Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście/Księga szósta
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście |
Data wyd. | 1867–1870 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Karol Mecherzyński |
Tytuł orygin. | Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Po zgonie Bolesława Kędzierzawego, osadzony na tronie monarchicznym za zgodą powszechną i wyborem Mieczysław książę Wielkopolski i Pomorski, nie ziścił nadziei Polaków, głoszących pochlebnie, że pod jego rządem i zwierzchnictwem pożyją błogiego szczęścia i pokoju; wnet bowiem początki swego panowania splamił gwałtami i okrucieństwem. Jakkolwiek z lat młodzieńczych świeciły w nim przymioty rzadkiej i przedziwnej roztropności, dla której uzyskał przezwisko Starego, zbytnie jednak powodzenie podsyciwszy jego dumę, obłąkało umysł i sprowadziło z drogi słuszności i sprawiedliwości. Miał rzeczony Mieczysław z powodu licznego potomstwa, jako ojciec pięciu synów, Ottona, Stefana, Bolesława, Mieczysława i Władysława, z których dwaj pierwsi urodzeni byli z córki króla Węgierskiego, trzej drudzy z siostry ciotecznej cesarza Fryderyka, i kilku córek w świetne powydawanych domy, tudzież dla znakomitych majętności i bogactw, wielką przewagę i wziętość. Jakoż z sąsiedniemi książęty połączył się był licznemi węzły powinowactwa, zaślubiwszy jednę z córek Sobiesławowi książęciu Czeskiemu, drugą książęciu Saskiemu, trzecią Fryderykowi książęciu Lotaryngii, czwartą i piątą Bogusławowi książęciu Pomorskiemu i synowi jego Bogusławowi. Synom zaś swoim, Ottonowi dał w małżeństwo księżniczkę Halicką, Bolesławowi księżniczkę Pomorską, Władysławowi córkę książęcia Rugii; dwaj inni synowie Stefan i Mieczysław w bezżeństwie pomarli. Temi i wielu innemi pomyślnych losów uposażony darami, miany był za najszczęśliwszego z ludzi. Nie dotrzymał atoli Mieczysław obu tych rodzajów szczęścia, prawego rozsądku i powodzenia; lecz nadużywając darów od losu pożyczonych, gnębił poddanych rozmaitemi wydzierstwy i wyrokami pełnemi krzywdy i zelżywości, do czego wiodła go nie tylko osobista ku złemu pochopność, ale i namowy przewrotnych radców, a zwłaszcza Henryka z Kietlic, wsi leżącej blisko Budyszyna, który wszystkich jego czynów przewódzcą był i kierownikiem. Za błahe nawet przewinienia, za zabicie niedźwiedzia, łani, lub jakiejkolwiek zwierzyny leśnej, karano tak rycerzy jako i wieśniaków, i bez żadnej litości majątki ich przez urzędników książęcych częścią na skarb monarszy, częścią na korzyść osobistą rozrywano. A kiedy na takowe krzywdy wynoszono skargi do Mieczysława, on, albo je z pogardą odrzucał, albo przed niemi niemiłościwie uszy zatykał. Nic dla niego i onych zwolenników pańskich nie było świętem, nic słuszném i sprawiedliwém, nic godném zamiłowania, krom pieniędzy i datków. Zaniedbawszy czci Bożej, pogwałciwszy prawa Boskie i ludzkie, i zawichrzywszy nieprawością tak sądy swoje jako i rządy, wszystko do osobistego kierował dobra i korzyści, gorszym daleko okazując się starcem, niż był młodzieńcem. Jakoż wiek bynajmniej nie wpłynął na jego ulepszenie. Łakomy wydzierca, w karaniu był okrutnikiem. I żaden z książąt Polskich w owym czasie więcej jak on nie ucisnął swego kraju, ani chytrzejszych nie wymyślił środków do gnębienia ludzi niesprawiedliwém wydzierstwem.
Fryderyk cesarz zwoławszy zjazd w Norymbergu, sędziwego i równie wiekiem jak trudami skołatanego Władysława króla Czeskiego, za namową panów Czeskich, którym przykrzyły się jego rządy, złożył z stolicy, a książęcia Czeskiego Sobiesława, którego Władysław król, obawiając się wzniecania przezeń w Czechach rozruchów, przez lat szesnaście trzymał był w zamknięciu, uwolniwszy z więzów osadził na państwie; Czechy zaś, aby przeciw niemu zuchwale nie wierzgały, pozbawił zaszczytu królestwa. Władysław król Czeski, nie śmiejąc pozostać w Czechach obok Sobiesława, którego był przez lat tyle więził a nawet oślepić zamierzał, aby ten pamiętny doznanej krzywdy nie szukał na nim zemsty, ustąpił do Niemiec, kędy w cztery miesiące zaraz dnia piętnastego Stycznia umarł i w Meissen (Miszen) pochowany został. Syn również Władysława króla Fryderyk, po śmierci ojca, obawiając się Sobiesława, udał się do cesarza Fryderyka na wygnanie.
Tegoż roku umarł Sobiesław książę Pomorski, i w klasztorze Oliwie, którego sam był założycielem, pochowany został, zostawiwszy dwóch synów, Mszczuja i Sambora.
Tomasz biskup Kantuaryjski, dzielny obrońca swobód kościoła, od Henryka króla Angielskiego na wygnanie skazany, wytrzymawszy je przez lat siedm, do kościoła swego powrócił, ale od nasadzonych Anglików dnia 29 Grudnia we drzwiach kościoła zamordowany, chwalebne poniósł męczeństwo i za tę zwycięzką palmę w poczet niebian przyjęty został.
Gdy codziennie mnożyły się srogie gwałty i uciski, osobom pojedynczym i różnym stanom z rozkazu Mieczysława, książęcia i monarchy Polskiego, wyrządzane najniegodziwiej i w rozliczny sposób przez jego służalców i starszyznę, a jęki i płacze uciśnionych, podnoszących zewsząd skargi, że przemocą i złośliwą potwarzą powyzuwano ich z majątków, głośno po kraju szerzyć się poczęły, żaden zaś z radców nie śmiał naganiać i potępiać działań książęcia; Gedeon biskup Krakowski, mąż szczególniejszej stałości i gorliwości, tknięty skargami uciśnionych, udaje się osobiście do książęcia Mieczysława, i oddaliwszy świadków, wznosi głos odważnie za pokrzywdzonemi; wypowiada jawnie, jak ciężkie poddani jego ponoszą zelżywości, i krzywdy pojedyńczych osób kolejno wymienia; prosi monarchę: „aby nowo nałożone podatki, pod dawnemi królmi i książętami Polskimi nieznane, tudzież przewozy niezwykłe i nad powinność wymagane, które w Polskim języku podwodami zowią, zniósł, urzędnikom swym zakazał niesprawiedliwego za lada winę wydzierania własności, przez co wielu potraciło majątki i w ostatnią popadło nędzę; a iżby na prośby biednych i nieszczęśliwych, którzy jego opieki wzywają, okazywał się względniejszym i miłościwszym. Aby poddanym tej krainy, nad którą i starszeństwo wieku i wola narodu poruczyła mu jako monarsze rządy, starał się być raczej ojcem dobrotliwym niżeli gnębcą srogim i obrzydłym. Za co, jeśli się upamięta, większą pozyska sławę i miłość ludu; przeciwnie, jeśli w złem wytrwa, grozi mu najzelżywsza hańba, a nawet niebezpieczeństwo.“ Tak zbawienną i ojcowską przestrogą Mieczysław książę bynajmniej nie zmiękczony, ale owszem obostrzony gniewem, surowo odpowiedział biskupowi: „że cokolwiek czyni, nie jest bezprawiem, ale dzieje się słusznie i sprawiedliwie; a nowo nałożone podatki, tak jako i przewozy i od winowajców wybierane kary, są prawne i konieczne, bez nich bowiem nie ostałyby się rządy i władza panującego. Że z królmi i książęty dawnego wieku nic wspólnego nie ma, gdy swoim raczej rozsądkiem i zdaniem, a nie ich przykładem mierzy swoje czyny i postanowienia. Że wreszcie tyle ma rozumu i sumienności, iż nie potrzebuje ani jego ani czyichkolwiek bądź przestróg. Aby więc przestał go obrażać, i pilnował raczej swoich powinności biskupich, jako sobie właściwych, nie mieszając się do spraw publicznych, które są rzeczą monarchy. Na żadne bowiem upomnienia i rady, od tego co postanowił nie odstąpi.“ Z taką odpowiedzią biskup Gedeon odprawiony, wrócił smutniejszy niżli był poszedł.
Dnia pierwszego Maja Bolesław Wysoki, książę Wrocławski, przebywając w zamku swoim Grodcu (Grothecz), wydalił braci i mnichów czarnych z klasztoru Lubińskiego, który nad rzeką Obrą (0dra?) Kazimierz król Polski niegdyś dla zakonników Kluniackich był założył, a umieścił w nim braci Cystersów, sprowadzonych z klasztoru Porty leżącego nad rzeką Solą, i klasztór ten wraz z jego posiadłościami od Kazimierza króla nadany, nowym zapisem i uposażeniem opatrzył, pomnożywszy dawne jego przywileje; do której-to czynności użył świadectwa i zezwolenia Waltera czy Żyrosława biskupa Wrocławskiego, Mieczysława stryja swego, książęcia Polskiego i monarchy, tudzież braci swych rodzonych, Mieczysława książęcia na Raciborzu i Konrada książęcia Głogowskiego, jako też ich synów, Bolesława, Jarosława i Mieczysława, przedniejszych nakoniec panów i dostojników swego władztwa. Pierwszym opatem tego klasztoru był Florenty. Od tego to opata i jego braci, z Porty do Polski przybyłych i w rzeczonym klasztorze osadzonych, pochodzi i nazwisko swoje bierze rodzaj jabłek, które oni z sobą do Polski przywieźli, a które od klasztoru Porty, zkąd pochodziły, nazwane Daport, rozmnożyły się u nas i dotąd jeszcze je chodują.
Po odprawionym w mieście Tours we Francyi przez Alexandra III soborze, cesarz Fryderyk znękany i klątwą kościelną i zbuntowanych miast Włoskich rokoszem i wojną przeciw sobie podniesioną, widząc się w wielkiem niebezpieczeństwie, śle poselstwo do Włoch z żądaniem zgody i przyznaniem się własném do winy. Przesiadywał na ów czas papież Alexander w Wenecyi; dokąd gdy przybył legat apostolski, za pośrednictwem Ottona syna cesarskiego, który po utracie floty od Wenecyan zwyciężony był i poimany, a za przychyleniem się samegoż papieża, przyszło wzajemnie do zgody; a kościół Boży, przez lat wiele nękany od czterech fałszywych papieżów, których Fryderyk cesarz popierał, a którzy poginęli wszyscy nieszczęśliwą śmiercią, odzyskał dawny pokój i swobodę. Inni utrzymują, że Alexander papież, obawiając się potęgi cesarza, uciekł do Wenecyi, gdzie chętnego nader doznał przyjęcia: a gdy cesarz przeciw Wenecyanom wyprawił z flotą syna swego Ottona, ten zaś od Wenetów w bitwie morskiej zwyciężony i do Wenecyi jeńcem przyprowadzony został, uwalniając się potém z więzienia zagodził spór między papieżem a cesarzem, z wielką dla Wenecyan chwałą. Na wieczną tego pojednania pamiątkę nadał im tenże papież pewne godła, które zawsze nosić mieli.
Wojsko Czeskie pod wodzą Oldrzycha, brata Sobiesława książęcia Czeskiego, posłane do Włoch przez tegoż Sobiesława w posiłku cesarzowi Fryderykowi, gdy obyczajem swoim poczęło szerzyć grabieże i spustoszenia, w Ulmie od mieszkańców tylu krzywdami zniecierpliwionych w oktawę Narodzenia N. Maryi prawie do szczętu zniesioném zostało. Oldrzych z kilku towarzyszami, przebrany w obcą i nikczemną odzież, aby go Niemcy nie sprzątnęli, i z wszystkiego wyzuty, w ciężkiém po takiej klęsce strapieniu do Czech uszedł.
Bernard biskup Poznański, przesiedziawszy na stolicy lat trzynaście, umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Po nim nastąpił Świętosław proboszcz Poznański i kanonik Gnieźnieński, wiodący ród swój szlachecki z domu Jastrzębiów; naznaczony wyborem prawnym, i za zezwoleniem Mieczysława Polskiego książęcia, od Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony.
Samowładzę okrutną Mieczysława książęcia Polskiego i monarchy, tudzież jego starostów, wielkorządców i innych urzędników, usiłując Gedeon biskup Krakowski swoją gorliwością powściągnąć, i nie zrażając się bynajmniej doznaną wprzódy zniewagą, gdy w tej mierze czuł się do swej pasterskiej powinności, a nalegały nań o to prośby, płacze i zaklęcia wielu pokrzywdzonych i nieszczęśliwych, postanowił uciec się do innego rodzaju upomnienia, jakiego niegdyś Natan prorok przez podobieństwo użył do skarcenia Dawida; aby Mieczysław, który wzgardził jego słowami, dał się przynajmniej podobnym poruszyć przykładem, i usłuchawszy wyroku proroka, powściągnął swoję srogość, a uznał swe zaślepienie i błędy, przez które wszystek kraj upadał i ginął. Kiedy więc Mieczysław w liczném zebraniu radców załatwiał sprawy publiczne, przyszła do sądu książęcego niewiasta pewna, przez Gedeona biskupa, który sam także był wtedy obecnym, namówiona, w żałobném i lichém odzieniu, łkająca płaczliwie i rzewnemi zalana łzami, niby z przyczyny doznanej krzywdy i ciężkiego obelżenia, głośno błagając posłuchania i wymierzenia sobie sprawiedliwości. Zwróciło to uwagę Mieczysława i wszystkich panów radnych, pragnących się dowiedzieć, z jakąby do nich przybywała skargą. Kazał jej więc książę Mieczysław, o podal nieco stojącej, już-to z poszanowania dla niewieściej głowy, już dla skrócenia przykrych jego uszom krzyków, bliżej przystąpić, i na coby się użalić miała, jakiej od kogo doznała krzywdy, śmiało i bez ogródki opowiedzieć, upewniając ją, że natychmiast i z największą ścisłością wymierzy jej sprawiedliwość. Wtedy ona niewiasta, ośmielona książęcemi słowy, zbliżywszy się do stolca sądowego, i nachyleniem głowy uczciwszy majestat książęcia, w ten bez mała sposób wytoczyła swoję skargę, jak ją Gedeon biskup nauczył: „Miałam, służebnica twoja Miłościwy książę, sporą trzodę owiec, z których mięsa, mleka i wełny utrzymując się, i mnożąc nadto moje dostatki, tak, iż komu drugiemu mogłyby nawet na zbytki wystarczyć, przestawałam na mej chudobie i żyłam szczęśliwie. Alić syn mój zmówił sobie najemników, których przed oblicze twoje dla lepszego w sądzie świadectwa przyprowadziłam, i powierzył im owce moje, aby je paśli na wzgórzach najwynioślejszych i najżyzniejszych, a potém starannie i bezpiecznie spędzili do zagrody. A oni przez niedbałość swoję odbieżawszy owiec, wszystkie prawie żarłocznym wilkom wydali na pastwę. Jeśli więc ty, Miłościwy panie, służebnicy twojej nie poratujesz, zginęłam, bo stracona jest wszystka moja chudoba, i nieszczęśliwa sierota do ostatecznej przyjść muszę nędzy.“ Książę Mieczysław, wysłuchawszy skargi owej niewiasty, pyta: „któryby z obecnych był jej synem, a którzy najemnicy, co przez swoje niedbalstwo tak wielkiej nabawili ją szkody?“ Wezwany po imieniu młodzieniec, przyznaje się, iż jest synem wnoszącej żałobę kobiety, i na najemników składa cały ciężar winy, że przez nich trzoda zginęła. Najemnicy zaś, którym najpierwej w sprawie swojej mówić kazano, tak się tłumaczą: „Niesłusznie, Oświecony książę, skarżąca upomina się nam o wynagrodzenie straconej trzody; niesłusznie do twego sądu jesteśmy przyzwani, jakoby winni niedbalstwa i niedozoru; nieprawdziwie nakoniec niewiasta obecna synem zowie tego młodzieńca, o którym wiadomo że jest jej pasierbem, a który chociaż nam poruczył za umówioną zapłatę pilnowanie i paszenie owiec (czego bynajmniej nie przeczymy), wszelako na nic się nie zdała nasza czujność z przyczyny tegoż młodzieńca. Chowa on bowiem i wodzi z sobą wszędzie złaję psów chciwych łowu, a wielce złośliwych i żarłocznych, na które nie tylko my, ale wielu poważnych i znakomitych mężów już nie raz się użalało; otóż te psy zrządziły w owcach szkodę, czego mu dowiedziemy, chociażby się zapierał. Bo kiedy trzodę wyprowadziliśmy na paszę, wpadły nań z straszliwém szczekaniem one sobaki, i pomimo wołania nasze i usiłowania aby je odpędzić, wszystkie niemal owce pogryzły i poszarpały.“ Młodzieniec tłumacząc się z tego zarzutu, winę zwalał razem na wilki i najemniki: „Ja, rzecze, Oświecony książę, powierzywszy trzodę najemnikom, spostrzegłem zgraję wilków, które jej z bliska zagrażały; kazałem zatém psy wypuścić, i z niemi a wraz onemi najemniki po urwiskach i bezdrożach gór i lasów począłem gonić za wilkami. Alić część ich, okrążywszy inną stroną, na opuszczoną trzodę wpadła i owce podławiła. Nie na mnie przeto, który odpędziłem wilki, spadać ma wina że trzoda doznała szkody, ale na tych raczej ladaco najemników, którzy ją zostawili bez dozoru.“ Mieczysław książę po wysłuchaniu stron obu, chcąc sprawiedliwy orzec wyrok, długo namyślał się i wahał, którąby z nich uznać miał za winną albo przeciwnie, gdy obiedwie obrony zdawały się mieć za sobą prawdę. A lubo z razu umyślił potępić najemników, za to iż trzodę powierzoną ich pieczy niebacznie porzucili, gdy jednakże wysłuchał użalenie z ich strony, że one złe psy wypuszczono przy owcach, co potwierdził swém zeznaniem sam młodzieniec; za zgodnym wnioskiem panów radnych osądził, aby tenże młodzieniec, który, jak udowodniono dał powód do szkody, wynagrodził ją matce czyli macosze; bowiem i prawo Boże stanowi, że czyja krowa bodząca albo koń wierzgający szkodę komu wyrządzi, ten obowiązany będzie do nagrodzenia szkody.
Gdy tym wyrokiem skarga niewiasty stanowczo załatwioną została, wtedy Gedeon biskup Krakowski, duchem Bożym natchniony: „Sprawiedliwie, rzekł, zgodnie z prawami Boskiemi i ludzkiemi osądziłeś, Książę najdostojniejszy, i sprawę tak zawikłaną słusznym rozstrzygnąłeś wyrokiem. Ale wtedy dopiero ten wyrok będzie zupełny, gdy jak sprawiedliwy sędzia sam się mu najpierwej poddasz: albowiem ta sprawa swém podobieństwem ciebie wyobraża, gdy rzeczywiście dla przekonania cię i naprawienia z umysłu przeze mnie jest nastrojona, co snadno uchyliwszy zasłony poznać możesz. Przychodzi do ciebie rzeczpospolita Polska, która przy śpiącym i niedozornym stróżu nie ma nad sobą twej opieki ani we dnie ani w nocy; a gdy należało do ciebie starać się o jej wzrost, świetność i swobodę, ty przeciwnie uczyniłeś ją wdową, ubogą sierotą, służebną, nędzarką i prawie niewolnicą. Ta niewiasta, mówię, jest-to Polska twoim powierzona rządom; ty zaś, nie zaprzeczysz pewnie, że jej jesteś synem. Trzoda beczących owiec, to lud Polski, który oddałeś w dozór nieprzyjaciołom i najemnikom, pasterzom nieczułym i niedbałym; dla czego słusznie odmówiono ci nazwiska syna, a mienią cię nieżyczliwym tej niewiasty pasierbem, gdy nad jej nędznym i opłakanym losem, jak zwykle macoszyne dziecko, bynajmniej się nie litujesz, ale one psy wściekłe, urzędniki twoje, starosty i poborce, rozwiązane z wszelakiej karności, ośmielasz twemi rozkazy broić swawolnie, dozwalając im pastwić się nad ludem wszelakiego rodzaju karami i wydzierstwy. Od ich-to srogości i bezbożności lud niewinny ginie, i twojej napróżno wzywając obrony, w oczach twoich najstraszniejsze ponosi klęski, gdy okrutni ciemięzcy takie nad tą trzodą poszarpaną i zbiedzoną wywierają okrucieństwa, że krwią tylko swoję chciwość nasycić zdolni, kraj cały wyniszczyli i zakrwawili. Własnym więc przekonany i potępiony wyrokiem, czyń to, co drugim nakazałeś, i otrząsnąwszy się ze snu niedbalstwa (nie chcę bowiem posądzać cię o chciwość nikczemną), powstań, a miej na względzie uczciwość i dobro tak swoje własne jak i tej trzody, częścią straconej, częścią na zgubę wystawionej, i chroń się ostatecznej niedoli, aby cię nie dosięgła słuszna od Boga i od ludzi kara, gdy snadno przewidzieć, że i Bóg i ludzie dłużej tyraństwa twego nie ścierpią. Bo iż pominę inne do ciebie stosujące się przykłady, pouczać cię może sam Dawid Ś., którego za to, iż lud swój policzyć tylko kazał, bynajmniej zaś uciskać i ciężarami gnębić, natychmiast jawnej kary Bożej chłosta dotknęła; a pewnie i ciebie nie minie, jeżeli złości twoich pełną skruchy pokutą nie zgładzisz. Ockniéj się więc, błagam cię, i nas wszystkich wybaw z tej niewoli, którą cierpim; a dopóki czas służy, pókić wolno, póki możesz, korzystaj spiesznie z takiej zwłoki, i staraj się z całą usilnością i w każdej życia chwili naprzód o cnotę i uczynki dobre, a potém o chwałę i zaszczytny Sąd potomności, powściągając umysł od wszelakiej sprosności i bezprawia, i strzegąc aby z drogi prawej nie zboczył. Inaczej wiedz, że pomsty sprawiedliwego Boga, który nic bez kary lub nagrody nie zostawia, i sam i w potomkach twoich nie unikniesz.“ Takich wyrzutów nie mogąc dłużej słuchać książę Mieczysław (już bowiem zapalił się był gniewem) jął łajać biskupowi, że nie z miłości prawdy ale z zawiści, nie dla zbudowania jego lecz dla zelżenia wymyślił onę skargę, i z trzaskiem a gniewem wielkim opuściwszy zgromadzenie, groził, że krzywdy swojej pomści się na biskupie i panach radnych którzy mu potakiwali. Jakoż powtarzał to często przed swoimi, że biskupa wygnaniem, innych śmiercią albo kalectwem, zabraniem majątków i w różny sposób pokarze. Ani na tak zbawienne, tak łagodne i zręczne upomnienia biskupa nie zdołał pohamować w sobie złości i powściągnąć żądzy zemsty, której z przyrodzenia ulegał; nie już głuchym na nie, ale opornym i niechętnym się okazał.
Świętosław biskup Poznański, rok tylko przesiedziawszy na stolicy, umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Po nim nastąpił Gerard kustosz Poznański, Polak i rodem szlachcic, herbu Leszczyc, powołany wyborem prawnym, a przez Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony.
W wojnie, która się temi czasy zapaliła między Sobiesławem królem Czeskim i Henrykiem książęciem Austryi, Czechy od Henryka, Austrya nawzajem od Sobiesława niszczone pożogami, wycierpiały wiele klęsk, grabieży i spustoszenia. W czasie tej wojny Henryk książę Austryacki, złamawszy nogę na moście, umarł, poczém cesarz Fryderyk zwrócił swoję niechęć ku Sobiesławowi, jakoby ten był przyczyną śmierci jego powinowatego Henryka.
Kazimierz książę Sandomierski dnia dziesiątego Sierpnia w dzielnicy swojej Sulejowie, dyecezyi Gnieźnieńskiej, ufundował zakon Cystersów, i w wiosce możnego pana Rusława, który schodząc ze świata bezpotomnie Chrystusa dziedzicem po sobie zostawił, założono klasztor tego zakonu nad rzeką Pilicą, dla nader miłego i dogodnego położenia. Kazimierz książę, jako pierwszy jego założyciel i nadawca, ku opatrzeniu rzeczonego klasztoru w wszelaki dostatek i ozdobę, jak pod ów czas tak i w całém życiu swojém z wielką dla niego wylewający się łaską i szczodrotą, naznaczył mu posagiem grunta, wsie, dziesięciny, dostawy soli (sales), tudzież liczne własności ruchome i nieruchome, i z książęcą wspaniałością dobra te wszystkie przez siebie i innych nadane od wszelakich ciężarów uwolnił. Nadał zaś rzeczonemu klasztorowi wsie Sulejów, Strzelce, Dąbrowę, Bałdrzychów, Górę (Montem), Byczynę, Kępę (Kampa), Puczonów, Mianów, Szczepanów, Piotrów, Chennę, Taniów, trzynaście bałwanów soli z komory Sandomierskiej (ex teloneo Sandomiriensi), koryto soli (alveum) z Krakowa, i dziewięć bobrów z komory książęcej (ex camera Ducali). Późniejszym zaś czasem Piotr arcybiskup Gnieźnieński, na prośbę rzeczonego książęcia Kazimierza i Fulkona biskupa Krakowskiego, nadał temuż klasztorowi Sulejowskiemu dziesięciny od swego stołu arcybiskupiego z Sulejowa, Białej (Byela), Łątczyna (Lanczno), Milejowa, Stępina (Stampin), Ścibora (Stibor) i Domczelan. Kościoł przytém Bałdrzychowski przydzielił do tegoż klasztoru z dziesięcinami wsi Standowa, Chenny i Pasturowa.
Gedeon biskup Krakowski i przedniejsi panowie, widząc Mieczysława książęcia Polskiego i monarchę oburzonego aż do wściekłości przestrogą użytą ku jego poprawie, zwątpili naostatek, aby się dał przebłagać i w swej srogości pohamować, zwłaszcza gdy książę, chcąc się okazać nieporuszonym, rozkazał ich samych i innych poddanych sroższemi jeszcze trapić uciążliwościami. Poznali, że umysł Mieczysława, pałający żądzą grabieży i wydzierstwa, niepodobnym był prawie do wyleczenia; lękali się nadto, aby w zapalczywości swego gniewu nie targnął się na ich zdrowie: schadzać się więc potajemnie i naradzać z sobą poczęli, coby im czynić wypadało. Gedeon biskup wezwany, aby zdanie swoje otworzył, prawił w ten sposób: „Widzicie sami, panowie zacni, do jakiej ostateczności przywiodły nas zawistne losy. Kiedyśmy niedolę od uciśnionej ojczyzny odwrócić chcieli, za upomnienia nasze, tak sprawiedliwe, uczciwe a konieczne, pogroził nam wyrok monarchy, jakby za winę obrażonego majestatu, surową kaźnią; i jeżeli wcześnie sobie nie poradzim, czekają nas rozliczne męczeństwa: a tak my, którzy drugich wybawić chcieliśmy z ucisku, sami pod jego brzemieniem upadniem. Nie tylko więc o ojczyzny losy, ale i o własne starać się mamy ocalenie, i baczyć jak najtroskliwiej a zabiegać, aby z sprawą publiczną osobista razem nie upadła. W tak wielkiém dla ojczyzny i dla nas niebezpieczeństwie, mniemam, że należy strącić tego tyrana, a w jego miejscu lepszego władcę posadzić. Ale radzę w tej mierze pośpiech, iżbyśmy uprzedzili jego zamachy, a nie zniweczyli zwłoką naszych usiłowań, gdyby on ciemięzca wprzódy nas karami obarczył i potracił.“ Zdanie to snadno wszystkim przypadło do myśli: zaraz przeto radzić poczęli o wyborze nowego pana. W czém gdy nie małe zdawały się zachodzić trudności, i wielu różniło się w zdaniach, narada trwała nieco przydłużej. Aż dopiero Stefan wojewoda Krakowski głosem swoim przywiódł wszystkich do zgody: „Nie przystało, rzekł, abyśmy sprawę, która tak prosta jest i łatwa, sami utrudniali, i gdy zarówno ojczyznie jak i nam zagraża, albo lepiej powiem wisi nad karkiem niebezpieczeństwo, abyśmy trawili czas marnie, dzieląc się w chęciach i zdaniach. Oto jest niedaleko nas panię szlachetne, Kazimierz książę Sandomierski, którego cnotę, roztropność i dzielność poznaliśmy w tylu wielkich sprawach, a umiarkowanie nie tylko w sądach, ale i w powierzchownych oznakach i czynach widzimy, i ciągle go doświadczamy. Połączył on w sobie z przyrodzenia wszystkie niemal hojnie udzielone sobie cnoty, sprawiedliwość, pomiarkowanie, męztwo, roztropność i dowcip. Ujmujący w rozmowie, poważny w obcowaniu, przystępny, a dla swoich jak i obcych zarówno uprzejmy i grzeczny, biedakom i nędzarzom jest opatrznym i litościwym ojcem. Prawy czciciel cnoty, zasługę umiejący nagradzać, a w rozdawaniu urzędów i godności trafny czynić wybór, taką przytém dla wszystkich odznacza się ludzkością i łaskawością, że trudno powiedzieć, czy dobroć wrodzona większa w nim jest nad wyświadczane dobrodziejstwa, czy wspaniałość darów wyższa nad przyrodzoną dobroć. A lubo dla każdego zarówno okazuje się ludzkim i miłosiernym, i wszystkim winowajcom snadno daje się przebłagać, potwarcami przecież tak bardzo się brzydzi i tak ich karze surowo, że na wieczną dla nich sromotę i odstraszenie drugich od podobnej winy, jednych na czole albo na twarzy rozpaloném żelazem piętnować każe, innym nos lub język ucinać, wyłupywać oczy, albo kijami ich smagać. Szczodrotę zaś jego złączoną z pomiarkowaniem zbyteczną byłoby rzeczą zalecać, temi bowiem przymiotami wszystkich wieku naszego książąt przewyższył. Nie pała on jak inni książęta chciwością bogactw, ani zazdrośnie na nich leży, ale wszystkie dochody swoje na korzyść i wsparcie Rzeczypospolitej przeznacza. Pokarmu i wczasu tyle tylko używa, ile ciało z przyrodzenia wymaga; a chroniąc się zniewieściałości, iżby przezeń wrodzone nie tępiały siły, wziął sobie za powinność ustawiczne ciała ćwiczenie, albo w staczaniu pozornej walki, albo w łowiectwie, harcowaniu z kopiją w ręku, i tym podobnych zabawach i sprawach rycerskich. Wszelako temi zabawami wtedy się dopiero zajmuje, gdy publiczne i większej wagi rzeczy już pozałatwia. Aby zaś lepiej okazać jego dobroć, jedno tylko ku jej świadectwu przytoczę tu zdarzenie. Raz w nocnej porze Kazimierz książę, o którym mowa, zgrał się był w kostki z Janem Konarskim (de Konary) rycerzem i dworzaninem swoim; a gdy gra przeciągnęła się aż do północy, i raz książę drugi raz ów giermek wygrywał, dla rychlejszego udania się na spoczynek ułożyli zgodnie obadwaj, aby stanowczo jedną grą sprobować szczęścia, przy kim miało zostać zwycięztwo. Do tej gry oba wielce się zapalili, szło bowiem o duży zakład, znaczną ilość srebra wynoszący; aż nareszcie książę Kazimierz wygrał i Janowi dworzaninowi zabrał ono srebro. Jan rozżalony, że za jedną stawką stracił niemal wszystek swój majątek, gdy i winem nieco był zagrzany, w tak gwałtowne wpadł uniesienie, iż zamierzywszy się z całej siły, dał książęciu policzek, i wnet pod zasłoną nocy wymknął się z rąk obecnych. Ale nazajutrz wyśledzono go i zaprowadzono do sądu, gdzie mniemali wszyscy, iż jako winny obrazy majestatu na śmierć będzie skazany. Książę Kazimierz atoli pospieszył ku jego obronie i cofnąć kazał wyrok, mówiąc: Nie dopuszczę nigdy, sędziowie, aby za obelgę danego mi policzka, rycerz ten, który w sprawach publicznych nie raz zawołaną był mi pomocą, miał ginąć, gdy winę jego i pora sama i rodzaj gry usprawiedliwia. Jeżeli zważymy wielkość straty, jaką za przeciwném sobie szczęściem poniósł, zasłużył on raczej na przebaczenie niżeli na karę. Przegrawszy bowiem zakład, na który był stawił wszystko swoje mienie, uniósł się gwałtownym gniewem, nie przeciw mnie ale przeciw nieprzyjaznemu sobie losowi; nie mogąc atoli mścić się na nim, wywarł swój gniew na mnie, który byłem dzieckiem szczęścia. Wszakże i ja powinienem był pamiętać na swój stan i godność, i wstrzymać się od tego rodzaju zabawy, w której powaga majestatu niewcześnie się naraża; wiedziałem bowiem, że przy grze wydarzają się zazwyczaj różne zdrożności, zatargi i obelgi. Większej zatém ja podlegam naganie, że niepomny na moję godność książęcą, wdałem się w grę nieprzystojną, przy której Jan, nie umiejący powstrzymać gniewnego szału, zwłaszcza iż był podpiły, zemścił się jak mógł za utraconą stawkę. Nie tylko więc Jana ogłaszam wolnym od winy, ale nadto wdzięcznym mu się wyznaję, że mi zadał ten raz obelżywy, który mię nauczy chronić się odtąd gry podobnej i wszelkiej nieprzystojnej zabawy. Jakoż i przebaczył winowajcy, i wszystko srebro, które był od niego wygrał, natychmiast mu powrócił, ba owszem swego jeszcze na znak wdzięczności przyłożył. A tak zarazem winę największej zniewagi onemu człowiekowi odpuścił, wyrok potępiający go odwołał, stratę w całości mu powrócił, i krzywdę własną jakby dowód przychylności ku sobie wynagrodził. Mógłbym i innych wiele przykładów na pochwałę tego książęcia przytoczyć, gdybym nie wiedział, że są powszechnie znane i głośne. Powinniśmy zatém życzyć sobie przed innymi Kazimierza za pana, jemu a nie komu innemu władzę zwierzchnią powierzyć, z tą pewną otuchą, że pod jego rządem od brzemienia tej niedoli, która nas tłoczy, wolni odetchniemy, i spokojnego da Bóg a szczęśliwego pożyjem wieku. Nie odwłóczmy zatém, panowie dostojni, lecz zgodnemi głosy jego obierzmy i uznajmy za pana.“ Wszyscy poszli za tym wnioskiem, i panowie zgodzili się na jedno. Z miejsca więc tego zebrania do Sandomierza, gdzie książę Kazimierz swoję miał stolicę, Gedeon biskup Krakowski i przedniejsi z panów co prędzej pospieszyli, i do książęcia Kazimierza, tajne uzyskawszy posłuchanie, temi przemówili słowy (Kazimierz bowiem książę Sandomierski, acz młodszy wiekiem, był i przystępniejszym z przyrodzenia, i dojrzalszym a sposobniejszym do rady; roztropność połączoną z dowcipem zdobił wspaniałością duszy i słodyczą obyczajów; ludzki i sprawiedliwy, w młodzieńczym jeszcze i kwitnącym wieku okazywał te szlachetne przymioty, dla których zdawał się zrodzonym do panowania): „Nie tajno ci zapewne, Miłościwy książę, jak srogim i uciążliwym od lat blisko pięciu podlegamy rządom, do jakiej niedoli i poniżenia przyszedł kraj nasz pod tyrańską władzą i uciskiem twego brata Mieczysława i jego starostów. Chociaż bowiem prośby usilnemi, radami i przestrogami, to publicznie, to na osobności rzecz czyniąc i upadek ojczyzny mu przedstawiając, błagaliśmy go i zaklinali, aby nas wybawił z jarzma powszechnego ucisku, przecież zabiegi i usiłowania nasze były daremne. Wzgardziwszy dumnie radami i prośbami naszemi, z taką owszem zawziął się na nas srogością, że wszystkim zagroził karą wygnania lub śmierci. Do ciebie więc, za zgodną wszystkich stanów wolą, przychodzimy w poselstwie, prosząc, abyś rządy państwa na siebie przyjąć raczył, a ojczyznę i nas od tej srogiej przemocy uwolnił. Przyczém bądź upewniony, że brata twego Mieczysława, jako naszego i ojczyzny nieprzyjaciela, dłużej nad sobą w żaden sposób nie ścierpimy.“ Książę Kazimierz, namyślawszy się chwilę, tak odpowiedział: „Nie pierwsza to od was, panowie dostojni, prośba do mnie w dniu dzisiejszym o przyjęcie rządów: już dawno, bo za życia jeszcze najukochańszego brata mego Bolesława Kędzierzawego, nalegały na mnie o to prośby Jaxy i Świętosława, panów. Lecz uważałem za rzecz niegodziwą, abym opiekuna i brata mojego spokojność miał zakłócać, albo w czémkolwiek jego prawom i godności ubliżać; nad wszystkie bowiem władztwa i królestwa wyżej cenię braterską miłość, pokój i zgodę. Jeżeli więc wtedy okazałem się bratu wiernym i życzliwym, jakiémże czołem mógłbym dziś plamić moję zacność, sięgając po jego władzę, zwłaszcza gdy ku niemu z synowską zawsze byłem miłością, i nawzajem od niego jak od ojca szczerego doznawałem przywiązania?“ Na to biskup Gedeon i przytomni panowie: „Miłościwy książę, rzekli, insze teraz wcale zachodzą względy. Bolesław Kędzierzawy brat twój panował roztropnie i sprawiedliwie, lecz następca jego widzisz jak daleko odbił się od tej drogi, znacząc swoje rządy srogością, w której żadną miarą folgować nam nie chce. Wierzaj zatém, że wielką cnotę, wielką miłość okażesz, a nie przewrotność i pychę, zasłużysz sobie na wieczną sławę i nagrodę z błogosławionemi w niebie, jeśli ojczyznę tak srodze uciśnioną, zgnębioną i prawie ginącą poratujesz, i wyrwiesz z jarzma tego ciemiężcy i okrutnika. Wiedzą to bowiem nie tylko prawi Boga wyznawcy, ale poganie sami to pojmowali, że wszyscy, którzy ojczyznę wspierają, bronią, podwyższają, zapewniony mają przybytek i dziedzictwo w niebie, gdzie błogosławieni wiecznego używają szczęścia. Wszak na tyrana jak na potępieńca wolno użyć srogości. Ty jeden, wierzymy, uleczyć możesz nasze i ojczyzny rany. Tobie więc i nasze i jej razem losy powierzamy, i od ciebie zależeć będzie, ocalić nas, albo wraz z tą ojczyzną wydać na śmierć pewną i zgubę, którą nam wyrok twego brata zapowiedział.“ Temi i innemi prośbami zmiękczony książę Kazimierz, nie z próżności samolubnej, ani zawiści, lub żądzy niewczesnej panowania, ale z szczerej miłości ku ojczyznie, skłonił się nareszcie do objęcia rządów państwa. Z skromnym przeto rycerzy swoich pocztem, w towarzystwie Gedeona biskupa Krakowskiego i innych panów Polskich ruszył ku Krakowu. Dokąd gdy się przybliżał, wyszedł na jego spotkanie wszystek gmin rycerstwa i szlachty, wszyscy go z radością witali i przyjmowali. Wysypały się zewsząd i wieśniaków roje, z wesołym okrzykiem: „Przybywaj w imię Pańskie nasz i ojczyzny wybawco!“ Nie był na on czas obecnym w Krakowie Mieczysław Stary, który był wyjechał do Wielkiej Polski i Pomorza, a potém z żoną i trzema synami wygnany z księstwa Krakowskiego, udał się do Raciborza, i tam stałe obrał sobie mieszkanie. Zaczém i stolica i zamek Krakowski poddały się z łatwością i bez oporu, złożywszy posłuszeństwo Kazimierzowi przez starostów i urzędników Mieczysława. Potém i inne zamki i warownie jedna po drugiej przechodziły pod władzę Kazimierza; tak bowiem przeciw Mieczysławowi książęciu serca wszystkich były oburzone, iż zdawało się, że na jego strącenie, jakby na oddalenie jakiejś wspólnej klęski, spiknęli się wszyscy jednym duchem i jedną prawie myślą.
Gerard biskup Poznański, po krótkim nader życiu, na gorączkę epidemiczną umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Nastąpił po nim Arnold I, rodem Polak, szlachcic herbu Dołęga, powołany wyborem prawnym, i za przychylném zezwoleniem Mieczysława książęcia Wielkiej Polski, od Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego wyświęcony.
Fryderyk cesarz Rzymski, zjątrzony ustawnemi skargami, które przeciw Sobiesławowi książęciu Czeskiemu wytaczał Fryderyk książę Czeski, syn Władysława króla Czeskiego, przebywający na dworze cesarskim jako wygnaniec, i niektórzy panowie Czescy stronnicy Fryderyka wygnańca, (oskarżali bowiem Sobiesława, że i rządcą był pysznym i łakomym, i cesarzowi niewiernym, a nawet z posłuszeństwa zuchwale się wyłamującym), gdy Sobiesław nie pośpieszał oczyścić się z winy, cesarz złożył go z stolicy księstwa, a w jego miejsce wyniósł Fryderyka wygnańca, syna Władysława, przez podanie mu z swych rąk proporca Czeskiego A kiedy potém wszczęła się wojna między rzeczonym Sobiesławem książęciem Czeskim a Konradem margrabią Morawskim, Sobiesław od Konrada wspartego pomocą Austryi, a którego on krainę po nieprzyjacielsku był najechał i pustoszył, zwyciężony, uciekł do Czech. Po tej klęsce, Fryderyk przeciwnik jego nabrał serca i pewną układał nadzieję, że zniesionego w boju Sobiesława snadno do ustąpienia z Czech przymusi.
W tym roku widziano zaćmienie słońca dnia trzynastego Września o godzinie szóstej.
Mieczysław książę Wielkiej Polski i Pomorza, oburzony strąceniem siebie z stolicy i pozbawieniem władzy książęcej, począł sposobić się z całém sił wytężeniem do wojny, aby się pomścić na bracie Kazimierzu i innych sprawcach swego upadku i wrócić na stolicę państwa; wiedział albowiem, że w wyborze środków do odzyskania władzy nie mógł bynajmniej liczyć na przychylność poddanych, których umysły srogością jego i tyraństwem wielce były zjątrzone i poburzone. Zwoławszy więc radców swoich Wielkopolskich i Pomorskich, ci bowiem jeszcze władzę jego uznawali, badał ich zdania, coby czynić wypadało. Wszyscy zgodnemi głosy uchwalili: „aby krzywdę wyrządzoną mu przez Kazimierza odeprzeć orężem, i żadną miarą nie dopuszczać ohydnego strącenia go z stolicy; do poparcia jednak takowej wojny konieczném było zaciągnienie posiłków od książąt sąsiednich i zięciów Mieczysława, bez których zamierzona walka z Kazimierzem byłaby niebezpieczną, zwłaszcza iż ten przy dostatnich siłach miał jeszcze spodziewaną pomoc Rusi.“ Natychmiast przeto do Sobiesława książęcia Czeskiego, tudzież książąt Saxonii i Lotaryngii, wyprawiono posłów, którzy przełożywszy im krzywdę i zelżywość Mieczysława wypędzonego przez brata rodzonego Kazimierza, prosili, „aby jako zięciowie nie znosili takiej hańby bezkarnie, lecz albo osobiście przybyli mu na pomoc, albo spiesznie nadesłali posiłki.“ Ale Sobiesław książę Czeski oświadczył, „że sam własną zatrudniony jest wojną, gdy brat jego Fryderyk, chcąc go wyzuć z księstwa Czeskiego, swoim orężem mu zagraża.“ Książęta Saski i Lotaryński podobnie się wymówili, „że na wojnę, którą cesarz we Włoszech rozpoczął, posłali swoje wojska, a do innej nadto wyprawy, zamierzonej przez tegoż cesarza w celu odzyskania Ziemi świętej, nowe z jego rozkazu sposobić muszą posiłki.“ A tak, gdy spodziewana z zewnątrz pomoc chybiła, z własnemi zaś siłami Mieczysław nie śmiał do walki wystąpić, zeszła tegoroczna pora w cichości i bez wojny. A Kazimierz tymczasem swym roztropnym rządem i sprawiedliwością utwierdziwszy się na stolicy władztwa, sławę imienia swojego rozszerzył nawet między obcemi i nieprzyjaciołmi.
Dnia siedmnastego Marca Sambor książę Pomorski założył klasztor zakonu Cystersów we wsi swojej książęcej Oliwie, w dyecezyi Włocławskiej, i siedm wsi, jako to: Oliwę, Szalkowice, Głębowy (Glambowy), Sterczow, Stanowe, Grenszowy i Synczenice, tudzież dziesięcinę z ceł, rybołostwa, folwarków i trzod, posagiem mu naznaczył.
Sobiesław książę Czeski, uwiadomiony przez szpiegów, że brat jego Fryderyk, syn Władysława króla Czeskiego, z zebraném z zbiegów Niemieckich i Czeskich wojskiem zbliżał się w celu strącenia go z stolicy Czeskiej, sporządził i on do odporu siły i czekał na jego spotkanie. Ale gdy ten chytrze i podstępnie ociągał się w pochodzie, Sobiesław, nie spodziewając się już jego przybycia, wojsko swoje rozpuścił. A wtém Fryderyk, pewny że się na swej sztuce nie zawiedzie, wpada niespodzianie do Czech. Sobiesław z szczupłym ledwo pocztem przeciw niemu wyszedłszy, nie było bowiem czasu do zebrania całego wojska, snadno od Fryderyka pobity został, a w ucieczce schronił się z garstką niedobitków do Skały. Poczém Fryderyk obległ Pragę, w której przebywała żona Sobiesława, a niebawem zdobył ją i silną osadził załogą, w przekonaniu, że opanowanie stolicy wielce ułatwi mu podbicie i shołdowanie innych części kraju.
Mieczysław książę Wielkiej Polski i Pomorza, zamierzający w celu odzyskania władzy z wielkiém wysileniem wojnę przeciw Kazimierzowi książęciu Polskiemu i monarsze, a to własném tylko wojskiem, gdy obce nie doszły go posiłki, nowe natrafił trudności i przeszkody. Syn jego bowiem najstarszy Otto, z pierwszego urodzony małżeństwa, widząc się bardzo pokrzywdzonym od ojca, który podłechtany namową drugiej żony swojej, synom powtórnych związków lepsze udziały testamentem odkazać był postanowił, z niektórymi panami Wielkiej Polski spisek uknował, i w sposobnej porze opanowawszy zamki i warownie ojcowskie w tej ziemi, wypędził ojca z stolicy, i posłów do Kazimierza książęcia i monarchy wyprawił, z oświadczeniem, „że cokolwiek rozkaże, najchętniej go posłucha, i ze wszystkiemi zamkami, warowniami, i ludem sobie poddanym, wiernie i szczerze będzie mu służył.“ Kazimierz zaś, zostawiwszy w ręku synowca swego Ottona rząd i władzę nad wszystkiemi zamkami i powiatami, które do Mieczysława należały, Gnieźnieński tylko zamek i miasto z jego okręgiem, dla starożytności i wielkiej tego miejsca powagi, w swojém posiadaniu zostawił. Za odpadnieniem Wielkiej Polski wnet odstrychnęły się bliższe i odleglejsze części Pomorza, które także Mieczysławowi podlegały. Jednakże szlachta oburzona zbrodniczym Ottona przeciw ojcu postępkiem, poddała się zupełnie monarsze Kazimierzowi przez wyznaczonych ku temu panów przedniejszych. Kazimierz, dla odległości miejsca, podzielił rządy tej ziemi między dwóch naczelników (praesides): głębszą bowiem część Pomorza, którą dotąd Słupskiem nazywają, staroście Bogusławowi z rodu i domu Gryffów, bliższą zaś, której Gdańsk celniejszém jest miastem, Samborowi, jednemu z przedniejszych panów w zarząd powierzył. Ci potém obadwaj po śmierci Kazimierza książęcia, a po ich zejściu potomkowie tychże, przez ujęcie sobie rycerstwa i obywateli, władzę zwierzchnią nad temi prowincyami sobie przywłaszczyli. W ów czas–to, jak uważano, sprawdziło się proroctwo Bolesława Krzywoustego, wyrzeczone przy śmierci, kiedy dzieląc państwo między czterech synów, piątemu zaś Kazimierzowi, małemu jeszcze wtedy pacholęciu, żadnego testamentem nie odkazując spadku, wieszczym duchem przepowiedział, że cztery dzielnice on kiedyś w jeden wóz sprzęże i tym wozem pojeżdżać będzie. A lubo kraj Szlązki, posiadany przez synów Bolesława (Władysława?) Wysokiego, oderwał się był na czas jakiś od jego władzy, a to przez niezgodę domową, gdy brat młodszy Mieczysław wyzuł starszego Bolesława z jego dziedzictwa; Kazimierz wszelako, dojrzałością swego rozsądku i rozumną radą pogodziwszy zwaśnionych między sobą braci, przywrócił ten kraj pod swoje zwierzchnictwo; Mieczysława zaś zmusił do ustąpienia z księstwa Wrocławskiego, bezkarnie sobie przywłaszczonego, a oddania go Bolesławowi, któremu z prawa należało. Co aby mu uczynił znośniejszém, i aby rozporządzenie swoje tém pewniej utrwalił, dwa od ziemi Krakowskiej oderwane powiaty, Bytomski i Oświecimski, przeznaczył mu w udziale, synowi zaś jego nowo narodzonemu, na którego chrzciny był zaproszony, nadał imię swoje Kazimierz. Ziemie Mazowiecką i Kijowską, do synowca swego Leszka należące, Żyronowi mężowi sędziwemu i nader roztropnemu w zarząd oddał, a dla rzadkiej poczciwości uczynił go tegoż Leszka bratanka swego mistrzem i przewodnikiem. W tymże roku Kazimierz, książę Polski, oderwane od swego państwa ziemie Brzeską, Włodzimierską, Drohicką i Przemyską odzyskał, a poodbierawszy główniejsze zamki i osadziwszy w nich swoich starostów (praesides), sam prowincyami temi zarządzał. Mieczysław zaś Stary, książę Wielkiej Polski i Pomorza, zepchnięty z stolicy przez syna swego Ottona, udał się do miasta Raciborza, które do jego władztwa należało, i tam z żoną i trzema synami żył w wielkiém ubostwie i niedostatku.
Gdy Jarosław Izasławic książę Ruski już od lat kilku wysiadywał na Kijowskiej stolicy, pozazdrościł mu tej pomyślności Światosław książę Czerniechowski, i znaczne zgromadziwszy wojsko, celem wyzucia go z Kijowskiego księstwa, ruszył potajemnie przeciw niemu, bez poprzedniego wypowiedzenia wojny; a kiedy Jarosław Izasławic spokojnie w zamku Kijowskim przebywa, on niespodzianie, miany dotąd za brata i za sprzymierzeńca, wpada z całém wojskiem do Kijowa, i zamek nieostrożnie trzymany ubiega. W zamieszaniu tém książę Jarosław zaledwo uciec zdołał; atoli żona jego i młodszy z synów dostali się w niewolą. Poczém Światosław zebrawszy ogromne skarby i wszystek sprzęt Jarosława, i z łupami razem uprowadziwszy brańców do Czerniechowa, zamek Kijowski z obawy oblężenia opuścił. Jarosław Izasławic gdy się o tém dowiedział, ściągnął natychmiast posiłkowe wojska, i z dwoma bratankami swemi, synami Rościsława, wróciwszy zbrojno do Kijowa, zamek tameczny silną załogą osadził. Całą zaś winę doznanej od Światosława książęcia Czerniechowskiego napaści zwalając na Kijowian, jakoby za ich pomocą, radą i namową dokonaną była, wszystkich możniejszych obywateli majątki złupić kazał, a opatów, księży, mnichów i mniszki, i wszystkich zgoła łacinników pochwytać w więzy, z których potém za wielkie pieniądze dozwalał im się wykupować, część ich wreszcie do niewoli zaprzedał, i wielu sromotnych na Kijowianach dopuścił się zbrodni. Ruszył naostatek z wojskiem przeciw Światosławowi książęciu Czerniechowskiemu, wrogowi swemu i łupieżcy, i obległ go w Czerniechowie; ale widząc iż nic dokazać nie zdoła, przystąpił z nim do zgody.
Sobiesław książę Czeski chcąc odzyskać stolicę swoję, z której przez Fryderyka króla, syna Władysława, wspartego pomocą Niemców wyzuty został, zgromadził jakie mógł wojska, i w nieobecności Fryderyka, którego był cesarz do siebie powołał, usiłował ubiedz Pragę. Ale inaczej stało się niżli sobie zakładał; znalazł bowiem w Pradze silną załogę Niemców, którzy jej bronili; zwrócił się, zatém przeciw Fryderykowi ciągnącemu z Niemiec z licznemi Niemców zastępy, a zaskoczywszy go w miejscu niesposobném do obrony, i korzystawszy z tego położenia, wojska jego tak przeważnie zbił i rozproszył, że się dwóch przeciwników na placu znaleźć nie mogło. A gdy Fryderyk po tej klęsce, wzmocniony na nowo posiłkami Konrada książęcia Morawskiego, ku Pradze pospieszył, a Sobiesław dumny z odniesionego poprzednio zwycięztwa obydwom pod Pragą zastąpił i walną stoczył bitwę, porażony na głowę uciekać musiał; roku zaś następnego zszedłszy ze świata, Fryderykowi spokojne w Czechach zostawił panowanie. Ten, powiadają, tak srogim i nieludzkim prześladowcą był Niemców, przeciw którym podburzali ustawicznie Czesi jego nienawiść, że gdzie tylko w Czechach na jakiego Niemca natrafił, zaraz albo mu sam nos ucinał, albo uciąć pozwalał.
Gedeon biskup Krakowski zakłada, buduje i uposaża w Wąchocku nad rzeką Kamionną klasztór Cystersów, nadając mu z dóbr biskupstwa Krakowskiego i swego biskupiego stołu wiele dziesięcin, i kościół na cześć Ś. Floryana poświęca. Dla niego z szczególniejszą wylewał się czułością, nie tylko w ów czas, kiedy klasztor zakładał, lecz i wtedy, gdy gmach cały z ciosowego kamienia wystawił, sprowadziwszy do niego ciało Ś. Floryana, jak to następnie opowiemy.
Alexander III papież, opuściwszy Francyą, w której lat blisko ośmnaście przebywał z przyczyny zamieszek i rozerwania w kościele, gdy rozerwanie to ustało, i czterej fałszywi papieże kolejno po sobie następujący nieszczęśliwą śmiercią poginęli, puścił się w niebezpieczną podróż na morze Śródziemne (Tyrrhenum) i przybył do Włoch, a potém do Rzymu, gdzie go duchowieństwo z wielkim zapałem przyjęło.
Lupus biskup Płocki, dziewięć lat przesiedziawszy na stolicy biskupiej, paraliżem ruszony, umarł i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił Wit, rodem z Chotelu w ziemi Sandomierskiej, szlachcic herbu Janina, powołany wyborem prawnym, i za zezwoleniem Kazimierza książęcia Polskiego i monarchy, od Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony. Ten założył trzy klasztory dla mnichów zakonu Premonstrateńskiego, w Witowie, Busku i Płocku.
