie życzeniom naſzym; proſzę cię zaniechay go, i zoſtań pod uprzeymym oczu moich dozorem, moim pierwſzym dworzanem, Synowcem, i ſynem.
Hamlecie! nie day ſię twoiey matce nadaremnie proſić! zoſtań przy nas.
Staię ci ſię poſłuſznym matko z nayſzczerſzey chęci.
Panuy obok mnie w Danii. Pódź królowo, to grzeczne i nieprzymuſzone zgadzanie ſię Hamleta, tak mi ieſt miłe, że ten dźień, będzie dniem radości — pódźmy! (odchodzą)
O! czemuż to mocne — za nadto mocne ciało roſtopić i we łzy rozpłynąć ſię niemoże, albo dla czegóż prżewiekuiąca iſtność, pioruny ſwoie na ſamobóyſtwo wymierzyła! Ot Boże Boże iak obrzydliwe, czcze przeſtałe i cierpkie wydaią mi ſię wſzyſtkie rozkoſze świata tego! — O! iak że ten świat ieſt ohydnym w oczach moich! Jeſt to zaniedbany ogród, gdzie wſzyftko w naſienie wybuia, chwaſtem i głogiem poraſta. mniałżem ſię tego doczekać! dopiero dwa mieſiące iak umarł! nie, nawet i tyle nie ſiąga — tak wielki i rzadki Król — w porównaniu z tym iak Apollo z Satyrem; który moią matkę tak uprzeymie kochał, że ią nawet przykry wietrzyk nie ozionął. — O niebo i ziemio! czemuż pamięć moia tak mi ieſt wierną! — iakże ona przywiązaną do niego była! a wſzelako w przeciągu iednego miełiącal!....... ona... taż ſama ona.... (o nieba! bez rozumne zwierze dłużeyby żałowało!) z moim ſtryiem zaślubiona!.... z bratem oyca moiego! ale moiemu oycu tak nie podobnym, iak ia Herkulessowi! — W przeciągu iednego mieſiąca! — tak ſpieſzno do kazirodnego łoża! — — nie, w tem ſię nic dobrego nie święci, i na nic dobrego wyisć nie może. — O pękay ſerce moie! bo ia milczeć muſzę.
Cieſzę ſię, w dobrem was oglądać zdrowiu! — Ty ieſteś Guftaw? albo ia ſam o ſobie nie pamiętam.
Jeſtem Guſtaw nayłaſkawſzy Panie, twóy naypokornieſzy ſługa na wieki.
Móy dobry przyiaciel! takie niech będzie odtąd naſze zachowanie. Cóż cię tu ze wſzechnicy ſprowadza Guſtawie?.... nie ieſt że to Eernfild?
Tak ieſt, nayłaſkawſzy panie.
Miło mi ieſt was oglądać. — ale w iſtocie Guſtawie, co cię tu ſprowadza?
Rozwłóczyłem się trochę, móy nayłaſkawſzy Królewicu;
Nie chciałbym tego ſłuchać, gdyby to twojemu nieprzyiacielowi powiedziano, tém bardziey, nie powinienbyś gwałtu uſzom moim zadawać, używaiąc ich za świadka takiego przeciwko ſobie ſamemu zeznania. Ja wiem, że nie ieſteś próżniakiem. Cóż tu porabiaſz w Helzynger?
Pyrzyiechałem nayłaſkawfzy Królewicu, przypatrzyć, się pogrzebowi oyca twoiego.
Mówiąc prawdę, nayłaſltawſzy Królewicu, one prętko naſtapiło.
Z ſamey ſzczególnie goſpodarności móy dobry Guſtawie — aby pieczenie, ze ſtypy pogrzebowey pozoſtałe, na weselu ieſzcze ciepłe dane bydź mogły. O Guſtawie! wołałbym raczey moiego naygłównieyſzego nieprzyjaciela w niebie oglądać, iak tego dnia dożyć.... moy oyciec!... zdaie mi się że go widzę....
Gdzie? iak?
Oczyma moiey duſzy, Guſtawie!
Ja go raz widziałem, był to rzadki Król.
Powiedz rzadki mąż, a tak wſzyſtko powiedziałeś, iemu podobnego nigdy nie obaczę.
Nayłaſkawſzy Królewicu mnie ſię zdaie, że ia go prżeſzłey nocy widziałem,
Widziałeś? kogo?
Króla, oyca twego nayłaſkawſzy Xiaże.
Króla, mego oyca?
Przebóg, nie day mi długo czekać.
Przez dwie nocy iedna po drugiey miał Bernfild i Ellrych ſtoiąc na warcie, osobliwa przygodę. Poſtać iakowaś, podobna do oyca twego nayłaſkawſzy Królewicu, od ſtop aż do głowy uzbroiona, ziawia ſię przed niemi, i przechodzi koło nich uroczyſtym krokiem, powoli i uważnie; trzy razy przeſzedł w zad i przod po przed ich, z boiaźni ztrętwiale oczy, z berłem w ręku, oni ſtali iak wryci z wylęknienia, i nie mieli tyle odwagi przemówić do niego. Odkryli mnie ten przypadek, i namówili mię póyść z niemi przeſzłey nocy na wartę, a tu widziałem o tym że samym czasie, toż famo ziawienie tak, iak mi o niem opowiadali. Poznałem twoiego oyca nayłaſkawſzy Królewicu te ręce nie ſą do siebie podobnieyſze.
I gdzież to się ſtało?
Przy samych krużgankach pałacu.
Nie przemówiliscież do niego?
I owſzem nayłaſkawſzy Królewicu ia przemówiłem do niego, ale mi żadney nie dało odpowiedzi, raz tylko zdało mi się iak gdyby głowę podnieslo, i zrobiło ruch do mówienia — ale w tem że ſamym momencie zniknęło nam drżące z oczu.
Tak prawda, iakiem żywy nayłaſkawſzy Królewicu! Wzieliś my to ſobie za powinność nayłaſkawſzemu Królewicowi, donieść bez zwłoki.
W ſamey rzeczy, muſzę ſię przyznać, że mię to nieſpokoynym czyni, — (do Bernfilda i Ellrycha) Czy macie tey nocy znowu wartę?
Mamy nayłaſkawſzy Królewicu! prosiłem umyślnie o to —
Uzbroiony powiadacie?
Od ſtóp aż do głowy nayłaſkawſzy Królewicu
Więc nie mogliście twarzy iego widzieć
I owſzem, nayłaſkawſzy Królewicu, miał hełm podchilony.
Powiedźcie mi, czy gniewny wyglądał?
Jego mina zdawała się więcey smutku iak gniewu wyrażać.
I patrzałże wam w oczy?
Bardzo mocno.
Cobym był za to nie dał, gdybym był przy tem.
Jak ſię przynaymnié zdaie. Długoż ſie bawił?
Tak długo, ile potrzeba, aby z pomierną prętkością ſto przeliczyć.
Póydę z wami tey nocy na wartę, może nam się znowu ukaże.
Ręczę za to, że pewnie przyidzie.
Kiedy moiego czcigodnego oyca na się przybiéra poſtać, więc muſzę z niem mówić, chociażby piekło ſwoią rozwarło paſzczekę, i milczeć mi kazało. Proſzę was, ieśliście to ziawienie do tąd nie rozgłosili, niech one i na dal między nami taiemnicą zoſtanie. Wſzyſtko, cokolwiek nam się tey nocy wydarzy, uważaycie pilnie, ale milczcie. Będę się wam ſtarał wywdźięczyć za przyiaźń waſzą. Bywaycie zdrowi! między iedynaſtą, a dwunaſtą odwiedzę was w krużgankach pałacu.
Twoi naywiernieysi ſłudzy nayłaſkawſzy Królewicu, (odchodzą.)
Moi przyiaciele, a ia waſz wzaiemnie, do obaczenia.
Duch oyca moiego, a do tego we zbroi?... wſzyſtko nie ieſt w ſwoiey kolei, iak bydź po winno. — Obawiam się ukrytego iakowegoś łotroſtwa. Oby iuż pręcéy noc nadeſzła! uſpokoy się tak długo duſzo moia. Haniebne czyny muſzą wyiść na wierzch chociażby ie cały ciężar ziemi ſwoim zwrotem przywalił. (odchodzi.)
Byway zdrowa sioſtro, a kiedv mi wiatry w podróży poſłużą, nie zapominay moiey pamiątki, i doniéś mi o ſobie.
Jakże możeſz wątpić o tem?
Co ſię zaś Hamleta i pieſzczot iego miłości tycze, miey ſobie zawſze na uwadze, że to ieſt igrzyſkiem mody, i zwyczaynem zburzeniem krwi młodocianego wieku.
I nic więcey iak tylko to?
Te twoie dobre napomnienia będą zawſze czuwaiącemi poſtrzegaczami ſerca moiego. Ale móy kochany bracie, pamiętay na to abyś nie był podobny nie którym moraliſtom, którzy innym wąſką i cierniową ścieżkę do cnoty Wſkazuią, gdy tem czaſem oni ſami na ſwoie właſne nauki bez pamiętni, opuściwſzy hamulce, po szerokim gościńcu buyney ſproſności na wyścigi pędzą.
Z moiey ſtrony ſpokoyną bydź możeſz! — Ale otóż i naſz oyciec nadchodzi; tém lepiéy podwóyne błogoſławieńſtwo, podwóyną dobroczynność rodzi.
Ty ieſzcze tutay Laertesie? daléy, daléy na okręt móy syna. Wiatr rozdyma iuż żagle, i czekaią na ciebie. Przyim ieſzcze raz moie błogoſławieńſtwo; (kładzie ſwoią rękę na głowę Laertesa) a tych kilka reguł życia, które do niego przyłączam, wraz głęboko w pamięć twoią. Nie użyczay myślom twoim ięzyka; a kiedy iuż od nieprawych podchwyconym zoftanieſz, ſtrzeż ſię ie przynaymniéy w czynności przeinaczać. Bądź dla każdego ſzczerogrzecznym, niezachodząc z nikiém w powſzedne obcowanie; ieśli pozyſkaſz doświadczonych przyjaciół, tedy przykuy ich nierozłącznie do twoiéy duſzy, ale nie wyſtawiay twoiéy przyiaźni na lada iaką, świéżo-wylęgłą i ieſzcze nieporoſłą znaiomość. Uchodź wſzelkiey ſposobności do roztérek; ale ieśli się iuż raz w nie zawikłaſz, tak się ſprawuy, aby twóy przeciwnik, nie mógł mieć nadziei bezkarnie cię obrażać. Dozwól twoiego ucha każdemu, ale mało komu uſt twoich; przyimuy każdego naganę, ale zatrzymay się ze zdaniom twoiém. Ubieray się tak koſztownie, iak zapłacić możeſz, ale nie z wytworną przysadą, bo ſtróy częſto znamienuie człowieka, a we Francyi zwykli się częſto ludzie maiacy ſtan i znaczenie na pierwſze zaraz weyrzenie tem ogłaſzać, że ſię guſtownie i przyzwoicie ubieraią. Ani nikomu, ani też ſam u nikogo nie pożyczay, bo pierwſzem niſzczemy częſto ſiebie ſamych: i ſwoich przyjaciół, a drugie poddrąża fundament dobrey goſpodarności. Nadewſzyſtko, bądź rzetelnym dla ſamego ſiebie; bo z tąd naſtępuie tak pewnie iak noc po dniu, równie nieomylna rzetelność dla każdego. A teraz byway zdrów móy synu! dałyby to nieba, aby moie błogoſlawienſtwo rozkrzewiło te nauki w umyśle twoim.
Czas nagli, idź, twoi służący oczekuią cię.
Byway zdrowa Ofelio, pomniy na przeſtrogi moie.
Są one zamknięte w pamięci moiéy, od którey klucz z sobą weźmiesz.
Byway zdrowa, (odchodzi)
Cóż ón to do ciebie mówił?
Nieco, co się Królewica Hamleta tyczyło.
Od niektórego czasu czynił mi Królewic rozmaite oświadczenia ſwóiey przychilności.
Swoiéy przychilności? patrzayże! mówiſz w tym ſpoſobie iak gdybyś ieſzcze o takowych niebeſpiecznych rzeczach żadnego nie miała doświadczenia. A taż przychilność, albo iak ią tam nazywaſz, znayduie u ciebie wiarę?
Sama niewiém, co mam o tém myśléć móy oycze.
Więc ia cię nauczę, myśl ſobie, że ieſteś nie rozſądne dziecię, żeś iego oświadczenia za gotowe pieniądze przyięła, gdy one wſzelako fałśzywą ſą monetą. Strzeż się podobnych oświadczeń, albo mi — chcąc się iuż tém błahem słowem wyrażać — oświadczyſz na reſzcie, że głupią ieſteś.
Móy oycze, ón okazuie w prawdzie gwałtowną, miłość ku mnie, ale w nayprzyzwoitſzym ſpoſobie. —
W naynierozſądnieyſzym ſpoſobie, powinnabyś powiedzieć.....
Otóż sidła! wiem ia, iak to ſerce w przysięgi wybucha, kiedy krew płomienie zażegną. Moje dziecie, nie rozumiey iż ten gwałtowny zapał prawdziwym ieſt ogniem, równia się ón owym powietrznym światełkom, które w lecie pod czas chłodnego wieczora niegrzeiąc świecą, ale też tak nagle nikną, iak się i zrywaią. Od tąd bądź nieco oſtrożnieyſzą, i uſtanów więkſzą cenę na wizytę, którą odbieraſz, iak tylko ſam goły rozkaz, że się z tobą, mówić, żąda. Uważ to ſobie dobrze, rozkazuię ci; a teraz do twoiego pokoiu!
Stanę się posłuſzną móy oycze. (odchodzą)
Powietrze przeſzywa do żywego, mróz ieſt trzaſkący.
Wiatr ſtraſznie oſtry, taie do niewytrzymania.
Któraż na zegarze?
Iak ſądzę, będzie dwunaſta bliſko.
Ia nie słyſzałem. Więc iuż się czas zbliża, o którym duch zwykł chodzić. (tu ſłycnać odgłos trąb, i kotłów w pałacu.) Cóż to ma znaczyć móy Królewicu?
Król daie ucztę, i przedłuża bankiet, iak ſię zdaie, do późney nocy, a ile razy pełny puhar wina duſzkiem wypróżnia, tyle razy zaraz kotły i trąby ogłaſzaią zwycięſtwo, które Jego Krolewſka Mość na polu bachuſowem odniosia.
Czy to tak zwyczay każe?
A iużci, ale podług moiego zdania, chociażem Duńczyk i z młodu do tego przyzwyczaiony, ieſt to zwyczay, który się z więkſzym zaſzczytem obala, iak zachowuie. Te wyuzdane rozpuſty i zbytki czynią nas na wſchód i zachód ohydnemi, i płodzą nam u innych narodów zarzut rodowitego nałogu.
Otóż Królewicu patrzay.
Potęgi niebieſkie brońcie nas! — Dobry lub potępiony duchu, niebieską wonią, albo piekielnemi wyziewami ozioniony, w dobroczynnym lub ſzkodliwym zamiarze przybyły, tu poſtać którą się powlekaſz, tak mi ieſt ſzanowną, że z tobą mówić, muſzę. Hamletem, Królem, oycem cię nazwę, O! chciey mi odpowiadać, nie zoſtaw mię w niepewności, któraby mię z życia wyzuła. Powiedz, dlaczego twoie poświęcone zwłoki łamią grobowe zapory? cóż to ma oznaczać? że ty, nieżywy trup, zupełnie uzbroiony, nocne ciſze ſtrachem napełniaſz, i naſzą iſtotę tak okropnym ſpoſobem przerażaſz myślami, które, się aż za obręby naſzey natury wymykaią? (Duch daie ſkinienie Hamletowi)
Daie znak Królewicu, ażebyś ſzedł za nięm, iak gdyby ci ſam na ſam co powiedzieć miało
Uważay Królewicu, iak cię miło na odległe mieyſce wabi, ale na Boga! niechciey iść za niem.
