Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście/Księga dziesiąta
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście |
Data wyd. | 1867–1870 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Karol Mecherzyński |
Tytuł orygin. | Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Po załatwieniu wielkich i nader uporczywych trudności co do zapisów przez Kazimierza króla Polskiego przy śmierci poczynionych, postanowił Ludwik król Węgierski przyspieszyć swoję koronacyą na króla Polskiego, i usilném naleganiem dopraszał się u prałatów i panów Polskich, aby dopełnili obrzędu. Tymczasem Jarosław arcybiskup Gnieźnieński i panowie Wielkiej Polski wytoczyli nową, którą zachować raczej w milczeniu niżeli głosić wypadało, trudność i przeszkodę. Żądali bowiem od króla Ludwika, aby z Krakowa udał się do Gniezna, i w kościele Gnieźnieńskim odprawił koronacyą i przyjął namaszczenie na króla Polskiego. Ale Floryan biskup i panowie ziemi Krakowskiej sprzeciwili się temu żądaniu, a król Ludwik przełożył, że gdy dziad jego Władysław Łokietek, i syn Łokietka a wuj jego Kazimierz, ostatni na tronie Polskim jego poprzednicy, nie w Gnieznie ale w Krakowie byli koronowani, nie chce więc bynajmniej zmieniać zwyczaju przy koronacyi jego dziada i wuja zachowywanego, ani prawom przez kościoł Krakowski i miasto Kraków nabytym ubliżyć. Prosił potém Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, czego mu król Ludwik nie odmówił, aby przynajmniej dla uczczenia kościoła Gnieźnieńskiego pokazał się w nim w ubiorze królewskim i koronie. Poczém przystąpiono do koronacyi, i Ludwik król Węgierski w Krakowie, w kościele katedralnym, w Niedzielę po święcie Ś. Marcina, to jest dnia siedmnastego Listopada, w obecności jego matki Elżbiety, królowej Węgierskiej starszej, i drugiej królowej Jadwigi, wdowy po Kazimierzu królu Polskim, tudzież dwóch córek Kazimierza, Anny i Jadwigi, przez Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego uroczyście i z czcią największą koronowany został i namaszczony na króla Polskiego, i przyjął rządy państwa, aby nad dwoma królestwami panował. Towarzyszyli obrzędowi Floryan Krakowski i Piotr Lubuski biskupi, niemniej Kazimierz książę Szczeciński i Dobrzyński, i Władysław książę Opolski, przodkujący licznemu zebraniu panów królestwa Polskiego i szlachty. Ale pierwsze zaraz początki panowania skaził ukrzywdzeniem i osłabieniem tegoż królestwa: Władysławowi bowiem książęciu Opolskiemu, z Elżbiety siostrzenicy Kazimierza króla Polskiego zrodzonemu, wojewodzie Węgierskiemu, ziemię Wieluńską, która dawniej zwała się Rudzką, ze wszystkiemi zamkami w tejże ziemi Wieluńskiej, tudzież zamkami i miastami Olsztynem, (Holstin), Krzepicami i Bobolicami w ziemi Krakowskiej, nadto zamkiem i miastem Brzeźnicą w ziemi Sieradzkiej, przez Kazimierza króla Polskiego wspaniale i ozdobnie pomurowanemi, mimo odradzania i sprzeciwiania się prałatów i panów Polskich, wieczystém prawem nadał i zapisał; wielu nadto ustępstwami i nadaniami królestwo Polskie poszczerbił i pokrzywdził, tak iż się zdawało, że król Ludwik, możny posiadaniem królestwa Węgierskiego, bynajmniej nie myślał o utrwaleniu Polski, odzyskaniu części oderwanych przez Czechów, Sasów i Krzyżaków, o wzroście i pomnożeniu kraju, ale raczej starał się o to, aby królestwo Polskie poszarpać i osłabić. Dla złagodzenia jednak i ukojenia obruszonych na niego prałatów i panów Polskich, którzy nadanie uczynione z taką szkodą kraju Władysławowi książęciu Opolskiemu cierpko mu wyrzucali, nalegając, aby je cofnął i odwołał, równie ziemię Wieluńską wraz z zamkami i innemi miastami królestwa Polskiego temuż Władysławowi książęciu Opolskiemu ustąpioną, jako też księstwo i ziemię Dobrzyńską, nadaną Kazimierzowi książęciu Szczecińskiemu i Dobrzyńskiemu, wziął pod prawa lenne, zobowiązawszy obu książąt do uznania się lennikami Ludwika króla Polskiego, hołdującemi temuż królowi z rzeczonych księstw, ziem i powiatów, które do królestwa Polskiego powrócić miały, gdyby rzeczeni książęta bez potomstwa płci męzkiej pomarli.
A ponieważ tą koleją stoczył się rząd na obcego pana, godzi się, jak mniemam, o rodzie jego nieco dawniejszych dziejów popytać, aby obecni i potomni wiedzieli, pod jakim-to i jakiej krwi królem żyliśmy. Troiste dziejopisowie francuscy naznaczają pochodzenie królów Francyi. Pierwszy ród poczyna się w roku Pańskim czterechsetnym dwudziestym od króla Faramunda, który trwał w kilku następstwach. Z jego wygaśnieniem roku Pańskiego siedmsetnego sześćdziesiątego pierwszego powstał Karol Wielki. Ale i jego pokolenie w kilku królach rozrodzone skończyło się na Ludwiku VI, około roku Pańsiego dziewięćsetnego ośmdziesiątego siódmego. Miał zaś przy sobie rzeczony Ludwik VI, król Francuski, ostatni ze krwi Karola, barona pewnego, rodem Sasa, marszałka Francuzkiego i hrabiego Paryża, nazwiskiem Hugona Kapeta czyli Kapra, męża niepospolitego rozumu, i sprawności tak wielkiej, że przy względach króla i przychylności panów, wszystek rząd królestwa, sprawy i losy Francyi na nim prawie jednym polegały. O nim piszą niektórzy, że z domu wielce znakomitego pochodził; inni przeciwnie twierdzą, że był nizkiego rodu pachołkiem, i synem jakiegoś rzeźnika, ale przez swoję zręczność i obrotność wyszedł na tak znaczny stopień godności. Jemu więc Ludwik VI, ostatni z drugiego plemienia królów Francyi, umierając poruczył królestwo i żonę, i córkę jedynaczkę, którą w dziewictwie zostawiał, zaleciwszy jej, aby tego tylko wybrała za męża, którego jej Hugo Kapet naznaczy. Miał rzeczony Hugo syna, dorodnego młodzieńca, imieniem Karola, temu więc córkę Ludwika VI, jedyną dziedziczkę królestwa Francuzkiego, zaślubił. Od niego początek bierze trzeci ród królów Francuzkich, który aż dotąd się utrzymuje. Z tego rodu pochodzący Karol Ciotti, król Sycylii, miał z córki Ludwika VI trzech synów, jako to Karola Martella, Świętego Ludwika i Roberta. Gdy potém Karol Martel spłodziwszy z Klemencyi córki Rudolfa cesarza, a wnuczki Alberta, syna Karola Martella, zszedł ze świata, a brat jego młodszy Ludwik święty pogardził królestwem i zrzekł się tronu, wnet trzeci brat Robert opanował królestwo Sycylijskie, odepchnąwszy od tronu pierworodnego syna brata swego, Karola. Ten w dziecinnym wieku odesłany do Węgier, nie bez ciężkich przygód i strat osięgnął królestwo Węgierskie, a umierając, z pomiędzy licznych synów, z Elżbiety córki Władysława Łokietka króla Polskiego zrodzodzonych, trzech tylko, to jest Ludwika, Andrzeja i Stefana, zostawił. Robert zaś król Sycylijski jednego tylko miał syna Karola Duha, po którym dwie córki jedynie Joanna i Marya zostały. Ten więc Robert król Sycylii, który przeżył syna Karola, nagradzając krzywdę wyrządzoną bratankowi swemu Karolowi królowi Węgierskiemu, i chcąc, aby posiadanie królestwa Sycylijskiego przy jego domu zostało, gdy sam był już starcem zgrzybiałym, przyzwał do siebie Andrzeja, syna rzeczonego bratanka swego Karola króla Węgierskiego, któremu się królestwo Sycylii słusznie w spadku należało, i córkę syna swego Joannę, trzecim stopniem powinowactwa z nim połączoną, za dyspensą Grzegorza XI, temuż Andrzejowi poślubił, która po latach dwóch wydawszy na świat córkę, męża, jak wyżej opowiedzieliśmy w mieście Awersa powiesiła na sznurku jedwabnym i z komnaty wyrzucić kazała. Pozostały syn Karola króla Węgierskiego, Stefan, mając jedyną córkę zrodzoną z córki Ludwika książęcia Bawarskiego i cesarza Rzymskiego, wszystek po sobie spadek zostawił Ludwikowi. Ten nastąpiwszy i po ojcu Karolu na tron Węgierski, i po wuju Kazimierzu na królestwo Polskie, z Elżbiety żony swojej, córki króla Bosnii, dwie tylko miał córki, Maryą i Jadwigę.
Ludwik król Węgierski i Polski, wyjechawszy z Krakowa udał się do Wielkiej Polski. Po jego odjeździe, matka królewska, starsza królowa Węgierska, skarb pozostały po bracie swoim Kazimierzu królu Polskim rozdzieliła z nakazu króla Ludwika, stosownie do rozporządzenia króla Kazimierza uczynionego przy śmierci, między królową wdowę Jadwigę, a córki królewskie Annę i Jadwigę. Rzeczona wdowa po królu Kazimierzu, Jadwiga, odebrawszy swoję część trzecią majątku, która wynosiła tylko trzysta trzydzieści trzy grzywny i pół srebra, i tysiąc grzywien szerokich groszy, wróciła do domu ojczystego, i poszła za Ruperta, syna Wacława książęcia Lignickiego. Córki zaś królewskie Annę i Jadwigę, z całym skarbem i dostatkiem przez ojca Kazimierza im odkazanym, królowa Elżbieta zawiozła do Węgier, ażeby z czasem, popochodziwszy za jakich możnych i przeważnych książąt, nie spowodowały zaburzeń w Polsce i nie posięgły do tronu. A nadto król Ludwik ustanowił w ich sprawie sąd, który uznawszy, że były córkami nieprawego łoża, odsądził je od dziedzictwa i prawa do tronu. Atoli starsza z nich, Anna, poślubioną została Wilhelmowi hrabi Cylejskiemu, druga Jadwiga książęciu Romerowi. W czém zaiste podziwiać należy sprawiedliwość Wszechmocnego Boga, karzącego winy osobiste każdego przestępcy: albowiem dwie córki króla Polskiego, Annę i Jadwigę, na ukaranie ojcowskiej winy, nie tylko dziedzictwa ojczystego pozbawił, ale i sromotą nieprawego urodzenia napiętnował, dozwoliwszy sławę rzeczonych córek króla Kazimierza mniej słusznym skazić wyrokiem, za to, iż tenże król cudzą córkę swém wszeteczeństwem zniesławił.
Gdy Ludwik król przybył do Wielkiej Polski, wyszły na jego powitanie liczne poczty panów i rycerstwa tej ziemi, i odprowadziły go do Gniezna: gdzie lubo mu w kościele Gnieźnieńskim przygotowano majestat, nie chciał nań atoli wstąpić, twierdząc, „iż to mogłoby wyjść na urągowisko. Nie zgadzało się to (mówił) z jego i Polaków godnością, aby raz przywdziawszy koronę w zwykłem koronacyi miejscu, w stolicy Krakowie, miał obrząd ten, jakby wątpliwy, nowym i niezwykłym obyczajem w Gnieznie powtarzać.“ A zatrzymawszy się przez dwa dni w Gnieznie, przez Łęczycę i Sieradz powrócił do Krakowa. Gdy zaś w wielu miejscach Węgrzyni poczynili krzywdy i wydzierstwa mieszczanom i chłopom, ciśniono się zewsząd z skargami do króla; ale te nie doszły do uszu królewskich, Węgrzyni bowiem odpędzali mieszczan, wieśniaków i innych pokrzywdzonych. Niezadługo potém, król Ludwik, wróciwszy z Wielkiej Polski, i w Krakowie nieco zabawiwszy, matce swojej królowej Elżbiecie poruczył rządy królestwa, którego jeszcze był nie ustalił i nie urządził; a nie myśląc bynajmniej o odzyskaniu oderwanych od niego zamków Santockiego i Włodzimierskiego, tą samą drogą którą przybył, ruszył spiesznie do Węgier, zabrawszy z sobą z Krakowa koronę królestwa, jabłko, miecz i inne oznaki królewskie, ażeby Polacy w jego nieobecności innego króla nie obrali, czego się bardzo obawiał, gdy zwłaszcza byli inni książęta, którym się królestwo słuszniejszém prawem należało. Od tego czasu królestwem Polskiém rządziła więcej niewiasta, rzeczona Elżbieta, starsza królowa, niżeli sam król Ludwik; a pousuwawszy dawnych radców, starostów i urzędników, którzy służyli pod królem Kazimierzem, poosadzała nowych, mało z prawami publicznemi obeznanych, ale niewieście nadskakiwać i zręcznie pochlebiać umiejących, przez których wnet królestwo Polskie chromać i do upadku nachylać się poczęło. Wtedy także w sercach Polskich odświeżył się żal po stracie króla Kazimierza, gdy go z Ludwikiem porównywano; poznali bowiem Polacy, jak zacnego i dobrego króla stracili, a tkwiąca w nich miłość ku Kazimierzu oziębiała umysły szlachty i ludu dla króla Ludwika. Powiększała jeszcze ten wstręt powszechny nieobecność Ludwika, nie dbającego bynajmniej o królestwo Polskie.
Kiejstut książę Litewski z zebraném na prędce wojskiem wpadł do Prus, a splądrowawszy i zniszczywszy ogniem powiat zwany Stisten, chrześcian zaś orężem wytępiwszy, z łupami i brańcami cofnął się spiesznie do Prus z powrotem. Chcąc się pomścić tej klęski mistrz Pruski Winrych, z całą siłą zbrojną własnego i zaciężnego żołnierza wkroczył do Litwy, a podzieliwszy wojsko na cztery zastępy, i rozszerzywszy na okół spustoszenia, z wielką liczbą jeńców i znaczną zdobyczą do Prus powrócił. Tymczasem Elner komtur Balgi wpadł na Ruś i zamek Drewik obległ; nie mógł go jednakże dobyć, zagarnąwszy więc nieco brańców, wrócił z wojskiem do kraju. Gdy potém pościągało do Prus wiele obcego rycerstwa, przedsięwzięto trzecią wyprawę na Litwę, pod wodzą komtura Insterburskiego, który zamek Dorsuń (Dursenne) zdobył i spalił, a Litwinów częścią wymordował, częścią pobrał w niewolą.
Elżbieta, królowa Węgierska starsza, której był Ludwik król Węgierski i Polski zlecił namiestniczo rządy królestwa Polskiego, podżegniona namowami i podszeptami nowych radców, dla których wzgardziła dawną i wielce rozsądną radą królewską, Przecławowi z Gołuchowa wojewodzie Kaliskiemu odebrała w mięsopusty starostwo Wielkiej Polski, które on z wielką prawością i gorliwością sprawował, a w jego miejsce postanowiła wielkorządcą Ottona z Pilcy, szlachcica znakomitego i nader hojnie żyjącego. Użalali się na to rycerze i szlachta Wielkopolscy, że taki wybór wywracał ich prawa i zwyczaje, i że królowa pominąwszy ze wzgardą panów Wielkiej Polski, przełożyła nad nią Ottona, nie mającego w ziemi Wielkopolskiej żadnych posiadłości. A gdy nowemu wielkorządcy podlegać nie chcieli, trwały długo zżymania się i niechęci, i zaledwo Otto swoją szczodrotą i zabiegami zdołał je jakokolwiek ukoić, powysadzawszy niektórych z szlachty Wielkopolskiej, więcej sobie przeciwnych, na starostwa, urzędy i dzierżawy zamków do jego wielkorządztwa należących. Mnożyły się nadto w owym czasie napaści skryte łotrów, złodziei i jawnych nieprzyjacioł, najeżdżających granice Polski; na których poskromienie szlachta Wielkiej Polski przez zawiść ku wielkorządcy pomocy dostarczać, i w służbę wojskową na rozkaz Ottona wstępować nie chciała. Zaczém Otto zbrzydziwszy sobie tę powszechną rycerstwa niechęć i nienawiść, złożył dobrowolnie wielkorządy. Po nim nastąpił Sędziwój z Szubina, szlachcic Wielkopolski. Za jego wielkorządztwa, w tymże i następującym roku, nieprzyjaciele postronni i właśni krajowcy dopuszczali się w królestwie Polskiém mnogich łupiestw i rozbojów. Do tych klęsk przyłączyła się jeszcze równie zgubna a podobno zgubniejsza plaga, zaraza gorączkowa, która rozszerzywszy się po całej Polsce, większą część ludności w tym i następnym roku wytępiła, tak iż wiele domów ogołoconych z mieszkańców stało pustkami.
Dnia piętnastego Kwietnia uderzył piorun w kościoł Poznański, i otrącił szczyt wieży po prawej stronie kościoła, a potém z wielką gwałtownością wpadłszy przez mały otwór w sklepieniu do kaplicy królewskiej, pozrzucał ze ścian i pogruchotał obrazy Przemysława króla Polskiego i żony jego Ryxy; żadnej zaś innej rzeczy w kaplicy nie tknął, jakby tylko tę jednę psotę chciał wyrządzić: które to zdarzenie za dziw osobliwy poczytano.
Krzyżacy Pruscy i Litwini nawiedzili się w tym roku także wzajemnemi najazdy i klęski. A naprzód Kiejstut książę Litewski wtargnął z nie małą siłą zbrojną do Prus, a spustoszywszy powiat Stysten, i wielką liczbę chrześcian wymordowawszy lub zagarnąwszy w niewolą, wrócił do Litwy. Nawzajem mistrz Pruski Winrych z własném i obcém posiłkowém wojskiem najechał Żmudź i Litwę, oba kraje mieczem i ogniem spustoszył, i uprowadził gmin zabranych jeńców wraz z inną zdobyczą. Potém brat Elner, komtur Balgi, z drugim oddziałem wojska wpadł na Ruś, i usiłował zdobyć zamek Drewik, ale po bezskutecznej pracy, zabrawszy jeńców i łupy, wrócił do Balgi. Przedsiębrał powtórną jeszcze wyprawę na Litwę komtur Insterburski, a przy pomocy zaciężnego rycerstwa zdobywszy i spaliwszy zamek Dorsuń (Dirsun), znaczną liczbę Litwinów pobrał w niewolą lub wymordował.
Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, doznając w dobrach swych stołowych w powiecie Łęczyckim krzywdy i napaści od niektórych z rycerstwa i szlachty Mazowieckiej, a szczególniej Petrasza, syna Krystyna, wojewody Płockiego, dokuczających mu niesłusznemi wydzierstwy, napadami i grabieżą, przez dwa lata niemal całe słał wielokrotne posły i listy do książęcia Mazowieckiego Ziemowita, z prośbą, aby rzeczonego Petrasza, jako swego poddanego, zmusił do powrócenia szkód zrządzonych i spokojnego zachowania się na przyszłość. Ale gdy książę Ziemowit ociągał się z wymierzeniem sprawiedliwości na Petrasza za krzywdy poczynione kościołowi Gnieźnieńskiemu, czy-to dla zatrudnień osobistych, czy z umysłu patrząc na nie przez szpary, inni zaś pozeznawali, że takowych pokrzywdzeń i napaści rzeczywiście Petrasz się dopuścił, użył arcybiskup duchownego oręża, dotąd cierpliwie w pochwach trzymanego, i na całe księstwo Mazowieckie interdykt kościelny położył. Książę Mazowiecki Ziemowit dotkniony boleśnie takowym ciosem, zwłaszcza iż wszyscy duchowni i świeccy zwalali całą winę na niego, udał się w prośby, aby księstwo jego uwolniono od klątwy, przyrzekając, że na Petraszu wszelaką wymierzy sprawiedliwość. Lecz gdy Jarosław arcybiskup Gnieźnieński nie już sądu sprawiedliwego i dochodzenia krzywd sobie poczynionych, zdzierstw i łupiestw, które aż nadto były jawne i udowodnione, ale rzeczywistego wynagrodzenia żądał, wszyscy bowiem za nie cierpieli i srodze byli umartwieni, poruczono sprawę sędziom obustronnym, którzy wyrokiem swym przysądzili Jarosławowi arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu dwie wioski, mające na wieczne czasy przydzielić się do jego kościoła, na wynagrodzenie szkód przezeń poniesionych. Tym wyrokiem zaspokojony Jarosław cofnął wydany interdykt.
Z podeszłym wiekiem opuszczało Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego ciepło żywotne; wzrok przytém dnia dwudziestego pierwszego Grudnia w Piątek tak nagle mu się zaćmił, że zupełnie oczy utracił. Zaczém obmyślając opiekę nad kościołem swoim Gnieźnieńskim, z którym przez lat czterdzieści w świątobliwej żył zgodzie, i który wspaniałemi murami zabudował, a zapisami wielu wsi bogato uposażył i podźwignął, Mikołajowi z Koszutowa, proboszczowi Gnieźnieńskiemu, krewnemu swemu, postanowił ustąpić stolicy, i naznaczył tym celem prokuratorów. Ale nie dość w tej mierze rozważny, nie wziąwszy zezwolenia od kapituły, ani królewskiego upoważnienia, udał się wprost do papieża Grzegorza do Awinionu, w mniemaniu, że dosyć będzie na jego osobistém odstąpieniu, i że rzecz całą bez przeszkody załatwi. Tymczasem pobiegł za nim spiesznie Janusz Baszko (Pascho) kantor Gnieźnieński, i stanąwszy razem prawie w Awinionie, oparł się jego żądaniom w imieniu kapituły Gnieźnieńskiéj. A tak Jarosław, poświęciwszy napróżno wiele trudów i nakładów, i strawiwszy bezpożytecznie rok cały (w którym i przeciwnik jego kantor Janusz na zaraźliwą chorobę w niższych częściach ciała umarł) z niczém do domu powrócił. Wszelako, chociaż Mikołaj stracił nadzieję pozyskania arcybiskupstwa, Jarosław trwał w powziętym zamiarze ustąpienia z swojej stolicy; i znowu przeznaczywszy arcybiskupstwo siostrzeńcowi swemu Janowi zwanemu Suchywilk z Strzelec, doktorowi praw kościelnych, dziekanowi Krakowskiemu i kanonikowi Gnieźnieńskiemu, rodem z ziemi Sandomierskiej, wsi Strzelce, niedaleko miasteczka Szydłowa nad Schodnią (Schodnya) położonej, szlachcicowi herbu Grzymała, prokuratorów ustanowił. Lecz gdy wysłannicy rzeczonego Jana dziekana, szlachcic Domarat i Jarand kanonik Gnieźnieński, zaopatrzeni w listy króla Węgierskiego i Polskiego Ludwika, wstawiającego się za tymże dziekanem, nic u Grzegorza XI w Awinionie wskórać nie mogli (jak snadno bowiem król Ludwik przychylił się za nim, tak znowu wstawienie się swoje innym listem odwołał), rzeczony Jan dziekan, nowemi poparty listami kapituły Gnieźnieńskiej, jakich jego wysłannicy nie wzięli, tudzież listami Ludwika króla Polskiego i Karola cesarza Rzymskiego, a króla Czeskiego, udał się osobiście do Awinionu. A gdy Wilhelm kardynał, krewny Grzegorza papieża, przyczynił się za nim skutecznie, papież Grzegorz w roku następnym, to jest tysiącznym trzechsetnym siedmdziesiątym trzecim, wyniósł go na stolicę Gnieźnieńską, i w Awinionie w Niedzielę drugą po Wielkiejnocy wyświęcić kazał. Niebawem ruszył Jan arcybiskup z Awinionu, chroniąc się przed panującą tamże zarazą, i dnia pierwszego Lipca, we Wtorek, przybył do Gniezna, gdzie na jego przyjęcie wyszły ze czcią processye, a nazajutrz po przybyciu, w święto Nawiedzenia N. Maryi Panny, odprawił uroczyste w szatach biskupich nabożeństwo, i objął spokojnie w posiadanie całkowite arcybiskupstwo, wyjąwszy obwody Pomorski i Opatowski, tudzież dziesięciny Kaliskie, które Stolica Apostolska dla Jarosława poprzedniego arcybiskupa Gnieźnieńskiego na jego utrzymanie odkazała. Niezadługo rzeczony Jarosław arcybiskup sprzykrzywszy sobie świeckie życie i pomieszkanie, udał się do klasztoru Lendzkiego pod Pyzdrami, i tam blisko dwa lata na ćwiczeniach pobożnych i twardej pokucie przesiedział. O tym Janie Suchywilku arcybiskupie Gnieźnieńskim piszą niektórzy, że pochodził z wsi Strzelec, w bliskości Pacanowa w ziemi Sandomierskiej nad rzeką Schodnią położonej; inni, że się urodził we wsi Gołuchowie pod Kaliszem, z ojca Przecława wojewody Kaliskiego.
Ludwik król Węgierski i Polski córkę swoję starszą, imieniem Maryą, zaślubił Zygmuntowi, synowi Karola cesarza i króla Czeskiego, margrabi Brandeburskiemu.
Zaraza gorączkowa, która w królestwie Polskiem roku zeszłego zwolna szerzyła się między ludźmi, w tym roku z taką wybuchła gwałtownością, że w wielu miejscach zabrakło miejsca na cmentarzach.
Brat Elner komtur Balgi zebrał zbrojne poczty i wydał wojnę Rusinom; a najechawszy ziemię Wołyńską, rozszerzył aż pod Kamieniec spustoszenia. Po dopełnieniu wielu morderstw i zagarnieniu jeńców wrócił do Balgi. Nawzajem, w czasie wielkiego postu, Kiejstut książę Litewski lasami i pustyniami, niedostrzeżony od straży Krzyżackich, wtargnął do Prus pod wsią Biberstein, a pastwiąc się po barbarzyńsku nad chrześciany, wiele ludu wymordował i nabrał w niewolą. Po niejakim czasie, uwiadomiony od szpiegów, że Krzyżacy zbierali wojsko dla pomszczenia się swojej krzywdy, umknął spiesznie do lasów i pustyń, i utaił się na zasadzkach w miejscach do tego sposobnych, na przypadek, gdyby go nieprzyjaciel chciał ścigać w odwrocie. Ale komtur Brandeburski, który wyprawą kierował, obawiając się zasadzek, poniechał wcale pogoni.
Dnia dwudziestego drugiego Lipca, Ś. Brygitta królowa Szkocka umarła. Za kanonizacyą jej obstawał wymownie przed Grzegorzem XI i konsystorzem jawnym mistrz Mateusz z Krakowa, wysławiając jej cnoty i cudowne sprawy, i dowodząc, że równie za życia jak i po śmierci godną się okazywała, aby ją w poczet Świętych policzono. Jakoż słynie dotąd w całym katolickim świecie, a zwłaszcza w Polsce, jej imię uwielbione i świętość.
Ludwik król Węgierski i Polski, nie przestając na licznych i w całości uiszczanych z królestwa Polskiego dochodach, jakich przed nim żaden z królów Polskich dostatniej nie pobierał, wskazał do biskupów, panów przedniejszych i starszyzny królestwa przez swoich starostów i urzędników z upomnieniem: „aby skarbu królewskiego i podatków nie zmniejszali, a jego samego nie czynili pośledniejszym i niższym od poprzednika jego i wuja, Kazimierza niegdyś króla Polskiego, a iżby składali wiernie podatek ustanowiony na znak królewskiej zwierzchności, i z każdego łanu wnosili do skarbu królewskiego po sześć skojców szerokich groszy, tudzież po korcu (mensura) żyta i owsa, co królewszczyzną (krolestwo) czyli czynszem królewskim albo poradlnem zwykle zwano; a to według dawnego prawa i zwyczaju, aż do czasów jego panowania stale w Polsce przestrzeganego i zachowywanego.“ Ale prałaci i panowie Polscy, wzdrygający się wszelakiego podatku jakby jakiej zarazy i niewolniczej powinności, dobra ich i poddanych wiejskich wielce obciążającej, odpowiedzieli: „że król Kazimierz za wyświadczone jemu i królestwu Polskiemu wysługi, uwolnił ich włości od rzeczonego podatku i zniósł go na zawsze.“ Taką odpowiedź dano królowi Ludwikowi przez wyznaczonych do tego umyślnych posłów, którzy prosili króla: „aby swobody nadanej Polakom przez króla Kazimierza jego wuja, który uwolnił ich od rzeczonego podatku, nie nadwerężał, ale raczej potwierdził raz im udzielone dobrodziejstwo i na przyszłość pismem je ubezpieczył.“ Król Ludwik, objaśniony w tej sprawie od niektórych starostów Polskich i swoich dworzan, odpowiedział: „że poprzednik jego Kazimierz król Polski obiecał wprawdzie prałatom i panom Polskim znieść podatek zwany poradlne, ale nigdy tej obietnicy nie uiścił, i owszem wybierając go ciągle aż do końca życia, postępował wbrew swemu przyrzeczeniu. Wszelako on nie odmawia im swojej łaski, i zapewnia, że dla dobra i korzyści królestwa Polskiego, a w szczególności prałatów Polskich, panów i starszyzny, nowym przywilejem uwolni ich od płacenia większej części rzeczonego podatku, zachowując sobie część mniejszą na znak najwyższej władzy, byleby biskupi, prałaci, panowie i starszyzna królestwa Polskiego chcieli uczynić zadość jego życzeniom, i nowemi układy i pismy uznali córki jego Maryą i Jadwigę za dziedziczki tronu i zobowiązali się wsadzić je na królestwo, a dawne swoje zobowiązania i układy, za czasów Kazimierza króla poczynione (co do córek Ludwika i Jana jego siostrzeńca, syna Andrzeja w mieście Aversa przez żonę Joannę królową Sycylijską zdradziecko zamordowanego, i zmarłego bez potomstwa płci męzkiej) mocą których córki od następstwa były wyłączone, rościągnęli obecnie i do córek, gdy król Ludwik nie miał żadnego syna, a Jan siostrzeniec jego książęciem Slawońskim mianowany, po zejściu Andrzeja, syna króla Sycylijskiego, dwie tylko córki Maryą i Jadwigę zostawił.“ Biskupi zatém, panowie Polscy i starszyzna, pragnąc zrzucić z siebie i swoich potomków ciążącą powinność opłacania podatku zwanego poradlne, zezwolili na warunek podany przez króla Ludwika, i zobowiązali się jednę z córek królewskich po jego śmierci przyjąć na królestwo: król zaś Ludwik wydanym przywilejem na piśmie zniżył podatek poradlne do dwóch groszy, mających się opłacać na znak posłuszeństwa i uznania najwyższej zwierzchności. Biskupi zaś królestwa Polskiego, wraz z swemi kapitułami, zasadzając się na dawnym przywileju Kazimierza króla Polskiego, nie chcieli płacić i tych dwóch groszy tytułem królewszczyzny; klasztornych zaś chłopów i osadników, mimo zwalniającego przywileju króla Ludwika, do opłacania całkowitego podatku zmuszali: od której-to krzywdy tak jawnej i krzyczącej nie zasłaniali pod ów czas klasztorów z należytą gorliwością naczelnicy duchowni, o siebie tylko i o swoje dobra troskliwi.
Dnia czternastego Lutego, Jan Doliwa, biskup Poznański, we wsi swojej biskupiej Zdbikowie (Sdbikowo) umarł na puchlinę. Zwłoki jego sprowadzone do Poznania, dnia dwudziestego drugiego tegoż miesiąca Lutego w kościele tamecznym przed ołtarzem N. P. Maryi pochowano. Był to mąż rzadkiej ludzkości i szczodroty dla biednych i nieszczęśliwych. On podźwignął znacznie kościoł Poznański przez poczynione dlań na dobrach zapisy, przykupienie wiosek i założenie miasteczka Dolska. Nazajutrz zaś po pogrzebie zwłok biskupich, za sprawą Mikołaja z Kurnika, proboszcza kościoła P. Maryi w Krakowie i kanonika Poznańskiego, doktora prawa kanonicznego, który na trzy dni przed pogrzebem biskupim ustanowił był samowładnie administratorów, przystąpiono tajemném głosowaniem do elekcyi, bez przywołania nieobecnych. Ale gdy głosy wyborców podzieliły się między Trojana proboszcza Poznańskiego i rzeczonego Mikołaja z Kurnika, poruczono rozstrzygnienie sprawy siedmiu wyborcom polubownym. Z których gdy czterej dali głos za Mikołajem z Kurnika, obrany został tenże Mikołaj, szlachcic herbu Łodzia; inni trzej z głosami swemi do tamtych czterech przystąpili. Gdy atoli Jan arcybiskup Gnieźnieński dla jakiegoś poróżnienia i niechęci wyboru tego potwierdzić nie chciał, udał się rzeczony Mikołaj do Grzegorza XI papieża do Awinionu; a lubo doznał przeszkody z strony Ludwika króla Węgierskiego i Polskiego, z przyczyny iż nie postarał się wcześniej o zezwolenie na swój wybór, niemniej z innych stron wystąpiły przeciw niemu zarzuty i nieprzyjazne listy, wszelako wyjednał sobie u Grzegorza papieża potwierdzenie i wyświęcenie na biskupa. Wróciwszy zatém do Poznania na dzień Ś. Marcina, objął biskupstwo Poznańskie spokojnie, do którego nikt mu już przeszkadzać nie śmiał.
Komtur Insterburski wkroczywszy z wojskiem konném i pieszém do Litwy, powiat Wejgow ogniem i mieczem spustoszył, i z gminem jeńców i innej zdobyczy do Insterburga powrócił. Podnieśli potém oręż wszyscy komturowie w Prusach, a pod wodzą Godfryda v. Tilia marszałka Pruskiego wtargnąwszy w okolice Dirsungen i Wejgow, wszystko mieczem i pożogą zniszczyli, i siedmiuset brańców Litewskich do Prus z sobą pognali.
Władysław Biały książę Gniewkowski, przez rok jeden przeszło utrzymywany na obcym dworze Bodczy z Drdzenia (Drzden), widząc, iż obiecywane mu przez Sędziwoja z Szubina wielkorządcę i panów Wielkiej Polski łaski i względy Ludwika króla Polskiego nie przychodzą do skutku, i że w doskwierającém ubóstwie już nawet Bodczy z Drdzenia, u którego przebywał w gościnie, stał się przykrym ciężarem, za namową wielu stronników, sam wreszcie zniecierpliwiony i obostrzony zawiścią, począł myśleć gorliwie o odzyskaniu swego Gniewkowskiego księstwa. Nie utaiły się atoli jego zamachy; rozbiegła się szybko wieść między ludźmi, że książę Władysław Biały zamierzył kilka zamków, które wprzódy do niego należały, zdradą i przemocą podchwycić. Ta wieść zbudziła czujność Sędziwoja z Szubina, Wielkopolskiego starosty, pod którego władzą i zwierzchnictwem zostawały owe zamki; dla zniweczenia przeto zamiarów książęcia Władysława, postanowił rycerza Krystyna z Skrzypina, mającego za sobą jego siostrę, usunąć z zamku Złotoryi, o który najbardziej się obawiał, a komu innemu, zdatniejszemu i obrotniejszemu, straż jego powierzyć (już bowiem on Krystyn był w latach podeszły, i mniej sposobny do oręża i odparcia grożącego niebezpieczeństwa). Lecz gdy rzeczony Krystyn z Skrzypina uczuł dotkliwie to usunięcie go z urzędu, i przełożył, jak wielką było dla niego ujmą i sromotą, że w czasie tak trudnym i niebezpiecznym oddalano go jak nieużytecznego i niezdatnego, i usuwano z dzierżawy zamku, wymógł na Sędziwoju staroście swemi i żony swojej prośbami, aby mu nie czynił takiej zniewagi, i uspokoił wszelkie w nim o rzeczony zamek obawy, upewniając, że go potrafi utrzymać i obronić przeciw wszelakim nieprzyjacioł szturmom i napaściom. Tymczasem rybacy, przekupieni pieniędzmi i obietnicami od giermków i szpiegów książęcia Władysława Białego, i nauczeni od nich, w jaki sposób zamek mógł im być do rąk wydany, wzięli na łódź kilka sądków dobrego wina, i powieźli je Krystynowi staroście, aby go upoić, wiedzieli bowiem, że był do pijaństwa skłonnym; a gdy mu je w darze przynieśli, przyjął ich Krystyn z wielką uprzejmością, i zasiadłszy z nimi, pił wesoło i z chciwością. Wnet i owego wina zabrakło, posłali więc po nowy zapas do Torunia, i nie wprzódy odeszli, aż gdy ujrzeli Krystyna zupełnie pijanym i bezprzytomnym. Gdy więc Krystyn po takiém przypiciu następnej nocy spał jak zabity, czeladź i szpiegowie książęcia Władysława Białego, przystawiwszy drabiny, w dzień Wniebowzięcia N. Panny Maryi dostali się do zamku Złotoryi, i tak Krystyna grododzierżcę, jako i jego drużynę, po zbytkach dnia poprzedniego zaledwo oczy przetrzeć zdolnych, porwali i w więzach stawili przed książęciem Władysławem Białym, i zamek Złotoryją pod jego nachylili władzę. Książę Władysław Biały natychmiast rzeczony zamek silną osadził załogą, pościągało bowiem do niego mnóstwo włóczęgów i hołyszów, dłużników i potępionych w sądzie winowajców. Rycerza zaś Krystyna, z nienawiści ku staroście Sędziwojowi, do ciężkiego wtrącił więzienia: zkąd gdy Sędziwój starosta nie starał się go wydobyć, wyrzucając mu jego opilstwo i zaniedbanie powinności, uwolniony został dopiero za staraniem przyjacioł, i złożonym okupem sześciuset kóp (groszy Praskich), za które miałby był na całe życie dostatek wina, gdyby był trzeźwość zachował.
W cztery dni po opanowaniu Złotoryjskiego zamku, Ulrych v. Osten, syn Bodczy z Drdzenia, przybył książęciu Władysławowi Białemu na pomoc, przywiódłszy z sobą poczet zbrojnych ludzi tak konnych jako i pieszych. Młodzieniec żwawy i dzielny, krzątając się gorliwie w sprawie Władysława książęcia, podstąpił pod zamek biskupi Raciąż, a opanowawszy dzwonnicę i budynek przyległy, począł z wielką natarczywością dobywać zamku. Ale gdy straż zamkowa dzielnie się broniła, odparty, poszedł pod Gniewków, i do zamku tamecznego szturmował. A lubo starosta miejscowy Gerard z Słomowa mężny mu dawał opór, i zamachy Ulrycha skutecznym krócił orężem, gdy atoli mieszczanie Gniewkowscy radzi pomagający Ulrychowi, zaniechawszy szturmu, naniesionemi do koła stosami słomy i chróstu zamek podpalili, zkąd wzniecony pożar wnet przy powiewie wiatru ogarnął płomieniem gród cały, acz dzielnie od Gerarda i jego ludzi broniony; Gerard wraz z bratem, dwoma synami i dwudziestu dwoma zbrojnej drużyny, tudzież taborem całym rynsztunku i koni, zagrożony śmiercią, przymuszony był oddać się w ręce Ulrychowi; i dopiero przez Sędziwoja starostę Wielkopolskiego złożonym książęciu Władysławowi Białemu znacznym pieniędzy okupem wydobyty został z niewoli. Potém jednak Ulrych, na naleganie braci rodzonych Dobrogosta i Arnolda, odstąpić musiał książęcia Władysława Białego, aby jako poddany królewski, winny zatém obrazy majestatu, nie ściągał i na braci swoich sromoty; wrócił więc z swemi ludźmi do domu.
Celem powstrzymania ustawicznych książęcia Władysława Białego na ziemię Wielkopolską najazdów, i szerzonych w niej mieczem i ogniem spustoszeń, z któremi łączyło się porywanie rycerstwa i szlachty w niewolą, tak iż Sędziwój z Szubina starosta Wielkopolski sam przez się nie zdołał im już zaradzić, Jan czyli Jaśko Kmita, starosta Sieradzki, szlachcic herbu Szreniawa, nakazawszy wyprawę wojenną, ruszył z pocztami rycerstwa i wojskiem Sieradzkiém pod Złotoryję. Ale gdy rycerstwo i oddziały wojska, któremu przywodził, nie pilnowały wskazanej im drogi, i w pochodzie przez ziemię Kujawską nie miały się przed nieprzyjacielem na baczności, lud zbrojny książęcia Władysława Białego napadł niespodzianie na ich pociągi obozowe i tabory, i bez trudu je opanował. Zasilony w ten sposób książę Władysław znacznym w srebrze, złocie i innych rzeczy dostatkiem, który na wozach prowadzono, a ztąd do śmielszych działań pobudzony, przeprawiwszy się przez rzekę Wisłę, jął garnąć zewsząd mieszczan Gniewkowskich, chłopstwo i młodzież niedorosłą do boju, a zamożny bardziej liczbą niż sprawném i ćwiczoném wojskiem, szedł pod Inowrocław, aby go oblężeniem zamknąć. Ale Jaśko Kmita starosta Sieradzki, uwiadomiony przez szpiegów o zbliżającym się nieprzyjacielu, złączywszy swoje hufce z oddziałami Bartosza z Wissemburga, starosty Brzeskiego, zastąpił mu drogę pod Gniewkowem, stoczył bitwę, i z łatwością wojska jego pogromił. Książę Władysław Biały, umknąwszy z bojowiska, z obawy, iżby się żywcem nie dostał w ręce nieprzyjacioł, krętemi manowcami, zaledwo samoczwart, puścił się spiesznie ku Niesławiu, i w ten sposób uniknął pogoni. Tam zostawiwszy konie, siadł na łodź i popłynął do Złotoryi. Atoli jego ludzie, ścigani od Kmity i Bartosza aż pod sam Toruń, częścią wymordowani zostali, częścią pobrani do niewoli. Jeszcze przecież książę Władysław Biały nie upadł na sercu, ale palił przedmieścia Inowrocławskie i okoliczne włości w Kujawach; szlachty, mieszczan i kupców chwytać nie przestał. Zaczém Sędziwój starosta Wielkopolski w zamku Jarosława z Służewa i po innych miejscach silne poosadzał załogi. Mimo tego książę Władysław Biały roznosił spustoszenia i pożogi i zabierał ludzi w niewolą, nie tylko w Kujawach ale i w krajach Wielkiej Polski.
Ludwik król Węgierski i Polski, czując się na siłach osłabionym i różnym słabościom podległym, jednę z córek swoich, młodszą wiekiem ale urodniejszą, zaślubił Wilhelmowi książęciu Austryi, synowi Leopolda: który z Austryi przysłany do Węgier, ciągle aż do śmierci Ludwika chował się na dworze teścia, z czułością jak syn kochany i podejmowany.
Ludwik król Węgierski i Polski, widząc że Ruskie kraje, orężem Kazimierza króla po wiele kroć podbijane i szłuszném posiadane prawem, przeważną miały liczbę mieszkańców katolickich, przez wysłane do Awinionu do papieża Grzegorza XI uroczyste poselstwo uzyskał zezwolenie Apostolskiej stolicy, aby dla dobra i pomnożenia prawej wiary, tudzież pożytku zbawiennego krajowców katolików, miasto Halicz szczyciło się arcybiskupią, Przemyśl zaś i Włodzimierz biskupią katedrą. Które–to Ruskie kraje dopiero po śmierci króla Kazimierza dostały się jemu i królestwu Polskiemu, nigdy ich bowiem wprzódy nie posiadał. Na przerzeczone arcybiskupstwo Halickie, nowo przez Grzegorza XI ustanowione, wyniesiony został Jakób, rodem Polak, a za stolicę naznaczony mu kościoł ... Greckiego obrządku. Na Przemyskiém zaś biskupstwie rzeczony Grzegorz papież osadził i pierwszym wyświęcił biskupem mnicha Eryka, zakonu braci mniejszych, Niemca szlacheckiego rodu, obyczajów świątobliwych, który tém biskupstwem jak najchwalebniej zarządzał.
Sędziwój z Szubina starosta Wielkopolski, widząc, że do powściągnienia ustawicznych napaści, któremi książę Władysław Biały trapił Kujawy i Wielkopolskę, wypadając zbrojno z zamku Złotoryi, nie wystarczały liczne i po wielu miejscach rozmieszczone straże i załogi, zwłaszcza iż z każdym dniem napływało do niego mnóstwo łotrów i włóczęgów, przywykłych żyć z kradzieży i rozboju, nakazał z całej Wielkopolski wojenną wyprawę; udał się nadto do Kazimierza książęcia Szczecińskiego i Dobrzyńskiego, ażeby z swoim ludem nie omieszkał przybyć ku pomocy. Co gdy Kazimierz uczynić przyobiecał, ruszył starosta Sędziwój zbrojno i połączonemi siły z Bartoszem z Wissemburga starostą Kujawskim, i Bartoszem z Sokołowa, pod Złotoryję, i zamek oblężeniem ścisnął. A gdy prócz tego Kazimierz książę Szczeciński i Dobrzyński przywiódł osobiście swoje posiłki, przerazili się trwogą oblężeńcy. Wnet podsuniono działa i różnego rodzaju statki oblężnicze, i ów przecudny zamek przez Kazimierza króla Polskiego na obronę ojczyzny z cegieł wymurowany dzień i noc tłuczono i rozwalano. Lecz i oblężeńcy czyniąc z zamku na łodziach skryte nocną porą wycieczki, a zwłaszcza tych napadając, którzy nieco dalej od zamku za żywnością wybiegali, albo w obozie nie zachowywali czujności, wielkie przeciwnikom wyrządzali szkody. Miał książę Władysław Biały przy sobie w zamku pewnego młynarza, nazwiskiem Hańka, dziedzicznego właściciela młynów Brzeskich, który przez tegoż książęcia przy pierwszém opanowaniu nieprzyjacielskiego obozu poimany, i na proste zaręczenie wypuszczony z upomnieniem, aby słowa dotrzymał, radził się był starosty swego Bartosza z Wisemburga co miał czynić, ale ten nie chcąc mu być doradcą, zostawił go własnemu przekonaniu. Gdy potém w czasie oblężenia zamku przybyła po niego drużyna Władysława Białego, aby go odprowadzić, siadł na wóz i stawił się znowu do niewoli, z której był za poprzednią umową wyszedł. Znajdował się w zamku i drugi młynarz, który Władysławowi Białemu zamek Złotoryję był wydał. Ich-to obydwóch sztuką i przemysłem pobudowano statki wojenne i działa, któremi z zamku rażono najbardziej oblegające wojsko. Ale Hańko młynarz Brzeski obawiając się, ażeby mu to kiedyś na złe nie wyszło, i żeby za czynione nieprzyjaciołom przysługi nie postradał młyna w Brześciu, zwłaszcza iż wiedział dobrze, że książę Władysław Biały dla braku żywności długo oblężenia nie mógł wytrzymać; przez tajemnego wysłańca umówił się z Sędziwojem starostą Wielkopolskim o wydanie mu zamku Złotoryi, i obiecał przesłać mu klucze od bram miejskich, które w jego ręku były przechowywane. Tymczasem natrafiono na jakieś poszlaki, które podały go w podejrzenie u książęcia Władysława; schwytany przeto i wzięty na męki wyśpiewał wszystko i zamierzony sposób wydania zamku opowiedział. Wtedy książę Władysław Biały posłał zięcia tegoż Hańki z kluczami do Sędziwoja starosty, przykazawszy mu, aby w imieniu swego teścia klucze oddał staroście, i umówił się z nim o czas i godzinę, w którym zamek miał mu być wydany. Uradowany takiém poselstwem starosta Sędziwój, nie powiedział nic o niém ani Kazimierzowi książęciu Szczecińskiemu i Dobrzyńskiemu, ani Bartoszowi z Wissemburga, ażeby sława i zasługa zdobycia zamku jemu tylko samemu się dostała. A skoro zięcia Hańki z danemi mu poleceniami odprawił, wziąwszy z sobą co mężniejszych rycerzy, podsunął się pod zamek o umówionej godzinie. Wnet przy pomocy kluczy otwarto bramę, i weszło nią dwudziestu sześciu rycerzy, sam tylko Sędziwój starosta z resztą swojej drużyny przed bramą jeszcze pozostał; a wtém żołnierze Władysława Białego, w znacznej liczbie nasadzeni do zdrady, kratę wiszącą nad bramą i dwoma kamieniami dużemi, żeby prędzej z góry spadała, obciążoną spuścili, której ciężarem Fryderyk v. Wedel i pan z Uścia, rycerz odważny i dzielny, przywaleni, natychmiast stracili życie. Inni, którzy przeszli za bramę, kamieniami z góry przywitani, dostali się do rąk książęcia Władysława. Sędziwój starosta, poimaniem swych rycerzy w niewolą i śmiercią Fryderyka v. Wedel stroskany, ze wstydem do obozu powrócił. A lubo zaraz nazajutrz po tej zawiedzionej wyprawie wyszedł z całą siłą w celu dobywania zamku Złotoryi, wszelako dzień cały strawiwszy na bezskuteczném szturmowaniu, przy którém wielu rycerzy odniosło rany, cofnął się na stanowisko. W tej także rozprawie Kazimierz książę Szczeciński i Dobrzyński kamieniem w głowę ugodzony, i odniesiony do obozu, wkrótce potém jak mówiono z rany odebranej umarł. Książę zaś Władysław Biały Hańkę młynarza i jego zięcia, których zdradą zamek Złotoryja miał być wydany, na ułożonym przed zamkiem stosie, w obec oblegającego wojska spalić rozkazał, słuszną za zdradziectwo wymierzając im karę. Z Sędziwojem nakoniec Wielkopolskim i Bartoszem Kujawskim starostą, z przyczyny braku żywności i obawy głodu, gdy zwłaszcza widział, że wojsko Polskie usilnie popierało oblężenie, przystąpił do układu; a na ich zapewnienie, że król Ludwik nie uchyli mu swojej łaski, poddał się z zamkiem i całą jego załogą, wypuściwszy z niewoli brańców. Przy samém zaś opuszczeniu zamku wyzwał Bartosza z Wissemburga do potykania się z nim kopiją na ostre; na co gdy się zgodzono, ciężką od Bartosza w pojedynku odniósł bliznę. Skoro się wreszcie wyleczył z tej rany, przez Bartosza z Wissemburga i Bartosza z Sokołowa odprowadzony do Ludwika króla Węgierskiego i Polskiego do Węgier, po wielu targach i układach sprzedał temuż królowi Ludwikowi swoje księstwo Gniewkowskie za dziesięć tysięcy złotych, i pojednawszy się z królem, wziął w Węgrzech dożywociem bogate opactwo Cystersów, kędy na resztę życia osiadł. Szlachta zaś, znakomitsi mieszczanie i chłopi z królestwa Polskiego, którzy byli do niego przylgnęli i popierali jego sprawę, za zbrodnią przeciw królowi i rzeczypospolitej popełnioną, od starostów królewskich do więzienia pobrani, a potém na majątkach pokarani, przymuszeni byli żyć w ostatniej nędzy, nie doznając żadnej opieki od książęcia któremu służyli, i który nie słyszał nawet ich płaczów i jęków. Nakoniec rzeczony książę Władysław Biały sprzykrzywszy sobie przydłuższy pobyt w Węgrzech, opuścił swoje opactwo i przeniósł się do Burgundyi, gdzie w klasztorze Dyżońskim postanowił nie tylko żyć ale i umierać na wygnaniu. Zdawało mu się bowiem najwłaściwszą rzeczą, aby po tylu goryczach i cierpieniach, jakich doznał w ojczyznie, spędzić ostatek dni na obcej ziemi, i ciężkie zbrodnie, któremi się był zmazał wichrząc po Polsce i tyle popełniając mordów, zbawienną pokutą zgładzić.
Niezadługo po biskupie Poznańskim umarł w połowie wielkiego postu Przecław z Pogorzelca biskup Wrocławski, przesiedziawszy na stolicy czynnie i użytecznie lat trzydzieści pięć. Pochowano go w kościele Wrocławskim w kaplicy mansyonarskiej. Powiadano, że go Jan ślepy król Czeski, z przyczyny dawnych kłótni i nieprzyjaźni, trucizną zgładził. Ten od Bolesława książęcia Lignickiego i Brzeskiego przykupił był dla kościoła Wrocławskiego zamek i miasteczko Grotkow z obwodem, i w rzeczonym kościele Wrocławskim ustanowił mansyonarzy, a w Nissie uposażenie na dwunastu ubogich świeckiego stanu, mających codziennie pobierać żywność i roczne okrycie. Kościoł Wrocławski murowanemi gmachy, stawami, przykupionemi wsiami, zapisami, niemniej naczyniami złotemi i srebrnemi, i różnego rodzaju sprzętami tak dalece zbogacił, podniósł i ozdobił, że go pospolicie złotym biskupem zwano. Prałaci zaś i kanonicy Wrocławscy zebrawszy się w dniu do wyboru nowego biskupa naznaczonym, pominęli w gronie swojém Polaków, mężów zdatnych i uczciwych, a obrali biskupem Teodoryka Czecha, dziekana Wrocławskiego, który rzeczone dziekaństwo wydarł był Alberykowi proboszczowi Bocheńskiemu i Dobrzyńskiemu, kanclerzowi króla Polskiego Kazimierza, zasłużonemu w poselstwie do Stolicy Apostolskiej, wziąwszy je jakoby zachowane dla siebie beneficium, z pomocą Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego, u którego był wprzódy szafarzem i pisarzem. A gdy zażądał potwierdzenia swego wyboru u Grzegorza XI w Awinionie, papież z uwagi na dochody kościelne, o których wieść jak zwykle wszystko powiększająca głosiła złote góry, opowiadając, że zmarły biskup Przecław zostawił wielkie złota skarby, na zasadzie listów Karola cesarza i króla Czeskiego, który wyborowi Teodoryka wielokrotnie się sprzeciwiał, odwlókł potwierdzenie dziekana Teodoryka tą odpowiedzią, że nie wprzódy postanowi co do biskupstwa Wrocławskiego aż po przeniesieniu stolicy z Awinionu do Rzymu. Tymczasem zaś posłał do Wrocławskiego kościoła brata Mikołaja mnicha zakonu kaznodziejskiego, biskupa Majorki, ażeby kościołem tym zarządzał i dochody jego pobierał, tudzież nakazał i postarał się, iżby wszelka pozostałość po Przecławie biskupie do kamery papieskiej była wniesioną. Ten zatém przybywszy do Wrocławia, oznajmił polecenie Stolicy Apostolskiej, i żądał od Wrocławskiej kapituły, aby je wypełniła. Ale kapituła Wrocławska, po długiej z sobą naradzie, zważywszy, że z zarządów obcego i zagranicznego przysłańca rozliczne dla kościoła Wrocławskiego wyniknęłyby straty i niebezpieczeństwa, ułożyli się z nuncyuszem Apostolskim Mikołajem biskupem Majorki w ten sposób, że każdego roku, pokądby stolica Wrocławska nie była obsadzoną, płacić mieli do kamery Apostolskiej ośm tysięcy złotych za spadek pozostały po biskupie Przecławie, trzydzieści tysięcy jako składkę i daninę dwuletnią na kościół Polski włożoną, jako zaś należytość na dyecezyą Wrocławską przypadającą dwa tysiące, a na podróż i przesyłkę tych pieniędzy do Rzymu tysiąc złotych. Po takiej więc umowie kapituła Wrocławska nuncyuszowi Apostolskiemu Mikołajowi biskupowi Majorki w jednym dniu i ryczałtem trzydzieści trzy tysiące złotych wypłaciła. Grzegorz zaś papież, tą tak znaczną ilością pieniędzy, na ręce jego nuncyusza wypłaconych, równie jak przyszłą korzyścią rozłechtany, zwłaczał ciągle potwierdzenie obranego biskupem Wrocławskim Teodoryka, chociaż ten już i w Rzymie nalegał prośbami o potwierdzenie, nie obsadzając biskupstwa Wrocławskiego przez lat przeszło dwa od śmierci Przecława i osierocenia stolicy, a ciągnąc z niego dochody, w tej myśli, aby jak najdłużej z kościoła Wrocławskiego korzystać.
Po dwóch biskupach, Poznańskim i Wrocławskim, zszedł wkrótce ze świata trzeci, niegdyś ich metropolita, Jarosław z Skotnik, arcybiskup Gnieźnieński. Pełen wieku, sprzykrzywszy sobie mieszkanie w klasztorze Lendzkim, przybył do Kalisza, gdzie w domu arcybiskupim dnia szesnastego miesiąca Września umarł, a dwudziestego tegoż miesiąca w kościele Gnieźnieńskim w kaplicy przez niego zbudowanej i uposażonej z należną czcią pochowany został. Był on pierwszym założycielem miasteczka Kamienia na pograniczu Pomorza, a Znin odbudował i znacznie podniósł. Starając się o wzrost i podźwignienie tak ojczyzny jako i kościoła, zamki Łowicz, Opatów, Uniejów, Kamień, tudzież kościoły w Gnieźnie, Uniejowie, Kurzelowie, Opatowie, Kaliszu, a dwory wspaniałe w Gnieźnie, Łęczycy, Wieluniu i Kaliszu hojnym nakładem pomurował. Obwód Łowicki zastawszy niemal pustym, bo zaledwo dwie grzywny przynoszącym, zostawił po sobie tak osiadłym i możnym, że potém rocznie ośmset grzywien w czynszach składał. Jest o nim i to pamięci godne podanie, że kiedy w akademii Bolońskiej (której on pod ów czas był rektorem) uczeń jeden Anglik za popełnione cudzołostwo na śmierć był skazany, a znieważony małżonek z przyczyny ubostwa na ten wyrok zezwalał, szkołę, która jego podlegała zwierzchnictwu, władzą i powagą swoją z Bolonii wyniósł, i nie wprzódy ją przywrócił, aż gdy Bolończykowie ku zbawiennemu ratunkowi owego Anglika osobną zbudowali kaplicę i wieczystym zapisem uposażyli. Siedział na stolicy Gnieźnieńskiej lat trzydzieści cztery. Po ustąpieniu zaś z tej stolicy żył dwa lata. Mąż wielkiej roztropności, w życiu hojny i wspaniały, w powodzeniu zawsze szczęśliwy. Kościoł Ś. Maryi w Kaliszu podniósł i odbudował na nowo, przydawszy na jego uposażenie dwie włości, jednę w Tyńcu, drugą w Dobrzycy, tudzież ogród jeden podle bramy, którą się wchodzi do miasta Wrocławia. Jeszcze i to pamiętne a osobliwe zostało o nim podanie, że umierając zalecił, aby ciało jego nie podwojami kościoła Gnieźnieńskiego, ale szczeliną w murze wyłamaną do kościoła było wnoszone, za to iż on nie prostą drogą ale uboczną dostał się na stolicę Gnieźnieńską. I tak rzeczywiście uczyniono: wyłamany bowiem mur w południowej stronie kaplicy przez niego założonej, jest dotąd świadectwem jego ostatniej woli.
Gdy Mikołaj biskup Majorki, nuncyusz Apostolski, zażądał od kościoła Polskiego dwuletniej daniny, Jan arcybiskup Gnieźnieński naznaczył zjazd duchowny na dzień Narodzenia N. Maryi Panny w Uniejowie. Na który gdy Zbilut Włocławski a Dobiesław Płocki, biskupi, przybyli osobiście, inni zaś przysłali swoich pełnomocników, uchwalono, ażeby każda dyecezya w stosownej części uiścila się nuncyuszowi Apostolskie mu. Zaczém rzeczomy nuncyusz, zwolniwszy swój poprzedni nieco surowszy nakaz, zarządził, aby z każdej dyecezyi składano bardzo umiarkowaną ilość, bo tylko po dwa grosze od grzywny, na zaspokojenie należnej papieżowi daniny (taxa papalis).
Żałowała bardzo Elżbieta, królowa Węgierska starsza, że sprzykrzywszy sobie rządy królestwa Polskiego dla ustawicznych w nién zaburzeń i rozterek, oddala je w roku przeszłym synowi swemu królowi Ludwikowi, a przyjęła w zamian znaczne dochody z królestwa Dalmacyi: znowu więc zażądała do nich powrócić, i to nie bez obraźliwych wyrzutów, którym król Ludwik postanowił ustąpić, nie wiadomo, czy roztropnym namysłem, czy cierpliwością więcej spowodowany. W licznym przeto i wspaniałym orszaku, aczkolwiek już starka ośmdziesiątletnia, wracając do Polski, rozkazała panom przedniejszym i ich małżonkom czekać pod Sączem na swe przyjęcie. Co gdy z posłuszeństwem wypełniono, panowie ziemi Sandomierskiej, za jej zbliżeniem się do Bochni, oznajmili królowej o otrzymaném przez swoich szpiegów doniesieniu: „że Litwini zbierają się z całą zbrojną potęgą najechać ziemię Sandomierską, i że najazdu tego trzeba się lada dzień spodziewać, jeżeli się mu skutecznie nie zapobieży“. Królowa z zwykłą niewiastom nierozmyślnością, żadnego w tém oznajmieniu nie dostrzegając niebezpieczeństwa, odpowiedziała: „że niepotrzebne były ich obawy, albowiem syn jej król Ludwik tak wielką miał potęgę, i rękę tak długą, że nie tylko Litwini ale wszystkie okoliczne narody drżały na jego wspomnienie“. Panowie Sandomierscy, otrzymawszy od królowej Elżbiety, w miejsce obrony i zabezpieczenia, słowa tak dumne i próżności pełne, których czczość niezadługo się pokazała, mając się za zupełnie bezpiecznych, jak gdyby nie przyjaciela słowami a nie orężem odpierać należało, wnet ujrzeli się pod ciosem przewidzianej przygody. Książęta bowiem Litewscy, Kiejstut, Jagiełło, Witołd, od Trok, Wilna i Grodna, książę zaś Lubart od Łucka, a Grzegórz od Bełzu, przez puste okolice Lubelskie spiesznym a tajemnym pochodem, przy świetle księżyca jaśniejącego na ów czas w pełni, nocą podsuwając się w głąb kraju, a we dnie kryjąc po gęstwach leśnych i bezdrożach, aż do rzeki Sanu dnia drugiego Listopada dotarli. Poczém przeprawiwszy się przez San, rozpuścili szeroko swoje krwawe zagony, a wycinając zarówno starców i kapłanów jako i dzieci, wszystek kraj pomiędzy Wisłą a Sanem spustoszyli, kościoły popalili, i liczny gmin brańców obojej płci, wraz z stadami bydła i innej zdobyczy uprowadzili do Litwy. Zapoźno spostrzegłszy najeżdżających nieprzyjacioł pod wsią Baranowem dziedzic tej wsi Pietrasz, syn Cztana, a bratanek Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego, gdy już nie było gdzie uciekać, mąż serca dzielnego, bynajmniej nagłym barbarzyńców napadem nie zmieszany, porwał żonę swoję i dziecko maleńkie, jeszcze nie chrzczone, i wsadziwszy je z sobą na konia, przedarł się przez tłumy nieprzyjacioł, i wpław przebył Wisłę, wobec ścigających go Litwinów i miotających za nim gęste pociski; a tak, szczęśliwie uszedł niewoli. Wdowa zaś po Michale z Tarnowa, kasztelanie Wiślickim, właśnie gdy z majątku swego Wielkiej wsi (Wielowyesz) na powitanie królowej Elżbiety z świetnym dworem do Krakowa wyjeżdżała, a wtém nadbiegli i opadli ją Litwini, zaledwo przez swoję czeladź obroniona, przeprawiła się przez Wisłę i zdążyła do Sandomierza. Wiele jednak szlachetnego urodzenia niewiast wraz z dziećmi zagarnęła Litwa w niewolą. Królowa Elżbieta dowiedziawszy się o tak okropnej klęsce, usiłowała troskę wewnętrzną ukryć pogodném na pozór licem, i smutek napełniający serca Polaków krzepić próżną pociechą, „że syn jej Ludwik niebawem ujmie się tej krzywdy wyrządzonej im przez Litwinów, i zmusi nieprzyjacioł do wydania zabranych jeńców“. Ale ten rodzaj wojny, jakim Litwini wojowali, trzeba było podobnym rodzajem odeprzeć: Litwinów bowiem wyprawy były swawolą łotrowską; porwawszy zdobycz kryli się oni po lasach, puszczach, miejscach bagnistych i bezdrożach, a ustępując przed hufcami Polskiemi, rzadko odważyli się stanąć do bitwy. Dopiero kiedy wojsko Polskie odeszło, wracali i jak wprzódy najeżdżali krainy Polskie, naprzemian zwodząc nieprzyjacioł to pokojem to wojną. Tak zdradziecki sposób wojowania wielce dla Polaków był uciążliwy; nie mogli bowiem ani zaczepnej prowadzić wojny z Litwą, która przed nimi uciekała, ani odpornej, gdy stanowiska swoje barbarzyńcy miewali poza brodami bagnistemi i rzekami. Znali się bowiem na swoich siłach; wiedzieli, że nie inaczej zdziałać co mogli, tylko zdradzieckiemi napady, i że Polaków snadniej im było pokonać rozbiegając się kupami na wszystkie strony, i wnet z porwaną uciekając zdobyczą, niżeli skupiając razem swoje siły dla stoczenia otwartej bitwy. Gdy zazwyczaj obozowali w miejscach leśnych i bagnistych, odgrodzeni rzekami i jeziorami, których wody ścinały się od zimna, trudniej było do nich dostąpić niż ich zwyciężyć. Więcej wreszcie ośmielała ich i umacniała niedbałość Polaków i rozdzielająca naród niezgoda, niżeli własna odwaga.