Kazimierz książę i monarcha Polski, przywiodłszy z dziwną zręcznością i obrotnością wszystkie prowincye Polskie do posłuszeństwa, władca prawy i roztropny, to za najpierwsze dzieło sobie zamierzył, aby kraj znękany wielkiemi uciążliwościami wyswobodził z ucisku i sprawiedliwym rządem obdarzył. Wszelkie przeto od Mieczysława brata jego, tudzież starostów i urzędników, nowo poustanawiane daniny, podatki, myta i pobory poznosił, oszczerstwa ukrócił, potwarców jednych wygnał z kraju, drugich piętnować kazał, i wszelkie sądy niesprawiedliwe, przez które ginęły majątki ludzkie, pousuwał lub do rzetelnego wymiaru sprawiedliwości przymusił. Potém całą swoję usilność zwrócił ku usunieniu większych nadużyć, które zamienione w zwyczaj, już nie pomiędzy zdrożności i nadużycia, ale między prawa i ustawy krajowe liczono. A iż takowe nadużycia przeszły były do dostojników i panów Wielkiej Polski, trudniejszemi przeto stały się do wykorzenienia, gdy onym panom nie do smaku było rozstawać się z swemi korzyściami i przywilejami. Było bowiem w Polsce prawem zwyczajowém, że szlachta i rycerze w swych podróżach i przejazdach po kraju nie tylko siano, słomę i plewy, ale zboże i inną żywność od wieśniaków wybierali, a w razie odmowy przemocą dom i stodoły odbijali i samowolnie potrzeby swoje zaspokajali; grunta włościańskie wypasali albo raczej wydeptywali; dla osobistych potrzeb i spraw częstokroć małej wagi, bądź-to sami, bądź przez swoich pachołków, zajmowali konie wieśniakom z pól i zagród, a dosiadłszy ich, w długich i spiesznych podróżach trudzili je do upadłego i niekiedy na śmierć zajeżdżali; albo zagnawszy w dalekie strony, jeśli się dziarskiemi pokazały w biegu, przywłaszczali je sobie: zkąd wielkie dla włościan zubożenie i w gospodarstwie upadek, gdy pozbawieni roboczego bydła prace rolnicze zaniedbywać musieli. Majątki przytém po zmarłych biskupach, tak ruchome jako i nieruchome, wystawione były na łup i szarpaninę grabieżców, albo na skarb książęcy zabierane. Zaczém Kazimierz zwoławszy zjazd walny w Łęczycy, na zebraniu liczném książąt, biskupów i rycerstwa przedstawił, jakie z pomienionych trojakiego rodzaju nadużyć wynikały szkody, srogości i morderstwa, jakim kraj ulegał spustoszeniom, jęcząc pod brzemieniem tylu klęsk, i pełnych okrucieństwa, barbarzyńskich, Boga o pomstę wołających przestępstw. Jakoż postanowiono skrócić owe nadużycia, a przejednać sobie łaskę i miłosierdzie zagniewanego dotąd Boga, poddając się nakazom i świętym prawom państw chrześciańskich i katolickich. Ufano bowiem w Kazimierzu i jego sposobie myślenia, że pod zwierzchnością i rządem takiego monarchy, owe zdrożności, zwyczaje srogie i pogańskie, które niosły w sobie obrazę Boga, krzywdę bliźniego i zniewagę samej religii, nie będą dłużej cierpiane. Było przytomnych na tym zjeździe ośmiu biskupów: Zdzisław Gnieźnieński, Gedeon Krakowski, Żyrosław Wrocławski, Onolf Włocławski, Cherubin Poznański, Lupus Płocki, Konrad Kamieniecki, Gaudenty Lubuski; trzech książąt, Otto Poznański, Bolesław Wrocławski, Leszek Mazowiecki; tudzież panów i rycerstwa gmin wielki. Ci zgodnemi głosy postanowili znieść owe zwyczaje niesprawiedliwe, dla których, jak mniemano, Bóg karał Polaków rozmaitemi klęskami i przeciwnościami. A iżby tych zwyczajów nie ważył się w przyszłości ktożkolwiek wznawiać i przywracać, uchwalono sprawcom podobnych nadużyć straszną pogrozić klątwą. Nazajutrz przeto Zdzisław arcybiskup Gnieźnieński i wszyscy biskupi Polscy, w uroczyste szaty przybrani, w obecności Kazimierza książęcia Polskiego i monarchy, tudzież wszystkich książąt, panów przedniejszych, rycerzy i gminu, radością uniesionych i winszujących sobie nawzajem, a tak siebie jako i potomstwo swoje poddających temu prawu i zobowiązaniu, orzekli uroczyście: „że ktokolwiek przemocą lub innym jakim sposobem zabierałby kmieciom i włościanom bądź-to zboże bądź inną własność, albo zabierać je rozkazał, taki podpadać miał klątwie. Ktoby jadąc w posełce, dla publicznej lub osobistej potrzeby, wyjąwszy gońców z doniesieniem o grożącym krajowi napadzie nieprzyjacioł, porywał komu bydlę, bądź sprzężaj na podwody, albo je porywać kazał, podobnież ulegał klątwie. Ktoby majątki biskupie lub po innych osobach duchownych spadłe zabierał, przywłaszczał sobie albo rozrywał, chociażby sam mężem był znakomitym, i królewską, książęcą lub inną jakąkolwiek zaszczycał się dostojnością, popadał również w klątwę. Ktoby łupieżcę dóbr biskupich, przed zwróceniem zaboru, przyjmował u siebie, albo odpuszczał winę wydziercom bez należytego z ich strony zadosyćuczynienia, ten jako uczestnik i współwinny świętokradztwa, który dla osobistej próżności i korzyści popierał czyn świętokradzki, podobnież ulegał klątwie.“ Książęta i lud wszystek odpowiedzieli przeciągłym okrzykiem Amen. Ażeby zaś tak zbawienne postanowienia miały trwałość i do najpóźniejszych przeszły pokoleń, za przezorném staraniem Kazimierza książęcia, z obu stanów wybrano posłów mających udać się do Rzymu, do Alexandra III papieża, z prośbą, aby rzeczone uchwały, podane na piśmie, i pieczęciami tak Kazimierza książęcia, jako też biskupów, książąt i panów opatrzone, Apostolską powagą utwierdził, a pozwolił zabrać z Rzymu ciało i kości jakiego Świętego, ku ozdobie i zaszczytowi Krakowskiego kościoła. Gdy zatém posłowie Polscy przybyli do papieża Alexandra, bawiącego na ów czas w Tuskulum, przyjął ich papież i wysłuchał łaskawie, a w obec zebranych kardynałów dziękował Polakom, że w czasie zgubnego rozerwania kościoła, kiedy inne narody sąsiednie i królestwa chwiały się w wierności dla stolicy, albo wyznały swe posłuszeństwo fałszywym papieżom, oni sami wytrwali statecznie w swojej uległości. Poczém uchwały Polaków, jako sprawiedliwe i ducha pobożnego pełne, pochwalił i zatwierdził; a na prośbę o udzielenie im ciała jakiego Świętego, uczynił posłom dobrą nadzieję, i kazał im udać się z sobą do Rzymu. Potwierdzenie zaś papiezkie aby nie podpadało żadnej wątpliwości, dał im odpis jego następującej treści, którego exemplarz pierwotny, zachowany w kościele Krakowskim, nie raz czytaliśmy i oglądali: „Alexander biskup, sługa sług Bożych, ukochanemu synowi, mężowi chwalebnemu, Kazimierzowi książęciu Polskiemu, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Donieśli nam posłowie twojej Wysokości, że za radą arcybiskupa, biskupów i przedniejszych panów Polskich, poznosiłeś niektóre nadużycia i bezprawia czyniące krzywdę kościołowi i osobom duchownym, zastrzegłszy, aby majątki po zmarłych biskupach na skarb publiczny nie były zabierane. Orzeczono przytém, że ktokolwiek posiągnąłby po własność zmarłego biskupa, na tego spadać ma klątwa; że więc żaden zaborca nie może dziedziczyć spuścizny biskupiej, chyba po otrzymaniu łaski przebaczenia, zwróceniu rzeczy zabranych, lub stosowném wynagrodzeniu szkody. Zniosłeś, za przyczyną mężów duchownych i świeckich, zwyczajowe prawo, przez panów przedniejszych (principes terrae) utrzymywane, mocą którego oni panowie, czyniąc po kraju przejażdżki z sutą wystawnością, dla załatwienia drobnej niekiedy i mało znaczącej sprawy, nawiedzali stodoły i śpichlerze biednych ziemian, a niegodziwi ich służalce rozbiegając się po włościach, porywali im konie i ochwacali w biegu albo na śmierć je zajeżdżali. A ponieważ żądałeś, abyśmy to słuszne i sprawiedliwe postanowienie twoje powagą naszą zatwierdzili; my przeto, żądaniu twemu czyniąc zadosyć, rzeczoną uchwałę, tak jako brzmi w sporządzoném ku temu urzędowém piśmie, mocą naszą Apostolską zatwierdzamy, i świadectwem niniejszego listu upewnioną mieć chcemy, zakazując pod klątwą, aby jej nikt pod żadnym pozorem nie ważył się przekraczać. Nikomu zatém nie ma być wolno tych słów potwierdzenia naszego naruszać, albo bezkarnie się im sprzeciwiać. Ktoby zaś tej zuchwałości się dopuścił, niechaj wié, że gniew Boga Wszechmocnego i świętych Apostołów Piotra i Pawła na głowę swoję ściągnie. Dan w Fraskati (Tusculanum) dnia dwudziestego siódmego Marca.
Mieczysław, książę Wielkiej Polski i Pomorzan, dręczony strąceniem swojém z stolicy i oddaleniem od rządów, widząc, że utraconej władzy orężem i przemocą odzyskać nie potrafi, wszystkę nadzieję położył w litości i miłosierdziu brata swego, książęcia Kazimierza, którego przez nieustanne poselstwa i listy błagał, niepokoił i zaklinał: „aby mu nie dopuszczał dłużej z żoną i dziećmi tułać się na wygnaniu, a iżby pomniał na dobrodziejstwa świadczone mu przez siebie w jego małoletności. Przypominał, czemu sam Kazimierz nie zdołałby zaprzeczyć, z jaką czułością i przywiązaniem pielęgnował jego dzieciństwo; jak usilnie starał się o to, iżby odmówioną mu przez ojca dzielnicę po śmierci Henryka mógł uzyskać; jakie dawał mu dowody miłości, jak liczne zlewał nań dobrodziejstwa. Niczego mu przytém nie odmawiał, nigdy nie okazywał się przykrym, zelżywym i dumnym, i nie tylko jak brata ale jak syna zawsze go kochał.“ Przemawiał zatém do Kazimierza temi słowy: „Możesz-li obojętnie i z suchemi oczyma patrzeć na tułactwo i nędzę jedynego brata twego, który z wrodzonej miłości a raczej łaski i dobroci stał się dla ciebie ojcem? Zdołasz-li zapomnieć wyświadczonych ci przeze mnie dobrodziejstw? ścierpieć, abym ja starzec, którego głowę widzisz sędziwym ubieloną włosem, z żoną moją a twą bratową, i synowcami twemi, na ciężką dla mnie, dla ciebie i całego rodu naszego zniewagę, żył jak tułacz o cudzym chlebie? a iżby za życia mego księstwo moje przeniewierczy i wyrodny syn mój Otto pod skrzydłem twojej opieki bezpiecznie dzierżył? Miałbyś chyba żelazne i tygrysie serce, gdyby cię moja i bratanków twych nie poruszyła dola. A chociażby mnie z tobą ani krew bratnia, ani wdzięczność, ani żadne nie połączały związki, słuszna rzecz przecież ulitować się nad moją i małżonki mojej i synów, wspólne ze mną ponoszących wygnanie, krzywdą i niedolą. Wspomnij na dobrodziejstwa przeze mnie tobie wyświadczone; wspomnij i na własne przyrzeczenia, które tyle kroć powtarzałeś, że wdzięczność za moje dobrodziejstwa nigdy w twém sercu nie wygaśnie; zważ nakoniec, jak ciężkie, jak zelżywe ponoszę krzywdy: a te przynajmniej pobudki niechaj ożywią stygnącą w tobie miłość, i skłonią do litości nad niedolą wygnańca, brata, i śmiało powiem ojca, tej litości, której nikomu nie zwykłeś odmawiać. A jeśli wstrzymuje cię obawa, abyś przez przywrócenie moje nie utracił stolicy twego władztwa, uważ, jak słaby i z sił jestem wyczerpany, zkąd do piastowania spraw publicznych czuję się wcale niesposobnym, i za zbawienne dla siebie i dla Rzeczypospolitej uważam dzieło, że ty, siłami umysłu i ciała do wszystkiego sprawny, prawem dziedzictwa, jako syn zmarłego, a brat żyjącego monarchy, w najwłaściwszej porze, gdy ja krajowi niezdolny byłem pożytecznie służyć, objąłeś nad nim rządy. Z chęcią je przeto składam dla dobra ojczyzny, panowania bynajmniej ci nie zazdroszczę, uznaję cię godniejszym zwierzchniej władzy i rządów, i tobie, mężowi dzielnemu, sam na duszy i ciele skołatany, ustępuję mojej stolicy, abyś tylko na mój powrót zezwolił; wszelkich nakoniec praw moich zwierzchniczych, tak teraz jak i na przyszłość, uroczyście się wyrzekam.“
Poruszyły aż do głębi duszy Kazimierza książęcia i monarchę prośby tak czułe i pokorne brata jego Mieczysława, a łzy dostrzeżone na jego licach świadczyły, że się ulitował nad nędzą brata wygnańca, niegdyś młodości swojej i sierocych lat opiekuna, i przeraził zmiennością losu, który go nie tylko panowania, ale i dziedzicznych, z prawa przyrodzonego należących mu księstw pozbawił. Atoli w rzeczy tak ważnej nie chcąc na własném przestawać zdaniu, zwołał radę starszyzny, i w liczném jej kole o przywróceniu Mieczysława temi słowy przemawiał: „Ciężki żal w sercu, panowie dostojni, sprawia mi tułactwo Mieczysława książęcia, jedynego brata mojego; ubolewam równie nad niedolą jego synów, którzy mnie mają za drugiego niejako ojca. Błaga mnie częstemi prośby Mieczysław, abym mu wrócił utracone księstwa; ustępując mi praw swoich zwierzchniczych, zrzeka się panowania. Prośbę więc jego, dostojni panowie, uważam za słuszną. Gdy składa w moich ręku władzę monarszą, powinność nakazuje, wrócić mu jego dział dziedziczny; i nie godzi się, jak mniemam, aby za jego życia syn jego Otto lub ktokolwiek bądź panował w jego dzielnicy; aby inni błyszczeli powodzeniem i chwałą, a on w zamian ponosił nędzę i wygnanie.“ Niechętném uchem panowie radcy słuchali tej książęcej mowy, po której naprzód szmer głośny, a potém przez czas niejaki głuche panowało milczenie. Zażądali wreszcie od monarchy chwili do namysłu, a oddaliwszy się na ustęp, z taką burzliwością i wrzawą rozprawiali, że narada ich podobną była raczej do buntu i rokoszu. Wielu bowiem tego było zdania, aby i Kazimierza podobném jak Mieczysława ukarać wygnaniem: ale w końcu uśmierzyły się umysły i taką dano odpowiedź: „Na widoczne, Książę Oświecony, narażasz nas niebezpieczeństwo, i mowa twoja, w której zapowiadasz powrót Mieczysława, jest dla nas wyrokiem śmierci, na powszechną bowiem nas wszystkich zagładę Mieczysław nie przestaje godzić. Smucimy się i prawie truchlejemy, wiedząc, że zapalczywy w swoim gniewie póty nie spocznie, póki swej zemsty krwią naszą nie nasyci. Jeżeli więc zamiaru przywrócenia Mieczysława nie zmienisz, wszyscy na dobrowolne ustąpić musim wygnanie, albo innym jakim bądź środkiem starać się o ocalenie naszego życia. Nie o samych siebie nareszcie, ale i o ciebie lękamy się książę, snadno bowiem swoich zapominający przyrzeczeń Mieczysław i tobie zgotuje pewne wygnanie.“ Wtedy książę Kazimierz łagodząc umysły wzburzone, w których tlało już zarzewie buntu, zmienia co prędzej swoje postanowienie, odwołuje zamiar przywrócenia Mieczysława, i panom radnym przyrzeka, „że tego wniosku już więcej nie ponowi.“ Dziękuje przytém wszystkim, „że ich doznał tak wiernemi, tak szczerze i statecznie sobie przychylnemi.“ Mieczysław więc Stary, wyrozumiawszy z doniesienia Kazimierza, co o nim na radzie postanowiono, udał się osobiście do cesarza Fryderyka, przełożył mu swoje krzywdy, i prosił o zbrojną pomoc, w celu odzyskania utraconych dzielnic. Ale gdy się przekonał, że cesarz Fryderyk, wojną w ów czas zamorską, którą był w obronie Ziemi świętej przedsięwziął, i innemi ważnemi państwa sprawami zatrudniony, nie mógł bynajmniej o nim myśleć, wrócił do Polski, i zaślubiwszy córkę swoję Mszczujowi książęciu Pomorskiemu, jego i innych stronników swoich wsparty pomocą, z wiedzą przychylnego sobie Kazimierza książęcia i monarchy Polskiego, zamek Gnieźnieński opanował. Wnet i inne Wielkiej Polski twierdze i warownie, już-to orężem, już przez dobrowolne ich poddanie się, pozajmował. Syn jego także, Otto, uzyskawszy ojca przebaczenie, i pojednawszy się z nim za pośrednictwem zobopólnych przyjacioł, wrócił z posłuszeństwem pod jego władzę. A tak w krótkim czasie Mieczysław wszystkie w Wielkiej Polsce państwa i dziedzictwa swoje odzyskał, a Kazimierz książę i monarcha Polski, nie zdoławszy jawném działaniem, ułatwił mu powrót skrytą pomocą i przychylnością.
Kazimierz książę i monarcha Polski uwiadomiony o wyłamaniu się z pod posłuszeństwa ziemi Brzeskiej i jej stolicy, nad rzeką Bugiem położonej, wziął się natychmiast do oręża, i zgromadziwszy wojska tak konne jako i piesze, spiesznym pochodem przybył pod Brześć, obległ go, i po dwunastu dniach mocą zdobył. Poczém głównych sprawców rokoszu śmiercią pokarawszy i grodek nad miastem postawiwszy, osadził go silną załogą, aby lud w karném utrzymać posłuszeństwie. Ztamtąd ruszył z wojskiem pod Halicz, celem przywrócenia swego powinowatego, książęcia Mścisława, którego bracia strącili byli z jego władztwa, dając za przyczynę, że nie był prawym dziedzicem ale bękartem, z pobocznego łoża zrodzonym. Nie podobała się wielu panom Polskim ta wyprawa, i niechętnie zaciągali się do boju, szemrząc w tajemnych między sobą rozmowach i oburzając się przeciw książęciu Kazimierzowi, „że nie dość mając na domowych niepokojach, w obce i niesprawiedliwe mieszał się wojny, mało rokujące powodzenia i korzyści; że nie przystało bynajmniej, aby dla człowieka wątpliwego rodu, z dala od domów swoich, w boju niebezpiecznym, i bez nagrody krew przelewali.“ Acz wiedział Kazimierz o tych skargach, które w obozie powtarzali jego żołnierze, nie zważając przecież na ich szemrania, ruszył z wojskiem w pochód, i już był blisko Halicza, który w dniu następnym miał oblegać, gdy niespodzianie doszła go wieść przez szpiegów, że Wszewołod książę Bełzki i Włodzimierz brat Mścisława, książę Halicki, z wszystkiemi książęty i bojarami Rusi zbliżali się zbrojno ku niemu. Wtedy Polacy, już nie pokątnemi głosy, ale jawnie poczęli wyrzucać Kazimierzowi książęciu swemu, i na Mikołaja wojewodę Krakowskiego głowę rycerstwa, jakoby tej wojny przedniejszego sprawcę, zelżywe miotać pociski, że ich na widoczne wystawili niebezpieczeństwo i niemal na rzeź wydali Rusinom. Widzieli bowiem liczne wojsk Ruskich zastępy, i wszystkie ziemie Ruskie jakby z umysłu na zagładę Polaków zgromadzone. Rusinów, prócz wrodzonej nienawiści ku Polakom, których zwłaszcza małą widzieli garstkę, ośmielała do boju wielka liczba wojska, i zachęcające wieszczby wróżków, przepowiadających zwycięztwo Rusi, a niechybną klęskę Polakom. Kazimierz, nie zmieszany bynajmniej widokiem i mnogością nieprzyjacioł, sprawiwszy hufce do boju, zagrzał je krótką namową, przekładając, „że ten tłum Rusinów, małą liczbę wyjąwszy, składał się z podłych niewolników, nad którymi, jeśli cokolwiek tylko użyją odwagi, snadno otrzymają zwycięztwo; nie raz bowiem mała garstka pokonywała mnogie zastępy.“ Temi słowy dodawszy ducha rycerstwu, i pokrzepiwszy je nadzieją zwycięztwa, lewe skrzydło poruczył Mikołajowi wojewodzie, prawe zaś sam objął w dowództwo; a wnet wydał hasło do boju i na nieprzyjacioł uderzył. Rusini z głośnym okrzykiem wybiegli na spotkanie, i trwała przez czas niejaki z obu stron walka zacięta. Już nawet lewe skrzydło, któremu Mikołaj wojewoda przywodził, za natarciem lekkiej chorągwi łuczników, potraciwszy konie lub chromając na poranionych, cofać się poczynało, gdy Kazimierz zawiadomiony o niebezpieczeństwie, podbiegł spieszno ku niemu z jednym oddziałem rycerstwa, i odparłszy Ruskich łuczników, żwawo ponowił bitwę; a tym czasem prawe skrzydło Polaków przełamało szyki Rusinów i na inne zastępy Rusi natarło z podniesionym orężem. Skoro też na lewem skrzydle Rusini, porażeni od Mikołaja wojewody, mieszać się i pierzchać poczęli, nie dotrzymali długo placu i ci, którzy na prawe napierali skrzydło; spłoszeni bowiem ucieczką tamtych, sami także poszli w rozsypkę. Wszewołod Bełzki i Włodzimierz Halicki książę, z obawy, iżby nie dostali się żywcem w Kazimierza ręce, odmieniając konie w ucieczce przed pogonią umknęli. Wielki gmin Rusinów w tej bitwie częścią wycięto, częścią zabrano w niewolą. Wszystek obóz Ruski, pełen zasobów i bogactwa, z rozkazu Kazimierza przez Polaków złupiony; zamek Halicki natychmiast poddał się zwycięzcy. Który oddając go Mścisławowi Ruskiemu ksią żęciu, po odebraniu wprzódy od niego przysięgi, że nigdy Polaków i ich monarchy tak w szczęściu jak i w złym razie nie odstąpi, wsadził wygnańca na odzyskane księstwo Halickie, i urządziwszy sprawy Ruskie wrócił do Polski. Wszewołod zaś książę Bełzki, który był uciekł z pola bitwy, przybył do zamku Bełzkiego z małą ludzi swoich garstką; a Włodzimierz książę Halicki udał się na Węgry do króla Węgierskiego Beli, z prośbą o pomoc zbrojną i pieniężne posiłki, celem odzyskania księstwa Halickiego.
Piotr II arcybiskup Gnieźnieński, po dwudziestu dwu latach władania na stolicy Gnieźnieńskiej, umarł i w kościele Gnieźnieńskim pochowany został. Po nim nastąpił Zdzisław kanonik Gnieźnieński, Polak szlacheckiego rodu, z domu Koźlerogi, powołany wyborem prawnym i za wstawieniem się Mieczysława książęcia Wielkiej Polski od Lucyusza III papieża potwierdzony.
Rycerstwo i panowie Czescy, zbrzydziwszy sobie rządy i obyczaje książęcia swego Fryderyka, tak przeciw niemu jako bratu jego Ottonowi, zniesławionemu rozmaitym rodzajem hańby i zelżywości, bunt podnieśli i wyrzucili ich z księstwa, a Konrada książęcia Morawskiego obrali sobie za władcę i pana. Pragę, która w obronie Fryderyka utrzymała załogę złożoną z jego żołnierzy, po większej części Niemców, oblegli i do poddania się zmusili. Fryderyk przeto, cesarz Rzymski, pod którego opiekę uciekł się był opuszczony od wszystkich książę Czeski Fryderyk, tak Konradowi książęciu jako i panom Czeskim kazał się stawić przed swoim sądem, i odpowiadać za krzywdę wyrządzoną Fryderykowi; a gdy Konrad książę stawiennictwa swego odmówił, panowie zaś Czescy przerażeni trwogą do cesarza przybyli, kazał im tenże cesarz Fryderyk ukazać zgotowane dla nich męki, których oni uląkłszy się opuścili Konrada, a przyjęli na nowo Fryderyka, i wykonali powtórną przysięgę, że mu będą wiernymi i uległymi.
Alexander III papież, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia jeden, miesięcy jedenaście i dni trzynaście, umarł w Rzymie i w kościele Ś. Piotra pochowany został. Nastąpił po nim Lucius III, Toskańczyk, z miasta Lukki, wiodący ród swój z szlachetnego domu, kardynał, na ów czas biskup Ostyeński (Hostiensis). Do którego Kazimierz książę i monarcha Polski powtórnie wyprawił posłów z prośbą o ciało jakiego Świętego, przyrzeczone od jego poprzednika Alexandra kościołowi Krakowskiemu.
Mieczysław Stary, nie przestając na Wielkopolskiém księstwie, które mu powrócono, począł starannie myśleć o odzyskaniu zwierzchnich rządów państwa, i rozmaitemi zabiegami i podstępami, kusząc to tych to owych panów radnych, łudząc ich obietnicami albo ujmując datkiem, usiłował wymódz na nich powrót do władzy. Często i z samym Kazimierzem, książęciem i monarchą Polskim, niepomny na swoje zobowiązania i zrzeczenie się rządów, o prawa swoje do zwierzchnictwa zuchwałe i zelżywe wytaczał spory, i jakoby wojnę mu wypowiadał, wyrzucając książęciu żądzę występnej dumy, dla której brata rodzonego i starszą głowę wyzuł z władzy monarszej, i sam nieprawnie ją zagarnął. Słowa jednak układając z chytrością, Mieczysław książę, mimo skryte o tron zabiegi, nie brał się do oręża; wiedział bowiem, że Kazimierz książę, gdyby do walki przyszło, snadno swojém staraniem stawić mógł przeciw niemu zbrojne siły, którymby żadną miarą nie sprostał, wolał przeto unosić go i łagodzić. Klnąc się i zaprzysięgając, że nie myślał bynajmniej o swoich prawach monarszych, i że na zawzdy panowania odstąpił; od czasu do czasu przecież, już-to sam, już przez zobopólnych doradców, namawiał Kazimierza, ażeby po zejściu Leszka synowca, któremu wzmagająca się od lat kilku słabość bliską śmierć wróżyła, uczynił go dziedzicem Mazowsza i Kujaw, a to w nagrodę za prawa zwierzchniej władzy które utracił. Ale gdy Kazimierz nie chciał na to zezwolić, i na zagraniczną wybierał się wojnę, począł znowu swoje chytre knowania, twierdząc, że wymuszone przysięgi bynajmniej go nie mogły wiązać. Aby zaś powzięty zamiar tém snadniej uskutecznił, Leszka bratanka, książęcia Mazowsza i Kujaw, nad którym opiekę poruczył mu był ojciec Bolesław Kędzierzawy, starał się wszelkiemi sposoby zwabić do siebie, tusząc, że nie mało zyska na siłach i potędze, gdy Leszek książę Mazowiecki i Kujawski, odstąpiwszy Kazimierza książęcia, do niego się przybliży. Wiedząc zaś, że umysłem rzeczonego Leszka, książęcia Mazowsza i Kujaw, we wszystkich sprawach kierował Żyra, który mu od Kazimierza książęcia przydany był za drugiego opiekuna i przewodnika, i który rządził nim prawie według woli, przemówił na swoję stronę Mieczysław owego Żyrę, ująwszy go hojnemi dary, a zwłaszcza tém oświadczeniem, że na mocy umowy zawartej między Kazimierzem a Mieczysławem, księstwa Mazowieckie i Kujawskie po śmierci Leszka spadną na Mieczysława książęcia. Książę zatém Leszek, skłoniony radą i namową Żyry, opuściwszy książęcia Kazimierza, swego głównego i najpierwszego opiekuna, przeniósł się do Mieczysława, i jego zwierzchniej opiece poruczył tak siebie jako i swoje obadwa księstwa, i naznaczył go tych księstw i wszystkich majętności swoich spadkobiercą, przyczém rycerstwu i poddanym swoim kazał na wierność jemu wykonać przysięgę. Tknęło to do żywego Kazimierza książęcia, i słusznym oburzyło gniewem przeciw bratu Mieczysławowi i Żyronowi, z których pierwszy swoją niewiernością i odstępstwem, drugi chytrością i namową uknuli pod nim zdradę. Wszelako, tłumiąc w sobie jak mógł te sprawiedliwe niechęci, ani bratu Mieczysławowi, ani synowcowi swemu Leszkowi, ani opiekunowi jego Żyronowi nie chciał gniewu swego dać uczuć, skrycie tylko w myśli układał, w jakiby sposób tak niecne i przeniewiercze zamachy wywrócić, a sposobną porą swej krzywdy zelżywej powetować zdołał. Inna jeszcze przygoda, równie bolesna, dotknęła pod ów czas książęcia Kazimierza: gdy bowiem syn jego małoletni, imieniem Bolesław, dnia jednego dla zabawki podcinał drzewo, spadająca po pniu żmija ukąsiła go w szyję, słabą jak u pacholęcia i obraźliwą, tak nagle i gwałtownie zdusiwszy go oném ukąszeniem, że od obecnych podniesiony, ani już głosu ani jęku żadnego nie wydał. Zasmucony śmiercią jego tak niespodziewaną i niezwykłą ojciec, książę Kazimierz, długo nie mógł się utulić w żalu, i w kościele Krakowskim pochował go z wielką uczciwością. Zgon ten syna Bolesława możeby zniósł był spokojniejszym umysłem, w przekonaniu, że do lepszego przeszedł życia, nie bez woli Boskiej, której nic oprzeć się nie może, gdyby nie zbyt żywe uczucie krzywdy, jaką mu wyrządził Mieczysław Stary książę Wielkopolski, zagarnieniem Mazowsza i Kujaw, na co Kazimierz srodze w sercu bolał i głośno się niekiedy uskarżał. A niektórzy z panów radnych cieszyli się z tego, i wyrzucali wtedy Kazimierzowi okazaną litość nad Mieczysławem Starym, za którą słusznie cierpiał: niechajby (mówili) doświadczył tego wroga, którego tułactwa znieść nie mógł, gdy był wywołan za swoje zbrodnie; jakby to Kazimierz książę Krakowski uczynił z lekkomyślności jakiej, a nie z pożałowania i miłosierdzia nad bratem.
Gdy Konrad książę Morawski zaniedbał upominania się o księstwo Czeskie, panowie Czescy, chciwi odmian, wynieśli na stolicę książęcą Wacława, syna brata młodszego Sobiesława. Ten wsparty ich pomocą podstąpił pod Pragę i trzymał ją przez czas niejaki w oblężeniu; ale usiłowania jego nie odniosły żadnego skutku, Niemcy bowiem zostawieni w niej załogą dzielnie bronili miasta. Tymczasem Fryderyk książę Czeski nadciągnął z zebranemi w Niemczech siłami, i Wacława nie śmiejącego zetrzeć się z nim orężem, (zwłaszcza iż z Fryderykiem złączyli byli swe posiłki brat jego Adalbert arcybiskup Salcburski i Leopold książę Austryi) odparł i zmusił do odstąpienia Pragi; poczém tych nawet z pomiędzy panów Czeskich, którzy byli po stronie Wacława, częścią względami i łaskawością, częścią bojaźnią do siebie przeciągnął, i domowe uśmierzywszy zamieszki pokój Czechom przywrócił.
Nie mógł długo Leszek, książę Mazowiecki i Kujawski, znosić opieki Mieczysława książęcia Wielkopolskiego, której się był poddał, odstąpiwszy za namową przewrotnych ludzi Kazimierza książęcia. I nie dziw; Mieczysław bowiem, bacząc na chwiejące się zdrowie Leszka i przewidując że lada kiedy umrze, rządził już nie jak opiekun, ale jak panujący książę, i na urzędach Mazowieckich poosadzał swoich starostów i urzędników, złożywszy i usunąwszy dawnych. Wnet Leszek książę i jego wierna pomoc grabia Żyra pomiarkowali, jak dalece upadła ich władza i powaga. Potém bardziej jeszcze żałując swego postępku, i obawiając się gorszych jego skutków, usiłował Leszek odrobić to co zdziałał Mieczysław; udawszy się więc do Kazimierza książęcia Krakowskiego, pospołu z Żyrą i przedniejszemi panami Mazowsza i Kujaw, upadł mu do nóg, i wyznając się winnym, błagał z pokorą przebaczenia dla siebie i swoich stronników, i przyrzekał, „że nigdy już więcej przeciw majestatowi stryja swego i rozporządzeniu ojca Bolesława nie wykroczy.“ Prośba ta wycisnęła łzy książęciu Kazimierzowi, był bowiem z przyrodzenia łaskawym, i głosem nieszczęśliwych, przyznających się do winy, a łaski jego błagających, snadno się dawał poruszyć. Kazawszy wstać Leszkowi i jego towarzyszom, skarcił go naprzód łagodną naganą, że go opuścił i ojcowskie znieważył rozporządzenie, że nierozważnie wzgardził spokojném i szczęśliwém życiem; potém zaś pochwaliwszy go, że nie trwał upornie w swojém przestępstwie, ale zboczył tylko chwilowo, i wszelką przebaczywszy mu urazę, ucałował bratanka i obdarzonego wspaniale upominkami do księstw i należących mu dziedzin odesłał. Leszek wróciwszy z Krakowa, ustanowionych od Mieczysława starostów i zwierzchników usunął, a swoich poosadzał. Odwołał przytém swój zapis, mocą którego Mieczysława uczynił był swoim spadkobiercą, a dawne rozporządzenie ojca przywrócił do swojej mocy, stwierdziwszy je własną wolą i nakazem, aby nikt po nim prócz Kazimierza nie dziedziczył. Panów także i dostojników swoich nową przysięgą do zachowania wiernego tej ustawy zobowiązał.
Po zmarłym Jarosławie Izasławiczu książęciu Kijowskim, Światosław książę Czerniechowski objął stolicę Kijowską. Tegoż samego czasu, w dniu czternastym Czerwca, Michalko książę Włodzimierski zszedł ze świata, a wszystkie księstwa objął po nim brat jego Wszewołod. Aliści z tych dzierżaw jemu przyznanych chcąc go wygnać Mścisław Rościsławic, spiknął się przeciw niemu z Rostowianami; pokonany jednak od Wszewołoda, uciekł naprzód do Rostowa a potém do Nowogrodu. Wszewołod zaś nabrawszy z tego zwycięztwa siły, wyszedł przeciw książęciu Rezańskiemu, mając z sobą nie tylko lud własny, ale i dwóch synów Światosława Wszewołodowicza książęcia Kijowskiego, Olha i Włodzimierza, i bratanka swego Włodzimierza Hlebowicza książęcia Pereasławskiego. Wtedy Hleb książę Rezański, obrotnym zabiegiem sprowadziwszy sobie posiłki swoich Połowców, wkroczył szybko do ziemi Włodzimierskiej, i szerząc łupiestwa i pożogi tak ją srodze ucisnął, że nawet kościołom, klasztorom i duchownym na podobneż wystawionym grabieże i zniewagi, nie przebaczył. O czém gdy się książę Wszewołod dowiedział, wróciwszy spiesznie z ziemi Rezańskiej, z Hlebem i Połowcami bitwę stoczył, poraził ich na głowę, acz nie bez wielkiego z obu stron krwi rozlewu, i Hleba książęcia Rezańskiego, syna jego Romana, i brata żony jego Mścisława Rościsławica, dwóch nakoniec bratanków jego Mścisława i Jaropełka i wszystko rycerstwo zabrał w niewolą. Połowców zaś zniósł, rozgromił i do nogi wytępił. Później Hleba książęcia Rezańskiego w więzieniu umorzył, synowców zaś jego Mścisława i Jaropełka wzroku pozbawił; innych na wolność wypuścił.
Lucius III papież, na usilne prośby Kazimierza książęcia i monarchy Polskiego, których już i poprzednik jego Alexander III łaskawie był wysłuchał, chcąc życzeniu jego uczynić zadosyć, ciało Ś. Floryana chwalebnego Męczennika postanowił wydać rzeczonemu książęciu i kościołowi Krakowskiemu, który–to dar nawet cudem z nieba okazanym potwierdzony został. Gdy bowiem papież Lucius, jak starodawne i dotąd utrzymujące się podanie twierdzi, wszedł do kościoła, w którym zachowywano wielu Męczenników ciała, i zapytał, któryby z spoczywających Świętych chciał być przeniesionym do Polski? na to zapytanie, żartem czy na prawdę przez papieża wymówione, z grobu, w którym spoczywały zwłoki Ś. Floryana, ukazała się ręka, wskazująca, iż tego Świętego ciało Polakom darowane i do kościoła Krakowskiego miało być przeniesione. Którym–to cudem papież Lucius ostrzeżony, natychmiast ciało Ś. Floryana Męczennika Polakom i kościołowi Krakowskiemu przeznaczył, a ku większemu tak Polaków jako i Świętego uczczenia, kości i zwłoki błogosławionego Męczennika przez Idziego biskupa Modeńskiego książęciu Polskiemu Kazimierzowi i kościołowi Krakowskiemu odesłał. Ten gdy do Krakowa w dniu 26 Października zbliżał się z szczątkami Świętego, wyszedł przeciw niemu pieszo blisko dwie mile książę Kazimierz, biskup Krakowski Gedeon i wszystkie stany, przyjęto go z czcią wielką i radością, i rosła ztąd niewymowna pociecha wszystkim, że z łaski Wszechmocnego przybył Polakom nowy patron i u Boga przyczyńca. A gdy kościoł Krakowski zyskał tak znakomity zaszczyt i ozdobę w zwłokach uwielbionego Męczennika (już bowiem zwłoki te w obec niezliczonych tłumów ludu złożone zostały w miejscu przeznaczoném) poczęła też i dalej szerzyć się sława i blask tego zacnego klejnotu. Jakoż Gedeon biskup Krakowski na cześć Błogosławionego Męczennika zbudował poza murami miasta Krakowa piękny i wspaniały kościoł, który z łaski Najwyższego dotąd się utrzymuje. Idzi zaś, biskup Modeński, hojnemi od Kazimierza książęcia obdarzony upominkami do Rzymu powrócił. I od tego czasu poczęli Polacy, tak rycerskiego stanu, jak inni obywatele i wieśniacy, ku czci i pamiątce Ś. Floryana synom swoim przy chrzcie nadawać jego imię.
Kazimierz także monarcha Polski założył przy rzeczonym kościele na cześć nowego patrona Ś. Floryana kollegiatę prałatów, kanoników i wikaryuszów, i uposażył je nadaniem wsi i dziesięcin, od Gedeona biskupa Krakowskiego prośbą wyjednanych. Ustanowiwszy przytém probostwo z dochodów kościoła parafialnego na Skałce, nakazał w nim śpiewać wszystkie godziny kapłańskie i nabożeństwo odprawiać.
Fryderyk książę Czeski, chcąc pomścić się na Konradzie książęciu Morawskim, za to iż usiłował opanować księstwo Czeskie, posłał brata swojego Przemysława z licznym zastępem wojsk konnych i pieszych do Moraw, aby je pożogami i łupiestwem spustoszył. A gdy Konrad nierówny mu w siłach nie śmiał wystąpić do walki, najezdca przeto zniszczywszy kraj cały ogniem i grabieżą, wrócił do Czech. Fryderyk nadto wygnał z Czech brata jego Teobalda, nie mogąc znosić jego spólnictwa, i mając go w podejrzeniu, że mu spokojne posiadanie księstwa mógł kiedyś zakłócić.
Mścisław książę Halicki, po zwojowaniu i wypędzeniu do Węgier Włodzimierza, przywrócony i osadzony na stolicy Ruskiej przez Kazimierza książęcia i monarchę Polskiego, w trzy lata niespełna począł się przykrzyć Rusinom, którzy go znienawidzili, iż nie powściągał wielu nadużyć i zdrożności, i że swoim mało ufając, dla Polaków, stojących u niego załogą, z większą niż dla Rusinów zdawał się okazywać względnością i szczodrotą. Panowie zatém Ruscy, ci zwłaszcza, którzy zwolennikami byli wygnanego Włodzimierza, uknuli spisek na jego życie: ale obawiając się niebezpieczeństwa, i nie śmiejąc jawnego użyć gwałtu (Mścisław bowiem otaczał się wierną sobie strażą, i dla morderców nie łatwy był do niego przystęp) zdradziecko poddali niewinnemu truciznę. Potém wypędziwszy Polskich żołnierzy, którzy u Mścisława wojskowo służyli, i opanowawszy zamek Halicki, posłali do Węgier po Włodzimierza, wzywając go, aby jak najrychlej przybywał, i gdy już przeciwnika uprzątnięto, objął jego stolicę. Uradowany tą wiadomością Włodzimierz, śle z nią nawzajem do króla Węgierskiego Beli, prosząc, aby temu, którego wygnańcem i tułaczem w niedoli przyjął, wspierał i utrzymywał, przy zmianie obecnej i pomyślniejszym obrocie losów nie odmawiał również swojej pomocy, a użyczył ludzi, koni i zasobów potrzebnych do odzyskania księstwa, gdy wiadomo było, że Kazimierz książę Polski czyhał na niego i groził mu orężem. Jakoż ten dowiedziawszy się o śmierci Mścisława, zaraz w jego miejsce do Halicza posłał Romana książęcia Włodzimierskiego. Bela zaś król Węgierski, korzystając z pory sposobnej, która mu dozwalała zagarnąć księstwo Halickie i przyłączyć je do królestwa Węgierskiego, Władysława wygnańca do więzienia wtrącił, a syna swego Andrzeja z wojskiem konném i pieszém na Ruś wyprawił, zaleciwszy mu, aby jak najspieszniej ubiegł zamek Halicki. Rusini, którzy stali załogą w zamku Halickim, nie wiedząc nic o zamiarach króla Węgierskiego Beli, i o uwięzieniu książęcia swego Włodzimierza, powitali z radością Andrzeja, syna króla Węgierskiego, jakoby przychylnego sobie sprzymierzeńca, i wpuścili do zamku, uwierzywszy mu, że poprzedzał ciągnącego za sobą Włodzimierza. Alić ten przeważną liczbą swoich żołnierzy snadno potłumiwszy Rusinów, zamek Halicki opanował, i co w nim było Rusi z zamku wypędził, a pohopniejszych do wzniecenia rozruchu pochwytać kazał; a tak zamek wraz z całém księstwem Halickiém pod swoję władzę zagarnął, i obrawszy go sobie za siedzibę książęcą, nad Haliczanami począł sprawować rządy. Nie ufając zaś Rusinom, których znał śliskość w wierze i niestateczność, wszystkie urzędy rozdał Węgrzynom i wszystko przez nich załatwiał, a strzegł się z wielką przezornością trucizny, od której, jak mu było wiadomo, Mścisław niedawno był zginął. Rusini, czując się zewsząd uciśnionemi, pogardzonemi i niemal do rozpaczy przywiedzionemi, poczęli skrycie żalić się i utyskiwać, że zdradą podchwycono książęcia Włodzimierza, i ich samych ujarzmiono, i że zbrodnię popełnioną na Mścisławie inną płacili zbrodnią.
Dnia dwudziestego Września Gedeon biskup Krakowski, mąż wielkiej pobożności, i gorliwy o dobro kościoła swego i rzeczypospolitej, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia, umarł i w kościele Krakowskim pochowany został. Ten wiele dziesięcin snopowych od swego stołu biskupiego dwom klasztorom, Jędrzejowskiemu i Miechowskiemu, wiecznym posagiem nadał, a to z szczególniejszej ku nim przychylności, a może i z tego względu, że obu tych klasztorów założycielami byli rycerze szlachetnego domu Gryffitów, od których i on ród swój wyprowadzał. Po Gedeonie nastąpił Fulko, w Polskim języku zwany zazwyczaj Pełką, wybrany prawnie, rodem Polak, z szlachetnego domu, który za herb używa krzyża podwójnego z strzałą u góry, a nazwisko tego herbu Bzura. Potwierdzenie jego atoli, z przyczyny śmierci Lucyusza papieża, który następnego roku umarł, opóźniło się o rok cały z górą.
Tegoż roku Kazimierz książę Polski założył i nadaniami opatrzył klasztor Koprzywnicki w dyecezyi Krakowskiej, dla braci zakonnych zgromadzenia Cystersów. A ku lepszemu jego uposażeniu, mężowie rycerscy i szlachta herbu Bogoria i Habdank, tudzież inne domy i rodziny, pobożnością wiedzione, ponadawały mu niektóre wsie, folwarki i dziedzictwa. Nadto książę Kazimierz, pierwszy jego założyciel, miasteczko Koprzywnicę, przy którém ów klasztor założony został, temuż klasztorowi darował prawem wyłącznej własności i dziedzictwa, uwolniwszy razem rzeczone miasteczko i wsie klasztorowi Koprzywnickiemu nadane, lub któreby kiedykolwiek nadane być miały, od wszelkich ciężarów i służebności. A sprowadziwszy braci Cystersów z klasztoru Morymundzkiego (Morimundensis), osadził ich w pomienionym klasztorze, i wystawił tamże z ciosowego kamienia kościoł, który za jego staraniem ku czci nowego patrona Ś. Floryana Męczennika poświęcony został. Pierwszym zaś po Kazimierzu książęciu nadawcą jego był grabia Mikołaj Bogorya, który liczne wsie rzeczonemu klasztorowi odkazał.
Z zawiści ku Konradowi książęciu Morawskiemu, Fryderyk książę Czeski zamierzywszy powtórnie Morawy spustoszyć, wysłał syna swego z liczniejszém wojskiem, zaleciwszy mu, aby Morawską ziemię jak tylko najdalej być mogło splądrował i zniszczył. Ale inaczej się stało niżli sobie zakładał. Konrad bowiem książę Morawski, wsparty posiłkami Niemców, zaszedłszy drogę Przemysławowi i wojsku Czeskiemu w miejscu zwaném Ludomicz, stoczył bitwę, w której długo i zacięcie z obu stron walczono, i zwycięztwo ważyło się na obie strony. Była rzeź straszliwa, i polegli w niej najcelniejsi panowie Czescy i Morawscy; lecz mimo srogiego krwi rozlewu, los bitwy nie został rozstrzygniony.
Dręczony i wycieńczony z sił długą chorobą Leszek książę Mazowiecki i Kujawski, syn Bolesława Kędzierzawego, nie dniami bowiem i miesiącami ale latami kilku ciągnęła się jego słabość, czując się już blizkim zgonu, pchnął spiesznych gońców do Kazimierza książęcia i monarchy Polskiego, a swego stryja rodzonego, z prośbą aby go przybył odwiedzić. Który gdy zjechał do Płocka, gdzie Leszek złożony chorobą leżał, zwoławszy przedniejszych obu księstw panów, polecił ich książęciu Kazimierzowi, zdał jego władzy swoje zamki i warownie, i niezadługo potém, opatrzony ŚŚ. Sakramentami, jak na książęcia prawowiernego przystało, ducha wyzionął. Ciało jego Kazimierz książę Polski w kościele Płockim w samym chórze pochowawszy, uroczystość pogrzebu przez dni kilka nabożeństwy i rozdawaniem jałmużny obchodził. A ponieważ rzeczony książę Leszek żadnego po sobie nie zostawił potomstwa, a Kazimierz książę i monarcha Polski, tak z rozporządzenia ojca Leszka, Bolesława Kędzierzawego, jako i zapisu samego Leszka, dziedzicem był Mazowsza i Kujaw, przeto po jego śmierci objął te księstwa w posiadanie. Mieczysław zaś książę Wielkopolski, chociaż mniemał się w tej mierze pokrzywdzonym, i utyskiwał na wyrządzoną sobie obrazę, gdy od zejścia bratanka jego, i prawem krwi, i zapisem testamentowym, połowa rzeczonych księstw na niego równie jak na Kazimierza spadała; zważywszy jednak potęgę Kazimierza, a zawiść niechętnych sobie panów i rycerstwa, przestał na samych skargach i użaleniach, i nie brał się bynajmniej do oręża, w przekonaniu, iż nie miał po temu dostatecznej siły. A tak, od owego czasu aż po wiek dzisiejszy, jak za łaską Bożą niżej opowiemy, Kazimierza potomkowie, acz w innych księstwach i dzielnicach Polski rozmaitą rzeczy koleją i odmianą dziedziczyć przestali, na Mazowszu jednak w nieprzerwaném następstwie władają i dziedziczą.
Dnia piętnastego Stycznia Arnold I biskup Poznański, przesiedziawszy na stolicy lat dziewięć, wyniszczony biegunką umarł i w Poznańskim kościele pochowany został. Po nim nastąpił Mrokota kustosz Poznański, powołany wyborem prawnym, a za łaską i zezwoleniem Mieczysława książęcia Wielkiej Polski, od arcybiskupa Gnieźnieńskiego Zdzisława potwierdzony i wyświęcony.
Fryderyk książę Czeski i Konrad książę Morawski, za wdaniem się zobopólném panów i pośredników, złożywszy zjazd w Kunie, zawarli między sobą zgodę, a tak obadwa księstwa od klęsk domowej wojny uwolnione zostały.
W tym roku przypadło pamiętne zaćmienie słońca, a wkrótce nastąpiła ciężka na ludzi zaraza epidemiczna, która wielką zrządziła śmiertelność, i siła narodu w Polsce i na Rusi wytępiła.
Lucius III papież, przesiedziawszy na stolicy Piotra lat cztery, miesięcy dwa i dni dwadzieścia cztery, umarł w Weronie i tamże pochowany został. Na jego grobie położono taki napis, który wyraża jego ród, koleje życia i śmierć:
„Lukka dała ci Lucyuszu życie, biskupstwo Ostia, papiestwo Rzym, Werona grób.“
Przeciwnego znaczenia domieszczono potém wiersze, jakby poprzedniego napisu zaprzeczenie:
„Owszem Werona dała ci prawdziwe życie, Rzym sprawił wygnanie, Ostia troski, Lukka śmierć.“
Włodzimierz książę Halicki wytrzymawszy już blisko dwa lata męczarnie więzienia, w które go był wtrącił Bela król Węgierski z pogwałceniem prawa gościnności, dla ułatwienia synowi swemu Andrzejowi drogi do opanowania księstwa Halickiego; widząc, że mu trudno było wydobyć się z więzów, wziął się na sposoby, i dozorców swoich przejednawszy wielkiemi obietnicami, uciekł z więzienia wraz z nimi, i używając ich za przewodników, dostał się na Ruś. Najechał zatém zbrojno zamek i swoje księstwo Halickie; ale od Węgrów, którzy z Andrzejem silną w tym zamku stali załogą, odparty, nie znajdując nigdzie przytułku, błąkał się niepewnemi drogami po krajach Ruskich, jak zbieg i włóczęga. Wnet skupiła się przy nim szajka łotrów, nawykłych żyć z grabieży, dłużników nie prawych i winowajców potępionych, z którymi Ruskie i sąsiednie okolice nawiedzał i niepokoił. Nie uszła i Polska jego napaści: około święta bowiem Wniebowzięcia N. Maryi Panny wpadłszy do Polski zatrudnionej żniwem i zbiorami, całą okolicę Przemyską, w której na ów czas władali Polacy, splądrował; targnąc się na wszystko bez różnicy, kościoły, miasteczka, wsie i folwarki złupił i popalił, niewiasty najpoważniejsze, żony i córki szlacheckie i znaczny gmin chłopów uprowadził pod Kijów i tam posprzedawał: tém nieszczęsném mytem głód swój i nędzę zaspokajał. Nie ścierpiał Kazimierz książę i monarcha Polski takiej narodu swego plagi i sromoty, lecz wysłał przeciw niemu z wojskiem Mikołaja wojewodę Krakowskiego, który go z Kijowskiej okolicy, nie śmiejącego nigdzie się zatrzymać ani rozeprzeć w boju, wypędził, i jeńców bratnich częścią orężem, częścią okupem wyswobodził i na wolność wydobył. Przecież Włodzimierz książę Halicki nie upamiętał się w swojém szaleństwie, ale ukryty w lasach i górach niedostępnych, obrał je sobie za warownie, i ztamtąd wybiegając za zdobyczą, zdartym z pobliższych okolic łupem żywił swoje i drużyny przybranej sprosne ubóstwo.
Naród Tatarów, wiodący początek swój od Armeńczyków, których podobieństwo tak twarzą jako i językiem wyraża, w dawnych wiekach światu nie znany, po raz pierwszy w tym czasie wystąpił. Około miasta Koroczory, w stronie północnej, koczując na stepach, kędy nie było ani miast ani wsi, i opłacając daninę królowi Buchamowi, którego nazywano Janem Kapłanem (Joannes presbyter), gdy już oni Tatarzy w naród znaczny urośli, obrali sobie króla z własnego plemienia, imieniem Tinchis, męża tęgiej głowy, pod którego wodzą jęli sąsiednie kraje najeżdżać i pod swoje jarzmo podbijać. Zbiegli się zewsząd i złączyli z sobą Tatarzy, którzy rozmaitym hołdowali krajom, znęceni sławą nowego króla, a potęga ich tak się wzmogła, że wyprawiwszy poselstwo do dawnego króla, prosili o córkę jego królowi swemu w zamęście. Ten odrzucił ich prośbę z pogardą, a gdy ich do zwykłej daniny chciał przymusić, wypowiedział im wojnę, w której zwyciężony życie utracił. Od tego czasu naród Tatarski począł szerzyć swój wzrost olbrzymi i przewagę.
Saladyn powziąwszy wiadomość o oddaleniu się królów i książąt chrześciańskich, którzy byli na obronę Ziemi świętej zbrojno popłynęli, i o wszczętych między pozostałymi niezgodach i zatargach, z zebraném w ogromnej liczbie wojskiem obległ Jerozolimę, i w dni czternaście, to jest piętnastego Października przemocą zdobył, już bowiem oblężeńcy nie mogli dłużej utrzymać się w murach działami wojennemi poburzonych. Wtedy żony i córki rycerzy Jerozolimskich, chrześcian, którzy w tej wojnie dostali się byli do niewoli, uzyskawszy wolność stawienia się przed Saladynem, podniosły płacz żałosny i jęki; a zapytane o przyczynę, odpowiedziały: „że pobrano im mężów, i wydarto dobytki; prosiły zatém, aby się nad niemi zmiłował.“ On tknięty litością, kazał wypuścić z niewoli tych, którzy jeszcze na miejscu pozostali, dziewicom zaś udzielić ze skarbu pieniędzy. To zaś miasto przesławne po Godfrydzie królowie chrześciańscy przez lat ośmdziesiąt i ośm z wielką chwałą dzierżyli.
Urban III papież, strapiony ciężko i boleśnie wzięciem miasta świętego Jeruzalem, wyprawił poselstwo do cesarza Fryderyka z upomnieniem, aby na odzyskanie Ziemi świętej spieszną gotował wyprawę; sam zaś w śmiertelną zapadł niemoc, i po kilku dniach z zmartwienia umarł, przesiedziawszy na stolicy zaledwo rok jeden, miesięcy dziesięć i dni piętnaście. Pochowano go w Ferrarze. Następcą jego był Grzegorz VIII, rodem z Benewentu, zwany inaczej Albertem, kanclerz Urbana papieża, wybrany zgodnemi głosy na zgromadzeniu kardynałów. Ten władał na stolicy miesiąc jeden i dni dwadzieścia siedm, a pogodziwszy Pizańczyków z Genueńczykami, aby w celu odzyskania Ziemi świętej połączonemi siły tém skuteczniej działali, umarł w Pizie i tamże pochowany został. Po nim nastąpił Klemens III, syn Jana, rodem Rzymianin.
Bela król Węgierski, oburzony wygnaniem syna swego Andrzeja z zamku i księstwa Halickiego, całą winę tak ciężkiej a sromotnej krzywdy składając na Kazimierza książęcia Polskiego i monarchę, ustawiczne przeciw niemu ponawiał zażalenia i skargi. Narzekał: „że od przyjaciela swego Kazimierza książęcia Polskiego, któremu w niczém się nie przeniewierzył, nie bez ciężkiej krzywdy swojej, przeciw wszelkiej owszem słuszności, prawu i sojuszom z dawna Polskę z Węgrami kojarzącym, zamku i księstwa Halickiego pozbawionym został.“ I nie przestał na samych użaleniach, ale orężem krzywdy swojej według możności dochodzić postanowił. Jakoż wysławszy wojska swoje ku granicom Polskim, kazał je niszczyć i grabieżą pustoszyć, a dla ciągłego wymierzania przeciw nim napaści, w zamkach pogranicznych osadzić zbrojne załogi. Ale i Kazimierz książę, zaczepiony od Beli króla Węgierskiego, nie mniej skwapliwie wziął się do odporu; albowiem i sam osobiście, i z pomocą swoich wodzów i starostów, wkroczywszy do Węgier, rozszerzył w nich nawzajem łupiestwa i pożogi, i wielkie zdobycze począł uprowadzać do Polski. A nadto, dla skrócenia najazdów i gwałtownych od Węgrów napaści, porozstawiał w wielu miejscach zbrojne hufce rycerstwa. Nie sporo jednak i bez ochoty toczyła się ta między Węgrami i Polakami wojna; z obu stron unikano spotkania. Sami tylko cierpieli od niej kupcy i wieśniacy; a rycerstwo Polskie niechętnie biorąc się do oręża, szemrało i narzekało, że Kazimierz książę niesprawiedliwą rozpoczął wojnę z sąsiadem swoim i sprzymierzeńcem, ujmując się za wrogiem swego państwa i zbiegiem, obydwom stronom nie dotrzymującym wiary.
