Wędrówki Rycerza-Harolda/całość
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Wędrówki Rycerza-Harolda |
Pochodzenie | Poemata |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1895 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jan Kasprowicz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
WĘDRÓWKI CHILDE HAROLDA.
|
Poemat poniższy napisany był po większéj części śród tyvb krajobrazów, które usiłuje przedstawić. Rozpoczęty był w Albanii; ustępy, traktujące o Hiszpanii i Portugalii, są wypływem spostrzeżeń, poczynionych przez autora o tych krajach. Tyle co do dokładności opisów. Tłem obrazów, które próbowałem nakreślić, są: Hiszpania, Portugalia, Akarnania i Grecya. Tutaj — jak na teraz — poemat się urywa; od przyjęcia jego będzie zależało, czy autor będzie miał odwagę poprowadzić czytelników swoich do stolicy wschodu, przez Jonię i Frygię; dwie niniejsze pieśni mają jedynie cechę doświadczalną.
Wprowadziłem osobę wymyśloną dlatego, ażeby pomiędzy poszczególnemi częściami poematu zaprowadzić jakiś związek; pomimo to, poemat nie rości sobie żadnéj do jednolitości pretensyi. Przyjaciele moi, do których zdania wielką przywiązuję wartość, podsunęli mi tę myśl, że może się wydawać, jakobym jakąś rzeczywistą przedstawił tutaj osobę: — proszę raz na zawsze, aby mniemania tego zaniechano. — Harold jest dzieckiem wyobraźni, stworzoném w celu, który powyżéj wyłuszczyłem. W niektórych nic nie znaczących szczegółach i to jedynie dotyczących miejscowości mógłby się znaléźć powód do podobnego przypuszczenia, w rdzeniu rzeczy atoli, spodziewam się, niéma żadnego.
Nie potrzeba, zdaje się, dodawać, że nazwiska „Childe“, tak samo jak to widzimy w „Childe Waters“, „Childe Childers“ etc, użyto dlatego jedynie, że odpowiada ono zastosowanéj przezemnie staréj budowie wiersza. „Dobra noc“ na początku pierwszéj pieśni powstała dzięki „Dobréj nocy“ lorda Maxwella w „Pieśniach Minstrelów“, wydanych przez Scotta.
W pierwszéj części, zajmującéj się Półwyspem (pirenejskim) zechce może ktoś znaléźć pewne podobieństwo z rozmaitemi w Hiszpanii ogłoszonemi poematami; z wyjątkiem atoli kilku stanc końcowych, cały utwór napisany był w Lewancie.
Stanca Spencerowska, zastosowana przez jednego z najpoczytniejszych poetów naszych, dopuszcza wszelkie urozmaicenia. Dr. Beattie następującą wypowiada w téj mierze uwagę: „Przed niedawnym czasem rozpocząłem poemat w stylu Spencera z użyciem jego stancy, w któréj zamierzam poetyckim skłonnościom moim popuścić cugli, być, stosownie do humoru, wesołym lub patetycznym, opisowym lub sentymentalnym, czułym lub satyrycznym; miara bowiem jakiéj użyłem pozwala, jeżeli się nie mylę, na wszelkie te rodzaje twórczości.“[2]
Umocniony tą powagą oraz przykładem kilku największych poetów włoskich w mém zapatrywaniu, nie będę bronił zamiaru urozmaiconego sposobu wyrażania się w następującym utworze; jeżeli nie będzie miał powodzenia, to winę trzeba będzie przypisać raczéj wykonaniu, aniżeli metodzie uświęconéj praktyką Aryosta, Thomsona i Beattie’go.
Londyn, to lutym 1812.
Czekałem, aż wszystkie nasze czasopisma wydzielą swą zwykłą porcyę krytyki. Sprawiedliwości ich sądu nie mam, ogólnie biorąc, nic do zarzucenia; źle byłoby ze mną, gdybym nie umiał najmniejszéj znieść nagany; pisma te, być może, im mniéj były łagodne, tém więcéj były szczere. Składając więc wszystkim razem i każdemu z osobna jak najserdeczniejsze za ich bezstronność podziękowanie, pozwolę sobie tylko co do jednego uczynić uwagę.
Śród wielu sprawiedliwych zarzutów, uczynionych bezbarwnemu charakterowi „błędnego Rycerza“ (co do którego twierdzę wbrew przeciwnym mniemaniom, że jest osobistością urojoną), przytoczono i ten, że pominąwszy anachronizm, nie ma on w sobie nic rycerskiego, ponieważ czasy rycerzy były czasami miłości, honoru i t. d. Tymczasem działo się tak, że owe dawne dobre czasy, kiedy to kwitł „l’amour du bon vieux tems, l’amonr antique“, były ze wszystkich wieków możliwie najgorszemi. Ci, którzy pod tym względem mają jakiekolwiek wątpliwości, niech sobie przeczytają Sainte-Palayea, a w szczególności tom II str. 69[3]. Śluby rycerskie tak samo nie były dotrzymywane jak wszelkie inne, a pieśni trubadurów nie były przyzwoitsze i z pewnością nie wytworniejsze od Owidyuszowych.
Owe „Cours d’amour, parlemens d’amour ou de courtesie et de gentillesse“ miały więcéj do czynienia z miłością, aniżeli z dwornością lub rycerskością. Zajrzyj w téj saméj sprawie do Rolanda oraz Sainte-Palaye’a. Można wielce niemiłéj osobistości „Rycerza Harolda“ czynić jakiekolwiekbądź zarzuty, był on jednak co do przymiotów swoich zupełnie rycerskim — „nie służalcem, ale templaryuszem.“ Bądź jak bądź, obawiam się, że Tristram i Lancelot nie byli lepszemi aniżeli się należało; pomimo to, były to osobistości poetyckie, prawdziwi rycerze „sans peur“, choć nie „sans reproche.“ Jeżeli historya utworzenia orderu „Podwiązki“ nie jest bajką, to rycerze tego orderu nosili niejeden wiek podwiązkę obojętnéj pamięci hrabiny Salisbury. Tyle o rycerstwie. Burke nie potrzebował rzeczywiście żałować, że czasy te (rycerstwa) minęły, jakkolwiek Marya Antonina była tak samo dziewiczą, jak przeważna część tych, w których cześć łamano oszczepy i z konia zrzucano rycerzy.
Od czasów Bayarda aż do dni Józefa Banksa (najniepokalańszego i najsławniejszego z rycerzy zarówno dawnych jak i dzisiejszych czasów), mało w téj mierze było wyjątków; spodziewam się téż, że po jakiém takiém zbadaniu rzeczy, nie będziemy wcale tych dziwacznych szopek średniowiecznych żałowali.
Rycerz Harold niech sobie już zostanie takim, jakim jest; byłoby przyjemniéj, a z pewnością łatwiéj milszy skreślić charakter. Mogłem był łatwo zamalować jego błędy, mogłem był kazać mu więcéj działać, a mniéj mówić, nie miał on atoli być wzorem, lecz miał tylko pokazać, jak wczesne zepsucie serca i obyczajów sprowadza przesyt co do rozkoszy dawnych, sprawiając co do nowych, że człek się na nich zawodzi; miał pokazać, że nawet piękności przyrody oraz bodźce pracy (z wyjątkiem żądzy sławy, téj najsilniejszéj ze wszystkich pobudek) na umysł tak złożony albo raczéj wykrzywiony, żadnego nie wywierają skutku. Gdybym był poemat swój ciągnął daléj, charakter ten przy końcu byłby się był pogłębił; stosownie bowiem do zarysu, jaki sobie nakreśliłem, a który chciałem wypełnić, szkic mój miał być nowożytnym Tymonem[4], a może poetycznym Zeluco[5].
Londyn, 1813.
PIEŚŃ I.
Do Janthe’y.[6]
Nie w onych strefach, które-m przewędrował,
Obyś została, czém jesteś, do końca,
O młoda Peri[7] Zachodu! Jak błogo,
Ten wzrok twój dziki, jak go ma gazela,
Tak w strofy moje twe się imię wprzędzie. I.
Muzo, co z nieba, jak Grecy mniemali, II.
Żył ongi pewien młodzian w Albionie, III.
Czajld Harold zwał się:[9] ale skąd miał imię IV.
Czajld się wczasował w południa godzinie, V.
Śród labiryntu grzechów on wędrował, VI.
Lecz dziś Czajld Harold w sercu ból miał wielki; VII.
Czajld żegnał gniazdo dziada i pradziada. VIII.
Lecz w najweselszéj nieraz krotochwili IX.
Nikt go nie kochał, choć w komnaty swoje X.
Miał Harold matkę — nie zapomniał o niéj, XI.
Dom, kraj, dobytki, dziedzictwo ojczyste, XII.
Żagle się wzdęły i wiatry powiały, XIII.
Lecz kiedy w morzu zgasły słońca łuny, 1.
O kraju mój, ach! żegnam cię! 2.
Niedługo znów, podniósłszy skroń, 3.
Chodź, paziu mój,[10] chodź, boleść stłum! 4.
„Niech wicher dmie! niech fale drżą, 5.
„Gdy ojciec rzekł: o bądź mi zdrów, 6.
O chodź że chodź, ty giermku mój,[12] 7.
„Żona i syn mieszkają, wiesz, 8.
Któż wierzyłby w udany ból 9.
Na świecie dziś sam jestem, sam, 10.
Okręcie mój! mknę z tobą gdzieś XIV.
I okręt pędzi i ląd już zaginął, XV.
Boską to, Chryste, widziéć jest zapłatą, XVI.
Naprzód Lizbona roztacza swe wdzięki! XVII.
Ale, gdy wejdziesz w gród, co zdala błyszczy, XVIII.
Służalcy! w takim urodzeni kraju! XIX.
W wieńcu klasztornych ruin stroma skała, XX.
W górę tą krętą ścieżką ponieś kroki, XXI.
Stąd téż, wskoczywszy na wierzchołki strome, XXII.
Na stokach wzgórzy i tam dołem leżą XXIII.
Tutaj mieszkałeś, snując uciech plany, XXIV.
Patrz! w tym pałacu radzili wodzowie,[18] XXV.
Konwencją było to czarcie złowieszcze, XXVI.
I od godziny tych wojennych narad, XXVII.
Tak dumał Harold, kiedy po zwyczaju XXVIII.
Na koń! na koń! na zawsze już porzuca XXIX.
Lecz i do Mafry zajrzéć trza po drodze,[19] XXX.
Przez żyzne łany, romantyczne wzgórza XXXI.
Już pasmo wzgórzy ciemnieje i znika, XXXII.
Gdzie się z swą siostrą Luzytanja schodzi, XXXIII.
Jakiś srebrzysty tutaj strumień bieży, XXXIV.
Lecz gdyś w bród przeszedł kordon mało znany, XXXV.
Piękna Hiszpanjo! kraju romantyczny! XXXVI.
Nie brzmią-ż te sławne w każdéj pieśni dzieje? XXXVII.
Synu Hiszpanji, zbudź się! wstań, kto żywy! XXXVIII.
Czyż kopyt groźnéj nie słyszycie nuty? XXXIX.
Patrzcie! na górze potwór tam olbrzymi XL.
Co to za widok — nieba! patrzeć sobie XLI.
Trzy wojska śpieszą złożyć swe ofiary, XLII.
Zgniją! ambicji głupcy honorowi! XLIII.
O Albuero! sławne bolu smugi! XLIV.
Lecz dość już wojny kochanków! Niech wiodą XLV.
Szybko samotną drogą Harold zwrócił, XLVI.
Lecz nieświadomy losu, co go czeka, XLVII.
Inaczéj wieśniak... Obok drżącéj żony XLVIII.
Jakąż pieśń dzisiaj mulnik ma zanucić? XLIX.
Tam! w téj dolinie, wieńcem skał owitéj, L.
Ktokolwiek tylko drogę ci zabieży, LI.
Ciemnéj Moreny każdy skręt wysoko LII.
Wróżby dni przyszłych! Lecz ten, co w czeluście LIII.
Czyż muszą zginąć ci waleczni, młodzi, LIV.
Na to Dziewica hiszpańska stanęła LV.
Ty, co to słysząc, podziwiasz dziewicę, LVI.
Pada kochanek — jéj się łza nie ima; LVII.
Ale Hiszpanki nie z Amazon rodu, LVIII.
Dołek, miłości palcem wyciśnięty, LIX.
W szranki, wy strefy, przez wieszczów sławione, LX.
O ty Parnasie! patrzę dziś na ciebie![30] LXI.
Często cię śniłem! Kto twego nazwiska[31] LXII.
Miałbym, szczęśliwszy, niż inni pieśniarze, LXIII.
Lecz o tém późniéj. Niosąc hołd ci w dani, LXIV.
O cudna Góro! ongi w Grecji wiośnie, LXV.
Piękną Sevilla i niech sławę szerzy LXVI.
Gdy czas zmógł Pafos — Czasie nieugięty, LXVII.
W noc od poranku i znów, aż poranek LXVIII.
Zbliżył się sabat, święty dzień spoczynku, LXIX.
Dzień to jest siódmy, weselny dzień ludu. LXX.
Ten na Tamizie z kochanką, ci lądu LXXI.
Wszędzie błazeństwa, lecz twym równe czyje, LXXII.
Otwarte szranki i plac już gotowy, LXXIII.
Umilkła wrzawa — na rumakach dzielnych LXXIV.
W kosztownéj sukni, w przepysznéj mantyli, LXXV.
W róg uderzono po trzykroć! znak dany! LXXVI.
Naraz jak wryty.... z okiem w słup... Na stronę! LXXVII.
Wraca się znowu!... Nic tu grot i dzida, LXXVIII.
Zwyciężon, we krwi, bez tchu, oszalały, LXXIX.
Tam, gdzie potężny kark dotyka krzyży, LXXX.
Hiszpańskie dziewki, hiszpańskie młodzieńce LXXXI.
Lecz zazdrość znikła... jéj rygle, wrzeciądze, LXXXII.
Czajld kochał nieraz lub marzył, że kocha — LXXXIII.
Lecz nie był ślepym na kształtów uroczy LXXXIV.
Tłumem nie gardził, acz się doń nie mieszał; Do Inezy.
1.
Do troski méj ty nie śmiej się, 2.
Jakie tajemne bóle żrą 3.
Nie miłość to, nie zawiść zła, 4.
To przesyt jest, co wszędzie mdli, 5.
Ciągły, wieczysty jest to ból, 6.
Uciec przed sobą byłbym rad, 7.
Z wielką lubością inny, ach! 8.
Mój los: śród różnych błądzić ziem 9.
Jakie najgorsze? Chęć swą złam, LXXXV.
Żegnaj, Kadyksie, żegnaj na czas długi! LXXXVI.
Takim jest Hiszpan, takie jego dzieje! LXXXVII.
Pragniesz coś więcéj wiedziéć o Hiszpanach, LXXXVIII.
Czyż tam za zmarłych płyną łzy gorące? LXXXIX.
Lecz jeszcze straszne nie skończone dzieło, XC.
Ni pełna cudów pod Barossą wojna, XCI.
A ty, mój druhu — płonny bowiem duszę[40] XCII.
Najpierw poznany i najbardziéj czczony! XCIII.
I tu część jedna Harolda podróży...
|
PIEŚŃ II.
I.
Rzuć, modrooka niebianko, swe progi — II.
Grodzie ateński, ty starcze stuleci![43] III.
Chodź, dziecię rana! chodź do tego grodu, IV.
Związan ze ziemią, w niebo zwraca oczy — V.
Lub bohatera rozkop grób ów dumny; VI.
Ten łuk złamany przy strzaskanéj ścianie! VII.
Cnię-ś rzekł, najmędrszy pośród Ateńczyków: VIII.
Lecz gdy — jak święci wierzyli — istnieją IX.
Ty, w którym miłość uszła z życiem razem, X.
Niech na tych głazów wypocznę olbrzymie — XI.
Pośród rabusiów świątyni, na górze, XII.
Jeszcze się niecnie chełpił Pikt ów świeży, XIII.
Jakto? w brytyjskiéj mam ogłosić mowie, XIV.
Gdzie był twój puklerz, przed którym, Pallado, XV.
Zimne to serce, Grecjo, gdy nad tobą; XVI.
Lecz gdzież jest Harold, ponury po fali XVII.
Kto po wód ciemnym żeglował przestworze, XVIII.
A wewnątrz, patrzaj! mały światek wojny! XIX.
Pokład jak szklany, bez najmniejszéj zmazy, XX.
Dmij, wietrze, dmij! twój wiew niech statek nagli! XXI.
Miesiąc już zeszedł... smugi światła płyną XXII.
Cieśnina Kalpy! spójrz na te urwiska! XXIII.
Noc; my toniemy w myślach śród jéj czarów, XXIV.
Wsparty na statku zbryzganéj poręczy, XXV.
Siadać po skałach, dumać nad przepaścią, XXVI.
Lecz wśród krzykliwych, rojnych tłumów ludzi XXVII.
Szczęśliwsze bożych pustelników życie, XXVIII.
Lecz rzućmy trakt ten, jednostajny, znany, XXIX.
Wyspy Kalipsy omijamy z cicha, XXX.
Czas jéj władania i sławy nie wieczny: XXXI.
Tak myślał Harold, gdy w oczy téj pani XXXII.
Dla Florens sprawą było nieodgadłą, XXXIII.
Snać nie wiedziała, że to serce młode, XXXIV.
Nie znasz ty kobiet, sądząc, człeku miły, XXXV.
Stara to prawda, czas ją wypróbował; XXXVI.
Daléj! nie można zrywać pieśni toku! XXXVII.
Droga Przyroda jest najlepszą z matek! XXXVIII.
Ziemio Albanji! tyś Skandra kolebką,[54] XXXIX.
Czajld Harold wyspę bezpłodną ominął, XL.
W greckiéj jesieni wieczór iście boski XLI.
Lecz dziś ujrzawszy, jak swe światło ciska XLII.
Banek szarzeje, z nim Albanji wzgórza; XLIII.
Teraz się Harold samotnym nazywał; XLIV.
Tu krzyż czerwony — bo jeszcze on stoi, XLV.
Patrz! golf Ambracji! Świat tu się przed laty XLVI.
Od brzegów skał tych, co sterczą ponure, XLVII.
Przebył Pind ciemny, Acheruzji źródła,[60] XLVIII.
Klasztorna Zico! mały lecz uroczy[62] XLIX.
Przez gaj, wieńczący wzgórze, skryte w krzaki, L.
Niech tu wypocznie w największéj spiekocie: LI.
Tutaj się ciągnie, olbrzymi i mgławy, LII.
Czar ten nie skłócon żadnych miast widokiem. LIII.
Ach! gdzież, Dodono, twoich gajów cisza? LIV.
Góry znikają i Epir już ginie; LV.
Słońce już zaszło za szczyt Tamerytu,[64] LVI.
Minął haremu milczące arkana, LVII.
Konie w bogatych rzędach, tłumy zbrojne LVIII.
Albańczyk w krótkim do kolan spódniku, LIX.
Wszyscy widoczni; jedni, zbici w koło, LX.
Była to właśnie ramazanu pora, LXI.
Tu głos kobiety nie zadźwięczy uszom; LXII.
W komnacie, bitéj marmurem, gdzie z środka LXIII.
Nie to, że siwéj nie są godne brody LXIV.
Śród rzeczy nowych dla ucha i oka LXV.
Dzikie są dzieci Albanji, lecz w cnoty, LXVI.
Czajld na nich patrzał w zamku naczelnika, LXVII.
Tak się zdarzyło, że o skalną Suli LXVIII.
Nie! bratnią ręką wiódł ich Sulijota LXIX.
A kiedy przyszło, że Czajld z własnéj chęci LXX.
Gdzie się w samotną Utraikej przelewa LXXI.
Ognie na równych zapłonęły brzegach, LXXII.
Z upodobaniem i bez żadnéj wzgardy 1.
Twój bęben, doboszu, doboszu ty mój! 2.
Od wszystkich mężniejszy suljocki jest człek, 3.
Czyż wrogom przebaczy Chimaryji syn, 4.
Macedonji dziatwa niezwalczon to huf: 5.
A korsarz pargijski, co uczy wśród mórz 6.
Rozkoszne bogactwo — nie wzdycham ja doń, 7.
Hej! kocham ja liczko urocze tych dziew: 8.
Pomnicie Prewizę, jak upadł jéj gród?[75] 9.
Nie mówię, co litość, nie mówię, co strach! 10.
Syn Muchtar, ten czarny, nad Dunaj dziś w lot, 11.
Wyciągnij kord baszy, mieczniku ty mój! LXXIII.
Grecjo! zabytku przebrzmiałego świata![77] LXXIV.
Duchu swobody! Gdy z tobą na Fyle[78] LXXV.
W wszystkiem, prócz w rysach, jakie dzisiaj zmiany! LXXVI.
Słudzy dziedziczni! azaż nie wiadoma, LXXVII.
Gród, który giaurom ongi zabrał Allah, LXXVIII.
Lecz tu wesoło — nim się post rozpocznie, LXXIX.
Strumień rozkoszy gdzież weseléj płynie, LXXX.
Na brzegu ciżba wesoła wciąż rosła... LXXXI.
Niejeden kaik mignie w chyżym locie;[82] LXXXII.
Ale w téj ciżbie skocznéj maskarady LXXXIII.
Tak czuć powinien Grecji syn prawdziwy, LXXXIV.
Lacedemonu gdy się męstwo wznieci, LXXXV.
Jednak jak piękną jesteś w dniu żałoby, LXXXVI.
Tam! nad jaskinią samotne kolumny LXXXVII.
Lecz niebo szkli się to samo bez przerwy, LXXXVIII.
Gdziekolwiek stąpniesz, tam ziemia jest święta, LXXXIX.
Ta sama ziemia, słońce niezmienione, XC.
Med, jak ucieka z łuki złamanemi, XCI.
Jednak ku szczątkom twéj zgasłéj wielkości XCII.
Z obczyzny tęskni pierś do swéj ziemicy, XCIII.
Ten niech się zbliża ku tym świętym błoniom, XCIV.
A ty, coś schlebiał pieśnią swojéj dumie, XCV.
Zbyt prędko uszłaś, miłowana, miła! XCVI.
O miłująca, miła, miłowana! XCVII.
Mam się pogrążyć między tłum nieznośny, XCVIII.
Czem ból najgorszy, który starość czeka?
|
Że czego Turczyn, Got i czas nie zburzył.
W téj chwili (3 stycznia 1810), po przewiezieniu już niejednego zabytku do Londynu, znajduje się w porcie pirejskim okręt hydryocki, ażeby zabrać ze sobą wszystkie te pamiątki, jakie się jeszcze uprowadzić dadzą. „Tym sposobem,“ jak w rozmowie ze swym ziomkiem, wyraził się pewien młody Greczyn — bądź co bądź, mimo upadku, ludzie ci jeszcze nie utracili uczucia dla spraw podobnych — „lord Elgin może się poszczycić, że zburzył Ateny.“ Malarz włoski pierwszorzędnego znaczenia, nazwiskiem Lusieri, pośredniczy w téj burzycielskiéj czynności; jak owi greccy tropiciele Verresa w Sycylii, który to samo uprawiał rzemiosło, okazał się i on znakomitym narzędziem niszczenia i rabunku. Pomiędzy tym artystą a konsulem francuskim Fauvelem, który zabytki chciał dla swego nabyć rządu, wszczął się gwałtowny zatarg z powodu wozu, użytego do przewożenia. Koła jego — oby były się przy téj sposobności połamały — wziął konsul pod klucz, wskutek czego Lusieri wytoczył nań skargę przed namiestnikiem. Lord Elgin okazał się w wyborze p. Lusierego bardzo szczęśliwym. Podczas dziesięcioletniego rezydowania jego (Elgina) w Atenach, nie miał on (Lusieri) śmiałości dotrzeć daléj niż do Sunium (dziś przylądek Kolonny), dopiero w drugiéj naszéj wycieczce był on naszym towarzyszem. Prace jego są zresztą bardzo piękne: atoli żadna z nich nie jest skończoną. O ile on i jego protektor ograniczali się do sprawdzania medali, oceniania kamei, szkicowania kolumn i targowania gem, drobnostkowe ich głupstwa były tak niewinne, jak zbieranie owadów, polowanie na lisy, jak pierwsza mowa w izbie, windowanie lub inne tym podobne krotochwile; ale jeżeli ci ludzie uwożą trzy lub cztery ładunki okrętowe przedmiotów najcenniejszych, zabytków, które miastom najsławniejszym i największą dotkniętym krzywdą, pozostawił czas i barbarzyństwo; jeżeli te dzieła, które były podziwem wieków, śród daremnych wysiłków, aby je oderwać, druzgocą, to nie znam przyczyny mogącéj ich uniewinnić, ani téż nazwy, jakąby tym tchórzliwym niszczycielom i rabusiom dać należało.
Splądrowanie Sycylii nie było najmniejszą z zbrodni, o jakie obwiniano Verrosa; dziś naśladują go w ten sam sposób w Atenach. Niéma atoli większego bezwstydu i większéj bezczelności nad to, że ci rabusie poumieszczali nazwiska swe na murach Akropolu; bezcelowe i lekkomyślne niszczenie szeregu płaskorzeźb ten odniesie skutek, że z ust zwiedzających popłynie na imiona burzycieli przekleństwo.
Mówię o tém bezstronnie: nie jestem ani zbieraczem, ani podziwiającym zbiory, a więc nie należę do współzawodników; mam atoli od wczesnéj młodości słabość do Grecyi i nie sądzę, aby obdzieranie Indyj lub Attyki przysparzało Anglii honoru.
Inny lord szlachetny postąpił sobie uczciwiéj, zabrawszy mniéj zabytków, inni znowu, mniéj lub więcéj szlachetni, ale w każdym razie „mężowie wielce szacowni,“ uczynili najlepiéj, gdy po różnych intrygach i intryżkach, nakopawszy się i naprzeklinawszy, oraz mimo obsypania namiestnika podarunkami, nic do domu nie powieźli. Mieliśmy tutaj dużo przelewu atramentu i wina, a z tego wszystkiego o mało że nie przyszło do krwi przelewu, „Złodziej“ lorda Egina — patrz Jonatana Wilda określenie „złodziejstwa“ — miewał zatargi z drugim, który się nazwał Gropius;[88] (odpowiednie nazwisko dla togo rodzaju szachrajów) i pewnego razu wycedził w ustnéj odpowiedzi na notę biednego Prusaka coś w rodzaju zadosyćuczynienia; doniesiono mu o tém w chwili, gdy znajdował się przy obiedzie: Gropius się zaśmiał, ale jedzenia nie dokończył. Gdym opuszczał Grecyą, współzawodnicy jeszcze się nie pogodzili. Miałem słuszność, wspominając o ich zatargach, ponieważ chcieli, abym był ich sędzią rozjemczym.
Ziemio Albanji, ty dzika macierzy
Surowych mężów, daj tu spocząć oczom!
Albania obejmuje część Macedonii, Illiryi, Chaonii i Epiru. Sskender oznacza po turecku Aleksandra; w 3 i 4 wierszu stancy XXXVIII jest mowa o słynnym Skanderbegu (księciu Aleksandrze). Nie wiem, czy się nie pomyliłem, czyniąc Skanderbega ziomkiem Aleksandra (Wielkiego) urodzonego w Peli w Macedonii, atoli Gibbon tak mniema i dolicza jeszcze Pirrusa, gdy mówi o jego czynach.
O Albanii powiada Gibbon, że, jakkolwiek leży w pobliżu Włoch, mniéj jest znaną, aniżeli wnętrze Ameryki. Okoliczności, o których wspominać nie warto, zawiodły Hobhousa i mnie do téj ziemi, zanim zwiedziliśmy drugą część państwa Otomanśkiego. Oprócz majora Leake’a, rezydenta rządu w Joaninie, żaden téż Anglik nic dotarł poza stolicę do wnętrza kraju — tak mnie przynajmniéj pan ten zapewniał. Ali-Pasza prowadził w tym czasie (w październiku 1809) wojnę z Ibrahimem-Baszą, i zapędził go do Beratu, silnéj fortecy, którą właśnie oblegał: po przybyciu naszém do Joaniny, zaproszeni zostaliśmy do Tepalenu, rodzinnego miejsca i ulubionego jego wysokości zamku; ponieważ gród ten oddalony jest od Beratu tylko dzień, przeto wezyr urządził sobie tu swoję główną kwaterę. Po krótkim pobycie w stolicy, udaliśmy się do tego miasta, ale pomimo pośpiechu i wszelkich dogodności, oraz opieki jednego z sekretarzy wezyra, potrzebowaliśmy z powodu deszczów dziewięciu dni do odbycia podróży, która z powrotem zabrała nam zaledwie dni cztery. Po drodze minęliśmy dwa miasta, Argyrocastro i Libochabo, nie wiele co mniejsze od Janiny. Żaden téż pędzel, ani żadne pióro nie zdoła oddać piękności widoków, jakie nam się przedstawiły w pobliżu Zicy i Delwinachi, wsi, leżącéj na granicy Epiru i właściwéj Albanii.
O Albanii i jéj mieszkańcach nie będę się rozwodził, uczyni to daleko lepiéj mój towarzysz podróży w dziele, które zapewne ukaże się prędzéj, niż moje uwagi, nie chcę więc go uprzedzać. Atoli kilka uwag było niezbędnych dla objaśnienia mego tekstu. W Arnautach, czyli Albańczykach uderzyło mnie głównie to, że są niezwykle podobni do mieszkańców gór szkockich zarówno w stroju, jak i postaci i obyczajach. I góry ich wyglądają tak samo, jak góry Kaledonii, tylko, że tamte łagodniejszy mają klimat. Ich płaszcze chociaż białe, ich chude, ruchliwe postacie, ich narzecze brzmiące z celtycka, a nawet ich wszystkie obyczaje, przypominały mi żywo państwo Morwena. Niéma narodu, któregoby sąsiedzi tak nienawidzili i tak się bali, jak Albańczycy; Grecy nie uważają ich za chrześcijan ani Turcy za muzułmanów; rzeczywiście tworzą oni mieszaninę obu wyznań, a właściwie nie należą ani do tych, ani do tamtych. Obyczaje mają zbójeckie, wszyscy téż są uzbrojeni; Arnauci w szalach czerwonych, Czarnogórcy, Chimaryoci i Gegelowio są zdradliwi; inni nie wiele się od nich różnią, ani pod względem stroju, ani charakteru. Opierając się na dawném doświadczeniu, mogę ich tylko pochwalić. W podróży do Konstantynopola oraz innych okolic Turcyi, towarzyszyło mi dwóch Albańczyków, jeden „niewierny“ i jeden muzułmanin, i rzadko znajdziemy ludzi, którzy by równie byli wierni w niebezpieczeństwie, albo niestrudzeni w usługach. Niewierny zwał się Bazylim, muzułmanin zaś derwiszem Tahirim: pierwszy z nich był w wieku średnim, drugi zaś liczył mniéj więcéj tyle lat, co ja. Bazyli miał od Alego baszy rozkaz usługiwania nam; derwisz zaś był jednym z pięćdziesięciu ludzi, którzy towarzyszyli nam śród lasów Akamanii, do brzegów Achelousa i daléj aż do Messolanghi w Etolii. Tam wynająłem go sobie do posług i nie miałem ani chwili powodu żałowania tego.
Kiedym w r. 1810, po wyjeździć przyjaciela mego, Hobhousa, do Anglii, leżał w Morei chory na febrę, ludzie ci uratowali mi życie w ten sposób, że odstraszali odemnie mego lekarza, grożąc mu śmiercią, jeżelibym w pewnym czasie nie wyzdrowiał.
Temu pocieszającemu zagrożeniu, mającéj nastąpić karze, oraz wzdraganiu się wypełniania przepisów d-ra Romanelli’ego zawdzięczam, że wyzdrowiałem. Ostatniego sługę angielskiego zostawiłem w Atenach; tłómacz mój był tak samo chory jak ja, ale ci biedni Arnauci pielęgnowali mnie z pieczołowitością, która uczyniłaby zaszczyt wszelkiéj cywilizacyi. Mieli oni różne przygody; zwłaszcza muzułmanin, derwisz, który był niezwykle pięknym mężczyzną, popadał w zatargi z żonatemi mieszkańcami Aten, tak, że pewnego razu wpadło do mego klasztoru czterech Turków, skarżąc się, że człowiek ten uprowadził z łaźni kobietę — którą nawiasem powiedziawszy kupił sobie, — co się sprzeciwiało panującym tam obyczajom. Ale i Bazyli uchodził śród swych współwyznawców za człowieka wielce układnego; żywił on dla kościoła wielką cześć, największą natomiast nienawiścią otaczając klechów, którym przy każdéj sposobności przypinał łatki w sposób wielce kacerski. Nie minął on jednak kościoła, aby się nie przeżegnać; przypominam sobie nawet, że wtargnął do kościoła św. Zofii, ponieważ kiedyś modlił się w téj świątyni. Kiedy mu wyrzucano jego niekonsekwentne postępowanie, odpowiadał zawsze: kościół nasz jest świętym, ale nasi księża to złodzieje; żegnał się potém jak zwykle i dokuczał pierwszemu lepszemu klesze, który nie chciał mu iść na rękę, co się okazywało niezbędném, ponieważ ksiądz wywierał pewien wpływ na Kogję Bochi’ego jego wioski. I rzeczywiście niema większych łotrów nad niższe sfery greckiego duchowieństwa.
Przygotowawszy się do powrotu, wezwałem moich Albańczyków, aby sobie zabrali swą płacę. Bazyli wziął pieniądze, patrząc na mnie z pewnym żalem, że zamierzam wyjeżdżać i odszedł sobie z workiem napchanym piastrami. Posłałem po derwisza, którego przez pewien czas nie można było znaleźć; nareszcie się zjawił i to właśnie w chwili, gdy był u mnie signor Logotheti, ojciec dawniejszego konsula angielskiego w Atenach, wraz z kilku innemi zaprzyjaźnionemi ze mną Grekami. Derwisz wziął pieniądze, naraz atoli rzucił je o ziemię, uderzył w dłonie, przyłożył je do czoła i wybiegł, gorzkiemi zalany łzami. Od téj chwili aż do czasu, gdym wsiadał na okręt, nie poprzestał lamentować, a kiedy go chciano pocieszać, miał jednę tylko odpowiedź: „Opuszcza mnie.“ Signor Logotheti, który dawniéj nigdy nie płakał z powodu utraty rzeczy, mniejszą mającéj wartość od jednego para (około ćwierć penny), zalewał się łzami; opat klasztoru, moja służba i moi znajomi byli wzruszeni; zdaje mi się téż, że nawet Sternego „głupia, nieokrzesana kucharka“ rzuciłaby „kocioł z rybami,“ ażeby dzielić tę szczerą, niespodziewaną boleść barbarzyńcy.
Co do mnie samego, to ile razy przypomnę sobie, jak w Anglii pewien wielce zacny i w blizkich stosunkach przyjaźni pozostający ze mną człowiek uniewinniał się, że nie może się ze mną pożegnać, ponieważ jakąś krewną odprowadzić musi do modniarki; niniejszy wypadek był mi niespodzianką, gdy tymczasem wspomnienie przeszłości, przygnębiające wywiera wrażenie. Że derwisz opuści mnie z pewnym żalem, można się było tego spodziewać; jeżeli pan i jego sługa niejedne góry i niejeden kraj przebyli razem, to rozłąka zawsze przykrość sprawia, atoli ten wybuch uczucia, tak sprzecznego z jego wrodzoną dzikością, wyrobił we mnie lepsze o ludzkiém sercu mniemanie. Zdaje mi się, że taka, feudalna niemal, wierność śród tych ludzi często się zdarza. Pewnego dnia, podczas wycieczki na Parnas, potrącił go jeden z moich sług angielskich, posprzeczawszy się z nim o pakunki; uważając to niesłusznie za uderzenie, nic na to nie odpowiedział, tylko usiadł i twarz ukrył w dłonie. Przewidując skutki, usiłowaliśmy go przekonać, że nie ma powodu być dotkniętym, na to otrzymaliśmy od niego taką odpowiedź: „Byłem zbójcą, a teraz jestem żołnierzem; atoli żaden z dowódców nigdy mnie nie bił; jesteś moim panem i jadłem twój chleb, ale klnę się na ten chleb (zwykły sposób zarzekania się), że gdyby było nie tak, lecz inaczéj, byłbym tego psa służalca ubił i poszedł sobie w góry.“ Na tém skończyła się sprawa; on jednak nigdy nie mógł zapomnieć nieostrożnemu służącemu, że go obraził. Derwisz znakomicie wykonywał narodowy swój taniec, który uważają za zabytek starożytnego tańca pirryjskiego: w każdym razie taniec ten jest prawdziwie męski i niezwykłéj wymaga zręczności. Różni się on wielce od głupiéj romaiki, ociężałego, okrągłego tańca Greków, którego próbę niejednę widzieliśmy w Atenach.
Ogółem wziąwszy, Albańczycy (nie mówię tutaj o mieszkańcach dolin, którzy tak samo się nazywają, lecz o synach gór) piękne mają twarze: nie widziałem téż piękniejszych kobiet zarówno w postawie jak i w rysach nad te, które-m spotkał naprawiające zniszczoną przez potoki górskie drogę pomiędzy Delvinachi a Libochabo.
Sposób chodu Albańczyków jest nieco teatralny: te ich sztywne posuwanie się jest zapewne z powodu kapoty czyli płaszcza, zwieszającego się z jednego ramienia. Długie ich włosy przypominają Spartańczyków, a ich odwaga w nieustannych wojnach nie podlega wątpliwości. Gegelowie posiadają wprawdzie jakąś kawaleryę, nie widziałem jednak żadnego Arnautczyka, któryby był dobrym jeźdźcem; moi towarzysze chętnie siadywali na siodłach angielskich, nie umieli jednak z niemi dawać sobie rady. Natomiast idąc pieszo, nigdy nie czują zmęczenia.
„Do wtóru pieśni pół nutą, a na poły krzykiem“
Jako próbki języka illiryjskiego w narzeczu albańskiém czyli arnauckiém, dołączam tutaj dwie najpopularniejsze pieśni chóralne, śpiewane bez różnicy, zarówno przez mężczyzn jak i kobiety — i to zwykle do tańca. Pierwsze słowa są przeważnie pewnym rodzajem chóru bez treści, jakie i w naszym oraz w innych spotkać można językach.
1. | Bo, bo, bo, bo, bo, bo. | Hej! hej! | |
Naciarura, popuso. | Idę, idę, bądź cicho; | ||
2. | Naciarura na civin, | Idę, lecę! | |
Ha peu derini ti hin. | Otwórz drzwi, abym mógł wejść. | ||
3. | Ha pe uderi escrotini, | Otwórz drzwi do połowy, | |
Ti vin ti mar serventini. | Abym mógł sobie pójść po turban. | ||
4. | Caliriote[89] me surme | Kaliryotko, ty z czarnemi oczyma, | |
Ea ha pe pse dua tive. | Otwórz bramę, abym mógł wejść! | ||
5. | Buo, bo, bo, bo, bo. | Hej! hej! | |
Pi egem spirta esimiro. | Słyszę cię, moja duszo! | ||
6. | Caliriote vu le funde, | Arnaucka dziewczyna, | |
Ede vete tunde tunde, | Z wdzięczną kroczy dumą w kosztowny płaszcz odziana. | ||
7. | Caliriote me surme, | Kaliryotko, ty z czarnemi oczyma | |
Ti mi put e poi mi le. | Pocałuj mnie. | ||
8. | Se ti puta citi mora, | Jeśli cię pocałuję, na cóż ci się to przyda. | |
Si mi ri ni voti udo gia. | Moję duszę ogień pożera. | ||
9. | Va le ni il che cadale. | Tańcz lżéj. | |
Celo more, more celo. | Jeszcze dogodniéj, dogodniéj. | ||
10. | Plu hari ti tirete, | Nie wszczynaj tyle kurzu, | |
Plu hurou cai praseti. | Abyś sobie nie zniszczyła wyszywanych spodni. |
Ostatnia stanca wprawić może komentatora w zakłopotanie: mężczyźni mają wprawdzie pięknie wyszywane spodnie, dziewczęta natomiast (ku którym słowa powyższe są zwrócone) nie mają nad małemi żółtemi buciczkami lub trzewiczkami nic więcéj, tylko pięknie utoczone i nieraz przedziwnie białe nóżki. Arnautki piękniejsze są od Greczynek i strój ich daleko więcéj malowniczy. Zachowują one téż dłużéj swą piękność, ponieważ obracają się ciągle na wolném powietrzu. Zauważyć należy, że mowa Arnautów nie jest językiem literackim; słowa powyższe oraz następujących pieśni spisane zostały za dźwiękiem. Spisał je człowiek mówiący tém narzeczem i dokładnie je rozumiejący, Ateńczyk z rodu.
1. | Udi sefda tinde ulavossa, | Zraniony jestem twoją miłością | |
Vettimi upri vi lovsa. | I kochałem jedynie dlatego, aby się strawić tym ogniem. | ||
2. | Ah vaisisso mi privo lofse, | Tyś mnie strawiła ogniem, | |
Si mi rini mi la rosse. | W serce ugodziłaś mnie, dziewczyno. | ||
3. | Uti tasa roba stua, | Powiedziałem, że nie chcę żadnego | |
Sitti eve tulati dua. | Posagu prócz twych oczu i rzęs. | ||
4. | Roba stinori ssidua. | Przeklętego posagu nie | |
Qu mi sini vetti dua. | potrzebuję a tylko ciebie jedynie. | ||
5. | Qurmini dua civilem, | Daj mi swe wdzięki, a | |
Roba ti siarmi tildieni. | posag rzuć w płomienie. | ||
6. | Utara pisa vaisisso mi simi, rin ti hapti, | Kochałem cię, dziewczyno, w szczerości duszy, | |
Eti mi bire a piste si gui dendroi tiltati. | a ty mnie zmieniłaś w drzewo powiędłe. | ||
7. | Udi vura udorini udiri cicova cilti mora, | Położywszy rękę swą na piersi twojéj, cóż przez to uzyskałem? | |
Udorini talti hollua u ede caimoni mora. | Odjąłem rękę, zostały w niéj płomienie. |
Zdaje mi się, że dwa ostatnie wiersze innéj są miary i do innéj należą ballady. Podobna myśl, jak zawarta w ostatnich wierszach, była wyrażoną już przez Sokratesa; gdy bowiem pewnego razu dotknął się filozof ręką jednego z swych υποκολπιοι, Krytobulosa czy Kleobulosa, uczuł on podobno kłujący, a sięgający aż po ramię ból, który trwał przez kilka dni; od tego czasu postanowił mędrzec, nauczając swych uczni, nie dotykać się ich wcale.
Grecjo! zabytku przebrzmiałego świata!
Żywa, choc zmarła, wielka, choć ugięta;
Zanim kilka słów wypowiem o mieście, o którém każdy, czy to podróżnik, czy téż inny, uważa za niezbędne coś powiedziéć, chciałbym prosić p. Owenson, ażeby na przyszłość, jeżeli wybierze sobie jaką mieszkankę Aten za bohaterkę, czterotomowéj powieści, wydał ją za mąż za nieco przyzwoitszego człowieka, niż za Disdara-Agę; pominąwszy już bowiem to, że nie jest to żaden Aga, należy on do najgorszego gatunku służalców, jest największym protektorem (z wyjątkiem lorda Elgina) wszelkiego w Atenach złodziejstwa, najniegodniejszym mieszkańcem Akropolu, zmuszonym za 150 piastrów (8 funtów sterl.) rocznéj pensji opłacać załogę, najnieregularniejsze w nieuregulowaném państwie ottomańskiém żołdactwo.
Mówię to spokojnie, choć z mojéj właśnie przyczyny małżonek „Idy z Aten“ mało co nie dostał kijów; ponieważ wzmiankowany „Disdar“ jest małżonkiem wielce niespokojnym, bijącym swą żonę, dlatego prosiłbym jaknajuprzejmiéj p. Avenson, aby raczyła doprowadzić do skutku rozwód „Idy“. Powiedziawszy to w sprawie, obchodzącéj wielce czytelników powieści, porzucę Idę, aby powiedzieć cośkolwiek o jéj mieście rodzinném.
Gdybyśmy nawet pozostawili na uboczu czar nazwiska, oraz wszystkie assocyacye idej, które powtarzać byłoby zarówno zbyteczném jak pedantyczném, to samo już położenie Aten uczyniłoby z nich wybrane miejsce dla tych, którzy na sztukę i naturę patrzéć umieją. Klimat, mnie przynajmniéj, wydał się nieustanną wiosną; podczas ośmiu miesięcy nie schodziłem z konia, deszcz pada tutaj nader rzadko; śniegu w dolinach nigdy nie widać, a dzień pochmurny jest tutaj miłą niespodzianką. W Hiszpanii, Portugalii, ani żadnéj z okolic wschodu, które zwiedziłem, z wyjątkiem Attyki i Jonii, nie spotkałem przyjemniejszego klimatu nad klimat naszego kraju; w Konstantynopolu zaś, gdzie przepędziłem maj, czerwiec i część lipca, można pięć dni na jeden „przeklinać klimat i dostać splinu.“
Powietrze w Morei ciężkie i niezdrowe; w chwili jednak, gdyśmy przekroczyli cieśninę w kierunku Megary, czuć nadzwyczajną zmianę. Zresztą obawiam się, aby Hezyoda opis zimy beockiéj nie był prawdziwy. W Liwadyi spotykaliśmy „silny umysł, u wolnodumcę w osobie pewnego biskupa greckiego. Czcigodny ten hipokryta wyszydzał z wielką nieustraszonością swą własną religię (atoli nie w obecności swych owieczek), mszę nazywając „coglionerią.“ Nie można było lepszego o nim dzięki temu nabrać przekonania; dla Beotów był on jednak mimo całéj niesmaczności, człowiekiem niezwykłego ducha. Zjawisko to było — z wyjątkiem Teb, resztek Cheronei, płaszczyzny platejskiéj, Orchomenu, Liwadyi i sławnéj groty Trofoniusa — jedyną uwagi godną rzeczą, którąśmy widzieli, przebywszy górę Cyteronu.
Źródło Dyrki obraca dzisiaj koło młyńskie; przynajmniéj mój towarzysz, (który chcąc zachować czystość i być klasycznym, wykąpał się w tym zdroju) twierdził, że to jest źródło Dyrki; niech mu kto chce zaprzeczy, jeśli uważa, że rzecz tego warta. W Kastri piliśmy wodę z jakiego pół tuzina strumyków — a nie wszystkie bardzo były czyste — zanim-eśmy się dowiedzieli z zadowoleniem, że jestto właśnie źródło Kastalskie; woda z niego miała zresztą nieprzyjemny, ostry smak, zapewne z powodu śniegu; nie wprawiła nas jednak w gorączkę epiczną, jak niegdyś d-ra Chandlera. Z twierdzy Fyle, z któréj pozostały dotychczas zwaliska, ujrzeliśmy naraz przed sobą płaszczyznę ateńską, Pentelik, Hymet, morze egejskie i Akropolis. Mojém zdaniem, wspanialszy to był widok, niż na Cyntrę i Stambuł. Tylko widok z Troady na Idę, Helespont i na daléj oddaloną górę Athos, może współzawodniczyć z tamtym, przewyższając go co do rozległości.
Słyszałem dużo o piękności Arkadyi, atoli z wyjątkiem widoku z klasztoru Megaspeliońskiego (który to widok zresztą nie jest tak rozległy jak widok z Zicy), oraz zejście z gór na drogę, prowadzącą z Trypolis do Argos, Arkadya nie posiada, prócz nazwiska, nic, coby ją zalecało.
