Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście/Księga siódma
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście |
Data wyd. | 1867–1870 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Karol Mecherzyński |
Tytuł orygin. | Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Bóg, rozdawca dobrotliwy miłosierdzia i łaski, rozgniewany sprosnym Polaków nierządem, bezbożnemi i sromotnemi czyny, któremi przeciw Majestatowi jego zawinili, popełniając mnogie zdrożności, bezprawia i zbrodnie, zbudził i uzbroił na nich Tatarów, naród dziki i barbarzyński. A jako poprzedniemi laty karał ich przewinienia już-to zewnętrznemi już domowemi wojny, z zwykłą łagodnością i miłością dla przestępców, acz nie chcących nawrócić się do swego łaskawego karciciela; tak teraz podniósł miecz straszny swojej zemsty, okazując się przestępstwami Polaków ciężko obrażonym, gdy gniew swój nie już powietrzem ani głodem, nie wojnami z chrześciańskimi nieprzyjacioły, ale sroższą objawił klęską, przepuściwszy na Polskę dzicz okrutną i mściwą barbarzyńców. Albowiem Baty, trzeci chan Tatarów od początku ich istnienia, ujarzmiwszy na wschodzie wiele państw, królów i samowładców, i urosłszy w siły nad miarę i wszelkie spodziewanie, już-to mnogością ludów podbitych, już bogactwy i zamożnością, jakoby siedziby jego wschodnie jemu i jego ludowi były już za szczupłe i za ciasne, zwrócił swój oręż ku zachodowi i okolicom północnym, w nadziei, że zbrojny potęgą tak mnogich wojsk i własnych i posiłkowych, zwłaszcza w czasie waśni różniących się z sobą książąt chrześciańskich (o których się był od swoich wzwiadców dowiedział), a osobliwie kościoła Rzymskiego z cesarzem, snadno zachód i wschód owładnie. Naprzód więc wtargnąwszy w obszerne kraje Rusinów, którzy z Tatarami, nim jeszcze w tak ogromny naród urośli, często prowadzili wojny, płaszali ich i zwyciężali; a przebywszy rzeki najgłębsze Don, Wołgę, Dniepr, Dniestr, i góry Sarmackie, które także wielkiemi lasami (sylvae magnae) nazywamy, zniszczył te kraje i splądrował; kilku książąt Ruskich, którzy z nim ośmielili się bój stoczyć, snadno pokonał; a potém z wielką szybkością wpadł do Polski, i dwa miasta w Polsce pod ów czas dość ludne, Lublin i Zawichost, tudzież przyległe im powiaty i okolice złupił i spustoszył. Widząc się wreszcie obciążonym niezmierną liczbą Polskich i Ruskich obojej płci jeńców, tą samą drogą, którą przybył, cofnął się na Ruś; a uprowadziwszy brańców w miejsca bezpieczne, wrócił znowu spiesznie do Polski, dokąd mu rzeki Bug i Wisła wtedy zamarzłe nie broniły po lodzie wstępu. Zbliżył się naprzód pod Sandomierz, i tak miasto jako i zamek oblężeniem ścisnął, a zdobywszy je niebawem, opata Pokrzywnickiego i wszystkich mnichów Cysterskiego zakonu w Pokrzywnicy, tudzież wielką liczbę mężów duchownych i świeckich, niewiast, szlachty i gminu płci obojej, którzy się byli w to miejsce dla jego obrony lub ocalenia życia schronili, pomordował, sprawiwszy rzeź straszną, kędy nie oszczędzano ani starców ani dzieci, a nie wielu tylko przepuszczono otrokom, którzy jak najpodlejsze niewolniki poszli w łyka i jassyr. Po nawiedzeniu Sandomierza tak okropną klęską, ruszyli dalej Tatarzy przez Wiślicę i Skarbimierz, gdzie im nikt nie śmiał stawić oporu, ku Krakowu, używając brańców Polskich za przewodników, którzy im sami pokazywali drogę. Ale od Skarbimierza w pierwszy dzień postu nawrócili znowu pod Sandomierz, dla odprowadzenia ku granicom Tatarskim niewolników, których nabrali gmin wielki, tak z szlachty jako i wolno urodzonych i wieśniaków. Tymczasem, kiedy Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, już-to dla młodego wieku, już z przyczyny swej niedołężności, nie czując się sposobnym do stawienia czoła tak potężnemu wrogowi, z matką swoją księżną Grzymisławą wysiadywał w zamku Krakowskim, Włodzimierz wojewoda Krakowski zwołał szlachtę i rycerstwo na radę do wsi Kaliny, gdy trwoga i popłoch mieszkańców, uciekających przed zagonami Tatarów, i przesadne rozsiewających wieści o ich srogości i potędze, nie dozwalały zebrać się w inném miejscu. Chciał on w tylu i tak strasznych a niespodziewanych klęskach, w chwili naglącej, w powszechném niebezpieczeństwie i zwątpieniu, według możności złemu zaradzić. Posłyszawszy zatém, że Tatarzy cofnęli się z pod Skarbimierza, wszystkim wziąć się do broni i pójść za sobą rozkazał, aby w obronie ojczyzny, własnych żon i dziatek zmierzyć się orężem z Tatarami; ku czemu każdego z osobna swą namową zagrzewał, rokując im zwycięztwo chwały pełne, albo śmierć równie chwalebną. Już Tatarzy dotarli do miasteczka Połańca nad rzeką Czarną leżącego, i u wsi zwanej Tursko wielkie rozbili swoje namioty, gdy Włodzimierz wojewoda Krakowski z małą garstką rycerzy, ale gotowych umrzeć albo zwyciężyć, napadłszy na nich niespodzianie, z zapałem bój z nimi stoczył. Ale choć z przyczyny nagłego napadu Włodzimierz wielką Tatarom zadał klęskę, i dzielnie z nimi walczył, wszelako Tatarzy spostrzegłszy tak szczupłą nieprzyjacioł liczbę, i zachęciwszy się wzajem do boju, uderzyli na Polaków ogromnemi tłumy, złamali ich szyki i rozproszyli. Poległ wtedy chwalebną śmiercią młodzieniec jeden zacny i znakomity Michał Przedwojowic, z wielu innymi rycerzami dzielnie i po bohatersku walcząc. Wojewoda Krakowski, nie o swojém ale o ojczyzny myśląc ocaleniu, umknął z pola szczęśliwie, ażeby miał jej jeszcze kto bronić. Atoli w czasie bitwy wszystek gmin brańców pierzchnąwszy schronił się do pobliskich i na razie będących lasów. Mogli byli wtedy Polacy zupełne nad Tatarami odnieść zwycięztwo; lecz gdy po rozbiciu pierwszych hufców Tatarskich zbyt chciwie poczęli się za zdobyczą upędzać, a nie popierali walki, wyśliznęło im się z rąk szczęście. Tatarzy, jakkolwiek widzieli, że przy nich zostało zwycięztwo, dotknięci jednak wieloraką klęską, i zdjęci obawą, aby ich nowe i świeże nie napadło wojsko, jakby mieli się za zwyciężonych, nie śmieli już pozostać w Polsce i szerzyć dalszych grabieży, lecz ruszywszy swoje tabory poszli pod Zawichost, a ztamtąd ku Sieciechowu, nie czyniąc już żadnej szkody, a ciskając po drodze trupy swoich Tatarów, umierających z ran odniesionych. Tu zatrzymali się w wielkim lesie, który u Polaków zowią Strzemech (Stremech), i dla zmylenia pogoni przez kilka dni i nocy taili się w ukryciu, z obawy ostatecznej klęski, która przy łasce Bożej mogła ich była spotkać, gdyby się kto był odważył uderzyć na nich i zwyciężyć. Ale gdy się wywiedzieli przez szpiegów, że z nikąd nie zagrażał nieprzyjaciel i wszędy było spokojnie, wyruszyli z Strzemeskiego lasu i pociągnęli na Ruś; a dopieroż zebrawszy większe wojsko, na uzupełnienie poległych, których zostawili pod Turskiem, nawrócili do Polski, sierdząc się srodze i zapowiadając zemstę Polakom za klęskę im zadaną. Potém, przebywszy spokojnie okolice, które dawniej w pochodzie swoim zniszczyli, stanęli pod Sandomierzem i przez dwa dni obozując, wojsko swoje, ze względu na jego mnogość, podzielili na dwa oddziały. Mniejszy oddział, którego wodzem i naczelnikiem był Kajdan, wysłali ku Łęczycy i Kujawom (dokąd niektórzy z Rusinów Polakom nieprzyjaźni pokazywali im drogę): te więc ziemie Tatarzy, nie znajdując nigdzie oporu, srodze mieczem i ogniem zniszczyli. Większy zaś oddział, któremu sam Baty przywodził, posunął się ku Krakowu, a szerząc po drodze spustoszenia, całą okolicę miasteczka Iłży (Isla) i nad rzeką Kamionną napełnił rzezią i pożogami. Do dziś dnia pokazują tam jeszcze ślady tej klęski: drogę bowiem prowadzącą do wsi biskupich Prędocina i Rzechowa, w bliskości Iłży, którą Baty wódz Tatarów ciągnął z swém wojskiem, po dziś dzień gościńcem Batego nazywają. Nabrali byli serca Polacy po bitwie poprzedniej u Turska z Tatarami, i jakkolwiek mnogą przeciw sobie widzieli ćmę barbarzyńców, osądzili, że można ich było zwyciężyć, a gdyby to się nie udało, lepiej było chwalebną śmiercią w boju zginąć, niżeli sromotnie ukrywać się w domu lub zamku, kiedy nieprzyjaciel ojczyznę pustoszył. Zaczém wywiedli wojsko do rozprawy. Zostawiwszy książęcia Bolesława Wstydliwego z matką Grzymisławą i żoną jego Kingą w zamku Krakowskim, Włodzimierz wojewoda i Klemens kasztelan, Krakowscy, Pakosław wojewoda i Jakób Raciborowicz kasztelan, Sandomierscy, z innymi panami i szlachtą ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, zaszli drogę Tatarom we wsi Chmielniku (Chmielik) pod miasteczkiem Szydłowem, a nieustraszeni mnogością hordy, o której przez wzwiady i naocznie sami się przekonali, w poniedziałek po Niedzieli białej, to jest dnia ośmnastego Marca o wschodzie słońca stoczyli z nimi bitwę. Ale Tatarzy, podzieleni na dwa oddziały, jednym tylko na Polaków natarli, drugiemu zaś kazali stać w odwodzie, i słabiejącym w walce spieszyć na pomoc: Polacy zaś, w jeden zgromadzeni zastęp, dla szczupłych sił swoich nie zostawili żadnych odwodowych posiłków, któreby chwiejących się podeprzeć mogły. Z pierwszym przeto oddziałem Tatarów Polacy, których lewe skrzydło prowadzili wojewoda i kasztelan Krakowscy, prawe zaś wojewoda i kasztelan Sandomierscy, zwarli się i przez kilka godzin dzielnie walczyli, a położywszy na placu najmężniejszych z hordy i jej wodzów, zepchnęli ich najpierw z pola, a potém zmusili do cofania się i ucieczki. Gdy jednakże Tatarzy z pierwszego oddziału snadno do drugiej odwodowej rzeszy po obronę zdążyć mogli, zaraz przeto ten drugi oddział, z najbitniejszych składający się wojowników, zwiódł bitwę, i Polaków poprzednią walką już-to znużonych, już osłabionych ranami, znacznie razić począł. Popierali jak najdzielniej sprawę Włodzimierz wojewoda i Klemens kasztelan Krakowscy, Pakosław wojewoda i Jakób Raciborowicz kasztelan Sandomierscy, i nie tak wodzów jako raczej żołnierzy pełniąc powinność, w kilku miejscach ponowili walkę. Ale nareszcie i oni, jak na mężnych rycerzy przystało, mnogiemi, którym chwalebnie pierś nadstawiali, ugodzeni ciosy, polegli. Skoro ich zgon jedni z Polaków postrzegli, a drudzy o nim posłyszeli, wnet tracić poczęli odwagę, a potém zupełnie na sercach upadli. A tak po stracie wodzów, rozbici przez jazdę Tatarską i pokonani, poszli w rozsypkę. Lubo zaś wielu przed pogonią konną Tatarów zdołało się ukryć po lasach i znajomych uboczach, większa jednak część wojska Polskiego w boju chwalebną śmiercią za wiarę i ojczyznę poległa. Zginęli wtedy Krystyn Sulkowicz z Niedźwiedzia, Wojciech z Stępocic (Stampoczic), Mikołaj Witowicz, Zementa z Grabina, Sulisław, młodzieńcy i rycerze dzielni, z wielu innymi, którzy po bohatersku walczyli, a których męztwo i wytrwałość wszyscy Polacy wspominać i wysławiać powinni.
Ten zaś naród Tatarów, przepuszczona od niebios plaga na ukaranie przewrotności, występków i zbrodni u Polaków i innych ludów chrześciańskich, nazwisko swoje wziął od rzeki Tartaru płynącej w kraju Tatarskim; a jak wielu utrzymuje, Tatarzy, wprzódy Mongołami zwani, od mnogości otrzymali miano, w ich bowiem języku mnóstwo zowie się tartar. Są–to ludzie bezbożni, srogiego umysłu i niemniej srodzy w czynach, małej postawy, nóg krótkich, nosa płaskiego i wklęsłego, twarzy szerokiej bez brody, oczu małych a bystrych, piersi przestronnej, rozłożystej, cery brzydkiej, czarniawej, budowy ciała silnej; żywią się końskiém mlekiem, posoką i ścierwem, surowemi pokarmami i mięsiwem, a zwłaszcza prosem z krwią końską zmieszaném; chleba, soli i żadnych przysmaków nie cierpią. Do wszeteczności zaś i cielesnej rozpusty nadzwyczaj są skłonni, na zimno równie jak upały wytrwali, przestający na szczupłej i ladajakiej strawie. Dla siebie wzajem uprzejmi i chętni, wierni, szczerzy i ludzcy, dla obcych z razu układni, ale potém chytrzy, podstępni i kłamliwi, w żądaniu natrętni, do dawania nieskorzy i trudni.
Po doznanej pod Chmielnikiem, z dopuszczenia Bożego i skrytych a sprawiedliwych wyroków nieba, klęsce i zagładzie najdzielniejszych rycerzy, taki padł strach i zwątpienie na serca wszystkich, którzy pozostali w księstwach Krakowskiém i Sandomierskiem, że w popłochu jedni do Węgier, drudzy do Niemiec pouciekali; inni, a zwłaszcza wieśniacy, z żonami, dziećmi i dobytkami swemi pokryli się w lasach i bezdrożach, i dokąd kogo los ślepy zagnał, szukali schronienia, wiedząc, że okrutny Tatarzyn nie oszczędzał żadnego stanu ani wieku. Bolesław Wstydliwy także, książę Krakowski i Sandomierski, dowiedziawszy się o zniesieniu swego wojska pod Chmielnikiem, z zamku Krakowskiego, gdy i tu nie czuł się dosyć bezpiecznym, z matką i żoną swoją, błogosławioną Kingą, i innemi droższemi mu osobami i rzeczami, z całym wreszcie książęcym dostatkiem, zbiegł do Węgier do teścia swego, króla Beli. A gdy później Tatarzy poczęli ziemię Węgierską pustoszyć, przez Morawę wrócił do Polski, i przez długi czas wysiadywał w Pieninach, zamku blisko Sącza (Sandecz) nad rzeką Dunajcem położonym. Tatarzy zaś, po zadanej Polakom pod Chmielnikiem klęsce, podstąpili pod Kraków w sam dzień Popielcowy, a zastawszy go od mieszkańców opuszczonym (wszyscy bowiem do miejsc skrytych pouciekali), wywarli swoję srogość na kościoły, domy i wszystkie miejskie pobudynki, samo wreszcie miasto w dzień Wielkiejnocy podpaliwszy z dymem puścili. Ale chociaż kościoł Ś. Jędrzeja, pod ów czas za murami miasta stojący, do którego liczny zgarnął się był gmin ubogich i chorych, wraz z ich dziećmi i chudobą całą, Tatarzy zdobyć usiłowali, w mniemaniu, że tam całego miasta złożone były dostatki i majątki, Polacy jednak, broniący tego kościoła z wielką mocą i walecznością, przymusili ich odstąpić od oblężenia, ubiwszy pociskami miotanemi z góry znaczną liczbę Tatarów. W drugie święto Wielkiejnocy jeden oddział Tatarski z obozów Sandomierskich ruszywszy ku Łęczycy i Kujawom, i ziemie przez które przechodził ogniem i mieczem spustoszywszy, przyczém wymordował wiele niedorostków i dzieci, nawrócił do Krakowa, gdzie się połączył z wodzem swoim Batym i drugim hordy oddziałem; była ztąd między Tatarami wielka radość, wielki tryumf i wesele, że im się udało zwycięzko i bez szkody zdążyć do siebie i wzajem się powitać. Splądrowali pod ów czas Tatarzy, którzy byli poszli w Łęczyckie, klasztor Witowski, i z srogością barbarzyńską wymordowali wszystkie mniszki, okrom trzech, które do lasów uciekły. Dlatego później zakonnice rzeczonego klasztoru przeniesiono do Buska (Buschko) w dyecezyi Krakowskiej, jako w miejsce nierównie bezpieczniejsze; Buskie zaś opactwo przeniesiono do Witowa. Po tej klęsce, sprawiedliwym Boga wyrokiem przepuszczonej nad lud chrześciański, zadrżał każdy w duchu, trwoga i zwątpienie opanowały wszystkich umysły, tak iż jedni na drugich poglądając z milczeniem, potruchleli i jakby obłąkani, nie mogli nawzajem żadnej udzielić sobie rady ani pociechy. Zabrawszy się zatém do ucieczki, jakoby jedynego środka ocalenia, jedni do Węgier, inni na Szlązko i do innych prowincyj powybiegali, ubożsi rozpierzchli się po lasach, szukając schronienia. Bolesław zaś, syn Leszka, wraz z matką udał się do króla Węgierskiego, którego córkę pojął był w małżeństwo roku zbawienia MCCXXXIX. Lecz gdy i tam, dla przeważnego wtargnienia barbarzyńców, nie znalazł bezpieczeństwa, zbiegł do Moraw i zamknął się w klasztorze Cystersów.
Po spaleniu i spustoszeniu miasta Krakowa, Baty wódz Tatarów ruszył z hordą swoją pod Wrocław (dowiedział się bowiem, że to było drugie u Polaków miasto co do świetności i znaczenia) a przeszedłszy miasteczko Raciborz, przeprawił się przez rzekę Odrę, na której znalazł mosty popsute lub pozrywane, częścią w bród, częścią na statkach, w czém Tatarzy nad wszystkie narody zręcznością celują. Pierwszy zaraz oddział Tatarów, który przebywszy Odrę rozbiegł się był nieostrożnie za grabieżą, Mieczysław Kazimierczyk książę Opolski w stoczonej z nim bitwie pokonał i zniósł prawie do szczętu. Lecz gdy dla pomszczenia się swoich braci wszystka horda Tatarów spiesznie nadciągnęła, książę Opolski, przerażony ich mnogością, zbiegł do brata swego Henryka książęcia Wrocławskiego, syna książęcia Henryka Brodatego, o którym dowiedział się, że przeciw Tatarom zbierał swoje i posiłkowe wojska, i stanął w Lignicy, dokąd Henryk ściągał rzeczone siły zbrojne, a to w przekonaniu, że z nim połączony snadniej niż własnym orężem Tatarom oprzeć się zdoła. Ci zaś ruszywszy obozy z pod Raciborza spiesznym pochodem posunęli się do Wrocławia. Zkąd gdy wszyscy mieszkańcy, trwogą przerażeni, podobnie jak Krakowianie, zabrawszy co mieli kosztowniejszego, nagle pouciekali, i jakby Tatarzy już im wisieli nad karkiem, odbiegli miasta zasobnego nie tylko w żywność ale i bogactwa wszelakie i dostatki; rycerstwo i zbrojny lud Henryka wyszedłszy z zamku, którego przedsięwzięli byli obronę, z wielkim pośpiechem pościągali do niego żywność i opuszczone majątki, a dopiero wtedy, przezornie postępując, miasto próżne i bezludne ogniem zniszczyli, aby Tatarzy opanowawszy domostwa nie chełpili się potém ich spaleniem, lub nie użyli ich za swoje obozowisko. Barbarzyńcy znalazłszy miasto Wrocław pustką, z ludzi i rzeczy wszelakich ogołoconą, przystąpili do oblężenia zamku Wrocławskiego. Lecz gdy to oblężenie przeciągnęło się do dni kilku, a Tatarzyn nie zabierał się jeszcze do dobywania zamku, brat Czesław zakonu kaznodziejskiego, rodem Polak, klasztoru Ś. Wojciecha w Wrocławiu pierwszy przeor, który także w zamku Wrocławskim z braćmi swego zakonu i innemi wiernemi Chrystusowemi szukał był ochrony, modlitwą swoją do Boga i pobożnemi łzami uwolnił miasto od oblężenia. Kiedy bowiem oddawał się modlitwom, słup ognisty z nieba spuścił się na jego głowę, i miasto Wrocław z całą jego okolicą cudownym i niewysłowionym blaskiem oświecił. To zjawisko takim strachem i zdumieniem zdjęło Tatarów, że od oblężenia miasta raczej uciekli niż odstąpili. Tymczasem inny oddział Tatarów, który był poszedł w Kujawskie, złączywszy się w okolicy Włocławskiej drugiego dnia świąt Wielkanocnych z tymi, którzy szli od Krakowa, posunął się ku Lignicy, kraj ogniem po drodze pustosząc, a lud wytępiając strzałami i dzirytami.
Tatarzy dowiedziawszy się od swoich szpiegów i wieśniaków, którzy w ich ręce byli wpadli, że do miasta Lignicy zgarnęły się tłumy wielkie chrześcian, postanowili nawiedzić to miasto, i zaraz od Wrocławia zwrócili się ku Lignicy, wszystko niszcząc ogniem dokoła. Błogosławiona niewiasta Jadwiga, która w klasztorze Trzebnickim z mniszkami zakonu Cysterskiego żyła w ślubach czystości, nie tak o siebie jako raczej o swoje bojąc się towarzyszki, z Trzebnicy nie ubezpieczonej ani warownością miejsca ani sztuką, przeniosła się do zamku Krosna, leżącego przy zbiegu rzek Odry i Bobra, dokąd staraniem swojém sprowadziła razem swoje siostry zakonne i wszystko co klasztor posiadał, tudzież księżnę Annę, żonę syna swego Henryka, i wiele innych znakomitych niewiast; i pokąd Tatarzy plądrowali Szlązk, w zamku tym przesiadywała. Gdy się to działo, syn jej Henryk, książę Wrocławski, śmiałą zagrzany otuchą, że Tatarów zwycięży, powołał do broni tak z Wielkiej Polski jak i Szlązka wszystkich rycerzy i giermków, a nawet włościan i chłopów; wielu także pociągnionych datkiem, ochotników i krzyżem oznaczonych (już bowiem z nakazu stolicy Apostolskiej w wielu krajach zapowiadano wyprawę krzyżową przeciw Turkom, jako powszechnym i jawnym wrogom chrześciaństwa) do niego się przyłączyło. Stawił się nadto z rycerstwem swojém Mieczysław książę Opolski, i Bolesław margrabia Morawski, syn Dypolda wygnańca, a siostrzeniec Henryka Brodatego, urodzony z siostry jego rodzonej Adelaidy, Szepiotką (Schepolka) zwany, tudzież Poppo v. Osterna (Hosterno) wielki mistrz Krzyżacki, z braćmi swego zakonu z Prus przybyły, wiodąc na tę wojnę posiłki Henrykowi, którego ani klęska dwukrotna Polakom pod Turskiem i Chmielnikiem przez Tatarów zadana, ani przeważne i niepoliczone prawie tłumy barbarzyńców, ani szczupłość jego wojsk nie zdołały odwieśdź od zamierzonej walki. Na którąkolwiek stronę przechylićby się miała szala zwycięztwa, sam siebie krzepił nadzieją i odwagą, a wszystkich głosem dzielnym zagrzewał, przekładając: „że większej wagi i główniejsze było takie zwycięztwo, gdzie przez śmierć ciała pozyskiwało się tryumf ducha; że prawdziwszy to tryumf a trwalszą zapewniający chwałę jemu samemu i rycerstwu jego, gdy za wiarę i religią chrześciańską szczęśliwie polegną, niż gdyby po otrzymaném zwycięztwie zachowali się przy życiu a splamili jaką niesławą.“ Postanowiwszy zatém walczyć z Tatarami, wprzód nim wyprowadził wojska z Lignicy, kędy się były zgromadziły, wysłuchawszy uroczyście i pobożnie mszy ś., sam z wszystkimi panami, rycerstwem i jego dowódzcami odprawił spowiedź i wiatyk ś. przyjął. Poczem matka, cnotliwa i błogosławiona niewiasta, księżna Jadwiga, udzieliła mu zachęty, aby się na tej wojnie sprawił odważnie i walecznie. A lubo wiedziała z objawienia proroczego ducha, że i on zginie i wojsko jego zgubnej dozna klęski, i równie zgon syna jak i rycerstwa jego porażkę jednej z zakonnic, imieniem Adelaidzie, zaufańszej i świątobliwością nad inne celującej, przepowiedziała; bynajmniej jednak syna od zamierzonej wyprawy nie odwodziła ani wstrzymywała, a nawet łzy żadnej nie uroniła, ani smutku i żalu na twarzy nie okazała, ale owszem zachowała wesołość w sercu i na licach pogodę, tak jakby przewidywała, że wraz z wojskiem zdrowo i zwycięzko powróci; w każdej rzeczy bowiem zgadzała się chęcią i uczynkiem z wolą Boga, i jego nieodzownym a wszystko do dobrego końca kierującym zawsze wyrokiem.
Kiedy książę Henryk z wojskami swemi na wojnę Tatarską wyciągał z miasta Lignicy, i w świetną zbroję przybrany szyki rycerskie objeżdżał, z wierzchołka kościoła P. Maryi, w którym dnia poprzedzającego za swoją i wojska swego pomyślność odprawiał był nabożeństwo, spadł kamień wedle głowy książęcia i o kęs czaszki mu nie zgruchotał. Co wszyscy zaraz zrządzeniu Boskiemu przypisując, za złą wzięli wróżbę i znak jawny, że książę Henryk i jego wojsko w bitwie z Tatarami przeciwności dozna. A skoro wyszedł za przedmieścia Lignickie, na szerokiej równinie, wedle której płynie rzeka Nissa, rozwinął swoje hufce i na cztery zastępy podzielił. Pierwszy zastęp składali krzyżowce i ochotnicy, rozmaitego języka i z różnych narodów zebrani: na którego uzupełnienie, iżby gęstsze utworzyły się szyki, gdy obcy żołnierz nie wystarczał, przyłączono doń górników z kopalni złotych w Goldbergu (tam bowiem były miny złote): dowództwo nad nim objął syn Morawskiego margrabi Bolesław. Drugi oddział składali Krakowianie i rycerstwo Wielkiej Polski, pod wodzą Sulisława, brata, Włodzimierza niegdyś Krakowskiego wojewody. W trzecim szli rycerze Opolscy, których prowadził Mieczysław książę Opolski. W czwartym Poppo v. Osterna wielki mistrz Pruski z braćmi i rycerstwem swego zakonu. Piąty, pod sprawą samego książęcia Henryka, złożony był z Szlązaków i Wrocławian, tudzież wyboru najcelniejszych rycerzy Wielkopolskich i Szlązkich, niektórych wreszcie najemnych zaciągów. Tyleż było oddziałów Tatarskich, ale te przechodziły znacznie wojsko Polskie siłą, ogromem i wojowników liczbą. Gdy więc na równinie szerokiej, zwanej Dobre pole, bądź-to dla żyzności roli, bądź dla rozległego na wszystkie strony widoku, dnia dziewiątego Kwietnia, czyli w poniedziałek po oktawie Wielkiejnocy, spotkały się z sobą oba wojska, a najpierwej zastęp krzyżowców, ochotników i górników rozpoczął walkę (otrzymał bowiem na usilne prośby ten zaszczyt, za dozwoleniem wodza Henryka). Z wielką gwałtownością uderzyły na siebie obiedwie strony, i krzyżownicy z rycerstwem cudzoziemskiém, złamawszy kopijami pierwsze szyki Tatarów, posuwali się przeważnie naprzód. Ale gdy potém przyszło do ręcznej na szable rozprawy, krzyżowcy i rycerstwo cudzoziemskie, otoczeni zewsząd od łuczników Tatarskich, tak, iż im żaden z hufców Polskich nie mógł bezpiecznie podbiedz na pomoc, chwiać się poczęli, a w końcu, pod chmurami strzał (zwłaszcza, że wielu z nich było nagich i bezbronnych) jak kłosy nieźrałe pod nawalnym gradem, ulegli. Skoro Bolesław, syn Dypolda margrabi Morawskiego, i inni przednich szyków rycerze padli na placu, reszta wojska, nie mogąc strzał Tatarskich wytrzymać, do głównego Polaków obozu pierzchnęła. Wtedy dwa zastępy Polskie pod sprawą Sulisława rycerza i Mieczysława książęcia Opolskiego wystąpiły do walki, którą z trzema oddziałami Tatarów, podstawiających świeże posiłki w miejsce rannych, chwalebnie i z wytrwałością stoczyły, i wielką zadały klęskę barbarzyńcom, zwłaszcza że zasłaniane były kuszami Polskiemi od strzał Tatarskich. Zaczém hordyńcy poczęli naprzód ustępować z placu, a potém, gdy na chwiejących się Polacy żwawiej natarli, zmuszeni byli do ucieczki. Tymczasem jeden z hordy (nie wiadomo, Ruskiego czy Tatarskiego rodu) wypadłszy nagle, jął pląsać tu i owdzie między wojskami i krzyczeć przeraźliwym głosem, wołając po polsku: „Biegajcie, biegajcie“, to jest „uciekajcie, uciekajcie!“ Głos ten Polaków nagłej nabawił trwogi, Tatarów zaś Tatarską mową ostrzeżonych do walki i wytrwałości zachęcił. Mieczysław książę Opolski, posłyszawszy ten krzyk, który nie za wybieg chytrości i głos wroga, ale raczej za przestrogę rodaka i przyjaciela poczytał, uciekł z bitwy, i znaczną część wojska, a zwłaszcza tego, któremu w trzecim zastępie przywodził, za sobą pociągnął. Na co i własnemi patrząc oczyma, i słysząc o tém do niesienia innych, książę Henryk z westchnieniem i żałością zawołał: „Gorze się nam stało“, to jest, „wielkie spotkało nas nieszczęście!“ Bynajmniej jednak nie zmieszany ucieczką Mieczysława i tych którymi on dowodził, czwarty swój zastęp, z wybrańszych i najdzielniejszych rycerzy złożony, wyprowadził do walki, i trzy oddziały Tatarów, poprzednio od dwóch Polskich zastępów porażone i rozbite, najsilniej na nie jak tylko mógł uderzywszy, pobił i rozgromił, a w końcu do ucieczki przymusił. Wtedy czwarty oddział Tatarów, w którym się sam wódz Baty znajdował, nad wszystkie trzy liczniejszy, nadciągnął, i ponowiwszy walkę, spłoszonych i rozbitych Tatarów podparł, i na Polaków z straszliwą uderzył gwałtownością. Lecz gdy Polacy bynajmniej nie cofali kroku, ale dzielnie popierali sprawę, trwał między obiema stronami przez niejaki czas bój zacięty, w którym przedniejsi z Tatarów w większej części wyginęli, i nie wiele Polakom brakowało do zupełnego zwycięztwa, już bowiem Tatarzy dobrze przerzedzone mając szyki myśleli o ucieczce. Była w ich wojsku między innemi chorągwiami jedna ogromnej wielkości, na której widzieć się dawał wymalowany znak X; na samym zaś wierzchołku jej drzewca tkwiła postać głowy wielce szpetnej i potwornej z brodą. Kiedy więc Tatarzy już o jedno staje w tył się byli cofnęli i zabierali do ucieczki, chorąży niosący ów proporzec począł tą głową z całej siły machać, a natychmiast buchnęła z niej jakaś para gęsta, dym i wyziew tak smrodliwy, że za rozejściem się między wojskami tej zabójczej woni, Polacy mdlejący i ledwo żywi ustali na siłach, i niezdolnemi stali się do walki. Jakoż wiadomo, że Tatarzy od początku swego aż po dzisiejsze czasy w wojnach i wszelakich sprawach używali zawsze czarów, umieli wróżyć, uroki czynić i zaklinać; i między narodami barbarzyńskiemi niema żadnego, któryby więcej nad nich pokładał ufności w swoich gusłach, przepowiedniach i czarach, kiedy poczynać mają jakie dzieło: tej też sztuki użyli pod ów czas w bitwie z Polakami. A skoro postrzegli, że Polacy, już bliscy prawie zwycięztwa, od onego dymu i cuchnącej pary stracili przytomność i serca, huknęli przeraźliwym krzykiem i natarli zawrotem, a przełamawszy ich szyki, które aż dotąd trzymały się w całości, sprawili rzeź okropną, w której książę Bolesław, syn Dypolda margrabi Morawskiego, Szepiotką zwany, z wielu znakomitymi rycerzami chwalebnie poległ; Pompo także mistrz Krzyżacki z swemi Prusakami srogiej nie uszli klęski; reszta Polaków na ten widok pierzchnęła. Książęcia Henryka dzielnie walczącego jeszcze wprawdzie nie opuściło wojsko: ale gdy inni Polacy poszli w rozsypkę, taka otoczyła go ćma Tatarów, że z przodu i z tyłu ciężkie wytrzymywał ciosy. Mimo tego nie przestał walki, lecz gdziekolwiek nawinęli się Tatarzy, ciął i parł ich na przebój, usiłując przebić się przez owe tłumy nieprzyjacioł: szczupła wszelako garstka snadno takiej mnogości uległa, zwalczona i pobita na głowę. Już około książęcia Henryka czterech tylko uwijało się rycerzy, Sulisław brat Władysława wojewody Krakowskiego, który był poległ pod Chmielnikiem, Klemens wojewoda Głogowski, Konrad Konradowicz i Jan Iwanowicz. Gdy inni zajęci byli walką, ci czterej książęcia Henryka, aby nie zginął w boju, z wielką siłą i trudem uprowadzili z pola, a przedarłszy się przez gęste kupy wrogów, zamierzali ucieczkę, iżby przez ocalenie książęcia mniej dotkliwą i sromotną stała się klęska powszechna. Jakoż zamiarowi temu byłby pomyślny odpowiedział skutek, gdyby nie chramanie pod nim konia, który osłabiony wielu ranami zaledwie postępował. Poznali Henryka po oznakach książęcych Tatarzy, dopędziwszy go w szybkiej pogoni, trzech tylko mającego przy sobie rycerzy, czwarty bowiem Jan Iwanowicz odbił się był od ich drużyny. Obskoczony książę dokoła bronił się samotrzeci, i walczył czas niejaki z pomocą swych towarzyszów. A lubo Jan Iwanowicz, wziąwszy świeżego konia od Rościsława komornika nadwornego (cubicularius) przebił się przez tłuszczę pogan i podstawił go książęciu, który przesiadłszy się nań, pędził za Janem Iwanowiczem torującym mu drogę wśród nieprzyjacioł, i w ten sposób umknąć usiłował; atoli, sam tylko Jan Iwanowicz, mimo ran odniesionych w biegu, ujść zdołał z życiem; książęciu Henrykowi nie powiodła się ucieczka, trzeci raz bowiem obskoczyli go Tatarzy. Straciwszy wszelką nadzieję ocalenia, bronił się przecież z wielką odwagą, odcinając się to na prawo to na lewo Tatarom. Ale gdy wreszcie wyniesioną w górę prawicą Tatara najbliżej docierającego chciał ugodzić, drugi Tatarzyn pchnął go dzidą pod pachę, i zaraz Henryk opuściwszy rękę upadł z konia. Tatarzy z wielkim okrzykiem i wrzawą porwali go z miejsca i powlekli na bok o dwa rzuty z kuszy; tam dopiero ucięli mu głowę, którą zatknąwszy na drzewcu, a ciało odarłszy z szat książęcych, nagiego trupa zostawili na polu. Wielka przytém liczba panów i rycerstwa Polskiego w tej przygodzie za wiarę i religią chrześciańską poniosła męczeństwo; między nimi i owi trzej, o których wyżej się wspomniało, Sulisław brat Włodzimierza wojewody Krakowskiego, Klemens wojewoda Głogowski, Konrad Konradowicz, Stefan z Wierzbny (Wirbna) i Jędrzej syn jego, Klemens z Pełcznicy syn Jędrzeja, Tomasz Piotrkowicz, Piotr Kuza, dzielniejsi i znakomitsi z rycerzy. Którą-to klęskę powszechną i zgon syna Błogosławiona Jadwiga przesiadująca w Krośnie mając sobie tej samej godziny objawioną od Ducha świętego, oznajmiła o niej mniszce Adelaidzie. Jan Iwanowicz, ścigany z dwoma giermkami swemi od dziewięciu Tatarów, złączył się w ucieczce z rycerzem Luzmanem, podobnież samotrzecim, w pewnej wsi o milę od miejsca bitwy odległej, gdzie nieco odetchnąwszy, na dziewięciu onych Tatarów, acz osłabiony dwunastu ranami, natarł, i ośmiu z nich trupem położył, dziewiątego brańcem poimał. Wstąpiwszy później do klasztoru Dominikanów, życie poświęcił pobożności i służbie Boga, który go swą opatrznością w tak wielkiém niebezpieczeństwie uchował. Mieczysław zaś książę Opolski uszedł z garstką swoich ludzi do zamku Lignickiego, nie zasłużywszy na wieniec męczeński, pozyskany od tylu rycerzy za wiarę Chrystusa poległych.
Nie mniej krwawą Tatarzy zadali klęskę wiernym po wtargnieniu do Moraw. Gdy bowiem król Wacław trzymał się wyłącznie w zamkach i warowniach, barbarzyńcy rozsypawszy się po całej Morawszczyznie, przez miesiąc przeszło pląsali w niej bezkarnie, i pastwili się nad ludem morderstwy, pożogami i rozmaitemi okrucieństwy, zwłaszcza że nikt nie odważył się stawić im czoła ani pójść na ratunek nieszczęśliwym. Tymczasem kiedy horda obozowała pod Ołomuńcem, wódz jeden Tatarski, z rodu i dzielności w boju wielce u swoich znakomity, podbiegłszy nieostrożnie z małym pocztem ludzi ku murom twierdzy, schwytany został od żołnierzy Morawskich, przyczém swoi go odstąpili. Temu, który go poimał, w nagrodę męztwa dał potém monarcha Czeski Wacław za herb gwiazdę i zamek Sternbarg. Skoro zaś o poimaniu tak znacznego wodza gruchnęła wieść między wojskami Tatarów, powstał taki rozruch i jęk w obozie hordy, że go aż Ołomuńczanie słyszeli. A gdy uwolnienia jego Tatarzy ani groźbami ani wypuszczeniem innych brańców z niewoli wymódz nie mogli, odesławszy Ołomuńczanom tych, którzy przydani za straż wodzowi opuścili go w złym razie (jakby ich Ołomuńczanie lepiej niżeli sami Tatarzy ukarać mieli) odstąpili od Ołomuńca, i siedmiu pochodami pomknęli do Węgier, które mieczem i ogniem straszliwie spustoszyli.
Skoro wieść o klęsce Węgierskiej gruchnęła po świecie, taki strach padł na sąsiednie kraje Niemiec, że sam cesarz Rzymski Fryderyk, mimo nalegania papieża, aby spieszył na ratunek chrześcianom, nie myślał już o oporze, ale dokąd miał uciekać lub gdzieby głowę złożyć bezpiecznie.
Król Bela troskliwy o popioły Świętych, posłał do Białogrodu stołecznego po ciało Ś. Stefana, które z popiołami innych Świętych, klejnotami, szatami i przyborami kościelnemi, przez żonę swoję królową Maryą, i syna, dziecinę dwuletnią, wyprawił w krainę nadmorską, do Spoleto. Z królową wybrało się wiele niewiast znakomitych z Węgier. Pod tenże czas król Koloman umarł i w klasztorze zakonu kaznodziejskiego w Czaszma pochowany został.
Po śmierci Henryka książęcia Krakowskiego i Wrocławskiego oraz książęcia Wielkiej Polski, zabitego od Tatarów pod Lignicą, panowie i rycerze Krakowscy, Sandomierscy i Lubelscy, którzy uszli przed mieczem Tatarskim, poruczyli ziemie rzeczone Bolesławowi Łysemu, synowi Henryka, poddawszy siebie i pomienione kraje jego władzy i rządom. Ten skoro panowanie nad niemi objął, Klemensa, syna Sulisława z Ruszczy, uczynił wojewodą Krakowskim, inne także dostojeństwa, powinności i urzędy rycerzom i panom różnym porozdawał. Obrażony tém Konrad książę Mazowiecki, gdy się widział u panów Krakowskich w poniżeniu, postanowił natychmiast pomścić się swojej krzywdy, i przyzwawszy tym celem trzech synów swoich, Bolesława, Kazimierza i Ziemowita, do których przybrał nadto Jędrzeja biskupa Płockiego, i innych panów radnych i starszyznę swego państwa, zjechał się osobiście z Świętopełkiem książęciem Pomorskim, i żądał jego pomocy przeciw Bolesławowi Łysemu i rycerstwu Wrocławskiej i Krakowskiej ziemi. Ten aczkolwiek wymówił mu się przytoczeniem różnych powodów od osobistego udziału w wojnie, posiłki jednakże z swego kraju posłać mu przyobiecał, i w czasie oznaczonym przystawił.
Ale i Wielkopolska i Szlązk nie ostały się w pokoju, gdy z przyczyny srogości Bolesława Łysego, najstarszego syna Henryka zabitego od Tatarów, rycerstwo zbuntowało się i rokosz podniosło. Zostawił bowiem Henryk książę Wielkopolski i Wrocławski, od Tatarów zabity, czterech synów, Bolesława, Henryka, Konrada i Władysława, oraz pięć córek, jako to: Jadwigę, Agnieszkę, Konstancyą, Elżbietę i Gertrudę, potomstwo zrodzone z jednej matki Anny, córki Przemysława inaczej Ottokara króla Czeskiego; z tych, po zabiciu ojca pod Lignicą, dwaj młodsi synowie Konrad i Władysław, za staraniem troskliwém ich babki, chwalebnej niewiasty, Ś. Jadwigi, pobierali nauki w Paryżu; starsi zaś Bolesław i Henryk służyli wojskowo. Lecz gdy Bolesław Łysym zwany wielu nieznośnemi uciążliwościami gnębił rycerstwo i poddanych Wielkiej Polski, a lada Niemców, choć gołotę i gawiedź nikczemną, nad Polaków najprzedniejszych mężów przenosił, panowie, rycerstwo i wszystka szlachta Wielkiej Polski, mianowicie zaś Bogumił Dzierżykraj wojewoda Poznański, Cekund (Cecundus) Gnieźnieński i Tomasz Poznański, kasztelanowie, tudzież Domarat sędzia Poznański, zmierziwszy sobie jego rządy srogie i prześladowcze, widząc się zwłaszcza pogardzonymi i odpychanymi od wszelakich urzędów i godności, łask i dobrodziejstw, szczodrze samym tylko Niemcom udzielanych, złożyli między sobą radę w Poznaniu, i zwrócili chęci ku synom Władysława Ottonica, książętom Przemysławowi i Bolesławowi, prawym swoim panom i dziedzicom, dotąd przebywającym w zamku Uściu, który im jedyny był pozostał (zamek bowiem Nakielski, zdradą niedawno podchwycony, trzymał w posiadaniu wuj ich Świętopełk książę Pomorski); a pominąwszy Bolesława książęcia Wrocławskiego i braci jego, synów Henryka zabitego od Tatarów, obrali sobie za rządców i panów Przemysława i Bolesława, synów Władysława Ottonica; twarde i nieznośne jarzmo, którém ich Bolesław syn Henryka zabitego od Tatarów uciskał, zrzucić postanowili, i wszystkie zamki, warownie i miasta pomienionym książętom oddali. Zamek także Przemęt, którego starosta sam tylko jeden ociągał się do nich przystać, przemocą wzięli i zmusili do uznania władzy Przemysława i Bolesława. Które-to odstępstwo ziem Wielkiej Polski książę Bolesław Łysy z braćmi swoimi Henrykiem, Konradem i Władysławem, synami Henryka zabitego od Tatarów, z rady i zalecenia chwalebnej babki swojej, błogosławionej Jadwigi (uznającej, że posiadanie tych ziem mąż jej Henryk nieprawnie sobie przywłaszczał) nie tylko spokojnym zniósł umysłem, ale nadto w poźniejszym czasie z Przemysławem, któremu dostało się księstwo Gnieźnieńskie (Bolesław bowiem dzierżył Kaliskie), połączył się węzłem powinowactwa, dając mu w małżeństwo siostrę swoję rodzoną, imieniem Elżbietę, mieszkającą w klasztorze Trzebnickim, jeszcze atoli ślubami zakonnemi nie związaną.
Świętopełk książę Pomorski, człowiek chytry, szczwany i podstępny, który pochodząc z Krakowskiego księstwa, z rodu Gryffów, i sprawując wielkorządztwo na Pomorzu w imieniu Leszka Białego, książęcia Krakowskiego, Sandomierskiego i Pomorskiego, księstwo Pomorskie niesłusznie sobie był przywłaszczył, zważywszy, że Krzyżacy, przyzwani przez Konrada książęcia Mazowieckiego przeciw Prusakom bałwochwalczym, srogim Polaków nieprzyjaciołom, a którym tenże Konrad nadał ziemie Nieszawską i Chełmińską, z warunkiem, iżby podbijane przez nich kraje Pruskie jemu i jego potomkom oddawane były w posiadanie, że mówię, ci Krzyżacy w krótkim czasie znacznie w potęgę urośli, i liczne miasta i zamki, jako to Toruń, Chełmno, Christburg, Elbląg (Elbing), Balgę, Wissenburg, Bartenstein, Brunsberg i Heilsberg, tudzież inne warownie, z pomocą książecia Konrada Mazowieckiego i syna jego Kazimierza, który na wszystkich wyprawach z ludem swoim Krzyżakom towarzyszył, pobudowali, a wytępiwszy przedniejszych Prusaków, resztę ich zmusili do przyjęcia wiary chrześciańskiej: począł się obawiać o siebie i o swoje księstwo Pomorskie, zdradą i przemocą sobie przywłaszczone, żeby i on kiedyżkolwiek przez Prusaków nie był tego księstwa pozbawiony; a bijąc się rozmaicie z myślami, postanowił tamę położyć wzrostowi i pomyślności Krzyżaków, póki ich siły jeszcze się nazbyt nie wzmogły. Czego iżby łatwiej dokazał, wszystkich Prusaków, tak świeżo nawróconych jako i bałwochwalców, wciągnął do swego zamiaru, a tych którzy już chrzest przyjęli, namówił aby wrócili do dawnej wiary pogańskiej. Zaczém dnia jednego wszyscy nowochrzczeńcy, wróciwszy do bałwochwalstwa, tak Polaków jako i Niemców, i co było prawych wyznawców w Prusiech, z rozkazu Świętopełka bezbożnie wymordowali, a po tej strasznej rzezi, wszystkie zamki i warownie, prócz Balgi i Elbląga, zbudowanych przez Krzyżaków, wytępiwszy ich załogi opanowali, i książęcia Świętopełka uznali za swego zwierzchnika i pana, któremu przyrzekli na każde skinienie powolność swoję i posłuszeństwo. Poczém Świętopełk obsadził wszystkie drogi lądowe i wodne nad Wisłą, i wszystkich przechodniów, tych zwłaszcza, którzy zostawali pod zwierzchnictwem Krzyżaków, albo zabijać albo brać kazał w niewolą. A chociaż legat Apostolski Wilhelm, biskup Modeński, zesłany od Innocentego IV papieża do powściągnienia tego bezprawia, w imieniu stolicy Apostolskiej napominał po wielekroć listami Świętopełka, aby zaniechał tak niegodziwej sprawy; on jednak do większego jeszcze wziąwszy ztąd pochop zuchwalstwa, z wojskiem Pomorskiém i Pruskiém wkroczył do ziemi Chełmińskiej, wszystek ten kraj pożogą i łupiestwem spustoszył, i cztery tysiące ludzi częścią mieczem wytępił, częścią zabrał w niewolą, nic nie zostawiwszy w całości, okrom trzech zamków, Torunia, Chełmna i Radzynia (Radzin), których dobyć nie mógł. Pod ów czas także przez pomienionego Wilhelma biskupa Modeńskiego (który potém wyniesiony na stolicę papieską nazwany był Aleksandrem IV) cały kraj Pruski na trzy dyecezye, to jest Warmińskie, Sambijskie i Pomezańskie, podzielił. Liczby chrześcian przez książęcia Świętopełka wymordowanych trudno było oznaczyć. A tak w przeciągu jednego roku dwie srogie przypadły klęski, Tatarska i Pruska; i czego Tatarzyn nie mógł dotknąć, to Prusak ostatecznie zagładził.
Fryderyk książę Austryi, potężném wojskiem swojém splądrowawszy i pożogą zniszczywszy powiat Znaimski (Snoymensem), wielkie z Moraw zdobycze uniósł do Austryi, i rozdzielił je między swoich żołnierzy; za co żadnej nie doznał przykrości ani kłopotu.
Po dwuletniém prawie osieroceniu Stolicy Apostolskiej, kardynałowie zgromadziwszy się jak mogli w Ananii, obrali papieżem Sinibalda (Simbaldus) archidyakona Leodyjskiego, który nazwany został Innocentym IV. Ten drugiego roku od swego wstąpienia postanowiwszy skrócić zapędy Fryderyka cesarza, gdy go ojcowską dobrocią nie mógł złagodzić, udał się do Francyi i w Lyonie sobor odprawił.
Dnia piętnastego Marca, Wisław biskup Krakowski, przesiedziawszy na stolicy Krakowskiej lat dwanaście, gdy się gnuśnie i nie skoro brał do popierania kanonizacyi Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego, już wtedy wielu cudami słynącego, umarł, i w kościele Krakowskim pochowany został. Jego gnusność i opieszałość wyświadczyło senne widzenie Falisława rycerza Krakowskiego. Śniło mu się bowiem, jakoby spiesząc do kościoła katedralnego Krakowskiego dla wysłuchania mszy ś., spotkał u spodu góry Wisława biskupa zdejmującego z siebie ubiory biskupie; a gdy zdziwiony zastanawiał się w myśli, coby to rozbieranie się miało znaczyć, biskup Wisław na jego skryte zadumanie odpowiedział: „Niechaj cię to nie dziwi, że zdejmuję z siebie szaty biskupie, i że mi do kościoła wejść nie wolno; albowiem siedząc na biskupstwie lat dwanaście, nie popierałem nigdy kanonizacyi Ś. Stanisława. Powiedzże to ku przestrodze mego następcy, Prandoty biskupa Krakowskiego, aby w podobną nie wpadł samołówkę.“ Po Wisławie bowiem nastąpił na biskupstwo Prandota archidyakon Krakowski i kanonik Sandomierski, herbu Odrowąż, rodem z wsi Białaczowa; od wszystkich wyborców, co nigdy albo przynajmniej rzadko się wydarza, tajemném głosowaniem jednozgodnie wybrany, i w dzień Ś. Urbana z rozkazu papieża Innocentego IV od Fulkona arcybiskupa Gnieźnieńskiego wyświęcony. Biskup rzeczony Wisław, mąż światły i roztropny, załatwił ostatecznie i ukończył spór od lat kilku trwający między trzema biskupami Krakowskimi, jego poprzednikami, i pewnemi osobami rycerskiego stanu, przykupiwszy od tychże rycerzy wieś przyległą Bukowno za sześćdziesiąt grzywien srebra, sześć sztuk wołów i jednego konia do włoczki. Dochody biskupstwa Krakowskiego dogodnie rozłożył, urządził i pomnożył. Przywilejów kościoła gorliwie bronił i w pokoju go zostawił. Między panami krajowymi zgody przestrzegał. Trzy wieże przy kościele Ś. Wacława zbudował i ołowiem pokrył. Kapitule Krakowskiej sto grzywien srebra posagiem odkazał. W wsi ojczystej Kościelcu kościoł wspaniały ku czci Ś. Wojciecha wymurował. Braciom swoim rodzonym chcąc pomoc z swej strony zapewnić i poratować ich ubostwo, dozwolił w lasach i ługach Radłowskich założyć dwie wsie, Zabawę i Drohczą, nie bez uszczerbku dóbr kościelnych. Ich potomkowie, z dwóch wsi rzeczonych, które z łaski tylko otrzymali, poczęli rościć sobie prawo do wszystkich lasów Radłowskich, i byliby je sobie przywłaszczyli, gdyby Zbigniew biskup Krakowski ich wdzierczych uroszczeń nie był odparł na mocy prawa ziemskiego, oznaczywszy dokładnie i na zawsze ich granice.
Kiedy wódz Tatarski Baty z połową wojska swego leżał obozem w okolicy Granu, Kajdan, wziąwszy drugą połowę tegoż wojska, poszedł pod sam Gran, i wnet zamek wraz z miastem opanował, przyczém wiele ludzi orężem zgładził i znaczne zabrał zdobycze. Ztamtąd ruszył pod Białogród stołeczny; ale gdy Węgrzy walecznie go bronili, odstąpić musiał, i poszedł w okolice Zagrzebia. Posłyszawszy o tém król Bela, uciekł z prowincyi Zagrzebskiej wraz z Stefanem Zagrzebskim i Stefanem Waceńskim, biskupami, tudzież Bartłomiejem biskupem Pięciokościelnym, i wielu duchownymi i przedniejszymi z panów, jako to: Dionizym Banem, Władysławem sędzią nadwornym, Mateuszem podskarbim królewskim, Orlandem koniuszym wielkim, i przybył do Spalatro (Spaletum). Ale i tam nie czując się bezpiecznym, z żoną i drużyną swoich towarzyszów przeniósł się do Trau (Tragurium). Kajdan atoli postanowiwszy ścigać wszędy Belę króla Węgierskiego, dokądby tylko się udał, i gmin wielki brańców Węgierskich, których był w drodze pochwytał, kazawszy wyprowadzić na równinę i w swojej obecności pościnać, naprzód do Slawonii a potém do Kroacyi wkroczył, i przybył do Spalatro, gdzie wymordował wszystkich pod murami miasta napotkanych. Węgrzyni zaś, którzy byli schronili się do miasta, a których mnogości mury objąć nie mogły, wielką przerażeni trwogą, mając się za zgubionych, opłakiwali stratę swoich żon i dziatek, jak gdyby miasto miało już być za chwilę wziętém. Ale Tatarzyn nie długo tam mieszkał; dowiedziawszy się bowiem, że król Bela ustąpił w głąb kraju, ruszył do Trau. Lecz i ztąd odparty, po kilkomiesięcznym pobycie w Kroacyi i Dalmacyi, połączywszy się z Batym i tymi Tatarami, którzy z nim pozostali, udał się do Bosnii. Potém wkroczył do Serbii i Bulgaryi, a uwolniwszy na pozór wszystkich brańców, i dozwoliwszy im wracać do swoich, gdy się w jednę kupę zgromadzili i już wychodzili z obozu, nielitościwie jak owce wymordować ich kazał. Król Bela uwiadomiony przez szpiegów, że Tatarzy z Węgier ustąpili, wrócił z swoją drużyną do kraju. Ale po klęsce Tatarskiej, która przez dwa lata trwała, wkrótce na rok trzeci nastąpił głód straszliwy, a po głodzie pustosząca plaga wilków, które gromadami się włócząc, napadały na przechodzących i nawet zbrojnych pożerały. Zwydrzone bowiem na ciałach ludzkich, które Tatarzy pozostawiali w polu, gdy im trupów zabrakło, głód swój żywemi ludźmi zaspokajały. A tak w ciągu lat trzech kraj Węgierski orężem, głodem i napadami wilków zniszczony, do takiej przyszedł nędzy, że w braku wołów, koni i innych bydląt, sami ludzie zaprzągali się do pługów i w ten sposób rolę uprawiali.
Dnia trzydziestego pierwszego Marca Paweł II biskup Poznański, po latach trzydziestu trzech władania na stolicy Poznańskiej umarł, pochowany w kościele Poznańskim. Po jego śmierci Bogufał kantor Poznański i kanonik Krakowski, szlachcic Polski herbu Róża, wybrany był prawnie dnia pierwszego Maja; a po zatwierdzeniu tego wyboru przez Fulkona arcybiskupa Gnieźnieńskiego w dniu trzynastym Czerwca, nazajutrz otrzymał większe święcenie kapłańskie, i w dzień Ś. Wawrzyńca od tegoż Pełki arcybiskupa w kościele Gnieźnieńskim na biskupa wyświęcony został.
Przemysław I, książę Wielkopolski i Poznański, pragnąc w księstwach swoich pomnożenia chwały Bożej, założył we wsi swojej książęcej Owieńsku (Owanska), nad rzeką Wartą położonej, klasztor mniszek zakonu Cysterskiego, i równie kościoł pod wezwaniem N. Maryi Panny i Ś. Jana Chrzciciela, jak i klasztor i mieszkania dla zakonnic z cegieł wymurował. Klasztor zaś rzeczony zapisem wsi i dochodów książęcych uposażył. Środkiem tej posady klasztornej, wedle kuchni i innych zabudowań klasztoru płynie rzeka, zwana Strugą Owieńską, na której są dwa młyny, jeden w ogrodzeniu klasztorném, drugi zewnątrz i powyżej klasztoru. Przełożoną w nim jest na teraz Katarzyna z Obornik, córka Mikołaja Skory niegdyś kasztelana Krakowskiego, szlachcica herbu Habdank.
Konrad książę Mazowiecki bacząc, że wszystkich Krakowskich i Sandomierskich panów i szlachty umysły miał sobie niechętne, a już-to dla srogości swoich rządów, już z powodu większego przywiązania i miłości ku Bolesławowi Wstydliwemu, bratankowi swemu, jako prawemu i dziedzicznemu panu, stałe dla niego w wierności i posłuszeństwie, i usiłując zapobiedz podniesieniu przeciw sobie rokoszu, gdy zwłaszcza wiedział, że Bolesław Wstydliwy z pocztem niektórych rycerzy Węgierskich wrócić zamyślał, w miesiącu Lipcu zjechał do Krakowa: gdzie z uległością i poszanowaniem przyjęty, przedniejszych panów Krakowskich i Sandomierskich, a przed innymi Klimunta wojewodę Krakowskiego, herbu Gryf, uwięzić postanowił. W tym celu zwołał zjazd na dzień trzydziesty Czerwca do miasteczka Skarbimierza, niby dla załatwienia spraw publicznych, rzeczywiście zaś, układając zdradziecko w swojej myśli, w jakiby sposób wytraciwszy Krakowską szlachtę, mógł Kraków posiąśdź prawem wieczystém i bez najmniejszego oporu. Gdy więc wszyscy zjechali się na miejsce wyznaczone, przywodząc do skutku swój chytry i niegodziwy zamiar, dał hasło swoim, ażeby rycerzy Krakowskich pochwycili. Jakoż niebawem, Przybysław Wawrzyńczowicz, Witek Bieniowicz, Jędrzej syn Sulisława (Sulka) z Niedźwiedzia (Myedzwyedz), Mikołaj Jastko, Sądek (Sandek) z Chodczy, i inni pospołu drobniejsi szlachta, porwani i okuci w więzy, uprowadzeni zostali na Mazowsze i pod ścisłą osadzeni strażą. Klimunt atoli wojewoda Krakowski, z braćmi swymi Sulisławem (Sulkiem) i Teodorem, i innymi, z rąk gwałtowników uciekli do Węgier, szukając u króla przytułku i opieki. Ci zaś, których uwięziono i w zelżywe powtrącano turmy, wycierpiawszy przez dwa miesiące rzeczoną niewolę, skruszyli swoje żelazne pęta, i korzystając z ciemnej nocy, po jednemu powymykali się z więzienia. Usłyszawszy o ich wydobyciu się na wolność Klemens wojewoda Krakowski powrócił z Węgier. Bóg albowiem miłosierny, nie opuszczający nigdy tych, którzy w nim ufność pokładają, dozwolił rzeczonym poimańcom dnia pierwszego Sierpnia ujść szczęśliwie z więzienia. Wszyscy więc wraz z Klemensem wojewodą przybywszy do Krakowa, wypędzili z niego załogę Konrada, i tak zamek jako i miasto opanowali. Poczém gdy Bolesław Wstydliwy wraz z małżonką swoją Kingą zbliżył się w powrocie z Węgier i Morawy, wyszli przeciw niemu z wielką radością i okrzykiem, i za radą a zezwoleniem Prandoty biskupa Krakowskiego uznali go książęciem swoim i panem, i do wierności przysięgą się zobowiązali. Za ich przykładem inni także szlachta i rycerze Krakowscy, którym był Konrad książę Mazowiecki poruczył straż zamków i warowni, poddali się z nimi dobrowolnie, warując sobie bezpieczeństwo życia i przebaczenie winy. Skoro o tém doszła wieść Konrada, ruszył zaraz ku Krakowu z licznym pocztem ludzi zbrojnych, Mazurów, Litwinów, Jaćwingów i innych barbarzyńców. A gdy Bolesław Wstydliwy unikał stoczenia z nim bitwy, poprzestając na obronie samych murów, Konrad książę Mazowiecki zajął na warownie kościoł Ś. Jędrzeja na przedmieściu Krakowa stojący, i kościoł Ś. Jerzego, które wałami i przekopami umocnił, a osadziwszy twierdzę Ś. Jędrzeja silną załogą, poruczył go Bogucie rycerzowi Krakowskiemu, który był jego giermkiem, sam zaś z potężniejszém wojskiem na Mazowsze pospieszył, mając zamiar wkrótce powrócić. Po jego odejściu, Boguta, dowódzca załogi Konradowej, zamek Ś. Jędrzeja wydał Bolesławowi Wstydliwemu; zaczém wszystka siła nieprzyjacielska, grożąca miastu, ustąpiła. Rzeczony więc Konrad książę Mazowiecki, przyzwawszy na pomoc Mieczysława książęcia Opolskiego, który był Henryka Wrocławskiego w bitwie z Tatarami opuścił, niemniej Przemysława książęcia Poznańskiego, Litwinów i Jaćwingów, razem z synem swoim Kazimierzem wkroczył zbrojno do ziemi Sandomierskiej. Przeciw niemu wyszedł nawzajem Bolesław Wstydliwy książę Krakowski, z rycerstwem Krakowskiém i Sandomierskiém, a mianowicie z Klemensem wojewodą Krakowskim, który z Węgier już był powrócił, Floryanem wojewodą Sandomierskim, i przybranym pocztem Węgrzynów; a zaszedłszy mu drogę pod Suchodołem, dnia dwudziestego czwartego Maja bitwę stoczył. W której chociaż go Konrad książę Mazowiecki liczbą i potęgą wojska znacznie przewyższał, Bolesław Wstydliwy jednak, który z sprawiedliwszych pobudek oręż podnosił, i za którego pomyślność odprawiały się ciągłe nabożeństwa, ofiary i modły, Konrada książęcia i jego wojsko za pomocą Bożą zniósł i zwyciężył, a położywszy siła nieprzyjaciół na placu, i wielu poraniwszy, samego książęcia Konrada, odgrażającego srogą zemstą kościołowi Krakowskiemu i jego biskupowi Prandocie, że za jego sprawą księstwo Krakowskie utracił, tudzież syna Konradowego Kazimierza, Mieczysława Opolskiego i Przemysława Poznańskiego książęcia do haniebnej zmusił ucieczki. Książę Bolesław Wstydliwy zachowując w zwycięztwie umiarkowanie, wielu jeńców na wolność wypuścił, dla innych okazał się szczodrym i wspaniałym. Wojsko jego zbogacone wielkiemi łupami, na nieprzyjaciołach rozmaitego plemienia zdobytemi, wróciło zwycięzko; reszta warowni, które w księstwach Krakowskiém i Sandomierskiém trzymali zwolennicy Konrada, bądź dobrowolnie się popoddawały, bądź przemocą zostały zdobyte. Patrzajże, jaka cnota i poczciwość była w sercu Konrada książęcia Mazowieckiego, który nie dość mając na srogiej i okrutnej zemście, wymierzonej niegdyś na Krystynie wojewodzie Płockim, pozbawionym wzroku i zamordowanym, na Arnoldzie rycerzu zabitym, Janie kanclerzu jego i scholastyku Płockim i Włocławskim, męczeńsko powieszonym, nie wzdrygał się popełniania największych okrucieństw, byleby bratanka własnego, nad którym opiekę sprawował, dziedzictwa jego i należącego mu udziału pozbawił. Szpetny-to i zgubny gorszącą zarazą przykład, że gdzie jaśnieć była powinna obok łagodności obyczajów najczystsza uczciwość i cnota, tam właśnie nie było ani sprawiedliwości ani uczciwości. Niechaj więc mają ztąd naukę potomni, i brzydzą się takim książęciem, który okazał swoję nieprawość w spełnionych tylu morderstwach, ku wiecznej sobie i potomkom swoim ohydzie.
Po odniesioném jak się rzekło zwycięztwie, rycerze ziemi Krakowskiej, nie przestając na poprzedniém uznaniu Bolesława, syna Leszkowego, powtórnie obrali go swoim książęciem, i za sprawą Prandoty biskupa Krakowskiego, po odprawieniu w kościele Krakowskim uroczystego nabożeństwa, wprowadzili go na majestat i srebrem obsypali.
Teodoryk, marszałek Pruskich Krzyżaków, zważając, że potęga Świętopełka książęcia Pomorskiego przez złączenie się z Prusakami znacznie urosła, i że takowe związki jemu i zakonowi jego zagrażały upadkiem i zgubą, zwołał starszyznę zakonu i naradzał się, coby czynić wypadało. Nikt nie był za tém, aby z jawną występować mocą, i na niebezpieczną narażać się walkę, gdy Świętopełk miał liczny lud ze sobą. Zgodnie więc uchwalono, aby pomniejszemi trapić go bitwami i podjazdami, a przedewszystkiém starać się nocnym i tajemnym napadem ubiedz zamek jego zwany Sarkawice (Zartawice). Stosownie zatém do tej uchwały, rzeczony Teodoryk w przeddzień Ś. Barbary z pocztem złożonym z dwudziestu czterech tylko ludzi podstąpiwszy pod zamek Żartawicę, przystawił drabiny, a gdy załoga niedbale go strzegła, wpadł do zamku, opanował mocniejsze wieże i stanowiska, straż poimał w niewolą, a z resztą załogi, wynoszącą pięciudziesiąt mężów, od północy bił się aż do rana. Tych gdy częścią orężem wymordował, częścią pobrał w niewolę, zdobył wszystek skarb Świętopełka w tym zamku przechowany, a nadto ciało jakiejś Świętej, podobno Ś. Barbary. Lubo twierdzą niektórzy, że to była taż sama, która w Antyochii poniosła niegdyś męczeństwo, inni przecież utrzymują, że była na Pomorzu inna Święta tegoż imienia, która ślubem czystości i innemi cnotliwemi uczynkami zasłużyła sobie na chwałę błogosławionej. Ale rzecz ta, jak wiele innych, dla braku świadectw piśmiennych podana w wątpliwość lub raczej zapomnienie, ile mieści w sobie prawdy, wiedzieć nie można. Świętepełk, jakkolwiek swoich i Prusaków pomocą wsparty, zamek Sarkawice obległ, gdy jednakże nie mogąc dobyć zamku, w czasie oblężenia z połową wojska ustąpił do ziemi Chełmińskiej, a połowę tylko zostawił pod Sarkawicami, od Teodoryka marszałka i Kazimierza książęcia Kujawskiego, syna Konrada książęcia Mazowieckiego, pobity został na głowę i obu zamków pozbawiony. Nadto Przemysław książę Wielkiej Polski, na żądanie Teodoryka marszałka i Kazimierza książęcia Kujawskiego, przybył z swoim ludem zbrojnym; a tak wszyscy połączonemi siły ruszyli naprzód pod zamek Wyszogrod leżący na Pomorzu. Po którego zdobyciu spustoszyli i zniszczyli ogniem całą ziemię Pomorską, wiele przytém ludu obojej płci wzięli w niewolą. Ztamtąd poszli pod zamek Nakło, który był Świętopełk za rządu książąt Wielkopolskich Przemysława i Bolesława zdradą pochwycił. Pomorzanie natychmiast wydali go książętom Przemysławowi i Bolesławowi, zastrzegając sobie jedynie, aby im wolno było unieść życie i niektóre rzeczy w całości. Tegoż roku pomienieni książęta zbudowali zamek Zbąszyn. Świętopełk zaś, obawiając się Polaków i Krzyżaków, ażeby połączywszy swoje siły nie wypędzili go wreszcie z ziemi Pomorskiej, za pośrednictwem Wilhelma legata Stolicy Apostolskiej pojednał się z Teodorykiem marszałkiem i Krzyżakami, i syna swego Mszczuja, tudzież jednego z przedniejszych panów Wojaka (Wejata) i Wimara burgrabię dał im za zakładników. Po zawarciu takiej ugody, Krzyżacy wydali Świętopełkowi wszystkich jeńców wojennych, zamku jednak Sarkowic w żaden sposób oddać nie chcieli, dla którego odzyskania głównie Świętopełk przystąpił był do zgody.
