Dzieje wypraw krzyżowych/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Lange
Tytuł Dzieje wypraw krzyżowych
Podtytuł podług Michaud i innych źródeł
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1905
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


 KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH 
DZIEJE
WYPRAW KRZYŻOWYCH
podług Michaud i innych źródeł
opracował
Z. Kwieciński
WARSZAWA
NAKŁADEM I DRUKIEM M. ARCTA

1905



Początek wypraw krzyżowych.

Cesarstwo Greckie. Tam, gdzie jest dzisiaj Turcya, jeszcze czterysta lat temu, była ziemia chrześcijańska, wielkie cesarstwo Greckie czyli Bizantyjskie. Zostało ono przez Turków podbite w r. 1453.
Stolicą cesarstwa greckiego było miasto Bizancyum (stąd całe państwo zwano Bizantyjskiem); nosi ono jeszcze nazwę Konstantynopol, od imienia cesarza Konstantego. Słowianie nazywali to miasto Carogrodem.
Cesarstwo Greckie było obszerne, należała bowiem do niego cała prawie Azya Mniejsza wraz z Syryą, dalej część Egiptu, wyspy na morzach greckich, część kraju nad morzem Czarnem. W pewnej zależności od niego byli Bułgarzy, Serbowie, Wołosi, a przez jakiś czas należała do niego wyspa Sycylia i południowa część ziemi Włoskiej.
Grecy wyznawali religię chrześcijańską obrządku wschodniego i nie chcieli się poddać władzy papieża rzymskiego. Owszem między papieżem a cesarzem istniały różne spory; ale chwilami, gdy Grecyi niebezpieczeństwo groziło, cesarz zwracał się o pomoc do papieża i do rycerstwa Europy rzymsko-katolickiej.
Od IX—X w. po Narodzeniu Chrystusa Grecyę zaczęli napadać Arabowie a potem Turcy. Arabowie opanowali znaczną część Azyi Mniejszej i Egiptu, to znaczy, zawładnęli niemałym kawałem ziemi, należącej do cesarstwa greckiego. Podbili też całą Afrykę Północną, oraz Hiszpanię i napadli na Francyę, gdzie ich jednak rozbito i zabory ich wstrzymano.
Arabowie pragnęli też podbić Grecyę i nieraz czynili najazdy pod sam Carogród.
Wieść o zajęciu krain chrześcijańskich przez Arabów rozeszła się po całej Europie; bolało to zwłaszcza narody katolickie, że w ręce niewiernych dostała się Ziemia Święta wraz z Jerozolimą, Nazaretem, Betlejemem, górą Tabor i ze wszystkiemi miejscowościami, związanemi z imieniem Chrystusa, Pielgrzymi, którzy do Ziemi Świętej wędrowali, aby się pomodlić nad grobem Chrystusa, poczęli doznawać ze strony Arabów, a potem zwłaszcza Turków, licznych przeszkód i prześladowań.
Pielgrzymki do Ziemi Świętej rozpoczęły się od tej samej chwili, kiedy w świecie pogańskim zatryumfował krzyż i kiedy kościół chrześcijański zaczął kierować losami narodów w Europie.
Cesarz grecki Konstanty, który pierwszy w r. 334 ogłosił wiarę chrześcijańską jako panującą, sam też odbył pielgrzymkę do grobu Chrystusa i na jego miejscu zbudował kościół Grobu Świętego, do dziś istniejący. Po nim pielgrzymowała cesarzowa grecka, Święta Helena, która do Europy przywiozła część drzewa krzyża Św. Był też u grobu pańskiego św. Porfiry, św. Hieronim, św. Grzegorz z Nyssy, cesarzowa Eudoksya i in.
W V stuleciu po Nar. Chr. napadł na Ziemię Świętą król perski Chozru, poganin, czciciel ognia. Cesarz grecki Herakliusz prowadził z nim wojnę przez 10 lat, aż go w końcu zwyciężył. Przez ten czas chwilowo ustały pielgrzymki, zwłaszcza, że w Europie były srogie wojny między książętami, a przytem ukazywały się różne nauki heretyckie, z któremi kościół musiał wojować.
W tym-to czasie, widząc taki rozgwar wierzeń i interesów w świecie katolickim, wystąpił na Wschodzie człowiek, który postanowił wyzyskać ten bezład na korzyść swojego narodu.
Mahomet, tak się nazywał ów śmiały człowiek, urodził się w Arabii. Arabowie w Piśmie Świętem nazywają się też Izmaelici, t. j. synowie Izmaela, syna Abrahama i Hagary. Naród to był pogański, a w swojej stolicy, Mekce — miał wielką świątynię, w której stały posągi bogów w liczbie 360.
W VII stuleciu po Nar. Chr. rozpoczął swoje działanie ów Mahomet, który w długich wędrówkach poznał religię żydowską i chrześcijańską, lecz nie chciał przystać ani do jednej ani do drugiej, tylko założył własną nową religię, uważając siebie za największego po Chrystusie proroka. Z początku poganie arabscy opornie się zachowali wobec nowo głoszonej wiary i nawet chcieli zabić Mahometa. Wówczas uciekł on z Mekki do Medyny (w r. 622), i tam uznano go za proroka. Rok tej ucieczki, zwany hedżirą — jest początkiem rachuby czasu mahometan, tak jak żydzi rachują lata od stworzenia świata, a chrześcijanie od Narodzenia Chrystusa.
Zdobywszy Mekkę, zburzył Mahomet posągi 360 bogów, zostawił tylko wielki kamień, zwany kaaba, który — jak mówią — złożył tu niegdyś Abraham; podług podania kamień ten był początkowo biały, ale od grzechów ludzkich miał się stać czarny.
Zasady swojej wiary nowy prorok powiązał z tego, co znalazł w religii żydowskiej i chrześcijańskiej. — „Jeden jest Bóg i jego prorok Mahomet!“ to była podstawa religii mahometan i ich okrzyk wojenny.
Jako dzień odpoczynku wybrał Mahomet piątek, a za znak święty — półksiężyc. Swoim wyznawcom zakazał pić wino i jadać wieprzowinę.
Głównym obowiązkiem wyznawców Mahometa była walka z niewiernymi (t. j. z chrześcijanami, żydami, poganami), a w nagrodę wojownicy mieli przyrzeczony raj, gdzie panuje rozkosz i wesele. Nikt nie może się uchylać od tej walki, albowiem los, t. j. przeznaczenie każdego człowieka z góry jest zapisane i nikt go nie uniknie. — Zasady i prawa mahometan są zebrane w jednej świętej księdze, zwanej Koranem; ułożył ją Mahomet. — Wiara ich nazywa się Islam to jest (po arabsku), wiara prawdziwa; oni zaś sami zowią się muslamini lub muzułmanie t. j. wierni. Polacy nazywali ich też bisurmanami, a francuzi, włosi, hiszpanie — saracenami. Tak też będziemy ich tu różnie wspominali.
Następcy Mahometa, Abu Bekr i Omar — zgromadzili potężne wojsko — i w prędkim czasie podbili i częściowo na wiarę Mahometa nawrócili Persyę, Mezopotamię, Egipt, Syryę, Palestynę, dalej Afrykę północną, Hiszpanię. — Monarchowie ci nosili tytuł kalifów (cesarzy).
Z początku było to jedno wielkie mocarstwo od granicy Chin aż po brzegi oceanu atlantyckiego. Ale w niedługim czasie kalifat arabski rozpadł się na trzy główne cesarstwa: kalifat Bagdadzki (Mezopotamia, Persya, Arabia), kalifat Egipski (Mała Azya, Egipt, Syrya), kalifat Hiszpański (Hiszpania, Afryka Północna). Trzeba też dodać, że wszystkie te cesarstwa dzieliły się na małe królestwa i księztwa — i pod jednym kalifem było pełno sułtanów i emirów (książąt).
Arabowie uznawali Jezusa Chrystusa jako proroka i cześć Mu oddawali, choć Go sądzili niższym od Mahometa. Jerozolima była też dla nich miejscem świętem. — Dlatego również w początku nie przeszkadzali chrześcijanom w ich pielgrzymkach pobożnych. Zbudowali tam swój meczet (kościół muzułmański), ale również oddawali pokłon świątyni Grobu. Niektórzy wędrowcy, jak św. Arkulf, Wilibald książe saski, byli tam nawet uroczyście przyjmowani, a O. Bernard, mnich francuski, za czasów arabskich zbudował koło doliny Józefata dom przytułku dla pielgrzymów. Kalif Harun-al-Raszyd (Sprawiedliwy) był nawet ich opiekunem, jako przyjaciel cesarza Franków, Karola Wielkiego.
Tak więc było, dopóki panami Ziemi Świętej byli Arabowie.
Turcy. W X-ym w. po Chr. ze stepów głębokiej Azyi — skąd oddawna wylewały się na Europę dzikie hordy Hunnów, Pieczyngów, Połowców, Nogajów, a później Mongołów i Tatarów — ukazał się nowy naród Turkomanów albo Turków, zwanych też Seldżukami lub Osmanami, naród dziki, pogański, najezdniczy, nieosiadły, łupieżczy, chciwy i waleczny. Ci naprzód rzucili się na arabów i chrześcijan i zawładnęli znacznym pasem kalifatów mahometańskich, a także i Ziemią Świętą.
Z początku nie wiedzieli oni nawet, co znaczy Jerozolima, a o Chrystusie mało co słyszeli, więc też nie dbali ani o święte miasto, ani o pielgrzymów, którzy im drogo opłacać się musieli. Jednakże Turcy w niedługim czasie sami przyjęli wiarę Mahometa i poddali się cesarzowi egipskiemu; wtedy to zaczęli niezmiernie surowo prześladować pobożnych wędrowców.
Zaraz od samego początku rozwinęła się wojna między Turkami a cesarstwem greckiem. Sułtan turecki Hakim prześladował Greków, bardzo licznie osiadłych w Małej Azyi i w Syryi. Ci wołali o pomoc do cesarzów greckich, którzy też ciągłą wojnę prowadzili z Turkami. Cesarz Fokas, cesarz Herakliusz i inni wojowali z nimi, już to szczęśliwie, już nieszczęśliwie, bez stanowczego rezultatu. W każdym razie powstrzymywali ich od najazdu na Grecyę.
Gorzej było, że sami brali Turków do swego wojska i że cesarz grecki miał w swojej armii całe oddziały tureckie.
W owym to czasie — r. 986 — biskup Gerbert, który później został papieżem, pod imieniem Sylwestra II — wysłał do Europy list z przerażającym opisem cierpień, jakie znoszą od Turków chrześcijanie. Na skutek tego wezwania zgromadziła się znaczna liczba rycerstwa, głównie Francuzów i Włochów, którzy udali się do Ziemi Świętej przeciw Saracenom, na pomoc Grekom i pielgrzymom katolickim (albo łacińskim — jak wtedy mówiono).
Chwilowo to pomogło, zwłaszcza, że sułtan ówczesny Dacer okazał się łagodniejszym. Było to tem szczęśliwsze, że właśnie w owym czasie ogromna liczba pobożnych szła do Ziemi Świętej, gdyż nadchodził rok tysiączny (1000) od Nar. Chr., a skutkiem osobliwego rozumienia Ewangelii, cała Europa oczekiwała w tym roku ponownego zjawienia się Chrystusa na ziemi i zarazem końca świata. Z tego powodu jedni oddawali się szałom i rozpuście, sądząc, że tak czy owak, już więcej życia nie będą używali; inni zaś, przeciwnie, chcieli odpokutować za grzechy, wyspowiadać się i pomodlić nad grobem Pańskim, aby przed obliczem Boga stanąć jako duchy czyste i niesplamione; wielu też wędrowało do Jerozolimy. A choć rok 1000-ny minął i świat dalej trwał bez zmiany, to jednak pielgrzymki nie ustały i w r. 1054 ksiądz niemiecki Litbert, ruszył do Ziemi Świętej na czele 3,000 pielgrzymów.
Po śmierci sułtana Dacera nastały znów okrutne prześladowania chrześcijan. Turcy niejednokrotnie sprawiali im rzeź i pławili się we krwi pielgrzymów: w ciągu niedługich lat wyrznęli blizko 50,000 ludzi.
Papieże zaczęli rozmyślać i radzić nad tem, co czynić wypada.
Piotr Pustelnik. Śród pielgrzymów, którzy widzieli te okropności, a rzezi uniknęli, był niejaki Piotr Achery z Amiens (Amię), francuz z pochodzenia, przezwany Pustelnikiem. Był to człowiek prosty, ale gorliwie pobożny, przy tem obdarzony niezwykłą wymową. Zawędrował, on z Ziemi Świętej do Rzymu i Ojcu Świętemu przedstawił straszne położenie chrześcijan, mówiąc przytem, że należy ogłosić wojnę świętą przeciw wyznawcom Mahometa.
Papież chętnie przystał na myśl Piotra Pustelnika. Ten więc zaczął krążyć, głównie we Francyi, po wsiach i po miastach, po zamkach i po klasztorach — i wzywał narody chrześcijańskie, księży i rycerzy, mieszczan i wieśniaków, aby szli na wyprawę wojenną przeciw synom półksiężyca, do Jerozolimy, aby wyzwolić Grób Zbawiciela z pod jarzma niewiernych. Ze zdumieniem i radością słuchali ludzie słów Piotra Pustelnika. Wielu było takich, którzy do tej walki zaraz przystąpić chcieli.
Sobór na Jasnej Górze (1096 r.). Papież Urban II zwołał naprzód zgromadzenie panów duchownych i świeckich w mieście włoskiem Placencyi, gdzie postanowiono konieczność wojny świętej. Później zwołano wielki sobór w mieścicie francuskiem Clermont (Klermą, t. j. Jasna Góra), gdzie zjechali się rycerze francuscy, angielscy, szkoccy, niemieccy i t. d. Były też niezmierzone tłumy ludu, oczekujące słów Ojca Świętego. Tu więc przemówił Urban II, wystawiając obrazę Boga, jaką czynią Saraceni wobec Grobu Świętego — i męczarnie chrześcijan w Palestynie — obowiązkiem tedy dzieci Chrystusowych jest odebrać muzułmanom Ziemię Świętą. Toż samo mówił później Piotr Pustelnik, który opowiedział prostemi słowy to, co sam widział w Jerozolimie.
Wielki zapał obudziły te przemówienia.
— Bóg tak chce! wołali rycerze — Bóg tak chce!
I przybierali się w płaszcze z krzyżem wyszytym na plecach, lub na ramieniu, i nazwali się krzyżowcami. Stąd i wojny, które później trwały 200 lat między Azyą i Europą, nosiły nazwę wojen krzyżowych; z łacińska zowią się krucyaty (od crux — krzyż).
Wyprawa Piotra Pustelnika. Wkrótce potem Piotr Pustelnik, zgromadziwszy 100,000 ludzi ruszył w drogę do Ziemi Świętej. Ale nie byli to rycerze uzbrojeni i wyćwiczeni w regularnej służbie wojskowej, jeno lud miejski, wieśniacy, niemało kobiet i dzieci, dużo starców i kalek; rzadko który miał przedtem oręż w ręku, a brakowało im także zgoła zapasów żywności. Sądzili oni, że ponieważ w bożej sprawie idą w świat, Bóg im da wszystko bez trudów.
Takie same tłumy szły z Niemiec. Przyłączył się do nich ubogi rycerz Walter, zwany Golcem (von Habenichts) z ośmiu rycerzami, ksiądz awanturnik Gotszalk, który się nudził w klasztorze, z gromadą różnych straceńców, niejaki Folkmar i inni — razem do 60 tysięcy osób: wszystko ludzie bez środków i bez znajomości sztuki wojennej, nie wiedzący nawet gdzie jest Jerozolima.
Książęta i rycerze również gotowali się do wyprawy, ale czynili to rozważnie i powoli.
Tymczasem Piotr i Walter Golec postanowili ruszyć w drogę. Szli też zwykłą ścieżką pielgrzymią przez Ren i Mozelę — przez Niemcy południowe, dalej przez Węgry, Serbię i Bułgaryję do Carogrodu, a ztamtąd morzem do Małej Azyi.
W braku żywności, niekarna ta, pozbawiona wszelkiej dyscypliny wojskowej gromada — pozwalała sobie na różne nadużycia. W Niemczech niszczono dobytek chłopów i mieszczan, w wielu miastach rabowano i zabijano żydów, na Węgrzech znów, w niektórych miejscowościach pielgrzymi napadali wsie i miasta.
Piotr Pustelnik umiał namówić ludzi do wyprawy, ale nie miał powagi i nie był w stanie nakazać posłuszeństwa. Wyprawa ta zmieniła się w szereg „pohulanek“ i grabieży, tak, że gdzie się zbliżała armia Piotrowa, ludzie czekali ich z trwogą i nieżyczliwie.
Król węgierski wystawił wojsko, aby na całej drodze w jego kraju czuwało nad tą gromadą i nie dopuszczało grabieży. Za to w Serbii pielgrzymi pozwolili sobie nie mało, a w Bułgaryi już ludność sama przyjęła ich jako wrogów i wielu z nich wytępiła.
Nakoniec stanęli pod murami Bizancyum czyli Carogrodu. Cesarz Bizantyjski podejrzliwie i z niechęcią przyjął tę bezładną ciżbę. Do miasta wpuścić jej nie chciał, ale kazał im rozłożyć się obozem pod Carogrodem. Pielgrzymi niecierpliwie się wyrywali do Ziemi Świętej — nie czekając rycerstwa, chcieli przeprawić się do Małej Azyi. Cesarz ostatecznie ustąpił ich prośbom, bo choć wiedział, że to bardzo nierozsądne żądanie, ale pozbywał się niemiłych gości. Powsadzał ich na okręty, a wędrowcy, nie znając kraju, wpadli odrazu w takie miejsca, gdzie krążyły liczne oddziały regularnych wojsk tureckich. To też nie dziw, że większą ich część Turcy wytępili albo w jassyr (do niewoli) pobrali. Zginął też Walter Golec i tylko Piotr Pustelnik z nieliczną garstką wrócił do Konstantynopola. Jednakże odtąd już zupełnie utracił wpływ i znaczenie i żadnej nie grał roli w dalszych wyprawach.
Aleksy Komnen, cesarz grecki. Cesarz grecki, Aleksy, bardzo potrzebował wtedy pomocy katolików (czyli łacinników),[1] ale oczekiwał rycerzy dobrze uzbrojonych i wyćwiczonych, nie zaś bezładnej tłuszczy. Był on w wielkich kłopotach, bo go z północy od Czarnego morza napadały hordy tureckie Pieczyngów i Połowców, a ze wschodu Turcy Seldżuki czyli Osmanowie. Jeden z Turków, imieniem Czacha, służył dłuższy czas w wojsku greckiem i poznał jego tajemnice, mianowicie też urządzenie floty czyli armii morskiej. Potajemnie uciekłszy do swoich, Czacha zbudował okręty saraceńskie i zamierzał napaść na Carogród jednocześnie ze strony lądu i ze strony morza. Cesarstwu groziło więc wielkie niebezpieczeństwo, a działo się to, zanim jeszcze Piotr Pustelnik zaczął krążyć po Europie i zapowiadać wojnę krzyżową.
Cesarz Aleksy przestraszony, zwrócił się do papieża oraz do książąt łacińskich z prośbą o pomoc. W liście swym do papieża, cesarz ten podnosił chwałę wyzwolenia grobu Chrystusa, sławił ogromne bogactwa Carogrodu i obiecywał rycerzom, że wszystko do nich należeć będzie. Zapowiadał też, że się podda wraz z całą Grecyą władzy papieża.
— Wolę — pisał — aby ta ziemia moja Bizantyjska dostała się raczej wam, chrześcijanie łacińscy, niżeli by miała wpaść pod władzę Turków, pogan niewiernych. Przybywajcie tu do mnie, pomóżcie mi się wyzwolić z pod grozy półksiężyca. Carogród mój świeci się od srebra, złota i drogich kamieni, mnogo w nim jedwabiu i szat bogatych i kobierców i wonności: wszystko to będzie wasze!
Owemi czasy wieści nie szły tak prędko jak dzisiaj. Zanim list cesarski obiegł całą Europę, zanim się zgromadzili książęta i rycerze, zanim wyruszyli w drogę — parę lat upłynęło. W każdym razie papież Urban II na soborze w Clermont był już o tym liście powiadomiony i mówił rycerzom o niebezpieczeństwie, jakie grozi Carogrodowi.
Tymczasem Czacha, który zagrażał najazdem morskim stolicy greckiej, został skrytobójczo zamordowany przez jednego ze swoich przybocznych i w ten sposób cesarz Aleksy pozbył się obawy; owszem, uważał się za zupełnie swobodnego od najazdów tureckich. Dlatego to niezbyt życzliwie przyjął Piotra z jego gromadą 150,000 ludzi, zwlaszcza, że nie byli to żołnierze, którychby w jakikolwiek sposób zużytkować było można. Oczekiwał on tedy rycerstwa, jednak prawdę mówiąc, więcej się przestraszył, gdy w końcu r. 1096 zamiast tej tłuszczy bezładnej, ale bezbronnej, ujrzał pod murami Carogrodu 200,000 rycerzy, zakutych w stal i żelazo, sformowanych w prawidłowe szeregi, wyćwiczonych, nieustraszonych i żądnych wojny, chwały i zdobyczy. Poprostu przeląkł się swoich obrońców, których sam zapraszał, bał się bowiem, że zamiast przeciw Turkom wojować, rycerze ci runą na jego cesarstwo i opanują jego stolicę. A przybył tam kwiat i wybór najprzedniejszych panów, książąt i rycerzy, zwłaszcza francuskich i angielskich.
Rycerstwo. Tu musimy zauważyć, że w owym czasie nie było takich wielkich królestw jak dzisiaj; dzisiaj Anglia, Francya, Włochy, Austrya i t. d. tworzą wielkie państwa, gdzie jest jeden rząd i jedno wojsko. Wtedy przeciwnie, każdy z tych krajów dzielił się na bardzo wiele oddzielnych małych królestw, księstw, wolnych miast albo rzeczypospolitych, hrabstw, baronij, signorij. Każdy zaś taki król, książę, hrabia, margraf, palatyn (wojewoda), baron, signor i t. d., był niby to podległy jakiemuś wyższemu panu, królowi francuskiemu, królowi angielskiemu, cesarzowi niemieckiemu. Były to słowem rodziny książąt francuskich albo angielskich, pod głównym zarządem monarchy francuskiego lub angielskiego. Każdy książę nazywał się lennikiem (wasalem) albo hołdownikiem swego króla; składał mu hołd i przysięgę wierności (lenno), płacił mu roczną daninę i w razie potrzeby posyłał mu swoich rycerzy na pomoc. Ale pozatem był on zupełnie swobodny w swoim kraju i miał swój własny naród, swoje porządki, swoje prawa, swoich mniejszych wasalów i był panem u siebie. Wcale też nie czuł się niższym od swego króla, buntował się nieraz przeciw niemu, prowadził z nim wojnę i łączył się z jego wrogami. To też ziemie ówczesne były widownią ciągłych wojen domowych.
Jednakże ludzie ci, jak się łatwo kłócili, tak się łatwo godzili — i były chwile, że stanowili wszyscy razem jakby jedną rodzinę. Tak było zwłaszcza w tej właśnie chwili, o której mówimy, w przeddzień wielkich wojen krzyżowych. Wobec jednego wspólnego wroga wszyscy rycerze katoliccy połączyli się w jedną siłę, i prawie cała Europa szła przeciw Azyi.
Pierwszy to raz narody zapomniały swoich małych sporów domowych, aby działać w zjednoczeniu.
Musimy też parę słów powiedzieć o rycerstwie średniowiecznem. Jak widzieliśmy, świat ówczesny składali naprzód król ze swojemi lennikami, a później każdy lennik ze swojemi lennikami. Urządzenie to nazywało się feudalizmem[2]. Po za tem stało z jednej strony duchowieństwo, które sprawowało urząd opiekunów dusz ludzkich i było jedyną prawie klasą piśmienną, bo z rycerstwa rzadko który umiał czytać i pisać.
Z drugiej strony był stan miejski, który się trudnił handlem i rzemiosłem, oraz wieśniacy, pracujący na roli; ani duchowni, ani lud miejski, ni wiejski nie służyli w wojsku. Armii stałej nie było, ale każdy szlachcic był rycerzem; na wezwanie monarchy obowiązany był do walki z nieprzyjacielem. W siódmym roku życia już młody szlachcic wstępował do służby u jakiegoś znakomitego pana; nosił on wtedy tytuł pazia. Paź towarzyszył i służył swemu panu, a zwłaszcza pani w podróżach, łowach i igrzyskach, a razem sam się ćwiczył w sztuce wojennej. W 14-ym roku życia zostawał giermkiem; giermek towarzyszył panu w wyprawach wojennych i nosił za nim miecz, miał też nadzór nad jego końmi i orężem. W 21-ym roku uroczyście w kościele pasowany bywał na rycerza, w imię Boga, św. Michała i św. Jerzego.
Broni palnej nie znano wówczas. To też walczono wtedy białą bronią i oko w oko: miecze, szable, szpady, albo też włócznie czyli dzidy — oto był główny oręż rycerski; nadto ceniono wielce strzelanie z łuku, to też w każdej armii były oddziały łuczników. Dla ochrony, rycerz nosił na głowie hełm stalowy, całe ciało okrywał szatą z łuski metalowej; pancerz na piersi, naramienniki, rękawice, nagolennice; w jednej ręce dzierżył miecz albo włócznię, w drugiej tarczę czyli puklerz. — Podobnież w stal zakuty był koń rycerza.
W wolnych czasach odprawiano igrzyska rycerskie, zwane turniejami, czyli zapasami. Były to pojedynki bezkrwawe, w których młodzieńcy mieli wykazywać swoją zręczność. Zwycięzca klękał przed damą, którą uważał za najpiękniejszą, a ta wręczała mu podarunki i składała „dank“ za waleczność. Obowiązkiem rycerza było bronić w każdej chwili wiary, króla (albo raczej ojczyzny) i czci niewieściej.





