Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście/Księga piąta
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście |
Data wyd. | 1867–1870 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Karol Mecherzyński |
Tytuł orygin. | Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Przedwczesny i żałosny zgon Bolesława książęcia (którego gdy nie zdołały pożyć wojny, siły i oręże nieprzyjaciół, strawiła go zbyteczna troska i zgryzota) i długo nie dozwolił Polakom przystąpić do wyboru nowego pana, i zająć się stanowczo urządzeniem spraw krajowych. Tak ciężkim albowiem przejęci byli żalem po stracie Bolesława, że nie bez wstrętu przychodziło im myśleć o innym książęciu, po owym bohatérze, pod którego rządem wzrośli do tak wielkiej potęgi i taką sławą zakwitli. Powiększał żałość równie bolesny i zatrważający podział królestwa Polskiego na cztery dzielnice, w którym lękano się zarodu domowych niezgód, i wieszczym duchem przeczuwano burze i klęski, mające z takowego rozerwania wyniknąć i kraj nachylić do zguby: każde bowiem ciało rozdzielone w sobie słabieje i ginąć musi. Gdy wkrótce rzecz publiczna przez niejedność panów
różniących się między sobą w zdaniach i sprzeczne wydających nakazy, chwiać się i nieładem upadać poczęła, a czterej książęta, synowie Bolesława, żądali, aby stosownie do rozporządzenia ojca oddano każdemu wyznaczoną mu dzielnicę, zwołany był zjazd powszechny wszystkich ziem do Krakowa: gdzie po rozmaitych naradach i rokowaniach, Władysław, pierworodny i najstarszy syn Bolesława, zgodną wolą i uchwałą wszystkich prałatów i panów naznaczony został dziedzicem państwa i następcą. Niemniej, za zgodą książąt braci Władysława, tudzież prałatów i panów, uchwalono i rozporządzono, aby przy nim z prawa starszeństwa pozostała zwierzchnia godność i władza, której inni bracia, Bolesław, Mieczysław i Henryk, z posłuszeństwem ulegać mieli. Wojny obowiązani byli wszyscy książęta toczyć wspólnemi siły i przymierzem, ale prawo ich wypowiadania samemu służyło Władysławowi; inni bracia mogli tylko odporne a nie zaczepne prowadzić boje. Po załatwieniu rzeczy w ten sposób, trzej książęta udali się na objęcie swoich dzielnic, Bolesław Kędzierzawy do Mazowsza, Mieczysław Stary do Poznania, Henryk pierwszy do Sandomierza; Władysław zaś książę panujący i monarcha pozostał w Krakowie, i tu główną mając stolicę, rościągnął z niej rządy do innych części swego władztwa i rzeczpospolitą sprawował. Przy nim także zostawiono Kazimierza V, brata, dziecinę, nad którym poruczono opiekę innym braciom książętom, a nadto celniejszym w Polsce panom i starszyznie radców. A tak Polska podzielona i rozerwana na części, później, z przyczyny waśni kłócących się między sobą książąt, uzbroiła się sama przeciw sobie, i od jędz mściwych zapalona, w własnych wnętrznościach utopiła oręż, który obrócić miała na nieprzyjacioł, szarpiąc i samobójczo rozrywając członki swoje domową wojną. Zgasła wtedy świetność i upadła potęga Polski, która w całości i zjednoczeniu części bezpiecznie spoczywała; rozćwiertowana na czworo, stała się bezkształtem nikczemnym i potwornym.
Słynął temi czasy chwalebny zakon Cystersów, którego pobożnością ujęci i zbudowani dwaj mężowie z domu szlacheckiego Gryffów, Jan czyli Janik, naprzód biskup Wrocławski, a potem arcybiskup Gnieźnieński, świątobliwy kapłan, wraz z bratem Klemensem, we wsi swojej Brzeźnica zwanej, w dyecezyi Krakowskiej, założyli klasztor Cystersów, i na utrzymanie braci zakonnych miasto Jędrzejów i siedm wsi przyległych, Brzeźnicę, Rakoszyn (Rakoczno), Potok, Łysaków, Łątczyn (Lanczno), Rachow, Tarszawę i Chorzewę (Chorzowa) wieczystym nadali posagiem. Sprowadzeni mnisi z klasztoru Morimundzkiego w Burgundyi, zamieszkali pierwsi w tym klasztorze, zkąd on klasztor Jędrzejowski od wielu zwany był Morybundzkim (Moribundus), że od mnichów Morybundzkich wziął swój początek. Za raz po jego założeniu Ś. Bernard, zrodzony z znakomitego domu hrabiów Castilione, który w dwudziestym drugim roku wieku swego obrawszy stan duchowny, z trzydziestu towarzyszami przywdział szatę zakonną, a dla cnót wybornych i świątobliwości życia, jaką w początkach już okazywał, powierzony miał zarząd klasztoru w Clairvaux (Clara vallis), ten mówię Ś. Bernard wybrał się w towarzystwie swoich braci do Polski dla zwiedzenia nowo założonego klasztoru i zamieszkałych w nim mnichów Jędrzejowskich, aby ich utwierdzić w powołaniu i powinnościach zakonu swoją nauką i przykładem. Ale gdy w ciągu tej podróży przybył do Spiry, pobożny jego zamiar, i klasztorowi do którego dążył i Polakom tak zbawienne obiecujący korzyści, zniweczyła ciężka choroba, którą wstrzymany i obawiający się jej zwiększenia, wrócił do swego klasztoru w Clairvaux. Założyciele zaś i nadawcy rzeczonego klasztoru w Jędrzejowie, Jan arcybiskup Gnieźnieński i rycerz Klemens, żadnej innej nie nałożyli nań powinności, tylko, iżby na pamiątkę otrzymanego uposażenia, im i najbliższym z ich krwi potomkom mieszczanie Jędrzejowscy składali serca zabitych bydląt i trzody, i z sprzedawanych w mieście śledzi po kilka sztuk z każdej beczki oddawali. Od tej tak mało znacznej daniny potomkowie założycieli pozwolili opatowi Jędrzejowskiemu wykupić się i powinność tę umorzyć.
Sobiesław książę Czeski, niepomny na przymierze z Bolesławem książęciem Polskim zawarte i upewnione przysięgą, dowiedziawszy się o zgonie Bolesława książęcia Polskiego, i o rozerwaniu Polski na cztery dzielnice, wtargnął w granice Polski, i ziemię Szlązką ogniem i grabieżą spustoszył. Nie przestając wreszcie na samém spustoszeniu, gdy Władysław książę Polski, do którego ziemia Szlązka należała, zdawał się na tę krzywdę obojętnym, umyślił przywłaszczyć ją sobie, albo danniczą i hołdowniczą uczynić. Zaczém w miasteczku zwanem Kościan, zewsząd bagnami i jeziorami otoczoném, i miejscowością samą obronném, zamierzył zbudować miasto i warownię, i osadzić je swoją załogą. Jakoż strawił nad tém dziełem nie mało czasu; ale wnet dosięgła go kara Boża, ścigająca jak zwykle gwałcicieli wszelakiego przymierza; zachorował bowiem na febrę, dla której odstąpić musiał swego przedsięwzięcia, i wystawiony między swemi na przymówki z powodu zgwałconego przymierza, udał się do Pragi, gdzie za zwiększeniem się choroby umarł dnia siedmnastego Lutego i w Wyszegradzkim kościele pochowany został. Miał on trzech synów, Sobiesława, Oldrzycha i Wacława; bez względu jednak na to następstwo, Władysław syn Władysława usiadł na stolicy Czeskiej.
Dnia dziesiątego Lutego zakończył życie Jaropełk Włodzimirowicz książę Kijowski, i pochowany został w kościele Ś. Jędrzeja. A lubo Wiesław brat jego zagarnął Kijowskie księstwo, gdy jednakże Wszewołod Olhowic nadciągnął z wojskiem do Kijowa, nie chcąc z nim przyjść do rozprawy, za pośrednictwem metropolity zgodził się na wzajemne układy, opuścił Kijów i ustąpił do Turowa: Wszewołod zaś posiadł spokojnie Kijowskie księstwo.
Królestwo Polskie, rozerwane jak wyżej powiedzieliśmy na cztery dzielnice, nie długo osiedziało się w pokoju; zaraz w początku zatrzęsły niém burze domowych wojen. Władysław bowiem książę Polski, najstarszy z braci, chociaż większą i przedniejszą odzierżył część królestwa, to jest ziemię Krakowską, i z rozporządzenia ojca, jako też prałatów, panów i starszyzny, za zgodą wreszcie samych braci, zatrzymał zwierzchnią władzę i majestat panującego, uważając wszelako dzielnice braci za wydarte sobie i niesłusznie od swego władztwa odjęte, żywił gorzkie w sercu niechęci, niepokoił się i zżymał, i przed poufalszymi z przyjacioł często na krzywdę sobie wyrządzoną cierpkie rozwodził skargi. Umysł książęcia z przyrodzenia dumny i upojony zawiścią jątrzyła tém bardziej i podżegała żona jego Krystyna, córka cesarza Henryka, ustawicznemi obelgi i przymówkami niecąc w nim tę żądzę namiętną. „Nie na taką (mówiła) chudobę, nie na ten kęs nikczemny dziedziny królewskiej dano mnie, jednego cesarza córkę, drugiego siostrę, i w młodzieńczych latach przeznaczono tobie za żonę, ale w nadziei, że całkowite posiędziesz królestwo. Gdybyś w tej nadziei ojca mego nie był zawiódł, bez wątpienia byłabym wydana za jakiego możniejszego i znakomitszego książęcia. Patrz, do jak nędznej przez twoje związki przywiodłeś mnie doli; a jakaż jeszcze czeka nasze dzieci, jeżeli jej wcześnie nie zaradzisz. Z tego bowiem królestwa i godności, do której cię przeznaczyła umierającego ojca wola, i starszeństwo wieku, i zaszczyty świetnego ze mną małżeństwa, strącony na szczupły udział części czwartej, dozwoliwszy roztargać swoje państwo i podzielić między trzech braci, którym przystało raczej służyć i podlegać twej władzy, niżeli ją zarówno z tobą piastować, możesz się słusznie zwać książątkiem; a zważ, jakie trzem synom twoim, zrodzonym do panowania nad całém królestwem, z tego płatka dziedzictwa udziały i zaszczyty zostawisz. O! wolałabym była raczej umrzeć, niż zniżyć się do tak nikczemnych związków, i zaćmić niemi rodu mojego świetność. Ockniéj się zatém z twego obłędu, i oszczędź sobie i dzieciom twoim tej niesławy; odbierz zagarnione przez braci twoich dzielnice; a chcesz-li mężem a nie słabym zwać się niewieściuchem, nie dopuszczaj sobie i mnie takiego na teraz i na przyszłość upodlenia. Jest jeszcze czas i sposobność ku temu. Jeśli cię wspólny los nasz nie porusza, miej przynajmniej wzgląd na nasze dzieci, o których jeżeli nie pomyślisz, jakże smutna czeka je kiedyś dola!“ Te i inne chytrej niewiasty namowy snadno skutkowały na słabym umyśle książęcia Władysława, który i sercem i twarzą zdawał się na nie przystawać. Jakoż póty Krystyna usilnemi radami i prośby nad mężem pracowała, pókąd niemi ujęty nie stał się głuchym na głos braterskiej miłości i powinności, tak iż postanowił podnieść oręż na własnych braci. Dawszy się ślepo uwikłać niewieścim namowom i popchnąć w sromotę występku, targnął się na całość i zdrowie swego rodu; co tém ohydniejszą obarczało go winą, że z rozporządzenia ojca nie wydziercą dziedzictwa braci, ale raczej miał być ich opiekunem.
Dnia dziewiętnastego Stycznia zakończył życie Radost biskup Krakowski, który siedział na stolicy lat dwadzieścia pięć. Pochowano go w kościele Krakowskim. Po nim nastąpił Robert czyli Rupert, a podług innych Ropek (Ropecius) biskup Wrocławski, wyniesiony na stolicę Krakowską przez papieża Innocentego II, na przedstawienie książęcia Władysława, który rządził zarazem ziemią Krakowską i Wrocławską. Osierocone zaś przez takowe przeniesienie biskupstwo Wrocławskie osiadł naznaczony od Innocentego II Magnus kustosz Gnieźnieński, kanonik Wrocławski i Krakowski, kanclerz książęcy, szlachcic polski z domu Zarembów.
Dnia dwunastego Lutego umarł Bela ślepy, król Węgierski, po latach dziewięciu i jedenastu miesiącach panowania; pochowano go w Białogrodzie stołecznym (Alba regalis). Zostawił po sobie czterech synów, Gejzę, Władysława, Stefana i Alma, z których najstarszy Gejza objął rządy i w dwa lata po śmierci ojca w Niedzielę pierwszą postu królewską przywdział koronę. Żona zaś króla Beli, Helena, córka cesarza Konstantynopolitańskiego, siedmdziesięciu panów Węgierskich, którzy sprawcami byli ślepoty Beli, na śmierć skazała, i majątki ich kościo łomporozdawała. Nawet po śmierci męża nie przestając ścigać występnych srogą zemstą, wszystek ród ich pokarała albo wygnaniem, albo zagarnieniem na skarb publiczny ich mienia.
Władysław książę Polski przemyślając ciągle o opanowaniu dzielnic braci swoich, Bolesława, Mieczysława i Henryka, gdy już niewieścieni wciągniony namowy przystąpić miał do wykonania swego zamiaru, zwołał do Krakowa liczne grono prałatów i panów, celem otworzenia im swojej myśli i zasięgnienia zdania starszyzny. Wezwaną została do tej narady i księżna Krystyna, aby umysły radców snadniej skłonić do życzeń i zamiarów książęcia. Wiele tu chytrych czyniono przełożeń i wniosków dla pozornego ubarwienia dumy i próżności, a mianowicie: „że dobro Polski tego wymagało, aby miała jednego książęcia, jednego władcę i pana, że zatém dla ocalenia kraju unieważnić wypadało podział zamierzony na cztery dzielnice, a braciom książęcym nie ziemie całe i księstwa, ale niektóre tylko wyznaczyć miasta i włości, nie czyniąc ich bynajmniej równymi, ale podległymi Władysławowi jako monarsze i panu, postanowionemu wolą ojca i uchwałą powszechną starszyzny: inaczej, przez rozerwanie Polski na osobne części i osłabienie w ten sposób jej potęgi, kraj wystawiony byłby na zgubę i szarpaninę sąsiadów.“ Odwoływano się przytém do spraw Zbigniewa, pobocznego brata Bolesława niegdy książęcia Polskiego; przypominano wielokrotne tegoż Zbigniewa spiski i zamachy, na zgubę brata i całego kraju knowane, tak iż Polska krwawiąca się ustawicznie bratnim orężem, póki żyw był on zwajca i wichrzyciel, ani od waśni domowych, ani od napaści zewnętrznych nieprzyjacioł nie była wolną, i dopiero wtedy spoczęła w pokoju, gdy sprawiedliwym a zbawiennym wyrokiem sprzątniono Zbigniewa. Po przełożeniu tych i wielu innych wniosków, przytomna rada panów koronnych oporne zachowywała milczenie, i już wtedy jawnie się okazywało, że zamiaru Władysława książęcia i jego żony księżny Krystyny bynajmniej nie chciała podzielać. Wzywani potém kolejno radcy do wypowiedzenia swojego zdania, wszyscy niemal zamiar jego ze wstrętem odrzucali, przekładając: „że niegodziwym byłoby czynem, nieludzkością i okrucieństwem, wyzuwać braci z ich własności i dzielnic; że czyn taki byłby zgwałceniem i podeptaniem prawa przyrodzonego, wszystkich praw Boskich i ludzkich; że za przykładem tak gorszącym nie byłoby nic świętego, nic słusznego i sprawiedliwego między ludźmi. I nie uszłaby pewnie taka zbrodnia bezkarnie, ale Bóg sprawiedliwy użyczyłby pokrzywdzonym swojej opieki i obrony. Przykład Zbigniewa, pobocznego brata Bolesława, nie mógł się bynajmniej do obecnej sprawy stosować; tamten bowiem zrodzony był z nałożnicy, ci z prawej małżonki, siostry cesarskiej, nie zmazali się żadnym podobnym jak Zbigniew występkiem.“ Prosili zatém Władysława książęcia: „aby porzucił zamysł tak nieprawy, jemu i rodzinie jego szkodliwemi następstwami grożący, a nie bronił do serca przystępu braterskiej miłości; jeżeliby zaś upornie trwał w swojém przedsięwzięciu, lękać się miał własnej i domu swego zguby, utraty zwierzchnictwa i panowania, klęsk rozlicznych i przekleństw własnych poddanych, wielu nakoniec nieszczęść z tego źródła wypłynąć mogących.“ Z takiém zdaniem gdy się wszyscy niemal radcy oświadczali, zdawało się, że i książę Władysław brał je do serca: ale umysł z przyrodzenia słaby i w niewieściej miłości sidła uwikłany, przystępny podszeptom niektórych radców, raczej z pochlebstwa niż przekonania zamiarowi jego potakujących, dał się snadno zachwiać i z drogi poczciwości sprowadzić. Przemogła zatém rada, prośby i namowy małżonki; bezprawie z dawna zamierzone postanowił przywieśdź do skutku. Żeby jednak z razu nie okazał się gwałtownikiem, dumnie i samowolnie działającym, kazał naprzód daniny i podatki z wszystkich ziem i powiatów, które były dzielnicami jego braci, składać sobie jako panującemu książęciu i monarsze; zapowiedział następnie, aby w całém państwie jego tylko a niczyich więcej nie słuchano rozkazów; opornych i nieposłusznych kazał ścigać rozmaitemi karami, chłostą, więzieniem i zabieraniem majątków. Przewidując zaś, że panowie Polscy i szlachta nie zechcą mu sprzyjać w wykonaniu jego zamiarów, zaciągnął posiłki zbrojne od Rusinów, ile że sam z Rusinki był urodzony, i za ich pomocą opanował dzielnice braci: a nie przestając na tém pokrzywdzeniu, powyganiał ich z dziedzicznych posiadłości. Sam bowiem z przyrodzenia zazdrosny i dumny, mając i żonę pełną pychy i próżności, nadzwyczajnie przytém łakomą, przez zazdrość nie chciał dzielić się z braćmi królestwem Polskiém, a uniesiony dumą, postanowił powyganiać ich z kraju. Żona zaś jego, niewiasta hardej i wyniosłej duszy, gardziła społeczeństwem i obyczajami Polskiemi; nawet urzędnikom dworskim, cześnikom i stolnikom nie dozwalała do siebie przystępu; brzydziła się Polaków obecnością, mówiąc, że sprośnie cuchnęli; i nie cierpiała ich strojów, jakoby niezgrabnych i nieschludnych. Ztąd i braci swojego męża miała w pogardzie. Z chciwości zaś osobliwszej, pod pozorem należnej swemu dostojeństwu powinności, nakazywała poddanym, aby według przemożenia swego na każde większe święto znosili do jej dworu kurczęta, prosięta, gęsi, miód, pszenicę, owies, na potrzebę książęcego stołu.
Co gdy kilka razy wyłudzono, postanowiła, aby na przyszłość uważano to za coroczną daninę; a tak one dobrowolne podarki zamieniła chytrze w służebność i powinność.
Gdy Władysław książę Polski braci swoich Bolesława, Mieczysława i Henryka coraz sroższą przemocą uciskał, i tych, którzy spodziewali się znaleźć w nim obrońcę i opiekuna, powyzuwał z wielu grodów, miast, miasteczek, warowni i innych posiadłości, uciemiężeni bracia nie wiedzieli sami co czynić, dokąd się udać, czyjej wezwać pomocy? czy się mieli opierać bratu, książęciu Władysławowi, czy dozwolić mu zagarnąć swoje dzielnice? Do jawnej z nim występować walki nie dopuszczał i wiek młodszy, i potęga Władysława, której słabsze ich siły bynajmniej nie wyrównywały: jakoż nie radzili im tego czuwający nad ich dobrem stronnicy. Obawiali się wreszcie książęta, ażeby Władysław pokonanych w boju życia nie pozbawił: a choć wielu liczyli obrońców, nikomu nie zdawało się, iżby spór między braćmi orężem miał się rozstrzygać. Całą więc nadzieję położyli w prośbach i litości książęcia Władysława, postanowiwszy błagać go, aby przestał na swym udziale, a książętom chciał być raczej bratem niżli nieprzyjacielem. Przedewszystkiem zaś umyślili udać się do żony jego, księżny Krystyny, która tej całej sprawy główną była sprężyną. Tuszyli bowiem, że ją przebłagawszy, snadno i męża jej Władysława do litości nakłonią: dopóki zaś Krystyna trwać będzie w zawziętości, póty i książę nie da się użyć i przebłagać. Poszli więc z prośbą do księżny Krystyny, i trzej bracia, przypadłszy jej do nóg, błagali, nie tak słowy jako raczej łzami i płaczem wielkim, zaklinając ją „na wspólność krwi i związki powinowactwa, które ich z bratem Władysławem i z nią oraz łączyły, aby księstwa i ziemie otrzymane przez nich w podziale, tak obyczajem Polaków jako i prawem przyrodzoném spuścizny, i za zezwoleniem samego książęcia Władysława, który ten podział uznał za prawy i święty, wolno im było dzierżeć w pokoju; aby ich książę Władysław więcej już nie prześladował, ani im dziedzictwa ich i własności bezprawnie nie wydzierał; aby w większej cenie miał miłość braterską, prawa ludzkości i sprawiedliwości, niż wszelką władzę, królestwo i panowanie, gdy zwłaszcza z krzywdy i pognębienia sierot więcej sromoty niż sławy, więcej szkody niżli korzyści miał się spodziewać.“ Nie wzruszyły jednak okrutnej niewiasty ani prośby żebrzących u jej nóg braci i dziewierzów, ani ich płacze i skargi. Z zimną krwią i pogardą, odrzucając błagania książąt, odpowiedziała: „że Władysław jej mąż czynił dobrze i sprawiedliwie, ani go było o co winić, gdy rzeczpospolita Polska tylko w jedności i połączeniu swych części utrzymać się mogła; że rozerwanie jej dla wszystkich byłoby zgubne, co samiby uznali, gdyby się nad tém zastanowić chcieli; że lepiej nierównie uczynią, jeżeli siebie i losy swoje poruczą woli i zwierzchnictwu książęcia Władysława, jako starszego brata; a niechaj pamiętają, że wszelki opór i targnienie się przeciw niemu sprowadzi klęski, które spadną na ich głowy i dosięgną zarówno ich stronników.“ A tak oni bracia odeszli zasmuceni, twardszej niżli się spodziewali doznawszy niechęci w Krystynie, która ani zbawiennemi radami cnotliwych mężów nie dała się odwieśdź od swego przedsięwzięcia, ani wysłuchać chciała prośb braci z taką uniżających się pokorą, ani czémkolwiek poruszyć się i zmiękczyć.
Dnia dwunastego miesiąca Kwietnia Robert biskup Krakowski, zaledwie dwa lata przesiedziawszy na stolicy Krakowskiej, po przeniesieniu się z Wrocławskiej, umarł i z czcią należytą w kościele Krakowskim, przez niego za życia poświęconym, pochowany został. Mąż rzadkiej poczciwości, którego cnoty były powodem, że kościół Krakowski jego a nie kogo innego z pomiędzy swoich postanowił wybrać do rządu. Po Robercie nastąpił Mateusz, scholastyk Stobnicki, wyniesiony na stolicę Krakowską przez Innocentego II papieża, za wstawieniem się Władysława książęcia Polskiego, przeto iż mu tenże Mateusz w potrzebie usłużył był zasiłkiem pieniężnym. Człek marnotrawny, zbytkownik i obżerca.
Władysław książę Czeski, utwierdziwszy się na stolicy swojego księstwa, i przy pomocy Konrada cesarza Rzymskiego, zięcia swego, pokonawszy i wypędziwszy z Czech swoich przeciwników, wkroczył zbrojno do Moraw, i ziemie naprzód Konrada margrabi Morawskiego, a potém Ottona, srodze ogniem i mieczem spustoszył. A gdy margrabiowie Morawscy nie śmieli stawić mu czoła, złupiwszy i zniszczywszy pożogami całą prawie ziemię Morawską, z mnogim plonem do Czech powrócił.