Nie, to bydź nie może.
Ponieważ tu ze mną mówić nie chce, więc póydę za niem.
Nie czyń tego nayłaſkawſzy Królewicu
Dla cżegoż nie? cżegoż mam się lękać? ia o moie życie tyle, co o iednę ſżpilkę ſtoię, a cóż może moiey dufzy uczynić, która równie iak i one ſamo ieſt nieśmiertelną iſtotą — znowu na mnie kiwa, precz odemnie! — póydę za niém.
A gdyby cię Królewicu na ſzczyt iakiéy skały zaprowadziło, a potem przybrawſzy iaką ſtraſzną poſtać pomieſzało zmyſły twoie, i w tém zamęcie w przepaść cię wtrąciło? —
Jeſzcze mię ciągle wzywać nie przeſtaie. Jdź tylko przodem. Póydę za tobą.
My cię nie puściemy Królewicu!
Precz odemnie z waſzemi rękami.
Racz nas Królewicu poſłuchać, nie idź za niem.
Moie przeznaczenie woła na mnie, głos iego wypręża silnie naymnieyſzą żyłkę moiego ciała, na kſztałt lwa Nemeyſkiego. Znowu woła. Uſtąpcie odemnie! (wyrywa ſię im rozgniéwany:) Na Boga! (dobywa ſzpady} ſtraſżydło z tego zrobię kto mię zatrzymać zechce. — Na ftronę powiadam wam! — idź! idę za tobą! (Duch ſte pomyka, Hamlet idzie za niém.)
Wyobrażenie iego tak ieſt zagrzane, że ſam nie ieſt wiadomy czynności ſwoiéy
Jdzmy za nim, w takim zdarzeniu byłoby to przeciw naſzey powinności rozkazy iego wypełniać
Co też się ieſzcze z tego na koniec zawiąże?
Zapewne się iakowaś niegodziwość w Duńſkim pańſtwie ukrywa
Nieba raczą to na dobre wykierować.
Daley! idźmy za niem (odchodzą)
Poſłuchay mię.
Słucham.
Już się przybliża godzina w którey znowu powrócić muſzę w siarczyſte płomienie.
Zal mi cię biédny duchu.
Nie żałuy mię, ale pilnie ſłuchay co ci wyiawię.
Mów powinnością moią ieſt ſluchać.....
Pomścić ſię tego, co uſłyſzéſz.
Co?
Ja ieſtem duch oyca twoiego, wſkazany przez pewny czas błąkać ſię po nocy; a przez dzień w łańcuchach okuty, męczyć ſię w płomieniach tak długo, aż grzechy moiego doczeſnego życia zgładzone zoſtaną. Gdyby mi zakazaném nie było, odkryć tayniki moiego więzienia, opowiedziałbym ci takie okropności, że na moie naymniéyſze ſłowko ſkonałaby twa duſza, krew twoia ścięłaby ſię iak lód w żyłach, twoie oczy wyſkoczyłyby iak gwiazdy z ich siedliſk okrężnych, twoie gęſte rozpoſtarłyby się kędziory, a każdy poiedyńczy włoſek powſtałby do góry na kſztałt kolców zżymaiącego się iéża. Ale ta wiecżności taiemnica nie ieſt dla ucha ze krwi i ciała — ſluchay! o ſtuchay! ſtuchay uważnie! ieśliś kiedy twoiego oyca kochał....
O nieba!
Tedy pomściy się iego haniebnego i nad wyraz nienaturalnego zabóyſtwa.
Zabóyſtwa?
Zabóyſtwa! każde zabóyſtwo ieſt ſzkaradne i haniebne, ale to ieſt więcey iak ſzkaradńe, nie naturalne i nie do wierzenia.
Wymień mi co żywo ſprawcę, ażebym na wyścigi z myślą ſamą, ku zemście pośpieſzył.
Teraz ieſteś takim, iakim cię mieć chcę; musiałbyś też bydź bezczułym, abyś się na to nie obruſzył, Słuchay tedy Hamlecie, udano iakoby mię iadowita gadzina ſpiącego w moim ogrodzie ukąſiła. Tą zmyſloną przyczyną śmierci moiey, oſzukano całą Danie. ale wiédz otém ſzlachetny młodzieńcze! ta iadowita gadzina, która twego oyca zabiła, noſi teraz iego koronę.
O, moia przeczuwaiąca duſzo! móy ſtryi?
Tak ieſt, ten niegodziwy kazirodny potwór uwiódł wdziękiem ſwoiego dowcipu, i zdradzieckiemi podarunkami, ſerce moiey tak na pozor cnorliwey królowy. O Hamlecie, co za odłączenie! odemnie, którego miłość w nie ſplamioney powadze nieuſtannie ſlubom inafżeńfkun towarzyſzyła, przeyść do iednego niegodziwca: którego przyrodzone dary z moiemi nawet porówniania nie miały! — Ale ftóy! — zdaie mi ſię żem iuż poczuł zaranne powietrze. — Muſzę krótko kończyć. Leżałem w chłodniku moiego ogroda, i ſpałem prózen troſkow, gdy wtem twóy ſtryi podkradł ſię z cicha, z flaszeczką pełną trucizny, i wiał mi ią w ucho, ta tak raźno fkutkowala, żem we śnie, przez rękę brata, za razem życia, korony, i moiey królowy pozbawion, wśród moich grzechów bez przygotowania ſię, bez pośrednictwa modlitw, wſzyſtkiemi moiemi grzechami obarczony przed ſtraſzny sąd wieczności podany zoſtał.
Jeżeli więc aby kropla krwi moiéy w żyłach twoich płynie, tedy nie ciérp tego dłużwy, nie dopuſzczay Danii Królewſkie łoże tak ſromotnie hańbić. Ale chociażbyś nayſurowiey tey ſzkaradney mścił się ſprawy, nie chciey iednak twoią duſzę żadną krwawą myślą; przeciw twoiey matce mazać, zoſtaw ią na wolę niebios i robaka, który ſię nad iey ſercem paſtwi. — Byway zdrów! robak ogniſty oznaymia iuż zbliżaiący ſię poranek, byway zdrów! Byway zdrów! — byway zdrów! — Synu! pamiętay o mnie! (niknie w ziemie)
O; wy niezliczone orſzaki niebieſkie, o ziemio, i co ieſzcze więcey — mamże także i piekło wezwać? trzymay się ſerce moie, a wy nerwy nie kurczcie się nagle, ale dzwigniycie mię do góry. Pamiętać o tobie? o biedny nieſżczęśliwy duchu, dopóki tylko pamięć w téy ſkorupie ſwoie siedliſko mieć będzie, dopóty ia ciebie nigdy nic zapomnę, — Pamiętać o tobie? tak ieſt, wſzyſtko z tablicy moiéy pamięci wymażę, wſzyſtkie te powſzechne, te błahe przypomnienia, wſzyſtko com w książkach czytał, wfzyſtkie inne wyobrażenia, myśli i wrażenia, które młodość i uwagi na niéy wyryły, wſzyſtko to do ſzczętu wygluzuię, ſam tylko twóy rozkaz zaimie całą przeſtrzeń moiego muzgu, Poprzysięgam to na niebo! — o ſzkaradna niewiaſto, o złoczyńco złoczyńco, uśmiéchaiący się, przeklęty złoczyńco, gdzież ieſt móy pugilares? — muſzę to ſobie zanotować: — możeſz ſię uśmiechać, raz po raz uśmiechać, a wſże lako ſżkaradnym bydź złoczyńcą. (piſze) tak ſtryiu, ieſleś tu zapiſany! a teraz moie haſło?... mam go: byway zdrów, byway zdrów Synu! pamiętay o mnie!
Nałaſkawſzy panie!
Królewicu Hamlecie
Ha! otoż ieſt, — coż tam nayłaſkawſzy panie dowiedziałeś ſię czego?
O! dziwnych rzeczy!
Racz nam ie nayłaſkawſzy panie odkryć.
Ja ręczę za fiebie
Ja toż samo nayłaſkawſzy panie
Powiedźcież mi tedy, mogłożby to przyiść komu na myſl..... ale będziecież milczeli?
Będziem nayłaſkawſzy panie, daiemy ci naſze ſłowo w zakład.
Więc powiadam wam, że w całey Danii nie ma ani iednego złoczyńcy — któryby nie był naygłówniéyſżym łotrem.
Nayłaſkawſzy panie, dla powiedzenia nam téy prawdy niepotrzebnie się duch wywlókł z pomroki grobowéy, bo to iuż powſzechna wiadomość.
Zaiſte, ſłuſznie mówiſz. Teraz sądziłbym bez dalſzych korowodów za rzecz roztropną, ażebyśmy się z ſobą pożegnawſzy, rozſtali, wy idźcie, dokąd was zatrudnienia i zamiary waſze wzywaią, albowiem każdy człowiek musi mieć iakowe ſwoie zatrudnienia i zamiary — ia zaś z moiey ſtrony póydę się modiić.
To ieſt iakaś dziwna i oſobliwa mowa nayłaſkawſzy panie.
Móy Królewicu wſżak tu nie ieſt mowa o urazie
O przyſięgam ci na niebo! tu ieſt mowa o urazie, o wielkiey i ciężkiey urazie, wierzay mi. Co ſię zaś tego tutay ziawienia tyczé..... ieſt to poczciwy duch, to wam powiedzieć mogę ale ciekawość waſzą, wiedzieć co się miedzy nami wydarzyło, pokonaycie w ſobie ile możnośći waſzęy. A teraz moi dobrzy przyiaciele iesli przyiaciołmi ieſtesmy, dozwólcie mi iedney ubogiey proźby.
Wczemże ci mamy służyć nayłaſkawſzy panie?
Niepowiadaycie nikomu nic a nic o tem, cościę tey nocy widzieli.
Przyrzekamy
To nie doſyć, muſiécie mi przysiądz.
Na moia wierność nayłaſkńwſzy panie, ia nic niepowiem.
Ja także na móy honor.
Wſzakżeśmy iuż przyſięgłi nayłaſkawſzy panie
Frzyſięgniycie mi uroczyście! — na móy oręż
Przyſięgniycie!
Ha! czy ty ieſzcze tutay? — pódźcie, pódźeie! wſzak ſłyſzycie, co ten tu pod ziemią mówi — przyſięgniycie.
Ale cóż takiego nayłaſkawſzy panie?
Ze nigdy o tym coście widzieli, mówić ni© będziecie! Przyſięgniycie na móy oręż.
Przyſięgniycie!
Czy, ty tu i wſzeęzie? wyſzukaymy ſobie inne mieyſce. Pódźcie tu moie panowie, dotkniycie się waſzemi rękami moiego oręża, i przysięgniycie nigdy nie mówić o tem, coście tu ſłyſzeli
Na Boga! to ieſt rzecz oſobliwa i nad poięcié
Dla tego nie chciéy o niéy ſzpérać moy dobrv Guſtawie, znayduie się więcéy rzeczy w niebie i na ziemi, o których ſię naſzey filozofii ani przysni nawet. Ale podźcie przyſięgniycie mi, że nigdy — chociażby od tąd zachowanie moie, rzadkiém, dziwnem i rozumowi przeciwnem ſię okazało — iak może na przyſzłość koniecznie udawać mi wypadnie — że wy; gdy mię na ten czas uyrzycie, nigdy przez iakowąś, potaiemną zawieſzczą mowę, iako to tak, tak.... my wiemy co wiemy ...albo, ba gdybysmy tylko chcieli, tobysmy mogli.... i tém podobne wyrazy nie dacie poznać, że więcéy o mnie iak drudzy wiecie, na to przyſięgniycie mi, iak ſobie w naywiękſzey potrzebie pomocy nieba życzycie. Przyſięgniycie.
Przyſiegniycie!
Przyſięgamy! (kładą ręce na oręż Hamleta)
Uſpokoy ſię nieſzczęsliwy duchu, teraz polecam ſię wam iako przyiaciel ſwoim przyiaciołom. A co tak biedny człowiek, iak Hamlet na okazanie wam ſwoiey miłości i przyiaźni, uczynić zdoła; tego on za pomocą nieba nie zaniedba. Podźmy, ale proſzę was miéycie zawſze palec na uſtach — Czas ſię ze ſwoich karbow wyfrunął. O nieſzczęſny przypadku: że ia ſię na to urodzić muſiałem, ażebym go znowu na ſwoie miéyſce wciſnął. (odchodzą)
Coż ci to? Ofelio — upamiętay ſię!
Ach nayukochańſzy oycze! — bardzom ſię przelękła.
Przebóg! ato czém, gaday!
Czy tylko ón z miłości do ciebie nie oſzalał?
Tego ia nie wiem móy oycze. ale prawie lękam ſię oto.
Coż ci powiedźiał?
Wziął mnie za rękę i mocno mię trzymał, potem odſtąpił ſię tak daleko, ile tylko ramię iego ſiągnąć mogło; drugą rękę trzymał tak oto na czole ſwoiem, i patrzał mi z taką byſtroscią w oczy, iak gdyby moią twarz chciał odryſować. W téy poſtawie przez długi czas zoſtawał; na koniec potrząſł moią rękę, ruſzył trzy razy głową to na doł to w górę, a w tém tak głęboko weſtchnął, że się zdawało iak gdyby ſwoie życie wyzionął. Po czem mnie puścił, wykręcił głowę ſwoią aż nad ramiona i zdawał się bez oczu wychodu ſzukać, wyſzedł bowiem bez ich pomocy za podwoie, na ſamym oſtatku ieſzcze rzucił na mnie ſwe smutne ſpoyrzenia.
Tak, tak, iak mówiłem: — to nic innego iak tylko ſkutki zbyteczney i rozhukaney miłości; gdyż przemoc miłości tak gwałtowną bywa: że częſto człowieka do daleko zapamiętalſzych przywodzi czynnośći, a niżeli inna iakowa namiętnoć, która duſzę naſzą na pada. Szkoda go! — Może się znim w tych dniach ſurowo obeſzłaś
Bynaymniey nayukochańſzy oycze! wyiąwſzy, żem po tym bilećie, który tobie móy oycze oddałam, żadnego więcey nie przyjęła, i że mu podług twoiego rozkazu przyſtępu do mnie wzbroniłam.
Gdzież ieſt ten liſt? (ſzuka go i wyciąga z kieſzeni) Przeklęta pamięci! ani pomyślałem o tém, abym go przeczytał — (przeziéra go) Nie inaczey — wſzak mówiłem — ty ieſtes przyczyną iego ſzaleńſtwa. Załuię bardzo, żem więcey pracy y rozwagi nie dołożył na odkrycie iego prawdziwego zamyſłu. Obawiałem ſię, że on tylko rozrywkę ſobie robi, i chce cię uwieść! — Przeklęte moie popędliwe obawianie ſię! zdaie ſię, że ſtarym ludziom właſciwſza przeſądzać przezorność iak młodym żadney nie mieć. — Otóż y król nadchodzi — mufzę mu to wſzyſtko powiedzieć. Odkrycie téy taiemnicy nie może nam więcéy ściągnąć kłopotu, ileby nam iéy zamilczenie ſprawić mogło — Oddal ſię. (Ofelia odchodzi.)
Miłościwy Królu!....
Cóz tam nowego powieſz nam Oldenholmie? tyś zawſze zwykł oycem dobrych nowin bywać.