Pierwsza wyprawa krzyżowa.
(od r. 1096 do r. 1100).

Armia Godfryda. Chociaż pierwszym wylotem chrześcijańskim przeciw Turkom była wyprawa Piotra Pustelnika, to jednak tak mały w niej przyjmowali udział rycerze i wojownicy, że za istotną pierwszą wyprawę uważa się armię, która wyruszyła do Ziemi Świętej pod buławą hetmańską księcia Lotaryngii, Godfryda z Bouillon (Bujją).
Piotr Pustelnik stanął pod murami Carogrodu na wiosnę 1096 r., a wracał już w październiku, rozbity, z garstką nieliczną zbiegów. W Grudniu zaś stanęła u wrót Konstantynopola ta doborowa i piękna armia Franków — łacinników, których się zląkł cesarz grecki.
Musimy tu wyliczyć imiona głównych wojowników tej pierwszej i najsławniejszej wyprawy krzyżowej.
Hetmanem całej armii był Godfryd z Bouillon, rycerz prawy i pełny pobożności, który tylko jedno miał na myśli: wyzwolenie Grobu Pańskiego.
Z Godfrydem szli dwaj jego bracia: Eustachy i Baldwin, który ważną rolę odegrał w tej wyprawie. — Drugim wodzem krzyżowców był Hugo, hrabia Vermandois (Wermandua), brat króla francuskiego, a trzecim Robert, książę Normandyi[3], brat króla angielskiego. Z Francyi północnej był także Robert, książę Flandryi, krewny i przyjaciel cesarza greckiego. — Z południowej Francyi był hrabia Rajmund Saint Gil (Sę Żyl) z Tuluzy, który już się przedtem wsławił w wojnach z Arabami w Hiszpanii i na morzu Śródziemnem: wiódł on tęgich rycerzy prowansalskich.
Godfryd z braćmi i cała armia lotaryńska ruszyła tą samą drogą, którą przedtem szedł Piotr Pustelnik i Walter Golec, a więc przez Ren, Niemcy, księstwo Rakuskie, Węgry, Bułgaryę. Przeciwnie, Francuzi, Normandowie, Flandrowie, Prowansale — wybrali drogę na Włochy, przez morze Śródziemne i Adryatyckie i przez Dalmacyę na półwysep Bizantyjski.
Po drodze przyłączył się do nich Bohemund, książę Tarentu (we Włoszech południowych) i bratanek jego Tankred. — Ten ostatni był to młodzieniec zapalczywy i bohaterski — później niemało pieśni o nim śpiewano. Bohemund zaś był może najrozumniejszym ze wszystkich książąt, którzy szli do Ziemi Świętej, ale zarazem chytry i przewrotny: najmniej on myślał o Grobie Chrystusa, lecz o tem głównie, żeby sobie samemu gdzieś na Wschodzie założyć królestwo, bo jego własne księstwo Tarent było bardzo małe.
Trzeba też dodać, że cesarz Aleksy znał go dobrze, bo już nieraz wojnę z nim prowadził, głównie zaś o Dalmacyę, którą Bohemund chciał sobie zdobyć; niedawno jednak został przez cesarza pobity pod Laryssą, Bohemund również nienawidził cesarza, i cesarz bał się go najbardziej. Obaj mądrzy, chytrzy, przebiegli, pełni zdrady i zawiści, przeczuwali, że się prędzej czy później z sobą pokłócą.
Rzeczywiście, przez Bohemunda stało się potem dużo złego: grecy i łacinnicy, niby to sprzymierzeńcy, zaczęli się nienawidzieć wzajemnie — i cała ta wyprawa, skutkiem rozmaitych doczesnych interesów, zmieniła charakter. Książęta, zamiast myśleć o grobie Chrystusa, wszyscy zapragnęli na Wschodzie, w Młej Azyi, w Syryi, w Palestynie, utworzyć dla siebie własne królestwa i armie.
Cesarz zaś grecki uważał, że krzyżowcy są jakby u niego na służbie, i pragnął, aby wszystkie ziemie, przez krzyżowców zdobyte, jemu zostały oddane. Stąd oczywiście łatwo mogło dojść do nieporozumień.
Krzyżowcy pod Carogrodem. Cesarz Aleksy, jako człowiek nieufny, na wieść o zbliżaniu się armii łacińskiej, z góry podejrzywał szczerość ich zamiarów i na wszelki wypadek przysposobił swe wojska do gotowości bojowej.
Pierwszy do Grecyi przybył hrabia Hugo, brat króla francuskiego. Cesarz przyjął go bardzo uprzejmie, ale namawiał do złożenia lennej przysięgi (tj. żeby hr. Hugo uznał się podwładnym cesarza); potem czujnie go pilnował, nigdzie mu samemu ruszyć się nie pozwalał. Z tego powodu rozeszła się wieść, że cesarz w niewoli trzyma hrabiego Hugona — i taką wieść doniesiono Godfrydowi, gdy ten przybył na ziemię Bizantyjską.
Natychmiast Godfryd wyprawił posłów do cesarza, z żądaniem, aby Hugona wypuścił z więzienia. Gdy zaś Aleksy zaprosił go do siebie do Carogrodu, Godfryd lękając się zasadzki, nie chciał przybyć.
Krzyżowcy rozłożyli się obozem na obszernej równinie pod Konstantynopolem, a wkrótce przybyli i inni wodzowie — tym sposóbem pod murami stolicy greckiej zebrało się blizko 200,000 rycerzy łacińskich.
Cesarz otoczył ich swojem wojskiem, złożonem głównie ze słowian (Serbów i Bułgarów), Pieczyngów (ze stepów Czarnomorskich) i rzecz osobliwa, Turków, co niezmiernie dziwiło wojowników zachodnich.
Ostatecznie Godfryd pogodził się z cesarzem, który hrabiego Hugona puścił swobodnie; Godfryd złożył mu nawet przysięgę lenną, na klęczkach całując jego rękę. Za jego przykładem poszli też inni książęta, a już najlepszego przyjaciela cesarza udawał Bohemund, który bardzo pragnął uzyskać tytuł „wielkiego domestika (t. j. podskarbiego) Wschodu“, gdyż stanowisko to dawało znaczne korzyści. — Tylko jeden Tankred nie chciał się uznać lennikiem cesarza.
Wyjazd do Małej Azyi. W końcu kwietnia krzyżowcy przepłynęli na drugi brzeg morza — przez cieśninę Bosfor i znaleźli się w Małej Azyi. Kraj ten prawie cały był w rękach tureckich; było tam kilka państw ormiańskich (Cylicya, Kapadocya, Armenia i in.); Ormianie byli chrześcijanami o własnym obrządku i mieli osobny ustrój kościelny, jednak byli hołdownikami Turków, to też czekali krzyżowców jak zbawicieli.
Rycerze nasi krótko tylko przebywali tu w ziemiach chrześcijańskich: droga ich szła wprost do Jerozolimy. Ale tu ze wszech stron otaczał ich nieprzyjaciel: każdą piędź ziemi zdobywać musieli mieczem. Jedno, co było na rękę chrześcijanom, to niezgoda i ciągłe spory między sobą książąt (emirów, bejów) tureckich. Państwo było podzielone na małe cząstki, tak jak w Europie, i sułtan nie mógł zgromadzić wielkiej armii. Próżno Kilidż-Arslan (t. j. Miecz Lwa; tak się nazywał sułtan) wzywał do jedności; sam był w sporze i wojnie z emirami Syryi, Damaszku i Armenii. To też krzyżowcy musieli prowadzić wciąż uporczywą walkę z małemi, dokuczliwemi oddziałami tureckiemi.
Przedewszystkiem zaś skierowali siły swoje przeciw Nicei, stolicy Małej Azyi i stolicy Kilidż-Arslana.
Sułtan turecki, który niedawno wytępił bezładne tłuszcze Piotra Pustelnika, nie spodziewał się tak rychłego najazdu nowych chrześcijan i przytem tak dobrze uzbrojonych wojsk regularnych. Nie był więc przygotowany.
Nicea została zdobyta. Kilidż-Arslan rozbity uszedł w głąb kraju; mahometanie byli przerażeni.
W ten sposób krzyżowcy zdobyli pierwsze, a bardzo ważne stanowisko w Małej Azyi.
Potem zdobywali miasto po mieście, a drogę swoją znaczyli krzyżami. Załogi tureckie były wszędzie niewielkie, a miejscowa ludność chrześcijańska, grecy i ormianie, gorliwie dopomagali krzyżowcom.
Ale oto w niedługim czasie zawiązał się spór między łacinnikami a dowódcą oddziału bizantyjskiego, który im towarzyszył, stojąc na straży interesów cesarza. Nicea została zdobytą i dowódca grecki zawiesił na murach Nicei chorągiew grecką, w imieniu Aleksego zajmując stolicę. Krzyżowcy się oburzyli, ale generał grecki przypomniał im przysięgę lenną: wtedy krzyżowcy zrozumieli, że wyciągają kasztany z ognia na cudzą korzyść.
Po zdobyciu Nicei krzyżowcy podzielili swą armię na dwie części: jedna ruszyła na południe do Tarsu, gdzie się urodził święty Paweł, druga ku górom Taurus, do Antyochii. Na drodze pod Doryleją czekał wojowników Kilidż-Arslan z nową armią, ale i tu Bohemund, oraz Rajmund z Tuluzy zwyciężyli go tak, że zmuszony był ustąpić. Już teraz Saraceni stracili odwagę w oporze przeciw krzyżowcom — i tylko od czasu do czasu napadali na drobne oddziały.
W Małej Azyi żyło i dotąd żyje wielu Ormian (Armeńczyków), którzy mieli swoje niezależne państewka; ci zaś, którzy byli pod Turkami, na wieść o znakomitej pomocy z Europy i zwycięztwach rycerzy krzyżowych — zbuntowali się przeciw Turkom i bez trudu wypędzili drobne a przerażone załogi muzułmańskie. W ten sposób coraz więcej ziemi wracało w ręce chrześcijan.
Pewna część łacinników, pod dowództwem Tankreda i Baldwina (brata Godfryda) ruszyła na Tars i zdobyła go w ciągu dni paru.
Tu nastąpił spór między Tankredem a Baldwinem o prawo do Tarsu — i pewnie spór ten zakończyłby się źle, gdyby nie ważna okoliczność.
Mianowicie Baldwin, który też złamał Turków na ziemi ormiańskiej, zyskał sobie życzliwość Ormian, a król Edesy, wolnego państwa ormiańskiego, imieniem Toros, tak pokochał Baldwina, że będąc bezdzietny, przyjął go za syna i mianował swoim następcą. Umarł w r. 1098 — i w tym też roku Baldwin został pierwszym królem łacińskim na Wschodzie. Państwo to stanowiło ważny punkt, gdyż chrześcijanie mogli teraz łatwo znaleźć schronienie przed prześladowaniem tureckiem.
Oblężenie Antyochii. Drugi oddział pod wodzą Bohemunda i Godfryda ruszył do Antyochii. Tu sprawa była trudniejsza, gdyż Antyochia była potężną fortecą. Mury jej były tak szerokie, że powóz czterokonny (wszerz) mógł po nich jechać swobodnie; 450 baszt z załogą broniło miasta. To też rok cały blizko trwało oblężenie Antyochii. Bohemund zaczął budować maszyny oblężnicze: wielkie wieże drewniane, niby forteczki ruchome, na kołach; w tych wieżach mogło się pomieścić 200 — 300 żołnierzy; z wieży łatwo było można rzucić most na mur i wejść do obleganego miasta; nadto łucznicy wypuszczali z tej wieży strzały zatrute, inni walili kamieniami, inni zalewali wroga wodą gorącą, oliwą i smołą. Ważnym czynnikiem był też w wojnie t. zw. ogień grecki, osobliwy ogień, który palił się w wodzie. Tajemnica tego wynalazku zginęła — i nikt jej dotąd nie odkrył na nowo.
Emirem Antyochii był wtedy Bagi Syan, człowiek waleczny i wytrwały; ale w owym czasie wrzały ciągłe wojny między książętami muzułmańskiemi. Napróżno Bagi Syan czekał pomocy z Egiptu i Mezopotamii. Krzyżowcy mogliby z tego skorzystać, ale i śród nich nie było porządku. Naprzód wodzowie wciąż toczyli z sobą spory; dalej zaś, gdy nadeszła zima, okazał się brak żywności — i oto krzyżowcy z głodu zaczęli napadać na wsie chrześcijańskie. Dyscyplina wojskowa osłabła, całe oddziały wojsk uchodziły potajemnie; wreszcie ukazały się choroby i rozwinęła się sroga śmiertelność.
Ale Bohemund nie próżnował. Jak wiemy, był to człowiek przebiegły i żądny władzy; wiedział, że Antyochia może być doskonałą stolicą nowego królestwa. Porozumiał się więc jakoś z jednym komendantem, który bronił Antyochii. Był to niejaki Firuz, ormianin, który nienawidził Saracenów, choć służył w ich wojsku. Dnia 2 czerwca wieczorem, Bohemund nakazał oblężenie Antyochii i ruszył ku tej baszcie, gdzie stał na czatach Firuz. Baszta się poddała i Bohemund, a za nim całe szeregi krzyżowców weszły do miasta. Wtedy już i z innej strony łatwo było chrześcijanom wedrzeć się do Antyochii. Z kilku stron otoczeni, Turcy głowę stracili. Rozpoczęła się rzeź okropna. Kto nie uszedł, zginął. Bagi Syan ratował się ucieczką.
Ale Antyochia nie mogła być uważana za zdobytą. Turcy wiedzieli, że armia krzyżowa znajduje się w bardzo przykrem położeniu i że nie jest zbyt liczna, gdyż podzieliła się na części, wielu zginęło od miecza lub od gorączki, a ostatnio pewna ilość uciekła potajemnie. Żołnierze Tankreda byli w Tarsie, armia Baldwina w Edesie.
Zaraz nazajutrz pod murami Antyochii ukazał się emir Kerboga z armią 300-tysięczną — i byłby złamał rycerzy łacińskich i z powrotem odebrał Antyochię, gdyby nie cud rzeczywisty, który nowem męztwem natchnął rycerzy chrześcijan.
Pewien mnich nieznajomy przyszedł raz do jednego z wodzów Rajmunda, i powiedział mu, że w czasie modlitwy ukazał mu się Andrzej Święty i objawił, że tu w Antyochii, w jednem miejscu zakopana jest włócznia, którą niegdyś przebity został bok Chrystusa Pana — i że ta włócznia wybawi krzyżowców. Zaczęto szukać i istotnie włócznię znaleziono. Wieść o tem cudownem odkryciu tak podniosła ducha rycerskiego w wojsku krzyżowem, że Kerboga złamany uchodzić musiał, zostawiwszy 100,000 poległych. (Działo się to dnia 27 czerwca 1098 r.).
Tu jednakże powstał nowy spór między starszyzną chrześcijańską. Bohemund nigdy nie myślał na prawdę o grobie Chrystusa — i chciał przedewszystkiem założyć tu, w Antyochii, własne królestwo. Generał grecki przypomniał, że i to miasto, jak Nicea należy do cesarza. — Rajmund i inni panowie, nie życząc sobie zbytniego wzrostu potęgi Bohemunda, stanęli równie po stronie cesarza greckiego. Cały rok prawie trwały te spory. Przeciwnicy Bohemunda wyprawili do cesarza greckiego hrabiego Hugona, brata króla francuskiego, aby go o tej sprawie powiadomił. Ale Hugo, zamiast tego, powrócił do Francyi, a za jego przykładem poszło wielu innych panów.
Trzeba dodać, że wojsko greckie, liczne, świeże, dobrze zaopatrzone w żywność i maszyny, stało o kilkanaście mil od Antyochii, ale w oblężeniu i w walce nie brało żadnego udziału. Dopiero teraz po upadku Antyochii, Grecy łatwo sobie zdobywali inne miasta (Efez, Milet i in.), nie mające silnych murów i prawie pozbawione załogi tureckiej, która uchodziła w przerażeniu.
Bohemund zwrócił uwagę rycerzy na to postępowanie cesarza i przekonał ich, że nie należy mu oddawać Antyochii. W ten sposób Bohemund zachował dla siebie tę stolicę wraz z obszerną ziemią dookoła i został królem Antyochii. Było to już drugie królestwo łacińskie na Wschodzie.
Tymczasem w Antyochii panował głód i zaraza. Ludzie prości mówili, że Bóg karze chrześcijan za to, że zapomnieli o grobie Chrystusa. Ci, którzy nie po królestwa ziemskie tu przybyli, teraz grozili, że podpalą miasto, jeżeli ich dowódcy nie poprowadzą do Jerozolimy. Bohemund nie usłuchał i pozostał na miejscu. — Ale Godfryd, Rajmund i inni wodzowie wkrótce wyruszyli.
Po drodze leżało miasto Trypoli. Rajmund, który chciał także założyć swoje królestwo, począł to miasto oblegać — i po pewnym czasie zdobył je, ale Bohemund złośliwie wysłał pod Trypoli swego bratanka Tankreda, by ten mu przeszkodził. Spór był długi, strata czasu niemała, a naród wołał: Do Jerozolimy! — Rajmund musiał odstąpić.
Jerozolima Wyzwolona. Wodzowie posłuchali tego wołania ludu i już teraz armia krzyżowców szła wprost do Jerozolimy. Widzieliśmy, że dotychczas głównie działali: Bohemund, Tankred, Baldwin, Rajmund; nic prawie nie słyszeliśmy o Godfrydzie. Ten, choć był hetmanem, nie mógł znaleźć posłuchu śród samowolnych i zuchwałych rycerzy; każdy z nich marzył tylko o założeniu nowego królestwa i dlatego to droga do Jerozolimy ciągle się opóźniała. Godfryd nie jedno zwycięstwo odniósł nad Turkami, ale dla siebie nic nie zyskał, i niczego też nie pragnął. Teraz dopiero nadszedł czas dla niego.
Armia szła, pełna myśli rozrzewnionej, że idzie do świętego miasta, ale była to armia nieliczna, bo z 200 tysięcy spadła na 20,000 żołnierzy, zmęczonych, wygłodniałych, schorowanych.
Jeszcze trzy dni, jeszcze dwa, jeszcze dzień, i ukazało się miasto święte. Cała armia, na kolana padłszy, wołała z radości:
— Jeruzalem! Jeruzalem!
Trzy dni rycerze modlili się i pościli, zanim przystąpili do oblężenia. Godfryd, najpobożniejszy z wojowników bożych, stanął teraz na ich czele.
Niełatwe było to oblężenie. Na pomoc Turkom nadpłynęła silna i bitna armia sułtana egipskiego, a wieści były, że jeszcze nowe niezliczone szeregi mahometan idą im z posiłkami.
Żołnierze chrześcijańscy nie tracili ducha: mówili tylko, że widać Bóg jeszcze nie uważa ich za godnych wejścia do Świętego miasta. Podwoili więc modły i pieśni — i czekali znaku bożego.
Jakoż, powiadają, że im się nad Górą Oliwną ukazał Święty Jerzy, a widok ten natchnął ich niezwalczonem męstwem. Właśnie też nadpłynęły z Europy okręty włoskie — i żeglarze dopomogli wojownikom.
Dnia 15 lipca 1099 r., po ciężkim szturmie, chrześcijanie weszli do Jerozolimy. Rozpoczęła się rzeź okropna. 70,000 Saracenów zginęło od miecza krzyżowców. Krew rzeką płynęła przez ulice. Teraz wszystkie miejsca święte uzyskały ochronę i cześć należytą. Świątynie, które Turcy przerobili na meczety, na nowo zostały poświęcone i wrócone kościołowi. Nadto wielkie bogactwa, nagromadzone w mieście, rycerze podzielili między sobą, jako zdobycz wojenną.
Skoro tedy Jerozolima na nowo została ziemią chrześcijańską, rycerze łacińscy postanowili wybrać jednego z książąt na króla. Za powszechną zgodą tron Jerozolimski oddano Godfrydowi. Ale ten nie chciał przyjąć korony królewskiej tam, gdzie Jezus Chrystus nosił koronę cierniową. Zgodził się tylko, żeby go nazywano „Baronem (t. j. sługą) i Obrońcą Grobu Świętego.”
Patryarchą Jerozolimskim został Arnold, kapelan Roberta, księcia Normandzkiego.
Musimy tu wspomnieć jeszcze o jednej bitwie, mianowicie o bitwie pod Askalonem — o parę dni drogi za Jerozolimą. Tu się na nowo zgromadziła armia saraceńska, chcąc nowym szturmem przełamać chrześcijan, ale Godfryd raz jeszcze siły swoje zgromadził i raz jeszcze nieprzyjaciela zwyciężył.
Od tej chwili królestwo Jerozolimskie było na pewien czas bezpieczne od najazdu niewiernych. Rycerze krzyżowi uważali, że obowiązek ich spełniony: w Jerozolimie pozostał tylko Godfryd z niewielkim oddziałem i Tankred z 300 rycerzami. Inni książęta, Eustachy, brat Godfryda, Robert z Flandryi, Robert Normandzki wrócili do Europy, a Rajmund z Tuluzy otrzymał księstwo Laodycei w Małej Azyi.
Wieść o wyzwoleniu Grobu Zbawiciela jak błyskawica rozeszła się po całej Azyi chrześcijańskiej. Z Syryi, z Cylicyi, z Bitynii, z Mezopotamii, z Egiptu — śpieszyli teraz chrześcijanie do Jerozolimy.
Wkrótce o zwycięstwie krzyża dowiedziała się też i Europa.
Wyprawa z r. 1101 — 1103. W Europie wieść o wyzwoleniu Ziemi Świętej z rąk niewiernych obudziła zapał niesłychany. Włosi zwłaszcza i Niemcy, którzy dotąd niewielki udział przyjęli w krucyatach, wyruszyli teraz liczną gromadą; poszli też i ci, co jak hrabia Hugo cofnęli się w pół drogi; Konrad wojewoda cesarza niemieckiego Henryka III i Wolff, książę bawarski, dalej Ida, margrabina austryacka, wreszcie gromada rycerzy z Lombardyi (Włochy północne) i z Burgundyi (Francya południowa) — razem blizko 200,000 ludzi, popłynęli teraz do Palestyny.
Ale niestety! nie znali oni warunków, nie mieli przewodników, a plan ich był niebezpieczny: chcieli mianowicie podbić silne księstwo tureckie Chorassan (w Paflagonii) — i ponieśli straszną porażkę. Przedtem jeszcze podzielili się oni na trzy oddziały — i tembardziej siły swe osłabili. Resztki tej ogromnej armii — jakieś 10,000 ludzi — dowlokły się powoli do Antyochii. Ale i tu dowiedzieli się okropnych rzeczy.
Bohemund w niewoli. (1101 — 1104). Nieszczęściem rycerzy chrześcijańskich było, że ciągle pomiędzy sobą toczyli spory, jeżeli godzili się, to tylko dlatego, że wszyscy razem nienawidzili cesarza greckiego. Cesarz Aleksy też nie był czysty wobec krzyżowców. Gdy bowiem krzyżowcy złamali turecczyznę i część Małej Azyi oddali pod jego panowanie, on wzmocnił swą armię i flotę i o tem tylko myślał, jakby wygnać tych rycerzy łacińskich z ich państw, a samemu zdobyć Antyochię, Syryę i Palestynę. W tym celu nawet wchodził w przymierze z Turkami. Nic to jednak dziwnego, bo i rycerze łacińscy robili tak samo.
Bohemund zwłaszcza, jak zły duch, ciągle poczynał sobie zdradziecko. Zamyślał on wydrzeć Godfrydowi Jerozolimę i samemu zostać królem Palestyny, a potem zdobyć i cesarstwo greckie. — Tymczasem w r. 1101 wytoczył wojnę księciu tureckiemu Deniszmendowi, emirowi Szywasu. Jednak został pobity i wtrącony do więzienia w Nowej Cezarei, gdzie przebywał trzy lata.
Cesarz grecki chciał go wykupić i posyłał do Deniszmenda swego generała z pieniędzmi. Ale Bohemund nie ufał Grekom; przeczuwał on, że Aleksy chce go wykupić po to tylko, aby sam go mógł trzymać w niewoli. To też wytłumaczył on Turkom, że cesarz grecki później na nich napadnie i że lepiej, gdy oni razem na Grecyę pójdą. Turcy go wypuścili, a on zaraz ruszył z wojskiem na emira Mosulu i Alepu. Ale znów go spotkała klęska.
Bohemund jedzie do Europy (1104 — 1107). Tajemniczo więc, a jak mówią, w trumnie ukryty, przedostał się Bohemund przez morze greckie (egejskie) do Włoch. W Rzymie stanął przed papieżem (Paschalisem II) i mówił mu o zwycięstwach oręża łacińskiego w ziemi świętej — i o zdradliwem postępowaniu Greków. Wzywał też gorliwie do krucyaty przeciw Grekom.
Jeździł potem do Francyi, gdzie król francuski dał mu za żonę swoją córkę; był w Niemczech i we Włoszech, a wszędzie go witano jak bohatera i królewicza z bajki.
Zebrał tedy więcej niż 30,000 ludzi, a miał też okręty weneckie, genueńskie, pizańskie — i po trzech latach ruszył w drogę do Ziemi Świętej. Zatrzymał się u brzegów greckich — i tu osaczył miasto nadmorskie Dyrrachium.
Cesarz jednak był dobrze przygotowany. Raz jeszcze Bohemund poniósł srogą porażkę (w r. 1108) — i musiał zawrzeć bardzo przykry dla siebie pokój. Szczęśliwie się stało, że ten człowiek chytry, który tyle złego uczynił wojskom chrześcijańskim, nie osiągnął swych celów. Odtąd już siedział cicho i do niczego się nie mieszał, bo też mu dobrze rogów przytarto. Umarł w r. 1111.
Panowanie Godfryda, pierwszego króla Jerozolimy. Królestwo Gofryda składało się z Jerozolimy, oraz 20 miast i miasteczek. Postanowił on państwo swoje rozszerzyć: zdobył Tyberyadę i inne części Galilei, a potem ważne dla Turków miasto Arsur. Emirowie Cezarei, Ptolemaidy, Askalonu, Samaryi — płacili mu haracz, jako lennicy. — Chcąc zaś, aby w nowozałożonem królestwie istniały prawa osobne, przedniejsi panowie zakonni i świeccy zebrali się dla narad i ułożyli t. zw. Assizy (t. j. ustawy) jerozolimskie na wzór ówczesnych feudalnych urządzeń francuskich.
Krótko panował Godfryd, bo dwa lata zaledwie. Nie miał on ani licznych wojsk, ani wielkiej władzy, ale panował swoją zacnością i czystem sercem.
Był on jednym z niewielu rycerzy krzyżowych, co zawsze myśleli tylko o służbie przy grobie Chrystusa i żadnych osobistych interesów nie mieli: on był najczystszy. Był skromny, przezorny, waleczny i pobożny. Więcej czynili wrzawy Bohemund, Tankred, Baldwin — ale naród najwięcej kochał i pamiętał Godfryda. Kiedy w 500 lat później, poeta włoski Torkwato Tasso napisał wielkie dzieło wierszem o tych wypadkach (pod tytułem; Jerozolima wyzwolona), nie podług książek, ale podług pieśni ludowej, to głównie opowiadał o czynach zacnego Godfryda.
W kościele Grobu Świętego, do dzisiaj przy głównym ołtarzu wisi miecz Godfryda.
Po jego śmierci, obrany został królem brat jego Baldwin, który już był królem Edesy.
Panowanie Baldwina I. Baldwin nie chciał koronować się w Jerozolimie — i ceremonię pomazania królewskiego odprawił w Betleemie.
Panowanie tego króla trwało lat 18 od 1100 do 1118 r. Było ono ruchliwe i pełne walk, gdyż Baldwin był to pan wojenny i chciwy zdobyczy. A przytem po śmierci Godfryda, Saraceni myśląc, że chrześcijanie osłabli, pierwsi rozpoczeli ruch od wielkich miast w Małej Azyi, od Ramli, Jaffy, Akki. Baldwin zdobył Jaffę, zdobył Akkę, ale pod Askalonem został zwyciężony — i przypadek ledwie go uratował.
W tym samym czasie niespodziewana pomoc zjawiła mu się zdaleka. 10,000 rycerzy z Norwegii pod wodzą Sygurda królewicza — przybyło do Ziemi Swiętej i zdobywali kolejno Trypoli, Biblos, Sareptę, Bejrut, Sydon i inne miasta nadmorskie Syryi i Palestyny.
Bardzo nieszczęśliwe były lata 1113 — 1115. Prócz ciągłych najazdów tureckich zapanował głód i zaraza; szarańcza zniszczyła zasiewy, a trzęsienie ziemi zburzyło nie jedno miasto.
Wszyscy widzieli w tem karę bożą za spory, za myślenie o sprawach doczesnych. Aby więc na nowo ducha podnieść, król Baldwin I ruszył wojną na Egipt. Zdobył już znaczny pas kraju, Faramię, lecz w El-Arysz była zaraza, gdzie też Baldwin padł jej ofiarą. Umarł w r. 1118.
Panowanie Baldwina II. Królem wyprawy został teraz brat cioteczny zmarłego, Baldwin z Burgu. Był on przedtem królem Edesy, którą ofiarował kuzynowi swemu Jocelynowi. Tymczasem Turcy się rozzuchwalili i emir Yłgazi wyruszył na Antyochię, gdzie teraz panowała wdowa po Bohemundzie. Załoga była słaba, i Antyochia zwalczona na nowo dostała się w moc niewiernych. Baldwin poszedł na jej obronę i istotnie odpędził Turków, przecież bitwa była ciężka, bo wielu książąt, a także i sam Baldwin dostali się do niewoli.
Egipcyanie napadli na Palestynę; ale ich odparto, a właśnie nadpłynęły z Europy okręty weneckie, które chrześcijanom dopomogły. Włosi zdobyli sławną naonczas fortecę Tyr, o której już Pismo Święte wspomina.
Przerażeni tem mahometanie wypuścili Baldwina na wolność.
Zakony. Wielką pomocą w wojnach z Saracenami były zakony rycersko-religijne. Zakonnicy-rycerze ślubowali czystość, odprawiali służbę bożą jak księża, ale zarazem urządzeni byli po wojskowemu i stanowili armię doskonałą. Najwyższy kapłan nazywał się wielkim mistrzem. Zakony takie założyli Francuzi, Włosi i Niemcy.
Francuzi osiedlili się koło dawnej świątyni Salomona i nazywali się rycerzami Świątyni, po łacinie Templum, stąd nazywano ich Templaryuszami. Nosili oni biały płaszcz z czerwonym krzyżem.
Zakon włoski — rycerze św. Jana, Joannici, zwali się też Braćmi Szpitalnymi, gdyż po za wojną oddawali się pielęgnowaniu chorych i znali się na medycynie. Nosili czarny płaszcz z białym krzyżem. Gdy później dano im za siedzibę wyspę Maltę na morzu Sródziemnem, nazwali się rycerzami Maltańskimi i dotąd się tak nazywają, istnieją bowiem do dzisiaj.
Zakon niemiecki założono nieco później, w czasie trzeciej wojny krzyżowej; założyli go, rzecz dziwna, kupcy; było to z początku towarzystwo handlowe i później dopiero zmieniło się na wojenno-religijne. Zakon nosił nazwę rycerzy Maryi Panny, albo zakonu Niemieckiego (u nas nazywano ich Krzyżakami).
Niedługo wojowali oni na Ziemi Świętej; wygodniej im było walczyć ze słabemi gromadkami pogan na północy Europy, z Pomorzem, Prusami, Litwą; napadali też niejednokrotnie na chrześcijańską Polskę.
Mahometanie mieli też swój zakon szczególny. Byli to tak zw. Hasziszim albo Assassyni, mianowani tak dlatego, że zażywali trawę, zwaną haszyszem. Jest to rodzaj konopi, ale roślina ta w pewien sposób przygotowana, wywołuje po spożyciu osobliwy sen i niezwykle rozkoszne widzenia, jakby zjawienia raju, aniołów, ogrodów zaczarowanych i t. d.
Francuzi i Włosi ten wyraz arabski hasziszim wymawiali assassin i dotąd jeszcze to słowo po francusku znaczy zabójca.
Na czele bandy stał potężny i tajemniczy człowiek, zwany Starcem z Góry; nikt go nigdy nie widział, a podwładni byli mu na skinienie posłuszni i szli na jego rozkaz mordować, zabijać, truć, podpalać, wojować.
Fulkon Andegaweński, czwarty król Jerozolimy. Baldwin II umarł w roku 1113 i oddał królestwo swemu zięciowi, imieniem Fulko z rodziny królów francuskich.
Rzecz to ważna, że królami byli ciągle Francuzi, gdyż od tego czasu aż do dziś jeszcze Francya jest opiekunką wszystkich katolików na wschodzie, w Palestynie, Syryi, Persyi, Arabii i nawet w Chinach. Ale sam Fulkon był to starzec niedołężny i za jego panowania zupełnie osłabł duch rycerski w Palestynie. Kolonie chrześcijańskie były w ruinie.
Fulkon umarł po sześciu, czy siedmiu latach panowania.
Baldwin III, syn Fulkona, miał zaledwie 12 lat, gdy został królem, to też za niego rządziła matka; ale chłopiec mając lat 16 — 17 już się wyrywał do walki, bo niebezpieczeństwo groziło ze wszech stron Jerozolimie i innym królestwom chrześcijańskim.
Zenki, rządca Mosulu, postanowił odebrać chrześcijanom Edesę, a ponieważ książę jej Jocelyn trawił czas na hulankach, inni zaś książęta łacińscy nie chcieli mu pomódz, łatwo ją zdobył, a syn jego Nuredyn już ją w swym ręku zatrzymał.
Wieść o upadku Edesy rozeszła się szybko po Małej Azyi. Bóg znowu karał ludy chrześcijańskie. W tych czasach zdarzyło się, że piorun uderzył w kościół Zbawiciela, a na niebie ukazała się wielka kometa. Straszne rzeczy wróżyli sobie ludzie z tych znaków.
Taki był rok 1144, to jest czterdziesty piąty od dnia wyzwolenia grobu Chrystusa przez wojowników Krzyża Świętego.





