Co robić? (Lenin, 1933)/całość

>>> Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Lenin
Tytuł Co robić?
Podtytuł Palące zagadnienia naszego ruchu
Wydawca Wydawnictwo Partyjne
Data wyd. 1933
Druk Poligrafkniga (Полиграфкнига)
Miejsce wyd. Moskwa
Tłumacz Felicja Pomorska
Tytuł orygin. Что дѣлать? Наболѣвшіе вопросы нашего движенія
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

BIBLJOTEKA KLASYKÓW MARKSIZMU- LENINIZMU

Proletarjusze wszystkich krajów, łączcie się!
W. LENIN
CO ROBIĆ?
PALĄCE ZAGADNIENIA
NASZEGO RUCHU
WYDAWNICTWO PARTYJNE
MOSKWA 1933


П-к6-П

рп-тк





Редактор К. Леский. Переводчик Ф. Поморская. Техредактор Л. Шишкова.
Сдана в производство 5/IX-32 г. Подписана к печати 10/II-33 г.
Партиздат № 1923. Формат 82✕111/32. 10½ п. л. 43608 зн. в п. л.
Уполн. Главлита Б- 2630Заказ № 1318Тираж 3500 вкз.

17-я тип. треста «ПОЛИГРАФКНИГА», Москва, Шлюзовая наб., 10



TREŚĆ


Str.
a) 
Co znaczy „wolność krytyki?“ 
 6
b) 
Nowi obrońcy „wolności krytyki“ 
 9
c) 
Krytyka w Rosji 
 13
d) 
Engels o znaczeniu walki teoretycznej 
 19
a) 
Początek żywiołowego ożywienia 
 25
b) 
Korzenie się przed żywiołowością. „Raboczaja Myśl“ 
 28
c) 
„Grupa samo wyzwolenia“ a „Raboczeje Dieło“ 
 36
a) 
Agitacja polityczna i zacieśnienie jej przez ekonomistów 
 45
b) 
Opowieść o tem, jak Martynow pogłębił Plechanowa 
 54
c) 
Oskarżycielstwo polityczne a „wychowywanie aktywności rewolucyjnej“ 
 57
d) 
Co jest wspólnego pomiędzy ekonomizmem a teroryzmem? 
 62
e) 
Klasa robotnicza, jako czołowy bojownik demokracji 
 64
f) 
Jeszcze raz „oszczercy“, jeszcze raz „mistyfikatorzy“ 
 78
a) 
Co to jest chałupnictwo? 
 81
b) 
Chałupnictwo a ekonomizm 
 85
c) 
Organizacja robotników a organizacja rewolucjonistów 
 90
d) 
Rozmach pracy organizacyjnej 
 103
e) 
Organizacja „spiskowa“ a „demokratyzm“ 
 109
f) 
Praca lokalna a ogólno-rosyjska 
 116
a) 
Kto się obraził za artykuł „Od czego zacząć?“ 
 125
b) 
Czy pismo może być kolektywnym organizatorem? 
 130
c) 
Jakiego typu organizacja jest nampotrzebna? 
 140
PRZYPISY 
 156



«...Walka partyjna daje partji moc i żywotność, największym dowodem słabości partji jest jej płynność i stępienie ostro zaznaczonych granic, partja wzmacnia się przez to, że się oczyszcza...»
(Z listu Lassalla do Marksa z 24 czerwca 1852).
PRZEDMOWA

Broszura niniejsza, wedle pierwotnego planu autora, miała być poświęcona szczegółowemu rozwinięciu myśli, zawartych w artykule «Od czego zacząć?» («Iskra», Nr. 4, maj r. 1901).[1] Przedewszystkiem musimy przeprosić czytelnika za to, że z takiem opóźnieniem spełniamy obietnicę, daną w tym artykule (i powtarzaną w odpowiedzi na częste prywatne zapytania i listy). Jedną z przyczyn tego opóźnienia była próba zjednoczenia wszystkich zagranicznych organizacyj socjaldemokratycznych, podjęta w czerwcu zeszłego, 1901 roku. Należało naturalnie poczekać na wyniki tej próby, gdyż w razie jej powodzenia trzebaby było, być może, wyłożyć organizacyjne poglądy «Iskry» pod innym nieco kątem widzenia, w każdym zaś razie powodzenie takie obiecywałoby, że w krótkim czasie zostanie położony kres istnieniu dwuch prądów w rosyjskiej socjaldemokracji. Jak czytelnikowi wiadomo, próba zakończyła się niepowodzeniem, i — jak postaramy się dowieść poniżej — nie mogła zakończyć się inaczej po nowym nawrocie pisma «Raboczeje Dieło»[2] w Nr. 10 do ekonomizmu. Okazało się, że jest rzeczą bezwzględnie konieczną rozpocząć zdecydowaną walkę z tym kierunkiem płynnym i mało określonym, ale zato tembardziej trwałym i zdolnym do odradzania się w różnorodnych formach. Odpowiednio do tego zmienił się i znacznie się rozszerzył pierwotny plan broszury.
Głównym jej tematem miały być trzy zagadnienia, postawione w artykule «Od czego zacząć?». A mianowicie: zagadnienie charakteru i głównej treści naszej agitacji politycznej, zagadnienie naszych zadań organizacyjnych, zagadnienie planu budowy ogólno-rosyjskiej organizacji walki jednocześnie i z różnych stron. Zagadnienia te oddawna interesują autora, który usiłował je poruszyć już w piśmie «Raboczaja Gazieta»[3] podczas jednej z nieudanych prób wznowienia tego pisma (patrz rozdział V). Ale pierwotny mój zamiar, by ograniczyć się w broszurze do rozpatrzenia tylko tych trzech zagadnień i by wyłożyć swe poglądy możliwie w formie pozytywnej, bez uciekania się lub prawie bez uciekania się do polemiki — zamiar ten okazał się zupełnie niewykonalny dla dwuch przyczyn. Z jednej strony, okazało się, że ekonomizm jest o wiele żywotniejszy, niż przypuszczaliśmy (używamy słowa «ekonomizm» w szerokiem znaczeniu tak, jak było one wyjaśnione w Nr. 12 «Iskry» (grudzień r. 1901), w artykule «Rozmowa z obrońcami ekonomizmu», w artykule, który, że tak powiem, nakreślił konspekt niniejszej broszury[4]. Stało się rzeczą niewątpliwą, że różne poglądy na rozwiązanie tych trzech zagadnień dają się objaśnić w o wiele większym stopniu zasadniczą przeciwstawnością dwuch kierunków w socjaldemokracji rosyjskiej, aniżeli różnicą zdań w szczegółach. Z drugiej strony, zdumienie ekonomistów z powodu faktycznego przeprowadzania w «Iskrze» naszych poglądów dowodziło w sposób oczywisty, że często mówimy dosłownie różnemi językami, że przez to nie możemy zupełnie się dogadać, jeżeli nie będziemy zaczynali ab ovo[5], że niezbędną jest rzeczą zrobić próbę możliwie najpopularniejszego, popartego jaknajliczniejszemi i konkretnemi przykładami systematycznego «rozprawienia się» ze wszystkimi ekonomistami co do wszystkich zasadniczych punktów rozbieżności między nimi a nami. Postanowiłem więc zrobić tę próbę «rozprawienia się» z pełną świadomością, że rozszerzy to znacznie rozmiary broszury i opóźni jej wydanie, ale nie widziałem jednocześnie możliwości spełnienia w jakikolwiek inny sposób obietnicy, danej przezemnie w artykule «Od czego zacząć?». Przepraszając więc za opóźnienie, muszę przeprosić także za wielkie braki w literackiem opracowaniu broszury: musiałem pracować z największym pośpiechem, odrywany w dodatku przez różne inne prace. Rozpatrzenie trzech wskazanych powyżej zagadnień stanowi, jak w planie pierwotnym, główny temat broszury, zacząć jednak musiałem od dwuch zagadnień ogólniejszych: dlaczego takie «niewinne» i «naturalne» hasło, jak «wolność krytyki», jest dla nas prawdziwym sygnałem bojowym? dlaczego nie możemy porozumieć się nawet w zasadniczej sprawie roli socjaldemokracji wobec żywiołowego ruchu masowego? Następnie, wyłożenie poglądów na charakter i treść agitacji politycznej zamieniło się w wyjaśnienie różnicy pomiędzy polityką tradeunionistyczną a socjaldemokratyczną, wyłożenie zaś poglądów na zadania organizacyjne — w wyjaśnienie różnicy pomiędzy wystarczającem ekonomistom «chałupnictwem» («kustarniczestwo») a niezbędną — naszem zdaniem — organizacją rewolucjonistów. Następnie, obstaję przy «planie» ogólno-rosyjskiego pisma politycznego tem bardziej, im mniej wytrzymywały krytykę zarzuty, wysunięte przeciw niemu i im mniej merytorycznie odpowiedziano mi na postawione w artykule «Od czego zacząć?» zagadnienie, jak moglibyśmy przystąpić do budowy niezbędnej dla nas organizacji jednocześnie ze wszystkich stron. Wreszcie, mam nadzieję, że w końcowej części broszury wykażę, iż zrobiliśmy wszystko, co od nas zależało, by uniknąć ostatecznego zerwania z ekonomistami, co jednak okazało się nieuniknionem; że «Raboczeje Dieło» nabrało szczególnego «historycznego» — jeśli chcecie — znaczenia dzięki temu, że najpełniej, najplastyczniej wyraziło nie konsekwentny ekonomizm, lecz ten galimatjas i te wahania, które stały się cechą charakterystyczną całego okresu w historji socjaldemokracji rosyjskiej; że dlatego nabiera również znaczenia nazbyt szczegółowa, na pierwszy rzut oka, polemika z pismem «Raboczeje Dieło», nie możemy bowiem iść naprzód, jeżeli nie zlikwidujemy ostatecznie tego okresu.[6] (Patrz «Przypisy» w końcu broszury. Red.).

Luty, r. 1902.


I. DOGMATYZM A «WOLNOŚĆ KRYTYKI».
a) Co znaczy «wolność krytyki?

«Wolność krytyki» — to niewątpliwie najmodniejsze hasło chwili bieżącej, najczęściej używane w sporach pomiędzy socjalistami a demokratami wszystkich krajów. Na pierwszy rzut oka trudno wyobrazić sobie coś dziwniejszego, niż to uroczyste powoływanie się jednej ze stron na wolność krytyki. Czyżby istotnie z łona partyj przodujących rozległy się głosy przeciw temu konstytucyjnemu prawu większości państw europejskich, przeciw prawu, które zabezpiecza wolność nauki i badań naukowych? «Tu chyba coś jest nie w porządku» — musi powiedzieć sobie każdy, stojący z boku, człowiek, który usłyszał modne hasło, powtarzane na wszystkich skrzyżowaniach dróg, ale który nie wniknął jeszcze w istotę rozbieżności między skłóconemi stronami. «To hasło, najwidoczniej, jest jednem z tych konwencjonalnych słówek, które — jak przezwiska — wskutek używania zyskują prawo obywatelstwa i stają się niemal imionami pospolitemi».
W istocie, dla nikogo nie jest tajemnicą, że wśród współczesnej międzynarodowej[7] socjaldemokracji powstały dwa kierunki i walka pomiędzy temi kierunkami to rozpala się i wybucha jaskrawym płomieniem, to znów przycicha i tli się pod popiołem uroczystych «rezolucyj o zawieszeniu broni». Na czem polega «nowy» kierunek, «krytyczny» w stosunku do «starego, dogmatycznego» marksizmu, dostatecznie wyraźnie powiedział Bernstein, dowiódł zaś Millerand.
Socjaldemokracja powinna stać się — z partji rewolucji socjalnej — demokratyczną partją reform społecznych. To żądanie polityczne Bernstein obstawił całą baterją dość harmonijnie uzgodnionych «nowych» argumentów i poglądów. Zaprzeczano, by można było uzasadnić socjalizm naukowo, dowieść ze stanowiska materjalistycznego pojmowania dziejów, że jest on konieczny i nieunikniony; zaprzeczano faktowi wzrastającej nędzy, proletaryzacji i zaostrzenia przeciwieństw kapitalistycznych; głoszono, że samo pojęcie «celu ostatecznego» nie wytrzymuje krytyki, bezwzględnie odrzucano ideę dyktatury proletarjatu; zaprzeczano zasadniczej przeciwstawności pomiędzy liberalizmem a socjalizmem; odrzucano teorję walki, która rzekomo nie daje się zastosować w społeczeństwie ściśle demokratycznem, rządzonem zgodnie z wolą większości itd.
W ten sposób żądaniu zdecydowanego zwrotu od rewolucyjnej socjaldemokracji ku burżuazyjnemu socjalreformizmowi towarzyszył nie mniej zdecydowany zwrot ku burżuazyjnej krytyce wszystkich podstawowych idej marksizmu. Ponieważ zaś tę krytykę już oddawna uprawiano przeciw marksizmowi i z trybuny politycznej, i z katedry uniwersyteckiej i w mnóstwie broszur, i w szeregu uczonych traktatów, ponieważ cała podrastająca młodzież klas wykształconych w ciągu dziesiątków lat była systematycznie wychowywana na tej krytyce — to nic dziwnego, że «nowy, krytyczny» kierunek w socjaldemokracji wyłonił się jakoś odrazu w zupełnie skończonej formie, niby Minerwa z głowy Jowisza. Co do swej treści kierunek ten nie miał potrzeby ani rozwijać się, ani formować: został on wprost przeniesiony z literatury burżuazyjnej do socjalistycznej.
Dalej. Jeżeli teoretyczna krytyka Bernsteina i jego dążenia polityczne były jeszcze dla kogokolwiek niejasne, to francuzi postarali się o poglądowe zademonstrowanie «nowej metody». Francja i tym razem potwierdziła swą tradycyjną reputację «kraju, w którego dziejach walka klas — bardziej, niż w jakimkolwiek innym kraju — doprowadzana była do zdecydowanego końca» (Engels, w przedmowie do dzieła Marksa: «Der 18 Brumaire»)[8]. Socjaliści francuscy nie zajmowali się teorją, lecz poprostu zaczęli działać; warunki polityczne Francji, bardziej rozwinięte pod względem demokratycznym, pozwoliły im odrazu przejść do «bernsteinizmu praktycznego» ze wszystkiemi jego konsekwencjami. Millerand dał wspaniały przykład tego praktycznego bernsteinizmu, — nie bez powodu więc i Bernstein i Vollmar tak gorliwie zaczęli bronić i wysławiać Milleranda! W rzeczy samej: jeżeli socjaldemokracja jest w istocie poprostu partją reform i powinna mieć odwagę otwarcie przyznać się do tego, — to socjalista nietylko ma prawo wstąpić do burżuazyjnego ministerjum, lecz nawet powinien zawsze do tego dążyć. Jeżeli demokracja w gruncie rzeczy oznacza zniesienie panowania klasowego, — dlaczegożby socjalistyczny minister nie miał czarować całego świata burżuazyjnego mowami o współpracy klas? Dlaczegożby nie miał pozostawać w ministerjum nawet potem, kiedy mordowanie robotników przez żandarmów ujawniło po raz setny i tysięczny istotny charakter demokratycznej współpracy klas? Dlaczegożby nie miał osobiście brać udziału w witaniu cara, którego socjaliści francuscy nie nazywają obecnie inaczej, jak rycerzem szubienicy, knuta i zesłania (knouteur, pendeur et déporlateur)? A zapłata za to bezgraniczne poniżenie i samooplwanie socjalizmu wobec całego świata, za demoralizację świadomości socjalistycznej mas robotniczych — tej jedynej podstawy, która może zapewnić nam zwycięstwo, zapłata za to — to szumne projekty mizernych reform, tak mizernych, że od rządów burżuazyjnych udawało się otrzymać więcej!
Kto rozmyślnie nie zasłania sobie oczu, ten nie może nie widzieć, że nowy «krytyczny» kierunek w socjalizmie nie jest niczem innem, jak tylko nową odmianą oportunizmu. I jeżeli sądzić ludzi nie według świetnego munduru, w który sami się odziali, nie według efektownego przezwiska, jakie sami sobie nadali, lecz według tego, jak postępują i co propagują w rzeczywistości — to jasnem się stanie, że «wolność krytyki» — to wolność kierunku oportunistycznego w socjaldemokracji, to wolność przeistaczania socjaldemokracji w demokratyczną partję reform, wolność zaszczepiania socjalizmowi burżuazyjnych idej i burżuazyjnych pierwiastków.
Wolność — to wielkie słowo, ale pod sztandarem wolności przemysłu prowadzono najbardziej rozbójnicze wojny, pod sztandarem wolności pracy — grabiono masy pracujące. Taki też fałsz wewnętrzny ukrywa się w dzisiejszem używaniu słowa: «wolność krytyki». Ludzie, istotnie przeświadczeni, że posunęli naukę naprzód, nie żądaliby wolności istnienia nowych poglądów obok starych, lecz zastąpienia starych przez nowe. Dzisiejsze zaś pokrzykiwanie: «Niech żyje wolność krytyki» — zbytnio przypomina bajkę o pustej beczce.
Zwartą gromadką, mocno ująwszy się za ręce, idziemy po urwistej i trudnej drodze. Ze wszystkich stron otoczeni jesteśmy przez wrogów i prawie zawsze musimy kroczyć pod ich ogniem. Zjednoczyliśmy się na podstawie swobodnie powziętej decyzji właśnie poto, by walczyć z wrogami i nie ześlizgiwać się w pobliskie błoto, którego mieszkańcy od samego początku potępili nas za to, że wyróżniliśmy się i utworzyli oddzielną grupę, żeśmy obrali drogę walki, nie zaś drogę ugody. I oto niektórzy z nas zaczynają wołać: zejdźmy w to błoto! — a kiedy wstydzimy ich, odpowiadają: «Jacy też zacofani z was ludzie! I jak wam nie wstyd, że pozbawiacie nas wolności wzywania was na lepszą drogę!» O, tak, panowie! wolno wam nietylko nawoływać nas, lecz i iść, dokąd wam się podoba — chociażby w błoto; uważamy nawet, że właściwem dla was miejscem jest właśnie błoto, i nawet gotowi jesteśmy pomóc wam w miarę sił przy waszem przesiedleniu się w błoto. Ale w takim razie puśćcie nasze ręce, nie chwytajcie się za nas i nie plamcie wielkiego słowa «wolność», ponieważ my również jesteśmy «wolni» i możemy iść, dokąd chcemy, wrolno nam walczyć nietylko przeciw błotu, ale także przeciw tym, którzy zawracają ku błotu.

b) Nowi obrońcy «wolności krytyki».

I oto, to właśnie hasło («wolność krytyki») zostało uroczyście wysunięte w najostatniejszych czasach przez «Raboczeje Dieło» (Nr. 10), organ zagranicznego «Związku socjaldemokratów rosyjskich», wysunięte nie jako postulat teoretyczny, lecz jako żądanie polityczne, jako odpowiedź na pytanie: czy możliwe jest zjednoczenie organizacyj socjaldemokratycznych, działających zagranicą?» — «Dla trwałego zjednoczenia niezbędna jest wolność krytyki» (str. 36).
Z tego oświadczenia wypływają dla nas zupełnie określone wnioski: 1) «Rab. Dieło» bierze w obronę kierunek oportunistyczny w socjaldemokracji międzynarodowej wogóle, 2) «Rab. Dieło» żąda wolności dla oportunizmu w socjaldemokracji rosyjskiej. Rozpatrzmy te wnioski.

Pismu «Rab. Dieło» «szczególnie» nie podoba się, że «Iskra» i «Zarja» skłonne są przepowiadać zerwanie pomiędzy Górą a Żyrondą w socjaldemokracji międzynarodowej»[9].
«Wydaje się nam wogóle — pisze redaktor «Rab. Dieła», B. Kryczewski — że gadanie o Górze i Żyrondzie w szeregach socjaldemokracji — to powierzchowna analogja historyczna, dziwna pod piórem marksisty: Góra i Żyronda — były to nie różne temperamenty czy różne prądy umysłowe, jak to może wydawać się historykom-ideologom, lecz różne klasy czy warstwy — średnia burżuazja z jednej strony i drobnomieszczaństwo wraz z proletarjatem — z drugiej. We współczesnym zaś ruchu socjalistycznym niema ścierania się interesów klasowych, cały ten ruch, we wszystkich (podkreślenie B. Kr.) swoich odmianach, włączając najzagorzalszych bernsteinistów, stoi na gruncie interesów klasowych proletarjatu, jego walki klasowej o wyzwolenie polityczne i ekonomiczne» (str. 32—33).

Śmiałe twierdzenie! Czyżby B. Kryczewski nie słyszał o dawno już zaobserwowanym fakcie, że właśnie szeroki udział warstwy «akademików» w ruchu socjalistycznym lat ostatnich zapewnił takie szybkie rozpowszechnienie się bernsteinizmu? A co najważniejsza — na czem opiera nasz autor zdanie, że nawet «najzagorzalsi bernsteiniści» stoją na gruncie walki klasowej o polityczne i ekonomiczne wyzwolenie proletarjatu? Niewiadomo. Zdecydowana obrona najzagorzalszych bernsteinistów nie jest poparta absolutnie żadnemi dowodami, ani argumentami. Autor myśli najwidoczniej, że skoro powtarza to samo, co mówią o sobie nawet najzagorzalsi bernsteiniści — to jego twierdzenie nie wymaga dowodzenia. Ale czy można wyobrazić sobie coś bardziej «powierzchownego», niż sąd o całym kierunku na podstawie tego, co mówią o sobie przedstawiciele tego kierunku? Czy można wyobrazić sobie coś bardziej powierzchownego, niż wynikający stąd «morał» o dwuch różnych i nawet biegunowo przeciwstawnych typach czy drogach rozwoju partyjnego? (str. 34—35 «Rab. Dieło»). Bo widzicie, niemieccy socjaldemokraci uznają zupełną wolność krytyki, francuzi zaś nie uznają jej i właśnie ich przykład wykazuje całe «zło nietolerancji».
Właśnie przykład Kryczewskiego — odpowiemy na to — dowodzi, że czasami marksistami nazywają się ludzie, patrzący na historję dosłownie «według Iłowajskiego». Dla wyjaśnienia jedności niemieckiej partji socjalistycznej a rozdrobnienia francuskiej, niema bynajmniej potrzeby grzebać się w historycznych właściwościach tych krajów, zestawiać warunków wojskowego półabsolutyzmu i republikańskiego parlamentaryzmu, niema potrzeby badać następstw Komuny i ustawy wyjątkowej przeciw socjalistom, porównywać bytu gospodarczego i rozwoju ekonomicznego, przypominać o tem, jak to «bezprzykładnemu wzrostowi niemieckiej socjaldemokracji» towarzyszyła bezprzykładna pod względem energji w dziejach socjalizmu walka nietylko przeciwko błędom teoretycznym (Mühlberger, Dühring[10]), Kathedersozialisten[11], lecz również przeciwko błędom taktycznym (Lassalle) itd. Wszystko to jest zbyteczne! Francuzi kłócą się, bo są nietolerancyjni, niemcy zaś są jednolici, bo to grzeczne dzieci.
I zwróćcie uwagę, że przy pomocy tej bezprzykładnej głębi myśli «uchyla się» fakt, który całkowicie obala obronę bernsteinistów. Czy stoją oni na gruncie walki klasowej proletarjatu — to zagadnienie może być rozwiązane ostatecznie i bezapelacyjnie jedynie na drodze doświadczenia historycznego. A zatem, największe znaczenie ma pod tym względem przykład właśnie Francji, jako jedynego kraju, w którym bernsteiniści spróbowali samodzielnie stanąć na nogi przy gorącem uznaniu swych niemieckich kolegów (a poczęści również oportunistów rosyjskich: Por. «Rab. Dieło», Nr. 2—3, str. 83—84). Powoływanie się na «nieprzejednanie» francuzów — poza «historycznem» (w nozdrewowskim sensie) znaczeniem — okazuje się poprostu próbą zamazania zapomocą szumnych wyrazów faktów bardzo nieprzyjemnych.
Także niemców nie mamy jeszcze wcale zamiaru podarować B. Kryczewskiemu i innym licznym obrońcom «wolności krytyki». Jeżeli «najzagorzalsi bernsteiniści» są jeszcze tolerowani w szeregach partji niemieckiej, to dzieje się to tylko o tyle, o ile podporządkowują się oni uchwale hannowerskiej,[12] która zdecydowanie odrzuciła «poprawki» Bernsteina, jak również uchwale lubeckiej,[13] która (pomimo całej swej dyplomatyczności) zawiera wprost ostrzeżenie pod adresem Bernsteina. Można dyskutować, z punktu widzenia interesów partji niemieckiej, nad tem, czy właściwe było dyplomatyzowanie, czy w danym wypadku lepsza była słomiana zgoda, niż murowana kłótnia, słowem — można było mieć różne zdanie, jeśli chodzi o ocenę celowości tego czy innego sposobu, w jaki odrzucono bernsteinizm, ale nie można nie widzieć faktu, że partja niemiecka dwukrotnie odrzuciła bernsteinizm. Dlatego też sądzić, że przykład niemców potwierdza tezę: «najzagorzalsi bernsteiniści stoją na gruncie walki klasowej proletarjatu o jego wyzwolenie ekonomiczne i polityczne» — sądzić tak, to znaczy nie rozumieć zupełnie tego, co zachodzi w naszych oczach[14].
Niedość na tem «Rab. Dieło» występuje, jak już zauważyliśmy, wobec rosyjskiej socjaldemokracji z żądaniem «wolności krytyki» i z obroną bernsteinizmu. Widocznie musiało przekonać się, że u nas niesprawiedliwie krzywdzono naszych «krytyków» i bernsteinistów. Jakich to mianowicie? kto? gdzie? kiedy? na czem mianowicie polegała niesprawiedliwość? — o tem milczy «Rab. Dieło», nie wspominając ani razu o żadnym rosyjskim krytyku i bernsteiniście! Pozostaje nam tylko jedno z dwuch możliwych przypuszczeń. Albo stroną niesprawiedliwie pokrzywdzoną jest nikt inny, jak samo «Rab. Dieło» (potwierdza to przypuszczenie fakt, że w obu artykułach Nr. 10 jest mowa jedynie o krzywdach, wyrządzonych przez pisma «Zarja» i «Iskra» «Raboczemu Diełu»). W takim razie, czem objaśnić taką dziwną rzecz, że «Rab. Dieło», które tak uparcie wyrzekało się zawsze wszelkiej solidarności z bernsteinizmem, nie mogło obronić siebie bez ujmowania się za «najzagorzalszymi bernsteinistami» i za «wolnością krytyki»? Albo też skrzywdzono niesprawiedliwie jakieś trzecie osoby. W takim razie, jakie mogą być motywy przemilczania tego?
Widzimy w ten sposób, że «Rab. Dieło» w dalszym ciągu uprawia grę w ciuciubabkę, którą uprawiało (jak to wykażemy niżej) od samego swego powstania. A następnie, zwróćcie uwagę na to pierwsze faktyczne zastosowanie wychwalanej «wolności krytyki». W praktyce została ona sprowadzona natychmiast nietylko do braku wszelkiej krytyki, lecz również do braku samodzielnego sądu wogóle. To samo «Rab. Dieło», które niby o sekretnej chorobie (według trafnego wyrażenia Starowiera) milczy o rosyjskim bernsteinizmie, proponuje dla leczenia tej choroby poprostu przepisanie ostatniej recepty przeciw niemieckiej odmianie choroby! Zamiast wolności krytyki — niewolnicze... gorzej: małpie naśladownictwo! Jednakowa treść społeczno-polityczna współczesnego oportunizmu międzynarodowego ujawnia się w tych lub innych odmianach, zależnie od właściwości narodowych. W jednym kraju grupa oportunistów występuje oddawna pod własnym sztandarem, w innym — oportuniści zaniedbywali teorję, prowadząc praktycznie politykę radykałów-socjalistów, w trzecim — kilku członków partji rewolucyjnej przeszło do obozu oportunizmu i usiłuje osiągnąć swe cele nie na drodze otwartej walki o zasady i o nową taktykę, lecz na drodze stopniowego, niewidocznego i — jeśli można się tak wyrazić — bezkarnego demoralizowania swej partji, w czwartym — tacy sami uciekinierzy stosują te same metody w mroku niewoli politycznej i przy zupełnie oryginalnem ustosunkowaniu pomiędzy działalnością «legalną» a «nielegalną» itp. jeśli się zaś mówi o wolności krytyki i bernsteinizmu, jako o warunku zjednoczenia socjaldemokratów rosyjskich, a przytem nie daje się analizy tego, w czem mianowicie ujawnił się i jakie specjalnie dał owoce rosyjski bernsteinizm — to znaczy mówić poto, aby nic nie powiedzieć.
Spróbujmy więc sami powiedzieć, choćby w kilku słowach, to, czego nie zechciało powiedzieć (albo być może nie potrafiło nawet zrozumieć) «Raboczeje Dieło».

c) Krytyka w Rosji.

Podstawowa swoistość Rosji pod rozpatrywanym tu względem polega na tem, że już sam początek żywiołowego ruchu robotniczego, z jednej strony, i zwrot postępowej opinji publicznej ku marksizmowi — z drugiej, znamienny był przez zjednoczenie jawnie różnorodnych żywiołów pod wspólnym sztandarem i dla walki przeciw wspólnemu wrogowi (przestarzałemu poglądowi społeczno-politycznemu[15]). Mówimy tu o miodowym miesiącu «legalnego marksizmu». Było to wogóle niezwykle oryginalne zjawisko, w którego możliwość nikt nie mógłby nawet uwierzyć w latach 80-ch albo na początku 90-ch. W państwie absolutyzmu, przy zupełnem zakneblowaniu prasy, w dobie rozpaczliwej reakcji politycznej, prześladującej najmniejsze nawet kiełki politycznego niezadowolenia lub protestu, — nagle przebija sobie drogę do piśmiennictwa, podlegającego cenzurze, teorja rewolucyjnego marksizmu, wykładana językiem ezopowym, ale zrozumiałym dla wszystkich «zainteresowanych». Rząd przywykł uważać za niebezpieczną tylko teorję (rewolucyjnego) narodowolstwa, nie widząc, jak to bywa, jej ewolucji wewnętrznej, rad wszelkiej krytyce, przeciw niej skierowanej. Zanim rząd się spostrzegł, zanim ciężka armja cenzorów i żandarmów wykryła nowego wroga i nań napadła, przeszło niemało (na nasze stosunki rosyjskie) czasu. A tymczasem wychodziły jedna za drugą książki marksistowskie, — powstawały pisma marksistowskie — wszyscy masowo stawali się marksistami, marksistom pochlebiano, starano się o ich względy, wydawcy zachwycali się niezwykłym popytem na książki marksistowskie. Jest rzeczą zrozumiałą, że pośród początkujących marksistów, otoczonych dymem kadzideł, znalazł się niejeden «pisarz, któremu zawróciło się w głowie».[16]
Obecnie można mówić o tym okresie spokojnie, jako o przeszłości. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że krótkotrwały okres rozkwitu marksizmu na powierzchni naszego piśmiennictwa był wywołany przez sojusz ludzi krańcowych z ludźmi bardzo umiarkowanymi. W gruncie rzeczy, ci ostatni byli demokratami burżuazyjnymi, i wniosek ten z całą oczywistością potwierdzony przez dalszy «krytyczny» ich rozwój narzucał się niektórym jeszcze w czasach trwania «sojuszu».[17]
Ale jeśli tak było, to czy nie największa odpowiedzialność za «zamieszanie», które nastąpiło potem, spada właśnie na rewolucyjnych socjaldemokratów, którzy zawarli sojusz z przyszłymi «krytykami»? Takie pytanie oraz twierdzącą na nie odpowiedź słyszy się czasem od ludzi, którzy zbyt prostolinijnie patrzą na rzeczy. Ale ludzie ci zupełnie nie mają racji. Bać się chwilowych sojuszów z ludźmi, chociażby niepewnymi, może ten tylko, kto nie jest pewien sam siebie, i żadna partja polityczna nie mogłaby istnieć bez takich sojuszów. A połączenie z legalnymi marksistami było w swoim czasie pierwszym istotnie politycznym sojuszem socjaldemokracji rosyjskiej. Dzięki temu sojuszowi osiągnięte zostało niezwykle szybkie zwycięstwo nad «narodnikami» oraz ogromne rozpowszechnienie idej marksizmu (aczkolwiek w zwulgaryzowanej formie). Przytem sojusz był zawarty nie bez pewnych «warunków». Dowód: spalony przez cenzurę w r. 1895 zbiór marksistowski «Materjały w sprawie gospodarczego rozwoju Rosji».[18] Jeżeli sojusz literacki z legalnymi marksistami można porównać z sojuszem politycznym, to książkę tę można porównać z umową polityczną.
Zerwanie było wywołane, oczywiście, nie przez to, że «sojusznicy» okazali się burżuazyjnymi demokratami. Przeciwnie, przedstawiciele tego kierunku są naturalnymi i pożądanymi sojusznikami socjaldemokracji, o ile chodzi o ich zadania demokratyczne, wysuwane na plan pierwszy przez obecne położenie Rosji. Ale nieodzownym warunkiem takiego sojuszu jest dla socjalistów zachowanie całkowitej możności ujawniania wobec klasy robotniczej wrogiej przeciwstawności jej interesów — interesom burżuazji. Bernsteinizm zaś i «kierunek krytyczny», ku którym masowo zwróciła się większość legalnych marksistów, pozbawiały socjalistów tej możności i znieprawiały świadomość socjalistyczną, wulgaryzując marksizm, głosząc teorję przytępiania się antagonizmów społecznych, nazywając nonsensem ideę rewolucji socjalnej i dyktatury proletarjatu, sprowadzając ruch robotniczy i walkę klasową do ciasnego trade-unionizmu i «realistycznej» walki o drobne, stopniowe reformy. Było to zupełnie równoznaczne z odmawianiem przez demokrację burżuazyjną socjalizmowi prawa samodzielności, a zatem — prawa istnienia; w praktyce oznaczało to dążenie do przeistoczenia rozpoczynającego się ruchu robotniczego w ogon liberałów.
Oczywiście, w tych warunkach zerwanie było nieuniknione. Ale «oryginalna» swoistość Rosji wyraziła się w tem, że zerwanie to było zwyczajnem usunięciem socjaldemokratów z najdostępniejszej dla wszystkich i szeroko rozpowszechnionej literatury «legalnej». Umocnili się w niej «byli marksiści», którzy stanęli «pod znakiem krytyki» i za to otrzymali niemal monopol na «handel obnośny» marksizmem. Okrzyki «przeciw ortodoksji» i «niech żyje wolność krytyki» (powtarzane obecnie przez «Rab. Dieło») odrazu stały się modne, a że modzie tej nie oparli się nawet cenzorzy wraz z żandarmami, widać z takich faktów, jak ukazanie się trzech wydań rosyjskich książki znakomitego (jak Herostrates) Bernsteina, albo jak polecanie książek Bernsteina, Prokopowicza itp. przez Zubatowa[19] («Iskra», Nr. 10). Na socjaldemokratów spadło teraz trudne samo w sobie i nieprawdopodobnie utrudnione jeszcze wskutek czysto zewnętrznych przeszkód zadanie walki przeciw nowemu prądowi. A prąd ten nie ograniczył się do dziedziny literatury. Zwrotowi ku «krytyce» towarzyszyło ciążenie praktyków socjaldemokratów ku «ekonomizmowi».
W jaki sposób powstawał i rósł związek i wzajemna zależność pomiędzy legalną krytyką a nielegalnym ekonomizmem — to interesujące zagadnienie mogłoby być tematem osobnego artykułu. Nam wystarcza tu zaznaczenie, że związek taki istniał niewątpliwie. Osławione «Credo» dlatego właśnie zyskało taką zasłużoną sławę, że zupełnie otwarcie formułowało ten związek i wygadało się z podstawową tendencją polityczną «ekonomizmu»: niech robotnicy prowadzą walkę ekonomiczną (lepiej byłoby powiedzieć: walkę trade-unionistyczną, ponieważ taka walka obejmuje również specyficznie robotniczą politykę), inteligencja marksistowska natomiast niech się łączy z liberałami dla «walki» politycznej. Robota trade-unionistyczna wśród «ludu» była wykonywaniem pierwszej połowy tego zadania, legalna krytyka — drugiej. Oświadczenie to było takim wspaniałym orężem przeciw ekonomizmowi, że gdyby nie było «Credo» — to wartoby je było wymyśleć.
«Credo» nie zostało wymyślone, lecz ogłoszono je mimo woli, a może nawet wbrew woli jego autorów. Przynajmniej piszący te słowa, który brał udział w wyciąganiu na światło dzienne nowego «programu»,[20] słyszał niejednokrotnie skargi i wymówki z tej racji, że naszkicowane przez mówców resumé ich poglądów zostało rozpowszechnione w odpisach, otrzymało etykietę «Credo» i nawet znalazło się w prasie wraz z protestem! Dotykamy tu tego epizodu, ponieważ ujawnia on bardzo ciekawą cechę naszego ekonomizmu: obawę przed jawnością. Jest to mianowicie cecha ekonomizmu wogóle, a nietylko autorów «Creda»: odznaczały się nią i «Raboczaja Myśl», najuczciwsza i najszczersza zwolenniczka ekonomizmu, i «Rab. Dieło» (oburzając się na ogłoszenie dokumentów «ekonomicznych» w «Vademecum») i Komitet Kijowski, który dwa lata temu nie zechciał dać zezwolenia na ogłoszenie swej «profession de foi»[21] wraz z napisaną na nią odpowiedzią[22] i wielu, wielu innych poszczególnych przedstawicieli ekonomizmu.[23]
Ta obawa krytyki, okazywana przez zwolenników wolności krytyki, nie może być objaśniana wyłącznie przez chytrość (chociaż, niewątpliwie, czasami nie obywa się bez chytrości: niecelowe jest wystawianie pod nacisk przeciwników wątłych jeszcze kiełków nowego kierunku). Nie, większość ekonomistów zupełnie szczerze patrzy niechętnie (i, wskutek samej istoty ekonomizmu, musi patrzyć niechętnie) na wszelkie spory teoretyczne, na rozbieżności frakcyjne, na szerokie zagadnienia polityczne, projekty zorganizowania rewolucjonistów itp. «Dobrzeby było spławić to wszystko zagranicę!» — powiedział mi raz jeden z dość konsekwentnych ekonomistów i temi słowy dał wyraz bardzo rozpowszechnionemu (i znów czysto trade-unionistycznemu) poglądowi: nasza rzecz — to ruch robotniczy, organizacje robotnicze tu, na miejscu, reszta zaś — to wymysły doktrynerów, «przecenianie ideologji» — jak wyrazili się autorzy listu w Nr. 12 «Iskry» unisono z Nr. 10 «Rab. Dieła».
Nasuwa się teraz pytanie: na czem wobec takich osobliwości rosyjskiej «krytyki» i rosyjskiego bernsteinizmu, — powinnoby było polegać zadanie tych, którzy czynem, a nie w słowach tylko, chcieli być przeciwnikami oportunizmu? Po pierwsze, należało postarać się o wznowienie tej pracy teoretycznej, która ledwo-ledwo była rozpoczęta w dobie legalnego marksizmu i która teraz spadała znów na działaczy nielegalnych; bez takiej pracy niemożliwe było powodzenie wzrostu ruchu. Po drugie, niezbędne było czynne wystąpienie do walki przeciw legalnej «krytyce», które wniosła głęboką deprawację w umysły. Po trzecie, należało czynnie wystąpić przeciw rozprzężeniu i wahaniom w ruchu praktycznym, demaskując i udaremniając wszelkie usiłowania świadomego czy nieświadomego obniżania naszego programu i naszej taktyki.
Że «Raboczeje Dieło» nie robiło ani pierwszego, ani drugiego, ani trzeciego — to jest wiadome, i niżej wypadnie nam szczegółowo wyjaśniać tę znaną prawdę z najrozmaitszych stron. Obecnie zaś chcemy tylko wykazać, jaka krzycząca sprzeczność istnieje pomiędzy żądaniem «wolności krytyki» a szczególnemi właściwościami naszej rodzimej krytyki i ekonomizmu rosyjskiego. W samej rzeczy: popatrzcie na tekst rezolucji, zapomocą której «Związek Socjaldemokratów zagranicą» poparł punkt widzenia «Rab. Dieła»:

«W interesach dalszego rozwoju ideowego socjaldemokracji uznajemy wolność krytyki w stosunku do teorji socjaldemokratycznej w literaturze partyjnej za bezwzględnie niezbędną, o ile krytyka ta nie jest sprzeczna z klasowym i rewolucyjnym charakterem tej teorji» («Dwa Sjezda», str. 10).

I umotywowanie: rezolucja «w pierwszej swej części pokrywa się z rezolucją zjazdu w Lubece w sprawie Bernsteina»... W prostocie ducha «związkowcy» nie widzą wcale, co za testimonium paupertatis (świadectwo ubóstwa) wystawiają sobie tem kopjowaniem!.. «ale... w drugiej części bardziej ogranicza wolność krytyki, aniżeli zjazd partji niemieckiej w Lubece».
A więc rezolucja «Związku» jest wymierzona przeciw rosyjskim bernsteinistom? Inaczej byłoby absurdem powoływanie się na Lubekę! Ale to nieprawda, że «bardziej ogranicza ona wolność krytyki». W swej rezolucji hannowerskiej niemcy odrzucili punkt po punkcie właśnie te poprawki, które wnosił Bernstein, w rezolucji zaś lubeckiej — dali ostrzeżenie Bernsteinowi osobiście, wymieniając go w rezolucji. Tymczasem nasi «wolni» naśladowcy ani słówkiem nie napomykają o żadnym przejawie specjalnie rosyjskiej «krytyki» i rosyjskiego ekonomizmu; przy tem przemilczaniu gołosłowne powoływanie się na klasowy i rewolucyjny charakter teorji pozostawia o wiele więcej miejsca na fałszywe komentowanie zwłaszcza, jeżeli «Związek» nie chce zaliczyć do oportunizmu «tak zwanego ekonomizmu» («Dwa Sjezda», str. 8 do p. 1). Ale to tylko mimochodem. Główną zaś rzeczą jest to, że stanowisko oportunistów wobec rewolucyjnych socjaldemokratów jest biegunowo przeciwstawne w Niemczech i w Rosji. W Niemczech, jak wiadomo, rewolucyjni socjaldemokraci są za utrzymaniem tego, co istnieje: za starym programem i taktyką, znaną wszystkim i wyjaśnioną we wszystkich szczegółach przez doświadczenie wielu dziesięcioleci. «Krytycy» natomiast chcą wprowadzić zmiany, ponieważ zaś są w znikomej mniejszości, a ich dążenia rewizjonistyczne są bardzo nieśmiałe, przeto można zrozumieć motywy, dla których większość ogranicza się do suchego odrzucenia «nowinek». U nas natomiast, w Rosji, krytycy i ekonomiści są za zachowaniem tego, co jest: «krytycy chcą, żeby nadal uważano ich za marksistów i zapewniono im tę «wolność krytyki», z jakiej korzystali pod każdym względem (w gruncie rzeczy bowiem nigdy nie uznawali żadnej więzi partyjnej,[24] przytem zaś nie mieliśmy takiego ogólnie uznanego organu partyjnego, któryby mógł ograniczyć wolność krytyki, chociażby radą); ekonomiści chcą, żeby rewolucjoniści uznawali «pełnię praw ruchu w teraźniejszości» («Raboczeje Dieło», Nr. 10, str. 25), to znaczy «prawowitość istnienia tego, co istnieje; żeby «ideologowie» nie usiłowali «ściągnąć» ruchu z tej drogi, którą określa oddziaływanie wzajemne materjalnych czynników materjalnego środowiska» («List» w Nr. 12 «Iskry»); żeby uznali za pożądane prowadzenie tej walki, «jaką jedynie mogą robotnicy prowadzić w danych warunkach», a za jedynie możliwą uznali tę walkę, którą prowadzą oni w rzeczywistości w chwili obecnej» («Dodatek» do «Rab. Myśli», str. 14). Naodwrót, my, rewolucyjni socjaldemokraci, jesteśmy niezadowoleni z korzenia się przed żywiołowością, t. zn. przed tem, co istnieje «w danej chwili»; żądamy zmienienia panującej w ostatnich latach taktyki, oświadczamy, że «przed jednoczeniem się i dla zjednoczenia należy naprzód zdecydowanie i wyraźnie odgrodzić się od siebie» (z Komunikatu o wydaniu «Iskry»).[25] Słowem, niemcy pozostają przy tem, co istnieje, odrzucając zmiany; my zaś żądamy zniesienia tego, co istnieje, odrzucając korzenie się przed tem, co istnieje i godzenie się z tem.
Tej to malutkiej» różnicy nie zauważyli nasi «wolni krytycy», kopjujący uchwały niemieckie!

d) Engels o znaczeniu walki teoretycznej.

«Dogmatyzm, doktrynerstwo», skostnienie partji, jako nieunikniona kara za kneblowanie myśli przemocą» — oto wrogowie, przeciw którym rycersko ruszają w pole bojownicy «wolności krytyki w «Rab. Diele». — Jesteśmy bardzo zadowoleni z postawienia tej sprawy na porządku dziennym i zaproponowalibyśmy tylko uzupełnienie jej przez inne pytanie:
A któż to jest sędzią?
Mamy przed sobą komunikaty dwuch wydawnictw. Jeden — to «Program perjodycznego organu «Związku socjaldemokratów rosyjskich» — «Raboczeje Dieło» (odbitka z Nr. 1 «Rab. Dieła»). Drugie — to «Komunikat o wznowieniu wydawnictw Grupy «Oswobożdienje Truda». Oba — z datą r. 1899, kiedy «kryzys marksizmu» dawno już stał na porządku dziennym. I cóż? W pierwszym utworze nadaremnie szukałby kto wzmianki o tem zjawisku oraz określonego wyjaśnienia postawy, którą nowy organ zamierza zająć w tej sprawie. O pracy teoretycznej, o jej najistotniejszych zadaniach bieżących niema ani słowa w programie, ani w tych uzupełnieniach do niego, które uchwalił III Zjazd Związku w r. 1901 («Dwa Sjezda», str. 15—18). W ciągu całego tego czasu redakcji «Rab. Dieła» pozostawiała na uboczu zagadnienia teoretyczne, mimo, że poruszały one wszystkich socjaldemokratów całego świata.
Drugi komunikat — naodwrót — wskazuje przedewszystkiem na to, że w ostatnich latach osłabło zainteresowanie teorją, nakazująco żąda «zwrócenia bacznej uwagi na stronę teoretyczną rewolucyjnego ruchu proletarjatu» i wzywa do «bezlitosnej krytyki tendencyj bernsteinowskich i innych antyrewolucyjnych tendencyj» w naszym ruchu. Te numery pisma «Zarja», które ukazały się w druku, wykazują, jak program ten był wykonywany.
Widzimy więc, że szumne frazesy przeciw skostnieniu myśli itp. osłaniają tylko beztroskę i bezradność w dziedzinie rozwoju myśli teoretycznej. Przykład socjaldemokratów rosyjskich w szczególnie poglądowy sposób ilustruje to ogólno-europejskie zjawisko (dawno już zaobserwowane przez marksistów niemieckich), że osławiona wolność krytyki oznacza nie zastąpienie jednej teorji przez inną, lecz wolność od wszelkiej jednolitej i przemyślanej teorji, oznacza eklektyzm i brak zasad. Kto choć trochę obznajmiony jest z faktycznym stanem naszego ruchu, ten nie może nie widzieć, że szerokiemu rozpowszechnieniu marksizmu towarzyszyło pewne obniżenie poziomu teoretycznego. Do ruchu, dla jego znaczenia praktycznego i zdobyczy praktycznych, przyłączyło się sporo ludzi, którzy bardzo mało, albo nawet wcale nie byli przygotowani teoretycznie. Można stąd ocenić, jaki brak taktu wykazuje «Rab. Dieło», kiedy z miną zwycięską wysuwa powiedzenie Marksa: «Każdy krok rzeczywistego ruchu jest ważniejszy, niż tuzin programów».[26] Powtarzać te słowa w dobie zamętu teoretycznego oznacza to samo, co wołać na widok konduktu pogrzebowego: «Bodajeście tak bez końca wozili!» W dodatku te słowa Marksa wzięte są z jego listu o programie gotajskim, z listu, w którym Marks ostro potępia eklektyzm, jakiego dopuszczono się w sformułowaniu zasad: jeżeli już trzeba było łączyć się pisał Marks do przywódców partji to zawierajcie umowy gwoli zaspokojeniu praktycznych celów ruchu, ale nie dopuszczajcie do kupczenia zasadami, nie róbcie «ustępstw» teoretycznych. Oto jaka była myśl Marksa, a u nas znajdują się ludzie, którzy — w imię Marksa — starają się osłabić znaczenie teorji!
Bez rewolucyjnej teorji niemożliwy jest i ruch rewolucyjny. Żadne podkreślanie tej myśli nie może być zbyt mocne w czasach, kiedy z modnem głoszeniem oportunizmu splata się upojenie najciaśniejszemi formami działalności praktycznej. A dla socjaldemokracji rosyjskiej znaczenie teorji wzmaga się jeszcze wskutek trzech okoliczności, o których tak często się zapomina: po pierwsze, wskutek tego, że partja nasza dopiero się formuje, dopiero kształtuje swe oblicze i bynajmniej nie zakończyła jeszcze porachunków z innemi kierunkami myśli rewolucyjnej, kierunkami, grożącemi sprowadzeniem ruchu z właściwej drogi. Przeciwnie, właśnie w czasach najostatniejszych ujawniło się (jak dawno już przepowiadał ekonomistom Akselrod[27]) ożywienie wśród nie-socjaldemokratycznych kierunków rewolucyjnych. W takich warunkach «błahy» na pierwszy rzut oka błąd może wywołać jaknajsmutniejsze skutki, i tylko ludzie krótkowzroczni mogą uważać, że spory frakcyjne i surowe rozróżnianie odcieni są nie na czasie lub zgoła zbędne. Od utrwalenia tego czy innego «odcienia» może zależeć przyszłość socjaldemokracji rosyjskiej na wiele, bardzo wiele lat.
Po drugie, ruch socjaldemokratyczny jest z samej swej istoty międzynarodowy. Oznacza to nietylko to, że powinniśmy walczyć z narodowym szowinizmem. Oznacza to również, że rozpoczynający się w młodym kraju ruch może mieć powodzenie jedynie pod tym warunkiem, że przetrawi doświadczenie innych krajów. Do tego zaś nie wystarcza zwykła znajomość tych doświadczeń albo zwykłe przepisywanie ostatnich uchwał. Niezbędną rzeczą jest umiejętność krytycznego ustosunkowania się do tych doświadczeń i samodzielnego ich sprawdzania. Ktokolwiek uprzytomni sobie, jak olbrzymio rozrósł się i jak się rozgałęził współczesny ruch robotniczy, ten zrozumie, jaki zapas sił teoretycznych oraz politycznego (a także rewolucyjnego) doświadczenia jest niezbędny dla wykonania tego zadania.
Po trzecie, zadania narodowe socjaldemokracji rosyjskiej są takie, jakie nie stały jeszcze nigdy przed żadną partją socjalistyczną na świecie. Niżej wypadnie nam mówić o tych obowiązkach politycznych i organizacyjnych, które wkłada na nas zadanie wyzwolenia całego ludu z pod jarzma samowładztwa. Teraz zaś chcemy jedynie wskazać, że rolę przodującego bojownika może odegrać jedynie partja, kierowana przez przodującą teorję.[28] Aby zaś czytelnik mógł jako tako konkretnie wyobrazić sobie, co to znaczy, należy wspomnieć o takich poprzednikach socjaldemokracji rosyjskiej, jak Herzen, Bieliński, Czernyszewski i świetna plejada rewolucjonistów ósmego lat dziesiątka; niech czytelnik pomyśli o tem światowem znaczeniu, którego nabiera obecnie literatura rosyjska; niech... ale wystarczy i tego!

Przytoczmy uwagi Engelsa o znaczeniu teorji w ruchu socjaldemokratycznym, odnoszące się do roku 1874. Engels uznaje nie dwie formy wielkiej walki socjaldemokracji (polityczną i ekonomiczną) — jak przyjęte jest u nas, — lecz trzy, stawiając narówni z niemi również walkę teoretyczną. Wskazania, które dawał niemieckiemu ruchowi robotniczemu, okrzepłemu już praktycznie i politycznie, są tak pouczające z punktu widzenia dzisiejszych zagadnień i sporów, że czytelnik — mamy nadzieję nie weźmie nam za złe, że przytoczymy tu dłuższą cytatę z przedmowy do broszury «Der deutsche Bauernkrieg»[29], która oddawna już stała się największą rzadkością bibliograficzną:
«Robotnicy niemieccy mają istotną przewagę nad robotnikami pozostałej Europy pod dwoma względami. Po pierwsze, należą do najbardziej teoretycznego narodu Europy i zachowali w sobie ten zmysł do teorji, który prawie, zupełnie utraciły tak zwane <wykształcone» klasy w Niemczech. Gdyby nie było poprzednio filozofji niemieckiej, zwłaszcza zaś filozofji Hegla, nigdyby nie powstał naukowy socjalizm niemiecki jedyny socjalizm naukowy, jaki istniał kiedykolwiek. Bez zmysłu do teorji wśród robotników niemieckich ten socjalizm naukowy nigdyby nie wszedł w ich krew i ciało w takim stopniu, jak to widzimy obecnie. Jak zaś niezmiernie wielka jest ta przewaga, dowodzi z jednej strony ta obojętność dla wszelkiej teorji, która jest jedną z głównych przyczyn, że angielski ruch robotniczy tak wolno posuwa się naprzód, pomimo wspaniałej organizacji poszczególnych rzemiosł, z drugiej zaś strony dowodzi tego ten zamęt i to zamieszanie, które posiał proudhonizm w swojej formie początkowej wśród francuzów i belgów, a w swojej formie karykaturalnej — nadanej mu przez Bakunina wśród hiszpanów i włochów.

«Druga przewaga polega na tem, że niemcy niemal najpóźniej ze wszystkich wzięli udział w ruchu robotniczym. Jak niemiecki socjalizm teoretyczny nigdy nie zapomni, że stoi na barkach Saint-Simona, Fourriera i Owena — trzech myślicieli, którzy pomimo całej fantastyczności i całej utopijności swej nauki, należą do największych umysłów wszystkich czasów i którzy w genjalny sposób przewidzieli niezliczone mnóstwo prawd, których słuszności dowodzimy teraz naukowo, tak samo praktyczny ruch robotniczy niemiecki nie powinien nigdy zapominać, że rozwinął się na barkach ruchu angielskiego i francuskiego, że miał możność poprostu zużytkować na swą korzyść ich drogo okupione doświadczenia, uniknąć obecnie ich błędów, których wówczas — w większości wypadków — niepodobna było uniknąć. Gdzie bylibyśmy obecnie, gdybyśmy nie mieli wzoru angielskich trade-unionów i francuskiej politycznej walki robotniczej, gdyby nie było tego olbrzymiego bodźca, który dała zwłaszcza Komuna Paryska?
«Trzeba oddać sprawiedliwość robotnikom niemieckim, że z rzadką umiejętnością wyzyskali korzystne strony swego położenia. Po raz pierwszy od czasu istnienia ruchu robotniczego walka jest prowadzona w sposób powiązany, uzgodniony i planowy we wszystkich trzech kierunkach: w teoretycznym, politycznym i praktyczno-ekonomicznym (opór wobec kapitalistów). W tym — że tak powiem — koncentrycznym ataku kryje się właśnie siła i niezwyciężoność ruchu niemieckiego.
«Wskutek tego korzystnego położenia z jednej strony, wskutek wyspiarskich właściwości ruchu angielskiego — z drugiej oraz wskutek zdławienia ruchu francuskiego przemocą, robotnicy niemieccy wysunięci są w chwili obecnej na czoło walki proletarjackiej. Jak długo wypadki pozwolą im zajmować ten honorowy posterunek, tego niepodobna przewidzieć. Ale dopóki stoją na nim, należy mieć nadzieję, że spełnią, jak przystoi, włożone na nich obowiązki. Do tego potrzebne jest zdwojone wytężenie sił we wszystkich dziedzinach walki i agitacji. W szczególności zadanie wodzów polegać będzie na tem, aby coraz bardziej oświecać się we wszystkich zagadnieniach teoretycznych, coraz bardziej wyzwalać się z pod wpływu frazesów tradycyjnych, należących do starego światopoglądu, i aby zawsze mieć na uwadze, że socjalizm od czasu, gdy został nauką, wymaga, aby traktowano go, jak naukę, to znaczy — aby go studjowano. Zdobytą w ten sposób coraz to jaśniejszą świadomość należy rozpowszechniać wśród mas robotniczych z coraz większą gorliwością i coraz mocniej zwierać organizację partyjną oraz organizację związków zawodowych...
«...Jeżeli robotnicy niemieccy tak samo będą szli naprzód, to będą oni nie powiem maszerować na czele ruchu — nie leży bynajmniej w interesie ruchu, aby robotnicy jednej jakiejś narodowości maszerowali na jego czele lecz będą zajmowali honorowe miejsce na linji bojowej; i będą stali w pełnem uzbrojeniu, jeżeli nieoczekiwanie ciężkie próby lub wielkie wypadki zażądają od nich większego męstwa, większego zdecydowania i większej energji».

Słowa Engelsa okazały się prorocze. W kilka lat później na robotników niemieckich zwaliły się nieoczekiwanie ciężkie próby w postaci ustaw wyjątkowych przeciw socjalistom. I robotnicy niemieccy istotnie przyjęli je w pełnem uzbrojeniu i potrafili wyjść z nich zwycięsko.
Przed proletarjatem rosyjskim stoją w przyszłości jeszcze bez porównania cięższe próby, stoi przed nimi walka z potworem, wobec którego ustawy wyjątkowe w państwie konstytucyjnem wydają się istnym karłem. Historja postawiła obecnie przed nami najbliższe zadanie, które jest najbardziej rewolucyjnem ze wszystkich najbliższych zadań proletarjatu jakiegokolwiek kraju. Urzeczywistnienie tego zadania, obalenie najpotężniejszej twierdzy reakcji nietylko europejskiej, ale również (możemy powiedzieć obecnie) azjatyckiej uczyniłoby z proletarjatu rosyjskiego awangardę międzynarodowego proletarjatu rewolucyjnego. I my mamy prawo oczekiwać, że zdobędziemy ten honorowy tytuł, na który zasługiwali już nasi poprzednicy, rewolucjoniści lat 70-ch, o ile potrafimy tchnąć w nasz po tysiąckroć szerszy i głębszy ruch takie samo bezwzględne zdecydowanie i taką samą energię.

II. ŻYWIOŁOWOŚĆ MAS A ŚWIADOMOŚĆ SOCJALDEMOKRACJI.

Powiedzieliśmy, że ruch nasz, o wiele głębszy i szerszy, aniżeli ruch lat 70-ch należy natchnąć takiem samem, jak wówczas, bezwzględnem zdecydowaniem i energją. W samej rzeczy, dotychczas, zdaje się, nikt jeszcze nie wątpił, że siła współczesnego ruchu — to przebudzenie się mas (i głównie proletarjatu przemysłowego), a jego słabość — to brak świadomości i inicjatywy u kierowników — rewolucjonistów.
Jednakże w najostatniejszych czasach dokonano wstrząsającego odkrycia, które grozi wywróceniem wszystkich panujących dotąd w tej sprawie poglądów. Odkrycia tego dokonało «Rab. Dieło», które, polemizując z «Iskrą» i «Zarją», nie poprzestało na poszczególnych zarzutach, lecz postarało się sprowadzić «ogólną różnicę poglądów do głębszych korzeni — do «różnej oceny porównawczego znaczenia czynnika żywiołowego i świadomie-«planowego». Teza oskarżycielska «Rab. Dieła» głosi: «pomniejszanie znaczenia objektywnego czyli żywiołowego czynnika rozwoju».[30] Powiemy na to: gdyby polemika «Iskry» i «Zarji» nie dała nawet absolutnie żadnych innych rezultatów, prócz tego, że pobudziła «Rab. Dieło» do dogadania się do tej «ogólnej różnicy w poglądach», to nawet ten jedyny rezultat dałby nam wielkie zadośćuczynienie: tak wielkie znaczenie ma ta teza, tak jaskrawie oświetla całą istotę obecnych rozbieżności teoretycznych i politycznych wśród socjaldemokratów rosyjskich.

Oto dlaczego sprawa stosunku świadomości do żywiołowości ma ogromne znaczenie ogólne, i na tem zagadnieniu należy zatrzymać się z całą drobiazgowością.
a) Początek żywiołowego ożywienia.