„Tu leży Piotr wraz z małżonką swoją Maryą,
Pod marmurem błyszczącym, który sprawił ojciec Wilhelm.“
Stoi jeszcze po dziś dzień wiele kościołów, według podania przez tegoż Piotra zmurowanych, chociaż te w większej liczbie przebudowane na nowo straciły pierwotną swoję postać, jako to: kościół Ś. Wincentego i Ś. Michała w Wrocławiu, w Strzelnie, w Kłobucku, w starém i nowém Skrzynnie (in utraque Skrin), w Żarnowie, w starym Siewierzu (Szyewyor), w Pajęcznie, w Rudzie, w Chełmcach, w Wiercicowie, w Łęczycy, w Kijach, w Opatowie, w Pkanowie, w Chalinie, w Tyńcu, w Chlewiskach, w Kościelcu, w dyecezyi Wrocławskiej kościół N. Maryi na Piaskach, Ś. Marcina w Wrocławiu, Ś. Wawrzyńca w Kaliszu, Ś. Zbawiciela przy Krakowie na Zwierzyńcu, Ś. Świrada, Ś. Wawrzyńca na Kazimierzu (Kazimiria), Św. Jana i Św. Jędrzeja w Krakowie, w Kazimierzu (Kazimierz), pięciu Braci w Mstowie, Ś. Piotra w Niży (Nisza), w starym Koninie, w Kotłowie, w Numborgu kościół mniszek zakonu Kaznodziejskiego, w Rąbinie (Rambinum), w Czerwonym kościele, w Ławinie kościół braci zakonnych, i dwa parafialne, w Tulczy (Tulcze), w Gecu (Gecz), Ś. Idziego pod Krobią i w Jeżowie. Słynie nadto rzeczony Piotr, pan na Skrzynnie, szczególniejszą umysłu wspaniałością, szczodrotą, i godną wielkiego męża gorliwością o wzrost i ozdobę królestwa. Który mając sobie od książęcia Bolesława Krzywoustego powierzony zarząd dwóch obszernych prowincyj, Kaliskiej i Kruszwickiej, i odbywając częste podróże z jednej do drugiej, kazał wymierzyć ich odległość od siebie, i w środku drogi postawić słup kamienny, który jeszcze dotychczas widzieć można na cmentarzu kościoła parafialnego w Koninie, a na tym słupie wyżłobić wiersz następujący:
„Tu jest połowa drogi z Kalisza do Kruszwicy.
Ukazuje to obecny znak, modła drogi i sprawiedliwości,
Którą zrobić kazał pan Piotr wojewoda.
Po dopełnioném okrucieństwie na Piotrze z Danii panu na Skrzynnie, Władysław książę Polski, posuwając coraz więcej swą samowolność, począł myśleć nie tylko o opanowaniu księstw i dzielnic swoich braci, ale o wypędzeniu ich samych z kraju, do czego wiodła go równie pycha osobista, jak i poduszczenia żony, i bezkarność zbrodni, i pochlebstwa nikczemnych zauszników. Gdy bowiem tak dzikiej dokonano srogości na Piotrze panu Skrzyńskim, nikt już nie śmiał przeciwić się jego woli, ani ganić zamiarów, nie zważając czyli te były słuszne i sprawiedliwe. Zebrawszy zatém Władysław siły zbrojne ze wszystkich księstw i dziedzin swojego władztwa, i przyłączywszy do nich posiłki Rusinów, w większej niż kiedykolwiek liczbie zaciągnione, (przysłał mu był bowiem na pomoc Wszewołod książę Kijowski syna swego Światosława, tudzież książęcia Izasława i Wszewołodzimierza książęcia Halickiego, z znaczném wojskiem Rusinów) wygnał swych braci rodzonych Bolesława z Płockiego, Henryka z Sandomierskiego zamku, załogi ich zewsząd powyrzucał, i prawych rozpłoszywszy dziedziców, ziemie ich i posiadłości pod swoje zagarnął zwierzchnictwo. Sam tylko pozostał przy swych prawach Mieczysław Starym nazwany, książę Gnieźnieński, Poznański i Wielkopolski, do którego dwaj bracia wypędzeni ze swoich dzielnic, Bolesław Kędzierzawy książę Mazowiecki i Henryk książę Sandomierski, uciekli i schronili się razem w zamku Poznańskim, obwarowawszy go swoim ludem i orężem, i postanowiwszy oprzeć się zbrojno Władysławowi książęciu, gdyby ich swoją i tu ścigał napaścią. O czém gdy się książę Władysław dowiedział, pospieszył z wojskiem jak tylko mógł najprędzej, i zamek Poznański mocném ścisnął oblężeniem, tusząc, że wszystkich trzech braci jedną obławą zdobytych i pokonanych wkrótce do rąk dostanie. Otoczył tym celem zamek Poznański gęstą grodzą wież i ostrokołów, ażeby żaden z oblężeńców nie miał sposobności do ucieczki, a dzień i noc szturmował do twierdzy wielkiemi kuszami i taranami, wszystek natężywszy przemysł ludzki i środki do jej zdobycia. Książęta więc Bolesław, Mieczysław i Henryk, widząc się ściśnionemi tak groźném oblężeniem, z obawy, iżby żywcem nie wpadli w ręce przeciwnika, i nie stali się pastwą jakiej srogości, ślą poselstwo do książęcia Władysława z prośbą: „Aby ukoiwszy swój gniew, nie podnosił na nich oręża po nieprzyjacielsku i prawych dzierżaw im nie wydzierał. Aby odstąpił od oblężenia, i raczej okazał się im bratem i obrońcą niżli nieprzyjacielem; a przestając na swym udziale, nie wyganiał z kraju tych, którzy z nim jako bracia, z jednego ojca zrodzeni, równe do królestwa Polskiego mieli prawo. A iżby pomniał na śliskość i niepewność rzeczy ludzkich, i szczęścia swego z pomiarkowaniem używał, a po cudze nie sięgał.“ Poselstwo to Władysław książę z dumą i szyderstwem odprawił, żadnej nie dawszy braciom nadziei zgody i pokoju. Zaczém książęta Mieczysław, Bolesław i Henryk, i wszyscy oblężeńcy, przerażeni trwogą, los swój nieszczęśliwy żałosnemi łzami i jęki opłakiwali. Zwyczajną potém umysłowi ludzkiemu niestatecznością jęli nachylać się do przyjęcia jakichkolwiekbądź warunków pokoju. Wielu radziło, aby dobrowolnie poddać się Władysławowi; inni, aby książęta ustąpili mu jakich części swych praw i dzielnic, i zapaloną w nim żądzę próżności i gniewu starali się ukoić. Ale gdy obadwa warunki zdały się zbyt uciążliwe, i widoczną było rzeczą, że Władysław inaczej się nie uspokoi, aż gdy braci wypędziwszy całe królestwo Polskie ogarnie, postanowili cierpieć i wytrzymywać dalej oblężenie, i na wszelkie narazić się ostateczności, w nadziei, że Bóstwo, które zawzdy słusznej sprawy broni, nad ich krzywdą zlitować się raczy. Już w czasie oblężenia żołdactwo Władysława książęcia, posiłkowi zwłaszcza Rusini, nie przestając na łupiestwie, zaborach i wszelakiego rodzaju bezprawiach, sromocili nawet najzacniejsze niewiasty i dziewice, zabijali ludzi, męczyli, i po barbarzyńsku dopuszczali się rozmaitych, chrześcian niegodnych gwałtów. Wzruszony takiemi klęskami czcigodny Jakób, na ów czas arcybiskup Gnieźnieński, przybył do obozu książęcia Władysława kolebką czworokonną (już bowiem laty był osłabiony), i dla tém większej powagi przybrany w strój biskupi i mitrę, zajechał do namiotu książęcia z roztropną i nader przystojną przestrogą: „aby złożywszy oręż i zaniechawszy oblężenia, pogodził się z braćmi, i ojczyznę która go zrodziła i tak wysoko wyniosła, zaprzestał prześladować i gnębić nieludzkiemi najazdy, łupiestwami i mordy, z hańbą i niedolą narodu.“ Najłagodniej, jak tylko można było, upominał książęcia, „aby przestał na swym udziale, a nie wdzierał się nieprawnie w cudzą własność, grożąc, że krzywdy przezeń wyrządzone nie ujdą bezkarnie, i krew niewinnie przelana spadnie kiedyś na jego głowę.“ Mówił więc do niego temi słowy: „Przychodzę do ciebie, Miłościwy książę, ciężko latami ale ciężej troską i boleścią przyciśniony, prosić cię i błagać, abyś zaniechał tej zgubnej wojny, którą braci twoich wygnać z królestwa usiłujesz, zważając, jaką przezeń hańbę na siebie i ród twój ściągasz, ty, co wolą ostatnią ojca ustanowiony ich opiekunem, nie o wyzuciu ich z dziedzictwa, ale raczej o podwyższeniu i pomnożeniu ich dobra myśleć powinieneś. Nie takci czynisz: z opiekuna przeciwnik, z brata wróg, z przyjaciela zawistnik i morderca, oręż, którego powinieneś był używać w obronie braci, przeciw nim samym podnosisz; tych, których pod swoję wziąłeś ochronę, krzywdzisz i ciemiężysz; gwałcisz najświętsze prawa i ogniwa ludzkości, wiarę, wspólność rodu, braterstwo; nadzieję pomocy i bezpieczeństwa zmieniasz w obawę, i uzbrajasz rozliczne klęski przeciw braciom i ojczyznie, acz to nie od ciebie należało się ich spodziewać. Lepsza wierzaj mi rada, poskromiwszy pychę, która cię unosi, i żądzę samowładztwa, które chcesz rozpościerać, żyć w zachowaniu i zgodzie z braćmi; a miasto niesprawiedliwych wojen, miasto gróźb i zamachów nieprzyjacielskich, wspomnieć na braterskie krwi związki i powinność świętą opieki. Zważ, jak sromotne i zgrozy pełne są te które wzniecasz zatargi, gorsze stokroć od wojny domowej; zburzą one i wywrócą twoje świetne panowanie, potrącą do zguby twój ród i całe królestwo, jeżeli się rychło nie pomiarkujesz. Usłuchasz-li moich przestróg, możesz być pewnym sławy i najzbawienniejszych korzyści; w przeciwnym razie, lękaj się pomsty od Boga i od ludzi. Nie jestże–to, uważ, hańbą największą i występkiem, że będąc chrześcianinem i monarchą, zawisłym od Boga i jego świętych wyroków, poważasz się czynić to, czém się brzydzą nawet poganie, nie znający Boga prawdziwego i religii chrześciańskiej? i że w twém sercu więcej waży próżna żądza panowania, niżli braterskiej miłości uczucie?“
Ale Władysław, nadęty pychą z powodu ucieczki braci i schronienia się ich w jedynym zamku Poznańskim, wzgardził zbawiennemi przestrogami arcypasterza, zapowiadającego mu tak jawnie rychłą szczęścia odmianę; a wróżąc sobie płocho dalszą pomyślność, pełen otuchy, że mu los zawzdy będzie przyjazny, nie chciał się rządzić pomiarkowaniem. Odrzuciwszy przeto rady tak roztropne i namowy, okazał, że nie na każde serce upada ziarno mądrości, ani w każdém zbawiennie się rozplenia; i obyczajem dumnych, chciwością zaślepionych książąt, wytrwał w swoim uporze. Gdy więc głuchy na przestrogi cnotliwego kapłana, dał Władysław odpowiedź, z której jawnie się pokazywało, że od swych szalonych zamysłów nie odstąpi, Jakób arcybiskup, duchem Bożym natchniony, uzbroiwszy się jakby do walki tarczą wiary i zbroją pobożnej ufności, wstał z krzesła, na którém siedział, i podniosłym głosem rzekł: „Kiedy pogwałciwszy Boskie i ludzkie prawa, zdeptawszy obowiązki święte ludzkości i przyrodzone krwi związki, stałeś się tak w twej ślepocie zatwardziałym, że ani cię bojaźń Boga i cześć Jemu należna, ani życzliwych ludzi upomnienia i przestrogi, ani moje nakoniec rady, prośby i namowy nie zdołały odwieśdź od występnych i najohydniejszych zamiarów, i na drogę prawą nawrócić: przeto w imię Wszechmocnego Boga, którego namiestnictwo w tej sprawie piastuję, ciebie, jako gwałtownika i wydziercę własności twoich braci, nieprzyjaciela wiary i ojczyzny, praw Boskich i ludzkich przestępcę, który wzgardziwszy memi radami ojcowskiemi, na najzbawienniejsze głuchy przestrogi, Faraońską zatwardziłeś serce bezbożnością, w obec tego przytomnego ludu naprzód wyłączam z społeczeństwa Kościoła, a następnie, jako upornego w grzechu i niepoprawnego, wyklinam, i surowości sądu Bożego ostatecznie zostawiam.“ Rzuciwszy potém klątwę na Władysława książęcia, jego rycerstwo i sprzymierzeńców, wzywał nieba na świadki pogwałconej przezeń religii i wiary, i odrzuconych ze wzgardą rad zbawiennych i przestróg. Poczém w swoim pojeździe oddalając się z namiotu książęcia, przydał pogróżki, że tę dań, jaką on od książąt wyciągał, niezadługo sami bracia jemu opłacić każą. Ale nie potrafiło to wszystko wzruszyć zakamieniałego serca, ani uleczyć duszy pałającej żądzą próżności. Nie chciał wszelako Władysław obyczajem samowładców targnąć się łajaniem lub groźbą na arcybiskupa, który nań wysypał takie gromy; ale zniósł wszystko cierpliwie, i nie okazawszy żadnego uniesienia, któreby tak karciciela jak i karconego nie było godne, zachował najzimniejsze umiarkowanie. A kiedy arcybiskup już oddalał się z książęcej pałatki, woźnica jego, popędziwszy konie nieostrożnie, zawadził tylną osią o podpory, na których utrzymywał się namiot książęcy, tak iż wszystek on namiot upadł na ziemię, i o kęs samego książęcia swym upadkiem nie przytłoczył. Zniósł i tę przygodę Władysław spokojnym umysłem, i większą niż zwykle cierpliwością pohamował w sobie gniew, nie połajawszy nikogo, co wielu z obecnych zadziwiło. Niektórzy zaś w zawaleniu się owego namiotu uważając jakieś zrządzenie Boże, poczytali je za złą wróżbę i znak przepowiedni przyszłego nieszczęścia, prorokując, że książę Władysław, po wzgardzeniu zbawiennych rad arcybiskupa, i po chwilowém upokorzeniu braci, których igrzyskiem czynił własnej dumy i niesłusznie wyzuć pragnął z ojczystych dziedzictw, sam niezadługo upadnie. Zaczém i niektórzy z jego radców poczęli namawiać go i prosić: „aby złożywszy upór, skłonił się do zawarcia z braćmi pod słusznemi warunkami przymierza“, wyjawiając przed nim swoje obawy, „iżby za podniesienie niesprawiedliwe oręża razem wszyscy Boskiej nie ulegli karze.“ Ale gdy Władysław tych wszystkich rad zbawiennych nie chciał bynajmniej usłuchać, i gdy książęta Bolesław, Mieczysław i Henryk, jako i celniejsi ich ziem panowie, Sandomierscy, Wielkopolscy, Mazowieccy i Kujawscy, za hańbę i sromotę sobie poczytujący odmówienie im swej pomocy, z listów i doniesień Jakóba arcybiskupa dowiedzieli się o skutku jego poselstwa, ostatniej chwytając się rozpaczy, postanowili raczej zginąć i na wszystkie wydać się niebezpieczeństwa, niżeli uledz tak bezbożnemu bratu i niesprawiedliwemu ciemiężcy. Wprawdzie widzieli się ściśnionemi i znękanemi długiém oblężeniem, lecz po bezskutecznych usiłowaniach arcybiskupa Gnieźnieńskiego żadnej już nie było nadziei w litości i przywiązaniu braterskiém Władysława: sama przeto rozpacz dodawała odwagi, i konieczność wrażała oręż do ręki, aby z nim biedz śmiele na nieprzyjaciela, nie zrażając się jawném niebezpieczeństwem. Każdy sposobił się do boju z taką gotowością, że obierał raczej zgon z ręki przeciwnika, gdyby tak chciały wyroki, niż kołatanie dłuższe do braterskiej litości, po tyle kroć żądanej a zawsze odmawianej. Jednę tylko, ale i to słabą i daleką układać mogli nadzieję, azali z zbliżającą się porą zimową nieprzyjaciel dla braku żywności i niesposobnego do wojny czasu nie porzuci oblężenia: ale z drugiej strony, wiedzieli, że i im żywności zabraknąć mogło. Przewidując zatém zgubną ostateczność, dzień i noc rozmyślali o swoim losie, a w sercach przerażonych wzmagała się rozpacz i zwątpienie. Nie było środka do wytrzymania dłużej oblężenia, gdy z nikąd żadnych nie spodziewali się posiłków. Podawszy sobie zatém ręce, uściskawszy się i ucałowawszy nawzajem, postanowili wszyscy umrzeć, skoro tego będzie potrzeba. Odtąd wypadając często na obozy i stanowiska nieprzyjaciół, srodze ich trapili i urywali. Ale gdy z tej przyczyny podwojono u nich straże, zmniejszała się załoga oblężonych książąt przez częste z zasadzek podchwytywanie nieostrożnych żołnierzy. Po wiele kroć z wzajemnych utarczek i harców żwawe zapalały się bitwy; więcej jednakże z obozów Władysława książęcia ginęło lub dostawało się w niewolą, a zwłaszcza Rusinów, którym w takich wycieczkach i spotkaniach oblężeni srogie i nad siły swoje większe zadawali klęski. Potém przez dni kilkanaście nie wyruszyli już z zamku oblężeńcy, wstrzymywani od książąt, nauczonych doświadczeniem, że przy nierównych siłach draźnili tylko przeciwnika, ale wytrzymać mu nie mogli. A tak, gdy przez unikanie bitwy nieprzyjaciel ostygł w czujności, poczęli żołnierze Władysława opuszczać straże i stanowiska, i oddawać się gnuśnemu spoczynkowi, albo biesiadom i opilstwu, w przekonaniu, że już byli zwycięzcami, i że książęta Bolesław, Mieczysław i Henryk, wraz z całym gminem oblężonych zwątpili o sobie i na siłach upadli. Sam Władysław książę, upojony radością i chełpliwego pełen zarozumienia, oczekiwał poddania się oblężeńców. Pogarda małej garstki nieprzyjacioł, i niedbałość w obozie Władysława, wzięta była za pomyślne powodzenie i niechybne zwycięztwo. Mała ledwo liczba żołnierzy pilnowała stanowisk i oręża; reszta rozbiegłszy się tu i owdzie bujała samopas, to za wszeteczną rozpustą, to za biesiadniczemi goniąc uciechy i igraszki; inni po wczorajszém przepiciu naprawiali siły snem i wczasem; leżeli w nieładzie i bezbronni, jakby upewnieni, że oblężeńcy na żaden przeciw nim nieprzyjacielski krok się nie odważą. Gdy więc książęta dostrzegli, że w obozie Władysława tak płocho lekceważono ich siły, a nadto dowiedzieli się od zbiegów i jeńców o niezwykłém nieprzyjaciół opuszczeniu się i bezładzie, krzyknęli na swoich do broni, aby pokusić szczęścia w boju, z tém przekonaniem, że zaszczytniej było nadstawić piersi na chwalebne ciosy, niżeli umierać z głodu i niedostatku. Sprawiono zatém do walki hufce konne i piesze, i z rozkazu książąt zatkniono na szczycie wieży chorągiew czerwoną. Ukazanie się tego znaku zdziwiło żołnierzy Władysława, a zwłaszcza książąt Ruskich, Światosława, Izasława i Wszewołodzimierza, którzy na ów czas siedzieli w jego namiocie; a gdy się troskliwie dopytywali coby miała znaczyć owa chorągiew, odpowiedział Władysław: „że książęta oblężeni poddają się i błagają miłosierdzia.“ Radzili wtedy Ruscy książęta, „aby, jak słuszność kazała, przebaczyć zwyciężonym, a oszczędzić krwi własnych braci i rodaków:“ ale zacięty w swém postanowieniu Władysław, czyli–to żądza zemsty, czy próżność a z nią chęć pozbycia się braci władała jego umysłem, odpowiedział: „że nie miała już miejsca litość, ani pojednanie i zgoda.“ Kiedy tak rozmawiano i radzono w obozie Władysława, książęta oblężeni z wyborem najdzielniejszych i ćwiczonych w boju rycerzy, postanawiających raczej umrzeć niżeli poddać się i uledz, z przyłączoną niemniej drużyną oblężeńców wszelakiego stanu i wieku, o południu samém, gdy żołnierze Władysława najbezpieczniej zasypiali, albo biesiadowali ochoczo, wypadają na nich z krzykiem i zgiełkiem, do którego nawet dzieci pomogły. Na ten widok Władysław książę i jego wojsko stali czas jakiś w zadumieniu, uważając w nim raczej szaleństwo niżli odwagę oblężeńców. Ale kiedy spostrzegli, że żwawym i natarczywym biegiem na nich godzą, dopieroż poczęli mieszać się i trwożyć, nie mając czasu do namysłu i przygotowania z swej strony odporu. Wielki zatém popłoch rozszerzył się w obozie, czyli-to Bóstwo samo wrażało go tajemnie w serca, czyli nagłość niebezpieczeństwa, które ich zaskoczyło nieprzygotowanych i bezbronnych, czyli wreszcie zwątpienie i nieufność w orężu podniesionym przeciw niewinnym, w sprawie niesłusznej i bezbożnej; uznali się zgoła za podchwyconych i jakby zagarnionych w matnią, a gdy różni różnie przemyślali o obronie, wszyscy w złym razie potracili głowy. I nie tylko ludzie, ale i konie przerażone krzykiem i zgiełkiem postrachały się i ponarowiły. Niektórzy z rycerstwa, bez oręża i samopas dosiadając koni, wpadali na zbrojne i uszykowane hufce, które ich snadno porażały, płoszyły i snem rozmarzonych w pień wycinały. Inni krzątali się około kosztowniejszych sprzętów. Było powszechne zamieszanie i trwoga, i nikt do wspólnej nie pospieszał sprawy. Tymczasem zapuszczony pożar w obozie jął się szerzyć gwałtownie, podsycany suchą słomą i wiciną, którą namioty były pokryte. Zabrali się więc wszyscy do ucieczki, ścigani razem ogniem i orężem, i gęsto słani trupem w popłochu. Niezadługo owa zbrojna potęga, z Polaków i Rusinów złożona, pierzchła w zupełnej rozsypce i opuściła swoje obozy. Za uciekającym na wszystkie strony nieprzyjacielem jezdne hufce puściwszy się w pogoń, wielką klęskę zadały rozproszeńcom, a osobliwie Rusinom. Wielu z nich potonęło w nurtach Warty i Głowny, nad których brzegami toczyła się ta walka, tak iż koryta ich ciały ludzkiemi były wypełnione. Władysław książę Polski wraz z książętami Ruskimi umknąwszy z bitwy, opuszczony od swoich zmierzał ku Krakowu, i pełen żalu i zgrozy, przemieniając konie, bez wojska i przybocznego orszaku, jakby człek pospolity, zdążył nareszcie do swej stolicy. A tak stał się przykładem i nauką dla spółczesnych i dla potomnych, aby nikt nie ufał swojej potędze, targnąc się zuchwale na prawa Boskie i ludzkie, i karmiąc uciskiem bliźnich, z pogardą zbawiennych rad i przestróg. Książęta Bolesław, Mieczysław i Henryk, acz zwycięzcy, zachowali w swém szczęściu pomiarkowanie, i wszystkich Polaków zabranych w wojnie wypuścili z niewoli. Od tego czasu wiodło się im wszystko w ukończeniu sporów z Władysławem: cokolwiek im ten książę był wydarł, odzyskali. Opanowawszy nadto zamki Władysława książęcia Polskiego i trzech książąt Ruskich, i zbogaciwszy się łupami obu wojsk, Polskiego i Ruskiego, ku poparciu swej sprawy uzbroili nowe zastępy nie tylko z swoich ale i obcych żołnierzy. Książęta zaś Ruscy, Światosław, Izasław i Wszewołodzimierz, z wojsk i wszystkiego ogołoceni, w ucieczce przybyli do Krakowa, zkąd potém z szczupłą garstką rycerstwa wrócili do ojczystej Rusi.
