Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście/Księga dziewiąta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Długosz
Tytuł Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście
Data wyd. 1867–1870
Druk Drukarnia „Czasu“ W. Kirchmayera
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Karol Mecherzyński
Tytuł orygin. Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
JANA DŁUGOSZA
DZIEJÓW POLSKICH
KSIĘGA DZIEWIĄTA.

Rok Pański 1300.
Polacy na zjeździe w Poznaniu, z przyczyny rozmaitych krzywd i nadużyć, wypowiadają rządy Władysławowi Łokietkowi, a Wacława króla Czeskiego obierają sobie za pana.



Prałaci i panowie Polscy, żywiąc gorzkie w sercach niechęci przeciw Władysławowi Łokietkowi, że niestateczny w obyczajach i srogości pełny, nie zajmował się obroną i podźwignieniem królestwa Polskiego, ale zdzierstwem i uciemiężeniem poddanych, i wracał do dawnych nadużyć, acz upominany od starszyzny obiecał je był porzucić, złożyli zjazd powszechny w Poznaniu. Tu rozważywszy mnogie gwałty, uciski i prześladowania, których dopuszczał się Władysław Łokietek i jego zausznicy, poczęli żałować i rozpaczać, że go obrali książęciem i powierzyli mu rządy królestwa Polskiego; oskarżali go, że zawiodłszy powzięte o sobie nadzieje, pierwiastki swego panowania skaził licznemi bezprawiami, odstąpił chwalebnych cnot i przykładów książąt chrześciańskich, i wrażał obawę, że za czasem większych

dopuszczać się będzie przestępstw i srogości, gdy nie ustalony jeszcze w rządach, nie ozdobiony koroną królewską, dał się poznać z tak zdrożnej samowoli i tylu nieprawości, które nie mogły wcale być cierpianemi. Z tych początków panowania brali miarę jego usposobień i wróżyli, jakie będą nadal jego rządy. Za wielkie też poczytywali sobie szczęście, że Władysław jeszcze nie koronowany ani namaszczony, snadno od królestwa i władzy mógł być odsądzonym. Zaczém wszyscy zgodną uchwałą postanowili odjąć mu rząd i panowanie, jako im i krajowi szkodliwe. Aby zaś ta uchwała tém pewniejszą była, i aby jej Władysław Łokietek lub ktokolwiek bądź inny nie wątlił, Wacława króla Czeskiego, który, jak się wyżej rzekło, na mocy nadania otrzymanego od księżny Gryfiny wdowy po Leszku Czarnym, mienił się książęciem Krakowskim i Sandomierskim, obrali królem i panem. Powodował ich do tego wzgląd nader ważny, że przez wybór takowy królestwo Polskie, rozerwane nadaniem księżny Gryfiny, zrość się znowu miało w jednę całość, a rząd przejść w ręce słuszniejsze i sprawiedliwsze.

Posłowie Polscy przybywszy do Pragi, nakłaniają Wacława króla Czeskiego do przyjęcia rządów królestwa Polskiego, i zaślubienia Ryxy, córki niegdyś Przemysława króla Polskiego, poczém w Gnieznie koronują go na króla.

