Święty Franciszek Seraficki w pieśni/całość

<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Święty Franciszek Seraficki w pieśni
Redaktor O. Floryan z Haczowa
Wydawca OO Kapucyni
Data wyd. 1901
Druk Nowa Drukarnia Jagiellońska
Miejsce wyd. Kraków
Ilustrator Walery Eljasz-Radzikowski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Święty
Franciszek Seraficki
w pieśni.

On w piersiach aniołów i ludzi i ptaków
Dał świętą potrzebę śpiewania;
Bóg mocy niebieskich, jest Bogiem śpiewaków,
On niebo przed nimi osłania.
Więc kiedy nam piersi rozżarza i pali
Do pieśni ta chęć nieustanna,
Posłuszni natchnieniom będzlemy śpiewali:
Hozanna królowi, Hozanna.

Syrokomla.
ZEBRAŁ
O. FLORYAN
KAPUCYN.


Wydanie ozdobione ilustracyami.


KRAKÓW 1901.
NAKŁADEM OO. KAPUCYNÓW.

Z „NOWEJ DRUKARNI JAGIELLOŃSKIEJ“
POD ZARZĄDEM L. K. GÓRSKIEGO.
Św. Ludwik.Św. Klara.Św. Elżbieta.


Książka p. t. „Św. Franciszek Seraficki w pieśni“. Zebrał O. Floryan, kapucyn, wydanie ozdobione ilustracyami, Kraków 1901, nie zawiera nic przeciwnego nauce św. Kościoła katolickiego.
Kraków, dnia 21 lutego 1901.

Ks. Dr. Wł. Chotkowski
kan. kap. kat.,
Prof. Uniw. Jagiel.,
cenzor ksiąg treści relig.

L. 6408/2/900


Pozwalamy drukować.
Z Konsystorza Książęco-Biskupiego.

W Krakowie, dnia 22 lutego 1901.

Ks. Gawroński
wik. gen.

Święty Franciszku, Kościoła filarze,
Pieśni Twych dzieci niosę Ci w darze,
Poetów polskich składam Ci pienia
W dowód wdzięczności i uwielbienia.


Wydawca.







Bóg mój i wszystko!


PRZEDMOWA.

Właściwą cechą św. Franciszka Serafickiego, to miłość! On tak ukochał Boga, że wszystko poświęcił, wszystkiego się zrzekł, aby tylko pozyskać Boga. Jego całe życie streszcza się w jednym akcie serafickim: „Bóg mój to wszystko moje, najwyższe dobro i najbardziej zaspokajające szczęście moje. Dobro, którego pragnę, jest tak wielkie, że wszelka przykrość poniesiona dla Jego osiągnięcia, jest mi przyjemną“. To są Jego słowa.
Kochać Boga bez miary, spełniać we wszystkiem Jego świętą wolę, a cierpieć i poświęcać się dla ludzi, oto klucz zagadki do jego pięknego życia i pięknej śmierci. Kto miłuje Boga, ten też miłuje to wszystko najbardziej, co Bóg miłuje. Otóż Bóg Ojciec umiłował ludzi miłością bezgraniczną, gdy najmilszego Syna swojego Jednorodzonego zesłał, i z miłości dla ludzi Go poświęcając, na Jego krzyżową śmierć zezwolił. — Zatem i św. Franciszek z miłości do ukrzyżowanego Chrystusa pragnął być ukrzyżowanym dla Chrystusa za ludzi. On na ziemi z miłującego serca swego śpiewał jak Serafini w niebie Pieśni Miłości i Hymny słońca. On całe życie palony żarem miłości Ukrzyżowanego w poetycznych utworach swoich wyraził walkę wyścigową w miłości z Chrystusem — który z Nich przewyższy — którego w miłości Boga i ludzi. On dla Miłości ogołocił się ze wszystkiego aż do nicości, i to właśnie czyni go drogim dla wydziedziczonych z dóbr tego świata, czyni go popularnym i ukochanym wśród ludzi. Św. Franciszek, kiedy każdy chciał używać, a nikt nie chciał odmówić sobie niczego, pozbawił się wszystkiego, aby niczego nie używać. Przez swoje szczytne poświęcenie się dla ludzi, wyratował społeczeństwo ówczesne od zepsucia, — ze św. Dominikiem podparł chylący się ku upadkowi Kościół, dom Boży, gdyż stał się Ewangelią w życie praktyczne, w życie pierwszych Apostołów i pierwszych najgorliwszych Chrześcian wprowadzoną. Działalność Jego skuteczną streścił sławny poeta Quintone z Arezzo w następnych prześlicznych wierszach:

Ty, o Franciszku wzrok przywróciłeś
Światu ślepotą dotkniętemu!
Z trądu go grzechu wyleczyłeś,
Życie zwróciłeś umarłemu!
Piekło zasłużył — Ty wrota mu raju
Ojcze, na nowo otworzyłeś.

Św. Franciszek, jako arcydzieło łaski Bożej stał się dlatego ideałem rodzaju ludzkiego, postacią nie mającą równej sobie w historyi wieków, które oświecił i do dziś dnia w serafickiem pokoleniu oświeca i uszlachetnia.
W potrójnym zakonie pozostawił żar miłości, który w kościele Bożym nigdy nie gaśnie. Jego synowie duchowni z Zakonu pierwszego są: OO. Franciszkanie konwentualni, Bracia Mniejsi, OO. Bernardyni z Reformatami połączeni w r. 1899 i Kapucyni. Jego córki duchowne Klaryski, Franciszkanki, Kapucynki z Zakonu drugiego. Nareszcie Bernardynki, Felicyanki, Serafitki od Matki Bożej Bolesnej, Siostry Ubogich od św. Józefa, Albertyni i Albertynki z żebrakami i kalekami żyjący i dla nich się poświęcający, są to Franciszkańskie serafickiej miłości ogniska, w których duch św. Ojca żyje i coraz to nowe tworzy sobie zarzewia.
Żar tych ognisk miłości serafickiej, na zewnątrz się objawiający, co raz to szersze obejmuje kręgi, wciska się do rodzin chrześciańskich na świecie w Trzecim zakonie żyjących. On seraficką miłością zapala serca maluczkich prostaczków, miękczy, uszlachetnia je, co w nich zbrukane oczyszcza, z Bogiem jedna, pokazuje niebo, słowem uszlachetnia lud najuboższy. Po upływie siedmiu wieków duch św. Franciszka żyjący w Jego pokoleniach, po dziś dzień także i możnych tego świata bogaczów zachwyca, za sobą porywa, pobudza do miłosierdzia, tem samem dopomaga do pobożności i umoralnienia. „Co po Bogu należy przypisać gorliwości żebraka z Asyżu“, wypowiedział Tomasz z Celano.
Za te dobrodziejstwa św. Franciszek po wszystkie czasy był przedmiotem wdzięczności i miłości, która się uwieczniła w nieśmiertelnych dziełach, na cześć świętego z Asyżu wykonanych. Niepodobna wymienić wszystkich wielkich osobistości, wychwalających św. Ojca Franciszka w dziełach swoich. Doktorzy, uczeni, mężowie stanu, geniusze, artyści, malarze, rzeźbiarze, architekci, muzycy, poeci na naszej ojczystej ziemi oddali hołd św. Franciszkowi.
Pomijając wszystkie inne dzieła sztuki, powodowani intencyą zaznajomienia Miłośników św. Franciszka z Jego seraficką w pieśniach nam pozostawioną poezyą, ku czci św. Franciszka serafickiego poety, wykonane wszystkie utwory naszych poetów urywkowo napisane, tu i ówdzie rozrzucone, aby nie zaginęły, w niniejszym dziełku w jedną całość zebrane, wydajemy, i Łaskawym Wielbicielom św. Ojca, w roku jubileuszowym zamykającym wiek XIX, na pamiątkę oddajemy.
Zbiorowe to dziełko pod tytułem „Św. Franciszek w Pieśni“, trzydziestoma ilustracyami rysunku Walerego Eliasza upiększone, niech będzie miłą ozdobą ascetycznych biblioteczek każdego domu, każdej rodziny, Franciszkańskich Trzech Zakonów, świeckich Braci i Sióstr Tercyarzy i wszystkich miłośników świętego Patryarchy z Asyżu.

Święty Franciszku, Kościoła filarze,
Pieśni Twych dzieci niosę Ci w darze,
Poetów naszych składam Ci pienia,
W dowód wdzięczności i uwielbienia.


Pisałem w Nowy Rok 1900 w Klasztorze naszym krakowskim.

O. Floryan z Haczowa,
Kapucyn.



Narodzenie św. Franciszka r. 1182.


Św. Franciszek urodził się w Asyżu w 1182 roku za Papieża Lucyusza III i za panowania króla Fryderyka Barbarossy. Gdy miał przyjść na świat, matka jego Pika z Bourlemontów, od kilku dni strasznie cierpiała, przybyły pielgrzym powiedział: »Matka porodzi w stajni i dziecko ujrzy światło dzienne na słomie«. Usłuchano, chorą przeniesiono do stajni i tam pomiędzy zwierzętami, na podobieństwo dzieciątka Jezus, narodził się Franciszek. Przy chrzcie dano mu imię Jan, podług tradycyi do chrztu trzymał go anioł w postaci pielgrzyma, który potem oddając dziecię matce, rzekł: »Czuwaj starannie nad tem dzieckiem, gdyż ono się stanie wielkim przed Panem«. Piotr Bernardone, ojciec, powróciwszy z Francyi, dał małemu Janowi przezwisko Franciszek. Pobożna matka, sama karmiąc, wychowywała synka z całą pobożnością chrześcianki. Jeżeli później Franciszek tak bardzo ukochał biednych, jeżeli w pożyciu uwydatnia się cnota słodyczy, uprzejmości i miłości, to matce jego należy się cześć i uznanie, że dziecię karmiła dobrym przykładem. Szczęśliwe rodziny, których matki tak dobrze pojmują swoje powołanie. Szczęśliwe dzieci, którym Pan Bóg dał taką pobożną matkę.
Matko, strzeż się, aby dzieci na cię nie narzekały.

KRÓTKI ŻYCIORYS
ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SERAFICKIEGO,
założyciela trzech Zakonów.
Żył od roku 1182 do 1226.

Franciszek, założyciel trzech Zakonów żebrzących, a przez to odnowiciel karności zakonnej w średnich wiekach, wpływem swoim wskrzesiciel ducha pokuty, pobożności i najżywszej wiary w całem chrześciaństwie; przed śmiercią cudownie naznaczony bliznami Pana Jezusa, przezwany Serafinem ziemskim, a największy od czasów apostolskich cudotwórca, przyszedł na świat roku 1182 w Asyżu, mieście w prowincyi Umbryjskiej, we Włoszech położonem, za Papieża Lucyusza III, a za panowania Fryderyka II., Barbarossy, cesarza rzymskiego. Jego ojciec, Bernard Morikoni, powszechnie znany pod nazwiskiem Piotra Bernardone, był bogatym kupcem z Lukki, przybyłym do Asyżu i zajmującym się handlem z Francyą. Matka zaś Jego Pika, pochodząca ze szlachetnej rodziny Bourlemont’ów z Prowancyi, zasługiwała ze względu na swoją pobożność, aby zostać matką świętego. Pika miała tylko dwoje dzieci: Franciszka i Anioła. Ponieważ Franciszek po Matce Boskiej najwierniejszym miał być naśladowcą Chrystusa Pana [1], więc od chwili swojego urodzenia stawał się Mu podobnym. Przyszedł na świat w stajence, gdzie matka ciężko chora przy wydawaniu go na świat dopiero szczęśliwie porodziła, gdy z porady przybyłego do jej domu nieznajomego, którego sądzą być Aniołem, tam zaniesioną została. Także w chwili, gdy wydawała go na świat, słyszeć się dały śpiewy anielskie, jak nad szopką Betleemską, nad kościółkiem Matki Boskiej Anielskiej, przy Asyżu będącym, przy którym później Franciszek założył swój Zakon.
Stajenka ta przechowuje się do dnia dzisiejszego w Asyżu, przerobiona na kaplicę znaną, pod nazwą: San Francesco il Piccolo, co znaczy: Maleńki św. Franciszek. Na drzwiach jej znajduje się napis: „Ta kaplica była stajnią dla wołu i osła, gdzie narodził się Franciszek, zwierciadło świata“.
Przy chrzcie, Pika kazała dać synowi imię Jan, dla nabożeństwa, jakie miała dla ukochanego Apostoła. Podług wiarogodnej tradycyi, pewien cudzoziemiec, z czcigodnym wyrazem twarzy, ofiarował się trzymać do chrztu nowonarodzonego, trzymał go więc na ręku w czasie całej ceremonii z utkwionym w Niego wzrokiem, pełnym anielskiej słodyczy, potem zniknął, pozostawiwszy ślad nóg na stopniach ołtarza.
Jeszcze do dziś dnia pokazują w kościele (św. Jerzego) katedralnym cudowny marmur i chrzcielnicę, na której wyryto te pamiętne słowa: „Oto jest chrzcielnica, gdzie był ochrzczony Seraficzny Ojciec, św. Franciszek“. Piotr Bernardone, ojciec, znajdował się podczas urodzin we Francyi. Po swoim powrocie dowiedział się z wielką radością, że urodził mu się syn i dla pamięci na Francyę, dał małemu Janowi przezwisko Franciszek.
Pierwsze Jego lata upłynęły cicho i spokojnie, pod cieniem rodzicielskiego dachu, jak lata Dziecięcia Jezus w Nazarecie. Wskutek szczególnego zrządzenia Opatrzności, Pika, niby druga Najśw. Marya Dziewica, wychowała swego syna z wielką starannością, otaczała jego kolebkę całą czułością młodej matki dla swego pierworodnego i całą pobożnością chrześcianki, która przygotowuje duszę dla nieba[2].
Przekonana, że macierzyństwo jest rodzajem kapłaństwa w domowem ognisku, przyjęła równie ochoczo wszelkie jego trudy, jak i zaszczyty i sama karmiła swego syna.
Franciszek, w miarę tego jak wzrastał, stawał się żywym, wesołym i wcześnie okazywał rozwinięcie. Matka starała się przedewszystkiem kształcić jego serce i rozwijać te dobre skłonności, jakie w nim zauważyła. Jeżeli więc w późniejszym wieku Franciszek tak bardzo ukochał biednych, jeżeli słodycz w pożyciu jest wydatnym rysem Jego charakteru, jeżeli bywał całą duszą przywiązany do biskupa rzymskiego i jeżeli nareszcie Syn Boży, zaszczycając Go stygmatami swej męki, wyciska je na dziewiczem ciele, to matce Jego pobożnej za to należy się cześć i uznanie, że wychowywała dziecię w tym duchu pobożności, którym sama głęboko była przejęta. Od wychowania i dobrego przykładu zawisło całe szczęście dzieci. — Rodzice, chcąc, aby ich syn otrzymał wykształcenie odpowiednie ich majątkowi i duchowi czasu, powierzyli Go pobożnym duchownym, którzy kierowali podówczas szkołą św. Grzegorza. Jego bujna inteligencya zasmakowała w poezyi, znaczne też robił postępy w łacinie i w języku francuskim, od czego też Franciszkiem Go zwano.
Jak tylko skończył lat czternaście, wziął Go ojciec do handlu. Franciszek, młodzieniaszek piękny, uprzejmy, wspaniałomyślny, więcej chciwy sławy, niż bogactwa, pomagał ojcu w interesie gorliwie, ale w chwilach odpoczynku z wielkiem upodobaniem oddawał się rozrywkom światowym, on sam stworzył klub wesołych zabaw i poezyi. Znaczna liczba młodzieży z Asyżu, oddająca się turniejom, gonitwom i zabawom w bogato przybranych salach, przynęciła Franciszka do swego grona; od tej chwili porzucając wszystko, szedł zawsze za nimi, nie zwracając uwagi, że może zasmucić rodzinę tem nagłem odejściem. Wadą jego młodości było upodobanie w przyjemnościach życia, co pociągało zawsze za sobą nietylko wydatki i stratę czasu, ale nawet wyrabiało zamiłowanie w strojach i zbytku. Hojnym też był dla ubogich aż do rozrzutności. Z przykrością patrzył się na to ojciec i dawał mu poznać swoje niezadowolenie: „Prędzej możnaby cię wziąć za syna króla, niż kupca“, mówił mu. Matka jeszcze większą pozostawiała mu swobodę, czasami nawet broniła go przed ojcem. W 18 roku życia Franciszek wywierał na swoich młodych współrodaków wpływ, którego nikt nie ośmieliłby mu zaprzeczyć. Sami go postawili na czele; on był duszą ich zebrań, bohaterem ich uczt, ich wodzem, on obwołany był „królem młodzieży.“
Dziwna rzecz! W peryodzie życia od wieku młodzieńczego aż do czasu nawrócenia, który obejmuje dziesięć lat (1196—1206). Franciszek należał do najweselszych z młodzieży, oddychał kadzidłem pochwał, upajał się poezyą ówczesną, dotykał ustami złotej czaszy, którą mu świat podawał, a z której tylu innych śmierć wysysa; w całym blasku młodości, poszukiwany od wszystkich, przeszedł jednakże wśród tych niebezpieczeństw i próżności, nie skalawszy swej duszy, podobny do podróżnego, który, choć wśród przepaści przechodzi, nie wpada w nią! Objawiał on głośno wstręt do złych obyczajów, nie pozwalał sobie używać niestosownych żartów ani wyrazów, odpowiadał surowem wejrzeniem na niemoralne propozycye swoich towarzyszów, i takim sposobem zachował nienaruszonym nieoceniony skarb czystości w wieku znanym ze złych obyczajów i zepsucia. Tomasz Celano, brat Leon i św. Bonawentura o jego młodości takie dają świadectwo: „Cudowi tylko przypisać należy stałość w tej delikatnej cnocie czystości, żadna inna przyczyna nie byłaby dostateczną do wytłómaczenia tego. Bóg, który jest źródłem wszelkich łask, raczył uwieńczyć skronie swego sługi Franciszka najpiękniejszym wieńcem i najbardziej boskim przywilejem, wieńcem dziewiczości”.
Zresztą Franciszek posiadał w głębi swej duszy jeszcze inny dar Boży, który mu był tarczą przeciwko ponętom świata i pokusom ciała: była to miłość ku biednym. Kochał ubogich, jak braci, lubił im dawać jałmużnę, zwłaszcza gdy prosili o nią przez miłość dla Boga. Raz gdy odmówił ubogiemu jałmużny, uczuł wyrzut w sercu i tak się też za to strofował: „Franciszku! gdyby ten człowiek przyszedł do ciebie od jakiego możnego księcia lub barona, ty byś go przyjął łaskawie; a kiedy on cię błaga w imię Króla królów, ty go odpychasz?“
Przejęty żalem, z oczami pełnemi łez biegnie za żebrakiem, wpycha mu dużą sztukę złota w rękę i czyni mocne postanowienie nigdy już nie odmawiania jałmużny. Miłosierdzie wyjednało mu też u Boga obfite łaski i błogosławieństwo, a przedewszystkiem cześć u ludu.
Pewien mieszkaniec Asyżu, człowiek prosty z natchnienia Bożego nazywał go młodzieńcem świętym, a ile razy spotkał Franciszka na ulicach, rzucał swój płaszcz pod nogi wołając do zdziwionych przechodniów: „Nigdy nie oddacie za wiele szacunku temu młodzieńcowi; on się wsławi między swymi rodakami i będzie czczony od wszystkich wiernych“. Nic piękniejszego nad młodzieńca lub dziewicę z uczuciem miłosierdzia względem ubożychnych braci.
Franciszek prześlicznym był z natury urodzenia. Tomasz Celano jego uczeń i powiernik pozostawił obraz Świętego w opisie taki: „Wzrostu był więcej niż średniego; dobrze zbudowany, szczupły i delikatnej kompleksyi. Miał twarz ściągłą, czoło szerokie, zęby białe i ściśnione, płeć śniadą, włosy czarne, rysy regularne, twarz pełną wyrazu, wargi różowe i zachwycający uśmiech. Jego prześliczne czarne oczy, pełne ognia, łagodne i skromne; niewinność i piękność jego duszy odbijała się na jego twarzy. Z tak piękną powierzchownością łączył te przymioty, które czynią człowieka miłym; wesoły umysł, żywą imaginacyą, serce czułe i szlachetne. Był oględnym, przedsiębiorczym, zdolnym do wielkich przedsięwzięć; natura to giętka, pełna zasobów i kontrastów, rycerskiej grzeczności i prawości charakteru, której się nigdy nie przeniewierzył. Do tych darów natury tak doskonałych dodać należy urok, jaki dają zawsze talenta i majątek.
To też Franciszek miał powodzenie świetne, rozrywano go na wszystkie strony i czyniono obietnice wysokiej rangi osobliwie w stanie rycerskim.

Powodzenie, to upajający nektar, który sprowadza z drogi najlepsze dusze! Może byłoby ono zepsuło duszę pobożnego młodzieńca, gdyby Bóg nie był domieszał doń napoju gorzkiego, ale zbawiennego, próby i boleści. Doświadczenie było równie długie jak niespodziane. Dotknęło go ono w roku 1199 w czasie wojny Gwelfów i Gibelinów. Gwelfowie byli stronnikami niezależności Włoch i władzy papieskiej; opierali się głównie na duchowieństwie i mieszczaństwie i wszędzie, gdzie tylko stawali się panami, nadawali miastom samorząd komunalny, autonomię. Gibelinowie byli zwolennikami Hohenstaufów i rządu feudalnego. Asyż był po stronie Gwelfów. Wydarty Stolicy świętej w r. 1160 przez Fryderyka Barbarossę, niechętnie znosił jarzmo przywłaszczyciela. W r. 1198 po wstąpieniu na tron papieski
Św. Franciszek, jako rycerz wzięty do niewoli, naucza towarzyszów r. 1201.


W roku 1201 w obronie ojczyzny stanął Franciszek jako rycerz pod chorągwią zarządu municypalnego asyżskiego przeciwko Perudzianom. Walka była zawziętą i krwawą, zwyciężyli Perudzianie. Franciszek z kilku towarzyszami pochwyceni dostali się do niewoli na cały rok. Upadłych na duchu rycerzy rozweselał w więzieniu wesołością i dobrym humorem, dobrą i pobożną rozmową, gdy niektórzy się zniechęcali i rozpaczali. „Żal mi was, moi przyjaciele, — odpowiedział im Franciszek, — co do mnie, daleki jestem od podzielania tej rozpaczy. Dzisiaj widzicie mnie obciążonego łańcuchami, kiedyś przyjdzie czas, cały świat mię będzie czcił i uwielbiał“. Był między więźniami jeden gwałtowny złośnik, który zelżył nieraz swoich towarzyszy. Franciszek, pełen słodyczy młodzian, namawiał do zgody, uspokajał go i przerobił go w cichego i łagodnego towarzysza. Tu kończy się dla Franciszka jego światowe życie.
W r. 1202 został wypuszczony z więzienia, wrócił na wolność, ale długo i strasznie zachorował. W chorobie odrzucił ze wzgardą wszystko, co najbardziej kochał, jego życie przeszłe wydawało mu się szaleństwem. Zachęcajmy do zgody i nawracajmy się do Boga.

Innocentego III mieszczanie postanowili wybić się na wolność, odważyli się na krok rozpaczliwy. Franciszek, pragnący zawsze odznaczenia, stanął pod chorągwią zarządu municypalnego. W roku 1201 wojska Asyżu bardziej waleczne niż roztropne, wyszły z miasta i z rozwiniętymi sztandarami uderzyły na nieprzyjaciela t. j. Peruzyańczyków, którzy liczniejsi i wprawniejsi zwyciężyli i wielu z obywateli asyzkich zabrali do niewoli. (Patrz ilustracyę).

Między jeńcami był też wzięty i w więzieniu osadzony Franciszek.
Gdy był w więzieniu, Pan Bóg silnie zakołatał do duszy jego, wzbudzając w nim już wtedy pragnienie poświęcenia się Mu na wyłączną służbę.
Tu kończy się dla Franciszka jego życie światowe, życie, które on dotąd nazywać będzie „grzesznem życiem“, opłakując te lata rozrywek i zabaw i dziękując Bogu, że go cudownie wybawił z niebezpieczeństwa świata. Jeżeli w swoim testamencie i gdzieindziej obwinia siebie o zmarnowanie kwiatu młodości w pustotach świata tego i próżności, to mówi on językiem Świętych, opłakującym swe grzechy, ale i dni przepędzone w niedbalstwie i obojętności, chociaż nigdy nie dopuścił się grzechu śmiertelnego. O czem brat Leon zapewnia, mówiąc: „Widziałem naszego Błogosławionego Ojca, stojącego na wierzchołku góry, wśród ogrodu pełnego kwiatów trzymającego cudnie piękną lilię w ręku; a gdy się zapytałem, co ma znaczyć to widzenie, głos z nieba odpowiedział mi, że ta lilia była symbolem anielskiej czystości Franciszka.[3]
Długa niewola w Perudżii, samotność więzienna, oświecając duszę młodzieńca, nie zatarła w niej wszakże wszelkiej próżności i nie wyniszczyła małej słabostki: żądzy błyszczenia i posiadania sławy. To też Bóg, chcąc przeciąć ostatnie ogniwo, łączące go ze światem, zesłał na niego nową próbę, czyli raczej nową łaskę, która miała go uczynić uleglejszym działaniu Ducha świętego; było to cierpienie. Długa i straszna choroba przykuła Go do łoża boleści, osamotniła Go, ale też całkiem zmieniła bieg Jego myśli: postanowił świat opuścić i zacząć życie pokutne. Całem więc sercem, poświęcając się miłosiernym uczynkom, z wielką miłością usługiwał trędowatym. Jadąc razu pewnego konno, spotkał za miastem tak strasznie tą chorobą stoczonego, że się odwrócił od niego ze wstrętem, lecz chcąc się w tem przezwyciężyć, zsiadł z konia i uściskał chorego, który w tejże chwili znikł Mu z oczu, gdyż był to sam Zbawiciel, który dla wypróbowania Go, w tej postaci Mu się objawił.
Ubierał się wtedy jeszcze bogato, stosownie do swojego zamożnego stanu. Zdarzyło się, że przechadzając się za Asyżem, ujrzał ubogiego w bardzo nędznem odzieniu. Zamienił z nim szaty i w jego odzieniu wrócił do miasta. Wszyscy sądzili, że zmysły postradał, a ojciec zbił go srodze i zamknął do więzienia w domu własnym. Uwolniony z niego przez matkę, Franciszek udał się w odosobnione miejsce na jednę z gór, koło Asyżu będących, i tam, kryjąc się w jaskini dość długo, prowadził pustelnicze życie, tam gorąco prosił Boga, by mu objawić raczył wolę swoją względem powołania. Pewnej nocy miał sen, w którym okazał mu się wielki gmach, napełniony zbroją taką, jaką nosili podówczas Krzyżacy; a gdy spytał, dla kogo ta broń jest przeznaczoną, odpowiedziano Mu, że dla Niego i Jego żołnierzy. Przebudziwszy się, wziął to za wskazówkę woli Bożej, sprawił sobie rycerski rynsztunek i puścił się w drogę do Włoch południowych, w celu zaciągnięcia się w szeregi wojsk hrabiego Gotwina z Brionu, broniącego podówczas posiadłości stolicy Apostolskiej przeciw zaborom bezbożnego Fryderyka II. W drodze miał objawienie, z którego dowiedział się, że Pan Bóg przeznacza go nie na zbrojnego zwykłego, lecz na duchownego rycerza, i że w tym to zawodzie ma on Mu służyć. Wróciwszy więc do Asyżu już starał się tylko poznać wyraźniej, czego Pan Bóg po nim wymaga.
Przechodząc obok opuszczonego i rozwalającego się kościółka świętego Damiana, położonego pod Asyżem, wszedł do niego; a gdy się modlił przed znajdującym się tam krucyfiksem, usłyszał głos z niego wychodzący po trzykroć w te słowa przemawiający: Franciszku, napraw dom mój, który się rozpada. Cudowne te wyrazy odnosiły się do wysokiego posłannictwa Franciszka, przez które Pan Bóg przeznaczał go do podparcia domu Jego mistycznego to jest Kościoła, a to przez założenie w nim trzech zakonów, i przez rozszerzanie wpływem i przykładem swoim w całym świecie chrześciańskim, przygasłego podówczas ducha pokuty, pobożności i doskonałości Ewangelicznej. Lecz Święty w głębokiej pokorze swojej wtedy słów tych w takiem znaczeniu nie brał. Zajął się więc gorliwie naprawą tego kościółka i odnowił go swoim kosztem i staraniem. Prócz tego, gdy w tymże kościółku modlił się przed krzyżem, rozbudziło się w jego sercu najżywsze, jakie w sercu jakiem po przenajświętszem sercu Maryi, mogło być nabożeństwo do Pana Jezusa cierpiącego, a ztąd powstało podobnież pragnienie naśladowania Go jak najwierniej we wszystkiem, a najbardziej w pokorze i ubóstwie. Wkrótce też potem odbył pielgrzymkę do Rzymu i tam po rzewnej i gorącej modlitwie przy grobach świętych Apostołów odbytej, wyszedłszy z kościoła, rozdał wszystko co miał przy sobie ubogim, z jednym z nich zamienił odzienie i przyłączywszy się do żebraków u drzwi Watykanu siedzących, cały dzień z nimi spędził, od tej pory już i sam żebrakiem dobrowolnym na całe życie pozostając.
Ojciec świętego Franciszka, człowiek chciwy i próżny, najniechętniej patrzał i na jego hojność dla biednych i na jego życie ubogie. Obawiając się, aby całego majątku, jaki po nim dostanie, nie użył na miłosierne uczynki, zażądał, aby przed Biskupem zrzekł się wszelkiego prawa do spadku po rodzicach. Święty uczynił to z radością i zdejmując nawet z siebie wierzchnie ubranie, a pozostając tylko we włosiennicy, którą nosił pod niem, rzekł do ojca: „Dotąd nazywałem cię ojcem; odtąd z większą ufnością będę mówił do Boga: „Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech“. Obecny temu Biskup przyodział go własnym płaszczem, uściskał i pobłogosławił, a potem na jego żądanie ubrał go w prostą sukmanę z kapturem, jaką noszą ubodzy ludzie we Włoszech. Sukni tej już Franciszek od tej chwili nigdy nie zrzucał, i ona to stała się później habitem zakonu przez niego założonego.
Zerwawszy wtedy nietylko ze światem wszelkie stosunki, lecz i z rodziną, nasz Święty z większą gorliwością oddał się pokucie, bogomyślności i miłosiernym uczynkom. Razu pewnego, znajdując się w kościółku Przenajświętszej Panny Maryi Anielskiej, na dolinie pod Asyżem będącym, usłyszał czytane z Ewangelii te słowa Pana Jezusa: Nie miejcie ani złota, ani srebra, ani pieniędzy w trzosach waszych, ani tłomoka w drodze, ani dwóch sukien, ani butów, ani laski, a w tejże chwili Duch Święty natchnął go przekonaniem, iż to było prawidłem, według którego żyć on powinien. Zdjął więc obuwie, rzucił kij, który miał w ręku, w miejsce pasa skórzanego przepasał prostym powrozem jedyną suknię, którą miał na sobie i wyrzekł się na zawsze używania pieniędzy. Spełniając już tym sposobem co do słowa i jak najdoskonalej rady Ewangieliczne, otrzymał przytem natchnienie od Boga, aby iść i opowiadać drugim pokutę i do niej pobudzać. Uzyskawszy na to upoważnienie od Biskupa, zaczął kazywać po różnych miejscach. Na słowa jego pooarte przykładem najświątobliwszego życia i licznymi cudami, całe tłumy ludzi garnęły się do Boga. Wkrótce znalazło się kilku, którzy chcieli go naśladować, połączyli się więc z nim, zostając jego uczniami i niezadługo liczba ich wzrosła do dwunastu, Franciszek zawiązał z nich zgromadzenie, i znowu za błogosławieństwem Biskupa rozesłał ich w różne strony, dla głoszenia słowa Bożego i zagrzewania ludzi do pokuty.
Gdy ujrzał liczbę braci swoich powiększającą się, postanowił nadać im ustawy, według których żyć mieli. Udawszy się na samotne miejsce i tam czterdzieści dni poszcząc o chlebie i wodzie, napisał Regułę, którą Pan Jezus głosem z nieba słyszanym od wielu obecnych braci zatwierdził, oświadczając, iż Sam ją temu nowemu zakonodawcy podyktował. Główną jej różnicą od wszystkich po owe czasy i dotąd istniejących Reguł zakonnych, było postanowienie najsurowsze, aby bracia nietylko jak zakonnicy wszelkich innych reguł osobistej żadnej własności nie posiadali, ale żeby nawet samo zgromadzenie czyli klasztory, nie miały zgoła żadnego rodzaju posiadłości, ani nawet zapewnionych dochodów. Owszem, chcąc braci swoich zasłonić od wszelkiej możności przestania być ubogimi, zakazał im nawet przyjmować pieniędzy, polecając, aby żebrząc, wypraszali i przyjmowali tylko w naturze to, co do wyżycia ubogiego niezbędnie jest potrzebnem. Prócz tego zastrzegł w tychże ustawach wszystko, co tylko najwyższe ubóstwo, a które panią swoją nazywał, jako główną cechę jego zakonników, zabezpieczyć w nich mogło we wszystkiem i na zawsze. Z regułą tą udał się Franciszek do Rzymu, gdzie zrazu Ojciec święty, Innocenty III., przyjął Go jako człowieka, który sam zdobywając się na rodzaj życia tak nadzwyczajny, kładąc go za regułę dla zakonu, wymaga rzeczy siły ludzkie przechodzących i z tego powodu odprawił Go z niczem. Lecz tejże nocy Papież miał objawienie, w którem ujrzał jakiegoś żebraka podpierającego kościół Lateraneński, który jakby się miał obalić i w żebraku tym poznał Franciszka. Posłał zatem po Niego, zachęcił do przedsięwziętego dzieła, któremu pobłogosławił i ustnie Regułę Jego zatwierdził, co później potem Honoryusz III. uczynił przez Bullę papieską, obdarzając zakon ten największymi przywilejami. To dało początek zakonowi Braci Mniejszych, z upływem czasu najliczniejszemu w Kościele Bożym, z którego, prócz wielkiej liczby Świętych kanonizowanych, było czterech Papieży, wielu Kardynałów i Biskupów, kilku Doktorów Kościoła, a w każdym wieku mnóstwo wysokiej świątobliwości zakonników, których za życia jeszcze świętego Patryarchy liczono przeszło sześć tysięcy[4]. Do reguły świętego Franciszka należą: Franciszkanie, Bernardyni, Reformaci[5], Bracia Mniejsi i Kapucyni, z których ci ostatni jej pierwotną ścisłość bez żadnych zwolnień zachowują.
Prócz tego zakonu założył Franciszek i zakon żeński Sióstr ubogich, podobnejże reguły, później od świętej Klary, ich pierwszej przełożonej, Klaryskami zwany; a także i trzeci zakon Tercyarzy i Tercyarek, nadając im ustawy odpowiednie osobom żyjącym na świecie. Zakon ten w średnich wiekach ogarnął był prawie świat cały, przez co ten święty Patryarcha tak wielki i zbawienny wpływ swój na całe społeczeństwo rozciągnął.
Gdy te trzy zakony ustalił, spragniony korony męczeńskiej, dwa razy udawał się na Wschód pomiędzy niewiernych, lecz wrócił stamtąd tylko z zasługą pragnienia śmierci za wiarę, bo Go Pan Bóg i bez tego miał wziąć prosto do nieba.
Prowadził życie nadzwyczaj ostre; pościł bezustannie i do chleba lub samej jarzyny, których jedynie niekiedy używał, domieszywał zwykle popiół lub piołun. Każda Jego modlitwa, szczególnie przez kilkanaście lat ostatnich życia, była zachwyceniem. Często w objawieniach rozmawiał z Panem Jezusem i Matką Bożą, do której najszczególniejsze miał nabożeństwo i przez Nią najwyższe łaski i dla siebie i dla świata całego pozyskał w Jej kościółku, Porcyunkulą zwanym, gdzie za wstawieniem się Najśw. Maryi Panny otrzymał największy odpust dla wszystkich wiernych.
Gdy wpadał w zachwycenie widywano Go tak wysoko w powietrze wyniesionego, że niekiedy znikał z oczu braci, temu cudowi obecnych. Cnoty pokory był jakby uosobieniem i nią też powodowany, nigdy święceń kapłańskich przyjąć nie chciał, pozostając tylko dyakonem. Był największym swoich czasów cudotwórcą, a na dwa lata przed śmiercią otrzymał blizny Pana Jezusa i odtąd już sam, stawszy się jakby ciągłym cudem chodzącym i żywym męczennikiem, obnoszony po miastach i wioskach, samym widokiem swoim nawracał ludzi i do pokuty pobudzał. Gdy zbliżał się do jakiego miasta, we wszystkie dzwony uderzano i duchowieństwo z ludem wychodziło naprzeciw Niego.
Widząc się bliskim śmierci, prosił, aby Go zanieśli do Jego celki przy kościółku Najśw. Panny Anielskiej, w którym najwyższe łaski odebrał i przy którym założył był główny, chociaż mały i ubogi klasztorek swojej reguły i tam, gdy już miał ten świat opuścić, kazał położyć się na ziemi. Potem, aby jak Chrystus Pan na krzyżu, nago umierać, zdjął habit, który dopiero z rozkazu zakonnika, którego poczytywał za swego przełożonego, przywdział napowrót, a gdy modlący się z nim bracia wymawiali te słowa Psalmu: „Na mnie czekają sprawiedliwi, aż mnie wynagrodzisz“, poszedł do nieba 4 października roku Pańskiego 1226. W rok po śmierci został przez Grzegorza IX. Papieża w poczet Świętych wpisany.


Pożytek duchowny.

Wielki święty Franciszek przezwany został Serafickim dla niezmiernej miłości Boga, którą serce Jego pałało; następująca też modlitwa była Jego ulubioną modlitwą: „Niech siła miłości Twojej, o Jezu mój, ogarnie duszę moję, abym umarł dla miłości, Twojej miłości, o Panie, któryś raczył umrzeć dla miłości, mojej miłości“. Staraj się i ty tę śliczną modlitwę często, a serdecznie odmawiać.

Modlitwa (kościelna).

Boże, któryś Kościół Twój, przez zasługi błogosławionego ojca Franciszka, nowym zakonem obdarzył, daj nam, prosimy Cię, za Jego przykładem, co ziemskiem jest wzgardzić, a darami niebieskimi zawsze się cieszyć. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyę: Zdrowaś Marya.





Św. Franciszek ubranie swoje ofiarowuje ubogiemu.


Po przebytej ciężkiej chorobie, Franciszek czuł się bliższym Boga i względniejszym na nędze biednych i swych ukochanych braci. Spotkawszy razu pewnego żołnierza szlachetnego rodu, ale nędznie ubranego, zdjął z siebie bogaty strój, aby go nim przyodziać. Bóg za ten czyn nagrodził go widzeniem proroczem. We śnie Franciszek znalazł się nagle przeniesionym do wspaniałego pałacu, pełnego tarcz, znaczonych znakiem krzyża. »Dla kogo te tarcze i ten pałac?« pyta zdumiony, a głos odpowiedział mu: »Dla ciebie i rycerzy twoich«. Skoro świt, wstał z łóżka zdziwiony tem widzeniem, pełny ufności w obietnice Pana, ale w niedoświadczeniu dróg Bożych marzył tylko o czynach i doświadczeniach wojennych.
Choroba i cierpienia zbliżają nas do Boga, odrywając od rozkoszy i przyjemności, uczą współcierpieć nad nieszczęśliwymi i mieć litość nad ubogimi.
Miłosierdzie zawsze Bóg wynagrodzi hojnością łaski, nawrócenia i utrwalenia w pobożności.