W poprzednim rozdziale wspomnieliśmy o epidemji zapału wykształconej młodzieży rosyjskiej do teorji marksizmu w połowie ostatniego dziesięciolecia w. XIX. Takiego samego epidemicznego charakteru zaczęły nabierać mniej więcej w tym samym czasie strajki robotnicze po słynnej wojnie w przemyśle petersburskim w roku 1896. Rozlanie się ich po całej Rosji jawnie świadczyło o tem, jak głębokie było nowe podniesienie się ruchu ludowego, i jeżeli już mamy mówić o «czynniku żywiołowości», to, oczywiście, właśnie ten ruch strajkowy wypadnie przedewszystkiem uznać za żywiołowy. Ale przecież nawet żywiołowość — żywiołowości nie równa. Strajki zdarzały się w Rosji również w latach 70-ch i 60-ch (a nawet w pierwszej połowie w. XIX), towarzyszyło im «żywiołowe» niszczenie maszyn itp. W porównaniu z temi «buntami» strajki ostatniego dziesięciolecia w. XIX możnaby nawet nazwać «świadomemi» — tak znaczny jest ów krok naprzód, który w przeciągu tego czasu zrobił ruch robotniczy. Dowodzi to, że «czynnik żywiołowości», w gruncie rzeczy, nie jest niczem innem, jak tylko zaczątkową formą świadomości. Nawet prymitywne bunty wyrażały już pewne obudzenie się świadomości: robotnicy tracili odwieczną wiarę w niewzruszoność gnębiącego ich ładu, zaczynali... nie powiem, rozumieć, lecz odczuwać niezbędność zbiorowego odporu i zdecydowanie zrywali z niewolniczą pokorą wobec zwierzchników. Jednakże było to o wiele bardziej przejawem rozpaczy i zemsty, aniżeli walką. Strajki ostatniego dziesięciolecia w. XIX wykazują o wiele więcej przebłysków świadomości: wysuwa się tam określone żądania. oblicza się zgóry, jaki moment jest dogodniejszy, rozpatruje się znane wypadki i przykłady w innych miejscowościach itp. Jeżeli bunty były poprostu powstaniem ludzi uciskanych, to systematyczne strajki były już zaczątkiem walki klasowej, ale właśnie zaledwie zaczątkiem. Same w sobie strajki te były walką trade-unionistyczną, ale jeszcze nie socjaldemokratyczną, znamionowały przebudzenie się antagonizmu pomiędzy robotnikami a przedsiębiorcami, ale robotnicy nie mieli i nawet nie mogli jeszcze mieć świadomości nieprzejednanego antagonizmu pomiędzy ich interesami a całym współczesnym ustrojem politycznym i społecznym, to znaczy nie mieli świadomości socjaldemokratycznej. W tym sensie strajki ostatniego dziesięciolecia w. XIX mimo olbrzymiego postępu w porównaniu z «buntami», były nadal ruchem czysto żywiołowym.
Powiedzieliśmy, że robotnicy nie mogli nawet mieć socjaldemokratycznej świadomości. Mogła ona być przyniesiona tylko zzewnątrz. Historja wszystkich krajów świadczy, że o własnych siłach klasa robotnicza może wyrobić sobie jedynie trade-unionistyczną świadomość, to znaczy, przeświadczenie o niezbędności łączenia się w związki, prowadzenia walki przeciw przedsiębiorcom, domagania się od rządu, aby wydał te czy inne niezbędne dla robotników ustawy itp.[31] Natomiast nauka socjalizmu wyrosła z tych teoryj filozoficznych, historycznych, ekonomicznych, które zostały wypracowane przez wykształconych przedstawicieli klas posiadających, przez inteligencję. Założyciele współczesnego socjalizmu naukowego, Marks i Engels, sami należeli również ze swej sytuacji społecznej do inteligencji burżuazyjnej. Zupełnie tak samo w Rosji teorja socjaldemokracji powstała zupełnie niezależnie od żywiołowego wzrostu ruchu robotniczego, powstała, jako naturalny i nieunikniony rezultat rozwoju myśli wśród inteligencji rewolucyjno-socjalistycznej. W tym czasie, o którym mówimy, t. j. w połowie ostatniego dziesięciolecia w. XIX, nauka ta nietylko była już zupełnie skrystalizowanym programem Grupy «Oswobożdienje Truda», lecz również zdobyła dla siebie większość rewolucyjnej młodzieży w Rosji.
W ten sposób istniało i żywiołowe przebudzenie się mas robotniczych, przebudzenie do świadomego życia i do świadomej walki, i młodzież rewolucyjna, zbrojna w teorję socjaldemokratyczną i rwąca się do robotników. Przytem szczególnie ważną rzeczą jest stwierdzenie tego tak często zapomnianego (i stosunkowo mało znanego) faktu, że pierwsi socjaldemokraci tego okresu, gorliwie zajmując się agitacją ekonomiczną (i licząc się zupełnie pod tym względem z istotnie pożytecznemi wskazówkami rękopiśmiennej jeszcze wówczas broszury «O agitacji»[32] nietylko nie uważali jej za jedyne swe zadanie, lecz — przeciwnie — od samego początku wysuwali również najszersze zadania historyczne socjaldemokracji rosyjskiej wogóle, zadanie zaś obalenia samowładztwa w szczególności. Np. ta petersburska grupa socjaldemokratów, które stworzyła «Związek walki o wyzwolenie klasy robotniczej[33], przygotowała już w końcu r. 1895 pierwszy numer pisma «Raboczeje Dieło». Numer ten, zupełnie gotowy do druku, został przyłapany przez żandarmów podczas rewizji w nocy z 20-go na 21-y grudnia r. 1895 u jednego z członków grupy Anat. Alek. Waniejewa[34], i «Rab. Diełu» w pierwszej formacji nie sądzono było ujrzeć światła dziennego. Artykuł wstępny tego pisma (które, może za jakie lat 30 jakaś «Russkaja Starina» wyciągnie z archiwum departamentu policji) nakreślał historyczne zadania klasy robotniczej w Rosji i na czele tych zadań stawiał zdobycie wolności politycznej. Następnie był artykuł «O czem myślą nasi ministrowie», poświęcony rozgromieniu przez policję komitetów walki z analfabetyzmem[35] oraz szereg korespondencyj nietylko z Petersburga, lecz również z innych miejscowości Rosji (np. o masakrze robotników w gub. jarosławskiej). W ten sposób ta, jeśli się nie mylimy, «pierwsza próba» socjaldemokratów rosyjskich ostatniego dziesięciolecia w. XIX była pismem o charakterze bynajmniej nie ciasno-lokalnym, tembardziej nie czysto-ekonomicznym, lecz pismem, które dążyło do tego, by połączyć walkę strajkową z rewolucyjnym ruchem przeciw samowładztwu oraz pociągnąć do popierania socjaldemokracji wszystkich, których uciskała polityka najmroczniejszej reakcji. I nikt, kto choć trochę zna stan ruchu w owym czasie, nie będzie wątpił, że pismo tego rodzaju byłoby się spotkało z pełnem uznaniem wśród robotników stołecznych, jak również wśród inteligencji rewolucyjnej i zdobyło jaknajszersze rozpowszechnienie. Niepowodzenie zaś przedsięwzięcia dowiodło jedynie, że ówcześni socjaldemokraci wskutek braku doświadczenia rewolucyjnego i przygotowania praktycznego nie okazali się dość silni, aby zaspokoić palącą potrzebę chwili. To samo należy powiedzieć o «St. Petersburskim Raboczim Listku»,[36] a zwłaszcza o «Raboczej Gazecie» i «Manifeście» utworzonej na wiosnę r. 1898 SDPRR (Socjal-demokratycznej Partji Robotniczej Rosji). Ani myślimy, rzecz prosta, uważać tego braku przygotowania za winę ówczesnych działaczy. Ale aby skorzystać z doświadczeń ruchu i aby z tych doświadczeń wyciągnąć nauki praktyczne, należy całkowicie zdać sobie sprawę z przyczyn i znaczenia tego czy innego braku. Dlatego też jest rzeczą niezmiernie ważną stwierdzić, że część (a może nawet większość) socjaldemokratów, czynnych w latach 1895—1898, uważała zupełnie słusznie, że zaraz wówczas, na samym początku «żywiołowego» ruchu występowanie z jaknajszerszym programem i taktyką bojową[37] było zupełnie możliwe. Nieprzygotowanie zaś większości rewolucjonistów, które było zjawiskiem zupełnie naturalnem, żadnych specjalnych obaw wywołać nie mogło. Skoro postawienie zadań było słuszne, skoro istniała energja, aby ponownie próbować urzeczywistnienia tych zadań — chwilowe niepowodzenia stanowiły pół-biedy. Doświadczenie rewolucyjne i sprawność organizacyjna — to rzeczy do nabycia. Byle tylko była chęć do wyrabiania w sobie tych niezbędnych zalet! Byle tylko istniała świadomość braków, świadomość, która w pracy rewolucyjnej znaczy więcej, niż połowa poprawy!
Ale z pół-biedy zrobiła się cała bieda, kiedy ta świadomość poczęła przygasać (a była ona wśród działaczy wspomnianych grup bardzo żywa), kiedy zjawili się ludzie, — a nawet organy socjaldemokratyczne, — które gotowe były braki podnieść do godności cnoty, które usiłowały nawet teoretycznie uzasadnić swe niewolnicze korzenie się przed żywiołowością. Czas już podsumować wyniki tego kierunku, którego treść charakteryzuje bardzo nieścisłe zbyt ciasne dla określenia go pojęcie «ekonomizmu».

b) Korzenie się przed żywiołowością. «Raboczaja Myśl».

Zanim przejdziemy do literackich objawów tego korzenia się, zwróćmy uwagę na następujący charakterystyczny fakt (zakomunikowany nam z wyżej wspomnianego źródła), fakt, który rzuca pewne światło na to, jak w środowisku czynnych w Petersburgu towarzyszy powstawały i rosły różnice dwuch przyszłych kierunków socjaldemokracji. Na początku roku 1897 zdarzyło się, że A. A. Waniejew i niektórzy inni z jego towarzyszy byli przed zesłaniem na pewnem prywatnem zebraniu, na którem zeszli się «starzy» i «młodzi» członkowie «Związku walki o wyzwolenie klasy robotniczej». Mówiono głównie o organizacji i w szczególności o tym samym «statucie kasy robotniczej», który w ostatecznej swej redakcji został ogłoszony w Nr. 9—10 «Listka Rabotnika» (str. 46). Między «starymi» («dekabrystami», jak ich wówczas żartem nazywali petersburscy socjaldemokraci) a niektórymi z pośród «młodych» (którzy następnie brali żywy udział w «Rab. Myśli») odrazu ujawniły się ostre różnice i rozgorzała gorąca polemika. «Młodzi» bronili głównych podstaw statutu w tej postaci, w jakiej był on wydrukowany. «Starzy» mówili, że trzeba nam przedewszystkiem wcale nie tego, lecz utrwalenia «Związku Walki», zrobienia zeń organizacji rewolucjonistów, której powinny być współporządkowane różne kasy robotnicze, kółka propagandy wśród młodzieży szkolnej itp. Jest rzeczą samą przez się zrozumiałą, że spierający się byli dalecy od myśli, iż ta różnica zdań jest początkiem rozchodzenia się, uważali ją przeciwnie za jednorazową — i przypadkową. Ale fakt ten świadczy, że powstanie i rozpowszechnienie się «ekonomizmu» odbywało się w Rosji bynajmniej nie bez walki ze «starymi» socjaldemokratami (zapominają o tem często dzisiejsi «ekonomiści»). I jeżeli walka ta nie pozostawiła przeważnie śladów «dokumentalnych», to przyczyną tego jest wyłącznie fakt, że skład czynnych kółek zmieniał się nieprawdopodobnie często, że nie było żadnej ciągłości i dlatego też różnice w poglądach nie utrwalały się w żadnych dokumentach.
Powstanie «Rab. Myśli» wyprowadziło ekonomizm na światło dzienne, ale także nie odrazu. Trzeba konkretnie uprzytomnić sobie warunki pracy i krótkotrwałość żywota mnóstwa kółek rosyjskich (a konkretnie uprzytomnia to sobie tylko ten, kto to przeżył), aby zrozumieć, jak wiele przypadkowego było w powodzeniu lub niepowodzeniu nowego kierunku w różnych miastach i jak długo ani zwolennicy ani przeciwnicy tego «nowego» kierunku nie mogli, dosłownie nie mieli żadnej możliwości ustalić, czy to rzeczywiście odrębny kierunek, czy też poprostu wyraz braku przygotowania u poszczególnych osób. Naprzykład, pierwsze hektografowane numery «Rab. Myśli» pozostały nawet całkiem nieznane olbrzymiej większości socjaldemokratów, i jeżeli obecnie możemy powoływać się na artykuł wstępny pierwszego jej numeru[38], to jedynie dzięki przedrukowaniu go w artykule W. I-a («Listok Rabotnika»), Nr. 9—10, str. 47 i nast.), który, oczywiście, nie zaniedbał okazji, aby gorliwie nierozumnie gorliwie wychwalać nowe pismo, które tak jaskrawie wyróżniało się z pośród wymienionych wyżej pism i projektów pism[39]. A na, tym artykule wstępnym warto się zatrzymać — tak plastycznie wyraża on całego ducha «Rab. Mysli» i ekonomizmu wogóle.
Artykuł wstępny wskazuje na to, że ręka żandarma nie może powstrzymać rozwoju ruchu robotniczego, poczem tak mówi dalej: «...Taką żywotność ruch robotniczy zawdzięcza temu, że robotnik sam wreszcie bierze w ręce swe losy, wyrwawszy je z rąk kierowników», i tę tezę podstawową rozwija szczegółowo w dalszym ciągu. W rzeczywistości kierownicy (t. zn. socjaldemokraci, organizatorzy «Związku Walki») zostali wyrwani przez policję można powiedzieć — z rąk robotników[40], tu zaś sprawa jest przedstawiona w taki sposób, jakgdyby robotnicy prowadzili byli walkę z tymi kierownikami i wyzwolili się z pod ich jarzma! Zamiast wzywać naprzód do utrwalenia organizacji rewolucyjnej, i rozszerzenia działalności politycznej, poczęło wzywać wstecz, wyłącznie tylko do walki trade-unionistycznej. Obwieszczono, że «ekonomiczna podstawa ruchu jest zaciemniana przez dążenie do tego, by stale pamiętać o ideale politycznym», że hasłem ruchu robotniczego jest — «walka o położenie ekonomiczne» (!), albo — jeszcze lepiej «robotnicy dla robotników»; głoszono, że kasy strajkowe «są więcej warte dla ruchu, niż sto innych organizacyj» (porównajcie to twierdzenie, pochodzące z października r. 1897 ze sporem pomiędzy «dekabrystami» a młodymi w początku r. 1897) itp. Powiedzonka w rodzaju tego, że na naczelnem miejscu należy stawiać nie «śmietankę robotniczą, lecz «przeciętnego» robotnika, robotnika masowca, że «polityka zawsze idzie posłusznie za ekonomiką»[41] itd., stały się modne i zdobyły nieodparty wpływ na masę przyciąganej do ruchu młodzieży, zaznajomionej w większości wypadków tylko ze strzępkami marksizmu w jego legalnej postaci.
Było to zupełne przytłoczenie świadomości przez żywiołowość — żywiołowość tych socjaldemokratów», którzy powtarzali «idee» pana W W., żywiołowość tych robotników, którzy poddawali się dowodzeniu, że podwyżka o kopiejkę na rublu bliższa jest i więcej warta aniżeli wszelki socjalizm i wszelka polityka, że powinni prowadzić «walkę, wiedząc, iż walczą nie dla jakichś tam przyszłych pokoleń, lecz dla siebie i dla swoich dzieci» (art. wstępny Nr. 1 «Rab. Myśl»). Frazesy w tym rodzaju były zawsze ulubioną bronią tych burżujów zachodnioeuropejskich, którzy nienawidząc socjalizmu, sami pracowali (w rodzaju niemieckiego «socjalpolityka» Hirscha) nad przeflancowywaniem angielskiego trade-unionizmu na grunt rodzimy, mówiąc robotnikom, że walka wyłącznie związkowa[42] jest to właśnie walka dla samych siebie i dla własnych dzieci, a nie dla jakichś tam przyszłych pokoleń z jakimś tam przyszłym socjalizmem, a teraz «W. W. socjaldemokracji rosyjskiej» poczęli powtarzać te burżuazyjne frazesy. Jest rzeczą ważną podkreślić tu trzy okoliczności, które bardzo przydadzą nam się przy dalszym rozbiorze rozbieżności obecnych[43].
Po pierwsze, wskazane przez nas przytłoczenie świadomości przez żywiołowość dokonało się także drogą żywiołową. Wygląda to na kalambur, ale to — niestety! gorzka prawda! Dokonało się to nie na drodze otwartej walki dwóch zupełnie przeciwstawnych poglądów i zwycięstwa jednego nad drugim, lecz na drodze «wyrywania» przez żandarmów coraz to większej liczby rewolucjonistów — «starych» oraz na drodze coraz to liczniejszego wychodzenia na scenę «młodych», «W. W. socjaldemokracji rosyjskiej». Ktokolwiek — nie powiem: brał udział we współczesnym ruchu rosyjskim, lecz chociażby wąchał jego powietrze, wie doskonale, że sprawa ma się tak właśnie. Jeśli jednakże kładziemy specjalny nacisk na to, ażeby czytelnik całkowicie wyjaśnił sobie ten powszechnie znany fakt, jeśli gwoli poglądowości, że się tak wyrazimy, przytaczamy dane co do «Rab. Dieła» pierwszej formacji oraz co do sporu pomiędzy «starymi» a «młodymi» na początku r. 1897 dlatego, że na nieznajomości tych faktów wśród szerokiej publiczności (lub wśród zupełnie młodocianej młodzieży) spekulują ludzie, przechwalający się swym «demokratyzmem». Powrócimy jeszcze do tej sprawy niżej.
Po drugie, już na pierwszym przejawie ekonomizmu w literaturze możemy obserwować to w najwyższym stopniu swoiste i niezmiernie charakterystyczne dla zrozumienia wszystkich rozbieżności w środowisku dzisiejszych socjaldemokratów zjawisko, że zwolennicy «ruchu czysto-robotniczego», wielbiciele najściślejszej i najbardziej «organicznej» (wyrażenie «Rab. Dieła») łączności z walką proletarjacką, przeciwnicy wszelkiej nie robotniczej inteligencji (chociażby to była inteligencja socjalistyczna) zmuszeni są dla obrony swej pozycji — uciekać się do argumentów burżuazyjnych «wyłącznie trade-unionistów». Świadczy to, że «Rab. Myśl» od samego początku zabrała się — nieświadomie dla samej siebie do urzeczywistnienia programu «Credo». Świadczy to (czego w żaden sposób nie może zrozumieć «Rab. Dieło»), — że wszelkie korzenie się przed żywiołowością ruchu robotniczego, wszelkie pomniejszenie roli «czynnika świadomości», roli socjaldemokracji oznacza przez to samo, zupełnie niezależnie od tego, czy pomniejszyciel chce tego czy nie, wzmożenie wpływu ideologji burżuazyjnej na robotników. Wszyscy, którzy gadają o «przecenianių ideologji»[44], o wyolbrzymianiu roli czynnika świadomości[45] itp., wyobrażają sobie, że ruch czysto-robotniczy sam przez się może wyrobić i wyrobi sobie samodzielną ideologję, byleby tylko robotnicy «wyrwali swe losy z rąk kierowników». Ale jest to wielki błąd. Dla uzupełnienia tego, cośmy powiedzieli wyżej, przytoczymy jeszcze następujące, głęboko słuszne i ważne słowa K. Kautskiego, wypowiedziane z racji projektu nowego programu austrjackiej partji socjaldemokratycznej[46]:

«Wielu z naszych rewizjonistycznych krytyków sądzi, jakoby Marks twierdził, że rozwój ekonomiczny i walka klasowa stwarzają nietylko warunki dla produkcji socjalistycznej, lecz również bezpośrednio rodzą świadomość (podkreślenie K. K.) jej konieczności. I oto krytycy ci zarzucają, że kraj o najwyższym rozwoju kapitalistycznym, Anglja, jest ze wszystkich współczesnych krajów krajem najbardziej obcym tej świadomości. Na podstawie projektu możnaby sądzić, że ten rzekomo ortodoksyjnie-marksistowski pogląd, obalany we wskazany sposób, podziela również austrjacka komisja programowa. W projekcie powiedziano: «Im bardziej rozwój kapitalistyczny zwiększa liczebnie proletarjat, tem bardziej proletarjat jest zmuszony prowadzić walkę przeciw kapitalizmowi i tem więcej ma możliwości jej prowadzenia. Proletarjat dochodzi do «świadomości», że socjalizm jest możliwy i nieunikniony.
W tem połączeniu świadomość socjalistyczna jest przedstawiona jako nieunikniony bezpośredni rezultat proletarjackiej walki klasowej. A to jest zupełnie niesłuszne. Rozumie się, socjalizm, jako nauka, tak samo tkwi korzeniami we współczesnych stosunkach ekonomicznych, jak walka klasowa proletarjatu, tak samo, jak ta walka, wypływa z walki przeciw biedzie i nędzy mas, które rodzi kapitalizm; ale socjalizm i walka klasowa powstają obok siebie, a nie jedno z drugiego, powstają na gruncie różnych przesłanek. Współczesna świadomość socjalistyczna może powstać wyłącznie na podstawie głębokiej wiedzy naukowej. W istocie, współczesna nauka ekonomiczna jest w takim samym stopniu warunkiem produkcji socjalistycznej, jak, powiedzmy, współczesna technika, proletarjat zaś — przy najlepszej chęci, nie może stworzyć ani jednej ani drugiej; obie wynikają ze współczesnego procesu społecznego. Nosicielem zaś nauki jest nie proletarjat, lecz inteligencja burżuazyjna (podkreślenie K. K.): w głowach poszczególnych członków tej warstwy powstał wszak również współczesny socjalizm, i dopiero przez nich został udzielony wyróżniającym się swym rozwojem umysłowym proletarjuszom, którzy następnie wnoszą go do walki klasowej proletarjatu tam, gdzie pozwalają na to warunki. W ten sposób świadomość socjalistyczna jest to coś, co zostało wprowadzone do walki klasowej proletarjatu zwewnątrz (von Aussen Hineingetragenes), nie zaś coś, co powstało z niej żywiołowo (urwüchsig). Zgodnie z tem stary program heinfeldzki mówił zupełnie słusznie, że do zadań socjaldemokracji należy wszczepienie w proletarjat (dosłownie: napełnienie proletarjatu) świadomości jego położenia i świadomości jego zadań. Nie byłoby tej potrzeby, gdyby świadomość ta wypływała sama przez się z walki klasowej. Nowy zaś projekt przejął ten punkt ze starego programu i przyczepił go do przytoczonego wyżej twierdzenia. Ale to zupełnie przerwało bieg myśli...»

Skoro o ideologji samodzielnej, wytwarzanej przez same masy robotnicze, w samym toku ich ruchu nie może być mowy[47], to zagadnienie stoi tylko tak: ideologja burżuazyjna czy socjalistyczna. Nic pośredniego być nie może (ponieważ żadnej «trzeciej» ideologji ludzkość nie stworzyła, a i wogóle zresztą w społeczeństwie, rozdzieranem przez przeciwieństwa klasowe, nie może być nigdy ideologji pozaklasowej czy ponadklasowej). Dla tego też wszelkie pomniejszanie ideologji socjalistycznej, wszelkie usuwanie się od niej oznacza tem samem wzmocnienie ideologji burżuazyjnej. Gada się o żywiołowości. Ale żywiołowy rozwój ruchu robotniczego idzie właśnie ku poddaniu go ideologji burżuazyjnej, idzie właśnie zgodnie z programem «Credo», albowiem żywiołowy ruch robotniczy to trade-unionizm, to «Nur-Gewerkschaftlerei»[48], trade-unionizm zaś oznacza właśnie ideowe ujarzmienie robotników przez burżuazję. Dlatego też zadanie nasze, zadanie socjaldemokracji, polega na walce przeciw żywiołowości, polega na tem, aby ruch robotniczy odciągać od tego żywiołowego dążenia trade-unionizmu pod skrzydełka burżuazji i aby przyciągać go pod skrzydła rewolucyjnej socjaldemokracji. Frazes autorów «ekonomicznego» listu w Nr. 12 «Iskry», że żadne usiłowania najbardziej natchnionych ideologów nie zdołają sprowadzić ruchu robotniczego z drogi, wykreślanej przez oddziaływanie wzajemne czynników materjalnych i materjalnego środowiska, frazes ten jest więc zupełnie równoznaczny z wyrzeczeniem się socjalizmu, i gdyby ci autorzy zdolni byli do przemyślenia tego, co mówią, do końca, nieustraszenie i konsekwentnie, jak powinien przemyślać swoje myśli każdy, kto występuje na arenę działalności literackiej i społecznej, to nie pozostałoby im nic innego, jak tylko «złożyć zbyteczne ręce na pustej piersi» i... i pozostawić pole działania panom Struwe i Prokopowiczom, którzy ciągną ruch robotniczy «po linji najmniejszego oporu», t. j. po linji burżuazyjnego trade-unionizmu, lub też panom Zubatowowom, którzy ciągną go po linji «ideologji» klecho-żandarmskiej.
Przypomnijcie sobie przykład Niemiec. Na czem polegała historyczna zasługa Lassalla wobec niemieckiego ruchu robotniczego? Na tem, że ściągnął on ten ruch z drogi postępowości trade-unionistycznej i kooperatywizmu, na którą kierował się on żywiołowo (przy życzliwym udziale Schultze-Delitschów i im podobnych). Dla spełnienia tego zadania potrzebne było coś zupełnie innego, niż gadanie o pomniejszeniu czynnika żywiołowości, o taktyce-procesie, o wzajemnem oddziaływaniu czynników i środowiska itp. Do tego potrzebna była rozpaczliwa walka z żywiołowością, i jedynie wskutek tej walki, prowadzonej w ciągu długiego szeregu lat, osiągnięto np. to, że robotnicza ludność Berlina z ostoi partji postępowej stała się jedną z najlepszych twierdz socjaldemokracji. I walka ta bynajmniej nie jest zakończona dziś jeszcze (jak mogłoby się wydawać ludziom, studjującym historję ruchu niemieckiego według Prokopowicza,[49] jego zaś filozofję — według Struwego).[50] Obecnie jeszcze niemiecka klasa robotnicza jest, że się tak wyrazimy, rozdrobniona pomiędzy kilkoma ideologjami: część robotników skupia się w katolickich i monarchistycznych związkach robotniczych, druga — w związkach hirsch-dunckerowskich, utworzonych przez burżuazyjnych wielbicieli trade-unionizmu angielskiego, trzecia — w związkach socjaldemokratycznych. Ostatnia jest bez porównania większa, niż wszystkie pozostałe, ale to przodownictwo ideologja socjaldemokratyczną zdołała osiągnąć i zdoła utrzymać jedynie na drodze nieugiętej walki przeciw wszystkim pozostałym ideologjom.
Ale dlaczego — zapyta czytelnik — ruch żywiołowy, ruch po linji najmniejszego oporu idzie właśnie ku panowaniu ideologji burżuazyjnej? Dla tej prostej przyczyny, że ideologja burżuazyjna jest z pochodzenia swego o wiele starsza, niż socjalistyczna, że jest o wiele wszechstronniej opracowana, że posiada bez porównania więcej środków do tego, by się szerzyć.[51] I im młodszy jest ruch robotniczy w danym kraju, tem energiczniejsza powinna być walka przeciw wszystkim próbom utrwalenia ideologji niesocjalistycznej, tem bardziej zdecydowanie należy przestrzegać robotników przed tymi złymi doradcami, którzy krzyczą przeciw «wyolbrzymianiu czynnika świadomości» itp. Autorzy listu ekonomicznego gromią, unisono z «Rab. Diełem», brak tolerancji, właściwy niemowlęcemu okresowi ruchu. My odpowiemy na to: Tak, nasz ruch rzeczywiście znajduje się w stanie niemowlęctwa, i dlatego, by szybciej zmężnieć, musi właśnie zarazić się brakiem tolerancji wobec ludzi, którzy wskutek korzenia się przed żywiołowością powstrzymują jego wzrost. Niema nie śmieszniejszego i nie szkodliwszego, niż udawanie staruszków, którzy już dawno przeżyli wszystkie decydujące epizody walki!
Po trzecie, pierwszy numer «Rab. Myśli» świadczy, że nazwa «ekonomizm» (której oczywiście nie mieliśmy się wyrzekać, bo — tak czy inaczej — przezwisko to już się utarło) nie dość ściśle oddaje istotę nowego kierunku. «Rab. Myśl» nie neguje zupełnie walki politycznej: w tym statucie kasy, który został wydrukowany w Nr. 1 «Rab. Myśli», jest mowa o walce z rządem. «Rab. Myśl» sądzi jedynie, że «polityka zawsze posłusznie idzie za ekonomiką» (a «Rab. Dieło» wprowadza warjant tej tezy, twierdząc w swym programie, że «w Rosji bardziej, niż w jakimkolwiek innym kraju, walka ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z polityczną»). Te twierdzenia «Rab. Myśli» i «Rab. Dieła» są zupełnie niesłuszne, jeżeli przez politykę rozumieć politykę socjaldemokratyczną. Bardzo często walka ekonomiczna robotników bywa związana (chociaż bynajmniej nie nierozerwalnie) z polityką burżuazyjną, klerykalną itp., jakeśmy już widzieli. Twierdzenia «Rab. Dieła» są słuszne, jeżeli rozumieć przez politykę politykę trade-unionistyczną, to znaczy ogólne dążenie wszystkich robotników do domagania się od państwa tych czy innych zarządzeń, skierowanych przeciw klęskom, właściwych ich położeniu, ale nie usuwających jeszcze tego położenia, to znaczy nie znoszących podporządkowania pracy kapitałowi. Dążenie to jest istotnie wspólne i angielskim trade-unionistom, wrogo usposobionym wobec socjalizmu, i robotnikom katolickim, i robotnikom «zubatowowskim» i innym. Bywa polityka i polityka. W ten sposób widzimy, że i w stosunku do walki politycznej «Rab. Myśl» okazuje nietyle negowanie jej, ile korzenie się przed jej żywiołowością, przed jej nieświadomością. Uznając w zupełności wyrastającą żywiołowo z samego ruchu robotniczego walkę polityczną (a raczej: polityczne życzenia i żądania robotników) «Rab. Myśl» zupełnie wyrzeka się samodzielnego wypracowania specyficznej polityki socjaldemokratycznej, odpowiadającej ogólnym zadaniom socjalizmu oraz współczesnym warunkom rosyjskim. Wykażemy poniżej, że taki sam błąd popełnia «Rab. Dieło».

c) «Grupa samowyzwolenia»[52] a «Raboczeje Dieło».

Zanalizowaliśmy tak szczegółowo mało znany i prawie zapomniany obecnie artykuł wstępny pierwszego numeru «Rab. Myśli», ponieważ w nim po raz pierwszy i najwyraźniej ujawnił się ten strumień, który potem wypływał na świat boży niezliczonemi drobnemi strumykami. W. I—n[53] miał zupełną rację, kiedy wychwalając pierwszy numer «Rab. Myśli» i jego artykuł wstępny, powiedział, że jest on napisany «ostro i wyzywająco» («Listok Rab.» Nr 9—10, str. 49). Każdy człowiek, przekonany o słuszności swych poglądów, myślący, że daje coś nowego, pisze «wyzywająco» i pisze tak, że plastycznie oddaje swe poglądy. Tylko ludzie, przyzwyczajeni do siedzenia na dwóch stołkach, nie mają wcale tonu «wyzywającego», tylko tacy ludzie zdolni są do tego, aby, pochwaliwszy wczoraj wyzywający ton «Rab. Myśli», napadać dziś na jej przeciwników za ich «wyzywającą polemikę».
Nie zatrzymując się na «Dodatku specjalnym do «Raboczej Myśli» (będziemy musieli niżej powoływać się z najrozmaitszych względów na ten utwór, najkonsekwentniej wyrażający idee ekonomistów), wspomnimy tylko pokrótce «Odezwę Grupy samowyzwolenia robotników» (marzec r. 1899, przedrukowana w londyńskim «Nakanunie», Nr. 7. czerwiec, r. 1899). Autorzy tej odezwy mówią bardzo słusznie, że «Rosja robotnicza dopiero się budzi, dopiero rozgląda się dokoła i instynktownie chwyta się pierwszych lepszych środków walki», ale wyciągają stąd niesłuszny wniosek, zapominając tak samo, jak «Rab. Myśl», że instynktowość — to właśnie jest nieświadomość (żywiołowość), której na pomoc powinni przyjść socjaliści, że «pierwsze lepsze» środki walki — to zawsze będą w społeczeństwie dzisiejszem trade-unionistyczne środki walki, a «pierwsza lepsza» ideologja — to ideologja burżuazyjna (trade-unionistyczna). Zupełnie tak samo autorzy ci nie negują również polityki, lecz mówią tylko (tylko!), wślad za panem W. W., że polityka — to nadbudowa, a więc i «agitacja polityczna powinna być nadbudową nad agitacją na rzecz walki ekonomicznej, powinna wyrastać na gruncie tej walki i iść za nią».
Co się tyczy «Rab. Dieła», to wprost zaczęło ono swą działalność od obrony ekonomistów. Zaraz w pierwszym numerze Nr. 1, str. 141-142 «Rab. Dieło» powiedziało poprostu nieprawdę, że rzekomo «nie wie, o jakich młodych towarzyszach mówił Akselrod», gdy przestrzegał ekonomistów w swej znanej broszurze[54], następnie zaś w toku polemiki, rozgorzałej z powodu tej nieprawdy, «Rab. Dieło» musiało przyznać, że «wyrażając zdumienie, chciało obronić wszystkich młodszych socjaldemokratów zagranicznych przed tem niesprawiedliwem oskarżeniem» (oskarżeniem ekonomistów przez Akselroda o ciasnotę poglądów). W rzeczywistości oskarżenie było zupełnie słuszne, i «Rab. Dieło» wiedziało doskonale, że dotyczyło ono między innymi również członka jego redakcji, W. I-na. Zaznaczę przy sposobności, że w wymienionej polemice Akselrod miał zupełną rację, «Rab. Dieło» zaś zupełnie nie miało racji w rozumieniu mej broszury «Zadania socjaldemokratów rosyjskich»[55]. Broszura ta była pisana w r. 1897 jeszcze przed ukazaniem się «Rab. Myśli», kiedy uważałem i miałem prawo uważać, kierunek pierwotny Petersburskiego Związku walki, scharakteryzowany przez mnie powyżej, za kierunek panujący. I przynajmniej do połowy r. 1898 kierunek ten istotnie był panujący. Dlatego też «Rab. Dieło» nie miało najmniejszego prawa powoływać się dla zaprzeczania istnieniu oraz niebezpieczeństwu ekonomizmu na broszurę, wykładającą poglądy, które zostały wyrugowane w Petersburgu w latach 1897—1898 przez poglądy ekonomiczne».[56]
Ale «Rab. Dieło» nietylko «broniło» ekonomistów, lecz i samo staczało się ciągle ku ich podstawowym błędom. Źródło tego staczania się leżało w dwuznacznem pojmowaniu następującej tezy programu «Rab. Dieła»: «Za najważniejsze zjawisko życia rosyjskiego, które głównie określać będzie zadania (podkreślenie nasze) oraz charakter działalności literackiej Związku, uważamy masowy ruch robotniczy (podkreślenie «Rab. Dieła»), który powstał w ciągu lat ostatnich». Że ruch masowy jest zjawiskiem najważniejszem — co do tego nie może być dwóch zdań. Ale cała sprawa polega na tem, jak rozumieć «określanie zadań» przez ten ruch masowy. Można rozumieć w dwojaki sposób: albo jako korzenie się przed żywiołowością tego ruchu, t. zn. sprowadzenie roli socjaldemokracji do zwyczajnego wysługiwania się ruchowi robotniczemu, jako takiemu (pojmowanie «Rab. Myśli», «grupy Samowyzwolenia» i innych ekonomistów); albo też w tym sensie, że ruch masowy stawia przed nami nowe zadania teoretyczne, polityczne, organizacyjne, o wiele bardziej skomplikowane, aniżeli te żądania, któremi można się było zadowalać w okresie poprzedzającym powstanie ruchu masowego. «Rab. Dieło» skłaniało się i skłania właśnie do pierwszego pojmowania, ponieważ o żadnych nowych zadaniach nic określonego nie mówiło i przez cały czas rozumowało właśnie tak, jak gdyby ten «ruch masowy zwalniał nas od konieczności jasnego uświadamiania sobie i rozwiązywania wysuwanych przezeń zadań. Dość powołać się na to, że «Rab. Dieło» uważało za rzecz niemożliwą postawić jako pierwsze zadanie ruchu masowego — obalenie absolutyzmu, obniżając to zadanie (w imię ruchu masowego) do zadania walki o najbliższe żądania polityczne («Odpowiedź», str. 25).
Pomijając artykuł redaktora «Rab. Dieła» Kryczewskiego w Nr. 7 — «Walka ekonomiczna i polityczna w ruchu rosyjskim», artykuł, powtarzający te same błędy[57], przejdziemy wprost do Nr. 10 «Rab. Dieła». Nie będziemy oczywiście wdawali się w rozbiór poszczególnych replik Kryczewskiego i Martynowa przeciw pismom «Zarja» i «Iskra». Interesuje nas tu jedynie ta zasadnicza pozycja, którą w Nr. 10 zajęło «Rab. Dieło». Nie będziemy, np. analizowali tego dziwoląga, że «Rab. Dieło» dopatrzyło się biegunowej sprzeczności» pomiędzy twierdzeniem:

«Socjaldemokracja nie wiąże sobie rąk, nie zwęża swej działalności przez jakiś zgóry obmyślony plan lub sposób walki politycznej, — uznaje ona wszelkie środki walki, byleby odpowiadały one rzeczywistym siłom partji» itd. (Nr. 1 «Iskry»)

a twierdzeniem:

«Jeżeli niema silnej organizacji, wypróbowanej w walce politycznej we wszelkiej sytuacji i we wszelkich okresach, to nie może być nawet mowy o tym systematycznym, oświetlonym twardemi zasadami i nieugięcie przeprowadzanym planie działalności, który jedynie zasługuje na nazwę taktyki» (Nr. 4 «Iskry»).

Pomieszać zasadnicze uznanie wszelkich środków walki, wszelkich planów i sposobów, byle tylko były celowe — z żądaniem aby w danym momencie politycznym kierowano się planem, niezachwianie przeprowadzanym, jeżeli chce się mówić o taktyce — pomieszać te dwa twierdzenia oznaczałoby to samo co pomieszać uznanie przez medycynę wszelkich systemów leczenia z żądaniem trzymania się pewnego określonego systemu przy leczeniu określonej choroby. Ale w tem rzecz właśnie, że «Rab. Dieło», samo cierpiąc na chorobę, którą nazwaliśmy koszeniem się przed żywiołowością, nie chce uznać żadnych «systemów leczenia» tej choroby. Dlatego też dokonało zdumiewającego odkrycia, że «taktyka-plan przeczy podstawowemu duchowi marksizmu» — (Nr. 10, str. 18), że taktyka — to «proces wzrostu zadań partyjnych, rosnących wraz z partją» (str. 11, podkreślenie «Rab. Dieła»). To ostatnie powiedzenie posiada wszelkie szanse, by stać się twierdzeniem znakomitem, niezniszczalnym pomnikiem «kierunku» «Rab. Dieła». Na pytanie: «dokąd iść?» organ kierowniczy daje odpowiedź: ruch jest to proces zmiany odległości pomiędzy punktem wyjścia a następnemi punktami ruchu. To niezrównanie głębokie twierdzenie — to jednak nietylko curiosum (nie wartoby było wówczas zatrzymywać się na niem specjalnie), — jest to program całego kierunku, a mianowicie: ten sam program, który R. M. (w «Dodatku specjalnym do «Raboczej Myśli») wyraził słowami: pożądana jest ta walka, która jest możliwa, a możliwa jest ta, która toczy się w danej chwili. Jest to właśnie kierunek bezgranicznego oportunizmu, przystosowującego się biernie do żywiołowości.
«Taktyka-plan przeczy podstawowemu duchowi marksizmu!» Ależ to oszczerstwo na marksizm, to zrobienie zeń tej samej karykatury, którą przeciwstawiali nam w wojnie z nami «narodnicy». To jest właśnie obniżenie inicjatywy i energji świadomych działaczy, gdy tymczasem marksizm daje naodwrót olbrzymiego bodźca inicjatywie i energji socjaldemokraty, otwierając przed nim najszersze perspektywy, oddając mu (że się tak wyrazimy) do rozporządzenia potężne siły całych miljonów «żywiołowo» powstającej do walki klasy robotniczej! Cała historja międzynarodowej socjaldemokracji roi się od planów, które były wysuwane to przez tego, to przez owego wodza politycznego, dając świadectwo dalekowidztwu i słuszności poglądów politycznych i organizacyjnych jednego, a ujawniając krótkowzroczność i błędy polityczne innego. Kiedy Niemcy przeszły przez jeden z największych w dziejach przełomu — utworzenie cesarstwa, otwarcie parlamentu, nadanie powszechnego prawa wyborczego, — jeden plan polityki i wogóle pracy socjaldemokratycznej miał Liebknecht, inny Schweitzer. Kiedy na socjalistów niemieckich zwaliły się ustawy wyjątkowe jeden plan miał Most i Hasselmann, gotowi do nawoływania poprostu do przemocy i teroru, inny — Höchberg, Schramm i (poczęści) Bernstein, którzy zaczęli pouczać socjaldemokratów, że oni to wskutek swej nierozsądnej ostrości i rewolucyjności wywołali ustawy i teraz powinni przykładnem postępowaniem zasłużyć na przebaczenie; trzeci plan mieli ci, którzy przygotowywali i urzeczywistniali wydawanie organu nielegalnego. Oglądając się wstecz, w wiele lat potem, kiedy walka w sprawie o wybór drogi została zakończona i kiedy historja wydała ostateczny sad o trafności obranej drogi — nietrudno jest oczywiście wykazać głębię myśli przez twierdzenie o wzroście zadań partyjnych, rosnących wraz z partją. Ale w czasach zamieszania[58], kiedy rosyjscy «krytycy» i ekonomiści obniżają socjaldemokrację do trade-unionizmu, teroryści zaś ze zdwojoną energią propagują przyjęcie «taktyki-planu», powtarzającego dawne błędy, w takiej chwili ograniczać się do takiej głębi myśli znaczy wystawić sobie «świadectwo ubóstwa». W chwili, kiedy wielu socjaldemokratów rosyjskich cierpi właśnie na brak inicjatywy i energji, na brak «rozmachu w propagandzie, agitacji i organizacji politycznej»,[59] na brak «planów» co do szerszego postawienia pracy rewolucyjnej, w takiej chwili mówić: «taktyka-plan przeczy podstawowemu duchowi marksizmu» znaczy nietylko teoretycznie wulgaryzować marksizm, ale i praktycznie ciągnąć wstecz.

«Rewolucjonista-socjaldemokrata ma za zadanie, — poucza nas dalej «Rab. Dieło» — przez swą świadomą pracę jedynie przyśpieszać rozwój objektywny, nie zaś przekreślać go lub zastępować przez plany subjektywne. W teorji «Iskra» wie to wszystko. Ale olbrzymie znaczenie, które marksizm słusznie nadaje świadomej pracy rewolucyjnej, pociąga ją w praktyce, wskutek jej doktrynerskiego poglądu na taktykę, do pomniejszenia znaczenia objektywnego czyli żywiołowego czynnika rozwoju (str. 18).

Znów niesłychana gmatwanina teoretyczna, godna pana W. W. i kompanji. Spytalibyśmy naszego filozofa: w czem może się wyrazić «pomniejszenie» objektywnego rozwoju ze strony twórcy planów subjektywnych? Oczywiście w tem, że nie weźmie on pod uwagę faktu, iż ten rozwój objektywny stwarza albo wzmacnia, gubi albo osłabia takie a takie klasy, warstwy, grupy, takie a takie narody, grupy narodów itp., uwarunkowując tem samem takie a takie międzynarodowe polityczne ugrupowanie sił, stanowisko partyj rewolucyjnych itp. Ale wina takiego twórcy planu będzie polegała wówczas nie na pomniejszeniu czynnika żywiołowości, lecz, przeciwnie, na pomniejszeniu czynnika świadomości, albowiem zbraknie mu wówczas «świadomości» dla właściwego rozumienia rozwoju objektywnego. Dlatego też już gadanie o «ocenie stosunkowego (podkreślenie «Rab. Dieła») znaczenia żywiołowości i świadomości ujawnia zupełny brak «świadomości». Jeżeli pewne «żywiołowe czynniki rozwoju» są wogóle dostępne świadomości ludzkiej, to niewłaściwa ich ocena będzie równoznaczna z «pomniejszeniem czynnika świadomości». A jeżeli są one niedostępne świadomości ludzkiej, to ich nie znamy i mówić o nich nie możemy. O czem więc rozprawia Kryczewski? Jeżeli uważa za błędne «subjektywne plany» «Iskry» (a właśnie ogłasza je za błędne), to powinienby wskazać, jakie to mianowicie fakty objektywne ignorowane są przez te plany, i oskarżyć «Iskrę» za to ignorowanie o brak świadomości, o «pomniejszenie czynnika świadomości», wyrażając się jego językiem. Jeżeli zaś Kryczewski, niezadowolony z planów subjektywnych, nie ma innych argumentów prócz powoływania się na pomniejszenie czynnika żywiołowości» (!), to tem samem dowodzi jedynie, że: 1) teoretycznie rozumie on marksizm à la[60] Karajewowie i Michajłowscy, dostatecznie już wyśmiani przez Beltowa,[61] 2) praktycznie zupełnie zadowala się temi żywiołowemi czynnikami rozwoju», które wciągały naszych legalnych marksistów w bernsteinizm, a naszych socjaldemokratów w ekonomizm, i że «sierdzi się srodze» na ludzi, którzy postanowili za wszelką cenę ściągnąć socjaldemokrację rosyjską z drogi rozwoju «żywiołowego».
Dalej zaś następują już zupełnie wesołe rzeczy: «Tak samo, jak pomimo postępu nauk przyrodniczych ludzie będą się rozmnażali w sposób ustalony z dziada-pradziada, — tak samo ukazanie się na świat nowego porządku społecznego, pomimo postępu nauk społecznych i pomimo rosnącej liczby świadomych bojowników, także w przyszłości będzie rezultatem przeważnie wybuchów żywiołowych».[62] Tak samo, jak mądrość praojców głosi: aby mieć dzieci, nie trzeba rozumu — tak samo mądrość «najnowszych socjalistów» (à la Narcyz Tuporyłow)[63] głosi: aby uczestniczyć w żywiołowem ukazaniu się na świat nowego porządku społecznego każdemu starczy rozumu. My także myślimy, że każdemu starczy rozumu. Dla takiego uczestnictwa wystarczy poddawać się — ekonomizmowi, kiedy panuje ekonomizm, — teroryzmowi, kiedy powstał teroryzm. Tak więc «Rab. Dieło» wiosną roku bieżącego, kiedy było rzeczą tak ważną przestrzec przed zapaleniem się do teroru, w zdumieniu stało wobec «nowego» dlań zagadnienia. Teraz zaś, w pół roku później, kiedy zagadnienie przestało być taką bolączką dnia dzisiejszego, «Rab. Dieło» częstuje nas jednocześnie i oświadczeniem: «sądzimy, że zadaniem socjaldemokracji nie może i nie powinno być przeciwdziałanie ożywieniu się nastrojów terorystycznych» («Rab. Dieło», Nr. 10, str. 23) i uchwałą zjazdu: «Zjazd uważa, że systematyczny atakujący teror jest nie na czasie» («Dwa Sjezda», str. 18). Jakie to zdumiewająco jasne i powiązane wzajemnie! Nie przeciwdziałamy, ale oświadczamy, że jest nie na czasie, przyczem oświadczamy to tak, że teror niesystematyczny i obronny nie jest objęty uchwałą. Należy przyznać, że taka uchwała jest bardzo bezpieczna i zupełnie zagwarantowana od błędów — tak samo, jak zagwarantowany od błędów jest człowiek, który mówił po to, by nic nie powiedzieć! I dla ułożenia takiej uchwały potrzeba jednej tylko rzeczy: umieć trzymać się za ogon ruchu. Kiedy «Iskra» wyśmiała to, że «Rab. Dieło» uznało zagadnienie teroru za zagadnienie nowe,[64] to «Rab. Dieło» gniewnie oskarżyło «Iskrę» o «wprost nieprawdopodobną pretensję do narzucania organizacji partyjnej rozwiązania zagadnień taktycznych, danego przez grupę pisarzy-emigrantów przeszło 15 lat temu» (str. 24). Rzeczywiście, co za pretensjonalność i co za wyolbrzymianie czynnika świadomego: naprzód rozwiązywać zagadnienia teoretycznie po to, by potym przekonywać o słuszności tego rozwiązania i organizację, i partje, i masy![65] Co innego poprostu powtarzać oklepanki i nic nikomu nie «narzucając» poddawać się każdemu «zwrotowi» i w kierunku ekonomizmu, i w kierunku teroryzmu. «Rab. Dieło» uogólnia nawet ten wielki nakaz mądrości życiowej,[66] oskarżając «Iskrę» i «Zarję» o «przeciwstawienie swego programu ruchowi, jako ducha, unoszącego się nad bezkształtnym chaosem (str. 29). Na czem więc polega rola socjaldemokracji, jeśli nie na tem, żeby być «duchem», nietylko unoszącym się nad żywiołowym ruchem, ale i podnoszącym ten ruch do «swego programu»? Przecież nie na tem, by wlec się w ogonie ruchu: w najlepszym wypadku jest to bezpożyteczne dla ruchu, w gorszym — bardzo a bardzo szkodliwe. «Rab. Dieło» zaś nietylko kieruje się tą «taktyką-procesem», lecz podnosi ją do godności zasady, tak że nawet słuszniej byłoby nazwać jego kierunek nie oportunizmem, lecz (od słowa: chwost — ogon) chwostyzmem. I niepodobna nie przyznać, że ludzie, którzy mocno postanowili wlec się zawsze za ruchem, jako jego ogon, nazawsze i absolutnie zagwarantowani są przed «pomniejszeniem żywiołowego czynnika rozwoju».

∗            ∗

Tak więc, przekonaliśmy się, że podstawowy błąd «nowego kierunku» w socjaldemokracji rosyjskiej polega na korzeniu się przed żywiołowością, na nierozumieniu, że żywiołowość masy wymaga od nas, socjaldemokratów, mnóstwa świadomości. Im większe jest żywiołowe ożywienie się mas, im szerszy staje się ruch, tem jeszcze nieporównanie szybciej wzrasta zapotrzebowanie mnóstwa świadomości i w teoretycznej, i w politycznej, i w organizacyjnej pracy socjaldemokracji.
Żywiołowe ożywienie się mas w Rosji odbyło się (i odbywa się w dalszym ciągu) z taką szybkością, że młodzież socjaldemokratyczna okazała się nieprzygotowaną do wykonania tych olbrzymich zadań. Ten brak przygotowania — to nasz powszechny brak, brak wszystkich socjaldemokratów rosyjskich. Ożywienie się mas odbywało się i szerzyło bez przerwy i ciągle, nietylko nie urywając się tam, gdzie się zaczęło, lecz ogarniając coraz nowe miejscowości i coraz nowe warstwy ludności (pod wpływem ruchu robotniczego ożywił się ferment wśród uczącej się młodzieży, wśród inteligencji wogóle, a nawet wśród chłopstwa). A rewolucjoniści pozostawali w tyle za tem ożywieniem, i ani w swych «teorjach», ani w swej działalności nie potrafili stworzyć nieprzerwanej i ciągłej organizacji, zdolnej do kierowania całym ruchem.
W pierwszym rozdziale stwierdziliśmy obniżenie przez «Rab. Dieło» naszych zadań teoretycznych oraz «żywiołowe» powtarzanie modnego hasła «wolność krytyki»: powtarzającym zabrakło «świadomości» dla zrozumienia biegunowej sprzeczności pomiędzy pozycją «krytyków» oportunistów a pozycją rewolucjonistów w Niemczech i w Rosji.

W rozdziałach następnych rozpatrzymy, jak uzewnętrzniało się to korzenie się przed żywiołowością w dziedzinie zadań politycznych oraz w organizacyjnej pracy socjaldemokracji.
III. POLITYKA TRADE-UNIONISTYCZNA A SOCJALDEMOKRATYCZNA.

Zaczniemy znów od pochwalenia «Rab. Dieła». «Literatura oskarżycielska a walka proletarjacka» — tak zatytułował Martynow swój artykuł w Nr. 10 «Rab. Dieła», dotyczący różnicy poglądów «Rab. Dieła» i «Iskry». «Nie możemy ograniczyć się wyłącznie do demaskowania porządków, stojących na drodze jej (partji robotniczej) rozwoju. Musimy też reagować na najbliższe i bieżące interesy proletarjatu» (str. 63) — tak formułował on istotę tych różnic.
«...«Iskra»... faktycznie jest organem rewolucyjnej opozycji, demaskującym nasze porządki, a zwłaszcza porządki polityczne... My zaś pracujemy i będziemy pracowali dla sprawy robotniczej w ścisłym organicznym związku z walką proletarjacką». (Tamże). Trzeba być wdzięcznym Martynowowi za to sformułowanie. Nabiera ono wybitnego znaczenia ogólnego, obejmuje bowiem w gruncie rzeczy bynajmniej nie same tylko różnice między naszemi poglądami a poglądami «Rab. Dieła», lecz i wszystkie ogólne rozbieżności między nami a «ekonomistami» w sprawie walki politycznej. Wykazaliśmy już, że «ekonomiści» nie negują bezwzględnie «polityki», lecz jedynie zbaczają ciągle z socjaldemokratycznego pojmowania polityki na pojmowanie trade-unionistyczne. Zupełnie tak samo zbacza Martynow, i dlatego też godzimy się wziąć właśnie jego za wzór błędów ekonomicznych w danej sprawie. O taki wybór — postaramy się tego dowieść — nie będą mogli mieć do nas pretensji ani autorzy «Dodatku specjalnego» do «Raboczej Myśli», ani autorzy odezwy «Grupy samowyzwolenia», ani autorzy listu ekonomicznego w Nr. 12 «Iskry».

a) Agitacja polityczna i zacieśnienie jej przez ekonomistów.

Wiadomo wszystkim, że szerokie rozpowszechnienie się i wzmocnienie ekonomicznej[67] walki robotników rosyjskich szło ręka w rękę z powstaniem «literatury» oskarżeń ekonomicznych (fabrycznych i fachowych). Główną treść «ulotek» stanowiło demaskowanie porządków fabrycznych, i wśród robotników szybko wybuchła istna namiętność do oskarżeń. Skoro tylko robotnicy spostrzegli, że kółka socjaldemokratów chcą i mogą dostarczać im nowego rodzaju odezw, mówiących całą prawdę o nędznem ich życiu, o pracy ponad siły i o bezprawnem ich położeniu — posypał się grad, rzec można, korespondencyj z fabryk i warsztatów pracy. Ta «literatura oskarżycielska wywołała niesłychaną sensację nietylko w tej fabryce, której porządki smagała dana ulotka, lecz i we wszystkich fabrykach, gdzie choć cośkolwiek słyszano o demaskowanych faktach. A ponieważ potrzeby i bolączki robotników różnych zakładów i fachów mają dużo między sobą wspólnego, to «prawda o życiu robotniczem» zachwycała wszystkich. Wśród najbardziej zacofanych robotników rozwinęła się istna namiętność, żeby «być drukowanym» — szlachetna namiętność do tej zaczątkowej formy wojny przeciw całemu współczesnemu ładowi społecznemu, zbudowanemu na grabieży i ucisku. I «ulotki» te w olbrzymiej większości wypadków były istotnie wypowiedzeniem wojny, ponieważ oskarżycielskie rewelacje doprowadzały do niesłychanego wzburzenia, wywoływały wśród robotników powszechne żądanie usunięcia najbardziej krzyczących potworności oraz gotowość poparcia tych żądań «strajkami». Sami fabrykanci w końcu do tego stopnia musieli uznać znaczenie tych ulotek jako wypowiedzenie wojny, że bardzo często nie chcieli nawet czekać samej wojny. Oskarżycielskie rewelacje, jak zawsze, stały się siłą przez sam fakt swego pojawienia się, zyskały znaczenie potężnego nacisku moralnego. Zdarzało się niejednokrotnie, że wystarczało same ukazanie się ulotki, aby wszystkie żądania lub część ich została zaspokojona. Słowem, rewelacje ekonomiczne (fabryczne) były i pozostają jeszcze obecnie ważną dźwignią walki ekonomicznej. I zachowają to znaczenie, dopóki będzie istniał kapitalizm, rodzący siłą rzeczy samoobronę robotników. W najbardziej postępowych krajach europejskich można obserwować i obecnie jeszcze, jak wyciąganie na światło dzienne potworności w jakimś «przemyśle» w zapadłej dziurze prowincjonalnej lub jakiejś zapomnianej przez wszystkich gałęzi pracy domowej, staje się punktem wyjścia dla obudzenia świadomości klasowej, dla rozpoczęcia walki zawodowej i rozpowszechnienia socjalizmu.[68]
Przeważająca większość socjaldemokratów rosyjskich czasów ostatnich była prawie całkowicie pochłonięta tą pracą organizowania rewelacyj fabrycznych. Dość wspomnieć «Rab. Myśl», aby przekonać się, do jakiego stopnia dochodziło to pochłonięcie, jak zapominano przy tem, że działalność ta sama w sobie nie jest jeszcze, w gruncie rzeczy, działalnością socjaldemokratyczną, lecz tylko trade-unionistyczną. Rewelacje dotyczyły w gruncie rzeczy, jedynie stosunku robotników danego zawodu do ich przedsiębiorców i prowadziły do tego tylko, że sprzedawcy siły roboczej uczyli się korzystniej sprzedawać ten «towar» i walczyć z kupującym na gruncie czysto handlowych tranzakcyj. Rewelacje te (pod warunkiem pewnego wyzyskania ich przez organizacje rewolucjonistów) mogły stać się początkiem i częścią składową działalności socjaldemokratycznej, lecz mogły również (a przy korzeniu się przed żywiołowością musiały) prowadzić do walki «wyłącznie zawodowej» oraz do nie-socjalistycznego ruchu robotniczego. Socjaldemokracja kieruje walką klasy robotniczej nietylko o korzystne warunki sprzedaży siły roboczej, lecz i o zniesienie tego ustroju społecznego, który zmusza klasy nieposiadające do sprzedawania się bogaczom. Socjaldemokracja reprezentuje klasę robotniczą nie w jej stosunku do danej tylko grupy przedsiębiorców lecz w jej stosunku do wszystkich klas społeczeństwa współczesnego, do państwa, jako zorganizowanej siły politycznej. Stąd zrozumiałą jest rzeczą, że socjaldemokraci nietylko nie mogą ograniczyć się do walki ekonomicznej, lecz również nie mogą dopuścić, aby organizowanie oskarżycielstwa ekonomicznego stanowiło ich główną działalność. Musimy czynnie wziąć się do politycznego wychowania klasy robotniczej, do rozwijania jej świadomości politycznej. Z tem obecnie, po pierwszem natarciu ze strony pism «Zarja» i «Iskra» na ekonomizm, «wszyscy się zgadzają» (aczkolwiek niektórzy — w słowach jedynie, jak to zaraz zobaczymy).
Zachodzi pytanie, na czem powinno polegać wychowanie polityczne? Czy można poprzestać na propagandzie idei wrogości klasy robotniczej względem samowładztwa? Oczywiście, nie. Niedość objaśniać ucisk polityczny robotników (tak samo, jak niedość było objaśniać im przeciwieństwo między ich interesami a interesami przedsiębiorców). Niezbędną jest rzeczą agitować przy okazji każdego konkretnego przejawu tego ucisku (tak samo jak zaczęliśmy agitować przy okazji konkretnych przejawów ucisku ekonomicznego). A ponieważ ten ucisk spada na najrozmaitsze klasy społeczeństwa, ponieważ uzewnętrznia się w najrozmaitszych dziedzinach życia i działalności, i w dziedzinie zawodowej, i w ogólno-obywatelskiej i osobistej, i rodzinnej, i religijnej, i naukowej itp., to czyż nie jest oczywiste, że nie spełnimy zadania, polegającego na rozwijaniu świadomości politycznej robotników, o ile nie zabierzemy się do organizowania wszechstronnego politycznego demaskowania samowładztwa? Przecież by móc agitować z powodu konkretnych przejawów ucisku, trzeba zdemaskować te przejawy (tak samo, jak trzeba było demaskować nadużycia w fabrykach, aby prowadzić agitację ekonomiczną)?
Zdawałoby się, że to jasne? Ale właśnie tu okazuje się, że z niezbędnością wszechstronnego rozwijania świadomości politycznej «wszyscy» zgadzają się jedynie w słowach. Tu właśnie okazuje się, że np. «Rab. Dieło» nietylko nie stawiało sobie za zadanie zorganizowania (lub zainicjowania organizacji) wszechstronnych rewelacyj politycznych, lecz zaczęło ciągnąć wstecz «Iskrę», która wzięła się do tego zadania. Słuchajcie: «Walka polityczna klasy robotniczej to jedynie» (właśnie nie jedynie) «najbardziej rozwinięta, szeroka i skuteczna forma walki ekonomicznej» («Program «Rab. Dieła», «Rab. Dieło» Nr. 1, str. 3). «Obecnie przed socjaldemokratami stoi zadanie — jak nadać w miarę możności samej walce ekonomicznej charakter polityczny» (Martynow w Nr. 10, str. 42). «Walka ekonomiczna — to najszerzej dający się stosować środek wciągania masy do czynnej walki politycznej» (uchwała Zjazdu związku i «poprawki». «Dwa Zjazdy», str. 11 i 17). Wszystkie te twierdzenia przenikają «Rab. Dieło», jak czytelnik widzi, od samego jego powstania aż do ostatnich «instrukcyj redakcji», i wszystkie one wyrażają oczywiście ten sam pogląd na agitację i walkę polityczną. Przyjrzyjcie się więc temu poglądowi z punktu widzenia panującego wśród wszystkich ekonomistów mniemania, że agitacja polityczna powinna następować po ekonomicznej. Czy słuszne jest, że walka ekonomiczna jest wogóle[69] «najszerzej dającym się stosować środkiem» wciągania mas do walki politycznej? Zupełnie niesłuszne. Środkami, które nie mniej «szeroko dają się stosować» dla takiego «wciągania» są wszystkie i wszelkie przejawy ucisku policyjnego i samowoli absolutyzmu bynajmniej zaś nie takie tylko przejawy, które związane są z walką ekonomiczną. Naczelnicy ziemscy i kara cielesna dla chłopów, łapownictwo urzędników i postępowanie policji wobec «prostego ludu» miejskiego, ucisk podatkowy i prześladowanie sekt, tresowanie żołnierzy i żołdackie obchodzenie się ze studentami i liberalną inteligencją — dlaczegoźby te wszystkie i tysiące innych podobnych przejawów ucisku, nie związanych bezpośrednio z walką «ekonomiczną» miałyby być wogóle mniej «szeroko dającemi się stosować» środkami i argumentami dla agitacji politycznej, dla wciągania masy do walki politycznej? Wręcz przeciwnie! W ogólnej sumie wypadków życiowych, kiedy robotnik cierpi (za siebie czy za bliskich mu ludzi) wskutek bezprawia, samowoli i gwałtu zaledwie nieznaczną mniejszość stanowią niewątpliwie wypadki ucisku policyjnego właśnie w walce zawodowej. Pocóż z góry zacieśniać rozmach agitacji politycznej, oświadczając, że środkiem, dającym się «najszerzej stosować» jest tylko jeden ze środków, z którym równorzędnie powinny dla socjaldemokraty stać inne, naogół biorąc nie mniej «szeroko dające się stosować» środki?
W czasach dawno, dawno minionych (rok temu!..) «Rab. Dieło» pisało: «Najbliższe żądania polityczne stają się dostępne dla masy po jednym, albo, w ostateczności, po kilku strajkach», «skoro tylko rząd puści w ruch policję i żandarmerję» (Nr. 7, str. 15, sierpień r. 1900). Ta oportunistyczna teorja stadjów jest już obecnie odrzucona przez Związek, który robi nam ustępstwo, oświadczając: «niema żadnej konieczności, aby z samego początku prowadzić agitację polityczną jedynie na gruncie ekonomicznym» («Dwa Sjezda», str. 11. Przyszły historyk socjaldemokracji rosyjskiej z samego tego wyrzeczenia się przez Związek części jego dawnych błędów zobaczy lepiej, niż z wszelkich długich rozumowań, do jakiego poniżenia doprowadzili socjalizm nasi ekonomiści! Ale jakąż naiwnością ze strony Związku było wyobrażać sobie, że za cenę tego wyrzeczenia się jednej formy zacieśniania polityki będzie można pobudzić nas do zgody na inną formę zacieśniania! Czy nie logiczniej byłoby powiedzieć i tutaj, że walkę ekonomiczną należy prowadzić jak można najszerzej, że należy z niej zawsze korzystać dla agitacji politycznej, ale że «niema żadnej konieczności», aby walkę ekonomiczną uważać za najszerzej dający się stosować środek wciągania mas do czynnej walki politycznej?[70]
Związek nadaje znaczenie temu, że zastąpił wyrażenie «najszerzej dający się stosować środek» przez wyrażenie «najlepszy środek», użyte w odpowiedniej rezolucji IV Zjazdu żydowskiego Związku Robotniczego (Bundu). Zaiste z trudem moglibyśmy powiedzieć, która z tych uchwał jest lepsza: według naszego zdania, obie są gorsze. I Bund i Związek zbaczają tu (poczęści może nawet nieświadomie, pod wpływem tradycji) na drogę ekonomicznego, trade-unionistycznego pojmowania polityki. Sprawa w gruncie rzeczy ani trochę nie zmienia się przez to, czy dzieje się to przy pomocy słówka «najlepszy», czy przy pomocy słówka «najszerzej dający się stosować». Gdyby Związek powiedział, że «agitacja polityczna na gruncie ekonomicznym jest najszerzej stosowanym (nie zaś «dającym się stosować») środkiem, to miałby zupełną rację w stosunku do pewnego okresu w rozwoju naszego ruchu socjaldemokratycznego. A mianowicie, miałby rację w zastosowaniu do ekonomistów, w zastosowaniu do wielu (jeżeli nie większości) praktyków lat 1898—1901, ponieważ ci praktycy-ekonomiści, istotnie agitację polityczną stosowali (o ile wogóle stosowali!) prawie wyłącznie na gruncie ekonomicznym. Taką agitację polityczną uznawały, a nawet zalecały, jak widzieliśmy, i «Rab. Myśl», i «Grupa samowyzwolenia». «Rab. Dieło» powinno było zdecydowanie potępić to, że pożytecznej sprawie agitacji ekonomicznej towarzyszyło szkodliwe zacieśnianie walki politycznej, a zamiast tego «Rab. Dieło» ogłasza środek najszerzej stosowany (przez ekonomistów) za środek najszerzej dający się stosować!
Nic dziwnego, że kiedy nazywamy tych ludzi ekonomistami, nie pozostaje im nic innego, jak wymyślać nam na całego i od «mistyfikatorów», i od «dezorganizatorów», i od «nuncjuszów papieskich», i od «oszczerców»,[71] jak biadać wobec wszystkich i każdego, że wyrządzono im krwawą krzywdę, jak oświadczać omal że nie pod przysięgą: «o ekonomizm stanowczo nie można teraz oskarżyć ani jednej organizacji socjaldemokratycznej».[72] Ach, ci oszczercy, źli — politycy. Czy nie wymyślili oni tego całego ekonomizmu umyślnie, żeby — z samej nienawiści ku ludziom — wyrządzać im krwawe krzywdy.[73]
Jaki konkretny, realny sens ma w ustach Martynowa postawienie przed socjaldemokracją zadania: «nadać samej walce ekonomicznej charakter polityczny»? Walka ekonomiczna — to zbiorowa walka robotników przeciw przedsiębiorcom o korzystne warunki sprzedaży siły roboczej, o poprawę warunków pracy i życia robotników. Walka ta z konieczności jest walką zawodową, warunki bowiem pracy w różnych zawodach są ogromnie różnorodne, a zatem walka o poprawę tych warunków nie może być prowadzona nie według zawodów (przez związki zawodowe na Zachodzie, przez prowizoryczne zjednoczenia zawodowe i ulotki w Rosji itp.). Nadać «samej walce ekonomicznej charakter polityczny» oznacza zatem domagać się urzeczywistnienia tych właśnie żądań zawodowych, tego właśnie zawodowego polepszenia warunków pracy przez «zarządzenia ustawowe i administracyjne» (jak wyraża się Martynow na następnej, 43 str. swego artykułu). To właśnie robią i zawsze robiły wszystkie robotnicze związki zawodowe. Zajrzyjcie do dzieła gruntownych uczonych (i «gruntownych» oportunistów) małżonków Webbów,[74] a zobaczycie, że angielskie związki robotnicze już z dawien dawna uświadomiły sobie i urzeczywistniają zadanie «nadania samej walce ekonomicznej charakteru politycznego», zdawien dawna walczą o wolność strajków, o zniesienie wszystkich i wszelakich przeszkód prawnych dla ruchu spółdzielczego i zawodowego, o wydanie ustaw ochronnych dla kobiet i dzieci, o poprawę warunków pracy na drodze ustawodawstwa sanitarnego i fabrycznego itp.
W ten sposób za szumnym frazesem: «nadać samej walce ekonomicznej charakter polityczny», za frazesem, brzmiącym «strasznie» głęboko i rewolucyjnie, ukrywa się, w gruncie rzeczy, tradycyjne dążenie do obniżenia polityki socjaldemokratycznej do polityki trade-unionistycznej! Pod pozorem naprawienia jednostronności «Iskry», która — uważacie — stawia rewolucjonizowanie dogmatu wyżej, aniżeli rewolucjonizowanie życia,[75] częstuje się nas jako czemś nowem walką o reformy ekonomiczne. W rzeczy samej, zdanie: «nadać samej walce ekonomicznej charakter polityczny» nie zawiera nic, oprócz walki o reformy ekonomiczne. I sam Martynow mógłby dojść do tego nieskomplikowanego wniosku, gdyby dobrze wnikał w znaczenie własnych słów. «Partja nasza — mówi Martynow, wystawiając swe najcięższe działo przeciw «Iskrze» — mogłaby i powinnaby była stawiać rządowi «konkretne żądania zarządzeń ustawodawczych i administracyjnych przeciw wyzyskowi ekonomicznemu, przeciw bezrobociu, przeciw głodowi itd.» (str. 42—43 w Nr. 10 «Rab. Dieła»). Konkretne żądania zarządzeń — czyż to nie żądanie reform społecznych? Pytamy jeszcze raz bezstronnych czytelników, czy jest to oszczerstwem na «raboczedieleńców» (niech mi będzie wybaczone to niezdarne przezwisko!), jeżeli nazywamy ich skrytymi bernsteinistami, wówczas kiedy — jako różnicę zdań między sobą a «Iskrą» wysuwają tezę o konieczności walki o reformy ekonomiczne?
Rewolucyjna socjaldemokracja zawsze włącza i zawsze włączała do swej działalności walkę o reformy. Ale agitacją ekonomiczną posiłkuje się ona dlatego, by żądać od rządu nietylko wszelkiego rodzaju zarządzeń, lecz również (i przede wszystkiem) żądać, aby przestał być rządem absolutystycznym. Oprócz tego, socjaldemokracja uważa za swój obowiązek stawianie rządowi tego żądania nietylko na gruncie walki ekonomicznej, lecz również na gruncie wszystkich wogóle przejawów życia społeczno-politycznego. Słowem, walkę o reformy podporządkowuje ona, jako część całości, rewolucyjnej walce o wolność i socjalizm. Martynow zaś wskrzesza w innej formie teorję stadjów, usiłując narzucić koniecznie ekonomiczną — że tak powiem — drogę rozwoju walce politycznej. Występując w chwili ożywienia rewolucyjnego ze specjalnem jakoby «zadaniem» walki o reformy, ciągnie w ten sposób partję wstecz i działa na rękę oportunizmowi tak «ekonomicznemu», jak liberalnemu.
Dalej. Ukrywszy wstydliwie walkę o reformy pod napuszoną tezą: «nadać samej walce ekonomicznej charakter polityczny», Martynow wysuwa jako coś odrębnego same tylko reformy ekonomiczne (a nawet tylko fabryczne). Dlaczego to zrobił, nie wiemy. Może przez niedopatrzenie? Ale gdyby miał na myśli nietylko reformy «fabryczne», to wówczas cała jego dopiero co przytoczona teza straciłaby wszelki sens. Może dlatego, że uważa za możliwe i prawdopodobne «ustępstwa» ze strony rządu tylko w dziedzinie ekonomicznej?[76]. Jeśli tak, to jest to dziwny błąd; ustępstwa są możliwe i zdarzają się również i[77] w dziedzinie ustawodawstwa tyczącego chłosty, paszportów, opłat wykupowych, cenzury itp. «Ekonomiczne» ustępstwa (lub niby ustępstwa) są oczywiście dla rządu najtańsze i najkorzystniejsze, gdyż rząd liczy, że w ten sposób wpoi zaufanie do siebie w masy robotnicze. Ale właśnie dlatego my, socjaldemokraci, w żaden sposób i w niczem nie powinniśmy dopuszczać do takiego poglądu (czy nieporozumienia), jakoby dla nas reformy ekonomiczne były więcej warte, jakobyśmy uważali je za szczególnie ważne itp. «...My nie jesteśmy ekonomistami, o nie! My tylko tak samo płaszczymy się niewolniczo przed «namacalnością» konkretnych rezultatów, jak panowie Bernsteinowie, Prokopowicze, Struwe, R. M. i tutti quanti[78]: My tylko (wraz z Narcyzem Tuporyłowem), dajemy do zrozumienia, że wszystko, co nie «rokuje namacalnych rezultatów», jest «pustym dźwiękiem»! My tylko wyrażamy się tak, jakgdyby masa robotnicza była niezdolna (i jakgdyby nie dowiodła już swej zdolności, wbrew tym, którzy zwalają na nią swe własne filisterstwo) do czynnego popierania wszelkiego protestu przeciw samowładztwu, nawet takiego protestu, który nie rokuje jej absolutnie żadnych namacalnych rezultatów!
Weźcie chociażby te same przez samego Martynowa przytoczone przykłady o «zarządzeniach» przeciw bezrobociu i głodowi. Podczas, gdy «Rab. Dieło zajmuje się, sądząc z jego obietnicy, wypracowaniem i opracowaniem «konkretnych (w formie projektów ustaw?) żądań zarządzeń ustawodawczych i administracyjnych», «rokujących namacalne rezultaty», — w tym samym czasie «Iskra» «niezmiennie stawiająca rewolucjonizowanie dogmatu wyżej niż rewolucjonizowanie życia», starała się wyjaśnić nierozerwalny związek pomiędzy bezrobociem a całym ustrojem kapitalistycznym, uprzedzała, że «idzie głód», demaskowała policyjną «walkę z głodującemi» i oburzające «tymczasowo-katorżnicze przepisy», w tym samym czasie «Zarja» wydawała w oddzielnej odbitce, jako broszurę agitacyjną, część «przeglądu wewnętrznego», poświęconego głodowi. Ale mój boże, jak «jednostronni» byli przytym niepoprawnie-ciaśni ortodoksi, głusi na nakazy «samego życia» dogmatycy! W żadnym z ich artykułów nie było — o zgrozo! — ani jednego, wyobraźcie sobie: absolutnie ani jednego «konkretnego żądania», «rokującego namacalne rezultaty»! Nieszczęśni dogmatycy! Oddać ich na naukę do Kryczewskich i Martynowów, aby przekonać ich, że taktyka — to proces wzrostu, rosnącego itd., i że należy samej walce ekonomicznej nadać charakter polityczny![79]

