Komedye wybrane (Lope de Vega, tłum. Święcicki, 1881)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Komedye wybrane | |
Wydawca | S. Lewental | |
Data wyd. | 1881 | |
Druk | S. Lewental | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Julian Święcicki | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Feliks Carpio Lope de Vega.
KOMEDYE WYBRANE
Kara — nie zemsta. Najlepszym sędzią król.
Gwiazda Sewilska.
W PRZEKŁADZIE
Juliana Adolfa Święcickiego.
WARSZAWA.
NAKŁAD I DRUK S. LEWENTALA.
Nowy-Świat N-r 39.
1881.
Дозволено Цензурою.
Варшава, 29 Декабря 1880 г. |
Kiedy inne narody trzymały się niewolniczo wzorów klasycznych z krzywdą dla indywidualnej samodzielności, Hiszpanie, dalecy od ślepego poddawania się przepisom i krytyce starożytnych prawodawców literatury, zachowali wybitną oryginalność, która, począwszy od XIII aż po koniec XVII wieku karmiona wyłącznie narodowemi żywiołami, wytworzyła bogactwo literatury, mianowicie dramatycznéj, zdumiewające!... Hiszpania liczy 423 autorów, których sztuki objęte zostały katalogami i stanowią olbrzymią cyfrę 2600 tragedyj, komedyj i dramatów, nie licząc w to 464 sztuk nieznanych z nazwiska autorów. Ta olbrzymia płodność fantazyi hiszpańskich poetów stała się skarbnicą dla reszty Europy, która w niej jawnie i skrycie pomysły do dzieł swoich czerpała.
Jakkolwiek scena hiszpańska przed Lope de Vegą miała już utalentowanych pracowników (Juan de Encina, Gil Vicente, Torres de Naharro, Juan de la Cueva i Lope de Rueda); to jednakże pisarze ci, doskonaląc stopniowo już-to rozwój intrygi, już-to plastykę charakterów, nie umieli jeszcze spożytkować wszystkich żywiołów swojskich i owładnąć wszystkiemi tajemnicami sztuki, ku wytworzeniu nawskroś narodowego i wymaganiom artyzmu odpowiadającego dramatu. Dopiero Lope de Vega, którego Cerwantes cudem natury (monstruo de naturaleza) a inni współcześni feniksem gieniuszów nazywali (fenix de los ingenios), wprowadził sztukę dramatyczną w Hiszpanii na nowe tory.
Gienialny ten pisarz urodził się w miasteczku asturyjskiém Carriedo 25 listopada 1562 r.; a więc na 18 miesięcy przed Szekspirem. Od lat dziecięcych okazywał niepospolite zdolności i miał szczególne do poezyi upodobanie; w piątym roku życia rozumiał język łaciński i nie umiejąc jeszcze pisać, dyktował własne wiersze kolegom, których opłacał śniadaniami a następnie poetyczne elukubracye wymieniał za cacka i obrazki. Mając lat 12 wstąpił do kolegium cesarskiego w Madrycie, należącego do jezuitów, gdzie układał cztero-aktowe komedyjki, tańczył, śpiewał i robił szpadą, a wreszcie odbywał studya na uniwersytecie d’Alcala de Henares, których jednakże nie ukończył. Zostawszy wcześnie sierotą, Lope de Vega, mając opiekuna w wuju, inkwizytorze don Miguel del Carpio, ogołocony został z ojcowizny przez jednego z krewnych, który z niewielkim majątkiem poety uciekł do Ameryki. Gnębiony niedostatkiem wkrótce opuścił Madryt i zaciągnął się w szeregi armii Filipa II pod komendę margrabiego de Santa Cruz, jednego z najgłośniejszych wodzów owego czasu, z którym odbył kampanią w Portugalii, wówczas przez wojsko hiszpańskie zajętej i przyjął udział w potyczce pod Terceirą roku 1577. Sprzykrzywszy sobie po roku służbę wojskową, powrócił do Madrytu, gdzie zainteresował się nim bliżej Jeronimo Manrique de Lara, biskup w Avila i dwunasty wielki inkwizytor, który poruczył naszemu poecie obowiązki swego sekretarza. W końcu 1578 rozstał się ze swym chlebodawcą z powodu miłości, którą ciężko musiał odpokutować, gdyż „samo imię kobiety, którą ubóstwiał, oblewało go potem krwawym a mroźnym“. Zerwawszy zupełnie z Doroteą, przyjął obowiązki sekretarza księcia Alby i pod wpływem Dyany Montemayora, natchnionéj Arkadyą Sennazara, napisał także Arkadyą, w któréj podług Montalvana i sam poeta i pan jego biorą współudział. Po kilku latach wrócił pod dach zacnego biskupa w Avila, aby się stanowi duchownemu poświęcić. W r. 1584 jednakże ożenił się z Izabelą d’Urbino, dziewicą wielkiej piękności i niepospolitych zalet moralnych. Lecz zaledwie zaczął kosztować słodyczy rodzinnego życia, został wtrącony do więzienia za zabicie jakiegoś hidalga, który obrażony na poetę, stanął z nim do pojedynku. Dzięki usilnej protekcyi, skazany był tylko na wygnanie z Madrytu. Poprzedzony już sławą udał się do Walencyi, która, podobnie jak Sewilla, starając się rywalizować z Madrytem, posiadała w swych murach uczonych, artystów i poetów dramatycznych, z któremi Lope de Vega serdeczne zawarł stosunki.
W tym czasie umarła Izabela. Dotknięty głęboko tym ciosem, zaciągnął się poeta w wojenne szeregi Filipa II, który właśnie wyprawiał „niezwyciężoną armadę“ przeciwko Anglii. Wpośród szczęku oręża wykończył swoję „Piękność Angeliki“ (Hermosura de Angelica), poemat epiczny w dwudziestu pieśniach, pod wpływem Aryosta napisany. Powróciwszy do Madrytu, był kolejno sekretarzem margrabiego de Malpica, margrabiego Sarria a wreszcie zawarł powtórne związki małżeńskie z Joanną Guardia, z którą miał dwu synów i córkę.
Ale szczęście poety trwało niedługo: ukochany syn jego Karol, w którym ojciec zogniskował wszystkie nadzieje, umarł w siódmym roku życia a wkrótce potem Joanna poszła za synem, zostawiwszy maleńką sierotkę Felicyannę. Rozpacz Vegi nie miała granic. Złamany temi klęskami zwrócił się ku religii w tém przekonaniu, że Bóg za dawne grzechy zsyła nań krzyże i wzywa do ekspiacyi. Odtąd zerwał ze światem, poświęcił się modlitwie, miłosiernym uczynkom, a wreszcie został księdzem w 1609 roku. To nowe powołanie jednak nie przeszkadzało mu eksploatować i dalej skarbów dramatycznego talentu, którym wywalczył sobie imię rozgłośne i dostatek; owszem, więcej niż kiedykolwiek gieniusz jego niezrównaną potęgę twórczości rozwinął.
Znaczna większość komedyj tego pisarza właśnie powstała w dobie życia kapłańskiego. Lope de Vega potrafił zjednoczyć w sobie najgorliwszego kapłana z najpopularniejszym i najnamiętmiejszym pisarzem dramatycznym. Skazany na ciągłe troski w życiu rodzinnem, doświadczył jeszcze nowej zgryzoty, gdy syn, którego radby był widzieć oddanego naukom, w dwudziestym roku życia wstąpił jako ochotnik do floty i zginął. Na domiar nieszczęścia naturalna córka poety, Marcela, ukochana przez ojca, wstąpiła do klasztoru, zrywając tym sposobem nić ostatnią, poetę ze światem wiążącą. Odtąd zdaje się być zmęczony wszystkiém, nawet sławą, gdyż wychodząc, przebierał się, aby go nie poznano, a zdrowie jego żelazne zaczęło niknąć, podkopywane postem i praktykami ascetycznemi. Umarł w 73 roku życia, dnia 27 sierpnia 1635 roku.
Śmierć Lope de Vegi pogrążyła Madryt w żałobie, a naród usiłował przynajmniej wspaniałość pogrzebowych ceremonij dostroić do wyżyn olbrzymiej jego sławy. Żaden wielki człowiek w żadnym narodzie z taką sławą nie wstępował do grobu.
Nadzwyczajna płodność Lope de Vegi stała się prawie legendową, potrzebował on dwa dni czasu do napisania komedyi a niektóre wykończał w 24 godzinach. Dzięki téj niesłychanéj płodności Lope de Vega napisał dwa poematy historyczne: „Piękność Angeliki“ i „Jerozolima zdobyta“; cztery mitologiczne: „Circe“, „Andromeda“, „Filomena“, „Proserpina“: cztery legendowe: „Św. Izydor“, „Dragontea“, „Korona tragiczna“ i „Najświętsza Panna z Almuneda“; poemat żartobliwy la Gatomaquia (wojna kotów); wiele poematów opisowych i dydaktycznych, mnóstwo sonetów, romansów, ód, elegij, wiele prac przeplatanych prozą i wierszem; osiem noweli prozą, sporą ilość prac dydaktycznych, a wreszcie tysiąc pięćset komedyj i przeszło 400 autosów i między-aktów.
Fée oblicza, że gdyby Eug. Sue, Al. Dumas i Sand pisali swe romanse wierszem, wszystkie ich dzieła, razem wzięte, stanowiłyby zaledwie małą cząstkę tego, co nasz autor sam napisał. Stosunek zaś liczebny prac Delilla, jednego z najpłodniejszych poetów Francyi, do utworów Lope de Vegi, jest jak 1:116.
„Prawdziwej komedyi celem jest odtwarzanie czynności ludzi i malowanie obyczajów tego wieku, w którym żyli“, mówi w swéj „sztuce dramatycznéj“ Lope de Vega, a wszystkie jego prace powyższemu określeniu zadosyć czyniąc, drogocenny skarb stanowią.
Zrobiwszy stanowczy rozbrat z klasycznemi regułami jedności, Lope de Vega, szukając natchnienia w poezyi ludowéj i dając jéj formę artystyczną, odpowiednią wymaganiom czasu, urzeczywistnił przygotowane już zlanie się poezyi uczonej z ludową, a tem samem stworzył prawdziwą poezyą narodową, która w sferze sztuki dramatycznej wywołała właściwy teatr narodowy.
Ogrom prac scenicznych Lope de Vegi najrozmaiciej bywa przez krytyków rozkładany; dadzą się one wszakże zredukować do trzech grup o silnie odrębnym charakterze:
1. Komedye intrygi albo płaszcza i szpady, odznaczające się bogatą inwencyą i budzące żywy interes.
Tu nam autor odtwarza całe życie hiszpańskie ze scenami na balkonach, ulicach i przy wyjściu z kościołów. Szpada i sztylet u boku, gitara na ramieniu, serenady, piosenki, pojedynki, miłostki, zazdrość, pojednanie i małżeństwo — oto świat dla tych komedyj, w których służący panów odgrywają niepospolitą rolę. Główniejsze a znane nam komedye z téj kategoryi, są następujące:
Esclava de su galan (Niewolnica swego kochanka), Las bizarrias de Beliza (Kaprysy Belizy), El acero da Madrid (Woda żelazna madrycka), El perro del hortelano (Pies ogrodnika), Lo cierto por lo dudoso (Pewne za niepewne), La moza de cantaro (Panna służąca), Amar sin saber de quien (Kochać nie wiedząc kogo), Si no vieran las mujeres (Żeby kobiety nie zobaczyły), Las flores de don Juan y rico y pobre trocados (Kwiaty Don Chuana), El vilano en su rincon (Wieśniak w swoim zakątku), Por la puente Juana (Piękna Toledanka), La hetmosura aborrecida (Piękność wzgardzona), La Villana de Getafe (Wieśniaczka z Getafe), La boba para los otros y discreta para si (Głupia dla drugich — mądra dla siebie), Los milagros del desprecio (Skutki pogardy), La nina de plata (Piękność złotooka), El anzuelo de Fenisa (Wędka Fenicyi) i inne.
2. Komedye i dramaty heroiczne, osnute po większéj części na kronikach hiszpańskich i legendowych podaniach oraz na przekręcanych częstokroć faktach, z obcéj historyi zaczerpniętych, jak np.:
El nuevo mundo, descubierto por Cristoval Colon (Krzysztof Kolumb), Castigo sin venganza (Kara — nie zemsta), El caballero de Olmedo (Kawaler Olmedo), La estrella de Sevilla (Gwiazda Sewilska), El mejor alcade el rey (Najlepszym sędzią król), Historia de Wamba (Wamba), Porfiar hasta morir (Walczyć aż do śmierci), Dineros son Calidad (Pieniądze są szlachectwem), Las mocedades de Bernardo del Carpio (Młodość Bernarda del Carpio), El casamiento en la muerte (Małżeństwo w śmierci), La corona merecida (Korona zasłużona), Los Tellos de Meneses (Tello Meneses), La inocente sangre (Krew niewinna), Fuente Ovejuna (Fuente Owechuna miasteczko), El primer Fajardo (Pierwszy Fachard), El gran duque de Moscovia (Wielki książę moskiewski), La fuerza lastimosa (Los opłakany), Mudarra Gorizales i inne.
3. Komedye albo dramaty religijne, które powstały głównie w tym czasie, kiedy w ostatnich latach panowania Filipa II przedstawienia sztuk światowych zabronione zostały. Tu należą:
El nacimiento de Christo (Narodzenie Chrystusa), La creacion del mundo y el pecado del primer hombre (Stworzenie świata), La Ester, San Isidoro, Los Trabajos de Jacob (Prace Jakóba), Solida de Egipto (Wyjście z Egiptu) i inne.
4. Między-akty, króciutkie jednoaktowe sztuczki, jak:
El robo de Helena (Porwanie Heleny), El poeta, El remediador (Pocieszyciel), La hechicerra (Czarownica) i inne.
Wszystkie sztuki Lope de Vegi pisane są (z wyjątkiem Dorotei) wierszem już-to białym, już rymowanym.
Znaczna część utworów Lope de Vegi przedstawia się jako konglomeraty scen pojedyńczych wybornie pomyślanych i kunsztownie przeprowadzonych, ale nie mających żadnej spójni organicznej, żadnego związku rozumnego. Sztuki te dramatycznemi nowelami nazwać można. Inne znów prace tego pisarza szwankują pod względem akcyi dramatycznej, która nie wypływając z kolizyi namiętności, zdaje się być wynikiem fatalizmu. Wreszcie rozwlekłość dyalogów i nadmierne zawikłanie osnowy z wyraźną dla prawdopodobieństwa krzywdą — oto ujemne strony sztuk Lope de Vegi, mające niezaprzeczenie swe źródło w bezprzykładnej gorączce tworzenia, szkodzącej artystycznemu wykończeniu. Natomiast niesłychane bogactwo inwencyi, kunsztowna architektonika wewnętrznej budowy, zadziwiająca różnorodność charakterów, umiejętne odźwierciadlanie prawdy życiowej, psychologiczna znajomość serc ludzkich, klasyczny spokój w przedstawieniu najdrażliwszych wypadków, szczególna umiejętność kreślenia typów niewieścich, rycerska podniosłość uczuć, koloryt niezmiernie romantyczny i humor świeży, daleki od wszelkiej zjadliwości — oto najwybitniejsze dodatnie strony prac dramatycznych Lope de Vegi, tłomaczonych powielekroć na wszystkie europejskie języki.
Odsyłając ciekawszych czytelników do rozprawy mojej o tym pisarzu[1], nadmieniam w końcu, że dramaty, które się mają po raz pierwszy w przekładzie moim społeczeństwu polskiemu zaprezentować, są następujące: Castigo sin Venganza; El mejor alcalde el rey; i La Estrella de Sevilla.
KARA — NIE ZEMSTA.
|
OSOBY:
Książę Ferrary.
Margrabia de Gonzaga. Rzecz dzieje się w Ferrarze i innych miejscowościach.
|
AKT PIERWSZY.
Ulica w Ferrarze. — Noc.
SCENA I.
Książę Ferrary (przebrany), Febo, Ricardo.