I. Miłość św. Franciszka ku Bogu.
II. Miłość św. Franciszka ku ludziom i ku wszystkim stworzeniom.[6]

Królową cnót, która czyni sprawiedliwych i oznacza stopień ich doskonałości, jest miłość Boga, ożywcze źródło, z którego bierze początek najwznioślejszy heroizm, tak jak strumyk, powstaje ze źródła, promień z ogniska, roślina z nasienia. Miłość w duszy świętego Franciszka była tak gorąca i szczególna, że Kościół i ludy przezwały go „Serafinem z Asyżu“. Cały był przenikniony Bogiem i że tak powiemy przemieniony w Boga, podobnie jak węgiel, rzucony w ogień, przenikniony jest jego blaskiem i gorącem. Ta gorąca miłość popychała go do szukania upokorzeń, do całkowitego wyniszczenia się, do szukania palmy męczeńskiej. Ona go wprawiała w długie zachwycenie i wyrywała z piersi jego pełne miłosnego uniesienia akty, jak naprzykład następne: „Panie, daj, aby słodki gwałt Twej gorącej miłości odłączył mię od wszystkiego na świecie i zajął mię całkowicie, abym z miłości umarł dla Ciebie, ponieważ Ty z miłości umarłeś dla mnie“. Ona natchnęła mu tę modlitwę, którą odmawiał codziennie. „Bóg mój i wszystko moje! Kto jesteś, o słodki Panie, a kto ja jestem, słabe stworzenie i nędzny robaczek! Chciałbym Cię kochać! Wielki Boże, chciałbym Cię kochać! O Boże miłości, oddałem Ci moje serce i moje ciało! Gdybym mógł wynaleść sposób uczynienia czegoś więcej, uczyniłbym to chętnie i pragnę tego gorąco“.
Wskutek tego seraficznego zapału życie jego było już jakby wstępem do tego życia w niebie, gdzie jedynem wszystkich zajęciem jest miłość. „Ciągle wznosił się do Boga jak ofiara przyjemnego zapachu. Wyniszczał swe ciało ostrą pokutą, a duszę gorącą żądzą Boga“. Miłość Boga przepełniała jego serce i ztąd to pochodzi tyle jego czynów bohaterskich, tyle słów wzniosłych, które zdobią każdą stronę tego żywota. Dziwiono się mu pewnego razu, że w tak nędznym habicie mógł przenieść ostrą zimę. „Ach, zawołał, gdybyśmy czuli wewnątrz siebie ogień Boskiej miłości, nie trudno byłoby nam znosić wewnętrzne zimno“. W jednem swojem zachwyceniu słyszał Pana mówiącego doń: „Franciszku, twoja miłość dochodzi do zbytku, do szaleństwa! Oczekujesz odemnie rzeczy niemożebnych, i nigdy jeszcze nikt nie prosił mnie o takie jak ty łaski!“„O Panie, moja słodka miłości, odrzekł Franciszek, czyż będziesz mi wymawiał ten zbytek, Ty, który z miłości dla nas uniżyłeś się, przyjąłeś ciało podobne do naszego i ukochałeś nas aż do szaleństwa krzyża?“
Szukał i chodził bezustannie za swoim Ukochanym, od którego zresztą był oddzielony tylko przez powłokę swego ciała, i sam przyznawał się przed swymi towarzyszami, że znajdował Go wszędzie. Zwracając się do początku wszystkich rzeczy i uważając wszystkie stworzenia, nawet te, które nie są udarowane rozumem, jako te, które wyszły z łona ojcowskiego Boga, nazywał je z niewymowną tkliwością „braćmi i siostrami“. Bezbożni, nigdzie nie widzą Boga, Franciszek widział Go wszędzie. Cała natura była dla niego jakby przezroczystą zasłoną, za którą Bóg był ukryty, jakby dźwięcznym instrumentem muzycznym, którego wszystkie dźwięki wielbiły doskonałości Boskie, jakby wspaniałem dziełem, na które Przedwieczny od niechcenia rzucił kilka promieni swej nieskończonej piękności. Wszystko mówiło mu o Bogu, a On sam, służąc za narzędzie stworzeniom pozbawionym rozumu, wzywał je do złączenia swoich głosów z jego głosem, aby wspólnie z niemi wielbić swego Pana i Zbawcę. Tłómacz i godny kapłan natury, dziedzic ducha proroków, zapraszał wszystkie stworzenia do chwały Boskiej.
Dla naszego Świętego cała przyroda widzialna zastosowaną była do pierwotnego planu Opatrzności, tak boleśnie unicestwionego przez grzech. Kwiaty były dla niego jakby uśmiechem Boga, gwiazdy na firmamencie opowiadały mu chwałę Wszechmocnego. „Zachęcał rzeki i morza, góry i doliny, łąki i trzody, ludzi i aniołów do wielbienia Stwórcy, a sam pozostawał wśród nich jak natchniony muzyk, zbierając w swej duszy te wszystkie wzniosłe dźwięki“.[7] Wszystkie stworzenia nietylko nie przeszkadzały mu, ale owszem stawały się stopniami, po których wznosił się ciągle aż do tronu Najwyższego, i tam gdzie inni spostrzegali tylko znikomą piękność, on odkrywał, jakby innym wzrokiem, wieczny związek pomiędzy porządkiem fizycznym i moralnym, pomiędzy tajemnicami natury i wiary. „Całe godziny przepędzał nieraz na podziwianiu pracy pszczół, i choć nic nie miał, kazał im dawać w zimie miód i wino, aby nie poginęły z zimna. Lubił stawiać za wzór swym uczniom przezorność skowronków. Widząc pewnego dnia, jak mnóstwo tych ptaszków w szarem, popielatem, jak jego odzieniu, spożywszy poprzednio kilka ziarnek, wznosiło się w powietrze, śpiewając: „Patrzcie na te miłe stworzonka, rzekł do swych Braci. One nas uczą, jak dziękować naszemu wspólnemu Ojcu, który nam daje codzień pożywienie, jak spożywać te dary tylko na Jego chwałę, jak gardzić ziemią i wznosić się do nieba, gdzie wiecznie z Bogiem pozostawać mamy“.[8] Skowronki były jego ulubionymi ptaszkami, pochwalał ich unoszenie się w górę, tak jak znowu ganił w mrówkach zbytnią skrzętność w zbieraniu zapasów na zimę. Pewnego wieczoru, gdy miał się udać na spoczynek w swej pustelni w Alwernii, usłyszał śpiew słowika. Przejęty radością, silnie wzruszony, prosił swego towarzysza, aby na przemiany śpiewał z ptakiem na chwałę Najwyższego. Brat Leon odmówił, wymawiając się złym głosem; więc on sam odpowiadał skrzydlatemu śpiewakowi lasów do bardzo późnej godziny nocy. Gdy się zmęczył, pierwszy przywołał ptaszka do siebie, posadził go na ręku, popieścił, powinszował mu, że odniósł zwycięztwo, i rzekł do brata Leona: „Dajmy jeść naszemu bratu słowikowi, zasłużył na posiłek więcej niż ja“. Słowik zjadł kilka okruszyn chleba z ręki seraficznego Ojca i odleciał z jego błogosławieństwem.[3]
Po ptaszkach, Święty miał szczególniejsze przywiązanie do owieczek i baranków, gdyż one przypominały mu Baranka bez zmazy, zamordowanego na Kalwaryi dla odkupienia ludzi. Jeżeli spotykał te ciche, nieszkodzące nikomu zwierzęta, prowadzone na rzeź, płakał z rozrzewnienia i nie odchodził, dopóki ich nie wykupił od śmierci. Spostrzegłszy pewnego dnia owieczkę, pasącą się samą jedną pomiędzy gromadą kozłów, rzekł do swych braci z głębokiem westchnieniem: „Tak nasz słodki Zbawiciel Jezus był pomiędzy żydami i faryzeuszami!“ Jego towarzysze postanowili kupić owieczkę, ale nie mieli pieniędzy i nic więcej prócz swych habitów. Pewien kupiec, który przechodził wtedy, dowiedział się o tem ich kłopocie, zapłacił za owieczkę i dał ją świętemu Franciszkowi.
„U Najświętszej Panny Anielskiej darowano Świętemu owieczkę, którą przyjął z radością. Przestrzegał ją, aby pilnie chwaliła Boga i nie obrażała Braci, a ona wiernie spełniała polecenia swego Pana. Jak tylko usłyszała zakonników śpiewających w chórze, sama biegła do kościoła przed ołtarz Matki Boskiej i oddawała beczeniem cześć Matce prawdziwego Baranka. W czasie Mszy św., w chwili, gdy kapłan podnosił Przenajświętszą Hostyę, zginała kolana i przychylała się, jak gdyby wzywając wiernych do oddawania czci Stwórcy i wyrzucając niewiernym ich nieuszanowanie dla Najczcigodniejszego Sakramentu naszych ołtarzy. W czasie owego pobytu w Rzymie 1222 r. Franciszek prowadził z sobą małego baranka. Mając opuścić Wieczne miasto, powierzył go swej znakomitej i pobożnej przyjaciółce, Jakobinie z Settesoli. Baranek stał się nieodłącznym towarzyszem szlachetnej niewiasty, chodził z nią do kościoła, pozostawał tam i powracał z nią. Z rana, jeżeli spała, szedł do jej łóżka, budził ją swem beczeniem, jak gdyby chciał jej przypomnieć, że czas już iść służyć Bogu. To też Jakobina chowała z miłością i podziwieniem tego cudownego baranka, który z ucznia świętego Franciszka stał się dla niej mistrzem pobożności“.
Nie zapomnijmy jeszcze o jednym szczególe, który tylko na pozór wydaje się nieznaczącym, gdyż w rzeczach wiary nie jest małym. Nasz Święty delikatnie odsuwał robaczki, które spotykał na drodze, aby nie zdeptali ich przechodzący. Czyż psalmista nie powiedział o Chrystusie: „Jestem robaczkiem, a nie człowiekiem“. W oczach Franciszka stworzenia nieżywotne miały swą mowę i swoje pojęcia. Lubił siostrę wodę, gdyż przy chrzcie przezeń się przelewa Krew Jezusa Chrystusa, i myjąc się uważał, aby nie padała na miejsce nieczyste. Czcił w kamieniach postać tego, który jest kamieniem węgielnym Ewangelii. Zalecił swoim braciom, aby ścinając drzewo na wzgórzu, zostawili jego odrośle na pamiątkę, że Słowo Wcielone cierpiało za nas na drzewie krzyża. Chciał, aby w każdej porze roku w ogrodzie klasztornym zasadzono kwatery kwiatów pachnących na pamiątkę tego kwiatu mistycznego, który wyszedł z gałązki Jessego i którego zapach rozradował świat cały.
Oto jedno z tych udatnych wyrażeń, jakie Mu się z ust czasem wyrywały, zdaje się wypowiadać myśl Jego o tym przedmiocie. Pamiętajmy, z jakiem uszanowaniem podnosił każdy kawałek pisma, które upadło na ziemię, z obawy, aby nie zdeptać nogami jakiego zdania o Bogu i Jego doskonałościach. Kiedy jeden z uczniów zapytał go, dlaczego z równą ostrożnością podnosił pisma pogan: „Mój synu“, odpowiedział, „dlatego że znajduję tam litery, z których się składa święte imię Panu; dobro: jakie zawierają te pisma, nie należy ani do pogan, ani do ludzkości, ale do samego Boga, źródła wszelkiego dobra.[9] W rzeczy samej wszystkie pisma duchowne i świeckie czyż są czem innem, jak zgłoskami, któremi Bóg pisze imię Swoje w umyśle ludzkim, jak pisze je na niebie gwiazdami.“[10] Tak więc nasz Święty przysłuchując się tajemniczym dźwiękom ziemi, zwracał się do źródła wszelkiego piękna. Jest to jedna z najczulszych stron Jego charakteru, wszyscy historycy korzystają z niej, nazywając świętego Franciszka wielkim miłośnikiem natury. I słusznie, ale nie zapominajmy, że miłuje on tak bardzo naturę dlatego, że jest jednym z najgorliwszych czcicieli Boga. Ta miłość tak doskonała, która we wszystkiem widziała Boga, ta miłość tak mocna i stała, która odnosiła wszystko do Boga, łączyła się w Franciszku z najtkliwszą i najprostsza pobożnością. Z jaką gorącą pobożnością mówił o tajemnicach wcielenia i narodzenia Zbawiciela! Z jaką radością witał poświęcone tym tajemnicom uroczystości! Bracia zapytali się Go, czy dobrze jest jeść mięso w dzień Bożego Narodzenia, jeżeli takowe przypada w piątek? „Zapewne“ odrzekł, „byłoby do życzenia nawet, aby księża i wielcy tego świata kazali rzucać mięso i pszenicę po wsiach i drogach publicznych, aby ptaki i zwierzęta mogły brać udział w tak wielkiej uroczystości“.
Święty Franciszek rozpowszechnił, a może nawet zaprowadził we Włoszech nabożeństwo żłóbka. Było to w r. 1223. Będąc w Rzymie, upoważniony został od Papieża do obchodu uroczystości Narodzenia Zbawiciela w Greccio, gdzie miał zwołać swoich Braci i obchodzić to święto z niezwykłym blaskiem. Przybył w wigilią. Jego przyjaciel, Jan Velita, któremu polecił poczynić przygotowania, zastosował się do joty do danego polecenia. Wystawiono ołtarz pod gołem niebem, żłóbek, przyprowadzono wołu i osła; wszystko przedstawiało stajenkę Betleemską. O północy Bracia Mniejsi udali się do lasu, w towarzystwie tłumu górali, niosących zapalone pochodnie. Ten nowy widok, snopy światła, padające na drzewa lasu, te wdzięczne kolendy umbryjskie, śpiewane chórem setkami głosów i powtarzane echem gór, wzruszyły do łez Świętego. Przy Mszy św. spełniał obowiązki dyakona i śpiewał uroczyście Ewangelią, potem nauczał o wielkości i miłosierdziu Zbawiciela, którego nazywał Dzieciątkiem z Betleem. Ile razy wymawiał słodkie imię Jezus, głos jego zmieniał się, jak gdyby kosztował wybornego miodu, albo słyszał wewnętrzną melodyę, której dźwięki chciał zatrzymać w pamięci. Rycerz Jan Velita, człowiek godny wiary, który opuścił szeregi wojskowe, aby mógł lepiej służyć Jezusowi Chrystusowi, stwierdza pod przysięgą, że widział śpiące dzieciątko, ku któremu nasz Święty nachylał się, aby je ucałować, a może i obudzić. Słoma, na której miało miejsce to objawienie, otrzymała własność cudownego uzdrowienia.[11]
Trudno jest wyrazić radość, z jaką wierni przyjęli jasełka. Święta Klara zaprowadziła je we wszystkich klasztorach swej reguły, gdzie na Święta Bożego Narodzenia przedstawiają w kościołach stajenkę betleemską i narodzenie Zbawiciela. Sama, stosując się we wszystkiem do poleceń i przykładu seraficznego Patryarchy, przewodniczyła przygotowaniom. Znajdowała nadzwyczajną rozkosz w układaniu Dzieciątka Jezus do kolebki w śpiewaniu wspólnie z aniołami przed oświetlonym żłobkiem i rozważaniu nieskończonej dobroci Słowa, które się Ciałem stało. Jej to pobożność sprawiła, że nowe to nabożeństwo, które autor Fioretti opisał nam ze wszystkimi szczegółami, nie wskazując jednakże daty, jeszcze bardziej się rozszerzyło.
Szczególniej klasztor świętego Damiana przygotowywał się do obchodu na uroczystość Bożego Narodzenia. Wszystkie siostry były na nogach. Sama tylko Klara, zmuszona leżeć w ciągłej gorączce i gwałtownych cierpieniach, była pozbawiona podwójnego szczęścia, którego kosztowała lat poprzednich w śpiewaniu razem z siostrami jutrzni nocnej i w przyjęciu do serca Baranka bez zmazy. Żeby zrozumieć ogrom jej cierpienia, potrzeba byłoby tak jak ona kochać Boskiego Oblubieńca dziewic. Kiedy o północy jej córki zeszły do kaplicy dla odmówienia officium, nie mogła powstrzymać swej boleści: „O wielce słodki Panie, zawołała, patrz na me cierpienia! Moje towarzyszki obchodzą Twoje narodzenie harmonijnymi śpiewami, otoczą Twą kolebkę i wielbić Cię będą. Ja jedna pozbawiona będę tej radości!“ Ten, który słyszy najcichszy głos orła i wróbla, nie pozostał głuchym na miłosne skargi Swej służebnicy. Klara nagle została przeniesioną do kościoła Braci Mniejszych: duchem czy też w rzeczywistości? sama sobie nie mogła zdać sprawy. Dość, że śpiewy Braci Mniejszych wyraźnie dochodziły do jej uszu, jej oczy wpatrywały się w cudowną Dziecinę betleemską, a usta jej przyjmowały chleb żywota, ukryty pod zasłoną eucharystyczną.
Kiedy się skończyło nabożeństwo w kaplicy świętego Damiana, zakonnice przybiegły do chorej i wszystkie jednogłośnie mówiły: „O nasza matko, co za rozkoszna noc! Jakie potoki niebiańskich radości zalały nasze dusze! Jaka szkoda, że nie było ciebie, matko, pomiędzy twemi córkami“. „Przestańcie narzekać, moje kochane siostry, odpowiedziała pobożna ksieni, i błogosławcie ze mną naszego Boskiego Mistrza, który nie opuścił swej biednej służebnicy“. I gdy im opowiedziała wielką łaskę, jaką otrzymała: „Moje siostry, dodała, radujcie się wraz ze mną i wielbijmy wspólnie Zbawiciela świata i naszego seraficznego Ojca, świętego Franciszka, jednego, iż mi udzielił tej wielkiej łaski, drugiego, iż mi ją wyprosił“.[12]
Nabożeństwo żłobka gorliwie było rozpowszechniane przez dzieci świętego Franciszka, ale nigdzie nie odprawia się ono z większym wdziękiem i prostotą, jak w klasztorach zakonu serafickiego, a zwłaszcza w Ara Coeli.
Nasz Święty starał się przejąć, o ile mógł, duchem tych tajemnic, które Kościół obchodzi w ciągu roku. W czasie postu przenosił się wspólnie z Kościołem na wzgórze Kalwaryjskie i często powtarzał ten okrzyk Doktora narodów: „Dilexit me, et tradidit semet ipsum pro me: Umiłował mię i wydał samego siebie za mnie“.
To wielkie wyrażenie ksiąg świętych zachwycało go, napełniało jego duszę, i nie możemy wątpić, przyczyniło się do zrobienia go świętym, wielkim świętym: tak Bóg jest żywym w każdem słowie, tak każde z Jego słów jasne, obfite i potężne! Zdaje się, jak gdyby ono było poświęconą Hostyą i zawierało słowo, aby Je dać tym, którzy o Niem rozmyślają. W ciągu wielkiego tygodnia Franciszek podwajał gorące modły. Myślał tylko o Jezusie ukrzyżowanym, mówił tylko o ranach, upokorzeniach i śmierci Jezusa ukrzyżowanego; dusza jego tak była przejęta pamięcią męki, że wylewała się w skargach, w żałośnych jękach, których nie mógł powstrzymać. Gwałtowność jego boleści zmuszała go do unikania obecności ludzi i szukania zupełnej samotności, gdzieby swobodniej mógł się oddawać swoim uczuciom. Tam to mógł wzruszyć tygrysy i zachwiać skałami. To mówił do Jezusa Chrystusa, jak gdyby Go widział obecnego: „O mój Jezu, Ty jesteś na krzyżu, a ja na nim nie jestem! Ty jesteś samą niewinnością, a cierpisz za zbrodniarza. Czyż potrzeba było tego wszystkiego, aby odpokutować za wielkość moich zbrodni? Czyż potrzeba było tego wszystkiego, o mój najdroższy Jezu, aby mi dowieść, że mnie kochasz? To za wiele, za wiele; ja aż nadto dobrze wiem, że mnie kochasz. Ale czyż to nie za wiele, o mój Jezu, że mnie kochasz bardziej, niż Twoje własne życie? Serce moje, cóż powiesz na to? Gdzież znajdziesz miłość, aby odpłacić za tak wielki zbytek miłości?“
To znowu dziwił się, że inne stworzenia nie przejmowały się jego uczuciami i że nie wylewały łez nad śmiercią swojego Stwórcy. „Ptaki niebieskie, nie śpiewajcie, ale jęczcie; dźwięki głosów naszych, niech żałobę i smutek głoszą. Wielkie drzewa, które w górę podnosicie wasze wierzchołki, pochylcie się, poobłamujcie gałęzie i zamieńcie je na krzyż, aby uczcić krzyż Jezusa Chrystusa. A wy skały, kruszcie się i współczujcie.“ Gdy mówił do nich i widział strugi wody, jak łagodnie szemrząc, płynęły pomiędzy temi skałami, przekonany był, że te szmery, to jęki i łzy, jakie skały wylewały. „Ach, jak wy mi się podobacie, skały! Jesteście więc wzruszone do łez! I wołał jeszcze głośniej: Siostry moje skały, płaczmy! A echo rozlegało się, płaczmy. Więc wołał jeszcze głośniej: płaczmy, płaczmy. A echo odpowiadało, płaczmy, płaczmy“.[13]
Pewien rycerz, usłyszawszy pewnego dnia te jęki, zbliżył się do Świętego i rzekł: „Dlaczego tak płaczesz, co mógłbym uczynić, aby cię pocieszyć?“. „Miłość moja przybita do krzyża, odpowiedział Franciszek, łkając. I jeżeli chcesz mnie pocieszyć, płaczmy razem nad Jej bolesną męką“.
Innym znowu razem, gdy wśród niewypowiedzianych cierpień dwóch ostatnich lat życia, Bracia prosili go, aby im wskazał książkę, czytanie, której mogłoby, złagodzić jego cierpienia, odpowiedział im: „Moi Bracia, nie ma książki, któraby mnie mogła bardziej pocieszyć, jak męka Jezusa Chrystusa; to jest przedmiot ciągłych moich rozmyślań, i gdybym nawet żył do skończenia wieków, nie potrzebowałbym innej“. „Nie daj Boże, zawołał jeszcze, abym się chlubić miał, jedno w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa“. Ten głos świętego Pawła apostoła powracał często na jego usta; dla tej przyczyny Bracia Mniejsi obrali go na dewizę swego herbu.
Nasz Święty nie oddzielał nigdy miłości Jezusa ukrzyżowanego od miłości Jezusa w Hostyi, ciągle żywego w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza. Słuchał Mszy św. codziennie i często komunikował; upominał wszystkich swoich duchownych synów, aby go naśladowali w tym względzie. Jak przyjemnie było widzieć Go zbliżającego się do Świętego Stołu, z oczami spuszczonemi, rękami złożonemi i boso dla czci względem tak wielkiej tajemnicy. Był to dla obecnych wzruszający widok; każdy jego świadek uczuwał się pobożniejszym. Przyjąwszy Boga swego serca Franciszek usuwał się na stronę, jak gdyby w upojeniu ducha i zachwycony.
Kto zrozumiał, że Sakrament Ołtarza jest tu na ziemi ostatnim wyrazem miłości, kto choć raz zakosztował rozkoszy eucharystycznych, ten uczuje w swojej duszy nieznane pragnienie. Święty przybytek będzie dla niego miał pociąg nieprzezwyciężony, tam będzie jego skarb, tam jego serce. Takiem też było pragnienie seraficznego Patryarchy. Nie mógł się nasycić wpatrywaniem się w Gościa naszych przybytków. Klęcząc przed ołtarzem, przebijając wzrokiem zasłonę eucharystyczną i pogrążając się dowoli w tym oceanie światła, w tem ognisku miłości, które nam wskazuje wiara, przepędzał większą część dnia w serdecznej rozmowie ze swym Bogiem. Godziny upływały Mu zanadto prędko i jutrzenka poranna zastawała Go na tej słodkiej rozmowie, którą opuszczał z żalem. Nie mógł znieść tego, że kościoły, w których przechowuje się Przenajświętszy Sakrament, były źle utrzymane; w razie potrzeby sam je porządkował. Obawiając się, aby Chleba Ołtarza nie zabrakło, lub nie był źle zrobiony, miał zwyczaj w czasie swoich misyj dla biednych parafij zanosić żelazo do pieczenia opłatków artystycznie wyrobione. Ze względu na Eucharystyą miał szczególniejszy szacunek dla kapłanów, co przeszło w tradycyą Jego Zakonu. Trudno byłoby też odmalować Jego nabożeństwo do Świętych Pańskich: świętego Michała, wodza wojska anielskiego, świętych Piotra i Pawła, książąt Apostołów; a przedewszystkiem do Maryi, Przenajświętszej Matki Boga, którą obrał za swoją pośredniczkę przed Bogiem i patronkę swego Zakonu. Corocznie zachowywał długie posty na ich cześć.[14]
Ta tak czysta a nieprzebrana miłość, napełniająca duszę św. Franciszka, a pochodząca prosto z serca Jezusowego, nie pozostawała bezczynną; rozlewała się, jak wezbrana rzeka, na wszystkie stworzenia, a głównie na wydziedziczonych tego świata, (a jest ich zawsze najwięcej), nawet na bluźnierców i bezbożników. Ileż to razy niezmierna słodycz Świętego leczyła te serca zranione nienawiścią i smutkiem! Ileż to razy jednał je z niebem, z samym sobą i społeczeństwem! Pozwólmy najstarszemu z Jego biografów, Tomaszowi Celano,[15] opowiedzieć nam jedno z tych zwycięstw. „Pewnego dnia, gdy szedł z Asyżu do Perudżii, spotkał na drodze wieśniaka, zdradzającego na twarzy silny gniew i miotającego przekleństwa na swego pana, którego oskarżał o grabież jego majątku. Sługa Boży zbliża się doń i widząc, iż uparcie trwa w nienawiści i zemście, lituje się wielce nad jego duszą. „Mój Bracie, mówi mu z anielska, słodyczą, na miłość Boską, przebacz twemu panu, aby twoja dusza była zbawiona“. „Ja mam mu przebaczyć, odrzekł, nie mogę tego uczynić, dopóki mi nie odda wszystkiego, co mi zabrał.“ — „Masz, odpowiada święty, oddaję ci ten płaszcz, to jest wszystko, co posiadam: z twojej strony błagam cię, przebacz twemu panu dla miłości Boga“. I zaraz zdejmuje z siebie płaszcz, daje go biednemu wieśniakowi, który wzruszony tym postępkiem i zwyciężony taką miłością, wyrzeka się uczucia nienawiści i przebacza swemu panu“.
Święty Franciszek był czułym na cierpienia innych, płakał z płaczącymi i często nawet działał cuda na korzyść osób, które go o to prosiły. W każdym jednak razie nigdzie jego dobroć nie była bardziej podziwienia godną, jak w stosunkach z swymi Braćmi. Z jaką miłością starał się przynieść im ulgę czy to w wewnętrznym smutku, czy też w fizycznych cierpieniach! Był dla nich tak tkliwym, jak ostrym dla siebie.
Pewnej nocy jeden z zakonników męczony głodem i bezsennością, zaczął stękać. Usłyszawszy to Święty, wstaje, zastawia stół, siada z biednym bratem i innymi zakonnikami, aby go tem nie zawstydzić, iżby się sam musiał posilać. Po spożyciu posiłku powiedział do swych Braci: „Mówię wam, zaprawdę, iż każdy powinien się obrachować ze swemi siłami i spożywać tyle, ile mu potrzeba, aby ciało mogło służyć duchowi. Strzeżmy się dwóch ostateczności: nie trzeba ani za wiele jeść, co szkodziłoby ciału i duszy, ani też nieumiarkowanie pościć, gdyż Pan woli uczynki miłosierne, niż czyste zewnętrzne zachowywanie przepisów religii. Co się nas tyczy, kochani Bracia, to dla miłości naszego Brata, jedliśmy z nim razem, a nie dla prostej zachcianki lub też potrzeby“.[16]
Z równą pobłażliwością postąpił z Bratem Sylwestrem, jednym ze swych dwunastu pierwszych towarzyszów, który razu pewnego osłabł bardzo. Widząc, że Sylwester miał apetyt na winogrona, ale nie śmiał prosić o nie, zaprowadził go do sąsiedniej winnicy, usiadł z nim pod winnym szczepem, zerwał grono, pobłogosławił je i podzielił się z chorym. Pan Bóg pobłogosławił tej tkliwej miłości ojca; skoro tylko Sylwester zjadł swoją cząstkę, uczuł się zupełnie uleczonym.
Jeszcze jeden rys, bardziej wzruszający niż poprzednie, wskaże nam tę ojcowską tkliwość świętego Patryarchy dla swych Braci. Brat Rizzier z Bolonii, który został później błogosławionym, podlegał czas jakiś najstraszliwszej pokusie — rozpaczy; zdawało mu się, że jest skazany na wieczne potępienie i że święty Patryarcha unika go dla tej przyczyny. Straciwszy siły i odwagę, powiedział: „Wstanę i pójdę do Ojca, jeżeli mnie przyjmie łaskawie, będę miał nadzieję, że Wszechmocny Sędzia zlituje się nademną; jeżeli postąpi inaczej, będzie to znakiem, że Bóg odtrącił mnie od łona Swego miłosierdzia“. Poszedł natychmiast do pałacu biskupiego w Asyżu, gdzie Franciszek, bliski już zgonu, pielęgnowany był przez swego dostojnego protektora. Święty, wiedząc z objawienia o stanie duszy swego ucznia i o przyczynie tej podróży wysłał na jego spotkanie braci Leona i Masseusza: „Idźcie“, powiedział do nich, „idźcie naprzeciw Brata Rizziera, który przychodzi mnie odwiedzić; uściskajcie go odemnie i powiedzcie mu, że ze wszystkich moich Braci jego najczulej kocham“. Leon i Masseusz spełnili polecenie, jak posłuszni synowie, a Brat Rizzier wzmocniony w wierze, przejęty został niewypowiedzianą ufnością i radością. Jak tylko wszedł do pokoju św. Ojca, ten, pomimo osłabienia i wycieńczenia wstał z łóżka, wybiegł na jego spotkanie i rzekł z serdecznością: „Mój kochany synu, kocham cię z całego serca nad wszystkich mych Braci na świecie“. Potem, robiąc znak krzyża świętego na czole swego ucznia i całując go, dodał: „Bóg dopuścił tę pokusę dla większego dobra twej duszy, ale ponieważ ona ci się wydaje zbyt przykrą, nie będziesz nadal doznawał ani pokus, ani doświadczeń“. Od tego czasu, w rzeczy samej Rizzier odzyskał pokój i radość wewnętrzną, aby ich już nigdy nie utracić.[17]
Pomiędzy swymi uczniami Franciszek miał ludzi wyższych od siebie nauką i wymową, a mianowicie, brata Eliasza, Aleksandra Hales i świętego Antoniego Padewskiego. Wiedział o tem, ale daleki od zazdrości, jaka powstaje w umysłach ciasnych i pysznych, winszował im tego, i nie obawiał się mówić, ściskając ich z całem wylaniem serca: „Moi Bracia, dobre nowiny, jakie mi zwiastujecie, obudzają we mnie radość podobną tej, jakiej się doznaje, oddychając powietrzem łąk i kwitnącej winnej latorośli“.
Jego miłość nie wyłączała nikogo, kochał gorliwych i oziębłych, i chciał, aby przełożeni zakonu byli życzliwymi dla pierwszych, a pobłażliwymi dla drugich, nawet dla grzesznych, dopóki iskierka żalu tleje w ich piersi. Pisał w tym celu do Piotra z Katanii wówczas gdy był generalnym wikaryuszem (1221): „Bóg niech będzie twoją obroną i zachowa cię w Swej świętej miłości. Zalecam ci z taką cierpliwością rządzić twymi braćmi, że gdyby który z nich posunął swą śmiałość aż do uderzenia cię, abyś to złe obejście się z tobą przyjął za łaskę. Kochaj tych, którzy się z tobą w taki sposób obchodzić będą i staraj się ich nawrócić, jeżeli Bóg odmówi Swej łaski. Oto poczem poznam, że kochasz Boga i masz przywiązanie do mnie, Jego sługi i twego: niech żaden z Braci, nawet najmniejszy, nie odejdzie od ciebie nie doznawszy skutków twej dobroci. Jeżeli nie będzie prosił o przebaczenie, uprzedź go, ofiarując mu łaskę, i gdyby nawet tysiąc razy stanął przed tobą, okaż mu zawsze więcej życzliwości niż mnie samemu, aby go wprowadzić na dobrą drogę. Inni Bracia niech mu nie wyrzucają jego winy i nie rozgłaszają jej, ale niech ją zachowają w tajemnicy i pokryją Brata płaszczem miłosierdzia. Gdyż nie tym, którzy są zdrowi, potrzebny jest lekarz, ale tym, którzy chorują. Czyń, co ci zaleciłem. Bądź zdrów“.[18]
Po przeczytaniu tych kartek, zapytujemy, czy najtroskliwsza matka może mieć więcej dla swych dzieci miłości i tkliwości? Tak słodki Franciszek z Asyżu pierwszy wykonał w praktyce radę, którą zamieścił w czwartym rozdziale swej reguły: „Jeżeli matka kocha i żywi swego syna według ciała, o ileż gorętszą powinna być miłość i staranie o bracie według ducha?“ A ponieważ właściwą jest świętości nienawiść złego, a doskonała miłość dobrego, wyrzekł na gwałcicieli reguły nieposłusznych i zatwardziałych to straszne przekleństwo: „Najświętszy Ojcze, niech będą przeklęci przez Ciebie, przez cały dwór niebieski i przezemnie, Twojego najniższego sługę, ci, którzy przez zgorszenie pracują nad zburzeniem gmachu, który wzniosłeś Swemi rękami i który nie przestaniesz utrzymywać przy posłudze wzorowych zakonników“.[19]


„Franciszku, kto ci może uczynić więcej dobrego, pan, czy sługa, bogaty, czy biedny?“ — usłyszał ten głos z nieba.


Gdy Franciszek jako rycerz jechał na wojnę, by po zwycięstwie zbierać laury zaszczytu i pochwał i znów miał pokusę wrócić do świata, wtedy tu wdała się Boża Opatrzność, bo chcąc stanowczo do siebie pociągnąć Franciszka, użyła natychmiast cudu. W drodze do Spoleto powaliła na ziemię Franciszka, jak powaliła Szawła w drodze do Damaszku, i tłómaczy mu przy pomocy nocnego snu to, co było dla niego niezrozumiałem poprzednio. We śnie usłyszał głos z nieba, który doń mówił: »Franciszku, kto ci może uczynić więcej dobrego, pan, czy sługa, bogaty, czy biedny?« »Pan i bogaty«, odpowiada Franciszek. »Dlaczego więc«, mówi dalej głos, »opuszczasz Boga, który jest Panem i bogatym, a idziesz za człowiekiem, który jest tylko sługą i biednym?« Na to Franciszek: »Panie, co chcesz, abym uczynił?« »Idź, wróć do swego rodzinnego miasta, gdyż widzenie, jakieś miał, ma znaczenie duchowne. Spełni się ono przezemnie, a nie przez ludzi«, (Tres. soc. c. II). Z pierwszym brzaskiem jutrzenki Franciszek, zaniechawszy dalszej podróży, opuścił Spoleto i czemprędzej powrócił do Asyżu spełnić rozkazy Boga. — Nieraz Bóg psuje nasze plany i rzuca nam przeszkodę, byśmy prędzej usłuchali jego natchnień i spełnili Bożą, a nie swoją wolę.
Idźmy za Bogiem, a nie za światem.

HYMNY
układu św. Franciszka.
PIEŚŃ PIERWSZA.
Św. O. Franciszka Hymn do Słońca.
„Altessimo omnipotente bon signore“
w przekładzie L. Siemieńskiego.

O wszechmogący, dobry Gospodynie!
Błogosławieństwo, chwała, cześć we wszystkiem
Tobie jednemu, bo od Ciebie płynie —
I człek niegodzien nazwać Cię nazwiskiem.

Chwała bądź Panu z tworów Jego likiem,
Szczególnie z bratem Słońcem, co obdarza
Dzionkiem nas, świeci swym własnym promykiem
Jasno-promienne, Boga wyobraża.

Chwała Ci! siostrze Księżycowi gwoli
I chwała gwoli tym gwiazdom na niebie,
Któreś zasypał, jak ziarnka na roli
Czyste, świetlane, by patrzyły w Ciebie.

Chwała bądź Panu, gwoli wiatru bratu,
Gwoli powietrzu, chmurom i pogodzie,
By świat wilżyły i wiały po światu,
Ku Twoich stworzeń dobru i wygodzie.

Chwała bądź Panu, przez wodę siostrzycę
Czy źródła, rzeki napełnia, czy morze —
Wszak pożyteczna i czyste ma lice,
I zawsze nizko ściele się w pokorze.


Chwała Ci, Panie, w bracie ogniu, którym
Przyświecasz mrokom i nocom ponurym,
O jak wesoło skrzą się jego głownie!
W pożarze tylko straszny niewymownie.

Chwała bądź Panu, gwoli matce ziemi,
Ona nas żywi i dźwiga na grzbiecie,
Wiosną się stroi kwiatami barwnemi,
Owoc w jesieni nam daje i w lecie.

Chwała bądź Panu, chwała w tych, co mogą
Przebaczać krzywdy dla miłości Bożej —
Cierpliwie w życiu iść krzyżową drogą:
Błogosławieni, którzy cierpieć mogą,
Pan im zbawienia wieniec na skroń włoży.

Chwała bądź Panu, i w tej siostrze naszej
Śmierci cielesnej, co nieunikniona —
A biada temu, który w grzechu skona,
A błogo temu, kto wolą Twą skona,
Bowiem śmierć druga już go nie przestraszy.

Niechże cześć, chwała będzie Panu dana;
Pełńcie w pokorze służbę wedle Pana.





PIEŚŃ DRUGA.
Św. O. Franciszka Hymn o miłości.
„In focol’ amor mi mise“
w przekładzie L. Siemieńskiego.

Miłością gorę bez miary
W miłości wtrącony żary.

Mój Oblubieniec młodzieńczy,
Mój rozkochany Baranek,
Gdy mię pierścionkiem zaręczy,
I w ślubny ustroi wianek:
Ciężkie okowy mi wkłada,
Piersi przebija żelazem —
Choć w kęsy serce się pada
Kocham i gorę zarazem.

Serce spękało w kawałki,
Ciało upadło bez siły...
Miłością ciśnione strzałki
Całego mię zapaliły;
To mój kochanek tak strzela,
I straszy wojny obrazem:
Konam w rozkoszach wesela
Kochając, gorę zarazem.

Umieram z samej słodkości,
Mojej nie dziwcie się śmierci,
Cisnął oszczepem miłości,
Na wskróś mi serce przewierci.

A na oszczepie wsadzone
Żelazo sto stóp mające:
Przebodło na drugą stronę
Serce, miłością płonące.

Oszczep się skruszył w mej dłoni,
Śmierć widzę na mnie zawziętą —
Chwytam tarcz — czy mię zasłoni?
Lecz i tę w sztuki pocięto!
Czem się od ciosów zastawię
Gdy tak naciera zuchwale?
W proch starty, upadam prawie
Miłością cały się palę.