«Walka ekonomiczna robotników przeciw przedsiębiorcom i rządowi («ekonomiczna walka przeciw rządowi»!!), poza swem bezpośredniem znaczeniem rewolucyjnem, posiada jeszcze to znaczenie, że nieustannie zderza robotników z zagadnieniem ich bezprawnego położenia politycznego» (Martynow, str. 44). Przytoczyliśmy tę cytatę nie poto, aby po raz setny i tysięczny powtarzać to, co było już powiedziane wyżej, lecz poto, aby specjalnie podziękować Martynowowi za to nowe i doskonałe sformułowanie: «Walka ekonomiczna robotników z przedsiębiorcami i z rządem». Wspaniałe! Z jakim nieporównanym talentem, z jakiem mistrzowskiem eliminowaniem[80] wszystkich częściowych rozbieżności i różnic w odcieniach pomiędzy ekonomistami została tu wyrażona w krótkiem i jasnem twierdzeniu cała istota ekonomizmu, poczynając od wzywania robotników do «walki politycznej, którą prowadzą oni w interesach ogólnych, mając na względzie polepszenie położenia wszystkich robotników»[81], poprzez teorję stadjów, a kończąc na uchwale zjazdowej o «najszerszej stosowalności» itp. «Walka ekonomiczna z rządem» — to właśnie polityka trade-unionistyczna, od której do polityki socjaldemokratycznej jest jeszcze bardzo a bardzo daleko.
b) Opowieść o tem, jak Martynow pogłębił Plechanowa.

«Jak wielu socjaldemokratycznych Łomonosowów zjawiło się u nas w ostatnich czasach!» zauważył raz pewien towarzysz, mając na myśli zdumiewającą skłonność wielu skłonnych ku ekonomizmowi, aby koniecznie «własnym rozumem» zdobywać wielkie prawdy (w rodzaju tej, że walka ekonomiczna zderza robotników z kwestją bezprawia) i aby ignorować przytem ze wspaniałą pogardą genjalnego samouka to wszystko, co dał już poprzedni rozwój myśli rewolucyjnej i ruchu rewolucyjnego, Takim właśnie samoukiem jest Łomonosow-Martynow. Zajrzyjcie do jego artykułu: «Kwestje aktualne», a zobaczycie, jak zbliża się on «własnym rozumem» do tego, co dawno już powiedział Akselrod (którego nasz Łomonosow, rozumie się, zupełnie przemilcza), jak zaczyna naprzykład rozumieć, że nie możemy ignorować opozycyjności tych czy innych warstw burżuazji («Rab. Dieło», Nr. 9, str. 61, 62, 71 — porównaj z «Odpowiedzią», daną Akselrodowi przez redakcję «Rab. Dieła», str. 22, 23—24) itp. Ale — niestety! — dopiero «zbliża się» i dopiero «zaczyna», nic więcej, albowiem myśli Akselroda nie zrozumiał jednak jeszcze do tego stopnia, że mówi o «walce ekonomicznej z pracodawcami i rządem». W ciągu trzech lat (1898—1901) «Rab. Dieło» gromadziło siły, by zrozumieć Akselroda, i — i jednak go nie zrozumiało! Może pochodzi to także stąd, że socjaldemokracja, «tak samo jak ludzkość», stawia sobie zawsze same tylko ziszczalne zadania?
Ale Łomonosowowie odznaczają się nietylko tem, że wielu rzeczy nie wiedzą (byłoby to jeszcze pół biedy!), lecz i tem, że nie uświadamiają sobie swej niewiedzy. Jest to już prawdziwa bieda, i ta bieda pobudza ich do tego, by brać się odrazu do «pogłębiania» Plechanowa[82].

«Od czasu, kiedy Plechanow pisał wspomnianą książkę («O zadaniach socjalistów w walce z głodem w Rosji»), upłynęło dużo wody, — opowiada Martynow — Socjaldemokraci, którzy w przeciągu 10 lat kierowali walką ekonomiczną klasy robotniczej... nie zdążyli jeszcze dać szerokiego uzasadnienia teoretycznego taktyki partyjnej. Obecnie zagadnienie to dojrzało, i gdybyśmy zechcieli dać takie uzasadnienie teoretyczne, musielibyśmy niewątpliwie znacznie pogłębić te zasady taktyki, które ongi rozwijał Plechanow... Musielibyśmy teraz określić różnicę pomiędzy propagandą a agitacją inaczej, aniżeli to zrobił Plechanow». (Martynow dopiero co przytoczył słowa Plechanowa: «propagandysta daje wiele idej jednej osobie lub paru osobom, agitator zaś daje tylko jedną, albo tylko kilka idej, zato daje je całemu mnóstwu osób»). Przez propagandę rozumielibyśmy rewolucyjne oświetlenie całego obecnego ustroju lub częściowych jego przejawów, niezależnie od tego, czy robi się to w formie dostępnej jednostkom czy też szerokiej masie. Przez agitację, w ścisłym znaczeniu słowa (sic!), rozumielibyśmy wezwanie masy do pewnych konkretnych działań, przyczynianie się do bezpośredniego rewolucyjnego wmieszania się proletarjatu do życia społecznego».

Winszujemy rosyjskiej — a i międzynarodowej — socjaldemokracji nowej, Martynowowskiej, ściślejszej i głębszej terminologji. Dotąd myśleliśmy (wraz z Plechanowem oraz z wszystkimi wodzami międzynarodowego ruchu robotniczego), że propagandysta jeżeli bierze, np. choćby sprawę bezrobocia, powinien wyjaśnić kapitalistyczną naturę kryzysów, wykazać przyczyny, dla których są one nieuniknione w społeczeństwie obecnem, nakreślić konieczność przekształcenia tego społeczeństwa w społeczeństwo socjalistyczne itd. Słowem, powinien dać «wiele idej», tak wiele, że wszystkie te idee naraz w całym swym zespole, będą przyswojone sobie przez niewiele (stosunkowo) osób. Agitator zaś, mówiąc o tej samej sprawie, weźmie najbardziej znany jego słuchaczom i najjaskrawszy przykład, powiedzmy śmierć z głodu rodziny bezrobotnych, wzrost nędzy itp. i skieruje wszystkie swe wysiłki ku temu, aby korzystając z tego znanego wszystkim faktu, dać «masie» jedną ideę: ideę absurdalnego przeciwieństwa pomiędzy wzrostem bogactwa a wzrostem nędzy, postara się obudzić w masie niezadowolenie i oburzenie na tę krzyczącą niesprawiedliwość, pozostawiając całkowite wyjaśnienie tego przeciwieństwa propagandyście. Propagandysta działa dlatego przeważnie przy pomocy drukowanego, agitator — przy pomocy żywego słowa. Od propagandysty wymaga się innych cech, aniżeli od agitatora. Kautskiego i Lafargue’a np. nazwiemy propagandystami, Bebla i Guesde’a — agitatorami. Wyróżniać zaś trzecią dziedzinę czy trzecią funkcję działalności praktycznej, zaliczając do tej funkcji wezwanie masy do pewnych konkretnych czynów», jest największem bzdurstwem, «wezwanie» bowiem jako akt[83] jednorazowy albo w sposób naturalny i nieunikniony uzupełnia i traktat teoretyczny, i broszurę propagandystyczną i mowę agitacyjną, albo też jest funkcją czysto wykonawczą. W rzeczy samej, weźcie, np. obecną walkę socjaldemokratów niemieckich przeciw cłom zbożowym. Teoretycy piszą traktat o polityce celnej «wzywając» — powiedzmy — do walki o umowy handlowe i o wolność handlu; propagandysta robi to samo w pismach, agitator — w mowach publicznych. «Konkretne czyny» masy — w chwili obecnej polegają na podpisywaniu petycyj do parlamentu z żądaniem niepodwyższania ceł zbożowych. Wezwanie do tych czynów pochodzi pośrednio od teoretyków, propagandystów i agitatorów, bezpośrednio — od tych robotników, którzy roznoszą po fabrykach i po wszelakich mieszkaniach prywatnych listy do podpisywania. Według «terminologji Martynowowskiej» okazuje się, że i Kautsky i Bebel są propagandystami, kolporterzy zaś list — agitatorami, czy nie tak?
Przykład niemiecki przypomniał mi niemiecki wyraz Verballhornung, w przekładzie literalnym: obalhornowanie. Johann Ballhorn — był to wydawca lipski w XVI stuleciu; wydał on elementarz, przyczem — wedle zwyczaju — umieścił tam rysunek, wyobrażający koguta, ale zamiast zwykłego koguta z ostrogami u nóg, narysował koguta bez ostróg, zato umieścił obok niego parę jajek, na okładce zaś elementarza dodał: «wydanie poprawione przez Johanna Ballhorna». Otóż, od tego czasu niemcy mówią Verballhornung o takiem «poprawieniu», które w rzeczywistości jest pogorszeniem. I mimowoli przypomina się Ballhorn, kiedy patrzymy, jak Martynowowie «pogłębiają» Plechanowa...
Poco nasz Łomonosow[84] «wynalazł» ten galimatjas? Dla zilustrowania, że «Iskra» zwraca uwagę tylko na jedną stronę sprawy tak samo, jak robił to Plechanow już półtora dziesiątka lat temu (str. 39)[85]. «Według «Iskry» zadania propagandy, przynajmniej dla chwili obecnej, odsuwają na dalszy plan zadania agitacji» (str. 52). Jeżeli przetłumaczyć to twierdzenie z języka Martynowa na język ogólnoludzki (albowiem ludzkość nie zdążyła jeszcze przyjąć nowowynalezionej terminologji), otrzymamy, co następuje: według «Iskry» zadania propagandy politycznej i agitacji politycznej odsuwają na dalszy plan zadanie «stawiania rządowi konkretnych żądań w dziedzinie zarządzeń ustawowych i administracyjnych», żądań «rokujących pewne namacalne rezultaty» (albo żądań reform społecznych, jeżeli wolno jeszcze choć jeden jedyny raz użyć starej terminologji starej ludzkości, która dotąd nie dorosła do Martynowa). Proponujemy czytelnikowi, aby porównał z tą tezą następującą tyradę:

«Uderza nas w tych programach» (programach rewolucyjnych socjaldemokratów) i wieczne wysuwanie na plan pierwszy plusów działalności robotników w (nieistniejącym u nas) parlamencie obok zupełnego ignorowania wskutek ich rewolucyjnego nihilizmu wagi udziału robotników w istniejących u nas ustawodawczych zebraniach fabrykantów w sprawach fabrycznych... albo chociaż by udziału robotników w samorządzie miejskim...».

Autor tej tyrady wyraża nieco prościej, jaśniej i szczerzej tę samą myśl, do której doszedł własnym rozumem Martynow. Autor ten — to R. M. w «Dodatku specjalnym» do «Raboczej Myśli» (str. 15).

c) Oskarżycielstwo polityczne a «wychowywanie aktywności rewolucyjnej».

Wysuwając przeciw «Iskrze» swą «teorję» podniesienia aktywności masy robotniczej», Martynow ujawnił w rzeczywistości dążenie do obniżenia tej aktywności, albowiem za najlepszy, najważniejszy «dający się najszerzej stosować» środek rozbudzenia tej aktywności oraz za jej pole działania uznał tę samą walkę ekonomiczną, przed którą płaszczyli się i wszyscy ekonomiści. Błąd ten dlatego jest charakterystyczny, że jest on właściwy zgoła nie samemu tylko Martynowowi. W rzeczywistości «podniesienie aktywności masy robotniczej» może być osiągnięte tylko pod tym warunkiem, że nie będziemy ograniczali się do «agitacji politycznej na gruncie ekonomicznym». Jednym zaś z podstawowych warunków niezbędnego rozszerzenia agitacji politycznej jest organizacja wszechstronnego oskarżycielstwa politycznego. Inaczej, jak na tem oskarżycielstwie nie może być wychowana świadomość polityczna i rewolucyjna aktywność mas. Dlatego działalność taka jest jedną z najważniejszych funkcyj całej międzynarodowej socjaldemokracji, albowiem nawet wolność polityczna wcale nie usuwa sfery kierunku tego oskarżycielstwa, lecz jedynie nieco ją przesuwa. Naprzykład — partja niemiecka szczególnie wzmacnia swe pozycje i rozszerza swe wpływy właśnie dzięki niesłabnącej energji kampanji polityczno-oskarżycielskiej. Świadomość klasy robotniczej nie może być świadomością prawdziwie polityczną, jeżeli robotnicy nie są nauczeni reagować na wszystkie i wszelakie wypadki samowoli i ucisku, gwałtu i nadużyć bez względu na to, do jakich klas stosują się te wypadki; — a przytem reagować właśnie z socjaldemokratycznego a nie z jakiegoś innego punktu widzenia. Świadomość mas robotniczych nie może być świadomością prawdziwie klasową, jeżeli robotnicy na konkretnych a przytem bezwarunkowo palących (aktualnych) faktach i zdarzeniach politycznych nie nauczą się obserwować każdej innej klasy społecznej we wszystkich przejawach życia umysłowego, moralnego i politycznego tych klas; — jeżeli nie nauczą się stosować w praktyce analizy materjalistycznej i oceny materjalistycznej wszystkich stron działalności i życia wszystkich klas, warstw i grup ludności. Kto skierowuje uwagę, spostrzegawczość i świadomość klasy robotniczej wyłącznie albo chociażby przeważnie na nią samą, — ten nie jest socjaldemokratą, albowiem samopoznanie klasy robotniczej jest nierozerwalnie związane z zupełną jasnością nietylko teoretycznych... słuszniej nawet byłoby powiedzieć: nietyle teoretycznych, ile wypracowanych na doświadczeniu życia politycznego wyobrażeń o stosunku wzajemnym wszystkich klas społeczeństwa współczesnego. Oto dlaczego tak głęboko szkodliwe i tak głęboko reakcyjne co do swego znaczenia praktycznego są nauki naszych ekonomistów, że walka ekonomiczna jest najszerzej dającym się stosować środkiem wciągania mas do ruchu politycznego. Aby zostać socjaldemokratą, robotnik musi jasno zdawać sobie sprawę z natury ekonomicznej i ze społeczno-politycznego oblicza obszarnika i popa, wysokiego urzędnika i chłopa, studenta i lumpenproletarjusza, musi znać ich mocne i słabe strony, musi umieć orjentować się w tych utartych frazesach i wszelkiego rodzaju sofizmatach, któremi każda klasa i każda warstwa maskuje swe egoistyczne dążenia i swą istotną «duszę», musi orjentować się w tem, jakie instytucje i ustawy odzwierciadlają i jak mianowicie odzwierciadlają te lub inne interesy. Tego zaś «jasnego wyobrażenia» nie można zaczerpnąć z żadnej książki: mogą je dać jedynie żywe obrazy i na gorąco przeprowadzone demaskowanie tego, co w danej chwili zachodzi dokoła nas, o czem po swojemu mówią lub chociażby szepcą wszyscy i każdy, co wyraża się w takich a takich wydarzeniach, w takich a takich cyfrach, w takich a takich wyrokach sądowych itp. To wszechstronne oskarżycielstwo polityczne jest niezbędnym i podstawowym warunkiem wychowania rewolucyjnej aktywności mas.
Dlaczego robotnik rosyjski mało jeszcze okazuje aktywności rewolucyjnej wobec zwierzęcego obchodzenia się policji z ludem, szczucia sekciarzy, bicia chłopów, wybryków cenzury, katowania żołnierzy, prześladowania najniewinniejszych poczynań kulturalnych itp.? Czy nie dlatego, że nie «popycha» go do tego «walka ekonomiczna», że to mu «rokuje» mało rezultatów namacalnych», daje mało pozytywnego»? Nie, tego rodzaju mniemanie powtarzamy, nie jest niczem innem, jak tylko próbą zwalenia własnej winy na kogo innego, próbą zwalenia swego własnego filisterstwa (bernsteinizmu takoż) na masę robotniczą. Musimy oskarżać sami siebie, własne nienadążanie za ruchem mas, że nie potrafiliśmy jeszcze zorganizować dostatecznie szerokiego, jaskrawego, szybkiego demaskowania tych wszystkich łajdactw. Gdybyśmy to byli zrobili (a musimy i możemy to zrobić) — wówczas i najprzeciętniejszy robotnik zrozumie albo odczuje, że nad studentem i sekciarzem, chłopem i literatem ciąży i znęca się ta sama ciemna siła, która tak gnębi i uciska jego samego na każdym kroku jego życia, a odczuwszy to, robotnik sam zechce, niepohamowanie zechce zareagować na to i wówczas potrafi — dziś urządzić kocią muzykę cenzorom, jutro demonstrować przed domem gubernatora, który zdławił bunt chłopski, pojutrze dać nauczkę tym żandarmom w sutannie, którzy spełniają funkcje świętej inkwizycji itd. Dotąd zrobiliśmy jeszcze bardzo mało, prawie nic nie zrobiliśmy, by rzucać w masy wszechstronne i aktualne rewelacje. Wielu z nas nawet nie uświadamia sobie jeszcze tego obowiązku, lecz żywiołowo wlecze się za «szarą walką codzienną» w ciasnych ramach życia fabrycznego. W tych warunkach mówić: «Iskra» ma tendencję do pomniejszania wagi stopniowego rozwoju szarej walki codziennej w porównaniu z propagandą świetnych i wykończonych idej» (Martynow, str. 61)[86], — mówić tak, to znaczy ciągnąć partję wstecz, znaczy bronić i wysławiać nasz brak przygotowania, nasze zacofanie.
Co się zaś tyczy wzywania mas do czynu, to stanie się to samo przez się, skoro tylko będzie istniała energiczna agitacja polityczna, żywe i jaskrawe demaskowanie. Złapać kogoś na gorącym uczynku i nie czekając napiętnować wobec wszystkich — działa to samo przez się o wiele lepiej, niż wszelkie «wezwanie», działa to często tak, że później nie będzie można nawet ustalić, kto właściwie «nawoływał» tłum i kto właściwie wysunął ten czy inny plan demonstracji itp. Wezwać nie wogóle, lecz w konkretnem znaczeniu tego słowa można tylko na miejscu czynu, wezwać może ten tylko, kto sam i zaraz idzie. Naszą zaś rzeczą, rzeczą publicystów socjaldemokratycznych, jest pogłębiać, rozszerzać i wzmacniać oskarżycielstwo polityczne oraz agitację polityczną.
A propos «nawoływania». Jedynym organem, który przed wypadkami wiosennemi wezwał robotników do czynnego wmieszania się do takiej nie rokującej robotnikowi absolutnie żadnych namacalnych rezultatów sprawy, jak sprawa oddania studentów w sołdaty — była «Iskra». Natychmiast po ogłoszeniu rozporządzenia z dn. 24 (11) stycznia o «powołaniu do wojska 183 studentów», «Iskra» zamieściła artykuł na ten temat (Nr. 2, luty)[87] i jeszcze przed jakiemkolwiek rozpoczęciem demonstracyj wzywała wprost «robotnika, aby szedł na pomoc studentowi», wzywała «lud», aby otwarcie odpowiedział rządowi na jego zuchwałe wyzwanie. Pytamy wszystkich i każdego zosobna: jak i czem objaśnić tę znamienną okoliczność, że mówiąc tak wiele o «wzywaniu», robiąc nawet z «wzywania» specjalny rodzaj działalności, Martynow o tem wezwaniu nie wspomniał ani słówka? I czy wobec tego nie jest filisterstwem Martynowowskie ogłoszenie «Iskry» za jednostronną, ponieważ niedostatecznie «wzywa» ona do walki o żądania, «rokujące namacalne rezultaty»?[88].
Nasi ekonomiści, a w ich liczbie «Raboczeje Dieło», mieli powodzenie dzięki temu, że przystosowywali się do nieuświadomionych robotników. Ale robotnik-socjaldemokrata, robotnik-rewolucjonista (a liczba takich robotników wciąż wzrasta) z oburzeniem odrzuci te wszystkie rozumowania co do walki o żądania «rokujące namacalne rezultaty» itp., bo zrozumie, że to są jedynie warjanty starej piosenki o kopiejce na rublu. Taki robotnik powie swym doradcom z pism «Raboczaja Myśl» i «Raboczeje Dieło»: daremne są wasze zabiegi, panowie, niepotrzebnie wtrącacie się zbyt gorliwie do spraw, z któremi sami dajemy sobie radę, a uchylacie się od spełniania waszych istotnych obowiązków. Zupełnie to przecież niemądre, kiedy mówicie, że zadanie socjaldemokratów polega na tem, aby samej walce ekonomicznej nadać charakter polityczny, to jest dopiero początek, i nie na tem polega główne zadanie socjaldemokratów, na całym bowiem świecie, a więc i w Rosji, policja sama często zaczyna nadawać walce ekonomicznej charakter polityczny, robotnicy sami uczą się rozumieć, po czyjej stronie stoi rząd[89]. Przecież ta «ekonomiczna walka robotników z przedsiębiorcami i rządem», z którą obnosicie się, niby z odkrytą przez was Ameryką, jest prowadzona w całem mnóstwie zapadłych kątów Rosji przez samych robotników, którzy o strajkach słyszeli, ale o socjalizmie bodaj nic. Przecież ta «aktywność» nasza, robotnicza, którą wy ciągle chcecie podtrzymać, wystawiając konkretne rokujące namacalne rezultaty żądania, już w nas jest, i my sami, w naszej codziennej, zawodowej, drobnej pracy wystawiamy te konkretne żądania, bardzo często bez wszelkiej pomocy inteligentów. Ale taka aktywność nam nie wystarcza; nie jesteśmy dziećmi, które można nakarmić kaszką polityki wyłącznie «ekonomicznej»; chcemy wiedzieć wszystko, co wiedzą inni, chcemy szczegółowo zapoznać się ze wszystkiemi stronami życia politycznego i brać czynny udział we wszystkich i wszelakich wydarzeniach politycznych. Dlatego potrzeba, aby inteligenci mniej powtarzali to, co my wiemy sami[90], a więcej dali nam tego, czego my jeszcze nie wiemy, czego my sami z naszego fabrycznego i «ekonomicznego» doświadczenia nawet nauczyć się nigdy nie możemy, a mianowicie: wiedzy politycznej. Tę wiedzę możecie posiąść wy, inteligenci, i wy obowiązani jesteście dawać jej nam sto i tysiąc razy więcej, aniżeli robiliście to dotychczas, a przytem powinniście dostarczać nam jej w postaci nietylko traktatów, broszur i artykułów (które często bywają — darujcie szczerość — nudnawe), lecz bezwarunkowo w postaci żywego demaskowania tego, co właśnie w danej chwili robi nasz rząd i nasze klasy panujące we wszystkich dziedzinach życia. Spełniajcie gorliwiej ten wasz obowiązek, mniej zaś gadajcie o «podniesieniu aktywności masy robotniczej». Mamy aktywności znacznie więcej, aniżeli sądzicie, i potrafimy poprzeć otwartą walką uliczną nawet żądania żadnych «namacalnych rezultatów nie rokujące»! I nie waszą jest rzeczą podnosić naszą aktywność, bo wam samym właśnie tej aktywności brak. Mniej kórzcie się przed żywiołowością, więcej zaś myślcie o podniesieniu własnej aktywności, panowie!

d) Co jest wspólnego pomiędzy ekonomizmem a teroryzmem?

Wyżej, w odsyłaczu zestawiliśmy ekonomistę z nie-socjaldemokratą-terorystą, którzy przypadkowo występowali solidarnie. Naogół jednak mówiąc, istnieje między jednym a drugim nie przypadkowy, lecz konieczny związek wewnętrzny, o którym wypadnie nam mówić niżej i który musimy poruszyć właśnie pod kątem wychowania aktywności rewolucyjnej. Ekonomiści i obecni teroryści wyrastają ze wspólnego pnia: jest to właśnie owo korzenie się przed żywiołowością, o którem mówiliśmy w rozdziale poprzednim, jako o zjawisku ogólnem i które rozpatrujemy obecnie z punktu widzenia jego wpływu na dziedzinę działalności politycznej i walki politycznej. Na pierwszy rzut oka twierdzenie nasze może wydać się paradoksem: tak wielka napozór jest różnica pomiędzy ludźmi, podkreślającymi «szarą walkę bieżącą», a ludźmi, wzywającymi do najofiarniejszej walki poszczególnych jednostek. Nie jest to jednak paradoks. Ekonomiści i teroryści korzą się przed różnemi biegunami prądu żywiołowego: ekonomiści — przed żywiołowością «ruchu czysto-robotniczego», teroryści zaś — przed żywiołowością najgorętszego oburzenia inteligentów, którzy nie umieją lub nie mają możności powiązać roboty rewolucyjnej w jedną całość z ruchem robotniczym. Kto przestał wierzyć albo nigdy nie wierzył w tę możliwość, temu istotnie trudno jest znaleść inne ujście dla swego uczucia oburzenia i swej energji rewolucyjnej poza terorem. W ten sposób korzenie się przed żywiołowością w obu wskazanych przez nas kierunkach nie jest niczem innem, jak początkiem urzeczywistniania znakomitego programu «Credo»: robotnicy prowadzą sobie swoją «walkę ekonomiczną z przedsiębiorcami i rządem» (niech wybaczy nam autor «Credo», że wyrażamy jego myśli słowami Martynowa! Uważamy, że mamy do tego prawo, albowiem i w «Credo» jest mowa o tem, jak robotnicy w walce ekonomicznej «zderzają się z reżymem politycznym»), — inteligenci zaś prowadzą sobie, własnemi siłami, walkę polityczną, naturalnie zapomocą teroru! Jest to zupełnie logiczny i nieunikniony wniosek, przy którym nie można nie obstawać z całą mocą, chociażby nawet ci, którzy zaczynają urzeczywistniać ten program, sami nie uświadamiali sobie jego konieczność. Działalność polityczna ma swą logikę, niezależną od świadomości tych, którzy w najlepszej chęci nawołują albo do teroru albo do nadania charakteru politycznego samej walce ekonomicznej. Dobremi chęciami piekło jest wybrukowane, w danym zaś wypadku dobre chęci nie ratują jeszcze od żywiołowego ciążenia ku «linji najmniejszego oporu», ku linji czysto burżuazyjnego programu «Credo». Nie przypadkowa jest przecież ta okoliczność, że wielu liberałów rosyjskich — zarówno jawnych, jak noszących maskę marksizmu — z całej duszy sympatyzuje z terorem i stara się podtrzymać przypływ nastrojów terorystycznych w chwili obecnej.
I oto, kiedy powstała «rewolucyjno-socjalistyczna grupa» «Swoboda», która właśnie postawiła sobie za zadanie wszechstronne współdziałanie z ruchem robotniczym, ale jednocześnie włączyła do programu teror i wyemancypowała się, że się tak wyrazimy, od socjaldemokracji, — to fakt ten jeszcze raz potwierdził uderzającą przenikliwość P. B. Akselroda, który już w końcu r. 1897 literalnie przepowiedział te rezultaty wahań socjaldemokratycznych. («W sprawie obecnych zadań i taktyki») i naszkicował swe znakomite «Dwie perspektywy». Wszystkie następne spory i różnice poglądów pomiędzy socjaldemokratami rosyjskimi są już zawarte w tych dwóch perspektywach, jak roślina w nasieniu[91].
Ze wskazanego powyżej punktu widzenia zrozumiałe staje się i to, że «Rab. Dieło», które nie oparło się żywiołowości ekonomizmu, nie oparło się również żywiołowości teroryzmu. Jest rzeczą bardzo interesującą podkreślić tę szczególną argumentację w obronie teroru, jaką wysunęła «Swoboda». Zastraszającą rolę teroru «neguje ona całkowicie» («Wozrożdienje rewolucjonizma», str. 64), wysuwa zato jego znaczenie ekscytatywne. Jest to charakterystyczne, po pierwsze, jako jedno ze stadjów rozkładu i upadku tego tradycyjnego (przed-socjaldemokratycznego) kręgu idej, który zmuszał do trzymania się teroru. Przyznać, że obecnie rządu «zastraszyć» — a zatem i zdezorganizować — za pomocą teroru, — nie można, znaczy w gruncie rzeczy, zupełnie potępić teror, jako system walki, jako uświęconą przez program sferę działalności. Po wtóre, jest to jeszcze bardziej charakterystyczne, jako wzór niezrozumienia naszych palących zadań w dziedzinie «wychowania rewolucyjnej aktywności mas». «Swoboda» propaguje teror, jako środek «pobudzania ruchu robotniczego», jako środek, dający ruchowi «silnego bodźca». Trudno wyobrazić sobie argumentację, któraby bardziej poglądowo obalała samą siebie! Czyżby — pytamy — w życiu rosyjskiem mało było jeszcze okropności, żeby trzeba było wymyślać specjalne środki «pobudzające»? Z drugiej zaś strony, jeżeli kogoś nie poruszają i nawet nie mogą poruszać gwałty rosyjskie, to czy nie jest oczywiste, że i na pojedynek rządu z garstką terorystów będzie on również patrzał «dłubiąc w nosie». W tem właśnie rzecz, że podłości życia rosyjskiego bardzo silnie poruszają masy robotnicze, jednak nie umiemy zbierać, że się tak wyrazimy i koncentrować tych wszystkich kropel i strumyczków oburzenia ludu, które życie rosyjskie wyciska w nieskończenie większej ilości, aniżeli my wszyscy sobie wyobrażamy i sądzimy, ale które właśnie należy połączyć w jeden olbrzymi potok. Że zadanie to jest ziszczalne dowodzi tego niezbicie olbrzymi wzrost ruchu robotniczego i podkreślona już przez nas chciwość, z jaką robotnicy rzucają się na literaturę polityczną. Nawoływanie zaś do teroru, zarówno jak nawoływanie do tego, żeby samej walce ekonomicznej nadać charakter polityczny, — to różne formy uciekania od najbardziej palącego obowiązku rewolucjonistów rosyjskich: organizowania wszechstronnej agitacji politycznej. «Swoboda» chce zastąpić agitację przez teror, przyznając się otwarcie, że «skoro tylko rozpocznie się wzmożona, energiczna agitacja wśród mas, to jego rola ekscytatywna (pobudzająca) skończy się». (str. 68 «Wozrożdienje rewolucjonizma»). To właśnie dowodzi, że i teroryści i ekonomiści, nie doceniają rewolucyjnej aktywności mas, wbrew jawnemu świadectwu wypadków wiosennych[92], przyczem jedni rzucają się na poszukiwanie sztucznych «bodźców», inni mówią o «żądaniach konkretnych». I jedni i drudzy niedostatecznie zwracają uwagę na rozwijanie swej własnej aktywności w dziedzinie agitacji politycznej i organizacji demaskowania politycznego. Zastąpić zaś tego przez coś innego nie można ani obecnie, ani w żadnym innym czasie.

e) Klasa robotnicza, jako czołowy bojownik demokracji.

Widzieliśmy, że uprawianie najszerszej agitacji politycznej, a zatem i organizacja wszechstronnego demaskowania politycznego jest bezwarunkowo niezbędnem i to paląco niezbędnem zadaniem działalności, jeżeli działalność ta jest prawdziwie socjaldemokratyczną. Doszliśmy jednak do tego wniosku, wychodząc tylko z najbardziej palącej potrzeby klasy robotniczej — potrzeby wiedzy politycznej i wychowania politycznego. Tymczasem takie tylko postawienie sprawy byłoby zbyt ciasne, ignorowałoby ogólno-demokratyczne zadania wszelkiej socjaldemokracji wogóle i współczesnej socjaldemokracji w szczególności. Aby możliwie najkonkretniej wyjaśnić to twierdzenie, spróbujmy ująć sprawę od strony «najbliższej» dla ekonomisty, mianowicie od strony praktycznej. Wszyscy zgadzają się, że należy rozwijać świadomość polityczną klasy robotniczej. Powstaje pytanie jak to zrobić i co jest potrzebne by to zrobić? Walka ekonomiczna «zderza» robotników tylko z zagadnieniami stosunku rządu do klasy robotniczej, dlatego też — pomimo wszelkich wysiłków, by nadać samej walce ekonomicznej charakter polityczny» — nigdy nie zdołamy rozwinąć świadomości politycznej robotników (do stopnia socjaldemokratycznej świadomości politycznej) w ramach tego zadania, albowiem same te ramy są ciasne. Formuła Martynowa cenna jest dla nas bynajmniej nie dlatego, że plastycznie wyraża podstawowy błąd wszystkich ekonomistów, mianowicie przekonanie, że można rozwinąć świadomość klasową robotników od wewnątrz, że tak powiemy ich walki ekonomicznej, to znaczy wychodząc tylko (albo chociażby głównie) z tej walki, opierając się tylko (albo chociażby głównie) na tej walce. Pogląd taki jest z gruntu fałszywy i właśnie dlatego, że ekonomiści, gniewając się na nas za polemizowanie z niemi, nie chcą pomyśleć porządnie o źródle rozbieżności, dlatego dzieje się tak, że literalnie nie rozumiemy się nawzajem, że mówimy różnemi językami.
Klasowa świadomość polityczna może być przyniesiona robotnikowi tylko zzewnątrz, to znaczy zzewnątrz walki ekonomicznej, z poza sfery stosunków pomiędzy robotnikami a przedsiębiorcami. Dziedzina, z której wyłącznie można zaczerpnąć tej wiedzy, to dziedzina stosunku wszystkich klas i warstw do państwa i rządu, dziedzina stosunków wzajemnych pomiędzy wszystkiemi klasami. Dlatego na pytanie: co robić, aby przynieść robotnikom wiedzę polityczną, — nie można dawać tylko tej jednej odpowiedzi, którą w większości wypadków zadowalają się praktycy, nie mówiąc już o praktykach, skłonnych do ekonomizmu, a mianowicie odpowiedzi: «iść do robotników». Aby przynieść robotnikom wiedzę polityczną, socjaldemokraci muszą iść do wszystkich klas ludności, powinni na wszystkie strony rozsyłać oddziały swej armji.
Umyślnie wybieramy takie kanciaste sformułowanie, umyślnie wyrażamy się w sposób uproszczony i ostry — bynajmniej nie z chęci mówienia paradoksów, lecz dlatego, by porządnie «zderzyć» ekonomistów z zadaniami, które zaniedbują oni w sposób niewybaczalny, z tą różnicą pomiędzy polityką trade-unionistyczną a socjaldemokratyczną, której nie chcą zrozumieć. Dlatego też prosimy czytelnika, by się nie gorączkował, lecz uważnie wysłuchał nas do końca.
Weźcie najbardziej rozpowszechniony w latach ostatnich typ kółka socjaldemokratów i przyjrzyjcie się jego pracy. Ma ono «stosunki» z robotnikami i na tem poprzestaje, wydając odezwy, w których biczuje nadużycia fabrykantów, popieranie kapitalistów przez rząd i gwałty policyjne; na zebraniach z robotnikami rozmowy zazwyczaj nie wychodzą albo prawie nie wychodzą poza granice tych samych tematów; referaty i pogadanki z historji ruchu rewolucyjnego, na tematy zagadnień wewnętrznej i zewnętrznej polityki naszego rządu, ewolucji ekonomicznej Rosji i Europy, oraz położenia tych czy innych klas w społeczeństwie dzisiejszem itp. są niesłychanie rzadkie, — o systematycznem nawiązywaniu i rozszerzaniu stosunków wśród innych klas społeczeństwa nikt nawet nie myśli. W gruncie rzeczy ideałem działacza dla członków takiego kółka jest ktoś o wiele podobniejszy do sekretarza trade-unionu, aniżeli do socjalisty-wodza politycznego. Albowiem sekretarz pierwszego lepszego, np. angielskiego, trade-unionu zawsze pomaga robotnikom prowadzić walkę ekonomiczną, organizuje demaskowanie porządków fabrycznych, wyjaśnia niesprawiedliwość ustaw i zarządzeń, ograniczających wolność strajków, swobodę wystawiania posterunków przed fabrykami (dla ostrzegania wszystkich, że w danej fabryce jest strajk), wyjaśnia stronniczość sędziego rozjemczego, należącego do burżuazyjnych klas społeczeństwa, itp. Słowem, każdy sekretarz trade-unionu prowadzi i pomaga prowadzić «walkę ekonomiczną z przedsiębiorcami i rządem». I nie można dość mocno podkreślać tego, że to jeszcze nie socjaldemokratyzm, że ideałem socjaldemokraty powinien być nie sekretarz trade-unionu, lecz trybun ludowy, który umie reagować na wszystkie i na wszelkie objawy przemocy i ucisku, gdziekolwiek się one zdarzą, jakiejkolwiek warstwy czy klasy dotyczą, który umie uogólniać te wszystkie objawy w jeden obraz gwałtu policyjnego i wyzysku kapitalistycznego, który umie wyzyskać każdy drobiazg dla dania wobec wszystkich wyrazu swym przekonaniom socjalistycznym i żądaniom demokratycznym, dla wyjaśnienia wszystkim razem i każdemu zosobna światowo-historycznego znaczenia wyzwoleńczej walki proletarjatu. Porównajcie np. takich działaczy, jak Robert Knight (znany sekretarz i wódz związku kotlarzy, jednego z najpotężniejszych trade-unionów angielskich) i Wilhelm Liebknecht, i sprobujcie przeciwstawić ich sobie wzajemnie w ten sposób, jak to robi Martynow dla wyłożenia swych różnic z poglądami «Iskry». Zobaczycie — zaczynam przerzucać — stronicę za stronicą — artykuł Martynowa — że Knight znacznie bardziej nawoływał masy do pewnych czynów konkretnych» (str. 39)[93], Liebknecht zaś bardziej zajmował się «rewolucyjnem oświetleniem całego istniejącego ustroju i jego poszczególnych przejawów» (str. 38—39); że Knight «formułował najbliższe żądania proletarjatu i wskazywał środki ich urzeczywistnienia» (str. 41). Lisbknecht zaś, i to robiąc, nie wyrzekał się jednocześnie kierowania aktywną działalnością różnych warstw opozycyjnych», «dyktowania im pozytywnego programu działania»[94] (str. 41); że Knight usiłował właśnie nadać w miarę możności samej walce ekonomicznej charakter polityczny (str. 42) i doskonale umiał «stawiać rządowi konkretne żądania, rokujące pewne namacalne rezultaty» (str. 43), gdy Liebknecht znacznie więcej zajmował się «jednostronnem» «demaskowaniem» (str. 40); że Knight nadawał więcej znaczenia «stopniowemu biegowi szarej walki bieżącej» (str. 61), Liebknecht zaś «propagandzie świetnych i zakończonych idej» (str. 61); że Liebknecht stwarzał z kierowanego przez się pisma «organ opozycji rewolucyjnej, demaskujący nasze porządki, zwłaszcza zaś porządki polityczne, o ile zderzają się one z interesami najrozmaitszych warstw ludności» (str. 63), gdy Knight «pracował dla sprawy robotniczej w ścisłym organicznym związku z walką proletarjacką» (str. 63) — o ile rozumieć «ścisły i organiczny związek» w sensie tego korzenia się przed żywiołowością, z którem zapoznaliśmy się wyżej na przykładzie Kryczewskiego i Martynowa i «zacieśniał sferę swego oddziaływania», przeświadczony oczywiście, jak i Martynow, że «tem samem komplikował samo to oddziaływanie» (str. 63). Słowem, zobaczycie, że de facto[95][96] Martynow obniża socjaldemokrację do trade-unionizmu, chociaż robi to, rozumie się, wcale nie dlatego, by nie życzył dobrze socjaldemokracji, lecz poprostu dlatego, że pośpieszył się troszeczkę z pogłębianiem Plechanowa, zamiast zadać sobie trud zrozumienia Plechanowa.
Wróćmy jednak do naszego tematu. Powiedzieliśmy, że jeżeli socjaldemokrata nie na gębę tylko jest za koniecznością wszechstronnego rozwoju politycznej świadomości proletarjatu, to powinien «iść do wszystkich klas ludności». Zachodzi pytanie: jak to zrobić? czy mamy siły po temu? czy istnieje grunt dla takiej pracy we wszystkich innych klasach? czy nie oznacza to cofania się czy nie będzie to prowadziło do cofania się z klasowego punktu widzenia? Zatrzymajmy się na tych pytaniach.
«Iść do wszystkich klas ludności powinniśmy i jako teoretycy, i jako propagandyści, i jako agitatorzy, i jako organizatorzy. Że praca teoretyczna socjaldemokratów powinna być skierowana ku badaniu wszystkich właściwości społecznego i politycznego położenia poszczególnych klas — co do tego nikt nie ma wątpliwości. Robi się jednak w tym kierunku bardzo a bardzo mało, nieproporcjonalnie mało w porównaniu z pracą, skierowaną ku zbadaniu właściwości bytu fabrycznego. W komitetach i kółkach spotkacie ludzi, zagłębiających się nawet w specjalne studja nad jakąś gałęzią produkcji żelaza, — nie spotkacie jednak prawie przykładów, aby członkowie organizacyj (zmuszeni, jak to często bywa, do odejścia z tych czy innych względów od roboty praktycznej) specjalnie zajmowali się zbieraniem materjałów, dotyczących jakiegoś palącego zagadnienia naszego życia społecznego i politycznego, co mogłoby stworzyć grunt dla roboty socjaldemokratycznej wśród innych warstw ludności. Mówiąc o małem przygotowaniu większości dzisiejszych kierowników ruchu robotniczego, nie można pominąć milczeniem wyszkolenia i pod tym względem, gdyż jest to również związane z «ekonomicznem» rozumieniem «ścisłego organicznego związku z walką proletarjacką». Główna rzecz jednak to oczywiście, propaganda i agitacja wśród wszystkich warstw ludu. Socjaldemokratom zachodnio-europejskim ułatwiają to zadanie zgromadzenia ludowe i wiece, na które przychodzi, każdy, kto chce, — ułatwia parlament, gdzie socjaldemokrata mówi wobec przedstawicieli wszystkich klas. U nas niema ani parlamentu, ani wolności zgromadzeń — umiemy jednak urządzać zebrania z robotnikami, którzy chcą słuchać socjaldemokraty. Powinniśmy również umieć urządzać zebrania z przedstawicielami wszystkich i wszelakich klas ludności, chcących słuchać demokraty. Albowiem nie jest socjaldemokratą ten, kto w praktyce zapomina, że «komuniści popierają wszelki ruch rewolucyjny», że dlatego obowiązani jesteśmy wobec całego ludu wykładać i podkreślać ogólno-demokratyczne zadania, nie ukrywając ani na chwilę swych przekonań socjalistycznych. Nie jest socjaldemokratą ten, kto zapomina w praktyce o swym obowiązku: przodować wszystkim w sprawie stawiania, zaostrzania i rozwiązywania wszelkich ogólno-demokratycznych zagadnień.
«Z tem zgadzają się absolutnie wszyscy!» — przerywa nam niecierpliwy czytelnik, — i nowa instrukcja dla redakcji «Rab. Dieła», przyjęta na ostatnim Zjeździe Związku, wprost mówi: «Za sposobność do propagandy i agitacji politycznej powinny służyć wszystkie zjawiska i zdarzenia życia społecznego i politycznego, które dotyczą proletarjatu albo bezpośrednio jako odrębnej klasy, albo jako awangardy wszystkich rewolucyjnych sił w walce o wolność» («Dwa Sjezda», str. 17 podkreślenie nasze). Tak, to bardzo słuszne i bardzo piękne słowa, i bylibyśmy zupełnie zadowoleni, gdyby je «Rab. Dieło« rozumiało, gdyby wraz z niemi nie mówiło innych słów, zupełnie z niemi sprzecznych. Nie dość wszak nazwać się «awangardą», oddziałem czołowym, należy też działać w taki sposób, aby wszystkie pozostałe oddziały widziały i musiały uznać, że my kroczymy na czele. I pytamy czytelnika: czyżby przedstawiciele pozostałych «oddziałów» byli takiemi głupcami, by wierzyć nam na słowo co do «awangardy»? Wyobraźcie sobie tylko konkretnie taki obraz. Do «oddziału» rosyjskich wykształconych radykałów albo liberalnych konstytucjonalistów zjawia się socjaldemokrata i mówi: my — to awangarda; «teraz stoi przed nami zadanie — jak w miarę możności samej walce ekonomicznej nadać charakter polityczny». Jako tako rozumny radykał czy konstytucjonalista (a wśród radykałów i konstytucjonalistów rosyjskich jest wiele rozumnych ludzi) uśmiechnie się tylko na takie słowa i powie (do siebie, rozumie się, gdyż w większości wypadków są to doświadczeni dyplomaci): ależ głupkowata jest ta «awangarda»! Nie rozumie nawet tego, że nasze to wszak zadanie, zadanie czołowych przedstawicieli demokracji burżuazyjnej nadać samej walce ekonomicznej robotników charakter polityczny. Wszak i my, jak wszyscy burżua zachodnio-europejscy, chcemy wciągnąć robotników do polityki, ale właśnie tylko do polityki trade-unionistycznej, a nie do socjaldemokratycznej. Trade-unionistyczna polityka klasy robotniczej — to właśnie burżuazyjna polityka klasy robotniczej. Sformułowanie zaś zadania przez tę «awangardę» — to właśnie sformułowanie polityki trade-unionistycznej! Dlatego niechaj nawet nazywają samych siebie socjaldemokratami, ile im się podoba. Nie jestem wszak dzieckiem, żebym miał gorączkować się z powodu etykiet! Tylko niech nie poddają się tym szkodliwym ortodoksyjnym dogmatykom, niech pozostawią «wolność krytyki» tym, którzy nieświadomie ciągną socjaldemokrację do łożyska trade-unionistycznego!»
I lekki uśmiech naszego konstytucjonalisty zamieni się w śmiech homeryczny, kiedy dowie się, że socjaldemokraci, mówiący o awangardzie socjaldemokracji, w obecnej chwili całkowitego prawie panowania żywiołowości w naszym ruchu najbardziej w świecie boją się «pomniejszania czynnika żywiołowości», boją się pomniejszania znaczenia stopniowego biegu szarej walki bieżącej w porównaniu z propagandą idei błyskotliwych i doskonałych» itd. itp.! «Czołowy» oddział, który boi się, by świadomość nie prześcignęła żywiołowości, który boi się wysunąć śmiały «plan», zmuszający do powszechnego uznania go nawet przez inaczej myślących! Czy nie mieszają oni przypadkiem wyrazu awangarda z wyrazem arjergarda?[97].
Wmyślcie się, w rzeczy samej, w następujące rozumowanie Martynowa. Mówi on na str. 40, że oskarżycielska taktyka «Iskry» jest jednostronna, że «choćbyśmy nie wiem ile siali niedowierzania i nienawiści ku rządowi, nie osiągniemy celu, dopóki nie uda się nam rozwinąć dostatecznie aktywnej energji społecznej dla obalenia go». Nawiasem mówiąc, jest to znana już nam troska o podniesienie aktywności masy wraz z jednoczesnem dążeniem do obniżenia własnej aktywności. Ale teraz nie o to chodzi. Martynow mówi tu zatem o energji rewolucyjnej («dla obalenia»). I do jakiego wniosku dochodzi? Ponieważ w czasach zwykłych różne warstwy społeczne siłą rzeczy idą każda oddzielnie, to «wobec tego jasne jest, że my, socjaldemokraci, nie możemy jednocześnie kierować aktywną działalnością różnych warstw opozycyjnych, nie możemy dyktować im pozytywnego programu działania, nie możemy wskazywać, jakiemi sposobami należy z dnia na dzień walczyć o swoje interesy... Warstwy liberalne same już postarają się o tę aktywną walkę o swe najbliższe interesy, walkę, która postawi je oko w oko z naszym reżymem politycznym» (str. 41). W ten sposób Martynow zaczął mówić o energji rewolucyjnej, o czynnej walce o obalenie samowładztwa, aby natychmiast potem zjechać na energję zawodową, na czynną walkę o interesy najbliższe! Rozumie się, że nie możemy kierować walką studentów, liberałów itp. o ich «najbliższe interesy», ale nie o tem wszak była mowa, szanowny ekonomisto! Mowa była o możliwym i niezbędnym udziale różnych warstw społecznych w obaleniu samowładztwa, aktywną działalnością «różnych warstw opozycyjnych» my nietylko możemy, lecz nawet bezwarunkowo musimy kierować, jeżeli chcemy być «awangardą». O to, żeby nasi studenci, nasi liberałowie itp. «stawali oko w oko z naszym reżymem politycznym» — postarają się nietylko oni sami, — o to przedewszystkiem i najbardziej postara się sama policja i sami urzędnicy rządu absolutystycznego. My zaś, jeżeli chcemy być przodującemi demokratami, powinniśmy postarać się o to, żeby popychać ludzi, niezadowolonych właściwie tylko z porządków uniwersyteckich lub tylko ziemskich itp., ku myśli o tem, że cały ustrój polityczny jest do niczego. My, powinniśmy wziąć na siebie zadanie organizowania takiej wszechstronnej walki politycznej pod kierownictwem naszej partji, żeby wszystkie i wszelkie warstwy opozycyjne mogły pomagać i istotnie w miarę sił pomagały tej walce i tej partji. My, powinniśmy z praktyków-socjaldemokratów wyrabiać takich wodzów politycznych, którzyby umieli kierować wszelkiemi przejawami tej wszechstronnej walki, którzyby umieli we właściwej chwili «podyktować pozytywny program działania» i burzącym się studentom i niezadowolonym działaczom ziemskim, i oburzonym sekciarzom i pokrzywdzonym nauczycielom itp. Dlatego też zupełnie niesłuszne jest twierdzenie Martynowa, że wobec nich możemy występować jedynie w negatywnej roli tych, którzy piętnują istniejące porządki... Możemy tylko rozwiewać ich nadzieje na różne komisje rządowe» (podkreślenia nasze). Mówiąc to, Martynow dowodzi przez to, że absolutnie nic nie rozumie w sprawie rzeczywistej roli «awangardy» rewolucyjnej. I jeżeli czytelnik weźmie to pod uwagę, to zrozumie istotny sens następujących końcowych słów Martynowa: «Iskra» jest organem opozycji rewolucyjnej, piętnującym nasze porządki, przeważnie porządki polityczne, o ile kolidują one z interesami najróżniejszych warstw ludności. My zaś pracujemy i będziemy pracowali dla sprawy robotniczej w ścisłym związku organicznym z walką proletarjacką. Zacieśniajac sferę naszego oddziaływania, tem samem komplikujemy samo oddziaływanie» (str. 63). Istotny sens tego wniosku jest następujący: «Iskra» chce podnosić trade-unionistyczną politykę klasy robotniczej (do której wskutek nieporozumienia, braku przygotowania lub z przekonania tak często ograniczają się nasi praktycy) do polityki socjaldemokratycznej, «Rab. Dieło» chce obniżać politykę socjaldemokratyczną do polityki trade-unionistycznej. W dodatku zapewnia ono wszystkich razem i każdego zosobna, że «oba te stanowiska dają się najzupełniej pogodzić we wspólnej sprawie» (str. 63). O sancta simplicitas![98]
Idźmy dalej. Czy mamy dość sił, aby iść z naszą propagandą i agitacją do wszystkich klas ludności? Oczywiście, tak. Nasi ekonomiści, skłonni często do zaprzeczania temu, pomijają ten olbrzymi postęp, jakiego ruch nasz dokonał od r. 1894 (mniej więcej) do r. 1901. Jako prawdziwi «chwostyści», żyją oni często wśród wyobrażeń dawno minionego okresu początków ruchu. Wówczas, istotnie, mieliśmy uderzająco mało sił, wówczas naturalnie usprawiedliwiona była decyzja, aby całkowicie zagłębić się w pracę wśród robotników i aby surowo potępiać wszelkie odchylenia od tej pracy, wówczas całe zadanie polegało na tem, aby umocnić się wśród klasy robotniczej. Obecnie do ruchu zostało wciągnięte olbrzymie mnóstwo sił, idą do nas wszyscy najlepsi przedstawiciele młodego pokolenia klas wykształconych, wszędzie po prowincji siedzą z musu ludzie, którzy brali już lub chcą brać udział w ruchu, ciążący ku socjaldemokracji (gdy w r. 1894 socjaldemokratów rosyjskich można było policzyć na palcach). Jeden z podstawowych braków politycznych i organizacyjnych naszego ruchu polega na tem, że nie umiemy zatrudnić tych wszystkich sił, dać im odpowiedniej pracy (szczegółowiej pomówimy o tem w następnym rozdziale). Ogromna większość tych sił jest zupełnie pozbawiona możności «pójścia do robotników», nie może więc być nawet mowy o niebezpieczeństwie odciągnięcia sił od naszej pracy podstawowej. Do dostarczania zaś robotnikom prawdziwej, wszechstronnej i żywej wiedzy politycznej potrzebni są «swoi ludzie», socjaldemokraci, wszędzie i na każdem miejscu, we wszystkich warstwach społecznych, na wszelkich stanowiskach, dających możność poznania wewnętrznych sprężyn naszego mechanizmu państwowego. I tacy ludzie niezbędni są nietylko ze względów propagandystycznych i agitacyjnych, lecz jeszcze bardziej ze względów organizacyjnych.
Czy istnieje grunt dla działalności wśród wszystkich klas ludności? Kto tego nie widzi, ten znów pozostaje pod względem świadomości w tyle poza żywiołowem ożywieniem się mas. Ruch robotniczy wywołał i wywołuje w dalszym ciągu niezadowolenie wśród jednych, nadzieje na poparcie opozycji wśród drugich, świadomość, że samowładztwo nie może się utrzymać i że krach jego jest nieunikniony, — wśród trzecich. Bylibyśmy «politykami» i socjaldemokratami tylko na gębę (jak to często, bardzo często bywa w rzeczywistości), gdybyśmy nie uświadamiali sobie, że zadanie nasze polega na korzystaniu ze wszystkich i wszelakich przejawów niezadowolenia, na zbieraniu i obrabianiu wszystkich okruszyn wszelakiego protestu, chociażby w jego formie zarodkowej. Nie mówimy już o tem, że cała wielomiljonowa masa chłopstwa pracującego, «kustarów», drobnych rzemieślników itp. zawsze byłaby gotowa chciwie słuchać nauk jako tako wyszkolonego socjaldemokraty. Ale czy można wskazać choć jedną klasę ludności, w którejby nie było ludzi, grup i kółek, niezadowolonych z bezprawia i samowoli, i dlatego dostępnych dla nauk socjaldemokraty, jako wyraziciela najbardziej palących potrzeb ogólno-demokratycznych? Tym zaś, którzy chcą konkretnie wyobrazić sobie tę polityczną agitację socjaldemokraty we wszystkich klasach i warstwach ludności, tym wskażemy oskarżycielstwo polityczne w szerokiem znaczeniu tego słowa, jako na główny (ale rozumie się nie jedyny) środek tej agitacji.

