Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście/Księga druga
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście |
Data wyd. | 1867–1870 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Karol Mecherzyński |
Tytuł orygin. | Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Potém z najsurowszego nakazu książęcia, a uchwały jednomyślnej wszystkich panów i szlachty Polskiej, kruszono bałwany i posągi bogów fałszywych, palono ich świątynie, a czcicieli i wyznawców wskazywano na utratę majątków i karę miecza. Książę Polski Mieczysław nie tylko wszelkie zniósł uroczystości i obrządki odprawiane na cześć bożyszcz pogańskich, ale wywołał razem wszystkich guślarzy, wróżków, wieszczków i wyroczników, i zabronił igrzysk tak publicznych jak i domowych, które się odnosiły do czci bałwochwalczej. Bóg nasz albowiem nie jest podobny do tych bogów fałszywych, o których lud Polski mniemał, że ich ująć można było zgiełkiem ochoczym, igrzyskami, wszeteczną swawolą i różnego rodzaju bezbożnością. Szczęśliwy zaiste i Bogu upodobany książę, który pierwszy Polaków przywiódł do zbawiennej wiary, i sprzymierzył z kościołem świętym przez poznanie prawdy i porzucenie bałwanów. A że po wszystkich prawie miastach, miasteczkach i wsiach znaczniejszych w Polsce stały wizerunki bogów i bogiń, bałwany i poświęcone gaje, do których zniszczenia nie tak skwapliwie się zabierano, jak był przykazał Mieczysław, zaczém naznaczony przezeń został dzień siódmy Marca do skruszenia i zniweczenia ich w całym ziem Polskich obszarze. Ten gdy nadszedł, wszystkie miasta i wsie przymuszone były tłuc i obalać posągi bogów swoich, a pokruszone topić w bagnach, jeziorach i stawach, i przyrzucać kamieniami, do czego występował gromadnie lud płci obojej, nie bez rzewnego żalu i płaczu czcicieli onych bożyszcz, a zwłaszcza tych, którzy z odprawowanej na ich cześć służby obrzędowej mieli pewne korzyści, z obawy jednak urzędników książęcych nie śmieli opierać się nakazowi. Pamiątka tego kruszenia i topienia fałszywych bogów i bogiń utrzymuje się po dziś dzień w niektórych wsiach Polskich, gdzie w Niedzielę czwartą postu (Laetare) zatykają na długich żerdziach wizerunki Dziewanny i Marzanny, a potém rzucają i topią je w bagnach pobliskich. A tak spełnienie tego dzieła nie ustało jeszcze u Polaków w zwyczaju starodawnym.
Zawiązki przyjętej przez chrzest i zaprowadzonej świeżo wiary pragnąc Mieczysław czyli Mieszko książę Polski umocnić i rozkrzewić, a tym czynem u Króla Przedwiecznego przysporzyć sobie zasług, oraz uświetnić panowanie swoje na trwałej ugruntowane potędze, tak iżby w niczém, cokolwiek służyło ku czci i zalecie chrześciaństwa, nie ustępował innym książętom, gdy i wierna a pełna pobożności małżonka jego Dąbrówka nie szczędziła zachęty mężowi swemu i książęciu, który sam w sobie dosyć żywił zapału i pobożnej gorliwości; wszystko staranie swoje, wszystkę myśl zwrócił ku uposażeniu świątyń, zaprowadzeniu przy nich i umieszczeniu sług Bożych. Najpierwej więc w główniejszych miejscach, w Gnieznie i Krakowie, dwie zakłada arcykatedry: Gnieźnieńską, pod wezwaniem i ku czci Najwyższego Boga i Rodzicy jego Maryi Panny, z której wypłynęło źródło powszechnej łaski i zbawienia; Krakowską zaś, na usilne prośby małżonki swojej księżny Dąbrówki, pod wezwaniem Ś. Wacława, nowego w owym czasie Męczennika, którego taż księżna Dąbrówka rodzoną była siostrzenicą. A chociaż ten w narodzie Słowiańskim pierwszy zajaśniał świętością chwały i męczeństwem, chciał jednak Mieczysław, aby Gnieźnieńska stolica miała pierwszeństwo i utrzymała zaszczyt celniejszy, a Krakowska iżby po niej była drugą. A tak kościół Krakowski ujął w tém sławy Gnieźnieńskiemu, że go nie zostawił jedynym; Gnieźnieński zaś Krakowskiemu, że go ubiegł w pierwszeństwie. Dla powagi zaś tych stolic arcybiskupich założył siedm innych kościołów czyli biskupstw, jako to: Poznańskie, Smogorzewskie, które teraz zowie się Wrocławskiem, Kruszwickie, teraz Włocławskiem zwane, Płockie, Chełmskie, Lubuskie i Kamieńskie; a te wszystkie poddał pod arcybiskupstwo Gnieźnieńskie i Krakowskie. Dwa zaś biskupstwa dopiero wymienione, Smogorzewskie i Kruszwickie, z odmianą miejsca musiały też zmienić nazwiska. Smogorzewskie bowiem najpierwej do Byczyny, miasteczka ziemi Brzegskiej, a potém dla lepszego położenia do Wrocławia zostało przeniesione i przyjęło od niego swoję nazwę; Kruszwickie zaś, dla małej ludności miasta i okolicy, w której początkowo było założone, słusznie do Włocławka przeniesiono. Inne kościoły katedralne po dziś dzień zachowują swoje pierwotne miejsca i nazwiska. Krom tych, pozakładał Mieczysław i inne kollegiaty, liczne kościoły parafialne, klasztory i przybytki święte, stosownie do potrzeby i pobożności ludów nawróconych. Kościół Smogorzewski czyli Wrocławski wystawił ku czci Ś. Jana Chrzciciela, który po Najświętszej Pannie między wszystkiemi Świętemi przodkuje; Poznański, dwom w liczbie Świętych najcelniejszym, Piotrowi i Pawłowi Apostołom; Kruszwicki czyli Włocławski Najświętszej Maryi Pannie; Płocki Zygmuntowi Ś. królowi i Męczennikowi; Chełmski chwale Krzyża Ś.; Kamieński Ś. Janowi Chrzcicielowi; Lubuski Ś. Janowi Ewangeliście; i na ich cześć wymienione kościoły poświęcić kazał. Z tą zasługą pobożną i chwalebną w założeniu i uposażeniu tylu kościołów katedralnych poszedł po wiekuistą w niebie nagrodę, i tak swoje jako i wszystkich następców swoich, książąt i królów Polskich, dzieje najwyższemu przekazał uwielbieniu, rzeczy doczesne i znikome zamienił w wiecznotrwałe, a postarał się o wieniec i skarb niepożytej nagrody, w niebie. Nie szukamy ku temu żadnych świadectw rękojmi, gdy zbawienność dzieła, które w oczach ludzkich ciągle jaśnieje i większą od słowa ma powagę, uroczyściej niż każde inne dzieło przed Bogiem i ludźmi je rozsławia. Przeto też Pan Bóg, nagradzający wszystkie dobre sprawy, pobłogosławił obfitą pomyślnością królestwu Polskiemu, przymnożył mu urodzajów, opatrzył sprawiedliwość, wywyższył chwałę króla, oddał nagrodę cnocie, a potém użyczy wiecznej szczęśliwości. W Gnieźnieńskim kościele na pierwszego arcybiskupa wyświęcony był Wilibald (Vilibalinus), a w Krakowskim pierwszym był arcybiskupem Prohor; w Poznańskim pierwszy siedział na stolicy biskupiej Jordan, w Wrocławskim Gotfryd, w Kruszwickim czyli Włocławskim Jasnoch (Lucidus), w Płockim Angelot, w Chełmskim Oktawian, w Kamieńskim Julian, w Lubuskim Jacynt (Jacinctus).
Tegoż roku książę Ruski Swiatosław przedsięwziął wyprawę przeciw Kozarom, ludowi Ruskiego także plemienia, zwyciężył ich i zdobył gród Białowieżę, przeco stali się jego dannikami.
,
Idzi biskup Tuskulański, kardynał, wysłany do Polski od papieża Jana XIII, potwierdził wszystkie biskupstwa Polskie, jako to: obie arcykatedry, Gnieźnieńską i Krakowską, tudzież katedry biskupie Poznańską, Wrocławską, Włocławską, Płocką, Chełmską, Lubuską i Kamieńską, i każdej dyecezyi granice nadał i oznaczył. A lubo wymienione kościoły miały swoje pisma i przywileje, te wszystkie atoli, z przyczyny małej pilności w ich przechowaniu, zaginęły, albo spłonęły w licznych pożarach, gdy pod ów czas w Polsce nie wiele jeszcze było gmachów murowanych.
Mieczysław książę Polski dziewięciu założonym przez siebie kościołom katedralnym dostateczne nadał uposażenia, i tak biskupów jako i prałatów, już-to kanonicze i katedralne piastujących godności, już przełożeństwa po innych zakładach duchownych, klasztorach i kościołach parafialnych, opatrzył dziesięcinami z wszelakich całej ziemi Polskiej urodzajów; przyczém zobowiązał wszystkich panów i obywateli przedniejszych, szlachtę i włościan, nie tylko do wytykania, ale i zwożenia im tej daniny ziemiańskiej. Nadto kościołom katedralnym, kolegiackim, zakonnym i parafialnym ponadawał szczodrą ręką posiadłości różne, grunta, dochody i folwarki; obdarzył je drogiemi klejnoty, naczyniami rozmaitego misterstwa złotemi i srebrnemi, ubiorami kościelnemi i wszelkiego rodzaju sprzętami. Na tém nie przestając, wszystkie kościoły przez siebie założone wybudował z murów mocnych, acz niskich i ciasnych, według ówczesnego sposobu i zwyczaju. Powykładał je ciosowym kamieniem i przystroił rozmaitemi ozdoby, obwarował sklepieniami i żelazem na ołów puszczaném. Z ośmiu przecież wymienionych kościołów, które z pobożności swojej i własnym nakładem wystawił, jeden dziś tylko Kruszwicki oglądamy, poświadczający starodawność budowy kamieniem, robotą i murem. Siedm bowiem innych, z wzrastającą pobożnością i szczodrotą królów, książąt i biskupów Polskich, zostały zniesione, a w ich miejsce pobudowano inne, na placach przestrzeńszych, przybytki świetne i ozdobne, wspaniałej i kunsztownej roboty. Opatrywała też z swojej strony dostojna i pobożna niewiasta, księżna Dąbrówka, kościoły od jej męża założone w naczynia i sprzęty do służby Bożej potrzebne, i wszystko mienie swoje poświęciła ku użytkowi i ozdobie przybytków świętych, tak iż gorliwością pobożną i hojnością wylaną na kościoły i sługi Boże zdawała się z małżonkiem swoim, książęciem Mieczysławem, ubiegać o lepszą. A wszyscy panowie Polscy i szlachta, naśladując w zawody ich przykład chwalebny, kwapili się w stawianiu i zakładaniu po swoich wioskach i majętnościach kościołów, które z coraz większą szczodrotą wyposażali. Bóg też dobrotliwy poglądając z wysokości na dzieła, przez książęcia Mieczysława i żonę jego Dąbrówkę bądź już dokonane, bądź w dalszym czasie zamierzone, nagrodził ich rychłém potomstwem. Księżna bowiem Dąbrówka poczęła i wydała na świat syna na podziw urodnego, któremu za przyzwoleniem ojca, a usilną prośbą matki, dziada i wuja, nadano przy chrzcie świętym imię Bolesława, to jest wielce sławnego, wróżąc z tej nazwy, że miał być kiedyś wielkim i sławnym.
Tego także roku Bolesław książę Czeski, Ś. Wacława zabójca, a teść Mieczysława książęcia Polskiego, zszedł ze świata. Po nim nastąpił syn jego Bolesław, mąż wielkiej skromności i pobożności, rodzony brat księżny Dąbrówki, który naśladując raczej stryja niż ojca, zwrócił starania swoje ku pomnożeniu czci i chwały Bożej, i stawianiu licznych kościołów. Brat jego drugi, Stracikwas, wzgardziwszy doczesnością, w Ratysbonie mieście Bawarskiem w klasztorze Ś. Emerana przyjął szatę zakonną. A siostra druga, Młada, uczona w Piśmie ś. i wielką słynąca nauką, zbudowawszy na zamku Pragskim klasztor Ś. Jerzego, została w nim zakonnicą, i pociągnęła swym przykładem inne dziewice do ślubów panieństwa i pobożności.
Gejza (Yesse), książę Pannonów i Hunnów, zasłyszawszy o przezacnej dziewicy Adelaidzie, księżniczce Polskiej, siostrze rodzonej Mieczysława, z wieści która między ludźmi krążyła o wielorakich jej przymiotach, urodzie i zacności duszy, wyprawia na dwór książęcia Mieczysława uroczyste poselstwo, prosząc o rzeczoną dziewicę Adelaidę w małżeństwo, był już bowiem wdowcem po pierwszej żonie. Usłyszawszy tę prośbę Mieczysław udał się po radę do swej starszyzny, prałatów i panów, i wyrozumiewał z nimi czas długi, coby czynić wypadało. A lubo sama dziewica Adelaida wzdrygała się ślubów z książęciem pogańskim, niektórzy także z panów radnych z przyczyny różności wiary ganili takie związki; przecież za zrządzeniem samego nieba, które i ze złego umié najlepsze wyprowadzić skutki, książę Mieczysław skłonił ku nim swe chęci, i namówił do nich siostrę Adelaidę, czyniąc jej nadzieję, że przez te śluby książęcia Gejzę i naród Hunnów do wiary chrześciańskiej pociągnie i w niej utwierdzi. Za zezwoleniem więc Mieczysława książęcia Polskiego, i zgodném zdaniem radców, ułożony został między panami Węgierskimi i Polskimi ich związek, dziewicę Adelaidę odprowadzono do Węgier i książęciu Gejzie poślubiono. Ona, niewiasta świątobliwa, świecąc wzorami wielkiej pobożności, czystego i cnotliwego życia (acz między niewiernemi i bezbożnemi przebywała ludźmi) jęła usilną namową, a więcej jeszcze pobożnemi sprawy, nakłaniać męża swego książęcia {{roz|Gejz}ę, tudzież panów Węgierskich i szlachtę, do poznania i przyjęcia światła wiary chrześciańskiej. Chowała też przy sobie księżna Adelaida, niewiasta łaski Bożej pełna, wielu kapłanów, mężów pobożnych i czystością życia zaleconych, których z obawy, iżby wiary raz przyjętej nie pokalała jaką zmazą, z Polski z sobą była sprowadziła. Często więc z przykazami zakonu Bożego i zbawiennemi zasadami Ewangelii zaznajomiała książęcia Gejzę i jego radców, aż wreszcie przekonany gorliwym wykładem nauki, i zniewolony ustawicznemi prośbami i łzami towarzyszki swojej, porzucił sprosne bałwany, które czcił do tej chwili, i wespół z przedniejszemi pany i starszyzną przyjąwszy wiarę świętą, za staraniem Adelaidy, najrozumniejszej małżonki, został ochrzczony, i większą część narodu swego pociągnął swoim przykładem do świętego obmycia. A tak z cudownej łaski i miłosierdzia Boga Najwyższego zajaśniała prawda święta Polakom przez Czeszkę Dąbrówkę, a Hunnom przez Polkę Adelaidę, w tym samym wieku, z małą tylko czasu różnicą. Niewiasty ściągnęły błogosławieństwo i poświęcenie nie tylko na swych małżonków, ale i dwa sławne narody. Jakaż-to dziwna sprawa i nieocenione miłosierdzie Boga, którém nawiedzić raczył dwa narody, to jest Polskę i Węgry, użyczając im zbawienia wiecznego za posługą dwóch niewiast! Jedna bowiem stała się zwiastuną i główną mistrzynią tajemnic wiary świętej, zbawiennego zasiewu słowa Bożego u Polaków; druga w Węgrzech spowodowała wytępienie błędów pogańskich, i powiodła naród do poznania zasad wiary chrześciańskiej, a z nią odrodzenia się w żywocie pobożnym i świątobliwym. Pierwsza z nich wydała na świat książęcia Polskiego Bolesława, dzielną kraju podporę; druga porodziła Stefana króla Węgierskiego, który w nagrodę cnoty stał się opiekuńczym całych Węgier patronem. Niechaj zatém obu królestw mieszkańcy dziękczynią nieograniczonej łasce Najwyższego, i w okazach radości wychwalają nieskończenie Imię jego z uweseleniem duszy i ciała, błogosławiąc mu i mówiąc: „Błogosławiony jesteś Panie Boże nasz, który zlitowawszy się nad nędzą i ślepotą naszą, raczyłeś zstąpić z wysokości, i nawiedzić a objaśnić ciemnotę naszych błędów, aby nam otworzyć drogę prawdy, i nieocenionym okupem wyswobodzić nas z niewoli”.
Kiedy Gejza wraz z małżonką swoją, błogosławioną Adelaidą, zajmowali się gorliwie wykorzenieniem błędów pogańskich, a rozkrzewieniem wiary i powinności świętego zakonu po wszystkich ziemiach i zakątkach królestwa Węgierskiego, dziwna w swej łasce i niepojęta dobroć Boga pocieszyła Gejzę cudowném widzeniem. Stanął bowiem przed nim we śnie młodzieniec postaci pięknej i ujmującej, i przeraził wielce śpiącego jeszcze o świcie jutrzenki, mówiąc: „Pokój tobie Gejzo, chrześcianinie Bogu miły! Obwieszczam ci, że modły twoje doszły do oblicza Wszechmocnego, i przyjęte są łaskawie do jego uszu. A nie troszcz się o to, co dla wiary chrześciańskiej zamierzyłeś uczynić; albowiem z lędźwi twoich wynidzie syn, który starannością swoją opatrzy wszystko, cokolwiek do podwyższenia wiary jest potrzebném. Nie wątp, że za wolą Bożą, gdy się spełni czas naznaczony, przyjdzie do niego mąż pełen żarliwości w wierze, pełen ducha pobożnego i świątobliwości, oświecić każdego z osobna nauką swoją. Ten sam Gejzo, syn twój, pierwszy z książąt Węgierskich przyozdobi skronie swoje koroną, a skończywszy panowanie ziemskie, tę wątłą i skazitelną koronę zamieni na wiekuistą”. Uradowany niezmiernie takiem objawieniem książę Gejza, dowiedział się nazajutrz, że małżonka jego, księżna Adelaida, została brzemienną; po czém poznał, że wszystko co mu obwieszczoném było, spełnić się miało niezawodnie. Podobne także, ale świetniejsze widzenie, miała zacna niewiasta księżna Adelaida. Gdy bowiem bliską była rozwiązania, ukazał się jej mąż poważny, w szaty kapłańskie przybrany, który do drżącej i przerażonej widzeniem rzekł: „Ufaj córko, złóż bojaźń, a bądź dobrej myśli; albowiem wkrótce porodzisz syna, który naprzód ziemską, a potém za cnoty swoje wieczną osiągnie koronę. Nowonarodzonemu nadasz imię moje”. A gdy go księżna zdumiona i trwogą zdjęta zapytała: „Któż jesteś Panie, albo jakiém się zowiesz imieniem?” odpowiedział: „Jestem Szczepan, głowa Męczenników, który pierwszy męczeństwem kapłaństwo moje uzacniłem. Nakazuję imię moje nadać synowi mającemu się narodzić z żywota twojego”. To rzekłszy zniknął. Niemniej uszczęśliwiona wspomnioném widzeniem księżna Adelaida, opowiedziała je nie bez rzewnego łez wylania małżonkowi swemu, książęciu Gejzie, potém innym mężom pobożnym i bogobojnym, a po dziewięciu miesiącach brzemienności syna wydanego na świat nazwała Stefanem: lubo niektóre kroniki Węgierskie fałszywie podają, jakoby Gejza książę Węgierski syna Stefana, o którym mówimy, otrzymał z małżonki Sarolth, córki Guli książęcia Siedmiogrodzkiego, już wtedy brzemiennej, kiedy Stefan VII, rodem Niemiec, nastąpiwszy bezpośrednio po Leonie, siedział na stolicy Piotra od lat trzech, a zszedłszy tegoż roku, następcą miał Marcina III, Rzymianina.
Mieczysław książę Polski zważywszy, że Dawca najwyższy cnót wszechmocną łaską swoją wlał weń zamiłowanie i światło wiary ku wywyższeniu Imienia swego, starał się wszelkiemi sposoby i jak najusilniej o jej rozkrzewienie i upowszechnienie w Polsce, pielęgnując skutecznie przy pomocy Boskiej w młodych latoroślach wdzięczny owoc wiary chrześciańskiej, dla pożytku całego narodu Polskiego, i wytrwałości na drodze zbawienia tych, którzy uwierzyli.
Jan papież, od starosty Rzymskiego poimany i więziony przez dni kilka, poszedł wreszcie do Kampanii na wygnanie. Ale Otto cesarz, ukarawszy główniejszych winowajców Rzymian śmiercią, a niektórych wygnaniem, pomścił się srodze krzywdy i gwałtu dopełnionego na najwyższym pasterzu. Siedział Jan na stolicy lat siedm i dni dziesięć.
Książę Ruski Światosław, nie przestając na ojczystém księstwie, rozpoczął wojnę z przyległemi sobie Bulgarami; a zdobywszy ośmdziesiąt zamków leżących nad Dunajem, zmusił ich do dannictwa i służebności. Lecz gdy zajęty był wyprawą Bulgarską, podstępuje naród Pieczyngów (Pieczeniegi), oblega i szturmuje zamek Kijowski, gdzie matka Światosława, Olha czyli Helena, z trzema synami Światosława, wnukami swemi, to jest, Jaropełkiem, Olhem (Holha) i Włodzimierzem przebywała. Niechybném zdawało się wtedy poddanie zamku Kijowskiego, bowiem głód Oldze i zamkniętym wraz z nią oblężeńcom dojmował, gdyby nie kilku Rusinów, którzy używszy podejścia na nieprzyjacioł Pieczyngów, zastraszyli ich udaną wieścią, jakoby książę Światosław z wojskiem zwycięzkiém od granic Bulgaryi nadciągał. Tą wiadomością przerażeni Pieczyngowie, zaniechawszy oblężenia, ustąpili z wielkim popłochem. Temi czasy Olha, matka Światosława, zeszła ze świata.
Jan papież, ufny w pomoc cesarza Ottona, wydobywszy się z niewoli, wchodzi zwycięzko do Rzymu, i karze surowo naczelników przeciwnego sobie stronnictwa. A wywdzięczając się za otrzymane dobrodziejstwo Ottonowi, syna cesarza Ottona mianuje Augustem.
Wilibald, pierwszy arcybiskup Gnieźnieński, przesiedziawszy lat cztery na stolicy, umiera; pochowano go w kościele Gnieźnieńskim. Mąż rodem i chwalebnemi sprawy znakomity. Nastąpił po nim tegoż roku Hatto, rodem Włoch.
Owego czasu, znak ognisty płomiennego światła ukazujący się na niebie zdziwił i zatrwożył wiele umysłów, bowiem rzecz ta u Polaków nowa i nie słychana poczytaną była za złowieszczbę.
Światosław książę Ruski, obawiając się, aby po jego śmierci nie powstał między synami spór o dziedzictwo, podzielił ich księstwem Ruskiém w ten sposób, iż Jaropełka najstarszego uczynił książęciem Kijowskim, Olha zaś drugiego syna nad Drewlanami przełożył, trzeciemu Włodzimierzowi odkazał księstwo Nowogrodzkie, obowięzując każdego i najuroczyściej zaklinając, aby przestał na swym udziale i wstrzymał się od zamachu na cudze.
Po zejściu Marcina III papieża, który siedział na stolicy lat trzy, miesięcy sześć i dni dziesięć, nastąpił Agapit II, rodem Rzymianin. Za jego czasów Otto I, książę Saski, który w Niemczech tylko panował, (Berengar bowiem rządził Włochami) z przyczyny podniesionego przeciw sobie rokoszu książąt Niemieckich, a zwłaszcza falcgrabi i książęcia Lotaryngii, tudzież rodzonego brata swego Tagmara, który się do tamtych przyłączył, wojnę z niemi prowadził po nieprzyjacielsku, a pokonawszy nareszcie wszystkich, srogo się nad zwyciężonemi pomścił. Brat jego Tagmar, po zdobyciu zamku Heresburga, gdzie się był zamknął w kościele szukając schronienia, zakłóty zginął.
Światosławowi książęciu Ruskiemu, powracającemu z ziemi Greckiej, do której był wtargnął z orężem, i obciążonemu grecką zdobyczą, Pieczyngowie, nieprzyjaciele jego, ostrzeżeni zdradziecko przez niektórych Rusinów i Kijowian, zachodzą drogę, gdzie były zebrane wszystkie siły Światosława, i wojsko jego, już-to łupami obciążone, już w niedogodném miejscu przymuszone do walki, z łatwością porażają. Sam Światosław, usiłujący bój odnowić i wstrzymać haniebną swoich ucieczkę, dostaje się żywcem w ręce nieprzyjacioł. Wódz Pieczyngów, Bura zwany, uciąwszy mu głowę, z czaszki książęcia w złoto oprawnej dał zrobić puhar, z którego zwykle pijając na znak zwycięztwa nad nieprzyjacielem, tryumf swój codziennie odnawiał.
Otto I, król Rzymski i książę Saski, wielką liczbę Sasów przywykłych do bałwochwalstwa, już-to zbawienną namową, już potęgi swojej postrachem, już wreszcie kazaniami biskupów, skłonił do przyjęcia wiary chrześciańskiej. Żeby zaś wiara nowo zaprowadzona trwalszą miała podstawę, w mieście Partenopolu, które krajowcy Magdeburgiem zowią, założył kościół katedralny, arcybiskupi, i poddał mu inne biskupstwa. Tegoż roku zszedłszy ze świata, następcą miał syna drugiego Ottona, który także naśladując ojca w pobożności, zachował wierność i uległość kościołowi Rzymskiemu. Po chowano go w tymże, założonym przez niego i wspaniale uposażonym, Magdeburskim kościele Ś. Maurycego, który jest kościołem prymacyalnym Niemieckim.
Dąbrówka, małżonka książęcia Polskiego Mieczysława, zacna i błogosławiona niewiasta, nie przestając na licznych dziełach swojej pobożności, które przy zaprowadzeniu nowej wiary z najgorliwszém staraniem spełniła lub wypełnić zamierzała, zwróciła jeszcze uwagę na ojczyznę swoję Czechy. Wiedziała bowiem, że chociaż od lat wielu szczyciły się przyjęciem wiary chrześciańskiej, zbywało im jednak na stolicy biskupiej. I trapiła się w duszy, że gdy Polska, aczkolwiek później nawrócona, już od samego początku dziewięcią słynęła katedrami; Czechy, pomimo pierwszeństwa w przyjęciu światła wiary, żadnej dotąd nie miały stolicy duchownej, lecz zostawały pod rządem obcych biskupów, to jest Mogunckiego i Ratysbońskiego, do których dyecezyj były przydzielone. Słała zatém ustawiczne posły i listy do brata Bolesława, książęcia Czeskiego, który po ojcu Bolesławie, zabójcy Ś. Wacława, zmarłym roku Pańskiego 967, jako syn pierworodny, objął był nad Czechami panowanie, a był mężem wielkiej cnoty i pobożności, prosząc go i błagając, niemniej jak siostrę swoję rodzoną Mładę, poświęconą służbie Bożej i żyjącą w ślubach czystości dziewiczej, aby nie znosił tak długiej, i swojej zarówno jak narodu Czeskiego zniewagi, ale jak najrychlej postarał się ją lepszém urządzeniem zetrzeć i zagładzić. Skłoniony więc ustawiczną namową i prośbami siostry swojej Dąbrówki, zakłada na zamku Praskim stolicę biskupią w kościele Ś. Wita, zmurowanym przez stryja swego, Ś. Wacława, i opatruje dochodami dóbr doczesnych. Na nię, staraniem tejże księżny Polskiej, wyniesiony został pierwszy biskup Dytmar (Dethmarus), mąż pobożny i zakonne prowadzący życie, rodem Sas, świadomy nieco języka Słowiańskiego. Siedział pod te czasy na stolicy Piotra Agapit II, papież. Użyczył zaś Bóg swojej łaski, za przyczyną i zasługami Ś. Wacława, synom i córkom Bolesława książęcia, rodzonego brata i srogiego zabójcy tegoż Ś. Wacława: albowiem starszy z synów książęcia, Bolesław, dla cnót swoich i spraw chwalebnych uzyskał imię Pobożnego; drugi Stracikwas, na którego urodziny zaproszony Wacław Ś. od brata Bolesława był zabity, wstąpiwszy do klasztoru Ś. Emerana w mieście Ratysbonie, zakonne prowadził życie. Córka też jego starsza, księżna Polska Dąbrówka, żona Mieszka, przyczyniła się wielce do pomnożenia wiary chrześciańskiej, i jaśniała wszelakich cnót ozdobą, spełniając wiele pobożnych uczynków. Niemniej druga siostra Młada, przyjąwszy zakon Ś. Benedykta w klasztorze Ś. Jerzego na zamku Praskim, gdzie potém została ksienią zgromadzenia, ślubowała życie modlitwie i dobroczynności.
Z porównania zaś dokładnego wyrozumiesz, iż Gnieźnieński, Krakowski, Wrocławski i inne Polskie kościoły założeniem swojém wyprzedziły Praski o lat ośm, a niezachwiane nigdy żadną przygodą, ani skażone odstępstwem, wytrwały za łaską Bożą w wierności i zakwitły znakomitą posługą w pielęgnowaniu wiary chrześciańskiej.
Zima tego roku ciężka, nadzwyczaj obfitym śniegiem brzemienna, pościnawszy morza wszystkie, stawy, jeziora i błota, trwała od pierwszego Listopada aż do wiosiennego porównania dnia z nocą, na podziw i cudowisko wielkie wszystkim, jako w owym wieku bezprzykładna.
Nie mogła między synami Światosława książęcia Ruskiego utrzymać się długo zgoda i podział krajów przez ojca ułożony. Wkrótce po jego zgładzeniu wszczęli spór o pierwszeństwo i zwierzchnią władzę książęcą, jakby otrzymane w spadku dzielnice i obszerne kraje Ruskie były dla nich za ciasne. Zamierzył je sobie przywłaszczyć Jaropełk, najstarszy z synów Światosława. Tym celem udaje się do zamku Warąża (Warosz) w którym brat jego rodzony Oleh przebywał, zabija go, i księstwo Drewlanow, mytem krwi bratniej okupione, pod swoję władzę zagarnia. Włodzimierz, młodszy, w obawie, aby srogość gwałtownika Jaropełka jego podobnież nie spotkała, mszcząc się na pozór śmierci brata, podbiega zamek Kijowski i w nim Jaropełka obsacza, a przybywającego doń po przyjacielsku, z namowy doradcy swego, wojewody (palatini) nazwiskiem Bluda zabija, a tak wszystkie trzy księstwa w posiadanie zajmuje. Nie poprzestał wszakże na dziedzictwach krwią braci sromotnie zmazanych: wziął bowiem w małżeństwo żonę Jaropełka, rodem Greczynkę, po pierwszym mężu brzemienną, która mu powiła syna imieniem Światopełka, mającego w ten sposób dwóch ojców, Jaropełka i Włodzimierza.
Dnia dwudziestego ósmego Października widziano w krajach Polskich ogniste zastępy na niebie, przez całą noc trwające. Zjawisko to, jako niezwykłe, zdało się Polakom tak straszliwém, że z obawy, ażeby narodowi i ziemi Polskiej nie wywróżyło jakiej klęski, postanowiono błagać Boga wielkiemi ofiarami.
Tegoż czasu Dąbrówka, księżna Polska, małżonka Mieczysława książęcia Polskiego, niewiasta pobożna i bojaźni Bożej pełna, rozstała się ze światem. W wieku podeszłym nie zwykła była kwefić głowy, ale na wzór dziewic przystrajała się w czółko i wieniec. Zwłoki jej przeniesiono do kościoła Gnieźnieńskiego i w nim pochowano, a książę Mieczysław, panowie i przedniejsi z Polaków oddali cześć zmarłej wspaniałym obrzędem i nakładem. Płakali jej zaś nie tylko {{roz|Mieczysław} małżonek, książę Polski, i Bolesław syn Mieczysława, ale i wszyscy duchowni, łzami rzewnemi i z żalem wielkim, jakby najlepszą matkę utracili.
Ustaliwszy się na stolicy swego księstwa Włodzimierz książę Ruski, zwrócił myśl ku dziełom pobożnym. Stawiał na górach najbliższych zamku Kijowskiego świątynie, posągi i bożyszcza, zakładał bożnice i bałwochwalnie. Między wszystkiemi zaś swojej pogańskiej wiary bożyszczami w szczególniejszej miał czci bóstwo Pioruna, jemu też najliczniejsze pobudował świątynie i najwspanialszym uczcił je posągiem. A nie tylko sam książę, ale i wszystek naród Rusinów, podzielając tej sprosnej wiary obrządki, składał bóstwu Piorunowi przedniejsze ofiary i całopalenia. Kazał więc książę Włodzimierz urobić najcelniejszemu z swoich bogów tułów i całkowitą postać z drzewa, głowę z srebra, a uszy ze złota; innym bożyszczom poświęcał gaje i bałwany. A prowadząc do nich synów swoich i córki, czynił tym bożkom ofiary, i nie tylko siebie ale i Ruś całą obrzydłém kalał bałwochwalstwem. Pojął zaś był Włodzimierz żon kilka, z których jedna porodziła mu czterech synów: Izasława, Mścisława, Jarosława, Wszewołoda, i dwie córki. Z Greczynki miał syna Światopełka, z Czeszki Wyszesława. Z czwartej Światosława i Mścisława, z Bulgarki Borysa i Hleba. Utrzymywał nadto kilka nałożnic, a sromocił inne dziewice i cudze małżonki mniej skromne i wstydliwe. Temi czasy Otto otrzymał w Rzymie od Benedykta VII koronę cesarską.
Mieczysław książę Polski, wyszukując potém z większą troskliwością tych, którzy jeszcze chrztem świętym nie byli oczyszczeni, przedsiębierze osobistą pielgrzymkę do wielu wsi, miast i osad, i równie dorosłych jak i niemowlęta, płeć męzką jak i niewieścią, poświęca wodą odrodzenia, a ochrzczonych i odrodzonych ustala w wierze, i pociesza już-to pieniężnemi podarki, już przyodziewkiem, przywięzując lud do nowej wiary, a zarazem do siebie. Ta prac jego pobożnych zasługa w rozkrzewianiu prawego zakonu, i wtedy i po inne czasy podjęta z wielką gorliwością i świątobliwością, zjednała mu nie tylko wiekuistą nagrodę, jak pobożnie wierzyć można, ale nadto sprawiła, że panowanie jego zasłynęło głośno u spółczesnych i zyskało sprawiedliwą chwałę w potomności. Nie zaniedbywał Mieczysław i innych dzieł pobożnych, w czynnej i ustawicznej krzątając się posłudze około spraw wiary i ołtarza, aby we wszystkiem stał się godnym naśladowcą królów i książąt chrześciańskich, i wyrównał ich cnotom, a w pobożności nie był pośledniejszym od tych, którym sprostał wziętością u ludzi i rozległością swoich księstw i swego władztwa. Za jego-to poradą i namową nastał w tym roku między panami, rycerstwem i szlachtą chwalebny i święty obyczaj, do naszych prawie czasów zachowywany, że panowie rzeczeni i rycerstwo, w dni niedzielne schodzący się do kościołów na nabożeństwo, po wojskowemu szablami przypasani, kiedy kapłan śpiewał słowa Boże przypadającej Ewangelii Ś. Mateusza, Jana, Łukasza, albo Marka, Ewangelistów, wszyscy jakby do boju szable z pochew aż do połowy dobywali; a gdy żacy do mszy służący odpowiedzieli Chwała tobie Panie! znowu je do pochew wkładali. Tym obrządkiem, tak często, bo co niedziela powtarzanym, okazywali, że w obronie Ś. Ewangelii, której prawdę poznali i przyjęli, gotowi byli walczyć ochotnie i śmiało, a w potrzebie nawet śmierć ponieść. Pożal się Boże! iż ten zwyczaj chwalebny, który tak wielkiej a rzadkiej gorliwości i przywiązania do wiary był oznaką, nie wiem dla jakiej nieszczęsnej odmiany, u Polaków poszedł w za niedbanie.
Dostrzegłszy Mieczysław książę Polski, że wielu z poddanych jego, tak szlachty jak i wieśniaków, zachowując jeszcze bezbożne zwyczaje i obrządki pogaństwa, czcili dawnych bożków, składali im po domach ofiary i palili po staremu kadzidła, a tak zaślepieni obłędem błahych i niedorzecznych przesądów, odwykali łaski i darów zbawiennych chrztu świętego; śle do wszystkich ziem i miast, które za główne uważano, starostów i woźnych z wyraźnym rozkazem, ażeby wszyscy, bez żadnego wyjątku i wymówki, zbierali się do najbliższych kościołów katedralnych, przez niego pozakładanych, i z chrztem ś. przyjmowali chrześciańskie imię i poświęcenie: a to pod zagrożeniem kar wielkich i utraty majątków, gdyby zaniedbali wykonania tego rozkazu, i przed upływem wyznaczonego dnia i czasu w kościołach katedralnych chrztem świętym nie zostali obmyci. Dla uniknienia więc nałożonej bądź grożącej nadal kary, Polacy pokwapili się w zawody do przyjęcia oczyszczającej łaski, a z właściwych sobie kościołów katedralnych wynieśli znamiona chrześciańskich wyznawców. Biskupi zaś i inni kapłani, wyuczywszy ich pierwszych zasad, obrzędów i obowiązków wiary świętej, nakazali im święcić i obchodzić dni Niedzielne, święta Zbawiciela, Rodzicy jego Maryi i Apostołów, a w Środy, Piątki i Soboty wstrzymywać się od mięsnych pokarmów. W taki przeto sposób, za gorliwą usilnością Mieczysława książęcia, upadło do reszty bałwochwalstwo; wyobrażenia bożyszcz pogańskich, i wszystkie, jakie gdziekolwiek w Polsce znajdowały się posągi, albo raczej dziwotwory, dla wiecznego zagładzenia ich w pamięci popalono i potopiono w jeziorach; wytępiano równie obrzędy bałwochwalcze, wszelakiego rodzaju wyrocznice, wróźby, wieszczby, pogańskiej ślepoty gusła i zabobony.
Po śmierci Dytmara, pierwszego biskupa Praskiego, wyniesiony został na stolicę jednomyślną duchowieństwa i ludu uchwałą Wojciech (Adalbertus) rodem i językiem Czech, pochodzący z rodziców szlacheckiego stanu (ojca Sławnika, matki Strzeżysławy). Wybór jego nawet czarci w ciałach opętanych uznali za godny i święty. Na chrzcie ś. otrzymał imię Czeskie Wojciech, które znaczyło wojsk pocieszyciel; ale biskup Magdeburski Adalbert, przy którym on młodzieńcze lata pędził, przeto iż trudne mu zdało się do wymówienia to imię pierwotne, przezwał go Adalbertem. Wspomniany zaś Dytmar biskup Praski, bliskim będąc śmierci, opowiedział szerokiemi słowy wszystkim obecnym, między którymi znajdował się jeden biskup Adalbert, przyczynę i wywód cały swego wiecznego potępienia. „Biada mi, mówił, że nie korzystając z czasu, żyłem rozwiąźlej, niżlibym pragnął teraz, kiedy umieram. Zdradziłaś mnie zwodnicza doczesności, obiecując mi wiek długi, gdy oto niespodzianie ginę, zabity na duszy i na ciele. A chociaż grzech, za który biorę potępienie, mógłby za zasługą Męki Chrystusowej stać się godnym przebaczenia, zbrodnie przecież Czeskiego ludu, samowolnie gubiącego się w roskoszach i cielesnym nierządzie, i nie umiejącego nic czynić więcej, jedno co palec szatana sprosném czernidłem na sercu jego wypisał, popychają mnie sprawiedliwym sądem Boskim do zatraty, iże lękałem się szczekać jak pies na te zgrozy. Idę więc prostą drogą do piekła, gdzie będę gorzał ogniem wiekuistym.“ Tak mówiąc, w przeczuciu męki piekielnej za swoję opieszałość, ducha nędznie wyzionął. Adalbert przerażony jego trwogą, rzuca światowych uciech pieszczotę, wytworne pokarmy i stroje, okrywa w nocy ciało włosiennicą, a głowę posypuje popiołem; i z służalca roskoszy przemieniony w innego człowieka, rozdaje wszystko co miał między ubogich, sieroty i wdowy, na jałmużny.