Przemysław książę Wielkiej Polski z bratem swoim młodszym Bolesławem i matką Helingą, proboszczowi Miechowskiemu i klasztorowi zakonu Ś. Grobu Jerozolimskiego, szpital Gnieźnieński Ś. Jana, za zezwoleniem Fulkona arcybiskupa i kapituły Gnieźnieńskiej, poddali i przydzielili, powierzywszy im pieczą i staranie około ubogich i zarząd dóbr doczesnych tegoż szpitala, a razem dnia czwartego miesiąca Maja nakazawszy i postanowiwszy, ażeby w przybytku rzeczonego szpitala dawano schronienie osobom biednym i schorzałym, niektórym także ubogim uczniom, i aby przełożony szpitala opatrował jego potrzeby i kierował wydatkami.
Miasto Płock po raz drugi złupione i spustoszone zostało przez Prusaków, wraz z klasztorem i domem zakonu kaznodziejskiego; zaledwo sami mieszkańcy uciec zdołali do zamku Płockiego. Ten sam los spotkał znaczną część ziemi Mazowieckiej w okolicy miasta Płocka.
Chwalebna i znakomita niewiasta, księżna Jadwiga, wdowa po Henryku Brodatym książęciu Wrocławskim, która już za życia wielką łaską u Boga i widoczną jaśniała świętością, umarła dnia dziewiątego Października, i w klasztorze Trzebnickim, przez siebie i męża swego zbudowanym i uposażonym, pochowaną została. Ciało jej, za życia wycieńczone postami i jak wosk żółte i wybladłe, po śmierci cudną przybrało świetność, jak ciało uwielbione i święte. Ona przewidując w duchu przyszłą kanonizacyą Ś. Stanisława, zapowiedziała, że w klasztorze Trzebnickim miał mieć postawiony ołtarz po lewej stronie chóru, i upominała swoje siostry zakonne, aby w nim z wielką przebywały pobożnością, gdy miejsce to miało być poświęcone największemu z Świętych. Stało się wszystko jak przepowiedziała. Ona przez lat dwadzieścia ośm żyjąc w ślubach czystości, ciało i ducha wstrzymywała od wszelakich ponęt światowych. A co ludziom zmysłowym zdaje się rzeczą podziwienia godną, wśród cierni łoża małżeńskiego, wraz z dostojnym małżonkiem swoim Henrykiem kwitnęła jak lilia, i jak złoto w ogniu czyszczone, nie poczuwała bynajmniej żądzy cielesnych roskoszy.
Konrad książę Mazowiecki chcąc się pomścić klęski poniesionej pod Suchodołem, już-to namową już datkiem poburzył przeciw bratankowi swemu Bolesławowi Wstydliwemu, książęciu Krakowskiemu, Litwinów, Prusaków i Jaćwingów: którzy licznemi tłumy konnicy i piechoty wtargnąwszy do ziemi Lubelskiej, gdy z nikąd nie było ratunku, spustoszyli ją aż po rzekę Wisłę srodze i po barbarzyńsku, paląc wszystkie katolickie kościoły. W podobny sposób nawiedzili także powiaty Sieciechowski i Łukowski, i niezmierną zdobycz tak w ludziach jako i bydlętach i dostatkach domowych zabrali i uprowadzili. Od tego czasu ziemia Lubelska, tak wprzódy nasiadła rolnikami i innymi osadnikami, poczęła zamieniać się w bezludny step i pustynię. Zadrżały i inne powiaty sąsiednie, z obawy, żeby i do nich ta plaga niszcząca nie zajrzała; i tak wielki był popłoch, taki strach ogarnął szlachtę Sandomierskiej ziemi, że odstąpiwszy Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego, swego prawego dziedzica i pana, za zgodną uchwałą poddali się wszyscy dobrowolnie Konradowi książęciu Mazowieckiemu, który, jak wiadomo było, nieprzyjacioł na ziemię Lubelską naprowadził. Na Prandotę zaś biskupa Krakowskiego, że z szlachtą Sandomierską nie chciał trzymać, i stojąc uczciwie z niezachwianą wiernością przy swoim książęciu Bolesławie Wstydliwym, zamiarom Konrada książęcia stale i mężnie się opierał, tenże Konrad wyzionąwszy największy gniew i nienawiść, przez rozesłany lud zbrojny dwory naprzód biskupie w ziemi Sandomierskiej, jako to Tarzecki (Tarszensem), który się teraz Bodzęcińskim zowie, Kielecki i Kunowski, zrabował i spalił, potém wsie rzeczonych powiatów sprzewracał i splądrował, i wszystkę zdobycz z dworów i wsi biskupich zabraną do Mazowsza odesłał. Ale Prandota biskup Krakowski, mąż wielkiego umysłu, bynajmniej temi grabieżami i pożogami nie zmieszany, nie dał się odwieśdź od powinnej Bolesławowi Wstydliwemu wierności i podległości; owszem, rzeczonego Konrada książęcia Mazowieckiego, swoją władzą biskupią, karami kościelnemi i klątwą obłożył, i od całego kościoła Polskiego odłączył, które to wyroki i kary Fulko inaczej Pełka arcybiskup Gnieźnieński na synodzie w tym celu zwołanym w Łęczycy potwierdził, i za zgodną uchwałą biskupów wszystkich prowincyj zalecił, aby klątwę wydaną na Konrada książęcia Mazowieckiego, jako występnego dóbr kościelnych, łupieżcę, podpalacza i wydziercę, po wszystkich kościołach ogłoszono, i tegoż Konrada za wyklętego i od kościoła odłączonego uważano.
Konrad książę Mazowiecki, postanowiwszy w swoich państwach i księstwie Mazowieckiem zaprowadzić zakon kaznodziejski, zażądał braci tegoż zakonu i sprowadził z klasztoru Krakowskiego Ś. Trójcy, założył na przedmieściu Płockiém kościoł i klasztor podobnież pod wezwaniem Ś. Trójcy, i do niego mnichów rzeczonych wprowadził.
Daniel książę Ruski i Kijowski, dowiedziawszy się o wyludnieniu i opustoszeniu ziemi Lubelskiej, przybył zbrojno do Lublina, zamek i miasto opanował, i całą ziemię Lubelską przemocą sobie przywłaszczył. Ażeby zaś i sam i jego potomkowie tém pewniej mogli się przy niej utrzymać, wieżę okrągłą w samym środku zamku, z blankami i przedmurzami dokoła, z nadzwyczajnym pośpiechem z cegieł wymurował, zamek zaś i miasto wałami i przekopami głębokiemi umocnił, i wszystkę szlachtę i mieszkańców ziemi Lubelskiej do podlegania swojej władzy przymusił.
Przemysław książę Wielkopolski, z bratem swoim Boleslawem książęciem i matką Jadwigą, klasztor mnichów zakonu kaznodziejskiego przeniósł ze Środki do miasta Poznania, do kościoła parafialnego Ś. Gotarda, a to za zezwoleniem Bogufała biskupa Poznańskiego. W zamian zaś dał biskupowi Poznańskiemu kościoł Ś. Wojciecha z prawem zwierzchnictwa (jus patronatus). Tenże książę Przemysław córkę książęcia Szlązkiego pojął w małżeństwo.
Konrad książę Mazowiecki nienasycony jeszcze łupiestwem i spustoszeniem ziemi Lubelskiej, ściągnął do ziemi Krakowskiej nowe wojsko, nowe zamki i warownie pobudował i swemi je załogami osadził. A gdy po jego oddaleniu się rycerstwo Krakowskie znowu je odzyskało, uprzątnąwszy załogi, z których jedne powyrzucano, drugie same się dobrowolnie poddały; Konrad książę Mazowiecki przybył powtórnie, i na nowo zdobywając zamki, a zdobyte z ziemią równając, bratanka swego Bolesława Wstydliwego, książęcia Krakowskiego, i jego kraje, sam przez się i z pomocą ludów barbarzyńskich srodze trapił i nękał. Biedny był pod ów czas i politowania godny stan Krakowskiej, Sandomierskiej i Lubelskiej ziemi, zewnątrz od najezdnej dziczy, wewnątrz od wojny domowej zawichrzonych i skołatanych.
Prusacy barbarzyńscy, oburzywszy się i jawnie porwawszy do broni przeciw Konradowi książęciu Mazowieckiemu, przeto że za udzielaną mu pomoc i poświęcane trudy w bojach z Bolesławem Wstydliwym, książęciem Krakowskim i Sandomirskim, jego bratankiem, i pustoszeniu ziemi Lubelskiej, mało ich wynagradzał; zebrali konne hufce, i za namową Świętopełka książęcia Pomorskiego, w tę porę właśnie gdy książę Konrad, jak im było wiadomo, z wyborem swego rycerstwa zajęty był podbojem ziemi Krakowskiej, najechali Mazowsze, a szerząc po włościach mordy i łupiestwa, palili wsie i miasteczka, i aż pod Ciechanów (Czechonow) posunęli swoje łotrostwa. A gdy już z mnogą zdobyczą ludzi i bydła zabierali się do powrotu, napadło na nich rycerstwo Mazowieckie i Łęczyckie około Ciechanowa dnia trzynastego Lipca, i stoczywszy bitwę, mimo zaciętego z ich strony odporu, poraziło ich i pobiło na głowę. Dziewięćset luda legło na placu, dwieście dostało się w niewolą, reszta pierzchła w popłochu. Wszystkę zdobycz nieprzyjacielowi odbito, i wieśniakom, którzy nie mało także pomogli do zwycięztwa, zwrócono.
Gdy Ś. Jadwiga, wdowa po Henryku Brodatym niegdyś książęciu Wrocławskim, przeniosła się do wieczności, wnuki jej, synowie Henryka od Tatarów zabitego, których było czterech, a dwaj z nich żołnierce, dwaj naukom się oddawali, księstwo Wrocławskie na dwie tylko dzielnice, to jest Wrocławską i Lignicką rozdzielili, w tej myśli i nadziei, że gdy młodsi Konrad i Władysław, jak się zdawało, obrać sobie mieli stan duchowny, przez ich śmierć lub zrzeczenie się dziedzictwo Konrada spaśdź miało na Bolesława, część zaś Władysławowa na Henryka. Już bowiem Konradowi, który miał stopień subdyakona, przeznaczone było biskupstwo Bamberskie, Władysławowi arcybiskupstwo Salcburskie. Gdy więc ci odstąpili swoich dzielnic, Bolesławowi dostała się Wrocławska, Henrykowi Lignicka ziemia. Po dopełnieniu tego podziału, który w końcu pismem był potwierdzony, księżna Anna, matka rzeczonych książąt, za pośrednictwem Tomasza biskupa Wrocławskiego, wprowadziła Bolesława na Wrocławskie, Henryka na Lignickie księstwo. Ale Bolesław zwany Łysym zaraz takiego podziału żałować począł, i dzielnicę Lignicką uważając za lepszą, pewny przytém, że brat jego Konrad, jako już subdyakon i wkrótce mający osięgnąć biskupstwo Bamberskie, nigdy o część swoję upominać się nie będzie, pomieniał się z bratem Henrykiem, i ustąpił mu dzielnicy Wrocławskiej, a sam wziął sobie Lignicką: ku czemu poprzednie pisma unieważniono, a nowe sporządzono. Tymczasem Konrad, syn Henryka zabitego od Tatarów, straciwszy chęć do stanu duchownego, i zawód ten wraz z biskupstwem porzuciwszy, wrócił do ojczyzny, i żądał, aby mu Bolesław części należnej z Lignickiego księstwa odstąpił. Bolesław Łysy chciał go zrazu pochlebną łudzić obietnicą, w nadziei, że za czasem dałby się może użyć i przerobić;. ale gdy Konrad trwał niezmiennie w swojém postanowieniu, odmówił mu w końcu żądanego udziału. Zaczém Konrad udał się do brata Henryka, który go łaskawie przyjął i podejmował. Władysław zaś, którego część na Henryka przypadła, otrzymał arcybiskupstwo Salcburskie, a księstwo Wrocławskie bratu Henrykowi w całości i bez umniejszenia zostawił.
Zakon Templaryuszów nagle w różnych krajach począł upadać, z podziwieniem powszechném, że tak potężni władcy mogli tak niespodzianie dać się pognębić i schylić do upadku. Kwitnął ten zakon lat sto ośmdziesiąt cztery.
Zwycięztwem nad Krzyżakami, tak przez siebie jako i barbarzyńców odniesioném, uradowany Świętopełk wyprawił gońców do Remki wójta i niektórych obywateli Chełmińskich, z listami i namową, obietnicami nagrody popartą: „aby wpadli do zamku Chełmińskiego, dokąd wstęp mieli prawie dowolny i otwarty, i syna jego Mszczuja z innemi zakładnikami wyswobodzili z rąk Krzyżackich i jemu oddali.“ Co gdy rzeczony wójt Remka i inni obywatele Chełmińscy uczynić przyrzekli, jeden z posługujących braci Krzyżackich, imieniem Jan, osłabiony ranami odniesionemi w boju, dostrzegłszy zdrady, daje o tém znać Krzyżakowi trzymającemu zamek Chełmiński. Ostrzeżony wódz zamkowy nie wpuszcza Remki wójta i obywateli chcących wniśdź do zamku, a w nocy Mszczuja syna Świętopełka i innych zakładników, związanych, pod zagrożeniem śmiercią, jeśliby choć pisnęli, do zamku Żartawic odsyła. Świętopełk dowiedziawszy się, że zamierzona przezeń zdrada w celu oswobodzenia syna i innych zakładników odkrytą została, usiłował przez wysłanych potajemnie ludzi miasto Chełmno i Żartawice podpalić i ogniem zniszczyć. Otoczony wreszcie tłumami Prusaków, Litwinów i Jadźwingów, wkroczył do ziemi Kujawskiej, i tamecznych mieszkańców chrześcian (których podobnie jak i Polaków w większej jeszcze niżli Krzyżaków miał nienawiści, nie mogąc tego zapomnieć, że Kazimierz książę Kujawski, syn Konrada książęcia Mazowieckiego, częste przeciw niemu wraz z Krzyżakami przedsiębrał wyprawy), swoim i barbarzyńców orężem ucisnął i zgnębił, a wielu wymordowawszy, wielu zagarnąwszy w niewolą, całą ziemię Kujawską rzeziami i pożogami spustoszył. A gdy legat Apostolski Wilhelm, biskup Modeński, karcił o to Świętopełka przez listy i posły, on z żartem szyderskim odpowiadał: „że od ścigania swoich nieprzyjacioł, a zwłaszcza książęcia Kujawskiego i Polaków, nie tylko dla legata Apostolskiego, ale dla samegoby papieża nie odstąpił; i jeżeli mu syn jego z innemi zakładnikami nie będzie wydany, groził, że równie Polaków jak i Krzyżaków nie przestanie nękać z całém sił i oręża wytężeniem.“ I natychmiast w ziemi Chełmińskiej zbudował nad rzeką Wisłą zamek Zantyr, i żadnego z żeglujących statków nie przepuścił bez łupiestwa i szkody. Krzyżacy, tylu ciosami skołatani, oświadczyli, że zamek Żartawicki przez nich opanowany gotowi byli oddać Samborowi, bratu rodzonemu Świętopełka, byleby ich tenże Świętopełk upewnił, że układów z nimi poczynionych dochowa, i barbarzyńcom posiłków dostarczać nie będzie. Ale gdy Świętopełk domagał się i zamku Żartawicy i wydania mu syna, Krzyżacy tegoż syna zakładnika wyprawili do Austryi pod strażą trzydziestu orężników, których im Fryderyk książę Austryi w posiłku był przysłał. Świętopełk pragnąc oswobodzić syna, a nie mogąc spokojnie osiedzieć się w ziemi Pomorskiej, począł budować nowy zamek Świecie nad Wisłą, gdzie taż rzeka Wisła najbystrzejsze ma wiry i zatory, aby wszelakiej żegludze stanąć na przeszkodzie. Kazimierz zaś książę Kujawski, i Poppo, inaczej Pipin, mistrz Krzyżacki, z niemałém wojskiem i swojém i obcém, usiłując Świętopełkowi przeszkodzić w budowaniu rzeczonego zamku, podpłynęli na statkach, i umocnili wiele stanowisk w celu psowania przedsięwziętych robot, a nadto zaczęli budować inny zamek Poterberg (Putirborg) naprzeciwko Świecia: wkrótce jednak odstąpić musieli od zamierzonego dzieła, a Świętopełk zamku Świecia dokończył i Zantyr zbrojnym ludem i zapasami żywności opatrzył.
Usiłując znieść przywileje kościołom Gnieźnieńskiemu i Poznańskiemu z książęcą szczodrotą przez Władysława Ottonica nadane, panowie i wszystka szlachta Wielkiej Polski, samą zazdrością powodowani, spiknęli się społem, i mnogiemi skargami i zabiegi nalegali na Przemysława i Bolesława książąt Polskich o ich unieważnienie. A lubo te przywileje nie czyniły im żadnego w ich prawach uszczerbku ani krzywdy, obrażało ich to jednak wielce, że gdy majątki kościelne, wsie i folwarki uprzywilejowane były wolnościami, im doskwierały uciążliwe podatki i służebności. Najzawistniejszém zaś okiem poglądali na przywileje kościoła Poznańskiego, który miał udzielone sobie niektóre prawa książęce, a zwłaszcza wolność bicia monety, prawem wyłączném i z cechą właściwą. Atoli Przemysław i Bolesław książęta Polscy żadnemi panów swoich i szlachty prośbami i zabiegami nie dali się zachwiać i do ich żądań nakłonić, uważając to za rzecz nieuczciwą, aby mieli kazić przywileje od ojca swego i pana kościołom na chwałę Boską nadane, gdy pogwałcenie to i Bogu obrazę i im wieczną przyniosłoby sromotę. Odrzuciwszy zatém i naganiwszy ich niewczesne żądania, przywileje z szczodroty ich ojca Władysława Ottonica pomienionym kościołom udzielone, aby ich w przyszłości nikt nie ważył się naruszać i wątlić, nowemi pismy odświeżyli i utwierdzili, i przez woźnych ogłosić kazali, że w sądach i grodach miały być uważane za trwałe i niewzruszone, a od wszystkich poddanych święcie szanowane. Zwoławszy potém zjazd powszechny w Gnieźnie i wielkie zebranie u dworu, Przemysław, starszy książę, brata swego młodszego Bolesława nazajutrz po Ś. Wojciechu w kościele Gnieźnieńskim, przy uroczystém odśpiewaniu mszy ś. przez Fulkona arcybiskupa, w obecności Bogufała biskupa Poznańskiego i licznej starszyzny panów Wielkopolskich, pasował na rycerza, przyczém wydane były rozmaite zabawy i igrzyska, a szermierzom hojne przez książęcia rozdane nagrody.
Kazimierz książę Kujawski i Łęczycki, syn Konrada książęcia Mazowieckiego, zebrawszy wojska jak tylko mógł najliczniejsze, ruszył do ziemi Chełmińskiej, i z Popponem Krzyżakiem, oraz innymi rycerzami zakonu Krzyżackiego, z Henrykiem Lichtersteinem, Druseliffem (cześnikiem Fryderyka książęcia Austryi), i drużyną niektórych obcych przychodniów, którzy z Austryi na pomoc Krzyżakom w skutek ogłoszonej wojny krzyżowej poprzybywali, urządziwszy hufce zbrojne, wtargnął na Pomorze, aby za spustoszenie ziem Chełmińskiej i Kujawskiej Świętopełkowi sprawiedliwym zapłacić odwetem. Świętopełk zaś z swemi Pomorzanami nie śmiejąc porywać się orężem na Kazimierza i Krzyżaków, oczekiwał, rychło-li nadejdą Prusacy, których był wezwał na pomoc. Tymczasem książę Kazimierz z Krzyżakami i wojskiem cudzoziemskiém popaliwszy w ciągu dziewięciu dni liczne wsie i miasteczka na Pomorzu, zabrał z niego wielkie zdobycze. Po nadciągnieniu Prusaków ruszył dopiero za nim Świętopełk, i natarł nań razem z przodu i z tyłu. Henryk Lichterstein i cześnik Druseliff, prowadząc przed sobą łupy wojenne, szli przed chorągwiami rycerstwa; zaczém Pomorzanie i Prusacy z łatwością ich rozbili. Wtedy Świętopełk z trzema hufcami na Kazimierza i Krzyżaków tak dzielnie i natarczywie uderzył, że niektórzy opuściwszy szyki nagle poczęli uciekać. Ale był przy Kazimierzu książęciu pewien chorąży, Marcin z Kruszwicy; ten zawołał przecież na rycerstwo i w miejscu je zatrzymał. Stoczono potém bitwę i walczono z wielką zaciętością; a gdy żadna strona nie ustępowała pola, nadbiegł Henryk Lichterstein z garstką swoich Austryaków (cześnik bowiem Druseliff umknąwszy nie oparł się aż w Toruniu) i na wojsko Świętopełka z tyłu uderzył. W jednej chwili Świętopełk z swojém wojskiem pobity i rozproszony, tysiąc pięćset ludzi zostawił na placu; reszta wojska jego częścią dostała się w niewolą, częścią poszła w rozsypkę. Pod ten czas także klasztor Oliwski ze swemi śpichrzami od Pomorzan i Prusaków barbarzyńskich złupiony został i spustoszony.
Krystyan biskup Chełmiński, po dwudziestu pięciu latach zarządzania kościołem umarł i w tymże kościele Chełmińskim pochowany został. Był szlachcicem herbu... Papież Innocenty IV, który na ów czas przebywał w Lyonie, na usilne prośby Konrada książęcia Mazowieckiego, powtarzane przez posły i listy, naznaczył po nim następcą Henryka, tytularnego biskupa Armaceńskiego, zakonu kaznodziejskiego, cnotą i prawością tego męża zbudowany, dnia 9 Stycznia, papiestwa swego roku trzeciego.
Konrad książę Mazowiecki, ciężko zagniewany na bratanka swego Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego, już-to z powodu klęski poniesionej pod Suchodołem, kędy był od niego zbity i rozproszony, już z tej przyczyny, że go był wyzuł z posiadanego już księstwa Krakowskiego, układał w swojém sercu srogi odwet i zemstę. Umysł, który sam przez się mocno już był zjątrzony, podżegała jeszcze małżonka jego, księżna Agazya, niewieściemi podszeptami draźniąc go i namawiając, aby sromotę doznaną pod Suchodołem, na której powaga jego wielce cierpiała, starał się zetrzeć i nie puszczał jej bezkarnie. Uzyskawszy więc posiłki od barbarzyńskich Litwinów, i z nimi połączywszy swoje wojska, wtargnął do ziemi i państw bratanka swego, Bolesława Wstydliwego, książęcia Krakowskiego. Wyszedł przeciw niemu Bolesław Wstydliwy z rycerstwem ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, i zastąpił mu drogę w Zaryszowie (Zarziszovv) inaczej Jaroszynie. A lubo wiedział, że jego siły były nierównie słabsze niż przeciwnika, stoczył jednakże bitwę, a po długiej i zaciętej rozprawie Konrad zwyciężył i pobił Bolesława. Wielu rycerzy Krakowskich i Sandomierskich mężnie nadstawiających piersi poległo, wielu Konrad zabrał w niewolą. Sam Bolesław Wstydliwy z małą garstką towarzyszów ratował się ucieczką, aby nie wpadł żywo w ręce Konrada, od którego lękał się ostatecznego ciosu. Konrad zaś spustoszywszy pobliższe okolice, rad ze zwycięztwa, że niém zmazał swoję hańbę, wrócił z zdobyczą na Mazowsze. Po krótkim znowu czasie, wiedząc, że książęcia Bolesława siły przezeń były zniszczone, z własnym tylko ludem wkroczył do ziemi Krakowskiej, dokąd towarzyszył mu syn jego Kazimierz książę Kujawski i Łęczycki, tudzież zięć Mieczysław książę Opolski; a mimo opór Krakowian, wzbraniających się dobrowolnego poddania, pozajmował niektóre miejsca obronne, nie chcąc bawić się nad zdobywaniem miast i zamków. A naprzód zajął grodek naprzeciw miasta i zamku Krakowskiego, w miejscu gdzie Rudawa do Wisły wpada; drugi przy klasztorze Tynieckim na brzegu Wisły; i te obadwa poruczył w straż swemu rycerstwu; trzeci zbudował w Lelowie, który puścił dzierżawą Mieczysławowi książęciu Opolskiemu. Lecz skoro Konrad z Krakowskiego oddalił się na Mazowsze, Bolesław Wstydliwy z wojskiem swojém zamek na Tynieckiej skale osadzony zdobył i opanował. Drugi zaś, zbudowany przy ujściu Rudawy do Wisły, dobrowolnie mu się poddał; rycerze bowiem umieszczeni w nim załogą obawiali się, aby podobnie jak Tynieccy żywcem nie wpadli w ręce Bolesława. Zdarzył los, że wkrótce potém Mieczysław książę Opolski, zięć Konrada, bezpotomnie zszedł ze świata: o którego śmierci skoro wiadomość gruchnęła, zamek Lelowski, który był trzymał na siebie Mieczysław, poddał się natychmiast Bolesławowi Wstydliwemu książęciu Krakowskiemu: a tak wszystkie Konrada książęcia Mazowieckiego trudy i zabiegi spełzły na niczém. Dzielnicę zaś Mieczysława książęcia Opolskiego odziedziczył brat jego rodzony Władysław, i księstwo Opolskie w całości posiadł. Przeciw Prusakom barbarzyńcom wkraczającym do Mazowsza, i obyczajem swoim okolicę Ciechanowa plądrującym, wyszli zbrojno Mazowszanie i Łęczycanie, i stoczywszy bitwę porazili ich na głowę: dziewięćset Prusaków trupem poległo, inni ratowali się ucieczką, albo dostali się do niewoli. Za namową także i poduszczeniem Konrada książęcia Mazowieckiego, Litwini cicho i zdradziecko wpadli do ziemi Sandomierskiej, i miasteczko Opatow wraz z jego okolicą sprzewracali.
Opizo, opat Messeński legat Innocentego IV, z Lyońskiego soboru do Polski i Prus zesłany, a obszerną od stolicy Apostolskiej władzą opatrzony, przybył do Krakowa, zkąd udał się znów do Prus i na Pomorze. A gdy Świętopełk książę Pomorski zaprzysiągł Kazimierzowi książęciu Kujawskiemu i mnichom Krzyżakom, że z Prusakami i innymi barbarzyńcami przeciw chrześcianom nie będzie się więcej zmawiał, ani w żadne bądź jawne bądź tajemne wchodził związki, legat pomieniony uwolnił go od klątwy, którą był przez Modeńskiego biskupa, także legata Apostolskiego, od lat kilku obciążony; a wziąwszy daninę denara Ś. Piotra po wszystkich dyecezyach kościoła Polskiego w ciągu lat kilku uzbieraną, powrócił do Innocentego papieża, który w tymże roku w Lyonie Ś. Edmunda Wyznawcę, arcybiskupa Kantuaryjskiego w Anglii, w poczet Świętych policzył. Elektorowie cesarstwa, powolni nakazom tegoż papieża Innocentego, Henryka landgrafa, książęcia Turyngskiego, nazwiskiem Raspe, syna Ś. Elżbiety, cesarzem obrali. Przeciw tej elekcyi wystąpił Konrad, złożonego z tronu Fryderyka cesarza syn, którego ojciec wprzódy był w Niemczech królem ustanowił.
Daniel, panujący książę Kijowski i Drohicki, który pod ów czas bogactwami, obszernością posiadanych krajów i ludów, równie jak bystrością rozumu i obrotnością między Ruskimi książętami celował, pragnąc osięgnąć władzę i godność królewską, gdy się dowiedział, że legat stolicy Apostolskiej Opizo opat przybył do Polski, i wielką od tejże Stolicy władzę miał sobie udzieloną, wyprawił do niego posłów, mężów znakomitych, z kosztownemi upominkami, a razem prośbą: „aby go w imieniu stolicy Apostolskiej królem Rusi mianował, koronował i namaścił.“ Obiecywał: „że sam z wszystkiemi ludami władzy jego podległemi, porzuciwszy Greckie wyznanie, przejdzie na łono kościoła powszechnego Rzymskiego i uzna władzę papieża, a tak Ruskie jako i inne katolickie kraje od napaści Tatarów potężnie i gorliwie zasłaniać będzie.“ Legat Apostolski Opizo uradowany wielce takiém poselstwem, tusząc że wierze i religii chrześciańskiej nie mało usłuży, i sam powinności legata szczęśliwie i chwalebnie dopełni, gdy Daniela książęcia Drohickiego na królestwo Ruskie wywyższy, a za to liczne i znakomite kraje i prowincye, a w nich tak wielką liczbę dusz, z ciemnoty błędu wywiedzionych, kościołowi katolickiemu pozyska: dał posłannikom książęcia Daniela łaskawą odpowiedź, a zapewniwszy pomyślny skutek ich poselstwu, odprawił ich do książęcia Daniela z obietnicą: „że niebawem na Ruś przybędzie, i jeżeli książę wyrzecze się błędów Greckiego wyznania, i prawą wiarę katolicką ze wszystkiemi krajami i ludami sobie podległemi przyjmie, koronować go będzie na króla Ruskiego.“ A lubo biskupi Polscy, a osobliwie Prandota biskup Krakowski, obietnicę tak niewczesną, Danielowi książęciu i jego posłom uczynioną, radzili odwołać, mnogie Opizonowi legatowi Apostolskiemu i dowodne w tej mierze czyniąc przedstawienia (znali bowiem dobrze charakter i sposób myślenia książęcia Daniela, jego chytrość i niestateczność w wierze; nie wątpili zatém, że książę Daniel, przez swe fałszywe przyrzeczenia i łudzące pozory, i religią naszą, i papieża, i samego legata Opizona wystawi na obelżenie): legat jednak Apostolski Opizo, czy-to w mniemaniu, że najlepiej przez to usłuży wierze i religii chrześciańskiej, czy w chęci wsławienia swego posłannictwa rzeczoną koronacyą, czy wreszcie w przypuszczeniu, że biskupi Polscy nie bardzo szczerze i raczej z zazdrości dawali mu radę przeciwną, nie chciał cofnąć swojego słowa. Ale zjechawszy do Drohiczyna, który pod ów czas był główną książęcia Daniela stolicą, w obec licznego zebrania Ruskich książąt i panów, umyślnie na ten obrzęd zaproszonych i przyzwanych, rzeczonego książęcia Daniela w zamku Drohiczynie na króla Ruskiego koronował i namaścił: przyczém tenże książę Daniel uroczyście przyrzekł, i złożoną przed legatem Opizonem przysięgą zobowiązał się, wraz z wszystkimi panami i starszyzną, wszystkim ludem i poddanemi swojego władztwa, przyjąć wiarę, obrządek i obyczaj kościoła Rzymskiego, trwać przy nich szczerze i statecznie, a Innocentemu IV, głowie kościoła Rzymskiego, jako też jego następcom, wiernie i z posłuszeństwem ulegać.
Wysłał był pod te czasy rzeczony papież Innocenty IV, do nawracania Tatarów i ogładzania ich z dzikości, mnichów zakonu kaznodziejskiego i braci mniejszych, mężów gorliwych w służbie Bożej, między którymi dwaj byli celniejsi, brat Azelin Lombard, Dominikan, i Jan de Plano, Franciszkan. Już bowiem pomienieni Tatarzy całą Persyą i Assyryą, całą także Turcyą, która wprzód zwała się Armenią większą, kędy była i Azya mniejsza, pod swoje jarzmo podbili, dawnych samowładców i mieszkańców tamecznych częścią pomordowawszy, częścią wypędziwszy, albo przemocą zmusiwszy do przyjęcia swojej religii i języka.
Kiedy głód okropny uciskał ziemie Chełmińską, Pomorską i Pruską, tak dalece, że wielu Krzyżaków ginęło w nędzy, Wydżga z Czorsztyna, szlachcic Krakowskiej ziemi, potomek domu, którego herb zowią Janina, postanowiwszy przyjąć szatę Krzyżacką, posłał Wisłą aż pod Toruń trzy statki wielkie, naładowane winem, miodem, pszenicą, żytem, słoniną, masłem i wszelaką żywnością; lądem zaś trzysta sztuk bydła, jako to wołów, krów, koni i innego dobytku: co było darem wielce pożądanym dla ludzi ginących z głodu. Sam potém przybywszy, wstąpił do zakonu, wdzięcznie od niego przyjęty, i trwał w nim chwalebnie aż do śmierci. Sprowadził z sobą wtedy i złota skarb wielki, które brał w górach Polskich ku Węgierskiej stronie i poza wsią Ląckiem (Lanczsko) położonych; i wszystek ten skarb zakonowi darował.
Książęta Wielkopolscy, Przemysław i Bolesław, naznaczywszy swoim panom radnym zjazd w Poznaniu, ustanowili między sobą podział ziem Wielkiej Polski. Dostało się młodszemu Bolesławowi księstwo Kaliskie, od rzeki Prosny aż do Przemętu, wraz z zamkiem Przemętem (Przemąndt), a ztamtąd aż do rzek Warty i Moszyny, jeziora zwanego Sepno, i granicznej rzeki Obry. Starszy zaś Przemysław wziął udziałem ziemie Gnieźnieńską i Poznańską, wraz z ich zamkami i miasteczkami. Podział zatwierdzony został przysięgą, a Bogufał biskup Poznański przydał do niej, dla tém pewniejszego dochowania umowy, jakby drugą rękojmią, zagrożenie klątwą temu któryby ją pogwałcił. Obadwaj książęta sami się na to zgodzili i poddali się takiemu zastrzeżeniu.
Barwin, książę Słowiański czyli Kaszubski, chcąc zamek Santok, na ów czas dzierżony przez Bolesława Łysego, książęcia Lignickiego, a do którego on rościł sobie jakieś prawo, opanować, zebrawszy wojsko, obległ go i z wielką mocą dobywać począł. Byłby pewnie swego dokazał, dla szczupłej zamku obrony i braku w nim żywności, gdyby nie pomoc spieszna Przemysława książęcia Gnieźnieńskiego i Poznańskiego, który miał siostrę rodzoną Bolesława książęcia Lignickiego za żonę: ten bowiem szybko z ludem swoim nadciągnąwszy, wzmógł upadających na siłach i już o poddaniu się myślących oblężeńców. Przybiegł także niezwłocznie z swojém wojskiem Bolesław Łysy książę Lignicki, do którego ów zamek należał. Zaczém Barwin książę Kaszubów, uląkłszy się tej podwójnej potęgi, odstąpił od oblężenia i już więcej nie śmiał powrócić. Bolesław zaś książę Lignicki, ujęty wiernością i przyjazną usługą Przemysława książęcia Poznańskiego, nadał mu wieczném prawem albo raczej oddał zamek Santok.
Nie mógł znieść i Bolesław książę Kaliski krzywdy i obelgi swojej, jaką mu wyrządził Kazimierz książę Kujawski i Łęczycki, syn Konrada książęcia Mazowieckiego, zajęciem klasztoru Lendzkiego nad rzeką Wartą, i zamienieniem go w warownią: jakoż podstąpiwszy ku niemu z wojskiem, zdobył go, a wyrzuciwszy załogę Kazimierza, poznosił wały i przekopy, wszystkie dzieła obronne zburzył i z ziemią zrównał, i mnichom klasztor przywrócił.
Wiekiem podeszłym i ustawicznemi wojnami strawiony Konrad książę Mazowiecki, Kujawski, Łęczycki i Sieradzki (który przez całe życie wzdychał do osiągnienia w Polsce władzy monarszej, i z tej przyczyny z bratankiem swoim Bolesławem Wstydliwym książęciem Krakowskim niesprawiedliwe toczył wojny) umarł, i w kościele katedralnym Płockim pochowany został. Miał on dwóch synów, Kazimierza i Ziemowita, między którymi zaraz o pozostałe po ojcu księstwa wszczęły się spory. Zaledwo bowiem zwłoki ojcowskie złożono w grobie, i gdy wdowa po zmarłym książęciu Agazya z synem młodszym Ziemowitem jeszcze zajmowali się pogrzebowym obchodem, starszy Kazimierz zamek Sieradzki, Spicymierz i Rosprzę z nienacka opanował i w ręku swoich zatrzymał, oburzony, że ojciec Konrad, więcej miłując Ziemowita, odkazał mu za życia stolicę Płocką i księstwo Mazowieckie.
Po zejściu drugiego mistrza Krzyżackiego Pipina czyli Poppona, nastąpił trzeci Henryk Wida. Ten zbudowawszy na Pomorzu zamek Christburg (Cristburg), poruczył go rycerzom i braciom swego zakonu, aby mógł łatwiej powściągać zuchwałe Świętopełka książęcia Pomorskiego zapędy. Ale Świętopełk upatrzył porę sposobną, i zamek Christburg zdradziecko w nocy podchwycił; a Krzyżaków na załodze będących częścią wymordowawszy, częścią pobrawszy w niewolą, swoją osadził go załogą. Gwałcąc prócz tego umówione warunki pokoju, wielu Krzyżaków pod Gołubiem pochwytał i wytracił. Potém zebrawszy tak swoje jako i barbarzyńców wojska, wtargnął po nieprzyjacielsku do ziemi Kujawskiej, dzielnicy książęcia Kazimierza, gdzie nie szczędząc ani dziecinnego wieku, ani niewiast, wszystko mieczem i ogniem spustoszył, i obciążony grabieżą udał się do swego zamku Swiecia. Tymczasem, kiedy Świętopełk Kujawy plądrował, mistrz Henryk z rycerstwem swego zakonu inną twierdzę naprzeciw zamku Christburga zbudował. O której zdobycie i opanowanie gdy kusząc się tenże Świętopełk, z wojskiem swojém, wozami i wieżami oblężniczemi podstąpił, w stoczonej walce pobity został i do ucieczki zmuszony; Krzyżacy zabrali wszystkie tabory, zapasy żywności i inne łupy wojenne. Tej znowu klęski usiłując pomścić się Świętopełk, zgromadził nowe wojsko, i niektóre oddziały wysłał pod zamek Christburg, w celu niepokojenia Krzyżaków stojących w nim załogą: ale te w bitwie z Krzyżakami, którzy na nie z zamku wypadli, porażone pierzchnęły; a gdy chroniąc się do obozów Świętopełka poczęły krzyczeć przeraźliwie, taki popłoch opanował jego wojsko, że rzuciwszy namioty wszystko uciekało za Wisłę, w której nurtach niektórzy potonęli. Rycerstwo zaś Krzyżackie, wkroczywszy do ziemi Pomorskiej, ciężką zadało jej klęskę, rozszerzywszy srogie rzezie i pożogi. W czasie tej zawieruchy zgorzały wszystkie spichrze i gumna klasztoru Oliwskiego, uprowadzono z nich konie i inne dobytki, przez co klasztor rzeczony w ostateczną popadł nędzę.
Przez zejście Konrada książęcia Mazowieckiego, ziemie Krakowska, Sandomierska i Lubelska, które i on sam przez się i z pomocą barbarzyńskiej dziczy Litwinów i Prusaków ustawiczną napastował wojną, zyskały błogi pokój i swobodę. Zniknął wróg główny i przeciwnik Bolesława Wstydliwego, przez co i jego tron się ustalił. Odtąd Bolesław Wstydliwy książę Polski począł to, co było popsowane, naprawiać; co się do upadku nachyliło, podnosić: a przez swoje piękne przymioty, prawość duszy i wysokie cnoty, tak u Polaków, jako i postronnych narodów i książąt, stał się znakomitym i sławnym. Za Konradem zaś książęciem Mazowieckim poszedł wkrótce syn jego Bolesław, zawcześnie zstąpiwszy do grobu.
Kiedy ziemie Krakowska i Sandomierska spokojnie oddychały, straszna wojna domowa wybuchnęła w krainie Szlązkiej. Bolesław bowiem Łysy, książę Lignicki, rozgniewany srodze, że i części przedniejszej księstwa Wrocławskiego, która mu w dziale przypadała, mając Lignicką za lepszą, bratu Henrykowi dobrowolnie ustąpił, i że drugi brat Konrad, współuczestnik jego udziału, porzuciwszy stopień subdyakona, który już był pozyskał, i biskupstwo Bamberskie, które mu było obiecane, obrał sobie stan wojskowy, i upominał się o połowę Lignickiej dzielnicy: podniósł oręż przeciw obydwom braciom, Henrykowi książęciu Wrocławskiemu, który mając spółdziedzicem Władysława arcybiskupa Salcburgskiego, przy całkowitej pozostał dzielnicy, i Konradowi książęciu, który u Henryka używał gościny. A wezwawszy ku pomocy najemne Saskie zaciągi, księstwo Wrocławskie najechał, i obyczajem wrogów łupiestwy i pożogami spustoszył (Henryk bowiem książę Wrocławski, mając siły słabe do mierzenia się z nim orężem, unikał walki). W Środzie także (Novum forum) gdzie się był lud wszelakiego stanu do kościoła schronił, pięciuset nieszczęśliwych żywcem spalił. Potém podstąpiwszy pod miasto Wrocław (które w owe czasy dopiero za przezorną sprawą książęcia Henryka poczęli byli Niemcy urządzać i osadzać na prawie Niemieckiém) przez trzy miesiące ciągle trzymał je w oblężeniu. A lubo to miasto słabém jeszcze podówczas było przy podnoszącej się dopiero ludności i obwarowaniu, przecież oblężenie Bolesława Łysego książęcia Lignickiego nie tylko mężnie wytrzymało, ale nadto wojsku jego przez częste wycieczki wiele zrządziło szkody, tak iż Bolesław musiał w końcu odstąpić od swego zamiaru i oblężenie porzucić.
Jakób, archidyakon Leodyjski, z Lyonu od papieża Innocentego IV jako nuncyusz wysłany do Polski, Prus i Pomorza, przybył do Polski, i dla załatwienia spraw od stolicy Apostolskiej sobie poruczonych złożył zjazd duchowny w Wrocławiu. Na który gdy się zgromadzili Pełka arcybiskup Gnieźnieński, Prandota Krakowski, Bogufał Poznański, Tomasz Wrocławski, Michał Włocławski, Jędrzej Płocki, Nankier Lubuski, Henryk Chełmiński, Polskiego kościoła i Gnieźnieńskiej prowincyi biskupi; Jakób archidyakon Leodyjski, nuncyusz Apostolski, w długiej mowie wyraził: „jak ciężkie stolica Apostolska i jej biskup Innocenty IV ponosi utrapienia i klęski, w jakich widzi się trudnościach i długach, jak wielkie ma dokoła przeciwności, z powodu wojny od tak dawna między nim a Fryderykiem cesarzem toczącej się w obronie swobód kościoła“: i w imieniu kościoła Rzymskiego i Innocentego IV, połowy wszelakich dochodów z przeciągu lat trzech, jako potrzebnego zasiłku, dopraszać się począł z wielką usilnością od kościoła Polskiego, twierdząc: „że byłby ten bezbożnym i okrutnym synem, ktoby w tak twardej potrzebie matce swej stroskanej i uciśnionej odmawiać chciał pomocy.“ Biskupi zaś Polskiego kościoła, po różnych między sobą naradach, skłonili się do udzielania wsparcia kościołowi przez lat trzy z piątej części dochodów, jakie kościoł pobierał i niosły beneficia duchownych (połowa bowiem zdawała się im za uciążliwą). Żeby zaś to wsparcie tém milej i wdzięczniej było od papieża przyjęte, za całe trzy lata zasiłek ten składający się z piątej części dochodów w dniu oznaczonym jak najspieszniej składają, i papieżowi przez Godfryda penitencyarza Apostolskiego pieniądze zebrane i na złoto wymienione odsyłają. Za co papież Innocenty IV biskupom i duchowieństwu Polskiemu publiczne złożył podziękowanie. Był zaś zwyczaj w całém królestwie Polskiém, zdawna i od samego wprowadzenia wiary chrześciańskiej zachowywany, na wzór pierwotnego kościoła, i obrządku, jakiego kościoł wschodni dotychczas się trzyma, obyczaj przestrzegany za obowięzującą ustawę, że począwszy od Niedzieli zwanej Siedmdziesiątnicą aż do Wielkiejnocy poszczono ciągle przez dni czterdzieści; który-to post, od wielu często łamany, licznych stawał się źródłem zatargów między świeckiemi a duchowieństwem, gdy księża i rządcy parochialnych kościołów na przestępujących wkładali publiczne albo zbyt ciężkie pokuty, okładając ich klątwą, albo wzbraniając im wstępu do kościoła; świeccy przeciwnie dowodzili, że zwyczaj ten w kościele Rzymskim utrzymujący się, a przeciwny zwyczajowi zachowywanemu w innych królestwach, ziemiach i prowincyach, kościołowi Rzymskiemu podległych, powinien był raczej być zniesionym, i że do niego na wzór innych katolików nie byli obowiązani. Przez dni kilkanaście na pomienionym zjeździe Wrocławskim Jakób nuncyusz Apostolski i biskupi Polscy z swojém duchowieństwem pracowali nad załatwieniem tej sprawy; na koniec rzeczony Jakób nuncyusz stolicy Apostolskiej, za radą i zezwoleniem biskupów i duchowieństwa kościoła Polskiego, zwyczaj pomieniony, który bywał powodem rozmaitych trudności i gorszących nadużyć, swoją władzą Apostolską zniósł, i równie księżom jako i osobom świeckim dozwolił używania mięsnych pokarmów aż do Popielca wyłącznie, wbrew zwyczajowi zachowywanemu w kościele Polskim, i ustanowieniu pierwiastkowego kościoła. Od tego też czasu Niedziela zwana Siedmdziesiątnicą (Septuagesima) wzięła u Polaków nazwisko Starozapustnej (vetus carnisprivium) które dotychczas zachowuje.
Wacław król Czeski, z powodu oślepienia na lewe oko, które mu wypłynęło, zwany Jednookim, w sędziwym i nachylonym już wieku, tak ciężkiej doznał nienawiści i kłopotów, już-to z poduszczenia niechętnych mu panów Czeskich, a zwłaszcza Scibora, dla osobliwszej bystrości rozumu zwanego Mudra hława, to jest mądra głowa, już z przyczyny własnego syna Przemysława, że przymuszony był odstąpić mu królestwa, trzy tylko zostawiwszy sobie zamki, Swieków, Łokiet i Ponte. Lecz gdy i na tém nie przestał złośliwy umysł Przemysława i jego doradców, gdy owszem tenże Przemysław ścigał zawzięcie Borsza z Osieka czyli inaczej Risemburga, godząc nawet na życie jego, za to iż z ojcem przeciw niemu trzymał, i obległ zamek Ponte, który od ojca miał Borszo wypuszczony: przeto rzeczony Borszo z panami z Szwambergu i Lembergu i drużyną Miśniaków napadłszy w nocy na obóz Przemysława, i wielu w nim rycerzy wymordowawszy, jego i wszystko wojsko do haniebnej zmusił ucieczki. Tymczasem król Wacław, przy pomocy Czechów i Austryaków, królestwo przez syna opanowane odzyskał; syna zaś przybyłego do siebie do Tyrszowa poimał i do więzienia wtrącił, a jego radcom na górze Piotrowej (mons Petrinus) kazał głowy pościnać. Między temi spadła igłowa Ścibora, Mudrej hławy z Szumberga i Towaczowa, który o swojej mądrości miał tak wiele rozumieć, że się przechwalał, iż sam Bóg mógłby go wziąć do rady. Przemysław zaś syn, po doznaném upokorzeniu, za wdaniem się panów z ojcem pojednany, wstydził się potém swojej zuchwałości, i z zezwoleniem ojca aż do jego śmierci zarządzał Morawą.
Przemysław, książę Gnieźnieński i Poznański, łamiąc umowę poprzednią z Bolesławem bratem swoim rodzonym książęciem Kaliskim zawartą, co do podziału wzajemnego ziem i księstw Wielkiej Polski, zbudował w mieście Poznaniu, wedle kościoła katedralnego Poznańskiego, zamek obronny, który z wielką starannością i nakładem rozmaitemi strażnicami, przekopami i szańcami umocnił. A przyzwawszy brata swego Bolesława, książęcia Kaliskiego, wydzielił mu księstwo Gnieźnieńskie, tudzież zamki i miasteczka Bnin, Gredec albo Giec (Gedc), Biechow, Ostrów, Nakło, Uście, Czarnków i Szrem, zamek zaś i księstwo Kaliskie wziął od niego prawem wieczystém; a tak uczynił nowy podział między sobą a bratem Bolesławem, nie według słuszności albo zdania radców, ale wedle własnej woli (której młodszy Bolesław nie śmiał się sprzeciwić), zniosłszy dawną ugodę, mimo opierania się wielu mężów zacnych, i lepsze części dla siebie wybrawszy, z wydzieleniem co gorszych i nieużytków bratu Bolesławowi. Nareszcie rzeczony Przemysław książę Poznański wtrącił do więzienia Tomasza kasztelana Poznańskiego, Tomisława cześnika i jego syna Sędziwoja, mężów szlacheckiego rodu, herbu Nałęcz, oskarżywszy ich o knowanie spisku na wydarcie jemu i bratu jego księstw Wielkiej Polski, a oddanie ich Bolesławowi książęciu Lignickiemu. Tych przez czas niejaki trzymał w ciężkich żelaznych okowach.
Bolesław Łysy książę Lignicki, chcąc odzyskać księstwo Wrocławskie, jako dzielnicę, która nań pierwej przypadała, a której dobrowolnie ustąpił bratu swemu rodzonemu Henrykowi, wsparty posiłkami Sasów i Niemców, tudzież innych cudzoziemskich żołnierzy, których był najął za pieniądze, ruszył po raz drugi zbrojno do ziemi Wrocławskiej. A gdy brat jego Henryk unikał spotkania, i trzymał się jedynie w zamkach i warowniach, Bolesław książę Lignicki, mając liczne i potężne wojsko, zniszczył miasteczka i włości ogniem i łupieżą, i wielką ilość jeńców i stad bydlęcych do ziemi Lignickiej uprowadził w zdobyczy. Kraj wszystek spustoszywszy, miasto Wrocław naostatek powtórném oblężeniem ścisnął. Ale nie wiodło się to oblężenie, w czasie którego częste z zamku podjazdy i wycieczki spiżowników trapiły obóz Bolesława: gniewny więc i rozżalony, że w dwukrotnej wyprawie nic pomyślnego nie zdziałał, wrócił do księstwa Lignickiego. Aliści kiedy stanął w Lignicy, panowie i rycerstwo poimali go i osadzili w więzieniu: przyrzec zatém musiał, że się w swych sprawach porachuje z sumieniem; dopieroż wypuszczony na wolność zamki pooddawał Niemcom, aby swoich tém łatwiej mógł uciskać i pomścić się swojej niewoli. Nadał prócz tego zamek Lubusz arcybiskupowi Magdeburskiemu z tym warunkiem, aby mu lud swój przysyłał w posiłku. Dowiedziawszy się o tém świekr jego Przemysław książę Poznański, który siostrę jego rodzoną miał za żonę, kazał go ująć jako szalonego, i z przystojném obejściem trzymał pod strażą.
Mikołaj biskup Praski, oskarżony przed Wacławem Jednookim królem Czeskim przez swoich zawistników, zazdroszczących mu sławy i znaczenia, jakoby z synem królewskim Przemysławem był w tajemném porozumieniu i namawiał go do podniesienia przeciw ojcu rokoszu, z rozkazu króla Wacława został uwięziony. Z tej przyczyny położono interdykt kościelny na całej dyecezyi Praskiej, który trwał dopóty, póki biskupa nie uwolniono.
Bruno biskup Ołomuniecki, zapomniawszy na swoję godność kapłańską, z powodu jakichsiś sporów i zwaśnień z Wacławem książęciem Raciborskim, miasto Raciborz obległ i przemocą zdobył, poczém wraz z miastem kościoły i klasztory ogniem zniszczył. Wnet pod zamek Raciborski podsunął statki wojenne; ale siłą odparty, z sromotą odstąpić musiał. Po różnych wreszcie układach i wzajemnych o pokój rokowaniach, książę Władysław miasto Raciborz za trzy tysiące grzywien od Brunona biskupa wykupił.
Ludwik król Francuzki, przedsięwziąwszy wyprawę krzyżową w celu oswobodzenia Ziemi świętej, wybrał się z swymi biskupami, panami i książęty w podróż zamorską, i z Cypru, gdzie przez całą zimę stał obozem, w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego siadł pod żagle i zawinął do portu i miasta Damietty. Potém ruszywszy dalej na potłumienie Saracenów, mnogie ich rzesze spotkał w ciasnych wąwozach, gdzie wielu z jego rycerzy wyginęło, między nimi brat królewski Robert, który zbyteczną porywczością spowodował tę klęskę. Sam Ludwik król Francuzki z wielu swoimi dostał się w niewolą, a wysiedziawszy w niej lat pięć, okupem dopiero pieniężnym siebie i wszystkich oswobodził.
Jędrzej biskup Płocki, Krakowczykiem zwany, po jedenastu latach zarządzania biskupstwem, wyniszczony chorobą zimnicą, umarł dnia siódmego Stycznia, i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił Piotr, zwany Łoktek (brevis), kanonik Płocki, obrany prawnie drogą kompromissu, a następnie popierany przez Kazimierza i Ziemowita książąt Mazowieckich, w Kaliszu od Pełki arcybiskupa Gnieźnieńskiego otrzymał potwierdzenie i wyświęcenie.
Słynął pod te czasy w Lombardyi życiem świętobliwém, nauką i cudami Bł. Piotr zakonu kaznodziejskiego, rodem z Werony; który potém w okolicy Medyolańskiej przez odszczepieńców, utrzymujących, że Bóg jest tylko stwórcą widomych, czart zaś niewidomych rzeczy, za potępianie tej sekty zabity, głośniejszemi jeszcze począł się wsławiać cudami.
Papież Innocenty IV wyprawił Alberta, wprzódy biskupa Armakańskiego, a wtedy posuniętego na arcybiskupstwo Ruskie, do Daniela samowładcy Rusi, z żądaniem, aby jemu i kościołowi Rzymskiemu oddał się w posłuszeństwo. Ale król chytry i oporny nie usłuchał bynajmniej żądań stolicy Apostolskiej, i nie tylko posłuszeństwa odmówił kościołowi Rzymskiemu, ale okazał się jego nieprzyjacielem, i legata Apostolskiego odprawił bez należnego nawet uczczenia.
Henryk landgraf i książę Turyngski, nazwiskiem Raspe, syn Bł. Elżbiety, z rozkazu Innocentego papieża od elektorów cesarstwa po złożeniu Fryderyka królem Rzymskim obrany, umarł; zaczém z zlecenia tegoż najwyższego pasterza Innocentego, elektorowie przystąpiwszy do wyboru nowego króla Rzymskiego, wynieśli na stolicę królewską, a przyszłą cesarską, Wilhelma, inaczej Wilkina, hrabiego Hollandyi.
Krzyżacy, trzymający w Prusiech miasta Balgę i Elbląg, wraz z ich zamkami, zebrawszy tak z swego jak i obcego rycerstwa nie małe wojsko, wtargnęli zbrojno do prowincyi Pruskiej Naktagi, którą pożogami i rzezią okrutnie spustoszyli. Po takowym napadzie gdy wracali do domu, w przejściach trudnych i do walki niesposobnych otoczeni, nie mogąc ani uciekać, ani sił do boju rozwinąć, poddali się barbarzyńcom przeważniejszym nierównie liczbą a gwałtownie nacierającym, wbrew woli marszałka wodza i Henryka Krzyżaka, którzy się temu sprzeciwiali. Poczém Prusacy pod wsią zwaną Witke wszystkich co do jednego w pień wycięli. Wiele także innych chrześcian poległo w tém miejscu z rąk barbarzyńców.
Na pociechę i ulgę Polakom wśród tylu klęsk i nieszczęśliwości, zrządzanych to napadami Tatarów, to burzami domowych wojen, wsławiać się poczęły coraz głośniej wielkie i zadziwiające cuda, które łaska Zbawiciela ukazywać raczyła przez chwalebne zasługi Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego. Książę więc Krakowski Bolesław Wstydliwy i Prandota biskup Krakowski, obadwaj mężowie żarliwej pobożności, wyprawili do Lyonu, w poselstwie do papieża Innocentego, mistrza Jakóba, doktora Pisma ś., dziekana Krakowskiego, rodem z Skarzeszowa, męża wprawdzie niskiego urodzenia, szczupłej i nader drobnej postawy, ale wielkiej nauki, sprawności i roztropności, tudzież mistrza Gerarda kanonika Krakowskiego, i brata Bogusława zakonu kaznodziejskiego, który był podprzeorzym w klasztorze Krakowskim, aby przedstawili i oznajmili papieżowi pomienione cuda, które jakkolwiek papieżowi Innocentemu na jawném zebraniu konsystorza usty rzeczonego mistrza Jakoba z Skarzeszowa, dziekana Krakowskiego, poważnie i wymownie opowiedziane zostały, wszelako pasterz najwyższy, działając z tą przezornością, jaką stolica Apostolska w podobnych sprawach zachowywać zwykła, poruczył i zlecił osobnemi pismy arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, biskupowi Wrocławskiemu i opatowi Lubeńskiemu (de Lubens) zbadanie i roztrząśnienie cudów Ś. Stanisława, nakazawszy im i troskliwie zaleciwszy, ażeby z powodu znacznego już zadawnienia tych rzeczy, które o męczeństwie i śmierci Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego opowiadano, z wszelką pilnością i dokładnością wypytali się o wszystko pewnego żołnierza stuletniego, nazwiskiem Getki (Gedko): który chociaż sam Ś. Stanisława nie znał, tych jednak którzy go znali, miał, jak z pewnością utrzymywano, znać i słyszeć z ich opowiadania o świątobliwości życia i obyczajów męża Bożego, który wiek wszystek spędził cnotliwie i pobożnie, i wywiedzieć się o powodach i okolicznościach jego śmierci męczeńskiej, jako też cudach przez niego za życia i po śmierci zdziałanych. Zachowało się dotąd pismo obejmujące to polecenie, które brzmi jak następuje:
„Innocenty biskup, sługa sług Bożych. Ukochanemu synowi Jakóbowi z Velletri, zakonu braci mniejszych, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Lubo wielebnemu niegdy bratu naszemu biskupowi Krakowskiemu, i ukochanym synom, kapitule i duchowieństwu miasta i dyecezyi Krakowskiej, na uczynione nam z ich strony piśmienne oznajmienie, że Bóg cudowny w Świętych swoich błogosławionej pamięci Stanisławowi biskupowi Krakowskiemu tylu i tak wielkiemi dozwolił zajaśnieć cudami, że jego świętość z jawnych widoczną się staje znaków, i godzi się jego między innemi Świętemi wzywać pomocy, zleciliśmy naszemi listy wielebnym braciom naszym arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, biskupowi Wrocławskiemu, i ukochanemu synowi opatowi Lubeńskiemu, Cysterskiego zakonu w dyecezyi Wrocławskiej, ażeby przybrawszy sobie mężów pobożnych i bogobojnych, zbadali jak najpilniej jego cnoty i obyczaje, i rzetelność pomienionych znaków, to jest spraw nadzwyczajnych i cudów, a o czémby się przekonali, aby Nam pismem swojém rzetelnie oznajmili; i lubo oni zająwszy się tą sprawą złożyli Nam piśmienne zeznanie, któremu My, jak przystało, dajemy zupełną wiarę: gdy jednakże w tak ważnej sprawie należy działać z dojrzałym rozmysłem i wielką przezornością, posyłając cię zatém do jej załatwienia, i poruczając ją twojej roztropności, mocą niniejszego pisma zalecamy pod obowiązkiem posłuszeństwa, abyś z rzeczonych komisarzy śledczych (inquisitores), jeżeli żyją i są obecnymi w prowincyi, wybadał, czyli tak rzeczywiście postąpili, jak nam w pismach swoich donoszą, i abyś odpisy ich aktów dla większej pewności z sobą zabrał, a kazał sobie przedstawić tych, o których wieść niesie, jakoby z różnych chorób uzdrowieni zostali, ilu ich i jakich będziesz mógł wyszukać. Owych dwóch także starców stuletnich, którzy w aktach są wzmiankowani, jeżeli żyją, abyś się wypytał i wybadał, azali to prawda, co mieli słyszeć od takich, którzy znali tego Świętego za życia, o jego wysokich cnotach i świątobliwém życiu. Dowiedz się nadto, jaką lud ma dla niego cześć, jaka utrzymuje się w podaniu wiara o jego męczeństwie, powodach męczeństwa i świętości męczennika. Niemniej, czyli Krakowska dyecezya dotyka z bliska pogan i odszczepionej Rusi, ażeby z tego sąsiedztwa zbawienny dla dusz wyróść mógł pożytek. Nareszcie kronikę z archiwum książęcia Polskiego wyjętą, w rozdziale odnoszącym się do tego przedmiotu, tudzież księgę dziejów rocznych i napis grobowy uważnie rozczytaj. I to wszystko, co przed dawnemi inkwizytorami zeznane było pod przysięgą, o ile ci się zdawać będzie, dokładniej rozpoznawszy, jeżeli znajdą się jacy świadkowie co do szczegółów poprzednio lub nowo podanych, od tych, wedle przepisów o słuchaniu świadków, odbierz zeznania pod przysięgą, i pilnie je roztrząśniej. A tak opatrzony dowodami, któremibyś w tej sprawie należycie oświecić Nas zdołał, do Nas powracaj. Dan w Perudżyi dnia 25 Maja. Naszych rządów papieskich roku dziewiątego.“
Henryk, sławny król Duński, gdy jako najstarszy po śmierci ojca na królestwie i stolicy ojcowskiej osadzony, przez lat kilka sprawiedliwie, cnotliwie i pobożnie rządy sprawował, od młodszego brata, imieniem Abla, zazdroszczącego mu panowania, i królestwa i życia razem pozbawiony został. Zdrajca spiknąwszy się z kilku podobnemi sobie na życie króla i brata, który go najszczerzej miłował, kazał go schwytać i w nurtach morskich utopić, poczém natychmiast rządy opanował. Ale Bóg ukarał zbrodnię tak szkaradną, i niedługo Abel cieszył się życiem i panowaniem. Zamierzywszy bowiem ujarzmić Fryzów, gdy w roku następnym wojnę z nimi rozpoczął, w bitwie stoczonej zabity, życia i królestwa postradał.
Bolesław Łysy książę Lignicki, po dwóch zamierzonych poprzedniemi laty wyprawach przeciw bratu swemu Henrykowi książęciu Wrocławskiemu i jego księstwu, trzecią jeszcze przedsięwziął, i w porze letniej tegoż roku, zebrawszy najemne za pieniądze wojsko, po raz trzeci księstwo Wrocławskie spustoszył i miasto obległ, i z całém sił wytężeniem dobyć go usiłował. Lecz gdy równie rycerstwo książęcia Henryka, jak i mieszczanie dzielnie stawili mu czoło, po trzeci raz odparty, z gniewem do Lignicy powrócił i wszystko ogniem spustoszył. Naglony zaś o zapłatę od rycerzy Niemców, których był za umówioną zebrał nagrodę, wyprzedał wszystkie konie, broń, dostatki swoje i klejnoty, i najemnemu wojsku część tylko żołdu wypłacił. Z tej przyczyny w jego księstwach Lignickiém i Wrocławskiém wiele nowych miejsc obwarowało i poosiadało zbrojne hultajstwo i ci, których nie doszła umówiona zapłata. Temi i innemi nadto Bolesław książę Lignicki ściśniony potrzebami, zamek swój Lubuski Janowi i Ottonowi margrabiom Brandeburskim za małą ilość pieniędzy zastawił, łudząc się obietnicą pomienionych margrabiów Brandeburskich, którzy zobowiązali się wspierać go swemi posiłkami przeciw braciom Henrykowi i Konradowi. Od tego czasu zamek i powiat Lubuski od królestwa Polskiego odpadł i niesłusznie wcielony został do marchii Brandeburskiej. Lecz gdy i tym sposobem Bolesław w długotrwałej wojnie potrzebom swoim nie zaradził, przyciśniony zewsząd długami, od własnych żołnierzy opuszczony i wzgardzony, od najemnych zaś, którym żołdu nie wypłacił, i innego łotrostwa, zbrojno rozsiadującego się po nowych zamkach i warowniach, ostatecznie z sił wycieńczony, do takiej przyszedł nędzy, że częściej pieszo chodził niż jeździł, a gdy go wszyscy nawet domownicy odstąpili, przy jednym tylko został pachołku (Surrianus figellator?), i żyjąc z cudzej strawy, błąkał się tu i owdzie jak tułacz. Nareszcie od żołnierzy Henryka jego brata schwytany i w zamku Wrocławskim uwięziony, z rozkazu tegoż Henryka, wzdrygającego się braterskiej zniewagi równie jak swojej własnej, uzyskawszy wolność, udał się do Lignicy, gdzie przeciw braciom swoim Henrykowi i Konradowi zamachów knować nie przestał. Dla otrząśnienia się zaś z nędzy, która mu dokuczała, miasteczka Żytawę i Gierlicę, w jego dzielnicy leżące, panom i poddanym swoim zastawił za wielkie pieniądze, i księstwo swoje oderwaniem znacznych części pokaził. Babka jego Ś. Jadwiga wielu pobożnym osobom za życia przepowiedziała to wszystko, co od Bolesława książęcia Lignickiego spotkać miało księstwa Szlązkie i jego braci.
Władysław książę Opolski, chcąc swej bratowej, księżnie Judycie, wdowie po bracie swoim Mieczysławie, niegdyś książęciu Raciborskim, a córce Konrada książęcia Mazowieckiego, spłacić pięćset grzywien srebra, które ona na księstwo Raciborskie od ojca swego Konrada książęcia Mazowieckiego posagiem była wniosła, ażeby wsie i posiadłości w księstwie Raciborskiém wianem i sprawą tejże księżny Judyty obciążone od zapisu i długu rzeczonej księżnie należącego uwolnił, oddał jej ziemię Rudzką, od głównego zamku i miasta Rudy tak nazwaną, która teraz zowie się Wieluńską, po przeniesieniu miasta w okolicę piękniejszą, na płaszczyznę pochyłą i żyzną, strugami bieżącej wody zwilżoną, gdy Ruda stojąca na wzgórzystém miejscu miała grunt nieużyty i bezwodny. Tę Kazimierz książę Opolski, korzystając z obojętności Henryka Brodatego książęcia Szlązkiego, opanował był pod ów czas, kiedy Przemysław i Bolesław, synowie Władysława Ottonica, od Henryka Brodatego książęcia Szlązkiego z krajów Wielkiej Polski wypędzeni, tułali się na wygnaniu; a przewidując, że przy jej posiadaniu długo się nie utrzyma, postanowił rzeczonej księżnie Judycie, swojej bratowej, oddać ją w posiadanie, na co zgodził się chętnie brat księżny, wdowy po Mieczysławie, Kazimierz książę Kujawski i Łęczycki. Ale gdy dzień między Władysławem książęciem Opolskim a Kazimierzem książęciem Kujawskim i Łęczyckim, bratem wdowy po Mieczysławie Raciborskim, umówiony nadszedł, przestrzeżony o tém doniesieniami przyjaciół Przemysław książę Poznański i Kaliski, zapobiegając, żeby przez tego rodzaju ugodę część tak znaczna jego dziedzictwa w dalsze jeszcze nie umknęła ręce, z dobranym rycerstwa hufcem podstąpił pod zamek Rudę; a gdy wiadomość o tém nierychło doszła Kazimierza książęcia Kujawskiego i Łęczyckiego, a wojsko jego nie zajęło wcześniej rzeczonego zamku, Przemysław książę Poznański i Kaliski zastawszy go ogołoconym z obawy, (już bowiem była ustąpiła z niego załoga Władysława książęcia Opolskiego, zostawiwszy tylko dzierżawcę z małym ludzi pocztem, dla oddania go Kazimierzowi książęciu Kujawskiemu i Łęczyckiemu) wszedł do zamku i objął go w swoję władzę. Zaraz wszystka szlachta ziemi Rudzkiej zbiegła się ochotnie do złożenia mu hołdu podległości i posłuszeństwa. Odtąd więc Przemysław wszedł spokojnie w posiadanie ziemi Rudzkiej, jako prawego i dziedzicznego udziału. Co widząc rycerstwo Kazimierza książęcia Kujawskiego i Łęczyckiego, zapoźno przybyłe do opanowania Rudzkiego zamku, cofnęło się spiesznym pochodem, z obawy, ażeby nań Przemysław książę Poznański i Kaliski zbrojno nie napadł. Książę też Opolski Władysław nie zżymał się na to odebranie sobie Rudzkiego księstwa, i nie nagabał o nie więcej Przemysława ani prawem ani przemocą, przekonany, że je niesłusznie i jako wydzierca posiadał. Bratowej zaś swojej, księżnie Judycie, wdowie po Mieczysławie, posag należący w gotowiznie wypłacił do rąk Henryka książęcia Wrocławskiego, który ją był pojął za żonę i miał z niej syna Henryka i córkę Jadwigę. A nadto z Przemysławem książęciem Poznańskim i Kaliskim połączył się związkiem powinowactwa, pojąwszy w małżeństwo siostrę jego Elżbietę: gody weselne z wielką poddanych uciechą odbyły się w Poznaniu.
Po sprawdzeniu cudów Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego i męczennika z wielką ścisłością i dokładnością przez posłanników Apostolskich, jako to przez arcybiskupa Gnieźnieńskiego, biskupa Wrocławskiego i opata Lubuskiego, i spisaniu ich aktem publicznym, ci którym ta sprawa pierwotnie była zleconą, to jest mistrz Jakób z Skarzeszowa, doktor praw kościelnych i dziekan, tudzież mistrz Gerard, kanonik Krakowski, mający popierać kanonizacyą męża świętego u papieża Innocentego IV, wysłani zostali powtórnie do stolicy Rzymskiej z udzieloném od Prandoty biskupa i kapituły Krakowskiej stosowném opatrzeniem. Żeby zaś ta sprawa łatwiej mogła być przeprowadzoną i cel jej osiągniętym, przydzielono do grona rzeczonych wysłańców kilku mnichów zakonu kaznodziejskiego i braci mniejszych z klasztorów i zgromadzeń Krakowskich, mężów w Piśmie ś. biegłych i gorliwie Bogu służących.