Ricardo. To świetny żart! Febo. Niezrównany. Książę. Nie mogę więc być poznany? Ricardo. Pod tego przebrania zbroją Książę. Zaczyna już pleść androny, Ricardo. Choć ich przejąłem swobodę, Książę. Zaiste, czyż cię nie zraża, Ricardo. Że anioł — każdy to powie; Książę. Ciekawym. Ricardo. Mąż jéj na straży! Febo. Wciąż siedzi jak brytan w budzie. Książę. O!... dziwnie wstrętnéj natury Febo. Jeżeli z małżonków który Książę. Obłudne łotry, szalbierze, Ricardo. Tu mógłby uderzyć książę, Książę. Cóż tedy? Ricardo. Stara bigotka Książę. Pozorom zbyt nie ufamy. Ricardo. Ztąd blizko mieszkanie damy, Książę. Ma pociąg? Ricardo. Właściwy cerze. Febo. To woły żują tak zawsze. Ricardo. Tu chęci jak najłaskawsze Książę. Więc pójdźmy... Ricardo. Nie zechce może Książę. A gdyby mię téż poznała? Ricardo. Fortecę wnet zdobędziecie!... Książę. Więc stukaj!... Ricardo (puka). Stukanie słyszy, SCENA II.
Ciż sami. — Cintia w oknie.
Cintia. Kto tam? Ricardo. Ja! Cintia. Kto? Ricardo. Ja! Cintia. Któż przecie? Ricardo. Hej, Cintio, my, przyjaciele!... Cintia. Drwisz, zuchwały! Ricardo. To skutek mojéj pochwały! Cintia. Co, książę?... Tego zawiele!... Ricardo. Patrz, książę wziął to przebranie, Cintia. O! dawniéj nikt takiéj mowy A do Mantui po żonę (Zamknąwszy okno oddala się.)
SCENA III.
Książę, Febo i Ricardo.
Książę. A! w progi przyjemnéj damy Ricardo. Seniorze Książę. A więc nie może? Febo. O! jutro tę dziewkę hardą Książę. Znieść takich obelg wyrazy! Ricardo. Któż winien? Książę. A ty, Ricardo! Febo. Lecz władca, gdy ma ochotę Lecz niech przebrany, śród nocy, Książę. Zapewne — lecz dla swéj zguby, Febo. Ślub — zaklnie te życia burze!... Ricardo (wskazując na drzwi). Dla słodkiéj rozkoszy ducha, Książę (przysłuchując się). Śpiewają? Ricardo. Właśnie. Książę. W téj dziurze Ricardo. Autor! Książę. A czego? Ricardo. Dramatów! Febo. I na téj ziemi Książę. Są dzielne gardła oznaki. Ricardo. Spory wzniecają. Febo. Przetnijmy spór na połowę! Książę. By odbyć ślub okazale, Febo. Rozumiem — więc takie dzieła, (Słychać głos za sceną.)
Książę. Czy słyszysz? Ricardo. Mówić zaczyna; Książę (patrzy przez dziurkę od klucza). Czy słynna to Andrelina? Kobieta (za sceną). „Niech myśl przepadnie grobowa, W tortury zamienia krwawe!... Książę. Potęgę ma. Febo. Niezrównaną! Książę. O! chętnie słuchałbym dłużéj, Ricardo. Już? Książę. Tak! Ricardo. Za rano! Książę. O nudy! Ricardo. Alboż to mało Książę. Ba! i kazanie Ricardo. To księciu-by zagrażało? Książę. Ricardo niech sąd odmieni! Toż mało, że tak nieskromnie (Odchodzą.)
SCENA IV.
Droga w lesie.
Hrabia Fryderyk w stroju podróżnym, lecz bogatym i Batin.
Batin. Ja pana dziś nie poznaję, Fryderyk. Przyznaję, Batin. Już życie księcia, tak płoche, Fryderyk. Nie przeczę wcale, Batinie, Żyć będzie ojciec inaczéj, Batin. Najlepiéj czas to uprości!... Fryderyk. Macocha już mię nie zjedna. Batin. Nie miałżeś ich przedtem więcéj, (Słychać za sceną krzyk trwogi.)
Fryderyk. Zkąd krzyki te... Batin. Od strumienia... Fryderyk. Więc śpieszmy prędzéj z pomocą... Batin. A poco? Fryderyk. Zapytaj, tchórzu, sumienia!... (Wybiega.)
Batin. Kto umie szanować zdrowie, (Woła:)
Lucindo, Albano, Floro!... SCENA V.
Lucindo, Albano, Floro, Batin.
Lucindo. Gdzie hrabia? Albano. Fryderyk woła? Floro. Już może koni chce. Batin. Zgoła! (Oddala się.)
SCENA VI.
Lucindo, Albano, Floro.
Lucindo. Batinie! Albano. Czy żarcik? Floro. Zaraz poznamy. Lucindo. Oj nowa hrabiemu władza Albano. To wszyscy dawno poznali. SCENA VII.
Ciż sami i Fryderyk, niosąc Kasandrę na rękach.
Fryderyk. Tu może pani odpocząć. Kasandra. Za grzeczność, dzięki, rycerzu. Fryderyk. O jakże los błogosławię, Kasandra. Znajomi pana ci ludzie? Fryderyk. To jest mój orszak podróżny, SCENA VIII.
Wchodzi Batin, niosąc na rękach Lukrecyą.
Batin. Kobieto, czemu tak ciężysz, Lukrecya. Gdzie niesiesz mię, mój rycerzu? Batin. Gwałtownie ratuję panią Fryderyk (do Kasandry). Racz pani wyznać swe imię, Kasandra. Seniorze, Fryderyk. I Wasza Wysokość sama Kasandra. Nie jestem sama — w blizkości Co cieniem drzew mię przynęcał, Fryderyk. Podawszy mi swoję rękę, (Przyklęka, całując jéj rękę.)
Kasandra. Przyklękasz — zbytek grzeczności. Fryderyk. Należy ci się, senioro, Kasandra. Przeczucia głos martwy we mnie Fryderyk. Dłoń swoję Kasandra. Pozwól mi proszę Fryderyk. Niech dusza moja odpowie. (Mówią pocichu.)
Batin (do Lukrecyi). Gdy szczęście nasze tak chciało, Czy jesteś tylko wielmożna, Lukrecya. Od lat najmłodszych, mój panie, Batin. Więc jesteś garderobianą? Lukrecya. Nie!... Batin. Nakształt garderobianej!... Lukrecya. Lukrecya. Batin. Czy rzymska? Lukrecya. Tak... nie zupełnie. Batin. Bóg łaskaw, żem ciebie poznał, Lukrecya. Ja? Batin. Widząc, cóż-byś zrobiła? Lukrecya. Żonatyś? Batin. Zkąd to pytanie? Lukrecya. Twéj żony chcę się poradzić. Batin. Cios tęgi, wiész kto ja jestem? Lukrecya. Bynajmniéj. Batin. Więc o Batinie Lukrecya. I czém ty słyniesz? Ja sądzę, Batin. A broń mię Boże od tego! Kasandra (do Fryderyka). Wyrazić nie jestem w stanie, Zjawienie spokój zwiastuje. Fryderyk. Choć widok twój, piękna pani, SCENA IX.
Ciż sami, oraz margrabia Gonzaga i Rutillo.
Rutillo. Tam, panie, ja-m ich zostawił. Margrabia. Nieszczęście byłoby wielkie, Rutillo. Oddalić mi się kazała, Podziwiać śnieg ich białości; Margrabia. Jak widzę kareta księżnéj Rutillo. Dworzanie tego rycerza, Kasandra. Przybywa dwór mój. Margrabia. O pani! Kasandra. I temu panu, Margrabia. A któżby jak nie pan hrabia Fryderyk. Ja byłbym pragnął, markizie, Margrabia. Wypadek dnia dzisiejszego Żywioły wrogie jednocząc, (W czasie téj rozmowy pomiędzy hrabią a margrabią, Kasandra rozmawia na stronie z Lukrecyą.)
Kasandra. Gdy oni sobą zajęci, Lukrecya. Pozwolić racz mi, senioro, Kasandra. Jakkolwiek mam podejrzenie, Lukrecya. Więc mówię. Kasandra. Mów. Lukrecya. Gdyby los zrządził zmianę, Kasandra. Masz słuszność. To téż przeklinam Margrabia. Pomyśleć czas już o drodze, By wieść go nie uprzedziła. (Do Kasandry.)
Jedziemy. (Do Flora.)
Konia hrabiemu Floro. Konia hrabiego!... (Wychodzi.)
Kasandra (do Fryderyka). W karecie wygodniéj będzie. Fryderyk. Posłuszny jestem, senioro! (Margrabia podaje rękę Kasandrze, Fryderyk i Batin pozostają sami.)
Batin. Księżniczka zachwycająca. Fryderyk. Podoba ci się, Batinie? Batin. Ma lilii uroczą postać, Fryderyk. Nic nie mów! Batin. Ten pączek świeżo rozwity, Szczęśliwsza byłaby z tobą. Fryderyk. Nie budźmy podejrzeń... chodź ztąd; Batin. Zwolna, seniorze, SCENA XI.
Salon, wychodzący na ogród pałacu, leżącego w blizkości Ferrary.
Książę i Aurora.
Książę. Jeżeli hrabia nie zwleka, Aurora. Choć podróż nie tak daleka, Książę. Mam silne dziś przekonanie, Bo zacność hrabiego znana, Aurora. Los żądał takiéj ofiary. Książę. Auroro, pójdź w me ramiona!... W krysztale rady twéj, na dnie, (Wchodzi Batin.)
SCENA XII.
Ciż sami i Batin.
Batin. Niech Wasza Wysokość raczy Książę. Harmonia ta, mój Batinie, Za głosem idąc rozumu Batin. Wypada przyznać, że dla nich Aurora. I ja-bym nowin téż chciała. Batin. O! imię twoje, Auroro, Aurora. Kasandra czy bardzo piękna? Batin. Pytanie to — nie seniorze Książę. Ten łańcuch zawieś na szyi. SCENA XIII.
Rutillo, Floro, Albano, Lucindo, margrabia Fryderyk, Kasandra i Lukrecya wchodzą śród licznego orszaku i z przepychem.
Fryderyk. W ogrodzie tym, o senioro, Kasandra. Milczenie to, Fryderyku, Fryderyk. Znasz teraz jego przyczynę. Floro. Wychodzą już na spotkanie Książę. Me serce Kasandra. Przybywam, potężny panie, Książę (do Gonzagi.) Markizie, pójdź w me objęcia, Margrabia. Należą mi się w jéj imię Aurora. Aurorę poznaj, Kasandro. Kasandra. Śród innych łask méj fortuny Aurora. Usługą swą i miłością Kasandra. Z przyjęcia tak serdecznego Książę. Racz spocząć — dom mój i krewni Kasandra.
(Książę z Kasandrą i margrabia z Aurorą siadają pod baldachimem.)
Kasandra. A hrabia czemu nie siada? Książę. On będzie najpierwszym, który Kasandra. Wybaczcie, lecz téj pokory Fryderyk. Zgrzeszyłbym Kasandra. Bynajmniéj. Fryderyk (na stronie). Idę, drżąc cały. (Przyklęka.)
Kasandra. Powstańcie. Fryderyk. Pozwól, senioro, Kasandra. Na szyję, tak mi oddaną Książę. Fryderyk godzien pochwały. Margrabia (do Aurory). Oddawna, piękna Auroro, Aurora. Téj łaski ważność, markizie, Margrabia. Twą łaską więc ośmielony Książę. Odpocząć czas wam, panowie. (Wszyscy wychodzą do apartamentów oprócz Fryderyka i Batina.)
SCENA XIV.
Fryderyk i Batin.
Fryderyk. . Batin. Szalona? cóż tam nowego? Fryderyk. O! dobrze mówią, że życie Batin. Przyznaję, bo nieraz przecie, Fryderyk. O Boże, ratuj! Ha, zgińcie, Batin. Ukrywasz ty coś przede mną! Fryderyk. To przecież nie rzeczywistość Batin. A jeślibym cię odgadnął, Fryderyk. O! raczéj wprzódy Batin. Więc słuchaj, czy ja się mylę: Fryderyk. Przekleństwo! milcz, straszna prawda! Batin. I tak bardzo, Fryderyk. Szczęśliwy książę! Batin. To prawda! Fryderyk. Kto wierzyć zechce — a jednak Batin. I nie dziw, gdy człowiek wspomni, Fryderyk. Z téj miłości AKT DRUGI.
Sala w pałacu księcia Ferrary.
SCENA I.
Kasandra i Lukrecya.
Lukrecya. Wysokość Wasza, przyznaję, Kasandra. Wysokość jest marnym cieniem, A wstawszy razem z ptaszkami, Lukrecya. Twa boleść — i podziwienia Kasandra. Broń Boże, wieść ta niemiła Lukrecya. Naturze wbrew, rozumowi Kasandra. Daremnie hrabia się lęka, SCENA II.
Ciż sami — Książę, Fryderyk i Batin.
Książę. O hrabio, gdybym był wiedział, Fryderyk. Ja-bym się martwił tém ojcze, Książę. Mantuańscy Fryderyk. Dla dziewczyn trafny to środek, Kasandra (do Lukrecyi). I spojrzeć książę nie raczy! Lukrecya. Nie winien, jeśli nie dostrzegł. Kasandra. Ha, pójdźmy! Bodaj mu tylko (Wychodzą.)
SCENA III.
Książę, Fryderyk i Batin.
Książę. Bez względu na to, chciałbym ci Fryderyk. Aurora może? Książę. Myśl moję Fryderyk. Nie znają mojego serca Książę. Wierzę ci, wierzę. Fryderyk. Na dowód, że twe małżeństwo Książę. Jéj słowo Fryderyk. Ja jednak wiem coś nowego, Książę. Cóż cię to może obchodzie?... Fryderyk. Miéć damę, która skwapliwie Książę. Więc chyba już od kolebki Fryderyk. Uwagi twe sprawiedliwe, Książę. Jak śmiesz być impertynentem, Fryderyk. Lecz pozwól... Książę. Dosyć. Fryderyk. Na chwilę. (Książę wychodzi)
SCENA IV.
Fryderyk i Batin.
Batin. O! zręcznie zdobywasz łaskę Fryderyk. Chcę téj niełaski, Batin. Gdy hrabia ani żyć teraz, Fryderyk. Batinie, I kres jéj byłby możliwy! SCENA V.
Ciż sami. — Kasandra i Aurora.
Kasandra. I tego płaczesz? Aurora. Senioro, Że jedną duszą byliśmy. Kasandra. Boleję, droga Auroro, Aurora. Zazdrosny on? Kasandra. O markiza... Aurora. O pani! (Wychodzi.)
SCENA VI.
Kasandra, Fryderyk i Batin.
Kasandra. Fryderyk... Fryderyk (przyklękając). O księżna pani! Kasandra. Ty na kolanach?! Fryderyk. Chcesz skrzywdzić uczucie moje? Kasandra. Oto me dłonie! Fryderyk. Wiesz o tém, czego ja pragnę... Kasandra (do Batina). Na chwilę zostaw nas samych, Batin (na stronie). Hrabia zmieszany, (Wychodzi.)
SCENA VII.
Kasandra i Fryderyk.
Fryderyk (na stronie). Boże, nim umrę Kasandra. Aurora, mój Fryderyku, Bądź, hrabio, odtąd spokojny, Fryderyk. Wysokość Wasza, zacząwszy Czyż nie miałby ich, z Aurorą Kasandra. Powstrzymaj łzy, Fryderyku, Fryderyk. Tyś w błędzie — to nie Aurora! Kasandra. Więc któż to? Fryderyk. Słońce, z którego Kasandra. To nie Aurora?! Fryderyk. Myśl moja Kasandra. Dziewica ujrzała ciebie, Fryderyk. Poznawszy to „niemożebne“, Kasandra. Czy może ogień miłości, Fryderyk. Przemyślny łowiec pod gniazdo Podkłada ogień; pelikan (Wybiega.)
SCENA VIII.
Kasandra.
Dla biednych ludzi spokoju, Bo nie ma nic straszniejszego, (Wchodzi Aurora.)
SCENA IX.
Aurora, Kasandra.
Aurora. Wysokość Wasza tak długo Kasandra. Twierdzi stanowczo, (Odchodzi.)
SCENA X.
Aurora.
O jakże marną pociechą SCENA XI.
Rutillo, Murgrabia, Aurora.
Rutillo. Chłód taki już-by powinien Margrabia. Milczenie... Widzisz Rutillo? Rutillo. Tracisz odwagę, Margrabia. Jutrzenką tyś dnia jasnego, Aurora. Ten rycerz, który nie umie Margrabia. Za dowód ten łaski twojéj (Rozmawiają pocichu.)
SCENA XII.
Książę, Fryderyk, Batin. — Ci sami.