Winrych mistrz Pruski, dowiedziawszy się, że Litwini zajęci byli wyprawą przeciw Polsce, z własném tylko wojskiem, z przebrańszego żołnierza tak konnego jak i pieszego złożoném, najechał ziemię Żmudzką; a nie znajdując nigdzie oporu, powiaty Miedniki, Ejragołę (Eroglen), Arwisten, Rosienie (Roszgein), Jeżów (Gezow) i Pastow ogniem i mieczem spustoszył. Podstąpił potém pod Kowno, ale z klęską odparty, straciwszy przy dobywaniu zamku wielu znakomitych rycerzy Krzyżackich, zmuszony był oblężenie porzucić; wysłał tylko z dziesięcią tysiącami ludzi marszałka zakonu, który wszystek kraj nad Niemnem leżący splądrował; a po jego powrocie cofnął się do Prus z licznym gminem jeńców.
Elżbieta starsza królowa, zagładziwszy snadno w sercu i pamięci smutny obraz klęsk i spustoszeń zrządzonych nad Sanem przez Litwinów barbarzyńców, w Niedzielę, nazajutrz po Ś. Mikołaju wyprawiła w zamku Krakowskim tańce, śpiewy i inne wesołe zabawy, kiedy raczej przystało smucić się i płakać na ubłaganie Boskiego miłosierdzia; i sama tych zabaw była uczestniczką. Ale wkrótce dosięgła ją rózga zasłużonej kary z nieba. Węgrzyni bowiem, którzy z nią do Krakowa przybyli, zwykłym sobie obyczajem poczęli wozy ze zbożem i sianem sprowadzane na targ do Krakowa zabierać i łupić. Rycerz Przedbor z Brześcia, bojąc się, aby jego wozów i siana, które do swego domu, stojącego przy fórtce Bocheńskiej, miał prowadzić, toż samo nie spotkało, postawił swą czeladź na straży przeciw tym zwykłym napaściom. Gdy więc Węgrzyni rzucili się na siano dla Przedbora sprowadzone, aby je rozerwać, a czeladź Przedbora bronić wozów poczęła, powstał krzyk i wrzawa, jedni bowiem i drudzy wołali swoich na pomoc, zbiegało się mnóstwo Polaków i Węgrów, zkąd wielka powstała zawierucha. Dla jej uśmierzenia Jaśko Kmita z Wiśnicza, herbu Szreniawa, z rozkazu królowej Elżbiety siadłszy na koń poprowadził za sobą rotę pieszych drabów; lecz kiedy usiłuje tłumy rozpędzić, strzałą jakiegoś Węgra, którego imię i stan nie były wiadome, ugodzony w szyję, tam gdzie właśnie schodzą się żyły krwiste, spadł z konia i natychmiast ducha wyzionął. Skoro wieść o jego śmierci po mieście gruchnęła, bracia Kmity, krewni i domownicy, oburzeni srodze, zbiegli się w wielkiej liczbie, i wszystkich Węgrów, nie tylko tych którzy owego zaburzenia byli przyczyną, ale i innych tu owdzie po gospodach mieszkających, mszcząc się śmierci swoich krewnych lub panów, z wściekłością i bez żadnego względu na ich stan i godność pomordowali. Rycerz pewien Sławak, Michał Pogan, z sieni swojej gospody, gdzie mniemał że jest bezpiecznym, wywleczony, nędzną zginął śmiercią. Dwóch zacnego urodzenia młodzieńców, których Elżbieta królowa tak dla ich przymiotów osobistych jako i zasług ich rodziców wielce miłowała, Przedbor z Brześcia, do którego domu uciekli, schował u siebie przed niebezpieczeństwem w jednej z głębszych komnat; ale gdy tenże Przedbor wyszedł z domu i pobiegł na zamek, aby królową stroskaną w żalu pocieszyć, domownicy Przedbora wybiwszy drzwi, porwali owych młodzieńców, pozdzierali z nich odzież i srebrne pasy, i obu zamordowali, a ciała przez mur wyrzucili. Osobliwie braci i czeladź domową Kmity taka wściekłość opanowała, że Węgrów uciekających do zamku szablami i strzałami z łuków zabijali. Tych zaś, którzy zdołali uciec, i których niewiasty i panny po domach poukrywały, wywłóczyli i z okien na dół strącali. Stu sześćdziesięciu Węgrzynów w dniu tym wymordowano. Królowa Elżbieta, poniechawszy tańców i krotofil, później niż na wiek jej podeszły przystało, kazała zatrzasnąć wrota zamkowe, i przez trzy dni na wieżach mocne trzymać straże, ażeby reszty Węgrów nie wysieczono. Niezadługo potém z płaczem i szlochaniem, wyrzekając na swój los, z Krakowa i z Polski wyjechała, dawszy Piotrowi Kmicie, acz bardzo jeszcze młodemu, na pocieszenie go po stracie ojca, starostwo Łęczyckie, i wróciła do syna swego do Budy, gdzie w goryczy i żalu oddała mu po raz drugi rządy królestwa Polskiego.
Karol cesarz Rzymski i król Czeski, pragnąc gorliwie utrzymania następstwa w swoim domu i odkazania berła swoim synom, mnogiemi darami i namowami wyjednał to nareszcie u elektorów cesarstwa tak duchownych jak świeckich, że syna jego starszego Wacława (już bowiem z czwartej żony Elżbiety, Kazimierza króla Polskiego wnuczki, drugiego miał potomka Zygmunta) królem Rzymskim obrali. Poczém, aby wybór ten nie mógł już podlegać zmianie lub unieważnieniu, kazał go arcybiskupowi Mogunckiemu w Akwisgranie koronować. Nie sprzyjał atoli temu wyborowi i koronacyi papież Grzegorz XI i kardynałowie Rzymscy, że wspomniany Wacław nie miał jeszcze lat po temu, i nie dał się poznać z swoim sposobem myślenia. Żadnemi też Karol cesarz prośbami, darami i zabiegami nie mógł skłonić papieża, aby koronacyą Wacława potwierdził i uznał go królem Rzymskim. Elekcya zaś dokonaną była w Frankfurcie w dzień Ś. Barnaby, przez samego cesarza Karola jako króla Czeskiego, Ludwika Mogunckiego, Szymona Trewirskiego i Fryderyka Kolońskiego, arcybiskupów; niemniej Roberta książęcia Bawarskiego, hrabię palatyna Renu, Wacława książęcia Saskiego i Zygmunta margrabię Brandeburskiego, brata nowo obranego Wacława. Koronacya odbyła się w Akwisgranie w oktawę uroczystości ŚŚ. Piotra i Pawła Apostołów, kiedy Wacław liczył dopiero lat szesnaście.
Ludwik król Węgierski i Polski, postanowiwszy zemścić się na Litwinach za najazd na królestwo Polskie i spustoszenie ziemi Sandomierskiej, nakazał wyprawę przeciw Litwie i krajom pod ów czas jej podległym. W Krakowie zaś osadził na starostwie Sędziwoja z Szubina, a w Wielkiej Polsce Domarata z Pierzchna, za którym wstawiała się królowa Elżbieta, że w ów czas, kiedy Węgrów płoszono w Krakowie, on wielu od zguby ocalił. W Kujawach nakoniec, złożywszy z urzędu Bartosza z Wissemburga i Bartosza z Sokołowa, dzielnych rycerzy, uczynił starostą Pietrasza Małocha z Małochowa, Sandomierzanina, herbu Grzymała, za to iż podjął się płacić corocznie dwa tysiące grzywien podatku, gdy dawniejsi starostowie składali tylko ośmset grzywien. Starosta przeto Wielkopolski Domarat z Pierzchnia, za powrotem z Węgier, przez listy królewskie, które z sobą przywiózł, wezwał biskupów Polskich, aby królowi Ludwikowi, wybierającemu się na wyprawę przeciw barbarzyńcom Litwinom, zsyłali lud zbrojny w posiłku. Ale biskupi Polscy odpowiedzieli, „że tego bynajmniej nie uznają, aby oni i ich kościoł podlegali służebnym powinnościom, i że żadnych posiłków nie przyślą.“ Odmówili nadto pieniężnego wsparcia, którego się od ich kmieci domagano, a które król Ludwik ściągać nakazał. Tymczasem rzeczony król Ludwik z hufcami swoich Węgrzynów krótszą drogą na Sandomierz przez góry Sanockie, które Polskie królestwo od Węgier przedzielają, przybył do Polski. Zjechali się zaraz do niego biskupi i panowie Polscy, z którymi król odbywszy wojenną naradę, i wojska swoje połączywszy, ruszył pod Bełz (tak bowiem na zjeździe Sandomierskim uchwalono). Ale widząc, że wojska miał liczne i potężne (Toporczykowie bowiem na tę wyprawę przyprowadzili siedm chorągwi, Otto z Pilcy wojewoda i starosta Sandomierski jednę, Sędziwój z Szubina starosta Krakowski drugą, Jaśko z Tęczyna kasztelan Wojnicki trzecią, Mikołaj z Ossolina kasztelan Wiślicki czwartą, Drogosz z Chrobrza sędzia Krakowski i starosta Sieradzki piątą, Zaklika z Międzygórza kanclerz królestwa Polskiego szóstą, a Jan Kolczek z Łowinicy siódmą) podzielił je na osobne zastępy. Rycerstwo zaś Krakowskie i Sandomierskie, pod wodzą Sędziwoja z Szubina starosty Krakowskiego, posłał w celu oblężenia zamku Chełmskiego, a sam z resztą wojska poszedł pod Bełz. Po ośmiu dniach oblężenia, Krakowianie i Sandomierzanie dobywszy Chełmskiego zamku, a potém inne pobrawszy zamki, jako to Grabowiec, Hrodło, Zawłocie (Sewolosz), złączyli się z królem Ludwikiem oblegającym zamek Bełzki. Atoli król Ludwik nie mogąc dostać tego zamku, położeniem raczej niżeli sztuką warownego, postanowił przedłużyć oblężenie, w nadziei, że oblężeńców głodem przynajmniej do poddania się przymusi. Tymczasem nadciągnął Kiejstut książę Litewski, a pod strażą ochronną wszedłszy do obozu królewskiego, z nieprzyjaciela pośrednik i rozjemca, zawarł pokój pod temi warunkami: aby Litwini jeńców pobranych wypuścili, a książę Jerzy zamek Bełzki wydał królowi na łaskę. Po poddaniu się więc Bełzkiego zamku, król Ludwik krzywdę sobie wyrządzoną dobrodziejstwem płacąc, wrócił tenże zamek książęciu Jerzemu, który się zobowiązał za siebie i swoich następców zarządzać nim w imieniu króla, z należną królestwu Polskiemu wiernością i posłuszeństwem. Przydał mu i drugi zamek Lubaczów i sto grzywien rocznego dochodu z żup Bocheńskich w dożywociu mu zapisał. A tak król Ludwik załatwiwszy sprawy Ruskie i Litewskie, tąż samą drogą, którą przybył, wrócił do Węgier.
W czasie pomienionej wyprawy zdarzyła się kłótnia między Węgrami i Polakami, w której Piotr Szafraniec z Łuczyc, szlachcic Polski, od Węgrów w twarz raniony stał się powodem do wielkiego rozruchu zagrażającego niebezpiecznym rokoszem. Król Ludwik obawiając się, aby Polacy silniejsi liczbą i potęgą nie wymordowali Węgrzynów, usiłował spór ten zgodnie załatwić. Jakoż nadawszy pomienionemu Piotrowi Szafrańcowi wieczystym zapisem zamek królewski Pieszkową Skałę, wzmagający się bunt uśmierzył.
Dnia drugiego miesiąca Stycznia, Kazimierz książę syn Bogusława, książę Szczeciński, Dobrzyński i Kaszubski, wnuk Kazimierza króla Polskiego po córce Elżbiecie, z powiększeniem się choroby, którą był cierpiał z przyczyny poniesionej w głowę rany przy dobywaniu zamku Złotoryi, umarł w zamku Bydgoszczy, pochowany w klasztorze Byszowskim zakonu Cystersów, w Pomorskiej ziemi. Nie zostawił zaś żadnego potomstwa z córki Ziemowita książęcia Mazowieckiego, powtórnych ślubów małżonki po zmarłej Elżbiecie: za czém poszło, że księstwo Dobrzyńskie, tudzież zamki Bydgoszcz, Wlatow i Wałcz na króla i królestwo Polskie spadły prawem lenności. Był zaś rzeczony Kazimierz książę Szczeciński nadzwyczaj szczodry z przyrodzenia, która-to szczodrota bardziej się do rozrzutności zbliżała. Porozdawawszy między szlachtę miasteczka, wsie i dochody książęce, sam przymuszony był żyć w ubóstwie, pokąd po śmierci ojca swego Bogusława książęcia Szczecińskiego nie odziedziczył skarbów i ziem pozostałych w spuściźnie, które go nieco poratowały. Elżbieta siostra jego, a żona Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego, litując się nad jego niedostatkiem, dodawała mu często pieniędzy, posyłała naczynia srebrne i różne bogate sprzęty. Ale Kazimierz, mimo przestróg Elżbiety, rozdawał je między swych rycerzy i domowników, i znowu popadł w ubóstwo. Śmiały i wielkomyślny, ale przytém popędliwy i nierozważny, zdrowie miał słabe i siły ciała wątłe.
Kiejstut książę Litewski, postanowiwszy z Krzyżakami Pruskimi wojować zdradą raczej niżeli orężem, przeprowadził wojska swoje przez Mazowsze, na co książęta Mazowieccy Ziemowit i Jan pozwolili a przynajmniej patrzyli przez szpary; i wszystek kraj około Działdowa (Dzoldow) i Nidborga dnia dwudziestego dziewiątego Września mieczem i ogniem spustoszył, przyczém i gmin wielki ludu obojej płci zagarnął w niewolą (napad jego bowiem był nagły i niespodziewany). Z mnogą potém zdobyczą i licznemi brańcy, tąż samą drogą którą przyszedł, to jest przez Mazowsze, bez żadnej przeszkody wrócił, i łupami zdobytemi podzielił się z książęty, którzy w Litwie pozostali. Około dnia Ś. Jakóba, syn Kiejstuta, młodzieniec odważny i dzielny, Witołd, pierwszą przedsięwziął wyprawę na Prusy, a rozszerzywszy w okolicy Tajnowa i Insterburga pożogi i spustoszenia, z łupami i niewolnikami wrócił do ojca bez szkody. Zaczém mistrz Pruski Winrych, oburzony dwukrotnym swoich krajów najazdem, ruszył z liczném wojskiem w okolice Rusi, i pod zamkiem Biełagi położył się obozem. Ztamtąd poszedł pod Kamieniec, a potém do Litwy i Żmudzi: a spustoszywszy je nieludzko mieczem i ogniem, wracał z łupami i brańcami do Prus, kiedy Litwini zaczajeni w obszernym lesie, przez który miał przechodzić, a w którym miejscami porobili wyręby, korzystając wielce z niesposobnej dla Prusaków przeprawy, uderzyli na nich zdradziecko, i w pierwszém natarciu dwudziestu rycerzy przywodzących Krzyżakom ubili, inni bowiem Prusacy pochowawszy się w lesie uszli rąk barbarzyńców. Ponowili później wyprawę na Prusaków dwaj książęta Litewscy Olgerd i Kiejstut, mając z sobą potężne wojsko na trzy zastępy podzielone. Zniszczywszy ogniem i zamieniwszy w pustynie okolice Insterburską i Welawską, posunęli się ku ziemi Salowskiej, którą kanonicy Królewieccy w swém posiadaniu dzierżyli, i podobnież spustoszyli ją ogniem, rzeziami i łupiestwy: poczém przez Jurgeburg z licznym gminem obojej płci brańców i znaczną zdobyczą wrócili do Litwy. Nawzajem komtur Ragnety z jednym, a komtur Balgi z drugim, brat nakoniec Kuno v. Hattenstein z trzecim oddziałem, każdy z osobna wtargnąwszy do Litwy, i szeroko rozpuściwszy swoje zagony, spustoszyli ją pożogami i grabieżą, i gmin mnogi Litwinów w więzach do Prus pognali. Zebrał potem Winrych mistrz Pruski liczne wojsko, z którém wpadłszy do Litwy, zbudował na pograniczu dwa zamki, Barthenburg i Demrin: a tymczasem, gdy koło nich odbywały się roboty, wysłał marszałka Godfryda v. Linden (Linda) z wybrańszém rycerstwem do Litwy. Ten nawiedziwszy ją licznemi pożogami, uprowadził bogate łupy i z mnogim jeńcem wrócił do Prus bez szkody. Nie dość miał atoli Winrych mistrz Pruski na tej wycieczce, lecz gdy hufce jego pomnożyły się posiłkami z stron południowych przysłanemi przeciw barbarzyńcom, ruszył do ziemi Żmudzkiej: a splądrowawszy w przeciągu dni dziesięciu, złupiwszy i zniszczywszy ogniem dwie krainy, Kaltaneven i Weduke, mnóstwo brańców i ogromne łupy na wozach do Prus odprowadził.
Ludwik król Węgierski i Polski, chcąc zapobiedz wzrastającym w królestwie Polskiém, z przyczyny nieobecności i zbytniego oddalenia króla, wielorakim niesnaskom i zaburzeniom, które zdawały się grozić powszechnym rokoszem, i powściągnąć wierzgającą w kraju swawolę, wiadomą mu z ustawicznych doniesień prałatów i panów Polskich, którzy słali o to do niego swoje listy i gońce; gdy i matka jego Elżbieta, królowa starsza, zrażona klęską Węgrzynów, wydarzoną w jej oczach w Krakowie, zbrzydziła sobie rządy królestwa Polskiego i złożyła je w ręce syna swego, króla Ludwika, postanowiwszy nigdy do nich nie wracać; gdy wreszcie sam król Ludwik, narzekając: „że mu powietrze Polskie nie sprzyjało, i że dlań było szkodliwe i nieznośne,“ zajęty sprawami Węgierskiemi, od roku do roku zwlekał swój przyjazd do Polski, niezbędny do usunięcia bezrządu i skrócenia swawoli: posłał Władysława książęcia Opolskiego, aby objął ster rządu w Polsce, z daną mu zupełną i obszerną ku temu władzą. A lubo mieszczanie i wieśniacy radzi byli z jego przybycia, i cieszyli się bardzo, że pod jego rządem odetchną, panowie jednak i szlachta, tak Krakowskiej jako i Wielkopolskiej ziemi, złożywszy zjazd w Wiślicy i Gnieznie, i naradziwszy się z sobą o tej niesłychanej w Polsce nowości, uchwalili zgodnie: „że na rządy Władysława książęcia Opolskiego żadną miarą nie zezwolą.“ Jakoż dowodzili: „że nie zgadzało się wcale ani z ich godnością, ani z prawami królestwa, aby rzeczpospolita miała być rządzoną przez książęcia, ni-to obranego od nich, ni potwierdzonego, ale samowładnie narzuconego im przez króla; i aby z ujmą własną i królestwa, nazwyczajeni podlegać królom, mieli przechodzić pod rządy książęce.“ Wysyłają więc do Węgier do króla Ludwika w poselstwie mężów z grona panów i szlachty wybranych, rozumem i zacnością celujących. Którzy przybywszy do Wyszegradu, kędy na ów czas król przebywał, prosili go: „aby Polaków nie zmuszał, z własną ich sromotą, obrazą praw królestwa, których zachowanie poprzysiągł, podlegać Władysławowi książęciu Opolskiemu; bynajmniej bowiem na jego rządy nie zezwolą. Przekładali, że są między nimi mężowie poczciwi i rozumni, którym słuszniej możnaby ten urząd powierzyć.“ Król Ludwik wysłuchawszy takowe poselstwo, z obawy, iżby ta nowość nie wywołała rokoszu, do którego wzburzone wielu Polaków umysły zdawały się jak mu powiadano skłonnemi, odwołał Władysława książęcia z Polski, i otwartym listem, do rąk posłów Polskich złożonym, uchylił go od rządów królestwa; co rzeczonego książęcia nabawiło wielkiego zmartwienia i sromoty, i oburzyło nie tak na króla jak raczej na Polaków.
Ledwo co jednej Polacy pozbyli się przykrości, zaraz po niej i druga nastąpiła. Ludwik bowiem król Węgierski i Polski, poduszczony namowami niektórych panów Polskich i starostów, duchowieństwu nieprzyjaznych, wydał do Polski nakazy: „aby kmiecie dóbr duchownych z podatku zwanego królewszczyzną czyli poradlném, to jest sześciu groszy pieniężnej daniny, połowę tego co dawniej płacili, a nadto dwa korce zboża, jeden żyta a drugi owsa, do skarbu królewskiego składali. Przyczém wyrażał: że wydany przezeń przywilej, którym uwolnił królestwo Polskie od rzeczonego podatku, zmniejszonego do dwóch tylko groszy, bynajmniej nie rościągał się do dóbr duchownych, i że biskupi, tak jako i wszyscy duchowni, za osobliwszą to łaskę królewską uważać powinni, iż im połowa jest odpuszczona, zaczém od drugiej wymawiać się nie mają.“ Opierających się takowemu rozporządzeniu kazał król do opłaty całkowitego podatku poradlném zwanego dawnym obyczajem przymuszać. Gdy więc starostowie i urzędnicy królewscy, którzy się z takowego poboru spodziewali dla siebie korzyści, poczęli nakaz królewski z wielką wypełniać gorliwością, Jan arcybiskup Gnieźnieński posłał do Władysława książęcia Opolskiego z przełożeniem, aby jako głównie zajmujący się tym poborem zalecił starostom i urzędnikom królewskim wstrzymanie się do czasu z wybieraniem opłaty, dopóki posłannicy duchowieństwa Polskiego nie wyniosą w tej mierze prośby do króla. Władysław książę Opolski, wysłuchawszy tego przełożenia z ust delegatów arcybiskupich Jana archidyakona Gnieźnieńskiego i Dzierżka z Gibowa (Giwno) podstolego Kaliskiego, którzy za nim przybyli w Piątek przed Niedzielą czwartą postu (Laetare) do zamku Krzepic (gdzie właśnie potwierdzał rozejm z Bartoszem Peregrynem z Chotelu, starostą Odolanowskim, najeżdżającym po wielekroć jego księstwo w okolicy Olesna) i przychyliwszy się do żądania arcybiskupa, nakazał wstrzymać wybieranie z dóbr duchownych rozpisanego przez króla Ludwika podatku, aż do dnia Ś. Jakóba Apostoła. Jan zaś arcybiskup Gnieźnieński postanowiwszy od całkowitej daniny uwolnić duchowieństwo, zwołał synod prowincyalny do miasta Kalisza, kędy naradzano się nie tylko o uchyleniu tej powinności, ale i drugiej, którą był papież i jego kolektorowie, Mikołaj biskup Poznański i Mikołaj Strosberg, nakazali. Z tego synodu Floryan biskup Krakowski, na prośby wszystkich biskupów i duchowieństwa Polskiego, wraz z Dobrogostem dziekanem Krakowskim, udał się do Węgier do króla Ludwika, na ów czas przebywającego w Budzie: gdzie opowiedziawszy swoje poselstwo, w pięknej i zręcznie ułożonej mowie starał się przekonać króla: „jak niesprawiedliwą i przeciwną religii chrześciańskiej było rzeczą, jak niegodną katolickiego króla, aby obok przywileju uwalniającego całe królestwo Polskie od płacenia podatku poradlnem zwanego, sam tylko kościoł ponosił ten ciężar, kiedy raczej przystało, aby duchowieństwo, uważane za przedniejszy stan w narodzie, najpierwej onę swobodę uczuło.“ Z rozporządzenia zatém królewskiego, poborca zaprzestał wybierania podatku tak z dóbr duchownych jako i szlacheckich.
Dnia dwudziestego dziewiątego miesiąca Września ukazała się na niebie między baranem i bykiem gwiazda ogoniasta, kometą zwana, która od zachodu ku wschodowi (contra firmamentum) w okolicę niedźwiedzicy większej bieg i miotłę zwracając, szybko się posuwała. Trwała tylko przez pięć nocy, przepowiednia przyszłego rozerwania w kościele i odmian tak w świecie duchownym jako i rządach, które w tym roku nastąpiły.
Po śmierci Grzegorza XI, który przesiedziawszy na stolicy lat ośm, za powrotem z Awinionu w Niedzielę czwartą postu umarł i w kościele Ś. Piotra pochowany został, gdy dla obrania nowego papieża kardynałowie, pod ów czas prawie wszyscy cudzoziemcy zaalpejscy, krom czterech Włochów, weszli do konklawe, obległ ich lud Rzymski, grożąc każdemu z kardynałów śmiercią, jeśliby nie wybrali rodowitego Rzymianina. Kollegium bowiem kardynałów składało się w większej części z Francuzów. Obawiali się Rzymianie, żeby z przyczyny obrania papieżem Francuza nie przeniesiono kuryi do Awinionu i przez to nie pozbawiono Rzymian wielu korzyści. Ale kardynałowie zebrani na elekcyą, lubo zgodnemi głosy obrali Roberta, kardynała prezbitera tytułu kościoła dwunastu Apostołów, Genewczykiem zwanego, i nazwali go Klemensem VII, z obawy jednak śmierci i wzniecenia zaburzenia między ludem Rzymskim, który nie przestał oblegać konklawe, takiego użyli pozoru i wybiegu: Znajdował się wtedy w Rzymie między innymi rodem Rzymianami i kardynałom dobrze znanymi, Bartłomiej biskup Barski, który udając nadzwyczaj świątobliwego i pobożnego kapłana, w wielkiém był u ludu poważaniu. Tego więc kardynałowie przyzwawszy do konklawe, prosili, aby ich zasłonił przed zemstą ludu grożącego im zagładą, i udał że obrany został papieżem; a gdy oni wyjdą z Rzymu z prawdziwym papieżem Robertem czyli Klemensem VII, dla nadania mu imienia i insygniów, aby i on razem ustąpił. Przystał na to Bartłomiej biskup Barski i przysięgę wykonał, a kardynałowie puścili wieść fałszywą jakoby jego obrali papieżem, i nazwali go Urbanem VI. Gdy więc w ten sposób uspokojono rozruchy, kardynałowie z wybranym przez siebie Robertem czyli Klemensem VII udawszy się z Rzymu do Witerbo ogłosili, że prawdziwym był papieżem Klemens, Urban zaś tylko udanym, i zaraz żądali od Urbana, aby postąpił stosownie do wykonanej przysięgi. Ale Urban, ująwszy sobie trzech kardynałów, to jest Jakóba od Ś. Piotra z rodu Ursynów, jednego Medyolańczyka i Florentczyka, nie chciał się wyrzec papiestwa i począł się prawdziwym mienić papieżem, a nakoniec wymógł na owych trzech kardynałach, że go w święto Wielkiej nocy na papieża wyświęcili. Potém gdy go ciż kardynałowie, zwolennicy jego bezprawia, odstąpili, obrał i mianował dwudziestu sześciu innych kardynałów rozmaitych narodowości, a zwłaszcza Rzymian wszelakiego stanu, między nimi zaś biskupa Pięciokościelnego, a to dla przypodobania się Ludwikowi królowi Węgierskiemu i Polskiemu. Nie mogąc się zaś utrzymać w zamku Ś. Anioła, w którym zaprowadzono już rządy Klemensa, i gdzie go pociskami z dział mocno szturmowano, opuścił pałac Ś. Piotra i przeniósł się do Ś. Maryi za Tybrem, kędy rok cały wysiadywał. A gdy Bretończykowie z przyczyny Klemensa zadali wielką klęskę Rzymianom, porwał się lud do broni na wytępienie wszystkich cudzoziemców a zwłaszcza Francuzów. Zaledwo zdołano rozruch uśmierzyć; cudzoziemcy z Rzymu pouciekali, i udali się za Klemensem prawdziwym papieżem do Awinionu, gdzie tenże papież obrał był sobie stolicę, nie śmiejąc we Włoszech pozostać. Klemens zatém Urbana, a Urban Klemensa wzajemnie wyklinał. Ztąd powstało wielkie rozerwanie w kościele, gdy kardynałowie małego i nikczemnego serca lękali się śmierci, którą powinni byli raczej obierać, co Capellus zaszczytem ich mieni, niżeli stać się przyczyną rozdwojenia. Trwało to rozerwanie w kościele z zgorszeniem i zgubą wielu dusz przez lat czterdzieści, i dopiero sobor Konstancyeński kres mu położył. Włochy, Węgry, królestwo Polskie, Czechy, Dania, Szwecya, Norwegia i całe Niemcy, uznawały papieżem Urbana; Francya zaś, Anglia, Hiszpania i Sycylia stały przy Klemensie VII, aby się ziściły co do joty słowa Zbawiciela: „Powstał naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu, wzajemnemi potwarzami i zelżywościami do zgubnego przywiedzione rozerwania.“ Rzeczony zaś Robert czyli Klemens VII pochodził z rodu hrabiów Genewskich; umiał dość dobrze po niemiecku; na jednę nogę trochę upadał; człek ślizkiego sumienia, małej postawy, wymowny, w biesiadach zbytkujący. Urban zaś był ubogiego rodu, ale w prawie kościelném mistrz zawołany, w Neapolu, w ulicy Nidi, miejscu zwaném Inferno, z ojca {Pizańczyka i matki Neapolitanki urodzony, nizki a krępy, cery śniadej, żółtawej. A lubo tenże Robert, ustępując z Rzymu do Tivoli, usiłował pogodzić się z kardynałami, oni jednak wszystkiemi jego obietnicami pogardziwszy, w mieście Fondi ogłosili wybór Klemensa; i ztąd powstało dwunaste w kościele rozerwanie, najgorsze ze wszystkich, najtrudniejsze do pogodzenia, i w takie uwikłane spory, że uczeni nawet i sumiennie myślący mężowie nie mogli rozsądzić, któremu należało podlegać papieżowi.
Teodoryk, obrany biskupem Wrocławskim, udawał się osobiście do Klemensa VII aż do Awinionu, i otrzymawszy od niego z łatwością potwierdzenie, wrócił do Wrocławia. Atoli wiedząc, że prowincya Gnieźnieńska, której podlegała Wrocławska dyecezya, pod obcém była zwierzchnictwem i panowaniem, nie tuszył aby mógł uzyskać wyboru swego potwierdzenie. Sprawiedliwe sądy Boże usuwały od stolicy biskupiej tego, który sposobem gwałtownym i nieprawym wydarł drugiemu dziekaństwo Wrocławskie. Tymczasem Karol cesarz Rzymski dowiedziawszy się, że tak Włochy jako i Niemcy uznały nad sobą władzę Urbana VI, przychylił się sam także do jego strony, i przez wysłane z osobna poselstwo uzyskał od tegoż Urbana, przebywającego na ów czas w Tivoli, dla syna swego Wacława krola Rzymskiego potwierdzenie wyboru na cesarza i koronacyą, czego wprzódy Grzegórz XI uczynić nie chciał.
Wigand v. Baldersheim, komtur Tapiowski, z zastępem samych tylko Prusaków wpadł do Litwy, i wszystek kraj nad rzeką Niemnem leżący grabieżą i pożogą spustoszył, a zagarnąwszy mnogi gmin brańców i znaczne łupy wrócił do swoich siedlisk. Po jego powrocie, Godfryd v. Linden, marszałek Pruski, z inném znowu wojskiem wtargnąwszy w okolice Litwy nad rzeką Narwią, zniszczył ją podobnież mieczem, ogniem i łupiestwem. Ztamtąd zwrócił się ku staremu Kownu, a przeprawiwszy się na łodziach przez rzekę Niewiażę, wszystko do koła splądrował, i z mnóstwem jeńców Litewskich i innej zdobyczy do Prus powrócił. Gdy potém Litwini oblegli miasteczko Ruskie Pakow, mistrz Inflantski pospieszył mu z swemi Prusakami na odsiecz, i zmusił Litwinów do odstąpienia od miasta. Ponowił wkrótce potém Godfryd marszałek wyprawę na Litwę, a spustoszywszy kilka powiatów, jako to Łabunow (Labniow), Ejragołę (Egelow), Pastow, z mnogą zdobyczą i zabranemi jeńcy wrócił do kraju. Trzeci raz wreszcie zamierzywszy tenże marszałek najazd na ziemię Litewską, złożony chorobą, zlecił ją komturowi Balgi. Nadto mistrz Inflantski około dnia Ś. Scholastyki wkroczył zbrojno na Litwę, i powiat Miedniki z sześcią innemi powiatami tak srodze pożogami spustoszył, że w niektórych nie pozostała nawet ani jedna strzecha. Nakoniec w czasie mięsopustu komtur Osterody, Burkard v. Mansfeld, wpadłszy z wojskiem do Kamieńca pod Brześciem, miasto spalił, i z mnogą zdobyczą jeńców i zabranego bydła do Prus powrócił. Po święcie zaś Wniebowzięcia N. Maryi Panny, komtur Balgi Teodoryk Elner wojsko swoje podzieliwszy na trzy zastępy, splądrował powiaty Ruskie Drohiczyn, Mielnik i Brześć, a potém zamek Brzeski obległ. Ale przymuszony od niego odstąpić, spustoszył okolicę całą, a obłowiwszy się zdobyczą i nabrawszy jeńców, wrócił do kraju. Litwini znękani tylu i tak strasznemi najazdami z Prus i Inflant, widząc że tych zgubnych klęsk i nadal nie unikną, w ostatecznej prawie rozpaczy poczęli myśleć o opuszczeniu ojczystych siedlisk. Jakoż uradzili, ażeby wszystek lud wiejski i na roli siedzący, wszystkie stada bydła i dobytki razem zgromadziwszy, wynieść się do puszcz i lasów jeszcze dotąd niezamieszkanych, a obwarowanych wodami i bagniskami, Krzyżakom zaś zostawić ziemię Litewską i Żmudzką. I to postanowienie byłoby przyszło do skutku, gdyby posiłki Polskie, po obraniu Jagiełły książęcia Litewskiego królem Polskim, nie były wstrzymały tej Litwinów wędrówki. Sam książę Alexander Witołd, chociaż widział swoję potęgę kwitnącą, jawnie jednak wyznawał: „że Polacy jedynie wstrzymali i odwrócili wydalenie się jego ludów z ziemi Litewskiej i Żmudzkiej, i że Polakom samym zawdzięcza utrzymanie i ocalenie swojej ojczyzny.“
Tegoż samego roku, po święcie Zesłania Ducha Ś., Kiejstut książę Litewski, udając że zdradziecko nabawiony był ciężkiej choroby, wpadł skrytemi drogami do Prus, zdobył i spalił zamek Ekersberg, a starostę jego Jana Surbacha poimał w niewolą. Lubo zaś Litwini chcieli jego jednego na ofiarę bogom swoim spalić na stosie, rzeczony jednak Kiejstut nie dopuścił tak sromotnego i nieludzkiego czynu.
Godfryd v. Linden marszałek Pruski, mając pogotowiu dwanaście tysięcy zbrojnego żołnierza, wtargnął do Litwy aż po Troki, które pod ów czas kniaź Kiejstut dzierżył w swej władzy, i zdobyć je zamierzył. Splądrowawszy potém powiat Trocki, poniósł spustoszenia w okolice Wilna. Uląkł się jego potęgi książę Kiejstut i zażądał z nim rozmowy. Przybył zatém marszałek Pruski za rękojmią wzajemnego ubezpieczenia: a po zobopólnych namowach i rokowaniach, przyrzekł Kiejstutowi, że wstrzyma pożogi i rzezie, i przestawszy na swoich zdobyczach cofnął wojska do Prus z powrotem. Ale zaledwo marszałek Litwę opuścił, zaraz komtur Ragnety, brat Kuno v. Hattenstein z nowém wojskiem w dzień Ś. Jana Chrzciciela wpadł do Litwy i Żmudzi, i powiaty Przewan, Łabunow (Labiow), Arwisch, Pasterin, Ejragołę i Pernare, mieczem, ogniem i grabieżą spustoszył, a zagarnąwszy brańców, z mnogim plonem do Ragnety powrócił. Niezadługo Godfryd v. Linden marszałek Pruski przedsięwziął trzecią wyprawę przeciw Litwie, wziąwszy z sobą wszystkich komturów. Naprzód więc pod Dorsuniszkami, potém u Siedmiliszek obozem się położył; trzeciém stanowiskiem pod zamkiem Trockim, czwartém w Rudnie, piątém nakoniec stanął pod Wilnem, wszystko na okół zniszczywszy orężem i pożogą. Książę Kiejstut, który pod ów czas znajdował się w zamku Wileńskim, wyjednawszy na jeden dzień zawieszenie broni, prosił marszałka, aby miasta Wilna pożarem nie niszczył. Co chociaż mu Godfryd marszałek przyobiecał, połowa miasta wszelako nie uszła pożogi, drugą zaledwo od ognia obroniono. Po upłynieniu czasu naznaczonego do rozejmu, poczęto szturmować do zamku Wileńskiego: lecz gdy marszałek widział, że go dobyć nie zdoła, Litwini bowiem dzielnie murów bronili, porzucił oblężenie i ruszył do Prus z powrotem. Tymczasem Witold syn Kiejstuta, z pięciuset Litwinami wyprzedziwszy Prusaków, zapasy żywności, które Krzyżacy na stepie zabezpieczając sobie powrót zostawili, zabrał i uprowadził. Gdy więc Prusacy przybywszy w te miejsca żadnej nie zastali żywności, przez sześć dni ciężki głód wraz z końmi wytrzymać musieli.
Sędziwój z Wiru, kasztelan Bniński, Polak szlacheckiego rodu, herbu Nałęcz, omylony w zapłacie za służbę wojenną, należącej mu od Kazimierza książęcia Szczecińskiego i Dobrzyńskiego, tudzież Ottona margrabi Brandeburskiego, którym z liczną drużyną swego rycerstwa w wojnie był pomagał, straciwszy po śmierci rzeczonego Kazimierza książęcia Szczecińskiego nadzieję odebrania swej należności, znaczną ilość pieniędzy wynoszącej, udał się do Światybora (Swantibor) książęcia Szczecińskiego, brata zmarłego książęcia Kazimierza z drugiego małżeństwa, upominając się o wypłatę zaległego żołdu. A gdy ten zapłaty odmówił, rzeczony Sędziwój, wsparty pomocą Jana, syna Sędziwoja z Czarnkowa, sędziego Poznańskiego, synowca swego, wydał Światyborowi książęciu Szczecińskiemu wojnę, i wielokrotnie napadając jego ziemie i posiadłości, niszczył je łupiestwy i pożogami. Światybor oburzony tą ustawiczną napaścią, którą uważał za niesłuszną, w celu odparcia przeciwnika zapowiedział zbrojną wyprawę; a wsparty posiłkami otrzymanemi od Starogrodzian (Stargardienses) i innych miast Pomorskich, z potężném wojskiem tak konném jako i pieszém, tudzież mnogiemi taborami, wkroczył do Polski i obległ zamek Słupią (Czlopen) własność dziedziczną Jana z Czarnkowa sędziego Poznańskiego. Nazajutrz szturm przypuścił, w spodziewaniu, że nie trudne będzie zdobycie zamku, z przyczyny że okrążające go przekopy były suche i bezwodne; dobywał go usilnie od pacierzy kapłańskich zwanych tercyą aż do wieczora, podstawiając ciągle lud świeży i zdrowy w miejsce zmordowanych i rannych. Nie zbywało i rycerstwu jego na odwadze i sercu; jakoż przeskoczywszy okopy, już byli szturmujący do ścian zamkowych dotarli: ale gdy je siekierami usiłowali wyłamać, Jan z Czarnkowa sędzia Poznański z drużyną swoją spuścił na nich grad gęsty kamieni i pocisków, od których napróżno zasłaniając się sklepieniem z tarcz i rohatyn ułożoném, ciężką ponieśli klęskę, i zmuszeni byli zaniechać dobywania zamku. Potém za wstawieniem się Suliszy Wedelskiego, aby pobitych ciała pochować można, umówiono rozejm do dnia następnego, a Światybor książę Szczeciński, tknięty do żywego stratą tylu rycerzy swoich, porzucił oblężenie, i rozdzieliwszy wojsko na części, kazał w okolicach miasta Słupi roznieść po włościach spustoszenia i pożogi. Nakoniec zabrał się z wojskiem do powrotu, a obawiając się z strony przeciwników swoich, Sędziwoja z Wiru i Jana z Czarnkowa, podobnych kraju swego spustoszeń, szukał pojednania, i przez zobopólnych sędziów i rozjemców skłoniony do wynagrodzenia szkód i zapłacenia długu, wojnę roztropniejszym środkiem ukończył.
Po uśmierzeniu zewnętrznej wojny, wszczęła się domowa i wewnętrzna w księstwach Szczecińskiém, Kaszubskiém i Pomorskiém, margrabstwie Brandeburskiém, krainach władcy Nowogrodu, tudzież Wedelskich i Szczyglickich panów. A w długiej i krwawej zatardze rzeczonych panów, wzajemnie się napastujących, taka w sercach zapaliła się nienawiść, że krom warowniejszych miast i zamków, wszystkie wsie, miasteczka i włości popalono, i wojując bardziej zemstą niż orężem, pomienione krainy tak srodze sprzewracano i spustoszono, że w tylu ziem obszarze nie było ani jednej wioski, którejby pożar onej wojny nie schłonął.
Janusz Wedelski, korzystając z wojny domowej między książęty Szczecińskiemi i możniejszą szlachtą toczonej, z zamku Słupskiego (Czlopen), który był prawem zastawu w pewnej ilości pieniędzy od Jana z Czarnkowa sędziego Poznańskiego i brata jego Wincentego w posiadanie objął, silny zastęp konnego rycerstwa, z swego ludu i drużyny przyjacioł złożony, powiększywszy go nadto znaczną liczbą piechoty utworzonej z chłopstwa powiatów Tuczna i Słupska, wysłał do ziemi Szczecińskiej, aby z niej urwać co łupów i zdobyczy, pełen przekonania, że w domowej między Szczecinianami zatardze wojsko jego żadnej nie dozna szkody. Splądrowawszy zatém w dwóch dniach okolicę Pyrzycką (Pirziczensis), nazbierawszy jeńców i innej zdobyczy, szło wojsko Janusza pod zamek Słupię. Aliści Światybor książę Szczeciński, wsparty ludem zbrojnym Warcisława stryja swego, książęcia Nowego Szczecina, tudzież posiłkami Starogrodzian (Stargardiensium) i innych miast w przymierzu z nim będących, z pieszego i konnego żołnierza złożonemi, doścignął go na granicach Polski i silnie nań uderzył. A lubo Janusz mógł porzuciwszy zdobycz umknąć do Słupskiego zamku, który był niedaleko, atoli nie zważając na szczupłą liczbę swojego wojska, po największej części z chłopów złożonego, a przeważne siły nieprzyjaciela, stoczył z nim bitwę. Trzymały się przez jakiś czas dzielnie Janusza i Polaków szyki, ale w końcu otoczone gęstemi chmury przeciwników, pod ich przemocą uległy. Zginęło w tej bitwie czterechset pięciudziesiąt Polaków, utopionych w bagnach, nad któremi bój stoczono.
Dnia dwudziestego Października, Ludwik król Węgierski i Polski resztę z należących się dziesięciu tysięcy złotych, za ktore był kupił od książęcia Władysława Białego księstwo Gniewkowskie, przez szlachcica Petrasza Małochę starostę Kujawskiego i Szymona podkanclerzego królestwa Polskiego, wypłacił temuż książęciu Władysławowi Białemu w mieście Gdańsku na Pomorzu, i zupełnie go za to księstwo z dochodów królestwa zaspokoił. Był przy odbiorze obecnym i sam pieniądze liczył Władysław. Ale skoro złoto zgarnął, nie wydawszy stosownego zeznania i zakwitowania, jakie był posłannikom królewskim na te dziesięć tysięcy złotych wydać przyrzekł, potajemnie i z kilku tylko towarzyszami siadł na statek, i z Gdańska popłynął do miasta Lubeki (Lubyk) które Polacy zowią Bukowcem, a które jak wiadomo od królestwa Polskiego odpadło. Tam zamieszkawszy, począł żyć zbytkownie i marnotrawnie.
Pod tenże sam czas, Jan arcybiskup Gnieźnieński i wszyscy biskupi Polscy zanieśli do Ludwika króla do Budy, przez posłanników swoich, brata Andrzeja Czereteńskiego biskupa sufragana, Bartę kantora Włocławskiego i Mikołaja z Stronowa kanonika Krakowskiego, zażalenie na rozliczne krzywdy i uciążliwości, jakich oni i ich kościoły i wszyscy duchowni doznawali od szlachty, dobra kościelne bezkarnie szarpiącej, prosząc o wynagrodzenie szkód i zniesienie uciążliwości. Nie otrzymali jednak innej odpowiedzi, tylko: „że król zwoła sejm walny (dietam generalem), i na nim zapobieży pokrzywdzeniom kościoła.“
Floryan biskup Krakowski, przesiedziawszy na stolicy lat trzynaście, dnia szóstego miesiąca Lutego zakończył życie, i w kościele Krakowskim w kaplicy Ś. Tomasza przez niego uposażonej, pod płytą mosiężną pochowany został. Ten w miasteczku Bodzęcinie przezorném staraniem zamek wymurował, i tak Bodzęcin jako i miasteczko Iłżę murami i wieżycami otoczył. Kościoły, jeden w Dobrowodzie, drugi w Węgleszynie wsi swojej ojczystej murowane postawił. Krakowskiemu kościołowi kielich złoty kamieniami drogiemi wysadzany, ornat i dalmatyki z żółtego aksamitu, dla przyozdobienia domu Bożego, zostawił. Kapitule Krakowskiej kamienicę mającą w jednej części swojej mury obszerne darem odkazał, zobowiązawszy jej mieszkańca do opłacania wikaryuszom Krakowskim dwóch grzywien na coroczne za jego duszę nabożeństwo. Ołtarz Ś. Jana ante portam Latinam uposażył nadaną dziesięciną z wsi Pielgrzymowic. Kapituła zaś Krakowska przystąpiwszy do wyboru nowego biskupa w Niedzielę czwartą postu obrała Zawiszę z Kurozwęk archidyakona Krakowskiego, szlachcica herbu Roża, a to drogą kompromissu, za sprawą Elżbiety starszej królowej Węgierskiej, u której tenże Zawisza sprawował urząd kanclerza, i syna jej Ludwika króla Węgierskiego i Polskiego. Wybór ten potwierdzony został w dzień Wielkiejnocy przez Jana arcybiskupa Gnieźnieńskiego; rzeczony zaś Zawisza, z polecenia Urbana VI, przez Strygońskiego arcybiskupa w Granie na biskupa wyświęcony.
Gdy Władysław książę Opolski, Wieluński i Dobrzyński, po spłaceniu posagu wdowie po Kazimierzu niegdyś książęciu Szczecińskim i objęciu w posiadanie księstwa Dobrzyńskiego, tylko od kmieci dóbr w księstwie Dobrzyńskiém do kościoła Płockiego należących po pół grzywny z łanu w podatku wybierał, dziesięcin zaś snopowych wcale opłacać nie chciał; Dobiesław biskup Płocki, nie mogąc ścierpieć tej kościoła swego krzywdy, rzucił klątwę na książęcia Władysława, jego starostów i urzędników, którą w całej prowincyi Gnieźnieńskiej wykonano; prócz tego na wszystkie miejsca, w którychby się znajdowali, rościągnął interdykt kościelny. Wytrzymywał Władysław przez czas niejaki tę karę; lecz gdy przy nadeszłych swiętach Wielkiejnocy odmówiono mu Sakramentu Kommunii świętej, udał się osobiście do Jana arcybiskupa Gnieźnieńskiego, i równie w tej sprawie, o którą był wyklęty, jako i w podmówieniu króla Ludwika, aby kmieci dóbr kościelnych nie uwalniał od podatku poradlném zwanego, wyznał się winnym i przyrzekł zupełne w tym względzie zadosyćuczynienie. Zdjął zatém z niego arcybiskup dnia trzynastego Maja klątwę; a rzeczony Władysław z Dobiesławem biskupem Płockim, Zbilutem biskupem Włocławskim i ich kapitułami złożywszy zjazd w zamku Złotoryi, zniósł owę krzywdzącą uciążliwość, i po wielu utarczkach i targach, któremi usiłował wyzyskać odpuszczenie sobie pieniędzy w podatku wybranych, widząc nieugiętą stałość Dobiesława biskupa Płockiego, nie chcącego bynajmniej na takowe odpuszczenie zezwolić, zwrócił wszystkie pieniądze niesłusznie powzięte w podatku, który był król Ludwik uchylił.
Dnia siedmnastego Czerwca, książę Ziemowit, jedyny dzierżyciel całego Mazowsza, syn Trojdena, umarł w zamku swoim Płockim, i w kościele tamecznym w grobie ojców pochowany został. Miał on trzech synów, z których dwaj, to jest Janusz i Ziemowit, zrodzeni byli z pierwszej żony, córki Mikołaja książęcia Opawskiego, trzeci Henryk z córki Władysława książęcia Sambieńskiego; tudzież dwie córki, z których jednę ... Władysławowi książęciu Opolskiemu, Wieluńskiemu i Dobrzyńskiemu, drugą Kazimierzowi książęciu Szczecińskiemu, a po jego śmierci Henrykowi synowi Ludwika, książęciu Brzegskiemu zaślubił. Pojąwszy drugą żonę, córkę książęcia Sambieńskiego, w której dla rzadkich wdzięków i urody wielce się był rozmiłował, gdy się potém dowiedział od siostry jej księżny Cieszyńskiej (mającej to od sług Ziemowita, którzy się obawiali wydać księżny występek), że z jakimś znakomitego urodzenia gachem skryte miała miłostki, lubo na jej służebnicach nie mógł żadnemi mękami wymódz zeznania takowego postępku, postanowił się zemścić; wstrzymał się jednak z wymierzeniem kary, pokąd była brzemienną. Ale skoro syna na świat wydała, kazał ją siepaczom swoim zamordować. Tego zaś, który był obwiniony o cudzołoztwo, schwytawszy, naprzód końmi rozszarpać a potém na szubienicy powiesić kazał. Ale wnet ochłódłszy z gniewu, dręczył się srodze w duszy, zwłaszcza kiedy patrzał na zrodzonego z niej syna Henryka, który się starannie wychowywał u córki jego, wdowy po Kazimierzu książęciu Szczecińskim i Dobrzyńskim, a który bardzo był do matki podobny. Tego w późniejszym czasie wyćwiczywszy w naukach, z wielką kochał czułością, i wyjednał mu naprzód Płockie a potém Łęczyckie probostwo. A gdy mu do osiągnienia probostwa Łęczyckiego przeszkadzał arcybiskup Pełka z Garbowa i czeladź książęcą z domu i probostwa zelżywie powyrzucał, rozgniewany i do wściekłości oburzony książę Ziemowit, jedném wojskiem opanował dochody i dziesięciny probostwa Łęczyckiego, a drugiém zamek Łowicz obległ, i nie pierwej od oblężenia odstąpił, aż gdy po wielu łupiestwach i szkodach Pełka zmuszony był na wyniesienie Henryka zezwolić. Ponadawał on za młodych lat swoich kościołowi Gnieźnieńskiemu, Poznańskiemu i Płockiemu rozliczne wolności, które gdy w późniejszym wieku chciał odwoływać i znosić, ściągnął na siebie i na swoje księstwo sromotne interdykty i klątwy. Porywczy i gwałtowny w całém życiu, poddanym swoim i rycerstwu okazywał się surowym i srogim. Dla wszystkich przykry i gnębca, uciskał szlachtę i lud wiejski ustawicznemi daninami, dowozami i różnego rodzaju wydzierstwy, ażeby z zwykłą sobie mógł występować hojnością i pieniądze rozpraszać na niepotrzebne wydatki. Księstwo zaś Mazowieckie między dwóch synów podzielił w ten sposób, że Januszowi dostało się księstwo Warszawskie, Ziemowitowi księstwo Płockie.
Dnia ósmego miesiąca Sierpnia założono klasztor Kartuzów między dwoma jeziorami niedaleko wsi .... o cztery mile od Gdańska, w dyecezyi Włocławskiej, i odtąd to miejsce zwać poczęto Paradyżem Maryi. Założycielem zaś pomienionego klasztoru był Jan Ruszczyński, rodem Polak, szlachcic mający w herbie lwa z głową jesiotrową (sturionis). Zapisał on rzeczonemu klasztorowi trzy wsie swoje dziedziczne, Kolplin, Czaple i Gdynią, w pobliżu rzeki Raduni w ziemi Pomorskiej leżące. Był zaś rzeczony klasztor założony dla zakonu Kartuzów w królestwie Polskiém i pod zwierzchnością kościoła Polskiego osadzonych, a z klasztoru Praskiego przysłanych, którzy tu dłużej i szczęśliwiej się utrzymali niżeli w Pradze, zkąd ich zaraza odszczepieństwa w Czechach rozszerzonego wygnała.
Spowodowany licznemi skargami przeciw Bartoszowi synowi Peregryna z Chotela, zuchwalcy i napastnikowi, który z zamku Odolanowa, leżącego w królestwie Polskiém, wybiegając po łotrowsku za rozbojem i łupiestwem, przyległą okolicę pustoszył, i chwytając po drogach kupców Francuzkich zmuszał ich do wielkich opłat, Ludwik król Węgierski i Polski zapowiedział Wielkopolanom przez wydane okólniki i starostów swoich wyprawę zbrojną, i zamek Odolanów obledz i opanować rozkazał. Wyszło więc, stosownie do nakazów królewskich, wszystko rycerstwo Wielkiej Polski pod wodzą Domarata starosty Wielkopolskiego, i po wielu łupiestwach i spustoszeniach stoczyło bitwę we wsiach duchownych do Gnieźnieńskiego i Lubuskiego kościoła należących, po której Bartosz zmuszony był prosić o pokój. Poczém uczyniono rozejm na dni kilka i złożono zjazd w Skarbimierzycach, wsi probostwa Gnieźnieńskiego gdzie stanęła ugoda pod następującemi warunkami: „aby Bartosz z zamku Odolanowskiego ustąpił i wydał go starostom królewskim, a za to miał otrzymać ośmnaście tysięcy złotych (tyle bowiem zamek Odolanów z przyległościami był szacowany); którą-to wypłatę król przez swoich namiestników i starostów obowiązany był uiścić, strąciwszy atoli z tych ośmnastu tysięcy złotych pieniądze wydarte kupcom Francuzkim.“ Co gdy według umowy wiernie wypełniono, wojna domowa ustała.
Po tej wojnie, która najwięcej dotknęła dobra duchowne, nastąpiło zajęcie zamku arcybiskupiego Uniejowa. Albowiem w czasie biesiady, którą był Pietrasz Małocha starosta Łęczycki w wiosce królewskiej zwanej Dąbie wyprawił, zabity został Pełka proboszcz Kurzelowski, dzierżawca Uniejowskiego zamku, w wszczętej pomiędzy nim a Mikołajem kasztelanem Łęczyckim sprzeczce z powodu jakichsiś łanów, po której uspokojeniu gdy domownicy proboszcza powychodzili, rzeczony Mikołaj pchnął go nożem i na miejscu położył. Gdy się więc dworzanie proboszcza Pełki o tém morderstwie dowiedzieli, poszli w pogoń za uciekającym Mikołajem kasztelanem Łęczyckim; żądza sprawiedliwej zemsty dodawała im sił w biegu, zaczém doścignionego mnogiemi ciosami ubili. Bernard z Garbowa Sandomierzanin, któremu był Pełka proboszcz Kurzelowski, brat jego rodzony, wyjeżdżając straż zamku zostawił, powziąwszy wiadomość o dokonaném morderstwie na swoim bracie, odbił skarbiec arcybiskupi i zabrał z niego sześćset grzywien w złocie i srebrze. A nabiwszy wielką ilość bydła wprowadził do zamku, który przez dziesięć dni zostawał w ręku zuchwalca zbuntowanego przeciw panu swemu Januszowi arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, dopóki od Domarata Wielkopolskiego, Pietrasza Małochy Kujawskiego, starostów, tudzież Dersława Gnieźnieńskiego i Grzymały Kostrzyńskiego, kasztelanów, nie dał się namówić do zgody, pod warunkiem, że wszystkie wydzierstwa i bezprawia będą mu odpuszczone; poczém dopiero zdrajca nikczemny z zamku ustąpił i oddał go arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu.
Tegoż roku, dnia dwudziestego miesiąca Grudnia, Mikołaj z Strosbergu, proboszcz Gnieźnieński i poborca dochodów z królestwa Polskiego Stolicy Apostolskiej należnych, przekonany o przywłaszczenie sobie naprzód tysiąca pięciuset złotych, które winien był wnieść do Apostolskiej kamery, a potém o większe jeszcze przeniewierzenia się obwiniony, gdy z kwitów i wykazów podkollektorskich, złożonych na wezwanie Tomasza biskupa Luceryńskiego, nuncyusza Apostolskiego, okazał się brak dwunastu tysięcy złotych, z rozkazu tegoż nuncyusza poimany i w dożywotniém więzieniu osadzony został.
Do ciągłych utrapień, jakie kościoł Wrocławski ponosił z powodu osierocenia swojej stolicy od lat sześciu, przyłączyła się większa jeszcze klęska, gdy los zawistny zsyłał nań w tym roku nieszczęście za nieszczęściem. Rajcy bowiem Wrocławscy zważywszy, że przedawanie dotychczas piwa Świdnickiego w domach wikaryuszów kościoła katedralnego i Ś. Krzyża w Wrocławiu było z ujmą dochodów miejskich, postanowili tej przedaży zabronić, i wydali surowy zakaz, aby nikt nie ważył się piwa Świdnickiego dla duchownych Wrocławskich do miasta wprowadzać. Tym czasem woźnica jeden od Ruperta książęcia Lignickiego wiozący kilka beczek rzeczonego piwa dla Henryka dziekana Wrocławskiego, w darze posłanych na święta Narodzenia Pańskiego, prosił rajców, aby mu pozwolono zawieźć je dziekanowi. Rajcy, zbyt surowo przestrzegający swego zakazu, owego woźnicę uwięzili, a piwo zabrali. Z tej przyczyny Wacław biskup Lubuski, a w czasie osierocenia stolicy Wrocławskiej rządca biskupstwa Wrocławskiego, rzucił klątwę na miasto Wrocław; obawiając się zaś buntu mieszczan, z prałatami, kanonikami i wszystkiém duchowieństwem Wrocławskiém wyniósł się do Nissy. Wszczętą od dawna, a tym nowym wypadkiem roznieconą między duchowieństwem i ludem niezgodę, chcąc Wacław król Czeski uśmierzyć, dnia dwudziestego siódmego Czerwca przybył do Wrocławia, i z powodu przybycia swego kazał księżom pozostałym w Wrocławiu odprawiać nabożeństwo, obiecując, że po wybadaniu winy rajców Wrocławskich, każe im straty zrządzone nagrodzić. Ale gdy księża, nie chcąc popełnić świętokradztwa, rozkazu jego nie usłuchali, rozgniewany król Wacław kazał dnia dwudziestego dziewiątego Czerwca opata Ś. Maryi Piaskowej uwięzić, i przez dni ośm w wietnicy Wrocławskiej trzymał go w więzieniu. Tegoż samego losu byłby doznał brat Marek, opat klasztoru Ś. Wincentego na przedmieściu, gdyby nie zręczne udanie, że nazajutrz przybrany w infułę w obecności króla nabożeństwo odprawi, gdy tymczasem w nocy ze wszystkimi mnichami swego klasztoru, zamożnego w zapasy żywności, zbiegł do królestwa Polskiego, i schronił się w klasztorze swego zakonu Strzelneńskim, gdzie mógł bezpiecznie przebywać. Wywarli wtedy srogą zemstę Czesi na miasteczka i włości duchowne, i takie mnóstwo bydła i trzody nazabieranej z rozkazu króla po wsiach duchownych spędzono do Wrocławia, że dwieście owiec za trzy grzywny zwyczajne, a wołu i krowę po jednym wiardunku można było kupować. Wszelako i przy tak lichej cenie nie zdołano rozprzedać tak wielkiej bydła mnogości, i większą część posłano na sprzedaż do Czech, bo na miejscu nie było już na nie kupca. Gdy więc wszyscy prałaci, kanonicy i inni księża Wrocławscy obawiając się srogości króla w rozmaite porozbiegali się strony, gdzie którego losy zaniosły, Wacław król Czeski wydał na łup swoim żołnierzom dwór biskupi, wszystkie klasztory i domy kanoników, wikaryuszów i innych księży, które sprzewracano do szczętu. Żołnierstwo pozabierało w zdobyczy złoto, srebro, pieniądze, naczynia, szaty kosztowne i inne rzeczy ponętne łakomstwu, nie tylko z miejsc zamkniętych, do których wyłamywało wnijścia, ale i z ukrytych, z wielką chciwością wyszukiwanych. Łupieżcy rozerwali między siebie zdobycz. Król należał także do części. Nadto mieszczanom i włościanom dóbr duchownych kazał oddawać sobie podatki i inne należytości; opierających się ciężkiemi okładał kary. Trwało takie wydzierstwo przez czas długi, a król Wacław z swemi Czechami spożywali samowolnie dochody kościołów i klasztorów, łupili folwarki i śpichrze zapaśne, i dziedzictwem Jezusa Chrystusa, dostatkiem czci Bożej poświęconym, karmiąc swoje łakomstwo, wyprawiali świetne biesiady, ucztowali i brodzili w marnotrawnych zbytkach.
Ludwik król Węgierski i Polski, namawiany po wiele kroć i podżegany od Urbana VI, aby najechał królestwo Sycylijskie, które na ów czas dzierżyła w swojej władzy Joanna królowa, wraz z drugim małżonkiem Ottonem książęciem Brunświckim, wysłał Karola książęcia Duracyi, swego powinowatego i dworzanina, z poczesnym oddziałem zbrojnych rycerzy, aby się pomścić na rzeczonej Joannie królowej, która męża swego i brata stryjecznego Stefana, a rodzonego brata Ludwika, okrutnie zamordowała. Ten wsparty pomocą i nakładem Urbana, zdobył Neapol i wiele zamków w Sycylii, a nadto królową Joannę wraz z mężem jej Ottonem poimał w niewolą. Poczém rzeczoną Joannę królową odprowadziwszy do zamku Abruzzo, przez nasłanych czterech Węgrzynów udusił, Ottona zaś po trzechletniém więzieniu zgładzić rozkazał. A tak Joanna za zamordowanie męża i brata swego sprawiedliwą odniosła karę.