Druga wojna krzyżowa.
(od r. 1145 do 1148).

Ruch w Europie. Wieść o upadku Edesy przeraziła i przygnębiła ludy chrześcijańskie. Ci zaś, którzy mieszkali w Azyi, oczekiwali, że za Edesą pójdą i inne królestwa. Wysłali zatem pewną liczbę ludzi co najmądrzejszych, z księży, rycerzy i z prostego ludu, aby ci poszli do papieża i przedstawili mu, jaki jest los chrześcijan w tym kraju. Papieżem był wówczas Eugeniusz VI, który też nakazał głosić drugą wyprawę przeciw mahometanom.
W Niemczech i w Anglii były wtedy groźne wojny domowe między książętami, ale Francya była spokojna; królem jej był Ludwik VII, a państwem zarządzał bardzo mądry ksiądz Suger.
Ludwik VII wielce się zapalił do myśli o wojnie przeciwko niewiernym, a święty Bernard z Clairvaux (Klerwo t. j. z Jasnej Doliny) objeżdżał Francyę i wzywał lud na wypraw świętą. W małem miasteczku, w Vezelay, w Niedzielę Palmową, 1145 r. postanowiono natychmiast gromadzić wojsko i żywność.
Ale św. Bernard nie zadowolnił się Francyą. Ruszył aż do Niemiec, do miasta Spiry, gdzie właśnie cesarz Konrad zwołał sejm książąt i rycerzy niemieckich.
Cesarz niemiecki przystał również do wyprawy, oraz niemało panów, jak Władysław czeski, Odoakr styryjski, Fryderyk siostrzan cesarza i inni.
Także i w Anglii rozeszła się wieść o nowej wyprawie — i pewna liczba rycerzy popłynęła oceanem ku Ziemi Świętej. Co się z niemi stało, powiemy później.
Włosi też oczekiwali wezwania ze strony Francyi, bo król francuski był krewnym księcia Sycylii, Rogiera, ale tak się stało, że Włosi zaczęli myśleć o zupełnie innej sprawie.
Cesarz grecki Manuel. W Carogrodzie panował wówczas wnuk Aleksego; był on bardzo niezadowolony z nowej wyprawy, ciągle bowiem mówiono o tem, że krzyżowcy chcą opanować nie Ziemię Świętą, ale cesarstwo greckie. I było w tem trochę prawdy, a mianowicie: Konrad III, cesarz niemiecki, miał zawsze pretensyę, że Włochy południowe, razem z Sycylią, należą do Rogiera; z tego powodu książę Sycylii pilnował się wielce, aby go Niemcy nie najechali; cesarz zaś niemiecki związał się przymierzem z cesarzem bizantyjskim: — mieli oni razem napaść na Włochy i podzielić się niemi. Rogier tedy postanowił uprzedzić Niemców i Greków — i sam najechał Grecyę, niepokojąc jej miasta nadbrzeżne i wyspy, a nawet zdobył wyspę Korfu. Aby zaś nie napadali go mahometanie z Afryki, zawarł z niemi sojusz.
Francuzom najlepiej byłoby pojechać do Ziemi Świętej morzem, przez Włochy, koło brzegów Sycylii i tam złączyć się z Rogierem. Ale cesarz niemiecki namówił Ludwika VII, że ten drogą lądową lądową przez Niemcy, Węgry, Bułgaryę, Serbię, Macedonię szedł razem z Niemcami pod Konstantynopol.
Wypadło więc tak, że kiedy jedna armia chrześcijańska szła ku Grecyi, jeden z królów łacińskich pustoszył jej brzegi.
Cesarz grecki stracił zaufanie do Konrada, z którym był w związku, a Francuzów, jako przyjaciół Rogiera, uważał za swoich wrogów. W obawie tedy, że wojska krzyżowe, mogą mu państwo greckie odebrać — zawarł potajemne przymierze z jednym z najsilniejszych sułtanów tureckich.
W wojsku krzyżowem było wielu ochotników, którzy nie chcieli słuchać ani cesarza niemieckiego, ani króla francuskiego — i którzy bezkarnie sobie poczynali w drodze: grabili, niszczyli wsie i miasta i urządzali sobie różne pohulanki. Ci tedy awanturnicy wywołali ze strony greckiej ruch nieprzyjazny — i pomiędzy Grekami a wojskiem łacińskiem — odbywały się formalne bitwy.
Przy końcu lata 1147 r. Konrad stał pod Carogrodem; w miesiąc później przyjechał król francuski Ludwik VII. Konrad z Niemcami, po bardzo niemiłych starciach z Cesarzem greckim, zażądał, aby go przewieziono do Małej Azyi. Skwapliwie to uczynił cesarz Manuel, a tak chytrze to uczynił, że niemal na pewną śmierć posłał swoich przyjaciół.
Co się stało z armią Konrada III, cesarza niemieckiego. Niemcy, zamiast iść naprzód do krain, zamieszkałych już przez chrześcijan, wpadli do ziemi tureckiej, nieznanej sobie zupełnie — i szli przez Doryleum, Ikonium, Herakleję, brzegiem morza. Było ich 15,000.
Zaraz w pierwszej bitwie Niemcy zostali na głowę rozbici; większa część rycerzy zginęła lub dostała się do niewoli, zaledwie nieznaczna resztka dotarła do Nicei, gdzie Konrad czekał na Francuzów.
Aby zmylić króla francuskiego, grecy opowiadali mu o wielkich zwycięztwach Niemców nad Turkami. To też Ludwik wyrywał się do Palestyny i dopiero na miejscu dowiedział się prawdy. I Francuzi nie mało ucierpieli od Turków, ale odnieśli jedno świętne zwycięztwo nad rzeką Neandrem, gdzie śród największych niebezpieczeństw złamali siłę turecką, ścigani jeszcze przez zdradliwych Greków.
Jednak zwycięstwo to było bardzo ciężkie. Armia francuska i resztka Niemców była wyczerpana, głodna, bezsilna.
Wielką zawadę w armii francuskiej stanowiło mnóstwo kobiet, a między innemi Eleonora, królowa francuska: wszystkie one wybrały się jak na bal, z wielkiemi skrzyniami sukien, w złoconych karetach, z całą gromadą służebnic. Wszystkie te jedwabie i powozy, nie licząc mnóstwa bagażu i bydła trzeba było teraz porzucić. Zmęczona armia stanęła pod chrześcijańskiem greckiem miastem Satalią, prosząc, aby ich wpuszczono, ale Grecy bram nie otworzyli.
Odpocząwszy czas niejaki, wojownicy ruszyli do Antyochii, gdzie panował teraz Rajmund IV. Ten zamierzał iść na Mossul, na księcia Nuredyna, syna owego Zenki, który zdobył Edesę. Uradował się bardzo na widok nowych rycerzy i już układano świeżą wyprawę, gdy naraz król Ludwik VII poczuł się obrażonym przez Rajmunda. Okazało się bowiem, że Eleonora, jego żona, została kochanką księcia Antyochii. Król Ludwik tedy postanowił wracać do Europy, a żonę swoją pozostawić jej własnym losom. Wrócił więc rozżalony, bo i armię utracił i mało co chrześcijanom dopomógł, a nadto został shańbiony przez kobietę. Po paru latach rozwiódł się z nią, ona zaś wyszła później za mąż za króla angielskiego Henryka II, który w ten sposób uzyskał znaczne ziemie we Francyi — i miał później pretensye do tronu francuskiego. Stąd wynikła długa wojna francusko-angielska, która trwała więcej niż sto lat. Ale to właściwie tutaj do rzeczy nie należy.
Wyprawa na Damaszek[4]. Królem Jerozolimskim był wtedy Baldwin III, który wtedy już dorósł. Był to młodzieniec zapalczywy, ale zupełnie pozbawiony rozsądku. Marzył on nie tyle o sprawach chrześcijaństwa, ile o powiększeniu swojego królestwa. Jak widzimy, druga wyprawa krzyżowa zupełnie zapomniała o pierwotnym swoim celu. Szło przedewszystkiem o wypędzenie Turków z Edesy i o nowe jej zdobycie dla chrześcijan. Już przedtem książęta chrześcijańscy byli tak zajęci swojemi sprawami, że żaden nie chciał dopomódz królowi Edesy, Jocelynowi. Owóż należało, jak to zamierzał Rajmund — zebrać siły przeciw Nuredynowi, Synowi Zenki, księciu Mosulu, zdobywcy Edesy.
Tymczasem Baldwin uparł się iść na Damaszek, a ponieważ cała armia krzyżowa z cesarzem Konradem III na czele, była teraz w Jerozolimie, król Baldwin namówił Konrada do tej wyprawy.
O tych przygotowaniach wiedzieli w Damaszku; emir tamtejszy wszedł w sojusz z Nuredynem — z podwójną więc armią oczekiwał chrześcijan. Damaszek był niezdobytą twierdzą i po kilku miesiącach oblężenia chrześcijanie musieli odstąpić, nic nie uzyskawszy.
Konrad III był zniechęcony i postanowił wrócić do Niemiec: tak też uczynił w r. 1148. Ludwik VII wkrótce potem — ze znanych już nam powodów — także wrócił do Europy. Tak więc zamiar Rajmunda wyprawy przeciw Nuredynowi nie doszedł do skutku.
O wyprawie na Damaszek trzeba jeszcze to zaznaczyć, że tu poraz pierwszy wystąpił słynny później rycerz mahometański, piękny, waleczny i szlachetny Saladyn, który niemało złego uczynił chrześcijanom. Będzie jeszcze o nim dalej w tem opowiadaniu.
Wyprawy niemieckie przeciw poganom słowiańskim. Wielu było takich, którzy wyrzuty czynili Konradowi i Niemcom, że zbyt prędko opuścili Ziemię Świętą. Ale oni i tak dużo tam znosili przykrości, zwłaszcza od Francuzów, którzy się naśmiewali, że nie tęgie z nich wojaki. A przytem — mówili — my mamy wojny krzyżowe u siebie.
Nad rzeką Łabą (Elbą), nad Odrą, u ujścia Wisły mieściły się ludy słowiańskie, wówczas jeszcze w pogaństwie żyjące: byli to Połabianie, Obotryci, Łużyczanie, Serbowie, Wenedowie. Książęta sascy: Albrecht Niedźwiedź, Henryk Lew, szerząc niby to chrześcijaństwo, wytępili bez śladu te plemiona, których nieudolnym księciem był wtedy Niklot. Cała prawie Ziemia Brandeburska (dzisiejsze Prusy), połowa Saksonii, kraj nadmorski ze Szczecinem wszystko to było niegdyś słowiańskie, a dzisiaj siedzi tam Niemiec i kraj jest niemiecki. Dzisiaj pozostały tylko szczątki Słowian koło miasta Budziszyna w Saksonji: są to właśnie Łużyczanie.
Wojny Bolesława Krzywoustego. Z rycerzy polskich, w pierwszej i drugiej wyprawie krzyżowej nikt nie brał udziału. Bolesław, ówczesny król polski, miał wtedy taką samą wojnę z poganami, jak książęta sascy. Na północ od Mazowsza leżały kraje pogańskie, zwane Pomorzem i Prusami: z tymi poganami wojował długie lata Bolesław Krzywousty i ostatecznie ich zwyciężył. Chciał też zaraz posłać tam księży polskich, mieszczan i rycerzy, aby ten kraj, jak i inne został polskim, ale nikt się tem zająć nie chciał. To też choć Pomorzanie mówili niegdyś językiem do polskiego podobnym, jednakże dopiero niemcy zaczęli ich uczyć wiary świętej, zakładać miasta, budować kościoły, klasztory i szkoły. Cała więc ta ziemia z biegiem czasu stała się niemiecką i taką jest do dzisiaj; mała tylko liczba została tych pomorzan polskich, koło miasta Pucka. Nazywają się oni Kaszubami, ale uważają się za polaków, tak jak Mazury, Kurpie, Krakowiacy, Ślązacy i t. d.
Założenie królestwa Portugalii. Mówiliśmy przedtem, że rycerze angielscy, którzy chcieli się przyłączyć do drugiej wyprawy krzyżowej, popłynęli morzem wzdłuż Francyi i Hiszpanii. U brzegów Portugalii zatrzymała ich burza. W owych czasach półwysep Iberyjski (t. j. Hiszpania z Portugalią) był pod panowaniem mahometan Arabów, zwanych tu Maurami. Wtedy potworzyły się małe królestwa: Leon, Asturya, Galicya, Kastylia, Katalonia i t. d. Istniało też małe królestwo Portugalia, a w roku 1148 był tam królem Alfons. Owóż rycerze angielscy, gdy się znaleźli na dworze króla Alfonsa, ofiarowali mu swe usługi przeciw Maurom. A że w owym kraju właściwie trwała nieustająca wojna przeciw niewiernym, więc zaraz zgromadziła się znaczna liczba rycerzy, hiszpanów i portugalczyków, obok gości angielskich. Wydobyli oni wielki kawał kraju z rąk Maurów, z miastem Lizboną, która jest do dziś stolicą państwa. W ten sposób krzyżowcy jakby zupełnie przypadkowo przyczynili się do założenia królestwa Portugalii.
List pasterski świętego Bernarda. Widzimy, że druga wyprawa krzyżowa była bardzo nieszczęśliwa i że zamiast poprawić, pogorszyła jeszcze sprawę chrześcijan w Palestynie. Nagromadziło się też niemało złego, które doprowadziło do tego smutnego rezultatu. Wielu było, którzy winę nieszczęść przypisywali świętemu Bernardowi. Ów tedy ogłosił List pasterski, który wszędzie z ambon czytano, a w którym wyliczał wszystkie grzechy i zbrodnie, popełnione przez chrześcijan w tych wyprawach, a klęski, jakich doznali — uważał za sprawiedliwą karę Bożą i wzywał do pokuty i nowej wyprawy.
Jerozolima trzymała się jeszcze jako tako. Cesarz grecki prowadził względem niej swoją politykę, a muzułmanie swoją. Cesarz chciał opanować ten cały kraj wschodni, jak również i Saraceni, zwłaszcza Nuredyn, książę Mossulu, a potem sułtan egipski Saladyn.
Trzeba przyznać, że zarówno Nuredyn, jak i Saladyn byli daleko rozważniejsi i daleko pobożniejsi (po swojemu) niż chrześcijanie, którzy tylko myśleli o swoich własnych interesach, ciągle między sobą się kłócili i wojowali, a przytem bardzo się popsuli. Niejeden przyjmował wiarę mahometańską, jak Robert Saint Alban, albo oddawał się prostemu rozbójnictwu, jak Rynald z Szatylionu, który napadał kupców, grabił i nawet ich mordował, lub za okupem wypuszczał z niewoli. Należy o tem pamiętać, bo jedna taka zbójecka wyprawa Rynalda stała się powodem niesłychanych nieszczęść.
Cesarz grecki, aby zawiązać stosunki z książętami w Azyi Mniejszej po śmierci swej pierwszej żony ożenił się z królewną Antyochii, córką Rajmunda; zaś Baldwina III, króla Jerozolimy, ożenił ze swoją siostrzenicą, a gdy ten wkrótce umarł i królem został brat jego, Amaury, cesarz grecki i Amaurego ożenił ze swoją siostrzenicą. Było to nawet i dobre, bo w ten sposób łączyli się chrześcijanie wschodni i zachodni. Ale nikt cesarzowi nie ufał. Istotnie cesarz zamyślał przez dziedzictwo zawładnąć Palestyną; a w Europie coraz bardziej rozwijała się jakaś fałszywa myśl, że Bizancyum przeszkadza chrześcijanom zachodnim — i że zanim się złamie Saracenów, trzeba wpierw opanować Grecyę.
Wojny króla Amaurego. Baldwin wespół z Rajmundem robili jeszcze wyprawy przeciw księciu Nuredynowi, ale ten, mimo bohaterskie wysiłki rycerzy chrześcijańskich, był zawsze przezorniejszym politykiem i wiedział z góry o ich wszystkich poruszeniach. Zdaje się, że miał szpiegów. W r. 1149 książę Antyochii Rajmund zginął na polu bitwy — i krajem zaczęła rządzić wdowa po nim, Konstancya.
Amaury natomiast skierował swoje siły przeciw Egiptowi. W krajach mahometańskich, podobnie jak i śród chrześcijan, książęta (emirowie) i królowie (sułtanowie) toczyli spory i wojny. — Nuredyn najechał Egipt, a wówczas Amaury wtrącił się do ich walk domowych i stanął po stronie Egiptu przeciw Nuredynowi. Miał zaś tę pociechę, że nowe zasiłki ochotnicze przybyły mu z Europy: książę Thiery z Flandryi, Hugo Lebrun, Geofroy Luzynian i Gwido Luzynian (ci ostatni krewni Baldwina). Przy ich pomocy Amaury zwyciężył Nuredyna, a sułtan egipski zobowiązał się płacić im haracz. — Amaury jednak, oczarowany cudami żyznej ziemi egipskiej, zaczął teraz marzyc o podboju tej krainy, a jako ożeniony z krewną Manuela, liczył na pomoc cesarza greckiego, zwołał nawet sejm, aby tę sprawę rozważyć. Jednocześnie przecież i Nuredyn marzył o takim podboju, gdy niespodzianie obaj — Amaury i Nuredyn — w prędkim czasie jeden po drugim umarli (1174 r.) Tak są niepewne i nikłe ludzkie wyrachowania!
Po śmierci Amaurego, pozostał małoletni Baldwin, tego imienia IV, chłopiec chory, nieszczęśliwy, trędowaty, zagrożony ślepotą. Zamiast niego zarządzał krajem naprzód Rajmund z Trypoli, a potem Gwido Luzynian. Kiedy zaś nieszczęśliwy Baldwin Trędowaty (tak go nazywano) oślepł zupełnie, wtedy zrzekł się tronu i, pomimo oporu wielu panów, królem uznał Gwidona Luzyniana, którego nikt nie lubił i do którego nikt nie miał zaufania. Gwido z żoną swoją Sybillą uroczyście się koronował w kościele Grobu Świętego i przyjął imię Baldwina V. Był to ostatni król Jerozolimy.
Saladyn. Kruk krukowi oka nie wykłuje. Wojujący ze sobą muzułmanie wprędce się pogodzili i cesarz egipski oddał zarząd swego państwa jednemu z generałów Nuredyna. Ale kiedy umarł Nuredyn, nastały srogie wojny domowe między książętami tureckiemi i egipskiemi. Z tych walk, sporów i bezładu skorzystał waleczny i przezorny Saladyn: opanował Mossul, Alepo, Egipt i cały kraj od Syryi po Tunis.
Chrześcijanie powinni byli się zastanowić nad tem wszystkiem, a przecież bawili się, kłócili i wojowali ze sobą o byle co. Władzy żadnej nie było, bo Baldwin IV był niedołężnym kaleką, a Baldwina V nikt nie szanował i nie słuchał.
Tymczasem zdarzyło się, że ów rycerz-zbójca, Rynald z Szatylionu, napadł na karawanę[5], w której była siostra Saladyna. Wieść o tem do najwyższego stopnia oburzyła cesarza epipskiego, który już przedtem prosił króla Jerozolimy, aby nie pozwolił Rynaldowi rozbijać i rabować kupców. Ale cóż miał czynić Baldwin IV albo V? — Bądź jak bądź, postanowił Saladyn pomścić obrazę swej siostry. W r. 1178, zgromadziwszy wielką armię, wyruszył wprost na Palestynę. Stanął w okolicy Askalonu, gdzie spotkał się z rycerzami krzyżowemi. Walka z obu stron toczyła się ostra, lecz Saladyn mógł długie natarcie wytrzymać. Mimo to nie był w stanie przełamać sił chrześcijańskich — i ustąpił. Ale i dla chrześcijan zwycięztwo to było bardzo ciężkie.
Trzeba wspomnieć o jednej bohaterskiej bitwie z tych czasów. Niedaleko Nazaretu 7,000 Egipcyan toczyło walkę ze 130 rycerzami chrześcijańskiemi. Mimo tak małej liczby, chrześcijanie długo się opierali niewiernym, aż nakoniec wszyscy zginęli, prócz jednego, Jakuba z Maillé, marszałka rycerzy Świątyni, był to bowiem oddział Templaryuszów.
Saladyn jednak wcale się nie zrzekł swoich zamiarów. Postanowił on naprzód odebrać chrześcijanom nadmorskie miasta obronne i nadbrzeżne ziemie, aby ich odciąć od morza.
To też odbierał kolejno Arsiar, Bejrut, Sydon, Jerycho, Jaffę, Askalon, niegdyś z takim trudem zdobyte. W ręku chrześcijan pozostawały jeszcze Antyochia, Trypoli, Tyr i Jerozolima.
Upadek Jerozolimy. W r. 1187 w końcu czerwca stanął Saladyn nad Tyberyadą. Miał ze sobą 80,000 wyborowego wojska, ze wszystkich plemion tureckich, egipskich i maurytańskich. Jerozolima była dla nich miastem równie świętem, jak dla chrześcijan i, ponieważ oni chrześcijan nazywali niewiernymi (giaurami), przeto uważali po swojemu, że, walcząc o Jerozolimę, prowadzą także wojnę świętą.
Baldwin V mógł wystawić zaledwie 2,000 konnicy i 15,000 piechoty; przytem wszystko to byli ludzie z Europy; chrześcijanie miejscowi — Grecy i Syryjczycy — nie chcieli walczyć z orężem w ręku.
Wszystkie zakony, templaryusze i bracia szpitalni — wyruszyli do boju. Ale już przedtem niektórzy z książąt, jak Rajmund, przeszli na stronę Saladyna.
W Jerozolimie zaś samej krzywo na łacinników patrzyli Grecy i Syryjczycy — i jakieś potajemne konszachty prowadzili ze sobą. Nie obeszło się zatem bez zdrady.
Muzułmanie, aby walkę utrudnić, podpalili step — i śród tego pożarnego dymu toczyła się okropna bitwa. Armia krzyżowców została rozbita. Król Jerozolimski i książę Antyochii dostali się do niewoli. Rynaldowi z Szatyliona kazał Saladyn ściąć głowę i wielu innych panów na śmierć skazał. Tylko królowi Jerozolimy życie darował.
We wrześniu ruszył zwycięski Saladyn pod Jerozolimę. Mieszkańcy byli prawie pozbawieni wojska i obrony, ale poddać się nie chcieli. Saladyn żądał okupu po 10 dukatów za mężczyznę, po 5 za kobietę, po 2 za dziecko.
Ostatecznie d. 2 października mieszkańcy Jerozolimy zgodzili się na warunki Saladyna — i, złożywszy okup, wręczyli mu klucze miasta. Wszystkie bramy zamknięto i tylko jedna brama Dawida stała otwarta. Tą bramą mieli chrześcijanie opuścić miasto święte.
Zapewniono ich, że nikt im nic złego w drodze nie uczyni. Smutna gromada kilkunastu tysięcy ludzi szła przed siebie, szukając jakiejś ziemi chrześcijańskiej. Trypoli było najbliższe, tutaj więc się zatrzymali, prosząc o gościnność. Ale Trypoli bram nie otwarło i nie chciano ich wpuścić. Ledwo muzułmanie egipscy byli litościwsi i dali im przytułek.
Po upadku Jerozolimy nie trudno było już Saladynowi podbić i inne drobniejsze miasta.
Jeden tylko Tyr trzymał się długo, gdyż na pomoc przybył mu bohaterski książę Konrad z Montferratu.
Tym sposobem cała prawie Mała Azya znalazła się w tem samem położeniu, co przed pierwszą wyprawą krzyżową. Była znów pod panowaniem półksiężyca. Wkrótce Turcy, oprócz kościoła Grobu Świętego — wszystkie inne świątynie w Jerozolimie zamienili na meczety.
Królestwo Jerozolimskie trwało od r. 1099 do r. 1187 t. j. lat 88. — Ostatni król palestyński, Baldwin V, z łaski Saladyna miał życie darowane. Po zatem wszystkie trudy dwóch wielkich wypraw krzyżowych, śmierć tylu tysięcy ludzi, tyle krwi rozlanej — wszystko to poszło na marne.