Cży w ſaméy iſtocie nayłaſkawſzy panie? mogę cię upewnić nayłaſkawſzy Królu, że móy obowiązek równie iak i moia duſza w naypiérwſzym u mnie względzie, oboie Bogu i moiemu Królowi poświęciłem. Ja sądzę (albo moia głowa na próżno zażyła tych wſzyſtkich trudów, których się około polityczney ſztuki wróżenia w moiém życiu nie leniłem) ia ſądzę, żem iuż wyśledził prawdziwą przyczynę Hamleta pomieſzania.
Prawdziwą przyczynę?
Ia ſię obawiam że w gruncie żadna inna nie zachodzi, iak tylko, śmierć iego oyca, a naſze prędkie zamęźcie
Oto miłościwy Królu — liſt, który mi córka moia z winnego obowiązku i poſłuszeńftwa oddała. Racz W. Król: Mość łaſkawie poſłuchać (czyta) „Niebieſkie bóſtwo duſzy moiey, wdzięków i naypełniéyſza Ofelio!
Czy to Hamlet do niéy piſał?
Tak ieſt nayłaſkawſza Królowa.
„Wątp że ſłońce świat ogrzéwa,
„Wątp że ogień może palić,
„Wątp czy prawda ieſt kłamliwa,
„Lecz naymilſza! — chciéy oddalić
„Twą wątpliwość od tey ſtrony,
„Ze cię kocham zwyciężony.
„O naydrożſza Ofelio bardzo ſię gniewam na te wiérſze; nie umiem ia téy ſztuki, westchnienia moie na palcach odliczać; ale wiérzay, że ia cię tak doſkonale kocham, iak ty kochania godną ieſteś. Byway zdrowa! twóy na wieki, do póki to ciało iego będzie.
Ale iakże ona miłość iego przyięła?
Takim zawſze rad bym zoſtawał. Poſtrzégłem tę gorącą miłość, i rzekłem do moiéy córki: ſzlachetny Hamlet ieſt Królowic, naſtępcą tronu, a zatem nad twoią sferę, od tego momentu muſiſz ſię ukrywać przed nim, i nie przyimuy ani liſtów, ani podarunków od niego. Ona ſtała mi ſię poſtuſzną, dała mu odprawę i......chcąc krótko zakończyć — ón ſtracił żywość, potém apetyt, potem ſen, przez to wpadł w ſłabość, z tey w roztargnienie, z téy w melankolią, a tak powoli doſtał pomieſzania.
Cóż myśliſz Królowo?
To wſzyſtko bydź może.
Czyliżem kiedy w proſt powiedział tak ieſt: a potem ſię inaczéy okazało?
Nie, kochany Oldenholmie.
Bardzo ſobie życzę, ażeby wdzięki Ofelii były ſzczęśliwą przyczyną Hamleta odmiany, a tak mogłabym ſię ſpodziéwać, że iéy cnota naprowadziłaby go ku czci oboyga na dobra drogę?
Ale czy nie moglibyśmy téy rzeczy bydź pewniéyſzemi?
Nayłatwiéyſzym ſpoſobem miłościwy Królu! — naywiękſzą część dnia przepędza ón w tem pokoiu — tutay każe przyiść moiéy córce — W: Król: Mość raczyſz ſię ze mną ukryć, i pilnie, uważać co ſię wydarzy. Jeżeli ón ią nie kocha, i z tego iedynie nie utracił rozumu, więc złożę móy urząd, zoſtanę wieśniakiem, i ſam moie będę uprawiał pola
BERNFILD DAWNlEYSI.|po=1em}}
Gildenſtern przybył na rozkaz W. Król. M. i czeka na pozwolenie......
Niech będzie wpuſzczonym.
Witamy cię Gildenſternie! — Mimo żądania, abyśmy cię znowu około ſiebie widzieli, był mi ieſzcze inny nagły interes powodem do ſpieſznego cię wezwania — Zapewnieś iuż co ſłyſzał o Hamleta raptowney odmianie, tak bowiem to nazwać muſzę, gdy ón ani zewnętrznie ani wewnętrznie do ſiebie nie podobny. Poiąć tego nie mogę, coby oprócz śmierci oyca iego, mogło zdziałać nieład iego zmyſłów! — Bo twoie przyczyny kochany Oldenholmie, zdaią mi ſię ieſzcze zawſze bydź ſłabe, i od prawdy dalekie. — Ty Gildenſternie będąc od pièrwiaſtkowych lat młodości razem z nim wychowany; maiąc przez równość wieku więcéy nad innych prawa do poufałości iego, chciéy nam tę uczynić przyſługę, abyś nieodſtępnie mu towarzyſząc, ſtarał ſię na rozmaite wyciągać go rozrywki, i wynalédź ſpoſobność wywabienia od niego przyczynę iego niezwyczaynego zachowania ſię, i czylibym ia nie był w ſtanie takowéy ugodzić.
Tak ieſt Gildenſternie, ón zawſze wiele o tobie mawiał, a ia ieſtem pewną, że się nikt w świecie nie znaydzie któremuby ón wie céy iak tobie zawierzał. Proſzę cię pozyſkay zaufanie iego, a ieżeli naſzym zamiarom dogodziſz, więc możeſz bydź pewnym: że cię czeka nadgroda wdzięczności Królewſkiéy nayprzyzwoitſza.
Waſza Król. Mość moglibyście przez naywyżſzą władzę ſwoię tam rozkazać, gdzie wam ſię prosic podobało... Sam móy obówiązek wymaga tego, abym ſię i bez nadgrody nawet względom moiego Króla i moiéy Królowy wſzyſtkiemi ſiłami ſtaranności poświecił.
Dziękuię ci zacny Gildenſternie i proſzę, abyś moiego do siebie niepodobnego ſyna za raz bez zwłóki odwiedził.
Nazwałbym się ſzczęśliwym gdyby moia obecność była przyiemną, i ſkuteczną dla niego!
Otóż i ón nadchodzi — niechże mi będzie wolno iak naypokorniey upraſząć W. Krol. M. abyście się z tąd oddalić, i mnie ſam na ſam z nim zoſtawić raczyli. Zacny Gildenſternie pozwól niech ia pierwéy do twoiéy z nim rozmowy, mały wſtęp zrobię.(Król, Królowa, Gildenſtern odchodzą.)
Iakże się naſz nayłaſkawſzy Krolewic Hamlet miéwa?
Dobrze Bogu dzięki.
Czy mię nie znaſz móy Królewicu?
I bardzo dobrze, tyś rybak.
Tym nie ieſtem nayłaſkawſzy panie.
Więc życzyłbym abyś był poczciwym człowiekiem.
Poczciwym móy Królewicu?
Tak ieſt móy panie, poczciwym bydź podług biegu teraźnieyſzego świata, tyle znaczy, ile bydź wyiętym z dzieſięciu tyſtęcy ludzi.
Bardzo wielka prawda nayłaſkawſzy panie!
Czy maſz ty córkę?
Zakaź iey chodzić po ſłoncu. Pocżęcie ieſt błogoſlawieńſtwem, ale nie dla twoiey córki. (czyta)
Zawſze iednakowe kyrye eleyſon o moiey córce! — daleko bardzo daleko z nim zaſzło! — Prawdę mówiąc i ia ſtraſznie wiele w młodym wieku ucierpiałem od miłości, prawie tyle co i on — (głośno) Coż to czytasz móy Królewicu?
Słowa, ſlowa, ſłowa.
Ia rozumiem, iaka ieſt treść tego co Królewic czyta?
Same potwarze móy panie.... ten tu złośliwy ſatyrzyſta powiada: iakoby ſtarzy ludzie mieli ſiwe brody, zmarſzczkowate twarze, zupełny niedoſtatek rozumu, i bardzo ſtabe nogi, co ia temu wſzyſtko bardzo mocno wierzę. Ale iednakże podług moiego zdania ieſt to grubiiańſtwem, tak otwarcie i w proſt piſać i bo ty ſam luby móy panie byłbyś tak dobrze iak ia młodym, gdybyś podobnie do raka w tył iść zdołał.
No kiedy to ieſt pomieſzaniem rozumu o czem ani wątpić, tedy ieſt w nim methoda (głośno) Czy niechciałbyś nayłaſkawſzy panie przéyśc się trochę po wolném powietrzu?
A z wolnego powietrża.... do moiego grobu (czyta)
W ſamey rzeczy byłoby to z wolnego powietrza. (na ſtronie) Iak dobitne czaſem ſą iego odpowiedzi! przecież ieſt to iakowąś korzyścią, dla ſzalonych, że czaſem na takie myśli wpadaią iakie nawet człowiekowi przy zdrowym rozumie ſzcześliwiéy przyiśćby nie mogły. Muſzę go opuścić, i tak uſpoſobić okolicznosci aby ſię z moia córką zeſzedł koniecznie (głośno) nayłaſkawſzy Królewicu! biorę moie naypokornieyſze pożegnanie
Oprócz życia moiego nie możeſz mi nic wziąść w świecie takowego bez czegobym ſię łatwiéy obſzedł.
Byway zdrów móy Królewicu?
Co za naprzykrzony ſtary głupiec.-
Nayłaſkawſzy Królewicu, przynoſzę ci moie pozdrowienie......
Ach móy zacny dobry przyiaciel! iak że ty żyieſz Gildenſternie? iakże ci ſię powodzi poczciwy młodzieńcze?
Zwyczaynie iak to ſię nieznamienitym ſynom Ewy powodzić zwykło. Nie ieſtem ja w prawdzie guzikiem u czapeczki pani fortuny.....
Ale też i nie podéſzwą u iéy trzewika?
I to nie móy Królewicu.
Więc wisiſz u iey paſa — dobrze — cóż mi tam z ſoba nowego przynosiſz?
Nic móy Królewicu iak tylko to, że swiat poczciwſzym ſię zrobił.
Więc ſię koniec swiata zbliża! ale twoia gazeta ieſt fałſzywą. Pozwol mi przecież choć iednego poufałego zapytania: iakim że to grzechem móy dobry prżyiacielu oburzyłes na ſię boginią fortunę, że cię ona tutay do tego więzienia poſłała?
Dania ieſt więzienie.
Więc i cały świat ieft więzienie!
I bardzo paradne, gdzie się wiele wież zamków, i dziur znayduie, a między któremi Dania ieſt naygorſzą.
Ja tak nie ſądze móy Królewicu.
Nie? no — taką, rzeczą nie ieſt też więzieniem dla ciebie. Wſzyſtko co tylko dobrego, albo złego pod ſłońcem ſię mieści, zawiſło od zdania naſzego. Dla mnie ieſt więzieniem.
Więc go tylko chciwość twoia ſławy doznaie; Dania ieſt za ſzczupła na twóy geniuſz panie
O Boże! iabym rad ſię w ſzkorupę z orzecha zamknął i wyobrażał fobie, że ieſtem Królem nieſkączoney, przeſtrzeni, — gdybym tylko iak z tych ſnów nie miewał.
Które to sny w gruncie nic nie ſą innego, tak tylko ſama ambicia! bo coż ieſt cała iſtota ambitnego, ieżeli nie cień ſnu?
Zewſzech miar, a moiem zdaniem, ambicia, tak dalece rzecz nieiſtotna, że ieſt tylko cień od cieni.
Tym ſpoſobem ſądząc, naſze żebraki ſą ciała, naſi Monarchowie i nadęci Bohatyrowie cienie żebraków. Nie poydziemyż do dworu? bo na honor, rozumowanie nie moie rzeinioſło.
Jeſtem cały do uſług twoich panie.
Proſzę zaniechać podobne komplimenta. Nie radbym cię do reſzty ſług moich liczyć, bo ieśli ci iako poczciwy człowiek mam, prawdę powiedzieć: mnie otacza ſtrafzne ſług grono, ale mówiąc między nami iak naypoufaley, co ciebie tu do Helzingier ſprowadza?
Sama tylko chęć odwidzenia cię móy Królewicu.
Cóż mam powiedzieć nayłaſkawſzy panie?
Co chceſz, byle tylko co do rzeczy. Poſłano po ciebie, czytam iuż nie iakie w oczach twoich wyznanie, które twoia ſkromna wſtrzemiezliwość niezręcznie ukryć śtara ſię. Ja ieſtem pewny, ze naſz dobry Król, i naſza dobra Królowa poſyłali po ciebie.
W iakimże zamiarże móy Królewicu?
Tego właśnie od ciebie dowiedzieć ſię pragne! Ale zaklinam cię na prawo naſzey poufałości, na zgodność młodości, i na związki nigdy niezerwaney przyiaźni naſzey, i na to coby tylko lepſzy mowca odemnie, ieſzcze ſwiętſzém ci wyſtawić zdołał, zaklinam cię abyś mi ſzczerze i wproſt powiedział, czy nie poſyłano po ciebie?
Tak ieſt nayłaſkawſzy panie ieſtem umyślnie ſprowadzony.
Aia ci powiém do czego, a tak nie będzieſz miał ſobie żadney zdrady do wyrzucenia, a twoia wierność dla Króla i Królowy ani na iedne piórko wagi nie utraci. — Od niedawnego czaſu ſtraciłem, ſam nie wiém dla czego całą moią żywość, zarzuciłem wſryſtkie moie ćwiczenia ſię zwyczayne, i w ſamey rzeczy, moia melankolia tak ſię dalece wzmogła że ta w okraſy pełna ziemia; nie inaczéy mi ſię wydaie, iak tylko ſmrodliwy ściek zapowietrzonych wyziéwów. O iak miſternym dziełem ieſt człowiek: iak ſzlachetny przez rozum; iak nieobrębny w ſwoich zdolnościach: poſtać, kſztałt, ſprawnosć i siła, ruchu iak doſkonale ukończone, i podziwienia godne: w dzielności z proſta aniołowi w myśleniu podobny do Boga: naypiękniéyſza ozdoba ſtworzenia naydoſkonalſza iſtota ze wſzyſtkich iſtot widocznych: a przecież, cóż ta quinteſencya prochu w moich oczach znaczy?.... człowiek nie podoba mi się (Gildenſtern ſię uśmiécha) równie też kobieta, chociaż twóy uśmiech mówić ſię mi zdaie: ze mi ſię podoba.
Moy Krolewicu, ani pomyślałem o tém.
Dla czego że ſię śmiałeś gdym powiedział że mi ſię kobita nie podoba;
Śmiałem ſię bo-mi przyſzło na mysl iak małe wſparcie przy takowych okolicznościach znaydą aktorowie u ciebie móy Królewicu. Nodiechałem ich w drodze do ſtolicy. dążących, w celu ofiarowania ci uſług ſwoich.
Ci ſami ktorzy mieli niegdyś to ſzczęscie pozyſkac twoie upodobanie móy Królewicu, aktorowie z miaſta.
Z kądże to pochodzi ze ſię oni włóczą! cży iuż rdzewieć poczynaią?
I owfzem zadaią ſobie ciągle tyle trudu i pracy, ile i przedtem; ale znowu ziawili ſię cudzoziemcy, a ci teraz ſą w modzie.
Jak to rozumieſz móy Królewicu?