Książę. Najwyższy kapłan mi pisze, Fryderyk. Przyczyny list nie wyjaśnia? Książę. Za całą odpowiedź muszę Fryderyk. Ukrywasz powód; więc milczę. Książę. Czym kiedy krył co przed tobą? Fryderyk. Ukrywasz myśl twą, jeżeli Książę. To być nie może, bo jakże Fryderyk. Wypełnić muszę ją — ale Książę. Że być nie mogło inaczéj. SCENA XV.
Fryderyk.
I czego szukasz, myśli niemożliwa, SCENA XVI.
Fryderyk i Kasandra nie widząc się.
Kasandra (na stronie). Uczucie moje, szarpane W szalonem postanowieniu (Spostrzegając Fryderyka.)
To hrabia!... O nieszczęśliwa!... Fryderyk. Ach! przybywa Kasandra. Czyż rozpacz wciąż tobą miota Fryderyk. Niezmienna to już zgryzota, Kasandra. Ten smutek pochłania zdrowie Fryderyk. Trosk zamęt wściekły w méj głowie, Kasandra. Czy ja-bym mogła z twéj twarzy Rozproszyć noc, o mów śmiało Fryderyk. Roztworzyłbym duszę całą, Kasandra. Trosk twoich miłość przyczyną, Fryderyk. Ból mój i chwała Kasandra. Że miłość śmie być zuchwała, Fryderyk. Zmarł?... To mógł zrobić jedynie. Kasandra. Myśl ojca w smutku spowita, Fryderyk. Myśl-to wesoła... Kasandra. Gdy weszła jego macocha, Fryderyk. Podstęp-to nowy! Kasandra. Historya to jest Antyocha. Fryderyk. I zbawił go od cmentarza? Kasandra. Zaprzeczysz, mój hrabio, ale Fryderyk. Gniew może wzbudzę twój... Kasandra. Wcale. Fryderyk. A litość? Kasandra. O tak! Fryderyk. Nie zraża Kasandra. Bóg... książę... o dwa te słowa Fryderyk. Ja-m w śmierci gotów iść drogę, O! błagam, nie broń mi tego, Kasandra. Wszak prochu przed ogniem strzegą. Fryderyk. O! precz te myśli złowieszcze!... Kasandra. Nim podam — uprzedzić muszę, Fryderyk. Syreną śród morskiéj toni (Rozłączają się i każde idzie w swoję stronę.)
Kasandra. Więc zginąć trzeba?... Honorze, Fryderyk. Któż takie męki znieść może!... Kasandra. Ha! zmysły strać nieszczęśliwa! AKT TRZECI.
Sala w pałacu księcia Ferrary.
SCENA I.
Aurora i Margrabia.
Aurora. Mówiłam prawdę, markizie. Margrabia. Uwierzyć temu nie mogę. Aurora. By rady twojéj zasięgnąć Margrabia. Jak mogłaś więc Fryderyka, Aurora. Posłuchaj. Przez ciebie w nim rozbudzoną. Jeżeli miłość, o któréj Margrabia. Na jednę śmierć niezwalczoną Aurora. Myśl moja, w trwodze spowita, Margrabia. Ten kryształ, w któryś spojrzała, SCENA II.
Ciż sami. — Fryderyk i Batin.
Fryderyk. Co mówisz?... więc nie pozwolił, Batin. Zaledwie książę pan spostrzegł Fryderyk (spostrzega Aurorę). Aurora zawsze w mych oczach Aurora. Zręczna uwaga!... Fryderyk. Dlaczegóż głosem tak zimnym Aurora. I zkądże cud ten, że markiz Margrabia. Ja nie wiem, hrabio, i nigdym Jéj cnoty przy twoim boku (Wychodzi.)
SCENA III.
Aurora, Fryderyk i Batin.
Aurora (do Fryderyka). Co myślisz, zrozumieć trudno! (Wychodzi.)
Batin. Coś zrobił?... Fryderyk. Nie wiem, na honor! Batin. Podobnyś do Tyberyusza Mesala, pewien Rzymianin, Fryderyk. A ja — że jestem człowiekiem!... Batin. Przywodzisz mi téż na pamięć Fryderyk. Batinie, straszna ma rozpacz Batin. Podobnyś do Biskajczyka, Fryderyk. Ja-m stracił świadomość siebie: Batin. Więc zostaw owies w spokoju SCENA V.
Ciż sami. — Kasandra i Lukrecya.
Kasandra. Przybywa już? Lukrecya. Tak, senioro. Kasandra. Tak śpiesznie? Lukrecya. Żeby cię ujrzeć, Kasandra. O! nie wierz temu — co do mnie (Po odejściu służącéj mówią do siebie półgłosem.)
Więc, hrabio, przybywa wreszcie Fryderyk. Tak, senioro! Kasandra. Umieram!... kiedy pomyślę, Fryderyk. Ha! śmierć-by nawet Kasandra. O hrabio, ja zmysły tracę!... Fryderyk. Ja dawno swoje straciłem! Kasandra. Nie czuję duszy... Fryderyk. Ja życia... Kasandra. I cóż nam zostaje? Fryderyk. Umrzeć! Kasandra. Więc innych lekarstw... Fryderyk. Już nie ma; Kasandra. Utracisz mię więc dlatego? Fryderyk. Od dziś już udawać będę Kasandra. Ha! piekło... zazdrość nie starczy?!... Fryderyk. Nasz wspólny los mię do tego Kasandra. Na rany Boga, Fryderyk. Senioro, zakończmy o tém. Kasandra. Nie dbam wcale! SCENA VI.
Ciż sami. — Floro, Febo, Ricardo, Albano, Lucindo, późniéj Książę w świetnéj zbroi.
Ricardo (do księcia). Wyjść miano na twe spotkanie. Książę. O lepiéj miłość się śpieszy!... (Do Fryderyka.)
Ojcowska miłość, mój synu, (Do Kasandry.)
W uczuciu mojém, senioro, Kasandra. Krew twoja i jego cnoty Książę. Miłością równo was darzę. Ricardo. Aurora z markizem śpieszą. SCENA VII.
Ciż sami. — Margrabia i Aurora.
Aurora. Radośnie witam cię panie, Margrabia. Racz podać dłoń Karlosowi Książę. Ramiona moje niech spłacą SCENA VIII.
Batin i Ricardo.
Batin. Ricardo, druhu... Ricardo. Batinie! Batin. Jak się tam wojna skończyła? Ricardo. Jak słuszność chciała, dla któréj Więc taka zaszła w nim zmiana, Batin. Co mówisz?... co opowiadasz!... Ricardo. Gdy inni w szczęściu występkom Batin. Daj Boże, by mimo takie Ricardo. Obawa płonna, że książę Do szaleństw dawnych powróci, Batin. Rad będę wielce, jeżeli Ricardo. Bądź zdrów, Batinie! Batin. Gdzie idziesz? Ricardo. Fabia mię czeka. SCENA IX.
Książę wchodząc z papierem w ręku. — Batin.
Książę. Czy jest tu kto z mojéj służby? Batin. I owszem... najpokorniejszy... Książę. A! Batin! Batin. Bóg z tobą. Zdrowyś? Książę. Co ty tu robisz? Batin. Słuchałem, jak Ricard cuda Książę. A cóż tam rządy hrabiego, Batin. Zapewniam, że syn twój, książę, Książę. Z Kasandrą żyli przyjaźnie? Batin. Śmiem twierdzić, że nigdy w świecie Książę. Że z hrabią żyje w harmonii, Batin. To cud papieża, seniorze! Książę. Chcę, żeby wszyscy poddani Batin. Dlaczego Wasza Wysokość Książę. Gdyż wchodząc właśnie na schody, Z ich treścią poznać się bliżéj. Batin. Niebiosa niechaj nagrodzą SCENA X.
Książę sam.
Zobaczmy. (Czyta.)
„Jan Eustachy, (Czyta.)
„Lucinda, żona Arnalda, (Czyta.)
„Albano, rezydent dawny“... (Czyta.)
„Juliusz Kamilo (Czyta.)
„Saint Garmain, panna szanowna“. (Czyta.)
„Nad domem swym czuwaj, panie, Bo hrabia i księżna pani (Czyta.)
„Splamili twą cześć i łoże“... (Czyta.)
„Jeżeli udawać umiesz, Potworność!... Zbrodnia ohydna!... SCENA XI.
Fryderyk, Książę.
Fryderyk. Gdym spostrzegł, że nie spoczywasz, Książę. Niech cię Bóg strzeże. Fryderyk. O jednę prosić cię łaskę. Książę. Nim wyznasz prośbę, wiedz o tém, Fryderyk. Gdyś, ojcze, wyrzekł niedawno, Książę. Nie mogłeś sprawić mi większéj Twą matkę uprzedzić o tém, Fryderyk. Gdy krew nas wcale nie łączy, Książę. Choć związek krwi was nie łączy, Fryderyk. O, matka moja Laurencya, Książę. Choć nie chcesz jéj tak nazywać, Fryderyk. To tylko Bóg wiedzieć może!... Książę. Żałuję, że jestem w błędzie. Fryderyk. To darzy mię swoją łaską, Książę. Masz słuszność i wierzę temu, Fryderyk. Niech cię Bóg strzeże. (Wychodzi.)
SCENA XII.
Książę.
I jak ja mogłem spoglądać SCENA XIII.
Kasandra, Aurora, Książę.
Aurora. Od ciebie teraz, senioro, Kasandra. Twój wybór piękny, Auroro, Aurora. Lecz oto książę... Kasandra. Seniorze, Książę. Państwu mojemu Kasandra. Hrabiemu, lecz nie Kasandrze, Książę. O wiem, iż tak umiał wszędzie Kasandra. Seniorze, nową téż prośbę Książę. Niestety, markiz się spóźnia, Kasandra. Aurory hrabia mógł żądać?! Książę. Tak pani. Kasandra. Hrabia?... Książę. W istocie! Kasandra. Gdy książę mówi — chcę wierzyć. Książę. Przyjąłem prośbę hrabiego Kasandra. Aurory wola się spełni. Aurora. O racz mi wybaczyć, książę, Książę. Co słyszę?... wybór nie trudny, Aurora. Być może... Gdy go kochałam, Książę. Zrób to dla mnie nie dla niego. Aurora. Iść za mąż trzeba z miłości, Książę. To dziwne!... Kasandra. Lecz sprawiedliwe Książę. I owszem, ślub ten nastąpi, Kasandra. Swéj władzy nie nadużywaj. (Na stronie.)
O już się teraz, Kasandro, (Aurora i Książę wychodzą.)
SCENA XIV.
Kasandra i Fryderyk (w głębi Książę ukryty).
Fryderyk. Nie było tu mego ojca?... Kasandra. Z bezczelnym spokojem, zdrajco, Fryderyk. Milczenie!... Zgubisz nas, pani!... Kasandra. Ja nie znam trwogi, nędzniku!... Fryderyk. Co czynisz?... głos twój rozbrzmiewa!... Książę (zbliżając się na stronie). Dowody znaleźć tu muszę; Fryderyk. Lecz, pani, hamuj się, proszę, Kasandra. O! jestże człowiek tak podły, Fryderyk. Nie jestem jeszcze żonaty. Kasandra. O tchórzu podły, nędzniku, Obecnie zdradą nazywasz?... Książę (na stronie). Marmurem byłbym słuchając, (Wychodzi.)
Kasandra. O kobiet nieszczęsny rodzie Fryderyk. Zapewniam panią, że zrobię Kasandra. Czy prawda? Fryderyk. Tak, niezawodna. Kasandra. Niech miłość nasza nie gaśnie. Fryderyk. Musimy rozejść się teraz. Kasandra. Tak zrobię bez twojéj krzywdy, (Rozchodzą się.)
SCENA XV.
Aurora i Batin.
Batin. Słyszałem, piękna Auroro, Aurora. Cóż znowu, dziwisz mię wielce, Batin. Pracować wiele, brać mało Gdy cały dom tak choruje, Aurora. Jeżeli zgodnie z mem szczęściem Batin. Całuję sercem twe stopy (Odchodzi.)
SCENA XVI.
Książę, Aurora.
Książę (nie spostrzegając Aurory). Honorze, wrogu ty dumny, Aurora. Panie... Książę. Wszak księżna Aurora. Twą sługą jestem i pragnę Książę. Markiza poproś, by wuja, Aurora. Wiadomość tak pożądaną, (Odchodzi.)
SCENA XVII.
Książę sam.
O nieba! to, co się stanie Szanować — Bóg ojców każe, SCENA XVIII.
Książę, Fryderyk.
Fryderyk. W pałacu wieść się rozniosła, Książę. Czy to jest prawda, ja nie wiem, Fryderyk. Kto rządzi — ten trosk ma wiele. Książę. Mój synu! Szlachcic ferrarski, Przeciwko mnie knują spiski. Fryderyk. Czy chcesz doświadczyć mię, panie? Książę. Gdy ojciec czy złe czy dobre Fryderyk. Powstrzymaj szpadę... zaczekaj... Książę. Pozostań, nędzny... Fryderyk. Już idę... Wystarcza twe polecenie. (Waha się.)
Książę. Ha, precz nędzniku! Fryderyk. Zaczekaj... gdybym tam znalazł Książę. Więc patrzę. (Fryderyk wychodzi zostawiając drzwi otwarte.)
Idzie... miecz chwyta... (Wołając:)
Héj służba do mnie czemprędzéj SCENA XIX.
Markiz, Aurora, Batin, Ricardo, reszta osób i Książę.
Książę. Czy widział kto taką zbrodnię? Margrabia. Kasandrę? Książę. Tak, mój markizie!... Margrabia. Nie wrócę już do ojczyzny Książę. O, patrzcie, z mieczem skrwawionym SCENA XX.
Ci sami i Fryderyk ze szpadą w ręku.
Fryderyk. A to co znaczy? Książę. Milcz! dosyć tego! Margrabia. Tak, niech umiera! Fryderyk. I za co mam zginąć, ojcze? Książę. Tam, zdrajco, na sądzie Boga (Wszystkie szpady zwracają się ku Fryderykowi, który cofając się wychodzi.)
Auroro, po tym przykładzie, Aurora. Tak jestem trwogą przejęta, Batin (na stronie do niéj). Odpowiedz tak... bo to wszystko Aurora. Odpowiedź swoję, seniorze, Margrabia (wchodząc). Już koniec, Książę. W zgryzocie téj oczy pragną (Wnoszą dwa ciała.) Margrabia. O patrzcie, wszak to jest kara (Odkrywa ich.)
Książę. Gdy sprawiedliwość Batin. Tu koniec
koniec.
|
Najlepszym Sędzią — Król.
|
OSOBY:
Sancho. Rzecz dzieje się w Leonie, mieście Galicyi, i jego okolicach.
|
AKT PIERWSZY.
Wieś nad brzegiem rzeki Sil.
SCENA I.
Sancho. Szlachetne Galicyi pola, Zrodziła się z jéj piękności. SCENA II.
Elwira, Sancho.
Elwira (na stronie). Wszak tędy Sancho zstępował, (Do Sancha.)
I czego szukasz daremnie Sancho. O nie to!... siebie ja szukam, Elwira. Myślałam, że mi pomożesz Sancho. Mam szukać to, co posiadasz? Elwira. I gdzie téż?... Sancho. Na ustach twoich, Elwira. Idź sobie!... Sancho. Zawsześ niewdzięczna!.. Elwira. Zbyt śmiały jesteś, mój Sancho, Sancho. Że nim nie jestem, któż winien? Elwira. Ty, Sancho! Sancho. Co? ja? Broń Boże! Elwira. Czyś lepszéj mógł nad milczenie Sancho. Oboje winni jesteśmy! Elwira. Nie zbywa ci na rozsądku, Sancho. To dobrze, czy mogę prosić Elwira. Lecz nie mów ojcu mojemu, Sancho. Nadchodzi... Elwira. Po-za tém drzewem Sancho. O nieba! czy nas połączy?! (Elwira kryje się.)
SCENA III.
Nuńo, Pelagiusz — Sancho zdala od nich.