Celestyn II papież, pięć tylko miesięcy i dni trzynaście przesiedziawszy na stolicy, umarł w Rzymie i w kościele Lateraneńskim pochowany został. Następcą jego był Lucius II, Bonończyk, urodzony z ojca Alberta, mąż łagodnego umysłu i pokory wielkiej, godny urzędu najwyższego pasterza. Ten z kapłana i kardynała tytułu Ś. Krzyża wzięty na stolicę papieską, kościół swój i klasztor wszystek odnowił. Prześladowany srodze od Rzymian wezwał piśmiennie na obronę swoję Konrada króla Rzymskiego. Rzymianie bowiem, pragnąc przywrócić dawny swój blask i powagę, poobierali senatorów i patrycyuszów, i przywłaszczywszy sobie bezkarnie wszelkie prawa zwierzchnicze tak w Rzymie jak i poza Rzymem, zmuszali Lucyusza papieża żyć obyczajem dawnych księży z ofiar i dziesięcin. Temi przeciwnościami strapiony papież wkrótce życie zakończył.
Mieczysław Stary, książę Wielkopolski, chcąc Bogu po ludzku wyświadczyć swoję wdzięczność za otrzymane, nad wszelkie spodziewanie, tak świetne i pamiętne zwycięztwo nad bratem swoim rodzonym Władysławem książęciem Krakowskim i książętami Ruskimi, założył i wystawił nad rzeką Wartą we wsi swojej książęcej Lendzie klasztór Cystersów, który z książęcą wspaniałością nadaniem wielu wsi, włości i znakomitych darów uposażył, zbogacił i ozdobił. Do tego zaś i innego jeszcze klasztoru Cystersów, zwanego Wągrowiec, zaraz po ich założeniu, sprowadzono mnichów z klasztoru, który zowią Altenberg (Vetus mons) o trzy mile od Kolonii leżącego nad Renem. Od tego czasu nastał zwyczaj chwalebny i wielkiej zalety godny, który się jeszcze za dni moich utrzymuje, że do pomienionych klasztorów nikt nie może być przyjęty tylko rodem Kolończyk. Za czém idzie, że klasztory te najlepszym kwitną porządkiem, tak we względzie duchownym jako i świeckim, a rychło upadłyby i w pobożności i rządzie zewnętrznym, gdyby kiedykolwiek od tego zwyczaju odstąpiły. Nie nastał on bowiem bezmyślnie i z przygody, ale z słusznej i nader jasnej przyczyny; dlatego stał się dwom rzeczonym klasztorom prawem i obowiązkiem wieczystym. Kiedy bowiem Mieczysław książę Wielkopolski zwiedził kościół w Akwisgranie, i ciała trzech Świętych królów w Kolonii, gdzie od Kolończyków z największą czcią był przyjmowany, udzielił im tę łaskę, którą i przywilejem zapewnił, że na zawdzięczenie przychylności okazanej mu przez Kolończyków, nikt do rzeczonych klasztorów nie miał być przyjmowanym, jeżeli nie był rodem z Kolonii.
Książęta Bolesław, Mieczysław i Henryk, po odzyskaniu swoich dzielnic za zgodną i przychylną wolą panów i szlachty, gdy obok wzgardy powszechnej i nienawiści, w jaką był u rycerstwa Polskiego popadł książę Władysław, niesprawiedliwy wydzierca, wszyscy już zwracali się ku tej stronie, na którą samo szczęście się nachylało, zebrawszy wojska tak konne jako i piesze, ruszyli do miasta i zamku Krakowa, gdzie Władysław po swej ucieczce szukał schronienia, aby go ztamtąd wyprzeć i pomścić się swoich krzywd i zniewag, nimby po klęsce Poznańskiej odetchnąć i nowe siły zebrać zdołał. Dzielili bowiem to przekonanie, że gdyby wrócił do dawnej nad Polską władzy, przy pomocy Rusinów wznowiłby kiedykolwiek swoje przeciw nim zamachy. Ale Władysław klęską Poznańską pognębiony do szczętu, ogołocony z sił, oręża i dostatków, widząc że wszystkich umysły były przeciw niemu zrażone i wszędy groziło mu niebezpieczeństwo, tak iż nikomu nie mógł dowierzać, zostawiwszy w Krakowie żonę i trzech synów, umknął do Raciborza, a ztąd przez Szlązk do Niemiec, w celu żądania pomocy od Konrada króla Rzymskiego, aby się nie dostał do rąk mściwych i za jego niegodziwe sprawy słusznie zagniewanych braci. Mieszczanie zaś Krakowscy, po bezskuteczném opieraniu się przez niejaki czas książętom Bolesławowi, Mieczysławowi i Henrykowi, widząc, że wszystkie nadzieje Władysława i jego synów upadły, przystąpili do ugody dla zawarowania sobie bezpieczeństwa, i otwarli bramy książętom. Niezadługo poddał się zamek z żoną i synami Władysława. A lubo pamięć krzywd doznanych, niemniej rady i nalegania niektórych, a zwłaszcza przyjacioł Piotra z Skrzynna, wielce przeciw Krystynie obostrzały umysły; wszelako nie wywarto na nię żadnej srogości, nie uczyniono jej żadnej krzywdy ani obelgi, zwycięzcy owszem książęta i dziewierze, mimo słuszny swój gniew i oburzenie, wszelką dla niej zachowali uczciwość. Ale iż niewątpliwą było rzeczą, że gdyby pozostała w Polsce, nigdy kraj nie mógłby być spokojnym i bezpiecznym, a nadto obawiali się książęta, żeby Piotr pan na Skrzynnie albo jego krewni i powinowaci nie szukali kiedy zemsty za jego oślepienie i wyrządzone krzywdy, a ztąd księżna nie była narażoną na sromotę jaką albo utratę życia, z ujmą sławy samychże książąt; odprowadzono ją do Niemiec do jej małżonka, z trzema synami z Władysława zrodzonemi, Bolesławem Wysokim, Mieczysławem i Konradem Laskonogim. A tak ona Krystyna, co tak chciwie cudzych księstw pożądała, sprawiedliwym wyrokiem Boga własne swoje utraciła. Władysław książę Polski ujrzawszy wygnaną i przyprowadzoną do siebie żonę Krystynę wraz z swemi synami, wzruszony dwojakim żalem zapłakał, że i księstwa Polskie utracił, i do obcych krajów z żoną i dziećmi przymuszony był pójść na wygnanie, aby cudzym i wyżebranym żył chlebem. Wtedy dopiero, uciśniony niedolą, uznając grzechy swoje któremi zawinił przeciw Bogu i braciom, żałował iż pogardził przestrogami Jakóba arcybiskupa Gnieźnieńskiego; żałował i powolności swojej dla niewieścich rad i podszeptów, które okazały się raczej zgubnemi niż pożytecznemi.
Po wypędzeniu zatém z Polski Władysława książęcia, żony jego Krystyny, i synów książęcych, gdy kraj wszystek błogim odetchnął pokojem, Bolesław zwany Kędzierzawym, między bracią z drugiego małżeństwa najstarszy, za zezwoleniem panów i rycerstwa, otrzymał zwierzchnią władzę i panowanie nad Polską, a zostawszy przy swej dzielnicy, to jest księstwie Mazowieckiém i Kujawskiém, z całym ich obszarem, wziął nadto w podział księstwo Krakowskie, z obowiązkiem sprawowania opieki nad bratem najmłodszym Kazimierzem, który żadnej nie miał odkazanej sobie dzielnicy. Monarcha ten, zapatrzywszy się na zgubne skutki chciwości, dla której Władysław podniósł oręż przeciw braciom i tyle na kraj ściągnął nieszczęść i mordów, kochał najczulej i szanował swoich braci. I nie tylko wymierzał im jak najściślejszą sprawiedliwość, ale nadto okazywał się dla nich szczodrym i wspaniałym, odstępując im wiele ziem i dzierżaw, które do niego należały. Dla tej sprawiedliwości, szczodroty i wspaniałości wszyscy mu wiernie i z największą czcią podlegali, a bracia bez szemrania i utysku wypełniali jego nakazy. Wziął Bolesław pod swą opiekę najmłodszego brata Kazimierza, który już wtedy okazywał szczególniejszą skromność obyczajów i inne piękne duszy przymioty, niemal wiek jego przechodzące. Za jego czasów Polacy najlepiej poznali z doświadczenia, jak wiele waży sprawiedliwość, która, im bardziej bywa uciśnioną, tém wyżej się podnosi i cięższą sprowadza karę na swych gnębców i gwałcicieli.
Lucius II papież, przesiedziawszy na stolicy Piotra miesięcy jedenaście i dni cztery, umarł i w kościele Lateraneńskim pochowany został. Po jego śmierci kardynałowie w kościele Ś. Cezaryusza w Rzymie zamknieni w konklawe w celu obrania nowego papieża, rozdzielili się z razu w zdaniach i przez czas niejaki nie mogli przyjść do zgody, ale potém nadspodziewanie zwrócili wspólne głosy na Bernarda opata klasztoru Cysterskiego Ś. Anastazyusza za miastem, męża wielkiej świątobliwości, rodem Pizańczyka, czcigodnego starca, przejętego nauką Ś. Bernarda i cnót jego naśladowcę; tego więc z natchnienia obrali papieżem. Nazwano go Eugeniuszem III przy poświęceniu, którego gdy w Rzymie przyjąć nie śmiał, udał się do klasztoru Farfeńskiego, i tam go poświęcono. Do niego Ś. Bernard pisał księgę De consideratione (o rozwadze), w której przywary prałatów i księży Rzymskich jawnie nagania. Jordan szlachcic Rzymski i wielu z Rzymian zwrócili nań prześladowania, których unikając przeniósł się do Francyi, gdzie od Ludwika króla z wielką czcią przyjęty, po odprawionym soborze w Reims, kazał głosić wojnę krzyżową na obronę Ziemi świętej, wielce pod ów czas uciśnionej od Saracenów. Jakoż wielu książąt spowodował ten głos apostolski do podniesienia Krzyża i wyruszenia na wyprawę świętą. Na tego męża, za przedziwne jego cnoty szczerości, czystości i niewinności życia, zlał Bóg cudowne łaski, i uczynił go wielkim nauką apostolską i wymową. Za jego rządów, gdy przebywał w Witerbo, przybyli z ostatnich krańców Wschodu posłowie do kościoła i patryarchy Ormian, z wyznaniem Stolicy Rzymskiej zupełnego poddania się i posłuszeństwa, i prośbą o przepisanie im religijnego obrzędu, o który spierali się z kościołem Greckim, a którego nauczyć się chcieli od kościoła Rzymskiego, jako wszystkich kościołów mistrzyni i matki. Przyjął ich wdzięcznie papież Eugeni, a kazawszy im być obecnymi przy odprawianiu mszy św. i wyuczywszy ich należycie wszystkich obrządków, odprawił z uczciwością. Jeden z biskupów, stojący na czele tego poselstwa, w czasie ofiary ś. odprawianej przez papieża, widział na głowie jego świecący promień przedziwnej jasności, i dwa spuszczające się nań i wzlatujące gołąbki. Tém cudowném zjawieniem skłoniony do poddania się kościołowi Rzymskiemu, wszystkim potém co widział opowiadał.
W tymże roku zszedł ze świata Magnus biskup Wrocławski, przesiedziawszy lat pięć z górą na stolicy Wrocławskiej; a w jego miejsce Jan II, zwany Janik, za przychylném zezwoleniem Bolesława Kędzierzawego, książęcia Polskiego i monarchy, zgodnie od kapituły został wybrany i poświęcony przez Jakóba arcybiskupa Gnieźnieńskiego. Rodem był Polak, z domu szlacheckiego Gryfów, a jak się wyżej wspomniało, z bratem swoim rodzonym, rycerzem Klemensem, we wsi ojczystej Brzeźnicy klasztor Jędrzejowski założył i uposażył.
Gdy do Konrada króla Rzymskiego przybył Władysław książę Polski, król przyjął go ludzko i z uprzejmością, a wyrozumiawszy powody przybycia, radził mu myśl dobrą i krzepiącą pocieszał go nadzieją. Potém małżonka Władysława, księżna Krystyna z trzema synami od dziewierzów swoich wygnana, szerokiemi słowy opowiedziawszy królowi swoje, męża i synów swoich przygody i niedole, błagała go ze łzami i zaklinała na wspólnej krwi związki i powinność cesarską, aby się nad nią i jej dziećmi zmiłował. Władysław także, książę Polski i sam przez się i przez dworzan królewskich starał się usilnemi prośby skłonić króla Konrada, aby mu w nieszczęściu użyczył swej pomocy, a nie dopuszczał z żoną i synami tułać się na wygnaniu do śmierci. Udawał się również osobiście do Władysława książęcia Czeskiego, a słał poselstwa do książęcia Rusi, w rozmaity sposób błagając ich i namawiając, aby go na stolicę królestwa przywrócili. Niepokoiły Bolesława książęcia Polskiego i braci jego Mieczysława Starego i Henryka krążące ustawicznie pogłoski, że Konrad król Rzymski i Władysław książę Czeski z jednej, a Rusini z drugiej strony wybierają się przeciw nim z wielką potęgą, w celu przywrócenia na państwo brata ich Władysława. Spokojnym jednak umysłem przyjmowali te wieści zewsząd głoszone i rozszerzane, a sposobili w kraju siły do przyszłej walki i oporu. Konrad zaś król Rzymski, lubo zniewolony prośbami Władysława książęcia Polskiego i żony jego księżny Krystyny, obiecywał dać im pomoc i przywrócić Władysława na stolicę królestwa, wszelako zajęty sprawami państwa i niedolą chrześcian mieszkających w Ziemi św., gdzie ich srogie dotykały klęski, wielu nareszcie innemi, tak publicznemi jak i domowemi czynnościami, obietnic czynionych Władysławowi dotrzymać nie mógł. Stanęło niemniej na przeszkodzie zdobycie pod ów czas Edessy, zwanej w Piśmie ś. Arach, przez króla Alaph, Tureckiego rodu, który wszystkich chrześcian w mieście tém znajdujących się wymordował albo do jarzma swego przymusił. Arcybiskupa zaś tamecznego z wszystkiém duchowieństwem, obstającego mężnie przy wierze i nauce Chrystusa, nieludzko życia pozbawił. Na ołtarzu Świętego Jana Chrzciciela sromocono najzacniejsze niewiasty i dziewice, i miasto wychwalane z prawowierności przez króla Agabara, do którego Chrystus przed swoją męką słał piśmienne poselstwo, wtedy po raz pierwszy zbluźnione zostało od barbarzyńców. Tą przygodą chrześciaństwo wielce osłabione na Wschodzie wołało niezbędnego ratunku. Żeby zaś nie zdawało się, że Konrad król Rzymski całkiem zaniedbał i opuścił sprawę książęcia Władysława, dał mu na przód drużynę ludzi zbrojnych, przy których pomocy Władysław dwa zamki Niemczę i Grodek (Gredis) zbudowawszy, częstemi z nich napadami Polaków trapił; potém zaś przez poselstwa i listy nalegał na Bolesława Kędzierzawego, książęcia Polskiego, i jego braci, „aby Władysławowi oddali należącą mu dzielnicę, a w ten sposób uwolnili cesarza od udzielania swemu powinowatemu wsparcia i pomocy w ucisku.“ Na to poselstwo Bolesław Kędzierzawy i jego bracia odpowiedzieli przystojnie temi słowy: „Nigdy po nieprzyjacielsku nie poczynaliśmy sobie przeciw bratu naszemu, książęciu Władysławowi; ale gdy ten gwałtownie i samowolnie wydarł nam dziedziczne księstwa, a nawet wygnaniem z kraju zagrażał, gdy wyzuty z wszelakich uczuć braterstwa i ludzkości, nie dał się ani prośbami i pokorą zmiękczyć, ani baczyć chciał na słuszność i sprawiedliwość; wyłamawszy się zatém z oblężenia, w którém zamknięci już prawie ostatniej czekaliśmy zguby, w obronie naszych praw i dzielnic, naszego życia i zdrowia, na które Władysław godził nielitościwie, przymuszeni byliśmy wziąć się do broni, i przy Boskiej pomocy małą pokonawszy go siłą, odparliśmy jego zamachy i wymierzone na głowy nasze odwrócili ciosy. Wiemy dobrze, że z Konradem królem Rzymskim łączą nas też same co Władysława i ściślejsze nawet krwi związki; wiemy i to, że słuszną mamy sprawę; i dlatego nie zechce król Rzymski mieszać się z własną ujmą w niesprawiedliwe wojny, a na bezwinnych a swych powinowatych nie podniesie oręża. Niechaj zważy, jakim Władysław okazał się nam nieprzyjacielem, ile razy czynił na nas zamachy, ile swoich i obcych sił przeciwko nam uzbrajał, jak zawistnie, jak mściwie godził na naszą zgubę. Zasłużył on raczej na gniew niżli na łaskę cesarza, wymierzając mordercze na nas ciosy, i nie tylko skrycie, ale gdy tajemne nie powiodły się zdrady, jawnie przeciw nam występując z orężem, jak otwarty nieprzyjaciel, wróg srogi i morderca; który pogardził nawet prośbami arcybiskupa Gnieźnieńskiego, wstawiającego się o darowanie nam życia. Niechaj wié cesarz, że wszystkie chęci i działania Władysława do tego jedynie zmierzały celu, aby nas wypędził z kraju lub zgładził. Dlatego postanowiliśmy (tak w końcu mówili do posłów cesarskich) obejść się z nim raczej jak z nieprzyjacielem niżeli jak z bratem. Nie nasza bowiem zawiść, ale jego własna, nie nasz oręż ale jego przewrotność i pycha żony wygnały go z ojczyzny, gdy ujęty żądzą panowania, wzgardziwszy przestrogami arcybiskupa, i niewieścim dawszy się uwieśdź namowom, wydarł nam należące księstwa, i wbrew wszelkim uczuciom ludzkości, usiłował wypędzić nas z kraju a nawet życia pozbawić.“ Ta odpowiedź tak dalece ujęła i zmiękczyła Konrada króla, że w nim ostygła prawie chęć popierania sprawy Władysława książęcia Polskiego, żywa z razu bo podniecana skargami tak jego jako i żony Krystyny. Łajał zatém Władysława, mówiąc, „że słusznie go wypędzono, i że gniew braci jego był sprawiedliwy.“ Bolały Władysława te wyrzuty więcej jeszcze niż samo wygnanie; wzdychał często i narzekał w duszy, składając wszystko złe na Krystynę. Zamieszkawszy w Niemczech, stracił pierwotny byt i znaczenie; za zaszczyty pogardę, za dawną możność wziął w podziale ubóstwo i niedolę. Jedyna była nadzieja w litości braci; ale gdy mu jej odmówiono, niedostatek stawał się codzień dotkliwszym, zwłaszcza że końca tej biedzie nie można się było spodziewać.
Tymczasem Konrad król Rzymski, który już od świętego Bernarda w Frankfurcie nad Menem wraz z innemi książęty i panami Niemieckimi przyjął był znamię krzyżowe, wybrawszy się do Ziemi świętej, postanowił ciągnąć przez Polskę, że tędy i krótsza i bezpieczniejsza była droga, i że sobie zakładał swém pośrednictwem pogodzić spory Władysława książęcia z jego braćmi Bolesławem, Mieczysławem i Henrykiem. Kiedy więc zbliżał się ku granicom Polskim z licznym orszakiem książąt i panów, i zastępem rycerzy tak konnych jako i pieszych (albowiem i Czeski książę Władysław z Henrykiem bratem swoim rodzonym i Spitygniewem bratem stryjecznym, towarzysze podróży, przyłączyli do nich swoje poczty), Bolesław książę i monarcha Polski, wziąwszy z sobą obydwóch braci Mieczysława i Henryka, wyjechał przeciw niemu aż do granicy, i przyjętego z królewską wspaniałością, we wszystkich ziemiach swojemu władztwu podległych hojnie i ze czcią podejmował, nakazawszy wojsku królewskiemu dostarczać żywności i swym nakładem wszystkie opatrywać potrzeby, jak tego własna i króla Rzymskiego godność wymagała; na rzekach zaś trudniejszych do przebycia stawiać kazał mosty ku większemu uczczeniu cesarza. Tą uprzejmością Bolesław książę i jego bracia Mieczysław i Henryk tak sobie zobowiązali króla Rzymskiego i towarzyszących mu książąt, że Konrad złożywszy dawne niechęci, jakie był z poduszczenia Władysława ku nim powziął, najszczerszą odtąd połączył się z nimi przyjaźnią. Wstawiał się jednakże król Rzymski za Władysławem książęciem Polskim do Bolesława i braci jego Mieczysława i Henryka, i pokąd w Polsce przebywał, nie przestał prosić i nalegać, aby Bolesław książę Polski i jego bracia, zapomniawszy dawnych uraz, pogodzili się z bratem swoim książęciem Władysławem. I nie tylko sam cesarz, ale i Władysław książę Czeski, i inni książęta Niemieccy, po wiele kroć błagali ich o to i zaklinali. Bolesław, opowiedziawszy gwałty wszystkie i niegodziwości, których się książę Władysław przeciw niemu i braciom jego dopuścił, lubo utrzymywał, „że wszelka z nim zgoda większeby tylko sprowadziła niepokoje, zgubniejsze z obu stron zatargi, nienawiści i wojny,“ przyrzekł jednak, że za powrotem szczęśliwym cesarza z wyprawy krzyżowej, chętnie wraz z braćmi wolą jego wypełni. A tak cesarz sprawę Władysława książęcia Polskiego raczej poruszywszy niż załatwiwszy, nie chciał monarsze tak wspaniałemu i gościnnemu stać się swą prośbą natrętnym, i ruszył z Polski w dalszą drogę przez Ruś i Wołochy, gdzie równie jak w Polsce podejmował go Bolesław książę Polski i podróż mu ułatwiał. A gdy przybył do morza Czarnego (Leoninum), siadł w przygotowane sobie okręty wraz z książętami, wojskiem swojém i rynsztunkiem, i popłynął ku Carogrodowi; a złączywszy się pod Konieh (Iconium) z Ludwikiem królem Franków, niemniej książętami Francyi i Hiszpanii, wojował przez czas niejaki pomyślnie w Ziemi świętej, i zdobył Askalonę, lubo wielu z przybyłych cudzoziemców, za zdradą Alexiusza cesarza Konstantynopolitańskiego i miejscowych Greków, którzy do mąki namieszali im wapna, pochorowało się i wymarło. Ale Bóg nie przepuścił Alexemu cesarzowi tak niegodziwej zbrodni bezkarnie, albowiem i on sam wraz z całą rodziną zginął najokrutniejszym rodzajem śmierci. Z pomiędzy panów i rycerzy Polskich niektórzy dobrowolnie podjąwszy krzyż na tę wyprawę, za umówioną nagrodą popłynęli wraz z cesarzem, i służyli w jego wojsku, dopóki on w Ziemi ś. wojował.
Marcin, biskup Poznański, po dziewiętnastoletnim zarządzie swego biskupstwa, umarł i w kościele Poznańskim w głównej nawie pochowany został. Nastąpił po nim Bogufał, kustosz Poznański, od kapituły zgodnie obrany, a za zezwoleniem Mieczysława książęcia Poznańskiego, Polak, szlacheckiego rodu, herbu Róża, przez Jakóba arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i w Zninie wyświęcony.
Po odjeździe Władysława książęcia Czeskiego do Ziemi świętej, Sobiesław, syn Sobiesława książęcia Czeskiego, z ojczyzny wygnany, wróciwszy z Niemiec, umyślił w niebytności Władysława książęcia Czeskiego, przy pomocy niektórych przychylnych sobie panów Czeskich, księstwo Czeskie opanować. Ale kiedy tym celem wielu panów Czeskich pochlebnemi namowy i obietnicami zyskać sobie usiłuje, od Teobalda książęcia Czeskiego, brata rodzonego Władysława, któremu tenże Władysław rządy Czech tymczasowo był poruczył, poimany i w Przemundzie w więzieniu osadzony został. A tak zapalająca się w Czechach wojna domowa przez uwięzienie rzeczonego Sobiesława w samym zarodzie utęchła.