«Powinniśmy... — pisałem w artykule «Od czego zacząć?»[99] («Iskra», Nr. 4, maj r. 1901), o którym będziemy musieli szczegółowo pomówić niżej — «powinniśmy rozbudzić wśród wszystkich jako tako uświadomionych warstw ludu namiętność do oskarżycielstwa politycznego. Nie należy dać się zrażać tem, że głosy oskarżeń politycznych są w chwili obecnej takie słabe, rzadkie i nieśmiałe. Przyczyna tego to bynajmniej nie masowe pogodzenie się z samowolą policyjną. Przyczyną jest to, że ludzie, zdolni i gotowi do oskarżycielstwa politycznego, nie mają trybuny, z której mogliby mówić, nie mają audytorjum, słuchającego mówców z namiętnością i ośmielającego ich, nie widzą nigdzie wśród ludu takiej siły, do którejby warto było zwracać się ze skargą na «wszechpotężny» rząd rosyjski... Obecnie mamy możność i obowiązek stworzenia trybuny, z której demaskowalibyśmy wobec całego ludu rząd carski; taką trybuną powinno być pismo socjaldemokratyczne».

Takiem idealnem audytorjum dla oskarżeń politycznych jest właśnie klasa robotnicza. której wszechstronna i żywa wiedza polityczna potrzebna jest przede wszystkiem i nadewszystko; — klasa najbardziej zdolna do przetwarzania tej wiedzy w aktywną walkę, chociażby walka ta «żadnych rezultatów namacalnych nie rokowała». Trybuną zaś dla oskarżeń przed całym ludem może być jedynie pismo ogólno-rosyjskie. «Bez organu politycznego nie da się pomyśleć w dzisiejszej Europie ruch, któryby zasługiwał na nazwę politycznego», pod tym względem Rosja należy niewątpliwie także do Europy dzisiejszej. Prasa oddawna już stała się u nas siłą — inaczej rząd nie traciłby dziesiatków tysięcy rubli na przekupywanie prasy i na subsydjowanie różnych Katkowów i Mieszczerskich. Nie jest też nowością w Rosji absolutystycznej, że prasa nielegalna przełamywała tamy cenzury i zmuszała do otwartego mówienia o sobie organy legalne i konserwatywne. Tak było w latach 70-ch i nawet w 50-ch. A o ile szersze i głębsze są obecnie te warstwy ludowe, które gotowe są czytać prasę nielegalną i uczyć się z niej «jak żyć i umierać», że użyję wyrażenia pewnego robotnika, z jego listu do «Iskry» (Nr. 7). Oskarżenia polityczne są właśnie takiem samem wypowiedzeniem wojny rządowi, jak oskarżenia ekonomiczne wypowiedzeniem wojny, fabrykantowi. I to wypowiedzenie wojny ma tem większe znaczenie moralne, im szersza i silniejsza jest ta kampanja oskarżycielska, im liczniejsza i bardziej zdecydowana jest ta klasa społeczna, która wypowiada wojnę, aby rozpocząć wojnę. Oskarżenia polityczne są dlatego już same przez się jednym z potężnych środków rozkładania wrogiego ustroju, odciągania od wroga jego przypadkowych lub tymczasowych sojuszników, siania waśni i nieufności wśród stałych wspólników władzy absolutystycznej.
Awangardą sił rewolucyjnych potrafi w naszych czasach stać się jedynie partja, która zorganizuje istotnie ogólnoludowe oskarżycielstwo. To słowo «ogólnoludowe» ma bardzo wiele treści. Olbrzymią większość oskarżycieli z klasy nierobotniczej (by zaś stać się awangardą, należy właśnie przyciągnąć inne klasy) — stanowią trzeźwi politycy i praktyczni działacze, posiadający zimną krew. Wiedzą oni doskonale, jak niebezpieczną jest rzeczą skarżyć się nawet na niższego urzędnika, a cóż dopiero na «wszechwładny» rząd rosyjski. I zwrócą się oni do nas ze skargą dopiero wówczas, kiedy zobaczą, że ta skarga może rzeczywiście działać, że reprezentujemy siłę polityczną. Żeby stać się w oczach ludzi postronnych taką siłą polityczną, należy wiele i uporczywie pracować nad podniesieniem naszej świadomości, inicjatywy i energji; nie wystarcza wywiesić etykietę «awangarda» nad teorją i praktyką arjergardy.
A jeżeli musimy wziąć na siebie organizację rzeczywiście ogólnoludowego demaskowania rządu, to w czem wyrazi się wówczas klasowy charakter naszego ruchu? — spyta i pyta już bardziej gorliwy niż mądry zwolennik «ścisłego związku organicznego z walką proletarjacką». — Otóż w tem właśnie, że organizatorami tych wszystkich ogólnoludowych oskarżeń jesteśmy my, socjaldemokraci; — w tem, że oświetlenie wszystkich zagadnień, wysuwanych przez agitację, będzie dawane w duchu niezachwianie socjaldemokratycznym, bez jakiegokolwiek potakiwania rozmyślnym czy nierozmyślnym zniekształceniom marksizmu; w tem, że prowadzić tę wszechstronną agitację polityczną będzie partja, łącząca w jedną nierozerwalną całość i nacisk na rząd w imieniu całego ludu, i rewolucyjne wychowanie proletarjatu, wraz ze strzeżeniem jego samodzielności politycznej i kierowanie walką ekonomiczną klasy robotniczej, korzystanie z tych żywiołowych jej starć z wyzyskiwaczami, które budzą i przyciągają do naszego obozu coraz nowe siły proletarjatu!
Ale jedną z najcharakterystyczniejszych cech ekonomizmu jest właśnie niezrozumienie tego związku — co więcej: tej zbieżności najbardziej palącej potrzeby proletarjatu (wszechstronne wychowanie polityczne przez agitację polityczną i oskarżycielstwo polityczne) z potrzebami ruchu ogólnodemokratycznego. Nierozumienie to wyraża się nietylko we frazesach à la Martynow, lecz również w równoznacznem co do sensu z temi frazesami powoływaniem się na rzekomo klasowy punkt widzenia. Oto, np. jak wyrażają się o tem autorzy listu ekonomicznego» w Nr. 12 «Iskry»[100]: «Ta sama podstawowa wada «Iskry» (przecenianie ideologji) jest przyczyną jej niekonsekwencji w zagadnieniach, dotyczących stosunku socjaldemokracji do różnych klas i kierunków społecznych. Rozwiązawszy przy pomocy rozważań teoretycznych... (nie zaś przy pomocy «wzrostu zadań partyjnych, rosnących wraz z partją») «zadanie niezwłocznego przejścia do walki przeciw absolutyzmowi i czując prawdopodobnie całą trudność tego zadania dla robotników przy obecnym stanie rzeczy»... (i nietylko czując, lecz wiedząc doskonale, że robotnikom zadanie to wydaje się mniej trudnem niż troszczącym się o małe dzieci «ekonomicznym» inteligentom, albowiem robotnicy gotowi są bić się nawet o żądania, nie rokujace — mówiąc językiem niezapomnianego Martynowa, żadnych «namacalnych rezultatów»)... ale nie mając cierpliwości czekać na dalsze nagromadzenie sił do tej walki. «Iskra» zaczyna szukać sojuszników w szeregach liberałów i inteligencji».
Tak, tak, istotnie straciliśmy już wszelką cierpliwość» by «czekać» na te błogosławione, oddawna już obiecywane nam przez wszelakich «pojednawców» czasy, kiedy nasi ekonomiści przestana zwalać swoje zacofanie na robotników, usprawiedliwiać brak własnej energji rzekomym brakiem sił wśród robotników. Spytamy naszych ekonomistów: na czem powinno polegać «gromadzenie przez robotników sił do tej walki»? Czy nie jest oczywiste, że na politycznem wychowaniu robotników, na demaskowaniu wobec nich wszystkich stron naszego podłego absolutyzmu? I czy nie jest jasne, że właśnie dla tej pracy potrzebni nam są «w szeregach liberałów i inteligencji sojusznicy», którzyby byli gotowi dzielić się z nami rewelacjami z powodu krucjaty politycznej przeciw ziemcom, nauczycielom, statystykom, studentom itp.? Czyżby naprawde tak trudno było zrozumieć tę zdumiewająco «chytrą mechanikę»? Czy P. B. Akselrod nie powtarza wam już od r. 1897:[101] «Zadanie zdobycia przez socjaldemokratów rosyjskich zwolenników i bezpośrednich czy pośrednich sojuszników zpośród klas nieproletariackich rozwiązuje się przedewszystkiem i głównie przez charakter działalności propagandystycznej w łonie samego proletariatu». Martynowowie zaś i pozostali ekonomiści w dalszym ciągu wyobrażają sobie sprawę tak, jakoby robotnicy powinni byli z początku przy pomocy «ekonomicznej walki z pracodawcami i z rządem», nagromadzić siły (dla polityki trade-unionistycznej), a dopiero potem «przejść», — zapewne od trade-unionistycznego wychowania aktywności» do aktywności socjaldemokratycznej!
«...W poszukiwaniach swych — piszą w dalszym ciągu ekonomiści — «Iskra» często schodzi z klasowego punktu widzenia, zacierając przeciwieństwa klasowe i wysuwając na plan pierwszy wspólne niezadowolenie z rządu, chociaż przyczyny i stopień tego niezadowolenia wśród «sojuszników» są bardzo różne. Taki np. jest stosunek «Iskry» do ziemstwa... «Iskra» rzekomo obiecuje niezadowolonej z koncesyj rządu szlachcie pomoc klasy robotniczej, nie wspominając przytem ani słowem o przeciwieństwach klasowych pomiędzy temi warstwami ludności». Jeżeli czytelnik przejrzy artykuły «Absolutyzm a ziemstwo» (Nr. 2 i 4 «Iskry»),[102] o których prawdopodobnie mówią autorzy listu, to zobaczy, że artykuły te[103] są poświęcone stosunkowi rządu do «miękkiej agitacji stanowo-biurokratycznego ziemstwa», do «samoaktywności nawet klas posiadających». W artykule powiedziane jest, że robotnikowi nie wolno patrzeć obojętnie na walkę rządu przeciw ziemstwu, artykuł zwraca się do działaczy ziemskich z wezwaniem, by porzucili miękkie słowa, by powiedzieli słowo twarde i ostre, kiedy przed rządem stanie w całej swej sile rewolucyjna socjaldemokracja. Z czem nie zgadzają się tu autorzy listu? niewiadomo. Czy myślą, że robotnik «nie rozumie» słów: «klasy posiadające» i «ziemstwo stanowo-biurokratyczne»? że popychanie ziemców do przejścia od słów miękkich do ostrych jest «przecenianiem ideologji»? Czy wyobrażają sobie, że robotnicy mogą «nagromadzić w sobie siły» do walki z absolutyzmem, jeżeli nie będą wiedzieli o stosunku absolutyzmu również do ziemstwa? Wszystko to znów pozostaje niewiadome. Jasne jest tylko jedno: że autorzy bardzo mętnie wyobrażają sobie zadania polityczne socjaldemokracji. Jeszcze jaśniej wynika to z ich zdania: «Taki też» (to znaczy także «zaciemniający antagonizmy klasowe») «jest stosunek «Iskry» do ruchu studenckiego». Zamiast wzywać robotników, aby przez publiczną demonstrację stwierdzili, że rzeczywistem ogniskiem przemocy, bezprawia i wyuzdania jest nie studenterja, lecz rząd rosyjski (Nr. 2 «Iskry»[104]) — powinniśmy byli, zapewne, zamieścić wywody w duchu «Rab. Myśli»! I takie myśli wypowiadają socjaldemokraci na jesieni r. 1901, po wydarzeniach lutowych i marcowych, w przededniu nowego ożywienia się ruchu studenckiego, wykazującego, że i w tej dziedzinie «żywiołowość» protestu przeciw absolutyzmowi wyprzedza świadome kierownictwo ruchem przez socjaldemokratów. Żywiołowe dążenie robotników do wystąpień w obronie studentów masakrowanych przez policję i kozaków, wyprzedza świadomą działalność organizacji socjaldemokratycznej!
«Tymczasem w innych artykułach — ciągną dalej autorzy listu — «Iskra» potępia ostro wszelkie kompromisy i występuje, np. w obronie nietolerancyjnego postępowania guesdystów». Ludziom, którzy z taką pewnością siebie i tak lekkomyślnie oświadczają zazwyczaj z powodu różnicy zdań wśród dzisiejszych socjaldemokratów, że różnice te, nie są istotne i nie usprawiedliwiają rozłamu, tym ludziom radzimy aby zastanowili się nad temi słowy. Czy możliwa jest owocna praca w tej samej organizacji ludzi, którzy mówią, że dla sprawy wyjaśnienia najróżniejszym klasom, że wrogiem jest samowładztwo, dla sprawy zaznajomienia robotników z opozycją najrozmaitszych warstw wobec samowładztwa zrobiliśmy zdumiewająco mało — i ludzi, którzy widzą w tem «kompromis», najwidoczniej kompromis z teorją «walki ekonomicznej z przedsiębiorcami i rządem»?

Mówiliśmy o konieczności zaniesienia walki klasowej na wieś z powodu czterdziestej rocznicy zniesienia pańszczyzny (Nr. 3)[105] i o niemożności pogodzenia samorządu i samowładztwa z powodu tajnego memorjału Wittego (Nr. 4);[106] napadaliśmy na pańszczyźnianych obszarników i służący im rząd z powodu nowej ustawy (Nr. 8)[107] i witaliśmy nielegalny zjazd ziemski, zachęcając ziemców, aby od uniżonych próśb przeszli do walki (Nr. 8) — zachęcaliśmy studentów, którzy zaczynali rozumieć niezbędność walki politycznej i przechodzili do niej (Nr. 3), a jednocześnie biczowaliśmy «dzikie niezrozumienie» ze strony tych zwolenników ruchu «wyłącznie studenckiego», którzy wzywali studentów, by nie brali udziału w demonstracjach ulicznych (Nr. 3), z powodu odezwy Komitetu Wykonawczego studenterji moskiewskiej dn. 10 marca (25 lutego); — demaskowaliśmy «bezsensowne marzenia» i «kłamliwą obłudę liberalnych oszustów z pisma «Rossija» (Nr. 5), a jednocześnie podkreślaliśmy wściekłość katów rządowych «rozprawiających się ze spokojnymi literatami, starymi profesorami i uczonymi, ze znanymi liberalnymi ziemcami» (Nr. 5 «Najście policji na literaturę»); demaskowaliśmy istotne znaczenie programu opieki państwowej nad poprawą bytu robotników» i witaliśmy «cenne wyznanie», że «lepiej zapomocą reform zgóry uprzedzać żądanie reform z dołu, aniżeli czekać na te żądania» (Nr. 6);[108] zachęcaliśmy statystyków protestujących (Nr. 7) i potępialiśmy statystyków łamistrajków (Nr. 9). Kto w taktyce tej dopatruje się zaciemniania klasowej świadomości proletarjatu i kompromisu z liberalizmem, ten przez to samo wykazuje, że zupełnie nie rozumie istotnego znaczenia programu «Credo» i de facto przeprowadza właśnie ten program, choć niby go się wyrzeka! A to dlatego, że przez to samo ciągnie socjaldemokrację do «walki ekonomicznej z przedsiębiorcami i rządem» i kapituluje przed liberalizmem, wyrzekając się zadania, polegającego na czynnem mieszaniu się do każdego zagadnienia «liberalnego» i na określeniu swojego, socjaldemokratycznego stosunku do tego zagadnienia.
f) Jeszcze raz «oszczеrcy», jeszcze raz «mistyfikatorzy».

Te miłe słówka zostały wypowiedziane, jak czytelnik pamięta,[109] przez «Rab. Dieło», które w ten sposób odpowiada na nasze oskarżenie go o «pośrednie przygotowanie gruntu do przeobrażenia ruchu robotniczego w narzędzie burżuazyjnej demokracji». W prostocie ducha «Rab. Dieło» zdecydowało, że to oskarżenie nie jest niczem innem, jak tylko wybrykiem polemicznym: ci podli dogmatycy postanowili nagadać nam wszelakich nieprzyjemności: a cóż może być nieprzyjemniejszego, jak stać się narzędziem burżuazyjnej demokracji? I oto drukuje się tłustym drukiem «zaprzeczenie»: «nie osłonięte niczem oszczerstwo» («Dwa Sjezda», str. 30), «mistyfikacja» (str. 31) «maskarada» (str. 33). Jak Jowisz, gniewa się «Rab. Dieło» (chociaż mało podobne jest do Jowisza) właśnie dlatego, że nie ma racji, dowodząc swemi pośpiesznemi obelgami niezdolności do wmyślenia się w bieg rozumowania przeciwnika. A przecież niewiele trzebaby było pomyśleć, by zrozumieć, dlaczego wszelkie korzenie się przed żywiołowością ruchu masowego, wszelkie obniżanie polityki socjaldemokratycznej do polityki trade-unionistycznej jest właśnie przygotowaniem gruntu do przeobrażenia ruchu robotniczego w narzędzie burżuazyjnej demokracji. Żywiołowy ruch robotniczy sam przez się może stworzyć (i tworzy siłą rzeczy) tylko trade-unionizm, a trade-unionistyczna polityka klasy robotniczej jest właśnie burżuazyjną polityką klasy robotniczej. Udział klasy robotniczej w walce politycznej i nawet w rewolucji politycznej bynajmniej nie robi z jej polityki — polityki socjaldemokratycznej.
Czy «Rab. Diełu» nie przyjdzie do głowy zaprzeczać temu? Czy nie przyjdzie mu wreszcie do głowy, by wszem wobec otwarcie i bez wykrętów wyłożyć swoje rozumienie palących zagadnień socjaldemokracji międzynarodowej i rosyjskiej? — O nie, nigdy nie przyjdzie mu do głowy nic podobnego, trzyma się ono bowiem mocno tej metody, którą można nazwać metodą «wypowiadania się przez przeczenie». Ja — to nie ja, szkapa nie moja, ja nie jestem woźnicą.[110] My nie jesteśmy ekonomistami «Rab. Myśli» — to nie ekonomizm, w Rosji niema wogóle ekonomizmu. Jest to metoda bardzo zręczna i «polityczna», posiadająca tę tylko maleńką niedogodność, że organy, które ją praktykują, zwykło się nazywać przezwiskiem: «...jak sobie pan życzy!»[111]
«Rab. Diełu» wydaje się, że wogóle demokracja burżuazyjna w Rosji — to «fantom»[112] («Dwa Sjezda», str. 32).[113] Szczęśliwi ludzie! Chowają głowę pod skrzydło, jak struś, i wyobrażają sobie, że w ten sposób znika całe otoczenie. Szereg publicystów liberalnych, którzy co miesiąc z tryumfem obwieszczają wszem wobec o rozkładzie, a nawet o zaniku marksizmu: szereg pism liberalnych («Pietierburskije Wiedomosti», «Russkije Wiedomosti» i wiele innych), popierających tych liberałów, którzy niosą robotnikom pojmowanie walki klasowej à la Brentano i trade-unionistyczne pojmowanie polityki; — plejada krytyków marksizmu, których istotne tendencje tak dobrze ujawniało «Credo» i których towar literacki jest jedynym, który bez myto obiega Rosję; — ożywienie się rewolucyjnych nie-socjaldemokratycznych kierunków, zwłaszcza po wypadkach lutowych i marcowych; — wszystko to ma być złudą! Wszystko to nie ma nic wspólnego z demokracją burżuazyjną!
«Rab. Dieło», jak i autorzy listu ekonomicznego w Nr. 12 «Iskry» powinniby «zastanowić się, dlaczego to wypadki wiosenne wywołały takie ożywienie się rewolucyjnych nie-socjaldemokratycznych kierunków, zamiast wywołać wzmocnienie autorytetu i prestiżu socjaldemokracji?» — Dlatego, żeśmy się okazali nie na wysokości zadania, dlatego, że aktywność mas okazała się wyższa, niż nasza, dlatego, że okazało się, iż nie mamy dostatecznie przygotowanych kierowników i organizatorów rewolucyjnych, którzyby doskonale znali nastrój wszystkich warstw opozycyjnych i potrafili stanąć na czele ruchu, przeobrazić demonstrację żywiołową w polityczną, rozszerzyć jej charakter polityczny itp. W takich warunkach zacofanie nasze będą siłą rzeczy wyzyskiwali ruchliwsi, energiczniejsi rewolucjoniści nie-socjaldemokraci i robotnicy, pomimo ofiarnej i energicznej walki przeciw policji i wojsku, pomimo rewolucyjnych wystąpień, okażą się jedynie siłą, popierającą tych rewolucjonistów, arjergardą demokracji burżuazyjnej, nie zaś awangardą socjaldemokratyczną. Weźcie socjaldemokrację niemiecką, od której nasi ekonomiści chcą przejąć wyłącznie jej słabe strony. Dlaczego niema żadnego wydarzenia politycznego w Niemczech, któreby nie wywoływało coraz większego wzmocnienia autorytetu i prestiżu socjaldemokracji? Dlatego, że socjaldemokracja zawsze okazuje się na czele wszystkich, gdy chodzi o najbardziej rewolucyjną ocenę tego wydarzenia, o obronę wszelkiego protestu przeciw gwałtowi. Socjaldemokracja niemiecka nie usypia siebie rozumowaniem, że walka ekonomiczna zderzy robotników z zagadnieniem ich bezprawnego położenia i że warunki konkretne z siłą fatalną popychają ruch robotniczy na drogę rewolucyjną. Miesza się ona do wszystkich dziedzin i wszystkich zagadnień życia politycznego i społecznego: i do sprawy, że Wilhelm nie zatwierdził burmistrza, należącego do postępowców burżuazyjnych (nasi ekonomiści nie zdążyli jeszcze uświadomić niemców, że jest to, w gruncie rzeczy, kompromisem z liberalizmem!), i do sprawy wydania ustawy przeciw «niemoralnym» pismom i rysunkom, i do sprawy wpływu rządu na wybór profesorów itp. Wszędzie socjaldemokracja niemiecka stoi na czele wszystkich, podniecając niezadowolenie polityczne wśród wszystkich klas, budząc śpiących, przynaglając maruderów, dając wszechstronny materjał dla rozwoju świadomości politycznej i aktywności politycznej proletarjatu. W rezultacie nawet świadomi wrogowie socjalizmu nabierają szacunku dla czołowego bojownika politycznego, i często jakiś ważny dokument nietylko ze sfer burżuazyjnych, lecz nawet biurokratycznych i dworskich jakimś cudem trafia do gabinetu redakcyjnego «Vorwaerts’u».
Oto, gdzie rozwiązanie tej pozornej «sprzeczności», która do tego stopnia przechodzi zdolność pojmowania «Rab. Dieła», że załamuje ono tylko ręce i woła: «maskarada»! Wyobraźcie sobie w samej rzeczy: my, «Rab. Dieło», wysuwamy na front masowy ruch robotniczy (i drukujemy to tłustym drukiem!), my przestrzegamy wszystkich razem i każdego zosobna przed pomniejszaniem znaczenia czynnika żywiołowości, my chcemy nadać samej, samej, samej walce ekonomicznej charakter polityczny, my chcemy pozostać w ścisłym i organicznym związku z walką proletarjacką! A nam mówią, że my przygotowujemy grunt dla przeobrażenia ruchu robotniczego w narzędzie demokracji burżuazyjnej. I kto to mówi? Ludzie, którzy zawierają kompromis» z liberalizmem, wtrącając się do każdego zagadnienia «liberalnego» (co za niezrozumienie «organicznego związku z walką proletarjacką»!), zwracając tak wiele uwagi i na studentów i nawet (o zgrozo!) na niemców! Ludzie, którzy wogóle chcą oddawać większy (w porównaniu z ekonomistami) procent swych sił na działalność wśród nieproletarjackich warstw ludności! Czyż nie jest to «maskarada»??

Biedne «Rab. Dieło»! Czy przyjdzie mu kiedy do głowy rozwiązanie tej przemyślnej mechaniki?[114]
IV. CHAŁUPNICTWO EKONOMISTÓW A ORGANIZACJA REWOLUCJONISTÓW.

Rozpatrzone przez nas wyżej twierdzenia pisma «Raboczeje Dieło», że walka ekonomiczna jest najszerzej dającym się stosować środkiem agitacji politycznej, że nasze zadanie obecne — to nadanie samej walce ekonomicznej charakteru politycznego itp. są wyrazem ciasnego pojmowania nietylko naszych zadań politycznych, lecz i zadań organizacyjnych. Dla «ekonomicznej walki z przedsiębiorcami i rządem» nie jest zupełnie potrzebna — i dlatego też w toku takiej walki nie może wytworzyć się — ogólno-rosyjska scentralizowana organizacja, któraby łączyła w jeden wspólny nacisk wszystkie i wszelkie przejawy opozycji politycznej, protestu i oburzenia, organizacja, któraby składała się z rewolucjonistów zawodowych i była kierowana przez prawdziwych wodzów politycznych całego ludu. To jest zrozumiałe. Charakter organizacji wszelkiej instytucji jest naturalnie i siłą rzeczy określony przez treść działalności tej instytucji. Dlatego «Raboczeje Dieło» przez swoje wyżej zanalizowane twierdzenia uświęca i uprawnia nietylko ciasnotę działalności politycznej, lecz i ciasnotę pracy organizacyjnej. I w tym wypadku, jak zawsze, «Rab. Dieło» jest organem, którego świadomość kapituluje przed żywiołowością. A tymczasem korzenie się przed kształtującemi się żywiołowo formami organizacji, brak świadomości, jak ciasna i prymitywna jest nasza praca organizacyjna, co z nas jeszcze za «chałupnicy» w tej ważnej dziedzinie, brak tej świadomości, mówię, to prawdziwa choroba naszego ruchu. To nie choroba upadku oczywiście, lecz choroba wzrostu. Ale właśnie obecnie, kiedy fala żywiołowego oburzenia zalewa — że tak powiem — nas, jako kierowników i organizatorów ruchu, szczególnie niezbędna jest jaknajbardziej nieprzejednana walka przeciw wszelkiej obronie maruderstwa, przeciw wszelkiemu sankcjonowaniu ciasnoty w tej sprawie, szczególnie konieczne jest obudzić w każdym, kto bierze udział w pracy praktycznej albo ma zamiar zabrać się do niej, — niezadowolenie z panującego wśród nas chałupnictwa i niezłomne postanowienie, żeby się od tego chałupnictwa wyzwolić.

a) Co to jest chałupnictwo?

Spróbujemy odpowiadać na to pytanie zapomocą małego obrazka z działalności typowego kółka socjaldemokratycznego z lat 1894—1901. Wskazywaliśmy[115] już na powszechny zapał do marksizmu wśród ówczesnej młodzieży akademickiej. Zapał ten budził oczywiście nietylko i nawet nietyle marksizm, jako teorja, ile jako odpowiedź na pytanie: «co robić?», jako wezwanie do pochodu przeciw wrogowi. Nowi bojownicy wyruszali w pochód w zdumiewająco pierwotnem uzbrojeniu i ze zdumiewająco pierwotnem przygotowaniem. W mnóstwie wypadków nie było nawet prawie żadnego uzbrojenia i zupełnie żadnego przygotowania. Szli na wojnę, jak chłopi od sochy, wziąwszy tylko dębczaka. Kółko studentów, bez wszelkiej łączności ze starymi działaczami ruchu, bez wszelkiej łączności z kółkami w innych miejscowościach czy nawet w innych częściach miasta (lub w innych zakładach naukowych), bez wszelkiego zorganizowania poszczególnych działów pracy rewolucyjnej, bez wszelkiego systematycznego planu działalności na jakikolwiek dłuższy okres czasu, nawiązuje łączność z robotnikami i bierze się do pracy. Kółko rozwija stopniowo coraz szerszą propagandę i agitację, zdobywa przez sam fakt swego wystąpienia sympatję dość szerokich warstw robotniczych, sympatję pewnej części wykształconego, społeczeństwa, dostarczającego pieniędzy i oddającego do rozporządzenia «komitetu» coraz nowe grupy młodzieży. Wzrasta urok komitetu (albo związku walki), rośnie rozmach jego działalności i działalność ta rozwija się zupełnie żywiołowo. Ci sami ludzie, którzy rok czy kilka miesięcy temu występowali w kółkach studenckich i rozwiązywali zagadnienie «dokąd iść»?, którzy nawiązywali i podtrzymywali stosunki z robotnikami, którzy pisali i wydawali ulotki, nawiązują stosunki z innemi grupami rewolucjonistów, zdobywają sobie literaturę, biorą się do wydawania pisma miejscowego, zaczynają mówić o urządzeniu demonstracji, wreszcie przechodzą do otwartych działań wojennych (tem jawnem działaniem wojennem może stać się — zależnie od warunków — i pierwsza zaraz[116] ulotka agitacyjna, i pierwszy numer pisma, i pierwsza demonstracja), zazwyczaj sam już początek tych działań pociąga za sobą natychmiastową i zupełną wsypę, natychmiastową i zupełną dlatego, że te działania wojenne nie były[117] wynikiem systematycznego, zgóry obmyślonego i należycie przygotowanego planu, długiej i uporczywej pracy, lecz poprostu żywiołowym rozrostem prowadzonej tradycyjnie pracy kółkowej; dlatego, że policja, naturalnie, znała prawie zawsze wszystkich głównych działaczy ruchu miejscowego, którzy «dali się poznać» już na ławie uniwersyteckiej, i czekała tylko najdogodniejszej chwili, by urządzić obławę, umyślnie pozwalała, by kółko dostatecznie się rozrosło i rozwinęło swą działalność, aby mieć namacalny «corpus delicti»[118] i rozmyślnie zostawiała zawsze kilka znanych jej osób «na zarybek» (jak brzmi termin techniczny, używany, o ile mi wiadomo, i przez naszych i przez żandarmów). Takiej wojny nie można nie porównać z wyprawą uzbrojonych w pałki chłopów przeciw dzisiejszemu wojsku. I należy jedynie podziwiać żywotność ruchu, który szerzył się, rósł i odnosił zwycięstwa, mimo zupełnego braku przygotowania wśród walczących. Coprawda, z historycznego punktu widzenia, prymitywność uzbrojenia była z początku nietylko nieunikniona, lecz nawet uprawniona, jako jeden z warunków szerokiego przyciągania bojowników. Ale skoro tylko zaczęły się poważne działania wojenne (a zaczęły się one, w gruncie rzeczy, od strajków letnich r. 1896), — braki naszej organizacji wojennej zaczęły dawać się odczuwać coraz silniej. Z początku rząd stracił głowę i zrobił szereg błędów (w rodzaju zwrócenia się do społeczeństwa z opisem bezeceństw socjalistów, albo wysłania robotników ze stolicy do prowincjonalnych ośrodków przemysłowych, szybko jednak przystosował się do nowych warunków walki i potrafił postawić na właściwem miejscu zbrojne we wszelkie udoskonalenia oddziały prowokatorów, szpicli i żandarmów. Rozgromy policyjne zaczęły powtarzać się tak często, ogarniać takie mnóstwo ludzi, do takiego stopnia doszczętnie zmiatać kółka miejscowe, że masa robotnicza traciła dosłownie wszystkich kierowników, ruch nabierał nieprawdopodobnie epizodycznego charakteru i o jakiejkolwiek ciągłości i powiązaniu pracy absolutnie nie mogło być mowy. Uderzające rozproszenie działaczów miejscowych, przypadkowy skład kółek, brak przygotowania i ciasny widnokrąg w dziedzinie zagadnień teoretycznych, politycznych i organizacyjnych — oto jaki był nieunikniony rezultat wspomnianych warunków. Doszło do tego, że w niektórych miejscowościach robotnicy wskutek naszego braku wytrwałości i konspiracyjności tracą zaufanie do inteligencji i odsuwają się od niej: inteligenci — mówią — zbyt lekkomyślnie doprowadzają do wsyp!
Że wszyscy myślący socjaldemokraci zaczęli wreszcie odczuwać to chałupnictwo, jako chorobę — o tem wie każdy, choć trochę obeznany z ruchem. Aby zaś czytelnik, nieznający ruchu nie pomyślał, że sztucznie «konstruujemy» specjalne stadjum czy specjalną chorobę ruchu, powołamy się na wspomnianego już raz świadka. Niech nam nie będzie wzięta za złe ta długa cytata.

«Jeżeli stopniowe przejście do szerszej działalności praktycznej — pisze B—w w Nr. 6 «Rab. Dieło» — przejście, które było w prostej zależności od ogólnego okresu przejściowego, przeżywanego przez rosyjski ruch robotniczy, jest cechą charakterystyczną... to istnieje jeszcze inna, niemniej interesująca cecha w ogólnym mechanizmie rosyjskiej rewolucji robotniczej. Mówimy o tym powszechnym braku zdolnych do czynu sił rewolucyjnych[119], który daje się odczuwać nietylko w Petersburgu, lecz i w całej Rosji. Wraz z ogólnem ożywieniem ruchu robotniczego, wraz z ogólnym rozwojem mas robotniczych, wraz z coraz częstszemi strajkami, wraz z coraz bardziej otwartą masową walką robotników, wzmagającą prześladowania ze strony rządu, areszty, wysiedlania i zesłania, ten brak wysoko wykwalifikowanych sił rewolucyjnych staje się coraz dotkliwszy i, niewątpliwie, nie pozostaje bez wpływu na głębię i ogólny charakter ruchu. Wiele strajków odbywa się bez silnego i bezpośredniego oddziaływania organizacyj rewolucyjnych... daje się odczuwać brak ulotek agitacyjnych i literatury nielegalnej... kółka robotnicze pozostają bez agitatorów... Obok tego daje się zauważyć ciągły brak środków pieniężnych. Słowem, wzrost ruchu robotniczego wyprzedza wzrost i rozwój organizacyj rewolucyjnych. Istniejący zastęp czynnych rewolucjonistów jest zbyt nieznaczny, aby mógł skupić w swych rękach wpływ na całą burzącą się masę robotniczą i aby nadać wszystkim zaburzeniom chociażby cień harmonijności i zorganizowania... Poszczególne kółka, poszczególni rewolucjoniści nie są skupieni, nie są zjednoczeni, nie stanowią jednolitej, silnej i zdecydowanej organizacji o planowo rozwiniętych częściach składowych...» Po zastrzeżeniu, że «natychmiastowe pojawienie się nowych kółek na miejsce rozgromionych» dowodzi jedynie żywotności ruchu..., ale nie dowodzi jeszcze istnienia dostatecznej liczby zupełnie zdatnych działaczów rewolucyjnych», autor wyprowadza następujący wniosek: «Brak przygotowania praktycznego wśród rewolucjonistów petersburskich wyraża się też w wynikach ich pracy. Ostatnie procesy, zwłaszcza procesy grup «Samowyzwolenie» i «Walka pracy z kapitałem» dowiodły jasno, że młody agitator, nieobeznany szczegółowo z warunkami pracy, a zatem i agitacji w danej fabryce, nie znający zasad konspiracji, agitator, który przyswoił sobie (czy przyswoił sobie?) «jedynie ogólne poglądy socjaldemokracji, może popracować jakieś 4, 5, 6 miesięcy. Potem następuje areszt często pociągający za sobą rozgromienie całej organizacji albo przynajmniej jej części. Pytamy, czy możliwa jest skuteczna i owocna działalność grupy, jeżeli czas istnienia tej grupy liczy się na miesiące? Rzecz oczywista, braków istniejących organizacyj nie można całkowicie kłaść na karb okresu przejściowego... rzecz oczywista ilościowy, a zwłaszcza jakościowy skład czynnych organizacyj odgrywa tu znaczną rolę, i pierwszem zadaniem naszych socjaldemokratów... powinno być realne zjednoczenie organizacyj połączone z surowym doborem członków».
b) Chałupnictwo a ekonomizm.

Musimy zatrzymać się teraz na pytaniu, które napewno narzuca się już każdemu czytelnikowi. Czy można wiązać to chałupnictwo, jako chorobę wzrostu, właściwą całemu ruchowi, z ekonomizmem, jako z jednym z prądów w socjaldemokracji rosyjskiej? Sadzimy, że tak. Brak przygotowania praktycznego, nieumiejętność prowadzenia roboty organizacyjnej są rzeczywiście wspólne nam wszystkim, między innymi i tym, którzy od samego początku stali niezachwianie na stanowisku rewolucyjnego marksizmu. I nikt nie mógłby oczywiście winić praktyków za ów sam w sobie brak przygotowania. Ale pojęcie «chałupnictwa» — oprócz braku przygotowania zawiera coś innego jeszcze: słaby rozmach całej pracy rewolucyjnej wogóle, nierozumienie tego, że w tej ciasnej robocie nie może wogóle ukształtować się dobra organizacja rewolucjonistów, wreszcie — i to jest najważniejsze — usiłowanie, by usprawiedliwić ciasnotę i podnieść ją do wyżyn specjalnej «teorji», to znaczy korzenie się przed żywiołowością i w tej dziedzinie. Skoro tylko ujawniły się takie usiłowania, — stało się rzeczą niewątpliwą, że chałupnictwo jest związane z ekonomizmem i że nie wyzwolimy się od ciasnoty naszej działalności organizacyjnej, o ile nie wyzwolimy się od ekonomizmu wogóle (to znaczy od ciasnego pojmowania i teorii marksizmu, i roli socjaldemokracji i jej zadań politycznych). A usiłowania te ujawniły się w dwojakim kierunku. Jedni zaczęli mówić: masa robotnicza nie wysunęła jeszcze sama takich szerokich i bojowych zadań politycznych, jakie jej «narzucają» rewolucjoniści, musi ona jeszcze walczyć o najbliższe żądania polityczne, prowadzić walkę ekonomiczną z przedsiębiorcami i rządem»[120] (tej zaś «dostępnej» ruchowi masowemu walce naturalnie odpowiada również «dostępna» nawet najbardziej nieprzygotowanej młodzieży organizacja). Inni, dalecy od wszelkiej «stopniowości», zaczęli mówić: można i należy «dokonać rewolucji politycznej, ale nie wymaga to wcale tworzenia silnej organizacji rewolucjonistów, któraby wychowywała proletariat przez wytrwałą i uporczywą walkę; wystarcza, żebyśmy wszyscy chwycili za «dostępny» i znany nam już dębczak. Mówiąc bez alegorji — żebyśmy urządzili strajk powszechny[121] albo podniecili «leniwy» bieg ruchu robotniczego przez «teror ekscytatywny»[122]. Oba te kierunki, i oportuniści i «rewolucjoniści», kapitulują przed panującem chałupnictwem, nie wierzą w możliwość uwolnienia się od niego, nie rozumieją naszego pierwszego i najbardziej palącego zadania praktycznego, jakiem jest stworzenie organizacji rewolucjonistów, zdolnej do zapewnienia walce politycznej energji, trwałości i ciągłości.
Przytoczyliśmy dopiero co słowa B—wa: «wzrost ruchu robotniczego wyprzedza wzrost i rozwój organizacyj rewolucyjnych». To «cenne oświadczenie bliskiego obserwatora» (Recenzja redakcji «Rab. Dieła» o artykule B—wa) jest dla nas podwójnie cenne. Dowodzi ono, że mieliśmy rację, widząc podstawową przyczynę obecnego kryzysu w socjaldemokracji rosyjskiej w nienadążaniu kierowników («ideologów», rewolucjonistów, socjaldemokratów) za żywiołowem ożywieniem się mas. Dowodzi ono, że właśnie wysławianiem i obroną chałupnictwa są te wszystkie rozumowania autorów listu ekonomicznego (w Nr. 12 «Iskry»), Kryczewskiego i Martynowa o niebezpieczeństwie pomniejszenia znaczenia czynnika żywiołowości, szarej walki bieżącej, o taktyce-procesie itp. Ci ludzie, którzy bez pogardliwego uśmiechu, nie umieją wymówić słowa: «teoretyk» którzy nazywają «wyczuciem życia» swoje korzenie się przed nieprzygotowaniem życiowem, niedorozwinięciem, w praktyce okazują niezrozumienie naszych najbardziej palących zadań praktycznych. Do ludzi pozostających w tyle wołają: kroczcie noga w nogę! Nie wyprzedzajcie! Do ludzi, cierpiących na brak energji i inicjatywy w pracy organizacyjnej, na brak «planów» szerokiego i śmiałego postawienia sprawy, krzyczą o «taktyce-procesie»! Nasz podstawowy grzech polega na obniżeniu naszych zadań politycznych i organizacyjnych do najbliższych «namacalnych», «konkretnych» interesów bieżącej walki ekonomicznej, — nam zaś przyśpiewują ciągle: samej walce ekonomicznej należy nadać charakter polityczny! Jeszcze raz: jest to literalnie takie samo «wyczucie życia», jakie okazywał bohater epopei ludowej, który na widok konduktu pogrzebowego wołał: «a bodajście tak bez końca wozili!»
Przypomnijcie sobie, z jaką niezrównaną, iście «Narcyzowską» wyniosłością mędrcy ci pouczali Plechanowa: «kółkom robotniczym wogóle (sic!) niedostępne są zadania polityczne w istotnym praktycznym sensie tego słowa, t. zn. w sensie celowej i skutecznej walki praktycznej o żądania polityczne» (Odpowiedź redakcji «Raboczeje Dieło», str. 24). Są kółka i kółka, panowie! Kółku «chałupników», rozumie się, zadania polityczne są niedostępne, dopóki ci chałupnicy nie uświadomili sobie swego chałupnictwa i nie wyzwolili się. Jeżeli zaś chałupnicy ci są pozatem rozmiłowani w swem chałupnictwie, jeżeli słowo «praktyczny» piszą koniecznie kursywą i wyobrażają sobie, że praktyczność wymaga obniżenia zadań do poziomu pojmowania najbardziej zacofanych warstw masy, — to wówczas, rozumie się, chałupnicy ci są beznadziejni i dla nich, rzeczywiście, zadania polityczne są wogóle niedostępne. Ale dla kółka koryfeuszy, w rodzaju Aleksiejewa i Myszkina, Chałturina i Żelabowa, zadania polityczne są dostępne w najistotniejszem, najpraktyczniejszem znaczeniu tego słowa, dostępne są właśnie dlatego i o tyle, o ile ich gorące nauki znajdują echo w budzącej się żywiołowo masie, o ile ich wrząca energja zostaje podchwycona i podtrzymana przez energję klasy rewolucyjnej. Plechanow miał po tysiąckroć rację, kiedy nietylko wskazał tę klasę rewolucyjną, nietylko dowiódł, że jej żywiołowe przebudzenie się jest nieuniknione i konieczne, ale nawet «kółkom robotniczym» postawił wysokie i wielkie zadanie polityczne. Wy zaś powołujecie się na powstały od owych czasów ruch masowy, żeby obniżyć to zadanie, — żeby zacieśnić energję i rozmach działalności «kółek robotniczych». Cóż to jest jeżeli nie rozmiłowanie chałupnika we własnem chałupnictwie? Pysznicie się swą praktycznością, a nie widzicie tego znanego każdemu praktykowi rosyjskiemu faktu, jakich cudów może dokonać w sprawie rewolucji energja nietylko kółka, lecz nawet jednostki. Czy może myślicie, że w naszym ruchu nie może być takich koryfeuszy, jacy byli w latach 70-ch? A to dlaczego? Czy dlatego, że jesteśmy mało przygotowani? Ale my przygotowujemy się, będziemy przygotowywali się i przygotowujemy się! Prawda, stojąca woda «walki ekonomicznej z przedsiębiorcami i rządem» porosła niestety, pleśnią, zjawili się ludzie, którzy padają na kolana przed żywiołowością i modlą się do niej, patrząc z nabożeństwem (według wyrażenia Plechanowa) w «tylną część» proletarjatu rosyjskiego. Ale my potrafimy uwolnić się od tej pleśni. Właśnie obecnie rewolucjonista rosyjski, kierujący się istotnie-rewolucyjną teorją, oparty o istotnie-rewolucyjną i budzącą się żywiołowo klasę, może nareszcie — nareszcie! wyprostować się całkowicie i rozwinąć wszystkie swe bohaterskie siły. Do tego potrzeba tylko, by wśród masy praktyków, wśród jeszcze większej masy ludzi, marzących o pracy praktycznej już na ławie szkolnej, wszelkie próby obniżenia naszych zadań politycznych i rozmachu naszej pracy organizacyjnej wywoływały szyderstwo i pogardę. I my tego dopniemy, bądźcie pewni, panowie!
W artykule «Od czego zacząć?» pisałem przeciw «Rab. Diełu»: «W ciągu 24 godzin można zmienić taktykę agitacji w jakiejś specjalnej sprawie, taktykę przeprowadzenia jakiegoś szczegółu organizacji partyjnej, zmienić zaś nietylko w ciągu 24 godzin, ale chociażby nawet w ciągu 24 miesięcy pogląd na to, czy wogóle, zawsze i bezwzględnie, potrzebna jest organizacja bojowa i agitacja polityczna wśród mas, mogą tylko ludzie bez wszelkich zasad».[123] «Rab. Dieło» odpowiada: «To jedyne z pretendujących do charakteru faktycznego oskarżenia «Iskry» jest na niczem nie oparte. Czytelnicy «Rab, Dieła» dobrze wiedzą, że my od samego początku nietylko wzywaliśmy do agitacji politycznej, nie czekając na ukazanie się «Iskry»... (mówiąc przytem, że nietylko kółkom robotniczym, ale «nawet masowemu ruchowi robotniczemu niepodobna stawiać obalenia absolutyzmu jako pierwszego zadania politycznego», lecz tylko walkę o najbliższe żądania polityczne, i że «najbliższe żądania polityczne stają się dostępne dla masy po jednym, albo w ostateczności po kilku strajkach»)... «lecz również zapomocą swych wydawnictw dostarczaliśmy zzagranicy działającym w Rosji towarzyszom jedynego socjaldemokratycznego materjału polityczno-agitacyjnego»... (przyczem w tym jedynym materjale nietylko stosowaliście najszerzej agitację polityczną jedynie na gruncie walki ekonomicznej, lecz dogadaliście się wreszcie do tego, że ta zacieśniona agitacja «daje się najszerzej stosować». I wy nie dostrzegacie, panowie, że wasza argumentacja dowodzi właśnie potrzeby pojawienia się «Iskry» — wobec takiego rodzaju jedynego materjału — i potrzeby walki «Iskry» z «Rab. Diełem»?) ...«Z drugiej strony nasza działalność wydawnicza w praktyce przygotowywała taktyczną jedność partji»... (jedność przekonania, że taktyka — to proces wzrostu zadań partyjnych, rosnących wraz z partją? Cenna jedność!) ...«i przez to samo możliwość «organizacji bojowej», dla której stworzenia Związek robił wogóle wszystko, co było dostępne dla organizacji zagranicznej» («Rab. Dieło», Nr. 10, str. 15). Daremna próba wykręcania się! Że wy robiliście wszystko, co było dla was dostępne, tego nigdy nie myślałem negować. Twierdziłem i twierdzę, że granice tego, co jest dla was «dostępne», zacieśniane są przez krótkowzroczność waszego pojmowania. Śmieszną jest rzeczą mówić chociażby o «organizacji bojowej» dla walki w «najlepsze żądania polityczne», albo dla «walki ekonomicznej z pracodawcami i z rządem».[124]
Ale jeżeli czytelnik chce widzieć perły «ekonomicznego» rozmiłowania się w chałupnictwie, to powinien oczywiście zwrócić się do eklektycznego i niezrównoważonego «Rab. Dieła» do konsekwentnej i zdecydowanej «Raboczej Myśli». «Teraz dwa słowa o właściwie tak zwanej inteligencji rewolucyjnej — pisał R. M. w «Dodatku Specjalnym», str. 13, — dowiodła ona coprawda niejednokrotnie swej zupełnej gotowości, by «wystąpić do zdecydowanego boju z caryzmem». Całe nieszczęście w tem tylko, że nasza inteligencja rewolucyjna, bezlitośnie prześladowana przez policję polityczną, uważała walkę z tą policją polityczną za polityczną walkę z samowładztwem. Dlatego też dotąd pozostaje dla niej niewyjaśnionem zagadnienie «skąd wziąć siły dla walki z samowładztwem?».
Czy nieprawda, że niezrównana jest ta wspaniała pogarda dla walki z policją u zwolennika (w złym sensie zwolennika) ruchu żywiołowego? Nasza nieumiejętność w dziedzinie konspiracji gotów jest on usprawiedliwić tem, że dla nas wobec żywiołowego ruchu mas, w gruncie rzeczy, walka z policją polityczną nie jest ważna! Pod tym potwornym wnioskiem podpisze się bardzo a bardzo niewielu: do tego stopnia palącem zagadnieniem stało się obecnie dla wszystkich zagadnienie braków naszych organizacyj rewolucyjnych. Ale jeżeli nie podpisze się pod nim np. Martynow, to jedynie dlatego, że nie umie on czy nie śmie przemyśleć do końca swych twierdzeń. W rzeczy samej, czy takie «zadanie» jak wystawienie przez masę żądań konkretnych, rokujących namacalne rezultaty, wymaga specjalnej troski o stworzenie trwałej, scentralizowanej, bojowej organizacji rewolucjonistów? Czy «zadania» tego nie wypełnia i taka masa, która zupełnie nie «walczy z policją polityczną»? Co więcej: czy zadanie to byłoby wykonalne, gdyby poza niewielu kierownikami nie brali się do niego również (w olbrzymiej większości) tacy robotnicy, którzy zupełnie nie są zdolni do «walki z policją polityczną»? Tacy robotnicy, przeciętni masowcy, są zdolni do przejawienia olbrzymiej energji i samozaparcia się w strajku, w walce ulicznej z policją i wojskiem, zdolni są (i oni jedynie mogą) zdecydować o wyniku całego naszego ruchu, — ale właśnie walka z policją polityczną, wymaga szczególnych przymiotów, wymaga zawodowych rewolucjonistów. I my powinniśmy dbać nietylko o to, by masa robotnicza «wysuwała» żądania konkretne, lecz również o to, by masa robotnicza «wysuwała» coraz to większą liczbę takich rewolucjonistów zawodowych. W ten sposób doszliśmy do sprawy wzajemnego stosunku pomiędzy organizacją rewolucjonistów zawodowych a ruchem czysto robotniczym. Zagadnienie to, które mało odbiło się w literaturze, wiele zajmowało nas «polityków» w rozmowach i sporach z towarzyszami bardziej lub mniej ciężącymi ku ekonomizmowi. Na tem warto się specjalnie zatrzymać. Z początku jednak przytoczymy jeszcze jedną cytatę dla zilustrowania naszego twierdzenia o związku pomiędzy chałupnictwem a ekonomizmem.
«Grupa «Oswobożdienje Truda» — pisał pan N. N.[125] w swej «Odpowiedzi» — żąda otwartej walki z rządem, nie zastanawiając się, gdzie są siły materjalne dla tej walki, nie wskazując, gdzie są jej drogi». I podkreśliwszy ostatnie słowa, autor robi taką uwagę do słowa «drogi»: «Okoliczność ta nie może być wyjaśniona przez cele konspiracyjne, ponieważ w programie mowa jest nie o spisku, lecz o ruchu masowym. Masa zaś może iść tajnemi drogami. Czy możliwy jest tajny strajk? Czy możliwa jest tajna manifestacja i petycja?» («Vademecum», str. 59). Autor zbliżył się bezpośrednio i do tej «siły materjalnej» (organizatorzy strajków i manifestacyj) i do «dróg» walki, pozostaje jednak zmieszany i zakłopotany «korzy się» bowiem przed ruchem masowym, to znaczy patrzy nań, jako na coś, co uwalnia nas od naszej rewolucyjnej aktywności, nie zaś jako na coś, co powinno dodawać naszej aktywności rewolucyjnej odwagi i bodźca. Tajny strajk jest możliwy — i dla jego uczestników i dla tych, kto bezpośrednio się z nim styka. Ale dla masy robotników rosyjskich strajk może pozostać (i w większości wypadków pozostaje) «tajemnicą», rząd bowiem postara się przerwać wszelkie stosunki pomiędzy strajkującemi a masami, postara się uniemożliwić wszelkie rozpowszechnienie wiadomości o strajku. Otóż tu potrzebna już jest specjalna «walka z policją polityczną», walka, której nigdy nie będzie mogła czynnie prowadzić równie szeroka masa, jak ta, która bierze udział w strajkach. Walkę tę powinni organizować «wedle wszelkich zasad sztuki» ludzie, zawodowo zajęci działalnością rewolucyjną. Organizowanie tej walki nie stało się mniej potrzebnem dlatego, że do ruchu żywiołowo wciąga się masa. Przeciwnie, dlatego organizowanie takie staje się bardziej potrzebnem, że my, socjaliści, nie spełnilibyśmy swych bezpośrednich obowiązków wobec masy, gdybyśmy nie potrafili przeszkodzić policji w robieniu tajemnicy z każdego strajku i z każdej manifestacji (a czasem, gdybyśmy sami nie przygotowywali ich w tajemnicy). Możemy zaś to właśnie dlatego, że budząca się żywiołowo masa będzie wysuwała również ze swego środowiska coraz więcej «rewolucjonistów z zawodu» (jeżeli tylko nie przyjdzie nam do głowy we wszelki sposób namawiać robotnikom do dreptania na jędnem miejscu).

c) Organizacja robotników a organizacja rewolucjonistów.