Po orzeczeniu takiej uchwały, chętnie od wszystkich i zgodnemi głosy potwierdzonej, wyprawiono uroczyście w imieniu prałatów i panów królestwa Polskiego posłów do króla Czeskiego Wacława. Którzy gdy przybyli do Pragi, z wielką uczciwością przyjęci, w dniu do posłuchania naznaczonym przełożyli zlecenia prałatów i panów Polskich, prosząc Wacława króla Czeskiego: „aby na zgodny wybór Polaków, powołujących go do rządów królestwa Polskiego, łaskawie zezwolił i przyjął panowanie, bynajmniej zaś nie zrażał się wyborem poprzednim książęcia Władysława Łokietka, gdy wybór ten nie był w zupełności dokonany, a obecnie odwołany został z powodu niecnych postępków książęcia Władysława, któremu rząd i władzę za zgodną wszystkich uchwałą odjęto.“ Upewniali Wacława: „że byleby rządy królestwa Polskiego przyjąć i osobiście przybyć zechciał, wszelkie trudności i stawione z strony rzeczonego książęcia Władysława przeszkody snadno i bez wielkiej pracy pokona.“ Co iżby tém łatwiej i na słuszniejszej podstawie dało się uskutecznić, doradzali posłowie Polscy Wacławowi królowi Czeskiemu, ażeby dziewicę dostojną Ryxę czyli Elżbietę, córkę Przemysława niegdy króla Polskiego, prawą i jedyną królestwa Polskiego dziedziczkę, rodem wysokim i cnotami równie jak pięknością urody znakomitą, pojął za żonę, przez które-to małżeństwo słuszném prawem i szczęśliwie rządy królestwa Polskiego sprawować będzie. Król Czeski Wacław z radą swoich prałatów i panów badał i rozbierał to poselstwo Polskie przez dni kilkanaście; osądziwszy wreszcie, że mu rokowało wielką pomyślność i chwałę, oznajmił jawnie i wyraźnie, że zgadza się na wybór powołujący go do rządów królestwa Polskiego, i takowe przyjmuje. Zaczém w towarzystwie posłów Polskich wybrawszy się po królewsku z świetnym przyborem i okazałością, zajechał do Polski, i naprzód do Kalisza a potém udał się do Gniezna, gdzie w kościele katedralnym przez Jakóba Świnkę arcybiskupa Gnieźnieńskiego, w obec towarzyszących obrzędowi Wisława biskupa Włocławskiego, Jędrzeja biskupa Poznańskiego, Jana Romki Wrocławskiego, tudzież licznego zebrania wojewodów, panów znaczniejszych i szlachty, na króla Polskiego został namaszczony i ukoronowany. Była z tej okoliczności między wszystkiemi stanami wielka radość i przyjaznych chęci okazy.

Król Wacław pojmuje za żonę Ryzę, córkę niegdy Przemysława króla Polskiego.

Po odbytym obrzędzie koronacyi, Wacław król Polski i Czeski udał się z Gniezna do Poznania, gdzie dostojną i cudnej urody dziewicę Ryxę czyli Elżbietę, córkę Przemysława niegdy króla Polskiego, i jedyną królestwa Polskiego dziedziczkę, która pod opieką przedniejszych panów Polskich w Poznaniu wychowywana, już była doszła lat sposobnych do zamęścia, pojął za żonę, i w kościele zawarł z nią śluby małżeńskie: a odprawiwszy po królewsku gody weselne, i wydawszy z stosowną okazałością gonitwy rycerskie kopijników i inne widowiska, rozdał prałatom i panom polskim upominki. Już bowiem rzeczonego Wacława króla Polskiego i Czeskiego pierwsza małżonka Jutta, córka Rudolfa króla Rzymskiego, a siostra Alberta książęcia Austryi, po wydaniu jedynego syna Wacława, zeszła była ze świata. Po odprawieniu w ten sposób uroczystości zaślubin, wszystkie ziemie należące do królestwa Polskiego a wraz ziemię Pomorską w zupełne objął posiadanie, a rząd nad niemi starostom swoim powierzył. Aby zaś panowanie jego było tém pewniejsze, w zamkach główniejszych poosadzał panów Czeskich, a Hinka z Dubu (Duba) starostą Wielkopolskim uczynił. Zebrawszy potém liczne Polaków wojsko, książęcia Władysława Łokietka nie tylko z ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej, Sieradzkiej, Wielkiej Polski i Pomorza wygnał, i wszystkie przezeń zajmowane zamki i warownie pod swoję objął władzę, ale nadto wyzuł go z własnej ojcowizny, księstw Kujawskiego i Łęczyckiego, i z królestwa Polskiego wypędził, nie dozwoliwszy mu nigdzie w kraju przesiadywać. Była-to słuszna od Boga kara na tego książęcia, który z łaski raczej Opatrzności niżeli z prawa i zasługi jakiej na królestwo Polskie wyniesiony, za namową nikczemnych pochlebców jął dopuszczać się uciemiężenia kościołów i poddanych. Wszelako Władysław Łokietek wytrwał z wielką umysłu stałością; w nieszczęściach stał nieporuszony, w upadku nie stracił serca, i tém mężniej powstawał, im srożej los go nękał. Tą siłą i hartem duszy zwyciężał przeciwności, i samo szczęście zmuszał do hołdowania sobie. Za panowania Wacława, Boresław przeor klasztoru pustelniczego w Swarnogacz, przeniosłszy się z braćmi swego zakonu do klasztoru Oliwskiego, przyjął wraz z nimi szatę i regułę Cystersów. Rzeczony zaś król Polski Wacław wszystkie majętności i dochody, które pomieniony klasztor pustelniczy z daru książąt Polskich posiadał, przelał na własność klasztoru Oliwskiego i z jego dochodami połączył. Tenże Wacław król Polski i Czeski ruszył potém zbrojno z Pomorza do Mazowsza, a rozłożywszy się obozem pod Gostyninem, usiłowal zdobyć przemocą i opanować zamek Płocki. Ale gdy działania jego okazały się bezskutecznemi, złupiwszy i sprzewracawszy całą okolicę, od oblężenia odstąpił.