Wirgil mógł te słowa włożyć tylko w usta mieszkańca Argos, ale (powiedziawszy to z wszelkiém uszanowaniem) nie zasługuje ono na takie określenie. A jeżeli Polynices Statiusa „in mediis audit litora campis“ słyszał naprawdę szum dwóch wybrzeży, przepływając cieśninę Koryncką, to miał on lepsze uszy, aniżeli od tego czasu ktokolwiek inny z podróżników. „Ateny“ — powiada pewien słynny topograf — „są do dziś dnia najoświeceńszém miastem Grecyi.“ Być może Grecyi, ale nie Greków; Joanina bowiem w Epirze przewyższa je pod każdym względem — co do dobrobytu, oświaty, nauki oraz narzecza mieszkańców. Ateńczycy znani są z przebiegłości, a niższe klasy charakteryzuje znakomicie przysłowie, stawiające ich pomiędzy „Żydami Saloniki a Turkami Negropontu“. Śród przeróżnych cudzoziemców, zamieszkujących Ateny, Francuzów, Włochów, Niemców, Raguzańczyków etc, nie było nigdy różnicy zdania co do charakteru Greków, jakkolwiek o inne sprawy spierają się oni z wielką gwałtownością.
P. Fauvel, konsul francuski, który przez trzydzieści lat przebywał głównie w Atenach, a któremu nikt ze znających go, nie może odmówić talentu, jako artyście, oraz dobrych manier, jako dżentelmanowi, oświadczał nieraz w mojéj obecności, że Grecy nie są godni być wolnemi; uzasadniając to ich „narodowém i indywidualném zepsuciem, zapomniał on, że to zepsucie należy właśnie do przyczyn, mogących być usuniętemi jedynie za pomocą środka, przeciwko któremu tak występował.
P. Roquo, kupiec francuski, który od dawnych już lat osiadł w Atenach, zapewnia z pocieszném namaszczeniem: „Mój panie, to te same kanalie, jakie były za czasów Temistoklesa!“ — wielce niepokojąca uwaga dla „laudator temporis acti“. Starożytni wygnali Temistoklesa, nowożytni zaś lżą pana Roque: tak to zawsze wielkim ludziom bywa.
Krótko mówiąc, wszyscy Frankowie, którzy tutaj osiedli, oraz przeważna część przejeżdżających Anglików, Niemców, Duńczyków etc.; przyszli do swego sądu mniéj więcéj z tych samych powodów, z jakich Turczyn w Anglii potępiłby hurtem cały naród, dlatego, że okradł go własny jego lokaj albo oszukała praczka.
Jest to z pewnością nieco dziwném, że panowie Fauvel i Lusieri, dwaj najwięksi demagogowie dzisiejszéj doby, dzieląc pomiędzy sobą potęgę Peryklesa z popularnością Kleona i sprawiający biednemu namiestnikowi najrozmaitsze nieprzyjemności, godzą się z sobą w najbezwzględniejszém potępieniu Greków wogóle „nulla vitute redemptum“, w szczególności zaś Ateńczyków.
Co do mojego skromnego sądu, to nie chcę się z nim wysuwać, wiedząc, że obecnie istnieje w manuskrypcie jakie pięć opisów podróży, olbrzymich i groźny pod względem objętości przedstawiających widok, upiększonych wszelkiemi ozdobami typograficznemi, skreślonych przez mężów, pełnych dowcipu i szacunku godnych, twórców niejednéj przyzwoitéj, a kwiecistéj książki: jeżeli jednak, bez niczyjéj obrazy mówić mogę, to wydaje mi się za surowém takie stanowcze z ust prawie wszystkich wychodzące twierdzenie, jakoby Grecy, dlatego, że są źli, nie mogli być nigdy lepszemi.
Eton i Sonnini wprowadzili nas w błąd przesadą swoich przechwał i projektów, z drugiéj znowu strony przedstawili Greków De Pauw i Thornton gorszemi, aniżeli na to zasługują.
Grecy nie będą nigdy niepodległemi, nie będą nigdy panami świata, jak ongi, i nie daj Boże, aby do tego przyszło, mogą oni jednak zostać poddanemi, nie będąc niewolnikami.
Nasze kolonie nie są również niepodległemi, mają atoli swobodę i przemysł, tak powinno być i z Grecyą. Obecnie jednak znoszą oni tak samo, jak katolicy w Irlandyi a żydzi na całym świecie, oraz wszelkie inne uciemiężane i inowiercze narody, wszelkie zło moralne i fizyczne, jakie tylko ludzkość dotknąć może. Życie ich jest walką przeciw prawdzie; są oni występnemi, bronią własnéj skóry. Do jakiéjkolwiek względności tak za mało przywykli, że jeżeli kiedykolwiek z nią się spotkają, to wydaje się im podejrzaną — tak jak pies często bity, który chce nas ugryźć w palce, choć zwracamy się ku niemu, aby go pogłaskać, „jak wiadomo, są to, niewdzięcznicy!“ — oto, jak na nich powszechnie krzyczą.
Dziś — klnę się na Nemezys — za cóż mają być wdzięczni? — Gdzie jest to ludzkie stworzenie, które Grekowi lub Grekom jakiekolwiek wyświadczyło dobrodziejstwo? Mająż być wdzięczni Turkom za ich kajdany, a Frankom za złamane przyrzeczenie i zdradliwe rady? Mająż być wdzięczni artystom za kopiowanie ich ruin, a starożytnikom za uwożenie ich zabytków? Podróżnikom za to, że bici bywają przez ich janczarów, albo pismakom, że ich w pismach obrzucają błotem? Otóż i wszystko, za co cudzoziemcom mogliby być wdzięczni.
Do zabytków polityki barbarzyńskiéj wieków dawniejszych należy także niewolnictwo, do dzisiaj w niektórych istniejące krajach; mieszkańcy ich, jakkolwiek różnią się pod względem religii i zwyczajów, mają to ze sobą wspólnego, że wszyscy poddają się jarzmu.
Anglicy ulitowali się nareszcie nad swemi murzynami, a być może, gdy nastaną rządy mniéj bigoteryjne, oswobodzą ostatecznie i katolickich swych braci; Greków uwolnić może tylko interwencya cudzoziemców, w przeciwnym razie mają tak mało widoków zrównania się z Turkami, jak żydzi z ludźmi wogóle.
O starożytnych Grekach wiemy daleko więcéj, niż potrzeba; przynajmniéj młodzież europejska poświęca dużo czasu studyowaniu pisarzy i historyi Greków; byłoby może lepiéj, gdyby się więcéj zajmowała własnemi. Co do Greków nowożytnych, to może ich bardziéj zaniedbujemy, aniżeli na to zasługują; podczas gdy każdy, kto tylko rości sobie prawo do uchodzenia za człowieka wiedzy, trawi swą młodość, a nieraz i wiek dojrzalszy na studyowaniu języka oraz wolnościowych wykrzykników demagogów ateńskich, pozostawia się rzeczywistych lub domniemanych potomków tych nieugiętych republikanów pod ciągłą tyranią ich panów dzisiejszych, jakkolwiek zerwanie ich łańcuchów niewielkiego wymagałoby wysiłku.
Śmieszném byłoby twierdzić, że Grecy, jak sami to mówią, podniosą się kiedykolwiek do swéj dawnéj wielkości; gdyby bowiem Grecya uzyskała znowu wszechwładztwo, wówczas reszta świata musiałaby znowu popaść w barbarzyństwo, natomiast zdaje się, że bez wielkiéj trudności, gdyby tylko Frankowie pozbyli się apatyi, mogliby Grecy stanowić pożyteczną prowincyę, a nawet, przy dostatecznéj gwarancyi, państwo samodzielne; — mówię to naturalnie, nie będąc wiele w téj mierze kompetentnym, ludzie bowiem, dobrze znający stosunki, powątpiewają, azali to się da przeprowadzić.
Grecy nie utracili nadziei, jakkolwiek zdania ich co do przypuszczalnych oswobodzicieli są podzielone. Ze względu na religię zalecają się Rosyanie; atoli państwo to dwa razy zawiodło ich nadzieje i opuściło ich, a straszliwéj nauki, jaką otrzymali po usunięciu się Rosyan z Morei, dotychczas nie zapomnieli. Francuzi im się nie podobają; pomimo to jednak ujarzmienie reszty Europy przez tych ostatnich, doprowadziłoby do wyswobodzenia lądu greckiego. Mieszkańcy wysp spodziewają się pomocy od Anglików, którzy w ostatnich czasach zawładnęli rzecząpospolitą jońską, z wyjątkiem Korfu. Atoli ktokolwiek zjawi się u nich z bronią w ręku, mile będzie przyjęty; jeżeli zaś dzień ten nadejdzie, niechaj niebiosa łaskawe będą na Otomanów, bo od giaurów nie będą się mogli żadnéj spodziewać litości.
Ale zamiast rozwodzić się nad tém, czém (Grecy) byli, i zastanawiać się, czémby być mogli, zobaczmy lepiéj, czém są.
Pod tym względem niemożliwém jest pogodzić różnice zdań; jedni przeważnie kupcy, potępiają Greków ostatniemi słowy: drudzy, i to głównie podróżnicy, gubią się w pochwałach i ogłaszają wielce ciekawe uwagi, zaczerpnięte z ich minionego życia, a mające tyle wspólnego z dzisiejszym ich bytem, co Inkasowie z przyszłością Peru.
Pewien gienialny człowiek nazwał ich „naturalnemi sprzymierzeńcami Anglików“; inny, nie mniéj gienialny, nie chce ich miéć sprzymierzeńcami nikogo, zaprzeczając nawet, jakoby pochodzili od starożytnych Hellenów; trzeci, jeszcze gienialniejszy, niż tamci, tworzą państwo greckie na podstawie rosyjskiéj; urzeczywistniając (na papierze) wszystkie pomysły Katarzyny II. Co się tyczy ich pochodzenia, to obojętném jest, czy Majnoci wywodzą się w prostéj linii od Lakończyków, lub nie, albo czy obecni Ateńczycy są tutaj tak samo tubylcami, jak pszczoły na Hymecie, z któremi się oni niegdyś sami porównywali. Troszczy-ż się Anglik o to, od kogo pochodzi — czy od Duńczyków, Saksonów, Normanów, czy téż z krwi trojańskiéj? I któż, z wyjątkiem Wallijczyków, ubiega się o to, aby wywodzić się od Karaktaka?
Biedni Grecy nie są do tego stopnia wyposażeni w skarby tego świata, ażeby ich uroszczenia względem starożytności miały zawiść wzbudzać; Thornton postąpił sobie więc zbyt srogo, odsądzając ich od tego, co im czas pozostawił: od drzewa rodowego, którego się tém silniéj trzymają z téj właśnie przyczyny, że mogą je swą jedyną nazwać własnością. Warto byłoby wydać razem i potém porównać ze sobą dzieła Thorntona i de Pauwa, Etona i Sonniniego; paradoksy po jednéj i przesądy po drugiéj stronie. Thorntonowi zdaje się, że może rościć sobie prawo do zaufania publiczności z tego jodynie względu, że mieszkał czternaście lat w Perze; być może zapoznał się z Turkami, ale pobyt ten nie dał mu takiéj sposobności rozpatrzenia się w rzeczywistym stanie Grecyi dzisiejszéj i jéj mieszkańców, jakiéj nie daje kilkunastoletni pobyt w Wapping chcącym zapoznać się ze stosunkami zachodniéj Szkocyi.
Grecy Konstantynopola żyją w Fanalu, i jeżeli p. Thornton nie częściéj przekraczał Złoty Róg, aniżeli to jego koledzy kupcy czynić zwykli, to nie bardzo mógłbym na jego informacyach polegać. Słyszałem nieraz, jak ci panowie chełpili się z tego, że ogółem nie wielkie mają z stolicą stosunki, jak z pewnym zapewniali tryumfem, że w niejednym roku bywają zaledwie po cztery razy w Konstantynopolu.
Co się tyczy podróży Thorntona na statkach greckich po Czarném morzu, to dały mu one o Grecyi takie samo wyobrażenie, jak przejażdżka okrętem szkockim dać może o domu Johnny Grota. Jakimże więc sposobem może on sobie przywłaszczać prawo potępiania całego narodu, który zna tak mało? Jest to raczéj dziwném, że Thornton, który tak napada na Pouqueville’a, ile razy tenże wspomina o Turkach, powołuje się na niego, jako na powagę w sprawach greckich, nazywając go badaczem bezstronnym. Otóż dr. Pouqueville tak samo nie może sobie rościć prawa do téj nazwy, jak Thornton nie może mu jéj nadawać.
Stwierdzoném jest, że my niestety nie mamy prawdziwych o Grekach wiadomości, wszczególności zaś o ich piśmiennictwie; nie można téż przypuścić, abyśmy się z niemi lepiéj zapoznali, zanim stosunki nasze z niemi nie będą ściślejszemi, albo zanim nie zostanie obwołaną ich niepodległość. Na sprawozdaniach podróżników tak samo nie można polegać, jak na napaściach obraźliwych handlarzy. Zanim jednak pewniejszych nabędziemy wiadomości, trzeba nam się zadowolić i temi drobnostkami, które z tych i tym podobnych otrzymujemy źródeł[90].
Jakkolwiek źródła te są niedostateczne, to przecież lepszemi są, aniżeli paradoksy ludzi, którzy starożytnych czytali tylko powierzchownie, a z nowożytnych niczego nie wiedzieli, jak np. de Pauw, który stwierdzał, że Newmarket niszczy brytyjską hodowlę koni, albo że Spartańczycy byli w polu tchórzami, zdradza taką samą znajomość koni angielskich, jak i spartańskich rycerzy. Swe „badania filozoficzne“ mógł on był daleko prędzéj zatytułować „badaniami fikcyjnemi“. Nie można się było spodziewać, ażeby człowiek, który z góry potępił najsławniejsze urządzenia starożytnych, mógł posiadać jakieś względy dla Greków dzisiejszych, jest to prawdziwém szczęściem, że bezrozumne jego hipotezy, dotyczące starożytnych, odbierają wiarę w jego sąd o ich potomkach.
Wierzmy, że wbrew proroctwom De Pauwa i wątpliwościom Thorntona, uprawnione są nadzieje, że będzie można oswobodzić naród, który za błędy swoje w religii i polityce dostatecznie był cztero i pół wiekową niewolą ukarany.
„Z temi uczonemi Tebańczykami trza pomówić słówko“. W jakiś czas po powrocie moim do Konstantynopola, wręczył mi pewien kapitan fregaty angielskiéj, stojącéj pod Salaminą 13-y numer „Przeglądu edymburskiego“, podarek w takiéj dali, z pewnością miły i który przyjąć można. Numer ten zawiera w artykule trzecim rozbiór francuskiego przekładu Strabona oraz kilka uwag o dzisiejszych Grekach i ich piśmiennictwie, a zarazem krótką wiadomość o Coray’u, który w francuskim tym przekładzie brał udział. Otóż uwagi te dają mi powód do wypowiedzenia kilku słów od siebie; miejsce, w którém to piszę, będzie, mam tę nadzieję, dostateczném dla mnie uniewinnieniem, że słowa moje umieszczam w tém dziele, jako z przedmiotem związek mające. Coray, najsławniejszy z żyjących Greków, przynajmniéj pomiędzy Frankami, urodził się na Scio (w „Przeglądzie“ wymieniono Smyrnę, mam atoli wszelki powód do twierdzenia, że jest to mylnem) i oprócz przekładów Beccaryi oraz innych dzieł, o których wspomina „Przegląd“, ogłosił słownik romaicko-francuski, jeżeli wierzyć można zapewnieniom pewnego podróżnika duńskiego, który niedawno wrócił z Paryża; ostatni słownik francusko-grecki, któryśmy tutaj widzieli, wyszedł z pod pióra Grzegorza Zolikogloou[91].
Coray wplątany został niedawno w nieprzyjemny zatarg z p. Gail[92], paryżaninem, komentatorem i wydawcą kilku przekładów poetów greckich, a to z téj przyczyny, że Akademia przyznała mu nagrodę za przekład Hippokratesa Περι υδατων etc. ze szkodą wspomnianego Gaila, a tém samém ku niezadowoleniu jego. Tego rodzaju patryotycznym i literackim usiłowaniom winniśmy wszelki szacunek; ale część tego szacunku należy się niezaprzeczenie dwom braciom Zosimado (kupcom, zamieszkałym w Liworno), którzy wysłali go do Paryża, utrzymując go tam w tym wymownym celu, aby objaśniał starożytnych, a do pisarzy nowożytnych dodawał badania swych ziomków. Pomimo to stawiają ponad Coraya ziomkowie jego kilku innych pisarzy z ostatnich dwóch wieków, zwłaszcza zaś Dorotheosa z Mityleny, którego pisma Hellenistyczne cenią Grecy tak wysoko, że Melecyusz nazywa go „Μετα τον θουκυδίδηιν καί Ξενοφωντα αριστος ‘Ελληνων“ (Dzieje kościoła t. IV, str. 224).
Panagiota Kodrikas, tłómacz Fontenelle’a, i Karamases, który na język francuski przełożył „Wszechświat“ Ocella Lukana, Chistodoulos, a szczególnie Psalida, z którym obcowałem podczas pobytu mego w Joanninie, zażywają śród pisarzy greckich równie wielkiego miru. Ostatni wydał w języku romaickim i łacińskim dzieło p. t. „O prawdziwém szczęściu“, poświęcone Katarzynie II. Polyzois natomiast, wymieniony w Przeglądzie jako jedyny, obok Coraya, z nowożytnych pisarzy, odznaczający się dokładną znajomością języka helleńskiego, był — jeżeli to jest ów Polyzois Lampaniziotes z Yawny, który wydał kilka dzieł w języku romaickim — niczém więcéj jak tylko wędrownym księgarzem; z treścią tych dzieł ma on chyba tyle wspólnego, że nazwisko jego figuruje na karcie tytułowéj, umieszczone dlatego, aby mu zawarować własność; jest to zresztą człowiek, nie posiadający żadnych warunków uczoności. Ponieważ jednak z nazwiskiem tém spotkać się można bardzo często, dlatego nie jest wykluczoném, czy to nie jaki inny Polyzois wydał Listy Aristaeneta, należy żałować, że system kontynentalnéj blokady zamknął te kilka kanałów, któremi Grecy otrzymywali książki, zwłaszcza zaś porty wenecki i tryesteński. Z powodu tego stały się i elementarze zbyt drogie dla ludzi klas uboższych. Z dzieł oryginalnych spotkać tutaj można „Jeografię“ Melecyusza, arcybiskupa ateńskiego, oraz wielką ilość rozpraw teologicznych i pamfletów poetycznych; bardzo liczne i znakomite są także ich gramatyki i słowniki w dwóch, trzech i czterech językach. Ich poezya jest rymowaną. Najoryginalniejszém ze wszystkiego, com widział niedawno, jest satyryczny dyalog pomiędzy podróżnikami rosyjskim, angielskim i francuskim a wojewodą Wołoszy (którego tu nazywają „Czarnym bejem“), daléj pomiędzy arcybiskupem, kupcem i Kodżja-Bachim (prymasem); wszystkim tym przypisuje autor obecne zwyrodnienie narodu pod Turkiem.
Pieśni są tu niekiedy bardzo piękne i patetyczne; tylko ich melodye nie zawsze bywają przyjemnie dla ucha Franka; najlepszą z nich jest sławna pieśń nieszczęśliwego Rigi: „Δευτε παιδες των ‘Ελληνων“. W spisie jakich sześćdziesięciu autorów, leżącym przedemną, znalazłem zaledwie 15 książek, traktujących o czém inném, niż o teologii.
Pewien Grek z Aten, nazwiskiem Marmarotouri, polecił mi postarać się o to, aby, jeżeli można, wydano w Londynie romaicki jego przekład Barthélemy’ego Anacharsysa, ponieważ nie ma innéj sposobności wydania, chyba, że rękopism wysłałby Czarném morzem i Dunajem do Wiednia.
„Przegląd“ wspomina o szkole, która istniała w Hecatones; a którą zniesiono wskutek nalegań Sebastianiego; autor ma zapewne w myśli Cidonies, po turecku Haivali, miasto na lądzie, w którém zakład ten ze stu uczniami i trzema profesorami dotychczas istnieje. Instytucya ta była rzeczywiście z początku celem napaści ze strony Turków, którzy występowali przeciw niéj pod tym śmiesznym pozorem, że Grecy zamiast szkoły pobudowali twierdzę; atoli po dokonaniu śledztwa i po zapłaceniu dywanowi pewnych sum pozwolono na dalsze jéj istnienie. Pierwszy profesor, nazwiskiem Ueniamin (t. j. Benjamin), ma być człowiekiem talentu, ale wolnomyślnym. Urodzony na Lesbos, uczył się we Włoszech i jest mistrzem w języku helleńskim, łacińskim i w wielu innych językach Franków; zresztą jest połowicznie obeznany i z innemi gałęziami wiedzy.
Jakkolwiek nie mam zamiaru zajmować się tym przedmiotem szerzéj, aniżeli tego wymaga wchodzący w grę artykuł, to muszę przecież zauważyć, że narzekania autora na upadek Greków wydają mi się szczególniejszemi, zwłaszcza, że artykuł kończy się następującemi słowy: „Zmianę tę należy raczéj przypisać ich nieszczęściu, aniżeli fizycznemu zwyrodnieniu“. Może być prawdą, że Grecy nie wyrodzili się pod względem fizycznym, i że Konstantynopol w dniu, w którym innego otrzymał pana, posiadał tę samę ilość ludzi, mierzących sześć stóp i więcéj, jak i dawniéj, w chwilach szczęścia i rozkwitu; atoli zarówno dzieje starożytne, jak i politycy dzisiejsi uczą nas, że, aby utrzymać państwo w sile i niepodległości, potrzeba czegoś więcéj, aniżeli doskonałości fizycznéj; szczególnie Grecy smutnym są przykładem ścisłego związku, zachodzącego pomiędzy zwyrodnieniem moralném a upadkiem narodu.
Artykuł „Przeglądu“ wspomina o planie, pochodzącym, jak się zdaje, od Potemkina, a mającym na celu oczyszczenie języka romaickiego; co do mnie, to starałem się daremnie znaleść jakiekolwiek tego ślady. W St. Petersburgu istniała Akademia dla Greków, została jednak zniesioną przez Pawła, a przez jego następcę nie wskrzeszoną. Może to tylko być i jest tylko lapsus calami, jeżeli na str. 58, numer 31 „Przeglądu Edymburskiego“ następujące spotykamy słowa: „Powiadają, że gdy stolica Wschodu dostała się w ręce Solimana“ — Można przypuścić, że słowo to zmienione będzie w następném wydaniu na Mahometa II[93]. „Damy Konstantynopola“ mówiły w owym czasie jak się zdaje, narzeczem, „które wargom mieszkanki Aten nie byłoby niewłaściwe“. Nie wiem, jak tam być mogło, muszę jednak zauważyć, że damy wogólności, a szczególnie Atenki mocno się od tego czasu zmieniły; dalekie są one od wybredności w narzeczu i sposobie wyrażania się, przeto cała rasa attycka weszła z powodu swego barbarzyństwa w przysłowie:
Τι γαιδαρους τρεφεις τωρα“.
U Gibbona t. X. str. 161 znajdujemy następujące zdanie: „narzecze powszechnie panujące w mieście, było nieokrzesane i barbarzyńskie, natomiast język, używany przez dwór i kościół, usiłował być naśladownictwem czystości mowy attyckiej“. Zresztą, niech sobie twierdzą, co chcą, nie można przypuścić, ażeby panie Konstantynopola mówiły za czasów swego ostatniego cesarza językiem czystszym od tego, jakim w trzy wieki przedtem pisała Anna Comnena: a przecież styl téj królewskiéj pani nie może być uważany za wzór najlepszy, jakkolwiek księżniczka γλωτταν ειχε ΑΚΡΙΒΩΣ αττικιζουσαν.
W Fanalu i Janinie najlepszą mówią greczyzną; w ostatniém mieście kwitnąca istnieje szkoła, którą kieruje Psalida.
Obecnie bawi w Atenach wychowaniec Psalidy, podróżujący w celach naukowych po Grecyi; jest to człowiek inteligentny i wykształceńszy od większéj części uczniów naszych kolegiów. Wspominam o tém dlatego, aby pokazać, że duch wiedzy śród Greków wcale nie zasnął.
„Przegląd“ wskazuje p. Wright’a, autora pięknego poematu „Horae jonicae“, jako człowieka, największe posiadającego kwalifikacye, aby udzielić nam szczegółów o tych nominalnych romansach, oraz o zwyrodnieniu Greków, a równocześnie i o ich języku; atoli p. Wright, jakkolwiek dobry poeta i człowiek zdolny, pomylił się, twierdząc, że albańskie narzecze języka romaickiego zbliża się najbardziéj do mowy dawnych Hellenów; Albańczycy bowiem używają, jak powszechnie wiadomo, tak zepsutego języka, jak Szkoci w Aberdeenshire lub téż Włosi w Neapolu. Janina, gdzie obok Fanalu, greczyzna jest najczystszą, leży, jakkolwiek jest stolicą państwa Ali-Baszy, nie w Albanii, lecz w Epirze; pomiędzy Delwinachi w Albanii właściwéj a Argyrocastro i Tepalinem (daléj nie dotarłem) mówią gorszą greczyzną, aniżeli w Atenach. Usługiwało mi przez półtora roku dwóch z tych szczególnych górali, których ojczystym językiem jest illiryjski, nigdy jednak nie słyszałem, aby ich ziomkowie, z których nie jednego-m widział lub dwóch, ale z jakie dwadzieścia tysięcy w armii Vely-Baszy, chwalili ich greczyznę, przeciwnie, wyśmiewali ich bardzo często z powodu ich barbarzyńskich prowincyonalizmów.
Posiadam jakie 25 listów, pisanych do mnie przoz Kodżję Bachiego Notarasa i inne od tłómacza Kaimakana Morei, który tam rządził w nieobecności Vely-Baszy; uchodzą one za szczególnie piękne przykłady stylu listowego. Otrzymywałem również listy od osób prywatnych, zamieszkałych w Konstantynopolu, pisane stylem napuszystym, ale posiadające charakter starożytny.
Po kilku uwagach o obecnym i minionym stanie języka, dochodzi „Przegląd“ do paradoksu (str. 50), że dokładna znajomość własnego języka stała się dla Coraya nieszczęściem; będąc bowiem mistrzem w języku nowożytnym, nie mógł dobrze rozumiéć greczyzny starożytnéj. Po téj uwadze następuje inna, która wyuczenie się języka romaickiego, jako środka pomocnego do przyswojenia sobie mowy klasycznéj, gorąco poleca zarówno podróżnikom, jako téż kupcom cudzoziemskim, krótko mówiąc, każdemu, prócz tego, kto to zupełnie pojmie; według analogicznego rozumowania można twierdzić, że nasz język starożytny przystępniejszym będzie dla „cudzoziemców“, aniżeli dla nas samych. Co do mnie, to skłaniam się do mniemania, że jakiś żak holenderski (jakkolwiek płynie w nim także krew saksońska) porządnie nałamałby sobie głowy nad „Sir Tristrem’em“ lub nad jakim innym „Auchinleck’owskim rękopismem“, z gramatyką i słownikiem albo bez nich; większa téż część ludzi jest zapewne tego zdania, że tylko tubylec może mniéj więcéj dokładnéj, aby nie powiedziéć doskonałéj nabrać znajomości naszych przestarzałych narzeczy. Uznajemy bystrość krytyka, nie możemy mu jednak wierzyć, tak samo jak Smolletta Lismahagowi, twierdzącemu, że najlepszą angielszczyzną mówią w Edymburgu. Być może, że Coray tu i owdzie się pomylił, jeżeli tak jest, to winę przypisać należy raczéj jemu samemu jako człowiekowi wogóle, aniżeli jego znajomości języka ojczystego, co przecież dla uczonego największą przedstawia korzyść. Tutaj przechodzi „Przegląd“ do zajmowania się tłómaczami Strabona, tutaj téż i ja kończę moje uwagi.
P. W. Drummond, Hamilton, lord Aberdeen, dr. Clarke, kapitan Lenke, Gell, Walpole i inni, znowu w Anglii przebywający, mogą o tym upadłym narodzie wiele dostarczyć szczegółów. Niewielu tych uwag, które poczyniłem, byłbym był zaniechał, gdyby nie wchodzący tu w rachubę artykuł, a przedewszystkiém gdyby nie miejsce, w którém go czytałem: jedno i drugie spowodowało mnie, że użyłem tych kart, ażeby artykuł ów nieco objaśnić, albo przynajmniéj uczynić tego próbę.
Starałem się przytém pozostawić na uboczu własne moje uczucia, powstające we mnie wbrew woli, ile razy spotkam się z numerem „Przeglądu edymburskiego“, nie dlatego, jakobym sobie chciał zdobyć względy jego współpracowników, albo zatrzéć choćby jednę zgłoskę z tego, com dawniéj napisał, ale z téj poprostu przyczyny, że za nieodpowiednie uważam łączyć uczucia osobiste z tego rodzaju roztrząsaniami, zwłaszcza wobec tak wielkiéj odległości miejsca i czasu.
O trudnościach podróżowania po Turcyi pisano przesadnie, albo się téż one w ostatnich czasach zmniejszyły. Turków nauczono batem pewnego rodzaju ponuréj grzeczności, dla podróżujących bardzo pożądanéj.
Chciéć powiedziéć wiele o Turkach i o Turcji, będzie zawsze przedsięwzięciem ryzykowném, można pomiędzy niemi żyć lat dwadzieścia, a żadnych nie zasięgnąć wiadomości, przynajmniéj od nich samych. O ile moje własne nie wielkie sięgają doświadczenia, to się na nich uskarżać nie mogę; owszem, za niejednę grzeczność (o mało co nie powiedziałbym za dowody przyjaźni) i za gościnność zobowiązany jestem Alemu-Baszy, jego synowi Velemu-Baszy na Morei, oraz wielu innym znakomitościom po praojcach. Sulejman Aga, dawniéj gubernator Aten, a obecnie Teb, był takim bonvivantem, stworzeniem tak towarzyskiém, jak żadne inne z siedzących z skrzyżowanemi nogami przy misie lub za stołem. Podczas karnawału, kiedy i nasze towarzystwo angielskie zakładało sobie maski, czuł się zarówno on jak jego następca szczęśliwszym, „przyjmując maski u siebie“, aniżeli niejedna wdowa na Grosvenor Square.
Pewnego razu, gdy był u nas w klasztorze na wieczerzy, wyniesiono przyjaciela jego i gościa, Kadego Teb, w takim stanie od stołu, że kwalifikował się zupełnie do klubu chrześcijańskiego; tymczasem przezacny wojewoda śmiał się z tego do rozpuku.
We wszystkich tranzakcyach pieniężnych z muzułmanami, widziałem po ich stronie dowody najskrupulatniejszéj uczciwości, największéj bezinteresowności. Załatwiając z niemi interesa, nie widzimy u nich przenigdy owych brudnych szachrajstw, jakie pod nazwiskiem procentów, różnicy zamiennéj, komisowego etc. spotykamy na każdym kroku, jeżeli celem ściągnięcia weksli zwracamy się do konsulów greckich lub nawet do najpierwszych domów w Pera.
Co się tyczy podarunków, będących na Wschodzie w zwyczaju, to, dając je, nigdy na tém nie stracisz; za każdy dar odwzajemniają ci się tutaj przedmiotem równéj wartości — koniem lub szalem.
W stolicy lub na dworze przechodzą obywatele i dworacy tę samę szkołę, co i mieszkańcy krajów chrześcijańskich; niéma atoli czcigodniejszego, przyjaźniejszego i wspaniałomyślniejszego charakteru nad prawdziwego Agę tureckiego na prowincyi, lub nad muzułmańskiego szlachcica wiejskiego. Nie mówię tego o gubernatorach miast, ale o tych agach, którzy na mocy pewnego rodzaju feudalnéj dzierżawy posiadają rozległe majątki i domy w Grecyi i Azyi mniejszéj.
Niższe klasy ludności nie są wcale gorszemi od motłochu w krajach, roszczących sobie prawo do większéj cywilizacji. Muzułmanin, przechadzający się ulicami miast angielskich, doznałby większych przykrości, aniżeli Frank, w podobnym znajdujący się położeniu w Turcyi. Do podróży nadaje się najbardziéj mundur rządowy.
Najlepsze wiadomości o religii i rozmaitych sektach islamizmu, znajdziesz po francusku u D’Oshon’a; co do panujących tutaj obyczajów etc., najlepiéj może u Thorntona po angielsku. Ottomanowie, pomimo przywar, nie są narodem, pogardy godnym. Na równi stoją oni przynajmniéj z Hiszpanami, a przewyższają Portugalczyków. Jeżeli trudno jest oznaczyć, czém są, to przynajmniéj możemy powiedzieć, czém oni nie są: nie są oni zdradzieckiemi, nie są tehórzliwemi, nie palą heretyków, nie są mordercami i dotychczas żaden jeszcze wróg nie zawitał do ich stolicy. Sułtanowi wierni są dopóty, dopóki nie okaże się w rządzeniu nieudolnym, a Bogu swemu oddani są bez inkwizycyi. Gdyby ich wygnano jutro z świętéj Zofii i gdyby na ich miejsce przyszli Francuzi lub inni, byłoby pytaniem, czy Europa zyskałaby coś na téj przemianie. Anglia straciłaby z pewnością.
Co się tyczy nieuctwa, które im powszechnie i nieraz słusznie zarzucają, to wątpliwém, czy jakikolwiek inny naród — z wyjątkiem Anglików i Francuzów — w pożytecznych wiadomościach ich prześciga. Czy może w ogólnéj sztuce życia? czy w przemyśle? Czy szabla turecka gorszą jest od toledańskiéj? Czy Turczyn gorzéj się ubiera, gorzéj mieszka, czy się gorzéj żywi i gorzéj się uczy, niż Hiszpan? Czy baszowie ich mniéj są oświeceni od grandów? effendi mniéj od szlachcica z St. Jago? Nie sądzę.
Przypominam sobie, jak Mahmud, wnuk Ali-Baszy, pytał mię się pewnego razu, gdzie ja i mój towarzysz podróży siedzimy — w izbie niższéj czy wyższéj? Pytanie to dziesięcioletniego chłopca jest dowodem, że wychowanie jego nie jest zaniedbaném. Wątpliwém jest, czy angielskie dziecko, w tym samym będące wieku, rozumie różnicę pomiędzy Dywanem a Kolegium derwiszów, jestem atoli pewny, że Hiszpan tego nie pojmuje. W jaki sposób mały Mahmud, który przecież wychowuje się pod opieką tureckich nauczycieli, dowiedział się, że jest na świecie coś w rodzaju parlamentu, byłoby bezużyteczném dochodzić tego, przypuścić tylko można, że jego wychowawcy nie ograniczają nauki jedynie do Koranu.
Przy wszystkich meczetach znajdują się szkoły, odwiedzane bardzo regularnie; nauki pobierają także i biedacy, a przecież kościół turecki nie znajduje się w żadném niebezpieczeństwie.
Zdaje mi się, że systemu nauczania nie wydrukowano dotychczas, jakkolwiek istnieje tutaj coś w rodzaju prasy tureckiéj i jakkolwiek wychodzą w druku książki, traktujące o zakładzie wojskowym Nizam Geddida; nie słyszałem téż, ażeby muftowie i mołły byli prenumeratorami, albo żeby Kaimakam lub Tefterdar podnosił okrzyk zgrozy, że mądra młodzież turbanu uczy się modlić do Pana Boga nie według właściwéj modły. Tak samo i Grecy — rodzaj irlandzkich papistów wschodu — mają swe kolegium w Mainooth — nie w Haiwali, gdzie heretycy doznają od Turków prawie takiego samego poparcia, jak katolickie kolegium ze strony ustawodawstwa angielskiego. Któżby więc twierdził, że Turcy są ciemnemi pobożnisiami, jeżeli okazują taką samę ilość miłości chrześcijańskiéj, jak najszczęśliwsze i najprawowierniejsze ze wszystkich królestw? Atoli pomimo wszystkiego, nie chcą oni dopuścić, ażeby Grecy dzielili ich przywileje; nie, niech więc sobie staczają walki, niech płacą haracz, niech będą bici na tym świecie, a przeklęci na tamtym! Ale czyż i my oswobodzimy naszych helotów irlandzkich? Niech Mahomet broni! Bylibyśmy wówczas złemi muzułmanami, a jeszcze gorszemi chrześcijanami; obecnie łączymy w sobie to, co jedni i drudzy mają najlepszego: wiarę jezuicką i coś, co nie wiele jest niższém od tolerancji tureckiéj.
PIEŚŃ III.[94]
Afin que cette application voue forçât de
penser à autre chose, il n’y a en vérité de remède que celui-là et le temps. Lettre du Roi de Prusse à d’Alambert. 7 septembro 1776. I.
Do matki, Ado! podobne masz lice, II.
Znowu na wodach, znowu płynę daléj. III.
W lecie młodości o człowieku-m śpiewał, IV.
Od dni, gdy radość i ból wrzały we mnie, V.
Kto się zestarzał na téj cierpień ziemi VI.
Ażeby tworzyć i tworząc wieść życie VII.
Dziś trzeba myśleć mniéj dziko... Zbyt czarno VIII.
Lecz dosyć o tém: doba ta przebyta, IX.
On swą zbyt prędko wychylił i męty X.
Pod strażą chłodu, tak sobie uroił, XI.
Lecz któż się różą rozkwitłą zachwyca, XII.
Niebawem uczuł, że jemu przystawać XIII.
Tam, gdzie gór szczyty, jego przyjaciele, XIV.
Jak ów Chaldejczyk śledził gwiazd gromady, XV.
Ale śród ludzi stawał się jak w sidłach: XVI.
I dobrowolny szedł daléj wygnaniec; XVII.
Stój! — po cesarstwa kroczysz tu popiele! XVIII.
I Harold stanął na czaszek równinie, XIX.
Godziny odwet! Gal niech jęczy z bólów XX.
Lub się nie chełpcie, że upadł despota! XXI.
W nocy jak głośne szumi ucztowanie! XXII.
Czy wy słyszycie? nie! to wicher wieje, XXIII.
W wysokiéj sali, tam! w okiennéj niszy, XXIV.
Co za bieganie! jak te tłumy płyną! XXV.
Na koń siadają co żywo! W szeregu XXVI.
W górę się wzbiła pobudka Kamrona,[99] XXVII.
Ku przechodzącym las ardeński szumi[100] XXVIII.
W południe — w życia zanurzeni zdroju, XXIX.
Cześć ich niech głoszą harfy więcéj śpiewne; XXX.
Tyle łez lano nad tobą, że moje XXXI.
K’tobie się zwraca, ku owym tysiącom, XXXII.
Człek w łzach się śmieje, śmiejąc się, łzy roni: XXXIII.
Właśnie, jak owo stłuczone zwierciadło XXXIV.
Lecz życie także w ludzkiéj jest rozpaczy; XXXV.
Psalmista ongi ludzkie lata zliczył: XXXVI.
Tu padł największy, nie najgorszy z ludzi; XXXVII.
O ty zwycięsco i więźniu téj ziemi! XXXVIII.
Więcéj niż człowiek i mniéj — w dole, w górze, XXXIX.
Ale zwrot fali zniosła dusza cicha XL.
Mędrszyś, niż w szczęściu; w onéj bowiem, dobie XLI.
Gdybyś, jak wieża na pochyłéj skale, XLII
Spokój dla wrzących serc to piekieł władza — XLIII.
On to szaleńców stwarza, w których żarze XLIV.
Ich dech jest ruchem, a ich życie burzą, XLV.
Ten, kto na góry szczyt najwyższy pnie się, XLVI.
Lecz precz z tém wszystkiém! Mędrzec świat swój złożył XLVII.
Stoją jak wielkie, choć złamane, duchy, XLVIII.
Tu, gdzie te mury, gdzie tych baszt ułamki, XLIX.
W ich pojedynkach, barońskich zapasach L.
Obfite wody rozpienionéj rzeki, LI.
Walk zdobywało tysiąc twoje brzegi! LII.
Tak dumał Harold, gdy kraj ten przebiegał, LIII.
Tu szła i miłość śladem jego kroku... LIV.
A umiał kochać — w takim, jak on bycie LV.
Tu go do siebie jedna pierś przykuła 1.
Z skał Drachenfelsu zamek dumny[105] 2.
Tłum wiochn z modremi tutaj oczy, 3.
Danych mi lilij ślę ci kwiaty: 4.
Pędzi w szumiących fal odmętach LVI.
Koło Koblencji, z łagodnego wzgórza LVII.
Krótkim lecz sławnym jego żywot zwie się, LVIII.
Ehrenbreitsteinu w gruzach mur zębaty,[107] LIX.
Żegnam cię, Renie uroczy!... Szczęśliwy, LX.
Żegnam raz jeszcze, lecz żegnam daremnie! LXI.
Ta prosta wielkość, to kwiecie, brzemienne LXII.
Lecz Ren już znika... Przyrody nademną LXIII.
Lecz nim odważę piąć się na te szczyty, LXIV.
Jak rzeź pod Waterlo razem z Kannami, LXV.
Gdzie mur samotny, samotniejszy jeszcze LXVI.
Tutaj — o imię chwalebne i święte! — LXVII.
Lecz to są takie imiona i czyny, LXVIII.
Leman się ku mnie zaleca swą falą, LXIX.
Nie gardzi ludźmi, kto od nich ucieka — LXX.
Tu wnet swe lata zanurzymy w skrusze LXXI.
Czyż to nie lepiéj zostawać samotnym LXXII.
Nie żyję w sobie, lecz się cząstką staję LXXIII.
W tém cały jestem, w tém jest treść żywota; LXXIV.
A gdy się wreszcie duch z więzów wybawi, LXXV.
Jak ja ich cząstką, nie są-ż cząstką moją LXXVI.
Lecz to nie moje zadanie... Na nowo LXXVII.
Tu dziki Rousseau, kat swéj własnéj duszy,[113] LXXVIII.
A jego miłość to esencja chuci: LXXIX.
Z tych tchów powstała Julja, przyodziana LXXX.
Przez cały żywot z wrogami wojował, LXXXI.
On był natchniony: z jego wnętrza buchał, LXXXII.
I sama wzniosła straszny pomnik sobie LXXXIII.
Lecz to nie potrwa i potrwać nie może, LXXXIV.
Z głębokiéj rany blizna pozostaje, LXXXV.
Jasny Lemanie! z światem, w którym żyję — LXXXVI.
Przyszła noc cicha — i zlewa się w zmroku LXXXVII.
Nocny biesiadnik, świerszcz ten, całe życie LXXXVIII.
O jasne gwiazdy, wy poeci nieba! LXXXIX.
Niebo i ziemia ciche, lecz nie śpiące: XC.
Nieskończoności uczucie się rodzi XCI.
Nie darmo wzgórza dawnych Persów plemię XCII.
Niebo się zmienia!... lecz jakież to zmiany! XCIII.
To w noc się dzieje! Przechwalebna nocy![117] XCIV.
Gdzie wartki Rodan rozdarł bieg topieli XCV.
Gdzie bystry Rodan rozdarł się na dwoje, XCVI.
Niebiosa, turnie, rzeki i jeziora! CXVII.
Gdybym, co we mnie największego gości, XCVIII.
Znów się rosisty poranek wyłania — XCIX.
Cudna Klarencjo! miłości kolebko! C.
Niebiańskie kroki zna każda twa ścieżka — CI.
Tu wszystko jego: ta czarna sośnina, CII.
W samotność, ludną rojem pszczół, ptakami, CIII.
Tu, kto nie kochał k’miłości się nagnie, CIV.
Nie z jakiéjś fikcji Rousseau w onéj dobie CV.
Lozanno! Ferney! wszak to wasze domy CVI.
Jeden kapryśny i zapalnéj głowy, CVII.
Drugi — głęboki, myśli wyczerpywał, CVIII.
Spokój ich prochom! już oni w téj chwili CIX.
Lecz od dzieł ludzi pójdę czytać dzieła CX.
Patrzę na twoje, o Italjo, łany CXI.
Tu przerwa pieśni, któréj dobroczynna CXII.
Lecz z tych, w pieśń moję wplecionych wyrazów CXIII.
Świat mnie nie kochał, jam nie kochał świata; CIV.
Świat mnie nie kochał, jam nie kochał świata, CXV.
Córko! imieniem twojém pieśń zaczęta CXVI.
Wpływać na rozwój twoich pojęć; w pieczy CXVII.
Nienawiść do mnie choć ci z cnotą zwiążą, CXVIII.
Dziecię miłości, w goryczy zrodzone,
|
Nota F.
„Nie darmo wzgórza dawnych Persów plemię
Na swego bóstwa zmieniało ołtarze
Bez ścian, na szczytach, wyrosłych nad ziemię,
Wznosiło kościół etc. St. XCI.
Nie zapominajmy, że najpiękniejsze i najdonioślejsze nauki boskiego twórcy chrześcijaństwa wygłoszone były nie w świątyni, lecz na górze. Przeszedłszy od spraw wiary do krasomówstwa świeckiego, nadmienić wypada, że najwspanialsze i najskuteczniejsze mowy nie były wypowiedziane śród murów. Demostenes przemawiał na publicznych wiecach ludowych, Cycero na forum. Że takim sposobem otoczenie wywierało wpływ nietylko na mówcę, ale i na słuchaczy, zrozumiemy to zupełnie, jeżeli znane nam z dziejów ówczesne wrażenia porównamy z tém, co dzisiaj sami czujemy, odczytując mowy te w zamkniętym pokoju. Co innego czytać Iliadę na przylądku sygejskim i na kurhanach trojańskich, albo przy źródłach u stóp góry Idy, wobec równiny trojańskiéj, rzek trojańskich i archipelagu w dali, a co innego ślęczeć nad Homerem przy świecy w wygodnéj bibliotece: sam się o tém przekonałem. Gdybyśmy szukać chcieli przyczyny, czém sobie wytłómaczyć nadzwyczajne i szybkie powodzenie sekty metodystów, to, oprócz zapału kaznodziejów (o tém, czy wiara ta błędna, czy prawdziwa, mówić teraz nie pragnę), przypisać należałoby temu, że kazania odbywają się zawsze w polu, że język ich nigdy nie bywa sztucznym i że zawsze mają charakter okolicznościowy. Muzułmanie, przy szczerości swojéj wiary, zwykli — tak bywa przynajmniéj wśród warstw niższych — obrzędowe modlitwy swoje powtarzać w godzinie oznaczonéj, nie uważając wcale, na jakiém znajdują się miejscu; z téj téż przyczyny modły odprawiają często w polu, klękając na macie, którą każdy prawowierny zawsze wozi ze sobą, aby mu służyła czy to jako pościel, czy téż jako dywan; modlitwa trwa kilka minut, ale zupełnie pochłania modlącego się wiernego, nią tylko w téj chwili żyjącego: nic mu przeszkodzić, nic go oderwać nie może. Co do mnie, to prostota i najzupełniejsza szczerość tych ludzi, duch, którym są ożywieni i który się nad niemi unosi, daleko większe wywarły na mnie wrażenie, aniżeli jakikolwiek z obrzędów dokonanych w kościele, choć widziałem prawie wszystkie pod słońcem, pominąwszy bowiem naszych sekciarzy, przypatrywałem się nabożeństwom Greków, katolików, Armeńczyków, protestantów, żydów i mahometan. Wielu murzynów, bardzo licznych w cesarstwie tureckiém, pogańskiéj hołduje wierze: mają oni zupełną swobodę wierzyć i modlić się, jak im się podoba; obrzędy niektórych widziałem zdaleka w Patras i, o ile mi się zdawało, będą to ceremonie czysto pogańskie, dla widza nie bardzo przyjemne.
Nota G.
Niebiańskie kroki zna każaa twa ścieżka —
Miłość, Klarencjo, siadła tu na tronie.
Co ma za stopnie te góry, w nich mieszka
Bóg, co skrą życie przenika twe błonie. St. C.