Fryderyk cesarz Rzymski, na nalegania trzech papieżów, zebrawszy liczne i potężne wojsko, tłumy niezliczone szlachty i pospolitego gminu, a rządy państwa zdawszy synowi swemu Henrykowi, przez Węgry, Bulgaryą i Grecyą, dwiema drogami, lądową i morską, pospieszył na oswobodzenie Ziemi świętej. A gdy morzem przebywszy zatokę Ś. Jerzego, do Armenii przypłynął, kędy na czele wojsk syn cesarza książę Fryderyk przodował, i wszystkich ożywiała jak najlepsza nadzieja odzyskania Ziemi świętej, cesarz Fryderyk w dniu niedzielnym, chcąc się omyć z znoju, acz wielu mu tego odradzało, wszedł do rzeki, którą krajowcy tameczni nazywają cieśniną (fretum), mającej bród dość płytki, nagle, czy-to bystrością prądu porwany, czyli, co podobniejsza do prawdy, z przyczyny oziębienia członków dostawszy porażenia, mimo spieszny ratunek żołnierzy, którzy z nim razem weszli do wody, utonął. Ciało jego odszukane przez syna Fryderyka zaniesiono do Tyru i z należną czcią pochowano. Był-to mąż szczodry i wspaniały, waleczny i wymowny, w wymiarze sprawiedliwości sędzia surowy i żarliwy. Wojska zaś chrześcian i krzyżowników w miejsce Fryderyka cesarza obrały wodzem syna jego Fryderyka, męża wielkiej odwagi, i pod jego rozkazami pociągnęły naprzód do Antyochii, gdzie ośm tygodni zatrzymawszy się, ruszyły dalej pod Trypolis, Sur i Akkaron, i nieprzyjaciół napotkanych w drodze poraziły zwycięzko: lecz gdy zaraza morowa poczęła szerzyć się w obozie, i wielu tak szlachty jak i pospolitego ludu sprzątnęła, przyczém i Fryderyk syn cesarski, jedyna nadzieja i pociecha wojsk prawowiernych, zszedł ze świata, z zgonem jego i wielu innych książąt, rycerzy i związkowych cudzoziemców, wyprawa tak znakomita i kosztowna w celu od zyskania Ziemi świętej spełzła na niczém. Zakończył zaś życie Fryderyk cesarz roku panowania na stolicy cesarskiej 33, a na królewskiej 38. Po nim nastąpił syn jego Henryk, zgodnie przez wszystkich elektorów wybrany, i w Akwisgranie od arcybiskupa Kolońskiego w dniu 15 Kwietnia koronowany.
Wojnę wszczętą między Węgrami i Polską, z powodu przywrócenia Włodzimierza książęcia na stolicę Halicką przez Kazimierza książęcia Polskiego, chcąc utłumić, nimby gwałtowniejszym wybuchła pożarem, panowie radni i wielmoże zjechali się z obojej strony na granicy swoich państw, i rozmaite między sobą czynili układy, w których każda strona swoję sprawę podawała za lepszą. Węgrzy użalali się, że ich wraz z królem Belą wyrugowano z księstwa Halickiego, które oni orężem sobie zdobyli; Polacy zaś utrzymywali, że tak księstwo Halickie jak i inne ziemie Ruskie do ich władztwa należały, jako dannicze i hołdownicze. Przeciągały się z dnia na dzień spory, gdy każda strona namiętnie przy swojém obstawała, a ztąd zdawało się, że trudno będzie pokój utrzymać. Zaczém dla wstrzymania dalszej wojny, umówiono z obu stron trzechletni rozejm, i takowy uchwalono z tém zastrzeżeniem, aby w czasie zawieszenia broni szły dalsze układy o pokój, i aby z obojej strony radni panowie w toż samo miejsce zjechali się celem ułożenia stałego pokoju, przy zrzeczeniu się wszelkiej niechęci i zawiści.
Menard (Meynhardus), pierwszy biskup Inflantski, nad rzeką Dźwiną, gdzie teraz są zamki Jokul i Dolej, począł opowiadać słowo Boże, a lud Inflantski przyjął pierwsze nasiona wiary chrześciańskiej.
Przywrócenie na stolicę Halicką książęcia Włodzimierza, który granice Polskie po nieprzyjacielsku najeżdżał, dokonane przed dwoma laty przez Kazimierza książęcia i monarchę Polskiego, jakośmy to poprzednio wyłuszczyli, nikomu z panów Polskich nie przypadło do smaku, i w tajemnych między nimi rozmowach i rokowaniach podnosiły się cierpkie skargi i utyski: „że winowajcę godnego skazania na gardło nie tylko nie ukarano, ale owszem podwyższono w zaszczycie i dostojeństwie; że gorszący ten przykład złe skutki pociągnie i klęski kiedyś sprowadzi na ich głowy. Bezkarność bowiem Włodzimierza ośmieli innych książąt Rusi do podobnych na Polskę napaści, a okazane mu względy i łaski nawet do nich zachęcą.“ Gdy więc panowie Polscy, których siedmdziesięciu było główniejszych, poczęli się na to zżymać i srogim obostrzać gniewem, dojrzewały skryte przeciw Kazimierzowi książęciu zmowy, a wnet i jawnym wybuchnęły rokoszem. Jakoż z przyczyny tak nierozmyślnego postępku zmierziwszy sobie panowanie Kazimierza, postanowili, wygnanego poprzednio Mieczysława Starego książęcia Wielkiej Polski, który i sam przez się wszelkiemi sposobami kusił się o odzyskanie zwierzchniej władzy, przywrócić na stolicę Krakowską i wynieść do rządów. Czas do tego sposobny oznaczyli. Wyjechał był właśnie Kazimierz książę do ziemi Ruskiej, dla załatwienia pewnych między Romanem Włodzimierskim a Wszewołodem Bełzkim książęciem nieporozumień, spierali się bowiem obadwaj o granice. Tę przeto chwilę panowie Krakowscy uznawszy za najsposobniejszą do wykonania swego zamiaru, wzywają Mieczysława Starego przez pisma i posły, aby przybywał, a nadto, dla snadniejszego skłonienia szlachty, mieszczan i ludu na jego stronę, puszczają wieść zmyśloną, że Kazimierz książę na Rusi otruty życie zakończył. W tej nadziei Mieczysław Stary z synami swemi, panami i rycerstwem Wielkiej Polski przybył do Krakowa, gdzie z należną czcią i przychylnością przyjmowały go wszystkie stany, panowie, szlachta i mieszczanie; wnet stolica Kraków jako też zamki i miasteczka okoliczne poddały się jego władzy. Sam tylko Pełka biskup Krakowski z Mikołajem wojewodą Krakowskim, bratem rodzonym, herbu Lis, stroniący od tej zdrady i rokoszu, i przeciwni przywróceniu Mieczysława, czuwali, aby zamek Krakowski nie dostał się w ręce Mieczysława. Inny przeto zamek na prędce Mieczysław Stary wybudował z balów drewnianych, i silnemi izbicami z drzewa dębowego umocnił; postawił i drugi zamek w Bochni, i przez czas niejaki w Krakowie się zatrzymał. O czém wszystkiém gdy do Kazimierza książęcia doszły wieści, ruszył czémprędzej ku Krakowu z garstką Polaków, tudzież książętami Romanem Włodzimierskim i Wszewołodem Bełzkim, do których przyłączył się i wojewoda Krakowski Mikołaj. Mieczysław Stary ostrzeżony, że Kazimierz zbrojno nadciąga, uciekł do Poznania; syna jednak Bolesława i Henryka Kietlica rycerza, który go do odzyskania władzy monarszej ciągle namawiał, zostawił w zamku Krakowskim świeżo wystawionym; niemniej w innych zamkach i miasteczkach liczne i silne pozostawiał załogi, aby Kazimierzowi stawiły opór, pókiby on sam z nowemi posiłkami nie nadciągnął. Lecz skoro tylko Kazimierz książę, oburzony i tknięty do żywego krzywdą doznaną od brata Mieczysława, przybył do Krakowa, zbiegło się do niego rycerstwo i ludu wiejskiego gmin wielki, radując się z jego powrotu i zdrowia. Zaraz więc zamek zbudowany przez Mieczysława począł oblegać dniem i nocą, i obrońców jego częścią zmocowawszy orężem, częścią pieniędzmi przekupiwszy, dobył i opanował. Bolesław bowiem syn Mieczysława, nie wiele pokładając nadziei w obronie ojca, zdał się wraz z zamkiem, którego bronił, na łaskę stryja Kazimierza; a wnet i inne zamki i warownie, które były poprzechodziły pod władzę Mieczysława Starego, poddały się Kazimierzowi: który w zwycięztwie rządząc się największém pomiarkowaniem, zamek nowo zbudowany spalił i do szczętu zrujnował; Bolesława zaś bratanka swego i wszystkich rycerzy Mieczysława Starego, jeńcem zabranych, na wolność wypuścił, i podjąwszy ich z wielką łaskawością, a nawet upominkami obdarzywszy, do domu odesłał. Sam tylko Henryk Kietlic, o którym wiedziano, że radą swoją najwięcej wpływał na Mieczysława Starego, i namawiał go do odzyskania władzy, a który wszystkich niezgód domowych między bracią głównym sprawcą był i podnietą, poczuwając się do zbrodni, wymknął się i schował w kościele katedralnym, kędy wlazł do podziemnego sklepu, w spodziewaniu, iż tam się ukryć potrafi. Ale gdy Rusini wdarłszy się przez mury kościoła, zapaleni żądzą łupieży, jęli chwytać sprzęty i naczynia kościelne, a ztąd powstał zgiełk wielki i rozruch; obiły się o ucho Kazimierza książęcia krzyki i wołania księży, sług kościelnych i ludu Polskiego, wzywające ratunku, i nalegające usilném błaganiem, aby kościoł Krakowski bronił od gwałtów i rabunku Rusi. Pospieszył zatém wstrzymać łupieżców, i rzeczy kościelne gorliwie zasłonił od grabieży. Tymczasem Henryk Kietlic usłyszawszy zgiełk, wybiegł z onego sklepu podziemnego, pewien, że zamieszany w tłumie pospólstwa i niepoznany wymknie się z zamku i uciecze: ale gdy mu się to nie udało, poimano niebożę i przyprowadzono do Kazimierza książęcia, który nałajawszy mu srodze i obiwszy policzki, dał go pod straż książęciu Romanowi; a iżby więcej niezgody między braćmi nie zasiewał, posłał go na wygnanie do krajów Ruskich, kędy natuławszy się aż do późnego wieku umarł. Romana zaś Włodzimierskiego i Wszewołoda Bełzkiego książęcia, którzy mu dostarczyli posiłków, na Ruś z powrotem wyprawił. Że Kazimierz dla Bolesława synowca i innych orężem pokonanych przeciwników okazał się tak względnym i wspaniałym, sprawił to Zdzisław arcybiskup Gnieźnieński, mąż rzadkiej roztropności i wrodzonych darów wymowy, który doradzał Kazimierzowi książęciu, aby Bolesława synowca swego i wszystkich rycerzy Mieczysława nie tylko łaską ale i szczodrotą zobowiązał; w przeciwnym razie wojna zacięta powstałaby między nim a Mieczysławem, którą obecnie łagodném postępowaniem utłumić było można. Ta rada snadno Kazimierzowi trafiła do przekonania. I nie omylił się na swojém zdaniu arcybiskup Gnieźnieński: Mieczysław Stary bowiem, książę Wielkopolski, tą Kazimierza książęcia i brata swego dobrocią i wspaniałością, bardziej niżeli orężem pokonany, puściwszy w niepamięć wszystkie obrazy, których doznał od Kazimierza, za sprawą zręcznego pośrednika, rzeczonego Piotra (?) arcybiskupa Gnieźnieńskiego, pojednał się z nim i najszczerszą połączył zgodą; i odtąd z stateczną ku niemu okazując się miłością i poszanowaniem, aż do jego zgonu nie targnął się więcej do oręża, ani pokusił za czyjąkolwiek namową o odzyskanie państwa.
Klemens III papież, przesiedziawszy na stolicy lat trzy i dni szesnaście, umarł w Rzymie i w kościele Laterańskim pochowany został. Po nim nastąpił Celestyn III, Rzymianin, urodzony z Piotra syna Bubona. Wyświęcony w święto Wielkiej Nocy, nazajutrz po wstąpieniu na stolicę koronował Henryka syna cesarza Fryderyka na cesarza Rzymskiego. Ten po otrzymaniu cesarskiego namaszczenia, wysłał wojska swoje do Sycylii, w celu odzyskania przywłaszczonych obcą ręką zaborów, i Neapol przez trzy miesiące trzymał w oblężeniu. Wszczęła się wtedy w obozach jego epidemiczna zaraza, od której wiele wojska jego wyginęło, i Konrad książę Czeski utracił życie; zwłoki jego odwieziono do Pragi. Po jego śmierci Wacław syn Sobiesława starszego objął rządy, ale w trzy miesiące wygnany od Przemysława, syna niegdyś Władysława króla, swego rodzonego stryja, na granicy Serbii wpadł w ręce margrabi Serbskiego Adalberta, który go osadził w więzieniu. Przemysław zaś, wzgardzony od rycerstwa Czeskiego i podobnież strącony ze stolicy, część znaczną Czech łupiestwem i pożogami zniszczył. Cesarz Henryk, w czasie panującej choroby epidemicznej utraciwszy czoło mężów i rycerstwa, i sam nakoniec zapadłszy w niemoc, przymuszony był z szczupłą liczbą wojska opuścić Sycylią, kędy był poślubił Konstancyą, córkę króla Sycylijskiego, i wrócić do Niemiec.
Tegoż roku było zaćmienie słońca dnia 23 Maja, które trwało od pacierzy kapłańskich zwanych tercyą aż do nony.
Około tego czasu, za rządów papieskich Celestyna III, a za sprawą Menarda biskupa Inflantskiego, nawróciły się Inflanty do wiary chrześciańskiej. Po Menardzie nastąpił mnich Bertold, wkrótce od Inflantczyków zabity; a w jego miejsce obrany Albert, który resztę Inflant do przyjęcia prawej wiary nakłonił, Ryzką metropolią i miasto za zezwoleniem Szwedów (Gothorum), tudzież kilka biskupstw w Inflantach z upoważnienia stolicy Apostolskiej założył i uposażył, niemniej zakon kanoników regularnych ustanowił w Rydze, kędy lat trzydzieści rządził kościołem.
Kazimierz książę i monarcha Polski, pogodziwszy się szczerze i po bratersku z Mieczysławem Starym książęciem Wielkiej Polski, i zapewniwszy wewnątrz pokój wszystkim krainom swojego władztwa, postanowił nakoniec pomścić się śmierci brata rodzonego Henryka I, książęcia Sandomierskiego, i klęski zadanej przez Prusaków wojsku Polskiemu, zdradziecko otoczonemu w miejscach leśnych i bagnistych. Zamierzając przeto całą siłą wystąpić przeciw Prusakom, dotąd brojącym bezkarnie, nakazał sposobić wyprawę wszystkim ziemiom i prowincyom Polskim. Mieczysław Stary książę Poznański wyprawił na tę wojnę swoje wojsko wraz z synem Bolesławem, sam zaś w domu pozostał. Bolesław Wysoki książę Wrocławski i Mieczysław książę Raciborski, bratankowie Kazimierza, a synowie niegdyś Władysława, osobiście stanęli do boju. A gdy wszystkie pojedyncze oddziały ściągnęły pod miasto Chełm nad Wisłą, sporządzono hufce, i ostrożnym a wolnym krokiem, żeby jakiej nie napotkać zdrady, posuwano się ku Prusom. Potém przebywszy rzekę Ossę, zapuszczono się w głąb kraju; zachowaną zaś była wielka przezorność, wielka czujność w obieraniu stanowisk obozowych, a Kazimierz książę, już–to sam przez się, już przez swoich dowódzców dawał pilne baczenie, żeby na spiżowników wybiegających za żywnością Prusacy nie napadali, i żeby gdziekolwiek w miejscach niebezpiecznych Polacy nie doznawali szkody. Prusacy nie śmiejąc z wojskiem Polskiém otwartego prowadzić boju, pochowali się w ostępach bagnistych, gęstwinach leśnych i bezdrożach, do których bez niebezpieczeństwa trudno było przystąpić; Polaków zaś kusili się podchodzić w miejscach do obrony niesposobnych. Gdy więc Kazimierz książę Polski nie mógł ich wyciągnąć do boju, kazał po włościach rozszerzyć wszechstronnie łupiestwa i pożogi, i nie oszczędzając młodzi i niedorosłych, lud wszystek w pień wycinać. Sprawiono zatém rzeź okropną cieniom poległych w ofierze, bardziej z popędu słusznego gniewu, niżli z rozkazu książęcia: co zmusiło barbarzyńców prosić nareszcie o pokój. Przybyli niebawem panowie przedniejsi, i rzuciwszy się do nóg Kazimierzowi wzywali miłosierdzia, błagając: „aby zatrzymał miecz nad ich głowami i nie gubił ich do szczętu, gdy dosyć już za swoje zuchwalstwo byli ukarani, a przyrzekając, że i zwykłe i zaległe daniny wypłacą, i co słusznie rozkaże wypełnią.“ Kazimierz książę, wzruszony ich prośbami, kazał zatrzymać mordy i pożogi, a im polecił zaległą natychmiast złożyć daninę, i stawić stu mężów zakładnika, a pobranych wrócić jeńców i znaki zdobyte. Nie ociągali się bynajmniej barbarzyńcy, ale wszystkim żądaniom i nakazom uczynili zadosyć; Kazimierza zaś książęcia chcąc ująć i przebłagać, znakomite przynieśli mu podarki. A tak Kazimierz, pomściwszy się klęski swojego ludu, wziąwszy zakładników Pruskich i wypłacone sobie daniny, odzyskawszy na koniec pograniczne ziemie Polski, z wielką radością i tryumfem rycerstwa, które go głośnemi pochwały uwielbiało, że tak dzielnie i szczęśliwie Prusaków zwojował, wrócił z wojskiem do kraju.
Po skarceniu i przywróceniu Prusaków do posłuszeństwa i danniczej służebności orężem Kazimierza książęcia i monarchy Polskiego, zajęto się sprawami Węgierskiemi i ukończeniem przez zobopólne układy wojny zawieszonej rozejmem. W tym celu zjechali się naprzód z obu stron pełnomocnicy, jak przed trzema laty, na granicach Polski i Węgier. Ze strony Polskiej przybyli Pełka biskup Krakowski, Mikołaj wojewoda Krakowski i inni panowie radni; z strony zaś króla Węgierskiego biskupi Strygoński i Jagierski (Agriensis) z palatynem Węgierskim i innymi kilku panami; a po długich rokowaniach trafiwszy nakoniec do zgody, uchwalili, ażeby Bela król Węgierski, przestając na swém rozległem państwie, kraje Ruskie uznawał za należące do Polski. Spotkali się potém osobiście obaj monarchowie, Bela król Węgierski i Kazimierz książę i monarcha Polski w Starej wsi; a odpuściwszy sobie wzajemne z różnych przyczyn urazy, zawarli między Polską a Węgrami sojusz wieczysty, i umocnili go przysięgą, że odtąd szczerą i niezachwianą między sobą zachowają przyjaźń, a tak w pomyślności jak wszelakich przygodach wzajemnie wspierać się będą i znosić. Po zawarciu takiego przymierza, uczcili się nawzajem upominkami i rozjechali.
Henryk biskup Praski, sam pochodzący z rodu książąt, wymógł to na Henryku cesarzu nie tylko prośbami i powagą duchowną, ale hojnością i obietnicami, aby pokrewni jego Przemysław w Czechach, a Władysław w Morawach książęce przydzierżyli rządy; a na przyrzeczone cesarzowi pieniądze sam stawił rękojemstwo. Których atoli gdy w naznaczonym czasie nie złożono, cesarz, już-to z tej przyczyny, już z urazy ku Przemysławowi książęciu Czeskiemu, że z nieprzyjaciołmi jego książętami Saskiemi wszedł był przeciw niemu w przymierze, Henryka biskupa Praskiego, który pod ów czas u jego dworu gościł, wyniósł na godność książęcą i władztwo Czech mu powierzył. A jakkolwiek panowie Czescy stanęli wiernie przy książęciu Przemysławie przeciw Henrykowi biskupowi Praskiemu, gdy wszelako tenże Henryk biskup z Niemcami i niektórymi z przychylnych sobie Czechów zbliżył się do stolicy, odstąpili wszyscy Przemysława i przystali do biskupa Praskiego Henryka. Zaczém Przemysław bojąc się, aby go swoi nie wtrącili do więzienia, ratował się ucieczką. Henryk zaś biskup opasawszy wojskiem Pragę, której stronnicy Przemysława bronili, po pięciomiesięczném oblężeniu, Prażan do poddania się przymusił.
Obdarzywszy kraj pokojem wewnątrz i zewnątrz, zwojowawszy nieprzyjacioł i zmusiwszy ich do posłuszeństwa i daniny, Kazimierz książę i monarcha Polski zasłynął głośno swą pomyślnością u swoich i postronnych, że tak srogie wojny orężem i radą dzielną szczęśliwie ukończył, zkąd niektórzy utrzymywali, że wyrównał ojcu swojemu Bolesławowi Krzywoustemu. Tusząc że nadal swobodnie już odetchnie i resztę dni w błogim pożyje pokoju, wszystkę myśl i staranie zwrócił do urządzenia spraw krajowych, które w ciągu poprzednich wojen zwichnęły się były nieładem albo w zaniedbanie poszły; nadewszystko umyślił zająć się budową i przyozdobieniem miast i grodów. Ale losy zawistne nie dozwoliły mu spełnić swego zamiaru i nadziei poddanych, już tym nowym rodzajem pomyślności aż do zbytku radujących się, aby snadź nie przekroczył granic szczęścia ludzkiego, gdyby i zwycięzcą tak sławnym i tak chwalebnym miał być razem rządcą i swego państwa odnowicielem. Gdy bowiem w mieście Krakowie, według swego zwyczaju, dzień Ś. Floryana, patrona tego miasta i Polski, uroczyście i z wielką pobożnością obchodził, czyniąc wspaniałe i godne siebie ofiary, a ubogich Chrystusa i nędzarzów z książęcą opatrując szczodrotą, przypadło z kolei nazajutrz w dzień Ś. Gotarda przyjmować u stołu biskupów, panów i przedniejszych kraju dostojników. W ciągu uczty, przy rozochoceniu się umysłów, wspomniano dawne wyprawy, trudy rycerskie, i pod wodzą Kazimierza odniesione po wiele kroć zwycięztwa: stanęły w myśli te których unikniono, lub które pokonano niebezpieczeństwa, a po nich zasłużone wczasy, chwile błogie i spokojne, w których spólną chlubić się godziło swobodą i szczęśliwością. Wszystek ten blask chwały i pomyślności przyznawali Polacy Kazimierzowi książęciu swemu i monarsze, że pod jego wodzą i rządem wspomniane wtedy odnieśli korzyści, i tak szczęśliwe zewnątrz i wewnątrz kraju prowadzili wojny. Kiedy już wszyscy wspaniale i hojnie ugoszczeni zabierali się do wyjścia, książę Kazimierz uczyniwszy jeszcze biskupom niektóre zapytania o przeznaczeniu i nieśmiertelności duszy, o przyszłém życiu i szczęśliwości błogosławionych; a ciekawiej nieco zapuściwszy się w badania rzeczy głębszych, i wychyliwszy skromny puhar, zaprawiony jak wieść niesie trucizną, nagle padł na wznak, utracił zmysły, a z zwiększeniem się słabości w kilka godzin ducha wyzionął. Niektórzy twierdzili, że umarł przyrodzoną śmiercią; ale inni utrzymywali, że zgładzony został umarzającym napojem, który mu podać miała jedna z niewiast Krakowskich, chcąc go do lubieżności i miłosnych z sobą związków pobudzić. Mimo upomnień Pełki biskupa Krakowskiego, nie ustawał był w nałogu występnym cudzołostwa, za to zmarł nagłą śmiercią od zadanej sobie trucizny. Atoli zgon jego tak rychły i niespodziewany wzbudził żałość wielką i płacz nie tylko małżonki książęcej i dwóch synów małoletnich Leszka i Konrada, ale oraz biskupów i rycerstwa; wnet z komnat książęcych rozległ się jęk po całej stolicy. Wielbiono w nim „zacnych przymiotów monarchę, szczęśliwego zwycięzcę, prawego szafarza sprawiedliwości, surowego karciciela przestępnych, łagodnego i przystępnego dla dobrych, który poznosił ciężary i nadużycia, zaprowadził zbawienne ustawy, stał się zgoła odnowicielem i ojcem ojczyzny.“ Pochwały te mieszano z żałosném narzekaniem i jękiem. Czwartego dnia dopiero, gdy już przygotowano wszystko do pogrzebu tak znakomitego książęcia, odprawiono w kościele Krakowskim z wielką okazałością i przepychem obrząd żałobny, i zwłoki monarchy złożyło własnemi rękami i ze czcią należną rycerstwo w grobie, sporządzonym w bocznej stronie chóru kościelnego. Miał ten książę zacne w sobie przymioty: prawość duszy, pomiarkowanie, oszczędność, i inne podobne tym cnoty, któremi w całém życiu się odznaczał: dla tej też obyczajów słodyczy, ludzkiego i przystępnego serca, od wszystkich stanów wielce był żałowany.
Po odprawieniu z wszelką przystojnością żałobnego obrzędu, nakazano i złożono zjazd walny w Krakowie, celem obrania nowego książęcia. Przez dni kilka z przyczyny rozróżnienia zdań trwały dość żwawe spory. Poczém Pełka biskup Krakowski w zabranym głosie do rycerstwa i zgromadzonego ludu jął wymownie przekładać: „że w wyborze nowego książęcia nie należało żadnej czynić zwłoki, lecz z uwagi na dobrodziejstwa, które Kazimierz ojczyznie wyświadczył, z dwóch jego synów jak najspieszniej obrać jednego, nimby chytry Mieczysław, lub inny z książąt ubiegających się o stolicę Krakowską, jakiego pokusił się zamachu; i że w ten sposób przystało zawdzięczyć Kazimierzowi, najlepszemu monarsze, jego dla kraju i dla wszystkich obywateli zasługi i dobrodziejstwa. Którego chociaż Bóg zawcześnie do swej chwały powołał, zostali jednak po nim dwaj synowie, a w nich jeśli nie zupełny, podobny przecież obraz cnót i wybornych ojca przymiotów. A jako trzoda bez pasterza, tak kraj bez rządcy i zwierzchnika ostać się bezpiecznie nie może. Nie zdało się i to pożyteczném dla kraju i dla pojedynczych obywateli, ani bezpieczném dla całości praw i dobra powszechnego, aby z odrzuceniem swojego i w kraju wychowanego książęcia, pod obce nachylać się panowanie.“ Te i inne wywody, z wielką przełożone gruntownością, tak trafiały do przekonania, że zgodzono się powszechnie, „aby Kazimierza, starszego z synów Leszka, powołać do rządów.“ Gdy więc za tém zdaniem oświadczył się senat (senatus) i większa część rycerstwa, jeden z panów wystąpił z głosem przeciwnym, twierdząc: „że zła to rada, złego przykładu dzieło, aby do rządzenia wielkiemi państwy i narody wysadzać dziecko; a iżby wiek pacholęcy i niedoświadczony, który może obłąkać się i w rządach swej władzy nadużywać, panował nad wiekiem dojrzałym i roztropnym; zkąd słuszna obawa, aby przez jego rząd nieudolny sprawy krajowe i mądre postanowienia Kazimierza nie upadły, a ludy dannicze zyskawszy sposobną porę nie wyłamały się z posłuszeństwa. Radzi zatém o ojczyznie myśleć raczej niżeli o dzieciach, a dla ustalenia kraju dobrym rządem i pokojem, wziąć na stolicę albo Mieczysława Starego książęcia Wielkiej Polski, który nawet do tronu większe zdawał się mieć prawo niżeli zmarły obecnie Kazimierz, albo Mieczysława książęcia Opolskiego i Raciborskiego, gdy pod rządem i zwierzchnictwem jednego z tych książąt lepszych dla ojczyzny spodziewać się można owoców, niżeli pod opieką dziecka.“ Zgadzali się niektórzy z głosem mowcy, i z wolna do niego przechylali; a może większa część byłaby za nim poszła, odstąpiwszy zdania Pełki biskupa Krakowskiego, gdyby go tenże Pełka nie był stanowczo odparł, dowodząc: „że to, co mowca przedstawiał, wtedy dopiero miałoby wagę, gdyby prawo wyboru nie ubliżało prawu następstwa. Ale w obecnej radzie, mówił, gdzie rzecz się toczy nie o wyborze, lecz o prawém następstwie, wywody i wnioski przełożone miejsca nie mają: byłoby to bowiem wielką krzywdą, a nawet nieludzkim czynem i okrucieństwem, dziedzictwo synów książęcia Kazimierza, którzy niezadługo dojdą do pełnoletności, wydawać komuś obcemu, gdy z prawa Boskiego, kanonicznego i cesarskiego nie tylko synom doletnim ale nawet pogrobowym ojcowizna w spadku należy. Dla zachowania zaś ojczyzny w całości, utrzymania jej powagi, za rządu spraw krajowych i odpierania przeciwności, cóż nam przeszkadza ustanowić pełnomocników i zastępców, i tym powierzyć rząd i opiekę nad książętami i ojczyzną? Wszak-to królowie i książęta, chociaż w dojrzałym wieku, częściej sprawują władzę przez swych namiestników i rządców, niżeli sami przez się.“ Przyjęto wniosek ten biskupa; zaczém oddaliwszy wszelkie przeciwne temu zdania, powstali z miejsc swych panowie i rycerstwo, i głośne pod niebo wznieśli okrzyki: „Niech żyje Leszek, książę i pan nasz, na wieki!“ I spiesznym krokiem udawszy się do komnaty sypialnej, pacholę świetnie przybrane, Leszka powabnego jasnym włosem, od którego nazwany został Leszkiem Białym, prowadzą na widok publiczny i sadzają na ojcowskiej stolicy, mianując go swoim książęciem; poczém jemu i państwu obierają dwóch opiekunów (curatores), Pełkę biskupa Krakowskiego i brata jego Mikołaja wojewodę Krakowskiego, którym przyrzekają uległość wszelaką i posłuszeństwo, dopóki książę nie dorośnie. Ta zgodna wola panów i rycerstwa wszystkich napełniła wielką radością, i winszowano sobie powszechnie, że z pnia umarłego drzewa szczep tak nadobny wykwitnął. Któremu aby tém większą nadać trwałość, Mikołaj wojewoda Krakowski, mąż w owe czasy przeważny radą i roztropnością, wiedząc, jak płoche są umysły ludzkie i pochopne do zmiany, wynurzył naprzód uprzejme wszystkim dzięki, że raczyli wzgląd mieć tak na ojczyznę jak i syny książęce, i w sposób tak godny siebie i uczciwy zaradzili potrzebie Rzeczypospolitej. A iżby przy tém dziele wiernie i statecznie wytrwali, a nie kwapili się kiedy do jakiego odstępstwa, odebrał od każdego uroczystą przysięgę. Konrad zaś młodszy, któremu przydano do rządów Krystyna wojewodę Mazowieckiego, wziął w całości Mazowsze i Kujawy z należącemi do nich powiatami.
Ruscy książęta na zjeździe odbytym w Kijowie uchwalili wyprawę przeciw Połowcom, ustawicznie ich kraje najeżdżającym. Zaraz więc z wiosną, Światosław Wszewołodowic książę Kijowski, Ruryk Rościsławic, Hleb Światosławic, Hleb Jurgiewic (Juryowicz), Turowski, Włodzimierz Hlebowic, Mścisław Romanowic, Izasław Dawidowic i Wszewołod Mścisławic, książęta Ruscy, wraz z rycerstwem Halickiém, Włodzimierskiém i Łuckiém, przysłaném przez Romana książęcia Włodzimierskiego, wkroczyli do kraju Połowców, i dnia dwudziestego Czerwca z ciągnącemi przeciw nim w wielkiej sile i chełpiącemi się swą odwagą Połowcami stoczywszy bitwę, przy pomocy Bożej porazili ich na głowę. Legło wielu zabitych, wielu dostało się do niewoli, mała tylko liczba zdołała umknąć w popłochu. Rusini opanowawszy ich obozy i zabrawszy łupy znamienite, z wielką chwałą zwycięztwa do kraju swego wrócili.
Henryk biskup Praski i książę Czeski, wpadłszy zbrojno do Moraw, wygnał powinowatego swego Władysława; poczém zgromadziwszy tak z Czech jako i Moraw większe jeszcze wojska, z rozkazu cesarza Henryka, nieprzyjaznego Albertowi margrabi Serbskiemu, wtargnął do Serbii, i niszcząc ją orężem, wielu niegodnych wspomnienia czynów, nie tylko na osobach świeckich i wieśniakach, ale na klasztorach i sługach Bożych bezkarnie się dopuścił.
Igor książę Ruski, pragnąc równą albo większą jeszcze pozyskać sławę, niżeli wspomnieni wyżej książęta, pogromem Połowców i spustoszeniem ich ziemi, wybrał się zbrojno z dwoma synami swemi i Nowogrodzanami z Siewierza (Siewior), tudzież bratem swoim Wszewołodem Olhowicem i rycerstwem ściągnioném z Czerniechowa, przeciw Połowcom. Lecz jakkolwiek znaczne wojska barbarzyńców udało im się z razu pokonać, gdy atoli na jedném nie przestając zwycięztwie, postanowili przejść rzekę Don, aby wszystek naród Połowców wytępić, i tém większą okryć się chwałą, im dalszą w pochodzie przebyliby przestrzeń, której przed nimi żaden jeszcze oręż nie zmierzył, zastąpiły im u Donu mnogie hordy Połowców, i tak straszną zadały klęskę, że z tej rzezi nikt prawie głowy nie wyniósł. Poczém barbarzyńcy około Pereasławia wysypali się na ziemię Ruską, i pochwytali wszystkie zamki nad rzeką Sułą.
Mieczysław książę Wielkopolski, oburzony wyniesieniem Leszka Białego na stolicę Krakowską, osieroconą przez zgon Kazimierza, a to za sprawą Pełki biskupa, tudzież rycerstwa ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, bez jego wiedzy i porady; zebrawszy liczne koło swych panów i starszyzny, przełożył im z cierpkością, „jak to bolesnym dotknęło go ciosem, ile w duszy ponosił cierpień i goryczy, jaka ztąd jemu i wszystkim swoim tak obecnie jak i na potém sromota, że na stolicę, która jemu należała, wyniesiono nieletnie dziecko.“ Wszystkę zaś winę składał na Pełkę biskupa Krakowskiego i rycerzy ziemi Krakowskiej, twierdząc, iż, „dlatego przyznali monarszą godność dziecięciu, aby wszystek rząd i władzę piastowali w swych ręku, i sami rzeczywiście panowali, a Leszek ze czczém mianem książęcia ukazywał się na majestacie. Że panowie Krakowscy umyślili Leszka i Konrada, bratanków jego, w dzieciństwie głaskać pochlebstwy, a gdy do lat dojrzałych przyjdą, zgładzić trucizną, i wytępiwszy ród książęcy, ogarnąć panowanie. Że nie pierwszy-to raz, ale już powtórnie panowie Krakowscy uczynili mu tę krzywdę, wyłączając go od tronu. A lubo pierwszą za życia Kazimierza brata zniósł cierpliwie, aby krajowi oszczędzić klęsk i nieszczęść domowych, tej jednak, którą obecnie mu wyrządzono, żadną miarą nie zniesie, gdy z wielorakich względów jemu, jako najstarszemu, należało księstwo Krakowskie, nieprawnie mu kiedyś wydarte, również opieka nad małoletniemi książęty nikomu właściwiej jak jemu nie przystała. Że zatém postanowił orężem zmazać tę hańbę, i pomścić się krzywdy wyrządzonej mu przez Krakowian, albo umrzeć chwalebną śmiercią, aby wiek jego sędziwy nie był celem wzgardy i pośmiewiska.“ A gdy wszyscy to postanowienie uznali za skuteczne i nieodzowne, każe swoim co żywo i jak najskrzętniej brać się do oręża. Nadto, Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego, Mieczysława Opolskiego i Raciborskiego, bratanków swoich, synów Władysława wygnańca, i Mszczuja książęcia Pomorskiego, zięcia swojego, wielokrotnemi prośby i namowy zachęca, aby mu osobiście stanęli ku pomocy. Dla nadania zaś tej wojnie tém słuszniejszego pozoru, śle poselstwo do Pełki biskupa Krakowskiego, jako przedniejszej głowy, z żądaniem: „aby wybór Leszka książęcia, jego bratanka, jako nieprawy, i z krzywdą a zniewagą jego dopełniony, odwołano, a jemu rządy państwa, stolicę monarszą i księstwo Krakowskie oddano.“ Ale gdy Pełka biskup Krakowski i starszyzna ziemi Krakowskiej żądanie to słuszniejszemi odparli wywodami, przecząc, iżby do rządów i stolicy Krakowskiej służyło mu prawo, do którego się przyznawał, i stanowczo orzekli, „że woleliby śmierć ponieść chwalebną, niżeli zezwolić na uchylenie swojej uchwały i wywłaszczenie z dziedzictwa sierot opiece ich powierzonych,“ Mieczysław Stary książę Wielkopolski, ruszył zbrojno przeciw rycerstwu ziemi Krakowskiej, mając z sobą Mieczysława książęcia Opolskiego i Raciborskiego, Jarosława syna Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego, swego bratanka, a nadto książęcia Pomorskiego i syna swego Bolesława, i z wojskiem tak konném jako i pieszém ciągnął ku Krakowu, w zamiarze odzyskania zwierzchniego władztwa, pełen zapału i dobrej otuchy. Postępowały za nim z wolna odwodowe posiłki książąt sprzymierzonych. Nie spodziewał się zaś by najmniej Mieczysław, aby Krakowianie chcieli z nim przyjść do rozprawy, ale tuszył, że zechcą przystąpić do układów, i złożywszy z stolicy Leszka Białego, jego uznają książęciem i monarchą.
Wiedzieli dobrze panowie i rycerze Krakowscy, z jakiém sił wytężeniem i gorliwością, z jakim zapałem, z jak liczném nakoniec wojskiem Mieczysław Stary książę Wielkopolski występował przeciw nim do boju: zaczém i oni z ziem Krakowskiej, Sandomierskiej, Lubelskiej, Mazowieckiej, Kujawskiej, Brzeskiej nad brzegiem Bugu leżącej, i innych powiatów Rusi, które Kazimierzowi za życia jego podlegały, zebrawszy siły, a nadto, Romana Mścisławica książęcia Włodzimierskiego, a powinowatego synów książęcia Kazimierza, który licznemi tegoż Kazimierza ujęty był dobrodziejstwy, wezwawszy ku pomocy, wyszli na odpór, broniąc pustoszenia włości, które był Mieczysław Stary rozkazał niszczyć pożogą. Już do Jędrzejowskiego klasztoru i miasta leżącego w dyecezyi Krakowskiej dotarł z wojskiem swojém Mieczysław, poczém nad rzeką Mozgawą, o mil cztery od rzeczonego klasztoru, położył się obozem, gdy go doszła wieść, że nieprzyjacielskie hufce Krakowskiego rycerstwa nadciągają. W tém przeto miejscu oba wojska spotkawszy się stoczyły bitwę. Krakowianie bowiem wiedząc, że posiłkowe oddziały jeszcze się z Mieczysławem nie połączyły, natarli na jego wojsko, aby nie działać z wszystkiemi razem, a tym sposobem ułatwić sobie zwycięztwo. Lewe skrzydło prowadził książę Roman, prawem dowodził Mikołaj wojewoda Krakowski. Goworek zaś wojewoda Sandomierski zostawiony był w odwodzie. Przeciągnęła się bitwa od dziewiątej godziny rannej (a tertiis) aż do wieczora. Walczyły obie strony z wielkim zapałem, lubo z jednej i drugiej występowali bracia, krewni, powinowaci, świekrowie, zięciowie, i rozmaitego stopnia i rodzaju należący: nikt nie powstrzymał się w zapędzie, nie zawściągnął oręża, nikt bratu, krewnemu, przyjacielowi nie przebaczył; ale siekąc się nawzajem, jak najsrożsi nieprzyjaciele, najzawziętsi przeciwnicy, krwawą przedłużali walkę. Gdy więc ani ci ani owi ustąpić nie chcieli, stała się rzeź straszliwa, i stosy trupów zaległy pole bitwy. Sami nawet książęta, którzy biegnąc swoim na pomoc, i usiłując podtrzymać walkę, wmieszali się do boju, nie uniknęli ciosów. Bolesław bowiem, syn Mieczysława Starego, w oczach ojca pchnięty rohatyną, spadł z konia i ducha wyzionął. Mieczysław Stary książę Wielkopolski, raniony od jednego z szeregowców, który nacierając nań ostrzem szabli coraz silniej dojeżdżał, byłby niezawodnie zginął, gdyby zrzuciwszy z głowy szyszak nie był zawołał że jest Mieczysławem książęciem i że błaga o miłosierdzie: rycerz ten bowiem, wzruszony majestatem książęcia i jego siwizną, nie tylko oręż zatrzymał, ale uniosłszy książęcia z pola bitwy, aby z czyjej ręki nie doznał ciosu, nakłonił do ucieczki i ratowania swego zdrowia. Niemniej Roman Mścisławic książę Włodzimierski, wielu razami z przodu ugodzony, gdy widział, że jego Rusacy częścią polegli, częścią w nieładzie pierzchali, sam uchodząc niebezpieczeństwa opuścił pole. Dopieroż kiedy tłumy rycerstwa z obojej strony bądź upadły w boju, bądź od ran poniesionych posłabły, ustała walka, która z taką toczona była zaciętością, że obadwa wojska krwią broczące zarówno miały się za zwyciężone, i nikogo nie znaleziono na pobojowisku z innemi jak tylko z przodu odebranemi ranami. Pokrewne oręże, bratnie szyki, wspólne znaki wojenne, synowie jednej ojczyzny, jednego języka plemieńcy, szałem zaślepieni, pierwszy raz wtedy po nieprzyjacielsku z sobą walczyli. Sam tylko książę Mieczysław Laskonogi w powszechnej trwodze dotrzymał placu, a ztąd chlubił się, że przed nim tylko samym zatrzymało się zwycięztwo. Gdy obadwa wojska z pola bitwy pierzchały w popłochu, Mieczysław książę Opolski i Raciborski, który miał także wspierać w boju Mieczysława Starego, książęcia Wielkiej Polski, lecz późno nadciągnąwszy nie miał w bitwie udziału, wraz z bratankiem swoim Jarosławem, synem Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego, i z oddziałami swemi wstrzymując i zbierając w szyki rozsypujące się rycerstwo Mieczysława Starego, zajął plac bojowy i z podniesionemi znakami stanął obyczajem zwycięzców. Goworek wojewoda Sandomierski chciał mu wydrzeć ten tryumf pozorny, dla którego poczęło było kupić się przy nim rozproszone rycerstwo Krakowskiej ziemi. Nie zmieszany szczupłością swojej siły i popłochem wojska przerażonego świeżą klęską, wystąpił do rozprawy i walczył z zaciętością: ale gdy celniejsi z jego towarzyszów polegli, a reszta nie zdołała sprostać mnogości nieprzyjacioł, osądziwszy iż uciekać byłoby dlań sromotą, oddał się żywcem w ręce przeciwnika, i długo potém znosił więzy, pokąd go z niewoli nie wypuszczono. Mieczysław zaś książę Opolski wraz z swym synowcem Jarosławem, obawiając się, aby rycerstwo Krakowskie znowu nań nie uderzyło, zabrawszy z sobą Goworka wojewodę Sandomierskiego, tudzież innych jeńców Krakowskich, i zdobycze uniesione na znak zwycięztwa, opuścił pole bitwy. A dowiedziawszy się od szpiegów i gońców, że Mieczysław Stary ciężko raniony w lektyce zaniesionym został do Poznania, cofnął wojsko swoje i bratanka swego do Szlązka.
Troskliwy o los toczącej się wojny Pełka biskup Krakowski, we wsi swojej Dzierzążni, o dwie mile od miejsca boju odległej, zatrzymawszy się, kołysany naprzemian nadzieją i trwogą, łzami i modlitwami wypraszał u nieba zwycięztwo. Tymczasem przybywa z pola bitwy jeden z zbiegów, i biskupowi ciekawie dopytującemu się o wypadek walki oznajmuje, że Krakowianie, Sandomierzanie i Roman książę Włodzimierski z swemi wojskami pobici od Mieczysława Starego, książęcia Wielkopolskiego, znaczną ponieśli klęskę, że obadwaj wojewodowie, książę Roman, i przedniejsi panowie polegli; Mieczysław zaś Stary w wielkim tryumfie, z łupami na nieprzyjaciołach zdobytemi, szybkim pochodem spieszy do zajęcia Krakowa. Jeszcze ten nie skończył opowiadania, kiedy drugi nadbiega, a wnet za nim i inni, z których każdy o owej bitwie inaczej zdawał sprawę. Pełka zatém biskup, chcąc z pewnością dowiedzieć się prawdy, wysyła jednego z swoich księży, przebranego dla niepoznaki, na miejsce stoczonej bitwy, aby o wszystkich szczegółach, co i jaką koleją się stało, i co za los spotkał wojewodów Krakowskiego i Sandomierskiego, tudzież książęcia Romana, dokładnie się wywiedział, zalecając mu przytém zwinność, czujność i ostrożność. Ten pieszo na pobojowisko przed zachodem słońca przybywszy, powziął o wszystkiém dokładną wiadomość, częścią od tych, którzy wpółżywi jeszcze na ziemi leżeli, częścią od oprawców zdzierających łupy z umarłych i konających. Z tą więc wiadomością wrócił do biskupa swego Pełki, i opowiedział porządkiem wszystkie wypadki, oznajmując: „iż Mieczysław Stary książę Wielkiej Polski, straciwszy w boju syna Bolesława, i ciężką odebrawszy ranę, uszedł prawie zwyciężony; Goworek zaś wojewoda Sandomierski od Mieczysława książęcia Opolskiego, i wojska, które z nim nadciągnęło, na głowę pobity, dostał się w niewolą; książę nakoniec Roman Mścisławic raniony na Ruś umknął; inni, dokąd którego losy poniosły.“ Pełka biskup srodze tą wieścią przerażony, chcąc radzić jak najspieszniej o losie sierot książęcych i ojczyzny, zaraz nocy następnej pobiegł za książęciem Romanem, którego w drodze dopędziwszy, błagał usilnie „ażeby z tą resztą wojska, jakie miał ze sobą, szedł do Krakowa, i zamek z synami książęcemi zasłonił przed srogością Mieczysława Starego, o którym nie wątpił, że mając czém uzupełnić swoje wojsko, pospieszy zajmować Kraków.“ Ale książę Roman oświadczył, „że dwie ku temu miał przeszkody; brak wojska, które w bitwie częścią wyginęło, częścią poszło w rozsypkę, i rany w ciele już wzbierające puchliną.“ A gdy biskup zasięgał jego rady, „coby w tak niebezpiecznym razie czynić należało dla dobra i ocalenia ojczyzny?“ „Ratować życie (odpowiedział), i Kraków, wszystkich ziem stolicę i głowę, bronić od najazdu nieprzyjacielskiego; bo gdy ta ocaleje, wszystko snadniej i szczęśliwiej się powiedzie.“ Usłuchał tej rady biskup Pełka; a nazajutrz Mikołaj wojewoda Krakowski, pozbierawszy wojsko i postanowiwszy śmiałym czynem zetrzeć hańbę poniesioną nad Mozgawą, Mieczysława Starego wstrzymał naprzód w pochodzie; a iżby miasto i zamek Krakowski nie były wystawione na niebezpieczeństwo, pospieszył do Krakowa, i zbrojną załogą nie tylko zamek Krakowski, ale wszystkie inne zamki do dzielnicy małoletnich książąt należące umocnił, a w ten sposób zapobiegł, aby wieść o poniesionej klęsce nie sprawiła jakiego zamieszania, i aby kto nie podniósł rokoszu.
Haniebna nad Mozgawą między Mieczysławem Starym książęciem Wielkiej Polski a rycerstwem Krakowskiém rozprawa o panowanie, sromotna przytém klęska, przez którą wiele narodu w domowej wojnie, nikomu chluby nie przynoszącej, zginęło, długi czas zatrzymała obie strony w działaniu, jakby umowny między niemi stanął rozejm. Wstydził się bowiem Mieczysław Stary książę Wielkopolski, że w stoczonej bitwie wielu rycerzy, wiele majątków, a nadewszystko ukochanego syna swego Bolesława utracił, sam zaś żadnej korzyści z tej walki, okrom ran i ciała zabitego syna Bolesława, nie wyniósł. Sromało się wielce i rycerstwo Krakowskie, że niektórzy porzuciwszy znaki wojenne i pole walki haniebnie pierzchnęli, i zwycięztwo niemal gotowe z rąk wypuścili. W tém powszechném zamieszaniu i nieszczęściu zdało się rzeczą najzbawienniejszą, Helenie, wdowie po książęciu Kazimierzu, niewieście rozumem nad płeć swoję wyższej, powierzyć rząd i władzę zwierzchnią, z tém zastrzeżeniem, ażeby bez rady i zezwolenia Pełki biskupa i Mikołaja wojewody Krakowskiego nic w Rzeczypospolitej nie postanawiała, ani zmieniała, ani nakazywała. A tak, dopóki książęta małoletni nie doszli do dojrzałości, według rozporządzenia rzeczonej księżny Heleny, i godności opuszczone i urzędy osobom zdatnym rozdawano, i książęce dochody i pobory albo do skarbu wnoszono, albo na potrzeby i korzyści Rzeczypospolitej obracano. Polacy bowiem, przejęci miłością dla Kazimierzowego plemienia, zapomniawszy niejako o jej niewieścim stanie, jak razem o jej mężu, woleli rządom kobiecym podlegać, niżeli odstąpić synów książęcych.
Poznański biskup Mrokota, zachorowawszy na zimnicę, umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Rządził biskupstwem lat dziesięć. Po nim nastąpił Filip kanonik Poznański, rodem Polak, szlachcic herbu Wieniawa, naznaczony dnia ósmego Września prawym wyborem przez tajemne głosowanie, a od Zdzisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego za zezwoleniem Mieczysława książęcia Wielkiej Polski potwierdzony i wyświęcony.
Stefan biskup Włocławski, przesiedziawszy na stolicy lat sześć, umarł, i w starym kościele Włocławskim pochowany został. Po nim nastąpił Ogerius, rodem Włoch, z przyczyny niezgodnej elekcyi w kapitule, od papieża Innocentego III naznaczony.
Henryk także biskup Praski i książę Czeski, ciężką złożony niemocą, dnia szesnastego Czerwca życie zakończył. W czasie tej ostatniej choroby, krewnego swego, książęcia Przemysława, którego był strącił z stolicy Czeskiej, a który przewidując śmierć jego, zamyślał już o opanowaniu władzy, wojskami swemi pokonał i z Czech wypędził, lubo zwycięztwo to wiele go krwi rozlewu i straty swoich kosztowało. Po jego zaś śmierci, książę Władysław, brat książęcia Przemysława, uwolniony z więzienia, w którém jako podejrzany, dlatego że był bratem Przemysława, wysiadywał, mając po sobie rycerstwo rządy zwierzchnie odzierżył. Ale zaledwo pięć miesięcy upłynęło, Przemysław brat jego, zebrawszy z Czechów i Niemców poczesny zastęp, wkroczył do Czech, aby z nim rozprawić się o panowanie. Władysław, acz liczniejszą miał za sobą potęgę swoich, nie chciał przecież, jako mąż zgodny i spokojny, z bratem wojować: za pośrednictwem więc wysłanych z obu stron panów, zawarł z nim zobopólny układ i przymierze, i przestając na swej dzielnicy Morawskiej, odstąpił księstwa Czeskiego Przemysławowi. Filip cesarz Rzymski, brat Fryderyka II, którego był kościół Rzymski nie przyjął, kazał go koronować i osadził na stolicy książęcej.
Gdy Leszek książę Polski objął władzę zupełną nad zamkiem i całém księstwem Halickiem, wtedy dopiero między książętami Ruskimi, którzy ubiegali się o księstwo Halickie, powstały żwawe spory. Po długich targach i niezgodach, gdy inni poodstępowali od swego żądania, sam tylko Roman Mścisławic książę Włodzimierski, zmarłego książęcia Halickiego synowiec rodzony, domagał się z różnych powodów, aby mu oddano księstwo Halickie. Ten rozmaitemi namowami, prośbą i pogróżką, rozbił innym książętom Ruskim chęć upominania się o księstwo Halickie. Na Leszka także książęcia Polskiego i panów radnych w staraniu się o to księstwo użył rozmaitych zabiegów, i prośby swoje codzień nowemi popierał przyczynami, przekładając, że byłoby wielką niesłusznością, aby dziedzictwo jego stryja nie na niego ale na kogo innego przechodzić miało, i śmierć stryjowska jeszcze z nowym dlań połączona była ciosem; że żaden z książąt nie ma tyle co on prawa, aby mu to dobrodziejstwo wyświadczono, jak liczne jego dla książęcia Leszka usługi, świeżo nad Mozgawą zdobyte trofea, i pobitych rycerzy jego mogiły poświadczają. Łączył z temi przełożeniami i groźby, głośno się odkazując, że jeżeli mu księstwo Halickie odmówioném będzie, krzywdy swojej orężem i z największą mściwością dochodzić nie omieszka. Trudne było w tej mierze dla Leszka i panów radnych postanowienie, i przez wiele dni przeciągły się rokowania, w czasie których książę Roman pokorniej się już sprawując, nalegał prośbą, aby mu dano księstwo Halickie nie z prawa i powinności, ale z łaski, nie na własność wyłączną i dziedzictwo, lecz tylko w zarząd tymczasowy i z namiestniczą władzą. Żaden z panów radnych nie był za tém, aby księstwo tak znaczne oddawać książęciu Romanowi, który już bez tego dość był możny i bogaty, iżby urosłszy w pychę nie chciał wierzgać zuchwale, a z poddanego nie stał się wrogiem niebezpiecznym. Przekładali, że księstwo to potrzebném było Polsce i znaczne obiecywało korzyści. Wzruszały ich nakoniec żale i prośby Haliczan, wzdrygających się władzy chytrego i zmiennego w charakterze książęcia, który im wielorakiem zagrażał prześladowaniem. Obiecywali oni, że jeżeli wcieleni będą do Polski, a nie dostaną się pod władztwo Romana, składać będą książęciu Leszkowi i Polakom w corocznej daninie pewną ilość złota, srebra, kamieni drogich, szat, koni, wołów i innego dobytku. Nie mógł być na to wszystko obojętnym Leszek książę i panowie radni. Niebezpieczeństwo przyszłej z Romanem wojny, gdyby żądaniu jego nie stało się zadosyć, wiszący nad karkiem inny jeszcze nieprzyjaciel, Mieczysław Stary książę Wielkopolski, obawa, żeby razem z dwóch stron nie doznać napaści, spowodowały nareszcie książęcia Leszka i jego radzców, że własne mimo się puściwszy korzyści, i innych książąt Ruskich żądania, i prośby Halickiego rycerstwa, postanowili księstwo Halickie oddać pod władzę Romana książęcia Włodzimierskiego, w nadziei, że ten Polakom pozostanie wiernym. Jakoż wprowadzili go zaraz na stolicę rzeczonego księstwa, i oddali mu je w posiadanie, nie bez gorzkich utysków Haliczan, wielorakie ztąd nieszczęścia sobie wróżących. Książę zaś Roman przyrzekł z swej strony i przysięgą zaręczył wierność i posłuszeństwo Leszkowi książęciu Polskiemu, a sprawiedliwość i ludzkość Haliczanom. W ten sposób załatwiwszy sprawy Halickie, Leszek książę z swém wojskiem do Krakowa powrócił.