Dnia dwunastego miesiąca Stycznia, Zawisza biskup Krakowski, przesiedziawszy na stolicy Krakowskiej pół trzecia roku, we wsi kościoła Krakowskiego Dobrowodzie pod Wiślicą złożony chorobą, czyli, jak niektórzy z pism i podania twierdzą, spadłszy z drabiny, po której na bróg chciał wyleźć, umarł, i w kościele Krakowskim w kaplicy Bożego Ciała pochowany został. Z rozporządzenia ojca jego Dobiesława, kasztelana Krakowskiego, i Krzesława brata, kasztelana Sandomierskiego, pochód pogrzebowy obyczajem rycerskim odbył się z wielką wspaniałością; ciało zmarłego poprzedzały konie purpurą odziane, które potém do kościoła wprowadzono. Aliści następnej nocy, świątnicy w kościele Krakowskim czuwający na straży usłyszeli jakoby tentent koni po kościele biegających, i wołanie czartów; co pokazuje, że przepych pogrzebowy, zwyczajna próżność światowa, jeśli niemiły jest Bogu na pogrzebach rycerzy, w większém jeszcze jest obrzydzeniu przy pogrzebie biskupów. Rzeczony Zawisza w drugim roku swoich rządów biskupich ustanowił kollegium mansyonarzy, składające się z siedmiu księży, aby w kościele Krakowskim wyśpiewywali ciągle godzinki o Najświętszej Pannie; na co odkazał dwanaście dziesięcin snopowych i jeden ogród na Czarnej wsi ze stołu swego biskupiego. Chwalebny zaprawdę w tym jednym uczynku, którym wielce się kościołowi Krakowskiemu zasłużył przyczyniając mu ozdoby; odświeżył powinność od wszystkich poprzedników swoich zaniedbaną, i pierwszy a jedyny z biskupów tę wielką zjednał sobie zaletę. Założył nadto kościoł parafialny w ojczystej wsi swojej Chodowie, we wsi Porembie i innych, naznaczywszy im dziesięciny snopowe w posagu. Za jego także staraniem i pośrednictwem nadaną została biskupowi wieś Piestrzec z folwarkiem Kruszyce zwanym, tudzież dom drewniany z wieżą murowaną w zamku Krakowskim, a to w zamian za dworzec biskupi, który teraz zowią śpichrzem, zabrany przez Ludwika Polskiego i Węgierskiego. Jeśli pismom niektórym wierzyć można, był-to człek światowym więcej sprawom niż kościołowi służący i do cielesnych uciech skłonny. Gdy zaś do obrania nowego biskupa kapituła naznaczyła dzień Oczyszczenia N. P. Maryi, Jan Radlica medycyny doktor, kanonik Krakowski i kanclerz królestwa Polskiego, na usilne za nim prośby króla Ludwika do kapituły Krakowskiej wniesione, obrany został biskupem. Rzeczony Jan, rodem Wielkopolanin, pochodził z zacnego szlacheckiego domu, który ma w herbie statek wodny czyli Korab`. Urodził się z ojca Michała, matki Krystyny, w wsi Radlicach blisko Kalisza. Po ukończeniu w młodych leciech nauk wyzwolonych, gdy do źralszego przyszedł wieku, poświęcił się nauce lekarskiej, do której z przyrodzenia największą miał ochotę. Dla wydoskonalenia się zaś w tej sztuce podróżował do Francyi, gdzie przez lat kilkanaście w Montpellier wysiadywał. Kiedy Ludwik król Węgierski i Polski wielu dręczony słabościami prosił króla Francuzkiego, aby mu zdolnych jakich przysłał lekarzy, ten wybrał mu Jana Radlicę, który dla biegłości w swojej sztuce, już mu prawie wrodzonej, wielką u króla Ludwika i panów Polskich zjednał sobie wziętość. Wybór jego potwierdził Jan arcybiskup Gnieźnieński, i sam papież Urban VI kazał go na biskupa wyświęcić.
Dnia ósmego miesiąca Marca, Mikołaj z Kurnika biskup Poznański, już od lat dwóch chorujący ciężko na raka w częściach rodnych, dostawszy febry czwartaczki, a przytém wrzodów w gardle i na języku, tak iż mowy całkiem był pozbawiony, w dworze swoim biskupim w Ciążynie umarł, i w kościele Poznańskim dnia dwudziestego pierwszego miesiąca Marca pochowany został. Gaduła i do kłótni więcej niż na osobę biskupią przystało skory. Prałaci i kanonicy Poznańscy, dla obrania nowego biskupa złożywszy elekcyą w Poznaniu dnia dwudziestego dziewiątego Kwietnia, zgodnemi głosy wybrali w jego miejsce Mikołaja scholastyka Poznańskiego. Wybór ten, jako słuszny i prawny, potwierdził Jan Suchywilk arcybiskup Gnieźnieński w Zninie, ciężką złożony chorobą i już na śmiertelnej pościeli leżący, poczém dnia piątego miesiąca Kwietnia (?), przypadającego w przeddzień Wielkiejnocy, po zachodzie słońca w Zninie zakończył życie, przesiedziawszy na stolicy lat dziewięć. Skarbiec i wszystek sprzęt domowy arcybiskupa rozerwali natychmiast jego synowcowie, bracia i krewni, w znacznej liczbie na dworze goszczący, którym rzeczony arcybiskup, z zbytniego ku nim przywiązania, porozdawał w zarząd wiele zamków do kościoła Gnieźnieńskiego należących. Był-to mąż w domowém życiu wielce wprzódy roztropny; ale odkąd biskupią osięgnął godność, porywczy do gniewu, namiętnościom i chuciom cielesnym hołdujący, gdy władzy świeckiej duchowieństwo uciskającej nie już opierać się ale raczej przyzwalać począł, gdy kapłanów swojej dyecezyi słowem i czynem znieważał, zdawało się że z dawnej roztropności nic już w sobie nie zachował. Pochowano go w kościele Gnieźnieńskim w środku nawy głównej, którą on sam sklepieniem i nakryciem ozdobił, i położono mu piękny nagrobek bronzowy, Flandryjskim rylcem rzeźbiony. Kościołowi Gnieźnieńskiemu sprawił ornat kosztowny.
Ziemowit książę Mazowiecki i Płocki, skoro mu tylko doniesiono o śmierci Jana arcybiskupa Gnieźnieńskiego, powoławszy rycerstwo i lud wiejski do broni, bynajmniej nie zaczepiony, w drugie święto Wielkiejnocy obległ zamek arcybiskupi Łowicz, dzierżony w ów czas przez Dzierżka kasztelana Gnieźnieńskiego, i dobra kościoła Gnieźnieńskiego szarpać i prześladować począł. Kapituła Gnieźnieńska wysłała do niego natychmiast Andrzeja biskupa Ceretyńskiego, suffragana Gnieźnieńskiego; który gdy mu przełożył, aby odstąpił od oblężenia, i zapytał książęcia: „z jakiej przyczyny zamek oblegał?“ otrzymał odpowiedź: „że takie jest prawo książęce, iż w czasie osierocenia stolicy Gnieźnieńskiej nie kto inny tylko on powinien zamek Łowicki posiadać; że jednak nie chce przywłaszczać sobie tego prawa, i do oblężenia zamku nie byłby wcale przystąpił, gdyby go który z kanoników Gnieźnieńskich a nie Dzierżek kasztelan Gnieźnieński główny wróg jego w posiadaniu dzierżył.“ Taka odpowiedź książęcia zmuszała do spiesznego wyboru nowego arcybiskupa, i jak najzgodniejszej elekcyi. Zaczém dnia siedmnastego Kwietnia obrany prawnie i zgodnemi głosy Dobrogost z Nowego dworu, doktor prawa kościelnego, dziekan Krakowski i kantor Gnieźnieński, szlachcic herbu Nałęcz, wysłał do Ziemowita popierającego oblężenie Bronisława kanclerza i Bogusława, kanoników Gnieźnieńskich, Sędziwoja z Kazimierza, Jana z Czarnkowa sędziego Poznańskiego, kasztelana Nakielskiego, i Osepa z Grodziska, z prośbą o odstąpienie z wojskiem, i przyrzeczeniem, że Dzierżek kasztelan Gnieźnieński zamek Łowicki opuści. Książę przychylił się do prośby, i po zrządzeniu wielu szkód w dziedzinie arcybiskupiej, odstąpił od oblężenia. Dersław za utraconą dzierżawę zamku, wraz z załogą, która wytrzymywała oblężenie, wynagrodzony został dwiemaset grzywny, a Bogusław kanonik Gnieźnieński wziął zamek w posiadanie.
Dobrogost Gnieźnieński i Mikołaj obrany biskup Poznański, potrzebując przychylnego głosu i zezwolenia na swój wybór Ludwika króla Węgierskiego i Polskiego, jako świeckiego zwierzchnika, wyznaczyli Jana z Czarnkowa sędziego Poznańskiego i kasztelana Nakielskiego, tudzież Piotra z Znina kanonika Gnieźnieńskiego, w poselstwie do Węgier. Oni zaopatrzywszy się w pieniądze, konie i inne rzeczy potrzebne, postanowili zarazem udać się do Rzymu, aby obu wyborom tém snadniej wyjednać potwierdzenie. Atoli król Ludwik podmówiony od niechętnych i uprzedzony, że wyniesienie Dobrogosta na stolicę Gnieźnieńską jemu i potomstwu jego byłoby szkodliwe, gdy Dobrogost w tym celu zgodnemi głosy został wybrany, ażeby po śmierci Ludwika kierował na królestwo Polskie i koronował książęcia Mazowieckiego Ziemowita; wybór zaś Mikołaja Poznańskiego elekta prawu był przeciwny: poselstwo rzeczone zaledwo trzeciego dnia przypuściwszy do siebie, i niechętnie go wysłuchawszy, odpowiedział: „że na elekcye Dobrogosta i Mikołaja żadną miarą nie zezwoli.“ Jakoż i sam przez się, i przez swoich stronników, w wielu miejscach, którędy owi posłowie do Rzymu mieli przejeżdżać, ponastawiał na nich sidła i zdradziectwa. O czém gdy ich w przejeździe przez Wrocław ostrzeżono, postanowili przyspieszyć swoję podróż z największą ostrożnością; tymczasem w Treviso trafili na wniki, uwięziono ich bowiem z rozkazu książęcia Weneckiego, który chciał się tym czynem królowi Ludwikowi przysłużyć. Nazajutrz wszelako wypuszczono na wolność Mikołaja elekta Poznańskiego, który puścił się w dalszą drogę do Rzymu, a zatrzymano Gnieźnieńskiego Dobrogosta wraz z jego czeladzią i podróżną wyprawą. Władysław bowiem książę Opolski i Wieluński, który rodzonego bratanka swego Jana, syna Bolesława książęcia Opolskiego, jeszcze niedoletniego, a już za wstawieniem się Władysława stryja na probostwo Spiskie Ś. Marcina wyniesionego, pod ów czas zaś w Bononii ćwiczącego się w naukach, mając po sobie przychylność i względy króla Ludwika, na biskupstwo Poznańskie kierował, postarał się uwolnić rzeczonego Mikołaja, ażeby o jego przytrzymanie, jakoby przez niego nastrojone, nie był od braci i powinowatych tegoż Mikołaja prześladowany, i aby mu nie wyrzucano poźniejszego osadzenia na biskupstwie bratanka, że zdradą i przemocą było dlań uzyskane. Ale wprzód nim Mikołaj do Rzymu przyjechał, Urban VI, z powodu sprawionego przez siebie rozdwojenia w kościele starający się o zjednanie sobie przychylności książąt panujących, na prośby usilne posłów króla Ludwika, w tym celu wyprawionych do Rzymu, przeznaczył w dniu dziewiątym Czerwca na arcybiskupstwo Gnieźnieńskie Bodzantę, Sandomierzanina, szlachcica z domu Szeligów, mającego w herbie księżyc krzyżem ozdobiony, który się zowie Szeliga, jeneralnego prokuratora Krakowskiego; na Poznańskie zaś biskupstwo Jana Kropidłem zwanego, syna Bolesława książęcia Opolskiego, tą najwięcej okolicznością spowodowany, że książęta Opolscy takim samym jak on pieczętowali się herbem, to jest orłem modrego koloru w polu niebieskiém; nie czekając wcale ani zważając na poselstwo mężów zacnych, słusznie i prawnie wybranych na stolice osieroconych kościołów. Na zasadzie przeto rzeczonego postanowienia, z wielką i oczywistą krzywdą Dobrogosta i Mikołaja, obranych biskupów, Bodzanta objął rządy kościoła Gnieźnieńskiego, a książę Jan Kropidło zasiadł na stolicy Poznańskiej. Dobrogost elekt Gnieźnieński, uwolniony z więzienia, i w rzeczach swoich bynajmniej nie uszkodzony, wrócił do Polski na uroczystość Wniebowzięcia N. Maryi Panny, i udał się najpierwej do Łowickiego zamku, w tej myśli, że go za zgodą i zezwoleniem kapituły w posiadanie obejmie, zamierzywszy spór o prawa kościoła Gnieźnieńskiego wytoczyć Bodzancie. Ale gdy mu ztamtąd kazano ustąpić, przybył do Gniezna. A lubo żądał potém, aby za wydatki poniesione na popieranie praw kościoła i na własne utrzymanie dano mu zamek Łowicz albo Kamień, nie wysłuchano jego żądania; odpowiedziała bowiem kapituła, że nigdy nie miała prawa rozdawania zamków arcybiskupich, a tém mniej obecnie, gdy już Bodzanta osadzony był i potwierdzony na stolicy.
Poniósł kościoł Gnieźnieński inną jeszcze klęskę z przyczyny śmierci Jana zwanego Suchywilk, arcybiskupa. Albowiem Piotr i Mikołaj bracia rodzeni, synowie Cztana z Strzelec, a synowcowie Jana arcybiskupa, którym on bez wiedzy kapituły zamek Uniejowski był wypuścił, popełniwszy wiele gwałtów i wydzierstw w dobrach kościelnych, nie chcieli ustąpić z zamku Uniejowa, co po wiele kroć przyrzekali. Przeto Jan archidyakon i Bronisław kanclerz, administratorowie kościoła, rzucili na nich klątwę. Ale gdy oni trwali upornie w swojém, wysłano do Ludwika króla do Węgier Bronisława kanclerza, jednego z rządców kościoła, i Jana Trlanga archidyakona Kruszwickiego, z prośbą o odzyskanie zamku Uniejowa, i dla oczyszczenia kapituły Gnieźnieńskiej z fałszywej potwarzy, jakoby w zmowie z Ziemowitem książęciem Mazowieckim, w celu wyniesienia go na królestwo Polskie, ze szkodą Ludwika i jego potomstwa, wybrała Dobrogosta na arcybiskupstwo. Ale chociaż król Ludwik rozkazał wydziercom pod najsurowszemi karami oddać zamek Uniejów, oni wszelako nie pierwej z niego ustąpili, aż gdy Bodzanta osięgnąwszy stolicę, zuchwalstwo ich częścią postrachem, a częścią łagodnemi środkami rozbroił.
Papież Urban VI, bacząc na długie osierocenie kościoła Wrocławskiego i pragnąc zasłonić go od klęsk, które przez lat siedm ponosił, na prośby wysłańców kapituły Wrocławskiej, przemawiających usilnie za Wacławem biskupem Lubuskim, synem Bolesława książęcia Lignickiego, i żądających przeniesienia go na stolicę Wrocławską, naznaczył rzeczonego Wacława biskupa Lubuskiego, rządcę dyecezyi Wrocławskiej, biskupem Wrocławskim, a w jego miejsce osadził Adama Kietlicza kanonika Lubuskiego na stolicy Lubuskiej. Wacław król Czeski obrażony, że to się stało bez jego wiedzy i zezwolenia, usiłował w rozmaity sposób wybór ten unieważnić. A naprzód prałatom i kanonikom Wrocławskim zakazał pod najsurowszemi karami, aby go nie wprowadzali w posiadanie zamków i miast do kościoła Wrocławskiego należących. A lubo niektórzy z kanoników Wrocławskich posłuchali chętnie zakazu Wacława króla Czeskiego i oświadczyli się przeciw wyborowi Wacława biskupa, większa część atoli i starszyzna kapituły uznała go za prawego arcybiskupa, i mimo pogróżek królewskich oddano mu zamki i miasta do Wrocławskiego kościoła należące. Wszczęte zaś od dawna i samą długością czasu podsycane niezgody uspokojono zgodnym acz niesprawiedliwym układem, mocą którego odpuszczono Wacławowi królowi wszystkie szkody, jakie kościołowi Wrocławskiemu wyrządził, i pięć tysięcy grzywien wypożyczone przez kapitułę Wrocławską ojcu jego Karolowi, do czego przyłożono jeszcze nowe datki pieniężne dla ugłaskania gniewu króla Wacława. Tę tylko jednę kościoł pozyskał ulgę w swym żalu, tę pociechę jedyną, że w pomienionej ugodzie zastrzeżono, ażeby rajcy Wrocławscy nowo wybierani, po dokonanej elekcyi, z wietnicy nie wprost do domu ale wprzódy szli do kościoła katedralnego, i tam w obec kanoników uroczystą składali przysięgę, że bronić i przestrzegać będą praw i swobód kościoła.
Wkrótce Kiejstut wielki książę Litewski zapowiedział wyprawę: a ściągnąwszy tak Ruskie jak i Litewskie wojska, ruszył pod Siewierski Nowogrodek przeciw książęciu Korybutowi nie chcącemu uznawać jego władzy; Wojdyłę świekra Jagiełły, którego miał za swego głównego nieprzyjaciela, powiesić kazał; syna zaś swego Witołda zostawił w Litwie dla strzeżenia podległych sobie zamków. Książę Jagiełło, acz był obiecał przybyć stryjowi Kiejstutowi na pomoc z swoim ludem i braćmi, nie dotrzymał przecież przyrzeczenia, ale knując tajemne spiski, przemówił na swoję stronę prośbami i obietnicami Hanula i przedniejszych obywateli Wileńskich. Wsparty zbrojną ich pomocą, kiedy Witołd przebywał w Trokach, obległ naprzód zamek Wileński, a za nadejściem Jagiełły z swojém wojskiem i braćmi, zamek ten do poddania się przymusił. Po opanowaniu Wilna ruszył Jagiełło pod Troki, a wnet przybył mu na pomoc marszałek z silnym zastępem Prusaków. Zagrożony więc Witołd w Trokach od Litwinów razem i Krzyżaków, dawszy znać o tém książęciu Kiejstutowi oblegającemu Nowogrodek, co się działo na Litwie, wyniósł się z Trok wraz z matką, i umknął do zamku Grodna. Troczanie ledwo dni kilka wytrzymawszy oblężenie, poddali zamek Jagielle. Książę Kiejstut porzucił natychmiast oblężenie Nowogrodka, a pospieszył do Litwy; ale gdy się dowiedział, że Jagiełło wzmocniony znacznie posiłkami Prusaków odebrał mu już władztwo w wielkiém księstwie Litewskiém, i dwa główne zamki Wilno i Troki, przybywszy do Grodna, postanowił zwrócić się na Żmudź, aby tam pozbierać nowe wojska dla stawienia odporu Jagielle. Zostawił zatém w Grodnie Witołda, żonę zaś swoję w Brześciu, pokładając ufność w zięciu swoim Januszu książęciu Mazowieckim, że gdyby ją oblężono, Janusz potrafi ją obronić; albo gdyby zmuszoną była opuścić Brześć, weźmie ją wtedy do siebie. Ale Janusz książę Mazowiecki, człek obrotny, nie zaniedbując sposobnej pory, wezwał swoje rycerstwo do broni, i opanował dwa zamki Drohiczyn i Mielnik, które wydali mu dobrowolnie Rusini; a osadziwszy je silnemi załogami, i splądrowawszy powiaty Surazki, Bielski, Kamieniecki i Brzeski, obległ zamek Brześć, i byłby go zdobył pewnie, gdyby nie wiadomość otrzymana, że w nim znajdowała się jego teścina; odstąpił zatém od oblężenia.
Kiejstut zebrawszy na Żmudzi nowe wojsko, przybył nad rzekę Wilią. Nadciągnął i syn jego Witołd z ludem w swej dzielnicy zebranym i połączył się z nim o dwie mile za Kownem. Z podwojonemi więc siły przeprawiwszy się przez rzekę w témże samém miejscu, ruszyli ku Trokom i zamek Trocki oblegli. Książę Jagiełło tego się właśnie spodziewając, trzymał tymczasem swój lud pod bronią, a od obu sprzymierzonych z sobą mistrzów Pruskiego i Inflantskiego miał upewnienie, że mu pomocy dostarczą: skoro więc postrzegł z dala zbliżające się wojska Pruskie i Inflantskie, pospieszył oblężonym Troczanom na odsiecz. Kiejstut uwiadomiony przez szpiegów o zbliżaniu się Jagiełły, odstąpił od oblężenia, wyprowadził wojsko w pole, i sprawił szyki do boju, pragnąc z przeciwnikiem orężem się rozprawić. Gdy już oba wojska stanęły w gotowości do walki, nie dalej od siebie jak na trzy albo cztery strzały z łuku, przybywają do obozu książęcia Kiejstuta gońcy wyprawieni od Jagiełły, i proszą Witołda, „aby między książęciem Jagiełłą a stryjem jego książęciem Kiejstutem chciał być pośrednikiem, a zbliżył obie strony do zawarcia pokoju pod sprawiedliwemi warunkami, dla oszczędzenia wzajemnych klęsk i krwi rozlewu, i aby tym celem udał się do Jagiełły, przy zaręczeniu wszelkiego bezpieczeństwa.“ Witołd, przed naradzeniem się z ojcem swoim książęciem Kiejstutem, dał tymczasową odpowiedź: „że do obozu Jagiełły pod tym tylko warunkiem może się udać, jeżeli książę Skirgiełło osobiście przybędzie i stawi mu jako zakładnik rękojmią, że może pójść i wrócić bezpiecznie.“ A gdy Skirgiełło niebawem przybył i przysięgę wykonał, książę Witołd za zezwoleniem ojca Kiejstuta udał się do obozu Jagiełły, między obu zaś wojskami stanęło tymczasowe zawieszenie broni. Wtedy książę Jagiełło powtórzywszy żądanie przez swoich posłańców wyniesione, wzywał samego książęcia Kiejstuta do układów i zgody; a za radą Witołda, udał się Skirgiełło do książęcia Kiejstuta, zaręczając mu swojém i Jagiełły imieniem zupełne bezpieczeństwo.
Kiejstut, skłoniony tak Skirgiełły jak i syna swego Witołda namową, po wzajemném upewnieniu się i przysiędze, postanowił udać się osobiście w celu ułożenia pokoju, nie domyślając się żadnej w tych namowach zdrady. Jakoż nierozważny Kiejstut, nie zostawiwszy w obozie syna swego Witołda (wszakże gdyby był jeden z nich w obozie pozostał, nie byłby Jagiełło odważył się na swój zdradziecki zamach) razem z Witołdem przybył na stanowisko Jagiełły. Dopieroż gdy ich przybywających otoczyło wojsko Jagiełły i Prusacy, poznali ale zapoźno, że wpadli w przygotowane zasadzki. Książę Jagiełło oświadczył, że nie był-to czas ani miejsce do zawierania pokoju, ale że należało udać się do Wilna, i tam pokój układać; a wtém obadwa wojska, jakby na dane hasło, ustąpiły. Gdy więc przybyli do Wilna, czemu książę Kiejstut ani syn jego Witołd nie śmieli się sprzeciwiać, oddano pod straż Witołda; książęcia zaś Kiejstuta, okutego w kajdany, odwieziono do Krewa, i tam w ciemnej wieży do turmy wrzucono. Piątej nocy nakoniec, Proxa podczaszy książęcia Jagiełły, brat jego Bilgeny, tudzież Mostew, Getko, Krewlanin, Kuczuk, Lisica, do którego należało na cześć bożyszcza Żywie (Zibinthae) zapalać ognisko i latarnie, i inni siepacze, z rozkazu Jagiełły zamordowali Kiejstuta, który wołał głośno, „że ginął niewinnie, z pogwałceniem prawa narodów i zaprzysiężonego przymierza.“ Zwłoki jego książę Skirgiełło sprowadził do Wilna, gdzie obyczajem pogańskim spalono je na stosie, wraz z rynsztunkiem wojennym i ulubionemi rycerzowi końmi, psami i szatami książęcemi. Za uwolnieniem Witołda wstawiali się książęta Litewscy, bojarowie, i sam mistrz Pruski, ale napróżno: Jagiełło bowiem przeznaczał mu ten sam los, co i ojcu, obawiając się jego zręczności, dla której i jemu i braciom był zawsze podejrzany. A tak książę Kiejstut, krom wierności, mąż zacnych przymiotów, ktorego obcy usiłowali ocalić, morderczą zginął śmiercią z rąk własnych rodaków i krewnych. Był on ojcem Witołda; a jak inni synowie od ojców, tak ten pozyskał sławę od syna, że tak znakomitego wydał potomka. Ze wszystkich synów książęcia Gedymina najroztropniejszy i najmędrszy, temi szczególniej zalecał się cnotami, że był ludzkim, uprzejmym i w mowie rzetelnym. Zgładziwszy morderczą śmiercią książęcia Kiejstuta, wymierzył Jagiełło swoję srogość na tych wszystkich, których miał w podejrzeniu jakoby byli sprawcami śmierci Wojdyły, jego największego ulubieńca i zięcia. Dwóch zatém, uważanych za główne narzędzia jego zguby, to jest Widymunta, stryja rodzonego wdowy po Kiejstucie a matki Witołda, i Butryma bratanka swego, mszcząc się śmierci Wojdyły, kołem łamać kazał, innych pościnał. Książęcia zaś Witołda z żoną jego Anną uwięził, pod strażą jednak przystojną, w Krewie, gdzie rzeczony Witołd, osadzony w ustronnej komnacie i od licznych drabów strzeżony, nie mógł ani progu przestąpić; żonie tylko jego księżnie Annie z dwiema innemi niewiastami wolno było do męża na noc przychodzić i odchodzić z rana. Gdy więc rozeszła się wieść, że męża Anny Witołda ten sam los czekał co i jego ojca, litością zdjęta, namówiła go aby sprobował szczęścia, i przebrawszy się w szaty jednej z niewiast, która z nią wchodziła i wychodziła, ratował się ucieczką. Przystał na to Witołd i zrobił jak mu doradziła żona; przebrany za kobietę (księżna bowiem Anna drugą z owych niewiast zostawiła w łożnicy, aby udawała książęcia Witołda) wyszedł z komnaty, a w nocy spuściwszy się po linie z murów zamku, umknął do męża siostry swojej, Janusza książęcia Mazowieckiego: od którego przyjęty, a jak twierdzą niektórzy, ochrzczony i Konradem nazwany, otrzymał nadto darowizną kilka wiosek; wszelako obawiając się tam nawet pozostać, aby go książę Jagiełło nie dostał, schronił się do Prus, gdzie mu mistrz Pruski Konrad dał gościnę. Za nim powynosili się do Prus wszyscy przedniejsi panowie w jego dzielnicy zamieszkali, z swemi rodzinami i służbową drużyną, tudzież Anną żoną Witołda, którą Jagiełło, dowiedziawszy się o jego ucieczce, kazał uwolnić z pod straży; w czém okazało się osobliwsze ich do Witołda przywiązanie. Wyrzucali mu jednak mistrz Pruski i jego komturowie, że nie w lepszym czasie do nich się udał, kiedy jeszcze zamek Wileński wraz z całą załogą i krajami Litewskiemi w jego były ręku. Mimo tego podejmował go mistrz nader względnie i z uprzejmością, krzepiąc w nim i wszystkich jego współtowarzyszach dobrą otuchę, i obiecując, że wraz z zakonem swoim wspierać go będzie i osadzi na wielkiém księstwie Litewskiém. Nawzajem książę Witołd przyrzekał za wyświadczone mu dobrodziejstwo i pomoc w przyszłości obiecaną odpłacić się zakonowi wdzięcznością, podlegać mu wiernie i służyć wraz z swoim ludem w posłuszeństwie i zbrojném przymierzu. Potém udawszy się potajemnie na Żmudź, gdy nie chcieli wierzyć Żmudzini, że w Prusiech znalazł schronienie, obchodził osobiście ich domy, i ujmował sobie ich serca. Przyrzekli mu zatém Żmudzini, że przeciw Jagielle wspierać go będą swoją pomocą, że w każdej przygodzie wiernie mu usłużą, i we wszystkiém gotowemi się okażą na jego rozkazy. Aby zaś z tém większą byli dla niego przychylnością, mistrz Pruski zobowiązał ich darami w orężu, koniach i ozdobnych szatach. To życzliwe przyjęcie, jakiego Witołd doznał od mistrza i zakonu w czasie najcięższej niedoli i niebezpieczeństwa, tak ujęło Witołda, że do śmierci zachował dla nich największą przychylność, której nic zachwiać nie zdołało.
Pod tenże czas Polacy, prześladowani od przeciwnego losu, dotkliwą dla kraju ponieśli stratę. Szlachta bowiem Węgrzyni, którym król Ludwik główniejsze zamki na Rusi, od Kazimierza niegdyś króla Polskiego krwią Polską nabyte, w zamiarze oderwania ziem Ruskich od Polski a przyłączenia ich do Węgier, Polakom poodbierał i dzierżawą powypuszczał, dowiedziawszy się o śmierci króla Ludwika, rzeczone zamki, które w swych ręku dzierżyli, jako to Kamieniec, Olesko, Hrodło, Łopatyn, Śniatyn, wydali książęciu Lubartowi, pod ów czas władcy Łuckiego zamku. Przekupieni od niego wielką ilością złota i srebra, posprzedawali zamki królestwa Polskiego ich posiadaniu zwierzone; a ustąpiwszy z nich, objuczeni podłym zyskiem wynieśli się do Węgier. Nie przepuściła im wszelako królowa Elżbieta, wdowa po królu Ludwiku, tego przeniewierstwa bezkarnie; wielu z nich bowiem więzieniem, wielu śmiercią skarała; dobra ich, dziedzictwa i wszelakie posiadłości przydzieliła do skarbu królewskiego, i tak ich samych jako i wszystko ich potomstwo naznaczyła wieczystém piętnem niesławy.
Zygmunt margrabia Brandeburski wyjechawszy z Poznania przybył w dzień Ś. Wacława do Gniezna, gdzie od Bodzanty arcybiskupa Gnieźnieńskiego, który przed ośmiu dniami już był objął stolicę arcybiskupią, od całego duchowieństwa i ludu wyległego processyami ze czcią był przyjmowany. Po odprawionym zaś dnia ostatniego Września w kościele Gnieźnieńskim z wielką wspaniałością pogrzebie króla Ludwika, odjechał do Kujaw. Po drodze zatrzymał się był w Brześciu, gdzie inni znowu z pomiędzy panów i szlachty Wielkopolskiej powtórzyli dawną prośbę, aby Domarata od rządów i starostwa Wielkiej Polski usunął. Ale gdy Zygmunt, usłuchawszy rady ludzi młodych i lekkomyślnych, oświadczył: „że tego wcale nie uczyni,“ a nadto przydał jakoweś pogróżki Wielkopolanom, jeśliby rozkazów jego słuchać nie chcieli, oburzyły się powszechnie przeciw niemu umysły. Złożyła zatém Wielkopolska zjazd w Miłosławiu, zkąd do prałatów i panów ziemi Krakowskiej wyprawiła poselstwo z przełożeniem, iżby w dniu Ś. Katarzyny złożono zjazd powszechny w Radomsku dla ubezpieczenia stanu królestwa Polskiego. Co gdy posłowie wyjednali, zebrała się w dniu oznaczonym znaczna liczba prałatów i panów. Ale chociaż między nimi liczne było stronnictwo tych, którzy utrzymywali, że Ziemowit książę Mazowiecki sposobniejszym byłby do rządów królestwa Polskiego niż Zygmunt margrabia, gdyby z nim złączono związkiem małżeńskim drugą córkę zmarłego króla Ludwika Jadwigę; po wielu atoli rokowaniach i sporach, uchwalono: „aby rzeczpospolitą królestwa Polskiego wszyscy zarówno swoją radą i przychylnością wspierali, a według układów i wykonanej przysięgi złożyli hołd posłuszeństwa jednej z córek króla Ludwika; przydany zaś tej królewnie za małżonka pan roztropny, któryby w królestwie Polskiém ciągle przemieszkiwał, zostanie ich królem.“ Gdy zaś takowe postanowienie skrytą dążnością zmierzało do usunięcia od rządów królestwa margrabi Zygmunta, przeto Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński i Domarat kasztelan Poznański a starosta Wielkopolski upornie się mu sprzeciwiali, przekładając: „że już margrabi Zygmuntowi wierność zaprzysięgli, i przyrzekli mu poddać zamki, które Domarat dzierżył w swych ręku.“ Ale daremny był ich opór; uchwałę rzeczoną sporządzono na piśmie i zawieszeniem pieczęci potwierdzono; jednocześnie zaś szlachta ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej wysłała swoich posłów na sejm mający się odprawić w Wiślicy w dzień Ś. Mikołaja, dla nadania pomienionej uchwale większej mocy i pewności.
Dnia dwudziestego pierwszego Września Bolesław III książę Opolski umarł w mieście Strzelcach, i w Opolu w klasztorze braci mniejszych Ś. Franciszka pochowany został. Wyprzedził go zaś zgonem swoim Henryk książę Falkenberski, pochowany w kościele wyższego Głogowa, a zmarły w dniu czternastym tegoż miesiąca Września.
Bartosz rycerz z Koźmina, dzierżawny starosta Odolanowski, przemyślając o podźwignieniu swej sprawy, udał się do Ziemowita książęcia Mazowieckiego, który gorąco pragnął dostąpienia korony Polskiej; obiecał mu swoje usługi, poddał się jego władzy wraz z zamkiem Odolanowskim i złożył przysięgę wierności. Przyczém umówiwszy się z nim potajemnie, za powrotem z Mazowsza, z wojskiem Ziemowita książęcia Mazowieckiego, przeznaczoném do popierania jego własnych i tegoż książęcia zamiarów, w wigilią Ś. Tomasza Apostoła zamek Kaliski dla siebie i dla książęcia Ziemowita wszystkiemi siłami starał się opanować. I już niektórzy z jego rycerstwa, korzystając z nieczujności i ospalstwa straży, poczęli wdrapywać się na mury, a jeden z nich przedziurawił bramę na pobliski młyn wychodzącą, a porwawszy piłę, jął w wywierconej szparze szerszy wyrabiać otwór dla zrobienia wojsku wstępu, gdy tymczasem Bartosz oczekiwał, rychło-li księżyc zajdzie, aby tém łatwiej zamek podchwycił. Aliści posłyszał tarcie piły piekarz, który wstawał właśnie do pieczenia chleba dla ludzi zamkowych i urąbania drew do piekarni, a zatrzymawszy w sobie oddech, gdy podstąpił z cicha ku bramie zkąd ów odgłos wychodził, odkrył zdradę, i nieznacznie, tak że nawet sam piłujący tego uczuć nie mógł, zagiął piłę siekierą, którą miał w ręku. Zdziwił się ów robotnik, co się stało z jego piłą, i skarżył się swoim towarzyszom, nalegającym aby spieszył z robotą, bowiem już świtać miało: a tymczasem piekarz pobiegł co żywo pobudzić czeladź zamkową, i przestrzegł o grożącém niebezpieczeństwie. Huknął zatém głośny okrzyk, poczęto z góry miotać głazy i pociski: a tak Bartosz z swym ludem musiał zamku odstąpić. Uciekającego zamkowi nie ścigali, radzi sami że uniknęli przygody, obawiali się przytém trafić gdzie na zasadzki. Omylony w nadziei zdobycia Kaliskiego zamku, ruszył nazajutrz Bartosz ku swej warowni w Koźmińcu, niedawno przez Zygmunta margrabię Brandeburskiego zdobytej, którą zręcznie ubiegł i opanował. Ztamtąd posunął się pod Chotecz, kędy dom przez Kazimierza króla z cegieł zbudowany zamieniono w gródek obronny; a postawiwszy spiesznie most na rzece Prosnie, podstąpił pod swój zamek i miasto Koźmin, podobnież przez Zygmunta margrabię zdobyte. Ale silną obroną załogi, osadzonej tam przez Domarata starostę Wielkopolskiego, z hańbą odparty, zwrócił się znowu ku warowni Michała syna Tomaszka z Ostrowączna, którą Parsk nazywają. Szturmując do tego zameczku przez dni ośm, zmusił rzeczonego Michała syna Tomaszka, obawiającego się dobycia swego zamku, iż przyrzekł odstąpić Domarata starostę Wielkiej Polski, z którym trzymał, a przejść na stronę panów i rycerstwa Polskiego do walki przeciw niemu. Poczém od oblężenia odstąpił.
Dnia dwudziestego piątego Czerwca umarł Winrych Kniprode, mistrz Pruski, który władał zakonem lat trzydzieści i jeden. Po nim nastąpił Konrad Zolner v. Rottenstein.
Dnia dziewiątego Sierpnia, Władysław książę Opolski, a pod ów czas Wieluński, Ostrzeszowski i Dobrzyński, w miejsce kościoła parafialnego Ś. Maryi w starej Częstochowie, matce filialnego kościoła w przyległém miasteczku Częstochowie, za zezwoleniem Jana biskupa Krakowskiego i Henryka Biela z Błeszna, kanonika Krakowskiego i Gnieźnieńskiego, herbu Ostoja, plebana w starej Częstochowie, który dobrowolnie go odstąpił, założył klasztor braci pustelników zakonu Ś. Pawła pierwszego pustelnika, reguły Ś. Augustyna. Klasztorowi temu rzeczony książę naznaczył posagiem i ponadawał wsie Starą Częstochowę i Krowodrzą, wraz z piłą, młynem i folwarkiem przyległym; niemniej dziesięciny pieniężne z czynszów w miasteczkach Ostrzeszowie i Częstochowie; toż dziesięciny zbożowe w wsiach Gajęczycach, Dworzyszowicach, Dupicach, Kruplinie i starej Brzeźnicy, należących do Brzeźnickiego zamku. A nadto dziesięciny zbożowe i jarzynne z młynów zbudowanych lub w przyszłości zbudować się mających w miasteczkach Częstochowie i Żarkach (Zari). Nadto dziesięciny pasieczne z wsi Przemyłowic, Przewodziszowic, Bobrownik, Nadalic, Kozaczyna (Koschanczin), Biskupic, w powiecie Olsztyńskim; tudzież Bobrownik i Kamienia, w obwodzie Wieluńskim. Przyczém dobra rzeczonego klasztoru uwolnił od wszelkich powinności, podatków i danin tak zwyczajnych jako i nadzwyczajnych. Sam zaś Władysław książę Opolski rzeczone księstwa czyli ziemie królestwa Polskiego, jako to, ziemię Wieluńską, Ostrzeszowską, Dobrzyńską, tudzież zamki Olsztyn, Krzepice, Bobolice, w ziemi Krakowskiej położone, nadane mu darem wieczystym przez Ludwika króla Polskiego i Węgierskiego, otrzymał w zamian i nagrodę za ziemie Ruskie, to jest ziemię Lwowską, Halicką i Podolską, których on zrzekł się posiadania, a które mu tenże Ludwik jako król Polski także był wieczystém prawem darował, przewidując, że ta darowizna, jako połączona z wielkim uszczerbkiem i szkodą królestwa Polskiego, długo utrzymać się nie mogła, na naleganie samego króla Ludwika, który rzeczoną darowiznę albo raczej zamianę, z takiém pokrzywdzeniem królestwa Polskiego dopełnioną, miał jak grzech ciężki na sumieniu.
Tenże sam pożar wojny domowej niszczył krainę Poznańską. Sędziwój bowiem Swidwa, kasztelan Nakielski, z poruczonym sobie od Wincentego wojewody Poznańskiego oddziałem wojska wkroczywszy do Poznania, opanował dworzec (stuba) drewniany znacznej obszerności, powyżej zamku stojący, i osadził go swoim ludem, aby z zamku na miasto nie czyniono napaści; i tém jedném dziełem upewniony, jakoby przezeń mógł snadno dobyć zamku (acz żołnierze umieszczeni w nim na załodze naśmiewali się z niego, bramą bowiem na pola wychodzącą dowożono im wszelakiej żywności) poszedł zbrojną ręką po dobrach kościoła Poznańskiego roznosić postrach i spustoszenia. Skarcony potém i zawstydzony wyrzutami obywateli Poznańskich, że nie wrogów ale własnych przyjacioł i braci dał majątki pustoszyć, dwie tylko wsie starosty Domarata, to jest Pierzchno i Kromolicz, i kilka innych do stronników jego należących, najechał i złupił. Starosta zaś Domarat, usiłując wzajemnie przeciwnikom swoim jak największe zrządzić szkody i klęski, sam z zamków i obronnych grodków Międzychodu, Wielenia (Wolon), Międzyrzecza, Zbąszyna, Kieplowa, a Grzymała z Oleśnicy kasztelan Kostrzyński, Jędrzej z Swerzadowa kasztelan Kamieński, Wierzbięta z Smogulca i Teodoryk z Morgonina, bracia jego i krewni, z zamku Nakła, który im był starosta Domarat powierzył, tudzież inni rycerze na załogach rozmieszczeni, z zamku Łabiszyna należącego do Wojciecha wojewody Kujawskiego, i Pakości zameczku niegdyś Hektora Kujawskiego, wszystkie okolice Gniezna, Kocka, Zwanowa, Znina, Kiszkowa, Wronek, Szamotuł i Buka srodze grabieżą pustoszyli, bez względu na płeć, wiek i znaczenie, porywając obywateli do więzień, a niewiasty szlachetnie urodzone i ziemianki odzierając z szat i ozdób, wszystkie nakoniec z domów zabierając sprzęty. Smutny był na ów czas i opłakany stan całej Wielkiej Polski. Ktokolwiek bowiem trzymał z Wincentym wojewodą Poznańskim, tudzież przychylnemi mu panami i szlachtą, a przeciwnikiem był starosty Domarata, tego uważano za nieprzyjaciela ojczyzny i zabierano mu jego mienie. Stronników Wincentego wojewody Poznańskiego Domarat i jego zwolennicy srodze prześladowali łupiestwem albo więzieniem. Pod tak nieszczęśliwe czasy wojny domowej ustała i przedaż między kupcami; kilku z nich w bliskości wsi Woźnik dnia dziewiątego Lutego zamordowano i złupiono. Innych około Pońca (Poniecz) luzacy Łabiszyńskiej i Kleckiej załogi po łotrowsku napadli; ale podróżni, których znaczna była liczba, ubiwszy kilku hultajów, a resztę rozpędziwszy, uniknęli niebezpieczeństwa.
Domarat z Pierzchna, kasztelan Poznański, starosta Wielkopolski, człek porywczy i zuchwały, tknięty tylu zniewagami, jakie mu Wincenty wojewoda Poznański i rycerze Wielkopolscy wyrządzali, uzyskawszy namową i datkiem posiłki zbrojne Pomorzan, Sasów i Kaszubów, postanowił z przeciwnikami swemi ostatecznie rozprawić się orężem, zmazać hańbę doznaną i która jeszcze go czekała, i obozy oblegające dwa zamki, Poznański i Kaliski, siłą odgromić. Wyprowadził więc swoje wojsko do walki. A splądrowawszy miasteczko Wronki i wszystkie włości do koła, w dworze Piotrkowickim, wsi Sędziwoja Swidwy kasztelana Nakielskiego, blisko Szamotuł, obrał sobie stanowisko. Sędziwój zaś Swidwa, uwiadomiony od szpiegów o obrotach Domarata, zaciągnionej przezeń pomocy od Pomorzan, Kaszubów i Sasów, i utworzonej tak silnej potędze, dał znać potajemnie Bartoszowi z Odolanowa, kasztelanowi Szremskiemu i wielu innym, aby zbrojno i w jak największej liczbie ku niemu pospieszyli. Którzy, gdy w Sobotę przed Niedzielą drugą postu ściągnęli do Poznania, Sędziwój Swidwa tejże samej nocy dla zatrudnienia Domarata, wyprowadziwszy swoje rycerstwo, złożone z trzechset kopijników, spiesznym pochodem ruszył ku obozowi nieprzyjaciela. Domarat o samej północy zawiadomiony przez czaty o zbliżaniu się Sędziwoja, nie wiedzący zaś bynajmniej o nadejściu Bartosza z Odolanowa i kasztelana Szremskiego, mało ważył siły samego Sędziwoja i szczupły poczet jego rycerstwa; dozwolił więc spokojnie wczasować się swemu wojsku, nie biorąc się skutecznie do obrony przed grożącym mu przeciwnikiem. W Niedzielę o świcie, a był-to dzień piętnasty Lutego, czaty dostrzegły nieprzyjaciela; dają więc znać Domaratowi, że rycerstwo wielkim pędem bieży, i że wpaśdź mogą do obozu, jeżeli przeciw nim co prędzej nie pospieszy. Powstała więc trwoga w obozie Domarata; a gdy przeciwnicy nagle na obóz natarli, nie było czasu ani zdążyć do oręża, ani dosiąśdź koni; Domarat ledwo połowę wojska zdoławszy jako tako uzbroić, drugą połowę zabrawszy bezbronną, wyskoczył z obozu, i hufce nie sprawione jeszcze do boju poprowadził na Sędziwoja, z którym do razu bitwę stoczył. Ale z onych rycerzy Domarata jedni legli pod mieczem, drugich postrącano z koni; reszta bezbronnych niebawem pierzchnęła w popłochu. Sędziwój Swidwa, sztuki wojennej mało świadomy, opuściwszy pole bitwy, gdy sam i z drużyną swoją pogonił aż o mil kilka za nieprzyjacielem, tnąc na zabój ściganych i zabierając w niewolą, zwycięstwo tak szczęśliwie odniesione najsromotniej z rąk wypuścił; jakby Opatrzność nie chciała do końca darzyć pomyślnością tego, który kościoły Boże i dobra do nich należące tak srodze połupił i popustoszył. Albowiem Wierzbięta z Smogulca, stronnik Domarata, który nocy poprzedniej stał obozem za Wartą pod Obrzyckiem, nie spodziewając się bynajmniej bitwy, szedł właśnie z posiłkiem stu kopijników i pięciuset pieszych rycerzy, dla połączenia się z wojskami Domarata. Skoro się więc dowiedział o stoczonej bitwie i klęsce Domarata, wiadomość tę, któraby kogo innego była zmieszała, wziął za pobudkę do śmielszego działania, i szybkim pochodem spieszył na pobojowisko. Tu napotkawszy rycerzy Sędziwoja pojedynczo rozbiegłych po włościach, już-to w pogoni za uciekającymi, których chwytali i odprowadzali do obozu, już w zabawie około łupów i zbierania broni po nieprzyjacielu, której kilka stosów uskładano, bił ich, gromił i tępił; z mężniejszych i usiłujących stawić opór, każdy życiem przypłacał. A tak wojsko, przed chwilą zwycięzkie, nawzajem pobite uległo zwycięzcy; jeńcy z rycerstwa Domarata zostali odbici i uwolnieni. Niebawem starosta Domarat i rycerstwo jego zbiegłe z placu poczęło się na nowo zbierać i odzyskiwać wziętą zdobycz; wsiadło wreszcie na karki przeciwnikom, i z szyderstwem urągało się swoim zwycięzcom. Sędziwój Swidwa, wracając z pogoni za uciekającym nieprzyjacielem do jego obozowiska z zabranemi łupami i jeńcy, gdy się dowiedział o klęsce swoich a zwycięztwie przeciwnika, z ludem zbiegającym się około niego postanowił uderzyć na nieprzyjacioł. Ale ujrzawszy wielkie ich mnóstwo przed sobą, zmieszany, zawołał na swoich, aby się każdy według możności ratował; a sam dosiadłszy konia, z kilku towarzyszami umknął do zameczku Ostroroga, należącego do Dzierżysława Grocholi, kasztelana Santockiego, i w ten sposób uszedł rąk Domarata i Wierzbięty, którzy go z wielką zapalczywością ścigali. Resztę jego rycerstwa Domarat rozzbroił, pozabierał konie, a lud zagarnął w niewolą. Nie mała także była liczba zabitych. W rzeczonej bitwie, z rozmaitém toczonej szczęściem, z obydwóch stron jednakie rozlegały się okrzyki, świadcząc, że walczący z sobą nieprzyjaciele przeciwnemi sobie byli raczej niechęcią niż orężem, a z samych okrzyków znać było, że wszyscy w jednej dziedzinie i pod jedną żyli władzą. Owych zaś niechęci i zatargów, wszczętych między panami i rycerstwem a Domaratem starostą Wielkopolskim, ten jak mniemano główny był powód, że Domarat u Ludwika króla stanął był na przeszkodzie zgodnym i prawnym wyborom Dobrogosta na Gnieźnieńską a Mikołaja scholastyka na Poznańską stolicę; inne bowiem uciążliwości, i ściąganie zbyt wielkich kar pieniężnych, nie byłyby zapaliły tak niezbożnej wojny domowej. Potém starosta Domarat dobywać począł zameczku Ostroroga, do którego się był Sędziwój Swidwa schronił; ale gdy szturm całodzienny okazał się bezskutecznym, a przytém gruchnęła wieść fałszywa, że świeże wojsko Polskie z Poznania na pomoc Sędziwojowi nadciągało, Domarat przestraszony niewcześnie odstąpił od oblężenia, i poszedł z wojskiem swojém pod Oborniki, gdzie od dnia siedmastego Lutego aż do ósmego Marca stojąc obozem, całą okolicę między Poznaniem, Bukiem, Wronkami i rzeką Wartą, ustawicznemi napady plądrował. Podobne spustoszenia z jego rozkazu szerzyli w różnych stronach związkowi Domarata, wypadając z swych stanowisk, czemu szlachta napróżno usiłowała przeszkodzić.
Gdy nadszedł dzień dwudziesty ósmy Marca, począł się sejm w Sieradzu, w liczném zebraniu prałatów, panów i szlachty Polskiej, w obecności przybyłego także Władysława książęcia Opolskiego, Wieluńskiego i Dobrzyńskiego. A gdy biskupi i starszyzna królestwa Polskiego dla dania odpowiedzi Elżbiecie królowej Węgierskiej poczęli otwierać swoje zdania, radzono prawie jednomyślnie wziąć na królestwo Ziemowita książęcia Mazowieckiego, i jemu zaślubić królewnę Jadwigę. Władysław jednak książę Opolski i Wieluński, lubo miał za sobą siostrę rodzoną książęcia Ziemowita, sprzeciwiał się jak najmocniej i opierał takowej uchwale. Bolało go to bowiem bardzo, że przez wybór Ziemowita widział się odepchniętym od rządów królestwa Polskiego, które jak mniemał jemu się słuszniej w spadku należało. Już wcześniej przepowiadali mu niektórzy ten wybór, i dlatego zjechał umyślnie na sejm Sieradzki. Wielu panów i szlachty Polskiej sprzyjających Ziemowitowi książęciu Mazowieckiemu dla jego godności i powagi, zamierzało uwięzić Władysława; i zamach przygotowany byłby może przyszedł do skutku, gdyby panowie znaczniejsi nie byli powstrzymali spiskowych. Gdy więc wszyscy biskupi i panowie królestwa Polskiego uradzili obrać królem Polskim Ziemowita książęcia Mazowieckiego, Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński, który także był za oddaniem berła Ziemowitowi, powstawszy, zapytał zgromadzonej w licznym tłumie szlachty i rycerstwa: „czyli to zgadzało się i z ich wolą, aby Ziemowita książęcia Mazowieckiego obrać i koronować na króla Polskiego?“ A skoro wszyscy odpowiedzieli głośnym i jednozgodnym okrzykiem: „że chcą aby Ziemowit był obrany i koronowany“, po uciszeniu się zgiełku i wrzawy między szlachtą, Jaśko z Tęczyna kasztelan Wojnicki, syn niegdy Jędrzeja wojewody Krakowskiego, temi słowy przemówił: „Nie godzi się i niebezpieczną jest rzeczą, panowie, w sprawie o której radzimy działać z pośpiechem. Długo i ze szkodą królestwa żałowalibyście tej skwapliwości, gdyby w taki sposób zapadały wasze uchwały. Wiecie wszyscy dobrze, do czego przedewszystkiém zobowiązaliśmy się królewnie Jadwidze. Mniemam przeto, że należy nam z zawieszeniem tej całej sprawy czekać jej przybycia, naznaczywszy je na dzień uroczysty Zesłania Ducha Ś., a potém żądać, aby o małżonku, i jej zarówno i nam pożądanym, osobiście z nami się naradziła. Jeśliby zaś na dzień oznaczony nie przybyła, albo naszej uchwały stanowczej nie przyjęła, wtedy dopiero do wyboru nowego króla radzę przystąpić.“ To zdanie gdy od wszystkich zostało pochwalone i przyjęte, postanowiono wybór Ziemowita książęcia na czas późniejszy odłożyć, i poselstwu królowej Elżbiety stosowną dać odpowiedź. Przyzwano zatém biskupa Wesprymeńskiego i jego towarzyszów do koła sejmowego, i przełożono im, naprzód: „Jak ciężkie ponosiło klęski królestwo Polskie z przyczyny tak długiego bezkrólewia, które i nadal podobnemi groziło nieszczęściami. Że co do przysięgi wykonanej Ludwikowi i jego córkom, tej Polacy święcie dotrzymali: nie mogą atoli dla tego zobowiązania próżnemi dać się łudzić obietnicami, i wyczekiwać własnej zguby. Jeżeli zatém córka królewska Jadwiga na nadchodzącą uroczystość Zesłania Ducha Ś. do królestwa Polskiego przybędzie, i z przyszłym małżonkiem swoim w Polsce zamieszka; jeżeli przyrzecze, że wszystkie ziemie od królestwa oderwane lub w jakikolwiek sposób odstąpione, a zwłaszcza kraje Ruskie, tudzież ziemie Wieluńską i Dobrzyńską odzyska, przyjmą ją za swoję królową i panią. W przeciwnym razie, postarają się o sposobnego do rządów króla, i nie dopuszczą, aby przez tak długie oczekiwania i zwłoki rzeczpospolita i królestwo Polskie ginąć miało.“
W oczekiwaniu przybycia Elżbiety królowej Węgierskiej i córki jej Jadwigi, przyrzeczonego przez posłów Węgierskich na zjeździe Sieradzkim, panowie Polscy i starszyzna zebrali się w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, która w tym roku przypadała dnia dziesiątego Marca, w Nowym Sączu. Przybył do nich Sędziwój z Szubina wojewoda Kaliski i starosta Krakowski, z zleceniami królowej Elżbiety i oznajmieniem, że królowa Elżbieta z córką swoją Jadwigą przybyły aż do Koszyc, ale ztamtąd dla nadzwyczajnego wód wezbrania nie mogły dalej postąpić. Prosił zatém, aby do królowej nie mieli urazy, i oświadczał, że gdyby nie chcieli w tej mierze jej folgować, gotowa choćby z własném niebezpieczeństwem wybrać się w dalszą podróż do Polski. Namawiał ich potém, a z namowami łączył prośby, aby panowie znaczniejsi i starszyzna raczyli sami do królowej się udać, a w osobistej naradzie mogliby snadniej coś stanowczego uchwalić. Mniej możni zatém popowracali do swoich domów, a przedniejsi z panów, jako to Dobiesław z Kurozwęk kasztelan, Spytek z Melsztyna wojewoda Krakowski, Jaśko z Tarnowa Sandomierski, Wincenty z Kempna Poznański, Sędziwój z Szubina Kaliski, wojewodowie, tudzież Domarat kasztelan Poznański, udali się do Koszyc: gdzie po różnych układach i namowach zgodzono się na odroczenie dalsze uchwały w Sieradzu zapadłej, w ten sposób, „aby królewna Jadwiga na dzień Ś. Marcina zjechała do Krakowa dla objęcia rządów królestwa Polskiego i poślubienia sobie małżonka według życzenia panów i starszyzny. Gdyby zaś zdarzyło się tejże Jadwidze zejść bezpotomnie, aby królestwo Polskie dziedziczyła po niej siostra jej rodzona Marya; i nawzajem, gdyby Marya zeszła ze świata bezdzietną, aby Jadwidze i jej potomstwu służyło prawo następstwa na królestwo Węgierskie, tak, iżby oba królestwa, Węgierskie i Polskie, łączyły się węzłem nierozerwanym i na potomstwo obu sióstr albo jednej z nich prawem dziedziczném przechodziły.“ To odroczenie przyjazdu królewny Jadwigi wtedy uchwalone, acz wielu mniemało, że do dłuższego jeszcze czasu należało go odwlec, było źródłém najsmutniejszych dla kraju klęsk i nieszczęść.
Ziemowit książę Mazowiecki, usiłując przywieść do skutku uchwałę zapadłą na zjeździe w Sieradzu, którą go powoływano do rządów królestwa, zwłaszcza iż arcybiskup Gnieźnieński Bodzanta i niemal wszyscy prałaci i panowie Wielkopolscy nadzieję jego podsycali, tusząc przytém, że Jadwigę córkę króla Ludwika mógł pozyskać w małżeństwo; w towarzystwie rzeczonego Bodzanty arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Bartosza z Koźmina przybył dnia siódmego miesiąca Maja tajemnie do Krakowa. Ale gdy wieść gruchnęła, że przyprowadził z sobą zbrojny poczet rycerstwa Mazowieckiego, z pięciuset kopijników złożony, nie wpuszczono go do miasta: zajechał więc na probostwo Ś. Floryana na przedmieściu Krakowskiém, gdzie Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński będąc proboszczem dwór ozdobny był zmurował, i tam stanął gospodą. Zrażony atoli poselstwem rajców Krakowskich, którzy oświadczyli, że nie pozwolą mu ukrywać się w takiej bliskości, zkąd dla miasta widoczne groziło niebezczeństwo, znużony nadto całonocném trzymaniem wojska pod bronią, aby z miasta nie doznał napadu, dnia następnego o wschodzie słońca opuścił Kraków i ustąpił do Nowego miasta Korczyna. Tam zatrzymawszy się przez dni piętnaście, oczekiwał ostatecznego wypadku narad, które w Węgrzech toczyły się między panami Polskimi a królową Elżbietą. Liczny i zbrojny zastęp Ziemowita wydał jego zamiary; rozgłosiło się, że za namową wielu panów Polskich umyślił wpaśdź zbrojno do Polski, i Jadwigę królewnę, gdyby nie chciała dobrowolnie, porwać przemocą; i że z tego powodu panowie Polscy, którzy byli jeździli do Koszyc, przybycie królewny Jadwigi do dłuższego czasu umyślnie odłożyli, ażeby książęcia Ziemowita zmusić do poniechania układanego zamachu; i dlatego także doradzali złożenie z urzędu niektórych starostów, tych zwłaszcza, którzy z Ziemowitem byli w tej mierze w porozumieniu.
Ziemowit książę Mazowiecki widząc, że zamiar osiągnienia królestwa Polskiego i pojęcia w małżeństwo królewny Jadwigi nie szedł mu po myśli, postanowił ustąpić z ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, kędy panowie Polscy i starszyzna, a osobliwie Spytek z Melsztyna wojewoda Krakowski i Jaśko z Tęczyna kasztelan Wojnicki bardziej przeszkadzali mu niżli sprzyjali w zamysłach, i wrócić do Mazowsza i Wielkiej Polski, ażeby niechęć okazana mu przez Krakowian, którzy go do miasta i zamku wpuścić nie chcieli, nie zraziła innych życzliwych mu prałatów i panów i nie zmieniła ich myśli; tuszył bowiem, że obecnością swoją snadniej ich w wierze i przychylności ku sobie utrzymać potrafi. Zagniewany zaś szczególnie na Spytka z Melsztyna wojewodę Krakowskiego, że ten, młodzieniec dopiero na świat wychodzący i w latach niedojrzały (nie miał bowiem więcej nad lat ośmnaście) a już zaszczycony godnością wojewody Krakowskiego, usiłował odepchnąć go od rządów królestwa Polskiego, do którego Ziemowit przyznawał sobie prawo i z przyrodzonego spadku i zgodnego Polaków wyboru, w powrocie na Mazowsze wkroczył do jego dziedzicznego miasteczka Książa i po nieprzyjacielsku pożogą je spustoszył: chciał bowiem tym sposobem wzbudzić postrach tak w rzeczonym Spytku jako i innych, którzy mu przeszkadzali do osiągnienia królestwa.
Gdy zaś o wszystkiém co uradzono w Koszycach dowiedział się Ziemowit książę Mazowiecki od tych z pomiędzy panów, którzy do jego stronnictwa należeli, widząc, że mu się skryte zamachy nie udawały, postanowił jawnych użyć środków. Doszła go właśnie wiadomość, że królowa Elżbieta i panowie Polscy posłali rycerza Ścibora, syna Mościca (Moscziczo), na wielkorządztwo ziemi Kujawskiej i Łęczyckiej i ich zamków, złożywszy z niego Pietrasza Małochę, podejrzanego o sprzyjanie gorliwe Ziemowitowi: wyprawił więc z swej strony Abrahama Sochę wojewodę Płockiego i Krzesława rycerza, syna Dobiesława kasztelana Kruszwickiego, aby pozajmował wszystkie zamki w ziemi Kujawskiej, zaufany w wiernej pomocy Pietrasza Małochy starosty Kujawskiego; sam zaś powrócił na Mazowsze wezwać wszystkich swoich poddanych do broni. Których gdy Dersław synowiec rodzony Jarosława niegdy arcybiskupa Gnieźnieńskiego, a zięć Pietrasza Małochy, dnia trzeciego Maja wpuścił do zamku Brzeskiego, mieszczanie Brzescy niechętni Ziemowitowi dla jego srogości, przybyłego poźniej Ścibora Mościca przyjęli nawzajem z wielką przychylnością. Ale rycerstwo książęcia Ziemowita natychmiast Brześć obległo; zaczém Ścibor widząc się w smutném położeniu, i obawiając się zemsty, przystąpił do układów i z miasta dobrowolnie ustąpił. Pietrasz zaś Małocha, wszedłszy do miasta i opanowawszy zamek, wielu mieszczan Brzeskich, za których główną sprawą Ścibor w jego nieobecności wpuszczony był do miasta, na ciężkie skazał więzy, pozabierał im dobra, a zamek i miasto Brześć tudzież inne zamki Kujawskie wydał do rąk Ziemowita. Ztamtąd, pod dowództwem Abrahama Sochy wojewody Płockiego, rycerstwo Ziemowita ruszyło pod Kruszwicę, i otoczyło zamek tameczny, który przez Wielkopolan i Pietrasza Małochę, trzymającego także z Domaratem starostą, swoim krewnym, przemocą do poddania się został zmuszony; dzierżył go zaś pod ów czas Dobiesław z Kościoła (Kosczol) kasztelan Kruszwicki z poruczenia szlachty, w swojém i Jakusza Kuliga z Przemeczorzyna kasztelana Brzeskiego imieniu. Miał rzeczony kasztelan Brzeski, który był także obecnym na zjeździe w Koszycach, osobiste zlecenie od królowej Elżbiety, aby zamek Kruszwicki oddał pod zwierzchność i władzę Ścibora Mościcowica; ale z umysłu nie spiesząc się z jego wykonaniem, dla pozornego zasłonienia zdrady, późno z Węgier przyjechał: jakoż zamek Kruszwicki za jego wskazaniem, tudzież Dobiesława kasztelana Kruszwickiego i innych Kujawian rozkazem, tak jako się tajemnie z książęciem Ziemowitem umówili, wydany został przez Jakusza Kuliga do rąk Abrahama Sochy Płockiego wojewody.