Jam tylko na połnoc ſzalony, albo z północy na zachód, ale kiedy wiatr dmie od południa na ten czas mogę dobrze ſokoła od wieży kościelney rozróżnię, Bogu cię polecam (Gildenſtern odchodzi)
Przecież ſam ieſtem! Ha! krwawy lubieżny łotrze, bezſumienny, zdradziecki, wyrodny złoczyco! — Jako! coż to za podła cierpliwość do tąd mię wſtrzymuie?... Ja ſyn naydrożſzego zamordowanego oyca, od niebios i pieklą do zemſty wezwany, powinienżem iako boiaźliwy nikczemnik: narzekaniem ſprawiać ulgę ſercu memu, albo iak proſta baba czczemi obelgami i przeklęſtwy piorunować.... a ia mam mózg w tey czaſzcze!.... Co za bezwſtydna nikczemnosć; — Bądź czynnym rozumie-ſłyſzałem że zbrodniarze pod czas widowiſka przez moc reprezentacyi; tak w duſzę bywali uderzeni, że natychmiaſt ſwoie wyſtępki wyznawali... Lubo zabóyſtwo gadać — nie może, wſzelako pręcéy nieczułe, bezduſzne przemówią, głazy, a niżeliby one oakrytem bydź nie miało. Każę umyślnie tym aktorom przed ſtryiem moim coś podobnego do zamordowania oyca moiego reprezentować; będę go pilnie uważał, ukolę go aż do żywey krwi w ranę, a ieśii tylko poblednieie, na ten czas będę wiedział co mam do czynienia. Duch któregom widział, ieſt może piekielnym wyſłańcem, który nadużywaiąc ſłabości i melankolii moiey poduſzcza mię do potępionego czynu. To ziawienie mało mię przekonywa, muſzę ſię pewniéyſzego dokopać gruntu, a widowiſko będzie łapką, którą ia na ſumnienie Króla zaſtawię (odchodzi)
Więc nie mogłeś od niego wybadać przyczyny, dla czego ón w naypięknieyſzey porze życia ſwego, w to burzliwe, i niebespieczeńſtwem grożące wpadł ſzaleńſtwo?
Wyznaie ón, że iego umyſł w oſobliwſzym zoſtaie nieładzie, ale coby tego za przyczyna była, z tem się wcale wydać niechce: ani téż dozwoli ſpoſobności, ażeby go gdzie podchwycić można, i kiedy się oczywiście zdaie że się go iuż do rzetelnego wyznania przywiodło, wſżelako tyle zawſze ma chitrośći, że się nayzręczniey z sideł wymota.
Miło że cię przyiał?
Z oświadczeniem naywiękſzych grzeczności.
Nie wabiłżes go na iakową rozrywkę?
Miłościwy Królu! zdarzyło mi się przypadkiem napotkać towarzyſtwo aktorów, namieniłem mu o nich, i zdawało się: iakoby tem był nieco uradowany; chce im ieſzcze dzisiay grać rozkazać, i zaprafża W. K. M. abyś na tem widowiſku przytomnym bydź raczył.
Z całego ſerca. Bardzo ſię cieſzę że tak ieſt weſoł. Staray ſię go w tym utrzymywać humorze, i pamiętay na to, aby co raz więcey w podobnych rozrywkach znaydował upodobania, Zamelduy to zaraz Królowy i powiedz iéy iak wiele u niego wlkóraieś.
{{c|OLDENHOLM (daie znak dworzanom aby ſię oddalili) KRÓL OFELIA.
Królewic Hamlet zbliża ſię w naygłębſzém zamyśleniu..... iezeli ſię W. K. M. podoba tedy ſię tu ukryiemy — (do Ofelii) Weź xiążkę do ręki i udaway zaczytaną, ażeby pozór duchownego nabożeńſtwa pokrył twoią samotność. Aż nadto się częſto wydarza, że się na twarzy i w minie świątobliwość kryśli, a w ſercu diaboł siedzi
Bardzo wielka prawda! co za ſrogi raz ta mowa moiemu ſumnieniu zadaie! policzki podłey nierządnicy przez ſztukę zwodniczemi różami umalowane, nie ſą brzydſze pod piękſzydłem, iak móy uczynek pod piękną larwą, moich wyrazów.... o iak ciężkie brzemię!
Słyſzę go nadchodzącego, oddalmy się miłościwy Królu (Król i Oldenholm odchodzą)
Bydź? albo nie bydź, to ieſt więc pytanie. Jeſtże duſza ſzlachetnieyſzą tego, który pociſki i ſtrzały nacierającego loſu cierpliwie znosi? albo tego, który się na przeciw tym wſzyſtkim gromadom nędzy odważnie uzbraja? i w odporze ginie?.... umierać.... ſpać, więcéy nic, a z tym ſnem zakończyć troſki naſzey duſzy, niezliczone męki przyrodzenia, któresmy na tym padole wygnania odziedziczyli, ieſt to zakończenie, któregoby ſobie każdy pobożnie i ſkwapliwie życzyć powinien — umrzéć spać.. Spać? może też i marzyć. Otóż w tem lęk! bo coby nas za marzenia w tém śnie śmiertelnym, uſzedłſzy iuż przed wrzawą świata, zaiąc mogły, to ieſt godne zaſtanowienia. Ten to ieſt wzgląd: dla czego mękom życia ſamochcąc podlegamy. Bo któżby znosił ſromotę iego, złość uciemiężyciela, pogardę wynioſłego, katuſzę odrzuconey miłości, opieſzałą ſprawiedliwość, dumę wielkich, ſzyderſtwo cierpiącey zaſługi od niegodnych, gdyby ſię on lada oſtrem zelezdćem na wolność mógł przeprawić, któżby pod ciężarem tak nędznego życia chciał ięczeć i niſzczeć we znoiu? — Ale przeczucie czegoś po śmierci, mieſza duſzę i do tego nas przyprowadza: że wolemy raczey znosić przykrości życia nam wiadome, iak przechodzić do innych których nie znamy. Tym to spoſobem czyni nas ſumnienie lękliwemi; tym to ſpoſobem oſłabia iuż ſama mysl przyrodzoną moc obrzydzenia boleści i nędzy a przez tę iedną uwagę hamuią ſię nayważnieyſze układy w ſwoim biegu: i uchodzą przeſtraſzone od mety wykonania. Ale ciſzey... piękna Ofelia. Nimfo pomniy w twoiey modlitwie o grzechach moich.
Nayokórniéy dziękuię; dobrze.
Nayłaſkawſzy panie, mam ia rozmaite upominki od ciebie, którebym teraz oddać rada; proſzę racz ie przy téy okazyi odebrać.
Ia niepomnę, abym co kiedy pięknéy Ofelii dawał.
Może nie chceſz pomnąć móy Królewicu; owſzem przydawałeś do tych upominków wyrazy, które wartoś ich pomnażały... racz ie znowu odebrać. Podarunki tracą dla ſzlachetniemyślącego wartość ſwoią, kiedy ſerce dawcy odmiany doznało.
Ha, ha, Ofelio ieſteś ty cnotliwą?
Móy Królewicu!
Jeſteś ty piękna?
Cóż te pytania znaczéć maią?
Zaraz ia ci powiem. Jeśliś piękna i cnotliwa, tedy ſtaray się wſzelkie między cnotą, a twoią pięknością zerwać połączenie.
O i bardzo, zawſze Bowiem łatwiéyſza piękności, cnotę w rayfurkę przeistoczyć, iak cnocie piękność ſobie podobną uczynić; to był niegdyś argument paradoxem tchnący, ale w naſzych czasiech prawda iego ieſt nie niezbitą. Był czas, żem cię kochał Ofelio.
W samey iſtocie móy Królewicu, a iam temu wierzyła....
Nie powinnaś była temu wierzyć, bo nigdy się cnota w ſtary naſz pień tak dobrze zaſzczepić nie da, ażebyśmy od niego iakowegoś w ſobie kwaſu nie zatrzymali. Ia cię nie kochałem.
Tem bardziey byłam oſzukaną.
W domu móy Królewicu!
Każ za nim drzwi zamknąć, ażeby nigdzie iak tylko w właſnym ſwym domu grał rolę błazna. — Byway zdrowa —
O łaſkawe nieba! uzdrówcie zmyſły iego
Jeżeli za mąż poydzieſz, to przeklęſtwo dam ci w poſagu: bądź tak czyſtą iak lód, bądź tak białą iak śnieg, iednakże czarney nie uydzieſz potwarzy... idź do klaſztoru albo ieżeli koniecznie chceſz poyść za mąż tedy weź ſobie głupca iakiego, bo rozumni ludzie bardzo dobrze o tem wiedzą: co wy z nich za ſtraſzydła robicie. — Idź do klaſztoru powiadam tobie a to iak nayprędzéy.
O wy mocarſtwa niebieſkie zlituycie się nad nim.
Słyſzałem też o waſzey ſztuce malowania: o ieſt to bardzo piękna ſztuka 1 Bóg wam dał twarz, a wy ſobie inną robicie. Fuſzeruiecie Boſkie ſtworzenia przez waſze cackane maniery, pieſzczone przymilenia, przez waſze tańcuiący chód, waſze przyſadzone umyślnie iąkanie się w mowie, przez waſze dziecinne dziwactwa i ieſteście doſyć nierozſądne na tych lichych drobnoſtkach kto wie ile ſobie zakładać. Idź, idź, nie chcę nic więcey o tem wieidzieć, to mię do ſzaleńſtwa przywiodło. Moiém zdaniem: żaden się iuż więcey żenić niębędzie. Ci którzy iuż się pożenili wzyſcy aż do iednego, niech ſobie żyią zdrowi, reſzta zas niech zoſtaną tak, iak ſą. Idź do klaſztoru idź (Hamlet odchodzi)
O iak ſzlachetny umyſł zniſzczał tutay! oko dworaka, wymowa uczonego oręż bohatyra, oczekiwanie kwitnąca nadzieia kraiu, zwierciadło w którym się każdy przezierał, kto się chciał podobać, wzór tego wſzyſtkiego co tylko ieſt wielkiem, pięknem i kochania godnem, zoſtał zupełnie zruynowanym! o ia nieſzczęśliwa! czemużem niegdyś harmonię podchlébſtw iego tak pożądliwie w siebie przeięła, a teraz patrzéć muſżę, iaknaypiękniéyſzy gieniuſz podobnie przeſtroionemu inſtrumentowi ſame tylko fałſzywe niezgodne wydaie tony, a ten nieporównany kwiat cnoty w ponuréy więdnie melankolii! o biada mi, żem, widziała, com widziała! i że widzę, co widzę (odchodzi)
Miłość mówiſz? nie, umyſł iego ieſt czymeś inném zaięty, a co ón mówił: nie miało w prawdzie zupełnego w ſobie związku, ale też i żadnego ſzaleńſtwa! W duſzy iego ukrywa się iakiś zaród, który iego melankolia wylęga, a ia się bardzo z tych ſkutków obawiam gdyby on bez przeſzkody doyrzewał! Przyszedł mi na prętkości pewny ſrzodek na myśl, przez który temu niebeſpieczeńſtwu zapobiedz można. Wyſzlę go bez zwłoki do Anglii, na odebranie daniny, którą nam zatrzymuią. Któż wie, może morſkie powietrze, inny kray iako też inne przedmioty rozpędzą iego ponurość, która mu zmyſly mięſza. jak ci się zdaie?
Bardzo dobrze miłościwy panie! to mu po mocnem będzie. Ale ia zawſze ieſzcze rozumiem, że wzgardzona miłość naypierwſzem źródłem i przyczyną iego ſą melankolii — Jednakże czyń W.K.M. co mu ſię raczy podobać ale ieżeli ſię to W.K.M. ſprzeciwiać nie będzie, tedy niech Królowa pani po ſkączoney komedyi zechce ieſzcze w taiemney z nim rozmowie ſprobować, czy ſię iéy przyczynę iego ſmutku wybadać nie uda, niech mu wſzyſtko w brew wymówi, a ia ſię na takiem mieyścu ſkryię, gdziebym nie poſtrzeżony mógł wſzyſtko ſłyſzeć, co z ſobą rozmawiać będą. Jeżeli się nie zechce oświadczyć, na ten czas pośleſz go miłościwy panie do Anglii, albo go ukryieſz w takowym uſtroniu; gdzie ci twoia roctropnosć naylepiéy radzić będzie.
Poſlucham rady twoiey poczciwy móy Oldenholmie — ſzaleńſtwo u wielkich nie powinno bydź bez ſtraży — idź, i przygotuy Królowę (Oldenholm odchodzi)
O ia się lękam, mocno się lękam, że Hamleta podeyrzenie sledzi iuż moy uczynek krwawy, a chciwość pomſzczenia się oyca, zapala we wnętrze iego.... tak ieſt, wyſtępek moy ieſt ſzkaradny, woła on głośno o pomſtę do nieba, obarcza go naypierwſze i nayſtarſze prżeklęſtwo: bratoboyſtwo!.... modlić ſię nie mogę i mimo mocney ſkłonnoci do modlenia daleko mocnieyſza wina moia przemaga te ſkłonnośc i podobnie temu ktory podwoyné ſprawunki ma do wykonania, ſtoię w wątpliwości; gdzie mam pierwey zacząć: a tym ſamym pierwſze iak drugie zaniedbuię — ale iakże? — gdyby ta zbrodnicza ręka, grubiéj iak ona ſama krwią brata była powleczona nie maiąż dobrotliwe nieba doſyć dżdżu na obmycie iey aby iak śnieg białą była? na coż się przyda zmiłowanie ieżeli wyſtępnemu laſki niewyswiadczy, albo nie maze modlitwa podwoynego ſkutku, ziednać nam w ſparcie nim upadniemy a przebaczenie gdysmy iuż upadli? ale ah! iakieyże uzyię modlitwy odpuść mi moie ſromotne zaboyſtwo!- tego nie mogę gdy ieſzcze dotąd posiadam korzyści? dla ktorych mordowałem — moią koronę i moią małżonkę — coż tedy! co mi pozoſtaie?.... doswiadczać, co żal zdoła.... czegoż on nie zdoła? — a iednak coż zdoła ſam tylko żal bez owocny? o nieſzczęſny ſtanie! o czarne iak śmierć ſerce! w błocku zanurzona duſzo! ktora się tem głębiéy nurzyſz im silniey się wydobyć pragnieſz! dopomożcie mi aniołowie, ſtawcie się za mną! padniycie na ziemię krnąbrne kolana! ukorz się ſerce ze ſtali roztop się iak woſk w łez krwawych ſtrumieniach — wſzyſtko ieſzcze naprawić można — (klęka)
Co widzę modli się?.... wſtrzymay się zaboycze żelazo! on się iedna z Bogiem, teraz nie czas. On mego oyca wśród grzechów zamordował, a iak-m go z pokutą i żalem na tam ten świat wyſłał? nie, to byłoby zbawieniem nie zemſtą dla niego. W ten czas kiedy obarczon zbrodniami, wylany na rozpuſtę, w piiańſtwie nurzać się będzie, w ten czas bądź ſprawną o zemſto! (odchodzi)
Słowa moie ulatuią myśli ciężkie iak ołow pozoſtaią, a ſłowa bez myśli nigdy do nieba nie dochodzą. (odchodzi)
Proſzę was, deklamuycie waſzą rolę tak iak ia wam przepowiedziałem, naturalnym tonem, akcentem, i bez przyſady, iak się w życiu potocznie mówić zwykło. Bo ieżeli na całą, gębę wrzeſzczeć będziecie, podobnie nie którym z naſzych aktorów, więc wołałbym raczey, ażeby ſłroż nocny wiérſże moie wykrzyczał. A potém nie rzucaycie się i nie rozbiiaycie tak powietrza waſzemi rękami, ale zażywaycie ie z przyzwoitością; w naygwałtownieyſzym bowiem zapędzie, wichſze i uniesieniu namiętności, powinniście pewne zachować umiarkowanie, któreby w niey zawſze coś ſzlachetnego i przyzwoitego zoſtawiło. O, niemaſz dla mnie więkſzey odrazy, kiedy widzę przed ſobą barczyſtego cymbała w wielkiéy peruce, który iaką namiętność w kawałki ſzarpie, i chcąc ſię pathetycznym okazać, nieinaczey naſtraia miny, iak ów człowiek, który przyſtęp ſzaleńſtwa cierpi; ale iuż to poſpolicie takowi czeladnicy nie umieią nic więcey prócz krzyk i rzadkie nie naturalne robić gieſta. Kazałbym rózgami cwiczyć takiego drągala, który ma grać rolę bohatyra, a robi z niego żołnierza na ſzynku. Proſzę was wyſtrzegaycie ſię, tego.