Jeżeli pojęcie walki politycznej dla socjaldemokraty pokrywa się z pojęciem «walki ekonomicznej z przedsiębiorcami i rządem», to naturalną jest rzeczą oczekiwać, że pojęcie «organizacji rewolucjonistów» mniej więcej pokrywać się będzie dla niego z pojęciem «organizacji robotników». I dzieje się to istotnie tak, że okazuje się, iż mówiąc o organizacji, mówimy dosłownie różnemi językami. Pamiętam, naprzykład, jak dzisiaj, rozmowę z pewnym dość konsekwentnym ekonomistą, którego dawniej nie znałem. Rozmowa toczyła się na temat broszury «Kto dokona rewolucji politycznej»[126] i szybko zgodziliśmy się co do tego, że głównym brakiem broszury jest zignorowanie sprawy organizacji. Zdawało się już nam, że solidaryzujemy się z sobą zupełnie — tym czasem... rozmowa toczy się dalej i okazuje się, że mówimy o różnych rzeczach. Mój rozmówca oskarża autora o ignorowanie kas strajkowych, stowarzyszeń wzajemnej pomocy itp., ja zaś miałem na myśli organizację rewolucjonistów, niezbędną dla «dokonania» rewolucji politycznej. I skoro tylko ujawniła się ta różnica zdań to — o ile mogę sobie przypomnieć — nie zdarzyło się już wogóle, bym w jakiejkolwiek sprawie zasadniczej zgodził się z tym ekonomistą!
W czemże kryło się źródło różnic w naszych poglądach? Właśnie w tem, że ekonomiści ciągle staczają się od socjaldemokratyzmu do trade-unionizmu, zarówno w kwestji zadań organizacyjnych, jak politycznych. Polityczna walka socjal-demokracji jest o wiele szersza i bardziej skomplikowana, niż ekonomiczna walka robotników z przedsiębiorcami i rządem. Tak samo (i wskutek tego) organizacja rewolucyjnej partji socjaldemokratycznej musi być siłą rzeczy innego rodzaju, niż organizacja robotników dla walki ekonomicznej. Organizacja robotników powinna być, po pierwsze, organizacją zawodową; po drugie, organizacją możliwie najszerszą; po trzecie, jaknajmniej konspiracyjną (mówię, oczywiście, tutaj i niżej, mając na uwadze jedynie Rosję absolutystyczna). Naodwrót, organizacja rewolucjonistów powinna obejmować głównie i przedewszystkiem ludzi, których zawód polega na działalności rewolucyjnej (dlatego też mówię o organizacji rewolucjonistów, mając na myśli rewolucjonistów-socjaldemokratów). Wobec tej ogólnej cechy członków takiej organizacji powinna zupełnie zacierać się wszelka różnica pomiędzy robotnikami a inteligentami, nie mówiąc już o różnicach pomiędzy poszczególnemi zawodami jednych i drugich. Organizacja ta musi z konieczności być niezbyt szeroka i możliwie najbardziej konspiracyjna. Zatrzymajmy się na tej trojakiej różnicy.
W krajach politycznie wolnych różnica pomiędzy organizacją zawodową a organizacją polityczną jest zupełnie jasna, tak samo, jak jasna jest różnica pomiędzy trade-unionami a socjaldemokracją. Stosunki pomiędzy socjaldemokracją a trade-unionami ulegają, rzecz prosta, z konieczności zmianom w różnych krajach, zależnie od warunków historycznych, prawnych i innych — mogą one być mniej lub bardziej ścisłe, skomplikowane itp. (z naszego punktu widzenia powinny być możliwie najściślejsze i najmniej skomplikowane), ale o pokrywaniu się organizacyj związkowych zawodowych z organizacją partji socjaldemokratycznej w krajach wolnych niema nawet mowy. W Rosji natomiast ucisk absolutyzmu zaciera na pierwszy rzut oka, wszelkie różnice pomiędzy organizacją socjaldemokratyczną a związkiem robotniczym, albowiem wszelkie związki zawodowe i wszelkie kółka są zakazane, albowiem główny przejaw i główne narzędzie walki ekonomicznej robotników — strajk — jest wogóle przestępstwem kryminalnym (a niekiedy nawet politycznem). W ten sposób, warunki nasze z jednej strony mocno «pchają» robotników, prowadzących walkę ekonomiczną ku zagadnieniom politycznym, z drugiej zaś — «pchają» socjaldemokratów do mieszania trade-unionizmu z socjaldemokratyzmem (i nasi Kryczewscy, Martynowowie i Spółka, którzy z zapałem gadają o tem «pchaniu» pierwszego rodzaju, nie spostrzegają wcale «pchania» drugiego rodzaju). Istotnie, wyobraźcie sobie ludzi, pochłoniętych na 99% «ekonomiczną walką z przedsiębiorcami i rządem». Niektórzy z nich w ciągu całego okresu swej działalności (4—6 miesięcy) ani razu nie natkną się na sprawę potrzeby stworzenia bardziej złożonej organizacji rewolucjonistów; inni «zetkną» się może z stosunkowo rozpowszechnioną literaturą bernsteinowską, z której zaczerpną przekonanie o olbrzymiej wadze «postępowego biegu szarej walki bieżącej». Jeszcze inni wreszcie zapalą się może do pociągającej idei pokazania światu nowego wzoru «ścisłego i organicznego związku z walką proletariacką», związku pomiędzy ruchem zawodowym a socjaldemokratycznym. Im później wychodzi dany kraj na arenę kapitalizmu, a więc i na arenę ruchu robotniczego — mogą rozumować tacy ludzie — tem większy udział brać mogą socjaliści w ruchu zawodowym i tem bardziej popierać go, tem mniej może i powinno być nie-socjaldemokratycznych związków zawodowych. Dotąd rozumowanie takie jest zupełnie słuszne, nieszczęście jednak polega na tem, że ludzie ci idą jeszcze dalej i marzą o zupełnem zlaniu się socjaldemokratyzmu i trade-unionizmu. Zobaczymy zaraz na przykładzie statutu Petersburskiego «Związku Walki», jak szkodliwie odbijają się te marzenia na naszych planach organizacyjnych.
Organizacje robotników dla walki ekonomicznej powinny być organizacjami zawodowemi. Każdy socjaldemokrata-robotnik powinien w miarę możności popierać te organizacje i czynnie w nich pracować. To jest słuszne. Nie leży jednak wcale w naszych interesach żądanie, aby członkami związków «fachowych» mogli być jedynie socjaldemokraci: zwęziłoby to zakres naszego wpływu na masy. Niech w związku fachowym bierze udział każdy robotnik, który rozumie konieczność jednoczenia się dla walki z przedsiębiorcami i z rządem. Sam cel związków fachowych byłby nie do osiągnięcia, gdyby te związki nie były bardzo szerokiemi organizacjami. I im szersze są te organizacje, tem szerszy będzie również nasz wpływ na nie, wpływ wywierany nietylko przez «żywiołowy» rozwój walki ekonomicznej, lecz również przez bezpośrednie, świadome oddziaływanie socjalistycznych członków związku na innych towarzyszy. Ale przy szerokim składzie organizacji niemożliwa jest ścisła konspiracja (wymagająca znacznie większego przygotowania, niż to, jakie niezbędne jest dla udziału w walce ekonomicznej). Jak pogodzić tę sprzeczność pomiędzy koniecznością szerokiego składu a potrzebą ścisłej konspiracji? Jak dopiąć tego, by organizacje fachowe były możliwie najmniej konspiracyjne? Możliwe są tu, mówiąc ogólnie, dwie tylko drogi: albo legalizacja związków fachowych (która w pewnych krajach poprzedziła legalizację związków politycznych i socjalistycznych), albo utrzymanie organizacji tajnej, o tyle jednak «wolnej», luźnej, lose, jak mówią niemcy, aby konspiracja dla masy członków równała się niemal zeru.
Legalizacja nie-socjalistycznych i nie-politycznych związków robotniczych w Rosji już się zaczęła, i nie może ulegać żadnej wątpliwości, że każdy krok naszego szybko rosnącego socjaldemokratycznego ruchu robotniczego będzie wywoływał i pomnażał próby tej legalizacji, — próby pochodzące głównie ze strony zwolenników istniejącego ustroju, poczęści jednak również ze strony samych robotników i liberalnej inteligencji. Sztandar legalizacji wznieśli już Wasiljewowie i Zubatowowie, poparcie przyrzekli i dali już p.p. Ozierowowie i Wormsowie, śród robotników są już zwolennicy nowego prądu. I my również nie możemy odtąd nie liczyć się z tym prądem. Jak liczyć się z nim — co do tego nie może być chyba dwóch zdań wśród socjaldemokratów. Obowiązkiem naszym jest niezachwianie demaskować wszelki udział Zubatowów i Wasiljewów w tym prądzie, udział żandarmów i popów i wyjaśniać robotnikom, jakie są istotne zamiary tych ludzi. Musimy także demaskować wszelkie nuty pojednawcze, «harmonijne», które przebijać będą w mowach działaczów liberalnych na otwartych zebraniach robotniczych, — bez względu na to, czy uderzają oni w ten ton ze szczerego przekonania i chęci do pokojowej współpracy klas, czy przez chęć podlizywania się zwierzchności, czy wreszcie poprostu przez niezdarność. Musimy wreszcie przestrzegać robotników przed pułapką, która często zastawia policja, wypatrując «ludzi z ogniem» na tych jawnych zebraniach i stowarzyszeniach legalnych, i usiłując — poprzez organizacje legalne — wprowadzić prowokatorów również do organizacyj nielegalnych.
Robić to wszystko — to bynajmniej nie znaczy zapominać, iż koniec końcem legalizacja ruchu robotniczego przyniesie korzyść właśnie nam, nie zaś Zubatowom. Przeciwnie, właśnie przez tę kampanję demaskującą oddzielamy kąkol od pszenicy. Wskazywaliśmy już na kąkol. Pszenica zaś — to skupienie uwagi jeszcze szerszych i najbardziej zacofanych warstw robotniczych na sprawach społecznych i politycznych, to uwolnienie nas, rewolucjonistów od takich funkcyj, które co do istoty rzeczy są legalne (rozpowszechnianie wydawnictw legalnych, samopomoc itp.) i których rozwój niechybnie dostarczać nam będzie coraz więcej materjału do agitacji. W tym sensie możemy i powinniśmy powiedzieć panom Zubatowowom i Ozierowowom: starajcie się, panowie, starajcie! O ile zastawiacie pułapkę na robotników (czy to w sensie bezpośredniej prowokacji, czy też w sensie «uczciwego» demoralizowania robotników przez «struwizm») — my postaramy się już o zdemaskowanie was. O ile robicie istotny krok naprzód — chociażby w formie najbardziej «nieśmiałego zygzaku», ale krok naprzód — powiemy wam: prosimy bardzo! Istotnym krokiem naprzód może być jedynie rzeczywiste, chociażby minjaturowe rozszerzenie sfery działalności robotników. Wszelkie zaś takie rozszerzenie będzie korzystne dla nas i przyśpieszy powstawanie takich stowarzyszeń legalnych, w których nie prowokatorzy będą wyławiali socjalistów, lecz socjaliści — nowych adeptów. Słowem, naszą rzeczą jest obecnie walka z kąkolem. Nie naszą rzeczą jest hodowanie pszenicy w doniczkach. Wyrywając chwasty, oczyszczamy tem samem grunt dla ewentualnego wyrastania pszenicy. I wówczas kiedy różni Afanasje Iwanowicze i Pulcherje Iwanowny[127] zajmują się hodowlą roślin pokojowych, my powinniśmy przygotowywać żniwiarzy, którzyby potrafili i wyrywać dzisiejsze kąkole i żąć jutrzejszą pszenicę.[128]
Tak więc rozwiązywać zapomocą legalizacji sprawy stworzenia możliwie najmniej konspiracyjnej i możliwie najszerszej organizacji zawodowej my bynajmniej nie możemy (bylibyśmy jednak bardzo radzi, gdyby Zubatowowie i Ozierowowie dali nam choć częściową możność takiego rozwijania sprawy — w którym to celu musimy możliwie najenergiczniej wojować z nimi!). Pozostaje droga tajnych organizacyj zawodowych, i musimy wszechstronnie pomagać robotnikom, którzy już wkraczają (jak nam z całą pewnością wiadomo) na tę drogę. Organizacje zawodowe nie tylko mogą przynieść wielki pożytek sprawie rozwoju i umocnienia walki ekonomicznej, lecz również mogą stać się niezmiernie ważną pomocą dla agitacji politycznej i organizacji rewolucyjnej. Aby osiągnąć ten rezultat, aby skierować rozpoczynający się ruch zawodowy w pożądane dla socjaldemokracji łożysko — trzeba przedewszystkiem jasno zdać sobie sprawę z bezsensowności tego planu organizacji, z którym od pięciu niemal lat obnoszą się ekonomiści petersburscy. Plan ten wyłożono i w «Statucie Kasy Robotniczej» z lipca r. 1897 («Listok Rabotnika» Nr. 9—10, str. 46, z Nr. 1 «Rab. Myśli») i w «Statucie związkowej organizacji robotniczej» z października r. 1900 (specjalna ulotka, drukowana w Petersburgu i wspomniana w Nr. 1 «Iskry»), Podstawowy brak obu tych statutów — to szczegółowe określenie form szerokiej organizacji robotniczej i pomieszanie z nią organizacji rewolucjonistów. Rozpatrzmy ten drugi statut, jako bardziej opracowany. Składa się on z pięćdziesięciu dwuch paragrafów: 23 paragrafy określają budowę, prowadzenie spraw i zakres kompetencji «kółek robotniczych», organizowanych w każdej, fabryce («nie więcej niż po 10 członków») i wybierających «centralne (fabryczne) grupy». «Grupa centralna — głosi §2 — obserwuje wszystko, co zachodzi w fabryce i prowadzi kronikę wydarzeń fabrycznych». «Grupa centralna co miesiąc zdaje sprawę ze stanu kasy wszystkim płacącym» (§ 17) itp. 10 paragrafów poświęcono «organizacji dzelnicowej», 19 zaś — niezmiernie skomplikowanemu połączeniu «Komitetu organizacji robotniczej» i «Komitetu Petersburskiego» «Związku Walki» (delegaci, wybrani z każdej dzielnicy i od «grup wykonawczych» — «grup propagandystów, do utrzymywania stosunków z prowincją, stosunków z zagranicą, do zawiadywania składami, od grupy wydawniczej, kasowej»).
Socjaldemokracja = «grupom wykonawczym» w stosunku do ekonomicznej walki robotników! Trudno o plastyczniejsze zademonstrowanie, jak myśl ekonomisty stacza się od socjaldemokratyzmu do trade-unionizmu», jak obce jest ekonomiście wszelkie wyobrażenie o tem, że socjaldemokrata powinien przedewszystkiem myśleć o organizacji rewolucjonistów, zdolnych do kierowania całą wyzwoleńczą walką proletarjatu. Mówić o «politycznem wyzwoleniu klasy robotniczej», o walce z «samowolą caratu» — i pisać takie statuty organizacyjne — znaczy to nie mieć najmniejszego pojęcia o rzeczywistych istotnych zadaniach politycznych socjaldemokracji. Ani jeden z tej półsetki paragrafów nie zdradza nawet przebłysku zrozumienia, że konieczna jest jaknajszersza agitacja polityczna w masach, agitacja, oświetlająca wszystkie strony absolutyzmu rosyjskiego, całe oblicze różnych klas społecznych w Rosji. Ba, nîetylko cele polityczne, lecz nawet cele trade-unionistyczne nie mogą być urzeczywistnione przy takim statucie, cele te bowiem wymagają organizacji według zawodów, o czem w statucie niema najmniejszej wzmianki.
Ale najbardziej bodaj charakterystyczną cechą tego statutu jest uderzająca ciężkość całego tego «systemu» usiłującego powiązać każdą poszczególną fabrykę z «komitetem» stałą nicią jednostajnych i do śmieszności drobiazgowych przepisów przy trzystopniowym systemie wyborów. Myśl, przytłoczona ciasnym widnokręgiem ekonomizmu, wikła się tu w szczegółach, z których zieje wprost zaduchem kancelaryjnym i biurokratyczną gmatwaniną. W praktyce rzecz prosta, trzy czwarte tych przepisów, nigdy nie są stosowane, ale zato żandarmom taka «konspiracyjna» organizacja z grupą centralną w każdej fabryce ułatwia niezmiernie urządzanie niewiarogodnie wielkich wsyp. Towarzysze polscy przeżyli już taki okres ruchu, kiedy wszyscy zapalali się do zakładania na wielką skalę kas robotniczych — szybko jednak wyrzekli się tej myśli, przekonali się bowiem, że w ten sposób dostarczają tylko bogatego żniwa żandarmom. Jeżeli chcemy szerokich organizacyj robotniczych, i nie chcemy wielkich wsyp, jeżeli nie chcemy sprawiać przyjemności żandarmom, to powinniśmy dążyć do tego, żeby organizacje te były zupełnie luźne. Czy możliwe będzie wówczas ich funkcjonowanie? — Spojrzyjcie no na te funkcje: «...obserwować wszystko, co zachodzi w fabryce i prowadzić kronikę wydarzeń fabrycznych» (§ 2 statutu). Czyż to koniecznie trzeba temu nadawać ścisłe formy. Czy nie można tego jeszcze lepiej osiągnąć drogą korespondencyj do pism nielegalnych bez tworzenia w tym celu specjalnych grup?... «...Kierować walką robotników o poprawę ich położenia w fabryce» (§3 statutu). Znów niema poco ujmować tego w formy organizacyjne. Jakie żądania chcą wysunąć robotnicy, o tem się jaknajściślej dowie każdy jako tako wyrobiony agitator drogą zwykłych rozmów, dowiedziawszy się zaś, potrafi poinformować już nie szeroką, lecz ścisłą organizację rewolucjonistów, żeby dostarczono odpowiedniej ulotki». ...Organizować kasę... ze składkami po dwie kopiejki od rubla» (§9) — a następnie co miesiąc zdawać wszystkim sprawę ze stanu kasy (§ 17), wykluczać członków niepłacących (§ 10) itp. Oto istny raj dla policji, bo nic łatwiejszego jak przeniknąć do całej tej konspiracji «centralnej kasy fabrycznej», i pieniądze skonfiskować i wszystkich najlepszych ludzi sprzątnąć. Czy nie prościej wydawać marki jedno-lub dwukopiejkowe z pieczątką pewnej (bardzo ciasnej i bardzo konspiracyjnej) organizacji, albo też bez wszelkich marek zbierać składki i drukować pokwitowania w nielegalnem piśmie, podług pewnego umówionego klucza? Cel zostanie osiągnięty ten sam, żandarmom zaś będzie sto razy trudniej dotrzeć po nitce do kłębka.
Mógłbym w dalszym ciągu analizować dla przykładu statut, sądzę jednak, że dość tego, co powiedziałem. Mały, mocno zwarty ośrodek najpewniejszych, najbardziej doświadczonych i zahartowanych robotników, posiadający mężów zaufania w głównych okręgach i związany według wszelkich przepisów najsurowszej konspiracji z organizacją rewolucjonistów, doskonale może pełnić przy najszerszym udziale masy i bez wszelkich form organizacyjnych wszystkie funkcje organizacji zawodowej, a ponadto pełnić je tak właśnie, jak to jest pożądane dla socjaldemokracji. Tylko na tej drodze może być osiągnięte utrwalenie i rozwój — wbrew wszelkim żandarmom — socjaldemokratycznego ruchu zawodowego.
Zarzucą mi: organizacja tak dalece «lose»,[129] że zupełnie nie jest ujęta w formy organizacyjne, że niema w niej nawet znanych i zarejestrowanych członków, nie może wcale nazywać się organizacją. — Być może. Nie chodzi mi o nazwę. Ale ta «organizacja bez członków» zrobi wszystko, czego trzeba, i od samego początku zapewni trwałą łączność naszych przyszłych trade-unionów z socjalizmem, kto zaś chce szerokiej organizacji robotników z wyborami, sprawozdaniami, powszechnem głosowaniem itp. przy absolutyzmie — ten poprostu jest niepoprawnym utopistą.
Morał stąd jest prosty: jeżeli zaczniemy od trwałego postawienia mocnej organizacji rewolucjonistów, to będziemy mogli zapewnić trwałość ruchu, jako całości, urzeczywistnić cele i socjaldemokratyczne i ściśle trade-unionistyczne. Jeżeli zaś zaczniemy od rzekomo «najdostępniejszej» dla mas (w rzeczywistości zaś od najdostępniejszej dla żandarmów i najbardziej ułatwiającej policji dostęp do rewolucjonistów) szerokiej organizacji robotniczej, to nie urzeczywistnimy ani tych, ani tamtych celów, nie uwolniliśmy się od chałupnictwa i przez swe rozdrobnienie i przez wieczne rozgromianie nas będziemy jedynie udostępniali masom trade-uniony typu zubatowskiego albo ozierowskiego.

Na czem powinny właściwie polegać funkcje tej organizacji rewolucjonistów? Zaraz pomówimy o tem szczegółowo. Naprzód jednak zanalizujemy jeszcze jedno, zgoła typowe rozumowanie naszego terorysty, który znów okazuje się (smutny jego los) w najbliższym sąsiedztwie z ekonomistą. W piśmie dla robotników «Swoboda» (Nr. 1) znajduje się artykuł: «Organizacja», którego autor chce obronić swych znajomych, robotników-ekonomistów z Iwanowo-Wozniesieńska:
«Źle jest — pisze on — kiedy tłum jest milczący, nieuświadomiony, kiedy ruch idzie nie od dołów. Popatrzcie tylko: studenci z miasta uniwersyteckiego rozjeżdżają się na święta czy na lato do domów — i ruch robotniczy staje. Czy taki ruchu robotniczy, popychany zzewnątrz, może być rzeczywistą siłą? Gdzież tam... Ruch nie, nauczył się jeszcze chodzić o własnych siłach i prowadzą go na pasku. I tak jest we wszystkiem: studenci rozjechali się — przerwa; wyrwano najzdolniejszych ze śmietanki — mleko skisło; aresztowano «komitet» — zanim tam powstanie nowy, znów zacisze; a niewiadomo jeszcze jaki komitet powstanie, może zupełnie niepodobny do dawnego: tamten mówił jedno, ten powie coś wręcz odwrotnego. Zatraca się łączność pomiędzy dniem wczorajszym a jutrzejszym, doświadczenie przeszłości nie służy jako nauka dla przyszłości. Wszystko zaś pochodzi stąd, że niema korzeni w głębi, w tłumie, że pracuje nie setka głupców, lecz dziesiątek mądrali. Dziesiątek zaś zawsze można wyłowić więcierzem, ale kiedy organizacja ogarnia tłum, wszystko idzie z tłumu — to niczyje wysiłki nie mogą zgubić sprawy» (str. 63).

Fakt są opisane wiernie. Obrazek naszego chałupnictwa całkiem niezły. Ale wnioski — godne «Rab. Myśli», i z nierozumu swego i ze swego nietaktu politycznego. Jest to szczyt nierozumu, autor bowiem miesza filozoficzne i społeczno-historyczne zagadnienie «korzeni» ruchu w «głębi» z techniczno-organizacyjnem zagadnieniem lepszych sposobów walki z żandarmami. Jest to szczyt nietaktu politycznego, gdyż zamiast apelować od złych kierowników do dobrych, autor apeluje od kierowników wogóle do «tłumu». Jest to taka sama próba ciągnięcia nas wstecz pod względem organizacyjnym, jak pod względem politycznym ciągnie nas wstecz myśl zastąpienia agitacji politycznej przez teror ekscytatywny. Doprawdy, odczuwam prawdziwy «embarras de richesse»,[130] nie wiedząc, od czego zacząć analizę gmatwaniny, którą częstuje nas «Swoboda». Spróbuję zacząć gwoli większej poglądowości od przykładu. Weźcie niemców. Sądzę, że nie zaprzeczycie, iż u nich organizacja ogarnęła tłum, wszystko idzie od tłumu, ruch robotniczy nauczył się chodzić na własnych nogach. A tymczasem, jak ten wielomiljonowy tłum umie cenić «dziesiątek» swych wypróbowanych wodzów politycznych, jak mocno ich się trzyma! W parlamencie zdarzało się niejednokrotnie, że posłowie wrogich partyj natrząsali się z socjalistów: «ładni demokraci! na gębę macie ruch klasy robotniczej — w rzeczywistości zaś występuje zawsze ta sama kompanja przywódców. Ciągle ten sam Bebel, ciągle ten sam Liebknecht, z roku na rok, całemi dziesiątkami lat. Ależ wasi niby to wybieralni delegaci robotniczy są bardziej nieusuwalni niż mianowani przez cesarza urzędnicy!». Ale niemcy odpowiadali tylko pogardliwym uśmiechem na te demagogiczne próby przeciwstawienia «tłumu» «wodzom» próby rozpętania wśród tego «tłumu» złych i próżnych instynktów, próby pozbawienia ruchu trwałości i stałości przez podważenie zaufania masy do «dziesiątka mądral». Wśród niemców myśl polityczna jest już dostatecznie rozwinięta, dość nagromadzono tam doświadczenia politycznego, aby móc rozumieć, że bez «dziesiątka» utalentowanych (talenty zaś nie rodzą się setkami), wypróbowanych, przygotowanych zawodowo i nauczonych przez długą szkołę wodzów, doskonale sharmonizowanych z sobą w pracy, niemożliwa jest w społeczeństwie współczesnem trwała walka żadnej klasy. Niemcy widywali i w swojem środowisku demagogów, którzy schlebiali «muskularnej pięści» masy, podniecając ją (nawzór Mosta i Hasselmana) do nieprzemyślanych czynów «rewolucyjnych» i siejąc nieufność do konsekwentnych nieugiętych wodzów. I tylko dzięki niezachwianej i nieprzejednanej walce z wszystkiemi i wszelakiemi żywiołami demagogicznemi w łonie socjalizmu tak wyrósł i wzmocnił się socjalizm niemiecki. Nasi zaś mędrcy w okresie, kiedy cały kryzys rosyjskiej socjaldemokracji wynika stąd, że żywiołowo rozbudzone masy nie mają kierowników dostatecznie przygotowanych, rozwiniętych i doświadczonych, obwieszczają z głębią myśli Maciusiów: «źle jest, kiedy ruch idzie nie od dołów»!
«Komitet, składający się ze studentów, jest do niczego, jest nietrwały». — Zupełnie słusznie. Ale wniosek stąd taki, że potrzebny jest komitet, składający się z zawodowych rewolucjonistów, bez względu na to, czy jest studentem czy robotnikiem ten, kto potrafi wyrobić się na zawodowego rewolucjonistę. Wy zaś wyprowadzacie wniosek, że nie należy popychać ruchu robotniczego zzewnątrz! W waszej naiwności politycznej nie widzicie nawet, że w ten sposób lejecie wodę na młyn naszych ekonomistów i naszego chałupnictwa. W czem to znajdowało wyraz, jeśli wolno zapytać, «popychanie» naszych robotników przez naszych studentów? Jedynie w tem, że student niósł robotnikowi te urywki wiedzy politycznej, które sam posiadał, te okruchy idej socjalistycznych, które sam podchwycił (albowiem główna strawa duchowa dzisiejszego studenta — legalny marksizm — nie mógł mu dać nic, prócz abecadła, prócz okruchów). Takiego popychania zzewnątrz było w naszym ruchu nie zadużo, lecz przeciwko — zamało, niesłychanie, potwornie mało, zbyt bowiem gorliwie smażyliśmy się we własnym sosie, zbyt niewolniczo korzyliśmy się przed elementarną «walką ekonomiczną robotników z przedsiębiorcami i rządem». Takiem «popychaniem» sto razy więcej powinniśmy i będziemy się zajmować my, rewolucjoniści z zawodu. Ale właśnie dlatego, że wybieracie taki podły wyraz, jak «popychanie zzewnątrz», co siłą rzeczy wywołuje w robotniku (przynajmniej w robotniku tak samo mało rozwiniętym, jak nie rozwinięci jesteście wy) nieufność do wszystkich, którzy niosą mu zzewnątrz wiedzę polityczną i doświadczenie rewolucyjne, wywołuje instynktowną chęć przeciwstawienia się wszystkim takim ludziom — właśnie dlatego okazujecie się demagogami, demagodzy zaś — to najgorsi wrogowie klasy robotniczej.
Tak, tak! Nie kwapcie się z podnoszeniem krzyku z powodu «nietowarzyskich metod» mojej polemiki! Nie zamierzam bynajmniej podawać w wątpliwość czystości waszych zamiarów, powiedziałem już, że demagogiem można stać się już wskutek samej tylko naiwności politycznej. Dowiodłem jednak, że poniżyliście się do demagogji. I nigdy nie przestanę powtarzać, że demagodzy — to najgorsi wrogowie klasy robotniczej. Najgorsi — właśnie dlatego, że podniecają złe instynkty tłumu, że nieuświadomieni robotnicy nie mogą poznać się na tych wrogach, występujących — i czasami nawet szczerze — w charakterze przyjaciół. Najgorsi dlatego, że w okresie zamętu i wahań, w okresie, kiedy dopiero kształtuje się oblicze naszego ruchu, niema nic łatwiejszego, jak demagogicznie pociągnąć tłum, który potem dopiero na najgorszych doświadczeniach może przekonać się o swym błędzie. Oto dlaczego hasłem chwili bieżącej powinna być dla współczesnego socjaldemokraty rosyjskiego zdecydowana walka i przeciw poniżającej się do demagogji «Swobodzie» i przeciw poniżającemu się do demagogji «Raboczemu Diełu» (o czem szczegółowiej jeszcze pomówimy niżej).[131]
«Łatwiej jest wyłowić dziesiątek mądrali, niż setkę głupców». Ta znakomita prawda (za której głoszenie zawsze was będzie oklaskiwała setka głupców) wydaje się oczywistą jedynie dlatego, że w toku rozumowania przeskoczyliście z jednego zagadnienia na drugie. Zaczęliście mówić i mówicie w dalszym ciągu o wyławianiu «komitetu», o wyławianiu «organizacji», teraz zaś przeskoczyliście na sprawę wyławiania «korzeni» ruchu «w głębi». Rozumie się, że ruch nasz dlatego tylko nie daje się «wyłowić», że ma setki i setki, tysięcy korzeni w głębi, ale mowa przecież zgoła nie o tem. O ile chodzi o «korzenie w głębi», nie mogą nas «wyłowić» nawet teraz, mimo naszego chałupnictwa, niemniej skarżymy się i nie możemy nie skarżyć się na wyławianie «organizacyj», wyławianie, które niszczy wszelką ciągłość ruchu. Jeżeli zaś postawicie sprawę wyławiania organizacyj i nie będziecie ześlizgiwali się z tej sprawy, to powiem wam, że o wiele trudniej jest wyłowić dziesiątek mądrali, niż setkę głupców. I będę bronił tego twierdzenia, choćbyście podszczuwali przeciw mnie tłum za mój «antydemokratvzm» itp. Przez «mądrali» w sensie organizacyjnym należy rozumieć tylko — jak nieraz już wskazywałem — rewolucjonistów zawodowych, bez względu na to, czy wyrobią się oni zpośród studentów czy zpośród robotników. I otóż twierdzę: 1) żaden ruch rewolucyjny nie może być trwały bez stałej i zabezpieczającej ciągłość organizacji kierowników; 2) im szersza jest masa, żywiołowo wciągana do walki, stanowiąca podstawę ruchu i biorąca w nim udział, ten nieodzowniejsza jest potrzeba takiej organizacji i tem ona powinna być trwalsza (bo tem łatwiej jest wszelkim demagogom pociągnąć nierozwinięte warstwy masy): 3) taka organizacja powinna składać się głównie z ludzi, zajmujących się zawodowo działalnością rewolucyjną; 4) w kraju absolutystycznym tem trudniej będzie «wyłowić» taką organizację, im bardziej ograniczymy skład tej organizacji do takich tylko członków, którzy zawodowo zajmują się działalnością rewolucyjną i otrzymali zawodowe, przygotowanie w sztuce walki z policją polityczną, i 5) tem szerszy będzie skład ludzi zarówno zpośród klasy robotniczej, jak i zpośród innych klas społeczeństwa, którzy będą mieli możność brać udział w ruchu i czynnie w nim pracować.
Proponuję naszym ekonomistom, terorystom i «ekonomistom-terorystom»,[132] obalenie tych twierdzeń, z których dwa ostatnie rozpatrzę zaraz szczegółowiej. Zagadnienie, czy łatwiej jest wyłowić «dziesiątek mądrali» czy «setkę głupców», sprowadza się do zanalizowanego powyżej zagadnienia, czy możliwa jest organizacja masowa wobec konieczności zachowania jaknajsurowszej konspiracji. Szerokiej organizacji nigdy nie zdołamy wznieść na taki poziom konspiracyjności, bez jakiego nie może być nawet mowy o trwałej i zachowującej ciągłość walce przeciw rządowi. I skupienie wszystkich funkcyj konspiracyjnych w rękach możliwie niewielkiej liczby zawodowych rewolucjonistów wcale nie oznacza, że ci rewolucjoniści będą «myśleli za wszystkich», że tłum nie będzie brał czynnego udziału w ruchu. Przeciwnie, tłum będzie wysuwał ze swego środowiska tych rewolucjonistów zawodowych w coraz większej liczbie, bo tłum będzie wtedy wiedział, że nie dość jest, aby zebrało się kilku studentów i prowadzących walkę ekonomiczną robotników, aby utworzyć «komitet», lecz że trzeba latami wyrabiać siebie na zawodowego rewolucjonistę, i tłum będzie «myślał» nie o chałupnictwie jedynie, lecz właśnie o takiem wyrabianiu. Scentralizowanie konspiracyjnych funkcyj organizacji wcale nie oznacza scentralizowania wszystkich funkcyj ruchu. Czynny udział najszerszych mas w literaturze nielegalnej, nietylko się nie zmniejszy, lecz dziesięciokrotnie wzmoże się wskutek tego, że «dziesiątek» rewolucjonistów zawodowych scentralizuje konspiracyjne funkcje tej roboty. W ten i tylko w ten sposób osiągniemy, że czytanie wydawnictw nielegalnych, współpraca w nich, poczęści zaś i rozpowszechnienie ich przestaną niemal być robotą konspiracyjną, bo policja szybko zrozumie, że bezsensowne i niemożliwe byłoby wdrażanie śledztwa sądowego i administracyjnego z powodu każdego egzemplarza rozrzucanych tysiącami wydawnictw. I tyczy to nietylko prasy, lecz również wszystkich funkcyj ruchu, do demonstracyj włącznie. Najczynniejszy i najszerszy udział mas w demonstracjach nietylko nie ucierpi, lecz — przeciwnie — wiele zyska na tem, że «dziesiątek» wypróbowanych, — nie mniej niż nasza policja — zawodowo wyszkolonych rewolucjonistów scentralizuje wszystkie konspiracyjne strony sprawy, wydanie odezw, opracowanie przybliżonego planu, wyznaczenie oddziału kierowników dla każdej dzielnicy miasta, dla każdej dzielnicy robotniczej, dla każdego zakładu naukowego itp. (wiem, że zarzucą mi «niedemokratyczność» poglądów, ale na ten zupełnie niemądry zarzut, odpowiem szczegółowo niżej). Centralizacja najbardziej konspiracyjnych funkcyj przez organizację rewolucjonistów nie osłabi, lecz przeciwnie — rozszerzy zakres i wzbogaci treść działalności całego mnóstwa innych organizacyj, obliczonych na szeroką publiczność i dlatego możliwie luźniejszych i możliwie mniej konspiracyjnych: i robotniczych związków zawodowych i robotniczych kółek samokształcenia i kółek czytania literatury nielegalnej i socjalistycznych, a także demokratycznych kółek wśród wszystkich innych warstw ludności itd. Takie kółka, związki i organizacje są niezbędne wszędzie w jaknajwiększej liczbie i z jaknajrozmaitszemi funkcjami, jest jednak rzeczą niedorzeczną i szkodliwą mieszać je z organizację rewolucjonistów, zacierać granicę między niemi, gasić wśród mas i tak już nieprawdopodobnie przyćmioną świadomość tego, że dla «obsługiwania« ruchu masowego potrzebni są ludzie, którzy specjalnie poświęcają się działalności socjaldemokratycznej, i że tacy ludzie powinni cierpliwie i uporczywie wyrabiać się na rewolucjonistów zawodowych.
Tak, świadomość tego przyćmiła się nieprawdopodobnie. Podstawowym naszym grzechem pod względem organizacyjnym jest to, że przez nasze chałupnictwo obniżyliśmy autorytet rewolucjonisty[133] w Rosji... Rozlazły i chwiejny w sprawach teoretycznych, z ciasnym widnokręgiem, powołujący się — dla usprawiedliwienia swej rozlazłości — na żywiołowość mas, podobniejszy raczej do sekretarza trade-unionu, niż do trybuna ludowego, nie umiejący wysunąć szerokiego i śmiałego planu, któryby nakazał szacunek nawet wrogom, niedoświadczony i niezręczny w swej sztuce zawodowej — walce z policją polityczną, — zlitujcie się! to nie rewolucjonista, lecz jakiś godny litości chałupnik!
Niech się nie obraża na mnie żaden praktyk o to ostre słowo, bo mówiąc o braku przygotowania, stosuję to przedewszystkiem do siebie samego. Pracowałem w kółku,[134] które stawiało sobie, bardzo szerokie, wszechogarniające zadania — i my wszyscy, członkowie tego kółka musieliśmy dotkliwie, aż do bólu cierpieć wskutek świadomości, że okazujemy się chałupnikami w takiej historycznej chwili, kiedy możnaby było — parafrazując znane wyrażenie, powiedzieć: dajcie nam organizację rewolucjonistów, a wywrócimy Rosję![135] I im częściej od owych czasów zdarzało mi się przypomnieć sobie to palące uczucie wstydu, którego wtedy doznawałem, tem więcej nagromadzało się we mnie goryczy przeciw tym pseudo-socjaldemokratom, którzy kazaniami swemi «hańbią zawód rewolucjonisty», którzy nie rozumieją, że zadaniem naszem nie jest bronić obniżania rewolucjonisty do poziomu chałupnika, lecz podnosić chałupników do poziomu rewolucjonistów.

d) Rozmach pracy organizacyjnej.

Słyszeliśmy już wyżej od B—wa «o tym braku zdolnych do czynu sił rewolucyjnych, który daje się odczuwać nietylko w Petersburgu, lecz i w całej Rosji». I nikt chyba nie będzie negował tego faktu. Ale kwestja, jak objaśnić ten fakt? B—w pisze:

«Nie będziemy się wdawali w wyjaśnianie historycznych przyczyn tego zjawiska; powiemy tylko, że społeczeństwo zdemoralizowane przez długotrwałą reakcję polityczną i rozbite przez dokonane i dokonywujące się zmiany ekonomiczne, wyłania z siebie ogromnie małą liczbę ludzi nadających się do pracy rewolucyjnej; że klasa robotnicza, wysuwając rewolucjonistów-robotników, poczęści zapełnia szeregi organizacji nielegalnych, — ale liczba takich rewolucjonistów nie odpowiada wymaganiom czasu. Tembardziej, że robotnik, zajęty w fabryce 11½ godzin, może wskutek swego położenia spełniać przeważnie funkcje agitatora; propaganda natomiast i organizacja, dostarczanie odezw itd., siłą rzeczy spada głównym ciężarem na nader nieznaczne siły inteligenckie» («Rab. Dieło», Nr. 6, str. 38—39).

Z tem zdaniem B—wa nie zgadzamy się pod wielu względami, zwłaszcza nie zgadzamy się z podkreślonemi przez nas słowami, które szczególnie plastycznie świadczą, że nacierpiawszy się (jak każdy choć trochę myślący praktyk) przez nasze chałupnictwo, B—w nie może jednak przytłoczony ciężarem ekonomizmu, znaleźć wyjścia z tego nieznośnego położenia. Nie, społeczeństwo wyłania wiele ludzi nadających się do «sprawy», ale my nie umiemy zużytkować ich wszystkich. Pod tym względem krytyczny przejściowy stan naszego ruchu można określić słowami: ludzi niema i — ludzi jest mnóstwo. Ludzi jest mnóstwo, bo klasa robotnicza i w coraz większym stopniu najrozmaitsze warstwy społeczeństwa wyłaniają z pośród siebie z każdym rokiem coraz więcej niezadowolonych, pragnących protestować, gotowych do współdziałania w miarę sił w walce z absolutyzmem, którego nieznośność nie wszyscy jeszcze uświadomiają sobie, choć odczuwają ją coraz ostrzej coraz szersze masy. A jednocześnie ludzi brak, bo brak kierowników, niema wodzów politycznych, niema talentów organizatorskich, zdolnych do postawienia takiej szerokiej, a jednocześnie jednolitej i harmonijnej pracy, w którejby znajdowała zastosowanie każda bodaj najmniejsza siła. «Wzrost i rozwój organizacyj rewolucyjnych pozostaje w tyle nietylko poza wzrostem ruchu robotniczego, co uznaje również B—w, lecz nawet poza wzrostem ruchu ogólnodemokratycznego we wszystkich warstwach ludu. (Zresztą obecnie B—w uznałby zapewne i to za uzupełnienie tego wniosku). Rozmach pracy rewolucyjnej jest zbyt mały w porównaniu z szeroką żywiołową podstawą ruchu, zbyt jest przytłoczony ubogą teorją «walki ekonomicznej z przedsiębiorcami i rządem». A tymczasem w chwili obecnej nietylko agitatorzy polityczni, lecz i organizatorzy-socjaldemokraci powinni «iść do wszystkich klas ludności».[136] I nie znajdzie się bodaj ani jeden praktyk, któryby wątpił, że socjaldemokraci mogliby podzielić tysiące częściowych funkcyj swej pracy organizacyjnej pomiędzy poszczególnych przedstawicieli najrozmaitszych klas. Brak specjalizacji — to jeden z największych braków naszej techniki, na który tak gorzko i tak słusznie skarży się B—w. Im drobniejsze będą poszczególne «operacje» ogólnej roboty, tem więcej będzie można znaleźć ludzi, zdolnych do ich wykonania (a w większości wypadków zupełnie niezdolnych do tego, by stać się rewolucjonistami zawodowymi), tem trudniej będzie policji «wyłowić» tych wszystkich «detalicznych pracowników», tem trudniej jej będzie na podstawie przyłapania jednego człowieka na jakiejś drobnostce sfabrykować «sprawę», któraby okupiła wydatki skarbu na «ochranę». Co się zaś tyczy liczby ludzi, gotowych do pomagania nam, to już w poprzednim rozdziale wskazywaliśmy na olbrzymią zmianę, która pod tym względem zaszła w ciągu jakichś pięciu lat. Z drugiej jednak strony, żeby zebrać w jedną całość wszystkie te drobne ułamki i żeby wraz z funkcjami ruchu nie rozdrobnić samego ruchu, żeby wykonawcę tych drobnych funkcyj natchnąć wiarą w potrzebę i wagę jego pracy, wiarą bez której wykonawca ten nigdy wogóle nie będzie pracował[137] — do tego wszystkiego niezbędna jest właśnie mocna organizacja wypróbowanych rewolucjonistów. Przy istnieniu takiej organizacji wiara w siły partji umocni się tem bardziej i rozpowszechni się tem szerzej, im organizacja będzie bardziej konspiracyjna, — a przecież na wojnie, jak wiadomo, najważniejszą rzeczą jest wpojenie wiary we własne siły nietylko własnej armji, lecz również nieprzyjacielowi i wszystkim żywiołom neutralnym; przyjazna neutralność może czasami rozstrzygnąć sprawę. Przy istnieniu takiej organizacji, opartej na mocnej podstawie teoretycznej i rozporządzającej organem socjaldemokratycznym, nie trzeba będzie obawiać się, że liczne, przyciągnięte do ruchu żywioły «postronne» zepchną go z właściwej drogi (przeciwnie, właśnie obecnie, przy panującem chałupnictwie, obserwujemy jak liczni socjaldemokraci ciągną ruch po linji «Credo», tylko wyobrażając sobie, że są socjaldemokratami). Słowem, tylko centralizacja umożliwia specjalizację, i z kolei, specjalizacja wymaga centralizacji.
Ale sam B—w który tak świetnie przedstawił całą niezbędność specjalizacji, niedostatecznie, naszem zdaniem, ocenia ją w drugiej części przytoczonych wywodów. Liczba rewolucjonistów z pośród robotników jest niewystarczająca — mówi on. Jest to zupełnie słuszne, i znowu podkreślamy, że «cenna informacja bliskiego obserwatora» całkowicie potwierdza nasz pogląd na przyczyny obecnego kryzysu w socjaldemokracji, a zatem i na środki zaradcze wyleczenia się z niego. Nietylko rewolucjoniści wogóle pozostają w tyle za żywiołowem ożywieniem się mas, lecz nawet robotnicy-rewolucjoniści pozostają w tyle za żywiołowem ożywieniem się mas robotniczych. A fakt ten w sposób najbardziej poglądowy potwierdza, nawet z «praktycznego» punktu widzenia, nietylko niedorzeczność, lecz i polityczną reakcyjność tej «pedagogiki», którą tak często nas raczą przy rozpatrywaniu sprawy naszych obowiązków wobec robotników. Fakt ten świadczy, że najpierwszym, najbardziej palącym naszym obowiązkiem jest pomaganie wyrabianiu się robotników-rewolucjonistów, stojących pod względem działalności partyjnej na tym samym poziomie, co inteligenci-rewolucjoniści (podkreślamy słowa: pod względem działalności partyjnej, bo pod innemi względami osiągnięcie takiego samego poziomu przez robotników jest wprawdzie niezbędne, ale bynajmniej nie takie łatwe i nie takie palące). Dlatego główną uwagę należy zwrócić na to, by podnosić robotników do poziomu rewolucjonistów, bynajmniej zaś nie na to, by opuszczać się samemu bezwarunkowo do poziomu «masy robotniczej», jak tego chcą ekonomiści, bezwarunkowo do poziomu «robotników średniaków», jak tego chce «Swoboda» (wznosząca się pod tym względem na drugi szczebel «pedagogiki» ekonomicznej). Daleki jestem od negowania potrzeby wydawania popularnej literatury dla robotników i specjalnie popularnej (ale, rozumie się, nie jarmarcznej) literatury dla szczególnie zacofanych robotników. Oburza mnie jednak to ciągłe przyplątywanie pedagogiki do zagadnień politycznych, do zagadnień organizacyjnych. Przecież wy, panowie, opiekunowie «robotnika-średniaka», w gruncie rzeczy raczej obrażacie robotników swą chęcią niezbędnego nachylenia się, zanim zaczniecie mówić o polityce robotniczej albo o organizacji robotniczej. Mówcież o poważnych sprawach wyprostowani i zalecajcie pedagogikę pedagogom, nie zaś politykom i organizatorom. Czy wśród inteligentów niema także przodujących, «średniaków» i «masy»? Czy nie uznajemy wszyscy, że i dla inteligencji potrzebna jest literatura popularna, i czy nie wydaje się takiej literatury popularnej? Ale wyobraźcie sobie tylko, że w artykule o organizacji studentów lub uczniów autor zacznie przeżuwać, niby jakieś odkrycie, myśl, że przedewszystkiem potrzebna jest organizacja studentów-średniaków? Takiego autora napewno wyśmieją — i słusznie. Wy nam tylko dajcie — powiedzą mu — idejki organizacyjne, jeśli je macie, a my już sami się zorjentujemy, kto z nas jest «średniak», kto stoi wyżej, a kto niżej. Jeżeli zaś nie macie własnych idejek organizacyjnych — to wszelkie wasze gadanie o «masie» i «średniakach» jest poprostu nudne. Zrozumiejcie nareszcie, że same już zagadnienia «polityki», «organizacji» tak są poważne, że nie można na ten temat mówić inaczej, jak tylko zupełnie poważnie: można i należy przygotowywać robotników (i studentów i uczniów) do tego, by można było mówić z nimi o tych sprawach, ale skoro już zaczęliście mówić o nich, to dawajcie prawdziwe odpowiedzi, nie cofając się wstecz, do «średniaków», lub do «masy», nie wykręcajcie się przypowieściami lub frazesami.[138]
Aby całkowicie przygotować się do swej działalności, robotnik-rewolucjonista także musi stawać się rewolucjonistą zawodowym. Dlatego nie ma racji B—w, kiedy mówi, że ponieważ robotnik pracuje w fabryce po 11½ godzin, to pozostałe funkcje rewolucyjne (oprócz agitacji) «siłą rzeczy spadają głównym ciężarem na nader niewielkie siły inteligenckie». Wcale nie «siłą rzeczy» tak się dzieje, ale przez nasze zacofanie, dlatego, że nie uświadomiamy sobie naszego obowiązku pomagania każdemu wybijającemu się dzięki swym zdolnościom robotnikowi do przeobrażenia się w zawodowego agitatora, organizatora, propagandystę, kolportera itp. Pod tym względem wprost haniebnie marnotrawimy swe siły, nie umiejąc strzec tego, co należy szczególnie pieczołowicie hodować i pielęgnować. Popatrzcie na niemców: mają oni sto razy więcej sił niż my, ale rozumieją doskonale, że rzeczywiście zdolni agitatorzy itp. wyrastają zpośród «średniaków» bynajmniej nie często. Dlatego też starają się odrazu dać każdemu zdolnemu robotnikowi takie warunki, w których zdolności jego mogłyby rozwinąć się całkowicie i znaleźć całkowite zastosowanie: robią zeń zawodowego agitatora, pobudzają go by rozszerzył pole swej działalności przez rozciągnięcie jej z jednej fabryki na cały fach, z jednej miejscowości na cały kraj. Nabywa on doświadczenia i zręczności w swym zawodzie, rozszerza swój horyzont i wiedzę, obserwuje zbliska wybitnych wodzów politycznych działających w innych miejscowościach i w innych partjach, sam stara się podnieść do takiego samego poziomu i połączyć w sobie znajomość środowiska robotniczego i świeżość przekonań socjalistycznych z tem wyszkoleniem zawodowem, bez którego proletarjat nie może prowadzić uporczywej walki z doskonale wyszkolonemi szeregami swych wrogów. Tak i tylko tak wyłaniają się z masy robotniczej Beblowie i Auerowie. Ale to, co w kraju politycznie wolnym robi się w znacznym stopniu samo przez się, u nas powinny systematycznie przeprowadzać nasze organizacje. Jako tako zdolny i «obiecujący» agitator-robotnik nie powinien pracować w fabryce po 11 godzin. Powinniśmy postarać się, by żył na koszt partji, żeby mógł w porę zostać nielegalnym, żeby zmieniał miejsce działalności, bo inaczej nie zdobędzie wielkiego doświadczenia, nie rozszerzy swego widnokręgu, nie zdoła utrzymać się przynajmniej w ciągu kilku lat w walce z żandarmami. Im głębsze i szersze staje się żywiołowe ożywienie się mas, tem więcej wysuwają one nietylko utalentowanych agitatorów, lecz również utalentowanych organizatorów i propagandystów oraz «praktyków» w dodatniem znaczeniu tego wyrazu (tak nielicznych wśród naszej inteligencji, przeważnie nieco po rosyjsku niedbałej i nieruchliwej). Kiedy będziemy mieli oddziały specjalnie przygotowanych i w ciągu dłuższego czasu wyszkolonych robotników-rewolucjonistów (przytem, rozumie się, rewolucjonistów «wszystkich (rodzajów broni») — wówczas z temi oddziałami nie da sobie rady żadna policja polityczna całego świata, bo te oddziału ludzi, bezgranicznie oddanych rewolucji, będą cieszyły się również bezgranicznem zaufaniem — najszerszych mas robotniczych. I jest to wprost nasza wina, że zbyt mało «pchamy» robotników na tę wspólną dla nich i dla inteligentów drogę zawodowo-rewolucyjnego wyszkolenia, zbyt często ciągniemy ich wstecz naszem głupiem gadaniem o tem, co jest «dostępne» masom robotniczym, «robotnikom-średniakom» itp.
Pod tym, jak i pod innemi względami mały rozmach pracy organizacyjnej jest w niewątpliwym i nierozerwalnym (chociaż nie uświadamianym sobie przez olbrzymią większość «ekonomistów» i początkujących praktyków) związku z zacieśnianiem naszej teorji i naszych zadań politycznych. Korzenie się przed żywiołowością wywołuje jakąś obawę przed odejściem choć na krok od tego, co jest «dostępne» masom, obawę przed podniesieniem się zbyt wysoko ponad zwykłe obsługiwanie najbliższych i najbardziej bezpośrednich potrzeb masy. Nie bójcie się, panowie! Pamiętajcie, że pod względem organizacyjnym stoimy tak nisko, że niedorzeczna jest nawet sama myśl o tem, że moglibyśmy podnieść się zbyt wysoko!

e) Organizacja «spiskowa» a «demokratyzm».

A jest nas bardzo wielu tak wrażliwych na «głos życia», że najbardziej boją się oni właśnie tego, oskarżając tych, którzy podzielają wykładane tu poglądy, o «narodnictwo», o nierozumienie «demokratyzmu» itp. Musimy zatrzymać się na tych oskarżeniach, podchwyconych oczywiście i przez «Raboczeje Dieło».
Piszącemu te słowa wiadomo bardzo dobrze, że już «Raboczaja Gazeta» była oskarżana przez ekonomistów petersburskich o narodowolstwo (co jest zrozumiałe, jeśli porównać to pismo z pismem «Raboczaja Myśl»). Nie zdziwiło też nas ani trochę, kiedy wkrótce po powstaniu «Iskry» pewien towarzysz zawiadomił nas, że socjaldemokraci miasta X nazywają «Iskrę» organem «narodowolskim». Oskarżenie to było dla nas, rozumie się, tylko pochlebne, jaki bowiem przyzwoity socjaldemokrata nie był oskarżany przez ekonomistów o narodowolstwo?
Oskarżenia te są wywołane przez nieporozumienie dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, historję ruchu rewolucyjnego zna się u nas tak mało, że «narodowolską» nazywa się wszelką ideę bojowej scentralizowanej organizacji, wypowiadającej zdecydowaną walkę caratowi. Ale ta wspaniała organizacja, którą mieli rewolucjoniści lat siedemdziesiątych i która nam wszystkim powinna służyć za wzór, była stworzona wcale nie przez narodowolców, lecz przez ziemlewolców, którzy rozbili się na partje «Czornyj Pieriedieł» i «Narodnaja Wola».[139] Tak więc widzieć w bojowej organizacji rewolucyjnej coś specyficznie właściwego partji «Narodnaja Wola» jest niedorzecznością i pod historycznym względem i pod logicznym, albowiem wszelki kierunek rewolucyjny, jeżeli tylko rzeczywiście myśli o poważnej walce, bez takiej organizacji obejść się nie może. Nie na tem polegał błąd narodowolców, że postarali się przyciągnąć do swej organizacji wszystkich niezadowolonych i skierować ją ku zdecydowanej walce z absolutyzmem. Przeciwnie — na tem polega ich wielka zasługa historyczna. Błąd ich polegał na tem, że opierali się na teorji, która w istocie swej nie była wcale leorją rewolucyjną, i nie umieli czy nie mogli powiązać swego ruchu nierozerwalnie z walką klasową w łonie rozwijającego się społeczeństwa kapitalistycznego. I tylko najordynarniejsze nierozumienie marksizmu (albo «rozumienie» go w duchu «struwizmu») mogło zrodzić pogląd, że powstanie masowego, żywiołowego ruchu robotniczego uwalnia nas od obowiązku stworzenia organizacji rewolucjonistów równie dobrej, jak ta, którą mieli ziemlewolcy, stworzenia jeszcze nierównie lepszej. Przeciwnie, właśnie ten ruch nakłada na nas ów obowiązek, żywiołowa bowiem walka proletarjatu nie stanie się dopóty jego prawdziwą «walką klasową», dopóki walką tą nie będzie kierowała silna organizacja rewolucjonistów.
Po wtóre, wielu — a w ich liczbie najwidoczniej i B. Kryczewski («Rab. Dieło», Nr. 10, str. 18) — błędnie rozumie polemikę ze «spiskowym» poglądem na walkę polityczną, polemikę, którą zawsze prowadzili socjaldemokraci. Występowaliśmy i zawsze oczywiście będziemy występowali przeciw zacieśnianiu walki politycznej do ram spisku,[140] nie znaczy to jednak, rzecz prosta, wcale, że negujemy potrzebę istnienia silnej organizacji rewolucyjnej. Naprzykład w broszurze, wymienionej w odsyłaczu, obok polemiki przeciw sprowadzaniu walki politycznej do spisku, opisana jest (jako ideał socjaldemokratyczny) organizacja tak silna, żeby mogła «uciec się dla zadania stanowczego ciosu absolutyzmowi» i do «powstania» i do wszelkiego «innego rodzaju ataku.[141] Pod względem formy taka silna organizacja rewolucyjna w kraju absolutystycznym może być nawet nazwana «spiskową», albowiem francuskie słowo «konspiracja» odpowiada rosyjskiemu «zagowor» (spisek), konspiracyjność zaś jest w najwyższym stopniu niezbędna takiej organizacji. Konspiracyjność jest tak dalece niezbędnym warunkiem istnienia takiej organizacji, że wszystkie pozostałe warunki (liczba członków, ich dobór, funkcje itd.) powinny być do niej dostosowane. Dlatego też byłoby niesłychaną naiwnością obawiać się oskarżenia o to, że my, socjaldemokraci, chcemy stworzyć organizację spiskową. Oskarżenia te powinny być tak samo pochlebne dla każdego wroga ekonomizmu, jak oskarżenia o «narodowolstwo».
Odpowie mi kto: taka potężna i ścisła tajna organizacja koncentrująca w swych rękach wszystkie nici działalności konspiracyjnej, organizacja z konieczności centralistyczna, może zbyt łatwo rzucie się do przedwczesnego ataku, może w sposób nieprzemyślany zaostrzyć ruch wcześniej, niż możnaby i niżby należało ze względu na stopień wzrostu niezadowolenia politycznego, na siłę wrzenia i rozgoryczenia wśród klasy robotniczej itp. Odpowiemy na to: mówiąc abstrakcyjnie, nie można oczywiście przeczyć, że organizacja bojowa może bez zastanowienia poprowadzić do walki, która może zakończyć się bynajmniej nie nieuchronną w innych warunkach klęską. Ale ograniczać się w takich sprawach do abstrakcyjnych rozważań niepodobna, bo wszelka bitwa zawiera w sobie abstrakcyjną możliwość porażki, i niema innego środka zmniejszenia tej możliwości, jak tylko zorganizowane przygotowanie bitwy. Jeśli zaś postawimy sprawę na konkretnym gruncie współczesnych warunków rosyjskich, to trzeba będzie wyciągnąć wniosek pozytywny, że silna organizacja rewolucyjna jest bezwzględnie potrzebna właśnie poto, żeby nadać ruchowi trwałą równowagę i ustrzec go od możliwości nieprzemyślanych ataków. Właśnie teraz, przy braku takiej organizacji i przy szybkim żywiołowym wzroście ruchu rewolucyjnego już dają się zauważyć dwie przeciwstawne skrajności (które «stykają się», jak to zwykle bywa): bądź zupełnie nie wytrzymujący krytyki ekonomizm i głoszenie umiarkowania, bądź też równie nie wytrzymujący krytyki «teror ekscytatywny», dążący do tego, by «w ruchu rozwijającym się i utrwalającym, ale znajdującym się jeszcze bliżej początku niż końca, wywołać sztucznie symptomy końca ruchu». (W. Zasulicz w piśmie «Zarja», Nr. 2—3, str. 353). I przykład «Rab Dieła» świadczy, że są już socjaldemokraci, którzy kapitulują przed obu krańcowościami. W takiem zjawisku niema nic dziwnego — nie mówiąc już o innych przyczynach — choćby dlatego, że «ekonomiczna walka z przedsiębiorcami i rządem» nigdy nie zadowoli rewolucjonisty, a przeciwstawne krańcowości zawsze to tu to tam powstawać będą. Tylko scentralizowana organizacja bojowa, konsekwentnie przeprowadząca politykę socjaldemokratyczną i zaspokajająca, że tak powiemy, wszystkie rewolucyjne instynkty i dążenia, może ustrzec ruch od nieobmyślonego ataku i przygotować „atak rokujący powodzenie.
Powiedzą nam dalej, że wyłożony tu pogląd na organizację przeczy «zasadzie demokratyzmu». O ile poprzednie oskarżenie jest specyficznie rosyjskiego pochodzenia, o tyle to oskarżenie ma charakter specyficznie zagraniczny. I jedynie organizacja zagraniczna (związek socjaldemokratów rosyjskich) mogła dać swej redakcji między innemi następującą instrukcję:

«Zasada organizacyjna. W interesach pomyślnego rozwoju i zjednoczenia socjaldemokracji należy podkreślać, rozwijać, walczyć o szeroką zasadę demokratyzmu w jej organizacji partyjnej, co jest niezbędne zwłaszcza wobec ujawniających się w naszej partji tendencyj antydemokratycznych» («Dwa Sjezda», str. 18).

Jak mianowicie walczy «Rab. Dieło» z «antydemokratycznemi tendencjami» «Iskry», zobaczymy w następnym rozdziale. Teraz zaś przyjrzyjmy się bliżej tej «zasadzie», wysuwanej przez ekonomistów. Każdy zgodzi się, zapewne, że «szeroka zasada demokratyczna» zawiera w sobie dwa następujące niezbędne warunki: po pierwsze — absolutną jawność, i po drugie — obieralność wszystkich funkcyj. Śmieszną byłoby rzeczą mówić o demokratyzmie bez jawności, przytem jawności, nie ograniczającej się do członków organizacji. Nazwiemy demokratyczną organizację niemieckiej partji socjalistycznej, bo tam wszystko robi się jawnie, aż do posiedzeń zjazdu partyjnego włącznie; nikt jednak nie nazwie demokratyczną takiej organizacji[142], która dla wszystkich nie-członków jest okryta zasłoną tajemnicy. Pytamy, jaki sens ma wysunięcie «szerokiej zasady demokratyzmu», kiedy podstawowy warunek tej zasady jest niewykonalny dla organizacji tajnej? «Szeroka zasada» jest poprostu gromkim, ale czczym frazesem. Niedość na tem. Frazes ten świadczy o zupełnem niezrozumieniu organizacyjnych zadań chwili. Wszyscy wiedzą, jak bardzo niekonspiracyjna jest nasza «szeroka» masa rewolucjonistów. Widzieliśmy, jak gorzko skarży się na to B-w, domagający się zupełnie słusznie «surowego doboru członków» («Rab. Dieło», Nr. 6, str. 42). I oto zjawiają się ludzie, chwalący się swem «wyczuciem życia», którzy w takim stanie rzeczy podkreślają nie potrzebę najsurowszej konspiracji i najsurowszego (a zatem i ściślejszego) doboru członków, lecz — «szeroką zasadę demokratyczną»! To się nazywa trafić kulą w płot!
Nielepiej ma się sprawa z drugą cechą demokratyzmu — z obieralnością. W krajach wolności politycznej warunek ten jest sam przez się zrozumiały. «Za członka partji uważany jest każdy, kto uznaje zasady programu partyjnego i popiera partję w miarę sił i możności» — brzmi pierwszy paragraf statutu organizacyjnego niemieckiej partji socjaldemokratycznej. A ponieważ cała arena polityczna jest otwarta dla wszystkich, jak scena teatralna dla widzów, przeto uznawanie programu czy nieuznawanie go, popieranie partji czy przeciwdziałanie jej wiadome są wszystkim razem i każdemu zosobna i z gazet i z zgromadzeń ludowych. Wszyscy wiedzą, że taki a taki działacz polityczny zaczął od tego a tego, przebył taką a taką ewolucję, tak a tak zachował się w trudnej chwili życia, odznacza się takiemi a takiemi cechami — i dlatego naturalnie, wszyscy członkowie partji mogą ze znajomością rzeczy wybierać albo nie wybierać takiego działacza na określony urząd w partji. Powszechna (w dosłownem znaczeniu wyrazu) kontrola każdego kroku członka partji w jego działalności politycznej stwarza mechanizm, działający automatycznie, wytwarzający to, co w biologji nazywa się «utrzymaniem przy życiu najbardziej przystosowanych». «Dobór naturalny» zupełnej jawności, obieralności i powszechnej kontroli gwarantuje, że każdy działacz koniec końcem znajduje się na odpowiedniem miejscu, bierze się do działu pracy, najbardziej odpowiadającego jego siłom i zdolnościom, na samym sobie doświadcza skutków własnych błędów i w oczach wszystkich dowodzi zdolności do uznawania własnych błędów i ich unikania.
Spróbujcie no wstawić ten obraz w ramy naszego ustroju absolutystycznego! Czy jest do pomyślenia, aby u nas wszyscy, «którzy uznają zasady programu partyjnego i popierają partję w miarę sił i możności», kontrolowali każdy krok rewolucjonisty-konspiratora? Żeby wszyscy wybierali z pośród tych rewolucjonistów-konspiratorów tego lub owego, kiedy rewolucjonista — dla dobra sprawy — obowiązany jest ukrywać wobec 910 tych «wszystkich», kim jest właściwie? Wmyślcie się choć trochę w rzeczywiste znaczenie tych gromkich słów, z któremi występuje «Rab. Dieło», a zobaczycie, że «szeroki demokratyzm» organizacji partyjnej w mrokach absolutyzmu, pod panowaniem żandarmów, dokonywujących «doboru naturalnego» — to tylko czcza i szkodliwa zabawka. Jest to czcza zabawka, bo w praktyce nigdy żadna organizacja rewolucyjna szerokiego demokratyzmu nie wprowadzała i nie może wprowadzać, nawet przy najlepszych chęciach. Szkodliwa zabawka, bo próby przeprowadzenia w praktyce «szerokiej zasady demokratyzmu» ułatwiają jedynie policji urządzanie wielkich aresztów i utrwalają na wieki chałupnictwo, odrywają myśl praktyków od poważnego palącego zadania wyrabiania się na rewolucjonistów zawodowych i sprowadzają ją do układania drobiazgowych «papierowych» statutów, dotyczących systemu wyborów. Tylko zagranicą, gdzie nieraz zbierają się ludzie, nie mogący znaleźć dla siebie prawdziwej, żywej roboty, mogła się gdzieniegdzie, zwłaszcza w różnych drobnych grupach, rozwinąć ta «zabawa w demokratyzm».
Aby dowieść czytelnikowi, jak nieprzyzwoita jest ulubiona metoda «Rab. Dieła», polegająca na wysuwaniu tak przyzwoitej «zasady», jak demokratyzm w robocie rewolucyjnej, powołamy się znowu na świadka. Świadek ten — J. Serebriakow, redaktor londyńskiego pisma «Nakanunie» — żywi wielką słabość dla «Rab. Dieła» i wielką nienawiść dla Plechanowa i «plechanowowców». W artykułach z powodu rozłamu w zagranicznym «Związku Socjaldemokratów rosyjskich» «Nakanunie» zdecydowanie stanęło po stronie «Rab. Dieła» i rzuciło się z całą chmarą «żałośliwych» słów[143] na Plechanowa. Tem cenniejszy jest dla nas ten świadek w danej sprawie. W Nr. 7 «Nakanunie» (lipiec 1899) w artykule «Z powodu odezwy grupy samowyzwolenia robotników» Serebriakow wskazywał na «nieprzyzwoitość» podnoszenia sprawy «łudzenia samych siebie, wodzirejstwa, tak zwanego areopagu w poważnym ruchu rewolucyjnym» i pisał m.in.:

«Myszkin, Rogaczew, Żelabow, Michajłow, Perowska, Figner i inni nigdy nie uważali się za przewódców i nikt ich nie wybierał ani nie mianował, chociaż w rzeczywistości byli przewódcami, albowiem tak w okresie propagandy, jak w okresie walki z rządem wzięli na siebie największy ciężar pracy, szli na najbardziej niebezpieczne posterunki i ich działalność była najbardziej produkcyjna. I wodzowstwo ich nie było wynikiem ich pragnień, lecz wynikiem zaufania, które otaczający ich towarzysze żywili do ich rozumu, energji i poświęcenia. Bać się zaś jakiegoś areopagu (a jeśli nie bać się, to poco pisać o areopagach?), który mógłby samowładnie kierować ruchem, jest rzeczą zbyt naiwną. Któż to słuchałby takiego areopagu?»