Cięższych potém Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński doznał klęsk i utrapień, od tych nawet, których miał za uspokojonych i pojednanych. Sprawiedliwa Opatrzność przepuściła na niego tę karę, za to, że odepchnąwszy od stolicy Gnieźnieńskiej prawnie obranego pasterza, sam z pomocą władzy świeckiej wdarł się na rzeczoną stolicę. Jakoż Domarat kasztelan Poznański, za powrotem z Węgier ustąpiwszy z starostwa Wielkiej Polski, które powierzono Peregrynowi z Węgleszyna, synowcowi Floryana niegdy biskupa Krakowskiego, dnia dziesiątego Lipca zajechał był do Znina do Bodzanty arcybiskupa Gnieźnieńskiego, wraz z zięciem swoim Albertem wojewodą Kujawskim, Grzymałą i Wierzbiętą, i naprzód na osobności, a potém przy świadkach ostrzegał go, w jakiém arcybiskup miał się znajdować niebezpieczeństwie. Twierdził, „jakoby za to, iż trzymał stronę Ziemowita książęcia Mazowieckiego, obiecał go koronować na króla Polskiego, i wydać mu zamki do dóbr duchownych należące, królowa Elżbieta i jej zięć Zygmunt margrabia Brandeburski uznali go za jawnego nieprzyjaciela, i przez wyznaczonych z osobna posłów zanieśli prośbę do papieża, aby go jako wichrzyciela i krzywoprzysięzcę, winnego pogwałcenia wiary i obrazy majestatu, usunął z Gnieźnieńskiej stolicy, i innego osadził na niej arcybiskupa.“ Upominał go zatém Domarat, „ażeby dla zrzucenia z siebie podejrzeń i odwrócenia grożącego sobie niebezpieczeństwa, miasto Znin wydał w jego ręce, i dozwolił mu je dzierżeć w imieniu królewny Jadwigi: w przeciwnym razie, sam przemocą mu je odbierze i dobra arcybiskupie spustoszy.“ Arcybiskup Bodzanta klął się i wymawiał z zarzucanej mu winy; ale gdy Domarat nalegał o poddanie miasta, odpowiedział Bodzanta temi słowy: „Widzę, że z dwóch stron grozi mi niebezpieczeństwo. Jeżeli bowiem dla oczyszczenia się z podejrzeń Znina tobie odstąpię, zniszczą go twoi nieprzyjaciele. Jeżeli zaś twemu żądaniu odmówię, przewiduję, że toż samo czeka mnie od ciebie i twoich stronników. Wolę wszelako tę klęskę ponieść z twojej i zwolenników twoich ręki, a niżeli niewinnie podać się w jakoweś podejrzenie, które tém samém ściągnąłbym na siebie, gdybym ci nie chciał ustąpić Znina,“ Taką dawszy odpowiedź, dodał jednak, że się jeszcze do jutra namyśli; a nazajutrz oświadczył, że dla okazania swoich dobrych chęci gotów jest Znin oddać, ale nie Domaratowi, lecz Grzymale z Oleśnicy kasztelanowi Kostrzyńskiemu. Gdy wszelako Grzymała nie chciał go pod swoję zwierzchność przyjąć, chyba razem z przydanym mu Wierzbiętą z Smogulca, arcybiskup poruczył Znin obu tym mężom pospołu, pod warunkiem, aby nikomu w nim nie uczyniono krzywdy, ani żądano wynagrodzenia za jakowe nakłady i wydatki.
Z wojną domową w Wielkiej Polsce codziennie wzrastającą połączyła się naostatek i zewnętrzna. Książęta bowiem Głogowscy, Henryk zwany Wróbel (Sperling) tudzież ...... oburzeni srodze i rozgniewani, że Kazimierz król Polski odebrał im ziemię Wschowską, którą byli poprzednio opanowali, wzięli się w celu jej odzyskania do broni, i oblegli miasto Wschowę, zamierzając je zdobyć przemocą. Ale z hańbą przez mieszczan odparci, większym jeszcze zapaliwszy się gniewem, rzeczoną ziemię łupiestwy i pożogami pustoszyli. Tę zuchwałość postanowiwszy ukrócić, i uwolnić miasto Kalisz, ściśnione oblężeniem przez Konrada książęcia Oleśnickiego, Bartosza Odolanowskiego i wojsko Ziemowita książęcia Mazowieckiego, Peregryn z Węgleszyna starosta Wielkopolski zapowiedział szlachcie swojej ziemi wyprawę. Ale gdy tego rozkazu nie wielu usłuchało, splądrowawszy dobra kościoła Poznańskiego i klasztoru Lubińskiego, i nic ważnego nie zdziaławszy, wrócił do Poznania. Pod tenże sam czas Konrad książę Oleśnicki obległ swoim ludem zamek Poniec, a porozumiawszy się tajemnie z Tomisławem Wysotą (Wiszota) starostą miejscowym, wydany sobie zdradziecko zamek opanował. Peregryn starosta Wielkopolski takowym czynem oburzony, Tomisława Wysotę i brata jego, jako winnych zdrady, wtrącił do więzienia: a gdy w celu odzyskania zamku, podstępnie przez nich wydanego, ruszył zbrojno pod Poniec, wojsko zaś książęcia Konrada na straży w nim osadzone, na samą wieść o zbliżaniu się starosty, jeszcze przed jego nadejściem, zamek podpaliwszy umknęło, Peregryn zajął się natychmiast odbudowaniem go na nowo, a tymczasem dobra biskupstwa Poznańskiego około Krobi i Dolska leżące wielokrotnemi łupiestwy srodze spustoszył. Powtórnie znowu, surowszym już nakazem, zalecił szlachcie stawać pod bronią w Wińcu, wsi do biskupa Poznańskiego należącej, dla odparcia Konrada książęcia i Bartosza Odolanowskiego od oblężenia Kalisza. A gdy wielu posłuchało nakazu i przybyło na miejsce wyznaczone, Bartosz Odolanowski umyśliwszy przeszkodzić tej wyprawie, podbiegł niespodzianie do Wińca, i szlachtę w nim zgromadzoną, a nie mającą się na ostrożności, pobił na głowę, zabrał konie, rynsztunki i wszystkie zasoby, a wielu jeńcem uprowadził.
Panowie Krakowscy i Sandomierscy, którzy pod ten czas siedzieli w pokoju, tknięci klęskami domowej i zewnętrznej wojny, tak srodze trapiącemi ziemię Wielkopolską, naznaczyli zjazd w Krakowie na dzień Ś. Jakóba Apostoła. Na który licznemi poselstwy i listy panów Polskich zaproszeni Ziemowit książę Mazowiecki i Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński, celem naradzenia się o środkach uspokojenia królestwa, wraz z innemi przybyli. Po wielu układach i rokowaniach, gdy nie przyszło do zgody mogącej krajowi należytą zapewnić spokojność, uzyskano jedynie zawieszenie broni do dnia Ś. Michała trwać mające. A lubo na mocy tych układów odstąpić miano od oblężenia Kalisza i zaprzestać po włościach łupieży i spustoszenia, wszelako Bartosz Odolanowski, nie usłuchawszy rozkazów książęcia Ziemowita, od czasu w którym zalecono mu ustąpić, jeszcze dni ośm przedłużył oblężenie, i pod ten czas wszystkie okoliczne wsie i miasteczka srodze łupił i pustoszył, dopóki nie przybył osobiście Ziemowit książę Mazowiecki, który wreszcie Bartosza wraz z wojskiem jego dnia czternastego Sierpnia odciągnął od oblężenia Kalisza. Inni także starostowie zamków Kruszwickiego, Brzeskiego i Przedeckiego, chociaż im zawieszenie broni nakazano, puszczali się z niezwykłém łakomstwem za łupieżą w dobrach duchownych i szlacheckich.
Pod tenże sam czas wojsko Węgierskie, dwanaście tysięcy zbrojnego żołnierza wynoszące, pod dowództwem Zygmunta margrabi Brandeburskiego, mającego z sobą Dymitra arcybiskupa Strygońskiego, wkroczyło do Polski dla ukrócenia nieprzyjacielskich napaści Ziemowita książęcia Mazowieckiego: a przeszedłszy Alpy, które przedzielają Polskę od Węgier, stanęło najpierwej obozem pod Nowym Sączem. Powstały wtedy wielkie spory między panami Krakowskimi, azali wojsko Węgierskie miało się w drodze zatrzymać, czyli pójść na Mazowsze, gdy jedni utrzymywali: „że umów zawartych z książęciem Ziemowitem należało dotrzymać,“ inni, których głos przeważył, przeciwnego byli mniemania, dowodząc: „że nie byli obowiązani do dotrzymania umowy książęciu Ziemowitowi, gdy on jej pierwej nie dotrzymał.“ Po kilkunastu dniach, Zygmunt margrabia wyruszywszy z wojskiem z pod Nowego Sącza, i połączywszy się z rycerstwem Krakowskiém i Sandomierskiém, przez powiat Radomski wkroczył na Mazowsze, i wszystkie wsie, miasteczka i włości, do Ziemowita książęcia i jego stronników należące, wtenczas gdy tenże Ziemowit nie mógł w nich użyć swojej władzy, grabieżą i pożogami zniszczył. Rozmaite przytém i nieludzkie popełniał okrucieństwa, w tej jedynie okolicy Mazowsza, która była własnością książęcia Ziemowita, aby skrócić potęgę i zniweczyć jego zamiary, a w końcu zmusić go do złożenia hołdu posłuszeństwa córkom króla Ludwika. Tej zaś Mazowsza okolicy, która była pod zwierzchnością książęcia Janusza, nie kazał bynajmniej napastować ani jej czynić szkody. Książę bowiem Janusz, trwając statecznie w wierze poprzysiężonej Ludwikowi królowi Węgierskiemu i Polskiemu, przyrzekł ją nieskazitelnie zachować i dla córek jego, złożywszy im przysięgę wierności i posłuszeństwa. Przestając na swojém księstwie, nie żywił w sobie bynajmniej żądzy wyniesienia się na królestwo Polskie.
Domarat z Pierzchna kasztelan Poznański, mając podejrzenie, że nowy zameczek Łoszow zbudowany był przez Arnolda z Waldowa przeciw niemu i jego stronnictwu, wziąwszy z sobą braci i drużynę pomocników swoich, Jędrzeja z Sweradowa kasztelana Kamieńskiego, Grzymałę z Oleśnicy kasztelana Kostrzyńskiego, Wierzbiętę z Smogulca, i gromadę liczną chłopów z powiatów Znińskiego i Nakielskiego, poszedł zburzyć go i z ziemią zrównać. Ale po ośmiodniowym szturmie, przy którym zginął jeden z jego rycerzy, młodzieniec szlachetnego rodu, Jan syn Przecława z Margonina, a wielu rany odniosło, widząc że jego usiłowania były bezskuteczne, musiał od zamku odstąpić. Arnold zaś z Waldowa, rozgniewany na włościan Znińskich, że przeciw niemu oręż podnieśli, pod tenże sam czas, kiedy Domarat dobywał jego zameczku, wpadłszy niespodzianie do miasteczka Znina i dóbr arcybiskupich w powiecie Znińskim leżących, zagarnął liczne stada bydła, koni i trzody, i do Golanczy pognał w zdobyczy. Potém, wsparty silną pomocą przyjacioł i dworskiej drużyny, najechał powiat Nakielski, dzierżony przez Domarata i jego stronników, i pustoszył go przez dni kilkanaście. W tymże samym czasie, Grzymała kasztelan Kostrzyński wraz z Albertem kasztelanem Kamieńskim, postrzegłszy, że mieszkańcy miasteczka Łęczna (Lekkno) dla odbicia zabranej zdobyczy nieostrożnie z domów wybiegli, a potém widząc że wpadli w zasadzki, usiłowali napowrót dostać się do miasta, wpadł zbrojno do Łęczna, złupił je i z dymem puścił.
Zbilut biskup Włocławski, szlachcic z domu Toporczyków, porażony od lat kilku paraliżem z lewej strony ciała, w Piątek dnia ostatniego Lipca w zamku swoim biskupim Raciążu umarł, i w kościele Włocławskim przed wielkim ołtarzem pochowany został. Ten na przyozdobienie swego kościoła odkazał wiele naczyń złotych i srebrnych, tudzież księgi i pieniądze, kapitule do rąk oddane. Chciał koniecznie Drogosz starosta Sieradzki brata swego Mikołaja z Chrobrza, kantora Włocławskiego, wsadzić na stolicę Włocławską; i tym celem nasłał na zamek Wolborz, pod ów czas dzierżony przez Henryka kanonika Włocławskiego, poczet zbrojnych ludzi, tajemnie do tego wybranych, wraz z przyjacielem swoim Jakuszem Kuczkowskim, którzy zamek rzeczony opanowali, a na mieszczan i lud wiejski tego powiatu mnogie ponakładali ciężary i opłaty, za porozumieniem się tajemném z Henrykiem kanonikiem, który na to wszystko patrzał przez szpary. Ale kapituła Włocławska bynajmniej nie zachwiana krzywdami i zniewagami, które jej Drogosz wyrządzał, na elekcyi przyszłego biskupa, złożonej w zamku Raciązkim dnia jedenastego miesiąca Sierpnia, we Środę, wybrała drogą kompromissu poruczonego Teodorykowi Włocławskiemu i Trojanowi Poznańskiemu, proboszczom, tudzież Janowi archidyakonowi Gnieźnieńskiemu, kanonikom Włocławskim, jednego z rzeczonych wyborców, to jest Trojana proboszcza Poznańskiego. Lubo wybór ten Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński potwierdził w zamku Uniejowskim w dzień Wniebowzięcia N. P. Maryi, wyświęcenie jednak Trojana na czas poźniejszy odłożył. Rzeczony biskup Zbilut wymurował z cegieł chór kościoła zakonu kaznodziejskiego w Brześciu. Siedział na stolicy Włocławskiej lat dwadzieścia jeden.
Zygmunt margrabia Brandeburski z zbrojną siłą Węgrzynów, Krakowian i Sandomierzan, spustoszywszy ogniem i łupieżą całe księstwo Mazowieckie do książęcia Ziemowita należące, podstąpił pod miasto Brześć, które także podlegało zwierzchności Ziemowita, i dnia dwudziestego piątego Września liczném je wojskiem otoczył. W czasie oblężenia zaś, przez jedenaście dni trwającego, wojska Polskie i Węgierskie nie przestawały Kujaw jakby nieprzyjacielskiej ziemi plądrować. Nareszcie Władysław książę Opolski, Wieluński i Dobrzyński, nastręczywszy się za pośrednika, umówił między wojującemi stronami, Zygmuntem margrabią a książęciem Mazowieckim Ziemowitem, rozejm mający trwać aż do świąt Wielkiejnocy. Gdy więc stanęła ugoda na sprawiedliwych warunkach ułożona, wojsko Węgierskie, które w tej wojnie, wiedzione żądzą grabieży, z barbarzyńską srogością znieważało kościoły i świątynie, zbogaciwszy się i do sytu obłowiwszy łupami na mieszkańcach Polski zdobytemi, z wodzem swoim Zygmuntem margrabią wróciło do Węgier. Domarat z Pierzchnia kasztelan Poznański, który chcąc odzyskać względy Zygmunta margrabi i Elżbiety królowej Węgierskiej, ściągnął mu był posiłki Sasów i Pomorzan, sam także pod ów czas, kiedy Zygmunt margrabia pustoszył Mazowsze, wpadł z miasteczka Znina do ziemi Kujawskiej, i powtórnie odarł ją swemi łupiestwy. Jednego dnia tylko, gdy wojsko Domarata, mimo zakazu Władysława książęcia Opolskiego, przebywającego w Inowrocławiu, który był uwiezionej zdobyczy przez swój kraj prowadzić nie dozwolił, wkroczyło w jego dziedzinę, napadł nań poczet zbrojny rzeczonego książęcia, odbił zabraną zdobycz, i wielką zadał mu klęskę.
Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński, o którego złożenie z stolicy, za zdradą i kłamliwém oskarżeniem Domarata kasztelana Poznańskiego, nalegali u papieża Zygmunt margrabia i Elżbieta królowa Węgierska, za to, iż z książęciem Ziemowitem miał być w porozumieniu; dowiedziawszy się z rozmowy i układów czynionych z margrabią Zygmuntem przy oblężeniu miasta Brześcia, gdy się z zarzuconej sobie winy usiłował oczyścić, że go zdradzono i podstępnie zażyto, wielce przytém bolejąc, że z rzeczonego miasta wymierzano na kraj napaści i ziemian srogiemi łupiestwy prześladowano: upomniał się o miasteczko Znin Grzymale i Wierzbięcie, którym był wydał do rąk to miasto, dla usunięcia podejrzeń fałszywemi wieściami na siebie ściągnionych. Ale gdy ci odmówili jego żądaniu, i wbrew umowie domagali się od niego wprzódy wielkiej ilości pieniędzy, niby zwrotu za poczynione w rzeczoném mieście nakłady i wydatki; Bodzanta arcybiskup Gnieźnieński, porozumiawszy się tajemnie z burmistrzem i celniejszymi obywatelami miasta Znina, kazał sobie bramy otworzyć. Poczém dnia dziewiątego Października z znaczną siłą zbrojną wszedł do miasta, a wyrzuciwszy z niego Sasów i Pomorzan, odzyskał nad niém władzę i natychmiast Jordanowi dziekanowi Gnieźnieńskiemu rządy miejskie powierzył.
Podobnego losu doznało także w Litwie rycerstwo Krzyżaków. Gdy bowiem mistrz Pruski Konrad Zollner zamek Trocki, długiém oblężeniem znękany i ustawiczném miotaniem z kusz pocisków w większej części zburzony, tak iż w nim Litwa dłużej się już bronić nie mogła, zmusili do poddania, a osadziwszy go silną załogą i opatrzywszy żywnością ustąpili; Jagiełło wielki książę Litewski, spiesznie, nimby Prusacy odbudować go mogli, obległ zamek, i szturmując z wielką usilnością, zmusił Krzyżaków i Niemców do poddania wziętego niedawno zamku, z tém umowném zastrzeżeniem, aby im wolno było wyjść z zamku z całym rynsztukiem i zasobem. Widzieli bowiem Krzyżacy, że przy obecném i poprzedniém dobywaniu zamku niemal wszystkie mury poupadały.
Rok ten pamiętny jest morową zarazą prawie w całym świecie panującą, która i w Polsce wszystkie części kraju nawiedziła i wiele bardzo ludzi ze świata sprzątnęła.
Gdy Urban VI papież, z Rzymu udawszy się do Sycylii, przebywał w mieście Awersa, Karol król Sycylijski schwytał go i uwięził. Ale po kilku dniach za wdaniem się kardynałów wypuścił go na wolność, a nadto przybywszy do papieża Urbana, na jawném posłuchaniu upadł mu do nóg i z płaczem prosił przebaczenia. Z Awersa wróciwszy Urban do Neapolu, udał się do Luceryjskiego zamku, który Franciszek Butello synowiec jego z daru króla Karola posiadał. Tam zatrzymawszy się, sześciu kardynałów, jako to Adama kardynała Anglii, zakonu Ś. Benedykta, kardynała Wenecyi, kardynała Genueńskiego zakonu Ś. Franciszka, mistrzów teologii, tudzież kardynała Korcyrejskiego, mistrza prawa, kardynała Sandryjskiego i Marcina kardynała Tarentyńskiego, doktorów prawa kościelnego, nakoniec biskupa Akwilejskiego, jakoby winnych sprzysiężenia się na jego śmierć lub uwięzienie, dnia ostatniego Sierpnia kazał schwytać i badać przez najokrutniejsze męczarnie. Mianował pod tenże czas wielu nowych kardynałów, między nimi, Kolońskiego, Mogunckiego i Trewirskiego, arcybiskupów, tudzież Arnolda Leodyjskiego i Wacława Wrocławskiego, biskupów, i Piotra Rosemberga szlachcica Czeskiego. Ci wszyscy jednozgodnie zrzekli się kardynalskiej godności. Tymczasem Karol król Sycylijski, oburzony srogością Urbana, obległ go swojém wojskiem w Lucerze; i dopiero Rajmund de Bancio przybywszy z siłą zbrojną Brytańczyków uwolnił go z oblężenia i odprowadził do portu Fluviarii. Tam Urban siadłszy na okręt Genueński wraz z Kardynałami i prałatami swojej kuryi zawinął do Genui, gdzie go uroczyście i z wielką czcią przyjęto. Na prośbę Ryszarda króla Angielskiego wypuścił z więzienia Adama kardynała Angielskiego tytułu Ś. Cecylii; innych pięciu śmiercią ukarał, kazawszy wrzucić ich w wapno niegaszone, albo jak inni twierdzą, pościnać czy w morzu potopić. Akwilejskiego zaś biskupa, który dla wytrzymanych srogich męczarni nie mógł w jego obecności raźno jechać na koniu, kazał siepaczom swoim zamordować.
Gdy na dzień naznaczony, drugi miesiąca Marca, zjechali się w Radomsku Bodzanta arcybiskup i inni prałaci i panowie królestwa Polskiego, radzono w rozmaity sposób i podnosiły się różne zdania o wyborze nowego króla, ustaleniu rzeczy publicznej i uspokojeniu domowej wojny. Wszystkie te rady, zdrowe i najsprawiedliwsze wnioski, zbijała jedna walna przeszkoda, układy o królewnę Jadwigę z ojcem jej Ludwikiem zawarte i poprzysiężone, które onym radcom ciężyły na sumieniu. Obawiano się z tego źródła większych wojen zewnętrznych i domowych, gdyby nań nie miano względu. Uchwalono zatém wreszcie wysłać do królowej Elżbiety jednego mniej znacznego posła, aby niepoczesność takowego poselstwa świadczyła, jak srodze zjątrzone i obostrzone były Polaków umysły, a samo lekceważenie królowej opowiadało zamiar bliskiego z nią zerwania. Wydano przytém zakaz, „aby nikt więcej nie ważył się wyprawiać do królowej w posły, ani jeździć do niej w swojém lub narodu imieniu.“ Niezwłocznie zaś wysłany został rycerz Przecław Wąwelski: który zastawszy królową Elżbietę w Budzie, opowiedział jej zlecenie jakie miał od prałatów i panów królestwa Polskiego. Prosił przedewszystkiém: „aby obietnic swoich tylekroć powtarzanych raz przecież dotrzymała, i córkę swoję Jadwigę na dzień ósmy Maja, to jest na uroczystość Ś. Stanisława, przysłała do Krakowa, a przestała już łudzić Polaków zwodniczemi słowy. Prałaci bowiem, panowie i dostojnicy Polscy tej zelżywej igraszki dłużej już nie zniosą, ani więcej poselstwy swemi o królewnę Jadwigę przykrzyć się nie będą; że on w tej sprawie ostatnim już był do niej posłem.“ Oświadczył w końcu, „że Polacy związali się między sobą przysięgą, że jeśli królewna Jadwiga na dzień Ś. Stanisława do Krakowa przysłaną nie będzie, króla dowolnie sobie obiorą.“ Tak groźne poselstwo przeraziło królową Elżbietę; wnet zatém naradziwszy się z liczném gronem panów, wysłała zięcia swego Zygmunta margrabię Brandeburskiego do Polski, aby rządził królestwem, pókiby córka jej Jadwiga nie dorosła, ku czemu opatrzyła go w ludzi, oręż, konie, i bogaty sprzęt rycerski. Gdy o tém między panami Krakowskimi wieść gruchnęła, oburzeni, że zwierzchnikom narzuconym sobie przez Węgrów i obce niewiasty podlegać mieli, zrażeni przytém od dawna postępowaniem Zygmunta margrabi, wzięli z sobą spory zastęp rycerstwa i wyszli aż do Sącza. Ztamtąd wyprawiwszy posłów do Zygmunta margrabi, który już był stanął pod Lubowlą, ostrzegli go, „aby do królestwa Polskiego wbrew ich woli nie wkraczał; ani go bowiem za króla ani za wielkorządcę mieć nie chcą; inaczej wzbronią mu wstępu, i z orężem przeciw niemu jak przeciw nieprzyjacielowi wystąpią.“ Strwożony takiém oświadczeniem Zygmunt zatrzymał się w pochodzie: a wyprawiwszy nawzajem posłów, prosił z wielką usilnością, aby do niego do Lubowli przysłali kilku panów Polskich, z któremiby naradził się o sprawach ważniejszych, odnoszących się do stanu obecnego i dobra królestwa Polskiego. Wysłał więc Sędziwoja z Szubina wojewodę Kaliskiego i starostę Krakowskiego, Spytka z Melsztyna wojewodę Krakowskiego i Jaśka z Tarnowa kasztelana Sandomierskiego. Po rozmaitych układach i namowach, wymógł na nich ledwo Zygmunt zezwolenie, aby przyjazd królewny Jadwigi od dnia Świętego Stanisława odroczono aż do Zielonych Świątek, przyczém zaręczał, „że na dzień przerzeczony Jadwiga z wszelką już pewnością do Krakowa przybędzie, do czego on sam największych starań dołoży.“ Powiadano zaś, że Sędziwój z Szubina, mimo przeciwnego zdania innych, dlatego na tę odwłokę zezwolił, że mu Zygmunt margrabia dał słowo, a raczej zdurzył go obietnicą, że jak tylko powróci, zaraz Maćka podkomorzego Kaliskiego, i wszystkich młodzieńców, po jego z Jadry ucieczce przez królową Elżbietę przytrzymanych, z pod straży uwolni. Tymczasem w Wielkiej Polsce zawrzały na nowo między szlachtą bójki wzajemne, napaści i morderstwa. Czeladź zbrojna Dobiesława z Golanczy wypadłszy z zamku Uścia, porwała Przecława Janusza z Gołuchowa, spaliła dwór jego Welnię i złupiła wszystko mienie. Podobnież Przybko z Przesieki schwytał zdradziecko Janusza z Skok i Jana Gałązkę; Jaracz z Siedlec i Jan syn Dobrogosta z Szamotuł poimali Marcina z Zwanowa i śmiertelnie poranili. Swidwa z Galowa zabił Janusza wójta z Obornik. Wielu nadto z szlachty i rycerzy Wielkopolskich wzajemnie się więzili i zabijali.
Gdy zaś nadszedł dzień Ś. Stanisława w miesiącu Maju, znowu panowie i starszyzna ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej złożyli zjazd w Sączu, oczekując na przybycie królewny Jadwigi. Lecz kiedy po długiém oczekiwaniu nie przybyła, i ani było nadziei, aby przybyć miała, nowe między panami zaczęły się rokowania i narady. A lubo wielu było tego zdania, aby dwóch posłów, to jest Spytka z Melsztyna wojewodę Krakowskiego i Piotra z Szczekocin kasztelana Lubelskiego, wysłać jeszcze do Węgier, i przez nich nalegać jak najmocniej na królową Elżbietę o przysłanie córki Jadwigi; wszelako gdy rycerz Przecław Wąwelski rozwiódł się w długiej mowie z swojém zdaniem, i przełożył, „że nie zgadzało się to ani z ich ani z jego jako posła, który niedawno z Węgier powrócił, godnością, ażeby inne znowu do Węgier wyprawiano poselstwo, przez które jego oświadczeniom zadałoby się kłamstwo, gdy Elżbiecie wyraźnie zapowiedział, że Polacy żadnych już więcej posłów do Węgier nie wyślą,“ rozmyślono się z wyprawieniem rzeczonych panów, i nowy wydano zakaz, „aby nikt ani w swojém ani w narodu imieniu do Węgier jechać się nie ważył.“ Ale Sędziwój z Szubina starosta Krakowski, przestąpiwszy ten zakaz, udał się do Węgier, dla wydobycia z niewoli swoich krewnych, przyczém osobiście tylko a nie jako poseł namawiał królową, „aby jak najrychlej wysłała do Polski Jadwigę, inaczej bowiem sprawa cała upadnie.“
Peregrym z Węgleszyna starosta Wielkiej Polski, Wincenty z Kępy wojewoda Poznański i Wincenty Swidwa kasztelan Nakielski, oburzeni na Mikołaja z Łodzi, że trzymał z przeciwnikiem ich Domaratem i jego stronnikami, oblegli zbrojno zameczek jego Bityn (Bythim): a pożyczywszy statków wojennych od mieszczan Poznańskich, dobywali go z wielką usilnością. Ale gdy Mikołaj z Łodzi z swoją załogą nie tylko mężnie się w zamku bronił, lecz nadto przedsiębiorąc na oblegających wycieczki, znaczne im zadawał klęski, przeto złupiwszy a potém popaliwszy włości do Domarata należące, odstąpić musieli od oblężenia, i ułożyli z Domaratem i jego sprzymierzeńcami zobopólny rozejm. Tymczasem gdy Wincenty Swidwa kasztelan Nakielski i Wysota z Kurnika na rozejm ten zgodzić się nie chcieli, oświadczywszy, że Domarat, tak nikczemny i słaby nieprzyjaciel, nie godny był aby z nim układać się o zawieszenie broni; rozgniewany Domarat, chcąc się pomścić takiej wzgardy i zniewagi, z liczną stronników swoich gromadą najechał miasteczka Kazimierz i Szamotuły, i obadwa, wraz z okolicznemi włościami, które do Swidwy i Wysoty lub ich spółzwiązkowych należały, srodze spustoszył. Podstąpił potém pod zameczek Galowo, gdzie właśnie Peregryn starosta Wielkiej Polski u Swidwy gościł, i wszystko na okół ogniem i grabieżą spustoszył, w oczach tegoż Swidwy, żadnej swoim ludziom nie mogącego dać pomocy. A tak Swidwa i Wysota, którzy gardzili słabością nieprzyjacioł, a własnemi siły zbyt zuchwale się chełpili, ulegli wreszcie onej małej liczbie pogardzanej w przeciwniku.
Po dopełnionym prawnie i zatwierdzonym wyborze Trojana proboszcza Poznańskiego na biskupa dyecezyi Włocławskiej, osieroconej przez śmierć Zbiluta szlachcica z domu Toporczyków, papież Urban VI uchyliwszy ten wybór i unieważniwszy swoją władzą, przeznaczył rzeczone biskupstwo Janowi Olitowi, synowi Bolesława książęcia Opolskiego, biskupowi Poznańskiemu, i przeniósł go z Poznańskiej na Włocławską stolicę. Gdy więc rzeczony Jan dnia jedenastego Lutego przybył do kościoła Włocławskiego z nakazami stolicy Apostolskiej, wybrany poprzednio Trojan i prałaci kapituły Włocławskiej przyjęli go jako biskupa, i oddali mu zamki Włocławek i Raciąż. Na Poznańskiém zaś biskupstwie, opróżnioném po przeniesieniu Jana Olita zwanego Kropidłem, osadził papież Dobrogosta z Nowegodworu, inaczej Łążenic (był-to szlachcic herbu Nałęcz), który, jak się wyżej rzekło, po śmierci Jana zwanego Suchywilk wybrany był na osieroconą po nim stolicę Gnieźnieńską.
Jagiełło, wielki książę Litewski, dowiedziawszy się, że królowa Jadwiga, córka króla Ludwika, sprowadzona z Węgier do Polski, i ozdobiona królewską koroną, objęła w królestwie Polskiém rząd i władzę, i posłyszawszy tak z rozgłośnych między ludźmi wieści, jak i licznych doniesień za któremi wysyłał, że pomieniona królewna była dziewicą tak przedziwnej piękności, iż podobnej w ów czas świat cały nie miał, wyprawił do Krakowa dwóch książąt braci swoich, Skirgiełłę i Borysa, tudzież Hanula starostę Wileńskiego, w poselstwie do królowej Jadwigi, oraz prałatów i panów Polskich, z prośbą o jej rękę. Którzy stanąwszy w liczném zebraniu, zaszczyconém obecnością królowej Jadwigi i jej radców, złożyli jej naprzód od książęcia Jagiełły wspaniałe i wielkiej ceny upominki, poczém w imieniu jego książę Skirgiełło temi słowy przemówił: „Od dawnego już czasu wielcy a przeważni książęta i królowie nalegali na Jagiełłę, najpotężniejszego książęcia naszego i władcę Litwy, ażeby wyrzekłszy się swojej i od ojców przekazanej sobie wiary, przyjął wiarę chrześciańską, nigdy jednak do tego nie zdołały go skłonić ani ich namowy, ani wojny wydawane mu tylekroć przez Krzyżaków Pruskich, gdy snadź Bóg Najwyższy tobie samej, chwalebna i najdostojniejsza królowo, i królestwu Polskiemu zachował ten zaszczyt, który trwać ma w wieki potomne. Jeżeli Wielmożność twoja rzeczonego pana naszego, Jagiełłę, wielkiego książęcia Litewskiego, poślubić raczy za małżonka, nie tylko te korzyści, które w przyjęciu przezeń wiary chrześciańskiej inni królowie i książęta zdobyć usiłowali, ale i innych wiele i nader ważnych książę ten obiecuje. Jakoż przyrzeka przedewszystkiém wiarę katolicką Rzymską, tę, którą ty i twoje królestwo Polskie wyznawa, ze wszystkimi bracią swemi książęty Litewskiemi, panami, starszyzną i całym narodem Litwy i Żmudzi, przyjąć. Przyrzeka nadto wszystkich jeńców chrześciańskich, a zwłaszcza z królestwa Polskiego uprowadzonych, i prawem wojenném w niewoli trzymanych, uwolnić. Przyrzeka wszystkie swoje kraje dziedziczne Litwy i Żmudzi, i niektóre ziemie Ruskie orężem podbite, do królestwa Polskiego wiecznym węzłem jedności przyłączyć i wcielić. Przyrzeka ziemie Pomorską, Chełmińską, Szlązką, Dobrzyńską, Wieluńską i inne od królestwa Polskiego oderwane, sprzedane, zamienione, lub mocą opanowane, odzyskać i królestwu Polskiemu przywrócić. Przyrzeka skarby ojcowskie i zbiory przodków do Polski sprowadzić i na wyłączną królestwa Polskiego korzyść i ozdobę odkazać. Przyrzeka nakoniec dwakroć sto tysięcy złotych, złożone jako zastaw i rękojmią na upewnienie przyszłego królewny Jadwigi z Wilhelmem książęciem Austryi małżeństwa, zapłacić.“ Tak mówił Litwin poganin. A poselstwo to, jakkolwiek Jadwidze królowej nie bardzo wdzięczne, prałatom jednak i panom Polskim dość przypadało do serca. Zostawiono je wszelako woli i orzeczeniu Elżbiety królowej Węgierskiej, wdowy po Ludwiku, a matki królowej Jadwigi. Rzeczonym więc posłom, Skirgielle i Borysowi książętom, oraz Hanulowi, kazano jechać do Węgier; a z nimi wybrali się także trzej panowie Polscy, Włodko z Ogrodzińca podczaszy Krakowski, Mikołaj Bogorya kasztelan Zawichostski i Krystyn z Ostrowa starosta dzierżawny Kazimierski, aby rzecz snadniej ułatwić można. Ci gdy stanęli przed królową Węgierską Elżbietą w Budzie, opowiedzieli jej i przytomnemu zięciowi królowej Zygmuntowi margrabi Brandeburskiemu poselstwo oznajmione w Krakowie. A lubo przez dni kilka toczyły się te namowy poselskie, nie trafiano jednak na pewną i skuteczną radę, gdy z jednej strony mówiło za Jagiełłą rozszerzenie wiary chrześciańskiej i inne nastręczane korzyści, z drugiej stawała na przeszkodzie świętość umów z Wilhelmem książęciem Austryi przez Ludwika króla Węgierskiego zawartych, i dokonane uroczyście śluby z królewną Jadwigą. Nareszcie królowa Węgierska Elżbieta, na przełożenia posłów Polskich, dowodzących: „że żądane związki i chrześciaństwu i królestwu Polskiemu nader wielkie przyniosłyby korzyści“, odpowiedziała: „że na wszystko, coby było z pożytkiem wiary i królestwa Polskiego, chętnie zezwoli, i na tém przestanie, co córka jej królowa Jadwiga, oraz prałaci i panowie Polscy za dobre i zbawienne dla chrześciaństwa i swojej rzeczypospolitej osądzą i uczynią.“ Ujęło poselstwo Litewskie wielu Polaków, a osobliwie panów ziemi Krakowskiej, którym podobało się tak znaczne zwiększenie potęgi królestwa Polskiego nabytkiem krajów postronnych, a woleli podlegać obcym niżeli własnym królom. Odrzuciwszy przeto Ziemowita książęcia Mazowieckiego i Władysława książęcia Opolskiego, że żadnej krajowi nie obiecywali korzyści, i Wilhelma książęcia Austryi, od którego poźna i zbyt daleka byłaby pomoc, wszyscy w radzie zwrócili oczy i życzenia ku Jagielle wielkiemu książęciu Litewskiemu. Ten bowiem pod ów czas na Litwie, po zgładzeniu Kiejstuta w Krewie, a ucieczce syna jego książęcia Witołda, wysiadującego u Krzyżaków Pruskich na wygnaniu, którzy między wszystkimi książętami Litwy celowali rozumem i wyższemi umysłu przymiotami, zwierzchnią władzę sprawował, a dla licznego rodu swoich braci, chociaż człek płytkiego rozumu i małych zdolności, słynął jednak zręcznością tak w myśliwskich gonitwach jak i sprawowaniu rządów. Te uwagi i względy były Polakom powodem, że bardziej Jagiełłę niż Witołda, męża wspaniałego umysłu, a wielkością czynów podobnego Alexandrowi Macedońskiemu, za króla sobie życzyli.
Łagodna i przychylności pełna odpowiedź Elżbiety królowej Węgierskiej, wdowy po Ludwiku, oznajmiona przez posłów Polskich i Litewskich, zwróciła uwagę wielu panów Polskich na Jagiełłę, książęcia Litewskiego; poczęli więc myśleć o wyniesieniu go na królestwo i połączeniu ślubnym związkiem z Jadwigą. Naznaczono zjazd w Krakowie, na który jednak nie wielu z panów Wielkopolskich przybyło, bądź to, że wojna domowa jeszcze w tych stronach zupełnie była nie ucichła, bądź że skłonniejszemi byli do poddania się rządom Ziemowita książęcia Mazowieckiego. Radzono zatém i żwawo o tém rozprawiano przez dni kilka, azali Jagiełło książę Litewski miał być na królestwo Polskie wzięty. Przykrą i bolesną niektórym z panów radnych zdawało się to rzeczą, aby pominąwszy własnych i chrześciańskich książąt, obcego i poganina sadzać na stolicy królewskiej. I tego zdania byli wszyscy, którzy bliżej otaczali Jadwigę odpychającą śluby z Jagiełłą ze wstrętem. Ale większa część rozsądniejszych i zdrowiej myślących, powodowana głównie widokiem rozszerzenia wiary chrześciańskiej i ubezpieczenia królestwa Polskiego, innych wreszcie korzyści, które Litwin nastręczał, radzili powołać na królestwo Jagiełłę, zbijając przeciwne zdania i niechęć królowej Jadwigi nadzieją nawrócenia do wiary chrześciańskiej tak wielkich ludów i narodów. Przekładali: „że Polska uzyska przez to największą zaletę, zasługę i chwałę wiekopomną, gdy za jej sprawą światło prawej wiary chrześciańskiej zajaśnieje w Litwie, Żmudzi i u innych narodów pogańskich.“ A gdy to zdanie, ze względu na samą wiarę chrześciańską, mimo wstręt do Jagiełły, przeważało nawet w umyśle Jadwigi, snadno i inni do niego się przychylili. Natychmiast więc wybrano posłów, jako to: Włodka z Ogrodzińca, podczaszego Krakowskiego, Krystyna z Ostrowa, dzierżawnego starostę Kazimierskiego, Piotra Szafrańca z Łuczyc, i Hińczka pana na Roskowicach, z poleceniem, aby się udali do Litwy, i Jagiełłę książęcia Litewskiego, wziąwszy od niego nowe zaręczenie obietnic Polakom uczynionych, sprowadzili do Krakowa, kędy miał przyjąć królestwo Polskie i Jadwigę królową zaślubić. Pogardziwszy więc własnemi książęty, jak narzędziami nieużytecznemi, udali się Polacy do obcych, i woleli cudzych mieć królów niżeli swoich własnych. A gdy jedni życzyli sobie Ziemowita książęcia Mazowieckiego, drudzy Wilhelma książęcia Austryi, inni Władysława książęcia Opolskiego, a wreszcie osądzono, że po Ziemowicie i Wilhelmie żadnej kraj nie mógł się spodziewać korzyści, książę zaś Opolski pokrzywdził Polskę, oderwawszy się od niej a przylgnąwszy do królestwa Czeskiego, wszyscy zgodzili się na Jagiełłę, pod warunkiem, jeżeli wiarę chrześciańską wraz z narodem sobie poddanym przyjmie.
Wilhelm książę Austryi, któremu był Ludwik król Węgierski i Polski córkę swoję młodszą Jadwigę za życia swego postanowił dać w małżeństwo, dowiedziawszy się z licznych doniesień i krążących wieści o wszystkiém co się działo w Polsce, żywo niemi dotknięty, z licznym pocztem rycerstwa i całym zasobem bogactw swoich, ozdób i dworskiego przyboru, ruszył do Polski i niespodzianie przybył do Krakowa. A lubo przyjazd jego zmieszał nie pomału i zakłopocił Dobiesława z Kurozwęk, na ów czas kasztelana i wielkorządcę Krakowskiego (major dominus), jako też innych panów Polskich, ażeby układy z Jagiełłą książęciem Litewskim rozpoczęte nie spełzły bez skutku, pożądanym jednak był królowej Jadwidze, przez którą (jak niektórzy mniemali) sprowadzony, przy pomocy Gniewosza z Dalewic podkomorzego Krakowskiego (u którego też stanął gospodą) długi czas bawił w Krakowie, gdy żaden z panów nie śmiał się w tej mierze królowej sprzeciwić. Jadwiga bowiem, pamiętna rozporządzenia ojcowskiego, a układnością i wdzięcznemi przymiotami młodzieńca ujęta, znanego sobie dobrze i zażyłego bardziej pragnęła mieć za męża, niżli obcego poganina, którego nigdy nie widziała, a o którym ją fałszywie uprzedzono, że nie tylko z postaci ale i z obyczajów i całego układu okazywał się dzikim barbarzyńcem. Podniecali przytém jej życzenia niektórzy panowie Polscy (jak-to w ludziach rozmaite bywają chęci i żądania) a zwłaszcza Gniewosz z Dalewic podkomorzy Krakowski, który stał się wszystkich Wilhelma książęcia Austryi starań, nadziei i zamysłów narzędziem i powiernikiem, obiecując książęciu, że przy jego pomocy mógł celu swego dopiąć, i któremu też książę wszystkie skarby swoje i klejnoty powierzył. A gdy Dobiesław z Kurozwęk kasztelan Krakowski, pod ów czas zamek Krakowski dzierżący w swojej straży i sprawujący wielkorządy, Wilhelmowi książęciu Austryi nie dozwolił bywać w zamku i bronił do niego przystępu, królowa Jadwiga często z drużyną swoich dworzan i panien służebnych schodząc do klasztoru Ś. Franciszka leżącego pod zamkiem, w refektarzu tegoż klasztoru z Wilhelmem książęciem Austryi zabawiała się wesołą krotofilą i tańcami, skromnie jednak i z największą przyzwoitością. Głoszono nadto i liczne są o tém podania, że Jadwiga tak dalece brzydziła się związkami z Jagiełłą książęciem Litewskim, iż bez względu na przeciwne rady i przełożenia panów Polskich, nie chcąc oddać ręki Jagielle, postanowiła w tym właśnie czasie, kiedy wieść się rozeszła, że Jagiełło dla objęcia rządów królestwa i zaślubienia Jadwigi jechał do Polski, związki ślubne z Wilhelmem książęciem Austryi, od dawna z woli ojca Ludwika jawnie i w kościele zawarte, w obec swoich dworzan i przychylnych panów uzupełnić sprawą małżeńską. Ale gdy wbiegł na zamek, gdzie miał z królową Jadwigą wejść do łożnicy, z rozkazu i za sprawą panów Polskich, którym takowe pokładziny wielce się nie podobały, nie dopuszczony do komnaty sypialnej i z zamku sromotnie wypchnięty, sprawy cielesnej z królową zaniechać musiał. Jadwiga zaś królowa, tknięta do żywego takowém Wilhelma z zamku wypędzeniem, chciała sama dostać się do niego do miasta. A gdy wrota zamkowe z rozkazu panów przed nią zawarto, porwawszy siekierę, którą jej słudzy podali, własną ręką usiłowała je wyrąbać. Nakoniec zmiękczona prośbami rycerza Dymitra z Goraja, przedsięwzięcia swego zaniechała. Książę zaś Wilhelm obawiając się, aby go nie zabito, wymknął się potajemnie z Krakowa i wrócił do Austryi, zwierzywszy się swej tajemnicy ledwo kilku osobom, a wszystkie swoje skarby i klejnoty wielkiej ceny zostawiwszy u rzeczonego Gniewosza podkomorzego Krakowskiego, który je sobie potém przywłaszczył, gdy Wilhelm nigdy się już o nie nie upominał. Za te bogactwa pomieniony Gniewosz, szlachcic herbu Strzegomia, poskupował znaczne dobra i majętności, które potém synowie jego strwonili swoją rozrzutnością, tak iż dla trzeciego nie starczyło ich już pokolenia.
Jagiełło wielki książę Litewski, wybrawszy się w celu objęcia rządów królestwa Polskiego i zaślubienia królowej Jadwigi, z bracią swojemi i licznym dworu orszakiem, prowadząc z sobą wozy wyładowane skarbami i rozlicznemi sprzęty i ozdoby, przyjechał wreszcie do Polski. Prowadzili go posłowie Polscy naprzód przez Lublin, gdzie z umysłu dni kilka zabawił, aby wieść o jego przybyciu rozeszła się wprzódy między panami. Z Lublina wolną i nieskorą jazdą zbliżał się ku Krakowu. Nie wielu panów Polskich wyjechało na jego spotkanie: powitał go jednak, celniejszy między innemi, Spytek z Melsztyna wojewoda Krakowski, którego przybycie książęciu Jagielle nader było wdzięczne: ale do Krakowa do królowej Jadwigi zgromadziła się natychmiast wielka liczba prałatów i panów, którzy najusilniejszemi prośbami i namowy pracowali nad Jadwigą, aby z uwagi na tak wielką korzyść wiary chrześciańskiej, której od Polaków oczekiwano, nie wzbraniała się małżeństwa z pogańskim książęciem. Długo i uporczywie królowa opierała się temu małżeństwu z powodu związków dawniej już z Wilhelmem zawartych. Wysłała nareszcie jednego z zaufańszych dworzan Zawiszę z Oleśnicy do książęcia Jagiełły, z poleceniem, aby go poznał, przypatrzył się jego twarzy i postawie, a potém jak najspieszniej wróciwszy dał jej rzetelny obraz jego postaci i przymiotów. Zakazała przytém, aby się nie ważył od książęcia Jagiełły żadnego przyjmować podarunku. Jagiełło domyśliwszy się, że wysłaniec królowej przybył dla poznania jego urody i budowy ciała, wiedział bowiem, jak fałszywe o jego szpetnej postaci rozgłoszono wieści, przyjął go nader ludzko i uprzejmie: aby zaś dokładniej się przypatrzył nie tylko jego urodzie, ale i budowie pojedynczych ciała części, wziął go z sobą do łaźni. Ten więc przyjrzawszy się mu do woli i z dokładnością, a odmówiwszy przyjęcia upominków, któremi go Jagiełło chciał obdarzyć, wrócił do królowej Jadwigi i oznajmił: „że książę Jagiełło wzrostu średniego, szczupłej postawy, budowę ciała miał składną i przystojną, wejrzenie wesołe, twarz ściągłą, bynajmniej nie szpetną, obyczaje poważne i książęcej godności odpowiednie.“ A tak uspokoił królową Jadwigę, z dawna stroskaną bo uprzedzoną o jego szpetności i grubych obyczajach. Gdy więc królową nieco ukojono w smutku, wyjechało wielu panów Polskich na powitanie Jagiełły, i z większą już zgodą i jednością poczęto radzić o wszystkiém. Książę Jagiełło wysłał z Sandomierza Dymitra z Goraja podskarbiego królestwa Polskiego, który z innymi panami Polskimi już był wprzódy naprzeciw niemu wyjechał, do Prus, do Konrada Zollnera mistrza Pruskiego, z zaproszeniem, ażeby osobiście przybył do Krakowa i przy chrzcie a oczyszczeniu się Jagiełły z sprosności pogaństwa służył mu za ojca chrzestnego, a potém towarzyszył obrzędom koronacyi i zaślubin z królową. Ruszywszy nakoniec z Sandomierza, przybył dnia dwunastego Lutego we Wtorek do Krakowa, i w liczném otoczeniu nie tak Litewskich i Ruskich, jako raczej Polskich panów, z wielką okazałością i przepychem odprawił wjazd do miasta; zkąd potém odprowadzony na zamek, szedł prosto do królowej Jadwigi, która go w swych komnatach królewskich, w towarzystwie wielu panien dworskich i niewiast przyjęła i powitała. Jagiełło przypatrzywszy się z wielkiém podziwieniem jej urodzie (nie było bowiem pod ów czas, jak mówiono, piękniejszej w całym świecie niewiasty), nazajutrz posłał jej przez książąt Witolda, Borysa i Swidrygajłę kosztowne bardzo upominki w złocie, srebrze, klejnotach i szatach. Już bowiem wtedy książę Witołd pogodziwszy się z bratem z Prus był powrócił. Powiadają, że w tymże czasie Wilhelm książę Austryi przybyć miał potajemnie, przebrany za kupca, nie bez porozumienia się z Jadwigą królową Polską, do Krakowa, i przez wszystek czas pobytu króla Władysława w Krakowie ukrywać się już-to w zamku Łobzowskim na Czarnej wsi, już w domu Morsztynowskim (Mornsten), o czém kilka tylko osób wiedziało. Ale gdy i w domu Morsztynów usilnie go śledzono i poszukiwano, mówią że się schował w kominie, wlazłszy na przyrządzone w czeluściach płatwy, i tym sposobem uszedł szukających go śledzców królewskich. Widząc wreszcie rzeczony Wilhelm, że ani królestwa Polskiego ani Jadwigi królowej niepodobna mu było odzyskać, pojął w małżeństwo Joannę, córkę niegdyś Karola Durazzo, a siostrę Władysława, królów Sycylijskich, z którą żył bardzo krótko, a która po jego śmierci wróciwszy do Sycylii, i długie lata przeżywszy w stanie wdowim, poszła powtórnie za Jakóba margrabię w królestwie Neapolitańskiém.
Władysław Jagiełło wielki książę Litewski, przyjąwszy w jednym dniu dwa Sakramenta dla osiągnienia królestwa Polskiego, znowu dnia czwartego, w Niedzielę, to jest siedmnastego Lutego, w którym przypadała Niedziela tak zwanej Pięćdziesiątnicy, na dopełnienie swej koronacyi i namaszczenia, które samym tylko królom zwykło się udzielać, ruszył z pałacu z wielką okazałością i przepychem, i w liczném otoczeniu książąt, rycerstwa i ludu przybył do kościoła katedralnego; gdzie w obecności królowej Jadwigi, swej dostojnej małżonki, nową koroną z złota i drogich kamieni świeżo urobioną (dawną bowiem i pierwotną koronę Ludwik król Węgierski i Polski, obawiając się, aby nie kto inny tylko potomstwo jego rządy królestwa Polskiego dziedziczyło, do Węgier był uwiózł) przez Bodzantę arcybiskupa Gnieźnieńskiego i towarzyszących obrzędowi biskupów, Jana Krakowskiego i Dobrogosta Poznańskiego, na króla Polskiego koronowany został i namaszczony. On pierwszy z narodu Litewskiego u Polaków, i za ich przychylnością, w jednym i tymże samym czasie trzy najwyższe osiągnął zaszczyty, (co jak mniemam nikomu się z starożytnych nie zdarzyło) chrzest święty, najświetniejszy związek małżeński, i sławną koronę. Które-to zaszczyty za tém większe dla Jagiełły szczęście uważane być winny, że Polacy własnych i dziedzicznych porzuciwszy książąt, którzy od chrześciańskich przodków ród swój wiedli, z dopuszczenia Bożego i w słusznej karze za grzechy powierzyli rządy obcemu i pogańskiemu książęciu. Ta zmiana w dziedziczném książąt i królów następstwie, ile stała się korzystną przez przyłączenie tak znacznych krajów do Polski, tyle szkodliwą z przyczyny szarpania dochodów królewskich. Pomiarkowana bowiem dotychczas i daleka chciwości szlachta, dopiero za rządów Władysława Jagiełły poczęła nadymać się i hardo głowę podnosić, skarb królestwa Polskiego niepomierném łakomstwem wycieńczać i łupić, co przeszło aż do naszych czasów, w których widzimy więcej chciwości niż cnoty, i w których królestwu wszystkie pożytki, wszystkie dochody publiczne i prywatne odjęto, i posiągniono wreszcie do majątków biskupich i innych mniejszych dóbr kościelnych. W owym więc czasie ród i pokolenie królów Polskich, wiodące swój początek od Piasta bartnika, utraciło berło i koronę; a z jego upadkiem wzniósł się nawzajem ród Litewski, który z krwi Rzymskiej pochodził: Aby się nie chlubiło żadne ciało żyjące, jedno w Ojcu światłości, który chwalących go wynosi, a tych którzy nim pogardzają, w prochu i nikczemności osadza.
Nazajutrz po koronacyi, Władysław II król Polski, według dawnego obyczaju, przybrany w szaty królewskie, objechawszy po mieście Krakowie i jego rynku, zasiadł na majestacie podle wietnicy na obszerném miejscu ku temu urządzoném, i od burmistrza, rajców miejskich i całego miasta przysięgę wierności odbierał. Poczém na zamek wróciwszy, dnia trzeciego i w dni następne wyprawiał gody weselne, w czasie których odbywały się gonitwy z kopijami, igrzyska szermierskie, tańce i inne zabawy. Tym czasem Konrad Zollner mistrz Pruski, niemiłém patrząc okiem na wzrost przyszły królestwa Polskiego i Litwy z wzajemnego tych krajów przymierza i połączenia, pełen zawiści i obawy, aby to połączenie jemu i zakonowi jego na złe nie wyszło, pogardziwszy dumnie zaproszeniem, z którém król Władysław Jagiełło słał do niego Dymitra z Goraja, aby mu chciał być ojcem chrzestnym i uczestniczyć obrzędom koronacyi i zaślubin, zebrał siły zbrojne Pruskie i Inflantskie, i dwoma oddziałami wtargnął do Litwy, zkąd wiedział iż wielki książę Jagiełło i drudzy książęta bracia jego, tudzież znaczniejsi panowie i rycerze do Krakowa powyjeżdżali. Miał z sobą na tej wyprawie brata rodzonego Jagiełły, książęcia Andrzeja, który był przyjął wyznanie Ruskie, a zbiegłszy do Krzyżaków, układał sobie za ich pomocą kraje Litewskie i Ruskie owładnąć. Tego poźniej Władysław król Polski schwytawszy, okutego w kajdany uwięzić kazał w zamku Chęcińskim, i jak powszechnego wroga przez całe trzy lata w więzieniu trzymał. Konrad Zollner mistrz Pruski zastawszy Litwę opuszczoną i bezbronną, rozpuścił po niej dwoma oddziałami swoje zagony, kazał ją wszechstronnie pustoszyć, na krzyż i w okół roznosząc łupiestwa i pożogi. Podstąpił potém pod zamek Litewski Łukomlę, a zdobywszy go, oddał w posiadanie i dzierżawę książęciu Andrzejowi. Pod ten czas Połoczanie także wypowiedzieli posłuszeństwo królowi Władysławowi i jego braciom, i ziemię całą wraz z zamkiem książęciu Andrzejowi poddali. O czém gdy się Władysław król Polski dowiedział, wysłał do Litwy brata rodzonego Skirgiełłę, i stryjecznego Witołda, przydawszy im silny zastęp rycerstwa Polskiego, aby łotrostwu Krzyżaków zbrojny stawili opór. Ci postrzegłszy, że nieprzyjaciel po splądrowaniu Litwy cofnął się do Prus z powrotem, ruszyli wprost do zamku Łukomli, w kilka dni zamek zdobyli, a załogę książęcia Andrzeja i Krzyżaków wyrzucili z niego przemocą, i częścią wymordowali, częścią zabrali w niewolą. Potém najechawszy Połoczan, którzy byli odstąpili od posłuszeństwa, gdy im ani Krzyżacy ani książę Andrzej nie byli w stanie udzielić pomocy, sprawców głównych odstępstwa mieczem pokarali, ludowi przebaczyli winy. Władysław zaś król Polski, po dopełnieniu swojej koronacyi, wszystkim panom Polskim i starszyznie porozdawał hojne upominki; a Spytka z Melsztyna z większą niż innych obdarzył szczodrotą, dawszy mu w podarunku sandały swoje, i mnogie bogactwa w złocie, perłach, klejnotach i drogich kamieniach; jemu bowiem więcej niż innym zawdzięczał wyniesienie swoje na królestwo i koronacyą.
Pod tenże sam czas, starszy książę Smoleński Świecsław wraz z dwoma synami zszedł ze świata.
Około środopościa, Władysław II król Polski wyjechawszy z Krakowa, udał się w okolice Wielkiej Polski wraz z nowo poślubioną małżonką, Jadwigą królową, w celu utłumienia rozruchów i wojen domowych, od dawna w tej prowincyi wichrzących, a to na prośby usilne prałatów i panów Wielkopolskich. Aby zaś przewódzców takowych rozruchów tém snadniej mógł pokonać, wziął z sobą poczesny zastęp z rycerstwa Krakowskiego i Sandomierskiego złożony. Gdy zaś przybył do Gniezna, i z namowy niektórych osób świeckich kazał kapitule Gnieźnieńskiej dawać sobie stacye (stationem seu procurationem), kapituła zaś posługi takowej odmówiła, a z tej przyczyny pozajmowano dobra duchowne; ziemianie uciśnieni zbiegłszy się do Gniezna z żonami i dziećmi, poczęli rozwodzić płacze i narzekania. Mikołaj Strosberg, Polak rodem z Poznania, proboszcz Gnieźnieński, włożył interdykt na miasta i z Gniezna się oddalił. Takową niedolą tknięta królowa Jadwiga wymogła na królu, iż kazał wszystko co było zabrane powrócić, i postarać się o zdjęcie interdyktu. Powiadają, że wtenczas w goryczy serca rzekła: „Aczci wrócą się kmiotkom dobytki, ale kto im łzy wylane powróci?“ Odprawiwszy potém święta Wielkanocne w Poznaniu, uspokoił zatargi między Domaratem z Pierzchnia kasztelanem Poznańskim i Grzymalitami z jednej, a Wincentym wojewodą Poznańskim i Swidwą z Szamotuł kasztelanem Nakielskim, tudzież innymi Nałęczami z drugiej strony, toczące się nie bez publicznej szkody. A gdy powaśnionych przywiódł do zgody, wrócono zajęte dobra kościołowi Gnieźnieńskiemu i Poznańskiemu. Jana sędziego Poznańskiego, szlachcica z rodu Płomieńczyków, dziedzica Wienieckiego (de Veneciis), który dla niezbożnych gwałtów i okrucieństw zwany był krwawym diabłem, odwoławszy jego wyroki niesprawiedliwe, któremi wielu prawych i niewinnych pozbawił niesłusznie dziedzictw i majątków, za popełnione mnogie bezprawia wyzuł z dóbr dziedzicznych i wtrącił do więzienia, w którém tenże Jan przesiedział lat kilkanaście. Bartosza Odolanowskiego, dziedzica Koźmina, który podobnież wielu zamieszek i waśni domowych sprawcą był i zażogą, mimo rozkazu nie chcącego stawić się przed królem, wygnał z królestwa, i zamek Odolanów pod swoję królewską zagarnął władzę. A tak uciszywszy w krótkim czasie zatargi i rozruchy domowe, poburzywszy w Wielkiej Polsce wiele warowni, krainie tej wrócił pokój żądany; a potém na urządzaniu i naprawie tego wszystkiego, co przez one wnętrzne niesnaski zepsowało się i upadło, strawił w Wielkiej Polsce całe lato i jesień. Pamiętnym stał się ten rok dla Polski, przyłączeniem do niej krajów Litwy i Żmudzi, które niegdyś były jej tak nieprzyjazne, i uspokojeniem wewnątrz długich domowych wojen, a co ważniejsze nad wszystko, odmianą i wzięciem na tron książęcia obcego i pogańskiego, a odrzuceniem własnych dziedzicznych królów.