Bolesław, jeden z synów Bł. Jadwigi i Henryka Brodatego książęcia Wrocławskiego, podzieliwszy się za pozwoleniem ojca spadkiem dziedzicznym z braćmi swemi Henrykiem i Konradem Kędzierzawym, książęty Wrocławskimi, wystawny i zbytkowny w życiu, przypadające sobie w udziale księstwo Lubuskie, wraz z zamkiem i jego okręgiem, sprzedał za pewną ilość pieniędzy na wieczne czasy margrabiom Brandeburskim. Od tego czasu rzeczone księstwo i biskupstwo Lubuskie, tak ważne i znakomite, oderwało się od Polski, i niewłaściwie, nieprawnie, wcieliło do marchii Brandeburskiej, nie bez znacznej królestwa Polskiego straty, dotąd jeszcze nie powróconej. Niegodziwość zaś i przewrotność rzeczonego Bolesława książęcia doszła do tego stopnia, że w miasteczku Środzie i na cmentarzu tamecznego kościoła parafialnego ośmset ludzi z jego przyczyny spłonęło.
Tegoż roku w dzień Ś. Michała cesarz Henryk po jedenastu latach panowania w Palermo mieście Sycylii umarł, i w Neapolu wspaniale pochowany został. O nim wielu dziejopisów twierdzi, że w końcu życia wielkim kościoła stał się przeciwnikiem i wrogiem, i kilku biskupów, którzy na jego bezprawia zezwalać nie chcieli, zamordował, za co od stolicy Apostolskiej surową obłożony został klątwą. Gdy przy wyborze nowego cesarza panowie poróżnili się w zdaniach, i arcybiskupi Koloński i Trewirski wybrali Ottona hrabiego Poitou (Pictaviae), syna Henryka niegdy książęcia Saskiego, arcybiskup zaś Moguncki z innymi Filipa książęcia Szwabskiego, brata Henryka VI cesarza, powstała wojna straszliwa, i w wzajemnych walkach okropne spustoszenia i rzezie mordercze rozszerzyły się po całych prawie Niemczech, kędy widzieć było tylko dymy i pożogi. Filip chcąc poprzeć prawo swojej elekcyi, począł wielu panów Niemieckich sobie ujmować, i wezwał na pomoc książęcia Czeskiego Przemysława; którego aby tém mocniej sobie zobowiązał, mianował go królem, i w swojej obecności w Bambergu, albo jak inni twierdzą, w Moguncyi, arcybiskupowi Mogunckiemu na króla Czeskiego koronować kazał. Potém za jego pomocą arcybiskupstwo Kolońskie i inne przeciwne sobie prowincye Niemiec srodze pustoszył. Ale Innocenty papież, nienawidząc Filipa z tej przyczyny, że brat jego tyle był krzywd i zniewag wyrządził biskupom i kapłanom Bożym w Sycylii, jak najusilniej popierał Ottona. Jakoż za jego rozkazem Otto przywdział pierwszą koronę w Akwisgranie, a Filip jako nieprawy wdzierca został wyklęty.
Franciszek, inaczej Franek, a inaczej jeszcze Świątek (Swantko) zwany, biskup Wrocławski, po siedmnastu latach władania na stolicy umarł. Następcą jego był książę Jarosław, syn Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego, za sprawą i staraniem ojca, od Zdzisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony. Ten Jarosław nadał kościołowi Wrocławskiemu wieczystym posagiem i zapisem ziemię Nisseńską z zezwoleniem ojca, z którym się był pojednał przez wpływ i zobopólne pośrednictwo panów, a którego poprzednio, uniesiony burzliwością młodego wieku i zawiścią ku Adelaidzie macosze, gdy widział iż spłodzonym z niej synom ojciec dawał pierwszeństwo, z księstwa Wrocławskiego wygnał, do czego mu niektórzy z rycerstwa występnie dopomogli. Ten także Jarosław nadanie nowych dziesięcin, przez Żyrosława poprzednika swego klasztorowi Lubuskiemu z całego okręgu Lignickiego naznaczonych, jako czyniące znaczny uszczerbek stołowi biskupiemu, zniósł i odwołał.
Przedniejszy między Ruskimi książęty Światosław, kniaź Kijowski, tegoż roku umarł, i w kościele Ś. Cyrylla, który był ojciec jego książę Czerniechowski zbudował, pochowany został. Po jego śmierci książę Ruryk Rościsławicz nad Kijowianami objął rządy, ale później od nich wygnany uciekł do Połowców.
Roman książę Włodzimierski, otrzymawszy ziemię Halicką z łaski, szczodroty i wspaniałości Leszka Białego książęcia Polskiego, zaczął z razu Haliczan głaskać pochlebnie, ale wnet stał się im nieprzyjaznym, a w końcu srogim, i nie długo ważyły u niego przyrzeczenia dane Leszkowi książęciu Polskiemu, któremi się był zobowiązał, że na księstwie Halickiem rządzić się będzie ludzkością i sprawiedliwością. Złamawszy bowiem swój ślub i przymierze, przedniejszych Haliczan, którzy z jego strony niczego się złego nie lękali, przywołanych do siebie uwięził, i jednych publicznie ściąć kazał, drugich zakopać w ziemię i przyrzucić piaskiem, innych ćwiertować, odzierać ze skóry, albo żywcem wywnętrzać, wielu jak drewna do słupa poprzywięzywanych łucznikom brać na cel, i innemi rodzajami śmierci potracić. A gdy krewni, powinowaci i synowie pomordowanych rycerzy, i wszystka niemal szlachta, przerażeni tak dzikiem okrucieństwem, do krajów sąsiednich pouciekali, i w swoich narzekaniach i jękach zwalali całą winę na Leszka książęcia Polskiego i Polaków, że im narzucili za pana tak srogiego ciemięzcę, który nic w sobie nie miał ludzkiego krom postaci człowieczej, Roman udawszy się znowu do swoich wybiegów, począł ich zwabiać nadzwyczajnemi pochlebstwy i obietnicami, a głaskanych przez czas niejaki uczciwém i łaskawém obejściem, wydał w końcu na rozliczne kaźnie i męczeństwa, tak iż wszystkę niemal szlachtę Halicką wytępił i wygładził, przyczém, dla usprawiedliwienia swoich zbrodni, powtarzał to zwykłe, niby świętą jakąś wyrocznię, przysłowie: „że nikt się miodu bezpiecznie nie najé, póki całego roju pszczół nie wybije.“ Taki zaś przestrach swoją srogością nie tylko między swoimi ale i u sąsiadów rozszerzył, w takie urósł wkrótce znaczenie i potęgę, że we wszystkich prowincyach Ruskich rej wodził, i każdego z książąt Rusi miał swym dannikiem i hołdownikiem. Polacy zaś z złowrogiém przeczuciem patrzali na tę wielowładzę Romana, lękając się w duszy, aby kiedyś nie spadła na ich głowy.
Mieczysław Stary książę Wielkopolski, który uciszył się był po klęsce odniesionej nad Mozgawą, znowu odetchnął żądzą sporów i wojny, i ziemię Kujawską, do Leszka i Konrada synów Kazimierza prawnie należącą, a państwom jego przyległą, i dla bliskości samej najsposobniejszą do najazdu, zajął i pod swoje zagarnął panowanie. Tej krzywdy nie mógł pod ów czas odeprzeć książę Leszek i jego opiekunowie, obawiano się bowiem domowej wojny, a z nią nowych klęsk i nieszczęść, gdy zwłaszcza zapaliły się były w kraju żwawe spory między Mikołajem wojewodą Krakowskim herbu Lis a Goworkiem wojewodą Sandomierskim z domu Rawitów, które począwszy od zazdrosnego współubiegania się doszły do tego stopnia zawiści, że po wielu zatargach i wzajemnych podstępach, Goworek wojewoda Sandomierski, lękając się potęgi swego przeciwnika Mikołaja wojewody Krakowskiego, przymuszony był ustąpić na wygnanie do Czech, kędy miał braci i krewnych. Książę Czeski pozwolił mu wrócić do dziedzicznych jego posiadłości, pod tym jednak warunkiem, aby zrzekłszy się dawnego herbowego godła, na znak popełnionej zdrady topór w języku Czeskim bradaticzą, w Polskim Okszą zwany, za herb nowy przyjął.
Zdzisław arcybiskup Gnieźnieński, przesiedziawszy na stolicy lat siedmnaście umarł i w kościele Gnieźnieńskim pochowany został. Na którego następcę lubo kapituła wybrała Tomasza archidyakona Gnieźnieńskiego, wszelako za wstawieniem się Mieczysława, Władysława i Ottona, książąt Wielkopolskich, naznaczonym został Henryk zwany Kietlicz, zakonu braci mniejszych, który był wstąpił do klasztoru Ś. Jakóba w Wrocławiu, urodzony z ojca Teodoryka książęcia Bremeńskiego i Eudoxyi księżniczki Polskiej, a mimo wymawiania się od tej godności, przez Innocentego III papieża, albo jak inni utrzymują, Marcina IV potwierdzony. Miał on bliskim krewnym książęcia Merańskiego, a z Bł. Jadwigą był w trzecim stopniu pokrewieństwa.
Dnia dwudziestego czwartego Kwietnia, Bela król Węgierski, po dwudziestu trzech latach panowania umarł i w Białogrodzie stołecznym pochowany został. Po nim nastąpił syn jego Emeryk, za wspólną i zgodną uchwałą prałatów i panów wyniesiony na tron ojcowski, ale bardzo krótko panował.
Mieczysław Stary, książę Wielkopolski, po nieprawém przywłaszczeniu sobie ziemi Kujawskiej, wytężył wszystkie siły i zabiegi do opanowania księstwa Krakowskiego i zwierzchniej nad Polską władzy: a ponieważ środki wojenne, których wprzódy do tego celu używał, nie powiodły mu się szczęśliwie, wziął się do chytrych podstępów, nad wszelką siłę potężniejszych, i temi tuszył niewątpliwie osięgnąć swoje zamiary. Zaczém Pełkę biskupa, i brata jego Mikołaja wojewodę Krakowskiego, tudzież innych przedniejszego stanu i godności mężów, już-to osobiście, już przez poselstwa i listy, uprzejmością i rozmaitemi dary począł ujmować i namawiać: „aby odstąpiwszy Leszka i Konrada, synów książęcia Kazimierza, którzy jeszcze nie wyszli z lat dziecinnych, wzięli go za pana i monarchę Polskiego, w upewnieniu, że pod jego rządem pożyją błogiej swobody i pokoju.“ Ale gdy owych panów nie mógł tego rodzaju pochlebstwy ułudzić i zniewolić, szczerze bowiem i z serca przywiązani do swoich książąt małoletnich głuchemi okazywali się na wszystko do czego wiódł ich Mieczysław Stary, udał się do samej już matki ich księżny Heleny, wdowy po Kazimierzu, spodziewając się, że swą chytrością potrafi ją usidlić i omamić. Jakoż nie zawiodła go nadzieja. Panowie albowiem, których Mieczysław usiłował skusić prośbami i datkiem, do jej odwoływali się zezwolenia. Przekładał zatém księżnie Helenie i radził: „aby dopuściła go do rządów i zwierzchniej nad Polakami władzy, przez co synom swoim upewni państwo, a wielkie zjedna sobie korzyści i spokojność utrwali. Dopóki on bowiem, któremu jako najstarszemu należy władza i panowanie, występuje z oporem, nie osiedzą się synowie Kazimierza prawnie ani spokojnie na księstwie Krakowskiém, przy którém jest zwierzchnictwo monarsze, lecz za niesłuszne jego podchwycenie i księżna i jej synowie zawzdy będą w niepokoju. Jeżeli zaś księżna Helena z rzeczonego księstwa zechce ustąpić, wtedy on Leszka i Konrada, synów Kazimierza, przyjmie za swoich synów, a potém ozdobi ich pasem rycerskim, wróci im Kujawską ziemię, i zapewni na zawsze państwo Polskie, tak, iżby po jego śmierci nie mogli ani synowie jego ani nikt zgoła rościć sobie do niego prawa. Inaczej, nie zdołają prawnie i spokojnie państwa tego dziedziczyć, ani dziedzictwo ich może być długie i trwałe, nie będzie-li przez niego ustalone i ubezpieczone, gdy wszystka ta trwałość i bezpieczeństwo od jego woli i postanowienia zawisła. Ów zaś wybór, po śmierci brata jego Kazimierza dokonany, mocą którego synowie jej przez Fulkona biskupa i innych panów wyniesieni zostali do rządów i na stolicy państwa osadzeni, błahy jest i śmiechu godny, ani może się utrzymać, jeśli od niego nie będzie uznany i zatwierdzony. Niechajby wreszcie rozważyła, że on starcem już będąc zgrzybiałym nie długo zapewnie pożyje; na ten więc czas krótki nie powinnaby wahać się ustąpić mu księstwa Krakowskiego, przez co synom swoim wielorakie zjedna korzyści.“ Takiemi namowami po wiele kroć nagabana księżna Helena, z właściwą niewiastom łatwowiernością, wszystkiemu co Mieczysław chytrze przedstawiał, uwierzyła, i mimo opierania się i przeciwnych rad Fulkona biskupa, Mikołaja wojewody Krakowskiego i innych panów, postanowiła z synami swemi Leszkiem i Konradem z księstwa Krakowskiego ustąpić, pod warunkami przez Mieczyslawa Starego podanemi, do których zachowania tenże Mieczysław miał się przysięgą zobowiązać. Naznaczono przeto do zatwierdzenia układów dzień Ś. Bartłomieja Apostoła, na który gdy stosownie do umowy między księżną Heleną a Mieczysławem zawartej zebrała się wielka liczba prałatów i panów, Mieczysław Stary warunki przyobiecane uchwala, Leszka i Konrada za synów swoich przyjąć, ziemię Kujawską powrócić i państwo po swej śmierci zapewnić im przyrzeka. Co wszystko nie tylko przez Mieczysława Starego, ale z obojej strony przez panów przytomnych zaręczone zostało przysięgą, pod ów czas przed arcybiskupem uroczyście wykonaną. W uchwale zobopólnej zastrzeżono, że ktoby układy w ten sposób zawarte poważył się naruszać, gwałcić, rozrywać, unieważniać, lub na ich naruszenie, pogwałcenie, unieważnienie nastawać albo zezwalać, ten od arcybiskupa Gnieźnieńskiego, lub innego prowincyi Gnieźnieńskiej zwierzchniego pasterza miał być wyklęty, i lękać się mściwej kary Boga, w którego imieniu fałszywą skłamał przysięgą. Po zawarciu tego rodzaju umowy, księżna Helena z Leszkiem i Konradem i wielu towarzyszącemi jej panami wyjechała z Krakowa do Sandomierza, mając resztą księstw i dzielnic swoich synów zarządzać. Mieczysław zaś Stary, nowo mianowany monarcha Polski, objął w posiadanie miasto Kraków z zamkiem i całém księstwem Krakowskiém, a po kilku dniach w miasteczku Bytomiu zbudował silną warownią, aby rycerstwo Krakowskie utrzymał w posłuszeństwie, a na wypadek rokoszu miał w pobliżu miejsce obronne, do któregoby się bezpiecznie mógł schronić. Wtedy wrócił z wygnania i Goworek wojewoda Sandomierski, odwołany z Czech listami przyjacioł, i u Leszka i Konrada pierwsze otrzymawszy miejsce, nie lękał się już nieprzyjaźni Mikołaja wojewody Krakowskiego, gdy po rozdzieleniu księstw każdy z nich pod innym zostawał panem.
Dnia piątego Maja trzęsienie ziemi w Polsce i przyległych krajach przypadłe w samo południe, i w następnych dniach po kilka kroć powtarzające się, wiele powywracało wież, domów i grodów, które iż w Polskim kraju rzadko się wydarza, wzięte było za dziw wielki, a niektórych przesądną napełniło trwogą.
Konstantynopol, stolica Grecka, kędy pod ów czas Askarius panował, wzięty był przez Wenetów i Franków. Długo wierzyć temu nie chciano, była bowiem przepowiedź, że tylko przez anioła mógł być zdobyty; ale gdy nieprzyjaciele dostali się do miasta przez mur na którym anioł był wymalowany, uważano sprawdzenie się wyroczni w owym dwójznaczniku. Askarius zaś cesarz Konstantynopolitański, po wzięciu stolicy, udał się ku Pontyckiemu morzu do Tersony, a ztamtąd później do Galacyi czyli Halickiej ziemi, która jest częścią Rusi i po te czasy należy do Polski: gdzie od Romana książęcia Ruskiego uprzejmie i nader ludzko przyjęty, przez czas niejaki tamże gościł.
Adelaida, panna pobożna i bogobojna, córka Kazimierza niegdyś Krakowskiego i Sandomierskiego książęcia, ufundowała i założyła w mieście Sandomierzu klasztor mnichów zakonu kaznodziejskiego pod wezwaniem Ś. Jakóba. W panieństwie Bogu służąc dokonała życia roku Pańskiego tysiącznego dwóchsetnego jedenastego, dnia ósmego Grudnia i w tymże klasztorze pochowaną została.
Drugi już rok Mieczysław Stary siedział na stolicy Krakowskiej i monarsze sprawował rządy, a z mnogich obietnic i warunków Leszkowi książęciu i jego matce Helenie zastrzeżonych nic nie wypełniał, ani Kujawskiej ziemi w dawniejszych latach niesłusznie zagarnionej nie zwracał, ale chytrych używając wybiegów, składał się to słabością zdrowia, to ciągłém w sprawach publicznych zajęciem. W ów czas dopiero księżna Helena, wdowa po Kazimierzu, poczęła utyskiwać, że ją Mieczysław Stary płonnemi złudził i oszukał obietnicami; w ów czas poznała, jak dalece jej niewieście sprawy i postanowienia, które ją zawiodły w takie błędy, niewczesnemi były i niższemi od onych rad mężów roztropnych, najmocniej się im opierających. Jeszcze atoli nie tracąc nadziei w uiszczeniu obietnic Mieczysława Starego, przybyła do Krakowa, i naprzód osobiście a potém publicznie nalegała na tegoż Mieczysława, aby pamiętny na układy z nią i synami jej zawarte, oddał im Kujawską ziemię, pasował obu na rycerzów, i zapisem swoim uznał ich po sobie spadkobiercami księstwa Krakowskiego i monarszych rządów. Ale Mieczysław Stary, szczwany i w przebiegi płodny, naprzód łagodnemi słowy księżnę Helenę, wdowę po Kazimierzu a swoję bratową, uspakajał, przekładając, że dosyć jeszcze było na to wszystko czasu; potém, gdy widział, że nie dość mając na jego odpowiedzi, obyczajem niewieścim coraz żwawiej i mocniej nacierać nań poczęła o pogwałcenie umowy: „Większe (rzekł) byłoby prawa pogwałcenie, gdyby pominąwszy jego własnych synów, mających już nie tylko wiek ale i rozum rozwinięty, pierwszeństwo dawać chciała dzieciuchom nieletnim i niedojrzałym. Wszak nie godziło się nigdy, mocą jakichkolwiek umów prywatnych, synom jego, prawym państwa dziedzicom, wydzierać lub określać prawa następstwa, które jest prawem publiczném. Niechajby go zatém nie kłopociła, a chciała pamiętać, że prawo prywatne nie może publicznego osłabiać ani znosić, i że nie w jego było mocy innych naznaczać i zapisem ustanawiać dziedziców, krom tych, którzy z jego lędźwi wyszli, a którzy nie ścierpieliby żadnego przed sobą wtręta.“ Z tej odpowiedzi księżna Helena, wdowa po Kazimierzu, poznawszy, że Mieczysław ani umów, ani prośb jej nie miał na względzie, stroskana i żalu pełna wróciła do Sandomierza, i wielu z panów Krakowskich, których wiernemi niegdyś pogardziła radami, przez listy i posły zaklinała: „żeby krzywdy tak wielkiej, i jej samej i synom wyrządzonej, nie puszczali bezkarnie, i Leszka z Konradem przywrócili na księstwo Krakowskie, przyrzekając, że odtąd w rzeczach publicznych nic bez ich rady nie uczyni.“ Przydawała wagi tej prośbie nie tylko miłość ku synom Kazimierza, którą wielu pamiętnych na dobrodziejstwa ojca w sercach żywiło, ale i nienawiść ku Mieczysławowi, który chcąc na stolicy Krakowskiej bezpieczniej władzę rozpościerać, panów niektórych powyganiał z posiadanych od dawna majątków, pod pozorem, jakoby te do niego należeć miały, a porozdawał je, zarówno jak urzędy i różne posady służbowe, szlachcie Wielkiej Polski, za przychylniejszą sobie uważanej; przewidywano zaś, że z czasem, umocniwszy się na tronie, większą jeszcze liczbę obywateli powywłaszcza. Na złożenie przeto i usunięcie Mieczysława Starego wszystkich obostrzone umysły chętnie zezwalają, i w czasie gdy Mieczysław w Wielkiej Polsce zabawiał, Mikołaj wojewoda Krakowski ubiegł zamek w Krakowie, Leszka Białego i matkę jego księżnę Helenę wprowadził na stolicę Krakowską, i wszystkich mieszkańców zjednał im przychylność; starostom i urzędnikom Mieczysława, tudzież wszystkim, o których wiedział że są jego zwolennikami, kazał udać się za nim do Wielkiej Polski. A lubo wszystkie już zamki i warownie Krakowskiego księstwa zwierzchności Leszka ulegały, sam przecież zamek Bytomski trzymał się w obronie Mieczysława Starego, który silną umocnił go był załogą, i ztamtąd ziemię Krakowską zdzierstwami, zaborami i innego rodzaju łupiestwy gnębić nie przestawał.
Przemysław król Czeski, rozwiódłszy się z pierwszą i prawą swoją małżonką Adlą, margrabi Miśnieńskiego siostrą, pojął powtórnemi śluby Konstancyą, siostrę króla Węgierskiego Beli.
Dnia dwudziestego Stycznia umarł Jarosław biskup Wrocławski, syn Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego, zaledwie lat trzy przesiedziawszy na swej stolicy biskupiej. Pochowany w kościele Wrocławskim. W jego miejsce nastąpił Cypryan, biskup Lubuski, które go poprzednio z opactwa Ś. Wincentego na przedmieściu Wrocławskiém wyniesiono na biskupstwo Lubuskie; prawnie obrany i od Innocentego III papieża potwierdzony. A w nie wiele dni potém, to jest dnia szóstego Grudnia (?) Bolesław Wysoki poszedł za synem Jarosławem, i w klasztorze Lubeńskim (Lubens) pochowany został. Ten miał dwie żony, Wacławę Rusinkę i Adelaidę siostrę cesarzowej, to jest żony Konrada II cesarza. Z Wacławy miał syna Jarosława biskupa Wrocławskiego, i Bolesława, tudzież córkę Algę; z Adelaidy zaś Henryka zwanego Brodatym, Konrada, Jana i córkę Adelaidę, zaślubioną Dypoldowi margrabi Morawskiemu. Ale wszyscy synowie Bolesława Wysokiego zawcześnie pomarli, sam tylko Henryk Brodaty pozostał, który po ojcu księstwo Wrocławskie i inne posiadłości odziedziczył. Młodszy bowiem syn jego Bolesław, gdy dla osiągnienia stanu rycerskiego wybierał się w dalsze kraje i okolice, umarł dnia 18 Lipca, Konrad dnia 3 Czerwca, a Jan 10 Marca. Był więc Henryk Brodaty przeważnym i znakomitym nie tylko spadkiem dziedzicznym wszystkich księstw ojca swojego, ale i świetnym nader związkiem małżeńskim z Jadwigą córką Bertolda książęcia Meranu, która wtedy już osobliwszemi świecąc pobożności swojej przymiotami, daleko i głośno między ludźmi słynęła.
Władysław król Węgierski po krótkiém panowaniu umarł dnia siódmego Maja i w Białogrodzie stołecznym pochowany został. Po jego śmierci Andrzej syn Beli owładnął rządy, w uroczystość Zesłania Ducha Ś. z powszechną radością koronowany. Ten miał za żonę Gertrudę, córkę Bertolda książęcia Meranu, Ś. Jadwigi siostrę rodzoną, która trzech synów, to jest Belę, Kolomana i Andrzeja, i jednę córkę Błogosławioną Elżbietę na świat wydała.
Mieczysław Stary, książę Wielkiej Polski, rozżalony i do żywego dotknięty zmową tajemną panów Polskich, którzy go zwierzchnictwa pozbawili, wszystkie myśli i usiłowania zwrócił ku odzyskaniu władzy. Poniechawszy środków wojennych, które wiele z sobą niosły trudności i rzecz wystawiały na los wątpliwy, wszystek dowcip swój wysilił na wybiegi, dogodniejsze dla siebie, a mniej wymagające ofiary. Usiłował więc zbadać umysły panów Krakowskich; a gdy się przekonał, że w nich nie mógł pokładać nadziei, wszyscy bowiem brzydzili się jego rządem, wziął się do znanych i doświadczonych już sposobów, i księżnę Helenę, matkę Leszka i Konrada, a wdowę po Kazimierzu bracie, pochlebniejszemi jeszcze niż wprzódy jął ujmować namowy. A naprzód usprawiedliwiał jak mógł ciążące na nim podejrzenia, jakoby dążył do złamania umowy; potém umysł niewieści jak największemi głaskał i kusił obietnicami, mówiąc: „Nie mniemaj, Miłościwa bratowo, abym ja warunki zawartej między nami umowy miał lekce ważyć lub łamać; szanowałem je zawsze, i teraz gorliwie ich przestrzegam. Ale wiedz, że panów Krakowskich w tém wina, jeśli nie zostały dopełnione; ci ludzie niegodziwi stawiali mi w ich wykonaniu przeszkody. I nie było właśnie innej przyczyny złożenia mnie z stolicy Krakowskiej, krom tej, że ja odrzuciwszy ich rady, zmierzałem do uiszczenia warunków umową naszą zastrzeżonych. Wiara zatém moja i sumienność w dotrzymaniu przysięgi, dla twego i synów twoich dobra, pozbawiła mnie księstwa Krakowskiego. Ale chociażbym ja sam tę krzywdę chciał z większą niżli mi przystoi znieść cierpliwością, mniemam, że ty dla dobra synów twoich nie zniesiesz, aby owe warunki były mimo puszczone i zaniedbane. Abym cię zaś o mojej ku tobie i synom twoim, a mym bratankom, wierze i przychylności przekonał, odstępuję teraz nawet Kujawskiej ziemi, opuszczam ją, i zapisy, jakie tylko najpewniejsze mieć zechcesz, poczynię i do rąk twoich złożę, ustanawiając synów twoich po mej śmierci dziedzicami księstwa Krakowskiego.“ Księżna Helena zmiękczona takiemi obietnicami, zobowiązuje się Mieczysławowi książęciu ustąpić z stolicy Krakowskiej, byleby warunków przyrzeczonych dopełnił. Ale Mieczysław książę bojąc się, ażeby nowe zamachy, nowe rady panów Krakowskich, a osobliwie Mikołaja wojewody Krakowskiego, na którego skinienia wszystko się działo, nie obaliły i nie zniweczyły tego postanowienia, prosi księżny Heleny: „aby Mikołaja wojewodę Krakowskiego, żąda-li pewności tej umowy, wygnała z kraju i od rad zaufańszych usunęła, iżby jej księstw i posiadłości nie wystawiał na igrzysko, i według upodobania swego nie odmieniał im panów, zsadzając jednych a wynosząc drugich. Dopóki bowiem on pozostanie na swym urzędzie, nie spodziewać się ani wypełnienia umowy, ani utrzymania z nią i synowcami zgody; jeżeli zaś na wygnanie pójdzie, ustąpi z nim to wszystko, coby mogło bądź układy mieszać, bądź zgodę miłą zakłócać.“ To zaś Mieczysław Stary pragnął wymódz dlatego, aby za pozbyciem się Mikołaja wojewody, o którym wiedział, że był bratanków jego Leszka i Konrada stałym i najwierniejszym obrońcą i przyjacielem, snadniej synowie jego Władysław i Otto mogli państwo odziedziczyć. Księżna zaś Helena, wdowa po Kazimierzu, żywiąca już z dawna urazy do Mikołaja wojewody Krakowskiego, a nawet mająca go w podejrzeniu z przyczyny różnych potwarzy, jakie nań miotali jego nieprzyjaciele, oburzeni, że w zarządzie Rzeczypospolitej sprawy niektóre z wielką ścisłością i sumiennością podejmował, snadno zezwoliła na jego usunięcie i wygnanie z ojczyzny. Mikołaj wojewoda dowiedziawszy się, jaka mu groziła przygoda, stanął przed księżną Heleną, wdową po Kazimierzu, i synami jej Leszkiem i Konradem, i z pokorą prosił, „aby pomni na wierne jego zasługi, już spełnione, i które miał jeszcze wypełnić, nie dopuszczali nań sromoty wygnania, dla dogodzenia zwłaszcza jego przeciwnikowi, który dlatego tylko pała ku niemu nienawiścią, że go widzi tak wiernie im i ojcu ich przychylnym; i aby wspólnemu wszystkich nieprzyjacielowi nie poświęcali jego głowy, którą on w walce z tymże samym wrogiem nad Mozgawą niósł za ich całość i zdrowie na największe niebezpieczeństwa.“ Ale gdy księżna i jej synowie nie dawali mu zaspokajającej odpowiedzi (taką bowiem księżna ku wojewodzie Mikołajowi napojona była niechęcią, że na jego prośby głuchą się i nieczułą okazała) rzeczony wojewoda widząc ją w gniewie nieprzebłaganą, i radząc o swojém bezpieczeństwie, udał się osobiście do Mieczysława Starego do Poznania, w nadziei, że u jawnego i nienawistnego sobie przeciwnika snadniej niż u zagniewanej księżny uzyska przebaczenie. Jakoż przyjął go książę Mieczysław nader wdzięcznie i łaskawie, i z największą czcią i przychylnością podejmował. Nie wątpił bowiem, że przez połączenie się z tym głównym państwa dostojnikiem rychlej tron monarszy sobie i synom swoim upewni. Cieszył się, że dla siebie i swych widoków uzyskał dzielną pomoc w tym, który był wprzódy najprzeciwniejszym jego wrogiem, i który swym wyłącznym wpływem już po trzy kroć strącał go z stolicy Krakowskiej. Wszystkie zatem urazy dawne w niepamięć puszcza, i najchętniej mu przebacza, a nadto wielkiemi obietnicami zniewala sobie jego wierność i przychylność, w przekonaniu, że wojewodę mając po sobie, nie będzie mógł być zmuszonym do wypełnienia warunków zawartej z księżną Heleną umowy. I nie zawiódł się w swojém rozumieniu. Za jego bowiem radą i przewodem książę Mieczysław Stary przyjęty był od Krakowian, i równie zamek jako i miasto Kraków, i inne miasta i warownie księstwa Krakowskiego, na rozkaz Mikołaja wojewody i za jego wpływem poddały się pod zwierzchność Mieczysława, który ogarnął w zupełne posiadanie swoje całe księstwo Krakowskie, nie dopełniwszy żadnego z warunków księżnie Helenie zaręczonych; co większa, z nienawiści ku niej, wszyscy panowie Krakowscy stanęli wiernie i przychylnie po stronie Mieczysława. A tak Mieczysław Stary, sądząc się wolnym od przysięgi księżnie Helenie i jej synom wykonanej, gdy (mówił) nie przez jej zrzeczenie się, jak opiewała umowa, ale z przychylnej woli Mikołaja wojewody Krakowskiego panowania dostąpił, do żadnych przeto warunków i przyrzeczeń nie czuł się obowiązanym. I w ten sposób też zaraz księżnie i jej synom, domagającym się wypełnienia zastrzeżeń, odpowiedział: a gdy odpowiedź tę usprawiedliwiali sami panowie Krakowscy, nie tylko ziemi Kujawskiej nieprawnie zabranej nie zwrócił, ale nadto miasteczko Wiślicę, z trzema zamkami do ziemi Sandomierskiej należącemi, które były własnością Leszka i Konrada, opanował: a kiedy się o ich zwrot dopominano, oświadczył: „że on do nich ma prawo, nie do Sandomierskiej bowiem ale do Krakowskiej ziemi należeć mają, że je zatém słusznie zagarnął.“ Podobno nie byłby ścierpiał, żeby i inne miasta i warownie ziemi Sandomierskiej pozostały były w posiadaniu jego bratanków, gdyby dojrzewający w jego myśli wielki zamiar połączenia i zjednoczenia państwa śmiercią niespodziewaną nie był został przerwany. Wprzódy bowiem, nim zamysły swoje począł przywodzić do skutku, zaskoczony śmiercią, w kościele kolegiackim Ś. Pawła w Kaliszu, którego sam najpierwszym był założycielem, w grobie syna swego Mieczysława pochowany został. A gdy miasto Kalisz z dawnego miejsca, na którém pod ów czas znajdowało się, w inne, kędy teraz leży, przeniesiono, kolegiata także kościoła Ś. Pawła do kościoła kolegiackiego Ś. Maryi przeniesioną została; poczém budowa kościoła Ś. Pawła upadła i zniszczała, a z nią i grób książęcy zaginął, który mieszkańcy tameczni pokazują wprawdzie, ale gdzieby był z pewnością nie wiedzą. Zostawił zaś Mieczysław Stary dwóch synów, Władysława najstarszego i Ottona, inni bowiem zawcześnie poumierali. I Otto także, w kilka lat potém umarł, zostawiwszy syna małoletniego Władysława, jedynaka, zwanego Plwaczem; przeco brat jego Władysław, Wielkim i Laskonogim zwany, opiekując się swoim bratankiem, zwierzchnie sprawował rządy.
Dla osadzenia stolicy Krakowskiej, osieroconej po zgonie Mieczysława Starego, innym książęciem, Pełka biskup i Mikołaj wojewoda Krakowski zwołali do Krakowa zjazd powszechny (generalem conventum comitiorum gratia), na którym wspólnie o tém rokować miano. Dokąd gdy liczny zgromadził się poczet rycerstwa, wszyscy zwracali wybór na Leszka Białego, już-to przez wzgląd na zasługi ojcowskie, już dlatego, aby księstwo Krakowskie nie odłączało się od Sandomierskiego, dla osobistych wreszcie przymiotów Leszka, nad którego nikt nie zdawał się lepszy i pożądańszy. Ale sprzeciwiał się temu wyborowi Mikołaj wojewoda Krakowski, twierdząc, iż sromotą było podlegać książęciu, który we wszystkich sprawach swoich kierował się płochą wolą niewiasty. (Rozumiał przez to księżnę Helenę, wdowę po Kazimierzu, a matkę Leszka, zagniewany, że w roku przeszłym przez jej nienawiść wskazanym był na wygnanie). Mała to jednak zdawała się przeszkoda i snadna do usunięcia: stanęła na zawadzie inna, daleko większa i trudniejsza. Mikołaj wojewoda Krakowski i Goworek wojewoda Sandomierski tak jawną i głośną poróżnili się byli nieprzyjaźnią, że jeden drugiemu nie tylko zazdrościł powodzenia, ale stał zdradziecko na zdrowiu. Już dawniej nawet Goworek wojewoda Sandomierski, nie mogąc ścierpieć przewagi Mikołaja wojewody Krakowskiego, wyniósł się był do Czech na wygnanie; zkąd znowu przez Leszka Białego odwołany, gdy Mieczysław owładnął księstwo Krakowskie i monarsze rządy, u Leszka i panów Sandomierskich w najwyższym był zaszczycie. Z nienawiści przeto ku niemu Mikołaj wojewoda Krakowski nie życzył sobie panowania Leszka. Trudno zaś było przy jego oporze postanowić co na korzyść Leszka, gdy na niego i na Pełkę biskupa oglądali się inni panowie Krakowscy, i na ich zdaniu polegali. Po długich przeto rokowaniach, chociaż wszyscy oświadczyli się za Leszkiem, postanowili wszelako oddać mu rządy pod tym warunkiem, ażeby Goworka wojewodę Krakowskiego od siebie usunął i oddalił, gdy dla wzajemnych niechęci dwóch zaciętych przeciwników Rzeczpospolita nie mogłaby sprawowaną być jak należy, ani rady toczyłyby się z ufnością; nie byłoby wierności ani posłuszeństwa. Gdy posłowie Krakowscy przyszli do Leszka Białego z takiém oświadczeniem, długo Leszek z swoimi naradzał się, coby mu czynić wypadało. Pożądaną wprawdzie było rzeczą przyjąć ofiarowane sobie księstwo Krakowskie, i utłumić w ten sposób źródło i podżogę tylu sporów, i wyniknąć mogących wojen domowych. Ale nikt nie zgadzał się na to, aby człowieka niewinnego bez słusznej przyczyny karać wygnaniem, o które sam Mikołaj wojewoda Krakowski nalegał, i dla osiągnienia księstwa Krakowskiego męża rady publicznej, zasłużonego krajowi obywatela, wydalać z ojczyzny. Gdy więc niepewni postanowienia Leszek Biały i jego radcy wahali się w zdaniach, i nie wiedzieli sami, jakąby dać odpowiedź posłom Krakowskim, Goworek wojewoda Sandomierski, chcąc przeciąć ostatecznie węzeł tylu trudności, temi słowy przemówił: „Nie godzi się, Oświecony Książę, aby dla mnie jednego, który jutro może albo dziś jeszcze zstąpię do grobu, cierpiało dobro publiczne; aby dla mojej sprawy upadała sprawa tylu obywateli, i żebyś ty sam opuszczał księstwo Krakowskie, którego dziedzictwo prawem Boskiém i ludzkiém tobie należy. We wszystkich sprawach ludzkich ta jest najlepsza rada, nad osobiste przekładać dobro powszechne. Mało i bynajmniej tu nawet nie chodzi o mnie, bylebyś ty odzierżył Krakowską stolicę: mniemam więc, że wszelką zwłokę i wszczęte z mojej przyczyny trudności skrócić przystoi. Nigdy dla wiernego sługi i rycerza w obronie swego pana śmierć sama nie była straszną; tém większy i mnie czeka zaszczyt, gdy dla rozszerzenia chwały twego panowania niesłusznie pójdę na wygnanie; szczęśliwy, i z całym rodem błogosławiony, jeśli poniosę kaźń niezasłużoną za ciebie i Rzeczpospolitą, której życie winienem.“ Taką oświadczenia swego wielkomyślnością więcej dokazał, niż gdyby dumnie się był stawił: skromnemi bowiem i pokornemi słowy wszystkich poruszył, i sam książę Leszek Biały wolał już o ocaleniu Goworka niż o pozyskaniu księstwa Krakowskiego myśleć. Przywoławszy zatém na zebranie radne posłów Krakowskich, tak im odpowiedział: „Jakkolwiek wdzięczna mi wasza i innych panów Krakowskich wierność i przychylność, którą powodowani wybraliście mnie na stolicę Krakowską, już z przyrodzonego prawa następstwa mnie należącą; nie jestem wszelako tych ziemskich państw i rządów tak dalece chciwy, ażebym dla ich pozyskania okrutnikiem się raczej niżeli prawym książęciem okazywał, iżbym mówię Goworka wojewodę Sandomierskiego, rycerza doświadczonej dla mnie wierności, dla dogodzenia jedynie woli Mikołaja wojewody Krakowskiego, miał od siebie oddalać, i męża niewinnego, wbrew wszelakiej słuszności i sprawiedliwości z kraju wyganiać, a tak tyrańską raczej niżeli książęcą władzą, czynem niepoczciwym i niesławnym, ściągać na siebie sromotę, i z skażoną sławą wstępować na księstwo Krakowskie. Innym więc panom Krakowskim, którzy was przysłali z tém poselstwem, oznajmijcie o mojém postanowieniu, że wolę raczej umrzeć chwalebnie, niżeli niewinnych ludzi tak jak zbrodniów potępiać i karać.“ Skoro książę Leszek mówić przestał, rozszedł się głuchy szmer między radcami Leszka, którzy przyganiali Mikołajowi wojewodzie Krakowskiemu, że więcej okazywał dumy niżeli godności jego przystało; że karmiąc się szkodliwą drugiemu nienawiścią, pragnął świecić z cudzém poniżeniem, żądał rzeczy zbytecznej i nieuczciwej, i sam jeden wywracał to co ich głosy uchwaliły, chcąc nad wszystkiemi swojém zdaniem górować.
Panowie Krakowscy, zawiadomieni przez swoich posłów o postanowieniu Leszka Białego, na złożonym powtórnie zjeździe w Krakowie naradzali się co czynić wypadało; a lubo wszyscy odrzucali warunek wygnania Goworka wojewody Sandomierskiego, jako niesłuszny, i licznemi głosy powoływali Leszka na stolicę książęcą; gdy jednakże Mikołaj wojewoda Krakowski z Pełką bratem rodzonym i inną pokrewnych swoich drużyną temu się sprzeciwiał, wszystka starszyzna panów (senatus) którzy jak bydło szli niewolniczo za jego skinieniem, Władysława książęcia Poznańskiego, syna Mieczysława niedawno zmarłego, obrali książęciem. Nowych zatém wyprawiono do niego posłów, z wezwaniem, aby jak najspieszniej do Krakowa przybywał na objęcie stolicy książęcej, z dwojakiego prawa mu należącej, to jest prawa dziedzicznego następstwa i zgodnego wyboru, świeżo dokonanego przez rycerstwo ziemi Krakowskiej. Ale Władysław Mieczysławic książę Poznański, wiedząc, że panowie Krakowscy wybrali poprzednio Leszka Białego książęcia Sandomierskiego, nie dał zaspokajającej odpowiedzi posłom Krakowskim, z obawy zatargów i wojen, jakie niegdyś zakłócały ojca jego Mieczysława Starego z stryjem Kazimierzem. Posłowie zbijali te obawy, utrzymując, że Leszek Biały nie przyjął wyboru. Zaczém Władysław Mieczysławic, chcąc się dowiedzieć wyraźnej woli Leszka Białego, iżby siebie i ojczyzny nie naraził na domową wojnę, śle do niego z swej strony z oznajmieniem o przybyłém do siebie poselstwie panów Krakowskich, i zapytaniem, azali Leszek wybór swój na księstwo Krakowskie przyjmuje albo odrzuca; przyczém dołożono: „że lubo jemu równie jak Leszkowi, prawem wyboru i dziedzicznego po ojcu następstwa, księstwo Krakowskie przynależalo, wszelako z powinności braterskiej nie chce prawom i życzeniom jego ubliżać.“ Na to Leszek Biały w zebranej radzie wbrew powszechnemu zdaniu odpowiedział: „że jakkolwiek wybrano go na księstwo Krakowskie, wszelako, z przyczyny dołożonego warunku, aby Goworek wojewoda Sandomierski ustąpił na wygnanie, wyboru tego nie przyjął: i obecnie więc, póki ten warunek nie jest uchylonym, trwa w swojém postanowieniu, i nic go skłonić do tego nie zdoła, ażeby z krzywdą i hańbą swego wojewody osięgać miał władzę i majestat książęcy. Niechaj zatém czyni Władysław, co pożyteczném mniema dla siebie i dla Rzeczypospolitej, w upewnieniu, że ani on, ani brat jego Konrad nie będą mu przeszkadzać w osięgnieniu stolicy Krakowskiej.“ Taka odpowiedź Leszka Białego, zapałem raczej młodzieńczym niżli dojrzałym rozmysłem natchniona, zasmuciła większą część duchownych i świeckich, którzy głośno na nię narzekając, z płaczem i żałosném wzdychaniem utyskiwali, że ród najlepszego monarchy Kazimierza, mimo praw tak słusznych, przestanie między nimi dziedziczyć. Władysław zatém Mieczysławowic, zawiadomiony o woli i postanowieniu Leszka Białego książęcia Sandomierskiego, wnet i książąt Opolskiego, Raciborskiego, i Henryka Wrocławskiego, zjednał sobie umysły. Których przychylność acz wiedział iż nie wielką stać mu się mogła pomocą, pragnął jednak, jako mąż roztropny i baczny, wszelkie usunąć niechęci. Wszystko więc ułatwiwszy, Władysław Mieczysławowic do Krakowa przybywa, gdzie od wszystkich panów przyjęty, a wnet zgodną i powszechną wolą za monarchę uznany, objął księstwo Krakowskie. Na tej stolicy z wielką łaskawością sprawując rządy, miłowany od wszystkich, dla każdego przystępny, sędzia baczny i sprawiedliwy, słabszych zasłaniał od ucisku, a w żądaniach słusznych i uczciwych nikomu nie odmawiał ucha. Wszystko co tylko mógł mieć, z wspaniałą hojnością rozdawał między rycerstwo. Lica był przystojnego i siły męzkiej; szpeciły jednak urodę jego nogi zbyt wysokie a cienkie, zkąd nazwano go Laskonogim.
Henryk książę Wrocławski i Szlązki, spowodowany radami i usilnemi namowy małżonki swojej księżny Jadwigi, niewiasty wielce pobożnej i świątobliwej, w dzielnicy swego księstwa, w miejscu, które się teraz zowie Trzebnicą, o mil trzy od miasta Wrocławia odległém, założył klasztor mniszek Cysterskiego zakonu, ku czci i pod wezwaniem Ś. Bartłomieja Apostoła. Na uposażenie zaś rzeczonego klasztoru, miasteczko Trzebnicę, tudzież wsie Lipnicę, Komeszę, Brejtnow, Kotlowice, Tuczmandorf i Hartlipdorf, Sudylno, Jaworek, Strankawę, Kozotmice, i wiele innych, wraz z czynszami i dochodami, któreby na tysiąc osób wystarczyły, wiecznym nadał zapisem; księżna zaś Jadwiga zrzekła się prawa posagowego, jakie miała do tych dóbr klasztorowi odkazanych. Wznosząc zaś z samych posad tak kościoł Ś. Bartłomieja, jak i klasztor i jego przybudynki, w przeciągu lat piętnastu postawił gmachy murowane, pięknej budowy i znacznego nakładu, a w roku 1219 nastąpiło za jego staraniem poświęcenie kościoła. Wiadomą jest rzeczą, że po obliczeniu wydatków na ten kościoł i klasztor, nakład dochodził do trzydziestu tysięcy grzywien Polskich. Przez całe zaś lat piętnaście, w których te gmachy stawiano, Bł. Jadwiga nie dozwoliła książęciu Henrykowi, ani jego sędziom i urzędnikom, żadnego złoczyńcy, o jakąkolwiek bądź zbrodnię obwinionego, śmiercią karać, ale wszystkich przeznaczała do robót około klasztoru Trzebnickiego, tak iżby każdy według przewinienia swego cięższą lub lżejszą podejmując pracę, krócej lub dłużej za popełnione przestępstwo pokutował. Na objęcie zaś tego nowego przybytku sprowadzone zakonnice z klasztoru Bamberskiego, najpierwej go zamieszkały: pierwszą w nim przełożoną była Pietrusza panna, rodem Niemka; drugą Gertruda, córka książęcia Henryka i Ś. Jadwigi; i tak w początkach jak i później przebywało w tym klasztorze obficie uposażonym po sto zakonnic razem. Dlatego zaś miejsce przerzeczone na założenie klasztoru wybrano, chociaż się inne nierównie dogodniejsze nastręczały, że książę Henryk, wielki miłośnik łowów, zapadłszy raz z koniem w to miejsce pod ów czas bagniste, tak się był w błocie zarobił, że nie mogąc się z niego wydobyć, bowiem czeladź i towarzysze jego porozbiegali się byli o podal po kniejach i rozłogach, już tylko wzywał pomocy nieba, i wtedy uczynił ślub, że w tém miejscu klasztor mniszek jak najrychlej zbuduje. Ale jak to zwykle ludzie, w chwilach niebezpieczeństwa wiele najtrudniejszych rzeczy obiecują, a osięgnąwszy cel życzeń, o swych przyrzeczeniach zapominają, tak i książę Henryk, wydźwigniony samej Opatrzności ręką z grożącej mu śmiercią przygody, z którą długi czas się mocował, począł zapominać o ślubowanym tak uroczyście zamiarze, i raczej odwlekał go niżli wypełniał. Ale Bł. Jadwiga, jego małżonka, przeniknąwszy Duchem Świętym, że mąż jej książę Henryk taki ślub uczynił, a nie zabierał się do jego spełnienia, póty nie przestała nań radami zbawiennemi i prośbami nalegać, aby uskutecznił to co ślubował, a o czém, iż wyrzeczone było bez świadka, nie przypuszczał iżby księżna Helena i ktokolwiek mógł wiedzieć, póki nie wziął się stanowczo do dzieła. Gdy więc klasztor był już zbudowany w całości i uposażony, a książę zapytał Pietruszy przełożonej i drugich zakonnic, „czyliby ich klasztor lub one same czego więcej jeszcze potrzebowały, oświadczając, iż każdej potrzebie gotów jest z książęcą hojnością zaradzić; na co odpowiedziano mu, że zapisy im i klasztorowi przezeń poczynione, są dostateczne, i klasztorowi nic już więcej nie trzeba“, od brzmienia tej odpowiedzi nadal miejscu owemu nazwisko, i mianować je kazał Trzebanic, to jest, że niczego mu nie brakuje.
Ogerius biskup Włocławski, przesiedziawszy na stolicy lat pięć, umarł i w kościele Włocławskim pochowany został. Po nim nastąpił Barta, Włoch, audytor pałacu papieskiego, naznaczony od Innocentego papieża.
Błahém z razu i mało znaczném zdało się Leszkowi Białemu zrzeczenie się i odstąpienie księstwa Krakowskiego, z którém wbrew woli i życzeniu przedniejszych panów radnych wyrwał się, raczej z prędkości niż z namysłu; to bowiem zrzeczenie się w późniejszym czasie nie tylko umniejszyło mu sławy i godności, ale i nieprzyjaciół jego i zawistników ozuchwaliło przeciw niemu i podniosło. Ów Roman książę Włodzimierski, który za dobrowolném ustąpieniem i szczodrotą Leszka otrzymał był księstwo Halickie, jak tylko się dowiedział, że tenże Leszek rządy monarsze i księstwo Krakowskie z rąk wypuścił, a siadł jedynie na księstwach Sandomierskiém, Lubelskiém, Mazowieckiém i Kujawskiém, zaraz począł go lekceważyć, już-to z powodu uszczuplonej jego potęgi, już płochości młodego i jeszcze niedojrzałego wieku, który zwykle wystawiony bywa na pokrzywdzenia i szkody. Wnet zrzuciwszy z siebie jarzmo posłuszeństwa, odmówił składania jak dotąd daniny, i nie tylko uznawać się nie chciał lennikiem i hołdownikiem, ale jawnym oświadczył się Leszka i państw jego nieprzyjacielem. Jakoż Polaków w jego krajach kupiectwem trudniących się z majątków poodzierał, i zakazał im prowadzenia wszelakiego z poddanemi swemi handlu. Nadto, przyległe ziemie Sandomierską i Lubelską, naprzód skrytemi, potém jawnemi najazdami trapił. W wielu miejscach nawet porobił zbrojne stanowiska, i mnogim je ludem poosadzał, ażeby z nich mógł kraje Leszka książęcia napadać i pustoszyć. Znosił przez niejaki czas Leszek cierpliwie te krzywdy zelżywe, i śląc do książęcia Romana posłów, upominał go, aby się pomiarkował, w nadziei, że swawolę jego rychlej dobrocią niż odpornym i nieprzyjacielskim orężem powściągnie. Ale gdy Roman namowami i poselstwami Leszka więcej ozuchwalając się niż poprawiając, pokoju i przyjaźni odmawiał, użył i Leszek z swej strony odwetu, i postawiwszy nawzajem zbrojne załogi, Rusinów nieostrożnie wpadających za zdobyczą po kilka kroć przepłoszył, i wkrótce zuchwalstwo ich poskromił.
Dypold książę Morawski, Czechów i Przemysława króla Czeskiego zawzięty przeciwnik, wtargnął zbrojno do Czech, i wielokrotnemi łupiestwy, gwałtami i pożogami, w nieobecności króla Przemysława, który pod ów czas ruszywszy na wyprawę do Niemiec posiłkował Filipa przeciw Ottonowi spierającemu się o państwo, tak je srodze ucisnął, że nawet Pragę obległ i długo trzymał ją w zamknięciu. Dopiero Przemysław król za powrotem z Niemiec uwolnił ją od oblężenia, Dypold bowiem i jego wojsko nie chcieli staczać bitwy.