Potem miótł takie pociski,
Że się już bronić przestałem,
A czując, żem śmierci blizki
Na całe gardło krzyczałem:
„Zgwałciłeś prawa szrankowe!“
On na to kuszę wojenną
wymierzył prosto mi w głowę —
Miłością gorę płomienną,

Pociski z kuszy miotane,
Tysiąco-funtowe bryły,
Ołowiem pooblewane,
Gradem się na mnie waliły,
Tak gęstym, że nadaremnie
Chciałem liczyć strzał za strzałem,
Z których każdy trafiał we mnie —
Cały miłością gorzałem.

Nie chybił mnie ani razu,
Tak pociski celne były —
Padłem podobien do głazu
I powstać nie miałem siły.

Z pobitem, podartem ciałem
Niby leżący na marach,
Bez tchu na ziemi leżałem,
W miłości gorejąc żarach.

Umarły! lecz nie trup jeszcze,
Tylko zabity rozkoszą —
W tem przejdą ogniste dreszcze
Własne mię siły podnoszą.
Jużem tak silny, że mogę
Na przewodników skinienie,
Do nieba puścić się w drogę
Miłością wtrącon w płomienie.

Do zmysłów wróciwszy potem
Bój Chrystusowi wydaję,
W zbroi, z nastawionym grotem,
Najeżdżałem jego kraje...
Spotkanego jakem schwycił
Pótym tłoczył mym ciężarem,
Pókim zemsty nie nasycił,
Miłości palony żarem.

Syty tą zemstą i złością
Zgodę zawarłem z Nim wieczną —
Chrystus mię bowiem miłością
Zaraz ukochał serdeczną.
Jego miłością szczęśliwy,
Widzę w serca zachwyceniach
Wizerunek Jego żywy —
W miłości gorę płomieniach.

Miłością gorę bez miary
W miłości wtrącony żary.





Św. O. Franciszka Hymn o miłości.
w przekładzie Ignacego Grudzińskiego.

Z Chrystusem — w Nim i z Nim w parze,
W ogniu miłości się żarzę!
Bo mój Oblubieniec nowy
Dał obrączkę i wybrany
O! Baranek ukochany,
Wziął mnie w niewoli okowy!
Jak nożem zadał mi rany!
Serce moje w ognia żarze;
W sercu mem Jego ołtarze.

Ogień w sercu mojem składa
Aż ciało na ziemię pada!
I tą to siłą miłości,
Jak strzałą z kuszy rzuconą,
Która przebiega w szybkości
I wre wojną zapaloną;
Umieram w słodkości parze,
W ognia żarze!

Chwile śmierci osłodzone!
Jakże są zdumiewające,
Że ciosy we mnie utkwione,
Strzały miłości iskrzące,

Św. Franciszek opuściwszy zawód kupiecki, udaje się do jaskini. „Znalazłem skarb“ — mówił przyjacielowi.


Franciszek, poznawszy z objawienia i zachwycenia wolę Bożą, pożegnał się na zawsze z próżnościami świata. Uchylił się od interesów ziemskich swego ojca, pilnie poszukiwał samotnego miejsca, gdzieby mógł swobodnie rozmawiać z Bogiem i łatwiej się skupić. Usunąwszy się do niedalekiej, obok Asyżu położonej jaskini, Franciszek przepędzał tam większą połowę dnia sam na sam z Bogiem, błagając Go ze łzami, aby mu przebaczył lata zapomnienia jego młodości i nadal już odtąd Sam kierował jego krokami po ścieżkach doskonałości. Wychodząc z tej jaskini, bywał blady i wynędzniały, jak gdyby się oddawał pracy, przechodzącej jego siły. Natomiast dusza jego przepełnioną bywała weselem, które niekiedy, choć w słowach niejasnych, usiłował przelać do serca jednego ze swych przyjaciół, towarzysza dawnych zabaw, który sam jeden tylko pozostał mu wiernym: »Znalazłem skarb«, mówił mu, »znalazłem skarb«. W zgiełku światowym zwykle gubi się skarby cnót, spokój serca, i co najważniejsza, Boga, niebo.
Bądź miłośnikiem samotności i milczenia, gadatliwość twoja, to przyczyna twojej oziębłości w modlitwie.

Jakby miecze wyostrzone,
I te setki rąk szczypiące
Wszystko to mnie trzyma w skwarze,
W ognia żarze!

...O! nie przez śmierci przeszedłem nicości,
Lecz przez rozkosz i piękności,
I potem odżyłem w sile,
Wewnątrz serca umocniony,
A dusza moja ściga błogie chwile,
W których przez orszak byłem prowadzony;
Aż w najwyższe tam ołtarze
W ognia żarze!

Gdy więc miłością przejęty wróciłem
I uczuciami wiary żarliwemi
Zostałem przejęty — powstałem,
Jak rycerz przebiegłem na Chrystusa ziemi,
Acz przy Nim słabe było moje ramię,
Ale w mem sercu miałem Jego znamię
W łasce i karze
W ognia żarze!

Gdy czyn miłości był już dokonany,
Serce w Nim pokój zawiera,
Bo wprzód byłem Jemu znany,
I w Nim biedny, zakochany,
A ta miłość była szczera!
Odtąd zawsze jestem zdolny,
Nosić Chrystusa w mojem sercu wolny,
On mnie pocieszając wspiera,
Jemu w mem sercu miłości ołtarze
W ognia żarze!





PIEŚŃ TRZECIA.
Hymn miłości św. Franciszka.
przez O. Jakóba z Todi, franciszkanina; przekład X. Stanisława Biegańskiego.

Miłości, wypływająca z miłości, czemuż mię tak zraniłaś? Straciłem całe serce, a goreję miłością.
Amor, de caritate
Perché m’hai si ferito?

1. Pali się i płonie, nie może znaleść nigdzie miejsca, nie może mieć, bo jest związane: niknie (zużywa się), jak wosk przy ogniu, żyjąc umiera, marnieje zużywając się: pragnie uciec trochę, a widzi, że jest umieszczone w piecu: O biada, gdzie się mam zwrócić od tak gwałtownego upału! To jest umrzeć żyjąc! Do takiego stopnia żar wzrasta!

2. Zanim tego doświadczyłem, prosiłem Chrystusa o miłość; myślałem, że to rozkosz: myślałem, że w pokoju zażywać będę słodyczy, że zdala od wszelkich udręczeń posiędę rzeczy najwznioślejsze: (teraz) doświadczam mąk, o jakich nie miałem wyobrażenia, tak że mi serce pęka od gorąca. O tem, co cierpię nie mogę dać ni wyobrażenia, że umieram w słodkiem upojeniu, a żyję bez serca.

3. Jużem stracił serce i rozum, wolę, upodobania i całe czucie; wszystko, co piękne, zda mi się brzydkiem błotem; rozkosze z bogactwami zgubą: Drzewo miłości z wielkim owocem zasadzone w mem sercu żywi mię, ono to sprawiło taką zmianę we mnie w krótkim czasie, wyrzucając precz wolę, rozum i siłę.

4. Dla nabycia miłości już wszystko dałem i świat i siebie i wszystkie uciechy jego. Gdyby było mojem wszystko, co jest stworzone, oddałbym to za miłość bez targu; I widzę, że mię miłość oszukała, bo ja jej dałem wszystko, a nie wiem dokąd mię ona ciągnie i miłość mnie zniszczyła, za głupca mnie wzięto, lecz ponieważ się sprzedałem, nie przedstawiam dla siebie wartości.

5. Ludzie myśleli, że mię sprowadzą z tej drogi, toż myśleli i przyjaciele moi, lecz kto się raz dał, dać się więcej nie może, niewolnik nie może uciec od pana, wprzód potrafiłaby się zmiękczyć skała, niż miłość, która mię trzyma w swej mocy: cała moja wola tak jest pogrążona w miłości, z nią połączona, w nią przemieniona, że któż zdoła ją od niej oderwać?

6. Ni ogień, ni żelazo nie zdoła rozłączyć, nie da się rozłączyć rzecz tak połączona. Ni ból, ni śmierć nie może już tak się wznieść do tej wysokości, gdzie się miłość wzniosła: na dole widzi bieg wszystkich rzeczy, a ona jest wzniesiona ponad niemi: Szczęśliwa! jakżeś się wzniosła, że posiadasz takie dobra? Chrystus, od Niego to masz, że możesz słodko obejmować.

7. Nie mogę patrzeć na stworzenie, do Stwórcy woła cała moja myśl; ni niebo, ni ziemia, nie da mi słodyczy, dla miłości Chrystusa wszystko mi jest wstrętne. Światło słońca zda mi się być ciemne wobec tego jaśniejącego oblicza; Cherubini wcale nie piękni, jak to nauczają, Serafini nie godni miłości tego, co widzi Pana.
8. Niech nikt mię przeto nigdy nie gani, jeżeli taka miłość mię omamiła, nie masz serca, coby się obronić zdołało miłością zdjęte, aby mogło uciec. Niech każdy myśli, aby mu serce nie pękło, jak ma znieść taki upał. O, gdybym mógł znaleść, któryby zrozumiał, odczuł boleści, które dręczą me serce.

9. Niebo i ziemia woła i zawsze woła i wszystkie rzeczy, że kochać powinienem; każda rzecz mówi: całem sercem kochaj miłość, która cię uścisnęła. Miłość ta dlatego, że cię pożąda, tak usilnie wszystko uczyniła, by cię pociągnąć do siebie: to święte światło ma taką obfitość dobroci i łaskawości, że się to na zewnątrz rozlewa.

10. Miłości, chcę więcej, gdybym zdołał więcej, lecz jakżeż więcej, kiedy me serce nie ma więcej dać, jak mnie, choćbym pragnął więcej, nie mogę, to rzecz pewna. Wszystko dałem, by posiąść tego miłośnika, który mię tak odnowił. Piękności odwieczna, a nowa! Odkąd cię znalazłem, o światłości niezmierzona, otoczona miłym blaskiem.

11. Widząc taką piękność, zostałem porwany, nie wiem dokąd zaniesiony. Serce się stopiło, jak wosk, odnalazło się przemienione w Chrystusa: Nie znajdzie się nigdzie podobna zamiana. By przywdziać Chrystusa, obdarłem z szat siebie, serce mi się odmieniło, woła miłości, że aż słychać i myśl zamarła, taką (serce) czuje słodycz.

12. Duch omdlały od słodyczy cały wzdycha tylko za uściskami i im więcej przygląda się tej piękności, tem więcej odrzuca to, co jest poza nią. W Chrystusie odpoczywa, czując się bogatym, o sobie samym traci pamięć, nie troszczy się o żadną rzecz, nie chce, by mu cośkolwiek dano, nie może odczuć żadnej straty od tego całego błogiego uczucia.

13. W Chrystusa zamieniony jest jakoby Chrystusem, połączony z Bogiem jest Boskim, nabytek taki jest ponad wszelkie najwznioślejsze rzeczy, władzę się czuje Chrystusa i wszystkiego, co do Niego należy, dlaczegóżby więc teraz miał być więcej smutnym, domagając się lekarstwa na winy. Nie może znaleść grzechu na sobie, stary człowiek zniszczał, oczyścił się z wszelkiego brudu.

14. W Chrystusie stał się nowem stworzeniem, wyzuł się starego człowieka, a stał się nowym. Lecz miłość wzrasta coraz silniej, zdaje się, że serce nożem pruje, dusza omdlewa wskutek takiego upału: Chrystus pociąga mię do Siebie, a taki jest piękny, ściskam się z Nim, i z miłości tak wołam: Miłości! której tak pragnę, daj niech umrę z miłości.

15. Dla ciebie o miłości marnieję tęskniąc za tobą i ginę chcąc cię uścisnąć, jeżeli ty się oddalisz, umrę żyjąc; wzdycham i płaczę chcąc cię znaleść; gdy wracasz do serca, to ono omdlewa pragnąc się całe w ciebie zamienić. Nie zwłócz więc więcej miłości, przybądź mi z pomocą, trzymaj mię na uwięzi, zniszcz mi serce.

16. O słodka miłości, wejrzyj na boleść moją, nie zdołam znieść takiego upału, miłość mię całego zabrała, nie wiem, gdzie jestem, nie mogę poznać, co czynię i mówię; jak zbłąkany idę drogą, często bezmyślny od usilnego pragnienia; — nie wiem jak znieść tak wielką mękę, która mi powoli zabiera serce.

17. Zabrała mi serce, nie mogę wiedzieć co mam czynić, i co robię i każdy, co mię widzi radby to wiedzieć. Miłość bez czynu, czy się Tobie podoba Chryste? a jeśli nie podoba, cóż mogę znaczyć? a tu od tej siły duch mój osłabł zupełnie, miłość, która mię opanowała, odjęła mi mowę, wolę i siłę czynu, straciłem wszelkie władze duszy.

18. Umiałem mówić, teraz oniemiałem; widziałem a teraz oślepłem, nie widziano jeszcze tak wielkiej przepaści. Milcząc mówię: uciekam, a jestem związany, zstępując wstępuję, trzymam, a jestem sam trzymany, będąc zewnątrz wewnątrz się znajduję, chwytam a jestem schwytany. O niezmierzona miłości, czemuż mię od zmysłów odwodzisz i dajesz umrzeć od tak silnego upału wśród płomieni.

Chrystus.

19. Ty, który mię kochasz, uporządkuj tę twą miłość, nie ma cnoty nieuporządkowanej; potem jeśli tak pragniesz mnie znaleść, niech duch się cnotą odnowi, chcę, by miłość ku mnie, o której mówisz, była uporządkowaną; drzewo dobre poznaje się z owocu, wartość każdej rzeczy z tego się poznaje.

20. Wszystko, co stworzyłem, jest podług liczby i miary i ma swój cel wytknięty; przez porządek utrzymuje się rzecz każda; tem więcej zaś miłość jest z natury uporządkowaną. Czemuż więc duszo tak szalejesz przez ten żar miłości? Zburzyłeś porządek naturalny, zapał w ryzach nie trzyma się wcale.

Dusza.

21. Chryste! Tyś mi zabrał serce, a mówisz, bym w miłości Twej poskromił mój umysł; jakże, gdy mię całego w siebie zamieniłeś mogę być pamiętnym na siebie? Podobnie jak żelazo rozgrzane żarem, powietrze od słońca samo światłem się staje, traci swą formę, inny kształt przyjmuje, tak i dusza odziana miłością Twoją.

22. A odkąd swą właściwość straciła nie może nic od siebie zdziałać. Jaki ma kształt, jaką ma władzę działać, aby owoce przynosiła? A zatem kiedy się przemieniła w prawdę, w Ciebie o Chryste! słońce! którego tak słodko pokochać — Tobie przypisać należy, co ja robię, a nie mnie. Jeśli Ci się przeto nie podobam teraz, Ty sam Sobie się nie podobasz, o miłości!

23. Wiem dobrze, żem odszedł od zmysłów, lecz Ty o najwyższa Mądrości takim mnie zrobiłeś, robię tak, odkąd mię zraniłeś, odkąd na miłość zamianę z sobą zrobiłem, która wyzuwszy mnie, w Ciebie mię odziała — pociągnięty zostałem do nowego życia, zginąłem sam sobie; teraz jestem silny przez miłość, złamałem bramy i spoczywam w Tobie o miłości!

24. Pocóż mię prowadziłeś do takiego żaru, jeżeli chcesz, abym się miarkował? Kiedyś tak bez miary mi się oddał, odjąłeś odemnie wszelkie pojęcie miary. Jako maleńki starczyłeś mi, tak wielkiego utrzymać nie jestem w stanie. A więc, jeśli kto zbłądził o miłości! to Ty nie ja! Bo Ty mi otwarłeś tę drogę o miłości!

25. Nie broniłeś się od miłości, ona Cię ściągnęła z nieba na ziemię. Miłości! zstąpiłeś na taką niskość, którą człowiek wzgardzony w utrapieniach zamieszkuje. Nie chciałeś ni domu, ni roli — chciałeś być tak ubogim, by nas wzbogacić. W życiu i śmierci, o miłości, okazałeś nieumiarkowanie, którem serce Twe goreje.

26. Jak upojony szedłeś zwolna przez świat, miłość prowadziła Cię, jak niewolnika, we wszystkiem, o miłości, pokazywałeś, że sam dla siebie zniknąłeś, kiedy stanąwszy w świątyni tak wołałeś: Niech przyjdzie pić, kto chce być zdrowym, kto ma pragnienie miłości, a daną mu będzie miłość niezmierzona, któm go napełni słodyczą.

27. Nie powstrzymałeś się, o mądrości, rozlewając Twą miłość często; urodziłeś się nie z ciała, lecz z miłości, aby zbawić przedmiot miłości: ludzi. Tak biegłeś, aby krzyż uścisnąć! Wierzę, że przed Piłatem dla miłości nic nie mówiłeś, by Cię miłość nie oskarżyła, że chciałeś skończyć życie na krzyżu dla miłości.

28. Mądrość ukrywałeś i tylko miłość widać było, moc Twoja zaś się wcale nie objawiała, która miała władzę niepodobania sobie w tem. Wielka była Twa miłość, którąś hojnie okazywał, nic innego nie można spostrzedz w Tobie i Twej woli, o miłości! zawsze nią wiązałeś nas z Sobą i krzyż objąłeś dla człowieka z taką miłością.

29. A więc, o Jezu, jeśli jestem tak zakochany, upojony tak wielką słodyczą, czemuż mnie łajesz, że chodzę błędny, ze tracę samowiedzę i siłę wszelką? Ponieważ miłość mię tak związała z Tobą, jakby pozbawionego całej Twej wielkości, skądżebym śmiał sprzeciwiać się Tobie, jakżebym nie chciał szaleć, by Cię uścisnąć o Miłości!

30. Ta miłość, co mię w obłęd wprawiła, zdaje się, że Tobie odebrała mądrość; ta miłość, przez którą usycham, zda mi się, że Tobie odjęła potęgę; nie chcę teraz, nie mogę cierpieć, jestem wzięty w niewolę przez miłość, nie stawiam oporu. Zapadł wyrok na mnie, żem umarł z miłości, nie chcę innej pociechy, jak tylko umrzeć z miłości.
31. Miłości, o miłości, któraś mię tak zraniła, nic innego nie mogę wołać, jak miłości. Miłości! miłości! z tobą połączony, nic innego nie pragnę uścisnąć, jak miłość. Miłości, miłości tyś mię porwała, serce mi wciąż pęka od miłości, dla Ciebie chcę płakać, miłości, obym mógł być z Tobą, miłości spraw przez litość, bym umarł z miłości.

32.   Miłości, miłości Jezu, przybyłem do portu
Miłości, miłości Jezu, Tyś mię prowadził,
Miłości, miłości Jezu, pociesz mię!
Miłości, miłości Jezu, Tyś mię takim żarem napełnił.
Miłości, miłości Jezu, umarłem z miłości.


Niech będę zawsze z Tobą, o miłości, zawsze zespolony uściskiem, w Ciebie zamieniony, w miłość prawdziwą, w prawdę najwyższą, niech się cały rozpłynę w miłość.

33.   Miłości, miłości, woła świat cały,
Miłości, miłości woła każda rzecz.


O miłości, miłości! jakżeś jest głęboka, im więcej kto zakosztował Twych uścisków, tem więcej ich pragnie, Miłości, o miłości, Tyś okrągłem kołem, kto wstąpi weń całem sercem, zawsze cię kocha. Tyś suknią, kto cię kocha, pragnie się w nią odziać, a takie uczuwa słodycze, że zawsze woła miłości.

34.   Miłości, o miłości, co za męki mi sprawiasz,
Miłości, o miłości nie mogę ścierpieć!
Miłości, o miłości tyle mi się udzielasz!
Miłości, o miłości, zdaje mi się, że umieram,
Miłości, o miłości, tak mię trzymasz!
Miłości, o miłości daj, bym przemienił się w Ciebie!


Miłości słodkie cierpienie! O miłości moja upragniona, o miłości moja rozkoszna, zanurz mię w Miłości.

35. O miłości, miłości serce mi pęka! o miłości, miłości, taką ranę czuję; o miłości, miłości pociągnij mię do Twej piękności; o miłości, miłości Tyś mię porwała; o miłości, miłości zdala od Ciebie życiem gardzę; o miłości, miłości dusza z Tobą połączona, o miłości, Ty jesteś jej życiem, nic od Ciebie ją oddalić nie zdoła, czemuż, o miłości dajesz jej tak cierpieć, niszcząc ją tak silnie?

36. O miłości, miłości Jezu upragniony; o miłości, miłości, chcę umrzeć w Twym uścisku; o miłości, miłości Jezu mój słodki oblubieńcze; o miłości w miłości o śmierć Cię proszę. Miłości, o miłości Jezu łaskawy, przyciśnij mię zamieniając mnie w Siebie; pomnij, że chodzę płacząc, nie wiem, gdzie jestem, Jezu nadziejo moja, pogrąż mnie w miłości!





W jaskini ukazał mu się Pan Jezus do krzyża przybity.


Franciszek dla pozyskania Boga, a w Bogu największego szczęścia, pragnął dla Boga poświęcić wszystko i modlił się o to gorąco. Szczere pragnienia, wytrwała modlitwa zmiękczyły serce Wszechmocnego. Pewnego dnia, gdy pokutujący Franciszek, młodzian podwajał gorące modły i był zatopiony w Bogu, ukazał mu się Jezus Chrystus przybity do krzyża. Na ten widok serce Franciszka przejęło się boleścią i miłością i pamięć męki Zbawiciela tak głęboko wryła się w jego duszę, że od tego dnia na samą myśl o Chrystusie ukrzyżowanym, nie mógł powstrzymać się od łez i łkania, jak to sam zwierzył się przed niektórymi towarzyszami przy końcu życia. (Św. Bonawentura c. II). Od tej chwili rozdawał hojniej biednym pieniądze, żywność i własne odzienie, ubolewał nad cierpieniem ubogich, trędowatych — każdego pocieszając z ujmującą delikatnością, wspomagał, przyozdabiał opuszczone kościoły, ołtarze jako mieszkania Jezusa.
Seraficki duch miłości Boga i bliźnich niech się rozszerzy, a będzie dobrze na świecie.

HYMNY KOŚCIELNE
na uroczystość św. Franciszka.
Hymn św. Bonawentury o św. Franciszku.

O Męczenniku pragnieniem!
Z jakiem ducha zapaleniem
Nad Jezusem łzy wylewasz
Franciszku! sercem omdlewasz!

Czytając mękę, katownie,
Płaczesz, jęczysz niewymownie,
Więc w postaci Serafina
Spostrzegasz Boskiego Syna,

Jak na krzyżu rozpiętego
I odbierasz rany Jego,
Jemu zadane ze złości,
Tobie z Twej k’niemu miłości.

Wejrzyj Ojcze na nas mile
W życiu i w ostatnią chwilę,
Niegdyś postem wycieńczony,
Dzisiaj w niebie uwielbiony. Amen.





KSIĘDZA IGNACEGO HOŁOWIŃSKIEGO
arcybiskupa mohylewskiego
HYMN KOŚCIELNY
na
uroczystość odbicia ran na ciele św. Franciszka
(17 września).
Crucis Christi mons Alvernae (z brew. Kapucyńskiego).

Góra Alwernu odświeża
Krzyża tajnie i cierpienia;
Szczyt jej z niebem duszę zbliża,
Daje przywilej zbawienia,
Gdy czyni przy lampie krzyża
Franciszek święte ćwiczenia.

Tam na urwisku mąż Boży,
Sam jeden w głuchej jaskini,
Modły, post, czuwanie mnoży,
Zdala od świata w pustyni,
Miłość w nim się ogniem sroży,
Jednem go westchnieniem czyni.

W rozmyślaniu, na opoce,
Leci w niebo po nadzieję;
Nad męką Pańską dnie, noce
Płacząc, z boleści niszczeje;
Prosząc o krzyża owoce,
Duchem z pragnienia topnieje.


I oto cudem zjawiska,
W kształt Serafa nieba szczyty
Rzuca Pan i przed nim błyska,
Sześciu skrzydłami okryty;
Twarz pokoju promień ciska,
A sam do krzyża przybity.

Sługa poznał swego Pana
Wpośród cierniowego wianka;
Poznał wszech wieków Hetmana,
W cichej pokorze Baranka,
Tajnia niewypowiedziana,
Pieści słuch Zbawcy kochanka.

Cały szczyt światłem połyska,
Kraj dokoła uwesela;
Miłość nowiutkiem z ogniska
Światłem Franciszka obdziela;
Wnet na ciele jego tryska
Błogich pięć ran Zbawiciela.

Cześć Tobie, Ukrzyżowany,
Niech Cię uwielbiam, Zbawco świata.
Z Franciszkiem, co miał Twe rany,
Co miłością tak się splata,
Że z Twym smutkiem duszą zlany,
Z męką Twą ciałem się brata.





HYMNY KOŚCIELNE
NA UROCZYSTOŚĆ
ŚW. FRANCISZKA SERAFICZNEGO WYZNAWCY.
(4 października).

HYMN
Decus Morum (z brew. Kapucyńskiego).

Blask cnót plonów
Wódz Zakonów
Franciszek w słodkiej zapłacie
Bierze z Ciebie,
Życie w niebie,
Zbawicielu na wszechświecie.

Niech nam w łonie,
Radość płonie,
Ojciec lśni rajską koroną,
Płacze rzućmy,
Bracia nućmy
Z chwalącą Go nieba stroną.

Z ziemi święty
W niebo wzięty,
Jak stwierdza cudów potęga;
Wiecznie żywy
I szczęśliwy
Dary Chrystusa osięga.


Św. Franciszek w Rzymie, w sukniach żebraczych na schodach Watykanu prosi o jałmużnę.


Franciszek po długiej modlitwie przy grobie św. Piotra, wyszedłszy z Kościoła, przybliżył się do żebraka najnędzniej odzianego i bogatą swoją suknię zamieniwszy na jego łachmany, cały już ten dzień przepędził z ubogimi, żebrząc wraz z nimi. Tu u grobu Apostołów rozpoczyna swoje życie Apostolskie, od najwyższego ubóstwa i zaparcia własnej miłości — od ubóstwa i sromoty do ubóstwa przywiązanej, od której ze wstrętem stronią nawet chrześcianie. O! jak on przecudnie rozpoczyna swoje wyznanie szaleństwa Krzyża Chrystusowego i święte rozmiłowanie się w najwyższem ubóstwie ewangielicznem (Bossuet). Uważając święte ubóstwo, jako główny fundament gmachu, który budował, Franciszek przedewszystkiem zmierzał do tego, aby później zabezpieczyć swych uczniów od fałszywego wstydu, żebrać im kazał. Gdy go Biskup ganił i wyraził się, że: »zanadto jest trudno nie nie posiadać«. »Dla mnie — odrzekł Franciszek — byłoby daleko niedogodniej posiadać cośkolwiek, bo nie można posiadać cośkolwiek, nie mając tysiąca kłopotów, kłótni i niepokojów«.
Jeżeli Bóg obdarzył cię hojniej dostatkiem i jesteś bogatszym, zaglądnij czasem do najuboższej rodziny — zobacz ich nędze i wesprzyj jałmużną, nie wstydź się być z ubożuchnymi twoimi współbraćmi.

Za cnót kwiecie
W ziemskim świecie
Pan go wiecznym blaskiem złoci,
Czcią go stroisz,
Szczęściem poisz,
Boże najwyższej dobroci.

Za nim trzeba
Iść do nieba,
Z Egiptu w ziemię swobody;
Z jego wodzą
Wszyscy wchodzą
Z krzyżem w tryumfie na gody.

Znamię Króla
Tak rozczula,
Że mu sprawia Zbawca rany;
Blask się rodzi,
Noc przechodzi
Na wieczny dzień pożądany.

Wódz na przedzie
Gwiazdą wiedzie,
Świeci, by nie wpaść w rozdroże;
Blaskiem spływa
I odkrywa
Błogie nam pociechy Boże.

Wiedź w zagrodę
Pańską trzodę
Pogromco chytrego wroga;
Wiedź swą drogą,
Wprowadź błogo
Na ucztę Baranka Boga.





HYMN
Protes de coelo prodicit (z Brew. Kapucyńskiego).

Syn łaski, syn rajskiej rosy
Nowemi cudami błyska;
Otwiera ciemnym niebiosy,
Chód przez morskie topieliska.

Złupił piekła Egipt srogi,
Bogaty wśród łupów mnóstwa;
Lecz zawsze został ubogi
I szczęściem był dla ubóstwa.

Na górę światłości nową
Wzięty razem z Apostoły,
Tam, jak własność Chrystusową,
Nędzę zmienia w kraj wesoły.

Trzy przybytki wznieść był w stanie,
Spełniając Piotra życzenia:
Które objął na mieszkanie
Bóg chwałą Swego imienia.

Prawu Proroków i łaski
Jest wiernym sługą niezmiernie;
I w Bóstwie trzech osób blaski
Obchodzi świętem solennie.

Naprawia cnotami swemi
Pańskie przybytki troiste;
W myślach pobożnych na ziemi
Kościoły wznosi Ci Chryste.


Franciszku, Ojcze jedyny,
Zwiedź dom nasz, tę grobów ziemię:
Przebudź głosem twej przyczyny
Ze snu śmierci Ewy plemię.





HYMN
In coelesti collegio (z Brewiarza Kapucyńskiego).

Nowy rycerz w rajskim szyku
Staje wśród rajskiego miasta,
W niebieskim Boga kwietniku
Nowy kwiat wdzięcznie wyrasta.

Franciszek łaską rozkwita,
Staje się wzorem pokory,
Chwała przezeń jest zdobyta,
Cieszy się z górnemi chóry.

Zbiera, co posiał szczęśliwie,
Niesie żniwa pełne snopy.
Bo jeszcze w ciała pokrywie
Wbił wroga duszy pod stopy.

Praw ducha świętem żelazem
Ciała rozkosze przygniata,
Zwycięża siebie i razem
Staje się zwycięstwem świata.

Prawica język poprzedza,
Gotując drogę dla słowa,
Życiem dana święta wiedza
Wiecznie się w sercach przechowa.

W wielkiej ubóstwa dziedzinie
Szczepi zakonu winnicę,

Skreśla Mistrz w każdym swym czynie,
Życia świętego granice.

Do niebieskich bogactw żniwa
Przynęca ubogich rzesze,
Językiem, przykładem wzywa
Ku słodkiej, rajskiej pociesze.

Życiem, nauką jaśnieje,
Promieni się w pośród cudów,
W przewodztwie niebo nam sieje
Ta żywa pochodnia ludów.

W Najwyższego Króla dworze
Umieść Mistrzu ucznie Twoje,
W tem ubóstwie, w tej pokorze
Niech znajdziem zbawienia zdroje.

Gwiazdo nasza, Twemi blaski
Prowadź w tej ciemnej pomroce!
Niech szukamy Ojca łaski,
By nam rajskie dał owoce.





HYMN
Plaude turba paupercula (z Brewiarza Kapucyńskiego).

Ciesz się ubożuchna rzeszo
Ubogim Ojcem bogata;
Niech cię karmie mleka cieszą,
Które pierś Ojca wygniata.

Z pokorą, z prostotą, w łonie,
Siewca pokoju przyjemny,
Gdy w kruchej lepiance płonie,
Blaskiem oświeca świat ciemny.


Pała świętym ogniem cały,
Lecz go kryje wór łatany;
Znosi głód, chłód i upały,
By mógł nieść Chrystusa rany.

Świat zbił; ciało wziął w niewolę,
Przegnał piekieł legiony;
I złocistą aureolę
Zasłużył Mistrz uwieńczony.

Najuboższe kończąc życie,
Wszedł w niebo w skarby ubrany;
Rozrzuca skarby obficie,
Wszelkich cierpień leczy rany.

Zrób nas w duchu ubogimi
Franciszku, Ojcze, nędzarzy.
Wyrwij z niebezpieczeństw ziemi,
Niech nas Bóg niebem obdarzy.

Chwała dla Ojca i Syna
I dla Ducha chwała jedna;
Niech nam Franciszka przyczyna
Wieczne wesele wyjedna.





HYMN
na
uroczystość odbicia ran na ciele św. Franciszka
Crucis arma fulgentia (z Brewiarza Kapucyńskiego).

Krzyża broń połyska nowa
Franciszkowi wśród widzenia,
I słyszy Chrystusa słowa:
„To wszystko w twoje się zmienia“.


Krzyża siłą i ochroną
Darzy broń krzyżowa błoga,
Nią Franciszek zbroi łono
Naprzeciwko duszy wroga.

Krzyża męka mu przypada
Do czytania po trzy razy,
Gdy księgę Bożą rozkłada,
By zbadać Pańskie rozkazy.

Krzyża miłość głównym celem
Franciszkowego starania,
Jedynem serca weselem,
Treścią wszelkiego starania.

Krzyża ogląda katuszę,
Jak na nim Pan cierpi srogo!
Słyszy głos, by swoją duszę
Prowadził tą krzyża drogą.

Krzyża owoce zdobywa
Franciszek współkrzyżowany;
Serce mu boleść przeszywa,
W ciele ma Chrystusa rany,

Krzyża łaska i potęga
Niech duch zbroi w swe ramiona,
Niech ciała i zmysłów sięga,
Jak wieczna straż i obrona.


NARODZENIE
ŚW. FRANCISZKA
Z ASYŻU.
Usłyszał głos z krzyża: „Franciszku, idź i napraw dom mój, który jak widzisz, cały się rozpada.“


Pewnego dnia gdy Franciszek wszedł do Kościoła św. Diamiana tam uklęknąwszy przed obrazem Zbawiciela na krzyżu, potrzykroć, powtórzył tę piękną modlitwę i którą odtąd często powtarzał: Wielki Boże, pełen chwały i Ty, Panie Jezu, błagam was abyście raczyli mnie oświecić, rozprószyć ciemności mojego umysłu i dać mi wiarę czystą, stałą nadzieję i doskonałą miłość. Daj, o Panie, abym Cię znał tak dobrze, żebym działał zawsze według Twego światła i zgodnie z Twoją świętą wolą. Mówił to i oczami pełnemi łez wpatrywał się miłosiernie w obraz Zbawiciela, gdy w tem Chrystus ożywia się i potrzykroć odzywa się do niego w ten tajemniczy sposób: »Idź, Franciszku, napraw mój dom, który widzisz zagrożony ruiną« Po tem cudownem zdarzeniu, dosłownie biorąc rozkaz Zbawiciela, wyszedł z pośpiechem, aby go wykonać. Odbudował trzy Kościoły: św. Damiana. św. Piotra i Najśw. Maryi Panny Anielskiej. Te trzy kościoły odbudowane były obrazem trzech Zakonów przez niego później założonych. Zakon Braci Mniejszych to Zakon I. Zakon II Klarysek. Zakon III dla osób świeckich (Tercyarstwo). Gorliwość o upiększanie kościołów i kaplic jest oznaką wielkiej miłości Boga, jeśli miłujesz Boga, przyczyniaj się do przyozdobienia jego ołtarzy. Miłuj Zakony św. Franciszka i staraj się do nich należeć.

Przed narodzeniem św. Franciszka.

PROROCTWA.


W mieście Asyżu, na włoskiej ziemi,
Nim święty Franciszek ujrzał światło dzienne,
Zjawił się prorok, który między swemi
Głosił, że przyjdzie, jak słońce zbawienne
Dziecię, jak Seraf Archanioł miłości,
Co wniesie pokój, dobro[20] dla ludzkości.

Dziecię to od początku swojego wcielenia,
Cudami łask bożych piękne i nadobne,
Do Pana Jezusa, sprawcy odrodzenia,
Do Zbawiciela tak będzie podobne,
Jak gwiazda poranna, jutrzeń jaśniejąca
Do światła rannego i do wschodu słońca.[21]

Tak w cudnym Asyżu człowiek tajemniczy,
Codzień ulicami przebiegając woła:

Niech każdy się cieszy i dni szczęścia liczy,
Bo wkrótce mieć będziem Anioła.
Jak Chrystus Chrzciciela miał za poprzednika,
Tak też i Franciszek miał swego rzecznika,
Który proroctwem Jego narodzenie,
Głosił mieszkańcom w Asyżskiej krainie.


Św. Franciszek, jako rycerz, z giermkiem wyrusza na wojnę.


Gdy normandzki bohater hrabia de Brienne nazwany rycerzem nad rycerzami, wystąpił do walki z niemieckimi rycerzami: Markwaldem i Tiébaudem, o królestwo Sycylii i o prawa świętego, zdobył Kapuę, Lokki i Barletty, Franciszek cały oddany sprawie Papieża w r. 1205 po symbolicznem widzeniu rycerskiego pałacu, postanowił wziąć w wojnie czynny udział. Sprawa bowiem Gwalterra była jak najsprawiedliwszą i jak najsłuszniejszą, służąc jej, mógł sobie zgotować wielką przyszłość. A zresztą, jakaż to chwała walczyć pod rozkazami najszlachetniejszego z wodzów i być przez niego pasowanym na rycerza! Tak myślał syn Bernardona. Dowiedziawszy się zatem, że jeden z najznakomitszych panów Asyżu ma swą pomoc ofiarować hrabiemu de Brienne, postarał się o pozwolenie towarzyszenia mu, poczem z nim wyruszył w świetnem otoczeniu, z tarczą trzymaną przez giermka, mówiąc do rodziny i przyjaciół, że rychło zostanie wielkim rycerzem!
W obronie państwa kościelnego, religii, ojczyzny walczyć zawsze jest rzecz chwalebna. Ty, nie mogąc walczyć, módl się za Ojca świętego, za Kościół i ojczyznę.

WIDZENIE.


W nocy, gdy czas urodzin Franciszka się zbliża,
Przy drodze ze Spoleto do miasta Asyża,
W kaplicy odpustowej modlą się pątnicy,
Bożej Matki Anielskiej wielcy zwolennicyi
Przyszli tu na to miejsce, gdzie Anielskie pienia
Często słyszeli ludzie, poszukać zbawienia.
U stóp więc Matki Bożej, klęczą przez noc całą,
Zajęci modlitwami, skruchą, Bożą chwałą.
Kiedy duch ich uleciał aż w niebios sklepienia,
Usłyszeli melodye i Anielskie pienia.
„Zkąd pochodzą te głosy?“ — zdumieni pytają,
Porwani ich dźwięcznością od modlitwy wstają,
By dokładniej usłyszeć, wychodzą z kościoła
Na otwarte powietrze, na prześliczne sioła.
W tem jasność uderza i razi ich w oczy,
Jak skra błyskawiczna w pośród ciemnej nocy,
Czy to gdzie gore? czy też słońce wschodzi?
Ach nie, to święty w Asyżu się rodzi!
Pewnie też w szopie, albo li na dworze?
Jak Jezus na sianku w bydlęcej oborze.
Pójdźmy do domu, nad którym się bieli,
Pójdźmy! bo nas tam wzywają Anieli.


MISTERIUM.


W domu pod herbem trzech gęsi płynących.[22]
Rzęsiste światło rzuca swe promienie,
Słychać szmer ludzi i sług krzątających,
I jakieś smętne, bolesne jęczenie.

Ktoś ciężko chory, — rzekł pielgrzym pobożny, —
Może się przydam, cóż mi to zaszkodzi
Wstąpić, doradzić, lub spełnić czyn zbożny. —
To powiedziawszy, śmiało do dom wchodzi.

Jestem z pomocą, — w progu pielgrzym woła, —
Bóg miłosierny dał mi to natchnienie,
Bym spełnił wolę, poselstwo Anioła,
Bym matce chorej przyniósł ocalenie.

Na łożu boleści jęcząca tak długo,
Matka pobożna z Bourlemontów Pika,
Dziecięcia, co będzie Chrystusa sługą,
Wybrańcem od Boga na zakonnika.