Rousseau: Héloïse, list 17, część 4, przypisek. „Ces montagnes sont si hautes qu’une demi-heure après le soeil couche, leurs sommets sont éclairés de ses rayons; dont le rouge forme sur ces cimes blanches une belle couleur de rose, qu’on aperçoit de loin“. Tyczy to się głównie gór nad Meillerie. „J’allai a Vevay loger à la Clef, et pendant deux jours que j’y restai sans voir personne je pris pour cette ville un amour qui m’a suivi dans tous mes voyages, et qui m’y a fait établir enfin les héros de mon roman. Je dirais volontiere à ceux qui ont du goût et qui sont sensibles: Allez à Vevay — visitez le pays, examinez les sites, promenez — vous sur le lac, et dites si la Nature n’a pas fait ce beau pays pour une Julie, pour une Claire, et pour un St. Preux; mais ne les y cherchez pas“. Les Confessions, livre IV, p. 306 Lyon, ed. 1796. W lipcu 1816 odbyłem podroż naokoło jeziora genewskiego, i o ile byłem bezstronnym i uważnym obserwatorem wszystkich tych krajobrazów, które Rousseau unieśmiertelnił w swojéj Heloizie, mogę powiedziéć, że w powyżéj przytoczonych słowach autora nie ma żadnéj przesady. Trudno widzieć Klarencyę (wraz z położonemi obok miejscowościami, jak Vevay, Chillon, Bôveret, St. Gingo, Meillerie, Eivan i ujście Rodanu) i nie być uderzonym harmonią, łączącą miejscowości z postaciami, któremi je autor zaludnił. Ale nie koniec na tém; uczucie, którém wszystko dyszy naokoło Klarencyi oraz na znajdujących się naprzeciw skałach meillerskich, głębsze jest i wyższe, niż wynikające ze zwykłéj zgodności przyrody z uczuciami człowieka; jest to uczucie miłości w najwyźszém i najwznioślejszém znaczeniu; doznajemy takiego wrażenia, jakoby w nas samych była cząstka jéj wspaniałości i doskonałości: jest to owo wielkie prawo, na którém opiera się wszechświat, prawo tutaj nie mniéj widoczne, choć w mniejszych występujące rozmiarach; czujemy, że jesteśmy odrębną téj przyrody częścią, ale zlewamy się z nią i tracimy własną indywidualność. Gdyby nawet Rousseau nigdy nie istniał i nigdy nic nie napisał, wspaniałe te krajobrazy byłyby jednak pełne tego uczucia. On uczucie to stąd zapożyczył i tém spotęgował wrażenie swego dzieła; ale czém ono stało się dla niego, tém żaden człowiek stać się dla tych krajobrazów nie może. Zdarzyło mi się (nie wiem, czy to było szczęście, czy nieszczęście) płynąć z Meillerie, gdzieśmy na chwilę wylądowali, do St. Gingo podczas burzy; nawałnica spotęgowała wspaniałość sceneryi, choć nie małe groziło niebezpieczeństwo łodzi zbyt drobnéj i przeładowanéj. Była to ta sama część jeziora, na któréj Rousseau umieścił łódkę, niosącą St. Preux’a i panią Wolmar, podczas burzy szukających schronienia w Meillerie. Gdyśmy wylądowali w St. Gingo, spostrzegłem, że taki silny wiatr tu szalał, iż pod samą górą kilka pięknych wywrócił kasztanów. Na przeciwległém wzgórzu pod Klarencyą stoi zamek. Pagórki pokryte są winnicami, które przeplatają małe lecz prześliczne gaje; jeden z nich nazywa się gajem Julii i chociaż dzięki samolubnemu skąpstwu bernardynów, do których okolica ta należała, wycięty został i to w celu zasadzenia winnicy dla użytku tych marnych pasibrzuchów wstrętnego zabobonu, mieszkańcy Klarencyi po dziś dzień pokazują miejsce, gdzie rosły drzewa, i nadają mu nazwisko, które przeżyło ten lasek. Rousseau nie miał szczęścia co do ochrony miejscowości, które oddał w posiadanie swoim „powietrznym nicponiom“. Przeor klasztoru św. Bernarda wyrąbał gaje dla kilku beczek wina a Bonaparte kazał splantować część skał meillerskich, celem stworzenia drogi, prowadzącéj przez Simplon. Droga jest rzeczywiście śliczna; nie zgadzam się jednak z uwagą, którą słyszałem, że „la route vaut mieux que les souvenirs“.
Visto ho Toscana, Lombardia, Romagna,
Quel Monte che divide, e quel che serra
Italia, e un maro e l’altro, cho la bagna.
Ariosto, Satira III.
Po przerwie lat ośmiu, dzielących napisanie pierwszych pieśni Rycerza Harolda od ostatniéj, zamierzam koniec poematu przedłożyć publiczności. Niéma w tém nic nadzwyczajnego, że rozłączając się z przyjacielem tak starym, zwracam się do starszego i lepszego — do człowieka, który patrzał na narodziny i śmierć tamtego, a któremu za korzyści, wynikłe dla mnie z jego towarzystwa, oraz za światłą przyjaźń daleko więcéj jestem winien, aniżeli mogę lub mógłbym być zobowiązany — choć i tutaj niewdzięczny nie jestem „Rycerzowi Haroldowi“ za niejeden wzgląd publiczności, spływający z utworu na poetę — do człowieka, którego znam tak dawno i któremu towarzyszyłem na obczyźnie, któregom widział czuwającego nade mną w mojéj słabości, czułego na moje troski, cieszącego się mojém szczęściem i niezachwianego w mojéj niedoli, szczerego w radzie i wiernego w niebezpieczeństwie, zwracam się do przyjaciela, który mimo licznych pokus, mnie nie odbiegał, zwracam się do ciebie.
Czyniąc to, zwracam się od marzeń do rzeczywistości, a poświęcając ci całkowicie, przynajmniéj w dokończeniu, dzieło poetyckie, będące najdłuższym, najgłębszym i najszerszym z mych utworów, pragnę powołaniem się na czteroletnią zażyłość z człowiekiem nauki, talentu, stałości, charakteru i honoru, sobie samemu przydać zaszczytu. Nie dla naszych to umysłów schlebiać i w zamian za to pochlebstwo odbierać; szczere atoli uznanie było głosowi przyjaźni zawsze dozwolone; podnosząc na tém miejscu wszystkie twe zalety, a raczéj wskazując na to, co im zawdzięczam, nie czynię tego gwoli sobie ani téż dla świata, ale w tym celu, aby dać folgę własnemu sercu, które zwłaszcza w ostatnich czasach nie przyzwyczaiło się do takiéj życzliwości, a chyba nauczyło się mężnie odpierać ciosy.
Nawet myśl o dacie niniejszego listu, będącéj rocznicą najnieszczęśliwszego dnia méj przeszłości, nie może zatruć mego przyszłego żywota, gdy mam ucieczkę w twéj przyjaźni i poczuciu méj siły; przeciwnie, dzień ten będzie odtąd dla nas tém przyjemniejszém wspomnieniem, że na myśl przywodzić nam będzie te moje usiłowania, aby ci podziękować za stałe względy, jakich mało kto kiedykolwiek doznał, a które w każdym, co ich doświadczył, wzmocnić muszą wiarę w siebie samego i w rodzaj ludzki.
Zrządzeniem losu zwiedziliśmy razem w różnych czasach kraje, słynne z rycerstwa, dziejów i baśni — Hiszpanię, Grecyę, Azyę Mniejszą i Italię; Ateny i Konstantynopol były przed kilku laty dla nas tém samém, czém niedawno Wenecya i Rzym. Poemat, tak samo, jak pielgrzym, towarzyszył mi w podróży od początku do końca, może téż będzie można przebaczyć méj próżności, skłaniającéj mnie do mówienia z takiém upodobaniem o dziele, które do pewnego stopnia wiąże się z miejscowością, gdzie zostało stworzone, i z przedmiotami, które chciałoby opisać; może dzieło to uznaném będzie za niegodne tych czarownych i pamiętnych krain, może nie sprosta ono naszym rozległym o nich wyobrażeniom i bezpośrednio odczutym wrażeniom, ale jako wyraz uwielbienia dla tego, co jest czcigodne, jako wyraz uczuć dla tego, co sławne, było ono dla mnie podczas tworzenia źródłem rozkoszy; rozstaję się téż z niém z pewnym żalem; nie sądziłem nigdy, iżbym żal podobny mógł uczuć kiedykolwiek dla utworu wyobraźni.
Co się tyczy treści ostatniéj pieśni, to zauważę, że mniéj tu mowy o pielgrzymie, niż w poprzednich, ale za to w odpowiednich ustępach prawie się wcale nie starałem oddzielić osoby wędrowca od autora przemawiającego we własnéj osobie. Znudziło mi się w końcu to ciągłe wytykanie granicy, któréj nikt, zdaje się, nie chciał zauważyć i, jak ów Chińczyk w Goldsmitha „Obywatelu świata“, któremu nikt nie chce wierzyć, że jest Chińczykiem, napróżno zapewniałem i wyobrażałem sobie, żeni odróżnił pielgrzyma od autora; ciągła troska o utrzymanie téj różnicy, ciągłe w usiłowaniach tych zawody tak utrudniały mą pracę twórczą, że postanowiłem porzucić te daremne wysiłki i postanowienie to w czyn wprowadziłem. Zdania i poglądy, jakie w téj kwestyi powstały i powstać mogą, nie mają dzisiaj istotnego znaczenia, utwór ten stać ma o własnéj sile, bez pomocy pisarza; dla autora zaś, niémasz ucieczki po-za reputacyę, przejściową, czy téż stałą, którą literackie jego prace dla niego zdobędą; zwykły to los wszystkich autorów. W pieśni czwartéj chciałem zarówno w tekście jak i uwagach dotknąć obecnego stanu piśmiennictwa i obyczajów we Włoszech. Wkrótce jednak spostrzegłem, że w tekście, w tych przynajmniéj ramach, które mu zakreśliłem, niéma dość miejsca dla tego labiryntu postronnych przedmiotów i połączonych z niemi refleksyj; co się zaś tyczy not, to te, z wyjątkiem kilku najkrótszych, zawdzięczam tobie; ograniczyłem je z konieczności do takich tylko rozmiarów, jakich wymagało wyjaśnienie tekstu.
Jest to zadanie drażliwe i nie bardzo wdzięczne rozprawiać o piśmiennictwie i obyczajach narodu tak niepodobnego do naszego; wymaga to uwagi i bezstronności, które łatwo mogą, nawet w uważnym spostrzegaczu i dobrze znającym język i zwyczaje ludu, wśród którego niedawno przebywaliśmy, wzbudzić niewiarę we własne poglądy i co najmniéj skłonić go do bliższego zbadania przedmiotu przed wydaniem stanowczego sądu. Stronnictwa literackie zarówno, jak polityczne, rozbiegają się, jak się zdaje, albo raczéj rozbiegły się tutaj tak daleko, że cudzoziemcowi prawie niepodobna zoryentować się pomiędzy niemi. Dość będzie, gdy na poparcie tego poglądu, przyłączę kilka słów w ich własnym pięknym języku: — „Mi pare, che in un paese tutto poetico, che vanta la lingua la più nobile ed insieme la più dolce, tutte te vie diverse si possono tentare, e che sinche la patria di Alfieri e di Monti non ha perduto l’antico valore, in tutte essa dovrebbe essere la prima“. Włochy mają jeszcze wielkie nazwiska — Canova, Monti, Ugo Foscolo, Pindemonte, Visconti, Morelli, Cicognara, Albrizzi, Mezzofanti, Mai, Mustoxidi, Aglietti i Vacca zapewnią współczesnemu pokoleniu zaszczytne miejsce prawie we wszystkich dziedzinach sztuki, nauki i piśmiennictwa nadobnego, a w niektórych nawet miejsce najpocześniejsze: Europa, świat cały ma tylko jednego Canovę.
Alfieri w jednym ze swych utworów powiada: „La pianta nomo nasce più robusta in Italia che in qualunque altra terra — e che gli stessi atroci delitti che vi si commettono ne sono una prova“. Nie pisząc się na ostatnią część tego zdania, zawierającego niebezpieczną doktrynę, można z nią walczyć, ze słuszniejszego wychodząc stanowiska, że Włosi w każdym razie nie są okrutniejsi od swych sąsiadów; świadomego trzeba zaślepienia, nieuctwa i niedbalstwa, aby nie widziéć nadzwyczajnych zdolności tego ludu, jego, że się tak wyrażę, wszechstronnego uzdolnienia, łatwości przyswajania sobie wszystkiego, bystrości pomysłów, ognia jego gieniuszu, poczucia piękna, i pomimo szkód, wyrządzonych przez stokrotne rewolucye, spustoszeń, towarzyszących wojnom i tylowiekowéj rozpaczy, jego „nieugaszonego pragnienia nieśmiertelności“ — nieśmiertelności, wypływającéj z niepodległości.
A
gdy błądząc po wałach dokoła Rzymu, słyszeliśmy w owych prostych śpiewach robotników jęki rozpaczy: „Roma! Roma! Roma! Roma non é più come era prima“, trudno nam było opędzić się chęci przeciwstawienia téj melancholijnéj dumy rozpalonym dźwiękom wesołych śpiewów i bachanalij w szynkach londyńskich, śpiewów, których treścią rzeź w Mont St. Jean, zdrada Genui, Włoch, Francyi i całego świata przez ludzi, których postępowanie sam opisałeś w dziele, godnem lepszych dni naszych dziejów. Dla mnie —
„Non movero mai corda
Ove la turba di sue ciance assorda“.
Zbyteczną dla Anglika byłoby rzeczą dochodzić, co zyskały Włochy przez ostatnie przewroty, dopóki dowiedzioném jest, że Anglia zdobyła nieco więcéj, niż stałą armię i zawieszenie „Habeas Corpus“; tymczasem dość Anglikom tego, co mają u siebie w domu. Za swe czyny za granicą, a zwłaszcza na południu, „zaprawdę otrzymają oni nagrodę“, i to w niedalekiéj przyszłości.
Życzę ci, drogi mój Hobhousie, szczęśliwego i przyjemnego powrotu do tego kraju, którego rzeczywista pomyślność nikomu nie może być droższą, niż tobie, poświęcam ci ten poemat w stanie wykończonym, powtarzając raz jeszcze, że pozostaję
Twym zawsze wiernym,
wdzięcznym i serdecznym przyjacielem,
Byron.
PIEŚŃ IV.
I.
Na Moście Westchnień, we weneckim grodzie II.
Majestatycznie ta Cybela morza,[122] III.
Zmilkły w Wenecji już echa Tassowe, IV.
Lecz dla nas jest tu coś, co więcéj znaczy, V.
Bo twory ducha nie z gliny pochodzą; VI.
Młody i stary ma u nich oparcie: VII.
Jam o tych dziwach śnił lub patrzał na nie: VIII.
Obce znam mowy i obcym źrenicom IX.
Możem ją kochał; i jeżeli kości X.
Jeśli me imię wyrzucą z kościoła, XI.
Dziś wdowa Hadrja łzy po mężu leje XII.
Gdzie Szwab się korzył, Austrji dziś obuchy; XIII.
Przed świętym Markiem spiżowe rumaki XIV.
Z młodu, Tyr nowy, wszystka była sławą; XV.
Jak statuy ze szkła, strzaskane na szczęty, XVI.
Gdy Aten wojsko zgniotły Syrakuzy, XVII.
Gdybyś wspanialszych uroszczeń nie miała, XVIII.
Jam ją ukochał, gdym był jeszcze młody; XIX.
Dzisiaj przeszłością zaludnić ją mogę; XX.
Najwyżéj rośnie świerk z swojéj natury[128] XXI.
My jarzmo życia wszak unieść możemy: XXII.
Boleść zabija lub zabitą bywa XXIII.
Ale gdy ciągle trapią nas boleści, XXIV.
Jak i dlaczego, któż zgadnie? Człek marny XXV.
Lecz moja dusza się błąka; niech wróci, XXVI.
Lud Rzymu! królów cna rzeczpospolita! — XXVII.
Księżyc już zeszedł, choć noc nie zapadła; XXVIII.
Jedyna gwiazda przy boku miesiąca XXIX.
To niebo schodzi z dala i oblicze XXX.
Tutaj grób w Arkwie do góry wystrzela; XXXI.
W Arkwie, gdzie umarł, spoczął téż w mogile — XXXII.
I to ustronie, gdzie on wiódł swe życie, XXXIII.
Odsłania góry, lasy i ogrody XXXIV.
Lub téż, być może, ze swemi demony,[130] XXXV.
Darń twe ulice porosła, Ferraro,[131] XXXVI.
Tasso ich chwałą i hańbą zarazem; XXXVII.
Chwałę i łzami jego imię rosi... XXXVIII.
Ty byłeś na to, by źréć, być wzgardzonym XXXIX.
Pokój skrzywdzonym popiołom poety! XL.
Wielkim ty byłeś, lecz przed tobą jeszcze XLI.
Laur ze żelaza, położon na czole XLII.
Italijo! Italijo! twe wdzięki XLIII.
Większy-byś przestrach budziła; mniéj luba, XLIV.
Te same-m przebył w méj młodości tory,[135] XLV.
Czas ich nie dźwignął, barbarzyńców domy XLVI.
Mam je przed sobą; lecz śród mojéj księgi XLVII.
Ale, Italjo! dziś głośno twa męka XLVIII.
Tu nas w gród biały nęcą Arna fale; XLIX.
Tu kocha nawet bogini z kamienia, L.
Patrzym, odchodzim — lecz dokąd? — pijani LI.
Takąż Parysa widziały cię oczy, LII.
Gdy się miłości skry niewymownemi LIII.
W prawnym zostawiam palcom, dłoniom zręcznym, LIV.
Prochy w przybytku Santa Croce leżą,[139] LV.
Cztery to duchy, które, jak żywioły, LVI.
Ale Etrusków trzech gdzież proch się mieści? LVII.
O ty niewdzięczna Florencjo! Dant złożył, LVIII.
Boccaccia popiół wzięły macierzyste LIX.
I Santa Croce z popiołów wyzuta, LX.
Czém piramidy wszelkich kosztowności? LXI.
Niejedno jeszcze nęci serce, oczy LXII.
Innéj jest miecz ten, który jemu dany... LXIII.
I kłody lasu, gdy wiatr zadmie halny; LXIV.
Ziemia im była statkiem śród powodzi, LXV.
Dziś w Trazymenie z innym się obrazem LXVI.
Witaj, Klitumnie! jak błyszczą twe zdroje![140] LXVII.
Jakaś świątynia z brzegów się wynurza, LXVIII.
O! stąd nie odchodź, by nie błogosławić LXIX.
Ryk wód! To na dół z skalnych lecąc złomów LXX.
Strzela ku chmurom, potém znowu ścieka LXXI.
Wyżłobią sobie drogę; ten słup wody LXXII.
To katarakta, piękna przeraźliwie![141] LXXIII.
Znów w Apeniny droga mnie przywiodła, LXXIV.
Akrokeraunji góry w dawnym czasie; LXXV.
By odżyć w naszéj pamięci; jak wzdęta LXXVI.
Rozkosz wspominać, czém mi w czasy owe LXXVII.
Żegnaj Horacy! moja wina była, LXXVIII.
Rzymie! ojczyzno ma! grodzie méj duszy! LXXIX.
Nijoba ludów, stoi — nie w koronie[144] LXXX.
Got, chrześcijanin, czas, bój, ogień, fala LXXXI.
Tak! noc podwójna — wieków i téj zmroku LXXXII.
Ach! dumny grodzie! gdzie tryumfów trzysta,[146] LXXXIII.
Ty, co w tryumfie na kołach Fortuny LXXXIV.
Złożył koronę — wieniec dyktatora:[147] LXXXV.
Sulla z zwycięsców pierwszy, lecz nasz własny LXXXVI.
Dzień, co go ongi — trzeci był miesiąca — LXXXVII.
Stoisz posągu aż do tego czasu LXXXVIII.
I ty, wilczyco, Rzymu karmicielko, LXXXIX.
Strzeżesz; lecz wymarł ród twych wychowańców XC.
Kłamnéj potęgi trefniś, zbękarcony XCI.
Poszedł, zobaczył, zwyciężył... Nie taki XCII.
Wszystkiém lub niczém — oto jego cele! XCIII.
Z wyschłego bytu, jakież mamy żniwa? XCIV.
I tak depcemy te drogi ponure, XCV.
A nie o wierze mówię — rzecz to między XCVI.
Czyż tylko tyran tyrana przełamie? XCVII.
Francja, pijana krwią, rzygnęła zbrodnią; XCVIII.
Jednak wolności! chociaż na łachmany XCIX.
Tu z innych czasów krągła stoi wieża,[150] C.
Lecz kim-że pani tego grobu? Hoża CI.
Była-ż z tych, pełnych dla swych mężów wiary, CII.
Może umarła w swego wieku kwiecie, CIII.
Może umarła starą — wszystko zgoła CIV.
Nie wiem dlaczego, lecz tak mi się zdaje, CV.
Z blanków rozbitych, leżących po skałach, CVI.
Więc niechaj wiatry świszczą! Ich muzyka CVII.
Cyprysy, bluszcze, mchy i rozchodniki, CVIII.
I ten jest morał wszelkich dziejów człeka[153] — CIX.
Podziwiać, gardzić, śmiać się, płakać! — Treści CX.
Tulljusz od ciebie mniejszą miał wymowę. CXI.
Rzymskiego nieba, w tym powietrznym grobie, CXII.
Gdzież ta tryumfu skala, gdzie półbogi CXIII.
Pole wolności, stronnictw, krwi i sławy! CXIV.
Do ostatniego trybuna imienia CXV.
Egerjo, serca przecudowny tworze, CXVI.
Mchy twego źródła ciągle jeszcze roszą CXVII.
We fantastyczne warkocze; pagórki CXVIII.
Tu się chroniła tych czarów opieka, CXIX.
Czyż swoje drżenie łącząc z jego drżeniem — CXX.
Ach! by niweczyć, rwie się młoda miłość, CXXI.
O ty miłości! nie córką-ś ziemicy! CXXII.
Duch swą pięknością bóle sobie stwarza, CXXIII.
Człek jest szalony, gdy kocha — młodości CXXIV.
Więdniemy z młodu — upadamy, słabi — CXXV.
Mało kto znajdzie — nikt — co kochać pragnie, CXXVI.
Całéj Przyrodzie nasze życie kłamie; CXXVII.
Lecz miejmy śmiałość rozważać! Niegodnie[158] CXXVIII.
Łuki na łukach, jakby Rzym tu stary, CXXIX.
Czerpie swe barwy, aby ich językiem CXXX.
Ty, co upiększasz nawet śmierć, co w krasie CXXXI.
Pośród tych zwalisk, gdzieś wzniósł swe ołtarze, CXXXII.
A ty, Nemezys wielka, co na szali CXXXIII.
Może to grzechy, które sam-em spłodził, CXXXIV.
Lecz gdyby mi się wyrwał krzyk, to zgoła CXXXV.
A przebaczeniem me klątwy! Niebiosy! CXXXVI.
Czy nie widziałem, czém to świat nas darzy — CXXXVII.
Ale ja żyłem, żyłem niedaremnie! CXXXVIII.
Pieczęć już dana... Witaj, groźna mocy, CXXXIX.
Tu się w gorączce tłumiły narody, CXL.
Przedemną, widzę, gladyjator leży: CXLI.
On-ci je słyszał, lecz na nie nie baczył: CXLII.
Tu, gdzie mord buchał wyziewem posoki, CXLIII.
Oto zwaliska! lecz jakie! z ich złomów CXLIV.
Lecz gdy się wspinać zacznie miesiąc siny CXLV.
„Gdy Koloseum stoi, Rzym stać będzie,[161] CXLVI.
Prosty, poważny, podniosły, surowy, CXLVII.
Zabytku doby, która była świętsza, CXLVIII.
Tu wnętrze kaźni! Między tym półmrokiem[164] CXLIX.
Młodego życia czyste źródło wzrasta, CL.
Ale tu młodość stare lata sili CLI.
Baśń, co nam drogę gwiazd opiewa mleczną, CLII.
Teraz się zwróćmy, gdzie mur Adryjana,[165] CLIII.
Lecz ten dom boży w jakiéj lśni ozdobie![166] CLIV.
Żaden ze starych, ni żaden dzisiejszy CLV.
Wejdź, jego wielkość ciebie nie przełamie! CLVI.
Stąpasz, a wnętrze rośnie z każdym krokiem — CLVII.
Nie wszystko ujrzysz od razu... Tę całość CLVIII.
Nie jéj, lecz twoja w tém wina: wszak zwolna — CLIX.
Tu się zatrzymaj w zachwycie! Tu więcéj CLX.
Lab ku szlachetnym bólom zwróć swe oczy, CLXI.
Lub spójrz na władcę niechybnych pocisków, CLXII.
Lecz w tych nadobnych kształtach — gdzieś w ustroni CLXIII.
Jeśli Prometej skradł z niebieskiéj góry CLXIV.
Lecz pieśni mojéj pielgrzym gdzież zostaje? CLXV.
Tam, gdzie się ciała gromadzą i życia, CLXVI.
W głębie przepaści, do tych strasznych cieni, CLXVII.
Cyt! głos z przepaści wychodzi głębokiéj — CLXVIII.
Gdzieś jest, monarchów i wodzów odnogo? CLXIX.
Wieśniaczki rodzą bezpiecznie — bez bólów... CLXX.
W wór się twój ślubny zmienił płaszcz; wesele CLXXI.
Nam, nie jéj, biada! ona śpi szczęśliwie:[167] CLXXII.
To byłby los jéj! Nie! wyrzucam z łona CLXXIII.
Patrz! Nemi, skryta między leśne wzgórza,[169] CLXXIV.
Albańskie, ledwie rozdzielone zdroje CLXXV.
Lecz jam zapomniał... Pielgrzym przebył trudy; CLXXVI.
Euksyn pośród Symplegad... Przedługi CLXXVII.
O, gdyby puszcza była nam schroniskiem, CLXXVIII.
Jaka to rozkosz w niedostępnym borze CLXXIX.
Tocz fale wód swych, oceanie siny! CLXXX.
Smug twój nie na to, aby go łupiły CLXXXI.
Te pancerniki, co gromami biją CLXXXII.
Państwa twych brzegów — czém są dzisiaj one? CLXXXIII.
Chwalebne lustro, gdzie się nawet w burzy CLXXXIV.
Jam umiłował ciebie, oceanie! CLXXXV.
Spełnione dzieło! koniec mojéj pieśni! CLXXXVI.
Bywajcie zdrowi! Niéma na to rady —
KONIEC.
|
jak mniema włoski jego wydawca, wydaje się on w każdym razie kopią arcy dzieła Ktezylausa, przedstawiającą rannego, umierającego człowieka, w którym w sposób skończony wyrażona jest ta resztka życia, jaka w nim jeszcze pozostała“. Montfaucon i Maffei uważali posąg ten za oryginał, ten atoli był z bronzu. Gladyator znajdował się przedtém w Willi Ludowisi, a kupił go Klemens XII. Prawe ramię jest całkowicie odnowieniem, dokonaném przez Michała Anioła. B.
Stanca CXLIV, w. 6. „Jak na pierwszego cesara łysinie“.
40) Swetoniusz opowiada nam, że Juliusz Cezar szczególnie był ucieszony dekretem senatu, pozwalającym mu wieniec laurowy przy każdéj nosić sposobności. Szło mu o to nie dlatego, aby pokazać, że jest zwycięzcą świata, ale dlatego, aby módz ukryć, że jest łysy. Cudzoziemcowi w Rzymie trudno pojąć tego rodzaju pobudkę i mybyśmy jéj nie zrozumieli, gdyby nam z pomocą nie przyszedł dziejopis. B.
Stanca CXLV, w. 1. „Gdy Koloseum stoi, Rzym stać będzie“.
41) „W upadku i końcu państwa rzymskiego“ przytoczono to jako dowód, że Koloseum było jeszcze całe w czasie, gdy je z końcem siódmego lub początkiem ósmego wieku widzieli pielgrzymi anglosascy. Bliższe szczegóły dotyczące Koloseum, znajdują się w Notach historycznych. B.
Stanca CXLVI, w 3. „Gmachu Jowisza, tumie Jezusowy“.
42) Jakkolwiek odarta ze wszystkiéj miedzi, oprócz pierścienia, który był niezbędny do podtrzymania otworu górnego; jakkolwiek wystawiona na powtarzające się pożary, jakkolwiek niejednokrotnie zalewana wodą rzeki i ciągle otwarta dla deszczów, rotunda ta zachowana jest tak, jak żaden inny, równéj starożytności pomnik. Z małemi zmianami stała się ona z świątyni pogańskiéj dzisiejszym kościołem, a jéj wgłębienia tak się dały do chrześcijańskich zastosować ołtarzy, że Michał Anioł, znakomicie obeznany z pięknem starożytném, użył ich jako modelu do kościoła katolickiego“. Forsyth’a „Włochy“ p. 137, wyd. 2. B.
Stanca CXLVII, w. 9. „Dlatego masz posągi, co tu stoją kołem“.
43) Panteon stał się dzisiaj przybytkiem, w którym poustawiano biusty wielkich, a przynajmniéj znakomitych mężów nowożytnych. Strugi światła które z szerokiego otworu górnego spadały ongi na koło bóstw, spływają dzisiaj na liczne zgromadzenie męczenników, pomiędzy któremi ten i ów otaczany jest przez ziomków czcią nieomal boską. O Panteonie patrz Noty historyczne. B.
Stanca CXLVIII, w. 1. „Tu wnętrze kaźni. Między tym półmrokiem“.
44) Ta i trzy następne zwrotki dotyczą historyi córki Rzymianina. Podróżnikowi przywodzi ja na pamięć rzeczywiste lub domniemane miejsce wydarzenia. Pokazują je w kościele św. Mikołaja in Carcere. Trudności, niepozwalające całkowicie uwierzyć w to opowiadanie, wyłożono w Notach historycznych. B.
Stanca CLII, w. 1. „Teraz się zwróćmy, gdzie mur Adryana“.
45) Zamek św. Michała. Patrz Noty historyczne.
Stanca CLIII, w. 1. „Lecz ten dom boży w jakiéj lśni ozdobie!“.
46) Ta i część następnych zwrotek dotyczą kościoła św. Piotra.
Stanca CLXXI, w. 1. „Nam, nie jéj, biada! ona śpi szczęśliwie“
47) „Śmierć księżniczki Karoliny wywarła nawet tutaj (w Wenecyi) wiel
kie wrażenie, w ojczyźnie musiało się ono równać trzęsieniu ziemi. Los téj biednéj dziewczyny jest smutny pod każdym względem. Umarła, licząc lat dwadzieścia czy coś takiego, urodziwszy dziecko i do tego chłopca, będąc księżniczką, a w przyszłości mając zostać królową, i to w chwili, gdy zaczynała być szczęśliwą, gdy zaczynała się sama cieszyć i budzić nadzieję. Boleję nad nią pod każdym względem“. Listy Byrona.
Stanca CLXXI, w. 6. „Naród, w szał zbrojny, aż przeciw tyranii“.
47) Marja (Stuart) umarła na rusztowaniu, Elżbieta z sercem złamaném, Karol piąty skończył jako pustelnik, Ludwik XIV, postradawszy bogactwa i sławę; Kromwell umarł ze strachu, a największy wreszcie Napoleon żyje jako więzień. Do tych władców możnaby dołączyć jeszcze długi, lecz zbyteczny szereg nazwisk równie świetnych i równie nieszczęśliwych. B.
Stanca CLXXIII, w. 1. „Patrz! Nemi, skryta między leśne wzgórza“.
48) Wioska Nemi leży w pobliżu arycyjskiego schroniska Egeryi, a od cieniów, które ongi osłaniały świątynię Dyany, zachowała ona dotychczas znamienne nazwisko „Gaj“. Nemi oddaloną jest tylko o konną jazdę jednego wieczoru od wygodnego hotelu w Albano. B.
Stanca CLXXIV, w. 9. „A tu wytchnienia szukał umysł Tulljuszowy!“
49) Wszystkie stoki wzgórzy Albano posiadają niedościgłą piękność, a z klasztoru, który na najwyższym znajduje się punkcie, wyparłszy świątynię Jowisza latyńskiego, obejmuje oko wszystko to, o czém mowa w powyższéj stancy: morze Śródziemne, cały krajobraz, gdzie się rozgrywają wypadki drugiéj połowy Eneidy, oraz wybrzeża, począwszy od upływu Tybru aż do przylądku Cyrrejskiego i Terracyńskiego. Patrz Noty historyczne. B.
„Na moście Westchnień, we weneckim grodzie
Stałem, tu pałac mając, tu więzienie“.
Połączenie pomiędzy pałacem książęcym a więzieniem weneckiém tworzy ponury most, albo raczéj kryta galerya, wznosząca się wysoko ponad wodą, kamiennym murem podzielona na korytarz i celę. Więzienia stanu, zwane pozzi czyli studnie, wpuszczone były w grube mury pałacu; więźniów, skazanych na śmierć, przeprowadzano środkiem galeryi na drugą stronę, a potem z powrotem do drugiéj części mostu, to jest celi, gdzie ich następnie duszono. Nizkie drzwi, przez które skazańca prowadzono do téj celi, dziś są zamurowane; korytarz atoli więcéj jest otwarty i znany jest pod nazwiskiem „Mostu Westchnień“. Pozzi znajdują się pod posadzką gmachu, u stóp mostu. Pierwotnie liczba ich wynosiła dwanaście; atoli za pierwszém najściem Francuzów, głębiéj leżące więzienia Wenecyanie coprędzéj zamurowali albo je rozwalili. Pomimo to można się dzisiaj jeszcze dostać do nich przez drzwi spuszczane i wczołgać się przez nawpół rozwalone otwory do głębokości dwóch piętr pod parterem. Ktoby chciał szukać ukojenia żalu po upadku władzy patrycyuszów, to je tutaj znajdzie; zaledwie jakiś promyczek światła drży w téj ciasnéj galeryi, prowadzącéj do cel, kaźnie natomiast zupełnie są ciemne. Wązki otwór w murze dopuszczał nieco wilgotnego powietrza z korytarza do wnętrza, służąc zarazem za miejsce, przez które więźniom podawano pożywienie. Drewniany tapczan, wyniesiony o stopę ponad posadzką, był jedynym tutaj sprzętem. Przewodnicy opowiadają, że wszelkie oświetlenie było zakazane. Długość ich wynosiła około pięć, szerokość dwa i pół, a wysokość siedem kroków. Cele znajdują się jedna pod drugą; w dolnych jamach oddychanie wielce jest utrudnione.
Gdy republikanie zeszli do tych straszliwych jaskiń, znaleźli w nich jednego tylko więźnia, który miał tam przesiedzieć lat szesnaście. Mieszkańcy tych więzień pozostawili na ścianach ślady swéj skruchy lub rozpaczy; niektórzy z nich zdradzają dużo bystrości umysłu. Nietylko z podpisów, ale także z wizerunków kościołów i dzwonnic, wyrytych na murach wynika, że niektórzy ze skazańców należeli do stanu duchownego albo nagrzeszyli przeciwko niemu.
Dla czytelnika będzie może warto zapoznać się z dokumentami, powstałemi w téj straszliwéj samotności. Trzy z tych napisów, które kopiowano niejednokrotnie, są następujące:
1. NON TI FIDAR AD ALCUNO PENSA e TACI
SE FUGIR VUOI DE SPIONI INSIDIE e LACCI
IL PENTIRTI NULLA GIOVA
MA BEN DI VALOR TUO LA VERA PROVA
1607. ADI 2. GENARO. FUI RE-
TENTO P’LA BESTIEMMA P’AVER DATO
DA MANZAR A UN MORTO
LACOMO. GRITTI. SCRISSE.
2. UN PARLAR POCHO et
NEGARE PRONTO et
UN PENSAR AL FINE PUO DARE LA VITA
A NOI ALTRI MESCHINI
1605.
EGO JOHN BAPTISTA AD
ECCLESIAM CORTELARIUS.
3. DE CHI MI FIDO GUARDAMI DIO
DE CHI NON MI FIDO MI GUARDARO IO
A TA H A NA
V. LA S. C. K. R.
Przepisywacz pozostawił błędy, nie poprawiając ich; niektóre z nich są atoli wątpliwe, ponieważ głoski były widocznie ryte na ścianie w ciemności. Warto zauważyć, że w pierwszym napisie czytać należy bestemmia i mangiar i że umieścił go widocznie więzień, skazany za jakąś zbrodnię, dokonaną na trupie; co się tyczy wyrazu cortellarius, to oznacza on mieszkańca parafii, położonéj na lądzie stałym, niedaleko morza; ostatnie zaś głoski początkowe mają widocznie wyrażać: Viva la santa Chiesa Kattolica Romana.
„Zmilkły w Wenecyi już echa Tassowe“.
Znana bardzo pieśń gondolierów, złożona z odmian stanc, wziętych z Tassa „Jerozolimy wyzwólonéj“, zmarła razem z niepodległością Wenecyi. Wydania wiersza, z oryginałem na jednéj kolumnie, a z waryacyami weneckiemi na drugiéj, tak jak go śpiewali wioślarze, były ongi częstemi, a i dzisiaj można je spotkać niejednokrotnie. Następujący wyjątek wykaże nam różnicę pomiędzy eposem toskańskim, a „Canta alla Barcariola“.
Canto l’arme pietose, e l’capitano
Che l’gran Sepolero liberò di Cristo.
Molto egli oprò col senno, e con la mano
Molto soffri nel glorioso acquisto;
E in van l’Inferno a lui s’oppose, e in vano
S’armò d’Asia, e di Libra il popol misto,
Che il Ciel gli diè favore, e sotto a i santi
Segni ridusso i suoi compagni erranti.
L’arme pietose de cantar gho vogia,
E de Goffredo la immortal braura
Che al fin l’ha libera co strassia, e dogia
Del nostro buon Gesù la Sepoltura
De mezzo mondo unito, e de quel Bogia
Missier Pluton non l’ha bu mai paura:
Dio l’ha agiuta, e i compagni sparpagnai
Tutti ’l gh’ i ha messi insieme idi del Dai.
Niektórzy ze starszych gondolierów umieją jednak dotychczas i od czasu do czasu śpiewają stancę tak znanego im ongi śpiewaka.
Ubiegłego 7 stycznia popłynął autor Czajlda Harolda wraz z drugim Anglikiem, piszącym te słowa, do Lido, w towarzystwie dwóch śpiewaków, z których jeden był cieślą a drugi gondolierem. Pierwszy usiadł na przedzie, drugi zaś u steru łodzi.
Wkrótce po pozostawieniu za sobą bulwaru Piazzetty, zaczęli śpiewać i nucili dopóty, dopóki nie dotarliśmy do wyspy. Pomiędzy innemi próbkami, śpiewali nam o śmierci Kloryndy, oraz o pałacu Armidy — i to nie w narzeczu weneckiem, lecz w toskańskiem. Cieśla, który był wprawniejszym od swego towarzysza i niejednokrotnie musiał mu dopomagać, mówił nam, że może nam oryginał przetłómaczyć. Dodał on także, że umie jakie trzysta stanc na pamięć, nie ma atoli ochoty (morbin — oto wyraz, jakiego użył) nauczyć się więcéj, albo śpiewać te, które mu są znane; trzeba mieć dużo wolnego czasu, aby tego się wyuczyć lub tém się zajmować, a spojrzyjcie — powiedział biedak daléj — na moje ubranie i na mnie; nie świetnie mi się wiedzie“. Słowa jego większe na nas wywarły wrażenie, aniżeli jego śpiew, który tylko przyzwyczajenie może uczynić przyciągającym. Recytatyw był ostry, krzykliwy i jednostajny; gondolier zaś pomagał swemu głosowi w ten sposób, że przykładał rękę do jednéj strony ust. Cieśla okazywał spokój, starając się zachować go do końca; był jednak za bardzo przejęty swym śpiewem, ażeby módz panować nad sobą. Od ludzi tych dowiedzieliśmy się, że śpiewanie nie ogranicza się tylko do gondolierów, ale, że inni do niższych klas należący, jakkolwiek śpiew tam jest rzadki, znają tę lub owę stancę.
Zdaje się, że równoczesne śpiewanie i wiosłowanie nie jest w zwyczaju. Jeżeli zresztą nieczęsto słyszy się wiersze z Jerozolimy wyzwolonéj; to przeciéż na kanałach weneckich dość dużo jest muzyki; w dni świąteczne zwłaszcza niejednemu cudzoziemcowi, nie umiejącemu zbytecznie odróżniać słów, może się zdawać niejednokrotnie, że z gondol rozbrzmiewają pieśni Tassa.
Autor uwag, zawartych w „Curiosities of Literature“, wybaczy, że przytaczam z niego dwa razy: z wyjątkiem bowiem kilku zwrotów nieco przesadnych i rozwlekłych, opis jego jest ścisły i wiele posiadający wdzięku. W Wenecyi umieją gondolierzy długie ustępy z Ariosta i Tassa, śpiewając je często na jakąś szczególniejszą nutę. Zdolność ta zdaje się jednak obecnie zanikać: w ostatnich czasach zdołałem z wielkim trudem dwóch znaléść zaledwie ludzi, którzy mi umieli przytoczyć coś z Tassa. Dodać muszę, że zmarły p. Berry zaśpiewał mi ongi ustęp z Tassa na sposób, w jaki podług jego zapewnienia nucą gondolierzy.
„Strofy śpiewają zawsze naprzemian dwie osoby. Molodyę znamy zresztą z Rousseau’a; wydrukowano ją w jego pieśniach; nie ma ona właściwie melodyjnego spadku i jest czémś pomiędzy canto fermo a canto figurato; do pierwszego zbliża się recytatywną deklamacyą, do drugiego zaś przejściami i tokami, przyczém zachowywaną i upiększaną bywa jedna zgłoska.
„Pewnego razu wsiadłem do gondoli przy blasku księżyca; jeden z śpiewaków usadowił się w tyle, a drugi na przedzie, i tak popłynęliśmy do St. Georgio. Jeden z nich zaczął śpiewać, a gdy skończył swą zwrotkę, podchwycił drugą pieśń i tak szło na przemiany jednym ciągiem. W całym tym śpiewie powtarzały się jedne i te same nuty bez przerwy, atoli stosownie do treści zwrotki kładł to jeden to drugi na tę lub owę nutę większy nacisk, i rzeczywiście ekspresja całéj zwrotki zmieniała się stosownie do tego, jak się zmieniała treść poematu.
„Ogółem dźwięki były szorstkie i chrapliwe; śpiewający zdawali się, jak to się dziać zwykło u ludzi niewykształconych, szukać doskonałości śpiewu w sile głosu; jeden chciał prześcignąć drugiego potęgą swych płuc; z tego téż powodu, dalekim będąc od znajdywania przyjemności w téj scenie, byłem, uwięziony w pudle gondoli, w położeniu nie bardzo przyjemném.
„Mój towarzysz, któremu zwierzyłem się z mych uczuć, starał się usilnie podtrzymać kredyt swych ziomków, że śpiew ten wielce jest przyjemny, jeżeli go się słucha z daleka. Stosownie do tego wysiedliśmy na brzeg, pozostawiając jednego z śpiewaków w gondoli, drugi zaś stanął od niego w oddaleniu o jakie sto kroków. Zaczęli tedy śpiewać jeden po drugim, ja zaś przechadzałem się pomiędzy niemi, w ten sposób, że opuszczałem tego, który rozpoczynał swą zwrotkę. Bardzo często stawałem, przysłuchując się to jednemu, to drugiemu.
„Rzecz wydawała się w ten sposób lepiéj przystosowaną. Silny deklamatorski, choć wrzaskliwy ton uderzał ucho z daleka, wywołując uwagę na siebie; prędko po sobie następujące przejścia, które z konieczności trzeba było niższym śpiewać tonem, wydawały się niby żałosnemi skargami, jakie następować zwykły po objawach wzruszenia lub boleści. Drugi, który z wielką słuchał uwagą, rozpoczynał bezpośrednio tam, gdzie poprzedni kończył, odpowiadając łagodniejszą lub gwałtowniejszą melodyą, stosownie do treści zwrotki. Milczące kanały, wyniosłe gmachy, światłość miesięczna, głębokie cienie gondol, mknących jak duchy, potęgowały dziwno wrażenie téj sceny; śród takich okoliczności nie trudno było przyznać, że śpiew ten przedziwnie jest harmonijny.
„Odpowiada on zupełnie naturze samotnego wioślarza, który, leżąc bezczynnie w swéj łodzi na jakim z kanałów i czekając na kamrata lub przybysza, chcącego się przejechać, skraca sobie nudę piosenkami lub poetycznemi historyjkami, jakie umie na pamięć. Wytęża on wtedy głos, jak tjlko może; głos ten rozlewa się szeroko i daleko ponad zwierciadłem wód, śpiewak zaś czuje się w otaczającéj go zewsząd ciszy samotnym pośród wielkiego i ludnego miasta. Nie dolatuje tutaj ani turkot wozów, ani hałas przechodniów, ciche gondole mkną to w tę, to w owę stronę: zaledwie, że słychać plusk wioseł.
„W oddali słyszy on drugiego, który mu zapewne wcale nie jest znany. Molodya i wiersze łączą natychmiast dwóch obeych ze sobą; jeden odpowiada natychmiast drugiemu, starając się usilnie, aby tamten go słyszał. W milczącém porozumieniu zmieniają oni wiersz za wierszem; a choćby śpiew miał trwać przez całą noc, śpiewacy podtrzymują go bez znużenia; słuchacze, przechadzający się od jednego do drugiego, biorą udział w téj zabawie.
„Wokalne to przedstawienie wydaje się najlepiéj w znaczném oddaleniu i jest wtedy niewymownie uroczém, ponieważ najlepiéj wywołuje pożądane wrażenia samotności. Jest to skarga, ale dźwięcząca przyjemnie, a czasami trudno się nawet od łez powstrzymać. Towarzysz mój, który wcale nie był delikatnie zorganizowaną osobistością, powiedział pewnego razu zupełnie niespodzianie: — E singolare come quel canto intenerisce, e molto più quando lo cantano meglio.
„Opowiadano mi, że kobiety na Libo[171], tym długim szeregu wysp, dzielącym Adryatyk od lagun, zwłaszcza zaś kobiety z najdalszych okolic Malamocco i Palestriny, śpiewają w ten sam sposób urywki z dzieł Tassa i na tę samo nutę.
„Mają one ten zwyczaj, że gdy ich mężowie zajęci są połowem ryb na morzu, wysiadują wieczorami na wybrzeżach, śpiewając te pieśni; zawodzą one donośnym głosem tak długo, aż nie usłyszą i nie odróżnią z daleka odpowiedzi swych mężów“.
Zamiłowaniem do muzyki i poezyi wyróżniają się wszystkie warstwy ludności weneckiéj z pomiędzy innych muzykalnych synów Italii. Miasto samo dostarcza licznych słuchaczy dwom lub trzem przybytkom oper od razu. Mało téż jest wypadków w życiu prywatném, któreby nie spowodowały puszczenia w obieg jakiegoś drukowanego sonetu. Uzyska jakiś lekarz lub prawnik stopień doktorski, wygłosi jakiś ksiądz pierwsze swe kazanie, wykona jakiś chirurg operacyę, zapowie arlekin swój odjazd lub przedstawienie benefisowe, odbędzie się wesele, chrzest albo proces jakiś, a już przywołuje się muzy, ażeby zliczyły odpowiednią ilość zgłosek, i tryumf odnośnéj jednostki rozbrzmiewa na przepysznych białych lub kolorowych plakatach, zajmujących połowę rogów ulic miasta. Ostatni dyg uwielbianéj primadonny sprowadza istny deszcz takich hołdów z owych górnych regionów, skąd w naszych teatrach spływają tylko kupidynki lub śnieżyce. Jest pewna poezya w całém życiu wenecyanina; zwykły jego bieg przerywają niespodzianki i zmiany, godne wyobraźni poetyckiéj, a tak różniące się od treściwéj jednostajności życia Północy; zabawa zalicza się tutaj do obowiązków, obowiązki łagodzi zabawa; jedno i drugie uważane tu bywa za niezbędne składniki żywota, a spełnia się je z jednakową poważną obojętnością oraz wesołą skrzętnością. Gazeta wenecka zamyka regularnie swe łamy następnjącém trojakiem doniesieniem:
Wystawienie Przenajświętszego Sakramentu w kościele świętego —
Św. Mojżesz, opera.