Będzie to naſzém naypierwſzym ſtaraniem.
Z tem wſzyſtkiem nie bądźcie też zbytecznie oſwoionemi! w tey ſztuce powinna waſza rozwaga zaiąć mieyſce miſtrza, ſtoſuycie akcyą do wyrazów, a wyrazy do akcyi, z tą iedyną przezornością, nigdy za granicę nie wykraczać naturalności — bo wſzelkie przyſadzanie ſprzeciwia się zamiarowi dzieła drammatycznego, który nie w czem innem iak tylkć w tem ſpoczywa, aby naturze prawie zwierciadło przedſtawić, cnocie i zbrodni właściwą ich iſtotę i poſtać uważać, i obyczaie czaſów aż do naymnieyſzego ryſu i odcieniowania trafnie, i zgodnie z życiem wyobrazić. Ieżeli ſię w tem co za wiele przebierze, albo ſię za śłabo wypracuie; na ten czas może w prawdzie nierozumnych do śmiechu pobudzić, ale rozumnym tem bardziey zrodzić drażę i ſtanie ſię pcchopcm krytyk, a tych zdanie powinno zawſze w oczach waſzych cały gmin pierwszych przeważyć. Znam ia aktorów, i oni byli od pewnych ludzi chwaleni, ile tylko chwalić można, którzy tak nieznośnie ſwoię rolę wyli, i przy tem tak niedoorzeczne li łazy, iż mi sie iakiego z natury niedołężnego widzieć zdało rzemieślnika, który chciał ludzi uformować, ale mu się nie udali? tak brzydko i niezgrabnie od nich ludzkość naśladowaną była.
Spodziewam się, że tę wadę iużeśmy poczęści zarzucili.
O zarzućcie ią zupełnie. A tym co waſzych komików grywaią, mocno zakażcie, a żeby nad ſwoię rolę nic niedodawali, bo znayduie się wielu między niemi, którzy ſami ſobie przez to chcą zrobić zabawkę, że część głupiego widza do śmiechu pobudzą, lubo on wtym samym momęcie na nayważniéyſzą ſcenę ſztuki uwagą zaiętym bydź powinien. Ieſt to rzecz ſzkaradna wſkazuiąca błaha iakąź imaginącyą w głupcu który tak czyni. Idź i bądźcie gotowi.
Cóż tam móy panie, bedzieſz Król na komedyi?
Każ się więc aktorom poſpieſzać proſzę, aby się z niemi dobrze obchodzić, niech im na niczem nie zabraknie, ſą to ludzie których poważać trzeba. Oni ſą żywe kroniki ſwego czafu, bardzo użyteczni w politycznym rządzie, i lepieyby było, aby ci po śmierci zły nadgrobek napiſano, iak ażeby oni za żyćia oto wſpominali.
Obeydę ſię z niemi móy Królewiczu tak, iak zaſługuią.
Uchoway Boże, daleko lepiey! — Bo gdyby się z każdym podług — zaſlug obchodzono, cóżby się z tobą działo móy panie?
Ey! ey —
Przyimiy ich tak, iak twoiey właſney powadze i honorowi przyſtoi: im mniéy oni zaſluguią, tym więcéy zaſługi ma twoia grzeczność. — Idź — (Oldenholm odchodzi.)
O! móy Królewicu.......
Nie, nie rozumiey, że ia podchlébiam; bo iakieyże korzyści mógłbym ſię ſpodziewać od ciebie, którego cały maiątek iedynie z rozumu się ſkłada. Język podchlébſtwa tylko nogi wielkich liże, i ugina ſwoie przedayne kolana tam, gdzie się nadgrody ſpodziéwa. Od tąd, iak duſza moia ieſt zdolna wyboru, i ludzi od ludzi rozróżniać umie, wybrała ona ciebie iednego ze wſzyſtkich: bo poznałem cię iako męża, który dobre i złe ſzczęście z umiarkowaniem przyimował, a kiedy wſzelkie przeciwności hurmem na niego uderzały, tak był ſtały i weſół, iak gdyby nic nie znosił. A ſzczęśliwi ſą ci, których krew i umyſł tak są zgodnie umiarkowane, że nie ſą piszczałkami na palce fortuny, i tak nie graią, iak ona przebiera. Ukaż mi takiego męża, któregoby namiętność iaka nie uiarzmiła, a ia go rozgoſzczę w ſrednicy serca moiego, gdziem tobie wieczne zgotował mieſzkanie. — Doſyć o tém! — Wkrótce dane będzie widowiſko w obec Króla, w którym iedna ſcena bardzo ieſt podobna do tey okoliczności, którą ći o smierć oyca moiego powiadałem. Proszę cię, abyś, kiedy ta scena przydzie, uważał ſtryia moiego z naywiększą pilnością. A kiedy na pewne doymuiące wyrazy iego potaiemna wina ſama ſię nie zdradzi, więc ten duch który ſię nam pokazał, piekielnym wyziewem, a moie imaginacye z diabelſkiego warſztatu. Nie ſpuſzczay ani na hwilę oka z niego, ia toż famo uczynię, a potem zniesiem naſze uwagi do kupy, czy się zgadzać będą, i ułożemy wſpólny wyrok na iego zachowanie się.
Wypełnię co rozkazuieſz móy Królewicu, a kiedy on pod czas tego widowiłka co łkradnie, albo przed odkryciem umknie, na ten czas ia tę kradziż gotówem zapłacić.
Otóż idą na komedyą.... trzeba znowu głupiego udawać — (do Guſtawa} obierz ſobie ſpoſobne miéyſce.
Jakże się maſz Hamlecie?
Nie umiem téy odpowiedzi odgadnąć.
Ia tóż ſamo nie (do Oldenholma) No móy panie, wſżakześ także grywał komedye w ſzkołach będąc, nie prawdaż?
O, i częſto móy Królewicu; miano mnie za dobrego aktora.
A iakież role grywałeś?
Grałem Juliuſza Cezara; byłem w Kapitolium zabity; Brutus mię zabił.
Patrzcie co za brutal z niego, tak Kapitalne ciele zabiiać. Gotowi iuż aktorowie?
Już móy królewicu, czekaią tylko na rozkaz.
Pódź tu kochany Hamlecie, usiądź koło mnie.
Daruy mi kochana matko, tu ieſt magnes który mocniéy ciągnie (ſiada na ziemię u nóg Ofelii na przeciw Krola)
Naſz Królewic. w weſołym humórze iak widzę!
Któż? ia?
Tak ieſt.
O Boże! taki ze mnie żartowniś, iakiego iuż wjęcéy widzieć niebędziecie. Cóż ma człowiek robić innego, iak tylko bydź weſołym i żartować? Bo ſpoyrzyi tylko na moią matkę, iak ona weſołą minę ſtroi, a wſzelako ledwie godzin dwie minęło iak móy oyciec umarł
Daruieſz móy Królewicu, iuż dwa mieſiące upłynęło.
Już tak długo? o, kiedy tak, niech ſobie diabeł czarno chodzi, przywdzieię ia znowu moie gronoſtaie O nieba! iuż dwa mieſiące iak umarł, a ieſzcze nie zapomniany! więc można ſię przecie ſpodziewać, że wielkiego męża pamiątka, życie iego, o pół roku przezyie? ale w takowym razie potrzeba, ażeby i przynaymniey był kościół wybudował.
„Dziéło które damy ku waſzey zabawie,
„Raczcie przyiąć mile, oraz i łaſkawie.
To był krótki komplement.
Iak wierność małżonki.
„Już to trzydzieści razy ſłał Tytan ſwe gońce
„Oświecać, i grzać ziemie przez oba iéy końce,
„Dwanaście razy tyle, i promień Xiężyca
„W odmiennéy ſwéy poſtaci ſrebrzył naſze lica
„Od tąd iak na ołtarzu święte ślubów więce,
„Złączyły naſze ſerca do kupy i ręce.
„Oby ten czas, co mi się obok ciebie ſkrócił,
„Więcey iak tyle razy, Saturn nam obrócił,
„Zanim ten związek drogi, co moie znaczenie
„I ſzczęście życia iści, ſlarga przeznaczenie,
„Wſzelako trwoga ſkryta, wſkróś ſię we mnie ſzerzy,
„Ile me razy oko, wiek twóy późny mierzy;
„Mdłe siły twego ciała, z tąd śmierci obawa,
„Nieznaioma boiaźnią ſerce me napawa;
„Lecz niech cię mężu troſki te moie nie ſtraſzą,
„Drzeć o to coſię kocha, ieſt właſnościa naſzą.
„W boiaźni i miłości bez miary kobieta,
„Rzadko za środek, częściey oſlateczność chwyta. —
„Iak bardzom cię kochała, wieſz iuż z doświadczenia,
„Czułość moia nie znała nigdy poſkromienia,
„Tak, iak niegdyś z miłości, tak teraz z boiaźni
„Każda wątpliwość ſrodze moie ſerce draźni.
„Trudno twym troſkom przeczyć, kres móy ieſt iuż bliſko,
„Czuje, że w krutce zniknie tych zmyſłów i garuſko?
„Próżno ſię piąć bezſilnie gdzie ulédz potrzeba,
„Roztać ſię z tobą muſzę, tak chcą ſkryte nieba;
„Lecz do grobu przynaymniey tę pociechę wnoſzę,
„Ze ci drugi mąż po mnie odnowi roſkoſze....
„Ach ſtóy nayukochańſzy! niech ta myśl ſzkaradna!
„W ſwoiem ſkona powſtaniu! — miłość ma bezzdradna
„Miałaby ſię zachwiać, y nowe poślubienie
„Nieść w darze drugiemu... ha! przeklęte wſpomnienie!
„Przeklęta owa chwila! która mie nadbieży,
„Gdy innemu z twych pieſzczot dozwolę kradzieży!
„Ta ſię tylko niewiaſta, za drugiego swata,
„Która męża pierwſzego zgładziła ze świata.
O iaſzczurce naſienie!
„Do takiegoby kroku oſobiſtość podła
„Ale nie miłość ſzczera niewiaſtę przywiodła
„Przy mem każdym drugiego męża uściſkaniu
„Wtém okropném ma duſza byłaby mniemaniu,
„Iż w pierś pierwſzego zbóyczym udérzam żelazem.
„Bez potrzeby to głoſiſz uſt twoich wyrazem
„Twa gorliwość i wierność dobrze mi ieſt znana
„Lecz wieleż do wieczora zmian mamy od rana?
„Często właſne przysięgi łamiem ſobie ſami,
„Ah! naſze przedſięwzięcie odmiénia ſię z nami!
„Podobne do owocu co ſię wcześnie rodzi,
„Długo w korzonku, mocny, chociaż wiatr nim wodzi,
„Wſzelako wewnątz gniiąc nagle na ziem leci,
„Z affektem wraz to niknie, co affekt rozniéci
„Niemierność ma tak sól, śmierć, iak i roſkoſz w zysku.
„Mędrca to niezadziwia, gdy w świata igrzysku,
„Miłość równie iak i czas ſwe zmiane odbywa,
„Umiłości i ſzczęścia ieſzcze rzecz wątpliwa,
„Którey ſtronie nad drugą przewodzić ſię godzi
„Patrz, dziś wielki upada... faworyt uchodzi-
„Dźwignie ſię zaś ubogi — nieprzyiaciel iego
„Tłumi iad w fercu, nieſie życzliwość dla niego
„Lecz układny przyiaciel, którego w potrzebie
„Ty doświadczyć ſię ſtaraſz, wnet przeydzie od ciebie
„Do twoich nieprzyiacioł. Rzadko człek przynęci
„Plon do ſiebie zamysłu, bo gdy naſze chęci
„I ſiły w biegu ſprzeczne, gubią ſię w odmęcie,
„A dla tego zaniechay twoie przedſięwzięcie,
„Poiąć drugiego po mnie za małżonka ſobie,
„Lecz one z piérwſzym mężem polédz może w grobie.
„Na ten czas niech mi ziemia uimie pożywienia,
„Niechay pośród iéy łona nie mam przytulenia
„Niebo nie da pociechy, ſłońce ſwéy iaſnosci,
„Niech żadna radość w moie ſerce nie zagości;
„Niech unika ſen oczów ſpoczynek me członki,
„Gorſze iak puſtelnika konaiące ſzczątki,
„Niech moie będzie życie bez woli nadziei,
„Niech ieden zamysł, niſzczy drugi po kolei
„Niech przedſięwzięcie śmierci zawſze się odnawia,
„Iednak z bólami walczą, życie mi zoſtawia.
„Niech świat, piekło i wieczność zeſzle namnie męki,
„Gdy drugiemu do ślubu pozwolę méy ręki.
Kiedy ona te przysięgi złamie.
„Twa przſięga małżonko wſze ſtopnie prżekracza,
„Lecz gdy mdłość i znurzenie me siły roztacza
„Zoſtaw mię na czas krótki przeſpię ſię tu nieco! (zasypia)
„Niech ſny ſłodkie orſzakiem na twe oczy zlecą!
„Oby naſze związki cios nie rozłączył ſrogi! (odchodzi.)
Iak się Królowy pani ta ſztuka podoba?
Mnie się zdaie że ta dama wiele przyrzéka,
O obaczemy, iak też ſłowa dotrzyma.
Znaſz Hamlecie treść téy ſztuki, niemaſz w niey nic przeciwnego?
Bynaymniéy; wſzyſtko ſam tylko żart, oni na pozór truią, na świecie nic przeciwnego.
Iaki tytuł téy komedyi?
Łapka na myſzy — w rzeczy ſaméy tytuł ten zapewnie pod figurą ieſt napiſany — dzieło to reprezentuie pewne zabóyſtwo we Włoſzech popełnione. Gonzaga zwje się ſam Xiaże, a małżąka iego Baptyſta. Zaraz uyrzyſz Królu, co to za łotrowſka robota, ale coź to nam ſzkodzi? W. K. Mość i drugich którzy dobre ſumnienie maią, bynaymniéy to nieobchodzi, niech się ten drapie kogo świerzbi, my głatką ſkurę mamy.
To ieſt ieden imieniem Lucyan, brat Xięcia (do Króla.) On go truie w właſnym iego ogrodzie, aby opanował maiątek iego, nazywa się Gonzaga, hiſtorya z tego ieſt naywyborniéy w Toſkańſkim ięzyku napiſana. Zaraz będziecie widźieli, iak ten podły morderca oraz i miłość małżonki Gonzagi pozyſka....
Mnie się zdaie móy Królewicu, że możnaby chór opuścić
Nuże zaczynay iuż morderco! przeſtań twoią przeklętą twarz układać, zaczynay.....
„Myśli czarne iak piekło, ręce próżne trwogi
„Trucizna co iak ogiéń w lot niſzcząc ſkutkuie
„Ha! pożądana chwila! nikt mię nie wſtrzymuie. —
„Znprawny ſoku śmierci, z zielſka wymęczony
„Które śrzód gromów, wichrów natury zburzoney
„Trzykroć brzmienne przeklęſtwem Hekaty wſzech mocy,
„Ssało z ziemi truciznę, o ſaméy pułnocy.
„Z piekielnéy nam przepaści na ziemię dobyte
„Rozléy po tych iad członkaęh przez twą dzielność ſkryte,
„Niechay nagle na twoie czprowne ſkinienie,
„Długie méy wzgardzie życie roztarga zniſzczenie.
Król wſtaie?
Iakoż slepym tylko hałaſem przeſtraſzon?
Coż ci to moy mężu?