Trzecia wojna krzyżowa.
(od r. 1188 do r. 1192).

Nowe przygotowania. Wieść o upadku Jerozolimy powoli się rozchodziła po Europie. Ale gdy się rozeszła, przerażenie ogarnęło wszystkich. Papież Urban III umarł z rozpaczy. Grzegorz VIII zaczął ogłaszać nową krucyatę, lecz umarł, zanim ją do końca doprowadził, a dzieło jego skończył Klemens III-ci. Najgorliwszym kaznodzieją nowej wyprawy był Wilhelm, biskup Tyru, tego jednego z niewielu miast, co zostały w rękach katolickich.
Chodził on po Włoszech, po Francyi, po Anglii, po Niemczech i wzywał narody. W początkach 1188 roku zaczęła się gromadzić nowa siła rycerska przeciwko niewiernym. Bardzo szczęśliwie zapowiadała się wyprawa; trzej monarchowie brali w niej udział: król francuski Filip August, król angielski Ryszard Lwie Serce i cesarz niemiecki Fryderyk Rudobrody. — Z nimi szły tłumy panów i rycerzy. Aby umożliwić koszty tak wielkiej wojny, naznaczono podatek, zwany dziesięciną Saladyńską: kupcy i rzemieślnicy, żydzi, nawet duchowieństwo, wszyscy musieli płacić ten podatek. Zebrano też niemałe sumy na oręż, na zapasy żywności, na bydło i konie.
Zapał był ogromny, pobożność niezmierna, modły i pokuty gorące, pragnienie wojny i nowego wyzwolenia Grobu Pańskiego — nieodparte.
I wszystko było-by poszło jak najlepiej, gdyby trzej monarchowie szli i działali razem i gdyby między niemi była zgoda. Ale wojska się podzieliły i właściwie każde wojowało zosobna. Cesarz niemiecki, który był najstarszy z nich i najrozumniejszy — ruszył starą drogą krzyżowców przez Węgry, Serbię, Bułgaryę pod Carogród. — Filip-August i Ryszard — zjechali się razem na wyspie Sycylii; ale król francuski nie mógł się z Ryszardem pogodzić i sam naprzód popłynął, a potem dopiero Ryszard Lwie Serce, który po drodze jeszcze różne miał awantury.
Cesarz Fryderyk Rudobrody za młodych lat ze swym wujem Konradem III był na drugiej wyprawie krzyżowej. Był to stary i doświadczony wojownik, przezorny polityk. Zanim wyruszył w drogę, rozesłał posłów do cesarza greckiego i do Saladyna, zwiastując im o swojem przybyciu. Cesarzem greckim był wówczas Izaak Anioł (Angelos), i jak zwykle z pewną trwogą oczekiwał łacinników, tembardziej, że na półwyspie Bałkańskim — w Bułgaryi, w Serbii, w Macedonii — były wielkie niepokoje. Słowianie tutejsi: Serbowie i Bułgarzy, którzy częściowo podlegali berłu greckiemu, chcieli wystąpić przeciw cesarzowi — nawet o ile się da, zawładnąć ziemią bizantyjską. To też czekali na Fryderyka Rudobrodego, licząc, że on im pomoże. Przedtem jednak cesarz niemiecki zrobił układ z cesarzem bizantyjskim, że jeden drugiemu w niczem szkodzić nie będzie. Król węgierski, Bela III, gdy Niemcy przechodzili przez Węgry, dał im oddział, złożony z 2,000 rycerzy, którzy doskonale znali te kraje, a z cesarzem greckim żyli w przyjaźni, i przeciwnie, nie lubili Serbów i Bułgarów. Tak więc Fryderyk Rudobrody nagle spotkał po drodze zupełnie nową sprawę. Chciał on wielce pomódz Serbom i Bułgarom i ciągle się z niemi naradzał, ale nie podobało się to ani Węgrom ani Grekom. Fryderyk sam nie wiedział, jak się zdecydować, ale ciągłe jego konszachty ze Słowianami obudziły czujność cesarza Izaaka. Węgrzy otrzymali nakaz powrotu do domu, a Grecy nie wahali się wciągnąć krzyżowców w zasadzki i gotować im zagładę. To też znów powtórzyło się to, co przedtem: Grecy zaczęli prowadzić formalną wojnę z krzyżowcami, a znowu Serbowie i Bułgarzy, niezadowoleni, że im Fryderyk Rudobrody dużo obiecywał i nic nie dotrzymał, także zaczęli niepokoić wojsko niemieckie.
Cesarz Fryderyk pisał do papieża, że należałoby właściwie wojnę krzyżową ogłosić przeciwko Grekom.
Pobyt Fryderyka pod Carogrodem trwał więcej niż rok — i dopiero 25 marca 1190 r. — armia niemiecka wyruszyła przez Bosfor do Małe] Azyi.
Krzyżowcy niemieccy szli brzegiem morza — po krainach, które były pod panowaniem tureckiem. — Turcy też co chwila ich napadali, a brak paszy spowodował stratę znacznej liczby koni i bydła. Trzeba też dodać, że niektóre miasta greckie w Małej Azyi (jak Filadelfia) przyjmowały także krzyżowców, jak wrogów, i nawet chleba im dać nie chciały. Pod Ikonium niemcy spotkali znaczny oddział muzułmański i stoczyli walną bitwę, która uwieńczyła chrześcijan chwałą zwycięztwa. I tak szedł Fryderyk tryumfalnie przez ziemie tureckie do granic chrześcijańskich.
Jeden z królów ormiańskich ofiarował mu swoje usługi. Saladyn bardzo się lękał cesarza niemieckiego, przeczuwał bowiem, że ten mądry starzec dzielnie sprawę chrześcijan poprowadzi.
Ale nieprzewidziane nieszczęście rozwiało nadzieje ludów chrześcijańskich. W Cylicyi, przepływając rzeczkę Salet Fryderyk Rudobrody został porwany wirem — i martwym wydobyto go z wody. Armia niemiecka upadła na duchu; większa część powróciła do Europy, a drobna reszta, pod dowództwem księcia Fryderyka Szwabskiego, dostała się do Antyochii, jesienią zaś połączyła się z armią francuską i angielską pod murami Ptolemaidy (Akki).
Tym sposobem trzecia wyprawa krzyżowa, tak szczęśliwie rozpoczęta, została przerwana.
Filip August i Ryszard Lwie Serce na wyspie Sycylii. W czasie, kiedy papież Grzegorz VIII ogłaszał trzecią krucyatę, król francuski Filip August prowadził wojnę z królem angielskim Henrykiem II. W owych czasach królowie angielscy mieli swoje księstwa we Francyi (Normandyę, Andegawię, Men, Akwitanię) i król angielski był jednocześnie księciem Andegaweńskim i t. d.
Za króla Henryka II tytuł księcia takiego we Francyi nosił syn jego starszy Ryszard, zwany Lwiem Sercem, z powodu swej nieustraszonej odwagi. W ten sposób Ryszard, jako jeden z książąt francuskich, był lennikiem (wasalem) Filipa Augusta. — Był on przytem zaręczony z jego siostrą, Alicyą. Ponieważ zaś żył w niezgodzie z ojcem, stanął więc po stronie króla francuskiego i przeciw własnemu ojcu wojnę prowadził. Wkrótce jednak Henryk II umarł i Ryszard sam został królem angielskim. Oskarżając się o śmierć ojca, postanowił swoje grzechy odpokutować i pójść do Ziemi Świętej.
Filip August przerwał wojnę z Anglią i wraz z Ryszardem gromadził wojsko na wyprawę; w r. 1190 wyruszyli w drogę, każdy zosobna — i zjechali się na wyspie Sycylii, w mieście Messynie. — Ponieważ była jesień, uważali wszyscy, że nie jest to pora odpowiednia do morskiej wyprawy i postanowili zaczekać do wiosny r. 1191.
Tutaj zaszły wypadki zupełnie nieprzewidziane. Świeżo umarł król Sycylii Wilhelm II, a następczynią tronu była Konstancya, jego kuzynka, zamężna za synem Fryderyka Rudobrodego, Henrykiem VI; należy o tem pamiętać, gdyż tą drogą, przez małżeństwo, Sycylia została dziedzictwem cesarzów niemieckich. Ale Wilhelm II był żonaty z Joanną, rodzoną siostrą Ryszarda. Tymczasem Joannę wtrącono do więzienia. Owóż Ryszard Lwie Serce, wzburzony tem, co zastał, żądał naprzód wypuszczenia siostry z więzienia, a następnie sobie przypisywał prawo do korony sycylijskiej. — Wieść o tych sprawach doszła cesarza niemieckiego i obudziła nienawiść do Ryszarda. Z drugiej strony, mieszkańcy Sycylii zaczęli się burzyć przeciw tym najeźdźcom i o mało co nie wybuchło powstanie, które szczęśliwie zażegnał król francuski.
Ale wkrótce rozwinął się spór między Filipem a Ryszardem. Mianowicie zerwał on swe zaręczyny z siostrą króla francuskiego Alicyą i postanowił ożenić się z księżniczką Berengarą, córką króla Nawarry. Z tego powodu król francuski oczywiście bardzo się obraził na Ryszarda i postanowił opuścić Sycylię wraz ze swojem wojskiem, zostawiając Ryszarda samemu sobie. Ryszard był to rycerz nieustraszonego męstwa, junak co się zowie, ale na nieszczęście gwałtowny, zapalczywy, kapryśny, po prostu mówiąc, awanturnik i półgłówek.
Widzieliśmy, że naprzód chciał zabrać Sycylię, jako niby swoje księstwo, potem zerwał z narzeczoną i wynalazł sobie inną pannę; potem urządzał zabawy, uczty, turnieje; potem odrazu zaczął pościć, pokutować i modlić się bez miary — i ciągle się spowiadał przed pewnym pustelnikiem, Joachimem.
Król Filip August w pierwszych dniach wiosny 1191 roku popłynął wprost do Azyi Mniejszej, a zasłyszawszy, że główne siły chrześcijańskie zgromadziły się pod fortecą nadmorską Akką Świętojańską (albo Ptolemaidą), tam też skierował okręty.
Wyspa Cypr. Wkrótce po Filipie wyruszył w drogę i Ryszard. Okręty jego burza zagnała pod Cypr, wielką wyspę na morzu Śródziemnem, u brzegów Azyi Mniejszej. Wyspa ta należała do cesarstwa greckiego, ale niedawno właśnie jeden z książąt greckich Izaak Komnenes, oderwał tę wyspę od Grecyi — i założył tu własne królestwo Cypryjskie.
Zdarzyło się, że pierwszy dopłynął do brzegu Cypru okręt, wiozący siostrę Ryszarda, Joannę, królowę Sycylii, oraz Berengarę, jego narzeczoną. Król Izaak Komnenes obie kobiety wtrącił do więzienia. Gdy się o tem gwałtowny Ryszard dowiedział, natychmiast część swego wojska wezwał ku oblężeniu głównego portu wyspy, Limisso.
W parę dni sam został panem i królem Cypru, a Izaaka na śmierć skazał. Takie to dziwne przygody miał ten awanturnik. Przedewszystkiem więc w mieście Limisso huczne odprawił zaślubiny swoje z Berengarą, a potem urządzał bez końca uczty i igrzyska, harce, gonitwy. Trzeba zaznaczyć, że Ryszard był bardzo bogaty, gdyż przed wyprawą do Ziemi Świętej, całą Anglię, a nadto swoje księstwa francuskie oddał w zastaw i dostał za to masę pieniędzy. Żołnierze go kochali, gdyż opływali we wszystko, a mówiono o Ryszardzie, że w jeden dzień tyle wydaje na swoje wojsko, ile inny król przez miesiąc.
W czasie tych igrzysk i uczt zjawił się na Cyprze Gwido Luzynian, jak pamiętamy, ostatni król Jerozolimy, znany jako Baldwin V.
Gwido Luzynian, choć Jerozolimę utracił, ciągle jednak nosił tytuł króla Jerozolimskiego — i uważał, że w każdym razie jakieś królestwo mu się należy. Najdzielniej trzymał się przeciw Saracenom Tyr, pod ochroną księcia Konrada z Monteferratu. Gwido chciał zostać królem Tyru, ale Tyr się nie zgodził; wtedy dawny król jerozolimski postanowił zdobyć sobie Ptolemaidę czyli Akkę Świętojańską, potężny i silnie obronny port morski. Była to myśl szalona i bezużyteczna, a jednak Luzynian, mając 8,000 rycerzy podjął się tej walki; pomagali mu też włosi, mianowicie Pizanie, a potem zjawiło się 12,000 rycerzy-ochotników, poszukiwaczy przygód i sławy: byli to Duńczycy, Flamandowie, Szkoci i inni.
Saladyn zgromadził wielką siłę dla obrony Akki. Straszne przygnębienie padło na chrześcijan, gdy się rozeszła wieść o śmierci Fryderyka Rudobrodego. W jakiś czas potem przybył książę Fryderyk szwabski, a później książę austryacki Leopold. Ale i te siły zdawały się niedostateczne.
Wówczas to Gwido Luzynian zwrócił się do Ryszarda Lwiego Serca — i złożywszy mu lenną przysięgę — błagał go, aby szedł na pomoc chrześcijanom. Ryszard, który wszystko robił bez żadnego rozmysłu, nie tylko zgodził się na prośby Gwidona, ale jeszcze rozumiejąc, że Anglia zbyt jest daleko, aby mogła panować na Cyprze, darował mu tę wyspę — i takim to osobliwym sposobem Gwido został królem cypryjskim.
Oblężenie Ptolemaidy ciągnęło się dwa lata i mnóstwo sił pochłonęło.
Upadek Ptolemaidy. Król angielski i król francuski, a wraz z niemi arcyksiążę Leopold austryacki — stanęli z doborową armią pod murami Akki. Lecz między niemi nie było zgody. Król francuski był to człowiek dobry, ale słaby, który nie umiał rządzić ani rozkazywać; armia francuska była waleczna, ale bezładna i nieposłuszna: każdy sam za siebie gospodarował i rządził. Król angielski znowu był półwaryat i zawsze teraz robił na przekór królowi francuskiemu. Książę Leopold znowu myślał ciągle o tem, jakby zdobyte ziemie zagarnąć dla rodziny austryackiej.
Główny spór między Filipem a Ryszardem był ten, że pierwszy chciał królem Jerozolimskim obrać Konrada z Monteferratu, księcia Tyru, gdy Ryszard już przedtem upodobał sobie Gwidona, dawnego króla Baldwina V. I cała armia chrześcijańska podzieliła się na dwa stronnictwa: jedno było za Konradem, drugie za Gwidonem. Bezużyteczne te spory nie mało kosztowały czasu, a tylko świadczą, że obaj królowie mieli istotnie zamiar pójść na Jerozolimę.
Tymczasem oblężenie Akki szło dalej z wielkim trudem i z wielką sił rycerskich utratą, gdyż krzyżowcy mieli tylko dostęp do fortecy od morza, a brakło im zupełnie drzewa do budowy maszyn oblężniczych. Wszystko to na swych okrętach kupieckich przywozili Włosi, Wenecyanie, Genueńczycy, Pizanie. — Musiała więc być ciągła przerwa w oblężeniu miasta, a w takim czasie Saladyn nieustannie gromadził nowe siły, choć oczywiście twierdza oblegana tak długo, słabła i słabła stopniowo. — W czasie tych przerw Ryszard nową sobie wynalazł zabawę: oto bardzo mu się spodobał Saladyn, jako rycerz „równy mnie“ powiadał król angielski. Zaczął mu tedy przez posłów grzeczne słówka prawić, dary posyłać — i nawzajem Saladyn, który był mężny jak Ryszard, ale znacznie od niego mądrzejszy, jemu wzajemnie posyłał dary i komplimenty.
Rycerze chrześcijańscy podejrzywać zaczęli, że Ryszard chce zdradzić krzyżowców i przystać do mahometan, ale on to robił tylko tak, z fantazyi, a swoją drogą wojska saraceńskie niszczył i burzył.
Akka doszła wkrótce do takiego osłabienia, że Saladyn gotów był zgodzić się na pokój. Ale warunki pokoju były zbyt surowe, chrześcijanie chcieli wypuścić garnizon saraceński w takim tylko razie, gdy Saladyn zwróci Jerozolimę i inne części Palestyny, oraz gdy da chrześcijanom 2,000 muzułmanów, jako zakładników.
Saladyn pozornie zgodził się na warunki.
12 czerwca 1191 r. Akka poddała się. Książę Leopold austryacki wszedł pierwszy do miasta i na murach jej zawiesił chorągiew niemiecką, czem wywołał ogólne niezadowolenie. Ryszard kazał chorągiew Leopolda zerwać i zawiesić swoją. Od tego czasu książę austryacki stał się śmiertelnym wrogiem Ryszarda i gotował zemstę.
Ale i między królem francuskim i angielskim nie mniej surowe były starcia. Rozeszła się nawet pogłoska, że król Ryszard zamierza zamordować króla francuskiego. Wobec tego Filip August opuścił krzyżową armię i odpłynął do Francyi z całem niemal swojem wojskiem, zostawiwszy tylko 10,000 Francuzów pod rozkazami księcia Burgundyi.
Wyprawa Ryszarda do Jaffy. Rok niemal cały upłynął od upadku Ptolemaidy, która znów powróciła pod panowanie chrześcijańskie, a dotąd jeszcze Saladyn nie wypełnił warunków pokoju. Rzekomo przystał on, że zwróci Jerozolimę, ale w istocie ani myślał o tem; zostawił w Akka 2,000 zakładników ze znakomitych rodzin saraceńskich. Chrześcijanie tymczasem odpoczywali po trudach; używali też rozkoszy w bogatem mieście azyatyckiem, w puchach miękkich sypiali i oblewali się różaną wodą, a z Cypru nadsyłano im doskonałe wino. Nie dziw też, że zapomnieli o obietnicach Saladyna i nie domagali się zwrotu Jerozolimy. Ale Ryszard od czasu do czasu posyłał ludzi do cesarza egipskiego, żądając wykonania umowy. Gdy nakoniec po roku Saladyn Jerozolimy nie oddał, Ryszard Lwie Serce srodze się rozgniewał i po swojemu, to jest po waryacku się zemścił, a mianowicie kazał wyciąć co do nogi 2,000 zakładników saraceńskich, którzy przebywali w Akka i, jak się okazało, byli bardzo ludzcy i wcale nie dzicy; owszem, żyli ze wszystkiemi przyjacielsko, a nawet europejczycy nie jednej rzeczy się od nich dowiedzieli: między innemi znali oni mnóstwo pieśni, bajek cudownych i opowiadań o rycerzach, księżniczkach zaklętych, złych duchach i dobrych wróżkach. Wiele z tych baśni przeszło do Europy i dziś jeszcze nieraz powtarzamy je sobie w długie, zimowe wieczory.
Szalony ten czyn Ryszarda obudził wielki gniew Saladyna, który też zaczął armię swoją gromadzić.
Ryszard zaś na czele 100,000 krzyżowców ruszył w drogę — na Jaffę i Askalon, chcąc i te miasta odbić saracenom; głównie zaś namawiał go do tych wypraw Gwido Luzynian. Szkoda, że nie poszedł Ryszard Lwie Serce wprost na Jerozolimę.
Armia Ryszarda szła naprzód z pieśnią: „Boże, strzeż grobu świętego!“ — i bojowym marszem dążyła naprzód ku Cezarei. Wkrótce krzyżowcy spotkali się z armią Saladyna, między Cezareą a miastem Arsuf, które niegdyś było też pod panowaniem chrześcijańskiem. Bitwa była zażarta, bo Saladyn miał wielką liczbę żołnierzy. Jednakże rycerze krzyża zwyciężyli, a żółte chorągwie Saladyna uchodziły przed orężem Ryszarda.
Mimo to, w chwili, gdy po stoczonej bitwie chrześcijanie odpoczywali, najniespodziewaniej Saladyn na nowo siły swe zebrał i powtórnie bitwę rozpoczął. Ale i ten dzień był dla saracenów nieszczęśliwy. Powtórnie zostali rozbici i odparci.
Bitwa pod Arsuf należy do najświetniejszych czynów wojennych Ryszarda Lwie Serce. Saladyn jednakże osobliwie się zemścił na chrześcijanach: wiedząc, że zamierzają iść do Jaffy i do Askalonu, śpiesznie wydał rozkazy swym ludziom, aby te miasta zburzyli do szczętu, nie zostawiając kamienia na kamieniu. To też kiedy krzyżowcy stanęli pod Jaffą a potem pod Askalonem — znaleźli tylko kupę gruzów i zgliszcz i nic nie mieli tam do roboty.
Ale Ryszard nie stracił ducha i kazał Askalon odbudować, a właśnie miał pod ręką 12,000 wybornych robotników, których świeżo wybawił z niewoli egipskiej.
Ciągle zbierał się iść na Jerozolimę, ale coraz jakieś szalone myśli przychodziły mu do głowy. Posłał zaufanego męża do Saladyna, mówiąc, że odjedzie do Europy, aby tylko cesarz egipski oddał chrześcijanom Jerozolimę z powrotem i zwrócił również drzewo krzyża świętego. Potem jeszcze osobliwsza myśl przyszła mu do głowy: oto zaproponował Saladynowi, że siostrę swoją Joannę, dawną królowę Sycylii, wyda za mąż za Małek-Adela (brata Saladyna) i że w ten sposób połączą się monarchie, chrześcijańska i muzułmańska — i będą wspólnie panować nad Jerozolimą.
Myśl ta wydała się saracenom pozbawioną sensu, a duchowni katoliccy byli oburzeni i przypuszczali wprost, że Ryszard chce przyjąć religię muzułmańską. Aby więc pokazać się dobrym chrześcijaninem, Ryszard, zły, że jego myśl została odrzuconą, postanowił wyciąć w pień wszystkich więźniów mahometańskich, jakich ujął ostatniemi czasy. Blizko 3,000 ich zginęło; była to druga rzeź bezbronnych, sprawiona przez Ryszarda.
Potem już postanowił bezwarunkowo iść na Jerozolimę; lecz właśnie zbliżała się zima i rycerze woleli poczekać do wiosny.
Ale na wiosnę 1192 r. przyszły do Ryszarda z Francyi i Anglii wieści bardzo żałosne. Filip August napadł na księstwa Ryszarda we Francyi, a Normandyę pod francuskie wziął panowanie. Sprzymierzył się on z bratem Ryszarda, Janem (którego później nazywano Janem bez Ziemi), a który zastępczo sprawował rządy w kraju. Jan, mając zapewnione sobie panowanie w Anglii, odstąpił Francuzom te ziemie, które we Francyi należały do Anglików.
Ryszardowi groziła poprostu utrata korony. Postanowił tedy wracać do domu, zawarłszy przedtem pokój z Saladynem na lat trzy i 8 miesięcy. Przyczem obie strony przysięgły na koran i na Ewangelię.
W październiku 1192 Ryszard opuścił Syryę. Ale którędy wracać? W Europie miał on wszędzie nieprzyjaciół, którzy czyhali na niego. Niedaleko Wiednia, choć się przebrał za pielgrzyma, został poznany i przez księcia Leopolda austryackiego wtrącony do więzienia. Był to ów książę, który zawiesił sztandar niemiecki na murach Akki, a który Ryszard zdarł, by zawiesić swoją chorągiew. Dwa lata siedział Ryszard w ciemnicy austryackiej, zanim go wypuszczono, i to głównie za sprawą papieża[6].
Zakończenie. Celu wyprawy ostatecznie nie osiągnięto. Jerozolimy nie odebrano niewiernym, a i drzewo krzyża świętego pozostało w ich rękach. Mały kawałek ziemi, niedaleko Palestyny, nadano hrabiemu Henrykowi z Szampanii — z urojonym tytułem króla Jerozolimskiego.
Jedyny wynik tej wyprawy — to ufundowanie królestwa Cypryjskiego, z rodziną Luzynianów na tronie. Królestwo to, o które zresztą z Luzynianami toczyli spór Templaryusze, przetrwało lat trzysta w rękach katolickich — i stanowiło przednią straż chrześcijańską na wschodzie — gdzie wszędzie panował półksiężyc.
W każdym razie trzecia wyprawa miała sławne chwile. Zwycięstwa i tryumfy, cierpienia i bohaterstwa nadzwyczajne. Świat zapomniał o szaleństwach Ryszarda, a pamiętał o jego nieustraszonem męstwie i czynach walecznych. Powiadają, że to dawne czasy, a podobno i dziś jeszcze Arabowie, gdy się ich koń nagle przestraszy, mówią do niego: „Czyś zobaczył cień Ryszarda“?
I w Europie pamiętali długo Saladyna, gdyż był to wojownik nie mniej sławny od Ryszarda, a przytem mądry i wykształcony i bardzo szlachetny. Nie prześladował on pielgrzymów chrześcijańskich, owszem braciom szpitalnym pozwolił częściowo zostać w Jerozolimie dla opieki nad niemi i dla pielęgnowania chorych.
Saladyn nie długo przeżył czas odjazdu Ryszarda. Właśnie, kiedy król o Lwiem Sercu siedział w ciemnicy, Saladyn, ciężko chory, umarł w Damaszku. Powiadają, że blizki śmierci, kazał on jednemu z książąt nosić po ulicach miasta swoją koszulę śmiertelną i głośno wołać: „Patrzcie, oto co Saladyn, zwycięzca Wschodu ze swych zdobyczy na tamten świat zabiera“.
Umarł w r. 1194.