W włości i wsi Bochni, pięć mil od Krakowa odległej, odkryto sól twardą i miąższą, którą wyciągają w kruchach wielkich, gdzieniegdzie tak białą, że się wydaje jak kryształ, i dotąd obficie do użytku służącą: i założono w tém miejscu miasteczko. Kościoł także parafialny zbudowano ku czci Ś. Mikołaja wyznawcy, który Bolesław Wstydliwy hojném nadaniem uposażył. Rzeczone odkrycie soli przypisują zasługom błogosławionej niewiasty, księżny Kunegundy, żony Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego, która już wtedy znakomitych cnót blaskiem jaśniała.
Bolesław Łysy książę Lignicki, syn Henryka zabitego od Tatarów, przewidując, że brat jego Konrad kiedykolwiek podniesie nań oręż z powodu niewymierzenia mu należnej części współdziedzictwa, Hinka, syna Mirza kasztelana Krośnieńskiego, acz jednego z małej liczby sobie przychylnych, w nadziei wyciśnienia na nim pieniędzy, potrzebnych mu do rozdzielenia pomiędzy Niemców i innych ludzi obcych, których zwykle do uczestnictwa w sprawach swoich używał, spodziewając się zwłaszcza że ojciec jego Mirzo miał pieniądze, kazał schwytać, i poimanego oddał w ręce Niemcom, aby wymogli na nim pieniądze, jakie im sam był winien. Czynem tym tak dalece zniechęcił i oburzył przeciw sobie umysły wszystkich panów Polskich w księstwie Lignickiém, że zamek z miasteczkiem Krosnem i wszystkie inne warownie, które dzierżyli w swej władzy, Konradowi, bratu i przeciwnikowi jego, wydali, a opuściwszy Bolesława Łysego, który dla zwiększającej się z każdym dniem srogości i gwałtowności już był u nich popadł w ohydę, poddali się rządom Konrada. Tegoż roku Wiola, z rodu i pochodzenia Bulgarka, księżna Opolska, zeszła ze świata.
Łotrzyki przechowujące się w zamku Lubuskim, postanowiwszy złupić granice Polski, wypadli nie wielką garstką w okolicę zamku Zbąszyna, i zabrali znaczne stado bydła, a wraz przytrzymali pasterza, żeby uciekłszy nie doniósł o ich napadzie. Ten, chcąc i siebie i powierzony sobie dobytek, z rąk napastników wydobyć, rzekł: „Jeżeliście tu za zdobyczą przyszli, możecie jak mniemam daleko większe pozyskać łupy, byle tylko moje stado zostało nietkniętém.“ Czém oni ucieszeni gdy mu przyrzekli, że i jego i bydło zabrane wypuszczą: „Oto (rzekł) zamek Zbąszyn, do którego pilnowania lud obowiązany chodzić po kolei, a zazwyczaj poźno przychodzi, od trzech tylko i to bojaźliwych a gnuśnych pachołków jest strzeżony; jeżeli macie cokolwiek odwagi, możecie go dobyć z łatwością.“ Porzuciwszy więc zdobycz zabraną, natychmiast pobiegli do zamku, i jak ich pasterz ów nauczył, udali, że przyszli na stróżą: chętnie zatém wpuszczeni, zamek opanowali, a tych, których w nim zastali, ujęli w więzy. Skoro nazajutrz o tém co się stało w nocy jak najspieszniej doniesiono Przemysławowi książęciu Poznańskiemu i Kaliskiemu, nie zmieszany wcale tą przygodą, któraby kogo innego nabawiła była trwogi, i on także spiesznie, wziąwszy z sobą garstkę tylko małą dworskich rycerzy, tak szlachty jako i chłopów, podstąpił pod Zbąszyn, udając jakoby go oblegał. Czém oni przestraszeni, gdy i w zamku nie mieli zapasów żywności, i w oblężeniu z nikąd nie mogli się pomocy spodziewać, poddali zamek dobrowolnie, uprosiwszy tylko książęcia, aby im życie darował. I rychlej nastąpiło to poddanie, nimby rycerstwo rzeczywiście zamek oblegające zdołało je było siłą wymusić. Ale i owi najezdnicy dziękowali mu bardzo, że im miłościwie odpuścił życie, którego dla swej niecnoty nie byli godni.
Gdy Krzyżacy, z przyczyny klęski doznanej w okolicy Naktagi, pogrążeni byli w ostatecznej prawie niedoli i rozpaczy, margrabia Brandeburski, biskup Mersburski i hrabia Henryk v. Szwarchurg, przybyli z zbrojnemi posiłkami, i Prusaków poprzedniém zwycięztwem nadętych tak przytarli i w wielu bitwach upokorzyli, że pięciu prowincyj Pruskich mieszkańcy, jako to Pomezanie, Warmińczykowie (Erminii), Pogezanie, Bartyńcy i Naktaganie, orężem podbici, nawet wiarę Chrystusową przyjąć i bałwany pogańskie porzucić zmuszeni zostali. Pod te czasy umarł czwarty mistrz Pruski Herman v. Salza, a po nim nastąpił brat jego Konrad, landgraf Turyngski, obrany mistrzem.
Henryk, albo Heidenryk, inaczej Albertem zwany, wprzód Armakański a potém Chełmiński biskup, będąc mnichem zakonu kaznodziejskiego, a pragnąc w kościele swoim Chełmińskim utrzymać stosowny zarząd i stałą przy nim siedzibę kanoników, rzeczony kościoł Chełmiński w dzień Ś. Maryi Magdaleny z świeckiego zamienił na zakonny, a usunąwszy z niego kanoników i prałatów świeckich, za własném ich zezwoleniem ustanowił w nim kollegium kanoników zakonnych, którzyby przy wspólności dóbr doczesnych mieli także mieszkanie wspólne i do jednego siadali stołu.
Bolesław Łysy, książę Lignicki, oburzony srodze i rozgniewany na rycerstwo i poddanych swoich, że jego odstąpiwszy przeszli na stronę brata i przeciwnika jego Konrada, i Krosno z innemi warowniami oddali w jego ręce, postanowił nie tylko swoich przeniewierców ale i Konrada brata ukarać za takowe odstępstwo i obelżenie, i tego, który o nic więcej tylko o swoje dopomniał się dziedzictwo, naprzód uwięzić, a potém zgładzić umyślił. Był książę Konrad człowiekiem spokojnym, a dla łagodności charakteru i ubóstwa łatwo dostępnym krzywdzie i podstępom. Nasadził więc na niego Bolesław oprawców, zachęconych prośbami i obietnicami do wykonania morderstwa. Ale książę Konrad dostrzegłszy sideł zastawionych przez Bolesława książęcia Lignickiego, uszedł przed niemi do Przemysława książęcia Poznańskiego i Kaliskiego (nie więcej bowiem miał ufności w drugim bracie rodzonym, Henryku książęciu Wrocławskim) i prosił go, aby się nad nim zlitował, i orężem własnym wrócił mu dział ojczysty. Ten nie tylko łaskawie go przyjął, ale nader wdzięcznie i z uczciwością podejmował, czyniąc mu nadzieję, że część swoję i dziedziczną posiadłość odzyska. Jakoż Przemysław książę Poznański i Kaliski wyprawił naprzód posłów do Bolesława Łysego książęcia Lignickiego i Henryka książęcia Wrocławskiego, z prośbą: „ażeby bratu swemu Konradowi należną z księstw ojcowskich część wydzielili, a nie dopuszczali, iżby ten w powszechnej u świata ohydzie, jak tułacz i wygnaniec, żył o proszonym chlebie.“ Na co Henryk książę Wrocławski odpowiedział: „że lubo sam z działu przypadającego na Konrada nic bynajmniej nie wziął, wstawi się jednak za nim jak najusilniej do Bolesława Łysego książęcia Lignickiego, który tak jemu jak i Konradowi należące dzielnice zagarnął, ażeby mu oddał jego własność.“ Ale Bolesław książę Lignicki poselstwu Przemysława twardą i krzywdzącą dał odpowiedź: „że brat jego Konrad, który pogardziwszy tonsurą duchowną i stopniem subdyakona, porzuciwszy nadto biskupstwo Bamberskie, przeszedł do stanu świeckiego i przestroił się w rycerza, niegodnym jest posiadania działu ojczystego.“ Zaczém Przemysław książę Poznański i Kaliski, zebrawszy tak z swoich jak i brata Bolesława książęcia Gnieźnieńskiego państw i dziedzin wojska konne i piesze, w towarzystwie książęcia Konrada wkroczył zbrojno do księstwa Lignickiego i ziem przez Bolesława Łysego posiadanych, i zamek Bytom nad rzeką Odrą niedaleko Głogowa zbudował; a osadziwszy go silną załogą, umocniwszy nadto wałami, przekopami i wieżami, poruczył go w straż książęciu Konradowi, z tém postanowieniem, że nie przestanie dopóty plądrować całej Lignickiej ziemi, póki mu brat Bolesław z prawa należącej dzielnicy nie odda. Aliści gdy w czasie budowania tego zamku Bolesław Łysy książę Lignicki wybiegł nieostrożnie na rozpoznanie, co się działo w obozie książęcia Przemysława, od żołnierzy jego stojących na czatach poimany, i stawiony przed książęciem Przemysławem, dostał się do więzienia, z którego potém straż przekupiwszy umknął. Po ukończeniu zaś Bytomskiego zamku, książę Przemysław wrócił szczęśliwie do Poznania, kędy siostrę swoję Salomeję rzeczonemu książęciu Konradowi poślubił, i w obecności Fulkona arcybiskupa Gnieźnieńskiego, Bogufała biskupa Poznańskiego i panów przedniejszych swojej ziemi, wspaniałe wyprawił gody. Wtedy także Tomasza kasztelana Poznańskiego, Tomisława cześnika, i syna jego Sędziwoja, wziąwszy od nich rękojmię, że dalecy wszelkiej zdrady, jemu i bratu jego Bolesławowi książęciu Gnieźnieńskiemu szczerze pozostaną wiernemi, z niewoli wypuścił. Tegoż roku, w dzień Ś. Stefana pierwszego Męczennika, rzeczony książę Przemysław zięcia swego Konrada w kościele Poznańskim, przy nabożeństwie odprawianém przez Bogufała biskupa, pasował na rycerza, i wielu sprzętami złotemi i pozłacanemi kościoł ozdobił.
Posłannicy kościoła Krakowskiego, jako to: mistrz Jakób z Skarzeszowa, dziekan, i mistrz Gerard, kanonik Krakowski, w celu popierania kanonizacyi Ś. Stanisława biskupa posłani do Lyonu (tam bowiem pod ów czas Innocenty IV przesiadywał), lubo w obec papieża Innocentego na konsystorzu jawnym cuda i zadziwiające dzieła męża Bożego Stanisława własnemi usty wymownie i poważnie opowiedzieli, a nadto wywód słowny z świadków, przez Apostolskich komissarzy dokonany i sporządzony na piśmie, ukazali, z osobliwszą przytém starannością i gorliwością nalegali na Jana Gaetani, tytułu Ś. Mikołaja in Carcere Tulliano kardynała dyakona, naznaczonego do przejrzenia wywodu słownego z świadków, jako i na samego papieża Innocentego, o dopełnienie kanonizacyi; gdy wszelako wielu kardynałów, z przyczyny dawności i odległości czasu, wahało się w uznaniu cudów za prawdziwe, żądając większych dowodów świętości bł. męża Stanisława; przeto rzeczeni posłannicy, nie załatwiwszy sprawy, z rozkazu papieża Innocentego wrócili do Polski, i spowodowali wydanie komissarzom Apostolskim nowych poleceń. Jakoż zlecono im, aby życie, ród, męczeństwo i cnoty Ś. Stanisława, niemniej jego cuda dokładniej roztrząsnęli, zasięgając wiadomości od tych, którzy już byli badani, i od innych, i aby o tém wszystkiém Stolicy Apostolskiej złożyli sprawę. Nie ostudziła gorliwości w przezacnym i cnotliwym mężu Prandocie, biskupie Krakowskim, taka zwłoka, dla której inny jużby był ręce opuścił; z większym jeszcze zapałem i żarliwszą chęcią posprowadzał do sądu komissarzy Apostolskich i dawnych i wielu nowych świadków, a zwłaszcza Getkę, stuletniego żołnierza; dopilnował, aby ich dokładniej przesłuchano i zeznania ich ułożono na piśmie. Pół roku blisko strawił na sporządzeniu takich wywodów, sam we wszystko wglądając i osobistych dokładając starań. Tymczasem papież Innocenty opuścił Lyon, kędy przez lat dziewięć przesiadywał, i przybywszy do Włoch zamieszkał w Perudżyi, gdzie bł. Piotra nowego Męczennika, w Lombardyi zabitego od kacerzów, kanonizował. Poczém zamierzając wkroczyć do Apulii (Napulia), przeciw jego przywłaścicielowi Manfredowi wielkie sposobił wojska.
Gdy zakonni rycerze Krzyżacy pustoszyli ziemię Pomorską, wyszli przeciw nim zbrojno Pomorzanie, chcąc ich najazdy powstrzymać; ale w stoczonej bitwie pobici zostali na głowę; przyczém klasztor Oliwski zrabowany wielkie wycierpiał szkody. Świętopełk książę Pomorski przymuszony był prośbą o układy zawiesić kroki wojenne. Potém widząc, że i wiekiem podeszłym i wojnami znacznie już był styrany, za pośrednictwem Jakóba Leodyjskiego archidyakona i nuncyusza Apostolskiego wieczysty pokój zawarł z Krzyżakami.
Barwin, wielkorządca dolnego Pomorza, widząc, że Przemysław książę Poznański i Kaliski zatrudniony był wojną Szlązką, najechał zamek Drdzen, dzierżony od Przemysława, i korzystając z nieczujności straży, którą zastał uśpioną, zamek rzeczony opanował. Ale Przemysław ukończywszy i załatwiwszy sprawy Szlązkie, w miesiąc później przyszedł z potężném wojskiem, uderzył na przeciwnika i za pomocą Bożą zamku dostał; przyczém wszystkich żołnierzy składających jego załogę i obronę zabrał jeńcem, a rzeczy ich i dobytki własnemu wojsku rozdał w zdobyczy.
Bela król Węgierski, zebrawszy potężne wojsko z Węgrów i Kumanów (którzy ród swój wiodą od Tatarów, i po ustąpieniu tychże z Węgier pozostali w Pannonii), Morawę, Austryą i Styryą, mieniąc je swojemi krajami, spustoszył. Zadał tym krajom dotkliwe klęski, i wielką liczbę ludu obojej płci w wieczną uprowadził niewolą, gdy król Czeski Wacław żadnej Morawcom nie udzielił pomocy. Syn jego Przemysław zaślubił sobie Małgorzatę, córkę Leopolda książęcia Austryi, a wdowę po Henryku synu cesarza Fryderyka: która że była niepłodną, jednę z jej panien dworskich, córkę barona v. Kunring, imieniem.... wziął za nałożnicę. Z tej spłodziwszy syna, nazwał go Mikołajem, i wydzielił mu księstwo Opawskie (które po śmierci Mieczysława książęcia Raciborskiego przemocą był opanował): od niego książęta Opawscy i Raciborscy początek swój wiodą.
Po zbadaniu powtórném życia, powodów i okoliczności śmierci, niemniej cudów znakomitych i sławnych, i dokładném a sumienném roztrząśnieniu tego wszystkiego, co się zdawało przygodném do przeprowadzenia kanonizacyi Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego, pierwotni posłannicy, mistrz Jakób z Skarzeszowa dziekan, i mistrz Gostwin (?) kanonik, za sprawą Prandoty biskupa i kapituły Krakowskiej, po raz trzeci udali się do papieża Innocentego IV, już po wyjeździe z Francyi mieszkającego we Włoszech, opatrzeni dostatnio w pieniądze do załatwienia tej czynności potrzebne, tak własne, jako i zebrane od całego duchowieństwa dyecezyi Krakowskiej (chętnie bowiem duchowni składali na to ofiary, ile razy tego było potrzeba). Ci zastawszy papieża Innocentego w Perudżyi, przedstawili mu nowe komissarzy jego sprawozdanie o życiu, męczeństwie i cudach Ś. Stanisława, tudzież nowe pisma i świadectwa wszystkich kościoła Polskiego prałatów. A dla większej ich dowodności stawili oraz świadków żyjących i obecnych, mężów znakomitych, którzy przez zasługi Ś. Stanisława albo sami na sobie doznali cudów, albo widzieli i znali drugich, na których spełniły się takowe cuda, że z chorób różnych powstawali. Już rzeczeni wysłannicy Krakowskiego kościoła dni kilkanaście na popieraniu tej sprawy usilném spędzili, i pełni zaufania, że już wszystkie ułatwili trudności i przeszkody, cieszyli się bliskim i chwały pełnym prac swoich owocem, o którym ich Jan Gaetani kardynał i komissarz zapewniał, gdy nagle z ust tegoż Jana kardynała dowiadują się: „że sprawa cała tak udowodniona i jasna, żadnego nie mająca nawet cienia wątpliwości (co też dziwiło samego kardynała i słusznie oburzało) ze wszystkiem i bez nadziei prawie upadła, a to za powodem Rajnalda kardynała biskupa Ostyeńskiego, męża wielkiej powagi i roztropności, za którym poszli i z kardynałów niektórzy, więcej opierając się na jego powadze niżeli zdaniu; ten bowiem najuporniej sprzeciwiał się kanonizacyi męża Bożego Stanisława, dla dawności i zbytniej odległości czasu upłynionego od dnia jego męczeństwa, utrzymując, że trudną i niepodobną do wiary było rzeczą, aby tak znakomita świętość, gdyby była prawdziwą a nie zmyśloną, mogła przez tak długi czas utaić się przed stolicą Apostolską i Kościołem powszechnym.“ Gdy więc posłannicy kościoła Krakowskiego naradzali się z swoim komissarzem Janem Gaetani, coby czynić należało, on rzekł z natchnienia (lubo, jak potém zwykł opowiadać, zdawało mu się, że to wyrzekł przypadkiem): „Potrzebaby waszemu Św. Stanisławowi, po tylu jak wiemy w jego sprawie zawodach, jeżeli chce swojej kanonizacyi, jeden ostateczny cud uczynić, iżby przezeń niezgodni skłonili się do wzajemnego porozumienia i zgody. Ci bowiem, którzy są jej przeciwni, tylko nowym jakim mogliby się cudem przekonać, gdy wszystkie dawniejsze, jako długim czasem zatarte, zdają się im wątpliwe.“ Posłannicy kościoła Krakowskiego, popierający kanonizacyą męża Bożego Stanisława, nie wiedzieli sami, co w takim razie czynić wypadało: do kogo się mieli udać? jakiego do tej sprawy użyć obrońcy i orędownika, i co wreszcie począć dla dokonania dzieła? czémby papieża i kardynałów poruszyć i skłonić do kanonizacyi? Pozostała jedna droga: ufność najmocniejsza w Chrystusie Panu i świętym mężu Stanisławie, umęczonym dla prawdy i jego kościoła, że od niego nie będą opuszczeni: dlatego bowiem chwałę i uwielbienie bł. Męczennika swego Stanisława dopuścił tylu trudnościami otoczyć, ażeby ją nowemi cudami uczynił tém świetniejszą i większą. Gdy więc kanonizacya męża Bożego i wszelka prawie staranność o nię upadła, rzeczony kardynał Rajnald biskup Ostyeński, główny tej kanonizacyi przeciwnik (dla którego zdań i uwag, że był mężem biegłym w umiejętnościach tak świeckich jak i duchownych, i znanym z wielkiej prawości, sam papież Innocenty ociągał się w tej sprawie) w tak ciężką zapadł chorobę, że za jego własném i lekarzy zdaniem zdawał się już bliskim śmierci. Złożony taką niemocą przez dni kilka, gdy w osobnej komnacie na śmiertelnej leżał pościeli, ukazał mu się na jawie Ś. Stanisław w stroju biskupim, wielką światłością otoczony; a zdumionego widokiem nieznajomej osoby i niezwykłej jasności, mąż Boży Stanisław zapytał: „Poznajesz-że mnie?“ Na co on drżący z obawy i zaledwo słowa zebrać zdolny odpowiedział: „Nie poznaję; ale proszę, objaw mi kto jesteś, ty który z taką światłością nawet przez zamknięte drzwi do mojego wszedłeś pokoju?“ – „Ja jestem, rzekł, Stanisław biskup Krakowski, dla Chrystusa Pana i jego kościoła i dla prawdy na chwalebne męczeństwo od Bolesława króla Polskiego skazany, któremu ty, nie dobrze sądząc o mojém życiu, męczeństwie i cudach za łaską Bożą przezemnie zdziałanych, stawiłeś się jawnym przeciwnikiem.“ Wtedy Rajnald zebrawszy w sobie ducha odpowiedział: „Przebacz mojej niewiadomości, biskupie święty, i błędu mego nie poczytuj mi za winę: silniej odtąd kanonizacyą twoję popierać będę, niżeli jej przeszkadzałem.“ Na co mąż Boży Stanisław rzekł: „Ażebyś poznał, że przez męczeństwo, które podjąłem, w obliczu Boga i jego Świętych dostąpiłem ubłogosławienia i chwały niebieskiej, z choroby twojej i śmiertelnego łoża wstań natychmiast silny i zdrowy! A pamiętaj, abyś więcej nie sprzeciwiał się mojej kanonizacyi, którą Bóg z swego miłosierdzia i łaski postanowił przywieśdź do skutku, nie tylko dla mojego uwielbienia i chwały, której już w zupełności oglądając oblicze Boskie używam, ale oraz na zbawienny wszystkich wiernych pożytek.“ Gdy kardynał Rajnald przyrzekł wykonać wszystko co mu było rozkazane, widzenie zniknęło. Ale natychmiast przywoławszy sługi, kazał osiodłać sobie konia, mówiąc, że do pałacu papieskiego pojedzie. Ci z razu mniemali, że marzył w gorączce; ale gdy biskup bez ich pomocy wstał z łóżka i siadł żwawo na konia, zdumieni tak nagłém jego ozdrowieniem, odprowadzili go z radością aż do pałacu papieskiego. Nareszcie sam papież Innocenty ujrzawszy przybywającego w zupełném zdrowiu kardynała Rajnalda, o którym mniemał że za godzinę może umrze, wyszedł przeciw niemu, i ciekawie dopytywał się, jakim sposobem mógł tak nagle wrócić do zdrowia? Na co kardynał: „Ojcze święty, odpowie, Męczennik Boży Stanisław, biskup Krakowski, którego ja kanonizacyi przed twoją Świątobliwością najmocniej się sprzeciwiałem, w tej oto godzinie objawił mi się, taką otoczony jasnością, że oczy moje zaledwie ją znieść mogły, i błąd mój naganiwszy łagodnie, na znak jawny i najoczywistszy swojej świętości, mnie człowiekowi przed chwilą choremu i za bliskiego śmierci osądzonemu, wrócił jak widzisz zdrowie, i krzywdę dobrodziejstwem odpłacił. Ale pogroził razem karą, gdybym jego kanonizacyi chciał być przeciwnym. Wyznając zatém przed tobą winę mojej niewiadomości, nie tylko przystaję chętnie na kanonizacyą męża Bożego, ale nadto u nóg twoich pokorną składam prośbę, abyś jej dłużej nie odwlekał.“ Jakoż poświadczył rzetelność tej prośby, upadłszy na ziemię przed papieżem. Cud ten gdy w mieście Perugia obszerném i znakomitém gruchnął wieścią rozgłośną, i wszystkich, a mianowicie Polaków, posłanników mających popierać kanonizacyą męża Bożego, serca i umysły niezmierną napełnił radością, uprzedzali jedni drugich w oświadczeniu, że mąż Boży Stanisław godnym był ze wszech miar kanonizacyi. Sam także papież Innocenty, i zgromadzenie kardynałów, zdziwieni cudem, którego kardynał Rajnald doznał na sobie, usunąwszy do razu wszystkie przeszkody, jakoby wilgoć słońcem osuszoną, postanowili męża Bożego Stanisława, chwalebnego i wielkiego w swojej świętości, kanonizować, i do tej uroczystości, mającej się odbywać w Assyżu, (tam bowiem pod ów czas Innocenty papież ciągnąc z wojskiem do Apulii miał przybyć) naznaczyli dzień Narodzenia N. Maryi Panny, który właśnie nadchodził. A tak ziściły się słowa Jana Gaetana kardynała do posłanników Krakowskiego kościoła przypadkiem wyrzeczone. Można zaś sprawdzić i udowodnić tę okoliczność, gdyby ją kto za bajeczną albo zmyśloną uważał, listem oryginalnym rzeczonego Jana Gaetana kardynała do Prandoty biskupa i kapituły Krakowskiej na pargaminie pisanym, który my nieraz oglądaliśmy i mieli w ręku, a który zachowany w archiwum Krakowskiego kościoła, jest osnowy na stępującej:
„Wielebnemu w Chrystusie ojcu i ukochanemu przyjacielowi Biskupowi Krakowskiemu, oraz jego kościoła Kapitule, Brat Jan z łaski Bożej kardynał prezbiter tytułu Ś. Laurencyusza in Lucina, pozdrowienie. Godzi się należną oddać cześć i chwałę przesławnemu królowi Polskiemu, który ostatnie kończyny owczarni Chrystusowej ozdobił chwalebnym Męczennikiem Stanisławem. O! jakiej pociechy pełen znak miłosierdzia Bożego, że Bolesław własném zwycięztwem zwyciężony upada, gdy srogie jego sprawy cudowną nieba sprawą wyjawiły męża chwalebnego, Męczenników Polskich głowę. Niechaj się raduje Kraków, że dla jego pomyślności tyle w nim zajaśniało dziwów, tyle cudów wielkich, których skarb tak jest dostatni i możny. Niech się raduje kościoł katedralny Krakowski, że jego zasługa i pobożna wiara dały mu posiadać wyłącznie, mimo długie przedawnienie, tę drogiej wartości rolę, Świętego, który przez swą pożądaną obecność nie tylko miejscu samemu przyczynia świętości, ale nadto ściągając do niego mnogie ludu rzesze, pomnaża jego chwałę i zaszczyty. Cieszcie się i radujcie z osobna wy także, którzy przez lat cztery ciągle staraliście się całemi siłami o jego kanonizacyą, aby był wpisany w poczet Świętych, i sprawę tę poruczyliście Dziekanowi waszego kościoła, mężowi znanej roztropności, bacznemu i wielce starannemu, który popierając ją w kuryi usilnie i z wielką sumiennością, jakich dokładał trudów, a z jakiemi walczył troskami i przeciwnościami, wraz z przydzielonym sobie do tej czynności Towarzyszem, nie potrafię w niniejszym liście wyrazić; ani bowiem język ani pióro nie byłoby zdolne określić, ani sam Algorius, wynalazca Algoryzmu, z całą umiejętnością wyciągania pierwiastków, nie wystarczyłby do okazania przeszkód i zawiłych trudności, jakie oni kolejno pokonywać musieli. Bo gdyby przyszło wyliczać szczegółowo i po porządku te cierniste zawady, twarde, które im w tej sprawie stawiano zarzuty, aby całkowitą wypowiedzieć prawdę, brakłoby może w tysiącu liczby. Słysząc o tak wielkich przeszkodach, o tych niesłychanych trudnościach, któżby chciał opowiadającemu dać wiarę? Często bowiem zdarzało się, że gdy sprawa uważana już była za ukończoną, albo wedle wniosków prawdopodobnych zdawała się bliską załatwienia, znowu niespodziewanie powstawała fala nowej przeciwności, nowej na drodze działania zawady, która w rzeczy obalała wszystko, co rozum zdawał się zapowiadać jako pewne i skończone. A tak w skutku doznali oni biegu Saturna, o którym powiadają, że jest planetą złowrogim, postępuje bowiem i cofa się wstecznym kierunkiem. Długo ucierali się z przeciwną sobie kuryą; wiele bowiem działali, a nie widzieli skutku działań, które przeciągały się bez końca. Wreszcie, gdy wrócił brat Jakób, wierny posłannik, i prawa ręka tej sprawy, zaledwo uzyskał prywatne posłuchanie do przełożenia wniosku, chociaż on widział świadków i sam badał pierwotnych inkwizytorów, którzy we wszystkiém postępowali sumiennie. My naostatek, zdumieni tak wielką liczbą dowodów, nieuznanych i niedopuszczonych, Dziekanowi mającemu tę sprawę poruczoną rzekliśmy jakoby przenośnie: Potrzebaby waszemu Świętemu jeden jeszcze ostateczny cud zdziałać, aby różniących się w zdaniu, nie dowierzających jego cudom, przekonać i do zgody nakłonić. I stało się tak, że gdzie choroba była niebezpieczna, tam ratunek znalazł się gotowy, i ci, którzy wprzód nie chcieli się zgodzić, jednomyślnie przystąpili do zgody, osądziwszy jednobrzmiącym wyrokiem, że taki mąż ze wszech miar godnym był kanonizacyi, i że cuda, które zdziałał, dostatecznie dowodziły tego, że jest Świętym. Zaczém rzeczonego Prokuratora i jego Towarzysza, za ich gorliwe usiłowania, waszej przychylności jak najmocniej polecamy. Bardzo nam bowiem oto idzie, abyście tym, którzy nam byli pomocą w tak ciężkich trudnościach, sprawiedliwą cześć oddali, i za ich prace w naszém imieniu okazali im wdzięczność. A cokolwiek wyświadczycie tym przyjaciołom naszym, okazując im waszą cześć, łaskę, przychylność, tak ze względu na ich cnotę jako i na nasze prośby, to uważać będziemy jakby nam samym wyświadczone. Przyczém zaręczamy wam najuprzejmiej, że na ich wierne przedstawienia nie omieszkamy nigdy, wedle maluczkiej możności naszej, stawić się w obronie waszego kościoła i praw jemu służących. Zostańcie zdrowi przy łasce Pana naszego Jezusa Chrystusa.“
Gdy nadszedł dzień Narodzenia naszej Przenajchwalebniejszej Maryi Panny, papież Innocenty, wraz z zgromadzeniem kardynałów i wielką liczbą prałatów, udał się na dopełnienie kanonizacyi męża świętego Stanisława biskupa Krakowskiego z pałacu swego do kościoła Ś. Franciszka w Assyżu, gdzie spoczywają zwłoki tegoż Świętego i jego towarzyszów, a gdzie zastał już zgromadzone mnogie rzesze ludu, który na odgłos kanonizacyi męża Bożego zbiegł się tam ze wszystkich prawie okolic Włoskich. A gdy papież w rzeczonym kościele uroczystą mszę odprawiał, łaska cudowna Baranka Niebieskiego ukazała nowym znakiem, jak wielkie były zasługi Męża świętego, który miał być kanonizowanym. Właśnie bowiem w czasie tej kanonizacyi umarł młodzieniec pewien, którego ciało wniesiono do kościoła Ś. Franciszka z wielkim rodziców, braci i krewnych płaczem i jękiem, aby go pochować, albo za przyczyną Świętego, który miał być kanonizowany, wskrzeszonego odzyskać. Gdy więc krewni i należący wznosili gorące modły o jego wskrzeszenie, Innocenty papież przed ołtarzem, u którego stał, padł na ziemię i z głęboką wiarą wyrzekł modlitwę w tych słowach: „O! Ojcze i najłaskawszy Panie, jeżeli to wszystko jest prawdą, co o Bł. Stanisławie biskupie Krakowskim, Męczenniku twoim, przed nami powiadano, a czemu my po ludzku wierzymy, okaż błagam Cię dnia dzisiejszego nowym znakiem, że Świętym jest, którego mam kanonizować “ Zaledwo papież skończył modlitwę, gdy mu doniesiono, że umarły ożył. Zdumieli się wszyscy, łącząc radość z podziwem: pozapalano więc świece jarzące i świeczniki, tak że wszystek kościoł zdawał się gorzeć od światła; a papież kończył mszą świętą. Po skończoném nabożeństwie i długiém kazaniu o życiu, męczeństwie i cudach Ś. Stanisława, wszedł na mownicę kościelną, i męża Bożego Stanisława Męczennika chwalebnego, biskupa Krakowskiego, kanonizował i w poczet Świętych zapisał, zalecając, aby jego święto w dniu ósmym Maja tak jak inne uroczystości Męczenników Pańskich z należną czcią obchodzono. Wszystkim zaś obecnym nadał rok jeden i dni czterdzieści odpustu, ułożył nadto modlitwę o Ś. Stanisławie, wyrażającą w krótkości jego świętość i zasługi, i sam ją publicznie odmówił; początek jej taki: Lud twój, prosimy Panie, za przyczyną Ś. Stanisława („Populum tuum, quae sumus Domine, intercedente Beato Stanislao“) itd. Wybudowano wreszcie ku czci Ś. Stanisława i na pamiątkę jego kanonizacyi obok kościoła Ś. Franciszka na wyniosłém miejscu kaplicę, którą my nieraz oglądaliśmy, a w której chwalebne jego męczeństwo w rzeźbie jest wyrażone. Bulla zaś kanonizacyi Ś. Stanisława takiej jest osnowy: „Innocenty biskup, sługa sług Bożych, Wielebnym braciom, Patryarchom, Arcybiskupom, Biskupom i ukochanym synom, Opatom, Przeorom, Dziekanom, Archidyakonom, Archiprezbiterom, tudzież innym Prałatom, do których niniejszy list dojdzie, Pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Gdy z oczu pogan startą niegdyś została ćma błędu, a z ich serc ustąpił lód oziębiającej bezwiary, wionęła z nich miła wiosna, woniejących kwiatów ozdobna pięknością: zkąd kościoł, wprzódy pusty i niepłodny, widzi rodzące mu się syny pobożnością znakomite i twierdzą stałości uzbrojone, co jak kwiaty pierwszej wiosny szerzą dokoła woń powabną i obfitszy za łaską Bożą owoc cnoty wydają. Gdy więc synów jego poczet pomnożył się nieskończenie, a namioty jego rozprzestrzeniły swoje pole od morza do morza, rozległ się głos synogarlicy, głos żalu i boleści, gdy złagodzona srogość tyranów, skazawszy bałwany pogańskie na zatratę, przy pomocy Tego, który niepojętym jest w swoich dziełach, zwróciła się cudownie do żałości i skruchy. Niechaj zatém raduje się kościoł, że pozbywszy zelżywej a zgubnej niepłodności, zakwitnął zbawiennemi plony, i tak wdzięczną zaślubił obfitość; z którą nim się połączył, pustym był i od narodów opuszczonym. Niechaj się cieszy i tryumfuje; a przeciwniczce swojej Synagodze, z swej ziemskiej Jerozolimy wygnanej, która tak długo sprawiała jego niepłodność, niechaj odpowie: że rozpłodzone jego potomstwo zapełniło szczerby w murach niebieskiej Jerozolimy, i że przybytki, które dawni mieszkańcy pustemi zostawili, kościoł ten oświeci wszędy swoją obecnością, odbudowany szczęśliwie, cały i zupełny. Aby jednak w zbytniém radości upojeniu, na tym padole nieszczęść i śmierci nikt nie zakładał sobie trwałego pokoju (życie bowiem jest ciągłą żołnierką, bojowaniem na ziemi z przeciwnemi obozy i ustawicznym nieprzyjacielem) i aby rzeczony kościoł, który jest matką wszystkich wiernych, nie zapominał swej macierzyńskiej doli, i doświadczał zwykłych boleści rodzących matek, powstają nań niekiedy burze i przeciwności, jak to jawnie okazało się w męczeństwie Bł. pamięci Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego, którego zasługami rzeczony kościoł jaśnieje. Gdy bowiem tenże Stanisław, powołany od Boga do chwalebnego sprawowania pasterskiej powinności, trzodę sobie powierzoną w roztropnej chował pieczy, strzegąc jej przezornie od zasadzek nieprzyjacioł, wykrył wtedy grożące złośliwych ludzi zamachy, a dostrzegłszy sideł szatańskich, usiłował je zręcznie potargać. Jakoż owieczkom swoim serce własne oddał, czuwając nad niemi od zarannej zorzy, aby czasu złej przygody, gdyby którą widział uderzoną i zranioną, zaraz podał jej macierzyńską pierś pociechy, i uzdrowił upadłą; a kogoby uważał postępującego na drodze zbawiennej, aby go tąż piersią w nadziei umocnił; tak iż ludowi swemu, który mimo tego raczej upadał niż postępował, jawnym okazywał się Męczennikiem. Lecz kiedy widział, nie bez ciężkiego w duszy utrapienia, że król Polski imieniem Bolesław, na sprosne wydany roskosze, poddał się tak ślepo ponętom cielesnych chuci, iż rozchełznaniem żądz wszelakich własnej usługując niesławie, i sromocąc ciało swoje cudzą krzywdą i zelżywością, kobietom wydzierać kazał z łona własne dzieci, a do piersi ich przykładać szczenięta: rzeczony Biskup, żeby się nie zdawał tak haniebnej pobłażać zdrożności, i na takie bezprawia obojętnie oczy zamykać, gdy od rzeczonych występków nie zdołał go usilną i ojcowską odwieśdź przestrogą, bacznie i rozmyślnie, dla uleczenia ślepoty dobył nań Piotrowego miecza, i w duchu łagodności, tusząc, że tym mieczem dotknięty przestępca, z pokorą i skruchą zwróci się do swego karciciela, i błagając za nim Pana zastępów, wymierzył cios zasłużonej kary. Ale Bolesław w swém zatwardziałém sercu wzgardziwszy zbawienném lekarstwem, i oburzywszy się na karcącego, ba owszem młot tak srogi lekceważąc jak ździebełko, nie tylko żadnej nie uczuł w sobie skruchy i poprawy, ale na ostateczne potępienie swoje większą jeszcze złością zaślepiony, przy ołtarzu, bez względu na stan, miejsce i czas, kazał swoim służalcom biskupa przybranego w szaty uroczyste porwać i na najsroższe wydać katownie. Ale oni, ile razy rzucili się na niego, tyle kroć odepchnięci i powaleni na ziemię, miękli i łagodnieli w sercu. Wtedy sam król swojej dogadzając srogości, podniósł na niego rękę świętokradzką, i małżonka swojej oblubienicy, pasterza wydarł swojej owczarni, ojca w objęciach córki i syna we wnętrznościach matki zamordował: a uniesiony szałem prawie zwierzęcym, ciało jego, niestety! w kawałki posiekać kazał, jakby każda część ciała godną była osobnej kary. Lecz ten, u którego cierpliwość biednych nie zginie na wieki, nie tylko te części Świętego ciała płomienném światłem oświecił, ale nadto skleił je cudownie, tak że żadnego nie zostawiło śladu blizn, a orły pilnowały go od szarpaniny innych żarłocznych ptaków. Nareszcie mąż Boży, spełniwszy dla sprawiedliwości gorzki kielich męki, gdy mniemano, że od rzeczonego mordercy całkiem już był zgubiony, powstał na nowo jako słońce ranne, i jako promień południowy na niebokręgu. Dlatego wielu w swoich potrzebach modlą się do niego pobożnie. On sam w ziemi pochowany śpi spokojnie i spoczywa, i nikt go już z grobu nie podźwignie. I nie dziw, albowiem wywyższony i ozdobiony wieńcem chwały, w tém królestwie przebywa, gdzie jest pobyt bezpieczny, lud spokojny i bez szemrania, i ojczyzna tego wszystkiego, co jest roskoszą i szczęśliwością. Lecz żeby kościoł wojujący po stracie tak wielkiego Patrona, wydartego sobie w sposób tak okrutny, w płaczu i narzekaniu swojém nie zostawał bez pociechy, i żeby ze źródła dobrodziejstw płynąca ożywiała go niekiedy rosa: oto wielki i chwalebny w swoich Świętych Pan, chcąc jawnemi znakami wyświecić jego chwałę, i spragnionemu kościołowi krzepiącą przynieść pociechę, dozwolił, aby tenże Patron tylu i tak głośnemi zajaśniał cudami. O których my i bracia nasi przekonawszy się dostatecznie, jak należało, z wiarogodnych świadectw, uznaliśmy, że godzi się wzywać go tak jak innych Świętych o pomoc i przyczynę za nami. Albowiem ręka Pańska na wezwanie jego imienia daje w jednej chwili życie zmarłym, wzrok ślepym, słuch głuchym, mowę niemym, chód chromym, zdrowie porażonym, a pokój ciała opętanym od czarta, wypędzając z nich duchy nieczyste. Aby więc nie ukrywała się niebezpiecznie pod korcem pochodnia tak jasno gorejąca, którą tenże Pan tylu cudownemi znakami nakazał postawić ze czcią na świeczniku kościoła, zwłaszcza że jasność jej rozpędza ciemności nie znających Boga, tłumi przewrotne odszczepieńców nauki, a pomnaża wiarę zbawienną w sercach prawych wyznawców: my, zasięgnąwszy zdania naszych braci, tudzież prałatów na teraz przy Stolicy Apostolskiej obecnych, uchwaliliśmy, rzeczonego Świętego Stanisława Biskupa ze czcią w poczet Świętych zapisać. Jakoż Powszechności waszej niniejszym listem Apostolskim jak najściślej zalecamy i nakazujemy, abyście dzień 8 Maja, jako rocznicę tego dnia, w którym on uwolniony z więzów śmierci przeszedł do wiecznego życia i przybytku niebieskiej szczęśliwości, święto jego, odpowiednie cudownym i wielkim jego zasługom, obchodzili i zalecali uroczyście obchodzić: iżby wam za jego przyczyną dostał się w udziale ten skarb niebieski, który on za łaską Chrystusa Pana jak widzimy otrzymał, i którego cieszy się posiadaniem na wieki. Nakoniec, aby społeczność wiernych mogła z łaski Bożej i udzielonej nam ku temu władzy uczestniczyć w godach niewidzialnego przybytku, a zwłaszcza iżby przez otworzenie wiernym przystępu do czcigodnego grobu pomnożyć cześć i chwałę Najwyższego: wszystkim szczerze spowiadającym się i pokutującym, którzy corocznie w wyrażonym dniu świątecznym i w całej oktawie jego grób rzeczony dla nabożeństwa nawiedzać będą, i modlić się wzywając przyczyny tego Świętego, ufni w miłosierdziu Wszechmocnego Boga, i upoważnieni władzą Apostolską ŚŚ. Piotra i Pawła, jeden rok i dni czterdzieści; tym zaś, którzy corocznie pomieniony grób nawiedzą w drugiej oktawie tego święta, dni czterdzieści z włożonej na nich pokuty miłościwie odpuszczamy. Dan w Assyżu dnia ośmnastego Września. Naszych rządów papieskich roku jedenastego.“
Papież Innocenty IV zatwierdził klasztor mniszek zakonu Ś. Benedykta w Staniątkach, w dyecezyi Krakowskiej położony, który był Klemens z Klimuntowa, herbu i rodu Gryffów, kasztelan Krakowski, założył i własnym nakładem z cegieł wymurował i uposażył. Zwłoki tegoż kasztelana Klemensa i jego żony Racławy (Raczslawa) spoczywają w zakrystyi rzeczonego kościoła, gdzie mają swoje grobowce.
Dnia dziewiątego Lutego umarł Bogufał biskup Poznański w swojej wsi biskupiej Solcu, przesiedziawszy na stolicy lat dziesięć, tygodni sześć i dni piętnaście; pochowano go w kościele Poznańskim. Mąż uczony i nauk miłośnik, zapisał zbiór znaczny książek wielkiej wartości rzeczonemu kościołowi Poznańskiemu. Jego staraniem dla tegoż kościoła wymurowano z gruntu chór nowy i piękny, nierównie obszerniejszy od dawnego, który zburzono jako w wielu miejscach porysowany. Po jego śmierci kanonicy naznaczywszy kapitułę na Niedzielę trzecią postu (Oculi) i zgodziwszy się przez umowę poprzednią na Piotra proboszcza, Piotra dziekana i Gerarda scholastyka Poznańskiego, obrali drogą kompromissu biskupem rzeczonego Piotra dziekana, rodu szlacheckiego, herbu Prawdzic, cnotliwego, sumiennego i rzadkiej pobożności męża. Temu jednak wyborowi Fulko arcybiskup Gnieźnieński odmówił potwierdzenia; miał bowiem od Hugona, kardynała i legata Stolicy Apostolskiej na całe Niemcy i Polskę, zakaz potwierdzania biskupów. A lubo kapituła Poznańska, wyprawiwszy do Hugona kardynała powtórne poselstwo, (pierwszych bowiem posłów w drodze schwytano i złupiono), otrzymała wydane do arcybiskupa Gnieźnieńskiego polecenie, aby wybranego biskupa potwierdził, a razem pismo odwołujące zakaz potwierdzania przezeń Polskich biskupów; gdy jednakże w dniu naznaczonym od Fulkona arcybiskupa Gnieźnieńskiego do potwierdzenia tegoż wyboru w Sławnie, Teofil Kuszask archidyakon Gnieźnieński i kanonik Poznański, tudzież Jan archidyakon Poznański, obrażeni, że do tej elekcyi z ujmą dla nich nie byli wezwani, wystąpili przeciw dokonanemu wyborowi, potwierdzenie nie przyszło do skutku. Atoli Opizo opat Messeński (Mezanus) powtórnie jako nuncyusz wysłany do Polski; strony poróżnione wezwawszy do siebie do Wrocławia, pogodził je i uspokoił, i Piotra dziekana Poznańskiego, którego wybór za wdaniem się tegoż Opizona nuncyusza Apostolskiego sami nawet przeciwnicy uznali, Fulkonowi arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu zalecił potwierdzić i wyświęcić. Po jego potwierdzeniu, wyświęcił oraz we wsi Kozłowie Wita Polaka, mnicha kaznodziejskiego zakonu, mianowanego biskupem Litewskim.
Zaraz po biskupie Poznańskim Bogufale zszedł ze świata Piotr biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy Płockiej lat pięć. Po nim nastąpił Jędrzej proboszcz Płocki, nazwiskiem Ciołek. Potomek znakomitego rodu, herbu Ciołek, po zatwierdzeniu elekcyi przez Ziemowita i Kazimierza książąt Mazowieckich, w Gnieźnie od Fulkona arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony.
Bela król Węgierski, wyprawiwszy się powtórnie z Węgrami i Kumanami przeciw Morawcom, po opanowaniu warowniejszych zamków i miast, gdy nigdzie nie znajdował oporu, całe Morawy ogniem, mordami i grabieżą spustoszył; a zabrawszy kości wielu Świętych, dzwony, ubiory i inne ozdoby kościelne, z zdobyczą co przedniejszą wrócił do Węgier. O czém gdy wieść gruchnęła, taki strach opanował króla Czeskiego Wacława i wszystkich Czechów, zatrwożonych srogością Kumanów, że w każdym zamku i mieście obronném podwojono załogi, a miasto Pragę umocniono nowemi murami i zasiekami. Poburzono nadto przedmieścia, aby nieprzyjaciołom nie służyły za ochronę, a mieszkańców ich przeniesiono do miasta Pragi, dokąd naprowadzono spiesznie żywności, ile jej potrzeba było do wytrzymania ściśnionego zamknięcia w oblężeniu.
Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i monarcha Polski, na usilne prośby Beli króla Węgierskiego, z potężném wojskiem tak konném jak i pieszém, do którego przyłączył się nadto Daniel władca Rusi i posiłki Ruskie, wkroczył do Moraw i kraj cały pożogą i łupiestwem spustoszył; przyczém wielkie mnóstwo obojej płci brańców z Moraw i okolicy Opawskiej, która także spustoszeniu uległa, do Polski i Rusi uprowadzono.
Dnia dwudziestego trzeciego Września, Wacław król Czeski, przezwiskiem Jednooki (będąc bowiem miłośnikiem łowów, w pogoni za zwierzyną utracił był jedno oko, które mu w lesie gałąź wybiła) po dwudziestu czterech latach i ośmiu miesiącach panowania umarł w Pradze, i w klasztorze Ś. Franciszka, który za życia sam był założył, pochowany został. Po nim lubo rządy objął syn jego jedyny Przemysław, przez niejaki czas wszelako nie mianował się królem Czeskim, ale tylko książęciem. Ten mając osobliwszą i żarliwości pełną cześć dla męża Bożego Stanisława Męczennika, biskupa Krakowskiego, skoro się dowiedział o jego kanonizacyi, posłał do Prandoty biskupa Krakowskiego z prośbą o udzielenie mu jego relikwii, jeszcze pod ów czas nie podniesionych z grobu: które na usilne żądanie otrzymawszy, gdy je sprowadzono do Pragi, wyszedł na ich spotkanie z uroczystą processyą wszystkich kościołów i stanów blisko dwie mile (ad septimum lapidem), przyjął je z wielką czcią, i złożone w kościele katedralnym Praskim srebrną nakrył oprawą.
Gdy posłannicy Krakowskiego kościoła, to jest mistrz Jakób z Skarzeszowa dziekan, i Gostwin kanonik Krakowski, tudzież bracia zakonu kaznodziejskiego i bracia mniejsi wracali z kuryi Rzymskiej, wioząc z sobą bullę kanonizacyi Ś. Stanisława, i mieli wjeżdżać do Krakowa, wysypał się przeciw nim wszystek lud miejski, a Prandota biskup Krakowski z całém duchowieństwem przyjął ich uroczystą z wszystkich kościołów Krakowskich processyą. Byli oni zaprawdę godnymi takiej czci, jako rycerze i zapaśnicy, tak długą podróżą unużeni, a wiozący z sobą korzyść dla wszystkich zbawienną. Szczęśliwi, że im dostała się ta praca i owoc jej aż na ten dzień i na te czasy zachowany. Do podniesienia zaś z grobu zwłok Ś. Stanisława, dzień ósmy Maja, w którym święto jego według nakazu papieża Rzymskiego obchodzone być miało, Prandota biskup Krakowski naznaczył, co po wszystkich kościołach Polskich głosić i opowiadać zalecił. A gdy ten dzień nadchodził, tak mnogie rzesze obojej płci ludu ze wszystkich okolic Polski a nawet z Węgier zbiegły się do Krakowa, że miasto tak obszerne pomieścić ich nie mogło, zaczém po polach jak stada owiec koczowały. Zebrali się także na tę uroczystość podniesienia zwłok świętych w wielkiej liczbie biskupi Polscy, jako to Fulko arcybiskup Gnieźnieński, Opizo opat Messeński, nuncyusz Apostolski, Prandota, biskup Krakowski, Tomasz Wrocławski, Wolimierz Włocławski, Jędrzej Płocki, Gerard Ruski i Wit Litewski; niemniej opaci, proboszcze, kanonicy i inni prałaci, tudzież rządcy kościołów parafialnych, i wszystkie zgromadzenia duchowne, z miasta Krakowa i tak jego jako i innych kościołów dyecezyj. Piotra biskupa Poznańskiego zatrzymała słabość, biskupów zaś Chełmińskiego, Lubuskiego i Kamieńskiego, miejscowe zatrudnienia. Zjechali i książęta Polscy, jako to: Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, który wtedy uważany był jako monarcha Polski, Przemysław książę Wielkopolski i Poznański, Kazimierz książę Kujawski i Łęczycki, Ziemowit Mazowiecki i Władysław Opolski. W obecności tych książąt i niezliczonego mnóstwa ludu, zwłoki Ś. Stanisława, z grobu znajdującego się przy bramie południowej kościoła Krakowskiego, przez biskupów zgromadzonych winem obmyte i podniesione, ludowi radującemu się a pobożnemi okrzyki wzywającemu pomocy Ś. Stanisława ukazano; poczém kościołom katedralnym i innym główniejszym kollegiatom, kościołom zakonnym i parafialnym, rozdano po cząstce relikwij; głowę zaś, ręce i inne przedniejsze członki, wraz z popiołami świętego ciała, zostawiono kościołowi Krakowskiemu.
Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, i Władysław książę Opolski i Raciborski, oburzeni przeciw Czechom, że po śmierci króla swego Wacława miasto Opawę wraz z jego powiatem opanowali, zebrawszy wojsko tak z własnego jak i zaciężnego rycerstwa, które pomnożyły jeszcze posiłki przysłane od książąt Ruskich Bolesławowi Wstydliwemu, wkroczyli zbrojno do ziemi Opawskiej, i wszystek ten kraj mieczem i ogniem spustoszyli; a popaliwszy wsie i miasteczka, z znaczną liczbą obojej płci brańców, bydła i rozmaitej zdobyczy, bezpiecznie i bez szkody wrócili do swoich krajów.
Ale i między innymi książętami Polskimi powstały w owe czasy zawiści i wojny. Kazimierz bowiem, książę Kujawski, Łęczycki i Sieradzki, brata swojego rodzonego Ziemowita, książęcia Mazowieckiego, i żonę jego Gertrudę uwięził i w Sieradzu pod strażą wytrzymywał. Przemysław zaś Poznański i Bolesław Kaliski książę, bracia rodzeni, wraz z Konradem książęciem Szlązkim, świekrem swoim, ziemię Wrocławską, dzielnicę książęcia Henryka, wtargnąwszy do niej z wojskami swemi, po nieprzyjacielsku pustoszyli (a to z tej przyczyny, że Henryk książę Wrocławski, otrzymawszy połowę księstw po Henryku niegdyś od Tatarów zabitym, bratu swemu Konradowi ani sam części nań przypadającej nie wydzielił, ani domagał się, aby mu od drugiego brata, Bolesława Łysego książęcia Lignickiego, była wydzieloną; nadto, że Przemysławowi książęciu Poznańskiemu nie uiścił się z pięciudziesiąt grzywien srebra, które wypłacić był obowiązany za pewnego Niemca poimanego i wypuszczonego z niewoli). A splądrowawszy włości wszystkie i miasteczka około Oleśnicy, Sycowa (Siczow), Trzebnicy, Cerekwicy (Creqwicza), i całego pogórza aż do rzeki Widawy, o milę od Wrocławia, wystawione na łupiestwo, a nawet rzekę Odrę natrafionym w niej brodem na drugą stronę przebywszy, zabrali wielką ilość bydła i innej zdobyczy, i gdy nikt nie stawił im oporu, do ziem Wielkiej Polski bezpiecznie uprowadzili. Wśród tego jednak plądrowania wszystkie wsie i miasteczka należące do dóbr kościelnych i zakonnych, z surowego zakazu książąt, szanowane były i nietknięte. Ustanowili nawet książęta osobną straż wojskową, ażeby żaden z żołnierzy nie ukrzywdził w czémkolwiek i nie naruszył bezpieczeństwa wiosek kościelnych i zakonnych, lub osób do nich należących i ich własności. Lecz gdy Opizo opat Messeński, nuncyusz Apostolski, począł mocno użalać się na tę wyprawę i spustoszenie, że w czasie jego pobytu i odbywanych przezeń czynności w Wrocławiu, z wielką jego i stolicy Apostolskiej ujmą i zniewagą, dopuszczono się takiego gwałtu i spustoszenia rzeczonej ziemi Wrocławskiej, rzucił na Przemysława książęcia Poznańskiego klątwę kościelną; a nie dosyć na tém mając, na całą ziemię Poznańską, państwo książęcia Przemysława, rościągnął interdykt (w czém przekroczył granice nie tylko swojej władzy, ale i należnego pomiarkowania). Trwało to przez dni dwadzieścia sześć; nakoniec sam nuncyusz Apostolski, opat Opizo, na przełożenia uczynione przez posłów książęcia Przemysława, zniósł wyrok klątwy na książęcia wydany, i cofnął interdykt, obawiając się, aby wiadomość o tém nie doszła papieża w drodze odwołania, o którém go z strony Przemysława uprzedzono.
Od panującej jakby zarazy wojen nie uchowali się i Szlązcy książęta. Albowiem Konrad książę Szlązki, siedząc w zamku Bytomiu, przez książęcia Przemysława dla siebie zbudowanym, a nie mogąc odebrać swojej części ojczystej ani od Bolesława Lignickiego, ani od Henryka Wrocławskiego książęcia, tegoż brata Henryka, po jego wsiach i dworach nieostrożnie przejeżdżającego, przytrzymać kazał. A lubo z nim uczciwie się obchodził, raczej jako brat niżeli jak nieprzyjaciel, nie wprzódy go jednak uwolnił, aż gdy mu Henryk dał zakładników z upewnieniem, że albo mu część należną od Bolesława Łysego książęcia Lignickiego wyjedna, albo, gdyby tego uczynić nie mógł, część swego Wrocławskiego księstwa szczerą i dobrą wolą wydzieli.
Piotr biskup Poznański, mąż cnotliwy i pobożny, paraliżem tknięty w dniu dwudziestym piątym Kwietnia, i ciężką złożony niemocą, dnia dziewiątego Maja umarł, i w kościele Poznańskim pochowany został. Rządził biskupstwem rok jeden i miesięcy dwa. W jego miejsce nastąpił Bogufał III z Czyrnelina (Czirnelin) szlachcic rodem Polak, herbu Róża, wybrany prawnie dnia piętnastego Czerwca drogą kompromissu: który-to wybór Fulko arcybiskup Gnieźnieński zatwierdził w Kurzelowie, a roku następnego w klasztorze Lendzkim rzeczonego Piotra na biskupa wyświęcił.
Jadwiga także, siostra Świętopełka książęcia Pomorskiego, a matka Przemysława i Bolesława książąt Wielkiej Polski, w Poznaniu umarła i w kościele katedralnym Gnieźnieńskim pochowaną została. Małżonka zaś książęcia Przemysława, Elżbieta, córka Henryka książęcia Szlązkiego od Tatarów zabitego, dwoje bliźniąt żeńskiej płci na świat wydała.
Bolesław Łysy książę Lignicki i Henryk książę Wrocławski, chcąc uspokoić częste i zdradzieckie napaści z strony książęcia Konrada, syna Henryka zabitego od Tatarów, książęcia Szlązkiego, czynione już-to przez niego samego z zamku Bytomia, już przez książąt Wielkopolskich Przemysława i Bolesława, występujących zbrojno z swoim ludem w obronie tegoż Konrada, jako świekra swojego, z powodu odmówienia mu cząstki jego ojcowizny, gdy zwłaszcza tę krzywdę wyrzucało rzeczonym książętom własne ich rycerstwo: przyzwali brata swego, książęcia Konrada, na wspólną umowę do Głogowa. Gdzie po różnych układach i rokowaniach celem ustalenia wzajemnego pokoju i zgody, gdy sprawa książęcia Konrada, jako wyraźnie pokrzywdzonego, sama przez się była jasną, Henryk książę Lignicki, acz w rozmaity sposób wybiegał się i opierał, dowodząc, że i Henryk książę Wrocławski podobnie jak on obowiązany był do wymierzenia Konradowi należącej mu części, zgodną jednak uchwałą Tomasza biskupa Wrocławskiego i panów przedniejszych, dał się przekonać, że on sam tylko księstwem Lignickiém winien był podzielić się z Konradem, jako części tej współdziedzicem; Henryk zaś książę Wrocławski nie miał obowiązku odstępowania swego działu Konradowi, pókąd żył brat jego rodzony Władysław biskup Salcburgski, który nań spuścił swoje prawa współdziedziczne. Tą uchwałą spowodowany Bolesław książę Lignicki, podzielił się z Konradem księstwem Lignickiém, odstąpiwszy mu Głogowa, sobie zaś zachowawszy Lignicę, nie bez gniewu jednakże i sarkania. Skoro zatém Konrad wziął w posiadanie Głogów, poznosił zaraz podatki nałożone na różne wsie i miasteczka w księstwach Lignickiém i Wrocławskiém, i zakładników Henrykowych uwolnił.
Mendog książę Litewski, za sprawą Krzyżaków i zezwoleniem Innocentego IV papieża wyniesiony w tym roku na godność królewską, spaliwszy miasto Lublin pod ów czas drewniane, i okolicę jego zniszczywszy ogniem i grabieżą, z licznym gminem brańców wrócił do Litwy. Ale owa godność królewska, zjednana mu w Litwie chytrością Krzyżaków, a spowodowana ich łakomstwem, bardzo krótko trwała, wnet bowiem mistrz Pruski i jego zakon począł się upominać o ziemie Litewskie i Żmudzkie jemu nadane i zapisane.
Książę Czeski Przemysław, inaczej Ottokar, uzyskawszy rozejm i zawieszenie broni z Belą królem Węgierskim, swoim zaciętym nieprzyjacielem, zebrał siły zbrojne z Czech i Moraw, i w towarzystwie Brunona biskupa Praskiego, tudzież margrabi Brandeburskiego, margrabi Merańskiego, książęcia Austryi, nareszcie Henryka Chełmińskiego, Anzelma Ermelińskiego i Ołomunieckiego, biskupów, ruszył do Prus, które w dawnych czasach Ulmigawią (Ulmigiria) zwano, mając wojować z barbarzyńcami. Na tę wojnę powołany był jako na wyprawę krzyżową, z rozkazu papieża, przez Opizona opata Messeńskiego, nuncyusza Apostolskiego, w prowincyach Polski i Prus głoszoną, pod której chorągwią chytrzy i przebiegli Prusacy umieszczali książąt, hrabiów, panów znakomitych i rycerzy, stosownie do ich godności, a ich czyny i rodowody przez heroldów przy stołach biesiadniczych z przesadną pochwałą wygłaszali. Lecz gdy barbarzyńcy pochowali się w miejscach ukrytych i nie śmieli wystąpić do boju, książę Czeski Przemysław Prusaków w krainie Sambijskiej (Szamensis) ogniem i mieczem do poddania się zmuszonych, przez biskupa Praskiego Brunona pochrzcił na chrześcian, i przezwał ich jego imieniem. Na jego także pamiątkę Prusacy założyli nowe miasto przy morzu Baltyckiém, nad rzeką Preglem (Pregor), które Królewcem nazwali jakoby od króla Przemysława, (chociaż on wtedy nie był królem ale królewicem i książęciem Czeskim), tudzież inne miasto Brunsberg, gdzie jest kościoł katedralny Warmiński, na pamiątkę Brunona biskupa Praskiego. Gdy zaś Przemysław książę Czeski z towarzyszami swojej wyprawy z Prus powrócił, Prusacy innych prowincyj na Sambieńskich Prusaków, że bez ich rozkazu poddali się nieprzyjaciołom, z wielką uderzyli wściekłością, i wtargnąwszy licznemi tłumy do ziemi Sambieńskiej, roznieśli w niej straszliwe rzezie i pożogi, a na przeciwko Królewieckiego zamku (Kinsberg) wystawili nową twierdzę, która od Krzyżaków nazwaną została Wilhofem (Vilow). Wtedy także, po zejściu dziewiątego mistrza Pruskiego Konrada, zmarłego dnia pierwszego Sierpnia, wstąpił na tę dostojność nowy mistrz Herard v. Hercborg, a według innych Poppo v. Osterna.
Jakób archidyakon Leodyjski, nuncyusz i legat Apostolski, który potém wyniesiony był na stolicę papieską pod imieniem Urbana IV, przybywszy do Prus, wojnę zaciętą, od lat jedenastu toczącą się między Świętopełkiem książęciem Pomorskim a Krzyżakami, umorzył, i na sprawiedliwych warunkach ugodził sojusz wieczysty, którego obie strony święcie potém dochowywały.
Przemysław książę Poznański widząc, że dobycie zamku Nakła, opanowanego przez Świętopełka, nie przychodziło tak rychło do skutku, jak sobie był zakładał, nakazawszy w tym celu drugą wyprawę z ziem tak swoich jak i Bolesława książęcia Kaliskiego, swego brata rodzonego, gdy nadto Kazimierz, książę Kujawski, Łęczycki i Sieradzki, miastu Świętopełkowi nieprzyjaznemu osobiście przybył na pomoc, podstąpił pod Nakło, aby zdobycie jego przyspieszyć. Wszelako obawiając się straty żołnierzy przy dobywaniu zamku, a z drugiej strony hańby, gdyby bezskutecznie odstąpić przyszło, nocami podsuwał się pod zamek Raciąż dzierżony przez Świętopełka, do którego wiedział iż wiele szlachty, obywateli i ziemian Pomorskich schroniło się z swemi rodzinami, rzeczami i majątkami; a stanąwszy przy nim o świcie, kiedy wszyscy we śnie byli pogrążeni, przypuścił szturm do zamku. Skoro się ludzie zamkowi pobudzili, wnet w zamieszaniu jedni krzyczeć poczęli, „że zamek już opanowany, inni, że nieprzyjaciel wchodzi do zamku, inni wreszcie, że już wieże i najcelniejsze miejsca zajęte“; i taki popłoch wszystkich ogarnął, że gdy żołnierze Przemysława i Kazimierza w różnych częściach zamku popodkładali ognie, oni przez płomienie przeskakiwali do obozu książąt, i sami oddawali się w ich ręce. Drudzy chcąc uciekać środkiem ognia, gdzie już bardzo gorzało, wydawali się nieszczęśliwi na pastwę płomieni. Wszystek zamek, prócz rzeczy, które pochowano po dołach i piwnicach, z dymem poszedł.
Taką swoich klęską i spaleniem zamku Raciąża rozgniewany Świętopełk, postanowił wzajemnie pomścić się na książęciu Przemysławie. Chcąc przeto załodze swojej, w starym zamku Nakle od rycerstwa Przemysława stojącego w nowym zamku Nakielskim oblężonej, podwieźć żywności, gdy postrzegł, że Przemysław i Bolesław książęta Wielkopolscy i Kazimierz książę Kujawski po zdobyciu zamku Raciąża z całém wojskiem do swoich ziem ustąpili, w samo środopoście ruszył pod Nakło, wioząc z sobą żywność na wozach. A podprowadziwszy ją swoim, nie bez wielkiego niebezpieczeństwa, do starego zamku, wszystkie siły swoje i przemysł wytężył na zdobycie nowego zamku Nakła, lubo wiedział, że w nim liczna była i nader silna załoga. Naprzód nawiózłszy drzewa suchego i smolnego, kazał rowy takiém drzewem zarzucać i w stosy je układać, a potém podpalać, aby wznieconym ztąd ogniem zniszczyć nowy zamek Nakielski. Ale gdy nawiezione jednym zawodem drzewo ledwie powierzchnią rowów wypełniło, dla dokonania więc zaczętego dzieła i uskutecznienia zamiaru, posłał ludzi po większą ilość faszyn do pobliskiego lasu. Tymczasem, po chwili wytchnienia, żołnierze Przemysława wybiegłszy szybko z nowego zamku, podpalili owe chrósty, nim innych nadwieziono, i w ten sposób długą pracę Świętopełka ogniem zniszczyli. Zaczém on, rozkazawszy swoim ludziom wrócić w tym dniu na stanowiska i użyć spoczynku, a nazajutrz na godzinę dziewiątą rano (ad tertiam horam) stanąć pod bronią, gdy uczynili wedle jego rozkazu, począł zamku nowego ze wszystkich stron dobywać. Żołnierze jego nakrywszy się z góry sklepieniem z tarcz (testudo) i przebywszy rowy, podstąpili pod ściany zamkowe, i usiłowali wdrapać się na nie, albo ogniem je podpalić, gdy tymczasem inni zasłaniali ich strzałami, kuszami wielkiemi, wieżami i procami drewnianemi, które się zowią proki, rażąc niemi obrońców nowego zamku. Ale nie mniejszy był zapał rycerzy Przemysława w obronie, niż Świętopełka w dobywaniu twierdzy. A tak, gdy dwudziestu z tych, którzy najbliżej podstąpili, legło, inni przed niebezpieczeństwem przymuszeni byli uciekać i zaniechać dobywania zamku. Świętopełk zważywszy stratę, jaką ponosił w dobywaniu zamku, zmartwiony i wszelkiej pozbawiony nadziei, z żalem i wstydem na Pomorze powrócił.