Przeſtańcie grać! (ſpada ząſłona.)
Daycie światła, precz, precz!
Światła, światła, światła! (w zamieſzaniu odchodzą)
I bardzo moy Królewicu:
Kiedy mowa o ſtruciu była?
Mocnom to uważał
Podź, Guſtawie — bo kiedy się Krolowi ta koinedya nie podoba, to mu się ta ieſzcze mniéy podobać będzie, którą ia mu zagram.
Moy Krolewicu, pozwól mi z ſobą ſłówko ſam na ſam pomówić (Guſtaw odchodzi)
Mnieyſza o to, chociażby całą hiſtoryą:
Krol, móy Krolewicu.....
No coż tam ten Król?
Zamknął się w ſwoim gabinecie, i bardzo ſię ma źle....
Może wiele pił wina?
Twoia zwyczayna mądrość zle ci w tym razie doradziła móy panie, że cię do mnie odeſłała; do doktora trzeba poiść było, ia nie umiem léczyć, bo gdybym ia mu receptę zapiſał, taby mu ieſzcze więcéy żółci napſuła
Móv Królewicu racz mię poſłuchać, i niechciey przez te oſobliwe odſkoki moiemu zleceniu uchodzić.
No, więc nie będę iuż ſkakał, oto ſtoię móy panie, proszę mówić!
Królowa przysyła mię do ciebie panie z naywiękſzym ſmutkiem, ſerca ſwoięgo.
Ieſteś mi miłym.
Móy Królewicu, ten komplement nie ze wſzyſtkiem pochodzi z ſerca twoiego. Ieżeli mi zechceſz zdrową dadź odpowiédź, tedy ugodzę moiemu zleceniu, które mi matka twoia dała panie: iezeli zaś nie, raczyſz mi darować, gdy odeydę y móy interes zaukończony mieć będę.
Przyjacielu, tego nie mogę.....
ć, bo gdybym ia mu receptę [nu iefzcze więccy żółci na-.Czego moy Królewicu?
Zdrową dadź ći odpowiedź; móy rozum ieſt bardzo chory. Ale, przyjacielu, ile w moiey ieſt mocy, dadź ći odpowiedź ta zawsze tobie na uſługi gotowa, albo raczey iak ty powiadasz, moiey matce — więc tylko bez dalszych ogrudek; moia matka powiadasz......
Niechże y tak będzie: twoia matka móy Krolewicu; ieſt bardzo twoiemi poſtępkami zagadniona, i w naywiękſzym zoſtaie zadziwieniu.
O ty dziwny ſynu; który twoią matkę tak bardzo zadziwić możeſz! — ale czy tylko nie nadwlecze się potem macierzyńſkiém zadziwieniu, konlekwencya iaka?
Ona życzy sobie pomówić z tobą panie, nim się na spoczynek udasz, w swoim gabinecie.
Stanę się poſłusznym chociażby dziesięć razy moią matką była. Masz że ieszcze więcey co zemna do czynienia?
Iesźcze dotąd kocham —
Dla tego zaklinam cię moy Królewicu na nasza ſtarą przyiaźń! racz mi powiedzieć co ieſt przyczyną twoiego osobliwego humoru? upewniam cię, że twoią wolność na niebespieczęſtwo narazisz, jeżeli się dłużey wzbraniać będziesz, twoie dolegliwośći swemu przyjacielowi powierzyć.....
Móy panie, iabym rad promocyi doſtąpić.
Także to być może kiedy iuz masz Krolewſkie ſłowo na naſtępſtwo Duńſkiego tronu.
Wszyſtko to dobrze, ale nim trawa urośnie, kóń z głodu zdechneie. — — To przyſłowie prawda że iuż nieco zarzucono..... zaczekay trochę (bierze flotrowers z orkieſtry małego teatru) Proszę ćię zagrayże mi na tym flecie.
Ia nieumiem móy Królewicu.
Profzą cię.
Ale bardzo proſzę.
Zaręczam, że ani iednego gryfu nie znam.
To iéſt tak łatwo, iak kłamać: przebiéray palcami po dziurkach, dmiy twoiemi uſty we srodek, a zaraz wyda z siebie naywdzięcznieyſzą muzykę w świecie. Patrzay; oto ſą dziurki do zatykania.
Ale kiedy ia ich w tem ſpoſobie użyć nie umiem, ażeby ſię harmonia wſżczeła; ia ſię nie rozumiem na tey sztuce
Czy tak? patrzcież teraz, co wy zemnie za lichą rzecz zrobić chcecie; radzibyście grać po mnie, chcecie udawać iakobyście znali gryfy moie, chcielibyście moie ſerce zbadać, i taiemnice iego na wierſzch wydobyć; żądacie; abym wam od nayniżſzey; aż do naywyżſzey powiedział noty, tego chciecie; a w tem małym kawałku drewna, tyle zawiera ſię przyiemney muzyki; a iednakże wydobyć iey nie umiecie? iakże sobie wnosić możecie, ażeby na mnie łatwiey grać można, iak na mizernym flecie; nazwiycie mię inſtrumentem; iakim ſię wam podoba; ale, chociaż po mnie gwizdać możećie; iednakże grać nie potraficie — Bogu cię oddaię móy panie.
Móy królewicu! królowa pani chce mówić z tobą; ato zaraz:
Włoż twóy kapelusz na głowę, on na to ieſt zrobiony.
Proszę mi darować móy Królewicu bardzo ieſt gorąco.
Ach! zkąd się wzięło; owszem ieſt bardzo zimno, wiatr z północy.
To prawda że nieco zimno moy Królewicu.
Mnie ſię wſzelako zdaie, ze ieſt wielki upał, podobno ſię wiatr obrocił
To prawda.... zdaię ſię iak gdyby — tak, tak, wielki ieſt upał — iednakże — móy Królewiću; królowa żąda mówić z tobą...
W saméy rzeczy zupełnie iak wielbłąd.
Mnie się zdaie, że on prędzey do koſsa podobny.
Czarny iak koſs.
Albo do wieloryba?
Prawda, ma wiele podobieńſtwa do wieloryba.
No, więc zaraz przyidę do moiey matki. (na ſtronie) Oni mnie ieſzcze w samey rzeczy waryatem zrobią. — zaraz przyidę.
Ia tak powiém.
Zapewne, zaraz łatwo powiedzieć. Zoſtawcie mię ſamego dobrzy przyiaciele.
Do moiey matki!... o, ſerce moie, nie trać twoiey natury! nie dopuſzczay nigdy, a prze nigdy! aby w te odważne łono, duſza Nerona się wdarła; będę okrutnym, ale nienaturalnym bydź niechcę; będę z nią ſztylety mówił, ale żadnego nie użyię. Niech się w tem móy ięzyk z ſercem moiem nie zgadzaią. Chociaż się naynielitościwiéy słowa moie z nią obeydą, wſzelako niech ich uſkutecznienie od mey duſzy na wieki oddaloném będzie (odchodzi.)
Zaraz tu przyidzie. Niech mu królowa pani wſzyſtko bez ogródki powié; powiedz mu że iego rozpuſta za daleko się poſuwa, aby ią dłużey cierpieć można, i gdyby królowa pani nie byłaś iego pośredniczką, mogłoby to zły wziąść koniec. Ia przez ten czas tu się ſkryię. Proſzę cię nayłaſkawſza królowo! wymnętrz mu to zdanie zrecznie, oraz i ſurowo.
Nie troszcz się o to ſpuść się na mnie.
Matko! matko!
Otóż ieſteml cóż tam powieſz matko?
Hamlecie, tyś twoiego oyca mocno obraził,
Matko, tyś moiego oyca mocno obraziła.
Do cżeoóź ta przewrotna odpowiedź?
Ona się ſtoſuie do złośliwego zapytania.
Iako? cóż to ma znaczyć, Hamlecie?
Cóż takiego,
Czy ty mię nie znaſz,
O przysięgam na niebo, i bardzo dobrze. Ty ieſteś królową, twoiego męża brata żoną, ale cóżbym nie dał za to, gdybyś nią nigdy nie była! — ty ieſteś moią matką.
Ha! kiedy ty z tego tonu mówić poczynaſz więc każę ci komu innemu odpowiedzieć, który mówić umie....
Zaczekay matko, pódź i usiądź, ani mi się z mieyſca nie ruſzyſz, nie puſzczę cię pierwey, aż ci przedſtawię zwierciadło, w którym się aż do gruntu duſzy twoiey przeyrzéć musiſz.
Cóż ty zamyślaſz, przecież mię zamordować nie zechcesz, ratuycie! ratuycie!
Holla! ratuycie!
Cóż tam ieſt, myſz, o dukata że ią zabiię, iuż (przebiia przez parawan Oldenholma.)
Oh!
Biada mi! cóżeś uczynił.
Prawdziwie, ia ſam nie wiem. Czy to król?
Co za popędliwy, krwawy uczynek;
Krwawy uczynek; prawie tak niegodziwy, moia dobra matko, iak króla zamordować, i z i ego bratem sic zaślubić.
Króla zamordować?
Tak ieſt nayłaſkawſza pani, te były słowa moie. (do Oldenholma) Ty nieſzczęśliwy, nierozmyślny, niewcześnie ſkrzętny głupcze, życzę ci dobrey podróży, miałem cię za więkſzego iak w ſamey iſtocie ieſteś, trzymay cóś odebrał; doswiadczaſz teraz, iak ieſt niebeſpieczna, za wiele bydź czynnym — (do królowy) przeſtań matko załomywać ręce; usiądź i dozwol mi wziąść ſerce twoie w praſsę; bo to uczynię, ieżeli iuż w zbroniczym nałogu, iak ſtal nie ſtwardziało, i wſzelkiego nieutraciło czucia.
Jakiż to móy poſtępek ośmiela cię w tym ſpoſobie mówić zemną;
Biada mi cóż to za uczynek.
Który tak głośno krzyczy, że aż w Indyach echo się iego odbiia — — Spoyrzyi tutay matko, ſpoyrzyi na ten portret, i na ten, obrazy dwóch braci? patrzay co za godność i powaga te czoło zdobiły. — Kędzior Hyperyona — czoło jowiſza — gromiące oko Marsa, poſtać, na którey prawie każdy bóg ſwą cechę wyciſnął, aby przed światem zaświadczyć, że to ieſt mąż. Ten był twoim małżonkiem — teraz zas ſpoyrzyi tutay; to ieſt twóy małżonek, który ſwego ſtruł brata. Matko, maſz że ty oczy? mogłażeś dobre paſtwiſko tak piękney góry opuścić, abyś się w tym błocku żywiła, ha, matko maſz że ty oczy? nie możeſz to nazwać miłością; bo w twoim wieku krew zwolna bieży, i rozum nią rządzi; a kto ryże od tamtego rozum, przeszed by do tego zmyślność panuie w tobie, to pewna, inaczey zadnegobyś nie mogła mieć wyobrażenia; ale te zmysły paraliż naruſzył, bo ſzaleńſtwo ie pewnie nie pomieſzało; nikt tak nie oſzaleie, ażeby mu tyle nie pozoſtało rozſądku, ile do takiego wyboru potrzeba. Coż to za diabeł zaślepił oczy twoie matko, gdyś ten wybór czyniła; oczy bez czucia, czucie bez oczu; uſzy bez rąk albo oczy, albo tylko ſchorzały oſtatek iednego niezaślepionego zmyſłu nie byłby się tak omylił. O wſtydzie, gdzieżeś podział twoy rumieniec; buntownicze piekło kiedy ty w kościach ſtarey matrony taki rokoſz wzniecić zdołaſz, lecz niech będzie na zawſze czyſtość młodości wołkiem, i w ſwoim właſnym ſtopnieie ogniu — nie mieycie od tąd tego za hańbę, że gwałtowne wzmaganie się młodocianey gorącości w zbytek ſpłonie, gdy mróz tak niepohamowanie pali, a rozum marną chucią frymaczy.
O przeſtań! każde twoie ſlówo uderza ſztyletem w serce moie — nie wſpominay mi więcey o tém kochany Hamlecie.
Morderca i złoczyńca — niewolnik, który ani dwudzielną częścią, z dzięsiątey części nie ieſt twoiego pierwſzego małżonka. Łotr lękliwy, który z wezgłowia ſkradł koronę i do swoiey ſchował kieſzeni.
Połatany król gałgańſki O nieba! (tretwieie, uderzeń widokiem ducha) Aniołowie zaſłońcie mię wazemi ſkrzydłami! — czegóż żąda twoie ſzanowne ziawienie?
Przebóg, on rozum ſtracił.
Czyliż przychodziſz twoiemu gnuśnemu przyganiać ſynowi, że on w nieczynnym tracąc czas smutku, to wielkie, dzieło zaniedbuie które mu przykazałeś.
Nie zapominay go, odwiedzam cię iedynie dla tego, abym twoie, prawie przytępione iuż przedsięwzięcie na nowo zaoſtrzył. Ale patrz co za ſtrach i zadumienie przeięły matkę twoią, o bądź pośrednikiem między nią, i iey walczacą duſzą, przemów do niey Hamlecie.
Cóż ci to matko?
Ach coź to raczey tobie Hamlecie, że ty oczy twoie tak mocno w iedno mieysce wlepiaſz, i ze czczém rozmawiaſz się powietrzem duſza twoia tak dziko z ócz twoich wygląda, włoſy iak żywe powſtały ci na głowie o móy drogi ſynu, na co ty się tak patrzyſz.
Na niego, — na niego, czy widzisz te blade światło, które go otacza, o, poſtać iego i ſprawę razem wziąwſzy, mogłoby to nieczułe poruſzyć kamienie — o niepatrz się na mnie, albo to ſmutne twoie ſpoyrzenie zmieni moie przedsięwzięcie, i znęka me siły;, zamiaſt krwi, łez potoczą się ſtrumienie.
Z kiem że to gadaſz?
Nie widziſz że tam nic matko? (wſkazuie na ducha)
Nic bynaymniey, ale wſzelako widzę wſzyſtko co ieſt.
Czy i nic nie ſłyſzyſz!
Nic iak tylko nas dwoie.
Jako? ale ſpoyrzyi tam tylko! patrz, iak się iuż tam wyſuwa. Moy oyciec w ſwoiey naturalney poſtaci. Patrzay, właśnie teraz wychodzi przez podwoie.
Co tam fantazya! móy puls tak regularnie biie iak i twoy matko — iam to nie w ſzaleńſtwie gadał, weź mię na próbę, a ia ci wſzyſtko słowo w słowo, znowu powiem; tego ſzaleńſtwo nie zdoła — Zaklinam cię na niebo matko, nie ſzukay ochrony dla duſzy twoiey, nie wnoś ſobie, że to moie ſzaleńſtwo, ale nie twoia zbrodnia mówi. Załuy tego co się iuż ſtało, a unikay, co się ieſzcze ſtać może — nie kładź gnoiu na pokrzywę, aby tem więcey ieſzcze nie wybuiała. Przebacz mi moią cnotę, ponieważ w tych zepſutych czaſach, cnota zbrodnie o przebaczenie, prosić, i ieſzcze płaſzczyć się i korzyć musi o pozwolenie, aby iey dobrze czynić wolno było.
O Hamlecie tyś moie ſerce rozdarł.