Kiedy Wacław król Polski zajmuje się wojną domową, Rusini najeżdżają Polskę i pustoszą; Władysław zaś Łokietek, nie znajdując dla siebie nigdzie bezpiecznego schronienia, udaje się do Rzymu, a Wacław wraz z żoną do Czech powraca.

Kiedy Wacław król Czeski i Polski zajmował się urządzeniem spraw publicznych w Polsce, i z rycerstwem Polskiém ponawiał wyprawy przeciw Władysławowi Łokietkowi, książeta Rusi zebrawszy swoje wojska i połączywszy razem wszystkie siły, najechali królestwo Polskie, i zwrócili najpierwej swój oręż ku ziemi Sandomierskiej, najbliżej z nimi graniczącej: tuszyli bowiem, że domowe zamieszki i wojny, które Polaków i ich króla pod ów czas zatrudniały, dogodną i przyjazną ich działaniom nastręczały porę. I nie zawiedli się w swych nadziejach: najprzód bowiem Nowe miasto, wtedy licho z drzewa zabudowane, opanowali, a potém splądrowawszy i złupiwszy ziemię całą, w czasie wojen domowych z wojska ogołoconą, pomordowawszy ludzi i popaliwszy domy, gdy nikt im nie stawił oporu, mnogą obciążeni zdobyczą tak brańców jako i bydła, wrócili do swoich krajów. Dorywczo bowiem i szybkiemi wycieczki zagarniali te zdobycze, bojąc się odgromu i wzajemnego napadu. Z taką zaś nagłością, tak gwałtownym pochodem rozlali się po kraju, że wprzódy z zabranemi łupy powrócili do swoich siedlisk, niżeli Polacy i król Wacław dowiedzieli się o ich wtargnieniu. Od czasu zaś koronacyi Wacława na króla Polskiego, książę Władysław Łokietek nie spoczął swobodnie żadnego dnia ani nocy, ani nawet żadnej chwili; krom niektórych Polaków, nikomu nie ufał i w żadném miejscu nie czuł się bezpiecznym; Czechom również nie dowierzał; na wszystko czujnie poglądał; przywykły do znoszenia zimna i upałów, wytrwały na słoty i skwary słoneczne, sypiał na gołej ziemi, trudy wszelakie i niewczasy i osobie królewskiej nieprzystojne ubostwo z cierpliwością znosił; rzadko pod nakryciem, ale w bagnach, gęstwinach leśnych i dzikich manowcach noclegi odprawiał. Tak wałęsający się i niepewny, po długiej włóczędze, bojąc się, aby go kto ze swoich nie wydał, postanowił udać się do Węgier, zkąd potém w prostém odzieniu poszedł na pielgrzymkę do Rzymu, aby tam przestępstwa popełnione w Polsce odpokutował. Wacław zaś król Czeski i Polski, urządziwszy sprawy królestwa Polskiego i wszystkie ziemie i zamki tegoż królestwa pod swoje objąwszy panowanie, a rząd państwa prałatom i panom Polskim tudzież starostom swoim zleciwszy, z nowozaślubioną małżonką i królową Elżbietą czyli Ryxą odjechał do Czech, zkąd wrócić do Polski i widzieć jej nawet już mu więcej nie zdarzyły losy.