Po zejściu Agapita II, papieża, który władał na stolicy lat trzy, miesięcy sześć i dni dziesięć, Jan, rodem Rzymianin, syn Alberyka, męża znakomitego i pod ów czas przeważnego w Rzymie, narzucony rozkazem ojca, jak się wyżej powiedziało, obrany został papieżem. Powiadają o nim, że to był miłośnik łowów i rozpustnik, tak wielkiej w obec Boga hardości, że się nie sromał chować w domu swoim nałożnic. Dwóch kardynałów, którzy o przestępstwach jego piśmiennie donieśli Ottonowi, królowi Rzymskiemu, błagając go o pomoc dla uciśnionego Kościoła, ukarał surowo i okropnie, kazawszy jednemu z nich Janowi uciąć nos, a drugiemu rękę: co tak dalece obruszyło króla Ottona, że wkroczywszy do Włoch z silném wojskiem Niemieckiém, zmusił Jana do ustąpienia z stolicy, na której władał lat ośm, miesięcy dziesięć i dni dziesięć. W jego miejsce obrany Leon VIII, człowiek świeckiego stanu, na powszechne ludu żądanie, dla cnót męża niepospolitych. On też koronował Ottona.
Tego także czasu Otto cesarz, zwyciężywszy Berengara, który z synem Albertem Włochy swą przemocą uciskał, uwalnia Adalmundę wdowę po cesarzu Lotaryuszu, którą Berengar trzymał w niewoli, bierze ją za małżonkę, i w Pawii, w dzień Narodzenia Pańskiego obchodzi gody weselne. Nadto, ułaskawiwszy Berengara, oddaje mu w zarząd całe Włochy, krom Marchii Trewizańskiej, Werony i Akwilei.
Obrażeni Rzymianie, a zwłaszcza ci, których z Janem XII pokrewne łączyły związki, złożeniem z stolicy najwyższej swego plemieńca Jana, a wyniesieniem w jego miejsce Leona VIII, nie śmiejąc już pierwszemu przywracać rządów dla jawnych jego zbrodni i gorszących życia obyczajów, w obec żyjącego Leona obierają papieżem Benedykta V. Gdy ten zaledwo przesiedział na stolicy dwa miesiące i dni pięć, przybywa Otto cesarz z Niemiec, oblega Rzym, i nie wprzódy z wojskiem odstępuje, aż gdy mu Benedykt został do rąk wydany, poczém z rozkazu cesarza odesłano go do Saxonii na wygnanie, kędy życie zakończył, pochowany w Altenburgu (Adiburg). Otto zaś cesarz wszedłszy zbrojno do Rzymu, znowu Leona na stolicy osadził, co było popsowane naprawił, wielu z Rzymian podżegaczów rozruchu z kraju wypędził, nakoniec syna swego Ottona II, który z nim na ów czas pospołu Rzym nawiedził, przez papieża Leona na króla Rzymskiego namaścić kazał. A uspokoiwszy w ten sposób kościół, i powróciwszy do Saxonii, mąż pamiętny dokonaniem dzieł wielu godnych cesarza Rzymskiego, zakończył życie w mieście Magdeburgu dnia dwudziestego trzeciego Kwietnia, roku panowania swego trzydziestego siódmego, od wyniesienia na godność cesarską dziesiątego. Ciało jego w Magdeburgu w kościele ogromnej wielkości, który był sam za życia na cześć Ś. Maurycego z wielką wspaniałością wystawił, uroczyście jak nań przystało i z cesarskim przepychem pochowano. Umarł zaś w późnej starości, zostawiwszy syna jedynaka, tegoż imienia.
Bolesław, syn Mieczysława książęcia Polskiego, gdy obchodzone po śmierci matki minęły dni żałoby, którą on aż do szóstego roku zachowywał, stosując się do woli ojca Mieczysława, żądającego, aby wstąpił w śluby małżeńskie, celem odnowienia dawnych z Węgrami sojuszów, pojmuje Judytę, córkę Gejzy, książęcia Węgierskiego, z pierwszego łoża, dziewicę słynną wdziękami i urodą, a wnoszącą nadto znakomity posag w złocie i srebrze. Gody weselne odprawił w Gnieznie, w obecności licznych prałatów i panów, którzy przybyli z Polski i Węgier na ten obchód uroczysty, wspaniałemi igrzyskami uświetniony.
Pogańskich zabobonów błahe porzuciwszy sprawy, Włodzimierz książę Ruski zwrócił się do dzieł wojennych, i naprzód z książęciem Polskim Mieczysławem rozpoczął boje, które toczył z szczęściem odmienném; raz Polacy, drugi raz Ruś zwyciężała. Pobrał książę Włodzimierz zamki Polskie, jako to Przemyśl, Czerwień (Czyrwyen) i inne, zdobyte sobie przywłaszczył, a poosadzawszy je silnemi załogami, oddał w straż i posiadanie Rusinom. Wyprawił się potém przeciw Radymiczanom (Radimycze), którzy Polskiém są także plemieniem, pokonał ich, i nałożył na nich daninę.
Leon VIII, za wsparciem cesarza Ottona I. objąwszy na nowo rządy kościoła, ustanowił prawo, aby nikogo bez pozwolenia cesarza nie obierano papieżem. Umarł zaś w rok jeden i miesięcy cztery od wstąpienia na stolicę papieską. Po nim nastąpił Jan XIII rodem z Narni.
Prohor (Prohorius), czyli, jak go inni zowią, Prohort, pierwszy Krakowskiego kościoła arcybiskup, wiary i nauki chrześciańskiej w nowej winnicy rozkrzewiciel, wiekiem długim strawiony umiera. Pochowany w tymże kościele, któremu przewodniczył lat trzydzieści i jeden. Następcą jego był Prokulf.
Jako pomsta sprawiedliwa za grzechy ludzkie, zdarzył się głód ciężki i powszechny, gdy urodzaje w całym prawie świecie chybiły. Klęska ta we wszystkich krajach wiele sprzątająca ludzi, dotknęła razem i Polskę, gdzie wyludniła wiele miast, wsi i osad.
Tego czasu Włodzimierz książę Ruski, namawiany naprzód od Mahometanów, aby wiarę fałszywą Mahometa, potém od Łacinników, a następnie od Żydów, aby zakon Hebrajski przyjął, naostatek od Greków nakłaniany do wiary chrześciańskiej, przyjąwszy łaskawie posłów z temi namowami przybyłych i obdarzywszy nawet upominkami, odprawił ich wprawdzie bez skutku, ze swemi jednak Rusinami naradzać się począł, do jakiejby miał przystać wiary. Uchwalono zatém, aby do wszystkich narodów, pielęgnujących te różne wyznania, wyprawić posłów, celem wyrozumienia i zbadania każdej z osobna wiary. Jakoż wysłani umnicy do Bulgarów, Łacinników i Greków, zajęli się, jak im wskazano, rozpoznaniem tych wszystkich w szczególności wyznań; a gdy się okazało, że zakon Mahometa zawierał w sobie wiele ustanowień plugawych i sromotnych, do razu odrzucili go jako pogański i nikczemny. Łacinników zaś obrzędy wydały im się nie dość pobożne, świątynie nie dosyć strojne. A gdy do Konstantynopola przybyli, ówcześni cesarze Greccy, Bazyli i Konstantyn, dowiedziawszy się, że celem ich poselstwa było zbadanie tamecznej wiary, zwołali kapłanów świeckich i zakonnych, wyprawili wielką uroczystość, i patryarsze kazali odprawić nabożeństwo w najokazalszych strojach. Wprowadziwszy potém Ruskich posłów do kościoła, umieścili ich na miejscu wyniosłém, zkąd wszystkie obrządki należycie widzieć mogli, a naostatek zasadzili ich poczesnie do biesiady, i hojnie ugoszczonych odprawili z świetnemi upominkami. Ci gdy wrócili do książęcia swego Włodzimierza, opowiadają mu wszystkie, jakim się przypatrzyli, obrzędy, przekładając, że Mahometa wyznanie obrzydłe zasługuje przedewszystkiém na wzgardę i odrzucenie, Greckie zaś wychwalając, i przenosząc nad Łacińskie, „gdyż w Greckich kościołach liczniejsze i okazalsze dają się widzieć ozdoby niż w Łacińskich“. Oświadczają nadto: „że słuchając mszy Greckiej taką uczuwali słodycz, iż prawie odchodzili od siebie, i zdawało im się, że raczej przytomni byli jakiej niebieskiej niżeli ziemskiej uroczystości“. Wszystkich zatém panów zdania chyliły się na stronę Greckiego obrządku, i namawiali do jego przyjęcia Włodzimierza, mówiąc: „Gdyby wiara Grecka nie była dobra, nie byłaby jej przyjęła Olha, babka twoja, najrozumniejsza z niewiast“. Skłonił się więc Włodzimierz do zdania panów, i obiecał przyjąć chrzest według Greckiego obrządku.
Zdarzyły się tego czasu liczne i długo trwające wód wylewy, po których nastąpiło lato skwarne i dla wielu płodów przyrodzonych szkodliwe; zkąd urodzaje nie wszędy jednakie, w znacznej części chybiły. Nadto susza z wiosny zbyteczna przeszkodziła zasiewom jarzyn, a na domiar złego spadł śnieg obfity, po którym ciągłe znowu nastały deszcze, nie dopuszczające siewów ozimych; co wszystko głód sprawiło.
Wojciech biskup Praski, zważając, że lud Czeski, którego jedynym był biskupem, rozpasał się był na wszelakie występki, a między niemi te najohydniejsze, że przeciw zakonowi chrześciańskiemu wykraczali wielożeństwem, nie odwykając od obrządków pogańskich i bluźnierczych; że własnych poddanych syny i córki, poświęcone znamieniem Chrystusowém, sprzedawali Żydom w niewolą, uczęszczali przytém w dni niedzielne na targi, zmarłych chowali w miejscach bałwochwalczych, a gardzili upornie wszelkiém upomnieniem, jakiego ku nim dotąd używał: po zasiągnieniu rady mężów roztropnych i bogobojnych, postanowił opuścić stolicę biskupią i przywdziać szaty zakonne. Co iżby snadniej mógł uskutecznić, namawia i błaga usilnie Stracikwasa, mnicha zakonu Ś. Benedykta, rodzonego brata książęcia Czeskiego Bolesława, żeby przyjął biskupstwo Praskie, przekładając mu, że przy pomocy brata, Czeskiego książęcia, łatwiej zdoła zapobiedz nadużyciom i występkom ludu Czeskiego. Jemu Stracikwas odpowiadając rzecze: „Nie przystoi, żebym wzgardziwszy raz doczesnością, na nowo miał do niej wracać, i umarłszy światu, sięgał po zaszczyt i dostojność biskupią“. Przydał nadto, „że nie jest godnym piastowania tej dostojności, ani zdolny do ponoszenia trudów pasterza“.
Na to mąż Boży miał mu odpowiedzieć duchem proroczym: „Wiem, bracie, że tę Praską stolicę, którą teraz mógłbyś osięgnąć słuszném prawem i drogą godziwą, a którą pogardzasz, później zapragniesz posiąśdź sposobem nieprawym i drogą nie godziwą, ale jej nie osięgniesz; a czego obecnie wzbraniasz się przyjąć, na zgubę twoję chciwie potém pragnąć będziesz“. To rzekłszy, i z zniechęcenia się ku ludowi złemu a niepoprawnemu opuściwszy Czechy i swój stolec biskupi, udał się do Rzymu, aby po jego zwiedzeniu pielgrzymować ztamtąd do Jerozolimy. Ale gdy w Rzymie czas jakiś pomieszkał, za radą mężów pobożnych wstąpił do klasztoru Alexego, gdzie w ścisłém wypełnianiu przepisów zakonu mnisze prowadził życie. Z nim ukrywał się w tymże samym klasztorze brat jego błogosławiony Gaudenty, dla powściągliwości w mowie i świątobliwości obyczajów za anioła Bożego miany; pod nakryciem bowiem śmiertelnego ciała anielski prowadził żywot, i z podziwieniem nie tylko swoich ale i obcych trawiąc dni na bogomyślności, jaśniał zarówno słowem jak i przykładem.
Judyta księżna, małżonka Bolesława książęcia Polskiego, trapiona przez lat pięć sromotą niepłodności, poczęła wreszcie roku szóstego i wydała na świat syna. A gdy z jego narodzenia i dziad Mieczysław i sam rodzic Bolesław, książęta Polscy, ucieszyli się niezmiernie, na obchód zatém chrztu wyprawiają wielką na dworze uroczystość, a oczyszczonej dziecinie w Gnieźnie świętém polaniem nadają imię dziada Mieczysława (Myeczslaus), które znaczyło mieć sławę.
Włodzimierz książę Ruski, zebrawszy z swoich krajów mnóstwo ludu, rozpoczyna wojnę z Grekami; a zdobywszy gród ich znakomity Korsun (Korschun) podbija ztamtąd przyległą ziemię, i zmusza kraj ten do daniny. Potém wyprawia posłów do Bazylego i Konstantyna cesarzów Greckich, żądając Anny siostry ich w małżeństwo, a przyrzekając, że po zawarciu ślubów małżeńskich natychmiast opuści zamek Korsun i kraj, który shołdował. Ale Bazyli i Konstantyn cesarze Greccy odpowiedzieli, iż nie przystało im i ich dostojeństwu powinowacić się z książęciem pogańskim, sprosnym bałwochwalcą, przez łączenie z nim własnej siostry małżeńskiemi związki. Jeżeli jednak porzuci błędy pogańskie, a przyjmie wiarę chrześciańską, wtedy żądaniu jego nie odmówią. Włodzimierz zatém książę Ruski przez wyprawionych powtórnie posłów oświadcza, że gotów jest przyjąć wiarę chrześciańską, byleby osobiście przybyli, oddali mu swoję siostrę za żonę i jego ochrzcili. Przeciwiła się jednak temu związkowi Anna siostra cesarzów, i długo nie chciała nań zezwolić; zaledwo swą namową bracia Bazyli i Konstanty, przekładający jej wielkie korzyści, jakie z tego połączenia wyniknąć miały, i przejście całej Rusi na wiarę chrześciańską, zdołali ją do niego nakłonić. Przybywają więc Bazyli i Konstantyn}} z siostrą swoją Anną do Korszuna, a wtém Włodzimierz książę Ruski zapada nagle w ślepotę. Począł się więc namyślać i wahać, w niepewności, czyli miał opuścić swoję wiarę pogańską, a przyjąć chrzest Chrystusów. Ale Anna, siostra cesarzów, a przyszła jego małżonka, upewnia go, że ślepota, której doznał, za przyjęciem chrztu ustąpi. Jakoż ochrzczony od biskupa Korsuńskiego, niebawem przejrzał. Zaślubia więc Annę, siostrę cesarzów, a na świadectwo i pamiątkę nawrócenia swojego, jako też chrztu i odzyskania wzroku, wystawia kościół. Opuściwszy nakoniec i oddawszy zamek Korsun cesarzom Bazylemu i Konstantemu, wraca do Rusi pełen radości, w towarzystwie swojej małżonki.
Czescy panowie przedniejsi i szlachta, stęsknieni i ciężkim przejęci żalem z powodu oddalenia się Wojciecha biskupa Praskiego i osierocenia pasterskiej stolicy przez całe lat ośm, codzień więcej upadali w bezład i przepaść wielorakich nieszczęść. Winę całą zwalając na Wojciecha, jakoby on swojém odejściem stał się sprawcą i powodem wszystkiego złego, oburzyli się nań i srogim wybuchnęli gniewem. Niezdolni dosięgnąć swą zemstą nieobecnego, zwracają się przeciw jego braciom, rodzinie i ojcowiznie, i w dzień jeden świąteczny wpadłszy hurmem i zbrojno do miasteczka Libicza (Lybicz), naprzód pięciu braci Ś. Wojciecha rodzonych, Sobora, Spicymierza, Dobrosława, Zawiszę i Czesława, srogiém skatowanych męczeństwem zabijają, a potém, nie dość mając na pomordowaniu samych braci męża świętego, wszystek ród jego męzkiej i żeńskiej płci krwią niewinną broczą. Szczęśliwém zdarzeniem nie był wtedy obecnym w Czechach i domu rodzinnym szósty z braci rodzonych Ś. Wojciecha, imieniem Poraj. Zabawiając od niejakiego czasu na dworze Bolesława książęcia Polskiego, syna Mieczysława, przy którym służbę sprawował, oddalony od domu nie wiedział nic o tak straszném morderstwie, dokonaném na braciach jego i rodzinie całej. Ten też jeden z całego domu i plemienia męża świętego za opatrznością Bożą ostał się przy życiu, ażeby ród tak zacny na ziemi nie zaginął. Gdy potém Bolesław książę Polski widział go w ustawicznym żalu i smutku, opłakującego zgon braci i własną dolę (stawało mu bowiem w myśli, że gdyby wrócił do ziemi ojczystej, zapewnie Czesi wywarliby nań jeszcze sroższe niżli na braci okrucieństwo) z zwykłą sobie dobrocią pocieszając młodzieńca, dokładał obietnicę, że majątek dziedziczny, jaki w Czechach posiadał, hojnie mu wynagrodzi. Uiścił się potém z tej obietnicy, nadawszy Porajowi, rodzonemu bratu Ś. Wojciecha, znaczne w Królestwie Polskiém dziedzictwa i posiadłości, opatrzył go szczodrą ręką w dostatki, przyjął pod swą opiekę, przygarnął i umieścił w liczbie poddanych swoich i rycerskim poczcie szlachty polskiej. A z tej jednej latorośli wykwitnęło potém liczne w Królestwie Polskiém plemię, i ciągłém następstwem krzewiąc się aż do naszych czasów, urosło to potomstwo męża Bożego w ród wielki i szeroko rozgałęziony, który zowią Różycami; ma ten ród za godło różę białą w czerwoném polu, a Poraj za miano Czesi zaś wytępiwszy braci i krewnych Ś. Wojciecha rozlicznym rodzajem kaźni, wymierzyli potém miecz morderczy na wszystek lud obojej płci wspomnianego miasteczka Libicza, i zgładzili siedm tysięcy dusz, bez względu na płeć i wiek i znaczenie. Na tém wreszcie nie przestawszy, wywarli srogość swoję na bezwinne mieszkania i domy, i całe miasteczko zamienione w ruiny z dymem puścili. Czynu tak straszliwego książę Czeski nie wzbraniał, ani żadną potém nie ścigał karą. Jeżeli przeto cała historya tej rzezi, którą znalazłem opisaną w kronikach Czeskich, jest prawdziwa (wiecej bowiem do tego dzieła wypisuję zdarzeń, niżli w nie wierzę) zgrozę obudza dzikość ówczesna narodu Czeskiego, który żadnem uczuciem litości, nawet zwierzętom wrodzonej, nie dał się odwieśdź od tak srogiego morderstwa dopełnionego na słabym i niewinnym rodzie.
Arcybiskup, metropolita Czeski, dowiedziawszy się o tej krwawej i tak nieludzkiej sprawie, wysłał do papieża poselstwo z doniesieniem, na jakie niebezpieczeństwo w Czechach wiara katolicka i rzecz powszechna była wystawiona, błagając go i zaklinając, aby dla skrócenia i usunięcia nadużyć, jakie się już wydarzyły albo wydarzyć jeszcze mogły, sufragana jego Wojciecha, biskupa Praskiego, ludowi Czeskiemu odesłał. Zaczém papież Grzegórz V. czyli Jan, zaradzając potrzebie wiary i religii chrześciańskiej, wezwanemu do siebie Wojciechowi Ś. zaleca, aby do owieczek swoich powrócił. Mąż Boży przedstawia ojcu ś. i tłumaczy obyczaje i usposobienie ludu Czeskiego, przekładając: „że twarde to do ugięcia karki i serca nieużyte, że więc napróżnoby tam wracał“; prosił zatém, żeby mu dano pozwolenie opowiadania wiary chrześciańskiej i słowa Bożego narodom Pruskim w okolicach północnych mieszkającym. Na to Namiestnik Boży: „Jeżeli, rzecze, wzgardziwszy tobą, przestróg i nauk twoich nie usłuchają, otrząśniéj wtedy z prochu twoje stopy pielgrzymie, porzuć ich, a odwróć oblicze twoje od narodu odstępnego i niewiernego: my bowiem od tej chwili nie tylko uwalniamy cię od obowiązku czuwania nad kościołem Praskim, ale dajemy ci wolność opowiadania wiary chrześciańskiej Prusakom i innym narodom“. Takiém pozwoleniem uradowany mąż Boży, opuściwszy Rzym i klasztor Ś. Alexego, w którym przebywał, nie wzdrygając się dla dobra i zbawienia Czechów nawet krwi swych pomordowanych braci i znajomych, do Pragi powraca, w nadziei, że Czesi porzucą swoje dawne narowy i występki. Wielorakiemi zatém środkami lud swój pragnąc léczyć z ułomności, jednych zaklina i łagodną kruszy namową, innych karci, nagania i gromi; ale widząc, że wszystkie jego prace i usiłowania były daremne, i gorzko nad tém ubolewając, namyślać się począł, czy miał pozostać na miejscu, czy pójść w drogę. Aliści w tém ustawiczném czuwaniu i strapieniu, snem zdjęty, słyszy głos Boży, który do niego mówi: „Ty spisz, a mnie drugi raz Żydom sprzedają“. Tym głosem przerażony, zrywa się, a wybiegłszy na rynek, i ujrzawszy, jak wedle oznajmienia Bożego chrześcian sprzedawano Żydom, dał za nich przedającym żądane pieniądze, przez co i wiarę od zniewagi zasłonił, i tym, których przedawano, wolność przywrócił.
Jan XIV, po latach siedmiu, miesiącach jedenastu i dniach piętnastu sprawowania rządów kościoła, umiera, pochowany w kościele Ś. Piotra. Stolica osieroconą była przez dni trzynaście. Po nim nastąpił Benedykt VI, Rzymianin. Pierwszy też biskup Włocławski, który się dawniej zwał Kruszwickim, przesiedziawszy lat trzydzieści trzy na stolicy Kruszwickiej, życie zakończył. Pochowano go w kościele parafialnym w Dźwircznie, który sam był założył, zbudował i uposażył. Po nim obrany tegoż roku Maurycy I.
Wojciech, czcigodny biskup Praski, widząc iż lud Czeski, do którego z zlecenia stolicy Apostolskiej na pasterstwo powrócił, oporny jego rozkazom, w bluźnierczych i obrażających Boga trwał przestępstwach, i nie mając nadziei, iżby poradzić sobie zdołał z tym ludem hardym i zakamieniałym, rzuca powtórnie Pragę, i przybywszy do Rzymu, otrzymuje od Benedykta VI papieża uwolnienie od obowiązków i pieczy pasterskiej nad kościołem Praskim, wraz z pozwoleniem udania się do narodów pogańskich, poza granicami Polski siedzących, na opowiadanie słowa Bożego. Pospołu zatém z Gaudentym i innemi mężami pobożnemi udaje się do Węgier, i przybywa do książęcia Gejzy (Jesse), celem utwierdzenia go nauką i apostolskiém słowem w wierze i obrządkach chrześciańskich, które, jak go słuchy dochodziły, przed kilku laty był przyjął. Gdy więc książęciu Gejzie i małżonce jego księżnie Adelaidzie oznajmiono o ich przybyciu, z radością największą otwarli im gościnę, a na chwałę Bogu zabrzmiały święte organy. Poznali bowiem do razu, że przybył do nich mąż, który im w cudowném widzeniu już z dawna był przepowiedziany. Przyjęty z uszanowaniem i czcią pobożności pełną, bierzmował syna książęcia Gejzy, Stefana, i opowiadał zakon Boży Słowianom i Węgrom (Hunnom) już sam osobiście, już przez towarzyszów swoich, przeszło rok cały, mową miodopłynną, a nawracając skutecznie do wiary wielu z pomiędzy tychże Słowian i Węgrów, jeszcze trwających w bałwochwalstwie, chodził po całych Węgrzech, gdzie jednych, którzy już uwierzyli, po ojcowsku nauczał i utwierdzał w wierze, innych od pogańskich odwodził błędów i do wiary świętej nakłaniał. Za jego też namową książę Gejza, z synem swoim Stefanem i małżonką Adelaidą, mnogie pozakładali kościoły, a wystawione i urządzone należycie potrzebnemi opatrzyli dochodami. Lecz gdy i tu pojawiły się groźne na życie jego zamachy, opuścił Węgry, nie złorzecząc im, ani okazując niechęci, ale owszem błogosławiąc. Gejza (Geysza) książę Węgierski w kilka dni potém naturalną śmiercią umiera, zostawiwszy następcą syna swego Stefana.
Drugi arcybiskup Krakowski Prokulf, po latach dziesięciu zarządzania stolicą umiera; pochowany w kościele Krakowskim. Wstąpił po nim na metropolią Lambert, obrany przez duchowieństwo i rządców pobliższych kościołów parafialnych, za zezwoleniem książęcia Polskiego Mieczysława.
Benedykt VI papież, przesiedziawszy na stolicy rok jeden i miesięcy sześć, od Kurcyusza, znakomitego rodu Rzymianina, uwięziony i w zamku Ś. Anioła uduszony został. Po nim nastąpił Donus II, także Rzymianin. Za jego papiestwa dwaj Bulgarscy książęta, Piotr i Bajan, wypowiedziawszy wojnę Grekom i kilkokrotne nad nimi odniosłszy zwycięztwa, miasto Konstantynopol tak srodze ucisnęli, że odtąd jego potęga bardzo się zmniejszyła i zachwiała. Piszą zaś niektórzy, że wspomniany Benedykt od Tytusa, syna Teodora Rzymianina, głodem był umorzony; lecz nie doczytujemy się nigdzie, ażali czyn ten zuchwały był pomszczony. Po zejściu Dona, który zmarł niezadługo, przesiedziawszy na stolicy papieskiej rok tylko jeden i miesięcy sześć, obrany został papieżem Bonifacy VII.
Ów tedy mąż Boży Wojciech, biskup Praski, opuściwszy Węgry przybył do Polski, a przyjęty od Mieczysława książęcia i syna jego Bolesława, tudzież ludu i całego duchowieństwa, z wielką czcią i radością, zatrzymał się naprzód przez czas niejaki w mieście Krakowie, które przybywającemu od strony Węgierskiej pierwsze było po drodze, i w rynku tego miasta kazywał pobożnie i z wielką żarliwością, językiem rodowitym, t. j. Czeskim, który Polacy dobrze mogli rozumieć. I zbierały się koło niego wielkie rzesze ludu z ziem i powiatów okolicznych. Wielu bowiem w dolegliwych słabościach, troskach i ucisku, doznawało od niego pożądanej ulgi, a opętani od czarta wyswobodzenia z jego więzów. A mąż Boży rósł w sercu, widząc z niewysłowioną pociechą, że cała Polska taką tchnęła pobożnością i tak czystym gorzała ogniem wiary; że ozdobioną była dziewięcią katedrami i innemi przybytki świętemi, a biskupom i sługom Bożym należne oddawała poszanowanie. Zaczém rozpływając się we łzach, mówił z westchnieniem: „Polacy, acz później niżeli Czesi przyjęli światło wiary chrześciańskiej, dziewięcią już stolicami biskupiemi, jakby ośmiu onych cudów błogosławieństwy, na gruncie nowej wiary wszczepionemi, swoję uświetnili ziemię; dziewięciu pielęgnują biskupów, i w wielkiém mają ich poszanowaniu; a chociaż ci wszyscy są cudzoziemcami, przecież okazują im szczerą i pełną pokory uległość. Czesi zaś, jedną tylko szczycący się stolicą, mnie jedynego biskupa, rodaka, znieść nie mogli, i z zniewagą wiary katolickiej, z własną ohydą i niesławą, zbrzydziwszy sobie życie chrześciańskie, strącili, odepchnęli i wygnali mnie sromotnie.“ Tak żywą zaś i trwałą w mieście Krakowie mąż święty Wojciech zostawił po sobie pamięć przez swoje kazania i potoczne nauki, przez cnoty i budujące przykłady życia, że po spełnieniu jego chwalebnego męczeństwa, na tém miejscu, gdzie był zwykle kazywał, ku czci jego zbudowano świątynię, która utrzymując się aż po dziś dzień, świadczy o gorliwości męża Bożego w rozkrzewianiu wiary świętej, i pobożnej Polaków ku niemu czci i miłości. Opuściwszy jednę w Polsce metropolią Krakowską, z żalem duchowieństwa i ludu wszystkiego, który licznie z miasta wysypawszy się, ze łzami go żegnał i daleko odprowadzał, przybywa do drugiej Polaków metropolii Gnieźnieńskiej z drużyną zbrojnych ludzi i służebników, jemu i towarzyszom jego od książęcia Mieczysława przydanych, którzy w podróży opatrywali ich we wszystkie rzeczy potrzebne i drogę im pokazywali. Zatrzymując się zaś prawie w każdej wsi i włości, przez którą przechodził, nauczał lud Polski z taką żarliwością, że go często nawet przewodnicy, niecierpliwi zwłoki, odchodzili. Gdy dnia jednego pobłądziwszy w drodze zaszedł do jakiejś wioski w Wielkiej Polsce, a wieśniacy tameczni, zdziwieni odzieżą zakonników, a zwłaszcza kapturami, których nigdy jeszcze nie widzieli, wziąwszy ich za szaleńców, szydzić i naigrawać się z nich poczęli, nagle na onych szyderców spadła kara Boska, potracili bowiem słuch i mowę. Ciż sami przybywszy potém do Gniezna, i wyznawszy jawnie przewinienie swoje, za przyczyną i modlitwą Ś. Wojciecha odzyskali obie władze. Zdarzyło się pod ten czas (jak o tém wyżej powiedzieliśmy), że gdy właśnie Robert arcybiskup Gnieźnieński zszedł ze świata, Ś. Wojciech, zniewolony prośbami usilnemi książęcia Mieczysława, całego duchowieństwa i ludu, objął po nim stolicę. Tu zgnuśniałe nowych chrześcian umysły, mało troskających się o przyszłe zbawienie, począł zagrzewać swą namową i kaznodziejskiemi przestrogi, wstrząsając ich z uśpienia i odejmując nałogowi niedbalstwa.
Donus papież, który rządził kościołem rok jeden i miesięcy sześć, umiera; pochowany w kościele Ś. Piotra. Stolica papieska osieroconą była przez dwa dni. Nastąpił po nim Bonifacy, narzucony samowolą Rzymian. Ród jego i nazwisko niewiadome; on sam niegodnym był stolicy Ś. Piotra. Dotknięty bowiem i zrażony rozmaitemi w Rzymie przeciwnościami, złupiwszy kościół Ś. Piotra, z zdobyczą najcelniejszych klejnotów i kamieni drogich zbiegł do Konstantynopola: zkąd gdy z ogromnemi pieniędzmi wrócił znowu do Rzymu, nie tusząc już o długiém utrzymaniu się na stolicy papieskiej, jął się dopuszczać wielkich srogości; między innemi, Janowi kardynałowi dyakonowi oczy wyłupić kazał. Sam nakoniec strawiony zgryzotą sumienia, i pogrążony w melancholii, umarł, przesiedziawszy na stolicy zaledwo miesiąc jeden i dni dwanaście. Po jego śmierci objął rządy Kościoła Benedykt VII, biskup Sutreński, mąż znakomity cnotą i świątobliwością życia; a wsparty przychylną pomocą Ottona III, wielu z Rzymian usiłujących wzniecać rozruchy, i poczynających sobie zuchwale, pozamykał w więzieniach i słuszną poskromił karą.
Po osieroceniu stolicy Gnieźnieńskiej przez śmierć Roberta, mąż przesławny Wojciech, rodem Czech, krwi szlacheckiej z domu Różyców, ojca Sławnika a matki Strzeżysławy, biskup Praski, za sprawą Bolesława Chrobrego książęcia i monarchy Polskiego, na stolicę Gnieźnieńską wyniesiony.
Ś. Wojciech arcybiskup Gnieźnieński, mąż Boży, uniesiony żarliwą i gorejącą w duszy żądzą pozyskania męczeńskiej chwały, uczuł się zapewnionym o niej cudowném widzeniem, które mu z nieba było objawione. Widział bowiem dwa chóry błogosławionych, jaśniejące blaskiem niebieskim, jeden w purpurze a drugi w bieli. A gdy zdumiony w milczeniu rozmyślał, coby takowe widzenie obwieszczało, głos z nieba usłyszany oznajmił mu: „że chóry, które widział, były-to zbory najświętsze Męczenników i Dziewic, odziane już szatą nieśmiertelności, i że w nagrodę cnót swoich do obudwu będzie przyjęty.“ To przeto widzenie żądzę jego silnym ożywiło bodźcem, tak iż postanowiwszy na swojém miejscu brata swego Gaudentego, nie bez smutku i żalu Mieczysława Polskiego książęcia, i syna jego książęcia Bolesława, opuścił miasto Gniezno wraz z swą stolicą arcybiskupią, i udał się z drużyną trzydziestu rycerzy, towarzyszów książęcia Mieczysława, ku krainie Pruskiej, przedzielonej od Polski rzeką Ossą (która wpada do Wisły, a stanowi granicę między Pruskiemi a Polskiemi krajami) i rościągającej się aż do północnego morza. Byli na on czas Prusacy narodem grubym i barbarzyńskim; zanurzeni w błędach bałwochwalstwa, czcili duchy nieczyste, i takiej ulegali ślepocie, że słońce, księżyc, gwiazdy, zwierzęta dzikie, ptaki, ogień i inne rzeczy stworzone za bóstwa uznawali; niemniej gaje niektóre, jeziora i wody, mieli za święte, tak iż nie godziło się dotknąć ich ani siekierą, ani rybołowstwem, ani myślistwem. Mieli język osobny, w części z łacińskiego pochodzący, nieco jednak podobny do Litewskiego. Też same prawie zachowywali uroczystości i obrzędy, tych samych czcili bogów, co i Litwini. Tenże sam wreszcie ich świętościom przewodniczył kapłan, mający stałe siedlisko w mieście, które uważano za stołeczne, a które od Rzymu nazywano Romowe. Ktobykolwiek nie był słuchał jego nakazów, śmiercią miał być karany. A zwał się ten kapłan w ich języku Krywe. Spokrewnieni bowiem między sobą, podobny mieli język i obyczaje Prusacy, Litwa i Żmudzini. W pożarze wojen domowych, wszczętych w Italii między Cezarem i Pompejem, opuściwszy dawne siedliska, wtargnęli byli, jak twierdzą podania, do ziem które teraz zamieszkują, i obrali sobie nowe siedziby między lasami i puszczami, w ostępach rzek, jezior i bagnisk, a na wzór Rzymu założyli miasto Romowe, w którém osadzili najwyższego kapłana, przewodniczącego religijnym obrządkom. A lubo te narody różnią się pojedynczych wyrazów wymawianiem, podobnie jak Polacy, Czesi i Rusini, przecież z wielu miar podobni są do siebie. Zdaje się atoli, że ich ród i języki nie z jednego idą źródła. Prusacy odmiennego od Litwinów i Żmudzi mają być pochodzenia. Gdy bowiem Prusyasz król Bitynii, u którego Hannibal wódz Kartagiński od Rzymian zwyciężony w ucieczce szukał schronienia, z namowy tegoż Hannibala wydał był płocho wojnę Rzymianom, i mimo przeciwnej wieszczby, jaką pokazywały otwarte trzewia bydlęce, odważył się walną stoczyć bitwę (przyczém Hannibal temi natrząsał się z niego słowy: „Czy ty Prusyaszu wolisz wierzyć kawałkowi cielęciny, niżeli doświadczonemu wodzowi?“); pobity od Rzymian i rozproszony, uciekając przed ich orężem z szczątkami Bityńczyków, stanął w okolicy północnej, i od swego imienia nadał Prusom nazwisko. Bityńskiego zaś plemienia nawet do dziś dnia pozostały ślady; niektórzy bowiem z Prusaków zachowują jeszcze wyrazy swojej dawnej mowy, a ludy Eolski, Dorycki, Attycki i Joński należycie je rozumieją. Żony u nich były kupne i przymuszone podejmować prace rolnicze. Ciała zmarłych palono wraz z bronią, końmi, odzieżą i innemi rzeczami, w których żyjący mieli upodobanie. Do Pruskiego tedy kraju zawitawszy mąż Boży Wojciech, zaczął ludowi tamecznemu opowiadać poselstwo Chrystusowe, a to przez tłumacza dodanego mu umyślnie w tym celu od Mieczysława książęcia Polskiego. Odwodząc Prusaków od czci czartowskiej, nauczał: „że to, któremu się kłaniali, słońce, księżyc, gwiazdy, zwierzęta, ogień (zwany u nich wieczystym) i gaje, były tworami Boga prawdziwego, i że jedynie z dopuszczenia Bożego zamieszkały w nich złe duchy, uwodzące swoich czcicieli.“ Takie i inne nauki roznosił mąż Boży krążąc po miejscach ludniejszych, ustawiczném zajęty kazaniem i pracą około zaszczepiania wiary świętej. Gdy na przeprawie przez rzekę Ossę prosił, aby dla ubóstwa jemu i jego towarzyszom odpuszczono przewoźne, od flisaka wiosłem w głowę ugodzony, błogosławił Bogu, że mu dla swego imienia ucierpieć nieco dozwolił, i zapłacił żądane myto. Tym przykładem pokazał, że dla miłości Boga niema nic straszliwego; nic też nie powinno zdawać się przykrém i ciężkiém, przez co bliźniego z manowca błędu naprowadzić można na drogę wiary. Jakkolwiek widział, że lud Pruski odpychał ze wstrętem obwieszczaną mu naukę i trudny był do ugłaskania, jednakże z posłuszeństwa i miłości ku Bogu, który go powołał do głoszenia swego imienia między pogany, nie rozpaczał, znosząc cierpliwie rozmaite krzywdy i zelżywości, tak dalece, iż często nie przyjęty w gościnę, i pozbawiony kawałka strzechy, spoczywać musiał pod gołém niebem, i wytrzymywać zimno i słoty. A przecież z dziwną pokorą i wytrwałością pracował jak najgorliwiej w winnicy Pańskiej. Aliści Prusacy oburzeni pogardą i znieważaniem bogów swoich, których cześć od przodków dziedzictwem była im przekazaną, jątrzyli się coraz więcej i gniewem zapalali. Za poduszczeniem nareszcie wzmiankowanego wyżej kapłana najwyższego Krywe, i innych pogańskich ofiarników, panowie Pruscy sprzysięgają się na jego zgubę. A gdy mąż Boży całe niemal przeszedłszy Prusy, gdzie rozsiewał słowo zbawienia, przybył do jednej wioski leżącej nad brzegiem morza, blisko miasteczka zwanego dotąd Fischhaus (Ffeszhausch), i na wzgórzu skalistém, nad tą wioską panującém, w Piątek dnia dwudziestego czwartego Kwietnia mszą ś. odprawiał, modląc się do Boga gorącém westchnieniem i ofiarą, aby Prusaków nawrócił; zgromadza się do koła tłuszcza pogan, którzy w mniemaniu, że czarów używa na wytępienie ich bogów, rzucają się nań z wściekłością, i mnogiemi ciosami potłuczoną, siedm razy przebitą jego głowę, odciąwszy od reszty ciała, ku większej sromocie wieszają na pobliskiém drzewie, kędy orzeł przez dni trzy, w których wystawioną była na urągowisko, strzegł jej wiernie i pilnował. A tak dusza owa błogosławiona, po wytrzymaniu męczeńskiej kaźni, wzniosła się przed stolicę najwyższego Majestatu po wieniec dwoisty i wiecznotrwały, otoczona chórem witających ją Aniołów; a sam Święty, uwolniony z więzów ciała, poszedł na gody wieczne używać roskoszy najwyższej i niepożytej. Ciało męża świętego, zrąbane na ćwierci, które gospodarz podejmujący go w gościnie pozbierał i w koszu przechował, Prusacy z obawy, żeby po śmierci nie doznali od niego jakiej przygody, odebrawszy ukryli w ziemi i z wielką strzegli czujnością w tej samej wiosce, w której był zamordowany. Towarzyszów zaś Ś. Wojciecha, jako to, Benedykta, Mateusza, Jana, Izaaka, Krystyna i Barnabę, umęczywszy rozlicznemi ciemięztwy i obelgami, wypędzili z swego kraju, grożąc im śmiercią, gdyby się poważyli kiedy powrócić.