Roman Mścisławic książę Włodzimierski i Halicki, Kazimierza niegdyś Krakowskiego i Sandomierskiego książęcia rodzony siostrzan, nie przestając na pojedynczych i lekkich wycieczkach, któremi ziemie Polskie dotychczas trapił, powziął tę myśl zuchwałą, aby Leszkowi i Konradowi książętom i panom swoim, którym do zachowania wierności i posłuszeństwa przysięgą się był zobowiązał, walną wydać wojnę, i państwa ich zbrojno najechać. Ośmielały do tej wojny i zapalały umysł Romana, z przyrodzenia dumny i porywczy, wielkie bogactwa samowolą i wydzierstwem nagromadzone, Ruś niemal cała pod jego władzę zagarniona, wojska konne i piesze z tejże Rusi zebrane, Polska podzielona w sobie i na wiele księstw rozerwana, wewnątrz szarpana niezgodą i rosterkami waśniących się między sobą panów, nakoniec wiek młody i niedojrzały samych książąt Polskich, Leszka i Konrada. Obostrzyła nadto umysł Romana odpowiedź Leszka i Konrada, nieco ostra i dotkliwa, dana jego poselstwu. Gdy bowiem żądał wynagrodzenia szkód poniesionych w bitwie Suchodolskiej stoczonej z Mieczysławem Starym, i domagał się, aby mu ziemię Lubelską wieczném dziedzictwem dano, odstąpiono i zapisano, otrzymał odpowiedź: „że jako zbieg nie dotrzymujący placu bitwy nic wcale nie zasłużył.“ Tą odpowiedzią jeszcze bardziej rozgniewany, wielkiemi siły Polskę najechał. Wprzódy jednak, nim z połączonemi razem wojskami granice Rusi przekroczył, wyprawił książę Roman Mścisławic do Włodzimierskiego biskupa swego obrządku osobne poselstwo z darami i prośbą: „aby mu wyprawiającemu się na wojnę przeciw Polsce, którą przez lat trzy zamierzył orężem pustoszyć, dla pomyślniejszego prowadzenia wojny i otrzymania nad nieprzyjacielem zwycięztwa, swoją pasterską władzą pobłogoslawił.“ Ale władyka Włodzimierski, wzgardziwszy przysłanemi sobie upominkami, posłom nalegającym o błogosławieństwo odpowiedział: „że książęciu Romanowi, bezbożnym wojującemu orężem, i podnoszącemu przeciw Polsce nie już niesprawiedliwą ale najsromotniejszą wojnę, gdy Polacy tyle kroć w obronie Rusinów z barbarzyńskiemi walcząc narodami, poświęcali dla nich krew swoję i zdrowie, błogosławieństwa udzielić nie może.“ Ta odpowiedź oburzyła książęcia Romana aż do wściekłości, kazał zatém władyce Włodzimierskiemu oznajmić: „że tej obelgi pomści się śmiercią biskupa, jak tylko z wyprawy Polskiej powróci.“ Ale groźby jego władyka Włodzimierski za nic ważąc, odpowiedział: „że nadaremnie zatrwożyć go usiłuje, gdy dla prawdy śmierć nigdy nie była mu straszną, a Roman sam jeszcze nie wié, czy z bezbożnej wojny powróci.“ Podziwienia zaiste godna stateczność umysłu i wiara, acz w odszczepieńcu biskupie. Połączywszy zatém liczne wojska konne i piesze, zaraz z wiosną wkroczył Roman książę Ruski w granice Polski, i najpierwej ziemię Lubelską jako przyległą sobie nawiedził, wnet i zamek Lubelski, w którym rycerstwo Polskie stało załogą, obległ, i całemi siłami kusząc się o jego zdobycie, gdy Polacy dzielnie zamku bronili, miesiąc czasu pod nim zmitrężył. Poimane w niewolą branki, niewiasty poważne, żony i córki rycerskie, w jakiémsiś zamknięciu jak trzodę kazał trzymać, i Rusinom swoim pozwolił bezwstydnie sromocić. Tymczasem z rozkazu książąt Leszka i Konrada pościągały znaczne wojska z ziem Sandomierskiéj, Mazowieckiéj i Kujawskiéj, które złożyło nie tylko rycerstwo ale i chłopi, a powiększyła jeszcze garść ochotników z Krakowskiego księstwa. Roman uwiadomiony przez szpiegów, że Leszek i Konrad z połączonemi wojskami stoją pod bronią, porzuciwszy oblężenie Lublina, które widział iż mu nie szło po myśli, ruszył dalej w głąb kraju, niszcząc wszystko łupiestwem i pożogą. Odgrażał się przytém: „że nie tylko Polskę całą spustoszy, ale i łacinnikom z ich nabożeństwem koniec położy.“ Wysłani zatém Pełka biskup Krakowski, wraz z Witem Płockim biskupem i niektórymi panami, w celu złagodzenia jego wściekłości, jęli namawiać go do zawarcia pokoju, oświadczając, że Polacy gotowi byli dać mu słuszne zadosyćuczynienie, jeżeli w czém nadwerężyli wzajemnej przyjaźni sojusze. Lecz on w duszy niechętny, pokój wprawdzie obiecał, i posłów złudzonych nadzieją odprawił, napady jednak po kraju coraz dalej począł zapuszczać. Poimawszy niektórych duchownych, kazał miotać na nich strzałami, aby wycisnąć z nich wierne zeznanie, kędy się Leszek z wojskiem swojém ukrywał. A gdy przybył do rzeki Wisły, przeprawił się przez nię częścią na statkach i czółnach, częścią w bród, znalazłszy w kilku miejscach sposobne przejścia, bowiem w czasie posuszy letniej wody znacznie opadły, i pod miasteczkiem Zawichostem położył się obozem. Tam go przez liczne wzwiady doszła wieść, że Polacy się przybliżają. Natrząsał się Roman z tego doniesienia, aczkolwiek potwierdzali je żołnierze wysyłani na czaty. Gdy więc i tym nie wierzył, i utrzymywał, że nigdy Polacy nie zechcą z nim przyjść do rozprawy, dnia dziewiętnastego Czerwca, w dniu ŚŚ. Gerwazego i Protazego męczenników, o wschodzie słońca, książęta Leszek i Konrad z wojskami Polskiemi, których wodzem był Krystyn wojewoda Mazowiecki, nadciągają, i stawią w oczach jego szyki gotowe do boju. Roman, wprzódy tak zarozumiały, teraz przelękły i zmieszany, gdy nacierający zewsząd łucznicy Polscy w ciasnych miejscach nie dozwolili mu pierwszych hufców rozwinąć, wojska rozrzucone, gromadnie raczej niżli porządnym szykiem wyprowadza i bitwę stacza. Z obu stron wojska huknęły głośnym okrzykiem, i z wymierzonemi groty wzajem na siebie na tarły. Z początku z równém szczęściem walczono, gdy Polaków gniew słuszny, że ich hołdownik, żadnej nie doznawszy urazy, sam ich wojną zaczepił, Rusinów zaś pamięć dawnej swobody i zachęcające namowy wodza, do wytrwałości w boju zapalały. Książęta Polscy Leszek i Konrad, lubo obecni na wyprawie, do walki jednak dla młodocianego wieku nie dopuszczeni, nieco o podal od tej rozprawy oczekiwali losu bitwy, chwiejąc się między nadzieją a trwogą, i uglądając przejść bezpiecznych, kędyby w razie przegranej z przydaną sobie strażą uskoczyć mogli. Tymczasem z wzmagającą się walką, gdy pierwsze Rusinów szyki orężem Polskim przełamane uległy, poczęli Polacy brać górę, Rusinów sprawa upadała. Ale gdy nieprzyjaciół wielka była mnogość, a Roman w miejsce ubitych lub rannych świeże podstawiał roty, za obrotnością i przemysłem książęcia Romana walka w wielu miejscach słabnąca ożywiła się znowu i wzmogła. Polacy, nie na Rusinów, ale na książęcia ich Romana, jako wiarołomcę i odstępcę, zagniewani, spiknęli się najzawzięciej na jego głowę, i zatoczywszy koło, gdzie go w pierwszym zastępie walczącego po znakach książęcych poznano, natarli i uderzyli nań gwałtownie. Widział książę Roman zagrażającą mu ostateczną klęskę; widział, że wszystek zastęp rycerstwa, który wziął go był do środka i mężnie dotąd bronił, już legł pod orężem Polskim, że najwaleczniejsi i najdzielniejsi rycerze przy nim wyginęli, a stosy trupów z obu stron zalegających przeszkadzały i jemu i innym Rusinom do ucieczki. Bacząc zatém na ostateczne niebezpieczeństwo, już bowiem i koń na którym siedział, mnogiemi strzałami przeszyty, jął go podrzucać i zsadzać, przebił się przez sam środek nieprzyjacioł i dotarł do rzeki Wisły, gdzie nareszcie i koń zemdlony pod nim upadł. Ale wtedy cięższą jeszcze ujrzał przed sobą ostateczność, nie wiedząc, w jakiby sposób uniknąć miał bez szkody rąk nieprzyjacielskich i dostać się na drugą stronę rzeki: przecież podstawiono mu, jak mówią, klacz starą, na której przebrnął wpław Wisłę, dziękczyniąc onej szkapie, jakby drugiemu ojcu lub matce, że za jej pomocą rzekę przebył i ocalał. Zmieszany potém w tłumie Rusinów, uciekających przed pogonią zwycięzców, od Polaków, którzy go wzięli za prostego żołnierza, zarąbany został. Inni tymczasem rycerze i żołdacy książęcia Romana, gdy unosząc życie z niebezpieczeństwa przepłynęli Wisłę i na przeciwnym brzegu stanęli, a skupieni w gromadę przypatrywali się ucieczce reszty Rusi, ziemia nadbrzeżna kopytami końskiemi wzruszona, a ciężaru ich utrzymać nie mogąca, oberwała się i zawaliła w Wisłę, w której wiele ludu utonęło. Chwałę odniesionego nad Rusinami tak znakomitego zwycięztwa przyznawano wszystkę Krystynowi wojewodzie Płockiemu, który był wodzem rycerstwa, a swą przezornością i obrotem tak szczęśliwie zwiódł onę walkę. Rusini wcześniej już skłaniający się do ucieczki, gdyby ich był Roman nie wstrzymywał, pierzchnęli nareszcie, i do rzeki Wisły, od której niezbyt daleko toczyła się walka, pędząc jako kto mógł na oślep, w rozpaczy powskakiwali, kędy chłonieni falami, jeden drugiego popychając w natłoku, potonęli. Wielu także przepłynąwszy na drugą stronę, z ziemią kopytami końskiemi rozrobioną zesunęli się w rzekę i pogrążyli w jej głębi. Mała tylko liczba ocalała przez zręczność w pływaniu albo siłę tęgich i wytrwałych koni: ale i za temi Polacy puściwszy się w pogoń, pędzili ich dniem i nocą aż do Włodzimierza; część rozproszeńców błąkających się po lasach, albo szukających po wsiach przytułku, chłopstwo pobiło lub pobrało w niewolą. A tak z owych ogromnych wojsk Romana nie wielu uszło z życiem, aby ponieść do swoich wieść o tak straszliwej klęsce. Na brzegach Wisły leżały stosy trupów; gdy bowiem Rusini napierani w ucieczce wahali się powierzyć jej nurtom, przyszło tam było do krwawej i liczbę wojska niemal przechodzącej rzezi, tak, iż Wisła rzeka, krwią ludzką zafarbowana, długo z czerwonością mieszając swoję barwę przyrodzoną, świadczyła patrzącym o okropności owej bitwy. Wielu także obciążonych zbroją albo wiekiem podeszłym, a ztąd nie mogących pływać, pochłonęły fale. Polacy, opanowawszy Ruskie obozy, w których bogate zdobyli łupy, obłowili się i spanoszyli wielce naczyniami od złota i srebra kosztownej rzeźby, szatami, końmi i wojennym rynsztunkiem. Zwycięztwo to stało się tak rozgłośném i sławném, że w narodach sąsiednich brzmiało z wielkim podziwem. Sami także Polacy, którym się dostało w korzyści, i którzy z niego w sławę, bogactwa i zaszczyty urośli, opiewali to zwycięztwo i jego wydarzenia w rozmaitego rodzaju pieśniach, jako po dziś dzień jeszcze słyszymy je wdzięcznie na widowiskach publicznych (in theatris) nócone. Zwłoki kniazia Romana, które już z rozkazu Leszka książęcia w Sandomierzu pochowane były, Ruscy panowie podnieśli z grobu, wypuściwszy pierwej na wolność wszystkich brańców Polskich, których on był poimał, i wykupione od Leszka za tysiąc grzywien srebra powieźli do Włodzimierza, kędy je pogrzebano. Leszek i Konrad książęta Polscy, Opatrzności Boskiej i przyczynie Świętych Pańskich, a zwłaszcza tych, w których dniu bitwa stoczoną była, przypisując owo zwycięztwo, wystawili w kościele Krakowskim ołtarz ŚŚ. Gerwazemu i Protazemu, i hojnemi go dochodami uposażyli: które jak wiemy w późniejszym czasie tak dalece obcięto, że tylko na ulicy Poselskiej jedna kamienica i to spustoszona, i od zaciekania wody deszczowej zniszczona, z tak wielkich nadań pozostały. Klęska zaś książęcia Romana i jego wojska Ruskim narodom i panom znacznie przytarła buty, że już odtąd nie śmieli Polski orężem zaczepiać. Władyka Włodzimierski po tej klęsce wielkiej u swoich nabył powagi i wziętości, jakoby wieszczym duchem książęciu Romanowi przepowiedział upadek, co ludzie radzi o nim głosili. Było podanie, że Roman poprzedniej nocy miał sen wróżący mu nieszczęście: widział małą gromadkę ptaków z czerwonemi główkami (po naszemu szczygiełków), które przyleciawszy od tej strony, kędy ziemia Sandomierska leży, wielką liczbę wróbli pojadły. Gdy ten sen przyjaciołom z rana opowiadał, lubo wielu z młodzieży za szczęśliwą go wróżbę uważało, starsi jednak i rozumniejsi tłumaczyli go na złe, wieszcząc z niego Polakom pomyślność, Rusinom zaś niepowodzenie i klęskę.
Książęta Ruscy ubolewając, że srogie spustoszenie, którego od Połowców w krajach swoich doznali, uchodziło im aż dotąd bezkarnie, uchwalili i nakazali wyprawę przeciw Połowcom. Gdy więc sposobna pora nadeszła, wyciągają z wojskiem tak konném jako i pieszém Ruryk książę Kijowski, Jarosław Pereasławski, wielkiego Wszewołoda syn, Roman Mścisławic książę Halicki i Włodzimierski, i Rościsław Mścisławic. A napadłszy na ich obozowisko, które oni właściwszym i używańszym wyrazem zowią wieże, i wymordowawszy starców, wielkie gromady ludzi obojej płci, wielką ilość wielbłądów, trzód i bydła zabierają w zdobyczy i na Ruś uprowadzają. Wielu przytém brańców Ruskiego plemienia, łupami rozmaitego rodzaju obciążonych, nie stawiwszy im bynajmniej czoła i oporu, do ojczystej Rusi z radością powróciło, zkąd i w krajach Rusi wielka była pociecha. A ponieważ Ruryk książę Kijowski Połowców dla spustoszenia ziem Ruskich był sprowadził, i wszystkich klęsk, które Ruś dotknęły, był przyczyną i sprawcą, przeto Roman Mścisławic książę Halicki i Włodzimierski, za przyzwoleniem i dołożeniem się innych, gdy z Połowieckiej wyprawy powrócili, uwięził go, i w kajdanach zaprowadziwszy do Kijowa, postrzydz kazał na mnicha; żonę jego także wtrącić do klasztoru, córki tylko na wolność wypuścił; synów zaś Rościsława i Włodzimierza uwięzionych odesłał do Halicza.
Tegoż czasu Litwini zebrani w wielkim gminie wyruszyli przeciw Rusi. Zastąpili im drogę książęta Olhowice i wydali bitwę. A lubo znaczna część Rusi poległa, Litwini wszelako pobici zostali na głowę, wszyscy prawie wyginęli albo dostali się w niewolą, mała ledwo liczba ratowała się ucieczką. Wtedy po raz pierwszy usłyszano imię Litwinów, które dotychczas nie było znane: hołdując bowiem Rusinom, przez lat wiele winniki do łaźni i łyka nosili w dani.
Albert III, biskup Inflantski albo Ryzki, następca po Bertoldzie II biskupie Inflantskim, w bliskości Rygi zamordowanym, założył w Inflantach zakon braci mieczowych, rycerzami Chrystusa (fratres de militia Christi) zwanych, którzy nosili przy boku miecz, a na płaszczach wyszyty krzyż za znamię, a to ku obronie wiernych od barbarzyńców; i wyznaczył im posagiem trzecią część dóbr kościoła Ryzkiego. Grzegórz IX połączył braci tych z zakonem Teutońskim, postanowiwszy, aby zostawali pod władzą prałatów Inflantskich.
Leszek Biały książę Sandomierski, po owém sławném zwycięztwie nad Romanem książęciem Ruskim głośną u swoich i u obcych narodów pozyskawszy sławę, milszym jeszcze i pożądańszym stał się panom Krakowskim, którzy dla samej woli i upodobania Mikołaja wojewody Krakowskiego, opuściwszy przyrodzonego dziedzica, zmuszeni byli przyjąć Władysława Mieczysławica książęcia Wielkiej Polski za swego monarchę i pana, i oddać mu księstwo Krakowskie; zwłaszcza gdy Leszek prawością obyczajów i przymiotami duszy o wiele od Władysława Mieczysławica książęcia Wielkiej Polski zacniejszym, a w dzielności i szczęściu nierównie wyższym się okazywał: nie tylko zatém ci, których ojciec jego Kazimierz licznemi dobrodziejstwy sobie zobowiązał, ale nawet i burzyciele chciwi nowości, godnym go osądzili panowania i objęcia stolicy Krakowskiej. Ale dopóki żył Mikołaj wojewoda Krakowski, panowie tłumili w sobie to przywiązanie do Leszka Białego, lękając się przewagi i wielowładzy wojewody, która nie dozwalala im pomyśleć o zmianie rządów. Dopiero gdy w bieżącym roku zakończył życie Mikołaj wojewoda Krakowski, po którego woli wszystko się prawie działo, złożono czém prędzej pod przewodnictwem Pełki biskupa Krakowskiego zjazd w Krakowie, i zgodnemi głosy wszystkich panów Krakowskich i rycerstwa postanowiono Leszka Białego książęcia Sandomierskiego obrać książęciem Polskim i monarchą, a złożyć z stolicy Władysława Mieczysławica. Aliści książę Władysław Mieczysławic, trzymający w swej władzy zamek Krakowski, miasto i okolicę całą, niespodziewanie zszedł ze świata (?) i w kościele katedralnym Krakowskim ze czcią należną pochowany został. Nazywano go Laskonogim dla nadzwyczaj wysokich a szczupłych goleni; urody był pięknej i widokiem samym serca ludzkie ujmującej, w boju dzielny; a jako od dzieciństwa w Niemczech się wychowywał, do rycerskich turniejów zaprawny i dzielny, układnością obyczajów nad wszystkich celujący; ubogich i uciśnionych, wdów i sierot, którym najchętniej ucha nakłaniał, troskliwy opiekun. Z jego śmiercią gdy wszelkie znikły przeszkody, wyprawiono natychmiast do książęcia Leszka Białego, pod ów czas wysiadującego w Sandomierzu, posłów, którzy oznajmiwszy mu o zgodném wszystkich postanowieniu, prosili: „aby nie zwłaczał zasiąśdź na stolicy Krakowskiej, dotychczas przez Władysława Mieczysławica raczej z woli wszechwładnej Mikołaja wojewody Krakowskiego niżeli słuszném jakiém prawem posiadanej.“ Zaczém Leszek, spowodowany prośbami tak Krakowskich jako i swoich Sandomierskich panów, przybył do Krakowa, kędy od stanów wszystkich i całego narodu z wielką przychylnością, poszanowaniem i radosnym okazem przyjęty, objął księstwo Krakowskie; Władysława zaś Mieczysławica książęcia Wielkiej Polski, wraz z jego starostami i starszyzną urzędników wygnał (?) i wszystkie miasta warowne i zamki, przy pomocy sprzyjających mu wszędy Polaków, pod swoję władzę zagarnął. Władysław Mieczysławowic książę Wielkiej Polski, dla nóg wysokich Laskonogim zwany, krzywdę swoję i obelgę cierpliwie zniósłszy, jako mąż spokojny i umiarkowany, ustąpił wraz z drużyną swych wiernych do Poznania, i przestając na swojém, postanowił nie kusić się już więcej o księstwo Krakowskie. Wysłał pod te czasy Leszek Biały, książę Krakowski, Sandomierski i Lubelski wojsko swoje, pod dowództwem Sulisława kasztelana Sandomierskiego, na splądrowanie Rusi. Ten Światosława książęcia Rusi, ojca Agazyi, zaślubionej potém Konradowi książęciu Mazowieckiemu, z czterema przedniejszymi bojarami Rusi uwięził, i z rozkazu Leszka na szubienicy powiesić kazał; za które-to okrucieństwo, jak mniemam, sam Leszek potém zabity został i potomka po sobie nie zostawił.
Wojska Czeskie i Morawskie, wzajemnemi klęski podraźnione i zapalone, zwiodły nakoniec bój otwarty, w którym Morawianie zostali pobici i rozproszeni, Czesi zaś otrzymali górę, lubo i oni wiele ludzi stracili i drogo okupili zwycięztwo.
Książęta Ruscy zwaśnieni osobiście między sobą rozmaitemi spory i zatargi, nie mogąc ukryć dłużej swoich niechęci, wybuchnęli jawną wojną. Jerzy książę Włodzimierski i Jarosław Pereasławski z jednej, a Włodzimierz, Konstantyn i Mścisław książęta Smoleńscy i Nowogrodzcy, bracia rodzeni, z drugiej strony, dnia 12 Kwietnia, obróciwszy na się bratnie oręże, stoczyli walkę, w której wiele ludzi z obu stron poległo, wiele dostało się w niewolą albo potopiło w wodzie; w końcu Konstantyn, Włodzimierz i Mścisław otrzymali zwycięztwo. Puściwszy się potém w pogoń za Jerzym książęciem Włodzimierskim uciekającym do Włodzimierza, zamek tameczny oblegli. A gdy Jerzy widział, że dla braku wojska zamku utrzymać nie zdoła, wyszedł naprzeciw zwycięzcom z prośbą o pokój, na który zezwolono pod warunkiem, aby z zamku ustąpił. Skoro więc zamek opuścił, oddano go Konstantemu, a książęta zwycięzcy ruszyli przeciw Jarosławowi do Pereasławia, kędy się był schronił po swojej ucieczce. Prosił zaraz i Jarosław o pokój, który gdy pod umówionemi warunkami a zwłaszcza zastrzeżeniem sobie Pereasławia otrzymał, rozesłał między książąt pojednanych z sobą liczne upominki. Poledz miało w tej bitwie przeszło dziesięć tysięcy ludzi.
Gdy Leszek Biały syn Kazimierza objął w zupełności rządy Polskie i stolicę Krakowską, młodszy brat Konrad począł upominać się, aby mu wydzielono część należną ojcowskiego dziedzictwa; już bowiem wychodząc z lat dziecinnych pragnął być usamowolnionym, do czego nie tylko własne wiodło go usposobienie, ale i namowy niektórych panów, którzy przy nim swojego szukali wywyższenia. Na zjazd przeto w tym celu naznaczony w Sandomierzu, z przyczyny iż księżna Helena, matka Leszka i Konrada, tam na ów czas przebywała, gdy Pełka biskup Krakowski, Getko biskup Płocki, i najprzedniejsi ze wszystkich księstw zgromadzili się panowie, po wielu układach i rokowaniach, które trwały przez dni kilkanaście, uchwalono podział księstw i powiatów między Leszkiem i Konradem bracią rodzonemi, w ten sposób, że Leszek Biały, jako monarcha i wiekiem starszy, otrzymał ziemie Krakowską, Sandomierską, Lubelską, Sieradzką, Łęczycką i Pomorską, Konrad zaś młodszy wziął obszerne w swoich granicach Mazowsze, z ziemiami Chełmińską, Kujawską i Dobrzyńską. Ten podział gdy od obydwóch książąt przyjęty i zatwierdzony został, panowie przedniejsi i wielmoże zaręczyli go słowną przysięgą, a biskupi zagrozili klątwą przeniewiercy, któryby chciał tę umowę gwałcić lub podrywać. Po ułożeniu rzeczy w ten sposób, obadwaj książęta rozjechali się do swoich siedzib.
Przeciw Litwinom, kraje Ruskie pod ów czas pustoszącym, wyszli zbrojno książęta Włodzimierz Rurykowic Kijowski, mający w swym zastępie rycerstwo Smoleńskie, Roman Borysowic, Konstantyn, Mścisław i Rościsław, synowie Dawida, i Litwę porazili na głowę, przyczém wielu książąt Litewskich poległo. Pogoniwszy potém za Litwinami daleko, wymordowali ich wiele po wsiach, lasach i innych kryjówkach, w których się przed ścigającymi chowali w popłochu.
Za Pełką biskupem Krakowskim poszedł wkrótce Cypryan biskup Wrocławski, który przesiedziawszy na stolicy swojej lat sześć, dnia 27 Listopada umarł, i w kościele klasztoru Lubieńskiego z należną czcią pochowany został. Następcą jego był Wawrzyniec (Laurenty) kanonik Wrocławski, szlachcic herbu Doliwa, naznaczony wyborem prawnym, za przyzwoleniem Henryka Brodatego książęcia na Wrocławiu, od Henryka arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i w Ołoboku wyświęcony.
Temi czasy książę Rezański, nazwiskiem Hleb, człowiek niesłychanej srogości i dumy, umyśliwszy nad Rezanami sam wyłącznie panować, sześciu braci rodzonych okrutnie pomordował; wielu także bojarów, których miał w podejrzeniu, że jego zamiarom i usiłowaniom byli przeciwni, rozmaitemi rodzajami śmierci wytracił.
Grzegorz IX biskup Rzymski, jedenastego roku swego papiestwa, na prośbę Inflantskich biskupów, Ryzkiego, Ozelskiego i Dorpackiego, zakon braci mieczowych (militiae Christi) połączył i zjednoczył z zakonem Ś. Maryi Teutońskim, krzyż czarny na białym płaszczu noszącym, tak iż oba odtąd jednym stały się zakonem. Zalecił przytém i postanowił, aby zakon ten zostawał pod zwierzchnością biskupów.
Po zgonie Romana książęcia Włodzimierskiego i Halickiego, poległego pod Zawichostem, który już-to przemocą już zabiegami i szczodremi dary nad całą niemal Rusią przywłaszczył sobie był panowanie, i książąt Ruskich porobił swemi dannikami i hołdownikami, wielu tuszyło posiąśdź władztwo Rusi, bądź orężem, bądź prośbą, bądź przekupstwem. Ale panowie i bojarowie Ruscy poróżnieni w chęciach wystawili kraj na okropne wewnątrz zawieruchy. Dla utłumienia zatém domowej wojny, uznała starszyzna za rzecz konieczną udać się do narodów ościennych, aby przy pomocy i orężu którego z sąsiadów zapobiedz wszczętym i mogącym jeszcze później wyniknąć klęskom. A lubo niektórzy radzili zażądać wsparcia od Polaków, a nawet przejść pod ich panowanie, świeża atoli pamięć klęski doznanej pod Zawichostem odstręczała Rusinów od połączenia się z Polską. Węgrzy zdawali się do tego stosowniejszymi: zaczém przedniejsi z panów Ruskich udali się do nich z prośbą, w imieniu Rusi: „aby król Węgierski Andrzej dał im do rządów syna swego Kolomana, któremu oni przyrzekali wiernie i z przychylnością podlegać.“ Zaufawszy poselstwu Ruskiemu król Andrzej, wyprawił na Ruś syna swego Kolomana z liczném wojskiem, aby wojnę domową uśmierzył i osiadł w Haliczu stolicę Ruską. Ten gdy przybył do Halicza, starszyzna i bojarowie Ruscy przyjęli go z należną uczciwością, i oddali mu w posiadanie Halicz, usunąwszy od rządów Mścisława Mścisławica, jednego z książąt Ruskich. Zaraz z objęciem Halicza, Koloman kazał biskupom katolickim, to jest Wincentemu biskupowi Krakowskiemu, Iwonowi kanclerzowi Polskiemu, i innym, których był zabrał z sobą z Węgier, namaścić się i koronować na króla Halickiego, i mianować siebie królem Galicyi (Galacia) a żonę swoję Salomeję królową, jak go był ojciec król Węgierski nauczył. Która-to koronacya, przedsięwzięta bez wiedzy i porady Rusinów, tak podraźniła ich umysły, śliskie zazwyczaj i niestałe w wierze, że z tego poróżnienia przyszli do nienawiści, wróżąc sobie groźne następstwa, które skończyć się miały zagładą ich wyznania i narodu. Wszyscy więc spiknęli się przeciw Kolomanowi; a skoro tylko wojska, które go na Ruś odprowadzały, wróciły do Węgier, właśnie kiedy Koloman mniemał się najbezpieczniejszym, książę Ruski Mścisław, dla dzielności Chrobrym nazwany, wsparty posiłkami Rusinów i Połowców, wkroczywszy w Halickie, i niektóre tej ziemi warownie i grodki opanowawszy, złupiwszy i popaliwszy, począł wreszcie oblegać zamek Halicki. W czasie tego oblężenia gdy wódz Połowiecki Micejewica (Miczeyewicza) pociskiem z góry rzuconym zabity został, Połowcy mszcząc się jego śmierci, mnogie i okropne klęski zadali ziemi Halickiej; jednych bowiem ćwiertowali na części, drugich zabijali, palili, obcinali, albo w wieczną uprowadzali niewolą. Po zdobyciu i opanowaniu zamku Halickiego, Rusini większą część panów Polskich i Węgierskich wymordowali lub uwięzili, a którzy nie zdołali się złotem okupić, zaprzedali barbarzyńcom. Nowy król Koloman wypędzony, ratował się ucieczką wraz z Wincentym biskupem Krakowskim i Iwonem kanclerzem Polskim, którzy z nim uchodzili przed niebezpieczeństwem.
W tym także roku rzeczony Koloman pojął w małżeństwo Salomeę dziewicę, siostrę Leszka książęcia Krakowskiego, z którą aż do śmierci wiodąc życie powściągliwe, sobie i swej małżonce zachował wieniec czystości.
Filip książę Szwabski, jeden z ubiegających się o cesarstwo, zjednawszy sobie przychylność i stronnictwo wielu książąt przeciw Ottonowi grabi Piktawskiemu, swemu współzawodnikowi, i dokazawszy tego prośbą i datkiem, że od Adolfa arcybiskupa Kolońskiego, który wprzódy Ottona był wybrał i koronował, został także obrany i koronowany, gdy przeciw Ottonowi w siły i przewagę coraz więcej urastał, zginął zdradziecko od Bertolda grabi palatyna Witknilinbach, stronnika Ottonowego, który pod pozorem przyjaźni zabił go był w Bambergu. Ztąd wielkie w Niemczech powstały rozruchy, zaledwo uspokojone przez Innocentego papieża, który mając dom Szwabski w nienawiści, z przyczyny krzywd, jakie był Henryk wyrządził kościołowi, sprzyjał stronie Ottona. Sam Otto, zaślubiwszy sobie córkę Filipa swego współzawodnika, i uspokoiwszy Niemcy, przybył z potężném wojskiem do Rzymu, gdzie z wielką czcią i przychylnością przyjęty, dnia trzydziestego pierwszego Września w kościele Ś. Piotra od Innocentego papieża cesarskie otrzymał namaszczenie.
Andrzej król Węgierski, oburzony wypędzeniem syna swego Kolomana z królestwa Halickiego, gotował wielką przeciw Rusinom wyprawę, przedsiębraną z znacznym nakładem i staraniem. Nie tajno mu bowiem było, że wszyscy książęta Ruscy spiknęli się na jego strącenie, i wielkie czynili uzbrojenia do wojny mającej się toczyć tego roku. Dwojakie oni widzieli przed sobą niebezpieczeństwo: jedno, iżby Węgrzyni ich kraju nie opanowali, gdyby Koloman ustalił się na tronie Halickim; drugie, żeby za oblężenie i zdobycie w roku przeszłym Halicza z Kolomanem, tudzież liczne morderstwa i bezprawia przez siebie i Połowców popełnione w Haliczu, słusznej nie ponieśli kary. Król zaś Węgierski Andrzej dowiedziawszy się, że książęta Ruscy liczne hordy Połowców zaciągnęli w posiłku, słał wzajem o nie do Leszka Białego monarchy Polskiego, i otrzymał znaczne wojsko z Polaków złożone na wojnę Halicką. Gdy przeto między królem Andrzejem i Leszkiem książęciem stanęło zbrojne przymierze, obadwa wojska, Węgierskie i Polskie, przybyły pod Halicz; prowadził pierwsze palatyn Węgierski Attilia Filnya, drugie Mikołaj (?) wojewoda Krakowski, wódz dzielny i ćwiczony w boju. Nie ociągali się i Rusini; czterej bowiem książęta, Mścisław Mścisławic, Włodzimierz Rurykowic, Rościsław Dawidowic, i drugi Rościsław Mścisławic, wystąpili do boju, z przyłączonemi do nich oddziałami wszystkich innych książąt. Ukazały się wreszcie tłumy ogromne Połowców, dwa razy od wojska Polskiego liczniejsze. Węgrzyni i Polacy za wspólném porozumieniem się podnosząc oręż przeciw Rusi, umocnili naprzód zamek Halicki jak tylko mogli najwarowniej, i w samym zamku z kościoła Ś. Maryi, w obwodzie twierdzy leżącego, drugi zamek warowny utworzyli; a osadziwszy je załogami wybrańszych z pomiędzy Węgrów i Polaków rycerzy, zostawiwszy Kolomana z żoną, kobietami i gawiedzią słabszych i do oręża niezdolnych, wyruszyli przeciw Rusinom z Halicza, i rozwinęli szyki swoje do bitwy. Polacy tworzyli prawe skrzydło, lewe zaś Węgrzy i Haliczanie. Wysunąwszy naprzód lekkie chorągwie, poczęli nacierać na Rusinów, którzy ustawili się w dwa zastępy; jednym dowodził Mścisław Mścisławic, drugim książę Włodzimierz. Połowców zaś horda stojąc nieco o podal, miała tę myśl i zamiar, aby w czasie bitwy wypaśdź na nieprzyjaciela jakby z zasadzek. Mścisław Mścisławic, dla przypatrzenia się jak wielkie były siły nieprzyjaciół, wstąpił na wynioślejsze nieco miejsce; lecz zganiony ostro od Włodzimierza, że w chwili niebezpieczeństwa wolał być raczej widzem bezczynnym niż wodzem, i swojém odejściem całe wojsko Ruskie wystawiał na zgubę, zaraz wrócił do swoich, i zachęcając wojsko do boju, wmawiał w nie otuchę zwycięztwa przy pomocy Krzyża świętego. Na ów czas rycerstwo Polskie uderzyło silnie na hufce Włodzimierza; wielka liczba Rusinów legła na placu, a wojsko ich porażone pierzchnęło wraz z Włodzimierzem i dwoma innemi wodzami, Rościsławem Dawidowicem i Rościsławem Mścisławicem, którzy także mieli udział w tej bitwie. Za uciekającymi gonili kilka mil nie tylko Polacy ale i Węgrzy, wielu zabijając albo w niewolą biorąc, już bowiem mieli ich za zwyciężonych. Ale pogoń tak długa i zapędna Węgrom i Polakom wytrąciła z rąk zwycięztwo i wielką zrządziła klęskę. Na tylne bowiem oddziały Węgrów i Haliczan, którzy szli bez porządku, napadłszy Mścisław z Połowcami, snadno ich pobił i rozgromił. Książęta też Rościsław Dawidowic i Rościsław Mścisławic, widząc że Węgrzy przestali go ścigać, zatrzymali się w uciecze, i śmiałym nawrotem uderzyli z boku na Węgrów, których znaczną liczbę położyli na placu, palatyna Węgierskiego Attylię (Tyla) w plen poimali, i zupełne nad Węgrami i Haliczanami odnieśli zwycięztwo. Gdy bowiem palatyn dostał się w niewolą, Węgrzyni i Haliczanie upadli na duchu; ginęli zatém różnemi strony z rąk Połowców, nie mogąc ani się zebrać do walki, ani ratować ucieczką, zewsząd bowiem oskrzydlili ich Rusini i Połowcy. Tymczasem wracają Polacy z krwawej za Włodzimierzem pogoni, prowadząc z sobą zdobycze i wielki gmin jeńców, i wyśpiewując pieśń ojczystą; nic bowiem nie wiedzieli o klęsce Węgrzynów i Haliczan, i mniemali że zupełne odnieśli zwycięztwo. Wnet obsaczeni do koła od Rościsława Dawidowica i Połowców, tak iż ani walczyć ani wydobyć się nie mogli z matni, giną do szczętu. Rusini zdrajcy zatykają w tém miejscu podniesioną wysoko chorągiew Polską, do której gdy się zbiegła reszta Polaków, częścią uciekających z pogromu, częścią wracających z pogoni za Włodzimierzem, w mniemaniu, że tam było ich stanowisko, wszyscy padają pod mieczem. Trudno było nawet zliczyć poległych, których krwią zafarbowały się rzeki, a krzyki umierających i rannych dochodziły aż do obozu Halickiego. Leżało trupów na ziemi jak piasku, i w całej okolicy Halicza nie miał ich kto pogrzebać. Połowcy zaś, zdobywszy wiele kosztownych łupów, koni, rynsztunków i odzieży, mnogi także gmin Węgrów i Polaków do swoich krajów w wieczną uprowadzili niewolą. Przykazał był swoim Rusinom Mścisław Mścisławic, zwycięzca, pychą nadęty i nie umiejący się miarkować w zwycięztwie, aby żadnego z Węgrów i Polaków nie zostawiali przy życiu. Nie tylko więc od samych Rusinów, ale i od Haliczan, czyniących zadość zemście i nakazowi Mścisława, Węgrzyni i Polacy, którzy do nich pouciekali szukając schronienia, rzezani byli jak bydlęta; a tak wszystko niemal wojsko Węgierskie i Polskie wyginęło. Chełpił się wtedy dumnie książę Mścisław Mścisławic, że i zwycięztwo otrzymał, i pokonanych Węgrów i Polaków swoim Rusinom dał wymordować, którzy w dzikiem radości uniesieniu wykrzykiwali: „O! wielki wodzu i zwycięzco, Mścisławie Mścisławicu, o! gracki jastrzębiu, do wytępienia chrobrych i takiej siły zastępów zesłany od Boga. Niechaj przestaną się chełpić ci, którzy nad tobą obiecywali sobie zwycięztwo, gdy od ciebie wielkiego i przesławnego książęcia są dziś upokorzeni i pobici.“ Zabrawszy z sobą potém wojewodę Węgierskiego Attylię, książę Mścisław podstąpił pod zamek Halicki, zkąd już Węgrzyni i Polacy, sposobiąc się do przyszłego oblężenia, Rusinów z żonami i dziećmi, z obawy ich zdrady i braku żywności, wcześnie powyrzucali. A gdy mu zamku nie otwierano, jakkolwiek palatyn Węgierski radził odemknąć bramy i porzucić wszelki opór książęciu, któremu sam Bóg dał do rąk zwycięztwo, stolicę i rządy Halicza; Mścisław zbliżywszy się do zamku, znowu do oblężeńców zajmujących się jego obroną wysłał herolda Dymitra, jednego z swoich Rusinów, radząc im otwarcie twierdzy. Powrócił i ten z niczém: przeto sam książę podstąpiwszy rokował o poddanie się osobiście; ale gdy mu po raz trzeci odmówiono, otoczył nazajutrz zamek do koła, grożąc, że oblężonych nie już walką ale rzezią uskromi. Że zaś Koloman z tymi, którzy zawarci byli w zamku, tylnej bramy twierdzy w czasie oblężenia nie pilnowali dość bacznie, przeto jednej nocy Rusini podkopawszy się pod nię wpadli do twierdzy, bramę opanowali, i Mścisławowi wstęp otwarli; gdy tymczasem Węgrzyni i Polacy, w pomieszaniu nagłém i trwodze, jedni wymykali się z twierdzy, drudzy z murów zeskakiwali; powiększała bowiem trwogę pomroka nocna, w której wszystko straszniejszém się wydawało. Mścisław o świcie samym opanowawszy zamek, ruszył ku kościołowi Ś. Maryi, i warowni, w której Koloman syn króla Węgierskiego z żoną i drużyną przedniejszych rycerzy i niewiast schronił się był widząc zamek zdobytym; i zaraz jął onę warownię oblegać, żądając po wiele kroć rozmowy z Kolomanem: której gdy mu za radą rycerzy Węgierskich i Polskich odmówiono, postanowił trzymać go dłużej w oblężeniu. Kiedy potém brak napoju dokuczał Kolomanowi i jego drużynie, posłał mu Mścisław wiadro wody, która za wielki dar przyjęta, i rozdzielona na każdą głowę po czarce, zaledwo dla połowy wystarczyła. Ścisnął nakoniec oblężonych głód wielki: wtedy zawarowawszy sobie tylko życie samo, otwarli bramy zwycięzcy. Ale z rozkazu Mścisława wyprowadzano Węgierskich panów, żony ich, i inne osoby znakomite, po części i rycerzy Polskich, których Mścisław rozdawał między Połowców albo swych dworskich towarzyszów. Na ostatku wywiedziono i Kolomana syna królewskiego z żoną; Mścisław posłał go do Torczska, zaleciwszy, aby jak najpilniej był strzeżony. Rozpuściwszy potém wojsko, siadł spokojnie w Haliczu. Tymczasem gdy króla Węgierskiego doszła wieść o tak wielkiej klęsce, przerażony, tłukąc się ręką w czoło i łzami zalewając, rozpaczał że tak haniebnie był pobity. Otarłszy wreszcie łzy za namową pocieszającej go żony, posłał rycerza swego Jarosza do Mścisława książęcia Rusi, z upomnieniem: „ażeby syna jego i żonę wraz z innemi jeńcami wypuścił z niewoli; czego jeśli nie uczyni, groził, iż z całą potęgą wystąpi przeciw Rusi.“ Ale gdy Mścisław te groźby za nic ważył, odpowiadając, „że nie w jego mocy ale w ręku samego Boga zwycięztwo spoczywa; jeśli więc przybyć zechce, gotów jest na jego przyjęcie, i w imię Boże zmierzy się z nim orężem:“ król Węgierski Andrzej bardziej jeszcze zasmucony tą odpowiedzią, kiedy i panowie radni naganiali mu tak dumne poselstwo, przekładając, że jeśli go w inny powolniejszy sposób nie załagodzi, syna swojego więcej oglądać nie będzie; namyślił się inaczej, i tegoż samego Jarosza wyprawił z łagodniejszém poselstwem do Mścisława, żądając ułożenia na słusznych warunkach pokoju, i prosząc o uwolnienie swego syna. Żona przytém króla Andrzeja osobném od siebie poselstwem błagała Mścisława, pokorniej niż na królową przystało, aby syna jej wypuścił z niewoli. Mścisław jednakże obawiając się, żeby po uwolnieniu Kolomana nie rozpoczęto z nim wojny na nowo, odmówił wypuszczenia go z swych ręku; a osadziwszy w Haliczu swoich własnych starostów, udał się do książęcia Kijowskiego Mścisława Romanowica, do Kijowa, i dni kilkanaście poświęcił tam zabawom i uciechom; poczém wrócił do Halicza i jął w nim sprawować rządy.
Dnia pierwszego Sierpnia, Mieczysław, syn zwycięzkiego Bolesława, książę Wielkopolski, założył klasztor Ś. Benedykta w Kościele pod Kaliszem, poddawszy go zwierzchnictwu klasztoru Tynieckiego. Nadał mu zaś posagiem wsie Kościoł, Górę, Rosiejów, Krankowo, Głogowę, Krzywosądów, Klisowo, Piotrowo, Nadzierżowo wraz z młynem pod Kaliszem, i Łysiec pod Koninem, uwolniwszy rzeczony klasztor i jego dobra od wszelkich podwód, danin i służebności Polskich, czemu przytomni byli książęta Władysław Opolski i Herkembold kasztelan Kaliski.
Filip biskup Poznański po trzynastoletniém zarządzaniu kościołem Poznańskim umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Następcą jego był Paweł I, kanclerz Poznański, prawnie obrany przez kapitułę, i za zezwoleniem Władysława Mieczysławica książęcia Wielkiej Polski, od Henryka arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony.
Leszek Biały, książę i monarcha Polski, zaradzając potrzebom wszystkich ziem i prowincyj, które dostały mu się w udziale, zwiedzał je pojedynczo jednę po drugiej, i koił głęboką w sercu boleść, jakiej go nabawiła ciężka pod Haliczem klęska, sprawiona orężem Rusinów. Naprawiał co było zepsowane, karał gwałtowników i krzywdzicieli, rozejmował spory i zajścia między poddanymi. Odwiedzał i ziemię Pomorską, która mu była w dziale przypadła, udawszy się do niej z liczniejszym niż zwykle pocztem panów i rycerstwa, gdzie od obywateli i wszystkich mieszkańców z należną czcią przyjęty, całe lato i jesień przesiedział. Zwiedzając zamki i miasta Pomorskie, jako to Gdańsk, Gniew, Nowe Słupsko, zaprowadzał porządek i wymierzał ludziom sprawiedliwość, do czego użył wojewodów, kasztelanów i innych ziemskich urzędników. Ale ponieważ ta ziemia odleglejszą była niż inne od stolicy jego Krakowa, a ztąd trudno było Pomorzanom, we wszystkich sprawach i pokrzywdzeniach między nimi wynikłych albo wyniknąć mogących, do książęcia Leszka i sądów jego udawać się i odwoływać; zaczém dogadzając prośbom usilnym Pomorzan, i pragnąc zapewnić im spokojność domową, Świętopełkowi starszemu, mężowi zacnego rodu herbu Gryf, synowi Mszczuja książęcia Pomorskiego, celującemu radą przezorną i roztropnością, zlecił wielkorządztwo Pomorza, namiestniczą władzę w wymierzaniu sprawiedliwości, rządzie i obronie księstwa, i załatwianiu wszelakich sporów miejscowych; poddał pod jego zwierzchność całkowite Pomorze, pominąwszy innych książąt, dostojników i panów, równie znakomitych, roztropnych i wziętych, w nadziei, że bez wszelakiej dumy, wiernie, uczciwie i rozsądnie sprawować będzie rządy. Dwom zaś wojewodom, Gdańskiemu i Świeckiemu, tudzież innym dostojnikom i urzędnikom, starostom i dzierżawcom kazał jego słuchać rozkazów, odebrawszy od niego uroczystą przysięgę, że ziemię Pomorską dla książęcia Leszka, synów jego i następców, książąt Polskich, z wiernością i posłuszeństwem, z należną czcią i przychylnością dzierżeć będzie, nigdy się od nich nie odrywając, ani z pod ich władzy i zwierzchnictwa nie wyłamując. Włożył nań przytém obowiązek, aby corocznie tysiąc grzywien srebra wnosił do skarbu książęcego w grodzie Krakowskim, a starał się z całą gorliwością o dobro i pomyślność Pomorzan, nigdy ich nie opuszczając, jak w szczęściu tak i w przygodzie. Ale pomieniony Świętopełk, wkrótce zachwiawszy się w wierze, i z przybytkiem godności zmieniwszy sposób myślenia, począł wyjawiać swoję chytrość, i przeciw własnemu panu zdradzieckie wyszczeniać żądło, naśladując obyczaj miejscowy i przewrotność tych, nad któremi zwierzchnią sprawował władzę; Leszkowi Białemu, książęciu swemu i monarsze, w każdém zdarzeniu tém dotkliwiej urągał się swojém zuchwalstwem, im układniejsze wprzódy były jego obietnice, zaręczenia wierności i posłuszeństwa. Jak tylko bowiem objął rządy Pomorza, zaraz począł hardo podnosić głowę i dążyć do udzielnego nad całą prowincyą panowania. Bojąc się zaś, aby nie utracił tej zwierzchności nad Pomorzem, które umyślił zagarnąć z samej chciwości albo raczej dumy i przewrotności umysłu, brał się do najpodlejszych i najhaniebniejszych środków.
Andrzej król Węgierski, usiłując syna swego Kolomana i żonę jego Salomeę wydobyć z niewoli, wchodził z Mścisławem Mścisławicem przez swoich radców i baronów w rozmaite układy. Na ostatnim zjeździe odbytym na granicy Węgierskiej stanął pokój umówiony między królem Węgierskim a książęciem Rusi, pod temi warunkami, iż drugi syn króla Węgierskiego Bela zaślubić miał córkę Mścisława Maryą, Mścisław po latach trzech ustąpić Kolomanowi stolicy Halickiej, i tegoż Kolomana z żoną i innymi jeńcami przez siebie zabranemi wypuścić z niewoli: co wszystko w ciągu tego roku uskutecznioném zostało.
Ruscy książęta, nadęci swojém szczęściem i powodzeniem oręża, którym Kolomana syna króla Węgierskiego naprzód strącili z stolicy Halickiej, a potém w pamiętnej bitwie porazili na głowę, zaufawszy sobie, poczęli kraje Polskie częstemi podjazdami nawiedzać. Nauczeni przytém i posiłkowani przez Litwinów, z zagrabioną zdobyczą spiesznie umykali do swego kraju, a nie śmiejąc nigdzie się zatrzymać, wielkiemi Polskę niszczyli zaborami i klęski, i do takiej przyszli już byli zuchwałości, że z Polaków naigrawali się i mieli ich w pogardzie. Leszek Biały książę i monarcha Polski tknięty tém do żywego, zasięgnąwszy rady swojej starszyzny, posłał na Ruś z wybraném należycie wojskiem Sulisława kasztelana Sandomierskiego, dla powetowania takich szkód na Rusinach i powściągnienia ich napadów. Sulisław kasztelan Sandomierski wkroczywszy do krajów Ruskich począł je ogniem i mieczem pustoszyć, a zabrawszy wielką liczbę jeńców, odesłał ich więzami skutych do Polski. Ruscy książęta nie mogąc ścierpieć tak srogiego spustoszenia swojej ziemi, wyszli przeciw niemu i sami wydali mu bitwę, czego dawniejszemi laty nie czynili, chytrością mierząc swoje kroki. Gdy po stoczeniu walki Polacy pierwsze ich szyki złamali, Ruś z łatwością pokonana poszła w rozsypkę: Światosław Mścisławic i czterej inni wodzowie, Jerzy, Jarosław, Włodzimierz i Konstantyn, z wielką liczbą rycerstwa i szlachty Ruskiej, dostali się w niewolą. Ale nie mniejsza była liczba poległych, Polacy bowiem zapaleni gniewem mściwie na nich stępili miecze. Sulisław kasztelan Sandomierski kazał pokuć rycerzy i szlachtę Ruską i odprowadzić do Polski. Z tych wielu potém za łaską Leszka książęcia, albo za złożonym przez Rusinów okupem, wypuszczono z niewoli. Światosława zaś, i czterech innych książąt poimanych jeńcem, dla ukarania za zdradzieckie napady, któremi Polsce najbardziej dokuczali, i dla ukrócenia na przyszłość podobnych napaści, zatrzymał Leszek w niewoli. Poczém z wojskiem zwycięzkiém, i bogatemi łupy obciążoném, pełen zaszczytu i chwały wrócił do Polski. Późniejszym dopiero czasem książąt Ruskich Światosława Mścisławica, Jerzego, Jarosława, Włodzimierza i Konstantyna z więzów uwolnił.
Tegoż roku w miesiącu Maju ukazała się kometa, która ogon swój rościągając od wschodu ku zachodowi, przez dni ośmnaście błyszczała na niebie, a jako najbliżej wysuniona ku krajom Ruskim, wróżyła im klęskę, którą roku następnego poniosły od napadu Tatarów.
Dnia szesnastego miesiąca Maja Mieczysław I, książę Raciborski i Opolski, syn niegdyś Władysława wygnańca, pod Poznaniem od braci pobitego, życie zakończył. Mąż żwawy i zwrotny, wysokiego wzrostu, ćwiczony w szermierstwie, wiele pojedynków i turniejów rycerskich w Niemczech z podziwieniem wszystkich odbył. Po nim syn jego jedyny Kazimierz odzierżył obadwa księstwa. Rzeczony zaś Mieczysław książę Raciborski założył najprzód klasztor mniszek zakonu Premonstrateńskiego w Rybnikach, i należytym opatrzył go posagiem. Syn jego Kazimierz przeniósł potém ten klasztor do Czarnowąsa (Czarnowasz) przy ujściu rzeki {{roz*|Malapadew (Malpądew), która tam w pobliżu wpada do Odry. Żona zaś jego Ludmiła umarła dnia dwudziestego Lisstopada.
Święto Narodzenia Pańskiego w tym roku Leszek Biały, książę i monarcha Polski, w Krakowie wraz z matką swoją księżną Heleną, Wincentym biskupem Krakowskim i panami Polskiemi, z wielką obchodził uroczystością, i przez dni kilka starszyznę swoich radców (consiliarii) świetnemi raczył biesiadami. A ponieważ w tym roku kraj cały szczęśliwym odetchnął pokojem, gdy wszyscy do koła nieprzyjaciele albo dosiadywali spokojnie, albo orężem pogromieni ucichli, zajmowano się więc urządzeniem rzeczy krajowych, przywróceniem roków małych i sądów wiecowych (judicia particularia et generalia) we wszystkich kraju powiatach, i wymierzaniem sprawiedliwości. Ale i ta spokojność nie była trwałą i zupełną, za mieszała ją bowiem z wyroku Boskiego dotkliwa klęska. W miesiącu Lipcu piorun uderzył w skarbiec kościoła Krakowskiego pokryty dachem drewnianym; a gdy się wiązania zajęły i nie miał kto gasić pożaru, doszedł ogień aż do wnętrza skarbcu, ogarnął skrzynie i skarbnice, i przechowywane w nich ornaty, kapy i liczne kościoła Krakowskiego ozdoby i przybory, królów, książąt, biskupów i innych wyznawców Chrystusowych hojne i wspaniałe upominki, strawił i pochłonął; ogołocił świątynię Krakowską z jej kosztownych i bogatych strojów, sprzętów i klejnotów, w które nad inne kościoły Polskie zamożniej była uposażona. Zdarzenie to uważano za cud i dopuszczenie Boże; nawet kapłani i mężowie pobożni mniemali, że ów pożar był plagą zesłaną za ludzkie przestępstwa.
Naród Tatarów, o którym dotąd nie wiedziano i prawie nie słyszano, szerząc swoję potęgę ku północy, kędy Połowcy w większej części mieli swoje siedliska, po zwojowaniu, wytępieniu lub ujarzmieniu innych narodów, dotarł nareszcie i do tych krajów, które z tej strony morza z Rusią graniczyły. Połowcy nie ufający własnej sile, ukazywali jej niebezpieczeństwo grożące od Tatarów, i domagali się pomocy całej Rusi, przedstawiając, że jeżeli Tatarzy ich pognębią, czeka podobny los Rusinów. Przybyli pod ów czas do książąt Ruskich posłowie Tatarscy, z prośbą: „aby się nie mieszali do Połowieckiej wojny, ani przymuszali ich przez łączenie się z Połowcami do podniesienia oręża przeciw Rusi; chcą–li czynić roztropnie, aby raczej Połowców, tyle krzywd Ruskim krajom wyrządzających, od granic swoich odepchnęli, tak jako ich Tatarzy bez wątpienia z innych krajów wypędzą.“ Ale książęta Ruscy, mało w tej mierze baczni, bez poprzedniej rady i dojrzałego namysłu, zgwałciwszy prawo narodów, posłów Tatarskich pozabijali, i ruszyli zbrojno przeciw Tatarom na obronę Połowców. Jakoż książęta Mścisław Romanowic z rycerstwem Kijowskiém, Mścisław Mścisławic z Halickiém, Włodzimierz Rurykowic i inni Ruscy, Czerniechowscy i Smoleńscy książęta, częścią konno, częścią na statkach swoje prowadzący wojska, i wszyscy Połowcy z wodzami swoimi pociągnęli do Protolec (Protholcze), zkąd jeszcze, siadłszy na konie, dwunastu pochodami dotarli aż do rzeki Kalczy, gdzie już Tatarzy leżeli obozem. Ci, nie dawszy spocząć nieprzyjaciołom, zaraz dnia siedmnastego uderzyli na Rusinów i Połowców; a gdy Połowcy porażeni pierzchnęli, wnet i Ruskie szyki mieszać się poczęły; dwaj książęta, Mścisław Kijowski i Czerniechowski, dostali się w niewolą. Nastąpiła rzeź krwawa, wiele ludu Tatarzy poimali lub ubili, reszta rozsypała się w popłochu. Ale uciekającym większą jeszcze i okropniejszą zadali klęskę sprzymierzeni Połowcy, na których ziemię chronili się Rusini; żadnego bowiem nie oszczędzając stanu ani wieku, chłopstwo Połowieckie zabijało Rusinów konnych dla pozyskania koni, pieszych dla zabrania odzieży w zdobyczy. Ci zaś z pomiędzy Rusi, którzy pouciekali w góry, przymuszeni byli z głodu umierać; wielu potonęło w wodnych przeprawach; zgoła ponieśli w tym dniu taką klęskę, jakiej nigdy nie widziały ani nie słyszały kraje Ruskie. Mścisław Mścisławic książę Halicki, w ucieczce dopadłszy swoich statków wodnych, poprzeprawiał się przez rzeki, a z obawy przed pogonią Tatarską kazał za sobą popsować statki; poczém pędząc w największém przerażeniu i strachu przybył do Halicza. Gdy zaś zbiegający po owej porażce Rusini stanęli na przeprawach rzecznych, i znaleźli pogruchotane statki, wtedy ciężka była ich niedola, nie mogli bowiem przebyć onych brodów, i musieli wszyscy ginąć z głodu, prócz książąt i nie wielu z ich drużyny, którzy na czółnach dostali się za wody. Włodzimierz Rurykowic ratując się także ucieczką przybył do Kijowa i zajął stolicę Kijowską. Ta była pierwsza klęska, której Rusini doznali od Tatarów.
Otto cesarz, po osiągnieniu wszystkich zaszczytów cesarskich, gdy już żadnego nie widział współzawodnika, począł wzbijać się zaraz w dumę, i papieżowi Innocentemu III, za którego pomocą i przychylnością dostąpił cesarskiej godności, hardym stawił się przeciwnikiem; wnet z uroszczoném prawem, jakoby Sycylia do jego państwa należeć miała, wtargnął w jej granice, i mimo opierania się papieża, gdy jedne miasta uległy zdobywcy, drugie dobrowolnie się popoddawały, znaczną część kraju odebrał Fryderykowi. Tym czynem spowodowany Innocenty III, widząc się zdradzonym przez Ottona, wyklął go i złożył z stolicy cesarskiej, uwolniwszy od przysięgi wierności wszystkich książąt jego i baronów, i zaleciwszy książętom i elektorom, ażeby do wyboru innego cesarza przystąpili. Ci posłuszni nakazom Apostolskiej władzy, Fryderyka II, króla Sycylii, zrodzonego z Henryka V i podstarzałej mniszki Konstancyi, obrali cesarzem. Fryderyk mianowany królem Rzymskim udawszy się do Niemiec, i kilka zjazdów odbywszy, zjednał sobie przychylność książąt, i z rąk Sygfryda arcybiskupa Mogunckiego, na ów czas legata Apostolskiej stolicy, w Akwisgranie cesarską przyjął koronę; Niemcy zaś, rozerwane na przeciwne sobie stronnictwa, zawrzały wojną domową. Był to mąż dzielny w boju, biegły w różnych językach, surowy, ale przytém zbytkowny, roskosznik, o nic nie dbający i nie przywięzujący wiary do niczego, okrom rzeczy doczesnych.