Po Wisławie biskupie Włocławskim wstępuje na stolicę Gerard.

Tegoż roku, dnia dwudziestego siódmego Listopada, umarł Wisław biskup Włocławski i w kościele Włocławskim pochowany został, przesiedziawszy na stolicy biskupiej lat szesnaście. Po nim nastąpił Gerard kanonik Włocławski, mąż wysokiego rozumu, gorliwy miłośnik rzeczypospolitej, szlachcic herbu Bróg, który inaczej zowią Laska, prawnie obrany, a za przychylném zezwoleniem Wacława króla, przez Jakóba Świnkę arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i w klasztorze Strzelneńskim na biskupa wyświęcony.

Zdarzenia roku przeszłego.

Rok ten pamiętny był koronacyą króla Wacława na królestwo Polskie, wygnaniem książęcia Władysława Łokietka, i ciągłą przy ulewnych deszczach i słotach niepogodą, a co ważniejsze nad to wszystko, obchodem jubileuszu, na który dla dostąpienia odpustu ze wszystkich krajów chrześciańskich tłumy pościągały pielgrzymów. Władysław zaś Łokietek smutną dolę wygnania z tak wytrwałą znosił cierpliwością, że wielu litowało się nad jego nieszczęściem, a wszyscy podziwiali stateczność umysłu i pokorę. Jakoż wygnanie to stało się dla niego nie tak karą za przestępstwa, jak raczej probierzem wytrwałości i pobudką do cnoty.

Elwig mistrzem Krzyżackim obrany; ale w rychle po jego śmierci wstępuje na władztwo Konrad. Litwini klęskę ponoszą.

Wstąpił w tym roku u Krzyżaków na dostojność mistrza Helwik (Elvigus) de Goldbach, rodem z Turyngii, po zmarłym Ludwiku v. Schippen. Ale żył tylko na tym urzędzie dni kilka; nastąpił po nim Konrad zwany Sak (Szak). Litwini po dopełnionych w Prusiech łotrostwach, w powrocie napadnieni przez komtura Brandeburskiego między gęstemi lasami, których przebyć nie mogli, wyginęli do szczętu, tak iż trzech tylko uszło z tego pogromu. Drajko Litwin, wydawszy Krzyżakom zamek Oukajm (Oukaym) na Litwie z wszystkimi którzy w nim byli Litwinami, przyjął wiarę chrześciańską.