W tym tu pałacu wydać nie może,
Gdzie błyszczy przepych od stropu, cokołu,

Tylko na sianku w prostej oborze,
Tylko wśród bydląt, osła i wołu.

Tylko w ubóstwie, gdzie żłób i drabina,
Są zgotowane dla pary bydełka,
Na podobieństwo Bożego Syna,
Drugie Misterium — Jasełka.


JASEŁKA.
(Narodzenie św. Franciszka 1182 roku dnia 26 września).


Jakkolwiek dziwną była taka rada,
Dla biegłych w sztuce lekarzy,
Ratować jednak matkę wypada,
Sposobem, jaki się darzy.

Więc do stajenki cierpiącą wnoszą.
Na proste ze siana posłanie,
Do Boga szczere modlitwy zanoszą,
By matce dał rozwiązanie.

Rzecz dziwna, Wadyng uczony dodaje,
Bez żadnej lekarskiej pomocy,
Pika na światło dziecię swe wydaje,
Piękntejsze od gwiazd w północy.[23]

Matka uczuciem miłości porwana,
Bierze dziecinę w najczulsze objęcia,
Ściska, całuje — pada na kolana,
Dziękując Bogu za dar swego szczęścia.

Stajenkę, w której Franciszek mały,[24]
Na wzór Jezusa rozpoczął to życie,
Ku wiecznej pamiątce, dla Bożej chwały.
Zmieniono na kaplicę ozdobną sowicie.

Na drzwiach zaś kaplicy napis po łacinie,
Rozciągły od wierzchu do samego dołu,
Po dziśdzień oglasza, z czego ona słynie,[25]
Że była stajenką dla osła i wołu.
Hoc oratorium fuit bovis et asini stabulum
In quo natus est Franciscus mundi speculum.


KMOTERSTWO ANIOŁA.
(Przy chrzcie św. Franciszka 1182 r.)


Choćby dziecię było kwiatem
Niewinności świętej matki,
Gdy jest z Ewy dzieci bratem,
Jako wszystkie inne dziatki,

Pierworodną zmazą tknięte,
W grzechu na ten świat przychodzi;
Nigdy nie może być święte,
Dopóki się nie odrodzi.

Odrodzenia z Chrztu potrzeba,
I dla tak miłej dzieciny,
Której Anioł, śpiewem z nieba,
Ogłaszał nam urodziny.

To też Pika, matka święta,
Dbała o dziecka zbawienie,
Była tylko tem zajęta,
By przyspieszyć odrodzenie.

Sama, dziecię w powijakach,
Złotą lamą wiąże w rąbki,
Zdobne perłami po szlakach,
I kwieciem upstrzone ząbki.

Miłe dziecię, jak Anioła,
Chrzestnym rodzicom oddaje:
By zanieśli do kościoła,
W odległości jedno staje.

Zacne z rodzinnego sioła,
Chrzestnych rodziców trzy pary;
Wnieśli dziecię do kościoła,
Świętego Rufina fary.

Tu przyszedłszy do drzwi Pana,
W pokorze na startym progu,
Poklękali na kolana
l oddali pokłon Bogu.

Potem stojąc we dwa rzędy,
Gdy czekali na kapłana,
Aby spelnil Chrztu obrzędy,
Trzydziestego września z rana.

W tem o cudo! pielgrzym wchodzi,
Togą osłonięty długą,
Gdzieś z niebiańskich sfer pochodzi,
Bo świetlną oblany smugą.

Piękny jak Anioł, w szyszaku,
W rycerskim jawi się stroju,
Przybliża się do orszaku
I życzy wszystkim pokoju.

Oświadcza, że życzy sobie,
Synaczka Bernardoniego,
W tej tak uroczystej dobie,
Potrzymać do Chrztu świętego.

Słodyczą prośby ujęci,
Pielgrzymowi dziecię dają,
Świętym, niechaj służą święci,
I w kmoterstwie prym trzymają.

Pielgrzym do Chrztu dziecię trzyma,
Janem Franciszkiem mianuje;
Anielskimi wciąż oczyma
W święte dziecię sie wpatruje.

Po Chrzcie na stopniach ołtarza
Na ofiarę Jana składa,
Bogu, który Świętych stwarza
I sercami wszystkich włada.

Jezusowi w Sakramencie,
Oddał pokłon, schylił czoła,
W jednym tym samem momencie;
Ulotnił się, znikł z Kościoła.

Jako dowód Anielskości,
W marmurowym skabelonie
Pozostawił potomności
Ślady kolan wytłoczone.

Marmur ze śladami goleń,
Po dziś dzień kratą objęty,
Jest dowodem dla pokoleń:
Że kmotrem był Anioł święty.[26]


W szpitalu pielęgnuje trędowatych.
„Św. Franciszek zamieszkał z trędowatymi i pielęgnował ich, obmywając ich nogi... całując ich wrzody.“


Św. Franciszka nazywają Ojcem, patryarchą biednych. W czasie nieobecności ojca w godzinach na posilek oznaczonych, kładł na stole pokarm umyślnie w wielkiej ilości przygotowany, a gdy pobożna Matka zapytała go pewnego dnia: »dla kogo takie zapasy?« »Matko«, odpowiedział z anielskim uśmiechem, »dla biednych, bo ja ich wszystkich noszę w mojem sercu!« A Pika szczęśliwa, roztkliwiona, patrzała na syna wzrokiem pełnym miłości. (Tres socii III).
Za dobre uczynki Zbawiciel nagradzał Franciszka dając mu łaskę przezwyciężania i zaprzania siebie; nie znosił przedtem trędowatych, potem sam udał się między chorych dobrego Boga jak ich nazywano, i usługiwał im w szpitalu. Zbawiciel w postaci trędowatego ukazywał mu się kilkakrotnie. Raz ucałowawszy trędowatch taką dał naukę: »Od dnia tego, co mi się gorzkiem wydawało, zamieniło mi się na słodycz duszy i ciała. Gdy się zapanuje nad sobą samym, jest się panem świata, a kiedy pierwsze zwycięstwo jest zupełne stanowi ono o przyszłości«. (Tres. socii IV).
Poświęcenie dla drugich jest najlepszą ofiarą i oznaką miłości. To jest prawdziwa pobożność; odwiedzaj chorych i ratuj ich w potrzebie.

Blizny św. Ojca Franciszka.


Cuda i cnoty, to godła świętości,
Każdy z wybranych niemi się zaszczyca
I niemi wsławia się u potomności,
Niemi buduje nawraca, zachwyca.

A czem za życia podobał się Panu,
Tem wiecznie służy Jego świętej chwale,
I osobliwie ludziom swego stanu
W drodze do nieba przoduje wspaniale.

Lecz czyjeż cnoty i czyje my czyny
Dziś opowiedzieć tutaj zamierzamy?
Serafickiego Ojca wierne syny,
W jakiem zwierciadle przeglądać się mamy?

Kościół nam w bliznach Franciszka świętego
I cnót i cudów streszczenie wskazuje,
Świętą regułę zakonu naszego,
Na żywym krzyżu pięknie nam maluje.

Święte w Kościele są wszystkie Zakony,
Wszystkie od Ducha świętego natchnione,
To też ich zasług są obfite plony,
Niebo i ziemia niemi ozdobione.

Lecz nie jednako na niebios przestrzeni
Jaśnieją gwiazdy, bo stopniem światłości
Różnią się z sobą, tak między Świętymi
Wyższość zależy od stopnia miłości.

„Nikt przyjaciela więcej nie miłuje“,
Rzekł Mistrz miłości, „jak gdy życia swego
„Wdzięczną daninę jemu ofiaruje,
„Bo cóż nad życie ma człowiek droższego!“

Więc nad Wyznawców i nad Dziewic chóry
Wyższą miłością Męczennicy płoną,
Piękniej jaśnieją krasą swej purpury.
Bogatszą w niebie stroją się koroną.

A im narzędzia męki okrutniejsze,
Gwałtowniej, srożej, straszniej ich męczyły,
Tem w ich koronie klejnoty świetniejsze,
Większą im chwałę w niebie wysłużyły.

A że pomiędzy męki narzędziami
Niezaprzeczenie krzyż stoi na szczycie,
Wznosi się przeto nad męczennikami
Ten, kto na krzyżu Bogu oddał życie.

A cóż dopiero, gdy nie miecz tyrana,
Nie ludzkiej złości nienawistna siła,
Ale miłości moc dziwna, nieznana.
Ukrzyżowała, rany otworzyła!

O dziwne cudo! na Alwernii górze
Klęczy Franciszek! wzrok w niebo utkwiony,
Zda się w Serafów godzien zasiąść chórze,
W męce Jezusa duchem zatopiony!

Pragnąłby wszystkie Jezusowe rany
Odczuć i odbić na własnem swem ciele,
W Ukrzyżowanym tak rozmiłowany,
Że tylko w krzyżu swe widzi wesele!

W tem, miłość marna, jak ognia płomienie,
Ogniste strzały ku Niemu wymierza,
Uosobiona w anielskie widzenie,
Znakami męki piętnuje rycerza!

Rany na rękach, na nogach i w boku
Odtąd z Franciszka krzyż żywy czyniły,
A przy tym dziwnie cudownym widoku
Serca się wielu grzeszników kruszyły.

Dziś, gdy krzyż światu głupstwem i zgorszeniem,
Gdy drogą jego mała liczba kroczy,
Budźmy, go cudu onego wspomnieniem,
Krzyż Seraficki stawmy mu przed oczy.

I przez cudowne, serafickie rany,
Rąk, nóg i boku Franciszka świętego,
Prośmy, by świat był na nowo oblany
Wodą, krwią, ogniem ducha chrześciańskiego.

W rany rąk włóżmy ubóstwa klejnoty,
l sakwy nasze ubogie, żebracze,
Niech je wzbogaci w serafickie cnoty,
Niech przez nie łaski zleje na bogacze!

W rany nóg, nasze apostolskie czyny,
Drogi, któremi do nieba zmierzamy,
A w ranie boku, serafickie syny,
Siebie i wszystkich ludzi zatapiamy.

Błagając, by w lem ognisku miłości
Wszystkie się serca święcie rozpaliły,
By serafickiej ogniem gorliwości,
Szczególniej dzieci Franciszka odżyły!




Pieśń.

Witaj Ojcze ukochany,
Co zdobisz Serafów chór,
Ty Jezusa nosisz rany,
Tyś świętości dla nas wzór.

Pobłogosław Twoje dzieci,
Zaprowadź na drogę Twą,
Niech się miłość w nas roznieci,
Niech ogarnie mocą swą.

Ojcze! niech za Twym przykładem
Wszystkiem dla nas będzie Bóg,
Niech idziemy Twoim śladem
Wśród wygnańczych naszych dróg.

W sercach naszych niech nosimy
Znamię Jezusowych ran,
Ojcze! łaski Twej prosimy,
Niech nam jej użyczy Pan!

Niech reguła Twoja święta
Księgą życia będzie nam,
Niech nas droga w niej wytknięta
Do niebieskich wiedzie bram.

Seraficki duch niech pała,
Ojcze! w sercu dzieci Twych,
Niechaj wszędzie Boża chwała
Wzrasta przez obecność ich.

Niech w ubóstwie i pokorze
Trwamy przez ten ziemski czas,
Aż wieczności błysną zorze,
Aż Bóg z Tobą złączy nas.

O! Franciszku, możny w niebie
U Jezusa, Maryi stóp,
Twoje dzieci proszą Ciebie,
Dla nas wszystkich miejsce zrób!




Hymn.

Ojcze ubogich, który już w niebie
Cieszysz się wiecznej chwały skarbami,
Z ufnością wielką blagamy Ciebie,
Święty Franciszku módl się za nami!

My tak ubodzy na tem wygnaniu,
A Tyś bogaty niebios darami,
W ojczyźnie wiecznej, w rajskiem mieszkaniu,
Święty Franciszku módl się za nami!

Proś, by niedola nasza ustała,
By świat zapłakał pokuty łzami,
By w sercach wiara zmartwychpowstała,
Święty Franciszku módl się za nami!

Ty, coś tak kochał biednych grzeszników,
Ratuj nas Ojcze Twemi prośbami,
Byśmy zmienili się w pokutników,
Święty Franciszku módl się za nami!

Uproś nam wzgardę ziemskich próżności,
Naucz Jezusa chodzić śladami,
Naucz pokory i cierpliwości,
Święty Franciszku módl się za nami!

Tyś Serafinem Bożej miłości,
Tyś ozdobiony Zbawcy ranami,
Serca już nasze wskrześ z oziębłości,
Święty Franciszku módl się za nami!

Pan Jezus z Matką swoją przeczystą
Niech już wszechwładnie rządzi sercami,
By mu składały cześć wiekuistą,
Święty Franciszku módl się za nami!


Z Ewangelii słyszanej, poznaje regułę życia: „Nie miejcie ani złota, ani srebra... ani butów, ani laski.“ Mat. 9, 10.


Z trzech świątyń odbudowanych Franciszek Porcyunkulę najwięcej miłował. Obierając Królowę Aniołów za swoją patronkę, pokornie klęcząc przed jej obrazem, gorąco błagał dniem i nocą, aby mu dała poznać drogi doskonałości ewangelicznej, któremi miał postępować. Gdyż od dwóch lat bił się z myślami, jaką obrać sobie regułę życia, aż nareszcie Pan Bóg wskazał mu. Dnia 24 lutego 1209 r. Franciszek słuchał Mszy św. W czasie Ewangelii, gdy usłyszał te wyrazy: »Nie miejcie złota, ani srebra, ani pieniędzy w trzosach waszych; ani tłomoków w drodze, ani dwóch sukien, ani butów, ani laski« (Mat.), zrozumiał jasno, że jego właściwem powołaniem było apostolskie ubóstwo. »Otóż jest czegom szukał«, zawołał, »oto czegom gorąco pragnął«. W tejże chwili rzuca ze wstrętem woreczek, kij, obuwie, wkłada grubą tunikę koloru popielatego i idzie do Asyżu boso, opasany sznurem, aby głosić pokutę i zdobywać dusze dla Jezusa Chrystusa, które wnet kazaniami pozyskał i na uczniów swojego zakonu przysposobił.
Kiedy słyszysz głos Boży, chciej posłuchać i wykonać dobre natchnienia. Idź śmiało, bez względu na ludzi drogą prawdziwej pobożności Matce Bożej polecaj sprawy twego serca.

PIEŚNI KOŚCIELNE
o św. O. Franciszku.
Pieśń o św. Franciszku.


O Franciszku, wielki święty,
W nagrodę w niebo wzięty,
Zakonników pierwszy wzór;
Seraficzny nasz Patronie,
Już przy Boskim siedząc tronie,
Ty nam pokaż prawy tor.

Jak należy pędzić życie,
Starać się o cnót nabycie,
Boś sam niemi zdobny był,
Służył Panu w świętej wierze,
Pełnił prawo wiernie, szczerze,
Pókiś między ludźmi żył.

Świat ułudzić cię nie zdołał,
Bo natchnienia głos powołał,
To natchnienie wlał sam Bóg.
Za niedoczesne powaby
Był to sposób nader słaby,
Którym kusił ludzki wróg

Wszelkiej żądzy się pozbyłeś,
Ciało duchem swym podbiłeś
W posłuszeństwa ścisły karb.

Posty, znoje, umartwianie,
Licha odzież, utrudzenie.
Oto Twoich starań skarb.

Dusza w Panu zatopiona,
Gorliwością napełniona,
Używała wszelkich sił,
Aby krzewić chwałę Pańską,
Niszczyć naukę szatańską,
Żeby każdy wierny był.

Tyś ogłaszał świętą wiarę,
Niebo dobrym, a złym karę,
Gromicielu ludzkich wad,
Na występki powstawałeś,
Słabym męztwa dodawałeś,
W Tobie wszelkich darów skład.

Patryarcho uwielbiany,
Dla przykładu ludziom dany,
Wszędzieś spokój, zgodę siał.
Czy w rodzinnej Twojej ziemi,
Czy pomiędzy niewiernemi,
Każdy świętość Twoją znał.

Sławił, wielbił i szanował,
O ile mógł naśladował,
Być podobnym Tobie chciał.
Mitry, stopnie urodzenia
Spieszyły do Zgromadzenia,
Któremuś początek dał.

Wzgardzić światem, dostatkami,
Rozbrat z ziemi skłonnościami,
Tegoś od swych uczni chciał.

O Franciszku! Twe przykłady
Były uczniom pierwsze rady,
Którycheś w swem gronie miał.

Ostrość życia, umartwienie,
Wszelkiej przykrości znoszenie,
Własnej woli nie mieć w nas!
Jakie śluby wykonałeś
I tych wiernie dokonałeś
Na tej ziemi czas.

A te wszystkie poświęcenia,
Aby dostąpić zbawienia,
Nie odrzucaj, ale zbaw.
Zanieś prośby i wołania,
O nas grzesznych miej starania
I za nami się dziś wstaw.

Jezu, Królu nad Królami,
Nie pogardzaj westchnieniami,
Ale biednych duszę zbaw.


UROCZYSTY OBCHÓD
błogosławionej śmierci św. O. Franciszka.
(Święty Franciszek 4-go października, około zachodu słońca, poszedł
do nieba, w tej więc porze można przed obrazem św. Franciszka
odmówić następujące Hymny).

1. Szczęśliwy dzień błysnął Tobie,
Ojcze błogosławiony,
Już prześliczny w cnót ozdobie
W niebieskie idziesz strony;
Z ziemskiego kraju wracasz do raju,
Do Jezusa Twojego,
Módl się za nami, Twemi działkami,
Módl się Ojcze do Niego.

2. Oto Pan Jezus kochany
Boskie wyciąga dłonie,
Widzisz Franciszku swe rany,
Sadza Go sam na tronie.
Już w niebo wzięty Franciszek święty,
Blaskiem chwały odziany.
Za Jego pracę niezmierną płacę
Daje Mu Pan nad Pany.

3. Gdy wspomnienie Twego zgonu
Radośnie obchodzimy,
Z niebieskiego, Ojcze, tronu
Błogosław nam, prosimy.
Wspieraj nas z nieba, bo nam potrzeba
Świętej Twojej opieki,
Byśmy tam żyli, Jezusa czcili
W niebie z Tobą na wieki. Amen.




Hymn.


Franciszku, Ty tu wzgardzony
Nic na świecie nie miałeś,
Tylko w sercu rozraniony
Za Jezusem wzdychałeś.
Żyć tu bez Niego dla serca Twego
Ciężkie były katusze.
Jakież cierpienie i utęsknienie
Ogarniało Twą duszę.

Jakaż błoga dziś ta zmiana,
Gdy Franciszek ubogi
Do swojego wraca Pana
I w niebios wchodzi progi;
Jakaż bogata zdobi Go szata
Tkana złotem, perłami,
Aniołów chóry z niebieskiej góry
Witają Go hymnami.

Gdy wspomnienie Twego zgonu
Radośnie obchodzimy,

Z niebieskiego swego tronu
Błogosław nam, prosimy,
Wspieraj nas z nieba, bo nam potrzeba
Świętej Twojej opieki,
Byśmy tam żyli, Jezusa czcili,
W niebie z Tobą na wieki. Amen.




Hymn (na 17 września).
Na nutę „Czemuż to mój Jezu“.


U stóp Twoich, Ojcze, stoją dzieci Twoje,
By Ci złożyć wspólnie uwielbienie swoje,
Zyskać Twe błogosławieństwo,
Uczcić miłosne męczeństwo,
Obraz Boga Swego,
Panie serca Twego.

Gdy Cię Matka Twoja na świat porodziła,
Gdy w nędznej stajence Ciebie położyła,
Już wskazówka była dana,
Żeś obrazem miał być Pana,
Jego wznowić życie
I serca przebicie.

Kiedy trzy kościoły w pocie naprawiałeś,
Gdy się pośmiewiskiem swego miasta stałeś,
Już w Twem sercu miłość tlała,
Już je boleść przeszywała,
Już ludzie ranili,
Z miłości szydzili.

Idzi, wysokiego rodu, mieszkaniec Asyżu, prosi o przyjęcie na ucznia.


Asyż dostarczył Franciszkowi pierwszych towarzyszów. Na czele staje Bernard z Kwintavalle, wielkiej zacności i nauki obywatel miasta. Ten zaprosił do siebie Franciszka i pozostawił go na nocleg, udał, że śpi, a tymczasem pilnie uważał, jak Franciszek, z oczami wzniesionemi w niebo, modli się: »Deus meus et omnia. Bóg mój i wszystko moje«. Wyrazy te powtarzał całą noc. Zachwycony tak rzewną modlitwą, rano prosił Franciszka o przyjęcie go za ucznia. Drugi Piotr z Katanii, kanonik katedralny, przyłączył się do nich r. 1200. Po tygodniu zgłosił się trzeci wysokiego rodu uczeń, imieniem Idzi. Gdy zbliżał się do Porcyunkuli, Franciszek wyszedł na jego spotkanie. Idzi upadł mu do nóg i prosił o przyjęcie. »Mój bracie odpowie mu święty, jeżeli chcesz prosić Pana, aby cię przyjął na swego sługę i rycerza, to wiedz, że to nie mała łaska. Gdyby cesarz przejeżdżał przez Asyż i gdyby chciał sobie wybrać ulubieńca, każdy powiedziałby sobie: dałby Bóg, żebym to ja był. O ileż więc bardziej powinieneś błogosławić wielkiego Króla niebios, że rzucił na ciebie wejrzenie«. Potem, podnosząc go, ściskał go czule i przedstawił Bernardowi i Piotrowi, mówiąc: »Oto Brat kochany, którego nam Bóg przysyła«. Ciesz się z powołania do zakonu i dziękuj za tę łaskę. Największy zaszczyt służyć Panu Bogu.

Gdy z Boskiej miłości świat ten opuszczałeś,
I własnemu ojcu suknie oddawałeś,
Już w Twem sercu była rana,
Z miłości Boskiej zadana,
I od świata tego
I od ojca Twego.

Gdyś torował uczniom drogę do świętości,
Gdyś poglądał smutnie na zbytnie wolności,
Wtedy już miłości siła,
wraz z boleścią się łączyła,
Serce Twe paliła
I ciężko raniła.

Gdy się więc przybliżył koniec życia Twego,
Gdy Cię Pan przycisnął do serca swojego,
Serce Twoje roztopione,
Było na wskróś przebodzione,
Rana dotąd skryta
Stała się odkryta.

Błogosław nam dzisiaj, Ojcze nasz kochany,
I daj nam zaczerpnąć z serca Twego rany
Iskrę zapału świętego;
Wyjednaj nam u Pana swego
Wieczyste mieszkanie,
W serca Jego ranie. Amen.




Skądże Święty Ojcze ta głęboka rana?
Kiedyż ona Twemu sercu jest zadana?
Czyjaż ręka, czyjaż siła
Twoje serce wskróś przebiła?
Dzieło to miłości,
Cud Boskiej litości.

Gdyś chciał świat zapalić Jezusa miłością,
Gdy on Cię odpychał swoją oziębłością,
Wtedy serce Twe zrażone,
W swych pragnieniach zawiedzione,
Ranę wewnątrz miało,
W łzach się rozpływało.

Gdy Jezusa mękę płacząc rozmyślałeś,
Gdy ją na swem ciele srodze wyrażałeś,
Wtedy już miłości strzała
Twoje serce przeszywała,
Z serca Pana Twego,
Włócznią zranionego.

Więc tę miłość jawnie Pan okazać raczył,
Gdy Swemi ranami ciało Twe naznaczył,
By tak długo ukrywana
Wewnętrzna miłości rana
Widoczną się stała,
Zimny świat rozgrzała.

Lecz jakim dziś bólem serce Twe zranione,
Gdy pragnienia Pańskie widzi zawiedzione,
Gdy mimo celu Twego,
Serca Jego zranionego
Ludzie nie kochają,
Światu miłość dają.

My, Twe dzieci, pragniem ulżyć bolu Twego,
Tylko nam wyjednaj u Jezusa swego,
By miłości Bożej siła
Na wskróś serce nam przebiła,
Z sercem Twem złączyła,
Z Bogiem zjednoczyła.

Przez Twojego serca miłosne zranienie
I przez wieczne z sercem Jezusa złączenie
Spraw, byśmy je zawsze czcili
I kochali i chwalili,
Garnąc wciąż do Niego
Serca ludu Jego. Amen.



Pieśń o świętym Franciszku.


Gdy świat zepsuty w miękkości się nurza,
A złościom ludzkim niebios grozi burza,
Franciszek, tknięty widokiem niedoli,
Żałuje grzesznych, na swem sercu boli.

W kwiecie młodości, w święto Archanioła
Rzuca dom ojca, spieszy, gdzie Go Pan wola;
Śpiących, nieczułych na swój okup ludzi
Zwraca uwagę i z letargu budzi.

Zakłada szkołę i w niej posłuszeństwo,
Czystość, ubóstwo, mnoży nabożeństwo,
Sam i przez syny, przewrotnych nawraca.
Cnoty naucza i Kościół wzbogaca.

Chrystus wyraża swoje krwawe rany
W Franciszka ciele, aby świat zagrzany
Rysem okupu, porzucił przywary,
Jął się pokuly i unikną! kary.

Miłości Boskiej ogniem rozpalony,
Jej święte iskry rzuca na wsze strony,
Płeć męska, żeńska, tudzież wielcy, mali,
Zbrzydzili miękkość, a krzyż pokochali.

Płomień miłości, jako Serafini,
Zasypia w Panu, złożony w świątyni,
Synowie z ludem całują ubogie
Serafickiego Ojca ciało drogie.

Grób cudy stawny w kościele Asyżu,
Jest oznaczony powagą Papieża;
Tam się lud zbiega przez następne wieki
I licznie ciśnie do Jego opieki.

Święty nasz Ojcze! Prosim wszyscy Ciebie,
Ratuj nas, ratuj każdego w potrzebie;
Zjednaj nam nędznym grzechów odpuszczenie,
A potem duszne po śmierci zbawienie. Amen.



Pieśń o świętym Franciszku.

Cześć Tobie, Ukrzyżowany,
Jezu Chryste, żeś Twe rany
Dał w bliznach Serafickiemu
Franciszkowi, słudze Swemu.

Bo drugi mąż nie był taki,
Coby ran Twoich miał znaki
Na swem ciele wyrażone,
W rękach i w boku widome.

Ten Ojciec błogosławiony,
Jakimi cudy wsławiony,
Świadczą to mury Asyskie
I granice świata wszystkie.

Ozdoba cnych obyczajów,
Franciszek z Umbryjskich krajów,
Wódz braci, nazwiskiem „Małych“,
Poszedł do rozkoszy trwałych.

Z Tobą Chryste i z Anioły
Króluje — dziś jest wesoły
Każdy z braci dziś niech z nami,
Ziemia, niebo, brzmią hymnami.

Żywotem swym, Ten wódz wierny,
Oświeca ten świat mizerny,
Od błędnych dróg nas hamuje,
Drogę w niebo pokazuje.

Za śluby, w których docześnie,
Tu żyjąc, wytrwał statecznie,
la wieczność z Jezusem Panem,
W domu Ojca zgotowanym.

Za tym wodzem niechaj chodzą
Ci, co z Egiptu wychodzą.
Jego jaśnieją cnotami
Jego stąpają drogami.

Imię Jezus wciąż wychwalał,
Słodyczą się Jego zapalał,
Gdzie znalazł Je napisane,
Strzegł, by nie było podeptane.

Gdzie na karcie napisano,
Imię święte mianowano,
Wolał, żeby to spalono,
A niżby po tem deptano.

Nad bydlątkiem się litował,
Gdy je kto strasznie katowat.
Ostatnie dawał datki,
By ptaszki uwolnić z klatki.

ŚIepy, chromy, trędowaty,
Pokrzywiony i garbaty,
Uzdrowion modlitwą Jego,
Tak Bóg uzdrowił każdego.

Którzy ten żywot czytacie,
Albo kazania słuchacie,
Czy się kiedy znajdowało,
Coby się tu wam nie zdało.

A tak żywota dokończył,
Bogu się Ojcu polecił,
Już się z światem rozstawając,
Najmilszą bracią żegnając.

O! Wielebny Zakonniku!
W Panu swoim męczenniku!
Racz się modlić dziś za nami,
Za wszystkimi chrześciany.

Bo wesela dziś zażywasz,
W Boską Twarz się już wpatrywasz,
Byśmy tak szczęśliwi byli,
Na Twe wesele patrzyli.

Amen Jezu Chryste Królu!
Byśmy się z tego padołu,
Bez grzechu w niebo dostali,
Z Tobą wiecznie królowali. Amen.


HYMNY
o św. Franciszku Serafickim
(wyjęte z Godzinek).


1. Patryarcho ubogich cnego pokolenia,
Franciszku, Lutnio głośna Boskiego Imienia,
Przyjm nasze modlitwy, wysłuchaj wołania,
Spraw, niech służymy Bogu według przykazania;
Zwyciężając pokusy, żyli świątobliwie,
A wszelkie przeciwności znosili cierpliwie,
Które z sprawiedliwego, Bóg nam zesz Ie sądu,
Abyśmy z Tobą doszli niebieskiego lądu.

2. Ubogiego żywota Zakon zakładając,
Przez co z dóbr swych wyzuty ubogim się stając,
Apostolskim Twe życie torem prowadziłeś,
Ztąd jedynym do cnoty wzorem ludziom byłeś,
Powrozem przepasany czartów krepowałeś,
Do pokuty i żalu ludziom wzór dawałeś;
Przez pokorę, modlitwę, post i różne cnoty,
Chodząc boso po cierniach. znosząc zimno, słoty.

3. Tyś w Kościele Powszechnym wielki Patryarcha,
Którego sobie obrał niebieski Monarcha;
Serafickim ku Niemu ogniem rozpalony,
Założyleś na chwałę Jego trzy Zakony,

Upadli mu do nóg, pobłogosławił ich mówiąc: „Zrzućcie na Pana staranie wasze, a On was wyżywi“. Ps. 54, 23.


Gdy św. Franciszek miał już uczniów siedmiu, przyprowadził wszystkich do Najśw. Panny Anielskiej, aby ich nauczyć życia zakonnego. Pewnego wieczora zebrał ich koło siebie i stojąc w pośród nich, z wielką mądrością wykładał obowiązki ich posłannictwa i wskazywał sposoby, jak je spełnić mają. Następnie, wysyłając ich na misyę, rzekł: »Idźcie więc, głoście ludziom pokój i nakłaniajcie ich do pokuty dla odpuszczenia grzechów. Jedni przyjmą was z radością i chętnie was słuchać będą, inni bezbożni, dumni i gwałtowni, będą wam przyganiali i powstaną przeciwko wam. Znoście wszystko cierpliwie i niech nic was nie trwoży«. Wszyscy kornie schylili czoła, ucałowali jego nogi, jako przedstawiciela Bożego i oświadczyli mu, że czekają na jego rozkazy. Franciszek rozdziela świat znakiem krzyża i posyła po dwóch w trzech różnych jego kierunkach, czwartego zostawiając dla siebie i swojego towarzysza i tak mówi do każdego z osobna: »Zrzuć na Pana staranie twoje, a on cię wyżywi«. (Ps. 54).
W przełożonych uważaj zawsze przedstawicieli i zastępców Boga, bądź im posłuszny i nic nie czyń bez ich błogosławieństwa. Miej ufność, Bóg cię zawsze wspomoże.

W których On sam rozmnożył Twego ducha plemię,
Aby Jego nauką napełniało ziemię;
l pomnażać go będzie w długie wieków lata,
Gdyż Twój Zakon ma istnieć do skończenia świata.

4. SŁałeś się znamienitą Kościoła podporą,
Słynąc świątobliwością z głęboką pokorą;
Ubłagałeś gniew Boski przez Twoje zasługi,
Że ginącemu światu Bóg odpuszcza długi;
I zatrzymałeś strzały z nieba wypuszczone,
Słusznym na ludzką zgubę ogniem zapalone,
Ciebie Marya Panna z św. Dominikiem
Postawlłu za grzechy ludzkie zastawnikiem.

5. Jakoś Ty był posłuszny Jezusowi Twemu,
Stałyć się też posłuszne, jako niewinnemu,
l powietrzne, ptaszyny i zwierzęta ziemi,
I morze z rozlicznemi rybami swojemi,
Które Twojego głosu pokornie słuchały,
A tą swą uległością Boga uwielbiały:
I ludzie, chociaż grzeszni, kiedy Cię słuchali,
Pobożnością się Twoją ku Bogu wzbudzali.

6. Doznawszy Twej miłości Pan Jezus ku Sobie,
Chce wzajemnie Twej łaski dowód oddać Tobie;
Przyrzeka Twojej prośbie skutek pożądany,
Abyś ludu wiernego duszne leczył rany,
I pozwala Ci odpust od kary i winy
W kościele Matki Swojej i dla Jej przyczyny
Wśród Aniołów, klóry jest do zbawienia bramą,
A na zgubę lecącym ludziom przez grzech, tamą.

7. Gdy na górze Alwernii postem trapisz ciało,
Płaczesz umęczonego Jezusa niemało,
Skąd w kształcie Serafina zjawiać się cudownie,
Serce Twe swą miłością topi niewymownie;

Najdroższe swe klejnoty: rąk, nóg, boku rany,
Piętnuje na Twem ciele Zbawiciel kochany;
Odtąd w cierpieniach Jego sercem zanurzony,
Ponosiłeś w miłości ból niewysłowiony.

8. Wiedząc o bliskiem życia swego dokonaniu,
Oddajesz się z Twą bracią Boskiemu staraniu,
Wiodąc ich do miłości i ustaw strzeżenia,
Odwodząc od wszelkiego światowego mienia;
Umierasz w Patryarchy Jakóba postaci,
Na krzyż złożywszy ręce błogosławiąc braci;
Niech Twe błogosławieństwo w życiu na nas spłynie,
A osobliwie prosim w śmiertelnej godzinie.

9. Ofiaruję Ci Ojcze, to godzinne pienie,
Na cześć Boga i ran Twych, a moje zbawienie;
Żebrząc pokornem sercem i chęcią i duszą,
Niechaj we mnie oziębłym Twe rany poruszą
Szczerą miłość ku Bogu, wiarę i nadzieję,
Niźli się w proch obrócę i w ziemi zniszczeję;
Oraz, by Jezusowe rany w ciele Twojem
Obmyły duszę moją swym najdroższym zdrojem,
Niech oziębłe me serce w Bogu się zatapia,
A droga Krew Jezusa niech go zawsze skrapia,
Aby nie zziębło w grzechu, lecz ogniem miłości
Boskiej gorzało w całem życiu i w wieczności.[27]


PIEŚŃ
o św. Franciszku Serafickim.

Kiedy świat leżał w grzechach zestarzały —
Gdy codzień grzechy większą górę brały,
Gdy zgasła cnota wraz z Boską miłością,
Przyszedł, co wszystko odnowił z prędkością.

Ten jest Franciszek w miłości gorący —
Wiecznego ludzi zbawienia pragnący;
Pokutę głosił, aby ich złośliwy
Czart w piekło nie brał, nieprzyjaciel chciwy.

Coby był snadniej wykonał ostatnie,
Zakon swych braci stanowił ochotnie;
Ci apostołów życia naśladują,
Co grzech zepsował, oni naprawiają.

Jezusa w życiu wiernie naśladował,
Jezus Mu znaki Swej męki darował;
Aby świat poznał, w jakiej Go światłości
Chciał mieć na ziemi i w nieba jasności.

Gdy Mu ze światem przyszedł czas rozstania,
Braci swych wzywał do zamiłowania
Ubóstwa; dusza w cnoty ozdobiona —
Jest do przybytków wiecznych wprowadzona.

Po swojem zejściu znaki cudownymi
Słynął, znać dając, iż między świętymi
Jest w liczbie; wtenczas Zbawiciela rany
Widziano, jak był niemi darowany.

Gdy ze czcią ciało do grobu złożono,
Sławę po całym świecie rozgłoszono.
O święty Ojcze, przez Twoje zasługi
Spraw szczęśliwemi Twe nabożne sługi.

Święty Franciszku, pokornie prosimy,
Pamiętaj o nas, którzy Cię wielbimy;
Proś za nas Boga, ratuj nas w potrzebie,
Spraw Ojcze, byśmy żyli z Tobą w niebie.

Pomnij o całem Twojem Zgromadzeniu,
Niech zawsze kwitnie w cnót Twoich ćwiczeniu.
A gdy nastąpi ostateczna trwoga.
Wtenczas najbardziej błagaj za nas Boga.


PIEŚŃ.

W Imię Ojca Wszechmocnego
I Syna, Ducha świętego.
Boga w Trójcy jedynego,
Zakon Franciszka więtego.

Chorążym jest mianowany
Franciszek, sługa wybrany,
Który sam chciał wzgardzić siebie,
A za to króluje w niebie.

Możem mianować rycerzem
Franciszka z Jego orężem;
Oręż jest Tego Świętego,
Pokora, cierpliwość Jego.

Z Asyżu miasta był rodem,
Cnót wielkich człowiek powodem,
Ten miał ojca takowego,
Bronił mu wszego dobrego.

Kupiectwem się ojciec bawił,
Franciszka też w to był wprawił,
Aby na łupie przestawał;
On to ubogim rozdawał.

Ojciec się o to rozgniewał,
Przed biskupa Jego przyzwał,
Tak miał przysiądz ojcu swemu,
Że nie miał być synem jemu.

Wnet tę przysięgę uczynił.
Mówiąc, gdyżem to zawinił,
Otóż i sukienkę daję,
W włosiennicy sam zostaję.

Jeszcze Święty tam powiedział,
Panie ojcze, abyś wiedział,
Ja ojca mam Boga w niebie,
Gdyż mię oddalasz od siebie.

Za tak wdzięcznemi słowami
Ścisnął biskup ramionami,
Bo się tak bardzo dziwował,
Gdy tę przysługę rozumiał.

Pogardził ojcowskie włości,
Także wszystkie majętności,
Lekceważąc srebro, złoto,
Nie dbając bynajmniej a to.

Zaczął swój Zakon szczęśliwie,
We wszystkiem żyjąc cierpliwie,
Na modlitwie trawiąc lata,
Opuściwszy próżność świata.

Pisał swój Zakon statecznie
I szedł do Rzymu bezpiecznie,
Prosił Papieża świętego,
By potwierdził Zakon Jego.

Nie chciał Papież wiedzieć o tem,
Przez sen mu Bóg zjawił potem,
Wstawszy, kazał przywieść k'sobie,
Franciszka w nowym Zakonie.

Błogosławił Jemu sławnie,
Zakon oznajmując jawnie,
Który jest z Niego zaczęty,
Niechaj Go Pan strzeże święty.

Potem się szczęśliwie zwrócił,
A bracią swą pilnie uczył,
Do pogan ich rozsyłając,
Chrystusa opowiadając.

I sam się do pogan puścił,
Ewangelii ich nauczył,
Pragnąc dla Boga swojego
Męczennikiem zostać jego.

Chciał iść do ognia wielkiego.
Poganin, widząc stałego.
Więzienie Jemu odpuścił,
Do ognia Go nie dopuścił.

A tak pogaństwo opuścił
l do swoich się powrócił,
W puszczy na modlitwie trwając,
Zimna, niepogody cierpiąc.

I zwierzęta Go słuchały
I ptaszęta, gdy śpiewały,
Kiedy na modlitwie bywał,
Umilkły, gdy im rozkazał.

Tam, na gorącej modlitwie,
Odniósł męczeństwo obfite,
Od Króla, Pana nad Pany,
Odebrał swe święte rany.

Sprawiła to łaska Boża,
Rana w boku Jego róża,
Otwarte nogi i ręce
W Jego Przenajświętszej męce.