Czwarta wyprawa krzyżowa.
(od 1195 do 1205).

Polityka przeważa sprawy religijne. Niemało błędów popełnili chrześcijanie w czasie poprzednich wypraw; nieraz interesy osobiste popychały książąt do walki ze sobą, przyczem zapominano zupełnie i o Grobie Świętym i o Jerozolimie. Ale zawsze myśl pobożna wszystko doprowadzała do porządku — i, choć niemało chrześcijanie za swoje winy ucierpieli, to przecież zawsze powracali do sprawy bożej. Teraz jednak możnaby powiedzieć, że już zupełnie ludzie zapomnieli o wojnie świętej — i wszystko poświęcili sprawom własnym, politycznym, podbojom obcych krain, żądzy budowania nowych królestw, rozszerzenia stosunków handlowych dla kupna i sprzedaży towarów. To też żadna z wypraw krzyżowych nie była tak pełna osobliwych zdarzeń, jak czwarta, a zdarzenia te nic nie miały wspólnego z wyzwoleniem grobu Zbawiciela z pod panowania muzułmańskiego.
A jednak chwila była dobra i nawet plan pierwotny wyprawy jaknajlepszy. Cóż, kiedy ludzie coraz to przewrotniej zmieniali drogę, którą iść mieli, aż zakończyli ją wcale nie tam, gdzie zamierzali.
Po śmierci cesarza egipskiego Saladyna — zawrzały tam straszne wojny domowe. Różni emirowie, oraz bliżsi i dalsi krewni Saladyna chcieli pomiędzy siebie państwo podzielić i rozdrobić je na części. Rozumiał to dobrze Celestyn III papież, że najlepsza teraz chwila do wojny przeciw niewiernym. Ogłasza tedy nową wojnę krzyżową, ale ta już nie na Palestynę, lecz na Egipt miała być skierowaną: ponieważ główna siła muzułmańszczyzny była w cesarstwie egipskiem, należało przedewszystkiem złamać tę siłę, zwłaszcza, że ona teraz była w rozbiciu.
Plan ten został przyjęty, i głównie zajął się nim Henryk VI, cesarz niemiecki. Cesarz ten, co prawda, był właśnie przez papieża wyklęty, ale stanął na czele wyprawy, chcąc niby wyjednać przebaczenie papiezkie: w rzeczy zaś samej miał zupełnie inne zamiary.
Oto cesarz Henryk VI zamierzał podbić Włochy południowe i wyspę Sycylię, gdyż cesarze niemieccy zawsze tę ziemię uważali za swoje dziedzictwo. Więc niby wojownik sprawy bożej, z licznem wojskiem przybył do Neapolu, a potem ruszył na Sycylię i tu zaczął pustoszyć ziemię chrześcijańską. Aby zaś swoje zamiary uprawomocnić, ożenił się z Konstancyą, królewną Sycylii, a brata jej Tankreda doprowadził do śmierci.
Inną drogą i wprost do Palestyny wyruszyli książęta Saski i Brabancki (z Belgii), a wraz z niemi pobożna królowa węgierska.
Nieliczne to było wojsko, ale bardzo pobożne i waleczne. W imieniu cesarza niemieckiego, Henryka VI, armię prowadził biskup Konrad z Moguncyi, kanclerz (wielkorządca) państwa.
Jednak nie mało czasu minęło, zanim to całe rycerstwo w drogę wyruszyło, a tymczasem w Egipcie, brat Saladyna, Malek-Adel, zwyciężył wszystkich emirów i, złączywszy rozdarty kraj, sam został cesarzem, a był to rycerz mężny i zawołany.
W ten sposób zadanie chrześcijan zostało utrudnione. Zabiegi Henryka VI o podbój Sycylii opóźniły cały ruch. — Mimo to, połączona armia katolicka walczyła bardzo szczęśliwie, i, choć Jerozolimy nie odebrała, to jednak wiele miast powróciło pod panowanie chrześcijan (np. Bejrut); a znów Malek-Adel napróżno oblegał Jafę, lecz nie mógł jej złamać.
Tymczasem umarł król jerozolimski, Henryk z Szampanii, a wkrótce potem Amaury Luzynian, nowy król Cypru, ożenił się z wdową po nim, Izabelą i tak został królem jerozolimskim.
W czasie ich zaślubin i koronacyi przyszła z Europy nowa wieść o śmierci cesarza Henryka VI. Gdy się rycerze chrześcijańscy o tem dowiedzieli, natychmiast wszyscy opuścili Syryę i do Europy wrócili. Pozostała tylko jedynie pobożna królowa węgierska z nieliczną gromadką swoich rycerzy.
Początek nowej wyprawy. Po Celestynie III, na stolicy Piotrowej siadł Innocenty III, jeden z najmądrzejszych ludzi swego czasu, a przytem pełny energii i wielki polityk. Ten na nowo podniósł sztandar wojny świętej i wzywał narody przeciwko poganom. Ale świat ówczesny był miotany niepokojami i zawieruchami. Król francuski Filip August i król angielski Ryszard Lwie Serce, prowadzili teraz nową wojnę, która jeszcze w tych czasach się zaczęła, kiedy Ryszard był w Palestynie. W Niemczech, po śmierci cesarza Henryka VI zawrzała wojna domowa: dwóch książąt walczyło o tron i panowanie, książe Oton saski i książę Filip szwabski. Cały kraj podzielił się na dwa stronnictwa: jedni pragnęli Otona, drudzy Filipa. Stronnicy Filipa nazywali się Gibelini, stronnicy Otona Gwelfowie.
Filip i Gibelini byli wyklęci przez papieża i chcieli z nim zerwać, a Gwelfowie byli mu wierni.
Między papiestwem a cesarzami zdawna była wojna, a śród innych powodów także i dlatego, że Niemcy koniecznie chcieli opanować Włochy południowe. Z drugiej strony cesarze niemieccy żenili się często z greczynkami, albo za greków wydawali swe siostry i córki — i w ten sposób byli trochę pod wpływem greckim, a grecy nie uznawali papieża. I Filip także był żonaty z córką cesarza greckiego Izaaka Angelosa, a ta go ciągle buntowała przeciw papieżowi. Trzeba zwrócić uwagę na wszystko, bo rozmaite sprawy polityczne tak się tu mięszają, krzyżują i ścierają jak zboże we młynie.
Z tego, że się niemcy żenili z greczynkami a grecy z niemkami — nie należy sądzić, żeby się tak bardzo kochali. Grecy mieli niegdyś pod swem panowaniem Włochy południowe i zawsze myśleli, żeby je odebrać na nowo, a ponieważ i Niemcy pragnęli tej ziemi, więc łatwo mogło dojść między niemi do wojny.
Czasami cesarze niemieccy chcieli się tą ziemią z cesarzem bizantyjskim podzielić, to znów marzyli o tem, żeby sam Carogród opanować.
Tymczasem ziemia niemiecka była widownią walk domowych i ani Filip, ani Oton nie był zwyciezcą.
Żył wtedy ksiądz pewien imieniem Fulkon, francuz rodem (z Neuilly sur Aine), który zaczął głosić krucyatę. W jednem miasteczku francuskiem zwołano turniej (t. j. igrzyska rycerskie), na który zgromadzili się co przedniejsi panowie. Tu przemówił Fulkon i znalazło się wielu, którzy do wojny krzyżowej przystali. Na czele stanęli dwaj bracia stryjeczni króla Filipa Augusta, Teobald z Szampanii i Ludwik z Blua, oraz książę Baldwin z Flandryi. — Werbunek ochotników rozpoczął się w roku 1200. — Szło teraz o przewiezienie wojsk, o przygotowanie żywności, o urządzenie wyprawy, o koszty. Kto miał się tem zająć?
Był w owych czasach kraj, który wszystko prowadził po kupiecku i ten podjął się tej sprawy. Tym krajem była Wenecya.
Wenecya. Jak już to widzieliśmy, w owych czasach nie było takich wielkich państw jak dzisiaj, ale małe księstwa i miasta wolne. Zwłaszcza Włochy dzieliły się na kilkadziesiąt państewek i nieraz jedno miasto już było osobnem państewkiem. Państwa te wojowały ze sobą, nienawidziły się, a zwłaszcza w sprawach handlu starały się wzajem prześcignąć. Główne państewka we Włoszech, prócz Państwa Kościelnego, były: Genua, Piza, Florencya, Ferrara, Lucca, Modena, Parma i t. d., wreszcie Wenecya.
Wenecya — to osobliwe miasto, nie leży ona na lądzie, ale na trzystu małych wysepkach, raczej kępach, które ci ludzie wielce przemyślnie zabudowali, połączyli mostami i przyozdobili. Zamiast ulic, są tam kanały; zamiast wozów i koni — łodzie, zwane gondolami. Tuż obok morze, z początku małe, a potem coraz szersze: — to morze Adryatyckie. Okręty średniej wielkości, (dawniej nie było wielkich okrętów) wygodnie się mieściły w tej przystani. Nie mając u siebie nic, ani roli, ani gospodarstw, wenecyanie żyli rzemiosłem i handlem; a że to byli przemyślni ludzie, więc coraz nowe drogi handlowe wynajdywali.
Całe morze Śródziemne nosiło na swym grzbiecie okręty weneckie. Wenecyanie byli to żeglarze odważni i kupcy przezorni. Podbijali też nie jeden kraj: Dalmacya długi czas należała do nich, wyspy greckie, potem Cypr, brzegi Syryi i t. d. Był to kraj tak potężny naówczas, jak dziś Anglia.
Wenecya nie była księstwem, ale rzecząpospolitą, t. j. nie miała króla, lecz sama sobie na jakiś czas wybierała rządcę, ze swych współobywateli. Rządca taki nazywał się doża; wyobrażał samą Wenecyę, a gdy został obrany, odbywał piękną uroczystość: zaślubiny Wenecyi z morzem Adryatyckiem; śród modłów i pieśni pobożnych, śród muzyki i gwaru tysiąca ludzi na gondolach — doża wenecki zaślubiał morze, rzucając złoty pierścień w jego nurty.
Jednak doża sam nie rządził, ale miał sobie przydanych dziesięciu przedniejszych obywateli miasta, również wybranych przez naród, którzy się nazywali: Radą Dziesięciu. Patronem Wenecyi był święty Marek apostoł.
W chwili, kiedy zaczynała się czwarta wyprawa krzyżowa, dożą Wenecyi był Henryk Dandolo, człowiek stary, blizko 90 lat mający, ale jeszcze rzeźki, pełen mocy ducha i wielce przenikliwy.
On to w imieniu Wenecyi przedstawił krzyżowcom plan całej wyprawy i określił koszty. — Wenecya ma przewieźć na swych okrętach wojska krzyżowe do Aleksandryi, miasta w Egipcie: mianowicie 4,500 konnicy, 9,000 rycerzy pieszych i 20,000 żołnierzy, za co ma otrzymać po 2 grzywny za człowieka, po 4 grzywny za konia; grzywna ówczesna znaczyła 20 rubli, a ponieważ cała suma wynosiła 85,000 grzywien srebra, przeto krzyżowcy mieli zapłacić Wenecyi razem 1,780,000 rubli, w trzech ratach. Jak widzimy, Wenecyanie handlowali przebiegle.
Krzyżowcy wypłacili pierwszą ratę 25,000 grzywien, t. j. pół miliona rubli i zaczęli się zjedżać do Wenecyi. Ponieważ w Wenecyi nie było miejsca, pomieszczono ich na obszernej, a pustej wyspie Lido, o pół godziny drogi od Wenecyi. Obozowanie tam było wygodne, a Wenecyanie obowiązali się dostarczać rycerzom żywności.
W czasie pobytu rycerstwa w Wenecyi nadeszła wieść bardzo smutna: kuzyn króla francuskiego, Teobald hrabia Szampanii, który miał być głównym wodzem wyprawy, umarł w miesiącu maju 1201 roku. Było to wielkie nieszczęście, bo na czele wyprawy stanął nagle nowy a bardzo przewrotny człowiek, książę Bonifacy z Monteferratu.
Bonifacy z Monteferratu (t. j. z Zelaznej Góry) miał małe księstwo we Włoszech. Pochodził z tej samej rodziny co książe Konrad z Monteferratu, który tak dzielnie bronił Tyru.
Ojciec Bonifacego, Wilhelm, był w służbie cesarza niemieckiego i we Włoszech prowadził jego sprawy, jednał mu ludzi z książąt i z mieszczan i spiskował przeciw papieżowi, należał bowiem do Gibelinów.
I Bonifacy podobnież stał po stronie Filipa Szwabskiego, i we Włoszech rozwijał jego politykę. Był to człowiek pełen chytrych pomysłów, a zwłaszcza bardzo zazdrościł swoim krewnym, z których jeden był królem Tyru, a drugi, Renatus, znajdował się na służbie cesarza greckiego, był żonaty z jego krewną i nosił tytuł kaisar (co po grecku znaczy jakby cesarz).
Skoro też tylko stanął na czele krzyżowców po śmierci Teobalda, zaraz obmyślać zaczął, jakby tu dla siebie wyzyskać sprawę Chrystusową. Jeździł tedy od cesarza Filipa Szwabskiego do papieża i omawiał w tajemnicy różne interesy; bywał też u doży weneckiego Dandola i sekretne prowadził z nim rozmowy. Co z tego spiskowania wynikło, zobaczymy później.
Oblężenie Zary. Krzyżowcy, którzy siedzieli na Lido, z początku byli zadowoleni, ale wkrótce Wenecya zaczęła im nieregularnie dostarczać żywności, tak, że rycerstwo głośno burzyło się na handlarzy weneckich. Natomiast wenecyanie mówili: — Zapłaciliście nam dotąd 25,000 grzywien, a należy się jeszcze 60,000, zatem płaćcie. Ale krzyżowcy nie mieli pieniędzy; wtedy znów wenecyanie wymyślili taką historyę: — Ponieważ nie macie pieniędzy, oddajcie nam dług inaczej, usłużcie nam waszym mieczem.
— Jakże to? — pytali krzyżowcy.
— Jest u brzegów Dalmacyi Zara, miasto portowe. To miasto należało do Wenecyi, ale się zbuntowało i oddało się pod panowanie króla węgierskiego. Idźcie tedy, my was przewieziemy na okrętach pod Zarę, a wy orężem dobądźcie miasto i nam je z powrotem oddajcie.
Pewna część rycerzy nie chciała przyjąć tego planu. — Nie po to wybieramy się do Ziemi Świętej, — mówili — aby przelewać krew chrześcijańską. Ale większość inaczej rozumiała tę sprawę: nudził się im długi pobyt na pustej wyspie i chętnie się zgodzili usłużyć Wenecyi, tembardziej, że ta robota zwalniała ich od długu 60,000 grzywien. W październiku 1202 r. rozpoczęło się oblężenie Zary, która była potężną nadmorską fortecą; to też krzyżowcy długo walczyli pod jej murami, aż ją w końcu zdobyli i Wenecyanom oddali. Papież gniewał się bardzo na krzyżowców, że służyć zaczęli innym celom, niż zamierzali, ostatecznie jednak musiał uznać to, co się stało.
Tymczasem zaszedł nadzwyczajny wypadek, który zgoła odmienił kierunek wyprawy krzyżowej i wywołał całkiem nieoczekiwane rezultaty.
Przewrót w Carogrodzie. W r. 1185 wymarła rodzina cesarska Komnenów i zaczęła panować rodzina Angelosów (t. j. Aniołów). Pierwszym cesarzem z tej rodziny był Izaak Angelos, którego już widzieliśmy w czasie wyprawy Fryderyka Rudobrodego do Ziemi Świętej. Tego Izaaka pozbawił tronu i wtrącił do więzienia rodzony jego brat Aleksy Angelos, który się przezwał Aleksym III. Niedość tego, Aleksy wyłupił oczy Izaakowi i razem z nim do ciemnicy rzucił jego syna, młodego Aleksego. Izaak tedy zwrócił się listownie do córki swej, która była cesarzową niemiecką. Włosi, którzy mieli swoje banki w Carodrodzie, przewozili te listy Izaaka do córki i cesarzowej do ojca.
Tymczasem młody Aleksy, dzięki jednemu ze strażników, zdołał uciec z więzienia i wyruszył w świat, szukając pomocy przeciw Aleksemu III. Był naprzód u swojej siostry w Niemczech, gdzie się rozmówił z cesarzem Filipem i Bonifacym, który właśnie był na cesarskim dworze. — Ratujcie, mówił, ojca mojego i mnie, a ja wam się odwdzięczę.
Doża wenecki Dandolo był o wszystkiem powiadomiony — i wkrótce ujawniło się wszystko, co sekretnie prowadził Bonifacy.
W styczniu 1203 r. nastąpiła umowa między młodym Aleksym a cesarzem niemieckim i starym Dandolem.
Cesarz Filip pisał do krzyżowców:
„Panowie, posyłam wam brata żony mojej i w ręce boże i wasze składam jego losy. Idźcie go bronić, czyńcie sprawiedliwość, przy pomocy miecza zwróćcie mu tron carogrodzki. W nagrodę królewicz grecki dopomoże wam zawojować Ziemię Świętą. Jeżeli mu pomożecie odebrać tron, przyłączy Grecyę do kościoła katolickiego. Królewicz wypłaci wam 200 tysięcy grzywien (t. j. 4 miliony rubli) i całą waszą armię utrzymywać będzie. Nadto pójdzie z wami do Ziemi Świętej na czele 10,000 Greków i będzie tam z wami przebywał i wspólnie z wami walczył. Wreszcie do końca życia zobowiązuje się utrzymywać w Palestynie oddział, złożony z 500 żołnierzy greckich“.
Takie to obietnice zrobił młodzieniaszek, nic a nic nie wiedząc, czy im podoła. Trzeba jeszcze dodać, że Wenecya zastrzegła sobie wynagrodzenie wszystkich strat, jakie poniosła w Grecyi w ciągu ostatnich lat 30. Wenecyanie mieli swoje banki i magazyny w Carogrodzie i innych miastach bizantyjskich: ostatniemi czasy, w chwilach starć greków z łacinnikami, zwykle tłum grecki rabował i niszczył sklepy włoskie, więc teraz Wenecya chciała te straty odzyskać. Nadto Aleksy miał jej wypłacić jednorazowo 10,000 grzywien strat (200,000 rubli).
Pierwszy to raz w czasie wypraw krzyżowych — mówiło się tyle o pieniądzach. Ale wojenny i pobożny duch rycerstwa znikał, a ludzie głównie mieli na oku interesy polityczne i handlowe.
Dodać trzeba, że oprócz tej umowy z królewiczem Aleksym, była jeszcze tajna umowa, o której wiedzieli tylko cesarz niemiecki, doża Dandolo i Bonifacy z Monteferratu. Podług tej umowy krzyżowcy mieli orężem zdobyć Konstantynopol i na gruzach monarchii bizantyjskiej założyć nowe cesarstwo.
Kto podał taki plan — niewiadomo. Jedni oskarżaj cesarza niemieckiego, który jako mąż greczynki, uważał się za dziedzica Grecyi; inni mówią, że to robota Wenecyan, których podkupił Malek-Adel, cesarz egipski, dając im zarazem wielkie przywileje handlowe w całem swojem państwie.
W każdym razie pewnem jest, jak to już widzieliśmy w poprzednich wojnach krzyżowych, że grecy i łacinnicy nie ufali sobie, nienawidzili się i nieraz ścierali się orężnie. Panowało też ogólne przekonanie, że cesarstwo bizantyjskie jest przeszkodą w drodze do Ziemi Świętej; nieraz też wołano, że należy krucyatę ogłosić przeciw grekom; słowem, że należy cesarstwo greckie zburzyć, a na jego miejscu założyć nowe Cesarstwo Łacińskie. Tak się też stało.