Pytamy czytelnika, czem różni się «areopag» od «tendencyj antydemokratycznych»? I czy nie jest oczywiste, że «przyzwoita» zasada organizacyjna «Rab. Dieła» jest zupełnie tak samo naiwna i nieprzyzwoita, — naiwna, bo «areopagu» czy ludzi o «tendencjach antydemokratycznych» poprostu nikt nie będzie słuchał, skoro brak będzie «zaufania do ich rozumu, energji i poświęcenia ze strony otaczających ich towarzyszy». Nieprzyzwoita — jako demagogiczny wybryk, spekulujący na próżności jednych, na nieznajomości istotnego stanu naszego ruchu — innych, na nieprzygotowaniu i nieznajomości historji ruchu rewolucyjnego — jeszcze innych. Jedyna poważna zasada organizacyjna dla działaczy naszego ruchu — to najsurowsza konspiracja, najsurowszy dobór członków, urabianie rewolucjonistów zawodowych. Skoro te warunki istnieją, to zapewnione jest coś więcej jeszcze, aniżeli «demokratyzm», a mianowicie: to absolutne zaufanie wzajemne pomiędzy rewolucjonistami, jakie powinno istnieć między towarzyszami. A to «coś więcej»[144] jest bezwarunkowo konieczne dla nas, bowiem nie może być mowy o zastąpieniu u nas w Rosji tego zaufania przez powszechną demokratyczną kontrolę. I byłoby wielkim błędem myśleć, że niemożliwość istotnie «demokratycznej» kontroli prowadzi o kontroli nad członkami organizacji rewolucyjnej: nie mają om czasu, by myśleć o zabawie w formy demokratyzmu (demokratyzmu wewnątrz ścisłego jądra towarzyszy, cieszących się zupełnem zaufaniem wzajemnem), ale żywo czują swą odpowiedzialność, wiedząc przytem z oświadczenia, że dla pozbycia się niegodnego członka organizacja prawdziwych rewolucjonistów nie cofnie się przed żadnemi środkami. Mamy też i my dość rozwiniętą, mającą już za sobą całą historję, opinję publiczną rosyjskiego (i międzynarodowego) środowiska rewolucyjnego, które bezlitośnie surowo karze wszelkie odstępstwo od obowiązków towarzysza (a wszak «demokratyzm», prawdziwy, nie demokratyzm dla zabawy, zawarty jest jak część w całości w tem pojęciu obowiązków towarzysza!). Weźcie to wszystko pod uwagę — a zrozumiecie, jaki stęchły zapach zagranicznej zabawy w generałów bije od tego gadania i rezolucyj o «antydemokratycznych tendencjach».
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że inne źródło takiego gadania, mianowicie naiwność żywi się także mglistością pojęć co do tego, czem jest demokracja. W książce małżeństwa Webb o trade-unionach angielskich jest ciekawy rozdział «Prymitywna demokracja».[145] Autorowie opowiadają tam, jak robotnicy angielscy w pierwszym okresie istnienia tych związków uważali za nieodzowny warunek demokracji, by wszyscy robili wszystko, co wchodziło w zakres zarządzania związkami: nietylko wszystkie kwestje były rozstrzygane przez głosowanie wszystkich członków lecz nawet wszystkie urzędy sprawowali wszyscy członkowie po kolei. Trzeba było długiego doświadczenia historycznego, by robotnicy zrozumieli niedorzeczność takiego pojmowania demokracji by zrozumieli niezbędność instytucyj przedstawicielskich — z jednej strony i zawodowych funkcjonarjuszy — z drugiej. Trzeba było kilku wypadków finansowego krachu kas związkowych, by robotnicy zrozumieli, ze kwestja proporcjonalności między płaconemi składkami a otrzymywanemi zapomogami nie może być rozstrzygnięta przez samo tylko demokratyczne głosowanie, lecz wymaga również głosu specjalisty w sprawach ubezpieczeniowych. Weźcie, dalej, książkę Kautskiego o parlamentaryzmie i ustawodawstwie ludowem, a zobaczycie, że wnioski teoretyka-marksisty zgadzają się z naukami wieloletniej praktyki «żywiołowo» zjednoczonych robotników. Kautsky zdecydowanie występuje przeciw prymitywnemu pojmowaniu demokracji przez Rittinhausena, wyśmiewa ludzi, którzy w imię demokracji gotowi są domagać się, by «gazety ludowe były redagowane bezpośrednio przez lud», dowodzi niezbędności istnienia zawodowych dziennikarzy, parlamentarzystów itp. dla socjaldemokratycznego kierowania walką klasową proletarjatu, atakuje «socjalizm anarchistów i literatów», którzy «w pogoni za efektami» wychwalają bezpośrednie ustawodawstwo ludowe i nie rozumieją bardzo względnej możliwości zastosowania go w społeczeństwie dzisiejszem.
Kto praktycznie pracował w naszym ruchu, ten wie, jak szeroko rozpowszechniony jest wśród masy uczącej się młodzieży i robotników «prymitywny» pogląd na demokrację. Nic dziwnego, że pogląd ten przenika i do statutów i do literatury. Ekonomiści bernsteinowskiego autoramentu pisali w swym statucie: «p. 10. Wszystkie sprawy, dotyczące interesów całej organizacji związkowej, rozstrzygane są większością głosów wszystkich jej członków». Ekonomiści autoramentu terorystycznego wtórują im: «Konieczne jest, aby decyzje komitetu przechodziły przez wszystkie kółka i potem dopiero stawały się rzeczywistemi decyzjami» («Swoboda», Nr. 1, str. 67). Zauważcie, że to żądanie szerokiego stosowania referendum jest wysuwane jeszcze poza żądaniem zbudowania całej organizacji na podstawie obieralności! Dalecy jesteśmy, rozumie się, od tego, by potępiać za to praktyków, którzy mieli zbyt mało możliwości zapoznania się z teorją i praktyką rzeczywiście demokratycznych organizacyj. Ale kiedy «Rab. Dieło», które rości sobie pretensje do roli kierowniczej, ogranicza się w takich warunkach do rezolucji o szerokiej zasadzie demokratycznej, to jak można nie nazwać tego zwykłą «pogonią za efektem»?

f) Praca lokalna a ogólno-rosyjska.

Jeżeli zarzuty przeciw wyłożonemu tu planowi organizacji z punktu widzenia jej niedemokratyzmu i charakteru spiskowego są zupełnie bezpodstawne, to pozostaje jeszcze kwestja, wysuwana bardzo często i zasługująca na szczegółowe rozpatrzenie. Jest to kwestja ustosunkowania pomiędzy pracą lokalną a ogólno-rosyjską. Daje się słyszeć obawy, by utworzenie organizacji centralistycznej nie doprowadziło do przeniesienia środka ciężkości z roboty lokalnej na ogólno-rosyjską. Czy nie zaszkodzi to ruchowi, osłabiwszy trwałość naszego związku z masą robotniczą i wogóle odporność agitacji ludowej? Odpowiemy na to, że nasz ruch w latach ostatnich cierpi właśnie wskutek tego, że działacze, lokalni są zbyt pochłonięci pracą lokalną; że dlatego pewne przesunięcie środka ciężkości na robotę ogólno-rosyjską jest bezwzględnie konieczne; że takie przesunięcie nie osłabi, lecz wzmocni i trwałość naszego związku z masami i trwałość naszej agitacji miejscowej. Weźmy sprawę organów centralnych i lokalnych i poprośmy czytelnika, by nie zapominał, że sprawa pism jest dla nas jedynie przykładem, ilustrującym nieporównanie szerszą i wielostronniejszą sprawę pracy rewolucyjnej wogóle.
W pierwszym okresie ruchu masowego (1896—1898) działacze lokalni próbują postawić pismo ogólno-rosyjskie «Raboczaja Gazeta»; w okresie następnym (1898—1900) ruch robi olbrzymi krok naprzód, ale uwaga działaczy lokalnych jest całkowicie pochłonięta przez organy lokalne. Jeżeli zsumujemy te wszystkie organy lokalne, to okaże się[146], że wypada naogół po jednym numerze pisma na miesiąc. Czyż nie jest to poglądową ilustracją naszego chałupnictwa? Czy nie świadczy to w sposób zupełnie oczywisty o tem, że nasza organizacja rewolucyjna pozostaje w tyle za żywiołowem podniesieniem się ruchu? Gdyby ta sama liczba numerów była wydana nie przez rozdrobnione grupy lokalne, lecz przez zjednoczoną organizację, to nietylko zaoszczędzilibyśmy mnóstwo sił, lecz również zapewnilibyśmy o wiele większą trwałość i ciągłość naszej pracy. Ten prosty wzgląd zbyt często jest pomijany i przez tych praktyków, którzy czynnie pracują prawie wyłącznie nad organami, lokalnemi (niestety, w ogromnej większości wypadków rzecz i obecnie tak się przedstawia), i przez tych publicystów, którzy w tej sprawie okazują zdumiewającą donkiszoterję. Praktyk zadowala się zazwyczaj stwierdzeniem, że działaczom lokalnym «trudno»[147] jest zająć się postawieniem pisma ogólno-rosyjskiego i że lepiej, aby istniały pisma lokalne, niż żeby nie było pism wogóle. To ostatnie jest, rozumie się, zupełnie słuszne, i nie damy się ubiec żadnemu praktykowi w uznaniu olbrzymiego znaczenia i olbrzymich korzyści pism lokalnych wogóle. Ale wszak nie o tem mowa, lecz o tem, czy nie można wyzbyć się rozdrobnienia i chałupnictwa, które tak poglądowo uzewnętrzniły się w numerach pism lokalnych w całej Rosji w okresie 2½ lat. Nie ograniczajcie się więc do bezspornego wprawdzie, lecz zbyt ogólnikowego twierdzenia o pożytku pism miejscowych wogóle. lecz miejcie także odwagę uznać otwarcie ich strony ujemne ujawnione przez doświadczenie 2½ lat. Doświadczenie to dowodzi, że pisma lokalne w naszych warunkach są w większości wypadków pod względem zasad chwiejne, pod względem politycznym pozbawione znaczenia, pod względem nakładu sił rewolucyjnych — niewspółmiernie drogie, pod względem technicznym — zupełnie niezadowalające (mam na myśli, rozumie się, nie technikę drukarską, lecz rzadkość i nieregularność ukazywania się tych pism). I wszystkie wymienione braki nie są przypadkiem, lecz nieuniknionym wynikiem tego rozdrobnienia, które z jednej strony wyjaśnia, dlaczego w rozpatrywanym przez nas okresie przeważają pisma lokalne, z drugiej zaś — podtrzymywane jest przez to ich przeważanie. Poszczególne organizacje lokalne nie mają poprostu sił dla zapewnienia swemu pismu stałości zasad i dla postawienia go na wysokości organu politycznego, nie mają sił dla zebrania i wyzyskania wystarczającego materjału, któryby oświetlał całe nasze życie polityczne. Argument zaś, którym zazwyczaj broni się niezbędnej potrzeby licznych gazet lokalnych w krajach wolnych — taniość ich przy drukowaniu przez robotników miejscowych oraz szybsze i pełniejsze informowanie ludności miejscowej — ten argument zwraca się u nas, jak uczy doświadczenie, przeciw pismom lokalnym. Pisma te okazują się niewspółmiernie kosztowne — w sensie nakładu pracy sił rewolucyjnych i wychodzą niezmiernie rzadko dla tej prostej przyczyny, że dla pisma nielegalnego, chociażby najmniejszego, niezbędny jest taki wielki aparat konspiracyjny, który wymaga wielkiego fabrycznego przemysłu, albowiem w warsztacie chałupniczym nie można go sporządzić. Prymitywność zaś aparatu konspiracyjnego prowadzi na każdym kroku do tego (każdy praktyk zna mnóstwo przykładów tego rodzaju), że policja korzysta z ukazania się i rozpowszechnienia jednego-dwóch numerów dla przeprowadzenia masowego aresztu, który tak wszystko wymiata docna, że trzeba znów zaczynać od początku. Dobry aparat konspiracyjny wymaga dobrego zawodowego przygotowania rewolucjonistów i jaknajkonsekwentniej przeprowadzonego podziału pracy, a oba te wymagania absolutnie przerastają siły każdej poszczególnej — bodaj nawet w danej chwili najsilniejszej, — organizacji lokalnej. Nie mówię już o ogólnych interesach całego naszego ruchu (konsekwentne pod względem ideowym socjalistyczne i polityczne wychowanie robotników), ale nawet specjalnie miejscowe interesy lepiej są obsługiwane przez organy nie miejscowe: to tylko na pierwszy rzut oka wydaje się paradoksem, w rzeczywistości zaś wskazane przez nas doświadczenie dwóch i pół lat dowodzi tego niezbicie. Każdy zgodzi się, że gdyby wszystkie siły lokalne, które wydały 30 numerów pism, pracowały nad jednem pismem, to pismo to z łatwością wydałoby 60, jeśli nie sto numerów, a zatem pełniej odzwierciadliłoby wszystkie swoistości ruchu czysto lokalnego. Niewątpliwie, zorganizowanie takie nie jest łatwe, trzeba jednak, abyśmy uznali jego potrzebę, żeby każde kółko lokalne myślało o niem i aktywnie pracowało nad niem, nie czekając na bodziec zzewnątrz, nie dając się zwieść przez tę dostępność, tę bliskość organu lokalnego, które — na podstawie naszego doświadczenia rewolucyjnego — są w znacznej mierze złudne.
I złą przysługę wyświadczają robocie praktycznej publicyści, mniemający, że są specjalnie bliscy praktykom, publicyści, którzy nie widzą tej złudności i załatwiają się z całą sprawą zapomocą zdumiewająco taniego i zdumiewająco pustego rozumowania: potrzebne są pisma lokalne, potrzebne są pisma okręgowe, potrzebne są pisma ogólno-rosyjskie. Oczywiście, mówiąc ogólnie, wszystko to jest potrzebne, ale trzeba przecież myśleć także o warunkach środowiska i chwili, skoro bierzemy się do konkretnej sprawy organizacyjnej. Czy to nie jest w samej rzeczy don-kiszoterja kiedy «Swoboda» (Nr. 1, str. 68), «zatrzymując się specjalnie na sprawie pisma» mówi: «Wydaje nam się, że każde jako tako znaczniejsze skupienie robotnicze powinno mieć własne pismo robotnicze. Nie przywożone skądciś, lecz właśnie swoje własne». Jeżeli ten publicysta nie chce myśleć o znaczeniu swych słów, to przynajmniej, ty czytelniku, pomyśl za niego: ile jest w Rosji dziesiątków, jeśli nie setek «jako tako znaczniejszych skupień robotniczych», i jakie to byłoby uwiecznienie naszego chałupnictwa, gdyby rzeczywiście każda organizacja miejscowa wzięła się do wydawania własnego pisma! Jakby to nasze rozdrobnienie ułatwiło żandarmom wyławianie — nawet bez «jako tako znaczniejszego» trudu — działaczy miejscowych w samem zaraniu ich działalności, pozbawiając ich możności wyrobienia się na prawdziwych rewolucjonistów! — W piśmie ogólno-rosyjskiem — mówi dalej autor — nieciekawe byłyby opisy sztuczek fabrykanckich i «drobiazgów życia fabrycznego w różnych miastach», natomiast «robotnik pochodzący np. z Orła nie znudzi się wcale czytaniem o sprawach własnego miasta. Za każdym razem wie on, kogo «zahaczono», kogo «zwymyślano» i dusza skacze mu z radości» (str. 69). Tak, tak, dusza robotnika z Orła skacze z radości, ale nazbyt już «skacze» myśl naszego publicysty. Czy to stawanie w obronie zbierania okruszyn jest taktycznie słuszne? — oto nad czem należałoby się zastanowić. Nie damy się ubiec nikomu, jeżeli chodzi o uznanie potrzeby i wagi rewelacyj fabrycznych, ale trzeba przecież pamiętać, że doszliśmy już do tego, że mieszkańców Petersburga nudzi już czytanie petersburskich korespondencyj petersburskiego pisma «Raboczaja Myśl». Dla lokalnych rewelacyj z fabryk istniały zawsze i powinny istnieć zawsze i nadal ulotki — typ zaś pisma należy podnosić na wyższy poziom nie zaś obniżać do poziomu ulotki fabrycznej. W «piśmie» powinniśmy mieć rewelacje nie tyle «drobiazgów», ile wielkich, typowych braków życia fabrycznego, rewelacje oparte na przykładach szczególnie jaskrawych, a tem samem mogące zainteresować wszystkich robotników i wszystkich kierowników ruchu, mogące istotnie wzbogacić ich wiedzę, rozszerzyć widnokrąg, zapoczątkować przebudzenie się nowego okręgu, nowej warstwy zawodowej robotników.
«Następnie, w piśmie lokalnem wszystkie sztuczki administracji fabrycznej czy innych władz można przyłapywać natychmiast na gorąco. A zanim tam taka wiadomość dojdzie do pisma ogólnego, dalekiego — już na miejscu zdąży się zapomnieć o tem co się wydarzyło: «kiedyż to było? — ktoby tam zapamiętał!» (tamże). Otóż to właśnie: ktoby tam zapamiętał! 30 numerów, wydanych w ciągu dwóch i pół lat, przypada, jak wiemy z tego samego źródła, na 6 miast. Wypada zatem przeciętnie na jedno miasto po jednym numerze pisma na pół roku! I nawet gdyby nasz lekkomyślny publicysta potroił w swem przypuszczeniu wydajność pracy miejscowej (co byłoby bezwarunkowo niesłuszne w zastosowaniu do przeciętnego miasta, albowiem w ramach chałupnictwa niemożliwe jest znaczne rozszerzenie wydajności) — to jednak otrzymamy zaledwie jeden numer pisma na dwa miesiące, t. j. coś zupełnie niepodobnego do «łapania na gorąco». A tymczasem wystarcza, by połączyło się dziesięć organizacyj lokalnych i by wyznaczyły one delegatów do spełniania aktywnych funkcyj, związanych ze zorganizowaniem pisma ogólnego — i wówczas możnaby było «przyłapywać» w całej Rosji nie drobiazgi, lecz istotnie wyróżniające się i typowe bezeceństwa raz na dwa tygodnie. Ktokolwiek jest obeznany ze stanem rzeczy w naszych organizacjach, ten nie może o tem wątpić. O przyłapywaniu zaś wroga na miejscu przestępstwa — jeżeli brać to poważnie, a nie jedynie jako piękne słówka — pismo nielegalne wogóle nie może nawet myśleć: to jest dostępne tylko dla ulotki, termin bowiem takiego przyłapania nie przekracza przeważnie jednego-dwóch dni (weźcie, naprzykład, zwykły krótkotrwały strajk albo pobicie w fabryce, albo demonstrację itd.).
«Robotnik żyje nietylko w fabryce, lecz i w mieście» — pisze dalej nasz autor, przechodząc od spraw poszczególnych do ogólnych z konsekwencją, która przyniosłaby zaszczyt samemu Borysowi Kryczewskiemu. I[148] wskazuje na sprawy «dum» miejskich, szpitali, szkół miejskich, żądając żeby pismo robotnicze nie pomijało milczeniem spraw miejskich wogóle. Żądanie to samo przez się jest piękne, ilustruje jednak szczególnie poglądowo tę beztreściwą abstrakcyjność, do której zbyt często ograniczają się rozważania na temat pism lokalnych. Po pierwsze gdyby istotnie w każdym «jako tako znaczniejszym ośrodku robotniczym» ukazywały się pisma z takim szczegółowym działem kroniki miejskiej, jak tego chce «Swoboda», to nieuchronnie przekształciłoby się to w naszych warunkach rosyjskich w zbieranie okruszyn, doprowadziłoby do osłabienia zrozumienia wagi ogólno-rosyjskiego ataku rewolucyjnego na samowładztwo carskie, wzmocniłoby bardzo żywotne i raczej przyczajone lub przytłumione, niż wyrwane z korzeniami kiełki tego kierunku, który już zasłynął swem znakomitem powiedzeniem o rewolucjonistach, zbyt wiele mówiących o nieistniejącym parlamencie i zbyt mało — o istniejących «dumach»[149] miejskich. Mówimy: nieuchronnie, podkreślając, w ten sposób, że «Swoboda» świadomie nie chce tego, lecz czegoś wręcz przeciwnego. Niedość jednak samych dobrych chęci. — Aby oświetlenie spraw miejskich postawić w całej naszej pracy we właściwej perspektywie, trzeba aby naprzód ta perspektywa była dokładnie wykreślona, niezbicie ustalona nietylko przez same rozważania, lecz i przez mnóstwo przykładów, żeby nabrała już trwałości tradycji. Do tego zaś jeszcze daleko u nas a potrzebne to jest właśnie naprzód, zanim można będzie myśleć i gadać o szerokiej prasie lokalnej.
Po drugie, aby móc rzeczywiście dobrze i zajmująco napisać o sprawach miejskich, trzeba dobrze i nietylko z książek znać te sprawy. Socjaldemokratów zaś, posiadających tę wiedzę, niema w całej Rosji prawie zupełnie. Żeby pisać w gazecie (a nie w broszurze popularnej) o sprawach miejskich i państwowych, trzeba mieć świeży, wielostronny materjał zebrany i opracowany przez znającego się na rzeczy człowieka. Aby zaś zbierać i opracowywać taki materjał, nie wystarcza «prymitywna demokracja» prymitywnego kółka, w którem wszyscy robią wszystko i bawią się w referendum. Do tego potrzebny jest sztab specjalistów-pisarzy, specjalistów-korespondentów, armja reporterów-socjaldemokratów, nawiązujących stosunki wszędzie i w każdym miejscu, umiejących docierać do wszystkich i wszelkich «tajemnic państwowych» (któremi tak pyszni się urzędnik rosyjski i które tak łatwo wygaduje), umiejących dostawać się wszędzie «za kulisy», armja ludzi, którzyby «z urzędu» byli obowiązani być wszechobecnymi i wszystkowiedzącymi. I my, partja walki przeciw wszelkiemu uciskowi, ekonomicznemu, politycznemu, społecznemu, narodowemu, możemy i musimy znaleść, zebrać, nauczyć, zmobilizować i wysłać w pochód taką armję ludzi wszystko-wiedzących, — ale to przecież trzeba dopiero zrobić! U nas zaś nietylko nie zrobiono w przeważnej liczbie miejscowości ani kroku w tym kierunku, ale nawet niema jeszcze prawie nigdzie świadomości, że zrobić to trzeba. Poszukajcie-no w naszej prasie socjal-demokratycznej żywych i interesujących artykułów, korespondencyj i rewelacyj o sprawach i sprawkach dyplomatycznych, wojskowych, cerkiewnych, miejskich, finansowych itp.: nie znajdziecie prawie nic albo bardzo niewiele[150]. Oto dlaczego «zawsze strasznie mnie gniewa, kiedy przyjdzie ktoś i nagada «bardzo ładnych i pięknych słów» o potrzebie «w każdem jako tako znaczniejszem skupieniu robotniczem» pism, któreby demaskowały i fabryczne i miejskie i państwowe bezeceństwa!
Przewaga prasy lokalnej nad centralną — to oznaka albo ubóstwa, albo zbytku. Ubóstwa — kiedy ruch nie wytworzył sobie jeszcze sił dla wielkiej produkcji, kiedy wegetuje jeszcze w chałupnictwie i prawie tonie «w drobiazgach życia fabrycznego». Zbytku — kiedy ruch zupełnie już podołał zadaniu wszechstronnego oskarżycielstwa i wszechstronnej agitacji tak, że oprócz organu centralnego stają się potrzebne liczne pisma lokalne. Niech każdy sam dla siebie zdecyduje, o czem świadczy przewaga pism lokalnych w obecnej chwili u nas. Ja zaś ograniczę się do ścisłego sformułowania mego wniosku, żeby nie dać sposobności do nieporozumień. Dotąd większość organizacyj lokalnych u nas myśli prawie wyłącznie o organach lokalnych i prawie wyłącznie nad niemi pracuje aktywnie. Jest to nienormalne. Powinno być naodwrót: większość organizacyj lokalnych powinna myśleć głównie o organie ogólno-rosyjskim i głównie nad nim pracować. Dopóki tak nie będzie, nie zdołamy postawić ani jednego pisma, któreby bodaj jako tako zdolne było do rzeczywistego obsługiwania ruchu przez wszechstronną agitację w prasie. Kiedy zaś to nastąpi, wówczas normalny stosunek pomiędzy niezbędnym, organem centralnym a niezbędnemi organami lokalnemi ustali się sam przez się.

∗            ∗

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że do dziedziny walki specjalnie-ekonomicznej nie daje się zastosować wniosek o konieczności przesunięcia punktu ciężkości z pracy lokalnej na ogólno-rosyjską: bezpośrednim wrogiem robotników są tu poszczególni przedsiębiorcy lub ich grupy, nie zjednoczone w organizację, któraby choć w przybliżeniu przypominała organizację czysto wojskową, ściśle centralistyczną, kierowaną aż do najdrobniejszych szczegółów przed jednolitą wolę, organizację rządu rosyjskiego, naszego bezpośredniego wroga w walce politycznej.
Rzecz ma się jednak inaczej. Walka ekonomiczna — wielokrotnie wskazywaliśmy już na to — to walka zawodowa, i dlatego wymaga ona zjednoczenia robotników według zawodów, a nietylko według miejsca ich pracy. I to zjednoczenie zawodowe staje się tem bardziej palącą potrzebą, im szybciej postępuje zjednoczenie się naszych przedsiębiorców we wszelkiego rodzaju stowarzyszenia i syndykaty. Nasze rozdrobnienie i nasze chałupnictwo wprost przeszkadzają temu zjednoczeniu się, które wymaga istnienia jednolitej ogólno-rosyjskiej organizacji rewolucjonistów zdolnej do kierownictwa ogólno-rosyjskiemi związkami zawodowemi robotników. Mówiliśmy już wyżej o tem, jaki typ organizacji byłby dla tego celu pożądany, teraz zaś dodamy tylko kilka słów w związku ze sprawą naszej prasy.
Że w każdem piśmie socjaldemokratycznem powinien być dział walki zawodowej (ekonomicznej) — tego nikt chyba kwestjonować nie będzie. Ale wzrost ruchu zawodowego zmusza do myślenia również o prasie zawodowej. Wydaje nam się jednak, że o pismach zawodowych w Rosji — z nielicznemi wyjątkami — nie może być narazie mowy: jest to zbytek, nam zaś brak na każdym kroku nawet chleba powszedniego. Odpowiednią do warunków pracy nielegalnej i niezbędną już obecnie formą prasy zawodowej powinny być u nas broszury zawodowe. Należałoby w nich zbierać i systematycznie grupować materjał legalny[151] i nielegalny tyczący warunków pracy w danym zawodzie, różnic istniejących pod tym względem w rozmaitych miejscowościach Rosji głównych żądań robotników danego zawodu, braków odpowiedniego ustawodawstwa, znamiennych faktów walki ekonomicznej robotników danego fachu, zalążków stanu obecnego i potrzeb robotniczej organizacji zawodowej itp. Broszury takie po pierwsze — uwolniłyby naszą prasę socjaldemokratyczną od mnóstwa takich szczegółów zawodowych, które specjalnie interesują tylko robotników danego fachu; po drugie — utrwalałyby wyniki naszego doświadczenia w walce zawodowej, gromadziłyby i uogólniały zebrany materjał, który obecnie ginie dosłownie w mnóstwie ulotek i fragmentarycznych korespondencyj; po trzecie — mogłyby służyć jako pewnego rodzaju podręczniki dla agitatorów, warunki bowiem pracy zmieniają się stosunkowo powoli, podstawowe zaś żądania robotników danego fachu ulegają niewielkim zmianom (porównaj żądania tkaczy okręgu moskiewskiego z r. 1885 z żądaniami tkaczy okręgu petersburskiego w r. 1896) i zestawienie tych żądań i potrzeb mogłoby przez cały szereg lat służyć za doskonały podręcznik dla agitacji ekonomicznej w miejscowościach zacofanych albo wśród zacofanych warstw robotniczych; przykłady zwycięskich strajków w jednym okręgu, dane o wyższym poziomie życia, o lepszych warunkach pracy w jednej miejscowości pobudzałyby robotników innych miejscowości do coraz to nowej walki; po czwarte — wziąwszy na siebie inicjatywę uwolnienia walki zawodowej i utrwaliwszy w ten sposób związek rosyjskiego ruchu zawodowego z socjalizmem, socjaldemokracja postarałaby się jednocześnie o to, by cała nasza praca trade-unionistyczna zajmowała nie nazbyt wiele miejsca w ogólnej sumie naszej pracy socjaldemokratycznej. Dla organizacji lokalnej, jeżeli jest ona oderwana od organizacyj w innych miastach, jest nieraz rzeczą trudną, czasami zaś zupełnie niemożliwą, zachować w tym względzie właściwą proporcję (przykład «Rab. Myśli» świadczy, do jakiej potwornej przesady w kierunku trade-unionizmu można przytem dość). Natomiast ogólno-rosyjska organizacja rewolucjonistów, stojąca nieugięcie na stanowisku marksizmu, kierująca całą walką polityczną i rozporządzająca sztabem zawodowych agitatorów, nigdy nie będzie miała trudności przy określaniu tej właściwej proporcji.

V. «PLAN» OGÓLNO-ROSYJSKIEGO PISMA POLITYCZNEGO.

Największy błąd «Iskry» pod tym względem — pisze B. Kryczewski («Rab. Dieło», Nr. 10, str. 30), oskarżając nas o tendencję do «przeistoczenia teorji, przez wyizolowanie jej od praktyki, w martwą doktrynę» — to jej «plan» organizacji ogólno-partyjnej» (t. zn. artykuł p. t. «Od czego zacząć?»). Wtóruje mu Martynow, oświadczając, że «tendencja» «Iskry» do pomniejszania znaczenia postępowego biegu szarej walki codziennej w porozumieniu z propagandą błyskotliwych i opracowanych idej... została uwieńczona przez plan organizacji partyjnej, plan przedłożony w Nr. 4 w artykule p. t. «Od czego zacząć?» (tamże str. 61). Wreszcie w czasach najostatniejszych do ludzi, oburzających się na ten «plan» (cudzysłów ma wyrażać ironiczny wobec niego stosunek) przyłączył się również L. Nadieżdin w broszurze «Kanun rewolucji» («Wigilja rewolucji»), którą właśnie otrzymaliśmy (wydanie znanej nam już «grupy rewolucyjno-socjalistycznej» «Swoboda». W broszurze tej autor oświadcza, że mówić obecnie o organizacji, któraby niby nić ciągnęła się od pisma ogólno-rosyjskiego — to płodzić gabinetowe myśli i gabinetową pracę» (str. 126), to przejaw «literactwa» itp.
Że nasz terorysta okazał się solidarnym z obrońcami postępowego biegu szarej walki codziennej, nie może nas dziwić potem, jak ujawniliśmy korzenie tej solidarności w rozdziałach o polityce i organizacji. Musimy jednak już teraz zauważyć, że L. Nadieżdin i tylko on jeden spróbował sumiennie wniknąć w treść artykułu, który mu się nie spodobał, postarał się dać nań merytoryczną odpowiedź, gdy tymczasem «Rab. Dieło» nic absolutnie nie powiedziało merytorycznie, postarało się natomiast zagmatwać tylko sprawę zapomocą całej kupy nieprzyzwoitych demagogicznych wybryków. I jakkolwiek to jest nieprzyjemne, wypadnie przedewszystkiem stracić trochę czasu na oczyszczenie stajni Augiasza.

a) Kto się obraził za artykuł «Od czego zacząć?»[152]

Przytoczymy wiązankę tych wyrażeń i wykrzykników, z któremi rzuciło się na nas «Rab. Dieło»: «Nie pismo może stworzyć organizację partyjną, lecz naodwrót».., «Pismo, stojące nad partją, poza jej kontrolą i niezależne od niej dzięki własnej sieci agientów»... «Jakim cudem «Iskra» zapomniała o faktycznie istniejących organizacjach socjaldemokratycznych tej partji, do której należy?»... «Posiadacze twardych zasad i odpowiedniego planu są też naczelnemi regulatorami realnej walki partji, dyktującemi partji wykonania swego planu»... «Plan wypędza nasze żywe i żywotne organizacje do państwa cieniów i chce powołać do życia fantastyczną sieć agientów»... «Gdyby plan «Iskry» został wykonany, to doprowadziłoby to do zupełnego wytrzebienia śladów formującej się u nas Socjaldemokratycznej Partji Robotniczej Rosji»... «Organ propagandystyczny staje się niekontrolowanym, samowładnym ustawodawcą całej praktycznej walki rewolucyjnej»... «Jak nasza partja powinna ustosunkować się wobec jej zupełnego podporządkowania autonomicznej redakcji» itd.
Jak czytelnik widzi z treści i tonu tych cytat, «Rab. Dieło» obraziło się. Ale obraziło się nie za siebie, lecz za organizacje i komitety naszej partji, które «Iskra» chce rzekomo wypędzić do państwa cieniów i nawet wytrzebić ich ślady. Co za zgroza! Dziwna jest tylko jedna rzecz. Artykuł «Od czego zacząć?» ukazał się w maju r. 1901, artykuły «Rab. Dieła» — we wrześniu r. 1901, teraz jest już połowa stycznia r. 1902. W ciągu całych tych 5 miesięcy (ani przed wrześniem, ani po wrześniu) ani jeden komitet partyjny i ani jedna organizacja partyjna nie wystąpiły z formalnym protestem przeciw temu potworowi, który chce wypędzić komitety i organizacje do państwa cieniów! A wszak w ciągu tego czasu i w «Iskrze» i w mnóstwie innych wydawnictw lokalnych i nielokalnych ukazały się dziesiątki i setki informacji ze wszystkich krańców Rosji. Jak się to stało, że ci, których chce się wypędzić do państwa cieniów, nie zauważyli tego i nie obrazili się o to, — obraziła się zaś osoba trzecia?
Stało się tak dlatego, że komitety i inne organizacje zajęte są prawdziwą pracą, a nie zabawą w «demokratyzm». Komitety przeczytały, artykuł «Od czego zacząć?», zobaczyły, że jest to próba «stworzenia określonego planu organizacji, ażeby do budowy tej organizacji można było zabrać się ze wszystkich stron, a ponieważ one doskonale wiedziały i widziały, że ani jedna z tych «wszystkich stron nie pomyśli o «zabraniu się do budowy», dopóki nie ujawni się, że budowa ta jest konieczna i plan architektoniczny dobry, to, naturalnie, nie przyszło im nawet do głowy, «obrażać się» za bezczelność ludzi, którzy powiedzieli w «Iskrze»: «Wobec niecierpiącej zwłoki wagi zagadnienia decydujemy się ze swej strony przedstawić uwadze towarzyszy szkic planu, który rozwijamy szczegółowiej w przygotowywanej do druku broszurze». Czyż można było przy uczciwym stosunku do rzeczy nie zrozumieć, że jeżeli towarzysze przyjmą przedstawiony ich uwadze plan, to będą go wykonywali nie przez «podporządkowanie się», lecz z przekonania, że plan ten jest niezbędny dla naszej wspólnej sprawy, jeżeli zaś go nie przyjmą, — to «szkic» (co za pretensjonalne słowa, nieprawdaż?) pozostanie poprostu szkicem? Czyż nie jest to demagogja, jeżeli ze szkicem planu wojuje się nietylko w ten sposób, że go się «druzgoce» i radzi się towarzyszom odrzucić ten plan, — lecz i w ten sposób, że szczuje się ludzi mało doświadczonych w sprawie rewolucyjnej przeciw autorom szkicu za samo to, że ośmielają się oni «wydawać ustawy», występować w charakterze «naczelnych regulatorów», czyli że ośmielają się proponować szkic planu?? Czy może partja nasza rozwijać się i iść naprzód, jeżeli za próbę podniesienia działaczów lokalnych do poziomu szerszych poglądów, zadań, planów itd. będą wysuwane zarzuty nietylko z punktu widzenia niesłuszności tych poglądów, lecz z punktu widzenia «obrazy» o to, że «chcą» nas «podnosić»? Wszak oto L. Nadieżdin także «zdruzgotał» nasz plan, nie poniżył się jednak do takiej demagogji, której nie można już wytłumaczyć samą naiwnością albo prymitywnością poglądów politycznych, oskarżenie o «inspektorstwo nad partją» odrzucił stanowczo i od samego początku. I dlatego Nadieżdinowi można i należy odpowiedzieć na jego krytykę planu merytorycznie, «Rab. Diełu» zaś można odpowiedzieć jedynie pogardą.
Ale pogarda dla pisarza, poniżającego się do krzyku o «samowładztwie» i «podporządkowaniu» nie zwalnia nas jeszcze od obowiązku rozplatania tej gmatwaniny, którą tacy ludzie częstują czytelnika. I oto tu możemy naocznie wykazać wszystkim, jakiego pokroju są te utarte frazesy o «szerokim demokratyzmie». Oskarżają nas o zapominanie o komitetach, o chęć czy usiłowanie wypędzenia ich do państwa cieniów itp. Jak odpowiedzieć na te oskarżenia, kiedy my nie możemy opowiedzieć czytelnikowi prawie nic faktycznego o naszych rzeczywistych stosunkach z komitetami, nie możemy ze względów konspiracyjnych? Ludzie, którzy rzucają oskarżenia obelżywe i drażniące tłum, wyprzedzają nas wskutek swej niedyskrecji, wskutek swego pogardliwego stosunku do obowiązków rewolucjonisty, który starannie ukrywa przed oczyma świata te stosunki i związki, które posiada, które nawiązuje, albo usiłuje nawiązać. Zrozumiałą jest rzeczą, że konkurowania w dziedzinie «demokratyzmu» z takiemi ludźmi wyrzekamy się raz na zawsze. Co się zaś tyczy czytelnika, niewtajemniczonego we wszystkie sprawy partyjne, to jedynym środkiem spełnienia obowiązku względem niego jest opowiedzenie nie o tym, co istnieje i co jest im Werden[153], lecz o cząstce tego, co było i o czem wolno opowiadać, jako o przeszłości.
Bund robi aluzje do naszego «samozwaństwa»[154], zagraniczny «Związek» oskarża nas o usiłowanie wytrzebienia śladów partji. Proszę bardzo, panowie. Otrzymacie pełną satysfakcję, kiedy opowiemy publiczności cztery fakty z przeszłości.
Pierwszy[155] fakt. Członkowie jednego z «Związków Walki», którzy brali bezpośredni udział w zakładaniu naszej partji i w posyłaniu delegata na organizacyjny zjazd partyjny, zawierają umowy z jednym z członków grupy «Iskra» w sprawie założenia specjalnej bibljoteki robotniczej, któraby zaspokajała potrzeby całego ruchu.[156] Nie udaje się założyć bibljoteki robotniczej i napisane dla niej broszury «Zadania socjaldemokratów rosyjskich» i «Nowa Ustawa fabryczna»[157] trafiają drogą okólną i za pośrednictwem osób trzecich zagranicę, gdzie też zostają wydrukowane.
Drugi fakt. Członkowie Komitetu Centralnego Bundu zwracają się do pewnego z członków grupy «Iskra» z propozycją zorganizowania, jak wyrażał się wówczas Bund, «laboratorjum literackiego».[158] Wskazują przytem, że jeżeli nie uda się tego zrobić, to ruch nasz może się znacznie cofnąć. Wynikiem pertraktacji jest broszura «Sprawa robotnicza w Rosji»[159].
Trzeci fakt. Komitet Centralny Bundu za pośrednictwem pewnego miasteczka prowincjonalnego zwraca się do jednego z członków «Iskry» z propozycją, aby ten podjął się redagowania wznowionej «Raboczej Gazety» i, rozumie się, uzyskuje zgodę.[160] Propozycja potem się zmienia: proponują współpracę wobec nowej kombinacji z redakcją. I na to, rozumie się, uzyskuje się zgodę. Posyła się artykuły (które udało się zachować) — «Nasz program» — z bezpośrednim protestem przeciw bernsteinjadzie, zwrotowi ku literaturze legalnej i «Raboczej Myśli»; «Nasze najbliższe zadanie» («zorganizowanie organu partyjnego, wychodzącego regularnie i ściśle związanego ze wszystkiemi grupami lokalnemi»; braki panoszącego się «chałupnictwa»); «Palące zagadnienie» (analiza zarzutu, że z początku należy rozwinąć działalność grup lokalnych, później dopiero brać się do organizacji ogólnego pisma; naleganie na to, że «organizacja rewolucyjna» jest sprawą pierwszorzędnej wagi, — że należy «doprowadzić organizację, dyscyplinę i technikę konspiracyjną do największej doskonałości»)[161]. Propozycja wznowienia «Rab. Gazety» nie zostaje urzeczywistniona, i artykuły pozostają niewydrukowane.
Czwarty fakt. Członek komitetu, organizujący drugi kolejny zjazd naszej partji, komunikuje członkowi grupy «Iskra» program zjazdu i stawia kandydaturę tej grupy na redaktora wznowionej «Rab. Gazety». Jego wstępny, że tak powiem krok, zostaje następnie usankcjonowany i przez ten komitet, do którego on należał, i przez Komitet Centralny Bundu; grupa «Iskry» otrzymuje wskazówki o miejscu i czasie zjazdu, ale (nie mając pewności, czy będzie mogła z pewnych względów posłać delegata na ten zjazd) przygotowuje dla zjazdu także referat na piśmie. W referacie tym przeprowadza myśl, że przez sam tylko wybór Komitetu Centralnego nietylko nie rozwiążemy sprawy zjednoczenia w takim okresie zupełnego rozprzężenia, jaki przeżywamy, lecz że ryzykujemy, że skompromitujemy wielką ideę stworzenia partji w razie nowej szybkiej i zupełnej wsypy, która wobec panującego braku konspiracji jest bardziej niż prawdopodobna; że należy dlatego zacząć od wezwania wszystkich komitetów i wszystkich innych organizacyj, aby popierały wznowiony wspólny organ, który realnie powiąże wszystkie komitety faktycznemi więzami, realnie przygotuje grupę kierowników całego ruchu, — przeistoczyć zaś taką stworzoną przez komitety grupę w CK komitety i partja potrafią z łatwością, jak tylko grupa taka wzrośnie i wzmocni się. Zjazd jednak nie doszedł do skutku wskutek szeregu wsyp, referat zaś ze względów konspiracyjnych został zniszczony po przeczytaniu przez kilku zaledwie towarzyszy, w ich liczbie przez pełnomocników jednego komitetu.[162]
Niechaj czytelnik sam teraz sądzi o charakterze takich metod, jak aluzja do samozwaństwa ze strony Bundu albo jak argument «Rab. Dieła», że my chcemy wypędzić komitety do państwa cieniów, «zastąpić» organizację partyjną przez organizację rozpowszechniania poglądów pewnego pisma. Wszak to komitetom właśnie, na ich niejednokrotne zaproszenia, referowaliśmy o potrzebie przyjęcia określonego planu wspólnej pracy. Właśnie dla organizacji partyjnej opracowywaliśmy ten plan w artykułach do «Rab. Gazety» i w referacie na zjazd partyjny, znów na propozycję tych, którzy zajmowali w partji takie wpływowe stanowisko, że podejmowali inicjatywę (faktycznej) odbudowy partji. I dopiero potem, kiedy dwukrotne próby organizacji partyjnej, by wraz z nami wznowić oficjalnie centralny organ partyjny, zakończyły się niepowodzeniem, dopiero potem uważaliśmy wprost za swój obowiązek wystąpić z organem nieoficjalnym po to, by przy trzeciej próbie towarzysze mieli już przed sobą pewne rezultaty doświadczenia, a nie same tylko propozycje i wróżby. W chwili obecnej pewne rezultaty tego doświadczenia są już przed oczami wszystkich, i wszyscy towarzysze mogą osądzić, czy właściwie rozumieliśmy swój obowiązek i co należy myśleć o ludziach, którzy starają się wprowadzić w błąd osoby, nieobeznane z najbliższą przeszłością, z rozżalenia, że dowodziliśmy jednym — ich braku konsekwencji w sprawie «narodowej», innym — niedopuszczalności wahań, nie mających nic wspólnego z zasadami.

b) Czy pismo może być kolektywnym organizatorem?

Całe sedno artykułu «Od czego zacząć» polega na postawieniu właśnie tego zagadnienia i na pozytywnem jego rozwiązaniu. Jedyną znaną nam próbę merytorycznego zanalizowania tego zagadnienia i dowiedzenia niezbędności negatywnego rozwiązania zrobił L. Nadieżdin, którego argumentację przytoczymy w całości:

«...Bardzo nam się podoba ujęcie przez «Iskrę» (Nr. 4) sprawy potrzeby stworzenia pisma ogólno-rosyjskiego, nie możemy jednak w żaden sposób zgodzić się na to, żeby ujęcie to było w zgodzie z tytułem artykułu «Od czego zacząć?». Jest to jedna ze spraw, niewątpliwie nader ważnych, nie przez nią jednak, nie przez całą serję popularnych ulotek, nie przez górę odezw można zapoczątkować u nas stworzenie bojowej organizacji dla chwili rewolucyjnej. Jest rzeczą niezbędną zacząć od tworzenia silnych lokalnych organizacji politycznych. Nie mamy ich — nasza praca odbywała się głównie wśród robotników inteligentnych, masy zaś prowadziły prawie wyłącznie walkę ekonomiczną. Jeżeli nie wychowamy mocnych politycznych organizacyj lokalnych, to jakie znaczenie będzie miało bodaj najwspanialej postawione pismo ogólno-rosyjskie? Krzak gorejący, sam płonący i nie spalający się, ale też nie rozpalający nikogo! Dokoła tego pisma, w pracy dla niego — myśli «Iskra» — skupią się ludzie, zorganizują się. Ale przecież dla tych ludzi o wiele bliższą rzeczą byłoby skupić się i zorganizować dokoła sprawy bardziej konkretnej! Taką sprawą może i powinna być sprawa szerokiego postawienia pism lokalnych, przygotowywanie już obecnie sił do demonstracyj, stała praca organizacyj lokalnych wśród bezrobotnych (bezustanne kolportowanie wśród nich ulotek i odezw, zwoływanie ich na zebrania, wzywanie do dawania odporu rządowi itp.). Należy rozpocząć żywą pracę polityczną w poszczególnych miejscowościach, i kiedy okaże się koniecznem zjednoczenie na tym realnym gruncie, — to będzie ono nie sztuczne, nie papierowe — nie zapomocą pism osiąga się takie zjednoczenie pracy lokalnej w jedną sprawę ogólno-rosyjską» («Kanun rewolucji», str. 54).

Podkreślaliśmy te miejsca tej wymownej tyrady, które najplastyczniej świadczą o niesłuszności oceny naszego planu przez autora, i o niesłuszności wogóle jego punktu widzenia, przeciwstawianego tu «Iskrze». Jeżeli nie wychowamy mocnych politycznych organizacyj lokalnych, — to nawet najlepsze pismo — ogólno-rosyjskie nie będzie miało żadnego znaczenia. — Zupełnie słusznie. Ale sedno sprawy polega właśnie na tem, że niema innego środka wychowania mocnych organizacyj politycznych, jak tylko pismo ogólno-rosyjskie. Autor przeoczył najistotniejsze oświadczenie «Iskry», złożone przez nią przed przystąpieniem do wyłuszczenia «planu»: niezbędną jest rzeczą «wezwanie» do stworzenia organizacji rewolucyjnej, zdolnej do zjednoczenia wszystkich sił i kierowania ruchem nietylko z nazwy lecz i faktycznie, t. j. organizacji zawsze gotowej do poparcia wszelkiego protestu i wszelkiego wybuchu, wyzyskania ich dla pomnożenia i wzmocnienia sił armji wojennych nadających się do rozstrzygającego boju». Ale obecnie po lutym i marcu, zgodzą się z tem zasadniczo wszyscy — ciągnie dalej «Iskra», — a nam potrzeba nie zasadniczego, lecz praktycznego rozstrzygnięcia sprawy, trzeba niezwłocznie opracować taki określony plan budowy, żeby zaraz wszyscy z różnych stron mogli wziąć się do budowy. Nas zaś znowu ciągną wstecz od rozwiązania praktycznego — do zasadniczo słusznej, bezspornej, wielkiej, ale zupełnie niewystarczającej, zupełnie niezrozumiałej dla szerokich mas pracujących prawdy: «wychowywać mocne organizacje polityczne»! Nie o tem już mowa, szanowny autorze, lecz o tem, jak właśnie należy wychowywać i wychować!
Niesłuszne jest twierdzenie, że «prowadziliśmy głównie pracę wśród robotników inteligentnych, masy zaś prowadziły prawie wyłącznie walkę ekonomiczną». W takiej formie twierdzenie to stacza się do właściwego pismu «Swoboda» i z gruntu błędnego przeciwstawiania robotników inteligentnych «masie». Nasi nawet inteligentni robotnicy w latach ostatnich «prowadzili prawie wyłącznie walkę ekonomiczną». To — z jednej strony. Z drugiej zaś — masy też nigdy nie nauczą się prowadzić walki politycznej, dopóki my nie pomożemy do wychowania kierowników tej walki, zarówno z pośród inteligentnych robotników, jak i pośród inteligentów; wychować się zaś mogą tacy kierownicy wyłącznie na systematycznej, bieżącej ocenie wszystkich stron naszego życia politycznego, wszystkich prób protestu i walki różnych klas i z różnych powodów. Dlatego mówić o «wychowaniu organizacyj politycznych» i jednocześnie przeciwstawiać «papierową sprawę» pisma politycznego — «żywej politycznej pracy lokalnej» jest rzeczą poprostu śmieszną! Przecież podany w «Iskrze» «plan» pisma zmierza właśnie do «planu» wyrobienia takiej «gotowości bojowej», żeby podtrzymywać i ruch bezrobotnych, i bunty chłopskie, i niezadowolenie działaczy ziemskich, i «oburzenie ludności przeciw rozpasanemu satrapie carskiemu» itp. Ktokolwiek jest obeznany z ruchem, ten wie z całą dokładnością, że olbrzymia większość organizacyj lokalnych nawet nie myśli o tem, że wiele z nakreślonych tu perspektyw «żywej pracy politycznej» ani razu jeszcze nie były wprowadzane w życie przez żadną organizację, że np. próba zwrócenia uwagi na wzrost niezadowolenia i protestu wśród inteligencji ziemskiej wywołuje uczucie zakłopotanego zdumienia i u Nadieżdina («panie boże, czy to czasem nie dla ziemców jest ten organ?», «Kanun», str. 129) i u ekonomistów (Nr. 12 «Iskry», list) i u wielu praktyków. W tych warunkach «zacząć» można jedynie od tego, żeby pobudzić ludzi do myślenia o tem wszystkiem, pobudzić ich do podsumowywania i uogólniania wszystkich i wszelakich przebłysków fermentu i walki czynnej. W naszych czasach obniżenia zadań socjaldemokratycznych «żywą robotę polityczną» można zacząć wyłącznie, od żywej agitacji politycznej, która jest niemożliwa bez pisma ogólnorosyjskiego, często wychodzącego i należycie rozpowszechnianego.
Ludzie, dopatrujący się w «planie» «Iskry» przejawu «literackości», nie zrozumieli zupełnie samej istoty planu, dojrzawszy cel w tem, co zostało wysunięte jako najbardziej w chwili obecnej odpowiedni środek. Ludzie ci nie zadali sobie trudu zastanowić się nad dwoma porównaniami, które poglądowo ilustrowały przedłożony plan. Postawienie politycznego pisma ogólno-rosyjskiego — mówiła «Iskra» — powinno być tą podstawową nicią, której trzymając się, moglibyśmy niezachwianie rozwijać, pogłębiać i rozszerzać tę organizację (t. zn. organizację rewolucyjną, zawsze gotową do podtrzymania wszelkiego protestu i wszelkiego wybuchu). Powiedzcie z łaski swojej: kiedy murarze kładą w różnych miejscach kamienie węgielne pod wielką i niewidzianą dotąd budowlę — czy to nie «papierowa» sprawa, jeśli przeciągają oni nić, która ułatwia znalezienie odpowiedniego miejsca pod owe kamienie, wskazuje ostateczny cel ogólnej pracy, daje możność zużytkowania nietylko każdego kamienia, lecz również każdego kawałka kamienia, które łącząc się w całość z poprzedniemi i następnemi, tworzą skończoną i wszechogarniającą linję? I czy nie przeżywamy właśnie takiej chwili w naszem życiu partyjnym, kiedy mamy i kamienie i murarzy, a brak tylko tej widomej dla wszystkich nici, za którą wszyscy mogliby się uchwycić? Niech tam sobie krzyczą, że przeciągając nić, chcemy komenderować: gdybyśmy chcieli komenderować, to napisalibyśmy zamiast «Iskra» Nr. 1 — «Raboczaja Gazeta» Nr. 3, jak nam proponowali niektórzy towarzysze i jak to mielibyśmy zupełne prawo zrobić po tych wypadkach, o których była mowa wyżej.[163] Nie zrobiliśmy jednak tego: chcieliśmy zachować wolną rękę dla nieprzejednanej walki z wszelkiego rodzaju pseudo-socjaldemokratami; chcieliśmy, aby nić naszą, jeśli została przeciągnięta właściwie, zaczęto szanować za jej właściwość, a nie za to, że przeciągnięta została przez organ oficjalny.
«Sprawa zjednoczenia działalności lokalnej w organach centralnych obraca się w zaczarowanem kole, — poucza nas L. Nadieżdin — dla zjednoczenia niezbędna jest jednorodność składników, ta zaś jednorodność może ze swej strony być stworzona jedynie przez coś jednoczącego, ale to jednoczące może być wytworem mocnych organizacyj lokalnych, które obecnie bynajmniej nie odznaczają się jednorodnym charakterem». Jest to prawda równie szanowna i równie bezsprzeczna, jak to, że należy wychowywać mocne organizacje polityczne. Prawda — równie jak tamta — bezpłodna. Każde zagadnienie «obraca się w zaczarowanem kole, albowiem całe życie polityczne — to niekończący się łańcuch złożony z nieskończonego szeregu ogniw. Cała sztuka polityki na tem właśnie polega, żeby znaleźć i mocno-mocno uchwycić za takie właśnie ogniwo, które najtrudniej będzie wytrącić nam z rąk, które w danej chwili jest najważniejsze, które najpewniej gwarantuje posiadaczowi ogniwka posiadanie całego łańcucha.[164] Gdybyśmy mieli brygadę doświadczonych murarzy, tak sharmonizowanych ze sobą w pracy, że mogliby bez nici kłaść kamienie tam właśnie, gdzie należy — (to wcale nie jest niemożliwe, jeśli mówić abstrakcyjnie), to moglibyśmy bodaj wziąć się i do drugiego ogniwka. Ale na tem właśnie polega nieszczęście, że doświadczonych i sharmonizowanych w pracy murarzy jeszcze nie mamy, że na każdym kroku kamienie kładzie się zupełnie napróżno, nie według wspólnej nici, lecz tak rozsypane, że wróg zdmuchuje je poprostu, jakby to były nie kamienie, lecz ziarnka piasku.
Inne porównanie: «Pismo jest nietylko kolektywnym propagandystą i kolektywnym agitatorem, lecz również kolektywnym organizatorem. Pod tym względem można porównać je z rusztowaniem, które, wznoszone dokoła budowanego gmachu, wskazuje zarysy budowli, ułatwia poszczególnym pracownikom komunikować się przy budowie, pomaga im przy podziale pracy i ogarnianiu ogólnych wyników, osiągniętych przez zorganizowaną pracę»[165]. Prawda, jakie to podobne do przesadnej oceny własnej roli przez literata, człowieka pracy gabinetowej? Rusztowanie dla samego domu wcale nie jest potrzebne, rusztowanie buduje się z gorszego materjału, rusztowanie wznosi się na krótki czas i idzie na opał, skoro tylko budowa została choć zgruba zakończona. Jeżeli chodzi o budowę organizacyj rewolucyjnych, to doświadczenie uczy, że czasami udaje się zbudować je nawet bez rusztowania — weźcie lata siedemdziesiąte. Ale teraz u nas niepodobna sobie nawet wyobrażać możliwości wzniesienia potrzebnego nam gmachu bez rusztowania.
Nadieżdin nie zgadza się z tem i mówi: «dokoła pisma, w pracy dla niego skupią się ludzie, zorganizują się — myśli «Iskra». Ale przecież dla tych ludzi bliższą o wiele rzeczą byłoby skupić się i zorganizować dokoła sprawy bardziej konkretnej!» Tak, tak: «o wiele bliższą dokoła bardziej konkretnej»... Przysłowie rosyjskie mówi: nie pluj do studni — może sam będziesz musiał z niej pić. Ale są ludzie, gotowi do picia ze studni, do której już napluto. Do jakich to obrzydliwości nie dogadali się nasi świetni legalni «krytycy marksizmu» i nielegalni czciciele «Rab. Myśli» w imię tej większej konkretności! Jak przytłoczony jest cały nasz ruch przez tę ciasnotę, brak inicjatywy i nieśmiałość, usprawiedliwiane przez tradycyjne argumenty «o wiele bliżej dokoła czegoś konkretniejszego»! I Nadieżdin — uważając samego siebie za szczególnie czujnego na głos «życia», potępiający szczególnie surowo «gabinetowych uczonych», oskarżający (siląc się na dowcip) «Iskrę» o skłonność do dopatrywania się wszędzie ekonomizmu, wyobrażający sobie, że jest wyższy ponad podział na ortodoksów i krytyków — Nadieżdin nie spostrzega, że argumentami swemi leje wodę na młyn oburzającej go ciemnoty, że pije z takiej już doszczętnie zaplutej studni! Tak, niedość jest najszczerszego nawet oburzenia na ciasnotę, najgorętszej chęci podniesienia ludzi, korzących się tą ciasnotą — niedość tego, jeżeli oburzający się sam płynie bez steru i żagli i równie «żywiołowo», jak rewolucjoniści lat siedemdziesiątych, chwyta się «teroru ekscytatywnego», «bicia na alarm» itp. Przyjrzyjcie się temu «czemuś konkretniejszemu», dokoła czego — jak sądzi — «bliższą rzeczą» byłoby skupić się i zorganizować: 1) pisma lokalne, 2) przygotowanie do demonstracyj, 3) praca wśród bezrobotnych. Od pierwszego rzutu oka widać, że wszystkie te sprawy są wyrwane zupełnie przypadkowo, naoślep, byle cośkolwiek powiedzieć albowiem jakkolwiekbyśmy się zapatrywali na nie, widzieć w tem coś szczególnego, co specjalnie nadawałoby się do «skupienia i zorganizowania» jest już zupełnym nonsensem. Przecież ten sam Nadieżdin o kilka stronic dalej mówi: «czas-by już był stwierdzić poprostu fakt: praca lokalna jest strasznie mizerna, komitety nie robią nawet dziesiątej części tego, co mogłyby robić... te ośrodki skupiające, które mamy obecnie to — fikcja, to — biurokratyzm rewolucyjny, wzajemne mianowanie się na generałów i będzie to dopóty, dopóki nie powstaną mocne organizacje lokalne». W słowach tych, niewątpliwie, obok przesady, zawarte jest wiele gorzkiej prawdy, i czy doprawdy Nadieżdin nie widzi związku pomiędzy mizerną pracą lokalną a tą ciasnotą widnokręgu działaczy, małym rozmachom ich działalności, nieuniknionemi wobec braku przygotowania działaczy, zamykających się w ramach organizacyj lokalnych? Czy Nadieżdin podobnie, jak autor artykułu o organizacji w «Swobodzie», zapomniał, że przejściu do szerokiej prasy lokalnej (od r. 1898) towarzyszył szczególnie silny wzrost ekonomizmu i «chałupnictwa»? Ale wszak nawet gdyby możliwe było jako tako zadowalające postawienie «szerokiej prasy lokalnej» (dowiedliśmy wyżej, że jest to niemożliwe, poza zupełnie wyjątkowemi wypadkami), to i wówczas organy lokalne nie mogłyby «skupić i zorganizować» wszystkich sił rewolucjonistów dla wspólnego ataku na samowładztwo, dla kierownictwa jednolitą walką. Nie zapominajcie, że chodzi tu tylko o «skupiające», organizatorskie znaczenie pisma, i moglibyśmy zwrócić się do Nadieżdina, broniącego rozdrobnienia, z postawionem przez niego samego ironicznem zapytaniem: «czy nie odziedziczyliśmy skądciś 200.000 rewolucyjnych sił organizatorskich?» Następnie: «Przygotowywania do demonstracyj» nie można przeciwstawiać planowi «Iskry» już chociażby dlatego, że plan ten właśnie przewiduje jaknajszersze demonstracje jako jeden z celów; mowa zaś o wyborze środka praktycznego. Nadieżdin znów się tu zaplątał, ponieważ nie wziął pod uwagę, że «przygotowywać» demonstracje (które dotychczas w olbrzymiej większości wypadków odbywają się zupełnie żywiołowo) może wyłącznie armja już «skupiona i zorganizowana», my zaś właśnie nie umiemy skupiać i organizować. «Praca wśród bezrobotnych». Znów ta sama gmatwanina, albowiem praca ta — to również jedno z działań wojennych zmobilizowanej armji, nie zaś plan mobilizowania armji. Do jakiego stopnia Nadieżdin i tutaj nie docenia szkodliwości naszego rozdrobnienia, braku «200.000 sił», widać z następującego przykładu. «Iskrę» oskarżało wielu (między innymi — Nadieżdin) o to, że skąpo udziela wiadomości o bezrobociu, że przypadkowo tylko daje korespondencje o najcodzienniejszych zjawiskach życia wsi. Zarzut słuszny, ale nie jest to wina «Iskry». Usiłujemy «przeciągnąć nić» również przez wieś, prawie nigdzie jednak niema tam murarzy, i wobec tego musimy popierać każdego, ktokolwiek komunikuje nam najcodzienniejszy chociażby fakt, — w nadziei, że w ten sposób pomnożymy liczbę naszych współpracowników w tej dziedzinie i że to nareszcie nauczy nas wszystkich wybierać fakty rzeczywiście znamienne. Ale właśnie tego materjału, na którym możnaby było uczyć się, jest tak mało, że bez uogólnienia go na całą Rosję, nie byłoby absolutnie na czem się uczyć. Niewątpliwą jest rzeczą, że człowiek, posiadający chociażby w przybliżeniu takie zdolności agitatorskie i taką znajomość życia warstw najbiedniejszych, jakie okazuje Nadieżdin, mógłby przez agitację wśród bezrobotnych oddać nieocenione przysługi ruchowi, ale taki człowiek zakopałby poprostu swój talent w ziemi, gdyby nie postarał się o informowanie wszystkich towarzyszy rosyjskich o każdym kroku swej pracy, by służyć nauką i przykładem ludziom, którzy — w masie swej — nie umieją jeszcze wziąć się do nowej rzeczy.
Absolutnie wszyscy mówią teraz o tem, jak ważne jest zjednoczenie się, mówią o niezbędności «skupienia i zorganizowania», w większości jednak wypadków nikt nie ma żadnego dokładnego wyobrażenia o tem, od czego należy rozpocząć dzieło zjednoczenia i jak je poprowadzić. Wszyscy zgodzą się napewno z tem, że jeżeli np. «jednoczymy» poszczególne — powiedzmy dzielnicowe — kółka jednego miasta, to potrzebne są do tego wspólne instytucje, to znaczy nietylko ogólna nazwa «związek», lecz rzeczywiście wspólna praca, wymiana materjałów, wzajemne dzielenie się doświadczeniami i siłami, podział funkcyj już nietylko według dzielnic, lecz także według specjalności całej działalności miejskiej. Wszyscy zgodzą się z tem, że koszta solidnego aparatu konspiracyjnego nie mogą być pokryte (że użyjemy wyrażenia handlowego) ze środków (i materjalnych i ludzkich rzecz prosta) jednej dzielnicy, że na tem ciasnem polu nie może rozwinąć się talent specjalisty. To samo jednak tyczy również zjednoczenia poszczególnych miast, albowiem i takie pole działania, jak poszczególna prowincja, jest — jak się okazuje i jak już okazało się w historji naszego ruchu socjaldemokratycznego niezmiernie ciasne: dowodziliśmy tego szczegółowo wyżej i na przykładzie agitacji politycznej i na przykładzie pracy organizacyjnej. Trzeba, trzeba koniecznie i przedewszystkiem rozszerzyć to pole działania, stworzyć faktyczną łączność pomiędzy miastami na gruncie regularnej wspólnej pracy, albowiem rozdrobnienie dławi ludzi, którzy «siedzą, jak w jamie» (wedle wyrażenia autora jednego z listów do «Iskry»), nie wiedząc, co dzieje się na szerokim świecie, u kogo nauczyć się czegokolwiek, jak zdobyć doświadczenie, jak zaspokoić dążenie do szerokiej działalności. I obstaję w dalszym ciągu przy tem, że rozpocząć stwarzanie tej faktycznej łączności można jedynie na podstawie wspólnego pisma, jako jedynego regularnego przedsięwzięcia ogólno-rosyjskiego, które będzie podsumowywało wyniki najróżnorodniejszych rodzajów działalności i w ten sposób będzie pchało ludzi do ciągłego kroczenia naprzód po wszystkich licznych drogach, prowadzących do rewolucji, tak samo, jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Jeżeli chcemy zjednoczenia nietylko na gębę, to trzeba, aby każde kółko lokalne natychmiast poświęciło, powiedzmy, jedną czwartą swych sił na czynną pracę dla wspólnej sprawy, a pismo odrazu pokaże mu ogólne zarysy, zakres i charakter tej roboty, pokaże jakie luki są najmocniej właśnie odczuwane w całej działalności ogólno-rosyjskiej, gdzie brak jest agitacji, gdzie łączność jest słaba, jakie kółeczko wielkiego mechanizmu ogólnego mogłoby dane kółko poprawić albo zastąpić przez lepsze. Kółko, które jeszcze nie pracowało, lecz dopiero szuka pracy, mogłoby rozpoczynać pracę już nie jako chałupnik w oddzielnym małym warsztacie, chałupnik nie znający rozwoju «przemysłu» przed nim, ani ogólnego stanu obecnych sposobów produkcji w przemyśle, lecz jako spólnik w rozległem przedsiębiorstwie, odzwierciadlającem cały ogólno-rewolucyjny atak na samowładztwo. I im doskonalsze byłoby wykończenie każdego poszczególnego kółeczka, im większa liczba poszczególnych pracowników we wspólnem dziele, tem sieć nasza stawałaby się gęstsza i tem mniej zamieszania wywoływałyby w naszych szeregach nieuniknione wsypy.
Łączność faktyczną zaczęłaby stwarzać już sama funkcja rozpowszechniania pisma (gdyby to pismo zasługiwało na nazwę pisma, t. zn. gdyby wychodziło regularnie i nie raz na miesiąc, jak miesięcznik, lecz przynajmniej cztery razy na miesiąc). Obecnie stosunki między miastami dla potrzeb sprawy rewolucyjnej są niesłychanie rzadkie i — w każdym razie — są wyjątkiem, wówczas stosunki takie stałyby się regułą i zapewniłyby, rzecz prosta, nietylko kolportaż pisma, lecz również (co jest o wiele ważniejsze) wymianę doświadczenia, materjałów, sił i środków. Rozmach pracy rewolucyjnej zwiększyłby się po wielekroć, powodzenie zaś jednej miejscowości pobudzałoby stale towarzyszy, działających na drugim krańcu kraju do dalszego doskonalenia się, do chęci wyzyskania gotowego już doświadczenia. Praca lokalna stałaby się o wiele bogatsza i o wiele bardziej wielostronna, niż obecnie, rewelacje polityczne i ekonomiczne, zbierane po całej Rosji, dostarczałyby strawy duchowej robotnikom wszystkich zawodów i stojącym na wszelkich stopniach rozwoju, dostarczałyby materjału i pobudki do pogadanek i czytanek w najróżnorodniejszych sprawach, również poruszanych w aluzjach pism legalnych i w rozmowach prywatnych i we «wstydliwych» komunikatach rządowych. Każdy wybuch, każda demonstracja byłyby oceniane i rozpatrywane ze wszystkich stron we wszystkich dzielnicach Rosji i w ten sposób wywoływałyby chęć nie pozostawać w tyle za innymi, zrobić lepiej, niż inni (my, socjaliści, bynajmniej nie odrzucamy wogóle wszelkiego współzawodnictwa, wszelkiej «konkurencji»!) — świadomie przygotowywać to, co za pierwszym razem jakoś żywiołowo doszło do skutku, wyzyskać dogodne warunki danej miejscowości czy danej chwili dla zmienienia planu ataku itp. Jednocześnie to ożywienie pracy lokalnej nie doprowadziłoby do tego rozpaczliwego «przedśmiertnego» wytężania wszystkich sił i wystawiania na niebezpieczeństwo wszystkich ludzi, jak to obecnie najczęściej bywa przy każdej demonstracji lub przy każdym numerze pisma lokalnego: z jednej strony policji o wiele trudniej jest dotrzeć do «korzeni», skoro niewiadomo, w jakiej miejscowości należy ich szukać; z drugiej zaś — regularna wspólna praca nauczyłaby ludzi przystosowywać siłę danego ataku do danego stanu sił danego oddziału ogólnej armji (obecnie o takiem przystosowywaniu nikt nigdy prawie nawet nie myśli, albowiem w dziewięciu wypadkach na dziesięć ataki takie wybuchają żywiołowo) i ułatwiałaby «przewożenie» z innych miejscowości nietylko literatury, lecz i sił rewolucyjnych.
Obecnie w mnóstwie wypadków siły te spływają krwią w ciasnej pracy lokalnej, wówczas zaś istniałaby możliwość i ciągle byłyby powody do przerzucania każdego jako tako zdolnego agitatora czy organizatora z jednego krańca kraju na drugi. Zaczynając od małych podróży na koszt partji w sprawach partyjnych, ludzie przyzwyczajaliby się do całkowitego przechodzenia na utrzymanie partji, przyzwyczajaliby się do tego, że stawaliby się rewolucjonistami zawodowymi, wyrabiali się na prawdziwych wodzów politycznych.
I gdyby rzeczywiście udało się nam osiągnąć to, że wszystkie lub znaczna większość komitetów lokalnych, grup lokalnych i kółek czynnie wzięłaby się do wspólnego dzieła, to moglibyśmy w najbliższej przyszłości postawić pismo tygodniowe, regularnie rozpowszechniane w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy po całej Rosji. Pismo to stałoby się cząstką wielkiego miecha kowalskiego, rozdmuchującego każdą iskrę walki klasowej i oburzenia ludowego do rozmiarów powszechnego pożaru. Dokoła tej, bardzo niewinnej jeszcze i bardzo jeszcze niewielkiej samej przez się, lecz regularnej i w całem znaczeniu słowa wspólnej sprawy możnaby było systematycznie dobierać i szkolić stałą armję wypróbowanych bojowników. Po rusztowaniu tego wspólnego gmachu organizacyjnego szybko wznieśliby się i wysunęli z pośród naszych rewolucjonistów socjaldemokratyczni Żelabowowie, z pośród naszych robotników — rosyjscy Beblowie, którzy stanęliby na czele zmobilizowanej armji i poprowadzili cały lud do rozprawy z hańbą i przekleństwem Rosji.
Oto o czem trzeba marzyć!