Zebrawszy później inne wojsko, podstąpił skrycie i nocną porą pod Nakło, a nieufny już orężowi swemu, że mu się w otwartych walkach nie powodziło, postanowił sztuką i zdradą podejść Polaków, strzegących nowego zamku Nakła. Zaczaił się przeto z wojskiem konném i pieszém, które z sobą przywiódł, w miejscach górzystych, nie o podal od zamku nowego, jakby na zasadzce; a załodze stojącej w starym zamku, przez zaufanego posłańca, który tam nocą pobiegł, dał znać, co mieli począć. Z pierwszym brzaskiem dnia następnego, żołnierze Świętopełka uczyniwszy z Nakła wycieczkę, wojsko Przemysława wywabili z nowego zamku do walki i stoczyli bitwę, a udając na pozór zwyciężonych, Polaków za pobitemi niby goniących wprowadzili z wielką radością na zasadzki: zkąd dopiero Świętopełk ze wszystkiemi które z sobą przywiódł wojskami wystąpił i ukazał się Polakom. Niebawem i ci, którzy zmyślili ucieczkę, nawróciwszy, uderzyli na ścigających; a tak Polacy i z tyłu i z przodu obstąpieni, jak ofiary na rzeź wydane, z obu stron padali pod mieczem. Ale i wtedy nie brakło im odwagi: w rozpaczy bowiem i zajuszonej wściekłości wielką nieprzyjaciołom zadali klęskę, i drogo przedali im zwycięztwo, nim sami do szczętu wyginęli albo dostali się w niewolą. Poimany był między innymi rycerz Mścisław, który wielu dokonawszy czynów chwalebnych, napierającego zewsząd nieprzyjaciela słał gęsto trupem i odgramiał, aż go wreszcie ujęto (kazał mu bowiem Świętopełk oszczędzić życia) i odprowadzono na Pomorze. Klęska ta nie odjęła jednak serca innym Przemysława rycerzom, którzy w nowym pozostali zamku, acz ją z góry widzieli: owszem, kiedy Świętopełk posłał do nich z rozkazem, aby zamek poddali, odpowiedzieli zuchwale: że więcej od poimanych i zabitych pozostało w obozie Przemysława rycerzy, którzy tego tryumfu z zadanej im zdradziecko klęski nie puszczą bezkarnie. Świętopełk książę Pomorski, chociaż zwycięzcą z pod Nakła powracał, przewidując atoli, że za jeden zamek nieprawnie opanowany sroższa i zaciętsza wyniknie wojna między nim a jego siostrzanami i posiłkującemi ich sprzymierzeńcy, za pośrednictwem mistrza Poppona (był-to Polak szlacheckiego rodu, Krakowczyk (Cracovita), który wszedł do zakonu Krzyżaków, z Świętopełkiem i Przemysławem przez matkę spokrewniony) począł Przemysława do wzajemnej nakłaniać zgody. Nie odrzucił i Przemysław za radą Poppona tej Świętopełka chęci pojednania się z sobą; zaczém zjechał na wzajemną umowę do wsi Kcyny w przeddzień Ś. Jakóba Apostoła. A gdy obydwaj książęta zdali się na sąd rzeczonego Poppona, mistrz Poppo znając dobrze życzenia Świętopełka, orzekł na mocy kompromissu, aby Świętopełk książę Pomorski zamek Nakło, jako nieprawnie Przemysławowi książęciu Poznańskiemu siostrzeńcowi jego wydarty, oddał, i wszystkich jeńców wypuścił: Przemysław zaś książę Poznański aby Świętopełkowi za poniesione wydatki i zburzenie zamku Raciąża pięćset grzywien srebra ratami umownemi zapłacił, a tymczasem brańców uwolnił. Który-to wyrok gdy obadwaj książęta przyjęli, udali się do Nakła; gdzie przyrzekłszy sobie wzajemnie pod przysięgą, że jeden drugiemu ziem i zamków zabierać nie będzie, pogodzili się wuj z swoim siostrzeńcem i uściskali. Zamek stary Nakielski, do którego weszli oba w pokoju i zgodzie, przez Świętopełka ustąpiony został książęciu Przemysławowi, nowy zaś od Przemysława ogniem zniszczony. Wziął przytém Świętopełk od Przemysława książęcia za zakładników dziewięciu młodzieńców szlacheckiego rodu, jako to: Dzierżykraja i Dobrogosta, synów Wincentego, Włodzimierza Prandotę, Jakóba syna Bogufała z Czyrnelina, Janusza Dobieszowicza z Pniewa, Samsona Gniewomirowicza, Dzierżysława Jaraczewicza, Mroczka Przecławicza i Sędziwoja Zbilutowicza, którzy u niego podejmowani uczciwie póty zostawali w zakładzie, póki mu książę Przemysław pięciuset grzywien srebra nie wypłacił.
Gdy drogą ugody zakończyła się wojna Pomorska, z przyczyny opanowania przez Świętopełka książęcia Pomorskiego zamku Nakła przez całe niemal dwa lata tak zacięcie i mściwie prowadzona, zapaliła się inna znowu w Szlązku, świętokradzkim czynem Bolesława Łysego książęcia Lignickiego: który chcąc nagrodzić sobie stratę, jaką poniósł, będąc przymuszonym bratu swemu Konradowi książęciu Głogowskiemu odstąpić połowy Lignickiego księstwa, za przykładem gorszącym niektórych przodków swoich, królów i książąt Polskich, gdy mu się nie wiodło w wojnach z świeckiemi osobami, począł je prowadzić z duchownemi, w spodziewaniu, że więcej z nich mieć będzie pożytku, a mniej kosztować będą nakładu i straty. Jakoż Tomasza biskupa Wrocławskiego, męża godnego poszanowania, tak dla dostojności biskupiej, jako i świątobliwości życia, którą między innymi celował biskupami, w Górce, wsi należącej do opactwa Ś. Maryi Piaskowej (de Arena), dokąd na poświęcenie nowego kościoła był zjechał, śpiącego napadłszy w nocy z zgrają Niemców, którzy go do tej zbrodni namówili, dnia szóstego Października wraz z Bogufałem proboszczem i Hekardem kanonikiem Wrocławskim poimał, wszystkie rzeczy jego, konie, odzież, i ozdoby jakie miał z sobą, zabrał, i w jednej tylko koszuli ze snu porwanego wsadził na konia. A gdy mu przytomni panowie Niemieccy przełożyli, że nie umiał jeździć na koniu, już bowiem był w wieku podeszłym, kazał mu konia odmienić, i przesadzić go na innego ciężko chodzącego stępaka, ażeby mu jeszcze przyczynić trudu i męki. Jeden nareszcie z pomiędzy owych panów Niemieckich, towarzyszów Bolesława, wyśmiewających się z nagości biskupa, od zimna dzwoniącego zębami, ulitowawszy się nad nim, okrył go jakąś starą koszulą w cętki, i dał mu swoje stare bóty, ażeby nie zmarzł od zimna. W ten sposób odzianego zaprowadzili do zamku Bolesława zwanego Wlaj, i tak biskupa, jak proboszcza i kanonika razem poimanych, pokuli i wtrącili do więzienia z rozkazu książęcia Bolesława, który zmuszał Tomasza biskupa do zamienienia dziesięcin snopowych, obyczajem Polskim biskupowi i całemu duchowieństwu Wrocławskiemu w polu z każdego ziarna dziesiątym snopem wytykanych, na opłatę pieniężną wiardunkową w ilości dziesięciu tysięcy grzywien. Zbrodni tak sromotnej gdy nikt się nie opierał (Henryk bowiem książę Wrocławski, czy-to dla powolności czy nikczemności umysłu, bo u niektórych był nawet w posądzeniu że zezwolił na porwanie biskupa, wzywany od kapituły Wrocławskiej, aby starał się o jego uwolnienie, rzecz całą zbył obojętnością i milczeniem), Pełka arcybiskup Gnieźnieński, zwoławszy zaraz biskupów prowincyalnych Polskich na synod naznaczony w Łęczycy, po naradzeniu się z nimi, odezwą całego duchowieństwa Polskiego oznajmił spiesznie Alexandrowi papieżowi o gwałcie dokonanym na Tomaszu biskupie, Bogufale proboszczu i Hekardzie kanoniku Wrocławskim, przez Bolesława książęcia Lignickiego, radząc się Stolicy Apostolskiej co miał w takim razie czynić: a tymczasem, na rzeczonego Bolesława książęcia Lignickiego, i wspólników jego zbrodni, wydał ciężkie kary kościelne, dyecezyą zaś Wrocławską interdyktem obłożył. We wszystkich więc kościołach prowincyi Gnieźnieńskiej, w czasie nabożeństwa, po skończonej kommunii i odśpiewaniu Psalmu: „Boże! nie zamilcz proszę mojej chwały“ (Deus laudem meam ne tacueris) i t. d. kapłani sprawujący służbę Bożą upadali na ziemię, i odmawiali głośno modlitwę: „Wysłuchaj prosimy, Panie, modlitwy kościoła, nie tylko prześladowaniem pogan, ale i chrześcian nieprawością uciśnionego i zasmuconego“ (Exaudi quaesumus Domine Ecclesiam, non solum paganorum percussionibus attritam, sed etiam christianorum pravitatibus afflictam) i t. d., przyczém uderzano w dzwony po jednej stronie, i Bolesława książęcia Lignickiego, głosząc jego czyn okrutny, obwoływano wyklętym. Wnet i Alexander papież, tknięty boleśnie skargą biskupów Polskich, i doniesieniem o tak niesłychanym wypadku, zalecił arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, tudzież biskupom Krakowskiemu i Włocławskiemu, aby od Bolesława książęcia Lignickiego zażądali w imieniu Stolicy Apostolskiej uwolnienia Tomasza biskupa Wrocławskiego, a gdyby tego odmówił, iżby na niego samego i współwinnych jego zbrodni rzucili klątwę, a jego księstwo obłożyli interdyktem. Co też oni, jak zalecono, wykonali.
Michał biskup Włocławski, po latach czterdziestu zarządzania biskupstwem, w sędziwym wieku dnia ósmego Sierpnia umarł, i w kościele starym Wrocławskim pochowany został. Po nim nastąpił Wolimierz proboszcz Kruszwicki, kanonik Włocławski, kanclerz książąt Mazowieckich Ziemowita i Kazimierza, naznaczony wyborem prawnym i za poparciem elekcyi przez rzeczonych książąt, od papieża Alexandra IV potwierdzony, szlachcic z domu herbownego Bolestów.
Bolesław książę Gnieźnieński i Kaliski, a brat Przemysława książęcia Poznańskiego, za radą Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, pojął w małżeństwo córkę Beli króla Węgierskiego, brata rodzonego Ś. Elżbiety, imieniem Jolentę, którą Polacy nazywali Heleną. Gody weselne w obecności wielu osób znakomitych odbywały się przez dni kilkanaście w Krakowie: rzeczona bowiem Jolenta, przywieziona z Węgier, chowała się na dworze księżny Kingi, żony książęcia Bolesława Wstydliwego, swojej siostry rodzonej.
Tomasz biskup Wrocławski, pragnąc, aby trudy i cierpienia jego niewoli kiedyżkolwiek się skończyły, gdy Bolesław Srogi (takie bowiem nadano mu przezwisko po dokonaniu zbrodni na biskupie) przewiezionego z zamku Wlaj do Lignicy i rzuconego na ziemię cięższemi jeszcze kazał spętać okowy, i gdy nie było nadziei, aby go wybawiły z niewoli kary kościelne, tak przez papieża jako i biskupów Polskich wymierzone za tę zbrodnią na niepoczciwego człowieka Bolesława, książęcia Lignickiego, któremi on jakby pomiotłem gardząc, srożej jeszcze pastwił się na Bogufale i Hekardzie kanoniku, towarzyszach jego niewoli, postanowił z ciemięzcą swoim Bolesławem Srogim pojednać się i zgodzić. Bez zniesienia się zatém z swoją kapitułą Wrocławską, i naradzenia z arcybiskupem Gnieźnieńskim, swym duchownym zwierzchnikiem, tudzież biskupami i prowincyałami kościoła Polskiego, którzy za jego wolność i całość gotowi byli krew przelać; przyrzekł zamianę dziesięcin snopowych, nie tylko w swojej Lignickiej dzielnicy, ale i w całej dyecezyi Wrocławskiej, na pieniężne (fertonales), i wypłatę dwóch tysięcy grzywien srebra, krom sukna szkarłatnego, na Bogufale proboszczu i Hekardzie kanoniku wymuszonego; a uiściwszy z góry połowę pieniędzy, na zapewnienie zaś drugiej połowy i przyrzeczonej zamiany dziesięcin snopowych na pieniężne dawszy synów szlachty i sołtysów swoich za zakładników, w dzień świąteczny Wielkiejnocy wypuszczony został z więzienia, wraz z Bogufałem proboszczem i Hekardem kanonikiem, towarzyszami swojej niewoli. Bolesław zaś książę, aby winę dokonanej na Tomaszu biskupie, Bogufale proboszczu i Hekardzie kanoniku Wrocławskim tak sromotnej zbrodni, zmniejszyć jakożkolwiek w oczach swoich nieprzyjacioł, zwalał ją nie tylko na Henryka Wrocławskiego, ale i na Konrada Głogowskiego książęcia, swoich braci, jako też ich radców i panów przedniejszych (słusznie czy nie słusznie, niewiadomo), lubo uzyskanie i w ich ziemiach zamiany dziesięcin snopowych na pieniężne podawało ich w wielkie podejrzenie i wspólnictwo zbrodni. Nie dziw zatém, że Bóg sprawiedliwy w swoich wyrokach, karząc przestępstwa ojców w trzecich i czwartych pokoleniach, wygnał z królestwa Polskiego książąt Szlązkich, dziedziców tego królestwa, z krwi i lędźwi królów Polskich pochodzących, którzy się rozmaitemi skalali zbrodniami, a zwłaszcza morderstwy, więzieniem i zabijaniem biskupów i kapłanów, i przywłaszczeniem sobie dziesięcin kościelnych, a dziedzicami tegoż królestwa uczynił obcych przychodniów.
Do popełnionej świeżo zbrodni, której się Bolesław książę Lignicki dopuścił świętokradzko na sługach Chrystusowych, Tomaszu biskupie, Bogufale proboszczu, i Hekardzie kanoniku Wrocławskim, przydając wnet drugą, brata swojego Konrada książęcia Głogowskiego wezwał do Lignicy, niby na rokowanie wspólne, ale rzeczywiście dla uwięzienia go i wyzucia z księstwa Głogowskiego. Ten, jakkolwiek ostrzegany od niektórych dworaków Bolesława Srogiego, na jak przyjemną i smaczną wzywano go ucztę, nie odmówił jednak przybycia, ale wziął z sobą do Lignicy znaczny poczet panów przedniejszych i rycerstwa. A zostawiwszy większą ich część w lesie Lignickim, blisko miasta, sam z gotowym zastępem innych, którym odkrył zdradziecki zamiar Bolesława Srogiego, i rozpowiedział jak się mieli sprawić, przybył do Lignicy: gdzie od Bolesława Srogiego, w twarzy ukazującego życzliwość, uprzejmie przyjęty, i do zamku Lignickiego zaprowadzony, postrzegłszy, że Niemcy, żołnierze Bolesława Srogiego, pozajmowali wieże, mury i wszystkie szczyty zamkowe, poznał zdradę na siebie wymierzoną, i Bolesława Srogiego, przed wejściem na górę, gdzie miał być poimany, sam pochwycił, i wyparłszy go za bramę, wprzód nim żołnierze Bolesława mogli pozbiegać z murów i szczytów, do tych którzy w lesie utajeni czekali podprowadził, kędy już drużyna Bolesława zapuszczać się nie śmiała. Ztamtąd wolnym pochodem zawiódł go do Głogowa, i pod ścisłą umieścił strażą, ani pierwej wypuścił, póki wszystkich pieniędzy przez Tomasza biskupa Wrocławskiego danych i obiecanych na nim nie wymógł, dokonawszy w ten sposób łupiestwa na łupieżcy.
Papież Alexander IV, zawiadomiony listami Prandoty Krakowskiego i Wolimierza Włocławskiego, biskupów, że Bolesław Srogi książę Lignicki przestrogami Stolicy Apostolskiej i karami od niej wymierzonemi najzelżywiej pogardził, ani Tomasza biskupa Wrocławskiego i wraz uwięzionych Bogufała proboszcza i Hekarda kanonika z więzienia uwolnić nie chce (jeszcze bowiem na ów czas Bolesław Srogi książę Lignicki trzymał ich w niewoli i w kajdanach), uniesiony gorliwością w obronie swobód kościoła i jego kapłanów, postanowił rózgą Apostolską skarcić zuchwalstwo Bolesława Srogiego książęcia Lignickiego; i tym celem podniósł chorągiew krzyżową przeciw rzeczonemu Bolesławowi Srogiemu, jakoby poganinowi i wrogowi wiary i religii katolickiej. Nadto, arcybiskupom Gnieźnieńskiemu i Magdeburskiemu zalecił osobnemi listy, oznajmując im o zbrodni Bolesława Srogiego dokonanej na Tomaszu biskupie Wrocławskim, ażeby w Polsce i Niemczech wyprawę krzyżową głosili, i wszystkich katolickich królów, książąt, hrabiów, baronów, i wszelakich wiernych wzywali i zachęcali do broni, na zgubę rzeczonego Bolesława Srogiego, książęcia Lignickiego i jego poddanych. Takie zlecenie odebrawszy Pełka arcybiskup Gnieźnieński, zwołał powtórny synod prowincyonalny na dzień Ś. Kalixta do Łęczycy, i Prandocie biskupowi Krakowskiemu, tudzież Tomaszowi Wrocławskiemu, który już był przez wzajemną ugodę z więzów się uwolnił, Bogufałowi Poznańskiemu, Wolimierzowi Włocławskiemu, Jędrzejowi Płockiemu i Wilhelmowi Lubuskiemu, biskupom, wielu nareszcie opatom i prałatom kościoła Polskiego, oznajmił rozkazy papieża, i wyprawę krzyżową przeciw Bolesławowi Srogiemu, z zaleceniem, aby ją w imieniu Stolicy Apostolskiej wszyscy biskupi w swoich dyecezyach głosili. Oskarżało wtedy wszystko duchowieństwo Polskie Tomasza, rzeczonego biskupa Wrocławskiego, że z obrazą przywilejów kościoła, i pogwałceniem chwalebnego obyczaju w Polsce, która właśnie z niego u innych narodów słynęła, zawarł ugodę równie szkodliwą kościołowi jak i gorszącą przez swe przyzwolenie, zamieniając dziesięciny snopowe na pieniężne. Ten ku swojej obronie przywodząc i bojaźń, której nawet najstalszego umysłu mąż mógł uledz, i rozliczne cierpienia, które ponosił, oświadczył: „że przyrzekł tylko ale nie uiścił obietnicy zamienienia dziesięcin snopowych na pieniężne, i że jej nigdy nie dotrzyma.“ List zaś Apostolski, pisany do arcybiskupów Gnieźnieńskiego i Magdeburskiego, o podniesienie wyprawy krzyżowej przeciw Bolesławowi Srogiemu, którego pierwopis mamy zachowany w kościele P. Maryi w Sandomierzu, dyecezyi Krakowskiej, takiej jest osnowy:
„Alexander biskup, sługa sług Bożych. Wielebnym braciom, arcybiskupowi Magdeburskiemu i jego Sufraganom itd. pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Dowiedzieliśmy się już z dawna, nie bez gorzkiej w sercu żałości, że gdy Wielebny brat nasz Biskup Wrocławski we wsi Górze (Gorra) swojej dyecezyi, gdzie miał kościoł poświęcać, przebywał, wysokiego stanu mąż, Bolesław książę Szlązki, z przybraną drużyną gwałtowników i synów nieprawości, poważył się tegoż Biskupa, oraz Proboszcza i księdza Ekkarda kanonika Wrocławskiego, ręką świętokradzką poimać; potém samego biskupa, bez względu na jego godność pasterską, prawie nagiego poprowadzić do jakiegoś zamku, i wtrącić haniebnie do więzienia. My zatém, z powinności Naszej, troskliwi o zbawienie rzeczonego książęcia, poleciliśmy Wielebnym braciom naszym, Arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, tudzież biskupom Krakowskiemu i Włocławskiemu, upomnieć go, aby tychże kapłanów i innych wraz z nimi poimanych bez żadnego oporu z więzów uwolnił i swobodnie wyjść im dozwolił, a zabrane rzeczy kazał powrócić i wyrządzone krzywdy tak biskupowi jak i kościołowi starał się w zupełności nagrodzić. Ale gdy rzeczony książę, lekceważąc tak zbawienne upomnienia, wolał obrać zgubę własną niż posłuszeństwo, przeto wyrażeni wyżej Arcybiskup i Biskupi, tak jako im zaleciliśmy, jego i wszystkich tej nieprawości doradców i stronników obłożywszy karami duchownemi, kazali ogłosić za wyklętych, a na krainę jego i wszelakie miejsce, do któregoby się udał, i pókądby w niém przebywał, rościągnęli interdykt kościelny: a to w nadziei, którą i my z nimi podzielaliśmy, że dotknięty takim ciosem uczuje w sercu żal i skruchę, i do karcącego z pokorą się nawróci, a szukać będzie środków złagodzenia winy, gdy największa nawet boleść może niekiedy zbawienne dla siebie znaleźć lekarstwo. Wszelako tenże książę, młot ciążącej na nim kary kościelnej tyle ważąc co plewę, i gardząc nią zuchwale, trwa dotąd w swojej zatwardziałości, a na większe potępienie swoje, uwięzionych sroższą jeszcze prześladuje męką; nogi bowiem biskupa, które w obówiu gotowe być mają na odprawowanie poselstwa pokoju, żelaznemi spętane są okowami; a ten, który trzodę swoję mlekiem świętej Ewangelii zasilać powinien, trzymany jest w turmie twardego więzienia, pozbawiony nawet pomocy duchownej swego kapłana, przed którymby na spowiedzi sumienie swoje mógł otworzyć, i z nim niekiedy ofiarę mszy ś. odprawić. Zaczém, gdy i nam ta krzywda dolega, z nie małym smutkiem zmuszeni jesteśmy do użycia surowszej przeciw temu książęciu broni. Bo niepodobieństwem jest, gdy tak znaczny kościoła członek boleje, aby i głowa z nim nie bolała i wolną była od cierpienia. Gdy więc poruczony nam jest, acz niegodnym, obowiązek czuwania troskliwego nad trzodą, i leczenia skaleczonych i słabych, izaliż możemy ścierpieć, aby książę ten błąkał się po drogach potępienia i po manowcach śmierci, a nie otworzyć mu raczej ogrodu zbawienia? i kiedy słabym będąc odrzuca lekarstwa i szuka dla siebie trucizny, stawić jego żądaniom opór i przeszkody? Mamy-li książęciu jakby popadłemu w szaleństwo dozwolić, iżby szedł za ślepej woli swojej popędem? azaliż nie godzi się podać mu acz niechętnemu gorzki napój zbawienia, aby poznał, gdy przyjdzie do zdrowia, zbawienność tego środka, którego chorym będąc nie pojmował? Zaprawdę, gdy tak twardy w swoim uporze odrzuca lekarstwo duchowne, gdy nie uczuwa, jak należy, razów Piotrowego miecza, cóż nam innego pozostaje, jedno dobyć przeciw niemu miecza cielesnej kary? a do czego łagodnemi nie dał się nakłonić środkami, zmusić go mimo woli przynajmniej postrachem i grozą? Mieliżbyśmy mieszkańców Polski, synów osobliwie nam miłych, opuścić i wystawić na niebezpieczeństwo grożące ich krainie po tak sromotnej zbrodni? Tak wielka bowiem po tém niesłychaném zdarzeniu była cierpliwość nasza, że już nie można jej nazywać cierpliwością, ale raczej niedbalstwem. A co dotąd odwlekaliśmy przez wzgląd na ród książęcia wysoki i zasługi jego przodków, tego nie dozwala już dłużej cierpieć wielkość jego przestępstwa. Oskarża go bowiem więzienie, obwiniają narzucone pęta, wołają przeciw niemu o pomstę do Boga i do ludzi. Nareszcie obyczajem miłującego ojca, który wyrok kary snadno cofa i przebacza, i nie zguby pragnie ale nawrócenia swego syna, chcąc jeszcze doświadczyć, azali w roztrąconém jego sumieniu, które jak naczynie garncarskie potłuczone jest i zepsowane, nie pozostała jeszcze jaka cząstka zdrowa i zachowująca iskierkę pobożności, wzywam Powszechności Waszej, proszę usilnie, upominam, i pod obowiązkiem świętym posłuszeństwa najściślej zalecam, abyście rzeczonego książęcia starali się przestrogami waszemi skłonić do uwolnienia z więzów biskupa i innych kapłanów, i do tego wszystkiego, o czém się wyżej powiedziało. Jeżeli zaś (uchowaj Boże) na przestrogi wasze głuchym się okaże i trwać będzie w zatwardziałości swego serca, na ów czas każdy z was w swojém mieście i dyecezyi, wedle danej wam od Boga roztropności, sami przez się i przez innych mężów do tego uzdolnionych, w celu oswobodzenia Biskupa, o którym mowa, przeciw rzeczonemu książęciu głosić macie wyprawę krzyżową. My zaś wszystkim szczerze pokutującym, skruszonym i spowiadającym się, którzy na wezwanie wasze krzyż z Wami podniosą, i osobistemi siły wyswobodzenie to popierać będą, nadajemy takie samo odpuszczenie grzechów, jakie dla krzyżowników udających się osobiście na obronę Ziemi świętej Sobór powszechny udzielił. Powinni zaiste wierni Chrześcianie do dzieła takiego oswobodzenia przystępować nie z opieszałością, ale chętnie i z zapałem; zatrzymanie bowiem kapłana jest większą jeszcze obrazą Tego, którego on poselstwo sprawuje, a który naucza, że w jego kapłanach spoczywa cześć jego lub obelżenie. Dan w Lateranie, dnia dwudziestego dziewiątego Marca, Naszych rządów papieskich roku trzeciego. Lata zaś od Narodzenia Chrystusa Pana tysiącznego dwóchsetnego pięćdziesiątego siódmego“.
Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, chcąc swoje stołeczne miasto Kraków pomyślniejszym obdarzyć wzrostem, którego pod rządem Polaków i prawem Polskiém osięgnąć nie mogło, nadał je prawem Szredzkiém czyli Teutońskiém, i ustanowił w niém wójta, który skład miasta i rozpołożenie domostw, porozrzucanych bez ładu i szyku, zmienił i należycie uporządkował: a utworzywszy po raz pierwszy rynek środkowy, powyprowadzał z niego rządne i w stosownym kierunku wytknięte ulice.
Papież Alexander IV ustanowił nowy zakon żebraczy pod nazwą Penitencyarzy Świętych Męczenników. Wezwanych i przybyłych do Krakowa mnichów tegoż zakonu Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski przyjął z uprzejmością: a założywszy nowy z gruntu kościoł ku czci Ś. Marka Ewangelisty, naznaczył im miejsce w Krakowie, i odkazał hojne dary na wybudowanie klasztoru i kościoła.
Dnia czwartego Czerwca w zamku Poznańskim zakończył życie w trzydziestym szóstym roku wieku swego, po piętnastodniowej ciężkiej chorobie, znakomity i przesławny książę Poznański Przemysław, syn Władysława Ottonica książęcia Wielkiej Polski. Ciało jego w kościele katedralnym Poznańskim, obok zwłok królów i książąt Polskich, pochowane zostało z należną czcią i oblane łzami wszystkiej szlachty rycerskiej. Ten między książętami Polskimi najłagodniejszy, w swoim czasie nad wiek swój odznaczający się roztropnością, dwie szczególniej z największą pracą i staraniem doskonalił w sobie cnoty, pomiarkowanie i sprawiedliwość. Podczas czterdziestodniowego postu odziany włosiennicą, aby ciało duchowi służyło, używał tylko ladajakiego piwa albo wina cienkiego. W orzekaniu wyroku lub rozejmowaniu sporu tak był rozważnym i sprawiedliwym, że obie strony zawzdy zgadzały się z jego sądem. Nikt go nie widział nigdy pijanym ani rozgniewanym, ani pysznym w obejściu, w stroju, mowie lub uczynku. W dzień Wieczerzy Pańskiej dwunastu ubogim umywał i całował nogi, a potém każdego w nową ubierał odzież. O północy, co było u niego prawidłem i niejako nałogowym zwyczajem, gdy domownicy jego mniemali, że we śnie pogrążony spoczywa, wstawał, i godzinki (cursus horarum) do Najświętszej Panny, a potém psalmy niektóre i modlitwy, których się był nauczył, odmawiał. Kościołowi Gnieźnieńskiemu darował wieś Czyrnelin, Poznańskiemu Buk, z nadaniem przywilejów, któremi je mimo sprzeciwiania się panów znacznie wspomógł i zaszczycił. Z żony swojej Elżbiety zostawił cztery córki, jako to: Konstancyą, Weronikę, Ofkę i Eufrozynę. Ta jednakże żona Elżbieta, którą odumarł brzemienną, wydała potém na świat w dzień Ś. Kalixta syna pogrobowca, z wielką radością wszystkich poddanych, którzy cieszyli się jego potomkiem płci męzkiej. Na pamiątkę ojca, i z miłości ku niemu, Bogufał biskup Poznański nadał mu na chrzcie imię ojcowskie, i nazwał go Przemysławem. Tego książęcia Baszko kustosz Poznański w swoich pismach i rocznikach wielkiemi wynosi pochwałami.
Dnia trzydziestego pierwszego Stycznia, około godziny zwanej tercyą (hora tertiarum), w Krakowie i we wszystkich miastach i krainach Polskich było trzęsienie ziemi, które u Polaków, niezwyczajnych takiego zjawiska, stało się dziwem straszliwym.
Dnia piętnastego miesiąca Sierpnia, o nieszpornej godzinie (nonarum hora) Ś. Jacek zakonu kaznodziejskiego, Polak szlacheckiego rodu, z wsi Łąki (Lanka) powiatu Opolskiego, po wielu pracach i trudach w celu rozszerzenia wiary chrześciańskiej i dla zbawiennego dusz pożytku w Polsce i na Rusi z gorliwością podjętych, i po zdziałaniu wielu sławnych i zadziwiających cudów (między któremi ten był osobliwszy, że pod miastem Wyszegradem, w niedostatku łodzi na przewozie, rzuciwszy płaszcz na wodę, i stanąwszy na nim, wraz z trzema braćmi zakonu kaznodziejskiego, to jest Floryanem, Godynem i Benedyktem, w obec wszystkiego ludu Wyszegradzkiego, Wisłę rzekę suchą nogą przebył) w klasztorze Ś. Trójcy w Krakowie pobożnie i z wielką świątobliwością życie zakończył. Do ojczyzny wiekuistej światłości wprowadzony przez Matkę miłosierdzia, śpiewającą: „Pójdę na górę woniejącej mirry“ (Ibo mihi ad montem myrrhae) w chórze towarzyszących mu Aniołów (jak w chwili śmierci rzeczonego Ś. Jacka widziała w objawieniu swojém pobożna i świątobliwa Bronisława, zakonnica klasztoru Zwierzynieckiego), a przez Prandotę biskupa Krakowskiego i mnogi gmin zgromadzonego ludu w tymże klasztorze Ś. Trójcy pochowany został. Tylu zaś i tak wielkiemi cudami za życia i po zgonie dozwolił mu Bóg Najwyższy zasłynąć, że nie tylko godnym, ale owszem najgodniejszym zdał się być kanonizacyi (gdyby nie to, że Polacy puścili w niepamięć owe cuda, a do papieża wiadomość o nich nie doszła). Był on pierwszym zaszczepcą i założycielem pięciu klasztorów swego zakonu: w Frysaku, gdzie brata Hermana rodu Niemieckiego osadził; w Krakowie, kędy sam przełożeństwo sprawował; w Pradze, gdzie brata Hieronima, w Wrocławiu, gdzie braci Krzesława i Godyna przełożonymi uczynił, i w Gdańsku, kędy klasztor poruczył bratu Benedyktowi.
Bolesław książę Gnieźnieński i Kaliski, chcąc kasztelanią Lendzką, do jego księstwa należącą, odzyskać z rąk Kazimierza książęcia Kujawskiego, Łęczyckiego i Sieradzkiego, który ją od lat kilku niesłusznie sobie był przywłaszczył, po wielu zatargach, najazdach i księstw jego spustoszeniach, przez które rolnictwo upadło, i mnożyły się klęski grożące zamienieniem tych krain w pustynię: zapowiedział wyprawę przeciw Kujawom, i ze wszystkich ziem Wielkiej Polski, tudzież państw brata swego Przemysława niedawno zmarłego, które po jego śmierci objął był opiekuńczo w zarząd, zebrawszy znaczną liczbę wojsk konnych i pieszych, wtargnął do Kujaw, i miasteczko Inowrocław wraz z zamkiem, które mu najpierwej nawinęły się w tym pochodzie, obległ i z wytężeniem wszelakich sił i środków począł ich dobywać. Przybył mu nadto jak sprzymierzeniec na pomoc Warcisław syn Bogufała, książę Slawów i Kaszubów, osobiście i z znaczną wojsk swoich potęgą. Co widząc Kazimierz książę Kujawski, aby zapobiedz spustoszeniu swojego państwa, i niebezpieczeństwu, jakie miastu i oblężonym w zamku zagrażało (nie tuszył bowiem, iżby mógł siłami swemi sprostać Bolesławowi, gdyby z nim do rozprawy przyszło, a lud z jego krajów trzeba było dopiero zbierać do wojny) posłał do Bolesława z prośbą o pokój, oświadczając, że i kasztelanią Lendzką niesłusznie zagarnioną odda, i zamek Lendzki, który sam był przybudował, ściągnąwszy z niego załogę, zburzy. Na te warunki, jako słuszne i sprawiedliwe gdy się Bolesław książę Kaliski zgodził, postanowiono dzień do ich wykonania, a ugodę ułożoną na piśmie i pieczęciami opatrzoną obie strony własnoręcznie potwierdziły. Bolesław też książę Kaliski mniemając, że Kazimierz książę Kujawski umowy tej dotrzyma, odstąpił od oblężenia miasta, i do swego kraju powrócił. Ale wnet Kazimierz książę Kujawski począł się chełpić, że wroga swego oszukał, pozbywszy się go z swojej ziemi i odwiodłszy od oblężenia, a z tego co przyrzekł, bynajmniej się nie uiścił.
Dnia piątego Kwietnia, Fulko c. Pełka arcybiskup Gnieźnieński, mąż pełen wieku, uczony i pobożny, przesiedziawszy na stolicy arcybiskupiej lat dwadzieścia cztery, po chorobie miesiąc trwającej umarł w Łęczycy. Zwłoki jego przeniesiono do kościoła Gnieźnieńskiego i z należną czcią pochowano. A gdy w celu obrania innego arcybiskupa zebrała się kapituła w dniu dwudziestym Maja, zgodnemi głosy wybrany został Janusz proboszcz Gnieźnieński, szlachcic rodem Polak. Tenże po zatwierdzenie swego wyboru posłał Henryka dziekana Poznańskiego, Idziego archidyakona Łęczyckiego i Przybysława, Gnieźnieńskich kanoników, do Rzymu. Ale dowiedziawszy się, że gdyby według nowej ustawy, dla kościołów katedralnych uciążliwej, osobiście do stolicy papieskiej nie przybył, nie mógłby otrzymać uznania i potwierdzenia swojej elekcyi, wybrał się sam do Rzymu do Alexandra IV, i z łatwością w Piątek przed Niedzielą pierwszą postu potwierdzenie uzyskał. W samę zaś Niedzielę Invocavit w Rzymie wyświęcony, do Polski szczęśliwie powrócił, gdy tymczasem Henryk dziekan Poznański i Przybysław kanonik Gnieźnieński, towarzysze jego podróży, w Lombardyi od powietrza morowego pomarli.
Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, dnia drugiego Marca odbywał zjazd wszystkich ziem swoich we wsi Korczynie. Na który nie tylko Prandota biskup Krakowski, panowie i dostojnicy ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, ale nadto Kazimierz książę Kujawski, Łęczycki i Sieradzki, i Ziemowit książę Mazowiecki, Bolesława Wstydliwego bracia stryjeczni, osobiście z swemi pany radnemi zaproszeni przybyli. Przedmiotem zaś ich narady nie było wypowiedzenie wojny nieprzyjaciołom, ani rozszerzenie granic, ani pomnożenie dochodów, ale sprawy tyczące się chwały Bożej i dobra bliźnich. Naradzał się bowiem pobożny książę nad tém, co największém było jego pragnieniem, natchnioném mu jak twierdził przez błogosławioną małżonkę, i od dawna w sercu jego tlejącém, aby na większą chwałę Bożą założył klasztor panien zakonnych, jakiego jeszcze w krajach swoich nie miał, dla otwarcia schronienia córkom panów krajowych i szlachty, zdrowia słabego, ubogim albo do związków małżeńskich wstręt mającym; nadto dla uczynienia zadosyć prośbom siostry swojej Salomei, niegdyś królowej Galicyi (Gallacia). Zaczém prosił książąt braci swoich, Kazimierza i Ziemowita, niemniej Prandotę biskupa i panów zgromadzonych, aby mu w tej mierze udzielili swojej rady. A gdy wszyscy zamiar jego z największém przyjęli uwielbieniem, uchwalono, że najdogodniejszém miejscem ku temu byłoby miasteczko Zawichost. Przeznaczył zatém Bolesław dla nowego klasztoru zakonnic rzeczone miasteczko i dwadzieścia pięć należących do niego wsi książęcych, niektóre prócz tego wioski w pobliżu miasta Sandomierza, wreszcie folwarki, jeziora i opłaty, któreby na utrzymanie sześciudziesiąt panien wystarczyć mogły, a które posagiem klasztorowi temu nadał, i pismami książęcemi wieczyście zapewnił. Postanowił przytém, iżby nadane mu wsie i miasteczko na zawsze wolnemi były i wyłączonemi od wszelakiej władzy, królów, książąt i panów doczesnych, i uiszczania im jakichkolwiek danin i powinności. Własnym wreszcie nakładem wystawił kościoł i klasztor, i mieszkania dla służebnic Bożych wybudował; poczém wprowadził do nich mniszki Damianki (S. Damiani) zakonu Ś. Franciszka, które teraz Klaryskami (S. Clarae) zowiemy. Właśnie roku poprzedniego papież Alexander IV policzył był w poczet Świętych Bł. Klarę, zkąd zakon zmieniwszy nazwisko, przybrał tytuł Ś. Klary. Dlatego zaś Bolesław Wstydliwy użył do tej rady braci swoich stryjecznych Kazimierza Kujawskiego i Ziemowita książęcia Mazowieckiego, aby fundacya i uposażenie rzeczonego klasztoru w Zawichoście przez ich zezwolenie i potwierdzenie stały się tém trwalsze i pewniejsze. Będąc bowiem niepłodnym i bezdzietnym, i wiedząc, że po jego śmierci Kazimierz książę Kujawski i Ziemowit książę Mazowiecki odziedziczyć mieli jego księstwa, uważał za rzecz potrzebną wyjednanie od nich jako dziedziców potwierdzenia swojej fundacyi, żeby z przyczyny jego bezdzietności lub dla jakiego innego pozoru nie doznała uszczerbku albo całkiem nie upadła. Po dokonaniu tego dzieła, matka Bolesława Wstydliwego, Grzymisława, niewiasta pobożna, która także swą gorliwą namową przyczyniła się do założenia klasztoru w Zawichoście, umarła, i w klasztorze Zawichostskim pochowaną została, przeżywszy w stanie wdowim lat trzydzieści i dwa.
Tegoż roku było trzęsienie ziemi, które się dało uczuć w całej Polsce. Nastąpily też po niém wojny, zatargi i różne dotkliwe dla kraju klęski. Takież samo trzęsienie ziemi było także w Czechach, Rusi i Węgrzech.
Strojnat książę Litewski najechał i złupił część ziemi Mazowieckiej około Czyrnina, a opanowawszy zamek Orzymów, wymordował w nim ludzi dorosłych i młodzież, dzieci popalił, a znaczną liczbę niewiast uprowadził w niewolą; przyczém dla chrześcian srogim i barbarzyńskim stał się prześladowcą.
Warcisław, książę Slawów i Kaszubów, chcąc się pomścić krzywd, sobie i krajom swoim po wiele kroć przez Świętopełka książęcia Pomorskiego wyrządzonych, zebrał ze wszystkich ziem swoich siły zbrojne; a wsparty posiłkami sprzymierzeńca swego Bolesława Pobożnego książęcia Kaliskiego, w obecnej potrzebie sobie przysłanemi, mając nadto towarzyszem wyprawy Wojmira biskupa Kamieńskiego, który złączył się z nim, podobnież w celu odparcia krzywd doznawanych tak w dobrach biskupich na Pomorzu leżących, jako i dziesięcinach snopowych; wkroczył zbrojno do ziemi Pomorskiej książęcia Świętopełka, i począł niszczyć ją pożogami, rzezią i łupiestwy. A gdy przybył pod miasto Słup, chcąc ułatwić sobie spustoszenie ziemi nieprzyjacielskiej, zostawił przy obozie Słupskim tabory i statki wojenne, które z częścią wojska poruczył biskupowi Kamieńskiemu, sam zaś wziąwszy z sobą wybór najdzielniejszych rycerzy, ruszył na plądrowanie Pomorza. Skoro się o tém Świętopełk od swoich szpiegów dowiedział, zważywszy, że zbrojna rozprawa z Warcisławem książęciem Kaszubów byłaby niebezpieczną, dozwolił mu pastwić się nad poddanemi, domostwa ogniem niszczyć, kraj łupić i zdobycze zabierać, a sam tymczasem na biskupa Kamieńskiego i wojsko do strzeżenia wozów i taborów przez Warcisława zostawione, a nie mające się na baczności, z ludem swoim napadłszy, pobił je i rozpłoszył; zaledwo biskup Kamieński z małą liczbą towarzyszów zdołał ujść pogromu; wszystkich Świętopełk wymordował albo zabrał w niewolą; a nim Warcisław zdołałby go z wojskiem swojém doścignąć, już zagarnąwszy łupy cofnął się do swoich zamków i warowni, więcej w tych łupach unosząc korzyści, niżeli doznał szkody w splądrowaniu kraju.
Kazimierz, książę Kujawski, Łęczycki i Sieradzki, powziąwszy wiadomość o klęsce Warcisława książęcia, zadanej mu przez Świętopełka w obozie Słupskim, chcąc się pomścić spustoszenia swojej ziemi Kujawskiej na Bolesławie Kaliskim i Warcisławie Kaszubów książęciu, ruszył z całą potęgą swoją i wtargnął niespodzianie do ziemi Kaliskiej, którą srodze i z największą mściwością począł pustoszyć. O czém gdy się Bolesław Pobożny, książę Kaliski, jadąc z Kalisza do Poznania, przez wysłanego spiesznie gońca dowiedział, wrócił się z połowy drogi, a zebrawszy w przejeździe trzydziestu tylko żołnierzy, z swoją czeladzią dworską i gromadą wieśniaków, którym nieprzyjaciel pozajmował bydło, puścił się w pogoń za Kazimierzem książęciem i wojskiem jego obciążoném łupami i pędzącém stada zabrane: a dognawszy go w gęstym borze, który zowią Solcem (Solyecz), między Opatowem wsią arcybiskupią a Kaliną inaczej Klomeą wsią szłachecką, nie zważając ani na szczupłą swoich ludzi garstkę, ani na mnogość nieprzyjacioł, po krótkiej przemowie i zachęceniu żołnierzy do walki i chwalebnej śmierci, uderzył z tyłu na wojsko Kazimierza książęcia Kujawskiego. Wnet po złamaniu poślednich szyków, przednie także hufce (które pod zasłoną drzew nie mogąc rozeznać sił Bolesława książęcia Kaliskiego, rozumiały, że z liczném i potężném przyszedł wojskiem) zmusił do ucieczki. Wielu legło pod mieczem, nie mniejsza liczba dostała się w niewolą, sam zaledwo książę Kujawski uszedł z pogromu. Zdobycz wszystkę odbito nieprzyjacielowi i zwrócono wieśniakom, a wojsko książęcia Bolesława zdobyło trzysta koni i wiele łupów zwycięzkich. Między jeńcami przyprowadzono Bolesławowi książęciu Kaliskiemu wojewodę Kujawskiego Marcina, acz mocno poranionego, wraz z innymi rycerzami, którzy sromali się ucieczki. Opowiadali potém żołnierze Kazimierza książęcia Kujawskiego, że gdy ich Bolesław książę Kaliski niespodzianie napadł, taki stał się między nimi popłoch, że im się zdawało, jakoby przy każdém drzewie onego boru roiły się niezmierne nieprzyjacioł wojska. Nie spoczął jednak bezczynnie, acz taką klęską dotknięty, Kazimierz książę Kujawski, ale w zamiarze wyswobodzenia swoich jeńców poimanych w Soleckiej przygodzie, wezwawszy na naradę Herkambolda Gnieźnieńskiego i Mikołaja Kaliskiego, wojewodów, tudzież Szymona kapłana, brata Herkambolda wojewody Gnieźnieńskiego, i wielu innej szlachty, kazał ich uwięzić; a w miasteczku Pakości, należącém do księstwa i państw dziedzicznych Bolesława książęcia Kaliskiego, zbudował zamek, i z załogą osadzonych w nim żołnierzy pobliską okolicę nękał grabieżą i wydzierstwem. Nie mógł ścierpieć Bolesław książę Kaliski tylu i tak ciężkich krzywd przez Kazimierza sobie i swoim wyrządzonych; zaczém dnia szóstego Października, wraz z Bolesławem Wstydliwym książęciem Krakowskim i Sandomierskim, bratem swoim stryjecznym, wspartym posiłkami Rusinów i Kumanów, tudzież Ziemowitem książęciem Mazowieckim, rodzonym bratem tegoż Kazimierza książęcia Kujawskiego, którzy z powodu najeżdżania ich granic słusznie mieli go w nienawiści, i przeciw niemu, jako powszechnemu wrogowi, wspólnym związali się sojuszem i przymierzem, nareszcie z Romanem, synem Daniela króla Rusi, którego Ziemowit książę Mazowiecki przywiódł z ludem Ruskim ku swej pomocy; wkroczywszy do ziemi Łęczyckiej, dziedziny Kazimierza książęcia Kujawskiego, z orężem wymierzonym na jej spustoszenie i zgubę, rozniósł po niej łupiestwa, pożogi i mordy. Wnet cała ziemia Łęczycka, uciśniona tylu klęskami, zamieniła się w najokropniejszą pustynię, tak iż sami nieprzyjaciele patrzali na nię z politowaniem. Zbudowali w niej zamek, a otoczywszy go wałami i rowami, i opatrzywszy żywnością, oddali go pod zwierzchność Ziemowita książęcia Mazowieckiego. To wszystko tak dalece upokorzyło Kazimierza książęcia Kujawskiego, który wprzód i w czynach i w mowie najpyszniej się nadymał, że posłał do książąt z prośbą o rozejm, mający trwać do dnia Św. Jędrzeja Apostoła, a w dzień tegoż Św. Jędrzeja, za wzajemną panów przedniejszych uchwałą, przyrzekł ustąpić z zabranych zamków i ziem pogranicznych, i zobowiązał się przysięgą wypełniać położone mu przez tychże panów warunki.
Księżna Jadwiga, żona Bolesława książęcia Lignickiego, a córka Anhaltskiego grabi (de Anhald) dnia dwudziestego pierwszego Grudnia umarła.
Bolesław Pobożny książę Kaliski, idąc za przykładem Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, założył drugi klasztor panien Franciszkanek (Minorissarum) czyli Ś. Klary, zapisem hojnym wsi, folwarków i rozmaitych dochodów uposażył go, i wolnościami nadał.
Kazimierz książę Łęczycki i Kujawski, nie przestając na swoich księstwach, oderwał nieprawnie zamek Raciąż z jego obwodem od dóbr kościoła Włocławskiego i biskupa Wolmira, i do swego państwa przyłączył. Wolmir, biskup Włocławski, nie mogąc znieść tak ciężkiej krzywdy, wyklął Kazimierza książęcia Kujawskiego, a na ziemie jego nałożył kościelny interdykt; sam zaś, chroniąc się przed zemstą książęcia Kazimierza, opuścił swoję dyecezyą, i w Krakowskiej dyecezyi w Łagowie przemieszkiwał. Książę Kazimierz, nie mogąc mścić się na samym biskupie, wywarł swoję srogość na jego dobra, i wiele dworów biskupich wraz z spichrzami i zbożem w czasie postu czterdziestodniowego ogniem zniszczył.
Janusz obrany arcybiskupem Gnieźnieńskim, gdy od wysłańców swoich Henryka dziekana Poznańskiego, Idziego archidyakona Łęczyckiego, i Przybysława, kanoników Gnieźnieńskich, otrzymał piśmienną wiadomość, że potwierdzenie jego nie mogło przyjść do skutku z powodu uchwały Alexandra IV papieża, która zastrzegała, „aby każdy z wybranych na stolicę arcybiskupią stawił się osobiście przed papieżem“, pojechał do Rzymu. A skoro się przedstawił papieżowi w Piątek przed Niedzielą pierwszą postu, tejże samej Niedzieli wybór jego potwierdzony został, i on sam z rozkazu papieża wyświęcony. A tak poprzednie opóźnienie nagrodziło się szybkiém dokonaniem sprawy w obec samego Alexandra papieża. W powrocie atoli do kraju, dwaj posłannicy jego, Henryk dziekan Poznański i Przybysław, kanonicy Gnieźnieńscy, w Lombardyi na morową zarazę pomarli, sam arcybiskup zdrowo powrócił.
Wolne były dotąd ziemie Krakowska i Sandomierska od wojen domowych, toczących się między książętami Polskimi; ale i te zawichrzyła obecnie sroga i cięższa od domowej wojna. Rzadkie-to bowiem i nietrwałe u ludzi dobro, pokój, czy-to przywrotności ludzkiej, czy losów zawistnych sprawą. Zawitała do nich bowiem, zaraz po uroczystości Ś. Jędrzeja Apostoła, ogromna Tatarów horda, składająca się z mnogich tłumów Tatarskiej dziczy, której wodzami byli Nogaj i Telebuga, a powiększona jeszcze zbrojnym ludem Rusinów i Litwinów z ich książętami. Którzy w twardej porze zimowej przeszedłszy po lodach Wisłę i inne rzeki, szybko podstąpili pod Sandomierz, spalili miasto i kościoły tameczne, a wnet i zamek Sandomierski, do którego na odgłos zbliżających się Tatarów schronili się byli mieszkańcy całej okolicy z żonami, dziećmi i majątkami swemi, ścisnęli oblężeniem; a nie dając czasu ani do obaczenia się w strachu, ani do wytchnienia w obronie, dzień i noc zamku dobywali. Lecz gdy rycerstwo Polskie silny stawiło im opór, książę Wasilko, brat rodzony Daniela, tudzież Lew i Roman, synowie Daniela cara Rusi, widząc, że dobycie zamku Sandomierskiego trudném było i z wielu niebezpieczeństwy połączoném, wysłali swych heroldów do Piotra z Krempy (Krampa), szlachcica Sandomierskiego, który tam na ów czas był starostą, z przełożeniem: „że jeśli siebie i wszystkich, którzy się schronili do zamku, ocalić pragnie, iść mu raczej z pokorą do obozu Tatarów, gdzie pewnym być może bezpieczeństwa, i przyrzec uiszczenie haraczu, jaki nałożą, a niżeli bronić się dłużej i opierać.“ A nie dosyć mając na takiém przez swych posłanników oświadczeniu, przybyli sami osobiście do Piotra Krempy starosty, i męża szczerej a prostej duszy, nieświadomego chytrości i zdradziectwa Rusinów, podobną jak owi posłannicy namową, i innemi obietnicami ułudziwszy, i nie tylko jemu ale i wszystkim w twierdzy zamkniętym zapewniwszy bezpieczeństwo, a dla większej wiary uczyniwszy na trzy dni zawieszenie broni, do obozu Tatarskiego, nie o podal od zamku, sprowadzili go wraz z bratem Zbigniewem i towarzyszącym mu orszakiem przedniejszej szlachty. Gdzie lubo wodzom Tatarskim hołd oddawszy, przyrzekł pokornie że haracz żądany zapłaci, tak jako się z Ruskimi książętami był umówił, nie zmiękczyło to jednak bynajmniej Tatarów, którzy z pogwałceniem wiary i praw gościnności, równie Piotra z Krempy starostę Sandomierskiego, jak Zbigniewa brata jego, i wszystkich rycerzy Polskich, którzy z nim przybyli, poimali w łyka, i zapóźno narzekających na zdradziectwo książąt Ruskich, ze wszystkiego obdarli, a zbiwszy ich nielitościwie, w końcu potracili. Potém z wielkim zamachem i krzykiem rzuciła się horda na zamek, w którym sam tylko pozostał gmin wieśniaków, dzieci i niewiast do broni niezdolnych, a przerażonych wieścią o zamordowaniu okrutném starosty i innych rycerzy i obrońców; z łatwością przeto Tatarzy wdarli się do zamku, i w nim wszystkich wymordowali, zachowawszy tylko dziewice i młode niewiasty dla nasycenia swoich chuci: potém zrabowawszy zamek i podpaliwszy, wiele ludzi, których jeszcze oszczędziło żelazo, nagnali kupą do Wisły, i jakby już ręce mieli od rzezi posłabłe, w wodzie potopili; a nadto chorych i nędzarzy, których część schroniła się do kościoła Ś. Maryi, posiekli i wymordowali. Tyle wtedy, jak mówią, pod mieczem barbarzyńców wylało się krwi chrześciańskiej, że ze wzgórza, na którym zamek jest zbudowany, do Wisły podle zamku płynącej ciekła jakby potokiem. Gdy o tej klęsce doszła wieść do Krakowa, Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski ciężkim żalem zdjęty zapłakał, a nie czując się dość silnym do stawienia czoła Tatarom, straż i obronę zamku Krakowskiego zdał Klimuntowi kasztelanowi Krakowskiemu, tudzież rycerstwu i mieszczanom Krakowskim, którzy wszyscy do niego się schronili z żonami, dziećmi i majątkami; sam zaś z księżną Kingą małżonką swoją wyniósł się do Węgier, i tam przez jakiś czas przebywał, póki mu nie doniesiono, że już Tatarzy do swoich siedlisk ustąpili. Tatarzy zaś, nie przestając na klęsce i złupieniu Sandomierza, za przewodem Rusinów i ich książąt pokazujących im drogę, przybyli do Krakowa. A lubo miasto zastali od mieszkańców opuszczone, na domostwa jednak, chorych i łazarzów, którzy uciekać nie mogli, wywarli swoję wściekłość. Gmin przytém mnogi wieśniactwa obojej płci w pochodzie wymordowali lub zabrali w niewolą; a zagarnąwszy liczne stada bydła i znaczną obłowiwszy się zdobyczą, pognali w jassyr tłum nieszczęśliwych brańców, zawodzących żałosne płacze i jęki, że rodziców swoich, ojczyzny i domowych ognisk nigdy już w życiu nie zobaczą. A tak, po trzechmiesięczném plądrowaniu Polski, w czasie którego wielu jeńców z niewoli wykupiono, obciążeni zdobyczą, i żadnej nie znajdujący przeszkody ani oporu, do Tartaryi wrócili. Była-to większa daleko na Polskę i Polaków klęska, sroższe mordy i grabieże, od owych, które przed ośmnastu blisko laty poniosła szlachta Krakowska i Sandomierska pod Turskiem i Chmielnikiem, a Henryk książę Szlązki pod Lignicą, nie bez ciężkiej straty Tatarów, którzy zwycięztwo swoje drogo krwią okupili. Ciała pobitych w zamku Sandomierskim pochowano w kościele Sandomierskim Ś. Maryi i na jego cmentarzu; a za uczynioném papieżowi doniesieniem przez wysłańców Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, tudzież Prandoty biskupa i kapituły Krakowskiej, to jest, przez Bodzantę dziekana i Alberta, kanoników Sandomierskich, którzy z użaleniem przedstawili klęskę zadaną wiernym przez Tatarów, papież Alexander IV nadał kościołowi temu podobny odpust, jak kościołowi Św. Maryi ad Martyres w Rzymie. Lud Polski zowie go wielkim odpustem, i z takiém po dziś dzień obchodzi go nabożeństwem, że dla dostąpienia rzeczonego odpustu, corocznie w dniu drugim Czerwca, jakoby dla uczczenia razem kości męczenników pobitych od Tatarów, wielkiemi tłumami tamże się zgromadza, czém żaden inny kościoł w Polsce nie może się jak mniemam poszczycić.
Mendolf, inaczej Mendog, albo Mindale, książę Litewski, którego Krzyżacy Pruscy, częste w okolice Litwy czyniący wycieczki, najpierwej skłonili do przyjęcia wraz z niektórymi Prusakami i Litwinami wiary chrześciańskiej i przybrania godności królewskiej, tegoż samego roku, w którym się był na chrzcie świętym odrodził, ze wszystkimi pochrzczonymi wrócił do bałwochwalstwa i sprosności pogańskiej. Tego Mendolfa Krzyżacy Pruscy wiele posiadają pism, w których on zakonowi ich przyznając, acz pozornie raczej i obłudnie, niżeli szczerze i prawdziwie, że od nich po wielekroć doznał pomocy i uczczenia, liczne im krainy, które do jego władztwa należały, jako to ziemię Kurowską, Jaćwiezką, Żmudzką, Wizką a potém całą ziemię Litewską, prawem wieczystém i nieodwołalném nadał, darował i zapisał. Przyczyną zaś główną, albo przynajmniej jedną z przyczyn jego powrotu do bałwochwalstwa mógł być żal ciężki i strapienie, że Krzyżakom, czyli-to zmuszony od nich, czy usidlony namową, ustąpił tylu krajów, którą to darowiznę chciał potém znieść przez nawrócenie się do balwochwalstwa. Zebrawszy potém z Litwinów, Rusi, Jaćwingów, Żmudzinów i innych narodów niewiernych, będących z nim w porozumieniu, potężne wojsko, które trzydzieści tysięcy żołnierza wynosić miało, z nienacka i skrytym pochodem wtargnął do Mazowsza. A gdy Ziemowit książę Mazowiecki, nie mający nawet czasu do zgromadzenia swoich sił, uchylał się dla widocznego niebezpieczeństwa od spotkania z tylu tysiącami barbarzyńców, rzeczony Mendog z swém wojskiem wywarł najokrutniejszą srogość na całą okolicę Mazowsza i jej mieszkańców, i zamek Płocki, zastawszy go bezbronnym, a miasto od mieszkańców opuszczoném, podpalił. Potém i inne miasteczka i włości w całej ziemi Mazowieckiej pożogami, łupiestwy i mordy spustoszył, i gmin wielki ludzi obojej płci zabrawszy w niewolą, wraz z mnogą zdobyczą bydła i trzody odesłał do Litwy. Po splądrowaniu zaś Mazowsza udał się do Prus, kędy Krzyżacy zawarli się w samych tylko zamkach i warowniach; zaczém wszystkie miasta pobudowane przez Krzyżaków ogniem i mieczem poniszczył, i wszystkich chrześcian, gdziekolwiek ich napotkał, bez różnicy żadnej potracił i wymordował: a sprawiwszy między ludem rzeź najstraszliwszą, gdy dla okazania swego gniewu i srogości nie chciał nawet brać jeńców, bydło tylko i łupy zabrane odprowadził do Litwy.
Bolesław Pobożny, książę Kaliski, jednę z czterech córek Przemysława, brata swego, niegdy książęcia Poznańskiego, imieniem Konstancyą, zaślubił Konradowi margrabi Brandeburskiemu czyli Zgorzeleckiemu, a w posagu, który taż dziewica Konstancya wnieść miała, zamek i kasztelanią Santocką, niebacznie zaiste i nierozsądnie, bo z uszczerbkiem królestwa Polskiego, nadał, darował i zapisał. Jakoż od tego czasu rzeczony zamek i kasztelania Santocka przeszedłszy w cudze ręce, dały pochop do długich i dotąd trwających sporów Polakom i Sasom, ubiegającym się wzajemnie o ich nabycie i posiadanie, zkąd wielkie wyniknęły dla obydwóch stron szkody, nie mało nawet krwi się rozlało. Inne trzy siostry, córki Przemysława, które nie chciały iść za mąż, Weronika i Eufrozyna, wstąpiły do zakonu Cysterskiego w Trzebnicy, gdzie naprzód były siostrami, a potém dla wybornych cnót i obyczajów ksieniami (abbatissae); Ofka zaś weszła do klasztoru Gnieźnieńskiego Ś. Klary, założonego przez jej stryja Bolesława książęcia Kaliskiego; i w nich poślubione służbie Bożej szczęśliwie dokonały życia.
Tatarzy w przeważnej sile i z wielką szybkością najechawszy Polskę, dobyli zamku i miasta Sandomierza, gdzie wiele tysięcy ludzi obojej płci okrutnie wymordowali, a resztę jak bydło napędziwszy do Wisły w nurtach jej potopili. Kobiety urodniejsze i młodzieńców w jassyr zagnali. Klasztor w Zawichoście i na Łysej górze spustoszyli, a łupiestwa i mordy aż do Krakowa i Bytomia rozszerzyli, przyczém wiele ludu poszło w niewolą. A pogościwszy w Polsce przez całe dwa miesiące, zniszczywszy wiele miejsc pożarami, z mnogim gminem jeńców i znaczną zdobyczą przez Ruś, której książęta dostarczyli im posiłków, powrócili do swoich siedlisk, gdy nikt hordom tak licznym nie śmiał stawić oporu. Bolesław bowiem książę Krakowski uciekł do Węgier, Prandota biskup Krakowski do Raciborskiego zamku, szlachta zaś i rycerstwo kryli się po twierdzach lub lasach. Było podejrzenie na Kazimierza książęcia Kujawskiego, że on Tatarów namówił do tego napadu; dlatego książęta Polscy usiłowali go zgubić i wiele mu krzywd i zelżywości wyrządzali.
Gdy upłynął czas zawieszenia broni między Belą królem Węgierskim a Przemysławem książęciem Czeskim, obadwaj o Styryą, którą każdy z nich sobie przywłaszczał, rozpoczęli wojnę i prowadzili ją ogromną wojsk i rozmaitych narodów potęgą. Belę bowiem króla Węgierskiego posiłkował Bolesław Wstydliwy, jako zięć teścia swojego, tudzież Leszek Czarny, książę Sieradzki, syn Kazimierza książęcia Kujawskiego i Łęczyckiego, którego z sobą Bolesław Wstydliwy na pomoc swojemu teściowi przyprowadził; niemniej Daniel król Rusi, i synowie jego Lew i Roman; nakoniec Bulgarowie, Racowie (Raczones) i Bośniacy. Przemysława zaś książęcia Czeskiego Henryk Wrocławski, Władysław Opolski, Ulryk książę Karyntyi, Otto margrabia Brandeburski. Godzącemu atoli do Moraw, i równie tę ziemię jako i Czechy zamierzającemu spustoszyć, Beli królowi Węgierskiemu zaszedł drogę dnia dwunastego Lipca Przemysław książę Czeski z wojskiem posiłkowém blisko Teben, gdzie rzeka Morawa do Dunaju wpada. Na jednym brzegu Morawy stanęli Węgrzy, na drugim Czesi, i obadwa wojska trzymały się w swoich obozach aż do dnia Ś. Jana Chrzciciela, wybiegając czasami na wzajemne z sobą harce. Tymczasem książę Przemysław opuściwszy granicę Czeską posunął się ku miasteczku Lawie; Stefan zaś, syn króla Beli, w nadziei, że go snadno w drodze pokona, otrzymawszy od ojca część jego wojsk, uderzył na Przemysława. Po stoczeniu bitwy, wojsko Stefana, nie równie mniej liczne niż Czeskie, mając do czynienia z całą potęgą Przemysława, uległo; a pobite i rozproszone pospieszyło złączyć się z resztą wojska, które Bela król Węgierski wraz z posiłkowemi książęty trzymał w obozie; ale w rzece Morawie więcej jeszcze ludzi niżeli w bitwie zginęło. Uczyniono potém rozejm kilkodniowy, po którym stanął pokój między Belą królem Węgierskim a Przemysławem Czeskim książęciem, obustronnie przez panów przedniejszych na sprawiedliwych ułożony warunkach, mocą którego król Bela słusznie Styryi odstąpił. Dla utrwalenia tej zgody przyłączono do niej związki powinowactwa.
Jędrzej biskup Płocki, nazwiskiem Ciołek, przesiedziawszy na stolicy lat sześć, umarł i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił, wybrany od kapituły a za zezwoleniem Ziemowita i Kazimierza książąt Mazowieckich potwierdzony od Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego, Piotr zwany Niedych (Nyedich), szlachcic herbu Wąż, kanonik Płocki.
Prusacy i Litwini barbarzyńcy, rozgniewani na mistrza i Krzyżaków Pruskich o zbudowanie zamku Karszowina na górze Ś. Jerzego, wyprawili się na ich zagładę z największą jak tylko mogli potęgą. A napotkawszy dwa wojska, Pruskie i Inflantskie, które przybyły na obronę zamku, w dzień Ś. Małgorzaty nad rzeką Durom w Kurlandyi bitwę stoczyli, i po straszliwej rzezi, w której mistrz Inflantski Henryk v. Hornshusen i Henryk marszałek Pruski z innymi Krzyżakami polegli, wielu zaś pierzchnęło rozsypką, barbarzyńcy odnieśli zwycięztwo, i tak zamek Karszowin jako i Heilsberg, ogłodziwszy oblężeńców, zdobyli. Gdy poszli potém oblegać zamek Kinsberg, na moście, który sami zbudowali na rzece Pregor, wielu z rąk Krzyżackich poginęło, zaczém zmuszeni byli oblężenie porzucić.
Helmeryk szósty mistrz Pruski wstępuje na władztwo.
Ozuchwaleni zwycięztwem nowonawróceni Prusacy porzucili wiarę chrześciańską i w przeddzień Św. Mateusza wrócili do bałwochwalstwa. A ustanowiwszy sobie wodzem i starostą Glappina, porwali się do broni, i na wszystkich chrześcian w kraju Pruskim zamieszkałych z wielką uderzyli srogością. Kapłany i sługi Boże i wszystkich wyznawców Chrystusowych pomordowali, kościoły popalili, świętości, naczynia i szaty kościelne zelżyli i splugawili.
Celem pomszczenia się na Litwinach i Prusakach, jako też ich wodzu Mendolfie, którego Krzyżacy królem zwykle nazywali, za srogie spustoszenie ziem Mazowieckiej i Pruskiej, wojsko chrześciańskie, zebrane z Polaków, Krzyżaków i Niemców, tudzież innych rycerzy krzyżowych, weszło do Prus niższych, powiatu Natangii, w święto Oczyszczenia Ś. Maryi (ta bowiem pora zdała się do wyprawy najsposobniejszą, kiedy zima pomroziła rzeki, jeziora i bagniska, których pełno jest w kraju Litewskim). A sporządziwszy hufce, wtargnęło do krajów Litwy, Żmudzi, Jadźwingów i innych pogan bałwochwalczych, w celu zwojowania tych krain, i zniszczenia ich rzezią i pożogami. A gdy wszystko co z razu nadarzyło się zniszczono i popalono, droga zaś, którą w głąb Litwy i do innych narodów pogańskich iść wypadało, była grzązka i wielu zawadami utrudniona, obawiano się nadto, iżby wojsku tak wielkiemu nie zabrakło żywności, zwłaszcza iż barbarzyńcy nie wiele zasiewali zboża, a i to pochowali po lasach i bagniskach: zostawiwszy przeto wozy i tabory z małym oddziałem wojska ku ich straży, ruszono pod sam środek nieprzyjaciela. Ale Litwini, Prusacy i inni barbarzyńcy, nie ufając własnemu orężowi, udali się do zdrad i podstępów. Uwiadomieni od swoich szpiegów, jaki był stan wojska chrześciańskiego, jaki szyk jego i rozkład, na oddział zostawiony przy wozach i taborach całą siłą uderzyli, i mimo opór wytrwały z łatwością go pokonali (w porównaniu bowiem z potęgą barbarzyńców mała była garstka chrześcian) i niemal wszystkich żołnierzy stojących tam na straży wymordowawszy, tabory wojenne zabrali. O czém gdy się chrześcianie dowiedzieli od niektórych z niedobitków, którzy z owej porażki uciekli, czémprędzej wrócili w to miejsce, gdzie stały ich tabory, aby barbarzyńców otoczyć. Mieli i oni dość odwagi do stoczenia bitwy, czekali zatém na chrześcian wracających do stanowiska swych wojennych pociągów. A skoro spotkały się oba wojska chrześcian i barbarzyńców, przyszło do krwawej rozprawy, w której wodzowie zachęcali swoich nawzajem, i przez kilka godzin ważył się między niemi los bitwy. Ale chociaż mnóstwo wielkie barbarzyńców poległo, gdy jednak chrześcianie pierwsi ustępować poczęli, a potém wszyscy pierzchnęli, słuszną od Boga karą za przestępstwa chrześcian zwycięztwo dostało się barbarzyńcom: którzy przestając na tej porażce, a obawiając się wpaśdź kędy na zasadzki, nie ścigali już uciekających; zaczém klęska nie była tak wielką, jakiej chrześcianie doznać mogli od siły tak przeważnej. Poległ w tej bitwie rycerz znakomity Schinkop v. Bythen, rodem Westfalczyk, który gdy się przebijał przez szyki nieprzyjaciół, jeszcze do środka nie dotarłszy, padł pod gęstą nawałą ich włoczni. Poległ i hrabia v. Reiderer, i wielu innych mężów szlacheckiego i rycerskiego stanu. Nie mała także liczba żołnierzy dostała się w niewolę barbarzyńcom. Z których gdy oni według swych przesądnych i okrutnych zwyczajów postanowili bogom za otrzymane zwycięztwo jednego spalić na ofiarę, los padł na Hirzhalsa mieszczanina Magdeburskiego; atoli na prośbę niektórych barbarzyńców, że im był znany, po dwa kroć od śmierci go uwolniono; lecz gdy po trzeci raz jeszcze los wypadł na niego, sam się dobrowolnie oddał na ofiarę, i bezbożnym obyczajem spalony został wraz z koniem na którym siedział.
Z powodu niedotrzymania przez Kazimierza książęcia Kujawskiego, Łęczyckiego i Sieradzkiego, umowy dwukrotnie zawieranej między nim a Bolesławem Pobożnym książęciem Kaliskim, o oddanie kasztelanii Lendzkiej, niesłusznie zagarnionej, rzeczony Bolesław Pobożny książę Kaliski z rycerstwem Wielkiej Polski około dnia Ś. Bartłomieja Apostoła wtargnął do ziemi Kujawskiej i począł ją po nieprzyjacielsku grabieżą pustoszyć. A lubo Kazimierz książę Kujawski słał do niego posłów przyrzekając oddać kasztelanią Lendzką, wszelako Bolesław książę Kaliski w swej odpowiedzi oświadczywszy, że już po dwa razy był zawiedziony, nie wprzódy cofnął wojsko swoje z Kujaw, aż gdy połowa zamku Lendzkiego, tudzież zamek, który sam Kazimierz książę Kujawski był zbudował, jemu i urzędnikom jego zostały wydane, a odstąpienie drugiej połowy Wolimirowi biskupowi Włocławskiemu przyrzeczone i uiszczone. Poniósł w tymże czasie Kazimierz książę Kujawski inną jeszcze dotkliwą klęskę: dwaj bowiem synowie jego, Leszek Czarny i Ziemomysł, których miał z pierwszej żony, oskarżywszy macochę swoję... (Eufrozynę), drugą ojca małżonkę, córkę Świętopełka książęcia Pomorskiego, niewiadomo słusznie-li czy niesłusznie, że ich trucizną zgładzić usiłowała, odstąpili ojca swego, i opanowali jego ziemie, Ziemomysł Łęczycką, Leszek Czarny Sieradzką, tudzież zamki i warownie do nich należące, a to za zgodą powszechną i zezwoleniem panów i szlachty ziem rzeczonych, którzy zbrzydziwszy sobie nieludzkość i niesprawiedliwość ojca, chętnie poddali je pod władzę synów; jakoż wspomnieni książęta długo je potém wytrzymywali.