Twierdzą latopisarze Węgierscy, że tegoż roku Gertruda królowa Węgierska, żona Andrzeja, syna króla Węgierskiego Beli, a matka Ś. Elżbiety, przebywającą na dworze swoim żonę Bankbana wydała bratu swemu na rozpustę; Bankban zaś, który pochodził z rodu Bor, mszcząc się sromoty swojej żony zabił królową Gertrudę, zkąd znowu rozmaitemi morderstwy prześladowano ród Bankbana.
Królestwo Węgierskie, dotknięte w tym czasie okropną i żałosną klęską, u sąsiednich i różnemi stosunkami połączonych z sobą Polaków, jako też innych ościennych narodów, głośne rozwodziło utyski i jęki, aczkolwiek król Andrzej, syn Beli III, przez świetne ożenienie i liczne potomstwo zdawał się postawionym na stopniu wysokiego znaczenia i pomyślności; miał bowiem z żony Gertrudy, córki Bertolda książęcia Meranu i Karyntyi, rodzonej siostry Św. Jadwigi, księżny Polskiej a małżonki Henryka Brodatego, trzech synów, Belę, Kolomana i Andrzeja, czwartą zaś Bł. niewiastę Elżbietę, w dzieciństwie landgrafowi Turyngskiemu Ludwikowi, książęcia Hermana najstarszemu synowi zaślubioną, i cnotami wielkiej świątobliwości jaśniejącą. Ale losy zawistne nie dopuściły spełnić miary takiej pomyślności, przyćmiwszy jej blask nagłą i nader smutną przygodą. Rzeczoną bowiem królową Węgierską Gertrudę jeden z możniejszych baronów Węgierskich, Banem Bankiem (Bank-ban) zwany, a pochodzący z rodu Bor, zdradziecko sztyletem pchnąwszy, zamordował dnia 29 Września, któremu-to morderstwu dziejopisowie dwa naznaczają powody: jeden, że wspomniana Gertruda królowa żonę rzeczonego Bankbana, na dworze swoim bawiącą, któremuś z braci swoich, przybyłemu w gościnę, dozwoliła cudzołostwem pohańbić, za co ów Bankban, nie mogąc pomścić się na sprawcy zelżywego czynu, wywarł zemstę na tej, która w nim pośredniczyła; lubo nie zdaje się rzeczą podobną do prawdy, aby niewiasta z inąd tak skromnych i czystych obyczajów, która wychowała córkę policzoną w poczet Świętych, i sama córką była zacnych i pobożnych rodziców, miała pośredniczką być wszeteczeństwa i cudzołoztwa. Drugi powód: że Andrzej król Węgierski do rady małżonki swojej Gertrudy nasprowadzał był do Węgier zbuntowanych wielu Niemców, i z nimi zamki i warownie Węgrów pozdobywał; nadto urzędy krajowe, pomijając Węgrzynów, Niemcom samym rozdawał; Węgrzy zatém, niecierpliwi swojej krzywdy, sprzysięgli się na zgładzenie króla Andrzeja. Gdy więc pod przywodem Bankbana, który ich do tego spisku zachęcał, przybyli na dwór królewski, Andrzej ostrzeżony przez Gertrudę uciekł i uchronił się rąk morderców: Bankban zaś nie znalazłszy króla, Gertrudę królową, wyciągającą ręce z prośbą o darowanie jej życia, dardami i włoczniami skłótą zamordował. Mszcząc się potém król Andrzej tak straszliwego morderstwa, Bankbana i wszystek ród jego do szczętu wytępił, ciało zaś zabitej królowej w klasztorze Peliskim (de Pilis) z należną czcią pochował. Ta za życia swego kościoł Wrocławski z wielką opatrując szczodrotą i wspaniałością, darowała mu koronę złotą wysokiej wartości, którą w dni uroczyste zwykła była nosić dla ozdoby; potém z woli i rozporządzenia rzeczonej Gertrudy królowej przerobiono tę koronę na kielich złoty.
Dnia dziewiętnastego Października Władysław syn Ottona, książę Kaliski, założył w Ołoboku, w ziemi Kaliskiej, dyecezyi Gnieźnieńskiej, klasztor mniszek zakonu Cysterskiego, i wybudowanemu z samych posad nakładem prawdziwie książęcym, nadał prawem dziedzictwa wsie: Ołobok, Tykadłow, Żydowo, Pole, Wrośle, Rablawy. Potém Wierzbięta (Wyrzbyatha), syn Klemensa rycerza, darował rzeczonemu klasztorowi cztery wsie ojczyste, Konarowo, Grzybowo, Myślakowo i Druszkowo. Poźniej, wspomniany książę Władysław nadał temu klasztorowi wieś Staw, zamienioną u synów Wawrzyńca, Dobrogosta i Czesachy (Czesszacha), za trzy wsie, Chotynin, Golikowo i Pieniążkowo. Na prośbę zaś książęcia Władysława, Henryk arcybiskup Gnieźnieński poświęcił w Ołoboku kościoł; a klasztorowi, za zezwoleniem kapituły, darował dziesięciny arcybiskupie ze wsi położonych między rzekami Baryczą i Ołobokiem.
Henryk książę Wrocławski i Szlązki, spędziwszy w pokoju i pomyślności z małżonką swoją Jadwigą, niewiastą szczęśliwą i błogosławioną, wiek młodzieńczy i męzki, doznał wraz z tą małżonką, gdy już oboje nachylali się ku starości, wśród błogiego pokoju wielkiej szczęścia odmiany. Poróżniła ich bowiem zawiść, stopniami wzrastająca, zniechęconych ku sobie dwóch synów, Henryka i Konrada zwanego Kędzierzawym, którzy już męzkiego dochodzili wieku, trzeci bowiem brat Bolesław już nie żył. Z uwagi na ich usposobienie, i skutek z niego wynikły, rzekłbyś, że jeden był Ezau, a drugi Jakób, gdy za jednym ojciec Henryk, za drugim matka Jadwiga obstawała. Książę Henryk, miłując z szczególném przywiązaniem młodszego Konrada, zaślubił mu córkę książęcia Saskiego, a działem dziedzicznym ziemię Lubuską i kraj Łużycki odkazał. Henrykowi zaś starszemu, za namową Jadwigi, księstwo Szląskie i Wrocławskie wyznaczył. Zżymał się na to i gniewał Konrad; a gdy z wrodzonego usposobienia więcej lubił Polaków i okazywał się im przychylnym, Niemców zaś najzawistniejszym był przeciwnikiem, nie mogąc nic zdziałać prośbami, postanowił rozporządzenie ojcowskie orężem zniweczyć, i nie tak na ojca jako raczej na brata zagniewany, jego i wszystkich Niemców Henrykowi przychylnych z Szlązka wypędzić. Zebrawszy więc znaczne wojsko z Polaków i Lubuszan, tak rycerzy jako i pospolitego gminu, najechał brata. Usiłowali wprawdzie jak najstaranniej oboje rodzice ukoić te niechęci bratnie, ale widząc że ich zabiegi były daremne, książę Henryk udał się do Głogowa, księżna Jadwiga do Niempczy (Neptz), synom zaś obu dwom pozwolili czynić jak im się podobało. Nie ścierpiał i starszy brat Henryk napaści Konrada, lecz zebrawszy wojsko z Polaków i Niemców, zaszedł mu drogę między Lignicą i Goldbergiem (Aureus mons) w miejscu zwaném Studnica czyli Czerwony kościół (Ruffa ecclesia), gdzie po mężnej i zaciętej z obu stron walce, w której wielu legło na placu, Henryk otrzymał zwycięztwo. Konrad Kędzierzawy, po stracie znacznej liczby swoich umknąwszy z bitwy, pobiegł do ojca swego Henryka do Głogowa, w spodziewaniu, że tam bezpieczne znajdzie schronienie: jakoż nie zawiódł się w nadziei. Ale gdy później dla zabawy myśliwskiej udał się był do lasów Tarnawskich, w pogoni za zwierzem spadł z konia i złamawszy nogę umarł. Zaniesiono go do klasztoru Trzebnickiego, i za staraniem siostry Agnieszki przełożonej klasztoru w Trzebnicy, która go za życia bardzo czule kochała, w kapitularzu pochowano. A tak zgon jego zakończył tę bratnią i domową wojnę, która że kiedykolwiek mogła się odnowić, bynajmniej nie wątpiono. Żeby zaś księżnie Jadwidze, najpobożniejszej niewieście, nagłe doniesienie o śmierci syna Konrada zbytecznie nie zraniło serca, zaproszono ją aby przybyła nie na pogrzeb, lecz dla odwiedzenia chorego syna. Ale ona, i przygodę Konrada i śmierć jego już z dawna przeczuwająca w duszy, i świadoma jego zgonu, posłańcom odpowiedziała: „Pocóż udajecie przede mną, że Konrad chory i żyje, kiedy ja od dawna wiem o jego przygodzie, która go spotkała za to, iż przez swoję lekkomyślność tyle krwi niewinnej przelał.“ Udała się potém na pogrzeb syna i pochowała jego zwłoki z odpowiednim książęcemu dostojeństwu i macierzyńskiej miłości okazem.
Jeszcze był nie doszedł pełnoletności książę Władysław (później od częstego spluwania Plwaczem nazwany) syn Ottona syna Mieczysława Starego książęcia Wielkiej Polski, kiedy sprzykrzywszy sobie opiekę Władysława książęcia Wielkopolskiego, a brata Ottona, od niektórych dla wyniosłej postawy Wielkim, od innych zaś dla nóg wysokich a cienkich Laskonogim zwanego, który jako stryj rodzony przyjął był nad nim opiekę, zapragnął udziału w rządach i wyznaczenia sobie od stryja połowy księstwa, chciwy nadzwyczaj panowania i nie mogący znosić zwierzchnictwa nad sobą stryja. Tę chęć niewczesną podżegała w nim nie tylko wzrodzona duma, ale i namowy niektórych młodzieńców znakomitego rodu, którzy z nim razem wzrośli. Lecz gdy Władysław Wielki Laskonogi, już-to zręcznemi wybiegi już powagą opierał się zachceniom młodocianego wieku, Władysław Plwacz niecierpliwy zwłoki, z drużyną niektórych towarzyszów, ubiegł zamek Kaliski, i wypędziwszy z niego urzędników swego stryja, tak twierdzę jako i miasto opanował, i zawarł się w warowni, z postanowieniem bronienia się ile możności Władysławowi Wielkiemu, stryjowi swemu, gdyby go dostać chciał przemocą. O czém gdy się Władysław Wielki dowiedział, zebrawszy natychmiast liczne wojsko z rycerstwa i chłopów, zamek Kaliski a w nim zawartego synowca swego obległ. Po piętnastodniowém ściśnieniu twierdzy, oblężeńcy widząc, że im lada dzień zabraknie żywności, i obawiając się, aby Władysław Wielki w zagniewaniu swojém wziąwszy zamek przemocą nie wywarł na nich jakiej srogości, posłali do niego w układy o poddanie zamku, z tym warunkiem, iżby z niego wyszli cało, a nie utracili dawnych zaszczytów i łaski książęcej. Ale Władysław Plwacz nie ufając stryjowi, i bojąc się aby go nie wsadził do więzienia, samosiódm nocną porą umknął z Kaliskiego zamku i pospieszył do Leszka Białego do Krakowa, a ztamtąd do Andrzeja króla Węgierskiego, któremu gdy objawił powody swego przybycia, przyjęty był z ludzkością, i po przyjacielsku podejmowany.
Wincenty biskup Krakowski, chcąc słynny i znakomity kościoł Krakowski za czasów swego biskupstwa świetniejszym jeszcze uczynić, naznaczył mu na codzienne potrzeby i wieczystém nadaniem odkazał jedenaście dziesięcin snopowych i siedm pieniężnych, na wsiach około miasteczka Czchowa położonych, a do stołu biskupiego należących. Z tych dziesięcin kościoł Krakowski otrzymuje wino, światło i inne rzeczy potrzebne, a prałaci i kanonicy Krakowscy, do tego kościoła uczęszczający, pobierają w pewnych czasach dywidendy i codzienne dochody. Błogosławiony i wiecznej chwały godny ten szczodrobliwy biskup, że i potrzeby kościoła swego opatrzył, i przyłożył się znacznie do jego trwałości i ozdoby, za co otrzymał już sowitą nagrodę, za łaską papieża i Najwyższego dobrodziejstw szafarza. Żeby zaś nie czynił kto wątpliwości, które-to wsie do rzeczonych dziesięcin są obowiązane, wymieniam tu ich nazwiska. A naprzód, do dziesięcin snopowych: Gnojnik, Gotprzydowa, Tymowa, Tworkowa, Jurków, Ujazd, Opatowice, Lucsławice, Faściszowa (Fasczeschowa), Kończyska i Zdania. Do pieniężnych: Brzozowa, Olszowa, Słona, Bieśnik (Byeszznik), Polichta, Poszna; także miasto Kazimierz Krakowowi przyległe. Z tych dochodów lampa nieustannie dniem i nocą płonąć ma na ołtarzu, resztę kanonicy na swój rozbierać mają użytek. Inni utrzymują, że te dziesięciny nie do biskupiego stołu ale do kościoła parafialnego w Czchowie należały.
Tegoż roku w miesiącu Listopadzie odbył się w Lateranie sobor wielki i sławny, przez papieża Innocentego III zwołany, który zaszczyciło tak liczne zebranie osób znakomitych, że samych patryarchów, arcybiskupów, biskupów i innych dostojniejszych prałatów liczono tysiąc dwóchset pięćdziesięciu. Na tym soborze, za gorliwem staraniem papieża, obmyślono środki powszechne ratowania Ziemi świętej, i uchwalono wiele ustaw zbawiennych, mających na celu reformę kościoła i zniesienie niektórych nadużyć. Był także na tym soborze obecnym Ś. Dominik, ojciec i ustanowiciel zakonu kaznodziejskiego, i wniósł pod ów czas prośbę do papieża Innocentego o potwierdzenie rzeczonego zakonu, który był założył temi czasy, gdy w okolicach Tuluzy przeciw odszczepieńcom na wielu miejscach słowem i uczynkiem walczył. Na tym także soborze wspomniany papież Innocenty, osięgnąwszy cel swych najgorętszych życzeń, gdy je wyrażał w mowie do zgromadzenia mianej, którą jakby proroczym duchem od tych słów zaczął: „Pragnąłem pragnieniem wielkiém tę ostatnią wieczerzę pożywać z wami“, nagle ducha wyzionął. Po nim nastąpił Honoryusz III, od którego Ś. Franciszek po wielu prośbach i usiłowaniach uzyskał potwierdzenie swego zakonu. Ś. Dominik także, wróciwszy po raz drugi z Hiszpanii do Rzymu, i zastawszy w nim mistrza Rynalda (Reynaldus), dziekana Ś. Awiana Orleańskiego, który był wracał z pielgrzymki do Ziemi świętej, namówił go do przyjęcia ślubów swego zakonu. Poczém tenże Rynald wraz z Ś. Dominikiem przybył do Bononii, i począł opowiadać słowo Boże, a zalecając wszędy zakon kaznodziejski, przy pomocy Bożej upowszechnił go wkrótce w całej Lombardyi i Wenecyi. Albowiem jako trąba głośna słowo jego przenikało słuchaczów i kruszyło serca zatwardziałych.
Barta biskup Włocławski, po dwunastoletniém zarządzaniu swoim kościołem, zachorowawszy na kamień rozstał się ze światem. Pochowano go w kościele Włocławskim, a w jego miejsce obrany został prawnie Michał Polak, herbu Godziemba, za dołożeniem się Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego, od papieża Honoryusza III uznany i potwierdzony.
Litwini w porze zimowej tegoż roku wpadli do krajów Ruskich za zdobyczą, i obłowiwszy się łupami, jako to ich obyczaj, uciekali: ale książę Jarosław Wszewołodzic i Nowogrodzanie dognali ich w pogoni, i stoczywszy bitwę porazili na głowę, lubo i Rusini opłacili krwawo to zwycięztwo, książę bowiem Dawid Toropecki i wielu innych rycerzy Ruskich zostali na placu. Później także, gdy inne wojsko Litewskie niszczyło grabieżą krainę Połocką, książę Mścisław Dawidowic z rycerstwem Smoleńskiém przybiegłszy szybko pod Połock, Litwinów nie mających się na ostrożności napadł i niezmierną ich liczbę wymordował. Wielu rozbiegłych w ucieczce po domach i dworach wyciągał potém z ukrycia, topił w bagnach i tracił rozmaitym rodzajem śmierci, tak iż wszystkich prawie wytępił, mała część ujść zdołała pogromu.
Srogość serca i nieludzkość, jaką Konrad książę Mazowiecki i Kujawski, brat rodzony Leszka Białego, już w młodym wieku okazywał i później miał okazać, wydała się w straszliwém zdarzeniu, które zasmuciło jego księstwa. Miał on pana i rycerza znakomitego, imieniem Krystyna, dziedzica Gozdowa, wojewodę Płockiego, męża szlachetnego, z rodu Gozdowitów, którzy za herb mają Lilią, ale szlachetniejszego czynami i cnotą, jak to wszystkie dzieła jego poświadczały. Za jego sprawą Bóg zdarzył Polakom zwycięztwo pod Zawichostem, w wojnie toczonej z Romanem książęciem Ruskim. Pod jego zarządem i zwierzchnictwem księstwa Mazowieckie i Kujawskie cieszyły się błogim pokojem, a przychody książęce wzrastały znakomicie; występni karę, a cnotliwi cześć należną odbierali. Ten bacząc w książęciu swoim Konradzie bezkarne i zdrożne obyczaje, które go wiodły do wielu sprosnych i haniebnych czynów, począł mu naprzód potajemnie a potém w obec panów radnych wyrzucać je i naganiać, z upomnieniem, aby poprzestał nadużyć i odjął się zwodnym uciech ponętom, a starał więcej o cnotę. Nie ścierpiał Konrad tak zbawiennych przestróg, ale uniosłszy się szałem występnym, rzeczonego Krystyna wojewodę Mazowieckiego, który jego sławy i dobra tak gorliwym był obrońcą i zachowawcą, a w młodości jego nauczycielem, przewodnikiem i mistrzem, kazał uwięzić i do ciemnej wtrącić turmy. Na ów czas nieprzyjaciele jego i zawistnicy, mianowicie Jan Czapla kanclerz książęcy, nawymyślali przeciw niemu wiele skarg i zarzutów, których słuchał łatwowiernie skory do okrucieństw książę Konrad. Jakoż podrażniony niemi i zapalony, wspomnianego Krystyna wojewodę naprzód we wsi Kowale wzroku pozbawić kazał, a potém nie przestawszy na tém jedném okrucieństwie, za namową niecnych pochlebców zamordować. A tak rycerza najdzielniejszego, ozdobę Mazowsza, męża wielkiej zacności i słynnego wojennemi dzieły, którego zbawiennemi wzgardził przestrogami, nie mogąc mu wyrównać, a słuchając głosu podejrzeń i zawiści, zwłaszcza nikczemnych rad Jana Czapli scholastyka Płockiego, niesprawiedliwie i okrutnie życia pozbawił. Po tej zbrodni zachmurzyła się pozorna pomyślność księstw Mazowieckiego i Kujawskiego, a uderzające z rozmaitych stron klęski popychały je stopniami do upadku, gdy Bóg sprawiedliwy zsyłał karę za przelanie krwi niewinnej. Miał być ów Krystyn, jak kroniki podają, tak dzielnym i przeważnym wojownikiem, że Prusaków, Litwinów i inne narody uskromiwszy orężem i pokonawszy, uczynił je dannikami i hołdownikami książąt Polskich, znaki zwycięzkie i tryumfy przeniósł za morze, a imię swoje tak głośno w kraju i między obcemi rozsławił, że go i swoi i postronni wielkim wojewodą Mazowieckim nazywali. Konrad książę Mazowiecki zazdrośnie patrząc na te zaszczyty wojewody, i obawiając się, aby jemu i synom jego nie dał kiedyś uczuć swojej przewagi, kazał go niesłuszną i okrutną śmiercią zamordować, zwłoki jego wszelako pozwolił w kościele katedralnym Płockim z należną pochować uczciwością. Wywarł swoję srogość na tak dzielnego i wiernego sobie rycerza, nie przestawszy na samej jego śmierci, i prześladował nawet po zgonie tego, który go strasznym uczynił wszystkim do koła nieprzyjaciołom. Srogim i dzikszym od barbarzyńców okazał się okrutnikiem, że tak znakomitego rycerza, tak sławnego wodza i zwycięzcę, wojownika tak użytecznego krajowi, morderczo zgładził ze świata. Jakże różnym od niego był ów Tytus cesarz Rzymski, syn Wespazyana, o którym piszą kroniki, że dwom winowajcom z rodu patrycyuszów, przekonanym o dążenie do opanowania najwyższej władzy, przebaczywszy wspaniale i odpuściwszy karę, upomniał ich tylko, aby porzucili swój zamysł, mówiąc: „że panowanie jest darem przeznaczenia; lecz jeśli czegokolwiek innego, prócz panowania żądać będą, chętnie im użyczyć obiecuje.“ A ten okrutnik zemsty nie syty nawet dzieci jego z kraju wypędził i na wygnanie skazał. Ale ręka sprawiedliwości Boskiej, oddająca każdemu słuszną za jego czyny nagrodę, nie dozwoliła tak zuchwalej niecnocie ujść bezkarnie, i przepuściła na książęcia Konrada rózgę zasłużonej kary. Albowiem barbarzyńskie a sąsiednie jego krajom hordy Prusaków, dowiedziawszy się o śmierci Krystyna, zaraz wykrzyknęły z radością: „Chluba to dla nas, i ułatwienie drogi do Polski, kiedy sami Polacy boga swego i wybawcę zabili.“ Krystyna nazwali bogiem: on bowiem przy pomocy Bożej, dzielnością swoją bohaterską kraj zasłaniał i ubezpieczał. Po jego zaś zgładzeniu, książę Konrad, dla swej występnej srogości opuszczony od Boga, zostawił swoje państwo bez wsparcia i obrony. Ztąd poszło, że gdy Prusacy ustawicznemi napady ziemie jego niszczyli i plądrowali bezkarnie, przymuszony był wezwać pomocy Henryka książęcia Wrocławskiego. Po odparciu zaś za jego pomocą barbarzyńców, i przywróceniu do dawnego stanu ziemi Chełmińskiej, wezwał znowu na pomoc Krzyżaków, i powierzył im obronę ziemi Chełmińskiej przeciw Pruskim najazdom. Ukarał Bóg sprawiedliwie chytre łakomstwo rzeczonego książęcia Konrada. Ten bowiem, który zazdroszcząc Krystynowi wojewodzie powodzenia i sławy, i zawistném patrząc okiem na liczne jego włości i majątki, ozdobne wystawy i kwitnące w domu dostatki, kazał go wzroku pozbawić i zamordować, a wreszcie dzieci jego z kraju wygnać, sam potém nietylko dobra swoje i posiadłości, ale nawet kraj znaczny nad którym panował, przymuszony był niegodnie przefrymarczyć, a potomstwo swoje i inne księstwa wystawił na srogie klęski i spustoszenia.
Kościół Płocki, pogorzawszy wszczętym przypadkowo pożarem w zamku Płockim, wielkie poniósł szkody w sprzętach i ozdobach.
Wincenty syn Kadłubka, biskup Krakowski, zważając, że urząd jego biskupi połączony był z wielu troskami i przygodami, i pragnąc wydobyć się z tego burzliwego i niebezpiecznego odmętu, mąż wielkiej nauki i świątobliwości, postanowił złożyć biskupstwo, które już blisko dwanaście lat sprawował. Nie mógł tego długo przyprowadzić do skutku, gdy jego świętym zamiarom sprzeciwiał się książę Leszek Biały i kapituła Krakowska, wielce nad tém ubolewając i nie chcąc zezwolić, aby kościół i rzeczpospolita pozbyły tak chwalebnego i znakomitego męża: ale ustawicznemi prośby i głęboką pokorą przemógł nareszcie biskup opór książęcia i kapituły. A gdy szukano zdatnego po nim następcy, Iwo syn Saula z Końskich, szlachcic herbu Odrowąż, rodem Polak, kantor Gnieźnieński, kanonik Krakowski i Sandomierski, kanclerz książęcy, godniejszym zdał się nad innych książęciu i kapitule, tak dla biegłości w naukach jako i znakomitej roztropności, aby po Wincentym objął biskupstwo. Ale że w ustąpieniu stolicy przez Wincentego obawiano się trudności z strony papieża, przeto Iwo, wziąwszy sobie za towarzysza i poradnika Jacka, rodem z ziemi Opolskiej, wsi Łąki (Lanka), kanonika Krakowskiego, męża wielkiej powagi i roztropności, udał się do papieża Honoryusza III, gdzie od Ugolina biskupa kardynała Ostyeńskiego, z którym niegdyś w Paryżu na naukach ściśle się był zaprzyjaźnił, papieżowi i kardynałom wielkiemi zalecony pochwałami, snadno uzyskał uwolnienie Wincentego od biskupstwa, a potwierdzenie siebie i osadzenie na stolicy Krakowskiej. Gdy chodząc za tą sprawą w Rzymie zabawiał, zdarzył mu Bóg poznać Ś. Dominika, wielkiemi już cudami wsławiającego swoję pobożność i świętość, korzystać z jego obcowania i przysłuchiwać się jego kazaniom. Trafiło się, że gdy dnia jednego Stefan kardynał przybył do klasztoru Ś. Syxta, gdzie mąż Boży z swoimi braćmi mieszkał, synowiec rzeczonego kardynała spadł z konia w parów, zkąd go nieżywego z płaczem wielkim niesiono. Zbliżył się do męża Bożego brat Tankred, człowiek wielce pobożny, z prośbą i zaklęciem mówiąc: „Czegoż wzdy mieszkasz, ojcze? ten wypadek nieszczęsny ciebie wzywa, abyś okazał moc twoję.“ Wtedy Dominik, zaufany w cudownej mocy Boga, długą i gorącą modlitwą zmarłego wskrzesił i uzdrowił. Na który-to cud Iwo biskup Krakowski, przytomny wszystkiemu co z owym do życia przywróconym czyniono, patrzał; a potém odwołany do Polski, prosił Ś. Dominika, aby mu dał kilku swoich mnichów. Nie mogąc zaś innych uzyskać, wyjednał swą prośbą, że trzech towarzyszów i przyjacioł jego, to jest Jacka kanonika Krakowskiego, który był także z rodu Odrowążów, Czesława Polaka, Henryka Morawianina i Hermana Niemca, Ś. Dominik do swego zakonu przyjął: tych więc z sobą zabrawszy, pierwszy zaszczepił w Polsce zakon kaznodziejski, jeszcze za życia Ś. Dominika. Za powrotem z Rzymu, Iwo od Henryka arcybiskupa Gnieźnieńskiego na biskupa Krakowskiego wyświęcony został; Wincenty zaś, udawszy się do klasztoru Jędrzejowskiego, gdzie pod ów czas święty zakon Cystersów osobliwszą kwitnął pobożnością, przyjął szatę i śluby tego zakonu, i z świątobliwego stawszy się jeszcze świątobliwszym, począł w ubóstwie naśladować Chrystusa, i ostrością życia żołdować w zaciągu Niebieskiego Pana. Zzuł z siebie szatę biskupią, aby bezpieczniej przepłynąć mógł tę powódź grzechów światowych, która między nami i Bogiem środkuje, i żywot nasz przedziela od portu zbawienia. Duch jego wzniosły, unosząc się w swoich pragnieniach do rzeczy niebieskich i szczytu najwyższego dobra, nie mógł tego przenieść, aby tkwił w marnościach ziemskich jakby w cieniów omroce; wolał zatém doskonalić swój żywot w ostrym pobożności zakonie, i zwracać myśl ku promieniom nadniebieskiego światła.
Koloman, syn Andrzeja króla Węgierskiego, przybywszy na Ruś z wojskiem Węgierskiém, tak od Haliczan jako i książęcia Mścisława Mścisławica z wielką czcią przyjęty został. Poczém książę Mścisław, stosownie do przymierza z ojcem jego królem Andrzejem zawartego, zrzekłszy się księstwa i zamku Halickiego, i ustąpiwszy ich Kolomanowi, udał się do Torczska, gdzie w roku następnym życie zakończył; pochowano go w Kijowie w kościele Ś. Krzyża, który był sam zbudował. Odtąd Koloman posiadł spokojnie księstwo Halickie; nie długo jednak trwało to spokojne posiadanie.
Książętom Czerniechowskim, którzy przeciw Kamieńcowi wyprowadzili swoje wojska, książę Mścisław przysłał Połowców w posiłku. A gdy Kamieńczanie nie mogli się oprzeć potędze, okolica ich wielkim klęskom uległa.
Otto IV, cesarz Rzymski, który wespół z Filipem lat jedenaście, sam zaś dziesięć lat panował, dnia 18 Maja w Harzburgu (Arconburg) na uderzenie do głowy umarł.
Andrzej król Węgierski, dopełniając ślubu swojego ojca Beli, z książęciem Austryi i innemi różnej narodowości Krzyżowcami popłynął na obronę Ziemi świętej, a bijąc się dzielnie z Saracenami, zdobył Damiettę, i całą prawie Ziemię świętą z ich rąk wyswobodził. Atoli krótko tam zabawiwszy, mimo upomnień patryarchy, który później nawet klątwą go obłożył, wrócił z wyprawy, i zabrał z sobą wielu obcych przychodniów, tudzież rynsztunki, hełmy i zaprzęgi.
Henryk, metropolita kościoła Gnieźnieńskiego, przesiedziawszy na stolicy arcybiskupiej lat dziewiętnaście, i domierzywszy ostatecznej pory, opatrzony śś. Sakramentami umarł dnia 22 Marca, i w kościele Gnieźnieńskim z należną czcią pochowany został. Po jego śmierci prałaci i kanonicy złożyli kapitułę, i obrali Wincentego rodem Polaka, męża szlachetnego rodu, który za zgodną wolą Władysława Wielkiego c. Laskonogiego, książęcia Wielkiej Polski, od Honoryusza III na arcybiskupstwie Gnieźnieńskiém potwierdzony został. Ów arcybiskup Henryk, wspaniały dobroczyńca, gorliwy w rozszerzaniu swobód kościoła Polskiego, wiele podjął starań i zabiegów w uzyskaniu i pomnożeniu jego przywilejów. Gdy bowiem klerycy i księża pociągani byli wprzódy do sądów świeckich, nawet w sprawach mniejszej wagi, a to mimowolnie i bez żadnej różnicy, on, za zgodną uchwałą i postanowieniem książąt Polskich, skłonionych jego radą i zręcznemi zabiegi, uzyskał dla wszystkich księży, mnichów i laików przywilej podlegania wyłącznie samym sądom duchownym, to jest, że nie mogli być pociągani sądownie do kogo innego, tylko do swoich prałatów, jako to arcybiskupa, biskupów, opatów, archidyakonów i innych urzędników duchownych, ani na drodze skargi bądź obrony zmuszani do stawania w sądach świeckich, i odpowiadania przed samemi nawet książętami i ich urzędnikami. Takiż sam przywilej wyjednał i dla poddanych dóbr duchownych, tak służebniczych jako i zrodzonych w poddaństwie (ascripticiis et originariis). Potém, dla ubezpieczenia tego przywileju udawszy się osobiście do Rzymu, gdy usilném a gorliwém staraniem uzyskał u stolicy Apostolskiej czego żądał, i załatwił wszystko, z udzieloną sobie władzą legata wrócił do prowincyi Gnieźnieńskiej i królestwa Polskiego. Tu od książąt Polskich z wielką czcią przyjęty, wniósł i otrzymał zatwierdzenie przywileju swobód kościelnych, znoszącego wiele uciążliwości, które obarczały duchownych. Nakoniec zwoławszy synod prowincyonalny, księży mających już święcenia kapłańskie porozłączał z żonami. A ponieważ ustawa Piotra Kapuańczyka kardynała, legata stolicy Apostolskiej, zalecająca księżom opuszczenie żon, żadnego dotychczas nie miała skutku, żeby więc nadal nie dopuścić tej zdrożnej samowolności, wszystkim pojedynczo wzywanym duchownym kazał przysięgać na Ś. Ewangelią, że żony i wszelkie nałożnice porzucą i więcej utrzymywać ich nie będą.
Panowie Krakowscy obawiając się, aby po zejściu bezpotomném własnych książąt, Leszka Białego i Konrada, nie przeszli pod obcych władców panowanie, skłonili książęcia swego Leszka, lat dwadzieścia ośm na ów czas mającego, do zawarcia związków małżeńskich. Różne jednak panów radnych były zdania: jedni radzili powinowactwo z Węgrami, drudzy z Niemcami, inni z Czechami, inni wreszcie za pożyteczniejsze uważali związki z Rusią. Przemogła strona tych, którzy Ruską przyjaźń zalecali. Dlatego zaś związki z Rusią uważano wtedy za najkorzystniejsze, że przez nie Polski panowanie mogło się znacznie rozszerzyć, a z Rusinami ustalić pokój, zachwiany długoletniemi wojny i zatargi. Przeto za zdaniem panów radnych Leszek Biały pojął w małżeństwo Grzymisławę, córkę Jarosława książęcia Rusi, dziewicę nadobną, rodem i obyczajami zaleconą. Gody weselne odbyły się w Krakowie z wielkim nakładem i przepychem. Obchód ten uświetniono igrzyskami rycerskiemi i gonitwami kopijników, które się do dni kilku przeciągnęły. Przez to powinowactwo uzyskali tak Polacy jako i Rusini trwały i zbawienny pokój, ucichły wojny, któremi się obie strony nawzajem prześladowały, dawne urazy poszły w zapomnienie, i jeńcy wojenni, tak rycerskiego stanu jako i wieśniacy, wypuszczeni zostali na wolność.
Krystyn, inaczej Chrystyan, mnich zakonu Cysterskiego, od Konrada książęcia Mazowieckiego na biskupstwo Chełmińskie wyiniesiony, uzyskał potwierdzenie papieża Honoryusza III. Temu rzeczony Konrad, dla jego cnoty i poczciwości, niemniej w nagrodę, że książęcia Szlązkiego Henryka, tudzież Michała Włocławskiego i Wawrzyńca Lubuskiego biskupów, i wielu innych rycerzy krzyżowych namówił do odbudowania zamku Chełmińskiego, od Prusaków zniszczonego i z ziemią zrównanego, przeszło sto wsi w ziemi Chełmińskiej darował.
Fryderyk II król Rzymski i Sycylijski, syn Henryka niegdyś cesarza, po zejściu cesarza Ottona, uspokoiwszy dziwnym sposobem wewnętrzne w państwie rozterki, przybył z wielką okazałością do Rzymu, gdzie od papieża Honoryusza i senatu Rzymskiego wspaniale przyjęty, mając wtedy lat dwadzieścia ośm, w bazylice Ś. Piotra od tegoż Honoryusza cesarskie otrzymał namaszczenie.
Książęta Ruscy, zazdrosném na to patrząc okiem, że Koloman syn króla Węgierskiego zamek i ziemię Halicką spokojnie dotąd dzierżył, podburzyli przeciw niemu książęcia Daniela Romanowica, który już sam przez się do tego był skłonnym, z przyczyny, że to księstwo ojciec jego niegdyś posiadał. Wsparty zatém ich posiłkami Daniel podstąpił pod Halicz, a nie znalazłszy gotowości do odporu, zamek opanował i Kolomana wraz z Węgrami wypędził z niego do Węgier.
Po uspokojeniu zewnętrznych wojen i zaburzeń, nowa na Polskę spadła klęska, czy-to z dopuszczenia gniewu Bożego, czy z ślepego losów zrządzenia. Od świąt bowiem Wielkanocnych aż do jesieni ciągle panujące deszcze i słoty takie sprawiły rzek wylewy, że od nadzwyczajnego wód wezbrania lękano się w kraju powszechnego prawie potopu. Ta straszliwa i niezwykła powódź wiele wsi w nizinach leżących całkiem niemal zniszczyła i zalała, przeszkodziła siewom wiosiennym, a co w jesieni posiano, to zniweczyła do szczętu; nie wiele tylko miejsc, kędy pola na wzgórkach i znacznych wyżynach były położone, od tej plagi ocalało. Zniszczone przeto takiemi zalewami zboża wielką klęską dotknęły nie tylko Polskę, ale i wszystkie kraje okoliczne, gdzie podobne panowały powodzie. Bo gdy bydlętom domowym zabrakło paszy, upadały naprzód obory, a potém nastał głód ciężki, który przez trzy lata nie ustając, siła ludzi, a zwłaszcza wieśniaków, dla braku żywności wymorzył, i tak dalece wytępił, że wiele wsi i miasteczek z ludności ogołoconych stało prawie pustkami. Klęskę tę, sprawioną zbytecznemi słoty, powiększyła jeszcze sroga i niezwykłej ostrości zima, która po tych deszczach nastąpiła. Był nadto ciężki pomór na bydło i trzody.
Fryderyk II, cesarz Rzymski i król Sycylijski, lubo w początkach swego panowania okazywał papieżowi pobożną i zaufania pełną uległość, jako prawy syn kościoła, który go z pomiędzy innych wybrawszy, swoją powagą, pomocą i przychylnością wyniósł na stolicę cesarską, później jednak, po śmierci swojej matki, idąc za namowami przewrotnych doradzców, począł w Sycylii różnemi uciążliwościami kościoł obarczać i do służebniczej podległości przymuszać. Papież zatém Honoryusz upominał go z razu łagodnie i po ojcowsku, aby takich nadużyć poprzestał. Ale gdy cesarz nie chciał głosu jego usłuchać, obłożył go klątwą kościelną. Widząc nakoniec, że ta kara powiększyła raczej jego zuchwałość i zaciętość, postanowił jeszcze go bardziej ucisnąć, i wszystkich poddanych tak królestwa Sycylii jako i Niemieckiego państwa uwolnił od posłuszeństwa i zaprzysiężonej wierności cesarzowi. Od tego czasu rzeczony Fryderyk srogim kościoła i wszystkich pobożnych jego zwolenników stał się przeciwnikiem, i do końca życia nie przestał go prześladować.
Dnia dwudziestego drugiego Czerwca księżna Grzymisława, żona Leszka Białego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, powiła syna przedziwnej urody, który z woli ojca nazwany został Bolesławem. Z jego przyjścia na świat ojciec nadzwyczaj uradowany, z wielkiém bowiem oczekiwał go upragnieniem, urodziny te święcił przez dni kilka w Krakowie uroczystym obchodem, i na kościoły, klasztory i inne pobożne zakłady, niemniej na ubóstwo i nędzarzy, dziękczyniąc Bogu za otrzymaną łaskę, szczodre wysypał dary.
Andrzej król Węgierski, chcąc pomścić się za krzywdy sobie i synowi swemu Kolomanowi przez książęcia Daniela Romanowica wyrządzone, wyprawił dwóch synów swoich, Kolomana i Belę, z wielkiém wojskiem i znakomitszemi panami przeciw Danielowi i Haliczanom. Ci obległszy zamek Halicki dobywali go przez trzy tygodnie; a lubo tuszyli, że go lada dzień opanują, dwie jednakże klęski, biegunka krwawa i głód, szerzące się razem w obozie z wielką stratą ludzi i koni, przymusiły ich ustąpić z Węgier. Zginęła przytém znaczna liczba wojska, gdy wybiegając zbyt daleko za żywnością, jedni podostawali się w niewolą, drudzy legli pod mieczem Rusinów.
Iwo biskup Krakowski, szczególną i pobożności pełną wiedziony przychylnością dla Ś. Dominika i jego zakonu, świeżo od Honoryusza III papieża potwierdzonego, niezadługo po powrocie swoim z Włoch do Krakowa, wraz z braćmi tegoż zakonu przez Ś. Dominika wyznaczonemi, począł się był namyślać, w którémby miejscu rzeczonych braci osadzić. Porozumiawszy się w tym względzie z Leszkiem Białym książęciem Krakowskim i Sandomierskim, tudzież z kapitułą i rajcami Krakowskimi, kościół Ś. Trójcy, który był matką i początkiem parafij, z miejscem obszerném dla mniszego zgromadzenia i zabudowań klasztornych, braciom Dominikanom naznaczył, a opatrzywszy go w kielichy, ornaty, księgi i inne sprzęty do służby Bożej potrzebne, pobudował mnichom mieszkania, obmyślił wyżywienie i odzież, i wszelkiemu zaradził niedostatkowi. Ich życie i pobożność naśladując Jacek z ziemi Opolskiej, kanonik Krakowski, z wielu innemi, w których sercu za łaską Bożą pogarda rzeczy ziemskich zamieszkała, przyjął szatę tegoż zakonu. Wtedy Iwo biskup Krakowski wystawił w rynku miasta Krakowa nowy kościół na cześć Najświętszej Maryi Bogarodzicy, i do niego przeniósł parafią, która wprzódy należała do kościoła Ś. Trójcy.
Głód, który w roku przeszłym kraje Polskie uciskał, nie folgując jeszcze i w tym roku, wielkie Polakom zadał klęski.
Tegoż samego czasu i roku, rzeczony Iwo biskup Krakowski, pałając pobożną żądzą pomnożenia czci i chwały Bożej, w wiosce swojej dziedzicznej Kacicach, niedaleko miasteczka Słomnik, w dyecezyi Krakowskiej, założył i z gruntu wybudował klasztor zakonu Cystersów, któremu nadał i zapisał pomienioną wieś Kacice, tudzież wsie Prędocin, Monikowice, Cholewice, i dziesięciny snopowe do stołu biskupiego z tychże wsi należące; sam zaś kościół w naczynia i ubiory potrzebne opatrzył.
Prusacy i Pomorzanie splądrowali i spalili miasto Płock, i nie tylko temu miastu lecz i całej krainie Mazowsza wielką zadali klęskę.
Nie sam Iwo biskup Krakowski okazał żarliwą miłość ku Bogu, zapaliły się jego przykładem i inne serca pobożne. Jakoż Mikołaj z Henrychowa, tajny sekretarz Henryka Brodatego książęcia Wrocławskiego, nie mniej czynami jak i rodem szlachetny, zebrawszy w długoletnich przy tymże książęciu Henryku Brodatym usługach znaczne pieniądze i dostatki, zbudowany wzorami domowego życia Ś. Jadwigi, swojej księżny i pani, którą widział całą miłości Boga poświęconą, za zezwoleniem książęcia Henryka Brodatego, we wsi swojej własnej Henrychowie, w dyecezyi Wrocławskiej, blisko Nissy leżącej, założył klasztor Cystersów, i równie wieś pomienioną, jak inne do tego klucza należące, klasztorowi rzeczonemu zapisał. Nie przestając wreszcie na tém, że wszystek majątek swój Bogu poświęcił, sam wzgardziwszy marnością świata, przywdział szatę mniszą, i w klasztorze, którego był założycielem, aż do śmierci chwalebnie Bogu służył.
Andrzej król Węgierski nowe w tym roku zebrawszy wojsko, wyprawił przeciw Haliczanom syna swojego Kolomana, który większego niż w roku zeszłym doznawszy powodzenia, gdy książę Daniel Romanowic nie śmiał potędze jego stawić czoła, bez oporu Haliczan zamek i ziemię całą opanował.
Iwo biskup Krakowski, zaradzając niedoli ubogich i nędzarzy, których mnóstwo kupiło się w mieście Krakowie, za radą i przyzwoleniem kapituły Krakowskiej założył i zbudował we wsi Prądniku poza obrębem miasta szpital, przytułek dla chorych i nieszczęśliwych, jaki już wcześniej Pełka biskup Krakowski miał założyć i uposażyć, gdyby go była śmierć nie ubiegła. Na uposażenie zaś rzeczonego szpitala nadał mu wsie Krowodrzą, stary i nowy Wronin (utraque Wronin), niektóre także dziesięciny snopowe do swego stołu biskupiego należące, i osadził przy nim braci szpitalnych zakonu Ś. Augustyna, zwanych de Saxia, którzy noszą krzyż biały podwójny na czarnej kapicy. Ale potém zważywszy, że miejsce to we wsi Prądniku, jako od miasta i społeczeństwa ludu oddalone, na szpital mniej było dogodném, przeniósł go z Prądnika do Krakowa, i przy kościele Ś. Ducha równie klasztor i zabudowania dla braci zakonnych, jako też mieszkania dla chorych i nieszczęśliwych wystawił; a żywiąc jednych i drugich ubóstwo ze stołu swego biskupiego, wspomagał razem ludzi w czasie głodu, który już drugi rok trapił Polskę, po zniszczeniu zasiewów przez ulewy deszczowe i powodzie. Przy takowém zaś przeniesieniu, dokonaném roku Pańskiego 1244 dnia szóstego Kwietnia, rzeczony Iwo biskup Krakowski przydzielił do tegoż szpitala dwa kościoły parochialne, jeden Ś. Krzyża w Krakowie, a drugi Ś. Marcina we wsi biskupiej Biskupicach, za Wieliczką leżącej, wraz z ich dziesięcinami i przychodami, na utrzymanie szpitala.
Władysław syn Ottona, książę Wielkiej Polski, strawiwszy lat blisko dziewięć na tułactwie w Węgrzech, kędy się był chronił przed stryjem swoim Władysławem Wielkim czyli Laskonogim, wrócił potajemnie do Polski, przebrany za mnicha, żeby go Polacy nie poznali; wprzódy zaś przez posłanników zawarł związki powinowactwa z Świętopełkiem wielkorządcą Pomorza, oświadczywszy iż bierze siostrę jego rodzoną, imieniem Helingę, za żonę. Ten z upewnieniem znacznego posagu zobowiązał się dostarczyć mu posiłków, do odzyskania na stryju ojcowskiej dzielnicy. Zaraz więc za przybyciem swojém z Węgier, Władysław syn Ottona, wsparty zbrojną pomocą Świętopełka wielkorządcy Pomorskiego, za jego radą i namową, zamek Uście, położeniem i sztuką warowny, który dwie rzeki, to jest Noteć i Głda (Gwda) oblewają, ale od starosty niedbale strzeżony, dnia siódmego Października ubiegł i opanował, zkąd potém sąsiednie powiaty począł najeżdżać i pustoszyć.
Grzegorz de Crescentia, kardynał i legat z ramienia papieża Honoryusza III, przybył do Polski, gdzie od Leszka Białego, Iwona biskupa, i wszystkich stanów Krakowskich z wielką czcią przyjęty, przez dni kilkanaście zabawił, i między duchowieństwem wiele zniósł nadużyć, niektóre także pod względem karności kościelnej zaprowadził ustawy. Pod jego obecność, Jakób, tegoż kardynała sekretarz, rodem Rzymianin, porzuciwszy życie światowe, wstąpił do zakonu kaznodziejskiego w klasztorze Ś. Trójcy w Krakowie; domownicy kardynała płakali rzewnemi łzami przy jego wstąpieniu. Kościoł zaś Ś. Trójcy w dzień Ś. Grzegorza przez Iwona biskupa poświęcony i z parafialnego na zakonny zamienionym został.
Gosław, zwany inaczej Getka, biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat siedmnaście, umarł; pochowano go w kościele Płockim. A gdy prałaci i kanonicy Płoccy, rozerwani na kilka stronnictw, niezgodną i gorszącą elekcyą przeciągali bez skutku, kościół Płocki osierocony był przez lat dwa. Przyszło nareszcie do zgody i objął stolicę Jan, któremu ustąpił swoich praw Gunter, uważający się długo za obranego biskupa, zkąd między nim a Janem, drugim obranym biskupem, przez dwa lata toczyły się były spory. Pomieniony Jan, rodem Polak, był szlachcicem herbu Gozdawa, w wieku już podeszłym i osłabionego zdrowia.
Po dwóch latach ciężkiego głodu, który w Polsce utrapił i wytępił wiele ludzi, nastąpił trzeci jeszcze sroższy i zgubniejszy nie tylko dla dobytku domowego ale i dla ludzi, i większą zadał im klęskę niżeli dwa poprzednie. Nie zwolniono jednak dlatego surowości ustaw, ani ulżono w czémkolwiek ludowi, lecz wyciskano na nim powinności w czasie głodu, tak jak w latach najlepszego urodzaju. Naznaczono wreszcie w Rozegrochu wiece; są-to u Polaków sądy główne i święcie szanowane, od których niema żadnego odwołania. Leszek Biały, książę Krakowski i Sandomierski, monarcha Polski, sam przez wszystkie dni, w których odbywały się te sądy, zasiadał na rokach, i z uwielbieniem powszechném sprawy najzawilsze mądrze rozstrzygał. Przybył pod ten czas do niego Klet, biskup Jagierski, w poselstwie od Andrzeja króla Węgierskiego, z doniesieniem: „że tenże król z zamorskiej wyprawy, którą był dopełniając ślubów swojego ojca przedsiębrał ku obronie Ziemi świętej, wrócił zdrowo i szczęśliwie do Węgier, i przywiózł z sobą niektórych świętych Męczenników kości.“ Żądał przytém: „aby pewne zatargi między pogranicznemi obu państw mieszkańcy, wszczęte w jego nieobecności, zostały uspokojone, z wynagrodzeniem szkód i strat pokrzywdzonym.“ Dołączył wreszcie prośbę: „aby mu w razie wydania wojny Czechom książę Polski przybył osobiście na pomoc, albo swoje przysłał posiłki.“ Leszek kazał królowi przyjaznemi słowy oświadczyć swoję radość z powrotu sąsiada i sprzymierzeńca, przyrzekł zadosyć uczynienie za krzywdy i wynagrodzenie szkód poddanym, do czego naznaczony został dzień i miejsce porozumienia się na granicach obu państw podług zwyczaju; obiecał wreszcie na wojnę Czeską przybyć osobiście albo przysłać królowi posiłki.
Prusacy, dzicz barbarzyńska, napadłszy klasztor Oliwski, opata wraz z mnichami i całém zgromadzeniem pochwytanych w więzy uprowadzili ku Gdańsku i tam wszystkich okrutną śmiercią wymordowali. Odtąd poczęły się zdradzieckie ich łotrostwa i niszczące najazdy na ziemie Chełmińską i Lubawską. Dla których powstrzymania Konrad książę Mazowiecki przyzwał braci Krzyżaków, zwanych rycerstwem Chrystusowém, a noszących na szacie miecz i krzyż czerwony, i oddał im zamek Dobrzyń, aby przeciw Prusakom wojowali. Lecz gdy pomoc ich okazała się bezskuteczną, ledwo słaby bowiem dawali odpór barbarzyńcom, ziemie Chełmińska i Lubawska prawie całkiem zniszczone były i sprzewracane od Prusaków.
Księżna Grzymisława, żona Leszka Białego, wydała na świat dziecię płci żeńskiej. Jakkolwiek z onej córki ojciec Leszek dziwnie był uradowany, jeszcze więcej ztąd doznawał pociechy, że jej narodzenie odejmowało żonie sromotę niepłodności, i czyniło nadzieję pewną otrzymania potomka płci męzkiej. Z woli ojca dano jej na chrzcie imię Salomea.
Landgraf (Turyngski) najechawszy ziemię Polską, opanował zamek i miasto Lubusz.
Henryk, książę Szlązki i Wrocławski, za osobliwszą uważając to krzywdę swoję i zniewagę, że Leszek Biały, syn Kazimierza, objął rządy monarsze i księstwo Krakowskie, które jemu jako książęciu starszemu laty i urodzeniem należeć miały, zebrał znaczne siły tak z swojego jak i najętego u obcych narodów rycerstwa, i ruszył ku Krakowu, w zamiarze strącenia Leszka Białego z stolicy zwierzchniej, do czego wiodły go szczególniej namowy Marka wojewody Krakowskiego i innych rycerzy, jego stronników. Wrzały już bowiem poprzednio zawiści między Iwonem biskupem Krakowskim, Ostazym i innemi Odrowążami z jednej, a Markiem wojewodą Krakowskim, mistrzem Andrzejem synem Klimunta i ich pokrewnemi Gryfitami z drugiej strony, a to z tej przyczyny, iż Leszek książę Krakowski rycerza Jana, brata rzeczonego mistrza Andrzeja kanonika Krakowskiego i innych jego pokrewnych pozsadzał był z urzędów i godności. Była-to zaś kara (z rady Iwona) na nich wymierzona za to, że gdy w Mazowszu postawieni byli na straży wraz z Dzierżkiem synem Abrahama i Budzisławem synem Krzesława, dla obrony kraju, a Prusacy na on kraj napadli, krewni rzeczonego Marka wojewody pierzchnęli z bitwy, i ucieczką własne ratując życie, Dzierżka, Budzisława i innych wielu w obronie kraju walczących na razili na zgubę. Widząc zatém, że do zaszczytów postradanych wrócić nie mogli, uknowali spisek na usunięcie Leszka książęcia z Krakowa, a osadzenie na państwie Henryka książęcia Wrocławskiego. W tym celu Marek wojewoda Krakowski z swemi krewnemi i towarzyszami wyniósł się z kraju i przystał do tegoż książęcia Henryka, który zebrawszy wojsko poszedł pod Kraków i przez dni ośm stał w bliskości obozem. Ale nie tajny był Leszkowi jego zamiar: ściągnął więc z swoich państw przeciw książęciu Henrykowi liczne zastępy rycerstwa, a dla odgromienia napaści wezwał na pomoc brata swego Konrada książęcia Mazowieckiego, z całą potęgą zbrojną Mazowsza i Kujaw, aby w ten sposób podwoiwszy swoje siły, z wytężeniem wszelakich środków odeprzeć oręż Henryka. Już był Henryk Brodaty książę Szlązki posunął się ku rzece Dłubni nie o podal od miasta Krakowa, i tam obrał sobie stanowisko, gdy obaj książęta Leszek Biały i Konrad, sporządziwszy swoje hufce, wyszli na jego spotkanie, gotowi i uszykowani do boju. Ale Henryk książę Szlązki, człowiek z przyrodzenia cichy i spokojny, często przytém upominany od żony swojej Błogosławionej Jadwigi: „aby przestał na swojej stolicy Wrocławskiej, a sięganiem po onę władzę zwierzchnią siebie i swoich nie narażał na niebezpieczeństwo“, zważywszy, że Leszek i Konrad siłami swemi znacznie go przewyższali, a rycerstwo jego, widząc się w zbyt szczupłej liczbie, i mierząc z obawą potęgę przeciwnika, upadło było na duchu, wysłał heroldów z prośbą o wyznaczenie czasu i miejsca do rozmowy. Na co gdy książęta Leszek i Konrad chętnie zezwolili, obadwaj bowiem brzydzili się bratnią i domową wojną, nastąpiło spotkanie się obydwóch stron, z równą a umówioną liczbą radców, w namiocie, który umyślnie tym celem w samym środku między dwoma obozami postawiono. Zabrał naprzód głos książę Henryk, który szeroko rozwodził się o prawach, jakie miał do panowania w Polsce. Potém gdy Leszek Biały w swej odpowiedzi dowody jego odparł, za pośrednictwem Iwona biskupa Krakowskiego i innych panów Polskich przyszło do wzajemnego pojednania się i ugody, mocą której Henryk książę Wrocławski i Szlązki zrzekł się wszelakiego prawa do rządów i zwierzchnictwa nad Polską, i prawo to w zupełności na Leszka Białego przelał. Zawarli nadto ci książęta osobiste między sobą przymierze przysięgą zobopólną utwierdzone, którém zastrzeżono, iż jeden drugiego sławy i dobra miał przestrzegać, a nie kusić się wzajem o ziemie i księstwa, które otrzymali w podziale. Uczciwszy się nakoniec wzajemnemi podarunkami, uraczywszy z obu stron biesiadą, i z przeciwników stawszy się sobie przyjaciołmi, w najlepszej zgodzie i miłości do swoich księstw powrócili. Leszek Biały, po zawarciu tego przymierza, tak Henryka książęcia Szlązkiego, jako też Konrada książęcia Mazowieckiego do Krakowa zaprosił, i obu wraz z drużynami ich rycerstwa wspaniale ugościł. Po odjeździe Konrada do Mazowsza, książę Szlązki Henryk jeszcze dni ośm zatrzymał się w Krakowie, gdzie od Leszka Białego z wielką ludzkością był podejmowany; nakoniec hojne od niego przyjąwszy upominki, pełen pociechy z zawartej ugody wrócił do Szlązka.