Rok Pański 1301.
Kiedy Wacław król Czeski i Polski przebywa w Czechach, zarządzają Polską spokojnie Czesi i Morawcy, a Wacław królewic Węgierską przyjmuje koronę.
Gdy Wacław król Czeski i Polski przesiadywał w Pradze, a królestwem Polskiém zarządzał przez swoich starostów i wielkorządców (po usunięciu bowiem Hinka z Dubu mianował Mikołaja książęcia Opawskiego wielkorządcą królestwa Polskiego w ziemi Krakowskiej, Fryca Ślązaka w Wielkiej Polsce i na Pomorzu, a Tassę z Wiszemburga w ziemi Kujawskiej) chociaż w nieobecności króla Polacy, zmuszeni podlegać obcym przybyszom, a zwłaszcza Czechom dumnie się rozpierającym i narodowi nieprzychylnym, wielu doświadczali krzywd i obelżenia, wszelako dla miłości pokoju, którego dłużej pod ów czas niż kiedykol wiek używali, cierpliwie to niezwykłe znosili jarzmo; słodycz bowiem i swoboda wytchnienia, zniesienie przytém wielu uciążliwości, mimo tęsknotę za własnym i prawym dziedzicem, ulżywały im cierpień i koiły umysły samo władzą i przewodzeniem cudzém obostrzone. Bywa to często, że obcy panowie sumienniej i sprawiedliwiej niż swoi własni rządzą. Zdarzyło się, że w tym roku dnia czternastego miesiąca Stycznia Andrzej król Węgierski w Budzie zszedł ze świata. Że zaś po sobie żadnego potomka płci męzkiej ani żeńskiej nie zostawił, gdy przyszło do wyboru nowego króla, wielkie między prałatami i baronami Węgierskiemi powstały spory. Jedni chcieli na królestwo Węgierskie obrać Wacława króla Czeskiego i Polskiego, z przyczyny iż jego babka była siostrą króla Węgierskiego Andrzeja; inni Karola syna Martella, króla Sycylii, którego ród i pochodzenie niżej opowiemy, że ten najbliższy był powinowactwem króla Węgierskiego Andrzeja, jako siostrzeniec rodzony po jego siostrze Maryi. Rzeczony Karol, jeszcze za życia króla Andrzeja, w jedenastym roku wieku swego za staraniem Bonifacego VIII papieża powołany do tronu Węgierskiego, wychowywany był jako następca króla Andrzeja. Po tak niezgodnej elekcyi, obie strony trzymając się swego wyboru, a przeciwny unieważniając, rozmaitych szukały dla siebie środków i pomocy. Zaczém ci, którzy wybrali Wacława króla Czeskiego i Polskiego, wyprawiwszy w uroczystém poselstwie do Pragi Jana arcybiskupa Koloceńskiego, tudzież biskupów Andrzeja Jagierskiego, Henryka Waradyńskiego, Haaba Waceńskiego, Antonina Czanadzkiego (Canadiensis) i Mikołaja Bosneńskiego, wraz z Dominikiem synem Stefana komornika najwyższego (magister Tavernicorum), Dymitrem i Henrykiem, zapraszali usilnie Wacława króla, aby Węgierską przyjął koronę. Ale Wacław król, zważając że już był starcem sędziwym i zgonu bliskim, wolał wszystkiego odstąpić raczej synowi; zaczém Wacława jedynaka swego, urodzonego z pierwszej żony Jutty, dwanaście lat mającego, na prośbę posłów Węgierskich, którzy w imieniu wszystkich chętnie się na to zgodzili, posłał do Węgier z silnym wojska zastępem. Ten od przychylnych sobie pralatów i baronów Węgierskich z wielką radością przyjęty, odprowadzony został do Białogrodu (Alba Regalis) i zwykłym obyczajem przez Jana arcybiskupa Koloceńskiego (Strygońska bowiem stolica na ów czas była opróżnioną) koronowany; poczém niektóre zamki i prowincye objął w posiadanie. Drugie stronnictwo, które wybrało było Karola syna Martella, króla Sycylii, wystąpiło z nader potężnym oporem, usiłując osłabić w Węgrzech rządy króla Wacława. Stronnictwo to popierał papież Bonifacy VIII, przez wysłanego do Węgier Mikołaja kardynała Ostyeńskiego, mnicha zakonu kaznodziejskiego, z władzą legata papieskiego.

Bolesław książę świdnicki umiera, zostawiwszy po sobie trzech synów.

Bolesław książę Świdnicki, jeden z synów Bolesława książęcia Lignickiego, który w własnych i siostrzeńców swoich księstwach pierwszy nałożył pobory, i szlachcie poddanym swoim przepisał służebne powinności, to jest, ile który na wojnę miał przystawiać ludzi w stosunku do swych dóbr dziedzicznych, założyciel i nadawca klasztoru Cystersów w Gryszowie, umarł, i w tymże klasztorze Gryszowskim pochowany został. Z trzech jego synów, Bernard otrzymał księstwo Świdnickie, Henryk Jaworskie, a Bolesław Zambickie czyli Minsterberskie.

Po zejściu Jana Romki biskupa Wrocławskiego, następcy jego Henrykowi z Wierzbny zdana opieka nad synami Bolesława książęcia Swidnickiego.