Mieli zaś Prusacy między swojemi obrządkami i zwyczajami i ten barbarzyński obyczaj, że zmarłych ciała palili, kładąc razem na stosie najstrojniejsze ich szaty, konie, zbroje, i cokolwiek zmarły miał najlepszego, w mniemaniu, że tych wszystkich rzeczy, z któremi spłonął na zgliszczu, w drugiém życiu używać będzie. Zabójstwo karząc surowo, skazywali na śmierć winowajcę lub jego krewnego. Gościnni i w przyjęciu hojni, lecz skłonni do pijaństwa i niepomiernej ochoty, pili końskie mleko, które zwykle głowę zawraca. Wino nie było im znane, tak wszelako radzi się upijali, że zdawało im się, iż gość albo przyjaciel nie dosyć od nich był uczczony, jeżeli go trzeźwym puścili. Kobiety równie jak mężczyzni podzielały ten nałóg ustawicznego pijaństwa. Liczba żon nie była u nich ograniczona; ile ich kto mógł kupić, tyle ich miał; przeto też żadnego od mężów nie doznawały poszanowania, skazane mimowolnie na podłą i służebniczą pracę. Łaźnie codzienną były potrzebą równie u mężczyzn jak u kobiet: utrzymywali bowiem, że wypędzały z ciała chorobę ostatniego przepicia i przedłużały życie. Nikomu nie było wolno żebrać; lecz głodnemu, do któregokolwiek udał się domu, wszędy podawano strawę.
Mieczysław tymczasem, książę Polski, za radą gorliwą i przestrogą prałatów i panów, śle do papieża Benedykta VII poselstwo, w imieniu swojém i narodu Polskiego dopraszając się królewskiej korony. Tak dalece bowiem słynęły już kraje Polskie z ludności i zamożności, tak głośną była rządność i sprawiedliwość książęcia Mieczysława, że Polska zdawała się godną, iżby ją pomieszczono w rzędzie królestw chrześciańskich. Do podjęcia i popierania tak trudnej sprawy wybrano Lamberta biskupa Krakowskiego, męża znakomitego nauką i wymową. Ten przybywszy do papieża Benedykta, przełożył wymownie i z przystojną powagą poselstwo książęcia Mieczysława i Polaków, prosząc: „iżby dla lepszego utwierdzenia ich w nowo przyjętej, świętej wierze katolickiej, która w Polsce tak cudownie zakwitła przez założenie dziewięciu kościołów katedralnych i innych świątyń, i dla potłumienia narodów niewiernych i odstępnych, które z Polską graniczą, Mieczysławowi książęciu i narodowi Polskiemu królewską nadał koronę.“ O czém mówiąc wywodnie, przydał, że „Mieczysław książę Polski, prawy katolicki wyznawca, i wiary chrześciańskiej najgorliwszy zwolennik, czego dzieła jego dowodzą, przeważny orężem i rycerskiemi sprawy, mnogie ludy pod swoją władzą dzierży i nad niemi sławnie panuje.“ Gdy więc papież Benedykt VII, po zasiągnieniu rady kardynałów, oznajmił Lambertowi biskupowi Krakowskiemu, „że z łaski swojej ojcowskiej, dla wzrostu i rozkrzewienia wiary chrześciańskiej, i dla sławy narodu Polskiego, Mieczysławowi książęciu gotów jest przyznać koronę“, przybywa do Rzymu od Stefana książęcia Węgierskiego, zrodzonego z Adelaidy, a siostrzeńca Mieczysława książęcia Polskiego, (który tegoż roku po zmarłym ojcu Gejzie objął był rządy w Węgrzech) poseł Austeryk, opat klasztoru Ś. Benedykta pod Eisenburgiem (Mons ferreus) (później wyniesiony na arcybiskupstwo Strygońskie, acz kronikarze uprzednio i przedwcześnie mienią go arcybiskupem Strygońskim) i prosi o koronę dla swego książęcia Węgierskiego Stefana. Chociaż więc papież Benedykt VII obu tym książętom, to jest Polskiemu i Węgierskiemu, postanowił przyznać koronę, w przekonaniu, iż udzielenie tej jednakowej godności żadnemu nie ubliży, a wierze i religii chrześciańskiej znacznie przyczyni wzrostu; atoli przestrzeżony, jak utrzymują, widzeniem anielskiém, iżby obietnicę daną Lambertowi biskupowi Krakowskiemu i Mieczysławowi książęciu Polskiemu cofnął, a koronę jedynie Stefanowi książęciu Węgierskiemu przyznał przez posła jego Austeryka, taką w myśli swej ułożył odpowiedź: „Iż gdy Polacy pochopniejsi są do krwi rozlewu, zabojów i myśliwstwa, niż do nabożeństwa i miłosiernych uczynków, więcej zdzierstwa i uciemiężenia poddanych, niżli pokój, więcej fałsze i podstępy niżeli prawdę miłują, i bardziej o psy i bydlęta niżli o ludzi się troszczą, jako krwi chciwi okrutnicy; przeto jeszcze dotąd nie są godni korony. Wkrótce jednak (rzecze głos Boży) koronę, której mu teraz odmawiam, podam mu miłościwie, rozsławię go i wywyższę. Są bowiem w tym narodzie tysiące ludzi pobożnych, żyjących według prawa mojego bez zmazy, dla których pokornej prośby i zasługi zlituję się nad resztą, a nie przepomnę o ich dobrych uczynkach, wystawieniu i uposażeniu tylu kościołów, i czci należnej, którą mi okazują”.
Takiém więc objawieniem spowodowany Benedykt papież, koronę, którą był dla Mieczysława książęcia Polskiego przeznaczał, Stefanowi książęciu Węgierskiemu przez jego posła Austeryka przyznaje. Lamberta zaś biskupa Krakowskiego, jakkolwiek z smutną dla Polski powracającego odprawą, pociesza tém upewnieniem, „że niezadługo Polacy i ich książę, jak tylko szpetne narowy i występki, dla których dotąd w obrzydzeniu byli u Boga, porzucą, i cnotę zamiłowawszy, pielęgnować będą ludzkość i sprawiedliwość, według życzeń swoich łaski Bożej i błogosławieństwa dostąpią“. Obawiając się zaś Benedykt papież, żeby z powodu przyznania korony Stefanowi książęciu Węgierskiemu, a odmówienia jej Mieczysławowi, pomiędzy obu książętami, wujem i siostrzanem, gorszące nie wynikły zawiści i wojny, przywoławszy obu posłów, daje im przestrogi i upomnienia, zalecając: „aby pokój i zgodę, skojarzoną przez wzajemne sąsiedztwo i powinowactwo, niezłomnie zachowali, i w statecznej przyjaźni nie dali się zachwiać żadną okolicznością ani przygodą; w przeciwnym bowiem razie, tego, z któregoby przyczyny pokój był zerwany, klątwą obłoży”. Twierdzą jednak niektórzy, że papież nie z powodu objawienia anielskiego korony odmówił Mieczysławowi Polskiemu książęciu, ale w skutek otrzymanej wiadomości o jego zejściu, co i ja przypominam sobie, że czytałem w jakiejś kronice Polskiej; i że snadź Węgrzy zmyślili albo wymarzyli sobie ono widzenie anielskie, aby uświetnić koronę posłaną im przez papieża Benedykta, którą do dziś dnia nie bardzo właściwie nazywają świętą, gdy żaden kruszec nie może mieścić w sobie świętości, chyba urojoną i zmyśloną.
Tegoż roku Włodzimierz książę Ruski spustoszył był Kroacyą, o co Połowcy wojnę mu wypowiedzieli. Przeciw nim kniaź Ruski wyruszywszy zbrojno, spotkał ich nad rzeką Trubieszą; a gdy dla tej rzeki, obu wojskom będącej na przeszkodzie, stoczenie bitwy zdało się niebezpieczném, wyszedł z obozu Pieczyngów mąż przerosłego wzrostu i niezwykłej odwagi, wyzywając Rusinów, aby z pomiędzy siebie wybrali drugiego do pojedynku, a któryby z nich uległ w walce, tego kraj miał być wystawiony na łup i spustoszenie przez lat trzy. Jeden zatém z Rusinów, który był w domu pozostał, sprowadzony, podjął się tej rozprawy; a że mierną postawą nie wiele obiecował, szydził z niego ów Pieczyng w obec obydwóch wojsk nieprzyjacielskich, mając go już za zwyciężonego. Ale gdy przyszło do walki, Rusin powalił olbrzyma, a wojsko Pieczyngów natychmiast pierzchnęło, Rusini goniąc za nimi, wielu trupem położyli albo w niewolą zabrali. Włodzimierz na tém miejscu wystawił zamek Pereasław, dlatego tak zwany, że ów Rusin zwycięzca rodem był z Pereasławia.
W dniu siódmym Lutego, książę Bolesław, książę Czeski, Pobożnym zwany, brat rodzony księżny Polskiej Dąbrówki, umiera, zostawiwszy jedynego syna Bolesława (drugi bowiem Wacław zawczesnym zszedł był zgonem); ten więc po ojcu nad Czechami objął rządy książęce. Mieczysław, książę Polski ubolewając w duszy, że po śmierci Bolesława Pobożnego księstwo Czeskie, szarpane wydzierstwy łakomych panów, stawało się łupem ich przemocy, i litując się nad Bolesławem, swym powinowatym, z imienia już tylko panującym, zbiera potężne wojsko, i w towarzystwie syna swego Bolesława książęcia Polskiego wkracza do Czech: a kiedy inne miasta ze czcią go przyjmowały, i rozkazom jego poddawały się z pokorą, sama tylko Praga bramy przed nim zamknęła, i nie chciała uledz jego władzy. Mieczysław zatém uderzył nań szturmem, zdobył ją i opanował, a osadziwszy nie tylko zamek ale i miasto dostateczną załogą, i urządziwszy sprawy Czeskie, z wojskiem prawie nietkniętém wesoło i zwycięzko wrócił do Polski.
Gdy tegoż roku Pieczyngowie wtargnęli do ziemi Ruskiej i srodze ją mieczem i ogniem pustoszyli, wyszedł przeciw nim z zbrojnym ludem swoim Włodzimierz książę Ruski, i stoczył bitwę krwawą, w której atoli Pieczyngowie zwyciężyli. Włodzimierz na głowę pobity zostawiwszy za sobą wojsko w pogromie i wiele trupa, ratował się ucieczką, a iżby nie wpadł w ręce nieprzyjacioł, przed ścigającą pogonią ukrył się pod mostem, który mu przypadkowo się nadarzył. Tym sposobem oszukał nieprzyjaciela. Pieczyngowie zaś, zdobywszy tabory i obozy Ruskie, i złupiwszy całą Ruską ziemię, z mnogą zdobyczą, jeńcami i stadami bydła, wrócili do swoich siedlisk. Po ich ustąpieniu, książę Ruski Włodzimierz na pamiątkę ocalenia swego wystawił w Kijowie i nadaniami opatrzył kościół Przemienienia Pańskiego; w ten bowiem dzień świąteczny, według kalendarza greckiego, przypadła owa klęska i ocalenie Włodzimierza.
Mieczysław książę Polski, spędziwszy długie lata na stolicy swego władztwa, i wraz z małżonką Dąbrówką, córką książęcia Czeskiego, pierwszy zaszczepiwszy wiarę chrześciańską w Polsce, przyczém założył znaczną liczbę kościołów katedralnych i parafialnych, i wielu dzieł świątobliwych dokonał, przyjąwszy nakoniec chrześciańskim obrządkiem Sakramenta święte pobożnie i po katolicku, umarł i pochowany został w kościele katedralnym Poznańskim. Pogrzeb książęcia nie tylko syn jego przesławny Bolesław, ale prałaci i panowie, wielce zgonem tym zasmuceni, z należną czcią odprawili. Niebawem po ukończonym obchodzie żałobnym, syn jedynak, lat dwadzieścia ośm mający, który niepospolite zdolności swoje w zawodzie rycerskim wielu dzielnemi czyny już był od dawna wyświecił, a rzadką w owym wieku skromnością tak chwalebnie się odznaczał, że jawną było, iż więcej jeszcze obiecywał na przyszłość, niż w latach poprzednich zdziałał; za przychylną wolą prałatów i panów Polskich, a zgodną uchwałą i powszechnym, uniesienia pełnym okrzykiem, powołany został na stolicę ojcowską i rządy państwa objął. Był bowiem urody na podziw przystojnej, z którą łączył rzadką umysłu roztropność, rycerską odwagę i wielkość duszy. Zręczny w kierowaniu spraw domowych i publicznych, takim zalecał się rozumem i obrotnością, że sobie i narodowi swemu ciągle przymnażał chwały. Wylany w hojności na kościoły i sługi Boże, dla rycerstwa dobroczynny, dla innych uprzejmy i łaskawy, taką u wszystkich pozyskał miłość, że zdrowia jego i całości z równą jak swojej przestrzegali troskliwością. Dwór swój nakoniec pomnożył i uświetnił nie tylko rycerstwem i panami znakomitszemi, ale i drużyną licznych wyzwoleńców, których z poddaństwa wyswobodził, napełniwszy go tak znacznym i poważnym orszakiem, że na pozór wojsku prawie zdawał się wyrównywać. Na którego polegając dzielności, snadno krócił zapędy nieprzyjacioł, mąż bystrego rozumu, słynny z męztwa i przezornej rady. Surowość swych rozkazów łagodził szczodrą wspaniałością i przymileniem, które ją dziwnym zaprawiały urokiem. W sprawowaniu rządów kierował się nie przygodném szczęściem, ale zasadami cnoty, obdarzony od przyrodzenia postacią okazałą, dostojności pełną, i nad innych ludzi celującą. Cnoty nagradzając łaskawością, występki karał jak najsurowiej. Miał rzeczony Bolesław książę Polski umysł obrotny i sprawny; wszystko, cokolwiek przedsięwziął, z łatwością wykonać zdolny; do miejsca, osób i czasu zręcznie umiejący się stosować, i w wszelakiej okoliczności najlepszą trafić radę; tak dalece, że czy-to w pokoju, czy w wojnie, jakakolwiek nadarzyła się sprawa, do każdej sposobnym, w każdej okazywał się biegłym i jakby umiejętnie wyćwiczonym. Silny zdrowiem, czerstwością, czujnością zmysłów, odznaczał się przytém wymową, dostatkami i wspaniałą szczodrotą. Z tych i innych przymiotów głośną miał u ludzi chwałę, pałając nadewszystko jej żądzą, a lękając się niesławy. Gdy się zaś rozeszła wieść o zgonie Mieczysława książęcia Polskiego w krajach jemu podległych, wszystkie dziewięć kościołów katedralnych, przez niego założone i nadane, odprawiały zań żałobne nabożeństwa, i postanowiły, ażeby biskupi następni corocznie je także odprawiali: słusznie, jak sądzę, i sprawiedliwie, bo za książęcia i pierwszego onych kościołów założyciela, który im i wszystkim zakładom duchownym, gdzie pamięć jego w wieczystych nadaniach żyje, wlał i pozostawił swego ducha.
Kiedy mąż święty Wojciech, arcybiskup Gnieźnieński, udał się był do Prus na opowiadanie ludom tanecznym wiary chrześciańskiej, Ś. Gaudenty, zwany inaczej Radzyn, według ciała brat rodzony Ś. Wojciecha, w miejsce męża Bożego przyzwany na arcybiskupstwo Gnieźnieńskie, objął po nim stolicę. Rodem Czech, z szlachetnego pochodził domu, z tychże co i Ś. Wojciech rodziców, Sławnika i Strzeżysławy, herbu Róża, i tejże rodziny, którą mienią Poraj, Różę czerwoną (?) mającej za godło.
Prusacy dowiedziawszy się, że błogosławiony Męczennik Chrystusów Wojciech Bolesławowi, dostojnemu książęciu Polskiemu, jak za życia tak i po śmierci wielce był drogi, i że gorliwie o odzyskaniu i przeniesieniu do Polski jego zwłok przemyślał (taką bowiem dla męża Bożego książę Bolesław przejęty był czcią i miłością, że gdyby Prusacy ciała jego nie chcieli byli wydać, a okupem albo zgodnym jakim układem, postanowił nawiedzić ich orężem i najdotkliwiej jakby tylko mógł prześladować, pókiby ciała świętego nie wydali) wysyłają do książęcia Polskiego Bolesława posłów, którzy dumnie sobie poczynając, temi słowy zawodzą: „Dowiadujemy się, że bóg twój Wojciech, któregośmy zabili, wielkiego nabawia cię frasunku, i że pragnąc gorąco odzyskania jego ciała grozisz się nawet wziąć przeciw nam do oręża, i wojnę na nas gotujesz. Orężem przecież nie wskórasz ani odzyskasz ciała boga twojego, które w miejscu tajemném, tobie i innym wielu niedostępném, pochowane leży. Jeżeli je otrzymać żądasz, nie żelaza ale srebra potrzeba. Gotowiśmy je w twe ręce wydać, zechcesz-li dać tyle srebra, ile ciało zaważy“. Bolesław książę Polski, acz niechętnym umysłem przyjął to zuchwałe poselstwo, pohamowawszy jednak w sobie słuszny gniew i oburzenie, a na inny czas odłożywszy zemstę, godną tak niewczesnej Prusaków zarozumiałości, skromniej niżeli przyrodzone jego niosło usposobienie, ażeby tém łatwiej odzyskać zwłoki męża świętego, i ze względu na obecny stan rzeczy, posłom Pruskim w odpowiedzi oświadcza: że warunek, jaki położyli, przyjmuje. Stosownie zatém do ugody między Bolesławem książęciem Polskim a posłami Pruskimi zawartej, Bolesław posyła księży wraz z drużyną rycerstwa do Prus, i przeznacza dostateczną ilość srebra, wysypanego hojnie ze skarbów książęcych. Dokąd gdy wysłani przybyli, a według umowy Prusacy, wybrani do załatwienia tej sprawy, ciało Ś. Wojciecha woń jakąś cudowną wydające dobyli z ukrycia, sprawdzają naprzód Polacy, czyli było to samo; poznawszy je potém po ranach, świadczących o świeżém zabójstwie, i po innych znakach oczywistych, kładą na wagę dla odważenia z niém srebra, które był książę Bolesław przysłał. Aliści gdy w mieście Romowe, stolicy Pruskiej, złożono na szali srebro, mające zdaniem Polaków zrównoważyć ciało święte, albo je wagą swoją przewyższyć, dziwném nieba zrządzeniem, ciało to, które za życia zdawało się naczyniem i przybytkiem Ducha Świętego, do tak leciuchnej zdrobniało wagi, że nie okazując żadnego prawie ciężaru, ledwo szczupłą ilość srebra trzymało na szali. A gdy wszystkich obecnych, Polaków równie jak i Prusaków, wielkie ogarnęło zdumienie, oddają naprzód Polacy Bogu Najwyższemu chwałę za cud zdziałany i wyświadczone tak wielkie dobrodziejstwo, a potém księża zdejmują z szali ciało Ś. Wojciecha z wielką czcią i pobożnością, i składają je w skarbniczce pięknej roboty, przywiezionej z sobą, i na ten użytek przeznaczonej; a niemal wszystko srebro, które miało być dane na wykupienie ciała świętego, chowają napowrót do skrzyni, z wielkiém Prusaków zmartwieniem, którzy zobaczywszy już skarb przywieziony, radzi nie radzi musieli go odstąpić i dotrzymać danego słowa. Nie śmieli Prusacy zrywać zawartej umowy, acz niektórzy tę niegodziwość doradzali; bali się bowiem ukarania od Boga, którego cud ich zatrwożył przy odważaniu ciała świętego, lub narażenia się na klęski słusznej z Bolesławem książęciem i Polakami wojny, za zgwałcenie umowy, którą sami ofiarowali. Posłowie zatem Polscy, odebrawszy w Prusiech ciało Ś. Wojciecha, z czcią uroczystą i należnym uwielbienia okazem odwożą je do Polski, wśród radości i uweselenia ludu Polskiego, który hurmem i z zapalonemi świecami wychodził na jego przyjęcie, po wszystkich powiatach, wsiach i okolicach, przez które je prowadzono. A gdy Bolesław książę Polski powziął wiadomość od posłów do Prus wyprawionych o całej sprawie i wydarzeniu, jak za Bożem zrządzeniem ciało Ś. Wojciecha przy jego odważaniu mało albo nic prawie nie zaciążyło na szali, i gdy się dowiedział, że uprowadzone bezpiecznie znajdowało się już na ziemi Polskiej, z radością i pociechą serca uwielbił cudowną moc Zbawiciela, który jemu i narodowi Polskiemu tak wielkie wyświadczył dobrodziejstwo. Poczém zwoławszy wszystkich pobliższych biskupów, księży i świeckich panów, w licznym i poważnym tłumie wszelkiego stanu i powołania ludzi wyszedł na powitanie ciała Męczennika; a gdy się ku niemu zbliżył, padł na oblicze wraz z duchowieństwem, ludem i towarzyszącą mu drużyną. Wyśpiewał potém sercem i usty chwałę Boga, odprowadził ciało i złożył w Trzemesznie, w klasztorze kanoników regularnych Ś. Augustyna, który ojciec jego Mieczysław książę Polski zaraz po przyjęciu wiary chrześciańskiej był założył i z osobliwszą hojnością uposażył. Po niejakim zaś czasie, chcąc znakomitszą uświęcić czcią ciało Ś. Wojciecha, zgromadził mnogi poczet biskupów, księży i osób świeckiego stanu, i z wielką a pełną blasku uroczystością zwłoki męża świętego dnia dwudziestego Października przeprowadził z Trzemeszna do Gniezna, miasta pod ów czas ludnego i kwitnącego, i złożył je z największą czcią w kościele metropolii Gnieźnieńskiej, której tenże święty był przez jakiś czas arcypasterzem. Potém, na pamiątkę tak wielkiego dobrodziejstwa, odprawiał przez wiele dni pobożne uroczystości, i rozdawał ubóstwu hojne jałmużny, z dziwną wylewając się łaską i szczodrotą dla wszystkich, którzy w potrzebach swoich do niego się uciekali. Po przeniesieniu zaś ciała Ś. Wojciecha do Gniezna, począł mąż Boży wsławiać się licznemi i gęsto powtarzanemi cudami, i wielkim okazywać przyczyńcą swoim wyznawcom, w smutkach i doległościach wzywającym jego pomocy. Przeto nie tylko z Polski, ale i z najodleglejszych kończyn Niemiec i Węgier tłumy ludu poczęły uczęszczać i pielgrzymować do jego grobu, gdzie znajdowały zdrowie i pocieszenie. Cudów, które mąż święty zdziałał, iż są w różnych księgach opisane, nie zdało nam się zamieszczać w tém dziele, aby go zbytnią obszernością nie powiększać.
Rok ten przyniósł z sobą wiele osobliwszych zjawisk, a zwłaszcza trzęsienie ziemi pełne groźby i postrachu, a dnia czternastego Grudnia kometę, która przy pogodném niebie podobna do pałającej pochodni, i miecąca rościągłą łunę światła, tak widokiem swoim wszystkich przeraziła, że nie tylko ci, którzy na polu byli, ale i w domach zamknięci, uczuli się jakby gromem rażeni.
Po śmierci Benedykta, który siedział na stolicy lat pięć, miesięcy sześć, a według innych lat dziesięć, papiestwo osierocone było przez dni pięć. Pochowano go w kościele Ś. Piotra. Po nim Jan XIV, tak nazwany Piotr biskup Pawijski, władał na stolicy miesięcy ośm; poczém w zamku Świętego Anioła przez cztery miesiące morzony głodem umarł, pochowany w Watykanie. Następcą miał Jana, rodem Rzymianina, męża wielce uczonego, który dzieł kilka napisał. Żył po swém wyniesieniu bardzo krótko, bo tylko cztery miesiące, i ustąpił miejsca innemu tegoż imienia Janowi, także rodem z Rzymu. Tego Krescenty patrycyusz tak srodze utrapił, że przymuszony był Rzym opuściwszy słać do cesarza Ottona II prośbę, aby mu przybył na pomoc. O czém dowiedziawszy się Rzymianie, sami go przywołali, i ścieląc mu się do nóg z pokorą, błagali przebaczenia, którego im też nie odmówił. Władał na stolicy papieskiej lat dziesięć, tyleż miesięcy i dni siedm. Umarł w Rzymie.
„Moguntczyk, Trewiranin, Kolończyk,
Każdy z tych niech będzie kanclerzem cesarstwa;
Palatyn zaś stolnikiem, książę miecznikiem,
Margrabia komornikiem najwyższym, Czech cześnikiem.
Ci na zawsze stanowią wszystkim najwyższego pana.“
Ale, jak niektórzy mówią, orzeł z tej okoliczności utracił wiele pierza, a w końcu zupełnie z niego obskubanym zostanie.
Gdy cuda osobliwsze i zadziwiające, które łaska Zbawiciela przez zasługi Ś. Wojciecha arcybiskupa Gnieźnieńskiego czynić raczyła, po wielu krajach szeroko i daleko się rozgłosiły, Otto III cesarz Rzymski nękany słabością, tak z własnego natchnienia, jako też rady przyjacioł, począł o podźwignienie z niemocy gorliwie wzywać Ś. Wojciecha, ślubując Bogu, że jeżeli dawne odzyska zdrowie, grób Męża świętego osobiście odwiedzi. Aliści cudownie, po uczynieniu takiego ślubu i wezwaniu Ś. Wojciecha, uczuł się wolnym od tej słabości, którą cierpiał. Chcąc zatém ślub swój wypełnić, i u grobu Męczennika złożyć godne Świętego podarki, wybrał się do Polski w gronie wielu książąt i rycerstwa, aby razem i z ślubu się wywiązać i poznać osobiście Bolesława, który wielkiemi pochwałami rozgłośnie wszędy słynął. Jakoż wiedzieli o tém wszyscy, że się udał do Polski nie tylko dla odwiedzenia zwłok Ś. Wojciecha, spoczywających w Gnieznie, ale i poznania Bolesława książęcia Polskiego, znęcony jego sławą.
O którego zamierzoném przybyciu powziąwszy wiadomość z licznych doniesień Bolesław, przysposobił się we wszystko, co było stosowném do przyjęcia tak znakomitego gościa wraz z jego rycerstwem, i wstępującego cesarza w granice Polski, w licznym dworzan orszaku, przystojnie i z wielką uczciwością powitał. A od pierwszego zaraz spotkania zaopatrzył hojnie i wspaniale, nie tylko jego samego, ale i wszystko rycerstwo, we wszystkie rzeczy potrzebne, i prowadził drogą najkrótszą do Poznania. A że Otto cesarz zobowiązał się był ślubem iść pieszo siedm mil do ciała Ś.
Wojciecha, przeto postanowił ztąd już piechotą dalszą podróż odbywać (tyle bowiem rachują drogi z Poznania do Gniezna). O czém Bolesław zawiadomiony, chcąc cesarzowi największą, jaką tylko mógł, cześć okazać, rozkazał całą przestrzeń drogi, którą cesarz miał postępować, od Poznania aż do Gniezna, podesłać suknem rozmaitej barwy, tak iżby w pochodzie swoim wraz z rycerstwem nigdzie ziemi nie dotknął. A lubo cesarz Otto dał poznać, że takiej grzeczności by najmniej nie wymagał, i że mu raczej zdała się ciężarem a niżeli zaszczytem, przecież zniewolony prośbami Bolesława, któremu nie chciał dać powodu do użalania się, że jego uprzejmością i dobrą chęcią pogardził, przychyliwszy się do jego żądania, w towarzystwie Bolesława, pieszo z nim idącego, i drużyny swego rycerstwa, udał się do Gniezna. Tam od Gaudentego arcybiskupa, tudzież innych biskupów, prałatów, panów, niewiast znakomitych i ich córek, którym książę Polski Bolesław na powitanie cesarza spiesznie zgromadzić się kazał, przyjęty był z wielką czcią i należnym dostojeństwu jego okazem. Cesarz nawzajem, pełen uprzejmości, witał ich mile, i już wtedy nie bez podziwu zwracać począł uwagę na bogate stroje i ozdoby rozmaitych stanów, przepychu pełne z złota, kamieni drogich i pereł klejnoty, w których panie i znakomite niewiasty świetnie i okazale wystąpiły; niemniej na osobiste, prawdziwie królewskie przymioty Bolesława książęcia Polskiego, dawno już z wieści rozgłośnych sobie wiadome. Dziwiło go to nie pomału, z jaką wszystko wykonywał szybkością, jak przytomny umysł, staranność i rządne w każdej sprawie okazywał rozgarnienie; jaka odwaga w niebezpieczeństwach, czujna i gotowa na wszystko rada, jak osobliwa przy tém zalecała go zręczność i ludzkość: które-to przymioty, jawniej pod ów czas niż kiedy indziej udowodnione, ujęły mu serce tak cesarza jako i wszystkich przytomnych. Gdy nadto przypatrzył się wystawnemu przepychowi, takiej obfitości złota, kamieni drogich, pereł, purpury, zbrojnym wreszcie pocztom rycerstwa i rozlicznej służby drużynom, jakich się nigdy widzieć w Polsce nie spodziewał, gdy poznał znakomite i świetne dzieła Bolesława, nie już z powieści cudzej, ale sam przez się osobiście i własnemi oczyma; więcej jeszcze wzbudziła w nim podziwu sama obecność, często wielkim imionom nieprzyjazna, a niżeli z daleka mówiąca sława. Bowiem ten książę, raźny i obrotny w wykonaniu każdej sprawy, którą zamierzył, odznaczał się dzielném ramieniem i wymową.
Cesarz więc Rzymski Otto III, przybywszy do miasta Gniezna i wszedłszy do kościoła katedralnego, padł na oblicze przed ciałem Ś. Wojciecha, i z wielką pobożnością składał dzięki Bogu i Ś. Wojciechowi za przywrócone sobie zdrowie. Ofiarował potém do grobu jego podarki godne cesarza w złocie i srebrze, i przez dni kilka zatrzymał się w Gnieźnie, dla oddania należnej czci mężowi Bożemu. Książę zaś Polski Bolesław najusilniejszych dołożył starań, ażeby tak Ottona cesarza, jak i wszystkich którzy z nim przybyli dostojników, panów i rycerzy, nie tylko jak najhojniej zaopatrzył w wszelaką żywność, ale nadto znakomitemi uczcił podarkami i innemi uprzejmości dowody. Znoszono zatém cesarzowi i panom jego codzień nowe upominki, stosowne do stanu i godności każdego z przybocznych i służebników dworu. Dawano jednym naczynia złote, drugim srebrne, innym noszenia z drogich kamieni, łańcuchy, konie przepyszne, futra zagraniczne wielkiej wartości, szaty ozdobne tkaninami z złota i srebra, świetne purpurą i szkarłatem. Cesarz więc Otto, któremu znaną już była z rozgłośnej sławy potęga i wielkość Bolesława książęcia Polskiego, i który od dawna pragnął dla przekonania się o niej nawiedzić kiedykolwiek Polskę, utyskiwał sam w sobie i przed poufalszymi z swoich powierników, że Bolesław tylu dowodami czci, tylu darami i wysługami bardziej go upokarzał niż zaszczycał, i że w zbliżeniu osobistém, co rzadko bywa, większym się jeszcze niż z dalekiego odgłosu pokazywał. Tém ciekawiej przeto i sam cesarz i jego panowie na bohatera słynnego przeważnemi dzieły, roztropnością, przemysłem, czynnym w sprawach obrotem, wspaniałością i innemi przymioty godnemi panującego, oczy zwracali. I widzieli w nim zbiór najrozliczniejszych zalet, przewyższających jego sławę; wrodzony dar roztropności połączonej z dowcipem, bystrość osobliwszą i zręczność w rozporządzaniu i załatwianiu spraw wszelakich, umysł do działania skory i na podziw przezorny. Zastanawiała ich równie ogromna liczba wojsk i ludów, które skinień jego słuchały z niewypowiedzianą bojaźnią i posłuszeństwem, karność rycerzy i sług w wykonaniu prawie na wyskok szczegółowych poleceń. Gdy więc Otto cesarz postrzegł w nim nie tylko zdolności daleko wyższe niżli o nich wieść głosiła, ale rzadki nawet w panujących wzór cnoty; umyślił, dla podwyższenia jego chwały, przydać mu zaszczyt królewskiej korony. Zwoławszy więc panów przedniejszych i radców swoich, wyjawił im (mówią) nad tak znakomitemi sprawy Bolesława książęcia podziwienie swoje, które długo w duszy ukrywał: „Nic, rzecze, z tego co o Bolesławie książęciu Polskim doniosła nam sława, nie skłamała; owszem większe nierównie rzeczy zataiła, wiele prawdzie ujęła; nie wyświeciła wszystkich dzieł chwalebnych i cnót Bolesława, które obecnie widzimy i podziwiamy, ogłaszając je półgębkiem, skąpo i zazdrośnie. Mniejszą była ta sława w świecie, niżeli tu na miejscu. Tyle bowiem widzimy w nim rozsądku, odwagi, wielkości duszy, sprawiedliwości, hojności, łaskawości, tyle w jego prawym i rzetelnym umyśle odkrywamy codziennie zacnych i prawdziwie królewskich przymiotów, że słusznie od nas stawiony być może na wzór najświetniejszy swoim następcom.
Byłoby to sromotą i zelżywością, powiem nawet występkiem, gdyby mąż tak wielki, a nam i państwu naszemu najprzychylniejszy, pod skromną ukrywał się nazwą książęcia, a nie siadł raczej na szczeblu najwyższym dostojności królewskiej, kiedy jak wiemy i nad książęta jest możniejszy, i mądrością swoją królom wyrównywa. My więc, jeżeli to zda się wam dobrém i pożyteczném, umyśliliśmy, dla chwały Bożej, dla pomnożenia i wzrostu wiary świętej, a zguby narodów barbarzyńskich, z Polakami sąsiadujących, zaszczycić go dostojnością królewską, przybrać do wspólności i pełnego uczestnictwa władzy naszej, i podać mu do rąk berło królewskie, aby tą przynajmniej wzajemnością wywiązać mu się za tyle dowodów czci, tyle hojnych i wspaniałych darów, któremi nas codziennie obsypuje, pokąd nie zdołamy inaczej ich zawdzięczyć“. A gdy wszyscy książęta, panowie i dostojnicy cesarscy, zgodnemi głosy i z uwielbieniem pochwalili tę myśl cesarza, rozwodząc się szeroko i z wielkiemi pochwałami o zaletach Bolesława, i twierdząc jednozgodnie, że w Bolesławie książęciu wzór prawie wszystkich dobrych przymiotów i wszystkie najcelniejsze mieściły się cnoty: cesarz Otto wychodzi z swojej komnaty i z księciem Bolesławem udaje się do kościoła Gnieźnieńskiego, wśród licznej drużyny towarzyszącego obu monarchom rycerstwa i tłumów ludu płci obojej. Dokąd przybywszy cesarz Otto, rozkazuje Gaudentemu arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu i innym biskupom, Bolesława książęcia olejem świętym namaścić na króla Polskiego, i z stósownemi mowami i błogosławieństwy wykonać uroczyście to wszystko, co się zwykło czynić przy koronacyach i namaszczeniach królewskich. Czego gdy dopełniono, prowadzi Otto cesarz Bolesława na tron wyniosły, zkąd od wszystkiego, które ich otaczało, zgromadzenia mógł być widziany; a zdjąwszy z głowy swojej świetną koronę, w którą na ów czas był przybrany, koronuje nią i wieńczy skroń Bolesława, mianując i ogłaszając tak jego, jak i wszystkich Bolesława potomków, dziedzicznemi królami Polskimi, cesarstwa Rzymskiego sprzymierzeńcy i przyjaciołmi; przyczém poddał jego zwierzchnictwu i królestwu wszystkie krainy i ludy Polskie, i prawém własności odkazał wszelakie księstwa, ziemie i powiaty, bądź już nabyte, bądź w przyszłości przez niego i następnych królów Polskich z łaski Bożej na narodach pogańskich lub odszczepionych zdobyć się mające. Orła przytém białego jemu i całemu królestwu wiecznemi czasy za herb nadał, ażeby na wzór państwa Rzymskiego, które podobny mając znak za godło, różniący się jedynie kolorem czarnym, dzierżyło nad wszystkiemi krajami Niemieckiemi zwierzchnictwo, i on takiegoż używając godła w polu białém, nie przestawał podbijać pod swoje panowanie narodów Słowiańskich, w barbarzyństwie jeszcze żyjących. Zaczém upominał go i zachęcał, aby dla wzrostu i rozkrzewienia wiary chrześciańskiej starał się wszelkiemi siłami wytępiać barbarzyńców, a iżby poddanemi swojemi rządził sprawiedliwie, kościołowi Bożemu i sługom jego oddawał powinną cześć i należytość, a trwał w przymierzu i statecznej przyjaźni z cesarzem; obiecując mu, że z czasem za swe dzieła chwalebne i cnoty większych jeszcze dla siebie, synów swoich, wnuków i następców od Boga i cesarza łask dostąpi. Żeby zaś to postanowienie uczynić tém trwalszém i pewniejszém, zatwierdza je i uświęca przywilejem cesarskim, opatrzonym pieczęcią złotą (bulla aurea), mocą którego królów i królestwo Polskie wyosabnia, nadaje i wynosi osobliwszemi swobodami i prawami wyłączności, z zupełném usamowolnieniem i wyjęciem ich na wieczne czasy z pod władzy i zwierzchnictwa swego i swoich następców cesarzów Rzymskich. Bolesław zaś, nowy król Polski, skromnemi słowy odpowiedziawszy na to, co mu cesarz zalecił, i dziękując z wielką uprzejmością za odebrane dary, przyrzekł: „że „wedle możności za pomocą Bożą wszystko wypełni“. A tak rzeczpospolita Polska stała się królestwem, a Bolesław książę Polski wywyższony został nad wszystkich książąt Słowiańskiego rodu. I gdy do spełnienia miary wszelakiej pomyślności nie brakowało mu niczego, krom korony królewskiej, Opatrzność Boska i tą go obdarzyła. Za tę przeto i inne nader liczne dla rodu i plemienia swego zasługi uczczono go posągiem złotym, tudzież łukiem tryumfalnym, na świadectwo potomnym wiekom; on bowiem pierwszy u Polaków przyjął oznaki godności królewskiej. Dzień też ów pamiętny dla narodu, równie jak następne, święcono nader uroczystym obchodem, ku czci i chwale dwóch obecnych monarchów, dającego i przyjmującego koronę. Uświetniono go wydaniem wspaniałych zabaw i widowisk: w tym dniu bowiem Bóg niezmierzony w swojej łasce wyniósł Bolesława króla na stolicę królestwa i w nim uświęcił początek tak zaszczytny błogiego i pożądanego dla wszystkich Polaków panowania. Widząc Bolesław, ile z uzyskanej godności królewskiej jemu, państwu jego i narodowi Polskiemu przybyło chwały, uznał, że we wszystkiém spełniły się słowa Benedykta VII papieża, wyrzeczone w odpowiedzi posłowi ojca jego, Lambertowi biskupowi Krakowskiemu. Uradowany więc i niezwykłą przejęty pociechą, przez trzy dni następne urządzał z przepychem podziwienia godnym najwytworniejsze biesiady dla cesarza Ottona i wszystkich książąt, prałatów i panów; przyczém okazał i szlachetnego umysłu wspaniałość i bogactwa swoje i wielkość. W ciągu bowiem owych trzech dni przewyższył hojnością wszystkich książąt, do tego stopnia, że rozrzucając raczej niżli rozdając podarki, cesarza i najprzedniejszych panów jego orszaku z dala za sobą i w upokorzeniu zostawił, a zdziwiwszy wiek spółczesny, samego zwłaszcza cesarza i jego towarzyszów, potomności przekazał wieść do uwierzenia trudną. Każdego bowiem dnia zastawiano stoły gościnne naczyniami nowemi z złota i srebra, połyskującemi od klejnotów i drogich kamieni, które zaraz po skończonej uczcie, złożone w stos osobny, cesarzowi w darze odnoszono. Toż samo powtarzano w drugim, a nakoniec i w trzecim dniu, zastawiając w miejsce tam tych inne, a coraz większej wagi i wartości naczynia. Uczciwszy zaś tak hojnemi dary cesarza, zwracał się z swą szczodrotą do książąt, prałatów, panów i dworzan cesarskich, i stósownie do stanu, stopnia i powołania, wszystkim rozdawał upominki, zawdzięczając tą bezprzykładną prawie wspaniałością uprzejme względy cesarza, który z własnego popędu i natchnienia królewską uwieńczył go koroną. A ku większemu uczczeniu Ottona codziennie wyprawiano igrzyska, gonitwy z kopijami, pląsy, śpiewy i rozmaitego rodzaju zabawy. Cała stolica brzmiała dzień i noc muzyką i ochoczą rozrywką. Tak gościnném chęci swoich wylaniem król Bolesław tyle sobie ujął wszystkich panów i dworzan cesarskich, że im się zdawało, iż mniej otrzymał niżli zasłużył, i ofiarowaną mu dostojność królewską niżej cenili, niż okazaną sobie uprzejmość i hojność.