Koloman, syn Andrzeja króla Węgierskiego, przesiedziawszy lat trzy na księstwie Halickiém, złożony chorobą, czy podobno otruty, w zamku Halickim umarł. Po jego śmierci kniaź Daniel Romanowic, korzystając z przychylności Rusinów, zamek i ziemię Halicką opanował, i siadł spokojnie na jej stolicy. Ale książę Izasław postanowiwszy zagarnąć księstwo Halickie, wsparty posiłkami Połowców, wyszedł przeciw niemu zbrojno i stoczył bitwę, w której książę Daniel pokonany poddać się musiał zwycięzcy. Włodzimierz także i brat jego, posiłkujący Daniela, dostali się w niewolą. Poczém zamek i księstwo Halickie z Izasława łaski otrzymał książę Michalko.
W tymże roku, skarbiec kościoła katedralnego Krakowskiego, wieża klasztoru panien zakonnych na Zwierzyńcu, tudzież dormitorium mnichów zakonu kaznodziejskiego w Krakowie, od uderzenia piorunu pogorzały, ludzie jednak ocaleli i na zdrowiu żadnej nie ponieśli szkody.
Władysław Wielki, inaczej Laskonogi, pragnąc pomścić się krzywd wyrządzonych sobie przez bratanka swego Władysława syna Ottona, i odzyskać podchwycony wprzódy zamek Uście, zebrał wojska ze wszystkich ziem swoich, i obsaczywszy rzeczoną twierdzę, zamknął w niej samego Władysława Ottonica, synowca swego, a dopieroż rozmaitemi sposoby jął dobywać zamku, już-to tłukąc go pociskami z kusz wielkich, już podsuwając wieże, już wreszcie podbiegając do szturmu z orężem w ręku. Ale że Władysław Ottonic z swoją załogą mężnie zamku bronili, i samo położenie twierdzy udaremniało wszelkie Władysława Wielkiego usiłowania, tak iż w swoich nadziejach zdawał się upadać, przeto oblężenie, które poczęte było zaraz z wiosną, przeciągnęło się aż do Ś. Małgorzaty. Stygła odwaga w rycerstwie, zaniedbującém coraz bardziej poruczone sobie prace oblężnicze, czy-to objeżdżać przyszło stanowiska i czuwać na czatach, czy zwodzić harce z nieprzyjacielem, czy wreszcie bronić oblężonym dowozu żywności. Ale i sami oblężeńcy pomagali im do tej opieszałości, zaprzestając wycieczek i okazując się znużonemi i prawie zwyciężonemi. W dzień przeto rozesłania Apostołów, gdy Władysław syn Ottona ujrzał z wysokości zamku, że w obozie nieprzyjacielskim wszystko było w rozprzężeniu i nieładzie, że jedni zbyt daleko powybiegali z obozu, inni gnuśnie używali wczasu, inni poskładali oręże albo opilstwem podurzyli sobie głowy, zagrzawszy swoich krótką przemową do walki, z tém upewnieniem, że byleby nieco tylko dołożyli ręki, z łatwością w tym dniu otrzymać mogli zwycięztwo, uderzył na obóz i wszystkie oblężnicze dzieła; a w gwałtowném natarciu, które pomieszało bezbronnych, słał jednych trupem, drugich gnał do odwrotu, tak iż wojsku całemu, częścią pobitemu, częścią rozpierzchłemu w ucieczce, większą nad siły swoje zadał klęskę. Zginął w tej potrzebie Dobrogost wojewoda Poznański z wielu innemi znakomitemi rycerzami. Dopiero gdy Władysław Wielki począł wołać na swoich i krzepić w nich odwagę, rycerstwo skupiwszy się w koło, i niektórych z nieprzyjacioł poraniwszy albo na śmierć ubiwszy, zmusiło najezdcę opuścić obóz i cofnąć się do zamku. Wszelako Władysław Laskonogi tą klęską przerażony, nazajutrz zaraz odstąpił oblężenia i wyruszył z powrotem. Władysław zaś syn Ottona a powinowaty Świętopełka, zaufany w swojej i niektórych rycerzy sprzyjających mu potędze, poszedł w pogoń za stryjem, i miasta Poznań i Kalisz z zamkami, które należały do jego dzielnicy, a których mieszkańcy wraz z załogami sami mu się popoddawali, opanował, wszystko co było jego własnością odzyskał; nadto śpichrze w Miedźwiedziu i wielu innych miejscach zrabował, zniszczył i popalił, i ziemie Wielkiej Polski mnogiemi najazdami i łupieztwy srodze utrapił.
Grzymisława, żona Leszka Białego, książęcia Polskiego i monarchy, urodziła w mieście Korczynie syna przedziwnej urody; przyjście jego na świat wielką rodzicom sprawiło pociechę. Ochrzczony przez brata Herarda prowincyała zakonu kaznodziejskiego, tudzież brata Artunga mnicha tegoż zakonu, w obecności panów Polskich, z woli ojca Leszka nazwany został Bolesławem.
Iwo biskup Krakowski, pragnąc ulepszyć stan klasztoru Cystersów, niedawno w Kacicach przez siebie założonego, gdy rozważył, że położenie miejsca nie było klasztorowi temu dogodne, za radą i przyzwoleniem kapituły Krakowskiej przeniósł go do wsi ojczystej Mogiły, leżącej nad Wisłą, w posadzie wybornej, miejsca dogodnego i wiele nastręczającego korzyści; przyczém niektóre dziesięciny snopowe do stołu biskupiego należące ze wsi Dobczyc, Winiar i innych wsi około Dobczyc położonych, temuż klasztorowi nadał, i równie kościoł jak i klasztor pięknej budowy, częścią z ciosowego kamienia, częścią z cegły wymurował, a tak nadobnie zbudowany i uposażony ku czci Ś. Pawła Apostoła, pod jego imieniem i wezwaniem, poświęcił. Dzieło to zbawiennego pożytku, do którego wtedy pierwsze rzucone były podwaliny, w późniejszych czasach, nie bez wielkiej rzeczonego biskupa chwały, za łaską Bożą świetnie zakwitło, i po dziś dzień kwitnie równie pobożnością zakonu jako i obfitością rzeczy doczesnych. Wspomniany biskup Iwo w tym roku drugi jeszcze klasztor zakonu kaznodziejskiego pod wezwaniem Ś. Jakóba w Sandomierzu założył, i oddawszy go braciom zakonnym, kościoł, cele mnisze i zabudowania klasztorne dla nich powystawiał.
Odprawił także w tym roku Wincenty arcybiskup Gnieźnieński synod w kościele Ś. Błażeja, na którym gdy się wszczął spór o pierwszeństwo miejsca między Iwonem biskupem Krakowskim a Wawrzyńcem biskupem Wrocławskim, gdzie Iwo biskup Krakowski prawo swoje udowadniał przywilejem stolicy Apostolskiej, Wawrzyniec zaś Wrocławski biskup, acz nie miał ani czém odpierać dowodów ani swojej sprawy bronić, z miejsca jednak ustąpić nie chciał, Iwo opuścił zgromadzenie duchowne.
Jan biskup Płocki, po czteroletniém piastowaniu biskupstwa, na podagrę umarł. Po nim nastąpił Gunter kanonik Płocki, szlachcic herbu Prus, prawnie obrany, a za zezwoleniem Konrada książęcia na Mazowszu od Wincentego arcybiskupa Gnieźnieńskiego w Zninie potwierdzony i wyświęcony.
Honoryusz III papież, przesiedziawszy na stolicy Rzymskiej lat jedenaście, miesięcy dwa i dni trzynaście, umarł w Rzymie i w kościele Ś. Maryi Większej z wielką czcią pochowany został. Po którym Ugolin (Hugolinus), biskup kardynał Ostyeński, rodem z Kampanii, mnich zakonu kaznodziejskiego, obrany w Septisolium, dnia dziewiątego Marca wstąpił na katedrę Piotra pod imieniem Grzegorza IX. Ten od cesarza Fryderyka wiele wycierpiał przeciwności.
Świętopełk, wielkorządca Pomorski, chełpiący się związkami powinowactwa z Władysławem synem Ottona, którego był siostrę zaślubił, urosłszy w wielką potęgę na lądzie i na morzu przez sprawowanie zwierzchnictwa nad Pomorzem, upojony szczęściem i powodzeniem tak swojém jak i Władysława syna Ottona, a ztąd podniesiony w nadzwyczajną pychę i zarozumiałość, począł osobiście i przez wielokrotne poselstwa nalegać na pana i monarchę swojego Leszka Białego, książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, z którego ramienia sprawował wielkorządztwo Pomorskie, ażeby go książęciem Pomorskim mianował, i dozwolił mu używania purpury z tytułem książęcia Pomorskiej ziemi, zachowawszy sobie prawo i powagę zwierzchniczą. Stawiał sobie i Leszkowi za przykład Bogusława herbu Gryf, którego był szczodry w swojej łasce Bolesław Krzywousty książę Polski, syn Władysława, z możnego pana wyniósł na rządcę niższego Pomorza i Kaszubów, i patrzał spokojnie na jego synów i bratanków sprawujących nad temi krajami najwyższą władzę. Lecz gdy Leszek Biały żądanie to jako zuchwałe i lekkomyślne odrzucił, i na Świętopełka wielce się oburzył, Świętopełk rozgniewany taką odmową począł myśleć o wyłamaniu się z posłuszeństwa, i zaprzestał naprzód wnoszenia daniny, którą z ziemi Pomorskiej Leszkowi Białemu składać jak zwykle był obowiązany. Takowy opór zuchwalca Leszek Biały postanowiwszy zaraz w początku poskromić, nimby w większą urósł hardość i nabrał sił do rokoszu, i porozumiawszy się z Henrykiem Brodatym książęciem Szlązkim i Wrocławskim, w którym dla dawnej zażyłości pokładał zaufanie i bez którego nic prawie nie robił, naznaczył na dzień Ś. Marcina zjazd do Gąsawy, wsi należącej do klasztoru Trzemeszeńskiego, niedaleko miasteczka Znina, dokąd Świętopełkowi wielkorządcy Pomorskiemu kazał przybyć osobiście, a to pod pozorem, jakoby na tym zjeździe miał radzić jako monarcha Polski o sprawach krajowych i trwałość państwa ubezpieczyć, rzeczywiście zaś, aby ściągnąwszy tam Świętopełka, nie spodziewającego się żadnego niebezpieczeństwa przytaszczyć, i spokojnie, bez dobycia oręża pozbawić zwierzchnictwa nad Pomorzem, gdzie się był za nadto rozparł, i już rycerstwu nawet przysięgać sobie na wierność kazał. Ale Świętopełk wielkorządca Pomorski, człek przezorny i szczwany, domyśliwszy się, że zjazd w Gąsawie nie w innym celu jak tylko na złowienie jego był nakazany, i wyzuwszy się z wszelkich uczuć ludzkości, z powinowatym swoim Władysławem synem Ottona spiknął się potajemnie na życie Leszka Białego i Henryka Brodatego, o którym wiedział że razem z Leszkiem przybędzie. Do wykonania zdradzieckiego zamachu aż nadto skorym się okazał Władysław Ottonic książę Wielkopolski, chociaż bliskim pokrewieństwa związkiem połączony z Leszkiem Białym i Henrykiem Brodatym; Świętopełk bowiem dla ujęcia go sobie przyrzekł mu po zgładzeniu Leszka i Henryka rządy zwierzchnie i stolicę całej Polski. Gdy więc na dzień naznaczony Ś. Marcina Leszek Biały, nie przewidujący żadnej zdrady, a zajęty swojém dziełem i myślą odebrania Pomorza, zjechał do Gąsawy, dokąd przybyli także Henryk Brodaty książę Szlązki, Konrad książę Mazowiecki z znacznym pocztem rycerstwa, panów i drużyny dworskiej, i przez dni kilka z Władysławem synem Ottona książęciem Wielkiej Polski o utwierdzeniu zgody pomiędzy nim a Władysławem Wielkim Laskonogim, jego stryjem, książęciem Gnieźnieńskim, ciągłe czynili układy, wtedy właśnie zdradzieckie gotowano na nich zamachy. Rzeczeni książęta żądali naprzód od Pomorzan wynagrodzenia krzywd sobie wyrządzonych przez mnogie tej hordy wraz z Władysławem synem Ottona na Polskę na jazdy, grożąc, że dla odparcia takowych krzywd wtargną po nieprzyjacielsku na Pomorze: a tymczasem Świętopełk rządca Pomorskiej ziemi zwłaczał swoje przybycie, zapowiadając je tylko książęciu swojemu i panu, Leszkowi Białemu, przez ustawicznych gońców, bardziej dla wywiedzenia się, co czyniono w Gąsawie, niż dla usprawiedliwienia swojej odwłoki. Już czwarty dzień upływał od czasu, jak książęta zjechali się byli w Gąsawie; po załatwieniu wielu spraw podobało się użyć wczasu i łaźni. Świętopełk zawiadomiony od szpiegów, że to była pora najsposobniejsza do zdrady, postanowił nagle przydybać Leszka, kiedy przy stosunkach na pozór przyjaznych najmniej mógł spodziewać się napaści. Wpadłszy więc z liczną zgrają Polaków i Pomorzan, natarł zbrojno na gospody i namioty tak książąt jako i rycerstwa, a tych, którzy mu opór stawili, ubił na miejscu. Skoro znać dano książętom o grożącém niebezpieczeństwie, natychmiast Leszek Biały, jako młodszy i raźniejszy, wyskoczył z łaźni, a dosiadłszy podstawionego sobie konia, począł uciekać ku wsi Marcinkowu z drużyną kilku towarzyszących mu giermków. Ale Świętopełk nie dbając o innych, puścił się za nim w pogoń jak za upragnioną od dawna zdobyczą, i drużynę swoich zachęcał, aby zgładzili Leszka, na którego zgubie wszystek swój tryumf zasadzał. W małej więc garstce otoczeni od licznej zgrai, chociaż długo i dość mężnie się bronili, w końcu jednak wszyscy wraz z książęciem swoim i panem legli ofiarą niecnego zdrajcy. Z taką zaś Świętopełk i jego drużyna zaciętością miotali się na zagładę Leszka i tych, którzy z nim razem przybyli, że nie tylko rycerzy i uzbrojoną czeladź, ale nawet kąpiących się i nagich zabijali. Henryk Brodaty książę Wrocławski i Szlązki, od siepaczy pochwycony w łaźni, i kilku ciosami ugodzony, byłby nieochybnie zginął, gdyby go był sobą nie zasłonił jeden z rycerzy jego nazwiskiem Peregryn z Weissenburga (de Weszinburk), który z osobliwszą dla pana swego wiernością i przywiązaniem, pod mnogiemi razami padając na ziemię, jeszcze martwém ciałem swojém osobę książęcia przyległ, a gdy ich obu za nieżywych wzięto, srogość oprawców zatrzymał. Rzadka to i podziwienia godna cnota w owym rycerzu, który cios wymierzony na zgubę książęcia rad zwrócił przeciwko sobie, i życie jego własném życiem okupił. Mógłby był i Leszek Biały uniknąć śmierci, gdyby w jego rycerstwie znalazł się był mąż z równą wiernością i poświęceniem, jak w drużynie książęcia Henryka. Trudno ogarnąć słowy cnotę wspomnionego rycerza Peregryna, który się naprzód na razy ciężkie a potém na śmierć za swego książęcia chętnie nadstawił, i wolał sam zginąć niżeli dopuścić jego zguby: godzien zaiste, aby go usta powszechne głosiły i uwielbiały. Działo się to dnia czternastego Listopada. Wielka w tym dniu i innych spotkała klęska; i już mniemano, że Świętopełk z Władysławem synem Ottona niebawem rządy nad Polską obejmie. Ciało Leszka Białego przez pozostałych rycerzy do Krakowa odprowadzone pochowano w kościele Krakowskim z wielką żałością i płaczem; Świętopełk zaś po zgładzeniu książęcia swego i monarchy, jakby wroga jakiego i przeciwnika, ani zbrodni swojej żałował, ani pogrzebu jego jakimkolwiek uczcił okazem. Od tego zaś dnia począł się mienić rzeczywistym książęciem Pomorza. Henryk, w lektyce zaniesiony do Wrocławia, z ran odebranych niezadługo się wyleczywszy, zasłużonego sobie taką wiernością rycerza Peregryna ciągle łaskami swemi wywyższał, a potomstwo jego hojném nadaniem uposażył. Byli zaś obecnymi na owym zjeździe w Gąsawie: Wincenty arcybiskup Gnieźnieński, Iwo Krakowski, Wawrzyniec Wrocławski, Michał Włocławski, Paweł Poznański i Wawrzyniec Lubuski, biskupi, tudzież Gunter obrany biskup Płocki, i wielu panów.
Po okrutném a nieszczęsném zgładzeniu Leszka Białego przez Świętopełka wielkorządcę Pomorza, z wiedzą i zezwoleniem Władysława syna Ottona książęcia Wielkiej Polski, wybuchły wnet nowe zatargi, nowa wojna między pozostałemi przy życiu książęty, Konradem Mazowieckim bratem rodzonym Leszka Białego z jednej, a Henrykiem Brodatym książęciem Szlązkim i Wrocławskim z drugiej strony: obadwaj bowiem poczęli się wdzierać do rządów monarszych i opieki nad małoletnim synem Leszka. Konrada książęcia Mazowieckiego prowadzili niektórzy na stolicę z tej przyczyny, iż był bratem rodzonym zmarłego Leszka: Henryka zaś książęcia Szlązkiego, jako starszego i latami poważniejszego, popierała usilnemi namowy Grzymisława wdowa po Leszku Białym i niektórzy z panów Krakowskich, a zwłaszcza Marek wojewoda Krakowski i Pakosław wojewoda Sandomierski z swemi krewnemi, którzy byli po stronie Grzymisławy. Ta bowiem nienawidząc Konrada książęcia Mazowieckiego dla srogości, jaką był wszystkich odrażał, siebie i małoletniego syna Bolesława, tudzież córkę Salomeę, ich księstwa i dzielnice powierzała chętniej w opiekę i zarząd Henryka książęcia Szlązkiego, prosząc, aby ją i jej dzieci zachował przed władzą i tyraństwem Konrada. Z tej przyczyny wszczęła się wojna domowa między rzeczonemi książęty, z których każdy prawo swoje orężem popierać postanowił. Ruszyli więc obadwaj z swemi wojskami ku Krakowu, i ziemia Krakowska stała się teatrem wojny. Zamek i miasto Kraków trzymała Grzymisława wraz z synem swoim, nie dozwalając do nich przystępu Konradowi. Henryk zaś książę Szlązki, zbudowawszy dwie warownie nowe, jednę w pobliżu miasteczka Skały, na wzgórzu, około którego płynie strumień Prądnik, a drugą w Międzyborzu (Mezboze), i opatrzywszy je silnemi załogami, tuszył, że całą ziemię Krakowską snadno opanować zdoła. Konrad przeto książę Mazowiecki, osądziwszy za rzecz ważną i do zwycięztwa przedewszystkiem pomocną, aby nowe te warownie przez Henryka zbudowane opanować i zburzyć, pociągnął naprzód z wojskiem pod Skałę, gdzie Henryk książę Szlązki zaszedł mu drogę i krwawą bitwę stoczył. Legła z obojej strony nie mała liczba rycerstwa, między innemi syn Konrada książęcia Mazowieckiego Przemysław, młodzieniec, walczący w pierwszym zastępie. Konrad wydawszy hasło do odwrotu, uznał się pokonanym, i chwałę zwycięztwa Henrykowi zostawił. Chcąc atoli wetować poniesionej klęski i niesławy, posunął się z wojskiem ku drugiej warowni Międzyborzu, aby w tém miejscu jeszcze doświadczyć losu wojny. Ale z odmianą miejsca nie odmieniło się bynajmniej szczęście; pod wsią bowiem Wrocieryżem (Wroczirzysz) bardziej jeszcze pobity od Henryka książęcia Szlązkiego, przymuszony był schronić się między pobliskie bory i wzgórza, i porzucić obiedwie warownie, nie zdoławszy ich dobyć, a straciwszy wiele ludzi częścią zabitych, częścią zabranych do niewoli. A tak w dwóch bitwach nieszczęśliwych Konrad książę Mazowiecki zniesiony i pokonany od Henryka książęcia Szlązkiego, ustąpił do Mazowsza, zamierzając z uzupełnioném nowemi zaciągami wojskiem popierać dalej wojnę. Ale gdy widział, że te zaciągi niechętnie i dość nieposłusznie się zbierały, a już i pora letnia mijała, porzucił wszelkie zamachy wojenne, a umysł wytężył na zdrady i podstępy, tusząc, że niemi przeciwnika swego Henryka książęcia Szlązkiego snadniej niżli orężem pokona. Jakoż Henryk książę Szlązki w mniemaniu, że nieprzyjaciel jego o tyle był pokonanym, iż nie mógł mu przeszkodzić do opanowania stolicy monarszej księstwa Krakowskiego, odesłał syna swego Henryka z wojskiem do Szlązka, przez wzgląd na ucisk mieszkańców od obu wojsk niszczonych i nękanych; sam zaś spokojny i pewien bezpieczeństwa zatrzymał się w Krakowskiém księstwie, sądząc iż wszystkich umysły miał sobie wierne i przychylne. O czém uwiadomiony przez szpiegów Konrad książę Mazowiecki, przybył do ziemi Krakowskiej, a korzystając z przychylności niektórych rycerzy Krakowskich, do nowych rzeczy odmian pochopnych, Henryka książęcia Szlązkiego, który pod ów czas przebywał w Spytkowicach, słuchającego mszy ś. w kościele poimał, i na Mazowsze do zamku Płockiego, albo jak inni twierdzą do Czerska w więzach uprowadził. Ale pospieszył mu zaraz z pomocą syn jego Henryk, który miał za sobą córkę Ottokara, inaczej Przemysława, króla Czeskiego, zrodzoną z drugiej żony Konstancyi, córki króla Węgierskiego, imieniem Annę, i czterech synów, Bolesława, Władysława, Henryka i Konrada, tudzież pięć córek, jako to: Jadwigę, Agnieszkę, Konstancyą, Elżbietę i Gertrudę. Ten bowiem postanowiwszy wyzwolić ojca z więzów, zebrał wielkie wojsko tak z swoich jako i najemnych rycerzy, i groził wtargnieniem do Mazowsza i Kujaw, jeśliby ojca jego nie wypuszczono z niewoli. Aliści ś. Jadwiga, zapobiegając mnogim nieszczęściom i klęskom, jakieby z tej wojny wyniknąć mogły, morderstwom mówię i krwi chrześciańskiej rozlewowi, pożarom, spustoszeniom krajów, uciskom i niedoli wieśniaków i ludzi biednych, udała się osobiście na Mazowsze, i przybywszy do Konrada książęcia Mazowieckiego, na ów czas wysiadującego w Płocku, czy jak inni utrzymują w Kruszwicy i Czersku, straszną i już wybuchem grożącą wojnę utłumiła. Jej obecność bowiem tyle miała wpływu na Konrada książęcia Mazowieckiego, że z wszelkiej jaką pałał wyzuł się zawziętości, i jakby zwyciężony, tajemną w sercu uczuwszy trwogę, wszystkim jej prośbom i życzeniom uczynić zadość przyobiecał. A ona niewiasta od Boga natchniona, nie tylko Henryka książęcia Szlązkiego, męża swego, z Konradem książęciem Mazowieckim, z którym był zwaśniony, roztropnością swoją pojednała, ale nadto skojarzyła ich związkiem powinowactwa, aby na przyszłość byli spokojni i bezpieczni. Jakoż Henryk Brodaty książę Szlązki odstąpił Konradowi praw swoich do rządów zwierzchnich i opieki, zrzekłszy się i tych korzyści, któremi do nich otworzył sobie już był drogę, jeńców Konrada wypuścił na wolność, i zrzeczenie się swoje uroczystą przysięgą potwierdził. Dwie zaś wnuczki swoje, Henryka syna swego córki, z Anny królewny Czeskiej zrodzone, to jest Konstancyą i Gertrudę, wydał za synów Konradowych Kazimierza i Bolesława, Konstancyą Kazimierzowi a Gertrudę Bolesławowi poślubiwszy. Takiemi przeto układy i warunki, a zwłaszcza pośrednictwem Ś. Jadwigi, już na ów czas czynami pobożnemi głośno słynącej, najstraszliwsza wojna przeciętą i utłumioną została, Henryk książę Szlązki oswobodzony z więzów wrócił do Szlązka, Konrad zaś książę Mazowiecki objął rządy nad Polską i opiekę nad małoletniemi synami Leszka, mimo opór niechętnej i sprzeciwiającej się temu matki ich Grzymisławy. Grzegorz jednak IX papież uwolnił Henryka książęcia Wrocławskiego od wspomnionej, jakoby przemocą wyciśnionej przysięgi.
Tatarzy w mnogich i prawie niepoliczonych tłumach wtargnąwszy do krajów Ruskich, napełnili je rzezią, pożogami i rozlicznemi klęski, całą ziemię Rezańską splądrowali i spustoszyli; a zgładziwszy książęcia Rezańskiego, starców nawet i niedorosłą młodzież pomordowali, resztę ludu zabrali w jassyr, zamki zdobyte ogniem zniszczyli. Na tém nie dosyć mając, zimową porą tegoż roku wpadli do ziemi Susdalskiej, i okolicę całą spustoszywszy, Grzegorza także książęcia i jego synów z wielu innemi książęty Susdalskiemi pozabijali, Włodzimierzowi książęciu zamek Rostow zabrali i spalili, wiele prócz tego pognali w niewolą jeńców, i łupami do woli się obłowili.
Dnia dwudziestego trzeciego Stycznia, Świętopełk książę Pomorski, za radą i zezwoleniem Michała biskupa Włocławskiego, zakłada i buduje klasztor zakonu kaznodziejskiego pod wezwaniem i ku czci Ś. Mikołaja w mieście swojém Gdańsku, i nadaje mu swobody i przywileje.
Przemysław, inaczej Ottokar, król Czeski, czując się słabym i bliskim zgonu, syna swego Wacława, zrodzonego z Konstancyi siostry króla Węgierskiego Beli, którą był pojął mimo żyjącej Adli, pierwszej prawej małżonki swojej, kazał w kościele Praskim arcybiskupowi Mogunckiemu Sygfrydowi w Niedzielę pierwszą postu w swojej obecności namaścić i koronować na króla, a żonę jego Kunegundę, córkę Filipa książęcia Szwabskiego, w burzach niezgody królem Rzymskim obranego, na królową.
W wiosce Brzesku, pobliskiej miasteczka Brzeska, nad rzeką Wisłą, założony został klasztor zakonu Premonstrateńskiego, a na opatrzenie jego dane mu posagiem wsie i dziesięciny, to jest, miasteczko i wieś Brzesko.
Po zawarciu zgody między Henrykiem książęciem Szlązkim a Konradem książęciem Mazowieckim w mieście Płocku, za wpływem i zręczném pośrednictwem Bł. niewiasty, księżny Jadwigi, Henryka małżonki, i przytłumieniu w ten sposób srogiej a nieszczęśliwej wojny domowej, znowu inna zajęła się wojna z powodu zawiści wzajemnej książąt Wielkopolskich, Władysława Laskonogiego stryja, i Władysława Ottonica jego bratanka. Mszcząc się bowiem krzywdy w roku przeszłym sobie wyrządzonej, Władysław Laskonogi, przy pomocy swoich i obcych wojsk posiłkowych, ruszył zbrojno przeciw Władysławowi synowi Ottona. Nie ociągał się z swej strony i Władysław Ottonic, zaufany w szczęściu które mu poprzednio służyło, i wyszedł z swojém wojskiem na spotkanie stryja; ale chociaż dzielnie walczył, nierówny mu jednak siłami i liczbą, pobity został od tegoż stryja Władysława Laskonogiego; wielu z rycerzy jego w bitwie poległo, wielu dostało się w niewolą; sam Władysław Ottonic za sromotę mając uciekać z bitwy, wpadł w ręce nieprzyjaciół, i od stryja Władysława Laskonogiego wtrącony był do więzienia. Później atoli, przy pomocy sprzyjających sobie stronników oswobodzony z niewoli, udał się na Pomorze do Świętopełka brata swojej żony, który po zamordowaniu Leszka Białego w Gąsawie przywłaszczył sobie był udzielne rządy nad całém Pomorzem; od niego więc żądał posiłków w celu popierania dalszej z Władysławem Laskonogim wojny. Ten nie tylko dał mu żądaną pomoc w swoich Pomorczykach, ale sam nawet osobiście przeciw Władysławowi Laskonogiemu wyszedł w pole. Strwożony ich nadejściem Władysław Laskonogi, uważając śliską i niepewną ku sobie wierność rycerstwa, które go dla wszetecznych i sprosnych obyczajów, tudzież wielu czynów panującego niegodnych, miało w nienawiści i pogardzie, nie śmiał stoczyć walki z zbliżającym się bratankiem, tak groźnym przeciwnikiem, z obawy, iżby od swoich opuszczony nie dostał się w ręce nieprzyjaciół. Opuściwszy przeto zamki i warownie Wielkiej Polski, ustąpił pola zwycięzcy, i udał się do zamku Raciborza, gdzie od Kazimierza syna Mieczysława (Mieszkowica) książęcia Raciborskiego uprzejmie był przyjęty i podejmowany. Władysław zaś Ottonic, korzystając z takowego ustąpienia, gdy mu i wojsko i twierdze z ochotą się poddawały, razem własną dzielnicę odzyskał i stryjowską opanował. Twierdziły niektórych podania, że Władysław Laskonogi dnia piętnastego Lipca bijąc się mężnie uległ w końcu przemocy, i przymuszony był uciekać haniebnie z pola, gdzie zginął wojewoda Poznański i wielu innych rycerzy.
Iwo biskup Krakowski, założyciel i nadawca kilku klasztorów w swojej dyecezyi, jako to w Mogile, Dłubni, Mstowie, tudzież szpitala ubogich w Krakowie, kościołów parafialnych w Dzierzążni, Wawrzyńczycach, Daleszycach, i Ś. Pawła w Sandomierzu, pragnąc kościołowi swemu Krakowskiemu przywrócić godność arcybiskupią, od poprzedników swoich zaniedbaną, a uważając iż czas był najsposobniejszy do odzyskania tego zaszczytu, wybrał się do Włoch do Grzegorza IX papieża, wielce sobie przychylnego dla dawnej znajomości i zażyłej przyjaźni, którą był z nim zabrał w szkole Paryzkiej, gdy obadwaj mieli dopiero niższe święcenia kapłańskie. Rad był przytém uchylić się przed srogością Konrada książęcia Mazowieckiego, który w księstwach Krakowskiém i Sandomierskiém jako opiekun rządy zwierzchnie sprawował, a z którym Iwo dla wielu krzywd już-to kościołowi już rycerstwu wyrządzanych ustawiczne miał zatargi. A gdy papieża Grzegorza, niegdyś towarzysza naukowych zabaw swoich w Paryżu mieście Francuzkiém, ścisłą połączonego z sobą przyjaźnią, spotkał w Perudżyi, kędy z rozkazu tegoż papieża wyszło przeciw niemu wielu prałatów, przyjęty był z wielką czcią i gościnnością, i wnet na prośby Iwona godność i powaga arcybiskupia kościołowi Krakowskiemu przez papieża Grzegorza przywróconą została. Lecz kiedy Iwo uniesiony gorliwą pobożnością, za otrzymaném od Grzegorza pozwoleniem udał się do Rzymu w celu zwiedzenia przybytków świętych, zapadł ciężko na febrę, z którą potém niewcześnie wyjechawszy z Rzymu, trudami podróży i skwarem upałów słonecznych znacznie chorobę powiększył. Zaledwo też przybył do Castelvetro (Pristinum Burgum), umarł dnia 21 Lipca, przesiedziawszy na stolicy biskupiej lat dwanaście, i w Modenie w kościele większym od przyjacioł i towarzyszów podróży pochowany został. Kości jego atoli po pewnym lat przeciągu bracia zakonu kaznodziejskiego w Krakowie, gdzie im, jak wyżej opowiedzieliśmy, Iwo klasztor był założył, z Modeny przenieśli do Krakowa i w środku chóru kościoła Ś. Trójcy pochowali.
Tatarzy w licznej hordzie wpadłszy do ziemi Smoleńskiej i Czerniechowskiej, grabieżą i morderstwy, żadnemu nie folgując wiekowi, srodze je spustoszyli. Wiele przytém zamków i warowni, z których książęta i rycerstwo pouciekało, ogniem zniszczyli, nie śmiejąc w nich się zatrzymać. A gdy nigdzie nie znajdowali oporu, wszyscy bowiem przed nimi pokryli się w lasach, miejscach bagnistych i niedostępnych, obciążeni zdobyczą, z mnogim gminem brańców do swego kraju powrócili.
Kościoł Krakowski osierocony po zgonie cnotliwego i bohaterskiej duszy męża, pasterza swego Iwona, a ztąd ciężkim strapiony smutkiem, dwa prócz tego straszne i zgubne poniósł ciosy, rozerwanie wewnętrzne i pożar. Chociaż bowiem kapituła Krakowska, zebrawszy się w celu obsadzenia stolicy nowym biskupem, obrała Wisława kanonika Krakowskiego, rodem Polaka, szlachcica herbu Zabawa, męża zaleconego chwalebném życiem i nauką; gdy jednakże wyborowi temu, jakkolwiek prawnie dopełnionemu, sprzeciwili się Rudolf kantor, rodem Rzymianin, i mistrz Andrzej kanonik, powstało ztąd żwawe i gorszące w kościele Krakowskim rozdwojenie, które trwało przez dwa lata. Rzeczony bowiem mistrz Andrzej, który z Iwonem biskupem podróżował był do Włoch, przy pomocy Rudolfa Rzymianina otrzymał dla siebie od papieża biskupstwo Krakowskie, i z tej przyczyny sprawa Wisława ciągnąc się przez dwie lecie opóźniła jego wyświęcenie: dopiero za wstawieniem się do papieża Henryka książęcia Krakowskiego i Wrocławskiego, który uwolniony przez tegoż papieża od przysięgi odzyskał był księstwo Krakowskie, wybór Wisława potwierdzonym został, a promocya mistrza Andrzeja odwołana. Ale dla onego sporu potwierdzenie Wisława przez stolicę Apostolską i wyświęcenie na biskupa, z wielką dla kościoła Krakowskiego szkodą i wydatków nie potrzebnych utratą, przez dwa lata doznawały odwłoki. Rzeczony biskup Wisław był jak twierdzą szlachcicem z domu Zabawa, i wystawił we wsi Kościelcu, blisko Proszowic, kościoł parafialny z kamienia ciosowego pięknej budowy, przeto iż owa wieś była jego majętnością ojczystą. Przodków jego, którzy z Pomorza przybyli niegdyś do ziemi Krakowskiej, uważano za obcych przychodniów, i to powiększyło znacznie przeciw Wisławowi niechęci w czasie jego wyboru. Wśród tych zaś zamieszek, kiedy nakładem Iwona biskupa i staraniem wykonawców jego ostatniej woli wieżę kościoła Krakowskiego pokrywano ołowiem, przez nieostrożność jednego z robotników ogień przypadkowo zapuszczony na suche padłszy wiązania, sprawił w nocy pożar gwałtowny, którego mimo zbiegłe na ratunek tłumy nie zdołał nikt ani powstrzymać ani ugasić, a tak wszystek kościoł ogniem spłonął.
Książę Władysław syn Ottona, przybrawszy sobie do pomocy niektórych rycerzy Polskich, a mianowicie Albrechta (Albracht) i Wawrzyńca, synów Jana, klasztor znakomity w Mogilnie najechał, złupił i spustoszył: w czém okazał się odrodkiem dawnych krolów, książąt i bohaterów Polskich, z których krwi pochodził, gdy klasztory przez nich założone poważył się niszczyć i wywracać.
Dnia czternastego Grudnia, Przemysław, inaczej Ottokar, król Czeski, umarł i w kościele katedralnym Praskim pochowany został. Po nim syn jego Wacław, już dwoma laty wprzódy z rozkazu ojca koronowany, objął rządy państwa.
Gdy dzicz barbarzyńska Prusaków zdradzieckie i gwałtowne na Polskę wymierzając najazdy, nie przestawała niszczyć jej pożogami i zabiera niem ludu obojej płci w niewolą, Konrad książę Mazowiecki, który najbliżej z nimi graniczył, a ztąd najwięcej trapiony był ich napaścią, za radą Chrystyana biskupa Chełmińskiego, męża wielkiej pobożności, mnicha zakonu Cystersów, wezwał z Niemiec na pomoc siedmiu braci krzyżackich rodu Niemieckiego, zakonników Grobu św. Jerozolimskiego, którym przewodniczył Herman Balke von Salza, mistrz i głowa zakonu. Przybyłych umieścił początkowo w zamku Dobrzyniu, od którego wzięli nazwisko braci Dobrzyńskich. Później zaś naznaczył im zamek i miasteczko Nieszawę (Nieszow), które wraz z wsiami Murzynowem, Orłowem, i ich przyległościami, nadał im i darował. A gdy przy pomocy tychże braci Krzyżaków w kilku szczęśliwie stoczonych bitwach Prusakom wielką zadał klęskę, na prośby usilne Henryka Brodatego książęcia Wrocławskiego i Szlązkiego, za radą tudzież żony swojej księżny Agazyi, i synów swych Bolesława, Kazimierza i Ziemowita, nakoniec prałatów i panów swoich prowincyj, jako to: Guntera biskupa Płockiego, Michała biskupa Kujawskiego, Chrystyana biskupa Chełmińskiego, Pakosława kasztelana Tczewskiego (comes Dersoviensis), ziemie Chełmińską i Lubawską, między rzekami Ossą, Drwęcą i Wisłą (Wrolam?) położone, kędy Prusacy opanowali byli zamek i miasteczko Rogów, nadał im i zapisał, lubo czynem tylko ale nie z mocy prawa, gdyż książę Konrad takiego nadania z uszczerbkiem kraju Polskiego nie mógł żadną miarą czynić. A jakkolwiek to nadanie zdawało się na ów czas zbawienném, potém wszelako, gdy Krzyżacy na zabór reszty powiatów Polskich zawsze chciwie czyhali, Polacy zaś przymuszeni byli bronić swoich siedzib ojczystych, wielki ztąd rozlew krwi chrześciańskiej, srogie i samém wspomnieniem straszne wyniknęły mordy. Nie było między królmi i książęty Polskimi żadnego, któryby większych szkód i nieszczęść Polskę nabawił, i w okropniejsze uwikłał ją wojny, jak rzeczony Konrad przez przywołanie Krzyżaków i odstąpienie im ziemi Nieszawskiej i Chełmińskiej. W tém zaś nadaniu Krzyżakom ziemi Chełmińskiej i Lubawskiej przez Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego to przedewszystkiem było zastrzeżone, do czego się równie mistrz Herman jako i bracia Krzyżacy zobowiązali, że kraje Pruskie i wszelkie inne na barbarzyńskich narodach zdobyte miały być zarówno między Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego, jego synów i następnych książąt Polskich, a mistrza i zakon Krzyżacki dzielone; po zawojowaniu zaś krajów Pruskich nadanie ziem Chełmińskiej i Lubawskiej miało ustać w swej mocy, a ziemie rzeczone do Konrada książęcia i jego następców prawem własności powrócić. Ordynacya ta i przyłączone do niej warunki ubezpieczone były aktem piśmiennym, i od niektórych wiary godnych mężów u książąt Płockich często oglądane i czytane. Naznaczył zaś Herman v. Salza mistrz zakonu w swoje miejsce brata swego Konrada v. Landsberg, który z pomocą Konrada książęcia Mazowieckiego i swego ludu na brzegu Wisły w miejscu wyniosłem zbudował zamek nazwany Vogelsang (Fogilsang), zkąd nawiedzać począł Prusaków i napastnicze ich najazdy powściągać. Kiedy Konrad książę Mazowiecki naradzał się względem odstąpienia Krzyżakom ziemi Chełmińskiej, przystało, aby Polscy panowie radni, naganiając taki wniosek, przełożyli mu byli onę bajkę z Troga, powiedzianą w podobnej okoliczności przez jednego z książąt, bystrego w przewidywaniu rzeczy: „Suka szczenna prosiła raz pastucha, aby jej pozwolił miejsca do zlężenia płodu. Co otrzymawszy, prosiła znowu, aby jej wolno było w tém miejscu szczenięta swoje wychować. A gdy wreszcie owe pieski wyrosły, przy ich pomocy wyrugowała z domu pana i przywłaszczyła sobie owo miejsce. Nie inaczej uczynili Krzyżacy, którzy swoich dobroczyńców wywłaszczywszy z ich siedlisk, zagarnęli je bezczelnie, nie pytając w jaki sposób, godziwy czy niegodziwy.
Władysław Laskongi książę Poznański i Wielkopolski, zniecierpliwiony długiém wygnaniem, które już czwarty rok ponosił, wyzuty z swego księstwa i wszystkich posiadłości przez Władysława Ottonica książęcia Kaliskiego, bratanka swego, uzyskawszy pomoc i w własném rycerstwie, które do niego w czasie wygnania ściągało, i niektórych ochotników zbiegłych przed wierzycielami albo wyrokami sądu, ruszył z miasta Raciborza, gdzie dotąd nędzne cierpiał wygnanie, ku Wielkiej Polsce, i zamek Gnieźnieński, należący do jego dzielnicy, zbrojno obległ, spodziewając się, że nie tylko ten ale wszystkie inne zamki wkrótce mu się poddadzą. Ale gdy go nadzieja omyliła, rycerstwo bowiem Władysława Ottonica mężnie zamku Gnieźnieńskiego broniło, oblężenie przewlokło się aż do dwóch miesięcy. Nie widziano przez ten czas nikogo z rycerstwa i poddanych Władysława syna Ottona, aby przechodził na stronę Władysława Laskonogiego, wszyscy bowiem brzydzili się nim dla jego sprosnych i bezecnych obyczajów. Krążyły przytém głośne i nie płonne wcale wieści, że książę Władysław Ottonic z Świętopełkiem władcą Pomorza, zięciem swoim, i potężném, tak z swoich jako i obcych ludzi zebraném wojskiem, oblężeńcom na odsiecz lada dzień przybędzie. Skłopotany przeto i pogrążony w smutku, wyrzekając na los przeciwny, odstąpił zamku Gniezna, na którego zdobycie wszystkie był siły i sztuki swoje wytężył, i część rycerstwa swego utracił: a porzuciwszy oblężenie, udał się do Raciborza, zwykłego miejsca swego wygnania, i tegoż roku dnia 17 Sierpnia w mieście Środzie, strawiony smutkiem i zgryzotami sumienia, które mu zbrodnie jego wyrzucało, życie zakończył. Pochowano go w Raciborzu, albo jak inni twierdzą w klasztorze Lubińskim. Potomstwa żadnego po sobie nie zostawił. Z jego śmiercią państwo jego książęce przeszło w zupełności na bratanka jego Władysława syna Ottona. Jakoż tenże książę Władysław syn Ottona objął obadwa księstwa, to jest Poznańskie i Kaliskie i wszystek kraj Wielkopolski, i siadł spokojnie na ich stolicy, nie obawiając się znikąd żadnej zdrady ani rokoszu.
Konrad książę Mazowiecki wraz z Krzyżakami i niektórymi cudzoziemcami, którzy mu w posiłku przybyli, chcąc silniejszy i skuteczniejszy stawić odpór barbarzyńskim Prusakom, zbudował zamek... silny dębowy, a osadziwszy go załogą tak Krzyżaków jak i własnego rycerstwa, począł wstrzymywać pustoszące Prusaków na ziemie swoje najazdy. Założył wtedy i miasto Toruń, które potém w sposobniejsze przeniósł miejsce. Prusacy zaś postanowiwszy zniszczyć warownie, które książę Konrad wystawił, zbudowali dwa zamki, jeden nad Wisłą poza Toruniem, który się zowie Rogów, drugi w bliskości Torunia, w tém miejscu, gdzie teraz jest stare miasto Chełmno. Trzecią jeszcze twierdzę zbudował Prusak Pipin, najzaciętszy wróg chrześcian, na jeziorze, ktore po dziś dzień zowią jeziorem Pipina. Ale wszystkie te zamki w kilku dniach zdobyli Krzyżacy i rycerze Polscy; sam Pipin zaś dostał się w niewolą, i zuchwalstwo swoje ciężką przypłacił kaźnią, rozpróto mu bowiem brzuch i włóczono go około drzewa, dopóki z niego wszystkie wnętrzności nie wypłynęły.
Fryderyk książę Austryi, chcąc się pomścić krzywd, które ojcu jego i księstwu Austryi wyrządził był Wacław król Czeski, z przeważną wojsk swoich potęgą wtargnął do Czech. Wybrał się z nim razem na tę wyprawę Przemysław margrabia Morawski, brat Wacława króla Czeskiego, z tymże Fryderykiem książęciem Austryi sprzymierzony, tudzież Otto książę Meranu, Henryk brat książęcia Meranu, niemniej margrabia v. Werdt, Ebrehard biskup Bamberski, Bertold patryarcha Akwilejski, także bracia książęcia Meranu; synowie Bertolda książęcia Meranu, a brata rodzonego Ś. Jadwigi, żony Henryka książęcia Wrocławskiego i Szlązkiego, którzy mu z swemi poczty zbrojnemi towarzyszyli. Widząc Wacław król Czeski, że nie sprostałby takiej sile, nie śmiał ani czoła stawić ani stoczyć walki z nieprzyjacielem, gdy zwłaszcza podejrzaną mu była wierność niektórych z pomiędzy Czechów, o których wiedział że sprzyjali stronie Przemysława Morawskiego margrabi. Tak wielkie jednak i potężne wojsko, zaledwo jeden zamek Wetaw zdobywszy, i niektóre Czechom wyrządziwszy szkody, z przyczyny słabości Fryderyka książęcia Austryi, który nagle był zachorował, bezczynne prawie wróciło do swoich krajów.
Gunter biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat pięć, w Wiedniu mieście Austryi jadąc do Rzymu umarł i tamże pochowany został. Po nim wstąpił na biskupstwo prawnie obrany Piotr zwany Romanem, kanonik Płocki, herbu Półkozy.
Wisław obrany biskupem Krakowskim i od Wincentego arcybiskupa Gnieźnieńskiego w kościele Krakowskim wyświęcony został, po ustąpieniu sporów, które między nim a synem Klemensa mistrzem Andrzejem kanonikiem Krakowskim herbu Gryf przez dwa lata trwały. Grzegorz bowiem IX papież temuż Andrzejowi, gdy był w Rzymie, władzą swoją biskupstwo Krakowskie naznaczył: atoli za wstawieniem się do papieża Henryka książęcia Wrocławskiego i Krakowskiego, wybór Wisława potwierdzony został, a mianowanie Andrzeja odwołane.
Andrzej król Węgierski, a Ś. Elżbiety ojciec, po trzydziestu latach spokojnego i szczęśliwego panowania w Węgrzech, umarł i w klasztorze Egrus pochowany został. Po nim nastąpił syn jego najstarszy Bela, i dnia czternastego Października w Białogrodzie stołecznym królewską przywdział koronę.
Władysław Ottonic, dla częstego spluwania Plwaczem nazwany, książę Wielkiej Polski, chcąc zawdzięczyć Bogu liczne dobrodziejstwa, które był otrzymał, już-to w wyswobodzeniu go z ciężkiej niewoli, już w udarowaniu zwycięztwy nad nieprzyjaciołmi, gdy i z zejściem stryja, Władysława Laskonogiego, państwo jego spoczęło szczęśliwie w pokoju i w potęgę urosło, a z małżonki prawej, siostry Świętopełka książęcia Pomorskiego, doczekał się książę dwóch nadobnych synów, Przemysława I i Bolesława Pobożnego; za te tak osobliwsze i tak mnogie łaski, dwom kościołom katedralnym, Gnieźnieńskiemu i Poznańskiemu, do dzielnicy jego księstwa należącym, nadał wielkie wolności i przywileje, uwalniając dobra rzeczonych kościołów tak obecne jako i przyszłe, wraz z ich poddanemi, od wszelakich opłat, służebności, danin i powinności, które dawniej książęciu i jego skarbowi uiszczały; nadto wyjmując je z pod swojej i swych wojewodów, kasztelanów, sędziów i urzędników, tak zwyczajnej i powszechnej jako i szczegółowo udzielanej władzy, a wszelkie prawa książęce, jakie mu do tychże dóbr kościelnych aż dotąd służyły, przenosząc w zupełności na Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Pawła biskupa Poznańskiego, tudzież ich następców. Udzielił przytém obu biskupom prawo bicia monety i polowania w dobrach rzeczonych kościołów, które dotychczas samemu książęciu służyło. Nakoniec kościołowi Poznańskiemu i jego biskupowi Pawłowi nadal wieś zwaną Sulkowa Krobia, znaczne czyniącą dochody, chcąc tak hojném nadaniem uczcić pamięć ojca swego Ottona książęcia, Bolesława Wielkiego, pierwszego króla i innych królów Polskich, których zwłoki w tym kościele spoczywają, gdzie i on grób sobie przeznaczył.
Wawrzyniec biskup Wrocławski, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia pięć, dnia dziewiątego Czerwca w Prychowie (Prichow) umarł i w kościele Wrocławskim pochowany został. Po nim nastąpił Tomasz, pochodzeniem Polak, szlacheckiego rodu, obrany prawnie i przez Wincentego arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony. Ten nie tylko dla swego zacnego urodzenia, pochodził bowiem z domu Koźlerogi, ale i dla rzadkich zalet nauki i roztropności, z których słynął głośno u swoich i postronnych, godnym był wyniesienia na stolicę biskupią. Ale spotkała rzeczonego Wawrzyńca śmierć niezwykła; z ustawicznego bowiem i niepomiernego róż wąchania popadł w chorobę, z której wyléczyć się nie mógł.
Wincenty, arcybiskup Gnieźnieński, przesiedziawszy na stolicy lat blisko dwanaście, umarł i w kościele Gnieźnieńskim pochowany został. Po nim nastąpił powołany wyborem prawnym na stolicę Piotr.
Podobnémże prawem śmiertelności zakończył życie Gunter biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat pięć. Ten-to biskup zezwolił na przywołanie Krzyżaków w pomoc przeciw Prusakom i nadanie im ziemi Chełmińskiej. Nastąpił po nim Piotr.
Pobożność Władysława Ottonica i hojność niezwykła dla kościołów Gnieźnieńskiego i Poznańskiego, tak dalece zjątrzyła i obostrzyła zazdrością umysły panów i możnowładców Wielkiej Polski, że się spiknęli przeciw niemu i godzili morderczo na jego życie. Lecz gdy knowane nań potajemne zdrady nie osięgały skutku, Władysław bowiem przezornie ich podstępy omijał, jawnym wybuchnęli rokoszem, i udawszy się do Henryka Brodatego, książęcia Wrocławskiego i Szlązkiego, o którym wiedzieli, że z powodu ran odniesionych pod Gąsawą w przygodzie Leszka Białego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, zaciętym był Władysława Ottonica pana swego przeciwnikiem, oświadczyli, iż mu radzi oddadzą rządy Wielkiej Polski, i wszyscy z uległością przejdą pod jego panowanie, obiecując zamki i warownie do poddania się jego władzy zniewolić. A lubo Henryk Brodaty książę Szlązki, mąż z inąd pobożny, uczciwy i sumienny, przyobiecane sobie w ten sposób wydanie Wielkiej Polski uważał za niesłuszne i wynikające z pobudek nieprawych złości i zawiści, a do tego przeciwne radom małżonki swojej, świętej niewiasty Jadwigi; nie zaniedbał wszelako tej sposobnej pory pomszczenia się za swoje krzywdy i rany na Władysławie Ottonicu, o którym wiedziano, że owej klęski i napadu w Gąsawie głównym był sprawcą i przywodzcą. Zebrawszy zatém nie małe wojsko z swoich i posiłkowych rycerzy, wtargnął po nieprzyjacielsku do Wielkiej Polski, w zamiarze opanowania jej jakimkolwiek bądź sposobem. Władysław zaś Ottonic wiedząc dobrze, że rycerstwo jego było mu niechętne i wielce nawet nieprzyjazne, a ztąd bojąc się z Henrykiem książęciem Szlązkim, jako silniejszym przeciwnikiem, otwartej walki, ażeby od reszty wojska, które przy nim pozostało, nie był opuszczony albo zdradzony, trzymał się jedynie w twierdzach; a spaliwszy zamki Bnin i Szrem, aby nie wpadły w ręce Henryka, zamek Gnieźnieński silną i wierną uzbroił załogą, i udał się do zięcia swego Świętopełka książęcia Pomorskiego. Poczém zaraz główniejsze miasta i zamki Wielkiej Polski, Poznań, Kalisz, Pyzdry, Środę, i zamek Biechów, panowie i rycerze Wielkopolscy poddali Henrykowi Brodatemu i uznali jego władzę. Henryk zaś wziąwszy je w swoje posiadanie, nawet zamki zrujnowane i spalone naprawił i odbudował, poosadzał je dla obrony silnemi załogami, i oddał siostrzeńcowi swemu Borzywojowi, synowi Dypolda margrabi Morawskiego, w dzierżawę, pod warunkiem, aby czuwając z nich nad powiatami Wielkiej Polski, powściągał niekarnych i do uległości przymuszał, a posłusznych i przychylnych w wierności utrzymywał. Rzeczony zaś Dypold margrabia Morawski od brata swego Wacława króla Czeskiego, który był zwany Jednookim (Monoculus), z Moraw wypędzony, ustąpił do Węgier, gdzie w wieku podeszłym umarł. Matka zaś ich, margrabina Adelaida, siostra Henryka Brodatego, po śmierci męża przez tegoż Wacława króla Czeskiego wygnana, wróciła do ojczystego domu z czterma synami, jako to: Borzywojem, Bolesławem, Przemysławem i Dypoldem, i w klasztorze Trzebnickim reszty życia dokonała. Obok jej zwłok pochowano zmarłego wkrótce po niej jednego z synów, Przemysława; najmłodszy syn Dypold obrał sobie stan duchowny, nad inne pożądańszy, i został kanonikiem Magdeburskim; inni dwaj synowie, Bolesław i Borzywój, służyli wojskowo u wuja swego książęcia Henryka.
Bolesław, który zasłużył sobie na imię Wstydliwego, książę Krakowski i Sandomierski, syn Leszka Białego, wyszedłszy już z wieku dziecinnego, gdy już miał blisko lat czternaście, za radą i ustawiczną namową równie matki swojej, księżny Grzymisławy, jako też panów Krakowskich i Sandomierskich, a zwłaszcza Wisława biskupa Krakowskiego, postanowił zrzucić z siebie opiekę stryja swego Konrada książęcia Mazowieckiego, jemu i księstwom jego wielce szkodliwą i uciążliwą, i pożądane zyskać usamowolnienie. Ale Konrad książę Mazowiecki, któremu żal było pozbyć się opieki nad bratankiem i zwykłych z niej dochodów, zaprosiwszy tak księżnę Grzymisławę jako i synowca swego Bolesława Wstydliwego na poufną rozmowę, jakoby w celu naradzenia się o sprawach swego państwa, kazał ich uwięzić i odprowadzić do Mazowsza, gdzie naprzód w Czersku, silnie umocowanym zamku, osadził ich oboje, wyrzucając tak matce jak i synowi, że zbyt porywczo i niewcześnie sięgnęli do władzy. Potém przeniósł ich do zamku Sieciechowskiego nad Wisłą w dyecezyi Krakowskiej leżącego, i pod ścisłą umieścił strażą, zabrawszy ze skarbu wszystkie klejnoty, a do opanowania księstw Bolesława, a nawet pozbawienia go życia, wszelkie wymierzywszy usiłowania. Przeto zamknął go naprzód w Czersku pod najściślejszym dozorem, i garnął do siebie coraz więcej jego zwierzchność i władzę. Wtedy Władysław książę Gnieźnieński, pobudzony prośbą i namową Marka wojewody Krakowskiego, jął przekładać książęciu Konradowi, aby bratankowi swemu nie odmawiał ludzkości i łagodności, a na życie książęcia i jego rodziny okrutnych nie czynił zamachów. A gdy Konrad, jak zwykle, przystępny był dobrym radom i snadno dawał się użyć, odesłał swoich więźniów do klasztoru Sieciechowskiego, gdzie pod czujną kazał ich trzymać strażą, dopókiby się nie namyślił, jak miał rzecz całą zakończyć.
Grzegorz IX papież, Bł. Dominika, zakonu kaznodziejskiego założyciela i głowę, pochowanego w Bononii, a wielu jawnemi cudami słynącego, w Reacie kanonizował i w poczet Świętych policzył, roku od jego śmierci jedenastego.