Wojna grecka. W początkach wiosny królewicz Aleksy stanął na wyspie Korfu, gdzie też zjechali się krzyżowcy. Lekkomyślny ten młodzieniec obiecywał wszystko, o co go tylko proszono. Zapewniał, że w portach Konstantynopola czeka nań 600 okrętów wojennych, których załoga opłakuje go serdecznie; że cały naród tęskni za nim jak sierota. Obiecał też, że z całym narodem greckim przyjmie religię katolicką. Chętnie wszystkim zapowiadał nagrody pieniężne, a ponieważ nie miał ani grosza, więc podpisywał kwity każdemu, kto się do niego zbliżył. Podpisów takich zrobił na 500 tysięcy grzywien (10 milionów rubli).
25 maja 1203 roku krzyżowcy popłynęli na Konstantynopol, wybrawszy drogę przez morze Jońskie, Peloponeskie i Archipelag — i w końcu czerwca stanęli nad Złotym Rogiem (tak się nazywa port carogrodzki).
Tu krzyżowcy odrazu poznali wszystkie kłamstwa Aleksego: naprzód Grecya miała bardzo mało okrętów własnych, bo całe przedsiębiorstwo floty greckiej wzięła na siebie Wenecya — i właściwie okręty greckie były to okręty weneckie, te same właśnie, na których przyjechali krzyżowcy. Dalej, naród wcale nie kochał i nie chciał króla Aleksego, było mu bowiem wszystko jedno, czy panuje Aleksy III czy Aleksy inny. — Bądź jak bądź krzyżowcy uważali, że muszą wypełnić swoje zobowiązanie, tembardziej, że liczyli na bogatą zdobycz, bo Carogród uchodził za miasto pełne srebra, złota i drogich kamieni. Było to w rzeczy samej największe wówczas miasto w Europie, tak wielkie, jak dzisiaj np. Wiedeń; miało więcej niż milion mieszkańców, gdy w reszcie Europy w owych czasach miasta były małe, a Paryż nie był większy, niż dziś Lublin albo Kalisz.
Aleksy III nie rozumiał, o co idzie krzyżowcom, ale mu prędko rzecz wyjaśniono, żądając, aby Izaaka wypuścił z więzienia i tron mu oddał. Cesarz się przestraszył, ale nie chciał bitwy zaczynać, tylko schronił się do miasta. Naród zaczął szemrać, tembardziej, że krzyżowcy grozili szturmem; więc Aleksy III, zgromadziwszy 70,000 żołnierzy, wyruszył przeciw łacinnikom i rzeczywiście ich odparł, lecz nie skorzystał ze swego zwycięstwa, ale nanowo za mury powrócił. Chciał natomiast spalić flotę wenecką, używając do tego celu tak zwanego ognia greckiego.
Jednakże Aleksy III nie miał szczęścia, bo grecki ogień jakoś flocie krzyżowców nie zaszkodził i tylko zbudził ich podejrzenia i gniew przeciw cesarzowi greckiemu. Nowy szturm przypuszczono do miasta: tym razem mury zburzono i krzyżowcy weszli do Carogrodu. Było to w początkach czerwca.
Aleksy III przerażony uciekł, a krzyżowcy wydobyli z więzienia Izaaka i nanowo go posadzili na tronie; ponieważ zaś, jako ociemniały, sam rządzić nie był w stanie, przydany mu był, jako współrządca jego, syn, który wystąpił, jako Aleksy IV.
Wielka była radość i uroczystości w Carogrodzie z powodu szczęśliwego powrotu prawego monarchy. Ale po paru dniach już krzyżowcy zaczęli się domagać spełnienia zobowiązań. A należało im się dużo, bo Aleksy obiecał krzyżowcom wypłacić 200,000 grzywien (jak pisał cesarz Filip), potem na wyspie Korfu 500,000 grzywien; nadto Wenecyanie mieli dostać 10,000 grzywien jednorazowo, a za przewóz liczyli sobie 34,000 grzywien, wreszcie domagali się wynagrodzenia za straty, poniesione w ciągu ostatnich lat trzydziestu. Razem blizko milion grzywien, czyli 20 milionów rubli.
Okazało się, że skarb carogrodzki wcale nie jest tak bogaty, jak mówiono; ale cesarz Izaak, chcąc wypełnić zobowiązania syna, zaczął gromadzić, co miał gotowizny, a nadto kazał na pieniądze przelać wszystko złoto i srebro jakie posiadał — i razem zebrał nie więcej nad 100,000 grzywien.
Krzyżowcy byli bardzo niezadowoleni i sarkali na młodego współcesarza. Wtedy to chytry Dandolo zaproponował, żeby cesarz pozwolił krzyżowcom rok jeden posiedzieć w Carogrodzie, a w ciągu roku jakoś te rachunki będą pokryte.
Nie mógł tego odmówić Izaak — i krzyżowcy zamieszkali w Carogrodzie, zająwszy całą dzielnicę miasta.
Stosunki między grekami a łacinnikami były jaknajgorsze: nawzajem sobie dokuczali, a krzyżowcy, choć niby goście, a właściwie najemni żołnierze cesarza, czynili różne nadużycia i coraz bardziej lud przeciw sobie burzyli. Rycerze zachodni, drażniąc ludność, ubierali się w suknie greckie i zamiast szabel nosili pióro i kałamarz, kpiąc sobie z greków, że tylko piórkiem pisać potrafią, a do miecza są niezdatni. Należy bowiem wiedzieć, że owemi czasy mało który z rycerzy francuskich czy niemieckich umiał czytać i pisać, chyba księża albo trochę kupcy włoscy.
Dwa tylko istniały wtedy wykształcone narody, a mianowicie grecy, którzy mieli bardzo dawną oświatę, oraz arabowie hiszpańscy, którzy choć z początku dzicy, w prędkim czasie ucywilizowali się i szkoły ich stały się sławne na cały świat: kto chciał się uczyć, jeździł do arabów.
Żarty łacinników z greków drażniły ich bardzo, ale była to jeszcze rzecz najmniejsza. Krzyżowcy wszystko brali jak swoje: żywność, klejnoty, kobiety, święte relikwie z kościołów greckich; nic nie uszanowali.
Cesarstwo łacińskie. Nareszcie grecy się zbuntowali. Jeden z krewnych cesarskich, książę Aleksy Dukas, zwany Mursuflo (t. j. Zrosłobrewy) wzburzył lud przeciw Izaakowi i krzyżowcom.
Izaak wezwał krzyżowców na pomoc przeciw buntownikom: żołnierze łacińscy chętnie wzięli się do tej ruchawicy wewnątrz miasta; krew się polała, wreszcie Dukas został ogłoszony cesarzem (Aleksy V) i zdobył pałac cesarski. Tu przedewszystkiem uśmiercił Izaaka, Aleksego IV zaś do więzienia wtrącił i potajemnie go otruł.
W tym to czasie przybyli do Carogrodu wysłańcy z Palestyny — i ze łzami w oczach mówili krzyżowcom o strasznem położeniu chrześcijan w tym kraju. Zaraza dziesiątkowała ludność. W jednym dniu w Akce umarło 2,000 ludzi. Głód i nędza straszna. Saraceni niszczą ziemię i lud boży. Tak się skarżyli ludzie palestyńscy. Ale nikt ich nie słuchał.
Najważniejsza sprawa przedstawiała tak: cesarz Izaak i cesarz Aleksy IV nie żyją, Mursuflo nie wypełni zobowiązań tych, co umarli, więc kto zapłaci?
Dukas tymczasem miasto fortyfikował i próbował spalić flotę wenecką, a przytem chciał sprosić na ucztę wodzów krzyżowych i — wytruć ich wszystkich razem. Ale na grzeczne prośby Dukasa, mądry śród mądrych, doża Dandolo powiedział, że nie będą ucztowali, u niego.
Wtedy Bonifacy i Dandolo ogłosili plan, który zapewne mieli już dawno. Mieczem zdobyć Konstantynopol i zaprowadzić nowy rząd łaciński; skarby całego miasta zrabować na zaspokojenie długów, należnych Wenecyi, Francuzom i Bonifacemu. Następnie wybrać cesarza, który otrzyma czwartą część Grecyi; urządzić dalej lenne księstwa na wzór tego, co było w Europie Zachodniej.
W dniu 11 i 12 kwietnia krzyżowcy przypuścili szturm do stolicy Bizantyjskiej, a dnia 13 kwietnia (1204) wszedł do miasta Bonifacy z całą armią łacińską. Grecy prosili go o łaskę, ale Bonifacy obiecał żołnierzom trzy dni pohulanki, t. j. grabieży (taki był dawniej obyczaj wojenny). Więc też żołnierze hulać sobie poczęli i sprawili w mieście najokropniejsze spustoszenie. Szukali oni przedewszystkiem pieniędzy, złota, srebra, drogich kamieni, naczyń cennych. Nie uszanowali ani świętych obrazów, ani relikwij po kościołach greckich.
W kościele Świętej Zofii zburzyli ołtarz Panny Maryi — dzieło cudnej roboty. Również zniszczyli obrazy w kościele Św. Maryi Blakerneńskiej. A że to byli ludzie bez oświaty, więc poniszczyli mnóstwo dzieł sztuki, posągów z marmuru i bronzu; mnóstwo starych ksiąg, w których Bóg wie, jakie się mądre i piękne rzeczy ukrywały, i zaginęły na zawsze.
Jeden tylko stary doża Dandolo rozumiał, że i dzieło sztuki coś warte. Były tam nad bramą placu wyścigów konnych cztery piękne konie, z bronzu wykute, gdyby żywe, starogreckiej roboty. Te konie zabrał doża do Wenecyi i umieścił je nad wrotami kościoła świętego Marka, gdzie do dziś jeszcze się znajdują.
Tak to sobie hulali żołnierze, aż nakoniec — niewiadomo jak i skąd — powstał w mieście pożar. Łuna purpurowa obejmowała więcej niż pół nieba i straszliwy jęk słychać było po tem wielkiem i pięknem mieście, które blizko tysiąc lat stało potężne, bogate i niedotknięte zniszczeniem. Konstantynopol, Bizancyum, Carogród, gorzał przez trzy dni, a nikt go nie mógł ratować. Większa połowa miasta była w zgliszczach.
Grabież się skończyła. Wtedy panowie francuscy i włoscy wybrali po sześciu z każdego narodu i przystąpili do wyboru cesarza. Wenecyanie nie życzyli sobie, aby doża ich, który Wenecyą kierował, jako prosty urzędnik, pierwszy co prawda, ale tem nie mniej równy wszystkim patrycyuszom (t. j. przedniejszym ludziom) miasta, aby doża ich nosił tytuł cesarza. Nie chcieli też Bonifacego, bo się obawiali jego przewrotności, że mógłby Wenecyi zaszkodzić. (Bonifacy ożenił się z wdową po Izaaku, Małgorzatą, córką króla węgierskiego, nieprzyjaciela Wenecyi).
Wybór więc ostatecznie padł na księcia Baldwina z Flandryi, który d. 9 maja 1204 r. został uroczyście koronowany w kościele świętej Zofii. W tym tedy dniu, rzec można, narodziło się Cesarstwo Łacińskie.
Następnie krzyżowcy podzielili między sobą ziemię. Wenecya otrzymała kraje nadbrzeżne Dalmackie, liczne wyspy, brzegi Syryi.
Bonifacemu dano wyspę Kandyę, ale on ją rychło za duże pieniądze sprzedał wenecyanom, wolał bowiem kraj nad morzem Czarnem, mianowicie Tessalonikę, część dawnej Macedonii.
Rozmaici rycerze i książęta dostali różne ziemie (których zresztą jeszcze nie mieli w ręku — skóra na niedźwiedziu!) i tytuły hrabiów i książąt Ateńskich, Tebańskich, Spartańskich, Korynckich i t. d.
Główną słabością krzyżowców było to, że nie mieli więcej nad 15,000 żołnierzy. Trudno się było umocować w kraju, bo i w samym Carogrodzie było niezadowolenie i na prowincyi wrzało i od północy grozili bułgarzy.
Na prowincyi rozeszła się szybko wieść o opanowaniu stolicy przez „dzikich Franków“. Ale tam nikt nie uznawał nowego rządu. Chcieli mieć własnego cesarza: więc wybrano Teodora Dukasa; inni znów wybrali Teodora Laskarysa; jeszcze inni Kanabusa, Tak więc było naraz trzech cesarzy greckich i jeden łaciński. Spór tych cesarzy niejako osłabiał opór greków i był łacinnikom na rękę. Inni znów grecy sami własne państwo dzielili na części i osobne królestwa w niej zakładali.
Powstało tedy nad morzem Czarnem królestwo Trebizondy, na południu Grecyi królestwo Koryntu, na północy Epir (którego cesarzem był Michał Komnen). Najważniejsze zaś było królestwo Bitynii, ze stolicą Niceą (stąd zwane Nicejskie): tu był królem Teodor Laskarys, który się długo utrzymał.
Papież Inocenty III srodze naganiał chrześcijańskim rycerzom całą tę sprawę, ale rycerze go zapewniali, że dzieje się to dla dobra kościoła katolickiego. Istotnie jeden z biskupów greckich zapowiedział połączenie obu kościołów, ale w niczem to nie zmieniło uczuć greków do franków: owszem jeszcze bardziej urosła ich nienawiść wzajemna.
Mimo to sprawę katolicką trzeba było uporządkować. Jednocześnie z cesarzem (francuzem), najwyższym kapłanem wschodu został włoch, ks. Tomasz Morosini z Wenecyi. On to zawiadomił papieża, że Grecya przyłączoną została do kościoła rzymskiego. Z Jerozolimy przyjechało wielu chrześcijan, a zwłaszcza zakonników, Joanitów i Templaryuszów, którzy postanowili zając się szerzeniem wiary katolickiej. Bardzo czynny był pod tym względem Piotr z Kapui.
Wojna bułgarska. Jak mówiliśmy, krzyżowcy mieli nie więcej nad 15 do 20 tysięcy żołnierzy w Bizancyum. Tymczasem kraj wcale nie był pobity — i nieustanne bunty ludu zmuszały wodzów do ciągłej walki z niepokornymi grekami. Byliby może jakiś ład w nowozdobytej ziemi utrzymali, gdyby nie nowy, niespodziewany wróg, co ich na tyłach zaczął niepokoić. Byli to bułgarzy. Już w czasie trzeciej wyprawy krzyżowej, kiedy przez Bałkany szedł do Ziemi Świętej Fryderyk Rudobrody, serbowie i bułgarzy zwracali się do niego o pomoc przeciw grekom. Serbia i Bułgarya były zawsze w pewnej zależności od cesarza bizantyjskiego, ale ostatniemi czasy, korzystając z osłabienia państwa, oba te narody doszły do pewnej siły. W Serbii panowali carowie z rodziny Nemaniczów, w Bułgaryi dom Aseniów. Potężny był zwłaszcza i mądry polityk Jan Aseń; cesarstwo bułgarskie za jego czasów doszło do wielkiej siły i znaczenia. Gdyby krzyżowcy to rozumieli, pewnie by sobie bułgarów uznali za przyjaciół. Ale frankowie uważali bułgarów za dzikich ludzi, świnopasów i zbójów — lekceważyli ich sobie. Srodze też byli za to ukarani.
Jan Aseń bardzo się radował z upadku Carogrodu i chciał też z tej okoliczności zysk wyciągnąć. Zwrócił się tedy do cesarza łacińskiego z prośbą, aby mu także dał część zawojowanej Grecyi a za to on mu chciał dopomagać w walce z grekami. Ale Baldwin roześmiał się tylko i ani chciał słuchać posła bułgarskiego.
Obrażony Bułgar postanowił się zemścić i złączył się z grekami przeciw krzyżowcom. Bułgarzy napadli na cesarstwo łacińskie, niby to w obronie greków, i rozpoczęły się nieustanne walki krzyżowców na dwie strony: z bułgarami i z grekami. W r. 1205 miała miejsce krwawa bitwa pod Adryanopolem, która skończyła się wielką porażką wojsk katolickich. Sam król Baldwin dostał się do niewoli, zapóźno żałując, że zbyt sobie lekceważył tych „świnopasów“.
Przyjaciele Baldwina, szukali pomocy przeciw bułgarom u Bonifacego, króla Tessaloniki. Wyruszył on tedy przeciw nim, ale pod murami swej własnej stolicy zginął w bitwie z Bułgarami. Z jego śmiercią zniknęło też jego królestwo[7].
Cesarstwo łacińskie i cała Grecya była niejako w rękach cara bułgarskiego — i pewnieby on się utrzymał w tem państwie, gdyby nie błąd, jaki popełniły jego wojska, półpoddani cesarzów bizantyjskich: nienawidzili Greków — i skoro tylko stali się jakby ich panami, natychmiast zaczęli hulać po tatarsku. Palili, grabili, niszczyli, mordowali, gwałcili kobiety, zupełnie jak w kraju nieprzyjacielskim. Wtedy to Grecy się zbuntowali przeciw Bułgarom i złączyli się z krzyżowcami, by nowych władców wygnać z kraju.
Tak to jedni drugich spychali i zwalczali — i cesarstwo łacińskie było sceną ciągłych niepokojów. Nienawiść Greków do katolików rozwinęła się jeszcze więcej, a cesarstwo łacińskie zamiast być pomocą, stało się owszem przeszkodą w dalszem prowadzeniu wojny świętej.
Najwięcej na tem wszystkiem zarobiła Wenecya, gdyż wszyscy ci książęta i hrabiowie, którzy dostali w Grecyi ziemie, musieli jej się opłacać, a handel jej coraz lepiej się rozwijał.
W Ziemi Świętej. Tymczasem Jerozolima ciągle jeszcze była w rękach niewiernych, a ilość ziemi chrześcijańskiej mało co się powiększyła. W r. 1187, po śmierci ostatniego króla Trypoli, kraj ten połączył się z Antyochią w jedno państwo. Królem Antyochii był Bohemund III, człowiek waleczny, który też ciągle wojny toczył z niewiernymi i potrochu swe panowanie rozszerzał. Za to do wielkiej siły i znaczenia doszło księstwo ormiańskie Cylicya za księcia Leona II; ten przyłączył się do kościoła rzymsko-katolickiego wraz ze swoim narodem i ożenił się z córką Bohemunda; papież przyznał mu tytuł królewski.
Królestwo Cypryjskie nie rozkwitało tak, jak oczekiwano i słabo podtrzymywało sprawę krzyża na wschodzie, a przytem królowie tamtejsi wciąż roili o tronie jerozolimskim. Amaury ożenił się z wdową po ostatnim królu jerozolimskim, Izabelą; miał on pasierbicę Maryę Jolantę, która była królewną jerozolimską, gdy syn Amaurego Hugo otrzymał w dziedzictwie Cypr.
Chrześcijanie w Syryi prowadzili smutny żywot, nie było to życie osiadłe, ale jakby koczowniczo-obozowe.
Owóż sądzili oni zawsze, że przez pokrewieństwo z jakim wielkim rodem królewskim, znajdą podporę i opiekę. Przeto w roku 1215 wysłali ludzi zaufanych do króla francuskiego, prosząc go, aby znalazł męża dla królewny jerozolimskiej. Król francuski wybrał jednego ze swoich kuzynów, Jana Brienne i ożenił go z Maryą Jolantą. W ten sposób tron jerozolimski znów był zajęty.
Jan był królem wojowniczym i pobożnym. Sprawy jego opowiemy dalej.




Piąta i szósta wyprawa krzyżowa.
(od r. 1215 — 1219 i od r. 1228 — 1240).