Otto III cesarz, mąż ślachetnego i wspaniałego umysłu, zważając, że i sobie i swoim uczyniłby ujmę, gdyby się nie wywzajemnił za tyle przysług i upominków, któremi ich Bolesław król Polski tak hojnie obdarzył, po krótkim namyśle, postanawia wejść z królem Bolesławem w związek powinowactwa, i zaślubić synowi króla Polskiego jedynemu, który imieniem swego dziada nazywał się Mieczysław, siostrzenicę swoję Ryxę, córkę pierworodną Ezzona, czyli Herenfryda grabi palatyna Reńskiego, książęcia pod ów czas słynącego zacnością rodu i osobliwszą roztropnością, i rodzonej siostry swojej Mechtyldy. Tę dla uświetnienia domu królewskiego i większej chwały narodu łączy z wspomnianym książęciem Mieczysławem, drogim i jedynym plemieńcem Bolesława, iżby dostojność korony królewskiej zajaśniała jeszcze związkiem zaszczytnym z krwią i rodziną cesarskiego domu. Ugody i zaręczenia uroczyste pomiędzy cesarzem a królem, w imieniu dzieci, zawarte zostały i utwierdzone na piśmie. Uważał bowiem Otto za walną cesarstwa swego podporę, jak rzeczywiście było, to powinowactwo, mające skleić kraje Niemieckie z Polskiemi. Na tem jeszcze nie przestając, daje w podarku Bolesławowi gwóźdź z krzyża Zbawiciela, uświęcony przebiciem ciała Pańskiego, tudzież włocznię Ś. Maurycego, z taką przemową: „Ten gwóźdź, nad który sądzę iż nie mam i mieć nie mogę między wszystkiemi skarbami memi nic kosztowniejszego, nic droższego, ani wdzięczniejszego, ani milszego, tobie, memu najmilszemu powinowatemu, daję za godło zwycięzkie, czyniąc cię, mocą tego znakomitego daru, wszystkich okólnych nieprzyjaciół, a zwłaszcza narodów barbarzyńskich, wielkim i sławnym zwycięzcą. Nie wywzajemniam się złotem i srebrem za wspaniałe upominki twoje, któremi mnie i towarzyszów moich obdarzyłeś, bo widzę że w nie aż nadto jesteś bogaty, ale darem przewyższającym wszystkie bogactwa ziemskie, gwoździem Chrystusowym. Przydaję ci nadto włocznię Ś. Maurycego, naczelnika legii Tebańskiej, abyś jej używał jedynie w wojnach toczonych z narodami barbarzyńskiemi, królestwu twemu przyległemi, których potęgę za pomocą Bożą i przyczyną Ś. Maurycego zetrzesz“. Bolesław zaś król Polski, za związek tak zaszczytny i świetny, i dary znakomite takiej rzadkości wynurzając cesarzowi słuszną podziękę, darował mu nawzajem ramię Ś. Wojciecha, przyjęte z wielką wdzięcznością i uczuciem pobożném; przyczém tak mówił do cesarza: „Kiedy codziennie więcej się przekonywam, że mnie i lud mój, a nawet potomstwo moje w tak czułym raczysz mieć względzie, że nie przestając na wywyższeniu mojém wraz z narodem władzy mojej podległym, jeszcze i syna mego przybierasz za zięcia, gdy nadto tron królewski, na którym mnie osadzasz, uświęciłeś gwoździem Chrystusowym i włocznią Ś. Maurycego, godłami zwycięztwa; przeto starać się będę usilnie, abym ozdobiony tak wielkiemi zaszczyty wywiązał się za nie raczej czynami niż słowy. Z szczerą wiernością i chęcią za ciebie i państwo twoje staczać będę wojny, do jakich tylko zechcesz mnie powołać, kwapiąc się z dowodami wdzięczności, w której nikt mnie przewyższyć nie zdoła“. A to uwieńczenie książęcia Polskiego Bolesława koroną królewską, i pierwsze namaszczenie królów Polskich przypadło w te czasy, gdy na stolicy Piotra siedział Jan XVIII papież.
Otto cesarz, dopełniwszy koronacyi Bolesława I, króla Polskiego, i spowinowaciwszy się z nim przez siostrzenicę swoję Ryxę, obciążony zlotem, srebrem i rozlicznemi upominki, opuszcza Gniezno, z błogą w sercu pociechą, że ukoronował i powinowactwa związkiem skojarzył z sobą książęcia tak ludzkiego i wspaniałego, a w nim sobie i cesarstwu tak znakomitego pozyskał sprzymierzeńca. Bolesław zaś król Polski, wracającego cesarza do swoich krajów odprowadził aż na granice królestwa, podejmując go wraz z towarzyszącém mu rycerstwem hojnie i wspaniale, po wszystkich miejscach do władztwa jego należących. A gdy przybyli do granic królestwa, złożywszy dzięki cesarzowi, i stwierdziwszy z nim sojusze wiecznej przyjaźni rozmaitemi obietnicami, pożegnał go i wrócił do Polski. Otto zaś cesarz puścił się z powrotem do Niemiec, i szczęśliwie przybył do Magdeburga, gdzie najczęściej zwykł był przesiadywać. Poczém Ryxę dziewicę, dostojną siostrzenicę swoję oddał z wianem i oprawą posłom Bolesława króla Polskiego, którzy w towarzystwie jego razem przybyli dla zabrania jej do Polski i złożenia podarków wielkiej wartości, posłanych od króla Bolesława ojcu Ryxy, Ezzonowi grabi palatynowi. Ci zatém z liczną drużyną rycerstwa, przydaną przez cesarza i ojca narzeczonej, grabiego palatyna Ezzona, odprowadzili do stolicy Gniezna dziewicę w naukach ćwiczoną, słynną urodzeniem, powabem, skromnością i wdzięczną obyczajów niewieścich powagą. Złożyli posagowe dary i oprawę dworską, a prosili imieniem wuja, ojca i rodziny, „aby ją Mieczysław książę przyjął dla pociechy swojej, jak wierną towarzyszkę, do społeczeństwa i łoża swego, a w słodkiej z nią przyjaźni mieszkał, biorąc małżonkę dobroci pełną, skromną, powolną i uległą“. Król zaś Bolesław, zważywszy uzyskaną z łaski Boga i przychylności ludzkiej godność królewską, tron i majestat panującego, który uczynił go wyższym nad innych książąt i wielu zaszczytami przedniejszym, rozsądek połączył z łaskawością, umiłował sprawiedliwość, zapewnił i ustalił swoje panowanie i błogim cieszył się pokojem.
Wkrótce atoli sąsiednie narody poczęły zazdrosném okiem poglądać na te zaszczyty, któremi cesarz Bolesława i jego państwo tak świetnie ozdobił i wywyższył, obdarzając go koroną królewską, gwoździem Męki Chrystusowej i włocznią Ś. Maurycego. Więcej zaś nad inne narody Czesi przejęci tą zazdrością trapili się pomyślném Bolesława i Polskiego narodu powodzeniem, utyskując, że Polska wprzódy niż Czechy uzyskała dostojność królestwa. Panował w owe czasy nad Czechami Bolesław III. Srogi bowiem gwałtownik Bolesław, rodzony brat i zabójca Ś. Wacława, którego córka Dąbrówka, niewiasta zacna i pobożna (jako się wyżej rzekło) porodziła Mieczysławowi Bolesława pierwszego króla Polskiego, zostawił umierając dwóch synów: jednego Bolesława, który przez długie lata panował nad Czechami łaskawie i sprawiedliwie, i nazwany został Bolesławem Pobożnym; drugiego Stratkwasa, na którego chrzcinach zdarzyło się zabójstwo Ś. Wacława, a który z powodu tak niegodziwego morderstwa otrzymał nazwę Stratkwas (to jest, straci kwas). Ten w Ratyzbonie wstąpiwszy do klasztoru Ś. Emerana, zakonu Ś. Benedykta, w mniszej szacie pokutował za zbrodnię ojcowską. Niegdyś błogosławiony Wojciech spotkawszy się z nim w Pradze namawiał go, żeby po nim objął Praską stolicę, w tej myśli, że przy pomocy brata rodzonego mógłby skrócić z łatwością niezbożne i zuchwałe Czechów bezprawia; na co on jednak wtedy nie przystał. Później dopiero (jako mu był mąż święty, wymawiającemu się i wzbraniającemu wniść drzwiami do owczarni, przepowiedział) zapragnąwszy wyniesienia, którém się zdawał wprzódy pogardzać, po wygnaniu Ś. Wojciecha Praską stolicę za wstawieniem się brata swego Bolesława od cesarza Ottona III otrzymał. A gdy z cesarskiego zlecenia arcybiskup Moguncki wyświęcał go na biskupa Praskiego, on zaś w czasie tego obrzędu zwykłym obyczajem na ziemi krzyżem leżał, mając przywdziewać szaty biskupie, nagle z skrytych wyroków Boga, ścigającego zbrodnie w drugiém, trzeciém i czwartém pokoleniu, opętany od czarta, tak gwałtownie i straszliwie duchem jego był miotany, że w tej męce niezadługo życie zakończył, wśród zgrozy pełnego wszystkich przytomnych osłupienia. Bolesław II Pobożny umierając zostawił syna jedynaka Bolesława. Tego Czesi poduszczali ustawicznie do najazdu na Polskę, celem shołdowania sobie całego kraju, lub przynajmniej jakiej jego części, przekładając, że jeśli jako książę królestwo Polskie splądruje i owładnie, większą u cesarza i innych książąt wziętość pozyska. Nie brakło też między panami Czeskimi takich, którzy, jak zwłaszcza Ursowicze i wszystek niemal dom Rawitów, ludzie chytrzy i przebiegli, a na ów czas w Czechach przemożni, między bracią po siostrze i bracie ciotecznemi zasiewali niezgody, i zgubną podżegali wojnę, w tej myśli, że ród swój do wyższego podniosą znaczenia i majątki swoje wśród domowych rozruchów pomnożą, czego w czasie pokoju obiecywać sobie nie mogli.
Jordan, pierwszy biskup Poznański, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia sześć, umiera; pochowano go w kościele Brandeburskim, lubo niektórzy utrzymują, że w Poznańskim kościele był pochowany. W jego miejsce wyniesiony został na biskupstwo Poznańskie Tymoteusz, Rzymianin, szlachetnego rodu, naznaczony od papieża Benedykta VII.
Otto zaś III gdy wrócił z Polski, dowiedział się, że Krescencyusz Rzymianin, kazawszy udusić papieża Jana XVI, przywłaszczył sobie rządy i jarzmem srogiém Rzym uciskał, pełen nadziei, że gdy Włochy ujarzmi, z łatwością (jak sobie był zamierzył) całe cesarstwo opanuje. Oburzony słusznie taką zuchwałością cesarz, wystawiwszy na cześć Ś.
Wojciecha biskupa i męczennika klasztor kanoników regularnych, ruszył do Rzymu z liczną przedniejszych panów drużyną, a stanąwszy w chwiejącej się i zawichrzonej rzeczypospolitej Rzymskiej, kościół Boży i cesarskie władztwo niezmordowanym trudem i starannością swoją podźwignął i naprawił. Poczém wyniósł na stolicę Apostolską Brunona, swego najwyższego kanclerza, męża powagi wielkiej, zaleconego życiem uczciwém, obyczajami i nauką, który przyjął imię Grzegorza V. Krescencyusza zaś, samowolnego wdziercę, gwałciciela Rzymu i cesarstwa Rzymskiego, który się był zamknął w gmachu warownym cesarza Adryana, od niektórych uważanym za dzieło samowładcy Teodoryka, a świeżo nakształt twierdzy umocnionym, włamawszy się doń siłą i dostawszy go żywcem, na moście Tybrowym ściąć kazał, a tak i Rzymowi i Włochom pokój przywrócił. Za tę spieszną usługę byłby sobie na wiekopomną zasłużył chwałę, gdyby żądze swoje równie jak nieprzyjacioł zwyciężać był umiał. Ujrzawszy bowiem małżonkę pokonanego i na gardło skazanego od siebie Krescencyusza, zapalił się ku niej nieporządną miłością i zgwałcił ją nocy następnej. Potém od niej otruty, gdy jad zgubny rozszedł się po jego ciele, w śmiertelną zapadł niemoc i umarł dnia dwudziestego piątego Stycznia, po latach ośmnastu panowania. Pielęgnował go z szczególną troskliwością Heribert arcybiskup Koloński, którego skinień słuchał cały dwór cesarski. Zaraz tenże arcybiskup Heribert wsadzić go kazał sztucznie na konia i przyodziać purpurą, jakby żywego i wyciągającego na wyprawę. Tym sposobem utaiwszy śmierć cesarza przed Rzymianami, między którymi wiedział iż było wielu niechętnych i oburzonych przeciw niemu z przyczyny zgładzenia Krescencyusza, przeprowadził go z tej strony Alp do Szwabii, pochował wnętrzności jego w mieście Augsburgu, a zwłoki przewieźć kazał do Akwisgranu, gdzie tenże Heribert, czcigodny arcybiskup Koloński, i inni książęta Niemieccy pochowali je z wielką wspaniałością w środku kościoła N. Panny Maryi. A gdy tenże Otto cesarz żadnego nie zostawił potomstwa, objął po nim rządy państwa Rzymskiego Henryk II książę Bawarski, syn Henryka brata Ottona I, ośmdziesiąty piąty po Auguście, koronowany przez Wiligista arcybiskupa Mogunckiego.
Za czasów zaś tegoż Ottona III cesarza, kościół metropolitalny Magdeburski od dziada jego Ottona I założony i uposażony, miał arcybiskupa imieniem Udona, którego Najś. Panna cudownie na stolicę wyniosła: ale potém tenże Udo, dla bezecnego i nader gorszącego życia, z wyroku samego Boga jawnie i widocznie w kościele Magdeburskim nań wydanego, głowę dał pod miecz katowski. Jeszcze za życia jego Anioł, upominający go, aby się poprawił, te słowa powtarzał:
Zgubną wiedziony radą Bolesław III książę Czeski, wojnę bez żadnej słusznej przyczyny przeciw Bolesławowi królowi Polskiemu podniosłszy, wtargnął zbrojno do Polski pod Kłockiem (Kloczsko), i począł kraj po nieprzyjacielsku mieczem i ogniem pustoszyć, zmuszając go do poddaństwa i daniny. O czém gdy Bolesławowi królowi Polskiemu doniesiono, zdziwił się nie pomału, że ten, w którym się spodziewał czasu przygody znaleźć brata i przyjaciela, niesłusznie napastował go orężem, bez po przedniego nawet wojny wypowiedzenia. Wyprawił więc do niego posłów z przełożeniem, aby ze względu na pokrewieństwo i zachowane dotąd przymierze skłonił się do wynagrodzenia szkód poczynionych i utrzymania nadal pokoju. Bolesław książę Czeski wysłuchawszy ich odpowiedział: „że niechętny i przymuszony, z powodu krzywd poprzednio doznanych wziął się do oręża, Polacy bowiem najechali jego granice; nie odmawia atoli wszelkiego z swojej strony, jakie możliwém będzie, zadosyć uczynienia“. Za zgodą przeto posłów Bolesława króla Polskiego ułożono i zatwierdzono rozejm. Na tej zasadzie król Bolesław, uważając wojnę za zawieszoną albo wcale skończoną, zaniechał przedsięwziętej wyprawy. Ale książę Czeski Bolesław, tąż samą co pierwej poduszczony namową, zebrawszy większe jeszcze siły, z pogwałceniem przymierza wpada do Polski i z całą gwałtownością kraj pustoszy; upewniali go bowiem Czesi, że Bolesław król Polski nie ośmieli się stawić czoła jego wojsku i potędze, a książę nierozważny polegając na ich radzie tém żwawiej popierał wojnę. Bolesną o tém wiadomością tknięty król Bolesław, i jak lew gniewem rozsrożony, ściąga jak najspieszniej z całego Królestwa rycerzy i najbitniejszych wojowników, i szybkim pochodem wyprowadza hufce zbrojne przeciw książęciu Czeskiemu Bolesławowi: który tymczasem ostrzeżony przez swoich szpiegów, że Bolesław król Polski zbliża się z potężném i siły jego znacznie przewyższającém wojskiem, wstrzymawszy dalsze najazdy i spustoszenia, cofa się z Polski i do swego kraju powraca. Lecz gdy król Bolesław nie zastał go w okolicach przezeń splądrowanych, nie lżej uczuł ucieczkę nieprzyjaciela, niż klęski i narzekania ludu pokrzywdzonego napaścią Czechów: tém większym przeto obostrzony gniewem na widok spustoszenia, rzekł jak wieść niesie te słowa: „Kiedy ani krwi wspólność, ani powolność moja, ani świętość sojuszów nie zdołały wstrzymać książęcia Czeskiego Bolesława od niszczącego na kraj mój najazdu, zmuszonym się widzę ścigać go aż do zagłady, nie jak prawego nieprzyjaciela, lecz jak wiarołomnego zdrajcę i przeniewiercę“. Pod ten czas właśnie dowiedziawszy się Bolesław król Polski o nędznej i nie zasłużonej śmierci przesławnego cesarza Ottona, zakazał przez dni kilka wszelkich zabaw i uciech, przywdział po nim z całém Królestwem swojém czarne żałobne szaty, i w kościele Gnieźnieńskim uczcił go wspaniałym obchodem pogrzebowym, a nawet rocznicę jego zgonu aż do śmierci swojej uroczyście obchodził, czułą pamięcią wywdzięczając się za uczynioną sobie przysługę.
Nie mógł Bolesław król Polski znosić długo żalu i utrapienia duszy sprawionego spustoszeniem kraju przez Bolesława książęcia Czeskiego; i jakkolwiek słusznemi powodowany względami, a zwłaszcza niepogodą czasu i innemi trudnościami, rzecz odwlekał, gotował się przecież z wyprawą na Czechy, pragnąc pomsty za doznane krzywdy, i ściągnął znowu liczne pieszego i konnego rycerstwa zastępy, dla zapewnienia pomyślnych skutków przedsięwziętej wojny. Wkroczywszy potém z ogromném wojskiem do Czech, zdobywa jedne po drugich miasta, które mu stawiły opór, inne zaś najlichsze miasteczka i osady mieczem i ogniem pustoszy, w spodziewaniu, że Bolesław książę Czeski, poruszony tą księstwa swego ruiną, łupieżą i pożogą, da się wywabić do stoczenia walnej na polu otwartém bitwy. Był na ów czas w Czechach przeważny dom Werszowców c. Ursowiczów, celujący między innemi ślachetnością rodu, obszernemi krwi związkami, majątkiem, sławą i znaczeniem. Ursowiczami zaś zwała się ta rodzina dlatego, że za herb miała niedźwiedzia (ursus) niosącego pannę z koroną na głowie. A najstarszy i głowa tej rodziny Kochan, przodkujący między swoimi zamożnością i powagą, dworzaninem był niegdyś króla Polskiego Bolesława. Ten ujęty z dawna szczodrotą królewską i wiele kroć doznanemi względy, namawia najprzychylniejszych sobie członków domu swego i rodziny, aby wspierali zamysły i działania króla Bolesława: który, jak samego Kochana, tak jego braci i należących, przynęciwszy snadno do siebie hojnością i licznemi dary, zyskał ich cześć i przywiązanie. Tych przeto wiernej usługi, przestróg i wskazówek używając do pomyślnego kierowania wyprawą, miał pożądanych w wojnie pomocników; za ich przewodem i współdziałaniem szerząc nieustanne mordy, łupiestwa i pożogi, wszerz i wzdłuż splądrował i zwojował krainę Czeską. Gdy więc Bolesław król Polski całe Czechy, wyjąwszy majątki Ursowiczów, których kazał oszczędzać, niszczył rzezią i spustoszeniem, Bolesław książę Czeski, niezdolny stawić mu czoła, zamknął się z synem swoim Jaromirem w zamku Wyszegradzie. Poczém król Polski Bolesław podsunął swoje poczty pod samę stolicę Pragę i zamek Wyszegrad; a ścisnąwszy pierwszą oblężeniem, potłukłszy prokami i taranami, wymorzywszy wreszcie przez dwa lata głodem, zdobył zwycięzko, opanował, i wojsku swemu wydał na pastwę łupieży. Po zdobyciu zaś stolicy Pragi, wziął niezadługo i Wyszegrad, gdzie schwytanego książęcia Czeskiego Bolesława wraz z synem Jaromirem (drugi bowiem syn jego Oldrzych (Udalryk) pełniący służbę na dworze cesarskim, nie był obecny) pojął w niewolę, i całe Czechy berłu swojemu shołdował. Potém ustanowiwszy tak w Wyszegradzie jako i w Pradze i innych miastach starostów, swoich zastępców, obiera sobie Pragę za stolicę księstwa, a wszystkę szlachtę i panów Czeskich, którzy posłyszawszy o zwycięzkiém zdobyciu Pragi i Wyszegradu sami do niego pospieszyli, łaskawie i nader zaszczytnie przyjmuje, poczém bez żadnego przymusu odbiera od nich przysięgę wierności i posłuszeństwa. Ci też zobowiązani jego hojnością i mnogiemi dary, wiernie odtąd i z powolnością ulegali jego zwierzchnictwu. Podbiwszy w ten sposób i owładnąwszy Bolesław król Polski księstwo Czeskie, po wszystkich miastach i zamkach władzy jego poddanych poustanawiał starostów i wielkorządców, częścią z Polaków, częścią z wybrańszych Czechów, o których wiedział, że mu byli wierniejsi i przychylniejsi. A gdy wszystko ułatwił i jak należało rozporządził, postanowił wrócić do Polski z swojém wojskiem zwycięzkiém. Wstrzymywały go atoli prośby usilne i błagania Czechów, ażeby dłużej u nich pozostał. Na co gdy król Bolesław odpowiadał, że tego żadną miarą uczynić nie mógł, zwłaszcza że i w królestwie Polskiém wielce obecność jego była pożądaną; Czesi, a przed innymi wierniejsi mu Ursowicze, doradzali królowi, żeby Bolesława książęcia Czeskiego i syna jego Jaromira, których trzymał w niewoli, zgładzić rozkazał, przekładając, że jeśli ci przy życiu zostaną, Czesi kiedykolwiek porwą się do oręża; owszem, żeby się starał sprzątnąć albo dostać w moc swoję Oldrzycha, drugiego syna Bolesława książęcia Czeskiego, który sprawował służbę na dworze cesarza Ottona. Ale król Bolesław chociaż uznawał, że mówili prawdę, wzdrygał się popełnienia takiego okrucieństwa na książęciu i bracie. Podmówiony przecież od Czechów, kazał książęciu Czeskiemu oczy wyłupić, ażeby przy jakiejkolwiek rzeczy zmianie nie mógł już wrócić do władzy. Syna zaś jego Jaromira oddał pod straż Ursowiczom: a po tej ostatecznej sprawie, osadziwszy silną załogą Pragę i Wyszegrad, wrócił szczęśliwie do Polski. Zaprawdę, chociaż książę Czeski Bolesław był jego nieprzyjacielem, i pierwszy napadł zbrojno na jego królestwo, tak srogie jednak obejście się z bratem ciotecznym, z którym Bolesława bliskie łączyło pokrewieństwo, było wielce niezbożnym czynem, jeśli nie zachodziły inne słuszniejsze powody, nam niewiadome, dla których zezwolił król Bolesław na wyłupienie oczu i pozbawienie wzroku książęcia, zbrodnię, którą jednak nie jemu, ale ojcu jego Mieczysławowi kroniki Czeskie przypisują, lubo podanie to nie zdaje się z właściwym czasem zgodne.
Dwojaka klęska, dwie plagi straszne, mór i głód, nawiedziły w tym roku i srodze utrapiły ludzkość. Zaraza nie tylko w Polsce, ale po całym prawie świecie rozszerzyła się z taką gwałtownością, że gdy brakło cierpliwości chować umarłych ciała, żywych i oddychających jeszcze grzebano razem z umarłemi.
Nie dosyć miał przecież dzielny król Polski Bolesław na shołdowaniu i ujarzmieniu całych Czech, zapragnął jeszcze przyłączyć do nich Morawy. Zebrawszy zatém z krajów królestwa Polskiego znaczne siły zbrojne, z dobraném i potężném wojskiem wkracza do Moraw, i tak miasta jak i zamki Morawskie, nie chcące uznawać jego zwierzchnictwa, podchodzi, oblega i zdobywa. Był bowiem król Polski Bolesław mężem tak stałego w zamiarach i podniosłego ducha, że żadnej nie przedsięwziął sprawy, od którejby mu sromotnie odstąpić przyszło: jak w Czechach przeto, tak i w Morawach nie wprzódy porzucał oblężenie, aż po zdobyciu miasta, poddającego mu się bez oporu, albo wziętego przemocą. Tej siły dzielnej i stałości umysłu skutkiem było, że całe Morawy już to dobrowolnie, już złamane przemocą, i potęgą zwycięzcy przytłoczone, pod jego jarzmem uklękły. Osadziwszy więc po zamkach i główniejszych miastach starostów, częścią z Polaków, częścią znanych już z wierności Morawców, dzierżył przez czas długi zwierzchnictwo nad lennemi krajami Czech i Moraw. Wszystkie dochody, czynsze i podatki, z obu księstw Czeskiego i Morawskiego, książęciu przynależące, do skarbu królewskiego w Polsce wpływały.
Po wybraniu na stolicę cesarską Henryka, postanowiono przedewszystkiém, aby na przyszłość panowanie nie szło już krwi dziedzictwem, lecz żeby arcybiskupi Moguncki, Koloński i Trewirski, tudzież książę Czeski, palatyn Renu, książę Saski i margrabia Brandeburski obierali cesarza. Ten Henryk, mąż wielkiej świątobliwości, mnogie i szczęśliwe prowadził wojny.
Bolesław zaś król Polski, chcąc posiadanie Czech i Moraw zapewnić sobie i utrwalić, a ludy tych krajów chwiejące się w wierności i skłonne do rokoszu utrzymać w karbach posłuszeństwa, wyprawia do Henryka I cesarza, powinowatego i bratanka swego, uroczyste poselstwo z wspaniałemi darami i upominki. Opowiedzieli naprzód posłowie szczęśliwą Bolesława króla Polskiego wyprawę do Czech i Moraw, w jaki sposób zwojował te kraje i królestwu Polskiemu shołdował; jak mnogie i potężne pozdobywał miasta, i jak znakomite łupy zabrał do Polski. Dopraszali się potém, aby Oldrzycha (Udalryka), syna Bolesława książęcia Czeskiego, który przebywał na dworze cesarskim, wydał mu i odesłał, jako zakładnika wielkiej wagi do utrzymania podbitych krajów Czeskich i Morawskich. Cesarz więc Henryk, który Bolesława króla Polskiego dla dzieł jego bohaterskich i ślachetnych przymiotów czcił i miłował prawie z zapałem, a przeciwnie na Czechów był zagniewany, a ztąd im nienawistny, wydał Oldrzycha posłom króla Polskiego Bolesława. Ci odprowadzili go do Polski do króla Bolesława, gdzie z należytą uczciwością strzeżony był przez długie lata. Czesi zaś i Morawianie dowiedziawszy się o jego uwięzieniu, tém wierniej podlegali Bolesławowi królowi Polskiemu, i nigdy nie ośmielili się ani knować przeciw niemu podstępów, ani woli jego stawić oporu.
Po śmierci Grzegorza V, który rządził kościołem lat dwa, miesięcy sześć, stolica osieroconą była przez dni piętnaście. Po nim nastąpił Jan XVII, rodem Greczyn, narzucony raczej niżli obrany, jak niektóre kroniki utrzymują. Jakoż nie liczy się między papieżów, i siedział na stolicy dziesięć tylko miesięcy.
Owego czasu słynęło w królestwie Polskiém sześciu mężów odznaczających się pobożnością i życiem świątobliwém: Benedykt, Mateusz, Jan, Izaak, Krystyn i Barnabasz. Bolesław bowiem król Polski, posłyszawszy o głośnych zaletach Ś. Romualda, posłał do niego z usilną prośbą, aby mu kilku braci z klasztoru swego przysłał do Polski, którzy by przykładem swoim i nauką budowali lud świeżo z łaski Bożej do wiary nawrócony. Tę prośbę Bolesława króla Henryk cesarz osobistém poparł wstawieniem się do męża Bożego Romualda, na ów czas przebywającego w Pero. Ale Romuald nie chciał w tej mierze nakazywać samą przełożeństwa swego powagą swoim braciom zakonnym, lecz zostawił wolność każdemu udania się do Polski, albo pozostania w klasztorze. Nie wiedział, jaka w tém święciła się wola Boża; zaczém zdał to na wolą braci. Gdy Henryk nie przestał prośbą swoją nalegać, znalazło się dwóch tylko z całego zgromadzenia, którzy oświadczyli dobrowolnie, iż gotowi byli udać się do Polski: jeden z nich Jan, a drugi imieniem Benedykt. Tych gdy sprowadzili wysłańcy króla Bolesława, król przyjął ich z wielką radością jakby aniołów Bożych, i z innymi czterema, Mateuszem, Izaakiem, Krystynem i Barnabą, rodem Polakami, którzy się do nich przyłączyli, i podjęli się nauczyć ich miejscowego języka, w ziemi Wielkopolskiej wyznaczył im miejsce, gdzie teraz leży miasteczko Kazimierz, pod ów czas lasami i borami wielkiemi otoczone. Tu nowi przychodnie pobudowali sobie grodziska odpowiednie liczbie osób, i w ślubach najściślejszej wstrzemięźliwości prowadząc życie pustelnicze, utrzymywani szczodrotą króla, nauczali lud opowiadaniem słowa Bożego i wzorami cnót świątobliwych, przez co wiele przyłożyli się do podniesienia w narodzie światła i poprawy obyczajów. Z wziętości powszechnej i z rzeczywistej zasługi stali się oni nader głośnymi. Nie mieli żadnej własności ani osobistej ani wspólnej, żadnego nawet kącika własnego: żyli jedynie z jałmużny wiernych. Ubiór ich gruby i szorstki, strawa licha, najprostsza, służąca jedynie do zaspokojenia głodu; zatrudnienie codzienne modlitwa połączona z postem. Nie samą wreszcie martwili ciało wstrzemięźliwością, ale nadto chłostą wzajemną i innemi ćwiczeniami, skracając je i karcąc, aby podlegało rozumowi. Uczęszczali do nich nie tylko mężowie znakomitsi duchowni i świeccy i lud pospolity, lecz sam najdostojniejszy ze wszystkich mężów Bolesław król Polski, który ich lepianki i pustelnie odwiedzał: a z ich rozmów, życia, nauki i przykładu wielkie dla Polaków rosło zbudowanie. Bóg też najwyższy, wynagradzając ich prace i zasługi, użyczył im palmy męczeńskiej, za którą się ubiegali. Pewnego bowiem czasu król Bolesław zwykłym sobie obyczajem pobożnym udał się był w towarzystwie dworu królewskiego do tych mężów świętych; a zatrzymawszy się nieco w ich pustelni, i odprawiwszy swoje modlitwy, przy odejściu złożył im w podarku bryłę złota dla ulżenia ich ubóstwu i nędzy, a to w przytomności swojej dworskiej drużyny. A lubo mężowie Boży oświadczali, że złoto wcale nie było im potrzebne, i prosili króla, aby to bogactwo odebrał, a na inny użytek obrócił, król Bolesław jednakże odpowiedział: „że nie godziło się złota raz już Bogu ofiarowanego na inne ludzkie przeznaczać cele, byłoby to bowiem świętokradztwem.“ Zostawiwszy je zatém, i poleciwszy siebie i królestwo Polskie modlitwom mężów świętych, odjechał. Pustelnicy, przejęci wstrętem na widok złota, którego nigdy nie posiadali, wielce zmieszali się i zasmucili, zważywszy, jaką dla nich byłoby to sromotą i Boga obrazą, gdyby zwolennicy ubóstwa, którzy wcześnie pogardzili światem i jego roskoszami, i aż dotąd zgubne chciwości odmiatali żądze, w sędziwym i zgrzybiałym wieku skalać mieli ręce złotem.
„I jakże (mówili) obciążeni tak wielkim skarbem naśladować zdołamy Chrystusa? czy pod pozorem jałmużny używać go będziem, sobie na potępienie, innym ku zgorszeniu i grzesznemu upadkowi?“ Naradziwszy się przeto między sobą i rozważywszy, coby czynić wypadało, Benedykt, który starszym był w gronie, i inni bracia wraz z Benedyktem, postanowili, spiesznie i bez żadnej zwłoki zwrócić je Bolesławowi królowi Polskiemu i samemu oddać do ręki. Za zgodą więc wszystkich, Barnabie, jako wiekiem i powołaniem najmłodszemu, który uboczne zwykle załatwiał sprawy, zlecają tę powinność. Posłuszny rozkazowi braci Barnaba, wziąwszy ono brzemionko złota, pospieszył do dworu, aby je oddać królowi Bolesławowi. Aliści ledwo połowę uszedł drogi, pierwszej zaraz nocy po wyjściu z pustelni, niektórzy z Polaków, plemię Beliala, podraźnieni chciwością złota, które widzieli jak król dawał pustelnikom, zmówiwszy sobie wspólników, kryjomo i w noc ciemną przebierają się na puszczę, aby im wydrzeć to królewskie złoto. Szałem występnym zaślepieni napadają na schronienie mężów świętych przed północą dnia dwunastego Listopada, właśnie gdy ci zajęci byli wyśpiewywaniem psalmów i chwały Bożej, i rozkazują wydać sobie skarb dniem wprzódy ofiarowany im przez króla Bolesława, grożąc śmiercią wszystkim, jeśliby go oddać nie chcieli; nie przestają wreszcie na słowach, ale wszystkie kąty i zachyłki w mieszkaniach sług Bożych z chciwością przetrząsają. A gdy im pustelnicy szczerze i sumiennie wyznali, „że złota nie potrzebują i już odesłali je królowi,“ tém większą za paleni wściekłością, sądząc, że się pustelnicy zapierają i kłamią, a złoto kędyś w piasku mają ukryte, wywierają na nich całą srogość swoję, już nie łajaniem i obelgą, ale nawet razami. Zaczém porwawszy każdego z osobna i skrępowawszy, odłączają ich od siebie, w spodziewaniu, że użyciem kaźni wielorakiej wymuszą na nich wyznanie, gdzie złoto przechowali. Ale Pan użyczył błogosławionym sługom swoim tyle mocy duszy i wytrwałości w cierpieniach, że wszyscy zarówno i prawie jednosłownie zeznawali: „że złoto dane im od króla odesłali w całości,“ i że ani doznane, ani zagrożone im męki, nie zdołają na nich tego wycisnąć, iżby z obrazą Boga usta swoje schydzić mieli kłamstwem. „Boga (mówili) wzywamy na świadka, że nie dlatego się przemy, aby zatrzymać przy sobie złoto, któregośmy nigdy nie pragnęli, ale żeby fałszywém i kłamliwém zeznaniem nie ściągnąć na siebie rzeczywistej winy.“ Hultaje zaś bezbożni, rozumiejąc, że pustelnicy na jedno się zmówili, powtórnie i z większą jeszcze wściekłością rzucili się na mężów świętych, i póty ich męczyli i katowali, pokąd wśród bicia i skwarzenia ogniem nie postradali żywota, oddawszy Chrystusowi dusze uwolnione z męki, aby je chóry anielskie odniosły do przybytków niebieskich i królestwa wiekuistej chwały, męczennikom, którzy cierpieli dla Chrystusa, od wieków zgotowanej. Poczém rozbójnicy znowu zajęli się wyszukiwaniem skarbu, i wszystko, cokolwiek mieściła w sobie mężów świętych pustelnia, sprzewracali. Ale gdy ich tak wielkie zachody i zbrodnicze usiłowania omyliły, dla zasłonienia swojej winy, postanowili ogniem zniszczyć mieszkania świętych, a nawet ciała ich popalić, aby ludzie mniemali, że to nie zbrodnią czyją lecz przypadkowo się stało. Wszelako ognie podłożone, straciwszy przyrodzoną siłę, ani ich mieszkań, ani ciał żadną miarą nie chciały się imać; a ściany, chociaż drewniane, tak je od siebie odpychały, jakby z najtwardszej uciosane były opoki. Tym cudem przerażeni zbójcy pouciekali. Włodzimierz książę Ruski zostawił synów dwunastu: z pierwszej żony czterech, jako to, Wyszesława, Izasława, Światopełka i Jarosława; ośmiu zaś, jako to, Wszewołoda, Światosława, Mścisława, Borysa, Hleba, Stanisława, Poswizda i Sudysława, z drugiej żony Anny, siostry rodzonej Bazylego i Konstantyna, cesarzów Greckich, tudzież Bulgarki i Czeszki. Powodzenie jego było nader szczęśliwe, w kilku bowiem latach kraje Ruskie pomnożył znaczną liczbą grodów, miasteczek i osad. Ale obawiając się, iżby po jego zgonie między synami nie powstały spory i zatargi o księstwa Ruskie, podzielił ich państwem w ten sposób, że najstarszemu Wyszesławowi oddał Nowogrod, Izasławowi Połock, Światopełkowi Turow, Jarosławowi Rostow. Lecz gdy Wyszesław zawcześnie umarł, oddał Jarosławowi Nowogrod, Borysowi Rostow, Hlebowi Muronie, Światosławowi Drzewiany, Wszewłodowi Włodzimierz, Mścisławowi Timutrokany; dla trzech zaś młodszych, jako to, Stanisława, Poswizda i Sudysława, zachował księstwa Kijowskie i Berestowskie, które miał im dopiero oddać przy śmierci. Jeden atoli z synów, Jarosław, któremu działem przypadł Rostow, rozżalony, że mu się nie dostało według jego życzenia księstwo Kijowskie, podstępuje z ludem swoim i inną zaciężną drużyną pod Kijów, a gdy mniemano, że w dobrej wierze przybywa, zajmuje bez oporu zamek Kijowski, i skarby ojcowskie zabiera. Oburzony tym czynem ojciec Włodzimierz, ściąga ze wszystkich księstw, które był synom powydzielał, siły zbrojne, aby z synem rozprawić się orężem. Nawzajem, dowiedziawszy się o tém Jarosław, śle o posiłki do Pieczyngów i Warahów (Waray), zbrojąc się przeciw ojcu do odporu. Tymczasem książę Włodzimierz, ojciec, zmartwiony rokoszem i przeniewierstwem syna Jarosława, w ciężką zapadłszy niemoc, zdał dowództwo nad wojskiem Borysowi i wysłał go na Jarosława. Sam, gdy choroba bardziej się wzmogła, niezadługo potém w zamku Berestowskim umarł. Zwłoki jego odprowadzono do Kijowa, i w kościele N. Panny Maryi, który on za życia był wystawił, pod marmurowym głazem pochowano. Zebrało się na obchód pogrzebowy wielkie mnóstwo Rusinów, którzy opłakując go rzewliwie, utyskiwali, „że zawcześnie utracili ojca i wybawcę ojczyzny, i wiary chrześciańskiej na Rusi rozkrzewiciela.“ Owi zaś dwaj synowie, Borys i Swiatopełk, nie wiedząc nic o śmierci ojca, kniazia Włodzimierza, rozpoczynają bój z Jarosławem swoim bratem, który pobity wraz z Pieczyngami i Warahami, sprzymierzeńcy swemi, ucieka; Światopełk zaś ubiega Kijów i rządy zagarnia, podczas gdy Borys brat jego odprawiał po ojcu żałobę. A lubo rzeczonego książęcia Borysa, który miał naczelne nad wojskami dowództwo, namawiano usilnie, żeby wypędził brata, a sam objął księstwo Kijowskie, on jednak, nie słuchając prośb rycerstwa, odpowiedział: „że gdy ojciec nie żyje, Światopełka brata jak ojca chce szanować, i nigdy przeciw niemu ręki podnieść nie myśli.“ A przecież ten Światopełk źle się bratu Borysowi odpłacił, nasadził nań bowiem Nowogrodzan, plemię Beliala, którzy książęcia Borysa, modlącego się w swej komnacie sypialnej, włoczniami zakłóli, a nawet pachołka jego Grzegorza, rodem Węgrzyna, który bronić chciał swego pana, wraz z nim zabili. Posyłał potém Światopełk do drugiego brata Hleba z zdradzieckiém do siebie zaproszeniem: ale ten przestrzeżony od brata Jarosława, nie dawno w wojnie pobitego, że jest wzywany na stracenie, zatrzymał się w drodze, i opłakiwał żałośnie zgon ojca i przygodę brata. A w tém przybiegają nasłańcy Światopełka i ścinają głowę Hlebowi. Zwłoki tak Borysa jako i Hleba, sprowadzone do Kijowa, w kościele Ś. Bazylego w jednym pochowano grobie. Tych dwóch braci kościół i lud Ruski czci za świętych i męczenników, przyznając im nawet niektóre cuda. Książę zaś Światopełk, zmazany podwójném bratobójstwem, podniósł się odtąd w wielką pychę, w spodziewaniu, że i innych braci z łatwością sprzątnie i całe państwo Ruskie zagarnie. Między mordercami Borysa i Hleba główniejsi byli: Putsza, Talicz, Jelowicz i Laszko.