Herman mistrz Krzyżacki, zbudowawszy drugą twierdzę Kwidzyn (Kwyedzin) w ziemi Chełmińskiej, zamek Wilno leżący w pobliżu, a zajęty i późniejszym czasem odbudowany przez Prusaków, zdobył i opanował, żołnierzy zaś Pruskich, którzy składali jego załogę, zabrał w niewolą.
Konrad książę Mazowiecki i Kujawski, postanowiwszy ziemię Pruską spustoszyć, a dzicz tę barbarzyńską przywieśdź do wyznania wiary chrześciańskiej, i tym celem nie tylko z Mazowsza i Kujaw, ale i z ziem Krakowskiej i Sandomierskiej, nad któremi jako opiekun bratanka swego Bolesława Wstydliwego sprawował rządy, ściągnąwszy potężne wojska tak konne jako i piesze, wraz z Henrykiem książęciem Wrocławskim, synem Ś. Jadwigi, Władysławem Ottonicem książęciem Wielkiej Polski, Świętopełkiem i Samborem braćmi, książęty Pomorskiemi, ruszył w ogromnej sile, jakiej jeszcze w Prusach nigdy nie widziano, i przez rzekę Ossę wtargnął do ziemi Pruskiej. Towarzyszyli książętom na tej wyprawie z posiłkowém wojskiem mistrz Herman i bracia zakonu Niemieckiego Ś. Maryi, których książę Konrad, jako się wyżej powiedziało, wezwał na pomoc przeciw rzeczonym Prusakom, zdradziecko i gwałtownemi napady ziemie jego nawiedzającym. Zachęceni listami Grzegorza IX papieża, z osobna do nich wydanemi, wyszli zimową porą, poruczywszy dowództwo nad całém wojskiem Świętopełkowi, i przez dwa miesiące pustoszyli do koła kraje Pruskie pożogami i grabieżą; a gdy Prusacy, nie śmiejąc mierzyć się z nimi orężem, unikali wszędzie bitwy, wymordowawszy barbarzyńców do pięciu tysięcy, zdobywszy zamek Radzyń, który książętom chrześciańskim głównie zagrażał, i własną osadziwszy go załogą, umieściwszy nakoniec podobną załogę w mieście Kwidzynie, z licznym gminem brańców i mnogiemi łupy wrócili do swoich krajów. Alić pod tę samę porę, kiedy Konrad książę Mazowiecki zajęty był wojną Pruską, Bolesław Wstydliwy książę Krakowski, który wraz z matką swoją księżną Grzymisławą, wdową po Leszku Białym, w zamku Sieciechowskim od roku przeszło wysiadywał w więzieniu, umknął z pod straży przy pomocy Mikołaja Francuza (Gallici) opata Sieciechowskiego, zakonu Ś. Benedykta. Ten bowiem przejednawszy już-to pieniędzmi, już obietnicami, straże zamku Sieciechowskiego i innych dozorców uwięzionego książęcia Bolesława, wydobył go wraz z księżną Grzymisławą z więzienia. Opatrzność Boska, która nieszczęśliwych ratuje w przygodach i niebezpieczeństwach, zlitowawszy się nad niedolą dźwigającego twarde więzy Bolesława i jego matki, natchnęła opatowi Mikołajowi i kilku innym zamiar szczęśliwy uwolnienia ich z więzów. Gdy więc nocy jednej stróże zamkowi, po ochoczej biesiadzie pijani i rozmarzeni, nie myśląc o żadném niebezpieczeństwie, zwykłej czujności zaniedbali, książę Bolesław wraz z matką w ciszy poźnej pory na podstawionych sobie tajemnie wózkach z więzienia umknęli. Oswobodzonemu z niewoli książęciu zaraz dwa zamki, Sandomierski i Zawichostski, dobrowolnie się poddały, które Bolesław silnemi osadził załogami; nie śmiał wszelako na własnej ziemi pozostać, aby mu nie przyszło powtórnie dźwigać więzów (książę bowiem Konrad główniejsze zamki w ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej i Lubelskiej oddał był w ręce Mazowszan), zaczém schronił się do Szlązka i Wrocławia pod opiekę Henryka Brodatego, połączonego z sobą trzecim stopniem powinowactwa w prostém rodu następstwie. Ten wygnańca i tułacza przyjąwszy nader uprzejmie, podejmował go z wielką czcią i ludzkością, i jak najlepsze uczynił mu nadzieje. Gdy więc Bolesław dopraszał się po wiele kroć o pomoc i przywrócenie siebie na wydarte księstwa, Henryk obiecał mu wprawdzie, że we wszystkiém uczyni jego żądaniom zadosyć, ale w końcu zapytał: „jakiej przecież spodziewać się miał nagrody za swoje trudy i wydatki? jakiej korzyści za taką usługę?“ Wtedy Bolesław Wstydliwy przyrzekł, że trudy i nakłady wszelkie chętnie mu zapłaci, albo części jakiej swoich dzielnic książęcych odstąpi: na co rzeczywiście stanęła umowa i przymierze na niej oparte. Tymczasem syn Konrada Bolesław, zebrawszy nieco rycerstwa z Sandomierzan i swoich, wkroczył do ziemi Krakowskiej, i począł lud tameczny nękać z niesłychaną srogością; a zniszczywszy go rabunkami i łupiestwy, wrócił do ziemi Sandomierskiej. Krakowianie, nie mogąc ścierpieć takiej krzywdy, wtargnęli do granic Wiślickiej ziemi i pustoszyli ją grabieżą z całej siły; nawzajem Wiśliczanie wielokrotnemi napady niszczyli ziemię Krakowską: a tak jedni i drudzy uzbrojeni na własne szkody, obie ziemie spustoszyli i do okropnej przywiedli niedoli. Posłyszawszy o tych wszystkich krzywdach, które rzeczony Bolesław Krakowianom wyrządził, jak wróg jawny i nieprzyjaciel, Henryk Brodaty książę Wrocławski ruszył z całą potęgą swoją i towarzyszącym mu Bolesławem Wstydliwym książęciem ku Krakowu, gdzie od wszystkich niemal panów Krakowskich i Sandomierskich chętnie przyjęty, tak miasto jako i zamek Krakowski, i inne miasta i warownie, poopuszczane od starostów Konrada, z łatwością pod swoję i Bolesława Wstydliwego władzę zagarnął. Tak bowiem nie cierpiano rządów Konrada książęcia Mazowieckiego, że za przybyciem prawego pana swego Bolesława wszyscy pospieszyli do niego z wyznaniem uległości i posłuszeństwa. Henryk zaś Brodaty książę Wrocławski, objąwszy w posiadanie księstwa Krakowskie, Sandomierskie i Lubelskie, łaskawym był dla Bolesława Wstydliwego opiekunem i rządcą, i władał odtąd zarówno Wielkopolską, jak Krakowską i Sandomierską ziemią, których książęciem się mienił, dlatego, aby Bolesław dla młodego wieku dóbr książęcych rycerstwu nie rozdarował: wszystkie atoli ziemie Bolesławowi potém oddał, i dozwolił mu wraz z matką księstwa swoje spokojnie i w zupełności posiadać.
Mąż osobliwszej miłości i pobożności ku Bogu, rycerz Teodoryk, wojewoda Krakowski, znakomity rodem i szlachetnością charakteru, pochodzący z domu Gryfów (którego Polacy, dla trudnego brzmienia wyrazu Greckiego, w swojej mowie nazwali Cedrem, tak jak wszystkich innych tegoż samego imienia) pragnąc pomnożenia czci i chwały Bożej, a sobie zasługi do dostąpienia królestwa Niebieskiego, we wsi swojej dziedzicznej Ludzimierzu, blisko miasteczka Nowegotargu pod Tatrami (Alpes Pannonicae) położonej, za rządów pasterskich Wisława biskupa Krakowskiego, i z jego wyraźném zezwoleniem, założył klasztor zakonu Cystersów pod wezwaniem Ś. Maryi, i tak rzeczoną wieś Ludzimierz, jako i wiele innych wiecznym naznaczył mu posagiem. Wspomniany Wisław biskup Krakowski odkazał mu także dziesięciny snopowe z wszystkich wsi mających powstać na gruncie i w posiadłości tegoż klasztoru. Ale widząc, że zakonnicy klasztoru w Ludzimierzu, z Włoch sprowadzeni, od synów Beliala łupiestwem zajętych rozmaite cierpieli przeszkody i krzywdy, po latach dziesięciu od założenia i ukończenia klasztoru w Ludzimierzu, przeniósł go do wsi Szyrzyc (Schyrzyc), od Sulisława kanonika Krakowskiego, syna Jana rycerza, za sto grzywien srebra kupionej, gdzie po dziś dzień się utrzymuje. Hojnego nadawcę biskupa Wisława przewyższył jeszcze Prandota, bezpośredni jego następca, biskup Krakowski, który za zezwoleniem kapituły dziesięciny do stołu swego biskupiego należące ze wsi Poznanowic, Gostachowa i Dlichowa, tudzież Czarnego lasu (Nigra sylva) na stu łanach Frankońskich, rzeczonemu klasztorowi wieczném prawem nadał i zapisał.
Dnia pierwszego Lutego Bronisz z Goździkowa (Gosczikowo), wojewoda (comes palatinus), herbu Wieniawa mającego na tarczy głowę żubra, rycerz szlachetnego rodu dyecezyi Poznańskiej (Dominicellus Posnaniensis), pragnąc pobożność i cześć, jaką pałał ku Bogu i Zbawicielowi swemu, tém żarliwiej okazać i chwałę Bożą rozszerzyć, w rzeczonej wsi swojej Goździkowie, która odtąd zwać się poczęła Paradyżem i po dziś dzień to imię nosi, założył klasztor zakonu Cystersów, na cześć i pod wezwaniem Przenajchwalebniejszej Dziewicy Maryi; i naprzód wieś wspomnianą Goździkowo, a potém i inne wsie swoje, jako to: Linę (Lina), Kłodawę, Gorzycę i Polenc, temuż klasztorowi i zakonnikom w nim Bogu służącym, lub na przyszłość służyć mającym, których pierwotnie z klasztoru Lenińskiego od Hermana tamecznego w ów czas opata uzyskał, wieczystym posagiem przeznaczył i nadał. W klasztorze w ten sposób założonym pierwszy piastował godność opacką brat Menszo.
Dnia drugiego Stycznia Prusacy Warmińscy podpalili klasztor Oliwski, w którym siedmiu nawróconych a trzydziestu czterech służebników klasztornych ogniem i mieczem nielitośnie zgładzili. Pod tenże sam czas Krzyżacy z pomocą margrabi Misnii, pobiwszy Prusaków z ziemi Pomezańskiej, zmusili ich do przyjęcia chrześciańskiej wiary. Zamek Płocki wzięty został przez Henryka margrabię Misnii, ale odzyskany przez książęcia Konrada i jego synów Bolesława i Kazimierza, poczém jedni z Niemców wymordowani, drudzy wraz z kościołem katedralnym spaleni, inni za nogi powieszani.
Konrad książę Mazowiecki, poniechawszy wyprawy Pruskiej, którą i w tym roku zamierzał, wszystkie siły i zamachy wytężył przeciw Bolesławowi Wstydliwemu, książęciu Krakowskiemu, i jego opiekunowi Henrykowi Brodatemu, Szlązkiemu książęciu, na własny ród uzbrojony bratobójca, trapiąc się w duszy i srodze gniewając, że Bolesław Wstydliwy i księżna Grzymisława uszli z jego rąk i więzów, i że Henryka Brodatego wezwali sobie ku pomocy, a jemu wydarli opiekę i rządy księstw Krakowskiego, Sandomierskiego i Lubelskiego. Z zebraném przeto tak swojém jak i posiłkowém wojskiem wkroczył do ziemi Krakowskiej, w spodziewaniu, że niektóre miasta i zamki poddadzą się jego władzy, i wielu panów i starostów już-to podarkami już obietnicami usiłował skłonić, aby odstąpiwszy książąt Henryka i Bolesława przeszli na jego stronę. Ale gdy wszyscy Konrada i jego rządy odrzucali z pogardą, gniewliwy z przyrodzenia, sroższą jeszcze zawrzał zemstą, i kościoł Ś. Jędrzeja pod zamkiem Krakowskim, który na ów czas nie zajęty jeszcze obrębem murów miejskich do przedmieścia należał, niemniej kościoł w Prędocinie, kościoł kollegiacki w Skarbimierzu i klasztor Jędrzejowski pozamieniał w warownie, i cztery z nich silnemi osadziwszy załogi, bronią i żywnością opatrzył. Pierwszy to między książętami Polskiemi, który świątynie Boże poważywszy się w ten sposób gwałcić i na użytek wojenny przeznaczać, haniebny i gorszący przykład swym następcom ukazał. Jakkolwiek zaś Henryk Brodaty przeciw Konradowi książęciu Mazowieckiemu, gdy te niezbożne sposobił warownie, podchodził zaczepnie i urywał jego wojsko, to wybiegając z zasadzek, to korzystając z miejsc niesposobnych, nie staczał jednak walnej bitwy, w przekonaniu, że snadniej go zwłoką niżeli wstępnym bojem pokona: wiedział bowiem, że mógł liczyć na swoje zamki i miasta warowne, na wierność i przychylność rycerstwa, spodziewane posiłki, dostatek żywności i wszystkich rzeczy potrzebnych, których nieprzyjaciołom wkrótce miało zabraknąć. Jakoż Konrad książę Mazowiecki, ściśniony wielu trudnościami, straciwszy znaczną część wojska, i wywarłszy tylko swoję srogość na ziemię Krakowską i Sandomierską przez mnogie spustoszenia i klęski, pełen żalu i goryczy na Mazowsze powrócił. Po jego odejściu Henryk Brodaty i Bolesław Wstydliwy przy pomocy swoich wojsk tak ścisłém i przeważném kościoł Ś. Jędrzeja zwarli oblężeniem, przedłużywszy je do kilku miesięcy, że rycerstwo Konrada, bojąc się zemsty nieprzyjacioł, umownie i dobrowolnie poddało się wraz z całą warownią. Przeciw trzem innym zaś w Prędocinie, Skarbimierzu i Jędrzejowie przez Konrada obwarowanym zamkom, Henryk Brodaty i Bolesław Wstydliwy pobudowali w pobliżu także trzy zamki z balów i tramów. A gdy obiedwie strony z zaciętością ubiegały się o zwycięztwo, toczył się między niemi bój uporczywy. Rycerstwo tymczasem Henryka Pobożnego i Bolesława Wstydliwego mnogie to ztąd to z owąd ponawiając walki, zabiegało przezornie, aby żołnierze Konrada nie zasilali swoich twierdz żadnym dowozem. Wojsko zaś Konradowe nie przestawało nocnych i tajemnych wycieczek, paląc i niszcząc wsie zaniedbujące płacenia danin, do których się zobowiązały. Wśród tej zawieruchy, ziemianie niepokojeni zarówno od swoich jako i obcych, porzucali prace rolnicze, i pola zostawiając odłogiem chronili się w miejsca bezpieczniejsze; a tak spustoszenia i klęski coraz się bardziej mnożyły. Nawiedziła Polskę inna jeszcze plaga, która powiększyła poprzednie klęski. Gdy bowiem zasiewy tak wiosienne jako i jesienne, już-to z przyczyny zbyt tęgiej zimy, już słot ustawicznych i zalewów poprzepadały, nastał głód wielki, który całej Polsce przez czas długi dokuczał, a nie łatwo było zaradzić takiej klęsce przy wichrzącej w kraju wojnie domowej.
Andrzej król Węgierski, ojciec Ś. Elżbiety, po trzydziestu latach panowania umarł i w Waradynie u stóp Ś. Władysława króla pochowany został. Po nim nastąpił syn jego Bela, dnia czternastego Października w Białogrodzie stołecznym na króla Węgierskiego koronowany.
Borzywój rycerz Wielkopolski, przez długi czas z Pawłem biskupem Poznańskim różniący się o granice ziemskie i inne krzywdy kościołowi Poznańskiemu wyrządzone, dla zagodzenia sporów przez zobopólnych przyjacioł, za wzajemną rękojmią do miasteczka Szremu przybywszy, Pawła biskupa Poznańskiego, nie domyślającego się żadnej zdrady, uwięził; ale rzeczony biskup Paweł uszedł z więzienia i Borzywoja obłożył klątwą kościelną. Był więc wspomniany Borzywoj przez wszystek kościoł uważany za wyklętego, i po wszystkich kościołach publicznie takim ogłoszony. A gdy trwając uporczywie w swej zaciętości, biskupowi zdradziecko pokrzywdzonemu zadosyć uczynić nie chciał, i karą duchowną pogardzał, ujęty w Szremie i zamordowany, zuchwalstwo swoje gardłem przypłacił. Władysław bowiem książę Wielkopolski zdobywszy zamek Szremski, spalić go kazał, a Borzywoja wraz z pomocnikiem jego Sędziwojem śmiercią ukarał.
Henryk Brodaty książę Szlązki i Wrocławski, dążąc do ogarnienia rządów całej Polski, po wyzuciu w roku przeszłym Konrada książęcia Mazowieckiego z opieki nad książęciem Bolesławem Wstydliwym, i objęciu w swoje posiadanie księstw Krakowskiego, Sandomierskiego i Lubelskiego, prawem opieki nad tymże Bolesławem, przedsięwziął nową wyprawę przeciw Władysławowi Ottonicowi książęciu Wielkiejpolski, i zamek Gnieźnieński, który sam jeden tylko po stronie Władysława Ottonica trzymał się obronnie (wszystkie bowiem inne zamki w księstwach Wielkiej Polski, zrażone dumnemi i niesprawiedliwemi rządy Władysława Ottonica, przeszły pod władzę Henryka Brodatego) oblężeniem ścisnął, pełen otuchy, że zdobywszy wreszcie i tę twierdzę jedyną, która mu stała oporem, spokojne odzierży panowanie. Z wielkim przeto zamachem i sił wytężeniem począł dobywać zamku, podsunąwszy szopy i tarany, a na oblężeńców wysypawszy gęste pociski z kusz i strzały ogniste, w spodziewaniu, że zamek, który po większej części z drzewa był zbudowany, rychło spłonie pożarem. A tymczasem rycerstwo jego uderzało na twierdzę z orężem w ręku: z góry jednak rażone przez oblężeńców opokami i wystawione na śmierć lub na rany, mimo wszelkie usiłowania, opuszczało ręce; a tak szturm okazywał się bezskutecznym. Gdy więc czas długi schodził na daremném obleganiu rzeczonego zamku, zwłaszcza że i twierdza silną załogą była uzbrojona, i rycerstwo zamkowe częstemi podjazdami wypadając na obozy Henryka Brodatego, urywało mu wiele ludzi i zabierało w niewolą, zdawało się że wzięcie zamku było niepodobném. Nowa jeszcze przygoda stanęła na przeszkodzie Henrykowi Brodatemu: trzy bowiem taraśnice, które miano za najdzielniejsze, od gwałtownego i ustawicznego miotania pocisków popsuły się i zrujnowały. Ta okoliczność dodała serca oblężonym, wszystko bowiem z wyniosłości zamku widzieli, oblegającym zaś odjęła resztę otuchy. Zaczém książę Henryk Brodaty, straciwszy wszelką nadzieję zdobycia i poddania się zamku, porzucił oblężenie, i, z wielką stratą wrócił do Szlązka. Po jego odejściu Władysław Ottonic z ludem swoim i rycerstwem, które było po jego stronie, zwrócił oręż przeciw zamkom i warowniom przez Henryka Brodatego w księstwach Wielkiej Polski zbrojnie dzierżonym, a godząc na ich zdobycie, nie przestał napadami i pożogami niszczyć wsi i miasteczek, które się od niego były odstrychnęły. Wnet i zamek Szrem, powierzony Borzywojowi, synowi Dypolda margrabi Morawskiego, a siostrzeńcowi Henryka, przekupiwszy straże, najechał nocną porą, i Borzywoja margrabię, wraz z Sędziwojem rycerzem, którzy sami mu się opierali, inni bowiem pierzchnęli w popłochu, zgładził orężem. A złupiwszy zamek i spaliwszy, żeby go nieprzyjaciel powtórnie nie osadził, ruszył na Pomorze do świekra swego Świętopełka. Ztamtąd udał się do zamków Nakła i Uścia, które mu aż dotąd pozostały wiernemi, obawiając się dalszych kroków nieprzyjacielskich; przewidywał bowiem, że panowie Wielkopolscy i rycerstwo wytrwają wiernie i z posłuszeństwem przy Henryku Brodatym.
Dnia szóstego Maja Kazimierz książę Opolski i Raciborski, syn Mieszka, syna Władysława książęcia całego Szlązka, brat stryjeczno-rodzony Henryka Brodatego, umarł w Opolu, i w kościele swego klasztoru Premonstrateńskiego w Czarnowążu, dokąd go był z Rybnik dla większej dogodności miejsca przeniósł, razem z córką swoją, zakonnicą tegoż klasztoru, niewiastą wielce cnotliwą i pobożną, pochowany został. Ten zostawił dwóch synów: Mieczysława i Władysława. Mieczysław starszy, zwany także otyłym czyli grubym (Crassus) pojął w małżeństwo dziewicę Judytę, córkę Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego, która atoli była niepłodną i żadnego nie wydała potomstwa. Kazimierz zaś miał rzeczonych synów z Wacławy (Wenczislawa) księżniczki, zmarłej dnia trzynastego Marca.
Po srogich klęskach i utrapieniach, jakich doznały niektóre okolice i włości z powodu wojny domowej, którą Henryk Brodaty książę Szlązki i Wrocławski tudzież Bolesław Wstydliwy z jednej, a Konrad książę Mazowiecki z drugiej strony, prawie przez dwa lata całe między sobą prowadzili, poczęto przez wzajemne pośrednictwo panów i radców koronnych układać się o pokój. Odbywszy w tym celu kilka narad, na których uchwalono zakończenie tej krwawej i straszliwej wojny, wynagrodzenie szkód wzajemnych, i uwolnienie z obu stron jeńców, stanął pokój ułożony na tej zasadzie: „Aby Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, skoro, jak wiadomo, wyszedł już z lat pierwszej młodości, nie miał więcej nad sobą opieki Konrada książęcia Mazowieckiego, lecz uważany był za usamowolnionego książęcia i pana, i aby według woli swojej obrał sobie doradcę i przewodnika.“ Na mocy zawartego w ten sposób pokoju i układów obwarowanych przysięgą, Bolesław Wstydliwy w obecności wszystkich zgromadzonych zażądał i wybrał sobie za opiekuna Henryka Brodatego książęcia Szlązkiego, przyrzekając, że jego zbawiennym radom i zaleceniom we wszystkiem chce być powolnym, zbrzydziwszy sobie Konrada książęcia Mazowieckiego, stryja swego, jak najsroższego przeciwnika i wroga; który, jakkolwiek użalał się na wielką z tej miary krzywdę i zniewagę, związany jednak umową i przysięgą poddać się musiał temu wyrokowi, i załogi zbrojne z kościołów w warownie zamienionych w Skarbimierzu, Jędrzejowie i Prędocinie wyprowadził. Od tego więc czasu Henryk Brodaty począł w Polsce jak monarcha sprawować rządy, i równie roztropnością jak starszeństwem swojém, i księstwami, które nań przypadły, między książętami Polskimi przodkował. Chociaż bowiem z szczerej miłości i przywiązania do Bolesława Wstydliwego nie chciał używać tytułu książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, i tylko się mienił Wielkiej Polski i Szlązka książęciem i panem, wszelako w samej Krakowskiej i Sandomierskiej ziemi, od czasu zawarcia przymierza z Konradem książęciem Mazowieckim, więcej słuchano jego rozkazów, niż rozporządzeń właściwego i prawego monarchy, Bolesława Wstydliwego. Ale i Bolesław Wstydliwy książę Krakowski, chcąc się wywdzięczyć Henrykowi, swemu opiekunowi, i wrócić mu nakłady, które był poczynił w celu wyrwania i jego i księstw jemu należnych z rąk Konrada książęcia Mazowieckiego, naznaczył temuż Henrykowi Brodatemu znaczne dochody tak z ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, jako i żup Wielickich i celnych poborów. Henryk zaś, objąwszy władzę monarszą, zwłaszcza w księstwach Krakowskiém i Sandomierskiém, dobra klasztoru Opatowskiego w dyecezyi Krakowskiej, jako to miasteczko Opatów z szesnastu wsiami, i niektóremi dziesięcinami snopowemi, zniosłszy Templaryuszów, którzy mieli tu klasztor znakomity, za zezwoleniem a nawet zgodną uchwałą Bolesława Wstydliwego, kościołowi Lubuskiemu w swojej dzielnicy odkazał. Na tém wreszcie nie przestawszy, miasteczko Kazimierz w Wielkiej Polsce, wraz z jego obwodem, czternastu wsiami i tyluż dziesięcinami, niemniej w Szlązku miasteczko Borek, z dziesięcinami, wsiami i jeziorami, temuż klasztorowi Lubuskiemu nadał.
Książę Mieczysław, dla lekkomyślnej i wichrowatej głowy zwany Choszysko, który z rozporządzenia ojca swego Konrada książęcia Mazowieckiego otrzymał w równym z braćmi podziale księstwo Kujawskie, gdy dopuszczając się gwałtów na niektórych wdowach i sierotach, kazał niesprawiedliwie pozabierać im krowy i inne dobytki, a sporządziwszy z nich wspaniałą ucztę, zaprosił panów i rycerzy Kujawskich, i siadł z nimi pospołu do biesiady, wśród godowania i wesołej ochoty, z dopuszczenia Bożego i wyroku sprawiedliwej kary za jego bezprawia tak obecne jako i przeszłe, wyroiła się niezliczona chmara myszy, które go gryźć i pożerać poczęły. Chroniąc się Mieczysław przed grożącém niebezpieczeństwem, dopadł czemprędzej statku i wypłynął na rzeki i brody. Ale nic to nie pomogło: goniły go bowiem myszy po jeziorach i wodnych roztoczach, aż nareszcie zagryzły nędznika i do szczętu pojadły. Zastraszający to przykład dla potomnych, którzyby kiedykolwiek dopuszczać się śmieli pokrzywdzenia wdów i sierot.
Po pojednaniu się Henryka Brodatego książęcia Wielkiej Polski i Szlązka z Konradem książęciem Mazowieckim i Kujawskim, odbył się także w Wrocławiu uroczysty obrząd zaślubin, którym stosownie do rozporządzenia Bł. Jadwigi i układów za pośrednictwem tejże ś. niewiasty zawartych, Bolesław syn najstarszy Konrada książęcia Mazowieckiego pojął w małżeństwo Gertrudę, córkę Henryka, syna Henryka Brodatego, a Bł. Jadwigi wnuczkę. Chociaż bowiem małżeństwo to, jak wyżej powiedzieliśmy, od dawna było zawarte, nie mogło jednakże wcześniej aż dopiero w tym roku być dopełnioném, już-to dla małoletności zaślubionych, już dla wojennych w kraju zamieszek. Nie dała się zaś owa święta niewiasta żadną prośbą nakłonić, aby była osobiście temu obrzędowi przytomną, ale pozostawszy w klasztorze Trzebnickim, oddawała się jak najgorliwiej modlitwie i bogomyślności. Taż sama Jadwiga z mężem swoim Henrykiem Brodatym książęciem Wrocławskim żyjąc w ślubach ciągłej wstrzemięźliwości przez lat trzydzieści męża nie znała.
Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, namówiony prośbami i radami matki swojej Grzymisławy, niewiasty pobożnej i świątobliwej, sprowadził z Pragi do Krakowa braci zakonu Ś. Franciszka, dał im na założenie kościoła i klasztoru w mieście Krakowie plac obszerny, i książęcym nakładem równie kościoł jak i klasztor pięknej budowy z cegieł wymurował, a to wszystko gdy małym jeszcze był chłopcem.
Grzegorz IX papież, zamierzywszy miasto znakomite Konstantynopol, które dawném imieniem zwano Bizancyum, wyswobodzić z obcego jarzma, wysłał do Ludwika króla Francuzkiego Wilhelma biskupa Modeńskiego, przydawszy mu za towarzysza Marcina z Sandomierza zakonu kaznodziejskiego, męża roztropnego i uczonego.
Przemysław margrabia Morawski, brat rodzony Wacława króla Czeskiego, wiedząc jak w tymże bracie Wacławie niebezpiecznego miał nieprzyjaciela, uciekł do Węgier, powierzywszy zamki swoje na Morawach straży i obronie wiernych sobie rycerzy. Ale król Czeski Wacław obległ je i do poddania się przymusił. Przemysław zaś margrabia Morawski, od Beli króla Węgierskiego łaskawie przyjęty, za jego pośrednictwem nawet margrabstwo Morawskie odzyskał.
Herman, mistrz krzyżaków Niemieckiego rodu, wsparty posiłkami Konrada książęcia Mazowieckiego, tudzież Świętopełka i Sambora, książąt Pomorskich, ruszywszy do ziemi Pruskiej wodą i lądem, zamek i miasto Elbląg (Elbing) w Pogezańskim powiecie zbudował, dawszy temu miastu nazwisko od rzeki Elbing, która płynie tamtędy i wpada do wielkiej zatoki, zwanej Hab.
Bracia kaznodziejskiego zakonu, to jest Maciej z Sandomierza z innymi zakonnikami klasztoru Ś. Trójcy w Krakowie, wysłani do Włoch, kości Iwona biskupa Krakowskiego, za uzyskaném od biskupa Modeńskiego pozwoleniem, sprowadzili do Krakowa i w kościele rzeczonym Św. Trójcy w samym środku nawy głównej pochowali.
Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, z matką swoją Grzymisławą, obawiając się zdrady i podstępów Konrada książęcia Mazowieckiego i syna jego Bolesława, i nie śmiejąc pozostać w ziemi Sandomierskiej, którą mu był na mieszkanie i siedzibę Henryk Brodaty wyznaczył, prosił, aby ich tenże pomieścił w jakim zamku obronnym ziemi Krakowskiej, dopókiby przeciwnicy jego nie ochłódli w swojej zemście, i pokądby on sam, zjednoczywszy i połączywszy swoich panów, nie zebrał sił z swoich księstw, zdolnych do wystąpienia przeciw napaści. Zaczém książę Henryk, jego opiekun, naznaczył im do pomieszkania warownię w Przegini zwaną Skała, i miejsce to pewnym dochodem na kupno żywności opatrzył. Tam więc umieszczeni, chronili się przez pięć lat blisko. Sam zaś książę Henryk zachowując na swój użytek miasto Kraków ze wszystkiemi przychodami i należnościami, i wspierając się radą powszechną biskupów i panów, rządził roztropnie państwem; ustanowił i przepisał prawa ku powściągnieniu swawoli, poosadzał na urzędach duchownych i świeckich ludzi z rozumem i baczeniem; łotrów i zwajców, rodzaj zgubny dla społeczeństwa, z kraju powymiatał; prawa gwałtownicze (leges concussionis), jako to pomocne, panieńskie i wdowie (virginale et viduale) i inne tym podobne poznosił; kościołowi nadto potwierdził przywileje. W ten sposób urządzone państwo pod jego zwierzchnictwem przez lat blisko dziesięć kwitnęło i wzrastało, wzajemnemi społeczeństwa węzły spojone i umocnione.
Odkąd Henryk Brodaty, książę Wielkiej Polski i Szlązka, zwierzchnie nad Polską objął panowanie, zdawało się że kraj pod rządem tak sprawiedliwego i znakomitego książęcia domierzył wreszcie pożądanej swobody i szczęśliwości. Mniemano, że i rzeczony książę Henryk stolicę swoję w Wielkiej Polsce stanowczo utwierdził, – gdy niespodzianie nowa klęska, nowa Polskę nawiedziła przygoda. Gdy bowiem książę Henryk wybrawszy się w odleglejsze części swoich księstw, zjechał był do Krosna blisko granicy Czeskiej, nagłą złożony został niemocą. A lubo żona jego Bł. Jadwiga spiesznie przez gońca zawiadomioną była o jego słabości, omieszkała jednak odwiedzić go, mimo wielokrotnych prośb książęcia, ażeby nie uczuła w duszy jakiej iskierki żalu patrząc na męża chorego, z którym przez lat blisko trzydzieści żyła w panieństwie, i rzadko się z nim nawet widywała, bo tylko w razach koniecznych, gdy potrzeba było wstawić się za ubogiemi, wdowami, sierotami, albo pośredniczyć w sprawach kościołów, klasztorów i osób uciśnionych lub nieszczęśliwych. Za zwiększeniem się więc choroby, przyjąwszy po chrześciańsku i z wszelką pobożnością Sakramenta święte, i przeżywszy jak wyżej powiedzieliśmy lat trzydzieści w stanie bezżennym z małżonką za siostrę uważaną, dnia ośmnastego Marca w miasteczku swojém Krośnie szczęśliwie życia dokonał. Książę ten nazwisko Henryka Brodatego ztąd otrzymał, że od czasu, jak na usilną prośbę żony swojej Jadwigi uczynił był ślub czystości, zapuścił brodę na wzór pokutników, a zarzuciwszy świetne, złotem i purpurą błyszczące ubiory, nosił wełnianą i prostaczą odzież. Gdy zaś do klasztoru Trzebnickiego, który on był założył i hojnie uposażył, a w którym bł. niewiasta Jadwiga między mniszkami zakonu Cysterskiego ostre prowadziła życie, zwłoki jego dla pogrzebania ich w tamecznym kościele niesiono, i wszystkie zakonnice wraz z tłumem mnogim szlachty i wieśniaków obojej płci, z Wielkiej Polski i Szlązka dla uczczenia jego pogrzebu zgromadzonych, wyszły na ich spotkanie, sama tylko Ś. Jadwiga w klasztorze Trzebnickim pozostała, i czci tej zwłokom zmarłego męża wyrządzić nie chciała. Owszem, kiedy rzeczone mniszki i wszystek gmin obecny tak mężów jako i niewiast, zgon Henryka książęcia, jej małżonka, z wielką żałością, wielkim jękiem i narzekaniem opłakiwały, ona jedna suche miała oczy, i w powszechnym płaczu nie widziano aby łzę nawet uroniła. A bacząc, iż niektóre z zakonnic śmiercią Henryka książęcia zbyt były rozżalone i od smutku ledwo żywe, napominała je i przestrzegała: „że nieprzyzwoitą było rzeczą, a nawet występkiem, tak niepomiarkowaną żałością przeciwić się woli i wyrokom Boskim.“ Po tym zaś Henryku Brodatym, zacnych przymiotów książęciu, objął rządy w obu dzielnicach, to jest w księstwie Krakowskiém, Wielkiej Polsce i Szlązku, syn jego Henryk, który mu jeden był pozostał, inni bowiem synowie wcześniej pomarli. Wielkopolscy także prałaci, panowie i szlachta nie chcieli bynajmniej ubliżać synowi tej uległości i posłuszeństwa, z jakiém byli dla ojca jego, Henryka Brodatego, chociaż wiedzieli, że dziedziczne prawo następstwa innemu służyło książęciu, Władysławowi Ottonicowi, który po śmierci Henryka Brodatego nie omieszkał wielu z nich namawiać i znacznemi skłaniać obietnicami, aby na niego wzgląd mieli, i wrócili mu jego ojczyste i dziedziczne księstwo. Tkwiło bowiem w nich to przekonanie, że Henryk II, zrodzony z Ś. Jadwigi, godnym będzie cnot ojca i matki swojej naśladowcą.
W mieście Haliczu założony został klasztor zakonu kaznodziejskiego i umieszczono w nim braci zakonnych prowincyi Polskiej.
Piotr biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat sześć, umarł na piersiową chorobę i w kościele Płockim z należną czcią pochowany został. Nastąpił po nim na biskupstwo Jędrzej, za zezwoleniem Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego od Pełki arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony. Ten Jędrzej, scholastyk Krakowski, szlachcic z domu i rodziny, której godło herbowne Gryf, pochodził z ziemi Krakowskiej, wsi Brzeźnicy, a synem był Marka wojewody Krakowskiego.
Po zejściu Henryka Brodatego, książęcia Polskiego i monarchy, Konrad książę Mazowiecki począł się dumnie rozpierać i coraz hardziej podnosić głowę; z wielkim zaś gniewem i nienawiścią wybuchnął przeciw Bolesławowi Wstydliwemu, książęciu Krakowskiemu i Sandomierskiemu, z tej przyczyny, że nim pogardziwszy, wziął sobie był Henryka Brodatego za opiekuna, i przy jego pomocy kilka z nim bitew pomyślnych stoczył. Wkrótce przeto po śmierci Henryka Brodatego, gwałcąc zawarte przez siebie przymierze, naprzód skrytemi a potém jawnemi napady ziemie Krakowską, Sandomierską i Lubelską począł pustoszyć. Dla powściągnienia jego zuchwalstwa, Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski wyprawił naprzód poselstwo znakomitych panów, jako to Klemensa z Klimuntowa kasztelana, i Janusza wojewodę Krakowskiego, do króla Węgierskiego Beli, i na prośbę do niego wniesioną, pojął w małżeństwo córkę jego Kingę, przez siostrę Bolesława Salomeę, małżonkę Kolomana króla Halickiego a syna Beli, z cnót i obyczajów chwalebnych wielce zaleconą, cudnej urody dziewicę, już wtedy świątobliwém życiem słynącą, która swe przedziwne przymioty jeszcze przy cackach dziecinnych zapowiadała. Jak tylko bowiem roku Wcielenia Pana naszego Jezusa Chrystusa 1204 w Węgrzech wyszła na świat niemowlęciem z łona matki, nie od płaczu i kwilenia jak inne dzieci, ale od zwiastowania Anielskiego żywot swój poczęła, czystym bowiem i wyraźnym głosem wymówiła po Węgiersku: „Zawitaj niebios Królowa.“ Nadto we środy i piątki raz dnia tylko ssała pierś macierzyńską, naśladując w dzieciństwie przykład Ś. Mikołaja biskupa. Odprowadzono zaś rzeczoną dziewicę Kingę z wielką okazałością i bogatém wianem, czterdzieści tysięcy grzywien wynoszącém, do Krakowa, gdzie uroczystości weselne trwały przez dni dwanaście. Od tego czasu wspomniana księżna Kunegunda wsławiała w Polsce pobożnemi czyny swoje cnoty wysokie, tak iż się zdawało, że druga w niej między Polakami zawitała Jadwiga Święta księżna Trzebnicka, której też Kunegunda była rodzoną siostrzenicą. Unikając wszelkich stosunków światowych, daleka pychy i próżności, niczego więcej nie pragnęła prócz nieba, to było jedyne jej żądanie. Powiadano, że obiedwie zachowały się aż do śmierci w stanie dziewiczym, od pierwszego roku zaślubin do drugiego, od drugiego do trzeciego, i tak dalej, za szczęśliwą namową i wpływem Kingi, przez wiek cały ślubując Bogu dobrowolnie swoję czystość i panieństwo. I z tej przyczyny książę Bolesław pozyskał chwalebną nazwę Wstydliwego. Konrad zaś książę Mazowiecki, widząc jak świetne zawarł związki małżeńskie bratanek jego Bolesław Wstydliwy, przestał nań wymierzać napaści, i stale się z nim pojednał.
Konrad książę Mazowiecki, uspokoiwszy nieco zewnętrzne wojny, począł na własnych swoich ludzi wywierać srogości i gwałty, a poduszczony od czarta, dopuścił się straszliwego i haniebnego bezprawia. Jana bowiem, zwanego Czaplą, w prawie kościelném biegłego mistrza, kanclerza swojego księstwa, scholastyka Włocławskiego i Płockiego, kapłana i sługę Bożego, a nauczyciela synów swoich Bolesława i Kazimierza, nasławszy nań syna swego Ziemowita, gwałtownie uwięził, a udręczonego przez dni kilka w ciężkiej katuszy wydał potém na męki i jak łotra na szubienicy powiesić kazał. A gdy już nieżywego kilku z braci kaznodziejskiego zakonu zdjąwszy z szubienicy nieśli do miasta dla pogrzebania ciała, księżna Agazya w szalonym gniewie odbiwszy je mnichom, jak druga Jezabel, krwi kapłańskiej łaknąca, kazała je wrzucić na wóz, do którego zaprzężone były dwa woły, i powtórnie na szubienicy umyślnie przy kościele Ś. Benedykta wystawionej, nad Wisłą, naprzeciw kościoła katedralnego Płockiego, powiesić, na zastraszający przykład i zgrozę. Alić brat Marcin, przeor zakonu kaznodziejskiego w Płocku, wysławszy swoich mnichów, znowu je zdjąć z szubienicy i w kościele katedralnym pochować rozkazał. Błaha okoliczność była powodem Konradowi do popełnienia tak srogiego czynu, który jemu i domowi jego wieczną stał się sromotą. W tym roku bowiem Kazimierz, jeden z synów rzeczonego Konrada książęcia Mazowieckiego, dziewicę Konstancyą, córkę Henryka Pobożnego książęcia Wrocławskiego, już zdawna mu przez Bł. Jadwigę wdowę po Henryku Brodatym zaręczoną, pojął był za żonę. Po odprawionych w Wrocławiu godach weselnych, z uroczystością odpowiednią dostojeństwu tak teścia jako i zięcia, Kazimierz rozmiłowany w swej nowo zaślubionej małżonce, wysiadywał czas długi w Wrocławiu. A lubo ojciec jego, książę Konrad, wzywał go już-to przez gońców, już przez listy, aby powracał na Mazowsze, on wszelako, nie usłuchawszy ojcowskich rozkazów, zbyt długo powrót odwlekał. Konrad książę Mazowiecki mniemając, że syn jego Kazimierz posłuszeństwa mu odmawiał z podszeptu i zezwolenia rzeczonego Jana scholastyka, jako swego mistrza i przewodnika, i obawiając się, aby Henryk dla pomszczenia się ojcowskiej niewoli jakich na kraj jego nie knował zamachów, wezwał do siebie pomienionego Jana kanclerza i scholastyka, zaprosiwszy go pochlebnemi słowy i sam od siebie i przez swoję żonę, jakoby dla naradzenia się względem powrotu syna, i upewniwszy go o wszelkiém bezpieczeństwie. Ale jak tylko żądany gość przybył, począł zaraz zwalać winę na mistrza Jana, scholastyka i kanclerza, a w gniewném uniesieniu, nie wysłuchawszy ani wyrozumiawszy prawdy, dopuścił się srogiego i haniebnego czynu na mężu niewinnym. A tak, morderca niesprawiedliwy Krystyna herbu Gozdawa, wojewody Płockiego, męża zacnych przymiotów i zawołanego wojownika, splamił się i nową obciążył zbrodnią, popełniając drugie, jeszcze niesprawiedliwsze morderstwo. Za co Jędrzej biskup Płocki na Konrada i jego żonę rzucił publicznie klątwę.
Po wzajemném pojednaniu, Konrad książę Mazowiecki odzyskał zamek Bydgoski, od Świętopełka książęcia Pomorskiego podchwycony niegdyś i opanowany. Świętopełk zaś, mszcząc się utraty swego zamku, zebrał nieco wojska konnego i pieszego, i wtargnął do ziemi Kujawskiej, księstwu swemu przyległej, którą po nieprzyjacielsku mieczem i ogniem pustoszył; a spaliwszy miasteczko Inowrocław i wiele włości okolicznych, cofnął się do miejsc warownych.
Zamek Santok, niedbale od Polaków strzeżony, tegoż roku ubiegli Sasi.
Willebrand arcybiskup Magdeburski, zebrawszy silne wojsko, wszedł do Polski i obległ zamek Lubusz, który, jak twierdził, przez Henryka IV cesarza Rzymskiego na Bolesławie Krzywoustym zdobyty, kościołowi Magdeburskiemu wieczném prawem miał być odstąpiony. Lecz gdy przez kilka tygodni bawił się jego oblężeniem, przybył z znaczną siłą na odsiecz Henryk książę Wielkiej Polski i Szlązka, i wojsko nieprzyjacielskie, mało karne i nie mające się na baczności, napadł niespodzianie, a poraziwszy je z łatwością, zmusił do haniebnej ucieczki i odstąpienia zamku. Arcybiskup zaś Magdeburski Willebrand, z wielką stratą swoich, smutny i stroskany, uszedł jednak zdrowo i w całości.
Poppo (Popin), drugi mistrz krzyżacki, zamierzywszy pomścić się na barbarzyńskich Prusakach klęski wojsk swoich w tym roku zniesionych prawie do szczętu, pozbierał na ich uzupełnienie nowe zaciągi, i zamek Pruski Balgę opanował. Celem odzyskania go Prusacy wybudowali w pobliżu dwa zamki, a roznosząc na okół spustoszenia i nie dozwalając Krzyżakom znikąd dowozu, tak ich głodem ścisnęli, że gdyby był Otto książę Brunświcki z nową siłą nie nadszedł i barbarzyńców nie odparł, pewnieby wraz z zamkiem wpadli byli w ręce nieprzyjacioł. On dopiero orężem swym pogromił Prusaków, i zdobył przemocą dwa zamki, Portegal i Szrendzin (Szrandin), które oni na wynioślejszych miejscach postawili, zkąd potém zamek Balgę i Krzyżaków osadzonych w nim załogą trapili i tak dalece byli ścisnęli, że Krzyżacy już o poddaniu się myśleli. Otto załogę tę liczną Prusaków częścią wytępił, częścią zabrał w niewolą. Pod tenże sam czas, rzeczony Pompin, inaczej Pompo, mistrz Prusaków, założył w Toruniu klasztor Franciszkanów pod wezwaniem N. Maryi Panny, i mnichom tego zakonu plac do zamieszkania naznaczył.
Skoro w Polsce gruchnęła wieść o straszliwém i zgrozy pełném morderstwie, dokonaném przez Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego, na mężu cnotliwym i niewinnym Janie, kanclerzu Mazowieckim, scholastyku Włocławskim i Płockim, kraj cały napełnił się żałością i płaczem wielkim. Tknięty nim Piotr arcybiskup Gnieźnieński, postanowił wymierzyć karę za zbrodnią, gdy Jędrzej biskup Płocki powściągał rózgę Apostolską z obawy śmierci, jaka groziła śmiałemu karcicielowi, gdyby jej użył przeciw książęciu, mordercy swego scholastyka. Zasięgnąwszy przeto rady mężów roztropnych, w prawie Boskiém i ludzkiém biegłych, Piotr arcybiskup Gnieźnieński wydał interdykt na wszystkie kościoły do Płockiej dyecezyi należące, jako też na całą dyecezyą Płocką, przez rozesłany list pasterski wskazujący sposób postępowania, któremu wszyscy biskupi i księża, niemniej i lud Płocki, ulegli z posłuszeństwem. Krok ten arcybiskupa oburzył naprzód srogim gniewem Konrada, ale potém zmiękł i uląkł się książę, gdy się dowiedział, że Piotr arcybiskup Gnieźnieński surowszej jeszcze miał nań użyć kary: zaraz więc okazując powolność karzącemu, posłał z prośbą o złożenie wspólnego zjazdu. Który gdy naznaczono w Łęczycy, przybył Konrad osobiście wraz z Andrzejem biskupem Płockim i swymi radnymi pany, i wyraził z skruszeniem żal swój nad zabójstwem Chrystusa Pana, dodając, że dla zgładzenia w oczach Boga tej winy gotów był wszelką zbawienną podjąć pokutę. Gdy więc Konrad w ten sposób się upokorzył, uchwalono i zgodnym wyrokiem postanowiono, aby na zmazanie popełnionej zbrodni, wieś Łowicz, wraz z otaczającemi ją lasami i bory, gdzie niegdyś bywały łowy książęce, wieczném prawem dana była w posiadanie kościołowi Gnieźnieńskiemu i jego biskupom, którzy nawzajem płacić mieli książęciu Mazowieckiemu jednę grzywnę złota, na uznanie jego zwierzchnictwa. Nadto, aby każdy arcybiskup Gnieźnieński otrzymywał kanonią Płocką opatrzoną w prebendę, i uważanym był z prawa swego kanonikiem Płockim (canonicus natus). Kościołom zaś Włocławskiemu i Płockiemu zobowiązał się Konrad nadać pewne prawa, swobody i przywileje, na zawsze trwać mające. Skoro więc zgodzono się na taki wyrok, a Konrad książę Mazowiecki i ustnie i piśmiennie stwierdził nadanie kościołowi Gnieźnieńskiemu wsi Łowicza wraz z jej przynależytościami, Piotr arcybiskup Gnieźnieński uwolnił Konrada książęcia, przy właściwém zastrzeżeniu, od winy zabójstwa, i zniósł wydany interdykt, nakazawszy zwykłe w dyecezyi Płockiej odprawiać nabożeństwa, a książęciu Konradowi zaleciwszy prosić stolicy Apostolskiej o zupełniejsze rozgrzeszenie. Ale papież Grzegorz IX, unieważniwszy rozgrzeszenie dane książęciu Konradowi przez Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego, polecił Tomaszowi biskupowi Wrocławskiemu i Gerardowi scholastykowi Krakowskiemu, aby przyjąwszy od książęcia stosowne zadosyć uczynienie, udzielili mu łaskę odpuszczenia winy. Ci zgodziwszy się na poprzednie zadosyćuczynienie, kościołom Gnieźnieńskiemu, Włocławskiemu i Płockiemu przez Konrada książęcia przyrzeczone, uwolnili go od winy, za uzyskaném od synów tegoż Konrada, to jest Bolesława książęcia Mazowieckiego i Kazimierza książęcia Kujawskiego, potwierdzeniem tego wszystkiego, do czego się książę rzeczonym kościołom zobowiązał, jak to wyraża pierwopis przywileju pomienionego książęcia Konrada, który zachowuje kościoł Włocławski, a który my po wiele kroć czytaliśmy i oglądali. Jest zaś takiej osnowy:
„Jeżeli pobożni ludzie mają ten obyczaj, że upatrują winę tam nawet gdzie jej rzeczywiście niema, tém pilniej baczyć powinien i starać się ten, kogo jawna obciąża wina a wyraźne przestępstwo odpycha od Boga i wyłącza ze społeczeństwa kościoła, aby mógł wrócić na jego łono i odzyskać łaskę straconą jego Twórcy. Zważywszy więc w umyśle te i inne przestrogi Ojców świętych, piastowane w sercu dniem i nocą, ja Konrad książę Łęczycki, pełen żalu, że Boga i kościoł Jego Włocławski i Płocki wielce obraziłem, a mianowicie że w zapalczywości mego gniewu, podżegniony namową ludzi przewrotnych, pana Jana scholastyka tychże kościołów stracić kazałem powieszeniem go na szubienicy, płocho i bez rozmysłu; gdy w tym żalu i utrapieniu uciekłem się do kościoła Rzymskiego, prosząc przez Najwielebniejszego ojca mego Piotra arcybiskupa Gnieźnieńskiego o rozgrzeszenie, a potém potwierdzenie u stolicy Apostolskiej jego wyroku, zdało się tejże Stolicy unieważnić tenże wyrok, a Przewielebnemu Tomaszowi biskupowi Wrocławskiemu i przezacnemu mężowi Gerardowi scholastykowi Krakowskiemu polecić, aby przyjąwszy ode mnie stosowne zadosyćuczynienie, rozgrzeszyli mnie i uwolnili od winy. Rzeczeni zaś ojcowie moi, w sprawie sobie poruczonej trzymając się tejże samej drogi, raczyli surowość prawa miłościwie dla mnie zwolnić, i przystąpili do udzielenia mi rozgrzeszającej łaski, przyjąwszy ode mnie warunki tegoż samego zadosyćuczynienia, jakie wprzódy na wstawienie się Najwielebniejszego księdza arcybiskupa, pomienionym kościołom, moją zbrodnią zelżonym i obrażonym, z pokorą i pobożnie ofiarowałem. Ale ponieważ w tém zadosyćuczynieniu wspomniony biskup Wrocławski i scholastyk Krakowski nie znaleźli potwierdzenia moich synów, przeto zawiesiwszy na chwilę dzieło rozgrzeszenia, upomnieli mnie zaraz przychylnie i po ojcowsku, aby synowie moi, to jest Bolesław książę Mazowiecki i Kazimierz książę Kujawski, rzeczone zadosyćuczynienie kościołom do ich księstw należącym ofiarowane, równie jak swobody i przywileje na wieczne czasy tymże kościołom przyznane, swém zatwierdzeniem łaskawie upewnić raczyli. Skłonieni zatém prośbą ojcowską synowie moi, widząc, że to jest z dobrem kościoła i duszy mojej zbawieniem, zadosyćuczynienie już dane i przywileje udzielone potwierdzili, a pismo urzędowe, zawierające swobód tych obszerne wyszczególnienie, własnemi pieczęciami obwarowane, przesłali Jego Miłości Tomaszowi biskupowi Wrocławskiemu. Aby zaś to nadanie miało tém pewniejszą wagę i trwałość, a od moich następców bez żadnego uszczerbku i święcie było utrzymane, osądziłem za rzecz stosowną, przywilej niniejszy złożyć ojcom moim Przewielebnym biskupom Michałowi Kujawskiemu i Piotrowi Mazowieckiemu, z prośbą, aby to moje pismo nie tylko w skarbcu kościoła Wrocławskiego wiernie i pilnie zachowali, ale nadto postarali się o potwierdzenie jego za dni moich u stolicy Apostolskiej, iżby żaden z moich następców po mej śmierci, z pobudek łakomstwa albo próżności, nie ważył się dzieła tak pobożnego nadwerężać lub niweczyć.“
Grzegorz IX papież, przesiedziawszy na stolicy lat czternaście, od Fryderyka cesarza za gorliwość w obronie kościoła udręczony wielu przeciwnościami, przeniósł się szczęśliwie na łono Stwórcy dnia czternastego Sierpnia, i w kościele Ś. Piotra pochowany został. Następcą jego był Celestyn IV, biskup Sabiński, rodem z Medyolanu, nie bezpośrednio jednak po śmierci Grzegorza, lecz dopiero we dwa lata blisko; Fryderyk bowiem cesarz siał ziarno niezgody szerzące się zaraźliwym kąkolem. Tenże Fryderyk cesarz takie mu z pogróżką przesłał wierszyki:
„Rzym długo chromający i rozmaitemi błędami zachwiany
Runie i przestanie być głową świata.
Gwiazdy to zapowiadają, losy wskazują, wróży lot ptaków;
I wnet ja Fryderyk stanę się młotem świata.“
Papież tak mu na te wiersze odpowiedział:
„Napróżno kusisz się zatopić łódkę Piotrową:
Chwieje się, ale nigdy ta łódź nie zatonie.
Gwiazdy milczą, nic losy nie wróżą, ani rokuje ptastwo:
Samemu Bogu tylko wiadome są rzeczy przyszłe.“
Papież ten, przesiedziawszy na stolicy dni ośmnaście, umarł i w kościele Ś. Piotra pochowany został. Po jego śmierci stolica papieska osieroconą była przez dwadzieścia i dwa miesiące i dni czternaście. Pod ten czas Fryderyk cesarz, nieprzyjaciel kościoła, wiele nań wichrzących miotał napaści, wiernych i przychylnych kościołowi zwolenników uciskał, ciemiężył i zdzierał.
Henryk II książę Wrocławski, syn Bł. Jadwigi i Henryka Brodatego, za namową tejże chwalebnej matki Jadwigi, braci zakonu Franciszkańskiego sprowadził do Wrocławia, gdzie im kościoł Św. Jakóba z gruntu wybudowany i miejsce na klasztor wyznaczył. Ale gdy sam walcząc z Tatarami w obronie wiary i kościoła poległ, dopiero Anna księżna, pozostała po nim wdowa, kościoł Ś. Jakóba i klasztor, których on przed skończeniem odumarł, kazała uzupełnić i dokonać.
Krzyżacy, zdobywszy na Prusakach zamek Balgę, uzbroili go mocną załogą. Przeciwko nim osada jedna Warmińczyków silna i potężna, którą zwano Bogetyną, zbudowała dwie warownie, jednę Portegal, a drugą Szrendzin (Schrando) nazwaną: z tych wypadając na Krzyżaków, tak ich w końcu przytarli, że już Krzyżacy myśleli z Balgi uciekać. Alić Otto książę Brunświcki, przybywszy z swojém wojskiem, Prusaków oblegających Balgę odpędził, a warownie ich zdobył i z ziemią zrównał. Pod tenże sam czas mistrz Inflantski Wolkwin zakon swój rycerzy Chrystusowych (ordo militum Christi) z zakonem czarnych Krzyżaków (nigrae crucis) połączył. Poczém, tegoż samego roku, w bitwie stoczonej z Litwinami zginął, a z nim poległo pięciudziesiąt braci i wielu z jego zakonu.