Nuńo (do Pelagiusza). W ten sposób służbę swą pełnisz, Pelagiusz. Bóg raczy wiedziéć. Nuńo. Dziś więc twa służba się kończy, Pelagiusz. A właśnie to mię zniechęca! Nuńo. Codziennie jakiś wieprz ginie. Pelagiusz. Gdy strażnik głowę utracił, Nuńo. Mów prędzéj, ale Pelagiusz. To nie tak łatwo Nuńo. Słuchać tém trudniéj. Pelagiusz. Ot wczoraj, kiedym wychodził, Nuńo. I cóżeś na to Pelagiusz. Amen, jak mówi Nuńo. Lecz cóż to znaczy? Pelagiusz. I pan nie zgadniesz? Nuńo. Nie mogę. Pelagiusz. Więc muszę jaśniéj wyłożyć. Sancho (na stronie). O gdybyś się już oddalił! Pelagiusz. Komplement jéj więc dowodzi, Nuńo. O Stwórco!... Pelagiusz. Nie gniewaj się pan! Nuńo (spostrzegając Sancha). O Sancho!... czekałeś tutaj?... Sancho. Tak, chciałbym z wami pomówić. Nuńo. Mów proszę — a ty zaczekaj. (Odchodzą na bok).
Sancho. Rodzice moi, jak wiecie, Pelagiusz. Mój Sancho, tyś nie nowicyusz Sancho. Komplement małżeństwo wróży. Nuńo. A precz ztąd, bydlę! Sancho. Nazwisko Pelagiusz. Jest inny pastuch, którego Nuńo. Tyś jeszcze tutaj, bałwanie!... Pelagiusz. O wieprzach, nie o Elwirze Sancho. Znasz teraz, panie, Pelagiusz. Znasz teraz, panie, Nuńo. Takie zwierzę Sancho. Racz zgodzić się na nasz związek. Pelagiusz. Ot właśnie mam tu prosiaczka... Nuńo. Ten bałwan głowę mi zaćmił. Sancho. Chętnie, Nuńo. Zaszczyca ją to uczucie, Pelagiusz. O! gdybym miał sześć prosiątek I z nich się doczekał dzieci, Nuńo. Pasterzem jesteś Don Tella, Sancho. O nie wątp o méj miłości! Pelagiusz (na stronie). Więc on Elwirę zaślubi! Sancho. Dla tego, kto wdzięk jéj ceni Nuńo. Nie szkodzi powiedziéć panu Sancho. Z przykrością pójdę, lecz skoro Nuńo. Niech Stwórca ci błogosławi Pelagiusz. Jak mogłeś mu pan Elwirę Nuńo. Czyż Sancho nie jest jéj godzien? Pelagiusz. Co prawda, to więcéj ze mnie (Odchodzą Nuńo i Pelagiusz.)
SCENA IV.
Sancho — potém Elwira.
Sancho. Pójdź prędko — pójdź ukochana, Elwira (na stronie). O Boże, jak są w miłości Sancho. Twój ojciec mówi, że dawniéj Elwira. Niestety! słusznie-m widziała Sancho. To żart był, droga Elwiro, Elwira. Nie ciebie-m ja żałowała, Sancho. A ja się głupiec łudziłem... Elwira To żart był, Sancho kochany, Sancho. Więc jestem twym narzeczonym? Elwira. Wszak twierdzisz, że rzecz skończona. Sancho. Twój ojciec radził mi jeszcze, Elwira. Na powrót twój czekać będę. Sancho. Oj gdyby mię téż ci państwo Elwira. O ślubie powiedz — to dosyć. Sancho. Ja-m duszę i życie całe Elwira. Nazawsze, bierz ją kochany. Sancho. O! teraz, gdym pan téj ręki, (Wychodzą.)
SCENA V.
Dziedziniec przed zamkiem Don Tella w Galicyi.
Don Tello w stroju myśliwskim, Celio i Julio.
Tello. A weź-no ten oszczep, Celio. Celio. Wybornie się ubawiłeś. Julio. Bo łowy téż wyśmienite!... Tello. Tak piękne pole, że nawet Celio. Z jakąż rozkoszą Tello. Spraw, Celio, psom ucztę hojną. Celio. Zdeptały one nie żartem Julio. Psy dzielne! Celio. Florisel przecie Tello. Galaor téż nieostatni. Julio. Kot mu się żaden nie wymknie. Celio. Seniora już powrót brata SCENA VI.
Ciż sami — Felicyana.
Tello. Ileż miłości Felicyana. Więc kocham go téż tak bardzo, Tello. W Galicyi górach, siostrzyczko, Felicyana. Pojąwszy żonę, przestaniesz Tello. Zbyt wielkie mam posiadłości, Felicyana. Wszak mógłbyś i w wyższych sferach Tello. Czy może chcesz mi wyrzucać, Felicyana. Przysięgam, że jesteś w błędzie, SCENA VII.
Ciż sami — Sancho i Pelagiusz za bramą.
Pelagiusz (do Sancha). Wejdź, samych widzę, nikt teraz Sancho. Masz słuszność... domowi tylko. Pelagiusz. Zobaczysz, czém cię obdarzą! Sancho. Wypełnię swój obowiązek. (Wchodzą na dziedziniec.)
Szlachetny, czcigodny panie Tello. W istocie... podobasz mi się I chciałbym chętnie dla ciebie Sancho. Za tyle łaski Tello. Chcesz czego? Sancho. O zacny panie!... Tello. Ma rozum Nuńo i radę Celio. Seniorze... Tello. Dasz krów dwadzieścia Sancho. O panie, tak wielka łaska! Pelagiusz. Tak wielka łaska, o panie!... Sancho. I dary takie bogate! Pelagiusz. I takie bogate dary! Sancho. Szlachetność rzadka... Pelagiusz. O rzadka Sancho. Zaszczyt wysoki! Pelagiusz. Wysoki zaszczyt! Sancho. O święta Pelagiusz. Pobożność święta! Tello. Kto jest ten towarzysz, który Pelagiusz. Ten jestem, co jego słowa Sancho. To pasterz Nuńa, seniorze... Pelagiusz. Ot krótko mówiąc, jam jego Tello. Jakto? Pelagiusz. Wieprzaków strzegę. I ja téż Tello. A ty się z kim żenisz? Pelagiusz. Z nikim Felicyana. Zabawny człowiek... Tello. Z humorem! Felicyana. Bądź zdrów, mój Sancho. A Celio Sancho. Mój język wiecznie was państwo Tello. I kiedyż Sancho. Miłość mię nagli, Tello. Już bledną słońca promienie, (Do Celia.)
Karetę niech przygotują. Sancho. Me serce i usta moje (Wychodzi.)
SCENA VIII.
Felicyana. Więc ty się nie chcesz ożenić? Pelagiusz. Ja, pani, byłbym zaślubił Felicyana. Jest więc, jak widzę, rozumna!... Pelagiusz. Toć wszyscy czegoś, senioro Felicyana. Naprzykład? Pelagiusz. Czego (Wychodzi.)
SCENA IX.
Don Tello, Felicyana, Celio, Juliusz.
Felicyana. Zabawił mię ten półgłówek. Celio (do Tella). Gdy odszedł już ów poczciwiec, Felicyana. Tak piękna, mówisz? Celio. Jak anioł! Tello. Namiętność przez twoje usta Celio. Kochałem się w niéj, Tello. Są, przyznam, wieśniaczki, które Felicyana. Przeciwnie, broniąc, się mężnie, (Wychodzi.)
SCENA X.
Pokój w domu Nuńa.
Nuńo, Sancho.
Nuńo. Więc tak cię przyjął Don Tello? Sancho. I tak mi mówił, seniorze. Nuńo. Zaiste taki czyn piękny, Sancho. Jak mówię, kazał mię bydłem Nuńo. Wieki niech żyje! Sancho. Lecz chociaż dar to królewski, Nuńo. Czy z siostrą przybyć obiecał? Sancho. A jakże. Nuńo. Chyba ich niebo Sancho. Szlachetni-to są panowie! Nuńo. O! chciałbym, żeby ten domek, Sancho. To fraszka; gościnność nasza Nuńo. Nie dobrą-ż dałem ci radę? Sancho. W don Tellu spotkałem pana Nuńo. Dwadzieścia krówek, sto owiec, Sancho. Elwiry nie ma, seniorze? Nuńo. Strój ślubny ją zatrzymuje. Sancho. Jéj postać sama wystarcza... Nuńo. Twa miłość nie jest mieszczańska. Sancho. Przy niéj mieć będę, seniorze, Nuńo. Nie może kochać prawdziwie, Sancho. Już państwo jadą, a z niemi SCENA XI.
Ciż sami oraz Don Tello ze służbą. Pelagiusz, Joanna, Leonora i wieśniacy.
Tello. Gdzie moja siostra? Joanna. Odeszła Sancho. Seniorze... Tello. A Sancho? Sancho. Byłbym waryatem Tello. Gdzie teść twój? Nuńo. Tu... zaszczyt, który go spotkał, Tello. Uściskaj mnie. Nuńo. Chciałbym z serca, Tello (do Joanny). Twe imię, piękna pasterko? Pelagiusz. Pelagiusz. Tello. Nie ciebie pytam. Pelagiusz. Myślałem, że mnie. Joanna. Joanna. Tello. Ponętna!... Pelagiusz. O! pan jéj nie znasz! Tello (do Leonory). A twoje imię? Pelagiusz. Pelagiusz. Tello. Nie ciebie pytam. Pelagiusz. Myślałem... Tello. Swe imię powiedz, dziewczyno. Leonora. Ja, panie, Eleonora. Pelagiusz (na stronie). O młode dziewczyny pyta, (Głośno.)
Ja, panie, jestem Pelagiusz. Tello. Czy jesteś czém dla tych dziewczyn? Pelagiusz. Tak panie, jestem świniarkiem. Tello. Czyś mężem, pytam, lub bratem? Nuńo. To bydlę!... Sancho. Nic nie rozumie. Pelagiusz. Bo tak mię matka stworzyła. Sancho. Elwira z matką swą ślubną. SCENA XII.
Ci sami — Felicyana i Elwira.
Felicyana. (do brata). Twéj łaski godni są wszyscy, Tello. Masz słuszność. Piękna dziewczyna! Felicyana. Prześliczna! Elwira. Wstyd budzi trwogę, Nuńo. Siąść raczcie państwo w méj chacie. Tello (na stronie). Piękniejszéj nigdym nie widział, Felicyana. Mój bracie, pozwól niech Sancho Tello. Siadaj. Sancho. Nie, panie. Tello. Siądź, Sancho. Sancho. Ja wobec pana?! Felicyana. Twe miejsce przy narzeczonéj; Tello (na stronie). Czyż mogłem śnić, że na ziemi Pelagiusz. A ja téż gdzie usiąść mogę? Nuńo. W oborze — tam twoja uczta! Tello (na stronie). Na Boga, ogień mię trawi! (Głośno.)
Jak pannie młodéj na imię? Pelagiusz. Pelagiusz... Nuńo. Czy będziesz milczał? Tello. Na honor piękna Elwira! Nuńo. Do tańca... daléj dziewczyny! Tello (na stronie). To piękność zachwycająca! Nuńo. Nim proboszcz przyjdzie, zatańczcie. Joanna. Już proboszcz przyszedł. Tello. Idź powiédz, (Na stronie.)
O! zmysłów Sancho. Dlaczego? Tello. Gdyż bardzo pragnę, Sancho. Ja nic już dzisiaj nie pragnę, Tello. Do jutra ślub ten odłóżmy! Sancho. Ty szczęście moje, seniorze, Tello (na stronie). Stan ducha mego okropny. (Głośno do Felicyany.)
Pragnąłem ślub ten uświetnić, (Don Tello wychodzi z Felicyaną i z orszakiem.)
Nuńo. Twa wola spełni się, panie. (Na stronie.)
O! to już niesprawiedliwe... Elwira (na stronie). Ja na to nic nie mówiłam, Nuńo (do narzeczonych). Zamiarów jego nie zgadnę, (Odchodzi.)
Sancho. Ja-m jeszcze bardziéj zgnębiony, Pelagiusz. Więc dzisiaj ślubu nie będzie? Joanna. Niestety! Pelagiusz. Czemu? Joanna. Pan nie chce, Pelagiusz. Czyż może Tello zabraniać? Joanna. Widocznie, skoro zabronił. (Wychodzi z Pelagiuszem, Leonorą i wieśniakami.)
Sancho. Elwiro moja! Elwira. O Sancho, Sancho. Co myśli zrobić don Tello, Elwira. Któż zgadnie jego zamiary! (Na stronie.)
A jednak zrobić coś pragnie! Sancho. Noc dzisiaj dla mnie okropna! Elwira. Wszak jesteś, Sancho, mym mężem, Sancho. Zostawisz więc drzwi otwarte? Elwira. I owszem. Sancho. Tą obietnicą Elwira. I jabym z tobą umarła. Sancho. Ksiądz proboszcz (cura) nie wszedł do chaty. Elwira. Don Tello wejścia mu wzbronił. Sancho. Jeżeli przyjmiesz mię dzisiaj (Wychodzą.)
SCENA XIII.
Ulica, przy której stoi dom Nuńa.
Don Tello, Celio, służba.
Tello. Czy dobrze zrozumieliście? Celio. Do tego nie trzeba wcale Tello. Więc wejdźcie! starzec z Elwirą Celio. O! wszyscy się już rozeszli, Tello. Miłości krok ten zawdzięczam, Tę piękność dla mnie stworzoną. Celio. Zastukać? Tello. Tak! Celio (zastukawszy). Otwierają! SCENA XIV.
Elwira, Don Tello, Celio i służba w maskach, potém Nuńo.
Elwira. Wejdź, Sancho, mój ukochany! Celio. Elwira? Elwira. Tak! Celio. W samę porę. (Chwyta ją.)
Elwira. To nie on... o nieszczęśliwa! Tello. Już idźcie. Nuńo (wewnątrz). Co to za hałas? Elwira. Mój ojcze! Tello. Zamknąć jéj usta! Nuńo (wchodząc) O córko, widzę cię, słyszę. (Biegnie za niemi.)
SCENA XV.
Noc.
Sancho, Pelagiusz.
Sancho. Zdawało mi się, że słyszę Pelagiusz. Nie mów tak głośno, Sancho. Pamiętaj, żebyś, gdy wejdę, Pelagiusz. Próżna obawa. Sancho. Ja wyjdę, gdy ranna gwiazda Pelagiusz. Przez ten czas powiedz mi, proszę, Sancho. Słuchajmy. Pelagiusz. Ja się założę, Sancho. Więc słucham. SCENA XVI.
Ciż sami. — Nuńo.
Nuńo. Ha! zmysły tracę. Sancho. Kto idzie? Nuńo. Człowiek. Sancho. To Nuńo? Nuńo. To Sancho! Sancho. Ty na ulicy? Nuńo. Nie pytaj... Sancho. Nieszczęście jakie? Nuńo. Nieszczęście jedno z największych. Sancho. Co mówisz? Nuńo. Złoczyńców banda Sancho. O! nie kończ... resztę zgaduję!... Nuńo. Przy blasku księżyca chciałem Sancho. Ich twarze poznać?... I na co?... Chat dziesięć biednych wieśniaków. Nuńo. Nie bluźnij!... Pelagiusz. Przysięgam sobie, Nuńo. Niech rozum wskaże ci, synu, Sancho. Ach ojcze! mogęż ja myśleć?... Nuńo. Pójdziemy jutro do Tella, Sancho. O! temu, znając ją, wierzę. Zda mi się, że widzę twarz jéj Nuńo. Gdzież twoja odwaga, Sancho? Sancho. Wciąż myślę Pelagiusz. Ja kuchnią — umieram z głodu, Nuńo. Ha! wejdź i spocznij do jutra, Sancho. Niestety, ginę z miłości Pelagiusz. O! jakże mi się już jeść chce, (Wychodzą.)
AKT DRUGI.
Sala w zamku Don Tella.
SCENA I.
Don Tello, Elwira.
Elwira. Dlaczego z taką srogością, Tello. Dość tego... swoim uporem Elwira. Wróć mię pan do męża mego, Tello. Nie jest twym mężem! Elwira. Nie, panie! I jako żądza zmysłowa Tello. Dlaczego? Elwira. Dowodów pragniesz? Tello. Jeżeli-ć i dusza twoja Elwira. Żadna rozwaga Tello. Ty mówisz, że niepodobna Elwira. Rzecz prosta. Tello. Powiédz okrutna, Elwira. Lecz on jest tylko zwierzęciem. Tello. Tak działa piękność Elwiry!... Elwira. Ten dowód niesprawiedliwy, Bo jeśli ów bazyliszek Tello. Czy można przypuszczać, żeby SCENA II.
Ciż sami. — Felicyana.