Władysław król Polski, postanowiwszy naród Litewski, tak jako się był w umowie z Polakami i królową Jadwigą zobowiązał, z pogaństwa i ciemnoty bałwochwalczej wywieśdź i nawrócić do prawej wiary chrześciańskiej, nad wszystko pragnący wzrostu i rozszerzenia tejże wiary, w towarzystwie Bodzanty arcybiskupa Gnieźnieńskiego, i wielu innych z królestwa Polskiego mężów duchownych, pobożném i przykładném życiem celujących, za których pomocą, nauką i gorliwością tuszył, że będzie mógł w narodzie pogańskim nasiona wiary chrześciańskiej zaszczepić i rozkrzewić, wybrał się do Litwy, gdzie jeszcze dotychczas Chrystus nieznany był i nienawidzony. A nie przestając na pomocy rzeczonych kapłanów, wziął z sobą Jadwigę królową, aby nową ojczyznę swoję, nowy kraj i naród swego małżonka poznała, tudzież Ziemowita i Jana książąt Mazowieckich, Konrada książęcia Oleśnickiego, Bartosza z Wissemburga wojewodę Poznańskiego, Krystyna z Koziegłów Sądeckiego, Mikołaja z Ossolina Wiślickiego kasztelanów, Zaklikę z Międzygórza kanclerza, Mikołaja z Moskorzowa podkanclerzego królestwa Polskiego, Włodka z Charbinowic cześnika, Spytka z Tarnowa podkomorzego, Tomka podczaszego Krakowskiego, i wielu innych panów Polskich i rycerzy. Przybywszy do Litwy, złożył w dzień popielcowy zjazd walny w Wilnie. Na który gdy z rozkazu króla zebrali się bracia królewscy, Skirgiełło Trocki, Witołd Grodzieński, Włodzimierz Kijowski, Korybut Nowogrodzki, książęta, i znaczna liczba rycerzy i ludu, Władysław król Polski, z pomocą chrześciańskich książąt, którzy wraz z nim przybyli, pracował nad szlachtą i ludem, aby porzuciwszy fałszywych bogów, dotychczas w ślepocie pogańskiej wyznawanych, skłonili się do uznania i czci jednego prawdziwego Boga, i przyjęcia jego prawej chrześciańskiej religii. A gdy temu sprzeciwiali się barbarzyńscy Litwini, utrzymując, że bezbożnością było, wbrew obyczajom i przekazanej wierze przodków, porzucać własne bóstwa (były zaś te u nich celniejsze: ogień, który uważali za wieczysty, a którego strzegli kapłani, dzień i noc przykładając drzewa do ogniska; gaje uważane za święte; tudzież węże i żmije, w których według ich mniemania zamieszkały bóstwa): Władysław król kazał ów ogień miany za wieczysty, w Wilnie główném mieście i stolicy Litwy utrzymywany, a strzeżony przez kapłana w ich języku zwanego Znicz, który modlącym się i żądającym przepowiedzi rzeczy przyszłych fałszywe ogłaszał wyrocznie (jakoby od bóstwa mu zwierzone), i ciągłém drzewa przykładaniem podsycany, w obec przytomnych pogan zagasić, a świątynię i ołtarz, na którym czyniono mu ofiary, zburzyć; nadto gaje i ogrody uważane za święte powycinać; węże i żmije, które po domach nawet jakoby bóstwa domowe żywiono i czczono, pozabijać: przyczém barbarzyńcy płacze tylko i gorzkie rozwodzili żale nad upadkiem i zelżeniem tych fałszywych bożyszcz, nie śmiejąc sarkać przeciw króla nakazom. Po zburzeniu i zniszczeniu bóstw pogańskich, gdy Litwini poznali naocznie ich fałszywość, którą się dotychczas łudzili, ulegli wreszcie i z pokorą skłonili się do przyjęcia wiary chrześciańskiej, wyrzekając się dawnych błędów. W dniach kilkunastu wyuczeni od kapłanów Polskich, a więcej jeszcze od króla Władysława, który umiał ich język, i którego chętniej słuchali, głównych zasad religii do wierzenia podanych, czyli artykułów wiary, składu Apostolskiego i modlitwy Pańskiej, przystępowali do świętego polania; a Władysław król pobożny rozdawał prostemu ludowi odzież, koszule, i nowe ubranie z sukna przywiezionego na to z Polski. Ta przezorna szczodrota i łaskawość królewska sprawiła, że gdy o niej rozgłosiły się wieści, lud ciemny a przytém chudobny dla samego uzyskania wełnianej odzieży hurmem zewsząd się zbiegał do przyjęcia chrztu świętego. A ponieważ wielką byłoby pracą każdego z nowych wyznawców chrzcić z osobna, przeto gromadzący się lud mnogi obojej płci Litwinów z rozkazu króla dzielono na gminy i gromady, i każdej gromadzie, a w szczególności każdemu do tej gromady należącemu, nadawano jedno z imion w chrześciaństwie używanych, w miejsce dawnych pogańskich; i tak, pierwszej gromadzie dano imię Piotra, drugiej Pawła, trzeciej Jana, czwartej Jakóba, piątej Stanisława, i t. d. Kobietom zaś, które także tworzyły osobne gromady, stosowne nadawano imiona, Katarzyny, Małgorzaty, Doroty i t. p. ile było takowych gromad nowo chrzczonych. Szlachcie atoli i starszym w narodzie udzielano chrzest ś.
z osobna: zjeżdżali się oni tym celem do Wilna z żonami, dziećmi i rodzinami swemi, kwapiąc się do przyjęcia chrztu i poznania zasad wiary chrześciańskiej. Za co wszystko papież Urban VI oddał należną pochwałę prawowiernemu królowi w wydaném Breve Apostolskiém, którego osnowa jest taka:
„Urban biskup, sługa sług Bożych. Najmilszemu w Chrystusie synowi, Władysławowi, Dostojnemu królowi Polskiemu, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Cieszymy się w Panu, Synu najmilszy, i radujemy w sercu naszém ojcowskiém z tak pożytecznego kościołowi syna; radujemy się, mówię, i wielką uczuwamy pociechę, że Oświeciciel wszystkich narodów, światło jasności wiekuistej, spuścić raczył do serca twego i serc twoich wiernych promień swojej łaski w błogosławiącym darze chrztu świętego. Składamy za to Najwyższemu Panu w ofierze pokorne dzięki, że Oblubienicę naszą kościoł Rzymski, matkę twoję, który cię świeżo z wody i ducha odrodził, nowém rozpładza potomstwem, i pomnaża ciągłém rozszerzaniem wiary chrześciańskiej, wywodząc synów swoich z ciemności i błędnego Egiptu na światło, ażeby poznali i widzieli Boga Bogów na Syonie. Dowiedzieliśmy się niedawno od Wielebnego brata naszego Dobrogosta biskupa Poznańskiego, że po zbawienném odrodzeniu twojém na chrzcie Świętym, Pocieszyciel wszystkich napełnił cię błogosławieństwem swojej łaski, i ku wypełnianiu swoich nakazów obdarzył taką ducha wielkością, że jako książę prawowierny, pełen pobożnosci i cnót najchwalebniejszych, z synowską czcią ku Bogu i Stolicy Apostolskiej, kościoły i osoby duchowne w królewskiej chowasz pieczy i przychylności, a błąkających się w ciemnościach wyprowadzasz z wielką troskliwością na drogę światła, prawdy i poznania prawdziwego Boga; bałwochwalnie czartów, w których dusze nieszczęśliwych dotąd więzione były, wywracasz, a na ich miejscu budujesz kościoły Boże, ku większej czci i chwale świętego kościoła Rzymskiego, matki twojej, na której łonie, jak syn wybrany, przedniejsze między książętami świata zajmujesz miejsce. Czyńże dalej jakoś począł, Synu najmilszy, jak sługa wierny Chrystusowy, który za rzeczone cnoty nagrodę najzacniejszą, szczyt najwyższej chwały, królestwo ziemskie a bez wątpienia i niebieskie pozyskałeś. Słusznie, synu, cieszyć się powinieneś, że gdy z wielu innemi byłeś w przepaści zatracenia, jako skarb w ziemi zostałeś znaleziony. I ztąd nie mała dla ciebie pociecha rośnie, że twoje zasługi tak głośno u ludzi słyną, i na łonie matki twojej, kościoła Bożego z taką chwałą spoczywasz. A przeto, Synu najmilszy, wzrastaj dalej w cnotach i chwalebnych czynach, i pielęgnuj coć od Boga dane, w trwałej i niezachwianej wierze, a kościoły i osoby duchowne, tak jakoś począł, miej zawsze we czci i poszanowaniu. Braci naprowadzaj do wiary, i w pobożnej pracy naśladuj troskliwość Marty, a bogomyślnym duchem wznoś się do wysokości ducha Maryi, abyś skarb życia wiecznego zaskarbił sobie w niebie, a po tém doczesném i znikomém życiu cieszył się, że wybrałeś sobie część najlepszą, i zasłużył z wybranemi Bożemi na wiekuistą szczęśliwość. Że nakoniec, Synu najmilszy, wcześniej do Waszej królewskiej Miłości nie pisaliśmy, to poszło nie z naszego omieszkania, ale z tej przyczyny, iż do Nas nie wysłałeś żadnego urzędowego poselstwa, i z wielu innych słusznych powodów. Ale gdy do nas przybył rzeczony biskup, ze względu na tego, od kogo był posłany, i wdzięcznie go wysłuchaliśmy, i łaskawie poselstwo jego odprawili. Dan w Perudżyi dnia ośmnastego Kwietnia. Naszych rządów papieskich roku dziesiątego.“
Starając się zaś o to gorliwie pobożny król Władysław, aby wiara przezeń w Litwie zaszczepiona coraz więcej rozkrzewiała się i utwierdzała, założył w mieście Wilnie kościoł katedralny ku czci Ś. Trójcy, a pod wezwaniem Ś. Stanisława chwalebnego i przesławnego biskupa i Męczennika, iżby dwa narody, Polski i Litewski, które jednością wiary i religii, jak równie jednością berła i panowania z sobą połączył, wspólnego także miały patrona i orędownika, i aby u Litwinów trwała pamięć wieczna, że za sprawą Polaków wydobyli się z ciemnoty pogańskiej, i że od nich zabłysło światło wiary chrześciańskiej tak im jako i ich potomkom. Wielki zaś ołtarz postawił na tém miejscu, gdzie niegdyś palono ogień, który miano za wieczny, aby ów błąd pogański stał się dla wszystkich tém widoczniejszym. Ustanowił nadto w rzeczonym kościele Wileńskim przez siebie założonym, a przez Bodzantę arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzonym, czterech dostojników i prałatów, a ośmiu prebendarzy i kanoników; i naznaczywszy kościołowi stosowne uposażenie w wsiach, folwarkach, dochodach, i obszernych posiadłościach, z którychby biskup, prałaci i kanonicy dostateczne mogli mieć utrzymanie, a które wiecznemi zapisami nadał i odkazał, postarał się, iż na biskupstwie Wileńskiem osadzono męża wielkiej pobożności, Jędrzeja Wasila, Polaka, szlacheckiego rodu, herbu Jastrzębiec, zakonu braci mniejszych Ś. Franciszka, niegdy spowiednika Elżbiety królowej Węgierskiej, zawołanego kaznodzieję, biskupa Ceretyńskiego. Aby zaś tenże biskup między ludem nowo nawróconym i grubym stosowne do swej godności i powagi miał opatrzenie, przydzielił do jego biskupstwa kościoł parafialny w Kłodawie w dyecezyi Gnieźnieńskiej, znaczne mający dochody. Założył prócz tego siedm kościołów parafialnych w miejscach stosownych i gdzie były najpotrzebniejsze, to jest: w Wilkomierzu, Mejszagole (Miszoholi), Niemczy, Miednikach, Krewie, Obolcach i Hajnowie (Hajna). Nadto prebendę Ś. Marcina w wyższej części Wileńskiego zamku; i tak rzeczonym kościołom parafialnym, jak i prebendzie Ś. Marcina, naznaczył i pozapisywał dobra w posagu, i w tych kościołach poumieszczał kapłanów Polskich, gorliwych o chwałę Bożą, którzyby służbę świętą odprawowali, a lud Litewski wiary Chrystusowej, przepisów jej i obrządków nauczali. Niemniej i Jadwiga królowa, niewiasta wielce pobożna i cnotliwa, naprzód kościoł Wileński, a potém inne kościoły parafialne Litewskie zaopatrzyła w kielichy, księgi, monstrancye, krzyże, obrazy, ornaty, tudzież inne ozdoby, klejnoty i przybory. Jak zaś gorącą pałała miłością ku Bogu i troskliwością o rozszerzenie jego religii, już to w latach dziecinnych okazywała.
Urban VI papież, opuściwszy miasto Lukkę, przybył w miesiącu Wrześniu do Perudżyi, gdzie przez rok cały zabawił; a nie mogąc osięgnąć doczesnej nad tém miastem władzy, około połowy Sierpnia opuścił je znowu i przybył do Narni. W tej podróży padła była pod nim mulica na której jechał, i potłukł się bardzo; a gdy nie miał chęci wracania do Peruzy, odwieziono go do Tivoli, zkąd potém udał się do Ferentino w zamiarze wrócenia do Sycylii. Atoli dla braku pieniędzy przymuszony był odmienić swój zamiar, i przybył dnia pierwszego Października do Rzymu. Tu zamieszkał już przez rok cały, a w końcu tego roku zachorowawszy, po ośmiu dniach ciężkiej słabości umarł. Wielu utrzymywało, że się otruł. Lubo na wyprawy wojenne i podróże nadzwyczaj wielkie czynił wydatki, nigdy jednak duchownych beneficyatów nie obciążał; owszem brzydząc się wielce świętokupstwem, i szczodrze rozdając beneficya, przestawał na dawnych acz szczupłych kamery Apostolskiej dochodach. On także postanowiwszy skrócić rok Jubileuszowy, rozporządził, aby co trzydzieści trzy lat był obchodzony; życzył sobie bowiem, iżby w roku tysiącznym trzechsetnym ośmdziesiątym dziewiątym rok Jubileuszowy w Rzymie zaczynał się i trwał od tego czasu, co też rzeczywiście nastąpiło. Nie doczekał jednak Urban papież tego Jubileuszu, wcześniej albowiem śmierć go zaskoczyła. Siedział na stolicy papieskiej lat jedenaście.
Lubo nie jest rzeczą dokładnie wiadomą, bo nie znajdujemy tego w żadnym pisarzu, kiedy i jak naród Litewski i Żmudzki przybył do tych krajów północnych, które teraz zamieszkuje, i od jakiego plemienia ród swój pierwotny wywodzi; wszelako z jego mowy, składu wyrazów i brzmienia, rozmaitych wreszcie okoliczności wnosić można, że Litwini i Żmudzini są pokoleniem Latynów, i jeśli nie od Rzymian, przynajmniej od jakiegoś szczepu Latyńskiego pochodzą; że w czasie wojen domowych, na przód między Maryuszem i Syllą, a potém Juliuszem Cezarem a Pompejuszem i ich następcami toczonych, opuściwszy dawne siedliska i ziemię ojczystą, z obawy, iż klęski wojenne całą Italią pochłoną, wywędrowali na północ do krajów obszernych i pustych, od dzikich tylko zwierząt zamieszkałych, a zwanych u dziejopisów stepami, gdzie ciągłe zimna panują; i przybyli tam z żonami swemi, rodzinami i dobytkiem bydlęcym; tej zaś nowo osiedlonej ziemi dali nazwę Litali i od dawnego ojczystego miana l` Italia (Lithalia), naród zaś sam nazwali Litalami (Lithali), którzy dziś u Polaków i Rusinów przekręconém nazwiskiem zowią się Litwą, a to dodawszy do swego nazwiska jednę tylko głoskę l, którą i teraz Włosi (Itali) w swojej mowie zwykle na początku wyrazu kładą; że nakoniec te same bóstwa, te same religijne mieli obrządki przed przyjęciem wiary chrześciańskiej, jakie niegdyś Rzymianom w pogaństwie żyjącym były właściwe, jako to: ogień święty, który uważali w swej błędnej ślepocie za wieczny, a w nim czcili piorunującego Jowisza; ogień ten utrzymywały w Rzymie Westalki, a któraby przez niedbalstwo dozwoliła mu była wygasnąć, śmiercią miała być karana. Podobnież gaje, które nazywali świętemi, a których nie godziło się dotknąć siekierą: ktokolwiek bowiem poważyłby się drzewa w takich gajach wycinać, tego czart chytry i przewrotny, dla utrzymania swych czcicieli w swojej bezbożnej wierze, z dopuszczenia Boskiego karał utratą ręki, wzroku, nogi, albo innego członka ciała; i tylko ofiarną krwią baranów albo cielców dawał się przebłagać i przywracał udanym sposobem zdrowie. W takich gajach przemieszkiwać mieli bogowie leśni i inne bóstwa, podług owego wyrażenia poety: „Mieszkają i w lasach bogowie.“ W żmijach zaś i wężach czcili niby bogów postaci, jak Rzymianie bożka Eskulapa w postaci węża, dla uśmierzenia strasznej zarazy morowej z Grecyi i Epidauru okrętem do Rzymu sprowadzonego. W tych i tym podobnych wyobrażeniach o bóstwie chociaż nie zupełnie zgadzali się z Rzymianami i dawnemi Italami, po większej atoli części do nich się przybliżali. Mieli nadto Litwini, pókąd żyli w ciemnocie pogańskiej, dawny z przodków swoich obyczaj, że do gajów, które uważali za święte, nawiózłszy zboża w początku miesiąca Października, zgromadzali się do nich z żonami, dziećmi i domownikami swemi, i bogom ojczystym czynili przez trzy dni ofiary z wołów, cielców, baranów i innych zwierząt; a po skończonych ofiarach przez te trzy dni biesiadowali, pląsali, wyprawiali rozmaite igrzyska, i wśród zabawy pożywali ofiarne żertwy. Ten był ze wszystkich najgłówniejszy obrządek religijny, którego nie godziło się nikomu zaniedbywać. Po zwycięztwach także odniesionych nad nieprzyjaciołmi, gdy w tryumfie albo z łupami powracali, ułożywszy stos ogromny z drzewa i ognia, do którego każdy winien był gałąź przyłożyć, wrzucali najcelniejszego z jeńców na spalenie, w mniemaniu, że taka ofiara była ich bogom najmilsza i najwdzięczniejsza. Czyliby ten zwyczaj po przodkach swoich odziedziczyli, czy téż jak zwykle bywa, przesądne w swej ślepocie pogaństwo samo go sobie wymyśliło, wiedzieć nie można. Ciała umarłych także, co jak wiemy w zwyczaju było nie tylko u Italów i Latynów, ale i u innych narodów, palili. Aczkolwiek zaś Litwini obfitowali w mnogie lasy i bory, każda jednak wieś, każda osada i rodzina miała swój gaj osobny, a w nim własne ognisko, na którém zwłoki swoich zmarłych paliły. Kładziono zwykle na ten stos razem z umarłym najcelniejsze z jego rzeczy, konia, wołu, krowę, siodło, broń, odzież, pas, łańcuch, pierścień, i wraz z ciałem palono, bez względu na to, czy rzecz taka była złota lub srebrna. W ten sposób Olgerd syn Gedymina, wielki książę Litewski, ojciec Władysława króla Polskiego, zmarły w ciemnocie pogańskiej, spłonął na stosie w gaju zwanym Kokiwejtos, niedaleko zamku i wsi Mejszagole (Miszeholi), wraz z koniem najlepszym, obówiem rycerskiem (jopula) perłami i kamieniami drogiemi wysadzaném, szatą strojną złotem i purpurą, i pasem srebrnym wyzłacanym. Tak Litwini zaś jako i Żmudzini zamieszkali w krainie mroźnej, po największej części ku północy zwróconej, gdzie tak przykre panują zimna, że wiele ludzi od niego umiera, albo im odpadają nosy, z przyczyny iż w nich więcej bywa wilgoci, na którą mróz szkodliwie działa. Przez dwa miesiące tylko w roku trwa w obu tych krainach albo raczej czuć się daje lato, w innych miesiącach wszystko mrozem bywa ściśnięte: przeto zmuszeni są mieszkańcy zboże niedostałe w cieple dosuszać. Przyroda zaś ziemi, którą zamieszkują, i nieba pod którém żyją, zmieszany przytém ród i spółżycie z Rusinami, zmieniły znacznie ich pierwotne usposobienie, lubo go do szczętu nie wygładziły. Przywykłszy nałogowo do obcych sobie wygód i pożywienia, pochopniejsi są do najazdów i pustoszących wycieczek, niż do wojowania wstępnym bojem. Litwa dawniejszemi czasy była krajem tak lichym, mało znanym i wzgardzonym, że Kijowscy książęta od jej mieszkańców z przyczyny powszechnego ubostwa i niepłodności ziemi wybierali tylko proste podarki (perisomata) i kory z drzewa, na znak jedynie podległości. Witenes wódz Litewski, pierwszy podniosłszy rokosz przeciw Rusi, i sam się między Litwinami postanowiwszy książęciem, zdradą i podstępem z książętami Ruskimi wojował. Powoli dopiero i stopniami tak dalece Litwini w siły urośli, że zrzuciwszy z siebie jarzmo Ruskie, przymusili ich nawet do płacenia sobie haraczu, który przez długi czas sami Rusinom opłacali. U Litwinów zachował się w znacznej części stan niewolniczy. Z zawieranych związków małżeńskich z ludźmi tego stanu rodzą się niewolnicy; inni, chociaż wolni, nie będąc w możności opłacania podatków lub kar sądowych, które u nich są nadzwyczaj wielkie, zaprzedawani w niewolą, pomnażają liczbę niewolników, i służebniczą pracą zgromadzają panom swoim dostatki; a z dawnego nazwyczajenia zachowują ich tajemnice z osobliwszą wiernością.
Litwini, Żmudzini i Jadźwingowie, chociaż odmienne pozyskali nazwiska i na wiele osobnych podzielili się rodów, byli wszelako jednym ludem, wywodzącym swój początek od Rzymian i Italów; a długo nieznani u obcych, w tym czasie dopiero z ciemności się wynurzyli. Gdy u Italów i Rzymian zapaliły się srogie wojny domowe między Juliuszem Cezarem a Pompejuszem, oni wtedy z kraju wywędrowali. W czasie tych wojen trzymali się zrazu strony Pompeja; atoli po jego przegranej na polach Farsalskich, a potém zabiciu w mieście Egipskiém Alexandryi, gdy niektórzy z nich bliżej spokrewnieni byli z Pompejem, i stronę jego gorliwiej niż inni Rzymianie wspierali, bojąc się nienawistnego sobie zwycięzcy Juliusza Cezara, aby na nich jako zaciętszych i więcej niebezpiecznych nieprzyjacioł srogiej nie wywarł zemsty, wyszli z Rzymu ze wszystkiemi dobytkami swemi, roku od założenia Rzymu siedmsetnego czternastego, i udali się w strony północne, kędy bezpieczną znaleźć mogli uchronę. To sama ich nazwa pokazuje i jasno poświadcza. Wszyscy ci bowiem Italowie Litalami się zwali, gdy według dawnego w mowie swej zwyczaju, który i teraz się utrzymuje, przed wielu wyrazami głoskę l dokładają. W pogaństwie mieli tychże samych bogów, też same religijne obrządki co i Rzymianie: Wulkana w ogniu, Jowisza w piorunie, Dyanę w lasach, Eskulapa czcili w żmijach i wężach. Po miastach główniejszych utrzymywali ogień, który zwali i wyobrażali sobie wiecznie płonącym; tego zaś strzegł kapłan, z natchnienia czarta dający wątpliwe odpowiedzi tym, którzy do niego z ofiarami i zapytaniami przychodzili. Jowiszowi zaś oddając cześć pod postacią pioruna czyli gromu, zwali go Perkunem, co w ich mowie znaczyło gromcę. Gaje również w wielu miejscach uważali za święte, i nie godziło się pod karą śmierci wchodzić do nich, wycinać drzew lub łamać gałęzi. Ten, któryby ułamał był gałąź, albo poważył się wniśdź do świętego gaju, ginął zaraz od złego ducha, albo dostawał kalectwa na którym z członków ciała. Żmije i węże prawie w każdym chowano domu, żywiono je mlekiem, a koguty zabijano im na ofiary błagalne. Litwini, naprzód Litalami, w późniejszym zaś czasie, przez dodanie głoski w, a zamienienie l na n, od innych narodów Litwinami (Lithuani) nazwani, w czasie wojen domowych z Rzymu i Italii wypędzeni, opanowali nieznacznie kraje puste i rozległe między Polską, Rusią, ziemią Inflantską i Pruską, gdzie dla wielkiego zimna przez większą część roku zima panowała. Tam najpierwej założyli miasto Wilno, dotychczas główną państwa stolicę, tak nazwaną od książęcia Willi, pod którego wodzą wyszli byli z Italii i do onych krajów przywędrowali. Od tegoż samego książęcia nadali także nazwy rzekom około Wilna płynącym, to jest Wilii i Wilnie. Potém, gdy postronne narody do nich się nie mieszały, żyjąc swobodnie i według swej woli, i urastając coraz więcej w siły, ziemię poniżej ku Prusom leżącą, którą właściwém swego języka brzmieniem nazwali Żmudzią, co znaczy ziemię niższą, a nareszcie i ziemię Polsce pograniczną, Jaraconami (Jaroczones) zwaną, splądrowali. Książęta Ruscy i Kijowscy, przestraszeni ich wzrostem, gdy same tylko lasy w ich kraju opanowali, nałożyli na nich małą bardzo daninę na znak jedynie podległości. Składała bowiem Litwa przez długie lata w podatku korę z gałęzi dębowych, gdy z przyczyny niepłodności ziemi nie można było więcej od niej wymagać. Mowa Litwinów jest łacińska, z małemi tylko odmianami; przez obcowanie z narodami sąsiedniemi nabrała też w siebie nieco wyrazów Słowiańskich. Odzież i przystrzyganie krótkie głowy i brody, były dawniej w zwyczaju. Wojsko u nich składa się po największej części z niewolników, których oni do budowania domów i do wszelakich robót używają, i zięciom swoim dają w posagu. Pod tym względem okazują wielką surowość i skąpstwo więcej niż barbarzyńskie; nigdy bowiem, albo bardzo rzadko wypuszczają rzeczonych niewolników na wolność, a tak z niewolników rodzą się niewolnicy i ciągle pomnaża się ich liczba. Często nawet ludzie wolni, ale obdłużeni lub podatkami ściśnieni, albo wreszcie skazani w sądach na kary pieniężne, nie będąc w stanie uiścić się w zapłacie, idą w służebnictwo i niewolą. Wielu wreszcie popada w ten stan niewolniczy przez gwałt, potwarz i nadużycie, szczególniej w naszych czasach, gdy przedniejszy z książąt Litewskich (którego oni zwyczajem przodków wielkim książęciem nazywają, tak jak niegdy Pompejusza zwano) bynajmniej owych skrzywdzonych i uciśnionych nie broni. W Litwie im kto jest bogatszy, tém większy poczet ludzi zbrojnych książęciu swemu na wojnę do stawiać winien. Lud sam żywi się skromnym i nader prostym pokarmem, w rynkach i garnkach z gliny ulepionych zgotowanym, pieczonym raczej niżli warzonym. Jest–to lud między wszystkiemi na północy najciemniejszy, Rusinom snadno poddający się w dannictwo i służebność; i dziwić się zaprawdę należy, w jaki sposób do tak znacznej przyszli potęgi, czy-to własną dzielnością, czy przez gnusność sąsiadów, że dziś panują nad Rusinami, pod których jarzmem niewolniczém przez lat blisko tysiąc jęczeli. W czasach pogaństwa były u nich takież same obrzędy pogrzebowe jak u Italów: wszystkich bowiem zmarłych ciała w ogniu palili, rzucając razem na stos konia, szaty i naczynia, które zmarłemu najulubieńsze były za życia. Teraz w ziemi je zagrzebują. Charakter Litwinów dumny, do buntów skory, podstępny, porywczy, fałszywy, ściśliwy. Z przyrodzenia milczący, własne i swoich panów tajemnice wiernie przechowują. W kole rodzinném zabawni, kraj swój namiętnie kochający, skłonni są przytém do lubieżności, pijaństwa i pochlebstwa. Osobliwsze zaś mają zamiłowanie w wieszczbiarstwie, czarach i gusłach. W życiu domowém oszczędni, w jedzeniu umiarkowani, wyjąwszy gdy gości i przychodniów wystawniejszemi raczą biesiadami. W obrzędach i sprawach do czci Bożej należących panowie tylko i starszyzna najwięcej podejmują starania, lud mało się niemi zajmuje. Kobiety trudnią się rządem domowym, kuchnią i gospodarstwem; zręcznie i z wielkiém zamiłowaniem wyrabiają ze lnu wszelakiego rodzaju przędziwa; do pijaństwa również są skłonne. Witołd Alexander umiał Litwinów w posłuszeństwie utrzymać dwiema rzeczami, bez których wszelkie panowanie u nich słabe jest, chwilowe i jak cień pozorne: bojaźnią, był bowiem skory do karania, srogi i niemiłosierny; i troskliwością, w wyprawach bowiem wojennych, jako i w załatwianiu spraw wszelakich, był szybkim, szczodrym i wspaniałym.
Z taką zaś starannością, z tak gorliwym zapałem Władysław król Polski zajmował się rozkrzewianiem w narodzie Litewskim i utwierdzeniem wiary chrześciańskiej, że odesławszy Jadwigę królową do Polski, sam przez rok cały pozostał na Litwie, i w rozmaitych jej okolicach, chodząc po miastach, wsiach i włościach, i lud jeszcze nie ochrzczony wiodąc do poznania i czci prawego Boga, sam nareszcie i z pomocą swoich książąt, panów i kapłanów Polskich chrzcząc go, nauczając, i zbawiennemi budując przestrogami, zakładał i wznosił w wielu miejscach kościoły, kaplice i inne przybytki święte, którym stosowne naznaczał uposażenie, tak iż słusznie nawrócicielem i apostołem Litwy może być nazwany. Wydał w ów czas ten król pobożny i wielce gorliwy o wiarę publiczne ustawy i nakazy, na piśmie sporządzone, aby prawowierni i katoliccy wyznawcy Litwini unikali związków małżeńskich z Ruskimi odszczepieńcy, nie uznającymi kościoła Rzymskiego; w razie zaś zawierania takich małżeństw, aby żona Rusinka przechodziła na wiarę prawowiernego męża, i nawzajem mąż Rusin przyjmował wiarę swej prawowiernej małżonki, porzucając Greckie wyznanie; do czego karami mieli być zmuszani. Nadto, dobra duchowne, które na ów czas kościoł posiadał, albo w przyszłości miał posiadać, uwolnił wieczyście od wszelakich podatków, danin, poborów, służebności, wypraw, stacyj, opłat, i innych jakiegokolwiek bądź rodzaju ciężarów tak zwyczajnych jako i nadzwyczajnych.
Dnia ostatniego Grudnia, Joanna królowa Czeska, żona Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego, a córka Alberta książęcia Bawaryi i Hollandyi, umarła, i w kościele katedralnym Praskim pochowaną została.
Władysław król Polski, odprawiwszy w nowo założonym kościele katedralnym Wileńskim święta Narodzenia Pańskiego, ruszył w towarzystwie książąt i panów tak Polskich jako i Litewskich naprzód do Witebska a potém do Płocka, ziemi Ruskiej, gdzie w krótkim czasie pobytu swego stłumił i uspokoił powstające rozruchy, o których się był dowiedział. Głównych przewodzców buntu pokarał więzieniem i utratą majątków. Poczém wróciwszy do Litwy i urządziwszy sprawy publiczne, brata swego rodzonego Skirgiełłę ustanowił zwierzchnim książęciem, powierzył mu rządy Litwy, a innych książąt poddał pod jego władzę. Nakoniec siostrę swoję imieniem Alexandrę, która przed przyjęciem chrztu zwała się .... dawszy w małżeństwo Ziemowitowi książęciu Mazowieckiemu, Danutę zaś, po przyjęciu wiary ś. Anną nazwaną, siostrę rodzoną książęcia Witołda, Januszowi, drugiemu książęciu Mazowieckiemu, po odprawionych w Wilnie godach weselnych obu książąt, ruszył z powrotem do Polski. W drodze zboczywszy do Łucka, zamek tameczny i ziemię do niego należącą puścił dzierżawą Krzesławowi z Kurozwęk kasztelanowi Sandomierskiemu, aby w nim z ramienia królewskiego rządy sprawował. Chcąc zaś męża siostry swojej Alexandry, Ziemowita książęcia Mazowieckiego (o którym wiedział, że do korony królestwa Polskiego miał prawo dwojakie, z przyrodzonego następstwa i wyboru) nagrodzić za utratę królestwa, zobowiązał się temuż Ziemowitowi nadać prawem wieczystém ziemię Radomską w posagu. Ale gdy widział, że panowie Polscy i szlachta na taką darowiznę zezwolićby nie chcieli, dał mu w dziedziczne posiadanie ziemię Bełzką, dziwnie żyzną i obfitą, mającą rozliczne rzeki, stawy i pastwiska, i pod wszelakim względem lepszą od Radomskiej: takowe zaś nadanie, wiecznym zapisem stwierdzone, nie bez znacznego uszczerbku królestwa, którego było własnością, mnogiej krwi okupem nabytą, miało być wynagrodzeniem Ziemowitowi za utracone Polskie królestwo. Wróciwszy wreszcie do Polski, powziął od Gniewosza z Dalewic podkomorzego Krakowskiego wiadomość, jakoby Wilhelm książę Austryacki potajemnie miał być w Krakowie, i przez czas pobytu swego skryte z królową Jadwigą miewać schadzki. Fałszywie rzuconą potwarzą król pobudzony do zazdrości, wielce rozżalił się na królową; i dopiero za wdaniem się rozsądném i gorliwém niektórych panów, bolejących nad poróżnieniem małżonków, ustały wzajemne spory i niechęci.
Gdy Urban VI, jako się wyżej rzekło, zszedł ze świata, i w kościele Ś. Piotra pochowany został, kardynałowie wszedłszy do konklawe, wybrali zgodnemi głosy papieżem Piotra Tomacella kardynała, którego nazwano Bonifacym IX i w dzień Ś. Marcina koronowano. Był-to mąż wysokiego wzrostu, twarzy przystojnej, rodem Neapolitańczyk, liczący w ów czas czterdzieści i pięć lat wieku, pisać i śpiewać nie umiejący, nieświadomy przytém powagi pasterskiego urzędu, łakomy i do świętokupstwa skłonny. A lubo przez lat siedm nie śmiał jawnie świętokupstwem grzeszyć, bojąc się nagany sumienniejszych kardynałów; gdy atoli ta zacniejsza część kardynałów wymarła, począł jawne czynić wydzierstwa, wybierając z dóbr wakujących kościołów i klasztorów dochody za rok pierwszy, i przedając wielu osobom opróżnione beneficya. Wkrótce po objęciu stolicy papieskiej, Władysława syna Karola Durazzo, siedmnastoletniego młodzieńca, na króla Sycylii koronować kazał; ojca zaś jego Karola w Węgrzech zabitego, i jeszcze w ów czas nie pogrzebanego, rozgrzeszył. Roberta książęcia Bawarskiego, hrabię palatyna Renu, obranego królem Rzymskim przez arcybiskupów Mogunckiego, Kolońskiego i Trewirskiego, wbrew prawom Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego, na stolicy potwierdził, obiecawszy jawnie wspierać go swą Apostolską pomocą przeciw rzeczonemu Wacławowi.
Gdy między Władysławem królem Polskim a królową Jadwigą nowe powstały poróżnienia i niechęci, z przyczyny podejrzeń wzniecanych ustawicznie przez niecnych pochlebców, którzy niweczyli wszelkie usiłowania radców królewskich starających się godzić te małżeńskie niesnaski, uchwalili wreszcie celniejsi z rady taki środek pojednania, aby obie strony wydały, kto był tym fałszywym oszczercą. Zgodzono się na to wzajemie; odłożono na bok wszystkie skargi onych zauszników, którzy z podniecania tak gorszących sporów nie małe łowili zyski; uznano, że póty nie uspokoją się wzajemne niechęci, i póty nie braknie na podłych obmowcach, póki obiedwie strony łatwo wiernie słuchać ich będą, i póki nie wyjawią swych donosicieli, oraz tego wszystkiego, co im kłamliwemi usty podszeptywano. A gdy równie król jak i królowa oświadczyli, że tych wszystkich niesnasków podżogą był Gniewosz z Dalewic podkomorzy Krakowski, herbu Strzegomia, który przez swoje plotkarstwo i świegotliwość, rad zdradzać tajemnice cudze, między królem i królową wiele nasiał niezgody, i niewinną, pobożną, najczystszych obyczajów niewiastę, królową Jadwigę, przed mężem jej Władysławem królem Polskim fałszywą zelżył potwarzą, pogodzili się z sobą oboje małżeństwo i pojednali zupełnie; na żądanie zaś i naleganie królowej Jadwigi, Gniewosz podkomorzy, sprawca małżeńskiego poróżnienia, w mieście Wiślicy pozwany został do prawa. Gdy więc przyszedł dzień naznaczony w sądzie, królowa Jadwiga przez Jaśka z Tęczyna kasztelana Wojnickiego (ten bowiem, przysięgą królowej upewniony i przekonany, że żadnego innego prócz małżeńskiego łoża króla Władysława nie znała, przyjął na siebie jej obronę) w obec licznego grona panów zebranych do tej sprawy, wyniosła żałobę przeciw Gniewoszowi: „że kłamliwém i niepoczciwém oszczerstwem spotwarzył przed mężem Władysławem czystość jej i niewinność małżeńską;“ przyczém oświadczył prawobrońca: „iż według prawa winien był z osławionej zetrzeć piętno zniewagi.“ Żądał więc, aby oszczercę zmuszono do odwołania potwarzy. A gdy Gniewosz nie śmiał ani zapierać się swego występku (wiedział bowiem, że i król i wielu panów stawią przeciw niemu jawne świadectwa) ani opierać się żądaniu królowej (wystąpiło bowiem dwunastu rycerzy, którzy za obrazę jej sławy gotowi byli rozprawić się orężem), sędziowie, na naleganie Jaśka z Tęczyna, rzecznika królowej, winowajcę po kilka kroć wzywanego, aby odpowiadał w swojej sprawie, a milczącego, i nie już sądowego wywodu ale łaski i miłosierdzia żądającego, skazali na odwołanie potwarzy, tak, iżby natychmiast w obec przytomnego grona sędziów obyczajem psów odszczekał swoje kłamstwo; królową zaś Jadwigę ogłosili za niewinną i wolną od zarzutów uczynionych jej przez Gniewosza oszczercę. Zaraz więc Gniewosz musiał schyliwszy grzbiet wleźć pod ławę; a po jawném zeznaniu, iż fałszem było i niegodziwą potwarzą, co przeciw królowej Jadwidze nakłamał, głośno zaszczekał. Tak surowym wyrokiem ocalono sławę i niewinność królowej Jadwigi, zjednano poróżnione małżeństwo, a na wszystkich potwarców i zauszników rzucono postrach, aby nie ważyli się więcej waśnić i podburzać małżonków jednego przeciw drugiemu. Jakoż od tego czasu król z królową, dalecy wszelkich podejrzeń, sporów i niesnasków, żyli w statecznej zgodzie, i błogiej słodyczy pełnej miłości.
Wacław król Rzymski i Czeski, nowém przez wysłanych swatów wiążąc się powinowactwem z Janem książęciem Bawarskim, pojął w małżeństwo powtórnemi śluby Zofią dziewicę, córkę rzeczonego Jana książęcia Bawaryi, i gody weselne w Pradze odprawił. Ale wnet po tych godach straszny nastąpił wypadek. Gdy bowiem kapłan z parafii Ś. Walentego niósł do chorego Najśw. Sakrament, Żydzi tłumnie zebrani poczęli na tenże wiatyk ś. bezwstydne miotać bluźnierstwa, a samego kapłana kamieniami obrzucać. Skoro wieść o tém gruchnęła między ludem, natychmiast z sprawiedliwego dopuszczenia Bożego stał się straszliwy rozruch, w którym ono żydostwo wymordowano, a część potém w Pradze na ogniu spalono.
Po śmierci Konrada Zollnera mistrza Pruskiego nastąpił Konrad Wallenrod (Wallerode).
Po ogłoszeniu w Rzymie wielkiego Jubileuszu, ściągnęło do stolicy świętej niezliczone mnóstwo cudzoziemców, z Niemiec, Polski, Węgier, Czech, Anglii, i innych krajów uznających władzę Bonifacego papieża. Z ich ofiar ponaprawiano kościoły Rzymskie i skarb papieża Bonifacego wielce się zbogacił. Ale chociaż te ofiary do ogromnej ilości dochodziły, papież jednak Bonifacy nie przestając na nich, powysyłał do różnych krajów kwestarzy, aby sprzedawali rzeczone odpusty, a to za taką ilość pieniędzy, jakąby płacący musiał wydać, gdyby chciał osobiście podróżować do Rzymu. Ponadawał prócz tego wielu kościołom odpusty, z tak niezwykłą szczodrotą i rozrzutnością, że mówiono z urąganiem, iż nie tylko kościoły ale i stajnie niemi poobdarzał. Ale tym sposobem i papież i kwestarze jego niezmiernie się zbogacili złotem, srebrem, końmi i rozmaitemi klejnoty. Tegoż samego roku wyjechał z Rzymu do Peruzyi, zkąd po niejakim czasie udał się do Assyżu; a potém wróciwszy do Rzymu, przez wiele lat stale już w nim zamieszkał.
Dnia dwudziestego szóstego Grudnia, Bodzanta herbu Szeliga arcybiskup Gnieźnieński, przesiedziawszy na stolicy lat siedm, w wsi arcybiskupiej Chełmie umarł, i w kościele Gnieźnieńskim w kaplicy przez siebie zmurowanej i uposażonej pochowany został. Jan Kropidło biskup Włocławski, nie udając się wcale po zezwolenie i łaskę ani do Władysława króla Polskiego, ani do kapituły Gnieźnieńskiej, wbrew dokonanej elekcyi i prawu wybranego pasterza, chciał z Włocławskiego biskupstwa, którém już sześć lat zarządzał, przenieść się na Gnieźnieńską stolicę, pełen nadziei, że w czasie owym rozerwania kościoła, mając za sobą ród wysoki książęcy, i pomoc braci swoich książąt Opolskich, snadno u Bonifacego IX uzyska arcybiskupstwo Gnieźnieńskie, i że z taką łatwością przeniesie się na tę stolicę, jak na dwie poprzednie, Poznańską i Włocławską. Ale te wielkie nadzieje wcale go omyliły. Władysław król Polski wielce się na niego zagniewał; co było przyczyną, że nie tylko Gnieźnieńskiej stolicy nie pozyskał, ale i Włocławską utracił. Henryk zaś książę Lignicki, którego był papież Bonifacy IX w miejsce Jana Kropidło na biskupstwo Włocławskie naznaczył, wszedł w posiadanie tegoż biskupstwa, co uczyniono przez niechęć dla Jana. A lubo rzeczony Jan Kropidło mienił się i pisał arcybiskupem Gnieźnieńskim, a prałatów i kanoników Gnieźnieńskich tak w ogóle jako i pojedynczo, mianowicie zaś Bronisława archidyakona, szlachcica herbu Grabia, przez wszystek czas opróżnienia stolicy Gnieźnieńskiej administratora jej w rzeczach duchownych i świeckich, wielokrotnie cenzurami Bonifacego IX obciążał, wszelako rozporządzeń jego nie słuchano. Nakoniec sam Jan Kropidło przez Zbigniewa z Brześcia marszałka królestwa Polskiego schwytany i z wszystkiej majętności wyzuty, zaledwo od króla Polskiego Władysława otrzymał uwolnienie. Ale gdy te wszystkie spory ciągnęły się przez lat siedm, Jan Kropidło w wielkie uwikławszy się długi, przyszedł prawie do nędzy. Wspierali go jedynie Krzyżacy Pruscy, u których nawet przez ten czas używał schronienia.
Kiedy Władysław król Polski zajęty był Litewską wyprawą, dostojna tymczasem żona jego Jadwiga królowa, pragnąc przyłożyć się do wzrostu i potęgi królestwa Polskiego, zebrała z panów i rycerstwa Polskiego drugie wojsko, i ruszyła zbrojno do ziemi Ruskiej. Taką zaś rycerze Polscy otaczali ją miłością i przywiązaniem, że jej jak mężowi ulegali i z największém posłuszeństwem wszystkie jej wykonywali rozkazy. Jakoż w krótkim czasie zamki Przemyśl, Jarosław, Grodek, Halicz, Trembowlę, miasto Lwów z zamkiem na górze, i wszystkie inne zamki Ruskie bądź przemocą zdobyła, bądź do ich poddania zmusiła rycerza Węgierskiego Babaka, któremu przez ojca jej Ludwika króla Polskiego i Węgierskiego w straż i zarząd były zwierzone. A powypędzawszy z nich wszystkich Węgrzynów i Ślązaków, którzy je byli z rąk Ludwika króla Polskiego i Władysława książęcia Opolskiego otrzymali, rzeczone zamki poruczyła przedniejszym panom Polskim, i ziemie Ruskie, niegodziwym sposobem i z krzywdą królestwa Polskiego niegdyś od kraju oderwane, temuż królestwu przywróciła; za który czyn bohaterski pamięć jej w wdzięcznych sercach Polaków na zawsze kwitnąć będzie.
Władysław II król Polski, z żoną swoją Jadwigą, niewiastą pobożną i cnotliwą, pragnąc w królestwie Polskiém rozszerzyć to wielkie i niewysławione dobrodziejstwo, którém łaska Zbawiciela obdarzyła i zaszczyciła ród Słowian, dozwoliwszy im, aby obrządki religijne, nabożeństwa nocne i dzienne a nawet tajemnice mszy ś. w języku ojczystym odprawiali, czego w żadnej innej nie dozwolono mowie, okrom Greckiej, Łacińskiej i Hebrajskiej, między któremi łaska Boska i Słowiańskiej mowie poczesne naznaczyła miejsce; chcąc oraz za liczne dobrodziejstwa niebios i zwycięztwa w tym roku otrzymane, wdzięczność Bogu okazać i dziełami szczodroty po królewsku ją odznaczyć; pobudzeni wzorem klasztoru Słowiańskiego, zakonu Ś. Benedykta, jaki znajdował się w mieście Pradze, podobnyż klasztor, na cześć i pod wezwaniem Ś. Krzyża, na przedmieściu Krakowskiém w miasteczku zwaném Kleparz, niedaleko rzeki Rudawy, za rządów pasterskich Piotra Wysza biskupa Krakowskiego, we Czwartek po święcie Ś. Jakóba Apostoła, założyli, uposażyli, i z muru ceglanego cały obwód kościoła, tak chóru jako i nawy środkowej, wspaniale i z wielkim nakładem obmurowali, chór wreszcie tegoż kościoła wraz z zakrystyą zbudowali i wykończyli; nawy zaś samej założyli tylko główne podwaliny, jako je po dziś dzień można widzieć. Dla mnichów wreszcie klasztornych postawili dom drewniany z ogrodem, i Benedyktynów z klasztoru Praskiego sprowadzonych w nim umieścili, naznaczywszy im w posagu, acz szczupłym, dwadzieścia grzywien, corocznie z czynszów i ceł miasta Krakowa pobierać się mających. Jakoż ci zakonnicy Benedyktyńscy jeszcze za moich czasów i w oczach moich, w kościele Ś. Krzyża nabożeństwo, modlitwy ranne i wszystkie obrządki kościelne, głośném śpiewaniem i czytaniem w języku Słowiańskim odprawiali. Zamyślał nadto Oświecony król Polski Władysław, wraz z dostojną małżonką swoją Jadwigą, klasztor ten i kościoł większym dochodem opatrzyć, tak iżby trzydziestu mnichów, krom innych sług i domowników, mógł utrzymać. Zamyślał i klasztor rzeczony z stosownemi celami i przybudynkami porządnie z cegieł wymurować, ale na nieszczęście w tym czasie przesławna królowa Jadwiga umarła. Po jej śmierci ostygł i w królu ów zapał, który w nim pobożna królowa Jadwiga nieciła, i wszystek ten zamiar, cała rozpoczęta budowa kościoła aż do dnia dzisiejszego wstrzymaną została.
Książę Witołd wraz z Krzyżakami postanowiwszy pomścić się za opanowanie zamków Brześcia i Grodna, i wydać wojnę Litwie, zebrał potężne wojsko z własnych i obcych rycerzy, między którymi znajdował się Lankaster syn starszy Henryka króla Angielskiego z rycerstwem Angielskiém i Francuzkiém, tudzież Fryderyk margrabia z wielu panami Niemieckiemi, i około dnia Ś. Jana Chrzciciela wkroczył do Litwy trzema oddziałami, z których jeden prowadził mistrz Pruski Konrad Wallenrod z cudzoziemskiemi poczty, to jest Anglikami, Niemcami i Francuzami; drugim dowodził mistrz Inflantski, a trzecim książę Witołd. A naprzód w Starém mieście Kownie wyprawiwszy rycerstwu uroczystą biesiadę, pomknął się pod Troki i zamek z miastem spalił. Poszli potém wszyscy ku Wilnu i obadwa zamki silném oblężeniem ścisnęli. Książę Witołd z swém wojskiem, z Litwinów i Rusinów złożoném, zajął stanowisko pod zamkiem, który zowią Krzywym; mistrz Pruski około rzeki Wilny, ku stronie Polski i wsi Ponar do Wileńskiej kapituły należącej; mistrz zaś Inflantski za rzeką Wilną pod wsią Miszeholi. Jeszcze z obozów nieprzyjacielskich nie przypuszczono szturmu do oblężeńców, gdy Litwini i Rusini, którzy Władysławowi królowi zdawali się być wiernymi, sprzyjając Witołdowi, z jego skrytej namowy zamek Krzywy Wileński podpalili. Uderzył w tej chwili nieprzyjaciel, a gdy z tej przyczyny nie można było pożaru gasić, książę Kazimierz czyli Korygiełło, brat rodzony Władysława króla Polskiego, z pośrodka płomieni usiłując się wydostać, wpadł żywcem w ręce przeciwników, którzy zamek gorejący otoczyli gęstemi tłumy, i natychmiast został ścięty. Głowę jego na wysokiej włoczni zatkniętą nieprzyjaciele wystawili w górę, na postrach Polakom wyższego zamku Wileńskiego broniącym, i z groźbą upominali, aby straciwszy swego wodza nie wahali się poddać wraz z zamkiem. Ale Polacy, chociaż widzieli, że w Krzywym zamku, przez zdradę swoich, około czternastu tysięcy już-to Polaków, już Litwinów i Rusinów, częścią w płomieniach, częścią pod mieczem nieprzyjacielskim zginęło, z groźb jednak takich szydzili z pogardą. Poczęto więc do zamku dniem i nocą mocno bić z dział, od których mury zamkowe na rzut strzały zrujnowane i z ziemią zostały zrównane. Starosta przecież Wileński Klemens, chcąc oblężeńców od natarczywych grotów choć pozornym murem zasłonić, kazał w tych miejscach skóry porozwieszać, aby się o nie obijały nieprzyjacioł pociski. Poległ wtedy ze strony Krzyżaków Algard hrabia Hohenstein. I byłby ten sam los spotkał wyższy zamek Wileński, jakiemu uległ Krzywy, gdyby nie przezorność Polaków, którzy wszystkie powinności oblężeńców rozdzieliwszy pomiędzy siebie, wyłączyli od nich Litwinów i Rusinów, wielce o zdradę podejrzanych. Taką też w tej obronie Polacy odznaczyli się odwagą i dzielnością, że wszystkie wyłomy pociskami dział zrządzone we dnie i w nocy obsadzając, przeciw tym natarczywym ciosom jakby murem stawali, i nieprzyjacioł usiłujących wedrzéć się do zamku odpierali. Na trupie jednego poległego zaraz drugi żywy występował. Dwoma zatém środkami Polacy najskuteczniej się bronili, to jest, że wyłomy w murach zewnętrznych ziemią, gnojem i skórami bydlęcemi zatykali, i że w miejsce poległych śmiało występując, a na straże nieprzyjacioł i dzieła oblężnicze nagłe czyniąc wycieczki, potężnie ich razili. Konieczność bowiem nad wszelaki przemysł ludzki skuteczniejsza, nastręczała nie tylko zwyczajne środki obrony, ale i inne doraźne: nadstawiano więc mury popsute skórami zwierzęcemi, które się i strzałom i pociskom dział opierały. A tak gdy jedni i drudzy z największą usilnością wydzierali sobie zwycięztwo, przez czas oblężenia, które trwało od dnia Ś. Jana Chrzciciela aż do Piątku po Ś. Michale, tyle z obojej strony rycerstwa poległo, że psy pożeraniem ciał ludzkich zbestwione, przerodziwszy się prawie w żarłoczne wilki, po skończonej już wojnie włóczyły się gromadami po spalonych i opustoszonych włościach, i wielu nawet konnych jeźdzców, bez licznej drużyny puszczających się w podróż, rozłakomione krwią ludzką pożerały.
Wacław król Rzymski i Czeski srogim zapalony gniewem przeciwko Władysławowi i innym Opolskim książętom, wysłał zbrojno Prokopa margrabię Morawskiego, tudzież Mikołaja i Wilhelma książąt Opawskich, na splądrowanie Opolskiej ziemi. Ci wpadłszy do niej pod jesień z swojemi i od Wacława króla przydanemi wojskami, a nie doznawszy oporu z strony książąt Opolskich, nie śmiejących do walki wystąpić, zniszczyli kraj wszystek ogniem, rzeziami i łupiestwy, i obciążeni zdobyczą powrócili z wyprawy. Od tego atoli czasu książęta Opolscy zdradzieckie do Czech, Moraw i ziemi Opawskiej przedsiębiorąc wycieczki, rozliczne wyrządzali im szkody i klęski; wzmagały się bowiem temi czasy po drogach coraz większe rozboje i łotrostwa.
Lubo Mikołaj z Moskorzowa, podkanclerzy królestwa Polskiego, w zamku wyższym Wileńskim stojąc z załogą rycerstwa sprawował rządy, wszelako książę Skirgiełło, brat rodzony królewski, mający zwierzchnią władzę, z Litwinami i Rusinami, którzy jego słuchali rozkazów, wypadając z niższych warowni, i zdradziecko, nocnemi raczej niż dziennemi wycieczki trapiąc nieprzyjacioł, wiele ich sprzątał orężem, wiele ranił z zasadzki, i zwycięzko do obozu powracał. Tknięty tém do żywego Witołd, książęcia Narymunda, który zamków królewskich bronił, poimanego w utarczce, powiesiwszy za nogi na wiązie w polu, kędy działa Pruskie stały, kazał Litwinom, Rusinom i Tatarom wypuścić nań strzały z łuków, i tak go haniebnie i z niegodném obu książąt okrucieństwem zamordował. Żonę Narymunda Juliannę, siostrę rodzoną Anny, zaślubionej książęciu Witołdowi, Moniwid Litwin późniejszym czasem pojął w małżeństwo. Ale nawzajem książę Towciwił, brat Witołda, ugodzony z zamku kulą działową, poległ, i w kościele Wileńskim pochowany został. W czasie oblężenia zaś częste między rycerstwem powstawały spórki, gdy Francuzi wyrzucali Polakom, że barbarzyńców przeciw wiernym chrześcianom wspierali; Polacy zaś przeciwnie twierdzili, że sprawa ich była pobożna i święta, stawali bowiem z korzyścią dla wiary w obronie nowo nawróconych, przeciw bezbożnym i przewrotnym mnichom. Umówili się więc między sobą, ażeby tak Polacy jak Francuzi, dla udowodnienia słuszności swej sprawy, w Pradze na dworze Wacława, pod ów czas Rzymskiego i Czeskiego króla, po czterech z każdej strony rozprawili się w pojedynku. A gdy przyszedł dzień naznaczony, stawili się w Pradze do walki, czterej ze strony króla Władysława, Jan z Włoszczowy kasztelan Dobrzyński, Mikołaj z Waszmuntowa, Jan z Zdakowa i Jarosław Czech; ze strony zaś Francuzów inni czterej, i poszli do zwierzyńca doświadczać rycerskiej siły i szczęścia. Ale z rozkazu Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego, Polacy za wdaniem się Jana książęcia Lucemburskiego, brata króla Wacława, Francuzi zaś za wpływem Jodoka margrabi Morawskiego, odstąpili od pojedynku. Złączonych potém w pary, Polaka z Francuzem i Francuza z Polakiem, zaprowadzono do królewskiego stołu, gdzie wspaniale przyjęci, i przez Wacława króla jako pośrednika zjednani, podali sobie ręce do zgody.
W czasie oblężenia, gdy Polacy i Litwini dnia jednego obiadowali, nieprzyjaciel uderzył niespodzianie na niższy zamek Wileński, kędy jest kościoł katedralny Ś. Stanisława, godząc w tę część zamku, w której teraz stoi dworzec biskupi. I już wdarli się byli na mury, a jeden z rycerzy Pruskich stojących na murze wołał jakby z tryumfem Kater ker kater! ale natychmiast od jednego z żołnierzy Polskich z muru strącony, zuchwalstwo swoje śmiercią przypłacił. Za tym przykładem innych także śmiałków Polacy pospychali z murów lub odpłoszyli. Widząc zatém książę Witołd i Krzyżacy, że ich usiłowania i nadzieje pełzły na niczém, w Piątek po oktawie Ś. Michała, popaliwszy kościoły katolickie świeżo przez króla Polskiego Władysława zbudowane, dzieci i niemowlęta powbijawszy na pale, i rozliczne popełniwszy okrucieństwa, odstąpili od oblężenia, i z znaczną wojska swego stratą do Prus wrócili. Tu książę Witołd od mistrza Krzyżackiego zażądał posiłków (widział bowiem, że za słabe miał siły); przyłączyli się więc do niego Jan Rumpenheim (Rapenhein) komtur Ragnety, Konrad Lichtenstein dowódzca Insterburga, i wielu innych Niemieckich i cudzoziemskich rycerzy: których pomocą wsparty, częste na Litwę i Żmudź czynił najazdy, zabijając i biorąc lud obojej płci w niewolą, paląc włości i szerząc wszędy grabieże.
Władysław król Polski, chcąc wstrzymać klęski i spustoszenia popełniane przez Witołda i Krzyżaków na Litwie, wybrał się zbrojno w miesiącu Listopadzie, prowadząc z sobą na wozach ogromny zapas rynsztunków, dział, kusz, łuków, sukna i odzieży; a przybywszy do Litwy, poparł dzielnie jej sprawy, i wspaniałą szczodrotą ożywił i skrzepił upadłe Litwinów i Rusinów umysły. Gdy zaś Mikołaj Moskorzowski herbu Pilawa, podkanclerzy koronny, złożył do rąk królowi starostwo Wileńskie i wielkorządy Litwy, i ani on, ani żaden z szlachty Polskiej nie chciał się ich podjąć (wszyscy bowiem, których do tego urzędu namawiano, obawiali się potęgi i srogości nieprzyjacioł, a swoich zdradziectwa i przeniewierstwa, nadewszystko zaś okrucieństw i samowładzy Skirgiełły brata królewskiego), zaledwo rycerz Jaśko z Oleśnicy, herbu Dębno, na usilne prośby króla, przyjął starostwo Wileńskie i wielkorządztwo Litwy. Aby je zaś swobodniej i czynniej mógł sprawować, przeniósł król książęcia Skirgiełłę do Kijowa, którego mu rządy powierzył, a sam wróciwszy do Polski, rzeczonemu Jaśkowi z Oleśnicy wielkorządcy Litewskiemu posłał znakomitych panów i rycerzy królestwa Polskiego, i świeży lud zbrojny, w miejsce tych którzy na wyprawie polegli albo do Polski wrócili, i opatrzył go zapasami żywności i sprzętów wojennych, ku obronie i umocnieniu zamku.
Książę Witołd i mistrz Pruski, zebrawszy nowe i potężne wojsko, zaraz z początkiem wiosny wrócili do Litwy, i dążyli pod zamki Wileńskie, które w roku przeszłym oblegali i zdobyć usiłowali; a to w nadziei, że za sprawą Witołda, Litwini i Rusini sami je bez żadnej trudności i niebezpieczeństwa poddadzą. Ale wielkorządca Litewski Jaśko z Oleśnicy, człek przezorny i sprawny, spaliwszy miasto Wilno, aby nieprzyjacielowi nie służyło za osłonę i schronienie, dla utrudnienia mu przystępu do zamków, kazał w wielu miejscach porobić zasieki, które szrankami albo kobyleniami zowią. A gdy książę Witołd i mistrz Pruski nadciągnęli z swojém wojskiem, połączywszy rycerstwo w jeden silny zastęp, ruszył pieszo na ich spotkanie aż do kościoła Ś. Maryi, i silnie na nich uderzył. Poległa znaczna liczba nieprzyjacioł, wielu odniosło rany; sam Jaśko nie straciwszy żadnego z swoich ani na placu ani jeńcem, wrócił zwycięzko do zamku. Książę Witołd i mistrz Pruski widząc, że po zsadzeniu książęcia Skirgiełły z wielkorządztwa, nie uda się ułożona zdrada, ani przyjdzie do tego, jak się spodziewali, iżby Litwini i Rusini poddali lub podpalili zamki, a trudniej jeszcze było wziąć je przemocą, przy silnej i statecznej Polaków obronie; strawiwszy dni kilka na bezskuteczném oblężeniu, odstąpili od Wilna. Aby zaś z wojskiem tak liczném nie wracać bez dokonania jakiej ważnej sprawy, ruszyli pod zamki Wilkomierz i Nowogrodek, nad rzeką Wilią przez książęcia Skirgiełłę zbudowane. A gdy Polacy stojący w nich załogą nie zdołali oprzeć się przeważnej nieprzyjacioł potędze, w kilku dniach zdobyli je i opanowali. Zginęło wielu rycerzy Polskich w tej potrzebie; Klemens z Birowa, Jan Łoś, Ziema, i wielu innych poimani w niewolą i do Prus poprowadzeni, w mieście Elblągu przez lat siedm sromotne ponosili więzy. Potém spaliwszy i zburzywszy oba zamki Wilkomierz i Nowogrodek, mistrz Pruski i książę Witołd cofnęli się do Prus z powrotem. Tegoż samego roku książę Witołd z wojskiem Krzyżackiém, prowadzoném przez Markwarda Krzyżaka, po dwa kroć jeszcze najeżdżał Litwę, Miedniki i Welszę (Welszan) ogniem zniszczył, i gmin jeńców uprowadził z zdobyczą.
Po niepomyślnej na Litwę w porze letniej wyprawie, książę Witołd i mistrz Pruski Konrad v. Wallenrod przedsięwzięli drugą wyprawę w czasie zimy; a podstąpiwszy aż pod zamek Kowno, królewską osadzony załogą, zbudowali w okolicy Kowna nad rzeką Niemnem trzy drewniane zameczki, z których jeden przyległy Kownu nazwali Naugarder, co znaczy nowy grodziec; drugi Ritterswerder, to jest wyspa rycerska; trzeci Metemburg, jakoby zamek graniczny. Dwa z tych nowych zameczków, Naugardt i Methenburg, mistrz Pruski silną uzbroiwszy załogą, sam niemi przez komturów i braci zakonu swego zarządzał. Zamek zaś Ritterswerder wziął książę Witołd pod swoję zwierzchność i władzę; a usadowiwszy się w nim z swoją starszyzną, bojarami i rycerstwem, przy pomocy Krzyżaków, którzy mu z dwóch innych zamków dostarczali posiłków, częste i zdradzieckie wymierzał napady na Litwę, nękając ją ustawicznemi łupiestwy i pożogami, w nadziei, że przez tego rodzaju napaści jej ziemie owładnie, albo przynajmniej dzielnicę ojczystą przez Władysława króla Polskiego sobie zabraną odzyska. Ale Jaśko z Oleśnicy starosta królewski postanowiwszy skrócić jego zuchwałość, zebrał jakie mógł wojsko z Polaków, Litwinów i Rusinów, i pod dowództwem książęcia Alexandra czyli Wigunta, brata królewskiego, posłał je na oblężenie zamku Naugardt. Dokąd Wigunt przybywszy acz z hufcami nie dość jeszcze sprawionemi do boju, tak dzielnie i natarczywie do zamku szturmował, że o kęs go nie zdobył; z płaczu bowiem i jęku tak mężów jako i niewiast, który się z zamku rozlegał, wnosić można było, jaki tam strach był i niebezpieczeństwo. Przy wielkiej liczbie obrońców zaledwie zdołano zamek utrzymać (co i książę Witołd sam potém często wyznawał).
Ścibor I, biskup Płocki, po latach dziewiętnastu zarządzania biskupstwem, zachorowawszy umarł i w kościele Płockim pochowany został. Po jego śmierci kanonicy Płoccy złożywszy kapitułę dnia dwudziestego pierwszego Lutego, na wstawienie się Ziemowita i Janusza książąt Mazowieckich, obrali biskupem Henryka, syna zmarłego Ziemowita starszego, a brata żyjącego jeszcze Ziemowita młodszego między książętami Mazowieckimi, który dopiero był subdyakonem. Aczkolwiek wybór ten uzyskał potwierdzenie papieża Bonifacego IX, gdy jednakże sam Henryk mało dbając o godność biskupią przez dwa lata wyświęcenie odwlekał, a tymczasem Władysław król Polski wysłał go potajemnie do Alexandra Witołda wysiadującego w Prusach na wygnaniu i przebywającego w zamku Ritterswerder niedaleko Kowna, uczyniwszy zgodę między królem a książęciem, porzucił stan duchowny, i Ryngalę siostrę Witołda pojął w małżeństwo, przyczém według zwyczaju gody weselne odprawił. W kilka dni atoli z zadanej sobie trucizny umarł. Były o to otrucie podejrzenia na nowo zaślubioną małżonkę. Pochowano go w kościele Płockim w grobach książąt Mazowieckich. A tak pogarda duchownego stanu i odstępstwo ołtarza nie uszło sprawiedliwej kary Bożej, co dla drugich służyć będzie za przykład.
Przez wszystek czas prowadzonej z Witołdem wojny, nie zapomniał Władysław król Polski o opatrzeniu w krajach Litewskich i Ruskich zamków, warowni i mieszkańców obojej płci, tak znakomitszych jako i włościan, nie tylko potrzebną obroną, rycerstwem i rynsztunkiem, ale i zapasami zboża, słoniny, trzody, prosa i innej żywności, które co miesiąc w wielkiej ilości, z przyczyny wyniszczenia tych krajów przez Witołda i Prusaków ogniem i łupiestwem, własnemi dowozy z Polski przysyłał, a któremi Jaśko z Oleśnicy wielkorządzca Litewski przezornie zamki i mieszkańców obdzielał. Gdyby bowiem Władysław król Polski nie był Litwy zaopatrzył w żywność, bez wątpienia mieszkańcy, tak szlachta jak i włościanie, byliby powynosili się z kraju, a Krzyżacy snadnoby byli Litwę opanowali, gdyż ani rycerstwo utrzymać się na załogach, ani lud wiejski byłby obsiać mógł roli, gdyby z Polski nie mieli byli zaopatrzenia. Wszędy głód straszliwy panował, którym przyciśnieni mieszkańcy, tak szlachta jako wieśniacy, już zamyślali opuścić Litwę, gdyby z Polski nie byli otrzymali wszelkiego rodzaju żywności.