Tegoż roku, dnia dziewiętnastego Listopada, zszedł ze świata Romka biskup Wrocławski, po dziewięcioletniém zarządzaniu biskupstwem. Po nim nastąpił Henryk z Wierzbny (Wirbina), rodem Polak, szlachcic z domu i herbu Działosza, od Jakóba Świnki arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony. Jemu, dla znakomitej cnoty i roztropności, po śmierci Bolesława książęcia Świdnickiego, za zgodną uchwałą panów i szlachty poruczono dozór i opiekę nad synami Henryka V, książęcia Wrocławskiego i Lignickiego, którzy jeszcze nie doszli byli do lat dojrzałych. Aliżci on zbyt hojnie sypiąc wydatkami, skarb małoletnich w Lignicy przez Bolesława książęcia Świdnickiego zachowany, a do sześciudziesiąt tysięcy grzywien wynoszący, w większej części rozproszył: za co potém od książąt i panów Wrocławskich wielkie wycierpiał prześladowanie.

Kometa.
W porze jesiennej ukazała się na zachodzie w znaku Niedźwiadka gwiazda z ognistą miotłą, która trwając przez miesiąc jeden, swój brzask promienny raz na wschód, drugi raz na południe obracała.

Litwini ziemie Dobrzyńską i Chełmińską pustoszą, ale nareszcie od Krzyżaków doznają porażki.

W tymże roku wojsko Litewskie, które liczono na sześć tysięcy ludzi, splądrowało srodze ziemię Dobrzyńską, i tak mordami jak łupiestwy dotkliwą zadało jej klęskę. A lubo rycerstwo Polskie puściło się w pogoń za Litwinami, nie zdołało jednakże odbić im zdobyczy zabranej i po lasach w miejscach ustronnych pochowanej. Tymczasem Litwini większą jeszcze łakomstwa zapaleni żądzą, wpadli do ziemi Chełmińskiej, i poczęli szerzyć w niej zaboje i łotrostwa: ale Krzyżacy wybiegłszy zbrojno, porazili ich na głowę, siedmdziesiąt luda położyli na placu, resztę zmusili do ucieczki, a poimane w niewolą dziewice i niewiasty Dobrzyńskie odbili i z więzów wyswobodzili.

Rok Pański 1302.
Polacy, poraziwszy Rusinów przy pomocy Litwy, odzyskują ziemię Lubelską wraz z zamkiem długo od Rusi dzierżonym.

Gdy pod rządem króla Czeskiego i Polskiego Wacława Polska odetchnęła nieco w pokoju, panowie, dostojnicy i szlachta ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, uważając to za wielką dla narodu sromotę, że Rusini w czasie domowych zamieszek i wichrzących w Polsce wojen zamek i ziemię Lubelską przemocą opanowawszy, od lat kilku bezkarnie je wytrzymywali, i oderwane od Polski w swoje usiłowali zagarnąć posiadanie, celem zmazania tej hańby postanowili zbrojną przeciw nim wyprawę. Zebrawszy więc wojsko, acz z samej tylko ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, ruszyli z niém pod Lublin. Książęta Ruscy, którzy zawsze się tego spodziewając, usiłowali jak najmocniejszy stawić opór Polakom, jak tylko o ich wyprawie powzięli wiadomość i sami się o niej naocznie przekonali, wezwali na pomoc już-to prośbami już datkiem zobowiązanych Litwinów, Tatarów i innych barbarzyńców, i tak z swego jak i posiłkowego ludu utworzyli mnogie, liczbą i potęgą znacznie Polaków przewyższające wojsko. Zaczém gdy Polacy zbliżyli się pod Lublin, wyszli przeciw nim, i sprawiwszy do boju swoje hufce stoczyli bitwę. Przez niejaki czas ważyło się zwycięztwo na obie strony, Polacy męztwem, Rusini liczbą kolejno przemagali, aż nareszcie przy pomocy Wszechmocnego Boga, który zawsze słuszniejszą wspiera sprawę, wszystko wojsko Rusinów, Litwinów i innych barbarzyńców zostało zniesione i rozproszone. Wielu trupem poległo lub dostało się w niewolą; niektórzy zaś umknąwszy z pogromu schronili się do Lubelskiego zamku, gdzie od Polaków oblężeni i ściśnieni głodem, widząc się w trudném położeniu, a nie mając nadziei otrzymania z kądkolwiek posilków, gdy zwłaszcza popłoch po odniesionej świeżo klęsce jeszcze im w myśli i oczach był przytomny, poddali się wraz z zamkiem Polakom: którzy uradowani zwycięztwem i zdobyczą, i odebraniem tak zamku jako i ziemi Lubelskiej, z chwałą powrócili do domu. W ten sposób ziemia Lubelska za łaską Opatrzności z rąk napastniczej Rusi została odzyskaną.
Gotfryd mistrz Pruski złożył dobrowolnie swój urząd, a w jego miejsce nastąpił Sygfryd (Zyffryd) Feuchtwangen (Unchwange).