Dnia dwunastego Lipca zszedł ze świata Wszewołod książę Kijowski, a książę Igor (Ihor) syn Wszewołoda osiadł stolicę Kijowską. Co gdy się nie podobało Kijowianom, wezwany od nich książę Pereasławski Izasław przybył do Kijowa. A lubo książę Igor z bratem swoim Światosławem wywiedli przeciw niemu swoje wojska, nie odważyli się jednak stoczyć walki i obadwaj uciekli, a Izasław wszedł do zamku Kijowskiego z wielką Rusinów radością i chwałą. W cztery dni potém przyprowadzono Izasławowi poimanego Igora, który w klasztorze ś. Jana w Pereasławiu osadzony i jak więzień pod strażą był trzymany. Chcąc uwolnić się od tej kaźni, prosił, aby mu dozwolono postrzydz się na mnicha; na co gdy Izasław zezwolił, wstąpił do klasztoru. Po kilku dniach, za tajemną sprawą braci Igora książąt Czernichowskich, Kijowianie podnieśli rokosz: który gdy Włodzimierz brat Izasława chciał utłumić, o mało że sam nie zginął; Igor zaś z kościoła, w którym zamknięty był na modlitwie, wywleczony został i zabity.
Za poduszczeniem czarta nieprzyjaciela rodu ludzkiego, książęta Ruscy Jerzy, Rościsław, Oleh i Światosław, zapaleni zazdrością, powstali przeciw Izasławowi książęciu Kijowskiemu, aby go złożyć z stolicy. Zebrawszy zatem zbrojne siły, ruszył przeciwko nim Izasław; a lubo metropolita Kijowski radził mu jak najusilniej utrzymanie pokoju, wszelako książę zaufany w liczném swojém wojsku, odrzuciwszy wierną i przychylną radę, stoczył bój z nieprzyjacioły, w którym przy znacznych z obu stron stratach pobity i zwyciężony został. Rycerstwa jego część poległa, część dostała się w niewolę; sam Izasław umknął do Kijowa, a obawiając się oblężenia, zabrał żonę i synów, i pospieszył do Łucka. Książę zaś Jerzy, przy pomocy innych książąt, wszedł naprzód do Pereasławia, potém do Kijowa podążył, i siadł na stolicy ojca swego i dziada. Izasław, pragnąc odzyskać utraconą stolicę i powetować doznanej klęski, jął ujmować hojnemi darami Polaków i Węgrów; jakoż przybyli mu na pomoc w zimie tegoż roku dwaj bracia między sobą rodzeni, Bolesław książę Krakowski i Mazowiecki, i Henryk książę Sandomierski, prowadząc z sobą swoje wojska; pospieszyli i Węgrzy, i zająwszy stanowisko około Czemieryna, przez całą zimę stali w pogotowiu, z upragnieniem oczekując bitwy. Ale książęta Polscy Bolesław i Henryk widząc, że Izasław, człowiek gnuśny i bojaźliwy, leniwo i z omieszkaniem wszystko działał, odstąpili go z swojém wojskiem; toż samo uczynili i Węgrzy. Co gdy spostrzegli Rusini, to jest Jerzy książę Kijowski z dwoma synami Rościsławem i Andrzejem, Więcław (Wieczeslaus) brat Jerzego i wielu innych książąt posiłkowych, wyszli przeciw niemu i oblegli go w Łucku, nie dopuszczając żadnego oblężeńcom dowozu. A gdy Izasław długo wytrzymywał oblężenie, odcięli mu książęta wodę do napoju służącą. Tym niedostatkiem zmuszony książę Izasław, z potrzeby jął przez Włodymirka prosić o pokój, który był wprzódy odrzucał. Do jego prośby nie chcieli się z razu przychylić Rościsław syn Jerzego książęcia Kijowskiego, i Jerzy syn Jarosława; ale za radą Andrzeja, syna Jerzego Kijowskiego książęcia, Jerzy książę Kijowski wraz z innemi książęty skłonił się do zgody, zawarł pokój z Izasławem i takowy zaprzysiągł; poczém odstąpiwszy od oblężenia, wrócił spokojnie do Kijowa.
Na soborze powszechnym, przez Eugeniusza papieża w połowie postu złożonym w Reims, młodszy Henryk, który był po ojcu nastąpił, przez wyprawione z bullą złotą poselstwo doniósł papieżowi o wstąpieniu swojém na państwo Rzymskie, a razem złożył skargę przeciw trzem książętom Polskim, Bolesławowi, Mieczysławowi i Henrykowi, że podzieliwszy się między sobą królestwem, czwartego brata Władysława wyzuli z należącej mu dzielnicy. Użalał się i na Jakóba arcybiskupa Gnieźnieńskiego, metropolitę Polskiego, i innych Polskich biskupów, jego suffraganów, jako to Mateusza Krakowskiego, Magnusa Wrocławskiego, Swidgera Kruszwickiego, Bernarda Lubuskiego, Bogufała Poznańskiego i Alexandra Płockiego, że wbrew przysiędze ojcu jego książęciu Bolesławowi wykonanej, na wyłączenie rzeczonego książęcia Władysława zezwolili.
Konrad król Rzymski i Ludwik król Francyi, tudzież inni książęta, którzy wraz z nimi udali się byli na ratunek chrześcian do Ziemi świętej, zabawiwszy tam ledwo półtora roku, gdy (jak się wyżej rzekło) znaczna liczba rycerstwa za zdradą Greków i Turków wymarła, struta chlebem robionym z wapna i mąki, i zawichrzywszy raczej niżeli ustaliwszy pokój w tej ziemi, wrócili do swoich krajów. Kiedy więc Konrad król Rzymski powrócił z rzeczonej wyprawy, udał się zaraz do niego Władysław książę Polski, przebywający w Niemczech na wygnaniu, prosząc aby jemu i synom jego żądanej nie odmawiał pomocy. Konrad zatém, który przed swoim wyjazdem do Ziemi świętej upewniony był od Bolesława książęcia Polskiego, że ten powolnym będzie żądaniom cesarza, utwierdzał Władysława książęcia w powziętej nadziei. Jakoż wyprawieni od Konrada króla Rzymskiego posłowie do Bolesława książęcia Polskiego, przybywszy do Krakowa, stosownie do zleceń cesarza prosili: „aby Bolesław obietnicy danej dotrzymał, i Władysławowi książęciu Polskiemu oddał należącą mu dzielnicę, to jest ziemię Krakowską i Szląską; a iżby się zlitował nad bratem, tak długo z żoną i synami ponoszącym wygnanie, gdy ten za swoje błędy i nadużycia dosyć już odpokutował.“ Bolesław zaś książę Polski, przyjąwszy posłów cesarskich z wielką wspaniałością, i znakomitemi uczciwszy ich darami, odpowiedź dał wątpliwą: „że lubo on sam i bracia jego Mieczysław i Henryk nie byli przeciwnymi przywróceniu Władysława książęcia Polskiego na stolicę królestwa, i pragnęli z wszelką dla cesarza czcią i powolnością uczynić zadość jego żądaniu; wszelako przewidywali z obawą, i prawie przekonani byli o tém, że powrót Władysława książęcia królestwo Polskie tak szczęśliwie uciszone i uspokojone nowemi rosterkami i domową wojną zakrwawi. Gdy zatém wszyscy bracia zarówno z krwią cesarską byli połączeni, przystało cesarzowi w takim stanie rzeczy rozważyć, azali przez wypełnienie jego woli sroższeby między bracią nie wybuchnęły wojny, a w zatrząśnieniu królestwa Polskiego sam cesarz nie był wystawiony na trudności i kłopoty.“
Wątpliwa odpowiedź Bolesława książęcia Polskiego i braci jego Mieczysława i Henryka obraziła wielce Konrada króla Rzymskiego, a powzięty gniew ku rzeczonym książętom rozjątrzyły jeszcze bardziej poduszczenia Władysława książęcia Czeskiego, który ujmując się za Władysławem książęciem Polskim podsycał nienawiść ku Bolesławowi i Polakom. Sam nadto Władysław książę Polski, kręcąc się ustawicznie około króla Konrada, nie tylko prośbami i skargami codziennemi nalegał, aby go Konrad na ojczyste państwo przywrócił, ale samym widokiem swoim obudzał litość, i obowiązek spełnienia obietnicy przypominał. Zaczém Konrad postanowiwszy nie zwlekać dłużej wyprawy, ściągnął ze wszystkich krajów Niemieckich panowaniu swemu podległych wojska konne i piesze, i ruszył z niemi do Polski, celem przywrócenia obecnego z sobą Władysława książęcia na ojczyste księstwo. Przybył i Czeski książę Władysław, zawistniejszy jeszcze Polakom niźli Konrad, z całą po tęgą wojsk Czeskich i Morawskich, któremi siły cesarskie, już w sobie dosyć wielkie, znacznie pomnożył. Wzmagała się z każdym dniem nadzieja w sercu Władysława wygnańca, i im dalej cesarskie posuwały się obozy, tém pewniejszą krzepił się i urastał otuchą. Stanęły nakoniec wojska u samych granic Polski, właśnie kiedy Odra rzeka niezwykle była wezbrała; nadeszłe też z Niemiec doniesienia o jakichsiś rozruchach wstrzymały zamierzoną przeprawę. Tymczasem Bolesław książę Polski, przy czynnej pomocy braci swoich, Mieczysława i Henryka, pospieszył ku odparciu nieprzyjaciela ściągnąć wojska, acz z samych tylko Polaków złożone; lękając się wszelako tak wielkiej potęgi, zebranej z rozmaitych narodów i krajów, nie śmiał stanowczej przyjąć walki, i sprawy swojej wystawić na los niepewny. Naśladując zatem wojenny obyczaj swego ojca, porozstawiał w ten sposób hufce, aby z miejsc zakrytych i niedostępnych przy sposobnej okoliczności raziły i urywały nieprzyjaciela; tuszył bowiem, że więcej takiemi zdziałać mógł wycieczkami, niźli otwartym a niebezpiecznym bojem. Ale nimby do krwawego spotkania przyszło, wprzód słowy i niejako duchowym orężem postanowiwszy z przeciwnikiem się rozprawić, i zrzucić z siebie brzemię tak wielkiej wojny, do której nie czuł się dość sposobnym i silnym, za uzyskaną rękojmią bezpieczeństwa udał się do obozu cesarskiego, i na radzie licznie zebranej przez cesarza opowiedział bezprawia książęcia Władysława, tak wymownie dowodząc swojej słuszności i sprawiedliwości, że cesarz i książęta zwolnieli w swoim gniewie, i już więcej o pokoju i zagodzeniu sporów między bracią niżeli o wojnie myśleć poczęli. Miał przytém wzgląd cesarz Konrad na prawa gościnności; przeto baczył pilnie, aby Bolesław książę Polski nie doznał jakiej obrazy. Wnet i Bolesław słowa swoje poparł skutecznie czynem; wprzód bowiem króla Konrada, a potém przedniejszych panów i baronów, tych zwłaszcza, o których wiedział że radą swoją najwięcej na Konrada wpływali, ujął hojnemi darami i upominkami, tak iż liczne ozwały się głosy za zwinięciem obozów i zaniechaniem wojny, która miała się toczyć nie tylko między swoimi i rodakami, ale między rodzonymi braćmi, tém bardziej, że Bolesław książę Polski i jego bracia oświadczyli gotowość swoję do przyjęcia warunków, jakieby cesarz uznał za słuszne. A lubo Władysław książę Polski, popierany usilnie przez Władysława książęcia Czeskiego, starał się wszelkiemi sposoby odwrócić i zniweczyć to postanowienie; książęta jednak i rycerze Niemieccy tęskniący do swoich żon i domów nie dali się od niego odwieśdź. Zaraz nazajutrz Konrad król zwinąwszy obozy ruszył z wojskiem swojém do Niemiec. Wszystkie nadzieje Władysława książęcia Polskiego upadły. A tak Bolesław książę Polski onę wielką i niebezpieczną wojnę bez oręża i krwi rozlewu zręcznym obrotem i roztropnością samą ukończył, zkąd równie u swoich jak u obcych wielką pozyskał sławę.
Po uchyleniu roztropnym zabiegiem Bolesława książęcia Polskiego wielkiej i niebezpiecznej wojny, do której jak wiadomo całe Niemcy i Czechy podniosły były swój oręż, Polska błogiego używała pokoju. Książęta Polscy już-to sprawiedliwość ludom swoim wymierzali, już zabawiali się łowami. Nie dosiedział jednak spokojnie Władysław książę Polski, który bezustannemi prośbami nalegał na Konrada króla Rzymskiego, aby ponowił wyprawę przeciw Polsce. I byłby Władysław książę Polski osięgnął skutek swych zabiegów i knowań, gdyby nie słabość długa Konrada, która wstrzymała jego żądania. Wyznaczył jednak cesarz Władysławowi książęciu pewne dzierżawy i dochody, aby opatrzony stosownie do swego stanu i godności, spokojniej oczekiwał mającej się ponowić wojny przeciw Polsce w celu przywrócenia go na stolicę książęcą. Nadto syna jego młodszego, imieniem Konrada, który dla szczupłych goleni zwany był Laskonogim, oddał na wychowanie opatowi Fuldeńskiemu, aby ten ćwiczyć go kazał w naukach i sposobił do stanu duchownego; oboje bowiem rodzice dla nieudatnej jego postawy przeznaczali go raczej do klasztoru niż do świeckiego zawodu.
Bogufał biskup Poznański, dwa lata przesiedziawszy na stolicy biskupiej, chorobą czy wiekiem skołatany umarł, i w kościele Poznańskim pochowany został. Gdy o następcę na biskupstwo nie było zgody w kapitule, naznaczony przez papieża Eugeniusza III Piano Włoch, rodu szlachetnego, objął stolicę.
Piano biskup Poznański, przesiedziawszy na stolicy rok jeden i miesięcy sześć, zszedł ze świata i w kościele Poznańskim pochowany został. Po nim wybrany od kapituły Stefan, rodem Polak, szlachcic herbu Rola, mającego w polu czerwoném różę białą z dwoma lemieszami, za zezwoleniem Mieczysława książęcia Wielkiej Polski potwierdzony i wyświęcony został przez Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego.
W tym roku zakończył życie Jan de Temps (de Temporibus) rodem Francuz, o którym powiadają, że bywał niegdyś giermkiem Karola Wielkiego, a przeszedłszy wiekiem zwykły zakres życia ludzkiego, miał z pewnością liczyć lat trzysta siedmdziesiąt i dwa; zkąd tak niesłychaną życia długością, jak ludzie onych dawnych czasów, stał się dziwowiskiem dla spółczesnych i potomnych.
Gdy Konrad król Rzymski po długiej słabości nieco pozdrowiał, Władysław książę Polski, z żoną i synami przebywający w Niemczech na wygnaniu, począł nowemi nalegać prośby na cesarza, aby się nad nim i nad jego dziećmi zlitował, a nie dozwalał im dłużej tułać się między obcemi. Ale Konrad, chociaż był postanowił wspierać Władysława, i nie raz obiecywał mu swoję pomoc, zajęty wszelako licznemi i nawałem tłoczącemi się nań sprawami państwa, krzepił go z dnia na dzień raczej słowem niżeli rzeczą. Zniecierpliwiony Władysław tak długiém odwłaczaniem, prosił, aby mu cesarz dał przynajmniej zbrojnych ludzi poczet ku pomocy; który z łaski Konrada uzyskawszy, wybrał się do Polski, i dwa zamki poprzednio przez siebie zbudowane, Grodek (Greedis) i Niemczę, kłodami i zasiekami dębowemi umocnił, a w koło dał porobić wały i przekopy; osadziwszy je potém zbrojną załogą, jął najeżdżać z nich przyległe miasto Wrocław i inne Polski okolice. Nie ścierpiał tej krzywdy Bolesław panujący książę Polski, ale z obu rodzonemi bracią, Mieczysławem i Henrykiem, i zebraném z ich dzielnic wojskiem pod one dwa zamki podstąpił, ścisnął je oblężeniem, i dalszych na kraj najazdów nie dopuścił. Władysław książę, zagrożony takiem niebezpieczeństwem, poruczywszy dzielniejszym z rycerzy straż i obronę zamków, udał się do cesarza o pomoc ku wydobyciu się z oblężenia. Ale chociaż żołnierze Władysława poruczonych sobie warowni mężnie bronili, długiém jednakże oblężeniem strudzeni, gdy z Niemiec spodziewanych nie mogli się doczekać posiłków, a między ich ludem głód naprzód, potém choroby szerzyć się poczęły, przymuszeni byli poddać się Bolesławowi Kędzierzawemu, książęciu i monarsze Polskiemu, zabezpieczając się w ten sposób od kary i zemsty.
Eugeniusz III papież wróciwszy temi czasy z Francyi, przyjęty był od duchowieństwa i ludu z takim czci powszechnej i radości okazem, że wszystek tłum zebrany wyśpiewywał na jego pochwałę: „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie (Benedictus, qui venit in nomine Domini).“ Rzymianie wszyscy przyrzekali, że nigdy ani jemu ani jego następcom w prawach kościoła Rzymskiego nie ubliżą.
Dnia trzydziestego Maja umarł Gejza król Węgierski, syn Beli ślepego, po latach dwudziestu panowania, zostawiwszy czterech synów, Stefana, Belę, Arpada i Gejzę, z których najstarszy Stefan wstąpił po nim na państwo.
Mieczysław książę Wielkopolski, dla osobliwszej, już z dzieciństwa okazywanej roztropności Starym nazwany, który jak wyżej mówiliśmy władał w Wielkiej Polsce i na Pomorzu, za radą i namową Jana arcybiskupa Gnieźnieńskiego, tudzież innych prałatów i panów swoich, pojął w małżeństwo córkę Beli ślepego, króla Węgierskiego, imieniem Gertrudę, dziewicę urodną i pięknemi obyczajami zaleconą. Która gdy z Węgier przybyła do Polski, z bogatym i wspaniałym posagiem w naczyniach złotych i srebrnych i innego rodzaju kosztownościach, odbywały się gody weselne w Poznaniu przez dni kilkanaście, w liczném gronie zebranych na ten obrząd gości. Pożądane zaś było i tym celem zawarte to powinowactwo, aby zagładzić pamięć domowych zatargów i wojen, między Belą królem Węgierskim a Bolesławem Krzywoustym książęciem Polskim prowadzonych, a utwierdzić wzajemne dwóch sąsiednich państw, to jest Polski i Węgier, sojusze i przyjaźni związki.
Dnia dwudziestego drugiego Lutego Konrad król Rzymski, wuj książąt Polskich Bolesława, Mieczysława, Henryka i Kazimierza, po powrocie z swej zamorskiej podróży, ciągle wzmagającą się skołatany niemocą, umarł w Hainburgu w piętnastym roku panowania swego, i w témże mieście Hainburgu pochowany został. Lubo dla ustawicznej słabości nie doczekał monarcha ten uroczystego namaszczenia, niczego przecież do cesarskiej godności nie brakowało mu krom tytułu, był bowiem mężem i w boju dzielnym i w sprawach wszelakich czynnym i przezornym. Aby zaś stolica cesarska nie była długo opróżnioną, elektorowie państwa zebrani w Frankfurcie, w zamku znakomitym Stuffa zwanym, a wysokością swoją prawie nieba sięgającym, w samej połowie postu obrali królem Rzym kim Fryderyka I, syna Fryderyka książęcia Szwabskiego, a bratanka zmarłego Konrada króla Rzymskiego, z zgodną wszystkich wolą i życzeniem, (w wyprawach bowiem zamorskich walcząc pod królem Rzymskim Konradem, swoim stryjem, odznaczył się był rzadką cnotą i ludzkością). Arnold, arcybiskup Koloński, w Akwisgranie w niedzielę czwartą postu uwieńczył go koroną królewską. Później Fryderyk ten nazwany został Rudobrodym, że dla żółciowego usposobienia rudawe miał włosy; cesarz ośmdziesiąty szósty po Auguście; mąż waleczny, znakomity i w potomstwie rozrodzony.
Gdy trzej książęta, synowie Bolesława Krzywoustego, Władysław, Bolesław i Mieczysław, oddawali się sprawom świeckim i w małżeńskie powchodzili związki, brat ich rodzony Henryk, z porządku czwarty, któremu dziedzictwem odkazane były ziemie Sandomierska i Lubelska, nie dał się namówić swoim panom i radcom do zawarcia ślubów małżeńskich. Wznioślejsze bowiem zajmowały go cele, i umysł pogardzający rzeczy ziemskich marnością układał ważne przedsięwzięcia i sprawy, któreby cnotę jego wyświecić i Bogu podobać się mogły. To nadewszystko unosiło go życzenie, aby z liczném wojskiem pospieszyć mógł na pomoc chrześcianom do Ziemi świętej, której oswobodzeniem zajmowali się ówcześni królowie i książęta katoliccy. Czego gdy poprzednio nie dopuszczał mu i wiek młody, i grożące krajowi ustawiczne wojny, które trzeba było odpierać, korzystając z obecnej ciszy i zupełnego Polski uspokojenia, zebrał zastęp zbrojny z samych ochotników, i z wyborem rycerstwa popłynął do Ziemi świętej, zdawszy rząd i opiekę nad swemi dzielnicami, ziemią Sandomierską i Lubelską, Bolesławowi książęciu i monarsze Polskiemu. Na samym zaś wyjeździe, we wsi swojej Zagości nad rzeką Nidą zbudował ku czci Ś. Jana Chrzciciela kościół parafialny, i opatrzywszy go hojném uposażeniem, oddał zarząd krzyżowcom, braciom Szpitalnym, których zwano Templaryuszami, a których zakon przeznaczony do obrony Ziemi świętej (to bowiem było początkowe jego powołanie) wielkie miał poważanie. A gdy przybył szczęśliwie do Ziemi świętej, uczciwszy pobożnie grób Zbawiciela, złączył się z rycerstwem Baldwina króla Jerozolimskiego, i z wielką odwagą i poświęceniem walczył przeciwko Saracenom, pragnąc pozyskać wieniec męczeński. Lecz gdy mu się nie udało tego szczęścia dostąpić, zabawiwszy tam rok cały, i straciwszy znaczną liczbę rycerzy, już-to w boju poległych, już odmienności powietrza znieść nie mogących, wrócił zdrowo do ojczyzny, gdzie od braci swoich Bolesława i Mieczysława i przedniejszych panów Polskich z wielką czcią i radością powitany został. Z jego–to opowieści poczęła się dopiero szerzyć i upowszechniać w Polsce wiadomość o stanie, położeniu i własnościach Ziemi świętej, niemniej o krwawych i zaciętych wojnach, które w jej obronie toczono z barbarzyńcami.
Gdy Jędrzejowski klasztor Cystersów, założony we wsi Brzeźnicy na gruncie szlacheckiego domu Gryfów, w dyecezyi Krakowskiej, nader szczupłe miał uposażenie, tak, iż dochody jego nie wystarczały na utrzymanie mieszczących się w nim pobożnych mnichów; przeto Jan arcybiskup Gnieźnieński, który pierwszym był jego założycielem, kiedy jeszcze jako duchowny niższe zajmował stopnie, odkazał mu pewne do stołu arcybiskupiego należące dziesięciny. Już też pierwej kościół tameczny, zanim się stał klasztornym, miał udzielone sobie naprzód od Maura, a potém od Radosta, biskupów Krakowskich, pewne dziesięciny biskupie. Od tego czasu klasztor Jędrzejowski znacznie podpomożony, utrzymywać się począł z własnych dochodów, i dotąd za łaską Bożą kwitnie. Nadał zaś rzeczonemu klasztorowi Jan arcybiskup Gnieźnieński wsie swoje dziedziczne: Brzeźnicę, Rakoszyn, Potok, Łysaków, Łątczyn (Lanczyno), Raków (Rachowo), Tarszawę, Chorzewę, nadto snopowe dziesięciny z tychże wsi do stołu arcybiskupiego należące. Maur także biskup Krakowski poświęcając rzeczony klasztor nadał mu dziesięciny snopowe z wsi Marowic, Przewięclan, Konar, Michowa, Węglowa. Radost zaś, inny biskup Krakowski, przydał mu dziesięciny snopowe z dóbr stołowych biskupstwa Krakowskiego, to jest z wsi Borowy, Przekopy, Łuniowa; i wszystkie te dziesięciny obadwaj biskupi rzeczonemu klasztorowi zapisami upewnili. Wspomniany Jan arcybiskup Gnieźnieński odstąpił nadto temuż klasztorowi Jędrzejowskiemu dziesięciny snopowej z Holuszy, należącej do stołu biskupiego. Tenże nadał mu dziesięcinę pięćdziesięciu pługów (quinquaginta aratrorum), którą potém szczegółowo oznaczył na wsiach zwanych Złotniki, Skotniki, Rembieszyce, Jaślikowice, Żarczyce, Zdanowice, Czaczow, Brzeszna, Brzem. Tenże sam Jan arcybiskup nadał mu dobra dziedziczne Ujazd, Błonie, Zarzecze, Błonice, Skowrodno, Kamieńczyce, które był otrzymał w spadku po swoim krewnym Smilu; nakoniec wsie przez siebie kupione: Dzierzążnę, Buskow, Tropiszow, Białą, Bezd (Beszdin), Mirzewę.