Św. Benedykt, komedya charakterów.
Św. Łukasz, nie ma przedstawienia.
Jeżeli sobie przypomnimy, z jaką czcią otaczają katolicy Przenajświętszy Sakrament, to zdawałoby się, że mogliby dla niego daleko godniejsze znaléść miejsce, aniżeli pomiędzy szaradą i widowiskiem teatralném.
Ma święty Marek swego lwa: on stoi,
Gdzie stał...
W podróży swojéj do Inwalidów utracił Lew ewangelię, którą trzymał w łapie: obecnie znajduje się łapa ta w równéj wysokości z drugą nogą. Tak samo i rumaki wróciły na swe źle wybrane miejsce, z którego je wyniesiono, i jak dawniéj, tak i dzisiaj zakryte są do połowy przez okno portalu św. Marka. Historya ich została po długim sporze zadawalniająco wyjaśnioną. Według zdania Grizzo’a i Janetti’ego, a w ostatnich czasach św. Leopolda Cicognary są one pochodzenia rzymskiego i nie powstały wcześniéj, jak za panowania Nerona. Atoli Schlegel dopiero pouczył Wenecyan o wartości ich skarbów, a w końcu jakiś Grek podniósł rzekome prawa swych ziomków do tego szlachetnego dzieła sztuki[172]. Nie pozostawiono wprawdzie Mustodisi’ego bez odpowiedzi, ale właściwie twierdzeń jego nie zbito.
Wobec tego zdaje się, że rumaki te pochodzą z Chios i że do Konstantynopola przewiózł je Teodozyusz. Styl lapidarny jest ulubioną zabawką Włochów i przyniósł sławę więcéj niż jednemu z ich literackich charakterów. Do najlepszych wzorów, wyszłych z drukarni Bodoniego, należy poważny ton napisów, wygotowanych przez jego przyjaciela Pacciandiego. Niektóre z nich poświęcone są odzyskanym na nowo rumakom. Miejmy nadzieję, że nie wybrano sobie najlepszego napisu, umieszczając następne słowa złotemi głoskami ponad portalem katedry:
QUATUOR· EQUORUM· SIGNA· A· VENETIS·
BYZANTIO· CAPTA· AD· TEMP· D· MAR· A· R· S·
MCCIV· POSITA· QUAE· HOSTILIS·
CUPIDITAS· A· MDCCIIIC· ABSTULERAT·
FRANC· I· IMP· PACIS· ORBI· DATAE· TROPHAEUM·
A· MDCCCXV· VIOTOR· REDUXIT.
Nie chcę nic mówić o łacinie, ale niech mi będzie wolno zauważyć, że po stronie Wenecyan było conajmniéj takie samo bezprawie, gdy uwozili rumaki z Konstantynopola, jak po stronie Francuzów, którzy je zawlekli do Paryża; byłoby téż daleko rozumniéj nie wspominać wcale ani o jednym, ani o drugim rabunku. Przytém władca apostolski nie powinien był pozwolić na to, aby nad główną bramą kościoła metropolitalnego umieszczano napis, odnoszący się do innych tryumfów, niż do religii. Tylko pacyfikacya świata mogłaby tego rodzaju błąd uniewinnić.
„Gdzie Szwab się korzył, Austryi dziś obuchy; Gdzie cesarz klękał, cesarz na kark siada.
Po niejednym daremnym wysiłku Włochów, aby się wyswobodzić z pod jarzma Fryderyka Barbarossy, oraz po tak samo bezowocnych zabiegach cesarza, aby stać się samowładnym panem swoich dzierżaw cyzalpińskich, zostały krwawe walki, trwające lat 24, szczęśliwie w mieście Wenecyi zakończone. Papież Aleksander III i Barbarossa porozumieli się pomiędzy sobą co do warunków pokoju już przedtém; to téż pierwszy, otrzymawszy pewny glejt, przybył do Wenecyi z Ferrary w towarzystwie posłów króla Sycylii oraz zastępcy Związku lombardzkiego. Pomimo to trzeba tu było jeszcze niejeden punkt wyjaśnić, tak, że przez kilka dni zdawało się, jakoby spokój nie mógł być zawarty. Gdy rzeczy tak się miały, przyszła naraz wiadomość, że cesarz zawitał do Chiozy, zamku, oddalonego od stolicy o mil (ang.) piętnaście. Z wielkim hałasem powstali Wenecyanie i parli ku temu, ażeby go natychmiast sprowadzić do ich miasta. Przerazili się Lombardowie i wsunęli się do Trewizo. Papież obawiał się również nieszczęścia, gdyby Fryderyk zjawił się naraz u niego, uspokoiła go jednak mądrość i zręczność doży Sebastyana Zianiego. Liczne poselstwa przebywały drogę pomiędzy Chiozą a stolicą, aż nareszcie cesarz spuścił z swych uroszczeń, „złożył minę lwa rozjuszonego, przybierając natomiast postawę łagodnego baranka“[173].
W sobotę d. 23 lipca 1177 r. sześć statków weneckich przywiozło z wielką okazałością Fryderyka z Chiozy na wyspę Lido, o milę od Wenecyi odległą. Następnego rana udał się papież w towarzystwie posłów sycylijskich i lombardzkich, których ze stałego odwołał lądu, oraz śród wielkiego tłumu ludzi, z pałacu patryarchy do kościoła św. Marka i odwołał klątwę, rzuconą na cesarza i jego stronników. W imieniu cesarza zaś wyrzekł się kanclerz jego stosunków z przywłaszczyciolami tronu papieskiego i ich sojusznikami. Doża udał się natychmiast w otoczeniu licznych księży i świeckich na pokład statku, aby przywitał Fryderyka i odprowadził go z wielką okazałością z Lido do stolicy. Cesarz opuścił statek na bulwarze Piazzetta. Doża, patryarcha, biskupi i duchowieństwo wraz z tłumem ludu weneckiego kroczyli przed nim w uroczystéj procesyi z krzyżami i chorągwiami do kościoła św. Marka. Aleksander zasiadł przed westybulem bazyliki, otoczony biskupami i kardynałami, z patryarchą Akwilei, z arcybiskupami i biskupami Lombardyi, odzianemi we wspaniałe szaty kościelne.
Fryderyk zbliżył się, natchniony przez Ducha św., ażeby w osobie Aleksandra uczcił Wszechmogącego, pozbył się swéj godności cesarskiéj, zrzucił z siebie płaszcz i położył się jak długi u stóp papieża. Aleksander, ze łzami w oczach, podniósł go dobrotliwie z ziemi, pocałował go i pobłogosławił, poczém Niemcy zaśpiewali natychmiast głosem donośnym: „Ciebie, Boże, chwalimy“. Cesarz, pochwyciwszy prawicę papieża, poprowadził go do kościoła, a otrzymawszy od niego błogosławieństwo, wrócił do książęcego pałacu[174]. Ceremonia tego upokorzenia powtórzyła się dnia następnego. Na prośbę Fryderyka odprawił sam papież mszę w kościele św. Marka. Cesarz zrzucił znowu cesarski płaszcz ze siebie, pochwycił pastorał, rozpędzał nim tłum nabożnych i kroczył przed papieżem do ołtarza. Aleksander odczytał ewangielię i kazał przed ludem. Cesarz stanął tuż przy ambonie i słuchał uważnie; rozrzewnił papieża ten objaw uszanowania (wiedział on bowiem, że Fryderyk nie rozumiał z tego ani słowa), rozkazał więc patryarsze akwilejskiemu, ażeby kazanie łacińskie przetłómaczył na język niemiecki. Następnie odśpiewano Credo. Fryderyk złożył ofiarę, pocałował papieża w stopę, a gdy msza się skończyła, pochwycił go za rękę i towarzyszył mu aż do jego konia białego. Podtrzymał mu strzemię i chciał konia za cugle prowadzić, papież atoli uznał chęć za wykonanie, pożegnał się z nim serdecznie, udzieliwszy mu swego błogosławieństwa. Taką jest treść opowiadania arcybiskupa salernitańskiego, który przy ceremonii téj był obecny, a którego relacya potwierdzoną została przez wszystkie opowiadania późniejsze. Płaszczenie się to nie byłoby godne tak dokładnéj wzmianki, gdyby ono nie było równocześnie tryumfem wolności i zabobonu.
Stany lombardzkie zawdzięczały temu wydarzeniu potwierdzenie swych przywilejów; Aleksander zaś miał wszelki powód do podziękowania Wszechmogącemu, że pozwolił słabemu, bezbronnemu starcowi ujrzéć u stóp swoich strasznego, potężnego władcę.
„Niech choć na chwilę ślepego Dandola, Bizancyum zdobywcy, zawładnie tu wola“.
Czytelnik przypomni sobie wykrzyk mieszkańców gór: Ach! choć jednę godzinę być w Dundee! Henryk Dandolo, wybrany dożą w roku 1192, miał lat ośmdziesiąt i pięć. Gdy stał na czele Wenecyan podczas oblężenia Konstantynopola, liczył on zatém lat dziewięćdziesiąt i siedem. W tym wieku dodał on ćwierć i pół całego państwa Romanii[175], bo tak nazywano państwo rzymskie, do tytułu dzierżaw weneckiego doży. Te trzy ósme państwa tego zaznaczone są jeszcze w dyplomach, wydanych za czasów panowania doży Jana Dolfino, który jeszcze w r. 1357 określenia tęgo używał[176].
Dandolo kierował osobiście szturmem na Konstantynopol: dwa okręty, „Raj“ i „Pielgrzym“, zostały związane razem, a z ich górnych pokładów spuszczono drabinę, rodzaj zwodzonego mostu na mury. Doża był jednym z pierwszych, którzy przedarli się w ten sposób do miasta. Spełniło się wtedy, jak mówią Wenecyanie, proroctwo erytrejskiéj wróżki: „Potężni zbiorą się pod przewodnictwem ślepego hetmana na falach Adryatyku, otoczą kozła, zhańbią Bizancyum, zczernią jego gmachy i rozproszone będą jego bogactwa; i nowy kozioł zabeczy, gdy się wzniosą i przebiegną 51 stóp i 9 i pół cala“[177]. Dandolo umarł 1 czerwca 1205 r., pełniwszy rządy przez lat trzynaście, sześć miesięcy i pięć dni, a pochowany był w kościele św. Zofii w Konstantynopolu. Powstańczy ów aptekarz, który w r. 1796—7 pochwycił miecz dożów i dawnym rządom koniec położył, nazywał się dziwnym sposobem Dandolo.
„Nie sprawdziły się Doryi groźne znaki?
Nie w jarzmie oneż i Wenecya z niemi?
Po przegraniu bitwy pod Polą oraz po wzięciu Chiozy 16 sierpnia 1379 przez połączone wojska Genueńczyków i Franciszka z Karrary, władcy Padwy, byli Wenecyanie doprowadzeni do rozpaczy. Wysłali oni do zwycięzców poselstwo z białym arkuszem papieru, prosząc, aby spisali na nim wszystkie, jakie im się tylko podoba, warunki, pozostawiając jedynie niepodległość Wenecyi. Książę Padwy gotów był propozycyi téj wysłuchać, Genueńczycy natomiast, którzy po zwycięstwie pod Polą wołali: „do Wenecyi! do Wenecyi! niech żyje św. Jerzy!“ postanowili rywalkę swoję zniweczyć; Piotr Doria, dowódca ich, dał błagającym taką odpowiedź: „Na Boga! panowie weneccy! nie proście księcia padewskiego ani rzeczypospolitéj genueńskiéj prędzéj o pokój, aż nie nałożymy cugli nieokiełzanym rumakom waszym, stojącym nad bramą waszego ewangielisty św. Marka. Gdy je okiełzamy, wówczas będziecie spokojni. Taka jest wola nasza i naszéj rzeczypospolitéj. Co się zaś tyczy moich braci genueńskich, których przyprowadziliście ze sobą, aby nam ich oddać, to ja ich nie chcę; weźcie ich sobie napowrót; za kilka bowiem dni przybędę sam i wybawię ich i wszystkich innych z więzienia“. W rzeczywistości téż dotarli Genueńczycy aż do Malamocco, o pięć mil od stolicy; atoli niebezpieczeństwo, w jakie popadli, oraz pycha ich wrogów, dodały Wenecyanom otuchy, tak, że podziwienia godne uczynili wysiłki oraz niejednę złożyli ofiarę, o czém ich dziejopisarze z wielką wspominają troskliwością. Vettosa Pisanicgo postawiono na czele 34 statków. Genueńczycy, opuściwszy Malamocco, usunęli się w październiku do Chiozy; niebawem jednak stali się znowu groźnemi dla Wenecyi, która w ostatecznych ujrzała się opalach. W tym samym jednak czasie, 1 stycznia 1380 r. wrócił Carlo Zono, który na czele czternastu okrętów, okrążał był wybrzeże genueńskie. Wenecyanie nie byli więc dosyć mocni, ażeby módz oblegać Genuę. Doria zabity został 22 stycznia kulą kamienną, ważącą 195 funtów, wyrzuconą z działa, zwanego trewizańskiém. Rozpoczęło się oblężenie Chiozy; 5000 wojsk pomocniczych, śród których było kilku kondotierów angielskich, złączyło się pod dowództwem kapitana Ceccho z Wenecyanami. Genueńczycy zaczęli teraz prosić o pokój, a gdy ich nie wysłuchano, zdali się na łaskę lub niełaskę; d. 24 czerwca 1380 r, odbył doża Contarini tryumfalny wjazd do Chiozy. Cztery tysiące jeńców, dziewiętnaście okrętów, a oprócz tego wielka liczba pomniejszych statków i łodzi, wraz z amunicyą, bronią i wszelkiemi przyborami wojennemi dostało się w ręce zwycięzców, którzy byliby chętnie panowanie swe ograniczyli do miasta Wenecyi, gdyby nie bezlitosna odpowiedź, jaką otrzymali od Doryi. Opisanie tych zajść znajduje się w dziele, nazwaném „Wojna Chiozańska“, napisaném przez Daniela Chinazzo, który w owym czasie znajdował się w Wenecyi.
„Próżne ulice, cudzoziemskie warty,
Świadcząc, kto w dole tu, a kto u góry“.
Ludność Wenecyi wynosiła z końcem siedemnastego stulecia około 200,000 dusz. Podczas ostatniego spisu, przeprowadzonego mniéj więcéj przed dwoma laty, było zaledwie 103,000, a liczba ta zmniejsza się z dniem każdym. Handel i urzędy, które były niewyczerpaném źródłem wielkości Wenecyan, przestały istnieć. Większą część patrycyuszowskich mieszkań dziś opuszczono i znikłaby téż stopniowo z powierzchni, gdyby nie rząd, przerażony zburzeniem siedemdziesięciu dwu gmachów podczas dwóch lat ostatnich, nie był wyraźnie usunął tego smutnego źródła dochodu biedaków. Wiele resztek szlachty weneckiéj zanikło lub zanika wraz z swemi pałacami, zbudowanemi przez Palladia, albo zmieszało się z bogatemi żydami nad wybrzeżem Brenty. Po „gentiluomo Veneto“ pozostało tylko jeszcze nazwisko. Tworzy on tylko cień swéj dawniejszéj istoty, jest atoli grzecznym i gładkim. Wybaczyć mu trzeba, że stał się kwerulantem. Jakiekolwiek były błędy rzeczypospolitéj weneckiéj i jakkolwiek cudzoziemcowi zdawać się może, że straciła swój byt naturalnym biegiem, to przeciéż od Wenecyan można się tylko jednego spodziewać uczucia. Nigdy poddani rzeczypospolitéj nie zgromadzili się tak jednomyślnie około chorągwi św. Marka, jak to się w ostatnich stało czasach; tchórzostwo zaś i zdrada kilku patrycyuszów, którzy fatalną zalecali neutralność, ograniczyły się jedynie do osób samych zdrajców. Obecne pokolenie nie może użalać się na utratę swych form arystokratycznych i na zbyt despotyczny rząd; myśli on dzisiaj jedynie o stracie swéj niepodległości. Wspomnienie tego gotuje im boleść i pozbawia ich na chwilę wesołego humoru. O Wenecyi można powiedziéć słowami Pisma, że „umiera codziennie“; upadek jéj tak jest ogólny i tak widoczny, że odczuwa go boleśnie każdy cudzoziemiec, nie mogący się pogodzić z myślą, że przed oczyma jego cały zanika naród.
Gdy jednak sztuczna ta kreacya utraciła zasady, które ją powołały do życia i podtrzymywały jéj byt, musiała się ona rozpaść na kawałki i zginąć jeszcze szybciéj, aniżeli wzrosła. Wstręt do niewoli, który ongi Wenecyan powołał na morze, wypędził ich od czasu ich upadku na ląd, gdzie wśród tłumu pozbawionych niepodległości nie wpadają zbyt w oczy i nie przedstawiają upokorzającego widoku narodu, któremu dopiéro co nałożono kajdany. Ich uprzejmość i układność i owa szczęśliwa obojętność, będąca jedynie wypływem fizycznego ustroju (bo do filozofii rościć sobie prawa nie może) nie zaginęły i śród tych stosunków; zatraciły się jednak stopniowo pewne właściwości ubiorów oraz zwyczajów, a szlachta, czująca się, z właściwą wszystkim Włochom dumą, panami, nie mogła sobie dotychczas wytłómaczyć, że nie należy wystawiać na pokaz swéj dzisiejszéj nieznaczności. Blasku, który był dowodem i częścią ich potęgi, nie chcą oni poniżać przez to, ażeby i w poddaństwie paradować. Usunęli się oni ze stanowiska, jakie zajmowali w oczach współobywateli; gdyby byli na niém pozostali, to mogło było wyglądać, jak gdyby się pogodzili ze swém nieszczęściem; obraziliby oni wówczas wszystkich tych, którzy od powszechnego cierpieli upadku. Ci, którzy pozostali w opustoszałém mieście, nie żyją, lecz błąkają się raczéj jak widma na widowni swéj minionéj potęgi. „Kto tu jest na dole, a kto u góry, o tém nie może tutaj wypowiedziéć zdania człowiek, który ze względów politycznych jest przyjacielem i sprzymierzeńcem zwycięzcy. Pomimo to mogę powiedziéć tyle, że dla tych, którzy pragną utraconą odzyskać niepodległość, będą wszyscy władcy przedmiotem przekleństwa; można téż z wielką przepowiedziéć pewnością, że bezpłodna ta nienawiść nie ustanie dopóty, dopóki Wenecya nie przepadnie w błocie zawalonych swych kanałów.
Melodyami łzawił
Drzewo imienia lubéj i sam siebie wsławił.
Dzięki bystrości krytycznego umysłu pewnego Szkota, wiemy o Laurze tyle co i dawniéj[178]. Odkrycia abbé de Sade’a, jego tryumfy, jego drwinki nie mogą nas ani nauczyć, ani zabawić. Nie należy jednak wierzyć, jakoby pamiętniki jego czytały się na wzór romansu w rodzaju Belizaryusza i Inkasów, choć tak twierdzi dr. Beattie — wielkie wprawdzie imię, ale mała powaga[179]. „Praca tamtego nie była daremną, choć ośmieszyła go, zarówno jego „miłość“, jak i inne namiętności[180]. Hipoteza, która przekonała walczących pomiędzy sobą Włochów, porwawszy za sobą i innych mniéj interesowanych krytyków, dobiegła dzisiaj końca. Mamy więc nowy dowód, że nigdy nie możemy być pewni, azali najdziwniejszy paradoks, posiadający tém samém ułudniejsze pozory prawdy, nie ustąpi miejsca dawnemu, na nowo do życia powołanemu przesądowi.
Zdaje się więc po pierwsze, że Laura urodziła się, żyła i umarła nie w Awinionie, lecz na prowincji. Źródła Sorgi, gąszcze Cabrières mogą zatém odwoływać się do swych dawnych praw, a wygwizdanego de la Bastie można znowu słuchać z przyjemnością. Hipoteza owego abbé nie ma więc silniejszych podstaw, jak tylko sonet na pergaminie, medal, znaleziony przy szkielecie żony Hugona de Sade, oraz rękopism Petrarkowych objaśnień Wirgiliusza, przechowywany obecnie w księgozbiorze ambrozyańskim. Jeżeli dowody te są prawdziwe, to w przeciągu dwunastu godzin napisany był ów sonet, medal zaś narysowany, odlany i złożony; wszystkie te zaś dobrze obmyślane funkcye dokonane zostały przy trupie zmarłéj od dżumy i pochowanéj tego samego jeszcze dnia. Dokumenty te są więc zbyt stanowcze i dlatego właśnie nie są dowodem prawdy lecz kłamstwa; albo sonet jest fałszerstwem, albo objaśnienia Wirgiliusza. Abbé uważa jedno i drugie za niezbicie prawdziwe, wyciągnięta z nich dedukcya jest nieuniknioną — atoli jedno i drugie widocznie jest fałszywém[181].
Po drugie, Laura nie była nigdy zamężną, będąc raczéj dumną dziewicą, niż ową czułą i rozumną żoną, która Awinion wsławiła, uczyniwszy go widownią szlachetnéj namiętności francuskiéj, i grając tutaj przez lat 21 małą komedyjkę zmiennych faworów i odkoszów z pierwszym poetą stulecia[182]. Było to rzeczywiście zbyt niedelikatnie, ażeby na podstawie źle wytłómaczonego skrócenia, oraz decyzyi jakiegoś księgarza przypisać dziewicy jedenaścioro dzieci[183] Zresztą uczuwa się zadowolenie, jeżeli się pomyśli, że miłość Petrarki nie była platoniczną. Szczęście, które chciał on raz tylko posiąść i to na jednę chwilę, nie było z pewnością duchowém[184], a przynajmniéj z sześciu ustępów sonetów jego można wyczytać coś w rodzaju propozycyi ożenku z istotą, którą niesłusznie uważano za cień jakiejś nimfy. Miłość Petrarki nie była ani platoniczną, ani poetyczną; a jeżeli w którém miejscu swych dzieł nazywa ją „amore veementissimo ma unico ed onesto,“ to w liście do przyjaciela pisze, że była ona grzeszną i przewrotną, że go zupełnie pożera i opanowuje jego serce.
W tym wypadku jednak okrzyczano go może zbytecznie za grzeszność jego pożądań; Abbé de Sade bowiem, który z pewnością nie byłby tak skrupulatnym, gdyby pochodzenie swoje mógł wywieźć od Laury i Petrarki, ujmuje się gorąco za cnotliwość swéj prababki. Co się zaś tyczy samego poety, to nie mamy żadnego dowodu jego niewinności, chyba nieustanność jego zalotów. Zapewnia on nas w liście do potomności, że już w czterdziestym roku życia uczuł on nie tylko wstręt do wszelkiéj „rozpusty“, ale że nawet zupełnie o niéj stracił wyobrażenie. Narodziny jednak naturalnéj jego córki przypadły nie prędzéj, jak na trzydziesty dziewiąty rok jego życia; zawiodła więc poetę albo pamięć, albo ze względu na moralność, zapomniał o swojém przewinieniu[185], najsłabszego atoli dowodu, że miłość jego była czystą, trzeba szukać w tém, że przeżyła ona przedmiot swéj namiętności. Twierdzenie de la Basti’ego, że tylko cnota odbiera wrażenia, których śmierć zniszczyć nie może, należy do rodzaju tych, które każdy uzna za kłamliwe, kto tylko zechce swe własne badać serce, albo téż opisy uczuć innych ludzi[186]. Tego rodzaju bajki mogą świadczyć o Petrarce lub o jego moralności tylko w umysłach bardzo słabych, albo téż bardzo młodych. Kto atoli choćby trochę przekroczył granicę opiekuństwa i młodzieńczéj nieświadomości, ten nie zbuduje się niczém więcéj, jak tylko prawdą. To, co nazywamy obroną czci osoby lub narodu, jest najbezpłodniejszą, najwstrętniejszą i najmniéj pouczającą pisaniną; wprawdzie będzie ona zawsze pożądańszą, niż poważna krytyka, któréj przypisujemy zacne chęci obniżenia wielkiego człowieka do poziomu innych ludzi. Koniec końcem, nie jest to nieprawdopodobném, że nasz historyk miał słuszność, trzymając się swéj ulubionéj hipotezy, dającéj autorowi pewne oparcie, choć nie ocalającéj wcale honoru wciąż jeszcze nieznanéj kochanki Petrarki[187].
W Arkwie, gdzie umarł, spoczął téż to mogile.
Petrarka usunął się do Arkwy w r. 1370, bezpośrednio po powrocie z nieszczęśliwéj próby odwiedzenia Urbana V w Rzymie, i z wyjątkiem słynnéj podróży do Wenecyi w towarzystwie Franciszka Novello z Karrary, zdaje się, że cztery ostatnie lata swego życia przebył pomiędzy tém uroczém ustroniem a Padwą. Cztery miesiące przed śmiercią był on w stanie ciągłego osłabienia, a rano 19 lipca 1374 r. znaleziono go nieżywego w krześle, z głową opartą na książce. Krzesło to można do dzisiejszego dnia widziéć śród drogocennych zabytków w Arkwie, które od śmierci tego wielkiego męża były przedmiotem czci nieustannéj, a których prawdziwość z powodu tego na większą zasługuje wiarę, aniżeli pamiątki po Szekspirze w Stradford-upon Avon.
Arquà (bo akcent na ostatniéj jest zgłosce, jakkolwiek w wierszu zachowano analogię języka angielskiego), leży 12 mil od Padwy, a trzy mile (angielskie) po prawéj od drogi, prowadzącéj do Rovigo, w sercu wzgórzy euganejskich. Po dwudziestominutowéj przechadzce, śród łąk miejscami pokrytych zaroślami, dochodzimy do małego, błękitnego jeziora, czystego choć bezdennego, położonego u stóp łańcucha wzgórzy i pochyłości, porosłych winem i drzewami, śród których dużo jest wierzb i granatów oraz innych krzewów, południowemi pokrytych owocami. Od brzegów jeziora wije się droga ku wnętrzu gór, niebawem ujrzysz kościół arkweński, położony śród załomu skał, otaczających wioskę. Domy porozrzucane w pewnych odstępach na pochyłościach tych wzgórzy; dom poety znajduje się na stoku wzgórka, z dwóch stron odkrytego, z którego masz widok nie tylko na kwitnące ogrody, położone w dolinie bezpośrednio u stóp wzgórza leżącéj, ale także na odległe niwy, gdzie w oddali ponad krzewami morwowemi, festonami wina w jednę zbitemi masę, oraz nad wierzbinami ujrzysz tu i owdzie strzelające do góry cyprysy i wieże kościołów, aż się oko twe zgubi gdzieś przy ujściu Padu i na wybrzeżach Adryatyku. Klimat tych wzgórz wulkanicznych jest cieplejszy, a winobranie rozpoczyna się tutaj o tydzień wcześniéj, aniżeli w dolinie padewskiéj. Petrarka spoczywa — nie można właściwie powiedziéć, aby był pogrzebany — w sarkofagu z czerwonego marmuru, opartym na czterech pilastrach, ustawionych na wysokiéj podstawie, nie mającym z innemi zwykłemi grobami żadnéj styczności. Grobowiec stoi samotny na widoku, niebawem jednak zasłonią go cztery drzewa wawrzynowe, posadzone późniéj. Źródło Petrarki — bo tutaj wszystko należy do Petrarki — płynie i rozlewa się pod sztuczném sklepieniem, opodal kościoła; posiada ono nawet w najgorętszéj porze roku wielki zasób wody miękkiéj, w któréj już w starożytności euganejskie słynęły wzgórza. Ustronie to byłoby jeszcze bardziéj przyciągającém, gdyby w pewnych porach roku nie nawiedzały go osy i szerszenie. Innego podobieństwa pomiędzy grobami Petrarki i Archilocha niéma. Rewolucye wieków dały pokój tym na uboczu leżącym dolinom, a jedyny gwałt, jaki zadano popiołom Petrarki, nie był wypływem nienawiści, lecz czci. Usiłowano bowiem pozbawić sarkofag jego skarbu, pewien Florentczyk ukradł téż rzeczywiście jedno ramię przez szczelinę, do dzisiaj widoczną. Zhańbienia tego nie zapomniano, posłużyło ono znowu do zespolenia poety z krajem, gdzie się urodził, ale w którym żyć nie chciał. Chłopaczek wiejski z Arkwy, zapytany, kim był Petrarka, odpowiedział mi, że „tamci na probostwie wiedzą to dobrze, a on wie tylko to, że to był Florentczyk.“
P. Forsyth[188] nie zupełnie był ścisłym, twierdząc, że Petrarka opuściwszy Toskanę w wieku chłopięcym, nigdy już do niéj nie wrócił. Zdaje się, że był on we Florencji, udając się z Parmy do Rzymu, oraz wracając stamtąd w r. 1350 i że zabawił dość długo, aby zaznajomić się nieco z najznakomitszemi mieszkańcami tego grodu.
Pewien szlachcic florencki, zawstydzony wstrętem, jaki poeta czuł do swéj ojczystéj ziemi, starał się sprostować ów nieznaczny błąd naszego znakomitego zresztą podróżnika, którego on znał i cenił z powodu jego nadzwyczajnych zdolności, rozległéj wiedzy, oraz wyszukanego smaku, z któremi to przymiotami łączył on prostotę obyczajów, będącą nieraz najpewniejszą choć niekoniecznie niezbędną cechą umysłów wyższych.
Każdy krok kochanka Laury śledzono i zapisywano z bojaźliwą niemal skwapliwością. Dom, w którym mieszkał w Wenecyi, stoi do dzisiaj. Mieszkańcy Arezza, chcąc ostatecznie zakończyć długo spór, jaki się wszczął pomiędzy tém miasteczkiem a sąsiednią Ancizą, dokąd przewieziono siedmiomiesięcznego Petrarkę i gdzie on aż do siódmego roku życia przebywał, oznaczyli długim napisem miejsce, w którém się ich wielki ziomek urodził. Poświęcono mu także tablicę pamiątkową w Parmie, w katedrze św. Agaty, gdzie był archidyakenem bractwa tamtejszego i gdzie go nie pochowano jedynie dlatego, że umarł w Pawii, w którém to mieście przebył jesień 1368 r. u zięcia swego Brossano. Stosunki polityczne, które przed wiekami powstrzymywały Włochów od krytykowania żyjącego, ześrodkowały dzisiaj ich uwagę w uwielbianiu go po śmierci.
...Złotych blasków morze
Lejąc na przekór tych krushańskich trutni
Oraz Boala...
Kuplet, w którym Boileau starał się obniżyć wartość Tassa, niechaj tak samo jak niejeden inny przykład, przytoczony przezemnie powyżéj, usprawiedliwi zdanie, które wypowiedziałem o harmonii wiersza francuskiego.
„A Malherbe, à Racan, préfère Théophile,
Et le clinquant du Tasse à tout l’or de Virgile.“ Sat. IX.
Biograf Serassi[189], kierując się względami wobec włoskiego czy francuskiego poety, zauważył, że satyryk naganę tę odwołał czy téż uniewinnił i że przyznał późniéj, jako twórca Jerozolimy jest „gieniuszem podniosłym, potężnym, zrodzonym do wspanialszych wzlotów poezyi.“ Do togo dodać trzeba, że owo odwołanie nie było zupełném, jeżeli zrozumiemy anegdotę tak, jak ją opowiedział Olivet[190].
Zdanie Bouhours’a, [191] wymierzone przeciw Tassowi, przytoczono tylko, aby jeszcze bardziéj zaciemnić krytyka, którego odwołania Włoch wcale się nie stara wydobyć na jaw, z nim by się zapewne nie zgodziło. Co się tyczy opozycyi, jaką „Jerozolima“ spotkała w akademii kruskańskiéj, która Tassa postawiła niżéj Bojarda i Pulciego, a o porównaniu go z Ariostem nic wiedzieć nie chciała — otóż co się tyczy téj niełaski, to winę jéj przypisać należy w pewnej mierze Alfonsowi i dworowi Ferrary. Leonard Salviati bowiem, główna i prawie że jedyna przyczyna téj napaści, był — nie ulega to najmniejszéj wątpliwości — pod wpływem nadziei[192], że zdobędzie sobie względy domu Estów; spodziewał się on to uzyskać przez to, że rodzimego wychwalał poetę kosztem współzawodnika, który był więźniem stanu. Te nadzieje i usiłowania Salviatiego niechaj posłużą do poznania sądu, jaki o uwięzieniu Tassa mieli współcześni: dzięki im przebierze się także miarka wstrętu, jaki do tyrana, zamykającego poetę w więzieniu, uczuwać musimy[193]. W rzeczywistości téż nie omylił się przeciwnik Tassa co do przyjęcia, jakiego dozna jego krytyka; powołano go na dwór ferrarski, gdzie chcąc większe jeszcze uzyskać względy, wygłaszał panegiryki na rodzinę swych panów, ażeby potém być zapomnianym i umrzéć w ubóstwie[194]. Opozycya Kruskańczyków skończyła się w sześć lat po rozpoczęciu sporów, a jeżeli pierwszą swą sławę zawdzięczała temu, że ją prawie otwarto tego rodzaju paradoksem[195], to z drugiéj strony pobyt obrażonego poety w więzieniu doznał raczéj ulgi niż stał się przykrzejszym, a to z tego powodu, że Tasso musiał starać się o obronę swéj sławy. Ażeby bronić siebie i ojca, bo obu spotkał surowy sąd Salviatiego, wyzyskał on niejednę samotność swéj godziny; więzień nie potrzebował jednak zbytecznie się trudzić, ażeby odeprzéć zarzuty, pomiędzy któremi był i ten, jakoby poeta, porównywając Francyę z Włochami, nie wspomniał z zawiści o kopule kościoła St. Maria del Fiore we Florencyi[196].
Ostatni biograf Ariosta chce, zdaje się, odnowić spór, podając w wątpliwość wyjaśnienie sądu, jaki sam Tasso wydał o sobie, wyjaśnienie, umieszczonö w Serassiego żywocie poety[197]. Tiraboschi jednak położył temu współzawodnictwu koniec, wykazując, że pomiędzy Tassem a Ariostem nie ma co mówić o ich porównywaniu, tylko o tém, który z nich bardziéj jest lubiany[198].
Laur ze żelaza położon na czole
Biustu Arjosta strącił piorun...
Zanim popioły Ariosta przeniesiono z kościoła benedyktynów do biblioteki w Ferrarze, ugodził piorun w popiersie jego, ustawione na jego grobie, i stopił z żelaza wykuty wieniec wawrzynowy. O wypadku tym opowiada pewien pisarz minionego wieku[199]. Przeniesienie uświęconych popiołów jego nastąpiło 6 czerwca 1801 r. i było jedną z najwspanialszych uroczystości krótkotrwałéj rzeczypospolitéj włoskiéj; celem uczczenia téj ceremonii, powołano napowrót do życia owych sławnych ongi „Intrepidi“ i przekształcono ich w akademię Ariosta. Olbrzymi plac publiczny, przez który przechodziła procesya, nazwany został wówczas po raz pierwszy skwerem Ariosta. Autora „Orlanda“ nazwano z zazdrości nie Homerem Włoch, lecz Ferrary[200]. Matka Ariosta pochodziła z Reggio, a dom, w którym się urodził poeta, odznaczony został tablicą, na któréj następujące wypisano słowa: „Qui naeque Ludovico Ariosto il giorno 8 di settembre dell’ anno 1474.“ Mieszkańcy Ferrary jednak nie wiele przypisują znaczenia wypadkowi, że ich poeta urodził się gdzieindziéj, lecz wyłącznie do niego roszczą sobie prawo. Mają oni u siebie jego zwłoki, pokazują jego krzesło, przybory do pisania i jego rekopisma.
„.... Hic illius arma,
Hic currus fuit.“
Dom, w którym żył, pokój, w którym umarł, oznaczone są jego własną tablicą pamiątkową, oraz napisem, z późniejszych pochodzącym czasów[201].
Mieszkańcy Ferrary tém zazdrośniejsi są o swoje prawa, odkąd złośliwość Daniny ośmieliła się z nieznanych im powodów, jak tajemniczo powiadają ich apologiści, przypisać ich okolicy beocką do wszelkiéj duchowéj produkcyi nieudolność. Obelga ta spowodowała napisanie tomu in quarto, a uzupełnienie to „Pamiętników Barotti’ego o sławnym Ferrarezyjczyku“ uważaném jest za zwycięską odpowiedź na „Quadro storico statistico dell’ Alta Italia.“
Wawrzyn prawdziwy, jaki sława wije,
Jest z tego drzewa, w które grom nie bije.
Orzeł, foka, wawrzyn i wino białe, uważane były przez starożytnych za najlepsze środki ochronne przeciw piorunowi: Jupiter wybrał sobie pierwszego, Caesar Augustus posługiwał się drugim, a Tyberyusz nie omieszkiwał nigdy nosić trzeci środek, jeżeli na niebie szalała burza z gromami[202]. W kraju, gdzie nie stracono jeszcze wiary w czarodziejskie przymioty różdżki leszczynowéj, nie mamy powodu śmiać się z zabobonów; czytelnik nie będzie może zbytecznie zdziwiony, usłyszawszy, że jeden z komentatorów Swetoniusza przedsięwziął sobie osłabić przypisywane wieńcowi Tyberyusza właściwości, zamieściwszy wzmiankę, że kilka lat przedtem uderzył piorun w Rzymie w drzewo laurowe[203].
Lecz niech wie człowiek, co przesądem żyje,
Że grom uświęca...
W jeziorko Kurcyusza i w ruminalskie drzewo figowe[204] na Forum uderzył piorun, wskutek czego uważane były za święte; pamięć tego wypadku zachował puteol czyli ołtarz w kształcie studni, nad którym wznosiła się kapliczka, zakrywająca wrzekomo jamę powstałą od gromu. Ciała dotknięte i osoby zabite piorunem, były uważane za niezniszczalne, uderzenie zaś gromu, które nie sprowadzało śmierci, nadawało znamię wiecznéj świętości człowiekowi, w ten sposób przez niebo odznaczonemu[205].
Ludzi padłych od pioruna otulano w biały całun i chowano na miejscu, gdzie zginęli. Zabobon ten nie ograniczał się na czcicielach Jowisza: i Lombardowie wierzyli w znaki związane z piorunem, nawet pewien kapłan chrześcijański zeznaje, że jakiś wróżbita, posiadający dyabelską zręczność w tłómaczeniu pioruna, przepowiedział księciu turynskiemu Agilulfowi jakieś wydarzenie, które się rzeczywiście stało, obdarzywszy go królową i koroną[206]. Było jednak coś dwoistego w tym znaku, który starożytni mieszkańcy Rzymu nie zawsze uważali za wróżbę szczęśliwą; a że przestrach wypływający z zabobonu trwa dłużéj aniżeli jego pociechy, przeto nie można się dziwić, że Rzymianie z czasów Leona X tak się przerazili źle wytłómaczoną burzą, że aż potrzeba było napomnień jakiegoś uczonego, który zebrał wszystkę swoję wiedzę w celu udowodnienia, iż piorun jest znakiem szczęśliwym; rozpoczął on od gromu, który uderzył w mury welitrejskie, a skończył na piorunie, jaki ugodził w kramy Florencyi; z ostatniego wywnioskował on, że któryś z mieszkańców tego miasta zostanie papieżem[207].
Tu kocha nawet bogini z kamienia
Na widok Wenery medycejskiéj przypominają się natychmiast wiersze „Seasons“ a z porównania przedmiotu z opisem wynika nietylko dokładność w przedstawieniu wizerunku, ale także szczególniejszy zwrot myśli, i jeżeli tak się wyrazić można, zmysłowość wyobraźni opisującego poety. Ten sam wniosek da się wyprowadzić i z innéj wzmianki w tym samym epizodzie Muzydory. Pojęcia Thomsona o prawach odwzajemnionéj miłości były albo bardzo pierwotne, albo raczéj bardzo wysubtylizowane, jeżeli czarująca nimfa — powiada u niego — swemu skromnemu Damonowi, że w jakiéjś szczęśliwszéj chwili mógłby towarzyszyć jéj w kąpieli:
„Przyjdzie czas taki, gdy nie będziesz potrzebował uciekać.“
Czytelnik przypomni sobie może anegdotę, opowiedzianą w życiu dr. Johnsona.
Nie opuścimy galeryi florenckiéj, nie powiedziawszy słowa o Szlifierzu. Dziwną jest rzeczą, że charakter téj statuy, o któréj tyle rozprawiano, nie jest wyraźny, przynajmniéj dla każdego, kto tylko widział w przedsionku bazyliki św. Pawła po za murami w Rzymie owę grupę, przedstawiającą historyę Marsyasza; niewolnik scytyjski, ostrzący nóż, przedstawiony jest na tém słynném arcydziele, w téj saméj zupełnie pozycyi. Niewolnik nie jest nagi; łatwiéj atoli trudność tę ominąć, aniżeli przypuścić, że nóż w ręku figury florenckiéj jest brzytwą, czémby istotnie być musiał, gdyby, jak mniema Lanzi, postać nie przedstawiała czego innego tylko balwierza Juliusza Cezara. Winkelmann, objaśniając podobną płaskorzeźbę, poszedł za Leonardem Agostinim, a powaga jego powinnaby być rozstrzygającą, choćby nawet podobieństwo nie uderzało najmniéj skrupulatnego obserwatora[208]. Pomiędzy bronzami znajduje się także tablica, skopiowana i opisana przez Gibbona[209]. Historyk nasz znalazł pewne trudności, pomimo to, nie powstrzymał się od objaśnienia; dotknęłoby go to bardzo, gdyby usłyszał, że poświęcił krytykę napisowi, który dzisiaj uważany jest powszechnie za fałszerstwo.
Prochy w przybytku Santa Croce leżą
Nazwisko to przypomina nie tylko groby, które z Santa Croce uczyniły cel pielgrzymek, Mekkę Włoch, ale także owę kobietę, któréj wymowne słowa spłynęły na te popioły sławne, a któréj głos zamilkł dzisiaj tak samo jak głos przez nią opiewanych. Niéma już Korynny, a z nią razem powinny by także zniknąć bojaźń, pochlebstwo i zawiść, które rzucały albo zbyt wiele blasków, albo zbyt wiele cieniów na drogi tego gieniusza, wykluczając spokojny wzrok bezinteresownéj krytyki. Obraz jéj albo upiększano, albo go oszpecano, stosownie do tego, czy pędzel dzierżyła ręka przyjaźni czy zawiści: bezstronnego portretu trudno się było od współczesnych spodziewać. Głos tych, którzy ją przeżyli bezpośrednio, nie będzie również umiał ocenić sprawiedliwie szczególniejszych jéj zdolności. Trzeba, ażeby ustąpiły nasamprzód uprzejmość, zamiłowanie w cudowności, oraz nadzieja zdobycia sobie przytém sławy, ponieważ stępiają one ostrze sądu. Umarli nie mają płci, nie mogą oni wprawiać nas w podziw nowemi cudami, ani téż udzielać przywilejów. Korynna przestała być kobietą, jest ona tylko autorką: można się więc spodziewać, że wielu będzie chciało dawniejsze uprzejmości wynagrodzić sobie surowością, któréj nadmiar sypanych dawniéj pochwał udzieli może dzisiaj zabarwienia prawdy. Późniejsza potomność atoli — bo do téj dalekiéj potomności ona bezsprzecznie przejdzie, wyda sąd o jéj różnorodnéj twórczości; im większe będzie oddalenie, z którego na nią patrzéć będą, tém lepiéj będzie można twórczość tę ogarnąć wzrokiem, tém sprawiedliwszy będzie téż i sąd. Wejdzie ona do koła największych pisarzy wszystkich czasów i narodów, którzy tworzą niejako osobny świat, i z téj górnéj sfery wywierać będzie wpływ, strzegący ludzi i niosący im pociechę. Atoli im wyraźniéj występować będzie pisarz, tém bardziéj znikać będzie człowiek; dlatego téż warto byłoby, ażeby ktokolwiek z grona tych, których urokiem mimowolnego dowcipu oraz uprzejméj gościnności przyciągało przyjacielskie kółko w Coppet, uratował od zapomnienia owe przymioty, które, jak mówią, wolą pozostać w cieniu, które jednak przez troski powszedniego życia bywąją raczéj oziębiane, niż rozpalane. Jeden z tych ludzi powinienby opisać ów wdzięk bezprzesadny, który owe stosunki upiększał, jeszcze droższemi je czyniąc — stosunki, których obowiązkowe utrzymywanie spostrzegamy raczéj w tajnikach życia rodzinnego, niżeli w zewnętrzném zachowaniu się, a które wówczas tylko podobają się oku obojętnego widza, jeżeli przez nie przeziera subtelny promień prawdziwego uczucia. Jeden z tych ludzi powinienby ją nie wysławiać ale tylko przedstawić jako uprzejmą, miłą otwartego domu gospodynią, jako środkowy punkt wciąż się zmieniającego, ale zawsze przyjemnego towarzystwa; jako twórczynię owych stosunków, wolnych od ambicyi i wszelkich sztuczek rywalizacji, wysuwającą się jedynie z tego powodu naprzód, ażeby otaczającym ją, świeżego udzielić życia. Matka, czule kochająca i czule kochana, przyjaciółka bezgranicznie szlachetna, a zawsze czczona, szczodra opiekunka wszystkich nieszczęśliwych, nie może być zapomnianą przez tych, których kochała, któremi się opiekowała i których żywiła. Najbardziéj żałować ją będą ci, którzy najlepiéj znali; téj boleści wielu jéj przyjaciół i zwolenników niech będzie wolno poświęcić bezinteresowne współczucie cudzoziemca, któremu śród wspaniałych obrazów nad Lemanem nic większéj nie sprawiło przyjemności, jak to, że patrzał na uroczo przymioty niezapomnianéj Korynny.
...Tu w mogile Alfierego i Anioła szczęty.
Alfieri — oto wielkie imię tego wieku — Włosi nie czekają stu lat, ale już dzisiaj uważają go za „wzorowego poetę“. Jego pamięć jest im droższą, ponieważ widzą w nim barda swobody, a tragiedye jego, jako takiego, książętom ich podobać się nie mogą. Kilka tylko z nich można wystawiać na scenie, a i te bardzo rzadko. Już Cycero powiedział, że prawdziwe przekonania i uczucia Rzymian nigdzie tak się nie uwydatniały, jak w teatrze[210]. W jesieni r. 1816 zaprezentował pewien słynny improwizator talent swój w operze medyolańskiéj. Czytanie przedłożonych mu tematów przyjmowali liczni bardzo słuchacze milczeniem lub śmiechem; gdy jednak pomocnik jego rozwinął afisz i zawołał: „Apoteoza Wiktora Alfierego“, cały teatr zagrzmiał okrzykiem a oklaski trwały kilka minut.
Los atoli nie padł na Alfierego, a signor Sgricci musiał zadowolić słuchaczy ogólnikami na temat bombardowania Algieru. Wybór nie pozostawiony był zresztą przypadkowi, jak to się na pierwszy rzut oka wydawać mogło; policya bowiem przegląda papiery nietylko poprzednio, ale wkracza także, ażeby ślepy traf poprawiać, ilekroć w swéj mądrości uważa to za właściwe. Propozycyę apoteozy Alfierego przyjęto dlatego potężnym zapałem, ponieważ przypuszczano, że nie można jéj będzie urzeczywistnić.