Bractwo tak zwanych biczowników, które najpierwej powstać miało we Francyi i w Paryżu, zarażone różnemi przesądami i zdrożnościami, wzmogłszy się znacznie w Niemczech i rozszerzywszy swoje błędy, przybyło także do Polski. Ludzie do tego bractwa należący chodzili processyami z zakrytemi głowy nakształt mnichów, a obnażając się aż po pępęk, smagali jedni drugich po plecach biczykami kręconemi z poczwórnych rzemyków, mających na końcach węzełki. Obchodzili prócz tego stacye, odpusty, i czynili dziwne nabożeństwa, śpiewając pieśni, każdy w swoim języku, niestworne i grube; była-to bowiem hałastra zebrana z ludzi rozmaitego plemienia i języka. Sami się nawzajem, nie będąc księżmi ale świeckiemi, słuchali spowiedzi, i odpuszczali sobie największe nawet grzechy, a pokutników wprowadzali uroczyście, utrzymując, że ich bractwo miało wielką łaskę u Boga, i duszom zmarłych krewnych, a nawet potępieńcom w piekle i błogosławionym w królestwie niebieskiém, i braciom tego zwolennictwa przy śmierci wielkie zjednywało pociechy i zbawienne pożytki. Gdy zaś to bractwo przybyło do Krakowa, po zwiedzeniu kościołów i dostąpieniu niby odpustów, natychmiast z niego wynosić się musiało, Prandota bowiem biskup zagroził owym biczownikom więzieniem, jeśliby czémprędzej z miasta nie ustąpili. W innych także dyecezyach Polskich wyśmiani zostali i pogardzeni, gdy Janusz arcybiskup Gnieźnieński i inni Polscy biskupi, poznawszy ich błędy, wraz z książętami Polskimi powydawali zakazy, ażeby nikt nie łączył się z tą sektą gorszącą, pod ciężkiemi karami i utratą majątku. W krajach obcych wytępiono ją ogniem i mieczem; a gdy wszyscy zwolennicy poodstępowali od niej i chwalebnie jej błędów się wyrzekli, znikła niebawem ta szkodliwa zaraza.
Kazimierz książę Kujawski, Łęczycki i Sieradzki, zaledwo jednę ukończywszy wojnę z Bolesławem Pobożnym książęciem Kaliskim, zwróceniem mu kasztelanii Lendzkiej, niesłusznie przez siebie zagarnionej, zaraz rozpoczął inną równie niesprawiedliwą z Bolesławem Wstydliwym książęciem Krakowskim i Sandomierskim; a przywłaszczywszy sobie powiat Lelowski, jakoby z prawa do niego miał należeć, zbudował zamek na wzgórku przyległym miastu Lelowu. Ale gdy się ztamtąd oddalił, Bolesław Wstydliwy opanował go i pod swoję przywrócił władzę. Ponieważ zaś książę Kazimierz miał zdrożny obyczaj zabierania i przywłaszczania sobie rzeczy cudzych, przeto sprawiedliwym Boga wyrokiem zasłużył, aby swoje własne utracił. Jakoż dwaj synowie rzeczonego Kazimierza, Leszek Czarny i Ziemomysł, przeciw niemu spiknąwszy się i zbuntowawszy, opanowali zamek Sieradzki; wszystko bowiem rycerstwo Sieradzkie, wzgardziwszy ich ojcem Kazimierzem, i zbrzydziwszy sobie jego nieludzkość, stale przywiązali się do Leszka i Ziemomysła.
Dnia siedmnastego Października Przemysław książę Czeski rozwiódł się i rozłączył z żoną swoją, księżną Małgorzatą, z którą przez lat wiele mieszkał, a to z przyczyny jej niepłodności, i zmyślonej na nię wieści, jakoby po śmierci pierwszego męża ślubowała była wstąpić do klasztoru: pojął zaś w małżeństwo Kunegundę, córkę Rościsława książęcia Bulgaryi, wnuczkę króla Węgierskiego Beli. Gody weselne odbyły się uroczyście w Presburgu. Dnia zaś dwudziestego piątego Grudnia, w którym przypadało właśnie święto Narodzenia Pańskiego, koronował się w Pradze na króla Czeskiego, a rzeczoną Kunegundę nowo zaślubioną małżonkę na królową; obrząd koronacyjny dopełniony był przez arcybiskupa Mogunckiego Wernera. Wzywany od elektorów na cesarstwo, odmówił jego przyjęcia, głośno chełpiąc się przed swoimi: „że więcej u niego znaczyło królestwo Czeskie niż cesarstwo.“ Jeszcze na ów czas stolica Praska nie miała godności arcybiskupiej, ale podlegała arcybiskupowi Mogunckiemu; a ile razy tron był osierocony, króla Czeskiego koronował i namaszczał uproszony arcybiskup Moguncki.
Dnia dwudziestego czwartego Maja umarł w Witerbo papież Alexander IV, przesiedziawszy na stolicy lat siedm i miesięcy dwa. Pochowano go w kościele katedralnym Witerbskim Ś. Wawrzyńca. Po nim nastąpił Urban IV, Francuz, rodem z Troyes (Tricensis), patryarcha Jerozolimski, po powrocie z Ziemi świętej od kardynałów zgodnie obrany w dzień ścięcia Ś. Jana Chrzciciela. Ten Saracenów Sycylią pustoszących, przez Manfreda do państwa kościelnego wpuszczonych, wojskiem z Krzyżowców zebraném pokonał, i rzeczone królestwo Sycylii Karolowi hrabi Prowancyi, bratu króla Francuzkiego, oddał z warunkiem, aby je na Manfredzie odzyskał.
Rusini razem z Litwinami, już poprzednio związani z sobą przymierzem, z całą potęgą swoją i wojskami obu narodów przebrawszy się przez lasy i pustynie, kryjomo i w cichości, aby na niegotowych tém skuteczniej uderzyć mogli, wtargnęli do Mazowsza, i książęcia Mazowieckiego Ziemowita, syna Konrada, przebywającego we wsi i dworze swoim Jaszowsku, inaczej Jazdowie albo Jezdnie (Jaszden), wprzód niżli się wieść rozeszła o tym nieprzyjacielskim napadzie, w przeddzień Ś. Jana Chrzciciela poimali, i tak rzeczonego książęcia Ziemowita, jako i syna jego Konrada i rycerzy z nimi obecnych uwięzili, i wszystek dostatek książęcy rozszarpali. Taką zaś wtedy nienawiść ku Polakom okazali Rusini, że się pastwili nawet nad jeńcami, którzy się sami ich więzom poddali. Jakoż książę Ruski Swamir, czyli Swarno, siostrzeniec Daniela króla Rusi, rozjuszony srogością więcej niż katowską na Ziemowita książęcia Mazowieckiego, który był wpadł w ręce Rusinom, związanego niemiłosiernie ściąć rozkazał. Podobna kaźń byłaby spotkała i jego syna Konrada, gdyby ten nie dostał się był Mendogowi i Litwinom, którzy go u siebie zatrzymali, i w tymże roku dali wykupić z niewoli. Panowie i szlachta Mazowiecka, przygodą swoich książąt i szerzonemi w kraju łupiestwy, za któremi Rusini i Litwa z Jaszowska rozpuścili swoje zagony, niesłychaną wreszcie nieprzyjacioł srogością tknięci, uczuli w sobie ducha odwagi, a powoławszy tak rycerstwo jak i lud wiejski do broni, aby się jednego z książąt okrutnej pomścić śmierci, drugiego wydobyć z więzów, i powściągnąć szerzone po włościach i domach swoich grabieże i pożogi, wyszli zbrojno przeciw nieprzyjaciołom, gotowi rozeprzeć się z nimi w boju, acz z własném niebezpieczeństwem (liczne bowiem były przeciwników tłumy, ani równać się mogli z ich siłą). Dognawszy zatém Rusinów i Litwę dnia piątego Sierpnia we wsi zwanej Długosiedle, stoczyli walkę; a lubo w zaciętym z obu stron boju rycerstwo Mazowieckie, żwawo dobijając się zwycięztwa, wielką nieprzyjaciołom zadało klęskę, w końcu jednak, uległszy przeważniejszej liczbie, zmuszone było do odwrotu; Rusini i Litwa otrzymali zwycięztwo, wielu z Mazowszan znakomitszych rycerzy poległo w boju lub dostało się do niewoli. Poczém dopiero najezdnicy, dumni zwycięztwem i zabraniem wodzów przeciwnikowi, rozsypawszy się osobnemi kupami i oddziałami po wszystkich okolicach Mazowsza i większej części Kujaw, ludzi wszelakiego stanu zabijali i brali jeńcem, stada niezliczone bydła i innego dobytku zagarniali w zdobyczy, palili miasta i wioski; nakoniec obciążeni łupami, z licznym gminem brańców wrócili do swoich siedlisk.
Tknięty tak smutną dolą ziemi Mazowieckiej, dwukrotnym najazdem barbarzyńców zamienionej prawie w pustynię, i skłoniony ustawicznemi prośbami Gertrudy księżny Mazowieckiej, wdowy po Ziemowicie książęciu Mazowieckim, Bolesław Pobożny książę Kaliski z wojskiem konném i pieszém, z znacznym pocztem rzemieślników różnego zawodu, dostatkiem żywności i statków wojennych, przybył w dzień Ś. Michała do Mazowsza, i niedobitków tamecznych do siebie garnących się zbierał, cieszył, i jakiemi tylko mógł podarkami i dobrodziejstwami wspierał. Posunąwszy się potém do miasta Płocka, zamek od barbarzyńców spalony i zrujnowany przemyślnym kunsztem odbudował, wałami i przekopami umocnił. A gdy wszystko było należycie wykończone, oddał go wdowie książęcia Ziemowita i synom jego Bolesławowi i Konradowi. Godny zaiste pamięci i uwielbienia, że zatarł niesławę narodu Polskiego, a swą szczodrotą, łaskawością i pracą usilną ubezpieczył Mazowsze od barbarzyńskich najazdów i ostatecznej niemal zguby.
Kiedy w Polsce i krainach przyległych poczęła głośno i szeroko rozsławiać się przez znaki wielorakie i cuda świętość i łaski pełna godność Błogosławionej Jadwigi, księżny Szlązkiej i Polskiej, wdowy po Henryku Brodatym książęciu Szlązka i Wielkiej Polski, któremi Bóg za jej cnoty i zasługi uwielbić ją raczył, książęta Polscy i Szlązcy, Władysław biskup Salcburski, Konrad Głogowski i Henryk Wrocławski, synowcowie jego, niemniej Tomasz biskup Wrocławski, wraz z duchowieństwem i kościołem swoim, w celu starania się o kanonizacyą, zebrawszy potrzebne pieniądze, wysłali Salomona archidyakona Krakowskiego, mistrza Mikołaja scholastyka Krakowskiego, i Aherengeberta dziekana Wyszegradzkiego, kanoników Wrocławskich, do Urbana papieża. Którzy gdy przez usta Salomona archidyakona Krakowskiego na konsystorzu jawnym wyrazili poselstwo swoje, opowiedziawszy Błogosławionej Jadwigi ród, życie, cnoty i cuda za życia i po śmierci zdziałane, papież Urban IV, dla zachowania zwykłej powagi i przezorności, wyznaczył Wolimira biskupa Włocławskiego, i brata jego Szymona kaznodziejskiego zakonu, prowincyała Polskiego, do zbadania życia i cudów Błogosławionej niewiasty, i osobnemi listy wydał im ku temu zlecenie. Sprawa ta, przez Wolimira biskupa Włocławskiego i Szymona prowincyała Polskiego poczęta w dniu dwudziestym piątym Października roku tysiącznego dwóchsetnego sześćdziesiątego drugiego, toczyła się aż do roku Pańskiego tysiącznego dwóchsetnego sześćdziesiątego czwartego.
Po klęsce zadanej w roku przeszłym ziemi Mazowieckiej pod Długosiedlem, zniszczeniu jej pożogami i grabieżą, pomordowaniu i zabraniu książąt i rycerzy w niewolą, Rusini i Litwa wymierzywszy na nię nową klęskę i nowe spustoszenie, wtargnęli powtórnie do Mazowsza; lecz gdy spodziewane łupy nie odpowiedziały ich chciwości i nadziejom (wszyscy bowiem mieszkańcy Mazowsza częścią w roku przeszłym uprowadzeni zostali w niewolą, częścią pokryli się po lasach i miejscach niedostępnych) nawrócili do kasztelanii Łowickiej, posiadłości arcybiskupa Gnieźnieńskiego, o której dowiedzieli się od zbiegów i języków, że była jeszcze całą i nietkniętą. A zdążywszy do niej szybkim pochodem, porabowali i popalili wsie i dwory arcybiskupie, i gdy nikt nie wyszedł do obrony, z mnogą zdobyczą ludzi i bydła, dumni i radośni wrócili do swoich krajów. Takiego niemal losu doznali także Krzyżacy Pruscy, których barbarzyńscy Prusacy najechawszy w zamku Wissenburgu, i zamek ten opanowawszy, zmusili uciekać do Mazowsza. A lubo i tam poszli za nimi w pogoń, gdy jednak wódz ich Dway został raniony, zaniechali dalszej pogoni. Podstąpili potém pod zamek Krzyżborg (Kreuczborg), który po trzechletniém oblężeniu i wypędzeniu z niego Prusaków mocą zdobyli.
Bóg miłosierny, postanowiwszy wesprzeć swoją łaską Polaków w ziemi Mazowieckiej mieszkających, którzy za liczne a żadną pokutą nie zgładzone grzechy, z sprawiedliwych jego wyroków rozmaite od barbarzyńców ponosili ciosy, a razem skrócić pychę i zapamiętałą zuchwałość Litwinów, tudzież innych ludów barbarzyńskich, chełpiących się swoim orężem, dozwolił, aby między nimi zawrzały rozterki, i rozetlało naprzód zarzewie, a potém wybuchnął ogień wojny domowej. Przykrą bowiem i uciążliwą była dla innych książąt Litewskich potęga Mendolfa czyli Mendoga, króla Litwy, który usiłował przywłaszczyć sobie zwierzchnie nad całym krajem rządy; obawiali się oni, że jeżeli tej potęgi nie złamią, uciśnie ich kiedyś twardym ciosem. Naprzód więc jęli oczerniać go przed ludem, że porzuciwszy dawne obrządki przeszedł na wiarę chrześciańską, że ziemie ojczyste Litwinów, zarówno do nich jak i do niego należące, Krzyżakom pozapisywał; potém uknowali spisek, którego głowa Strojnat czyli Trojnat (Trognat), drugi dostojeństwem po Mendogu, bratanek jego, umyśliwszy opanować władzę najwyższą i stolicę książęcą Litwy, śpiącego zdradziecko zamordował, wszystkich synów jego wytępił, i panowanie przemocą zagarnął.
Dnia drugiego Kwietnia brat Hanno v. Sangerhausen, ósmy mistrz Pruski, założył klasztor Ś. Mikołaja zakonu kaznodziejskiego w Nowym Toruniu nad rzeką Makrą, która niedaleko od miasta ma swój początek; i nadał w posagu mnichom rzeczonego klasztoru wolność łowienia ryb na swój użytek we wszystkich rzekach, stawach, jeziorach i bagnach.
Zaćmienie słońca, które się w tym roku wydarzyło w dzień Ś. Dominika, wiele smutnych sprowadziło w niektórych krajach następstw, a zwłaszcza w Czechach, gdzie z przyczyny gradobicia i posuszy taki był niedostatek zboża, że wiele ludzi obojej płci z głodu wymarło.
Piotr biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy pół trzecia roku, umarł, i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił Tomasz, zwany Tomkiem, kanonik Płocki i kanclerz książęcia Kazimierza, szlachcic z herbownego domu Prus, wybrany drogą kompromissu, a od Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego, za przychylném zezwoleniem Ziemowita i Konrada książąt Mazowieckich, potwierdzony i w kościele Gnieźnieńskim na biskupa wyświęcony.
Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, zamierzywszy wyprawę przeciw barbarzyńskim Jadźwingom, którzy jako ościenni księstw jego sąsiedzi najniebezpieczniejszemi byli dla niego wrogami, i często jego państwa najeżdżali, zapowiedział ją we wszystkich ziemiach i powiatach. A gdy zewsząd wojska ściągnęły pod Zawichost, sam osobiście wyszedł z niemi na wojnę. Naród ten Jadźwingów, siedzący ku północy, graniczy z Mazowszem, Rusią i Litwą. Mówią oni językiem podobnym jak Prusacy i Litwini, z którymi mogą się łatwo zrozumieć. Jest-to lud dziki i wojenny, a sławy i rozgłosu u potomnych tak dalece chciwy, że dziesięciu Jadźwingów szło nie raz na stu nieprzyjacioł, tą jedynie pochlebiając sobie nadzieją, że jak wiedzieli, po zgonie, dzielne ich czyny w pieśniach ludu będą sławione. Która-to żądza stała się dla nich zgubną: gdy bowiem w małej liczbie łatwo bywali zwyciężeni, wszystek naród stopniami w częstych wyginął klęskach; jakoż żaden z nich niebezpieczeństwa i wątpliwej nie unikał walki, ani w stoczonej bitwie nie cofał nigdy kroku. Zaczém Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, wkraczając do ich kraju, sporządził naprzód hufce, opatrzył starannie wszystko, co do wojennej sprawy należało; a zwoławszy koło rycerskie, zagrzał umysły do walki. W wielu stoczonych z nimi poprzednio bitwach doświadczywszy, że miał do czynienia z przeciwnikiem zaciętym, gotowym umrzeć albo zwyciężyć (nie ścierpieliby albowiem Jadźwingowie, aby włości ich bezkarnie pustoszono, ani zwykli oszczędzać swego zdrowia) poustanawiał Bolesław rotmistrzów, którzyby straż tylną w kupie trzymali, a żołnierzom nie dozwalali odbiegać swoich chorągwi i stanowisk; i w takiej gotowości posuwał się z swém wojskiem, jakby nieprzyjaciel już był przed nimi. Jakoż dobrze przewidział rzeczy: Jadźwingowie bowiem, między którymi najwyższe miał dowództwo Komiat (Comath), posłyszawszy o zbliżaniu się Polaków, żwawo skoczyli do broni i stawili im pole, broniąc pustoszenia swojej ziemi. Dnia dwudziestego trzeciego Czerwca doniosły czaty, że nieprzyjaciel tuż nadchodzi; i tegoż samego dnia o świcie, gdy Bolesław stał jeszcze obozem, ukazało się wojsko Jadźwingów gotowe do boju. Obaczywszy je Bolesław, wyprowadził swoje hufce: rzucili się na siebie zażarcie i z ślepym zapędem przeciwnicy; powstała walka, i z równémi siły, z równém szczęściem trwała przez godzin kilka; Jadźwingowie z nadzwyczajną zaciętością kwapili się do zwycięztwa; lecz gdy Polacy przeważniejsi liczbą, świeże coraz i nietknięte roty podsuwali w miejsce znużonych i poległych, a wódz nieprzyjacielski Komiat w zbytniém męztwa uniesieniu, usiłując podtrzymać walkę, wpadł na zastęp Polaków i włoczniami ich zakłóty poległ, ustąpiła Jaćwież przemocy. Nie wstrzymał reszty barbarzyńców od walki zgon wodza Komiata, ani widok rozbitych i znacznie przerzedzonych szyków: wszyscy więc zostali wycięci i zniesieni do szczętu. Ale i Polacy drogo okupili swoje zwycięztwo; wielu bardzo poległo, wielu ciężkie poniosło blizny. W tej jednej wszakże bitwie wszystek niemal naród, wszystko plemię Jadźwingów wyginęło, tak dalece, że prócz małej liczby, i to najwięcej chłopstwa i rannych niedobitków, którzy częścią przeszli pod władzę Bolesława, częścią połączyli się z Litwinami, nie pozostał dziś prawie żaden ślad Jadźwingów. Kraj ich cały, liczne stada bydła, w które najbardziej obfitowali, i wszystkie ich dobytki Bolesławowi Wstydliwemu i jego wojsku dostały się w zdobyczy. Wszystkich Bolesław zmusił do przyjęcia chrztu i wiary chrześciańskiej, opornych śmiercią pokarał. Prosił potém papieża Urbana, aby w pozostałych szczątkach narodu, nawróconego do wiary chrześciańskiej, ustanowił biskupa dla utrzymania i utwierdzenia Jadźwingów w nowo przyjętej wierze. Ku czemu, iżby nie zdawało się komu zmyśleniem, przywodzimy tu na świadectwo List Apostolski do arcybiskupa Gnieźnieńskiego z tej okoliczności wydany:
„Alexander biskup, sługa sług Bożych. Wielebnemu Bratu Arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Z strony ukochanego syna, przesławnego męża Bolesława książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, kościołowi Rzymskiemu pobożnie przychylnego, wniesioną do nas została prośba pokorna, abyśmy między pogańskiemi Jadźwingami (Jaraczones), którzy z państwem tegoż Książęcia ościennie graniczą, Tobie i Suffraganom twoim zalecili opowiadać słowo Boże, w tej niewątpliwej nadziei, że przez takowe poselstwo, jako też kazania i namowy ukochanych synów naszych, Braci mniejszych, wspomnieni poganie nawrócą się do wiary chrześciańskiej; a gdy ich kraj temuż Książęciu, jak utrzymuje, nadany jest od Stolicy Apostolskiej, abyśmy tam biskupa jakowego ustanowili. Zalecamy przeto niniejszym Apostolskim listem Twej Braterskiej Miłości, ażebyś, jeśli tak jest, rzeczonym poganom, gdy przejdą na łono chrześciańskiej wiary, starał się z mocy i upoważnienia naszego naznaczyć na biskupa jaką osobę zdatną, a to bez ubliżenia czyjemukolwiek prawu, i jeżeli ta prowincya do jakiego biskupstwa nie należy. Dan w Rzymie.“
Henryk biskup Chełmiński, mnich zakonu kaznodziejskiego, nie dość mając na zamienieniu kościoła swego Chełmińskiego, który był świeckim odebrał, na zakonny, oddany kanonikom regularnym Ś. Augustyna, znowu, bez wiedzy i porady swego metropolity arcybiskupa Gnieźnieńskiego, przeistoczył go na zakonny Krzyżacki; a porzuciwszy regułę i szatę kanoników regularnych, przyjął wraz z kapitułą swoją Chełmińską śluby i szaty zakonu Krzyżaków Teutońskich Ś. Maryi; do której-to zmiany tak jego jak i kapitułę namówił i skłonił swemi prośbami ówczesny wielki mistrz Pruski Helmeryk i bracia jego zakonu, za zezwoleniem i łaską Anzelma biskupa Warmińskiego, na ów czas legata stolicy Apostolskiej w Prusach. Działo się to dnia pierwszego Lutego.
Gdy barbarzyńcy Prusacy oblegali zamek Bergfryd, podstąpili zbrojno Krzyżowcy, i napadłszy na śpiących Prusaków, tysiąc trzysta ich wycięli, resztę zmusili do ucieczki, a zamek Bergfryd, iżby go kiedykolwiek nie odzyskali barbarzyńcy, z dymem puścili. Prusacy, zebrawszy silniejsze wojsko, wpadli do ziemi Chełmińskiej, i spustoszyli ją mieczem, ogniem i grabieżą. Wyszedł przeciw nim Helmeryk mistrz Pruski, ale porażony od Teodoryka marszałka zginął w boju, barbarzyńcy wzięli górę, legło przytém czterdziestu Krzyżaków wraz z mistrzem i marszałkiem, i potęga Krzyżacka znacznie ucierpiała. W miejsce poległego mistrza Helmeryka obrany został siódmy mistrz Ludwik v. Baldersheim (Baldensthen).
Nie obyło się i w tym roku u Litwinów i Prusaków bez rozruchów wewnętrznych i nieszczęść domowej wojny. Gdy bowiem Mendog król Litwy wraz z synami od bratanka swego Strojnata zdradziecko zabity został, Woysalk syn i Teofil brat stryjeczny Mendolfa czyli Mendoga kniazia Litwy, postanowiwszy pomścić się śmierci Mendolfa, uknowali spisek na Strojnata książęcia, który po zgładzeniu Mendolfa opanował był rządy i władzę zwierzchnią na Litwie. Jakoż napadłszy nań zdradziecko, gdy się łowami zabawiał, i po zadanych mu rozmaitych mękach wyrzuciwszy mu zbrodnię morderstwa, dokonali na nim dzieła zemsty: poczém owładnęli sami rządy, utracone przez zabicie Mendolfa. A lubo rzeczony Wojsalk był już na mnicha Ruskiego postrzyżony, porzuciwszy jednak stan duchowny, i przybrawszy sobie książąt Litewskich ku pomocy, postanowił zemścić się śmierci ojca, Strojnata zabił i uczynił się książęciem Litwy.
Dla silniejszego utwierdzenia przymierza między Belą królem Węgierskim a Przemysławem czyli Ottokarem królem Czeskim, książę Bela, syn Beli króla Węgierskiego, pojął w małżeństwo Kunegundę, córkę Ottona III margrabi Brandeburskiego, zrodzoną z Beatryxy, córki Wacława a siostry Ottokara czyli Przemysława, królów Czeskich. Atoli rzeczona Kunegunda, po zejściu we dwa lata małżonka swego Beli, poszła powtórnie za książęcia Luneburskiego. Drugą jej siostrę rodzoną Mechtyldę zaślubił książę Slawoński Barwin.
Tegoż roku ukazała się na niebie kometa czyli gwiazda gorejąca i ognista, tak wielka i osobliwa, jakiej żaden z żyjących nigdy dawniej nie widział. Wyszedłszy od wschodu z błyskawicą, posuwała swoję miotłę jasno świecącą na zachód aż do środka niebokręgu: trwał ten widok przeszło trzy miesiące. Zaraz w pierwszym dniu jej ukazania się papież Urban zapadł w niemoc, i w dniu jej zejścia t. j. ostatniego dnia Września życie zakończył w Perudżyi, przesiedziawszy na stolicy lat trzy i miesiąc jeden. Nie tylko zaś śmierci papieża ta kometa zdawała się być zwiastunką, sprowadziła ona i na Polskę innego rodzaju nieszczęście. Przy schyłku jej bowiem nastał wielki pomorek na bydło. Papież zaś Urban pochowany został w Perudżyi w kościele większym: obrząd pogrzebowy odprawiali kardynałowie. Ten papież ustanowił na nowo uroczystość Bożego Ciała od wszystkich poprzedników swoich zaniedbaną; a Ś. Tomasz z Akwinu, doktor, ułożył na to święto pacierze kapłańskie (officium) w tak stosownych i treściwych wyrazach, że w niej zawarł wszystkie figury starego Testamentu Sakrament Ciała Pańskiego wyobrażające. To atoli ustanowienie z przyczyny zejścia Urbana nie dojrzało pod ów czas w zupełności.
Wysłannicy pierwotnie naznaczeni do starania się o kanonizacyą Ś. Jadwigi księżny Polskiej, wdowy po Henryku Brodatym, jako to: Salomon archidyakon, Mikołaj scholastyk Krakowski i Aherengebert dziekan Wyszegradzki, mając w ręku wywód słowny z świadków i listy komissarzy Apostolskich, Wolimira biskupa Włocławskiego i brata jego Szymona, prowincyała Polskiego, wyruszywszy w końcu Sierpnia przybyli do Perudżyi, ale trafili właśnie na zgon papieża Urbana IV. Wielce ich to dotknęło, widzieli bowiem, że przez śmierć Urbana sprawa ich w nowe popadnie trudności. Musieli wszelako czekać na wybór nowego papieża.
Bogufał biskup Poznański dnia piętnastego Grudnia we wsi kościoła swego Ciążynie (Czansim) albo Czyrmnie umarł, i w kościele Poznańskim pochowany został. Siedział na stolicy biskupiej lat dziesięć, źle używszy swych rzadkich przymiotów, jakiemi od Boga i przyrody był uposażony.
Liczne i zbrojne kupy Rusinów, zebrane ze wszystkich niemal dzielnic książąt Ruskich, pod przewodem Swarna, który ich do wojny namówił i zgromadził, najechały ziemię Sandomierską książęcia Bolesława, i przez dni kilkanaście pustoszyły ją ogniem i grabieżą. Aliści panowie Sandomierscy spiesznie i bez porozumienia się nawet z książęciem swoim Bolesławem, aby nieprzyjaciel nie umknął z zdobyczą, wyszli przeciw nim z gromadami chłopstwa, dla ukazania Rusinom większego na pozór wojska. A upatrzywszy porę sposobną, kiedy Ruś rozsypana i pląsająca po włościach zabawiała się łupiestwem, uderzyli na nich i z łatwością ich pokonali i rozproszyli; albowiem mała tylko liczba stanęła do walki, reszta pierzchnęła w rozsypce. W pogoni za uciekającymi, jednych wytępiali orężem, drugich brali w niewolą: a zadawszy nieprzyjaciołom ogromną klęskę, odbiwszy zabraną zdobycz, opanowali nadto ich obozy i wszystkie tabory, i świetne nad Rusinami odnieśli zwycięztwo.
Książę Leszek Czarny, od ojca swego Kazimierza książęcia Kujawskiego i Łęczyckiego usamowolniony, za zezwoleniem tegoż ojca Kazimierza objął działem sobie przypadającym księstwo Sieradzkie; a Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski przybrał go, jako synowca po bracie stryjecznym, za syna. Osobnym zaś zapisem i przywilejem uczynił go wszystkich księstw swoich spadkobiercą, postanowiwszy, aby on sam wszystkie jego ziemie, księstwa i własności dziedziczył (wiele bowiem jemu i jego radzie zdawał się Leszek wróżyć swemi cnoty). Tenże Leszek Czarny pojął w małżeństwo Gryfinę dziewicę, córkę Rościsława książęcia Rusi; dziewosłębił sam Bolesław Wstydliwy te związki, aby jego krajom zapewnić przez nie spokojność. Gody weselne odprawiono z wielką uroczystością w zamku Krakowskim, który pod te czasy Bolesław Wstydliwy nowemi i trwałemi przyozdobił był gmachami, całą górę niemi zabudowawszy.
Gdy nadszedł dzień Nawrócenia Ś. Pawła Apostoła, naznaczony do wyboru nowego biskupa Poznańskiego, Piotr czyli Pietrzyk, proboszcz Poznański, szlachcic herbu Habdank, syn rycerza Drogosława z Skorewa, przez tajemne głosowanie obrany został biskupem Poznańskim. Ten jakkolwiek Januszowi arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu wybór swój przedstawił w Zninie i prosił o potwierdzenie, wszelako Janusz arcybiskup Gnieźnieński, więcej sprzyjając Falęcie dziekanowi Gnieźnieńskiemu, którego Bolesław Wstydliwy książę Kaliski i Gnieźnieński i żona jego księżna Helena usilnie popierali i na biskupstwo wiedli, Pietrzykowi obranemu zarzucił nieświadomość nauk a osobliwie kanonów. Zaczém dziekan Poznański Jan, syn Westka (Vestkonis) rycerza, obawiając się, aby elekcya przez arcybiskupa Gnieźnieńskiego nie została unieważnioną, założył appellacyą. Ale po kilku dniach odstąpiwszy i Piotra obranego i apelacyi, przeszedł na stronę dziekana Gnieźnieńskiego Falęty. Tymczasem kapituła Poznańska, nie stojąc jak należało przy swej elekcyi, gdy zwłaszcza sam Pietrzyk zrzekł się swojego prawa, przystąpiła do nowego wyboru (nie bardzo podobno rozmyślnie, już bowiem obierając Piotra dopełniła swojej powinności) i Jana archidyakona Poznańskiego, męża uczonego i wielce zacnego, obrała biskupem. Ten także, gdy do Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego udał się o potwierdzenie swego wyboru, Janusz odmówił jego żądaniu, oświadczając, że kto inny już został wybrany. Wtedy nową wyniesiono naganę, i sprawę odesłano do kuryi Rzymskiej. Pomimo tego, Janusz arcybiskup Gnieźnieński, odrzuciwszy skargę, którą kapituła Poznańska powtórnie wyniosła w drodze odwołania przez Mikołaja wikaryusza Poznańskiego, zwanego Kollektą, przeciw potwierdzeniu i wyświęceniu rzeczonego Falęty, w miasteczku Pyzdrach potwierdził i wyświęcił tegoż Falętę dziekana Gnieźnieńskiego. Atoli papież Klemens IV, po roztrząśnieniu wyborów tak Falęty potwierdzonego już od arcybiskupa Gnieźnieńskiego, który stawił się nawet obecnie przed papieżem, jako też Jana archidyakona Poznańskiego, zniosłszy obiedwie elekcye, uważane jako czyn prosty, prawom kanonicznym przeciwny, Mikołaja scholastyka Krakowskiego, który właśnie pod ów czas w Rzymie popierał kanonizacyą Ś. Jadwigi, wyniósł na biskupstwo Poznańskie, i w Witerbo, kędy ówcześnie przebywał, kazał wyświęcić. A tak w obec trzech ubiegających się o stolicę Poznańską współzawodników, czwarty, wcale niespodziewany dostał infułę, (aby się spełniło proroctwo w Piśmie); był-to szlachcic, rodem Polak z domu herbownego...
Sasi dowiedziawszy się z pogłoski, że zamek Santok od tamecznej załogi Polskiej niedbale był strzeżony, najechali go, a opanowany wydali Konradowi margrabi Brandeburskiemu, jakoby wiano posagowe żony jego Konstancyi, córki Przemysława niegdy książęcia Poznańskiego. Bolesław Pobożny książę Kaliski, opanowanie rzeczonego zamku wziąwszy za wyrządzoną sobie dotkliwą krzywdę, zebrał wojsko i ruszył w celu odzyskania Santoka. Ale nim zdążył do niego, panowie znaczniejsi z obojej strony wstawili swoje pośrednictwo do zgody. Stanęła więc umowa między Konradem margrabią a Bolesławem Pobożnym, którą zobowiązali się wzajemnie, aby Bolesław książę Kaliski zamek swój Santok, a Konrad margrabia drugi zamek Drdzen, jako im wzajem szkodliwe, a łotrom i napastnikom wielce dogodne, zburzyli. Co też obadwaj wedle umowy uskutecznili.
Dnia czwartego Września Konrad, trzeci syn Henryka Brodatego i świętej Jadwigi, zszedł ze świata.
Rzymski kościoł po śmierci Urbana IV, z przyczyny niezgody między kardynałami, przez pięć miesięcy był osierocony: nareszcie dnia piątego Lutego Gwido syn Falkodiusa, rodem z Prowancy}}i, kardynał de villa S. Aegidii, biskup Sabiński, aczkolwiek nieobecny, obrany został papieżem i nazwany Klemensem IV. Mąż wielkiej prawości i przykładnych obyczajów, który wszelakiego stanu w życiu doświadczał, a w każdym zachować się umiał godnie i uczciwie. Najpierwej żył w stanie małżeńskim, potém owdowiawszy, został naprzód biskupem Onixeńskim, potém arcybiskupem Narboneńskim, wreszcie przez Urbana IV na dostojność Sabińskiego kardynała biskupa wyniesiony, w czasie wybuchłej między Henrykiem a Szymonem hrabią Montfortskim zapalczywej wojny, sprawował poselstwo w celu uspokojenia Anglii: zkąd gdy ukryty pod obcém odzieniem, z powodu niebezpiecznej w czasie wojny przeprawy, do Perudżyi powrócił, zaledwo łzami kardynałów dał się ubłagać aby przyjął papiestwo. Po wstąpieniu zaś na stolicę, zaraz z swoją kuryą udał się do Witerbo, gdzie ustawicznej pracy, postom, modlitwom i innym dobrym uczynkom tak się gorliwie poświęcał, że jego zasługom i łasce u Boga przyznawano uspokojenie wielu przeciwności, które pod ów czas kościoł trapiły.
Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, postanowiwszy pomścić się niezasłużonej śmierci brata swego stryjecznego Ziemowita książęcia Mazowieckiego, przez Swarna książęcia Rusi, siostrzeńca Daniela króla Ruskiego, morderczo i okrutnie zabitego, i wstrzymać ustawiczne tegoż Swarna na Polskę napady, zapowiedział w krajach swoich pospolite ruszenie przeciw Rusi. Kierunek tej wyprawy, za zgodną uchwałą radców, poruczył Piotrowi wojewodzie Krakowskiemu. Gdy więc wojska zebrały się pod Ropczycami, ruszono do kraju Swarna. Ale wojewoda Krakowski, wódz wyprawy, bojąc się, ażeby w razie jakiej porażki albo niepowodzenia na wojnie, nie oskarżono go o nierozwagę i opieszałość, nie przedsiębrał nic bez wspólnej narady, i z dostojnikami, którzy obecnymi byli na wyprawie, a zwłaszcza z Januszem wojewodą Sandomierskim, i dowódzcami pojedynczych zastępów, porozumiewał się o sposobie prowadzenia wojny; czuwał troskliwie nad wojskiem tak w obozach jak i w pochodzie i w opatrywaniu go żywnością, pokąd szczęśliwie nie wrócono do kraju. Skoro Polacy wkroczyli do ziemi Ruskiej, i już drugim spoczywali obozem, wyszedł przeciw nim książę Swarno z licznemi pułkami Rusinów i Tatarów, i dnia ósmego miesiąca Czerwca, w Piątek, rozpoznawszy ich siły, nie o podal od stanowisk Polskich, w miejscu zwaném *Pięta (Pyetha) zatknął swoje namioty. Wojsko Polskie w tym dniu wstrzymało się od walki i czekało dnia następnego, tusząc, że dzień, w który przypadała uroczystość ŚŚ. Gerwazego i Protazego Męczenników, będzie dla nich pomyślny, dla Rusinów zaś złowróżby i nieszczęśliwy; w tym bowiem dniu z Romanem książęciem Ruskim i jego ogromném wojskiem pod miasteczkiem Zawichostem dawniejszemi czasy szczęśliwie walczono. W sobotę więc, w uroczystość ŚŚ. Gerwazego i Protazego, o świcie, wojewoda Krakowski Polaków a Swarno Rusinów wywiedli do walki. Rusini wyrzucili chmurę strzał, Polacy nawzajem przywitali ich swemi pociskami, i zaraz starły się oba wojska, z obojej strony powstał bój zacięty. Ale wnet Polskie hufce poczęły przemagać, a uderzywszy w sam środek nieprzyjacioł, wielką zadały im klęskę. Swarno, chociaż nie tylko wodza ale i żołnierza razem wypełniając powinność, popierał walkę i słabiejące w kilku miejscach podtrzymywał szyki, naostatek jednak, widząc wojsko swoje pobite i znacznie przerzedzone, sam umknął z bitwy, aby się żywcem nie dostał w ręce Polakom. Dopieroż w pogoni za Rusią poczęto rzeź straszliwą, i nie mniejsza liczba Rusinów poległa w ucieczce niżeli w boju (Polacy bowiem ścigali ich o mil kilka); wielu także, którym Polacy znużeni mordem oszczędzili życia, poimano jeńcem. Cały obóz Rusinów, w wielkie bogactwa zamożny, zabrany został w zdobyczy. Dwa dni jeszcze pozostali Polacy na pobojowisku. Po splądrowaniu wreszcie i zniszczeniu ogniem kraju Swarna, wojewoda Krakowski zwycięzkie wojsko Polskie, unoszące świetny i bogaty plon różnego rodzaju łupów, któremi się zbogaciło, odprowadził do Polski, sam niemniej dumny i radosny, że pod jego wodzą i sterem wyprawa tak szczęśliwie się powiodła. Rusinów zaś ta klęska tak dalece przeraziła i upokorzyła, że przez długie lata potém nie ośmielili się krajów Polskich napastować. Jak powszechnie mniemano, zwycięztwo to sławne, odniesione pod ów czas nad Rusinami, nie siły ludzkie sprawiły, bo nieprzyjaciele więcej jak w czwórnasób Polaków przewyższali liczbą, ale łaska i miłosierdzie Boże, i wstawianie się kościoła za ludem Polskim gorącemi prośby i łzami, modłami, nabożeństwy i ofiarami, a nadewszystko cnoty i zasługi Bł. Kunegundy, żony książęcia Bolesława, która gdy się modliła i prosiła Boga o ocalenie Polaków i użyczenie im zwycięztwa, ukazało się jej dwóch mężów ubranych w bieli, którzy jej oznajmili o przyszłém zwycięztwie, za jej przyczyną od Boga Polakom obiecaném; a temi Świętemi mieli być, jak niektórzy mniemali, ŚŚ. Gerwazy i Protazy.
Bolesław Pobożny, książę Kaliski i Wielkopolski, nie dotrzymując umowy z Konradem margrabią Brandeburskim zięciem swoim w roku przeszłym zawartej, mocą której zobowiązał się był zburzyć zamek Santok i innego nie stawiać, dla zasłonienia się od napaści Sasów i Konrada Brandeburskiego, w miejscu dawnego zamku, który był obszerniejszy i większy, jako przeznaczony do zachowania stad bydlęcych szlachty i wieśniaków, zbudował mniejszy zamek książęcy, używszy do tej roboty żołnierzy pieszych i konnych, którzy rzemieślnikom gęstą ręką rzeczy do budowy potrzebnych dostarczali, tak iż w przeciągu jednego niespełna miesiąca zupełnie go ukończył, załogą zbrojną osadził, a opatrzywszy go żywnością i stosowną obroną, sam z wojskiem odstąpił. Aliści za odchodzącym poszedł zbrojno Konrad margrabia Brandeburski, zamek Santocki obległ, a uwziąwszy się całemi siłami aby go dobyć, tak dalece budowę jego i nasypiska jeszcze świeże kuszami i taranami zrujnował, że gdyby nie spieszna odsiecz, lada dzień zamek byłby zdobyty. Bolesław Pobożny, książę Kaliski, nie chcąc z sąsiadem i zięciem swoim staczać walki, troskliwy przytém o zdrowie i wolność rycerzy, którzy bronili zamku, wysłał do Konrada margrabi panów znaczniejszych, z przyrzeczeniem, że umowy nadal dotrzyma. A gdy Konrad margrabia warunki podane przyjął, zamek Santok, po wyprowadzeniu z niego załogi, z rozkazu panów Polskich w obec Konrada margrabi i jego wojska spalono.
Litwini, Prusacy, i innych narodów barbarzyńskich zgromadzone hordy, nie śmiejąc napastować innych ziem Polskich, wtargnęły znowu na Mazowsze, i tę część Mazowsza, która jeszcze nie była spustoszoną, złupiły i zniszczyły pożogami. A gdy książęta Bolesław i Konrad szczupłe nader mieli siły, i trzymając się jedynie w zamkach i warowniach, żadnego nie stawili im oporu, przeto zagarnąwszy znaczne łupy, i nawiedziwszy jeszcze miasto Płock, do krajów swoich powróciły.
Dnia dwudziestego pierwszego miesiąca Września, Prandota biskup Krakowski, mąż chwalebnego życia, i kanonizacyi Ś. Stanisława główny popieracz i sprawca, opatrzony śś. Sakramentami, po wysłuchaniu mszy świętej, pobożnie i przykładnie o zachodzie słońca umarł, i w kościele Krakowskim w kaplicy ŚŚ. Piotra i Pawła pochowany został, przesiedziawszy na stolicy Krakowskiej lat ośmnaście. Gdy więc prałaci i kanonicy Krakowscy zebrali się w celu obrania nowego biskupa, Paweł kanonik Krakowski, szlachcic herbu Półkozy, syn Jazdona z Przemąkoa, kanclerz książęcia Bolesława Wstydliwego, zgodnemi głosy w drodze kompromissu, przez wyznaczonych do tego mężów, jako to Gerarda proboszcza Wiślickiego, mistrza Stefana, i Wysza (Vyszon), kanoników Krakowskich, dnia siódmego Września obrany został biskupem, i w tymże roku od metropolity Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego w dzień ŚŚ. Szymona i Judy w Uniejowie potwierdzony; roku zaś następnego w Lelowie w Niedzielę drugą postu przez tegoż Janusza metropolitę na biskupa wyświęcony. Pragnął od dawna rzeczony Prandota biskup Krakowski, mąż świątobliwy i z wielu cnót u ludzi głośny, skończyć życie, i przenieść się z tego padołu nieszczęść do Stwórcy swego i wiekuistej szczęśliwości.
Aczkolwiek Henryk książę Szląski i Wrocławski, syn Henryka zabitego od Tatarów, przez wszystkie lata od czasu podziału księstw ojczystych, z bratem swoim Władysławem arcybiskupem Salcburskim, który był jego części współdziedzicem, żył w zgodzie i jedności, za poduszczeniem jednak niektórych z pomiędzy szlachty, podejrzanych także o strucie rzeczonego Henryka, wszczęły się między nimi i do tego stopnia obostrzyły niechęci, że księstwo Wrocławskie na dwie rozerwali części. Wszelako książę Henryk, gdy z przyczyny długiej słabości i działającej w nim trucizny czuł się bliskim śmierci, przyzwał brata Władysława arcybiskupa Salcburskiego, i poruczył mu w opiekę dwoje potomstwa swego z pierwszej żony Judyty, córki Konrada książęcia Mazowieckiego, to jest Henryka syna i córkę Jadwigę, jeszcze nie wyszłych z małoletności, tudzież drugą żonę swoję, córkę książęcia Saskiego, którą był po zgonie pierwszej zaślubił, i księstwo Wrocławskie, z prośbą, aby nad niém przyjął rząd i pieczę; poczém opatrzony śś. Sakramentami dnia piątego Grudnia umarł, i w klasztorze Ś. Klary pochowany został.
Prawie pod tenże sam czas zszedł ze świata odszczepieniec kościoła Daniel król Rusi, zostawiwszy dwóch synów, Lwa i Romana. Ten skalał się zbrodnią niewierności ku Bogu: albowiem przyrzekłszy porzucić wyznanie Ruskie, a przyjąć religią katolicką i z całym narodem swoim przejść na łono Rzymskiego katolickiego kościoła, gdy dostąpił korony, którą dla tego zjednoczenia się i wiary z rozkazu stolicy Apostolskiej został zaszczycony i królem mianowany, wrócił do dawnego odszczepieństwa, i porzuciwszy wiarę katolicką, przyjął na nowo wyznanie Ruskie. Zachowuje się w kościele Krakowskim list oryginalny Alexandra IV papieża, w którym tenże karci go o takowe odstępstwo. Jest zaś następującej osnowy:
„Alexander biskup, sługa sług Bożych. Danielowi królowi Rusi bojaźni Bożej i miłości. Między innemi powinnościami, które na nas wkłada nasz urząd Apostolski, przynależy nam przedewszystkiem staranność o zbawienie dusz, abyśmy Królowi królów, który nam (acz niegodnym) powierzył nad niemi pieczę, za jego pomocą i łaską mogli je zyskiwać. Atoli gdy Bogu nie jest miła cześć i służba pobożna bez wiary, ani wystarczają do zbawienia same uczynki, jeśli nie wspierają się na trwałej i zasadnej wierze; przeto starać się powinniśmy z całą usilnością, z całém gorliwości wylaniem tak słowem jako i czynem, o rozszerzenie jej i utwierdzenie w umysłach wszystkich, a zwłaszcza królów i książąt, aby przez rozkrzewianie po świecie wiary chrześciańskiej Synowi wiekuistego Ojca sług i czci prawej przymnażać. Ty wszakże, z błędów niewierności, które nawet po odrodzeniu się twojém na chrzcie umysł twój omroczyły, pragnąc nie bez natchnienia Bożego nawrócić się do światła wiary katolickiej, bez której nikt zbawionym być nie może, i do posłuszeństwa Kościołowi Rzymskiemu, przyrzekłeś i ślubowałeś przysięgą, że wspomnionemu Kościołowi jako wierny syn jego podlegać, i wiarę katolicką zarówno z innemi prawowiernemi świata książętami zachowywać będziesz. Dlaczego tenże Kościoł, chcąc cię w wierności ku sobie stosownemi utwierdzić względami, i uczcić niezwykłej łaski okazem, wyniósł cię na godność królewską, zaleciwszy udzielić ci święte olejem namaszczenie i na głowę królewską włożyć koronę. Ty wszelako, jak do uszu naszych nie bez ciężkiej serca boleści doszło, niepomny tak na duchowne jako i doczesne tegoż Kościoła dobrodziejstwa, i niewdzięczny tak wielkiej łaski, pogwałciwszy twoje przysięgi, tego, co pod posłuszeństwem rzeczonemu Kościołowi i obowiązkiem wiary ślubowałeś uczynić, nie dotrzymałeś potém, z potępieniem twojej duszy, obelżeniem wiary, wzgardą Kościoła i zniewagą Jezusa Chrystusa. Nad czém my tém bardziej bolejemy, im goręcej nad wszystkie serca naszego życzenia pragniemy wzrostu i pomnożenia w świecie tejże wiary, za sprawą naszego Boga i Pana. Chcąc przeto Apostolskiej udzielić ci w tej mierze przestrogi, i zwrócić cię ojcowskiém naszém upomnieniem do prawdy, którą jest Chrystus, w nadziei, że uznawszy twój grzech i ciężkie przeciw Bogu i Kościołowi przewinienie, skruszysz się należnym żalem, i będziesz usiłował sam przez siebie błąd twój naprawić, postanowiliśmy Wysokość twoję troskliwie przestrzedz i napomnieć, ażebyś pamiętając, jak przychylnie i gorliwie Stolica Apostolska starała się o twoje wywyższenie, zważając przytém, że nie Kościół ale sam siebie gubisz niedotrzymaniem twoich ślubów, porzucił niezwłocznie drogę potępienia, na którą zboczyłeś, i starał się zachować to, do czegoś się pod względem wiary i posłuszeństwa rzeczonemu Kościołowi przysięgą święcie zobowiązał: tak iżbyśmy twych uczynków chwalebnych powabieni wonią, a potém radości pełni, tém miłościwiej tobie za twoje cnoty podali macierzyńską pierś Kościoła, której słodki pokarm tak obficie pierwej ssałeś, biorąc tyle dobrodziejstw w udziale. Wreszcie zalecamy naszemi listy Braciom naszym Biskupom Ołomunieckiemu i Wrocławskiemu, ażeby cię do tego pod groźbą klątwy, z wyłączeniem wszelkiego odwołania, skłonili, a w razie potrzeby użyli przeciw tobie pomocy świeckiego oręża, bez względu na mogące się znajdować jakiekolwiek listy Apostolskie, któreby skutek obecnego listu tamowały, i na uchwałę o odległościach dwudniowych (de duabus dietis) wydaną na Soborze powszechnym. Dan w Lateranie, dnia trzynastego Lutego. Naszych rządów papieskich trzeciego roku.“
Tegoż roku Polacy w wielkiej liczbie zebrani spustoszyli ziemie Ruskie, a książąt Ruskich i ich wojska, które z niemi ośmieliły się walczyć, pokonali.
Prusacy barbarzyńscy, najechawszy zbrojno Krzyżaków, wielką zadali im klęskę, w której zginął wódz Krzyżacki Henryk, zwany Stange, komtur Królewiecki.
Po odłożeniu do lat kilku kanonizacyi Ś. Jadwigi, księżny Polskiej, wdowy po Henryku Brodatym książęciu Wrocławskim, tak z przyczyny zmian i osierocenia Stolicy Apostolskiej, jako i innych wypadków zajmujących powszechną uwagę, gdy wyprawieni w tym celu posłannicy, w zawieszeniu między nadzieją a obawą, dla napotykanych tu i owdzie trudności pogrążeni byli w smutku i zwątpieniu, ukazała się jednemu z nich, Salomonowi archidyakonowi Krakowskiemu, we śnie Bł. Jadwiga, i pocieszając go łagodnym głosem, upewniła o nastąpić mającej kanonizacyi, i przepowiedziała dzień, w którym dopełnioną być miała. Które-to widzenie gdy Salomon drugim oznajmił, usilniej krzątać się poczęli w tej sprawie, a używszy nie tylko świadectwa osób nieobecnych, przez Apostolskich komissarzy przyjętych, ale i innych wielu w kuryi przytomnych, nalegali ustawicznemi prośby na papieża Klemensa i zgromadzenie kardynałów o kanonizacyą Bł. Jadwigi; a kiedy się prawie wszyscy kardynałowie na nię zgadzali, sam tylko papież, dojrzalej i nieco poważniej rzecz tę rozważając, odkładał z dnia na dzień sprawę, i o świętości Bł. Jadwigi pragnął nowym jakowym znakiem się przekonać. Miał zaś tenże papież z prawego małżeństwa, kiedy jeszcze w świeckim żył stanie, córkę, która zapadłszy na oczy i wzrok utraciwszy, przez lat wiele była ciemną. W czasie więc odprawiania mszy uroczystej, i zasyłania do nieba gorących modlitw, błagał Klemens papież, aby, jeżeli rzeczywiście Bł. Jadwiga miała tak wielką łaskę u Boga, jak o tém powszechnie wieść niosła, raczył córkę jego ślepą uczynić zdrową i widzącą. Po kilku dniach, gdy się dowiedział, że córka jego wzrok jak najlepszy odzyskała, przekonany najoczywistszym dowodem, Bł. niewiastę Jadwigę, księżnę Polską, wdowę wielkiej pobożności i gorliwej miłości ku Bogu, w kościele dominikańskim w Witerbo dnia dwudziestego piątego Listopada wpisał w poczet Świętych i kanonizował; a był-to właśnie dzień, który taż Święta przepowiedziała we śnie Salomonowi archidyakonowi Krakowskiemu. Po dopełnieniu jej kanonizacyi, prawnuk Świętej Jadwigi, książę Władysław, arcybiskup Salcburski, kaplicę w klasztorze Trzebnickim od strony południowej obok nawy głównej kosztownym nakładem wymurował i przyozdobił.
Gwido, mnich zakonu Cystersów, świętego kościoła Rzymskiego kardynał prezbiter tytułu Św. Wawrzyńca in Lucina, i legat z ramienia stolicy Apostolskiej, od Klemensa papieża wysłany do Polski, przybywszy naprzód do Krakowa, dnia dwudziestego szóstego Czerwca przyjęty był z czcią takiemu posłannikowi należną od Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, tudzież Pawła biskupa Krakowskiego i wszystkich kościołów, które przeciw niemu processyami powychodziły. Z Krakowa udał się potém do Wrocławia, gdzie złożył synod powszechny prowincyonalny w święto Oczyszczenia Ś. Maryi. Na który gdy się zjechali Janusz arcybiskup Gnieźnieński, Paweł Krakowski, Tomasz Wrocławski, Wolimir Włocławski, Mikołaj Poznański, Tomasz Płocki, Wilhelm Lubuski, Henryk Chełmiński i inni Polscy biskupi i prałaci, Gwido kardynał i legat Apostolski przedstawiwszy w długiej mowie uciemiężenie Ziemi świętej, i potrzebę spiesznego jej ratunku, zażądał od duchowieństwa Polskiego i stanów świeckich złożenia zasiłków wedle osobistej możności każdego, obiecując im za ten święty uczynek rok jubileuszowego odpustu. Nakazał prócz tego głosić po wszystkich kościołach wojnę krzyżową przeciw Saracenom, którzy opanowali Ziemię świętą; i wszystko, czego żądał i co zalecił, otrzymał. Ustanowiono przy kościołach większych skarbony, do których składali pieniądze ci, którzy pragnęli odpustu dostąpić. Wszystkim biskupom Polskim legat rzeczony okazywał wielką przychylność i uczciwość, najwięcej jednak dawał dowodów życzliwości i łaski Pawłowi biskupowi Krakowskiemu.
Dnia dziewiątego miesiąca Grudnia, Lew książę Ruski, syn Daniela niegdy cara Rusi, gdy po śmierci ojca na stolicę państwa Ruskiego wstąpił, przemożny tak skarbami po ojcu odziedziczonemi, jako i ludów jego potęgą, poróżniwszy się i powaśniwszy z Wojszalkiem, synem Mendolfa czyli Mendoga książęcia Litewskiego, o posiadłość niektórych ziem Ruskich, do których tenże Wojszalk prawa sobie chciał rościć, rzeczonego Wojszalka w pewnej wsi przebywającego napadł zbrojno i zamordował.
Prusacy barbarzyńcy zamek Ciechanów (Czechanow) na Mazowszu najechali i spalili.
Dnia dwudziestego dziewiątego Maja, Tomasz biskup Wrocławski, w sędziwym już wieku, po trzydziestu pięciu latach zarządzania biskupstwem, w czasie którego dobra swoje biskupie znakomicie podniósł i pomnożył, umarł i w kościele Wrocławskim pochowany został. Prałaci i kanonicy Wrocławscy tak wdzięczną dla zmarłego zachowywali pamięć i przychylność, że siostrzeńca jego Tomasza, który także z znakomitego pochodził rodu szlachty Polskiej, obrali po nim biskupem, w nadziei, że godnym będzie wuja swojego jak w powinnościach pasterskich tak i w cnotach następcą. Wszelako potwierdzenie tegoż Tomasza II napotkało trudności, dla których odwlokło się do lat blisko trzech. Władysław bowiem książę Wrocławski, syn Henryka zabitego od Tatarów, biskup Salcburski, po wielu prośbach i wstawieniach otrzymał od Klemensa IV, że osierocony wtedy kościoł Wrocławski z wszystkiemi przychodami i należnościami dano mu w zarząd dożywotni.
Antyochia, miasto znakomite, jedna z stolic Apostolskich, po wytrzymaniu długiego oblężenia od sułtana Babilońskiego, gdy broniącej go załodze głód doskwierać począł, została zdobytą. Przed kilku laty podobnież wziętą była Jerozolima, gdy upadający na siłach lud chrześciański od królów i książąt katolickich żadnego nie uzyskał posiłku. Na rzeczonych zaś mieszkańcach Antyochii, po zdobyciu miasta, Saraceni dopełnili strasznego i niesłychanego nigdy okrucieństwa, nie opuściwszy żadnego rodzaju kaźni.
Dnia dziesiątego Listopada zeszła ze świata przesławna dziewica Salomea, królowa Galacyi czyli Halicza, siostra rodzona Bolesława Wstydliwego, książęcia Krakowskiego, która z małżonkiem swoim Kolomanem, królem Galicyi czyli Halicyi, obca wszelakim ponętom ciała, żyła w doskonałém panieństwie i powściągliwości; a po jego śmierci wstąpiwszy do zakonu Ś. Klary, zamieszkała w klasztorze Zawichostskim; po przeniesieniu zaś tego klasztoru z Zawichostu do kościoła Ś. Maryi czyli Skały blisko Krakowa, w ścisłej zakonności i ostrości życia Królowi panien przez lat trzydzieści dwa, nigdy nie zdejmując włosiennicy, służyła, a w obu klasztorach, w Zawichoście i Skale Ś. Maryi, pełniła obowiązki przełożonej. A lubo ciało jej przez siedm dni leżało nie pogrzebane, przecież miasto zwykłego trupom cuchnienia miłą woń wydawało, którą odwiedzające ją czuły zakonnice. Dnia dopiero dziesiątego Listopada w tymże klasztorze w Skale pochowane, a w roku następnym dnia dwudziestego dziewiątego Czerwca do Krakowa przewiezione i w kościele Ś. Franciszka Braci mniejszych w samym środku chóru z stosowną czcią złożone zostało. Ani wtenczas nawet, mimo skwarów słońca, odprowadzający to ciało nie czuli żadnego cuchnienia. Jedna zaś z zakonnic rzeczonego klasztoru, imieniem Marta, niewiasta świątobliwa i wiekiem poważna, twierdziła za rzecz pewną, że i pod ów czas z jej ciała rozchodziła się woń przyjemna i olejny sączył otok, którym wielu chorych namazując się odzyskiwali zupełne zdrowie. Duszę jej błogosławioną widział w objawieniu swojém mnich Bogusław zakonu Braci mniejszych, mąż pobożny i świątobliwy, i opowiadał, jak do nieba wstępowała w wielkiej światłości, otoczona chórem Aniołów śpiewających z niewysłowioną słodyczą pieśń: „Zieleniała i kwitła rószczka Aaronowa“ (Fronduit, floruit Aaron virgula). Póki żyła obłożona ciałem, w ustawiczném wzdychaniu, płaczu i modlitwie tęskniła do nieba, pragnąc oglądąć jego jasność, i tam żyć doskonale, w społeczeństwie pobożnych i świętych.
Dnia ósmego Maja Bolesław książę Wielkiej Polski zakończył życie. Pochowano go w kościele Gnieźnieńskim. Kazimierz książę Łęczycki i Sieradzki, syn Konrada książęcia Kujawskiego, słabością raczej niżeli wiekiem skołatany, zakończył życie i w kościele Władysławskim pochowany został, zostawiwszy dwóch synów, to jest Leszka Czarnego i Ziemomysła inaczej Ziemowita, zrodzonych z Konstancyi, córki Henryka II, książęcia Wrocławskiego, zabitego od Tatarów. Leszek Czarny, od ojca za życia usamowolniony i osadzony na księstwie Sieradzkiém, bratu Ziemomysłowi pozostałe dwa księstwa, to jest Łęczyckie i Kujawskie, chociaż dzielnica jego była nierównie mniejsza, dozwolił posiadać. Zaślubił zaś był rzeczony książę Kujawski Kazimierz za życia swego Ziemowitowi, młodszemu synowi swemu, dziewicę Salomeę, córkę Świętopełka książęcia Pomorskiego, z której tenże miał potém trzech synów, to jest Leszka, Przemysława i Kazimierza, książąt Kujawskich i Łęczyckich, i dwie córki, Feminenę, która poszła za Stefana króla Węgierskiego i Konstancyą, przełożoną klasztoru w Trzebnicy. Zaraz po śmierci Kazimierza książęcia Kujawskiego, odpadł zdradą zamek Bydgoszcz nad rzeką Brdą, położony w księstwie Kujawskiém, w dzielnicy Ziemomysła. Dzierżawca jego bowiem Teodoryk, rodem Prusak, który porzuciwszy bałwochwalstwo przeszedł był na łono prawej wiary, bez żadnej konieczności, lecz jedynie w nadziei pozyskania wielkiej nagrody, rzeczony zamek Bydgoszcz, sobie w straż powierzony, zdał zdradziecko Bolesławowi Pobożnemu, książęciu Kaliskiemu. Później jednak uznawszy, że popełnił zbrodnię przeniewierstwa, trapiony zgryzotą sumienia, postanowił życie sobie odjąć, i jednemu z domowników rozkazał, „żeby go zabił.“ Ten nierozważnie wypełniając rozkaz, ugodził go mieczem w kark, który sam Teodoryk nadstawił, powtórną popełniając zbrodnią. Rzeczony Bolesław Pobożny książę Kaliski zbudował w owe czasy inne trzy zamki, jeden w włości grabi Scedryka, który nazwał Dupinem; drugi we wsi Gniewomira, syna Trzebisława, zwany Niesłusz; a trzeci w ziemi Rudzkiej czyli Wieluńskiej nad Prosną, któremu od swego imienia dał nazwę Bolesławiec. Ten tylko ostatni, który od Kazimierza II króla Polskiego z cegieł był zbudowany, dotąd jak widzimy pozostał; dwa pierwsze w gruzach zaległy.
Dnia ostatniego Grudnia, mąż wielkiej świątobliwości, papież Klemens IV, znakomity prawoznawca i zawołany kaznodzieja, wycieńczony długiém wstrzymywaniem się od mięsa, którego przez cały przeciąg swego papiestwa nigdy nie używał, sypiał zawsze na najtwardszém posłaniu, a chodził w płóciennicy, umarł w Witerbo, przesiedziawszy na stolicy lat niespełna trzy, i w kościele zakonu kaznodziejskiego w Witerbo ze czcią pochowany został. Po jego śmierci, przez rozstrychnienie się głosów kardynalskich, kościoł Rzymski, nie bez uszczerbku dla całego ludu chrześciańskiego, przez lat blisko trzy z pasterstwa był osierocony.
Ziemomysł albo Ziemowit, syn Kazimierza, książę Kujawski i Łęczycki, osięgnąwszy po ojcu panowanie, naśladował gorliwie obyczaje i urządzenia braci Teutońskich, to jest Krzyżaków (między nimi bowiem młodość przepędził); we wszystkiém, cokolwiek miał czynić, im się powierzał, na ich sąd i zdanie każdą sprawę zdawał. Panowie zaś i szlachta Kujawska i Łęczycka, utyskując wielce, że ich książę Ziemomysł lekceważył i nimi pogardzał, to łagodnie, to ostremi wyrzuty usiłowali odjąć się tej zniewadze, ale napróżno. Gdy więc książę Ziemomysł nie porzucał związków z Krzyżakami, powstały naprzód szemrania, a potém spiski przeciw niemu, które wnet w groźny zamieniły się rokosz. Wszyscy co do jednego, nie chcąc być celem pogardy, odstąpili książęcia swego Ziemomysła, wypowiedzieli mu posłuszeństwo, i wyłamali się z pod jego władzy i zwierzchności: a iżby to odstrychnienie się było trwalszém i pewniejszém, powierzyli rządy Bolesławowi Pobożnemu książęciu Kaliskiemu; opowiedziawszy mu przyczynę swego odstępstwa, uznali nad sobą jego zwierzchność, a wreszcie oświadczyli, że nie chcą więcej nieprzyjaciela i wroga miasto książęcia i pana. Później niż należało Ziemomysł rozważywszy swe nierozsądne uchybienie przeciw szlachcie, błagał usilnie Bolesława Pobożnego książęcia Kaliskiego, i nakoniec odstąpieniem mu znakomitego zamku swojej dzielnicy i księstwa Kruszwickiego nakłonił, że szlachcie Kujawskiej i Łęczyckiej przyjęcia rządów odmówił, i pojednał ich z książęciem Ziemomysłem, pod tym jednak warunkiem, aby nie używając Krzyżaków, do ich się raczej porady, jako pewniejszej i lepszej, odnosił.
Otto, syn Ottona, margrabia Brandeburski, zamierzywszy kasztelanią Santocką na własność swoję zagarnąć, zbudował spiesznie pomiędzy miasteczkiem Polskiém Międzyrzeczem a Lubuszem zamek Suliniec (Sulencz), z nawiezionych wcześniej balów drewnianych, aby go Polacy nie zburzyli. Bolesław zaś Pobożny, aczkolwiek na tę budowę niemiłém patrzał okiem, przewidując, że ztąd dla niego i jego krajów pewna nastąpi wojna; odłożywszy jednak zburzenie zamku na czas inny, miasteczko swoje Międzyrzecz opasywać począł wałami i przekopami, i dla umocnienia go sporządzać do koła strzelnice drewniane, które Polacy blankami zowią. Otto margrabia mniemając, że Bolesław Pobożny książę Kaliski sposobi się przeciw niemu do wojny, i w tym celu Międzyrzecz umacnia, wpadł gwałtownie z wojskiem do Międzyrzecza, a zastawszy warownią wykończoną w połowie, miasto zrabował i swoim żołnierzom na łup wystawił; gdy zaś mimo natężonych usiłowań zamku Międzyrzeckiego zdobyć nie mógł, tak miasto jak i budowę rozpoczętą ogniem zniszczył. Za odchodzącym od Międzyrzecza poszedł w pogoń z swoim ludem Bolesław Pobożny książę Kaliski, lecz nie mogąc go doścignąć, całą ziemię Lubuską, do rzeczonego margrabi należącą, pożogami i grabieżą na okół spustoszył. Poczém podstąpił z wojskiem pod zamek Suliniec świeżo od margrabi zbudowany. Żołnierze Polscy nakrywszy się sklepieniem z tarcz, chociaż z góry miotał na nich nieprzyjaciel głazy, podemknęli się pod ściany zamkowe, glinę zwierzchnią siekierami poobijali, a potém naznosiwszy smolnego drzewa, zamek podpalili i zdobyli. Wszyscy prawie Sasi, których był Otto margrabia załogą tam postawił, zginęli w tym pożarze; Sabel dowódzca z małą liczbą żołnierzy dostał się żywcem w ręce Polaków, gaszących już potém pożar, który wprzód podżegali. Zdobycz cała w koniach, rynsztunku i żywności, znaleziona w zamku, między rycerstwo rozdzieloną została: poczém Polacy wrócili do domu.
Chodziła w tym roku wieść o cudowném zjawisku, często w kraju Polskim widywaném. Dwa wojska konne w zbrojnej postawie potykały się z sobą w powietrzu na obłokach i zaciętą toczyły walkę. Co iżby nie wywróżyło jakiej dla Polaków klęski, za przestrogą ludzi pobożnych i bojaźni Bożej pełnych, czyniono nabożeństwa i zanoszono gorące do Boga Wszechmocnego modły.