Izasław posłał syna swego Mścisława, aby Polaków i Węgrów wyciągnąć przeciw Włodymirkowi. Nie przybyli Polacy, ale przyszli Węgrzy z królem swoim Stefanem i z Mścisławem. Włodymirko książę Halicki ujrzawszy tłumy liczne Węgrów, nie śmiał z nimi bitwy staczać, lecz z ukrytych zasadzek urywał ich po trosze. Gdy wreszcie uderzyli nań Węgrzyni, cofnął się z wojskiem swojém za rzekę, gdzie jedni potonęli, drudzy legli w boju, inni dostali się w niewolą. Uciekając schronił się do Przemyśla, ale doścignął go król Węgierski Stefan. Począł więc prosić o pokój Włodymirko, nimby z wojskiem swojém nadciągnął Izasław: który przybył niebawem, a zostawiwszy za sobą brata z Świętopełkiem i wojskiem, sam z małym zastępem pospieszył do króla Węgierskiego Stefana. Lecz gdy stanął u rzeki Sanu, napotkał trudności, wszystkie bowiem brody Włodymirko książę Halicki pozajmował swojém wojskiem tak konném jako i pieszém. Ruszył zatém Stefan król Węgierski swoje pułki ku rzece: a Włodymirko strwożony gminem wielkim nieprzyjaciół, uciekł do zamku Przemyskiego, przyczém stracił znaczną liczbę swoich, częścią ubitych, częścią zabranych w niewolą. Widząc się wreszcie zewsząd ściśniętym, postanowił prosić o pokój. Odmawiał go książę Izasław, ale Stefan król Węgierski zezwolił na układy, i stanął pokój, poczém Stefan wrócił do Węgier, a Izasław do Kijowa.
Tegoż roku wyruszył Jerzy z synami swemi, tudzież Rostowskiemi, Susdalskiemi i Rezańskiemi książęty, i ciągnął na Ruś ku Kijowu. Wyszedł przeciw niemu zbrojno Izasław, a Włodymirko wrócił do Halicza. A gdy Jerzy stał obozem pod Hluchowem, przybyli mu na pomoc w znacznej liczbie Połowcy, i książę Światosław syn Oleha; Izasław zaś książę Kijowski posłał brata swego Rościsława Izasławowi Dawidowiczowi w posiłku. Wyszedł Jerzy z wojskiem i obległ Czerniechów, gdzie między oblegającemi i oblężonemi krwawe staczano walki: ale gdy Połowcy posłyszeli, że Izasław szedł Czerniechowianom na pomoc, strwożeni pierzchnęli. Po ich ucieczce, odstąpił i Jerzy, i ruszył na Nowogrod Siewierski (Siewiorski), a zostawiwszy syna Wasilka, ciągnął dalej na Susdal. Izasław zaś, nie zastawszy Jerzego pod Czerniechowem, poszedł pod Nowogród, i tam żądane przyjął warunki pokoju. Poczém wrócił do Kijowa, a Wasilko udał się do ojca swego, który stał pod on czas w Susdalu, syna zaś Mscisława wysłał za Połowcami. Ten, sam jeden, spustoszył Połowiecką ziemię, a zabrawszy wielką ilość koni i bydła w zdobyczy, i złupiwszy obozy barbarzyńców, uwolnił z więzów wielu chrześcian, i z chwałą wrócił do domu. W tymże roku Władymirko książę Halicki życie zakończył.
Eugeniusz papież, przesiedziawszy na stolicy lat ośm, miesięcy cztery i dni dziewięć, umarł w Tiwoli. Zwłoki jego niesione przez sam środek miasta, w zebraniu całego duchowieństwa i mnogich tłumów ludu, z żalem wielkim złożono w kościele Ś. Piotra na Watykanie, i podle ołtarza pochowano. Był-to mąż pełen prostoty, pobożny i świątobliwy. Nosił na sobie odzież wełnianą, a dzień i noc kaptur na głowie, pod spodem szatę mniszą; tylko kiedy się pokazywał, z stroju i obyczajów znać było Najwyższego pasterza. Następcą jego był Anastazy III, rodem Rzymianin, syn Benedykta, zwany wprzódy Konradem.
Znakomity i słynny w świecie zakon Cystersów, który w owe czasy cnotą i pobożnością sług Bożych nad inne zakony celował, Mieczysław książę Wielkopolski do swoich księztw i dzielnic sprowadził, i w Lubieniu (Lubens) w dyecezyi Wrocławskiej zbudowawszy klasztor, pierwszy w tej dyecezyi zakon rzeczony zaszczepił. Nadto z książęcą hojnością uposażył klasztor ten, nadawszy mu wsie, miasta, grunta i przychody różne, a ku użytkowi i ozdobie naczynia i ubiory kościelne. Starzy opowiadali, że w tém miejscu była przed czasy słynna świątynia bałwochwalska, kiedy jeszcze naród Polski żył w błędach i ciemnocie pogaństwa. Tenże Mieczysław w mieście Kaliszu w dyecezyi Gnieźnieńskiej zbudował kościół z kamienia ciosowego pod wezwaniem Ś. Pawła Doktora, ustanowił przy nim proboszcza i kilku kanoników, i dochodem dostatecznym opatrzył. Do których to dzieł na cześć Boga przedsięwziętych wiodło go nie tylko natchnienie własnej pobożności, ale i namowy Jana arcybiskupa Gnieźnieńskiego, który w całém życiu swojém starał się o pomnożenie chwały Boskiej.
Oldrzych (Udalryk) syn Sobiesława książęcia Czeskiego, przesiedziawszy czas jakiś w Niemczech, kędy chronił się był przed Władysławem książęciem Czeskim, który po ojcu jego Sobiesławie rządy państwa odzierżył, wrócił do Czech. Ale widząc, że Władysław nie był dla niego tak szczerym i przychylnym jak się spodziewał, i obawiając się jego prześladowania, uciekł z drużyną swych przyjacioł do Polski, której ojciec jego Sobiesław za odebrane dobrodziejstwa taką się był niewdzięcznością odpłacił, i u Bolesława Kędzierzawego książęcia i monarchy Polskiego nie tylko przytułek znalazł, ale nadto przychylność i łaskę.
Anastazy III papież, który władał na stolicy rok jeden, miesięcy cztery i dni dwadzieścia cztery, umarł i w kościele Ś. Piotra w grobowcu porfirowym pochowany został. Po jego śmierci Mikołaj biskup Albański i kardynał, rodem Anglik, wstąpił na stolicę papieską pod imieniem Adryana III.
Mieczysław książę Wielkopolski i Pomorski, za swoje dzieła pobożne, a zwłaszcza założenie klasztoru Lubieńskiego i kościoła kolegiackiego Ś. Pawła w Kaliszu, szczodrą od Boga otrzymał nagrodę. Żona bowiem jego, księżna Gertruda, powiła mu syna, którego przyjściem na świat uradowany książę Mieczysław, w mieście Poznaniu naznaczył wielki zjazd u dworu, i chrzciny uroczyście przez dni kilka obchodził; syna zaś nowonarodzonego nazwał przy chrzcie Ottonem, aby nie ginęło w pamięci imię cesarzów Ottonów, z których i on po matce ród swój wywodził.
Fryderyk król Rzymski, zwany Rudobrodym, zebrawszy liczny poczet książąt Niemieckich i rycerstwa, udał się do Włoch dla dopełnienia obrzędu koronacyi. A gdy Weroneńczykowie za przejście zażądali pieniężnego okupu i podróż mu opóźniali, załatwił tę trudność obietnicą wyliczenia pieniędzy, a potém dwunastu posłów przybyłych z Werony po zapłatę na szubienicy powiesić kazał. Zdobywszy Terdonę, jedno z miast najwarowniejszych, a Spoleto ogniem zniszczywszy, przybył do Rzymu, gdzie od papieża Adryana z powszechną radością został przyjęty i na cesarza koronowany. Ale po tej koronacyi wielkie nastąpiło zaburzenie, Rzymianie bowiem w bramie Ś. Anioła rzuciwszy się na jego czeladź, wielu pozabijali; stał się krzyk wielki, na który przybiegli żołnierze cesarscy, i sprawili rzeź tak morderczą, że wody Tybrowe od krwi zabitych poczerwieniały. Za wdaniem się dopiero Adryana papieża ukoił się cesarz w gniewie, i wielu z Rzymian poimanych na wolność wypuścił. Ale chociaż ścisłe łączyły stosunki cesarza z Adryanem, wszelako po odjeździe jego powstały wzajemne niechęci i wrzały przez czas niejaki z tej przyczyny, że papież uwieńczenie cesarza koroną mienił dobrodziejstwem, cesarz zaś powinnością.
Świdger biskup Kruszwicki, po dwudziestu trzech latach zarządzania swoim kościołem, na cierpienie wątroby umarł i w kościele Kruszwickim pochowany został. Po nim nastąpił Honold, rodem Włoch, naznaczony od papieża Adryana, na prośbę kapituły i zalecenie Bolesława Kędzierzawego książęcia i monarchy Polskiego. Za jego rządów stolicę biskupią z dawnego miejsca Kruszwicy do Włocławka przeniesiono.
Anastazya księżna, żona Bolesława Kędzierzawego książęcia Polskiego i monarchy, pierwszym połogiem wydała na świat syna, którego narodzeniem ojciec dziwnie ucieszony nadał mu imię swoje Bolesław.
Izasław książę Kijowski, chcąc pomścić się za dawne krzywdy, podniósł wojnę przeciwko synowi Włodymirka, książęciu Halickiemu. Zeszły się z sobą oba wojska u rzeki Seretu i stoczyły bitwę, ale syn Włodymirka, że był jedynak, na prośbę swych żołnierzy musiał oddalić się z pola i udać do Halicza. Obie strony wydzierały sobie zwycięztwo; powstała rzeź okropna i takie zamieszanie, że przeciwnicy nie mogli się poznać nawzajem, i po bitwie zarówno mieli się za zwyciężonych. Wielu z Haliczan poimali w niewolą żołnierze Izasława, a Izasławowych nabrali Haliczanie. Bracia Izasława Światopełk i Włodzimierz, i syn jego Mścisław, uciekli, dotrzymał placu sam tylko Izasław z garstką rycerstwa: ale obawiając się, żeby go nie wzięli Haliczanie, kazał pozabijać jeńców, wyjąwszy znakomitszych rycerzy, których z sobą zabrał do Kijowa.
Alexander biskup Płocki, po dwudziestu siedmiu latach rządów biskupich, umarł i w Płockim kościele pochowany został. Nastąpił po nim Werner scholastyk Płocki, rodu szlacheckiego, herbu Róża, zgodnemi głosy obrany. Wybór ten bez trudności potwierdził Janisław arcybiskup Gnieźnieński, za zezwoleniem Bolesława Krzywoustego książęcia Polskiego (był–to bowiem mąż wielkiej cnoty i pobożności) i w kościele Łęczyckim na biskupa Płockiego wyświęcił.
Fryderyk cesarz powróciwszy z Włoch i Francyi do Niemiec, zwołał na uroczystość Zielonych Świątek zjazd wszystkich książąt Niemieckich do Wircburga (Herbipolis) i w dniu tym zaślubił Beatę córkę książęcia Burgundyi, a wraz naradzał się z książętami o wydaniu wojny Medyolańczykom, którzy przeciw cesarzowi jawny podnieśli byli rokosz. Odezwał się wtedy i Władysław książę Polski z swojém żądaniem, mówiąc: „Dwunasty rok upływa, Miłościwy cesarzu, jak przez złość i nienawiść mych braci wygnany z ojczyzny, tułam się sromotnie z żoną i dziećmi w twoich krajach, a nadzieje moje i cesarskie twe obietnice skutku nie otrzymują. Poprzednik twój Konrad, nie zdoławszy przez kilkokrotne poselstwa przywrócić mnie na państwo, postanowił był użyć oręża i wyprawił się zbrojno do Polski; ale złudzony fałszywemi obietnicami i pochlebstwy moich braci, ustąpił z pola, a później zajęty sprawami swego państwa i długą złożony słabością, nie mógł poprzeć wojną mojej sprawy, chociaż mi to nie raz przyrzekał. Teraz, nie za sobą już przemawiam, ale za niedolą moich synów, aby i oni nie byli zmuszeni wlec ze mną życie nędzne na wygnaniu. Do kogóż się mam uciec? czyjej błagać pomocy? zkąd spodziewać się zlitowania? Nie mam nikogo prócz ciebie jednego, cesarzu, który zawsze byłeś czci mojej celem, z którego wsparcia i opieki żyję, kiedy bracia właśni uzbrajają się przeciw mnie zawiścią i nieprzyjaźnią. Jeżeli cię mój los nie porusza, zmiłuj się przynajmniej nad siostrą twoją, a moją małżonką, wraz ze mną tułającą się na wygnaniu, i nad wnukami twemi, moją dziatwą, którzy przywiezieni tu w dzieciństwie, w oczach twoich powyrastali już na mężów.“ To rzekłszy, wprowadził trzech synów, młodzieńców już dorosłych, pięknej urody i rzadkich przymiotów, i kazał im skłonić się do nóg cesarza, ażeby tém snadniej wyżebrał jego litość. Dodał: „że wygnany z własnej ojczyzny, nie może oglądać ziemi, która go zrodziła; gdy Bolesław, Mieczysław i Henryk rozpierają się w jego księstwach, wydartych mu gwałtownie i niesprawiedliwie.“ Więc i książę Czeski Władysław, bardziej z nienawiści ku Polakom, niż z politowania nad wygnańcem, przyłączył swoje prośby, aby cesarz nie znosił dłużej takiego urągowiska, i poskromił upór książąt tak zuchwale przeciwiących się jego woli. Wszyscy nareszcie książęta Niemieccy, przychylni jego żądaniu, nalegali swemi radami i prośbami na cesarza, ażeby zajął się przywróceniem książęcia Władysława. Ten bowiem przez długie spółżycie i obcowanie zjednał sobie niemal wszystkich książąt Niemieckich przyjaźń i życzliwość. Cesarz zatém Fryderyk, który sam już przez się skłonnym był do udzielenia pomocy wygnańcowi, usilnemi prośbami i namowy książąt tak dalece poruszył się i zapalił, że postanowił wprzódy wyprawić się przeciw Polakom niż przeciw Medyolańczykom, i pierwej podjąć sprawę wygnańca niżeli swą własną. Ale ponieważ przy schyłku lata zapóźno byłoby już poczynać wyprawę, przeto umyślił, dla usprawiedliwienia mającej się wydać wojny, wysłać wprzódy do książąt Polskich posłów, którzyby w imieniu cesarza żądali przywrócenia na państwo wygnanego od nich Władysława, i pogrozili im wojną. Z zjazdu zatém odbywającego się w Wircburgu wyprawieni posłowie do Bolesława książęcia i monarchy Polskiego, przybywszy do Krakowa, opowiedzieli poselstwo swoje książęciu i braciom jego Mieczysławowi i Henrykowi, których Bolesław dla wysłuchania posłów cesarskich do Krakowa sprowadził. Prosili zaś wspomnieni posłowie: „aby książęta bratu swemu Władysławowi przebaczyli błąd popełniony i winę, i aby się wzruszyli, jeśli nie nad brata losem, przynajmniej nad niedolą człowieka, a wzgląd mieli na wstawienie cesarskie; zwłaszcza że Władysław dosyć już za swoje przewinienie ucierpiał.“ Bolesław książę i monarcha Polski, naradziwszy się z braćmi swoimi i starszyzną, odpowiedział posłom cesarskim: „Że do żadnej jako bracia nie poczuwają się winy przeciw Władysławowi książęciu; nie oni bowiem wypowiedzieli wojnę bratu, ale przez niego wydaną sobie odpierali. Że Władysław tak dla nich okazał się srogim i niesprawiedliwym, iż nie zważając ani na braterskiej krwi związki, ani na ich młodość, ani na prośby i błagania, wszelkiemi sposoby usiłował pognębić ich i zgubić. Że zatém niegodny jest Władysław przebaczenia, niegodny litości i wstawiania się za nim cesarskiego, gdy niepomny braterstwa i wszelkiej słuszności, niepomny praw boskich i ludzkich i głosu samego przyrodzenia, nie uszanował zapisu i ostatniej woli ojca, ani przestać chciał na prawym udziale swojej władzy, a pod ów czas, gdy braci zapędził w ciasną klatkę jednego Poznańskiego zamku, głuchym się okazał na ojcowskie prośby i zaklęcia Jakóba arcybiskupa Gnieźnieńskiego. Że nie są wcale tak srogimi i nieczułymi, iżby ich nie poruszało tułactwo tak długie brata wygnańca; ale obawiają się, żeby obrażony w swojej dumie, wróciwszy do władzy, tém mściwiej nie godził na ich zgubę. Że więc proszą cesarza, aby z ich odmowy nie brał urazy, gdy przywrócenie Władysława książęcia stałoby się powodem wojny domowej, a dla wielu przyczyną nieszczęść i zguby.“ Gdy z taką odpowiedzią posłowie, aczkolwiek uprzejmie i z uczciwością przyjęci, powrócili, Fryderyk cesarz, bardziej nią obrażony niżeli zmiękczony, zapowiedział książętom Niemieckim i rycerstwu na przyszłe lato wyprawę przeciw Polakom, w celu przywrócenia Władysława na państwo, biorąc ztąd szczególniej pochop do wojny, że książęta Polscy nakazom jego nie byli posłuszni. Odmówili mu bowiem żądanej przysięgi wierności, i obowiązku płacenia do skarbu cesarskiego daniny pięciuset grzywien srebra, oświadczywszy, że woleliby raczej zginąć, niżeli Polskę zobowiązać do jakiejkolwiek służebności; że nie byli nigdy dannikami ani hołdownikami; i nie już skrycie ale jawnym grożą oporem w obronie swojej wolności.
Księżna Gertruda, żona Mieczysława książęcia Wielkiej Polski i Pomorza, powiła w tym roku drugiego syna, któremu na wielkie prośby matki nadano imię Stefan; w Węgrzech bowiem panował wtedy Stefan, siostrzeniec jej rodzony. Wkrótce atoli po tym połogu umarła.
Fryderyk cesarz Rzymski, odpowiedzią Bolesława książęcia Polskiego i braci jego Mieczysława i Henryka obrażony, i srogim obostrzony gniewem, zamiar swój ułożony w Wircburgu postanowiwszy przywieśdź do skutku, wybrał się zbrojno przeciw Polakom, i z potężném wojskiem tak konném jak i pieszém w miesiącu Sierpniu przez Saxonią wkroczył do Polski. Na granicy Saskiej złączył się z nim Władysław książę Czeski prowadząc swoich Czechów i Morawców, i wojsko cesarza samo przez się liczne znakomicie powiększył. A tak całego cesarstwa siły, wszystek naród Niemiecki, Franków, Nadreńców, Bawarów, Sasów, Lotaryngów, Misniaków, a co sromotniejszém mogło się wydawać, Morawców nawet i Czechów, narody jednego prawie szczepu z Polakami i jednymże mówiące językiem, widziano podnoszące oręż przeciw Polakom. Cesarz więc Fryderyk wyruszywszy zbrojno przeciw Polsce, z ogromném wojskiem, nie bez wielkich trudności przybył do rzeki Odry, i dnia dwudziestego pierwszego Sierpnia nad wszelkie Polaków spodziewanie przeprawił się przez Odrę. Bolesław zaś, Mieczysław i Henryk, książęta Polscy, chociaż z wyborem najćwiczeńszego rycerstwa wyszli przeciw cesarzowi Fryderykowi, mierząc jednak roztropnie swoje siły, i zważając, że nieprzyjaciel znacznie ich liczbą przewyższył, nie śmieli narażać się na bój otwarty, i jedynie z zasadzek i miejsc bagnistych usiłowali częstemi trapić go podjazdami. Jakoż podzieliwszy między siebie zbrojne hufce i zwykłe sprawy wojenne, rozeszli się na różne drogi, i nieprzyjacioł bądź na zdobycz bądź za żywnością nieostrożnie wybiegających chwytali lub zabijali. Wszystkie prócz tego miejsca, przez które wojska cesarskie przechodzić miały, i które obozom ich były przyleglejsze, zwłaszcza między warownemi zamkami i miastami Głogowem i Bytomiem, ogniem zniszczyli; przez co zadali cios wielki wojskom nieprzyjacielskim, wystawiwszy je na niedostatek żywności i paszy. Ztąd w ich obozach wielka liczba koni z głodu padała, i wielu rycerzy konnych musiało pieszo stawać w szeregi; a dla braku żywności niepodobna im było bez niebezpieczeństwa dalej zapuszczać się w pochodzie, gdy wybiegających za nią żołnierzy chwytano z zasadzek lub ubijano. Często doznawane tego rodzaju przygody tak dalece trwożyły drugich i odrażały, że wszędy po lasach, krzakach i zaroślach obawiali się zdrady i napaści Polaków. Inna jeszcze wojsku cesarskiemu dokuczyła klęska, gdy rozpieszczeni wygodami życia Niemcy, przywykli do wina lub piwa wywarzonego z jęczmienia, których Polacy nie używają, obywając się w ich braku wodą bez miary żłopaną, dostawali krwawej biegunki, i tak dalece choroba ta rozszerzyła się w ich obozie, że większą część wojska cesarskiego zniszczyła. A gdy choroby tej żadnym umiejętnym środkiem, żadnemi ziołami i lekarstwy nie umiano powstrzymać, wszyscy wołali na cesarza aby powracał, nie tusząc iżby wytrwać mogli w tej nieszczęśliwie poczętej wyprawie, bez narażenia się na jawne niebezpieczeństwo i zgubę. Cesarz jakkolwiek nie mógł być obojętnym na te nalegania i prośby, i nie mało cierpiał widząc w swym obozie tak zagęszczone choroby i śmierci, wstyd go jednak było porzucać jakby nierozmyślnie zaczętą wojnę, i ociągał się z powrotem. Bił się długo z myślami, co miał czynić, jakiej spodziewać się korzyści z tej wojny, gdy Polacy nigdzie bitwy przyjąć nie chcieli. Nie było miast i zamków, któreby zdobywać trzeba; miasta bowiem i zamki, pod ów czas rzadkie w Polsce, po wtargnieniu cesarza sami Polacy w większej części popalili, a inne opuściwszy poustępowali w miejsca bagniste i niedostępne. Wojsko więc tak liczne i potężne przestać musiało na zniszczeniu samych włości, i pastwiło się nad niewinną chudobą, podkładając ogień pod wieśniacze strzechy. Spustoszyli w ten sposób Niemcy grabieżą i pożogą okolice Wrocławia i Poznania. Alić mądry i przebiegły cesarz, chcąc onę wyprawę, której nie raz żałował, i odwrót tak konieczny, do którego znaglał go głód i panujące choroby, głośne krzyki i szemrania wojska, pozornie ubarwić, przez Władysława książęcia Czeskiego, jakoby stron obydwóch pośrednika, tak rzeczy kierował, aby książęta Polscy Bolesław, Mieczysław i Henryk, prosili cesarza o pokój, w upewnieniu, że im go cesarz nie odmówi. Zaręczeniem przeto i namową książęcia Czeskiego spowodowani Polscy książęta, uzyskawszy rękojmię bezpieczeństwa, udają się do obozu cesarza stojącego pod wsią Kryszkowem (Krysogwe) a wprowadzeni do jego namiotu, usty Bolesława tak przemawiają: „Gdybyś baczniej, Miłościwy cesarzu, rozważyć chciał sprawę naszą, i sprawę brata naszego Władysława, dla którego przywrócenia wojnę nam wydałeś, nie podnosiłbyś przeciw nam po nieprzyjacielsku oręża, poznałbyś bowiem, że słuszność mamy za sobą, i że godzi nam się raczej obrona niżli prześladowanie. Jeźli Władysław jest twoim zięciem, nie zaprzeczysz pewnie, że i my z twojej krwi pochodzimy. Przekonani jesteśmy, że ani tobie, ani żadnemu z twoich nie zda się niesprawiedliwą ta kara wygnania, którą brat nasz Władysław ponosi; on bowiem ten cios wszystkim trzem braciom swoim gotował, gdyby sam nie był upadł pod ciosem. A lubo niesłusznie ojczyznę naszą tylu klęskami nawiedzasz, my przecież do obozu twego przychodzim, aby odpowiedzieć ci na wszystkie zarzuty i skargi brata naszego Władysława, i z jakich przyczyn obecna wojna się toczy.“ Takiej odezwy cesarz Fryderyk chętnie wysłuchawszy, rzekł książętom Polskim z uprzejmością: „Wzruszeni tak długą niedolą waszego brata Władysława, nad którym mimo prośby nasze i naszego poprzednika Konrada nie chcieliście się zmiłować, zabraliśmy się do obecnej wojny, która chociaż wielkie za sobą pociągnęła nakłady, tyle przecież mamy w sobie wspaniałości, że chętnie wam przebaczymy, jeżeli brat wasz Władysław księstwa swoje w zupełności odzyska.“ Podano potém zasady wzajemnej ugody, i pokój między cesarzem Fryderykiem a książętami Polskimi ułożony został na tych dwóch warunkach: aby rzeczeni książęta brata swego Władysława przywrócili na państwo, cesarzowi zaś na wojnę Medyolańską trzechset przysłali kopijników. A gdy oba te warunki książęta Polscy Bolesław, Mieczysław i Henryk przyjęli, cesarz Fryderyk wyprowadził wojska z Polski, i ze stratą wielu rycerzy do Niemiec powrócił. Nie tylko zaś pokój z książętami Polskimi cesarz na umówionych warunkach zawarł, ale nadto połączył się z nimi związkiem powinowactwa: Mieczysławowi bowiem książęciu Wielkiej Polski i Pomorza dał za żonę synowicę swoję Adelaidę, znacznym opatrzoną posagiem, tusząc, że w ten sposób utrwali pokój, gdy zobopólne przyrzeczenia zwiąże krwi wzajemnej ogniwem. Złożył także w ów czas Bolesław książę Polski wraz z swemi braćmi oczyszczającą przysięgę, że wygnaniem z kraju Władysława brata nie chciał bynajmniej wyrządzać obelgi cesarzowi, i przyrzekł w dzień Narodzenia Pańskiego stawić się osobiście przed sądem cesarskim w Magdeburgu, aby wedle wyroku Polaków i Czechów odpowiedzieć w sprawie wygnanego brata Władysława. Ale potém wszystko co przyrzekł mimo siebie puściwszy, ani sam do sądu cesarskiego na dzień umówiony nie zjechał, ani prawobrońców swoich nie posłał. Na Włoską jednak wojnę dał obiecane posiłki, chętnie i z przepychem wielkim wyprawione.