Margrabiowie Misnii zebrawszy wojsko z własnego i zaciężnego ludu, najechali królestwo Czeskie. A po zrządzeniu wielu klęsk pożogami i łupieżą, po zdobyciu i opanowaniu niektórych miast i miasteczek, gdy Wacław król Rzymski i Czeski żadnego nie stawił im oporu, wrócili do swego kraju.
Klemens papież, od tych którzy go uznawali siódmym nazwany, przesiedziawszy na stolicy lat trzynaście, a podług innych piętnaście, umarł w mieście Francuzkiém Awinionie. Po jego śmierci kardynałowie, którzy go uznawali za głowę kościoła, wszedłszy do konklawe, obrali z swojej strony papieżem Piotra de Luna, kardynała prezbitera tyt: Ś. Zuzanny, Katalończyka, rodem z królestwa Aragońskiego. Pochodził on z znakomitego domu; wzrostu był niskiego, postawy szczupłej, ale bystrego rozumu i głowy płodnej w nowe pomysły. Grzegórz XI wyniósł go był na godność kardynała, ceniąc w nim mistrza biegłego w prawie kanoniczném. Przed wyniesieniem swojém na stolicę papieską, rzeczony Piotr, w rozmaitych poselstwach, które do króla Francuzkiego i innych królów i książąt z zlecenia Klemensa sprawował, we wszystkich nadto mowach, czynach i układach, dawał do zrozumienia, że gdyby po Klemensie obrano go papieżem, wszelkiemi sposoby starałby się o zjednoczenie kościoła Bożego. Zaczém kardynałowie zwolennicy Klemensa, w przekonaniu, że miał to samo w sercu co usty tak często głosił, wybrali go następcą Klemensa, i uznanego z swojej strony za papieża nazwali Benedyktem XII. (?) Nim zaś do elekcyi przystąpili, zaprzysięgli przed Bogiem i na piśmie własnoręcznie się zobowiązali, że ten, który z pomiędzy nich obrany będzie papieżem, na żądanie kardynałów ustąpi z papiestwa, byleby i drugi papież prawa swego ustąpił. Ale potém niepomny na wszystkie swoje przysięgi i przyrzeczenia, przez całe życie z papiestwa ustąpić nie chciał, utrzymując, że z wielu względów on jedynym i prawdziwym był papieżem, i żądał od kardynałów, aby mu oddali zobowiązanie piśmienne, jakie był wydał w konklawe na ustąpienie z papiestwa. O czém wszystkiem niżej mówić się będzie obszerniej.
Gdy zamachom ludzkiej nienawiści i dumy oręż i żelazo nie wystarczały, wymierzono chytrą zdradę na książąt Litewskich, braci Władysława króla Polskiego. Na początku tego roku książę Alexander, inaczej Wiguntem zwany, zgładzony został trucizną, którą mu Litwini domownicy przy stole podali. Pochowano go w kościele Wileńskim w jednymże grobowcu z bratem Kazimierzem Korygiełłą, ściętym z rozkazu Witołda i Krzyżaków. Ten po chrzcie przyjętym w kościele Krakowskim tak dalece wyzuł się był z barbarzyńskich obyczajów, mowy, stroju, strzyżenia głowy i całego w towarzystwie obejścia, a przywykł do świętych i pobożnych obyczajów Polskich, że się wydawał nie nowo chrzczonym wyznawcą, ale starym wysłużeńcem wiary i kościoła katolickiego. Nie tylko zaś obyczajami, ale bystrością umysłu i obrotnością między książęty Litewskimi celował. Były podejrzenia na książęcia Witołda, (nie wiadomo, słuszne-li albo nie) że on go zgładził trucizną, z przyczyny jego rozsądku i wyższych umysłowych przymiotów, które dumnym zamiarom Witołda obecnie i na przyszłość zdawały się stawać na przeszkodzie. Miał on za sobą córkę Władysława książęcia Opolskiego, a z daru Władysława króla Polskiego, który go wielce miłował, posiadał Bydgoszcz, Inowrocław i inne w królestwie Polskiém majętności i dochody. Potomstwa żadnego po sobie nie zostawił. Mąż znakomity, i między książęty bracią królewskimi cnotą i prawością obyczajów celujący.
Dnia dwunastego Stycznia, Jan biskup Krakowski, dla szczupłego wzrostu zwany Małym (minor), przesiedziawszy na stolicy lat dziesięć, umarł w Krakowie, i w kaplicy Mansyonarskiej w narożniku kościoła katedralnego pochowany został. Mąż łagodnego umysłu, cnotliwy, wytrwały i umiarkowany. A lubo kapituła na złożonej elekcyi obrała prawnie Sieciecha z Chmielnika, kantora Wiślickiego i kanonika Krakowskiego, herbu Róża, za wstawieniem się jednak Władysława króla Polskiego i przyczyną Jadwigi królowej, naznaczonym został na biskupstwo od Bonifacego IX papieża, z ujmą praw Sieciecha, Piotr Wysz z Radolina, doktor praw kościelnych, proboszcz Włocławski, i kanclerz rzeczonej królowej Jadwigi, szlachcic herbu Bróg.
Papież Bonifacy IX dowiedziawszy się, że biskupstwo Płockie z dwojakiej przyczyny, to jest przez małżeństwo a potém śmierć Henryka książęcia Mazowieckiego, potwierdzonego na tej stolicy, osierociało, zważywszy nadto, że kapituła Płocka zbyt długo odwlekała wybór nowego pasterza, i że z tych powodów osadzenie rzeczonego biskupstwa stało się rzeczą Stolicy papieskiej, mianował biskupem Płockim Mamfiola, krewnego swego, pochodzeniem Włocha, Rzymianina szlachetnego rodu. Ale chociaż uprzejmemi naprzód listy, a potém pogróżkami klątwy nalegał papież na książąt Mazowieckich i kapitułę Płocką, aby rzeczonego Mamfiolę wprowadzono w posiadanie biskupstwa, wszystkie atoli jego usiłowania skończyły się bezskutecznie na rozdwojeniu wyboru i pogardzie kar kościelnych. Mienił się jednak i pisał rzeczony Włoch przez cztery lata po otrzymaném wyświęceniu w Rzymie biskupem Płockim, i tyleż lat po niém przeżywszy umarł, pochowany w klasztorze ad Aram coeli.
W Niedzielę, dnia dwudziestego ósmego Października, Jakób naznaczony na stolicę Halicką, w kościele Tarnowskim przez Macieja biskupa Przemyskiego wyświęcony został na arcybiskupa Halickiego.
Po uciszeniu zewnętrznego nieprzyjaciela i zbiega, Bolesława Świdrygiełły, wystąpił inny, wewnętrzny i domowy, książę Skirgiełło, brat rodzony Władysława króla, przeciw Alexandrowi Witołdowi, Litewskiemu książęciu, tém niebezpieczniejszy, im sprawniejszy rozumem, orężem i językiem. Ten bowiem oburzony i do żywego tknięty, że z jego upośledzeniem Witołd wyniesiony został do rządów i zwierzchnictwa Litwy i Rusi, począł między rycerstwem sobie przychylném jątrzyć przeciw temuż książęciu Witołdowi ciągłe niesnaski i zawiści. I już te waśnie między obu książęty do takiego stopnia były doszły, że się na otwartą zanosiło wojnę. Władysław król Polski dowiedziawszy się o tak niebezpiecznym rzeczy stanie, wraz z królową Jadwigą ruszył czémprędzej do Litwy. A gdy w ich obecności obadwaj poróżnieni książęta w Piątek przed dniem Ś. Michała wynieśli przeciw sobie rozmaite skargi i zażalenia, z których okazało się, że sprawa książęcia Skirgiełły i zarzuty czynione przezeń książęciu Alexandrowi Witołdowi były mniej słuszne, za staraniem króla i królowej zagodzony został ten spór nieszczęśliwy, który wszystkim klęską zagrażał, gdyby go wcześniej utłumić nie pospieszono. Rzeczeni książęta złożywszy wzajemne urazy i niechęci, pojednali się i rozeszli w braterskiej zgodzie i miłości. Aby zaś gniew i obrażoną dumę książęcia Skirgiełły tem skuteczniej ugłaskać, Władysław król Polski do wyznaczonego mu księstwa Kijowskiego przydał jeszcze Krzemieniec, Starodub i Stare Troki dzierżawą, z zaleceniem, aby Alexandrowi Witołdowi książęciu we wszystkiém był posłuszny. Umówili się zaś zgodnie obadwaj książęta, że gdyby między nimi nowe powstały zwady i zatargi, mieli się udać do królowej Polskiej Jadwigi, którą sobie obrali za pośredniczkę mającą stanowczo w ich sprawie rozstrzygać, do czego nawet piśmiennie się zobowiązali.
Dnia dwunastego miesiąca Lutego, Elżbieta cesarzowa Rzymska i Czeska królowa, wdowa po cesarzu Karolu, córka Bogusława książęcia Słupskiego, a wnuczka po córce Kazimierza króla Polskiego, matka Zygmunta króla Węgierskiego, umarła i w kościele Praskim pochowaną została.
Wacław król Rzymski i Czeski, skłoniony radami i namowami swoich Czeskich panów, wygnał Krzyżaków czarnych zakonu Teutońskiego Ś. Maryi z całego królestwa Czeskiego, uznawszy ich za niepotrzebnych; powyrzucał ich ze wszystkich domów i klasztorów, poodbierał im dobra i majątki, zamki Kaden, miasta, wsie i wszelakie dochody, które częścią do skarbu królewskiego przydzielił, częścią panom Czeskim porozdawał. Poźniej jednak niektóre im powrócił.
Zburzony w roku przeszłym przez Krzyżaków zamek Litewski Barthen książę Witołd postanowiwszy odbudować, wysłał w tym celu rzemieślników pod zasłoną straży zbrojnej. O czém gdy się Krzyżacy dowiedzieli, mistrz Pruski wysłał przeciw nim wojsko złożone z cudzoziemskiego żołnierza, pod dowództwem marszałka Wernera Thetingara. Ten przeprawiwszy się z wielką trudnością przez rzekę Niemen i w tej przeprawie wielu znakomitych rycerzy utraciwszy, zamek Barthen zdobył i spalił. Ztąd dalszym pochodem wybrał się do Litwy, mając z sobą rycerza Wirtemburga i wielu innych Francuzów i Niemców: a przewiózłszy się na statkach przez rzekę Niemen, w kilku dniach ziemię Żmudzką orężem i grabieżą spustoszył, i pięćset brańców uprowadził w niewolą.
Tegoż roku mistrz Pruski Konrad Wallenrod (Wallerode) umarł, a po nim nastąpił zgodnemi głosy obrany Konrad v. Jungingen (Junigen).
Władysław II król Polski po osiągnieniu berła królestwa Polskiego, lubo niechętném patrzał okiem na rozmaite nadania i postanowienia, które był poczynił w królestwie Polskiém Władysław książę Opolski, odkąd wszedł w posiadanie ziemi Wieluńskiej, Ostrzeszowskiej i Dobrzyńskiej; wszelako nie chciał znosić klasztoru Częstochowskiego, przezeń założonego i uposażonego, ale owszem w dniu dwudziestym Lutego na nowo go fundował i uposażył. A uchyliwszy wątpliwe i niepewne zapisy, przez Władysława książęcia Opolskiego odkazane mu na dziesięcinach zbóż, gorzelni, ceł i pasiek, naznaczył temuż klasztorowi stałym i wieczystym posagiem wsie królewskie Starą Częstochowę, Krowodrzą, Grabowę, Szarlejówkę, Lgotę (Elgotha), nadto część pasieki wsi Zakrzowa zwaną Jamiska, piłę, staw i folwark. Na koniec dnia dwudziestego czwartego Lutego odnowił fundacyą klasztoru Ś. Mikołaja zakonu Ś. Pawła na przedmieściu Wielunia, i nadał mu wieś królewską Dzierżynki (Derszinky) w ziemi Wieluńskiej, i dziesięciny zbożowe ze wsi Trębaczowy, Januszowy, Niwisk, Szczytów, tudzież dwa garnce miodu ze wsi królewskiej Sokolnik.
Władysław II król Polski nie mogąc tego ścierpieć, że ściany zamku Krakowskiego były zbyt niskie i słabe, podniósł je i umocnił murem ceglanym. Nadto burgrabiom zamkowym do pięćdziesięciu grzywien płacy, wyznaczonej przez poprzednika swego Kazimierza II, przydał po dziesięć grzywien rocznego dochodu z żup Wielickich i Bocheńskich, z tém atoli zastrzeżeniem, ażeby każdy z nich utrzymywał ciągle w Krakowie jednego konia i łucznika, i w czasie potrzeby na obronę okolic Krakowa i odparcie nieprzyjaciela dostawiał ich w pomoc staroście Krakowskiemu albo jego zastępcy.
Mistrz Pruski Konrad v. Jungingen (Junigen) i zakon Krzyżaków rozgniewany na Alexandra czyli Witołda książęcia Litewskiego o porzucenie zamku Naugardt, wyrządzenie gwałtu Krzyżakom i pobranie ich w niewolą, chcąc pomścić się na nim za ten postępek, który nazywał zdradzieckim, z zebraném na nowo i sprawném do boju rycerstwem, tudzież pomocą Bolesława Świdrygiełły, brata Władysława króla Polskiego, wiodącego z sobą nie mały poczet Litewskich i Ruskich zbiegów, licznemi wreszcie posiłkami Francuzów i Niemców, i zastępem stu pięćdziesięciu łuczników z Genewel, przy końcu miesiąca Lipca wtargnął do Litwy i dwoma oddziałami począł jej ziemie pustoszyć. A nie doznawszy nigdzie oporu (nie miał bowiem Witołd dość siły, dla ślizkiej wiary Litwinów i Rusinów, aby mógł bez niebezpieczeństwa zmierzyć się orężem z Prusakami) obległ zamki Wileńskie, i z wielkiém ale daremném sił wytężeniem przez sześć miesięcy do nich szturmował. Książę Witołd tymczasem poobsadzał po lasach wszystkie drogi i przesmyki, aby z nich tém snadniej na wojsko mistrza mógł uderzyć. O czém gdy się mistrz Pruski od jeńców dowiedział, przeprowadził wojsko przez miejsca bagniste i bezdroża, stawiając sobie mosty po drogach. Tam schwytawszy jednego z bojarów Litewskich, rycerza Sudimunta, kazał go na drzewie za nogi powiesić. Wiele jednak Krzyżacy utracili zaprzągów, wiele koni, które powięzły albo potonęły w bagnach; nie mało i ludzi wystrzelali im Litwini po wszystkich miejscach niesposobnych do walki czatujący na zasadzkach. Przysłał był i Władysław król Polski znaczną liczbę ćwiczonego rycerstwa książęciu Witołdowi do Litwy na pomoc przeciw Krzyżakom, o których wiedziano jeszcze w roku przeszłym, że Litwinom zamierzali wojnę wydać, pod pozorem wspierania Bolesława Świdrygiełły, a rzeczywiście w celu opanowania Litwy. Przybyła i z Polski znaczna liczba ochotników, wielu panów Polskich przystawiło własnym kosztem swoje chorągwie. A lubo Witołd z przyczyny niedowierzania swoim nie chciał staczać walnej bitwy, ustawicznie jednak napadając na nieprzyjacielskie obozy i stanowiska, tak przeważnie ich gromił, że te doraźne harce i wycieczki starczyły prawie za walną bitwę. Jedna już tylko pozostała nadzieja Bolesławowi Świdrygielle i mistrzowi Pruskiemu w zdradziectwie czerńców Ruskich, których oni w swojej mowie kalojrami zowią, a którzy znajdowali się między Litwinami w zamkach oblężonych: ci bowiem od Bolesława Świdrygiełły, wielce sprzyjającego sekcie Rusinów, już-to darami już obietnicami ujęci, wzięli na się zamki rzeczone popodpalać. Ale gdy i ta nadzieja upadła (odkrył bowiem zdradę jeden z tych kalojrów, którzy ją wykonać mieli, za co książę Witołd karał ich potém ciężkiemi kaźniami) mistrz Pruski odstąpiwszy od oblężenia wrócił wraz z Bolesławem Świdrygiełłem do Prus. W powrocie atoli doznając częstych od Witołda napadów w miejscach bagnistych i bezdrożnych, wielu z swoich ludzi utracił; albowiem Litwini i nocami na Prusaków uderzali i znaczną ich liczbę wytępiali orężem. Ale i Litwa nie była bez szkody, pięćset bowiem głów z jej strony poległo. Nierównie więcej wszelako utracił mistrz Pruski, który w wielu miejscach, to z przodu to z tyłu napadany, i zmuszany do walki, tak wielkie ponosił klęski, że wyprawy na Litwę uznawszy za niebezpieczne dla siebie i zgubne, na długi czas zaprzestał z Litwinami wojny. Mimo tego król Polski Władysław nie omieszkał corocznie nowych posyłać wojsk na pomoc książęciu Witołdowi, gdy z strony Krzyżaków wojna ciągle zagrażała. Znacznie przeto wycieńczył zebrane przez poprzedników swoich skarby, na zapłatę żołnierzy broniących Litwy od Krzyżaków, niemniej na oręż i statki obronne, których jej Władysław z Polski dostarczał, i wiele dóbr królewskich rozdał lub poprzedawał na wynagrodzenie rycerzy wojujących na Litwie. W czasie rzeczonego zaś oblężenia, wojska książęcia Witołda Litewskie i Ruskie, chcąc wstrzymać niszczące po kraju zagony nieprzyjacioł, stoczyły z nimi krwawą bitwę; lecz chociaż dzielnie walczyły, uległy jednak orężowi mistrza; wielka ich część poległa, lub dostała się w niewolą. I Prusacy atoli nie mało ucierpieli, ci zwłaszcza, którzy wybiegając za żywnością wpadali na zasadzki albo ginęli w utarczkach z Litwinami.
Konrad v. Jungingen mistrz Pruski widząc, że osobista wyprawa nie najpomyślniej mu się powiodła, wysłał zimową porą na Litwę Wernera Tetingara marszałka z własném i cudzoziemskiego zaciągu wojskiem, wiele bowiem rycerstwa z Francyi i Niemiec na pomoc mu przybyło. Ten udawszy się naprzód pod zamek Naugardt, znalazł go w ruinach i popiele. Ztamtąd posunął się aż do Lidy; ale i Lidzanie przybyciem jego przestraszeni zamek podpalili i uciekli. Marszałek zaś rozszerzywszy niezwykłe spustoszenia (nikt bowiem przed nim dalej się w Litwę nie zapuścił) gmin wielki jeńców obojej płci zagarnął i do Prus uprowadził. Wtargnął potém do Litwy powtórnym napadem Ulryk v. Jungingen, wójt Sambijski, a brat rodzony mistrza, z silnym zastępem własnego i obcego rycerstwa, szukając sławy i zdobyczy w plądrowaniu ziem Litewskich. Ale gdy w Rzeżycy (Rossiten) stojąc obozem rozpościerał grabieże, nagłym zdjęty przestrachem, porzucił łupiestwa i spustoszenia, i spiesznie do Prus powrócił. Albowiem książę Witołd z znaczną siłą zbrojną wkroczywszy do Prus, całą okolicę Insterburga ogniem i mieczem niszczył; jego więc uląkł się Ulryk, aby nie został napadnięty i zwyciężony. Po jego odejściu, Konrad v. Kiburg (Kebork) komtur Balgi wpadł do ziemi Drohickiej, a zszedłszy Litwinów nieprzygotowanych do obrony, mnogą zdobycz i trzechset jeńców uprowadził.
Dnia dwudziestego drugiego Grudnia Henryk książę Opolski w powrocie ze szkoły Bonońskiej zachorowawszy ciężko, umarł.
Zygmunt król Węgierski zamierzywszy odwiedzić Jadwigę królową Polską, siostrę rodzoną Maryi żony swojej, dnia dwudziestego czwartego miesiąca Lipca przybył do Polski. Królowa Jadwiga zawiadomiona kilkokrotnemi gońcy o jego przybyciu, chcąc go z należną przyjąć uczciwością, wyjechała przeciw niemu do zamku Ritter (Rither) z świetnym dworu swego orszakiem. Ztamtąd odprowadziła go do miasta Sącza, gdzie przez dni kilka król Zygmunt wraz z całą drużyną rycerstwa opatrywany był we wszystkie rzeczy potrzebne i podejmowany nader uprzejmie i wspaniale. Po wielu układach, mających na celu spokojność i ubezpieczenie obu królestw, hojnemi od królowej obdarzony upominkami do swego kraju powrócił.
Janusz książę Mazowiecki w dzielnicy swego księstwa nad rzeką Narwią zbudował nowy zamek, który nazwał Złotoryją. A gdy dla spieszniejszego i dokładniejszego ukończenia dzieła sam osobiście z swojém rycerstwem pilnował robót, żadnej nie spodziewając się napaści, hrabia Rudolf komtur Balgi i Walroder komtur Ragnety (Reyno), nasłani przez Konrada v. Jungingen mistrza Pruskiego, z znaczną siłą zbrojną napadli z nienacka na książęcia Janusza i tych którzy pracowali około budowy zamku. Niebawem opanowawszy zamek z drzewa budowany a jeszcze nie ukończony, wszystek gród ogniem zniszczył; Janusza zaś książęcia Mazowieckiego wsadziwszy na konia, i związawszy mu nogi pod brzuchem końskim (chociaż książę dopraszał się usilnie, aby mu naznaczono dzień do stawienia się osobistego) wraz z innymi rycerzami ziemi Mazowieckiej podobnież skrępowanymi odprowadzili do mistrza Pruskiego Konrada. Nie lękali się takiej uczynić krzywdy i zniewagi książęciu, który był prawnukiem pierwotnego ich fundatora Konrada. Mało im było zagarnąć ziemie Chełmińską i Pruską, opanować gwałtownie i zdradziecko Pomorze, chcieli jeszcze do Mazowsza rościągnąć swój oręż zaborczy. Król Polski Władysław dowiedziawszy się o poimaniu Janusza, wyprawił posłów do mistrza Pruskiego z upomnieniem, aby go natychmiast wypuścił na wolność, i z użaleniem się na pogwałcenie zawartego z Polską przymierza. A chociaż tknięty był do żywego uwięzieniem książęcia Janusza, wstrzymał się przecież od wypowiedzenia Krzyżakom wojny, której wielu Polaków pragnęło, dla pomszczenia się tak wielkiej krzywdy i ukrócenia zuchwałości Prusaków, gwałcicieli zawartych układów i sojuszów.
Skirgiełło książę Trocki, brat rodzony Władysława króla Polskiego, uciskający srogiém jarzmem Rusinów, wielu ich śmiercią był pokarał, albo zelżywie poranił. Rządy jego stawały się tém nieznośniejszemi, że coraz groźniej występując, okrucieństwa swego przebierał miarę. Zaczém od jednego czerńca Rusina, chociaż ten był także obrządku Ruskiego, w zamku Wyszogrodzie pod Kijowem, zgładzony trucizną ukrytą na palcu pod pierścieniem, którą był ów mnich wpuścił do czary, sam wprzódy z niej się napiwszy, umarł bezpotomnie i w pieczarach Kijowskich pochowany został. Był on takim postrachem dla Rusinów, że się go bali nawet po śmierci. Z namowy Władysława króla zamierzał porzucić obrządek Grecki, a przyjąć wyznanie Rzymsko-katolickie; wybierał się tym celem do Rzymu, gdzie to oboje uczynić ślubował, ale śmierć nagła jego zamysł przerwała.
Panowie Czescy, oburzeni niesłychaną srogością i zdrożnemi postępkami Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego, gdy przestrogi ich i upomnienia wielokrotne bynajmniej nie skutkowały, postanowiwszy skarcić albo przynajmniej powściągnąć te nadużycia, ażeby cesarstwo i królestwo nie ginęły z przyczyny króla i jego radców, których on z najgorszych ludzi był pozbierał, rzeczonego króla Wacława w mieście jego królewskiém Weronie, o trzy mile od Pragi odległém, uwięzili, a osadziwszy go w miejscu poczesném i pod strażą uczciwą, niecnych owych radców od niego usunęli, a powołali do rządu mężów poważnych i godnych, aby swojém światłem i rozsądkiem kierowali sprawami cesarstwa i królestwa. Główném narzędziem i sprawcą tego uwięzienia miał być, jak mówiono, Zygmunt król Węgierski i margrabia Brandeburski, który tuszył, że w ten sposób zdoła poprawić zdrożne i niegodne króla obyczaje brata swego Wacława. Uganiał się bowiem Wacław za roskoszami, a unikał pracy; oddawał się pijaństwu i biesiadom więcej niż na króla przystało. Atoli Jan książę Luzacyi i Prokop margrabia Morawski, z wielką obu państw szkodą z więzów go oswobodzili. Poimał go powtórnie Zygmunt król Węgierski i oddał pod straż Albertowi książęciu Austryi. Dom, w którym mieszkał osadzony w Wiedniu, nazywano odtąd Pragą. Ale gdy go niedbale strzeżono, umknął z więzienia, i znowu rządy odzyskał, nie zmienił jednak życia i obyczajów.
Jan Kropidło arcybiskup Gnieźnieński i książę Opolski, widząc, że dla ciągłego rozerwania kościoła z przyczyny dwóch spierających się o papiestwo współzawodników, i niechęci Władysława króla Polskiego, który jawnym stał się był jego przeciwnikiem, nie zdoła utrzymać się na Gnieźnieńskiej stolicy, zrzekł się jej dobrowolnie przez wyznaczonych od siebie pełnomocników. W jego miejsce Władysław król Polski mianował Dobrogosta z Nowegodworu na Mazowszu, doktora prawa kościelnego, syna Tomisława, szlachcica herbu Nałęcz, na ów czas biskupa Poznańskiego, który po jedenastu latach rządzenia na tej stolicy, przez papieża zwanego od swych zwolenników Bonifacym IX, a mieszkającego pod ów czas w Rzymie, na arcybiskupstwo Gnieźnieńskie dnia dwudziestego szóstego Marca naznaczony i przeniesiony został (poseł bowiem rzeczonego króla Polskiego Władysława, umyślnie w tym celu do papieża Bonifacego wyprawiony, ważne u niego załatwiał sprawy, a zwłaszcza wyrabiał pozwolenie na erekcyą dwóch kościołów katedralnych w Litwie, to jest Wileńskiego i Miednickiego). Obawiał się Bonifacy IX, aby król Polski Władysław, gdyby żądaniom jego nie stało się zadosyć, nie przeszedł na stronę jego współzawodnika Piotra de Luna. Jednocześnie przeznaczył rzeczony Bonifacy papież Jana Kropidło, złożonego z dwóch stolic, Gnieźnieńskiej i Włocławskiej, na biskupstwo Kamieńskie w ziemi Słupskiej, dość szczupłe i ubogie. Na stolicę zaś Poznańską, za wstawieniem się króla Władysława, wyniósł Mikołaja Kurowskiego kantora Gnieźnieńskiego i dziekana Krakowskiego, szlachcica Polskiego, herbu Nałęcz, który był ochmistrzem nadwornym królowej Jadwigi.
Władysław król Polski, chcąc odzyskać sromotną i nader szkodliwą utratę ziem Wieluńskiej, Dobrzyńskiej i Ostrzeszowskiej, przez Ludwika króla Polskiego i Węgierskiego oderwanych od Polski, do czego się był tenże Władysław przy objęciu rządów królestwa uroczystemi pismy i przysięgą zobowiązał, słał różnemi czasy posłów do Władysława książęcia Opolskiego, któremu król Ludwik rzeczone ziemie niesłusznym i nieprawnym zapisem był odstąpił, upominając mu się w sposób uczciwy i nalegając: „aby kraje do królestwa Polskiego należące, a niesprawiedliwie zagarnione, oddał niezwłocznie; nie ścierpi bowiem tego, iżby tak znaczne części królestwa miały od niego być oderwane.“ Lecz, gdy Władysław książę Opolski wynoszone przez króla żądania zbywał ciągłą odmową, twierdząc: „że nikt nie miał prawa znosić nadania wieczystém prawem jemu i jego następcom udzielonego przez Ludwika króla Węgierskiego i Polskiego,“ i gdy rzeczony książę Opolski w swych dumnych odpowiedziach nie chciał baczyć ani na utrzymanie pokoju, ani na słuszność i sprawiedliwość, poczęto myśleć o wojnie. Jednakże król Władysław chcąc jej wszelakim uczciwym sposobem uniknąć, nowe wyprawił do niego poselstwo, i przełożył mu z swej strony najsprawiedliwszy warunek, o którego przyjęciu bynajmniej nie wątpił: „aby nie lękał się odebrania sobie ziem pomienionych, byleby tylko wyznał się hołdownikiem króla i królestwa Polskiego, i lennym takowych ziem posiadaczem.“ Nie miał bowiem Władysław książę Opolski ani synów ani córek; zkąd snadno można było tuszyć, że i bez wojny po jego śmierci kraje od Polski oderwane wrócą znowu do Polski, choćby za życia włożonego na siebie nie chciał dopełnić warunku. Lecz gdy Władysław książę Opolski wzgardziwszy tak sprawiedliwym warunkiem, z dumą i szyderstwem odpowiedział: „że ani król Polski Władysław nie jest tak potężny, ani on tak słaby i nikczemny, aby się miał uznać lennikiem i hołdownikiem króla i królestwa Polskiego, z ziem słuszném i niezaprzeczoném prawem jemu, jego potomkom i krewnym należących, które mu od Ludwika króla Polskiego i Węgierskiego jawnie i wyraźnie nadane zostały, i które po dziś dzień spokojnie posiadał.“ Władysław król Polski, widząc i dowodnie przekonywając się, że przerzeczonych ziem zgodnym i spokojnym sposobem nie odzyska, począł już myśleć o wydaniu wojny Władysławowi książęciu Opolskiemu w lecie następnego roku, i naradzał się o tém w największej tajemnicy, do której pięciu tylko senatorów przypuścił. Tak chciwie bowiem Władysław książę Opolski dążył do oderwania od Polski zabranych krajów, że usiłując je odgraniczyć wiecznie od królestwa, kazał w wielu miejscach około miasteczka Żytna sypać kopce, które po dziś dzień widzieć można, jakby to w jego mocy było naznaczać granice królestwu Polskiemu według upodobania.
Zygmunt król Węgierski postanowiwszy wydać wojnę Turkom i ich sułtanowi Bajazetowi (Beyzath), do czego namawiany był usilnie od wielu książąt chrześciańskich, a zwłaszcza od króla Francuzkiego i książęcia Burgundyi, obiecujących przystawić mu na tę wojnę posiłki, zebrał z rozmaitych krajów potężne wojsko, i tak z swoim jak i zaciągnionym od obcych ludem wybrał się zbrojno do Turcyi. Król Francuzki przysłał mu w posiłku znaczny rycerstwa swego poczet, Jan zaś książę Burgundyi przybył osobiście z swojém wojskiem. Były zgromadzone na tę wyprawę tak rozlicznych języków ludy, tak mnogie chrześcian połączyły się razem zastępy, że na nich pięciorakie widzieć było godła monarchów. Ale temu tak licznemu i potężnemu wojsku brakowało wodza i świadomości wojny, nie umiano sobie z niém radzić. Sam główny dowódzca wyprawy, Zygmunt król Węgierski, którego rozkazów wszyscy słuchali, nie miał o wojsku potrzebnego starania. Zaufany w potędze tylu zbrojnych ludów i zastępów, tak sobie lekceważył nieprzyjaciela, że mu się zdawało, i sam to wszędzie rozpowiadał, iż Turek w żadnym czasie i miejscu orężowi jego sprostać nie zdoła. Gdy więc przybył do Romanii, krainy należącej do Turcyi, i stanął obozem pod Nikopoli, dano znać niespodzianie, że sułtan Turecki Bajazet, inaczej Kalapin, z wojskiem gotowém do walki zbliża się, i tylko o dwie mile drogi jest odległy. Ale i ta wiadomość nie zbudziła czujności w królu Węgierskim Zygmuncie, iżby pomyślał o wydaniu stosownych rozkazów i sporządzeniu hufców do boju, póki czas był po temu; siedząc bowiem w namiocie, oddany spoczynkowi i rozrywkom, chełpił się, że tak wielkiém otoczony był wojskiem, iż nie tylko sułtan Turecki, ale i wszyscy razem władcy wschodu nie śmieliby targnąć się przeciw niemu. A gdy tak chełpliwemi i głupiemi przechwałki junaczy w swoim obozie, cesarz Turecki Bajazet czyli Kalapin nadciąga z tłumami barbarzyńców, a zszedłszy wojska chrześciańskie wraz z królem Zygmuntem rozpuszczone w nieładzie, bez oręża, bez porządku i szyku (co atoli niektórzy przypisują płochości i lekkomyślności Francuzów, i niewczesnemu zerwaniu się do walki) uderza w pośrodek jakby na trzodę błędnych owiec. Celniejsi zaraz Węgrzyni wraz z królem Węgierskim Zygmuntem pierzchnąwszy w popłochu na brzeg Dunaju, który płynie w bliskości Nikopoli, ratowali się na statki przed grożącem niebezpieczeństwem. Francuzi zaś, Polacy, Niemcy, Czesi, Burgundczycy, Hiszpanie i niektórzy z Węgrzynów, stoczywszy walkę z Turkami, zbici zostali i porażeni na głowę. Nie wielu zdołało ujść pogromu, większa część legła na placu lub dostała się w niewolą. Obóz chrześciańskiego rycerstwa, zasobny i bogaty, Turcy zabrali w zdobyczy. Jan książę Burgundyi, chcąc sromotnie ratować się ucieczką, z wielu rycerzami, podobnie troskliwemi o sławę rycerską, wpadł w ręce nieprzyjacioł, i dopiero we dwa lata drogiém mytem stu tysięcy złotych wykupiony został z niewoli. Francuzi, Polacy, Czesi, Niemcy, Hiszpanie, Węgrzyni, częścią wytępieni orężem, częścią w łyka pobrani. Tak wielka zaś była klęska przez chrześcian poniesiona, że niepodobnaby opisać, ile rycerstwa padło pod mieczem barbarzyńców, ilu chrześcian zabranych poszło najohydniejsze dźwigać pęta, ile majątków i bogactw rozszarpał nieprzyjaciel. Z polskich rycerzy, mąż bohaterskiej odwagi Sasin kasztelan Wyszogrodzki, z swoim zacnym synem Rolandem dzielnie walcząc poległ. Ścibor ze Ściborzyc, herbu Ostoja, i Tomasz Kalski herbu Róża, rycerze, przy boku króla Zygmunta ocaleli. Świętosław zaś, szlachcic z ziemi Sieradzkiej, herbu Łada, zwany Szczenię (Sczenią), nie mogąc dostać się na statek, na którym król Zygmunt z przedniejszymi rycerzami przeprawiał się za Dunaj, gdy tym, którzy się wdzierali na statek, ręce ucinano, z obawy, aby statek przepełniony ludźmi nie zatonął, zaufany w swej sile i odwadze, rzucił się w nurty Dunaju, tak jak był uzbrojony i obciążony żelazem, i przez wrzące wiry bystrej i szerokiej w tém miejscu rzeki przepłynąwszy, życie swoje ocalił. Król Węgierski Zygmunt, widząc wszystko w rozproszce i popłochu, i obawiając się, żeby żywo nie wpadł w ręce Turków, w trwodze i rozpaczy morzu się powierzył, i przebywszy rzekę, kiedy Węgrzy o jego ocaleniu zupełnie zwątpili, i gdy nigdzie nie widział się bezpiecznym, udał się do Konstantynopola, gdzie rok cały przesiedział, i dopiero przy pomocy Wenetów i na podsunionym przez nich okręcie odwieziony do Dalmacyi, wrócił do Węgier. Ta straszna i tak sromotna klęska wielce podniosła siły Turków i ożywiła w nich męztwo, tak iż nowym zagrzani duchem, śmielsze poczęli roić zamiary. Jakoż następującej zaraz zimy, rzeczony sułtan Turecki Bajazet wysławszy liczne wojsko do Węgier, kraj cały mieczem i pożogą spustoszył, i wiele tysięcy obojej płci chrześcian, a zwłaszcza młodzieży, w ohydną niewolą zagarnął.
Władysław król Polski i królowa Jadwiga, powodowani zwykłą sobie pobożnością, ku czci Przenajchwalebniejszej Maryi Panny i na pamiątkę jej Nawiedzenia postanowiwszy zbudować na przedmieściu Krakowa zwaném Piasek klasztor i kościoł pod wezwaniem tejże Najśw. Panny, i na uczczenie nowo ustanowionego święta jej Nawiedzenia, poczęli rzeczony kościoł z królewską hojnością murować i w znacznej części go wykończyli, klasztor zaś przyległy przeznaczyli dla braci żebrzących zakonu Ś. Maryi z góry Karmelu, który był Albert patryarcha Jerozolimski w roku tysiącznym dwóchsetnym czwartym na tejże górze Karmelu założył.
Król Francuzki ubolewając nad rozerwaniem kościoła Bożego, a pamiętając, że obadwaj ubiegający się o papiestwo współzawodnicy, to jest Bonifacy IX i Benedykt XII, pod tym warunkiem wyniesieni zostali na stolicę, że na każde wezwanie dla pożądanej jedności kościoła z stolicy tej ustąpią, za pośrednictwem elektorów cesarstwa i książąt Niemieckich zawezwał Bonifacego IX, aby złożył papiestwo. A gdy ten chętnym i powolnym w tej mierze się okazał, zażądał podobnież od Benedykta XII, aby ustąpił z stolicy. Lecz gdy Benedykt żądaniu temu odmówił, przekładając, jak wielkie dla chrześciaństwa wynikłyby szkody z jego ustąpienia, złożono sejm powszechny w Frankfurcie nad Menem, w celu obmyślenia środków zjednoczenia kościoła Bożego. Ale że trudno było osięgnąć żądaną jedność, dla zaciętego uporu i dumy obu ubiegających się o papiestwo, panowie Francuzcy uwięzili Benedykta XII, i wypowiedziawszy mu posłuszeństwo, przez trzy lata trzymali go pod strażą w Awinionie. Po latach trzech Benedykt, przebrany w obce szaty, wymknąwszy się z pałacu Awiniońskiego, i podpłynąwszy łodzią do ujścia Renu, siadł na statek przysłany mu z Aragonii do przeprawy, i zawinął do Aragonu. A lubo później przy pomocy książęcia Orleańskiego Francuzi uznali jego władzę, po zabiciu jednak rzeczonego książęcia Orleanu, gdy do pozornego zjednoczenia kościoła dążył jedynie fałszem i podstępami, znowu mu odmówili posłuszeństwa.
Władysław król Polski, postanowiwszy przywieśdź do skutku układany w cichości przez rok cały przeszło zamiar wydania wojny Władysławowi książęciu Opolskiemu, w celu odzyskania ziem przez niego zagarnionych, nakazał w królestwie swojém pospolite ruszenie, i Krystyna z Ostrowa kasztelana Sandomierskiego z oddziałem rycerstwa wysłał pozornie niby na opanowanie ziemi Dobrzyńskiej, puścił zaś wieść, jakoby sam z resztą wojska miał za nim wyruszyć, a to dla skierowania uwagi Władysława książęcia Opolskiego ku innemu celowi, aby nie postrzegł gotującej się przeciw niemu wojny. Zaczém Krystyn ściągnąwszy posiłki z rycerzy i mieszkańców ziemi Kujawskiej, obległ zamek Bobrowniki w ziemi Dobrzyńskiej, który z ramienia Władysława książęcia Opolskiego Ślązak nazwiskiem Szary w swojej władzy dzierżył. Ten krok zręcznie wymierzony zwrócił ku sobie uwagę Władysława książęcia Opolskiego, że nie dopilnował zamków ziemi Ostrzeszowskiej, Wieluńskiej i innych, na które król Polski najpierw uderzyć postanowił, i nie przewidział bynajmniej, aby wojna do ziemi Wieluńskiej i Ostrzeszowskiej miała być przeniesioną, przekonany i pewny, że król Polski, o którym słyszał iż się na wyprawę gotował, nie gdzieindziej wojska tylko do ziemi Dobrzyńskiej poprowadzi. Ale po niejakim czasie, kiedy Krystyn z Ostrowa kasztelan Sandomierski zamek Bobrowniki w oblężeniu trzymał, przybył mistrz Pruski Konrad v. Jungingen z znacznym rycerstwa pocztem oblężeńcom na odsiecz. Krystyn z Ostrowa pomiarkowawszy, iżby sile jego nie sprostał, odstąpił od oblężenia. Tymczasem król Polski Władysław z zebraném przez siebie wojskiem, które jak wszyscy mniemali ruszyć miało na opanowanie ziemi Dobrzyńskiej, zboczywszy niespodzianie pod zamek Olsztyn, dzierżony także przez nieprzyjaciela, Władysława książęcia Opolskiego, wysłał z innemi oddziałami Spytka z Melsztyna wojewodę Krakowskiego, aby obległ inne zamki, jako to Wieluń, Ostrzeszów i Bolesławiec. Dokąd gdy Ziemowit i Janusz książęta Mazowieccy z liczném nadciągnęli wojskiem, powiększyli znacznie siły Władysława króla, który już sam przez się dość liczne wiódł zastępy. Chociaż bowiem Władysław książę Opolski miał za sobą Ofkę, siostrę rodzoną Ziemowita i Janusza książąt Mazowieckich, ci jednakże jako lennicy królestwa Polskiego przymuszeni byli podnieść oręż przeciw swemu powinowatemu w obronie króla i królestwa. Poczęto zatém z rozkazu króla dnia trzeciego po oblężeniu Olsztyna szturmować do zamku na wyniosłej leżącego skale; a mimo dzielnego oporu Borysnica starosty grodowego, tudzież jego braci i pomocniczej drużyny, zamek zdobyto, przyczém wszystka załoga Borysnicowa, acz z wytężeniem sił do ostatka się broniąca, w niewolą została zabraną. Król Władysław atoli, ulitowawszy się nad losem rycerzy, chociaż dość było darować im życie, oddał im wspaniale wszystkie dobra dziedziczne na Rusi w okolicy miasteczka Tłumacza. Po zdobyciu i opanowaniu zamku Olsztyna, szybkim pochodem ruszyło wojsko królewskie pod zamki Krzepice, Wieluń, Bolesławiec i Grabów, i niektóre z nich ścisnęło oblężeniem. Wszystkie niemal słaby zdołały stawić opór wojskom królewskim, które srogi rzuciły postrach na oblężeńców; a skoro uległ najsilniejszy zamek Olsztyński, nie wahały się jeden po drugim poddać zwycięzcom. W ciągu dni siedmiu wszystkie zamki wraz z miastem Wieluniem, krom jednego Bolesławca, zdobyte zostały przez króla i jego starszyznę. Stańczyk z Rudy, starosta Wieluński, szlachcic herbu Odyniec, mającego na tarczy głowę dzika rozdzieraną ręką ludzką, za to, że gdy już miasto poddało się i zamek został zdobyty, on jeszcze przez czas niejaki opierał się i z zamku królewskich ludzi głazami raził, skazany na ścięcie, w ostatecznej chwili, kiedy kat podnosił już miecz do góry, za łaską króla od śmierci uwolniony został. Później, książę Opolski Władysław, po stracie wszystkich niemal zamków i dwóch powiatów, które niemal w jednym dniu postradał, nieco przecuciwszy się, posłał broń, wojsko i żywność do Bolesławca, opasanego zewsząd rzeką Prosną, i równie położeniem swojém jak sztuką warownego zamku. Król doznawszy u Bolesławca silnego oporu, pobudował do koła wiele grodków, z których bito z dział na oblężeńców, i oblegał go przez lat siedm. Lubo w ciągu tego czasu Władysław książę Opolski zszedł ze świata, zamek jednak Bolesławiec trzymał się obronnie, uznając nad sobą zwierzchność pozostałej wdowy Ofki: która nareszcie pojednawszy się z królem Władysławem, poddała zamek jego władzy. Ktokolwiek wyprawy tej pomyślny i prędko osiągniony skutek bacznie rozważy, ten zaiste pozna, jak dobrą, jak chwalebną jest rzeczą, sprawy publiczne i rządowe, te zwłaszcza, które się orężem załatwiają, w ścisłej tajemnicy trzymać. Nie tak bowiem innemi środki, jako raczej zachowaniem w milczeniu i skrytości zamiarów królewskich, Władysław król z pomocą swego wojska zdołał w tak krótkim czasie i z tak małym trudem opanować dwie ziemie i mnogie zamki; a coby najsilniejsze wojsko zaledwo mogło zdziałać, to zdziałało z łatwością ścisłe zachowanie w tajemnicy zamiaru króla. Niechaj się więc uczą z tego przykładu Polacy, królowie, książęta i panowie, że pomyślny skutek wszystkich sprawiedliwych czynów i przedsięwzięć zawisł nie od siły i dzielności oręża, ale od Bożej pomocy, i roztropnego a skrytego układania zamiarów. Władysław książę Opolski, zmartwiony srodze i rozżalony, obawiając się, aby i ziemi Dobrzyńskiej, która pozostała w jego ręku, nie utracił, na pociechę w swém utrapieniu, a zniewagę królowi Władysławowi, tak ziemię Dobrzyńską, jako i zamki Dobrzyń, Bobrowniki, Rypin, Lipno, Złotoryję, mistrzowi Konradowi v. Jungingen i zakonowi Krzyżackiemu w czterdziestu tysiącach złotych zastawił. Takowego zastawu, połączonego z jawną krzywdą i zniewagą królestwa Polskiego, mistrz i zakon Krzyżacki, gdyby byli baczyli na przykazanie Boże i na świętość przymierza z królestwem Polskiém zawartego, w żaden sposób i pod żadnym warunkiem nie powinni byli przyjmować. Zamek zaś Bolesławiec, przez lat siedm zimą i latem trzymany w oblężeniu, a w końcu przyciśniony głodem i pragnieniem, za radą i postanowieniem księżny Ofki, wdowy po Władysławie książęciu Opolskim, poddać się musiał. Widzimy, że taką jedynie wytrwałością zdobywać można twierdze, chociażby najsilniejsze i najwarowniej sztuką lub położeniem miejsca ubezpieczone.
Na chwałę Przenajświętszej Trójcy i Bogarodzicy Maryi Panny, a na cześć wieczną i pamiątkę Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego i Męczennika, Władysław król Polski i żona jego królowa Jadwiga założyli i ustanowili w kościele Krakowskim kollegium z szesnastu kapłanów, którzyby kolejno, dwóch z prawej a dwóch z lewej strony chóru, po odśpiewaniu zwykłego nabożeństwa, psalmy Dawidowe na podzielone między siebie głosy ciągle wyśpiewywali; i każdemu z nich wieczystém nadaniem odkazali po ośmnaście grzywien, zapisanych na żupach Wielickich i Bocheńskich. Kollacyą zaś, wybór i wszelkie w tej mierze rozporządzenie zlali na biskupa i kapitułę Krakowską.
Opowiedziawszy nadanie wielce chwalebne, wspomnimy o inném naganném i zgubném, które do tegoż samego czasu należy. Władysław król Polski, zniewolony prośbami Spytka z Melsztyna wojewody Krakowskiego, puścił temuż Spytkowi w lenność zapisem wieczystym Podole, ziemię obszerną, w miód, mleko i trzody obfitującą, którą był Kazimierz drugi, sławnej pamięci król Polski, orężem z rąk Tatarów pozyskał. Napróżno temu postanowieniu sprzeciwiała się Jadwiga królowa, prałaci i panowie królestwa. Rzeczony Spytek wojewoda Krakowski obowiązał się z tej ziemi, jako lennik, królom i królestwu Polskiemu wiecznie hołdować. Uciążliwém dla kraju, krzywdzącém i zelżywém zdało się to nadanie królowej Jadwidze i starszyznie radców; wszyscy je z niechęcią i szemraniem przyjęli; nie mogło się też długo utrzymać, ale jako źdźbło spróchniałe w ogniu zniknęło, a ziemia Podolska z wszystkiemi prawami własności, dziedzicznemi i nabytemi, do królestwa Polskiego wróciła.
Władysław książę Opolski, nie mogąc jawnie i sprawiedliwie nic zdziałać przeciw królowi i królestwu Polskiemu, usiłował zdradzieckim i że tak powiem łotrowskim szkodzić im sposobem. Jakoż kupców z Polski przybyłych do Wrocławia na jarmark, który się odbywał w samo środopoście, kazał pochwytać, złupić i uwięzić. A zabrawszy im wszystkie towary i pieniądze, chełpił się, że za odebrane mu ziemie Wieluńską i Ostrzeszowską jakożkolwiek się pomścił. Władysław zaś król Polski poczynając z swym nieprzyjacielem tém słuszniej i uczciwiej, im niegodziwsze było jego postępowanie, wysłał wprzódy do niego opowiednie poselstwo. Ale książę Opolski nie tylko zwrotu zabranych majętności odmówił, lecz nowe jeszcze królestwu wyrządzać począł krzywdy, przez ustawiczne rozboje łotrów, wygnanych z kraju Polaków, zbiegów i potępionych w sądach dłużników, którzy u niego bezpieczne znajdowali schronienie. Między nimi znaczniejszy był Piotr Pszonka z Kurowa, szlachcic herbu Janina, wywołany z kraju za to, iż mszcząc się na Kolczku dziedzicu zamku Łowinicy, który mu był na łowach sieci kazał potargać, z przyczyny zajęcia niemi kawałka jego gruntu, rzeczony zamek spalił. Szlachcic także Innocenty Rafał Gędczycki, herbu Gryf, z dwoma synami, Marcinem i Janem, w domu swoim w Gędczycach, przez łotrów, których rzeczony Władysław Opolski do królestwa Polskiego na rozbijanie szlachty i kupców tajemnie był wysłał, a którzy dawszy znać wprzódy do dworu, że bracia i przyjaciele zajeżdżają do niego w gościnę, aby go z nienacka tém snadniej podejść, napadli nań zdradziecko, w wielką Sobotę porwany i zaprowadzony był do Opola. Tam starzec chorowity, nie mogąc znieść katuszy więzienia, gdy Władysław książę Opolski kazał go trzymać w smrodliwej turmie, aby na nim wymódz tém większe okupy, znękany cierpieniami umarł i w klasztorze Czarnowązkim pochowany został. Dla ukrócenia więc takich Władysława książęcia Opolskiego gwałtów i nadużyć, i ukarania dwojakiego bezprawia, to jest wypuszczenia w zastaw ziemi Dobrzyńskiej i złupienia kupców królestwa Polskiego, zebrał potężne wojsko i wtargnął zbrojno w dziedziny książęcia Władysława i jego synowców. A opanowawszy liczne grody i miasteczka, tak do niego jako i bratanków książęcia należące, obległ miasto Opole i obadwa jego zamki, i usilném z dział szturmowaniem wnet mury, wieże i strażnice zamkowe pogruchotał i w rumach pogrzebał, włości zaś okoliczne zniszczył pożogą. Władysław książę Opolski widząc, że mimo słane przez siebie i przez posłów swoich prośby do Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego o pomoc i obronę, nie mógł się jej wcale spodziewać, Wacław bowiem król Rzymski i Czeski odpowiedział: „że słusznie za swoje łupiestwa i rozboje cierpiał“; zmuszony ostatecznością, wysłał Konrada Oleśnickiego i Bernarda Niemodlińskiego (Nyemodliensis) książąt Szlązkich do Władysława króla Polskiego z prośbą o pokój. Za ich pośrednictwem, dawszy się przebłagać król Polski Władysław, i odebrawszy za złupienie onych kupców zupełne zadosyćuczynienie, odstąpił od oblężenia; atoli zamki prawem oręża nabyte, jako to Lubliniec, Strzelce, i inne, zatrzymał w swojém posiadaniu, i puścił je starostwem dzierżawném Spytkowi z Melsztyna wojewodzie Krakowskiemu. Zabór ten nie mógł być inaczej odzyskanym, aż gdy Bernard książę Niemodliński, synowiec rodzony Władysława książęcia Opolskiego, wydał królowi zamek Bolesławiec, sam zaś pojął w małżeństwo Jadwigę, córkę Spytka z Melsztyna, wojewody Krakowskiego: albowiem ta dopiero w posagu, który mężowi swojemu wnieść miała, za przychylném zezwoleniem króla, zamki rzeczone, orężem królewskim zdobyte, wróciła książęciu Bernardowi.
Władysław król Polski, tknięty do żywego wypuszczeniem ziemi Dobrzyńskiej w zastaw mistrzowi i zakonowi Krzyżaków Pruskich przez Władysława książęcia Opolskiego, i przewidując, że przymierze zawarte z mistrzem i zakonem wkrótce będzie zerwaném, począł gorliwie myśleć o wojnie, i ku temu zamiarowi wszystkie siły ciała i umysłu wytężył. Lecz gdy rada starszyzny temu się sprzeciwiała (czekano bowiem sposobnej pory do wojny z Krzyżakami, raczej dla oswobodzenia i wydarcia z ich rąk Żmudzi, niżeli dla pomszczenia się za niesłuszne opanowanie ziemi Dobrzyńskiej) żeby nie zdawało się, że król i jego rada zagarnienie tej ziemi obojętnie puszczali w niepamięć, uchwalono w tej sprawie zjazd z mistrzem i zakonem, mający się odbyć w Inowrocławiu. Na ten zjazd wybrała się królowa Jadwiga, miasto samego króla Władysława, z obawy, aby ten oburzony wspomnieniem dawnych i świeżych najazdów Litwy nie uniósł się w zbyt zapalczywej mowie, i nie przyspieszył nią wojny, której troskliwie unikano. Gdy więc królowa w okazałym orszaku i z liczném gronem prałatów i panów przybyła do Inowrocławia, prowadzono przez dni kilka z Konradem v. Jungingen mistrzem i komturami Pruskimi narady i rokowania, ale daremne; mistrz bowiem i komturowie wszystkie żądania i warunki, acz na słuszności oparte, które Jadwiga królowa wraz z przytomnymi radcy Polskimi przedstawiała, odrzucali, i obyczajem swoim, to temi to owemi wybiegali się wykręty, w zamiarze, aby ziemię Dobrzyńską przez siebie zagarnioną jak najdłużej wytrzymując, podobnie jak ziemię Pomorską i inne powiaty królestwa Polskiego, prawem przedawnienia sobie przywłaszczyli. Skarciwszy zatém ostremi wyrzutami mistrza i komturów, że z taką chciwością i łakomstwem po cudze własności sięgali, święta ona niewiasta Jadwiga, jakimsiś niebieskim duchem natchniona, dodała: „że wprawdzie za życia swego wstrzyma tę srogą wojnę, która im grozi tak za obecne jako i dawne krzywdy królestwu Polskiemu wyrządzone; ale po jej śmierci, niech wiedzą, że z sprawiedliwych wyroków Bożych straszne czekają ich klęski, za to, że panom swoim, dobrodziejom i twórcom swojego bytu, których chlebem, jałmużną, nadaniami żyją, tak przeciwnemi stali się wrogami, i za otrzymane dobrodziejstwa, za udzielone sobie ziemie i posiadłości, krzywdami im odpłacają; że nie dość mając na zagarnieniu ziemi Pomorskiej, która od pierwszych początków królestwa do Polski należała, chciwe i niesyte łupieży wyciągnęli ręce po ziemię Dobrzyńską, acz i ta, podobnie jak ziemie Wieluńska i Ostrzeszowska, wrócić powinna i spoić się z całością królestwa Polskiego, czemu oni tylko chytrze i niesprawiedliwie stawają na przeszkodzie.“ A lubo Konrad v. Jungingen mistrz Pruski i jego komturowie na rzeczonym zjeździe Inowrocławskim wysłuchali z powolnością zarzutów czynionych im przez królową Jadwigę, jako słusznych i na prawdzie opartych, i sami najuprzejmiej dziękowali królowej, że tyle okazała w sobie gorliwości o utrzymanie powszechnego pokoju, nie dali się wszelako nakłonić do zwrócenia ziemi Dobrzyńskiej, chyba pod warunkiem, z ich strony najniesłuszniejszym, zapłacenia im wprzódy czterdziestu tysięcy złotych. Zaczém radcy Polscy opuścili ten zjazd z większém jeszcze umysłów obostrzeniem.
Alexander czyli Witołd książę Litewski, pogodziwszy się z Bolesławem Świdrygiełłą, i osadziwszy go w Polsce, żeby nowych nie wszczynał zamieszek, skoro tylko uzyskał chwilę wolną od wewnętrznych i zewnętrznych wojen, chcąc chrześciańskim okazać się książęciem, przedsięwziął pierwszą wyprawę na Tatarów. Ale chociaż przeszedł za Don, który po łacinie zowie się Tanais, i w okolicach największej z rzek Wołgi rozniósł spustoszenia, nigdzie jednak nie doznawszy oporu, wtargnął w samo główne koczowisko Tatarów zwane ordą, i wiele tysięcy barbarzyńców z żonami, dziećmi i stadami bydła w zdobyczy uprowadził do Litwy. Połowę z nich odstąpił na znak zwycięztwa królowi Władysławowi, prałatom i panom Polskim, a połowę sobie zostawił. Ci Tatarzy przesiedleni do Polski, porzuciwszy błędy pogaństwa, przyjęli wiarę chrześciańską, i zrośli się z Polakami w jeden lud przez wzajemne związki małżeńskie. Inni, którzy w Litwie osiedli, pozostali przy sprosnej wierze Mahometa, a osadowieni przez książęcia Witołda w jednym zakąciu Litwy, dotąd swoim obyczajem żyją i swoję bezbożną religią zachowują.
Dnia ostatniego Lutego Henryk książę Głogowski, zwany Wróblem (Sperling), gdy w Lignicy na igrzysku harcował z kopiją, raniony śmiertelnie poległ, i w klasztorze Lubieńskim pochowany został.
Jadwiga królowa Polska, pragnąc nasiona prawej wiary chrześciańskiej, świeżo na Litwie staraniem pobożném Władysława króla Polskiego zaszczepione, rozkrzewić i upowszechnić, w Pradze, gdzie sławna pod ów czas kwitnęła szkoła, na starém mieście, niedaleko pałacu królewskiego, i w pobliżu dworca królowej, kupiła dom murowany, mający obszerne izby, komnaty i przybudynki, a tylną częścią obrócony ku nowemu miastu Pradze, przyległy kollegiom Ś. Wacława i ... i dnia dziesiątego Września ustanowiła w nim kollegium wyłączne na pomieszczenie Litwinów pobierających tamże nauki. Za zezwoleniem zaś Wacława, na ów czas króla Czeskiego, uposażyła ten dom, na opatrzenie mieszkających w nim uczniów, zapisem wieczystym dwóchset kóp szerokich groszy Praskich, przykupiwszy w pobliżu Pragi za znaczną ilość pieniędzy pewne wioski wolnościami nadane. To dzieło chwalebne, wyświadczające cnotę i zasługi przesławnej królowej, trwa po dziś dzień w swoim pierwotnym stanie i uposażeniu, mimo rozliczne klęski, spustoszenie i ruinę wielu pobożnych zakładów, zrządzone w Pradze i Czechach przez zawiść odszczepieńców, i odświeża ciągle imię i pamięć Jadwigi. Albowiem to kollegium w potocznej u ludu mowie zowie się domem czyli kollegium królowej, głosząc dzieło pamiętne swej założycielki.
Zygmunt król Węgierski, samą powodowany uprzejmością, nie był bowiem wcale zaproszony, zjechał do Władysława króla Polskiego do Krakowa, gdzie wzajemnie za ten miły dowód przychylności, tak od króla Władysława jako i królowej Jadwigi przyjęty był z największą czcią i ludzkością, i przez dni kilkanaście z całym dworem swoim i drużyną rycerstwa, przy hojném we wszystko opatrzeniu, wspaniale podejmowany. Na uczczenie tém świetniejsze przybyłego gościa, król Władysław zapowiedziawszy zjazd wielki u dworu, wyprawił z naznaczoną dla zwycięzców nagrodą rycerskie turnieje, na których Zygmunt król Węgierski potykał się kopiją z wszystkimi obecnymi rycerzami, wyzywany od nich kolejno z przyczyny godności królewskiej i okazałego rynsztunku. Poczém od Władysława króla Polskiego wspaniałemi uczczony upominkami, posławszy mu nawzajem od siebie bogate dary, wrócił wesoło do Węgier.
Bonifacy IX papież, chcąc dogodzić własnej i mistrza jako téż zakonu Krzyżaków Pruskich i Inflantskich dumie, miasto Rygę w Inflantach, które tak we względzie duchownym jako i świeckim, tak prawem pierwotném jak i nabytém, do arcybiskupstwa Ryzkiego należało, wraz z jego zamkami, obwodem całym i przyległościami, mimo sprzeciwiania się arcybiskupa i kapituły Ryzkiej, mistrzom i braciom Szpitalnym zakonu Teutońskiego Ś. Maryi, czarnym Krzyżakom Pruskim i Inflantskim, wieczystém prawem sprzedał za piętnaście tysięcy czerwonych złotych, krom pewnej ilości, którą między pośredników tej ugody, za ułożenie aktu kupna i przedaży, rozdzielono. A lubo rzeczony kościoł Ryzki, od pierwotnego założenia swego, tak w osobie arcybiskupa jako też prałatów i kanoników, był reguły mniszej, zakonu kanoników regularnych Ś. Augustyna; papież jednak Bonifacy, owém złotem ujęty, nadał mu mimo jego woli regułę zakonu Teutońskiego Krzyżaków czarnych. Wszelako rzeczony arcybiskup i kościoł Ryzki, prawując się o to przez lat przeszło pięćdziesiąt w kuryi Rzymskiej z mistrzem i zakonem Krzyżackim, aby go na zakon czarnych Krzyżaków nie przemieniano, przewiódł sprawę i w kilku sta owczych wyrokach zyskał wygraną. Albowiem mistrz i przerzeczeni bracia Krzyżacy dokonali kupna miasta Rygi i jego obwodu taką samą chytrością i podstępem, z jaką nabyli ziemię Pomorską od Ottona i Jana margrabiów Brandeburskich, którzy nigdy do niej nie mieli prawa ani żadnego tytułu własności, samą powodowani chęcią oderwania jej od królestwa Polskiego.
Śmierć Henryka biskupa Włocławskiego, książęcia Lignickiego, ożywiła w Janie Kropidle biskupie Kamieńskim i Opolskim nadzieję odzyskania stolicy Włocławskiej, za wstawieniem się braci jego książąt Opolskich i łaską Bonifacego IX papieża. Ale Władysław król Polski, ciągłą ku niemu pałający niechęcią, żadnemi książąt Opolskich prośbami nie dał się zmiękczyć i przebłagać. Zaczém i Bonifacy IX papież, wyrozumiawszy ten stały z strony króla opór, nie przywrócił już Jana Kropidło na utraconą stolicę, ale Mikołaja Kurowskiego biskupa Poznańskiego, który od lat siedmiu rządził kościołem Poznańskim, a za którym wstawiał się Władysław król Polski, z Poznańskiego przeniósł na Włocławskie biskupstwo. Na stolicy zaś Poznańskiej, za sprawą tegoż króla Władysława, dnia siedmnastego Kwietnia osadził Wojciecha Jastrzębca z Lubnicy, scholastyka Krakowskiego, szlachcica herbu Jastrzębiec.