Przebywał tu na tym świecie
Z temi rany przez dwie lecie,
Boleść w sobie wielką mając,
Bogu za to dzięki dając.

Dosyć opisał stałości,
A co większa i czułości,
Post i trzeźwość, to zabawa,
Popiól z chlebem, to potrawa.


PIEŚŃ.

Boże niepojęty, dziś Franciszek święty
Szafarzem Kościoła.
Lud tu zgromadzony, grzechami ściśniony,
O łaskę Twą woła.
Wysłuchaj nas Ojcze jedyny,
Daj odpuszczenie od kary i winy!
Boże! Boże! Boże jedyny!

Sześćset lat już mija, jak nam łaska sprzyja,
Świętego Franciszka,
Niech się każdy cieszy, jak najprędzej spieszy,
Gdy go grzech uciska.
Spojrzyj że na nas Ojcze jedyny,
Daj odpuszczenie od kary i winy,
Boże! Boże! Boże jedyny!

W Asyżu, w Umbryi, w kościele Maryi
Wiernym się ogłasza,
Że za przewinienie, ludziom odpuszczenie
Franciszek uprasza.
Zwróć na nas oczy Ojcze jedyny,
Daj odpuszczenie od kary i winy,
Boże! Boze! Boże jedyny!

Dziś w zbawiennej drodze, nie myśląc a trwodze,
Poradź się Franciszka,
On ci pewnie wskaże, jak się twój grzech zmaże,
Gdzie do nieba ścieżka.
Wejrzyj łaskawie Ojcze jedyny,
Daj odpuszczenie od kary i winy,
Boże! Boże! Boże jedyny!

Św. Franciszek Seraficki.

Jezu, Twemi rany Franciszek kochany
Znaczon po swem ciele,
Spraw, niech odpust mamy, gdy się spowiadamy
Dzisiaj w tym kościele.
Wysłuchajże nas Ojcze jedyny,
Daj odpuszczenie od kary i winy,
Boże! Boże! Boże jedyny! Amen.





PIEŚŃ.

Widok szczerości, sekret miłości * Afekta skoncentrowane * W Franciszku skoligowane * Z Jezusem.
Elekt Asyski, Koligat bliski * Bliski przy bliznach zostaje * Franciszek się synem staje * Jezusa.
Synem od rany talentowany * Święte sprawiły afekta * Że w Boskie wchodził respekta * Franciszek.
Co za odmiana, że w sercu rana * Miłość szturmuje impetem * Afekt Franciszka sztyletem * Rozkrwawia.
Krew to, nie woda, sercu ochłoda * Że w purpurze rozeznanie * Znaczy Jezusa kochanie * Serdeczne.
Moment utraci, Bóg stratę płaci * Święta z Bogiem krotochwila * Franciszek niebo przychyla * Każdemu.
Bóg życie moje, serc świętych dwoje * Nierozdzielne, Minoryta * Jezusa za serce chwyta * Afektem.
Te argumenta są dokumenta * Krwią się z palca podpisują * Abrys przyjaźni rysują * Franciszka.
Kładzie swe ręce na Bożej męce * Parol dając Jezusowi * Że wdzięcznemu Kochankowi * Jest sercem.

Ręce złączone, serca spojone * Franciszka serce i nogi * Skarb i zaszczyt nieba drogi * Przy krzyżu.

Aplauduj, świecie, przy tym sekrecie * Franciszek niebo dziedziczy * Między synami się liczy * Boskiemi. Amen.



PIEŚŃ.

Miłośniku cnej światłości * Wesel się świeco ubóstwa * Któryś łaską Wszechmocności * Świat wzbogacił na potomstwa.
Już jasne błyszczą się nieba * My ospalcy powstawajmy * Z łóż, wyćwiczeni jak trzeba * Nocnych cień zapominajmy.
Z serca oddawać śpiewanie * Pełnemi usty naszemi * Tobie, ubóstwa nasz Panie * Gdyż jesteśmy ubogimi.
Któryś światu światłość przyniósł * Zacność żywota świętego * Chorągiew Jezusa wyniósł * Przyjmij modły wojska Twego.
Mieni słońce jasność swoję * Prosim Cię, Zwierciadło świata * Nakarm, Ojcze, syny swoje * Karmą nieskończoną w lata.
Byśmy w tem wartkiem kole * Zbawienia nam zazdrosnego * Zasług Twych wygrali pole * Z ciała, świata przeciwnego.
Zacna między szlachetnemi * Różdżko Kościoła Bożego * Grzmiałeś księgi zakrytemi * Społecznika Chrysta swego.
Przez środek nauka Jego * Nowem nasieniem zmnożona * Światłość palcem Syna swego * Spisała nieokrążona.

Miłości promień znaczący * Świętą odziany jasnością * Założyłeś stan żebrzący * Co Bóg kazał z skwapliwością.
Na wojnie ubóstwa swego * W górach, pałacach będący * Wiecznie na świat świecącego * Na słońce blisko patrzący.
Z sławy potomstwa takiego * Zacność się chlubi wysoka • Zebranie ubóstwa Twego * Chełpi się prosteść głęboka.
Z szlachetnym skarbem chełpliwy * Asyż miasto pięknie kwitnie * Wiary świętej niebłędliwy * Pałac gruntowny trwa zbytnie.
Gdy świat wieczoru ustawał * Rozświeciłeś łaski gwiazdo * Ogień w sercu ludzkiem wznawiał * Grzejąc śmiertelności gniazdo.
Dałeś naśladowcom nowy * Kształt na wierzchu świata tego * Którym skarb będzie gotowy * W tej wojnie ciała nędznego.
Na końcu żywota Twego * podjąłeś święcone rany * Wyryte palcem Wiecznego * Na Twem ciele bez przygany.
Niech tedy język się boi * Który darów nie przyznawa * W cudach, które Chrystus stroi * Nie zmierzonej liczby sprawia.
Ozdobo słońca jasna * Świecąc ręką Najwyższego * Miłości róża nie zgasła * Kwitnąca z nieba samego.
Uczynione przyjm pochwały * Nie bacząc na nasze złości * A obal bezecne wały * Występków nieudolności. Amen.


RÓŻNE UTWORY POETYCZNE
o św. O. Franciszku.
FRANCISZEK
Z ASYŻU

PRZEZ

WŁADYSŁAWA
SYROKOMLĘ

Roku 1212 w kościele św. Jerzego, Klara z matką i siostrą Agnieszką słucha kazania św. Franciszka i zostaje zakonnicą.


Franciszek w czasie postu miewał w Asyżu kazania i wdziękiem swej wymowy zachwycił swych rodaków. Klara, 18-letnia dziewica, pragnąc poznać apostoła, o którym cuda opowiadano poszła z matką i siostrą Agnieszką na jego kazanie. Widzi go, słyszy, podziwia, i od tej chwili obiera go sobie za przewodnika swego życia, poświęca się Bogu, składa ślub dozgonnego dziewictwa, udaje się do Najśw. Panny Anielskiej i prosi Franciszka o wskazanie drogi doskonałości. Franciszek ostrzygł jej włosy, na znak porzucenia próżności świata, włożył na nią grubą pokutną suknię, przepasał sznurem i pokrył głowę gęstą zasłoną. Potem złożyła śluby u stóp Niepokalanej Dziewicy i rozdała ubogim wszystko. Franciszek zaprowadził ją do klasztoru św. Pawła, następnie napisał regułę i w ten sposób założył Zakon II. dla dziewic zakonnic Klaryskami, albo Franciszkankami zwanych. Pierwszą towarzyszką Klary była jej siostra: Agnieszka, 16-letnia dziewica. Św. Klara z rodzoną siostrą św. Agnieszką, niech ci będą wzorem odwagi.
Chcesz zostać świętą, nie zważaj na złych ludzi, ani na ich drwinki.

PRZEDMOWA.

W życiu św. Franciszka z Asyżu, które skreślił Fryderyk Ozanam, jako studjum, służące do wyjaśnienia Boskiej Komedji Danta, znależliśmy rzewny, a pełen wysokiej poezyi obrazek walki na pieśnie, natchnionego duchem Bożym wyznawcy ze słowikiem. Przedmiot zapalił nas w jednej chwili. Z natury swojej domagał się oratoryi, kantaty, słowem jakiegobądź muzykalnego wyśpiewania. Pospieszyliśmy w ten moment zakomunikować go naszemu znakomitemu Stanisławowi Moniuszce, a zapał, z jakim zacny maestro myśl naszą przyjął i podzielił, tem goręcej wpłynął na nas, tak, żeśmy obecną kantatę tchem jednym napisali. Nim publiczność pozna i oceni utwór muzykalny St. Moniuszki, do którego się zabierał, dajemy na widok publiczny nasze libretto, tem ufniejsi w pobłażanie czytelników, iż każdy dostrzeże, jak trudno było podołać wielkiemu przedmiotowi.

Wł. Syrokomla.



INTRODUKCYA.


CHÓR.

Aniołów i ludzi
I ptasząt śpiewanie
Niechaj się rozbudzi,
Niech głośną zostanie
Wszechświata modlitwa poranna;
Raz, drugi i trzeci,
Nad ziemią zawiśnie
I w górę poleci,
Nad ziemię wytryśnie,
Jak deszczyk majowy, jak manna.
Niech w jedno uczucie
Połączy świat cały
I zleje się w nucie
Potężna pieśń chwały:
Hozanna królowi, Hozanna!

On w piersiach aniołów i ludzi i ptaków
Dał świętą potrzebę śpiewania;
Bóg mocy niebieskich jest Bogiem śpiewaków,
On niebo przed nimi odsłania.
Więc kiedy nam piersi rozżarza i pali
Do pieśni ta chęć nieustanna,
Posłuszni natchnieniu będziemy śpiewali:
Hozanna królowi, Hozanna!

RECITATIVO.

Niegdyś we Włoszech był piękny młodzieniec
Zwany Franciszkiem, z Bernardonów rodu.
Podwójny pieśni i muzyki wieniec
Skroń jego chwałą, opasał za młodu.
Do dźwięków wiersza, do muzyki grania
Namiętnym taktem jego pulsa bity;
Lecz niebu więcej poświęcił kochania,
Z całego serca, ze wszystkiej swej siły.
Jak pierwszych wieków pustelnik sędziwy,
Pracą, modlitwą i postem się krzepi;
Lubił pustynię i natury dziwy,
Tam mu się modlić bywało najlepiej.
Tam, gdy go ogień rozpromienia Boży,
Ukląkłszy w cieniu gałęzistym drzewa,
Tak się zaduma, że piosnkę ułoży
I pocznie śpiewać, nie wiedząc, że śpiewa.
Nieraz, gdy gorzał w tej świętej zabawie,
W duszy nadziemska zjawiała się siła,
A przed oczami miewał sny na jawie,
Kraina cudów przed nim się odkryła. —
Jednego czasu, w noc ciemną majową
Na rozmyślaniach klęczał wedle drzewa;
W tem, na gałązce, ponad samą głowę,
Słowik czarodziej piosenkę zaśpiewa.
Taka go rwała do śpiewu ochota,
Że tworzył cuda gardziołkiem śpiewaczem,
Tryska trelami, pieści się, szczebiota,
I jakby rzewnym rozlega się płaczem.
Franciszek słuchał i — łzy lejąc z powiek,
Głośno zawołał: „O Boże mój, Boże!
„Ja, Krwią Najświętszą odkupiony człowiek,
„Czemuż tak cudnych hymnów Ci nie złożę?
„Bracie słowiku, nie uciekaj z drzewa!
„Serce mi rwie się do pieśni ptaszęcej;

„Będziemy śpiewać — kto kogo prześpiewa,
„Ten swego Stwórcę miłuje goręcej!“
I tak wydali walkę w cześć Jehowy
Święty Wyznawca i śpiewak gajowy.


SŁOWIK.

Nie wam, nie wam
Dolecieć tam.
Gdzie nasza pieśń dostrzeli,
Nad piętra chmur,
Gdzie pieją chór
Ptaszkowie i anieli!


FRANCISZEK.

On sam nauczył pieśni
I ptaszka i cheruba!
Nie wam, śpiewacy leśni,
Nie wam, niebiescy, chluba!
Panu samemu cześć,
Panu samemu sława,
On pieśniom daje treść,
On dźwiękiem je napawa!


SŁOWIK.

Znam pieśń człowieczą, znam,
To twardych słów igraszka,
Ludzie, nie wam, nie wam
Pieśnią prześcignąć ptaszka!


FRANCISZEK.

Bracie śpiewaku drzew!
Człek się nie upokorzy,
Silniejszy jego śpiew
Nutą miłości Bożej!


SŁOWIK.

Ptaszkowa modlitwa strzelista, głęboka!
On Pana ogląda w widniejszym zakresie,
On cuda natury ogląda z wysoka
Modlitwę na skrzydłach do niebios doniesie,
Bez egoizmu plam,
A wyśpiewaną prościej!...
Ludzie, nie wam, nie wam
Prześcignąć nas w miłości!


FRANCISZEK.

Bracie śpiewaku kniej!
By godnie kochać Pana,
Wy macie środków mniej,
Bo ptaszkom łza niedana!
My czujem tylko sami
Urok miłości Bożej;
Gdy człowiek zlany łzami
W ziemskim się prochu korzy.
Myślą przebiega góry,
Nurtuje otchłań wody,
Przebija czarne chmury,
Leci na księżyc młody,
Do gwiazd, do mlecznych dróg,
I widzi ze wszech stron,
Że wszędzie Bóg,
Że wszędzie On!
On w chwale majestatu
Założył wszędzie tron;
W słońcach i w pyłku kwiatu,
Wszędzie On!
Zawsze On!
A chcecie ujrzeć mocarza,
Co słowem światy utwarza?

Patrzcie na tej góry szczyty!
Stroma, straszna ze wszech stron,
Tam człowiek na krzyż przybity:
To On!
Z pod ciernistej korony krew z czoła Mu tryska,
Ciżba widzi w Nim lichy cel urągowiska.
Błaga o kroplę wody przykowan do drzewa,
A z rozdartej swej piersi zdroje krwi wylewa,
Zdroje łaski dla ludzi — i w skonania chwili
Modli się za oprawców, co Go umęczyli.
Kiedy patrzą nań ciekawi,
Gdy się znęca zgraja sług,
Okiem światu błogosławi,
To On... to Bóg!
To miłość Boża, to Duch wcielony!...
O gdzież te słowa? o gdzież te tony?
Gdzie jest piosenka, co w rym posplata
Tę wielką miłość Boga do świata?...
Kocham Cię, Boże, całą istotą!
Tłumne uczucia piersi mi gniotą,
Tysiące hymnów szumi w mej głowie,
Lecz niewyśpiewum, lecz niewysłowię!
Najwyższa pieśnia, gdy w proch się korzę,
Jęcząc ze łzami: „Kocham Cię, Boże!“


RECITATIVO.

Ukląkł Franciszek w niebieskim zachwycie.
Oczy wytężył ku niebios oddali.
Zda się, że z piersi uleciało życie,
Ono się tylko w głębi serca pali.
Twarz mu się mieni gorącem, to zimnem,
Snadź kipi w myślach to radość, to trwoga,
Pierś uroczystym kołysze się hymnem,
Którego żaden nie słyszy prócz Boga.

A słowik, siedząc na gałęzi drzewa,
Wysiłek człeka uważa z oddali,
Jedną piosenkę szczebiotliwie śpiewa,
Jedną modlitwą Pana Boga chwali.


SŁOWIK.

Ja znam, ja znam
Moich piosenek skalę,
Nie nam, nie nam
Śpiewać o Bożej chwale!
Czuł ziemski pył,
Że mu na ziemi ciasno,
W górę się wzbił,
Upadł pod pieśnią własną.
Ptaszkowie my,
Mędrsi od ziemskich dzieci,
Jak dusza śni,
Tak się piosenka kleci.
Bez żadnych zmian
Ciągniemy hymn zaczęty:
Tyś Bóg, Tyś Pan,
Ty święty, święty, święty!


RECITATIVO.

l na promieniach porannego słońca
Płyną słowika czarodziejskie tony.
Cała natura powtarza bez końca:
„O Święty, Święty! o nieogarniony!“
l cichy wietrzyk i jeziora fala
l stare dęby j chmurki w lazurze,
Stworzenie chórem Jehowę wychwala,
Słowik rej wiedzie w przyrodzenia chórze.
W tem z poza gaju z nad wodnej wilgoci
Echem przypływa pieśń ziemskiego świata.
Z bliskiego zamku, gdzie się wieża złoci,
Odgłos piosenek biesiadnych dolata.

Zbliża się, zbliża: — to z hucznej biesiady
Wraca rycerstwo i orężem dzwoni;
Za nimi spieszą minstrelów gromady
Z piosenką w ustach, z harfami we dłoni.
Z wesołym śmiechem postępuje rzesza,
Słychać jej łoskot od wąwozów góry;
Echo jej pieśni swawolnie się mięsza
Z uroczystymi hymnami natury.


PIEŚŃ.

JEDEN Z RYCERZY.

Hej! niemasz na świecie jak życie rycerzy!
Gdy walczy w turnieju, gdy goni na ostrze,
Gdy piersi uzbroi, gdy ciosy wymierza,
Gdy sztandar swej ziemi nad wojskiem rozpostrze,
A wrogów toporem nasiekłszy do syta,
Do zamku swych przodków zajeżdża gromadą,
Tam każdy rycerza wesoło powita,
Dziewica uśmiechem, trubadur balladą,
I rusza do kniei polować na zwierza!
Hej! niemasz na świecie jak życie rycerza!


CHÓR.

Hej! niemasz na świecie jak życie rycerza!


JEDEN Z RYCERZY.

Hej! niemasz na świecie jak życie rycerza!
Niedźwiedzia, lub dzika, gdy wbije na ostrze,
I z łowów na powrót, gdy w trąbkę uderza,
Gdy sztandar gościnny nad zamkiem rozpostrze;
A potem z drużyną przy pełnym puharze,
Braterstwo ucztuje dni całe,

Św. Franciszek z ptaszkami.
Na głos Franciszka ptaszki wyciągały szyje, biły skrzydełkami, schylały główki do ziemi.


Pewnego razu Franciszek zapytal swoich towarzyszów: Moi Bracia, powiedzcie mi, co mój Pan i Zbawiciel rozkazuje mi czynić? Ojcze, odrzekł Masseusz, oto jest odpowiedź Sylwestra i Klary objawiona im z nieba: Idź i nauczaj! Na te słowa Franciszek wstaje i mówi: »Pójdźmy w Imię Pana nauczać wszelkie stworzenie«, wtem spostrzegł mnóstwo ptaków przelatujących z drzewa na drzewo obok drogi. Ten widok zachwycił go, więc mówi do swoich braci: »Zaczekajcie na mnie tutaj, potrzeba abym poszedł nauczać moich braci ptaszków«. Na głos jego wszystkie ptaszki zebrały się koło niego, a on im mówił o Bogu naukę, której pilnie słuchały: »Bóg udarował was dobrodziejstwami: powinniście Go za to chwalić w każdej chwili i na każdem miejscu... Ach, ponieważ Stwórca wasz tak was kocha, strzeżcie się niewdzięczności, wychwalajcie Go bezustannie«. Potem przybywszy do Bovegno miał kazanie o miłości Boga i przywrócił wzrok dziewczynce. Ptaszki i dzikie zwierzęta korzyły i łasiły się u stóp pokornego i najczystszego pokutnika Asyżu, szanowały w nim niewinność jak Adama w raju. Przed cnotą i niewinnością serca korzy się wszelkie stworzenie.

Przywoła minstrelów, śpiewać im każe
Kochanie, zwycięstwo i chwałę,
I nowe wyprawy na wrogów zamierza,
Hej! niemasz na świecie jak życie rycerza!


CHÓR.

Hej! niemasz na świecie jak życic rycerza!


JEDEN Z MINSTRELÓW.

Hej! niemasz na świecie nad życie minstrela!
On śpiewa na dworach mocarzy,
On sercom zbolałym radości udziela,
On mężnych do boju rozżarzy.
Powiernik miłości i bicia serc świadom,
Sercami jak zechce tak włada;
Gdzie przybył, sąsiedzi donoszą sąsiadom,
I zaraz zakipi biesiada,
Bo przybył z pieśniami posłannik wesela!
Hej! niemasz na świecie nad życie minstrela!


CHÓR RYCERZY.

Niech żyje pogromca i wrogów i zwierza!


CHÓR MINSTRELÓW.

Niech żyje z pieśniami posłannik wesela!


RYCERZE.

Hej! niemasz na świecie nad życie rycerza!


MINSTRELE.

Hej! niemasz nad życie minstrela!


RECITATIVO.

Z brzękiem zbroicy, tętnieniem podkowy,
Z chórami pieśni, wedle uczty prawa,
Przeciągał orszak biesiady światowej,
Kędy Fraciszek Bogiem się napawa.

Ocknął się, głośną obudzony wrzawą,
Uchylił głowę i uważnie słucha.
Takty piosenki bijące tak żwawo,
Nie były obce dla młodego ucha.
Cenił rycerzy jak wszyscy współcześni,
Jako obrońców kraju i Kościoła;
Kochał minstrelów, bo znając cel pieśni,
Wiedział co nuta smutna i wesoła.
Do dźwięków wiersza, do muzyki grania
Namiętnym taktem jego piersi biły,
Bóg, co kraj ducha przed piewcą odsłania.
Rymotwórczemi obdarzył go siły.
Poczuł natchnienie ku świeckiej piosence,
Opiewać boje, łowy i puhary
I mimowoli zadrżały mu ręce,
Jakby szukając dźwięcznych strun cythary.
Ale cythary pod ręką niebyło,
Zatęsknion po niej; jak po cacku dziecię,
A tu natchnienie z nieprzepartą siłą
Wiodło myśl jego po tym pięknym świecie,
W krainę bojów, zwycięstwa, kochania,
Gdzie leży niwa dla pieśni bogata...
Dawno Franciszek sam sobie zabrania
Tych marnych uczuć znikomego świata,
A jednak serce rwało się ku ziemi,
Chciał swoje ziemskie wypowiedzieć żale;
Wybrał najświętszą pomiędzy ziemskiemi
Pieśń o swym kraju i o jego chwale.
Więc chociaż z sobą nie miał swej cythary.
Głos wydać z piersi odważył się śmielej,
Dobrawszy słowa do muzycznej miary,
Taką pieśń posłał za echem minstreli:


ŚPIEW FRANCISZKA.

Niema na świecie, niema,
Jak ta ziemia bogata!
Między morzami trzema
Króluje berłem świata.
Niemasz bogatszej strony,
Jako kraj mój rodzony!

Świat zdumiewa mocarka,
Wszystko zbiega się do niej:
Rzym, Neapol, gród Marka,
To trzy kwiaty jej skroni.
Niemasz sławniejszej strony,
Jako kraj mój rodzony!

Tu, choć ziemia bez pracy,
Urodzajna i święta,
Tu najlepsi śpiewacy,
Najpiękniejsze dziewczęta.
Niemasz weselszej strony,
Jako kraj mój rodzony!

Łaski świeże, a świeże,
Płyną na nią jak rosa.
Tu najprawsi rycerze,
Tu najczystsze niebiosa.
Niema szczęśliwszej strony,
Jako kraj mój rodzony!

O! jak chlubnie, jak miło,
Wyznać przed światem Bożym,
Że się tutaj zrodziło,
Że tu głowę położym!
Bo niemasz milszej strony
Jako kraj mój rodzony!


RECITATIVO.

Kiedy tak mówił — uderzył blask słońca,
Jęknął dzwon ranny w pobliskim kościele,
Poważne echo o pagórki trąca,
Nad dolinami, jako mgła się ściele.
Umilkło ptastwo, świsnął wiatr w dąbrowie,
Ogarnął echo dzwon rozkołysany,
Jęcząc i mrucząc w uroczystem słowie:
„Módlcie się Panu nad Pany!“
Ten jęk Franciszka duszę opamięta;
On przetarł oczy, badając, czy nie śni.
„Witaj mi, dzwonów harmonio święta,
„Co od światowej odrywasz mię pieśni!
„Piękny jest wprawdzie mój kraj rodowity,
„Nie dziw, że z piersi piosenkę wymami!
„Ale piękniejsze są niebios błękity,
„Świętsza ojczyzna ponad błękitami.
„Tam, tam daleko — tam dla pieśni droga!
„Leć duszo moja do Boga, do Boga!“


MODLITWA FRANCISZKA.

Panie, Panie, Boże mój!
Przebaczenie święte daj,
Żem na ziemi nucił strój,
Żem zanadto kochał kraj,
Żem na chwałę lubych stron
Śmiał oderwać pieśni ton!

Źródłem pieśni Tyś jest sam,
Tobie służy hymnów treść;
Jam się ważył, choć to znam,
W inną stronę myśli wznieść!
Oto błaga ziemski syn
Przebaczenia swoich win!

Przebaczenie, Boże, daj,
Za myśl ziemską w serca dnie,
Że, gdy wspomnę ojców kraj,
Coś do pieśni duszę rwie!
A gdym Boga pieśnią czcił,
To zabrakło marnych sił!

Ziemska pieśni! dość już dość
Być narzędziem ziemskich chwał!
Tybyś mogła w serce wróść —
Bóg nie na to serce dał!
Och! już nigdy w cieniu drzew
Mnie nie skusi ziemski śpiew!


RECITATIVO.

Bóg przyjął świętą ofiarę człowieka,
Ofiarę barda, co swe stróny zrywa.
I oto słychać z wysoka, z daleka,
Muzyka jakaś dźwięczna, pieszczotliwa,
Płynie z błękitu nad góry, nad gaje,
Drga w rdzeniu drzewa, po gałązkach lata, —
Głos się dla ucha znajomym być zdaje,
Przecież to dźwięki nieziemskiego świata.
Są tu i hymny i ptasząt piosenka,
A wszystko zlane w tak cudnym doborze,
Że się, słuchając, mimowolnie klęka
I ucha od niej oderwać nie może.
Och! lecz nie każde śmiertelnika ucho
Godne usłyszeć te święte rozgwary!
Trzeba być godnym miłością i skruchą,
Unieść się duchem przez potęgę wiary.
Bliżej... wyraźniej... nad gęstwiną drzewa
Tryskają tony dźwięczne i bogate:
To chór aniołów nad Franciszkiem śpiewa,
By ziemskiej pieśni nagrodzić mu stratę.


CHÓR ANIOŁÓW.

Wesel się, synu człowieczy,
Pan kontent z ofiary twojej,
W zamianę znikomych rzeczy,
Muzyką niebios cię poi.
Ona twe serce rozżarzy,
Od ziemskiej pieśni uleczy,
W chórze niebieskich pieśniarzy,
Wesel się, synu człowieczy!


CHÓR SŁOWIKÓW.

Ej, drobniż my ptaszkowie,
Pieśnią wzruszamy las,
Modlimy się Jehowie,
Jako nauczył nas!
Ej, weźcie nas, anieli,
Weźcie w niebieski chór!
Niech nasza pieśń wystrzeli
Aż pod obłoki chmur,
l tam — i tam,
U niebios bram,
Odbije wtór!


FRANCISZEK.

Wobec ptaszka i anioła,
Pieśń człowiecza taka błaha!
Wtenczas tylko wzrosnąć zdoła,
Kiedy zaprzeć się nie waha,
Kiedy ziemskie minie cele,
Gdy miłością, Bożą płonie,
Gdy się śpiewak krzyżem ściele,
Gdy wyciąga w niebo dłonie!

Ja mizerny, w mej pokorze,
Jednym hymnem wciąż zadzwonię:
Chwała Tobie, wielki Boże!
Chwała Tobie na Syonie!


CHÓR OGÓLNY.

Aniołów i ludzi
l ptasząt śpiewanie
Niechaj się rozbudzi,
Niech głośnem zostanie.
Wszechświata modlitwa poranna
Raz, drugi i trzeci,
Nad ziemią zawiśnie,
l w górę poleci,
Na ziemię wytryśnie,
Jak deszczyk majowy, jak manna.
Niech w jedno uczucie
Połączy świat cały,
I zleje się w nucie
Potężna pieśń chwały:
Hozanna Królowi, hozanna!

On w piersiach aniołów i ludzi i ptaków
Dał świętą potrzebę śpiewania.
Bóg mocy niebieskich jest Bogiem śpiewaków,
On niebo przed nimi odsłania.
Więc kiedy nam piersi rozżarza i pali
Do pieśni ta chęć nieustanna,
Posłuszni natchnieniu będziemy śpiewali:
Hozanna Królowi, Hozanna!


Tryumfalne przyjęcie św. Franciszka.
Ubodzy i bogaci, dzieci i starzy, witali Go niosąc w ręku zielone gałązki i śpiewając hymny pobożne.


Lubo Franciszek od wielu, a nawet od rodzonego brata początkowo szyderstwami i zniewagami był obsypywany, to przecież nie tracił odwagi ani ducha w życiu pokutniczem i najuboższem: nie miał względu, ani bojaźni fałszywej — jak będę służyć Bogu, co powiedzą ludzie źli i przewrotni? Widząc cnotę stałą, umilkli, a uczciwi cześć i uwielbienie Franciszkowi składali. Gdy zbliżył się do jakiego miasta, uderzano w dzwony; lud z duchowieństwem wychodził na jego spotkanie. Ubodzy i bogaci, mężczyźni i niewiasty, dzieci i starcy witali go, niosąc w ręku zielone gałązki i śpiewając hymny pobożne. Niektórzy rzucali się na ziemię i całowali ślady stóp jego. Przyprowadzano do niego dzieci, aby je błogosławił. Z czego Franciszek nie chełpił się. »Całą cześć, jaką odbieram, odnoszę do Boga, nic sobie z tego nie przypisuję — jako figura z kamienia — gdy przed nią uklękają. Przezemnie niech rośnie chwała Boga mojego«, mówił Franciszek św. Wszelkie pochwały przyjmuj obojętnie, ofiaruj je Bogu.

LEGENDY
Z ŻYCIA
ŚW. FRANCISZKA Z ASYŻU


PRZEZ
ANTONIEGO
EDWARDA ODYŃCA

Hymn o Św. Franciszku
Antoniego Edwarda Odyńca (z listów z podróży do Rzymu).


Błogosławionaś ty ziemio Włoska,
Kraju gorących uczuć i wiary!
Jak plon Twój słońce, tak łaska Boska
Ducha snuć w Tobie rozmnaża dary.

Gdzie wyższe strojem poetów lutnie?
Gdzie pieśni wartsze Aniołów chóru?
Gdzie tyle Nieba wcielono w płótnie?
Gdzie tyle życia w krzesło z marmuru?

Gdzie tyle świątyń w niebo się piętrzy?
Gdzie duch wiadomiej jaśnieje w krzyżu?
Gdzie tylu Świętych? — A któż z nich świętszy,
Jako Franciszek, syn Twój z Asyżu?

On w człowieczeństwie jak obraz Bóstwa,
Przewodnik świata Bożemi tory
Apostoł wiary, Kapłan ubóstwa,
Mistrz poświęcenia, a Król pokory,

I w Nim wybrane narzędzie Boże,
Aby świat przezeń, z wieku do wieku:
Widział i wiedział: co jest i może,
Moc łaski Bożej, w świętym człowieku.


I.
WILK.


Onego czasu mąż, sługa, Boski,
Święty Franciszek, po ziemi włoskiej
Chodząc i ucząc, z wioski do wioski,
Obaczył w jednej niewiast gromadę,
Zebranych tłumnie jakby na radę,
A w twarzach wszystkich boleść wyryta:
A więc przystąpił ku nim i pyta.

„Ach! ojcze! — z płaczem niewiasty rzekły
Bóg nas pokarał; — zwierz jakiś wściekły
Zjawił się w górach, i codzień wpada,
Nie już na nasze trzody i stada,
Których nie śmiemy puszczać na paszę:
Lecz na nas samych, na dzieci nasze!

I już kilkoro porwał w dzień biały, —
Niczem na niego oszczep i strzały!
Najśmielsi co się spotkać z nim śmieli,
Albo uciekli, albo zginęli.
Dziś więc mężowie nasi obławą
Poszli, by ścigać bestyę krwawą,
I na ich powrót my tu czekamy.“ —

Ledwie skończyły — hałas u bramy
Dał znać, że łowcy wrócili z łowów.

Ale wśród dzikich skał i parowów,
Próżno śledzili kryjówki wroga. —
Więc po staremu boleść i trwoga
Wybuchły niewiast jękiem i łkaniem.

Widząc, to Święty, z ubolewaniem
Rzekł: „Bracia moi! wyznajcie szczerze,
Czy nim Bóg na was nasłał to zwierzę,
Nikt z was i nigdy przedtem nikomu
Nie zrobił krzywdy, w polu czy w domu:
Czy to przez jaki postęp zdradziecki,
Czy to przez napaść lub gwałt zbójecki?“

Na to pytanie, stojący kołem
Jedni na drugich spojrzeli społem,
l nastąpiło milczenie głuche.
Święty zgadł winę — ale i skruchę.
A więc rzekł znowu: „Bracia i siostry!
Miecz kary Bożej ciężki i ostry,
I przeciw niemu nie ma puklerza.
Ziemski wasz oręż nie zwalczy zwierza;
Sam płacz i jęki nieba nie wzruszą.
Ale pomnijcie sercem i duszą:
Za co spaść na was mogła ta plaga,
I czego po was Bóg się domaga?
A wtedy wierzcie Jego dobroci
Że wam złe nawet w dobro obróci.“ —

Rzekł — oni wszyscy padli na twarze.
„Ojcze! my grzeszni; Bóg słusznie karze!
Żal i poprawę ślubujem sami,
Lecz ty, ty Święty módl się za nami!“

Święty się wzruszył i snać w milczeniu
Modlił się myślą; — aż, jak w natchnieniu

Zawołał: „Bądźcie dobrej otuchy!
Grom w ręku Pana gaszą łzy skruchy;
Pokora grzesznych, jest ich puklerzem.
Ja sam się za was spotkam ze zwierzem
Co będzie dalej — nie umiem dociec.
Lecz Bóg jest wszystkich i Pan i Ojciec,
W Nim złóżcie ufność — ON was pocieszy!“

l błogosławiąc struchlałej rzeszy,
Mimo jej przestróg, próśb, rad i zgrozy,
Święty sam poszedł w dzikie wąwozy.
Ody się już słońce skryło za góry,
A głąb ich zaległ cień ich ponury.

Straszna to była noc dla mieszkańców!
Każdy przy świetle lamp czy kagańców,
Trwał na modlitwie, w domu zamknięty.
Lecz nikt nie wiedział, co pocznie Święty,
Nikt nie śmiał myśleć, co się z nim stanie?

O! i Ty tylko, Wszechmocny Panie!
Ty wiesz, przez jaki cud Twego ducha,
Gdy człowiek Ciebie, świat jego słuchaj;
l jak Twój wierny sługa z Assyżu,
W ubóstwie tylko, w pracy i krzyżu,
Sam naśladując Cię — ze zdumieniem
Posiadł snać Twoję moc nad stworzeniem,
I wznosił w sobie ów sojusz święty,
Co łączył w raju ludzi z zwierzę ty:
Gdy zwierz w człowieka twarzy ojcowskiej
Czcił i miłował obraz Twój Boski,
I pod opiekę jego się cisnął! —

Noc przeminęła — i dzień zabłysnął;
Święty nie wraca. — We łzach i trwodze

Tłum go znów cały czeka na drodze,
Każdy miotany wnętrzną zgryzotą. —
Wtem słychać z wiatrem śpiew — psalm — i oto
Widzą go, widzą! — Lecz dziw nad dziwy!
Ów dziki potwór, ów zwierz straszliwy,
Jak pies, jak jagnię; z karkiem ugiętym,
Ślad w ślad, tuż z tyłu, idzie za Świętym,
Jakby się wstydził i bał zarazem.

Tłum oniemiały skamieniał głazem,
Głos w ustach w piersiach zamarło tchnienie.
Aż Święty pierwszy przerwał milczenie,
I przeżegnawszy, tak do nich powie:

„Siostry niewiasty! bracia mężowie!
Brat wilk — to mówiąc wskazał na zwierzę —
Przyszedł tu z wami zawrzeć przymierze.
Zna on i czuje w czem wam zawinił! —
A więc przebaczcie złe, co uczynił!
Nigdy on odtąd już nie zapragnie
Napaść na żadną owcę lub jagnię,
I jak sam przy mnie śmiało tu stoi,
Tak niech go odtąd nikt się nie boi!
Lecz że jak każde stworzenic Boże,
On też bez jadła zostać nie może,
Wy więc dlań wzajem wspólnie musicie
Obmyśleć sposób i koszt na życie,
I niech mi każdy dłoń na to poda,“ —
— „Zgoda! — krzyknęli radośnie — zgoda!“
I głaskać zwierza jęło wnet kilku.

A Święty znowu rzekł: „Bracie wilku!
Słyszysz? Nie zbędzie tobie na niczem.
Lecz ty mi także przed ich obliczem
Daj znak, że wzajem stwierdzasz umowę.“

Na to zwierz kornie pochylił głowę,
I jakby głosem żalu i trwogi,
Skomląc, Świętemu przypełz do nogi,
A pogłaskany dłonią łaskawą,
Sam na niej złożył nogę swą prawą.
Ptacz i śmiech razem powstał śród ludu:
Śmieszny ich widok wzrusza moc cudu.
Aż wszyscy razem, jak zwierz przed chwilą,
U stóp Świętego kolana chylą;
Głośne wyznania, śluby, ofiary,
Świadczą żarliwość skruchy i wiary.
Aż głos ich wszystkich, w chór jeden zlany,
Wzniósł hymn dziękczynny Panu nad Pany.

I od tej chwili ludzie i zwierzę
Chowali wiernie wspólne przymierze,
Wilk, gość codzienny każdej gospody,
W polu i w domu sam strzegł ich trzody.
I ku zabawie dziatwy wioskowej,
Służyt ochoczo jak pies domowy.

Toć gdy żyć przestał po latach kilku,
Ludzie płakali po bracie wilku.
Bo przezeń każdy, sam w głębi siebie,
Czuł moc i miłość Ojca na Niebie,
I czcił w nim pamięć Świętego, który
Wiarą pokonał prawa natury,
I stanął, wobec świata i wieku,
Cudem potęgi — ducha w człowieku.


W czasie przeprawy przez Jezioro Peruskie, Franciszek uśmierzył burzę znakiem Krzyża świętego.


Niedaleko od Kortony było wielkie jezioro Peruskie, a na niem znajdowała się mała wysepka. Franciszek w środę Popielcową r. 1211 wziąwszy sobie tylko dwie bułki chleba, potajemnie z przewoźnikiem popłynął na wyspę, by tam cały wielki post przepędzić. Tu w zaciszu przy źródle modląc się, jak Jezus na puszczy przepędził cały post, a pościł tak surowo, że zjadł tylko połowę jednej bułki chleba. W Wielką Środę, według umowy, przybył do niego przewoźnik. W czasie przeprawy zerwała się burza, Franciszek uśmierzył ją znakiem krzyża świętego, jak niegdyś Jezus uciszył burze na jeziorze Genezaretańskiem. Nietylko na morzu, ale i w sercach wielu braci powstałe burze Franciszek uśmierzał znakiem krzyża św., kazał się żegnać i Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi świętemu i t. d. wymawiać. Ten sposób odpędzania pokus bardzo skutkuje. Postem zwyciężysz pokusy ciała i dyabła.
W pokusach módl się do św. Franciszka.