Anastazya księżna, żona Bolesława książęcia Polskiego, porodziwszy syna, którego nazwano Leszkiem, umarła. Zgon jej napełnił Bolesława długim i bolesnym żalem, dla którego przez czas niejaki nie chciał myśleć o powtórnych związkach.
Tegoż roku zdarzyło się na niebie wielkie zaćmienie słońca w godzinie pacierzy kapłańskich zwanych noną (hora nonarum), a Jerozolima święta zdobytą została przez sułtana Babilońskiego, przyczém wielu chrześcian zginęło, wielu dostało się w niewolą. Po owém zaś zaćmieniu słońca nastąpił głód wielki, który siła ludzi wytępił, a Polskę i jej kraje ciężką niedolą utrapił.
Władysław książę Polski, zamierzając wrócić z długiego i nader przykrego wygnania, które w Niemczech przez lat trzynaście z żoną i dziećmi o cudzym i żebranym chlebie ponosił, pojednany z braćmi i ułaskawiony stosownie do przymierza zawartego z Fryderykiem cesarzem, zabrał z sobą broń, konie, wozy i inne zaprzęgi do przewiezienia rzeczy potrzebne, i już cieszył się powrotem do kraju i odzyskaniem swojego państwa, gdy niespodzianie w ciężką zapadł słabość, którą dręczony przez kilka tygodni, dnia czwartego Czerwca życie zakończył i w Altenburgu pochowany został. W tém samém miejscu przemieszkała potém do zgonu żona jego Krystyna, za której radą i namową Władysław, usiłując cudze księstwa sobie przywłaszczyć, utracił swoje własne, i stał się naprzód wygnańcem a potém nieprzyjacielem ojczyzny. Nie odzyskał swojego władztwa, na samym wstępie zaskoczony śmiercią, i słusznie ukarany za swoję pychę i zuchwałość, prześladowanie i wypędzanie braci, i pozbawienie wzroku Piotra pana na Skrzynnie. Tułać się musiał do zgonu na wygnaniu, szukać schronienia na obcej ziemi, i umrzeć zdala od ojczyzny, swych posiadłości i swych ognisk domowych, chociaż powrót był mu już nawet dozwolony – tak jako mu był przepowiedział Jakób arcybiskup Gnieźnieński, wielce ubolewając nad jego losem. Po zejściu Władysława, trzej jego synowie, Bolesław, Mieczysław i Konrad Laskonogi, nie kwapili się wcale do Polski, z obawy, aby stryjowie nie użyli przeciw nim jakiej srogości, i aby za przewinienia ojca nie spadła zemsta na głowy synów. Twierdzą jednak niektórzy, że wspomniany Władysław wróciwszy z dziećmi swemi i z całym dobytkiem do Polski, nakładem cesarza i z jego pomocą wybudował trzy zamki, Wielin (Wlen), Grodziec (Grothecz) i Niemczę (Nyempcze), a potém wojnę wydał braciom, dla której odwrócenia, wezwany na wspólną naradę do Płodka (Plodek), od braci otruty został.
Cesarz Fryderyk wybierając się na wojnę Medyolańską, zgromadził z Niemiec, Włoch, Czech i innych krajów liczne wojska, do których przybyło mu także w posiłku trzystu kopijników, przysłanych mu od książąt Polskich Bolesława, Mieczysława i Henryka, po stu ludzi od każdego, odznaczających się dorodną postawą, wybornym rynsztunkiem i końmi. Z ogromną zatém potęgą wkroczywszy do Włoch, spustoszył najpierwej okolice Brescyi, potém obległ Medyolan, a mimo straty wielu książąt i rycerzy poległych przy zdobywaniu miasta, pokonał Medyolańczyków, którzy przymuszeni byli prosić o pokój. Zaczém z wrodzoną sobie łaskawością przyjął układy, i odstąpiwszy od oblężenia, kazał wojskom wracać do Niemiec. Ale wkrótce potém Medyolańczykowie używszy zdrady, i złamawszy wykonaną przysięgę, podbiegli pod obozy cesarskie i wielką za dali im klęskę. Władysław książę Czeski, który na onę wyprawę przeciw Medyolańczykom udał się był osobiście, w nagrodę za swoje trudy uwieńczony został od cesarza koroną królewską, i wtedy zarzuciwszy dawny herb państwa, to jest orła czarnego, przyjął za znamię białego lwa.
Adryan papież przesiedziawszy na stolicy lat cztery, miesięcy ośm i dni dwadzieścia ośm, umarł i w kościele Ś. Piotra ze czcią pochowany został; mąż pełen ludzkości i odwagi duszy, szczodry, wymowny, i we wszystkich sprawach chwalebny. Po nim nastąpił Alexander III, syn Romana, zwany wprzódy Rolandem, rodem z Sienny, wybrany przez większą część kardynałów, acz nie chciał przyjąć godności papieskiej, mieniąc się jej niegodnym. Obrano wtedy i Oktawiana, nazwanego Wiktorem, zkąd wielkie w kościele wynikło rozerwanie. Oktawian wyświęcony był na papieża pierwszej Niedzieli Września, Roland zaś dnia ośmnastego tegoż miesiąca.
Jerzy książę Kijowski, zagniewany srodze na Mścisława książęcia Pereasławskiego, syna Izasława, nie przestając na wypędzeniu go z Pereasławia, zgromadził swoje wojska, i sprawione do boju, pod wodzą Jerzego Jarosławica i Jarosława książąt, wysłał przeciwko Mścisławowi książęciu wysiadującemu pod ów czas w Peresepnicy. Ten przestraszony potęgą nieprzyjaciela, z którym nie śmiał bynajmniej mierzyć się w boju, umknął z Przesopnicy do Łucka, i zamek Łucki powierzywszy straży i obronie brata rodzonego Jarosława, udał się do książąt Polskich Bolesława, Mieczysława i Henryka, przekonany i upewniony prawie, że Jerzy książę Kijowski pójdzie za nim, aby go wypędzić nawet z Łucka, i że tym celem wojska zgromadzał. Książęta Polscy, Bolesław Krakowski, Mieczysław Poznański i Henryk Sandomierski, przyjąwszy Mścisława wygnańca łaskawie i z ludzkością, i opatrzywszy go we wszystko co mu było potrzebném, ściągnęli z swoich państw siły zbrojne i wyprawili się przeciw Rusi, z tém postanowieniem, aby Mścisława nie tylko na Pereasławskie księstwo przywrócić, ale i na Kijowskiej osadzić stolicy. Ale Jerzy książę Kijowski, uląkłszy się potęgi Polskiej, przez książęcia Przemyskiego Rościsława, użytego za pośrednika, wszedł w ugodę z Mścisławem książęciem i jego braćmi Włodzimierzem i Jarosławem, synami Izasława, i wrócił im tak księstwo Pereasławskie jako i wszystko co do nich należało, a nadto zarzekł się przysięgą, że do ich państw i własności nigdy więcej nie posiągnie. Po takowej ugodzie i pojednaniu, książę Mścisław z wielką chwalą na Ruś powrócił, w towarzystwie wielu Polskich rycerzy, którzy go aż do Włodzimierza odprowadzali, i których część znaczna przy nim pozostała.
Honold po czteroletnim zarządzie kościoła Włocławskiego umarł i w tymże kościele ze czcią pochowany został. Po nim nastąpił Rudger, rodem Niemiec, naznaczony od Alexandra III papieża.
Fryderyk cesarz Rzymski, oburzony zdradziectwem i licznemi zniewagi, których się przeciw niemu dopuścili Medyolańczykowie mimo wzajemne umowy i przysięgi, gdy i posłów od cesarza do nich wyprawionych znieważywszy chcieli zgładzić morderczo, gdyby nie wczesna tychże posłów ucieczka, i na obozy cesarskie do koła rozłożone zdradziecko i gwałtownie napadłszy, w obec samego Fryderyka jeszcze zabawiającego we Włoszech, żołnierzy jego częścią pomordowali, częścią pobranych w niewolą na twarde wskazali pęta: przedsięwziął nową wyprawę i silném wojskiem obległ Medyolan, takim zapaliwszy się gniewem przeciw Medyolańczykom za nadużycie jego łaski i litości, że sobie poprzysiągł, iż nie pierwej od oblężenia odstąpi, aż gdy Medyolan zdobędzie i ukorzy.
Bolesław więc Wysoki, książę Polski, Władysława wygnańca syn pierworodny, nie chcąc gnuśnieć w spoczynku i bezczynności, gdy widział, że ani on, ani bracia jego do ojczyzny bezpiecznie powrócić nie mogli, zostawiwszy rzeczonych braci Mieczysława i Konrada w Niemczech pod opieką matki swojej Krystyny, udał się do Włoch i złączył z obozem cesarza oblegającego Medyolan, oświadczając mu gotowość swoję do usług rycerskich i chęć popisania się z odwagą, gdyby tego była potrzeba. A właśnie podczas oblężenia miasta rycerz pewien Medyolański niezwykłej siły i postawy, którą Cyklopom zdawał się wyrównywać, zaufany w sile swojej i wzroście, ukazywał się konno przed murami miasta, i wyzywał żołnierzy cesarskich na pojedynek. Gdy często powtarzał takie wyzywania, a nikt nie śmiał narażać się na jawne niebezpieczeństwo, rycerz ów naigrawając się z cesarskich, wyrzucał im tchórzostwo i zniewieściałość. To podnieciło ducha odwagi w Bolesławie książęciu Polskim, i zachęciło go do probowania szczęścia. Jakoż zagrzany żądzą sławy, a pewien swojej siły i dzielności, tusząc, że w żadnej sprawie nie zdołałby podobnie zalecić się męztwem, jak w takim pojedynku, i że przezeń wielkie u cesarza zjednałby sobie względy, sam, bez wiedzy i porady cesarskiej, postanowiwszy spotkać się z owym olbrzymem, siadł na konia i zbrojno na harc wyjechał. Było-to ciekawe dla obu wojsk widowisko, gdy i cesarscy żołnierze wysypali się tłumem z obozów, i Medyolańczykowie z wież i murów miasta powychylali głowy, wyglądając w milczeniu i z podziwieniem końca toczącej się walki. Podnosiły się i szemrania w wojsku cesarskiém, przecz Bolesław książę Polski, bez wiedzy i rozkazu cesarza i jego wodzów, tak trudną i nierówną podjął walkę i na tak jawne podawał się niebezpieczeństwo, zwłaszcza że w razie przegranej, nie sobie tylko ale i cesarzowi wielką ściągnąć mógł niesławę. Patrzało jednak mimo woli, bardziej niż zezwalało na tę walkę wojsko cesarskie, kiedy obadwaj harcerze w największym rozpędzie koni uderzyli na siebie kopijami; a gdy rycerz Medyolański bezskutecznie swój grot wymierzył, Bolesław książę Polski tak silnie ugodził go kopiją, że ów olbrzym śmiertelną odebrawszy ranę spadł z konia na ziemię i omdlał. A Bolesław nie tracąc czasu, jako rycerz dziarski i zwrotny, zeskoczył także z konia, i leżącego dobił olbrzyma, a odarłszy go z zbroi, zwłoki martwe w środku bojowiska porzucił. Głośne zewsząd okrzyki w obozie cesarskim świadczyły o wielkiej radości, jaka panowała w całém wojsku z powodu odniesionego zwycięztwa. Kiedy potém Bolesław książę Polski odnosił Fryderykowi cesarzowi łupy z zabitego olbrzyma, dowód zaszczytny swojej dzielności, odprowadzał go liczny orszak cesarskich rycerzy, przesadzających się w pochwałach i uwielbieniu jego męztwa, a brzmiące nieustannie między wojskami okrzyki wmawiały niejako w cesarza, ażeby czynu tak znakomitego, którym Bolesław i sobie i wojsku tyle zjednał zaszczytu, nie zostawiał bez nagrody. Cesarz więc i powinność własną i zasługę Bolesława i prośby rycerstwa mając na względzie, oświadczył, że czyn tak chwalebny z wdzięcznością wynagrodzi, i zaraz w obec wojska Bolesławowi książęciu Polskiemu słuszne oddał pochwały. Ale potém wziąwszy go na osobność z kilku zaufanymi radcami, zganił mu zbytnią porywczość, że bez zezwolenia cesarza tak niebezpieczną podjął walkę. „Ja, rzekł, chwalę cię i uwielbiam, Bolesławie, i winszuję ci tej rzadkiej dzielności, z której w obozach moich jako prawdziwy bohater słyniesz. Lecz razem czuję się obrażonym, że bez mej wiedzy i porady na tak jawne podałeś się niebezpieczeństwo. Im bliższe łączą cię ze mną krwi związki, tém większy czekał mnie żal i sromota, gdyby szczęście nie tobie ale twemu było posłużyło przeciwnikowi. Teraz ci twą porywczość przebaczam, ale cię upominam, abyś na potém nigdy bez mego rozkazu nie kusił się o takie dzieła, któreby z podobném połączone były niebezpieczeństwem.“ Temi słowy połajawszy Bolesława, obdarzył go jednak hojnemi podarkami; i już odtąd książę Polski za pokonanie onego przeciwnika, tak u cesarza jako i jego książąt i u wszystkich rycerzy w wielkiej był czci i poważaniu, coraz więcej owszem wzrastała jego wziętość i sława. Gdziekolwiek przechodził albo społecznie zabawiał, wszędzie go z podziwem ukazywano jako zwycięzcę olbrzyma, i bohaterskie jego męztwo wszystkie ogłaszały usta. Pokonał bowiem, jak za czasów Izraelskich ów Dawid bezbronny, zbrojnego Filistyna Goliata kamieniem i procą.
Dnia trzydziestego Maja, Gejza II król Węgierski, po latach dwudziestu, miesiącach trzech i dniach jedenastu panowania, umarł i w Białogrodzie stołecznym pochowany został. Po nim syn jego Stefan osięgnął koronę królewską.
Jaxa z Miechowa, rycerz szlachetnego rodu, dyecezyi Krakowskiej (dominicellus et armiger), mąż mnogością dostatków i ziemskich posiadłości wielce pod ów czas znakomity, gorliwém ku Bogu i Męce Krzyżowej Jezusa Chrystusa uniesiony nabożeństwem, wyprawiwszy się z drużyną swoich giermków i rycerzy do Ziemi świętej, walczył tam i poświęcał swoje trudy przez czas niejaki w jej obronie. A gdy już miał wracać do Polski, między innemi zaszczytami i świadectwami swej pobożności, otrzymał od patryarchy Grobu świętego Jerozolimskiego, nazwiskiem Monacha, i od tamecznego zgromadzenia zakonników Ś. Augustyna, mających za znamię krzyż czerwony dwuramienny, pozwolenie zabrania z sobą jednego z kanoników tegoż Grobu świętego, któryby w Polsce zakon podobny zaszczepił. Nadał przeto rzeczonemu zakonowi trzy wsie swoje dziedziczne, Miechów, Zagorzyce i Komorów, a w głównej wsi Miechowie, która teraz w ludne i zamożne miasteczko urosła, kościół i klasztor za osobném pozwoleniem i upoważnieniem Mateusza biskupa Krakowskiego wystawił. A nie przestając na tém, inny jeszcze klasztor we wsi swojej Zwierzyńcu pod Krakowem dla mniszek zakonu Premonstrateńskiego założył i kilku wioskami uposażył. Żeby zaś nadania jego dwom rzeczonym klasztorom poczynione od krewnych i potomków jego nie doznały jakiej napaści lub uszczerbku, prosił Bolesława Kędzierzawego książęcia i monarchy Polskiego o ich potwierdzenie. Którego uczciwemi prośbami książę Bolesław skłoniony, nie tylko te pobożne nadania potwierdził, ale nadto dobra obu klasztorom przez Jaxę zapisane od wszelkich służebności książęcych, danin i ciężarów uwolnił, zastrzegając, aby włościanie rzeczonych wsi na wyprawy wojenne ani do budowy zamków nie byli powoływani, aby podatków zwanych poradlne i stróżne nie opłacali, mincarzowi (monetarius) nie podlegali, i wolni byli od powinności którą zowią powóz i podwody. Te dwa klasztory, w ów czas przez czcigodnego męża Jaxę założone i dziedzicznemi jego wsiami uposażone, zyskały później od książąt, biskupów i możnych panów Krakowskich mnogie i bogate nadania dziesięcin, miast, wsi i innych znacznych dochodów. Z jakiego zaś pochodził domu i jakiego herbu używał rzeczony Jaxa, w starych pisarzach i kronikach nie można się doczytać, lubo niektórzy z szlachty chcą twierdzić, że był potomkiem herbownej rodziny Gryfów.
Radwan biskup Poznański, po sześciu latach zarządzania stolicą, na morzysko umarł, i w kościele Poznańskim pochowany został. Po nim nastąpił Bernard I, kanonik Poznański, głosowaniem tajném obrany i od Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, za przychylną wolą Mieczysława książęcia Wielkiej Polski, potwierdzony i wyświęcony.
O gwałty i okrucieństwa wyrządzane Lombardom i Toskańczykom skarcony od Alexandra III papieża Fryderyk cesarz, wielkim zapalił się był gniewem, zwłaszcza gdy wielu Medyolańczyków pomawiało papieża, jakoby z Toskańczykami i Lombardami wiązał się przeciw cesarzowi: zaczém wbrew obecnemu Alexandrowi wyniósł cesarz na stolicę Oktawiana kardynała, który miał był za sobą wybór mniejszej części kardynałów, i nazwał się Wiktorem. Ten wsparty przychylnością cesarza, z wszystkiej władzy doczesnej snadno wyzuł prawego papieża Alexandra, który ścigany i prześladowany srodze to od cesarza Fryderyka, to od nowego wdziercy Oktawiana, przymuszony był Rzym i Włochy opuścić i udać się do Francyi. Dokąd gdy przybył, Ludwik król Franków przyjął go z wielką czcią i nader ludzko podejmował.
Po złamaniu przysięgi i pogwałceniu przymierza, które był Jerzy Włodzimierzowicz książę Kijowski zawarł z Mścisławem Izasławiczem i jego braćmi Włodzimierzem i Jarosławem, wydana wojna przeniewiercy. Który gdy wstępnym bojem nie śmiał walczyć, obległ go Jerzy w zamku Włodzimierskim. Przez wszystek czas oblężenia staczali z sobą przeciwnicy mordercze bitwy, i było wiele krwi rozlewu, nie szczędzonej zwłaszcza przez Polaków, którzy służąc na żołdzie książęcia Mścisława, dzielnie przeciw oblegającym walczyli i częste nad nimi odnosili zwycięztwa. I już książę Jerzy gotów był zawrzeć pokój z Mścisławem, gdyby go nieprzyjaciel był żądał; ale gdy ten potężnie się opierał, nic przeto nie zdziaławszy i wiele znakomitych utraciwszy rycerzy, wrócił ze wstydem do Kijowa.