Władysław król Polski widząc, że Jadwiga dostojna jego małżonka była brzemienną, uradowany wielce, rozpisał listy do Bonifacego IX papieża i niektórych królów i książąt chrześciańskich z oznajmieniem tej radosnej dla siebie nowiny, a na chrzciny mającego za łaską Bożą narodzić się dziecięcia pozapraszał ich przez wyprawionych umyślnie posłów. Gdy i w królestwie całém rozeszła się wieść o błogosławionym stanie królowej, radość powszechna ogarnęła serca Polaków, cieszących się, że z jej łona królestwo otrzyma dziedzicznego następcę, mającego spełnić obecne i przyszłe jego szczęście. Zaczém Bonifacy IX papież, czyniąc zadość życzeniu króla, zesłał w imieniu swojém na dopełnienie chrzestnego obrzędu Wojciecha Jastrzębca z Lubnicy, scholastyka Krakowskiego, z zupełném od siebie upoważnieniem, zaleciwszy przytém, aby nowo narodzonemu dziecięciu nadał na chrzcie imię jego, do płci zastosowane. Toż samo uczynili także inni zaproszeni królowie i książęta. Na co wydane było z osobna breve rzeczonego papieża Bonifacyusza w następującej osnowie:
„Bonifacy biskup, sługa sług Bożych. Najmilszemu w Chrystusie Synowi Władysławowi, dostojnemu królowi Polskiemu, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Do Twej królewskiej Miłości, który jesteś obrońcą i szermierzem wiary, a naszej mocy najdzielniejszém ramieniem, ślemy wyznanie słusznej a szczególniejszej przychylności ku tobie, jako i Najmilszej w Chrystusie Córce naszej, Jadwidze, królowej Polskiej, twojej dostojnej małżonce. O której gdyśmy z wielką serca pociechą dowiedzieli się od ciebie, że w żywocie swoim (za co niechaj będzie Bogu cześć i chwała) płód żywy poczęła, wznieśliśmy do Twórcy wszelakiego stworzenia z głębokości serc naszych najgorętsze prośby i modły, które przy ofiarach świętych ustawicznie powtarzamy, aby Twojej i Jej królewskiej Miłości pobłogosławić raczył szczęśliwém użyczeniem potomstwa; a za łaską swoją, na chwałę tegoż Wszechmocnego Pana, na pomnożenie prawej wiary chrześciańskiej, i pożytek naszej Oblubienicy kościoła świętego, ku rozszerzeniu nareszcie sławy imienia twojego, a królestw i państw twoich pomyślności, zesłać raczył z twojego i twej małżonki ciała potomków królewskich, Boga się bojących, a nas i następców naszych biskupów Rzymskich, prawnie na tej Stolicy kościoła zasiadających, niemniej jak kościoły i sługi ołtarza dla miłości Boga mających we czci i poważaniu, którzyby rzeczone królestwo i wszystkich poddanych w ciszy głębokiego pokoju i szczęśliwie piastowali, pokonawszy mocą Najwyższego barbarzyńców, nieprzyjacioł wiary Chrystusowej, we wszystkich krajach i narodach, tak sąsiedniego jako i odleglejszego świata. A gdy to spodziewane potomstwo, dla przytoczonych wyżej i wielu innych względów prawdziwie ojcowską napełnia nas pociechą, gdy pragnąc szczerze sławy twojego imienia, postanawiamy, o ile Bóg użyczy pomocy, w wszelakich przygodach i potrzebach okazywać Ci naszą czułość i staranność; życzeniem jest naszém, aby mające przyjść na świat dziecię, które rzeczona królowa z ciebie dostojnego Monarchy ma porodzić, okrom imienia, jakie mu na chrzcie świętym będzie daném, otrzymało drugie po naszém imieniu Bonifacyusza, zastosowane do płci jak wypadnie. A iżby to dziecię uzbrojone było należycie do mężnych zapasów i wojowania z nieprzyjacielem rodzaju ludzkiego, iżby go snadniej i skuteczniej pokonywać mogło, chcemy, aby ten święty Sakrament chrztu odbywał się w naszém imieniu, i aby według obrządku Świętego Rzymskiego kościoła wiązał nas wspólném i zbawienném ojcostwem z Tobą i Jej Miłością królową. Co iżby się dokonało w właściwém miejscu i czasie, wyznaczamy ku temu z osobna ukochanego syna naszego Wojciecha Jastrzębca, obranego biskupa Poznańskiego, posła twego, a jak się dowodnie przekonaliśmy, gorliwego czciciela twego i miłośnika, dając mu niniejszém pismem zupełną moc i władzę, jako Zastępcy naszemu i nuncyuszowi, do wypełnienia tego wszystkiego co się wyżej powiedziało, i co z tém jest w połączeniu i związku. A co tenże Pełnomocnik nasz według powyższych zleceń uczyni, albo potrzebném i pożyteczném osądzi, to i my za ważne i należycie zdziałane uznamy. Dan w Rzymie u Świętego Piotra, dnia piątego Maja. Naszych rządów Papieskich roku dziesiątego.“
Gdy się zbliżał czas rozwiązania królowej, Władysław król Polski słał do małżonki swej Jadwigi prośby przez listy i posły, aby na nadchodzący połóg nie przepomniała łożnicy swojej przyozdobić namiotami, okryciami i zaponami, od złota, pereł i klejnotów. Ale ona królowi odpisała: „że już od dawna wyrzekła się pychy i próżności tego świata, a tém mniej mogłaby o niej myśleć w chwili śmierci, która często wydarza się w połogu. Nie blaskiem przeto pereł i złota pragnie się podobać Ojcu Niebieskiemu, który oszczędziwszy jej sromoty niepłodności, raczył ubłogosławić jej łono, ale cichością duszy i pokorą.“ W czém zaiste pokazała się głęboka jej pobożność i miłość ku Bogu, że bojąc się go obrazić, odrzuciła nawet tę godziwą i królewskiej dostojności przyzwoitą ozdobę. Gdy zaś nadszedł dzień rozwiązania, Jadwiga królowa dnia dwunastego Czerwca wydała na świat córkę: która w kościele Krakowskim od Piotra Wysza biskupa Krakowskiego ochrzczona, otrzymała dwoiste imię Elżbiety Bonifacyi. Po jej urodzeniu królowa Jadwiga w ciężką niemoc popadła. Dziecina zaś nowo narodzona po trzech dniach umarła. Jej zgon, w samej chwili ostatecznej, królowa oznajmiła niewiastom które jej pilnowały, acz te starały się ukryć przed nią tę przygodę, aby żal nie powiększył jej słabości. Poźniej, gdy się choroba znacznie wzmogła, opatrzona Najśw. Sakramentem na drogę wieczności i olejem świętym namaszczona, pobożnie i religijnie, jak na chrześciankę przystało, dnia siedmnastego Lipca w zamku Krakowskim, niewiasta pełna cnót i dobrych uczynków, w samo południe rozstała się z tym światem, i w kościele Krakowskim po lewej stronie wielkiego ołtarza, niedaleko ciborium, pochowaną została. Urody była nadobnej, ale nadobniejsza cnotą i pięknemi obyczajami. Staranna o wzrost i rozszerzenie wiary katolickiej. Ona szkołę główną królestwa, którą był począł Kazimierz II król Polski w mieście Kazimierzu, odbudowała i uzupełniła. Ona w kościele Krakowskim ustanowiła Zgromadzenie Psałterzystów, chwałę Bożą bez ustanku wyśpiewujących. Nadto ufundowała w tymże kościele Krakowskim dwie altarye, jednę pod wezwaniem Ś. Anny, a drugą pod tytułem Nawiedzenia N. Maryi Panny na przedmieściu Krakowskiém zwaném Piasek. Niemniej kościoł dla braci Słowaków pod wezwaniem Ś. Krzyża murować i uposażać poczęła, ale śmierć nie dozwoliła jej dzieła tego dokonać. W czasie wielkiego postu i przez cały adwent, odziana włosiennicą, ciało osobliwszą powściągliwością trapiła. Dla ubogich, wdów, przychodniów, pielgrzymów i wszelakiego rodzaju nędzarzy szczodre wydawała jałmużny. Żadnej nie widziałeś w niej płochości, żadnego gniewu; nikomu nie okazała pychy, zawiści i niechęci. Tlała w jej duszy głęboka pobożność, miłość ku Bogu bez granic. Wzgardziwszy próżnością i wszelakiemi marnościami świata, wszystek umysł swój zajmowała modlitwą i czytaniem ksiąg świętych, jako to Pisma starego i nowego zakonu, Homilij czterech Doktorów, Żywotów Świętych Pańskich, Kazań i dziejów Męczeństw, modlitw i Bogomyślności Ś. Bernarda, Ś. Ambrożego, Objawień Ś. Brygitty, i wielu innych z łacińskiego języka na polski przełożonych. Wielu chciwych nauki młodzieńców po szkołach żywiła i utrzymywała. Wszystkie klejnoty swoje, szaty, pieniądze, i wszystek sprzęt królewski na wsparcie dla nieszczęśliwych i na założenie naukowej wszechnicy w Krakowie wykonawcom swojej ostatniej woli, to jest Piotrowi biskupowi i Jaśkowi z Tęczyna wojewodzie Krakowskiemu odkazała. Kościoł Krakowski otrzymał od niej ornat bogaty, ozdobny krzyżem wysadzanym perłami i drogiemi kamieniami; tudzież racyonał z samych niemal pereł uszyty. W całym świecie katolickim tak dalece słynęła cnotą i pięknemi przymioty, że wszyscy ją jak wzór świątobliwości czcili i uwielbiali. Co aby dowodniej okazać czytelnikom, zamieszczam tu list papieża Bonifacego IX do niej za życia pisany.
„Bonifacy biskup, sługa sług Bożych. Najmilszej w Chrystusie córce Jadwidze, dostojnej królowej Polskiej, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Oznajmujemy Twej królewskiej Miłości, że zważywszy w umyśle naszym szczerą i pełną pokory przychylność, jaką ku Nam i kościołowi Rzymskiemu Twoja królewska Miłość okazujesz i zawzdy okazywałaś, wstępując chwalebnie w ślady twoich sławnej pamięci poprzedników, poczuwamy w naszém sercu wdzięczne ku tobie chęci, a jak zawsze tak i obecnie szczególniejszą chcemy ci dać poznać łaskę i przychylność. Do próśb twoich, wielce dostojności twej królewskiej i Najmilszego w Chrystusie syna Władysława króla Polskiego a twego małżonka, jako i samego królestwa Polskiego odpowiednich, któreśmy łaskawie wysłuchali, przychylając się, pragniemy za pomocą Bożą pomnożyć dla was te liczne względy i łaski, na jakie przodkowie twoi po ludzku swojemi czyny sobie zasłużyli. Przyczém upominamy Twoję królewską Miłość, abyś rzeczonego króla małżonka twego, w którym jak wiemy położona jest wszystka nadzieja królestwa i krajów tamecznych, twemi zdrowemi i rozumnemi nie przestawała wspierać radami, i nakłaniać, aby trwał w chwalebnej jak dotąd ku nam wierności i przychylności, i owszem coraz więcej ją w sobie pomnażał, a zbaczających z drogi zbawiennej do wiary i należnego nam posłuszeństwa starannie naprowadzał; za co krom wiecznej od Pana Boga nagrody, i chwały poczesnej u ludzi i łaski naszej Stolicy Apostolskiej słusznie dostąpi. Nadto, ponieważ nam jest wiadomo, że jak to zdarzać się zwykło, Twoja królewska Miłość z przyczyny mnogich a natarczywych prośb, którym bez ujmy twego królewskiego Majestatu odmówić ucha nie możesz, zmuszona jesteś wnosić do nas za różnemi osobami wstawienia, często wbrew twoim chęciom i życzeniom, gdy raczej innych wolałaby Twoja królewska Miłość popierać swoją łaską i pomocą, czego my jednak wiedzieć nie możemy, a ztąd częstokroć osadzamy różne stolice i urzędy duchowne nie według myśli Twej królewskiej Miłości: przeto prosimy, aby Twoja królewska Miłość raczyła nam wskazać jakowyś znak szczególny, któregobyśmy się trzymać mogli, i po nim poznawać, czego rzeczywiście i szczerą chęcią od nas sobie życzysz, a co my najchętniej i z całego serca uczynić jesteśmy gotowi. W każdém zaś zdarzeniu racz się z nami znosić przez ukochanego syna naszego, mistrza Piotra z Radolina, protonotaryusza Apostolskiego, twojej sławy i dobra najgorliwszego obrońcy, a równie nam jak i Twej królewskiej Miłości szczerze wiernego, abyśmy przezeń chęci twe i życzenia jasno wyrozumieć mogli. We wszystkiém przeto, co on Twej królewskiej Miłości w tej lub innych okolicznościach z naszej strony przełoży, chciej mu zupełną dać wiarę, tak jakby to z naszych własnych ust pochodziło, i jak nam samym zawierzać raczysz, albowiem i my podobnie jak Twoja królewska Miłość zupełnie mu ufamy. Dan w Rzymie u Ś. Piotra, dnia dwudziestego dziewiątego Grudnia. Naszych rządów Papieskich roku trzeciego.“
Tej pobożnej i błogosławionej niewiasty świętość okazała się nawet po śmierci, i dotąd się między nami okazuje, a bez wątpienia i w potomnych wiekach, mimo stygnące w sercach ludzkich cnoty, okazywać się będzie. Za jej bowiem przyczyną i przez jej zasługi umarli wracają do życia, chromi chodzą, ślepi widzą, niemi odzyskują mowę, opętani od czarta z niemocy się wyzwalają, chorzy i rozmaitemi nękani cierpieniami pociechę i zdrowie otrzymują. Sławę jej ogłasza nagrobek, który się poniżej przytacza:
Tu leży Jadwiga, gwiazda Polaków,
Królowa dostojna i wspaniała.
Węgry uznały ją za dziedziczkę swego królestwa,
Której się chętnie oddały dla jej cnych przymiotów.
Córa Ludwika króla, jakby z głowy jego wynikła,
Latorośl nadobna i świetnie kwitnąca.
Królewskiej krwi plemienniczka, z gniazda
Francuzkiego domu; potém przez ślubne zamęście
Ogniwem się stała Litwinów i Polaków,
Niezgodne państwa zgodném kojarząc przymierzem.
Ślepej dziczy pogaństwa światło ukazała
Wiary, za sprawą Wszechmocnego Boga.
Z siłą olbrzyma umysł powściągała rozumem,
Poddając mu siebie całą. Znały ją dobrze sieroty.
Duchowieństwu skarbem, ubogim rosą, kościołowi podporą była.
Dla szlachty łaskawa, dla ludu czuła opiekunka.
Wiedziała, co jest ubostwo, a co pycha wyniosła;
Nie chciała potęgą, wolała władać dobrocią:
Ta mocą niebieską podbija srogość przeciwnika,
Tamta nieprawością zdobywa marne zyski świata.
Dla dobrych przystępna, dla złych nawet pełna dobroci,
Miła i wdzięczna, wszystkim okazywała się jednaką.
Nie miała w sobie iskierki dumy ani gniewu;
Cierpliwa i łagodna, była prawie bez żółci.
W młodych latach walcząca z pokusami ciała,
W głębi serca posłuszną była Bogu.
Ćwiczyła w naukach młodzież, dając jej potrzebne wsparcie:
Ztąd pamięć jej kwitnie w zaszczycie u świata.
Więcej niema potrzeby o niej rozpowiadać.
Bogu służyła wielu pobożnemi uczynkami.
Jeżeli rozum, dobry radca, walnym jest człeka przymiotem,
Łączyła z nim stateczną a niezachwianą wiarę.
Gdy wreszcie ubłogosławiona królewskiém potomstwem
Stała się matką, radość zmieniła się nagle
W nieszczęście, godne smutku i płaczu:
Albowiem matka i córka razem zstąpiły do grobu.
O! ileż ta gwiazda wspaniała swojém zajściem
Sprawiła ludziom boleści i żalu!
Roku tysiącznego trzechsetnego dziewięćdziesiątego dziewiątego,
Gdy księżyc w znaku Wodnika, a słońce było w znaku Raka,
Dnia siedmnastego Lipca, o godzinie trzynastej,
Zaszła niestety! ta gwiazda królewska.
Znikła pociecha biednych i nieszczęśliwych,
Matka i królowa, nadzieja jedyna i ucieczka.
Zwiędła ta która kwitnęła; snem śmierci
Usnęła, wolna od śmiertelnej zmazy.
Ale pocóż zastanawiać się nad znikomością tego życia?
Zagasło co świeciło, i co było kwiatem uwiędło.
Śmierć straszna jest dla złych, a pożądana dla cnotliwych.
Nie zniknęła ale tylko odeszła, do innego przeniosła się życia.
A gdy od nas nie płaczu ale modlitwy potrzebuje,
Módlcie się za nią sercem i prośbą pobożną.
O! Królu Nieba, tę królową Polaków
Racz przyjąć i umieścić w twoim raju;
Kędy wonieją zapachy, sączy się napój niebieski,
Zieje roskosz balsamów, płyną miody,
Słodkie miody płyną, brzmi muzyka wdzięczna i śpiewanie;
Gdzie nieznany jest głód i dopiekające żary upału;
Powietrze tchnie wonią, róża wykwita, zdroje szeleszczą;
Wieczna panuje wiosna, nie znająca lodów ani zimy.
W tym grobie leży Jadwiga królowa,
Gwiazda Polaków zaszczytna.
Dziedziczka Węgier, niegdy szczęśliwych, póki
Twardego nie dźwigały jarzma cesarzów.
Szczep ślachetny sławnego rodu Ludwika,
Który był królem Węgier i Sarmacyi.
Połączył się z nią ślubnemi związki Jagiełło,
Władca Litwinów i Sarmatów.
Jadwiga temi związki skojarzyła dwa państwa,
I stała się ogniwem wiążącem Litwinów z Getami.
Ludy pogańskie, które czciły węże, ogień i gaje,
Przywiodła do poznania prawego Boga.
Żywiąc w duszy wielkich mężów przymioty,
Poddana niejako samej sobie, gardziła wszelką próżnością.
Jeżeli komu przykre dolegało ubostwo,
Szczodrą ręką dźwigała go z niedoli.
Kapłanom i sługom Najwyższego Pana
Nie dopuszczała cierpieć głodu i pragnienia.
Zdobiła kościoły i przybytki Pańskie,
I pieniędzmi podpierała dom Twój Zbawicielu.
Ludowi czułą opiekunką, możnym i znakomitym
Ślachetnością rodu okazywała się łaskawą.
Jako znała dobrze, czém jest pycha wyniosła,
Tak umiała cenić serca ciche i pokorne.
Acz znała to oboje, przecież powściągała pychę;
Tak łagodną, tak dobrą, tak skromną zawsze była.
Dodaj do tego pobożność i miłość cnoty,
O które Jadwiga najwięcej się starała:
Zaczém wszędy imię jej między ludźmi słynęło.
Nie brakło świadectw jej cnoty i dobrych uczynków.
Kwitnie dotąd sławna szkoła uczonych,
Która od niej wzięła swój początek.
Ona przywołała uczonych z zagranicy mistrzów,
I biegłych w wszelakiej umiejętności mężów.
Naznaczyła uczącym się stosowne opatrzenie:
A tak sława jej stała się w świecie głośną.
Czciła całém sercem Dobro Najwyższe, Boga,
Który włada na niebie piorunem i błyskawicą.
Wiarę stateczną chowała w czystej duszy,
Gardząc wszelakim występkiem i nieprawością.
Potém zaślubiona wielkiemu i wspaniałemu mężowi,
Poczęła płód książęcy w swém niepokalaném łonie:
Lecz jeszcze był nie dojrzał owoc poczęty jej żywota,
Gdy z krwi królewskiej wydała na świat córkę.
Radowała się matka w sercu tą błogą pociechą,
Nie wiedząc jakie wkrótce czekały ją losy:
Nie tylko bowiem córkę nowonarodzoną, ale i matkę
Śmierć zazdrosna uniosła w grobowe cienie.
Niestety! razem z córką zeszła do grobu matka,
Dwie dusze w jednym dniu rozłączyły się ze światem.
W ciężkim, ach! w ciężkim naród pogrążył się smutku,
Jeden dzień zadał mu dwa dolegliwe ciosy.
Ileż łez gorzkich nocne pokryły ciemności!
Ileż skarg rozległo się bolesném łkaniem!
Jaka żałość w tym dniu ogarnęła naród cały,
Gdy królowa z stolicy swej uniosła się pod gwiaździste stropy.
Słońce skwarne jaśniało wtedy w znaku Raka,
Tłumiąc swém światłem gwiazdy Zająca,
Kiedy królowa matka i nadobna jej córka
Snem śmiertelnym ujęte zawarły powieki.
Dzień ten straszny nadzieję wsparcia ubogim,
A możnym wydarł łaskę i pociechę.
Płaczcie teraz biedni, których los zawistny uciska:
Zniknęła wasza nadzieja i obrona.
Ta gwiazda królewska, tak świetnie wprzódy błyszcząca,
Zgasła i w smutnym utonęła mroku.
Tak-to los życia człowieczego przędzę
K woli swej snuje w pasma i rozsnuwa.
Tuszę wprawdzie, że powołana od Boga królowa
Weszła do nieba, w podwoje Najwyższego;
Wy jednak, których śmierć jeszcze nie zabrała ze świata,
Módlcie się za nią, błagam, prośbą i dobrym uczynkiem.
A ty Boże Najwyższy, jedyna nadziejo zbawienia,
Przyjm ją do chwały królestwa twego!
AMEN.
Władysław król Polski, odebrawszy smutną wiadomość o zgonie małżonki swojej Jadwigi królowej, w ciężkim żalu przybył do Krakowa. A poświęciwszy dni kilka smutkom i łzom rzewnym, zwołał prałatów i panów królestwa, i w kościele Krakowskim dnia czternastego Sierpnia pogrzeb z królewską wspaniałością odprawił. Po tym smutnym obchodzie udał się z Krakowa do ziem Ruskich, gdzie przez długi czas wysiadywał. Pod tę porę zjechał był do Krakowa Witołd Alexander książę Litewski z swoją pierwszą żoną Anną, dla nawiedzenia Jadwigi królowej Polskiej w połogu, i uczczenia jej wielkiemi upominkami. Ale po odprawionym pogrzebie spiesznie oboje powrócili do Litwy. Wtedy także śmierć królowej Jadwigi nie małej Władysława króla nabawiła trwogi, aby z królestwa Polskiego nie był złożony. Dlatego śpieszył się z wyjazdem z Polski, oświadczając: „że nie przystało mu w cudzém królestwie po zejściu prawej jego dziedziczki, królowej Jadwigi, przebywać.“ 0 czém gdy panowie rada posłyszeli, i gdy król zażądał, aby mu pozwolono wrócić do Litwy, namową swoją odwiedli go od tak niewczesnego zamiaru, i uspokoili w nim wszelką obawę. Utwierdzony więc na królestwie, tém mniej miał powodu lękania się o jego utratę, gdy panowie przełożyli mu, iż była inna dziedziczka, bliska krewna Jadwigi, Anna córka hrabi Cylijskiego, Kazimierza II króla Polskiego wnuczka po córce, którą radzili mu pojąć w małżeństwo.
W Piątek, dnia piętnastego Sierpnia, kobieta pewna z Poznania, po przyjęciu w klasztorze zakonu kaznodziejskiego Najświętszej Komunii, wyniosła ją w ustach dla sprzedania Żydom mieszkającym w Poznaniu. Gdy potém znaleziono ją na błoniach miasta Poznania, miejsce to poczęło zaraz słynąć wielkiemi cudami. Czém spowodowany Władysław król Polski, założył w tém miejscu klasztor braci Karmelitów pod tytułem Bożego Ciała; a zmurowawszy z cegieł ozdobnym kształtem chór klasztorny, nadał rzeczonemu klasztorowi na utrzymanie braci zakonnych młyn królewski w posagu.
Elektorowie cesarstwa widząc, że państwo Rzymskie przez niedbałość rządów i płochość obyczajów Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego coraz więcej sławę i znaczenie utraca, złożywszy w dzień Ś. Bartłomieja zjazd w Frankfurcie nad Menem, obrali królem Rzymskim Ruperta książęcia Bawaryi zwanego Klema. Ten zezwoliwszy na swój wybór nie dość rozważnie dopełniony (Wacław bowiem mógł tylko wyrokiem najwyższej władzy złożonym być z stolicy) począł się mienić i pisać królem Rzymskim. Pozbawiony rządów król Wacław, oddawszy się w domu gnusności, z dawnego nałogu kalał się opilstwem i obżarstwem, dzień i noc bezczynnie przepędzał w łożu, i w ten sposób wiódł żywot lichy i nikczemny.
Władysław król Polski, troskliwy o rozszerzenie wiary i religii chrześciańskiej, pomnożenie czci i chwały Bożej, i dobro obu narodów Polskiego i Litewskiego, w królewskiém mieście Krakowie, stolicy królestwa Polskiego, w Poniedziałek po święcie Ś. Jakóba Apostoła, założył i otwarł główną królestwa szkołę, o którą Jadwiga królowa Polska za życia wielkiemi prośbami, wielkiém zabiegała staraniem. Doktorów zaś i mistrzów wszystkich wydziałów, tudzież professorów tak Polaków jako też Czechów i Niemców, z Praskiej nauk wszechnicy przyzwawszy, tę nowo założoną szkołę powszechną opatrzył dochodami królewskiemi z żup solnych, tudzież wsi i innych wpływów. Nadał jej prócz tego wszystkie prelatury i prebendy należące do kollacyi i zwierzchniczej władzy królewskiej, zachowawszy sobie jedno tylko probostwo Ś. Floryana. Z kamienicy zaś Akersdorfa (Akerstorf) w ulicy Ś. Anny wybudował kollegium Filozofów (Artistarum) i Teologów, a z domu Sędziwoja z Szubina wojewody Poznańskiego w ulicy Grodzkiej kollegium Prawników (Canonistarum) i Lekarzy; które-to oba kolegia z pieniędzy na ten cel przez Jadwigę królową odkazanych założone zostały pracą i staraniem wykonawców jej ostatniej woli. Odtąd ta główna szkoła Krakowska, przez Władysława króla Polskiego i Jadwigę królową pierwotnie założona, a od papieża Jana XXIII, potém Marcina V potwierdzona, poczęła rozmaitemi naukami i umiejętnościami wsławiać się i kwitnąć, i wydawać z łona swego mężów w nauce biegłych, światłych i poważnych, szerząc i roznosząc głośno w świecie sławę królestwa Polskiego; które lubo z łaski Bożej mnogiemi chlubić się może ozdobami i zaszczyty, żadne jednak dzieło jak mniemam tyle narodowi Polskiemu nie przynosi chwały i pożytku, żadne nie jest tak płodném i użyteczném, tak chwalebném i znakomitém, jak szkoła Krakowska, przez odpieranie i wytępianie kacerstwa, zaszczepianie cnót a wykorzenianie błędów, obronę wreszcie sprawiedliwości i objaśnianie prawdy. Lubo z dawna już był Kazimierz II król Polski szkołę tę założył, i kollegium na Kazimierzu wymurował, ale go nie dokończył. Przy zakładaniu zaś rzeczonej wszechnicy naukowej w Krakowie przez Władysława króla Polskiego byli obecnymi: Piotr Wysz Krakowski, Mikołaj Kurowski Włocławski, Wojciech Jastrzębiec Poznański, biskupi; Jan z Tęczyna kasztelan Krakowski, Jan z Tarnowa Sandomierski, Jakób z Koniecpola Sieradzki, Jan Ligęza Łęczycki, Sędziwój Kaliski, Maciej Gniewkowski, Krzesław Brzeski, wojewodowie; Piotr Kmita Lubelski, Krystyn z Koziegłów Sądecki, Imram Zawichostski, kasztelani, i Klemens z Moskorzowa podkanclerzy królestwa Polskiego.
Piotr biskup Krakowski, czyniąc zadość gorliwym i pobożnym chęciom znakomitego męża Jana z Tarnowa, wojewody Sandomierskiego, który pragnął za dni swoich przyłożyć się do pomnożenia czci i chwały Bożej w dziedzinie swej Tarnowie, na usilne prośby tegoż Jana wojewody Sandomierskiego, w dziedziczném mieście jego Tarnowie założył kościoł kollegiacki pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, z dawnego kościoła parafialnego, który mu tytułu swego ustąpił. Z dochodów zaś rzeczonego kościoła Tarnowskiego ustanowił trzech prałatów, proboszcza, któremu pieczą duchowną nad ludem i przełożeństwo nad wikaryuszami powierzył, tudzież kustosza i kantora, i każdemu z nich pewne dochody w posagu wyznaczył. Ustanowił nadto dwie kanonie i prebendy, i do jednej dochody prebendy zamkowej w Tarnowie, do drugiej dochody altaryi Ś. Bartłomieja przydzielił. Prawo zaś prezenty i kollacyi pomienionych godności i prebend zachował rzeczonemu Janowi wojewodzie Sandomierskiemu i jego potomkom, ale tylko płci męzkiej. Ustanowił wreszcie pięciu wikaryuszów, mających odśpiewywać nabożeństwo kapłańskie tak nocne jako i dzienne, a płacę ich włożył na prałatów i kanoników. Późniejszym zaś czasem, za rządów pasterskich Wojciecha Jastrzębca, na prośbę Jana z Tarnowa wojewody Krakowskiego, syna Jana rzeczonego wojewody Sandomierskiego, ustanowieni zostali w tymże kościele Tarnowskim dwaj inni kanonicy prebendarze.
Dnia pierwszego Stycznia, Przemysław książę Oświecimski młodszy, syn Przemysława starszego, zwanego Nosak, a wnuk Ziemowita książęcia Cieszyńskiego, gdy z Glewic jechał powozem do Cieszyna, za sprawą Jana książęcia Raciborskiego, przez Marcina Czecha zwanego Chrzan i jego wspólników zdradziecko zabity został; pochowano go w Cieszynie w klasztorze zakonu kaznodziejskiego. Przemysław starszy książę Cieszyński, oburzony niewinnej krwi syna swego przelaniem, taką zapalił się zemstą, że od Czechów i Morawców, a zwłaszcza jednego z panów Morawskich, dziedzica zamku Zampach, u którego rzeczony Marcin Chrzan był dworzaninem, głowę jego kupił za tysiąc sześćset kóp szerokich groszy Praskich, i sprowadziwszy go pod strażą rycerzy Cieszyńskich i Oświecimskich sześćset koni wynoszącą do Cieszyna, w obec wielkiego mnóstwa ludu, kazał winowajcę wsadzić w konia miedzianego, wewnątrz żarzystym pałającego węglem, i obwozić go po wszystkich ulicach i przedmieściach i wkoło miasta Cieszyna; poczém trzej oprawcy rozpalonemi kleszczami ciało jego rwali po kawałku, naostatek wyszarpali z niego wnętrzności: a tak rozlicznemi i najwymyślniejszemi kaźniami umęczony ducha wyzionął. Zostawił tenże Przemysław młodszy jedynego syna Kazimierza. Podobnym sposobem traceni byli wspólnicy rzeczonego Chrzana, jako to Piotr Wątrobka, Jan Trzecień i inni czterej.
Na początku Wielkiego postu ukazała się na niebie ogoniasta gwiazda czyli kometa, która rościągając swój ogon ku zachodowi, trwała około dni czterdziestu. W lecie zaś tego roku była wielka między Temerlinem chanem Tatarskim a Bajazetem sułtanem Tureckim wojna, z której Temerlin wyszedł zwycięzcą, Bajazet zaś sułtan Turecki pobity został, wzięty w niewolą i stracony.
Władysław król Polski, przesiedziawszy prawie całą zimę w Litwie, wybrał się z powrotem do Polski, i nabrawszy z sobą wielkie mnóstwo zwierzyny, którą na łowach w Litwie upolował, przybył na sam mięsopust do Krakowa, gdzie Annę dziewicę, hrabi Cylijskiego córkę, a Kazimierza króla Polskiego wnuczkę, w kościele Krakowskim uroczyście zaślubił, i gody weselne odprawił. Zaszczycili ten obrząd obecnością swoją Witołd Alexander wielki książę Litewski i żona jego Anna, tudzież wielu książąt i panów, którzy z rozmaitych krajów na to wesele zaproszeni przybyli. Wyprawił nadto król Władysław zjazd wielki u dworu, gdzie przez dni kilka książęta, panowie i rycerze harcowali z kopijami i gonili na ostre. Po odprawionych zaś godach weselnych, wielki książę Litewski Alexander, żona jego Anna, tudzież inni książęta, panowie i goście, uczczeni zostali przez Władysława króla Polskiego wspaniałemi upominkami, a starostowie królewscy opatrywali ich we wszystkie rzeczy potrzebne, jak poprzednio gdy do kraju wjeżdżali i w Krakowie gościli, tak i potém w powrocie.
Elektorowie cesarstwa, zrażeni płochemi obyczajami i postępkami Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego, a zwłaszcza opieszałością w dążeniu do osiągnienia korony cesarskiej, na zjeździe odprawionym w Frankfurcie nad Menem złożyli go z stolicy Rzymskiego państwa i odsądzili od wszelkiego do niej prawa, a zgodnemi głosy obrali Ruperta Klema książęcia Bawaryi, palatyna Renu. Który gdy po odbytej w Akwisgranie koronacyi na objęcie rządów do Włoch pospieszył, zatrzymany został przez książęcia Medyolańskiego nazwiskiem Galeacza, którego był Wacław król Czeski z barona wyniósł na książęcia Medyolanu, a który wielce oburzony złożeniem z tronu swego dobroczyńcy, nie wpuścił go do Medyolanu; musiał zatém Rupert zawiedziony w nadziejach wrócić do Niemiec. A gdy jeden i drugi mienił się zarówno królem Rzymskim, przez lat sześć, aż do zgonu Ruperta Klema, państwo Rzymskie srogie cierpiało rozerwania klęski. Nie dość więc było na rozdwojeniu kościoła Bożego, podobna burza wichrzyła cesarstwem, ale przynajmniej nie tak długo jak pierwsza.
Baronowie Węgierscy i szlachta, zbrzydziwszy sobie rządy Zygmunta króla Węgier, dla jego zdrożnych obyczajów i sposobu życia, złożyli zjazd walny w Budzie, i rzeczonego króla Zygmunta dnia ostatniego Kwietnia uwięzili w zamku królewskim. Nie chcąc jednak ściągnąć na siebie zarzutu i ohydy morderstwa, którém nań godzili, dokonanie zbrodni zdali na Mikołaja Gara, syna ..... Węgierskiego wojewody czyli palatyna, w spodziewaniu, że tym czynem Mikołaj rad pomści się śmierci swojego ojca. Król Zygmunt bowiem kazał stracić ojca rzeczonego Mikołaja Gara za jakoweś przewinienia, a mianowicie za to, że usiłował usunąć od tronu Zygmunta, a Karola de Pace wynieść na królestwo Węgierskie; uczynił to zaś król z namowy żony swojej Maryi, pragnącej zemsty za przeniewierstwo wojewody. Na nalegania atoli Władysława króla Polskiego przez ustawiczne listy i posły o uwolnienie Zygmunta króla Węgierskiego, z tej jak przedstawiał uwagi: „że nie zgadzało się z godnością Węgrów, aby ich król w niewoli był trzymany,“ prałaci i panowie Węgierscy złożyli dnia jedenastego Czerwca zjazd w Topolczanach, i Henryka rycerza wyprawili do Władysława króla Polskiego, któremu przełożyli rozmaite przyczyny, jakie ich zmusiły wbrew własnej chęci i woli Zygmunta króla swego osadzić pod strażą, albo jak się wyrażali, w areszcie. Ale Władysław król Polski, mimo wyłuszczonych mu powodów uwięzienia króla Zygmunta, nie przestał nalegać o jego uwolnienie. Najwierniejszy zaś Zygmuntowi królowi Węgierskiemu rycerz Ścibor z Ściborzyc herbu Ostoja, w którym tenże Zygmunt położył wszystkę ufność swoję i wybawienia nadzieję, z licznym zastępem Polaków i Czechów wtargnął do królestwa Węgierskiego, i czyniąc wycieczki z zamków Trenczyna, Nitry i innych, pozdobywał najwarowniejsze twierdze, wielu panów Węgierskich pobrał w niewolą, i najusilniejsze łożył starania, aby wydobyć z więzów swego króla i pana. Za tę wierność i przychylność król Zygmunt nie szczędził do zgonu swoich względów tak jemu jako i jego potomkom, których wielkiemi zaszczyty wynagradzał. Za przezorną nareszcie radą matki .... wdowy po straconym wojewodzie, lękającej się, aby syn jej na uwięzionym i straży jego powierzonym królu Zygmuncie nie dopuścił się jakiej srogości, gdy występném królobójstwem wieczną na siebie i dom swój cały ściągnąłby sromotę, a ojca straconego nie przywróciłby przezeń do życia; za radą mówię matki, nalegającej, aby śmierci ojcowskiej mścił się raczej wspaniałością i dobrodziejstwem, rzeczony Mikołaj Gara uwolnił z więzów króla Zygmunta, który w poźniejszym czasie obdarzał go swoją łaską i do wysokich podniósł zaszczytów. Ale doznał tenże Zygmunt wielkiej w tym samym roku klęski. Albowiem Bonifacy IX, postanowiwszy króla Sycylii Władysława wesprzeć swoją pomocą i podźwignąć, uwolnił go naprzód od wszystkich opłat, które był winien kościołowi Rzymskiemu, i odpuścił mu trzechletnie z królestwa Sycylii dziesięciny, a potém wbrew prawom rzeczywistego króla Zygmunta, Aniołowi kardynałowi biskupowi Ostyeńskiemu, zwanemu Florentczykiem, w mieście Dalmackiém Jadrze (Zadra), gdzie jak twierdzono miało spoczywać ciało Ś. Symeona starszego, w obecności niektórych panów Węgierskich kazał go na króla Węgierskiego koronować. O czém gdy się król Zygmunt dowiedział, wtargnął z potężném wojskiem do Dalmacyi i wypędził Władysława z wielką jego sromotą; stronników zaś jego tak duchownych jak świeckich surowo pokarał.
Nowe pod ten czas wszczęły się zatargi między Alexandrem wielkim książęciem Litewskim a Krzyżakami Pruskimi i Inflantskimi, w skutek których mistrz Inflantski zbrojno wszedłszy do Litwy spustoszył ją orężem i pożogą. Alexander Witołd wielki książę Litewski, czując się słabszym na siłach, i znając umysły swych poddanych śliskie i niepewne, nie śmiał mu stawić oporu. Rycerstwo jednak i wojowników swoich ściągnąwszy do Wilna, stał z nimi pod bronią. A gdy Inflantczycy po dopełnionych spustoszeniach spokojnie z Litwy wracali, Alexander wielki książę Litewski, wsparty posiłkami, które mu Władysław król Polski przysłał, poszedł za nimi w pogoń, ale skrycie i w takiej cichości, że nigdzie nie postrzeżony, na stanowiska przez nich opuszczane nazajutrz zaraz wstępował, znajdując jeszcze tlejące ognie obozowe, tudzież reszty siana i owsa. Gdy zaś wojsko Inflantskie zbliżyło się do granic swego kraju, i rycerze rozbiegać się poczęli dla połączenia się z swemi żonami i dziećmi, Alexander wielki książę Litewski wpadł do Inflant, zniszczył wiele wsi i miasteczek mordami, łupiestwy i pożogą, i warowne miasto Dźwinę przemocą opanował. Wydawszy je na łup żołnierzom, począł dobywać zamku, do którego wielka schroniła się liczba mieszczan; a jakkolwiek wzięcie jego zdawało się trudném i z wielu niebezpieczeństwy połączoném, poddali go jednak Krzyżacy i stojące w nim załogą rycerstwo, wyszedłszy z Najświętszym Sakramentem w processyi, aby ich książę mściwym nie karał orężem. Zdobyczą w zamku zabraną (były tam bowiem zebrane rozmaitego rodzaju zasoby i skarby) wojsko Litewskie wielce się zbogaciło. Piotr Ryterski z Pisar, szlachcic Polski herbu Topor, w tej potrzebie ugodzony grotem, gdy mu lekarze nie umieli z ciała wydobyć żelaza, przez trzy lata nosił je z największym bólem, póki on grot nie wyszedł mu sam przedziurawiwszy stopę na wylot. Witołd zaś spaliwszy zamek z obawy, aby nieprzyjaciel nie wydarł mu go przemocą, wrócił do Litwy szczęśliwie i bez szkody.
Dnia ósmego Maja Władysław książę Opolski zmarł bezpotomnie w Opolu, i w klasztorze Opolskim braci mniejszych w samym chórze pochowany został. Był on Kazimierza II króla Polskiego rodzonym siostrzeńcem.
Po odbytych w roku przeszłym godach weselnych, Władysław król Polski obchodził drugą uroczystość koronacyi, i w Niedzielę zwaną Pięćdziesiątnicą w kościele Krakowskim Annę żonę swoję przez sprawującego obrządek Dobrogosta arcybiskupa Gnieźnieńskiego na królową Polską namaścił i koronował. Zjechała się na tę uroczystość wielka liczba biskupów, książąt, dostojników i panów, zaproszonych od króla Władysława przez umyślne posły. Ku większemu ich uczczeniu, przez dni kilka odbywały się gonitwy rycerskie i igrzyska szermierzy, których król Władysław hojnemi poczcił darami. Przybyła także na tę koronacyą matka ukoronowanej królowej Anny, córka króla Kazimierza, która po śmierci pierwszego męża, hrabi Cylijskiego Wilhelma, poszła powtórnie za hrabiego v. Dek; zaproszona przez Władysława króla Polskiego, i pełna pociechy, że ojczyste odwiedziła królestwo, i córkę swoję oglądała na tronie; przyczém król Władysław wspaniałemi uczcił ją upominkami.
Kiedy Zygmunt król Węgierski dźwigał więzy niewoli, przybyli wyprawieni w poselstwie znakomici z Węgier prałaci i baronowie do Władysława króla Polskiego dnia ósmego miesiąca Czerwca do Krakowa. A wyłożywszy mu przyczyny, dla których słusznie jak utrzymywali król Zygmunt został osadzony w więzieniu, prosili króla Władysława: „aby przyjął koronę Węgierską, która mu się prawem spadku po królowej Jadwidze córce króla Ludwika należała.“ Władysław poselstwem tém zakłopotany, nie dawszy mu żadnej odpowiedzi, udał się z Krakowa do nowego Sącza, gdzie posłowie Węgierscy nowemi prośby nalegali nań usilnie, ażeby przyjął królestwo Węgierskie. Wtedy król odpowiedział: „że nie zgadzało się to ani z jego ani z ich uczciwością, aby prawemu i żyjącemu królowi mieli berło wydzierać; niechajby raczej uwolnili z więzów swego pana, a sobie oszczędzili tej jedynej sromoty; w ten sposób bowiem najlepiej usłużą i potrzebie królestwa i własnej godności; nikt zaś nie jest tak bezrozumny, aby chciał wystawiać się na podobne igrzysko, na jakie widzi drugiego wystawionym.“ Węgrzyni usłyszawszy odpowiedź króla tak srodze się zawstydzili, że wróciwszy do Węgier natychmiast króla Zygmunta uwolnili z więzienia. Władysław zaś król Polski przez wyprawione do niego poselstwo oznajmił mu: „że o jego uwolnienie wszelkiemi starał się sposoby, i w razie przeciwnym gotów był ująć się za nim siłą i orężem.“ To oświadczenie wielką Zygmunta króla napełniło radością.
Tegoż roku przybyli do Rzymu uroczyście posłowie od Piotra de Luna czyli Benedykta XII, i na publiczném posłuchaniu wnosili prośbę do Bonifacego IX z pokorą i uniżonością: „aby za wspólném porozumieniem się z ich ojcem i panem Benedyktem XII, położył kres tak długiemu rozerwaniu kościoła, czego tenże Benedykt usilnie pragnął.“ Lecz gdy Bonifacy w odpowiedzi swojej dumnie i szerokiemi słowy dowodził, że sam był prawdziwym, Benedykt zaś XII fałszywym papieżem, posłowie rzekli: „iż ojciec ich Benedykt nie był bynajmniej świętokupcem (simoniacus), czyniąc takim przez przeciwieństwo Bonifacego.“ Tém wyrażeniem Bonifacy nadzwyczajnie dotknięty i uniesiony aż do szału, wpadł zaraz w niemoc i rozchorował się śmiertelnie, a trzeciego dnia, to jest pierwszego Października, życie zakończył, przesiedziawszy na stolicy lat czternaście. Posłowie Piotra de Luna, przeciw prawu narodów i udzielonej im rękojmi bezpieczeństwa, przez starostę zamku Ś. Anioła zostali uwięzieni, jakoby przyczyną byli śmierci Bonifacego, i ledwo dopiero za okupem pięciu tysięcy złotych z więzienia wypuszczeni. Po pochowaniu zaś zwłok Bonifacyusza w kościele Ś. Piotra, rzeczeni posłowie Piotra de Luna udawszy się do kardynałów zwolenników Bonifacego mających wejść do konklawe, błagali ich usilnie: „aby zaniechali wyboru nowego papieża, a raczej przywrócili pokój utrapionemu kościołowi; oświadczając, że po kilku dniach miłe nowiny usłyszą.“ Ale kardynałowie odrzuciwszy ich prośby, weszli do konklawe, gdzie przedewszystkiém przysięgli sobie wszyscy uroczyście: „że ktokolwiek z nich obrany będzie papieżem, ten wszelkiemi siłami starać się będzie o połączenie kościoła; a skoroby Piotr de Luna ustąpił z stolicy, natychmiast zrzecze się praw swoich papieskich.“ Potém przystąpiwszy do elekcyi papieża, wybrali Kosmasa kardynała prezbitera tytułu Ś. Krzyża Jerozolimskiego, którego nazwano Innocentym VII. Był-to mąż obyczajów skromnych i świątobliwego życia, prawy i pokój miłujący, rodem z Sulmony, Sycylijczyk, ubogiego mieszczańskiego stanu, doktor prawa kościelnego, w wierszopistwie biegły, przez Bonifacego IX, gdy jeszcze był biskupem Bonońskim, na godność kardynała wyniesiony. Pod tenże czas, państwo doczesne Rzymskie odjęto papieżowi, i rządziło niém siedmiu Rzymian, których zwano mędrcami. Czego znieść nie mogąc synowiec rzeczonego Innocencyusza, Ludwik de Melioratis, pomienionych siedmiu rządców wymordował. Z przyczyny ich zabójstwa powstał rozruch w Rzymie, w którym wielu kortezanów zgładzono lub poraniono; papież zaś Innocenty wraz z kardynałami Rzym opuściwszy zbiegł do papieskiego miasta Witerbo, a pałac jego w Rzymie przez Jana Kolumnę został złupiony i splądrowany.
Alexander Witołd wielki książę Litewski, zebrawszy wojsko z Polaków, Litwinów i Rusi, ruszył na podbicie ziemi Smoleńskiej, krainy żyznej i bogatej, a zamieszkałej od Rusinów, którą przez lat dziesięć ciągłym nękał bojem, a Władysław król Polski corocznie przysyłał mu posiłki; bez tej bowiem pomocy nie byłby Witołd na żadną przeciw Smoleńszczanom odważył się wyprawę. A gdy całą okolicę Smoleńska łupiestwami i pożogą spustoszył, obległ nareszcie sam zamek Smoleńsk, główną kraju stolicę, dokąd byli Smoleńszczanie zgromadzili swoje żony, dzieci, majątki, i cokolwiek najdroższego mieli. Jąwszy zaś dobywać zamku, tłukł naprzód i rozwalał mury miotaniem z dział pocisków; a potém kazawszy pod nie wszystkiemu wojsku podstąpić, gdy oblężeńcy Smoleńscy nie dość mężnie i gorliwie odpierali niebezpieczeństwo, a skorsi do dzieła Litwini popsowali mury, zamek przemocą zdobył. Wszelako to zdobycie nie mało trudu i krwi rozlewu kosztowało Litwinów. Wielu ich legło trupem, więcej jeszcze odniosło rany. Z Polaków zginął znakomity rycerz Jan kasztelan Kaliski, Wierzbięta Kępiński chorąży Wieluński w twarz ciężko raniony. Wasil książę Smoleński posłyszawszy o wzięciu głównego swego zamku, uciekł z ziemi Smoleńskiej do Węgier, gdzie przez wiele lat przebywał na dworze króla Węgierskiego Zygmunta, a potém przy zdobyciu jakiegoś zamku poległ. Mieszczanie Smoleńscy nie śmiejąc dłużej stawiać oporu książęciu Alexandrowi, z resztą warowni swoich poddali się zwycięzcy. Od tego czasu księstwo Smoleńskie przyłączone do księstwa Litewskiego i w prowincyą Litewską zostało zamienione. Z skarbów zaś i niezmiernych bogactw, naczyń i klejnotów, tak złotych jako i srebrnych, tudzież pereł i kamieni drogich, które po zdobyciu zamku dostały się w ręce Alexandra wielkiego książęcia Litewskiego, część znaczną tenże Alexander przesłał Władysławowi królowi Polskiemu, część rozdał między zasłużeńszych rycerzy, którzy się męztwem bardziej odznaczyli.
W końcu miesiąca Marca i na początku Kwietnia ukazała się wieczorem pomiędzy wschodem a północą kometa, która swój ogon czyli miotłę ognistą zwracała ku północy.
Grot z Słupcy herbu Rawicz, (którego syn Jan był kanonikiem) za niecne zabójstwo popełnione we wsi Dwiekozy na Janie z Ossolina kasztelanie Wiślickim herbu Topor, w sporze słusznym o granice rzeczonej wsi Dwiekozy do kościoła Sandomierskiego należącej, tudzież Jan Rogala kasztelan Włocławski, Rogalita, za swoje bunty i knowania, wygnani z królestwa Polskiego, stawszy się nieprzyjaciołmi ojczyzny, z zamku Morawskiego Szowsten, kędy mieli swoje schronienie, wpadali do królestwa Polskiego, porywali w niewolą szlachtę, kupców i poddanych królestwa, i do rzeczonego zamku uprowadzali. Czém zniecierpliwiony Władysław król Polski, gdy zażalenia jego wynoszone w tej mierze do Jodoka margrabi Morawskiego nie otrzymały skutku, wysławszy do Moraw samą tylko drużynę dworską, zamek rzeczony Szowsten szturmem zdobyty spalił, a Jana Rogalę kasztelana Włocławskiego, wygnańca i nieprzyjaciela ojczyzny, wraz z całą łotrów jego zgrają poimał i do Polski przyprowadził. Ten przez lat wiele wysiadywał więzienie, i dopiero za wstawieniem się rycerza Zawiszy Czarnego z Garbowa, który kilku także Polaków z niewoli Węgierskiej prośby swemi wyswobodził, puszczony został na wolność. Na ukaranie zaś za zbrodnią Grota z Słupcy, który był uszedł z więzienia, wszystek majątek jego ruchomy i nieruchomy król Władysław zabrać kazał, samego zaś przestępcę na wieczne skazał wygnanie. Zamek jego Konary w ziemi Sandomierskiej zdobyty przez rycerstwo Polskie, iż był zmurowany z opoki, kazał w wielu miejscach połamać i zburzyć, a na ukaranie rzeczonego Grota przykazał, aby go nigdy bez jego lub następnych królów Polskich zezwolenia nie naprawiano ani budowano na nowo. Pomieniony zaś Grot Słupecki porwał był w niewolą Jędrzeja Nekandę, zwanego Zbrożek, szlachcica herbu Topor, w jego dworze własnym Sieciechowicach, tudzież Piotra Zborowskiego, szlachcica herbu Jastrzębiec (Jastrzambczi), w domu jego Zborowie, i uprowadził ich do zamku Szowsten, po którego zdobyciu obadwaj uwolnieni zostali. Napadając prócz tego na ziemie królestwa i rozbijając kupców po drogach publicznych, wiele popełniał srogości, jednych zabijał, drugich porywał w niewolą.
Dnia trzynastego Listopada Wojciech Jastrzębiec biskup Poznański ustanowił w kościele Poznańskim kollegium mansyonarzy do odśpiewywania nabożeństwa na cześć N. Panny, i naznaczył im w posagu dochody kilku tegoż kościoła altaryj, tudzież dziesięciny stołu biskupiego z dóbr leżących około Kalisza i Odolanowa, jako to, wsi Głogowy, Będzieszyna, Krępy, Szczurów, obydwóch Gałązek, Jankowa, Naboszyc, Łękocin, Wierzbna, Damszyna, Gutowa, Bieganina, Raszkowa, Pogrzybowa, Rpiszewa, Przygodzic, Ociąża (Oczansche), Gołuchowa, Bonina, Lewkowa, Boczkowa, Gniazdowa, Gorzna i Bienina: przyczém zalecił, aby wikaryusze Poznańscy posiadali rzeczone mansyonarye, i aby trzecia ich część odprawiała nabożeństwa, msze, i pełniła powinności mansyonarzy.
Gdy nadeszła uroczystość Zesłania Ducha Świętego, złożono sejm walny w miasteczku biskupiém Raciążu, w celu ustalenia pokoju między królestwem Polskiém i wielkiém księstwem Litewskiém z jednej, a krajami Krzyżackiemi z drugiej strony, i załatwienia sporów wynikłych z przyczyny zajęcia ziemi Dobrzyńskiej i Żmudzkiej. Na który skoro Władysław król Polski z radcami Polskimi i Litewskimi, tudzież mistrz Pruski Konrad v. Jungingen z komturami swemi osobiście przybyli, obiedwie strony zdały rzecz na zobopólnych rozjemców i sędziów. Jakoż z strony Władysława króla Polskiego wyznaczony był Mikołaj Kurowski arcybiskup Gnieźnieński, Piotr Krakowski i Wojciech Jastrzębiec Poznański, biskupi, Jaśko z Tęczyna kasztelan, Jan z Tarnowa wojewoda Krakowski, Michał z Bogumiłowic Lubelski, Klemens z Moskorzowa Wiślicki, kasztelani, Gniewosz z Dalewic podkomorzy Krakowski, i Mikołaj proboszcz kościoła Ś. Floryana, podkanclerzy królestwa Polskiego. Z strony zaś mistrza i zakonu Pruskiego Arnold Chełmiński i Jan Pomezański, biskupi, Konrad v. Leichtenstein wielki komtur, Jan v. Rumpenhein Elblągski i Fryderyk v. Wenden Toruński, komturowie, brat Jan v. Rogethalen kanonik Warmiński, Piotr de Lapide i Piotr v. Beisen, rycerze, i Gotfryd Reber burmistrz miasta Torunia. Ci po kilkodniowych naradach i rokowaniach ułożyli pokój pod takiemi warunkami: „ażeby Władysław król Polski i Alexander Witołd wielki książę Litewski mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu wrócili ziemię Żmudzką pierwotnie do nich należącą, i zrzekli się jej aktem piśmiennym, a Żmudzinów skłonili, iżby mistrzowi i zakonowi dali synów obywatelskich za zakładników i złożyli im hołd posłuszeństwa i wierności. Nadto, aby Władysław król Polski ziemię Dobrzyńską za opłatą czterdziestu tysięcy złotych od mistrza i zakonu wykupił, a nadania wszelkie przez tegoż mistrza w ziemi Dobrzyńskiej poczynione wynagrodził. Nakoniec, aby tak Polacy jako i Krzyżacy zbiegów i wygnańców wzajemnych nie przyjmowali, ani im nie dawali opieki, a jeńców zabranych sobie z niewoli wypuścili.“ Takie warunki pokoju acz zdawały się dość uciążliwe, przecież Władysław król Polski i Witołd książę Litewski, pragnąc ile możności uniknąć wojny, postanowili je przyjąć, i uroczystemi pismy upewnić przyrzekli, lubo panowie radni przez niejaki czas naradzali się z królem Władysławem, czyliby ziemię Dobrzyńską orężem czy pieniędzmi odzyskać lepiej było, ażeby jej podbicie nie stało się nowym powodem do wojny, a wykupienie pieniężne pochopem do nowych zaborów i przywłaszczeń. Uchwalono jednak wykupić ją raczej, choć z krzywdą i ujmą godności królestwa, niżeli zażegać na nowo zgubny pożar wojny.
Komturowie i Krzyżacy Pruscy, żadnej nie doznawszy krzywdy ani obrazy, ale samą powodowani dumą i przewrotnością, zdradziecko i po nieprzyjacielsku, bez wszelakich przegróżek dających znać o wojnie, z znaczną siłą zbrojną najechali ziemię Mazowiecką, księstwo Jana czyli Janusza książęcia Mazowieckiego, Czerskiego i Warszawskiego, i tegoż Janusza wraz z jego żoną, synami, panami i dworzany, tudzież drużyną rycerstwa i domowników, spokojnie i bez obawy przebywającego u siebie, jako nie poczuwającego się do żadnej winy ani krzywdy wyrządzonej Krzyżakom, porwali i zabrali w niewolą: a niepomni wszelakiej ludzkości i uczciwości, rzeczonego książęcia Janusza, męża znakomitego, prawego i uczciwego (nie wspominam już ustanowiciela i dobroczyńcy ich zakonu, dla którego osobiste nawet mieli obowiązki) wraz z jego rodziną i wszystkimi dworu jego radcami i panami, ohydnie powrozami ich powiązawszy, pouprowadzali do swoich miast i zamków, gdzie się najgorzej z niemi obchodzili. Władysław król Polski, spiesznie o tym wypadku zawiadomiony, wysłał natychmiast do mistrza Pruskiego Konrada v. Jungingen poważne poselstwo, z użaleniem na wyrządzoną sobie i całemu królestwu Polskiemu zniewagę przez uwięzienie Janusza książęcia i jego dworu; i wnet mistrz Pruski uwolnił ich z więzów, usprawiedliwiając się królowi, acz chytrze i kłamliwie, że to stało się bez jego wiedzy i zezwolenia.
W celu zapłacenia mistrzowi i zakonowi Pruskiemu czterdziestu tysięcy złotych okupu przyrzeczonego za ziemię Dobrzyńską, Władysław król Polski po wyjeździe z Torunia siadłszy na całe lato w ziemi Wielkopolskiej, kazał zwołać sejmiki (conventus particulares) „aby na nich szlachta uchwaliła ze swoich dochodów podatek pieniężny na uiszczenie rzeczonego okupu.“ W jesieni zaś wyjechawszy z Wielkiej Polski, w dzień Ś. Marcina w Nowém mieście Korczynie złożył sejm walny królestwa: na którym, za uchwałą i zezwoleniem powszechném prałatów, panów i rycerstwa Polskiego, postanowiono, aby na wykupienie ziemi Dobrzyńskiej z każdego łanu osiadłego zapłacono królowi po dwanaście groszy, licząc w to zwyczajne dwa grosze do skarbu królewskiego wnoszone. Zastrzeżono jednak, że takowy podatek dobrowolny nie miał bynajmniej uwłaczać swobodom i przywilejom szlacheckim, ani na potém uważanym być za konieczny i obowiązkowy. Zaczęto więc podatek rzeczony wybierać i składać w miastach główniejszych w ręce kolektorów do tego od Władysława króla Polskiego wyznaczonych: zkąd w miarę zamożności włościan i wiosek, tudzież wierności poborców, zebrano około stu tysięcy grzywien.
Władysław król Polski, spowodowany licznemi poselstwy i listy Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego, żądającego zjazdu i porozumienia się z królem, zebrał tym celem starszyznę swoich radców w Nowem mieście Korczynie. Dokąd gdy w imieniu rzeczonego Wacława króla Rzymskiego i Czeskiego przybył Jan książę Opawski, i zapraszał króla na wspólne rokowanie, uchwalono na dzień Ś. Jakóba Apostoła zjazd wspólny w Wrocławiu, kędy za nadejściem dnia tego zjechali się obaj królowie. Tak zaś liczny miał z sobą Władysław król Polski poczet prałatów panów i rycerstwa, że w orszaku jego przeszło pięć tysięcy samych wybranych rycerzy liczono. A gdy dla rozmieszczenia ich w stosownych gospodach Zbigniew z Brzezia marszałek królestwa Polskiego wyprzedził króla Władysława, postępując z drużyną dworską panów sześćset głów wynoszącą, Wacław król Rzymski i Czeski wyjechał na jego spotkanie, mniemając, że sam król Władysław się przybliżał. Zabawił Władysław król Polski przez ośm dni w Wrocławiu, hojnie od Wacława króla Czeskiego we wszystko opatrywany. Cel zaś tego zjazdu był następujący: Żądał usilnie Wacław król Rzymski i Czeski, żądali książęta i panowie tak Czescy jako i Szlązcy, żądał i margrabia Misnii, aby obadwaj królowie i ich królestwa zawarły z sobą i utwierdziły sojusz wieczysty. W każdej zaś potrzebie Wacława i jego królestwa, a zwłaszcza gdyby brat jego Zygmunt król Węgierski powtórnie go uwięził, aby król Polski przysłał mu na pomoc czterechset kopijników. On zaś obiecał jemu i królestwu Polskiemu zwrócić całą ziemię Szlązką z jej księstwami, niesłusznie od królestwa Polskiego oderwaną, tudzież miasta królewskie Wrocław, Namysłow, Świdnicę, Uradz, Jawor, Środę i inne. Te warunki chociaż król Władysław z chęcią przyjmował, gdy jednakże prałaci i panowie królestwa Polskiego na nic się nie zgadzali, z obawy, aby nie stały się źródłem nowych między królestwami wojen, odrzucono je stanowczo. Obadwaj królowie uczcili się wzajemnie upominkami, między któremi odznaczał się krzyż złoty nakształt napierśnika, mieszczący w sobie cząstkę z cierniowej korony i drzewa Chrystusowego, darowany przez króla Czeskiego królowi Polskiemu Władysławowi. Rzeczony zjazd wielce zbawienny był dla obydwóch królestw i ich poddanych, z jedności bowiem i przyjaźni królów zawzdy błogie owoce i pożytki rosną. Nie byłby Władysław król Polski odrzucił ofiarowanego sobie warunku zwrócenia ziemi Szlązkiej, wiedział bowiem, że Szlązk był znakomitą częścią królestwa Polskiego, zdradziecko i niesłusznie od niego oderwaną, gdyby go nie był odrażał danniczy obowiązek dostawiania królom Czeskim czterechset kopijników na każdą wojnę w posiłku. Za wielką uważał sobie sromotę, być obowiązanym mimowolnie do takiej posługi. Mógłby był wreszcie złagodzić i ten rodzaj służebności, ale gdy przybył do Wrocławia Jan Smirzycki, jeden z radnych panów Czeskich, zwrócenie Szlązka, już prawie uchwalone i postanowione w umyśle króla Wacława i panów Czeskich, odradził i zamiar cały zniweczył.
Gdy Witołd wielki książę Litewski nie dopełniał warunku przyjętego i zatwierdzonego na sejmie Raciązkim, którym się zobowiązał mistrzowi i zakonowi Pruskiemu oddać ziemię Żmudzką, rzeczony mistrz Pruski i Krzyżacy wkroczywszy z potężném wojskiem do Litwy, splądrowali ją i zniszczyli orężem. Książę Witołd wypadał wprawdzie z zasadzek na nieprzyjaciela, nie śmiał jednak czoła mu stawić i na niebezpieczną narażać się walkę. Gdy więc król Władysław dowiedział się, w jak trudném Witołd był położeniu, posłał mu z Polski nie mały zastęp rycerzy w posiłku: którzy zaledwo znalazłszy książęcia Witołda wieszającego się po różnych manowcach i bezdrożach, dodali mu serca i odwagi do sprobowania szczęścia w otwartym boju. Ale skoro mistrz Pruski i Krzyżacy posłyszeli, że wojsko Polskie przyszło książęciu Witołdowi na pomoc, widząc go siłami i liczbą przeważniejszym, spiesznie cofnęli się do swego kraju.