II.
TURKAWKI.


Onego czasu Franciszek święty
Spotkał młodzieńca — a ten w zamkniętej
Klatce, jak w kojcu, turkawki niesie,
A tak ich wiele nałowił w lesie,
Że niebożątka, w niewoli długiej,
Drżące, stulone jedna przy drugiej,
Widać musiały cierpieć okrutnie:
Bo tak gruchały smutnie, pokutnie,
Jakby duch z czyśca ratunku wołał.
Święty zaledwie łzy wstrzymać zdołał.
Tuk mu się nagle żal ich zrobiło.
Bo choć on kochał wszystko, co żyło,
Nad wszystkie jednak stworzenia inne
Lubił turkawki: ciche, niewinne,
A tak nadobne i słabe razem,
Że mu dusz czystych były obrazem,
Co choć im Pan Bóg dał lot i skrzydła,
Najłatwiej dają ująć się w sidła,
A potem jęczą w grzesznej niedoli.
Aż je pokuta i żal wyzwoli.
Święty więc zaszedł drogę i rzecze:
„Pan Jezus z tobą, młody człowiecze!

Co myślisz z temi ptaszęty robić?“ —
— „A cóż innego miałbym jak pobić,
Lub sprzedać komu — jeśli je płacą?“ —
Nasz Święty nie miał kupić ich za co,
Westchnął więc w duchu i znów przemówił:
„Powiedz mi proszę, jakżeś je łowił?“ —
— „W sidła na wabik. — Bo powiem Ojcu,
Że te tak niby zbiedzone w kojcu,
Niechby je tylko popuścić trochę,
Wnetby znów były śmiałe i płoche,
Jak — jak już widać Bóg postanowił,
Aby je każdy kto chce, to łowił.“

Ale tu Święty zagadnął znowu:
„Jakiż jest sposób owego łowu?“ —
— „E! najłatwiejszy! Naprzód po trochu
Sypie się ziarna pszenicy, grochu,
Co lśni z daleka, a tak migota
Jak białe perły, lub ziarnka złota.
Nad tem się wiesza sieć — lecz tak składnie
By jej nie dojrzeć pierwej; aż spadnie.
Potem się zręcznie skrywszy na stronę,
Dość już jest umieć gruchać jak one,
To byle tylko poczekać nieco,
Jedna za drugą oślep wnet lecą.
A ja, jak która wpadnie już w sidła,
Zaraz jej wiąże nogi i skrzydła,
By u nóg moich czekała nowej.
„Lecz już mię w końcu nudzą te łowy.
I bylem pozbył tych — byle za co,
Chcę jakąś lepszą zająć się pracą.“ —

— „Słusznie — rzekł Święty — słusznie młodzianie!
Ale poczekaj, spójrz tylko na nie!
I czyż ci nie żal nieść je pod noże?
Słabeć to, prawda, stworzenia Boże!

Lecz przeto właśnie, że siły słabej,
Bóg dał im taki dźwięk i powaby,
By je przed krzywdą silniejszych bronić.
Patrz, jak to oczko zda się łzę ronić!
Patrz na te ruchy główki i szyi,
Istna powiewność smukłych lilii!
Sam już ich nawet głos tajemniczy
Zdaje się tylko żebrać słodyczy.
A gdy z wysoka w lot która grucha,
Czyż to nie obraz świętego Ducha? —
I nieraz przez to, w niejednem łonie,
Czysty, niebieski ogień zapłonie,
I myśl za niemi wzleci do góry .
Biadaż więc temu, biada mu! który,
Mięszając Boży porządek świata,

Słabość pokrzywdza, wdziękiem pomiata!...
Wszechmocny pomści za słabe ptaszę,
Boć i turkawki są siostry nasze,
A kto o Ojcu w nich zapomina,
Ojciec w nim wzajem zapomni syna.“ —

Święty to mówił z takiem wzruszeniem,
Że młodzian, jakby wosk przed płomieniem,
Miękczył się topniał, w żal, w łzy — aż wreszcie
Łkając zawołał: „Weźcie je, weźcie
Wszystkie za darmo! — róbcie co chcecie!
Jam się chciał tylko bawić na świecie,
Lecz nie wiedziałem, że to grzech taki!“

Święty co prędzej rozpętał ptaki,
I do młodzieńca rzekł: „Miły synu!
Nie pożałujesz dobrego czynu,
Żeś się okrutnej wyrzekł zabawki!“ —
A do turkawek: „Siostry turkawki!

A wam że nie wstyd, na lada ziarno,
Na pierwszą lepszą przynętę marną,
Lecieć tak oślep, z takim pośpiechem?
Dać się tak łudzić kłamanem echem?...
Toć gdy brat szczery szuka was wiosną,
Czyż będzie gruchał tak wciąż tak głośno?
Nie! on się ozwie z rzadka i z cicha;
On nie was woła, lecz ku wam wzdycha.
Gdy nazbyt jęczy, nazbyt wykrzyka,
O! to już pewnie wabik ptasznika!

„Niechże przynajmniej, miłe ptaszątka!
Z nieszczęścia dla was będzie pamiątka,
Byście uchodząc ponęt i siatek,
Szukały sobie gniazdek — nie klatek.
A w nich, z wybranym po woli Bożej,
Niech się wasz piękny ród coraz mnoży,
By być pod niebem, jakby pod strzechą,
Światu ozdobą ludziom pociechą!“ —

Skończył — lecz one, czy to pojmując
Z głosu myśl słowa; czy sił nie czując:
Choć rozwiązane, jeszcze nie śmiały
Próbować lotu, i tak siedziały,
Jak w skwar, czekając kropli napoju.
Święty zrozumiał: „Lećcież w pokoju!“
Rzekł, i znak krzyża zrobił nad niemi...
Wnet wszystkie razem furkły od ziemi, —
Lecz na powietrzu, zwinąwszy lotem,
Zawisły nad nim, jak piór namiotem,
Ważąc się na swych skrzydłach rozpiętych
Jak chór aniołów w obrazach świętych.

Cześć i zdumienie zdjęły młodziana.
Kornie przed Świętym padł na kolana.

I sam oblokłszy suknie zakonu,
Jak syn mu wiernie służył do zgonu.

A zaś turkawki, w pobliskim gaju,
Gnieżdżąc się, mnożąc, śmiało jak w raju,
Same z swem całem plemieniem nowem,
Z dzikich się stały ptactwem domowem.


III.
JASKÓŁKI.


Święty Franciszek kazał raz w polu,
Lud stał skupiony w wielkim półkolu,
Lud, co go wszędzie z czcią i pokorą,
Witał i słuchał; — lecz było sporo
Pomiędzy ludem i takich, którzy,
Jak Faryzejscy niegdyś doktorzy,
Hardzi z nauki pyszni z rozumu,
Wyszli też z miasta, za śladem tłumu,
Aby usłyszeć — nie słowo Boże,
Lecz coś w tem słowie, przez coby może
Zawiść ich mogła nabyć oręża,
Przeciwko chwale świętego męża.

Święty się wcale nie troszczył o to,
Co czuł i wierzył, mówił z prostotą,
Lecz sam posłuszny natchnieniom duchu,
Jakby przenikał, kto i jak słucha.
Nie myśląc nad tem, treść słów swych nieraz
Stosował właśnie k'temu. —
Lecz teraz,
Co bądź miał mówić z razu: jaskółki,
Jak przed odlotem zebrane w półki —
Czy to za ludźmi? czy na pogodę?
Czy to zwabione przez bliską wodę?

Czy zły duch może wzbudził je raczej,
Jak zwykł na ziemi wzbudzać krzykaczy,
Aby zagłuszyć: czy radę zdrową,
Czy dobrą sławę, czy święte słowo?
Dość, że się takie jaskółek stado,
Ponad zebraną ludu gromadą.
Wzdłuż, wszerz zwijając kręconym lotem,
Tak zagłuszało głos swym świegotem,
Że nikt Świętego słyszeć nie zdołał.

Święty więc podniósł dłoń i zawołał:
„Siostry jaskółki! na imię Pana!
Proszę was, zmilczcie! — Pieśń na to dana,
By czy to w waszym, czy w naszym rodzie,
Być ku czci Pana, nie ku jej szkodzie.
A żeście dość Go wielbiły pieniem,
Więc go uczcijcie teraz — milczeniem!“

Skończył — i oto, cud niepojęty!
Nowy ruch powstał między ptaszęty,
Znać jedna drugiej podaje hasło,
Aż jakby światło, co nagle zgasło,
Szczebiot ich ustał; — i w ciszy głuchej,
Słychać już tylko skrzydeł ich ruchy,
Gdy na gałęziach drzew nad pagórkiem,
Jedna przy drugiej siadały sznurkiem,
Jakby różańca czarne kaliwa
Nizała w rzędy ręka cierpliwa;
Jak gdyby rzesza słuchaczów nowa
Przybyła słuchać Bożego słowa. —

I duch w Świętego wstąpił z wysoka,
Zapłonął w duszy, zajaśniał z oka,
I jak blask słońca w zwierciadlach fali,
Odbił się w duszach tych, co słuchali.

„Bracia i siostry! ptaki i ludzie!
Co ludzkie słowo przy Bożym cudzie?
Lecz cud ten mówi, co słowo może,
Rzeczone z wiarą a w imię Boże.

„Błogosławionaż ziemia, ta, w której
Brzmi takie słowo natchnione z góry!
Błogosławione usta i uszy,
Co je podają do serc i duszy!
A w sercach przed niem, zawiść i pycha,
Jak gwar tych ptasząt, kornie ucicha;
A dusza przez nie uczci i pojmie
Prawdę i Milość — szczęścia rękojmie! —

„Lecz biada, biada i trzykroć biada!
Gdzie jak złowrogich ptaków gromada:
Chelpliwa próżność, szydercza zawiść,
Złośliwa potwarz, gorzka nienawiść,
Prawdę i Miłość w słowie zagłuszą!
Bo gdzie ich światło zgaśnie nad duszą,
Sam ciemnych myśli spory i swary
Uciszy chyba — grom Bożej kary. —

„O! Bóg was uchroń przed temi gromy,
I wasze serca i wasze domy!
O! bracia moi! wy, co macie
W ustach dar słowa! i co słuchacie! —

„Mówca niech bada sądu sumienia:
Z jakiego ducha jakie natchnienia?
Jaki plon wzrośnie z jakiego siewu?
I jakie echo z jakiego śpiewu?

„W słuchaczach naprzód rozum niech baczy,
Za Apostołów nie brać krzykaczy,

Św. Franciszek rozmawia z ptaszkami.

A potem zamknąć przystęp ku sercom
Wiary bluźniercom, braci oszczercom! —

„Wtedy jak nocne ptastwa przed zorzą,
Zmilkną i pierzchną przed Prawdą Bożą,
A Słowo Pańskie śród was zagości
Bożym Zakonem bratniej miłości.“


Pod Damiettą Franciszek przyprowadzony przed sułtana Meledina — nawrócił go.


Rok 1219 dnia 29 sierpnia. W obronie wiary i wyzwolenia ziemi świętej z pod jarzma Mahometańskiego (Abbazydów) pod chorągwią Jana de Brienne, zebrała się armia 400.000 ludzi na zdobycie Egiptu i oblegli Damiettę. Franciszek, złożywszy rządy całego Zakonu w ręce brata Eliasza, udał się do Ankony i z jedenastu uczniami odpłynął na Wschód. W Akrze, niezmiernie ważnem mieście Syryi, zostawił dziesięciu braci, by podtrzymać męstwo i wiarę katolików — sam zaś odpłynął z Bratem Illuminatem do Egiptu pod Damiettę, do obozu Krzyżowców. Ztąd udał się jako misyonarz do obozu Saracenów. Gdy się zbliżał, banda Saracenów rzuciła się na sługi Chrystusowe, jak wilki na owce, obsypała ich obelgami i razami, a potem nałożyła kajdany. »Jestem chrześcianinem, zawołał Franciszek — prowadźcie mnie do waszego dowódcy«. Powlekli go do Meledyna. »Kto was przysłał? — zapytał, i po co?« »Bóg przysyła mnie, abym Ci głosił Ewangelię i prawdy zbawienne« — mówił — a książę barbarzyński słuchał i był wzruszony. Na dowód prawdy głoszonej, Franciszek chce wejść w ogień, lecz Meledyn nie pozwolił, uwalniając Franciszka od wszelkiej winy, prosił: »Módl się za mnie, aby Najwyższy dał mi poznać, która jest prawdziwa wiara«. Franciszek modlitwą nawrócił sułtana.



Rok 1219 dnia 29 sierpnia. W obronie wiary i wyzwolenia ziemi świętej z pod jarzma Mahometańskiego (Abbazydów) pod chorągwią Jana de Brienne, zebrała się armia 400.000 ludzi na zdobycie Egiptu i oblegli Damiettę. Franciszek, złożywszy rządy całego Zakonu w ręce brata Eliasza, udał się do Ankony i z jedenastu uczniami odpłynął na Wschód. W Akrze, niezmiernie ważnem mieście Syryi, zostawił dziesięciu braci, by podtrzymać męstwo i wiarę katolików — sam zaś odpłynął z Bratem Illuminatem do Egiptu pod Damiettę, do obozu Krzyżowców. Ztąd udał się jako misyonarz do obozu Saracenów. Gdy się zbliżał, banda Saracenów rzuciła się na sługi Chrystusowe, jak wilki na owce, obsypała ich obelgami i razami, a potem nałożyła kajdany. »Jestem chrześcianinem, zawołał Franciszek — prowadźcie mnie do waszego dowódcy«. Powlekli go do Meledyna. »Kto was przysłał? — zapytał, i po co?« »Bóg przysyła mnie, abym Ci głosił Ewangelię i prawdy zbawienne« — mówił — a książę barbarzyński słuchał i był wzruszony. Na dowód prawdy głoszonej, Franciszek chce wejść w ogień, lecz Meledyn nie pozwolił, uwalniając Franciszka od wszelkiej winy, prosił: »Módl się za mnie, aby Najwyższy dał mi poznać, która jest prawdziwa wiara«. Franciszek modlitwą nawrócił sułtana.

O ŚWIĘTYM
FRANCISZKU



DANTE ALIGHIERI
POETA WŁOSKI

BOSKA KOMEDYA
„RAJ“
WYJĄTEK Z PIEŚNI JEDENASTEJ
(z włoskiego przekład Antoniego Stanisławskiego r. 1887).


Opatrzność, światem rządząca tą myślą,
Co nim do głębi przeniknąć zdoła,
Pierwej śmiertelny wzrok złamany pada,
Chcąc by silniejsza i wierniejsza Jemu
Oblubienica szła ku małżonkowi,
Który ją w wielkim okrzyku boleści
Poślubił sobie krwią swoją najświętszą,
Ku jej pomocy dwóch książąt posłała,
Ażeby byli jej przewodnikami.
Jeden z nich ogniem seraficznym płonął.
Drugi mądrością swoją był na ziemi
Wiernem cherubów jasności odbiciem.
O jednym powiem; (bo któregokolwiek
Obrałbym sobie, — jednego z nich sławiąc.
Toż i o drugim powiedziećbym musiał.
W jeden cel bowiem godziły ich czyny.[28]
Między Tupino i wodą, co zbiega
Ze wzgórza które wybrał Ubald święty,
Żyzna pochyłość z gór wysokich spada

Kędy Perugin od Słonecznej bramy
Chłód i skwar czuje, a za górą płaczą
Pod ciężkiem jarzmem Gualda i Nocera.
Gdzie ta pochyłość mniej stromą się zdaje,
Nowe się światu narodziło słońce,
Jak nasze nieraz z wód Gangesu wstaje,[29]
Niechże, kto o tem miejscu opowiada,
Nic mówi Assyż bo rzekłby za mało,
Lecz niech właściwie nazywa je wschodem.[30]
Jeszcze od niego niezbyt oddalonym
Było, gdy ziemia doznawać poczęła
Otuchy pewnej z jego wielkiej cnoty;
Za tę niewiastę,[31] której nikt ochotnie.
Równie jak śmierci, drzwi swych nie otwiera.[32]
A kiedy wobec duchowego sądu
I wobec ojca sam się z nią połączył,
Z dnia na dzień potem miłował ją mocniej.[33]
Ona zaś wdowa po małżonku pierwszym,
Tysiąc i sto lat przeczekała z górą,

Aż się ten zjawił wzgardzona, nieznana,
A nikt ją inny nie wezwał na gody.[34]
Cóż z tąd, że ktoś mógł słyszeć, że bezpieczną
Przy Amyklosie znaluzł ją głos tego,
Który postrachem był świata całego?[35]
Cóż że tak była mężna i stateczna,
Że gdy Marya stała u stóp krzyża,
Ona z Chrystusem razem, nań wystąpiła?[36]
Lecz abym dalej nie był zbyt winnym,
Więc kochankami w mej niezwięzłej mowie
Franciszka odtąd znać masz i Ubóstwo.
Święta ich zgoda, i wesołe lica,
Dziwna ich miłość i wejrzenie słodkie
Świętych rozmyślań powodem się stały.
Najprzód więc Bernard rozzuł się wielebny
I biegł szukając błogiego spokoju,
A biegnąc jeszcze leniwym się mniemał[37]
Skarbie prawdziwy! bogactwo nieznane!
W ślad za małżonkiem rozzuł się też Idzi,
Rozzuł Sylwester, — tak małżonka miła!
Dalej więc potem szedł ten mistrz i ojciec
Z małżonką swoją i w gronie rodziny,
Którą już skromny opasywał sznurek[38]

Nie zniżał oczu przez nikczemność serca,
Że się urodzi: synem Bernardone
I że miał pozór dziwnie godny wzgardy;
Owszem z królewską oznajmił godnością,
Inocentemu zamiar swój surowy
I zyskał pierwszą pieczęć dla zakonu.[39]
Potem gdy rzesza uboga wciąż rosła,
Pod wodzą tego, czyj żywot przedziwny
W niebieskiej chwale śpiewaćby przystało,
Z natchnienia Ducha wiecznego Honoryusz
Drugiej korony przyozdobił wieńcem
Arcypasterza tego wolę świętą.[40]
Później, gdy żądzą męczeństwa wiedzony,
Wobec dumnego Sułtana, żarliwie
Głosił Chrystusa i wyznawców Jego,
Ale znalazłszy lud niejrzały jeszcze
Do nawrócenia a nie chcąc napróżno
Żyć w bezczynności, udał się z powrotem
Zbierać owoce na Italskiej niwie,
Pomiędzy Tybrem i Arną na skale,
Przyjął ostatnią pieczęć od Chrystusa,
Którą na członkach nosił przez dwa lata.[41]
Gdy się na koniec spodobało Temu,
Który na takie dobro go przeznaczył.
Wznieść go wysoko po nagrodę wielką,
Co ją zasłużył swem upokorzeniem,
Braci swej jako spadkobiercom prawym,

Polecił wonczas małżonkę najdroższą,
I kazał by ją miłowali wiernie.
A gdy z jej łona uchodząc, przeczysta
Dusza wracała do królestwa swego,
Nie chciała innych mar dla swego ciała.[42]
Pomyśl więc teraz, jakimże być musiał
Ten, co był godnym jego towarzyszem,
Kiedy Piotrową sterował z nim łodzią
Po morskich toniach do wytkniętej mety!
Tym towarzyszem był nasz Patryarcha;
A więc kto za nim idzie, jak rozkazował,
Dobrym towarem swój ładuje statek.[43]
Lecz trzoda jego łakomą się stała
Nowej żywności tak, że się koniecznie
Rozpierzchać musi po czaharach różnych;
A owce jego, im dalej od niego
Odchodzą błędne, tem częściej wracają
Z próżnem wymieniem do owczarni swojej.
Są, które zguby lękając się garną
Ku pasterzowi, ale takich mało,
Że mało sukna starczy na kaptury.[44]
Jeżeli słowa moje nie są ciemne
Jeżeliś słuchał pilnie i z uwagą,
Jeśli com mówił, przypominasz sobie,

Żądzy twej w części już stanie się zadość;
Bo ujrzysz drzewo, zkąd drzazgi się sypią;
Pojmie rzemiennik co znaczą te słowa:
Kędy się tuczy, ten co nie próżnuje.[45]


Bogactwo w ubóstwie.


Nie ten bogaty, co kapie od złota,
Ani ten, który zagarnął pół świata;
Czemże jest złoto? tylko grudką błota:
Są inne skarby, niech ku nim duch wzlata.

Na jednej z ulic Asyżu tłum ludzi
Otacza kołem nędznego żebraka.
U jednych litość, u innych śmiech budzi —
Cóż to za człowiek, skądże nędza taka?

Gruby wór szary ciało jego kryje,
Powróz na biodrach jego, bose nogi,
Głowa odkryta, choć żar słońca bije,
Czyliż kto może być bardziej ubogi?

Ale o dziwo! ten żebrak wesoły,
On nie narzeka, ani się też smuci,
Jego rozkoszą modlitwa, kościoły,
On ciągle sobie pieśń pobożną nuci.

Gdy kto nad nędzą jego się lituje,
On nań z uśmiechem zwraca oczy swoje,
I mówi, że się ubogim nie czuje:
Woła w zachwycie: Bóg mój, wszystko moje!

Św. Franciszek przyjmuje do Trzeciego Zakonu Lucheryusza z żoną, pierwszych Tercyarzy, 1221 roku.


Franciszek gdziekolwiek przybył i miał kazanie, zawsze zgłaszali się kandydaci do jego Zakonu. Wszystkich przyjmować trudno zresztą i nie mógł z powodu przeszkód rodzinnych n. p. zamężnych. W miasteczku Podzi-Bondzi bogaty kupiec Luchezyusz z żoną, spotkawszy Franciszka, prosił go, by go przyjął do swego Zakonu: Na to rzekł mąż Boży: »Od niejakiego czasu zamyślam o założeniu Trzeciego Zakonu, w którymby osoby zamężne, nie odrywając się od rodzinnych i świeckich obowiązków, mogły służyć doskonale Bogu. A więc i Ty i twoja żona, jeśli chcecie, możecie pierwsi wstąpić do niego«. Luchezyusz i małżonka jego zgodzili się na to i święty Patryarcha przepisał im noszenie prostego odzienia, koloru popielatego i wyznaczył ustne pacierze (teraz Tercyarze odmawiają 12 Ojcze nasz, Zdrowaś, chwała Ojcu), Officium o Najśw. Pannie Maryi. Napisał Regułę życia w 22 niedługich rozdziałach r. 1221 dla Tercyarzy na świecie żyjących. W nadzwyczaj krótkim czasie tak się Trzeci Zakon rozszerzył, iż można powiedzieć, że Franciszek ogarnął nim całe społeczeństwo. Szczęśliwy kto w naszych czasach należy do Zakonu Trzeciego, jak do arki, chroni się przed zepsuciem.

I choć sam biedny, lecz wielu wzbogaca:
Tworzy zakony zakłada klasztory,
W nich kwitnie miłość, modlitwa i praca.
W nich znajdzie pomoc ubogi i chory.

O wielki Święty, o ziemi ozdobo!
Twe Imię w sercach naszych jest wyryte,
Spraw, byśmy idąc w ubóstwie za Tobą
Znaleźli skarby Boże przeobfie!

Ks. M. Jeż.

Deus meus et omnia.

Bóg mój i wszystko! to Franciszka dzieci
Reguła święta, to ich Zakon cały,
To godło, które z wysoka im świeci,
To chasło boju dla Chrystusa chwały.
Bóg mój i wszystko! to ich śpiew rodzinny,
To po ich ojcu klejnot i spuścizna;
To okrzyk serca miłosny, dziecinny
Że tylko w niebie szczęście i ojczyzna.
Bóg mój i wszystko! o to śmiało mogą,
Wołać Franciszka ubożuchne syny,
Którzy do nieba idąc krzyża drogą
Ubóstwo mają za swój skarb jedyny.
Bóg mój i wszystko! o bo na tej ziemi
Żadna rzecz inna do nich nie należy,
Bóg tylko dla nich i tylko Bóg z niemi;
Bóg jest orężem, tarczą tych żołnierzy.
Bóg mój i wszystko! Bóg ukrzyżowany
To ich wesele ich rozkosz i chwała.
Herbem swym mają Jezusowe Rany
A to szlachectwo miłość im nadała.
Bóg mój i wszystko! o to skrzydła święte
Co odrywają od marności świata
Skrzydła potęgą miłości rozpięte,
Na których dusza ku niebu ulata,
Bóg mój i wszystko! to magnes miłości.
Co nas pociąga do cierpień do krzyża

Co nam odsłania w krzyżu skarb radości,
Bo krzyż i boleść do Boga nas zbliża.
Bóg mój i wszystko! to tajemna siła,
Co więzy świata zerwać nam kazała;
Co umarłymi światu uczyniła,
Co nas z Jezusem współukrzyżowała.
Bóg mój i wszystko! to nasze wytrwanie
Bo cóżby mogło cel miłości Jego
Oderwać sercu, które w Nim ufanie
Złożyły całe i tylko dla Niego żyją na ziemi.
Żyją na ziemi? O żadna potęga
Ni aniołowie, mocarstwa i księstwa,
Żadna stworzona moc ich nie dosięga,
Ni piekło całe nie waruszy ich męstwa
Ni głód, ni nagość ani uciśnienia,
Franciszka dzieciom zaszkodzić nie może.
Gdy pełnem sercem to jedno westchnienie
Bóg mój i wszystko! śpiewają w pokorze.
Bóg mój i wszystko! o tę pieśń miłości
Nućmy na ścieżkach krzyżowych tej ziemi,
Abyśmy mogli w niebiańskiej radości
Bóg mój i wszystko! śpiewać ze Świętymi.

J. M. J.

Pierwsze Jasełka
przez św. Franciszka. serafickiego zaprowadzone.




Noc taka jasna... tak cicho... spokojnie
Gwiazdki figlarne coś szepcą na niebie
Miesiąc jak rycerz gdy straż trzyma zbrojnie
Błyska swą tarczą i patrzy przed siebie.

Patrzy i duma... tam w dole na ziemi
Greccio wśród lasów urocze i senne
Noc je kołysze pieniami cichemi
Dziś w Greccio domy i serca promienne.

Bo dziś wśród nocy pamiątka się wznowi
Tej świętej chwili, gdy na ziemskie progi,
Zszedł Bóg-Dziecina — niosąc człowiekowi
W rączce maluchnej z gwiazdką, pokój blagi.

Patrz jak ta gwiazdka nad borem migota
Jaka ciekawa, że choć noc, ruch wszędzie,
Poco ten ołtarz... żłóbek... stajnia, wrota,
Naco wół z osłem?... Co to, co to będzie?!...

Wybiła północ... las od ogni płonie
Wśród drzew w półcieniu tłum ludu się snuje,
A pieśń falista aż w morzu gdzieś tonie,
Bo lud w kolendzie to śpiewa, co czuje.

A z nieba schodzi na ręce kapłana
Boska Dziecina w bezkrwawej Ofierze,
Korzą się Bracia a pierś rozśpiewana
Gościa z niebiosów wita z wiarą, szczerze.

Z dwóch co z kapłanem ofiarę spełniało
Jeden z łzą w oku klęczał wniebowzięty,
Ach jego serce miłością gorzało
Bo był to człowiek jak Serafin święty.

Msza już skończona... pójdźmy do stajenki
Rycerz Velita tam żłóbek ustawił,
Jest tam i sianko, będą i piosenki
Prośmy, by Jezus nas pobłogosławił.

Ojciec Franciszek z obliczem promiennem,
Staje przy żłóbku, kolendę zaczyna,
A Bóg Go darzy darem drogocennym
Bo w sianku kwili z Betleem Dziecina.

Z boku w zadumie pan Velita stoi,
Mąż bogobojny, prawy i cnotliwy,
Bóg Go powołał od wojennych zbroi
By Mu okazał swych rąk wielkie dziwy.

Widział Velita, jak Franciszek święty
Schylał oblicze nad Bożą Dzieciną,
A Jezus mały, jasny, uśmiechnięty
Chciał Go przycisnąć swą drobną rączyną.

A lud wciąż śpiewa... góra pieśń powtarza
Na sianku leży niebieska Perełka,
Franciszek, klęcząc u stopni ołtarza,
Dziękuje Bogu za pierwsze jasełka.

I odtąd zawsze gdy gwiazdka grudniowa
Ziemian drużynę przy szopce oświeci,
Święty Franciszek w niebie skarb im chowa,
I błogosławi szczęśliwe swe dzieci.

Stanisław L. Hajec.





Św. Franciszek na Soborze Lateraneńskim roku 1215 od Innocentego III otrzymuje uznanie Reguły.


Lubo Franciszek od papieża Innocentego III. przed czterema laty otrzymał ustne zatwierdzenie Reguły, przybył jednakże do Rzymu dnia 17. listopada 1215 na Sobór powszechny, gdzie było zebranych 1.200 Biskupów i Ojców Kościoła i na klęczkach o uroczyste pisemne zatwierdzenie Reguły prosił. Na co Innocenty III. najchętniej się zgodził i Regułę na Soborze tak zaszczytnie zatwierdził. Następnie Franciszek dawniejszą Regułę skrócił i znowu do Rzymu przybył dla uzyskania u Honoryusza bulli potwierdzającej Regułę. Co też uzyskał. Franciszek przed papieżem Innocentym oświadczył, że w Regule ani jednego własnego nie umieścił słowa i że cała Reguła przez samego Chrystusa Pana ułożoną i podyktowaną została. Wszystkie trzy Reguły, to jest: Pierwszą dla Braci Mniejszych. Drugą dla dziewic św. Klary Franciszkanek. Trzecią dla Tercyarzy — były św. Franciszkowi podyktowane przez samego Pana Jezusa. Jeśli jesteś wyznawcą tych Reguł, zachowaj je jak najściślej, jeśli jeszcze do Zakonu nie należysz, postaraj się byś mógł należeć. Być synem lub córką św. Franciszka jest najwyższym zaszczytem dla pobożnych.

Św. O. Franciszek otrzymuje Stygmaty


Franciszek w Alwernii klęczy,
Żar miłości z oczu tryska,
W modłach wzniósł ręce i jęczy:
Zda się — nić żywota pryska,
A On — w innym świecie
Połączy się przecie
Z Bogiem swym.

Ach! bo miłość Zbawiciela,
Którą w Męce swej okazał,
Dobroć, która łask udziela
Człeku, co się grzechem zmazał,
W ten go zachwyt wprawia
I wszystkie te sprawia
Cuda w nim.

W tej to właśnie błogiej chwili,
Widzi Święty Serafina,
Jak się z nieba k'niemu chyli,
K'niemu — biednej ziemi syna.
A miał on błyszczących
I jakby płonących
Skrzydeł sześć.

Wnet dojrzy między skrzydłami
Obraz Ukrzyżowanego;
Dwoje skrzydeł nad głowami,
Dwoje kryło postać Jego,
Dwoje wreszcie były
Rozwarte, służyły
By go wznieść.

Na widok Anioła tego
Święty doznaje zdumienia,
A cała istota jego
Miłością się rozpłomienia.
Serce ogniem pała
Dusza w Bogu cała
Tonie już.

Bo tam widzi Boga swego,
On — co jest robaczkiem ziemi,
Boga Ukrzyżowanego
Widzi oczami własnemi!...
Lecz to nie złudzenie:
Jasne to widzenie
Przed nim tuż.

Jakaż boleść go przejmuje,
Widząc Pana zranionego;
Jaką błogą radość czuje
Z litościwych spojrzeń jego...
Ach! Jezu, jaki czar,
Jaki miłości żar
W oku Twem!

Z otwartych ran Jezusowych
Pięć jasnych tryska promieni
Do rąk i nóg Franciszkowych,
A i bok się już rumieni:

Ból wielki w nich czuje
I rany znajduje
W ciele swem.

I o cudzie niesłychany!
Tak Pan Jezus słudze swemu
Wypiętnował swoje Rany,
Że się zdał podobien Jemu.
Gwóźdź jakby żelazny,
Okrągły, wyraźny
W ranach tkwił.

Miłość Boga tak łaskawa
Dopuściła cudu tego,
Aby Męka Jego krwawa
Odżyła w ciele Świętego.
Tak — dwa lata całe
By Bóg miał w nim chwałę,
Zranion był.

S. Y. Z.

Jak się modlił św. O. Franciszek
(Podsłuchane).


Święty Franciszku, Ojcze mój drogi,
Jaki na twarzy Twej uśmiech błogi
Igra, gdy w niebo ręce swe wznosisz,
W kornej modlitwie ducha unosisz.

Jakby Twe dziecię przeniknąć chciało
Głąb Twojej duszy, ach! gdyby znało
Wszystko co myślisz, wszystko co czujesz,
Bo — jak się modlić, Ty mi wskazujesz.

Widzę, że dusza Twa w Bogu tonie,
Zda się — na Jego spoczywa łonie,
Nic nie widzi, co się dzieje w świecie —
Lecz Ojcze święty, spojrz na Twe dziecię,

Które pokornie przed Tobą stoi,
Co świat ten powie nic się nie boi,
Bo Ty mu święte dajesz przykłady,
Ja chcę iść zawsze za Twymi ślady.

„Bóg mój i wszystko!“, wołasz w zachwycie,
Że tak jest, stwierdza Twe całe życie,

Bo tylko Bóg sam waży u Ciebie,
Ty gardzisz światem a myśl Twa w niebie.

Miłość Boża Twe serce zraniła
Tak — iż ziemskich dóbr Cię pozbawiła,
Że nie gonisz za chwałą, znaczeniem,
Lecz cieszysz wzgardą i poniżeniem.

Odmawiasz ciału wszelkiej wygody,
Dla Boga zrzekłeś się i swobody:
„Bóg mój i wszystko!“ mówisz swem życiem.
Chcę to powtarzać swojem ukryciem.

„Któż ja to jestem a ktoś Ty, Panie?
„Ja nędzny robak nie jestem w stanie
„Wielkości Twojej ogarnąć, Boże.
Ach! bo któż z ludzi pojąć Cię może!

„Nie jestem godzien dla grzechów moich,
„Stanąć w rzędzie tych szczęsnych sług Twoich,
„Którym posłusznym jesteś, o Panie,
„Zstępując z nieba na ich wezwanie“.
Tak szepce w cichych modłach Franciszek —

A dalej jeszcze: „Jako braciszek,
„Pozwól mi Panie służyć Ci wiernie,
„Pozwól za Tobą nieść krzyż i ciernie,
„Pozwól grzeszników ciągnąć do Ciebie,
„By dusz najwięcej zgromadzić w niebie.
„Dusz mi trzeba, dusz najwięcej, Panie!
„To moje jedno, ciągłe błaganie.
„Ach! boś Ty Jezu, cierpiał tak wiele,
„Banyś tak mnogie odniósł w swem ciele,
„Krew najświętszą do kropli wylałeś,
„A nam obficie czerpać kazałeś.

„A tyle biednych co Cię nie znają,
„Nie wiedzą prawie, że duszę mają,
„Strasznych zbrodni nawet się nie wstydzą,
„A poza grobem już nic nie widzą.
„Pragnę za nich przepraszać Cię, Panie,
„Ciągle wznosić przed tron Twój błaganie,
„Chcę zgromadzić wszystkie Twe zasługi,
„By niemi spłacić ich grzechów długi.
„Chcę Krew Twą Świętą do kropli zebrać,
„By miłosierdzie przez Nią wyżebrać
„I zalać to straszne cierpień może,
„Któreś za grzechy zgotował, Boże!
„Jeślić, Panie, więcej cierpieć trzeba,
„By módz tych biednych przyjąć do nieba,
„Oto mię sługę masz pokornego
„Na wszelkie chłosty wciąż gotowego“...

Jakież Twe dziecię dzięki Ci złoży,
Żeś mu pozwolił, Wybrańcze Boży,
Tak łatwo i bez wszelkiej odmowy,
Posłuchać z Bogiem rozmowy.

Widzę, że celem życia Twojego
Było, by Boga zagniewanego
Za tyle grzechów naszych przejednać
I nam nieszczęsnym łaskę wyjednać.

Ja — jako Twe nieodrodne dziecię,
Chcę za grzeszników poświęcić życie,
Chcę, Ojcze Święty, powtarzać z Tobą:
„Przebacz im Boże, pojednaj z sobą“.

S. Y. Z.

Widzenie Brata Leona.


Bratu Leonowi po śmierci Świętego
Zbytnie było smutno żyć bez Ojca swego.
Cóż więc biedak robi? modły swe podwaja,
Że go Bóg wysłucha, w tem się uspokaja —
I da mu zobaczyć Ojczulka drogiego,
Który go tak kochał za życia swojego.
A zatem post zwiększa, umartwień dodaje.
I temu ćwiczeniu wiernym pozostaje.
Wreszcie Bóg wysłuchał prośby sługi swego,
Bo mu dał zobaczyć Franciszka świętego.
Właśnie gdy się modlił i błaganie wznosił,
Święty mu się Ojciec z skrzydłami objawił,
U nóg zaś i rąk swych — znak jakiegoś godła,
Miał złote paznokcie, niby szpony orła.
Takiem zjawiskiem Leon zaciekawiony,
Pyta się Franciszka wielce zdumiony:
„Ojcze mój łaskawy! cóż ma za znaczenie
„Ta dziwna Twa postać, to moje widzenie?“
Na to święty Ojciec z wielką łagodnością,
Dał odpowiedź, tchnącą niebiańską słodkością:
„Skrzydła nie bez celu mam, Synu kochany,
„Bo gdy z Braci moich który jest stroskany,
„Lecę mu na pomoc w każdej przykrej doli,
„Ocieram łzy jego, leczę co go boli.

„A gdy który z moich w skonie się znajduje,
„Spieszę mu z pociechą, niebo obiecuje.
„Tymi się szponami moc czartowska kruszy,
„Żeby mi nie porwał jakiejkolwiek duszy.
„Szponami też tymi rozdzieram zakonu
„Prześladowców, którzy w chwili swego zgonu
„Przez skruchę ze Stwórcą się nie pojednali,
„Do ostatniej chwili w niepokucie trwali.
„Tym nędznym i karę wymierzam za grzechy,
„Zostawiając ich bez wszelakiej pociechy;
„A wszystko to czynię z woli mego Pana,
„Od Niego to bowiem moc ta jest mi dana“.

S. N. N.

W Agroboli nad morzem, mówi kazanie, którego gdy mieszkańcy z obojętnością słuchali, ujrzeli mnóstwo ryb słuchających Franciszka.


W miasteczku Agroboli, nad morzem północnem, mieszkańcy okazywali się obojętnymi na nauki Franciszka. Nie zrażało to jednak Świętego, przez kilka dni miewał kazania. Raz więcej, jak zwykle, zgromadziło się ludu na naukę, którą miał, stojąc na skale, przy samem morzu. Gdy zaś z wielkim zapałem wyrzucał słuchaczom, że się głuchymi okazywali na jego upomnienia, wszyscy ujrzeli mnóstwo ryb, które skupiwszy się obok brzegu skalistego, powyciągały głowy nad wodę jakby dla słuchania kazania. Cud ten zdziwił słuchaczów i nareszcie poruszył do skruchy. Mieszkańcy, pobudzeni do pokuty, zmienili obyczaje przedtem bardzo skażone, a dla wynagrodzenia Franciszkowi, że nie odrazu z jego nauk zbawiennych korzystali, wystawili klasztorek dla Braci Mniejszych.
Słuchanie i wypełnianie Słowa Bożego udoskonala każdego człowieka. Gdy nie jesteś na kazaniu, przeczytaj koniecznie z książki ascetycznej jaki ustęp i rozważ to dobrze, a potem wykonaj w praktyce.
»Błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go«.
Podczas kazania nie wychodź z kościoła.

Cud róż i odpust Porcyunkuli.