Felicyana. O! wybacz, bracie, jeżeli Tello. Nie mądraś!... Felicyana. Głupia, być może, Tello. I siostra moja tak mówi?! Felicyana. Wieśniaczkę biedną tak dręczyć! (Słychać stukanie.)
Elwira. Miéj litość, pani, nade mną. Felicyana. Jeżeli dziś „nie“ powtarza, Tello. Więc chcesz mię życia pozbawić? Felicyana. O przestań... gniew tobą miota. (Słychać stukanie.)
Elwira nie zna cię wcale, Elwira. O! bodaj łzy me, senioro, (Słychać stukanie.)
Felicyana. Uprzedzić muszę cię jeszcze, Tello. Czy wszyscy drażnić mię chcecie? Elwira. Ol dzięki za jednę chwilę Tello. Na co się skarzysz? (Elwira wychodzi.)
Felicyana. Jest tam kto? SCENA III.
Celio, Don Tello, Felicyana.
Celio (za sceną). Słucham. Felicyana. Zawołać (Do Don Tella.)
Pamiętaj przyjąć ich dobrze, SCENA IV.
Nuńo, Sancho, Don Tello, Felicyana.
Nuńo. Całując próg twego domu, Sancho. Wspaniały panie, przed którym Mówiłem ci o swym ślubie; I z bronią w ręku powrócisz Tello. Twą skargę wziąłem do serca Sancho (na stronie). Zazdrości jad mię ogarnia! Nuńo. Cierpliwym bądź. Sancho. Gardzę śmiercią. Tello. Wymienisz mi tych oszczerców. Sancho (na stronie). To męki! Tello. O! gdybym wiedział SCENA V.
Ciż sami — Elwira.
Elwira. O! wie on, drogi małżonku, Sancho. Elwiro, życie ty moje!... Tello. Więc na to się odważyłaś? Sancho. O! ileż cierpię dla ciebie... Nuńo. O córko, straciwszy ciebie, Tello. Precz mi ztąd, marna hołoto. Sancho. O! pozwól dotknąć jéj ręki, Tello. Hej!... Celio, Julio, pachołcy, Felicyana. Miéj litość, bracie, wszak oni Tello. Jeżeli ślub ich nastąpi, SCENA VI.
Ci sami. — Celio, Julio, służba.
Tello. Niech zginą. Sancho. Śmierć nie jest szczęściem, Elwira. I ja téż nie dbam o życie!... Sancho. Elwiro, skarbie mój drogi, Elwira. Zostanę czystą, chociażbym Tello. Więc jeszcze mi urągacie? Julio. Słucham. Tello. Batami zabić ich. Celio. Zginą!... (Sancho i Nuńo wychodzą wraz ze służbą.) Tello (do Elwiry). Napróżno-byś teraz łzami Felicyana. Czy mnie tu nie widzisz, bracie? Tello. Chcę honor jéj mieć — lub życie! Felicyana. I jak tu dziewczynę biedną (Wychodzą.)
SCENA VII.
Przed zamkiem Don Tella.
Celio, Julio i służba — późniéj Nuńo i Sancho.
Julio (za sceną). O! tak się płaci hultajom Celio (za sceną). Wypędzić ich precz z pałacu. Służba (za sceną). Wypędzić!... (Uciekając wbiegają Sancho i Nuńo.)
Sancho. Zabijcie mnie już!... Nuńo. O strzeż się, ten człowiek podły Sancho. I cóż mię życie obehodzi!... Nuńo. Na wszystko czas jest lekarzem. Sancho. Bóg z niemi!... niech mię zabiją, Nuńo. Żyć musisz, by sprawiedliwość SCENA VIII.
Pelagiusz, Nuńo, Sancho.
Pelagiusz. To oni!... Sancho. Kto tu? Pelagiusz. Pelagiusz! Sancho. Cóż znowu — tu, kiedy Nuńo Nuńo. Czy nie wiesz, że to jest waryat! Pelagiusz. Elwira już się znalazła? Sancho. Co mówisz, mój Pelagiuszu! Pelagiusz. Tak wszyscy mówią już głośno, Sancho. Przekleństwo!... Pelagiusz. I wszyscy twierdzą, Nuńo. Pomyślmy, synu, o radzie. Sancho. Ach, Nuńo... i ja nie wątpię, Nuńo. I owszem, dobrze ci radzę, Natychmiast pośpiesz do króla, Sancho. Nie pragnę więcéj niczego. Nuńo. Znasz mego konia, kasztanka, Sancho. Chcesz tego — jestem posłuszny. (Do Pelagiusza).
Pojedziesz ze mną do króla?... Pelagiusz. Najchętniéj... całując nogi, Sancho. Bądź zdrów, mój ojcze, na drogę Nuńo. Mój synu, rozumny jesteś, Sancho. Zobaczysz, do czego-m zdolny... Nuńo. Bądź zdrów, mój Sancho. Sancho. Elwirę żegnaj... Pelagiusz. Żegnajcie (Wychodzą.)
SCENA IX.
W pałacu Don Tella.
Don Tello i Felicyana.
Tello. Więc nigdy skłonić nie zdołam Felicyana. Daremnie dręczysz ją, Tello, Tello. Jaż takie upokorzenia Felicyana. I o cóż tyle zgryzoty?... Tello. O! Felicyano, Felicyana. Do jutra czekaj cierpliwie. Tello. To nie dziewczyna, Felicyana. W istocie?... Tello. Tak, moja siostro... Felicyana. Pomówię... lecz to napróżno. Tello. Dlaczego?... Felicyana. Bo gdy kobieta Tello. Idź śpiesznie... pozwól się łudzić... (Wychodzą.)
SCENA X.
Sala w pałacu króla w Leonie.
Król Alfons VII, hrabia Don Pedro, Don Henryk. — Orszak.
Król. Tymczasem, gdy ma nastąpić Mój wyjazd... dowiedz się, hrabio, Hrabia. Nikogo nie ma. Henryk. Widziałem Król. I któż to (Henryk wychodzi.)
Hrabia (na stronie). Wspaniała cnota i rzadka: SCENA XI.
Don Henryk, Sancho, Pelagiusz, Król, Hrabia, Orszak.
Henryk. Zostawcie kije. Sancho. Pelagiusz, Pelagiusz. Wprzód prawą nogą iść zacznij[7]. Sancho (do Henryka). A który to król, seniorze? Henryk. W téj chwili dłoń ma na piersiach. Sancho. Nie lękaj się, Pelagiuszu. Pelagiusz. Królowie są jako zima, Sancho. Seniorze... Król. Śmiało mów... Sancho. Władco Król. Kto jesteś i zkąd? Sancho. Daj rękę swą ucałować, Król. Dłoń łzami rosisz. Co ci jest?... Sancho. Me oczy, zazdroszcząc ustom, Król. Bądź dobréj myśli i nie płacz. Sancho. Skrzywdzony płacze jak dziecko. Król (na stronie). Ma rozum... budzi współczucie Sancho. Jestem szlachcicem, Zaślepić — i w nim się nagle Król. Don Pedro!... Hrabia. Słucham. Król. Papieru Hrabia. Jest wszystko. (Król siada i pisze.)
Sancho (na stronie do Pelagiusza). Zadziwia mię i przestrasza; Pelagiusz. Na honor — to dzielny człowiek. Sancho. A mówią, że są okrutni Pelagiusz. O! tak, królowie Sancho. A chodzą jak inni ludzie. Pelagiusz. Inaczéj król na dywanie Téj słynnéj figury imię: Sancho. On „Saul“ mówił, gamoniu. Pelagiusz. Ten, co chciał zabić Badila. Sancho. Dawida — to był zięć jego. Pelagiusz. Ten co to, jak proboszcz mówi, Sancho. Goliata, bydlę. Pelagiusz. Tak mówił Król. Złóż list ten, hrabio. Sancho. Ja-m Sancho, ten który błaga Król. Potężny jest on w Galicyi?... Sancho. Tak, że aż od brzegów Silu, Hrabia. Pieczęcią list opatrzony. Król. Więc połóż adres: Don Tello Sancho. Życie mi wraca!... Król. Gdy list mu wręczysz — on tobie Sancho. Z twéj ręki szlachetnéj nigdy Król. Czyś przybył pieszo? Sancho. Nie, królu, Pelagiusz. Tak szybko, Król. Zuch jesteś, chłopcze. Pelagiusz. Ten jestem, Król. I ty ze skargą przychodzisz?... Pelagiusz. Tak, królu, na tego konia. Król. Chcesz czego? Pelagiusz. Żołądek pusty, Król. Z przedmiotów, które tu widzisz, Pelagiusz. Nie wiedziałbym co z tém zrobić, Król (na stronie do hrabiego). Poczciwiec bardzo zabawny. (Głośno.)
Czém trudnisz się w swojéj ziemi? Pelagiusz. Po górach biegam — stangretem (cochero) Król. To bryki (coches) macie? Pelagiusz. Nie, królu, Król (na stronie). To dziwne, jedna prowincya (Do Pelagiusza, dając mu sakiewkę.)
Masz. Pelagiusz. Cienka. Król. Zabierz — to złoto. Sancho. Bóg z tobą, królu. (Król wychodzi z hrabią, Henrykiem i świtą.)
Pelagiusz. Czy widzisz? Sancho. Pieniądze. Pelagiusz. I spora sumka. Sancho. Elwiro droga!... me szczęście (Wychodzą.)
SCENA XII.
Sala w zamku Don Tella.
Don Tello, Celio.
Celio. Posłuszny twoim rozkazom, Tello. Rzecz dziwna! Celio. Miał udać się do Leonu. Tello. W istocie? Celio. Wraz z Pelagiuszem. Tello. I poco?... Celio. Z skargą do króla. Tello. Ze skargą? Wszak nie jest mężem Celio. Powtarzam tylko, Tello. Zapewne, lecz zkąd nadzieja Celio. Król Alfons, przez Pedra Castro Każdego Galicyanina (Słychać stukanie.)
Tello. Ktoś stuka, Celio, idź zobacz, Celio (powróciwszy). Na Boga, panie, to Sancho, Tello. Zuchwalstwo to niesłychane! Celio. Najkorniéj błagam cię, panie, Tello. Niech wejdzie; powiedz, że czekam. SCENA XIII.
Sancho, Pelagiusz. — Ci sami.
Sancho. Całuję nogi twe, panie. Tello. A gdzie-to bywałeś, Sancho! Sancho. Mnie wiekiem czas ten się zdawał. Tello. I cóżeś powiedział o mnie? Sancho. Żeś panie porwał mi żonę. Tello. Twą żonę? kłamiesz, hultaju! Sancho. Nie, ale chęci znał nasze. Tello. Jeżeli rąk wam nie złączył Sancho. Czy było czy nie — to mniejsza, Tello. Drżę z gniewu. (Czyta.)
„Natychmiast po otrzymaniu tego listu oddasz bezzwłocznie biednemu rolnikowi żonę, którąś mu porwał. Pamiętaj, że o wierności wasalów król wtedy przekonać się może, gdy są od niego zdaleka, i że monarcha zawsze jest blisko, gdy idzie o ukaranie występnych.
„Król.“
Coś ty mi przyniósł? Sancho. List króla do ciebie, panie. Tello. Cierpliwość moja bez granic! Sancho. Tak, panie, Tello. Więc gdyby nie ten list króla, Pelagiusz. O święty Pawle! Tello. Powiesić na murach zamku. Pelagiusz. To nie jest dzień mych imienin[9] Tello. Precz mi ztąd i jednéj chwili Pelagiusz. Król dobrze mówi, bo pocóż Tello. Jeżelim zabrał mu żonę, Pelagiusz. Na Maurach i na chrześcianach, Tello. Ja jestem ten, który jestem... Pelagiusz. O święty Makary! Tello. To téż Pelagiusz. O nie plam-że jéj, seniorze! (Wychodzą z Celio.)
SCENA XIV.
Sancho, Pelagiusz.
Sancho. I cóż ty na to? Pelagiusz. Z Galicyi Sancho. Zmysły tracę! Pelagiusz. Powoli, Sancho, Sancho. Znów do Leonu Pelagiusz. Niech i tak będzie. Sancho. Opowiem, co się tu stało. Pelagiusz. Héj w drogę, Sancho, Sancho. Zkąd o tem wiesz, Pelagiuszu?... Pelagiusz. Bo żądzę swą nasyciwszy, (Wychodzą.)
AKT TRZECI.
Sala w pałacu króla.
SCENA I.
Król, Hrabia, Don Henryk..
Król. Bóg jeden wie, jak ja pragnę Hrabia. I słusznie. Król. Choć ciężko mię obraziła, SCENA II.
Ciż sami. — Sancho, Pelagiusz.
Pelagiusz (na stronie do Sancha). E! możesz chyba iść naprzód. Sancho. Już widzę tego, któremu Pelagiusz. Idź, do nóg padnij mu kornie, Sancho. Monarcho najmiłościwszy, Król. Galicyjski Sancho. To ja, seniorze. Król. Nie trwóż się... Sancho. Z boleścią wielką Król. Mów śmiało — możesz być pewny, Sancho. O królu niezwyciężony! Kornego woli twéj posła!.. Król. List ręką moją pisany... Sancho. By zwiększyć gniew twój Król. Choć w nędznych żyjesz warunkach, Henryk. Hrabia. Słuchamy. Król. Wyjeżdżam dziś do Galicyi; Hrabia. Lecz, królu... Król. Rzecz już skończona!... Hrabia. Pałac dla ludu Król. I cóż ztąd?... Służba niech powie, Henryk. Może-by lepiéj... Król. Dość tego... nie cofnę planu. Hrabia. Racz chociaż wyjazd odłożyć, Król. Wieśniacy... Sancho. Potężny królu... Król. Dotknięty gwałtem Don Tella, Sancho. Ty panie!... a tożby z ujmą Król. Wróć zaraz... dom swego teścia Sancho. Tak żądasz, stanie się, królu. Król (do Pelagiusza). A ty zaś pomnij, że gdyby Masz język trzymać — rozumiész, Pelagiusz. Tak szczelnie zamknę ją, żebym Król. Rzecz prosta, nie chcę, ażebyś Sancho. O panie, to nazbyt łaski Król. Najlepszym sędzią jest król sam. (Wychodzą.)
SCENA III.
Widok zewnętrzny zamku Don Tella.
Nuńo, Celio.
Nuńo. Więc będę ją mógł zobaczyć?... Celio. Tak... Tello, pan mój, pozwolił. Nuńo. Lecz pocóż... wobec nieszczęścia... Celio. Tyś w błędzie... ona się broni Nuńo. Dziewica mogłaż-by honor Celio. Jest czystą... i gdyby chciała Zaślubiłbym ją, jak gdyby Nuńo. Gdzież to jest krata?... Celio. Z téj strony Nuńo. Zdaje mi się, Celio. Więc zbliż się... ja już odchodzę, (Wychodzi.)
SCENA IV.
Elwira ukazuje się w zakratowanem oknie wieży. — Nuńo.
Nuńo. Czyś to ty, córko nieszczęsna?... Elwira. A któżby jak nie ja, ojcze?... Nuńo. Myślałem, że cię nie ujrzę, Elwira. Ach, ojcze, jeśli w méj doli, Nuńo. O córko, temi słowami Elwira. Cóż z Sanchem biednym się dzieje? Nuńo. Powrócił znów do Alfonsa, Elwira. Nadługo dom swój opuścił?... Nuńo. Spodziewam się, że dziś wróci. Elwira. O, żeby go nie zabili! Nuńo. Czy godzą na jego życie? Elwira. Przysięgał, że go zabije. Nuńo. Uniknie Sancho zasadzki. Elwira. O! czemuż nie mogę skoczyć Nuńo. Ach z jakąż-by cię radością, Elwira. Bądź zdrów, mój ojcze, ktoś idzie. Nuńo. Po raz ostatni!... SCENA V.
Don Tello, Nuńo.
Tello. Co to jest?... Do kogo mówisz?... Nuńo. Tym głazom opowiadałem Tello. Daremne wszystkie podstępy, Nuńo. Rozumnie mówisz, seniorze, Będzie z pewnością, Nuńo. I świat pozwala (Wychodzi.)
SCENA VI.
Celio, Don Tello.
Tello. Hej! Celio! Celio. (wchodząc). Słucham. Tello. Natychmiast Celio. Seniorze, pomyśl, co czynisz?... Tello. Kto ślepy — patrzeć nie może. Celio. Gwałt taki jest okrucieństwem. Tello. Nie miała dla mnie litości... Celio. Przeciwnie... uczcić należy Tello. Dość tego... rozkoszy pragnę... A ty chcesz, żebym tak długo Celio. Czy nigdy nie pomyślałeś Tello. Czy złe czy dobre — ja nie dbam. (Wychodzą.)