W dzień uroczysty Zesłania Ducha Ś. Władysław król Polski z swemi radcami z jednej, a Konrad v. Jungingen mistrz Pruski z swoją starszyzną (praeceptores) z drugiej strony, zjechali się do miasta Gniewkowa, celem stwierdzenia na piśmie ugody w roku przeszłym w Raciążu zawartej. Ale mistrz i zakon nowe wnieśli trudności i spory przy wyciśnięciu na tej ugodzie pieczęci. Okazali bowiem pismo Kazimierza II króla Polskiego w dzień Ś. Kiliana roku tysiącznego trzechsetnego czterdziestego trzeciego wydane w Kaliszu, w którém tenże król zrzekł się wszelkiego prawa i tytułu do ziemi Pomorskiej, i przyobiecał, że go więcej używać nie będzie i z pieczęci majestatycznej zetrzeć rozkaże. Domagali się zatém: „aby Władysław król Polski zaniechał używania tego tytułu, i z majestatycznej pieczęci kazał go wyrzucić; nie mogli bowiem na to pozwolić, aby umowa z nimi zawarta i mająca im być wręczoną na piśmie, wychodziła z pieczęcią królewską obejmującą w tytule ziemię Pomorską, gdy takowa pieczęć wyraźnie uwłaczała ich prawu, i zrzeczenie się ziemi Pomorskiej przez Kazimierza króla dokonane podawała w wątpliwość.“ Oświadczyli wreszcie: „że jak najmocniej przy tém stoją, aby ziemia Pomorska i rzeczą samą i tytułem uważana była za ich własność; że więc nie może sobie nikt jej przywłaszczać, ani prawa i tytułu do niej rościć.“ A gdy Władysław król Polski i jego radcy oparli się stanowczo i sprzeciwili żądaniu mistrza i zakonu, rozjechały się obie strony nie dokonawszy układów.
Gorzej jeszcze wypadły powtórne układy, które Alexander Witołd wielki książę Litewski zawierał z rzeczonym mistrzem Konradem i Krzyżakami Pruskimi nad rzeką Niemnem w miejscu zwaném Salin, poniżej Kowna w dzień ŚŚ. Piotra i Pawła. Na ten zjazd Władysław król Polski posłał z swej strony dwóch panów radnych, to jest Klimunta z Moskorzowa kasztelana Wiślickiego i Mikołaja z Brzezia podkanclerzego królestwa Polskiego, aby Krzyżacy chytrością swoją nie podeszli książęcia Witołda. Po wielu namowach i rokowaniach o pokój i ustąpienie Krzyżakom ziemi Żmudzkiej, rozeszli się w wzajemném umysłów obostrzeniu. Niektórzy z Krzyżaków, a mianowicie Markwart v. Salzbach komtur Brandeburski i Schimborg wyrzucali książęciu Witołdowi zdradę, i tak samego Witołda jak i jego matkę rozmaitemi znieważali obelgami. Witołd atoli zniósł tę krzywdę cierpliwie; wolał bowiem i obecną i wiele innych zgryźć uraz i zelżywości, niżeli o własnych siłach prowadzić bądź zaczepnym bądź odpornym orężem wojnę, która mu się w poprzednich latach nie powiodła. Na drugim potém zjeździe z mistrzem i zakonem Krzyżackim, Alexander książę Litewski, znużony ustawicznemi Krzyżaków napaściami, zawarł pokój, przyjąwszy warunki raczej konieczne niż godności swojej odpowiednie, mocą których zobowiązał się ustąpić z ziemi Żmudzkiej, a Żmudzinów zmusić orężem do posłuszeństwa mistrzowi i zakonowi, czemu już król Polski Władysław nie mógł się sprzeciwiać; jakoż aktem publicznym, w dwojakim języku, po łacinie i po niemiecku spisanym, (który na żądanie książęcia Alexandra Władysław król Polski zatwierdził) rzeczoną ziemię Żmudzką mistrzowi i zakonowi Pruskiemu na wieczne czasy odkazał i zapisał. Gdy zaś Żmudzini mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu podlegać nie chcieli, książę Alexander Witołd, na mocy umowy z mistrzem i zakonem zawartej, wkroczył zbrojno do Żmudzi, którą już mistrz i Krzyżacy z swojém wojskiem byli objęli, i zmuszał Żmudź przemocą do przyjęcia jarzma Krzyżackiego zakonu. Opierali się jak mogli Żmudzini, a napadając nocnemi wycieczki na wojska Prusaków, znaczne im zadawali klęski, a więcej jeszcze szerzyli między nimi postrachu, tak iż Prusacy zmuszeni byli podwajać straże. Do książęcia zaś Alexandra i jego wojska żałosnemi prośby i jęki odzywali się z lasów, zaklinając: „aby ich nie odłączał od swego księstwa i Litwinów, z którymi jedném byli plemieniem i narodem, tak wspólnością języka jako i obyczajów spokrewnionym, a nie oddawał ich pod moc Krzyżaków; i własnych poddanych, którzy mu tak byli wierni i przychylni, a bynajmniej Wakkom obrzydłym (Wakkis Ahridlis), to jest Krzyżakom Teutońskim podlegać nie chcieli, obcém nie dopuszczał jarzmem gnębić i uciskać; gdy wyraz Żmudź w ich języku znaczy ziemię niższą, dla odróżnienia jej od Litewskiej, którą oba narody wyższą ziemią nazywają.“ Te tak żałosne głosy chociaż wzruszały mocno Witołda książęcia Litewskiego, uznał jednak za rzecz właściwą dotrzymać wiernie umowy, i ziemię Żmudzką oddał pod władzę mistrza i zakonu Pruskiego, i zmusił Żmudzinów, że Krzyżakom dali z swej strony młodzieńców wybranych za zakładników. Aby zaś utrwalić i ubezpieczyć panowanie Krzyżaków na Żmudzi, zbudował dwa zamki na rzece Niewiaży, a trzeci na rzece Niemnie, gdzie Dubesza do Niemna wpada. Do sprawowania zaś rządów na Żmudzi mistrz Pruski na znaczył Michała Kuchmajstra Krzyżaka (że rozumiał język Litewski i Żmudzki) zwierzchnikiem i wielkorządcą.
Grzegorz XII papież wysłał do Marsylii do Piotra de Luna poważne poselstwo, gdzie postanowiono, aby w Sawonie nadbrzeżném mieście Genueńskiém na nadchodzący dzień Ś. Michała, albo najpoźniej na uroczystość Oczyszczenia N. Maryi Panny, obadwaj ubiegający się o papiestwo złożyli zjazd w celu pojednania rozerwanego kościoła. Ale gdy czas na znaczony się zbliżał, Grzegorz XII chcąc się od owego zjazdu wybiegać, dnia piętnastego Sierpnia wyjechał do Rzymu, zkąd naprzód do Witerbo a potém przybył do Sieny. Tam długi czas zabawiwszy, uchybił obu terminów, jakkolwiek Piotr de Luna z swemi kardynałami stawił się na czas wyznaczony. A chociaż wielu kardynałów i prałatów gorliwie pragnących zjednoczenia kościoła namawiało go, aby się udał do Sawony, on jednak pod różnemi pozorami zwlekał podróż, obawiając się jakiego niebezpieczeństwa. Z tej przyczyny przydworni jego stolicy zwali go nie Grzegorzem (Gregorius) ale omylnikiem (Errorius). Z Sieny zaś udawszy się do Lukki, wysiadywał tam przez kilka miesięcy, i poświęcał czas wszystek rozmaitym zabawom naukowym i rozrywkom, bynajmniej zaś myśleć nie chciał o pojednaniu kościoła. Podobnychże zabaw i wymyślnych roztargnień używał Piotr de Luna, aby go nie naglono o stanowcze zajęcie się jednością kościoła.
Władysław król Polski, nie chcąc dopuścić, aby zamek Drahimski przez Krzyżaków Ś. Jana (Johannitae) opanowany, długim czasu przeciągiem stał się ich własnością, tak jak było z zamkiem Santockim, który w podobny sposób przez Krzyżaków Ś. Jana od królestwa Polskiego został oderwany, wyprawił do mistrza rzeczonego zakonu posłów, z upomnieniem: „aby mu pomieniony zamek oddał niezwłocznie, albo uznał nad nim lenne zwierzchnictwo króla i królestwa.“ Ale gdy mistrz obadwa te warunki odrzucił, wysłał król Tomasza z Węgleszyna zwanego Koźlerogi, herbu Jelita, kasztelana Sandomierskiego i starostę Wielkiej Polski, z wojskiem, w celu odebrania zamku przemocą. Ten wypełniając rozkaz królewski, w przeciągu czterech dni rzeczony zamek opanował, gdy Krzyżacy bynajmniej nie stawili oporu. Od tego czasu zamek Drahim zostaje ciągle pod zwierzchnością i panowaniem króla Polskiego.
Alexander Witołd, wielki książę Litewski, uwolniony od srogich i ustawicznych napaści Krzyżaków Pruskich przez zawarte z nimi przymierze, zebrawszy wojsko z Polaków, Litwinów i Rusi, przedsięwziął wyprawę pierwszą przeciw Moskwie i jej książęciu. Wtargnął zatém do ziemi Moskiewskiej, a poniechawszy zamków, przestał na samém plądrowaniu kraju i kazał łupiestwa jak najszerzej rozpostrzeć. Ale gdy i temi krzywdy nie zdołał Moskwicinów do walki przymusić, spustoszywszy ziemię Moskiewską, z mnogą zdobyczą i znacznym gminem jeńców wrócił do Litwy. Wielu Polaków otrzymało herby rycerskie, które im nad rzeką Uhrą (jedną z celniejszych w ziemi Moskiewskiej) książę Alexander rozdawał w nagrodę.
Żyd jeden Krakowski, nazwiskiem Feter, schwytany i przekonany o podrabianie pieniędzy książąt Szlązkich, i puszczanie ich między pieniądze królewskie, zkąd wielkie sobie zyski, rzeczypospolitej zaś zrządzał szkodę, skazany został wyrokiem sądowym na taką karę, że w koronie wysadzanej pieniędzmi, między któremi ponatykano fałszywe przez niego podrobione pieniądze, oprowadzany był po rynku i ulicach miasta Krakowa, przyczém woźni obwoływali jego zbrodnię, a potém spalono go na stosie.
Nazajutrz po uroczystości Podwyższenia Krzyża ś. pospólstwo miasta Wrocławia podniosłszy przeciw rajcom miejskim bunt z dawna w zarzewiu tlejący, porwało się do broni, i napadło na wietnicę, w której ciż rajcy siedzieli zamknięci obawiając się niebezpieczeństwa: a gdy przed niém wrota zaparto, wyważyło je przemocą, i pozrzucawszy dawnych rajców, za to iż rozpierając się zuchwale, popełniali bezprawia i wydzierstwa, i niedbale, z krzywdą mieszczan sprawowali rządy, kazało im ustąpić z radziectwa, a w ich miejsce nowych wybrało.
Dnia dwunastego Października, Władysław król Polski, oburzony zazdrością, którą tajemnie w sercu jego wzniecili dwaj radcy, nikczemni zausznicy, Jakóba z Kobylan, rycerza herbu Grzymała, posądzonego o cudzołostwo popełnione z Anną królową, kazał poimać, i okutego w kajdany uwięzić w zamku Lwowskim, gdzie blisko trzy lata wysiedział. Inny także rycerz, Mikołaj Chrząstowski, herbu Strzegomia, o takiż sam obwiniony występek, dobrowolnie uszedł na wygnanie. Jednego więc uwięzienie, a drugiego ucieczka, podały Annę królową u wielu nierozważnych ludzi w ohydę (której przepowiednią być miało zapadnienie się przed kilku dniami przypadkowe i bez żadnej gwałtownej przyczyny sypialni królowej); a to wcale niewinnie, gdy sam król Władysław o to płoche posądzenie i osławienie królowej naganiony od panów radnych na zjeździe odbywającym się w tymże roku w Niepołomicach, przez usta Mikołaja Kurowskiego arcybiskupa Gnieźnieńskiego ogłosił niewinną, a w roku następnym potwarców królowej srodze pokarał, co słuszną było na nich pomstą od Boga. Popadł był w takowe podejrzenie i Andrzej Tęczyński, rycerz herbu Topor; schwytano go bowiem w zamku Krakowskim o czasie niezwykłym i w miejscu tajemném, a ztąd posądzono o miłostki z Anną królową; nie głoszono tego jednak ani badano z taką jawnością, jak sprawę dwóch pierwszych. Klemens zaś z Moskorzowa kasztelan Wiślicki i starosta Krakowski, najpierwszy z oskarżycieli, sądzony u prawa, o które nastawała koniecznie królowa Anna, i przekonany o potwarz fałszywie królowi Władysławowi podszepnioną, musiał ją publicznie odwołać.
Gdy między Litwą a Prusakami poczęły się były niecić coraz większe waśnie i zatargi, Władysław król Polski pragnąc ojczyznie swojej Litwie spokojność ubezpieczyć, z Ulrychem Jungingen mistrzem Pruskim złożył zjazd w mieście Litewskiém Kownie w dzień uroczysty Trzech Króli. Ale chociaż wraz z królem Polskim Władysławem zjechali się byli na wspólne rokowanie prałaci i przedniejsi panowie Polscy, i przez dni kilkanaście czynili układy z mistrzem Pruskim Ulrychem v. Jungingen i jego komturami, którzy się byli na jednej wyspie blisko miasta Kowna zgromadzili, w celu przecięcia sporów i wynagrodzenia krzywd poczynionych; gdy atoli mistrz Pruski już wtedy począł się stawiać hardo i wyniośle, i tak czynem jako i mową pełną dumnych przechwałek stronił widocznie od pojednania i zgody, nie przyszło zatém do żadnych pożądanych układów, i obie strony rozeszły się z większém jeszcze niż wprzódy umysłów obostrzeniem. Nie wybuchły jednak do tego stopnia gniewy, iżby jawnemi przeciwko sobie wystąpili nieprzyjaciołmi, gdy i Władysław król wspaniałe i godne monarchy przesłał mistrzowi Pruskiemu upominki, i wzajemnie od mistrza przysłane sobie dary przyjął. Tlejące w sercach niechęci i zarzewie przyszłych wojen stłumiono jeszcze do czasu.
Gdy Alexander Witołd wielki książę Litewski za rozmaite krzywdy i napastowanie swoich granic gotował się na wyprawę powtórną przeciw Wasilowi książęciu Moskiewskiemu, zięciowi swemu, który miał córkę jego jedynaczkę Anastazyą za żonę, Władysław król Polski posłał mu w posiłku pięć chorągwi, mieszczących w sobie tysiąc kopijników, rycerzy Polskich doświadczonych w boju. Wodzem zaś przełożył nad niemi Zbigniewa z Brzezia marszałka królestwa Polskiego. Wielu nadto panów i szlachty Polskiej wyszło na tę wojnę z własnej ochoty; wielu poposyłało zbrojne swoje drużyny. Przybył i od mistrza Pruskiego Ulrycha v. Jungingen Krzyżak Markwart z jedną chorągwią w posiłku. Nazajutrz więc po Ś. Janie Chrzcicielu, Alexander Witołd ruszywszy z Wilna z liczném i potężném wojskiem Polaków, Litwinów, Krzyżaków i Rusi, wtargnął do ziemi Moskiewskiej, i począł ją ogniem i mieczem pustoszyć. Ale wnet powstał przeciw niemu inny nieprzyjaciel. Książę bowiem Świdrygiełło, brat rodzony Władysława króla Polskiego, człek niestatecznego umysłu i do odmian pochopny, spaliwszy zamki Brańsk i Starodub, które był na Litwie z daru Władysława króla Polskiego i Alexandra wielkiego książęcia Litewskiego posiadał, a to na wzgardę i z nienawiści ku temuż Alexandrowi Witołdowi, zbiegł do Wasila kniazia Moskiewskiego z drużyną przychylnych sobie Polaków, Litwinów i Rusinów, i z zasadzek napadał dniem i nocą na obozy Alexandra Witołda, trapiąc je rozmaitemi klęskami na korzyść Moskwicina. Tak kiedy wojsko Alexandra chciało przejść za rzekę wyższą Okkę, bieżącą przez sam środek Moskiewskiej ziemi, wzbronił mu takowej przeprawy, a Moskwa rozpierzchła się do zamków i miejsc warownych. Tymczasem przybyli posłowie Wasila kniazia Moskiewskiego z prośbą o pokój, który po wielu układach i rokowaniach stanął wreszcie na sprawiedliwych warunkach; książę Moskiewski Wasil musiał zwrócić wszystkie zabory, które usiłował sobie przywłaszczyć, i pogodził się na dobre z zięciem swoim Alexandrem Witołdem. Alić jak tylko zawarto i potwierdzono umowę, Alexander Witołd, zostawiwszy wojsko swoje w ziemi Moskiewskiej, człek lubieżny i pożądliwy, czémprędzej rozstawnemi końmi do żony pospieszył. Z tej przyczyny wojsko jego, zostawione bez wodza i bez zarządu, wielu klęsk w powrocie doznało. Naprzód bowiem głód ciężki trapić począł i ludzi i konie w pochodzie przez ów kraj, który po większej części okryty lasami i borami, nie wiele miał siół i wiosek, a i te od nieprzyjacioł i własnego rycerstwa były złupione i spustoszone. Tatarzy przytém, których był książę Moskiewski na pomoc przyzwał, nie dopuszczali wybiegania za paszą i żywnością. Gdy więc ustały wszelkie dowozy, i przyszło zostawić w lesie nieużyteczne telegi, srogi głód dał się uczuć rycerstwu. Chcieli się niektórzy z głodu karmić żołędzią, ale trzymając żołądź w ustach umierali. Tym sposobem wiele ludzi wyginęło. Przyłączyła się do tego nadzwyczaj śliska i niesposobna droga, z przyczyny ciągłych deszczów; kraj bowiem Moskiewski położenie ma nazbyt niskie: zaczém wszystkie niemal konie z głodu i złej drogi poupadały. W jednym zwłaszcza obszernym lesie tak głębokie były błota, że żołnierze musieli w wielu miejscach z zdechłych i posłabłych koni słać sobie drogę i stawiać pomosty, inaczej bowiem nie można się było przeprawić. Wśród takich przeszkód i trudności Tatarzy na wojsko książęcia Alexandra z tyłu uderzyli: z nimi Polacy, Litwini i Krzyżacy przymuszeni byli raczej pieszo niżeli konno bitwę stoczyć; zwyciężyli jednak Tatarów, którzy w ucieczce po lasach się pokryli. Rycerze zaś Polscy na tej wyprawie potraciwszy oręże, konie i wiele drużyny, ledwo na dzień Ś. Marcina wrócili do kraju, i udali się zaraz do Władydysława króla Polskiego przebywającego w Niepołomicach, żądając, aby im szczodrotą swoją nagrodził, co na tej wyprawie potracili. Król Władysław ulitowawszy się ich trudów i strat poniesionych, nie tylko szkody im wszystkie powrócił, ale ich nad spodziewanie z taką wynagrodził hojnością, jak gdyby w obronie całości i dobra królestwa Polskiego walczyli.
Władysław król Polski dowiedziawszy się, że Litwę srogi i morderczy głód uciskał, a dla słot ciągle trwających zasiewy tak ozime jako i wiosenne pochybiały; na prośbę Alexandra Witołda wielkiego książęcia Litewskiego i jego posłów, kazał otworzyć we wszystkich królewszczyznach ziemi Kujawskiej śpichrze, które staranny i zabiegliwy Zaklika z Międzygorza kanclerz królestwa Polskiego, herbu Topor, i Jan czyli Iwan z Obichowa kasztelan Szremski, starostowie Kujawscy, w ciągu lat kilku zbożem napełnili, i wysłał do Litwy dwadzieścia dużych statków zbożem ładownych, które spuszczono rzeką Wisłą aż do Ragnety, a ztamtąd Niemnem w górę holować miano. Ale skoro tylko przybiły do Ragnety, schwycono je z rozkazu mistrza {{roz*|Pruskiego Ulrycha v. Jungingen, który na usprawiedliwienie pozorne swego bezprawia twierdził, „jakoby na tych statkach wieziono broń dla pogan barbarzyńców przeciwko chrześcianom i wiernym“; w rzeczy samej zaś uczynił to z zazdrości i gniewu, że zboże w Krzyżackich śpichrzach od dawnego czasu przechowywane, które Litwini za drogą cenę kupowaćby musieli (jak to dawnemi laty bywało) przez ów dowóz stałoby się dla nich niepotrzebném. To zaś nieprawe podchwycenie zboża dało powód i pierwsze hasło do wojny między królestwem Polskiém i wielkiém księstwem Litewskiém z jednej, a zakonem Krzyżackim z drugiej strony, którą w następnych latach toczono. Tknęła bowiem do żywego ta krzywda i zniewaga Władysława króla Polskiego, tak iż cały zajął się odtąd wojną, którą zamierzył wydać Krzyżakom. Ale gdy mu przełożyli radcy królestwa, że lepiej było ścierpieć tę zniewagę, niż brać się porywczo do oręża, wysłał Mikołaja Kurowskiego arcybiskupa Gnieźnieńskiego, tudzież Mikołaja z Michałowa Sandomierskiego, Janusza z Tuliskowa Kaliskiego, i Wincentego z Granowa Nakielskiego, kasztelanów, do Ulrycha v. Jungingen mistrza Pruskiego, z prośbą i upomnieniem, „ażeby zboże zabrane w całości zwrócili.“ Atoli Ulrych mistrz Pruski, człek wyniosłego umysłu i skory do zatargów, poselstwem tak poważném i uprzejmém bynajmniej nie poruszony, odpowiedział: „że nie zboże zatrzymał, ale broń przeciw niemu i jego zakonowi posłaną niewiernym, przeto jej wcale oddać nie myśli; że król i Polacy niegodziwie postępują, wspomagając barbarzyńców bronią, i jeszcze się o nię śmieją upominać.“ Inną prócz tego Ulrych v. Jungingen mistrz Pruski wyrządził obelgę Alexandrowi wielkiemu książęciu Litewskiemu: kazawszy bowiem pochwytać kupców Litewskich, którzy do Ragnety przybyli z sprzedażą, pozabierał im towary i wszystkie majątki. Nie ścierpiał tej krzywdy Alexander Witołd książę Litewski, ale postanowił już nie przez posły o zabrane rzeczy się upominać: oburzony albowiem i poprzedniém zboża przytrzymaniem, i drugą świeżo wyrządzoną sobie krzywdą, zniosłszy się potajemnie z Władysławem królem Polskim, ziemię Żmudzką mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu nadaną i zapisaną odebrać przedsięwziął. Tym celem wysłał Rumbolda marszałka Litewskiego z zbrojnym rycerstwa pocztem, który niebawem Michała Kuchmeistra wójta Żmudzkiego i innych Krzyżaków, tudzież załogi ich po zamkach nowo zbudowanych osadzone, pochwytał lub z zamków powyrzucał; a gdy Żmudzini sami chętnie garnęli się do książęcia Alexandra, ziemię Żmudzką pod swoje dawne wrócił panowanie.
W Niedzielę Kwietnią Anna królowa Polska wydała na świat córkę z Władysława króla Polskiego zrodzoną, która potém w Niedzielę trzecią po Wielkiejnocy, w której śpiewają Vocem jucunditatis, przez Piotra Wysza biskupa Krakowskiego w kościele Krakowskim ochrzczoną została i otrzymała imię Jadwigi. Chrzciny wyprawiane uroczyście trwały przez dni kilka.
Dnia ostatniego Czerwca Grzegorz XII wyjechawszy z Lukki wrócił znowu do Sieny. Pod ten czas opuścili go wszyscy prawie kardynałowie, którzy stali po jego stronie, a to z powodu chytrych zabiegów jakie czynił dla przeszkodzenia jedności kościoła. Aby więc jak najdalej przedłużyć rozdwojenie, w czasie pobytu swego w Sienie nowych potworzył kardynałów, jako to, Antoniego bratanka rodzonego, Gabryela de Condulmario, obu rodem Wenetów, i niektórych innych. Z Sieny udał się do Rimini, gdzie zabawiwszy przez zimę, w czasie wielkiego postu przeniósł się do Akwilei, miasta i dyecezyi leżącej w Istryi, i około święta Zesłania Ducha Ś. odprawił zjazd nakształt soboru, z małej bardzo liczby osób duchownych złożony, właśnie kiedy Piotr de Luna inny zjazd w królestwie Aragońskiém w większej jednak liczbie prałatów odbywał, i według woli swojej wydawał uchwały. Nakoniec dnia piętnastego Sierpnia, gdy kardynałowie oby dwóch papieżów, tak Grzegorza jako i Benedykta, błąkali się po różnych stronach, nie mając stałego i bezpiecznego miejsca, gdzieby mogli zagaić sobor powszechny w celu zjednoczenia kościoła (już bowiem Piotra de Luna czyli Benedkta XII, gdy tenże postanowił z ziemi Genueńskiej przenieść się do królestwa Aragońskiego, dziewięciu kardynałów opuściło i połączyło się z kardynałami Grzegorza), Baltazar de Cossa, kardynał dyakon tyt: Ś. Eustachego, legat Bonoński, tudzież Piotr Kreteńczyk zakonu braci mniejszych, i Jan bratanek niegdyś Bonifacego IX, kardynałami obrani, otrzymali od Florentczyków pozwolenie odprawienia w Pizie powszechnego soboru. Kędy zgromadziwszy się kardynałowie obydwóch stronnictw, rozpoczęli obrady, i przyzwali osobiście Grzegorza XII przebywającego na ów czas w Sienie, Piotra zaś de Luna ogłoszeniem edyktu. Na ten sobor przybył między innymi z Krakowa Piotr Wysz biskup Krakowski, obojga praw doktor, w liczném gronie znakomitych osób i z okazałym sług dworem, i przez wszystek czas trwającego soboru, ku czci Boga i jego kościoła, i dla chwały królestwa Polskiego, a zniesienia odszczepieństwa, szczodre i wspaniałe czynił nakłady. Stawili się zaś na rzeczonym soborze Pizańskim przez swoich pełnomocników, Wojciech Poznański, Jakób Płocki, Wacław Wrocławski, Arnold Chełmski, biskupi; niemniej szkoła główna Krakowska, kapituła kościoła Płockiego, Iścisław opat Tyniecki, i duchowieństwo miasta i dyecezyi Wrocławskiej. Przybył także osobiście Jan biskup Lubuski prowincyi Gnieźnieńskiej. Zebrali się zaś na pomienionym soborze kardynałowie obu współzawodników ubiegających się o papiestwo, to jest stronnicy Grzegorza i Benedykta. A złożywszy z stolicy obydwóch w celu zjednoczenia kościoła, obrali w roku następnym Piotra Kreteńczyka, rodem Greka, zakonu braci mniejszych, którego nazwali Alexandrem V. Po ukończeniu soboru i ustaleniu kościoła Bożego, Piotr Wysz biskup Krakowski grób i miejsce narodzenia Zbawiciela naszego i Ziemię ś. odwiedził: a gdy po odbytej pielgrzymce szczęśliwie przybył do Wenecyi, z rady lekarza wziąwszy na mocne przeczyszczenie, zasłabł i w ciężką wpadł chorobę, z której już do śmierci wyleczyć się nie mógł. Lubo zaś kardynałowie obu papieżów, to jest Benedykta XIII i Grzegorza XII, tudzież prałaci, na soborze Pizańskim złożyli ich z stolicy, oni wszelako na to nie zważając, mienili się ciągle papieżami. A nadto Grzegorz XII, od swoich kardynałów pragnących zjednoczenia kościoła opuszczony, dziewięciu nowych kardynałów w ich miejsce mianował. Z tej przyczyny rozerwanie kościoła, któremu sobór Pizański spodziewał się zaradzić, nie tylko nie ustało, ale bardziej się jeszcze wzmogło, gdy obok dwóch papieżów, którzy się udawali za Głowy kościoła, to jest Benedykta i Grzegorza, trzeci jeszcze Piotr Kreteńczyk, od swoich zwolenników Alexandrem V nazwany, wystąpił. Nadto dwaj ubiegający się o papiestwo, to jest Benedykt XIII i Grzegorz XII, zaślepieni żądzą panowania na stolicy Piotra, usuwając się bezczelnie od jedności powszechnej, dla przedłużenia schizmy i zniweczenia uchwał soboru Pizańskiego, który się w ów czas odbywał, nowe w różnych miejscach i czasach składali zbory, i nowych tworzyli kardynałów. A lubo rzeczonego Grzegorza prosili i wzywali kardynałowie Akwilejski i Medyolański, aby uczynił ofiarę należną Bogu i kościołowi, i według przyrzeczenia swego przybył osobiście na sobor Pizański, naznaczony w celu zjednoczenia kościoła, on wszelako głuchy na ich zbawienne upomnienia, nie chciał dotrzymać tego, do czego się przysięgą zobowiązał. I chociaż widział, jakie z rzeczonego rozerwania dla miast i ludów kościoła Rzymskiego wynikały klęski, na jakie je wystawiał grabieże, wydzierstwa i rozboje, bynajmniej go to jednak nie poruszało: bez serca i litości, (jak pisma kardynałów już zjednoczonych z sobą do Władysława króla Polskiego przesłane o nim się wyrażały) stał na to niewzruszony i jak gdyby żelazny; a im większe w oczach jego i liczniejsze działy się zgorszenia, tém smaczniej sobie jak mówiono zajadał. Zaczém król Polski Władysław, tknięty listami kardynałów, a pragnący jak najgorliwiej pojednania kościoła, odmówił posłuszeństwa Grzegorzowi XII, i z całém królestwem Polskiém i wielkiem księstwem Litewskiém uznał papieżem Alexandra V, obranego przez kardynałów obydwóch stronnictw. Grzegorz zaś i Benedykt dowiedziawszy się, że na soborze Pizańskim złożono ich z stolicy, obadwaj wielce się przerazili. Piotr zwany de Luna, gniewem oburzony, w celu rozszerzenia schizmy po królestwach Hiszpanii i Aragonii, nowych kardynałów, jako się wyżej rzekło, poobierał. Grzegorz zaś, przebrany w obcą odzież, z dwoma tylko pieszemi towarzyszami, z miasta Istryi, gdzie był swój sobor odbywał, sam także pieszo wywędrował. Tym sposobem uniknął sideł, które na niego Antoni patryarcha Akwilejski zastawiał, o to iż go był Grzegorz bez żadnej słusznej przyczyny patryarchatu Akwilejskiego w Luce pozbawił; i dostawszy się na dwa statki, któremu Władysław król Sycylijski przysłał ku pomocy, naprzód do Abruzzo, a potém do Gaety zawinął, gdzie długi czas pod opieką rzeczonego króla Władysława przesiadywał.
Zygmunt król Węgierski, nakazawszy wyprawę przeciw Bosnii, która mu była wypowiedziała wierność i posłuszeństwo, wtargnął do niej z potężném wojskiem, w którém znajdowali się także rycerze Polscy znakomici i dzielni, jako to: Zawisza Czarny z Rożnowa, Domarat z Kobylan, Jan Warszowski, Zawisza z Oleśnicy, Skarbek z Góry, Jan Farurej z Garbowa i wielu innych. Przy ich pomocy liczne zamki, które mu opór stawiły, orężem zdobył, i wielu Bośniaków śmiercią pokarał albo z murów postrącał. A tak kraj cały zmusił do hołdu i należnego sobie posłuszeństwa.
Gdy Władysław król Polski przejeżdżał przez Wielką Polskę, i zatrzymał się w miasteczku Obornikach z licznym rycerstwa pocztem, przybyli do niego we Czwartek przed dniem Ś. Jana Chrzciciela posłowie mistrza Pruskiego, Ulrycha v. Jungingen, to jest komturowie Toruński i Starogrodzki (de antiquo castro), których chytry mistrz Ulrych posłał raczej dla objawienia zamiaru swego, jak się to później okazało, niżeli w nadziei uzyskania tego, czego żądał. Rzeczeni posłowie rozwodzili się z wielkiemi żalami na Alexandra Witołda książęcia Litewskiego: „że ziemię Żmudzką, wieczystém prawem i jawnemi pismy przez siebie mistrzowi i zakonowi nadaną i zapisaną, do której wszelakiego zrzekł się sam prawa, niesprawiedliwie im odebrał, i z wielką zakonu krzywdą i zniewagą, starostów i przełożonych tej ziemi pozabijał albo pobrał w niewolą. A chociaż mistrz i zakon wielokrotnemi prośby i poselstwy upominali się rzeczonemu Alexandrowi Witołdowi o zwrócenie zabranej ziemi i wypuszczenie jeńców, bynajmniej jednak Alexander książę Litewski żądaniu ich nie uczynił zadosyć, i prośbami pogardził. Gdy więc z przyczyny wyrządzonej sobie krzywdy zmuszeni byli wziąć się do broni, i o kraj swój oraz poniesione straty orężem się dopominać, żądali od króla, aby oświadczył, czyli miał zamiar brata swego Alexandra książęcia Litewskiego wspierać w jego sprawie, a to iżby mistrz i zakon wiedząc jego zamiar, wcześnie mógł pomyśleć o sobie“. Władysław król Polski, nie mogąc się z razu zdobyć na odpowiedź temu tak chytremu poselstwu, w którém ukrytą przenikał zdradę, oświadczył: „że dla wielkiej ważności rzeczy, a małej liczby radców, trudno mu było stanowczo w tym razie odpowiedzieć; ale że na dzień Ś. Alexego naznaczy zjazd walny w Łancucie, za którego uchwałą mistrzowi i zakonowi da przez swoich posłów odpowiedź.“ Komturowie atoli nie przestając na takowém oświadczeniu, poczęli w obec zebranego rycerstwa, panów i szlachty królestwa Polskiego, jawne wytaczać skargi, z tém oznajmieniem: „że mistrz i zakon gotowi byli z królestwem Polskiém stałej przyjaźni sojusze, niegdy między Kazimierzem II królem Polskim a mistrzem i zakonem zawarte, wiernie zachować; ale gdy Władysław król Polski nie chce odstąpić brata swego Alexandra książęcia Litewskiego, i w niesłusznej sprawie pomoc mu swoję przyrzeka, nie mają przeto panowie Polscy za złe mieć mistrzowi i zakonowi, jeśli za doznane ciężkie krzywdy wojnę królestwu Polskiemu wypowiedzą.“ Po takiém oznajmieniu, nie czekając już odpowiedzi królewskiej, w gniewie i zajątrzeniu wielkiém odeszli; a z ich odkazów i przegróżek, większą tchnących dumą i zuchwałością, niżeli na posłów przystało, można było wnosić, że za lada przyczyną wojnę królestwu Polskiemu wydadzą. Jawnie więc okazywało się, że opanowanie przez Alexandra Witołda wielkiego książęcia ziemi Żmudzkiej, i niezaspokajająca odpowiedź Władysława króla Polskiego, obraziły wielce mistrza i zakon; a choć wyraźnie nie wypowiedzieli wojny, skryta jednak wrzała w ich umysłach zemsta, gotowa wybuchnąć za pierwszą do wojny sposobnością. Władysław bowiem król Polski wahał się w niepewności i sam nie wiedział, jaką poselstwu mistrza i zakonu miał dać odpowiedź, i z czém je ostatecznie odprawić. Nie chciał on książęcia Witołda i Litwinów w przeciwności opuszczać, ani wojny tak ciężkiej od Litwinów na królestwo Polskie sprowadzać, gdy radcy Polscy najmocniej się temu sprzeciwiali, i z wszelką zabiegali usilnością, aby tlejąca w zarzewiu wojna nie dojrzała i nie wybuchła.
Władysław król Polski tknięty do żywego wyrządzonemi sobie tylu i tak ciężkiemi krzywdy przez Krzyżaków, mianowicie zaś oderwaniem tylu zamków, przedsięwziął przeciw nim wyprawę powszechną, i nakazał wszystkim państwa poddanym, aby w oktawę Narodzenia N. Maryi Panny zebrali się zbrojno w Wolborzu, zkąd ruszyć mieli do Prus. Alexandrowi zaś wielkiemu książęciu Litewskiemu przez listy i gońce zalecił, aby z wojskiem swojém połączył się z nim u granicy Pruskiej. Stosownie więc do rozkazów królewskich zebrały się w dniu naznaczonym w Wolborzu liczne poczty z całego królestwa Polskiego, to jest z ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej, Lubelskiej, Ruskiej i Podolskiej, z któremi król Władysław wyruszył zaraz w Łęczyckie, i pod miastem Łęczycą między gajami przez dni cztery stał obozem, czekając na ściągnienie reszty wojska. Ztamtąd posuwając się dalej, pierwszym pochodem stanął na polach wsi Siedlec, drugim pod wsią Koczawie, trzecim w pobliżu Radziejowa nad jeziorem, kędy wojsko swoje podzielił na chorągwie; czwartym na polach wsi Szarlej, piątym w Tucznie podle jeziora, o milę za Inowrocławiem; szóstym w Bydgoszczy. W dzień zaś Ś. Michała zamek Bydgoszcz silnie wojskiem otoczył, i koszami (scutis s. palliis) jakoby murem wkoło ponad wałem opasał, poczém jął mocno z dział szturmować. Od ciągłego miotania pocisków zginął komtur i dowódzca zamku. Mistrz Pruski przewidując, że zamek Bydgoszcz mógł być zdobyty przemocą, wysłał do Władysława króla Konrada książęcia Oleśnickiego z prośbą, „aby od oblężenia odstąpił,“ i oświadczeniem, „że zamek gotów był wydać do rąk Wacława króla Czeskiego, zdając „się na jego sąd polubowny.“ Na to poselstwo przełożone królowi w Sobotę po Ś. Franciszku, odpowiedziano: „że król i owszem na to zezwala i od oblężenia odstąpi, jeżeli mistrz przyrzecze wydać podobnież do rąk króla Wacława ziemię Dobrzyńską i jej zamki.“ Stał atoli król z swojém wojskiem przez ośm dni w borze, i zamek wciąż oblegał, ósmego dnia wziął go przemocą. A naprawiwszy rozwalone mury, oddał zamek ten Maciejowi z Łabiszyna wojewodzie Brzeskiemu starostwem dzierżawném. W czasie oblężenia zaś mistrz Pruski rozkazał wojska swoje zgromadzić około Świecia. O czém dowiedziawszy się Władysław król Polski, wysłał tam kilka swoich chorągwi: które jak tylko Prusacy obaczyli, zaraz pierzchnęli; wojsko królewskie opanowało porzucone namioty, i zdobyło mnogie łupy na nieprzyjaciołach. Oburzony atoli Władysław król Polski tylu i tak ciężkiemi krzywdami, których doznawał od Krzyżaków, rozpisał listy do wielu królów i książąt chrześciańskich, żaląc się na swoje pokrzywdzenia. Treść tej skargi niżej nieco zamieszczamy. Książę zaś Litewski Alexander wysłał do Władysława króla Polskiego pisarza swego Jakóba Glinianego z Lublina, oznajmując królowi Jego Miłości potajemnie: „że w tym czasie nie mógł na żaden sposób przybyć mu zbrojno z swoim ludem na pomoc.“ Prosił przytém i błagał, „aby mu król nie miał tego za złe;“ a radził, „iżby z nieprzyjacielem zawarł rozejm aż do przyszłego lata; on zaś przez ten czas urządzi wszystko i przysposobi się do wojny, aby z liczniejszém wojskiem i większą potęgą mógł przybyć i stanąć królowi w posiłku.“
„Władysław z Bożej łaski król Polski, wielki książę Litewski, pan dziedziczny Pomorza, Rusi i t. d. Sprawiedliwy Boże, Sędzio wszechwładny, który badasz skrytości serc ludzkich, ciebie wzywam i błagam, abyś mi w tej skardze mojej na dolegające cierpienia nie dozwolił zbłądzić i przeciw prawdzie fałszywemi słowy zbluźnić. Wiedzcie zatém i uważcie, a bierzcie to w uszy wasze wszyscy królowie i książęta tak duchowni jako i świeccy, dostojnicy, panowie, szlachta, rycerze, społeczeństwa gmin miejskich i t. d. i wszyscy zgoła mieszkańcy ziemi, a świętej katolickiej wiary prawi wyznawcy. Iż w sprawach między nami a bracią Krzyżakami Pruskimi zachodzących żadnego dla nas ciż Krzyżacy nie okazują względu i uczciwej chęci, przez co wszelką cierpliwość, ducha pokoju i zgody, do której z zalecenia Króla Najwyższego Jezusa Chrystusa byliśmy obowiązani, w sercach naszych tłumią. Chociaż bowiem połączyli się z nami najściślejszych sojuszów węzłem, i pismami tak go utwierdzili, że bynajmniej nie można było obawiać się, aby go jakakolwiek okoliczność rozerwać zdołała; oni przecież wbrew takowym sojuszom, pod fałszywym pozorem przyjaźni, nas niewinnych kłamliwie i potwarczo przed niektórymi książętami i uczciwemi ludźmi oskarżają, i o zdradziectwo winią, twierdząc, że za naszych czasów i pod rządem Witolda Alexandra książęcia Litewskiego wiara katolicka przez ochrzczenie Litwy nie wiele rozkrzewiła się i wzmogła; że nikt z naszego narodu przez nas do wiary chrześciańskiej nie był nawrócony; a Ruskiej wiary wyznawcy przez nas ochrzczeni, pod pozorem wiary katolickiej, tajemnie w swojej wierze trwają. Ale ponieważ kościoł o skrytych myślach nie sądzi, dość nam na tej pobożnej gorliwości, z jaką staramy się o pomnożenie wiary katolickiej. Gdybyśmy bowiem wiedzieli o takich, którzyby wiarę fałszem pokrywali, nigdybyśmy nie omieszkali wymierzyć na nich stosownego karania i nagany. Sami zaś Krzyżacy, gdyby w sercach swoich prawdziwą ku nam chowali miłość, i w stateczném z nami trwać chcieli przymierzu, nie powinniżby wskazać nam sumiennie tych, o których wiedzieli lub wiedzą, że są odstępcami w wierze? A jeślibyśmy ich nie skarcili, azaż według Ewangelii nie powinni byli świadków przyzwać, a skłonić nas do ich upomnienia? Dopieroż gdybyśmy nieczułymi się okazali na ich wskazania i dowody wtedy przystało im skarżyć nas przed Głową kościoła. Ale oni działając opak, nie od początku lecz od końca zaczynając, przeciw nam i ukochanemu bratu naszemu książęciu Witołdowi niesłuszne poczęli wynosić skargi. Ani też spodziewać się można, aby oni czystą i nieskażoną mieli pobożność na celu, odkąd rozkiełznawszy swe zelżywe języki, zaparli się prawdy, i niepowściągliwi w potwarzy wolą rozsiewać o nas fałsze niżeli mówić sprawiedliwie. Nie chcemy bynajmniej na usprawiedliwienie nasze długiemi rozwodzić się słowy, ale czynami raczej i rzeczywistością wyświecić prawdę. To tylko okazujemy, co naoczną jest rzeczą, że wiara i religia chrześciańska między nowo nawróconym ludem naszym w Litwie za łaską Chrystusa Pana chwalebnie kwitnie; tam bowiem z łaski Bożej powystawialiśmy kościoły katedralne, wiele parafialnych i klasztornych, które zapisami dóbr naszych królewskich dostatecznie i wieczyście są zaopatrzone. O czém każdy przekonać się może, ktokolwiek zwiedzić zechce te narody Litewskie przez nas z ciemnoty pogańskiej wywiedzione, i przeświadczyć się własnemi oczyma, że co mówimy prawdą jest rzeczywistą. Ale oni, o! zgrozo, cudzą hańbą pokryć usiłują własną sromotę, i swoje własne winy zrzucić na kogo innego. Niechajby raczej z swego oka wyjęli wprzódy belkę, nim się pokwapią z cudzego źdźbło wyjmować. Oni bowiem, acz wiedzą prawdę i naocznie ją widzą, fałszywie przecież twierdzą, że Litwa od czasu przyjęcia chrztu w ciągu lat dwudziestu czterech w wierze katolickiej nie wiele postąpiła. Niechby przeciwnie o sobie powiedzieli, ile ta wiara zyskała w Prusiech, w krajach przez nich opanowanych, od lat przeszło dwóchset. Zaprawdę, w porównaniu z tém, co na Litwie zrobiono, możnaby to za nic uważać; wiadomo bowiem, że i Prusacy, których oni ochrzcili, pod ich panowaniem, szczycącém się udaną o wiarę gorliwością, bynajmniej nie porzucili obrządków pogańskich; i rzeczywiście żadnego z tych pogan Krzyżacy nie prowadzą szczerze do wiary katolickiej, jak to widzieć na Żmudzinach, których powinni już byli ochrzcić, a przecież w ciągu lat pięciu żadnego do wiary katolickiej nie nawrócili, chociaż nie jeden pragnął wielce chrztu świętego. To tylko jedno ich życzenie, aby mogli kraje cudze jakimkolwiek bądź sposobem posiadać. Zkąd zaiste wnosimy, że jeśli tak przewrotnie z innymi książętami jak z nami postępować będą, trudno aby się kto przy nich utrzymał. Niema wątpliwości, że kiedyś, jeżeli ich Bóg opatrzny nie ukróci, wszystkie państwa i królestwa pod ich przemocą uklękną. To także w ich sprawach i postępkach jest sromotne i pożałowania godne, że niepomni na powołanie swoje coraz więcej od niego odstępują, i żadnym już ustawom i przepisom, żadnym ślubom zakonu podlegać nie chcą. Bowiem bezkarność ich nie dopuszcza, aby wola szła za rozumem, ale wymaga przeciwnie, iżby rozum podlegał woli. I ten jest wszystek ich cel i żądanie, swoje w ręku dzierżeć, a cudze zabierać albo nań godzić. Zawsze chcieliby z dobra drugich korzystać, a swego nikomu nie użyczyć; do nabywania rzeczy cudzych nie używają środków prawych i godziwych, ale gwałtów; zaborów wreszcie takich, nigdy nie poddając się dobrowolnie, powrócić nie chcą, ani słuchają czyichkolwiek praw i wyroków. A im kto więcej z miłości pokoju i cierpliwości przed nimi się upokarza, tém oni dumniej pogardzając tą pokorą, z szyderstwem go depcą. I myć pragnęliśmy w takiej cierpliwości i pokorze Bogu Stworzycielowi służby nasze pobożne zalecać, i w słodyczy pokoju miłosierdzia Jego błagać, mając zawsze w sercu wyryte to prawidło, że tylko w pokoju można godnie Sprawcę jego wielbić: a ztąd postanowiliśmy z rzeczonymi Krzyżakami wieczny zachować pokój, spodziewając się, że przezeń dwojaką Zbawicielowi oddamy cześć i usługę, z których jedna w tém polega, że z najbliższemi nam domownikami i współwyznawcami ustać miała wojna i wszelaka do kłótni podżoga; drugą zaś zakładaliśmy na tém, że w czasie tego przymierza i pokoju mieliśmy sposobność rozkrzewiać wiarę chrześciańską i wszystkich niewiernych przez chrzest prowadzić na łono spólnego katolickiego kościoła. Jakoż wyrzucając z serca wszelakie gniewy i niechęci, zapominając krzywd doznanych i uraz, a szczerą powodując się miłością, dla utrzymania zawartych sojuszów i dla świętego pokoju, ziemię Dobrzyńską do korony Polskiej należącą, a przez Krzyżaków niesprawiedliwie od kraju naszego oderwaną, i przez lat kilkanaście, wbrew przymierzu za czasów świętej pamięci Kazimierza niegdyś króla Polskiego z témże królestwem zawartemu, przez tychże Krzyżaków dzierżoną, za wielkie pieniądze wykupiliśmy. Lecz i to nie na wiele nam się przydało, gdy w pokoju nie znaleźliśmy spokojności; wkrótce bowiem po zawarciu przymierza większe jeszcze niż wprzódy poczęli nam wyrządzać krzywdy; krom wielu innych, zamki nasze Drdzeń i Santok wraz z ich obwodami, do nas i brata naszego Jana książęcia Mazowieckiego należące, i inne własności nasze, nieprawnie, niesprawiedliwie i wbrew wszelkiej uczciwości opanowali. My te krzywdy z wielką znosiliśmy cierpliwością, skrępowani oném przymierzem, które zdało nam się nad wszelką wojnę uciążliwszém. A lubo wielokrotnemi listy i posły najmiłościwiej ich upominaliśmy, ażeby według umówionego z nami przymierza wstrzymali się od wyrządzania nam krzywd i niesprawiedliwości, oni urągając nam się z szyderstwem bynajmniej na to nie zważali. Niekiedy tylko słali do nas z oświadczeniem, że chcą poczynione nam krzywdy nagrodzić, ale takowe obietnice nigdy do skutku nie przyszły. Godzi się więc z naszej strony wynieść przeciwko nim żałobę, i wymienić acz z goryczą serca krzywdy i uciążliwości od nich doznawane, które tu osobném pismem Waszej Światłości wypisujemy, prosząc, abyście tym powieściom i oskarżeniom, jakie rzeczeni Krzyżacy przeciw nam i bratu naszemu książęciu Witołdowi zelżywie miotają, wiary nie dawali. Fałszywie bowiem nas obwiniają, sami pełni przewrotności i występku. Nie chciejcie zatém dawać ucha chytrym i niecnym ich namowom; a jeśli żądać będą zbrojnej z państw waszych przeciw nam i bratu naszemu książęciu Witołdowi pomocy, nie dozwalajcie poddanym swoim przechodzić do ich obozu. Oni albowiem zbroją się i posiłków żądają przeciw prawym wyznawcom katolickiej wiary, i tym, którzy od dawna przyjęcia tej wiary pragną. Dan w Opatowie, w sam dzień Świętego Wawrzyńca Męczennika. Roku Pańskiego tysiącznego czterechsetnego dziewiątego.“
Dnia dwudziestego trzeciego Czerwca kardynałowie obu stronnictw wszedłszy do konklawe, obrali zgodnie papieżem, jak się wyżej rzekło, Piotra zakonu braci mniejszych, kardynała prezbitera tyt. dwunastu Apostołów, siedmdziesiątletniego starca: który otrzymawszy imię Alexandra V, w Pizie dnia siódmego Lipca papieską przywdział koronę. Był on pochodzeniem Grek, rodem z Krety. Rodziców swoich, krewnych i należących, jak sam opowiadał, nigdy nie znał. Kiedy jeszcze był małym chłopcem, żebrzącego wsparcia wziął pewien Franciszkan w opiekę, a wyuczywszy go łaciny, ubrał w szatę zakonną i do Włoch z sobą sprowadził. Wyćwiczony w naukach wyzwolonych, udał się tenże Piotr naprzód do Oxfordzkiej a potém do Paryskiej szkoły, i zawołanym w teologii stał się mistrzem. Następnie przybywszy do Lombardyi, za przychylném wsparciem książęcia Medyolanu rządził kilku katedralnemi kościołami, a w końcu Medyolańskim. Mąż rzadkiej szczodroty i łaskawości, niczyjej prośbie nigdy nie odmówił. Ale przez tę zbytnią hojność i szczodrotę, kuryą Rzymską w krótkim czasie bardzo zubożył. Mnichów zakonu Franciszkańskiego na biskupstwa i prelatury powynosił. Kardynała Baltazara de Cossa, który bezwzględny na siebie, jego wybór na papiestwo najskuteczniej popierał, we wszystkiém rady słuchał. Gdy Ludwik książę Andegaweński, syn niegdyś Ludwika, przybył do niego do Pizy, przyjął go z czcią wielką, i za radą kardynałów wyniósł na królestwo Sycylii. Przy końcu miesiąca Października, z powodu szerzącej się zarazy, z Pizy wyjechawszy przybył do Prato, a ztąd udał się do Pistoja, gdzie przez niejaki czas zabawił. Króla Czeskiego Wacława uznał i mianował królem Rzymskim, pominąwszy Ruperta: czém Rupert obrażony odwodził potém Niemcy od należnego mu posłuszeństwa.
Po ułożonym rozejmie, na który wielu nieświadomych rzeczy głośno szemrało, obwiniając panów radnych, że go za przedajne myto dopuścili, Władysław król Polski rozpuściwszy wojsko odstąpił od Bydgoszczy, i przez Znin udał się do Poznania. Nakazawszy potém zjazd powszechny do wsi Niepołomic, ruszył z Poznania do Krakowa, i w dzień Ś. Marcina złożył sejm walny w Niepołomicach. Tu w obec zgromadzonych prałatów i panów królestwa składano sąd surowy na Warcisława z Gotartowic, który zdradziecko, bo żadną nie zmuszony koniecznością, zamek Bobrowniki Krzyżakom był wydał. A lubo pomieniony Warcisław na usprawiedliwienie swego postępku przywodził, że wydanie rzeczonego zamku nastąpiło z wiedzą i z polecenia Mikołaja Kurowskiego arcybiskupa Gnieźnieńskiego, i pokładał piśmienne na to dowody, które jak najstaranniej roztrząsano, okazało się jednak w końcu, że tenże Warcisław postąpił nieuczciwie, i słusznie osądzony został za zdrajcę. Oddano go zatém do ukarania królowi Władysławowi, który skazał Warcisława na dożywotne więzienie w Chęcinach. Ale gdy potém w roku następnym zwycięztwo nad Krzyżakami otrzymał, uwolnił tak jego jako i wielu innych z więzienia. Niedługo jednak po tém uwolnieniu żył pomieniony Warcisław. Na tymże zjeździe wyznaczono poważne do Pragi poselstwo, z prałatów i panów Polskich złożone, na Niedzielę pierwszą postu (Invocavit), celem wysłuchania wyroku sądu polubownego między Władysławem królem Polskim a Krzyżakami; ku czemu wydano im stosowne zlecenia.
Odszczepieństwo Wiklefa, które przed wielu już latami zarażało królestwo Anglii, z dopuszczenia skrytych sądów Bożych wskrzeszoném i odnowioném zostało przez Jana Hussa Czecha w królestwie Czeskiém, w mieście Pradze, gdzie pod ów czas była naukowa wszechnica, i w krótkim czasie całe ogarnęło Czechy, gdy na nie król Czeski Wacław patrzał przez szpary, a Zofia Bawarka królowa Czeska z niektórymi panami sama je podniecała. Rzeczony Jan Hus począł szerzyć to odszczepieństwo Wiklefa z samej zawiści i niechęci, gdy go na czyjeś żądanie pozbawiono słusznie Praskiej prebendy. A że był mężem wielce uczonym i wymownym, a przytém odznaczał się rzadką przykładnością obyczajów, i jako dzielny kaznodzieja wielką miał u ludu wziętość, snadno więc za jego wpływem w umysły Czechów, skłonnych zawsze do odmian i wielce zarozumiałych, wszczepiła się trucizna tej zarazy. Która gdy się coraz więcej szerzyć poczęła, z rozkazu Stolicy Apostolskiej rozwiązano i zamknięto szkołę główną w Pradze. Powstały między ludem wielkie zawieruchy i bunty, rozboje i łotrostwa. Wszystkę młodzież z zagranicy na nauki przybyłą, wszystkich księży i mnichów, którzy nieprzyjaciołmi byli odszczepieństwa, wypędzono z miasta, a wielu pozabijano. Zniknęła jedność, porządek, piękność i ozdoba królestwa Czeskiego. Z krzewiącém się coraz bardziej odszczepieństwem ludzie świeccy poczęli wydzierać kościołowi Bożemu i jego sługom dobra doczesne; a wszystkich duchownych, którzy na odszczepieństwo zezwolić nie chcieli, częścią wymordowano, częścią poraniono lub powyganiano. Kościoły popalono, znieważono i poburzono. Kości Ś. Wacława, patrona tego kraju, i innych Świętych Pańskich, rozrzucono i zelżono. Chwalebny klasztor Kartuzów i wiele innych przybytków świętych z ziemią zrównano. Wszyscy cnotliwi ludzie padli pod mieczem, albo wygnani uciekać z kraju musieli; dla złych tylko i przewrotnych zostało w nim siedlisko i schronienie. A gdy się mnożyła liczba występnych, Czechy napełniły się grzechami i nieprawością. I do tego stopnia doszła niezbożność ludzka, że niektórzy zwolennicy czarta utrzymywali przez czas niejaki sektę Pikardystów, która dozwalała publiczném kalać się wszeteczeństwem. Powiększyły się jeszcze zdrożności przez przybycie do Pragi Piotra Anglika, który odtąd mieszkając w tej stolicy aż do śmierci, zatruwał serca Czechów jadem gorszącym tej Anglikańskiej nauki, którą był z ksiąg Wiklefa wyczerpnął. Te wszystkie klęski sprowadziła niestety! na królestwo Czeskie różność zdań mistrzów przemądrzałych i doktorów, którzy chcieli więcej umieć niżli się godziło, tudzież fałszywe tłumaczenie Pisma ś., a ztąd próżność zarozumiala i pycha. A tak ów chwalebny i słynny naród Słowiański popadł w ohydę i sromotę.
Gdy Władysław król Polski na zjeździe w Niepołomicach zabawiał, przybył do króla Jego Miłości nuncyusz kardynałów kościoła Rzymskiego, Mikołaj de Volavia, z listem, w którym ciż kardynałowie oznajmiali, że staranni o zjednoczenie kościoła, już od dawna rozerwanego, Grzegorza XII Wenecyanina de Corrario, i Benedykta XIII, nazwiskiem Piotra de Luna, spierających się o papiestwo, a swojém współzawodnictwem zrządzających zgubne w kościele rozerwanie, złożyli razem z stolicy, i zgodnemi głosy obrali Alexandra Kreteńczyka rzeczywistym i prawdziwym papieżem. Prosili zatém Władysława króla Polskiego, aby i on połączył się z ich zdaniem, i odmówiwszy posłuszeństwa Grzegorzowi XII, uznał nad sobą władzę Alexandra V Kreteńczyka nowo obranego papieża. W czém król Władysław odwoławszy się do soboru, z uchwały starszyzny swoich radców odstąpił Grzegorza, aczkolwiek bardzo sobie przychylnego (ten bowiem nadał królowi Władysławowi prawo, lubo tylko dożywotne, kollacyi dziekaństwa Krakowskiego i probostwa Gnieźnieńskiego) i na soborze Pizańskim, który się właśnie pod te czasy odbywał, Alexandrowi V, zgodnie obranemu papieżem, wyznał posłuszeństwo. Miał Alexander V od dawnego czasu, kiedy jeszcze na niższym będąc stopniu duchownym ziemie Ruskie nawiedzał, przyjaźń zażyłą z Władysławem królem Polskim, wtedy jeszcze poganinem.
Po wyjeździe z Niepołomic udał się Władysław król Polski do Litwy, na rokowanie w Brześciu Litewskim (Ruskim) z książęciem Alexandrem, o którém go był wprzódy zawiadomił. Odbywszy zatém uroczystość Ś. Katarzyny w Lublinie, przybył w dzień Ś. Jędrzeja do Brześcia, gdzie go książę Alexander z należną czcią powitał, wyjechawszy przeciw niemu o milę. Tam ułożył potajemnie król Władysław z Alexandrem wielkim książęciem Litewskim całą wojnę, którą z Krzyżakami prowadzić zamierzał; przypuszczony był do tej tajemnicy sam tylko Mikołaj Trąba podkanclerzy królestwa Polskiego. Wciągnęli obadwaj do zbrojnego na tę wojnę przymierza chana Tatarskiego, którego Alexander książę Litewski do Brześcia sprowadził, a który przyobiecał przysłać swoich Tatarów w posiłku. Umówili się, w którym dniu i w którém miejscu połączyć się miały i w jaki sposób przeprawić za Wisłę wojska Polskie i Litewskie. Uchwalili także postawić most na łyżwach, jakiego nigdy pierwej nie widziano. Budowę tego mostu król Władysław zlecił Dobrogostowi Czarnemu z Odrzywołu staroście Radomskiemu, szlachcicowi herbu Nałęcz. Robotą zaś około rzeczonego mostu trudnił się w Kozienicach nakładem królewskim a w wielkiej tajemnicy biegły w swém rzemiośle mistrz Jarosław, i całą zimę pracowano nad jego wykończeniem. A gdy wszystko było już urządzone i przygotowane do zamierzonej wojny Pruskiej, Władysław król Polski udał się z Brześcia do Kamieńca Litewskiego (Ruskiego), dokąd mu Alexander wielki książę Litewski towarzyszył. Tam Jego Miłości doręczoną była przez umyślnego nuncyusza bulla Alexandra V, w której tenże papież oznajmiał o swoim na stolicę zgodnym wyborze, prosząc zarazem, aby mu król jako prawemu papieżowi, od kardynałów obu ubiegających się o papiestwo współzawodników obranemu, nie odmawiał posłuszeństwa: do którego téż król Władysław, według uchwały w Niepołomicach zapadłej, wraz z Alexandrem wielkim książęciem Litewskim wyznał się być gotowym. Z Kamieńca król Władysław wyjechał na łowy do Białowieży za rzekę Lśnę (Lszna); Alexander zaś książę Litewski udał się do Litwy wraz z chanem Tatarskim, którego przez całą zimę i aż do dnia Ś. Jana Chrzciciela z wszystką drużyną jego i żonami w kraju trzymał. Władysław zaś król Polski zabawiając się łowami w Białowieży przez ośm dni, wielką ilość zwierzyny ubił, którą soloną w beczkach spuścił Narwią i Wisłą do Płocka, aby mieć z niej zapas gotowy na przyszłą wojnę. Potém przez Kamieniec, Kobryń i Laski przybywszy do ziemi Chełmskiej w królestwie Polskiém, święta Narodzenia Pańskiego obchodził w Lubomli, gdzie dla wyznawców katolickich w jednym dniu kościoł parafialny drewniany zbudował, uposażył i Grzegorzowi Włodzimierskiemu czyli Łuckiemu biskupowi zakonu kaznodziejskiego dał poświęcić. Zaczém nie pojechał już tej zimy według zwyczaju swego Władysław król Polski do Litwy, gdyż trudnoby było Alexandrowi książęciu Litewskiemu i stacye królewskie podejmować i sposobić się na nadchodzącą wyprawę wojenną. Ale miał i Władysław król Polski liczne w królestwie swojém do załatwienia sprawy, które mu nie dozwoliły oddalić się według zwyczaju do Litwy.
Landulf kardynał Barski, z soboru Pizańskiego wyprawiony do Niemiec, przybył na dzień uroczysty Trzech Króli do Frankfurtu nad Menem, gdzie Rupert król Rzymski z arcybiskupami Mogunckim i Kolońskim, tudzież Henrykiem książęciem Brunświckim, Hermanem landgrafem Heskim, Fryderykiem margrabią Misnii, Fryderykiem margrabią Brandeburskim, i innymi książęty Niemieckimi, jako téż posłami królów Francuskiego i Angielskiego, składał sejm w celu przywrócenia jedności kościoła. Po sześciu dniach rokowania o środkach ku takowemu zjednoczeniu użyć się mających, przybył od Grzegorza XII bratanek jego kardynał Antoni, i w obszernej aż do zbytku mowie usprawiedliwiał postępowanie Grzegorza, a potępiał uchwały kardynałów zgromadzonych w Pizie. Zaczém Rupert król Rzymski, niewiadomo prośbą-li czy darami ujęty, odrzuciwszy zbawienne przełożenia swoich książąt Niemieckich, tudzież posłów przybyłych od królów Francyi i Anglii, którzy radzili za pośrednictwem soboru Pizańskiego przywrócić jedność kościołowi, jął popierać silnie sprawę Grzegorza, i wyznaczył do niego znakomite poselstwo, złożone z arcybiskupa Ryskiego, biskupa Wormacyjskiego i Werdeńskiego elekta. To powiększyło jeszcze upór Grzegorza. Posłowie bowiem, tak jako im zlecono, prawili tylko o rzeczach jego osobistą sprawę a nie jedność kościoła popierających. Zaczém i Grzegorz, chcąc się tém więcej przypodobać Rupertowi, biskupa Wormacyjskiego wyniósł na godność kardynała, której on jednak wzbraniał się przyjąć, aby nie utracił swego biskupstwa. Nakoniec elekt Werdeński, przybywszy na sobór Pizański, usiłował zgromadzonych na nim kardynałów i ojców namówić, tak jako mu był Grzegórz zalecił, ażeby do odprawiania soboru inne jemu dogodniejsze obrali miejsce. Czego gdy uzyskać nie mógł, wyniósł rzecz na drogę odwołania, twierdząc w imieniu Ruperta, że w razie rozerwania kościoła, sobor bez upoważnienia cesarza zgromadzać się nie może. Uczeni i poważni mężowie, tak samego króla Ruperta jak i jego radców i posłów królewskich, wyśmiali jak szalonych, że gdy jedność kościoła popierać mieli, oni przeciwnie rozmaitemi i najszkodliwszemi środkami ją rozrywali.