Odrzuć więc haniebną część od siebie, a żyi tym zdrowiey z drugą połową Dobra noc, ale nie idź matko do moiego ſtryia. Przymuś się do cnoty, ieżeli ieſzcze iey nie maſz. Przyzwyczaienie, ta to poczwara, która iak ſzatan wſzelkie uczucie zbrodni pożera, w tem jednakże ſtaie się aniołem, że równie i wykonanie dobrych uczynków ulepſza; ćwiczenia się w cnocie, może nawet piętno zatrzeć natury. Jeſzcze raz dobranoc, a ieźli ſama błogoſławieńſtwa niebios pragnąć będzieſz, na ten czas, ia o twoie błogoſławieńſtwo prosić będę — Co się zaś tego poczciwca tycze (wſkazuiąc na trupa Oldenholma) bardzo go żałuję; iuż to się tak niebu podobało, iednego przez drugiego ukarać, pogrzebię go i zdam rachunek ze śmierci iego. Jeſzcze raz dobra noc, cnota prżymuſza mię do okrucieńſtwa; początek, iuż zrobiony, ale ieſzcze cos gorſzego naſtąpi dopiero.
Coż ia mam czynić?
Wszyſtko matko, byle tylko uchoway Boże nic z tego wſzyſtkiego, o co ia cię prosiłem. — Nie, i owſzem powróć do niego, day ſobie treść naſzey rozmowy pieſzczotami wyłudzić, powiedz kochanemu ſtryiowi, że ia nie ieſtem waryatem, ale tylko go udaię. Bardzoby to dobrze było, gdybyś go o tem uwiadomiła matko.
Bądź zapewniony, że ieżeli słowa z tchu, a dech z życia zrobiony, tedy ia nie mam życia, abym tym oddychała, coś ty mi powiedział
Dobranoc matko. Tego tu zacnego człowieka z ſobą wezmę. W ſamey rzeczy ten tayny koncyliarz, który za życia był głupim i wiele gadać lubił, ſtał się zarazem poważnym, i milczeć się nauczył, teraz zapewne żadnego nie wyda ſekretu. Pódź przyiacieiu; zaniesiem cię na tobie przyzwoite mieyſce, dobranoc matko, (podchodzi i ciągnie za ſoba Oldenholma.)
O Boże; co się ieſzcze ze mną ſtanie, iakże uratuię króla? iakże uratuię ſyna mego, iakże uratuię sama siebie od tych katuſzy, które me duſzę ſzarpią.
Cóż tam królowo, mamże się ſpodziéwać ulgi przez tę rozmowę moiey zgryzocie i troſkom? — lecz cóż to, — cóż mam ſobie wnosić z tych wzdychań i ięków, — mów — gdzie ieſt Oldenholm?
Zoſtaw nas ſamych Gildensternie (Gildenſtern odchodzi) o moy drogi mężu! cóżem ia widziała.
Ach! ſzaleńſtwo iego ieſt ſtraſznieyſze od utarczki wichru z rozhukanym morzem — W takowym to przyſtępie niepohamowanego ſzaleńftwa, ſłyſzy coś za parawanem ruſzaiącego się, dobywa ſzpady; krzyczy, mysz, mysz i przebija w tey imaginacyi ukrytego Oldenholma.
O nieba! — co za wyſtępek! — to samo byłoby mnie się ſtało, gdybym był na mieyſcu tego ſtaruszka. Iego wolność grozi powſzechném niebeſpieczeńſtwem, mnie, tobie ſamey i każdemu — biada nam! iakże będzie można ten krwawy poſtępek uſprawiedliwić? całe brzemię iego na nas zwalą, ponieważ od nas zależało użyć oſtrożności, i tego ſzalonego zamknać kazać. Dokadże poſzedł?
Schować ciało zabitego, przy ktorym tak dziwne ieſt iego zachowanie, że wyraźnie widać, iż iego wola niebyła uczeſtnikiem tego, co iego ſzaleńſtwo zdziałało. On opłakuie co uczynił.
O krolowo, trzeba nam niezwłocznych chwycić się ſzrodkow. Umysł moy ieſt w wielkiey nieſpokoyności — Tylko miłość twoia do niego, ſtawia nas w tym ſmutnym ſtanie — ona cię zaślepiła na to, czego roztropność wymagała —
Tak ieſt, ia go kocham, ieſtem matką, moie życie ieſt połączone z życiem iego — ſtrzeż się więc królu.... nie gromadź zbrodni na zbrodnie, — wyszliy go do Anglii; z boleścią wprawdzie zezwalam ńna to — a wſzelako tylko iego oddalenie może mię uſpokoić. Ale pamiętay na to moy mężu, że on ieſt moim ſynem, że ia każdą iego przygodę wſpolnie uczuię — i iże żadne zobowiązanie w mym ſercu uczucia macierzyńſkiego nie zgładzi.
Nigdy ta myśl w méy duſzy nie poſtanie, abym miał na iego życie zamach czynić Poſłuchąm cię krolowo. — Pozwol niech do tego uczynię przygotowanie — uday się na ſpoczynek moia małżonko; potrzebuieſz ſnu na chwilę.
Snu? mogęż ia uſnąć chociaż raz W tén życiu? iednakże, ponieważ chcesz ſam zoſtać krolu — idę. Ale ieſzcze raz powtarzam — Przy tém wſzyſtkim, co tylko z nim czynić przedsięweźmieſz, nie zapominay na to, że on fynem moim (odchodzi)
Idź nierozſądna, która się między mną, a nim wahać umieſz. Twoy ſyn? ale ten ſyn burzy krew moią iak ogień niſzczący. Popłynie do Anglii — popłynie, ale jedynie dla tego, aby tam zginął. Gildenſternie (Gildenſtern wchodzi)
Moy królu,
Jeſteś mi potrzebny, kochany Gildenſternie. Hamlet zabił w ſwoiém pomieſzaniu ſtarego Oldenholma. Podobne nieſzczęście grozi od niego każdemu — przygotuy się do podróży; popłynie z tobą do Anglii. Okoliczności kraiu zabraniają mi wyſtawiać się na niebeſpieczeńſtwa, które iego ſzaleńſtwo co moment dla nas gotuie.
Zabierę się około podroży. Ieſt to ſprawiedliwa i święta boiaźń, troſkać się beſpieczeńſtwem tylu tysięcy osob, które w życiu W. K. M. żyią.
Właśniem się dowiedział o pewney okoliczności moy królu, która ci niebeſpieczeńſtwem zagraża: młody i odważny Laertes, przeciwnemi wiatry zatrzymany, znayduie się ieſzcze dotąd w porcie. Iak łatwo może śmierć oyca iego tam go zasiągnąć, — Czyliż on zemſtą uniesiony...
Nawet przeciw niemu ſamemu musi mię Hamleta nagłe wygnanie, iako kara zaboyſtwa uſprawiedliwiać. A iakże to bydź może ażeby się on o tem dowiedział! kiedy śmierć Oldenholma ieſzcze dla każdego ieſt, i musi zoſtać taiemnicą. Idź Gildenſternie, każ ſzukać ciała i wybieray sie w podroż — ia się tym czaſem zatrudnię twoiém pełnomocnictwem.
Nie, Guſtawie, ani momentu dłużey! ha! co to za nieſzlachetna opieſzałość! iak się wſzyſtkie zdarzenia naprzeciw mię ſtawią, i moią gnuśną zemſtę bodzą! czémze ieſt człowiek, ieżeli naywyżſzem dobrem, i całym zyſkiem iego czaſu, nic nie ieſt więcey, prócz iedzenia i picia — zwierzęciem, a nic lepſzego! Zaiſte, ten, który nas ſtwarzaiąc tak dzielną siłą myślenia uraczył, że w tym rozległym okręgu, w przeſzłość i przyſzłość wziérać możemy, nie dał nam zapewnie téy zdolności tego to Bogu podobnego rozumu na to, aby w nas bez użytku rdzewiał. Pytam więc? ieſt że to bydlęce zapomnienie, alboli boiaźliwa rozwaga wypadku..... myśl, którą na cztery części rozebrawszy, iedną tylko część mądrości, a trzy ćwierci podłey lękliwości w ſobie zawiéra! — zkądże to pochodzi, że ia o tey rzeczy, zawſze ieſzcze, iak gdyby o przyſzłey mowię, maiąc przecież przyczynę, wolę, zdolność i śrzodki do iey wykonania? przykłady tak widoczne, iak ta ziemia wzywają mię do tego. Uważ tylko to iedno Guſtawie! Wielkie liczne woyſko od młodego Xięcia Norwegii dowodzone, którego gieniuſz za Bogom podobną uganiaiąc się sławą, na niewidoczny niezważa koniec, i wſzyſtkiemu co tylko ieſt śmiertelne i niepewne, czem tylko przypadek, niebeſpieczeńſtwo i śmierć mu grozi, zapamiętale się opiera, a dla czego? dla iedney ſkorupy z iayka, dla kawałka ziemi, którey nazwiſko naywiękſzym dochodem, którąbym ia za pięć ſztuk złota dzierżeć niechciał! bydź prawdziwie wielkim, nie ieſt to przez wielką pobutkę bydź pociągnionym; ale wielkim ſpoſobem znaleźdź pobudkę do utarczki w iednym dźble słomy, ſkoro tego honor wymaga. — Czegóż więc ſtoię, ia, którego oyciec zamordowany, matka zhańbiona — przez iednego łotra, który się między wolne obranie króla, i moie wdarł prawa — móy rozum, moia krew, móy honor wzywaią mię, a ia ſtoię, i zaſypiam wſzyſtko; gdy tym czaſem widzę na moia hańbę śmierć nad dwadzieścia tysięcy ludźmi wiszącą, którzy dla iednego grymaſu, dla uroionego puntkhonoru, tak ſpokoynie do grobu, iak do swego łoża idą. Za kawałeczek ziemi walczą, któryby nawet na pogrzebanie zabitych niewyſtarczył.... o, moia duſzo! niech od tego momentu krwawe będą myśli twoie, albo przeſtań myśleć! Ha! ktoś nadchodzi.
Móy Królewicu, gdzie podziałeś ciało zabitego?
Włożyłem go do prochu z którego pochodzi.
Powiedz mi, gdzie one leży, aby go można wziąsć, i do kaplicy zanieść kazać.
Tego ſobie ani myślcie.....
Czego moy królewicu?
Ażebym ia waſzą taiemnicę zamilczał, a moiey nie. Do tego, kiedy badacz ieſt gąbką iakąż mu odpowiedź ſyn króla dać może?
Czy moy królewicu gąbką mnie bydź ſądzisz?
Tak ieſt móy panie gąbką, która ſkinienia, miny i ſpoyrzenia królewſkie, iak wodę w ſiebie wciąga, ale tacy ſłudzy naywiękfzą uśługę czynią królowi dopiero aż przykońcu. On ich chowa iak małpa iabłko w zakądku gęby swoiey; naypierwey do uſt bierze, aby na końcu połknął. A ieżeli on tego potrzebuie, coście w siebie wciągnęli, tedy was wyciśnie, a wy znowu będziecie ſuchą i dziurawą gąbką iak, przed tém.
Nie wiem, co przez to chceſz mówić królewicu?
To mię bardzo cieſzy; dowcipna mowa za sypa w głupiém uchu.
Móy królewicu musiſz mi powiedzieć gdzie podziałeś trupa, i poyść zemną do krola.
Trup ieft u króla, ale nie krol u trupa. Krol ieſt to coś....
Coś?
Coś.... z niczego: ukryi się lisie, i wſzyſtkich za tobą.
Hamlecie, gdzie ieſt Oldenholm?
Na Bankiecie.
Na Bankiecie?
Nie tam gdzie on ie, ale tam gdzie iego iedzą; pewne zgromadzenie politycznych robaków, ſprawia ſobie w ſamey iſtocie ucztę z niego. Co się Bankietu tyczé, nie maſz w świecie nad robaka. My tuczemy ſtworżenia aby nas tuczyły, a dla kogo my sie tuczemy, dla robaków. Tłuſty pan i chudy żebrak są tylko różne potrawy; dwa dania na iednym ſtole, taki ieſt koniec piosnki.
Nieſtety! wielka prawda!
Człowiek może na robaka, który iakiego króla pożarł, rybę złowić, i tę rybę zieść, która tego robaka ziadła.
Coż ty przez to chceſz powiedzéć?
Jeſzcze się raz ciebie pytam, gdzie ieſt Oldenholm?
W niebie; poſzliy tylko królu, i kaź się tam o niego pytać, a kiedy twoy poſeł tam go nie znaydzie, więc go na innym mieyſcu sam poszukay. Ale ſzczérze mówiąc, ieżeli go przaciągu tego miesiąca nieznaydziecie, poczuiecie go idąc wſchodami na górę ku galleryi.
Bieżcie ſzukaycie go tam.
On wam zapewne nie ucieknie.
Każcie go w ſekrecie iak nayprędzey pogrzebać. Hamlecie, ten twoy uczynek wymaga koniecznie dla włafnego twoiego beſpieczeńſtwa (które mnie równie troſka iak to boli coś uczynił) ażebyś w naywiękſzym poſpiechu uieżdżał do Anglii. Przyſpoſabiay się tedy, ieſzcze dzisieyſzego wieczora do odiazdu.
Do Anglii?
Tak ieſt.
Nie inaczey ieżeli móy zamiar widziſz?
Ia widzę Herubina, który go widzi, (do Guſtawa) Nuże Guſtawie, myślmy o śrzodkach, przyspięſzyć zemſtę moiego zamordowanego oyca. (do króla) Byway zdrowa moia kochana matko.
Twoy czuły oyciec, Hamlet.
Moia Matka; oyciec i matka ieſt mąż i żona; mąż i żona są iedném ciałem, a zatem: ieſteś moią matką.... idę się do podroży gotować. (odchodzi z Guſtawem,)
A ty Anglio, ieśli moia, przyiaźń w ſtoſunku moiéy poważasz potęgi, ieśli twoie dotąd niezgoione blizny, które ci Duńſki zadał oręż, są ieſzcze pamiętne tobie, ſtrzeż się moie zlecenie, nieochronną, śmierć Hamleta w ſobie zawieraiące, opieſzale wykonywać. Dopóki się to nie ſtanie, nie będę, chociaż w naywiększym ſtopniu ſzczęścia, ſpokoyney miał chwili
Niechcę z nią mówić.
Ona zmyſły ſtraciła; w iſtocie iey ſtan godzien politowania.
Któż taki?
Ofelia. Śmierć iey oyca pozbawiła ią nagle rozumu. — Zawſze o nim mówi; powiada, iakoby słyſzała, że wſzyſtko na świecie wſtecz i na opak idzie: płacze i narzéka, mówi o rzeczach ledwie na pół wyrozumiałych. —
Trzeba nam ią widzieć; inaczey mogłoby to w zwaśnionych umyſłach dziwne domniemania wſkrzesić. Puście ią! (Bernfild odchodzi)
Każda dziecinna igraſzka, zdaie się moiey chorey duſzy, bydź iuż wſtępem do iakieyś okropney przygody. Taka to ieſt natura grzechu, przez nieuſtanną boiaźń, nie bydź zdradzonym, sam on siebie zdradza.
Gdzież ieſt piękny maieſtat Duńſki?
Jakże się maſz Ofelio?„
„Zefirku leciſz w te ſtrony,
„Kędy móy luby zoſtaie,
„Weź ten kwiat łzami ſkropiony,
„Powiedz, że ia mu go daie.
Biedna dziewczyno! cóż ta pieśń ma znaczyć.
Słuchaycie! słuchaycie! (ſpiéwa)
„Ach biedna, biedna dziewczyno,
„Naymilſzy iuż umarł tobie,
„W białą go ſzatę zawiną,
„Kamieniem przyciſną w grobie.
Oh i oh!
Biedna Ofelio!
Cóż ci to ieſt kochana Ofelio?
Nic; Bóg z wami! — Powiadaią, że sowa była pierwey córką piekarza, Móy miły Boże! — wiemy czem ieſteśmy, ale nie wiemy czem bydź możemy. Boże pobłogoſław waim do obiadu.
Smutek za iey oycem....