Raz, podczas styczniowej nocy,
Modlił się Franciszek święty. —
Szatan mu ufny w swej mocy,
Nasuwał pokus ponęty:
Jak zwykle mówił tajemnie:

„Po co ten post i czuwanie?
„Dlaczego cierpieć daremnie?
„Bez sił w słabym jesteś stanie;
„Wszak radość lepsza jak płacz —
„Rozkoszą swe kroki znacz.“

Franciszek podszeptów ducha,
Modląc się, wcale nie słucha:
Lecz na próżno je odsuwa —
Zły duch zawsze drażni, czuwa.
Wtedy porzuca swą celę
Na wpół nagi — i choć drżące
Jego ciało cierpi wiele,
Rzuca się w krzaki kolące.
Rani go tam każdy krzew,
Z ciała jego płynie krew.

On, jak żywy, słodki ul
Czystym głodem, a z krwi ból,
Róż kwiatów rodzi tysiące,
Biało i czerwono lśniące.
Wszytko sprawia jedna chwila
A wtem niebo się uchyla.
I chóry święte nadludzkiej piękności,
Słowem najwyższem, mówią mu w miłości:
„To Matki Aniołów dwór,
„Pójdź — czeka Cię niebios dwór“.

Franciszek widzi ubogą kaplicę,
Wchodzi z pokorą a jego źrenicę
W wielkim wspaniałym utkwione widoku,
Najświętsza Panna przy Chrystusa boku.
I rzecze mu Bóg w dobroci niezmienny:
„Czego ty chcesz to się tobie stanie.
„Franciszku! sługo mój wierny!
„Bo moja Matka zanosi błaganie.
„Jezu najświętszej miłości“.
Rzekł Święty, — „Oby był dany
„Dla grzesznych chrzest niewinności,
„Co żalem, bojaźnią tknięci,
„Przyjdą błagać Twej pamięci,
„Jako postu ocalenia“.

Zbawca, że przyjął życzenia,
Że się pewnie stanie tak,
Skinieniem głowy dał znak.
I Duchem świętym Franciszek niesiony,
Biegł do Rzymu upewniony,
Do tego, co urzęda Piotrowe sprawuje,
Co wiąże i rozwiązuje.
Swe widzenie opowiada,
I jako świadectwo cudu,

Piękne dary kwiatów składa
Z radością dla Ojca ludu.
Ten to czystości dusz kwiat,
Ozdobi, odrodzi świat.

Papież na widok tych róż,
Co choć wiatr zimny owiał już,
Miały czystą, świeżą woń —
Uwielbiał Boga w pokorze
I Błogosławieństwo Boże,
Na Świętego złożył skroń.
Kościół wielbił łaskę drogą
A Pasterz posłał do grodów
Nowinę wielką i błogą,
Dla odrodzenia narodów.

I lud licznie od dnia tego,
Z wszystkich krańców ziemi dąży,
Z modlitwą po miejscach krąży:
Gdzie Anioł z Asyżu żył,
Gdzie tak wspanialy cud był.
I tam, gdzie on lał swą krew,
Gdzie każdy ranił krzew.
Zawsze świeże róże są,
Zawsze cudną barwą lśnią.


(Wiersz ten drukowany był w kalendarzu kościelnym Lwowskim w r. 1880).

Młodość i powołanie św. M. Klary.


Gdy Franciszek żył na ziemi,
Zmysłowość z następstwy swemi,
Tak serce opanowała :
Że od zbawcy odłączona
Społeczność i poniżona
W śmiertelnych cierpieniach mdlała.

Bole Niebieskiego Pana
Zarazy tchnieniem owiana,
Była bez płodności!
Lecz Franciszek płomień żywy
I czysty, ogrzał serc niwy,
Że wróciły do żyzności.

l ta niwa Mistrza świata,
Drugi czas mało bogata,
Strzeliła latoroślami,
Pięknym kwiatem zajaśniała,
Różą woń miłą rozwiała.
Obdarzyła owocami.

Tam młodych dziewic rój czysty
Rzucił ziemi widok mglisty

Pokochał się w dziewiczości.
Najsilniej u Świętej Klary,
Dziecka światła i piękności,
Zajaśniał promień wiary.

Bo przy swoim bujna wschodzie,
Najpiękniejsza w tym ogrodzie
Niebieskiego Oblubieńca;
Najwięcej ona świetlista,
Jakby niebios gwiazda czysta,
Dodała blasku do wieńca.

Ojca Franciszka przykładem
Świętym pospieszając śladem,
Uczuła wielkie pragnienie,
By przez wszystkie swoje lata,
Zdaleka od względów świata,
Dla Boga znosić cierpienie.
Tylko w krzyżu i pokucie
Żyjąc w tej serca wzniosłości,
Chciałaby wszelkie uczucie,
Całą swą istotę złożyć,
Ażeby w Bożej miłości,
Czystym ogniem żywo gorzeć.
Święty znał jak jest wzniesiona
Ta dusza błogosławiona,
Rzekł: „Tyś Bożym duchem żywa,
„I łaską, jego szczęśliwa,
„Idź — niech woli nic nie zwleka,
„Na Kalwaryi Chrystus czeka“.

Klara nazajutrz o świcie,
Już na całe swoje życie
Rodzicielski dom zostawia;
Na świat bynajmniej nie zważa,

W modlitwach Boga wysławia
Ze Świętym, u stóp ołtarza.

I Franciszek z braćmi razem,
Ze łzą, przed Zbawcy obrazem,
Jakby kłosy, tnie jej włosy,
A dając odzienie szare
Sznurem przepasuje Klarę,
Dusza jej dąży w niebiosy.

Od tej chwili Klara Święta,
Wiarą, miłością przejęta,
Tak żyła pod krzyża cieniem.
Wkrótce wiele panien stawa
Rownie z świętym serc płomieniem
Poddając się pod te prawa.

Taką Święte córki bronią,
Cnót swoich najczystszą wonią,
Bogu życie serca snują;
Dzisiaj uwielbiają ludy,
Te męczeństwa ich i trudy,
Których przecież nie pojmują.


(Wiersz powyższy również drukowany był w kalendarzu Lwowskim w r. 1880).

Św. Klara cudownie przeniesiona do kościoła św. Damiana.

Święta Matka Klara dla wielkiej niemocy,
Nie mogła już wstawać ze siostrami w nocy,
Złączyć z onemi swoich hymnów pienia:
Wiary, czci miłości oraz uwielbienia.
Ciężka to więc próba dla jej serca była
Gdy noc Narodzenia Zbawcy nadchodziła,
A ona nie mogła ze siostrami swemi,
Pospieszyć do chóru mowić jutrznię z niemi.
Duch się rwał — lecz ciało zanadto zbolałe,
Choć przedtem do pracy tak było wytrwałe;
Dziś nawet swą mocą wstać z łóżka nie może.
„Cóż robić? gdy taka wola Twoja Boże!“
Mówiła sobie... na siostry patrzyła,
Gdy z nich każda z księgą do chóru spieszyła.
Już też i odeszły — a ona została,
Lecz modlić się za to w łóżku nie przestała.

Łącząc się z siostrami
Wzdychaniem krzepiła —
I oczy ze łzami
Ku niebu wznosiła;
A gdy jęk miłości
I modły swe wznawia,

Bóg z wielkiej litości
Cud nad nią ponawia,
Gdyż moc niewidziana
Z łóżka ją wynosi,
I w kościół Damiana
Świętego zanosi,
Gdzie skupiona wielce
Mszy świętej słuchała,
Boga wziąwszy w serce
W zachwyceniu trwała.
Gdy błysła jutrzenka
Znów ją Anioł Boży.
Przeniósł zwolniusienka
Na boleści łoże.

Kiedy nabożeństwo siostry ukończyły
I rozpromienione do Klary przybyły,
Każda z troskliwością swej Matki pytała,
Czy też noc calutką spokojnie przespała,
Albo czy przypadkiem bardzo nie tęskniła.
Iż jej ta choroba wstać nie pozwoliła.
Ale Święta Klara z uśmiechem Anioła
Ręce swoje wznosi i tak do nich woła:
„O córeczki moje, siostry ukochane,
„Nie bądźcie dziś wcale mną zakłopotane,
„Gdyżem większych jesze łask Bożych doznał,
„Niż z was kiedykolwiek która kosztowała.
„Ach! bo za przyczyną Świętego Franciszka,
„Ja nędzna i biedna — ubożuchna mniszka,
„Ku przewielkiej mojej i waszej radości,
„Wzięłam także udział w tej uroczystości.
„Byłam aż w kościółku Świętego Damiana,
„Gdzie krwią napojona Zbawcy, mego Pana,
„Całą noc w modlitwie tamże przepędziłam
„I dopiero rankiem do was powróciłam.
„Ach! cieszcie się zatem, córki moje miłe,

„lż Jezus cudownie pokrzepił me siły,
„O! bo taką radość dzisiaj w sercu czuję
„I taką słodyczą jestem upojona,
„Już w części rozkoszy niebiańskiej kosztuję,
„Gdy Ciałem Chrystusa jestem zasilona.
„Bo wiecie wy dobrze, że dla mie słodyczy,
„Łączność tylko z Bogiem codziennie przysparza,
„Inne tylko czczością i czarą goryczy,
„Od Boga oddala — upadkiem zagraża.
„Dziękujcież więc Panu za wielkie te dary,
„Którymi wzbogacił biedną waszą Klarę“.
Siostry zachwycone Matki swej słowami,
Z wielkiego wzruszenia zalały się łzami,
A potem jej ręce — nogi całowały,
Wielbiąc Boga, iż tak Świętą Matkę miały.

S. N. N.

Błogosławieństwo św. O. Franciszka.


Zciśniony brat Leon wielkiemi troskami,
Ale przedewszystkiem swemi pokusami,
Zbyt wielkich ciężkości na sercu doznawa.
Licznemi trwogami duszę swą napawa.
Ach! bo on tak wielki miłośnik Chrystusa,
Boi się w czemkolwiek obrazić Jezusa.
Więc z strachu aż prawie od zmysłów odchodzi,
Wtem ktoś od Franciszka z karteczką nadchodzi,
Na której swą ręką nasz Błogosławiony
Nakreślił słów szereg od Boga natchniony,
A które takiego waloru moc miały,
Iż zaraz Leona pokusy ustały;
Skoro je przeczytał i na sercu złożył,
Zaraz skutkiem łaski nowem życiem ożył.

Lecz jeśli chcesz wiedzieć czytelniku miły,
Jakie też to słowa na tej karcie były,
Czytaj z uwagą te błogosławieństwa,
Co dla kuszonego pełne są zwycięstwa.
Ja zaś, dla twojego człecze zbudowania,
Chętnie ci ich słowa na karcie napiszę;
Może jak Leona z samego czytania,
Tak się też i twoja pokusa uciszy.

Św. Franciszek odbiera Rany Chrystusowe.
Ujrzał Serafina o sześciu skrzydłach świetnych i palących się.


Pomiędzy Tybrem i Arno, na skale przyjął ostatnią pieczęć od Chrystusa, którą na członkach nosił przez dwa lata. (Dante. Raj. XI.)
»Moje drogie dzieci, post przed świętym Michałem zbliża się, zdaje mi się, rzekł Franciszek. że Bóg nas wzywa, abyśmy przepędzili go na górze Alwernii, przez pokutę poświęcili ją Zbawicielowi, Jego Najśw. Matce i Aniołom«. I natychmiast udał się na górę Alwernii, tu uklęknąwszy, modlił się i był od dyabłów najpierw kuszony, następnie obity. Było to w sierpniu 1224. Franciszek, mając lat 42, wieczorem Wniebowzięcia schronił się do najdzikszej groty i rozpoczął post do św. Michała. Wśród postu miał Franciszek liczne widzenia Jezusa Chrystusa. Raz, 14 września, o cudzie, góra była zalana niebiańskiem światłem, Franciszek klęczał, według swego zwyczaju. Jasny promień światła, padający z nieba, oświecał jego czoło, oczy utkwione były w niewidzialny przedmiot, który go pociągał i zdawał się zajmować całkowicie jego duszę. W tem ujrzał z wysokości niebios schodzącego Serafina z sześcioma ognistemi skrzydłami olśniewającej jasności. Anioł bystrym lotem zbliżył się do niego i pozostał w powietrzu, a wtedy w jego skrzydłach przedstawił się obraz Jezusa ukrzyżowanego. Na ten widok duszę Franciszka ogarnęło niewypowiedziane zdumienie. Jego ręce i nogi zostały przebite gwoździami. Rana boku szeroko otwarta. Od tej chwili miał wyciśnięte rany Chrystusowe na swojem ciele.

Taki więc dźwięk miały
Te słowa wspaniałe:

„Pan niechaj cię strzeże i błogosławi
„I niech ku tobie obróci Twarz Świętą;
„Niech cię od pokus wszelakich wybawi,
„Niech ci okaże dobroć niepojętą.
„Pan niech się wreszcie zmiłuje nad Tobą
„I z miłosierdzia duszę twoją zbawi,
„Przez słodki pokój niech się złączy z Tobą;
„Pan niech cię bracie, zawsze błogosławi!“

S. N. N.

LISTY ŚW. O. FRANCISZKA
Z DODATKIEM
TESTAMENTU ŚW. PATRYARCHY.

List I.[46]

Do wszystkich chrześcian, zakonników, duchownych, świeckich, mężczyzn i niewiast, w całym świecie zamieszkałych.
O! jak błogosławionymi są i szczęsnymi ci, którzy Boga miłują i spełniają, co Pan Bóg mówi w Ewangelii: „Będziesz miłował Pana Boga Twego ze wszystkiego serca Twego i z całej duszy twojej... a bliźniego twego, jak siebie samego.“ Miłujmy przeto Boga i oddawajmy Mu cześć całem sercem i czystym umysłem, gdyż tego nad wszystko pragnąc, powiedział: „Prawdziwi chwalcy wielbić będą Ojca w duchu i w prawdzie.“ Bywajcie zdrowi w Panu.


List II.[46]

Do wszystkich chrześcian, zakonników, duchownych, mężczyzn i niewiast, zamieszkałych na całym świecie, od brata Franciszka ich sługi i poddanego, który z najwyższem uszanowaniem życzy im prawdziwego pokoju niebieskiego i szczerej w Panu miłości.
Będąc sługą wszystkich, wszystkim powinienem służyć przez ogłaszanie im słowa Pańskiego. Widząc przeto, iż osobiście z powodu choroby i zwątlonegu ciała mojego, nie mogę drugich nawiedzać, postanowiłem listem niniejszym przesłać wam słowa Pana naszego Jezusa Chrystusa, który jest Słowem odwiecznem Boga Ojca i słowa Ducha św., który i duchem i życiem jest.
Przyjście na ziemię Słowa Ojca Przedwiecznego, tak czcigodnego, tak świętego zwiastował Ojciec najwyższy z nieba przez św. Gabryela swojego Archanioła i wtedy zstąpiło Ono do żywota Przenajśw. Maryi Panny, gdzie przyjęło na siebie ciało ludzkie, ze wszystkiemi naszemi ułomnościami. Gdy zaś zbliżała się męka Jego, odbył paschę z uczniami Swoimi, a wziąwszy chleb złożył dzięki i błogosławił i łamał, mówiąc: „Weźmijcie i pożywajcie to jest ciało moje; a wziąwszy kielich rzekł: to jest krew moja nowego testamentu, która za wielu wylaną będzie na odpuszczenie grzechów.“ Następnie modlił się do Ojca, mówiąc: „Ojcze mój, jeśli możliwem jest, niech odejdzie odemnie kielich ten.“ I stał się pot, jako krople krwi spływającej na ziemię. Zastosował atoli wolę swoją do woli Ojca mówiąc: „Wszakże nie jako ja chcę, ale jako Ty“.

Ojca zaś wolą było, aby najdroższy i przechwalebny Syn Jego „którego nam dał“ i który dla nas narodził się, Sam przez wylanie krwi własnej poświęcił się w ofierze zadość uczynnej na ołtarzu krzyża nie za Siebie „przez którego uczynione jest wszystko“, lecz za grzechy nasze, pozostawiając nam przykład, abyśmy w ślady jego wstępowali. Lecz gdy On pragnie, aby wszyscy przez Niego byli zbawieni, przyjmując Go czystem sercem i czystem ciałem, mało jest, którzyby chcieli Go przyjąć „chociaż jarzmo Jego wdzięczne jest a brzemię lekkie.“ Owóż, którzy nie chcą zakosztować, jak słodkim jest Pan i bardziej miłując ciemności niż światłość, nie chcą wypełniać przykazań Boskich, przeklęci są. O nich bowiem powiedziano przez Proroka: „przeklęci którzy odstępują od przykazań Twoich.“ Lecz przeciwnie, jakże
Św. Franciszek uzdrawia czteroletniego chłopca, który później pod imieniem Bonawentury w jego Zakonie zostaje świętym.


Franciszek, przechodząc przez Bagnarca w Toskanii, uleczył cudownie czteroletnie dziecko, bliskie już śmierci, Jan Fidenza i Marya Ritelli, rodzice chorego maleństwa, straciwszy nadzieję w pomocy ludzkiej, zwrócili wzrok pełen wiary ku niebu. Udali się do zasług i wstawiennictwa Franciszka z Asyżu, którego Włochy uznawały jako świętego. Matka strapiona uczyniła ślub, że odda swego małego Jasia, jeżeli powróci do zdrowia, Zakonowi Braci mniejszych. Nasz święty wzruszony łzami matki, zaczął się modlić i oddał jej dziecię zupełnie zdrowe. Święty Bonawentura sam wspomina o tym cudzie: »Obawiałbym się być posądzonym o niewdzięczność, gdybym nie starał się dać poznać życia i cnót tego, który w mojem dzieciństwie wybawił mnie od śmierci«. Matka, dotrzymując ślubu, później sama zaprowadziła anielskiej piękności młodzieniaszka do klasztoru, gdzie dano mu imię zakonne Bonawentura: Jako generał Zakonu został kardynałem, biskupem i świętym doktorem Kościoła, kanonizowany przez Sykstusa IV. 1482 roku.
Wzywaj świętych w utrapieniu, ale wypełniaj wiernie śluby i postanowienia.

błogosławionymi i szczęsnymi są ci, którzy „w duchu i w prawdzie, jak należy chwałę Mu oddają.“

Chwalmy Go więc i módlmy się do Niego dzień i noc mówiąc: „Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech“ i tak dalej, gdyż potrzeba zawsze się modlić, a nie ustawać.
Powinniśmy także spowiadać się przed kapłanem ze wszystkich grzechów naszych i przyjmować Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa; dlatego, że kto „nie pożywa Ciała Jego i nie pije Krwi Jego, nie dostąpi żywota wiecznego.“
Godnie jednak niech każdy pożywa i pije te tajemnice Najświętsze, gdyż kto niegodnie to czyni „sąd sobie pożywa i pije nie rozsądzając Ciała Pańskiego.“
Czyńmy prócz tego owoce godne pokuty i miłujmy bliźnich, jak siebie samych, a jeśli kto niechce ich miłować to niech przynajmniej nie wyrządza im nic złego, a czyni im dobrze.
Którzy zaś otrzymali władzę sądowniczą, niech zawsze sprawują sądy z miłosierdziem, jakiego sami chcą dostąpić od Pana, „sąd bowiem bez miłosierdzia, temu, który nie czynił milosierdzia.“ Miejmy przeto miłość i pokorę i czyńmy jałmużnę, ona omywa dusze nasze z brudów grzechowych. Ludzie bowiem stracą wszystko, co tu na tym świecie umierając zostawią, zabiorą jednak zapłatę za miłosierdzie i jałmużny, jakie czynili za życia, za które otrzymają od Pana godną nagrodę.
Powinniśmy także pościć i powstrzymywać się od tego wszystkiego, co przywieść nas może do grzechu, a stąd wystrzegać się należy wszelkiej nieostrożności we wzroku. Powinniśmy, jako katolicy często nawiedzać kościoły, duchownych szanować i poważać ze względu na ich obowiązki i władzę sprawowania Najśw. Sakramentu Ciała i Krwi Chrystusowej, które oni poświęcają, przyjmują i udzielają. I stale bądźmy o tem przekonani, że nikt nie może być zbawionym inaczej, jak przez święte słowa i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa, które duchowni głoszą i udzielają i sami tylko sprawować mogą.
Szczególnie zaś zakonnicy i ci, co świata się wyrzekli, obowiązani są więcej czynić i nie zaprzątać się wcale rzeczami niekoniecznemi dla nich, a mieć w nienawiści ciało z jego pożądliwościami i grzechami gdyż mówi Pan w Ewangielii „wszelkie złe z serca pochodzi.“ Powinniśmy miłować nieprzyjaciół i dobrze czynić tym, którzy nas nienawidzą, zachowywać przykazania i rady Zbawiciela naszego, samych siebie zaprzeć, a ciało poddać pod jarzmo zależności i posłuszeństwa. Żaden zaś zakonnik nie jest obowiązany do posłuszeństwa w tem, gdzie grzech jaki zachodzi gdyż w tem tylko celu wstąpiliśmy do zakonu, abyśmy zbawiając dusze nasze, drugim za wzór służyli.
Komu zaś zwierzone jest przełożeństwo i kto poczytywany jest za wyższego, niech stara się być mniejszym i innych braci sługą, a dla każdego z podwładnych niech się okazuje miłosiernym, o ile chciałby, gdyby sam był podległym, aby dla niego okazywano się takim. A z powodu przekroczenia brata niech się na niego nie gniewa, lecz ze wszelką cierpliwością i pokorą niech go łagodnie poprawia upomni i znosi.
Nie bądźmy mądrymi według ciala i roztropnymi według zasad świata, lecz prości, pokorni i czyści. Ciałem naszem brzydźmy się i miejmy go w pogardzie, gdyż wszyscy przez grzechy nasze staliśmy się nędznymi i strupieszałymi, jak to mówi Pan przez Proroka: „Jam jest robak a nie człowiek.“ Nigdy nie powinniśmy pragnąć wywyższenia nad drugich; lecz raczej być „poddanymi wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu dla Boga.“
A na wszystkich, którzy w dobrze czynieniu dotrwają do końca spocznie Duch Pański, uczyni sobie z nich przybytek i w nim mieszkać będzie i staną się synami Ojca niebieskiego, którego sprawy czynią, a są oblubieńcami, braćmi i matkami Pana Jezusa Chrystusa. Oblubieńcami, gdyż dusze wiernie zaślubione bywają Duchowi Świętemu; braćmi Jezusa Chrystusa, gdyż spełniają wolę Ojca Jego, który jest w niebiesiech; matkami, gdyż Go w sercach swoich i na ciele noszą przez miłość i czystość sumienia, a rodzą go przez święte sprawy, którymi przyświecać powinniśmy drugim. O! jak wielką jest chwałą i zaszczytem mieć w niebie Ojca! o jak wielkiem szczęściem stać się czystym małżonkiem prześlicznego i najmilszego Ducha Pocieszyciela. O! jaką błogosławioną pociechą, jakiem słodkiem zadowoleniem, pokorną, lecz najwyższą radością, jak drogiem i nad wszystko pożądańszem jest uspokojeniem, posiadać takiego Brata, który duszę swą wydał za owce Swoje i modląc się za nas do Ojca mówił: „Ojcze Święty, zachowaj ich w imię Twoje, których mi dałeś, słowa, któreś mi dał, dałem im a oni przyjęli i poznali prawdziwie, żem od Ciebie wyszedł i uwierzyli, żeś Ty mnie posłał. Ja za nimi proszę i za nich poświęcam samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie i byli jedno, jako i my jesteśmy. Ojcze, któreś mi dał chcę, abym gdziem ja jest i oni byli ze mną, aby oglądali chwałę moją, którąś mi dał.
Temu przeto, który tak wiele wycierpiał za nas tyle nam szczęścia wysłużył i tak wielkiego udzieli w przyszłości, wszelkie stworzenie jakie jest w niebie, na ziemi morzach i przepaściach, niech oddaje chwałę, dziękę, uczczenie i błogosławieństwo, gdyż On sam jest siłą naszą i wsparciem. Sam jest dobrym, Sam najwyższym, Sam wszechmocnym, Sam przedwiecznym i chwalebnym, Sam świętym i czci najgłębszej godnym i błogosławionym na wieki wieków. Amen.
Wszyscy tedy, którzy nie czynią pokuty i nie przyjmują Krwi i Ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa, lecz dopuszczają się grzechów i występków i idą za własną pożądliwością i za złemi chuciami i nie zachowują tego, co przyrzekli i cieleśnie służą światu i zmysłowym namiętnościom, a poddają się troskom i zabiegom tego świata i życia doczesnego — wszyscy ci omamieni są przez szatana, którego sprawy czynią. Ślepymi są, gdyż prawdziwej światłości nie widzą, Pana naszego Jezusa Chrystusa. Mądrości ducha nie posiadają, gdyż Syna Bożego nie posiadają w sobie, który jest istną mądrością Ojca i dlatego o nich powiedziano: „Mądrość ich pożartą jest.“ Widzą dobro, rozpoznają je, a dopuszczają się złego i rozmyślnie zatruwają dusze. Przejrzyjcie więc ślepi, uwiedzeni przez nieprzyjaciół waszych, to jest przez ciało, świat i szatana. Ciału bowiem grzesznemu gorzko jest służyć Bogu, bo wszelkie złe pochodzi z ciała ludzkiego, jako mówi Pan w Ewangielii. Sądzicie, że długo posiadać będziecie próżności tego świata, lecz mylicie się wielce; nadejdzie bowiem dzień i godzina ostatnia, o której ani myślicie, której nie znacie, nie przewidujecie i o której nic nie wiecie.
Bo patrzcie! oto jest obraz tego, co wielu z was czeka. Zapada ciało w chorobę, zbliża się śmierć; nadchodzą tedy krewni i przyjaciele mówiąc: „rozporządzaj domem twoim“. A tu znowu żona i dzieci, powinowaci i znajomi nibyto płaczą, a chory widząc ich żale, sam w wielkie zamieszanie wpadając, tak się do nich odzywa: „Oto i duszę moją i ciało moje i wszystko co posiadam oddaje w ręce wasze.“ A wtedy czlowiek taki w istocie jest przeklętym, gdyż zamiast uciekania się do Boga, duszę swoją wraz z ciałem i ze wszystkiem, co posiada, poleca w ręce ludzkie. Mówi zaś Pan przez proroka: „Przeklęty człowiek, który nadzieje zakłada w człowieku.“ Bo chociaż taki chory przywołuje kapłana, a gdy ten go zapyta, chceszli otrzymać rozgrzeszenie od wszystkich grzechów twoich,? on odpowie „chcę“, to jednak, gdy go znowu spyta: a czy chcesz wynagrodzić z majątku swego, wszystkich, których oszukałeś i skrzywdziłeś,? on powie, że „nie“, a dla czego? oto z tej przyczyny, że wszystko rozdał rodzinie. I wśród tego, straciwszy mowę nieszczęsny człowiek ten, w tak złym stanie duszy umiera. A wiedzieć o tem powinniśmy wszyscy, że gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób uchodzi kto z tego świata w stanie grzechu śmiertelnego przez niedopełnienie zadośćuczynienia, na jakie mógł się zdobyć, a którego nie dopełnił, takiego szatan porywa i unosi duszę jego z ciała z taką męką i okrucieństwem, jakiego nikt sobie ani wyobrazić nie może, chyba kto na sobie tego doświadczy. I takiemu odjętem zostanie wszystko, co posiadał i na nic mu się już nie przydadzą ani majętności ani wyższe zdolności, ani władza nad drugimi, ani głęboka nauka, któremi się w ciągu życia cieszył i szczycił. A zaś krewni i przyjaciele, którym majątek pozostawił, chciwie się na niego rzucą, a rozdzielając go pomiędzy siebie, pomyślą sobie: „przeklęta dusza tego nieboszczyka, bo przecież więcej, jak to, co po nim pozostało mógł nagromadzić i nam przekazać, pilniej powinien był około tego chodzić“ i tym podobne rzeczy. Tymczasem ciało jego pożre robactwo, duszę jego dręczyć będą szatani, a tak i duszę i ciało zatraci na wieki za to, że cały zanurzył się w krótkiej doczesności.
Ja tedy brat Franciszek, najniższy ze sług waszych, proszę was i zaklinam na miłość, którą Bóg jest i całując stopy wasze błagam, abyście te słowa w Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa pokornie i miłościwie przyjąć raczyli i do nich się stosując według nich postępowali. A wszystkich, którzy je łaskawie przyjmą i wyrozumieją, i innym dla nauki prześlą, a sami aż do końca według nich wytrwają, niech błogosławi Ojciec i Syn i Duch święty. Amen.



List III.[47]
Do św. Antoniego z Padwy.

Najmilszemu bratu Antoniemu, brat Franciszek pozdrowienie w Jezusie Chrystusie przesyła.
Najchętniej zgadzam się, abyś naukę teologii braciom wykładał, w ten atoli sposób, aby ani w tobie, ani w innych (czego usilnie pragnę) nie wygasał duch św. modlitwy, wedle Reguły, pod którą zostawamy. Zdrów bywaj!


List IV.[48]
Do św. Klary i jej sióstr w klasztorku św. Damiana.

Najdroższej siostrze Klarze i wszystkim siostrom u św. Damiana, brat Franciszek przesyła pozdrowienie w Chrystusie.
Ponieważ za natchnieniem Bożem zostałyście córkami i sługami Najwyższego, i największego z królów, Ojca niebieskiego i poślubiłyście się Duchowi św. żyć podług doskonałości ewangielicznej, chcę i przyrzekam ja i moi bracia, że mieć będziemy zawsze o was pilną pieczę i osobliwsze staranie, tak jak o sobie samych. Bywajcie zdrowe w Panu.


List V.[49]
Do tychże.

Najdroższej siostrze Klarze i wszystkim siostrom u św. Damiana pozdrowienie w Chrystusie przesyła.
Ja brat Franciszek maluczki, chcę naśladować życie i ubóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa i w tem ubóstwie wytrwać aż do końca. I wszystkie was siostry moje proszę i radzę wam, ażebyście w tem najświętszem życiu i ubóstwie zawsze żyły najpilniej wystrzegając się, abyście za namową, lub radą czyjąkolwiek nigdy a nigdy od tego nie odstępowały. Bywajcie zdrowe w Panu.


List VI.[48]
Do O. Eliasza, wikarego generalnego całego zakonu.

Wielebnemu w Chrystusie ojcu, bratu Eliaszowi, wikaremu całego zakonu brat Franciszek przesyła pozdrowienie w Chrystusie.
Bracie! niech Bóg zleje na ciebie Swoje święte błogosławieństwo. We wszystkich rzeczach bądź cierpliwym i dobrego usposobienia. Jeżeli cię któryś z braci w czem obrazi, złóż to na Boga. Po tem także poznam, czy jesteś sługą Bożym, jeżeli błądzącego brata, miłosierdzie mu okazując, przyprowadzisz nazad do Boga i nie przestaniesz kochać, choćby ciężko zbłądził. A jeżeliby zdjęty jakąś obawą ludzką nie śmiał tego próbować zapytaj go, czy nie pragnie miłosierdzia. A jeśliby który za namową Czartowską wpadł w jaki ciężki grzech, niech się zwróci do gwardyana, a ten go odeśle do prowincyała, który niech go miłościwie przyjmie a jeśli go widzieć będzie skruszonym, powie mu: Bywaj zdrów, a nie grzesz więcej. Bywaj zdrów w Panu!


List VII.[48]
Do tegoż.

Wielebnemu w Chrystusie ojcu, bratu Eliaszowi, wikaremu całego zakonu, brat Franciszek przesyła pozdrowienie w Chrystusie.
Bracie Eliaszu zalecam ci we wszystkiem, co czynić będziesz szczególniej miłość i cierpliwość, trzeba ci bowiem będzie wiele znosić, a ciężar, jaki nosisz wielki jest i ciężki, bo dusze wielu ludzi. W starym zakonie nosił najwyższy kapłan na racyonale, który mu się zwieszał z pleców na piersi, wypisane imiona dwunastu plemion izraelickich, oznaczając przez to, że jak przełożony poddanych sobie na barkach nosi, tak trzeba, aby ich i w sercu nosił, nie mógłby bowiem znosić tych, którychby kochać przestał. Jezus Chrystus Pan nasz, gdy chciał Piotrowi oddać swój kościół, zanim mu poruczył owieczki, badał go co do miłości. Uważaj przeto, by żaden z braci nie grzeszył, lecz gdy grzeszy, niech odchodzi z przed obliczności twojej bez miłosierdzia i poprawy, a ponieważ jesteś i lekarzem, podaj choremu lekarstwo ponieważ, jak Pan powiedział: „nie trzeba zdrowym lekarza, lecz źle się mającym“. Czuwaj, upominaj, pracuj, paś, kochaj, wyczekuj, miej bojaźń!
Bywaj zdrów w Panu.


List VIII.[49]

Swojemu Przewielebnemu w Jezusie Chrystusie Ojcu, bratu Piotrowi, przełożonemu generalnemu, brat Franciszek pozdrowienie przesyła.

Niech Cię Pan mieć raczy w Swojej opiece i utrwala w Swojej św. miłości. Drogi Bracie! Proszę cię, zachowaj się z taką we wszelkich czynnościach swoich cierpliwością, żebyś w razie, gdy który z braci, lub ktoś inny ci się sprzeciwi, a nawet, gdyby przyszło aż do tego, żeby cię uderzył, poczytywaj to sobie za szczęście. Obyś zawsze był w takowem usposobieniu, a nigdy w innem. Miłuj tych, którzy w najgorszy sposób będą się z tobą obchodzić i nie spodziewaj się po nich
Przed śmiercią rozdziela chleb między Braci.


W środku zimy roku 1225 Franciszek pod ciężarem prac apostolskich i umartwień ciała podupadł na zdrowiu. Choroba fizyczna przybrała niebezpieczne rozmiary. Towarzysze z płaczem zebrali się przy łóżku i prosili o błogosławieństwo, mówiąc: Udziel nam, Ojcze, swego błogosławieństwa, aby ono nas obroniło od naszych nieprzyjaciół. Święty głosem umierającym rzekł: Kapłanie Najwyższego, napisz błogosławieństwo, które daję wszystkim moim Braciom i Siostrom nietylko tym, którzy są obecnie w Zakonie, ale i tym, którzy w przyszłości będą w nim aż do skończenia wieków. Oto w trzech słowach moje zamiary i moja ostatnia wola: 1) »Niech wszyscy bracia kochają się zawsze tak, jak ja nigdy nie przestanę ich kochać. 2) Niech miłują zawsze ubóstwo, moją Panią i władczynię. 3) Nakoniec niech zawsze będą pokornie poddani biskupom i całemu duchowieństwu naszej Matki świętego Kościoła«. Błogosławieństwo Boga Ojca, Syna i Ducha św. niech spoczywa na nich! Amen. Dnia 1 października 1226 r. rozdzielił pomiędzy Braci, jako symbol braterskiej jedności, pobłogosławiony przez siebie chleb. Dnia 2 października dyktował swój testament.
Kochać Boga bez miary, spełniać we wszystkiem Jego świętą wolę i na tem zasadzać całe swoje szczęście: oto klucz zagadki pięknego życia i pięknej śmierci.

poprawy, jak tylko o ile da ci Pan Bóg uczynić ich lepszymi, co głównie powinieneś mieć na celu, miłując ich serdecznie. Znakiem, po którym poznam, że miłujesz Boga i że na mnie sługę jego i twojego jesteś łaskawym, będzie, jeśli żaden z braci naszych, jakiegokolwiek dopuściłby się grzechu, nie odejdzie od ciebie bez doznania skutków twojego miłosierdzia. Jeśliby nie prosił o to, uprzedź go i pytaj czy chce, abyś mu był miłościwym, a jeśli dowiódłszy, że wcale o to nie dba, potem tysiąc razy stanąłby przed tobą, okaż mu dla pojednania go z Bogiem, więcej miłości, jakbyś takowej mnie samemu mógł okazać. Miej zawsze litość nad takimi i przy pierwszej sposobności zawiadomij o tem gwardyanów (tj. przełożonych klasztornych), że masz silne postanowienie w ten sposób postępować.

Wszyscy bracia, gdy się dowiedzą o jakim upadku którego z nich, niech go nie zawstydzają i nie rozgłaszają jego winy. Owszem niech mają nad nim wielkie zmiłowanie, a grzech jego niech w tajemnicy zachowują. „Nie trzeba zdrowym lekarza, lecz źle się mającym“.
Brat, któryby z dopuszczenia nieprzyjaciela duszy zapadł w grzech śmiertelny, niech pod posłuszeństwem obowiązanym będzie udać się do swego gwardyana a ten również pod posłuszeństwem powinien go odesłać do kustosza (tj. Prowincyała), który niech się stara tak zaradzić sumieniu przekraczającego jakby to chciał, aby to z nim samym postąpiono. A wszyscy Kustoszowie niech nie mają władzy wyznaczania takim innej kary, jak tę tylko: „Idź, a już więcej nie grzesz“. Czyń przeto tak i bywaj zdrów.



List IX.[48]
Do Prowincyałów zakonu braci mniejszych.

Kochanym w Chrystusie braciom prowincyałom zakonu braci mniejszych.
O dwie rzeczy was proszę, bracia przełożeni, byście w urzędowaniu swem zachowali, pierwsze, abyście nie zważali na osobę, wtóre, abyście nie byli zbyt rączymi nakazywać cośkolwiek pod świętem posłuszeństwem, gdyż to jest wydobywać miecz z pochwy, co nie powinno mieć miejsca aż po dojrzałym rozmyśle i z ważnych bardzo powodów. W rozkazach bądźcie umiarkowanymi, względem grzeszników bądźcie miłosierni, łatwymi w przebaczaniu, w pożywaniu wstrzemięźliwymi, ubogimi w ubiorze, łagodnymi w mówieniu, w spełnianiu obowiązków waszych i względem Boga bądźcie wiernymi. Polecenia i mowy wasze wysnuwajcie z tego, co czynicie, jeżeli chcecie by podwładni wasi robili to, co im mówicie, by czynem wypełniali to, co wy im usty polecacie.


List X.[48]
Do II Kapituły generalnej.

Wszystkim wielebnym i najmilszym braciom, brat Franciszek przesyła pozdrowienie w Chrystusie.
Słysząc Imię Boże, uczcijcie Je z poszanowaniem i bojaźnią, upadając na twarz na ziemię. Bóg na to was posłał na świat, abyście słowem i czynem złożyli świadectwo słowom Jego i żebyście utwierdzili wszystkich w tem, że nie ma innego tylko On Sam. Trwajcie w karności i świętem posłuszeństwie, i coście przyrzekli kiedykolwiek wypełnijcie jaknajskrupulatniej. Błagam usilnie, o ile tylko zdołam przełożonego generalnego, ażeby starał się o dokładne i zupełne, bez zmian wypełnianie przepisów św. reguły. Klerycy niech odmawiają brewiarz pobożnie, nie zważając na zgodność głosów, lecz na zgodność myśli. Bywajcie zdrowi w Panu.