Gdy już ustały obawy, które z strony Niemiec i cesarza ciągle Polskę niepokoiły, z przyczyny wygnania książęcia Władysława i jego synów, i gdy znikąd od sąsiedzkich narodów nie zanosiło się na nową napaść lub wojnę, Bolesław książę i monarcha Polski, porozumiawszy się z swoimi braćmi i synowcami, książętami Polskimi, przedsięwziął wyprawę przeciw Prusakom, narodowi dotąd dzikiemu i bałwochwalskiemu, celem podbicia ich i nawrócenia do wiary chrześciańskiej. Ściągnął zatém ze wszystkich księstw i powiatów królestwa Polskiego zbrojne siły, i przeszedłszy rzekę Ossę, która Prusy od Polski przedziela, trzema oddziałami do Prus wkroczył. Pierwszemu przewodniczył Henryk książę Sandomierski, drugiemu Mieczysław książę Wielkopolski, trzeci prowadził sam panujący Bolesław. Prusacy, czując się zbyt słabemi do stawienia oporu tak znacznej liczbie Polaków, pokryli się w lasach, bagniskach i innych miejscach niedostępnych; nocami jednak, gdzie z obronnych dało się wybiedz manowców, trapili podjazdami wojsko Polskie, nie śmiejąc otwartej toczyć walki. Już połowę ich kraju splądrowali Polacy, naszerzywszy po włościach spustoszenia, a wsie i miasta wyniszczywszy pożogą, kiedy przedniejsi panowie Pruscy, za uzyskaną rękojmią bezpieczeństwa, przybyli do obozów Polskich, prosząc o pokój i oświadczając się gotowymi do wypełnienia z posłuszeństwem wszystkiego, czegoby od nich wymagano. Bolesław, książę i monarcha Polski, nakazuje Prusakom i stanowi: „aby przedewszystkiém, jeżeli pragną pokoju i ocalenia, wyrzekli się starodawnych swego pogaństwa sprosności i błędów, a przyjęli natomiast świętą wiarę i religią chrześciańską; bez porzucenia bałwochwalstwa nie mają się spodziewać pokoju i miru od Polaków; skoro zaś błędy swoje porzucą, stanie wnet pokój na wzajemnych i słusznych układach.“ Ten warunek gdy posłannikom Pruskim zdawał się zbyt twardy i uciążliwy, wrócili do swoich dla naradzenia się, coby czynić wypadało. A lubo na przełożenie onego żądania powstał między ludem największy gniew i oburzenie, przecież starszyzna umiała go ugłaskać tą radą, aby warunek żądany na pozór przyjęli, gdy ojczyzny inaczej ocalić nie można; a gdy Polacy ustąpią, wtedy łacno i im będzie odstąpić od wykonania warunku. Przybywszy powtórnie do Bolesława one zdradne i obłudne chytrki, wyrzekają się wrzkomo swych błędów i przesądów pogańskich, wywracają świątynie i bałwany, przyjmują zakon i wyznanie wiary chrześciańskiej, i nachylają głowy do świętego polania; przyczém Bolesław i książęta Polscy służąc znaczniejszym z Prusaków za ojców chrzestnych, łączą się z nimi związkami powinowactwa. Wnet budują się nowe kościoły i osadzają przy nich do nauczania świeżo nawróconych pogan kapłani, tacy zwłaszcza, którzy językiem ich mówić albo przynajmniej rozumieć go mogli. Wszystek zaś kraj Pruski powierzono wraz z całą ludnością w zarząd duchowny biskupowi Chełmskiemu, dla bliskości jego dyecezyi. Wszystkim nakoniec Prusakom z rozkazu Bolesława ogłoszono to postanowienie: że którzykolwiek wiarę chrześciańską przyjęli albo przyjmą, zostaną wolnemi; ci zaś, którzyby wzbraniali się chrztu świętego, będą publicznie sprzedani. Zatrwożył ten wyrok nawet najzaciętszych z pomiędzy bałwochwalców, każdy bowiem lękał się zaprzedania, i spieszył do chrztu. Wszystko zatém wojsko Polskie rozradowało się niezmiernie, widząc jak naród Pruski zwracał się na łono wiary chrześciańskiej, którą był dawniej zwykł prześladować, i z najzawistniejszego wroga chrześciaństwa stawał się ludem wiernym i pobożnym. Bolesław też książę Polski, ujęty tą jego powolnością, ku uczczeniu wiary świętej, której rozszerzenie głównie miał na celu, nałożywszy na Prusaków lekką bardzo daninę na znak hołdu i podległości, zwinął obozy i do Polski powrócił.
Eudoxia, żona Mieczysława książęcia Wielkiej Polski, wydała na świat drugiego syna w Poznaniu, któremu na chrzcie dano imię ojcowskie Mieczysław.
W Węgrzech tymczasowo wszczęła się o rządy królewskie między dwoma braćmi, Stefanem i Władysławem, domowa wojna, która sąsiednich nawet królów poruszyła do broni. Władysław bowiem obrażony, że Węgrzy jego pominąwszy, bratu starszemu Stefanowi przyznali koronę, za namową i poduszczeniem niektórych Węgrzynów, chciwych nowości i rozruchów, napadł zbrojno na państwo, i Władysława króla Czeskiego, wielkiemi ujętego obietnicami, ściągnął ku pomocy. Nawzajem Stefan król Węgierski, sposobiąc się do odparcia przeciwnika, zjednał sobie cesarza Greckiego Jana Kalo, który po żonie był jego powinowatym. A tak królestwo Węgierskie z dwóch stron, od swojego i obcego żołnierza nękane, stało się pastwą grabieży i rozmaitych nieszczęść; obadwa bowiem wojska, Greckie i Czeskie, przestając na samych łupiestwach i zaborach, unikały boju. Przyszło nareszcie do układów, i za wdaniem się cesarza Greckiego i króla Czeskiego, Władysław pogodził się z Stefanem, przestawszy na wydzielonej sobie ziemi Siedmiogrodzkiej. Połączył się wtedy i król Czeski związkiem powinowactwa z cesarzem Greckim, dając bratankowi jego w małżeństwo córkę syna swojego Fryderyka.
Dnia piętnastego miesiąca Maja Jerzy Włodzimierzowicz książę Kijowski zachorowawszy ciężko umarł w Kijowie i w kościele Ś. Zbawiciela w Berestowie pochowany został. Wielu potém książąt Ruskich dobijało się o stolicę Kijowską, lecz naostatek osięgnął ją książę Izasław Dawidowic za wsparciem przychylnych mu Kijowian.
Chytra i udana Prusaków pobożność w wyznawaniu wiary chrześciańskiej, którą dla zachowania swojej wolności przymusowo z rozkazu Bolesława książęcia i monarchy Polskiego przyjęli, zaledwo rok jeden trwała, i nakształt mgły porannej zniknęła. Czy to bowiem z poduszczenia czarta, czy z własnej lekkomyślności, Prusacy, uważając religią chrześciańską za przykre do znoszenia jarzmo, poczęli zuchwale podnosić karki i otrząsać się z więzów nowej religii, do której jeszcze byli nie nawykli. Wróciwszy zatém do bałwochwalstwa, odrzekli się przyjętej na chrzcie wiary, i dawne wznowili obrządki; kapłanów zaś i sługi Boże, których był Bolesław zostawił do nauczania wiary, odesłali do Polski, z zagrożeniem śmiercią, gdyby się wrócić poważyli. Bojąc się atoli, żeby Bolesław książę Polski nowej nie wydał im wojny, i chcąc winę popełnionego odstępstwa nieco przed nim złagodzić, wyprawili do niego posłów z daniną i podarkami, prosząc: „aby im przebaczył a nie miał za przewinienie, że swych bogów ojczystych, których z taką czcią wyznawali, i obrzędów, do których z dawna przywykli, porzucić nie mogą; że religia chrześciańska wydaje im się zbyt przykrą i uciążliwą, i że naród Pruski żadną miarą nie da się w tym zakonie utrzymać. Mimo tego, wiary i podległości Bolesławowi i Polakom zaprzysiężonej, i danin na siebie nałożonych ani uchylają, ani w czémkolwiek uszczuplić pragną. Aby im więc pozwolił żyć w dawnej wierze i do starych wrócić obrządków, a nie wątpił bynajmniej, że i w opłacaniu danin, i w podejmowaniu dla Polaków wypraw wojennych, i we wszystkiém zgoła, prócz wyznawania wiary chrześciańskiej, będą mu wiernemi i uległemi.“ Odgrażali przytém, że się wyłamią z pod panowania Polaków, jeśliby ich zmuszono żyć nie w swojej ojczystej ale w chrześciańskiej wierze. Tak sprosne i niegodziwe Prusaków przestępstwo przeciw Bogu i świętej wierze katolickiej, Bolesław książę Polski, bądź–to prośbami, bądź podarkami ich ujęty, zdawał się mniej ważyć niż na urząd i władzę jego przystało: jakoż, ani ich karać, ani kwapił się nawracać do powinności, okazując się obojętnym i niemal zimnym na tak wielką zbrodnię, gdy należało raczej użyć całej surowości władzy, i spieszném ukaraniem przebłagać sprawiedliwy gniew Boga, cześć wierze świętej przywrócić, i tak gorszącą stłumić bezbożność. Posłów Pruskich odprawił z łagodnością, utwierdzonych bardziej niż poskromionych w swoim uporze i odstępstwie; sprawę wiary świętej, sprawę Boską, którą nad życie samo więcej ważyć przystało, mimo siebie prawie puściwszy, a nad dobra niebieskie i wiekuiste przeniosłszy ziemskie i znikome. Żadnej zdawał się nie czuć urazy, żadnej krzywdy ani ujmy, skoro tylko Prusacy, z zniewagą wiary chrześciańskiej wracając do swego bałwochwalstwa, przyrzekli płacić daniny do skarbu publicznego; i gdy umówione obowiązki wierności zostawały bez zmiany, dopuścił pogwałcenia i zdeptania wiary świętej, niepomny na gniew i grożący wyrok Boga, którego czci znieważonej ująć i pomścić się zaniedbał. Jakoż niezadługo potém Prusacy, ozuchwaleni tak bezkarném odstępstwem i własną kierujący się wolą, znowu oręż przeciw Polsce podnosić zaczęli. Nie przystała zaiste ta zgubna obojętność władzy i powadze książęcej, która innym folgując, na siebie ściągała zmazę występku, i zaniedbując skarcenia bezbożnych, naigrawających się z Boga i jego świętej wiary, sama zasłużyła na gniew i słuszną karę nieba.
Prusacy swém bezbożném odstępstwem pogwałciwszy wiarę i zakon Boży z obrazą i zniewagą Zbawiciela, targnęli się wnet i na rzeczy ziemskie, do których utrzymania i całości książę Polski Bolesław zdawał się sam sobie wystarczać. Złamanie bezkarne przymierza własnego zbawienia i wiary ośmieliło ich do zrzucenia z siebie i skruszenia jarzma podległości. Jakoż starostom książęcia Polskiego Bolesława, żądającym uiszczenia daniny, nie tylko zapłaty wszelakiej odmówili, ale i samych starostów częścią pozabijali, częścią znieważonych i najokrutniejszemi mękami skatowanych z kraju swego ustąpić przymusili. Na tém wreszcie nie przestawszy, zebrali mnogie wojsko nie tylko z szlachty ale i wiejskiego gminu, i z największym pośpiechem wtargnęli do ziemi Chełmskiej i Mazowsza, kędy żadnego nie spodziewano się napadu; a rozszerzywszy po wielu włościach i miasteczkach spustoszenia, i obłowiwszy się znaczną zdobyczą, nie bez srogich mordów i krwi rozlewu, wielką liczbę jeńców uprowadzili w niewolą. O tém Prusaków przeniewierstwie i doznanej swoich klęsce gdy się Bolesław Kędzierzawy książę Polski dowiedział, z zebraném naprędce wojskiem ruszył przeciw nieprzyjaciołom dla zasłonienia ojczyzny; ale postrzegłszy, że ci po zagarnieniu łupów wracali do swoich siedlisk, wielce się zasmucił, i długo wahał się w myślach, niepewny, czyli miał ścigać uchodzących i śledzić rozpierzchnionych po lasach i bagniskach, czy zatrzymać się i porzucić wyprawę. Nareszcie postanowił odłożyć ją na czas inny, gdy z szczupłemi silami niebezpieczno było działać zaczepnie przeciw chytremu nieprzyjacielowi, nawykłemu do wojowania równie orężem jak podstępem, a liczniejsze potém wyprowadzić wojska, aby i niebezpieczeństwa uniknąć, i przeniewierstwo Prusaków słuszną chłostą ukarać. Tak postanowiwszy, poosadzał w wielu miejscach ponad rzeką Ossą załogi, dla wstrzymywania Pruskich napadów, a w całém królestwie Polskiém zapowiedział wojnę przeciw Prusom.
Mateusz biskup Krakowski, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia i trzy, umarł i w kościele swoim ze czcią pochowany został. Po nim, z Bożego i ludzkiego wyroku nastąpił Gedeon czyli Getko (Gedka), szlachcic z rodu i domu Gryfitów, proboszcz Krakowski, od Alexandra III papieża, na ów czas wysiadującego we Francyi, potwierdzony, i w dzień ŚŚ. Gerwazego i Protazego na biskupstwo wyświęcony. Ów biskup Mateusz, zatopiony w biesiadach i próżnościach świata, posłów książęcia Polskiego Bolesława, żądających od niego imieniem monarchy pieniężnego zasiłku, przybrawszy domowników swoich, zaprowadził do wychodku, aby tam sobie jego skarbów poszukali. „Tu są, rzecze, zachowane moje skarby“, dając przez to rozumieć, że wszystkie dochody biskupie przez gardło i żołądek przepuścił, i że próżno żądali od niego pieniędzy.
Przysposobiwszy wszystko, co do wojny Pruskiej było potrzebne, Bolesław Kędzierzawy, książę i monarcha Polski, zaraz z wiosną wyprowadził przeciw Prusakom wojska konne i piesze, tém liczniejsze, że od narodów sąsiednich, zatrudnionych równie postronnemi wojnami, żadne nie zagrażało niebezpieczeństwo. Nie tylko zaś książę Bolesław, ale i bracia jego Mieczysław i Henryk słuszne do tej wojny mieli podniety, gdy i ich ziemie od częstego napadu Prusaków wiele cierpiały. Przybyli zatém osobiście z zastępami swego rycerstwa, postanowiwszy dołożyć wszelkiej usilności, aby wytępić naród przywykły do zdradziectw i podstępów. Nie tajne były Prusakom tak usilne i wielkie do wojny przygotowania, poczuwali się bowiem do ciężkiej przeciw Polakom zbrodni, a głośne zewsząd wieści i wzwiady dawały im poznać, że na zgubę ostateczną i najdotkliwsze przeznaczeni byli kary. Naradzali się zatém z wielką pilnością, w jakiby sposób zamachy Polaków odeprzeć i grożące sobie odwrócić mogli niebezpieczeństwo. A mierząc z jednej strony swoje siły, z drugiej wielkość występku, jakiego się dopuścili w pogwałceniu wiary i zawartego z Polakami przymierza, a ztąd nie małą poczuwając trwogę, gdy zaledwo szesnaście tysięcy konnego rycerstwa, a dziesięć tysięcy piechoty zdolni wyprowadzić w pole, ani orężem ani liczbą nie tuszyli sprostać Polakom, wszystek przemysł i dowcip wysilili na zdradę, aby nie mogąc siłą, zwyciężyć ich sztuką i podstępem. I nie zawiedli się w swej nadziei; przepuścił bowiem Bóg sprawiedliwy karę na Polaków za ich przewinienia, a chytre nieprzyjacioł zamachy pomyślny wnet osiągnęły skutek. Było w obozie Polskim czterech zbiegów Pruskich, którzy przez długą zażyłość u Bolesława książęcia pozyskali byli przychylność i łaskę: tych więc, jako świadomych miejsca, Bolesław do Prus, ziemi nieprzyjacielskiej, wkroczywszy, używał za przewodników; oni wskazywali obozom stanowiska, i drogi, któremi wojsko prowadzić miano; ostrzegali, kędy przejścia były niebezpieczne albo złe i nieprzystępne. I takie u książąt i całego wojska przez szczere i wierne usługi zjednali sobie zaufanie, że wszystek obrot i pomyślność wyprawy, los i bezpieczeństwo wojska na ich zdaniu spoczywały. Tych więc Prusacy wielkiemi darami a większemi jeszcze ujmując obietnicami, jęli namawiać: „aby ojczyzny swojej i narodu losy teraz przynajmniej mieli na względzie, gdy już nie o podległość tylko i płacenie Polakom daniny, co samo przez się byłoby sromotą i niedolą, ale szło o byt i całość zagrożoną ostatnim upadkiem. Aby pomnieli, że nie w Polsce, ale w Prusach byli zrodzeni, kędy żyli ich przodkowie, rodacy i pokrewni. Aby przygotowaną narodowi swemu zgubę starali się jak najspieszniej odwrócić, a podali mu rękę wybawczą, gdy od nich samych zależało jego ocalenie, zwłaszcza, że usługi Polakom poświęcone po skończonej wojnie pójdą (mówili) w zapomnienie, dobrodziejstwo zaś wyświadczone własnemu narodowi i ojczyźnie wieczyście u potomnych zasłynie.“ Takiemi namowy i podarkami owi zbiegowie ujęci, postanawiają wojsko Polskie zdradzić i wspólnie z Prusakami układają podejście. Już wodzowie Polscy z swém wojskiem posunęli się byli w głąb kraju, a szerząc rzeź morderczą, w której nie szczędzono starców ni dzieci, i pożogami niszcząc włości i miasta, grozili wtargnieniem do ostatnich Prus krańców. Ułożoną więc zdradę i podejście rzeczeni zbiegowie przywodząc do skutku, wojsko Polskie bez potrzebnych zapasów, i nie wiadomemi mu drogami, ale przez dzikie ostępy i manowce prowadzili. Szedł naprzód oddział, któremu przywodził Henryk książę Sandomierski; potém inne hufce pod wodzą Mieczysława i innych dowódzców; nakoniec zastęp najćwiczeńszych rycerzy, któremu sam Bolesław książę i monarcha przewodniczył. Zawiedli je zdrajcy najpierwej w puszcze lesiste i ciemne ubocza, potém w bagna i trzęsawiska, kędy zlewy deszczowe zasłane z wierzchu zielonemi smugi, kryły spodem kaliste bajora i przepaści: aby zaś wojsko nie przykrzyło sobie takiej przeprawy, łudzili je ciągle upewnieniem, że po przebyciu tej drogi natrafią na liczną zdobycz trzód i bezbronnego ludu. Ale gdy już przedni zastęp Polaków za przewodem owych zdrajców zabrnął w gęste zarośla i manowce, Prusacy wysunęli się z ukrytych tu i owdzie zasadzek, i bezpieczni sami w swych niedostępach, wypuszczonemi z bliska strzałami uderzyli na wojsko, które w niesposobnym czasie i miejscu nie mogąc jak należało stawić się do rozprawy, ani posuwać na przód, ani cofać, wystawione na mordercze ciosy, snadno uległo i pierzchnąwszy pogrzęzło w owych moczarach i jarugach. Wnet poskoczyli barbarzyńcy, i zatrzymanych w uwięzi śmiało pociskami razili i wytępiali. Poległ w ów czas z czołem rycerstwa znakomity wojownik Henryk książę Sandomierski; który w boju liczne odniosłszy rany, napróżno od swoich broniony, pierwej żywot niżeli oręż położył, gdy radniej mu było umrzeć chwalebnie niżeli żyć z niesławą. A lubo drugi, a potém trzeci i czwarty zastęp, bez rozkazu nawet książąt i wodzów swoich, pospieszył na pomoc pierwszemu, atoli zapędziwszy się niebacznie, prawie wszyscy przypłacili zgubą swoję gorliwość; jedni bowiem w grząskich bagnach polgnęli i potonęli, inni, z rozpaczą rzucający się na śmierć pewną, jakby ofiary własnego poświęcenia, polegli od strzał i orężów nieprzyjacielskich. Nie było zaiste drogi w tak ciężkim razie do cofania się lub uciekania przed Prusakami, którzy z przodu i z tyłu, i z prawej i z lewej strony napierali, i zamkniętych w pośrodku pociskami swemi śmiertelnie razili. Ale straszniejsze nad nieprzyjacioł były one zatopy i ligawice, które pochłaniając w swej głębi rycerzy obciążonych zbroją, więcej wygubiły wojska, niżeli nieprzyjaciel orężem zgładził albo w niewolą poimał. W ostatnim zastępie zdążający Polacy, którzy jeszcze byli na zdradzieckie wniki nie wpadli, widząc nieuchronną prawie zgubę, gdy nieprzyjaciel żadnego oporu, oni żadnego nie mieli przed sobą bezpieczeństwa, tyle przecież dziarskiej odwagi, tyle rycerskiego okazali ducha, że nie odstraszeni przygodą braci, częścią poległych, częścią utopionych w bagnie, wbiegając na ciała martwe, na ich trupach walczyli, pokąd sami nie ulegli pod ciosem, w tém przekonaniu, że dla zdradzonych i zwyciężonych nie ma innej drogi i pociechy nad śmierć chwalebną. Wszystek wtedy kwiat rycerstwa Polskiego zmiotła mściwa barbarzyńców ręka; nieprzyjaciel zdobył chorągwie Polskie; zwłoki Henryka Sandomierskiego książęcia, sromotnie z znamion swoich odarte, zaległy w stosach i zawałach innych trupów, i zniszczały w nędznym kale, – jeżeli śmiercią i zniszczeniem nazwać można zgon poniesiony dla chwały swego narodu i z świętych pobudek miłości ojczyzny. Dwaj książęta Bolesław i Mieczysław, osobnym przywodzący oddziałom, którzy zdołali przecież ujść cało, widząc większą część wojska zniesioną, w żalu po stracie brata swego, książęcia Henryka, i poległych towarzyszów broni, wrócili do Polski z szczątkami niedobitków skaleczałych i odartych. I nie tylko wtedy, ale i potém przez długi czas krewni, żony i przyjaciele opłakiwali zgon nieszczęsny tylu rycerzy; w tej bowiem przygodzie wyginął kwiat najpiękniejszy młodzieży, wybór i czoło najdzielniejszych mężów. Trudno nawet wypowiedzieć, ilu szlachetnych młodzieńców, ćwiczonych w boju rycerzy, ile koni, oręża i rynsztunków, bogactw i ozdób pożyła owa klęska, gdy niesyci zemsty barbarzyńcy srożąc się nie tylko nad zwyciężonemi ale i pogrzęzłemi w kale, wszystkich bez litości, żadnemu nie folgując wiekowi, orężem wytępiali; potém przez wiele dni z zabitych i potopionych odzierając łupy, bogom swoim i bluźnierczym obrządkom przypisywali tak wielkie zwycięztwo i on ciężki naszych upadek, którym Bóg dobry i sprawiedliwy nawiedzić raczył Polaków, bądź na zgładzenie i ukaranie przestępstw, bądź na utwierdzenie cnoty i hartu duszy.
Mścisław Izasławicz książę Włodzimierski, przyznając sobie raczej niżeli Izasławowi Dawidowiczowi stolicę Kijowską, w zimie tegoż roku wyruszył z wojskami pod Kijów; a gdy Kijowianie jego zamiarom okazali się przychylnemi, wypędził Izasława Dawidowicza z Kijowa i sam usiadł na księstwie Kijowskiem. Izasław zaś Dawidowicz ustąpiwszy z Kijowa, przeniósł się do Wietycza. Ale wkrótce Mścisławowi Izasławiczowi uprzykrzyły się rządy Kijowskie; przyzwawszy zatém do siebie Rościsława książęcia Smoleńskiego, swego rodzonego stryja, zaraz z wiosną oddał mu stolicę Kijowską. I ten jednakże niedługo dosiedział na księstwie Kijowskiem; podobnie bowiem zmierziwszy sobie jego rządy, i bojąc się sam wypędzenia, odstąpił je książęciu Władysławowi Mścisławiczowi.
Klęska Pruska cały kraj Polski ciężkim okryła smutkiem, i panowało przez czas niejaki głuche a ponure milczenie, gdy z bolesnym żalem łączył się wstyd i sromota po tak ciężkiej pladze. W każdym prawie domu opłakiwano stratę braci i krewnych, i nikt nie chciał przyjmować do serca ani słuchać nawet żadnej pociechy. Dla rozporządzenia wreszcie dwoma księstwami, Sandomierskiem i Lubelskiem, które osierociały były po zgonie znakomitego męża, książęcia Henryka, dwaj pozostali książęta Bolesław i Mieczysław zwołali do Krakowa zjazd prałatów i panów Polskich, iżby postanowili, któremu z nich dostać się miały w spadku one księstwa, książę bowiem Henryk zmarły w bezżeństwie żadnego po sobie potomka nie zostawił. A lubo długi toczył się spór o te ziemice między książętami Bolesławem i Mieczysławem, zgodzono się jednak na to po wielu układach i namowach, ażeby piąty syn Bolesława Krzywoustego, książę Kazimierz, mający na ów czas lat trzydzieści z górą, któremu ojciec przy śmierci, dzieląc państwo między czterech synów, żadnego był nie zostawił dziedzictwa, a który, jako nie mający żadnej własności ani stałej siedziby, utrzymywał się jedynie z hojności Bolesława książęcia i monarchy Polskiego, aby ten mówię pozostałe odzierżył księstwa. Ale iż rzeczony książę Krakowski Bolesław uskarżał się, że w zarządzie państwa nazbyt wyczerpywał swoje dochody, a ztąd czuł się nad miarę obciążonym, przeto uchwalono, aby wybrańsza część księstwa Sandomierskiego, to jest miasto Sandomierz z swemi powiatami i poborami, w dożywociu przy nim pozostało, a dopiero po jego zgonie przeszło na rzecz Kazimierza; na co książę Kazimierz z braterskiej miłości chętnie zezwolił. Za naleganiem zaś braci i dostojników państwa, tenże Kazimierz pojął w małżeństwo księżniczkę Ruską imieniem Helenę, dziewicę, córkę Wszewołoda książęcia Bełzkiego: lecz z powodu świeżej porażki Pruskiej gód weselnych nie obchodzono uroczyście.