I pył Machiawela tu znów spoczął w pyle.
Afektacya prostoty w napisach grobowych, dzięki któréj niejednokrotnie nie wiemy, że stojący przed nami pomnik jest rzeczywiście nagrobkiem lub cenotafem albo zwykłym napisem pamiątkowym, nie dla umarłego, lecz dla żywego sporządzonym, sprawiła, że i na grobie Machiavela żadnéj nie znajdujemy wiadomości ani o miejscu, ani o czasie urodzenia lub śmierci, ani o wieku lub pochodzeniu historyka.
NICCOLAVS MACCHIAVELLI.
Jezuici zostali na nowo wskrzeszeni we Włoszech a ostatni rozdział „Księcia“ zapewne znowu wywołał zbijającą go odpowiedź ze strony ludzi, powołanych do kształcenia umysłów młodego pokolenia w tym kierunku, aby wchłaniały w siebie wrażenia despotyzmu. Rozdział ten jest bowiem zatytułowany: „Esortazione a liberare la Italia dai Barbari“ a kończy się „libertyńskiém“ wezwaniem do oswobodzenia Italii: „Non si deve adunque lasciar passare questa occasione, acciocchè la Italia vegga dopo tanto tempo apparire un suo redentore. Nè posso esprimere con qual amore ci fusse ricevuto in tutte quelle provincie, che hanno patito per queste illuvioni esterne, eon qual sete di vendetta, con che ostinata fede, con che lacrime. Quali porte se il serrerebeno? Quali popoli li negherebbono la obbedienza? Quale Italiano li negherebbe l’ossequio? AD OGNUNO PUZZA QUESTO BARBARO DOMINIO“[211].
O ty niewdzięczna Florencyo! Dant złożył,
Jak Scypio, głowę na cudzym zagonie...
Dante urodził się we Florencyi w r. 1261. Walczył on w dwóch bitwach, był czternaście razy posłem, a raz przeorem rzeczypospolitéj. Gdy stronnictwo Karola Andegaweńskiego odniosło tryumf nad białemi, bawił on w poselstwie u papieża Bonifacego VIII, skazany został na dwa lata wygnania i na grzywnę 8000 lirów, a gdy sumy téj nie zapłacił, ukarano go konfiskatą całego majątku. Rzeczpospolita tém się jednak nie zadowoliła: w r. 1772 znaleziono w archiwum florenckiém wyrok, którym Dante został jako jedenasty w rzędzie piętnastu innych patryotów skazany na spalenie żywcem. Talis perveniens igne comburatur sicque moriatur.
Wyrok ten upozorowano nieuczciwym wrzekomo handlem, wymuszeniem i zakazaném ciągnieniem zysków: Baractoriarum iniquarum, extorsionum et illicitorum[212]; wobec takich zarzutów nic dziwnego, że Dante zapewniał zawsze o swéj niewinności, zarzucając niesprawiedliwość swoim współobywatelom. Apelował on nietylko do Florencyi, ale także do cesarza Henryka; śmierć tego władcy w r. 1313 spowodowała nieodwołalny wyrok, skazujący go na wygnanie. Z początku przebywał on w pobliżu Toskany, spodziewając się cofnięcia wyroku; późniéj udał się do Włoch północnych, gdzie pochlubić się może Werona, że w niéj przemieszkiwał najdłużéj; ostatecznie osiedlił się w Ravennie, która była jego zwykłém, choć nie stałem miejscem pobytu aż do śmierci. Odmowa Wenecyan, od których na podstawie poparcia ze strony swego protektora, Gwidona Novello z Pollenty publicznego żądał posłuchania, stała się głośną przyczyną wypadku, jaki nastąpił w r. 1321. Pochowano go („in sacra minorum aede“) w Ravennie, w pięknym grobowcu, wzniesionym przez Gwidona a odrestaurowanym w r. 1488 przez Bernarda Bembo, pretora rzeczypospolitéj, która nie chciała wysłuchać poety; grobowiec ten powtórnie odnowiony został przez kardynała Corsi w r. 1692; a w r. 1780 wzniesiono na jego miejscu grób wspanialszy i to kosztem kardynała Luigi Valenti Gonzagi.
Przyczyną krzywdy, wyrządzonéj Dantemu, czy jego nieszczęścia było przywiązanie do stronnictwa zwyciężonego oraz, jak to zapewniają najmniéj przychylni mu biografowie, zbyt wielka swoboda języka i duma. Atoli następny już wiek otoczył wygnańca czcią niemal boską, Florentczycy, widząc, że częste ich usiłowania, aby odzyskać zwłoki zmarłego, spełzały na niczém, ukoronowali w jednym z kościołów jego wizerunek; obraz jego jest dotychczas w ich katedrze rodzajem bożyszcza[213]. Na cześć jego bili medale i wznosili mu pomniki. Miasta włoskie, nie mogąc sprzeczać się pomiędzy sobą o miejsce jego urodzenia, spierały się o to, w którém z nich powstał wielki jego poemat; Florentczycy uważali to za rzecz honoru, ażeby udowodnić, że Dante doprowadził go do pieśni siódméj, zanim wydalono go z rodzinnego miasta. W pięćdziesiąt i jeden lat po jego śmierci utworzyli oni osobną katedrę dla objaśniania jego wierszy, a Boccacio powołany został do objęcia patryotycznego urzędu. Za przykładem tym poszły Bolonia i Piza, a jeżeli komentatorowie nie przysporzyli piśmiennictwa zbyt wiele korzyści, to rozpowszechnili jego cześć pomiędzy ziomkami, którzy w każdym obrazie jego mistycznéj muzy dopatrywali się, jakiejś świętéj lub moralnéj allegoryi. Odkryto, że jego urodzenie i dziecięce jego lata były inne, aniżeli u ludzi zwyczajnych: autor Dokameronu, najpierwszy jego biograf, przytacza, że matka jego miała widzenie we śnie, wskazujące na ważność ciężarnego jéj stanu: inni podali, że Dante mając lat dziewięć, okazywał niezwykłą skłonność do teologii, która pod nazwiskiem Beatryczy była fałszywie uważaną za rzeczywistą ziemską kochankę. Nawet gdy Komedyę Boską uważano już za utwór śmiertelnika, a przedział dwóch wieków, krytyka i naśladownictwo otrzeźwiły nieco sąd Włochów, stawiano Danta zupełnie na seryo ponad Homera[214]; a jakkolwiek to wywyższanie wydało się niektórym kazuistom „heretyckiém bluźnierstwem, godném płomieni“, żywo spór ten toczono przez lat blizko pięćdziesiąt. W późniejszych czasach spierano się o to, który z panów Werony może się pochlubić tém, że się nim opiekował[215], a zazdrosny sceptycyzm jednego z autorów nie chciał nawet przyznać Ravennie, że posiada jego kości. Nawet taki krytyk jak Tiraboschi skłaniał się do mniemania, że Dante przeczuł i przepowiedział jedno z odkryć Galileusza.
Jak to się wydarza i wielkim umysłom innych narodów, popularność nie zawsze na jednéj stała wysokości. Ostatni wiek zdawał się umniejszać jego wartość, jako wzoru i przedmiotu studyów: pewnego dnia wyłajał Betinelli wychowańca swego Montiogo, że się za bardzo zajmuje nieokrzesanemi i przestarzałemi wybrykami Komedyi. Dzisiejsze pokolenie porzuciło Cesarotti’ego bałwochwalstwo Gallów, zwracając się natomiast do dawnego uwielbień swych przedmiotu; Danteggiare północnych Włochów wydaje się nawet umiarkowańszym Toskańczykom przesadném.
Istnieje jeszczo wiele innych, dziwnych wiadomości, dotyczących życia i pism tego wielkiego poety, nie zebranych dotychczas razem nawet we Włoszech; słynny Ugo Foscolo ma jednak zamiar błąd ten naprawić, nie należy téż żałować, że wykonanie tego dzieła narodowego pozostało mężowi, tak oddanemu swojéj ojczyźnie i prawdzie.
Dant złożył
Jak Scypio, głowę na cudzym zagonie;
Bój twoich stronnictw, co się ongi srożył,
Wygnał pieśniarza etc.
Scipio Africanus starszy posiadał grób, jakkolwiek nie został w nim pochowany, w Liternum, dokąd się był udał na dobrowolne wygnanie. Grób ten znajdował się w pobliżu brzegów jeziora a dzieje umieszczonego na nim napisu „Ingrata patria“ dały imię nowszéj wieży, co jeżeli nie prawda, to w każdym razie piękną jest poezją. Pogrzebanym tu nie był, ale z pewnością żył tutaj[216].
In cosi angusta e solitaria villa
Era’l grand’ uomo che d’Africa s’appelle
Perche prima col ferro al vivo appilla[217].
Niewdzięczność uważaną bywa powszechnie za grzech, właściwy wszystkim rzeczompospolitym; zapominany jednak, zdaje się, że na jeden przykład niestałości ludu mamy sto przykładów, gdzie łaski pozbawieni zostali ulubieńcy dworów. Zresztą naród często tego żałuje, monarcha rzadko, albo nigdy. Pozostawiwszy na uboczu niejeden tego rodzaju dowód, przytoczymy krótką historyę, wykazującą, jaka zachodzi różnica pomiędzy arystokracyą a ludem.
Vettor Pisani, gdy w roku 1354 pobili go Genueńczycy pod Portolongo a w kilka lat późniéj w bardziéj rozstrzygającym boju pod Polą, odwołany został przez Wenecyan i okuty w kajdany. Awogadorzy chcieli nawet, aby go ścięto, najwyższy trybunał jednak zadowolił się zamknięciem go w więzieniu. Gdy Pisani znosił tę niezasłużoną niełaskę, padła Chioza, miasto sąsiadujące ze stolicą[218], wskutek pomocy władcy Padewskiego, w ręce Piotra Dorii. Na wiadomość o tém nieszczęściu uderzył wielki dzwon na wieży św. Marka, wzywając do broni; lud a nawet żołnierzy z galer powołano, celem odparcia zbliżającego się nieprzyjaciela; ci wszyscy jednak stawili opór, mówiąc, że nie uczynią ani kroku, jeżeli Pisani nie opuści więzienia i nie stanie na ich czele. Zebrała się natychmiast rada wielka; przywołano więźnia a doża Andrzej Contarini powiadomił go o woli ludu i o potrzebie, w jakiéj się znajduje państwo, wszystkie swe nadzieje w nim pokładające, i prosił go, ażeby zapomniał krzywd doznanych w służbie rzeczypospolitéj. „Poddałem się“ — powiedział wielki republikanin — „poddałem się waszemu wyrokowi bez sarkania; znosiłem cierpliwie katusze więzienia, ponieważ zadano mi je za waszym rozkazem; nie tutaj czas zastanawiać się nad tém, czy na nie zasłużyłem — dobro rzeczypospolitéj widocznie tego wymagało, a to co postanawia rzeczpospolita, mądrze jest postanowioném. Oto jestem gotów oddać życie, ażeby zbawić ojczyznę“.
Pisani naznaczony został naczelnym wodzem, a dzięki jego usiłowaniom wraz z zabiegami Karola Zeno — uzyskali Wenecyanie przewagę nad współzawodnikami swemi na morzu.
Rzeczypospolite włoskie tak samo były niesprawiedliwe względem swych współobywateli jak i greckie. Wolność jak w jednych tak i w drugich była — jak się zdaje — narodową, nie indywidualną; a pomimo tyle sławionéj równości wobec prawa, o któréj jeden z pisarzy greckich[219] mówi jako o znamieniu, odróżniającém Greków od barbarzyńców, wzajemne przyznawanie sobie praw ze strony obywateli nie było, zdaje się, nigdy, głównym celem starych rzeczypospolitych. Świat chyba nie widział jeszcze rozprawy autora „Rzeczypospolitych włoskich“, w któréj w gienialny sposób wytłómaczono różnicę, jaka zachodzi pomiędzy wolnością w dawniejszych państwach, a tym samym wyrazem w szczęśliwszym ustawodawstwie angielskiém. Włosi, straciwszy swobodę, nie przestawali jednak wzdychać ku swym czasom niespokojnym, gdzie każdy z obywateli mógł sobie rościć prawo do wzięcia udziału w panowaniu, i nigdy nie mogli spokoju, jaki daje monarchia, dostatecznie ocenić.
Sperone Speroni, gdy Franciszek Marya II, książę Rowery, zwrócił się ku niemu z zapytaniem, „co jest lepsze: rzeczpospolita, czy władza książęca, to co jest doskonałém, ale niestałém, czy téż to, co jest mniéj doskonałém, ale i mniéj zmienném“, odpowiedział, że „szczęście człowieka trzeba mierzyć nie tém, jak długo ono trwa, lecz tém, jakiem jest“ i że on „woli dzień jeden żyć jako człowiek, niż lat sto jako bydlę, kawał drewna, lub kamień.“ Aż do ostatnich dni niewoli Włochów nazywano odpowiedź tę „wspaniałą.“[220]
I laur, włożony na Petrarki skronie,
Wyrósł w krainie obcéj i dalekiéj...
Florentczycy nie skorzystali ze sposobności, jaką im nadarzył krótki pobyt Petrarki w ich mieście r. 1350, ażeby znieść dekret, na mocy którego skonfiskowano majątek jego ojca, skazanego na wygnanie, krótko po wypędzeniu Dantego. Nie oślepiła ich korona jego, ale gdy w roku następnym potrzebowali jego pomocy przy zakładaniu wszechnicy, pożałowali swéj niesprawiedliwości, wysłali Boccaccia do Padwy celem zaproszenia laureata, ażeby wędrówki swoje zakończył na łonie ziemi ojczystéj, dokonał swojéj „immortal Africa“ i odzyskawszy swe posiadłości, zażywał szacunku u wszystkich warstw swoich ziomków.
Pozostawili mu wybór: książki i nauki, które miał wykładać; nazwali go chwałą swéj ojczyzny, która dla nich jest drogą, a stałaby się jeszcze droższą; dodali przytém, że jeżeli mu się w ich liście cośkolwiek nie podoba, to niechaj wróci choćby dlatego, ażeby poprawić ich styl[221].
Zdawało się z początku, że Petrarka usłucha ich pochlebstw i nasroży przyjaciela; do Florencyi jednak nie wrócił, lecz wolał udać się w pielgrzymkę do grobu Laury i do cienistych gajów Wokluzy.
Boccaccia popiół wzięły macierzyste
Łany...
Boccaccia pochowano w kościele ś. ś. Michała i Jakóba w Certaldo, małéj mieścinie Waldery, które niektórzy uważają za miejsce jego urodzenia. Tutaj przebył on ostatnie lata swego życia, wyczerpującemi zajęty studyami, które skróciły jego życie. Tutaj mogły téż leżeć jego popioły, jeżeli nie otoczone czcią, to przynajmniéj w spokoju. Ale „hyeną bigoteryi“ certaldzkiéj, zburzywszy grób Boccaccia, wyrzuciła zwłoki jego z przybytku śś. Michała i Jakóba. Wyrzucenie te starano się uniewinnić pozorem, jakoby kościół nowéj potrzebował posadzki; faktem jest, że zerwano kamień grobowy i rzucono go w kąt. Ciemnota szła tutaj w parze z bigoteryą. Byłoby mi przykro wspominać o tém wyjątkowém podeptaniu czci, jaką Włosi otaczać zwykli pamięć swych wielkich ludzi, gdybym nie mógł wyrównać tego przytoczeniem szlachetniejszych rysów, znamionujących ogólnie charakter tego narodu. Pierwsza osoba powiatu, ostatni potomek domu Medyceuszów, otoczyła pamięć zhańbionego zmarłego tą opieką, jaką jego najlepsi przodkowie otaczali zasługi swoich współczesnych. Margrabina Lenzoni wydobyła grobowiec Boccaccia z zapomnienia, w którém przez pewien czas leżał, i zaszczytnego udzieliła mu miejsca w swym własnym pałacu. Uczyniła jeszcze więcéj: dom, w którym żył poeta, był tak samo zaniedbany jak i grób jego, grożąc zapadnięciem nad głową swego obecnego właściciela, dla którego nazwisko poprzednika zupełnie było obojętném. Dom ten składa się z dwóch czy trzech pokoików oraz nizkiéj wieży, na któréj Cosmo II umieścił był napis. Margrabina postanowiła dom ten zakupić i otoczyć go tą troskliwością i temi względami, na jakie kolebka i mieszkanie gieniusza zasłużyły.
Nie tutaj miejsce brać Boccaccia w obronę, atoli człowiek, który mały swój majątek poświęcił dla nauki, który należał do pierwszych, jeżeli nie był pierwszym w przyswajaniu Włochom wiedzy i poezyi greckiéj, który nietylko nowy wynalazł styl, ale nowy stworzył i ustalił język; człowiek, który nietylko, że zażywał szacunku na wszystkich dworach europejskich, ale którego pierwsza rzeczpospolita jego kraju uważała za godnego, aby go zaciągnąć do swéj służby; który, co więcéj, był przyjacielem Petrarki i prowadził życie filozofa i wolnego człowieka, a umarł wśród studyów — taki człowiek na większe zasłużył względy, aniżeli te, jakie go spotkały ze strony księdza z Certaldo, a niedawno ze strony angielskiego podróżnika, przedstawiającego poetę jako pisarza wyuzdanego, niegodziwego, godnego wzgardy, którego nieczyste popioły godne są, ażeby zginąć w niepamięci.[222] Angielski ten podróżnik, jakkolwiek niejedni opłakują w nim stratę uprzejmego człowieka, jest poniżéj wszelkiéj krytyki; śmiertelność jednak, która nie uchroniła Boccaccia od p. Eustaco, nie uchroni p. Eustaco od bezstronnego sądu jego następców. Śmierć niechaj aureolą świętości otacza jego cnoty, lecz nie grzechy jego; trzeba zaś z wszelką przyznać skromnością, że zawinił on nietylko jako autor, ale także jako człowiek, jeżeli wywołał cienie Boccaccia wraz z cieniami Aretyńczyka po to jedynie, ażeby je napowrót w niegodny odesłać sposób. Co się tyczy:
„Il flagello de Principi,
Il divin Pietro Aretino“,
to mało na tém zależy, jaka spotka nagana tego błazna, który dotychczasowe istnienie może zawdzięcza jedynie powyższemu rubasznemu wierszowi, jaki mu poświęcił poeta, którego ambra niejedno będzie żywiła robactwo: stawianie jednak Boccaccia na równi z taką osobistością i przeklinanie jego popiołów nasuwa z natury rzeczy wątpliwość, czy ów „klasyczny podróżnik“ posiadał jakiekolwiek kwalifikacje, ażeby wydawać sąd o włoskiéj lub téż jakiejkolwiek innéj literaturze; ignorancya bowiem pisarza w pewnym kierunku wyklucza możliwość zajmowania się przezeń tym poszczególnym przedmiotem, powszechnie zaś panujący przesąd sprawia, że pod żadnym innym względem nie będzie można uważać go za pewnego przewodnika. Wszelka przewrotność i niesprawiedliwość może stać się tém, co powszechnie nazywają „sprawą sumienia“, ale marne to uniewinnienie jest téż wszystkiém, co przy toczyćby mogli zarówno ów ksiądz z Certaldo jak i autor „Podróży klasycznéj.“ Byłoby daleko rozumniéj, gdyby był ostatni naganę swą ograniczył na nowellach Boccaccia; cześć jednak dla źródła, któremu muza Drydena zawdzięcza najpiękniejsze swe utwory, wstrzymała go zapewne od zastosowania swéj krytyki do nagannych cech stu powiastek. W każdym razie skrucha Boccaccia powinna była powstrzymać od wykopania jego zwłok; trzeba było téż przypomniéć i opowiedziéć to, że w podeszłym wieku napisał on był do przyjaciela swego list, prosząc go w nim, ażeby odradzał od czytania Dekameronu nie tylko przez wzgląd na skromność, ale także na autora, który nie zawsze będzie miał obrońcę przy boku, aby go uniewinnił, że rzeczy te pisał w wieku młodym i na rozkaz swych przełożonych.[223] Nie samo téż wyuzdanie poety, ani złe żądze czytelników zgotowały Dekameronowi pomiędzy wszelkiemi dziełami Boccaccia popularność wieczystą. Było to raczéj utworzenie nowego a czarującego języka, to dzieło, w którém język ten po raz pierwszy był użyty, zapewniło nieśmiertelność. Sonety Petrarki przeżyły z téj saméj przyczyny podziwianą przezeń „Afrykę, ulubienicę królów.“ Niezmienne obrazy natury i uczucia przepełniające zarówno nowelle jak i wiersze oto niewątpliwie główne źródło sławy, jaką sobie obaj pisarze za granicą zdobyli; podług jego dzieła nie należy jednak sądzić Baccaccia jako człowieka, tak samo, jak nie można w Petrarce dopatrywać się tylko wielbiciela Laury. Pomimo to, gdyby był twórca poezyi toskańskiéj zdobył sobie nazwisko jedynie jako autor Dekaraeronu, każdy pisarz rozumny byłby ostrożniejszym w wygłaszaniu wyroku, sprzeciwiającego się nieomylnemu sądowi tylu wieków i narodów. Nigdy nie będzie tak powszechnie i nieodwołalnie cenioném dzieło, zalecające się jedynie swą niemoralnością.
Prawdziwém źródłem oburzenia przeciw Bokacyuszowi, podnoszonego już w pierwszych zaraz czasach, było to, że skandaliczne swe osoby brał z klasztorów i dworów; gdy jednak książęta śmieli się tylko z przygód miłosnych, tak niesłusznie przypisywanych królowéj Teodolindzie, księża nie posiadali się ze złości z powodu zarzuconego klasztorom i pustelniom wyuzdania i może właśnie z powodów przeróżnych, dla tego mianowicie, że obrazy były tak prawdziwie z życia wzięte. I rzeczywiście dwie z tych nowel są na powieść zmienionemi wydarzeniami a miały na celu ośmieszyć kanonizacyę łotrów i laików. Pana Ciappelletta i Marcellina przytoczył z pochwałą nawet przyzwoity Muratori.[224] Wielki Arnaud, jak go nazywa Bayle, opowiada, że chciano przygotować nowe wydanie nowel, które miały być „oczyszczone“, że zamierzano powyrzucać słowo „mnich“ i „mniszka,“ a spełniane przez nich czyny niemoralne przypisać innym osobom. Dzieje piśmiennictwa włoskiego edycyi takiéj przytoczyć nie mogą, cała jednak Europa tego samego o Dekameronie jest zdania, a rozgrzeszenie poety jest od lat stu sprawą skończoną: „On se feroit siffler si l’on prétendoit convaincre Boccace de n’avoir pas eté honnète homme, puis qu’il a fait le Decameron.“ Tak mówi jeden z najlepszych ludzi i może najlepszy krytyk, jaki kiedykolwiek żył — prawdziwy męczennik bezstronności.[225] Ponieważ jednak zdanie, że w początkach ubiegłego stulecia zakrzyczanoby każdego, ktoby śmiał powiedziéć, że Boccaccio nie był uczciwym człowiekiem, mogłoby być uważane za rozmyślne twierdzenie wroga, to do klątw złorzeczeń, rzucanych na ciało, duszę i pisma Boccaccia, dosadniejsze znaléźć można przeciwieństwo w kilku słowach jego osobliwego i patryotycznego ziomka, który jednę z powieści nieobyczajnego pisarza uważał za godną, aby ją swém piórem na język przełożył łaciński. „Zauważyłem“ — pisał Petrarka w liście do Boccaccia — „że niektóre psy zaczęły szarpać twą książkę; atoli odpędził je twój kij i głos twój. Nie dziwiło mnie to wcale, miałem już bowiem dowody, jak silną jest twoja dusza, i wiem, że znasz to nieokrzesane, nieudolne plemię śmiertelników, którzy wszystko, co im się nie podoba albo czego zanic nie mają lub wykonać nie umieją, ganią zawsze u innych, tylko przy takich sposobnościach pokazując swoję uczoność i wymowę, a zresztą zupełnemi będąc głupcami.[226]
Zadowolenia doznajemy widząc, że nie wszyscy księża podobni są do owego proboszcza z Certaldo i że człowiek, który nie posiadał popiołów Boccaccia, nie omieszkał skorzystać ze sposobności, aby pamięci jego wystawić pomnik.
Bevius, kanonik padewski, w początkach wieku szesnastego, umieścił w Arkwie, naprzeciwko grobowca laureata, tablicę pamiątkową, oddając na niéj Boccacciowi tę samę cześć, co Dantemu i Petrarce.
Czém piramidy wszelkich kosztowności.
Uwielbienie nasze dla Medyceuszów rozpoczyna się od Kosma, a kończy się na jego wnuku; strumień ten czystym jest tylko u samego źródła; jedynie téż dla wspomnienia cnotliwych republikanów téj rodziny odwiedzamy kościół św. Wawrzyńca we Florencyi. Pstra, błyskotliwa, nieskończona kaplica w tym kościele, przeznaczona na mauzoleum książąt toskańskich, ozdobiona na okół koronami i trumnami, nie wzbudza innego uczucia, jak tylko pogardę dla téj rozrzutnéj próżności rodu despotów, gdy tymczasem płyta marmurowa, na któréj widnieje prosty napis: „Ojcu ojczyzny“, umie nas znowu pogodzić z nazwiskiem Medyceuszów.[227] Zupełnie naturalném było przypuszczenie Korynny,[228] że statua, wzniesiona w capella de’depositi księciu urbińskiemu, poświęconą była wielkiemu mężowi tego nazwiska; wspaniały Lorenzo natomiast spoczywa w trumnie do połowy ukryty w niszy zakrystyi. Upadek Toskany rozpoczyna się od panowania Medyceuszów. Płomienny a prawdziwy obraz téj ciszy grobowéj, jaka zapanowała we Włoszech od czasu ujęcia rządów przez możne rodziny tego kraju, nakreślił nam Sidney. „Pomimo rozruchów we Florencji i innych miastach Toskany, pomimo strasznych walk stronniczych, pomiędzy Gwelfami a Gibelinami, Czarnemi a Białemi, szlachtą a gminem, miasta te były zawsze ludne, silne i niezwykle bogate; w przeciągu jednak mniéj niż stu lat wyniszczyły spokojne rządy Medyceuszów dziewięć dziesiątych ludności téj prowincji. Pomiędzy innemi warto zapamiętać, że kiedy Filip II, król Hiszpanii, dał Sienę księciu florenckiemu, doniósł mu poseł jego, bawiący w Rzymie, że pozbawił się w ten sposób przeszło 650,000 poddanych; dzisiaj trudno uwierzyć, że w mieście i okolicy mieszka zaledwie 20,000 ludzi. Piza, Pistoja, Arezzo, Cortona, które ongi były bogate i ludne, w tym samym upadały stosunku, najbardziéj jednak ucierpiała Florencya. Pomimo, że w grodzie tym szalały rozruchy, rokosze, pomimo, że Florencya prowadziła wojny po większéj części nieszczęśliwe, miała ona jednak tyle siły, że kiedy Karol VIII, król francuski, w mury miasta jako przyjaciel przyjęty wraz z całą armią, która późniéj zdobyła królestwo Neapolitańskie, chciał ją opanować, lud, pochwyciwszy za broń, takim napoił go przestrachem, że gotów był wycofać się pod warunkami, jakieby mu tylko nałożono. Machiavel opowiada, że sama Florencya wraz z Val d’Arno, maleńkim szmatem ziemi około miasta, mogła w kilku godzinach na pierwszy odgłos dzwonu, stawić 135 tysięcy dobrze uzbrojonego chłopa, gdy tymczasem obecnie gród ten tak samo, jak i wszystkie inne miasta téj prowincji, do tak haniebnego doszedł osłabienia, do takiego zastoju, do takiéj nędzy i upodlenia, że nie może się nawet oprzeć uciskom własnego księcia lub że niezdolny byłby obronić jego i siebie od zewnętrznego wroga, gdyby tenże miasto najechał. Lud się rozproszył albo wyniszczał; a zamożne rodziny poszukały sobie przytułku w Wenecji, Genui, Rzymie, Neapolu i Lucce. Nie jest to dziełem wojny lub dżumy; kraj zupełny posiada spokój i żadną inną nie trapiony jest zarazą, jak tylko strasznym rządom“[229] Od czasów przywłaszczyciela Kosma aż do zwyrodniałego Gastona napróżno szukany którego z owych niezmąconych przymiotów, co sam w ręce miłującego ojczyznę zdolen jest oddać władzę nad jego współziomkami. Wielcy książęta, zwłaszcza Kosmo III, tak zupełnie przemienili charakter Toskańczyków, że również Florentczycy, chcąc uniewinnić niektóre niedokładności w filantropijnych rządach Leopolda, zmuszeni byli przyznać, że w ich państwie jedynym liberalnym człowiekiem jest ich władca. Ale i ten znakomity książę nie miał lepszego o zgromadzeniu narodowem pojęcia ponad to, że uważał je za ciało, mające reprezentować potrzeby życzenia ludu, lecz nie jego wolę.
...Pod ciosy strasznemi,
Nie postrzeżono i trzęsienia ziemi.
„A taka była po obu stronach zawziętość, tak byli wszyscy opętani walką, że nawet trzęsienia ziemi, które niejedno z miast włoskich zburzyło, które zmieniło bieg rwących strumieni, rzeki odwróciło od ujść ich i zwaliło góry, nikt z walczących nie spostrzegł“[230]. Tak opisuje Liwiusz. Wątpić należy, aby przy dzisiejszéj taktyce takie zapomnienie się było możliwém.
Pobojowisko trazymeńskie i dzisiaj można rozpoznać. Podróżnik, idący ze wsi poniżéj Cortony do Casa di Piano, najbliższéj stacyi po drodze do Rzymu, ma na przestrzeni pierwszych dwóch lub trzech mil (angielskich) naokoło siebie, zwłaszcza po stronie prawéj, równinę, którą Hannibal zniszczyć kazał, ażeby z Arezzo przywabić konsula Flaminiusza. Po lewicy i to bezpośrednio przed nim znajduje się łańcuch wzgórzy, spadających ku jezioru trazymeńskiemu, przez Liwiusza „montes cortonenses“, nazwanych, a dzisiaj zwących się Gualandra. Do wzgórzy tych dochodzi podróżnik koło Ossaji, wioski, która, jak podają drukowane przewodniki, nazwisko swoje otrzymała od znajdywanych wrzekomo tam kości: tutaj jednak kości znajdować się nie mogą, ponieważ bitwę stoczono po drugiéj stronie wzgórzy. Od Ossaji droga nieco się podnosi, nie prędzéj jednak łączy się z stopami gór jak przy 77 kamieniu milowym, od Florencyi począwszy. Wznoszenie się nie jest silne, ale stałe i trwa mniéj więcéj 20 minut. Jezioro ukazuje się niebawem po prawicy poniżéj Borghetto, okrągłéj wieży, położonéj nad wodą; faliste, częściami lasem pokryte wzgórza, śród których wije się droga, opadają stopniowo, kończąc się bagnami w pobliżu wieży. Niżéj, aniżeli droga, dołem po stronie prawéj, pomiędzy lesistemi wzgórzami ustawił Hannibal swą jazdę[231] w kotlinie, albo raczéj ponad wąwozem, ciągnącym się pomiędzy jeziorem a dzisiejszą drogą, prawdopodobnie tuż przy Borghetto, bezpośrednio u stóp najniższego z tych „tumuli“[232]. Na pagórku, powyżéj drogi, po stronie lewéj znajduje się stara krągła ruina, którą wieśniacy nazywają „wieżą Hannibala, Kartagińczyka“. Przybywszy na najwyższy punkt drogi, ma podróżny częściowy widok na nieszczęsną platformę, otwierającą się przed nim zupełnie, gdy uchodzi z Gualandry. Niebawem ujrzy się on w kotlinie, która, zamknięta z lewej strony przed nim i za nim pagórkami Gualandry, tworząc łuk więcéj niż półkole, roztacza się po obu końcach ku jezioru, ciągnącemu się po stronie prawéj i tworzącemu cieśninę łuku górskiego. Z płaszczyzny kortońskiéj położenia tego odgadnąć nie można; kotlinę widzimy dopiero wtenczas zupełnie zamkniętą, jeżeli staniemy w samym środku pagórków. Wówczas to widać dopiero, że miejsce to „stworzone rzeczywiście jakby dla zasadzki“, loeus insidiis natus. „Borghetto znajduje się dzisiaj w wązkim bagnistym wąwozie, zamkniętym pagórkami i jeziorem; na przeciwległéj zaś stronie nie ma innego dostępu do gór, chyba przez miasteczko Passignano, stokami wysokich skał niejako przyciśnięte do wody.“ Grzbiet lesisty rozdziela się tutaj na dwa ramiona, ciągnąc się z gór ku węższemu końcowi doliny w pobliżu Passiggnano, a na nim bieleje wioska nazwiskiem Torre. Polibiusz zdaje się grzbiet ten uważać za miejsce, na którém Hannibal stanął obozem, ustawiwszy na widoku swych ciężko uzbrojonych Afrykańczyków i Hiszpanów[233]. Z tego miejsca rozesłał on może Balearczyków i lekko zbrojne zastępy na wzgórza Gualandry po prawéj stronie od siebie, tak, że przybywszy tam niewidziani, utworzyli zasadzkę po za urwiskami skał i gór, śród których dzisiaj prowadzi droga; stąd téż mieli oni działać na lewém skrzydle i z góry, gdy tymczasem jeździe polecił zamknąć wąwóz z tyłu. Flaminiusz nadciągnął ku jezioru w pobliżu Borghetto o zachodzie słońca; następnego rana zaś, o świcie nie wysławszy nikogo na zwiady, ruszył wąwozem, nie widząc nad sobą i naokoło siebie, ani jazdy ani wojsk lekkozbrojnych, a tylko ciężko-zbrojnych Kartagińczyków na froncie na pagórku torreńskim. Konsul zaczął rozwijać wojska swoje na płaszczyźnie, a w téj saméj chwili ustawiła się jazda na jego tyłach, tworząc zasadzkę, w wąwozie tuż przy Borghetto. W ten sposób Rzymianie zostali zamknięci, po prawicy mając jezioro, na froncie na wzgórzu torreńskiém armię nieprzyjacielską, pagórki Gualandry, pełne wojsk lekko-zbrojnych na skrzydle lewém, odwrót zaś odcięty przez jazdę, która w miarę jak się posuwali tamci, zamykała na tyłach wszystkie przesmyki. Mgły podniosły się z jeziora, kładąc się na wojska konsula, natomiast wzgórza stały w promieniach słońca, tak że rozmaite oddziały, tworzące zasadzkę, mogły bardzo dobrze widzieć pagórek torreński i stamtąd oczekiwać sygnału do ataku. Hannibal, dawszy sygnał, zaczął się ze stanowiska swego spuszczać po wzgórzu. Téj saméj chwili, jakby umówione, rzuciły się wszystkie jego wojska ze wzgórza ku dolinie, na skrzydła Flaminiusza. Rzymianie, szykujący się do boju śród mgły, usłyszeli naraz krzyk wroga pośród siebie i ze wszystkich stron, i zanim mogli stanąć w szeregu, zanim miecza dobyć mogli lub zobaczyć, kto ich napadł, uczuli, że są otoczeni i zgubieni.
Dwa małe strumyki spływają z Gualandry do jeziora. Podróżnik przekracza pierwszy z nich, uszedłszy jaką milę (ang.) doliną; potok ten oddziela ziemię toskańską od terrytoryum papieskiego. Drugi płynie o jakie ćwierć mili daléj i nazywa się „krwawym potokiem“, chłopi pokazują otwarte miejsce (po lewéj stronie pomiędzy „Sanguinetto“ a pagórkami, gdzie, jak powiadają, najgłówniejsza rzeź się odbyła. Reszta doliny, pokryta drzewami oliwnemi i łanami zboża, wcale nie jest tak równą z wyjątkiem szmatu, znajdującego się w pobliżu jeziora. Jest to, rzeczywiście, wielce prawdopodobném, że walkę stoczono w téj właśnie części doliny, 6000 Rzymian bowiem, którzy w samym początku bitwy przedarli się przez zastępy nieprzyjacielskie, uciekli na grzbiet wzgórza, które w téj właśnie musiało leżéć części, w przeciwnym bowiem razie byliby całą przebiegli dolinę i przedzierali się przez wszystkie wojska Hannibala.
Rzymianie bili się rozpaczliwie przez trzy godziny; śmierć Flaminiusza była jednak sygnałem powszechnéj ucieczki. Jazda kartagińska puściła się w pogoń za uciekającemi i jezioro, bagna naokoło Borghetto, przedewszystkiém zaś dolina Sanguinetta i przesmyki Gualandry pokryły się trupami. Około starego muru, znajdującego się w pobliżu łańcucha wzgórzy po lewéj stronie potoku znajdowano częstokroć kości ludzkie i to utwierdziło ludzi w przypuszczeniu, że „krwawy potok“ słusznie tak się nazywa.
Każda okolica Włoch ma swego bohatera. Na północy jest zwykle jakiś malarz gieniuszem miejsca, a cudzoziemiec Giulio Romano więcéj niż dzieli się Mantuą z urodzonym tam Wirgiliuszem)[234]. Aż ku południu rzymskie słyszymy nazwiska. Nad jeziorem trazymeńskiém zachowała tradycya także imię wroga; Kartagińczyk Hannibal, oto jedyne starożytne nazwisko, wspominane dotychczas nad brzegami jeziora perugijskiego. Flaminiusz nieznany; pocztylion, odbywający tę drogę, pokazuje jednak miejsce, gdzie zamordowany zastał Il Console Romano. Z wszystkich, którzy walczyli i padli w bitwie nad Trazymenem, zachował nawet dziejopis, oprócz wodzów i Maharbala, jedyne tylko nazwisko. Na téj saméj drodze, prowadzącéj do Rzymu, spotykamy się z inném słynném o Kartagińczykach wspomnieniem. Starożytnik, czyli właściwie służący na poczcie w Spoleto, opowie wam, że to miasto odparło zwycięskiego wroga, i pokaże wam bramę, nazwaną Porta di Annibale. Nie warto chyba przytaczać, że pewien podróżnik francuski, bardzo dobrze znany pod nazwiskiem prezydenta Dupaty, dopatrywał się jeziora trazymeńskiego w jeziorze bolseńskiém, ponieważ jezioro to leżało mu dogodnie w drodze z Sieny do Rzymu.
Stoisz, posągu, aż do tego czasu
W surowych kształtów nagim majestacie.
Już autor „Upadku państwa Rzymskiego“ (Dechne and Fall of the Roman Empire) wspomina o projekcie podziału Pompejusza z galeryi Spada. Gibbon znalazł wiadomość o tém w pamiętnikach Flaminiusza Wakki; trzeba tu nam dodać wzmiankę, że papież Juliusz III zapłacił toczącym spór właścicielom 500 koron za posąg i darował go następnie kardynałowi Capo di Ferro, który nie dopuścił do tego, ażeby na wizerunku wykonano sąd Salomonowy. W wieku oświeconym statua do dziwnego służyła użytku: aktorowie dawniejsi, grający w Koloseum, grali Wolterowego Brutusa, wpadli na pomysł, że ich Cezar powinien padać u podnóża posągu Pompejuszowego, który, jak przypuszczano, zbryzgany był ongi krwią prawdziwego dyktatora. Przeniesiono więc 9 stóp mierzącego bohatera na arenę amfiteatru, a celem ułatwienia transportu odcięto mu prawe ramię. Republikańscy aktorzy twierdzili, że ramię, i tak już pochodziło z restauracyi, ich oskarżyciele jednak nie wierzą, ażeby ci ludzie, znalazłszy statuę w nietkniętéj całości, powstrzymali się od jéj uszkodzenia. Żądza wynajdywania dowodów na rozmaite przypuszczenia odkryła w jakiejś plamie w pobliżu prawego kolana posągu prawdziwą krew Cezara; zimniejsza jednak krytyka wyparła się nietylko krwi, ale i portretu, sądząc z kuli ziemskiéj, oznaczającéj władzę, że posąg wyobraża raczéj pierwszego z celarzy, niżeli ostatniego republikańskiego władcy Rzymu. Winkelmann[235] nie chce wierzyć, ażeby posąg bohatera wyobrażać miał obywatela rzymskiego, Agrippa jednak z galeryi Grimmanich, mniéj więcéj z tego samego pochodzący czasu, przedstawia bohatera; nagie figury rzymskie są wprawdzie bardzo rzadkie, ale nie wykluczone zupełnie.
Oblicze zgadza się raczéj z „hominem integrum et castum et gravem“[236], aniżeli z którémkolwiek z popiersi Augusta, i jak na niego zbyt jest poważne, on bowiem, jak powiada Swetoniusz, pięknym był w każdym okresie swego życia. Wrzekomego podobieństwa z Aleksandrem Wielkim nie można się dopatrzéć, rysy twarzy podobno są raczéj do oblicza na medalu Pompejusza[237]. Zakwestyonowany glob nie byłby pochlebstwem, źle zastosowaném do człowieka, który Azyę mniejszą znalazł na granicy, a opuścił ją leżącą już w środku państwa rzymskiego.
Zdaje się, że Winkelmann się myli, jeżeli myśli, że miejsce, w którém posąg ten odkryto, nie może być dowodem tożsamości z statuą, u któréj stóp spełniono owę krwawą ofiarę[238]. Flaminiusz Wakka powiada sotto una cantina, a piwnica ta znajdowała się, jak wiadomo, w Vicolo de Lentari niedaleko Cancellaria; położenie, zgadzające się zupełnie z położeniem świątyni Janusa przed bazyliką teatru Pompejuszowego, dokąd August statuę przenieść kazał, gdy curia się spaliła czy téż została rozebraną[239]. Część „Pompejuszowego cienia“, mianowicie portyk, istniała jeszcze w początku wieku piętnastego, a atrium nazywano wówczas Satrum. Tak opowiada Blondus. W każdym razie, surowy majestat posągu jest tak imponujący, a historya jego tak dziwną, że gra wyobraźni żadnego krytycznemu sądowi nie pozostawia miejsca, złuda zaś, jeżeli to jest złuda, wywiera na widzu wpływ potężniejszy, aniżeli prawda.
I ty wilczyco, Rzymu karmicielko,
Dotknięta gromem!...
Stary Rzym był prawdopodobnie tak samo, jak nowożytna Siena, pełen wizerunków matki-karmicielki jego założycieli; zmarnowały się tam atoli dwie wilczyce, którym dzieje szczególniejszą poświęcają uwagę. Jednę z nich, starożytnéj sztuki dzieło z bronzu, widział Dyonizyusz[240] w świątyni Romulusa u stóp Paladynu; powszechne panuje téż mniemanie, że ona to właśnie, jak rzymski opowiada dziejopis, ulaną została z monet zebranych z grzywien, nałożonych na lichwiarzy, a umieszczoną była pod ruminalskiém drzewem figowém[241]. Drugą zaś sławił Cycero[242], prozą i wierszem, a wspomina o niéj także historyk Dyon, że spotkał ją ten sam przypadek, o jakim jest wzmianka u owego mówcy[243].
Sprawa, poruszana przez starożytników, tak się więc przedstawia: czy umieszczona w pałacu konserwatorskim wilczyca jest tą, którą widział Dyo i Liwiusz, czy téż tą, którą opiewał Cycero, lub téż ani jedną ani drugą. Starzy pisarze tak samo pod tym względem nie są zgodni jak i nowożytni. Lucyusz Faunus[244] powiada, że jest tą, o któréj mówią tamci (Cyceron i Dyon), co jest niemożliwém, a także tą, o któréj wspomina Wirgili, co być może. Fulwiusz Ursinus nazywa ją wilczycą Dyonizyusza[245], a Marlianus[246] powiada, że jest to ta, o któréj mówi Cycero. Drżąco potakuje mu Rycquius[247]. Nardini skłania się do przypuszczenia, że jest to jedna z licznych wilczyc, które stały w Rzymie: zdaje mu się atoli, że będzie to statua, o jakiéj wspomina Cycero[248]. Montfaucon[249] mniema, że co do ostatniego punktu niéma najmniejszéj wątpliwości. Z nowszych pisarzy mówi stanowczy Winkelmann[250], że znaleziono ją około kościoła św. Teodora, na którém to miejscu albo w pobliżu stała świątynia Romulusa, wskutek czego oznacza wilczycę jako tę, o któréj jest mowa u Dyonizyusza. Powagą dla niego w téj mierze jest Lucyusz Faunus, który jednak nie mówi nic więcéj ponad to że, stała, lecz nie, że była znaleziona przy comitium pod Ficus ruminalis; comitium, zdaje się, nie uważa on przecież za kościół św. Teodora. Rycquius pierwszy błąd ten popełnił, Winkelmann poszedł za Rycquiusem.
Flaminius Vakka zupełnie inną opowiada historyę, mówiąc, jakoby słyszał, że wilczycę z bliźniętami[251] znaleziono w pobliżu łuku Septymiusza Sewera. Komentator Winkelmanna tego samego jest zdania, co i ten uczony; gniewa się na Nardiniego, jakoby nie zauważył, że Cycero mówiąc o wilczycy, na Kapitolu ugodzonéj piorunem, używa czasu przeszłego. Ale, z przeproszeniem szanownego Abbé, Nardini nigdy nie twierdził stanowczo, że jest to posąg, o którym wspomina Cycero, gdyby nawet był to uczynił, to przypuszczenie to nie byłoby wcale tak
nadzwyczajnie nioodpowiodniém. Sam Abbé przyznaje, że na tylnych nogach istniejącéj dziś wilczycy znajdują się ślady, bardzo podobne do śladów pioruna, ażeby zaś uniknąć zarzutu, dodaje, że wilczyca, którą widział Dyonizyusz, była również ugodzona od pioruna lub w inny uszkodzona sposób.
Starajmy się zbadać sprawę, trzymając się słów Cycerona. Mówca ten zdaje się w dwóch miejscach zajmować się szczegółowo Romulusem i Remusem, zwłaszcza zaś pierwszym, który, jak to sobie słuchacze jego przypomniéć mieli, znajdował się na Kapitolu w chwili, gdy uderzył tu piorun. W wierszach swych wspomina o tém, że wilczyca obaliła się wraz z bliźniętami, pozostawiając ślady swych nóg. Cycero nie mówi, że wilczyca stopiła się; i Dyon powiada jedynie to, że się obaliła, nic nie wspominając, choć mu to Abbé podsuwa, o sile piorunowego razu, ani o trwałości, z jaką była przymocowaną. Cała więc potęga argumentów abbé’go polega na owém użyciu czasu przeszłego; osłabia ją przecież to, że frazes ów niczego więcéj nie powiada, prócz tego, że posąg wówczas nie stał już na dawném swém miejscu. Winkelmann zauważył, że obecne bliźnięta pochodzą z czasów nowszych, widać także na wilczycy ślady pozłocenia, co wywołuje przypuszczenie, że starożytna grupa była pozłoconą. Wiadomo, że świętych wizerunków na Kapitolu nie niszczono, gdy je uszkodził czas lub wypadek, ale że wynoszono je do pewnych podziemi, zwanych favissae[252]. Jest możliwém, że w ten sposób umieszczono i wilczycę, postawiono ją dopiero wtedy na jakiémś widoczném miejscu, gdy Wespazyan odbudował Kapitol na nowo. Rycquins powiada, nie wymieniając źródła, skąd to czerpie, że z Comitium przeniesiono ją do Lateranu, a stąd na Kapitol. Jeżeli ją znaleziono w pobliżu łuku Sewera, to była ona jedną z tych figur, które, jak pisze Orozyusz, na forum zdruzgotał piorun w czasie, gdy Alaryk zdobył miasto. Że posąg ten bardzo jest starym, to udowodnia najpewniéj robota, z tego téż powodu uważa ją Winkelmann za wilczycę Dyonizyusza. Wilczyca kapitolińska może być zresztą tak samo dawną, jak figura w świątyni Romulusa. Laktancyus[253] zapewnia, że Rzymianie oddawali onego czasu cześć wilczycy, wiadomo téż, że lupercalia przetrwały do późnych bardzo czasów, gdy inne zabobonne obrzędy dawno już wymarły[254].