Celem pomszczenia się na Bolesławie Pobożnym książęciu Kaliskim za zdobycie i zniszczenie zamku Sulińca, Otto margrabia Brandeburski upatrzywszy porę, kiedy rzeczony Bolesław Pobożny książę Kaliski odjechał do Krakowa dla odwiedzenia książęcia Krakowskiego Bolesława Wstydliwego, w ciągu miesiąca Lutego zbudował i wykończył przy kościele Ś. Jędrzeja drewniany zamek Santok, a osadziwszy go silną załogą rycerstwa, i obwarowawszy wałami i przekopami, odstąpił. Bolesław Pobożny książę Kaliski za powrotem z Krakowa widząc, że margrabia Otto sojusze zuchwale pogwałcił, a nadto przez zbudowanie i zajęcie zbrojne zamku Santoka jawnym stawił mu się nieprzyjacielem, jął nawzajem pod zasłoną silnego oddziału rycerstwa budować zamek Drdzen, który począwszy w dzień Ś. Jerzego, przy pomocy licznego robotnika w dniach ośmiu wykończył i ludem zbrojnym osadził, w celu odbicia Santockiego zamku. Ale gdy rycerstwo Bolesława Pobożnego niedbale i bez należytej czujności straż trzymało, Sasi dnia siedmnastego Grudnia w nocy zamek ubiegli i wyparli z niego załogę Bolesława. A tak Otto margrabia Brandeburski obadwa zamki opanował.
Władysław książę Wrocławski, arcybiskup Salcburski, syn Henryka zabitego od Tatarów, długą i uporczywą chorobą znękany (było bowiem podejrzenie, że niektórzy z szlachty Wrocławskiej, pod ów czas, gdy po śmierci brata Henryka księstwem Wrocławskiém w imieniu synowca za ojca i stryja zarządzał, podstawili mu w jedzeniu truciznę) dnia dwudziestego trzeciego Kwietnia w Salcburgu umarł, i w kościele Salcburskim pochowany został. Po jego zejściu, Henryk IV, który już był wyszedł z niedoletności, objął księstwo Wrocławskie, jak najlepiej przez ojca zagospodarowane, sam pozbawiony obojga rodziców (już bowiem i matka jego Judyta umarła, pochowana w klasztorze Trzebnickim). Tomasz zaś wybrany od kapituły wszedł na biskupstwo Wrocławskie, którém tenże Władysław arcybiskup Salcburski zarządzał, i w Sieradzu od Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzenie i święcenia biskupie otrzymał. Kiedy rzeczony Władysław, jeszcze będąc młodzieńcem, przebywał na naukach w Padwie, przyprowadził mu jeden z mieszkańców, obywatel dawniej bogaty, lecz potém zubożały, w chęci podłego zysku, córkę własną, dziewicę pięknej urody: nad której dolą on uczuwszy litość i brzydząc się szpetnym występkiem, i ojca ubostwo wspomógł, i dziewicę od sromoty ochronił, a nadto obdarzył ją posagiem. Za ten czyn chwalebny u wszystkiej młodzieży szkoły Padewskiej w wielkiej był wziętości i sławie.
Głosiły w tym roku wieści o wielu dziwach wydarzonych w Polsce. W ziemi Krakowskiej niewiasta jedna znakomitego rodu, Małgorzata, żona Wierzbosławskiego z wsi Nakła, w Krakowie dnia dwudziestego pierwszego Stycznia porodziła na raz trzydzieści i sześcioro dzieci żywych, które jednak tego samego dnia pomarły.
W poniedziałek dnia szóstego Grudnia, o godzinie pierwszej w nocy, niebo rozwarło się na krzyż i ukazało się światło rzęsiste nakształt księżyca, które Kraków i całą okolicę jego jasno oświeciło.
W mieście Kaliszu, nazajutrz po oktawie Narodzenia Pańskiego, ulągł się cielec mający dwie głowy psie, z których jedna większa była w właściwém miejscu, a druga przy ogonie; zęby także psie, nóg siedm bydlęcych i skórę cielęcą. Ścierwa tego nie chciały jeść ani psy ani żadne ptaki.
W Szlązku rzeki Odra i Nissa przez trzy dni płynęły (jak mówiono) wodą czerwoną i krwawą.
W tymże samym kraju we wsi Michałowie, podczas lata, padał deszcz krwawy.
Te cudowne zjawiska nie tylko podziw sprawiły, ale i trwogę wielką, aby nie sprowadziły jakiej na Polskę klęski; zaczém kapłani, ludzie pobożni i kobiety modliły się gorąco, błagając Boga o miłosierdzie i łaskę.
Ale nie z samych dziwów, lecz i niepogód nadzwyczajnych i powodzi stał się rok ten pamiętnym u Polaków. Od dnia bowiem dwudziestego drugiego Czerwca aż do połowy Sierpnia ciągłe i nawalne dniem i nocą padały deszcze, zkąd rzeki wezbrane powystępowawszy z brzegów, tak niezwykle wylały, że nie tylko zboża, łąki, niwy i polne obszary, ale nawet wsie z domostwami pozatapiały. Wisła rzeka do takiej wzrosła wysokości, że całą przestrzeń między górą Lasotą a kościołem Ś. Stanisława na Skałce zalała, a rwistym prądem bardzo wiele ludzi i domów, bydła, trzody, koni i drobnego dobytku pobrała, pozrywała młyny, pola i lasy zamieniła w pustynie, i nie tylko grunta ale i wsie z ich pobudynkami i mieszkańcami zalawszy, role pozatapiane na długi czas potém uczyniła płonnemi i nieużytecznemi. Wierzono powszechnie, że ten potop ściągnęli Polacy swoją nieprawością, i słusznie Bóg, ktorego dobroć obrazili nowemi i mnogiemi występkami, karał ich tą niezwykłą plagą.
W rychle zapomniawszy nakazów ojcowskich, Mestwin inaczej Mszczuj książę Pomorski, wsparty posiłkami niewiernych Prusaków, wydał wojnę Krzyżakom, i całą ziemię Chełmińską, z częścią Prus, to jest biskupstwem Pomezańskiém, naprzeciw miasteczka Nowego, mordami, łupiestwy i pożogami spustoszył, wielu chrześcian mieczem wytępił, i piętnaście statków napełnionych żywnością zabrał Krzyżakom. A gdy skończył wyprawę, Ludwik mistrz Pruski zebrał wojsko z braci swego zakonu i innych posiłkowych zaciągów, i w dniu ŚŚ. Piotra i Pawła wtargnąwszy na Pomorze około miasteczka Nowego, zniszczył je ogniem i grabieżą, i wielu brańców swoich oswobodził z niewoli. Nie przestając wreszcie na tém spustoszeniu, powtórnie w dzień Ś. Bartłomieja wyprawił się na Pomorze, i w okolicy miasteczka Tczewa rozszerzył łupiestwa i pożogi. Mszczuj książę Pomorski pragnąc te klęski powstrzymać, przez rozjemców zobopólnych począł z Ludwikiem i Krzyżakami układać się o pokój. Jakoż po wzajemném szkód wynagrodzeniu przyszło do zgody, i obie strony dotrzymały jej statecznie.
Dnia trzeciego Maja, czyli w Piątek, w uroczystość znalezienia Ś. Krzyża, Bela król Węgierski, teść Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego, ojciec Bł. Kunegundy, żony tegoż Bolesława Wstydliwego, umarł po trzydziestu dziewięciu latach panowania, i w Ostryhomiu w klasztorze Braci mniejszych, którego budowę sam z wielkim nakładem był rozpoczął, pochowany został. A lubo Filip arcybiskup Granu ciało jego z rzeczonego klasztoru przemocą zabrał i przeniósł do swego Strygońskiego kościoła, wszelako, po wytoczeniu o to sporu przed stolicą Apostolską przez Braci mniejszych, z rozkazu papieża Grzegorza III przymuszony był oddać je i przenieść na pierwotne miejsce. Nastąpił po nim na królestwo Węgierskie syn jego starszy Stefan, brat rodzony Kunegundy, Bolesława Wstydliwego żony, koronowany w stołeczném mieście Białogrodzie.
Dnia dwudziestego trzeciego Września odprawił się synod prowincyonalny w mieście Sieradzu, nakazany i zwołany przez Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego, który mu osobiście przewodniczył. Zjechali się nań Paweł Krakowski, Tomasz Wrocławski, Mikołaj Poznański, Piotr Płocki i Wilhelm Lubuski, biskupi.
Po zmarłym mistrzu Pruskim Ludwiku de Baldersheim (Baldenstein), nastąpił zgodnie obrany ósmy mistrz Teodoryk. Mestwin zaś, książę Pomorski, posłyszawszy o śmierci Ludwika, z przeważną wojsk swoich potęgą wkroczył do ziemi Chełmińskiej, i srodze kraj ten, a zwłaszcza dobra biskupstwa Pomezańskiego, mieczem, ogniem i łupiestwami spustoszył. Ale gdy z jeńcami i zdobyczą powracał, poszedł za nim w pogoń z ludem swoim Teodoryk mistrz Pruski, i mszcząc się nawzajem na Mestwinie, znaczną część Pomorza ogniem i orężem spustoszył.
Stefan król Węgierski, zamierzywszy uczcić grób Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego, i krewnego swego książęcia Bolesława Wstydliwego, tudzież małżonkę jego księżnę Kunegundę, siostrę swoję rodzoną nawiedzić, świetnym i licznym otoczony orszakiem przybył dnia dwudziestego piątego Sierpnia do Krakowa, gdzie przeciw niemu z kościołów powychodzono z processyami, książę zaś Bolesław Wstydliwy, od samego wstępu w granice Polski podejmował go i opatrywał we wszystko, a na przyjęcie jego sam z żoną Kingą wyjechał blisko dwie mile (ad septimum lapidem). Chcąc zaś Bolesław Wstydliwy przybycie króla Stefana, tak niezwykłego i pożądanego gościa, większym czci swojej okazem uświetnić, zapowiedział zjazd uroczysty u dworu, i urządził gonitwy kopijników i rozmaite inne zabawy, na których przeznaczone zwycięzcom porozdawał nagrody. Przez dni kilkanaście raczył Stefana króla i wszystko jego rycerstwo świetnemi biesiadami, gdzie wszystko zarządzone było obficie, z wielką szczodrotą i wspaniałością. Odnowiono wtedy dawne Polski z Węgrami przymierze, które radni obu krajów panowie uznali za zbawienne i dla wspólnego pokoju pożądane, a Stefan król Węgierski i Bolesław książę Krakowski i Sandomierski, tudzież prałaci i przedniejsi panowie Węgierscy i Polscy przysięgali na Ewangelią położoną na krzyżu Chrystusowym: że wszelkie wypadki pomyślne i przeciwne zarówno podzielać, niebezpieczeństwa, tak obecne jak i w przyszłości wydarzyć się mogące, wspólnemi siłami odpierać, jednychże przyjacioł i jednych nieprzyjacioł mieć będą, a między obiema państwami pozostanie wieczna przyjaźń i zgoda. Udarowano potém Stefana króla Węgierskiego i jego dostojników wspaniałemi upominkami, a gdy odjeżdżał do Węgier, Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i żona jego księżna Kinga odprowadzali go aż do Sącza.
Bolesław Pobożny książę Kaliski, obrażony od margrabiów Brandeburskich dwukrotném pogwałceniem umowy, że i zamek Santok opanowali, i inny Drdzeń zajęli i w nim się umocnili, nakazał przeciw nim wyprawę. Ze wszystkich więc krajów, tak do niego jako i synowca jego książęcia Przemysława należących, niemniej z ziemi Kujawskiej, która wtedy Bolesławowi Pobożnemu, jako opiekunowi, za zezwoleniem Ziemomysła książęcia Kujawskiego podlegała, ściągnąwszy do swej dzielnicy i połączywszy razem pieszego i konnego rycerstwa siły, dla wielkiej liczby podzielił je na osobne hufce i poczty, i wtargnął do kasztelanii Santockiej, mającej wsie i miasteczka przez margrabiów na prawie Teutońskiém rządnie osadzone, kędy szeroko rozpuścić kazał pożogi i łupieże, niszcząc nie tylko domostwa, ale włości i sioła, aby nieprzyjacioł przynajmniej dymem pożarów wyciągnąć do walki. Ale gdy widział, że oni, nie mając chęci do rozprawienia się orężem, jak mu o tém donosili szpiegowie, pozamykali się w grodach i warowniach, i w nich jedynie bronić się postanowili, podstąpił z wojskiem pod miasteczko Soldyn, które więcej nad inne było umocnione, i przystawiwszy drabiny opanował je i spalił, zdobycz zaś między rycerstwo porozdzielał. Nareszcie, po splądrowaniu i zniszczeniu całej ziemi Santockiej, zabrawszy liczne stada bydła i znaczne łupy wraz z jeńcami, powrócił do swego kraju, i zamek Kruszwicki oddał bratankowi swemu Ziemomysłowi, książęciu Kujawskiemu; kazał go jednak spalić, żeby od nieprzyjacioł nie był kiedy zdobyty.
Między Mszczujem a Warcisławem, książętami Pomorskimi, braćmi rodzonymi, synami Świętopełka, wszczęła się naprzód niezgoda, a potém walką zawistna, o podział dziedzicznego księstwa, gdy starszy z nich Mszczuj z bratem młodszym Warcisławem poczynając sobie dumnie i zelżywie, ociągał się z wydzieleniem mu według słuszności połowy księstwa, a to za poradą szlachty Pomorskiej, która Warcisława miała w nienawiści i ze wstrętem odpychała jego rządy. Mszczuj atoli obawiając się, aby Warcisław nie podniósł przeciw niemu rokoszu albo wojny, namówiony od szlachty, która mu nadto dostarczyła pomocy, Warcisława, bynajmniej nie spodziewającego się zdrady, poinał i wtrącił do więzienia. Ten w Redzyku (Redzk) siedział przez czas niejaki w niewoli, ale za sprawą sprzyjających mu niektórych z szlachty uszedł z rąk Mszczuja książęcia Pomorskiego; a gdy do niego przystało wielu Pomorzan, którzy w odmianach szukali dla siebie korzyści, wydał wojnę bratu Mszczujowi. Ale gdy przyszło do rozprawy, Mszczuj wyprowadził wojsko ćwiczone i do boju wprawne, zastępy liczniejsze i lepiej uszykowane, Warcisław zaś nowe zaciągi, poczty nieuzupełnione; snadno więc od Mszczuja pokonany, w lasach szukać musiał schronienia i myśleć o zebraniu innego wojska. Gdy atoli wszyscy Pomorzanie nie radzi byli wzajemną trapić się klęską, i niechętnie szli do wojny, Mszczuj przymuszony pogodzić się z bratem Warcisławem, w dniu na to oznaczonym, w obec przytomnej szlachty, podzielił się z nim księstwem Pomorskiém, i pojednany z bratem zakończył domową wojnę. Nie uspokoił się jednak Warcisław, wielce na Mszczuja zagniewany; a wrąc w sercu nieunoszoną zemstą, którą szlachta jeszcze bardziej w nim podżegała, postanowił prowadzić z Mszczujem wojnę tak swojém jak i obcém rycerstwem, i póty nie złożyć oręża, pókiby Mszczuja nie schwytał i nie zadał mu w więzieniu takich samych cierpień, jakie sam wytrzymał, a w przeciwnym razie uchodzić z Pomorza. Co iżby tém rychlej przywiódł do skutku, Konrada margrabię Brandeburskiego, który miał za sobą córkę Przemysława niegdy książęcia Poznańskiego, namawiał nie tylko usilnemi prośby lecz i obietnicami do użyczenia mu posiłków przeciw bratu. Konrad margrabia Brandeburski, człek dumny i przebiegły, a kasztelanią Santocką daną sobie w posagu już wcześnie podłechtany, zapaliwszy się pochlebnym widokiem opanowania innych ziem Polskich, obiecał Warcisławowi do wojny z Mszczujem przystawić posiłki, byleby otrzymał wyznaczoną nagrodę, albo przynajmniej rękojmię jej pozyskania. Książę Warcisław, nie mogąc się zdobyć na pieniądze ani na podarki, zobowiązał się Konradowi margrabi Brandeburskiemu do pewnej nagrody, dla której zapewnienia (tak zaciętą pałał zemstą przeciw bratu Mszczujowi) dał mu w zastaw miasto i zamek Gdańsk, dopóty mające zostawać w ręku rzeczonego margrabi Konrada, pókiby mu umówionej ilości pieniędzy nie wypłacił. Po oddaniu zatém Konradowi margrabi Brandeburskiemu potężnego zamku Gdańska, sposobiąc się do wojny przeciw bratu Mszczujowi, udał się do drugiego zamku Wyszogrodu, gdzie nagle zachorowawszy i w ciężką zapadłszy niemoc, w kilka dni umarł. Zwłoki jego do Inowrocławia przeniesione i w klasztorze Braci mniejszych przez szlachtę pochowane zostały. Rozumiał książę Mszczuj, że z śmiercią brata Warcisława odzyska swoje księstwo w całości; lecz jakkolwiek Wyszogrod, Tczewo, Gniew, Świecie i inne zamki i warownie, które był Warcisław w swoim udziale otrzymał, po zejściu Warcisława dobrowolnie poddały się jego władzy, gdy jednak upomniał się o zamek i miasto Gdańsk, Sasi dzierżący je w imieniu Konrada margrabi odpowiedzieli: „że zamek i miasto Gdańsk należały prawem własności do Konrada margrabi, a to na mocy umowy z bratem jego Warcisławem zawartej, i poczynionych już z tej miary wielkich bo tysiące wynoszących nakładów: niechajby go zatém nie napastował i jako prawego posiadacza zostawił w pokoju.“ Taką odpowiedzią rozgniewany i oburzony, naradzał się Mszczuj ze swemi, co miał czynić. Niektórzy tego byli zdania, że należało zamek Gdańsk w ciągłém trzymać oblężeniu i szturmować, aby go wydrzeć Sasom; ale gdy i przyrodzenie i ręka ludzka uczyniły go dość obronnym, zdawało się, że i oblężenie na długoby się zaniosło, i dobycie zamku było trudném. Obawiano się prócz tego, aby margrabia Konrad, jako przeważniejszy siłą, oblegających nie pokonał. Postanowili więc wszyscy wezwać Bolesława Pobożnego książęcia Kaliskiego, zrodzonego z ciotki Mszczuja, męża pod ów czas odznaczającego się równie odwagą jak i świadomością sztuki wojennej, ażeby bratu swemu Mszczujowi udzielił pomocy, a nie dopuszczał Sasom odrywać chytrze i zdradziecko tak znakomitej części Pomorza, którą on sam po śmierci Mszczuja, jeśliby ten zszedł bezpotomnie, miał dziedziczyć. Tę uchwałę gdy wszyscy potwierdzili, posłano do Bolesława Pobożnego książęcia Kaliskiego z prośbą o posiłki zbrojne, w celu odzyskania zamku Gdańska. Które lubo Bolesław Pobożny, po naradzeniu się z swoimi, nie pamiętając na dawne obrazy, a litując się nad Mszczujem tak chytrze zdradzonym przez Sasów przysłać obiecał, odłożył to jednakże do przyszłego roku, z powodu nadchodzącej jesieni, twierdząc, że łatwiej mu będzie dobyć zamku, gdy zima pościna wody, albo je latem słońce ogrzeje, niż w porze tak niestatecznej i do rozmaitych odmian skłonnej.
Po zejściu króla Węgierskiego Beli, a wyniesieniu na tron i ukoronowaniu Stefana, zaraz wszczęła się na nowo między Węgrami i Czechami wojna, uciszona wzajemnemi układy i związkiem powinowactwa. Przemysław bowiem, inaczej Ottokar, król Czeski, dnia trzynastego Kwietnia napadł zbrojno i opanował zamek Presburg leżący nad Dunajem. Za garnął nadto Tarnawę i Nitrę, a złupiwszy je, rozniósł pożogi i grabieże po innych także okolicach i warowniach. Zdarzały się wprawdzie między Węgrami a jego rycerstwem pojedyncze utarczki z rozmaitém szczęściem, ale obadwaj królowie unikali stanowczej bitwy, aż nakoniec Przemysław król Czeski, zerwawszy most na rzece Rabie (Raab), obciążony łupami, z stratą jednak wielu żołnierzy, wrócił do Austryi, która pod ów czas należała do jego państwa, a po jego oddaleniu się z Węgier znaczne ucierpiała szkody, srodze od Węgrów ogniem i łupieżą spustoszona.
Konrad książę Głogowski, osierocony zgonem pierwszej małżonki swojej Salomei, córki Władysława Ottonica książęcia Wielkiej Polski, pojął drugą żonę Brygittę, córkę Teodoryka margrabi Misneńskiego, wdowę po bratanku swoim Konradzie, (zrodzonym z Konrada, syna cesarza Rzymskiego Fryderyka, zwyciężonego od Karola króla Sycylii i ściętego w Neapolu) za którą wziął w posagu wielką ilość pieniędzy i bogatą oprawę. Nawzajem, z powodu tych zaślubin, za wzięty posag i wiano nadał jej i zapisał zamki wraz z miastami Krosnem, Greifensteinem i Prztynem (Przin). Bolesław Srogi książę Lignicki, przypomniawszy sobie swoje więzy, które ponosił u brata swego Konrada książęcia Głogowskiego, ubiegł miasto Bolesławiec, gdzie się i Konrada książęcia schwycić spodziewał, i o mało że go nie złapał: spoczywał w niém bowiem Konrad spokojnie, ale o napadzie brata Bolesława nieco wcześniej ostrzeżony, z kilku towarzyszami umknął.
Wolimir biskup Włocławski, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia trzy, umarł i w kościele Włocławskim pochowany został. Po nim nastąpił Albert, dziekan Włocławski, zgodnemi głosy obrany, szlachcic herbu Pierścień czyli Wieniawa, od Grzegorza X potwierdzony.
Bolesław Pobożny książę Kaliski, postanowiwszy odeprzeć krzywdę przez zdradzieckich Sasów i Konrada margrabię Brandeburskiego opanowaniem zamku i miasta Gdańska sobie wyrządzoną, ściągnął z Wielkiej Polski i Kujaw sam wybór rycerstwa, i dnia piętnastego Stycznia wkroczył naprzód na Pomorze, gdzie się z nim Mszczuj książę Pomorski z całém wojskiem swojém połączył; a sporządziwszy hufce do boju, ruszył ztamtąd ku Gdańsku, i zamek Gdańsk z strony lądowej i wodnej silném oblężeniem ścisnął. Poczém gdy przez dni kilkanaście napróżno bił w mury kuszami i prokami, potężna bowiem budowa opierała się wszelkim ciosom, dziewiątego nareszcie dnia wyprowadził wojsko do szturmu. Żołnierze nakrywszy się sklepieniem z tarcz gęsto utworzoném, aby ich z góry nie rażono, podstąpili bliżej i zaczęli dobywać zamku. Przyparłszy sklepienie do ścian zamkowych, walili w nie obuchami; inni podkładali ognie, aby broniących dymem i płomieniem odegnać; inni po drabinach wskakiwali na blanki, gdy tymczasem łucznicy z dziwną wytrwałością miotali na Sasów pociski, aby niemi swoich zasłaniać. Ale i Sasom nie zbywało na ochocie; bronili żwawo i siebie i zamku przed niebezpieczeństwem, rzucając z góry grad kamieni i głazów, lejąc na Polaków i Pomorzan śmielej nacierających wrzącą smołą i ukropem. Trwał potém szturm przez dzień cały, książę bowiem Bolesław Pobożny, czynny i wszędy dokładający oka, w miejsce rannych i poległych żołnierzy nadciągać kazał nowym i świeżym: aż wreszcie Sasom zabrakło pocisków i kamieni, musieli więc zaprzestać walki i obrony. Co gdy Polakom i Pomorzanom sposobną nastręczyło porę, w kilku miejscach zamku poczynili wyłomy, a wzniosłszy potężny okrzyk, jakim zwycięzcy odzywać się zwykli, wpadli do zamku, i Sasów, gdzie tylko którego napadli, mszcząc się na nich za zdradziectwo i poniesione blizny, braciom poległym na ofiarę mordowali i w pień wycinali. Niektórzy z oblężeńców powbiegali na najwyższą wieżę, a uprosiwszy sobie jedynie darowanie życia, oddawali broń i wszystko co mieli, i przyjmowali smutne pęta niewoli. A tak Polacy i Pomorzanie, w krótkim czasie i nad spodziewanie wszelkie zdobywszy zamek, przy którym mniemali że długo im przyjdzie się zabawić, obłowili się nadto łupami Sasom zabranemi. Po dobyciu zamku poddało się wnet książęciu swemu Mszczujowi i miasto, w którém sami mieszczanie bez wojskowej załogi straż trzymali. W ten sposób pomszczono się za zdradziectwo Sasów, zamek Gdańsk wrócił pod władzę swego książęcia Mszczuja, a Bolesław Pobożny książę Kaliski rozpuściwszy wojsko, udał się do swoich księstw z powrotem, dokąd go odprowadzał książę Mszczuj, przyrzekając, że pod jego opieką wiernie i w posłuszeństwie zostawać będzie z całą ziemią Pomorską. Tenże Mszczuj książę Pomorski, mszcząc się potém na niektórych mieszczanach Gdańskich, a zwłaszcza na Arnoldzie i Jakóbie, tudzież ich krewnych, braciach i powinowatych, pokarał ich śmiercią, a majątki ich zabrał na skarb publiczny, za to, że jak mówiono przeciw niemu i panom jego zabójcze knowali spiski, sprzyjali margrabi Brandeburskiemu, a książęciu Mszczujowi jawnemi okazywali się wrogami. Dwie zaś wsie, które do nich należały, Skrobotów i Witomin (Withomyno) nadał wieczystém prawem kościołowi Włocławskiemu i jego biskupowi Albertowi, uznając nad sobą opatrzną Boga łaskę.
Stefan król Węgierski, brat rodzony Kunegundy księżny Krakowskiej, po dwóch zaledwo latach panowania umarł w Budzie na wyspie większym Beginar, i w Białogrodzie stołecznym pochowany został. Miał on dwóch synów, Władysława i Andrzeja, z których starszy Władysław, po dopełnionym obrzędzie pogrzebowym, wstąpił na królestwo, i siódmego dnia od śmierci ojca za przychylnym głosem prałatów i baronów Węgierskich rządy państwa objął. Drugi zaś brat jego Andrzej, jako młodszy, otrzymał tylko tytuł książęcy i zostawał pod zwierzchnictwem króla.
Bolesław Pobożny książę Kaliski, dawszy wojsku cztery miesiące do wypoczynku i przysposobienia się na wojnę, ogłosił pospolite ruszenie we wszystkich swoich ziemiach przeciw Sasom i margrabiom Brandeburskim, celem odzyskania niesłusznie wydartego sobie zamku Santoka. A gdy dnia dwudziestego szóstego Maja wojska konne i piesze w gotowości stanęły, sam nie poszedł na wyprawę, lecz w miejsce swoje posłał Przemysława książęcia Poznańskiego, bratanka swego, który już liczył wtedy lat szesnaście. Dowództwo zaś i zarząd wojska i zwierzchnią nad niém władzę poruczył Przedpełkowi wojewodzie Poznańskiemu i Janowi zwanemu Jankiem, kasztelanowi Kaliskiemu, mężom do rady i oręża sprawnym, i wziętością powszechną celującym. Pod ich wodzą wojsko Polskie wtargnąwszy do ziemi przez Sasów opanowanej aż poza Drdzen, zamek Strzelce, świeżo przez Konrada margrabię Brandeburskiego zbudowany, który wkraczającym do kraju nieprzyjacielskiego najpierwszy się nawinął, obległo i po usilném a natarczywém szturmowaniu zdobył. Wszyscy prawie Sasi stojący w nim załogą legli pod mieczem, mała z nich tylko liczba ocalała, za którymi Przemysław książę Poznański błagał rozjuszone rycerstwo, aby im życia oszczędzono. Rzuciło się potém wojsko na domostwa i włości, szerząc wszędy łupiestwa i pożogi; a tak cala okolica Saska ponad Odrą srodze ogniem i grabieżą spustoszoną została. Nareszcie, gdy już Przemysław z mnogą bydła i innych dostatków zdobyczą do Polski miał powracać, a wojsko już pod Wieleniem stanęło, doszła go wieść, że zamek Drdzen słabo był ludźmi opatrzony, i że Kaszubowie, którzy w Polskiém wojsku byli, podpłynąwszy na statku i uderzywszy na zamek, dotarli do pierwszej bramy i gród zapalili; rycerstwo zatém rozpuszczone już do domów nawoływać kazał z drogi, i pod zamek Drdzen zbrojno podstąpił. Sasi zostawieni tam na załodze, bojąc się podobnej ostateczności, jaka spotkała ich braci przy zdobyciu zamku, poddali dobrowolnie zamek Drdzen książęciu Przemysławowi, sami zaś warowali sobie tylko życie i wolność. Niebawem przeto ustąpili z niego Sasi; aby zaś od Polaków nie doznali jakiej napaści, przydał im książę Przemysław silny rycerstwa zastęp, który miał ich aż do granic odprowadzić. Sam książę Poznański Przemysław, odznaczywszy chlubnie pierwszy swój zawód rycerski zdobyciem dwóch zamków, zaprawiony tak szczęśliwym początkiem do następnych bojów, z tryumfem wrócił do kraju.
Janusz arcybiskup Gnieźnieński, przesiedziawszy na stolicy lat dwanaście, dnia dwudziestego szóstego Sierpnia umarł i w kościele Gnieźnieńskim pochowany został. Po jego śmierci, lubo kapituła Gnieźnieńska złożywszy elekcyą, Filipa proboszcza Gnieźnieńskiego zgodnie i prawnie obrała, wybór ten atoli, z powodu częstego i długiego osierocenia stolicy Apostolskiej i dla innych przyczyn nie mógł być potwierdzony. Zaczém kościoł Gnieźnieński pozbawiony był pasterza przez lat blisko sześć, w ciągu których wielkie w swych dobrach poniósł straty.
Nie długo Konrad książę Głogowski cieszył się swém powtórném małżeństwem, utraciwszy Brygittę, drugą swoję żonę, córkę Teodoryka margrabi Misneńskiego, zaślubioną w roku przeszłym. Ojciec zaś jej, Teodoryk margrabia Misnii, dowiedziawszy się o zgonie swojej córki, dobra jej posagowe, przez Konrada książęcia Głogowskiego zapisane, jako to Krosno, Greifenstein i Prztyn (Przin) przez nasłanych urzędników swoich zagarnął, w czém Konrad książę Głogowski żadnej nie stawił mu przeszkody. A objąwszy je w posiadanie, Konradowi arcybiskupowi Magdeburskiemu, zwanemu Steinberg (Steymberk) sprzedał i odstąpił za dziesięć tysięcy czerwonych złotych; samego zaś arcybiskupa i jego kościoł Magdeburski rzeczonych dóbr, tém samém prawem, jakiém je posiadał, uczynił panem, dziedzicem i spadkobiercą.
Przemysław król Czeski z jednej, a Bolesław Wstydliwy książę Krakowski z drugiej strony, postanowiwszy w drodze słuszności załatwić dawne spory, różnice i niechęci, które między nimi za lat poprzednich trwały, z powodu księstwa Opawskiego, przez króla Przemysława niesprawiedliwie przywłaszczonego, zjechali się do Opawy: gdzie pośredniczący z obojej strony panowie znaczniejsi wnosili różne środki do pogodzenia książąt i umorzenia między nimi zatargów. Ale gdy żaden z tych środków się nie nadał, ani bowiem Przemysław król zabranego księstwa Opawskiego ustąpić nie chciał, utrzymując, „że po śmierci Mieczysława książęcia Opolskiego, księstwo to testamentem jemu odkazane i zapisane, na niego słuszném prawem spadło“, ani Bolesław Wstydliwy książę Krakowski nie zezwalał na oderwanie tak znacznej części kraju Polskiego, i przydzielenie jej do obcego królestwa; panowie i radcy obu państw, usiłując zapobiedz przynajmniej wojnom i klęskom, które na ich głowy spaśdź miały, pojednali książąt osobiście i utwierdzili przyjazne między nimi związki. Spór zaś o księstwo Opawskie zawiesili do lat dwudziestu, na zasadzie układów, które przez ten czasu przeciąg trwać miały.
Gdy Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski wrócił z Opawskiej narady, zastał wojnę domową i wzniecony przez niektórych z szlachty rokosz, który tlał już od dawna, a teraz jawnym wybuchnął pożarem. Sprawcą jego głównym miał być, jak powiadano, Paweł biskup Krakowski, którego, gdy już swawoli swojej wszystkie rozpuścił wodze, a niepomny powagi biskupiej, oddawał się zabawom łowieckim, z Litwinami i nieprzyjaciołmi wiary kleił jawnie małżeństwa i powinowactwa, aby przeciw książęciu i panu swemu Bolesławowi Wstydliwemu stał bezpieczniej, kościołem swoim Gnieźnieńskim bardzo rzadko się zajmował, i miewał tajemne schadzki z ludźmi przywykłemi żyć z wydzierstwa lub kradzieży, winowajcami potępionemi w sądach i złemi dłużnikami; Bolesław książę postanowił albo poimaniem albo wygnaniem z kraju ukrócić. Było i wielu z szlachty niechętnych Bolesławowi Wstydliwemu, że niektórych z pomiędzy nich za popełnione przestępstwa pokarał odebraniem dóbr dziedzicznych, osadzeniem pod strażą, więzieniem albo śmiercią. Zamierzywszy przeto podnieść przeciw książęciu swemu Bolesławowi Wstydliwemu jawny rokosz i wojnę, udali się naprzód przez tajemne poselstwo do Władysława książęcia Opolskiego, a przełożywszy mu swoje krzywdy, przedewszystkiém zaś, że Bolesław Wstydliwy książę Krakowski i Sandomierski, bez ich wiedzy i porady, naznaczył po sobie następcą Leszka Czarnego książęcia Sieradzkiego, do którego oni wcale nie mieli serca, oświadczyli: „że mu oddają ziemie Krakowską i Sandomierską, i wolą jego niżli Leszka Czarnego mieć książęciem i panem, a to dla wielu względów, nadewszystko dla sąsiedztwa i przyległości ziem, a ztąd wypływających stosunków wzajemnych i korzyści.“ Władysław książę Opolski, podłechtany takiém poselstwem i prośbą, mało się nad nią zastanowiwszy, przyjął oświadczenie, w nadziei, że z powodu starości i bezdzietności książęcia Bolesława Wstydliwego, którego śmierci już lada kiedy wyglądano, księstwo Krakowskie i Sandomierskie z łatwością osięgnie. Zalecił przeto szlachcie Krakowskiej i Sandomierskiej, „aby do niego osobiście na dzień oznaczony do Opola zjechała, dla stwierdzenia tej uchwały przysięgą i na piśmie.“ Zaczém w celu ułożenia rzeczy, z porady Pawła biskupa Krakowskiego, w licznym gminie, z całą niemal siłą i uzbrojeniem (obawiali się bowiem napadu Bolesława Wstydliwego, gdy rzecz już była rozgłoszoną) wyruszywszy, posunęli się aż do wsi klasztornej Boguszyna, gdzie ich wojsko Bolesława Wstydliwego, złożone z dworzan, rycerstwa i szlachty, którzy uważali za niegodziwość i zbrodnią to złamanie wiary zaprzysiężonej swemu książęciu, w Piątek dnia drugiego Czerwca doścignęło. Nastąpiło więc z obu stron spotkanie, i tak zacięta wszczęła się walka, że jedni drugim bynajmniej ustąpić nie chcieli; zaczém wielu z obojej strony padło, a gdzie kto stanął, tam potém trup jego leżał. Zginęli w tej potrzebie Świętosław syn Włodzimierza, Racibor kasztelan Łukowski, i wielu innych. Wojsko Bolesława odniosło zwycięztwo, ale nie bez znacznego krwi rozlewu. Ci, którym udało się ujść pogromu, szukali schronienia u Władysława książęcia Opolskiego. Ale po otrzymaném zwycięztwie książę Bolesław karał buntowników tak żywych jako i zmarłych, zabieraniem ich majątków na skarb książęcy, albo rozdzielaniem ich między zwycięzców. Były i inne ważniejsze a bardziej naglące i rzeczywistsze powody do takowego rokoszu: potwarze bowiem i oszczerstwa, jakby zaraza jaka, tak się były po wszystkich krajach Bolesława książęcia, obojętnego na nie i przez szpary patrzącego, zagęściły i upowszechniły, że wielu z szlachty, ludzi prostomyślących i uczciwych, za sprawą chytrych oszczerców potępiano niewinnie w sądach i za mniemane przestępstwa wyzuwano z majątków, albo zmuszano do opłacania tak książęciu i sędziom, jako też powódcom prawnym, kar pieniężnych które winami zowiemy; zkąd na ciężkie wystawiano ich straty. Tym, którzy do niego wynosili skargi i użalali się na doznane krzywdy i zniewagi, Bolesław okazywał się niesprawiedliwym i zawsze odwłocznym sędzią, miłośnikiem podarków i upominków, a za przyjęciem najmniejszego datku snadno nakłaniającym się na którąkolwiek bądź stronę, z krzywdą i uszczerbkiem drugiej strony. Do tego, w psach osobliwsze mając upodobanie, zajmował się niemi aż do zbytku; wszystek oddany myślistwu, osobom tak duchownym jako i świeckim wielkiemi przykrzył się ciężarami, a dla wszystkich poddanych, którzy w owe czasy obowiązani byli do wychodzenia na łowy z książęciem i żywienia psów książęcych, wielce stawał się uciążliwym i nieznośnym.
Kiedy Litwini plądrowali ziemię Lubelską, Leszek i Konrad książęta Kujawscy i Mazowieccy, najechawszy w przeważnej sile Polesie i Prusy, niszczyli je nawzajem mordami, łupiestwy i grabieżą. A gdy barbarzyńcy żadnego nie stawili im oporu, uprowadzili liczny gmin brańców z bogatemi łupy, i odpłacili Litwinom spustoszenie ziemi Lubelskiej sowitą i dwakroć dotkliwszą klęską.
Mikołaj biskup Poznański, po dziewięcioletniém zarządzaniu swoim kościołem umarł w Poznaniu i w tamecznej katedrze pochowany został. Po nim nastąpił Jan I. zwany Wiskowiec, kanonik Poznański, prawnie obrany, i za przychylném wstawieniem się Bolesława książęcia Kaliskiego Pobożnym zwanego, tudzież Przemysława książęcia Poznańskiego i Wielkopolskiego, przez Grzegorza X. papieża biskupem mianowany, rodem Polak, z domu szlacheckiego, herbu...
Przemysław książę Poznański, celem zostawienia potomka, był bowiem jedynakiem, za namową stryja swego Bolesława Pobożnego, książęcia Kaliskiego, który także nie miał potomstwa płci męzkiej, skończywszy na ów czas lat szesnaście, postanowił wejść w związki małżeńskie, i udał się do ziemi Slawońskiej, miasta Szczecina, do książęcia Slawów Barwina, dla poznania jego wnuczki po córce rodzonej, a córki Henryka książęcia Wizimierskiego (de Wisczimirz), albo jak inni utrzymują Mikołaja książęcia Kaszubów, imieniem Lukierdy. A gdy mu się spodobała tak z przymiotów serca jak i urody, pojął ją za żonę. Po odprawionych godach weselnych w mieście Szczecinie, przywiózł ją dnia siódmego Lipca do Poznania. Wyszło przeciw niej w processyi duchowieństwo katedry Poznańskiej i innych kościołów, tudzież Bolesław Pobożny książę Kaliski, Mikołaj biskup Poznański, panowie znaczniejsi i starszyzna Wielkiej Polski, od których przystojnie i z czcią należną była przyjętą.
Odnowiły się dawne między Bolesławem Wstydliwym książęciem Krakowskim i Sandomierskim, a Władysławem książęciem Opolskim zatargi i wszczęła znowu wojna, w której obadwaj na siebie nieprzyjacielskie wyprowadzili wojska, i sąsiedzkich książąt, sąsiednie narody, bądź stosunkami pokrewieństwa, bądź nagrodą i datkiem usiłowali wciągnąć do sprawy, groźniej wzajemną nienawiścią niżli orężem przeciw sobie uzbrojeni. Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego pobudzały do wojny niegodziwe zamiary Władysława, który czyhał na opanowanie jego krajów, i od niektórych z szlachty Krakowskiej przyjął nieprawnie posłuszeństwo i władzę; Władysława zaś książęcia Opolskiego zniszczone łupiestwy i pożarami księstwa, świeże popioły i zgliszcza, na które on i panowie jego z boleścią patrzali. Tymczasem Bolesław Pobożny, książę Kaliski, jakkolwiek był po stronie Bolesława Wstydliwego, książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, jął godzić poróżnionych książąt i drogą słuszności nakłaniać do zawarcia pokoju. Jakoż po wielu zabiegach i rokowaniach potrafił utłumić pożar i na sprawiedliwych warunkach, za wzajemną wymianą jeńców i wynagrodzeniem szkód, ułożyć pokój, co niektórym zdawało się rzeczą do uskutecznienia niepodobną.
Dnia drugiego Stycznia, Mściwoj (Mstivogius) książę Pomorski, przebywając w zamku swoim Świeciu, założył w Polplinie na Pomorzu, w obwodzie Tymawskim, albo raczej przeniósł w to miejsce klasztor zakonu Cysterskiego pod wezwaniem i na cześć N. Maryi Panny, przedtém zwany Nowin Dobrany. Już bowiem dawno Sambor książę Pomorski, stryj rodzony rzeczonego Mszczuja, ufundował był ten klasztor, i nadał mu dobra Pogotkow, Kobylow i Koźmin: ale Mszczuj dla niedogodności miejsca przeniósł go do Polplina, i hojniejszym posagiem i przywilejami opatrzył.
Papież Grzegorz X. w obronie Ziemi świętej, której odzyskaniem postanowił zająć się osobiście, udał się z Włoch do Francyi, i w Lyonie odprawił dnia pierwszego Maja nakazany już przed dwoma laty zjazd duchowny, na którym znajdowali się słynni posłowie Greccy i Tatarscy. Za sprawą Paleologa (Pallialogus) który na ów czas w Konstantynopolu panował, Grecy przyrzekli połączyć się jednością wiary, w dowód czego odśpiewali głośno i uroczyście skład Apostolski, i uczynili wyznanie, że Duch Święty pochodzi od Ojca i od Syna. Posłowie zaś Tatarscy, w czasie soboru ochrzczeni, wrócili do swoich siedlisk. Było zaś na tym zjeździe duchownym pięciuset biskupów, siedmdziesięciu opatów, a innych prałatów tysiąc. Uchwalono na nim wiele rzeczy zbawiennych ku oswobodzeniu Ziemi świętej; tym, którzyby na jej odzyskanie wyprawili się za morze, albo złożyli na ten cel ofiary, nadano odpusty jubileuszowe, a w kościołach katedralnych Polskich ustanowiono skarbony do zbierania jałmużny.
Tegoż czasu Rudolf hrabia Anesburg, Niemiec niskiego rodu i stanu, ale umysłu wielkiego i znacznej u ludzi wziętości, w okolicach Bazylikaty (Basilghae) królem Rzymskim został obrany. Grzegorz X. na korzyść Ziemi ś. wybór ten potwierdził, a dla upewnienia mu tronu i spokojności, Alfonsa króla Kastylii skłonił swemi prośbami i namową, aby praw cesarskich, dla których przeprowadzenia wiele podejmował trudów i nakładów, odstąpił i złożył w ręce Rudolfa. Jakoż ten uspokojony i utwierdzony na państwie, odznaczył się zaraz podniesieniem wraz z licznemi książęty i panami Niemieckimi wojny Krzyżowej.
Henryk mistrz Pruski, postanowiwszy wstrzymać klęski i spustoszenia ziemi Chełmińskiej, któremi ją nękali barbarzyńscy Prusacy prowincyi Naktangi, szerząc w niej mordy, łupiestwa i pożogi, ściągnął wszystkie swoje siły zbrojne, i za barbarzyńcami unoszącymi zdobycz ogromną puścił się w pogoń, a dognawszy ich pod Lubawą natarł na Pruskie wojsko. Barbarzyńcy zmyślili z razu ucieczkę i zboczyli do pobliskiego boru, zkąd dopiero na Krzyżaków, mniemających że już byli zwycięzcami, i z tej przyczyny postępujących w nieładzie, tém silniej uderzyli. A lubo oba wojska długą i zaciętą toczyły walkę, gdy jednakże mistrz Henryk i marszałek Teodoryk z wielu innemi Krzyżakami polegli, Prusacy odnieśli zwycięztwo, i zdobycz zabraną do swego kraju uprowadzili. Wprawdzie książę Brunświcki, landgraf Turyngski, król Czeski i margrabia Brandeburski wraz z synem, wyszli później z wojskami swemi na pomoc chrześcianom, atoli z powodu dżdżystej i niestałej zimy nic ważnego nie zdziaławszy, wrócili do swoich krajów. Sam tylko margrabia Brandeburski postawił zamek i miasto, które nazwał Brandeburgiem.
Słynny i osobliwy tak cnotą jak i nauką mąż, Tomasz z Akwinu, zakonu kaznodziejskiego, doktor znakomity, po wielu pracach około Pisma ś. podjętych, któremi kościoł Boży wielostronnie objaśnił, powołany przez Grzegorza papieża na sobor Lyoński, gdy z Neapolu, kędy był zamieszkał, dążąc do Lyonu, Kampanią przebywał, ciężko zachorowawszy, że nie było w pobliżu nigdzie klasztoru jego zakonu, udał się do klasztoru Cystersów, który się zowie Nova fossa. A gdy się choroba zwiększyła, z największą pobożnością i czystością tak ducha jako i ciała, którą jaśniał w całém życiu, umarł, i w rzeczonym klasztorze, w prezbiteryum przy wielkim ołtarzu ze czcią pochowany został. Jego świętość uwielbił i wielu głośnemi cudami udowodnił Klemens papież.
Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, niemiłém patrząc okiem na rozłączenie się księżny Gryfiny z małżonkiem swoim Leszkiem Czarnym, książęciem Sieradzkim, (któremu zarzucała oziębłość i niezdolność do sprawy małżeńskiej, i już od lat czterech z nim nie mieszkała) i chcąc zagładzić spadającą ztąd na brata swego Leszka Czarnego ohydę i niesławę, udał się osobiście do Sieradza, i różnemi namowy, tak sam przez się, jako i przez panów Krakowskich, których miał przy sobie, przebłagał księżnę Gryfinę, i dnia szóstego Sierpnia pojednał ją z Leszkiem Czarnym książęciem, dawne między niemi spory i zatargi rozsądnym układem zagodził, i wznowił wzajemną miłość małżeńską, którą odtąd szczerze sobie okazywali oboje i aż do śmierci zachowali.
Jadwiga, córka Henryka hrabi de Anhalt, żona Bolesława Łysego czyli Srogiego, książęcia Lignickiego, umarła, i w klasztorze dominikańskim w Lignicy, przez rzeczonego Bolesława książęcia Lignickiego założonym, pochowaną została. Jakkolwiek zaś Bolesław miał z niej potomstwo płci tak męzkiej jako i żeńskiej, wszedł jednakże w powtórne śluby małżeńskie, wziąwszy za żonę Adelaidę, dziewicę, córkę Sambora książęcia Pomorskiego, pod złą i nieszczęśliwą gwiazdą. Chociaż ta bowiem uczciwych była obyczajów, wszelako Bolesław z przyczyny tajnych miłostek, które miał z jakowąś mężatką rozpustną, znienawidził ją i ciągle prześladował. Nie mogąc zatém znieść i męża pogardy i obrażających ją związków z nierządnicą, porzuciła Bolesława, i do domu ojca, gdy inaczej nie można było, pieszo uciekła. Powiadają zaś, że Bolesław od rzeczonej nałożnicy przez różne czary i zaklęcia tak dalece był omamiony i usidlony, że mąż z inąd surowego i twardego usposobienia, zniewieściawszy w jej pieszczotach, wszystko robił co ona chciała. Z tych pobocznych związków miał także nieprawego syna, którego nazwał Jarosławem.
Rozgłoszony w tym roku dziw wielu strachem i grozą przeraził. W mieście bowiem Krakowie dziecię ledwo pół roku mające głosem wyraźnym przepowiedziało: „że przyjdą Tatarzy, którzy Polakom głowy ucinać będą.“ Zapytane od obecnych, „zkądby o tém wiedziało?“ rzekło, „że z Boskiego objawienia.“ Jeszcze potém zapytane: „czy samo także obawiało się przyjścia Tatarów?“ „I bardzo, odpowiedziało, bo między innemi miało być także od nich zarznięte.“
Pewien szlachcic Polski, bezbożny, dla własnych poddanych i obcych nieludzki, a nie troszczący się bynajmniej o życie przyszłe, gdy już wiele przeciw Bogu nagrzeszył, a lekceważąc skruchę i pokutę dopełnił miary gniewu Bożego, zapadł w ciężką chorobę. Ale i wtedy nie ruszyło go sumienie, ani pomyślał o przebłaganiu swego Stwórcy, w nadziei że jeszcze pożyje i do niecnoty swojej powróci. Gdy się wreszcie choroba wzmogła, mnisi zakonu kaznodziejskiego przez żonę owego szlachcica dla uleczenia go z tej ślepoty przywołani, namawiali go rozmaitemi zbawiennemi przestrogi do pokuty i skruchy. Wzruszony niemi nakoniec ów nędznik, rzekł: „Zapóźno do pokuty mnie namawiacie, zapóźno radzicie spowiedź osądzonemu już i potępionemu, bowiem czas żalu i łaski już upłynął, nie ma już dla mnie spowiedzi i pokuty, sprawiedliwym Boga wyrokiem oddany jestem w moc duchom ciemności.“ Gdy potém bracia mnisi naglili na chorego z tém większą usilnością, ażeby nie rozpaczał, a wielkością popełnionych grzechów nie odstręczał się od spowiedzi i skruchy, obiecując mu miłosierdzie Boże, jeżeli wyspowiada się i żałować za grzechy będzie, rzekł ostatecznemi słowy: „Napróżno upominacie mnie, abym się spowiadał: już bowiem wyzuty z własnej chęci i woli, jestem w mocy szatanów, których roty widzę snujące się przede mną, i porywające mnie na męki i katownie.“ Wnet słyszeć się dały straszliwe bicia, i powtarzanych razów przeraźliwy łomot, a na ciele chorego wystąpiły sińce, znaki męczeńskie i blizny, od niewidzialnych zadawane oprawców, a które bracia mnisi i inni przytomni naocznie widzieli. Wśród takich katowni ów potępieniec, nie wydawszy nawet głosu żadnego ni jęku, nędznie skonał. Spełniły się na nim słowa Ś. Augustyna, które każdy pielgrzym tego świata jak Boską wyrocznię w pamięci przytomne mieć powinien: „Jest-to najsprawiedliwsze prawo Boskie, że kto za życia zapominał o Bogu, ten przy śmierci zapomni o sobie.“
Helena czyli Jolenta księżna, żona Bolesława książęcia Kaliskiego, powiła w zamku Kaliskim córkę, kiedy najbardziej syn był upragniony. Z powodu tych narodzin, Bolesław książę Kaliski wyprawując chrzciny, przez dni kilkanaście wesoło godował, a nowonarodzoną córkę nazwał Anną.
Na stolicę Rzymską, osieroconą po zgonie Grzegorza X, dnia pierwszego Stycznia, w Arezzo, przez kardynałów odprawujących tamże konklawe obrany został Piotr de Tarantasio, mnich zakonu kaznodziejskiego, rodem Burgundczyk, kardynał biskup Ostyeński, mąż wielkiej świątobliwości i nauki, którego nazwano Innocentym V. Ten po dokonanym wyborze w Arezzo przybywszy z swoją kuryą do Rzymu, koronował się w kościele Ś. Piotra; poczém zaraz przeniósł się do Lateranu, gdzie pięć tylko miesięcy i dwa dni papieską piastował godność, a kiedy mnogie i wielkiej wagi rzeczy w myśli swojej układał, nagle, czego ani on, ani nikt nie przewidywał, dnia dwudziestego drugiego Czerwca umarł, i z wielką czcią kardynałów, w obecności Karola króla Sycylii, w Lateranie pochowany został. Potém dnia dwudziestego ósmego Lipca, Otoban kardynał dyaikon, rodem z Genuy (Januensis), wnuk Innocentego IV, w pałacu Lateraneńskim papieżem został obrany i nazwany Adryanem V: który przeżywszy na papiestwie miesiąc tylko jeden i dni dziewięć, przed uzyskaniem stopni kapłańskich, koronacyą i poświęceniem, w Witerbo umarł, i tamże w klasztorze braci mniejszych pochowany został. W jego miejsce w końcu miesiąca Września obrano Piotra, syna Juliana, zwanego Hiszpanem, kardynała, biskupa Tuskulańskiego, rodem z Portugalii z miasta Lizbony (Ulixbona), i nazwano go Janem XXI. Był–to kapłan z wszechstronną nauką, ale niepomiarkowany w mówieniu i nie dość poważny w obyczajach, ludziom pobożnym mało okazujący przychylności; znajomością nauk lekarskich wielu przewyższał.
Niemiłém patrząc okiem na pomnożenie państw i zamożności Henryka IV, książęcia Wrocławskiego, zwanego Probus, który tak przez ogarnienie po ojcu i po stryju całkowitego księstwa Wrocławskiego, jako też przykupienie powiatów Krosna, Greifensteinu i Prztyna, wzmógł się i urosł aż do zazdrości; Bolesław Łysy czyli Srogi, książę Lignicki, stryj jego rodzony, z niektórymi z pomiędzy szlachty Wrocławskiej, a zwłaszcza tymi, na których padało podejrzenie, że Henryka III, ojca Henryk IV, i stryja Władysława arcybiskupa Salcburskiego, zgładzili trucizną, a którzy obawiali się, aby syn nie szukał na nich zemsty za otrucie ojca i stryja, uknował zamach na uwięzienie Henryka zwanego Probus, książęcia Wrocławskiego. Twierdził on, „że synowiec jego Henryk Probus niesłusznie i nieprawnie przywłaszczył sobie po śmierci Władysława arcybiskupa Salcburskiego część Wrocławskiego księstwa, równie na niego jak i na brata drugiego Konrada książęcia Głogowskiego spadającą.“ Upatrzywszy zatém porę sposobną do wykonania zamiaru, kiedy Henryk Probus książę Wrocławski bynajmniej z strony stryja zdrady się nie spodziewał, i spokojnie wysiadywał w swojej wsi i dworze Jelczy (Jelczhe), nasłał nań w Sobotę przed Niedzielą drugą postu, dnia dwudziestego pierwszego Lutego, zgraję łotrzyków, którzy go w nocy śpiącego wywlekli z łóżka, i uprowadzili do zamku Lehen, gdzie go Bolesław w ciężkiem osadził więzieniu, tusząc, że niewolą i srogością więzów zmusi Henryka synowca do ustąpienia niektórych zamków, miast i powiatów. Ale panowie znaczniejsi i szlachta Wrocławska, postanowiwszy pomścić się krzywdy swego książęcia Henryka i wyswobodzić go z więzienia, zapowiedzieli przeciw niemu wyprawę, i z największém jak tylko mogli wysileniem poczęli sposobić się do wojny. Nie ufając jednakże własnym siłom, na usilne prośby i nalegania swoje uzyskali pomoc Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, Bolesława Pobożnego książęcia Kaliskiego, Przemysława Poznańskiego i Gnieźnieńskiego, Konrada Głogowskiego i Władysława Opolskiego, książąt. Wspomnieni bowiem książęta, oburzeni zbrodnią Bolesława Srogiego książęcia Lignickiego przeciw wszelkiej słuszności i uczciwości na synowcu swoim dokonaną, przyrzekli Wrocławianom dostarczyć z swoich ludów posiłków. Bolesław Srogi książę Lignicki widząc, że Wrocławianie przeciw niemu na wielką sposobią się wojnę, i że pięciu książąt Polskich idzie z swemi ludami tymże Wrocławianom na pomoc, począł sam także potężnie się uzbrajać, i wyjednał sobie najemną pomoc Miśniaków, Bawarów i Szwabów. Miał i margrabia Brandeburski swój lud przystawić mu w posiłku, ale panowie Wrocławscy ugodzili się z nim za cztery tysiące grzywien, aby zamiaru tego odstąpił: gdy zaś gotowych nie mieli pieniędzy na dotrzymanie zobowiązania, przeto w zastaw dali mu zamek i miasteczko Krosno. Bolesław zatém książę Lignicki, aby zaciężny w znacznej liczbie lud Niemiecki próżno nie pobierał żołdu, pierwszy wyprowadził swoje wojska w pole, i wtargnąwszy do ziemi Wrocławskiej, począł ją ogniem i łupiestwem pustoszyć. Dla powstrzymania tych klęsk, wyszły przeciw niemu wojska Wrocławian, i na polach między Skorolcem i Procanem, w Sobotę, w dzień Ś. Jerzego, stoczono bitwę. Walczyły obie strony z zaciętością, i taki wzajemnie panował zapał, że jedni drugim do upadłego prawie dotrzymywali, i nie ustępując sobie kroku, długo przeciągnęli walkę. Nareszcie Bolesław książę Lignicki, bacząc że wielka liczba z jego strony poległa, i przewidując swoich porażkę, umknął z pola samowtóry, aby się nie dostał w ręce Wrocławian. Tylko syn jego starszy, Henryk, wodza razem i żołnierza spełniający powinność, krzepił i ożywiał słabiejącą w kilku miejscach walkę. Uporczywą wreszcie stałością i odwagą zmógł i pokonał Wrocławian, tudzież posiłkowe ich wojska Krakowskie, Sandomierskie, Kaliskie, Poznańskie, Głogowskie i Opolskie, i wielu z rycerzy posiłkowych haniebnie pierzchających zabrał w niewolą. Była w tej bitwie strata ludzi zbyt wielka w stosunku do liczby walczących, tak iż Ligniczanie, aczkolwiek zwycięzcy, po owej krwawej rozprawie nie śmieli urągać się zwyciężonym. Przemysław książę Poznański z znaczną liczbą swoich poimany został jeńcem.
Dotknięci taką klęską Wrocławianie udali się do Przemysława czyli Ottokara króla Czeskiego z prośbą o pomoc. Aby zaś tém wierniej stał po ich stronie, gdy jako wuj rodzony z Bolesławem książęciem Lignickim bliższemi połączony był związki, dali mu zamek i miasteczko Kłodzko, które po jego śmierci na Henryka IV książęcia Wrocławskiego spadać miało. Za jego więc pośrednictwem i wpływem naznaczono dzień do wzajemnego rokowania, a następnie między Bolesławem książęciem Lignickim a Henrykiem książęciem Wrocławskim zwanym Probus, stanął pokój pod następującemi, acz dla Henryka IV nie bardzo słusznemi warunkami (już bowiem Bolesław książę Lignicki po swém zwycięztwie zaczął nieco dumniej przemawiać): „aby Bolesław książę Lignicki bratanka swego Henryka Probus z więzienia uwolnił, Przemysława także książęcia Poznańskiego i rycerzy pod Skorolcem poimanych wypuścił z niewoli“; Henryk zaś Probus aby stryjowi swemu Bolesławowi książęciu Lignickiemu zamków i miast Strzegoma, Nowegotargu, Stroży, Greifenbergu, Prynu i Geswindorfa na zawsze odstąpił. Co gdy postanowiono i z strony obudwu książąt przyjęto, Henryk IV wypuszczony na wolność, chcąc wykupić Krosno, przez jego panów Janowi margrabi Brandeburskiemu w zastaw dane, aby przeciw nim nie podnosił oręża, przymuszony był temuż Janowi margrabi, liczącemu sobie niesłusznie rozmaite szkody, nakłady i wydatki, sześć tysięcy grzywien zapłacić, lubo tylko w czterech tysiącach było zastawione. Niektórych zaś z swojej szlachty, a mianowicie Janusza de Mihach, Tomasza, Jana, Żerzuchę, i innych, których oskarżano, że się z Bolesławem książęciem Lignickim przeciw niemu łączyli, uwięził i ciężką ukarał niewolą. Od tego czasu zamek i miasto Kłodzko zostawało w rękach Przemysława króla Czeskiego aż do jego zejścia, a potém przemocą i nieprawnie przywłaszczone, stało się, jak jest po te czasy, własnością królestwa Czeskiego i częścią dyecezyi Praskiej; odpadło od Polski co do świeckiej władzy, a od dyecezyi Wrocławskiej co do duchowej, gdy Tomasz II. biskup Wrocławski krzywdę tak znacznego swojej dyecezyi uszczuplenia raczej zniósł cierpliwie niż odpierał.
Po klęsce, którą książęta Polscy ponieśli w wojnie domowej, nastąpiła inna równie sroga, jakby los zawistny, zsyłając jednę po drugiej, chciał ten rok nieszczęściami odznaczyć. Poganie bowiem Litwini, mnogiemi tłumy, nagle i niespodzianie, w dzień Ś. Łukasza Ewangelisty najechali ziemię Łęczycką, którą pod ów czas dzierżył książę Kazimierz (?) syn Kazimierza niegdy książęcia Kujawskiego, brat rodzony Leszka Czarnego książęcia Sieradzkiego, i rozniosłszy w niej rzezie, łupiestwa i pożogi, srodze ją spustoszyli: a gdy im nikt nie stawił oporu, nasyciwszy się do woli łotrostwem, wymordowawszy wiele starców i dzieci, a liczny gmin brańców, których do czterdziestu tysięcy liczono, zagarnąwszy w łyka, wraz z stadami bydła i innemi dobytki pognali w najstraszniejszą niewolą.
W Krakowie, przed dniem Obrzezania Pańskiego, o północy, niebo rozwarte zaświeciło prawdziwą jasnością, która nie tylko na miasto Kraków, ale i na całą okolicę wspaniałą rościągając łunę, rozwidniła je jakby w dzień biały, a potém niezadługo znikła. Wzięli to ludzie za cud osobliwy.
Gdy Jan XXI papież w Witerbo z swoją kuryą przebywał, i wszedłszy do kamery, którą tamże przepysznie i nad pałac papieski świetniej był wybudował, z roskosznym uśmiechem poglądał po sobie, jakoby chełpiąc się swojém dziełem, nagle oberwało się sklepienie i przygniotło go zwaliskami drzewa i kamieni, poczém szóstego dnia umarł, przesiedziawszy na stolicy miesięcy ośm i dni kilka. A tak zawiedziony był w swoich nadziejach; obiecywał sobie bowiem, zaufany w swojej sztuce lekarskiej, nauce i rozumie (jak to sam nie raz powtarzał), że długo na papiestwie pożyje. Mąż nie osobliwszej wprawdzie mądrości, ale przystępny, i z każdym, chociażby był najuboższy, byle w naukach ćwiczony, lubiący poufale obcować. Pochowano go w Witerbo, w kościele Ś. Wawrzyńca. Stolica zaś, z powodu niezgody wyborców, osierocona była przez miesięcy sześć, to jest, od pierwszego tygodnia po Świątkach aż do Ś. Katarzyny: w którym-to dniu Jan syn Kajetana, kardynał dyakon tytułu Ś. Mikołaja in carcere Tulliano, rodem Rzymianin, z domu Ursynów, papieżem został obrany i nazwany Mikołajem III. Ten opuściwszy zaraz Witerbo, przybył do Rzymu, i w bazylice Ś. Piotra, w dzień Ś. Stefana głowy Męczenników, na kapłana wyświęcony, dnia następnego przywdział mitrę papieską. Mąż obyczajów statecznych, zkąd u wielu nazwany Statecznym (El Composto), jeden z najpiękniejszych na świecie księży, zalecał się roztropnością i dojrzałością zdania. Mnichów, a szczególniej Franciszkanów i Dominikanów, szczególniejszą obdarzał przychylnością i łaską, wielkim był przytém jałmużnikiem. On odwołał postanowienie Grzegorza X, który był zakazał obierania kardynałów z domu Kolumnów, i Jakoba z tegoż domu, Kolumnę, mianował kardynałem.
Po śmierci ósmego mistrza Pruskiego, Teodoryka Gattersleben (Gatirslewe) obrany został dziewiąty Konrad v. Thierberg. Za niego książęta Pruscy, jeden Henryk z prowincyi Natangii, a drugi zwany Klappe z Szczeniawy, poimani w niewolą od Krzyżaków i powieszeni na szubienicy, skończyli życie męczeńsko. Trzeci Diwan v. Barthena, mszcząc się ich morderczej śmierci, wtargnął z wojskiem tak konném jako i pieszém do ziemi Chełmińskiej, i w kilku dniach niemiłosiernie ją spustoszył. Napadł wprawdzie na niego Konrad mistrz Pruski z swoim ludem; ale gdy przyszło do bitwy, Krzyżacy jakkolwiek dzielnie dobijali się zwycięztwa, straciwszy dwunastu swoich a pięciuset chrześcian, pierzchnęli wraz z mistrzem Konradem, a barbarzyńcom dostało się zwycięztwo. Nie zadługo potém, Prusacy barbarzyńscy zamek nowy, przez mistrza Konrada pomiędzy Chełmnem a Pomezanią zbudowany, niemniej zamki Radzyn (Radzim) i Wartemberg, dzielnie i zawzięcie do nich szturmując, opanowali, i wszystkich chrześcian i Krzyżaków, którzy w pomienionych zamkach byli schowani, z dziką wściekłością wymordowali. Nie tusząc zaś, aby te zamki przez siebie zdobyte mogli utrzymać i obronić, zniszczyli je pożogą.
Bolesław Pobożny, książę Kaliski, postanowiwszy pomścić się na margrabiach Brandeburskich za nieprawne zbudowanie zamku Santoka, który dotychczas posiadali, i powściągnąć ustawiczne Sasów na granice Polskie najazdy, zapowiedział wyprawę przeciw margrabiom Brandeburskim, i zebrał tym celem nie tylko z własnych ale i Przemysława książęcia Poznańskiego krajów wojska konne i piesze. Przyzwał nadto Mszczuja, brata swego, książęcia Pomorskiego, aby mu osobiście z swemi ludami Pomorskiemi przybył na pomoc. A gdy się zgromadziły wszystkie wojska Wielkiej Polski i Pomorza, Bolesław książę Kaliski, zostawiwszy w obu księstwach na wszelki przypadek Przemysława książęcia Poznańskiego, sam w towarzystwie Mszczuja książęcia Pomorskiego wkroczył do krajów, które margrabiowie Brandeburscy z tej strony Odry posiadają, i począł je ogniem i grabieżą pustoszyć. Już był dotarł do Soldyna, gdy Otto Długi, syn Ottona III, zaszedł mu drogę z Sasami i inném posiłkowem wojskiem: ale stoczywszy bitwę, przy nierównych wcale siłach, snadno od Bolesława pokonany, chronić się musiał do swoich zamków i warowni, i nie chciał już więcej losu wojny doświadczać. Bolesław otrzymawszy zwycięztwo, zabrawszy łupy i gmin znaczny jeńców, splądrował wszystek kraj z tej strony Odry leżący; a tak pomszczony dostatecznie za wyrządzone sobie krzywdy, podzielił się sprawiedliwie zdobyczą z książęciem Mszczujem i Pomorzanami, i ruszył do swego kraju z powrotem.
Książę Sambor, brat Świętopełka a syn Mszczuja, poniósł wielkie prześladowanie od bratanka swego Mszczuja, w którym Bóg zesłał mu przeciwnika. Wypędzony od niego z kraju, znalazł przytułek u Krzyżaków, i zatrzymał się przez czas niejaki w Toruniu. Ztamtąd zaś, bojąc się aby go Krzyżacy nie zdradzili, pod zmyśloną odzieżą umknął do córki swojej księżny Kujawskiej, i tam życie zakończył, pochowany w Inowrocławiu.
Krótko bardzo Bolesław Łysy książę Lignicki cieszył się zamkami i miasteczkami, które na synowcu swoim Henryku zwanym Probus, książęciu Wrocławskim, po odniesioném nad nim zwycięztwie wymusił: skołatany bowiem słabością i laty umarł w Lignicy, i w klasztorze braci zakonu kaznodziejskiego, przez siebie samego założonym, pochowany został. Mąż umysłu gwałtownego, dla swoich i obcych srogi, w sprosnych miłostkach z nierządnicą uwikłany aż do śmierci; mowę miał tak prędką i wadliwą, że często w słuchających śmiech obudzał. We wszystkiem krzywemi chodzący drogami, w sądzeniu skory, i zwykle bez rozeznania słuszności, zwłaszcza w sprawach gardłowych, wyrokujący, zwany był z tej przyczyny od wielu Srogim albo Rogatką, co w Polskiej mowie znaczy człeka zuchwałego i jakby bodzącego rogami. Zostawił z żony Jadwigi, córki hrabiego v. Anhalt (Hanhalt) trzech synów (czwarty bowiem Konrad umarł w dzieciństwie), jako to: Henryka Lignickiego, zwanego Grubym i Otyłym, z powodu znacznej tuczy; Bolesława ks. Świdnickiego i Bernarda Skoczka. Ten ostatni tak był rzutny i zręczny, że na czternaście belek w domu jakim, jedna na drugiej pokładzionych, rozpędziwszy się wskakiwał, a potém zeskakując z nich prosto stawał na nogach. Miał nad to Bolesław z rzeczonej Jadwigi Anhalt, żony swojej, cztery córki, z których jednę Agnieszkę wydał za hrabiego Wartemberga, drugą Jadwigę zaślubił Konradowi książęciu Mazowieckiemu, synowi Ziemowita, syna Konrada; trzecia Anna wstąpiła do klasztoru w Trzebnicy, gdzie była przełożoną; czwarta Katarzyna, w młodym wieku zmarła, pochowaną została w Lignicy w klasztorze Dominikanów.