SCENA VII.
Pokój w domu Nuńa.
Sancho, Pelagiusz, Joanna.
Joanna. Witajcie... Sancho. Nie wiem, co będzie, Pelagiusz. Gdy niebo zechce, Joanno, Joanna. Już znowu nudzić zaczynasz?... Sancho. Gdzie Nuńo? Joanna. Jest u Elwiry. Sancho. Pozwala mówić z nią Tello?... Joanna. Lecz tylko z okienka wieży. Sancho. Więc ona ciągle w więzieniu?... Pelagiusz. To fraszka, ktoś niezadługo Sancho. Milcz, Pelagiuszu. Pelagiusz (na stronie). O palcach dwóch zapomniałem!... Joanna. Powraca Nuńo. SCENA VIII.
Nuńo. — Ci sami.
Sancho. Mój ojcze... Nuńo. I cóż, mój synu?... Sancho. Powracam Nuńo. Szczęśliwszy? czemu? Sancho. Niebawem Pelagiusz. Tak, sędzia... Sancho. Milcz, Pelagiuszu! Pelagiusz (na stronie). O palcach znów zapomniałem. Nuńo. Przybędzie z licznym orszakiem? Sancho. Dwóch ludzi. Nuńo. Nie łudź się, synu, Przekupi władzę, lub nawet Pelagiusz. Co?... wyrżnąć?... zabawny jesteś!... Sancho. Czy bzika masz, Pelagiuszu?... Pelagiusz (na stronie). Znów palce mi wywietrzały!... Sancho. Chciéj teraz, ojcze, komnatę Pelagiusz. Tak ważna, że... Sancho. Milcz, gamoniu. Pelagiusz. O palcach znów zapomniałem. Nuńo. Odpocznij, synu; drżę cały, Sancho. Nie, pójdę raczéj do wieży, SCENA IX.
Nuńo, Pelagiusz, Joanna.
Nuńo. Szczególna miłość. Joanna. Na świecie Nuńo. Pójdź do mnie, Pelagiuszu... Pelagiusz. Mam słówko z kuchnią pomówić. Nuńo. Pójdź tutaj... Pelagiusz. Wrócę za chwilę. Nuńo. Rozumiész?... Pelagiusz. I czegóż chcecie?... Nuńo. Któż to jest ten sędzia śledczy, Pelagiusz. Ten sędzia... (Na stronie.)
Boże dopomóż. (Głośno.)
To człowiek bardzo dostojny. Nuńo. Czy widział kto zwierzę takie? SCENA X.
Ciż sam i Brito.
Brito. Pójdź prędzéj, seniorze Nuńo, Trzy konie mają wspaniałe, (Brito wychodzi wraz z Joanną.)
Nuńo. Na Boga, to oni pewno; Pelagiusz. To lżejsi będą, seniorze, Nuńo. I kto tę bestyę wyuczył Pelagiusz. Wracam ze dworu. SCENA XI.
Ci sami. — Król, Hrabia, Don Henryk, Sancho.
Sancho. Poznałem was już z daleka. Król (na stronie do Sancha). Pamiętaj strzedz tajemnicy. Nuńo. Do nóg się ścielę. Król. Kto jesteś? Sancho. To Nuńo, teść mój, seniorze. Król. Z poznania ciebie rad jestem. Nuńo. Całuję stopy twe, panie. Król. Swą służbę uprzedź, niech o tém, Nuńo. Drzwi zamknę, (Sancho rozmawia z Britem i Joanną — poczém ci oboje wychodzą.)
Lecz panie jestem w obawie, Król. Ta laska[11], którą mi król dał, Nuńo. W osobie twojéj spostrzegam Król. Więc śledztwo rozpocząć trzeba. Nuńo. Odpocznij panie... dość czasu... Król. Ja nigdy nie mam go nadto. (Do Pelagiusza.)
Czyś, chłopcze, zdrowo powrócił? Pelagiusz. Tak, zdrowo, najjaś... Król. Co-m mówił? Pelagiusz. A prawda!... Jak się pan miewa? Król. Wybornie. Pelagiusz (na stronie do Sancha). Jeśli wygramy Sancho. Milcz, bydlę!... Pelagiusz. Więc mam powiedzieć Król. Zawołać prędko tych ludzi! (Pelagiusz biegnie do drzwi i woła.)
SCENA XII.
Brito, Fileno, Joanna, Leonora, Król, Hrabia, Don Henryk, Nuńo, Sancho, Pelagiusz.
Brito. Co każesz, panie? Nuńo. Jeżeli Król. Wystarczy. (Do Brita.)
Jak się nazywasz? Brito. Ja, panie, Brito, pastuszek. Król. Co wiész o Tella napaści?... Brito. W dzień ślubu pachołcy w maskach Król. A ty kto jesteś? Joanna. Joanna, Król. A jak się zowie ten człowiek?... Pelagiusz. To Filen, grajek na kobzie, Co umie nocą śród gajów Król. Opowiedz wszystko, coś widział. Filen. Przyszedłszy grać tu na kobzie, Król. A cóż ty mała?... Pelagiusz. To córka Piotra Cuelo, Król. Dosyć już tego Hrabia. Bez śledztwa mogłeś być pewny, Król (na stronie do Nuńa). Postaraj się w tajemnicy (Król wychodzi w towarzystwie Hrabiego i Don Henryka).
SCENA XIII.
Sancho, Nuńo, Pelagiusz, Joanna, Leonora, Brito, Fileno.
Nuńo (na stronie do Sancha). To dziwne... Sancho. Co?... Nuńo. Nie rozumiem Sancho. Ja nie znam jego zamiarów. Nuńo. I szwadron mu nie da rady, Sancho. Każ naprzód obiad mu podać, Nuńo. Czy razem wszyscy jeść będą? Sancho. Wprzód sędzia a potém oni. Nuńo. Ci dwaj to pewnie: policyant Sancho. Pewnie. Nuńo. Joanno?... Joanna. A co tam? Nuńo. Świeżą bieliznę Pelagiusz. Na słońce klnę się, mój panie, Nuńo. On chyba całkiem zwaryował. (Wychodzi.)
Pelagiusz. Królowie są nieszczęśliwi, (Wychodzi.)
SCENA XIV.
Sala w zamku Don Tella.
Elwira przebiega scenę, uciekając przed Don Tellem. — Felicyana.
Elwira. Litości, Boże wszechmocny, (Odchodzi.)
Tello. Zabiję... Felicyana. O! stój, szalony!... Tello. Ostrożnie, bym nie przekroczył Felicyana. Dla siostry chociaż to uczyń, Tello. Przekleństwo hardéj dziewczynie, (Odchodzi.)
SCENA XV.
Celio, Felicyana.
Celio. Daremna może obawa, Felicyana. Z podejrzeń nic się nie dowiem, Celio. Lękałem się gniewu Nuńa, Felicyana. Należy uprzedzić brata. (Odchodzi.)
Celio. Sumienie SCENA XVI.
Król, Hrabia, Don Henryk i Sancho zatrzymują się przy sztachetach dziedzińca. Celio.
Król. Gdy wejdziem — róbcie, co każę. Celio (na stronie). Co to za ludzie? Król. Wołajcie!... Sancho. Ot właśnie dworzanin Tella. Król. Hej, panie!... Celio. A czego chcecie?... Król. Don Tella widziéć — z Kastylii Celio. Nazwisko?... Król. Ja!... Celio. Tylko ja i nic więcéj? Król. Nic! Celio (na stronie). Krótko i mina groźna, (Głośno.)
Więc idę powiedzieć panu, Henryk. Już poszedł... Hrabia. Lękam się, żeby Król. Sumienie powie mu zaraz, (Celio wraca.)
Celio. Mówiłem wasze nazwisko, Ja — w niebie Bóg — a na ziemi Król. To powiédz, że alkad króla Celio (zmieszany). Wiernie powtórzę. (Wychodzi).
Hrabia. Dworzanin coś spuścił z tonu. Henryk. Alkada tytuł go trwoży. Sancho (do króla). I Nuńo jest już — czy może Król. Owszem, niech będzie SCENA XVII.
Nuńo, Pelagiusz, Joanna i wieśniacy, wszyscy za sztachetami. Król, Hrabia, Henryk i Sancho.
Sancho. Przystąpcie, Nuńo, i patrzcie. Nuńo. Już zamek tego zuchwalca (Do służby.)
Słowa nie pisnąć!... Joanna. Pelagiusz piśnie, bo waryat. Pelagiusz. Ja będę milczał, jak posąg. Nuńo. I z dwoma ludźmi tu przybyć — SCENA XVIII.
Don Tello, Felicyana, służba. — Ci sami.
Felicyana. Co robisz, mój bracie, strzeż się. Tello. (do króla). Czy pan to jesteś Kastylii Król. I cóż w tem jest tak dziwnego? Tello. Twa śmiałość, bo wiesz, kto jestem... Król. I jakaż to jest różnica Tello. Ogromna dla mnie. Król. Jest w pochwie, zkąd prędko wyjdzie Tello. Co w pochwie?! Chyba mię nie znasz Król. Więc króla widzisz, nędzniku! Felicyana. O! święty nasz Dominiku!... Tello. Co? król sam? władca kastylski, Król. Rozbroić go! niech się dowie, Felicyana. Ułagodź gniew swój, o panie! Król. Daremna prośba. Sprowadzić Tello. Elwira nie jest nią jeszcze. Król. Lecz chciała — zresztą jéj ojciec Tello. Godzina kary wybiła, SCENA XIX.
Ciż sami i Elwira z rozpuszczonemi włosami.
Elwira. Zaledwiem śród łkań i jęków Niech stwierdzą opór mój włosy, Król. Boleję, żem przybył późno, Felicyana. Miéj litość, królu, nad bratem. Król. Czyż sama listu mojego Tello. O, gdyby istniała kara Hrabia. Niech pamięć, żeś się wychował Felicyana. Hrabiego don Pedra imię Król. Don Pedro hrabia jest godzien, Hrabia. A litość czyż nie jest cnotą? Król. Prawdziwa litość nie może Nuńo. Drżę cały... Pelagiusz. A to król dumny! Sancho. I tu się kończy komedya
koniec.
|
GWIAZDA SEWILSKA.
|
OSOBY:
Król Don Sancho, Dzielny.
Don Gonzalo de Ulloa. Rzecz dzieje się w Sewilli.
|
AKT PIERWSZY.
Salon w Alkazarze.
SCENA I.
Król. Przyjęty w murach Sewilli Don Pedro. Najpierwszym alkadom miasta Król. Przyrzekam. Don Pedro. Władco jedyny, Król. O! wy mię tak przyjmujecie, Farfan. Szlachetne króla zamiary Don Arias. Radośnie król te ofiary Król. Wierząc Sewilli... (Alkadowie wychodzą.)
SCENA II.
Król i Don Arias.
Don Arias. Cóż, powie Król. Że na méj głowie Don Arias. Łask żądna twych nieskończenie Król. Przebywszy tu jeszcze dłużéj, Don Arias. Ja wątpię, czy Rzym ów stary — Król. A można-ż nie mówić wcale Don Arias. Lonora... o!... de Ribera, Król. Zbyt blade... martwo spoziera, Don Arias. Pod stopy twoje z zapałem Król. Piękna jest... ale... Don Arias. A tamte, brunetki obie, Król. Cóż u licha Z marmurem, czy z lilią może Don Arias. Wiem już. Śliczna ta dziewa — Król. Krzywdzące dla niéj nazwanie, Don Arias. Estellą zwie się, więc szczera Król. Nazwisko?... Don Arias. Busto Tabera, Król. Żonaty? Don Arias. Nie jeszcze, więc dotąd społem, Tabera z owym aniołem Król. Szczęśliwa gwiazda, Aryasie, Don Arias. Zobaczysz swą gwiazdkę miłą, Król. Natychmiast poślij po brata SCENA III.
Don Gonzalo Ulloa w żałobnéj szacie i Król.
Don Gonzalo. Całuję stopy twe, panie. Król. Łzy z oczu twoich dziś płyną?... Don Gonzalo. Mój ojciec skonał. Król. Umiera Don Gonzalo. Granica dziś bez obrony. Król. Tak!... nie ma tam bohatera!... Don Gonzalo. Dla Archidony Król. W twoję obronę Don Gonzalo. Fernando Perez Medina Król. W téj mierze radę swą zbiorę. SCENA IV.
Ciż sami i Fernando Perez.
F. Perez. Widno nie w porę Król. Spokojnie zrób to, mój drogi. O wodzach mych w Archidonie Don Gonzalo. Notatkę składam królowi. F. Perez. Ja również w monarchy dłonie Don Gonzalo. Jak z lustra, wiernie rzeczy stan (Wychodzą.)
SCENA V.
Don Arias, Busto Tabera, Król.
Don Arias. Jest, królu, Busto Tabera. Busto. Gdy patrzy wielki król i pan, Król. Wstań!... Busto. Król zezwala. Król. Szlachetny jesteś, Tabero!... Busto. Być takim — Busto gorliwie Król. Rozszerzyć mógłbym ją, przecie... Busto. Za Boga i ludzi sprawą Król (na stronie do Ariasa). Czy słyszysz?... Don Arias (j. w.). To dziwak młody! Król. W poważnéj przybywasz dobie. Busto. Ja, królu?... Ależ jakiemi Król. Król godnych zawsze wybiera. Busto (przeczytawszy prośbę Don Gonzala Ulloa). Jeśli rodzica Król. A druga téż cię zachwyca?... Busto (czyta). „Fernando Perez Medina Czy w kraju, czy za granicą. Król. Cóż powiesz?... Busto. A to jedynie, Archidon w ręce Mediny, Król. Tak będzie!... Busto. Głos mój nie długi, Król. Dość!... mądre twéj rady słowo Busto. W to prawdy mojéj zwierciadło Król. Sercem i głową Busto. Nie! Mam przy sobie Król. Chcę spełnić twoje marzenia. Busto. Donna Estela. Król. Tak bardzo promieniejące, Busto. Człowieka niech król wybierze, Król. Wybrawszy godnego męża, Busto. Tą łaską król mię zwycięża. Król. Sprawiwszy sam jéj wesele, Busto. Żądając mojéj wizyty, Król. A!... Sprawom sewilskim gwoli... Busto. Niech nogi twe ucałuję... Król. W ramiona pójdź, regidorze!... Busto. Zadałbym gwałt swéj pokorze. (Na stronie.)
Szczególną obawę czuję: SCENA VI.
Król i Arias.
Król. Ma głowę nie od parady!... Don Arias. O! znam ja dawno, po minie, Gdy Busto brylant swéj cnoty Król. A teraz śpieszmy się do niéj (Wychodzą.)
SCENA VII.
Salon w domu Busto Tabery.
Don Sancho, Estella, Matylda, Clarindo.
Don Sancho. O! kiedyż cię, ubóstwiony Estella. O, gdyby z mojém pragnieniem Don Sancho. O, dzięki ci za te słowa!... Estella. Ja-m twoją aż do mogiły. Don Sancho. Promienna moja królowo!... Estella. Kochanku!... Don Sancho. Powtórz to słowo, Klaryndo (do Matyldy). I pocóż stać nam tak smutno?... Don Sancho. Zamilkniesz?... Klaryndo. Chęci najszczersze!... (cicho do Matyldy.)
Ach! męki!... Patrz, moja mała, Matylda. Fagasie!... ach! ty, co wiersze Klaryndo. Ach, droga!... Matylda. Ach! cierpię... a ty... Klaryndo. Już chyba i trędowaty Don Sancho. Cóż brat twój? Estella. Ziści nasz eden, Don Sancho. Ach! czemuż zwleka!... Estella. Mów z bratem. Don Sancho. Tak! to pomoże... Klaryndo. Nadchodzi Busto Tabera!... SCENA VIII.
Ciż sami i Busto.
Busto. Ach!... Sancho!... bracie mój... Estella. Boże!... Don Sancho. Tyś jest zmieszany?!... Busto. To smutku, to szczęścia dreszcze Estella. Myśli złowieszcze!... (Wychodzi z Matyldą.)
SCENA IX.
Don Sancho i Busto.