To zapewne było powodem, dlaczego ten starożytny wizerunek trzymano dłużéj w ukryciu aniżeli inne symbole pogańskie.
Niech nam będzie wolno zaznaczyć, że wilczyca była symbolem u Rzymian; oddawanie czci temu symbolowi jest tylko wnioskiem, wynikłym z gorliwości Laktancyusza. Oskarżenia dawniejszych pisarzy chrześcijańskich, wymierzone przeciw pogaństwu, na wiarę nie zasługują. Euzebiusz zarzucał Rzymowi w żywe oczy, że oddawali cześć Szymonowi Magowi i że na jednéj z wysepek na Tybrze wznieśli mu posąg. Rzymianie nigdy chyba przedtém o téj osobistości nie słyszeli, jakkolwiek odegrała ona w historyi kościoła wielką, cioć skandaliczną rolę, pozostawiając po sobie w Rzymie kilka śladów swéj napowietrznéj walki z świętym Piotrem; napis zaś, znaleziony na wyspie Tybru, dowodzi, że ów Szymon Mag Euzebiusza był jakiémś rodzimém bożyszczem, zwiącem się Semo Sangus czy téż Fidius[255].
Kiedy przestano cześć oddawać założycielowi Rzymu, uważano za właściwe dać folgę zwyczajowi zacnych matek miasta i posyłać je z choremi dziećmi do kościoła św. Teodora, tak jak przedtem posyłano je do świątyni Romulusa[256]. Praktyka ta przetrwała aż do dni dzisiejszych; z tego powodu identyfikowano więc niejako kościół powyższy z ową świątynią; jeżeli zatém, jak twierdzi Winkelmann, tu, a nie gdzie indziéj, znaleziono wilczycę, to nie ulega wątpliwości, że istniejący dziś posąg jest tym, który widział Dyonizyusz. Jeżeli jednak Faunus powiada, że stała ona przy Comitium pod Ficus Ruminalis, to ma on na myśli tylko dawne jéj miejsce, o którém wspomina Pliniusz; gdyby zaś był chciał mówić o tém, gdzie ją znaleziono, to byłby wymienił nie kościół św. Teodora, lecz inne miejsce, na którém, jak wówczas przypuszczano, stały Ficus Ruminalis i Comitium, t. j. trzy kolumny około kościoła Santa Maria Liberatrice, na rogu Palatynu od strony Forum.
„Geminos hnic ubera circum
Ludere pondentes pueros, es lambere matrem
Impavidos: illam tereti cervice reflexam
Mulcere alternos, et corpora fingere lingua“.[258]
Rzymianin mniéj był ulepiony
We wnętrzu swojém według ziemskiéj modły.
Można być wielkim bardzo człowiekiem, a przecież mniejszym od Juliusza Cezara, który zdaniem Bakona był najbardziéj wykończonym charakterem w starożytności. Natura sama, zdaje się, nie może znieść mieszaniny tylu najróżnorodniejszych pierwiastków, z jakich złożony był jego umysł wszechstronny, który nawet dla Rzymian stanowił cel podziwu. Pierwszy wódz, jedyny polityk, który odnosił tryumfy, w wymowie nieustępujący nikomu, mogący z każdym równać się w dziedzinie wiedzy, i to w wieku największych, jakich świat widział, wojowników, mężów stanu, mówców i myślicieli; pisarz, kreślący w podróżnym woziö skończone wzory annałów wojennych, dziś wiodący spór naukowy z Katonem, innym znowu razem piszący rozprawę o dowcipie i zbierający przysłowia, toczący równocześnie wojnę i kochający, to znowu gotów porzucić i państwo swe i kochankę, ażeby udać się na poszukiwanie źródeł Nilu: takim wydał się Juliusz Cezar swoim współczesnym, oraz mężom wieków następnych, którzy najbardziéj byli skłonni do złorzeczenia mu i ubolewania nad jego nieszczęsnym gieniuszem.
Nie powinniśmy jednak dać się do tego stopnia oślepić, ani jego sławie przemijającéj, ani jego wielkodusznym i miłym przymiotom, ażeby zapomnieć o wyroku jego bezstronnego ziomka, że:
Zamordowano go słusznie[259].
Egeryo, serca przecudowny tworze,
Co dla spoczynku nad wszystkie wybory
Przeniosło ongi twoje łono hoże.
Szanowna powaga Flaminiusza Wakki pragnie wpoić w nas to przekonanie, że jaskinia, uważana dziś za grotę Egeryi[260], może rzeczywiście rościć sobie do téj nazwy prawo. Zapewnia on, że widział na posadzce napis, stwierdzający, że istniejące tam źródło było źródłem Egeryi, poświęconém nimfom. Napisu tego dziś już tam niéma; Montfaucon przytacza jednak wiersze Owidyusza[261], znajdujące się na kamieniu w willi Giustiniani, który, jak się on zdaje przypuszczać, miał być przeniesiony z owéj groty.
Grota i dolina była dawniéj latem często odwiedzane, zwłaszcza w pierwszą niedzielę maja; dzisiejsi Rzymianie bowiem przypisują właściwości lecznicze źródłu, tryskającemu z pod sklepienia, tworzącemu małe stawy i płynącemu przez łąki ku stłumieniowi, który wypływa poniżéj. Strumień ten to Almo Owidyusza; nazwisko to zastąpił jednak dzisiejszy Aquataccio. Dolina nazywa się Valle di Cafarelli, od książąt tego imienia, którzy źródło to wraz z 60 rubbiami przylegającego pola sprzedali Pallavicinim.
Nie ulega najmniejszéj wątpliwości, że długi ten wąwóz jest Juvenalowską doliną Egeryi i że był ustroniem Umbrycyusza, pomimo, że przeważna część komentatorów jego przypuszcza, że satyryk ten i jego przyjaciel wybierali sobie na miejsce wytchnienia gaj arycyjski, w którym nimfa spotykała Hipolita: gdzie jéj głównie cześć oddawano.
Krok z Porta Capona do wzgórzy albańskich byłby jednak zbyt wielkim, gdybyśmy chcieli wierzyć przypuszczeniom Vossiusza, który bramie téj każe z jéj obecnego miejsca, na którem miała się znajdować za panowania królów, wędrować aż het do gaju arycyjskiego, a potém gdy miasto zmalało, na dawne wracać stanowisko[262]. Tuf czy pumeks, który poeta woli, niż marmur, oto rodzaj kamienia, tworzącego skały, w których znajduje się owa grota.
Topografowie nowożytni[263] znaleźli pono w téj grocie posąg nimfy oraz dziewięć nisz, poświęconych muzom; a jeden z nowszych podróżników[264] odkrył, że jaskinię przywrócono do dawnéj prostoty, którą ku wielkiemu żalowi poety zastępowała niegdyś niesmaczna ornamentacya. Posąg bez głowy przedstawia jednak mężczyznę, a nie nimfę, nie widać téż na nim żadnego z niezbędnych godeł. Dziewięć muz nie pomieściłoby się w sześciu niszach, a Juvenal z pewnością jakiéjś osobnéj groty nie miał na myśli[265]. Od tego satyryka nie można się niczego więcéj dowiedziéć ponadto, że w pobliżu Porta Capena było miejsce, w którém Numa miewał nocne z nimfą narady! daléj wiemy i to, gdzie były gaj, źródło święto i przybytek, poświęcony muzom, oraz że stąd można dostać się do doliny Egeryi, posiadającéj kilka sztucznych jaskiń. Jasną jest rzeczą, że posągi muz nie tworzyły części upiększenia, które zdaniem satyryka było w jaskini nie na swojém miejscu; zaznacza on wyraźnie, że bóstwa te miały wyżéj w dolinie zupełnie inne przybytki (delubra), dodając, że wygnano z nich muzy, aby ustąpić miejsca żydom. Rzeczywiście téż mała świątynia, zwiąca się dzisiaj Bachusową, była, jak się zdaje, poświęconą muzom, które Nardini przenosi do lasku topolowego, który ongi stał powyżéj doliny[266].
Z napisu i położenia można z wszelkiém prawdopodobieństwem wnioskować, że pokazywana dzisiaj jaskinia jest jedną z owych „sztucznych grot“, z których druga znajduje się nieco wyżéj w dolinie, ukryta w staréj olszynie; osobna jakaś grota Egeryi jest wynalazkiem czasów dzisiejszych, wynikłym stąd, że imię Egeryi łączono wogóle z wszystkiemi znajdującemi się tamże jaskiniami nimf; wynalazek ten mógłby doprowadzić tak samo bardzo łatwo do tego, aby schadzki Numy przeniesiono nad brzegi Tamizy.
Naszemu angielskiemu Juvenalowi znajomość Pope’go wcale nie zaszkodziła i przetłómaczył on dobrze, zachowując ściśle jedynie w danym wypadku odpowiednią liczbę mnogą:
Thence slowly winding down the vale view
The Egeriam grots: oh, how unlike the true!
Dolina obfituje w źródła[267], a nad źródłami temi, do których muzy z poblizkich swych gajów zapewne często przychodziły, miała pieczę Egerya: mówiono téż o niéj, że źródła te zaopatruje w wodę i że była nimfą grot, przez które owe potoki przepływały.
Wszystkie pomniki w pobliżu doliny Egeryi otrzymały nazwiska dowolne, również dowoli zmieniane. Venuti[268] przyznaje, że nie mógł odkryć śladów świątyni Jowisza, Saturna, Junony, Wenery i Dyany, które znalazł Nardini, czy téż znaléźć się spodziewał. Niepewność co do cyrku Karakalli, świątynie Honoru i Cnoty, Bachusa a przedewszystkiém przybytek bożka Ridiculusa doprowadzają starożytników do ostateczności.
Wiadomość o cyrku Karakalli polega na medalu tego cesarza, który przytacza Fulwiusz Ursinus a który po odwrotnéj swéj stronie pokazuje wizerunek cyrku, uważanego jednak przez wielu badaczy za circus maximus. Medal ten daje bardzo dobre wyobrażenie o tém miejscu ćwiczeń. Ziemia w tém miejscu tylko się nieco podwyższyła, jak to sądzić można podług małego budynku w kształcie celi jak przy końcu Spiny; budynek ten był zapewne kaplicą bożka Consusa. Cela ta jest do połowy pod ziemią, tak, jak zapewne była za czasów cyrku. Dyonizyusz[269] bowiem nie chce się dać przekonać, że bożkiem tym był Neptun rzymski, dlatego, że ołtarz jego znajduje się pod ziemią.
A ty Nemezys wielka, co na szali
Ważyłaś zawsze wszystkie ludzkie winy...
Czytamy u Swetoninsza, że Augustus wskutek otrzymanego we śnie napomnienia[270] udawał w jednym roku żebraka, siadując przed pałacem i wyciągając rękę po jałmużnę. Posąg, który znajdował się w willi Borghese, a obecnie jest zapewne w Paryżu, przedstawia cesarza w téj właśnie postawie proszącego. Celem tego poniżania się było przebłaganie Nemezy, nieustającéj towarzyszki szczęścia, któréj potęgę przypominały zdobywcom rzymskim także pewne symbole przymocowane do ich tryumfalnych rydwanów. Symbolami temi były bicz i grzechotka (crotalus), odkryte również na Nemezie watykańskiéj. Z powodu téj pozycyi żebraka uważano posąg ten za wizerunek Belizaryusza i, zanim krytyka Winkelmana odkryła tę omyłkę, uciekano się po pomoc do jednego wymysłu, celem podtrzymania drugiego[271]. Była to ta sama bojaźń, aby nagle nie być opuszczonym przez szczęście, dzięki któréj Amazys, król Egiptu, przypominał przyjacielowi swemu Polikratesowi z Samos, że bogowie kochają tych ludzi, w których życiu szczęście przeplatane bywa nieszczęściami. Przypuszczano, że Nemezys czyha tylko na ludzi mądrych, t. j. na tych, którzy dzięki swéj mądrości przystępni tylko dla przypadków: pierwszy jéj ołtarz wynaleziony był nad brzegami frygijskiego Ezepu i to przez Adrastusa, tego prawdopodobnie księcia, który przez omyłkę zabił syna Krezusa[272]. Z powodu tego nazywano ją Adrasteą. Nemezys rzymska była „sancta“ i „augusta“: posiadała zaś, jako Rhamnusia[273], świątynię na Palatynie. Wiara Rzymian w gwałtowny przewrót wypadków oraz w boskość Fortuny była, zaprawdę, tak wielką, że na tym że Palatynie był także przybytek „Fortuny dnia“[274]. Ostatni to był zabobon, który zachował władzę nad sercami ludzkiemi; a właśnie dlatego, ponieważ tak właściwą ludziom łatwowierność ku jednemu ześrodkowywał przedmiotowi, oddziaływał zawsze najsilniéj na tych, którzy zresztą nie troszczyli się o żadne inne artykuły wiary. Starożytnicy ci przypuszczali, że bogini ta oznaczała zarówno Fortunę jak i Fatum: jednakże w charakterze bogini zemsty czczono ją tylko pod nazwiskiem Nemezy.
Gdy tu Rzymianom słodkie chwile cieką
Razem z krwią jego...
Gladyatorów dwa były rodzaje — takich, których do tego zmuszano, i takich, którzy z własnéj woli temu poświęcali się zajęciu; szeregowali się oni z rozmaitych stanów: z niewolników w tym celu sprzedawanych, ze zbrodniarzy, z barbarzyńskich jeńców wojennych, których nasamprzód prowadzono przy rydwanie zwycięzcy a potém do publicznych używano igrzysk, albo z ludzi, którzy jako rokoszanie schwytani i skazani zostali, lub z obywateli wolnych, którzy walczyli czy to za pieniądze (auctorati) czy téż wiedzeni poziomą żądzą sławy, a wreszcie skazywano na to rycerzy i senatorów — kara, któréj pierwszym wynalazcą był naturalnie pierwszy tyran. W końcu używano do walk także karłów i kobiet, wybryk, któremu koniec położył Sewerus. Najbardziéj pożałowania godni byli naturalnie barbarzyńscy jeńcy; do nich to słusznie zastosował jeden z pisarzy chrześcijańskich przymiotnik „niewinni“, chcąc ich odróżnić od gladyatorów zawodowych. Aurelian i Klaudyusz dostarczyli wielkiéj ilości tych nieszczęśliwych ofiar, pierwszy po swoim tryumfie, a drugi pod pozorem rokoszu. Nie było wojny, powiada Lipsius, któraby tak niszczącą była dla rodzaju ludzkiego, juk właśnie te igrzyska. Pomimo ustaw Konstantyna i Konstansa walki gladyatorów przeżyły dawną religię o lat przeszło siedmdziesiąt; ostateczne ich usunięcie zawdzięcza świat męstwu pewnego chrześcijanina. W r. 404 w czasie kalend styczniowych odbywały się igrzyska w amfiteatrze Flawiana wobec ogromnego zbiegowiska ludu. Wtém wpadł w sam środek areny Alimachius czy Telemachus, mnich ze wschodu, który w tym celu naumyślnie przybył do Rzymu, i usiłował rozłączyć walczących. Pretor Alypius, który był zapalonym igrzysk tych zwolennikiem, rozkazał gladyatorom ubić go na miejscu; w ten sposób zdobył sobie Telemachus koronę męczeńską, któréj ani przedtém ani potém nikt za szlachetniejsze nie uzyskał przedsięwzięcie. Honoryusz zniósł natychmiast igrzyska, które już nigdy potém nie powstały. Wspomina o tém Teodoret i Kasyodor; opowiadanie to zasługuje téż na wiarę, choć jest o zajściu tém mowa także w martyrologii rzymskiéj. Ale strumienie krwi ciekły nietylko przy obrzędach pogrzebowych, w amfiteatrach, cyrkach, na rynkach i innych miejscach publicznych: gladyatorowie występowali także przy uroczystościach prywatnych, mordując się wzajemnie podczas biesiad, ku wielkiéj rozkoszy wśród oklasków ucztujących. Nawet Lipsius pozwala sobie zanik odwagi i widoczne zwyrodnienie rasy ludzkiéj łączyć ze zniesieniem tych krwawych widowisk.
Tu, gdzie mord buchał wyziewem posoki,
Gdzie tłum się cisnął śród szmeru i wrzasku.
Gdy jeden gladyator zranił drugiego, wołał: ma go! „hoc habet!“ albo „habet!“ Zraniony szermierz rzucał wtedy broń swą i podszedłszy do brzegów areny, błagał widzów a życie. Jeżeli walczył dobrze, to lud mu je darował, jeżeli nie, albo jeżeli widzowie nie byli dobrze usposobieni, wówczas odwracali wielki palec ku ziemi i gladyatora ubito. Lud był czasami tak rozjuszony, że niecierpliwił się, jeżeli walka trwała dłużéj, niż zwykle a nie było zabitego lub rannego. Zazwyczaj obecność cesarza zbawiała zwyciężonych od śmierci; przytaczają téż jako dowód srogości Karakalli zdarzenie, że kiedy podczas igrzysk w Nikomedyi błagali go zwyciężeni gladyatorzy o darowanie życia, on ich zdawał na łaskę ludu, co oznaczało śmierć. Podobny obyczaj istnieje dzisiaj w Hiszpanii podczas walki byków. Przewodniczy zwierzchnictwo gminy; a gdy jeźdźcy i pikkadorzy namocowali się z bykiem, zwalczywszy go, wówczas występuje matador i kłaniając się tłumowi prosi o pozwolenie zabicia zwierzęcia. Jeżeli byk zranił lub zabił dwa lub trzy konie albo téż człowieka — to ostatnie rzadko się zdarza, — wówczas tłum wdaje się z krzykiem w sprawę, damy powiewają chustkami i zwierzę uratowane. Gdy konie otrzymują rany lub padają zabite, podnoszą się głośno krzyki, wszędzie widać objawy wesela, zwłaszcza zaś po stronie płci niewieściéj, nie wyłączając wcale kobiet z najlepszego towarzystwa; wszystko zależy od tego, jaki panuje zwyczaj. Autor Childe Harolda, piszący te słowa i kilku innych Anglików, którzy zapewne byli na niejedném polu bitwy, wszyscy siedzieli 1809 r. w lecie w loży gubernatora w wielkim amfiteatrze w Santa Maria, naprzeciw Kadyksu. Śmierć kilku koni zupełnie wystarczyła dla uczynienia zadość ich ciekawości. Jeden z obecnych panów, czując, że drży i blednie, wspomniał o tém niezwykłém wrażeniu, jakie na nim wywarło rozkoszne to widowisko, kilku młodym damom, które się zdziwiły niepomiernie, zaśmiały się i zaczęły daléj klaskać na widok padającego właśnie, pokrwawionego konia. Byk zakłuł rogami trzy konie. Uratowano go od śmierci oklaskami, które się powtórzyły, gdy usłyszano, że byk ten był własnością jakiegoś księdza.
Anglik, który zapewne z przyjemnością patrzy na to, jak się morduje dwóch ludzi pomiędzy sobą, nie może znieść widoku galopującego po arenie konia, wlokącego własne wnętrzności po ziemi i odwraca się ze zgrozą i wstrętem zarówno od igrzyska jak i od widzów.
Tam Tybr się wije, morze fale swoje
Rzuca na brzegi latyńskiéj krainy.
Wszystkie stoki gór albańskich (Albano) niezrównanéj są piękności; ze znajdującego się na najwyższym szczycie klasztoru, który zajął miejsce świątyni Jowisza latyńskiego, obejmuje widok wszystko, o czém mowa w przytoczonéj stancy, morze Śródziemne, całą sceneryą drugiéj części Enejdy, oraz wybrzeża od ujścia Tybru aż do przylądka cyrcejskieo i terracyńskiego.
Miejsce willi Cycerona znajduje się, jak przypuszczają, albo przy Grotta Ferrata albo około Tusculum księcia Lucyana Bonapartego.
Przed laty, jak to widać z Myddleton’a życia Cycerona, oświadczano się za miejscem pierwszém. Obecnie miejsce to straciło nieco kredyt z wyjątkiem u Domenichinów. Obecnie żyje tutaj dziewięciu mnichów reguły wschodniéj, a położona obok willa jest letniém mieszkaniem jakiegoś kardynała. Druga willa, zowiąca się Rufinella, położona jest na szczycie wzgórza ponad Frascati; tutaj to znaleziono dużo zabytków dawnego Tusculmu, a oprócz tego 72 posągi różnéj wartości i w różnym zachowane stanie oraz siedm biustów.
Z téj saméj wyżyny widać także góry sabińskie, śród których ciągnie się długa dolina rustykańska (Rustica). Z wielu względów sądzić można, że ta dolina to „Ustica“ Horacyusza; marmurowa posadzka, którą chłopi znaleźli przy kopaniu w winnicach, należała, być może, do jego willi. Rustica wymawia się krótko, nie tak jak my akcentujemy, „Usticae cubantis“. Większém jest prawdopodobieństwem, że my nie mamy słuszności, niż że mieszkańcy téj zamkniętéj doliny zmienili akcent w tém słowie. To, że na początku wyrazu dodano spółgłoskę, niczego nie oznacza; może téż być i to, że Rustica jest nazwiskiem nowożytném, które okoliczni włościanie pochwycili od starożytników.
Willa, czyli raczéj posadzka mozaikowa, znajduje się w winnicy na wzgórzu, porosłém kasztanami. Dolinę przebiega potok; a jakkolwiek nieprawda jest, co piszą po rozmaitych „Przewodnikach“, że strumień ten nazywa się Licenza, to jednak znajduje się na skale ponad doliną wioska tego nazwiska, która zapewne pochodzi od Digentia. Licenza ma 700 mieszkańców. Na wzgórzu nieco daléj leży Civitella, licząca 300 dusz. Na brzegu rzeki Anio, nieco przed tém, nim się zwrócimy ku dolinie rustykańskiéj, na lewo, o jaką godzinę drogi od willi, widzimy miasteczko nazwiskiem Vicovaro, zgadzające się z miejscowością Varia, o któréj mówi poeta. Na końcu doliny, w kierunku rzeki Anio wznosi się wzgórze łyse, ukoronowane małą mieściną, nazywającą się Bardela. U stóp tego wzgórza płynie ów strumyczek z pod Licenzy i prawie gubi się w rozległém piaszczystém łożysku, zanim dotrze do Ania. Niéma niczego, coby mogło bardziéj przemawiać na korzyść wierszy poety, zarówno pod względem obrazowym jak i co do rzeczywistéj treści:
„Me quotiens reficit gelidus Digentia rivus,
Quem Mandela bibit rugosus frigore pagus.
Górą, w dolinie woda strumyka jest jasną; nim jednak dosięgnie wzgórzy bardelskich (Bardela), wygląda zielono i żółto jak potok siarczany.
Rocca Giovani, zburzona wioska w tych górach, pół godziny drogi oddalona od winnicy, w któréj pokazują mozaikową posadzkę, była, zdaje się, miejscem świątyni Vacuny; znaleziony tamże napis orzeka, że świątynię tę, wzniesioną na pamiątkę zwycięstwa nad Sabińczykami, odnowił Wespazyan. Opierając się na tém, oraz mając przed sobą teren, odpowiadający pod każdym względem opisowi, jaki o ustroniu swojem dał nam poeta, możemy czuć się co do sytuacyi naszéj zupełnie pewnemi.
Pagórek, zapewne starożytny Lucretilis, nazywa się dzisiaj Campanile, a jeśli pójdziemy strumieniem ku wrzekoméj Banduzyi, to dotrzemy do stóp wyższéj góry, nazywającéj się Gennaro. Dziwném dosyć, że jedyny szmat w całéj dolinie uprawnéj roli znajduje się na wzgórzu, skąd wypływa owa Banduzya:
...tu frigus amabile
Fessis vomere tauris
Praebes, et pecori vago“.
Nie spodziewajmy się jednak, abyśmy, poszukując po krętéj, romantycznéj dolinie krynicy Banduzyi, „mogli dojść śladem muz do ich źródła“ („To trace the Muses upwards to their spring“). Dziwném się wydaje, że Banduzyę, mógł ktoś uważać za źródło Digencyi. Horacy nie powiedział o tém ani słóweczka, nieśmiertelne to źródło odkryto w posiadaniu właściciela wielu pięknych rzeczy we Włoszech, mianowicie mnichów. Należało ono do kościoła św. św. Gerwazego i Protazego w pobliżu Wenuzyi, gdzie je téż według wszelkiego prawdopodobieństwa można było znaléźć.
Nie byliśmy tak szczęśliwi, jak jeden z nowszych podróżników, który nad willą poety odnośną widział pinię. W całéj dolinie nie ma ani jednéj pinii, są tylko dwa cyprysy, które on widocznie uważał za drzewa, o jakich mówi oda[275]. Prawdą jest, że pinia jest dotychczas tém, czém była za dni Wirgilego, to jest drzewem ogrodowém, nie było więc téż prawdopodobieństwa, aby ją ktokolwiek mógł był znaléźć śród skalnych urwisk doliny rustykańskiéj. Horacy miał zapewne pinię w ogrodzie owocowym nieco za folwarkiem: ocieniała ona jego willę a nie rosła gdzieś tam na skalnych wyżynach, daleko od jego mieszkania.
Podróżnikowi, patrzącemu na cyprysy, zdawało się zapewne, że ma pinię przed sobą; owe drzewa pomarańczowe i limony, rzucające tyle kwiecia na jego opisy królewskich ogrodów w Neapolu, były zapewne tylko akacyami i jakiemiś innemi ordynarnemi krzewinami ogrodowemi, chyba że od tego czasu limony te i pomarańcze zostały usunięte[276].
Nadzwyczajnemu rozczarowaniu, jakiegośmy doznali, wybrawszy sobie za przewodnika po Włoszech „Podróż klasyczną“, niech nam będzie wolno kilka poświęcić uwag, które niezaprzeczenie każdy potwierdzi, ktokolwiek w podróży po tych samych okolicach tą samą posługiwał się książką. Autor jéj należy do najniedokładniejszych i najnieprzyjemniejszych pisarzy dzisiejszych, którzy przelotne uzyskali imię; rzadko można mu zaufać i to nawet wówczas, gdy mówi o rzeczach, które według wszelkiego przypuszczenia na własne widział oczy. Błędy jego, począwszy od zwykłéj przesady, a skończywszy na zupełnych fałszach, tak są liczne, że podają go w podejrzenie, iż w opisywanych przez siebie stronach nigdy nie była spuszczał się tylko na dawniejszych autorów. Rzeczywiście téż „Podróż klasyczna“ posiada charakter kompilacyi dawniejszych zapisków, nanizanych na cieniuteńką nić własnych spostrzeżeń, a do tego przeładowanych napuszystemi ogólnikami, które dają się użyć w każdym hymnie pochwalnym i z téj przyczyny niczego nie dowodzą.
Styl, który uważamy za ciężki, zawikłany, nieodpowiedni, może się podobać innym, którzy téż doznają błogiego wzruszenia, przeorując się przez długie okresy „Podróży klasycznéj“. Trzeba przyznać, że ogłada i udawanie powagi mogą wywołać wrażenie, że rzecz istotnie posiada wartość. Jestto to samo, co dla potępieńców toczenie wielkiego, okrągłego kamienia na szczyt góry.
- ↑ Przez p. de Montbron, Paryż 1798. Lord Byron książkę tę nazywa dziełkiem wielce zabawném, pełném francuskiéj paplaniny.
- ↑ Listy Beattiego.
- ↑ Qu’on lise dans l’auteur du roman de Gérard de Roussillon, en Provençal, les détails trés-circonstanciés dans lesquels il entre sur la réception faite par le comte Gérard à l’ambassadeur du roi Charles; on y verra des particularités singulières, qui donnent une étrange idée des moeurs et de la politesse de ces siècles aussi corrompus qu’ignorans.“ Mémoires sur l’Ancienne chevalerie par M. de la Curne de Sainte-Palaye. Paris, 1781.
- ↑ Z ateńskim tym mizantropem porównywa się Byron we Wspomnieniach z lat dziecinnych („Childish Recollection“). Tł.
- ↑ Romans Moore’a. Tł.
- ↑ Janthe, imię pochodzące od greckiego słowa ’ιον, lilia. P. Karolina Harley, druga córka Edwarda hr. Oksfordu (późniejsza lady Karolina Bacon), nie skończyła była jeszcze lat jedenastu, gdy wiersze te napisane były do niéj w jesieni r. 1812. Na żądanie Byrona portret téj piękności wymalował Westall. Prz. tł.
- ↑ Peri, słowo pochodzenia perskiego — oznacza nimfę, rusałkę! Tł.
- ↑ Wioszczyna Castri zajmuje częściowo plan Delfów. Idąc wzdłuż gór od Chrysso, widzimy resztki grobowców, wykutych ze skał i w skałach. „Jeden z nich“ — powiedział mój przewodnik — „należy do króla, który skręcił kark na polowaniu. Jego królewska mość wybrał sobie najodpowiedniejsze miejsce do spełnienia takiego czynu. Nieco ponad Castri znajduje się grota, prawdopodobnie Pityjska, niezmiernéj głębokości; górna jéj część wybita jest kamieniami i służy za oborę. Po drugiéj stronie Castri stoi monaster grecki, nieco daléj znajduje się przełom skalisty z kilku jaskiniami, do których dostęp wielce jest utrudniony; przełom ten jest zapewne drogą, prowadzącą do wnętrza gór, prawdopodobnie do wspomnianéj przez Pauzaniasza jaskini korycejskiéj. Stąd właśnie wypływa krynica, „źródło kastalskie“. (Byron).
- ↑ W manuskrypcie Byrona znajduje się pierwotna nazwa: Childe Buron.
- ↑ Tym „paziem“ był Robert Rushton, syn jednego z dzierżawców Byrona. „Roberta wziąłem ze sobą“ — powiada poeta w liście do matki; — „kocham go, ponieważ tu jest sam, wydaje się stworzeniem, niemającem przyjaciela: powiedz jego ojcu, że jest dobrym i że dobrze się sprawuje“. Tł.
- ↑ Widząc „troskę“ pazia, spowodowaną opuszczeniem rodziców, Byron przybywszy do Gibraltaru, odesłał go do domu pod opieką starego służącego, Murraya. Tł.
- ↑ Giermkiem tym był Wiliam Fletcher, który po dwudziestoletniéj służbie (według własnych jego słów był dla niego Byron w ciągu tego czasu więcéj, niż ojcem) słyszał pod Missolongi ostatnie słowa wielkiego „Pielgrzyma“ i nie opuszczał jego zwłok, dopóki ich nie pogrzebano w grobowcu rodzinnym w Hucknall. Ten prosty „giermek“ był dla poety niewyczerpanym źródłem zabaw. Tł.
- ↑ „Opuszczam Anglię bez żalu — wrócę do niéj bez rozkoszy. Jestem podobien do Adama, który, uwiedziony, skazany został na wygnanie; tylko, że nie mam żony i nie jadłem jabłka“.
- ↑ Jakby dla wynagrodzenia za brudy Lizbony oraz jéj wiecznie brudnych mieszkańców, wieś Cyntra, pięć mil odległa od stolicy, jest może pod każdym względem najrozkoszniejszą miejscowością w Europie. Zawiera ona piękności, jak naturalne tak i sztuczne: pałace i ogrody, wznoszące się z pośrodka skał dzikich, wodospadów i przepaści; klasztory zadziwiającéj wysokości; rozległy widok na morze i na Tag, a do tego (choć podrzędne ma znaczenie) jest ona uwagi godną, jako miejsce, w którém zawartą została konwencya p. Hew Dalrymple. Miejscowość ta łączy w sobie dzikość zachodnich krajów górskich z zielonością południowéj Francyi“. — B. w liście do matki r. 1809.
- ↑ Klasztor „N. Panny Bolesnéj“, Nossa Seńora de Pena, wzniesiony na wierzchołku skały. Niżéj, w pewnéj odległości, jest drugi klasztor, gdzie św. Honoryusz miał swoję jaskinię, nad którą znajduje się jego nagrobek. Ze wzgórz widzimy morze, które widokowi dodaje piękności. (Uwaga B. do 1 wydania Harolda.)
Po wyjściu tego poematu dowiedziałem się, że określenie Nossa Seńora de Pena wyłożyłem mylnie. Było to z powodu opuszczenia znaczku nad ń (w słowie peńa), który zmienia znaczenie słowa; ze znaczkiem nad ń — peńa oznacza skałę, bez niego zaś posiada takie znaczenie, jakie mu przypisałem. Uważam za niepotrzebne zmieniać sens owego ustępu; jakkolwiek bowiem miejsce to powszechnie nazywanem jest „N. Panna na Skale“, to znaczenie drugie odpowiada surowości i powadze, jaka tutaj panuje. B. - ↑ Powszechnie to znaném, że w r. 1809 zabójstw, dokonywanych na ulicach Lizbony i jéj okolicach, nie ograniczyli Portugalczycy do swoich ziomków; mordowano codziennie także Anglików: o zadosyćuczynieniu tak dalece nie można było myśleć, że proszono nas, abyśmy się nie mieszali w sprawy, jeżeliby który z naszych ziomków zmuszony był się bronić przeciw tym sprzymierzeńcom. Pewnego razu zatrzymano i mnie idącego właśnie do teatru, o god. 9 wieczorem, gdy ulice nie były mniéj ludne, niż zwykle o tym czasie bywają; stało się to pod sklepem otwartym; znajdowałem się z przyjacielem w powozie; gdybyśmy nie byli dobrze uzbrojeni, nie wątpię, że raczéj my stalibyśmy się byli przedmiotem historyi, zamiast, że ja ją dzisiaj opowiadam. Zbrodnie, morderstwa nie ograniczyły się jedynie do Portugalii; tak samo w Sycylii i na Malcie walą nas codziennie po głowie, a przecież żadnego Sycylianina lub Maltańczyka dotychczas za to nikt jeszcze nie ukarał. B.
- ↑ „Watek“ — powiada lord Byron w jednym ze swych dyaryuszów — „był jedną z tych powieści, które we mnie prawdziwy wzbudzają podziw etc...“ William Beckford, syn sławnego ongi senatora i dziedzic jego olbrzymich bogactw, ogłosił, mając lat osiemnaście „Pamiętniki niezwykłych malarzy“, a w rok potem romans p. t. „Vathek“. Wystawił on sobie wspaniały pałac w Portugalii, w którym jednak krótki czas mieszkał. Pamięć jego przepychu zachowała się jeszcze do chwili, gdy Byron w podróży swojéj zawitał i nad brzegi Tagu. Wróciwszy do Anglii, autor Vatheka, pobudował sobie kolejno przepyszne zamki gotyckie w Fonthill Abbey i Bath, w których atoli niedługo zabawiał. Po ich opuszczeniu przez właściciela, pałace te waliły się w gruzy, jakby „jakąś klątwą skazane na zagładę“. Tł.
- ↑ Konwencya w Gotrze podpisaną była w pałacu margrabiego Marialwy. B.
- ↑ Rozmiary Mafry są zadziwiające; zawiera ona pałac, klasztor i przewspaniały kościół. Jest tam sześć organów, które są najpiękniejsze z tych, jakie kiedykolwiek widziałem — t. j. co się tyczy ich ozdób zewnętrznych; nie słyszeliśmy ich, ale opowiadano nam, że ich głos odpowiada zupełnie ich przepychowi. Mafrą nazywają Eskuryalem Portugalii. B.
- ↑ Królowa Marya Portugalska, która w r. 1792 dostała obłąkania. Tł.
- ↑ Przedstawiłem charakter Portugalczyków tak, jak ich wówczas widziałem. Że od tego czasu wiele zyskali, zwłaszcza pod względem waleczności, jest powszechnie wiadomém. Ostatnie czasy lorda Wellingtona zatarły błazeństwa, popełnione w Cyntrze. Zdziałał on naprawdę cuda; może nawet zmienił charakter całego narodu, wyrównał spory i odparł wroga, który przed jego poprzednikami nigdy się nie cofał. — 1812. B.
- ↑ Hrabiego Juliana córka, Helena, Hiszpańska. Pelagio zdobył niezawisłość w górach Asturyi, atoli po kilku dopiéro wiekach udało się jego następcom zdobyciem Grenady walkę zakończyć. B.
Historycy hiszpańscy przypisują przyczynę najścia Maurów na Hiszpanię, a właściwie ułatwienie im przejścia przez cieśninę Kalpejską hrabiemu Julianowi. Sprowadził on Maurów, aby się zemścić na królu Rodryku, który mu uwiódł córkę Floryndę. Jak wiadomo, cieśninę Kalpejską nazwali Arabowie od wodza Taryka Gibterek (ląd Taryka), z czego powstało późniéj Gibraltar, Floryndę zaś Kabą albo Kawą (nierządnicą). Hiszpanie tak zohydzili sobie imię Floryndy, że, jak mówi Cervantes, imienia tego żadnéj nie dawali kobiecie, a wabili niém tylko psy. Tł. - ↑ „W Sewilli mieszkaliśmy w domu dwóch niezamożnych dam hiszpańskich, kobiet z charakterem, z których starsza była piękną, młodsza zaś milutką. Swoboda obyczajów, panująca tutaj powszechnie, nieco mnie uderzyła, w ciągu dalszych obserwacyj spostrzegłem, że powściągliwość nie jest znamienną cechą nadobnych Hiszpanek. Starsza zaszczycała Twego niegodnego syna iście niezwykłemi względami; na odjezdnem (byłem tutaj trzy dni tylko) uścisnęła go z wielką czułością, poczém odciąwszy mu kosmyk włosów, dała mu w zamian pęk swoich, jakie trzy stopy długich; posyłam ci je i proszę, schowaj mi je aż do mego powrotu. Ostatnie jéj słowa były: „Adios, tu hermoso! me gusto mucho!“ „Bądź zdrów, luby towarzyszu: bardzo mi się podobałeś!“ Byron w liście do matki w sierpniu 1809.
- ↑ „Viva el Rey Fernando! Niech żyje król Ferdynand“ jest zakończeniem prawie wszystkich patryotycznych pieśni hiszpańskich. Zwrócone są one głównie przeciw staremu królowi Karolowi, przeciw królowéj i książętom pokoju. Słyszałem z nich niejedne: melodye niektórych są prześliczne. Don Manuel Godoy „Książę Pokoju“, ze staréj lecz podupadłéj pochodzący rodziny, urodził się w Badajoz, na granicy portugalskiéj, i służył pierwotnie w szeregach gwardyi hiszpańskiéj, dopóki nie zwróciła na niego oczu królowa i nie wyniosła go do godności księcia Alkudyi etc. etc. Jemu to właśnie przypisują Hiszpanie upadek swéj ojczyzny. B.
- ↑ Czerwona kokarda z cyfrą Ferdynanda VII w środku.
- ↑ Kto widział baterye, temu wiadomo, że jéj ładunki poustawiane są w kształcie piramid. W drodze do Sewilli widziałem, że Sierra Morena miała wszystkie przesmyki ufortyfikowane. B.
- ↑ Te są czyny Dziewicy z Saragosy, która swém męstwem wyniosła się na najwyższe szczyty bohaterskie. Gdy autor bawił w Sewilli, chodziła ona codziennie po Prado, obwieszona medalami i orderami, które jéj Junta przyznała. B.
- ↑ Sigilla in mento impressa Amoris digitulo
Vestigio demonstrant mollitudinem. Au. Gellius. B. - ↑ Zwrotka ta pisaną była w Turcyi. B.
- ↑ Zwrotka ta pisaną była w Castri (w Delfach), u stóp Parnasu, nazwanego dzisiaj Αιακυρα. W grudniu 1809. B.
- ↑ „W r. 1809, schodząc z Parnasu ku źródłom w Delfach, spostrzegłem 12 orłów (Hobhouse mówił mi, że to były sępy); uważałem ich za przepowiednię, dzień przedtém napisałem zwrotki do Parnasu (w Rycerzu Haroldzie), patrząc na owe ptaki; nabrałem nadziei, że Apollin hołd mój przyjął. Uzyskałem wreszcie imię i sławę poety; zostały mi one przez ciąg poetyckiego życia (od 20 do 30 r.); czy w końcu ich nie stracę, to inna sprawa. Byłem atoli czcicielem bóstwa owego miejsca, i wdzięczny będąc za to, co mi to bóstwo dało, składam w jego ręce przyszłość moję — tak, jak poruczyłem mu przeszłość“. Dziennik Byrona 1821.
- ↑ Rzucając oczy na miejsce, gdzie się wznosiły starożytne Delfy, nie można sobie wyobrazić, co się stało z murami niezliczonych gmachów, o jakich mówią dzieje ich dawnéj świetności, a które ciągnęły się na przestrzeni dwóch mil. Z wyjątkiem kilku dotychczas zachowanych murów, niczego więcéj dzisiaj nie ujrzysz. Rozmaite łupieże Sulli, Nerona i Konstantyna nie wiele tu mają znaczenia; usuwały one statuy z bronzu, marmuru i kości słoniowéj, nie mogły jednak zmieść z powierzchni całych grodów...
Wiliams’a Podróże po Grecyi. B. - ↑ Sewilla to Hispalis u Rzymian. B.
- ↑ „Kadyks, uroczy Kadyks — najprzedniejsze to miejsce na świecie. Piękność jego ulic i gmachów przewyższa chyba tylko czar, jaki roztaczają jego mieszkańcy. Jest to prawdziwa Cytera, pełna najpiękniejszych w Hiszpanii kobiet; nadobne córy Kadyksu to laurashire’skie czarodziejki owego kraju“. List Byrona do matki 1809.
- ↑ Strofy te pisane były w Tebach, a więc w najodpowiedniejszém miejscu do zadania takiego pytania i do udzielenia na nie odpowiedzi, nie dlatego, że tu się urodził Pindar, ale dlatego, że Teby były stolicą Beocyi, gdzie podaną i rozwiązaną była pewna zagadka (o zwierzęciu, które rano na czterech, o południu na dwóch, w wieczór zaś na trzech nogach chodzi. Przyp. Tł.) B.
- ↑ W Highgate istniał zabawny zwyczaj, który zachował się do ostatnich niemal czasów, że każdy, wchodzący do karczmy, składać musiał na dwóch rogach bawolich przysięgę, że nie będzie całował służącéj, mogąc całować panią; nie będzie jadał razowego chleba, mogąc jeść bułki, nie będzie pił cienkuszu, mogąc pić porter — za każdym jednak razem dodawał „chyba mi się inaczéj podobać będzie“. Tł.
- ↑ „Medio de fonte leporum
Surgit amari ahquid quod in ipsis floribus angat. Luc. B. - ↑ Dotyczy to zachowania się i śmierci Solana, gubernatora Kadyksu. B.
- ↑ „Bój choćby na noże“. Odpowiedź Palafoksa, dana gienerałowi francuskiemu podczas oblężenia Saragosy. B.
- ↑ John Wingfleld, oficer gwardyi, który w Koimbrze umarł z gorączki (maja 1811). Znałem go lat dziewięć; była to lepsza połowa jego życia, a najszczęśliwsza mojego. W krótkim czasie jednego miesiąca straciłem tę, która mi dała życie, i większą część tych, którzy to życie czynili mi znośném, dla mnie następujące słowa Younga nie są urojeniem:
„Insatiate archer! could not one suffice?
Thy shaft flew thrice, and thrice my peace was slain,
And thrice ere thrice you moon had fille’d her horn“.(Nienasycony łuczniku! nie dość było ci jednéj? Trzy razy wypuściłeś swą strzałę i trzy razy zabiłeś mój spokój; trzy razy, nim trzy razy księżyc róg swój wypełnił). B.
- ↑ Jak głosi data, położona przez Byrona w rękopiśmie, pieśń pierwsza ukończoną została 30 grudnia 1809.“ Tł.
- ↑ Część Akropolis zburzoną została podczas oblężenia weneckiego wskutek wybuchu, jaki nastąpił w magazynie prochu. (Na najwyższéj stronie Lykabettu, jak naoczny świadek opowiadał Chandlerowi, ustawili Wenecyanie r. 1687 cztery moździerze i sześć dział, któremi bombardowali Akropolis. Jedna z tych kul zniszczyła rzeźbę na zachodnim szczycie Partenonu. (W r. 1667 — powiada Hobhouse — „zabytki, których dzisiaj pozostały w Akropolis zaledwie ślady, znajdowały się w jako tako zachowanym stanie. Tę wielką świątynię można było wówczas nazywać jeszcze całą; przemieniona na kościół chrześcijański, stała się późniéj meczetem, w każdym razie najpiękniejszym w świecie. Dziś nawet ta część, która się oparła zniszczeniu, rodzi uczucia podziwu i czci w najobojętniejszym nawet widzu; te same uczucia budzą się w nas na widok olbrzymiéj masy ruin, rozsianych na miejscu, w którém stała owa świątynia“).
- ↑ Wszyscy możemy odczuć lub wyobrazić sobie ów żal, jaki ogarnia widza, patrzącego na zwaliska grodów, które onego czasu były stolicami państw; refleksye, jakie one w nas wzbudzają, zbyt są codziennemi, aby je tutaj powtarzać. Stałość człowieka, oraz próżność najlepszych jego przymiotów, patryotyzmu, który ojczyzną zachwycać się każe, i poczucia siły, aby stać na straży swéj ziemi, nigdzie nie ujawnia się wyraźniéj, aniżeli w przypomnieniu tego, czém Ateny były ongi, i w pewności, czém są dzisiaj. Ta arena walki potężnych i wielkich stronnictw i mówców, podnoszenia się i poniżania tyranów, tryumfów i kar wymierzanych dowódcom, stała się dzisiaj widowiskiem drobnostkowych intryg i ciągłych wichrzeń pomiędzy kłótliwemi ajentami panów i szlachty brytyjskiéj. „Szakale, sowy i węże pośród zwalisk Babilonu są zapewne mniéj hańbiącemi, aniżeli tacy mieszkańcy.
Turcy mają podbój na uniewinnienie swego uciskania, Grecy zaś ucierpieli tylko wskutek przypadłości wojny, co się zdarza i najwaleczniejszym; lecz, jak nizko upadli ci potężni, jeżeli dwóch malarzy pomiędzy sobą walczyć może o przywilej obrabowywania Partenonu i tryumfowania na przemian, stosownie do treści następujących po sobie fermanów. Sulla mógł Ateny ukarać, Filip poddać je pod jarzmo swoje a Kserkses spalić; nędzny zaś badacz starożytności i jego wstrętni ajenci przybyli tutaj, aby je hańbić! Przed częściowém swém zniszczeniem przez pożar podczas oblężenia weneckiego był Partenon świątynią, kościołem, meczetem, pod każdym względem był on więc godnym czci; zmieniali się jego wierni, on atoli był zawsze miejscem nabożeństwa, uświęconém trzykrotnie; jego zhańbienie jest zatem świętokradztwem podwójném.
Ale —
„Man, proud man,
Drest in a little brief authority,
Plays such fantastic tricks before high heaven
As make the angels weep.“ B. - ↑ Nie zawsze było zwyczajem u Greków palić ciała umarłych; wszczególności wielki Ajaks pochowany był w ziemi. Po większéj części uważano wszystkich wodzów po śmierci za bogów; do rzędu zapomnianych należeli zaprawdę ci, przy których grobie nie urządzano igrzysk dorocznych albo uroczystości poświęconych ich pamięci, jak to uczyniono dla Achillesa, Brazydasa etc., a w końcu nawet dla Antynousa, którego śmierć tyle była bohaterską, ile haniebném było jego życie. B.
- ↑ Pitagoras i Solon.