Bolesław książę Mazowiecki, w tegorocznej porze letniej, wziąwszy z sobą Władysława książęcia Sieradzkiego i jego wojsko ku pomocy, wydał wojnę Henrykowi książęciu Głogowskiemu, i w bitwie stoczonej pod zamkiem Czerwieniem zniósł całą jego potęgę. Uwiadomił go był opat Lubieński i Jeżowski (Jeszoviensis) o zamierzonym przez nieprzyjacioł skrytym napadzie; Bolesław zatém książę Mazowiecki, wdzięczny za wyświadczoną sobie przysługę, rzeczonemu Marcinowi oraz klasztorom Lubieńskiemu i Jeżowskiemu, za zezwoleniem Ziemowita i Trojdena, przywilejem swoim liczne nadał swobody.
W Krakowskiej dyecezyi, jezioro pewne wzdłuż i wszerz znacznie się rościągające, a nawiedzinami czartów i rozmaitemi strachami odstręczające rybołowców, uważane było za zaklęte. Gdy więc w tym roku zima nieco była twardszą, bliżsi mieszkańcy odważywszy się na sprobowanie w rzeczoném jeziorze połowu, wzięli pięć krzyżów, chorągwie i kości Świętych, i udali się do brzegu. Zapuścili potém niewody, a po raz pierwszy wyciągnąwszy je z wielką pracą i mozołem, trzy tylko małe rybki znaleźli. Za drugiém zaciągnieniem, gdy ściągnęli do kupy sieci, okazało się, że próżne było usiłowanie. Trzeci raz załowiwszy z największym trudem i wysileniem, wydobyli z wody potwór straszliwy, mający ślepie czerwone, ogniste i żarem płonące, kark zakończony kozią głową. Na ten widok wszyscy obecni struchleli, a pociskawszy krzyże i chorągwie, drżący od strachu i zbledli, pouciekali dokąd kogo oczy poniosły. Niektórzy z nich dostali chorobliwych wrzodów na ciele. Ów zaś potwór, przestraszywszy ludzi, sunął pod lód, i po całej przestrzeni jeziora bujając jakby powietrznym lotem, wydawał szelest i łomot przeraźliwy.
Przemysław czyli Ottokar król Czeski, zerwawszy pokój i przymierze z Rudolfem królem Rzymskim zawarte, (bolało go bowiem oderwanie od jego państw Austryi, Styryi i Karyntyi), w nadziei odzyskania tych prowincyj, za namową zwłaszcza niektórych panów Czeskich, raczej chytrą niż zbawienną, rozpoczął wojnę na nowo, wtargnął z całemi siłami do Austryi, i rozpostarł w niej pożogi i łupiestwa. Podstąpiwszy potém z wojskiem pod Drossendorf, niebawem zamek ten opanował. O czém gdy się Rudolf król Rzymski dowiedział, ściągnął i on ze wszystkich krajów swojego państwa siły zbrojne, a przeprawiwszy się za Dunaj, naparł na Przemysława króla obozującego nad rzeką Morawą, i zasobny w liczne wojsko, obsaczył go do koła. Miał Przemysław król Czeski przy sobie pewnego pana Czeskiego, Milotę z Dziedzic, z dawna zawistnego sobie przeciwnika, któremu, nie przewidując żadnej zdrady, Morawy w zarząd powierzył. Ten porozumiawszy się chytrze z kilku innemi, pragnącemi odmiany rzeczy, donosił Rudolfowi królowi Rzymskiemu o wszystkiem, co się działo w obozie Czeskim, obiecując mu nawet, że dla niego, jeśliby żądał, gotów był własnego króla Przemysława odstąpić. Ale Rudolf król Rzymski, brzydząc się rozlewem krwi chrześciańskiej, wyprawił do króla Przemysława posłów, z przestrogą, „aby się pomiarkował, a zaniechał walki z silniejszym nieprzyjacielem, gdy sam zwłaszcza wśród swoich otoczony jest nieprzyjaciołmi.“ Przemysław atoli, z poselstwa tego większej jeszcze nabrawszy dumy, o świcie dnia następnego, dwudziestego siódmego Sierpnia, z królem Rudolfem stoczył bitwę, w której wielu z obu stron legło, Rudolf jednakże przemógł, a Przemysław od Miloty i innych Czechów wspólników jego zdrady opuszczony, mężnie bijąc się i upadające w boju siły krzepiąc, zginął; zwłoki jego przewieziono do Pragi i w kościele katedralnym pochowano. Po nim na królestwo Czeskie wstąpił Wacław syn jego, pięcioletni dzieciuch, nad którym opiekę sprawował Otto Długi margrabia Brandeburski (tak bowiem ojciec za życia rozporządził) i równie Wacława małoletniego, jak i matkę jego królową Kunegundę, z Pragi do zamku Bezdzieży nocą sprowadził, a Czechów usunąwszy, dał im do posługi Sasów. Przez tę atoli opiekę Czechy popadły w wielką niedolę, Sasi bowiem uciskali Czechów. Król Rudolf po odniesioném zwycięztwie zamierzał splądrować Czeskie królestwo, ale na prośby Czechów odnowiono dawne przymierze, które Rudolf stwierdził wydaniem córki swojej Gruty za Wacława, syna poległego króla.
Po zgonie Przemysława króla Czeskiego, Henryk IV zwany Probus, książę Wrocławski, upomniał się o zamek i miasto Kłodzko, które panowie Wrocławscy dali i zapisali królowi Przemysławowi, za przychylenie się do ich strony i udzielenie im pomocy przeciw Bolesławowi Rogatce książęciu Lignickiemu. Aby zaś praw dożywotnich Przemysława króla nie uważał kto za obowięzujące na zawsze, pisał się nie tylko książęciem Wrocławskim, ale panem i dziedzicem Kłodzka, dla usunienia wszelkiej na przyszłość wątpliwości. Pojął wtedy w małżeństwo Mechtyldę dziewicę, córkę Ottona Długiego margrabi Brandeburskiego, który jako zarządzający Czechami głośny był i słynny w owym czasie.
Syn książęcia Litewskiego, zwany Trojnat (Trinote), ściągnąwszy wojska Litewskie i Pruskie, które trzydzieści tysięcy ludzi wynosiły, podzielił je na trzy zastępy. Jeden wysłał do Mazowsza, a dwa do ziemi Chełmińskiej. Ta zbrojna tłuszcza, która naszła ziemię Chełmińską, zdobyła na Krzyżakach i spaliła zamek Bergelów, a splądrowawszy kraj cały, wielką liczbę chrześcian uprowadziła w niewolą. Tegoż samego roku Prusacy barbarzyńscy Sędowiczanie (Sandowitae) pod wodzem Skomandem, powtórzywszy swój najazd na ziemię Chełmińską, dwa w niej miasta Lubawę i Chełm oblegli i szturmem zdobyli, ziemię zaś Kujawską około miasteczka Kowala splądrowali. Niemniej ucierpiało w tym roku miasto Łęczyca od Litwinów, którzy nagłym napadem złupili je i spustoszyli.
Wielki ojczyzny miłośnik i wielkiego umysłu mąż, Bolesław Pobożny książę Kaliski, dostawszy febry w ciężką zapadł chorobę, która gdy się codziennie zwiększała, przywołał bratanka swego rodzonego, Przemysława książęcia Poznańskiego, i zlecił jego opiece księstwo Kaliskie, tudzież małżonkę swoję Helenę i trzy córki z niej zrodzone, Jadwigę, Elżbietę i Annę; a opatrzony ŚŚ. Sakramentami, w zamku Kaliskim, dnia siódmego Kwietnia w Piątek pobożnie życie zakończył. Zwłoki jego przeniesiono do Poznania i w katedralnym kościele w grobie ojców pochowano; przytomny był temu obrzędowi bratanek zmarłego Przemysław. Po śmierci Bolesława na stolicę księstwa Kaliskiego nastąpił Przemysław, który zarazem objąwszy rządy całej Wielkopolski, tak wdowę po Bolesławie książęciu Kaliskim, jako też jego córki, dawszy im dostatnie wyprawy i posagi, z pod opieki wyzwolił. Rzeczona wdowa po Bolesławie Kaliskim, Helena albo Jolenta (Joheleth), niedługo w Kaliszu zabawiwszy, zabrała wszystkie dobytki i ruchomości, które do niej należały, i udała się do Krakowa, do swej siostry rodzonej Kingi, niewiasty osobliwszej cnoty i pobożności, żony Bolesława Wstydliwego książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, aby z nią razem Bogu służyć. Przemysław zaś książę Wielkopolski, który był opiekunem swoich siostrzenic, najstarszą z nich Jadwigę wydał za Władysława, który dla nader małego i niemal łokciowego wzrostu zwany był po polsku Łokietkiem (Loktek), syna Kazimierza książęcia Brzesko–Kujawskiego; drugą Elżbietę za Henryka książęcia Lignickiego, zwanego Otyłym, syna Bolesława Łysego, którego nazywano Rogatką; trzecia Anna w panieństwie umarła.
Po zmarłym Bolesławie Pobożnym książęciu Kaliskim wkrótce rozstał się ze światem Bolesław Wstydliwy, książę Krakowski i Sandomierski, jakby rok ten dla książąt Polskich Bolesławów szczególniej był nieszczęśliwym. Ten obdarzywszy kościoł Krakowski licznemi swobodami, przywilejami i łaskami, pozakładawszy w różnych miejscach kościoły, klasztory i inne pobożne fundacye, ciało swoje zachowawszy od wszelkiej ponęty zmysłowej, i z żoną swoją Kingą przez wszystkie lata małżeństwa przemieszkawszy w czystości, (za którą-to cnotę znakomitą pozyskał imię Bolesława Wstydliwego, na jakie żaden z książąt Polskich nie zasłużył), mąż niewinności panieńskiej, po trzydziestu siedmiu latach panowania, w Krakowie dnia siódmego Grudnia w Niedzielę pobożnie umarł, i w kościele Św. Franciszka braci mniejszych, który sam był założył, w chórze kościelnym od strony północnej pochowany został. Uczcili go uroczystym pogrzebem Leszek Czarny książę Sieradzki, od niego za syna i następcę przybrany, Paweł biskup Krakowski, Kinga żona zmarłego, Helena wdowa po Bolesławie Pobożnym książęciu Kaliskim, Gryfina małżonka Leszka Czarnego, panowie przedniejsi i szlachta, duchowieństwo i lud tłumnie zebrany. Żałoba była powszechna i smutek, jakby pojedynczo każdej dotykał rodziny; wszyscy wynosili go w pochwałach, jakich mu za życia nawet nie dawali. Nie tylko od swoich, ale i od obcych żałośnie był opłakiwany, tak wysoko ceniono jego cnoty i skromność którą w całém życiu zachował. Nie chciała dłużej i księżna Kinga parać się sprawami światowemi; lecz zaledwo ciało męża Bolesława Wstydliwego ziemi oddała, wstąpiła do zakonu Ś. Klary w kościele Ś. Franciszka, okazawszy, że do tej doskonałości życia od dawna wzdychała, a skoro tylko pozbyła jarzma małżeństwa, natychmiast takiemu życiu ślubowała. Nie uroniła też ani jednej łzy z żalu, lecz rozmyślając jedynie o swoim oblubieńcu Chrystusie, ustawicznie składała mu dzięki, że ją od wielkiego ciężaru uwolnił. A gdy wiele osób obojej płci opłakiwało zgon Bolesława Wstydliwego, sama tylko Kunegunda najmniejszego znaku smutku nie okazała, tak tęskliwie zwrócona ku Bogu, że zdawała się pragnąć śmierci. Jeszcze nie ostygło ciało jej męża, kiedy zrzuciwszy z siebie wszystkie stroje i ozdoby, przywdziała lichą szatę, a wszelakie klejnoty, kamienie drogie, perły i kosztowności sprzedawszy, schowała w zanadrza ubogich. Po Bolesławie Wstydliwym nastąpił Leszek Czarny książę Sieradzki, synowiec jego po bracie stryjecznym, zgodnie obrany przez Pawła biskupa Krakowskiego i wszystkich panów i szlachtę, już-to dla najbliższego pokrewieństwa jego z książęciem Bolesławem Wstydliwym, już z tej przyczyny, że od tegoż Bolesława za syna przybrany i naznaczony był następcą, a od wszystkich uważany za książęcia zacnego i godnego sprawowania rządów. Książę Leszek Czarny i panowie znaczniejsi błagali usilnie Kingę, wdowę po Bolesławie Wstydliwym, aby zamieszkała w Krakowie i objęła rządy rzeczypospolitej. Ale gdy żadnemi prośbami nie dała się do tego nakłonić, dwojaki żal uczuli i duchowni i szlachta, którzy narzekali, „że razem utracili i najlepszego monarchę i najlepszą jego małżonkę.“ Kunegunda zaś, lubo czuła stratę męża, tém się jednak pocieszała, że swobodniej odtąd mogła służyć Panu niebios. Zaczém wziąwszy z sobą siostrę Jolentę, księżnę Kaliską, udała się do klasztoru panien zakonnych w Sączu, i tam spędziła ostatek życia, oddając się dobrym uczynkom i ukazując swoję świętość wielu cudownemi znakami, wzór budujący czystości i pobożności równie dla kobiet jak dla mężczyzn. Był zaś Bolesław mężem dobroci pełnym, ale sędzią nie zawsze sprawiedliwym i do przedajności skłonnym. Trzeźwy i łagodnego oblicza, lubił zabawiać się często łowami; wreszcie prowadził życie skromne i czyste, obcy cielesnej roskoszy i stroniący od łoża małżeńskiego. Dla tej szczególnie cnoty głos powszechny nadał mu nazwisko Wstydliwego. Mąż dobrych obyczajów, prosty i szczery, nie miał w sobie żadnej obłudy.
Prałaci i kanonicy Gnieźnieńscy, mając w miejsce Marcina arcybiskupa Gnieźnieńskiego, zmarłego w roku przeszłym, innego obrać pasterza, złożyli elekcyą w Gnieźnie, i tajemném głosowaniem wybrali na arcybiskupa Włościbora, dziekana Gnieźnieńskiego, męża ślachetnego rodem i obyczajami. Ten, lubo popierany przychylną łaską i wstawieniem się książęcia Wielkiej Polski Przemysława, usilnie starał się o potwierdzenie swego wyboru przez stolicę Apostolską, gdy jednak stanęły mu na przeszkodzie różne okoliczności, widząc, że jego zabiegi i usiłowania nie osięgały skutku, ostygł w swej gorliwości i stracił chęć dalszego popierania sprawy. Przewidywał bowiem, że w Leszku książęciu Krakowskim i Sieradzkim, którego zwano Czarnym, a który już był wtedy Polskim monarchą, niebezpiecznego mieć będzie przeciwnika; a jako mąż skromny i łagodny, uważał za rzecz niegodną, mimo służącego sobie prawa, prowadzić spory tak z Leszkiem jako i innemi książęty Polskiemi, którzy z nim razem trzymali.
Litwini pogańscy, pokonawszy w jednej bitwie Krzyżaków Pruskich Teutońskiego rodu, gdy między innemi brańcami znaleźli dwóch Krzyżowców, postanowili obu męczeńską zgładzić śmiercią. Przywodząc przeto swój zamiar do skutku, jednego z nich na wysokiém drzewie przywiązali do własnego konia aby go żywcem spalić razem z koniem; drugiego zaś przyprowadzili, aby był świadkiem tego widowiska. A kiedy stos podłożony zapalili, ogień ogarnął zaraz konia, który do szczętu spłonął; ponad Krzyżowcem zaś rozwarło się niebo, i zstąpiła z góry jasność niebieska, która rozdzielając płomień na różne strony, ochraniała ciało Krzyżowca, tak iż pozostało nietkniętém. Potém jasność ta wróciła do nieba, z którego wyszła, a z nią razem uniosło się ciało Krzyżaka w postaci urodnej dziewicy, nie zostawiwszy po sobie najmniejszego nawet śladu, a to w obec wszystkich barbarzyńców, którzy na ten dziw z zadumieniem patrzali. Ale niewierni Litwini, nie Boskiej mocy, ale czarom i urokom przypisawszy to zrządzenie, drugiego Krzyżowca wsadzili w szczelinę drzewa, siekierami i klinami rozwiedzionego na dwoje, a potém wyrwali nagle kliny; gdy więc drzewo swą przyrodzoną mocą zwarło się do kupy, ściśniony w niém męczennik gorzał podłożonym ogniem u spodu. Tego także ptak jakiś śnieżnej białości, nigdzie wprzód niewidziany, wyrwał z pośrodka płomieni i uniósł z sobą do nieba; na co również z osłupieniem patrząc barbarzyńcy, sami wyznawali, że Bóg chrześcian wielki jest, i czcicielom swoim wielkie łaski i dobrodziejstwa świadczy.
Bolesław książę Mazowiecki, syn Ziemowita, zaślubił dziewicę Zofią, Litwinkę, córkę książęcia Litewskiego Trojdena, i gody weselne w mieście Płocku odprawił.
Kunegunda królowa Czeska, z zamku Bezdzieży, w którym wraz z synem swoim Wacławem przebywała, jakby obchodząc rocznicę śmierci swego małżonka, przybyła do Pragi, a ztamtąd udała się do Mikołaja książęcia Opawskiego, który był synem pobocznym jej męża. Za jego namową zaślubiła Zawiszę z Krumołowa (Krumlaw) z rodu Witkoniców czyli Rosemberg, z którego porodziła syna nazwanego imieniem ojca, Zawiszą. Oburzała się wszystka szlachta Czeska na ten postępek królowej, który stał się celem pośmiewiska, a wielką przeciw niej obudził nienawiść i wzgardę.
Dnia dwudziestego piątego Kwietnia, przez nagłe a gwałtowne trzęsienie ziemi we Włoszech siedm miast zapadło się wraz z mieszkańcami, i słyszano przez cztery dni głosy wołających z przepaści: „Zlituj się Boże! zlituj nad nami!“ To samo ziemi trzęsienie, które trwało dni piętnaście, powywracało gdzieniegdzie zamki wraz z górami na których były zbudowane; góry wyniosłe postrącało na płaszczyzny, nie bez srogiej dla przyległych wiosek klęski, i zrównało z płaszczyznami, zawaliwszy w ten sposób klasztor panieński zakonu Cysterskiego, w którym pięćdziesiąt sióstr zginęło. Wtedy także dwie góry przedzielone rzeką zeszły się z sobą, a wypchnąwszy rzekę, wszystkie wsie i pola okoliczne zatopiły i zniszczyły powodzią. W Alpach także Bonońskich spadła rosa krwawa w wielkiej obfitości.
Ze wstąpieniem nowego książęcia Leszka Czarnego na księstwa Krakowskie, Sandomierskie i Lubelskie, nowe powstały rozruchy, nowe zewnątrz i po domu burze wojenne, gdy i swoi i obcy zazdrościli Leszkowi Czarnemu uzyskania na raz tylu państw i posiadłości. Najpierwej Lew książę Ruski, syn niegdyś Daniela cara Rusi, który między Ruskimi książęty w owym czasie tak zbrojną potęgą jako i obszernością swego władztwa trzymał pierwszeństwo, zamożny w ludzi i dostatki, umyślił opanować ziemie Krakowską, Sandomierską i Lubelską. Zebrawszy zatém z Tatarów, Litwinów, Jadźwingów i innych narodów wojska, tak najemne jako i ochotników, trzema wielkiemi oddziałami, z znaczną liczbą konnicy i piechoty, wtargnął do ziemi Lubelskiej, i w dość niesposobnym czasie zimowym (taką bowiem zagrzany był żądzą wojny) kraj wszystek pustoszyć począł. Splądrowawszy Lubelskie, wkroczył do Sandomierskiej ziemi, dokąd Wisła mrozem pod ów czas ścięta ułatwiła mu przejście, a cokolwiek napotkał w pochodzie, zabierając zdobyczą albo pustosząc, zdążył na reszcie pod zamek i miasto Sandomierz. Wnet zabrał się do dobywania zamku, ale gdy rycerze Polscy dzielnie się w murach bronili, zawiedziony w nadziei, rzucił się na okoliczne włości i miasteczka, i znowu w nich roznosił łupiestwa i pożogi. Dotarłszy do wsi Goślic, o dwie mile od Sandomierza, napotkał wojsko Polskie, które Warsz kasztelan Krakowski, Piotr syn Alberta Krakowski i Janusz Sandomierski, wojewodowie, prowadzili w małej i niedostatecznej liczbie, z rozkazu bowiem Leszka Czarnego większe siły w inne ściągniono miejsce. Nadzieja była tylko w Boskiej pomocy, gdy widzieli, że nieprzyjaciel kilka kroć mnogością swoją ich przewyższał: raczej więc zuchwale niżli odważnie, rzekłbym (gdyby tak wielkiemu męztwu Polaków nie było szczęście sprzyjało) ze Lwem i jego wojskiem dnia trzeciego Lutego, w Piątek, bitwę stoczyli. Po krwawem spotkaniu się, gdy przywódzcy pierwszych zastępów Ruskich pod mieczem Polskim polegli, z zrządzenia Bożego taki padł przestrach na barbarzyńców, że jak szaleni broń ciskając na wszystkie strony pierzchać poczęli. Tatarzy, zaledwo na chwilę stawiwszy opór, sami także poszli w rozsypkę. Gonili Polacy za uciekającymi mil kilkanaście, nie wielu zabierając w niewolą, większą część tępiąc orężem. Było, jak wieść niesie, ośm tysięcy poległych w bitwie, dwa tysiące poimanych, chorągwi zdobytych siedm. Lew książę, głowa tej wyprawy, z małą garstką rycerzy nieświadomych drogi, sromotną ratował się ucieczką. Leszek Czarny, nie dość mając na odparciu wojny, której sam nie wydawał, po piętnastu dniach ściągnąwszy i połączywszy swoje siły, z trzydziestu tysiącami konnicy a dwoma piechoty, dobrańszego żołnierza, ruszył w pogoń za Lwem i wtargnął do swoich ziem Ruskich, gdzie wiele zamków opuszczonych od Rusi, albo nie dość silnie osadzonych, pobrał, poburzył i wszystek kraj aż pod Lwów sprzewracał; przyczém wielki gmin brańców i liczne trzody bydła zabrał w zdobyczy i do Polski uprowadził. Lew tymczasem uciekłszy w głąb Rusi, nie śmiał bynajmniej czoła stawić. Piszą, że w tym napadzie pięć tysięcy legło pod mieczem, a cztery tysiące ludu dostało się w niewolą.
Tomasz albo Tomek, biskup Płocki, po ośmioletniem zarządzaniu biskupstwem, umarł i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił, obrany zgodnie od kapituły przez tajemne głosowanie Gosław, rodu szlacheckiego, z domu Gryffów, za zezwoleniem książąt Mazowieckich Ziemowita, Kazimierza i Bolesława, potwierdzony i z przyczyny długiego osierocenia stolicy Gnieźnieńskiej wyniesiony na nię przez Marcina IV papieża.
Dziesiąty mistrz Pruski Poppo v. Osterna nastąpił po Konradzie v. Thierberg (Tirberg) czy-to zmarłym czy od Prusaków zabitym. Po którego zejściu obrany został Hajmo; ale gdy i ten niezadługo umarł, wyniesiono na godność mistrza {{roz*|Hartmana v. Heldrungen (de Hoderuge) który był z kolei dwunastym. Po nim nastąpił znowu Konrad v. Feuchtwangen (Vuchtewange), a po dobrowolném złożeniu przezeń mistrzostwa, obrano Manegolda komtura Królewieckiego. Za jego rządów, na miejscu zamku i miasteczka Zantyr (Czanthir), którego nazwisko dawne poszło w niepamięć, zbudowano Marienburg.
Henryk IV, zwany Probus, książę Wrocławski, pragnąc i usiłując wszelkiemi sposoby pomścić się swoich cierpień i męczeństw, które niegdyś w niewoli u Bolesława Srogiego książęcia Lignickiego, Rogatką zwanego, wycierpiał, gdy widział, że jawnie nie potrafi tego dokazać, udał się do chytrości i zdradziectwa. Aby zaś zamiar swój już dawno w myśli układany tém łatwiej mógł uskutecznić, naznaczył zjazd we wsi Baryczy, i książąt tak Wielkiej Polski i Krakowa, jako i Szlązkich pozapraszał przez posły i listy, jakoby w celu naradzenia się o utrzymaniu wzajemnego pokoju, o stanie i urządzeniu księstw, i innych rzeczach odnoszących się do powszechnego dobra i pożytku. A gdy inni książęta wymówili się różnemi zatrudnieniami, Przemysław tylko książę Wielkopolski, Henryk Lignicki i Henryk Głogowski, nie domyślający się żadnej zdrady, gdy zwłaszcza wszyscy trzej ścisłem byli złączeni powinowactwem, w Niedzielę siedmdziesiątnicę (ten bowiem dzień Henryk książę Wrocławski na wspólny zjazd naznaczył) z skromnym i nielicznym pocztem dworzan i rycerstwa przybyli. Henryk książę Wrocławski, lubo wielce żałował, że nie tylu książąt ilu sobie zakładał w samołówkę jego wpadło, nie ociągał się jednak z wykonaniem zdrady, i rzeczonych książąt, Wielkopolskiego, Lignickiego i Głogowskiego, gwałcąc razem prawo gościnności i prawa narodu, prawa Boskie i ludzkie, w dniu pierwszym ich przybycia, jak tylko weszli do miejsca przeznaczonego na naradę, zbrodniczo, sam osobiście i z pomocą licznego zastępu rycerstwa, pochwytał i odprowadziwszy ich do Wrocławia, jak więźniów, każdego z osobna pod najściślejszą osadził strażą. A gdy ich tak uwięzionych aż do Zielonych Świątek trzymał, a na usilne przełożenia i prośby wielu książąt wstawiających się za nimi dumnie odpowiadał, Leszek Czarny książę Krakowski, Sandomierski i Sieradzki, postanowiwszy brata swego Przemysława książęcia Wielkiej Polski oswobodzić orężem, gdy nie mógł wstawieniem się i prośbą, zebrał wojska ze wszystkich państw swoich i wkroczył do ziemi Wrocławskiej. Przywiedli mu nadto posiłki swoje Mszczuj książę Pomorski i wszystka szlachta Wielkiej Polski. Trzema zatém oddziałami wtargnąwszy do ziemi Wrocławskiej, rozszerzył w niej łupiestwa i pożogi; a gdy wszyscy Polacy oburzeni byli srodze krzywdą i niezasłużoną niewolą książęcia swego Przemysława, wiele przeto popełniono tu okrucieństw. Nie przebaczono żadnej wsi, żadnemu miasteczku, z tych które należały do Henryka książęcia Wrocławskiego; zniszczono ogniem całe księstwo Wrocławskie, spłonęły nawet i przedmieścia Wrocławia. Wszelako zawzięte serce Henryka nie zmiękczyło się ani widokiem tylu pożarów, ani płaczem i jękiem wzywającej jego ratunku szlachty i poddanych; nie dał się tém wszystkiém nakłonić do zawarcia pokoju i wypuszczenia więźniów, ale trwał uporczywie przy swojém, nie staczając jednak walki z przeciwnikiem, którego lękał się przewagi, obojętny wreszcie na łzy, użalenia i rozmaite nawet obelgi szlachty, wyrzucającej mu niesłuszne książąt zatrzymanie w więzieniu: nic go nie zdołało poruszyć ani zwrócić na drogę słuszności. Gdy więc stał w swym uporze zacięty, Leszek Czarny książę Krakowski, Sandomierski i Sieradzki, całe księstwo Wrocławskie w gruzy i popiół zamieniwszy, zabrawszy ogromną zdobycz w trzodach bydlęcych i innym dobytku, wrócił do swego kraju. Henryk książę Wrocławski siedział tymczasem w swoim zamku w Wrocławiu. Książęta zaś trzymani przez niego w więzieniu, pragnąc uwolnić się od cierpień niewoli, postanowili wejść z nim w układy celem wydobycia się na wolność. Jakoż wytargował naprzód Henryk i wymusił na Przemysławie książęciu Wielkiej Polski, jakkolwiek bracie swoim ciotecznym, ziemię Rudzką, która teraz Wieluńską się zowie, twierdząc, „że do niej słuszne miał prawo, jako do swojej własności, która jego przodkom niesprawiedliwie została wydartą.“ Na Henryku zaś książęciu Lignickim i Henryku Głogowskim, braciach swoich stryjecznych, gdy wymódz nie mógł odstąpienia jakiejkolwiek części ich dzielnic, zobowiązał ich, aby mu w każdej potrzebie i przeciw wszelakiemu nieprzyjacielowi stawali zbrojno do pomocy z trzydziestu kopijnikami, a na upewnienie tej umowy dali od siebie zakładników, i wykonali przysięgę, że z przyczyny obecnego uwięzienia nie będą przeciw niemu ani sami przez się ani przez kogo innego żadnych knowali zamachów. Wtedy dopiero wypuścił ich z więzienia i pozwolił im do swoich księstw powrócić.
Panowie Pruscy i bitniejsi z szlachty najechali w znacznej sile Mazowsze, a obległszy niespodzianie zamek Płocki, zuchwali w swej zarozumiałości, jęli go dobywać, i po całém Mazowszu szerzyć mordy, pożogi i łotrostwa. Ale napadnieni i pobici przez Bolesława książęcia Mazowieckiego, przypłacili klęską swoje zuchwalstwo; mała zaledwo liczba ujść zdołała pogromu.
Po półroczném osieroceniu kościoła Rzymskiego, dnia dwudziestego pierwszego Lutego, w pałacu Witerbskim obrany został papieżem Szymon rodem z Tours, kardynał prezbiter tyt. Ś. Cecylii, i wstąpił na stolicę pod imieniem Marcina IV. Nazywano go Turończykiem (Turonensis) od miejsca z którego ród swój wywodził, albo kędy się wychował. W wydatkach hojny i wspaniały, obchodów religijnych wielkim był miłośnikiem. Po dokonanym wyborze swoim opuścił Witerbo, którego mieszkańców był znienawidził, z tej przyczyny, że podczas elekcyi osadzili przez wzgardę w prywatném zamknięciu kardynała Mateusza: udał się więc do Civita vecchia, (Urbem veterem) i tam przywdział mitrę papieską, a po dwóch latach przeniósł się do Perudżyi.
Otto margrabia Brandeburski, zarządzający jako opiekun Czechami, wiedząc z pewnością, że kościoł Praski napełniony był wielkiemi bogactwy i składem rozmaitych kosztowności, które w nim obywatele miejscy i ziemianie jako w miejscu najbezpieczniejszém przechowywali, nasłał nań Sasów, którzy wyłamawszy zamki i zapory, wszystkie pieniądze i klejnoty, bogate sprzęty i kosztowności zabrali i do Saxonii uwieźli. A tak ogołocili snadno Czechy z wszystkiego prawie złota, srebra, pereł, kamieni drogich i cokolwiek mogły mieć kosztownego i ponętnego chciwości ludzkiej. Nie znalazł się żaden między Czechami, któryby o tak wielką krzywdę chciał się był zastawić Sasom; nikt nie śmiał ani pisnąć, wszyscy pod ów czas potruchleli z bojaźni.
Prusacy zgromadziwszy siły zbrojne tak konne jako i piesze, najechali ziemię Chełmińską; a gdy mistrz Krzyżacki z swojém wojskiem nie odważył się ani stanąć do boju ani się oprzeć, tak srodze mordami, pożogami i łupiestwy nad nią się pastwili, że zdobywszy i opanowawszy pięć zamków, jako to Grudziądz, Marienwerder, Christburg, Zantyr (Czanthir) i Klement, wszystek lud tameczny, nie przepuszczając ani płci, ani wiekowi, okrutnie wymordowali.
Zaledwo Leszek Czarny książę Krakowski i Sandomierski wrócił z wyprawy przeciw Litwinom i Jadźwingom i nieco w Krakowie odpoczął, przywitała go nowa w domu zamieszka, rokosz Sandomierskiej szlachty, którego przywódzcami byli Janusz wojewoda i Krystyn kasztelan Sandomierski, a z nimi miał być także w zmowie Paweł biskup Krakowski. Ci z dawna już pragnąc innego porządku rzeczy, prowadzili na księstwo Sandomierskie Konrada książęcia Mazowieckiego, stryjecznego brata Leszka Czarnego, jakoby ten po Bolesławie Wstydliwym książęciu Krakowskim i Sandomierskim bliższe miał prawo i wiek sposobniejszy do następstwa: jakoż oddali mu w rzeczywiste posiadanie Sandomierz i Zawichost, tudzież inne zamki i miasta Sandomierskiej ziemi. Leszek Czarny książę, bynajmniej doniesieniem o tym rokoszu nie zmieszany, zebrawszy na prędce wojsko z dworzan, rycerstwa i szlachty Krakowskiej ziemi, ruszył pod Sandomierz, aby z swoim bratem stryjecznym Konradem rozprawić się orężem. Ale Konrad, nie ufając i własnej sprawie i rycerzom śliskiej i wątpliwej wiary, gdy się dowiedział od szpiegów, że Leszek Czarny nadciąga, poszedł na Mazowsze, aby ztamtąd z większą siłą i potęgą powrócił. Leszek tymczasem poodzyskiwał zamki, które się były Konradowi poddały, a Janusza wojewodę, Krystyna kasztelana Sandomierskiego, i innych sprawców rokoszu z sobą pojednał; a tak, zręcznym obrotem, bez dobycia oręża, wszystek rokosz utłumił. Twierdzą niektórzy z pisarzy, że książę Leszek Czarny, z przyczyny buntu szlachty, nagabany przez głównych jego sprawców, uszedł na Węgry, a przesiedziawszy tam czas niejaki, po nastąpioném dopiero pojednaniu, pod zasłoną swego rycerstwa i Węgrów wrócił szczęśliwie do kraju.
Z klęskami domowych i zewnętrznych wojen połączył się jeszcze głód straszliwy, który nie tylko Polskę, ale Czechy, Niemcy i inne kraje srodze utrapił. Była po wsiach i między ludem przez całe dwa lata tak wielka nędza, że wielu chroniąc się przed śmiercią i głodem, odbiegało swoich domów, żon i dzieci, i wynosiło się za kawałkiem chleba do Węgier i Rusi. Ale i tu sroższa jeszcze potykała ich niedola: ci bowiem, którzy popochodzili na Węgry, sprzedawani byli Kumanom na ów czas barbarzyńcom; tych zaś, którzy się na Ruś udali, wydawano Tatarom: a tak, lepiej już poniekąd było z głodu w Polsce umierać, niż u narodów barbarzyńskich nędznym być zaprzedańcem i niewolnikiem. Straszna-to i opłakana była niewola a zwłaszcza u Rusinów, Węgrzy bowiem wiarę prawą wyznawają; tamci, okrutnicy, nie sromali się przybywających do swego kraju sąsiedniej ziemi mieszkańców, głodem ściganych, na większą wydawać niedolą, z pogwałceniem praw gościnności i prawa narodów, bez żadnego politowania, które nawet zwierzętom bywa wrodzone. Ale większy jeszcze głód doskwierał Czechom, kędy matki, wyzuwając się z uczuć rodzicielskich (czego nawet u zwierząt dzikich niema przykładu) z głodu własne zjadały dzieci. Z tej nędzy wyrodził się potém mór straszliwy, gdy lud przymuszony żywić się chwastami, liściem z drzew i inném szkodliwóm zielskiem, brał w siebie mimowolnie różne trucizny i zarazy.
Filip biskup Fermoński, nuncyusz Apostolski w Węgrzech i Polsce, od Władysława króla Węgierskiego i jego panów zelżony i wygnany, przybył do Polski, gdzie od książęcia Leszka Czarnego i wszystkich kościołów z wielką czcią przyjęty został. Przez cały czas pobytu swego w Polsce hojnie opatrywany we wszystko przez biskupów, uwielbiał za powrotem do Rzymu książąt Polskich, biskupów, i wszystek naród Polski, wysławiając przed wszystkiemi ludzkość i wspaniałość Polaków.
Oldamir, wódz Kumanów, wzbiwszy się w wielką pychę i zuchwałość, w spodziewaniu, że królestwo Węgierskie z powodu zdrożnych i niecnych obyczajów króla Władysława opanować potrafi, najechał zbrojno Węgry. Zaszedł mu drogę Władysław król Węgierski w bliskości jeziora Hood i stoczył bitwę. A gdy z obojej strony trwał bój zacięty, zerwała się nagła burza, która miecąc kurzawę na Kumanów i zasypując im oczy, wielce pomogła Węgrom i ułatwiła im zwycięztwo. Wódz Oldamir pobity został na głowę, a wojsko jego, prócz małej liczby ubiegłych, którzy się schronili do Tatarów, zniesione do szczętu.
Zjątrzeni klęską poniesioną nad rzeką Narwią Litwini, zżymali się ciągle i odgrażali zemstą Polakom. Postanowiwszy wreszcie i zapowiedziawszy wyprawę, dla łatwiejszego dokonania swego zamiaru, ułożyli, aby ich napaśdź zdradziecko i znienacka, kiedyby najmniej się tego spodziewali. Taką zatém wiedzeni myślą, przy schyłku lata zebrali się w większej sile niż wprzódy, aby im Polacy nie zdołali stawić oporu, i dnia czwartego Października wpadłszy nagle i niespodzianie przez Łukowski powiat i lasy tameczne do ziemi Sandomierskiej, nazabijali wiele ludzi po drodze i rozbiegli się po wsiach i miasteczkach. A wymordowawszy starców i dzieci, młódź, mężów i niewiasty, zagarnęli w zdobyczy mnogie stada bydła i około sześciu tysięcy Polaków, tak szlachty jak mieszczan i wieśniaków, z których wiele padło pod mieczem, i pognali ich w niewolą. Szlachta zaś Sandomierska, lubo jej nie mało zjechało się do Sandomierza, przestała na samej obronie zamku i miasta. Książę Leszek Czarny, który pod ów czas w Krakowie odprawiał zjazd i wiece, (colloquium et conventum) jakkolwiek dowiedział się o wtargnieniu Litwinów, dla szczupłej nader liczby wojska swego a znacznej nieprzyjacioł, nie śmiał do razu wyjść przeciw nim w pole; tém swobodniej więc barbarzyńcy rozpościerali swoje mordy, łupieże i łotrostwa. Tknięty wszelako do żywego takiem księstw swoich spustoszeniem, Leszek Czarny książę Krakowski i Sandomierski porwał się do oręża, i wraz z wszystkimi panami i szlachtą, która się była zjechała do Krakowa, ruszył zbrojno; a obarczony smutkiem i żałością, którą z nim wszystko rycerstwo podzielało, rzewnie utyskując nad losem brańców zagarnionych w niewolą, ciągnął dniem i nocą, najszybszym jak tylko mógł pochodem i szlakiem wprost na barbarzyńców wytkniętym. Wysłał jednakże przed sobą gońców z rozkazem, aby i ci, którzy schronili się do zamku Sandomierskiego, i inni rycerze po zamkach i warowniach poosadzani, czém prędzej z nim się połączyli; wiedział bowiem, że barbarzyńcy z zabraną zdobyczą prędko uchodzić będą. Zebrawszy zatém z rycerstwa, które prowadził z Krakowa, i szlachty broniącej Sandomierza, dość poczesny zastęp, pozganiawszy nadto chłopstwo, aby się wojsko jego wydało liczniejszém, przekonany, że zwycięztwo zależało nie od mnogości walczących, ale od łaski i pomocy Boga, kazał wszystkiemu wojsku spowiadać się i przystępować do Ś. Sakramentu ołtarza, sam się także temi Sakramentami opatrzył. A tak, poleciwszy się Bogu, który mu w roku przeszłym nad tymże samym nieprzyjacielem tak świetne zdarzył zwycięztwo, i rycerzy swoich stosowną zagrzawszy przemową, ruszył w pogoń za barbarzyńcami, o których wiedział od szpiegów że jeszcze nie przekroczyli granic jego księstwa, pewien że rycerstwo opatrzone bronią duchowną i świecką, za ojczyznę, świątynie, ogniska domowe, za ród swój i jeńców w niewolą zabranych, z wrogiem barbarzyńskim mężnie i szczęśliwie walczyć będzie. A gdy ustępujących dognał w okolicy Łukowskiej, Litwini obciążeni zdobyczą, i dlatego zwolna idący, bojąc się podobnej klęski, jakiej już poprzednio doznali, gdyby im przyszło bić się razem z książęciem Leszkiem i prowadzonemi przez siebie brańcami, ustąpili do bliskich a gęstych, obszernych i bagnistych lasów, dokąd ich już Polacy, jakby w silnej warowni zamkniętych, dla niebezpiecznej z tak silnym przeciwnikiem walki, i dla niesposobności miejsca ścigać nie chcieli, wielce nad tém bolejąc, że im nieprzyjaciel zginął z przed oka. Nie w mniejszym kłopocie byli Litwini, widząc się od Polaków oblężonymi w lesie, w którym się ukryli, i przewidując, że skoroby z niego wyszli, Polacy gonić za nimi będą aż do Litwy. Pokrępowawszy zatém w lesie jak najsilniej brańców, aby Polakom nie pomagali, a juki i tabory zostawiwszy pod strażą małej liczby mniej zdatnych do boju, wystąpili z lasu skupieni, i w szyku bojowym, z krzykiem straszliwym i barbarzyńskim podsunęli się pod obóz Polski, który stał w wiosce zwanej Równe. Nagłe ich ukazanie się zatrwożyło Polaków, gdy ujrzeli że nieprzyjaciel, o którym mniemali że pierzchnął, sam ich do boju wyzywa. Więcej jeszcze przeraził ich widok licznych barbarzyństwa tłumów, w porównaniu z nie wielką swych ludzi garstką: już więc lękliwsi i mniej oswojeni z wojną poczęli myśleć o ucieczce. Ale książę Leszek Czarny popłoch ten zręczną przemową uśmierzył, przekładając: „że żaden zgon nie może być świętszy i chwalebniejszy nad ten, który się za wiarę i ojczyznę poświęca; że nie drżeć, ale cieszyć się raczej powinni, iż mają sposobność do walki, przez którą w potomnych wiekach słynąć będą, czyli zwyciężą, czy zginą. Przypomnijcie sobie (mówił) zwycięztwo w roku przeszłym od Boga wam zesłane, a obecnie podobną i śmielszą jeszcze ożywiajcie się nadzieją zwycięztwa, mając walczyć z nieprzyjacielem tylekroć od was zwyciężonym. Niechaj was poruszą łzy i jęki nieszczęśliwych brańców, którzy wybawienie swoje w waszym orężu pokładają. Ja sam (dodał) zdrowia mojego nie oszczędzę, ale za ród mój i wojsko chętnie się na ciosy wszelkie nadstawię.“ Podzieliwszy zatém wojsko na dwie części, i jedno skrzydło powierzywszy Żegocie wojewodzie Krakowskiemu, drugie Januszowi wojewodzie Sandomierskiemu, uderzył na nieprzyjacioł, i słał ich gęsto trupem po drodze. Uległy wnet przednie szyki; a chociaż następne trzymały się przez czas jakiś z wytrwałością, Polacy jednak, po złamaniu pierwszych, uczuli się już zwycięzcami. W ciągu walki, Żegota wojewoda Krakowski z swojém skrzydłem, które składało się z rycerstwa nadwornego i ćwiczeńszych w boju żołnierzy, najpierwej przemagać począł; niebawem i drugie skrzydło tegoż samego doznało powodzenia. A tak Litwa pobita na głowę, straciła na placu głów kilka tysięcy, lubo i z Polaków wielu znakomitych rycerzy poległo. Po odniesioném zwycięztwie pospieszono do lasu, kędy byli brańcy i tabory Litewskie; uwolniono jeńców, wszystkę zdobycz zabraną z ziemi Sandomierskiej odzyskano, a juki i zapasy Litwinów rozdzielono między żołnierzy. Zbierali jeszcze Polacy przez dni kilka łupy nieprzyjacielskie i luzaków Litewskich, którzy nieświadomi drogi błąkali się w ucieczce. W ten sposób przy opatrznej łasce Boga i nieprzyjaciel zgubną poniósł klęskę, i zdobycz została odbitą. Trudno zaś było osądzić, czy w tej bitwie książę Leszek Czarny większą okazał roztropność wodza, czy dzielność walecznego żołnierza.
Dnia dwunastego Sierpnia, Tomasz opat klasztoru Tynieckiego, w miasteczku swojém Opatowcu, dyecezyi Krakowskiej, za przyczynieniem się i pomocą Leszka Czarnego, książęcia Krakowskiego, Sandomierskiego i Sieradzkiego, założył klasztor zakonu kaznodziejskiego, i mnichom tego zakonu nadał niektóre grunta i ziemię do osadzania jej ludem i uprawy, z wszelkiemi ku temu przywilejami.
Księżna Przedysława, rodem z Rusi, żona Ziemowita książęcia Mazowieckiego, dnia dwunastego Kwietnia umarła, a Konrad książę Mazowiecki miasteczko Gostynin splądrował.
Księżna Zofia, żona Bolesława książęcia Mazowieckiego, wydała na świat syna, któremu z woli ojca dano na chrzcie imię Ziemowit.
Paweł biskup Krakowski, którego wielu obwiniało, że był sprawcą przeszłorocznego napadu Litwinów, z rozkazu Leszka Czarnego, książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, gdy przebywał w miasteczku Łagowie, przez nasłanych żołnierzy poimany został i w więzach powtórnie do zamku Sieradzkiego odprowadzony. Siedząc tam przez czas niejaki, doznawał ludzkiego i przystojnego obejścia. Uwięzienie jego nie spowodowało żadnego na prowincyą Gnieźnieńską interdyktu, stolica bowiem Gnieźnieńska była pod ten czas osieroconą.
Dnia trzydziestego pierwszego Grudnia Przemysław II, książę Wielkopolski, założył szpital na przedmieściu Kaliskiém, na schronienie chorym i nędzarzom, a nadawszy go stosownym posagiem i przywilejem, powierzył zarząd jego zakonnikom Ś. Jana (Joannitae).
Dnia czternastego Grudnia, księżna Lukierda, żona Przemysława książęcia Wielkiej Polski, a córka Mikołaja Kaszuba, zeszła ze świata w zamku Poznańskim, od własnych domowników i służebnic zamordowana. Której stratę chociaż małżonek jej Przemysław opłakiwał, i pogrzeb jej z książęcą wspaniałością wyprawił, wszelako podało na niego podejrzenie, że z powodu jej niepłodności i braku potomka płci męzkiej, sam na jej zgubę osoby pewne nasadził. Powiększała to podejrzenie obojętność na czyn popełniony i bezkarność sprawców tak ohydnej zbrodni. Nadto pieśń między ludem jeszcze za naszych czasów śpiewana świadczyła, jako księżna Lukierda, przeczuwając że ją mąż zgładzić myśli ze świata, błagała go ze łzami i zaklinała, żeby niewieście i małżonce swojej nie odbierał życia, ale pomny na Boga i na uczciwość tak książęcą jako i małżeńską, pozwolił jej wrócić do ojczystego domu choć w jednej koszuli; chętnie bowiem znosić będzie los nawet najbiedniejszy, byleby jej życie darował. Mniemał Przemysław, że skryta jego zbrodnia, o której nie wiele wiedziało osób, w wieczném utonie milczeniu. Bóg jednak zrządził inaczej; morderca bowiem słyszał swoję hańbę wyśpiewywaną w pieśni, która jak wiadomo doszła aż do naszych czasów, i za wieku dzisiejszego na widowiskach publicznych (theatra) powtarzaną bywa. Obwiniała rzeczonego książęcia Przemysława o tę zbrodnią krążąca między gminem ale prawdziwa pogłoska, i od wielu cierpiał nie raz przegryzki, że Lukierda cudzą wprawdzie ręką, lecz z jego rozkazu została zamordowaną; i ani powaga książęcia, ani wydawane zakazy nie zdołały stłumić tych zarzutów w ustach i sercach ludu. A jakkolwiek Przemysław zgładzeniem żony swojej z przyczyny jej niepłodności usiłował odmienić konieczny i nieodzowny wyrok nieba, i powtórną pojął małżonkę, nie uzyskał jednak potomka płci męzkiej, i najohydniejszą zmazał się zbrodnią.
Prałaci i posłannicy kościoła Gnieźnieńskiego dopraszali się u stolicy Apostolskiej potwierdzenia wybranego na arcybiskupstwo Włościbora dziekana Gnieźnieńskiego; ale Marcin IV papież, odwoławszy ich wybór, naznaczył Jakóba Świnkę, Polaka, szlachcica herbu Świnka, z powodu zażyłości, jaką z nim był zabrał jeszcze na niższych będąc stopniach. Ten w roku bieżącym, dnia dziewiętnastego Grudnia, w Sobotę, w mieście Kaliszu w klasztorze Braci mniejszych otrzymał święcenia kapłańskie, a nazajutrz w Niedzielę od czterech biskupów Polskich, jako to, Tomasza Wrocławskiego, Jana Poznańskiego, Gosława Płockiego i Wolmira Lubuskiego, na arcybiskupa wyświęcony został. Uroczystość tę Przemysław książę Wielkopolski, po pogrzebie swojej żony, obecnością swoją zaszczycił, i nowemu arcybiskupowi Jakóbowi pierścień z drogim klejnotem i kosztownej roboty dał w podarunku.
Albert biskup Włocławski, przesiedziawszy na stolicy lat dwanaście, dnia piątego Grudnia umarł, i w kościele Włocławskim pochowany został. Mąż znakomitej cnoty, szczodry w darach dla biednych, mnichów i cierpiącej ludzkości. Po nim nastąpił Wisław, kanonik Włocławski, proboszcz Płocki, szlachcic herbu Zabawa, w roku następnym dnia ośmnastego Marca od Jakóba Świnki arcybiskupa Gnieźnieńskiego w klasztorze Strzelneńskim zakonu Premonstrateńskiego dyecezyi Włocławskiej mianowany i wyświęcony.
Warcisław, brat rodzony Mszczuja książęcia Pomorskiego, a jeden z synów Świętopełka, zważywszy szczupłość ojcowskiego dziedzictwa, jakie na niego przypadło, porzucił stan świecki, i wstąpił do zakonu Krzyżaków Pruskich, którym swoje księstwo darował. Przykład jego naśladując dwaj inni bracia, Sambor i Racibor, oddali podobnież zakonowi Krzyżaków swoje dzielnice, z tém zastrzeżeniem, ażeby im zakon, pozostającym w stanie świeckim i tylko serwitorom swoim, stosowne dawał utrzymanie. Nie mógł znieść tej darowizny Mszczuj książę Pomorski, najstarszy z braci, ale wszystkie trzy ich dzielnice postanowiwszy zagarnąć pod swoje panowanie, zaniósł do papieża Marcina IV przez umyślne poselstwo skargę na mistrza i jego zakon, że zbytnią powodowani dumą i łakomstwem, dziedzictwa braci na niego spadające przywłaszczyć sobie usiłowali. Papież dla rozpoznania tej sprawy wysłał do Prus legata swego Filipa, biskupa Fermońskiego. Ten, po wysłuchaniu zażaleń i obron obojej strony, zniósł i odwołał nadania przez trzech braci Mszczuja, to jest Warcisława, Sambora i Racibora, zakonowi poczynione, jako niesłuszne i niesprawiedliwe; książęcia zaś Mszczuja skłonił i zobowiązał do odstąpienia mistrzowi i zakonowi prawem wieczystém miasteczka Gniewa z obwodem i piętnastu tylko wsiami. Co gdy przyjętém i zatwierdzoném zostało, mistrz zakonu, zburzywszy zamek Puterberg, miasteczko i zamek Gniew wymurował.
Henryk książę Wrocławski, zwany Probus, t. j. prawy, przez ironią, gdy właściwiej zwaćby się powinien nieprawym, przestawszy wojować o sprawy ludzkie i społeczne, acz i to napastniczo i niesprawiedliwie, począł wojnę świętokradzką i niezbożną, bądź-to powodowany zbytniém i nie nasyconém łakomstwem, bądź niezwykłą i nad ludzkość prawie podnoszącą się próżnością. Jakoż wydał do Tomasza biskupa i duchowieństwa Wrocławskiego surowy nakaz, aby mu złożyli znaczną bardzo ilość pieniędzy w zasiłku. Czego gdy nie wypełniono, srogim uniesiony gniewem, naprzód zamek, biskupi Odmuchow, a potém miasteczko Nissę do dóbr kościelnych należące opanował. A jakby mało jeszcze miał na tém, pozajeżdżał zbrojnym ludem wszystkie inne zamki, miasteczka i wsie, które do biskupa Wrocławskiego lub duchownych jego dyecezyi należały, powypędzawszy z nich dzierżawców i urzędników tak biskupich jako i kościelnych. Kazał nadto, pod zagrożeniem kar najsurowszych, składać sobie z całego księstwa swego dziesięciny, które jak wiemy Bogu samemu na znak władzy powszechnej kościoła są zastrzeżone. Miał prócz tego biskup i kościoł Wrocławski zamek Edelstein (Edelsten) w zastawie za pewną ilość pieniędzy: do niego także drapieżną Henryk wyciągnąwszy rękę, pod swoję moc go zagarnął. Zapobiegając tylu krzywdom i prześladowaniom, które w jednym czasie jakby burza jaka na kościoł Wrocławski uderzyły, Tomasz biskup Wrocławski wyprawił do Henryka książęcia Wrocławskiego poselstwo poczesne prałatów i kanoników Wrocławskich, z prośbą o oddanie dóbr i własności kościołowi zabranych: którzy acz z pokorą i uniżonością przełożyli mu swoje żądania, otrzymali jednak odpowiedź dumną i pogróżek pełną. Wysłał potém drugich i trzecich; lecz gdy i ci oznajmili, że książę Henryk trwa w swojej pysze i zaślepieniu, postanowił sam nakoniec Tomasz biskup Wrocławski udać się do niego osobiście, w celu ułagodzenia jego srogości i zuchwalstwa. Atoli hardo przyjęty i złajany od książęcia Henryka, chociaż słuszne prośby swoje przekładał mu łagodnie i z wielką powolnością, zawiadomił przez posły i listy o tych krzywdach sobie i kościołowi Wrocławskiemu wyrządzonych Jakóba Świnkę arcybiskupa swego i metropolitę, prosząc go o pomoc i opiekę. Ten miłościwie i po ojcowsku, wzruszony tylu klęskami kościoła Wrocławskiego, zwołał na dzień uroczysty Trzech Króli roku następnego (wcześniej bowiem nie było ku temu sposobnej pory) synod prowincyonalny do Łęczycy, i wszystkich nań biskupów prowincyonalnych zaprosił, aby zapobiedz skutkom tak gorszącego z strony Henryka książęcia Wrocławskiego nadużycia.
Dnia ośmnastego Maja, Przemysław książę Sprotawski, w Zeganie miasteczku swojej dzielnicy założył klasztor zakonu.... (kanoników regularnych Ś. Augustyna) na prośbę i wstawienie się Alberta plebana Zegańskiego, i uposażył go hojnie nadaniem wsi i dochodów książęcych.
Po śmierci Manegolda mistrza Krzyżackiego obrany został w jego miejsce Burchard v. Schwenden, mąż tak wielkiej pobożności, że nawet miastu Akkonie w Ziemi świętej, długiém Saracenów uciśnionemu oblężeniem, poszedł na odsiecz i barbarzyńców odpędził. Ale wnet po swoim obiorze złożył mistrzostwo, pomimo prośby braci Krzyżaków, którzy go na klęczkach błagali, aby tego nie czynił, i wstąpił do zakonu Ś. Jana. Gdy tu nie dość poczesnego i względnego doznał obejścia, starał się potém odzyskać w Prusiech godność mistrza, lecz mu jej odmówiono. W jego miejsce obrany został Meinhard de Querfurt (Memor de Kwerinwort) rodem Sas.
Bolesław książę Mazowiecki, syn Ziemowita, zebrawszy całą swoję potęgę tak konnego jak i pieszego rycerstwa, wtargnął do ziemi Ruskiej, spustoszył ją mordami, łupiestwy i pożogami, i z wielką zdobyczą na Mazowsze powrócił. A kiedy rycerstwo rozeszło się już po domach, Rusini wpadli nawzajem do Mazowsza, i nie doznawszy oporu, Bolesław bowiem książę Mazowiecki unikał walki, kraj cały zniszczyli i mnogie także łupy na Ruś uprowadzili.
Henryk IV książę Wrocławski, ledwo co jednego dokonał bezprawia, znowu się odważył na inne. Trzech bowiem rycerzy, prawych i niewinnych mężów, Jana Mienczyca i brata jego Piotra, tudzież Zbilutę, za to iż mu wymawiali krzywdy kościołowi Wrocławskiemu wyrządzone, zamordował. Sędziwoja zaś, syna wojewody Poznańskiego Jana, który mu był zamek Kaliski wydał, tudzież rycerza Beniamina, schwytał i do więzienia wtrącił: a gdy wszyscy mieli ich za straconych, darował im życie i wolność.
Przemysław książę Wielkopolski, pragnąc koniecznie zostawić następcę po sobie i dziedzica, z której-to przyczyny Lukierdę żonę swoję, jako niepłodną, miał przez nasłane nań sługi zamordować, pojął powtórnie za żonę Ryxę dziewicę, króla Szwedzkiego córkę. A gdy ta dnia jedenastego Września przybyła do Poznania, odprawił uroczyście gody weselne. O zgładzeniu zaś morderczém pierwszej żony książęcia Przemysława, Lukierdy, która pochodziła z krwi margrabiów Brandeburskich, ku ohydzeniu tak szkaradnej zbrodni, z dopuszczenia Bożego, pieśń w języku polskim przez lud wiejski po prostu ułożoną aż do czasów naszych na widowiskach publicznych (in theatris) wyśpiewywano: w której-to pieśni Lukierda zaklinała książęcia Przemysława, ażeby jej życia nie odbierał, ale kazał ją do ojcowskiego domu choć w najlichszém odzieniu odesłać.
Ku końcowi miesiąca Czerwca wyroił się w Prusach w wielkiej mnogości owad zgubliwy, z ogonem jak u raka, od którego wiele ludzi wyginęło; tak bowiem ukłócie jego było jadowite, że kogo tylko jego żądło dotknęło, nazajutrz albo trzeciego dnia umierać musiał.
Ale większej klęski doznały Węgry od Tatarów, niżli Prusacy od onego owadu. Ci bowiem podmówieni przez Kumanów, których Węgrzyni byli pokonali, po oktawie Trzech Króli wpadli do Węgier, i roznieśli aż pod Peszt i Budę łupiestwa i mordy; w takiej zaś zawitali mnogości, że Władysław król Węgierski nie odważył się bitwy z nimi stoczyć. A pogościwszy w Węgrzech zbyt długo, bo aż do świąt Wielkiejnocy, zrządzili w nich niezmierne szkody, tak iż w niedostatku bydła i koni, ludzie sami zaprzągali się do wozów i pługów, i pełnili służbę roboczego bydła. Aż wreszcie pomór wielki, który wiele tysięcy Tatarów sprzątał, przymusił ich do ustąpienia z Węgier. Najechali tegoż roku Tatarzy cesarstwo Konstantynopolitańskie, i dopełniwszy w niém najstraszliwszych rzezi, wiele krain cesarstwa tego opanowali.
We Środę po oktawie święta Zmartwychwstania, dnia dwudziestego siódmego Marca, umarł w Perudżyi Marcin IV papież, przesiedziawszy na stolicy lat trzy; pochowano go w kościele katedralnym. Po nim nastąpił Jakób de Sabello, kardynał dyakon, rodem Rzymianin, z domu starożytnego Sabellów, nazwany Honoryuszem IV. Mąż rozumny i nikomu nie szkodzący. Po dokonanym wyborze swoim wrócił do Rzymu, i podle kościoła Ś. Sabiny na górze Awentyńskiej pobudował pałace. Obrany zaś był papieżem w Perudżyi dnia ostatniego Marca, a w dniu czwartym miesiąca Maja przez kardynała Ostyeńskiego Latyna naprzód na kapłana a potém na papieża wyświęcony został.
Kunegunda królowa Czeska, wdowa po królu Ottokarze, a żona Zawiszy de Rozemberg, dnia dziewiątego Września zeszła ze świata, pochowana w Pradze w kościele Ś. Franciszka.
Przemysław książę Wielkiej Polski, z błogą w sercu nadzieją i z wielkiém upragnieniem oczekujący potomka płci męzkiej, z powodu brzemienności żony swej Ryxy bliskiej rozwiązania, nagle z tych pociech rozczarowany został, gdy księżna Ryxa dnia pierwszego Września wydała na świat córkę. Przy obrzędzie chrztu, odprawianym uroczyście w Poznaniu, na który zaproszeni prałaci i panowie znaczniejsi cieszyli go, że doczeka pewnie i syna, nowonarodzonej dał imię swojej żony, Ryxa.
Władysław Łokietek, książę Brzeski i Kujawski, pragnąc pomścić się klęski swemu rycerstwu przez Litwinów i Rusinów zadanej w zamku Gostyńskim, i odzyskać zamek Gostynin opanowany przez Konrada książęcia Mazowieckiego, słusznym przeciw temuż książęciu Konradowi obostrzony gniewem, który naprzód brata swego Leszka Czarnego usiłował strącić i wygnać z księstw Krakowskiego i Sandomierskiego, a potém jemu wydrzeć zamek Gostynin; zebrał wojsko konne i piesze, a wkroczywszy do Mazowsza skrytym i milczącym pochodem, napadł w nocy niespodzianie na zamek Płocki, straż wymordował a częścią zabrał w niewolą, i gród zdobyty pod swoję moc zagarnął. Nie pierwej zaś skłonił się do oddania go książęciu Konradowi, aż kiedy za wdaniem się panów przedniejszych obojej strony, znużonych wojną domową i usiłujących zagasić ten pożar, wynagrodzono mu szkody poniesione przez zajęcie Gostyńskiego zamku, i sam zamek Gostynin zwrócono.
Jan zwany Wiskowiec, biskup Poznański, po jedenastoletniém blisko zarządzaniu biskupstwem, umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Po nim nastąpił, obrany prawnie przez tajemne głosowanie, inny tegoż imienia, ale inakszego nazwiska, Jan, rzeczony zdrajcą (Traditor), inaczej Herbut czyli Gierbisz, kanonik Poznański. Jakób Świnka arcybiskup Gnieźnieński wybór ten potwierdziwszy, pomienionego Jana w Lendzie, w klasztorze Cystersów, na biskupa wyświęcił.
Peluza książę Litewski, oburzony wyrządzanemi sobie krzywdami przez krewnego swego, książęcia zwierzchniego Litwy, postanowiwszy tych krzywd się pomścić, przybył potajemnie do Alberta de Missen komtura Królewieckiego, i zażądał od niego dwudziestu mężów ćwiczonych w boju, między którymi celniejsi byli Marcin de Golin i Konrad Tuwil, dla niepokojenia Litwinów. Z rzeczoną więc drużyną puściwszy się w głąb Litwy, najechał w nocy zamek wielkiego książęcia, dokąd byli celniejsi z kniaziów Litewskich zjechali się na wesele, a zastawszy w nim godowników wszystkich pijanych i snem rozmarzonych, siedmdziesięciu książąt i starszyzny, tudzież mnóstwo ludzi obojej płci wymordował. Nowożeńca zaś wraz z oblubienicą, wielu paniami i pannami, postrojonemi w bogactwa i klejnoty, do Królewca (Kinsberg) odesłał.
Bernard książę Lignicki, dla niezwykłej siły i zręczności Skoczkiem zwany, syn Bolesława Srogiego Rogatki, książęcia Lignickiego, umarł i w klasztorze Lignickim zakonu kaznodziejskiego w ojcowskim grobie pochowany został.
Szlachta i rycerze Wielkiej Polski, poczytując sobie słusznie za największą hańbę i sromotę, że Henryk IV książę Wrocławski za ustąpienie zamku Kaliskiego, który był swemi namowy i obietnicami, a zwłaszcza zdradą Sędziwoja syna Jana wojewody Poznańskiego opanował, wziął w posiadanie zamek Ołobok z obwodem, zebrali się i bez wiedzy książęcia Wielkiej Polski Przemysława ruszyli zbrojno ku niemu. Dnia czternastego Czerwca, uderzywszy z wielką siłą na rzeczony zamek Ołobok, który stosownie do zawartej umowy Przemysław książę Wielkopolski zobowiązał się był swoim nakładem zbudować, mimo znacznej liczby poległych i rannych, zdobyli go i opanowali. Poczém wytępiwszy część Ślązaków umieszczonych w nim na załodze, a resztę zabrawszy do niewoli, tak zamek Ołobok jako i ziemię przyległą, które Henryk IV do księstwa swego niesłusznie był przydzielił, wrócili do dawnego stanu i jedności z ziemią swoją Wielkopolską. A jakkolwiek Henryk IV książę Wrocławski uczuł dotkliwie tę stratę, i przez wyprawionych do Przemysława książęcia Wielkiej Polski posłów upominał się o oddanie mu zamku Ołoboku z obwodem, gdy wszelako Przemysław żądaniu jego odmówił, nie brał się już do oręża, w nadziei, że jeśli nie siłą, to zdradą kiedykolwiek pomści się swojej krzywdy.
Tego roku także, dnia dwudziestego ósmego miesiąca Grudnia, rzeczony Przemysław II, książę Wielkopolski, w czasie pobytu swego w Gnieźnie, biskupa Lubuskiego i jego kościoł wielkiemi nadał przywilejami, i dobra tegoż kościoła, do jego zwierzchnictwa należące, od wszelkich służebności i pańszczyzn (angaria Polonica) uwolnił.
Litwini, Prusacy, Żmudzini, tudzież inni poganie i barbarzyńcy, skrytym pochodem i w cichości najechawszy ziemię Dobrzyńską, którą był książę Ziemowit, piąty i ostatni syn Kazimierza książęcia Kujawskiego, Łęczyckiego i Sieradzkiego (jako się wyżej powiedziało) wziął w podziale, najpierwej stołeczne miasto Dobrzyń w dzień niedzielny, kiedy mieszkańcy żadnego od nieprzyjacioł nie przewidywali napadu i zajęci byli słuchaniem nabożeństwa, przemocą opanowali. Złupiwszy potém i podpaliwszy miasto, wymordowawszy starców i niemowlęta, resztę ludu w mieście i po wsiach pochwytanego w straszną zagarnęli niewolą. Utrzymywano, że liczba pobitych i rannych do trzech tysięcy ludzi obojej płci wynosiła.
Leszek Czarny książę Krakowski, Sandomierski i Sieradzki, zmyśliwszy pozorną wyprawę przeciw Litwinom, Prusakom, Żmudzi i innym ludom barbarzyńskim, jakoby dla pomszczenia się za świeżą klęskę Dobrzyńską, i inne krzywdy dawniejsze i najazdy na ziemie Lubelską i Sandomierską, zapowiedział we wszystkich swoich księstwach pospolite ruszenie; a otrzymawszy od stolicy Apostolskiej pozwolenie na wojnę krzyżową, sam z całém wojskiem przyjął godło takiej wyprawy, podniesionej niby przeciw barbarzyńcom. Lecz gdy zgromadził wojska, tak konne jako i piesze, nie na barbarzyńców ale na chrześcian oręż obrócił, i do ziemi Mazowieckiej, dziedziny książęcia Konrada, swojego przeciwnika i wroga, po stryju rodzonego brata, który go był z księstw Krakowskiego, Sandomierskiego i Sieradzkiego wypędzał, trzema wkroczył oddziałami, i począł z nadzwyczajną srogością, mściwie i nie po ludzku pastwić się nad nią mordami, łupiestwem i pożogą; a nie doznawszy oporu z strony książęcia Konrada, który nie śmiał ani czoła stawić nieprzyjacielowi, ani wystąpić do walki, zabrał ogromne stada bydła i trzody i do Mazowsza popędził. Atoli za tę zelżywość i obłudę, której dopuścił się przeciw Bogu, zamiast barbarzyńców wojując prawej wiary wyznawców, taką niebo ukarało go chłostą, że pozbawiony szczęścia i powodzenia, jakiém go Bóg w dawnych wojnach i sprawach wszelakich obdarzał, raczej klęskami niżli zwycięztwy się odznaczył. Naprzód bowiem w tej przeciw Konradowi książęciu Mazowieckiemu wyprawie, wielu znakomitych rycerzy i wojowników, w rzekach, które przebyć usiłował, potracił. Straszną potém nawałę Tatarską, a nakoniec powietrze morowe i zarazę powszechną, głód, zalewy pól i urodzajów, pomorek na bydło, napaści zwierza dzikiego i wilków, i inne plagi jedne po drugich następujące wytrzymał, ażeby tak on jak i potomni mieli naukę, że nie godzi się fałszem i obłudą urągać Bogu i czci jemu należnej, i że bez pobożności siła oręża, choćby największa, niczego nie dokaże.