Busto. Don Sancho!... Don Sancho. Mów mi inaczéj. Busto. Na naszém chmurzy się niebie. Don Sancho. I cóż daléj?... Busto. Więc poznaj, co mózg mi pali: Don Sancho. To doskonale!... Busto. Tak, dotąd nic złego... ale... Don Sancho (n. s.). O! trwogą jestem przybity!... Busto. Król pragnie... wyznam ci szczerze... Don Sancho. Przed chwilą mówiłeś, bracie, Busto. To wielki błąd z mojéj strony, Don Sancho. I jakąż wymyśléć radę?... Busto. Do króla zaraz pojadę Don Sancho. Lecz któż mu gwałcić zabroni, Busto. O, przecież tak źle nie będzie!... Don Sancho. Ha! tu kres mojéj pogoni Busto. Król — królem jest, mój Ortizie, (Wychodzi.)
SCENA X.
Don Sancho i Klaryndo.
Don Sancho. Gdy rozpacz serce mi gryzie, Klaryndo. To prawda!... SCENA XI.
Ulica w Sewilli z domem Busto Tabery.
Król, Don Arias i świta, późniéj Busto.
Król. Uprzedź... Don Arias. Przybywa. Busto (wchodząc.) Co widzę, król pan w méj chacie?... Król. Zwiedzam z zapałem, Busto. Chatynka zwyczajna... pusta... Król. Więc pokaż siedzibę własną. Busto. W podobnym mojemu stanie Król. Lecz ja do ciebie przychodzę... Busto. Tan zaszczyt mi się uśmiecha... Nie mogąc działać inaczéj!... Król. Podejrzeń?... jakież-to?... czyje?... Busto. Więc prawdę wyznać mam nagą?... Król. Przeleci podejrzeń fala!... Busto. Nieład w mym domu; Król (n. s. do Ariasa). Nie łatwo!... Don Arias (j. w.). To bagatela!... Król (j. w.). Mów cicho!... On w słuch się wciela!.... Don Arias (j. w.). Schwycimy go w złota kleszcze! Król (głośno). Nie myślę łamać twéj woli. Don Arias. Hej! konie!... Król (do Busta). Jedziesz?... Busto. Pozwoli Król pieszo iść?... Król. A wszak jeszcze Don Arias. Już czeka... Król. Do Alkazaru!... Busto (n. s.). O piersi!... tych łask ciężaru SCENA XII.
Salon w mieszkaniu Busta.
Estella i Matylda, późniéj Don Arias.
Estella. Matyldo, coś ty mówiła?... Matylda. Że król sam był tutaj, pani. Don Arias (wchodząc). I prawda!... to dziwne dla méj, Koroną grodów i złotem, Estella. I pytasz, nędzniku hardy?... (Wychodzi.)
SCENA XIII.
Don Arias i Matylda.
Don Arias. Na honor!... szlachetna para!... (Do Matyldy.)
Zkąd jesteś?... Matylda. Jam niewolnicą Don Arias. Tak?... Matylda. Nieszczęśliwa, Don Arias. Gdy żądasz dobréj zapłaty, Matylda. Do celów pańskich z ochotą Don Arias. Masz dziś do tego siedliska Matylda. Powolną sługę ma we mnie, Don Arias. Przed wejściem będzie ci dany Matylda. Pokorne składam już dzięki; Don Arias. O któréj tu zasypiacie?... Matylda. Tabera wraca nad ranem, Don Arias. O któréj król przybyć może?... Matylda. Przed samą północą, panie, Don Arias. Ten klejnot weź, moja mała, SCENA XIV.
Salon w Alkazarze.
Don Inigo, Osorio, Busto, Don Manuel z kluczami złotami w rąku — późniéj Don Arias.
Don Manuel (do Busta). Od dzisiaj siedzibę nową Busto. Czyż marne wyrazi słowo Don Manuel. Król umie darzyć bogato Busto. Tym kluczem król mi otwiera Don Arias (wchodząc). Możecie odejść panowie!... Don Manuel (d. s.). Niezmiernie jestem ciekawy (wychodzą wszyscy prócz Ariasa).
SCENA XV.
Don Arias, Król.
Król. Któż radość moję wypowie!... Don Arias. Usłuży nam niewolnica. Król. Kastylja posąg jéj wzniesie!... Don Arias. Dokument biednéj dziewczynie... Król. Każ zrobić... podpiszę śmiało. AKT DRUGI.
Ulica w Sewilli.
SCENA I.
Król, Don Arias, Matylda przy bramie domu Busta.
Matylda. Już wszystko w domu spoczywa... Don Arias. Estella?... Matylda. Śpi, bo już ciemno. Król. Masz oto rachunek ze mną... Don Arias. I dochód téż nie-od-rzeczy Matylda. Twe stopy całuję, panie. Don Arias (do króla). Najczujniéj swych zysków strzegą... Król. Rzecz miła siedziéć na tronie!... Don Arias. Oporu nie znać żadnego!... Król. Sam idę do gwiazdy mojéj. Don Arias. Co? król sam?... tak późną dobą?... Król. Wszak idę do niéj sam z sobą, Don Arias. Gdzie?... Król. Tu gdzieś może... Don Arias. Przy świętym Marku?!... (wychodzi).
Król (do Matyldy). Do siebie Matylda. Gdy zorzę Król (d. s.). Uczucie pcha nieprzeparte... Matylda. Więc śpieszmy, póki nie świta, (wychodzą)
SCENA II.
Don Manuel, Busto, Don Inigo.
Busto. I dom mój... Don Inigo. Bądź zdrów!... Busto. Zawcześnie. Don Manuel. Oddawna miasto już we śnie. Król (cicho do Matyldy). Nie lękaj się!... Busto. Wybornie!... cóż z Felicyaną? Don Manuel. Grzechu warta, (wychodzą.)
Busto. Dziś idę spać bardzo rano. (Spoglądając na dom swój.)
Już ciemno? (woła): Héj niedołęgo, (woła)
Osorio!... śpią jak zarznięci!... (woła)
Inezo, Justo!... śpią tęgo!... (j. w.)
Matyldo!... i niewolnicy (wchodzi)
SCENA III.
Sala w domu Busta.
Król, Matylda, a późniéj Busto.
Matylda. Przez Boga!... to pan mój woła!... Król. To tak o świcie Matylda. Biedne me życie!... (wchodzi Busto, król otula się płaszczem.)
Busto. Matyldo!... Matylda. Uciekam... Boże!... Busto. A kto jest tam? Król. Mężczyzna!... Busto. Mężczyznę mam Król. Precz ztąd!... Busto. O panie!... Król. Ze szpadą precz!... Busto. Wprzód spełnię sąd!... Król. Puść mię bez zwłoki!... Busto. Ja tutaj głoszę wyroki!... Król. Jam szlachcic i... nie żądaj słów... Busto. W ten sposób?!... Król. To moje plany!... Busto. Do miecza!... niech krew popłynie!... Król. Stój!... król przed tobą!... Busto. Nie frymarcz jego osobą!... Król (n. s.). I taki policzek mam znieść!... Busto. Dość tego!... Król (n. s.). Z tym gburem rozprawa ślizka. — Busto (d. s.). Że król — wiem o tém (głośno.)
Ktokolwiek jesteś — uchodź precz!... Król (d. s.). Mam taką przebaczyć zbrodnię!... (do Busta).
Pozwalasz wyjść ztąd swobodnie!... (Dobywa szpadę.)
Kto przyjął królewskie miano, Busto. Nad króle świata i pany (Biją się. Na szczęk oręża przybiega służba ze światłem, prowadzona przez Matyldę.)
Służba. Słyszycie, co to za wrzawa?... Król (n. s.). Tu łatwo byłbym poznany!... Sługa. Ucieka... schytać go może?... Busto. Tak!... bić... nie!... nikt się nie waży! (Służba wychodzi).
SCENA IV.
Busto i Matylda.
Busto (n. s.). To ona siostrę sprzedała!... (Głośno.)
Drzwi zamknij... furyo ty blada!... Matylda (n. s.). Król wyznał!... głos mi zamiera!... (głośno.)
Tak panie!... to prawda szczera!... Busto (n. s.). Wiera teraz, co méj osobie Matylda. Wolności darem złudzona Busto. Wolność tak miła!... Matylda. Ona?!!... Busto. Tak sądzę; blasku jéj siła Matylda. Ona jest gwiazdką wybraną, Busto. Co one znaczą?... Matylda. Dukatów tysiąc dochodu Busto. Nie umrzesz z głodu!... (n. s.)
Honorem Busta... rozpaczą... (Głośno).
Pójdź za mną!... Matylda. A dokąd, Panie?... Busto. Do króla... na posłuchanie!... Matylda. Już nie ma dla mnie obrony... Busto. Estella więc niezaćmiona... SCENA V.
Ulica prowadząca do pałacu.
Król, Don Arias.
Król. A wiesz ty, co mię spotkało?... Don Arias. Król sam był, podług życzenia!... Król. To wcale rzeczy nie zmienia!... Don Arias. Niech śmiercią odkupi zbrodnię!... Król. Publiczną karę!... Don Arias. Spełniwszy, Osłonim wszystko pozorem!... Król. On tak jest umiarkowany... Don Arias. Więc zabić go potajemnie!... Król. Nie znajdę dłoni, gotowéj... Don Arias. Wiernego sługę masz we mnie. Król. Narażać nie chcę twéj głowy!... Don Arias. Jest na to sposób jedyny! Król. Nazwisko tego mściciela!... Don Arias. Don Sancho Ortiz Roela Król. Już dnieje... wezwij rycerza. Don Arias. Król spocznie o rannéj ciszy. Król. Kto kocha i zemstą dyszy, Don Arias. Ach! królu!... na Alkazarze Król. Co mówisz?... Czy się co stało?... Don Arias. Okropność!... Król. Mów, co się dzieje?... Don Arias. Patrz!... wisi Matyldy ciało Król. O zgrozo!... Don Arias. Widok nie miły!... Król. Zabijem siostrę i brata... Don Arias. Niech dłużéj trup ten nie lata... SCENA VI.
Pokój w domu Busta.
Busto, Estella.
Estella. A co to? Busto. Wstawaj!... Estella. Dopiero Busto. Odpowiedź ty masz gotową!... Estella. Ja, bracie?... czyś ty szalony?... Znasz dobrze żywot mój cały Busto. Czyż mówiłbym bez przyczyny?... Estella. Więc myślisz... Busto. Dzisiejszéj nocy... Estella. O! dokończ... gdy się okaże Busto. Gdym wrócił dziś o północy, Estella. Co mówisz, bracie?... Busto. Rzecz pewną. Władca korony Twój honor mając na względzie. Estella. Z wdzięcznością niewysłowioną Busto. Zostaniesz dziś jego żoną. (Wychodzi.)
Estella. Miłości!... Szczęście ty moje SCENA VII.
Salon w Alkazarze.
Król, z dwoma papierami w rękach, Don Arias.
Don Arias. Don Ortiz jest tam... za drzwiami. Król (n. s.). Podstępów miłość się chwyta... (głośno.)
Niech wejdzie — ty bądź w alkowie, Don Arias. W alkowie?... Król. Tak, niechaj mniema, Że żadnych świadków tu nie ma, Don Arias. Wprowadzić? Król. Już wejść tu może (Don Arias wychodzi.)
SCENA VIII.
Król i Don Sancho Ortiz.
Don Sancho. O! władco! zaszczyt ten błogi Król. O powstań!... Zbytek pokory!... Don Sancho. O racz łaskawie... Król (n. s.) Zuch z miny!... Don Sancho. Wybacz obawie... Król. Jak wszystkie świata wojaki!... Don Sancho. Majestat i bohatera!... Król. Czy już cię minęła trwoga? Don Sancho. Szczęśliwym i spokojniejszy! Król. Masz łaski moie, Roelu, Żeś umiał zasłużyć na nie, Don Sancho. Ze mną?... Król. Tak... krótko, bo czas ucieka; Don Sancho. Czy winien? Król. Pytasz?... Don Sancho. I poco Król. Król zemsty od ciebie czeka, Don Sancho. O tacy stosu już godni!... Król. Więc człek ów winien téj zbrodni!... Don Sancho. O śmierć dlań — Ortiz cię błaga!... Król. Daj rękę w znak przyrzeczenia!.. Don Sancho (podając rękę). Wraz z sercem, wiarą bogatém!... Król. Spotkawszy go na ustroni, Don Sancho. Więc król zamierza Król. Ten papier z królewskiéj dłoni (dając mu papier)
Przeczytaj!... Don Sancho (czytając). „Don Sancho Ortiz! Don Sancho. Król nie zna jeszcze Roeli, (drze papier)
Twój wyrok już jak spełniony, Król. Ochotnie zgadzam się na to. Don Sancho. Niech Arab, ten wróg nasz stary, Król. Nagrody król twój nie zwleka (daje mu papier.)
Nazwisko tego człowieka, Don Sancho. Ufnością król mię zaszczyca... Król. Pamiętaj, że między nami (Król wychodzi.)
SCENA IX.
Klaryndo, Don Sancho.
Klaryndo. Z dobremi dziś nowinami Don Sancho. Jak widzę, jesteś w humorze!... Klaryndo (podając list). Tu będzie wiadomość miła!... Don Sancho. A kto cię wyprawił w gońce?... Klaryndo. Estella!... piękna jak słońce!... Don Sancho. Dlaczego?... Klaryndo. Dziś wasze śluby. Don Sancho. Co mówisz, Klaryndo luby, (Czytając.)
„Małżonku ty mój kochany!... (zdejmując pierścień i oddając go Klaryndowi.)
Dla siebie weź dar ten mały!... Klaryndo. Żyj panie dłużéj niż skały, (Wychodzi.)
SCENA X.
Książę Ferrary.
Don Sancho (sam). I gdzie ten Busto tak hula... (Otwiera papier i czyta:)
„Nazwisko tego człowieka, Ja mogłem zgodzić się?!... Boże!... Król winien? sądzić mam pana? SCENA XI.
Ulica.
Busto, Don Sancho.
Busto. Nakoniec!... a witaj, bracie!... Don Sancho (n. s.). Któż zgłębi cierpienia moje! Busto. Już siostrę przed ołtarz prowadź!... Don Sancho (n. s.). O któż tak cierpiał ogromnie!... Busto. Zaślubin akt już zawarty!... Don Sancho. Nic z tego... ja cofam słowo!... Busto. Co słyszę?... powtórz nanowo... Don Sancho. A więc do ciebie... Tabery... Busto. Jeżeli wiesz, żem Tabera, Don Sancho. A właśnie dlategom szczery!... Busto. Gdy znasz, więc niech cię powstrzyma Don Sancho. Ty mego lękaj się raczéj... Busto. I czém twój gniew się tłomaczy?... Don Sancho. Żem z tobą mówił.... Busto. Jeżeli (dobywa szpady).
Don Sancho. O! zdrajco!... (n. s.) Przebacz, miłości, (biją się).
Busto. Stój... dosyć!... (pada) Don Sancho. O! ja szalony Busto. Żegnam na wieki (kona).
Don Sancho (patrząc na żelazo zakrwawione). Tyś szczęście moje wydarło (wznosi szpadę).
SCENA XII.
Wchodzą dwaj pierwsi alkadowie Don Pedro de Guzman, Farfan de Ribera i inne osoby, późniéj Arias.
Don Pedro. Stój! (wstrzymuje go)
Don Sancho. Czemu wstrzymujesz mą dłoń, Don Farfan. Mów jaśniej!... Don Pedro. Co znaczy ten trup? Don Sancho. Jam brata wepchnął w śmierci toń Don Arias (wchodząc). A co to?... Don Sancho. Zbrodnia straszliwa... Don Pedro (do Ariasa). On wydarł życie Taberze. Don Arias. Ohydny czyn rozbestwienia... Don Sancho. Prowadźcie mię do więzienia!... Don Pedro. Prowadźcie go do Triana[14]... Don Sancho. Tabero!... druhu mój miły!... Don Pedro. Twarz jego jest obłąkana!... Don Sancho. Pozwólcie mi wziąć w ramiona Don Pedro. Oszalał!... Don Sancho. Prawu... jam życie (pokazuje na piersi)
Ztąd inny niech ją odgrzebie!... SCENA XIII.
Sala w domu Busta Tabery.
Estella, Teodora.
Estella (przy tualecie). Ogarnij mnie teraz całą! Teodora. Spójrz pani w siebie Gdzie znaleźć takie kryształy, Estella. Drżę silnie, a twarz mi pała!... Teodora. To wstydu i trwogi siła!... Estella. Zda mi się, że widzę męża, Teodora. Zgiełk na ulicy!... Estella. Rozbite?... Teodora. Tak!... Estella. Przeczuwało, SCENA XIV.