O popełnioném morderstwie na swiętych męczennikach Benedykcie, Mateuszu, Janie, Izaaku i Krystynie, zaraz nazajutrz uwiadomiony był król Polski Bolesław, który pod ów czas bawił w stolicy Gnieźnie. Tak bowiem mądrze i przezornie król ten urządził swoje państwo, że wszelkie sprawy i wypadki świeżo wydarzone, czy-to w pobliżu, czy z dala, w kraju czy za granicą, nie tylko dniem ale i nocą dochodziły jego wiadomości. Tknięty zatém boleśnie śmiercią tak okrutną mężów Bożych, których modlitwom i uczynkom pobożnym przyznawał wzrost kwitnący i pomyślne kraju swego powodzenie; natychmiast, jak tylko mógł najspieszniej, z całém rycerstwem i drużyną dworską siadłszy na koń, i z okolicy przyległej ściągnąwszy znaczną liczbę pieszego ludu, idzie obławą i ze wszystkich stron otacza las, w którym mężowie Boży mieli swoje mieszkania, domyślając się, że one łotry po spełnieniu zbrodni utaiły się kędyś w puszczy, która pod ów czas na kilka mil się rościągała. Otoczywszy zaś las do koła, wysyła gęste poczty pieszych i konnych na odszukanie złoczyńców, czatując pilnie, poniekąd i osobiście, ażeby żadną stroną wymknąć się nie mogli. A lubo puszcza, jak już namieniliśmy, wielce była obszerna, a ztąd nie mała trudność w schwytaniu zbrodniarzy, przecież król tak się wziął gorliwie do tej sprawy, że śledzcy postępując rotami, i docierając do każdego z osobna miejsca, z łatwością natrafili na ich kryjówki. Ci całą noc nachodziwszy się po gęstwach puszczy, po bezdrożnych kniejach i ciemnym lesie, próżno szukali ścieszki do ucieczki, której zbłąkaną od strachu stopą znaleźć nie mogli, nawet mieczów dobytych na zagładę męczenników do pochew nie pokładli, albowiem ręce im wszystkim pousychały. W miejscu zaś tém, gdzie leżały ciała świętych, widziano świecącą jasność, i śpiewy anielskie, słodyczy pełne, całą noc rozlegały się, na świadectwo świętości sług Bożych. Wyśledzeni zbrodniarze, poczuwając się do winy, ani śmieli nawet stawić oporu, i poddali się zaraz rycerstwu. Król Bolesław pohamował wprawdzie żal swój nad męczeńskim zgonem mężów świętych; ale stała mu w oczach zbrodnia tak straszliwa, lękał się więc puścić złoczyńców bez jawnego ukarania, przez co i siebie i królestwo naraziłby był na gniew Boga i pogardę u świata. Nie mógł się przecież do razu namyślić, jaka na nich wymierzona miała być kara. Postanowił wreszcie, aby nie temi, na jakie zasłużyli, tracić ich kaźniami i ciemięztwy, ale żeby skutych w kajdany postawić u grobu męczenników, i tam w zatrzymaniu głodem i pragnieniém umorzyć, albo zdać na łaskę Opatrzności i świętych męczenników, aza chcieliby się nad nimi zmiłować i z katuszy ich wybawić. Jakoż gdy z rozkazu królewskiego przyprowadzono ich do grobu świętych, natychmiast niewymowną mocą Opatrzności pęta ich skruszone opadły, a oni wolność uzyskali. Świętych zaś Bożych ciała, ku większemu poszanowaniu, kazał król przenieść do kościoła metropolii Gnieźnieńskiej, i wszystkie pięć w jednym grobie, umyślnie na to sporządzonym, pochować. Pozostały zaś przy życiu szósty mąż Boży Barnabasz, posłyszawszy, że braci jego tak okrutnie pozabijano, trapił się żalem wielkim, i łzami rzewnemi opłakiwał niedolę swoję, że nie zasłużył na podzielenie z nimi tego męczeństwa. Z taką skargą i narzekaniem powracał do swej pustelni. Dokąd gdy przybył, a ujrzał, jakie bracia jego ponosili kaźnie, cięższy jeszcze żal go ogarnął, że on jeden wyłączony był z liczby błogosławionych, którzy uzyskali wieniec i palmę męczeństwa. Z pokorą atoli poddając siebie i wszystko wyrokowi Opatrzności, mówił: „Bez twojej woli, Panie, wiem iż najdrobniejsza ptaszyna nie ginie, i żaden liść nawet z drzewa nie upadnie; tém bardziej więc przekonany jestem, że ten los braci moich, którego mnie niegodnym osądziłeś, bez niej się nie wydarzył. Błagam cię przecież, abyś mnie od społeczeństwa twego i świętych twoich nie wyłączał.“ Potém wystawiwszy sobie na nowo pustelnię, zajęty dobremi uczynkami, na ścisłych postach i modlitwach zakończył życie, i z rozkazu króla Bolesława pochowany został przy swoich braciach i towarzyszach. Stoi dotąd pięć kościołów na tém miejscu, gdzie były ich domki i modlnice, ku czci i wieczystej pamięci mężów świętych, zbudowane przez pobożnych wyznawców. Pokazują jeszcze, gdzie który z pustelników miał za życia swoje grodzisko i zacisze poświęcone modlitwie.
Po śmierci Jana XVII, który rządził kościołem przez dziesięć tylko miesięcy, wyniesiony został na stolicę papieską Gerbert (Gilibert) rodem Francuz, nazwany Sylwestrem II.
Siostrzeniec Mieczysława niegdy książęcia Polskiego po rodzonej jego siostrze Adelaidzie, a bratanek króla Bolesława, Stefan król w Węgrzech panował. Mąż ten na podziw cnotliwy i bogobojny, którego świątobliwość nawet wielu cudami i osobliwszemi sprawy zasłynęła, spłodziwszy syna z małżonki prawej Gizelli siostry rodzonej Henryka I cesarza, nadał mu imię Emeryka; a gdy ten doszedł lat męzkich, skłonił go do stanu małżeńskiego, aby dziedzictwo krwi nie ustawało. Ale Emeryk, pełen żarliwej miłości ku Bogu, acz nie śmiał sprzeciwiać się ojca rozkazom i przyjął związki małżeńskie, postanowił przecież w ślubach czystości prowadzić żywot wstrzemieźliwy, i zachować ciało od zmazy wszelakiej pożądliwej chuci. Uważając żonę za siostrę, i żyjąc z nią jakby w bezżeństwie, nie tylko sam utrzymał się przy cnocie niewinności, ale nadto dokazał, że i towarzyszka jego dochowała panieństwa aż do śmierci. Słusznie więc podziwiać należy to stadło święte dwóch osób znakomitych, które wziąwszy w podziele bogactwa światowe i roskosze, i wszystko to, co u ludzi uważane jest za najpierwsze, wolały pozyskać niebo przez umiłowanie tej rzadkiej a najtrudniejszej cnoty, niczém nie różniącej się od męczeństwa. Mąż zatém święty Emeryk, często opuszczając stolicę, zwykł był Bolesława króla Polskiego, stryja i krewnego swego, odwiedzać i dłuższy czas przepędzać w Polsce, ażeby oddalony od społeczeństwa rodziny swojej i małżonki, snadniej mógł oddalać pokusy czartowskie i żądze cielesne uskramiać, a w pobożnych trwać zabawach i ćwiczeniach. Bolesław król Polski wielce był umiłował książęcia Emeryka, bratanka swego, gdy nie sam tylko krwi związek, ale cnót osobliwszych zaleta czyniła go poszanowania godnym i miłym tak królowi jak i jego towarzyszom. Pewnego więc czasu, gdy Bolesław zabawiał się łowami w lasach swoich około miasteczka Kielc, a miał w towarzystwie swojém książęcia Emeryka, zdarzyło się, że w pogoni za jeleniem wybiegł był na wyżynę gór, które Łysą górą nazywają, a nad które nie ma wyższych w Polsce. Tu, poniechawszy rogacza, poczęli z podziwieniém przypatrywać się rozwalinom odwiecznej budowy, które skutkiem powszechnego potopu i dawności czasu zsypały się w ogromne skał pokłady, jakie i dziś oglądamy. Powiadają bowiem, że to miejsce miało być niegdy mieszkaniem i twierdzą olbrzymów, mężów wielkiej siły, którzy tu przez jakiś czas przebywali i mieli swoje siadło. Mąż zatém święty, Emeryk, natchniony duchem Bożym, a jak niektórzy wierzą i utrzymują, upomniany widzeniem nocy poprzedniej, osądził, iż to miejsce, które z osobliwszego położenia i starożytności dziwnie sobie upodobał, najstosowniejszém było dla sług Bożych prowadzących życie pustelnicze, i że się nie godziło, ażeby takie miejsce bezludnym dziczało odłogiem. Prosi więc stryja i krewnego swego króla Bolesława, aby dla chwały Bożej i pomnożenia wiary chrześciańskiej, a ku zbawiennemu dusz wspomożeniu, kościół w tém miejscu i klasztor zakonny wystawił, za co po śmierci pewniejsze i szczęśliwsze odziedziczy królestwo, i zalecony tak świętém dziełem zasiędzie między niebiany. A gdy Bolesław król Polski wspaniałą i prawdziwie królewską wiedziony hojnością chętnie na to zezwolił, książę Emeryk uradowany, że prośba jego skutek odniosła, podziękowawszy naprzód Bogu, a potém królowi Bolesławowi, zdejmuje z siebie krzyż dwuramienny, zawierający znaczną cząstkę drzewa Pańskiego, okutą w folgę srebrną, przysłany ojcu jego Stefanowi królowi Węgierskiemu od cesarza Greckiego z Konstantynopola za dar największy, który mąż Boży Emeryk na piersiach zwykle nosił, i ofiarował go temu miejscu (takie bowiem otrzymać miał w oném widzeniu upomnienie). „To drzewo, rzekł, najdroższe, zroszone krwią Zbawiciela, nad które nie miałem i mieć nie mogę nic kosztowniejszego, daję i ofiaruję temu miejscu, a z łaski Boga użyczy on mocą swoją wszystkim do niego się uciekającym mnogich dobrodziejstw w rozmaitych potrzebach, utrapieniach, kłopotach i uciskach.“ Bolesław zatém, król Polski, spełniając swoje przyrzeczenie, wystawił na tém miejscu klasztór Ś. Benedykta, należycie i z królewską wspaniałością uposażony, a do sprawowania służby Bożej sprowadził braci noszących szatę zakonną Ś. Benedykta. Kościół także na cześć i chwałę Ś. Krzyża greckim wzorem z kamienia od samych posad wybudował, i złożył mu do przechowania najdroższy skarb drzewa Chrystusowego, ofiarowany od błogosławionego męża Emeryka; który-to kościół zachowawszy do dziś dnia pierwotną postać i budowę, poświadcza swoję wielką starożytność.
Gaudenty, zwany inaczej Radzyn (Radzim), brat rodzony Ś. Wojciecha, arcybiskup Gnieźnieński, przeżywszy świątobliwie lat siedm na stolicy Gnieźnieńskiej, umarł w Gnieźnie i w kościele tamecznym pochowany został. Powiadają, że umierając rzucił klątwę na miasto Gniezno, z przyczyny mnogich i bezecnych występków, jakiemi się było skalało, a za które, mimo czynionych mu przestróg, nie chciało pokutować. I nie poszło bynajmniej na wiatr, co mąż Boży wieszczym duchem przepowiedział. Kiedy bowiem Kazimierz król Polski w sierocém wygnaniu po Niemczech się tułał, miasto Gniezno najechane od Brzetysława książęcia Czeskiego poniosło klęskę okropną, i utraciło najświetniejsze bogactwa i ozdoby, w które aż do zazdrości obfitowało. Po Gaudentym nastąpił Hippolit, rodem Włoch.
Bolesław król Polski, zdjęty litością nad losem Oldrzycha, syna Bolesława książęcia Czeskiego, który już od dawnego czasu więziony był w Polsce, uwolnił go, już-to ze względu na bliskie z sobą pokrewieństwo, już na przyrzeczenie jego, płaczem i uroczystą zaręczone przysięgą, że Bolesławowi królowi Polskiemu zachowa wierność, cześć winną i uległość. Z tém zapewnieniem odesłał go Bolesław król Polski do Czech, opatrzonego dostatnio w konie, sługi, odzież i rozmaite książęce ozdoby. Aliści Oldrzych ledwo za łaską Bolesława króla wydobył się z niewoli, nie pomny na dane przyrzeczenia i śluby, niepomny na dobrodziejstwa, jakie od Bolesława króla Polskiego odebrał, wróciwszy do Czech, powypędzał Polskie załogi, ukarał śmiercią albo z majętności wyzuł i z kraju wywołał większą część panów nie chcących królowi Bolesławowi złamać wiary, a zwłaszcza Ursowiczów, których rodzina wiedział iż mu szczerze była przychylną; zgoła takim Bolesława króla i jego ludu okazał się nieprzyjacielem, że łzy, które był przed nim wylewał, podobno z radości pochodziły. Nie przestał wreszcie na tém, ale nie dowierzając bratu rodzonemu Jaromirowi, i zbyt zazdrosną pałając żądzą panowania, wtrąca tegoż brata Jaromira do więzienia, i niewinnemu, żadnego przeciw sobie nie mającemu zarzutu, jedynie dla zapewnienia sobie dziedzicznego spadku księstwa Czeskiego, oczy wyłupić każe. Zostawił zaiste w tym czynie, ku swojej i potomstwa swego ohydzie, obecnemu i przyszłemu wiekowi pamięć haniebną okrucieństwa popełnionego na bracie rodzonym i niewinnym.
Jarosław książę Ruski, zebrawszy z Rusinów i Warahów liczne i dzielne wojsko, wyszedł zbrojno przeciw bratu Światopełkowi, w celu pomszczenia się śmierci dwóch rodzonych braci, Hleba i Borysa, niewinnie przezeń zgładzonych. Zabiegł mu drogę Światopełk z Rusinami i Pieczyngami w okolicy zamku Lubecza (Lubyecz) nad Dnieprem. Ale iż rzeka Dniepr przedzielała obadwa wojska, i dla tej przeszkody jeden drugiego zaczepiać nie śmiał, stali obadwaj w tém miejscu przez trzy miesiące obozem. Nareszcie Jarosław przeprawiwszy się przez Dniepr, nagle i niespodzianie uderzył całą siłą na wojsko Światopełka między dwoma jeziorami stojące; które przerażone napadem nieprzyjacioł zbrojnych i w szyku porządnym nacierających, gdy samo do walki nie było przygotowane, pierzchnęło z namiotów na jezioro mrozem ścięte. A gdy się lód słaby pod uciekającymi załamał, wielu w wodzie potonęło, resztę Jarosław wojskiem swojém otoczywszy w pień wyciął albo zabrał w niewolą.
Zaledwo sam Światopełk ujść zdołał rąk nieprzyjacielskich, spiesznym biegiem przebrawszy się do Polski, gdzie u króla Bolesława żebrał z płaczem pomocy przeciwko bratu, zdobywając się na wielkie ofiary, a znaczniejsze jeszcze obiecując. Jarosław zaś książę Ruski pobiwszy wojsko Światopełka, obległ zamek Kijowski i do poddania się przymusił: a tak osiadł na księstwie Kijowskiém mając lat dwadzieścia ośm.
Bolesław król Polski ściąga tymczasem z całego królestwa najbitniejszych rycerzy i wojowników, i zbiera liczne wojska, pod dowództwem przełożonych nad różnemi oddziałami tysiączników, setników, pięćdziesiątników, dziesiętników i innych, a wodzem najwyższym uczyniwszy Sieciecha wojewodę Krakowskiego, wkracza z silną potęgą do ziem Ruskich, w celu przywrócenia na stolicę wygnanego kniazia Światopełka, i pomszczenia się za różne zmowy, napaści, łupiestwa i krzywdy, jakich kraj Polski od Rusinów doznawał. Hufce zaś wszystkie, za pilném staraniem Bolesława króla, tudzież jego rotmistrzów i przełożonych, tak były urządzone i w sprawie rycerskiej wyćwiczone, że umiały zręcznie nacierać, ścigać i stawać w szyku, i wszelkie według potrzeby wykonywać obroty. Bolesław zatém król Polski, wtargnąwszy do ziem Ruskich, wszystkie miasta i miasteczka pobrał i pozajmował wojskiem bez oporu. Nie mieli bowiem pod ów czas Rusini żadnych miast warownych, i rzadko gdzie wznosiły się mury: a lubo niektóre z miast głównych miały liczne zabudowania i mnogo mieszkańców, całą jednakże a dość słabą ich obroną było położenie miejscowe, albo zasieki drewniane zamiast murów i wałów. Wszystkie zatém miasta Ruskie król Polski Bolesław zdobywając orężem i wydając jena łup rycerstwu, omi ał twierdze warowne, na których zdobycie wieleby łożyć trzeba było czasu, a ten u niego nade wszystko ważył. A tak spiesznym pochodem przemierzywszy Ruś, niszczoną wszędy łupiestwem i pożogami, dotarł bez oporu aż do ziemi Wołyńskiej, która część Rusi zowie się teraz ziemią Łucką. Gdy o tak nagłém posuwaniu się Bolesława króla Polskiego doniesiono książęciu Ruskiemu Jarosławowi, który oddany zabawom i rozrywkom właśnie na ów czas łowił wędą ryby w rzece Dnieprze (ma ich bowiem ta rzeka co nie miara) przerażony niespodzianą wieścią, rzuciwszy wędkę, którą trzymał w ręku, rzekł: „Nie o wędce tu teraz, ani o ryb połowie myśleć potrzeba, ale o tém raczej, jakby się oprzeć srogiemu a potężnemu i krwi naszej chciwemu nieprzyjacielowi, iżby nas samych nie pobrał na wędkę.“ Zebrawszy zatém liczne wojsko z Rusinów, Warahów i Pieczyngów, zachodzi Bolesławowi królowi drogę przy rzece Bugu, żeby mu albo wzbronić przeprawy, albo, gdyby się to nie udało, stoczyć z nim bitwę. Obadwa wojska stojąc na przeciwnych brzegach rzeki Bugu przez dni kilka, zwodziły z sobą zaczepne potyczki i harce, aż na koniec przyszło, od miotania bryłami ziemi i wzajemnych urągań, do walnej rozprawy, i z małych początków, jak to bywa, zajęła się obustronna walka, której nie można już było powstrzymać, gdy wielu poczęło rzucać na siebie kamieniami, bełtami i drągami. Miał Jarosław książę Ruski przy sobie wychowańca własnego i ulubieńca, nazwiskiem Budy, który był jego poradnikiem i spraw wszystkich narzędziem i wykonawcą. Ten stojąc na przeciwnym brzegu naigrawał się szydersko z Bolesława króla i jego rycerstwa; przezywał go już-to tchórzem, już opasłym królem, i drażnił pogardliwą przechwałką, „że jeśli się odważy wystąpić do boju, przebije mu ten brzuch otyły.“ Bolesław król Polski, wyzwany takiemi obelgami, zwołuje koło rycerskie, i roztropną przemową zagrzewa, „aby swojej i króla swego zniewagi znosić dłużej nie chcieli, ale wziąwszy się natychmiast do broni, skoczyli odważnie na wroga.“ Całe zatém wojsko porwało z pośpiechem za oręż, a sam król Bolesław rzucił się pierwszy do rzeki Bugu, a przebywszy ją wpław, naciera żwawo na Ruś strwożoną i wołającą do broni. Rozpoczął się wtedy bój straszliwy, w którym rozmaitej szczęścia doświadczano odmiany. A lubo przez kilka godzin z obu stron zacięta trwała walka, w końcu jednak Jarosław książę Ruski z całą potęgą swoją przełamany i na głowę pobity, ledwo samoczwart umknąć zdołał do Kijowa. Gniew sprawiedliwy spowodował rzeź okropną; wielu jednak Rusinów, Pieczyngów i Warahów zabrano w niewolą, a z rozbitych obozów nieprzyjacielskich wojsko Polskie bogate wyniosło zdobycze. Książę zaś Jarosław, który szukał schronienia w Kijowie, nie śmiejąc i tu pozostać, aby go swoi nie zdradzili, utaił się w miejscach bagnistych; przewidywał bowiem, co się później ziściło, że Bolesław król Polski ścigać go będzie i oblęże miasto, do którego się schronił. Bolesław król, dowiedziawszy się od zbiegłych Rusinów i szpiegów, że Jarosław książę Ruski z samego zamku swej Kijowskiej stolicy uciekł, tém spieszniej posuwał swoje wojsko pod Kijów, a następnie rozłożywszy w kilku miejscach obozy, ścisnął zewsząd oblężeniem miasto położone nad brzegiem poczesnej rzeki Dniepru, zabudowane obszernie i ludne, a pod ów czas sławnie kwitnące, którego wielkość i zamożność jeszcze dotąd ruiny i mury w pół obalone około trzechset kościołów poświadczają: a obsaczywszy je tak lądem jako i wodą, przeciął dokoła wszystkie drogi, strzegąc z bacznością, aby do niego nic nie wprowadzono; wiedział bowiem, że tak wielka ludność, która w niém była zamknięta, zwłaszcza iż się doń wiele Rusi, mając je za bezpieczne schronienie, z różnych stron było zbiegło, nie długo się zostoi, i wnet jej żywności zabraknie. Małemi więc tylko podjazdami raczej strasząc miasto, niżeli się do szturmu zabierając, odkładał tę sprawę ostateczną na czas późniejszy, w nadziei, iż je zdobędzie samym głodem, bez niebezpieczeństwa i straty żołnierzy. Jakoż nadzieja go nie zawiodła: gdy bo wiem wielka liczba oblężeńców wymarła z głodu albo do ostatniej przyszła niedoli, poddało się miasto królowi Polskiemu Bolesławowi, który wszedł do niego pod zasłoną kilku oddziałów wojska, w szyku bojowym, w świetnych zbrojach i zdobytym orężem przed nim i za nim postępujących. A gdy wjeżdżał w bramę, złotemi wroty od mieszkańców zwaną, do której był sam najpierwszy przypuścił, wywijając mieczem ugodził w nię silną ręką, a zrysowawszy i wyszczerbiwszy ją w pośrodku, zostawił na niej znak i pamiątkę zwycięzkiego zdobywcy. Zwrócił się potém do zamku książęcego, który opanował i obrał ze wszystkich bogactw i sprzętów książęcych, wydzieliwszy część znaczną rycerstwu dla zachęty. Poczém Światopełka książęcia Ruskiego na stolicę Kijowską, z której był zepchnięty, przywrócił. A zatrzymawszy przy sobie czoło rycerstwa, wszystko wojsko rozesłał na zimowe leże, już bowiem przybliżała się zima; książę zaś Ruski Światopełk zaopatrywał je dostatnio w żywność i odzież. Lecz jak tylko Jarosław książę Ruski powziął wiadomość, że wojsko Polskie wyszło z Kijowa na zimowe leże, a król Polski Bolesław z nieliczną drużyną pozostał w Kijowie, pościągawszy zbrojne poczty, ruszył z niemi potajemnie pod Kijów, w celu zgładzenia Bolesława jakim przemysłem lub podstępem. Ale Bolesław król Polski dowiedziawszy się o tej Jarosława wyprawie, natychmiast zwołuje swój lud do broni, wsiada na koń, i rycerstwo na hufy podzielone w szyku bojowym prowadzi; wnet przeprawiwszy się przez Dniepr, uderza na Jarosława, który po drugiej stronie rzeki stał obozem. Wszczęła się krwawa bitwa, a wszystko Jarosława wojsko częścią trupem poległo, częścią żywcem dostało się w ręce króla Polskiego Bolesława. Sam Jarosław zaledwo przemieniając konie umknął do Nowogrodu, gdzie jednak zbytnią przerażony trwogą i rozpaczy pełen, nie śmiejąc pozostać (obawiał się bowiem, aby Bolesław król Polski nie poszedł za nim w tropy i tam go nie przydybał) uciekać chciał na morze; ale go Nowogrodzanie wstrzymali, a zalęknionemu i upadłemu na sercu wlali nieco otuchy, ofiarując mu pomoc gotową. Jakoż, na zebranie świeżych przeciw Bolesławowi królowi Polskiemu zaciągów, uchwalili, aby każdy wieśniak dał po cztery kuny, szlachta po pięć grzywien, a każdy starosta horodniczy grzywien dziesięć. A tak na wyścigi złożywszy wielkie pieniądze, zaciągają dlań posiłki od Waragów, sposobiąc się do nowej rozprawy z królem Bolesławem. Ale wszystkie te Jarosława wysiłki i przygotowania z przestrachu doznanej klęski spełzły na niczém. Potém Bolesław król, naśladując przykład onego mocarza Herkulesa, który na krańcach Hesperyi trzy słupce był postawił, sam też w rzece Dnieprze, w tém miejscu, gdzie rzeka Suła do niego wpada, trzy z litego żelaza pozabijał słupy, podobno do dziś dnia trwające, i uwiecznił niemi granice kraju; później trzy inne na rzece Suli (Solava) od zachodu postawił, aby w wiekach potomnych świetne jego zwycięztwa i granice Polski poświadczały. Przesiadywał zaś Bolesław król Polski w Kijowie przez czas długi, a Ruska szlachta, panowie i wszystkie narody Rusi słuchały z podległością jego rozkazów. Aliści nieroztropny Światopełk książę Ruski, sprzykrzywszy sobie zbyt długi pobyt króla Bolesława, wielu z rycerzy Polskich na zimowe rozesłanych leże, potajemnie, już–to sam, już przez swoich nasłańców, wymordować kazał. Oburzony więc taką krzywdą Bolesław, ściągnął natychmiast z zimowych stanowisk wszystko Polskie rycerstwo; a gdy Światopełk uciekł z Kijowa, wydał stolicę na łup swoim żołnierzom. Pobrawszy potém i inne zamki Ruskie, nie prędzej poprzestać kazał grabieży, aż gdy wszystkie Rusinów i Kijowian dostatki, w długich pomyślności czasach nagromadzone, w Polskie dostały się ręce. Od tego czasu Kijów, chociaż przez różnych książąt dźwigany i odnawiany, ukazuje przecież ślady dawnego zniszczenia. Wziął nadto Bolesław do niewoli dwie siostry Światopełka i Jarosława książąt Ruskich, Przecławę i Mścisławę, tudzież bojarów i znakomitych panów Rusi, mających służyć za zakładników: a osadziwszy wiele zamków silnemi załogami, obciążony Ruskich krajów zdobyczą, i poprzedzony od znacznej liczby jeńców, udał się z powrotem do Polski. Atanazego Rusina, który był chytrze wkręcił się do jego łaski, zrobił podskarbim, jak wiernego zaufańca i służebnika.
Sylwester II papież, przesiedziawszy na stolicy lat cztery, miesiąc jeden i dni ośm, umiera. Ten był najpierwej mnichem w klasztorze Fleury (Floriacum) w dyecezyi Orleańskiej; ale potém wystąpiwszy z klasztoru zaprzedał się diabłu, obiecującemu, że wszystko będzie mu się wiodło po myśli. Rozmawiając często z czartem o swoich życzeniach, w Sewilli (Hispalis) mieście Hiszpańskiém taki zrobił postęp w naukach, że uznany za najbieglejszego z mistrzów uczonych, Ottona cesarza, Roberta króla Francyi, i wielu innych znakomitych pozyskał słuchaczów. A gdy żądzom jego próżności czart usłużnie dogadzał, naprzód na biskupstwo Remeńskie, potém Raweńskie, a naostatek Rzymskie wyniesiony został. Gdy zaś zapytał czarta, „jak długo na stolicy papieskiej żyć będzie?“ a szatan odpowiedział: „tak długo, pokąd nie odprawi nabożeństwa w Jeruzalem,“ wielce się uradował, tusząc, że równie dalekim był końca swego, jak chęci podróżowania do Jerozolimy, za morze. Alić kiedy w Rzymie przy wstępnej niedzieli odprawia ofiarę w kościele Jerozolimskim Ś.
Krzyża na Lateranie, dał mu się słyszeć łomot czartów, który go ostrzegł o zbliżającej się śmierci: westchnął wtedy głęboko i jęknął. Ale chociaż najwystępniejszym był człowiekiem, nie zwątpiwszy jednak o miłosierdziu Boskiém, wyjawił przed wszystkiemi swoję zbrodnię; kazał poobcinać sobie wszystkie członki, któremi czartowi służył, a tułów martwy włożyć na wóz i pochować w tém miejscu, gdzie go same mulice zawloką i staną. Co też wykonano, i pochowany został w kościele Lateraneńskim. A na znak, że dostąpił miłosierdzia Boskiego, grób Sylwestra przepowiada zawsze śmierć papieską już-to chrzęstem kości, już potnieniem. Nastąpił po nim Jan XVIII rodem Toskańczyk.
Kiedy Bolesław król Polski wracał z Rusi znakomitemi obciążony łupy, książę Ruski Jarosław nie tusząc, iżby go pokonać mógł orężem i dzielnością, nadzieję położył w chytrości i podstępie. Zebrawszy znaczne wojsko z Rusinów, Połowców (Plaucis), Pieczyngów, Warahów i innych ludów, pilnował bacznie wychodzącego króla Bolesława, i trop w trop postępował kryjomo za jego rycerstwem, w zamiarze uderzenia nań na pograniczu Rusi, skoroby się wojsko jego w różne strony rozchodzić poczęło. Przewidywał bowiem, że Polacy, z zwykłą ludziom słabością, obciążeni złotem, srebrem i rozlicznemi łupy wojennemi, spiesznym pochodem kwapiąc się do swoich domów, żon, dzieci i innych ulubionych osób, których dawno nie oglądali, zostawią króla z małą garstką na drodze. Jakoż wypadek nie omylił przezornej jego rachuby. Król bowiem Bolesław mając się za zwycięzcę, a Jarosława książęcia Ruskiego, który przez tak długi czas gnuśnie się był ukrywał, uważając za zwyciężonego, skoro stanął nad Bugiem, rozpuścił rycerstwo, dozwalając każdemu udać się w swoje strony. I już się znaczna część oddziałów rozeszła była, kiedy znagła czaty znać dają, że Jarosław z liczném i potężném wojskiem stoi nad karkiem: już był bowiem doścignął króla Bolesława, uwiadomiony od szpiegów, że rycerstwa Polskiego znacznie ubyło i jeszcze więcej ubędzie. Ale Bolesław król Polski, mąż niezwykłej dzielności i odwagi, nie zmieszany bynajmniej pojawieniem się nieprzyjaciela, cofa z drogi niektóre hufce nie nazbyt oddalone, i postanawia walczyć z przeciwnikiem, jakkolwiek silnym i groźnym. Napierali bowiem żwawo Rusini, a Bolesław przekładał śmierć nad sromotną dla siebie i wojska swego ucieczkę, gdy zwłaszcza pojmował, że Rusini nabrawszy z niej otuchy, wtargnęliby do Polski i wywarli nań swoję srogość; a straszniejszym ciosem nad śmierć samą zdawało mu się to wtargnięcie, które skaziłoby jego sławę i powagę w obec ludów podbitych i czekających jeszcze jego jarzma; nie chciał podawać im sposobności, ani ośmielać zuchwałych do wyłamania się z pod swojej władzy; a do tego widział się napadniętym przez Jarosława książęcia Ruskiego w takiém miejscu, zkąd pozostałe przy nim wojsko tylko zwycięzką walką wydobyć się mogło. Wprzódy jednak, nimby z Rusinem do rozprawy przyszło, uznawszy za rzecz potrzebną przemówić do swego rycerstwa i zagrzać je do walki, temi słowy rzecz uczynił: „Żołnierze! których męztwa doświadczyłem w wielu wojnach i przygodach dawniejszych, przychodzi nam dziś walczyć z nieprzyjacielem nierównie od nas liczniejszym. Sława nasza nie dopuszcza innej obierać drogi. Acz wiem, iż nowa wojna nie przyda wam odwagi, powiem jednak, co nam zagraża, i co według wszelkiego podobieństwa przytrafić się może. Widzicie nieprzyjaciela i z przyrodzenia srogiego, i naszym rozdraźnionego orężem, który nam wisi nad karkiem, i spodziewaném nadyma się zwycięztwem, kiedy wojska nasze porozpuszczane i po kraju rozbiegłe bez niebezpieczeństwa i niechybnej klęski naszej ani się zebrać ani przywołać nie dadzą. Jeśli przeto żyć chcemy zaszczytnie i swobodnie, jeśli pragniem ocalić nasze domy, żony i rodziny, chlubić się odniesionemi zwycięztwy, a narody podbite w posłuszeństwie i danniczej służebności utrzymać; jeżeli wreszcie Ruś żądamy uczynić hołdowniczą, i dzierżyć zabrane z niej bogate łupy i niewolniki; żelazem odeprzeć nam trzeba nieprzyjaciela, ogromnego wprawdzie liczbą, ale słabego na duchu i nikczemnego; wydrzeć mu śmiałym pogromem tę czczą nadzieję zwycięztwa, którą już przedwcześnie nadyma się i puszy. Bo i na cóż przyda się, żeśmy pokonali Czechów, shołdowali Morawy, i inne narody okoliczne zwalczyli i upokorzyli, jeżeli zwyciężeni Ruskim orężem, i od tak pierzchliwego tłumu spłoszeni, utracimy wszystko, czegośmy się krwią i odwagą naszą dokupili? Rozpoczęliśmy wojnę z Rusinami, aby rozszerzyć granice naszego królestwa: jeżeli tu nie wyjdziemy zwycięzko, stracimy co już było zyskane. Ja ufny w pomoc Boga, tuszę, że za waszą dzielną sprawą w dniu dzisiejszym znakomite nad tym tłumem nieprzyjacioł odniosę zwycięztwo. Miejcie więc dobrą nadzieję, której ja pełen rokuję, że do onych poprzednich tryumfów nowe i najświetniejsze przydam zaszczyty. A choćby ta nadzieja miała być płonną, sama konieczność, która ostatnią i najdzielniejszą bywa bronią, dodać nam powinna bodźca. W którąkolwiek stronę, żołnierze, zwrócimy oko, wszędy ostateczność zagraża; ucieczka jest nawet niepodobną, prowadzimy bowiem z sobą łupy wojenne. Otoczeniśmy do koła mnogością nieprzyjacioł, którzy czyhają na nasze gardła. Poddanie się zaś nieprzyjaciołom, ród wasz i imię napiętnowałyby wieczną niesławą i ohydą. Posiłków z Polski wtedy tylko moglibyśmy oczekiwać, gdyby stanowczej walki uniknąć można. Alić nieprzyjaciele, widząc nas w tak szczupłej liczbie, z największym zapałem sposobią się do rozprawy. Jeżeli więc zwyciężyć nie zdołamy odwagą, zwyciężajmy samą koniecznością. Złóżmy obawę śmierci jak równie nadzieję życia: każdy niechaj śmiało uderza na nieprzyjaciela. Lepiej kruszyć miecz na karkach przeciwnika, niźli własne pod jego oręż karki nadstawić. Nie ceńcie tak drogo tych kilku lat przedłużonego żywota, który chociażbyście dziś ocalili, później, czy-to od powietrza, czy od jakiejkolwiek choroby albo przygody wszyscy utracim.“ Po tej przemowie, rycerstwo nabrawszy ducha, głośnym okrzykiem zawołało: że woli śmierć ponieść chwalebną, niż kroku cofnąć w boju. A król Bolesław, widząc swych żołnierzy tak ochoczych i dobrej otuchy pełnych, natychmiast wydaje hasło do walki, i idzie na spotkanie nieprzyjaciela, nachyliwszy kopije i rozpuściwszy konie w najszybszym pędzie. Gdy to widzą Rusini, zdziwieni, że nad wszelkie spodziewanie sami wyzwani są do boju, i że tak mała garstka rzuca się odważnie na ich tłumy, mieszają się nieco; ale wytrzymawszy pierwsze natarcie, krzepią w sobie powzięte nadzieje, i śmiało przyjmują bitwę. Wnet jednak postrzegłszy, że ich liczba znacznie się przerzedza, i że Polacy w swym zapale na wszystko gotowi (gdy król Bolesław każdego po imieniu zachęcał do boju) sprawili między nimi rzeź większą, niż po ich szczupłej sile można się było spodziewać, poczęli upadać na sercu i cofać swe zastępy; bo kiedy jedni legli, żaden z nadchodzących nie wątpił, że i jego cios dosięże. Przecież silni swoim ogromem, bronili się zacięcie. Twarda konieczność dodawała Polakom odwagi i zapału do walki, gdy otoczeni od mnóstwa nieprzyjacioł nie widzieli innego dla siebie środka, tylko w sile oręża. A Bolesław ile kroć dostrzegł, że się wahają, upewniał ich o zwycięztwie, byle jeno trochę dołożyli trudu. Sam nie przestając na powinnościach króla i wodza, z rycerstwem, które go nie odstępowało, rzucał się w odmęt boju, a tnąc i ścieląc trupem przeciwników, przełamał ich nakoniec, zmógł i pomieszał. Ręką własną i podjazdami swoich hufców siał wszędy pogrom zwycięzki; przyczém nie zaniedbał obowiązków dobrego wodza, gdzie tylko trzeba było pomocy, podbiegając z pośpiechem i zagrzewając walczących. A gdy się bitwa coraz bardziej wzmagała, już-to zachętą, już dobyciem miecza, już cięciem, a podstawieniem świeżych na miejscu rannych, popierał sprawę, tak iż trudno osądzić, czy więcej sztuką biegłego wodza, czy walecznością żołnierza przyłożył się do osiągnienia zwycięztwa. Ułatwił więc swoim i przyspieszył tryumf żądany, a sam okrył się chwałą zwycięztwa większego nad wszelkie oczekiwanie i nadzieje. Wszystko bowiem pełne było zamieszania, trwogi i popłochu. Sam książę Ruski Jarosław, widząc, iż sprawa jego coraz gorszy obrot bierze, i Rusini tył podają, zrzuca z siebie oznaki książęce, żeby go w ucieczce nie wydały, i przemieniając konie uchodzi przed ścigającemi go Polakami. Owe zaś tłumy nieprzyjacioł częścią wyścinane w boju poległy, częścią w plen dostały się zwycięzcom; mała tylko uchroniła się liczba rozproszeńców, którzy z drogi powszechnego odwrotu pierzchnęli na ubocza mniej znane. A tak wielka, jak mówią, rzeź była w obozie Rusinów, że krwią ich zafarbowana rzeka Bug znaczną przestrzeń czerwonym płynęła wartem. Rusini zaś przybywający z dalekich stron na pobojowisko dla odszukania ciał swoich krewnych, widząc pole całe zasłane trupem, i nie mogąc ich rozeznać między stosami poległych, zmuszeni byli zostawić zwłoki bez pogrzebu. Zdobyli kilka chorągwi wojskowych, niemal wszystkie tabory i juki żołnierskie, i koni tysiącami, które uprowadzono w zdobyczy. Bolesław król Polski, wygrawszy tak sławną bitwę, i zadawszy straszliwą klęskę Rusinom, i tym, którzy ich posiłkowali, wracał szczęśliwie do Polski, nie tylko z łupami Ruskiemi i wojenną zdobyczą, ale i z gromadami brańców. Wszędy po drodze wychodziły przeciw niemu w processyi wszystkie stany, witając i ze czcią przyjmując bohatera zwycięzcę. On zaś z łupów Ruskich uczcił naprzód podarkami wszystkie kościoły katedralne, składając każdemu kościołowi klejnoty wielkiej wartości, najhojniej jednak obdarzył kościół Gnieźnieński, tam bowiem odbyła się jego koronacya, i królowa zwykle przemieszkiwała w Gnieźnie. Te zdobycze i klejnoty osobliwszej rzadkości i ceny do dziś dnia przechowuje katedra Gnieźnieńska, ukazując je wiekom potomnym, i odświeżając w ten sposób tryumf króla Bolesława. Potém z tychże samych łupów powydzielał zaszczytne nagrody rycerzom, którzy pod jego okiem najchwalebniej w wojnie się odznaczyli, obsypując ich darami z wrodzoną sobie hojnością, ażeby tak szczodrobliwą łaską zapalił serca walecznych do większej jeszcze dzielności i cnoty, wielbiciel i miłośnik spraw chwalebnych, a złota i zwodniczych bogactw, któremi pogardzał, nieprzyjaciel, ceniący je tylko wedle potrzeby.
Po śmierci Jana XVIII papieża, który rządził Kościołem miesięcy pięć i dni dwadzieścia pięć, obrany został Jan XIX, rodem Rzymianin, z dzielnicy która się zowie Bramą Metropolitalną (Porta Metropolis), dawniej Fazanem. Stolica osieroconą była przez dni dziewiętnaście.