List XI.[49]

Wielebnym i najmilszym braciom, przełożonemu generalnemu i innym zakonnikom zakonu Braci mniejszych, brat Franciszek przesyła pozdrowienie w Jezusie Chrystusie.
Ponieważ tak jest, że jak mówi Pismo św. „kto z Boga jest, słów Bożych słucha,“ my przeto najmilsi bracia powinniśmy jako powołani do oddania Panu czci czysto duchownej, nietylko słuchać i spełniać, co On mówi, lecz nadto, aby w oczach świata uczcić Majestat Stwórcy najgłębszą względem Niego uległością, obchodzić się mamy z największym uszanowaniem ze wszystkiem, co zawiera w sobie jakowe słowa Jego. Dlatego upominam wszystkich moich braci i polecam im w Jezusie Chrystusie, ażeby jak największą czcią przejęci byli dla słów Bożych, gdziekolwiek je wypisane znajdą, a gdyby je znaleźli w miejscach niewłaściwych, jak np. porzucone na ziemi itp., aby je zbierali i umieszczali w przystojnem na to miejscu. Czynić zaś to należy dla tego, aby w tych słowach oddać cześć Bogu, od którego one pochodzą i że każde słowo Boże posiada własność uświęcającą i wreszcie, że mocą to słów Jezusa Chrystusa spełnia się Przenajświętszy Sakrament Ołtarza.
A do takowego upomnienia przyłączam i wyznanie wszystkich moich grzechów, z których spowiadam się Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi św., błog. Maryi Pannie i wszystkim świętym, królującym w niebie i obecnym jeszcze na ziemi, Generalnemu Przełożonemu tego zakonu, jako mojemu prawdziwemu panu, wszystkim kapłanom tego Zgromadzenia, i wszystkim braciom moim, błogosławionym od Boga. Popełniłem wiele grzechów, z których daję się bardzo winnym, a mianowicie w niezachowywaniu Reguły, jak to przyrzekłem Bogu i że pod pozorem złego stanu zdrowia, albo przez niedbałość, albo przez moją nierozwagę i brak nauki, nie odmówiłem niekiedy pacierzy kościelnych, jak to Reguła nakazuje.
Nareszcie najpilniej, jak to mogę proszę przełożonych Generalnych, aby pilnie starali się, żeby wszyscy bracia zachowywali Regułę, aby klerycy odmawiali pacierze kościelne z pobożnością, pomnąc, iż znajdują się zawsze w obecności Boga i starając przypodobać się Mu czystością serca. Niech się nie ubiegają o śpiewanie psalmów miłym dla uszu głosem, lecz niech starają się aby z głosem ich łączył się duch, a duch żeby był zjednoczony z Bogiem. To przyrzekam i ja spełniać, jak najwierniej za łaską Pańską i polecę to braciom, którzy są przy mnie, równie jak i zachowanie innych przepisów. A tych, którzy się do tego zastosować nie chcą, ani za katolików, ani za braci nie poczytuję i dopóki się z tego nie poprawią, nie chcę ich ani widzieć ani z nimi rozmawiać. Mówię toż samo i o tych, którzy lekceważąc sobie karność zakonną, włóczą się po świecie bez potrzeby. Niech pamiętają, że pozostawać powinni pod posłuszeństwem przełożonych, kiedy Pan nasz Jezus Chrystus poniósł śmierć, byle nie przekroczyć posłuszeństwa Ojcu Przedwiecznemu.
Ja brat Franciszek, człowiek nikczemny i niegodne stworzenie Boże, oznajmuję w Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, że Przełożony Generalny naszego Zakonu i wszyscy jego następcy Prowincyałowie i Gwardyanie teraźniejsi i przyśli, powinni posiadać to pismo, przechowywać je starannie, spełniać sami, co w niem polecono i pilnować, aby to spełniali ich podwładni. A za łaską Boga wszechmogącego, wy wszyscy, którzy to wiernie zachowacie, bądźcie błogosławionymi teraz, zawsze i aż do końca świata i niech Pan będzie z wami na wieki Amen.


List XII.[50]

W imię przenajświętszej Trójcy i najwyższej jedności Ojca i Syna i Ducha św. Amen.
Przewielebnym i nader umiłowanym braciom, Ministrowi Generalnemu Zakonu Braci Mniejszych, a panu swojemu i innym generalnym Ministrom, którzy po nim nastąpią i wszystkim Kustoszom Przełożonym i Kapłanom tegoż Braterstwa, w Chrystusie pokornym i wszystkim prostaczkom i posłusznym, pierwszym i ostatnim — brat Franciszek, człowiek wzgardzony i słaby, ich maluczki sługa, przesyła pozdrowienie w Tym, Który nas odkupił i obmył we Krwi Swojej, Panu Jezusie Chrystusie Najwyższego Synie, Którego Imię jest błogosławione na wieki. Amen.
Słuchajcie panowie, synowie i bracia moi! uszyma usłyszeliście słowa moje, nakłońcie uszy serc waszych i usłuchajcie głosu Syna Bożego. Zachowajcie z całego serca waszego Jego przykazania, a rady Jego chętnie wypełniajcie. Wyznajcie Mu bo dobrym jest i wywyższajcie Go w czynach waszych.
Pan Bóg w osobie Syna Swojego sam zaofiarował się Sobie za grzechy nasze, błagam przeto was wszystkich braci moich z ucałowaniem nóg waszych i z miłością, na jaką tylko zdobyć się mogę, abyście wszelkie uszanowanie i wszelką cześć okazywali Ciału i Krwi Pana naszego, Jezusa Chrystusa, w Którym pojednoczone jest wszystko, co jest na niebie i co jest na ziemi i wszystko pojednane z wszechmogącym Bogiem.
Proszę także w Panu wszystkich Braci moich kapłanów, którzy są i będą, a którzy pragną zostawać w łasce u Najwyższego, żeby, ile razy zechcą Mszę św. odprawić, przystępowali do Ołtarza z czystem i niepokalanem sumieniem. I niech sprawują ofiarę Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa ze świętą intencyą, nie dla żadnej ziemskiej pobudki, ani z bojaźni, lub miłości jakiego człowieka, jakoby ludziom pragnącym się podobać. Niech wtedy o ile łaska Wszechmocnego ich wesprze, samemu tylko Bogu Najwyższemu pragną stać się miłymi i Jego tylko mieć na celu i myśli, bo On Sam powiedział: „To czyńcie na moją pamiątkę.“ Jeśli zaś kto inaczej postępuje, staje się zdrajcą Judaszem. Bo pamiętajcie bracia kapłani, iż napisano jest w prawie Mojżeszowem, że dopuszczający się grzechów cielesnych, bez żadnego politowania za wyrokiem Pańskim śmierci podpadać mają. A przecież cięższego karania godnym się staje, kto przez niegodne sprawowanie tajemnic Ołtarza, Syna Bożego zdepce, krew Nowego Testamentu skazi i Duchowi św. zniewagę wyrządzi. Taki bowiem nieszczęsny człowiek według słów św. Apostoła: „który je i pije niegodnie, sąd sobie je i pije, nie rozsądzając Ciała Pańskiego“, i do niego to Pan mówi przez Proroka: „Przeklęty, który czyni sprawę Pańską zdradziecko", a znowu do kapłanów, niegodnie swój urząd sprawujących: ,Przeklinać będę błogosławieństwa wasze.“
Słuchajcie bracia moi! Jeżeli przebłogosławiona Marya powinna być czczona, nad wszystkich Świętych dlatego, że Syna Bożego nosiła w najświętszem łonie Swojem, jeżeli błogosławiony Jan Chrzciciel zadrgał we wnętrznościach Matki, gdy poczuł blisko siebie Zbawiciela, a potem nie odważył się dotknąć wierzchołka głowy Pańskiej, gdy Sam On chciał, aby Go ochrzcił, jeżeli grób, w którym jakiś czas leżało przenajśw. Ciało Chrystusowe tak jest czczonym — jakże powinien być świętym, sprawiedliwym i godnym, kto już tegoż Chrystusa, nie śmiertelnego, jakim był na ziemi, ale na wieki żyć mającego i uwielbionego w niebie, na którego Aniołowie poglądać pragną, dotyka rękami, sercem i ustami przyjmuje i innym do pożywienia podaje? Uważajcie przeto na niezmierną godność waszą, bracia kapłani i pamiętajcie, że Bóg powiedział: „bądźcie świętymi, bom Ja święty jest.“ A jako nad wszystkich was wywyższył, przypuszczając was do sprawowania tej tajemnicy, tak i wy w tej tajemnicy Utajonego, miłujcie Go, szanujcie i czcijcie więcej od wszystkich. Bo cóżby to była za nędza wasza i godna opłakania słabość, gdybyście samego Boga najwyższego tak na zawołanie wasze obecnego mając, o cokolwiek innego na całym świecie się troszczyli?
Gdy na ołtarzu na ręce kapłana zstępuje Chrystus, Syn Boga żywego, każdy człowiek się powinien przejąć trwogą, (bo i aniołowie ze drżeniem zasłaniają sobie przed Nim twarze), cały świat wzruszyć się od zdumienia, że Bóg się na nim pojawił, a niebo radować się, że i ziemia stała się do niego podobną. O zadziwiająca wzniosłości! o zdumiewająca łaskawości! o wspaniała pokoro! Pan wszechświata, Bóg z Boga, Syn Boży tak się poniża, iż dla naszego zbawienia pod małą chleba postacią się ukrywa! Rozważajcie bracia tę niepojętą pokorę Boga i wylewajcie przed Nim serca wasze, a sami upokarzajcie się, abyście przez Niego, który się dla nas poniżył, wywyższeni byli. Nie przeto was z sobie samym nie zachowujcie, aby cały was posiadł Ten, Który się cały wam oddaje.
Napominam przytem i zalecam w Panu, aby w kościołach, przy których przebywają bracia, jedna tylko na dzień odprawiała się Msza święta, według przepisu świętego rzymskiego kościoła. Jeżeli zaś w tem miejscu kilku byłoby kapłanów, niech w duchu miłości braterskiej kolejno jeden po drugim sprawują przenajświętszą ofiarę, a innym niech dość będzie znajdować się na niej obecnym. Nie tylko bowiem godnie sprawującego Mszę świętą, ale i tych, klórzy jej pobożnie słuchają, a nawet i nieobecnych napełnia łaskami swojemi Pan nasz Jezus Chrystus, który chociaż na wielu miejscach znajduje się w Przenajśw. Sakramencie, jednakże pozostaje jednym i nierozdzielnym Bogiem wraz z Ojcem i Duchem świętym na wieki wieków. Amen.


List XIII.[49]

Wielebnych w Chrystusie Panu wszystkich duchownych, jacy są na całym świecie i żyją według przepisów katolickiej wiary, brat Franciszek uniżony i najpośledniejszy sługa pozdrawia z wszelkiem uszanowaniem i ucałowaniem ich nóg.
Ponieważ dłużnikiem jestem wszystkim, dlatego, gdy nie mogę z powodu złego stanu zdrowia osobiście przed wami się stawić, chciejcie miłościwie i łaskawie przyjąć poniższe moje uwagi i przestrogi w kilku słowach skreślone. My, którzyśmy w stanie duchownym, zastanówmy się jak wielki grzech popełniają niektórzy przeciwko Przenajświętszemu Ciału i Przenajświętszej Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, jako też i przenajświętszym słowom Jego, wyjętym z Pisma Bożego, mocą których toż Przenajśw. Ciało się poświęca. Bo przecież wiedzieć powinniśmy, że Przenajśw. Ciało i Krew są obecnymi w Sakramencie Ołtarza, zaraz po wyrzeczeniu przez kapłana słów konsekracyjnych. I dla tego na tej ziemi nic innego z najwyższego Boga naszego na ziemi widzieć nie możemy, jak tylko Ciało i Krew Jego w Sakramencie utajone i Słowo Jego spisane w piśmie świętym, a toż samo Słowo mocą którego zostaliśmy stworzeni i odkupieni, przechodząc ze śmierci do życiu.
Niechże ci, którzy sprawują te przenajświętsze tajemnice, strzegą się, by nie uwłaczali w czemkolwiek należnemu uszanowaniu Bogu w nich utajonemu. Bo jakże to w wielu miejscach i kielichy używane do Mszy św., równie jak korporały i reszta bielizny, służąca do ołtarza, są nędzne i zabrudzone! Z jaką niedbałością utrzymywane jest miejsce, gdzie przechowywane bywa Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa! Z jakiem nieuszanowaniem bywa noszone jak nie godnie przez jednych przyjmowane a przez drugich udzielane! A nawet przydarza się niekiedy, że święte Imię Jego i słowa pisane, nogami depczą, bo tak daleko prawdą jest, „że człowiek cielesny nie rozumie tego, co jest z Ducha Bożego“.
Czem się to tedy dzieje, że nie pobudza nas do pobożności widok, że oto miłościwy Pan nasz oddaje się w ręce nasze i że codziennie Go dotykamy i codziennie w Komunii św. przyjmujemy. Czyż niepomni jesteśmy na to, że przyjdzie chwila, w której wpadniemy w ręce Jego? Poprawmy się więc coprędzej tak z tego, jak ze wszystkich innych grzechów naszych i gdziekolwiek Przenajśw. Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa umieszczonem się znajdzie w niewłaściwem miejscu, niech ztamtąd wyjętem zostanie a w miejscu najstaranniej i najkosztowniej przyrządzonem i pod zamknięciem trzymane. Ponieważ imiona i słowa Pańskie pisane, gdziekolwiek by się znalazly w miejscach nieprzystojnych, niech będą zbierane i na miejscach przyzwoitych składane. I wiedzieć nam trzeba, że to wszystko ściśle zachowywać powinniśmy, według przykazania Pańskiego i przepisów św. Matki Kościoła. Kto więc nie spełni tego, niech pamięta, że w dniu sądu zda rachunek przed Panem naszym Jezusem Chrystusem. Ci zaś, którzy przepiszą list ten i rozpowszechniać go będąoraz starać się, aby spełniane co w nim jest polecono, mogą być pewni otrzymania za to błogosławieństwa Pańskiego. Niech Pan nasz Jezus Chrystus wszystkich was panów moich, łaską swoją napełnia i umacnia.


List XIV.[49]

Wszystkim przełożonym Braci mniejszych, do których ten list dojdzie, brat Franciszek najmniejszy ze sług Bożych, zbawienia i pokoju w Panu życzy.
Wiedzieć wam potrzeba, że w obliczu Boga są niektóre rzeczy wielkie i chwalebne, a które pomiędzy ludźmi uchodzą za nikczemne i pogardy godne. I przeciwnie są inne w oczach ludzkich szacowne i drogie, a które przed Bogiem są najnikczemniejsze. Proszę więc was w Imię Pana Boga naszego i to najusilniej, abyście nie zważając na to, że listy nasze, w których rzecz jest o Przenajśw. Ciele i Krwi Pana naszego, wydadzą się Wam bardzo niezdarne, powręczali je biskupom i innym duchownym, a sami pamiętali na to, co tam poleciliśmy. Inne zaś listy, które wam posyłam, abyście je oddali świeckim urzędnikom i w których domagam się, aby publicznie chwaliły ludy Pana Boga na rynkach i ulicach, przepiszcie niezwłocznie na jak najwięcej rąk i co prędzej je rozeszlijcie tym, do których są wystosowane. Bywajcie zdrowi w Bogu.


List XV.[49]
Do rządzców ludu.

Wszystkim Władzom, najwyższym urzędnikom, sędziom i radcom miejskim po całej ziemi, do których list niniejszy dojdzie, brat Franciszek ich w Panu sługa uniżony i wzgardzony, zbawienia i pokoju życzy.
Uważajcie i patrzcie, że dzień śmierci się zbliża. Proszę więc Was z największem uszanowaniem na jakie zdobyć się mogę, byście dla trosk i zajęć tego świata, któremi obarczeni jesteście, nie zapominali o Panu Bogu i od przykazań jego nie odstępowali. Wszyscy bowiem, którzy o Nim zapominają i przykazania Jego przełamują są przeklętymi i przez Niego zapomnianymi zostaną, a gdy nadejdzie dzień śmierci, wszystko co im się zdawało, że posiadają, odjętem im będzie i im potężniejszymi i mędrszymi byli na tym świecie, tem większe męki poniosą w piekle. Dla tego z całego serca życzę wam panom moim, abyście, odłożywszy na stronę zbytnią troskę i staranie o rzeczy doczesne, czynili szczerą pokutę i Przenajśw. Ciało i Przenajśw. Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa na jego świętą pamiątkę przyjmowali. Także proszę dla rozszerzenia chwały Pańskiej pomiędzy ludem wam powierzonym, abyście każdego wieczora przez wysłanych w tym celu ludzi, albo przez inny jaki właściwy znak na to dawany, oznajmiali, że od wszystkiego ludu wszechmocnemu Panu naszemu oddawać się będzie w tej porze cześć i dzięki. A jeśli tego nie uczynicie, wiedźcie że za to prze Panem Bogiem naszym Jezusem Chrystusem, w dzień sądu zdacie rachunek. Ci którzy to pismo u siebie zachowają i spełnią, co w niem polecone, niech wiedzą, że od Pana Boga są błogosławionymi.


List XVI.[48]
Do brata Leona.

Bratu Leonowi, brat Franciszek przesyła życzenie pokoju i pozdrowienie.
Tak mówię ci, mój synu, jak matka, ponieważ to wszystko, cośmy w drodze mówili pokrótce tu w tej radzie zbieram. I jeślibyś później kiedy miał konieczność przyjść po poradę do mnie, tak ci radzę. W jakikolwiek sposób będziesz się chciał podobać Panu Bogu i naśladować Go i jego ubóstwo, uczyń to a ja i Bóg cię błogosławię. I jeżelibyś musiał dla potrzeby swej duszy lub dla innej jakiej pociechy, jeżeli zechcesz, przybądź do mnie bracie Leonie, przybądź. Bywaj zdrów w Chrystusie.


List XVII.[49]
Do pani Jakóbiny Septissoli.
(urywek).

Do pani Jakóbiny, służebnicy Najwyższego, której brat Franciszek biedny służka Chrystusowy przesyła pozdrowienie i życzy zjednoczenia z Duchem świętym w Jezusie Chrystusie Panu naszym.
Donoszę ci wielce mi droga pani moja, że Jezus Chrystus objawił mi dzień mojej śmierci, a ten jest bardzo bliski. Dlatego, jeśli chcesz zastać mnie jeszcze przy życiu, wyjeżdżaj jak tylko list mój otrzymasz, a pospieszaj jak możesz do naszego klasztoru Panny Maryi Anielskiej, bo jeślibyś po przyszłej sobocie przybyła, znajdziesz mnie umarłym. Przywieź z sobą jaką materyę, albo raczej prostą włosiennicę dla okrycia mojego ciała i wosku na świece do mojego pogrzebu. Proszę cię także o ten rodzaj pastylków, któreś mi dawała w Rzymie, kiedym był chory.



Św. Franciszek przyjmuje ostatnie Sakramenta święte.


W dniu poświęconym Niepokalanej Dziewicy t. j. w sobotę 14 października, Franciszek, aby o śmiertelnych szczątkach ciała Jego zapomnieli wszyscy, wskazał jako miejsce swojego spoczynku »Wzgórze piekła« hańby, gdzie ścinano przestępców. Potem zdjąwszy habit, okryty włósiennicą, kazał się położyć na ziemi posypanej popiołem, błogosławiąc Braci, mówił: »Do widzenia, moje dzieci, żegnam was wszystkich! Pozostawiam was w bojaźni Bożej: zawsze takimi bądźcie! Ja odchodzę do Boga, spieszno mi jest ujrzeć Go; polecam was wszystkich Jego łasce«. Bracia odpowiedzieli na to tylko płaczem i łkaniem. Prosił też, aby mu czytali Mękę Pana naszego Jezusa Chrystusa według św. Jana. Potem rozpoczął sam i mówił Psalm 141. »Głosem moim wołałem do Pana: głosem moim modliłam się Panu! Panie, wywiedź z ciemnicy duszę moją ku wyznawaniu imieniowi Twemu; na mię czekają sprawiedliwi, aż mię nagrodzisz. Po tych słowach usta jego zamknęły się, a dusza Jego uleciała na łono Boga w kształcie promieniejącej gwiazdy r. 1226. Pragniesz szczęśliwie umrzeć, żyj w Zakonie św. Franciszka podług jego reguły.

TESTAMENT
ŚWIĘTEGO O. FRANCISZKA.

Pan mnie brata Franciszka w ten sposób powołał do czynienia pokuty: gdym był w grzechach z nadzwyczajnym wstrętem patrzałem na trędowatych, lecz sam Pan pomiędzy nich mnie wprowadził i spełniałem względem nich uczynki miłosierdzia. A za to, to co mi było najwstrętniejszem, stało się dla mnie największą pociechą i dla duszy i dla ciała.
Po niejakim czasie, zastanowiwszy się opuściłem.
A Pan rozbudził we mnie taką wiarę w obecność Jego w Przenajśw. Sakramencie, że natchnął mnie abym w ten sposób cześć mu tam oddawał, mówiąc: Cześć Ci oddajemy Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, jakie są w całym świecie i błogosławimy Tobie, gdyż przez św. Krzyż Twój świat odkupiłeś.
Potem dał mi Pan i daje dotąd taką wiarę w kapłanów, którzy żyją, według obrzędów Rzymskiego Kościoła, a to dla godności, którą piastują, że chociażby mnie prześladowali chcę udawać się do nich. I chociażbym miał taką mądrość, jaką posiadał Salomon, a napotkał ubożuchnych kapłanów świeckich w kościołach, przy których mieszkają, nie chcę kazywać przeciw ich woli. A tymże i wszystkim innym chcę być posłusznym, miłować ich i poważać, jako panów moich. I nie chcę widzieć w nich grzechu, bo w nich patrzę tylko na Syna Bożego i panami moimi są. To zaś dlatego tak czynię, że na tym świecie zmysłami moimi nic nie widzę z najwyższego Syna Bożego, jak tylko Przenajśw. Ciało i Krew Jego, które oni przyjmują i oni tylko innym rozdają.
A te przenajśw. tajemnice chcę nad wszystko uwielbiać, czcić i w najkosztowniejszych miejscach umieszczać.
Przenajświętsze lmiona Boga i słowe Jego pisane, gdziekolwiekbym znalazł w miejscach niewłaściwych chcę zbierać i proszę aby były zbierane i w miejscach przyzwoitych umieszczane. Wszystkich zaś teologów i którzy nam ogłaszają Słowo Boże, powinniśmy czcić i poważać, jako tych, którzy nam udzielają ducha i życia.
A gdy Pan zwierzył mi pieczę nad braćmi, nikt mi nie wskazywał, co miałem czynić, lecz Sam Najwyższy objawił mi, że żyć powinienem według przepisów św. Ewangielii. A ja w krótkich słowach kazałem to spisać, Ojciec św. Papież kazał to wszystko zatwierdzić. Ci zaś, którzy się zgłaszali do prowadzenia życia w ten sposób, wszystko, co posiadali rozdawali ubogim, poprzestając na jednej sukni zewnątrz i wewnątrz, jeśli którzy tego chcieli połatanej, z pasem i spodniem niższem odzieniem i nie chcieliśmy posiadać nic więcej. Pacierze kościelne my klerycy odmawialiśmy, jak inni duchowni, a bracia, nie mający święceń, odmawiali Ojcze nasz. l najchętniej przebywaliśmy przy kościołach ubożuchnych i opuszczonych i byliśmy nieukami a podlegającymi wszystkim. Ja sam pracowałem własnemi rękami i chcę pracować i mocno przykazuję, aby wszyscy inni bracia zajmowali się jaką przystojną pracą. A którzy nic robić nie umieją, niech się wyuczą, nie dla chciwości otrzymywania zapłaty za robotę, lecz dla dobrego przykładu i dla ustrzeżenia się próżnowania. A jeżeli za pracę naszą żadnej zapłaty nie otrzymamy, uciekajmy się do stołu Pańskiego, prosząc od domu do domu o jałmużnę.
Pozdrowienie mi to objawił Pan, abym mówił: „Pan niech ci da pokój.“
Niech bracia w żaden sposób nie przyjmują kościołów i pomieszkań i innych zabudowań, jakieby dla nich budowano, któreby w czemkolwiek nie odpowiadały świętemu ubóstwu, któreśmy przyrzekli w Regule, a mieszkając sami poczytywać się mają tylko za przybyszów i pielgrzymów.
Przykazuje także jak najmocniej i pod posłuszeństwem wszystkim braciom gdziekolwiek by byli, aby nie ważyli się ani sami, ani przez kogo innego wyrabiać przywileje od Stolicy Apostolskiej dla siebie samych, ani dla swoich kościołów, ani miejsc przez nich zamieszkałych, ani dla swobody kazywania, ani dla zasłony własnej osoby w razie prześladowania, lecz gdziekolwiek by nie byli przyjętymi niech uchodzą do innego kraju, dla czynienia pokuty z błogosławieństwem Bożem.
Chcę jak najmocniej posłusznym być przełożonemu generalnemu tego zakonu i temu gwardyanowi, którego podoba się mu dla mnie wyznaczyć. l tak chcę być ujętym w rękach jego, abym nigdzie nie mógł pójść i czynić przeciw woli jego, gdyż panem moim jest. I lubo jestem prostaczkiem i chorym, jednak zawsze chcę mieć przy sobie kleryka. któryby mi odmawiał pacierze kapłańskie, jak w Regule się zawiera. I inni wszyscy bracia podobnież mocno są obowiązanymi być posłusznymi swoim gwardyanom i odmawiać pacierz według Reguły. Gdyby zaś znaleźli się tacy, którzyby nie chcieli odmawiać pacierzy kapłańskich według Reguły i wprowadzali w nie jakowe zmiany, alboby się okazali chwiejącymi w wierze katolickiej, wszyscy bracia gdziekolwiek się znajdujący obowiązani są pod posłuszeństwem, aby takiego gdzieby on nie był najbliższemu Kustoszowi tego miejsca, gdzie go znajdą przedstawić. A Kustosz, także pod posłuszeństwem, obowiązany jest dzień i noc strzedz go pilnie jak więźnia, tak aby nie uszedł z rąk jego, dopóki go sam nie odda w ręce jeneralnego przełożonego. A na koniec i ten ma ścisły obowiązek pod posłuszeństwem. przydawszy mu braci, którzyby go także dzień i noc strzegli, dostawić go do kardynała Ostieńskiego, który jest panem i opiekunem tego Zgromadzenia i do którego należy poprawiać braci.
A niech nie mówią bracia, że to jest inna Reguła: bo to jest tylko przypomnienie dawnej, są to moje polecenia i upomnienia, jest to mój testament, który ja brat Franciszek, wasze niemowlątko, pozostawiam wam braciom moim błogosławionym na to, abyśmy Regułę, którąśmy Panu poślubili, bardziej w duchu katolickim zachowali.
Nakoniec wszystkim moim braciom klerykom i laikom, mocno przykazuję pod posłuszeństwem, aby nie czynili wykładu na Regułę, ani na te słowa, mówiąc, że one tak, lub inaczej mają się rozumieć, lecz jak mnie dał Pan napisać Regułę i wypowiedzieć te słowa po prostu i jasno, tak i wy je po prostu i jasno pojmujcie i święcie je spełniając aż do końca życia waszego zachowajcie.
A ktokolwiek to dochowa, niech w niebie napełniony będzie błogosławieństwem najwyższego Ojca niebieskiego, a na ziemi błogosławieństwem najmilszego Syna Jego z Duchem św. Pocieszycielem i wszystkiemi mocami niebieskiemi i wszystkimi Świętymi.
A ja brat Franciszek maluczki i wasz w Panu służka, jak tylko mogę potwierdzam wam to najświętsze błogosławieństwo. Amen.





Trzecia pieśń Miłości św. Franciszka
przez o. Jakóba z Todi włoskim wierszem napisana.


Amor de caritate.
Perche mi hai siferito?
Le cor tut’ ho partito,
Et arde per amore.


Miłości! z miłości płonąca
Czemu jesteś tak raniąca?
Dla Ciebie choć serce stargałem,
Miłości nie zaprzestałem.


Serce miłością gore, miejsca nie znajduje
I nie może, bo miłość węzłem go krępuje,
Pragnie wzbić się, ulecieć, w którękolwiek stronę,
Lecz nie może, bo w żarze miłości zamknione
Serce, jak wosk przy ogniu lotni się, zużywa,
Gdy je miłość otacza pali i zagrzewa.
Biada! — woła — gdzie pójdę od tego upału.
W miłości żyjąc, niknę i konam pomału.

Zanim milości żaru uczucia poznałem,
Nieustannie o miłość Chrystusa błagałem.
Sądząc, że to rozkosze, że to przyjemności
Żyć z daleka od świata, z Chrystusem w miłości.
Teraz jednak doświadczam takiego cierpienia,
O jakim nie miałem ni wyobrażenia.
Serce mi już stopniało od miłości żaru,
Tak ja cierpię, umieram z miłości nadmiaru.

Już oddałem i serce i rozum i wolę
I uczucia upodobań na własną mą dolę.

Wszystko, co innym być pięknem i miłem się zdaje,
Mnie to obrzydzeniem i błotem się staje.
Rozkosze z bogactwami uważam za zgubę,
Ubóstwo z cierpieniami za najwyższę chlubę.
Odkąd drzewo miłości[51] w mym sercu utkwiło,
I owocem miłości duszę nakarmiło,
Odtąd zaraz w mej duszy zaszła ta przemiana,
Żem wyrzucił precz wolę i wpływy szatana

Dla nabycia Miłości zrzekłem się wszystkiego.
Siebie, bogactwa świata i rozkoszy jego,
Ggyby wszystko to mojem było co stworzone,
Oddałbym je za miłość, nawet i koronę,
Lecz niestety, Miłość! czyś mię oszukała?
Ja dla Ciebie dał wszystko, a Tyś mię związała
I prowadzisz mnie, odtąd nie wiem w jakie strony,
Miłość! Ja dla świata przez Ciebie stracony.
Ja sam w sobie dla Ciebie jestem bez wartości.
Za głupiego uważany, dla Ciebie Miłości!

Z drogi tej mnie sprowadzić chciało ludzi wiele,
Rodzice, krewni, bracia, moi przyjaciele,
Lecz kto raz się już oddał Bogu na usługi.
Ten się znowu dać nie może światu po raz drugi.
Jak niewolnik od pana zwolnić się nie może,
Tak ja, o Miłości! od Ciebie mój Boże!
Łatwiej skale się skruszyć, spulchnieć do miękkości,
Niż mnie z objęć się wyrwać ognistej miłości,
Dusza moja z miłością tak się zespoliła.
Że jej zerwać nie może żadna stworzeń siła.

Ani ogień z żelazem zerwać jej nie zdoła.
Co miłością objęte, złączone do koła;

Ani męki ze śmiercią, do tej wysokości
Dojść nie mogą, jak siła ognistej miłości.
Po nad wszystkie stworzenia, co żyją na ziemi,
Unosi do Boga skrzydły anielskimi:
O szczęśliwa ty duszo, co zmiłości czary,
Zaczerpnęłaś kochania z Chrystusa ofiary.

Po stworzeniach tego świata,
Do Boga jej serce wzlata,
Ani niebo, ani ziemia
Ponętą ją nie zatrzyma,
Bo do stworzeń wstręt uczuje,
Kto Chrystusa umiłuje;
Przed Chrystusowem obliczem
Wszystko zdaje się być niczem.
Niczem wszystko jest dlatego,
Kto Boga ma, wszystko jego.

Niech mnie zatem już nie sądzi ani jeden z ludzi,
Że mnie zbytnia miłość targa — serce moje łudzi;
Niechaj raczej o tem myśli, jako się to stało,
Że mi wśród miłości żaru serce nie stopniało;
Niechaj znajdę w pośród ludzi męża zrozumienia,
Coby razem ze mną dzielił z Miłości cierpienia.

Ks. F. I. K.


Pieśń do Sw. Franciszka.
W czasie Zgromadzenia tercyarskiego.


Franciszku Ojcze nasz,
U stóp Twoich klęczą wraz.
Dzieci trzeciego Zakonu,
Spojrzyj na nich z niebios tronu.
Franciszku Ojcze nnsz!

Ty miłością Serafina
Kochałeś Boskiego Syna,
Do Ciebie kornie wołamy,
Spraw, niech i my Go kochamy.
Franciszku Ojcze nasz!

Dla Jezusa zranionego
Zrzekłeś się świata, wszystkiego,
Nam dopomóż, strzedz się pychy,
Pokutować za swe grzechy
Franciszku Ojcze nasz!

Tyś świat, siebie, cenił nisko
Boga czciłeś nadewszystko
Odrywaj nas od tej ziemi
Czyń nas Sobie podobnymi.
Franciszku Ojcze nasz!

Na ciernistej życia drodze,
Patrz jak żyjem w ciężkiej trwodze.
Osładzaj nasze przykrości,
Świętej ucz nas cierpliwości.
Franciszku Ojcze nasz!

W pobożności, gdy stygniemy
Wzmocnij nas oto prosimy
Niech Twej gorliwości ślady
Naśladujem Twe przykłady
Franciszku Ojcze nasz!

Tyś Miłości trzy świątynie,
Na Umbryjskiej wzniósł dolinie,
Patryarcho prosim Ciebie,
Zgotuj dla nas czwartą w niebie.
Franciszku Ojcze nasz!

Niechaj koło Twego tronu,
Dziatwa trzeciego Zakonu,
Najpierw tu a potem w niebie,
Wielbi Boga, kocha Ciebie.
Franciszku Ojcze nasz!

X. F. I. K.





  1. O. Prokop. Żywoty świętych.
  2. Tomas Celano p. 1. c. 1.
  3. 3,0 3,1 Barthelemy de Pise.
  4. Teraz samych Kapucynów jest 8000 przeszło.
  5. OO. Bernardyni z Reformatami r. 1899 złączeni w Galicyi istnieją jako: Bracia Mniejsi.
  6. Z dzieła francuskiego OO. Kapucynów, tłómaczonego przez J. S.: „Św. Franciszek z Asyżu za życia i po śmierci“ — nakładem ks. Antoniego Smolińskiego.
  7. Thomas de Celano, Vita prima, c. XXIX.
  8. Ozanam, Les poëtes franciscains, p. 70.
  9. Thomas de Celano, Vita prima, e XXIX.
  10. Ozanam, Les poëtes franciscains, p. 55.
  11. Bonavent. c. X.
  12. Fioretti c. XXXV.
  13. D'Argentan, Grandeur de Jésus Christ, t. 11. Ch. XXVI, art. 11. p. 342.
  14. Thomas de Celano, Vita secunda, c. CXXVI et CXXVII.
  15. Vita secunda c. XXXIII.
  16. Thomas de Celano, Vita secunda, p. I., c. XV.
  17. Thomas de Celano, Vita prima, c. XVIII.
  18. Oeuvres de Saint Francois d’Assiss, ép. I, p. VIII.
  19. Thomas de Celano, Vita secunda, p. III, c. XCIII.
  20. Tres sacii p. I. c. VIII.
  21. Dante św. Franciszka porównał do wschodu słońca.
  22. W herbie rodzinnym św. Franciszka były trzy gęsi pływające.
  23. Wadyng.
  24. San Francesco il piccolo.
  25. Kaplica ta była stajenką woła i osła, w której narodził się Franciszek, zwierciadło świata.
  26. Wadyng Appar, ad Annal. Minor § 4 m I.
  27. Tytuł książki: Odpusty w kościołach zakonnych św. Franciszka Serafickiego wyznawcy.
  28. Ogniem seraficznym płonący — to Św. Franciszek z Asyżu; poblaskiem jasności cherubinów był Św. Dominik.
  29. W powyższych słowach mamy oznaczenie miejsca urodzenia nowego Słońca t. j. Św. Franciszka: leży ono na pochyłości między rzeczółką Tufreiw i Chiasi, ta zaś ostatnia wypływa ze wzgórza, na którem Św. Ubald miał swoją pustelnię. Miasto Perugia, leżące u podnóża gór wysokich, od strony bramy zwanej Słoneczną (porta Sola), cierpiała chłód, wiejący od śniegów okrywających te góry; latem zaś doznawała wielkich upałów, skutkiem odbicia słonecznych promieni od tychże gór. Po drugiej stronie tych gór leżały Gualdo i Nocera, miasta podległe Perugii i przez nią ciemiężone.
  30. Św. Bonawentura w życiorysie Św. Franciszka stosuje do niego słowa Apokalipsy: „I widziałem drugiego Anioła wstępującego od wschodu słońca etc... (Rozdz. VII. wiersz 2).
  31. Ubóstwo tak nazywał Franciszek i zaślubił się z nią.
  32. Św. Franciszek był synem niejakiego Piotra Barnardone człowieka niskiego pochodzenia i grubych obyczajów, który syna swego bił nieraz za to, te rozdawał pieniądze ubogim. Ubóstwo było jakoby oblubienicą Św. Franciszka.
  33. Św. Franciszek wobec ojca i duchownej zwierzchności wyrzekł ślub ubóstwa.
  34. Chrystus był tym pierwszym małżonkiem ubóstwa; Św. Franciszek urodził się w r. 1182 † 4 paźdz. 1226 r.
  35. Lukan a Farsalii (V. 519 i nast.) opiewa że Juliusz Cesar, wśród nejwiększej okropności wojny, znalazł jedynie spokój w lepiance ubogiego rybaka, Amyklasa, który, otwierając drzwi na wezwanie wojownika zapytał: Cuisuam mea naufragus, inquit, Texta petit, et quem nostrae Fortuna coegit Auxilium sperare carae?
  36. Allusya do tego, że Chrystus umierał na krzyżu obnażony z swoich Szat.
  37. Bernard Di Crintavale był pierwszym uczniem Św. Franciszka, który jak Apostołowie, rosauł się t. j. poślubił sobie ubóstwo a wyrzekł się dóbr znikomych.
  38. Idzi i Sylwester — inni uczniowie Św. Franciszka, Franciszkanie opasywali się sznurem.
  39. Pierwsze zatwierdzenie reguły zakonu Św. Franciszka dane było przez Papieża Inocentego III. 1214.
  40. Poraz drugi i uroczyście zakon Św. Franciszka zatwierdzony przez Papieża Honoryusza III. 1223.
  41. Św. Franciszek głosił wiarę Chrystusową w Egipcie. Ostatnią pieczęcią zakonu Św. Franciszka, nazywa Św. Tomasz znaki ran Chrystusowych, które cudownym sposobem Św. Franciszek odebrał na skalistej górze Alvernio.
  42. W oryginale jest: „aI suo corpo non volle altra bara“. Bara znany dosłownie mary; przenośnie może znaczyć uroczystość pogrzebowa. Podania mówią, że Św. Franciszek chciał być pochowany w grobowym dole, przeznaczonym dla karanych śmiercią
    zbrodniarzy.
  43. Współtowarzyszem Św. Franciszka w kierowaniu łodzią Piotrową to jest kościołem był Św. Dominik. Św. Tomasz powiada, że kto idzie na naukę jego, ten do łodzi żywota swego wkłada towar dobry, to jest dobre i święte uczynki.
  44. Św. Tomasz uskarża się, że trzoda Św. Dominika ugania się za marnościami świata i że nie wielu jest prawdziwych następców Św. Dominika, tak że dość jest nie wielkiej ilości sukna, aby wystarczyło na ich odzienie.
  45. To jest: obaczysz i zrozumiesz kogo to sieką ostre słowa moje: również rozumie rzemiennik to ja Dominikanin, opasujący się rzemieniem, co znaczą te słowa kędy się tuczy ten kto nie próżnuje. Niekiedy czytając przedostatni wiersz: E vedrail korreger che S'orgomenta; inni zaś: Evedrai el correger, che argumenta. Ostatnie to wyrażenie znaczyłoby: pojmiesz naukę moralną zawartą w słowach: kędy się tuczy etc...
  46. 46,0 46,1 W tłómaczeniu O. Prokopa Leszczyńskiego, ze Zgrom. OO. Kapucynów.
  47. Według przekładu O. Prokopa.
  48. 48,0 48,1 48,2 48,3 48,4 48,5 Przekład wydawcy.
  49. 49,0 49,1 49,2 49,3 49,4 49,5 49,6 Przekład O. Prokopa.
  50. W tłomaczeniu O. Prokopa.
  51. Krzyż.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Janocha.