∗            ∗

«Trzeba marzyć!» Napisałem te słowa i przeraziłem się. Wyobraziłem sobie, że siedzę na «Zjeździe zjednoczeniowym», naprzeciw mnie siedzą redaktorzy i współpracownicy pisma «Rab. Dieła». I oto wstaje tow. Martynow i groźnie zwraca się do mnie: «Pozwólcie, że spytam, czy autonomiczna redakcja ma jeszcze prawo marzyć, bez uprzedniego zapytania się komitetów partyjnych?» Za nim zaś wstaje tow. Kryczewski (i pogłębiając filozoficznie tow. Martynowa, który dawno już pogłębił tow. Plechanowa) jeszcze groźniej mówi: «Ja idę dalej. Pytam, czy wogóle ma prawo marzyć marksista, jeżeli nie zapomina, że według Marksa, ludzkość zawsze stawia sobie zadania, możliwe do urzeczywistnienia i że taktyka — to proces wzrostu zadań, rosnących wraz z partją?».
Na samą myśl o tych groźnych zapytaniach ciarki mnie przechodzą, i myślę tylko o tem, gdzieby się ukryć. Spróbuję ukryć się za Pisarewa.

«Rozdźwięk rozdźwiękowi nie równy — pisał Pisarew w sprawie rozdźwięku pomiędzy marzeniem a rzeczywistością. — Moje marzenie może wybiegać naprzód poza naturalny bieg wypadków, a może też zbaczać na takie tory, na które naturalny bieg wypadków nigdy nie może zaprowadzić. W pierwszym wypadku marzenie nie wyrządza żadnej szkody; może nawet podtrzymywać i wzmagać energję człowieka pracy... W takich marzeniach niema nic, coby zniekształcało lub paraliżowało siły do pracy. Nawet wprost przeciwnie. Gdyby człowiek był zupełnie pozbawiony zdolności marzenia w ten sposób, gdyby nie mógł od czasu do czasu wybiegać naprzód i w wyobraźni przyglądać się całkowitemu i wykończonemu obrazowi tego tworu, który dopiero zaczyna kształtować się w jego rękach, — gdyby tak było, to absolutnie nie mogę wyobrazić sobie, co pobudzałoby człowieka do przedsiębrania i doprowadzania do końca wielkich i męczących prac w dziedzinie sztuki, nauki i życia praktycznego... rozdźwięk pomiędzy marzeniem a rzeczywistością nie wyrządza szkody, jeżeli tylko osoba marząca poważnie wierzy w swe marzenie, jeżeli uważnie przypatrując się życiu, porównywa swe obserwacje ze swemi zamkami na lodzie i wogóle sumiennie pracuje nad urzeczywistnieniem swego marzenia. Jeżeli pomiędzy marzeniem a życiem są jakiekolwiek punkty styczne, to wszystko jest w porządku»[166].[167]

Marzeń tego rodzaju zbyt mało, niestety, jest w naszym ruchu. Winę zaś za to ponoszą chełpiący się swą trzeźwością, swą «bliskością» do rzeczy «konkretnych» przedstawiciele legalnej krytyki i nielegalnego[168] «chwostyzmu».

c) Jakiego typu organizacja jest nam potrzebna?

Z poprzedniego czytelnik widzi, że nasza «taktyka-plan» polega na odrzucaniu natychmiastowego «wezwania do szturmu», na żądaniu zorganizowania «regularnego oblężenia twierdzy nieprzyjacielskiej», albo innemi słowy, na żądaniu skierowania wszystkich wysiłków ku temu, żeby skupić, zorganizować, i zmobilizować stałą armję. Kiedy wyśmialiśmy «Rab. Dieło» za jego skok od ekonomizmu do krzyków o szturm (które rozległy się w kwietniu r. 1901, w Nr. 6 «Listka» «Rab. Dieła»), pismo to rzuciło się, rzecz prosta, na nas z oskarżeniem o «doktrynerstwo», niezrozumienie obowiązku rewolucyjnego, nawoływanie do ostrożności itp. Oczywiście nie zdziwiły nas ani trochę te oskarżenia w ustach ludzi, nie posiadających żadnych zasad i wykręcających się głęboką «taktyką-procesem», tak samo, jak nie zdziwiło nas i to, że takie same oskarżenie powtórzył Nadieżdin, żywiący wogóle wyniosłą pogardę dla stałych zasad programowych i taktycznych.
Mówią, że historja się nie powtarza. Ale Nadieżdin wszelkiemi siłami usiłuje powtórzyć ją i gorliwie kopjuje Tkaczewa, gardłując przeciw «rewolucyjnemu kulturalnictwu», krzycząc o «dzwonie na alarm» o specjalnym «punkcie widzenia wigilji rewolucji» itp. Zapomina on, najwidoczniej, o znanem powiedzeniu, że jeżeli oryginał wydarzenia historycznego jest tragedją, to jego kopja jest zaledwie farsą.[169] Próba zdobycia władzy, przygotowana przez propagandę Tkaczewa i urzeczywistniona za pomocą «zastraszającego» teroru, który istotnie zastraszał, próba ta była wspaniała,[170] a «ekscytatywny» teror maleńkiego Tkaczewa jest poprostu śmieszny, zwłaszcza zaś jest śmieszny, kiedy dopełnia go się ideją organizacji średniaków.
«Gdyby «Iskra» — pisze Nadieżdin — wyszła ze swej sfery literackości, zobaczyłaby, że jest to (takie zjawiska, jak list robotnika w «Iskrze», Nr. 7 itp.) symptomem tego, iż bardzo a bardzo prędko zacznie się «szturm» i mówić teraz (sic!) o organizacji, ciągnącej się nicią od pisma ogólno-rosyjskiego, znaczy płodzić myśli gabinetowe i pracę gabinetową. «Popatrzcie no, co to za nieprawdopodobna gmatwanina: z jednej strony — teror ekscytatywny i «organizacja średniaków» obok poglądu, że jest rzeczą «o wiele bliższą» skupić się wokół czegoś «bardziej konkretnego», w rodzaju pism lokalnych, z drugiej zaś strony «teraz» mówić o organizacji ogólno-rosyjskiej znaczy płodzić myśli gabinetowe, czyli mówiąc otwarciej i prościej «teraz» już zapóźno. A «szerokie postawienie pism lokalnych»? — to nie zapóźno, szanowny panie Nedieżdin? I porównajcie z tem punkt widzenia i taktykę «Iskry»: teror ekscytatywny — to głupstwo, mówić o organizacji średniaków właśnie i o szerokiem postawieniu pism lokalnych — znaczy to otwierać naościeź drzwi ekonomizmowi. Trzeba mówić o jedynej ogólno-rosyjskiej organizacji rewolucjonistów, i mówić o niej nie jest zapóźno dopóty, dopóki nie zacznie się prawdziwy, a nie papierowy szturm.

«Owszem, co się tyczy organizacji, to sprawa rzeczywiście nie świetnie się u nas przedstawia — ciągnie dalej Nadzieżdin — owszem «Iskra» ma zupełną rację, mówiąc, że główna masa naszych sił wojennych — to ochotnicy i powstańcy... To dobrze, że macie trzeźwe wyobrażenie o stanie naszych sił, poco jednak zapominać, że masy wcale nie są nasze i że dlatego nie będą nas pytały, kiedy mają rozpocząć działania wojenne, lecz poprostu zaczną się «buntować...». Wszak kiedy masy same wystąpią ze swą żywiołową siłą niszczycielską, mogą one zmieść, odepchnąć «wojsko regularne», do którego wciąż chciano wprowadzić niezwykle systematyczną organizację, ale zrobić tego nie zdążono. (Podkreślenia nasze).

Zdumiewająca logika. Właśnie dlatego, że «masy nie są nasze», nierozumną i nieprzyzwoitą jest rzeczą krzyczeć o «szturmie» w tejże chwili, bo szturm — to atak wojska regularnego, nie zaś żywiołowy wybuch masy. Właśnie dlatego, że masa może zmieść i odepchnąć wojsko regularne, musimy koniecznie «nadążać» za żywiołowem ożywieniem ze swą pracą «wnoszenia» niezwykle systematycznej organizacji do wojska regularnego, im bowiem więcej «zdążymy» wnieść takiej organizacji, tem bardziej jest prawdopodobne, że wojsko regularne nie zostanie zmiecione przez masę, lecz że stanie w jej pierwszych szeregach i na jej czele. Nadieżdin plącze się dlatego, że wyobraża sobie, iż to systematycznie organizowane wojsko zajęte jest czemś, co je odrywa od masy, gdy w rzeczywistości wojsko to zajmuje się wyłącznie wszechstronną i wszechogarniającą agitacją polityczną, t. zn. właśnie pracą zbliżającą i zlewającą w jedną całość żywiołowo-niszczycielską siłę mas i świadomie niszczycielską siłę organizacji rewolucjonistów. Wszak wy, panowie, zrzucacie własną winę na kogo innego, albowiem właśnie grupa «Swoboda», wnosząc do programu teror, tem samem wzywa do organizacji terorystów, taka zaś organizacja rzeczywiście oderwałaby nasze wojsko od zbliżenia się z masą, która jeszcze niestety, nie jest naszą, która jeszcze, niestety, nie pyta lub mało nas pyta, kiedy i jak rozpoczynać działania wojenne.
«Przeoczymy samą rewolucję — straszy w dalszym ciągu Nadieżdin «Iskrę» — jak przeoczyliśmy obecne wydarzenia[171] które zwaliły się nam na głowę, jak piorun z jasnego nieba». Zdanie to, w związku z przytoczonem powyżej, nader poglądowo wykazuje nam niedorzeczność wymyślonego przez «Swobodę» specjalnego «punktu widzenia wigilji rewolucji».[172] Specjalny «punkt widzenia» sprowadza się, jeśli mówić wprost, do tego, że «teraz» zapóźno już na rozumowanie i przygotowywanie. Jeśli tak, o najszanowniejszy wrogu «literackości», to poco było pisać na 132 stronach druku «o zagadnieniach teorji[173] i taktyki»? Czy nie uważacie, że «punktowi widzenia wigilji rewolucji» bardziej odpowiadałoby wydanie 132 tysięcy odezw z krótkiem wezwaniem «bij ich»!?
Właśnie ten najmniej ryzykuje, że przeoczy rewolucję, kto i na czele całego swego programu i na czele całej swej taktyki i na czele pracy organizacyjnej stawia powszechną agitację polityczną tak, jak to robi «Iskra». Ludzie, zajęci po całej Rosji nawiązywaniem nici organizacyjnych, ciągnących się od pisma ogólno-rosyjskiego, nietylko nie przeoczyli wydarzeń wiosennych, lecz przeciwnie dali nam możność przewidzenia ich. Nie przeoczyli też tych demonstracyj, które zostały opisane w Nr. 13 i 14 «Iskry»,[174] przeciwnie — brali w nich udział, żywo uświadamiając sobie obowiązek pójścia na pomoc żywiołowemu podniesieniu się mas i pomagając jednocześnie, za pośrednictwem pisma, wszystkim towarzyszom rosyjskim do zapoznania się z temi demonstracjami i wyzyskania ich doświadczenia. Nie przeoczą też oni, jeżeli żyć będą, rewolucji, która będzie wymagała od nas przedewszystkiem i nadewszystko doświadczenia w agitacji, umiejętności podtrzymywania (socjaldemokratycznego podtrzymywania) wszelkiego protestu, umiejętności kierowania ruchem żywiołowym, strzegąc go i od błędów przyjaciół i od pułapek wrogów!
W ten sposób zbliżyliśmy się do ostatniego względu, który zmusza nas do tego, abyśmy szczególnie obstawali przy planie organizacji dokoła pisma ogólno-rosyjskiego przez wspólną pracę nad wspólnem pismem. Tylko taka organizacja zapewni niezbędną dla socjaldemokratycznej bojowej organizacji giętkość, t. zn. zdolność natychmiastowego przystosowywania się do najróżnorodniejszych i szybko zmieniających się warunków walki, umiejętność «z jednej strony — uchylenia się od walki w otwartem polu z przeważającym liczebnie nieprzyjacielem, wówczas, kiedy zebrał on w jednym punkcie wszystkie swe siły, z drugiej zaś — umiejętność wyzyskania nieobrotności nieprzyjaciela i atakowania go tam i wtedy, kiedy i gdzie najmniej się ataku spodziewa.[175] Byłoby największym błędem, gdybyśmy budowali organizację partyjną tylko pod kątem widzenia wybuchu i walki ulicznej lub «postępowego biegu szarej walki codziennej». Musimy zawsze wykonywać naszą pracę codzienną i zawsze być gotowi na wszystko, dlatego, że zgóry przewidzieć, kiedy po okresie wybuchów nastanie okres zacisza bardzo często jest prawie niemożliwe, w tych zaś wypadkach, kiedy jest możliwe, nie można byłoby z tego przewidywania skorzystać dla przebudowania organizacji, gdyż zmiany takie w państwie absolutystycznem zachodzą niezmiernie szybko, będąc czasami związane z jednym napadem janczarów carskich. I samą rewolucję należy wyobrażać sobie bynajmniej nie jako akt pojedynczy (jak wydaje się, widocznie, Nadieżdinowi), lecz jako kilka mocniejszych lub słabszych wybuchów, po których szybko następują okresy większego lub mniejszego zacisza. Dlatego podstawową treścią działalności naszej organizacji partyjnej, ogniskiem tej działalności powinna być taka praca, która jest i możliwa i potrzebna tak w okresie najmocniejszego wybuchu jak w okresie najzupełniejszego zacisza, mianowicie: praca agitacji politycznej, zjednoczonej w całej Rosji, oświetlającej wszystkie strony życia i skierowanej ku najszerszym masom. A praca ta nie da się pomyśleć w Rosji obecnej bez istnienia ogólno-rosyjskiego bardzo często wychodzącego pisma. Organizacja, tworząca się sama przez się wokół tego pisma organizacja jego spółpracowników (w szerokiem znaczeniu wyrazu, t. zn. wszystkich pracujących nad niem) będzie właśnie gotowa na wszystko, poczynając od ratowania honoru, autorytetu, i ciągłości partji w chwili największego «przytłumienia» rewolucji, i kończąc na przygotowaniu, wyznaczeniu i przeprowadzeniu powszechnego powstania zbrojnego.
W rzeczy samej, wyobraźcie sobie zwykły u nas wypadek zupełnej wsypy w jednej lub kilku miejscowościach. Jeżeli wszystkie organizacje lokalne nie są związane ze sobą przez jedną wspólną sprawę, to w takim wypadku praca przerywa się często na wiele miesięcy. Jeżeli natomiast istnieje taka wspólna dla wszystkich sprawa, to przy największej nawet wsypie dość byłoby kilkutygodniowej pracy dwóch-trzech energicznych ludzi, by powiązać ze wspólnym ośrodkiem nowe kółka młodzieży, powstające, jak wiadomo, bardzo szybko nawet obecnie, kiedy zaś ta wspólna sprawa szwankuje wskutek wsypy, leży wszystkim na sercu, to nowe kółka mogą powstawać i wiązać się z nią jeszcze szybciej.
Z drugiej strony, wyobraźcie sobie powstanie ludowe. W chwili obecnej, zapewne, wszyscy, się zgodzą, że musimy o niem myśleć i do niego się przygotowywać. Ale jak przygotowywać? Nie może przecież Komitet Centralny mianować wszędzie agentów mających za zadanie przygotowanie powstania! Gdybyśmy nawet mieli Komitet Centralny, to wobec dzisiejszych warunków rosyjskich nicby on nie wskórał przez takie mianowanie. Przeciwnie sieć agentów,[176] powstająca sama przez się w toku pracy przy stawianiu i rozpowszechnianiu wspólnego pisma, nie powinnaby była «siedzieć i czekać» na hasło powstania, lecz spełniałaby właśnie taką pracę regularną, któraby zapewniała jej największe prawdopodobieństwo powodzenia w razie powstania. Taka właśnie praca utrwalałaby związek z najszerszemi masami robotników i ze wszystkiemi warstwami niezadowolonemi z absolutyzmu, co tak jest ważne dla sprawy powstania. Właśnie w takiej pracy wyrabiałaby się zdolność do trafnego oceniania ogólnej sytuacji politycznej, a zatem zdolność do wybrania chwili odpowiedniej do powstania. Właśnie taka praca uczyłaby wszystkie organizacje lokalne, by jednocześnie reagowały na te same poruszające całą Rosję zagadnienia, wypadki i wydarzenia polityczne, by odpowiadały na te «wydarzenia» »możliwie najenergiczniej, możliwie najjednoliciej i najcelowiej, — a wszak powstanie, w istocie rzeczy, jest właśnie najenergiczniejszą, najjednolitszą i najcelowszą «odpowiedzią» całego ludu rządowi. Właśnie taka praca wreszcie uczyłaby wszystkie organizacje rewolucyjne, rozrzucone po całej Rosji, utrzymywać najstalsze i jednocześnie najkonspiracyjniejsze stosunki, tworzące faktyczną jedność partji, — bez takich stosunków niemożliwe jest zbiorowe opracowanie planu powstania i przeprowadzenie w przededniu powstania tych niezbędnych przygotowań, które powinny być utrzymane w największej tajemnicy.
Słowem, «plan ogólno-rosyjskiego planu politycznego» nietylko nie jest płodem pracy gabinetowej ludzi, zarażonych dokrynerstwem i literackością (jak to wydało się tym, którzy się w ten plan nie wmyślili, lecz — przeciwnie — jest najpraktyczniejszym planem rozpoczęcia ze wszystkich stron i natychmiast przygotowań do powstania, bez zapominania jednocześnie bodaj na chwilę o palącej pracy codziennej.

ZAKOŃCZENIE.

Dzieje socjaldemokracji rosyjskiej dzielą się wyraźnie na trzy okresy.
Okres pierwszy obejmuje około dziesięciu lat, mniej więcej od roku 1884 do 1894. Był to okres powstania i utrwalenia teorji i programu socjaldemokracji. Zwolenników nowego kierunku można było policzyć na palcach. Socjaldemokracja istniała bez ruchu robotniczego, przeżywając jako partja polityczna proces rozwoju embrjonalnego.
Okres drugi obejmuje trzy-cztery lata — 1894—1898. Socjaldemokracja zjawia się na świat boży, jako ruch społeczny, jako ożywienie się mas ludowych, jako partja polityczna. Jest to okres dzieciństwa i chłopięctwa. Z szybkością epidemji szerzy się nagminny zapał inteligencji do walki przeciw kierunkowi «narodników» i do pracy wśród robotników, nagminny zapał robotników do strajków. Ruch robi olbrzymie postępy. Większość kierowników — to ludzie zupełnie młodzi, którym daleko jeszcze do «trzydziestu pięciu lat», wieku, który wydawał się panu Michajłowskiemu jakąś naturalną granicą. Wskutek młodości są oni nieprzygotowani do pracy praktycznej i zdumiewająco szybko ustępują ze sceny. Ale rozmach ich pracy był przeważnie bardzo wielki. Wielu z nich zaczynało myśleć rewolucyjnie jako «narodowolcy». Prawie wszyscy we wczesnej młodości entuzjastycznie czcili bohaterów teroru. Wyzwolenie się z pod czaru tej bohaterskiej tradycji kosztowało wiele walki, towarzyszyło mu zerwanie z ludźmi, którzy za wszelką cenę chcieli pozostać wierni «Narodnej Woli» i których młodzi socjaldemokraci głęboko poważali. Walka zmuszała do nauki, do czytania nielegalnych utworów wszelkich kierunków, do usilnego zajmowania się zagadnieniami legalnego «narodnictwa». Wychowani w tej walce socjaldemokraci wchodzili do ruchu robotniczego, nie zapominając «bodaj na chwilę» ani o teorji marksizmu, która olśniła ich jasnem swem światłem, ani o zadaniu obalenia samowładztwa. Założenie partji na wiosnę r. 1898[177] było najwybitniejszym i jednocześnie ostatnim czynem socjaldemokracji tego okresu.
Okres trzeci dojrzewa, jak widzieliśmy, w r. 1897 i ostatecznie zastępuje okres drugi w r. 1898 (1898 — ?). Jest to okres rozprzężenia, rozpadania się, wahania. W okresie chłopięcym bywa tak, że głos się łamie. Głos socjaldemokracji w tym okresie również zaczął się łamać, zaczął brzmieć fałszywie — z jednej strony w pismach panów Struwego i Prokopowicza, Bułhakowa i Berdiajewa, z drugiej zaś — u panów W. I—na[178] i R. M., u B. Kryczewskiego i Martynowa. Ale tylko przywódcy wałęsali się w pojedynkę i szli wstecz: ruch rósł dalej i olbrzymiemi krokami szedł naprzód. Walka proletarjacka ogarniała nowe warstwy robotników i szerzyła się po całej Rosji, jednocześnie wpływając pośrednio również na ożywienie ducha demokratycznego wśród studenterji i innych warstw ludności. Świadomość zaś kierowników skapitulowała przed szerokością i siłą ożywienia żywiołowego; wśród socjaldemokratów przeważała już inna fala — fala działaczy, wychowanych wprawie wyłącznie na «legalnej» literaturze marksistowskiej, ta zaś tem mniej wystarczała, im większej świadomości wymagała od działaczy żywiołowość mas. Kierownicy nietylko pozostawali w tyle i pod względem teoretycznym («wolność krytyki») i pod względem praktycznym («chałupnictwo»), lecz usiłowali bronić swego zacofania zapomocą różnych napuszczonych argumentów. Socjaldemokratyzm był obniżany do poziomu trade-unionizmu zarówno przez zwolenników Brentana w wydawnictwach legalnych, jak przez «chwostystów» w nielegalnych. Program «Credo» zaczynał być urzeczywistniany zwłaszcza kiedy «chałupnictwo» socjaldemokratów wywołało ożywienie nie-socjaldemokratycznych kierunków rewolucyjnych.
I oto, jeżeli czytelnik zarzuci mi, że zbyt drobiazgowo zajmowałem się jakiemś tam «Raboczem Diełem», odpowiem na to: «Raboczeje Dieło» nabrało znaczenia «historycznego» dlatego, że najplastyczniej odzwierciadlało w sobie «ducha» tego trzeciego okresu.[179] Nie konsekwentny R. M., lecz właśnie kręcący się, jak chorągiewki na dachu, Kryczewscy i Martynowowie mogli najlepiej dać wyraz rozprzężeniu i wahaniom, gotowości do ustępstw i wobec «krytyki» i wobec «ekonomizmu» i wobec teroryzmu. Nie wyniosła pogarda dla praktyki ze strony jakiegoś wielbiciela «absolutu» jest charakterystyczna dla tego okresu, lecz właśnie połączenie drobiazgowego praktycyzmu z najzupełniejszą beztroską teoretyczną. Nie tyle prostą negacją «wielkich słów» zajmowali się bohaterowie tego okresu, ile ich wulgaryzowaniem: socjalizm naukowy przestał być jednolitą teorją rewolucyjną i przeobrażał się w mieszaninę do której «swobodnie» dolewano wody z każdego nowego podręcznika niemieckiego; hasło «walka klasowa» nie pchało naprzód do coraz szerszej, coraz energiczniejszej działalności, lecz służyło jako środek uspokajający, bo wszak «walka ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z polityczną»; idea partji nie służyła za wezwanie do stworzenia bojowej organizacji rewolucjonistów, lecz usprawiedliwiała jakiś «biurokratyzm rewolucyjny» i dziecinną zabawę w formy «demokratyczne».
Kiedy skończy się okres trzeci i zacznie czwarty (w każdym razie zapowiadany już przez liczne oznaki) — nie wiemy. Z dziedziny historji wkraczamy już tu w dziedzinę współczesności, po części w dziedzinę przyszłości. Ale mocno wierzymy, że czwarty okres doprowadzi do utrwalenia marksizmu wojującego, że z kryzysu socjaldemokracja rosyjska wyjdzie wzmocniona i zmężniała, że na «zmianę» arjergardy oportunistów wystąpi prawdziwy przodujący oddział najbardziej rewolucyjnej klasy.
Jako wezwanie do takiej «zmiany» i jako streszczenie wszystkiego, cośmy wyłożyli wyżej, możemy na pytanie: co robić? dać krótką odpowiedź:

Zlikwidować trzeci okres.

r. 1901—1902.






ZAŁĄCZNIK[180]
PRÓBA POŁĄCZENIA «ISKRY» Z «RABOCZIM DIEŁEM».

Pozostaje nam opisanie tej taktyki, którą przyjęła «Iskra» w stosunkach organizacyjnych względem «Rab. Dieła»: Taktyka ta była całkowicie wyrażona już w Nr. 1 «Iskry», w artykule o «Rozłamie w Zagranicznym Związku soc.-dem. rosyjskich».[181] Odrazu stanęliśmy na tem stanowisku, że właściwy «Związek socjaldemokratów rosyjskich zagranicą», który był uznany na pierwszym zjeździe naszej partji za jej przedstawiciela zagranicznego, rozłamał się na dwie organizacje; — że sprawa reprezentowania partji pozostaje otwarta, będąc chwilowo tylko i warunkowo rozstrzygnięta przez to, że na międzynarodowym kongresie paryskim wybrano do stałego międzynarodowego biura socjalistycznego dwóch członków jako przedstawicieli Rosji, po jednym od każdej części rozdzielonego Związku. Oświadczyliśmy, że merytorycznie «Rab. Dieło» nie ma racji, pod względem zasadniczym stanęliśmy zdecydowanie po stronie grupy «Wyzwolenie Pracy», zarazem jednak odmówiliśmy wdawania się w szczegóły rozłamu i zaznaczyliśmy zasługi Związku w dziedzinie czysto-praktycznej.[182]
W ten sposób pozycja nasza była do pewnego stopnia wyczekująca: zrobiliśmy ustępstwo wobec panującego wśród większości socjaldemokratów rosyjskich poglądu, że ręka w rękę ze Związkiem mogą pracować także najbardziej zdecydowani wrogowie ekonomizmu, albowiem «Związek» niejednokrotnie oświadczał, że zasadniczo zgadza się z Grupą «Wyzwolenie Pracy», nie pretendując jakoby do samodzielnej fizjonomji w podstawowych zagadnieniach teorji i taktyki. Słuszność zajętej przez nas pozycji została pośrednio potwierdzona przez to, że prawie jednocześnie z ukazaniem się pierwszego numeru «Iskry» (grudzień 1900) od «Związku» oderwali się trzej członkowie, którzy utworzyli tak zwaną «Grupę inicjatorów» i zwrócili się: 1. Do zagranicznego oddziału organizacji «Iskry», 2. do rewolucyjnej organizacji «Socjał-Demokrat» i 3. do «Związku» z propozycją pośredniczenia w prowadzeniu pertraktacyj co do pojednania. Pierwsze dwie organizacje odrazu wyraziły zgodę, trzecia odpowiedziała odmownie. Wprawdzie, kiedy jeden z mówców wyłożył te fakty na zeszłorocznym zjeździe «zjednoczeniowym», członek administracji «Związku» oświadczył, że odmowa ich została wywołana wyłącznie przez to, że Związek był niezadowolony ze składu grupy inicjatorów. Uważam, że jest moim obowiązkiem przytoczyć to wyjaśnienie, nie mogę jednak nie zaznaczyć ze swej strony, że uważam je za niedostateczne: wiedząc o tem, że dwie organizacje zgadzają się na pertraktowanie, «Związek» mógł zwrócić się do nich albo przez jakiegoś innego pośrednika albo bezpośrednio.
Wiosną r. 1901 z otwartą polemiką przeciw «R. Diełu» wystąpiły i «Zarja» (Nr. 1, kwiecień), i «Iskra» (Nr. 4, maj).[183] Ta ostatnia zwłaszcza zaatakowała «Zwrot historyczny» «R. Dieła», które w swym numerze kwietniowym, a zatem już po wypadkach wiosennych, ujawniło chwiejność względem zapalania się do teroru i «krwawych» wezwań. Pomimo tej polemiki «Związek» zgodził się na wznowienie pertraktacyj w sprawie pojednania za pośrednictwem nowej grupy «pojednawców». Przedwstępna konferencja przedstawicieli odbyła się w czerwcu i opracowała projekt umowy na podstawie nader szczegółowej umowy, która została wydrukowana przez «Związek» w broszurze «Dwa Sjezda» i przez Ligę w broszurze «Dokumenty zjazdu zjednoczeniowego».
Treść tej zasadniczej umowy (czyli rezolucji konferencji czerwcowej, jak ją się częściej nazywa) świadczy najzupełniej jasno, że jako bezwzględny warunek zjednoczenia stawialiśmy najbardziej zdecydowane odpieranie wszystkich i wszelkich przejawów oportunizmu wogóle i oportunizmu rosyjskiego w szczególności. «Odrzucamy, — głosi punkt 1 — wszelkie próby wprowadzenia oportunizmu do walki klasowej proletarjatu, — próby, które się wyraziły w tak zwanym ekonomizmie, bernsteinizmie, millerandyzmie itp.». «Do zakresu działalności socjaldemokracji należy... walka ideowa z wszystkiemi przeciwnikami rewolucyjnego marksizmu» (4, c). «W żadnej ze sfer działalności organizacyjno-agitacyjnej socjaldemokracja nie powinna ani na chwilę tracić z oczu najbliższego zadania proletarjatu rosyjskiego — obalenia samowładztwa» (5, a);... «agitacja nie




  1. Patrz Lenin, t. IV, str. 107.
  2. «Raboczeje Dieło» — «Sprawa Robotnicza». Red.
  3. «Raboczaja Gazieta» — «Gazeta Robotnicza». Red.
  4. Patrz Lenin (w języku rosyjskim). Tom IV, str. 338. Red.
  5. Ab ovo — od samego początku. Red.
  6. Broszura «Co robić?», która jest jednym z najważniejszych dokumentów bolszewizmu i która wywarła wyjątkowo wielki wpływ na rozwój rewolucyjnej socjaldemokracji, była pomyślana przez Lenina już wiosną r. 1901. W artykule «Od czego zacząć?» wydrukowanym w Nr. 4 «Iskry» (maj), Lenin komunikował czytelnikom, że wspomniany artykuł stanowi «szkic planu rozwijanego przez nas szczegółowiej w broszurze przygotowywanej do druku». Broszura ta — to właśnie «Co robić?».
    Nie mamy szczegółowych wskazówek co do stosunku członków redakcji «Iskry» do broszury Lenina. Zachowała się tylko opinja Potresowa. który 22 marca pisał do Lenina co następuje: «Dwa razy z rzędu przeczytałem książkę i mogę tylko powinszować autorowi. Wrażenie ogólne — mimo widocznego pośpiechu, zaznaczonego również przez autora — doskonałe. Kiedy czytałem, czułem, że autor dużo myślał i że długo w nim jego plan dojrzewał. Nie wątpię, że książka będzie miała wielkie powodzenie i odegra rolę organizatora. Może tylko pierwsze rozdziały są trochę za bardzo zwięzłe, i w celach praktycznych i polemicznych autor gdzieniegdzie, w walce z «żywiołowością» przeholował w stronę «świadomości». «Żywiołowy ruch robotniczy — to trade-unionizm». Mnie się wydaje, że to wcale niezupełnie i niezawsze tak jest. W zaczątku ruchu robotniczego często w głowach jego przywódców (i nietylko przywódców) już snują się idee komunizmu, toczy się walka nie o «kopiejkę na rublu», lecz o obalenie — tego co istnieje, ku czemu odczuwa się nienawiść. Wy zbyt podkreślacie to «zzewnątrz», które niewątpliwie istnieje w historii socjalizmu, lecz które spotyka się z ogólnem negowaniem ustroju społecznego, już istniejacem wewnątrz klasy robotniczej, i które jest szersze niż jakikolwiek «trade-unionizm». Tradeunionizm właśnie rozwija się tylko w szczególnych koniunkturach społecznych. Właśnie dlatego, że autor wyraża się w celach praktycznych — «w sposób nader uproszczony», wypada mu zastrzec się, że nie ma zamiaru «mówić paradoksów». Ale odrzuciwszy te szczegóły, powtarzam — doskonale. Rozbiór tego, co to jest polityka trade-unionistyczna, a co socjaldemokratyczna, napisany jest jasno i przekonywująco, w ostatnich zaś rozdziałach rzeczowy «plan» i «analiza» «chałupnictwa» wznoszą się do poezji (mówię zupełnie poważnie). («Leninskij Sbornik. III). Nie ulega wątpliwości, że i Martow całkowicie solidaryzował się z «Co robić?». Co do Plechanowa i Akselroda wiadomo tylko, że wyrazili niezadowolenie z niektórych sformułowań broszury, i według ich wskazówek Lenin wniósł pewne poprawki do tekstu. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ani Plechanow, ani Akselrod nie oświadczyli nic o żadnych poważnych różnicach zdań w stosunku do twierdzeń, rozwiniętych w «Co robić?».
    Ogólną ocenę roli i znaczenia «Co robić?», dał Lenin w r. 1908 w przedmowie do wydawnictwa «Za 12 liet».
    Największe zarzuty ze strony antyiskrowców wywołała teza Lenina o «wprowadzeniu zzewnątrz» świadomości socjalistycznej do żywiołowego ruchu robotniczego. Dyskusja teoretyczna w sprawach programowych pomiędzy iskrowcami a antyiskrowcami na II zjeździe partyjnym toczyła się w znacznym stopniu wokoło problematu stosunku wzajemnego świadomości i żywiołowości. To skupienie uwagi partji na danej kwestji tłumaczy się tem, że pod formą sporu o świadomość i żywiołowość decydowała się zasadnicza kwestja roli i znaczenia partji, jako awangardy i kierownika proletarjatu czy też jako zwykłego rejestratora uświadomionych przez samą masę robotniczą potrzeb i żądań. Jeden z liderów «Raboczego Dieła», A. Martynow, cały swój koreferat sprowadził do próby obalenia stanowiska Lenina właśnie w tej sprawie. O ile «Co robić?» stawiało sobie za zadanie w formie polemicznej poprawić błędy «raboczedielców», właśnie pomniejszających rolę świadomości socjalistycznej, o ile trzeba było zakorzenić w środowisku socjaldemokratycznem myśl o obowiązku socjaldemokratów wnoszenia świadomości socjalistycznej do żywiołowego ruchu robotniczego, o tyle przy ilustracji tego absolutnie słusznego i ściśle odpowiadającego całemu duchowi rewolucyjnego marksizmu twierdzenia w «Co robić?» z natury rzeczy było nieuniknione w tym kierunku pewne «przeholowanie» (słowa Lenina na II zjeździe), bynajmniej nie zahaczające i nie osłabiające zasadniczej myśli Lenina.
    Na zjeździe wszyscy iskrowcy, łącznie z Plechanowem i Martowem, solidaryzowali się z tezą Lenina. Po zjeździe i rozłamie, kiedy mieńszewicy przystąpili do systematycznej rewizji wszystkich zasadniczych poglądów starej «Iskry», nie pozostawiono bez uwagi i tezy Lenina o wniesieniu świadomości zzewnątrz, tezy, należącej do tej pory do ideowego arsenału «Iskry» i podzielanej przez wszystkich zwolenników rewolucyjnej socjaldemokracji. Zadanie «obalenia» poglądów Lenina, zawartych w «Co robić?», wziął na siebie Plechanow (patrz «Klasa robotnicza a inteligiencja socjaldemokratyczna», «Iskra» Nr. 70 i 71 z 25 lipca i 1 sierpnia r. 1904), który przystąpił do prawego skrzydła socjaldemokracji i teraz oświadczył post factum o swej zasadniczej różnicy poglądów z Leninem w sprawie świadomości i żywiołowości. Lenin nie mógł wówczas odpowiedzieć na krytykę Plechanowa, opartą na «wyrwanych z kontekstu zdaniach, na poszczególnych wyrażeniach, nie całkiem zręcznie lub nie całkiem dokładnie przeze mnie sformułowanych, przyczem Plechanow ignorował treść ogólną i całego ducha broszury» (przedmowa Lenina do zbioru «Za 12 liet», r. 1908. Patrz odpowiedni tom Dzieł). Taką odpowiedzią Plechanowowi stał się artykuł W. Worowskiego «Owoce demagogji» («Wpierod» Nr. 11 z 23 marca n. st. 1905 r.), komentujący stanowisko «Co robić?» w kwestij świadomości i żywiołowości. Artykuł ten może być uważany jednocześnie za bardzo bliski i dokładny wyraz poglądów Lenina, gdyż był on nietylko starannie przeredagowany przez Lenina, który wprowadził do tekstu szereg poprawek i zmian, lecz ponadto niektóre sformułowania w artykule Worowskiego są napisane przez samego Lenina. Porównanie «owoców demagogji» z «Co robić?» wskazuje, że w artykule z r. 1905 całkowicie jest zachowane stanowisko, rozwinięte w broszurze z r. 1902. (Patrz tom IV Dzieł «Dokumenty i materjały», Nr. 6, str. 544). — 3. Red.
  7. Przy sposobności, w dziejach najnowszego socjalizmu jest to bodaj jedyne i w swoim rodzaju nader pocieszające zjawisko, że waśń pomiędzy różnemi kierunkami w łonie socjalizmu po raz pierwszy z waśni narodowej przeistoczyła się w międzynarodową. W dawnych czasach spory pomiędzy lassalczykami a eisenachczykami, pomiędzy guesdystami a possybilistami, pomiędzy fabjanami a socjaldemokratami pozostawały sporami czysto narodowemi, odzwierciadlały właściwości czysto narodowe, odbywały się, że tak powiem, w różnych płaszczyznach. Obecnie (widać to już teraz zupełnie wyraźnie) fabjanie angielscy, francuscy ministerjaliści, niemieccy zwolennicy Bernsteina, rosyjscy krytycy — wszystko to ta sama rodzina, wszyscy wychwalają się wzajemnie, uczą się wzajemnie od siebie i wspólnie zbroją się przeciw «dogmatycznemu» marksizmowi. Być może, że w tem pierwszem istotnie międzynarodowem starciu z oportunizmem socjalistycznym międzynarodowa rewolucyjna socjaldemokracja wzmocni się dostatecznie, aby położyć kres reakcji politycznej, już oddawna panującej w Europie?