Żona Mieczysława książęcia Wielkiej Polski wydała w tym roku na świat syna, którego nazwano Władysławem.
Jeszcze nie podgoiły się były rany poniesione przez klęskę Pruską, gdy Bolesław książę i monarcha Polski nową wewnątrz kraju nawiedzony został wojną. Bratankowie jego bowiem, Bolesław Wysoki, Mieczysław i Konrad Laskonogi, synowie Władysława, którym z wygnania odwołanym wydzielił był ziemię Szlązką, pragnąc pomścić się i ojcowskich i swoich krzywd na Bolesławie Kędzierzawym książęciu i monarsze, podnieśli przeciw niemu oręż i wypowiedzieli mu wojnę, usprawiedliwiając jej powody temi skargi: „że i Krakowskie księstwo do nich należące nieprawnie zagarnął, i rządy państwa, których oni po ojcu byli spadkobiercami, sobie przywłaszczył, i niektóre miasta w Szlązku, jedynie na znak zwierzchnictwa i najwyższej władzy zatrzymane, aż dotąd dzierżył w swoich ręku; że aż nadto już i za ojca i za siebie wycierpieli krzywdy i niedoli w tak długiém wygnaniu, a tymczasem, miasto względów i wynagrodzenia, któreby im od zagniewanych stryjów słusznie się należało, z nową jeszcze obelgą przy osadzaniu księstw opuszczonych Sandomierskiego i Lubelskiego o nich przepomniano, chociaż prawem dziedziczném im te ziemie przynależały.“ A nie przestając na własném rycerstwie, do prowadzenia tej wojny zasiągnęli posiłków z Niemiec, gdzie przez macierzyste krwi związki przychylnych sobie zyskali stronników, częścią prośbami i uprzejmą namową, częścią pieniędzmi zjednanych; i sporządziwszy znaczne wojsko, tak konne jak i piesze, zapalili wojnę domową, od Pruskiej niebezpieczniejszą. Wnet jęli pustoszyć ziemię Poznańską; do czego, prócz dawnej niechęci, podniecała ich sama sposobność czasu, gdy w świeżej porażce Pruskiej utracili Polacy swoje wojsko, wszystkę potęgę kraju i bogactwo. Zaczém Bolesław Krzywousty, książę i monarcha, widząc się pozbawionym sił i opuszczonym od reszty ludu niechętnie biorącego się do oręża, postanowił zawrzeć z nieprzyjacielem przez wysadzonych z obu stron radców duchownych i świeckich ugodę, i zjechawszy się z synowcami swemi w dniu oznaczonym, wyłuszczył im poważnie i rozumnie, jak niesprawiedliwe mieli do wojny powody, przekładając: „że księstwo Krakowskie nie było żadną dzielnicą, i posiadaném tylko być mogło przez monarchę sprawującego najwyższą władzę; władza zaś najwyższa po śmierci ich ojca, chociażby ten nawet nie był od niej odsądzony, słuszném prawem jemu przynależała, jako najstarszemu i wybranemu wolą powszechną. Miasta Szlązkie dlatego przy sobie zatrzymał, iż ponosić musiał znaczne ciężary na utrzymanie godności majestatu, które jak wiadomo podejmował jeszcze gdy księstwo Sandomierskie nie było obsadzone. Księstwa zaś Sandomierskie i Lubelskie słusznie dostały się książęciu Kazimierzowi, który aż do tej chwili żadnej po ojcu nie dziedziczył spuścizny.“ A lubo zdaniem powszechném radców odpowiedź Bolesława książęcia tak gruntownie uchylała zażalenia synowców, iż stawiane przez nich powody do wojny okazały się niesłusznemi, za namową wszelako tychże radców Bolesław, chcąc ich jakożkolwiek zaspokoić, zgodził się na ustąpienie im miast Szlązkich, które był dotąd w swoich ręku dzierżył. Godny z tego względu uwielbienia, że nie chcąc ojczyzny, świeżemi jeszcze ranami bolejącej, narażać na nową wojnę domową, wolał zrzec się nawet tej własności, którą słuszném prawem posiadał, i wszczynający się wojny pożar szlachetném sobie samemu ujęciem przygasił, w przekonaniu, że najlepiej usłuży krajowi, gdy dla dobra i pokoju powszechnego własnych korzyści cząstkę poświęci.
Dnia piątego Września widziano na zachodzie świecące razem trzy słońca, z których dwa zagasły po dwu godzinach, a środkowo samo potém zachodziło. W następnych latach ukazywały się podobnież trzy księżyce.
Po stłumieniu w samym zarodzie bratniej i domowej wojny, nimby w zgubne klęski dojrzała, radą i roztropnością Bolesława książęcia i monarchy Polskiego, powstała inna, jeszcze więcej niebezpieczna, zapalona rokoszem Krakowskiego rycerstwa przeciw Bolesławowi książęciu, która jednak podobnie jak poprzednia w samém zarzewiu przytłumioną została wspaniałém Kazimierza książęcia Sandomierskiego pomiarkowaniem. Jaxa bowiem z Miechowa i Świętosław rycerze, i wszyscy niemal panowie Polscy, zmierziwszy sobie rządy Bolesława Kędzierzawego, z przyczyny, że je mniej starannie niż owe trudne czasy wymagały sprawował, uknowali spisek na złożenie go z stolicy, i majestat z władzą najwyższą postanowili oddać Kazimierzowi Sandomierskiemu książęciu. Do tego spowodowała ich nie tylko gnusność Bolesława, ostygłego i złamanego wiekiem, ale i szczególniejsza a powszechnie wielbiona cnota Kazimierza, codziennie okazująca się w jego czynach chwalebnych; obawa nareszcie, aby po śmierci Bolesława nie byli zmuszeni powierzyć rządów Mieczysławowi Staremu, książęciu Wielkiej Polski i Pomorza. Ale Kazimierz książę Sandomierski, naglony od Jaxy, Świętosława, i innych rycerzy Krakowskiej ziemi, aby rządy państwa ofiarowane sobie za zgodą powszechną przyjął, a nie dopuszczał ich niebezpiecznego zwichnienia się w ręku Bolesława, odpowiedział: „Że przykrą wcale i niesprawiedliwą wydawało mu się rzeczą, iżby tak dzielnego książęcia Bolesława, który nie tylko był mu bratem rodzonym, ale i młodości jego troskliwym opiekunem, a co ważniejsza, tyle krajowi zasłużonym, dla sędziwego wieku miał wyganiać z stolicy i księstwo jego podsiadać. Że im dziękuje wprawdzie za ich przychylność, a iż go rządów osądzili godnym, zechce im wdzięczność kiedyś okazać; ale w żaden sposób nie zgodzi się na tak ohydny występek, którymby i domowy w kraju pokój zamieszał, i Bolesława brata, którego osobiście dotąd czci i miłuje, znieważył, i sumienie swoje skalał. Mają raczej wiedzieć, że wierny swemu sposobowi myślenia, nie tylko krzywdy żadnej Bolesławowi książęciu i monarsze nie wyrządzi, ale nawet życie swoje i wszystko mienie gotów poświęcić dla jego obrony.“ W ten sposób uśmierzonym został podnoszący się przeciw Bolesławowi książęciu rokosz rycerstwa Krakowskiego.
Rudger biskup Włocławski, przesiedziawszy na stolicy lat dziewięć, umarł i w kościele Włocławskim pochowany został. Nastąpił po nim Werner, rodem Niemiec, kanonik Włocławski, wybrany przez kapitułę, a od Alexandra III papieża potwierdzony.
Dnia dwudziestego czwartego Stycznia zszedł ze świata Walter biskup Wrocławski, zachorowawszy na morzysko. Ten lat dwadzieścia dwa siedząc na stolicy, kościół Wrocławski, do czasów jego drewniany, pięknym kształtem wymurował, i wprowadził do niego zwyczajowe obrzędy, śpiew i porządek zachowywany w kościele Lyońskim we Francyi. Następcą jego był Żyrosław, rodem Polak, z domu szlacheckiego Różyców, obrany przez tajemne głosowanie i od Piotra II arcybiskupa Gnieźnieńskiego za wstawieniem się i zezwoleniem Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego potwierdzony; święcenia biskupie przyjął w kościele Kaliskim.
Światopełk, syn Władysława króla Czeskiego, podniosłszy bunt przeciw ojcu, Wojsława, jednego z panów Czeskich, który władał umysłem króla Władysława, w rękach Judyty królowej bronić go usiłującej zamordował. Za tę zbrodnią od ojca wygnany z kraju, naprzód do Węgier a potém do Niemiec ustąpiwszy, żył w tułactwie; obawiał się bowiem wrócić do Czech, gdzie mu zagrażała zemsta krewnych {{roz|Wojsława, i w Niemczech życie zakończył.
Siedział pod ów czas rok czwarty na biskupstwie Płockiém mąż chwalebny Werner, miłością ku Bogu, czystością życia, pobożnością, i rzadkiemi umysłu przymiotami, połączonemi z wysoką nauką i obyczajów ogładą, zalecony. Ten powziąwszy wiadomość, że wieś należącą do kościoła Płockiego, zwaną Karsko, jeden z możnych panów na Mazowszu Bolesta, kasztelan Wiski, mający za herb Podkowę, człek przeważny bogactwy i znaczną liczbą zwolenników, najechał gwałtownie i opanował, osobistém naprzód i łagodném upomnieniem, a potém za pośrednictwem przyjacioł jął mu przekładać: „aby przestając na swym udziale, nie tykał własności Bogu poświęconej, a lękał się sprawiedliwej niebios kary, gdyby chciał uporczywie trwać w swojém przedsięwzięciu.“ Ale on taką przestrogą jeszcze bardziej ozuchwalony, odpowiedział: „że gdy mu śmie rozkazywać, jeszcze więcej zagarnie, a biskupa Wernera śmiercią ukarze.“ Widząc zatém biskup Werner, że jego łagodność u człowieka przewrotnego i dumą zaślepionego mało waży, a upomnienia idą w pogardę, zapozwał go do sądu który ziemskim nazywamy, w spodziewaniu, że łakomstwo jego bezkarne przynajmniej sądu surowość ukróci. Ale gdy sędzia, w sprawie tak niewątpliwej nie czyniąc zwłoki, przyznał słuszność Wernerowi biskupowi, i z swym wyrokiem posłał go do wsi Karska, zagarnionej przemocą i nieprawością Bolesty; ten uniesiony gniewem, na męża świątobliwego, który obstawał za prawami swego kościoła, najzelżywsze wyzionąwszy złorzeczenia, postanowił zamordować biskupa, i wszystkie obmyślił środki, aby za podaną sposobnością zamiar swój jak najrychlej przywiódł do skutku. Miał on z bałwochwalczemi Prusakami, dla bliskiego sąsiedztwa i podobnych im obyczajów, nader ścisłą zażyłość, stosunki i związki; osadzony bowiem przez Bolesława książęcia i monarchę Polskiego w tym zakątku okolicy Wiskiej, sprawował w niej powierzone sobie namiestnictwo i zwierzchnią władzę, zkąd udającym się do niego Prusakom z rozmaitemi zażaleniami o kradzieże, łupiestwa i napady, na poddanych Polskich wymierzał sprawiedliwość, albo wszczęte zatargi już-to orężem już zobopólnemi układy godził i uspokajał. Często ich posłannikom, wedle zwyczajów narodu Pruskiego znoszącym mu podarki, zasądzał sprawy z podwójném wynagrodzeniem, aby ich sobie tém więcej zobowiązał i skorszemi uczynił do wykonywania swych rozkazów, zwłaszcza na korzyść osobistą. Gdy więc jako kasztelan Wiski bawił raz w miejscu swego urzędu, i zebrała się u niego znaczna gromada Prusaków, ujętych szczodrotą i rozmaitemi obietnicami ściągnął do swego domu, i nocy następnej walną wyprawił im ucztę. W długiém biesiadowaniu podochociła sobie ona gawiedź; a wtedy zawiadomiony przez szpiegów, że biskup Werner przybył do swojej wsi Biskupic, przywołał brata swojego Bieniasza i rzekł z wymówką: „Jakżeż ty ścierpisz tego niecnego księdza, biskupa Wernera, który w oczach naszych śmie własność naszą zagarniać? czemu go raczej nie zgładzisz?“ Bieniasz, posłuszny rozkazom brata, wziął z sobą wszystek ów gmin Prusaków, pobiegł z nimi do Biskupic, i przybywszy tam jak sobie życzył o świcie, Wernera biskupa napadł spoczywającego w swojej komnacie sypialnej razem z bratem Benedyktem, mnichem Benedyktyńskiego zakonu (z tym bowiem i innemi zakonnikami biskup Werner w domu i poza domem przebywał zazwyczaj w towarzystwie, aby miał wszędy świadectwo swego nieskażonego życia). Zabójca wyłamawszy zawory, wpadł do sypialni, i mnogiemi a śmiertelnemi ciosy (było–to dnia czwartego Lutego) obu kapłanów zamordował; poczém zwłoki przyrzuciwszy kobiercami, a z wierzchu plewami i chróstem, umknął. Za tę zbrodnią na mężu Bożym dokonaną, jakby za pokonanie najniebezpieczniejszego wroga, od Bolesty otrzymał pochwałę. Tymczasem sługa pokojowy biskupa Wernera, który się był z obawy śmierci schował pod jego łóżko, i patrzał na to morderstwo popełnione przez Bieniasza na Bożym namaszczeńcu, nazajutrz zaraz wyjawił je i rozgłosił. Lecz morderca Bieniasz od tego czasu gdzieś zniknął i nigdy go już oko ludzkie nie widziało. Był głos powszechny, że trzeciego dnia po spełnioném zabójstwie ziemia go pochłonęła, słusznym nieba wyrokiem za zgładzenie niewinnego biskupa. Ale i Bolesta kasztelan Wiski, który głównym był sprawcą morderstwa dokonanego na mężu prawym, świątobliwym i biskupią dostojnością zaszczyconym, srogą i godną swojej zbrodni zginął śmiercią. Zwłoki biskupie zaniesiono do kościoła Płockiego i wśród rzewnego płaczu duchowieństwa z czcią wielką pochowano. W jego miejsce nastąpił Lupus kanonik Płocki. Lękał się i Bolesław książę Polski smutnych dla kraju i rządów swoich następstw z powodu zabicia biskupa. Już bowiem Piotr arcybiskup Gnieźnieński złożył był radę z innymi biskupami i rzucił klątwę na całą prowincyą Polską, a wysławszy zastęp ludzi zbrojnych, Bolestę kazał schwytać i przyprowadzić do Gniezna; poczém na zwołanym zjeździe powszechnym, kędy przytomnymi byli tenże Piotr arcybiskup Gnieźnieński, Gedeon Krakowski i Bernard Poznański biskup, tudzież wszyscy dostojnicy Polscy, powołał rzeczonego Bolestę przed sąd, któremu sam przewodniczył, skarżąc go o popełnione na Wernerze pomazańcu Bożym morderstwo. Nie śmiał Bolesta zapierać się swojej zbrodni, wiedząc iż od licznych świadkow snadno byłaby mu dowiedzioną; stanowczym przeto wyrokiem skazany został na karę ognia. Nie przestał zaś arcybiskup na prostém spaleniu winowajcy, ale kazawszy go oblec w płótno świeżo utkane i woskiem pomazane, wśród rynku miasta Gniezna, w obecności swojej i wszystkiego rycerstwa, na potężnym stosie ogniowym spalił. A tak gniew sprawiedliwy Boga, za popełnioną zbrodnię sobie i narodowi grożący, srogą wprawdzie ale zasłużoną karą przebłagał. Od tego czasu błogosławiony mąż Werner począł słynąć cudami, i na wezwanie swego imienia chromym zdrowie, ślepym wzrok przywracać, oczyszczać trędowatych, leczyć porażonych, wskrzeszać umarłych, i inne wyświadczać dobrodziejstwa, o które go w modłach proszono, tak, iż jawną było rzeczą, że on mąż Boży, za żywot świątobliwie i bez zmazy spędzony, i za krew w obronie swego kościoła niewinnie przelaną, otrzymał wieniec męczeński, i wszedł w społeczeństwo duchów błogosławionych, nagrodzony zapłatą wiekuistą i widzeniem oblicza Stwórcy. Siedział zaś biskup Werner na stolicy Płockiej lat czternaście. Obrany po nim Lupus kustosz Płocki, rodem szlachcic, z domu Godziemba, przez szczególniejszą elekcyą z trzech wyborców złożoną, za przyczyną popierającego ten wybór Bolesława Kędzierzawego książęcia i monarchy Polskiego, potwierdzony i wyświęcony przez Piotra Gnieźnieńskiego arcybiskupa.
Krakowski biskup Gedeon, chcąc cześć Boga prawego w dyecezyi swojej rozszerzyć, w rozległych pod ów czas i od ludzi nie zamieszkałych lasach zbudował miasto Kielce, a w niém kościół z ciosowego kamienia wytworny i ozdobny wystawił, i cztery dostojeństwa duchowne, jako to: probostwo, dekanat, kustodyą i scholasteryą, nadto sześć prebend i dziesięciu wikaryuszów przy tym kościele ustanowił, wyznaczywszy dla rzeczonych godności, prebend i wikaryuszów, za porozumieniem się z kapitułą Krakowską, stosowny posag w dziesięcinach i innych dochodach z dóbr stołowych biskupich. Przyczém zalecił, aby w tymże kościele Kieleckim godziny kapłańskie na cześć Przenajchwalebniejszej Matki naszej, Dziewicy Maryi, we dnie i w nocy odmawiano. Szczęśliwy to był pasterz, rzadkiej a przedziwnej pobożności! bo któżby temu zaprzeczył? gdy pamiątką po sobie zostawił kościół, w którym misterstwo budowy przewyższa budowlany wątek, i chwalebne uposażenie kościoła, za które życia wiecznego dostąpił.
Połowcy tegoż roku w wielkim zgromadzeni gminie wkraczają na Ruś, i dążąc przeciw Kijowu, a nie znajdując nigdzie oporu, roznoszą szeroko spustoszenie, i mnóstwo ludu obojej płci z trzodami i stadami bydła zagarniają bezkarnie. A gdy do sytu obłowieni zdobyczą powracają, z rozkazu Hleba książęcia Kijowskiego, brat jego książę Michalko z zbrojną Rusią puściwszy się za nimi w pogoń, w dniu jednym dwie bitwy stacza i w obu zwycięzca wszystkie łupy zabrane odbija, poczém z wojskiem swojém szczęśliwie na Ruś powraca.
Zamieszka w kościele Bożym, wszczęta przez zgubne rozdzielenie, o którém powiedziało się wyżej, trapiąc wszystkie niemal kraje chrześciańskie orężem, klęskami, nieprzyjaźnią i wojennemi szturmy, poczęła w zaciętszy bój urastać i sroższym szerzyć się pożarem, do czego Fryderyk cesarz Rzymski swojém odstępstwem główną niecił podżogę. Chociaż bowiem z śmiercią Oktawiana, który się mienił Zwycięzcą (Victor), kościół spodziewał się w błogim odetchnąć pokoju, cesarz atoli Fryderyk z zniewagą papieża Alexandra III słabiejącemu i już upadającemu odstępstwu nowe nadał siły, i w miejsce Oktawiana naznaczył Gwidona Kremeńskiego kardynała prezbitera, który się nazwał Paschalisem, a po jego śmierci Jana Kremeńskiego kardynała prezbitera, który przyjął imię Kalixta, po tego nakoniec zejściu, czwartego Laudona, który się mianował Innocentym. Lecz Alexander papież, pod ten czas przesiadujący we Francyi (Gallii), równie Fryderyka cesarza jak i przeciwników swoich, wdzierających się na stolicę papieską, z wszystkimi ich zwolennikami, jako prawy Namiestnik Chrystusów ciężką obłożył klątwą, zakazując miastom Włoskim oddawania posłuszeństwa Fryderykowi. Przeto miasta Włoskie, same przez się nieprzyjazne Fryderykowi z przyczyny srogich jego rządów, podniosłszy przeciw niemu rokosz, ciężką nękały go wojną. Cesarz Fryderyk, nie tak na miasta Włoskie, jak na Ludwika króla Franków za udzielanie zbrojnej pomocy papieżowi zagniewany, z wojskiem swojém, zwiększoném posiłkami Czechów i Daków, ruszył do Francyi, aby jej ziemię spustoszyć. Wyszedł przeciw niemu Ludwik król Francuzki, wsparty pomocą króla Angielskiego Henryka. Alić w wojsku cesarza Fryderyka, które już rozpoczęło było działanie w Burgundyi, wszczęta choroba epidemiczna, srodze lud niszcząca, zmusiła go do porzucenia przedsięwziętej wojny. W czasie tego wszelako rozerwania, które przez lat wiele w kościele trwało, ludy Niemieckie i Czeskie, pociągnione do stronnictwa cesarza Fryderyka, postanowionych przez niego fałszywych papieżów uznawały za najwyższe głowy kościoła. Polski przecież kościół i naród wszystek, uchyliwszy się z pogardą od tej zarazy, która mu ze strony Fryderyka i Niemiec sąsiednich zagrażała, wiernym pozostał prawemu i rzeczywistemu papieżowi Alexandrowi, i z należném dla jego nakazów posłuszeństwem, cesarza Fryderyka, jako też królów, książąt i biskupów, w stronnictwo jego uwikłanych, uznawał za odrzuceńców kościoła.
Żałosny nader wypadek zasmucił w tym czasie Bolesława Kędzierzawego książęcia Polskiego i monarchę: syn bowiem jego najstarszy, którego ojciec dla jaśniejących w nim rzadkich z przyrodzenia przymiotów, i dojrzalszego już wieku, jako swego w rządach następcę, najwięcej miłował; złożony ciężką chorobą umarł. Bolesław po tej stracie w głębokim pogrążony żalu, nie przyjmując żadnej rady ani pociechy, jakie mu dawać chciano, i oczu z łez nie ocierając, narzekał z płaczem, że smutek jego trudny był do ukojenia, i zbyt ciężka rana aby się zagoić mogła.
W tymże roku umarł Hleb książę Kijowski, po dwu latach władania na stolicy książęcej, i w Berestowie, w kościele Św. Zbawiciela pochowany został. Andrzej zaś książę na Susdolu naznaczył w jego miejsce Romana książęcia Smoleńskiego i posłał go na objęcie rządów do Kijowa. Ten odzierżywszy władzę zwierzchnią, osadził w Smoleńsku syna swojego Jaropełka, którego później Jarosław Izasławic z Kijowa wypędził, i sam na stolicy Kijowskiej usiadł.
Po zejściu Bolesława Kędzierzawego, książęcia Polskiego i monarchy, Mieczysław książę Wielkiej Polski i Pomorza, Kazimierz książę Sandomierski, tudzież Bolesław, Mieczysław i Konrad książęta Szlązcy, złożyli w Krakowie zjazd, w celu ustanowienia nowego książęcia i pana. A lubo panowie ziemi Krakowskiej z wszelką starali się o to usilnością, aby na rządy państwa nastąpił Kazimierz książę Sandomierski, gdy jednakże rada i panowie Wielkiej Polski, Szląska, Pomorza i innych ziem Polskich, podnieśli głosy za wyborem Mieczysława nazwanego Starym, książęcia Wielkiej Polski i Pomorza, Krakowianie przewadze ich ustąpić musieli. Zaczem Mieczysław, za zgodą powszechną książąt, prałatów i panów Polskich, książęciem i monarchą Polskim ogłoszony, objął rządy państwa; zamek Krakowski, miasto i ziemia Krakowska poddały się jego władzy. Nie chciano przyznać pierwszeństwa Kazimierzowi książęciu Sandomierskiemu przed Mieczysławem książęciem, dla uniknienia mogących ztąd powstać nienawiści i waśni. A nadto spodziewali się wszyscy, że Mieczysław Stary panować będzie roztropnie i sprawiedliwie, i rządy swoje wielką chwałą uświetni.
Stefan król Węgierski, zagrożony buntem i rokoszem własnego wojska, i w dzień ŚŚ. Gerwazego i Protazego od licznej watahy Węgrów napadniony, uciekł do zamku Zemplina, gdzie dnia jedenastego Kwietnia umarł. Nastąpił po nim brat jego Bela, a syn Gejzy, wytępiciel łotrów i złodziei.