Proſzę was nie wſpominaycie mi o tem; kiedy się was ſpytaią, co to ma znaczeć, to im powiedźcie: że iutro mamy świętego Walentego, a rano, nim ieſzcze słońce zabłyśnie, dziewcze, przyidę do twego okna umślnie, i będę twoim Walentym.
Trzeba o niey mieć ſtaranie.
Spodziewam się, że wſzyſtko dobrze się powiedzie, należy nam tylko mieć cierpliwość. A iednak płakać muszę, pomnąć ſobie, że go w wilgotną włożyć maią ziemię. Moy brat o wſzyſtkim dowiedzieć się musi; a teraz dziękuie wam za dobrą radę.... ciſzeyi — moy brat idzie! — muſzę się ubrać! — trzeba go przywitać! adieu! adieu! (odchodzi)
Idźcie za nią, i mieycie na nią pilną baczaość! (Bernfild odchodzi) Jeſt to ſkutek iey oyca śmierci; o Gertrudo! Gertrudo! nieſzczęście nigdy poiedyńczo iak ſzpieg nie przychodzi, ale się zarazem, i tłumem ciſnie. Nagła, śmierć iey oyca — twoiego ſyna ſzaleńſtwo, lud przez niezdrowe podeyrzenia śmiercią Oldenholma oburzony, i tąk łatwo do rokoſzu ſkłonny — bardzośmy sobie nieuważnie poſtąpili, żeśmy go potaiemnie pogrzebać kazali — pomieſzanie Ofelii — a co naygorſza, iey brat Laertes młody, przeciwnemi wiatrami w porcie zatrzymany, iak powiadaią, miał znowu sekretnie powrócić — ieżeli to prawda, znaydzie on dosyć podſzczuwaczów, którzy go o przyczynie śmierci oyca iego iadowitemi baśniami zarażą. O, moia naydrożſza małżonko, ſtawiąc to wſzyſtko w ścisłey uwadze, lękam się nie bez powodu naygorſzych wypadków. (słychać hałas)
Nieba! co znaczy ten ziełk?
Gdzie ieſt ſtraż moia? cóż tam powieſz?
Ratuy się móv królu! młody Laertes na czele zbuntowaney tłuſzczy, rozpędza twe ſtraże. Poſpólſtwo woła głośno; Laertesa obierzmy za Króla naſzego — Laertes niech, będzie królem naſzym
Ha! co za radość i zaiadłość w ich okrzykach.
Gdzież ieſt ten król? Moi przyjaciele, zoſtańcie przed drzwiami.
Nie, nie, my musiemy wniść koniecznie!
Proſzę was zoſtańcie.
A tuś nikczemny deſpoto, ſtaw mi tu zaraz oyca mego!
Uſpokoy się kochany Laertesie!
Z iakiegóż to powodu Laertesie twoy rokoſz tym olbrzymim upawżania się pozorem?
Gdzie ieſt móy oyciec?
Nie żyie!
Dla czegóż to on nie żyie? kto był ſprawcą iego śmierci? O, nie dam ia się wybiegami zaspokoić! niech będzie przeklęty każdy obowiązek, każdy wzgląd tobie winny! niech się co chce ſtanie, ale ia muſzę mieć zemſtę za mego oyca! krwawą, doftateczną zemſtę!
Któż się ciebie wſpiérać odważy?
Moia wola; nic prócz niey na świécié innego tak będę wymierzał me siły, abym przy ſkąpym ich użyciu, w nayrozlegleyſzą przeſtrzeń krwawey sięgnął zemſty!
Moy kochany Laertesie, ieżeli o śmierći óyca twego dokładną chceſz powziąsć wiadomość przedsiąwźiąłżes bez różnicy przyiaciela i nieprzyiaciela twoiey poruczyć zemście?
Nikogo prócz nieprzyiaciół iego.
A iegó przyiaciół?
O Boże! iego przyiaciół przycisnąłbym do serca mego, i żywiłbym ich krwią własną podobnie Pelikanowi.
Teraz rzekłes iako czuły ſyn, i mąż ſzlachetny. Zem smierci oyca twego niewinny, żem nią do żywego tknięty, i zasmucony, tak ci iaſno dowiodę, iak ieſt dzień oczom twoim.
Coż to ieſt? co znaczy ten hałas?
Piekielne upały wyſuſzcie moy muzg! trzykroć ſolone łzv wypalcie uczucie, i moc widzenia mych oczu! przysięgam na potęgi nie bios! na wſze świętości! twoie ſzaleńſtwo musi mi bydź tak ważnie zapłanone, że aż naſza ſzala o balek trąci — lube dziéwcze! sioſtro nayukochańſza! — czemuż rozum młodéy dziewczyny iak życie ſtarca smiertelny? natura w miłosć się wysiliła, i poſyła na paniątkę swemu ukochanemu przedmiotowi, co ma naydroższego.
„W zimnym go złożyli grobie,
„Sam płacz zoſtawił po ſobie,
„Bywayże zdrów móy gołąbku!
Gdybyś rozum miała, i używała go na wz.nieceniernoiey zemfty, oiiby mię na pół tak nie poruszył.....
Boże odbierz mi czucie!
„Ach, tuż więcey nie powróci,
„Próżno moie oko płacze,
„Próżno ſerce me ſię ſmuci,
„Już go więcéy nie obaczę!
„Broda tego iak śnieg biała,
„Głowa Jrebrern parafia ia,
Oh! (płacze)
„Umarł! płacz naſz nadaremny!
„Loch go kryie, iuż podziemny!
Gdzie ieſt moia kareta? — dobra noc wam moie damy; dobra pięknę damy, dobra noc, (odchodzi)
Jdźcie za nią; Królowo — Gildenſternie zoſtawcie mię z Laertesem samego. (Królowa i Gildenſtern odchodzą.)
Widzisz ty to? o Boże!
Laertesie, pozwól mi boleść twoią dzielić, albo mi zaprzeczysz prawa moiego: idź, iesli wątpliwość w tobie gniezdzi wybierz czoło nayrozſądnieyſzych przyiacioł twoich, niech miedzy mną a tobą mieyſce zaſiędą ſędziego: a ieżeli mię iakim bądź ſpoſobem, otwarcie, lub potaiemnie w tę rzecz wplątanego znaydą, niech moia korona, moie życie, i wſzyſtko, co tylko moiem zwać mogę; idzie na odpłat twego pokrżywdzenia. Okaże ſię zas przeciwnie, uſtal więc twóy gorący zapał cierpliwosćią a my wſpołnie pracować będziem na zaſpokoienie zemſty twoiey.
I na to przyſtaie. Jego nagły zgon, pogrzeb potaiemny, bez wſżelkiey ſtanowi iego przyzwoitey okazałosći, wſzyſtkie zgoła wypadki tak głośno na mnie wotaią, iak gdyby z ziemi az w niebie ſłyſzane bydz chciały, abym ich dochodził. Któż ieſt zaboycą?
Hamlet! i wiedz o tem, że właśnie on z którego ręki twoy szlachetny poległ oyciec, i na moie godził życie.
Jeżeli to pewna — na co żądam dowodów; dla czegóż on wolny? czemuż przeciw tak ſzkaradnemu wyſtępkowi, ſadowniczych nie działacie krokow? wſżak właſne waſce beſpieczcńſtwo, waſza róztropność, i wſzyſtko w świecie radzić wam musiało, ſprawcę do kary pociągnąć śmierci.
Z dwóch ſzczególnych przyczyn, które może w oczach twoich nie tyle, ile w moich będą miały wagi, zaniechałem to przedsięwzięcie. Krolowa, matka iego, żyie tak mówiąc, w iego ſpoyrzeniach, a ia, niech to cnotą, lub słabością kto nazwie, kocham ią tak uprzeymie, że iey życzeniom nic odmówić niezdołam. Drugim powodem, powſzechna przychylność ludu do Hamleta. Poſpolſtwo, ktore iego ſkłonności nie podług swego rozumu, ale podług ſwoich ócz odmierza — poſpólſtwo, które go kocha, nie widziałoby w iego ukaraniu wyſtępku, ale tylko ſrogość kary iego — chcąc ukarać złoczyńcę, który moiegć naylepfzego zamordował przyjaciela, i mnie Samemu na życie naftaic, zamyślałem go pod pozorem ufunienia karze praw, i rozpędzenia iego przybranego ſzaleńſtwa, ieſzcze dziś wyſłać go do Anglii. Przez Gildenſterna zaś chciałem do króla Angielſkiego piſać ſekretnie, aby go natychmiaſt kazał ſprzątnąć ze świata, skoro....
Nieſzczęscie po nieſzczęsciu! ſzlachetny Laertesie, sioſtra twoia utonęła.
Utonęła? gdzie? oh!!
Tuż za pałacem nad ſamym brzegiem rzeki ſtoi wierzba; ona chciała się na nią wdrapać i na obwiſłych róſzczkach ſwoie słomiane powiéſzać wieńce; gałęź się ułamała, a ona z wieńcami w ręku wpadła w wodę. Byſtrość ſtrumienia porwała ią tak raptownie, że iey nikt, ku pomocy pośpieszyć nie zdołał. Jey rozpoſtarte suknie długo ią na wiérzchu trzymały, a przez cały ten czas, spiéwała sobie różne ułomki ze ſtarych pioſneczek; ale to długo trwać nie mogło, bo ſkoro tylko suknie wody w siebie nabrały, tak zaraz tę nieſzczęśliwą przez ſwoią wagę, w odmęt zanurzyły. Królowa pani w naywiękſzym ſmutku pogrążona, udała się do ſwego gabinetu, i prosi cię miłościwy panie, o przyſpieſzenie wyiazdu Hamleta, zanim ten traf nieſzczęſny uſz iego doydzie.
Laertesie!
Potroyne przeklęſtwo niech trzykroć padnie na przeklętą głowę tego złoczyńcy, którego bezbożny czyn wyzuł cię z rozumu i życia — zniewieściałe łzy tłumią moie ſłowa — ale go zemſta moia nie minie....
Skoro tylko na Angielſki brzég ſtąpi....
Jako? ia miałbym ſtraciwszy oyca i sioſtrę zarazem, późną niepewną zaſpakaiać się zemſtą? nie, muſzę widzieć krew zabóycy, chociażbym miał w kościele gardło mu poderznąć.
Niechże i tak będzie; mogęz się twoiey, i twoich przyiaciół ſpodziéwać pomocy. kiedy go tłuſzcza podłych niewolników wſpiérać zechce?
Krwią moią i życiem!
Niechże ieſzcze dziś w oczach twoich ginie; (ſekretnie do Gildenſterna) Widziſz ſam, ieſtem przymuſzony — (głośno) Idź Gildensternie, powiédz mu, że czekam na niego, i że iuż wſzyftko do iego podroży przyſpoſobione. — Szlachetny Laertes ieſt mu gotów śmierć oyca ſwego przebaczyć, i ſpokoynie odiechać dozwolić.
Pódź za mną poczciwy Laertesie! puhar trucizny zemści się za znieważony maieſtat, za ſyna i brata. (odchodzą)
Móy królewicu! król życzy ſobie przy pożegnaniu pojednać się z młodym Laertesem — wſzyſtko iuż do twoiey gotowe podróży.
Do moiey podróży! — dziękuję ci móy panie za twoie doniesienie. Biegay więc tylko, tak prędko, iak gdybyś przed śmiercią uciekał i powiédz królowi do ucha — że czekam na niego. (Gildenſtern odchodzi)
Nie możeſz ſobie tego wyobrazić Guſtawie iak się poniekąd w sercu moiém iakaś trwoga wzmaga — lecz to nic nie znaczy.
Ia ſądzę przeciwnie móy królewicu.
Jeżeli cię moy królewicu potaiemnie ſerce twoie przeſtrzéga, radzę go ſłuchać. Powiém żeś ſłaby, że z nikiém mówić, tém bardziéy w podroż puścić się nie możeſz.
Co, ia miałbym odiechać nie pomściwſzy, się oyca? — ia nie wierzę w przeczucia, opatrzność niebios aż do upadku iednéy rozſzerza się ptaſzyny. Co ma bydź teraz, to drugi raz nie będzie — a co nie będzie teraz to drugi raz będzie wſzyſtko to od tego zależy, aby być gotowym — nadchodzą.
Jdź moy ukochany Hamlecie! okręt twoy gotowy, wiatr dmie pomyślny, towarzyſze twoi czekaią, wſzyſtko się ku Anglii zwraca. Powietrze w Angielſkim kraiu ieſt czyſte, i zdrowe. Ty podwyſzyſz sławę Duńczyków, i powróciſz twemu zwątlałemu zdrowiu piérwotną iego wioſnę — Podaycie mu ten puhar.
Poſtawcie tym czaſem, poſtawcie.
Król piie na ſzczęśliwy powrót Hamleta. Niech to trąby i kotły ogłoszą — a ty Hamlecie wypiy do ſzlachetnego Laertesa, który ci śmierć ſwego oyca wielkomyslnie przebacza. Twoie zdrowie Hamlecie! (trąby i kotły odzywaią się.)
{{c|w=85%|KROLOWA (chwyta puhar dla Hamleta przeznaczony) Twoia matka piie do ciebie. Hamlecie na twoią ſzczęsliwą, podróż. HAMLET Dobrotliwa matko! KRÓL. Gertrudo nie piy (do siebie) za późńo!
Wypiłam ſczczęscie ſyna moiego.
Hamlecie przyim tę rękę odemnie.
Jeſtem ſpokoyny, ile się mię iako ſyna i brata tycze, ale ile obywatel, muſzę się do wyroku ftanów ſtoſować, nie chcąc nadwerężyć w czémkolwiek honoru mego. Tym czaſem zas, dopóki to nie naſtąpi, przyimuię tę oswiadczoną mi przyiaźń, i nie nadużyię iey.
Daycie im puhary.
Wſzelako, ledwo to na ſercu zniéść mogę.
Coż to ieſt krolowy?
Coż ci to matko?
To tylko mdłości!
Nie, ten napoy..... o ſprawiedliwe Nieba! ten napoy był trucizną —
Trucizną? oto maſz truciznę przeklęty morderco! (przebiia Króla)
Zdrada! ratuycie! (wſzycy w trwodze dobywaią orąża)
Wſtrzymay ſię Laertes! wſtrzymacie ſię Duńczykowie! ſłuchaycie waſzey umieraiącey Królowy! w oſtatnim zgonie nikt z prawdą się nie miia. Waſz Król był zabóycą; on ſtruł mego małżonka, a ta waſza Królowa.... o czemuż ſama siebie oſkarżać muſzę — zezwoliła na te zabóyſtwo (łyska się piorun udérza, królowa pada w krzesło, obecni wzdrygaią się z zadumienia.)
Niebo ſtwierdza iey wyznanie.
Przeklęty więc niech będzie ten oręż, i ta ręka która go znowu chwyci.(rzuca ſzpadę)
O iak ſtraſzny i okropny ſąd czeka na demną! Hamlecie przebacz mi! tylko iedne usciśnienie Hamlecie!
Matko! poiednay się z Niebem!
Niebo ieſt ſprawiedliwe! przebacz mi królewicu: byłem uczeſtnikiem téy ſzkaradnoscr. Na zaboycy oyca moiego, zawſzebym się był zemścił, ale co zdraycę przeciw ſwemu krolowi, sądziłem godnym bydź trucizny. Przebacz mi panie! Śmierć oyca mojego niech nie pada na ciebie —
Ani też śmierć matki moiey na ciebie — Laertesie! — moia biédna matko~! — wy, tém zdarzeniem wylęknieni przyiaciele, bądźcie swiadkami między mną i Danią tego okropnego wypadku! wam iedynie pozoſtawiam moy honor, i moie uſprawiedliwienie.