Tatarzy, dzicz barbarzyńska i sroga, wyznawcy sprosnej i bluźnierczej wiary fałszywego Mahometa, nieprzyjaciele chrześcian tak z czynów jak i z imienia, trapieni w swoim kraju głodem i nędzą, i szukający jej zaspokojenia, ruszyli w licznej hordzie do Polski pod dowództwem Nogaja i Telebuga. A nawiedziwszy po drodze ziemie Ruskie, które im już wtedy haracz opłacały, dla nabrania żywności i zasilenia swego głodu, wpadli naprzód do ziemi Lubelskiej i Mazowieckiej, a potém w okolice Sandomierza, Sieradza i Krakowa, i chmarami licznemi jak szarańcza dnia jedenastego Grudnia, wśród najtęższych mrozów, kiedy do koła grube leżały śniegi, rozsypali się po kraju. Wnet klasztory, kościoły i warownie, do których lud się schronił, pobrawszy przemocą i popaliwszy, zabawili się przez dni kilka dobywaniem zamku i miasta Sandomierza, ale gdy załoga tameczna dzielnie obojga broniła, przymuszeni byli z szkodą znaczną i sromotą odstąpić. Klasztoru także Ś. Krzyża na Łysej górze, za radą Rusinów, którzy im towarzyszyli w tej wyprawie, zupełnie poniechali, i nie tylko plądrować go ale nawet ani dotknąć nie śmieli, w tém przekonaniu, że po jego najściu nie uszliby pomsty Bożej. W przeddzień Narodzenia Chrystusa przybyli pod Kraków i poczęli go dobywać, ale straciwszy kilku znakomitych wojowników, z wielką żałobą i jękiem od niego odstąpili, i roznieśli za to spustoszenia po przedmieściach i wioskach, pewni, iż tak licznym tłumom nikt nie śmiałby ani zdołał się opierać. Mógłby był Leszek Czarny książę Krakowski na Tatarów bujających samopas po włościach w sposobném miejscu i w upatrzonej porze uderzyć, ale wstrzymywały go ogromne śniegi, i upadły ze wszystkiém duch w jego rycerstwie. Zdjęty zatém zbytnią obawą i w siłach własnych nie pokładający ufności, książę Leszek Czarny wraz z żoną Gryfiną i kilku panami znaczniejszymi schronił się do Węgier. Tatarzy zaś, dowiedziawszy się od jeńców o ucieczce książęcia Leszka do Węgier, całą ziemię Krakowską i Sandomierską pod sam Sącz i aż do Alp Pannońskich bezkarnie splądrowali. Podczas tej nieszczęśliwej zawieruchy, Bł. księżna Kinga, wdowa po Bolesławie Wstydliwym książęciu Krakowskim, z siedmiudziesiąt mniszkami klasztoru Sądeckiego, tudzież dwiema siostrami rodzonemi, Jolentą, niegdyś Bolesława Pobożnego książęcia Kaliskiego żoną, i Konstancyą wdową po Danielu królu Ruskim, które także śluby i szaty zakonne były przyjęły, z znaczną nakoniec liczbą księży i szlachty, schroniła się do zamku Pienin leżącego nad rzeką Dunajcem blisko miasteczka Krościenka, a warownego równie położeniem swojém jak i sztuką, ile że do niego jeden tylko ciasny był przystęp; i przez wszystek czas tych zagonów Tatarskich bezpiecznie w nim wysiadywała. A lubo Tatarzy podstąpili i pod ten zamek, wszelako ani go dobywać ani nawet zaczepić nie śmieli, gdy sam Bóg taką ich bojaźnią napełnił. Nawet klasztoru, który Bł. księżna Kinga opuściła, barbarzyńcy nie spalili ani napastowali, albowiem jej modlitwy i cnoty święte oddalały od niego napaść srogiej dziczy. Po straszliwém przeto wyniszczeniu rzeczonych krain z ludności chrześciańskiej i wszelakiego dobytku, po wymordowaniu starców, księży, niemowląt, tak ogromny gmin Polskich obojej płci brańców Tatarzy zagarnęli w niewolą, że kiedy pod miastem Włodzimierzem dzielili między sobą zdobycz, dwadzieścia jeden tysięcy naliczono samych dziewic młodych, jeszcze nieślubnych: zkąd biorąc miarę można wnosić, jak wielka była liczba mężów, kobiet i dzieci w jassyr uprowadzonych. Sposób zaś wojowania, jakiego Tatarzy używają, odmienny jest wcale niż u innych narodów. Walczą oni z daleka, zataczając półkole i rzucając strzałami na nieprzyjacioł, bądź-to nacierają końmi, bądź cofają się w odwrocie. Często także zmyślają ucieczkę, aby przeciwnika zapędzonego nieostrożnie w pogoni sroższemi przywitać ciosy albo go nagle otoczyć. Zamiast trąb używają w boju kotłów. Zazwyczaj w samym zapale bitwy opuszczają pole, aby ją wnet począć na nowo, i kiedy się mniemałeś zwycięzcą, tém dotkliwiej dać ci uczuć przegraną. Umysły ich harde, burzliwe, podstępne, namiętne. Łupów, zdobyczy i podarków chciwi, z przyrodzenia milczący, radzi wszczynać rozruchy zewnętrzne i domowe, do lubieżności, pijaństwa i innych uciech swawolnych skłonni. Słowa i wierności nigdy nie dotrzymują, chyba dla swej dogody.
Dnia trzynastego Kwietnia papież Honoryusz IV, przesiedziawszy na stolicy lat dwa i dni kilka, umarł w Rzymie przy kościele Ś. Sabiny i w bazylice Ś. Piotra pochowany został. A gdy kardynałowie zamknęli się dla obioru innego papieża, i z przyczyny zbytnich upałów siedmiu z nich umarło, inni rozeszli się w różne miejsca, i wybór odwlókł się do następnego roku.
Leszek Czarny, książę Krakowski, Sandomierski i Sieradzki, zażalony i z dawna obostrzony gniewem przeciw Konradowi książęciu Mazowieckiemu, zamierzał powtórną do jego państw wyprawę, gdy mu się poprzednia nie powiodła. Lecz ponieważ rycerstwo ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej uchylało się od tej wojny, z przyczyny że ją raz już podejmowało, i że świeżą klęską Tatarską wszyscy byli znękani i wycieńczeni: przeto książę Leszek Czarny, chcąc zawziętości swojej dogodzić, naznaczył do zamierzonej przeciw Konradowi książęciu Mazowieckiemu wyprawy Mateusza wojewodę Sieradzkiego i rycerstwo samej tylko ziemi Sieradzkiej, która od nawały Tatarskiej najmniej ucierpiała. Ten lubo rozkazów swego książęcia Leszka Czarnego wiernie i szczęśliwie dopełnił, i całą niemal ziemię Mazowiecką pożogami i grabieżą spustoszył, gdy Konrad książę Mazowiecki, czy-to z umysłu, czy dla niemożności, wszelkiego oporu i obrony kraju zaniechał, i Mateuszowi wojewodzie Sieradzkiemu dozwolił pożar wojny bezkarnie rozszerzać; w końcu atoli swojej wyprawy Mateusz wojewoda Sieradzki wielkiej doznał przygody. Gdy bowiem po splądrowaniu Mazowsza wojsko jego obciążone plonem i stadami bydła powracało samopas i bez porządku, Konrad książę Mazowiecki, który z dawna czyhał na sposobną do działania porę, z znaczną liczbą rycerstwa i ziemian dotkniętych świeżemi klęskami i ogniem, poszedł za nim w pogoń, i pomykał się przez skryte manowce i bezdroża, aby nieprzyjaciela podejść niespodzianie. Na krańcach wreszcie Mazowsza doścignąwszy rzeczonego Mateusza wojewodę Sieradzkiego i wojsko jego spoczywające obozem, gdzie, jak-to bywa po zwycięztwie, wszystko było w rozprzężeniu i nieładzie, bez należytej czujności i straży, o czém się od licznych szpiegów wywiedział; uderzył nań dnia dwudziestego szóstego Czerwca o świcie, i wczasujące się po trudach podróży rycerstwo tak swym nagłym napadem przestraszył, że jedni bez przytomności i zebrania myśli porwawszy za oręż biegali tam i sam jak błędni i szaleni, inni w popłochu pierzchali rozsypką. Mateusz wojewoda Sieradzki, wódz tej wyprawy, z trochą rycerstwa, które się do niego było zbiegło, mężnie się zastawiwszy, i dawszy dowody niepospolitej dzielności, zginął. Ten sam los spotkał i jego rycerzy. Konrad książę Mazowiecki, poraziwszy snadno i rozbiwszy wojsko Sieradzkie, opanował obóz nieprzyjacielski, broń i zapasy, odbił wszystkę zdobycz z kraju swego zabraną, a część rycerstwa Sieradzkiego poimał w niewolą.
Księżna Mazowiecka Zofia, rodem Litwinka, żona Bolesława syna Ziemowita książęcia Mazowieckiego, niewiasta rzadkiej cnoty i pobożności ku Bogu, umarła i w kościele Płockim pochowaną została.
Wielka zaraza i śmiertelność rozszerzona po krajach Ruskich wiele ludzi obojej płci wytępiła. Nie spowodował jej zaś wpływ szkodliwy niebieskiego świata, ani powietrze zaraźliwe, ale powstała z wód zatrutych złośliwie przez Tatarów, z którymi w roku przeszłym połączyli się byli Rusini i pomagali im do spustoszenia krajów Polskich. Dopuścił Bóg sprawiedliwy tej plagi, aby Rusini za tak niecną przeciw Polakom posługę wojenną odebrali zasłużoną karę, i ginęli najgorszym rodzajem śmierci, od tych, którym udzielili pomocy przeciw prawowiernym chrześcianom, acz i sami chcą uchodzić za prawowiernych. Jakoż Tatarzy, podzieliwszy między siebie i rozprzedawszy różnym narodom Polskich obojej płci brańców, gdy już mieli opuszczać ziemie Ruskie, postanowili zdradziecko zadać klęskę Rusinom, nie mogąc szkodzić im jawnie, gdyż ich wodzowie na to nie pozwalali; przeto pozatruwali ich wody i rzeki takim sposobem: z ciał pobitych chrześcian Polaków, poimanych w jassyr, których Tatarzy, zabobonnicy wielcy, do swych czarodziejstw, guseł, wróźb i uroków przeszło stu zamordowali, powyjmowane serca najtęższemi pozaprawiali truciznami, i w wody tak stojące jako i rzeczne powrzucali daleko na rożnach i żerdziach, aby się dłużej zachowały. Od nich zatrute wody tak dalece między Rusinami, którzy ich do rozmaitego brali użycia, rozszerzyły zarazy i choroby, że nagle padali i umierali, a żadne nie pomagały im lekarstwa. Późno dopiero, gdy już wiele ludu od tej zarazy wyginęło, dostrzeżono przyczyny złego, i Rusini przestali używać wody, jako szkodliwej i zabijającej.
Dnia dwudziestego drugiego Lutego, kardynałowie, którzy uszli byli śmierci w czasie wszczętej w konklawe zarazy, gdy odzyskali siły i zdrowie, zamknęli się powtórnie w celu obrania papieża, i wybrali brata Hieronima Franciszkańskiego zakonu, kardynała prezbitera, rodem z marchii Ankońskiej, z miasta Askoli, męża pobożnego, i wolnego od wszelkich cielesnych związków z krewnemi i plemiennikami, którego nazwano Mikołajem IV. Ten zaraz z Rzymu udał się do Rieti, gdzie rok jeden zabawiwszy, wrócił do Rzymu i przy kościele Ś. Maryi większej mieszkał do zgonu.
Dwudziestego dziewiątego Kwietnia, to jest w dzień Ś. Witalisa Męczennika, Wisław biskup Włocławski, za rządów Engelberta opata Byszewskiego, przeniósł klasztor Byszewski z miejsca jego pierwotnego założenia Byszowa (Bischovia) do wsi Zmysze (Smeysche), którą nazwał Doliną szczęśliwości (Felicem vallem) a która dziś zowie się Koronowem. Klasztor rzeczony powstał początkowo z szpitala we wsi leżącej nad Wisłą, naprzeciw starego miasta Włocławka, zkąd go do Byszowa przeniesiono. Utrzymywał się tam przez lat siedmdziesiąt, poczém znowu przeniesiony został do Koronowa, jako miejsca sposobniejszego, i dla bliskości rzeki Brdy (Dobra) wiele mającego dogodności.
Henryk IV książę Wrocławski, ruszony sumieniem i zbawienniejszego ducha światłem objaśniony, poznawszy jak bardzo Boga obraził wypędzeniem Tomasza biskupa i duchowieństwa Wrocławskiego, i nieprawém zagarnieniem dóbr kościelnych; dla przebłagania Boga założył i wystawił w mieście Wrocławiu na celniejszém miejscu kościoł kolegiacki Ś. Krzyża, piękny i wspaniały, ustanowił pewną liczbę prałatów, kanoników i wikaryuszów, którzyby ciągle chwałę Boską wyśpiewywali i nabożeństwo odprawiali, i każdemu z nich odkazał hojne z wsi i dochodów swoich uposażenie. Nazajutrz po założeniu kościoła, braci swoich stryjecznych, Henryka książęcia Lignickiego, Grubym zwanego, i Bolesława książęcia Świdnickiego, pasował uroczyście na rycerzy. Do takiej wreszcie rzeczony Henryk IV książę Wrocławski przyszedł pobożności, czyli ją w nim wzbudzało przypomnienie sobie dawnych przeciw Bogu i jego kościołowi grzechów i bojaźń przyszłej kary, czyli stan jego bezdzietny, że kościołowi i biskupstwu Wrocławskiemu postanowił nadać wieczystym i nieodwołalnym zapisem miasto Wrocław z przedmieściami i wszystkiemi przyległościami, gdyby Tomasz biskup nie był wyraźnie i stanowczo odmówił przyjęcia tej darowizny, z obawy, iż w przyszłości nie zdołałby miasta tego obronić od nieprzyjacielskich napadów.
Znękany rozlicznemi klęski trzechletnich, a nieszczęśliwie prowadzonych wojen, i wielu innemi tak domowemi jak i zewnętrznemi przygodami, Leszek Czarny książę Krakowski, Sandomierski i Sieradzki, począł się wielce w duszy trapić, co stopniami wycieńczało jego siły. Zapadłszy potém w większe cierpienia i niemoc, dnia ostatniego Września, w zamku Krakowskim, opatrzony śś. Sakramentami umarł, i w kościele Dominikańskim Ś. Trójcy, po lewej stronie chóru, które miejsce za życia sobie był obrał, ze czcią i książęcą wspaniałością pochowany został. Po jego śmierci, gdy nie zostawił po sobie żadnego dziedzica, potomka i następcy, z powodu waśni, które od dawna różniły go z starszyzną krajową i szlachtą, wybuchnęła zaraz sroga i gwałtowna między panami Polskimi wojna: o pozostałe bowiem księstwa Krakowskie, Sandomierskie, Lubelskie i Sieradzkie, jako celniejsze w Polsce, a po zejściu Leszka Czarnego osierocone i bezdziedziczne, poszli między sobą w zapasy rozmaici współzawodnicy, jeden zaufany w potęgę, drugi w bogactwo, inny w związki braterstwa i pokrewieństwa; ten żądający wyboru, ów powołania siebie do rządów. Zaczém Paweł biskup Krakowski z przedniejszymi panami i rycerstwem ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej i Lubelskiej (już bowiem księstwo Sieradzkie, odłączone od tamtych trzech, poszło stanowczo w posiadanie Władysława Łokietka książęcia Kujawskiego) celem obmyślenia następcy na państwo, złożyli zjazd w Sandomierzu, i obrali książęciem Bolesława książęcia Mazowieckiego, wzgardziwszy bratem jego Konradem, dla którego na tyle wystawili się niebezpieczeństw walcząc przeciw własnemu książęciu Leszkowi Czarnemu, i któremu tylekroć przysięgali wierność; gardzili nim dla jego obyczajów, i obawiali się razem, aby po owładnieniu rządów nie mścił się na nich za spustoszenie ziemi Mazowieckiej. Wezwawszy zatém Bolesława z Mazowsza przez wyprawione przystojne poselstwo do objęcia stolicy, sprowadzili go do Krakowa, i oddali mu w posiadanie tak zamek jako i miasto. Wybór ten Bolesława książęcia Mazowieckiego, przez Pawła biskupa Krakowskiego, tudzież panów celniejszych i szlachtę ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej dopełniony, mieszczanie Krakowscy uważając za niebezpieczny dla siebie, z obawy, żeby nowo obrany książę z porady swoich panów nie karał ich za odrzucenie brata swego Konrada, i pragnąc go z tej przyczyny zwalić, ściągnęli do Krakowa Henryka IV książęcia Wrocławskiego, któremu obiecali miasto Kraków z zamkiem i innemi warowniami opanować i wydać. Jakoż Henryk zebrawszy wojsko czémprędzej do Krakowa pospieszył. Za zbliżeniem się jego, mieszczanie Krakowscy, a zwłaszcza rzeźnicy, w ów czas między wyrobniczym ludem najprzeważniejsi, otwarli mu bramy, które był Bolesław książę Mazowiecki trzymał zamknięte. Bolesław książę Mazowiecki wymknąwszy się z zamku, pobiegł połączyć się z obozem rycerstwa Krakowskiego i Sandomierskiego, aby Henrykowi IV książęciu Wrocławskiemu zbrojny stawić opór; ale widząc, że tu nie było czego dosiadywać, na drugi dzień, kiedy rycerstwo szykowało się do boju, i najusilniej błagało, aby go nie opuszczał, toż przyrzekając, iż dołoży sił wszelkich do odparcia Henryka IV książęcia Wrocławskiego, rozgniewany i pełen oburzenia, rzekł: że do rządów był wezwany, a nie do wojny, której wypadek zawsze bywa wątpliwy, – i szlachtę opuścił. Strapieni jego oddaleniem się panowie i szlachta Krakowska i Sandomierska, wyprawiają znów poselstwo z znakomitych mężów złożone do Henryka IV książęcia Wrocławskiego, stojącego w Krakowie, któremu, jak się po odejściu Bolesława książęcia Mazowieckiego od Sulisława szlachcica z Międzyrzecza dowiedzieli, już i zamek Krakowski został przez tegoż Bolesława książęcia wydany, i przedstawiają mu niektóre warunki, jeśliby rząd chciał przyjąć. Na które gdy Henryk IV książę Wrocławski przystał, nic bowiem niesłusznego w sobie nie zawierały, za powszechném zdaniem, wolą i uchwałą, Henryk IV książę Wrocławski obrany został książęciem Krakowskim, Sandomierskim i Lubelskim. Ułatwiwszy zatém swoje sprawy w Krakowie, powrócił do Wrocławia.
Dnia ósmego Maja, Mszczuj książę Pomorski, przebywający na ów czas w swoim zamku Świeciu, za zezwoleniem Wisława biskupa Włocławskiego, założył na cześć Najchwalebniejszej Maryi Panny klasztor zakonu kaznodziejskiego w Tczewie (Tschczow s. Derschow), nadawszy rzeczonemu klasztorowi i mnichom jego plac i zabudowanie, od podnoża góry leżącej nad rzeką Wisłą ku wschodowi, aż do smętarza parafialnego w stronie zachodniej; z południa zaś, od ulicy miejskiej, która z rynku wychodzi prosto ku Wiśle, aż do wału wznoszącego się między dwoma przekopami w stronie północnej. Nadał im prócz tego wolność i przywilej brania w całém księstwie na opał i budowę drzewa, kamieni, gliny i gipsu; nie mniej wolny połów w Wiśle i innych rzekach, strumieniach i wodach otaczających miasto, wreszcie uwolnienie od myta przewozowego na Wiśle, i wszelkiego cła na przejazdach i spławach.
Wacław król Czeski, zmierziwszy sobie ojczyma swego, to jest męża matki swojej Kunegundy, Zawiszę z Rozembergu, pomówionego przed nim od wielu niechętnych mu Czechów, częścią słusznie, częścią złośliwie i potwarczo, zrzucił go z wielkorządztwa Czech, na które go był wysadził. Ten mając odprawiać chrzciny syna nowo narodzonego z córki Władysława króla Węgierskiego, o której piszą niektórzy, że była mniszką, a z którą on powtórnemi połączył się był śluby, zaprosił na ten obchód Wacława książęcia Czeskiego, a razem teścia swego Władysława króla Węgier, i Henryka IV książęcia Wrocławskiego. Ale nim uroczystość nadeszła, Wacław książę Czeski pomienionego Zawiszę Rozemberga, z przyczyny, jakoby wespół z Władysławem królem Węgierskim, teściem swoim, i Henrykiem książęciem Wrocławskim miał uknować spisek na jego zgubę i zamyślał w czasie chrzcin zamiar swój wykonać, schwytał go i do więzienia wtrącił; a wymęczywszy go przez dwa lata w zamku Praskim, kazał przyprowadzonemu pod zamek jego Fryburg zrzec się i ustąpić sobie tegoż zamku: czego gdy on uczynić nie chciał, porwano go i ścięto.
Kniaź Litewski z ośmiu tysiącami wojska wtargnąwszy do ziemi Sambieńskiej, spustoszył ją mordami, pożogą i łupieżą. A gdy Krzyżacy z tak wielką nieprzyjacioł liczbą stanąć nie śmieli do walki, wojsko Litewskie obciążone zdobyczą wróciło bezkarnie do swoich siedlisk, straciwszy tylko pięćdziesięciu ludzi, poimanych w niewolę od Krzyżaków.
Spory długie, które między biskupstwami Płockiém i Chełmińskiém i ich naczelnikami duchownymi toczyły się o granice dyecezyj, za pośrednictwem Wisława biskupa Włocławskiego i mnicha Meinkona v. Querdinvorth, wielkiego mistrza Pruskiego, dnia szóstego Grudnia załatwione i ukończone zostały. Tomasz biskup Płocki, według orzeczenia wspomnianych sędziów polubowych, odstąpiwszy tej części dyecezyi swojej, wraz z posiadłościami i dziesięcinami, które miał w ziemi Chełmskiej, wziął w zamian i sposobem wynagrodzenia od Wernera biskupa Chełmińskiego wieś Orzechow (Orszechow) z należnościami biskupiemi i prawem zwierzchniczém (jus patronatus), a nadto trzydzieści łanów w ziemi Lubawskiej, z swoją dyecezyą graniczącej, jeszcze w ów czas nieuprawnych, z których później utworzyły się osady wiejskie do dóbr kościoła Płockiego należące.
Wojna domowa, stłumiona w samym rozdmuchu przez wyniesienie na księstwa Krakowskie i Sandomierskie Henryka IV książęcia Wrocławskiego, a ustąpienie z nich Bolesława książęcia Mazowieckiego, nowym wybuchła pożarem, wznieconym przez Władysława Łokietka książęcia Kujawskiego, który już księstwo Sieradzkie posiadał. Ten rozżalony wielce i zagniewany, że księstwa pozostałe po Leszku, jego bracie rodzonym, nie jemu, który jako najbliższy powinien je był odzierżyć, ale dostały się Henrykowi IV książęciu Wrocławskiemu, wytężył wszystkie siły i zabiegi, aby je osiągnąć, a Henryka IV strącić z stolicy Krakowskiej. Wiodła go do tego nie tylko osobista żądza, był bowiem mężem śmiałego umysłu, raźnym w czynie i mowie, ale i przychylność książąt Mazowsza, Łęczycy, Wielkiej Polski i Pomorza, którzy mu pomoc swoję przyrzekli. Zaraz więc z wiosną, zebrawszy wojska z własnych i świeżo odzierżonych państw, w towarzystwie Kazimierza Łęczyckiego, tudzież Bolesława i Konrada Mazowieckich książąt, którzy osobiście z nim się połączyli, a przy pomocy Przemysława książęcia Wielkiej Polski i Mszczuja książęcia Pomorskiego, od których zbrojne otrzymał posiłki, ruszył ku Krakowu, celem wypchnięcia ztamtąd załogi Henryka IV. Posłyszawszy o tej wyprawie i z wieści krążącej i z doniesienia Krakowian, gdy dla słabości, w którą już był zapadł, nie mógł sam wyjść na wojnę, zdał wojska swoje Henrykowi Lignickiemu i Przemysławowi Sprotawskiemu książęciu, którym obronę Krakowa poruczył. Ci urządziwszy należycie straż Krakowa, i zostawiwszy nieco wojska dla utrzymania mieszczan i ludu w podległości, sami pociągnęli ku Szlązku. Tym czasem Władysław Łokietek książe Kujawski wraz z innemi książęty dopadł ich obozujących blisko miasteczka Siewierza (Schyewyor): skoczyli i oni do oręża, i wszczęła się między bracią i przeciwnemi wojskami dnia dwudziestego piątego Lutego zacięta walka. Po znacznych z obojej strony stratach, Władysławowi Łokietkowi i jego sprzymierzeńcom dostało się zwycięztwo, acz drogo krwią okupione; wielu z Szlązkich rycerzy poległo, część zabrano w niewolę. Zginął w tej bitwie Przemysław książę Sprotawski, syn Konrada książęcia Głogowskiego, młodzieniec w samym kwiecie wieku; zwłoki jego odprowadzono do Szlązka, i pochowano w klasztorze Lubieńskim, któremu on, wychodząc na tę zgubną dla siebie wyprawę, zapisał testamentem dwie wsie, to jest Łososzkowice i Zyrków. Bolesław książę Opolski ranny i poimany został jeńcem. Dwie jeszcze stoczono potém bitwy, jednę pod Skałą, a drugą u Świętnicy (Swetnicz), w których wojska Szlązkie nową klęskę poniosły. Władysław Łokietek książę Kujawski, po otrzymaném zwycięztwie i łupach na nieprzyjacielu, z większą otuchą i nadzieją opanowania księstw Krakowskiego i Sandomierskiego z Siewierza pociągnął do Krakowa, gdzie mu mieszczanie Krakowscy, jako zwycięzcy, na którego stronę już się był przechylił Paweł biskup Krakowski, panowie przedniejsi i szlachta Krakowskiej ziemi, nie śmieli stawiać oporu i sami otworzyli bramy. Wpuszczony zatém do miasta i zamku, i książęciem Krakowskim uznany, osiadł w zamku, więcej ufając panom i rycerstwu, nierównie wierniejszym i przychylniejszym sobie, niźli mieszczanom Krakowskim. Henryk książę Wrocławski, nie zrażony bynajmniej klęską swoich wojsk poniesioną pod Siewierzem, krzepiony owszem namową niektórych mieszczan Krakowskich, nie małe czyniących mu nadzieje, nowe zebrawszy wojska, wysłał je do Krakowa pod wodzą Henryka książęcia Lignickiego, gdy sam jeszcze dla słabości wyruszyć nie mógł. Wojsko zatém Henryka książęcia Wrocławskiego kryjomo podstąpiwszy pod Kraków, przez mieszczan Krakowskich, sprzyjających Henrykowi książęciu Wrocławskiemu, w nocy do miasta wpuszczone, o kęs, że samego Władysława Łokietka, który właśnie straże miejskie odwiedzał, żywcem nie schwytało. Ten z kilku tylko żołnierzami pieszo zaledwo ujść zdołał nieprzyjacioł, o których napadzie nie rychło się był dowiedział, schroniwszy się do klasztoru Ś. Franciszka braci mniejszych, którzy go z muru potajemnie spuścili. Wielu z jego rycerstwa, usiłujących stawić opór, pobili Ślązacy albo pobrali w niewolą. Nie przepuszczono i Pawłowi biskupowi Krakowskiemu, który jako główny Henryka książęcia Wrocławskiego przewodnik, ze wszystkiego wyzuty, poimany w niewolą, przez niejaki czas jako jeniec siedział w więzieniu, już po raz trzeci doświadczając podobnego losu. Rzuciło się potém Szlązkie i Henryka książęcia Wrocławskiego rycerstwo na dobra szlachty odstępnej, i tych, którzy przystali do Władysława Łokietka książęcia Kujawskiego, albo nie chcieli przejść pod władzę Henryka Wrocławskiego książęcia; pustoszono im włości, palono dwory i zabudowania. Takiemi klęskami przerażona szlachta poddała się znowu Henrykowi książęciu Wrocławskiemu, który biskupa Krakowskiego Pawła i wszystkich jeńców wojennych z niewoli wypuściwszy, rozkazał Kraków silną osadzić załogą, aby i Władysława Łokietka książęcia Kujawskiego od napaści powstrzymać, i szlachcie odjąć sposobność do nowego odstępstwa. Braciom Franciszkanom, którzy Władysława Łokietka i niektórych z jego rycerzy ratowali w niebezpieczeństwie, po skończonej wojnie przebaczył, a nadto klasztorowi ich hojne darowizny i przywileje książęce ponadawał.
Henryk IV, zwany Probus albo Pobożny, książę Wrocławski, czując że słabość jego, już od pół roku przeszło trwająca z przyczyny trucizny zadanej mu przez Szlązaków, stopniami wzrastała i jad zgubny coraz silniej działanie swoje wywierał, przyzwał do siebie Tomasza biskupa Wrocławskiego i starszyznę przedniejszych panów, i w ich obecności, jako nie zostawiający żadnego potomstwa, rozporządzeniem ostatniej woli księstwo Wrocławskie przeznaczył stryjowi swemu Konradowi książęciu Głogowskiemu, Krakowskie zaś i Sandomierskie Przemysławowi książęciu Wielkiej Polski. Inne własności swoje częścią kościołom, częścią małżonce swej Mechtyldzie, i ubogim na jałmużny odkazawszy, dnia dwudziestego drugiego Lipca w zamku Wrocławskim umarł, i w kościele Ś. Krzyża niedawno przez siebie założonym i wystawionym pochowany został. Po jego śmierci, Konrad książę Głogowski dowiedziawszy się, że od Henryka IV ustanowiony był dziedzicem i następcą na księstwo Wrocławskie, przybył do Wrocławia w nadziei, że księstwo Wrocławskie spokojnie i bez żadnego współzawodnika odzierży. Ale gdy niektórzy tak z szlachty jako i mieszczan Wrocławskich nie życzyli sobie jego rządów, z powodu, że do wojen i zatargów wielce był pochopny, i w mowie nie zawsze rzetelny i szczery, inni przeciwnie za nim obstawali, zkąd poczęły powstawać spory i waśnie, i już zanosiło się na rokosz powszechny: przeto Henryk książę Lignicki, syn Bolesława Srogiego Rogatki, poważniejszy między książęty Szlązkiem i cnotą i prawością obyczajów, na wezwanie większej i wybrańszej liczby tak szlachty jako i mieszczan Wrocławskich przybył, i Konrada książęcia Głogowskiego, stryja swego, który na księstwie Wrocławskiém już się był chwilowo rozsiadł, zmusił do ustąpienia z Wrocławia. Jakoż Konrad książę Głogowski, obawiając się, aby od Henryka książęcia Lignickiego nie był schwytany, wymknął się jedną bramą z miasta Wrocławia, kiedy właśnie drugą wchodził Henryk książę Lignicki, na którego przyjęcie wysypała się tłumnie szlachta i mieszczanie. Za przychylną przeto wolą szlachty i obywateli miejskich, Henryk książę Lignicki wstąpiwszy na stolicę Wrocławską, objął księstwo w spokojne i zupełne posiadanie; które atoli nie długo trwało, z przyczyny zdradzieckich knowań, które Konrad książę Głogowski nań wymierzał, usiłując pozbawić go księstwa i panowania.
Mechtylda, wdowa po Henryku IV, z Wrocławia, który w posagu posiadała, przeniosła się do ojca swego Ottona Długiego, i w stanie wdowim pobożnie służąc Bogu umarła, pochowana w klasztorze Lendzkim (Leninensis?).
Władysław król Węgierski, mając w podejrzeniu brata swego rodzonego Andrzeja, dotychczas przestającego na samym tytule książęcym, o którym mu doniesiono, że czyha na opanowanie władzy królewskiej, gdy i podejrzenia i doniesienia osądził za podobne do prawdy, z przyczyny wielkiej ku sobie nienawiści panów Węgierskich, jaką był ściągnął przez swe czyny ohydne, a widocznego sprzyjania Andrzejowi, a ztąd obawiał się, iżby ten zepchnąwszy albo uwięziwszy brata nie podsiadł jego królestwa; nasadził skrycie na jego zgubę oprawców. Ale Andrzej zwąchawszy niebezpieczeństwo, gdy w Węgrzech nie widział miejsca, w którémby przed zdradziectwy brata bezpiecznie mógł wysiedzieć, z kilku wiernymi towarzyszami przebrał się do Polski. A na przód przybył do ciotki swojej Kunegundy, księżny Krakowskiej, w klasztorze panieńskim w starym Sączu przemieszkującej; od której po znakach na ciele okazanych poznany, gdy jej opowiedział powód swojej podróży i ucieczki, łaskawego przez dni kilkanaście doznawał ugoszczenia. Za jej potém wstawieniem się, Przemysław książę Krakowski i Wielkopolski naznaczył mu gościnę na dworze książęcym w Chrobrzu, i odpowiedniemi godności jego opatrzył go dochodami. Ale dokąd życie przed niebezpieczeństwem uniósł, tam właśnie miał je wkrótce utracić. Niektórzy bowiem Węgrzyni od Władysława króla Węgierskiego przekupieni i nasłani, przybyli do Andrzeja książęcia do Chrobrza, udając się za jego stronników, i powiadając, jakoby za wyjawioną ku niemu przychylność od Władysława króla Węgierskiego na śmierć byli skazani, i tylko ucieczką jej uniknęli. Z największą więc uprzejmością i otwartém sercem od Andrzeja książęcia przyjęci, jako współcierpiący i zgodną połączeni myślą, chociaż w sercach jad niecnego zdradziectwa ukrywali, upatrzywszy porę sposobną, porwali książęcia Andrzeja, i niepomni na gniew Boga, przytomnego w tej gościnie świadka, utopili go w rzece Nidzie podle wsi Chrobrza płynącej: a po dokonaniu zbrodni, nim się o niej wieść rozgłosiła, umknęli do Węgier, po przyrzeczoną nagrodę od Władysława króla Węgierskiego, z którego polecenia spełnili to morderstwo. Ciało książęcia Andrzeja znalezione przez rybaków w rzece Nidzie, naprzód do klasztoru braci mniejszych w Korczynie, a po kilku dniach, za staraniem pobożnej niewiasty Kunegundy księżny Krakowskiej, jego ciotki, do klasztoru Sądeckiego w dniu ósmym Listopada przewieziono. A gdy zakonnice tameczne poczęły Kingę usilnemi błagać prośbami o jego wskrzeszenie, niewiasta ś. wszedłszy do osobnej kaplicy oddała się gorącym modlitwom; wtém trzy z zakonnic, Gertruda, Adelgunda i Grzymisława, usłyszawszy głośne i w różny sposób powtarzane wołanie, do kaplicy rzeczonej, gdzie zwłoki książęcia Andrzeja martwe spoczywały, przybiegają. Ukazała im się błogosławiona niewiasta Kunegunda niebieską opromieniona jasnością, i rozmawiająca z jakiemiś osobami, których jednak ani jestestwa ani postaci rozeznać nie mogły; słyszały tylko jak im czyniła zapytania i odbierała na nie odpowiedzi. Wnet i na ciele książęcia Andrzeja, syna Stefana króla Węgierskiego, poprzednio utopionego pod Chrobrzem, postrzegły widoczne znaki wskrzeszenia i zmartwychwstania. Ale święta niewiasta Kunegunda księżna Krakowska, przystąpiwszy do niego i dotknąwszy jego nóg, nie dozwoliła mu powstać. „Spoczywaj, rzekła, spoczywaj kiedy tak się podobało twemu i mojemu Najlitościwszemu Zbawicielowi, i kiedy to potrzebne do twego zbawienia. Spoczywaj w pokoju.“ I natychmiast na jej rozkaz zniknęły znaki życia, a powróciła postać śmierci; zaczém ciało złożono do grobu. Gdy potém siostry zakonne i pobożne jej klasztoru dopytywały się, dlaczego zwłokom martwym siostrzeńca swego książęcia Andrzeja nie dozwoliła zmartwychwstać, po wiele kroć milczeniem zbywała ich zapytania: na usilne wreszcie naleganie, odpowiedziała, że trzy były przyczyny cudownie jej z nieba objawione, dla których ciało zmarłego książęcia Andrzeja na jej modły nie wróciło do życia. „Pierwsza, że śmierć stała się dla niego zbawieniem, nie był bowiem skalany żadnym grzechem śmiertelnym; a gdyby do życia był powrócił, przewidziało niebo, iż miał wielu pokazić się występkami. Druga, że z jego przyczyny byłoby wiele przelało się krwi chrześciańskiej. Trzecia, że wskrzeszenie jego rozniosłoby było między ludem Polskim i Węgierskim brzmiący odgłos sławy, któraby przyćmiła dawne błogosławionej niewiasty cnoty i zasługi.“
Mszczuj, książę Pomorski, widząc się pozbawionym potomstwa, tak synów jako i córek (żył bowiem rozwiąźle i wszetecznie, trzymając przy sobie za nałożnicę mniszkę klasztoru Słupskiego [Stolpiensis] imieniem Sulkę), naznaczył swoim następcą, z przyczyny wspólności rodu i pokrewieństwa, Przemysława II, książęcia Wielkiej Polski, i Księstwo Pomorskie mu odkazał. Zaczém szlachta księstwa Pomorskiego z rozkazu Mszczuja wykonała mu przysięgę na wierność i posłuszeństwo.
Dnia szesnastego Lipca Rudolf król Rzymski, słabością i wiekiem skołatany, nie otrzymawszy cesarskiego namaszczenia, umarł w Erfurcie; zwłoki jego przewieziono do Spiry w Alzacyi, i dla znakomitej dzielności tego monarchy w grobach cesarskich z należną czcią pochowano. Jakkolwiek będąc hrabią na Anusbergu skromny bardzo posiadał majątek, przez swoje atoli cnoty osięgnął państwo Niemieckie, którém lat siedmnaście spokojnie władał, i niektóre kraje od cesarstwa oderwane odzyskał. Elektorowie państwa tak duchowni jako i świeccy, złożywszy zjazd, obrali cesarzem Adolfa hrabiego Anaxu, męża dzielnego w boju, acz nie wielkiego rodem i zamożnością. Miał bowiem szczupłe dochody, i nie szczycił się dawném pochodzeniem, był atoli pełen cnoty i wspaniałości duszy, co spowodowało elektorów do wyniesienia go na stolicę cesarską.
Konrad książę Głogowski oburzony i rozjątrzony srodze przeciw Henrykowi V książęciu Lignickiemu o odebranie sobie księstwa Wrocławskiego, które mu był Henryk IV zwany Probus książę Wrocławski przy śmierci w spadku po sobie odkazał, wytężył ku temu wszystkie myśli i usiłowania, aby rzeczonemu Henrykowi książęciu Wrocławskiemu i Lignickiemu w sposobnym czasie wydać wojnę. Widząc atoli, że nie zdziałałby nic przeciw niemu jawnie i przemocą, gdy Henryk potężny był mnogim ludem i bogactwy, udał się do chytrości i podstępów. Skrytemi więc i nocnemi wycieczkami najeżdżać począł księstwa Wrocławskie i Lignickie, trapił je łupiestwy, pożogami i zabieraniem ludzi w niewolą. Spiknąwszy się nadto tajemnemi zmowy z Bolesławem książęciem Świdnickim, bratem rodzonym Henryka V, który także zazdroszcząc bratu szczęścia żywił ku niemu w sercu niechęci, wspólnie z nim czyhał na uwięzienie albo zgładzenie Henryka V. Ten nie wiedząc bynajmniej o zdradzieckich przeciw sobie knowaniach brata swego Bolesława książęcia Świdnickiego, słał do niego częste listy i gońce, z prośbą, aby mu użyczył pomocy i obrony przeciw Konradowi książęciu Głogowskiemu, i wsparł go radą swoją i orężem; tuszył bowiem, że połączonemi siły snadniej napaści Konrada poskromi. Przyrzekł Bolesław, że jeśli mu jakiej części Wrocławskiego księstwa, do którego obadwaj równe mieli prawo, odstąpi, może spodziewać się pomocy. Stanęła więc ugoda, i na tej zasadzie Henryk oddał mu w posiadanie dwa miasta, Jawor i Strzegom. Bolesław przyjąwszy takowe nadanie, zobowiązał się przysięgą Henrykowi, że mu dostarczy wszelakiej pomocy i obrony przeciw Konradowi książęciu Głogowskiemu.
Dnia dziewiątego Lipca, Władysław król Węgierski, brat rodzony i zabójca książęcia Andrzeja, gdy w bliskości zamku Kirilzstegi w namiocie swoim spoczywał, od Kumanów, a mianowicie od Barbuza Trantka i Kementa, i ich drużyny, których przyswoił sobie był obrzędy i obyczaje, zakazy kościoła uważając za czcze pozory, napadnięty, pod mnóstwem ciosów morderczych zginął; pochowano go w Kanodynie. A tak stało się zadosyć krwi czystej i niewinnej książęcia Andrzeja, syna Stefana króla Węgierskiego, której rozlanie wołało do sądu Boskiego o pomstę. Na jego miejsce, ponieważ zszedł bezpotomnie, ośmnastego dnia po dokonaném morderstwie obrany został i koronowany na królestwo Andrzej Wenecyanin, wiodący ród swój ze krwi królów Węgierskich. Jego zaś takie miało być pochodzenie, o którém dość co nieco tylko nadmienić. Gdy król Węgierski Andrzej, tego imienia drugi, po śmierci Gertrudy, Beli IV i Kolomana książęcia pierwszej żony, matki Ś. Elżbiety, wyprawił się był na wojnę krzyżową, w powrocie goszcząc u Esteńskiego margrabi, poznał córkę jego prawdziwej piękności, wziął ją więc za małżonkę i przywiezioną do Węgier uważał jak królową. Po zejściu króla Andrzeja, królowa na naleganie pasierbów, zniewolona wrócić do ojczystego domu, oznajmiła biskupom i baronom Węgierskim, że była brzemienną; a za powrotem do ojca powiła syna, któremu dała imię królów Węgierskich Stefana. Ten gdy do lat dojrzałych przyszedł, usiłował dziada swego z margrabstwa Esteńskiego wyzuć; ale wypędzony od niego, schronił się do Jakóba króla Aragońskiego, który miał za sobą jego siostrę, z pierwszego małżeństwa, córkę króla Węgierskiego Andrzeja. Ztamtąd po niejakim czasie wrócił do Włoch, gdzie Raweńczykowie powołali go do władzy; ale znowu ztąd wygnany, udał się do Wenecyi, i tam od jednego Wenecyanina możnego i znakomitego, który wiedział, że z krwi królewskiej pochodził, w dom przyjęty, potém za zięcia przybrany, pojął jego córkę za żonę. Ta wydała mu na świat syna, którego nazwał imieniem dziada Andrzejem, a który gdy doszedł lat młodzieńczych, z pomocą przyjacioł matki zajechał w świetnym orszaku do Węgier do króla Władysława, i wywiódłszy się zkąd i co za jeden był, a męztwem i zacnemi przymiotami przypadłszy do serca tak królowi jako i baronom państwa, po zabitym później Władysławie, gdy nie było nikogo innego z krwi królewskiej, Węgierską otrzymał koronę. W drugim roku swego panowania najechał Austryą z potężném wojskiem i po nieprzyjacielsku spustoszył. Papież Bonifacy VIII, na usilne nalegania Jana i Henryka panów Węgierskich, posłał do Węgier Karola jedenastoletniego młodzieńca, który z linii macierzystej od królów Węgierskich pochodził, przydawszy mu do pomocy swego legata, aby Andrzeja zepchnął z stolicy. Ale ten odparty przez króla Andrzeja, nic nie zdziaławszy ustąpić musiał.
Pod te czasy Tripolis, Akkona i Tyr, najwarowniejsze miasta Ziemi świętej, dotąd przez chrześcian posiadane i bronione, lubo już po utracie Jerozolimy, orężem sułtana zdobyte zostały, przyczém Saraceni przeszło trzydzieści tysięcy chrześcian wymordowali, napastwiwszy się nad nimi w rozmaity sposób niesłychanemi okrucieństwy. Po dobyciu tych miast żadna już w królestwie Jerozolimskiém nie pozostała kraina, któraby nie była w ręku Saracenów.
Krzyżacy Pruscy Ś. Maryi, pod dowództwem Bertolda v. Bruhane (Brunhavim) komtura Królewieckiego wtargnąwszy dla zdobyczy do ziemi Litewskiej, zdobyli i spalili zamek Kolain, wiele Litwinów wymordowali i z siedmiuset brańcami do Prus wrócili. Litwini zapobiegając dalszym Prusaków na swoje kraje najazdom, poczęli budować zamek Mingeden. Aby przeszkodzić tej budowie, komtur Królewiecki Bertold nowe zebrawszy siły, wyszedł przeciw nim zbrojno; ale przestraszony wielką mnogością Litwinów, którzy pilnowali tej budowy, zwrócił się w inną stronę, i opanował zamek Litewski Mederabe, gdzie wszystkich więźniów chrześciańskich uwolnił, barbarzyńskich zaś wymordował bądź w niewoli zatrzymał. Ledwo co Bertold komtur Królewiecki z Litwy powrócił, jużci znowu mistrz Pruski Meinhard (Memer) z liczném i potężném wojskiem wpadłszy do Litwy, dwa powiaty Pastow i Gersow (Gerszow) w popiołach zagrzebał, i mnogą zdobycz jeńców i bydląt do kraju swego uprowadził. Po powrocie mistrza, przedsięwziął trzecią jeszcze do Litwy wyprawę komtur Henryk de Balga, i wziąwszy z sobą tysiąc pięćset dwudziestu ludzi, dwa powiaty Onkain i Mingedin ogniem i mieczem spustoszył. Po kilku dniach książę Litewski Witenes wtargnąwszy zbrojno do ziemi Kujawskiej, rozpuścił łotrowstwa i mordy około miasteczka Brześcia, i nie małą zdobycz w ludziach i dobytkach do swoich uprowadził. A lubo Władysław Łokietek i Kazimierz, książęta Kujawscy i Łęczyccy, poszli za nimi z wojskami swemi w pogoń, nadciągnął niezwłocznie i mistrz Pruski Meinhard wezwany na pomoc, nic jednak nie zdziaławszy cofnęli się wszyscy z powrotem. Z zwykłą ludziom słabością przerażeni, jak mniemam, nagłym i gwałtownym napadem Litwinów, których słabe pod ów czas siły jeszcze im nie były znane, nie śmieli ich ścigać i mierzyć się z nimi orężem.
Wacław król Czeski, skłoniony ustawicznemi żołnierzy swoich, którzy stali załogą w Krakowie, utyskami i prośby, aby im ściśnionym i zagrożonym przez Władysława Łokietka książęcia Kujawskiego przysłał posiłki, ściągnąwszy z Czech i Morawy największe jakie tylko mógł wojska, ruszył na odsiecz swoim do Polski. Gdy wszelako własne siły do prowadzenia tej wojny zdały mu się za słabe, przyzwał na pomoc Ottona Długiego margrabię Brandeburskiego, swego niegdyś w dzieciństwie opiekuna; a podzieliwszy wojska na dwie części, poprowadził je przez księstwo Opolskie, i nazajutrz po święcie Wniebowstąpienia N. Panny Maryi do Krakowa przybył. Przyjęty ze czcią od rycerstwa i mieszczan Krakowskich, zatrzymał się tu Wacław przez kilka tygodni, i naradzał się o sposobie prowadzenia wojny z Władysławem Łokietkiem książęciem Kujawskim. A gdy jedni radzili ciągnąć na Sandomierz, drudzy na Sieradz (oba te bowiem zamki i miasta Władysław Łokietek dzierżył w swych ręku), z przyczyny iż miasto Wiślica stało na przeszkodzie w drodze ku Sandomierzowi, ruszył pod Sieradz, lecz splądrował tylko i popalił wsie, miasteczka i włości, które Władysławowi Łokietkowi podlegały: Władysław bowiem książę Kujawski, mierząc kroki swoje wielką przezornością, nie chciał z wojskami Wacława kaiążęcia Czeskiego walnej staczać bitwy, ale w przygodnych tylko miejscach i stanowiskach, ile kroć nadarzyła się sposobna i korzystna pora, nocnemi wycieczkami nużył wojska Czeskie i Niemieckie; żołnierzy i spiżowników nieco dalej z obozu za żywnością i zdobyczą wybiegających, porażał i tępił. Sam wreszcie z miejscowością obeznany, nieświadomych jej nieprzyjacioł taką napełnił trwogą, że w obozach Czeskich i Niemieckich musiano podwoić straże, i nikt potém nie odważył się wyruszyć za żywnością bez silnej wojska zasłony. Z tylu i tak wielkiemi trudnościami Wacław książę Czeski wraz z Ottonem Długim margrabią Brandeburskim podstąpiwszy pod Sieradz, miasto oblężeniem ścisnął i w dzień Ś. Wacława przemocą opanował. Zamku jednakże Sieradzkiego nie mając nadziei dobyć, dokoła bowiem bagnami i wodą oblany, a do tego silną rycerstwa opatrzony załogą, wielkie i nieprzebyte prawie stawiał ku temu trudności, zwinął obozy pod Sieradzem, i cofnął się z powrotem do Czech, nie bardzo pomyślnie ukończywszy wyprawę, i odesławszy tylko nieco wojska do Krakowa, dla utrzymania poddanych w posłuszeństwie. Po drodze rozpuszczał chełpliwe wieści, jakoby zamek Sieradzki, ani położeniem miejsca ani sztuką obwarowany, z łatwością zdobył. Po jego ustąpieniu, Władysław Łokietek książę Kujawski w księstwach Sieradzkiém i Krakowskiém władać nie przestał, tém żwawiej owszem na Czechów i rokoszan napierał.
Wielce pobożna i świątobliwa, osobliwszej miłości ku Bogu niewiasta dziewica, księżna Kinga, wdowa po Bolesławie Wstydliwym książęciu Krakowskim i Sandomierskim, a córka króla Węgierskiego Beli, przeżywszy lat trzynaście w klasztorze Sądeckim w wielkiej wstrzemięźliwości, w wielkiém umartwieniu swego ciała, po ciężkiej i całorocznej niemal chorobie, dnia dwudziestego czwartego Lipca pobożnie w Bogu zasnęła, i w klasztorze Sądeckim pochowaną została, świadoma od dawna z Boskiego objawienia dnia i godziny swojej śmierci. W chwili jej zgonu, Krystyan kanonik Wiślicki, mąż pobożny i świątobliwy, w Wiślicy zabawiający się modlitwą, widział jej duszę, gdy po opuszczeniu ciała, śnieżną przyodziana białością, wstępowała do nieba z chórem aniołów wyśpiewujących: „Królestwo świata“ (Regnum mundi). Na co gdy patrzał z podziwieniem, usłyszał głos mówiący, że dusza Błogosławionej Kunegundy w tej chwili rozstała się z ciałem. Podobne widzenie miało wiele innych osób pobożnych. A jako za łaską Baranka Niebieskiego jaśniała Kunegunda osobliwszemi cudami, tak po swém szczęśliwem ze świata zejściu jeszcze większemi zasłynęła dziwy: od czasu bowiem jej śmierci aż do roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego dwudziestego dziewiątego, za jej przyczyną ośmdziesięciu ludzi zmarłych wróciło do życia, sześćdziesięciu ślepych odzyskało wzrok, piętnastu więźniów opuściło więzy, a nadto siedmset osób obojej płci z różnych powstało chorób; tak iż dziwić się potrzeba, że prałaci i książęta Polscy tego wieku nie postarali się o kanonizacyą tak świętej i uwielbionej księżny, dla samej czystości panieńskiej, którą przez lat wiele w małżeńskiém łożu dochowała, godnej pomieszczenia w liczbie Męczenniczek. Tak wielkie bowiem Król wiekuisty zlewał na nię łaski, prostując pokrzywionych, uzdrawiając porażonych, wskrzeszając umarłych, oczyszczając trędowatych, uwalniając opętanych, wracając wźrok ślepym, zdrowie chromym i różnego rodzaju chorym, że z nich już za życia królowej widzieć było jej ubłogosławienie i przeznaczoną dla niej godność niebianki. I nie dziw, zachowała bowiem duszę czystą i cnotę dziewictwa bez zmazy, wystawiona na trudną i niebezpieczną walkę. Ofiara niepodobnego do wiary męczeństwa, dwojakie znosząc umartwienie, własnego ciała i męża, i niewinnością serca walcząc z swym wzrokiem, powonieniem i innemi zmysłami, z spoczynkiem i swobodą wczasu, z milczeniem i samotnością, z samym nakoniec blaskiem i wystawnością królewską, z pokarmem i napojem wytwornie przyrządzonym, z obfitością rzeczy doczesnych, szczęściem i powodzeniem, z przepychem stroju, bogactwem pereł i klejnotów, dzień i noc i w każdej chwili prawie trapiła umysł i ciało, ozdobna różą męczeńską i poświęceniem, którém stokrotną wysłużyła sobie nagrodę, i dwoisty wieniec, panieństwa i wyrzeczenia się samej siebie. Strzegąc bowiem jak najtroskliwiej czystości panieńskiej, wszędy, gdziekolwiek się obróciła, w sercu i duszy własnej swojego napotkała przeciwnika, z którym ustawiczną podejmować musiała walkę, i wojować bez przerwy, nie mając spoczynku ni w wieczór, ni w nocy, ni-to o świcie, ni rano, ni w południe: lecz codziennie i w każdej chwili płomiennemi gorejąc podpały, jak złoto w ogniu czyszczone, stawała się coraz czystszą i świętszą. Pomyśl, co to była za praca i trudy! W stadle małżeńskiém żyła skromnie, wstrzemięźliwie i z czystością panieńską. Nie wzięła na się nigdy szaty zbytkownej; w rozmowach z mężczyznami, a nawet mężem własnym, nie dopuściła się żadnej lekkości, w życiu domowém żadnego przepychu i blasku. Ale o jej cnotach i świętych uczynkach tyleby można rozpowiadać, że z tych opowieści urosłyby obszerne księgi.
Henryk V, książę Wrocławski i Lignicki, chąc powstrzymać niszczące, a przez Konrada książęcia Głogowskiego podniecane na swoje księstwa najazdy, łupiestwa i pożogi, wezwał brata swego Bolesława książęcia Świdnickiego, o którym mniemał, że całą jego przychylność pozyskał, odstąpieniem mu dwóch miasteczek Jawora i Strzegomia, aby mu dostarczył pomocy przeciw Konradowi książęciu Głogowskiemu, jako się był przysięgą zobowiązał. Ale ten wymawiając się to słabością, to niechęcią rycerstwa, to wreszcie niesposobnością pory, zwlekał czas i sprawę ociągał, zgoła łudził brata Henryka książęcia Wrocławskiego. Dla wyrozumienia przeto myśli Bolesława Świdnickiego książęcia, i natchnienia go zdrowszą radą, uchwalono zjazd powtórny; na którym gdy tenże Bolesław książę Świdnicki użalał się, że od Henryka książęcia Wrocławskiego zbyt małą w udziale otrzymał cząstkę, i odmawiał mu żądanych posiłków, Henryk książę Wrocławski i Lignicki dodał mu do poprzednich trzy jeszcze miasteczka, jako to: Reichenbach, Frankenstein i Strzelin; poczém Bolesław przyrzekł na nowo i zaprzysiągł, że wszelkiemi siłami, wszelką możnością i zasobem, własném nakoniec zdrowiem wspierać będzie Henryka przeciw Konradowi książęciu. Ale podobnie ważył sobie tę powtórną przysięgę jak i pierwszą; obiedwie bowiem pogwałciwszy, raczej opóźniał niżli wspierał swoją pomocą sprawy książęcia Henryka.
Paweł biskup Krakowski, po latach trzydziestu dwóch zarządzania kościołem Krakowskim, dnia dwudziestego siódmego Listopada w swoim dworze biskupim w Tarszku umarł, i w kościele Krakowskim pochowany został. Po nim nastąpił Prokop, pochodzeniem Rusin, szlachcic z domu Korczak, kantor Gnieźnieński, proboszcz Sandomierski, kanonik Krakowski, a Leszka Czarnego książęcia Krakowskiego, Sandomierskiego i Sieradzkiego kanclerz, i z samym Leszkiem książęciem przez matkę spowinowacony; na biskupstwo obrany prawnie, a za przychylném zezwoleniem Władysława Łokietka i Wacława książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego przez Jakóba Świnkę arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony. Ów zaś Paweł biskup tak szalonym łowów miał być miłośnikiem, że niepomny na swą godność biskupią, gdy raz w obwodzie Kieleckim polował, jednego z myśliwych, który przez nieostrożność spłoszył zwierza, iż nie dobiegł sieci, w gniewném uniesieniu przebił rohatyną, którą w ów czas miał w ręku, nie wzdrygając się dla zwierza zabić człowieka, odkupionego Krwią najdroższą Jednorodzonego Syna Bożego.
Papież Mikołaj IV, przesiedziawszy na stolicy lat cztery i dwa niespełna miesiące, umarł w wielki Piątek w Rzymie i w kościele P. Maryi większej pochowany zostal. Kardynałowie za wspólną uchwałą udali się do Perudżyi i tam weszli do konklawe: ale nie mogąc się pogodzić w zdaniach, nie dokonali wyboru nowego papieża, i kościół osierocony był przez całe dwa lata. Pod ten czas wielkie we Włoszech zdarzyły się trzęsienia ziemi, ale najznaczniejsze pod Neapolem w dolinie Bivano. Runęło tam wiele zamków i pozapadały się wsie, a z niemi wiele ludzi poginęło.
Mistrz Pruski Meinhard, zebrawszy nie małe wojsko, zamierzył splądrować Litwę i ruszył ku jej granicom; ale ostrzeżony przez jednego z Prusaków, którzy, acz chrześcianie, zmówili się byli z Litwinami barbarzyńcami, o uknowanym przeciw sobie spisku, czémprędzej do Krakowa dniem i nocą pędząc powrócił. Stłumiwszy to sprzysiężenie, wielkiego uniknął niebezpieczeństwa; albowiem ułożoném było, że Litwini z przodu, a Prusacy, jego lud własny, którzy zamierzali wrócić do bałwochwalstwa, mieli nań z tyłu uderzyć, gdyby był wczesną nie ratował się ucieczką.
Wszczęta między Władysławem Łokietkiem książęciem Kujawskim a Wacławem Czeskim książęciem wojna o panowanie, toczyła się w ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej z wielką zaciętością; a w czasie nieobecności Wacława książęcia Czeskiego, który wtedy z Adolfem królem Rzymskim w Misni i w mieście Grünhain składał zjazd i zawierał krótkotrwałe związki powinowactwa, zaślubiając córkę swoję Agnieszkę z synem królewskim Rupertem, stronnicy Władysława Łokietka książęcia Kujawskiego wielokrotne nad Czechami odnosili zwycięztwa. Wpadła tymczasem do kraju straszliwa nawała Tatarów, którzy na kilka części rozdzieleni, samą jednak Sandomierską tylko ziemię splądrowali, a zagarnąwszy liczny gmin obojej płci brańców, do Tatarskich koczowisk, zkąd się ich horda wysypała, wrócili. Wypadek ten osłabił znacznie siły książęcia Władysława Łokietka, pod którego władzą zostawała wtedy ziemia Sandomierska.
Dotknął palec Boży i w tym roku Polaków, przepuściwszy na nich srogą dzicz barbarzyńców. Albowiem Witenes książę Litewski, w tysiąc ośmset jeźdźców, zebranych z Litwy, Prus i Żmudzi, wtargnął do ziemi Łęczyckiej: w której granice, za porozumieniem się z Bolesławem książęciem Mazowieckim, Litwini wkroczywszy przez lasy i bory we czwartek po Zielonych Świątkach, w takiej cichości i tajemnicy, że nawet z przechodzących nikt ich nie widział, wpadli naprzód do kościoła kollegiackiego Łęczyckiego, kędy lud obojej płci zgromadzony na nabożeństwo częścią wymordowali, częścią zagarnęli w niewolą. Prałatów, kanoników i kapłanów, sługi Boże, nielitościwie w łyka pobrali, szaty kościelne, naczynia święte i klejnoty rozerwali w zdobyczy; innych mieszkańców, którzy się byli schronili do kościoła Łęczyckiego i w nim się mężnie bronili, popodpalawszy przyległe domy, które kościoł otaczały, zkąd pożar ochłonął wnet i sam kościoł, podusili i spalili. Rozbiegli się potém po wsiach i włościach, a zgromadziwszy znaczną zdobycz w brańcach i stadach bydlęcych, zabrali się szybko do powrotu. Ale nie mógł ścierpieć swojej i swego ludu krzywdy Kazimierz książę Łęczycki, poszedł więc z zebraną na prędce szlachtą ziemi Łęczyckiej w pogoń za barbarzyńcami: a doścignąwszy ich we wsi Żukowie, niedaleko miasteczka Sochaczewa leżącego nad rzeką Bzurą, a według innych pod wsią Trojanowem, bez względu na szczupłą swoich ludzi garstkę w porównaniu z tłumem nieprzyjacioł, uderzył na Litwę. Powstała krwawa bitwa, w czasie której wielu brańców Polskich wyrwało się z niewoli; wszelako Kazimierz od mnogiej tłuszczy barbarzyńców pobity i zwyciężony, walcząc mężnie wśród najgęstszych i najprzeważniejszych zastępów Litwy, zaszczytną poległ śmiercią. Po jego zgonie, Polacy zaczęli pierzchać na wszystkie strony, i wielu, unikając chwalebniejszej śmierci, a spotykając za nię niesławną i sromotną, potonęło w rzece Bzurze, nad którą ta walka była stoczoną, a której nurty pod ów czas z przyczyny deszczów niezwykle były wezbrały. Litwini otrzymali zwycięztwo i zdobycz w podziale: tak wielką zaś liczbę zagarnęli jeńców Polskich, że jak twierdzono, każdemu Litwinowi dwudziestu dostało się chrześcian. Kazimierz książę Łęczycki nie zostawił po sobie żadnego potomka; zaczém Władysław Łokietek książę Kujawski, brat jego rodzony, ziemię Łęczycką słuszném prawem na niego spadłą odzierżył.
Dnia dwudziestego Listopada, Konrad książę Mazowiecki i pan Czerski (dominus Czirnensis), syn Ziemowita w Jazdowie zabitego od Tatarów, umarł w klasztorze kanoników regularnych w Czerwieńsku (Czirwiensko), i w tymże klasztorze ze czcią pochowany został. Wystawił on klasztor w Błoniu, i uposażył go z książęcą hojnością tak dochodami jako i klejnotami i innemi ozdoby.
Kollegium kardynałów, poróżnione między sobą w chęciach przy wyborze najwyższego pasterza, po dwuletnim przeszło czasu upływie, za namową Latyna biskupa Ostyeńskiego, dnia siódmego Czerwca obrało papieżem brata Piotra de Murone, wiodącego żywot pustelniczy w zakonie Ś. Damiana, reguły Ś. Benedykta, męża wielkiej wstrzemięźliwości i pobożności, który wszystek Bogu poświęcony, w prowincyi Abruzzo wielce ostre i pokutnicze życie prowadził. Ten z pustelni klasztornej przybywszy do Akwili, w dzień Ścięcia Ś. Jana Chrzciciela w kościele Ś. Maryi de Colomadio na papieża wyświęcony, nazwany został Celestynem V. Przez niejaki czas utrzymywał tam swoję kuryą, i kardynałom z Perudżyi przyjeżdżać kazał. Ale chociaż pracował jak mąż święty i nie odstąpił od dawnej niewinności życia, zachowując tęż samę pokorę, tęż samę czystość obyczajów, wszelako popełniał błędy, jako rządów papieskich nieświadomy, a dla niedołężności sędziwego wieku (był już bowiem starcem zgrzybiałym) w udzielaniu łask i wydawaniu uchwał papieskich nie umiał ustrzedz się wybiegów i podstępów kuryi. Gdy więc wszyscy prawie kardynałowie uznali niebezpieczeństwo, w jakiém się sprawy kościoła znajdowały, wydał naprzód uchwałę, iż papież może opuścić stolicę papieską, a w wigilią Ś. Łucyi w Neapolu w obec kardynałów złożył papiestwo. Składając godność papieża, dał z siebie zadziwiający i trudny do naśladowania przykład pokory. Siedział zaś na stolicy od dnia siódmego Lipca do dziewiętnastego czy blisko tego dnia Grudnia. Poczém kardynałowie przystąpiwszy do innego wyboru, Benedykta Gaetani, kardynała prezbitera tytułu Ś. Marcina in Montibus, Kampańczyka rodem z Anagni, długoletnią wprawą obznajomionego z sprawami kuryi, obrali papieżem, którego nazwano Bonifacym VIII. Ten poprzednika swego Celestyna, kryjomo chroniącego się do swej pustelni, z obawy rozerwania kościoła, gdy niektórzy powątpiewać zaczęli, czy wolno mu było opuścić papiestwo, kazał poimać, i osadził pod strażą przystojną w zamku Fumońskim, gdzie starzec przeżywszy rok jeden, miesięcy cztery i dni dwadzieścia ośm, dnia ośmnastego Maja umarł, i w klasztorze swego zakonu Ś. Antoniego w Fiorentino roku tysiącznego dwóchsetnego dziewięćdziesiątego szóstego pochowany został. Zasłynął potém wielu cudami, dla których Klemens V kanonizował go pod imieniem Ś. Piotra. Bonifacy, po przeniesieniu kuryi z Neapolu do Rzymu, przesiadując w nim przez czas niejaki, ułożył księgę szóstą Dekretaliów. Rzeczony zaś Celestyn, jak inni twierdzą, od czasu ustąpienia z papiestwa, pragnąc w większej jeszcze bogomyślności pustelnicze życie prowadzić, zamieszkał przy kościele Ś. Piotra, gdzie ten Święty miał być ukrzyżowany, na górze za Tybrem, poza miastem. Następca jego Bonifacy, obawiając się, aby kiedyżkolwiek inną wiedziony myślą nie chciał powrócić na stolicę, kazał go poimać i obciążonego kajdanami w więzieniu zamęczyć. A tak spadkobierca swemu spadkodawcy za dobrodziejstwo nieludzką srogością się wypłacił. Przykładem tym zrażeni następcy, przydłużej nieco żyjąc, wolą raczej pozostać przy swoim udziale, niż porzuciwszy go przedwcześnie zgon sobie przyspieszać i z obdarzonych dobrodziejstwami czynić okrutników.
Czwartego miesiąca, zwanego u Żydów Chamucz, w dniu tegoż miesiąca ostatnim, w którym, według przepowiedni rabinów Żydowskich, mieli Żydzi od Boga otrzymać cudowny znak swego zbawienia, na wydane przez nich oznajmienie, wszyscy odprawiali z nabożeństwem posty, czynili pokuty, i rozdawali jałmużny, jakby nawróceni od Boga, prosząc, aby im ów znak zapowiedziany ukazać raczył. A gdy w oznaczonym roku, dniu i miesiącu weszli do swoich bożnic na modlitwę, przybrani w odzienia białe, płócienne albo jedwabne, jako mają obyczaj ubierać się w dzień sądny, to jest dnia dziesiątego miesiąca siódmego: wtedy za sprawą Najwyższego Boga, który żadnej chwili nie pomija bez dowodu swojej łaski i miłosierdzia, we wszystkich rańtuchach, które poprzywdziewali, ukazały się znaki krzyża, a co dziwniejsza, na tych nawet, które pozostawały w schowaniach. Co obaczywszy, wielu posłupiało. Niektórzy z nich utrzymywali, że to była sprawa czartowska, tak jako ich poprzednicy o Chrystusie czyniącym cuda mówili: „mocą Belzebuba wyrzuca czarty“ (In Belzebub ejicit daemonia. Matth. cap. 9). Inni powątpiewali, nie śmiejąc mówić o tém ani sądzić. Inni nareszcie uwierzyli, że to był znak prawdziwy Chrystusa ukrzyżowanego, i skłonili się do przyjęcia jego wiary i chrzestnego obmycia; ale tych nie wielka była liczba, według onych słów Jeremiasza: „Wezmę was, jednego z miasta, a dwu z rodzaju. (Assumam vos, unum de civitate, et duos de cognatione. Hierem. cap. III). A godną jest uwagi rzeczą, że okrom dwóch przepowiedzianych dni, które rabini w swoich księgach i pismach oznaczyli, był jeszcze inny zapowiedziany przez dwóch Żydów Hiszpańskich, mianych za proroków. Z tych jeden mieszkał w Awili (Abula) około Kompostelli; a drugi we wsi zwanej Aylon, w dyecezyi Sagunckiej, prowincyi Toletańskiej. Obadwaj tak dziwne rzeczy prawili jako prorocy, że niekiedy przyszłość przepowiadali i skryte obwieszczali tajemnice. Stosownie do swych obyczajów żyli uczciwie, zkąd u wszystkich Żydów swego kraju uważani byli za proroków. Ci dwaj tedy oznaczyli czas, w którym miał ukazać się znak ich odkupienia, to jest, według rachuby Żydowskiej, w roku od stworzenia świata pięćtysiącznym pięćsetnym piątym. A ten rok właśnie zgadza się z rokiem Pańskim, który liczono wtedy, tysiącznym dwóchsetnym dziewięćdziesiątym czwartym.
Przy schyłku zimy, mistrz Pruski Meinhard wtargnąwszy zbrojno do Litwy, spustoszył powtórnie dwa powiaty Pastów i Giersów, zamek zaś Litewski Mingeden począł kuszami wielkiemi burzyć i zdobywać. Dwa tymczasem pomniejsze zamki wziąwszy przemocą i spaliwszy, gdy trzeciego dobycie zdało się nieco trudniejszém, odesłał brańców Litewskich do Pruskich warowni, a ruszył z wojskiem pod zamek Wiznę (Wyszen), do Bolesława książęcia Mazowieckiego należący, i jął go jakby nieprzyjacielski i barbarzyński dobywać, mszcząc się na Bolesławie, że w nim dawał schronienie Litwinom, którzy ztąd często na kraje Polskie i Pruskie czynili wycieczki. A gdy Bolesław książę Mazowiecki, znużony licznemi poselstwami i listy, nie chciał odpierać tej napaści, przeto wróg opanował zamek i ogniem zniszczył. Ludwik komtur Ragnety, dobywszy pod tenże sam czas zamku Litewskiego Kimel, podobnież z dymem go puścił.
Dnia (dwudziestego czwartego Grudnia) Mszczuj książę Pomorski umarł i w klasztorze Oliwskim w grobach przodków swoich pochowany został. Po jego śmierci Przemysław książę Wielkopolski, na którego księstwo Pomorskie tak prawem dziedziczném krwi jako i przekazem spadało, przybył do Gdańska i całe Pomorskie księstwo w spokojne objął posiadanie. On pierwszy miasto Gdańsk blankami obwarował.