Wojny krzyżowe w Europie. Duch pobożny wielce upadł w rycerstwie katolickiem. Więcej niż sto lat trwała wojna z niewiernymi, a tymczasem bardzo niewiele zyskano, pomimo tylu ofiar, czynów bohaterskich, tylu modlitw i wysiłków. Nikt nie zwracał uwagi na to, że zarazem wiele błędów popełniono: żądza zdobyczy, poszukiwanie władzy, rozkoszy, bogactw, spory ciągłe w sprawach osobistych osłabiały potęgę chrześcijan — i oddawały ich na łup muzułmanom.
Tymczasem papież wzywał do krucyaty przeciw Egiptowi i Syryi; mówiono też, że kończy się panowanie półksiężyca, albowiem podług objawienia Świętego Jana, imię Bestyi jest 666, a właśnie nadchodził 666-ty od chwili, kiedy się narodził mahometanizm.
Jednakże mało było głosów, co odpowiedziały na to wołanie. Natomiast srogie wojny krzyżowe odbywały się w Europie. Mianowicie Maurowie, czyli Arabowie zaczęli wielce uciskać naród hiszpański — i Hiszpanie zwrócili się do rycerstwa Europy z prośbą o pomoc. Mnóstwo też Anglików i Szkotów, Włochów i Węgrów, Holendrów i Niemców ruszyło do Hiszpanii.
Francuzi natomiast wojnę mieli u siebie. Południowa część tego kraju — Prowancya, Gaskonia, Langwedocya — zaraziły się herezyą przeciw-katolicką i od kościoła odpadły. Król francuski tedy wytoczył im wojnę, która trwała 20 i kilka lat, aż tych heretyków (Waldensów i Albigensów) wytępił.
Jednakże część Francuzów przystała wkrótce do nowej wyprawy krzyżowej. Również obiecywał pójść do Palestyny cesarz niemiecki — Fryderyk II.
Krucyata dziecięca. Jakby nowym duchem chcąc natchnąć zobojętniałe na sprawę Chrystusową rycerstwo, Opatrzność wywołała rzecz cudowną i niebywałą. Oto w r. 1212 nagle blizko 50,000 dzieci — z Niemiec, z Węgier, z Francyi, z Włoch — poczuło natchnienie osobliwe — i w wielkie połączywszy się gromady, rozpoczęło pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Maleństwa te, chłopcy i dziewczęta, nie znając drogi, szły ciągle naprzód i naprzód za zachodem słońca. Najstarsi mieli tam po lat czternaście, a były też dzieci po lat sześć i siedm. Niewiadomo skąd przyplątała się do tej wyprawy gąska jakaś i szła razem z dziećmi. Dzieci zaś, uważając, że to ptak zesłany przez Boga, szły jego śladem. Idąc, śpiewały: „Panie, racz nam oddać drzewo krzyża świętego“. A gdy ich pytano, po co idą, odpowiadały: Idziemy do Jerozolimy wyzwolić grób Chrystusa Pana. — Niektórzy widzieli w tem sprawę Boga, który chcąc zgnębić pychę możnych, wlał męztwo w serce maluczkich i niewinnych. Rodzice jednak byli strapieni, bo oto dzieci ich opuszczały, a nic ich nie mogło powstrzymać. Z tych młodocianych krzyżowców część zabłąkała się w lasach i pustyniach, część wyginęła z gorąca, głodu i pragnienia, a część powróciła do domu, twierdząc, że nie wiedzieli, po co szli. Pewna część dostała się do morskiego miasta we Francyi południowej, do Marsylii — i tu źli ludzie na okręt ich wsadzili i sprzedali w jassyr niewiernym. Dopiero po wielu latach niektórych wykupił z niewoli cesarz niemiecki Fryderyk II (1229).
Wyprawa króla węgierskiego Andrzeja II. Krucyata dziecięca, zakończona tak nieszczęśliwie, obudziła jednak nanowo uczucie religijne w ludziach starszych. Kiedy papież Inocenty III zwołał sobór w Rzymie, w kościele Lateraneńskim, wielu rycerzy przystało do nowej wyprawy. Głównym wodzem tej nowej wyprawy był król węgierski Andrzej II, który chciał tym sposobem wymodlić u Boga spokój dla swego kraju. Na Węgrzech panował wielki bezład, a króla Andrzeja nikt słuchać nie chciał. Niestety, był to człowiek słaby, który i w Ziemi Świętej nie umiał rozkazywać i w wojsku utrzymać porządku. Wiele to zaszkodziło całej wyprawie.
Z królem węgierskim szli też książę bawarski, książę austryacki i wielu panów niemieckich. Cesarz niemiecki, Fryderyk II, ciągle obiecywał, że do Ziemi Świętej wyruszy, ale ciągle zwlekał, bo miał ważne sprawy w Europie.
Armia króla węgierskiego nie była liczna, ale tłum wielki Włochów, Francuzów, Anglików inną drogą popłynął na wysp Cypr i połączył się z wojskiem tamtejszego króla. Jeżeli do tego dołączymy wojsko króla jerozolimskiego, Jana, to była to siła znaczna i mogła dużo zwojować. Bieda była w tem, że choć armia miała trzech królów, nikt nią nie dowodził, bo Jan tylko swojem wojskiem kierował; król cypryjski od samego początku wojny się rozchorował, a Andrzeja nikt słuchać nie chciał.
Tymczasem sułtan egipski Malek-Adel z ogromną siłą przybył na odsiecz swoim rodakom. Chrześcijanie zgromadzili się w górnej Galilei, gdzie starli się mężnie z muzułmanami. Malek-Adel musiał się cofnąć i uchodzić przed krzyżowcami.
Podniecona zwycięstwem waleczność chrześcijan nowe teraz przedsięwzięła oblężenie i rycerze szli zdobywać silną twierdzę na górze Tabor. Walka była szczęśliwa dla chrześcijan, którzy zdobyli tu część drzewa krzyża świętego — i pewnie by mury forteczne przełamali, gdyby nie jakiś niepojęty popłoch, który ich nagle ogarnął: krzyżowcy w najwyższym bezładzie — nie wiadomo dla czego — zaczęli uciekać, a Saraceni rzucili się ich śladem. Król węgierski chciał wstrzymać ten popłoch, ale nie umiał nakazać porządku i mnóstwo chrześcijan wtedy wyginęło.
Zniechęciwszy się do tej wojny, Andrzej II postanowił wrócić do swej ziemi. Próżno go błagali chrześcijanie, on już nie chciał dalej wojować, bo nie mógł i tu znaleźć posłuchu. Jednak część swoich rycerzy zostawił, a sam w połowie roku 1216 powrócił na Węgry. W Palestynie bawił nie dłużej nad trzy miesiące.
Tak się skończyła wyprawa krzyżowa króla węgierskiego Andrzeja II.
Oblężenie Damietty. W początkach r. 1217 umarł sułtan Malek-Adel i znowu państwo egipskie było teatrem wojen domowych. Różni emirowie wydzierali sobie tron i chcieli Egipt na drobne księztwa podzielić. Chrześcijanie chcieli z tej niezgody muzułmanów skorzystać i, jak to już dawno było w ich zamiarach, postanowili opanować Egipt. — Znaczna ilość rycerzy z Holandyi, z Belgii, z nad Renu, a także król jerozolimski w r. 1218 ruszyli pod Egipt. Był też z nimi poseł papieski, kardynał Pelagjusz.
Okręty ich zatrzymały się u ujścia rzeki Nilu, który tworzy w tem miejscu wyspę w kształcie trójkąta. Na prawym brzegu tego trójkąta (który się zowie Deltą) jest miasto Rozetta, na lewym brzegu Damietta. Krzyżowcy postanowili skierować całą swą sił przeciw Damiecie.
Była to przystań obszerna i dogodna, ale i twierdza mocna, której broniła prócz tego silna baszta na Nilu. W chwili, kiedy rycerze podpływali pod mury Damietty, nastąpiło silne zaćmienie księżyca. Cień ziemi pokrył całą tarczę miesiąca i na godzinę może zaległa ogromna ciemność.
Zjawisko to krzyżowcy przyjęli jako dobrą wróżbę dla siebie — i zaraz o świcie zabrali się mężnie do zdobywania baszty obronnej na Nilu. Istotnie też po kilku dniach upornej walki basztę powalili w gruzy i zaczęli oblegać twierdzę.
Prawda, że kraj był rozdarty przez walki wewnętrzne, ale Damietta nie była bez obrony. Przytem rycerzom chrześcijańskim brakło statków rzecznych, a okręty morskie nie mieściły się w wodach Nilu. Z drugiej strony, w czasie oblężenia Damietty, wojny domowe egipskie zakończyły się i zwyciężył syn Malek-Adela, imieniem Malek-Kamel, który znów połączył kraj pod jednem berłem.
Cały rok niemal trwało oblężenie, a z Europy coraz nowe pomocnicze wojska przybywały do Egiptu. Cesarz niemiecki Fryderyk II przysłał 4,000 swoich rycerzy, a niemało też było ochotników. Choć Damietta broniła się dzielnie, to jednak po pewnym czasie była tak wyczerpana, że sułtan Malek-Kamel zaproponował chrześcijanom pokój i chciał zwrócić królestwo jerozolimskie wraz ze stolicą, oddać drzewo krzyża i wyzwolić więźniów z jassyru.
Rycerze zgadzali się na słowa Kamela, ale kardynał Pelagjusz nie chciał na to przystać. Radził on zniszczyć Damiettę, a potem dalej podbijać Egipt. Ostatecznie miasto po długim oporze zostało zdobyte, a piękny meczet w Damiecie (5 listopada 1219 r.) został zmieniony na kościół pod wezwaniem Najświętszej Panny.
Wieść o podboju Damietty bardzo podniosła ducha w Europie. Przeciwnie muzułmanie byli przygnębieni — i oto zaczęli burzyć mury i warownie Jerozolimy, utraciwszy nadzieję, że się tu utrzymają.
Gdyby chrześcijanie mogli panowanie swoje rozszerzyć wzdłuż Nilu, to zdobycie Damietty miałoby wielkie znaczenie. Dla tego też — a było to w czerwcu 1221 — krzyżowcy postanowili dalsze czynić zdobycze: — naprzód opanować Mansurę, miasto w pobliżu leżące, gdzie się oszańcował Malek-Kamel, a potem iść na stolicę Egiptu, Kairo.
Malek-Kamel raz jeszcze prosił o pokój i obietnice swe ponowił, ale znowu kardynał Pelagjusz odmówił. Owszem nastawał, aby natychmiast w pochód wyruszyć. Król Jan radził poczekać, ale kardynał Pelagjusz zgromił go i groził mu za opór karą kościelną. Było to wielkie nieszczęście, że się kardynał mieszał do spraw wojennych, bo nie znał on Nilu i nie wiedział, jakie niebezpieczeństwa grożą ludziom w tym czasie na jego wodach.
Egipt jest to kraj gorący, suchy, bez deszczów, ale raz do roku rzeka Nil, która cały kraj przepływa wzdłuż, rozlewa szeroko swe wody, a ta powódź, uważana jest za błogosławieństwo boże, gdyż woda użyźnia ziemię szeroko i daleko — i umożliwia rozkwit zasiewów i żniw, które tam odbywają się dwa razy do roku.
Lecz tym, coby chcieli wtedy na statkach płynąć, wielkie grozi niebezpieczeństwo, a zwłaszcza w owej chwili. Skoro tylko chrześcijanie ruszyli w dól po wezbranej rzece, zostali naraz odcięci od Damietty i stracili ją na zawsze. Im zaś niżej spływali tembardziej tracili to, co z takim trudem zdobyli. Wody Nilu groziły ich całemu obozowi.
Zapóźno krzyżowcy chcieli powracać, okazało się, że ich ze wszech stron otoczyli muzułmanie. Wtedy Pelagjusz zwrócił się do Malek-Kamela i prosił o pokój.
Sułtan widział, w jak trudnem położeniu są chrześcijanie i z łatwością mógł ich wszystkich wytępić. Ale że się lękał zemsty nowych krzyżowców, więc był z niemi bardzo umiarkowany. D. 30 września 1221 r. zawarto na lat 8 pokój, na mocy którego chrześcijanie mieli opuścić Damiettę, a Malek-Kamel zwrócił drzewo krzyża świętego.
Papież surowo zgromił kardynała Pelagjusza, że się mieszał do nie swoich rzeczy, a przy tem oskarżał cesarza niemieckiego, Fryderyka II, że ten od r. 1215 obiecywał przystać do wyprawy i wciąż się ociągał. Groził mu tedy papież klątwą kościelną.
Szósta wyprawa krzyżowa. Po stracie Damietty, król Jan jerozolimski przybył do papieża, błagając o nową pomoc dla chrześcijan na wschodzie. Wtedy papież Honoryusz III wezwał raz jeszcze Fryderyka II, aby rozpoczął wyprawę. Cesarz niemiecki nie bardzo się kwapił: miał on w Europie ważne sprawy; chciał umocować panowanie niemieckie we Włoszech, a z jednej strony północne miasta włoskie zawiązały przymierze przeciw cesarzowi, z drugiej strony lękał się o Sycylię. Fryderyk II wychował się na Sycylii i wcale się za niemca nie uważał, tylko za włocha. Kochał ten kraj i ten naród i rozmawiał tylko po włosku, miał też wielu zwolenników we Włoszech, zwłaszcza tak zwanych Gibelinów, to znaczy stronnictwo ludzi niechętnych papieżowi, Fryderyk bowiem, jak wielu cesarzy niemieckich, był w ciągłym sporze z papieżem.
Dopóki żył Honoryusz III, rzeczy szły dość spokojnie. Fryderyk II wysłał nawet pod Damiettę 4,000 swoich rycerzy; potem miał własny interes w obronie Jerozolimy, a to z tego powodu, że się ożenił z córką króla Jana i Maryi Jolanty, Izabelą — i w ten sposób został następcą tronu Jerozolimskiego.
Na jednym soborze postanowiono, że Fryderyk wyprawi się w r. 1225. Ale, ponieważ mało rycerzy się zebrało gotowych do wojny, że miał nowe niepokoje w Sycylii — więc uprosił papieża, że mu termin odłożono na dwa lata, powiadając, że gdyby nie dotrzymał słowa, przyjmuje klątwę.
Tymczasem w r. 1227 umarł papież Honoryusz III i na stolicy św. Piotra zasiadł Grzegorz IX, dla którego sprawa wojny krzyżowej była rzeczą najważniejszą. Sam tedy zajął się uporządkowaniem spraw Fryderyka II ze związkiem miast północno-włoskich i przyjaźnie go wzywał do wojny, zowiąc „chorążym chrześcijaństwa“.
Latem, w r. 1227 zaczęły się zjeżdżać tłumy rycerzy z Francyi, Anglii, Lombardyi, z Belgii, a zwłaszcza też dużo zjechało się niemców. Śród innych był też landgraf Turyngii. Zeszli się oni w południowych Włoszech, w mieście Brindisi, gdzie skutkiem gorąca, braku żywności — rozwinęła się w obozie gwałtowna febra, która dziesiątkowała ludzi. Setki przerażonych uciekały do domu.
Fryderyk również sam się rozchorował i zamierzał cofnąć obietnicę swego wyjazdu. Jak zawsze tak i teraz bał się on głównie o Sycylię: zdawało mu się, że wszyscy na nią czyhają. Papież go wzywał raz jeszcze do wyprawy, ale on już nie chciał się ruszać z miejsca. Wtedy papież rzucił na cesarza wielką klątwę: dał wszystkim poddanym Fryderyka zwolnienie od przysięgi, nakazał, aby nikt go nie słuchał i nikt nie uważał za swego monarchę, zabronił mu iść na wyprawę o grób Chrystusa, zakazał mu nazywać się krzyżowcem i uznał go nawet za sługę Mahometa.
Surowa ta klątwa nie wynikła tylko z tego: od dawna już Fryderyk był w sporach z papieżem i oddawna miała ona spaść na jego głowę. Stało się wreszcie! I oto naraz poczuł się cesarz niemiecki prawie opuszczony od wszystkich. Została przy nim garstka wojowników, głównie t. zw. Gibellinów, niemieckich i włoskich.
Jednak pomimo klątwy papieskiej, cesarz Fryderyk II, postanowił wyprawę doprowadzić do końca. A chociaż w kwietniu 1228 r. umarła jego żona Izabela, to jednak nic go nie powstrzymało. W połowie roku, zebrawszy parę tysięcy rycerzy, odpłynął z wyspy Sycylii, wiedząc, że mało liczyć może na pomoc chrześcijan w Syryi, którzy już byli powiadomieni o jego wyklęciu przez papieża. I oni mieli już nakaz, aby go nie słuchać.
Cesarz, przybywszy do Akki, zaczął natychmiast z sułtanem egipskim prowadzić układy co do Jerozolimy. Trzeba tu wyjaśnić, że Fryderyk II żył w osobistej przyjaźni z sułtanem Malek-Kamelem i że wogóle bardzo szanował arabów, gdyż w owych czasach był to najoświeceńszy naród, a Fryderyk II lubił oświatę.
Na wyspie Sycylii mieszkało dużo arabów, którzy bywali na dworze Fryderyka, jako lekarze, uczeni, pisarze, muzycy i poeci, miał też swoją gwardyę saraceńską. Na Sycylii nie było takiej nienawiści religijnej, jak gdzieindziej, a i Fryderyk nie był gorliwym: owszem właśnie dla tej swobody najwięcej kochał Sycylię.
Sułtan Malek-Kamel bardzo grzecznie przyjął posłów Fryderyka, ale co do zwrotu Jerozolimy nic wyraźnego nie powiedział.
Wtedy Fryderyk wojną chciał go zmusić do ustępstwa i zaczął budować silną twierdzę w Jaffie, skąd zamierzał iść na Jerozolimę. Jednocześnie też w dalszym ciągu prowadził układy z sułtanem i ostatecznie w lutym 1229 r. zawarto umowę, mocą której muzułmanie oddawali chrześcijanom miasto Jerozolimę i okolice; zastrzegli sobie tylko na własność tę część miasta, gdzie stał meczet Omara, aby mogli swobodnie odprawiać swoje obrządki religijne. Również sułtan odstąpił chrześcijanom Betlejem, Nazaret i całą drogę od Jerozolimy do Jaffy i Akry.
Nawzajem Fryderyk zobowiązał się bronić sułtana od jego wrogów, nawet chrześcijan i nie dopuszczać książąt Trypolisu i Antyochii do wojny przeciw Malek-Kamelowi.
Pokój ten zawarty był na lat 10 t. j. do r. 1239.
Tym, którzy stali po za sporem papieża z cesarzem, układ ten zdawał się bardzo dobry. Ale patryarcha jerozolimski Harold, Joannici, Templaryusze i inni uważali całą tę sprawę za bluźnierstwo. To też kiedy Fryderyk w kościele Grobu Świętego włożył sobie na głowę koronę jerozolimską i zawiadomił świat o radosnym powrocie Jerozolimy do rąk chrześcijańskich, patryarcha zakazał odprawiania mszy św. w tym kościele, dopóki w mieście znajduje się wyklęty monarcha.
Tymczasem na wyspę Sycylię napadli cudzoziemcy. Cesarz Fryderyk II parę dni ledwie zabawił w Jerozolimie i natychmiast pośpieszył na swą kochaną Sycylię. Wrychle uspokoił zbuntowane miasta, nieprzyjaciół wygnał, a potem zaczął się starać o przebaczenie papieskie.
W istocie, w lipcu 1230 r. zawarty był pokój z papieżem w San Germano. Papież zdjął z głowy Fryderyka klątwę kościelną i uznał jego tytuł, jako króla jerozolimskiego.
W Jerozolimie jednak nie było spokoju. Naprzód miasto było bądź jak bądź otoczone muzułmanami, którzy nieraz krzywdzili pielgrzymów — i ciągła czujność była pod tym względem konieczna. Z drugiej strony coraz nowi współzawodniczący starali się dla siebie dostać koronę jerozolimską. Cesarz chciał ją zachować dla swego syna Konrada, urodzonego z Izabeli, a tymczasem zapragnęła ją posiąść Alicya, matka króla cypryjskiego Hugona, przyrodniego brata Maryi Jolanty.
Ale głównym i najsilniejszym pretendentem był Jan Ibelin, książę Bejrutu, który przy pomocy swoich zwolenników zdobył sobie święte miasto i jakiś czas tu panował.
Fryderyk musiał przysłać oddział rycerzy aby wszystko doprowadzić do porządku i zapewnić tron Konradowi.




Siódma i ósma wyprawy krzyżowe.
(1247—1253 i 1268—1270).