    «Lassalczycy i eisenachczycy» — dwa kierunki w niemieckim ruchu robotniczym w drugiej połowie lat 60-ch i w pierwszej połowie lat 70-ch. W walce przeciw burżuazyjnym postępowcom, dążącym do podporządkowania klasy robotniczej swojemu wpływowi, Lassal rozpoczął w r. 1863 agitację na rzecz stworzenia przez klasę robotniczą samodzielnej partji politycznej, zawierającej w swym programie walkę w formach legalnych o powszechne prawo wyborcze i założenie stowarzyszeń wytwórczych, subsydiowanych przez państwo, nowa partja została założona przez Lassala tego samego r. 1863 pod nazwą «Powszechnego Niemieckiego Związku Robotniczego». Po śmierci Lassala r. 1864 na czele Związku stanął uzbrojony w pełnomocnictwa dyktatorskie I. Schweitzer. Lassalczycy przystąpili do wydawania własnego organu «Socjaldemokrata», w którym współpracowali początkowo: Marks, Engels, W. Liebknecht, po krótkim jednak czasie zerwali oni z redakcją «Socjaldemokraty» z powodu popierania przez Schweitzera (Szwajcera) wielkomocarstwowej polityki Bismarka, dążącego do urzeczywistnienia narodowego zjednoczenia Niemiec przez podporządkowanie ich pruskiemu junkierstwu i dynastji Hohenzolernów.
    Na gruncie niezadowolenia z przychylnej dla Bismarka polityki lassalczyków, saskie organizacje robotnicze utworzyły w r. 1866 «Partję Saską» (z Beblem i Liebknechtem), należącą z początku do tak zwanej «niemieckiej partji ludowej» (burżuazyjnej). W r. 1869 Partja Saska ostatecznie oderwała się od ludowej i na zjeździe w Eisenach, potem, kiedy wyjaśniona została niemożliwość zjednoczenia się z lassalczykami, ukonstytuowała się jako partja socjaldemokratyczna. Istnieniu dwóch kierunków w niemieckim ruchu robotniczym towarzyszyła zacięta walka, głównie w sprawie zjednoczenia Niemiec i taktyki parlamentarnej: lassalczycy byli za «rzeczową» pracą parlamentarną, eisenachczycy — za wyzyskaniem trybuny parlamentarnej w celu demaskowania klas rządzących i propagandy poglądów partji. Zjednoczenie obu kierunków nastąpiło w r. 1875 na kongresie w Gotha. Krytyka przyjętego na kongresie programu, odzwierciadlającego silny wpływ lassalczyków, przeprowadzona została przez Marksa w liście, znanym pod nazwą «Krytyki programu Gotajskiego — 6. Red.
    «Gedyści i possybiliści» — dwa kierunki socjalizmu francuskiego. W r. 1879 kongres organizacyj robotniczych w Marsylji, odbywający się pod ideowym wpływem marksistów («kolektywistów») postanowił założyć robotniczą partję socjalistyczną. Program partji, uchwalony w r. 1880, był przejrzany przez Marksa i Engelsa. W r. 1882 partja rozpadła się na dwie frakcje: frakcję gedystów (Guesdes (Ged) i Lafargue, którzy uważali za główne zadanie samodzielnej polityki rewolucyjnej proletarjatu zdobycie przezeń władzy państwowej (dyktatura proletarjatu), odrzucali współpracę z burżuazją, i bronili centralizmu organizacyjnego wewnątrz partji, i frakcję possybilistów lub brussistów (Brousse, Malon), umiarkowane, reformistyczne skrzydło, które usiłowało połączyć marksizm z prudonizmem, tuszowało socjalistyczne i komunistyczne cele proletarjatu, przypisywało nadmiernie wielkie znaczenie obecności przedstawicieli partji w samorządach miejskich, budowało partję na zasadach federacji i autonomji i zalecało proletarjatowi żądać tylko tego, co jest «możliwe» (possible) — stąd nazwa nowej partji. W r. 1890 od possybilistów oderwali się allemaniści (z Allemanem na czele) — kierunek syndykalistyczny, a jednocześnie zajmujący stanowisko negatywne wobec gedystów (Allemaniści za główny środek walki uważali strajk powszechny). Oprócz gedystów, possybilistów i allemanistów w latach dziewięćdziesiątych na ruch robotniczy mieli wpływ blankiści (Vaillant (Wajan), którzy w dużym stopniu odstąpili od tradycji Blanqui’ego i rozwinęli się w kierunku marksizmu oraz «federacja niezależnych» Jaures (Żores), głosząca współpracę z burżuazją. W r. 1898 w związku z kryzysem politycznym, wywołanym przez sprawę Dreyfusa, były przedsięwzięte próby zbliżenia i zjednoczenia kierunków socjalistycznych. Wystąpienie jednak «socjalisty» Milleranda do burżuazyjnego ministerjum wywołało nowe przegrupowanie w szeregach socjalizmu francuskiego polinji rewolucyjnej walki klasowej albo «ministerjalizmu» i współpracy z burżuazją (głównym przedstawicielem pierwszego stanowiska był Guesdes, głównym przedstawiciele drugiego — Jaures). Osiągnąć jedności w tej sprawie na wspólnych zjazdach nie udało się, i gedyści w r. 1901 zorganizowali się jako «socjalistyczna Partja Francji» (Parti Socialiste de France), reformiści zaś (possybiliści, allemaniści, niezależni) założyli w r. 1902 «Francuską Partję Socjalistyczną» (Parti Socialiste Français). Walka kierunków we francuskiej klasie robotniczej wkroczyła w nową fazę. 6. Red.
    «Stowarzyszenie Fabjanów» («Fabian Society») zostało założone przez T. Dawidsona w r. 1884, jednocześnie z powstaniem w Anglji «Federacji Socjaldemokratycznej», złożonej ze zwolenników Marksa (Hyndman, Burns, Man, Champion, Williams). Nazwa «fabjanie» pochodzi od imienia wodza rzymskiego Fabjusza Kunktatora («Wyczekiwacza»), który wsławił się swą taktyką pełną wyczekiwania, uchylającą się od decydujących walk. Stowarzyszenie, złożone z przedstawicieli inteligencji angielskiej, profesorów, pisarzy itd. postawiło sobie za zadanie odrywanie robotników angielskich od socjalizmu rewolucyjnego i marksizmu na drodze propagandy «socjalizmu municypalnego» i drobnych reform stopniowo przekształcających społeczeństwo kapitalistyczne w socjalistyczne. Na czele stowarzyszenia stali: Bernard Shaw, Sidney i Beatrycze Webb, G. Wells. W r. 1900 stowarzyszenie przyłączyło się do założonej w tym roku «Partji Robotniczej», jako jej część składowa.
    «Federacja socjaldemokratyczna» dzięki specyficznym warunkom angielskim, które przez długi czas stawiały proletarjat angielski w sytuacji stosunkowo uprzywilejowanej, nie posiadała dużego wpływu na robotników angielskich, chociaż przeprowadzała szereg strajków. W r. 1900 federacja przyłączyła się do «Partji Robotniczej». — 6. Red.
  8. «18 Brumaire» — skrócony tytuł pracy Marksa «18 Brumaire’a Ludwika Bonapartego», napisanej w końcu r. 1851 — początku r. 1852. Red.
  9. Porównanie pomiędzy dwoma prądami wśród rewolucyjnego proletariatu (rewolucyjny i oportunistyczny) a dwoma prądami wśród rewolucyjnej burżuazji w. XVIII («Góra» jakobińska i żyrondyści) zostało przeprowadzone w artykule wstępnym w Nr. 2 «Iskry» (luty r. 1901). Autorem tego artykułu jest Plechanow. O «jakobinach» w socjaldemokracji rosyjskiej lubią do dziś mówić i kadeci, i «bezzagławcy» i mieńszewicy. Ale o tem, jak Plechanow wysunął po raz pierwszy to pojęcie przeciw prawemu skrzydłu socjaldemokracji — wolą teraz milczeć, albo... zapominać. (Uwaga autora do wydania z r. 1908. Red.).
    «Bez Zagławja» — pismo wydawane w r. 1905 przez pólkadecką grupę E. Kuskowej, C. Prokopowicza i W. Boguczarskiego. — 9. Red.
  10. Kiedy Engels zaatakował Dühringa, ku poglądom tego ostatniego skłaniali się dość liczni przedstawiciele socjaldemokracji niemieckiej, i na Engelsa sypały się — nawet publicznie, na zjeździe partyjnym — oskarżenia o ostrość, brak tolerancji, polemikę, niegodną towarzysza itp. Most i towarzysze postawili wniosek o usunięcie z Vorwärts'u (Centralny organ Socjaldemokracji niemieckiej — Red.) artykułów Engelsa, jako «nieinteresujących dla olbrzymiej większości czytelników», a Vahlteich oświadczył, ze zamieszczenie tych artykułów wyrządziło partji wielką szkodę, że Dühring także wyświadczył usługi partji socjaldemokratycznej: «powinniśmy wyzyskiwać wszystkich na korzyść partji, jeśli zaś profesorowie się kłócą, to «Vorwärts» bynajmniej nie jest odpowiedniem miejscem do prowadzenia takich sporów» («Vorwärts», r. 1877, Nr. 65 z 6 czerwca). Jak widzicie, jest to również przykład obrony «wolności krytyki» i nie zawadziłoby, gdyby nad tym przykładem zastanowili się nasi legalni krytycy i nielegalni oportuniści, którzy tak lubią powoływać się na przykład niemców!
  11. Kathedersozialismus — dosłownie: socjalizm głoszony z katedry uniwersyteckiej — jeden z kierunków burżuazyjnej ekonomji politycznej, który powstał jako reakcja przeciw manczesteryzmowi z jego zasadą niemieszania się państwa do nieskrępowanego rozwoju sił ekonomicznych danego kraju, oraz przeciw marksizmowi, głoszącemu walkę klasową i rewolucyjne obalenie ustroju kapitalistycznego. Kateder-socjalizm propagował rozszerzenie wpływu państwa, jakoby nadklasowego, na produkcję i podział dóbr społecznych, z uwzględnieniem «słusznych» żądań klas pracujących i z ograniczeniem nadmiernych wymagań klas posiadających — w celu złagodzenia i stępienia sprzeczności klasowych. Wśród kateder-socjalistów znani są: G. Schmoller, Brentano, Schöffle, Herkner, Schultze-Goevernitz, Ad. Wagner. — 11. Red.
  12. Zjazd hanowerski socjaldemokracji niemieckiej odbył się 9—15 października r. 1899. Głównym zagadnieniem porządku dziennego zjazdu były: «Ataki na poglądy zasadnicze i taktykę partji». Postawienie tego zagadnienia było wywołane przez zjawienie się kierunku rewizjonistycznego w partji, którego przedstawicielem ideowym był E. Bernstein. Oficjalnym referentem był Bebel. Obronę Bernsteina, który znajdował się w Anglji na emigracji, wziął na siebie Dawid. Zjazd wypowiedział się za utrzymaniem przez partję dotychczasowej taktyki, uchwalając następującą stosunkowo umiarkowaną rezolucję — głosowali za nią również zwolennicy Bernsteina:
    «Rozwój społeczeństwa burżuazyjnego do chwili obecnej nie daje partji wcale powodu do wyrzeczenia się zasadniczych swych poglądów na ten rozwój, albo też do ich zmiany.
    «Partja stoi, jak poprzednio, na gruncie walki klasowej, z którą zgodnie wyzwolenie klasy robotniczej może być tylko jej własną sprawą. Dlatego uważa ona za historyczne zadanie klasy robotniczej zdobycie władzy politycznej, ażeby przez to zapewnić możliwie największy dobrobyt powszechny na drodze uspołecznienia (przejścia na własność społeczną) narzędzi wytwarzania i wprowadzenia socjalistycznej produkcji i wymiany.
    «Partja, aby ten cel osiągnąć, korzysta ze wszelkich godzących się z jej zasadniczemi poglądami środków, które rokują jej powodzenie. Nie łudząc się co do istoty i charakteru partyj burżuazyjnych, jako przedstawicieli i obrońców istniejącego ustroju państwowego i społecznego, partja nie odrzuca wspólnej z niemi działalności w poszczególnych wypadkach, za każdym razem, gdy można tą drogą wzmocnić partję przy wyborach albo rozszerzyć prawa polityczne i wolności ludu, albo też polepszyć poważnie socjalne (społeczne) położenie klasy robotniczej i pomóc wypełnieniu zadań kulturalnych, lub też rozbić plany, wymierzone przeciwko klasie robotniczej i całemu ludowi. Partja jednak zachowuje w całej swej działalności całkowitą samodzielność i niezależność i patrzy na każde swe powodzenie, jedynie jako na krok, który zbliża ku ostatecznemu celowi.
    Partja zachowuje neutralność wobec zakładania gospodarczych (wytwórczych i spożywczych) stowarzyszeń. Uważa je — jeżeli są po temu niezbędne warunki — za zdolne do polepszenia stanu ekonomicznego swych członków, a także widzi w nich, jak w wielkiej organizacji robotników w celu obrony swych interesów, odpowiedni środek wychowania klasy robotniczej do samodzielnego prowadzenia swych spraw, nie przypisuje im jednak znaczenia decydującego w sprawie wyzwolenia klasy robotniczej z oków niewoli najemnictwa.
    Partja dalej będzie walczyła z militaryzmem lądowym i morskim (rozwojem armji i floty wojennej) i z polityką kolonjalną. Pozostaje ona również wierna swej dawnej polityce międzynarodowej, mającej na celu zgodę i braterstwo ludów, szczególnie zaś klasy robotniczej różnych krajów kulturalnych, aby osiągnąć wypełnienie wspólnych zadań kulturalnych na gruncie powszechnej federacji.
    Wobec powyższego partja nie ma żadnego powodu do zmiany swych głównych żądań i zasadniczych poglądów, czy też swej taktyki, albo nazwy, to jest do przeistoczenia partji socjaldemokratycznej w demokratyczno-socjalistyczną, reformatorską; partja odrzuca stanowczo wszelkie próby zatuszowania lub zmiany jej stosunku do istniejącego ustroju państwowego i społecznego i do partyj burżuazyjnych».
    Lewi socjal-demokraci (głównym organem lewych w tym czasie była «Leipziger Vokszeitung»), R. Luksemburg, Parvus byli z tej rezolucji niezadowoleni.
    Zjazdowi hannawerskiemu poświęcono w «Raboczem Diele» wzmiankę pod tytułem «Kongres niemieckiej socjaldemokratycznej partji robotniczej w Hannowerze» (str. 25-37). — 11. Red.
  13. Zjazd lubecki niemieckiej socjaldemokracji odbył się 22—28 września r. 1901. Na zjeździe tym, jak na zjeździe hanowerskim, punktem skupiającym uwagę zjazdu było zagadnienie walki z rewizjonizmem. W owym czasie w niemieckiej socjaldemokracji sformułowało się jawnie prawe skrzydło z własnym programem działania i własnym organem literackim «Socialistische Monatsheften», w którym brali udział: E. Bernstein, Vollmar, Auer, W. Heine, Woltman, Schippeli inni. Szczególne podniecenie wywołało w partji publiczne wystąpienie Bernsteina na bezpartyjnym zebraniu studenckim z krytyką socjalizmu naukowego. Wiele organizacyj partyjnych surowo skrytykowało poglądy Bernsteina, ale centralny organ partji «Vorwärts» zajął wobec Bernsteina i jego wystąpienia stanowisko życzliwej neutralności. Wokoło zagadnienia bernsteinizmu rozwinęła się na zjeździe ożywiona dyskusja. Bernstein żądał «wolności krytyki». Heine i Dawid solidaryzowali się z Bernsteinem. Bebel i Kautski bronili stanowiska «centrystycznego», występując z krytyką bernsteinizmu, i jednocześnie odnosząc się ujemnie do lewego skrzydła. Z początku oddano pod głosowanie i odrzucono rezolucję Heinego, która żądała «wolności krytyki i pomijała milczeniem kwestję Bernsteina, poczym zjazd uchwalił rezolucję Bebla, która z nazwiska wymieniała Bernsteina, nie stawiała jednak w całej rozciągłości kwestji istnienia w partji prawego skrzydła:
    «Zjazd uznaje bezwarunkowo konieczność samokrytyki w celu dalszego rozwoju duchowego naszej partji. Ale bardzo jednostronny charakter krytyki, którą uprawiał w ostatnich latach tow. Bernstein, nie wdając się w krytykę społeczeństwa burżuazyjnego i jego przedstawicieli, postawił go w sytuację dwuznaczną i wywołał niezadowolenie większości towarzyszy. W oczekiwaniu, że tow. Bernstein uzna to i zmieni odpowiednio swoje postępowanie, zjazd przechodzi do porządku dziennego». — 11. Red.
  14. Należy zauważyć, że w sprawie bernsteinizmu w partji niemieckiej «Rab. Dieło» ograniczało się zawsze do podawania nagich faktów, «powstrzymując się» całkowicie od własnej ich oceny. Patrz np. Nr. 2—3, str. 66 — o zjeździe sztutgarckim; wszystkie różnice w poglądach sprowadzone są tu do «taktyki» i stwierdza się tylko, że olbrzymia większość jest wierna dawnej taktyce rewolucyjnej. Albo Nr. 4—5, str. 25 i następne — zwyczajne streszczenie przemówień na zjeździe w Hannowerze z przytoczeniem rezolucji Bebla; wyłożenie poglądów Bernsteina i ich krytykę znów odłożono (tak samo, jak w Nr. 2—3) do «specjalnego artykułu». Ciekawe jest, że na str. 33 w Nr. 4—5 czytamy: «...poglądy, wyłożone przez Bebla, podziela olbrzymia większość zjazdu», nieco zaś niżej: «...Dawid bronił poglądów Bernsteina... Przedewszystkiem starał się wykazać, że... Bernstein i jego przyjaciele jednak (sic!) stoją na gruncie walki klasowej»... Pisano to w grudniu r. 1899, we wrześniu zaś r. 1901 «Rab. Dieło», widocznie, straciło już przekonanie co do słuszności poglądów Bebla i powtarza pogląd Dawida, jako swój własny. (Przypis ten autor usunął z wydania r. 1908. Red.).
    Zjazd Sztutgarcki niemieckiej socjaldemokracji trwał od 3 do 8 października r. 1898. Na zjeździe tym postawiono po raz pierwszy zagadnienie rewizjonizmu w socjaldemokracji niemieckiej w związku z ogłoszonym na zjeździe oświadczeniem nieobecnego Bernsteina. Wśród przeciwników Bernsteina na zjeździe ujawniły się dwa kierunki: jeden z Beblem i Kautskim na czele żądał ideowej walki z Bernsteinem i zdemaskowania jego błędów, wypowiadał się jednak przeciwko zastosowaniu wobec Bernsteina sankcji organizacyjnych, mniejszość (Parwus, R. Luksemburg) zajmowała stanowisko ostrzejsze. 12. Red.
  15. Chodzi tu o światopogląd narodników. Red.
  16. «Pisarz, któremu przewróciło się w głowie» — tytuł noweli Gorkiego. — 14. Red.
  17. Chodzi tutaj o artykuł K. Tulina (Lenina Red.) przeciw Struwemu, napisany na podstawie referatu pod tytułem «Odbicie marksizmu w literaturze burżuazyjnej». Uwaga autora do wydania z r. 1908. Red. patrz Lenin (w jęz. ros.) tom I, str. 223. Red.).
  18. «Materjały do charakterystyki naszego rozwoju gospodarczego (1895 r.) wydane zostały przez grupę marksistów petersburskich; wydrukowany już zbiorek cenzura skonfiskowała i zniszczyła (udało się ocalić kilkadziesiąt zaledwie egzemplarzy, które później rozeszły się w kołach socjaldemokratycznych).
    W zbiorku były artykuły Plechanowa, Lenina (Tulina «Ekonomiczna treść narodnictwa i jej krytyka w książce Struwego»), Potresowa, Struwego i in. Wydawnictwo to stanowiło wielkie wydarzenie literackie w historji rosyjskiej myśli społecznej. — 14. Red.
  19. «Materjały do charakterystyki naszego rozwoju gospodarczego (1895 r.) wydane zostały przez grupę marksistów petersburskich; wydrukowany już zbiorek cenzura skonfiskowała i zniszczyła (udało się ocalić kilkadziesiąt zaledwie egzemplarzy, które później rozeszły się w kołach socjaldemokratycznych).
    W zbiorku były artykuły Plechanowa, Lenina (Tulina «Ekonomiczna treść narodnictwa i jej krytyka w książce Struwego»), Potresowa, Struwego i in. Wydawnictwo to stanowiło wielkie wydarzenie literackie w historji rosyjskiej myśli społecznej. — 14. Red.
  20. Mowa tu o proteście17-u przeciw «Credo». Piszący te te słowa brał udział w redagowaniu tego protestu (koniec r. 1899). Protest wraz z «Credo» był wydrukowany zagranicą na wiosnę r. 1900 (patrz Dzieła (w jęz. ros.) t. II. (Red.) Obecnie wiadomo już z artykułu pani Kuskowej (zdaje się, w «Byłoje»), że to ona była autorem «Credo», a wśród ekonomistów zagranicznych w owych czasach najwybitniejszą rolę grał p. Prokopowicz (Uwaga ta została dodana przez autora do wydania z r. 1908.
  21. Wyznanie wiary — wyłuszczenie swoich przekonań politycznych. Red.
  22. O ile nam wiadomo, skład Komitetu Kijowskiego zmienił się od tego czasu. (Przypis ten autor usunął z wydania r. 1908. Red.).
  23. «Profession de foi» («wyznanie wiary», «symbol wiary») Komitetu Kijowskiego napisana została w r. 1899. Dokument ten, którego charakter ekonomiczny nie ulega kwestji, znany jest z tych wyciągów z
  24. Już sam brak jawnej więzi partyjnej i partyjnej tradycji tak kardynalnie różni Rosję od Niemiec, że powinienby był przestrzec każdego rozumnego socjalistę przed ślepem naśladowaniem. A oto wzór tego, do czego dochodzi wolność krytyki w Rosji. Rosyjski «krytyk» p. Bułhakow robi takie wymówki austrjackiemu krytykowi, Hertzowi: «Przy całej niezależności swych wniosków Hertz w tym punkcie (o spółdzielczości) widocznie jest nazbyt związany z poglądami swej partji i nie zgadzając się z nią w szczegółach, nie decyduje się jednak na rozstanie się z ogólną zasadą» («Kapitalizm i Ziemledielje», t. II, str. 287). Poddany znajdującego się pod jarzmem politycznem państwa, w którem 999/1000 ludności jest do szpiku kości zdeprawowane lokajstwem politycznem i zupełnem niezrozumieniem honoru partyjnego i więzi partyjnej, wyniośle wymawia obywatelowi państwa konstytucyjnego nadmierne «związanie poglądami partji»! Tak, tak, najważniejszem zadaniem naszych nielegalnych organizacyj jest zabranie się do pobierania uchwał o wolności krytyki...
  25. Patrz Lenin (w jęz. ros.) tom IV. Red.
  26. Cytata z «Uwag o programie niemieckiej partji robotniczej» («Krytyka programu Gotajskiego» Marksa), ściślej z listu Marksa do Brakego z 5 maja r. 1875. — 20. Red.
  27. Chodzi o pracę Akselroda «W sprawie współczesnych zadań i taktyki socjaldemokratów rosyjskich» — wydaną w Genewie w r. 1898. Red.
  28. Podkreślenie wprowadził autor do wydania r. 1908. Red.
  29. Dritter Abdruck, Leipzig 1875. Verlag der Genossenschaftsbuchdruckerei. Wojna chłopska w Niemczech. Wydanie trzecie, Lipsk, rok 1875. Nakładem Drukarni Spółdzielczej.
  30. «Rab. Dieło», Nr. 10, wrzesień r. 1901, str. 17 i 18. Podkr. «Rab. Dieła».
  31. Trade-unionizm bynajmniej nie wyklucza wszelkiej «polityki», jak to niejednokrotnie wyobrażają sobie. Trade-uniony zawsze prowadziły pewną (ale nie socjaldemokratyczną) agitację i polityczną walkę. O różnicy pomiędzy polityką trade-unionistyczną a socjaldemokratyczną będzie mowa w następnym rozdziale.
  32. Broszura «O agitacji» została napisana w r. 1894 w Wilnie przez A. Kremera, który podsumował w niej doświadczenie miejscowej roboty bundowskiej, i była przejrzana przez J. Martowa. Broszura miała wielki wpływ na socjaldemokratyczne koła owego czasu, ponieważ wzywała socjaldemokratów, ażeby przeszli od zamkniętej propagandy kółkowej do masowej agitacji wśród robotników na gruncie drobnych potrzeb ekonomicznych i żądań robotników. Broszura nie była jednak pozbawiona pewnej jednostronności, polegającej na nadmiernem podkreślaniu roli i znaczenia walki czysto ekonomicznej. Pewne sformułowania broszury można było komentować w duchu ekonomizmu, ześrodkowującego uwagę robotników jedynie na walce ekonomicznej i odsuwającego walkę o zadania polityczne na plan dalszy. Działalność socjaldemokratów petersburskich, wśród których pracował Lenin i którzy znali broszurę, była, jak widać ze słów Lenina, obca tej jednostronności, która, niewątpliwie, istnieje w broszurze. — 26. Red.
  33. «Sojuz Bor’by za oswobożdienje raboczego klassa». Red.
  34. Waniejew umarł w r. 1899 na Syberji Wschodniej na gruźlicę, której się nabawił, siedząc w więzieniu prewencyjnym, w pojedynce. Uważaliśmy więc za możliwe ogłosić przytoczone w tekście informacje, za których ścisłość ręczymy, gdyż pochodzą one od osób, które osobiście i jaknajbliżej znały Waniejewa.
  35. Artykuł ten znajduje się w I tomie Lenina (w jęz. ros.), str. 419—421. Red.
  36. «Spb. Raboczij Listok» — było to pismo wydawane przez «Petersburski Związek walki o wyzwolenie klasy robotniczej». Wyszły zaledwie dwa numery. Nr. 1, datowany jako numer styczniowy r 1897, wyszedł na początku lutego w liczbie 300—400 egzemplarzy, wydrukowanych na mimeografie, Nr. 2 zredagowany był w marcu, wysłany za granicę i tam z pewnemi zmianami wydrukowany we wrześniu r. 1897. — 27. Red.
  37. «W swym ujemnym stosunku do działalności socjaldemokratów z końca ostatniego dziesięciolecia w. XIX, «Iskra» ignoruje fakt, że w owym czasie brak było warunków dla innej walki, niż walka o drobne żądania» — oświadczają ekonomiści w swym «Liście do organów socjaldemokratycznych» («Iskra», Nr. 12). Fakty, przytoczone w tekście dowodzą, że to twierdzenie o braku warunków jest biegunowo sprzeczne z rzeczywistością. Nietylko w końcu, lecz nawet w połowie ostatniego dziesięciolecia istniały najzupełniej wszystkie warunki dla innej pracy, niż walka o drobne żądania, wszystkie warunki — prócz dostatecznego przygotowania kierowników. I oto, zamiast otwarcie przyznać się do tego braku przygotowania z naszej strony — ze strony ideologów, kierowników, «ekonomiści» chcą zwalić wszystko na «brak warunków», na wpływ środowiska materjalnego, wykreślającego drogę, z której żadni ideologowie nie potrafią sprowadzić ruchu. Cóż to jest, jeśli nie niewolnicze korzenie się przed żywiołowością? jeśli nie rozmiłowanie się ideologów we własnych brakach?
  38. Wymieniony artykuł wstępny czytelnik znajdzie w załącznikach do II tomu «Dzieł» Lenina (w języku rosyjskim), str. 611. Red.
  39. A propos, ta pochwała dla «Rab. Myśli» w listopadzie r. 1898, kiedy ekonomizm, zwłaszcza zagranicą, zupełnie się już skrystalizował, pochodziła od tego samego W. I-a, (W. Iwanszina — Red.), który wkrótce został jednym z redaktorów «Rab. Dieła». A «Rab. Dieło» przeczyło jeszcze istnieniu dwóch kierunków w socjaldemokracji rosyjskiej, jak zaprzecza jeszcze i dziś!
  40. Że porównanie to jest słuszne, dowodzi następujący charakterystyczny fakt. Kiedy po aresztowaniu «dekabrystów», wśród robotników traktu Szlisselburskiego rozpowszechniła się wiadomość, że do wsypy przyczynił się stojący blisko jednej z grup, mających styczność z «dekabrystami», prowokator N. N. Michajłow (dentysta), robotnicy ci byli tak wzburzeni, ze postanowili zabić Michajłowa.
  41. Z tego samego artykułu wstępnego pierwszego numeru «Rab. Myśli». Można wnioskować stąd, jakie było teoretyczne przygotowanie tych «W. W. socjaldemokracji rosyjskiej», którzy powtarzali ordynarną wulgaryzację «materjalizmu ekonomicznego», gdy jednocześnie w literaturze toczyła się wojna marksistów przeciw rzeczywistemu panu W. W., który dawno już został przezwany «majstrem reakcji za takie samo pojmowanie stosunku pomiędzy polityką a ekonomiką!
    W. W. — W. P. Woroncow (1847—1917) jeden z najwybitniejszych przedstawicieli narodnictwa w latach 80-ch, który bronił najbardziej przestarzałych poglądów narodnickich, a w latach 90-ch doszedł do reakcyjnego odrzucania masowej walki politycznej. Wyrażenia: «W. W. socjaldemokracji rosyjskiej» użyto tu w zastosowaniu do zwolenników «Rab. Myśli», w sensie prawego oportunistycznego skrzydła socjaldemokracji, które odsuwa na plan dalszy walkę i formy walki oraz mizerne jej cele i odgrywa z tego powodu rolę reakcyjną w ruchu robotniczym — 30. Red.
  42. Niemcy posiadają nawet specjalne słowo «Nur-Gewerkschaftler», oznaczające zwolenników walki «wyłącznie związkowej».
  43. Podkreślamy obecnych pod adresem tych, którzy po faryzeuszowsku wzroszą ramionami i powiedzą: łatwo jest teraz znęcać się nad «Rab. Myślą», ale to przecież archaizm! Mutato nomine de te fabula narratur (Pod zmienionym imieniem — o tobie mówi bajka. Red.) — odpowiemy takim współczesnym faryzeuszom, których zupełne ujarzmienie przez idee «Rab. Myśli» zostanie dowiedzione poniżej.
  44. List «ekonomistów» w Nr. 12 «Iskry».
  45. «Rab. Dieło» Nr. 10.
  46. «Neue Zeit» — organ teoretyczny socjaldemokracji niemieckiej 1901—1902, XX, I Nr. 3, str. 97. Projekt komisji, o którym mówi Kautsky, został przyjęty przez Zjazd Wiedeński (w końcu roku ubiegłego) w nieco zmienionej formie.
  47. Nie znaczy to oczywiście, że robotnicy nie biorą udziału w tworzeniu ideologji. Ale biorą w niem udział nie jako robotnicy, lecz jako teoretycy socjalizmu, jako Proudhonowie i Weitlingowie, innemi słowy, biorą w niem udział tylko wtedy i tylko o tyle, o ile udaje im się w większym lub mniejszym stopniu posiąść współczesną sobie wiedzę i pchać ją naprzód. Dlatego zaś, aby robotnikom częściej się to udawało, niezbędna jest jaknajwiększa troska o podniesienie poziomu uświadamiania robotników wogóle, niezbędne jest, aby robotnicy nie zamykali się w sztucznie zwężonych ramkach «literatury dla robotników», lecz aby uczyli się ogarniać coraz bardziej literaturę ogólną. Słuszniej byłoby nawet powiedzieć zamiast «nie zamykali się — nie byli zamykani», ponieważ robotnicy sami czytają i chcą czytać wszystko, co jest pisane również dla inteligencji, i tylko niektórzy (kiepscy) inteligenci sądzą, że «robotnikom» wystarczają opowiadania o porządkach fabrycznych i przeżuwanie rzeczy dawno znanych.
  48. Tylko związkowość (tylko walka zawodowa). Red.
  49. Lenin ma tu na myśli książkę S. N. Prokopowicza, przenikniętą duchem reformizmu i liberalizmu. «Ruch robotniczy na Zachodzie». Próba studjum krytycznego. Tom I «Niemcy, Belgja» Petersburg, 1899
    «Co się tyczy przesłanek teoretycznych, z któremi autor przystąpił do badania, — pisał Prokopowicz w przedmowie, datowanej 3/15 lutego r. 1899, to powinien on przyznać, że zgubił dobrą ich połowę podczas badania. Fakty dowiodły mu niezbicie niezgodności wielu poglądów, z któremi przystąpił do badania z rzeczywistym biegiem wypadków. Wyzwoliwszy się w ten sposób z pod wpływu «doktryny» marksistowskiej, której wyznawcą i zwolennikiem w istocie rzeczy Prokopowicz nigdy nie był, nastrojony krytycznie autor, postanowił dowieść, że ruch robotniczy w przodujących krajach zachodnio-europejskich rozwijał się według Bernsteina i że w ruchu robotniczym brak warunków i przesłanek dla walki rewolucyjnej i rewolucyjnej polityki socjaldemokracji. Książkę przenika nieukrywana wrogość do socjalizmu naukowego i do działalności ortodoksalnego skrzydła niemieckiej socjaldemokracji» 35. Red.
  50. Lenin ma na myśli wydaną w r. 1899 książkę P. Struwego «Die Marche Theorie der sozialen Entwicklung» («Marksowska teorja rozwoju społecznego»), jego również recenzję o książce E. Bernsteina: «Die Voraussetzungen des Socialismus und die Aufgaben der Sozialdemokratie» («Przesłanki socjalizmu i zadania socjaldemokracji») oraz książkę K. Kautskiego «Bernstein und das sozialdemokratische Programm» («Bernstein a program socjaldemokratyczny»). Struwe krytykował ogólną teorję marksizmu w szczególności zaś jej przesłanki filozoficzne, dowodził, że wzrasta «przytępienie sprzeczności społecznych, zaprzeczał, że rewolucja socjalna i dyktatura proletarjatu są nieuniknione. Krytykę poglądów rewizjonistycznych Struwego dał Plechanow w «Krytyce naszych krytyków» («Zarja» Nr. 1, 2, 3, 4). — 35. Red.
  51. Często mówi się: klasa robotnicza żywiołowo ciąży ku socjalizmowi. Jest to zupełnie słuszne w tym sensie, że teorja socjalistyczna głębiej i lepiej, niż jakakolwiek inna wyjaśnia przyczyny klęsk klasy robotniczej i dlatego robotnicy przyswajają ją sobie tak łatwo, jeżeli tylko teorja ta nie kapituluje przed żywiołowością, jeżeli podporządkowuje sobie żywiołowość. Zazwyczaj rozumie się to samo przez się, ale «Rab. Dzieło» akurat zapomina i przekręca to, co rozumie się samo przez się. Klasa robotnicza żywiołowo ciąży ku socjalizmowi, ale najbardziej rozpowszechniona (i wciąż wskrzeszaną w najrozmaitszych formach) ideologja burżuazyjna żywiołowo najbardziej narzuca się robotnikowi.
  52. «Gruppa samooswobożdenja». Red.
  53. — W. Iwańszyn. Red.
  54. «W sprawie obecnych zadań i taktyki socjaldemokratów rosyjskich», Genewa 1898. Dwa listy do «Rab. Gazety», pisane w r. 1897 r.
  55. Patrz Lenin, t. II, str. 167. Red.
  56. Broniąc się, «R. Dieło» dodało do pierwszego swego kłamstwa («nie wiemy, o jakich młodych towarzyszach mówił P. Akselrod») drugie, kiedy pisało w «Odpowiedzi»: «Od czasu, kiedy została napisana recenzja «Zadań», wśród niektórych socjaldemokratów rosyjskich zrodziły się albo zaznaczyły się bardziej lub mniej wyraźnie tendencje do jednostronności ekonomicznej, tendencje, będące krokiem wstecz w porównaniu z tym stanem naszego ruchu, który został zobrazowany w «Zadaniach» (str. 9). Tak głosi «odpowiedź», która ukazała się w r. 1900. A pierwszy numer «R. D.» (z recenzją) ukazał się w kwietniu r. 1899. Czyżby ekonomizm powstał dopiero w r. 1899? Nie, w r. 1899 po raz pierwszy rozległ się protest rosyjskich socjaldemokratów przeciw ekonomizmowi (protest przeciw «Credo»). Ekonomizm zaś powstał w r. 1897, jak to doskonale wie «R. Dieło», albowiem W. I—n już w listopadzie r. 1898 («List Rab.», Nr. 9-10) wychwalał «Rab. Myśl». (Przypis ten autor usunął z wydania r. 1908. Red.).
  57. «Teorja stadjów» lub teorja «nieśmiałych zygzaków» w walce politycznej tak jest np. wyłożona w tym artykule: «Zadania polityczne», z charakteru swego wspólne dla całej Rosji, powinny jednak początkowo (pisane w sierpniu r. 1900!) odpowiadać doświadczeniom wysnutym przez daną warstwę (sic!) robotników z walki ekonomicznej. Jedynie (!) na gruncie tego doświadczenia można i należy przystępować do agitacji politycznej itd. (str. 11). Na str. 4 autor, powstając przeciw zupełnie bezpodstawnym, jego zdaniem, oskarżeniom o herezję ekonomiczną, woła patetycznie: «Któryż to socjaldemokrata nie wie, że według nauki Marksa i Engelsa interesy ekonomiczne poszczególnych klas odgrywają decydującą rolę w historji, a zatem, że w szczególe walka proletarjatu o jego interesy ekonomiczne powinna mieć pierwszorzędne znaczenie dla jego rozwoju klasowego i walki wyzwoleńczej?» (podkreślenie nasze). To a zatem jest zupełnie nie na miejscu. Z tego, że interesy ekonomiczne odgrywają rolę pierwszorzędną bynajmniej nie wynika wniosek o pierwszorzędnem znaczeniu walki ekonomicznej (zawodowej), albowiem najistotniejsze «decydujące» interesy klas mogą być zaspokojone jedynie na drodze zasadniczych przeobrażeń politycznych wogóle; w szczególności zaś, podstawowe interesy ekonomiczne proletarjatu mogą zostać zaspokojone jedynie na drodze rewolucji politycznej, która na miejsce dyktatury burżuazji wprowadzi dyktaturę proletarjatu. B. Kryczewski powtarza rozumowanie «W. W. socjaldemokracji rosyjskiej» (— polityka idzie za ekonomiką itp.) oraz bernsteinistów socjaldemokracji niemieckiej (Woltmann np. właśnie przy pomocy takiego rozumowania dowodził, że robotnicy powinni zdobyć «siłę ekonomiczną», zanim zaczną myśleć o rewolucji politycznej).
  58. «Ein Jahr der Verwirrung» (rok zamieszania) — tak zatytułował Mehring ten rozdział swej «Historji socjaldemokracji niemieckiej», w którym opisuje wahania i niezdecydowanie, ujawnione z początku przez socjalistów przy wyborze «taktyki-planu», odpowiadającego nowym warunkom.
  59. Z artykułu wstępnego «Iskry» Nr. 1. Red.
  60. Nakształt. Red.
  61. G. W. Plechanow pod pseudonimem N. Beltowa opublikował znaną swą książkę, która wyszła legalnie w Petersburgu, w końcu r. 1894 «Przyczynek do kwestii rozwoju monistycznego poglądu na historję» (Odpowiedź pp. Michajłowskiemu, Karejewowi i S-ce). — 42. Red.
  62. Przypis własny Wikiźródeł W tym miejscu jest błędnie wstawiony odnośnik do przypisu.
  63. «Narcyz Tuporyłow» — tym żartobliwym pseudonimem Martow podpisał swój «Hymn najnowszego socjalisty rosyjskiego» («Zarja» Nr. 1). W «Hymnie» tym Martow w wierszowanej formie wyśmiewał «ekonomistów» i ich trzeźwy program. Strofy hymnu kończyły się znanym refrenem: «Wolnym krokiem, nieśmiałym zygzakiem wolniej naprzód, ludu roboczy...» itd. — 43. Red.
  64. Lenin, t. IV, str. 108. Red.
  65. Nie należy także zapominać, że rozwiązując «teoretycznie» zagadnienie teroru, grupa «Wyzwolenie Pracy» uogólniała doświadczenie poprzedzającego ruchu rewolucyjnego.
  66. W wydaniu z r. 1908 ustęp «Dalej zaś następują itd.» został wykreślony przez autora aż do słów: «oskarżając «Iskrę» i «Zarję» i odpowiedni ustęp brzmi: «Raboczeje Dieło» oskarża itd.» Red.
  67. Zaznaczymy dla uniknięcia nieporozumień, że poniżej przez walkę ekonomiczną rozumiemy wszędzie (zgodnie z ustalonem u nas słownictwem) tę «praktycznie-ekonomiczną walkę», którą Engels nazwał w przytoczonej przez nas cytacie «oporem wobec kapitalistów, i która w krajach wolnych nazywa się walką związkową, syndykalistyczną lub trade-unionistyczną.
  68. W rozdziale niniejszym mówimy jedynie o walce politycznej, o szerszem lub ciaśniejszem jej pojmowaniu. Dlatego też tylko mimochodem zaznaczamy poprostu jako curiosum, oskarżenie «Iskry» przez «Rab. Dieło» o «nadmierną powściągliwość wobec walki ekonomicznej («Dwa Sjezda», str. 27, przeżute przez Martynowa w broszurze «Socjaldemokracja a klasa robotnicza»). Gdyby panowie oskarżyciele wymierzyli chociażby w pudach albo arkuszach druku (jak to lubią robić) dział walki ekonomicznej w «Iskrze» w ciągu roku i porównali go z odpowiednim działem w «Rab. Diele» i «Rab. Myśli» razem wziętych, to z łatwością przekonaliby się, że nawet pod tym względem pozostają w tyle. Widocznie świadomość tej prostej prawdy zmusza ich do uciekania się do argumentów, jasno świadczących o ich zakłopotaniu. «Iskra» — piszą — chcąc nie chcąc (!) musi (!) liczyć się z potężnemi zagadnieniami życia i chociażby (!) zamieszczać korespondencje o ruchu robotniczym». («Dwa Sjezda», str. 27). Oto istotnie zabójczy dla nas argument!
  69. Mówimy «wogóle», ponieważ w «Rab. Diele» mowa jest właśnie o ogólnych zasadach i ogólnych zadaniach całej partji. Niewątpliwie, zdarzają się w praktyce wypadki, kiedy polityka istotnie powinna następować po ekonomice, — ale mówić o tem w rezolucji, przeznaczonej dla całej Rosji, mogą tylko ekonomiści. Zdarzają się przecież i takie wypadki, kiedy «od samego początku» można prowadzić agitację polityczną «tylko na gruncie ekonomicznym» — niemniej «Rab. Dieło» domyśliło się wreszcie, że nie jest to wcale niezbędne» («Dwa Sjezda», str. 11). W następnym rozdziale wykażemy, że taktyka «polityków» i rewolucjonistów nietylko nie ignoruje trade-unionistycznych zadań socjaldemokracji, lecz przeciwnie, że ona jedynie gwarantuje konsekwentne przeprowadzenie tych zadań.
  70. Ustęp ten został usunięty przez autora w wyd. z r. 1908. Red.
  71. Dosłowne wyrażenie broszury «Dwa Sjezda», str. 31, 32, 28 i 30.
  72. «Dwa Sjezda», str. 32.
  73. Koniec tego ustępu, poczynając od słów «Nic dziwnego», został opuszczony przez autora w wydaniu z r. 1908. Red.
  74. Lenin ma na myśli dwutomową pracę Sidneja i Beatryczy Webbów (przedmowa nosi datę listopadową r. 1897). Książkę tę przetłumaczył Lenin z angielskiego (pod pseudonimem — Włodzimierz Iljicz) na zesłaniu syberyjskiem pod tytułem «Teorja i praktyka trade-unionizmu angielskiego» (Industrialdemocracy). Pierwszy tom wyszedł w Petersburgu w r. 1900, drugi — tamże, w r. 1901. — 51. Red.
  75. «Rab. Dieło», Nr. 10, str. 60. Jest to martynowowski warjant owego zastosowywania do dzisiejszego chaotycznego stanu naszego ruchu tezy: «każdy krok rzeczywistego ruchu jest ważniejszy, aniżeli tuzin programów», tej tezy, którą scharakteryzowaliśmy już powyżej. W gruncie rzeczy, jest to przetłumaczenie na język rosyjski osławionego frazesu bernsteinowskiego «ruch jest wszystkiem, cel ostateczny — niczem».
  76. Str. 43: «Oczywiście, jeżeli zalecamy robotnikom, aby stawiali rządowi pewne żądania ekonomiczne, to robimy to dlatego, że w dziedzinie ekonomicznej rząd absolutystyczny z konieczności gotów jest do pewnych ustępstw.
  77. Słowo i opuszczono w wyd. z r. 1908. Red.
  78. Tutti quanti — wszelcy inni im podobni. Red.
  79. Autor usunął ten ustęp w wydaniu z r. 1908. Red.
  80. — usunięciem. Red.
  81. «Rab. Myśl», «Dodatek specjalny», str. 14.
  82. Dwa pierwsze ustępy § b zostały usunięte przez autora w wydaniu z r. 1908. Red.
  83. W wyd. z r. 1908: «fakt». Red.
  84. W wyd. z r. 1908 zamiast «nasz Łomonosow»-«Martynow». Red.
  85. Cyfry w nawiasach podają stronicę artykułu Martynowa — «Literatura oskarżycielska a walka proletarjacka» w piśmie «Rab. Dieło» Nr. 10, wrzesień 1901 r. Red.
  86. Artykuł: Literatura oskarżycielska a walka proletarjacka w «Rab. Dieło» Nr. 10. Red.
  87. Patrz, Dzieła (w języku ros.) tom IV, str. 69. Red.
  88. Koniec ustępu, zaczynając od słów. «I czy wobec tego...» został usunięty przez autora w wyd. z r. 1908. Red.
  89. Żądanie «nadania samej walce ekonomicznej charakteru politycznego» jaknajplastyczniej wyraża korzenie się przed żywiołowością w dziedzinie działalności politycznej. Charakteru politycznego walka ekonomiczna nabiera na każdym kroku żywiołowo, to znaczy bez interwencji «bakcyla rewolucyjnego — inteligencji», bez interwencji świadomych socjaldemokratów. Charakter polityczny przybrała, naprzykład, również walka ekonomiczna robotników w Anglji bez wszelkiego udziału socjalistów. Zadanie zaś socjaldemokratów nie sprowadza się do agitacji politycznej na gruncie ekonomicznym, zadanie ich polega na tem, aby przeistoczyć trade-unionistyczną politykę w socjaldemokratyczną walkę polityczną, aby wyzyskać te przebłyski świadomości politycznej, które zasiała w robotnikach walka ekonomiczna, podniesienia robotników do socjaldemokratycznej świadomości politycznej. A Martynowowie zamiast podnosić i pchać naprzód budzącą się żywiołowo świadomość polityczną, padają plackiem przed żywiołowością, i klepią aż do mdłości, że walka ekonomiczna «zderza» robotników z zagadnieniem ich bezprawnego położenia politycznego.
    Złe jest to, panowie, że was to żywiołowe budzenie się trade-unionistycznej świadomości politycznej nie «zderza» z zagadnieniem waszych zadań socjaldemokratycznych!
  90. Dla potwierdzenia, że całe to przemówienie robotników do ekonomistów nie zostało ni stąd ni zowąd przez nas wymyślone, powołamy się na dwuch świadków, niewątpliwie obeznanych bezpośrednio z ruchem robotniczym i najmniej skłonnych do przychylności dla nas, «dogmatyków», jeden bowiem z tych świadków jest «ekonomistą», który uważa nawet «Raboczeje Dieło» za organ polityczny!, drugi zaś jest terorystą. Pierwszy świadek — to autor godnego uwagi ze względu na szczerość i żywość artykułu «Petersburski ruch robotniczy a praktyczne zadania socjaldemokracji» w Nr. 6 pisma «Raboczeje Dieło». Dzieli on robotników na 1) świadomych rewolucjonistów, 2) warstwę pośrednią i 3) pozostałą masę. I otóż ta warstwa pośrednia «często interesuje się zagadnieniami życia politycznego więcej, aniżeli swemi najbliższemi interesami ekonomicznemi, których związek z ogólnemi warunkami społecznemi dawno już został zrozumiany»... «Ostro krytykują «Rab. Myśl»: «ciągle to samo, dawno znane, dawno już to czytaliśmy», «w przeglądzie politycznym znów nic niema» (str. 30—31). Ale nawet trzecia warstwa: «wrażliwsza, młodsza, mniej zdemoralizowana przez szynk i cerkiew masa robotnicza, prawie nigdy nie mając możności otrzymania książki o treści politycznej, komentuje we wszelaki sposób zjawiska życia politycznego, zastanawiając się nad urywkowemi wiadomościami o buncie studenckim» itd. Terorysta zaś pisze: «...Raz — dwa razy przeczytają o drobiazgach z życia fabrycznego w różnych, nie własnych miastach a później przestaną... Nudne... Nie mówić w piśmie robotniczem o państwie... znaczy patrzeć na robotnika, jak na małe dzieciątko... Robotnik — to nie dzieciątko» («Swoboda», wyd. grupy rewolucyjno-socjalistycznej, str. 69 i 70).
  91. Martynow «wyobraża sobie inny bardziej realny (?) dylemat» («Socjaldemokracja a klasa robotnicza» 19): «Albo socjaldemokracja bierze na siebie bezpośrednie kierownictwo walką ekonomiczną proletarjatu i przez to samo (!) przeobraża ją w rewolucyjną walkę klasową... «Przez to» — znaczy widocznie, przez bezpośrednie kierownictwo walką ekonomiczną. Niech nam pokaże Martynow, gdzie to widziano, aby przez samo tylko kierownictwo walką zawodową udawało się przeobrazić ruch trade-unionistyczny w rewolucyjny ruch klasowy? Czy nie może on zrozumieć, że dla «przeobrażenia» musimy wziąć się czynnie do «bezpośredniego kierownictwa wszechstronną agitacją polityczną?.. «Albo też druga perspektywa: socjaldemokracja zostaje odsunięta od kierownictwa walką ekonomiczną robotników i przez to... podcina sobie skrzydła... «Zostaje odsunięta», według przytoczonego wyżej zdania «Rab. Dieła» — «Iskra». Widzieliśmy jednak, że dla kierowania walką polityczną «Iskra» robi znacznie więcej, aniżeli «Rab. Dieło», przyczem nie ogranicza się ona do tego i nie zacieśnia w imię tego swych zadań politycznych.
  92. Mowa tu o wiośnie 1901 r., kiedy zaczęły się wielkie demonstracje uliczne. (Uwaga autora do wydania 1908 roku. Red.).
  93. Cyframi oznaczone są stronice tego samego artykułu Martynowa w Nr. 10, «Rab. Dieło». Red.
  94. Np. W czasie wojny francusko-pruskiej Liebknecht dyktował program działania całej demokracji — w jeszcze większym stopniu robili to Marks i Engels w r. 1848.
  95. — faktycznie, w rzeczywistości. Red.
  96. Przypis własny Wikiźródeł Przypis w druku zawiera błędne odwołanie. Zostało to skorygowane w tym wydaniu.
  97. Ustęp ten i druga część wstępu poprzedniego od słów: «Nie dość wszak nazwać się były usunięte przez Lenina w wydaniu z r. 1908. Red.
  98. — o, święta naiwności! Red.
  99. Patrz «Dzieła» (w jęz. ros.), t. IV.
  100. Brak miejsca nie pozwolił nam odpowiedzieć w «Iskrze» zupełnie szczegółowo na ten list niezmiernie dla ekonomistów charakterystyczny. Z ukazania się jego byliśmy ogromnie zadowoleni, gadanie bowiem o tem, że «Iskra» nie utrzymuje się konsekwentnie na stanowisku klasowem, dochodziło do nas już dawno i z najrozmaitszych stron, i szukaliśmy jedynie dogodnej okazji lub wyraźnego sformułowania tego utartego oskarżenia, żeby na nie odpowiedzieć. Odpowiadać zaś na napaści przywykliśmy nie obroną, lecz, kontratakiem.
  101. Patrz jego broszurę «W sprawie współczesnych zadań i taktyki socjaldemokratów rosyjskich» Genewa, 1898 r., str. 16—17. Red.
  102. Artykuł «Samowładztwo a ziemstwo» («Iskra» Nr. 2, luty 1901, i Nr. 4, maj, 1901) napisał Struwe. Inne artykuły Struwego nie ukazały się w «Iskrze». — 76. Red.
  103. A pomiędzy temi artykułami (Nr. 3 «Iskry») zamieszczony był artykuł specjalnie o antagonizmach klasowych na naszej wsi (patrz «Partja robotnicza a chłopstwo», Dzieła (w jęz. ros.), tom IV. Red.
  104. Patrz Dzieła (w jęz. ros.), tom IV, str. 69. Red.
  105. Patrz Lenin t. IV, str. 100. Red.
  106. Druga część artykułu Struwego «Samowładztwo a ziemstwo» («Iskra» Nr. 4, maj 1901) zatrzymuje się między innemi, nad tajnym memoriałem (1889 r.) ministra finansów Wittego, wymierzonym przeciw propozycji ministra spraw wewnętrznych Goremykina co do wprowadzenia instytucji ziemskich w kraju Zachodnim i wydanym przez Struwego przy współdziałaniu «Zarji». Umieszczenie artykułu Struwego w «Iskrze» i wydrukowanie przez «Zarję» «Memorjału» Wittego stało się możliwe wskutek styczniowego (1901 r.) porozumienia «Iskry», «Zarji» i grupy «Wyzwolenie pracy» ze Struwem. Porozumienie to przeprowadzone przez Akselroda i Wierę Zasulicz przy poparciu Plechanowa, przeciwko głosowi Lenina, okazało się krótkotrwałe. Na wiosnę tegoż roku ujawniła się zupełna niemożliwość dalszej współpracy marksistów z burżuazyjnymi demokratami w osobie Struwego i blok ze Struwem się rozpadł. — 77. Red.
  107. Patrz Lenin t. IV, str. 169. Red.
  108. Patrz Lenin t. IV, str. 158. Red.
  109. Słowa: «jak czytelnik pamięta» usunięto w wyd. r. 1908. Red.
  110. Przysłowie rosyjskie. Red.
  111. Koniec ustępu (od słów: «Czy «Rab. Diełu» nie przyjdzie») autor usunął w wydaniu z r. 1908.
  112. — złuda. Red.
  113. Znajdujemy tu też powołanie się na konkretne warunki rosyjskie, które z siłą fatalną popychają ruch robotniczy na drogę rewolucyjną. Ludzie nie chcą zrozumieć, że rewolucyjna droga ruchu robotniczego może jeszcze zgoła nie być drogą socjaldemokratyczną! Wszak cała burżuazja zachodnio-europejska za czasów absolutyzmu «pchała», świadomie pchała robotników na drogę rewolucyjną. My zaś, socjaldemokraci, nie możemy się tem zadowolić. I jeżeli w jakikolwiek sposób obniżamy politykę socjaldemokratyczną do polityki żywiołowej, trade-unionistycznej, to tem właśnie gramy na rękę demokracji burżuazyjnej.
  114. Dwa ostatnie ustępy zostały usunięte przez Lenina w wydaniu z r. 1908. Red.
  115. W wyd. r. 1908: «wskazaliśmy». Red.
  116. W wyd. r. 1908 słowo «zaraz» zostało opuszczone. Red.
  117. W wyd. r. 1908: «nie są». Red.
  118. — dowód rzeczowy. Red.
  119. Podkreślenia wszędzie nasze.
  120. «Rab. Myśl» i «Rab. Dieło», zwłaszcza «Odpowiedź» Plechanowowi.
  121. Broszura «Kto sowierszyt politiczeskuju rewolucju («Kto dokona rewolucji politycznej?») — w wydanym w Rosji zbiorku «Proletarskaja bor’ba». Wydał ją ponownie Komitet Kijowski.
  122. «Wozrożdienje rewolucjonizma» i «Swoboda».
  123. Patrz Dzieła t. IV, str. 108. Red.
  124. Ustęp ten był usunięty przez autora w wydaniu z r. 1908. Red.
  125. — S. Prokopowicz. Red.
  126. Autorem broszury jest A. A. Sanin. Red.
  127. Afanasyj Iwanowicz i Pulcherja Iwanowna — bohaterowie opowiadania Gogola — «Staroswieckije pomieszcziki». Red.
  128. Walka «Iskry» z kąkolami wywołała ze strony «Rab. Dieła» taki gniewny wypad: «Dla «Iskry» zaś znamieniem czasu są nietyle te wielkie wydarzenia (wiosenne), ile mizerne usiłowania agentów Zubatowskich w kierunku «zlegalizowania» ruchu robotniczego. Nie widzi ona, że właśnie te takty świadczą przeciw niej; one właśnie świadczą, że ruch robotniczy nabrał już bardzo znacznych rozmiarów w oczach rządu» («Dwa Sjezda», str. 27). Winien wszystkiemu jest «dogmatyzm» tych ortodoksów, «głuchych na władcze nakazy życia». Uporczywie nie chcą widzieć pszenicy wysokości arszyna i walczą z kąkolami, mającemi werszek wysokości. Czy nie jest to «wypaczone poczucie perspektywy w stosunku do rosyjskiego ruchu robotniczego» (tamże, str. 27)? Uwaga ta została usunięta przez autora z wyd. r. 1908. Red.
  129. — luźna, szeroka. Red.
  130. Kłopot wskutek nadmiaru. Red.
  131. Tutaj wspomnimy tylko, że wszystko, co powiedzieliśmy w sprawie «popychania zzewnątrz» i wszystkich dalszych rozważań «Swobody» na temat organizacji, stosuje się całkowicie do wszystkich ekonomistów, w ich liczbie i do zwolenników «Rab. Dieła», bo poczęści głosili oni czynnie te same poglądy w sprawach organizacyjnych i bronili ich, poczęści zaś do nich się staczali.
  132. W zastosowaniu do «Swobody» termin ten jest może właściwszy, niż poprzedni, albowiem w «Wozrożdienje Rewolucjonizma» («Odrodzenie rewolucjonizmu») broni się teroryzmu, w analizowanym zaś artykule — ekonomizmu. Radaby dusza do raju! — można wogóle powiedzieć o «Swobodzie». Jaknajlepsze dane i jaknajlepsze zamiary — w rezultacie zaś gmatwanina, gmatwanina głównie wskutek tego, że broniąc ciągłości organizacji, «Swoboda» nie chce znać ciągłości myśli rewolucyjnej, ani ciągłości teorji socjaldemokratycznej. Dążyć do ponownego powołania do życia rewolucjonisty zawodowego («Wozrożdienje rewolucjonizma») i proponować w tym celu, po pierwsze, teror ekscytatywny, po drugie zaś «organizację robotników-średniaków» — («Swoboda», Nr. 1, str. 66) i następnie jaknajmniej «popychanych zzewnątrz» — to, zaiste to samo co rąbanie domu na drwa dla opalania tego samego domu.
  133. W wyd. r. 1908: «rewolucjonistów». Red.
  134. «Kółkiem» nazwany tu jest założony przez Lenina Petersburski Związek walki o wyzwolenie klasy robotniczej, w szczególności zaś jego grupa centralna, w której Lenin pracował (wraz z J. Martowem, G. Krzyżanowskim i innymi) w r. 1895, przed zaaresztowaniem, które nastąpiło w nocy 21/9 grudnia. Stosunku ze Związkiem Lenin nie przerywał również podczas pobytu w więzieniu. Szczegóły o Petersburskim Związku Walki patrz w przypisie 73 do I tomu Dzieł Lenina (po ros.). 101. Red.
  135. Wyrażenie przypisywane znakomitemu matematykowi Archimedesowi: «Dajcie mi punkt oparcia, a wywrócę cały świat». Red.
  136. Np. w środowisku wojskowem daje się zauważyć w ostatnich czasach niewątpliwe ożywienie ducha demokratycznego, poczęści wskutek coraz częstszych wypadków walki ulicznej przeciw takim «wrogom», jak robotnicy i studenci. I skoro tylko pozwolą na to istniejące siły, powinniśmy koniecznie zwrócić jaknajbaczniejszą uwagę na propagandę i agitację wśród żołnierzy i oficerów, na stworzenie «organizacyj wojskowych», wchodzących w skład naszej partji.
  137. Pamiętam, że jeden z towarzyszy komunikował mi, jak pewien gotowy do pomagania i pomagający socjaldemokracji inspektor fabryczny gorzko skarżył się na to, że nie wie, czy jego «informacje» dochodzą do prawdziwego centrum rewolucyjnego, o ile jego pomoc jest potrzebna i o ile dają się zużytkować jego małe i drobne usługi. Każdy praktyk zna, rozumie się, niejeden wypadek podobny, kiedy przez nasze chałupnictwo, traciliśmy sojuszników. «Drobne» zaś zosobna i nieocenione w sumie przysługi mogliby nam wyświadczać i wyświadczaliby pracownicy i urzędnicy nietylko fabryczni, lecz również pocztowi, kolejowi, celni, z instytucyj szlacheckich, popich i wszelkich innych, nie wyłączając policji i ludzi z kół dworskich! Gdybyśmy mieli już prawdziwą partię, rzeczywiście bojową organizację rewolucjonistów, sprawa wszystkich takich «pomocników» nie stałaby tak ostro, nie śpieszylibyśmy się zawsze bezwarunkowo do wciągania ich do samego jądra «nielegalszczyzny», lecz — przeciwnie — strzeglibyśmy ich specjalnie i nawet specjalnie przygotowywalibyśmy ludzi do takich funkcyj, pomni, że wielu studentów mogłoby przynieść partji więcej pożytku w charakterze «pomocników»-urzędników, niż w charakterze «krótkoterminowych» rewolucjonistów. Ale — powtarzam jeszcze raz — stosować tę taktykę ma prawo jedynie zupełnie już utrwalona organizacja, nie doznająca braku sił aktywnych.
  138. «Swoboda», Nr. 1, artykuł «Organizacja», str. 66: «Twardo krocząc naprzód, gromada robotnicza będzie utrwalała wszystkie żądania, wystawiane w imieniu Pracy rosyjskiej», — koniecznie przez wielką literę! I ten sam autor woła: «Bynajmniej nie mam wrogiego stosunku do inteligencji, ale... (to samo «ale», które Szczedrin tłomaczył słowami «nie rosną uszy powyżej czoła»!)... «ale zawsze gniewa mnie strasznie, kiedy przyjdzie ktoś, nagada bardzo ładnych i pięknych słów i żąda aby aprobowano je za ich (czy jego?) piękno i inne zalety». Tak, mnie to także «zawsze strasznie gniewa»...
  139. «Ziemla i Wola» — organizacja narodnicka założona na jesieni r. 1876. Ośrodek centralny «Z. i W» stanowili: Marek i Olga Aptekman, później Perowska, Stepniak-Krawczyński, Klemens, Morozow, Tichomirow, Natanson, A. Michajłow, D. Lizogub, A. Kwiatkowski, G. Plechanow, Zundelewicz. «Z. i W.», zorganizowana na zasadach centralizmu i konspiracji, nawiązywała stosunki wśród młodzieży, robotników, chłopów, współdziałając z ruchem strajkowym (w latach 78 i 79) i organizując sieć punktów na wsi. 6/18 grudnia 1876 r. «Z. i W.» zorganizowała znaną demonstrację na placu Kazańskim. Zbliżenie się «Z. i W.» z robotnikami nie zaszło jednak daleko, i robotnicy petersburscy stworzyli jednocześnie z «Z. i W.» własną organizację — «Północno-rosyjski związek robotniczy» (w latach 1878—1879; S. Chałturin, W. Obnorski). Zorganizowane wśród chłopów w celu agitacji i propagandy punkty policja powoli likwidowała, tak, że na wiosnę w r. 1879 robota wiejska «ziemlewolców» przestała istnieć, nie doprowadziwszy do powszechnego powstania chłopskiego. «Z. i W.» negowała początkowo potrzebę walki o wolność polityczną, uważając, że bezpośrednie przejście do socjalizmu jest i tak możliwe. Później pod wpływem niepowodzeń, poglądy «Z. i W.» zaczęły się zmieniać i idea wolności politycznej («konstytucji») zdobyła sobie pewne uznanie. «Z. i W.» uciekała się i wcześniej, w celach obronnych, do aktów terorystycznych przeciwko przedstawicielom władzy. Teraz zaś, po nieudaniu się agitacji socjalistycznej wśród chłopów, w szeregach «Z. i W.» zaczął przeważać pogląd, że teror polityczny jest «urzeczywistnieniem rewolucji w czasie obecnym, najstraszliwszą bronią przeciwko naszym wrogom, jednym z głównych środków walki z despotyzmem». Odbyte w czerwcu r. 1879 Zjazdu w Lipiecku i Woroneżu sankcjonowały zmianę metod walki «Ziemli i Woli»; w związku z tem, w tym samym czasie nastąpił w «Ziemli i Woli» rozłam. Zwolennicy nowej taktyki (z Żelabowem na czele) założyli partję «Narodnaja Wola», ci zaś zwolennicy, którzy chcieli utrzymać dawny program i taktykę «Ziemli i Woli», utworzyli grupę «Czornyj Pierediel» (Plechanow, Stefanowicz, Dejcz, Aptekman, Zasulicz, Akselrod). «Czornyj Pierediel», który istniał kilka miesięcy (zakończył istnienie w r. 1881) nie miał znaczenia praktycznego, był bowiem tylko stopniem przejściowym dla części «ziemlewolców» (Plechanow, Akselrod i inni) od narodnictwa do marksizmu i socjaldemokracji. 109, Red.
  140. Porównaj «Zadaczi ruskich socjałdiemokratow», str. 21, polemika przeciw P. L. Ławrowowi (patrz Dzieła (w jęz. ros.) t. II, str. 183. Red.).
  141. A propos, oto jeszcze jedna ilustracja, świadcząca, że «Rab. Dieło» albo nie rozumie tego, co mówi, albo zmienia poglądy zależnie od tego, «skąd wiatr powieje». W Nr. 1 «Rab. Dieła» wydrukowano kursywą: «Wyłuszczona treść broszury zbiega się całkowicie z programem redakcyjnym «Rab. Dieła» (str. 142). Czy naprawdę? Czy z «Zadaniami» zbiega się pogląd, że ruchowi masowemu nie można stawiać obalenia samowładztwa jako pierwszego zadania? czyż zbiega się teorja «walki ekonomicznej z przedsiębiorcami i rządem»? Czyż zbiega się teorja stadjów? Pozostawiamy czytelnikowi sąd o tem, czy można mówić o stałości zasad organu, który tak oryginalnie rozumie «zbieżność».
  142. W wyd. r. 1908 słowo «organizacji» opuszczono. Red.
  143. W powieści Gonczarowa «Obłomow» służący Obłomowa nazywał «żałkimi» («żałośliwemi») słowami wszelkie napuszone frazesy, bo ich nie rozumiał pobudzały go do łez. Red.
  144. W wyd. r. 1908 słowa: «coś więcej» zostały usunięte. Red.
  145. Przypis własny Wikiźródeł W tym miejscu znajduje się odnośnik do nieistniejącego w książce przypisu.
  146. Patrz «Sprawozdanie na Kongres Paryski», str. 14: «Od tego czasu (r. 1897) do wiosny r. 1900 wyszło w różnych miejscowościach 30 numerów różnych pism... Przeciętnie ukazywał się przeszło jeden numer na miesiąc».
  147. Ta trudność jest tylko pozorna. W gruncie rzeczy niema kółka lokalnego, któreby było pozbawione możności czynnego wzięcia się do takiej lub innej funkcji roboty ogólno-rosyjskiej. «Nie mów: nie mogę lecz mów: nie chcę».
  148. W wyd. r. 1908 słowo «i» zostało opuszczone. Red.
  149. Lenin ma na myśli następujące miejsce z artykułu ultraumiarkowanego ekonomisty R. M. «Nasza rzeczywistość» (Dodatek specjalny do «Rab. Myśli» wrzesień 1899 r.) skierowane przeciw rewolucyjnemu marksizmowi wogóle, i przeciwko programowi grupy «Wyzwolenie Pracy» w szczególności: «W tych programach uderza nas i wieczne wysuwanie na plan pierwszy wagi działalności robotników w (nieistniejącym u nas) parlamencie z całkowitem ignorowaniem (na skutek ich rewolucyjnego nihilizmu) ważności udziału robotników w istniejących u nas ustawodawczych zebraniach fabrykantów dla wypracowania ustaw dla robotników, w urzędach do spraw fabrycznych, składających się napół z urzędników, napół z tych samych fabrykantów... lub chociażby udziału robotników w samorządzie miejskim, który nabiera pewnego realnego znaczenia dla robotników wobec tego, że rząd nosi się teraz z planem nadania prawa wyborczego wszystkim lokatorom.
    Krytykę poglądów R. M. dał Lenin w artykule «Kierunek wstecz w rosyjskiej socjaldemokracji» — patrz tom II, Dzieł po ros., str. 529). — 121. Red.
  150. Oto dlaczego nawet przykład wyjątkowo dobrych organów lokalnych najzupełniej potwierdza nasze stanowisko. Np. «Jużnyj Raboczyj» — doskonałe pismo, któremu zupełnie nie można zarzucić braku stałości zasad. Ale to, co pismo to chciało dać ruchowi miejscowemu, nie zostało osiągnięte wskutek rzadkiego ukazywania się i wielkich wsyp. To co jest dla partji sprawą najbardziej palącą w chwili obecnej — zasadnicze postawienie podstawowych zagadnień ruchu i wszechstronna agitacja polityczna — okazało się ponad siły organu lokalnego. To zaś, co w piśmie było najlepsze, jak np. artykuły o zjeździe przemysłowców górniczych, o bezrobociu itp. — nie było materjałem ściśle lokalnym i potrzebne było dla całej Rosji, nietylko dla jej południa. Artykułów takich nie było w całej naszej prasie socjaldemokratycznej.
  151. Materjał legalny jest pod tym względem szczególnie ważny, my zaś szczególnie jesteśmy zacofani pod względem umiejętności systematycznego zbierania go i wyzyskiwania. Bez przesady można powiedzieć, że mając jedynie materjał legalny, można jeszcze jako tako napisać broszurę zawodową, mając zaś wyłącznie materjał nielegalny — niepodobna. Zbierając wśród robotników materjał nielegalny w sprawach w rodzaju tych, jakie ogłosiła «Rab. Myśl», nadaremnie tracimy mnóstwo sił rewolucjonisty (którego pod tym względem z łatwością zastąpiłby działacz legalny) i jednak nigdy nie dostajemy dobrego materjału, bo robotnicy, znający naogół jeden tylko oddział wielkiej fabryki i znający prawie zawsze rezultaty ekonomiczne, ale nie ogólne warunki i normy swej pracy, nie mogą nawet posiąść takiej znajomości rzeczy, jaką mają pracownicy fabryczni, inspektorowie, lekarze itp., i jakie masowo są rozsypane w drobnych korespondencjach dziennikarskich i w specjalnych wydawnictwach przemysłowych, sanitarnych, ziemskich itp.
    Pamiętam, jak dziś, «pierwsze doświadczenie», któregobym nigdy już nie powtórzył. W ciągu wielu tygodni trudziłem się, gorliwie wypytując «po inkwizytorsku» pewnego robociarza, który mnie często odwiedzał, o wszystkie i wszelakie porządki, panujące w wielkiej fabryce, w której ów robotnik pracował. Jako tako skonstruowałem, coprawda z wielkim trudem opis (jednej tylko fabryki!), ale zato ów robotnik ocierając pot z czoła, mówił nieraz pod koniec tych rozmów z uśmiechem: «łatwiej mi przepracować pofajerantowe niż odpowiadać na wasze pytania!»
    Im energiczniej będziemy prowadzili walkę rewolucyjną, tem bardziej rząd będzie zmuszony legalizować część pracy «zawodowej» zdejmując z nas w ten sposób część naszego brzemienia.
  152. Cały ten paragraf Lenin opuścił w wydaniu z r. 1908, motywując to w sposób następujący: «Paragraf: « » Kto obraził się za artykuł «Od czego zacząć?» — zostaje w wydaniu niniejszym opuszczony, zawiera bowiem wyłącznie polemikę z «Rab. Diełem» i Bundem w kwestji prób «komenderowania» ze strony «Iskry» itp. W paragrafie tym była m. in. mowa, że sam Bund proponował (w latach 1898—1899) członkom «Iskry», by wznowić centralny organ partyjny i zorganizować «laboratorjum literackie». — Red.
  153. W toku stawania się. Red.
  154. «Iskra», Nr. 8, odpowiedź Komitetu Centralnego Wszechrosyjskiego Związku Żydowskiego w Rosji i Polsce na nasz artykuł w kwestji narodowej.
  155. Rozmyślnie przytaczamy te fakty nie w tym porządku, w jakim zachodziły.
    Uwagę tę zrobił Lenin ze względów konspiracyjnych celem utrudnienia «osobom trzecim określania kolejności chronologicznej pewnych epizodów charakteru wewnętrzno-partyjnego, wówczas gdy naprawdę fakty,przytoczone tu przez Lenina, są przezeń podane w tym właśnie porządku, w jakim zachodziły w rzeczywistości. — 128. Red.
  156. «Pierwszy fakt» dotyczy pertraktacyj «Petersburskiego Związku Walki» z Leninem, który napisał w drugiej połowie r. 1897 obie wspomniane w tekście broszury. — 128. Red.
  157. Patrz Lenin, t. II, str. 167 i 125. Red.
  158. «Członek grupy «Iskry» — J. Martow, autor broszury «Sprawa robotnicza w Rosji» r. 1899. — 105. Red.
  159. A propos, autor tej broszury prosi mię, bym oświadczył, że i ta broszura podobnie, jak jego poprzednie broszury, była posłana do «Związku» z propozycją, by redaktorem jego wydawnictw była grupa «Wyzwolenia pracy» (wskutek pewnych okoliczności me mógł on w owym czasie t. zn. w lutym r. 1899 wiedzieć o zmianie redakcji). Broszura ta wkrótce będzie wydana nanowo przez Ligę.
  160. «Trzeci fakt» mówi o pertraktacjach K.C. Bundu, który powinien był wznowić kierowniczy organ partji «Raboczaja Gazeta», — z Leninem w r. 1899. — 128. Red.
  161. Patrz Lenin, t. II, str. 491, 495 i 500. — Red.
  162. «Członek Komitetu, organizującego drugi kolejny zjazd naszej partji» — I. Ch. Łalajanc, członek Komitetu Charkowskiego, który przejeżdżał na wiosnę r. 1900 do Moskwy dla pertraktacyj z Leninem. — 129. Red.
  163. W wyd. r. 1908 koniec zdania od słów: «po tych wypadkach» został opuszczony. Red.
  164. Towarzyszu Kryczewski i Martynowie! Zwracam Waszą uwagę na ten oburzający przejaw «samowładztwa», «niekontrolowanej autorytatywności», «regulowania zgóry» itp. Zmiłujcie się: chce posiadać cały łańcuch!! Piszcie jaknajprędzej skargę. Oto macie gotowy temat do dwóch artykułów wstępnych w Nr. 12 «Rab. Dieła». (Uwaga ta została usunięta przez autora z wyd. r. 1908. Red.
  165. Martynow, przytoczywszy w «Rab. Diele» pierwsze zdanie tej cytaty (Nr. 10, str. 62) opuścił drugie, jakby podkreślając w ten sposób, że nie chce poruszać istoty zagadnienia, albo, że jest niezdolny do zrozumienia tej istoty.
  166. Przypis własny Wikiźródeł Fragment zaznaczony na szaro został w wyniku błędu zecera przeniesiony w druku 4 linijki niżej, co zostało skorygowane przez zespół Wikiźródeł
  167. Cytata z artykułu D. Pisarewa: «Błędy niedojrzałej myśli». Artykuł był napisany w r. 1864. Patrz «Soczinienja» Pisarewa, tom 3, Petersburg, 1894. — 140. Red.
  168. Przypis własny Wikiźródeł W tym miejscu znajdował się fragment tekstu przeniesiony przez zespół Wikiźródeł 4 linijki wcześniej.
  169. Lenin ma tu na myśli następujące miejsce z «Osiemnastego Brumaire’a» Marksa: «Hegel zrobił pewnego razu uwagę, że wszystkie wielkie zdarzenia historyczne i osoby zjawiały się w dziejach, jak gdyby dwa razy. Zapomniał dodać: po raz pierwszy jako tragedja, po raz drugi jako farsa». — 140. Red.
  170. Lenin ma tu na myśli próby zdobycia władzy przez narodowolców. Red.
  171. Wypadki wiosenne w 1901 r. Red.
  172. Str. 62. «Kanun rewolucji».
  173. Zresztą, w zagadnieniach teorji Nadieżdin w swem «Obozrenje woprosow teorji» («Przegląd zagadnień teorji») nic prawie nie dał, jeżeli nie liczyć następującego bardzo ciekawego z «punktu widzenia wigilji rewolucji» ustępu: «bernsteinjada, jako całość traci dla obecnej chwili swój ostry charakter tak samo, jak to, czy p. Adamowicz (W. Worowski. Red.) dowiedzie, że p. Struwe już zasłużył na order, czy naodwrót p. Struwe obali p. Adamowicza i nie zgodzi się na podanie się do dymisji — wszystko to jest zupełnie obojętne, albowiem wybiła już dziejowa godzina rewolucji» (str. 110). Trudno byłoby plastyczniej przedstawić bezgraniczną beztroskę L. Nadieżdina w sprawach teorji. Ogłosimy, że jesteśmy «w przededniu rewolucji» — dlatego jest «absolutnie obojętne», czy ortodoksom uda się czy nie ostatecznie obalić pozycję krytyków! I mądrala nasz nie spostrzega, że właśnie w czasie rewolucji potrzebne nam będą wyniki teoretycznej walki z krytykami dla zdecydowanej walki z ich praktycznemi pozycjami!
  174. W listopadzie-grudniu r. 1901 przelała się fala demonstracyj studenckich, popartych przez robotników. W Nr.Nr. 13 (20 grudnia 1901) i 14 (1 stycznia 1902) opisane są demonstracje w Niżnim Nowgorodzie (z powodu zesłania Maksyma Gorkiego), w Moskwie (z powodu zabronienia wieczoru na cześć Dobrolubowa), studenckie zebrania i demonstracje w Moskwie, w Petersburgu, Kijowie, Charkowie, demonstracje w Jekaterynosławiu i inne. Lenin poświęcił demonstracjom artykuł w Nr. 13: «Początek demonstracyj» (patrz tom IV «Dzieł» po ros. str. 345), a Plechanow w Nr. 14 «O demonstracjach». — 143. Red.
  175. «Iskra», Nr. 4: «Od czego zacząć». «Rewolucyjnych kulturalników nie stojących na punkcie widzenia wigilji rewolucji, długość pracy wcale nie zbija z tropu» — pisze Nadieżdin (str. 62). Zaznaczamy z tej racji jeżeli nie potrafimy wykuć takiej taktyki politycznej, takiego planu organizacyjnego, któreby bezwarunkowo były obliczone na bardzo długą pracę i jednocześnie przez sam proces tej pracy gwarantowały gotowość naszej partji, by znaleźć się na posterunku w każdym nieoczekiwanym wypadku, przy każdem przyśpieszeniu biegu wypadków — to okażemy się poprostu nędznymi awanturnikami politycznymi. Tylko Nadieżdin, który od wczoraj zaczął nazywać się socjaldemokratą, może zapominać, że celem socjaldemokracji jest podstawowe przekształcenie warunków życiowych całej ludzkości, że dlatego niedopuszczalne jest, by socjaldemokrata dał się «zrazić» sprawą długości pracy.
  176. Niestety, niestety! Znów wyrwało mi się to straszne słowo «agent», które tak razi demokratyczne ucho Martynowów! Dziwi mnie, dlaczego słowo to nie obrażało koryfeuszy lat 70-ch, a obraża chałupników lat 90-ch. Mnie podoba się to słowo, albowiem jasno i wyraźnie wskazuje ono na wspólną sprawę, której wszyscy agenci podporządkowują swoje zamierzenia i czyny, i jeżeli trzeba to słowo zastąpić przez inne, to mógłbym zatrzymać się chyba tylko na słowie «współpracownik», gdyby nie trąciło ono pewną literackością i pewną płynnością. A nam potrzebna jest wojskowa organizacja agentów. Zresztą, ci liczni (zwłaszcza zagranicą) Martynowowie, którzy lubią zajmować się «wzajemnemi nominacjami na generałów», mogliby mówić zamiast «agent działu paszportowego» — wódz naczelny specjalnego wydziału zaopatrywania rewolucjonistów w paszporty» itp. (Uwaga ta została usunięta przez autora w wyd. r. 1908. Red.).
  177. W marcu tego roku odbył się I Zjazd SDPRR. (Red).
  178. W. Iwańszyn. Red.
  179. Mógłbym również odpowiedzieć przysłowiem niemieckiem: Den Sack schlägt man, den Esel meint man (bije się worek, ale ma się na myśli osła). Nietylko samo «Raboczeje Dieło», lecz i szeroka masa «praktyków» i teoretyków zapaliła się do modnej «krytyki», plątała się w zagadnieniu żywiołowości, ześlizgiwała się z socjaldemokratycznego pojmowania naszych zadań politycznych i organizacyjnych na pojmowanie trade-unionistyczne.
  180. Załącznik został opuszczony w wyd. r. 1908. Red.
  181. Patrz Lenin, t. IV, str. 55.
  182. Podstawą takiej oceny rozłamu było nietylko zaznajomienie się z literatury, lecz również dane, zebrane zagranicą przez niektórych członków naszej organizacji, którzy jeździli zagranicę.
  183. W Nr. 4 «Iskry» wydrukowano artykuł Lenina «Od czego zacząć?» (patrz «Dzieła» po ros. tom IV, str. 107), poddający krytyce taktyczne i organizacyjne poglądy «Rab. Dieła». — 150. Red.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Władimir Iljicz Uljanow i tłumacza: Felicja Pomorska.