Bolesław pierwszy król Polski, Chrobrym, to jest walecznym i dzielnym nazwany, zważywszy, jak wielkie Bóg opatrzny na niego i królestwo całe zlał dobrodziejstwa, i chcąc według możności okazać się wdzięcznym za odebrane łaski, zakłada drugi klasztor mnichów czarnych, zakonu Ś. Benedykta, w majątku i wsi znakomitego męża Sieciecha, od którego taż wieś ma nazwisko Sieciechów, nad rzeką Wisłą, w ziemi Sandomierskiej, miejscu roskoszném i lesistém; a założony i wystawiony nadaje dobrami królewskiemi i dochodów pewnych posagiem. Miejsce to, potężna już Wisła, podle klasztoru płynąca, i inne oblewają wody, które wylewy swemi tworzą jeziora. Sam zaś Sieciech pan możny (comes) nadał w ów czas pomienionemu klasztorowi, prócz posady miejscowej, dwanaście wsi; później zaś {{roz|Henryk} książę {{roz|Sandomiersk}i, niemniej Jaxa (Jacza) książę, Marcin i Krzywosąd wielmoże (comites), i inni panowie Polscy, wiele dóbr i włości. Żaden jednakże tak wspaniale go nie uposażył, jak Bolesław król Polski, który prawem zwierzchnictwa (juris supremi) z każdej wioski pobierał znaczniejsze dochody.
Po upadku i zejściu jednego przeciwnika, to jest Światopełka książęcia Ruskiego, powstał przeciw Jarosławowi książęciu Ruskiemu inny znowu nieprzyjaciel, i w miejsce brata wystąpił bratanek. Książę bowiem Brzetysław, syn Izasława książęcia Połockiego, z zebraném Połoczan i Warahów wojskiem uderzył na Nowogrod, a zdobywszy go i shołdowawszy całe Nowogrodzkie księstwo, naznaczył mu swoich starostów i wracał zwycięzko do Połocka, swej stolicy ojczystej. Ale Jarosław książę Kijowski, oburzony wydarciem sobie Nowogrodzkiego księstwa, zabiega mu drogę przy rzece Sudomir. Stoczono z obu stron krwawą bitwę, z której Jarosław wyszedł zwycięzko; znaczna liczba została na placu; Brzetysław porażony uszedł do Połocka; a tak Jarosław odzyskał księztwo Nowogrodzkie i łupy wydarł z rąk przeciwnika. Potém Jarosław książę Kijowski wyprawił się przeciw Rededzie książęciu Koszohorskiemu, którego zamierzył uczynić swym hołdownikiem: a zwyciężywszy go w pojedynku (tak bowiem ułożyli się obaj książęta, aby nie ich wojska ale sami raczej z sobą się rozprawili, a zwyciężony iżby poddał się zwycięzcy) zhołdował kraj cały Koszohorców (Koschochord) i dannikami ich swemi uczynił.
.
Bolesław król Polski, ukończywszy wojnę Ruską, począł myśleć o innych wyprawach, ażeby w nieczynności duch rycerstwa nie tępiał, i zwrócił oręż na nieuskromionych dotąd Sasów. Gotując się na tę wyprawę, pościągał zbrojne poczty ze wszystkich ziem i miast swego królestwa. Z dawna już, bo od samego objęcia rządów, sporządzony był i ułożony popis rycerstwa: miało każde z główniejszych miast królestwa wyznaczoną liczbę zaciągu, ilu i jakich winno było dostarczyć żołnierzy na pospolite ruszenie; z łatwością więc król, świadomy swej siły zbrojnej i potęgi, mógł uchylić się od wojny lub ją wydać. Zebrawszy zatém liczne wojsko, wkracza do Saxonii, w spodziewaniu, że Sasi wyprowadzą przeciw niemu swoje siły i zechcą stoczyć walkę: dlatego nakazał hufcom swoim „pilnować szyku, i nigdy pojedynczo od chorągwi się nie oddalać.“ Ale gdy się dowiedział od szpiegów, „że Sasi czoła mu stawić nie myślą, i że uląkłszy się jego potęgi, jedni po lasach i kniejach dzikich z bydłem i dobytkami swemi ukryci koczują, inni w grodach i silniejszych pozamykali się twierdzach, zniszczywszy ogniem warownie mniej obronne, aby nieprzyjaciołom nie służyły za szaniec i umocnienie;“ rozpuścił rycerstwo po włościach, miasteczkach i siołach, i nakazał wszechstronne roznosić spustoszenia, iżby mieszkańców tém większą przerazić trwogą. Wszystek zatém kraj Saski, aż do rzeki Elby, która inaczej Łabą się zowie, bez oporu żadnego przebiegłszy i splądrowawszy, z tryumfem nad upokorzoną Saxonią wracał do Polski. A gdy przyszedł do rzeki Suli albo Solawy, która płynie środkiem Saxonii, pozabijał na jej brzegach słupy żelazne, naznaczając królestwu Polskiemu od tej strony nowy Kadyx, i odgraniczając temi słupami Polskę od krajów Niemieckich, aby trwale i w pokoju poświadczały wielkie czyny i przewagi zwycięzcy, i wykazywały granice Polski.
Po śmierci Jana XIX papieża, który władał na stolicy przeszło lat cztery, i pochowany został w kościele Ś. Piotra, nastąpił Sergius IV, rodem Rzymianin, mąż życia świątobliwego i przykładnych obyczajów, który rządził kościołem lat dwa; pochowany w kościele Ś. Piotra. Nastąpił po nim Benedykt VIII, rodem Tuskulańczyk. Ten Benedykt dręczony karami czyścowemi, prosił pewnego biskupa, któremu się był pokazał, ażeby następca jego Jan XX otworzywszy mieszek z pozostałemi po nim pieniędzmi, rozdał je między ubogich, ponieważ te pieniądze zdzierstwem uzbierane na złe mu wyszły. Co też Jan papież uczynił.
Po zwojowaniu i upokorzeniu Sasów, Bolesław król Polski, uważając to za hańbę sobie i swemu narodowi, iżby kraje, które niegdyś Polacy dzierżyli i zamieszkali, nie on ale kto inny posiadał; przypomina sobie, że ziemie północne, nad morzem północném leżące, Pomorze także niższe, Kaszuby i inne nadmorskie kraje, po dziś dzień od Słowian zamieszkałe, przez niezasłużoną zagładę jej książąt, której sprawcą był Popiel, ówczesny jedynowładca Polski, od myszy zjedzony, już z dawna od królestwa Polskiego i jej zwierzchnictwa oderwały się i odpadły. Wyruszywszy więc w owe kraje z znaczną wojsk swoich potęgą, jedne orężem i przemocą, inne szczodrotą i łaskawością, inne wreszcie postrachem i przykładem drugich shołdował i owładnął. Panowali w nich na ów czas potomkowie dwudziestu książąt przez Popiela otrutych, z którymi król Bolesław obszedł się z wrodzoną sobie wspaniałością, pomnąc iż się rodzili z krwi królewskiej i byli jego plemiennikami; każdego zobowiązał darami i uprzejmemi względy, a z ich dzielnic książęcych i praw zwierzchniczych nic sobie nie zatrzymał, prócz lennego poddaństwa i służebności. Upatrywał bowiem znaczną w tém korzyść i sławę, że królestwo Polskie odzyskując swoję całość, szczycić się mogło tak wielką liczbą książąt lennych i poddanych.
Bolesław król Polski z uwagi, iż syn jego Mieczysław i Ryxa dziewica, siostrzenica cesarza Ottona, jemu od dawna narzeczona, domierzyli już pory swej dojrzałości, zapowiada w Gnieźnie wielką na dworze uroczystość, a zgromadziwszy i zaprosiwszy sąsiednich książąt, panów, wielmoże i celniejszych dostojników Polskich, wyprawia swemu synowi jedynemu Mieczysławowi z wielką wspaniałością gody weselne, i zaślubia mu Ryxę dziewicę, która dotąd w stolicy chowała się u matki Mieczysława, Judyty, z macierzyńską pielęgnowana miłością, jakby córka.
Lambert, trzeci arcybiskup Krakowski, po dziewiętnastoletnim, nader pobożnym i sprawiedliwym zarządzie katedry Krakowskiej, w sędziwym wieku umiera; pochowany w kościele Krakowskim. Najwyższy zaś biskup Benedykt VIII; chcąc osierocony kościół Krakowski sposobnym opatrzyć pasterzem, na żądanie Bolesława króla Polskiego, przeznacza na stolicę Krakowską Popona, męża wielkiej zacności, acz mało świadomego mowy Polskiej. Po śmierci bowiem Sergiusza IV papieża, który rządził kościołem lat dwa, i pochowany został u Ś. Piotra, obrany był papieżem Benedykt VIII, rodem Tuskulańczyk, syn Grzegorza. Ten strącony został z stolicy, a w jego miejsce jakiś inny wyniesiony, zkąd w kościele Bożym wielkie powstało rozerwanie, spowodowane nieprawym wyborem i gorszącemi postępki wdziercy.
Maurycy biskup Kruszwicki czyli Włocławski tegoż roku umiera, a wstępuje po nim na stolicę Marcelli, naznaczony od Jana XVIII papieża, za wstawieniem się Bolesława króla Polskiego.
Henryk II król Rzymski i książę Bawarski, zebrawszy znaczne wojsko, wkroczył do Włoch, a przyjęty od miast Włoskich z należną czcią i bez oporu, wszedł spokojnie i z tryumfem do Rzymu. Tam po niejakich układach z Benedyktem VIII, przyjął z rąk jego w kościele Ś. Piotra koronę cesarską i namaszczenie. Co sprawiwszy i kilka dni tylko zabawiwszy w Rzymie, wrócił do Niemiec.
Dziewiąty syn Włodzimierza Ruskiego kniazia, Mścisław książę Tymutrokański, umyśliwszy opanować stolicę Kijowską, z zebraném w wielkiej liczbie z Kozarów i Kazogów (Koschoys) wojskiem wychodzi przeciw Jarosławowi bratu swemu, książęciu Kijowskiemu. Jakkolwiek Jarosław książę Kijowski wzmocnił się posiłkami książęcia Worahów (Worahunorum) Jakuja, przecież w stoczonych dwóch bitwach sprobowawszy szczęścia, uległ przemocy, i postanowił pójść do Kijowa, aby się poddać zwycięzcy. Ten, u kresu swych życzeń łaskawszy i skromniejszy, wnet zmierził sobie stolicę Kijowską, o którą świeżo się był kusił: śle zatém po brata Jarosława posłów, z zaręczeniem zupełnego bezpieczeństwa; przybyłego łaskawie przyjmuje i rzecze do niego: „Wróć bracie na twoję stolicę Kijowską, starszy bowiem jesteś, i z wielu względów większe do niej masz prawo; dzierż ją spokojnie i według swojej woli. Ja zdobycz tę, pozyskaną prawem oręża, zwycięzca zwyciężonemu chętnie oddaję.“ A tak nad wszelkie spodziewanie przyszło do pojednania i zgody między braćmi. Książę Mścisław udał się do Czernichowa, a książę Jarosław wrócił na stolicę księstwa Kijowskiego, którém jednak nie śmiejąc zarządzać osobiście, władał przez swoich zastępców. Tegoż roku Jarosławowi książęciu Kijowskiemu urodził się syn, któremu dano imię Izasław.
Gdy Bolesław król Polski popodbijał zwycięzko i z królestwem Polskiém w jedno spoił władztwo kraje sąsiednie, które od samego początku Polacy i inni Słowianie zamieszkiwali, mniemało rycerstwo Polskie, że już odtąd bojów zaniecha i w pokoju odpocznie.
Ale król Bolesław pałający żądzą chwały, a nie lubiący spoczynku, zamyślał znowu o innej wojnie, i wnet nakazał wyprawę przeciw narodowi Pruskiemu, który dotąd wysiadywał spokojnie. Wszystko zatém ćwiczone w boju rycerstwo uzbraja na wojnę, a nadto zbiera z całego królestwa i krajów jemu podległych nowe zaciągi; a wystawiwszy znaczne siły, i urządziwszy je jak należało, wyrusza ku granicom Pruskim, i wkracza do nich przez ziemię królestwa swego Chełmińską. Pruska zaś ziemia, jako się wyżej powiedziało, leży na północ, przedzielona od krajów królestwa Polskiego rzekami Wisłą i Ossą, a dotykająca w wielu miejscach morza. Przecięta jest dwiema potężnemi rzekami, Wisłą i Niemnem, z których jedna płynie z Polski, a druga z Rusi. Zawiera zaś w sobie ośm dzielnic: jedna Pogezania (Pogeza), druga zowie się Natangia (Nawktaga), trzecia Sambia (Sama), czwarta Nadrawia (Nadrowa), piąta Szaławia (Szalowa), szósta Sudawia (Sudowa), siódma Galindya (Galinda), ósma Barta. W owe czasy nie wiele miała miast, a i te samém tylko położeniem, to jest, wodami i bagnami obronne; zamki wszystkie z drzewa były budowane. Bolesław zatém król Polski z łatwością pobrał miasteczka Pruskie; kilka zaś warowniejszych grodów, do których schronili się byli barbarzyńcy, ścisnął oblężeniem; a zdobytą stolicę Prus Romowe, tudzież Balgę i Radzim, częścią zburzył, częścią pożarem zniszczył. Panowie wreszcie Pruscy widząc, że siłami swemi nie zdołają się oprzeć potędze króla Bolesława, wysyłają do niego posłów z prośbą, „aby się zmiłował nad ich ojczyzną, która wyniszczona łupiestwem, cała pożogami płonęła, i z oświadczeniem, że się poddadzą, daninę płacić i zwierzchnictwu jego podlegać będą. Bolesław król Polski, mąż duszy wielkiej, i skłonny do litości nad nieszczęśliwemi, przyjął łaskawie ich poselstwo, i przychyliwszy się do prośby Prusaków, nałożył na nich daninę, którą do skarbu królewskiego corocznie składać mieli, a zakazał dalszych kraju spustoszeń. Wtedy po raz pierwszy Prusy, orężem Bolesława króla podbite i zamienione w prowincyą, poczęły królestwu Polskiemu hołdować i daninę opłacać. I pod ów czas Bolesław postawił na rzece Ossie, przedzielającej Prusy od Polski, wieczysty królestwa Polskiego granicznik, to jest słup żelazny, wzniesiony na środku rzeki, o ćwierć mili od miasteczka Rogoźna, pomiędzy Łaszynem a Rogoźnem, zkąd też wieś nad tą granicą leżąca od granicznego słupa Słupią (Słup) nazwana. A lubo w późniejszym czasie Krzyżacy, opanowawszy ziemię Chełmińską, wyrzucili ten słup żelazny, i na tém miejscu młyn wymurowali, aby zatracić granicę, przecież do dziś dnia zowie się ono Słupem. Bolesław bowiem, gorliwą pałając chęcią rozszerzenia granic królestwa Polskiego, a wraz zaradząjąc, ażeby te granice nie były nigdy wątpliwemi, popostawiał dla ich utrwalenia słupy żelazne od wschodu, zachodu i północy, za przykładem i wzorem Herkulesa, w mniemaniu, że ta pamiątka będzie wiecznotrwałą.
Gdy ucichły wojny zewnętrzne, a postronni nieprzyjaciele, częścią orężem utłumieni, częścią sprawiedliwemi związani sojuszami, spoczęli w pokoju, Bolesław król Polski zajął się stosowném urządzeniem spraw miejskich i domowych. Najtroskliwszą zaś rościągnął pieczą nad ubogiemi i wdowy, staranny o pilne każdej sprawy wysłuchanie, popieranie i załatwienie. Jeżeli spór nie dał się rozjąć ugodą, wyprowadzał go do sądów, w które tak gorliwie wglądał, że im sam osobiście przewodniczył, aby w wymiarze sprawiedliwości nie grzeszono podstępem albo odwłoką. A lubo w owe czasy rzadkie bywały pokrzywdzenia, gwałty i pieniactwa, gdy bojaźń sama utrzymywała wszystkich, tak wyższych jako i niższych, w karbach słuszności i prawa; nie dopuszczał przecież Bolesław król Polski, żeby sami przez się sędziowie w sprawach tak większych jak i mniejszych wyrokowali, lecz albo je osobiście zagajał, albo, jeżeli sam był zajęty ważniejszemi królestwa swego sprawami, wysadzał w swoje miejsce mężów prawych, sumiennych i miłujących sprawiedliwość, którzy z największém baczeniem przestrzegali, aby orzeczenia sędziów od słuszności i sprawiedliwości nie odstępowały: wiedzieli bowiem, z mądrego nader postanowienia króla Bolesława, że jeżeli która strona użali się, iż została skrzywdzoną, on przewód całej sprawy roztrząśnie, i wyrok wbrew prawu i słuszności zapadły z wielką dla nich naganą i niesławą odwoła. Wszystkim nadto wdowom, małoletnim, sierotom, ludziom wiejskiego i ubogiego stanu, szukającym do niego z skargami swemi przystępu, wyznaczał rzeczników, syndyków i prawobrońców, płatnych ze skarbu królewskiego, surowo dopominając się od nich i zalecając, „ażeby z jak największą pilnością i gorliwością podejmowali i swą obroną popierali sprawy wdów, sierot i ubogich.“ Zdarzało się nawet, że kiedy tego rodzaju sprawę wytoczono przed nim albo jego sędziami, przypuszczał do swego stołu królewskiego powódcę razem z obżałowanym, ludzi jakiegokolwiek bądź stanu, i każdemu, według osoby i jej znaczenia, hojnie kazał użyczać strawy. Takim więc wymiarem sprawiedliwości i gościnnym obyczajem, wszystkich, równie bogatych jak i ubogich, tyle sobie zobowiązał, że go raczej jak ojca niż jak króla kochali, a zalety cnót jego głośno i szeroko słynęły.
Dwudziestego piątego Lipca, Ryxa, księżna Polska, żona książęcia Mieczysława, porodziła dziecię cudnej urody, któremu na żądanie dziada Bolesława króla Polskiego na chrzcie dano imię Kazimierz, co w języku polskim znaczy nakazujący mir (każy mir).
Zdarzone tegoż roku w królestwie Polskiém trzęsienie ziemi uznano za zjawisko cudowne.
Sprawiedliwość bez towarzyszącego jej miłosierdzia uważając król Bolesław za cnotę połowiczną i niezupełną, z takiém umiarkowaniem godził obowiązki surowego sędziego i książęcia pełnego łaskawości, że potępieni wyrokiem, i ci, którzy oczekiwali jeszcze wyroku, truchlejąc przed jego sprawiedliwością, ale z przykładów wielokrotnych dobrze tusząc o jego łaskawości, nigdy nie rozpaczali. A lubo sam król, tak ludzki i miłosierny, dla winowajców i przestępców prawa okazywał niezwykłą wspaniałość i wyrozumiałość; przecież małżonka jego dostojna Judyta, niewiasta znakomitej cnoty, swoim kobiecym dowcipem i rozsądkiem większego jeszcze dodawała uroku tej dobroci królewskiej, która za obojga sprawą tém głośniej u ludzi słynęła. Przytoczymy tu jedno zdarzenie, z przeszłości do nas doszłe, dla przekazania go pamięci potomnego wieku. Kilku synów szlacheckich, wyrodków, zboczywszy z toru cnót i obyczajów ojcowskich, i przez życie rozpustne zmarnowawszy swoje dostatki, popadli byli w ubostwo; a niezdolni znosić jego przykrości, i chciwi odzyskania dawnego mienia, puścili się na gwałty i wydzierstwa. A gdy ich sprawki wielokrotne wydały się i do króla doniosły, z rozkazu jego poimani, i snadno o zbrodnie przekonani, wyrokiem tegoż króla i jego radców (consiliarii) wskazani zostali na stracenie. Królowa, kobieta nader roztropna, zdjęta litością nad ich wiekiem młodzieńczym i śmiercią przedwczesną, nie zapytawszy bynajmniej króla, ani uprzedziwszy go jakąkolwiek prośbą lub namową, kazała ukryć winowajców w miejscu tajemném, o którém mało kto wiedział, aby przy sposobnej okoliczności ocalić im życie. Gdy więc Bolesław według zwyczaju rozmawiał raz z swemi radcami w obecności królowej o sprawach rzeczypospolitej, i przypadkiem wytoczyła się wzmianka o ukaraniu śmiercią onych łotrów, synów szlacheckich, o których król mniemał, że już dawno straceni, żal go w duszy ogarnął, i począł rzewnie utyskiwać nad ich losem, wyznając „jak mocno ubolewa, iż tak znakomitych i szlachetnej krwi młodzieńców, do rycerskiego zawodu zdatnych, którzy mogli byli stać się zaszczytem ojczyźnie, wyrokiem swoim skazał na śmierć; i jak żałuje, że zbrodni popełnionych nie przypisał raczej młodości i krewkości umysłu, zwłaszcza że takim wyrokiem oburzył i zniechęcił ku sobie pozostałe — ich domy i rodziny.“ Dodał nakoniec: „że nie tylko wszystkie szkody pokrzywdzonym chętnieby powrócił, ale i hojnemi nagrodził ich dary, gdyby cofnąć można los tych młodzieńców i nieszczęsne krwi ich rozlanie.“ W ów czas Judyta królowa, wiodąc swój zamiar do skutku: „Z jakąż, rzecze, przyjąłbyś to radością, i jaką rad opłacił ofiarą, gdyby który z Świętych wstawieniem się swojém i przyczyną wrócił ich do życia i obecnie stawił przed tobą!“ Na co król: „Wzdyć to, mówi, niepodobieństwo: ale gdyby Bogu, który mocen jest takie i większe zdziałać rzeczy, podobało się to co powiadasz uczynić, wyznaję, że nie mam nic tak drogiego i kosztownego, czegobym nie dał za wskrzeszenie onych młodzieńców, których jestem zabójcą, nie już dlatego, żeby zmartwychwstali i żyli, lecz żeby ich rodziny uwolnić od hańby, którą niewinnie przez ich ukaranie poniosły.“ Królowa z takiego żalu wyrozumiawszy, że Bolesław zdjęty litością skłonnym był do przebaczenia, sama, wraz z przytomnymi radcami i pany, rzuca się do nóg królowi, aby wnieść prośbę za nieszczęśliwemi, którą temi słowy zwraca do króla, zdziwionego wielce i nie spodziewającego się bynajmniej, o co go błagać miała tak usilnie: „Nie potrzeba ci, królu najmiłościwszy, pomocy z nieba do przywrócenia życia potępionym; ty sam możesz ich niem obdarzyć z łaski twojej królewskiej. Wyznaję, że pomocą moją wyrwanych z łona śmierci, kiedy już za wyrokiem twoim ginąć mieli, ukryłam aż do dnia dzisiejszego; i błagam przedewszystkiém, abyś mi przebaczył tę winę, której się dopuściłam nie z jakiego bądź zuchwalstwa, ale z litości niewieściej, a zarazem błagam z tymi wszystkimi, których widzisz ukorzonych przed twoim majestatem, żebyś wskazanym na śmierć życie darował. Poważyłam się na to, aby dać pole twojej litości, i po orzeczonym śmierci wyroku przywrócić do życia ofiary jakby z grobu wywołane, nie bez głośnego uwielbienia twojej łaskawości i miłosierdzia.“ Król Bolesław uradowany niezmiernie, i wprawiony niejako w zadumienie, zstępując z swego krzesła królewskiego, podnosi królową z ziemi, i z czułém uściskaniem chwali, wielbi, wysławia jej zręczną przebiegłość i cnoty pełne podejście. A gdy wszyscy obecni, tak niespodziewanym wypadkiem zdziwieni, chwalili królową z jej ludzkości, szlachetnego serca i dowcipu, król zaledwo wierzyć chcąc królowej, każe natychmiast stawić przed sobą młodzieńców na śmierć skazanych. Wyprowadzeni zatém z ukrycia, kędy byli schowani, najpierwej przedstawili się królowej, która skarciwszy ich własną naganą, zaprowadziła potém, jako oswobodzicielka czuwająca nad ich życiem, przed oblicze króla, prosząc, aby im przebaczył i puścił w niepamięć ich przewinienia. A król Bolesław, który już wprzódy okazał się był skłonnym do odpuszczenia im winy, i nigdy skorym nie był do karania występków, wzruszony prośbami żony, dał się snadno ubłagać, i uwolnił ich od kary, na jaką zasłużyli: u króla bowiem Bolesława nie trudno było uzyskać, aby proszącemu przebaczył. Przemówił jednak do nich z naganą: „że niepomni na swój ród szlachetny, skalali go tylu zbrodniami i zelżyli sławę swoich przodków“ których wspomniał nazwiska i cnoty. Starszych między nimi surowszemi zgromił słowy; młodszych zaś zaprowadził z sobą do łaźni i kazał w obecności swojej osmagać nieco rózgami. Poczém odpuściwszy im winy, i ułaskawionych oblókłszy w nowe szaty, na znak powrotu do czci i sławy, odesłał do domów swoich z upomnieniem, aby nadal żyli bez zmazy, a z zagrożeniem wyraźném, że na potém nie dałby się niczém przebłagać, gdyby się dopuścili takich albo podobnych zbrodni. Z tych i innych przykładów ludzkości, szlachetnego i wspaniałego serca, stawszy się u ludzi głośnym, snadno utrzymywał poddanych swoich w karbach sprawiedliwości, w poszanowaniu praw i urządzeń. Panował nad nimi raczej miłością niż grozą; gromił poważnie i krótko, napominał łagodnie i z dobrocią. A jako Abigail wymową swoją zachowała niegdy męża od miecza Dawidowego, tak królowa Judyta swoim dowcipem i rozsądkiem dokazała, że synowie rodzin szlacheckich nie zginęli, a królowi Bolesławowi, mężowi swemu, zjednała wielką sławę u świata, gdy ci, którzy sprawiedliwym wyrokiem sądu na śmierć byli skazani, za jej prośbą i wstawieniem się ułaskawieni, pozyskali całość i wolność.
Królowa Judyta, żona Bolesława króla Polskiego, ciężką złożona niemocą, umiera; pochowana uczciwie w kościele Gnieźnieńskim. Niewiasta świątobliwa, łaskawa i pobożna.
Książę Ruski Jarosław, nie mogąc się w swym żalu uspokoić, że państwo jego i stołeczne miasto Kijów w latach poprzednich orężem Bolesława króla Polskiego podbite, takiemu zniszczeniu uległy, bolejąc przytém nad srogą i upokarzającą klęską, jakiej był z wojskiem swojém doznał nad rzeką Bugiem, w skrytości i milczeniu gotował się do wojny. Uzbrajał tym celem siły krajowe, a w sposobnych chwilach zaciągał u sąsiadów posiłki, aby uderzyć na króla Bolesława, i zetrzeć hańbę doznanego nad Bugiem pogromu. Bolesław zaś, chociaż wiedział z dawna od swoich urzędników, starostów, i podsyłanych w te strony szpiegów, o knowanych nań przez książęcia Ruskiego zamachach, chwilę jednak zawściągał oręż, w spodziewaniu, że czas albo cierpliwość złagodzi umysł kniazia Jarosława. Ale gdy postrzegł, że książę Ruski ciągłém uzbrajaniem się Polsce zagrażał, i znaczne wojska coraz bliżej podsuwał, ruszył nawzajem swoje siły, które był na przypadek zaczepki nieprzyjacielskiej miał w pogotowiu, i spiesznym pochodem pociągnął na Ruś, celem odparcia napaści, którą mu książę Ruski zagrażał. A tak jednocześnie Polacy na Ruś, a Rusini na Polskę uderzyli; co stało się tak spiesznie i tajemnie, że obadwaj najezdcy o wzajemnych krokach nie wiedzieli. Dopiero na brzegach Bugu dotarłszy do siebie, zatrzymały się oba wojska i rozłożyły swoje obozy, radząc o walce, która miała się rozpocząć nazajutrz. Ale król Polski Bolesław nie rad był staczać bitwy w przypadający dzień Niedzielny, odstręczała go od niej świąteczna uroczystość; dlaczego rycerstwo trzymał w obozie, i zakazał, aby w ten dzień nie przedsiębrano żadnych kroków nieprzyjacielskich. Tymczasem wypadek i okoliczność małej wagi, jak to się w wojnie zdarzać zwykło, zniweczyła jego zakazy. W południe bowiem, kiedy słońce mocno paliło, a rycerstwo spokojnie zażywało wczasu, czeladź obozowa Polska, zbiegając do rzeki na ugaszenie pragnienia, już-to pławiąc konie, już płucząc mięsiwo z zabitych bydląt, poczęła przekomarzać się wojskom nieprzyjacielskim na przeciwnym brzegu stojącym, i najpierwej słowy, potém ręcznemi pociskami wyzywać je i draźnić. Naostatek walka tak się z tej przygodnej zaczepki wzmogła, że oba wojska z głośnym okrzykiem rzuciły się do broni. Wszystkie zatém hufce Bolesława, pochwyciwszy za oręż i dosiadłszy koni, w zbrojnych szykach wystąpiły do boju. A gdy nie można było uderzyć na nieprzyjaciela nie przebrnąwszy rzeki, która ich rozdzielała, mało przeto ważąc niebezpieczeństwo, jakiém i głębie wody i ciosy przeciwników zagrażały, w pełném jak były uzbrojeniu rzucają się w rzekę, a przebywszy ją szczęśliwie uderzają na nieprzyjacioł jeszcze nie zupełnie zbrojnych ani uszykowanych, którzy w trwodze i popłochu tam i sam się porozbiegali; nagły strach ich przeraził, gdy ujrzeli Polskie zastępy; te więc z łatwością przodek ich hufców przełamują, wycinają i na pował trupem ścielą. O których porażce skoro się reszta Rusi dowiedziała, sami książęcia Ruskiego naglili do ucieczki, żeby się żywcem nie dostał w ręce Polaków. A gdy ten opuścił bitwę, większa jeszcze trwoga ogarnęła Rusinów; przeto nie myśląc już o walce, lecz o ratowaniu się ucieczką, Polakom ustąpili zwycięztwa. Rycerstwo Polskie z rozkazu Bolesława króla puściwszy się za nimi kilka mil w pogoń, wiele ubiło orężem, więcej jeszcze poimało w niewolą. Książę jednak Ruski i nie mała liczba jego wojska umknęła przed niebezpieczeństwem: a Polacy zdobywszy obóz Ruski i niezmierne łupy, za dozwoleniem króla Bolesława rozerwali je między siebie. Bolesław zatém, król Polski, z zwycięzkiemi znakami i tryumfem ciągnął dalej w głąb Rusi, warowniejsze zapory Rusi mieczem, ogniem i spustoszeniem zwojował, wiele zamków przemocą zdobył albo do poddania się przymusił. Tak dalece zgoła upokorzył w ów czas i utrapił Rusinów, że ci, zwątpiwszy już o swoich siłach, zniewoleni byli prosić o pokój króla Bolesław}a, i spokojnie odtąd w swych granicach siedzieli.
A Bolesław odniosłszy to pamiętne zwycięztwo, uprowadziwszy z ziemi nieprzyjacielskiej wielkie mnóstwo bydła i rozmaitej zdobyczy, wrócił do Polski, gdzie z wielką przyjmowany był radością, i od wszystkich stanów królestwa najzaszczytniejszemi uczczony okazy. Twierdzą niektórzy, że inne przyczyny spowodowały wojnę Ruską, którą Bolesław w tym roku prowadził: a mianowicie, że gdy Bolesław po śmierci żony swojej Judyty owdowiawszy, wysłał był do Jarosława książęcia Ruskiego dziewosłęby, prosząc o córkę jego w małżeństwo, a Jarosław dla różności obrządku posłów jego z niczém odprawił, król Polski oburzony taką odmową, wojnę Jarosławowi wypowiedział, a zdobywszy jego warownie i siostrę poimawszy jako brankę, wziął ją sromotnie za nałożnicę. Po tak znakomitém i sławném nad Rusinami zwycięztwie, Bolesław król Polski nie podniósł się bynajmniej w pychę i zarozumiałość, do jakiej wiodły go takie powodzenia i tryumfy; ale obyczajem swoim zachowując jak największą skromność i pokorę, okazywał się dla wszystkich ludzkim i przystępnym, w wymiarze sprawiedliwości i udzielaniu łask wspaniałym i miłościwym; z Rusinami nawet, pod ów czas zwyciężoneni i zmuszonemi do poddaństwa, obchodził się raczej jak ojciec niż jak zwycięzca. Albowiem i książęciu Ruskiemu, zgłaszającemu się do niego przez liczne poselstwa, pokój przywrócił, nałożywszy nań umiarkowaną daninę i wydawszy łaskawie wszystkich jeńców wojennych. Tą wspaniałością i dobrocią tak sobie ujął serca Rusinów, że wielbiąc z uniesieniem jego męztwo i ludzkość, zwali go nieporównanym, największym z panujących, a w swoim języku Chrobrym, które też przezwisko przy nim zostało, i przeszło w usta najpóźniejszych pokoleń. Co większa, książę i sam naród Ruski, pod ów czas zamożny i liczny, raczej umiarkowaniem i cnotą Bolesława króla Polskiego, niżeli orężem jego shołdowany, utrzymał się w wierności, i z największą ścisłością przestrzegał zawartych z nim umów i zobowiązań; a pokąd żył Bolesław król Polski, nie odważyli się nigdy Rusini podnieść przeciw niemu oręża, ani się pokusili o zrzucenie nałożonego sobie jarzma, w przekonaniu, że Bolesław wszelkie ich zamachy i usiłowania dzielnością i przemysłem swoim snadnoby zniweczył.
Księżna Ryxa, małżonka Mieczysława, syna Bolesława króla Polskiego, powtórnym połogiem wydała na świat dziecię, któremu dano imię dziada, Bolesław; ale to chwilę krótką przeżywszy, zawcześnie zeszło ze świata.
Bolesław król Polski, zamierzywszy położyć tamę napaściom od stron ościennych po łotrowsku niepokojącym Polskę, pozakładał liczne na pograniczach zamki, i silnemi je załogami poosadzał; a na ich utrzymanie naznaczył roczny dowóz żywności z wsi okolicznych, której każda wioska w stosownej mierze dostarczać miała. Tę daninę Polacy nazwali stroża, ponieważ składaną była wojsku strzegącemu granic od napaści. Zaprowadził nadto po wielu wsiach i za powinność wskazał włościanom i osadnikom ten obyczaj, aby każdej nocy kolejno czuwali, a wołaniem głośném i śpiewaniem znać dawali, że pilnie stróżują. Ta straż od niego bardzo rozumnie obmyślona, której potém następcy jego niebacznie zaniechali, sprawiła, że pogranicza Polski czujną strażą wojska ubezpieczone, nigdy od nieprzyjacioł nie mogły doznać napaści.
Tegoż roku zszedł ze świata Tymoteusz biskup Poznański, pochowany w Poznaniu. Następcą jego był Paulin I, rodem Włoch, którego na prośbę króla Bolesława potwierdził Bonifacy VII. Inni utrzymują, że nie w Poznańskim ale w Brandeburskim kościele pochowany został.
Urządziwszy sprawy kościelne i duchowne, przez ustanowienia pobożności pełne, a zmierzające ku czci Bożej i pomnożeniu wiary świętej, Bolesław król Polski często jeszcze o tém przemyślał, jakby ubezpieczyć rzecz publiczną, a zwłaszcza przez twierdze i zamki na granicach Polski, ku obronie od napaści nieprzyjacielskich wystawione, tak iżby w trwałości swej niepożyte, i dostatecznie w żywność opatrzone, żadnej nie obawiały się przygody.
Pobudował więc król Bolesław na pograniczach królestwa wiele twierdz i zamków, i poosadzał je załogami ćwiczonego rycerstwa, które wedle nakazu królewskiego miało baczyć z wielką pilnością i przezornością, aby nieprzyjaciel jawnie ani tajemnie kraju nie napastował; a nie spuszczając się na żołnierzy, często sam te zamki odwiedzał i w nich chwilami zabawiał, w przekonaniu, że lepiej było o szczupłym i skromnym pokarmie czuwać nad bezpieczeństwem poddanych, niż zatopiwszy się w zbytkach i biesiadach, kraj wystawiać na łup rozterek, i nieprzyjacielowi dawać sposobność do napaści. Za zgodną więc uchwałą swoich radców postanowił, ażeby każdy z osadników czyli kmieci, posiadający jeden łan całkowity, składał w daninie korzec żyta a drugi owsa, czystego ziarna, i bez omieszkania odwoził do najbliższego śpichrza królewskiego, na potrzeby zwykłe, to jest odzież i wyżywienie dla wojska, które służyło w zamkach pogranicznych i pilnowało pokoju całego królestwa. Podatek ten od włościan i obywateli przyjęty był z największą ochotą, i wtedy wziąwszy swój początek utrzymywał się potém przez długie czasy, od przeznaczenia swego nazwany po dziś dzień stróża, co znaczy pilnowanie, ponieważ szedł na straż zamków i królestwa.
Dwunastego dnia Maja, czyli w Piątek po Wniebowstąpieniu Pańskiém, wielkie trzęsienie ziemi w krajach Włoskich, Francuzkich i Hiszpańskich, wiele miast i wsi pochłonęło, niektóre w gruzach zagrzebało. Chodziły także wieści o częstych i okropnych pożarach, które się w wielu miejscach przytrafiały. Ale od tego wszystkiego z łaski Bożej kraje Polskie były wolne.
Szatan złośliwy i zazdrosny, dostrzegając z oburzeniem, że wiara wespół z obrządkiem katolickim w królestwie Polskiém i krajach sąsiednich, naprzód za książęcia Mieczysława, potém za syna jego Bolesława I króla Polskiego, w krótkim czasie tak znakomicie rozszerzyła się i wzrosła, wzniecił straszliwą w témże królestwie zawieruchę, która kościół wszystek usiłowała potłumić i ustaloną w kraju spokojność zaburzyć. Niektórzy bowiem z szlachty, za poduszczeniem szatańskiém, oddawanie dziesięciny snopowej i wypełnianie chrześciańskich obrządków uznawszy za uciążliwe, na co zwłaszcza ci utyskiwali, którzy wychowani w błędach pogaństwa przykrzyli sobie jarzmo prawej wiary Chrystusowej, długich knowań rozmysłem postanowili: wrócić do dawnej życia bezbożności i czci bałwochwalczej, dziesięcin w naznaczonym czasie nie opłacać, ani do kościołów uczęszczać, powyrzucać owszem z świątyń kapłanów i sługi Boże. O czém gdy się Bolesław król Polski dowiedział, nie dopuścił ten gorliwy wiary katolickiej rozkrzewiciel tlejącemu rokoszowi wybuchnąć, ale przytłumił go w samym zawiązku; przez wysłane bowiem poczty rycerstwa sprawców jego pochwytał, i częścią pościnać kazał, częścią wskazał na chłostę; tym tylko, ktorzy mniej byli występni i uwiedzeni jedynie przykładem i cudzą namową, karę odpuścił.
Kiedy Święty Stefan król Węgierski zamyślał i układał w duchu usunąć się od rządów królestwa, wyrzec zupełnie trosk światowych, i resztę życia przepędzić na modlitwie i bogomyślności, a władzę królewską zdać książęciu Emerykowi, synowi swemu jedynemu; tenże Emeryk, żyjący ciągle w ślubach czystości z żoną swoją, którą uważał za siostrę, roku tego umiera. Pochowano go w kościele Białogrodzkim (Alba Regalis), kędy jaśnieje cudami. Błogosławiony Stefan, ojciec jego, boleśnie opłakiwał tę stratę, widząc, że ze zgonem syna spełzł zamiar zrzeczenia się rządów królestwa, i zgasła ostatnia krwi dziedzicznej szczątka.
Wojsław (Wisław) rycerz szlacheckiego rodu, herbu Zabawa, nadaje niektóre włości dziedzictwa swego klasztorowi Ś. Krzyża na Łysej górze; a inny rycerz Sieciech z domu Toporczyków przeznacza posagiem klasztorowi zakonu Ś. Benedykta, założonemu przez Bolesława Chrobrego króla Polskiego ku czci dziesięciu tysięcy Męczenników w Sieciechowie nad Wisłą, w dyecezyi Krakowskiej, wiele dóbr i posiadłości z swego dziedzicznego majątku.
Popo, czwarty arcybiskup Krakowski, powołany wyrokiem Boskim i złożony chorobą umiera. Pochowano go w katedrze Krakowskiej. A iżby kościół Krakowski nie zostawał długo bez pasterza, Bolesław król Polski, wysławszy poselstwo do papieża Benedykta VIII, który wtedy siedział na stolicy Rzymskiej, wyjednał swém wstawieniem, że arcybiskupem Krakowskim obrany został Gompo, mąż uczony, i doskonale umiejący mówić po polsku.