- ↑ Stancę tę pisał Byron w Newstead, w październiku 1811, posłyszawszy o śmierci szkolnego w Cambridge towarzysza, młodego Eddlestone’a. P. Tł.
- ↑ Kościół Jowisza olimpijskiego, gdzie jeszcze szesnaście kolumn zostało; pierwotnie było ich do stupięćdziesiąt. Kolumny te należały, jak przypuszczają niektórzy, do Partenonu. B.
- ↑ Okręt rozbił się na Archipelagu. B.
- ↑ Patrz notę A, dotyczącą uwożenia dzieł sztuki z Aten. B.
- ↑ Z listu d-ra Clarke pisanego do Byrona, podał tenże jako komentarz do słów powyższych następującą uwagę: „Gdy ostatnią z metop zabierano z Partenonu i gdy przytém robotnicy lorda Elgina zrzucili wraz z górną częścią budowy jeden z tryglifów, patrzący na to znieważanie gmachu, Disdar wyjął lulkę z ust i otarłszy łzę, zawołał do Lusieriego błagalnym głosem: Τελοσ! (skończcie) — ja byłem przytem.“ — Wzmiankowany Disdar był ojcem obecnego Disdara. B.
- ↑ Według Zozyma, Achilles i Minerwa odparli Alaryka od murów Akropolis; inni atoli twierdzą, że król Gotów prawie tyle narobił tutaj złego, co i magnat szkocki. Patrz u Chandlera. B.
- ↑ Gozza ma oznaczać starożytną wyspę Kalipsy. B.
- ↑ Pani Spencer Smith, dla któréj autor zabawił kilka miesięcy na wyspie Malcie. O pobycie swoim i o lady Florens znajdujemy w jednym z listów Byrona, pisanym do matki, następujące uwagi:
„List ten posyłam przez ręce nadzwyczajnéj kobiety, o któréj musiałaś zapewne słyszéć. Jest to ta sama pani Spencer Smith, któréj ucieczka z rąk władz francuskich posłużyła margrabiemu de Salvo za przedmiot do powieści.
„Podczas podróży morskiéj rozbił się statek, na którym płynęła; — jedném słowem, życie jéj, od dzieciństwa począwszy, było tak pełne nadzwyczajnych wypadków, że w powieści nawet wydałyby się zbyt przesadzone. Urodzona w Konstantynopolu, gdzie ojciec jéj bar. Herbert był ambasadorem, nieszczęśliwa w pożyciu z mężem, umiała jednak uniknąć wszelkich podejrzeń, uwłaczających jéj charakterowi. Niedawno, na odgłos zbliżających się wojsk francuskich, opuściła Tryest i mieszkającą tamże swą matkę. W czasie pobytu mego na Malcie, z nią jedną prawie cały mój czas przepędzam. Jest to piękna, powabna i bardzo oryginalna kobieta. Napoleon tak jest dotychczas na nią zagniewany, że życie jéj mogłoby być w niebezpieczeństwie, gdyby się drugi raz dostała w ręce policyi francuskiéj.“ - ↑ Skander, Iskander po turecku oznacza imię Aleksander.
- ↑ Itaka.
- ↑ Leukadya, dziś Santa Maura. Z Przylądka (zw. Skokiem miłości) miała Safona skoczyć do morza. B.
- ↑ Akcyum i Trafalgar nie potrzebują dłuższéj wzmianki. Bitwa pod Lepanto (pomiędzy Turkami a Wenecją. Tł.) tak samo krwawa i ważna, choć mniéj znana, stoczoną była w zatoce Patras. Tam to autor Don Kichota stracił lewą rękę.“ B.
- ↑ Opowiadają, że w przeddzień bitwy pod Akcyum, miał Antoniusz w otoczeniu swém trzynastu królów. Dzisiaj (12 listop.) widziałem resztki miasta Akcyum, niedaleko od miejsca, gdzie Antoniusz świat przegrał — w małéj zatoce, w któréj zaledwie dwie fregaty krążyć mogą. Kawał złamanego muru, to jedyny zabytek. Po drugiéj stronie zatoki stoją ruiny Nikopolu, zbudowanego przez Augusta na pamiątkę odniesionego przezeń zwycięstwa (B. w liście do matki).
- ↑ Nikopol, którego zwaliska znaczne posiadają rozmiary, położony obok Akcyum; z hipodromu jego pozostały tylko kawałki muru. Zwaliska te składają się z olbrzymiéj masy cegieł, pospajanych wapnem, które w równie olbrzymiéj znajduje się ilości i równie jest trwałem jak cegły. B.
- ↑ Podług Pouqueville’a jezioro Janiny, ale Pouqueville zawsze się myli. B.
- ↑ 5,000 Suliotów opierało się z skał oraz w twierdzy sulijskiéj 30,000 Albańczyków przez lat 18. Twierdzę wzięto wreszcie za pomocą przekupstwa. Zdarzały się tu czyny, godne lepszych dni Grecyi. B.
- ↑ Klasztor i wieś Zica oddalone są o 4 godziny drogi od Joanniny lub Janiny, stolicy paszaliku. Dolinę przepływa potok Kalamar (ongi Acheront), piękny, niedaleko Zicy tworząc wodospad. Jest to może najpiękniejsza miejscowość w Grecyi, jakkolwiek Delwinachi i niektóre okolice Akarnanii i Etolii, mogą iść z niemi w zawody. Delfy, Parnas, przylądek Kolonny i port Rafti mniéj są pięknemi; to samo da się powiedziéć o wszystkich okolicach Jonii lub Troady: to samo mógłbym zauważyć także o Konstantynopolu, zbliżywszy się do tego miasta. Atoli piękność jego tak jest odmienną, że trudno ją przyrównać do innych. B.
- ↑ Góry chimaryoskie były, zdaje się, wulkanami. B.
- ↑ Starożytny Tomarus.
- ↑ Gdy autor przebywał te okolice, rzeka Laos była wezbraną powyżéj Tepalenu; była tak szeroką jak Tamiza koło Westminsteru, przynajmniéj taką się wydawała autorowi i towarzyszom jego podróży. Latem jest ona zapewne daleko węższą. Jest to z pewnością najpiękniejsza rzeka Lewantu; ani Achelous, ani Acheront, Alfeus, Skamander, ani téż Kaister, nie dorównają mu pod względem szerokości oraz piękności. B.
- ↑ „Ali-Basza usłyszawszy, że utytułowany Anglik bawi w jego państwie, wydał rozkaz, aby mu w Janinie przygotowano mieszkanie i dostarczono bezpłatnie wszystkiego, co tylko potrzeba. Jechałem na koniu wezyra i widziałem jego i jego wnuków pałace. Nie zapomnę nigdy nadzwyczajnego widoku, jaki mi się przedstawił, kiedym wjeżdżał do Tepalenu o godz. 5 po południu (11 października), gdy słońce już zaszło. Przed drogą stanęły mi (jakkolwiek z pewnemi zmianami co do strojów) opisy w „Picini“ Skotta, dotyczące zamku Branksome i zwyczajów feudalnych. Albańczycy w swych strojach (najwspanialszych w świecie, składających się z długich, białych spódnic, złotem dzierzganych płaszczy, z czerwonych, aksamitnych, złotem obszytych kurtek i kamizelek, z pistoletów oprawnych w złoto, oraz sztyletów); Tatarzy w wysokich czapicach, Turcy w ogromnych pelissach i turbanach; zaciężnicy i czarni niewolnicy wraz z końmi, ustawieni w szeregach w olbrzymiéj otwartéj galeryi na froncie pałacu, w pogotowiu dwieście rumaków w rzędach bogatych; posłańcy, wbiegający lub wybiegający w wielkim pośpiechu; dobosze bijący w kotły; chłopcy, donośnym głosem oznajmujący godziny z minaretów moszei — wszystko to razem wraz z szczególnym kształtem pałacu, tworzyło dla cudzoziemca nowy rozkoszny obraz. Wprowadzono mnie do bardzo pięknego apartamentu, a o zdrowie moje dopytywał się potém, zwyczajem Turków, sekretarz wezyra.“ Byron w liście do matki.
- ↑ W liście do matki, pisanym w tym samym czasie, Byron tak opisuje przyjęcie swe u Ali-Baszy: d 12 października wprowadzony byłem do Ali-Baszy. Byłem w perskim mundurze sztabowca, przy niezwykle wspaniałéj szabli etc. Wezyr przyjął mnie w obszernéj komnacie, posiadającéj marmurową posadzkę; w środku biła fontanna, naokół sali stały szkarłatem pokryte otomany. Przyjął mnie stojąc (niezwykła to u muzułmanina grzeczność), a potém posadził mnie obok siebie po prawéj ręce. Pierwszym jego pytaniem było, dlaczego w tak młodym wieku kraj swój opuściłem. Następnie oświadczył mi, że konsul angielski, kapitan Leake, powiadomił go, że z znakomitéj pochodzę rodziny; mówił, że chciałby méj matce wyrazić swą cześć, którą ja ci niniejszém w imieniu Ali-Baszy składam. Powiedział mi daléj, że znakomitość pochodzenia mego nie ulega żadnéj wątpliwości, ponieważ małe posiadam uszy, kędzierzawe włosy i drobne, białe ręce. Wyraził się, abym, dopóki tu bawię w Turcyi, uważał go za ojca, gdyż on chce się ze mną obchodzić jak z synem. I w saméj rzeczy traktował mnie jak dziecko, posyłając mi to migdały, to sorbety, to owoce i słodycze ze dwadzieścia razy na dzień...“ Hobhouse, towarzysz podróży Byrona, przedstawia Ali-Baszę jako człowieka nizkiego wzrostu, nie więcéj jak pięciu stóp i pięciu cali wysokości i mocno otyłego, posiadającego przyjemną, okrągłą, piękna twarz i żywe, niebieskie oczy „człowieka bez zwyczajnéj u Turków ociężałości.“ Doktór Holland porównał duszę Alego, wyglądającą z pod zwykłéj powierzchowności, z ogniem ukrytym w zimnym, polerowanym kamieniu. Ten sam doktór, wróciwszy w r. 1813 z Albanii, przywiózł Byronowi list od Ali-Baszy, pisany po łacinie. Poeta opowiada, że „rozpoczynał się od słów excellentissime nec non carissime“ i że mu pomiędzy innemi doniósł Ali, jak „ostatniéj wiosny zdobył nieprzyjazne sobie miasto, w którém przed laty załoga bułgarska obeszła się z jego matką i siostrą w sposób niegodziwy. Po wzięciu miasta, kazał Ali wszystkich pozostałych przy życiu mieszkańców, nie wyłączając dzieci i niemowląt wsadzić na okręt o sześciuset tonach wagi i wysadzić w powietrze. Tyle o „moim najdroższym przyjacielu.“
- ↑ Los Alego był takim właśnie, jak to poeta powyżéj przepowiedział: zamordowano go w lutym 1822; głowę posłano do Konstantynopola i zatknięto nad bramą Seraju. Ponieważ imię Alego narobiło w Anglii dużo hałasu, ze względu na jego stosunki z Tomaszem Maitlandem, a może więcéj jeszcze z powodu powyższych stanc lorda Byrona, znalazł się w Konstantynopolu spekulant, który chciał nabyć głowę i wysłać ją do Londynu któremuś z przedsiębiorców widowisk; atoli zamiarowi temu zapobiegł pietyzm starego sługi Baszy, który katowi zapłacił sumę znacznie większą i głowie swego pana godziwy sprawił pogrzeb. Przyp. wydaw. Czajlda Harolda (Londyn u Johna Murraya 1837).
- ↑ Mowa tu o traktowaniu rozbitków w Cornwall. B.
- ↑ Albańczycy od wina się nie wstrzymują.
- ↑ Palikar po grecku παλικαρι (właściwie παλληκαριον po nowogrecku. P. tł.) jest to pomiędzy Grekami i Albańczykami, używającemi narzecza romaickiego, ogólna nazwa żołnierzy; właściwe znaczenie wyrazu tego jest chłopak (od nowogreckiego Παλληξ Przyp, tł.) B.
- ↑ Wzmiankowany już Hobhouse, towarzysz podróży Byrona, scenę tę opisuje w sposób następujący. „Wieczorem pozamykano bramy i zajęto się przygotowaniem wieczerzy dla naszych Albańczyków. Zabito kozę i upieczono ją w całości; cztery ogniska zapalone były na dziedzińcu, a około nich zasiedli żołnierze kupkami. Po jedzeniu i napitku, przeważna część zgromadzonych otoczyła największe ognisko i skoro my, wraz z ich starszyzną zasiedliśmy na ziemi, zaczęła tańczyć na około ognia w takt pieśni, śpiewanéj przez siebie głosem dobitnym. Wszystkie te pieśni odnoszą się do ich wypraw zbójeckich. Jedna z nich trwająca przeszło godzinę, tak się zaczynała: „Gdyśmy z Pargi wracali, było nas sześćdziesięciu“; potem każdy wiersz kończył się refrenem:
„Zbójcy z Pargi!
Zbójcy z Pargi!“
Κλεφτεις ποτε Παργα!
Κλεφτεις ποτε Παργα!
„Śpiewając te zwrotki, kręcili się naokoło ognia, rzucali się na kolana, jednym rzutem stawali znowu na nogach i znowu kręcili się, póki chór nie powtórzył tego refrenu na nowo. Szum fal, odbijających się o brzeg żwirowy, u którego siedzieliśmy, wypełniał przestanki śpiewu łagodniejszą i nie tak jednostajną muzyką. Noc była bardzo ciemna, ale blask ogni odsłaniał nam lasy, skały i jeziora, które łącząc się razem z dzikim widokiem tańczących, przedstawiały nam scenę, godną opisu takiéj ręki, jak autora Tajemnic Udolfa“. Gdyśmy się już obyli z charakterem Albańczyków, nie zmniejszyła nam wcale rozkoszy świadomość, że każdy z naszych towarzyszy był niegdyś rozbójnikiem, a niejeden z nich przed niedawnym jeszcze czasem. Była godzina jedenasta, gdyśmy wrócili do mieszkania, Albańczycy zaś, otuleni w swe białe kapoty, położyli się w tym samym czasie naokoło ognisk, ażeby się przespać.“ - ↑ Czém się różni narzecze albańskie czyli amauckie od języka illiryjskiego, patrz notę C.
- ↑ Te i następne zwrotki wzięte są poczęści z rozmaitych pieśni albańskich, o ile mogłem je sobie przetłomaczyć z pomocą języka romaickiego i włoskiego. B.
- ↑ Szturmem odebrana była Francuzom. B.
- ↑ Delhi — jazda turecka.
- ↑ O dzisiejszym stanie Grecyi i Turcyi, patrz notę D.
- ↑ Fyle, z któréj szczytu cudny widok na Ateny, posiada dziś jeszcze znaczne zwaliska; przed wypędzeniem trzydziestu tyranów, zdobył jéj twierdzę Trazybul. B.
- ↑ Dotyczy to zajęcia Carogrodu przez Łacinników i panowania ich tamże przez długie lata. B.
- ↑ Mekka i Medyna wzięte były przez sektę Wehabitów, która z każdym rokiem wzrasta. B.
- ↑ O Konstantynopolu lord Byron tak się w jednym z swych listów wyraża: „Widziałem ruiny Aten, Efezu i Delfów, przejechałem większą część Turcyi, oraz niejednę część Europy i Azyi, nigdzie atoli nie widziałem dzieła natury lub sztuki, któreby takie wywierało wrażenie, jak tutaj widok każdéj strony, od „Siedmiu wież“, aż do końca „Złotego Rogu“.
- ↑ Kaiki — małe czółna tureckie.
- ↑ Na niejednéj z gór, głównie zaś na Liakurze śnieg nigdy nie topnieje całkowicie, wytrzymuje on największy upał lata; nigdy natomiast nie widziałem śniegu na dolinach, choć byłem tam zimą. B.
- ↑ Na górze Penteliku, skąd brano marmur na publiczne gmachy Aten; nazwisko nowożytne téj góry brzmi „Mendeli“. Olbrzymia grota, utworzona przez kamieniołomy, pozostała dotychczas i pozostanie do końca wieków. B.
- ↑ W całéj Attyce, wyjąwszy Ateny i Maraton, niéma miejscowości bardziéj interesującéj nad przylądek Kolonny. Dla starożytnika i artysty stanowi szesnaście znajdujących się tamże kolumn niewyczerpane źródło spostrzeżeń i wzorów; dla filozofa pożądaną będzie jako domniemane miejsce niejednego z dyskursów Platona; podróżnika zaś zachwyci piękność widoku na „wyspy wieńczące głębiny egejskie“; dla Anglika przedstawia Kolonna inny jeszcze interes: jest to miejsce, na którem odgrywa się Falconnera „Rozbicie okrętu“. Pallada i Platon zapomniani dzisiaj, we wspomnieniu Falconnera i Campbella:
„Here in the dead of night by Lonna’s steep
The seaman’s cry was heard along the deep“.
„Świątynię Minerwy widać od strony morza w wielkiéj już odległości. Do Przylądka Kolonny odbyłem dwie podróże lądem i jednę morzem. Widok od strony lądu mniéj był ponętny, niż gdyśmy się zbliżali od strony wysp. W drugiéj naszéj wycieczce lądem z wielką biedą umknęliśmy przed Majnotami, kryjącemi się po jaskiniach. Jak nam późniéj mówił jeden z ich pojmańców, bylibyśmy byli zmuszeni dać im okup, a od napadu na nas odstraszył ich widok dwóch moich Albańczyków; sądzili oni bardzo rozumnie (choć tym razem fałszywie), że mamy pod ręką całą straż, złożoną z Arnautów i dlatego się wstrzymali, w ten sposób zostaliśmy wybawieni, byliśmy bowiem zbyt nieliczni, aby módz skuteczny stawić opór. Kolonna jest zarówno siedliskiem zbójców jak i malarzy; tutaj to
The hireling artist plants his pallet desk,
And makes degraded nature picturesque“.
(Patrz Hodgsona „Lady Jane Gray“).
„Ale tutaj przyroda sprawiła to z pomocą sztuki sama dla siebie. Byłem tak szczęśliwy, żem zawarł układ z jednym bardzo wybitnym artystą niemieckim; mam więc nadzieję, że odnowi znajomość moję z temi i innemi widokami Lewantu, gdy nadejdą jego prace“. B. - ↑ „Siste Viator — heroa calcas!“ taki był napis na grobie sławnego hr. Merci; — jakież ma nas ogarniać uczucie, stojących u mogiły owych dwustu (Greków), którzy padli pod Maratonem? Główny kurhan otworzył niedawno Fauvel: nie znalazł on w nim jednak nic albo mało z tych zabytków, jak wazy etc., których szukał. Dolinę Maratonu chciano mi sprzedać za sumę czternastu tysięcy piastrów, około dziewięciuset funtów. Niestety! „Expende — quot libras in duce summo — invenies!“ czyż popioły Miltyadesa nie były więcéj warte? Chybabym ich nie kupił taniéj, gdyby miały pójść na wagę? B.
- ↑ Ostatnia ta stanca pisaną była, jak głosi notatka Byrona na rękopiśmie téj pieśni, d. 11 października 1811 r.
- ↑ Tego Gropiusa wynajął sobie pewien lord szlachetny do zdejmowania szkiców, w czém ów pan celował; muszę atoli powiedzieć, że ten człowiek nadużył swego szacownego nazwiska i poszedł w nędzne ślady Lusierego. Okręt z jego zdobyczami zatrzymano w Konstantynopolu i, jeżeli się nie mylę, skonfiskowano w r. 1810. Szczęśliwym się czuję, mogąc dzisiaj dodać, że owych zdobyczy nie wysyłał on z polecenia: był on tylko w służbie lorda jako malarz, a protektor jego wypiera się wszelkiéj innéj z nim spółki. Jeżeli pomyłka w pierwszém i drugiém wydaniu sprawiła choć na chwilę szlachetnemu lordowi jaką przykrość, to żal mi tego bardzo: Gropius przez długie lata nazywał siebie jego ajentem; a jakkolwiek nie mogę zbyt się potępiać, że w niejedném popełniłem pomyłkę, szczęśliwym się czuję, że jestem jednym z pierwszych, którzy innego nabrali przekonania. Jest mi téż rzeczywiście bardzo przyjemnie odwołać dzisiaj owe objaśnienia, jak z drugiéj strony żałuję, że ich się wówczas dopuściłem. Nota do nowego wydania.
- ↑ Albańczycy, przeważnie kobiety, nazywają się Kaliryotami, z jakiéj przyczyny, dowiedziéć się nie mogłem.
- ↑ Mimochodem słówko do p. Thorntona i d-ra Pouqueville’a, którzy z turecczyzną sułtańską obchodzą się w smutny i karygodny sposób: Pouqueville opowiada bowiem długą historyę o muzułmaninie, który miał zjadać takie ilości żywego srebra, że go nazwano „Suleyman Yeyen“, co według tłumaczenia d-ra Pouqueville’a oznacza; „Suleyman, zjadacz żywego srebra“. „Aha!“ — myśli sobie p. Thornton, który po jaki raz pięćdziesiąty drze koty z doktorem — „mam ja ciebie!“ — Potém w nocie, dwa razy dłuższéj od anegdotki doktora, podaje w wątpliwość jego znajomość języka tureckiego oraz prawdomówność doktora. „Bo — powiada p. Thornton, dojechawszy nam poprzednio jakimś trudnym imiesłowem tureckim, wyraz ten oznacza tylko „Suleymana zjadacza“, i wyrzuca dodatek „żywego srebra’“. Otóż jeden i drugi ma słuszność i nie ma słuszności. Gdyby p. Thornton, który „lat czternaście przesiedział w swéj fabryce“, zajrzał był do słownika tureckiego, albo zapytał się którego z swych znajomych stambulskich, to byłby się był dowiedział, że „Suleyma’n eyen“, pisane osobno, znaczy „zjadacz żywego srebra“ a więc w danym wypadku nie ma mowy o Suleymanie: „Suleyma“ oznacza „żywe srebro“ i nie jest wcale imieniem własném, jakkolwiek staje się niém przez dodanie „n“ na końcu. Ponieważ p. Thornton uważa siebie za głębokiego oryentalistę, powinien się był przedtém nieco lepiéj o tém poinformować, a nie pisać hymnów pochwalnych na cześć d-ra Pouqueville’a.
Wobec tego zdaje mi się, nasze motto powinno brzmiéć: „Podróżni versus kupcom“. Jakkolwiek Thornton „hoc genus omne“ odsądził od czci i wiary jako ludzi omylnych i przekręcających fakta. „Ne sutor ultra crepidam“. „Pozostań, kupcze, przy swéj ladzie“. N. B. Do wiadomości p. Thorntona: „Sutor“ nie jest imieniem własném. - ↑ Posiadam znakomity słownik „τριγλωσσον“, który otrzymałem od p. S. G. w zamian za maleńką gemmę, czego mi zaprzyjaźnieni ze mną starożytnicy ani zapomniéć, ani przebaczyć nie mogą.
- ↑ W pamflecie swoim przeciw Corayowi groził Gail, że „tego bezwstydnego Hellenistę wyrzuci oknem“. Z tego powodu woła pewien krytyk francuski; „Ach! mój Boże! Hellenistę wyrzucać oknem! co za świętokradztwo!“ Byłaby to rzeczywiście sprawa wielce nieprzyjemna, zwłaszcza, że literaci bardzo często mieszkają na poddaszach; zdanie powyższe przytoczyłem jedynie dlatego, aby pokazać, że pamfleciści wszystkich ucywilizowanych krajów jednakim posługują się stylem: Londyn lub Edymburg chyba nie przewyższa téj zapalności paryskiéj.
- ↑ W jednym z dawniejszych numerów „Przeglądu edymburskiego“, z r. 1808, napisano: Lord Byron przebył klika lat swéj młodości w Szkocyi, gdzie się zapewne nauczył, że paibrok nie oznacza dud, a dinet skrzypiec. Pytanie: Czyż to w Szkocyi nauczył się ów szlachetny młodzian z „Przeglądu edymbursklego“, że Soliman oznacza Mahometa II, i że krytyka oznacza nieomylność? Ale tak to się zawsze dzieje:
„Caedlmus inque vicem praebemus crura sagittis“.Ta pomyłka tak zupełnie wygląda na lapsus calami (wskutek podobieństwa tych dwóch wyrazów, oraz z powodu, że literacki ten lewiatan nie popełnił w dawniejszych artykułach ani jednego błędu), że byłbym jéj w tekście wcale nie zauważył, gdybym był w „Przeglądzie edymburskim“ nie spostrzegł dużo śmiesznéj uciechy z powodu tych wszystkich odkryć, zwłaszcza z powodu ostatniego, gdzie wyrazy i zgłoski stały się przedmiotem roztrząsań i transpozycyj, wzmiankowany zaś powyżéj równoległy wypadek ze mną naglił mnie nieprzeparcie do pokazania, że łatwiéj być krytycznym, aniżeli dokładnym. Zacny ów młodzian, który z odniesienia tego rodzaju zwycięstw tryumfował niejednokrotnie, nie pozazdrości mi chyba téj drobnéj radości, jakiéj doznaję w wypadku niniejszym.
- ↑ Jak głosi nota Byrona, umieszczona w rękopiśmie Harolda, pieśń ta rozpoczęta została 10 lipca 1816 w Diodati w pobliżu jeziora genewskiego.
- ↑ Byron opuścił Anglię po raz trzeci i ostatni 25 kwietnia 1816, w towarzystwie Wiliama Fletchera i Roberta Rushtona, „pazia“ i „giermka“ z pieśni pierwszéj, oraz lekarza, d-ra Polidori’ego i służącego szwajcara. Prz. tł.
- ↑ W r. 1816 na pobojowisku pod Waterloo żadnego jeszcze nie było pomnika; póżniéj dopiéro wzniesiono tam kopiec, a na jego szczycie ogromnego lwa spiżowego. Przyp. tł.
- ↑ Patrz słynny hymn o Harmodyuszu i Arystogitonie. Najlepszy przekład angielski znajduje się w „Antologii“ Blanda; dokonał go (Tomasz) Denman. B.
- ↑ W nocy przed bitwą wydano bal w Brukseli. Urządziła go księżna Ryszmondu. Oficerowie, bawiący się u niéj, mieli rozkaz natychmiastowego wymarszu, skoro uderzą w bębny. Pomimo wiadomości o zbliżaniu się wojsk francuskich, balu nie odwołano. Lord Wellington chciał w ten sposób ludowi belgijskiemu zataić bieg wypadków. Przyp. tł.
- ↑ Sir Evan Cameron i potomek jego Donald, „szlachetny Lochiel“, jeden „z czterdziestu pięciu“. B.
- ↑ Las w Soignies uchodzi za szczątek lasów ardeńskich, sławnych dzięki „Orlandowi“ Boiarda, a nieśmiertelnych dzięki Szekspira „Jak wam się podoba“. Wskazuje na nie także i Tacyt, jako na miejsce, gdzie Germanowie odpierali ze skutkiem napady Rzymian. Starałem się imię tych lasów z szlachetniejszemi połączyć myślami, aniżeli ze wspomnieniem o rzezi. B.
- ↑ Ojcem majora Howarda był lord Carlisle (w młodych latach Byrona jego opiekun). Napadł i na niego poeta w głośnym wierszu „The English Bards and Scotch Reviewers“. Prz. tł.
- ↑ Przewodnik mój z Mont St. Jean, który mię oprowadzał po polu bitwy, okazał się inteligentnym i pewnym człowiekiem z miejscowością obznajmionym. Miejsce, gdzie padł major Howard, znajduje się w pobliżu dwóch olbrzymich, samotnych drzew (było i trzecie, które ścięto, czy téż potrzaskano podczas bitwy), stojących nad drogą w oddaleniu kilku łokci jeden od drugiego. Pod temi drzewami padł i został pochowany. Ciało jego przewieziono następnie do Anglii. Niewielkie wklęśnienie pokazuje dzisiaj miejsce, w którem ciało było pogrzebane; niedługo i ten ślad zniknie z powierzchni; dziś tutaj orzą i sieją. Pokazawszy mi różne miejsca, gdzie skończyli Picton i inni waleczni młodzieńcy, powiedział przewodnik: „Tu leży major Howard; byłem blizko niego, gdy padł raniony“. Wspomniałem o naszém pokrewieństwie, a on z tém większą troskliwością wskazywał mi na poszczególne miejsca oraz okoliczności. Miejsce to na pobojowisku najbardziéj jest znaczném, zwłaszcza z powodu owych dwóch drzew, powyżéj wzmiankowanych. Na końcu przejechałem polem bitwy dwa razy, porównywając je z podobnemi pobojowiskami. Jako dolina, Waterloo wygląda, jakby było i góry przeznaczone na jakąś wielką akcyę; być może, iż to tylko mojéj wyobraźni tak się wydaje. Przyglądałem się dokładnie Platei, Troi, Mantynei, Leuktrze, Cheronei i Maratonowi; pola naokoło Mont St. Jean i Hougoumontu potrzebują jedynie szlachetniejszéj przyczyny walki i owéj nieokreślonéj a jednak bijącéj w oczy aureoli, która miejscom bieg czasów nadaje, ażeby módz stanąć obok pobojowisk powyższych, z wyjątkiem może ostatniego.“ B.
- ↑ Jabłka (bajeczne) z nad brzegów jeziora Asfaltowego, które cudne na zewnątrz, miały zawierać popiół wewnątrz. Patrz Tacyta Histor. lib. V, 7. B.
- ↑ Wielkim błędem Napoleona „jeżeli rzecz swą wyłożyliśmy wiernie“, było to, że ciągle usiłował ludziom udowodnić, że ani z niemi razem, ani dla nich niczego nie czuje; było to dla próżności ludzkiéj bardziéj dotkliwém, aniżeli czynna srogość strachliwszych i podejrzliwszych tyranów. Tego rodzaju były zarówno jego przemówienia publiczne, jak i rozmowy prywatne; gdy po zniszczeniu jego armii przez zimę rosyjską powrócił do Paryża, powiedział, grzejąc się przy ogniu: „przyjemniejsze to, aniżeli Moskwa“; wyraz ten odwrócił od niego względy świata daleko bardziéj, aniżeli straty, które stały się powyższéj uwagi przyczyną. B.
- ↑ Zamek Drachenfels stoi na najwyższym szczycie „Siedmiogóry“, nad brzegami Renu; dziś znajduje się on w gruzach i posiada szczególniejsze tradycye. Nąjpierwéj widoczny on jest, gdy jedziemy od strony Bonn; na przeciwległym brzegu rzeki sterczą zwaliska zamku drugiego, zwanego żydowskim; wielki krzyż, postawiony tamże, świadczy o morderstwie, spełnioném przez właściciela grodu na rodzonym bracie. Liczba zamków i miast nad Renem jest ogromną a położenie ich niezwykle piękne. B. Wiersz powyższy pisał Byron do swéj siostry, Augusty Leigh (jak opiewa notatka wydawcy Murray, powołującego się w tém miejscu na „leżący przed nim oryginał“, poeta wiersz ten stworzył w maju 1816 nad brzegami Renu. Prz. tł.
- ↑ Pomnik młodego i powszechnie żałowanego gienerała Marceau (który w ostatnich dniach 4 roku rzeczypospolitéj francuskiéj padł od kuli pod Altkirchen) znajduje się w takim stanie, jak go opisałem. Napisy na potomku są aż do zbytku długie i wcale niepotrzebne; nazwisko jego było wystarczające. Francya go uwielbiała, nieprzyjaciele podziwiali, a jedni i drudzy opłakują go dzisiaj. Pogrzebowi jego towarzyszyli jenerałowie i deputacye obu armjj. W tym samym grobie leży także jenerał Hoche, mąż w całém tego słowa znaczeniu waleczny, który, jakkolwiek wielce odznaczył się w boju, nie padł śród walki, ale zginął prawdopodobnie od trucizny. Wzniesiono mu osobny pomnik (atoli nie nad grobem, w którym pochowano go razem z jenerałem Marceau) w pobliżu Andemachu, naprzeciw miejsca, gdzie spełnił jeden z najwaleczniejszych swych czynów, koło mostu, prowadzącego na wyspę, znajdującą się na Renie. Kształt i styl pomnika różnią się od nagrobka jenerała Marceau’a, a napis prostszy jest i odpowiedniejszy: „L’armée de Sambre et Meuse a son Général en chef Hoche.“ To wszystko i tak być powinno. Hoche należał do najznakomitszych jenerałów Francyi, zanim Bonaparte zmonopolizował sobie tryumfy i dowodził wojskami, które miały wkroczyć do Irlandyi.
- ↑ Ehrenbreitstein t. z. „szeroki kamień czci“, jedna z najsilniejszych twierdz Europy, zniesioną została przez Francuzów na mocy pokoju, zawartego w Leoben. Twierdza ta mogła być wziętą tylko głodem lub zdradą. Zdobyto ją téż za pomocą głodu, połączywszy z nim jakiś podstęp wojenny. Kto widział twierdze Gibraltaru i Malty, dla tego Ehrenbreitstein nie może iść z niemi w porównanie; położenie atoli jest niezwykłe. Jenerał Marcean oblegał twierdzę tę przez pewien czas nadaremnie. Spałem w domu, z którego okna przyglądał się on przy blasku miesiąca postępom oblężenia; bezpośrednio przed nim wrzała walka. B.
- ↑ Pod Morat (Murten) znieśli Szwajcarowie wojska Karola burgundzkiego. Odnośnie do powyższéj zwrotki pisze autor: „Kaplica dziś zburzona, a piramida kości burgundzkiego wojska, które walczyło w służbie Francyi, zmniejszyła się do liczby niepokaźnéj; Francya troskliwie usuwała tę pamiątkę od niezbyt skutecznego najścia swych przodków. Coś jeszcze zostało, pomimo wiekowych usiłowań Burgundczyków (każdy przechodzień zabierał sobie kość do ojczystéj ziemi), oraz mało usprawiedliwionéj kradzieży szwajcarskich pocztarków, którzy kości te sprzedawali na trzonki do nożów; wybielone latami, stały się kości te artykułem wielce poszukiwanym. Z relikwij tych i ja ośmieliłem się zabrać cośkolwiek ze sobą, aby mieć cząstkę jakiegoś bohatera; na uniewinnienie swoje mam zaś chyba to, że, jeżeli nie ja, to inny wziąłby je przechodzień i to na gorszy użytek, niż cześć, którą ja je otaczam“.
- ↑ Aventicum, niedaleko Murten, było stolicą rzymskiéj Helwecyi; dziś znajduje się tam miejscowość Avenches.“ B.
- ↑ Julia Alpinula, młoda kapłanka awentyjska, umarła niebawem po daremnym wysiłku uratowania ojca, który jako zdrajca, skazany został przez Aulusa Caerrus na śmierć. Nagrobek jéj odkryto przed wielu laty — brzmi on tak: „Julia Alpinula: Hic jaceo. Infelicis patris infelix proles. Deae Aventiae sacerdos. Exorare patris necem non potui: Male mori in fatis illi erat. Vixi annos XXIII.“ Nie znam ludzkiego utworu, któryby był rzewniejszym, nie znam historyi, któraby głębszy przedstawiała interes. Tego rodzaju nazwiska i czyny zaginąć nie powinny; im to poświęcamy uczucie prawdziwe i zdrowe, odwracając się od nędznych, błyskotliwych szczegółów owéj zawiłéj ilości podbojów i bitw, dla których serce przez pewien czas fałszywą, gorączkową żywiło sympatyę — ucieka ono od nich z tém obrzydzeniem i z temi dolegliwościami, jakie są następstwem opilstwa. B.
- ↑ Zwrotka ta pisaną była w obliczu Mont Blancu (3 czerwca 1816), który nawet w tém oddaleniu oślepiające wywiera wrażenie. (20 lipca) Przyglądałem się przez pewien czas różnorodnym odbiciom Mont Blancu i gór Argentières w spokojném jeziorze, po którém pływałem w swéj łodzi; oddalenie tych gór od jego zwierciadła wynosi sześćdziesiąt mil. B.
- ↑ C. Hobhouse i ja wróciliśmy dopiéro co z wycieczki do jezior i gór. Udaliśmy się do Grindelwald i Jungfrau i byliśmy na szczytach Alp wengeńskich; widzieliśmy potoki spadające z wysokości 900 stóp, i lodowce wszelkich rozmiarów; słyszeliśmy fujarki pasterzy i huk lawin i patrzyliśmy na chmury kłębiące dołem popod nami, niby bałwany piekielnego oceanu. Chamouni i wszystko, co na nim, widzieliśmy miesiąc przedtém; Mont-Blanc, jakkolwiek jest wyższym, nie może pod względem dzikości równać się z Jungfrau, Eigher, Schreckhornem i lodowcami (Mont) Rosay. B. w jednym z swych listów we wrześniu 1816.
- ↑ Całą ziemię przeszedłem z „Heloizą“ w ręku i do tego stopnia uderzony jestem siłą i ścisłością jego opisów, oraz urokiem ich prawdy, że wyrazić tego nie umiem. Meillerie, Clarens, Vevay i zamek Chillonu — oto miejsca, nad któremi rozwodzić się nie będę; cokolwiek bowiem mógłbym o nich powiedzieć, to niczém jest wobec wrażenia, jakie wywierają. Byron w jednym z swych listów.
- ↑ Dotyczy to owego ustępu w jego „Wyznaniach,“ w którym jest mowa o miłości jego ku hrabinie d’Houdetot (kochance St. Lamberta), oraz jego dalekiéj, każdego rana przedsiębranéj wędrówki gwoli jednego pocałunku, który u Francuzów jest pomiędzy znajomemi formą powitania. Opis uczuć, jakie przy téj sposobności ogarniały Rousseau’a, musi być uważany za najnamiętniejszy, a jednak nieskalany wyraz miłości, jakiego dla obleczenia jéj w słowa kiedykolwiek użyto; pomimo to, prawdziwa potęga uczucia nie da się nigdy dostatecznie opisać; wszak malowidło nie da wystarczającego pojęcia oceanu.
- ↑ Byron podczas swego pobytu w Szwajcaryi, mieszkał w kampanii Diodali, w wioseczce Coligny. Stoi ona na szczycie stromo spadającéj winnicy; z okien po jednéj stronie cudny widok na Genewę i jezioro; po drugiéj na jezioro. Poeta każdego wieczora przejeżdżał się łodzią po Lemanie i z wrażeń tych przejażdżek powstała powyższa stanca. Jak Byron przepędzał czas, niech za przykład posłużą następujące urywki z dziennika:
„18 września. Obudzono mnie, wstałem o piątéj. W Vevay przepędziłem dwie godziny. Widok z cmentarza pyszny; na cmentarzu pomnik Ludlowa (królobójcy), pomnik — czarny marmur — napis długi, łaciński, lecz prosty. Przy nim leży Broughton (który Karolowi Stuartowi czytał wyrok śmierci, wydany przez króla Karola); napis grobowy dziwaczny i przesadny. Widziałem dom Ludlowa. Poszliśmy na przechadzkę ku jezioru; słudzy, powozy, wierzchowce — wszystko to przez jakąś pomyłkę pozostawiło nas plantés la. Hobhouse poszedł naprzód i sprowadził je. Przybyliśmy do Klarencyi. Zwróciliśmy ku Chillonowi śród widoków, godnych nie wiem czego; przeszliśmy koło zamku. Spotkaliśmy jakieś towarzystwo angielskie w powozie; jejmość w nim zasnęła — zasnęła śród najbardziéj antynarkotycznych widoków w świecie — pyszna! Po lekkiém i krótkiém śniadaniu, zwiedziliśmy zamek klarencki. Widzieliśmy wszystko to, co było godne widzenia, a potém zeszliśmy do „Bosquet de Julie“ etc. etc. - ↑ Patrz notę F.
- ↑ Burza, o któréj mowa w powyższych wierszach, wydarzyła się 13 czerwca 1816 o północy. Widziałem kilka straszliwszych w akrokeraunijskich górach Chimaryi, lecz ani jednéj piękniejszéj.
- ↑ Patrz notę G.
- ↑ Wolter i Gibbon.
- ↑ Had I not filed my mind (Czyż nie piłowałem wciąż mego umysłu). Byron powołuje się na ustęp z „Macheth“, Akt III; sc. I. If it be so, For Banquo’s issue have I filed my mind.
- ↑ Rochefoucauld powiada, że w niedoli człowieka jest zawsze coś takiego, co się nawet jego przyjaciołom niepodobać nie może. B.
- ↑ Sabellicus, opisując widok Wenecyi, użył powyższego obrazu, który nie byłby poetycznym, gdyby nie był prawdziwym. — „Quo fit, ut qui superne urbem contempletur, turritam telluris imaginem medio Oceano figuratam se putet inspicere“. B.
- ↑ Odpowiedź matki Brazydasa, dowódcy Lacedomonów, dana cudzoziemcom, sławiącym pamięć jéj synów. B.
- ↑ Statek, na którym dożowie odbywali ceremonię zaślubin z morzem, i z którego pokładu rzucali pierścienie do wody, nazywał się Bucentaur. Tł.
- ↑ To znaczy lew św. Marka, sztandar rzeczypospolitéj skąd pochodzi wyraz Pantalon — Pantaleon. B.
- ↑ Opowiada o tém Plutarch w żywocie Nicyasa. B.
- ↑ „Wenecya wyzwolona“; „Tajemnice Udolfa“; „Czarnoksiężnik lub Armeńczyk (der Geisterseher)“, „Kupiec wenecki“, „Otello“. B.
- ↑ Gatunek szczególniejszego świerku alpejskiego, udającego się tylko na regionach najbardziéj skalistych, gdzie dla swego wyżywienia znajduje jak najmniéj ziemi. W tych miejscach wyrasta on do większéj wysokości, aniżeli wszelkie inne drzewa górskie. B.
- ↑ Opis powyższy może się wydać fantastycznym i przesadnym tym ludziom, którzy nigdy nie widzieli wschodniego lub włoskiego nieba; w rzeczywistości atoli jest on tylko wiernym i może nawet niedostatecznym obrazem jednego z tych sierpniowych wieczorów (d. 18), jakie widziałem podczas częstych przejażdżek konnych nad brzegami Brenty, w pobliżu La Mira. B.
- ↑ Walczyć można tak samo z demonami jak i ze swemi lepszemi myślami. Szatan wybrał sobie puszczę, ażeby kusić naszego Zbawiciela. A nasz nieskazitelny John Locke przenosił obecność dziecka nad zupełną samotność. B.“
- ↑ W kwietniu 1817 r. był lord Byron w Ferrarze, zwiedził zamek, celę Torkwata Tassa etc. i napisał kilka dni późniéj „Narzekania Tassa“.
— „Jeden z mieszkańców Ferrary zapytał mnie“, powiada poeta w liście do jednego ze swych przyjaciół, „czy znam „Lorda Byrona“, jego znajomego, bawiącego obecnie w Neapolu. Odpowiedziałem mu „Nie“! co było prawdą w dwóch kierunkach: raz, że nie znałem oszusta, a powtóre, że nikt nie zna siebie. Osłupiał, gdym mu powiedział, że ja to właśnie jestem tym prawdziwym „Szymonem Czystym“. Inny znowu pytał mnie się, czy nie tłómaczyłem Tassa. Widzisz, co to znaczy sława; jak jest dokładną, jak nie znającą granic! Nie wiem, jak czują inni, co do mnie, to zawsze jestem lżejszym i lepszym, jeżeli się pozbędę swojéj. Leży ona na mnie, jak zbroja na pachołku lord-majora; pozbyłem się téż całego hałasu literatury i jéj wszystkich fatałaszek, odpowiadając mu, że nie ja, lecz mój imiennik przełożył Tassa; i dzięki niebu tak mało wyglądam na poetę, że każdy mi wierzy“. - ↑ Byron Scotta cenił bardzo wysoko. W jednym ze swych listów nazywa go „pisarzem, największy wzbudzającym podziw“.
- ↑ Nie wiem, czy się to Scottowi będzie podobało, ale nazwałem go w méj książce „Arjostem Północy“. B. w liście do wydawcy Murraya; sierpień 1817.
- ↑ Obie te stance, XLII i XLIII są, z wyjątkiem jednego lub dwu wierszy, przekładem słynnego sonetu Filikai: „Italia, Italia, O tu cui feo la sorte“. B.
- ↑ W sławnym swym liście, wystosowanym do Cycerona z powodu śmierci córki, opisuje Serwiusz Sulpicyusz drogę, którą w różnych czasach i różnych podróżach po Grecyi zarówno lądem jak i morzem przebywałem, tak, jaką była wówczas i jaką jest obecnie: „W powrocie z Azyi, płynąc z Eginy do Megary, zacząłem przyglądać się widokowi otaczających mnie okolic; za mną była Egina, Megara przedemną: Pireus miałem po prawéj, Korynt po lewéj; wszystko, co było ongi słynnemi i kwitnącemi miastami, dzisiaj zwalone i pogrzebane w gruzach. Patrząc na to, mogłem sobie tylko pomyśléć: jakżeż my biedni ludzie pożeramy się i trapimy, jeżeli przypadkiem umrze lub zabitym zostanie któryś z przyjaciół naszych, my, których życie tak krótkiém, a tu przed oczami memi leżą szkielety niejednego miasta sławnego“. B.
- ↑ Poggio, patrząc z kapitolińskiego wzgórza na zwaliska Rzymu, wydał następujący okrzyk z wnętrza: Ut nunc omni decore nudata, prostrata jacet, instar gigantei cadaveris corrupti atque undique exesi“. B.
- ↑ W r. 1817, w drodze do Rzymu, odwiedził Byron Florencyę. „Zabawiłem (tamże)“, powiada on, „tylko dzień jeden; pomimo to zwiedziłem obie galerye, z których wychodzimy pijani pięknością. Wenus wzbudza raczéj podziw, niż miłość, ale tu są rzeźby i malowidła, które po raz pierwszy dokładne dały mi wyobrażenie, co naród rozumie przez swój hymn pochwalny mówiąc, że te dwie sztuki są najbardziéj sztukami w dziedzinie sztuk. Najsilniéj uderzyły mnie: Rafaela portret kobiety; Tycyana portret kobiety; Wenus Tycyana w galeryi medycejskiéj; Wenus Canowy w drugiéj galeryi: Tycyana portret kobiety znajduje się również w drugiéj galeryi (t. zw. galeryi pałacu Pitti); Parki Michała Anioła, malowidło; daléj Antynous, Aleksander i jedna lub dwie nie bardzo przyzwoite grupy w marmurze; Geniusz śmierci, figura śpiąca etc. etc. Byłem także w kaplicy Medyceuszów. Ładne fatałaszki, w olbrzymich wykute głazach, ku pamięci zgniłych i zapomnianych trupów. Kaplica jest nieskończona i tak niech zostanie“. Zwiedziwszy galerye florenckie po raz drugi (w r. 1821), pisał Byron: „Poprzednie moje wrażenia zostały obecnie utwierdzone; zbyt dużo jednak było tutaj zwiedzających, ażeby módz cokolwiek tu dokładnie odczuwać. Kiedyśmy byli (po raz trzeci czy czwarty) śród ogromnego tłoku w gabinecie gam i bawidełek w kącie galeryi, powiedziałem Rogersowi (autorowi „The Pleasures of Memory“), że wyglądała tak, jak w jakiéj strażnicy. — Słyszałem, jak dzielny jakiś Anglik, patrząc na Wenerę Tycyana, oświadczył żonie, prowadzonéj pod ramię: „Tak, jest to rzeczywiście prawdziwie piękne!“ — uwaga, podobna do téj, jaką w Józefie Andrewsie wypowiedział szlachcic wiejski o „nieuchronności i nicości“, które to zdanie, jak zauważyła żona szlachcica, było „nadzwyczaj prawdziwe“. W pałacu Pittich nie zapomniałem o Goldsmitha przepisach dla znawców, że „malowidła byłyby lepsze, gdyby malarze zadali sobie trudu, i że chwalić trzeba Piotra z Perugli“.