Ciż i Klaryndo.
Klaryndo (w paradnym stroju). A to mi wieść pożądana!... (pokazując kapelusz z pióropuszem).
O patrzcie!... Wszak piór tych fale Bilecik panu oddałem, Estella. Zrób handel ze mną. Klaryndo. A jaki?... Estella. Swój pierścień dasz mi — a zato Klaryndo (zdejmując pierścień). Ba!... kamień prysnął na dwoje!... Estella. Już ja się tych wróżb nie boję, Teodora. Do sieni jakiś tłum śpieszy... Estella. Pragnieniom staje się zadość!... SCENA XV.
Wchodzą dwaj pierwsi alkadowie w towarzystwie ludzi niosących zwłoki Busta.
Estella. Co widzę?!... Pierś mi zamiera!... Don Pedro. Dni człeka w zgryzocie płyną, Estella. O losie ty niezbłagany!... Don Pedro. Śród strasznéj losu odmiany Estella. Zbrodniarzu!... precz ztąd, na Boga!... W twéj mowie straszny jad piekła!... Don Pedro. Ta boleść miesza jéj zmysły!... Estella. Brat zginął z Ortiza ręki!... Don Pedro. Boże!... Don Farfan. Nieszczęsna piękność!... Don Pedro. Iść za nią!... Klaryndo. Panienko!... Estella. Chcesz wspomnieć może AKT TRZECI.
Salon w Alkazarze.
Król, dwaj Alkadowie, Don Arias.
SCENA I.
Don Pedro. Że zabił — przyznaje codzień, Król. Cóż mówi?... Don Farfan. Wyraz jedyny Don Pedro. Szczególny zbrodzień!... Król. Nie twierdzi, że był wyzwany?... Don Pedro. Bynajmniéj!... Don Arias. Więc mszcząc się?... w gniewie?... Don Pedro. Czy słusznie zabił, sam nie wie, Król. Więc proście teraz ode mnie, Niech wyzna, z czyjéj pobudki Don Pedro. Myśl śmierci jest mu tak błogą!... Król. Nie skarży się na nikogo?... Don Pedro. Boleści swéj jest oddany!... Król. Hart dziwny w nim znajdujecie!... Don Farfan. Sam siebie lży przekleństw siłą!... Król (do Don Ariasa). O! nigdy chyba nie było Don Arias. Wykonam. (wychodzi z Alkadami).
SCENA II.
Król i Don Manuel.
Don Manuel. Wszechwładny Panie!... Król. I któż jéj broni?... Don Manuel. Lud, królu!... Król. Wszak nieszczęśliwa!... Don Manuel. Natychmiast pobiegnę do niéj. (wychodzi).
Król (sam). Chcę widzieć piękność przyćmioną, SCENA III.
Król, Don Manuel i po chwili Estella w otoczeniu.
Don Manuel. Już idzie piękna jak słońce, Estella. Don Sancho, potężny władco, Ja podług jego wskazówek Król. O! nie płacz i bądź spokojna!... Estella. Tu cnota na surowości (wszyscy wychodzą prócz króla).
Król. Gotowa jeszcze Ortiza SCENA IV.
Więzienie w zamku Triana.
Don Sancho, Klaryndo, Muzykanci.
Don Sancho. Klaryndo?... przygoda moja Klaryndo. Wierszami?... kiedy poezya SCENA V.
Ci sami, Alkadowie i Arias.
Klaryndo. Ja myślę, że ci, mój panie, Don Sancho (do muzykantów). Zagrajcie pieśń mi co prędzéj!... Klaryndo (n. s.). Krew zimna zadziwiająco!... (muzykanci śpiewają)
„Nieszczęściem mojém jest życie Więc gdy mię go pozbawicie, Klaryndo. Na honor!... piękna zagadka!... Don Sancho. Dowcipna a i na czasie!... (muzykanci śpiewają)
„Śmierć temu jest upragniona (muzykanci wychodzą)
Don Pedro. Muzyka tu w takiéj chwili?... Don Sancho. Dla więźnia cóż jest milszego?!... Don Farfan (do Bon Pedra). Gdy śmierć już wisi nad głową Don Sancho. Jak łabędź ginie śpiewając!... Don Farfan. Już zbliża się chwila śmierci... Don Sancho. O! ręce i nogi wasze Don Pedro. Ortizie de las Roelas, Don Sancho. Przyznaję... Don Farfan. Z jakiéj przyczyny? Don Sancho. Niech powie ten, komu znana. Don Pedro. To zdrada!... Don Sancho. Niechaj więc spadnie Don Pedro. Na kogo?... Don Sancho. Kto mię pogrążył Don Pedro. Nazwisko jego? Don Sancho. Nie powiem. Don Arias. Seniorze Ortiz, ja tutaj; Don Sancho. Przeciwnie — ten obowiązek Gdyż zgwałciłbym przyrzeczenie. Don Arias. Gdy słowo zbawić cię może, Don Sancho. Kim jestem — wiem i to wiedząc Don Arias. Królowi wszystko powtórzę. Don Pedro. O! działasz zbyt lekkomyślnie!... Don Farfan. Obrażasz władzę Sewilli!... (Alkadowie i Arias wychodzą).
SCENA VI.
Don Sancho, Klaryndo.
Klaryndo. I tak się narażasz, panie?... Don Sancho. Niech spadnie na moję głowę Klaryndo. Straciłeś zmysły. (n. s.) Sprobujmy Don Sancho. Już płonę... Klaryndo. Smażę się... Don Sancho. W ciebie Klaryndo. Me widzisz — wszak popiół ze mnie. Sancho. Jesteśmy na drugim świecie. Klaryndo. Tak... w piekle, jak mi się zdaje... Don Sancho. Co? w piekle?... a po czém sądzisz?... Klaryndo. Bo widzę krawców miljardy, Don Sancho. Masz słuszność; w piekle jesteśmy: Klaryndo. A daléj legion stangretów. Don Sancho. Niech tu się wtoczą karety, Klaryndo. Do bram ich wpuścić tu nie chcą Don Sancho. O! chcę się połączyć z niemi, Przychodzisz za mną aż tutaj, Don Sancho. Ja-m przyrzekł zabić człowieka, Klaryndo. Prawda... nie bardzo dobrze... Don Sancho. — Przeklęty!... w otchłań go zepchnąć Klaryndo (n. s.). Przez Boga! gdy potrwa w błędzie, (zaczyna krzyczéć)
Don Sancho. Co słyszę?... Co to za krzyki?! Klaryndo. To moje... głos psa Cerbera, Don Sancho. Tak, owszem... Klaryndo. A pan kto jesteś?... Don Sancho. Honoru ekstrakt — Klaryndo. Idź sobie — Tak... dobrze... (zamyka oczy Sanchowi) (Klaryndo chwyta don Sancha)
Więc ruszaj... a niech on trzyma (robi z nim obrót i sadza go)
I znowu jesteś na ziemi Don Sancho. Dyabeł tak mówi?... Klaryndo. Tak, panie, dyabeł ten wprzódy, Don Sancho. Ekstaza SCENA VII.
Ciż sami oraz Alkaid i Estella zawoalowana.
Estella. O więźnia proszę natychmiast. Alkaid. Twój więzień tu jest, Senioro Estella. Seniorze Ortiz, Don Sancho. Wielbię twą litość, Estella. Dłoń podaj i... proszę za mną. Klaryndo (n. s.). To czary chyba!... Estella. Za nami Klaryndo. To dobrze!... (Estella i Don Sancho wychodzą)
Na honor! idziemy tęgo. (wychodzi).
SCENA VIII.
Pole.
Estella zawoalowana i Don Sancho.
Estella. Idź wolny w świata przestrzenie, Don Sancho. Do stóp twych gnę się, Senioro. Estella. Jedź!... Don Sancho. Zbawcy nie znam nazwiska... Estella. Kobieta... sercem ci blizka Don Sancho. Błagam z pokorą, Estella. W téj chwili wierz mi... nie mogę!... Don Sancho. Chcę spłacić dług mego życia, Estella. Pochodzę z wyższego świata Don Sancho. Prośba nie wzruszy, Estella (odsłaniając się). Patrz!... skoro to cię nakłoni!... Don Sancho. O, przebóg! gwiazda méj duszy!... Estella. Tak!... gwiazda!... blasku jéj siła Don Sancho. Więc swego wroga Estella. Silniejsze uczucie moje, Don Sancho. Wolności chcesz mi podwoje Estella. Jedyny, Don Sancho. Lecz ciebie pomści! Estella. A za co?... Don Sancho. Za zdradę moję. Estella. Tyranie!... Don Sancho. To będzie krzywd ukaranie!.. Estella. Niewdzięczni dobre złem płacą!... Don Sancho. Tyś gwiazdką na mojóm niebie!... Estella. Dowiedziesz?... Don Sancho. Śmiercią!... Estella. Stój... słowo!... Don Sancho. Dość!... Estella. Idziesz?... Don Sancho. Mord spłacić głową! Estella. Żyj wolny!... Don Sancho. To być nie może!... Estella. Obwinia cię kto?... Don Sancho. Twa wzgarda!... Estella. Ja kocham!... Don Sancho. Moja pierś harda!.. Estella. Tak!... myślisz więc... Don Sancho. O honorze!... Estella. Szaleńcze! idź i umieraj!... (rozchodzą się).
SCENA X.
Król, Don Arias.
Król. Więc nie chce wyznać, że to ja Don Arias. Ta dusza, twardsza od bronzu, Król. Milczeniem chce mię zwyciężyć. Don Arias. A nawet już jest zwycięzcą!... Król. Tak, słowa swego nie zdradził. Don Arias. A jednak słowo raz dane Już gwałcić się nie powinno!... Król. Zapewne, gdy je tłomaczy Don Arias. Poddany nie pyta króla Król. A więc ja jestem zmuszony Don Arias. Ujarzmić alkadów łaską Naprzykład mógłby otrzymać Król. Masz słuszność, lecz gdy Estella Don Arias. Na wszystko istnieją środki!... Król. O! ileż cierpieć dziś muszę Don Arias. O! wobec synów téj ziemi SCENA XI.
Alkaid, Król.
Alkaid. Całuję stopy twe, królu. Król. Co widzę? Pedro de Caus... Alkaid. Ten pierścień z herbem królewskim Król. Tak, pierścień ten cię obroni Alkaid. Okryta gęstą zasłoną Król. Ja-m nigdy w życiu nie widział Alkaid. Ta dama nam powiedziała, Król. Jeszcze Estella, mając tak wielką Alkaid. Natychmiast spełnię twą wolę. (wychodzi).
SCENA XII.
Służący, Król, późniéj Alkadowie.
Służący. Najpierwsi dwaj alkadowie Król. Niech wejdą z laskami swemi (vara)[16] (Służący wychodzi).
O, gdybym mógł Roelasa (wchodzą dwaj alkadowie).
Don Pedro. Sprawa skończona... Król. I owszem, lecz pamiętajcie, Don Farfan. Pierwszemi tu alkadami Król. Ja nie chcę, żeby się gięły, Don Pedro. Wszak w twoim, władco, imieniu Król (do Farfana). Tu wejdźcie, by ostateczny (Farfan wychodzi).
SCENA XIII.
Król i Don Pedro.
Don Pedro. Czém służyć mogę królowi? Król. Skazując na śmierć Ortiza, Lub może do Gibraltaru Don Pedro. Że jestem don Pedro Guzman, Król. Uściskaj mię, mój Guzmanie, (Don Pedro wychodzi).
SCENA XIV.
Farfan, Król.
Don Farfan. Do stóp twych ścielę się, królu. Król. Farfanie! przykro mi będzie, Don Farfan. Przedmioty największéj wagi Król. Tak, dzielny jesteś, Ribero, (Farfan wychodzi).
SCENA XV.
Król. Wybornie rzecz załatwiłem; SCENA XVI.
Alkadowie, Król.
Don Pedro. Już wyrok jest podpisany Król. Nie wątpię, że me życzenia Don Farfan. Tak! prawość jest naszém hasłem!... Król (czytając). „Niniejszem rozkazujemy Don Farfan. Złożywszy laskę, powinien Don Pedro. Z tych znaków ogołoceni, Lecz pierwszym alkadom grodu Król. Niech będzie — wszyscy mię wstydzą. SCENA XVII.
Ciż sami oraz Don Arias i Estella.
Don Arias. Estella pragnie wejść, królu. Król. I co mi radzisz, Ariasie, SCENA XVIII.
Ciż sami, Alkaid, Don Sancho, Klaryndo.
Alkaid. Roela Ortiz... Don Sancho. O, królu, Król. Kto skłonił cię do zabójstwa?... Don Sancho. Kto?... papier!... Król. Z jakim podpisem? Don Sancho. O, gdyby papier mógł mówić?!... Król. Twą rękę oddam, Estello, Jednemu z najpierwszych panów, Don Sancho. Dlatego więc mi przebaczasz, Estella. Dlatego. Don Sancho. Czyż taka zemsta Estella. Najzupełniéj. Don Sancho. Gdy chęci twe się spełniają, Król. Idź z Bogiem!... Don Farfan. Co mówisz, królu?... Król. Król chyba, Don Sancho. Mój honor już ocalony!... Król. To prawda! Don Farfan. I to wystarcza. Król. Cześć cnotom dzielnego miasta! Don Sancho. A dla mnie, królu, wygnanie, Król. Dotrzymam. Don Sancho. Przyrzekłeś, władco, Król. Przyrzekłem. Don Sancho. U nóg twych, panie, Estella. Zamężną jestem, Ortizie. Don Sancho. Ty?... Estella. Właśnie. Don Sancho. Cóż mi po życiu!... Król. Ja słowa dotrzymać muszę. Estella. Niech więc tak będzie; Don Sancho. Ja-m twój, o droga. Król. Brak czego?... Don Sancho. Tak, dusz złączenia!... Estella. Małżeństwa — to nie nastąpi Don Sancho. Wracam ci słowo... Estella. Nawzajem. Przy swoim boku Don Sancho. I dla mnie również Niewinnie zamordowałem, Estella. Jesteśmy wolni!... Don Sancho. Już wolni?... Estella. Żegnaj!... Don Sancho. Bądź zdrowa!... Król. Zaczekaj... Estella. Potężny panie, (wychodzi).
Don Sancho. Kochając — muszę nieszczęsny (wychodzi).
Król. To dusze wielkie!... Don Arias. To stałość!... Klaryndo. Szaleństwo chyba, mój panie. Król. Przeraża mię ta ich wielkość!... Don Pedro. Sewilla takich ma ludzi!... Klaryndo. Tragedyą tę wam poświęcił
koniec.
|
- ↑ W Ateneum z r. 1879 i oddzielnie: „Najznakomitsi komedyopisarze hiszpańscy“. Warszawa, 1880.
- ↑ Ma tu autor na myśli szkołą Gongory i tak zwanych Kultystów.
- ↑ Jest-to aluzya do stroju mnichów dominikańskich.
- ↑ Yo no se quiza quien es;
Mas se que nunca quizo. - ↑ W Hiszpanii jest zwyczaj, że państwo młodzi zamiast drużbów mają rodziców ślubnych.
- ↑ Stolica królestwa tegoż nazwiska, o 50 mil odległa od miejsca, które scena przedstawia.
- ↑ Przesąd w Hiszpanii — żeby się poszczęściło.
- ↑ Gra wyrazów, któréj w języku naszym oddać niepodobna.
- ↑ Aluzya do łańcuszków i wstążek, które się dają w Hiszpanii na wiązanie.
- ↑ Są-to nazwy kart, w których spadilla starsza od malilli. Jest tu oprócz tego gra wyrazów. Malilla, pochodząca od mala, stanowi aluzyą do występku Don Tella, a spadilla, pochodząca od espada przypomina potęgę królewską.
- ↑ Znak godności sędziowskiéj. Laska (vara) miała w górnéj połowie znak krzyża, na którym wykonywano przysięgę sprawiedliwości.
- ↑ Członek milicyi miejskiéj.
- ↑ Wodza.
- ↑ Przedmieście Sewilli na prawym brzegu Gwadalkwiwiru, ojczyzna cyganów.
- ↑ Dawny zwyczaj w Hiszpanii dawał najbliższemu krewnemu zamordowanego prawo decydowania o losie mordercy.
- ↑ Znak godności sędziowskiéj.