Gdy już Bolesław król Polski lat blisko sześćdziesiąt w ciągłych strawił trudach i zapasach, przyjaciele jego często mu doradzali, „żeby znużonemu ciału nieco sfolgował, i brzemię spraw publicznych i domowych zdał na syna, książęcia Mieczysława.“ A lubo żadną miarą nie chciał się do tego nakłonić, umysł jego bowiem krzepki i dzielny, mimo ociężałość ciała, zwyciężał trudy wieku; gdy jednak poznał, że go siły przyrodzone opuszczają, poruczył synowi swemu, książęciu Mieczysławowi, zarząd królestwa, tudzież załatwianie skarg i sporów, które ze wszystkich stron do jego sądu wynoszono. Zwoławszy potém zjazd powszechny do Gniezna, za zgodą i życzeniem prałatów i panów Polskich naznaczył go swoim na tron następcą. Żadna bowiem myśl nie zajmowała go więcej, jak ustalenie królestwa Polskiego, które i chwałą panowania, i wielkością bogactw, shołdowaniem narodów ościennych, i mnogiemi zwycięztwy i tryumfy, wreszcie karnością wojenną i wewnętrzném kraju urządzeniem, tak dalece wsławił, uzacnił i uświetnił, że wszelki blask i ozdobę, wszelki zaszczyt i sławę, wszelki rząd i układ rzeczy publicznej, on pierwszy jakby duszę żywotną wlał i wszczepił w naród Polski. Nie przestając na dziedzictwie odebraném po ojcu, dziadach i pradziadach, Czechy, Morawy, Ruś, orężem jego podbite i shołdowane, mnogiemi klęski, oślepieniem Bolesława książęcia Czeskiego i tylu krwawych bitew pogromem upokorzone, przyłączył do Polski, poddał w jarzmo dannictwa i służebności; i tak bohaterską dzielnością, tak wielkiemi umysłu zajaśniał przymiotami, że ze wszystkich książąt i królów Polskich, którzy po nim panowali, żaden dotychczas nie zdołał swemi czyny wznieść się do takiej potęgi i zaszczytu, żaden mu sławą spraw rycerskich i domowych nie wyrównał: za co imieniem zaszczytném Chrobrego, co znaczy dzielnego i wielkiego, został uczczony, a od tego imienia i miasteczko jemu ulubione, nad brzegiem rzeki Nidy, niedaleko Wiślicy leżące, gdzie był zamek sobie postawił, i po trudach prac publicznych dla rozrywki rad przebywał, Chrobrzem nazwane.
Przepowiednią dość wyraźną jego śmierci była kometa, wielkiém światłem błyszcząca, tak iż ludzie zaraz wnioskowali, że męża i króla wielkiego niebo wezwie do swojej chwały.
Braci zakonu Ś. Benedykta, którzy w duchu pobożności, pokory, i w ścisłém zachowaniu karności klasztornej Bogu służą, lubił i przekładał nad innych zakonników. Na wszelkie zaś losu koleje tak miał umysł z przyrodzenia usposobiony, że ani w przeciwności nie upadał na duchu, ani się w szczęściu unosił i nadymał. W mowie takiej się miary trzymał, środkując między surowością a żartem, że nad żart nic nie było poważniejszego, nic milszego nad powagę. Wzniosły w swym sposobie myślenia, gardził bogactwy, których żaden rozumny człowiek nie pożąda, a za któremi większa część książąt poziomego umysłu tak się upędza, że radzi dla nich zapominają swej sławy i powinności. Ten–to jest król pamiętny, który swoją pracą i staraniem podźwignąwszy sprawę kościoła, odwiódł Polaków od życia surowego i barbarzyńskiego, a przyswoił im ludzkość i łagodność obyczajów. Sława dzieł wielkich i przymiotów tak go w świecie uczyniła głośnym, że i z mężów najpierwszym i z panujących największym książęciem był uznany. Słusznie o nim rzec mogę, co o Nestorze podają: „że z ust jego mowa nad miód słodsza płynęła.“ Rządził się w każdej chwili ludzkością, dobrocią i miłosierdziem, co trwalszym nierównie i większym jest zaszczytem, niż dziedziczne bogactw i królestwa posiadanie. Dzielności zaś jego w tém najpewniejsze spoczywa świadectwo: że dopóki on w Polsce panował, wszystko szło jak najpomyślniej, sprawy wojenne i domowe darzyły się szczęśliwie, oręż Polski strasznym był dla sąsiadów; a kiedy zszedł ze świata, Polacy wątleć i upadać poczęli na sercu. Od tego króla i jego ojca Mieczysława początek bierze w Polsce panowanie wiary chrześciańskiej; jego szczodrocie i wspaniałości królewskiej winni Polacy majestat korony i świętość namaszczenia; on sam uzacnił ich taką godnością i przyczynił im tyle chwały. To pewna, że za jego czasów nie było drugiego między książęty, któryby więcej słynął łaskawością, ludzkością i dobrocią: tak bowiem wedle woli i zakonu Bożego działał i sprawował królestwo swoje na ziemi, że na tronie doczesnym zdawał się pracować i zabiegać o tron królestwa niebieskiego. Przystęp do niego był łatwy, łatwiejsza jeszcze prośba i namowa: a chociaż w wielu rzeczach nad innemi górował, udawał się jednak równym każdemu. Skłonny do świadczenia dobrodziejstw, dzielności swojej tak w wojnie jak i pokoju pamiętne Polakom zostawił dowody. Największej zaś ztąd godzien chwały, że porzuciwszy pogańskie błędy i bożyszcza, majestat Boga prawdziwego poznał, i wiarę jego szczęśliwie w narodzie zaszczepioną upowszechnił i rozsławił.
Marcin biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat ośmnaście, znękany zimnicą czwartaczką, umiera; pochowano go w kościele Płockim. Po nim nastąpił Albin, rodem Rzymianin, doktor praw kościelnych, naznaczony od Jana XVII papieża.
Złamany król Bolesław ciężkiemi i ustawicznemi prawie trudami, które podejmował w prowadzeniu wojen zaczepnych i odpornych, w zarządzie królestwa, piastowaniu spraw domowych i publicznych, (przez całe życie bowiem czynny był niemal bez przerwy) podżyły i stopniami słabiejący na siłach, zapadł był w ciężką niemoc, która go przez kilka miesięcy ciągłém kołatała cierpieniem, gdy podawane mu lekarstwa bynajmniej nie skutkowały. Widząc przeto, iż choroba się wzmaga, monarcha wielce rozsądny, wyspowiadał się kilkokrotnie swoich grzechów, a przyjąwszy zbawienną odprawę na drogę wieczną, zwołał wszystkich prałatów i panów Polskich. A gdy się u niego zebrali w zamku Poznańskim (tam bowiem zaskoczyła go choroba) zaczął z niemi szerokiemi słowy rozprawiać o zachowaniu i ustaleniu królestwa Polskiego, prosząc ich, błagając i zaklinając na dobrodziejstwa, które królestwu i im samym wyświadczył, i na koronę, cnotą swoją i znojnemi trudami nabytą i wsławioną, „aby po jego śmierci zachowali między sobą zgodę, jedność i miłość, a wszystkę cześć i przywiązanie przelali na syna jego jedynego, Mieczysława książęcia, którego im zostawiał jako spodziewanego na królestwo Polskie następcę, tudzież wnuka maleńkiego, Kazimierza, zrodzonego z Ryxy i Mieczysława; a przyjąwszy pierwszego za króla, uwieńczyli go koroną królewską.“ Synowi także Mieczysławowi, pod ów czas obecnemu, i z małżonką swoją tudzież małoletnim Kazimierzem stojącemu przy łożu śmiertelném, zalecał w długiej i poważnej mowie: „Aby naśladując jego cnoty, główną i najstaranniejszą miał pieczę o sprawach wiary i kościoła; aby szanował swoich radców, a innych poddanych utrzymywał w karbach słuszności i sprawiedliwości. Aby roskoszy i miękości jak najtroskliwiej unikał, a zajęty rycerskiemi dzieły okazał się podobnież bohaterem. Przestrzegał go, że ościenne narody, mieczem jego podbite, wkrótce wierzgną zuchwale, i wyłamią się z więzów poddaństwa i służebności, którym dotąd ulegały, jeżeli ich orężem i przemocą w posłuszeństwie nie utrzyma.“ Przyjęli wszyscy te upomnienia z wielką powolnością. A naprzód książę Mieczysław przyrzekł: „że będzie naśladował cnoty ojca i dzieła jego pielęgnował, chroniąc się, ażeby jaką przygodą, przez opieszałość własną, swojej i królestwa Polskiego sławy nie skaził.“ Przyrzekali potém prałaci i panowie: „że zachowają między sobą zgodę, a synowi jego i wszystkiemu potomstwu cześć królewską oddawać będą, tusząc z pociechą, że w książęciu Mieczysławie, którego obiecali królewską ozdobić koroną, pozostanie przytomny duch jego spraw i urządzeń, zajaśnieją cnoty i żyjący obraz ojca.“
Rozporządziwszy sprawy królestwa Polskiego, znowu Bolesław król Polski przy upadających coraz więcej siłach wytężył na to swoję uwagę, jakby dostatecznie mógł nagrodzić swoich wojennych i domowych towarzyszów, którzy mu nieodstępnie służyli. Słabnącym już głosem udzielił jeszcze Mieczysławowi książęciu, synowi swemu, niektórych rad i upomnień tyczących się spraw domowych i osobistych. Dawszy potém przystęp do siebie radcom i tłumem wielkim zebranej drużynie rycerstwa, w domu, w którym osłabiony leżał, słuchał ich przełożeń i zapytań, czynionych jakby z synowską dla ojca miłością. Żądali bowiem dowiedzieć się od króla, jak go mieli uczcić po zgonie; z jaką uroczystością, jakim porządkiem, w ilu nakoniec dniach i kiedy, według obrządku i zwyczaju katolickiego, odbywać się miał obchód pogrzebowy, i jak długo trwać miała oznaka żalu w przywdziewaniu szat czarnych żałobnych. W ów czas on rzewnemi zalany łzami, nie troszcząc się bynajmniej o cześć pogrzebową, lecz o dobro ojczyzny, której miłością jeszcze i w tej chwili pałał: „Nic, rzecze, albo mało mnie to obchodzi, z jaką okazałością i zaszczytem macie mi po śmierci ostatnią oddać usługę, abym wam miał to zalecać albo powiadać; ani mi też przystoi według prośby waszej zakreślać czas, w którym kończyć się ma żałoba po moim zgonie. Boć wiem, że nie żyłem tak gnuśnie i nikczemnie, aby dzieł moich pamięć kiedykolwiek między wami żyć przestała. Chociaż was z wyroków Bożych opuszczam, przecież, pomnąc na moje przeważne sprawy i z taką pomyślnością dokonane dzieła, umieram pełen otuchy, że w sercach waszych tyle czci dla mnie pozostanie, iż nie tylko wy, synowie wasi i wnuki wasze, ale i całe narodu Polskiego plemię, po wszystek wiek potomny, wielbić i podziwiać mnie będzie, i panowanie moje coraz nowemi i najchlubniejszemi pochwały przed niebem i ziemią wysławiać. Wiecie albowiem, że od lat dziecinnych, z natchnienia Boskiego bardziej niżli ludzkiego, tak byłem usposobiony, że wszystkie siły, zdolności i przymioty moje z największą gorliwością zwracałem ku wspomożeniu, wywyższeniu i opatrzeniu w dostatki ojczyzny naszej; że dla jej wzrostu i pomyślności aż do dnia dzisiejszego nie wzdrygałem się żadnego trudu, żadnego niebezpieczeństwa. Na pierwszym zaraz wstępie, częścią cnotami memi, częścią zwycięztwy, osięgnąłem tę królewską godność i koronę; i każdy, choćby najnieprzychylniejszy spraw moich sędzia, przyzna zapewnie bez wahania, że wszystkich poprzedników męztwem i dzieł wojennych chwałą, i wewnętrzném kraju urządzeniem tak dalece przewyższyłem, a ojczyznie tyle przysporzyłem zaszczytu, tak pamiętne zlałem na nią dobrodziejstwa, że domu mego w obec potomności stałem się najzacniejszą ozdobą, i rodu królewskiego pierwszym zaszczepcą i głową, a prawdziwym ojcem ojczyzny, jej wielkości założycielem i twórcą.“ Gdy król po tej mowie nieco zamilkł, radcy królewscy, przedniejsi panowie i rycerze Polscy głos podniosłszy, nie tylko go „ojcem ojczyzny, ale jej zbawcą, drugim po Lechu założycielem, bohaterem pokoju i wojny“ okrzyknęli. Takiemi pochwały, które jeden nad drugiego głośniej powtarzał, zabrzmiał cały zamek królewski; a Bolesław po chwili milczenia tak się jeszcze odezwał: „Bliski, jak widzicie, zgonu, nie troszczę się o to, gdzie mnie pochowacie, albo jakim po śmierci uczcicie mnie pogrzebem. Wszak i najokazalszy obchód, jakibyście mi wyprawili, na nic mi się nie przyda. Ważniejsza w tej chwili troska zajmuje mój umysł i ciężką przenika boleścią: staje mi w myśli los wasz i przyszła kraju dola. Widzę bowiem i z daleka wieszczym duchem przeglądam, że niestety! ta Polska, którą zostawiam tak świetną i kwitnącą, przez rozterki i niezgody domowe wkrótce wydaną będzie na szarpaninę i niedolę. Widzę, ile krwi w bratnich wytoczy wojnach, jak ciężkie wytrzyma klęski po moim zgonie; i zdaje mi się, że już słyszę podniesione na was groźby, i w ojczyznie waszej pląsające miecze tych, których ja karki nachyliłem i starłem. Widzę ród mój i potomstwo królewskie z kraju wygnane i z pokorą żebrzące przytułku u nieprzyjacioł, których mój oręż poskromił, a Polskie królestwo sromotnie poszarpane na mnogie dzielnice, i zawichrzone w odmęcie strasznych wojen domowych; a to z dopuszczenia i słusznego wyroku Boga, którego czci i wiary z gnuśném niedbalstwem i oziębłością odstąpicie, wydani na zbytki, roskosze i swawole. Sama ta boleść dręcząca, chociażby mi nawet choroba nie zagrażała, zdolnąby była wygnać duszę z ciała, gdyby nie pocieszająca nadzieja wśród tylu groźnych i tak wielkich nieszczęść. Widzę bowiem, że Bóg z miłosierdzia swego przyśle znowu łaskę wam i potomstwu mojemu, i że z lędźwi moich wyjdzie mąż na podobieństwo gwiazdy najświetniejszej, który skołataną i na poły już martwą rzeczpospolitą Polską podźwignie i granice jej dawne przywróci; co się rozprzęgło, sklei i odnowi, dumę nieprzyjacioł ukorzy; który rękojeścią miecza mego zetrze i na nowo podbije narody przeciw wam powstające, a swoim rządem i władzą, cnotami i rycerskiemi dzieły wzniesie królestwo Polskie do dawnej chwały i świetności.“ Temi słowy, głosem zmienionym i już słabnącym wypowiedziawszy proroctwo przyszłych Polski powodzeń i niepomyślności, zamknął powieki i opuścił ręce, a konając polecał się w kornych westchnieniach Chrystusowi, pokąd dnia trzeciego Kwietnia ducha opuszczającego ciało nie unieśli Aniołowie, jak pobożnie wierzyć można, do przygotowanych mu przybytków, za liczne prace podjęte w celu ustalenia wiary chrześciańskiej. Umarł Bolesław król Polski w roku życia 58, po dwudziestu pięciu latach panowania. Na którego pochwałę i wieczystą pamięć wszystek naród Polski, obecnego i przyszłego pokolenia, najwłaściwiej przystosować i nieustannym śpiewem powtarzać może i powinien ów wiersz Wirgilego:
„Cześć, imię i chwała twoja trwać będzie na wieki.“
i one Alexandryjskie:
„Jeśli życia zasługom należna odpowiada sława,
Żaden wiek, by najpóźniejszy, nie zdoła dzieł twoich zagładzić.“
A chociaż przedwcześnie zszedł ze świata, więcej przecież niż inni królowie zostawił po sobie w sercach Polaków smutku i żalu, jako mąż wielkiego umysłu, który szczęście obecne zawsze swą cnotą przewyższał.
Henryk II, książę Bawarski, cesarz Rzymski, po latach dwudziestu panowania, ukończywszy pomyślnie wiele wojen, życia świątobliwie dokonał. Pochowano zwłoki jego w kościele Bamberskim, który sam był wystawił, uposażył i ozdobił. Policzono go w poczet Świętych, i kościół obchodzi jego uroczystość.
Po odbytym z należną czcią pogrzebie ciała królewskiego, złożyli zjazd walny w Poznaniu prałaci, panowie, wielmoże i szlachta Polska, celem obrania nowego króla, mającego nastąpić po Bolesławie. Zgodne było zdanie senatu i ludu, ażeby po najlepszym ojcu nastąpił syn, książę Mieczysław, gdy i od ojca królem był naznaczony, i dla zacności, przymiotów i zasług ojcowskich, a nadto powinowactwa, którém przez małżonkę Ryxę połączony był z książęty Niemieckimi i cesarstwem, nikt nie miał bliższego prawa do następstwa i tronu królestwa Polskiego. Stanęła więc uchwała zgodna i jednomyślna za Mieczysławem książęciem, i naznaczono do jego koronacyi dzień Niedzielny Zielonych Świątek; który gdy nadszedł, książę Mieczysław udał się z licznym orszakiem rycerstwa do stolicy Gniezna, i w kościele Gnieźnieńskim dnia pomienionego tenże książę Mieczysław królem, a żona jego księżna Ryxa, córka wojewody Reńskiego i siostrzenicy Ottona III cesarza królową Polską ogłoszona, przez Hippolita ówczesnego arcybiskupa Gnieźnieńskiego, i towarzyszących mu w obrzędzie Gompona arcybiskupa Krakowskiego, tudzież Paulina Poznańskiego, Marcella Włocławskiego, Klemensa Wrocławskiego i Albina Płockiego, biskupów, a w obecności panów i dostojników królestwa, koronowani zostali i namaszczeni. Mieczysław, nowy król Polski, naśladując przykład ojca swojego, nie tylko biskupów, książąt i panów, ale wszystko rycerstwo i szlachtę, którzy się byli na uroczystość tej koronacyi jak na widowisko niezwykłe licznie zjechali do Gniezna, i w dzień koronacyi, i przez kilka dni następnych, zapraszał do stołu królewskiego, kazał ich wspaniale podejmować, i dla wszystkich uczty zastawiać po królewsku. Rozdawano nadto z rozkazu króla Mieczysława hojne między ubogich jałmużny, i udzielano biednym zapomogi. Sam wreszcie nowy król Mieczysław wraz z królową Ryxą w dzień koronacyi ofiarowali na czynia złote i srebrne w podarku do wielkiego ołtarza, i ubiory kościołowi Gnieźnieńskiemu, na uproszenie sobie od Boga pomyślności, i na uczczenie kościoła, a na wieczystą koronacyi swojej pamiątkę.
Miasto Kraków pogorzało w tym roku, i wielkie przez ogień poniosło szkody.
Po śmierci Benedykta VIII, który siedział na stolicy lat dwanaście i dni dwadzieścia jeden, z wyjątkiem roku jednego, nastąpił Jan XX, syn Grzegorza, rodem Rzymianin, który przez lat kilka toczył wojny i spory z Rzymianami. Pisze Piotr Damiani, że kiedy był biskupem, pokazał mu się pomieniony Benedykt papież siedzący jakby za życia na karym koniu; rzekł więc do niego: „Nie jestżeś ty Benedykt papież, o którym wiemy, że już umarł?“ – „Jam jest, odpowie, ów nieszczęsny Benedykt.“ – „A cóż ci jest, zapyta, ojcze?“ – „Bardzo wiele cierpię, ale mam nadzieję w miłosierdziu Boskiém, jeżeli mi kto użyczy pomocy. „Idź do następcy mego, papieża Jana, i powiedz mu: ażeby pieniądze w takiej a takiej skarbniczce znalezione rozdał pomiędzy ubogich; wszystko bowiem, co dotąd za mnie rozdawano, nie było mi pomocném, bo pochodziło z cudzej krzywdy.“ Co biskup wiernie wykonał, a złożywszy godność biskupią wstąpił do klasztoru.
Mieczysław król Polski poświęciwszy rok cały żałobie po ojcu, którą z wszystkiem rycerstwem przybrany w strój czarny obchodził, z zamku Gnieźnieńskiego, gdzie stałe miał zamieszkanie, udał się do Krakowa wraz z małżonką swoją Ryxą; a po kilku miesiącach ruszył ztamtąd ku granicom Rusi, prowadząc z sobą liczne wojsko. Jarosław bowiem i Mścisław, książęta Ruscy, zaledwo gruchnęła wieść o śmierci Bolesława króla Polskiego, z mnogim tłumem tak rycerstwa, jako i pospolitego gminu najechali granice Polski, oblegli Czerwieńsk i inne zamki; a spustoszywszy niektóre powiaty Polskie, nabrali w niewolą włościan i pognali w okolice rzeki Porszy, blisko Kijowa, na posielenie. Nie tajno też było, że Rusini podbici orężem króla Bolesława zaraz z jego śmiercią poczęli się ruszać i skryte układać zmowy na zrzucenie poddańczego jarzma, i już jawnie powstać zamyślali, gdyby wcześniej nie przytarto ich i nie skarcono. Mieczysław zatém król Polski wkroczywszy w krainę Ruską, bierze w niewolą znakomitszych panów Rusi i odsyła do Krakowa, zkąd porozsadzani po różnych zamkach przez lat kilka służyli mu za zakładników. W ten sposób przytłumił tlejące w zarzewiu rozruchy, Ruś utrzymał w posłuszeństwie, i odjął jej wszelką sposobność podniesienia rokoszu. Urządziwszy zaś należycie sprawy Ruskie, wrócił do Polski, i najpierwej odwiedził ziemię Płocką, gdzie zajmował się słuchaniem i rozsądzaniem spraw i zażaleń swoich poddanych. Potém zwiedziwszy inne powiaty Łęczyckiej i Kujawskiej ziemi, udał się do Gniezna, zwykłej swojej siedziby. A ponieważ syn jego Kazimierz już siódmy rok wieku swego liczył, kazał go ojciec przedewszystkiém uczyć, i przydał mu mężów poważnych za mistrzów, aby przetarty i objaśniony nauką stał się świadomszym i sposobniejszym do sprawowania rządów. Ten tedy był pierwszy z rodu książąt Polskich, który swój umysł z przyrodzenia ślachetny naukami więcej jeszcze ozdobił i wykształcił: niema bowiem śladu, aby inni dawnych czasów książęta Polscy w naukach i umiejętnościach byli ćwiczeni. Ale Mieczysław król Polski już z samego początku panowania okazywał się gnuśnym i tępym, w obyczajach surowym, w działaniach płochym, niezdatnym do rady i spraw wymagających większej godności i powagi. Porzuciwszy rozsądnych, wiekiem i przymiotami zaleconych radców, dawał się wieśdź namowom ludzi młodych i lekkomyślnych. I ta to była najgłówniejsza przyczyna, dla której królestwo Polskie za jego czasów wiele poniosło uszczerbku, gdy ani sam starać się chciał o nabycie światła, ani ludzi rozumnych miał w poważaniu.
Kiedy Mieczysław król Polski zajęty był sprawami Ruskiemi, Czesi uważający to sobie za hańbę, że królom Polskim daninę opłacać musieli, podnoszą jawny rokosz, i Polaków, którzy w Czechach stali załogą, jednych wyrzucają z kraju, drugich w niewolą biorą. Byli na ów czas w Czechach dwaj książęta, Oldrzych (Udalryk) i Jaromir, synowie Bolesława, którego król Polski Bolesław oślepić był kazał; jednakże zarząd księztwa Czeskiego zostawał przy Oldrzychu, drugi bowiem brat Jaromir, poimany przezeń i oślepiony, żeby mu swém wspólnictwem rządów nie odbierał albo przynajmniej nie kaził, wiódł życie samotne i nieszczęśliwe. Oldrzych zaś książę Czeski miał syna z niewiasty stanu wiejskiego, Bożeny albo Beaty, imieniem Brzetysława, żwawego i dziarskiego młodzieńca. Ten stawszy się głównym przywódcą powstania, nie tylko Polaków, ale i przychylną im szlachtę Czeską, a zwłaszcza Ursowiczów, z wielką zawiścią prześladował. Oldrzych bowiem, ojciec jego, związany przysięgą od Bolesława króla Polskiego, nie śmiał jej łamać płocho, obawiając się kary oślepienia, jakiej doznał ojciec jego, żyjący jeszcze na ów czas Bolesław książę Czeski. Ale po śmierci króla Polskiego Bolesława, chociaż pomny przysięgi sam w powstaniu nie brał udziału, popierał je atoli przez syna swego Brzetysława, nie przestając podżegać młodzieńca, który już sam przez się nienawistny był Polakom, aby nie zapominał krzywdy od nich doznanej, oślepienia dziada swego i uwięzienia ojca. Nadto Jaromirowi, rodzonemu bratu swemu, czy-to z poduszczenia fałszywych oskarżycieli, czy z obawy, iżby mu jako starszemu nie przyznano pierwszeństwa, oczy wyłupić kazał. A znęcony urodą i miłością ku Bożenie, kobiecie wiejskiego stanu, pojął ją w małżeństwo, chociaż mu przyjaciele odradzali te związki, i miał z niej syna Brzetysława.
Po zmarłym arcybiskupie Gnieźnieńskim Hipolicie, którego w tymże kościele pochowano, wyniesiony był na stolicę prawym wyborem, za zezwoleniem Mieczysława króla Polskiego, Bosuta, mąż przezornej rady i bystrego rozumu, potwierdzony od Jana XX papieża.
Tegoż roku, zachorowawszy ciężko na zimnicę, umarł Klemens biskup Smogorzowski czyli Wrocławski, który piastował tę godność lat dwanaście; pochowany w kościele Smogorzowskim. Po nim nastąpił Lucilius I, kanonik Smogorzowski, obrany przez kapitułę za usilnym wpływem Mieczysława króla Polskiego; potwierdzenie otrzymał od Sylwestra II papieża, a poświęcenie z rąk Stefana arcybiskupa Gnieźnieńskiego. Rodem był Włoch, ale umiejący jako tako po polsku.
Brzetysław książę Czeski, zrzuciwszy ciążące z dawna Czechom jarzmo, i uwolniwszy ich od daniny, którą Polakom opłacali, gdy widział, że to oswobodzenie powiodło mu się bezkarnie, i że Mieczysław król Polski milczał na nie z spokojną obojętnością, śmielsze jeszcze przedsiębierze zamysły: zgromadza wojsko konne i piesze, i wkracza do Morawy, która cała pod ów czas była w ręku Polaków; miasta Morawskie, trzymane w podległości przez zbrojne załogi Polskie, oblężeniem zamyka, i wszystkie siły wytęża na ich zdobycie, wiedząc zwłaszcza, że mieszkańcy miast oblężonych, niecierpliwi jarzma Polskiego, i pragnący zmiany w obecnym stanie rzeczy, niewątpliwie się poddadzą, jeżeli Mieczysław oblegających nie odeprze. Ale chociaż rycerstwo Polskie, które trzymało po owych miastach załogi, i starostowie miejscowi (praefecti), słali do króla Mieczysława ustawicznych gońców z doniesieniem, jak wielkie groziło im niebezpieczeństwo, i wzywali posiłków; przecież król Mieczysław, czy-to dlatego, że innemi w ów czas zajęty był publicznemi i domowemi sprawami, czyli, że nie czuł w sobie dosyć ducha i zdolności do prowadzenia albo odpierania wojen, bądź wreszcie, że Polacy ociągali się z dostarczeniem wojska na utrzymanie i obronę Moraw, zaniedbał udzielić oblężonym tak potrzebnej i upragnionej pomocy. Gdy więc o tej króla obojętności dowiedzieli się mieszkańcy miast oblężonych (ani ta mogła im być nawet tajna, sami bowiem przez własnych posłów dopraszali się u Mieczysława, aby ich z oblężenia wyswobodził), załogi Polskie owych miast broniące tém większemu uległy niebezpieczeństwu, i ostatnią prawie uczuły rozpacz. Coraz więcej bowiem obywatele miejscy, przychylniejsi Czeskiemu panowaniu, odstępując Polaków, tajemnemi zmowy obiecywali poddać się książęciu Brzetysławowi. Nakoniec porą nocną otworzywszy bramy, wpuścili Brzetysława. Za przykładem jednego i drugiego miasta poszły inne koleją, i w podobny sposób wszystkie się po poddawały. Brzetysław książę Czeski, srogością odznaczając swoje zwycięztwo, żołnierzy Polskich częścią mieczem wytępił, częścią na więzy niewolnicze lub inne wskazał męczeństwa; tych zaś, którzy się stali mieszkańcami i obywatelami Moraw, pokarał wygnaniem i zabraniem majątków, a niektórych w obce jeństwo zaprzedał.
Podwójną zniewagę wyrządzoną sobie od Brzetysława książęcia Czeskiego, w odmówieniu mu daniny z Czech należnej, i opanowaniu Moraw, chociaż Mieczysław król Polski dłużej niż się godziło znosił z cierpliwością; pobudzony przecież ustawiczném panów Polskich naleganiem, nakazał w królestwie pospolite ruszenie przeciw Morawcom. Zebrawszy za tém znaczne wojska, z groźną potęgą wkracza do Moraw, a nie bawiąc się zdobywaniem miast odpadłych (wiedział bowiem że w zaciętym wytrwają oporze, jako poczuwające się do przeniewierstwa; a opatrzone załogami przez książęcia Czeskiego Brzetysława, zdołają wytrzymać oblężenie) kazał kraj wszystek ogniem i grabieżą pustoszyć. Palono więc przedmiejskie okolice miast, które się Czechom były poddały, niszczono pożogą miasteczka, wsie i osady. A tak poczyniwszy wielkie szkody w Morawach, zabrawszy liczne stada bydła i innego rodzaju łupy, i pomściwszy się nieco za podwójne przeniewierstwo, Mieczysław król wrócił z wojskiem szczęśliwie do Polski.
Pobudzeni przykładem Czechów i Morawian starostowie zamków i warowni nad Łabą leżących, zaczęli się wyłamywać z pod władzy i jarzma króla Mieczysława i królestwa Polskiego. Ośmielała ich z jednej strony gnusność i opieszałość króla, z drugiej powinowactwo z Niemcami, z którymi się byli pobratali wzajemnemi małżeństwy. Słyszeli bowiem, a niektórzy z własnego wiedzieli doświadczenia, o zniewieściałości i niesprawiedliwych rządach króla Mieczysława; zkąd bojaźń, uległość i cześć dla majestatu, jakiej niegdyś ojciec jego Bolesław król Polski od swoich i ościennych doznawał, jęły zamieniać się w pogardę i lekceważenie. Owi zatém starostowie nad Elbą władający spiknąwszy się, ani na rozkaz i wezwanie Mieczysława nie przybywali, ani daniny zwyklej do skarbu królewskiego wnosić nie chcieli, zasłaniając się z początku pozornemi wymówkami, że napaści nieprzyjacielskie własnym nakładem i żołnierzem wstrzymywać i odpierać musieli, i zwolna coraz więcej dążąc do zupełnego oderwania się; zamiary swoje kryli chytrością i fałszywemi pozory, aby im, tak jak wszystko, uszły bezkarnie. A że umysł ludzki dumą i próżnością podżegniony nigdy na jedném nie przestaje, ale wzmaga się i podnosi do coraz większych uroszczeń i żądań, jeśli w samym zarodzie pychy nie zostanie skrócony i przytarty; przeto i starostowie Polscy Nadelbiańscy nie przestawszy na samém wyłamaniu się z posłuszeństwa, nie już starostami i wielkorządcami (praefecti et capitanei) królewskimi, ani nawet poddanymi i lennikami królestwa Polskiego, ale poczęli się mienić udzielnemi panami; przywłaszczali sobie dostojność książęcą i władzę nad krainami Nadelbiańskiemi, hardo i samowolnie przekazując ją nawet synom i wnukom swoim, gdy król Polski pobłażał obojętnie takiemu wyłamywaniu się z pod swojej zwierzchności, które z początku nieznaczne, później przy sprzyjających okolicznościach urosło w jawną krnąbrność i zuchwalstwo. Ta wyuzdana pycha i samowola starostów Nadelbiańskich doszła nakoniec do tego stopnia, że kraje, które dawniej były pod ich zarządem, oderwali od królestwa Polskiego, i przywłaszczyli sobie mitry udzielnych władców i książąt, zkąd powstała Marchia Brandeburska, po polsku Zgorzelcem zwana. I trwa po dziś dzień ona Marchia, która snadno przez podbicie i zatracenie innych dzielnic osięgła zwierzchnictwo książęce; a nawet orłem czerwonym służącym jej za herb dowodzi, że kiedyś była krajem Polskim, którego herbem powszechnym jest orzeł biały; ale wiadomo, że po oderwaniu się od Polski i wyłamaniu z pod jej zwierzchnictwa barwę białą zmieniła na czerwoną.
Przeniewierstwo takie przeszło zarazą od Morawców, Czechów i starostów Nadłabańskich do Kaszubów, Serbów i innych ludów zamieszkujących wyspy i pobrzeża morskie, które był Bolesław król Polski podbił i berłu swemu przywrócił. Te bowiem ludy, gnębione napadami sąsiednich Niemców, po wiele kroć rozbojami i łupiestwy nieprzyjacielskiemi niszczone, nie doznawszy żadnej od Mieczysława króla Polskiego opieki i obrony, jako przyrodzenie ludzkie skłonne bywa do zmiany, snadno oderwały się od Polaków i ich władztwa, a dawszy się rozdrobnić na różne dzielnice, jedne prawem podboju przeszły pod władzę cesarską, inne przez książąt sąsiednich zostały zagarnione, a niektóre zmuszone do ulegania swym naczelnikom i poddania się ich panowaniu. Od tego czasu, wzmiankowane ludy i kraje, oderwawszy się od królestwa Polskiego i dostawszy pod władzę rozmaitych panów i książąt, nigdy już do pierwszej wrócić nie mogły całości. Z pomiędzy nich sławne owo i znakomite miasto Bukowiec, po niemiecku zwane Lubek, urosłszy z dostatków morskich i lądowych, które dla szczęśliwego położenia łatwo do niego sprowadzać można, i obeznawszy się z przemysłem Niemieckim, do takiej przyszło zamożności, że łacno mu było znieść panowanie książąt, którzy je dzierżyli, i do dziś dnia swojemi rządzi się prawami, składając poczesną rzeczpospolitą. Ztąd też powstało hrabstwo Magnopolskie, wywodzące swą dawną nazwę od pól obszernych i wielkich, w wyrazie złożonym z dwóch, chociaż różnych pochodzeniem, to jest łacińskiego i polskiego. Henryk bowiem, na on czas cesarz Rzymski, wojując z książęciem Sławian i pomienionych ludów, który się zwał Mikołajem albo Miklem, a od którego nazwisko bierze gród znakomity zwany Mikelburg, wyzuł go z ziem i zamków przez niego posiadanych; a przyłączywszy jedne do cesarstwa, inne rozdawszy pomiędzy swych wojowników, pierwszy (jak mówią) utworzył hrabstwo Magnopolskie, które dotychczas byt i imię swoje zachowuje.
Pomorzanie także, pobudzeni przykładem innych ludów, które się od Polski oderwały, zapragnęli zrzucić jarzmo i uwolnić się z pod władzy króla Mieczysława. Najznakomitszemu zatém z swoich panów, który między nimi bogactwy, rozsądkiem i sprawnością celował, powierzają władzę najwyższą, mianując go i obierając swoim książęciem. Król Polski Mieczysław, gdy się o tym rokoszu i wyłamaniu z posłuszeństwa dowiedział, więcej niém niż innemi stratami oburzony, osądził sprawiedliwie za rzecz niegodną, ażeby im pobłażać, zwłaszcza że nań i radcy i panowie Polscy nalegali: „aby tak jawnej zniewagi i nowego uszczerbku królestwa nie puszczał bezkarnie.“ Nakazawszy zatém pospolite ruszenie we wszystkich ziemiach, które władzy jego podlegały, zbiera liczne i potężne wojsko; a chcąc się groźniej i przemożniej postawić, i Pomorzan, na których się wyprawiał, większym strachem przerazić, bierze z sobą trzech książąt Węgierskich, Andrzeja, Belę i Lewentę, siostrzeńców Stefana króla Węgierskiego, których, jak wyżej opowiedzieliśmy, uciekających przyjął był do siebie i podejmował po królewsku z wielką gościnnością, a którzy sami usilnie się dopraszali, aby im udziału w tej wojnie nie odmawiał. Sprawiwszy potém wojsko, z siłą dostatnią na Pomorze wyciąga. Zebrał też wzajemnie i samowładca Pomorski nie małe siły z Pomorzan i ludów pogranicznych, postanowiwszy, głuchy na głos sumienia i sromotę zbrodni, jakiej się dopuszczał, sprobować szczęścia i jak najrychlej spotkać się z królem i panem swoim Mieczysławem, ażeby przez zwłokę nie został opuszczony od swoich i sprzymierzeńców. Zaczém nie bawiąc wyprowadza wojsko w pole i stacza bitwę z Mieczysławem królem Polskim. Zagrzewał ducha Polakom gniew słuszny, że właśni pobratymcy, swoi i poddani królewscy oręż przeciw nim podnieśli; Pomorzan popychała do boju świadomość tak wielkiej zbrodni, na którą się odważyli. Z obojej strony zatém walczono zacięcie. Ulegli wreszcie Pomorzanie, a król Polski Mieczysław otrzymawszy zwycięztwo pokarał śmiercią głównych sprawców rokoszu, reszcie pospolitej tłuszczy przebaczył. A ponieważ w tej walce Bela książę Węgierski przed innemi odznaczył się dzielnością, przeto w nagrodę król Mieczysław obrał go swoim zięciem, dał mu własną córkę za żonę, a wraz przeznaczył wszystek dochód z ziemi Pomorskiej na utrzymanie powagi i godności książęcej. Ten dziwnie uradowany tak wielkiém dobrodziejstwem i zaszczytem, przywiązał się najszczerzej do króla Mieczysława i Polaków, i stał przy nich odtąd z niezachwianą wiernością, przyjaźnią i życzliwością. Przesiadując przez wiele lat w Polsce, spłodził z córki królewskiej dwoje nadobnych dziatek, to jest dwóch synów, Gejzę i Władysława. Ten–to jest Władysław, który doszedłszy lat męzkich piastował berło królestwa Węgierskiego, a dla świątobliwości życia w poczet świętych policzony został. Inni utrzymują, że Bela książę Węgierski spotkawszy się w pojedynku z samowładcą Pomorskim zwyciężył go, i za to od Mieczysława przybrany był za zięcia.
Arcybiskup Krakowski, nazwiskiem Gompo, zakończył życie po dziewięcioletnim zarządzie Krakowskiego kościoła. Objął po nim stolicę Rachelin, naznaczony od Jana XX papieża, a od prałatów i kanoników Krakowskich do przewodniczenia kościołowi zgodnie obrany tajemnemi głosy na zebraniu kapituły dnia piętnastego Sierpnia. Mąż rodu szlachetnego i obyczajów świątobliwych, rodem Włoch.