Po dziesięciu latach. W r. 1239 mijał okres pokoju, zawartego między Fryderykiem II a muzułmanami. Tymczasem cesarz niemiecki zupełnie się tam nie ubezpieczył na wypadek najazdu egipskiego, a w samej Jerozolimie trwała walka między stronnictwem Konrada a stronnictwem cypryjskiem, nie mówiąc o Ibelinie. Papież zaś napróżno wzywał chrześcijan do walki z niewiernymi: duch pobożności, rzekłbyś, zgoła wygasł w rycerstwie katolickiem.
Istotnie, było teraz tyle spraw na miejscu, że nikt nie miał nawet myśli by iść do Palestyny, gdzie tak długo toczono wojny bez żadnej korzyści. Na dobitkę cesarz Fryderyk II na nowo z papieżem się pokłócił i zbuntował się przeciw niemu, a nawet poszedł na Rzym i zdobył stolicę świętą, tak, że papież musiał się chronić ucieczką.
Papież rzucił też klątw na cesarza, ale wszyscy Gibelinowie (t. j. przeciwnicy papieża) stanęli po stronie cesarza — i tak całe Włochy i całe Niemcy rozdzieliły się na dwa obozy wojujące.
We Francyi trwała wtedy wielka wojna domowa: tam król francuski zdobywał sobie coraz większą siłę i władzę, tak, że książęta, drobni królowie, baronowie, którzy przedtem byli lennikami (wasalami) króla, ale mieli znaczną swobodę w swoich księstwach, stali się teraz tylko jakby ich zarządcami w imieniu króla.
Nie podobało się to wasalom królewskim i chcieli dawne odzyskać prawa. Wszyscy się tedy zbuntowali przeciw królowi, ale król francuski ich zwyciężył i do pokory zmusił.
Wtedy książęta ziemi francuskiej zaczęli swego buntu żałować i postanowili uczynić pokutę, a mianowicie iść do Ziemi Świętej w obronie Jerozolimy. Na czele tych rycerzy stał Teobald, książę Szampanii, dalej książę Bretanii, hrabiowie Forezu, Baru, Montfortu i inni.
Tymczasem frankowie z Carogrodu byli w ciężkich opałach bo i w swojem państwie mało mieli żołnierza i ciągle byli narażeni na wojnę, już to ze strony Bułgarów, już to Greków Nicejskich. Jak sobie przypominamy, Teodor Laskarys założył u brzegów Małej Azyi, osobne królestwo, z dawnej prowincyi greckiej wycięte; była to Bitynia ze stolicą Niceą, stąd zwana królestwem Nicejskiem. Wszyscy niezadowoleni z panowania Franków Grecy wyjeżdżali do Nicei — i tam gromadzili broń, wojsko, pieniądze na wyprawę przeciw cesarzowi łacińskiemu.
Cesarzem teraz po śmierci Baldwina był Jan de Brien, dawny król jerozolimski. Był to już staruszek, miał 85 lat, kiedy wstępował na tron carogrodzki; nie miał on spokojnego panowania i po czterech latach umarł. Pozostał syn Baldwina, Baldwin II, który jak żebrak rozsyłał po wszystkich królestwach Europy błagania o pomoc, ale nikt błagań tych nie słuchał. Tylko garść rycerzy przybyła do Konstantynopola.
W czasie tych walk i niepokojów popłynął do Palestyny morzem Śródziemnem Teobald, książę Szampanii ze swojem rycerstwem. Przyłączył się do nich później Ryszard, książę angielski, syn Ryszarda Lwie Serce. Ale chrześcijanie za późno przybyli do Palestyny.
Ponieważ minął pokój, zawarty 10 lat temu, muzułmanie weszli byli najspokojniej do Jerozolimy i zajęli ją jak swoją własność, bo nikt jej nie bronił i nie miał siły bronić. Podobnież zajęli i wszystkie inne miejsca, zwrócone przedtem Fryderykowi II.
I tak raz jeszcze Jerozolima została stracona dla chrześcijan.
Należało ją zdobywać na nowo: jakiś czas bardzo szczęśliwie wojowali chrześcijanie, zwłaszcza odznaczył się książę Bretanii w okolicy Damaszku, ale na bogatym stepie Gaza rycerstwo krzyżowe zostało strasznie zdziesiątkowane. Resztki jej armii, złamane, wróciły do Europy.
Tatarzy. Nowy, niespodziewany wróg ludzkości runął teraz ze stepów Azyi głębokiej na świat muzułmański i chrześcijański zarazem — Tatarzy. — Lud to pokrewny Turkom, dziki i okrutny, najezdniczy i grabieżczy. Wodzem ich był Dżengiz-chan; chanem zwali swego króla. Właściwie nosili miano Mongołów, ale europejczycy nazwali ich Tartarami, tak starożytni oznaczali piekło.
Istotnie Europa wierzyła, że to wysłańcy piekła. I pozostała im ta nazwa Tartarów albo Tatarów. Mieli oni swoją pogańską religię — i nie uznawali ani Chrystusa, ani Mahometa.
Pierwsze państwa na które napadli, idąc od granicy Chin, z Mongolii, były to kraje muzułmańskie: Mezopotamia, kraj, gdzie niegdyś były znane z Pisma Świętego miasta Babilon i Niniwa; dalej Persya, a potem Syrya i mała Azya. Wszędzie tu rozsiewali Tatarzy zniszczenie, postrach, rzeź, pożary.
Niedość im było Azyi: ruszyli na Europę; napadli Ruś, dzisiejszą Rosyę Wschodnią ze stolicą Moskwą i ziemię tę podbili tak, że księstwo moskiewskie było 200 lat pod panowaniem tatarskiem. Ruszyli dalej na Ukrainę, na Litwę, na Polskę, a zagony ich szły na Ślązk, Czechy, na Węgry.
Tu — jak wszędzie — szerzyli zniszczenie i tysiące młodzieńców i dziewic porywali do niewoli (jassyr).
Było to w roku 1240. To znaczy w tym samym czasie kiedy skończył się pokój dziesięcioletni w Palestynie i kiedy książę Teobald szampański walczył nieszczęśliwie na stepie Gazy.
Nic o tych zagonach tatarskich nie wiedzieli rycerze francuscy, choć już widać było ślady ich najazdów. Między innemi Tatarzy wygnali z Persyi lud Charyzmów, który pozbawiony swej ziemi, zaczął teraz koczować nad brzegami morza Kaspijskiego — i pustoszyć Małą Azyę i Ziemię Świętą.
Sułtan egipski, który był wtedy w wojnie z innemi książętami muzułmańskiemi, wezwał do siebie na służbę tych dzikich Charyzmów.
Muzułmanie — przeciwnicy sułtana egipskiego — połączyli się z chrześcijanami, ale zostali zwyciężeni. Charyzmowie to na stepie Gazy rozbili wojsko Teobalda. I oni też, ostatecznie, w r. 1244 zdobyli Jerozolimę, która od tego czasu na zawsze dla chrześcijan stracona, aż do dni dzisiejszych zostaje pod władzą muzułmanów; odtąd panem tu jest sułtan turecki.
Kiedy wieść o najeździe nowych pogan na Europę doszła do Rzymu, papież nakazał modły powszechne o wyzwolenie świata od „synów piekła“, a zarazem posłał do nich zakonników, a mianowicie Dominikanów i Franciszkanów, aby ci nauczyli mongołów prawd wiary chrześcijańskiej.
Pierwszy to raz papieże tego sposobu krucyat użyli. Mongołowie niby słuchali misyonarzy, ale ani myśleli przyjąć chrześcijaństwa.
W r. 1245 — t. j. po ostatecznej utracie Jerozolimy — zwołany był sobór w mieście Lyonie, we Francyi, by radzić nad tem, co czynić wypada. Na tym soborze poraz pierwszy kardynałowie (t. j. po papieżu najwyżsi urzędnicy kościoła) przybrali szaty czerwone, jakie do dziś noszą, a to na znak krwi chrześcijańskiej, przelanej za wiarę i tej krwi, którą chrześcijanie jeszcze przelać gotowi.
Ludwik święty król francuski. Gotowych do ruszenia na nową wyprawę było nie wielu — i możeby już nikt w drogę się nie udał, gdyby nie król francuski, waleczny, prawy i pobożny, miłujący do głębi ducha wiarę Chrystusową — Ludwik IX, który później został uznany za świętego, i jako święty stał się obok świętego Dyonizego drugim patronem Francyi. — Tak więc jak Francuzi zaczęli, podobnież Francuzi zakończyli wojny krzyżowe, gdyż dwie wyprawy Ludwika Świętego były ostatnie i po nich nikt już nie szedł wojować o Ziemię Świętą. — To też dawnemi czasy król francuski nazywał się christianissimus t. j. najbardziej chrześcijański, a wojny francuskie określono jako Gesta Dei per Francos (Dzieła Boga przez Francuzów).
W r. 1247 w miesiącu czerwcu Ludwik IX postanowił udać się w drogę. Rządy kraju pozostawił w rękach swej matki, królowej Blanki, niewiasty pełnej cnót i świętości, z którą też żegnał się tkliwie i gorąco, albowiem kochał ją nad wszystkie ziemskie istoty (jak sam to powiadał). Niebo błogosławiło przedsięwzięciom świętego monarchy i kiedy cała Europa była w wojnach domowych, trwodze i krwi rozlewach, Francya jedynie kwitnęła pokojem wewnętrznym.
Środki na wyprawę znalazły się bez trudu; zamożni panowie sami wielkie sumy złożyli, a mniej zamożni płacili podatek „krzyżowy“, który pokrywał koszty.
D. 22 października flota Ludwika IX, pożyczona od włoskiej rzeczypospolitej kupieckiej Genui — stanęła u brzegów wyspy Cypru, w porcie Limisso. Stąd Ludwik IX z armią swoją ruszył do stolicy wyspy Nikozyi. Było to miasto bogate i w zbytkach opływające; sama też wyspa Cypr jest jednym z najrozkoszniejszych krajów ziemi: powietrze tam łagodne, ciepłe lecz niezbyt gorące; gaje oliwne cieniste i gęste, kwiaty cudowne, owoce południowe rosną bujnie jabłka rajskie, pomarańcze, figi, winogrona, wino też smakowite, słodkie a mocne. Lud zaś miejscowy wyrabia śliczne, miękkie tkaniny jedwabne.
Na Cyprze są piękne kobiety. U dawnych Greków za czasów pogańskich była osobna bogini miłości, zwana Afrodytą (albo Wenerą; w Piśmie Świętem zowie się Astarte): o tej bogini mówili Grecy, że się urodziła na Cyprze i że tam było jej królestwo, dlatego zwała się Cyprydą. Otóż każda dziewczyna była tam Cyprydą. Naumyślnie wszystko to opowiadam, bo tu się okaże, jak to źle bywa, gdy kto się nadmiernie pogrąży w rozkoszy.
Ludwik IX chciał co rychlej w drogę wyruszyć do Egiptu, gdyż zawsze jeszcze krzyżowcy tego planu się trzymali, aby naprzód złamać siłę sułtana egipskiego. Ale rycerze prosili, aby im pozwolił przezimować, że to już październik, na wiosnę chcieli odpłynąć. Zgodził się na to Ludwik, i wnet się okazało, że pomiędzy rycerstwem zapanowała rozkosz, miękkość, rozpusta i zniewieściałość, a co za tem idzie, nieposłuszeństwo i bezład; niektórzy nawet zaczęli krzywdzić spokojnych mieszkańców Cypru: zwykły to wynik rozpróżniaczenia wojska.
Przytem na wyspie były rozmaite spory: Joanici toczyli walkę z Templaryuszami o różne ziemie, jakoby tym lub owym przynależne; zaś kupcy włoscy Genueńczycy i Pizanie spierali się o przywileje handlowe: wszystkie te spory musiał sądzić i łagodzić król francuski. Mnóstwo też chrześcijan z Syryi, z Egiptu, z Małej Azyi przybywało na Cypr dla oddania czci królowi.
Wtedy to również chan tatarski przysłał do króla francuskiego posłów, mówiąc, że się nawrócił na wiarę chrześcijańską i że razem z wojownikami Chrystusa pójdzie walczyć przeciw muzułmanom. Ludwik Święty, który wciąż do matki swojej Blanki listy posyłał, teraz z radością pisał do niej o zwycięstwie wiary nad dziką duszą chana tatarskiego.
Wszyscy też byli pełni nadziei i, gdy nadeszła wiosna, koło Zielonych Świątek, z weselną odwagą siadali na okręty.
Sułtan egipski, syn Malek-Kamela, imieniem Nedżim-Eddyn z trwogą czekał krzyżowców, bo mówiono, że ich armia liczną jest jak piasek na pustyni. Było ich 1800 okrętów. Zdaleka już rycerze widzieli wieże Damietty i stanęli na brzegu morza. Na czele szedł Ludwik IX ze swymi dwoma braćmi; obok nich rycerz niosący chorągiew, oraz legat papieski z krzyżem Zbawiciela.
— Święty Dyonizy! — wołali Francuzi, stanąwszy na brzegu.
Muzułmanie, choć przygotowali się do walki, tak byli przerażeni widokiem ogromnej liczby rycerzy chrześcijańskich, że ledwie jeden dzień wytrzymali oblężenie, i nazajutrz miasto i cały brzeg Nilu opuścili, zostawiając Frankom panowanie.
Wielki meczet Damietty zmieniono na kościół Panny Maryi — powtórnie, bo już pierwej, gdy król Jan jerozolimski zdobył to miasto — uczyniono tak samo. Król, legat papieski, biskupi, pielgrzymi, rycerze — zaśpiewali w nowym kościele Te Deum laudamus.
Niektórzy panowie widząc przestrach panujący śród Saracenów, chcieli iść odrazu na stolicę Egiptu — Kairo. Ale król Ludwik postanowił czekać na swego brata trzeciego, hr. Poitiers (Puatje), który miał z nową armią przybyć z ojczyzny.
Stało się wielkie nieszczęście, że król nie posłuchał swoich najlepszych rycerzy. Wojsko trwało w nieczynności, gdyż muzułmanie tak się ukryli, że przez parę miesięcy nie widziano ani jednego.
Już na wyspie Cyprze popsuli się żołnierze francuscy; ale tam żyli oni na ziemi przyjaznej, tu byli pośród wrogów. Ponieważ obiecano im wszystkie bogactwa Egiptu i całego Wschodu, więc też rozpoczęli łupież wszystkiego, co można było złupić. Panowie urządzali uczty i igrzyska, a przytem opanowało wszystkich szaleństwo gry w kości; rozpusta niesłychana, ciągłe spory, kłótnie, pojedynki, wreszcie nieposłuszeństwo władzy — oto co się działo w obozie. A najgorsze, że przykład szedł z góry, bo rodzeni bracia nie chcieli słuchać Ludwika i dobry ten święty, król stracił posłuch w narodzie. Żołnierze, którzy mieli czuwać nad obozem, spali w najlepsze, najczęściej pijani, nie dziw też, że się niewierni rozzuchwalili i nieraz wartowników brali do niewoli.
Tymczasem sułtan Nedżim-Eddyn, który dotąd leżał chory w mieście Mansurah, wyzdrowiał i jął gromadzić wojska; z całego Egiptu, z Syryi i z Małej Azyi zebrał armię nie mniejszą od armii francuskiej. We wszystkich meczetach dziękowano Bogu, że nie pozwolił chrześcijanom wyzyskać zwycięstwa — i cały naród z zapałem gotował się do walki.
Kiedy przybył hr. Poitiers z licznem wojskiem, głównie z południowej Francyi pochodzącem, Ludwik Święty z całym swym narodem skierował się na stolicę Egiptu — Kairo. Szli oni tą samą drogą, którą trzydzieści lat temu szedł Jan de Brienne. Kilka tygodni stali nad kanałem Aszmon, nie mogąc zbudować mostu. Przypadkiem arab jakiś pokazał im bród i przeszli na drugi brzeg, ale że utracili karność dobrego wojska, więc jedni na drugich czekać nie chcieli. Owóż jedna część, stanąwszy na drugim brzegu, odrazu się znalazła w obliczu Saracenów, a brat królewski Robert Artois lekkomyślnie napadł na nich.
Muzułmanie tak się przerazili, że obóz opuścili równie jak i miasto Mansurah. Krzyżowcy, nie czekając posiłków, zaczęli grabić obóz i miasto — i oczywiście rozproszyli się po ulicach, tak, że w jednej chwili nie było już armii.
Saraceni wnet też zauważyli, że mają do czynienia z małą tylko cząstką wojska chrześcijańskiego — i że pozostali z trudem się przeprawiają przez kanał Aszmon, nabrali wnet odwagi i powtórnie na chrześcijan się rzucili. Walka trwała dwa dni; chrześcijanie zwyciężyli, ale było to ciężkie zwycięstwo. Utracili masę rycerzy, którzy się potopili lub zginęli od miecza niewiernych i ognia greckiego, a nadto byli tak osłabieni, że nie mogli iść dalej na stolicę Egipską.
Na dobitkę, miejscowość ta nad kanałem była bardzo niezdrowa: gorączki i zimnice zaczęły dręczyć wojsko, a i brak żywności wielce im doskwierał. Głód i zaraza pochłonęły tysiące ofiar i sam król Ludwik Święty chory leżał w namiocie.
D. 5 kwietnia armia ruszyła drogą powrotną do Damietty. Muzułmanie tymczasem przedostali się na drugą stronę kanału i cały ten powrót był jednym szeregiem nieustannych potyczek z nieprzyjacielem, którzy nacierali z przodu i z tyłu. Armia chrześcijańska walecznie się im opierała, lecz naraz niejaki Marcel krzyknął, że trzeba się poddać — i strach paniczny ogarnął zdziesiątkowane wojsko.
Muzułmanie ze wszech stron ich otoczyli i oto — nieszczęście stało się okropne — krzyżowcy złożyli broń i tysiące znakomitych chrześcijan poszło do niewoli. Do niewoli też dostał się i król Ludwik Święty. Z nim razem jego bracia, książęta, biskupi, panowie — wszyscy co znaczniejsi rycerze i duchowni pomieszczeni zostali w turmach, w mieście Mansurah. (W tym czasie umarł Nedżim, a sułtanem został syn jego Almoadam).
Król Ludwik ze wszystkich bogactw zachował tylko jeden psałterz — i pocieszał się czytaniem pieśni pobożnych. Ten święty mąż spokojnie znosił niewolę. Almoadam zgadzał się go wypuścić za okupem, oraz za zwróceniem Damietty, która wciąż pozostawała w rękach chrześcijan. Ludwik zgodził się pod warunkiem, że za to i wszyscy jeńcy będą wypuszczeni.
Minęło parę miesięcy. Młody sułtan egipski uroczyście odprawiał zawarcie pokoju z Ludwikiem; książęta muzułmańscy zjechali się ze wszech stron lub przez posłów oświadczyli mu radość z powodu zwycięstwa nad Frankami. Tymczasem w jego wojsku powstał spisek przeciw niemu — i zanim otrzymał okup za Ludwika — został skrytobójczo zamordowany.
W Egipcie powstał wielki bezład z powodu śmierci sułtana. Emirowie znów chcieli dzielić państwo, a co do jeńców, to jedni pragnęli trzymać się umowy, inni zaś obmyślali nową, zyskowniejszą. Francuzi mieli zapłacić 200,000 liwrów oraz zwrócić Damiettę.
D. 14 maja 1249 r. Ludwik IX opuścił Egipt i odjechał do Ptolemaidy.
W Palestynie (1250-1253). Rozpacz była wielka w Europie, gdy się dowiedziano o klęskach Ludwika. Papież Inocenty IV pisał do królowej Blanki, matki Ludwika, aby błagała Pana nad Pany o wyjaśnienie gniewu swego przeciw chrześcijanom i przebaczenie im.
Anglicy srogie wyrzuty czynili swemu królowi, Henrykowi III, że się nie wybrał z Ludwikiem. Jeden z królów hiszpańskich, choć w ciągłej wojnie z Arabami, ze znacznem wojskiem zamierzył ruszyć na Wschód. Fryderyk II przez posły chciał wpłynąć na sułtana egipskiego, ale tymczasem w Egipcie wybuchła rewolucya.
Na czele tej rewolucyi stało wojsko osobne, zwane Mameluki, którzy chcieli sami władać Egiptem. Bezład, który zapanował w tym kraju, był bardzo na rękę chrześcijanom w Palestynie, gdyż ucisk muzułmański znacznie osłabł. Sułtan Damaszku przysłał nawet do króla Ludwika swoich wojewodów z prośbą, aby się z nim połączył i aby razem poszli przeciw Mamelukom, na Egipt. Ale teraz Ludwik nie miał wojska, a z Europy nie nadchodziły posiłki.
Król hiszpański umarł, nim w drogę się był wybrał, a syn jego musiał iść na Maurów w Afryce. W tym samym czasie umarł cesarz niemiecki Fryderyk II, a po jego śmierci znowu zahuczała w Niemczech wojna domowa, bo jedni chcieli mieć za cesarza Konrada, syna Fryderyka, drudzy Wilhelma, księcia holenderskiego, którego papież mianował królem rzymskim. — Neapol (dziedzictwo Fryderyka) dano Manfredowi z familii cesarskiej niemieckiej, a Sycylia była pełną burzy i rozruchów.
Król angielski Henryk III zgadzał się na wojnę krzyżową, ale w nagrodę żądał Normandyi, owej części ziemi francuskiej, którą niegdyś Filip August odebrał był Anglikom. Ale panowie francuscy nie chcieli odstąpić tej prowincyi. Niczego tedy król Ludwik nie mógł oczekiwać z Europy, rozpoczął więc werbunek żołnierza na wyspie Cyprze i w południowych ziemiach greckich, oraz na wyspach greckich.
Przytem raz jeszcze się do niego zwrócili Mongołowie-Tatarzy, którzy wciąż obiecywali przyjąć chrześcijaństwo, — i Ludwik zamierzał wspólnie z tą wielką siłą iść raz jeszcze na ziemię Egipską. Zanim jednak wojnę rozpoczął, zajął się bardzo pilnie fortyfikacyą (t. j. wzmocnieniem twierdz) w Jaffie, Cezarei, Ptolemaidzie, Sydonie.
Dwa lata prawie minęły na tych pracach; nie była to niestety praca spokojna. W Sydonie panowała morowa zaraza i tysiące ludzi umierało. Ludwik Święty sam własnemi rękami chował umarłych.
Siły miał już zgromadzone liczne, gdy oto straszna wiadomość przyszła z Francyi. Jego ukochana matka, królowa Blanka, umarła. Ludwik wrócił więc do ojczyzny. Było to w r. 1253.





Ósma i ostatnia wojna krzyżowa.
(od r. 1268 do r. 1270).

Po odjeździe Ludwika Świętego do Francyi — zdaje się, że wszystkie nieszczęścia zwaliły się na kolonje chrześcijańskie. Nie było już teraz ani królestwa jerozolimskiego ani też króla[8].
Rewolucya egipska zakończyła się: jedni książęta następowali po drugich, aż zwyciężył wszystkich odważny i zuchwały niewolnik, Bibars, który został cesarzem. Był on równie mądry i równie waleczny jak Saladyn.
Z potężnem wojskiem wyruszył przeciw Palestynie — i kolejno zdobywać zaczął wszystkie miasta i fortece, będące w rękach krzyżowców. A więc naprzód opanował Nazaret, potem Jaffę, wreszcie Antyochię, która blizko 200 lat była pod panowaniem chrześcijańskiem.
Jednocześnie do pewnej siły doszło greckie królestwo Nicejskie, gdzie po Laskarysach, zapanowała rodzina Paleologów. Michał Paleolog wiedział jak słabem jest cesarstwo łacińskie i jak chętnie lud miejscowy byłby wygnał króla Baldwina II. To też bez wielkiego trudu, z dostateczną armią w r. 1263 popłynął pod mury Carogrodu. Spisek był z góry przygotowany i stolica grecka sama otworzyła bramy swojemu wybawcy. Baldwin II ratował się ucieczką, a cesarstwo łacińskie stało się na nowo cesarstwem greckiem. Trwało ono lat 50 z górą. Odtąd panowała w Grecyi rodzina Paleologów[9].
Arcybiskup Tyru, wielcy mistrze włoscy i francuscy rozesłali do Europy posłów, wołając o pomoc, pełni nadziei na nową krucyatę. Ale duch pobożności wygasł prawie całkiem w rycerstwie. Jeden tylko był mąż w całem chrześcijaństwie, wierny sprawie bożej, ten sam, co już poprzednio siódmą wyprawę krzyżową przedsięwziął. Był to znów król francuski, Ludwik Święty.
Niewiadomo jakby się skończyła ta nowa wojna, gdyby uczciwi ludzie stali obok Ludwika. Miał on wojska liczne, ale — jak to w początku wojen krzyżowych zdarzało się ciągle, niestety w tej nowej wyprawie był jeden człowiek zły i przewrotny, który chciał sprawę bożą na swoją korzyść wyzyskać — i tę ostatnią wyprawę doprowadził do nieszczęśliwych wyników. Opowiemy szczegółowiej tę sprawę.
D. 23 marca 1268 r. obwołał Ludwik IX nową wojnę krzyżową. Do tej wyprawy przystał Edward, książę angielski, kilku królów z ziemi hiszpańskiej, król Kastylii, król Aragonii, król Katalonii, dalej król portugalski. Nakoniec bardzo żywo zabrał się do tej sprawy król Sycylii i Neapolu, Karol Andegaweński, krewny króla francuskiego.
On to właśnie był złym duchem ósmej wyprawy. Człowiek przewrotny i chciwy zdobyczy, pragnął podbić pod swoje panowanie całą Afrykę północną oraz Grecyę z Małą Azyą. Rada książąt i królów, zebrana dla obmyślenia planu nowej wyprawy, chciała raz jeszcze iść na Egipt i rozpocząć wojnę. Ale Karol inaczej rzecz rozumiał, i okłamawszy króla francuskiego, rozpowiadał, że dej (t. j. książę) Tunisu w Afryce objawił chęć przyjęcia wiary chrześcijańskiej, ale się lęka swoich sąsiadów, gdyby więc armia francuska stanęła w Tunisie, to byłaby życzliwie przyjęta i narody chrześcijańskie zyskałyby w Afryce doskonałego sprzymierzeńca, a możeby przy jego pomocy szerzej się rozlało po całej Afryce światło wiary.
W rzeczy samej Karol myślał zupełnie o czem innem, a mianowicie chciał, aby krzyżowcy dla jego dobra podbili Tunis.
W r. 1270 wyruszyli w drogę krzyżowcy, a d. 14 lipca stanęli w Tunisie, pod miasteczkiem Marsa, gdzie niegdyś stało wielkie i potężne miasto Kartagina. — Tu, gdy przybyli, ujawniły się wszystkie kłamstwa Karola: dej Tunisu nigdy nie myślał o przyjęciu wiary chrześcijańskiej, a posłów francuskich, którzy w tej sprawie do niego przyszli — przyjął z wielkiem zdziwieniem. Gdy zaś mu zagrożono wojną, odpowiedział, że jest do niej przygotowany.
Król neapolitański Karol nie był jeszcze obecny u brzegów Afryki. Miał przybyć dopiero później, ale się opóźniał. Tymczasem Ludwik Swięty, czekał na niego, a wojsko francuskie walczyło mężnie, lecz z pewną trwogą widziało, jak siły Maurów czyli Arabów rosną z dnia na dzień, gdyż z różnych krańców świata muzułmańskiego książęta szli mu na pomoc.
Nie był to jednak główny wróg nieustraszonych wojowników chrześcijańskich: u brzegów morza czyhał na nich gorszy nieprzyjaciel. Z żywności mieli tylko solone mięso, ale brakło chleba i wody; miejscowość sama była wilgotna i niezdrowa. Głód więc i pragnienie, dysenterya, gorączki i zimnice zapanowały w wojsku francuskiem, i rycerze ginęli setkami. Cmentarzem stała się Marsa dla Francuzów. Sam król Ludwik IX nie uniknął choroby i leżał w swoim namiocie, oczekując bożego wyroku. Z Bogiem już tylko rozmawiał teraz, a nadto wydawał ostatnie rozporządzenia w sprawach swojego królestwa. Syna starszego Filipa, który był z nim razem, naznaczył swoim następcą i nauczał go, jak ma być władcą sprawiedliwym a czujnym.
Dopiero w czasie, kiedy Ludwik Święty umierał, przybył król Neapolu i Sycylii, Karol. Wojna, która pomimo zarazy trwała nieustannie, teraz z przybyciem nowych zasiłków wybuchnęła z większą mocą. Istotnie też wojska chrześcijańskie, zrozpaczone ogromem nieszczęść, które ich ścigały, walczyły z niesłychaną zawziętością i przełamały Arabów. Ale straty krzyżowców były bardzo wielkie, a zwłaszcza strata monarchy doprowadziła wszystkich do rozpaczy.
W październiku 1270 r. umarł Ludwik Święty. Umarła też żona nowego króla francuskiego Filipa, oraz jeden z jego braci. Filip wracał do ojczyzny, mając na okręcie trzy trumny drogich osób. Po śmierci króla już nie było ochoty do wojny.
Zawarto pokój z księciem Tunisu, Abdallahem, na lat 15. Podług tej umowy, obie strony zwracały sobie jeńców, a chrześcijanom pozwolono budować kościoły i nauczać wiary świętej w tem państwie muzułmańskiem.
Takie były smutne dzieje ostatniej wyprawy krzyżowej. Już odtąd nigdy nie poruszono tak wielkich tłumów rycerstwa chrześcijańskiego w obronie Ziemi Świętej.



Jeszcze jedną próbę uczynił król angielski, Edward, ale został w Palestynie podstępnie zamordowany przez jednego z t. zw. Assassynów, t. j. wysłańców Starca z Góry.
Papież Grzegorz X zwołał sobór w Lyonie, gdzie wyrzekł słowa z psalmów Dawida: „Zanim cię zapomnę, o Jeruzalem, pierwej zapomnę prawej ręki mojej!“ Na tym soborze był patryarcha Jerozolimski i patryarcha Carogrodzki, a największą uwagę zwracał poseł chana Tatarskiego, który wciąż występował jako wróg muzułmanów a sprzymierzeniec chrześcijan. Tatarzy wówczas opanowali znaczną część Azyi Wielkiej i Małej — i zagrażali nawet Egiptowi. Ale właśnie na tronie egipskim zasiadł Kellam, syn Bibarsa, człowiek niezwyklej siły ducha, który swój oręż skierował przedewszystkiem na Tatarów.
Jerozolimy im nie odebrał, lecz niszczył ich wszędzie, gdzie się ukazał, a potem kolejno zdobywał ostatnie twierdze rycerzy łacińskich: Trypoli, Laodykę, Tyr, Sydon i Bejrut, miasto chrześcijańskie w Syryi. Podbił też Armenię, która prawie od Narodzenia Chrystusa była wierną służebnicą kościoła.
Syn Kellama, Szalil, złamał wreszcie Akkę Świętojańską czyli Ptolemaidę, której zdobycie tyle sił kosztowało i która tyle razy służyła za stanowisko główne rycerzom łacińskim.
Jerozolimą władali jeszcze Tatarzy, a chan ówczesny Kazan wzywał ludy chrześcijańskie do nowej krucyaty, ale duch pobożny tak już był ostygł, że nikt mu nie odpowiedział. Tylko nieliczna gromadka kobiet (tak!), głównie Włoszki z Genui, Pizy, Florencyi, przypasawszy miecz i krzyż, wyruszyły do Jerozolimy na wezwanie chana tatarskiego. Chan gotował się do wojny, gdy nagle umarł w Damaszku.
Po jego śmierci Tatarzy zwolna przyjmować zaczęli religię Mahometa — i sami się poddali cesarzowi egipskiemu. W ten sposób Jerozolima wróciła pod panowanie muzułmańskie, a cały Wschód był teraz tak samo pod znakiem półksiężyca — jak przed dwustu laty.
Ludność chrześcijańska była w rozpaczy i aż bluźnić poczęła, mówiąc, że Święci i Aniołowie opuścili Jerozolimę, Nazaret, Betleem, Galileję...
Pisarz arabski, opowiadając koniec tych długich a strasznych wojen, i podnosząc chwałę Mahometa, tak mówi: — „Ziemia Święta wróciła pod panowanie wiernych, a jeśli Bóg łaskaw, tak będzie aż do dnia sądu ostatecznego.“
Niestety, pięćset lat mija, a słowa pisarza arabskiego dotąd jeszcze nie straciły mocy.
Pierwsi rycerze, którzy się zbliżali do Jerozolimy, mówili, że Bóg nie uważał ich jeszcze za godnych wejścia do świętego miasta: a jednak byli to najnabożniejsi krzyżowcy. Dlatego im Opatrzność otworzyła bramy Jeruzalem; ale później przeważyły interesy świeckie i rzeczywiście ci nowi krzyżowcy byli niegodni wejścia do Stolicy Bożej.








  1. Grecy nazywali rycerzy katolickich latynami albo łacinnikami, gdyż Rzym był stolicą dawnej ziemi Łacińskiej (Latium); ponieważ na czele wypraw krzyżowych stali głównie Francuzi, nazywano ich też Francuzami albo raczej Frankami bo i Francuzi sami nadawali sobie imię Franków. Nietylko Grecy ale i Arabowie przyjęli tę nazwę dla europejczyków zachodnich wogóle i do dziś to pozostało. Na całym Wschodzie Frank — do dzisiaj znaczy europejczyk katolik.
  2. Układ taki do pewnego stopnia zachował się w dzisiejszej Rzeszy Niemieckiej (t.j. w Związku państw Niemieckich). Na czele ich stoi Cesarz Niemiecki, który jest zarazem królem Pruskim. Oprócz tego, do Związku Niem. należą królestwa Saskie, Bawarskie, Hanowerskie i 23 innych księstw. Każde z tych państw ma swój dwór, swój rząd, swoje urządzenia, swój sejm, ale wojsko, skarb i t. d. jest wspólne. Także z zagranicznemi mocarstwami utrzymuje stosunki tylko cesarz niemiecki. Dziś wogóle rola królów i książąt niemieckich jest bardzo mała.
  3. Normandya leży we Francyi północnej.
  4. Damaszek — miasto w Azyi Mniejszej — słynne z wyrobu szabel (damasceńskich) i materyi zwanej adamaszkiem.
  5. Tak nazywają w Arabii i w Syryi wyprawy kupieckie, w których zazwyczaj ludzie konni i uzbrojeni prowadzą towary na wielbłądach; często jadą i zwykli podróżni z taką karawaną, już to dla towarzystwa, już dla bezpieczeństwa.
  6. O Ryszardzie Lwiem Sercu jest bardzo piękna powieść angielska Walter-Skota, tłumaczona też na język polski.
  7. Francuzi dobrze zapamiętali Bułgarów — i dotąd jeszcze wyraz Bougre (Bugr), bo tak sobie skrócili Bułgar — znaczy dyabła.
  8. Ponieważ ostatnim królem Jerozolimy był Konrad, syn Fryderyka II, cesarz niemiecki, więc i do dziś potomkowie ich, a mianowicie rodzina Habsburgów, cesarzy austryackich, zachowała i dotąd nosi tytuł królów jerozolimskich.
  9. W r. 1453 Turcy podbili Grecyę i cały półwysep Bałkański, który w znacznej części, oprócz samej Grecyi, Serbii i Bułgaryi, jest jeszcze pod ich panowaniem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.