- ↑ ’Οφθαλμους εστιαν. „Atque oculos pascat uterque suos“. Ovid. Amor. lib II. B.
- ↑ Kościół św. Krzyża (Santa Croce) nie zawiera nic wspaniałego. Groby Machiavella, Michała Anioła, Galileo i Alfierego czynią go „Opactwem westminsterskiem“ Włoch. Nie podziwiałem ani jednego z tych grobów, oprócz ich zawartości. Grobowiec Alfierego jest ciężkim i przeładowanym. Cóż potrzeba, oprócz biustu i nazwiska? a może i daty? przynajmniéj dla ludzi z chronologią tak nieobeznanych jak ja. Wszystkie zaś wasze allegorye i chwalby są dyabła warte, a gorsze niż owe długie peruki głupców angielskich, zdobiące ciała rzymskie w statuaryach królów Karola II, Wilhelma i królowéj Anny“. (Listy Byrona 1817).
- ↑ Niéma „Przewodnika podróży“, w którymby nie było wzmianki o świątyni Klitumna, znajdującéj się pomiędzy Foligno a Spoleto; i rzeczywiście niéma we Włoszech miejsca lub widoku, godniejszego opisu. Co się tyczy zburzenia świątyni, czytelnik raczy zajrzéć do Not historycznych czwartéj pieśni. B.
- ↑ Kaskadę del Marmore w Temi widziałem dwa razy, i to w różnych czasach: u góry ze szczytu skały i z doliny. Jeżeli podróżnik ma czas zwiedzić ją tylko raz, to wybrać należy widok ostatni. Oba widoki więcéj warte, niż wszystkie razem kaskady i strumienie szwajcarskie. Staubach, Reichenbach, Pisse Vache, wodospad Arpenazu etc., są w porównaniu z tamtą tylko potoczkami. O wodospadzie w Szafhuzie nic powiedzieć nie mogę, ponieważ go nie widziałem. B.
- ↑ O czasie, miejscu i właściwościach tego rodzaju tęczy, znajdzie czytelnik krótką wiadomość w objaśnieniach Manfreda. Wodospad tak podobny do piekła, że Addison rozumiał, iż o tych „wodach piekielnych“ jest mowa jako o miejscu, skąd Alekto w piekielne wstąpił regiony. Szczególną dosyć jest rzeczą, że dwie najwspanialsze katarakty w Europie są sztucznemi — mianowicie wodospad Welino i inny — w Tivoli. Poleca się podróżnikowi, ażeby szedł wzdłuż Welina przynąjmniéj aż ku małemu jezioru, zwanemu Pie’di Lup. Okolica reatyńska to Tempe włoska (Cicero: Epist. ad Attic. XV, lib. IV), a stary przyrodnik (Plin. Hist. Nat. lib II, cap. LXII) wymienia wśród innych piękności codzienną tęczę nad jeziorem welińskiém. Jeden z uczonych wielkiego nazwiska okolicy téj osobny poświęcił traktat. Patrz Ald. Manut. de Reatina Urbe Agroque, ap. Sallengre. Thesaur, tom I p. 773. B.
- ↑ ....Chciałem przez to wyrazić, że tego rodzaju nauka znuży nas, zanim zrozumiemy piękność przedmiotu; że uczymy się na pamięć, zanim pamięć może coś objąć; że tego rodzaju dydaktyka w wieku, w którym nie możemy ani odczuć, ani pojąć potęgi jakiegoś utworu, wymagającego znajomości życia zarówno Greków jak i Łacinników, zabija w nas świeżość i niszczy rozkosze i korzyści, jakiebyśmy mogli mieć z niego w przyszłości. Z téj saméj przyczyny nie możemy odpowiednio czerpać z niejednego najpiękniejszego ustępu w dziełach Szekspira (np. być albo nie być), ponieważ już w 8 roku naszego życia starano się z wielkim trudem wbijać je nam w głowę jako ćwiczenie nie umysłu, lecz pamięci, tak, że gdy dojdziemy do wieku, w którym moglibyśmy się utworami temi rozkoszować, straciliśmy już smak i apetyt do nich. W niektórych krajach lądu stałego, młodzież zaprawianą bywa na pisarzach zwyklejszych, nauka najlepszych autorów klasycznych pozostawiona jest wiekowi dojrzalszemu. Mówiąc o tém, nie myślę wcale z jakimś gniewem lub z jakąś niechęcią dotknąć miejsca méj własnéj edukacyi. Nie byłem leniwym, jakkolwiek głupi był chłopak ze mnie; nie wierzę téż, aby ktokolwiek był, lub mógł być bardziéj przywiązanym do Harrow, aniżeli ja zawsze byłem, i słusznie; — peryod czasu, który tutaj upłynął, był najszczęśliwszym w mém życiu, a nauczyciel mój, czcigodny dr. Józef Drury, był najlepszym i najgodniejszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek posiadałem; zbłądziwszy, przypominałem sobie nauki jego niejednokrotnie, choć nieraz zapóźno, a za radami jego szedłem zawsze, ilekroć postępowałem dobrze lub rozumnie. Gdyby to niedostateczne przypomnienie mych uczuć, jakie względem niego żywię, miało dojść jego oczu, niech sobie przypomni człowieka, który o nim myśli tylko z czcią i wdzięcznością — człowieka, któryby się jeszcze bardziéj chełpił i cieszył z tego, że był jego wychowankiem, gdyby przez dokładniejsze wypełnianie jego wskazówek mógł nauczycielowi swemu pewien zgotować zaszczyt.
- ↑ Byłem kilka dni w cudownym Rzymie. Jestem zachwycony Rzymem. Jako całość — zarówno nowożytny jak i starożytny — przewyższa on Grecyę i Konstantynopol, wogóle wszystko, co widziałem. Nie umiem go opisać, ponieważ pierwsze moje wrażenia zawsze są gorączkowe i pomieszane; dopiero późniéj pamięć moja przebiera w nich, segreguje je i porządkuje, jak odległość w krajobrazie i czyni je dokładniejszemi, jakkolwiek w rzeczywistości mniéj są dokładne. Większą część dnia przepędzałem na koniu i to codziennie od chwili mego przybycia. Byłem i śród gór albańskich, w Frascati, Arycyi etc. Co się tyczy Koloseum, Panteonu, św. Piotra, Watykanu, Palatynu etc. etc. to są one zupełnie nie do pojęcia, trzeba je koniecznie widziéć“. Listy Byrona 1817.
- ↑ Co się tyczy komentarza do téj, oraz dwóch następnych stanc, czytelnik raczy zajrzéć do Not historycznych. B.
- ↑ Orozyusz podaje liczbę tryumfów 320, za nim poszedł Pamwiniusz, za Pamwiniuszem Gibbon i inni pisarze nowożytni.
- ↑ Z pewnością, gdyby Sulla w życiu swojém nie posiadał tych dwóch rysów, o których mowa w powyższych stancach, musielibyśmy go uważać za potwora, którego okrucieństw nie okupiłyby żadne inne podziwienia godne przymioty. Jego dobrowolne zrzeczenie się władzy cesarskiéj musi nas pogrodzić z nim, tak, jak pojednało z nim Rzymian; gdyby go bowiem byli nie szanowali, byliby go zniszczyli. W danym wypadku nie może być innego, podzielonego zdania; trzeba było tak myśléć jak Eukrates, że to, co u niego wydawało się dążeniem do władzy, było tylko miłością sławy, a to, co u niego wydawało się dumą, było prawdziwą wielkością ducha. („Seigneur, vous changez toutes mes idées de la façon dont je vous vois agir. Je croyais que vous aviez de l’ambition, mais aucun amour pour la gloire: je voyais bien que votre âme était haute; mais je ne soupçonnais pas qu’elle fut grande.“ Dialogues de Sylla et d’Eucrate). B.
- ↑ Dnia 3 września odniósł Kromwell zwycięstwo pod Dunbar, w rok późniéj wywalczył sobie „Koronę czynów“ pod Worcester, a w kilka lat późniéj, tego samego dnia, który on sam uważał dla siebie za najszczęśliwszy, umarł. B.
- ↑ — „Omnes pene veteres, qui nihil cognosci, nihil percipi, nihil sciri posse dixerunt, angustos sensus, imbecillos animos, brevia curricula vitae, in profundo veritatem demersam, opinionibus et institutis omnia teneri, nihil veritati relinqui, deinceps omnia tenebris circumfusa dixerunt“. Acade. 1, 13. Tysiąc osiemset lat, jakie upłynęły od czasu, gdy Cycero powyższe pisał słowa, nie usunęły ani jednéj z tych słabości ludzkich: skargi filozofów starożytnych można zupełnie słusznie i bez afektacyi, przepisać w poemacie, stworzonym dnia wczorajszego. B.
- ↑ Dotyczy to grobowca Cecylii Metelli, zwanego dziś Capo di Bove. Patrz Noty historyczne. B.
- ↑ Ον οι θεοι φιλουσιν, αποθνησκει νεος.
Το γαρ θανειν ουκ αισχρον, αλλ’ αισχρως θανειν Rich. Franc. Phil. Brunck. Poetae Gnomici, p. 231, oedit. 1784. B. - ↑ Palatyn jest olbrzymią kupą gruzów, zwłaszcza od strony, gdzie leży Circus Maximus. Ziemia składa się z warstwy pokruszonéj cegły. Niczego nie powiedziano, nic téż powiedzianem być nie może, co by uzasadniało wiarę w inne starożytności, prócz rzymskich. Patrz Noty hist. B.
- ↑ Autor żywota Cycerona zaznaczając, jaki sąd mają Anglicy o tym mówcy i współczesnych mu Rzymianach, ma następujący wymowny ustęp: Wobec rozmaitych ich szyderstw na temat barbarzyństwa i nędzy naszéj wyspy, nie można nie zwrócić uwagi na dziwne losy i przewroty, jakie nawiedzają państwa; ten Rzym, ongi pan świata, siedziba sztuk, potęgi i chwały, w jakiém on dzisiaj błocie, jaka w nim panuje ignorancya i nędza, w jakie on zakuty kajdany przez najkrwawszego i najwiekszéj pogardy godnego z tyranów, przez zabobon i oszukaństwo religijne: tymczasem ten kraj daleki, ongi przedmiot szyderstwa i wzgardy dla obywateli Rzymu, stał się dzisiaj szcześliwém gniazdem swobody, ogniskiem dobytku i nauk; atoli kwitnący dzisiaj pod względem sztuk i wszelkich rozkoszy życia, kto wie, czy nie kroczy tą samą drogą, jak Rzym onego czasu; od uczciwéj pracy ku bogactwu, od bogactwa ku zbytkowi, od zbytku do niesforności i rozluźnienia obyczajów, aż zwyrodniały zupełnie i straciwszy wszelkie cnoty, stawszy się dojrzałym dla zniszczenia plonem, nie pójdzie w końcu na łup tego samego ciemiężyciela i straciwszy wolność, a z nią wszystko to, co posiada jakąś wartość, nie zejdzie stopniowo do pierwotnego barbarzyństwa.“ (Patrz: History of the Life of M. Tullius Cicero, sect. VI, vol. II, p. 102). B.
- ↑ Na kolumnie Trajana stoi dziś posag św. Piotra, kolumna zaś Aureliusza ma na swoim szczycie św. Pawła. Patrz Noty hist. B.
- ↑ Trajan był przysłowiowo najlepszym z cesarzy rzymskich; i łatwiéj téż znaléźć władcę, któryby posiadał wszystkie przeciwne właściwości, aniżeli takiego, któregoby zdobiły szczęśliwe przymioty przypisywane temu cesarzowi. „Wstąpiwszy na tron“ — powiada o nim historyk Dyon, „był on zarówno silnym co do ciała jak i świeżym co do ducha, wiek nie osłabił w nim ani jednéj z jego władz; był on wolnym od wszelkiéj zawiści, jako téż od skłonności oszczerczych; czcią otaczał wszystkich ludzi cnotliwych i nie omieszkiwał ich popierać; z téj téż przyczyny nie mogli być dla niego przedmiotem nienawiści lub bojaźni; nie słuchał nigdy donosicieli ani nie dopuszczał zapalczywości; wstrzymywał się zarówno od nieuczciwych posadzeń jak i od wymierzania niesprawiedliwych kar: wolał on raczéj być kochanym, aniżeli czczonym jako władca; uprzejmym był dla ludu, senat szanował, kochał go téż i jeden i drugi, nikogo nie napawał bojaźnią, oprócz wrogów swego kraju.“ Patrz Eutrop. Brev. Hist. Rom. lib. VIII, c. 5. Dion. Hist. Rom. lib. LXIII, cap. 7. B.
- ↑ Nazwisko i czyny Rienzego są zapewne znane czytelnikom Gibbona. O niektórych szczegółach, oraz o niewydanych rękopismach, dotyczących te go nieszczęśliwego bohatera, może czytelnik zasięgnąć wiadomości w Notach historycznych do pieśni czwartéj. B.
- ↑ Po łacinie lolium, niem. Lolch, ang. tare. (Przy. tł.)
- ↑ W każdym razie“, powiada autor Roztrząsań akademickich, „spodziewam się, że jakikolwiek będzie los moich własnych rozmyślań, filozofia odzyska znowu ten warunek, jaki posiadać winna. Swobodny i filozoficzny duch naszego narodu był dla świata przedmiotem podziwu. Nim to wyróżniał i chełpił się Anglik, on to był jasnym źródłosłowem jego sławy. Mielibyśmy zapomniéć o męstwach i szlachetnych uczuciach naszych przodków, ażeby językiem naszych matek lub mamek bajać o naszych poczciwych, starych prze sądach? Nie tutaj droga, wiodąca do obrony prawdy. Nie w taki sposób podpierali ją ojcowie nasi w wspaniałych epokach dziejów naszych. Przesad może sobie przez krótki przeciąg czasu zewnętrznych bronić murów, gdy tym czasem rozsądek śpi wewnątrz twierdzy; jeżeli jednak ostatni popadnie w letarg, wówczas pierwszy zatknie coprędzéj własny swój sztandar. Filozofia, umiejętność i wolność, wspierają się wzajemnie: kto rozumować nie chce jest pobożnisiem; kto nie może, głupcem, a kto nie ma odwagi tego czynić, niewolnikiem“. Vol. I, przedm. p. 14, 15. B.
- ↑ Czy przecudowny posąg, który podał myśl do napisania powyższego obrazu, jest naprawdę wijącym się gladyatorem, jak to wbrew krytyczne mu twierdzeniu Winkelmanna, dotychczas uporczywe panuje mniemanie, czy téż wyobraża on herolda greckiego, jak stanowczo twierdzi wielki ten starożytnik (Jest to Polifontes, herold Laiusa, zabitego przez Edypa; albo Cepreas, herold Eurithaeusa, zabitego przez Ateńczyków, gdy usiłował oderwać, Heraklidów od ołtarza, na cześć których ustanowili oni doroczne igrzyska-przetrwały one aż do czasów Hadryana; lub téż Anthemorritus, herold ateński, zabity przez mieszkańców Megary, którzy nigdy nie przepuszczali bezbożności. Patrz Storia delle Arti, etc. tom II, p. 203—207 lib IX, cap. II. B.), czy téż wreszcie spartańskim lub barbarzyńskim puklerznikiem, jak mniema włoski jego wydawca, wydaje się on w każdym razie kopią arcy dzieła Ktezylausa, przedstawiającą rannego, umierającego człowieka, w którym w sposób skończony wyrażona jest ta resztka życia, jaka w nim jeszcze pozostała“. Montfaucon i Maffei uważali posąg ten za oryginał, ten atoli był z bronzu. Gladyator znajdował się przedtém w Willi Ludowisi, a kupił go Klemens XII. Prawe ramię jest całkowicie odnowieniem, dokonaném przez Michała Anioła. B.
- ↑ Swetoniusz opowiada nam, że Juliusz Cezar szczególnie był ucieszony dekretem senatu, pozwalającym mu wieniec laurowy przy każdéj nosić sposobności. Szło mu o to nie dlatego, aby pokazać, że jest zwycięzcą świata, ale dlatego, aby módz ukryć, że jest łysy. Cudzoziemcowi w Rzymie trudno pojąć tego rodzaju pobudkę i mybyśmy jéj nie zrozumieli, gdyby nam z pomocą nie przyszedł dziejopis. B.
- ↑ „W upadku i końcu państwa rzymskiego“ przytoczono to jako dowód, że Koloseum było jeszcze całe w czasie, gdy je z końcem siódmego lub początkiem ósmego wieku widzieli pielgrzymi anglosascy. Bliższe szczegóły dotyczące Koloseum, znajdują się w Notach historycznych. B.
- ↑ Jakkolwiek odarta ze wszystkiéj miedzi, oprócz pierścienia, który był niezbędny do podtrzymania otworu górnego; jakkolwiek wystawiona na powtarzające się pożary, jakkolwiek niejednokrotnie zalewana wodą rzeki i ciągle otwarta dla deszczów, rotunda ta zachowana jest tak, jak żaden inny, równéj starożytności pomnik. Z małemi zmianami stała się ona z świątyni pogańskiéj dzisiejszym kościołem, a jéj wgłębienia tak się dały do chrześcijańskich zastosować ołtarzy, że Michał Anioł, znakomicie obeznany z pięknem starożytném, użył ich jako modelu do kościoła katolickiego“. Forsyth’a „Włochy“ p. 137, wyd. 2. B.
- ↑ Panteon stał się dzisiaj przybytkiem, w którym poustawiano biusty wielkich, a przynajmniéj znakomitych mężów nowożytnych. Strugi światła które z szerokiego otworu górnego spadały ongi na koło bóstw, spływają dzisiaj na liczne zgromadzenie męczenników, pomiędzy któremi ten i ów otaczany jest przez ziomków czcią nieomal boską. O Panteonie patrz Noty historyczne. B.
- ↑ Ta i trzy następne zwrotki dotyczą historyi córki Rzymianina. Podróżnikowi przywodzi ja na pamięć rzeczywiste lub domniemane miejsce wydarzenia. Pokazują je w kościele św. Mikołaja in Carcere. Trudności, niepozwalające całkowicie uwierzyć w to opowiadanie, wyłożono w Notach historycznych. B.
- ↑ Zamek św. Michała. Patrz Noty historyczne.
- ↑ Ta i część następnych zwrotek dotyczą kościoła św. Piotra.
- ↑ „Śmierć księżniczki Karoliny wywarła nawet tutaj (w Wenecyi) wielkie wrażenie, w ojczyźnie musiało się ono równać trzęsieniu ziemi. Los téj biednéj dziewczyny jest smutny pod każdym względem. Umarła, licząc lat dwadzieścia czy coś takiego, urodziwszy dziecko i do tego chłopca, będąc księżniczką, a w przyszłości mając zostać królową, i to w chwili, gdy zaczynała być szczęśliwą, gdy zaczynała się sama cieszyć i budzić nadzieję. Boleję nad nią pod każdym względem“. Listy Byrona.
- ↑ Marja (Stuart) umarła na rusztowaniu, Elżbieta z sercem złamaném, Karol piąty skończył jako pustelnik, Ludwik XIV, postradawszy bogactwa i sławę; Kromwell umarł ze strachu, a największy wreszcie Napoleon żyje jako więzień. Do tych władców możnaby dołączyć jeszcze długi, lecz zbyteczny szereg nazwisk równie świetnych i równie nieszczęśliwych. B.
- ↑ Wioska Nemi leży w pobliżu arycyjskiego schroniska Egeryi, a od cieniów, które ongi osłaniały świątynię Dyany, zachowała ona dotychczas znamienne nazwisko „Gaj“. Nemi oddaloną jest tylko o konną jazdę jednego wieczoru od wygodnego hotelu w Albano. B.
- ↑ Wszystkie stoki wzgórzy Albano posiadają niedościgłą piękność, a z klasztoru, który na najwyższym znajduje się punkcie, wyparłszy świątynię Jowisza latyńskiego, obejmuje oko wszystko to, o czém mowa w powyższéj stancy: morze Śródziemne, cały krajobraz, gdzie się rozgrywają wypadki drugiéj połowy Eneidy, oraz wybrzeża, począwszy od upływu Tybru aż do przylądku Cyrrejskiego i Terracyńskiego. Patrz Noty historyczne. B
- ↑ Autor ma na myśli Lido, które nie jest szeregiem wysp, lecz jedną długą wyspą: littus — wybrzeże. Curiosities of Literature, tom II, p. 156 wyd. 1807; Dodatek XXIX do Black’a: Żywot Tassa.
- ↑ Sni quattro cavalli della Basilica di S. Marco in Venezia. Lettera di Andrea Mustodisi Corcirese, Padua 1816.
- ↑ Quibus auditis, imperator, operante eo, qui corda priucipum sicut vult et quando vult, humiliter inchnat, leonina feritate deposita, ovinam mansuetudinem induit. Romualdi Salernitani Chronicon, apud Script. Rer. Ital. tom. VII, p. 229.
- ↑ Rer. Ital. tom VII, p. 231. Patrz wzmianki przez Romualda Salernitańskiego. W drugiéj mowie, którą Aleksander pierwszego dnia sierpnia wygłosił wobec cesarza, porównał on Fryderyka z „synem marnotrawnym“, siebie „z ojcem, przebaczającym winy“.
- ↑ Gibbon opuścił ważne „ae“ i napisał „Romani“ zamiast „Romaniae“. Decline and Fall, rozdz. LXI. n. 9. Atoli tytuł, zdobyty przez Dandola, brzmi w kronice jego imionnika, Andrzeja Dandolo, w sposób następujący: „Ducali titulo addidit quartae partis et dimidiae totius imperii Romaniae“. And. Dand. Chronicon cap. III. pagi. XXXVII. ap. Script. Ital. tom XII, str. 331. We wszystkich następnych dokumentach dożów znajduje się „Romaniae“. Rzeczywiście téż dzierżawy cesarstwa greckiego na lądzie europejskim znane były pod nazwiskiem „Romania“, a nazwisko to widzieć można dotychczas na tureckich mapach w miejscu, gdzie była dawna Tracya.
- ↑ Patrz dalszy ciąg kroniki Dandola, tamże str. 498. Gibbon zdaje się nie włączać w to Dolfina, idąc daléj za Sanudo, który mówi: il quel titolo si uso fin al Doge Giovanni Dolfino“. Patrz „Vite de Ducchi di Venezia“, ap. Script. Rer. Ital. tom. XXII. 530. 641.
- ↑ Chronicon ibid. pars XXXIV.
- ↑ Patrz „An historical and critical Essay on the life and character of Petrarch“, oraz „Traktat o historycznéj hipotezie abbé de Sadea“. (Tamto pojawiło się w r. 1784 r.; to zaś znajduje się w czwartym tomie traktatów akademii „Royal Society“ w Edymburgu. Obie prace ukazały się razem w dziele, wyszłém w r. 1810 u Ballantyne’a, a pod wspólnym tytułem „An historical etc. jak wyżéj).
- ↑ Żywot Beattiego u W. Forbes’a, tom II, str. 106.
- ↑ Gibbon nazwał jego (de Sade’a) Pamiętniki „Pracą miłości“ (p. Dechne and Fall, rozdz. LXX, nota 1) i poszedł za nim z ufnością i upodobaniem. Autor olbrzymiego dzieła musi niejednéj krytyce zawierzyć. Tak uczynił i Gibbon, choć mniéj lekkomyślnie, niż to czynią inni.
- ↑ Sonet wzbudził już podejrzliwość Horacego Walpole’a. Patrz jego list do Wartona w r. 1763.
- ↑ Par ce petit manège, cette alternative de faveura et de rigueurs bien ménagée, une femme tendre et sage amuse, pendant vingt et un ans, le plus grand poëte de son siècle, sans faire la moindre brèehe à son honneur. Mém. pour la vie de Pétrarque, Préface aus Francois.
- ↑ W dyalogu z św. Augustynem, przedstawił Petrarka swoję Laurę jako posiadającą ciało, wycieńczone przez ciągłe „ptubs“. Starzy wydawcy czytali i drukowali „perturbationibus“; natomiast księgarz króla francuskiego w r. 1722, Capperonier, który rękopism widział w bibliotece paryskiéj, stwierdził, że „on lit et qu’on doit lire“ partubus exhaustum. De Sade dodał jeszcze nazwiska pp. Boudota i Bejota do Capporoniera i w całéj téj dyskusyi nad „ptubs“, okazał się prawdziwym złodziejem literackim. Patrz Riflessioni str. 267. Powołano się tam na Tomasza z Akwinu, ażeby świadczył, że kochanka Petrarki była albo niepokalaną dziewicą, albo wstrzemięźliwą kobietą.
- ↑
Pigmaliou, quanto lodar ti dei
Dell’ imagine tua, se mille volte
N’avesti qnel cho’ i’ sol una vorrei.
Sonetto 58, quaiulo giuuse a Simon l’alto concetto.
Le Rime, par. I, pag. 189, edit. ven. 1756. - ↑ „A questa confessione cosi sincera diede forse occasione una nuova caduta ch’ei fece“. Tiraboschi, Storia, etc. v. 492.
- ↑ M. de Bimard, Baron de la Bastie w „Mémoires de l’Académie des Inscriptions et des Lettres“ za r. 1740 i 1751. Patrz także Riflessioni etc. p. 295.
- ↑ „A jeżeli młodość lub mądrość Laury uprosić się nie dały, to używał on przecież nimfy poezyi i może się tém chełpić“. Dechne and Fall, rozd. LXX, tom XII, może być, że tutaj użyto „jeżeli“ zamiast „jakkolwiek“.
- ↑ Patrz Uwagi etc. o Włoszech, str. 95 w notce — wyd. 2.
- ↑ La Vita del Tasso, lib. III.
- ↑ Histoire de l’Académie Française depuis 1652 jusqu’a 1700 par l’Abbé d Olivet. „Mais ensuite, venant à l’usage qu’il a fait de ses talents, j’aurais montré que le bon sens n’est pas toujours ce qui domine chez lui.“ p. 182. Boileau twierdzi, że zdania swego nie zmienił. „J’en aż si pen changé, dit-il“ etc. p. 181.
- ↑ La Maniere de bien Penser. Philautes jest zwolennikiem Tassa i powiada zaraz na wstępie: „De tons les beaux esprits que l’Italie a porté, le Tasse est pent-être celni qui pense le plus nobleinent.“ Atoli Bouhours zdaje się mówić w osobie Eudoxa, który kończy następującém trywialném porównaniem: „Faites valoir le Tasse tant qu’il vous plaira, je m’en tiens pour moi à Virgile“ etc.
- ↑ La vita etc lib. III, p. 90, tom. II. Czytelnik angielski znajdzie szczegóły dotyczące opozycyi akademii della Crusca w dra Blacka „Żywocie“ etc rozd. XVII, tom. II.
- ↑ Po dalszy i zdaje się rozstrzygający dowód, że Tasso nie był niczém więcéj, ani niczém mniéj, jak tylko więźniem stanu, odsyła się czytelnika do „Historical Illustrations of the IV. Canto of Childe Harold“ str. 5 ect.
- ↑ Orazioni funebri... delle lodi di don Luigi, Cardinal d’Este... delle lodi di Donno Alfonse d’Este. Patrz La Vita lib. III, p. 117.
- ↑ Założoną była w r. 1582; a odpowiedź akademii kruskańskiéj na Pellegrina Caraffę czyli poezyę epiczną pojawiła się w r. 1584.
- ↑ Cotanto potè sempre in lui il veno della sua pessima volontà contro alla nazion Fiorentina.“ La Vita, lib. III, pp. 96, 98, t. II.
- ↑ La Vita di M. L. Ariosto, seritta dell’ Abate Girolamo Baruffaldi Giuniore, etc. Ferrara 1807, lib. III, p. 262. Patrz Historical Illustrations etc, p. 26.
- ↑ Storia della Lett. etc, lib. III, t. VII, par. III, p. 1220, sect.4.
- ↑ Op. di Bianconi, vol. III, p. 176 ed. Milano 1802. Lettora di Signor Guido Savini Arcifisiocritico sull’ indole di un fulmine caduto in Dresda l’anno 1759.
- ↑ „Appassionato ammiratore ed invitto apologista dell’ Omero Ferrarese“. Tytuł ten dany mu był nasamprzód przoz Tassa, a przytoczony został celem zawstydzenia Tassistów, lib. III, pp. 262, 265. La Vita di M. L. Ariosto etc.
- ↑ Parva sed apta mihi, sed nulli obnoxia, sed non — Sordida, parta meo se d tamen aere domus.
- ↑ Plin. Nat. Hist. lib. Il, cap, 55. Columella, lib. X. Sueton. in Vita Augusti cap. XC et in Vita Tiberii cap. LXIX.
- ↑ Nota 2, p. 409 edit. Lugd. Bat. 1667.
- ↑ Vid. J. C. Bullenger de Torrae Motu et Fulminibus, lib. V. cap. XL.
- ↑ Ουδεις κεραυνωθεις ατιμος εστι, ’οθεν και ως θεος τιμαται, Plut. Sympos. vid. J. C. Bullenger ut sup.
- ↑ Pauli Diaconi de Gestis Langobard, lib. III, cap. XIV.
- ↑ J. P. Valeriani de fulminum significationibus declamatio, ap. Graer. Autiqui. Rom. tom. V p. 593. Mowa ta zwróconą jest do Juliana Medyceusza.
- ↑ Patrz Monim. Ant. Ined. par. I, cap. XVII, n. XLII, pag. 50, oraz „Storia dell’art.“ etc. lib. XI, cap. I, tom. II, pag. 311, nota B.
- ↑ Nomina gentesque Antiquae Italiae, p. 204, edit. oct.
- ↑ Swoboda w wyrażaniu przekonań przeżyła ich wolność. Tylko, przyjaciel Antoniusza uczęstował ich przedstawieniem w teatrze Pompejusza. Atoli wspaniałość widowiska nie mogła w pamięci ich zatrzéć wspomnienia, że człowiek, który im podobną stworzył krotochwilę, był mordercą syna Pompejuszowego: śród klątw wygnali go z teatru. Lud, ilekroć w sposób mimowolny objawia swój zmysł moralności, zawsze ma słuszność. Nawet żołnierze tryumwirów przyłączyli się do złorzeczeń obywateli, wołając naokół rydwanów Lepida i Planka, którzy proskrybowali ich braci: De Germanis, non de Gallis duo triumphant Consules! okrzyk, godny zapamiętania, choćby był tylko dobrą grą wyrazów. (C. Vell. Paterculi Hist. lib. II, cap. LXXIX. pag. 78. edit. Elzevir. 1639. ibid. lib. II cap. LXXVII).
- ↑ Il Principe di Niccolò Macchiavelli, etc. con la pretazione e le note istoriche e politiche di M. Amelot de la Houssaye e l’esame a confutazione dell’opera... Cosmopoli, 1769.
- ↑ Storia della Lett. Ital. tom V, lib. III, pac. 2, p. 448. Tiraboschi myli się; trzy wyroki przeciw Dantemu wydane zostały w r. 1302, 1314 i 1316.
- ↑ Tak opowiada Ficino, inni jednak są mniemania, że koronacya ta jest tylko allegoryą. Patrz Storia etc., jak wyżéj.
- ↑ U Varchiego, w jego Ercolano, spór trwał od r. 1570 do 1616. Patrz Storia etc. tom VII lib. III par. III, p. 1280.
- ↑ Gio. Jacopo Dionisi Canonico di Verona. Serie di Aneddotti, n. 2. Patrz Storia etc. tom V, lib. I, par. I. pag. 24.
- ↑ Vitam Literni ogit sine desiderio urbis. Patrz T. Liv. Hist. lib. XXXVIII. Liwiusz powiada, że jedni twierdzą, jakoby pogrzebany był (Scypio) w Liternum a inni, że w Rzymie.
- ↑ Trionfo della Castità.
- ↑ Patrz notę VI.
- ↑ Greczyn chełpił się, że był ισονομος. Patrz ostatni rozdział księgi pierwszéj Dyonizyusza z Halikarnasu.
- ↑ „E intorno alla magnifica risposta.“ Patrz Serassi, Vita del Tasso lib. III. p. 140. tom II. edit. Bergamo.
- ↑ Accingiti innoltre, se ci è lecito, aucor l’esortarti; a compire l‘immortal tua Africa. Se ti avviene d‘incontrare nel nostro stile cosa che ti dispiaccia, ciò debbeesere un altro motivo ad esaudire i desideri della tua patria. Storia della Lett. Ital. tom. V. par. I lib. I. pag. 76.
- ↑ Podróż klasyczna, rozdz. IX. vol. II. p. 355, wyd. 3. „O Bokacyuszu, nowożytnym tym Petroniuszu, nie mamy nic do powiedzenia; nadużycie gieniuszu wstrętniejszém jest i większéj godném pogardy, aniżeli jego brak; obojętną téż jest sprawą, gdzie nieczyste popioły wyuzdanego pisarza w pokrewnym złożone pyle. Z tych samych powodów nie warto podróżnikowi wspominać i o grobie złośliwego Aretyńczyka.“ Dwuznaczny ten frazes nie uwolni podróżnika od podejrzenia, że drugi popełnił błąd, mianowicie w sprawie miejscowości, w któréj pochowany został Aretyńczyk, którego grób znajdował się w kościele św. Łukasza w Wenecyi i dał powód do słynnego sporu, o którym znajduje się wzmianka u Baylego, ze słów p. Eustace możnaby wnioskować, że grób ten jest we Florencyi, albo że można go zobaczyć gdziekolwiek indziéj. Czy na grobie umieszczony był napis, o który tyle się spierano, nie wiadomo, ponieważ pamięć o tym pisarzu z kościoła św. Łukasza zupełnie znikła.
- ↑ Non enim ubique est, qui in excusationem meam consurgens dicat, juvenis scripsit, et majoris coactus imperio. List ten zwrócony był do Maghinarda z Cavalcanti, marszałka króla Sycylii. Patrz Tiraboschi, Storia etc. Tom. V. par. II. lib. III.
- ↑ Dissertazioni sopra le Antichità Italiane. Diss. LVIII. (Medyolan 1751).
- ↑ Eclaireissement etc p. 638 edit. Basle 1741 w dodatku do słownika Baylego.
- ↑ Op. tom. I. p. 540 odit. Basil. Animadverti alicubi librutu ipsum canum dentibus lacessitum, tuo tamen baculo egregie tuaque voce defensum. Noc miratus sum: nam et vires ingenituii novi, et scio quod expertus esses hominum genus insolons et ignavum, qui quiequid ipsi vel nolunt, vel nesciunt, vel non possunt, in aliis reprehendunt, ad hoc unum docti et arguti, sed elingues ad reliqua. Epist. Ioan. Boccatio.
- ↑ Cosmus Medici, Decreto Publico Pater Patriae.
- ↑ Corinne, liv. XVIII. chap. III. vol. III. pag. 248.
- ↑ O rządach, rozdz. II, ustęp XXVI, str. 208, wyd. 1751. Sidney należy wraz z Hoadleyem i Locke’m do rzędu tych pisarzy, których Hume nazywa „wstrętnemi.“
- ↑ Tit. Liv. lib. XXII, cap. XII.
- ↑ Ibid, cap. IV. (Equites ab ipsas fauces saltus tumulis apte tegentibus locati.)
- ↑ Ibidem lib. XXII. cap. IV. (Ubi maxime montes Cortonenses Trasimenus subit.)
- ↑ Hist. lib. III. cap. 83. Τον μεν κατα προσωπον πης πορειας λοφον αυτος κατελαβετο και τους Λιβυας και τους Ιβηρας εχων επ αυτου κατεστρατοπεδευσε.
Opowiadanie Polibiusza nie zgadza się tak z dzisiejszym stenem miejscowości, jak opowiadanie Liwiusza. Mówi on o górach po prawéj i lewéj stronie wąwozu i płaszczyzny; Flaminiusz atoli manewrując, miał po prawéj stronie jezioro. - ↑ Około połowy dwunastego wieku pieniądze mantuańskie miały po jednéj stronie wizerunek, przedstawiający Wirgilego. Zecca d’itaiia pl. XVII i 6, Voyage dans le Milanais etc. par A. Z. Millin, tom II, pag. 294. Paris, 1817.
- ↑ Storia delle Arti etc. lib. IX, cap. I, pag. 321, 322, tom. II.
- ↑ Cicero. Epist. ad Atticum XI, 6.
- ↑ Opublikowany przez Causeusza w jego „Museum Romanum“.
- ↑ Storia delle Arti str. 1. IX c. I.
- ↑ Sueton. in vit. Augusti cap. 31, in vita C. I. Caesar., cap. 88. Appian powiada, że spłonęła. Patrz notę Pityska do Swetoniusza, pag. 224.
- ↑ Antiq. Rom. lib. 1. —
- ↑ Liv. Hist lib. X. cap. LXIX.
- ↑ „Tum statua Nattac, tum simulacra Deorum, Romulusque et Remus cum altrice bellua vi fulminis icti conciderunt.“ De Divinat. II, 20. „Tactus est ille etiam qui hanc urbem condidit Romulus, quem inauratum in Capitolio parvum atque lactantem, uberibus lupinis inhiantem fuisse meministis.“ In Catilin. III, 8.
„Hic silvestris erat Romani nominis altor
Martia, quae parvos Mavortis semine natos
Uberibus gravidis vitali rore rigebat,
Quae tum cum pueris flammato fulminis ictu
Concidit, atque avulsa pedum vestigia liquit“
De consulatu, lib II (lib I, Divinat, cap. XII). - ↑ Dion. Hist. lib. XXXVII p. 37, edit. Rob. Stoph. 1548. ’Εν γαρ τψ Καπητολιψ ανδριαντες τε πολλοι υπο κεραυνων συεχωνευθησαν παι αγαλματα αλλα τε και διος επι κιονος ιδρυμενον εικων τε τις λυκαινης συν τε τψ ’Ρωμψ και συν τψ Ρωμυλψ ιδρυμενη επεσεν. Powiada on daléj, że główki na kolumnach, na których zapisywano ustawy, stopiły się, i stały się αμυδρα. Rzymianie wznieśli Jowiszowi wielki posąg, z oczami wzniesionemi ku wschodowi; o wilczycy żadnéj nie ma dalszéj wzmianki. Stało się to w r. Z. Rz. 689. Abbé Fea zacytowawszy powyższy ustęp z Dyona, powiada (Storia delle Arti etc. tom I, pag. 202, n. X): Non ostante aggiunge Dione, che fosse ben fermata (wilczyca), z czego wynika, że abbé przetłómaczył z tekstu czytanego według wskazówki Xylandro-Leunclawowskiéj, stawiającéj quamvis stabilita na miejsce znajdującego się w oryginale wyrazu ἱδρυμένη, co nie oznacza ben fermata, lecz tylko „wzniesiona“, jak to widać z innego ustępu tego samego Diona. Ἠβουλήθη μὲν οὐν ὁ Αγρίππας καὶ τὸν Αὔγουστον ἐνταῦθα ἱδρύσαι. Hist. lib. LVI. Dyon powiada, że Agryppa życzył sobie, aby Augustowi wzniesiono posąg w Panteonie.
- ↑ Luc. Fauni do Antiqu. Urb. Rom. lib. II. cap. VII, ap. Sallengre, tom I, p. 217 (In eadem porticu aenea lupa, cujus uberibus Romulus ac Remus lactantes inhiant, conspicitur: de hac Cicero et Virgilius semper intellexere. Livius boc signuu ab Aedilibus ex pecuniis quibus mulctati, essent foeneratores, positum innuit. Antea in Comitiis ad Ficum Ruminalem, quo loco pueri fuerant expositi locatum pro certo est. W rodziale XVII wspomina on, że posągi tam były, lecz nie, że tam zostały znalezione.
- ↑ Ap. Nardini, Roma Vetus l. V. c. IV.
- ↑ Marliani Urb. Rom. Topographi. l. II, c. IX.
- ↑ Inst Rycquii de Capit. Roman. Comm. cap. XXIV. pag. 250. ed. 1, Lugd. Bat. 1696. Non desunt, qui hanc ipsam esse putent, quam adpinximus, quae e comitio in Basilicam Lateranam, cum nonnullis aliis antiquitatum reliquiis, atque hinc in Capitolium postea relata sit, quamvis Marlianus antiquam Capitolinam esse maluit a Tullio descriptam, cui ut in re nimis dubia, trepide adsentimus.
- ↑ Nardini Roma Vetus lib. V, cap. IV. —
- ↑ Diarium Italic. tom I, p. 174.
- ↑ Storia delle Arti etc. lib. III. s. II, not. 10, Winkelmann popełnił w téj mowie wielki błąd, mówiąc, że wilczyca Cycerona nie znajdowała się na Kapitolu, i że Dyon nie ma słuszności, mówiąc, że tak było.
- ↑ Flam. Vacca, Memorie, num. III, pag. I, ap. Montfaucom, Diar. Ital, tom I.
- ↑ Luc. Faun. do Antiqu. Erb. Rom.
- ↑ „Romuli nutrix Lupa honoribus est affecta divinis, et ferrem, si animal ipsum fuisset cujus figuram gerit.“ Lactant. de falsa Religione, lib I cap. XX. pag. 101, edit. varior. 1660. t. j. że raczéj oddawałby cześć wilczycy, niż nierządnicy. Komentator jego zauważył, że zdanie Liwiusza, jakoby wilczyca wyobrażała Laurencyę, nie było powszechném. Strabo tak myślał. Rycquins nie ma słuszności, twierdząc, że Lactantius wspomina, jakoby wilczyca stała na Kapitolu.
- ↑ Do r. p. nar. Chr. 496. „Qnis oredere possit“ — powiada Baroniusz (Aun. Eccles. tom VIII, p. 602, in an. 496), „viguisse adhne Romae ad Gelasii tempora, quae fuere ante exordia Urbis allata in Italiam Lupercalia?“ Gelazyusz napisał list, obejmujący 4 stronice in folio do senatora Andromacha i innych, w którym nawołuje ich do starania się o to, ażeby obrzędu tego zaniechano.
- ↑ Eccles. Hist. lib. II, cap XIII, p. 40. και ανδριαντι παρ’ υμιν ως θεος τετιμηται εν τω Τιβηρι ποταμψ μεταξυ των δυο γεφυρων, εχων επιγραφην ρωμαικην’ ταυτην Σιμωνι δεω Σαγκτω. św. Justyn męczennik historyę tę opowiedział jeszcze przedtém, Baroninsz jednak był zmuszony oświadczyć, że to bajka. Patrz Nardini: Roma Vetus lib. VIII, cap. XII.
- ↑ Rione XII. Nova, accurata e succinta Descrizione ete di Roma Moderna, dell’ Ab. Ridolf. Venuti, 1766. (In esse gli antichi pontefici per toglier la memoria de giocchi Lupercali institutti in onore di Romolo, introdussero l’uso di portarvi bambini oppressi di infirmità occulte, accio si liberino per l’intercessione di questo santo, come di continuo si sperimenta).
- ↑ Donatns lib. XI, cap. 18, przytacza medal, przedstawiający po jednéj stronie wilczycę w téj saméj pozycyi, jak wilczyca kapitolińska, na drugiéj zaś stronie wilczycę nie mającą odwróconéj głowy. Medal ten pochodzi z czasów Antoniusza Piusa.
- ↑ Aen. VIII, 631. Patrz dra Middletona list z Rzymu; oświadcza się on w nim za wilczycą Cycerona, nie zbadawszy jednak przedmiotu.
- ↑ „Jure caesus existimetur“ powiada Swetoniusz, oceniwszy znakomicie jego charakter i przytoczywszy frazes, który za czasów Liwiusza powszechnie był używany: Melium iure caesum pronuntiavit, etiam si regni crimine insons fuerit (lib. IV, cap. 48), a którego dalszym ciągiem były orzeczenia prawne w kwestyi usprawiedliwionych mordów, orzeczenia, jakie wydawano, gdy szło o włamujących się do domu rabusiów. Patrz Sweton. Vita C. I. Caes, z objaśnień. Pitiska. Str. 184.
- ↑ Memorie etc. ap. Nardini, pag. 13. (Poco lontano dal detto luogo si scende ad un casaletto, del quale ne sono Padroni li Caffarelli, che con questo nome è chiamato il luogo; vi è una fontana sotto una grau volta antica, che al presente si gode, e li Romaai vi vanno l’estate a ricreati; nel pavimento di essa fonte si legge in un epilatro essere quolla la fonte di Egeria, dedicata alle ninfe, e questa, dice l’epitaffio, essere la medesima fonte in cui fu convertita.) Napisu nie podaje.
- ↑ „In villa Justiniana stat ingens lapis quadratus solidus in quo sculpta haec duo Ovidii carmina sunt:
„Egeria est quae praebet aquas dea grata Camoenis,
Illa Numae conjunx consiliumque fuit.Qui lapis videtur ex eodem Egeriae fonte aut ejus vicinia isthue comportatus. Diarium Italie, p. 153.
- ↑ De Magnit. Vet. Rom, ap. Graev. Ant. Rom. tom. IV, p. 1507.
- ↑ Echinard, Descrizione di Roma e dell Agro Romano, corretto dali Abate Venuti, in Roma 1740. Obaj wierzą w grotę i nimfę. Simulacro di questo fonte, essendovi sculpito le acque a pie di esso.
- ↑ Classical Tour, roz. VI, s. 217, tom II.
- ↑
Sat. III (Substitit ad veteres arcus, madidamque Caponam,
Hic ubi nocturnae Numa constituebat amicae,
Nunc sacri fontis nomus, et delubra locantur
Judaeis quorum cephinum foenumque supellex
[Omnis enim populo mercedem pendere jussa est
Arbor, et ejectis mondicat silva Camoenis];
In vallem Egeriae descendimus, et speluucas
Dissimiles veris: qnanto prudentius esset
Numen aquae, viridi si margine clauderet undas
Herba, nec ingenuum violarent marmore tophum). - ↑ Lib. III, cap. III.
- ↑ Undique e solo aquac scaturiunt. Nardini lib. III. cap. III.
- ↑ Echinard etc. Cic. cit. p. 297, 298.
- ↑ Antiqu. Rom, lib. II. cap. XXXI.
- ↑ Sueton. in Vita Augusti, cap. 91. Casaubon odsyła w nocie, celem poznania istoty téj bogini do Plutarcha żywotów Camillusa i Aemiliusa Paulusa oraz do jego przysłów. Ręka żebrząca uważaną była za największe poniżenie; gdy lud obnosił w tryumfie zwłoki prefekta Rufinusa, hańbę, zadaną jego pamięci, powiększono tém, że rękę jego skręcono w ten sposób, że miała kształt żebrzącéj.
- ↑ Storia delje Arti, etc. lib. XII, cap. III, tom II. p. 422. Visconti nazywa pomimo to posąg ów statuą Cybeli. Wizerunek jéj znajduje się w Museo Pio-Clement., tom. I, pag. 40. Abbé Fea (Spiegazione dei Rami. Storia etc. tom. III, p. 313.
- ↑ Słownik Baylego, artykuł „Adrastea“.
- ↑ Przytacza to miernik Victor.
- ↑ Fortunae hujusce diei. Cycero wspomina o tém de Legib. lib. III.
DEAE NEMESI
SIVE FORTUNAE
PISTORIVS
RVGIANVS
V. C. LEGAT
LEG. XII. G.
CORD.Patrz Quaestiones Romanae etc. ap. Graev. Antiq. Roman. tom. V, p. 942. Patrz także Muratori. Nov. Thesaur. Inscriptio. Vet. tom I, p. 88—89, gdzie znajdują się trzy napisy łacińskie a 1 grecki, poświęcone Nemezie, inne zaś odnoszą, się do Fatum.
- ↑ Classical Tour, etc. rozd. VII, p. 250, tom. II.
- ↑ „Pod naszemi oknami wzdłuż wybrzeży ciągnie się ogród królewski, pełen grząd, zasianych kwiatami, i chodników, ocienionych drzewami pomarańczowemi“.