Rok ten przeszedł dla Polaków spokojnie, nie byli bowiem zmuszeni do prowadzenia z sąsiedniemi narodami ani zaczepnych ani odpornych wojen. Chociaż bowiem, jak wyżej opowiedzieliśmy, niektóre ludy i ziemie od zwierzchnictwa Mieczysława króla Polskiego odpadły, przecież Mieczysław król wolał te straty znosić z obojętnością, niż dopominać się ich orężem. Nie miał on ducha ojcowskiego, i radniej mu było gnuśnieć w nieczynności i spoczynku, niż rycerskiém zajmować się rzemiosłem. Wydany przytém na zbytki i cielesną rozpustę, jak twierdzą niektórzy, znieważał łoże małżeńskie, a wraz godność królewską, obcując z wszetecznicami. Z tej przyczyny ani u swoich nie mógł mieć takiej czci i sławy, ani nieprzyjaciołom równie być strasznym, jak ojciec: wiedziano owszem, że wojny, które prowadził, nie z własnej chęci przedsiębrał, lecz przymuszony orężem nieprzyjacielskim i przeniewierstwem poddanych. Rzeczpospolitą przytém, jako gnuśnik, niedbale sprawował, zkąd u narodu swego popadł w nienawiść. Ryxa, królowa Polska, poczęła była z niego w tym roku i wydała na świat syna, któremu na chrzcie dała imię dziadowskie i nazwała go Bolesławem. Jednakże dziecko to nie chowało się z dopuszczenia Bożego, nie darzył bowiem Bóg pomyślnością Mieczysława za jego przestępstwa; po kilku więc miesiącach zasłabłszy umarło, nie bez ciężkiego obojga, rodziców żalu. Nie było w królu Mieczysławie ani krwi szlachetnej dziada, ani obrotnego rozumu ojca, onej okrasy w domowém życiu, królewskiej rządności i wspaniałości. Skaził on nakoniec imię swoje i sławę, tak u rodaków jako i obcych, wrodzoném sobie a od królowej Ryxy podsycaném skąpstwem i nikczemnością. Przykrym przeto ciężarem zdało się panom Polskim jego panowanie, gdy postępki swoje za zwyczaj do skinienia niewieściego stosował; przykrzejszém jeszcze nienawiści brzemieniem ciężyć poczęło obcym narodom, płacącym daninę, gdy postrzegli, że Mieczysław król Polski szczycił się wprawdzie godnością królewską, ale nie jaśniał bynajmniej majestatem cnót i przymiotów królewskich, a powodował się ślepo wolą żony; że jak gnuśnik słabego i nikczemnego serca, trawił życie na bezczynnych wczasach, śnie, biesiadowaniu i rozpuście. Ztąd zaś najwięcej u swoich i obcych zasługiwał na wzgardę, że na wyrządzane ludziom krzywdy i niesprawiedliwości żadnej nie używał grozy i zaniedbywał karania.
Marcelli I, biskup Włocławski czyli Kruszwicki, po dwudziestu i dwóch latach swego pasterstwa, strawiony gorączkową słabością, umiera. Pochowany w kościele parafialnym w Dźwircznie, gdzie też ostatni dwaj jego poprzednicy byli pogrzebani. Po nim obrany przez kapitułę Wenancyusz, rodem Włoch, uzyskał potwierdzenie Sergiusza IV papieża.
Tegoż roku Mścisław, książę Ruski i Czerniechowski, umarł na polowaniu, i pochowany został w kościele Świętego Zbawiciela, przez siebie zbudowanym. A gdy żadnego nie zostawił potomstwa, przeto Jarosław książę Kijowski objął po nim księztwo i stał się panem wyłącznym całej Rusi, który w języku Ruskim zowie się jedynowładcą (yedinowlasczecz). Kiedy zaś rzeczony książę Ruski Jarosław przebywał w Nowogrodzie, naród Pieczyngów wysypawszy się w wielkiém mnóstwie na Kijów uderzył. O czém Jarosław przez spiesznych gońców zawiadomiony, ściąga zewsząd siły zbrojne i podstępuje pod Kijów. Ruszyli nawzajem przeciw niemu Pieczyngowie, i przyszło do krwawego spotkania: ale chociaż obie strony mężnie dobijały się zwycięztwa, przecież w końcu Pieczyngowie pobici, jedni ratując się ucieczką potonęli w rzece, inni dostali się w niewolą albo poszli w rozsypkę. Na pamiątkę zwycięztwa Jarosław wystawił w tém miejscu kościół Ś. Zofii, ślubowany przed bitwą, który potém zaszczycony został godnością metropolii. Tegoż roku urodził się Jarosławowi książęciu Kijowskiemu syn, któremu dano imię Wieczysław.
Jeszcze Mieczysława króla Polskiego nie nachylała starość sędziwa, jeszcze go były nie strawiły ciężkie dolegliwości i troski; nie domyślano się przeto, aby kres jego miał się przybliżać. Był pełen siły i czerstwości ciała: ani kto mógł przewidywać, że umrze, licząc dopiero lat pięćdziesiąt. Jednakże, czy-to z wrodzonej mu wady, czy z dopuszczenia Bożego, czy skutkiem słabości jakiej, łatwo wyniknąć mogącej z rozwiązłego i swawolnego życia, popadł w szaleństwo, które często go porywało, nie bez męczących katuszy ciała. Ta nieszczęśliwa przygoda sprawiła, że oderwane od jego berła kraje i ludy utwierdziły się w swojém odstępstwie, i te nawet, które bojaźń dotąd w posłuszeństwie wstrzymywała, poczęły dążyć do podobnegoż oderwania. Czasami wprawdzie folgowała ta choroba, i odzyskiwał przytomność umysłu; spodziewano się zatém, że wróci do zdrowia i używania rozumu; a ta nadzieja utrzymywała ludy podległe w posłuszeństwie i rycerstwo w karności. Tymczasem rządy państwa sprawowała królowa Ryxa, i wszystko działo się według jej upodobania. Lecz gdy ani umiejętność lekarzy, ani ziół uzdrawiających dzielność nie zdołała uwolnić króla od niszczącej go choroby, która po kilku miesiącach znacznie się wzmogła, skończył życie w zamku Poznańskim dnia 15 Marca. Wezwani przez pisma i posły od królowej Ryxy prałaci i panowie Polscy zjechali się na obchód żałobny, a odprawiwszy z czcią należną pogrzeb królewski, pochowali zwłoki zmarłego króla w kościele katedralnym Poznańskim, które złożono w ojczystym grobie. Śmierć króla Mieczysława dotknęła wprawdzie królową i starszyznę państwa ciężkim żalem, ale zmniejszało go wspomnienie szaleństwa, gdy z zejściem króla ustępowało tyle ciężkich zniewag, które ich i królestwo całe tak srodze dotykały. Był on wprawdzie gorliwym piastunem wiary chrześciańskiej, ale przymiotami swemi wielce różnił się od ojca: tamten pełen ducha wojennego, ten gnuśnik; ów dzielnością swoją granice królestwa Polskiego rozszerzył, ten je znacznemi stratami umniejszył; pierwszy tak swoim jako i obcym miły i straszny, ten znienawidzony u wszystkich i wzgardzony; Bolesław dla każdego hojny i wspaniały, ten skąpy i nieużyty. Z przyczyny też jego gnuśności potęga Polska zaczęła ustępować obcej przewadze, wojska płaszane i porażane w boju oswoiły się z klęskami; wszystko nachyliło się do upadku.
Jarosław książę Ruski, od spraw wojennych zwróciwszy się do religijnych, zakłada w Kijowie rozmaite klasztory nie tylko męzkie ale i żeńskie, i liczne stawia kościoły. Wznosi potém z wielką wspaniałością przybytek murowany S. Zofii; wieżę jego pokrywa blachą wyzłacaną; sam zaś kościół naczyniami złotemi i srebrnemi, księgami i ubiorami kosztownemi opatruje, zdobi i uświetnia. Stawia nakoniec bramę od strony Polski, dla swojej i miasta okazałości, z jak największym i zbytkownym przepychem, i każe ją zwać „złotemi wroty,“ dlatego że jej wrota blachą złocistą, a szczyt pozłacaném nakryciem przyozdobił.
Dla obrania nowego króla Polskiego w miejsce zmarłego króla Mieczysława, panowie Polscy odbyli kilka zjazdów w Gnieznie i Poznaniu. Wielokrotnie jednak naradzając się i rokując o ustaleniu nowego składu rzeczy, nie mogli między sobą przyjść do zgody. Jedni bowiem chcieli wybrać na tron i koronować Kazimierza, syna królewskiego, który dochodził już lat dwudziestu; innym dla młodego i niedojrzałego wieku zdawał się Kazimierz do panowania niezdatnym; niektórzy też obawiali się, aby nie zarwał co z ojcowskiego szaleństwa. Gdy więc zdania w tej mierze panów były różne, wstrzymano i odłożono koronacyą królewica Kazimierza; zkąd do tak wielkich przyszło zawichrzeń i nieszczęść, że królestwo Bolesława I, niegdyś rządem wewnętrznym i potęgą wojenną tak sławne i kwitnące, nachyliło się, i jak to niżej opowiemy, prawie zdążyło do upadku. Po odroczeniu więc koronacyi i wyboru nowego króla uchwalono, aby władza najwyższa zostawała w ręku Ryxy i kilku opiekunów przydanych jej z starszyzny panów Polskich. Niektórzy twierdzą, że koronacya Kazimierza, syna Mieczysława, raczej nie dopuszczoną wtedy, niżli odłożoną była, z tej przyczyny, że matka jego królowa Ryxa radami i namowami swemi skłoniła była męża swego, króla Mieczysława, do nałożenia na wieśniaków dóbr tak królewskich jako i szlacheckich danin rozmaitych, ofiar i podatków, mających się składać mianowicie w wszelkie dni uroczyste na potrzeby kuchni i stołu królewskiego, i że królowa nawet po śmierci małżonka swego, króla Mieczysława, chciała wybierać takowe daniny, o których zniesienie rycerstwo i panowie bardzo nalegali; a nie dozwalała, aby syn jej Kazimirz, mający na królestwo nastąpić po ojcu, w czémkolwiek ścieśniał ojcowskie rozporządzenia. Czém zaiste wielką synowi, większą jeszcze sobie w sercach panów i rycerstwa zjątrzyła niechęć i zawiść, która do tego stopnia wzrosła, że nie umiejąc hamować swych namiętności, dali kazić się i psować rzeczypospolitej; i za nic mieli wszelkie czyny i mowy, byle tylko królową razem z małoletnim Kazimierzem wypędzić z kraju mogli, nie zważając, że przez takie wygnanie i siebie i rzecz powszechną popychali do zguby.
Po śmierci Jana XX papieża, który siedział na stolicy lat jedenaście, biskupstwo Rzymskie osierocone było przez dwa dni. Nastąpił po nim Benedykt IX, zwany inaczej Teofilaktem, rodem Tuskulańczyk, syn Alberyka, człowiek rozpustnych obyczajów, dla których pewnemu pokazawszy się w postaci niedźwiedziej i oślej, wyznał, że potępiony jest na wieki.
Paulin biskup, po piętnastoletnim zarządzie kościoła Poznańskiego, sprawowanym pobożnie, roztropnie i starannie, złożony długą słabością gorączkową, której żadne podołać nie mogły leki, umarł i pochowany został w kościele Poznańskim. Nastąpił po nim we dwa lata Benedykt I, Sycylijczyk rodem z Neapolu, nie bez obrazy duchowieństwa, kiedy po wypędzeniu Ryxy i jej syna Kazimierza wrzała domowa między Polakami wojna i panowało bezkrólewie, roku Pańskiego 1037 naznaczony od papieża Benedykta IX, a poświęcony przez arcybiskupa Gnieźnieńskiego Stefana.
Zawichrzenia i rozterki, wszczęte po śmierci króla Mieczysława między panami i rycerstwem, przy wzmagającej się nienawiści przeciw królowej Ryxie, poczęły urastać i w coraz większe szerzyć się rozmiary. Panowie bowiem i rycerstwo zwalając całą winę na królową Ryxę, zaprzeczyli naprzód Kazimierzowi następstwa i dziedzicznego prawa do korony, a potém wzniecili rokosz i domową w kraju wojnę. Aczkolwiek bowiem szlachta utyskiwała na obciążenie siebie i swego ludu mnóstwem podatków, danin i rozmaitego rodzaju służebności, zaprowadzonych z wymysłu i podmowy królowej Ryxy; większe jednak ztąd powstało oburzenie, że tych powinności królowa Ryxa powagą i wpływem swoim nie dopuszczała znieść, mimo próśb rycerstwa wielokrotnie do niej i do syna jej Kazimierza wynoszonych. Ale najbardziej to wszystkich bodło, że w poczynających się już dla Polski chwilach nieszczęść, sama królowa Ryxa, jak z dawna za życia króla Mieczysława jej męża, tak i po jego śmierci, nienawidziła Polaków, a pogardzając ich obyczajami i mową, często zelżywemi wyszydzała je przegryzki. Trzymała nadto i na dworze swoim i na urzędach Niemców, a pomijając albo raczej ze wzgardą odrzucając panów Polskich i ich synów, jakkolwiek szlachetnych i znakomitych, ladajakim przybyszom z Niemiec, ludziom niskiego i podłego stanu, dawała pierwszeństwo w udzielaniu godności i zasiłków pieniężnych. Za życia Mieczysława, Polacy, chociaż tego rodzaju urągowisko uważali sobie za ciężką krzywdę i zniewagę, znosili je przecież z większą cierpliwością, w przekonaniu, że nie mieli mocy do stawienia mu oporu. Ale gdy się nadarzyła sposobność do otrząśnienia się z tej hańby narodowej, taką nawzajem zawrzały serca nienawiścią ku królowej, która i wtedy nawet gardziła słuszném ich oburzeniem, że naprzód jej samej i synowi wszelkie wypowiedzieli posłuszeństwo i odjęli zarząd królestwa, a następnie, poodbierawszy jej zamki, miasta i inne posiadłości, wypędzili ją nawet z królewskiego dworu, kazali wreszcie wraz z synem ustąpić z królestwa Polskiego i pójść zamieszkać między Niemcami, których taką czcią zaszczycała. Królowa bowiem Ryxa od śmierci Mieczysława króla Polskiego rządziła krajem, wychowując do tronu młodego Kazimierza, którego miała z króla Mieczysława, jako się wyżej powiedziało; niewiasta umysłu wprawdzie męzkiego, w wierze chrześciańskiej nie opieszała, cnotę i pobożność miłująca, ale której rządy ani staranne ani narodowi przychylne Polakom się nie podobały. Niepomna płci swojej i słabości niewieściej, głucha na rady roztropniejszych ludzi, szczęście obrała sobie za narzędzie swojej ślepoty. Jęła pogardzać narodem Polskim, szydersko pomiatając wszystkiemi, i z swym rządem kobiecym rozpierając się samowładnie. Nikomu prócz Niemców nie powierzała swych zamysłów, rady zaś krajowców odpychała ze wstrętem; urzędy celniejsze rozdawała także Niemcom, nie dopuszczając do nich Polaków. Tak niegodném postępowaniem oburzeni znakomitsi panowie Polscy, przeciw głupiemu zaślepieniu królowej i jej syna, z nie mniejszém i sami zaślepieniem układają zmowę, i chwytając się występnego, nad miarę nawet szalonego środka, królową Ryxę z synem jej Kazimierzem, ażeby przyszedłszy do lat nie naśladował obyczajów matki, wypędzają z kraju – wyrokiem niesłusznym i niesprawiedliwym, bez względu na płeć i stan i wiek, wskazują oboje razem na wygnanie, czém zaiste nie mogli nigdy gorzej sobie, ojczyznie, swoim domom, świątyniom, ołtarzom i rodzinom usłużyć. Wszakżeż Kazimierzowi dziecięciu, nieświadomemu owej zelżywości i winy matczynej, chociażby nawet co sromotniejszego był popełnił, ze względu na wiek i na dziada Bolesława należało przebaczyć. Ale nic lekkomyślniejszego nad porywczy zapęd ludu: bo jakiémże to prawem i Scypiona, i Alcybiadesa i Hannibala, zawiść nieprzyjacioł i niewdzięczność ludu nie tylko na wygnanie ale na śmierć nawet wskazywała?
Wielu zatém krzywd i zelżywości Ryxa królowa doznawszy od panów Polskich i rycerstwa, w obawie, iżby Polacy gniewem obostrzeni przeciw niej i synowi Kazimierzowi czego sroższego się nie dopuścili, z Polski do Saxonii, miasta naprzód Magdeburga a potém Brunświku, wygnana uchodzi i syna swego Kazimierza z sobą uprowadza. Na tém jednak nie przestając, wszystek skarb królewski w złocie i srebrze, klejnotach i kamieniach drogich, zebrany przez Bolesława i Mieczysława królów Polskich, dwie ogromnej wagi i kosztowności korony, któremi królów poprzednich, małżonkę Bolesława I, i samę nakoniec królową Ryxę uwieńczano, a nadto wiele innych klejnotów, kanaków, naczyń i ozdób królewskich, drogiemi i największej rzadkości perłami i kamieniami błyszczących, niemniej pieniędzy ilość wielką ze skarbu królewskiego zabiera i uwozi, i królestwo Polskie z ogromnych bogactw odziera. Przybywszy zaś do Saxonii, udaje się najpierwej do cesarza, od którego uprzejmie i z czcią wielką przyjęta, obiedwie korony przywiezione z Polski składa mu w podarunku; a potém, użaliwszy się na krzywdy, jakich od Polaków doznała, siebie i syna swego Kazimierza opiece i rozrządzeniu jego poleca. Cesarz, wysławszy wojsko ku granicom Polski, udawał pozornie, jakoby jej krzywdy i zniewagi były pomszczone. Ona zaś, za bogactwa uwiezione z Polski zakupiła wiele bardzo znacznych posiadłości, które i jej samej i synowi wystarczyć miały. Chcąc jednak, aby syn jej Kazimierz osiągnąć mógł jak najwyższe umysłu ukształcenie, wysłała go później do Paryża stolicy Francyi na naukę, gdzie Kazimierz zmieniwszy swoje imię Polskie, przeto iż zdawało się trudném do wymówienia i barbarzyńskiem, począł się zwać Karolem. Na królowej zaś wygnance sprawdziło się przysłowie: „że pomyślność głupiego nie może być długotrwałą.“ Utrzymują niektórzy, że kiedy Ryxa królowa przebywała w Niemczech na wygnaniu, syn jej Kazimierz królewic udał się do Węgier, do Stefana króla Węgierskiego, lubo Czesi zapraszali go do siebie, nie z przychylnej chęci, ale z zawiści, aby go snadniej zgubić mogli. Od Stefana króla Węgierskiego ludzko przyjęty i hojnemi obdarzony upominkami, wybrał się potém do cesarza, gdzie przesiadywała jego matka królowa Ryxa, której wygnanie całą niemal Polskę nachyliło do zguby.
Lucilius, biskup Smogorzowski czyli Wrocławski, dręczony przez czas niejaki podagrą, po dziesięcioletniém sprawowaniu urzędu biskupiego umiera; pochowany w kościele Smogorzowskim. Po nim nastąpił Leonard I, dziekan Smogorzowski, Włoch, rodu szlachetnego, podczas trwającego bezkrólewia w Polsce, za wstawieniem się Ryxy wdowy po Mieczysławie królu Polskim naznaczony przez Benedykta IX papieża, a poświęcony od Stefana arcybiskupa Gnieźnieńskiego.
Bolesław książę Czeski, oślepiony przez Bolesława Chrobrego I króla Polskiego, i syn jego Oldrzych, którego rzeczony król Bolesław z więzienia był uwolnił, pomarli. A gdy Jaromir, także od brata swego Oldrzycha pozbawiony wzroku, dla ślepoty rządów objąć nie mógł, posadził przeto na księstwie Czeskiem bratanka swego Brzetysława, syna Oldrzycha, jak wyżej powiedzieliśmy urodzonego z wieśniaczki, przestrzegając go i częstemi upominając namowy: „aby ród Wersowiczów, zawsze książętom Czeskim niewierny i nieprzyjazny, z których namowy i on i ojciec jego pozbawieni byli wzroku, starał się do szczętu wytępić i zagładzić.“ Tą krzywdą jeden z pomienionej rodziny, nazwiskiem Kochan, szczególniej oburzony, upatrzywszy chwilę, gdy książę Jaromir wypróżniał swój żołądek, i przez tylną część ciała ostrą ugodziwszy go dzidą, okrutnie zamordował. A tak w przeciągu jednego roku, Bolesław książę Czeski wraz z dwoma synami poszedł ze świata, a królowa Polska Ryxa z synem jedynym Kazimierzem z królestwa Polskiego ustąpiła na wygnanie. I zaprawdę rok ten zdał się dla królów Polskich i książąt Czeskich bardzo nieszczęśliwym.
Po ustąpieniu z Polski Ryxy królowej Polskiej, wraz z synem jej Kazimierzem, tlejące od dawna niezgody domowe poczęły się wzmagać i królestwo Polskie coraz większym zawichrzać nieładem. Wszystkie stany poruszyły się do buntu, albo między sobą zwodziły niesnaski; zaraza jakaś, rzekłbyś, uderzyła na całe królestwo Polskie, gdy ze wszech stron wrzały zaburzenia i wojny. A naprzód między panami, starszyzną i rycerstwem częste powstawały bójki, w których celniejsi wojownicy i szlachetni mężowie wzajemnie się wytępiali; w ich miejsce występowały nikczemne tłuszcze niewolników, którzy ośmieleni bezkarnością wojen domowych, panów i rycerzów pobitych żony i majętności zabierali, mordując dzieci, jeżeli się jakie pozostały, i tak na tych jako i innych szlachetnych niewiastach i paniach sprosne nasycali chucie. A gdy im takie zbrodnie uchodziły bezkarnie (już bowiem ani prawa nie obudzały grozy, ani starszyzna poszanowania) wnet zerwała się niepoliczona czerń niewolników i chłopów opuszczających role i pługi, którzy potém obrawszy sobie przywodców, i chwyciwszy za oręż, rzucili się na szlachtę i wszystkich uczciwych ludzi, a gdzie jeno mogli wziąć górę, szerzyli rzezie i morderstwa, majątki pobitych zajmowali i rozrywali; przeciw tym zaś, których pokonać nie mogli, srożyli się z największą zaciętością, paląc ich wsie, sioła i wszelkie przynależności. W owym też czasie nie oszczędzano ani kościołów, ani rzeczy świętych, ani sług Bożych; ręką bezbożną i świętokradzką łupiono najbogatsze i najznakomitsze świątynie, szarpano dobra kościelne, a na kapłanach pastwiono się wymyślaniem najrozmaitszych katowni. Jednych nożami albo dzidami przebijano, innym podrzynano gardła; innych, jakby ofiary jakie, kamienowali owi ludzie bezbożni, co się byli wyrzekli nie tylko wiary i religii, ale wszelkiego czucia i ludzkości. Uradzili nadto niektórzy, aby wrócić do obrządków pogańskich i bałwochwalczych: zaczém bezprawie i niegodziwość zmieszały wszystkie rzeczy boskie i ludzkie; wiele kościołów opuszczonych stało się łożyskami dzikich i drapieżnych zwierząt.
Zgiełk i wrzawa wojny domowej, szerząca się jakby plagą morową, tak przytém rozkołysała umysły, że we wszystkich częściach królestwa Polskiego bratnie przeciw sobie wymierzono oręże, i ztąd krwawe srożyły się rzezie, ztąd pożogi i spustoszenia włości. Wszystkie drogi były niebezpieczne, gościńce pełne łotrów i rozbójników. Ledwo znalazło się jakie miejsce wolne od zdradziectwa i napaści: ptaki chyba same mogły przelatywać swobodnie po tym kraju ojczystym tak morderczo zewsząd szarpanym. Wieśniacy też udręczeni takiemi klęskami przez czas długi, porzuciwszy pługi i motyki, któremi w pokoju zwykli się byli zajmować, poszli na zbójkę i hultajstwo. Stała się więc w rzeczypospolitej Polskiej najokropniejsza zmiana – kraj w tej zawierusze wyludniony, przemokły krwią i zroszony łzami, pozbawiony mieszkańców, opuszczony od synów, zawichrzony i skalany morderstwy, nie miał z nikąd obrony, żadnego między swojemi wsparcia i pociechy. A gdy coraz więcej mnożyło się bezprawia, same w domach swoich rodziny przeciw sobie powstawały, trapiły się wzajemnemi klęskami i łotrowskiemi bójki. Wnet ukazały się kupy hultajskie zbirów i opryszków, z swemi na czele przywódzcami, którzy nie już sąsiadów ale własnych spółziemian pustoszyli sioła, łupili zagrody, wydzierali dobytki, podpalali domy, zajmowali bydło, i wszelkich dopuszczali się niegodziwości. Kiedy potém kraj cały w takim ponurzył się odmęcie, nie tylko odleglejsze ale i bliższe części i samo jądro królestwa wnętrzną zawrzało rozterką; a zwłaszcza ziemia Płocka, kędy Masław, jeden ze szlachty, królewski podczaszy, i samemu niegdyś Mieczysławowi królowi towarzysz ulubiony, mienić się począł książęciem Płockim, której zbrodni powinien był raczej w innych przestrzegać i słuszném opierać się skarceniem. A tak najznakomitsi panowie i dostojnicy Polscy w gniewném zaślepieniu nie widzieli ani pojmowali, do jakiego posunęli się szaleństwa, ile nieszczęść i hańby sobie samym ściągali, jak srodze przeciw ojczyznie, własnym domom i rodzinom, przeciw Bogu nareszcie i wierze swojej grzeszyli, wypędzając Kazimierza, dziecię niewinne, które nie uczyniło nic złego. Dopiero później zmiarkowawszy się poczęli żałować swego postępku, zbrodni, na którą snadno się odważono, a snadniej ją jeszcze wykonano, ale która potém ani modłami, ani ofiarami, ani krwią własną, klęskami i upadkiem ojczyzny, i wieczystej daniny hańbą nie dała się zmyć i odpokutować. Zawichrzenia domowe, rzezie, zdradziectwa i rozboje rozgościły się w Polsce, zachwiały rzeczpospolitą jeszcze ustawami Bolesława wielkiego nie dość utwierdzoną. Do klęsk i nieszczęść krajowych przyłączyła się niemniej zgubna od domowej wojna z Czechami, którzy wszelkiego rodzaju okrucieństwy gnębiąc królestwo Polskie, samo już przez się lecące do zguby, usiłowali przyspieszyć upadek kraju. Brzetysław książę Czeski, widząc królestwo Polskie wojną domową, i gorzej nawet, bo zapamiętałością szlachty i gminu szarpaném i rozrywaném, a od swego króla i pana opuszczoném, postanowił na nie jak na zdobycz gotową uderzyć, i większe jeszcze zwalić klęski, w przekonaniu, że mu żadnego nie stawi oporu. Pobudzała go do tego nie tylko pamięć krzywdy, którą był Bolesław król Polski wyrządził dziadowi jego Bolesławowi książęciu Czeskiemu pozbawieniem go wzroku, ale nadto zazdrość i nienawiść, i żądza przewrotna opanowania albo przynajmniej wywrócenia obcego królestwa. Zebrawszy więc zbrojne tłumy szlachty i chłopów, wkracza do Polski, i miasta jej zamożniejsze i większe, jako to Wrocław, Poznań, tudzież drobne miasteczka, wsie i włości, które w pożarze wojny domowej jeszcze ocalały, grabieżą pustoszy i pali. Postąpiwszy nakoniec pod Gniezno, stolicę Polski, ani położeniem ani sztuką warowne, a do tego pozbawione obrony, z łatwością je zdobywa: a gdy w mieście tak znakomitém i sławném nie znalazł u szlachty zdobyczy łakomstwu swemu odpowiedniej, jaką sobie zakładał, nikt bowiem w niem nie pozostał, prócz podłych niewolników, zapalony chciwością postanawia złupić i obedrzeć kościoły. Ale Bóg Wszechmogący raczył tu pokazać moc swoję, i zesłać cud widomy w obronie, aby miejsce święte nie utraciło swego największego i najznakomitszej wartości skarbu, i aby dał poznać, jak wielkiej świętokradztwa zbrodni bezbożny i pogański Brzetysław chciał się dopuścić. Gdy bowiem sam książę Brzetysław do kościoła katedralnego Gnieźnieńskiego Ś. Maryi, który złupić postanowił, wchodzi, na samym zaraz wstępie, u progu, i jego i wszystko rycerstwo i całą tłuszczę zbrojną dotknęła ślepota i otrętwienie ciała, które ich dłużej jak trzy dni wstrzymywało, ile kroć usiłowali wedrzeć się do kościoła i łupić miejsce święte. A tymczasem, w ciągu owych trzech dni, za łaską Baranka Bożego, który przepuścił wprawdzie na Polskę chłostę, nie dozwolił jej przecież do ostatka upaśdź, kilku z pozostałych kapłanów kościoła Gnieźnieńskiego, (inni bowiem przerażeni zgiełkiem wojennym rozbiegli się) ciało Ś. Wojciecha biskupa i męczennika, w tym kościele złożone, przewidując, iż je Czesi zechcą zabrać, unoszą z miejsca, gdzie przez wiele lat, jak powszechnie było wiadomo, spoczywało, i przechowują w ustronku niepozornym, potrząsnąwszy je z wierzchu i przysypawszy żwirem. W one także dni Brzetysław książę Czeski nakazał w całej okolicy szerzyć spustoszenia i chłopstwo zajmować w niewolą, tusząc, że gdy rzeczpospolitą Polską, wojnami domowemi skołataną, do reszty swym orężem wyniszczy, Czeskie księstwo stanie się potężniejszém. Już ślepota i otrętwienie członków przez trzy dni trwające odstręczały Czechów i książęcia ich Brzetysława od zamierzonego łupieztwa świątyni; uznawszy słusznie cud i karę Boską nad sobą, i pojąwszy w całej wielkości zbrodnię świętokradztwa, której się dopuścić chcieli, odstąpili od swego przedsięwzięcia. Ale Sewerus biskup Praski, który się był wmieszał do tej wojny niesprawiedliwej, obecny na ów czas w Gnieźnie, poduszczał i zapalał Czechów, dość już skłonnych do łotrostwa i grabieży, aby zamiar swój zbrodniczy wykonali, twierdząc, że owo otrętwienie i ślepota nie były karą wymierzoną za chęć złupienia kościoła Gnieźnieńskiego, ale za dawne ich przestępstwa i zbrodnie przeciw wierze katolickiej, za niedozwolone związki małżeńskie i popełniane zabójstwa, za cudzołostwo, pijaństwo, gwałcenie dni niedzielnych i świątecznych wymuszaną od poddanych robocizną, za grzechy wszeteczeństwa, grzebanie zmarłych po miejscach niepoświęconych, a pomijanie kościołów i smętarzy, łupienie świątyń, uciskanie ubogich i wydawanie wyroków niesprawiedliwych. Dla oczyszczenia się z takowych grzechów, Sewerus biskup Praski nakazuje książęciu i Czechom post trzechdniowy. Po którego dopełnieniu, obowiązują się przysięgą porzucić te sprosne występki, któremi się dotąd kalali. A potém wpadłszy do kościoła Gnieźnieńskiego, gdy im już ślepota jak wprzódy nie przeszkadzała, z łakomą chciwością i nieukróconém rąk drapiestwem rzucają się na wszelakie świętości, i rozrywają między siebie sprzęty kościelne, pełni przekonania i wiary, że Bóg sprzyja ich sprawie. Przytrzymawszy potém kapłanów kościoła Gnieźnieńskiego, którzy przy nim byli pozostali, nie już obelgami tylko i męczeństwem, ale najhojniejszemi nawet obietnicami nagabają, aby pokazali, w którém miejscu ciało Ś. Wojciecha biskupa i męczennika było zachowane. Oni zręcznego i przebiegłego używszy podstępu, ukazują im zwłoki Gaudentego arcybiskupa Gnieźnieńskiego, brata Ś. Wojciecha, udając, że to było ciało tegoż Świętego. Czesi zaraz temu uwierzyli, gdy i grobowca i miejsca okazałość, i godła ozdób biskupich, któremi przyodziane było ciało Gaudentego, świadczyły za ich zeznaniem. Zabierają więc Czesi zwłoki Gaudentego z niezmierną radością, w przekonaniu, że dostali do rąk ciało Ś. Wojciecha męczennika tryumfują; i pieśniami swemi napełniają kościół Gnieźnieński. Potém uroczyście i z wielką okazałością wyprowadzają je z kościoła i do swego obozu przenoszą. Które-to podejście uwiodło Czechów, jak wierzyć można, z dopuszczenia i sprawiedliwego wyroku Boga. Ci bowiem, którzy mężowi Bożemu i swemu biskupowi za życia rozliczne wyrządzali krzywdy i zniewagi, którzy go po dwa kroć ze stolicy biskupiej sromotnie wygnali, a z nienawiści ku niemu braci jego i wszystkę rodzinę najokrutniej wymordowali – kiedy przeciwnie Polacy z uczciwością go do siebie przyjęli, jego upomnień zbawiennych słuchali, ciało jego święte z Prus sprowadzili – ci mówię mężobójcy wyrokiem Bożym uznani zostali za niegodnych pozyskania takiej zdobyczy. I sam nawet Święty nie dopuścił, iżby kości jego miały być przeniesione do narodu odstępców, którzy go i obecnego między sobą i w oddaleniu z bracią i rodem całym najsrożej jak tylko mogli prześladowali, usiłując z największą zaciętością zgubić go, zgładzić i zetrzeć z imieniem. A jako za życia brzydził się ich społeczeństwem, uciekając od ich stolicy, tak nie dozwolił, aby i ciało jego spoczęło między nimi, i żeby z Polski miało być do Czech przeprowadzone.
Stefan błogosławiony król Węgierski, albo właściwiej mówiąc Pannoński, przeczuwając swój zgon bliski, a widząc się wdowcem i bezdzietnym, umyślił za życia swego rozporządzić królestwem Węgierskiém, ażeby je ochronić od rozerwania wewnętrznego i wojny domowej. Tym celem posyła do Nitry po Wazula, syna swojego stryja Michała, którego był król Stefan dla poskromienia jego pychy w uczciwém trzymał więzieniu: tego bowiem po sobie na królestwie Węgierskiém posadzić zamierzył. Żona zaś Ś. Stefana, królowa Gizella (Gisla), córka Wilhelma książęcia Burgundzkiego, a jak niektórzy twierdzą, siostra cesarza Henryka, pragnąc zniweczyć postanowienie męża swojego, i wynieść na królestwo Węgierskie brata swego przyrodniego Piotra, po jednym ojcu ale z innej matki, to jest rodzonej siostry króla Ś. Stefana (który jako siostrzeniec królewski od kilku lat na dworze tegoż króla przebywał, a którego król Stefan z Wenecyi sprowadziwszy uczynił był głową rycerstwa, królowa zaś Gizella swoim wpływem zjednała mu przychylność wielu Węgrów) każe Wazulowi wyłupić oczy, obciąć uszy, całe ciało pokaleczyć i poszpecić, aby go tym sposobem podać w ohydę. Ś. Stefan król Węgierski, gdy się o tém nieszczęściu dowiedział, z zbytecznego żalu wpadłszy w gorączkę, umarł w Budzie dnia 15 Września, to jest w przeddzień Wniebowzięcia N. Panny, po czterdziestu sześciu latach panowania na stolicy Węgier. Zwłoki jego przewieziono do Białogrodu (Alba Regalis) gdzie je wsród łez rzewnych całego narodu Węgierskiego pochowano. A Bóg miłosierny raczył uwielbić jego cnoty dozwalając mu czynienia na chorych wielu cudów; które gdy się coraz więcej rozsławiać poczęły, błogosławiony król Stefan wpisany i policzony został w poczet Świętych. Po dopełnieniu żałobnego obchodu, i oddaniu czci należnej zwłokom Świętego Stefana, za staraniem królowej Gizelli i barona Węgierskiego Budy, który na ów czas wielką miał wziętość między Węgrami, gdy nie było nikogo do berła ze krwi królewskiej (synowie bowiem Władysława Łysego, Andrzej, Bela i Lewenta, w Polsce siedzieli na wygnaniu, Michała zaś synowie byli kalekami), Piotr, syn Wilhelma, a siostrzeniec Ś. Stefana, obrany został królem i koronowany w Białogrodzie przez arcybiskupa Strygońskiego i innych biskupów, za zgodą wszystkich Węgierskich panów. On-to pierwszy miał być w Węgrzech królem cudzoziemskim. Kroniki zaś Węgierskie utrzymują, że nie z Burgundzkiego ale z Niemieckiego pochodził rodu, a Ś. Zygmunta króla Burgundyi rodzonym był bratankiem.
Ryxa królowa Polska, pragnąc syna swego Kazimierza większemi nad przyrodzone ozdobić cnót i nauk zaletami, gdy już sama w Niemczech osiadła, posyła go do Paryża na nauki, przydawszy mu uczciwe sługi i dozorce, i zaopatrzywszy go w pieniądze i potrzebne zasoby. Ten żywiąc w sobie od lat młodocianych popęd do cnoty, a pojmując, że cnota w czynach objawiać się powinna, nie dlatego tylko się uczył i karmił umiejętnością, ażeby coś wiedział, ale iżby wiedzę swoję sprawami i obyczajami wyświecał, i nie sobie samemu ale i drugim umiał być pożytecznym.
Kiedy w ten sposób Kazimierz, syn króla Polskiego Mieczysława, którego zwano także Karolem, korzystając z hojnych nakładów matki, królowej Ryxy, przez całe dwa lata do nauk się przykładał, i wielu rówienników swoich dowcipem, umiejętnością, i zewnętrzną obyczajów ogładą przewyższał, począł u wszystkich urastać w wziętość i głośnej nabywać sławy. Był bowiem postaci urodnej, wzrostu wysokiego, budowy na podziw silnej; przyczém zachował całą żywość uczuć, czerstwe i kwitnące zdrowie. Dobre obyczaje i cnoty, równie jak nauki, były dla niego roskoszą. Obawiając się zaś, żeby kiedy urodzenie jego i przygody życia, które aż dotąd przezorną i zręczną pokrywał zasłoną, nie wyjawiły się przed światem, nie raz wytrzymywał w duszy skryte a dręczące walki, niepewny i wahający się z ostateczném postanowieniem, czyli miał wrócić do ojczyzny, czy pozostać w Niemczech albo we Francyi; obrać-li stan rycerski albo duchowny: o czém długo i troskliwie rozmyślał. Ilekroć bowiem z wrodzonego uczucia przywiódł sobie na pamięć ojczyznę i żywą do niej zatęsknił miłością, cofały i odstręczały myśl jego doznane krzywdy wygnania, stan smutny i spustoszenie królestwa po zawieruchach wojny domowej i obcych napaściach, niechętne i zawzięte przeciw niemu panów Polskich umysły i ich odstępstwo, niepewność wreszcie, czyliby był przyjęty lub odrzucony, i zagniewanej na Polskę rady i podmowy matki, która mu ciągle ten zamysł odradzała. Kiedy zaś postanawiał osiąśdź w Niemczech albo we Francyi, zaraz stawały mu w myśli obelżywe wyrzuty i upokarzające z ust nieprzyjaciół nazwisko wygnańca. Strudzony taką walką, żeby uniknąć wszelkiej niesławy, zatrzeć doznane zniewagi, a dostąpić chwały i szczęśliwości królestwa Bożego, umyślił wstąpić do klasztoru i w ścisłym zakonie Chrystusowi służyć. Takie uczyniwszy postanowienie, jako środek do wyjścia z wszelakich trudności, udaje się z Francyi do Włoch, do Ś. Romualda, który pod ów czas słynął wielką świątobliwością. Darowawszy mu bardzo pięknego konia, którego był wziął z sobą z Polski, wyznaje przed nim z ufnością, kim był, jakiego rodu, jakiej krwi i godności, jakich wreszcie doznał przygód, i czego nadal pragnął. Prosi go o potwierdzenie swego zamiaru; a otrzymawszy z rąk jego szatę zakonną, wraca do Francyi, i za zezwoleniem matki, królowej Ryxy, wstępuje do klasztoru Ś.
Benedykta, zwanego Kluniackim, a słynnego wtedy wielką liczbą zakonników. Tam więc utaiwszy świetność swego znaczenia i rodu, postrzyżony na mnicha i przyodziany w szatę Ś. Benedykta, po stanowił ukrywać się na zawsze, i z całą ostrością zakonnego życia, jaką to miejsce na ów czas słynęło, w ślubach czystości i pobożności poświęcać się służbie Bożej. Rzeczony klasztor Kluniacki tak hojnym od królów Francuskich opatrzony jest posagiem, i takiem napełniony mnóstwem zakonników, iż ciągle miewa po dwunastu przeorów, i tyleż zgromadzeń zakonnych pod ich zwierzchnością i zarządem stojących, trzynastego zaś ma opata.
Jarosław książę Ruski, widząc Polskę wojnami wewnątrz i zewnątrz zatrudnioną i z sił prawie wyzutą, zbiera znaczne wojsko, i dwiema drogami, lądem i wodą najeżdża Mazowsze, które ogniem i grabieżą pustoszy, a zagarnąwszy wielką liczbę ludzi obojej płci w niewolą, na Ruś powraca.
W czasie tych niepowodzeń krajowych, wojen domowych i zewnętrznych, które na Polskę sprawiedliwą od Boga zesłane były karą, Bossuta arcybiskup Gnieźnieński, mąż prawy i świątobliwy, nie ustawał dniem i nocą w żalu, płaczach i narzekaniach, które były jego chlebem powszednim, a któremi strawiony i po męczeńsku znękany wyzionął nakoniec ducha, stęsknionego już w tym ziemskim pobycie. Pochowano go w kościele Gnieźnieńskim. Po nim nastąpił Stefan I, w czasie bezkrólewia naznaczony od Leona VIII papieża: mąż szlachetnego rodu, z domu i rodziny Pobog (Pobodze), mający za herb podkowę białą przewróconą, z krzyżem stojącym na zaokrągleniu podkowy, w polu czerwoném; rodem i pochodzeniem Polak.