Rok Pański 1303.
Władysław Łokietek, lękając się potęgi Wacława króla Czeskiego i Polskiego, udaje się do Amadeja króla Węgier, i ślubuje ofiary Bogu i Ś. Stanisławowi, którym losy swoje poleca. Zbudowanie miasta Nowego Sącza.

Władysław Łokietek książę i pan dziedziczny (dux et dominus) królestwa Polskiego, wyzuty z państw swych dziedzicznych i nabytych, wypędzony z wszystkich zamków, twierdz i warowni, kędy własne trzymał załogi, nie tylko potęgą i orężem Wacława króla Czeskiego i Polskiego, który i samego książęcia i wszystkich jego stronników z największą ścigał nienawiścią, ale i powszechném przeciw niemu sprzysiężeniem się panów i szlachty Polskiej; krążył jednak potajemnie i w zmyślonej odzieży po dworach niektórych panów Polskich, o których wierności i stałem ku sobie przywiązaniu był przeświadczony, prosząc i zaklinając: „aby go nie odstępowali, a nie dopuszczali, iżby z hańbą swojego rodu i królestwa Polskiego, jak tułacz i wygnaniec przymuszony był po cudzych wałęsać się krajach.“ Ale ci obawiając się już-to potęgi i zemsty Wacława króla Czeskiego i Polskiego, już przekroczenia przeciw powszechnej królestwa uchwale, a ztąd ściągnienia na siebie i swe rodziny surowej kary, żadnego nie użyczyli mu wsparcia, prócz gołosłownych oświadczeń i pochlebnych a czczych obietnic, i marnego politowania: ci więc, których miał za przychylnych sobie, okazali się dlań obojętnemi; zwykłą bowiem umysłu ludzkiego niestatecznością oziębła z czasem ich wierność. A tak widząc się opuszczonym i pogardzonym nawet od tych, o których pomocy w mylném rozumieniu swojém nie wątpił, za najlepsze osądził ustąpić na czas przeciwnościom zewsząd go ścigającym i schronił się w miejsca skryte i nieznane, między gęstwami puszcz leśnych i zapadłych. Ale bojąc się, żeby i tu nie był wyśledzony i schwytany od starostów króla Wacława, a zwłaszcza od Ulryka Boskowicza, rodem Czecha, pod ów czas starosty Krakowskiego i Sandomierskiego, któremu król Wacław zlecił jego poimanie i uwięzienie, i chroniąc się śmierci, z drużyną kilku wiernych, których od jego boku żadna przeciwność nie zdołała oderwać, uszedł do Węgier, i po długiem błąkaniu się i tułactwie przybył do Amadeja wojewody Węgierskiego, pana w owe czasy słynnego bogactwy i potęgą. Przed którym gdy wynurzył z żalem swoję niedolę i cierpienia, wzruszył się Amadej nad taką losu zmianą, patrząc na książęcia, który niedawno możny i potężny, przybył do niego jako wygnaniec, ogołocony z wszystkiego, w pokorze, nieszczęściu i poniżeniu. Uczciwszy w nim przeto raczej królewski majestat niżli nędzę tułacza, przyjął go łaskawie i podejmował z przystojnością. Krzepił i pocieszał jego umysł i rozpaczającemu o swej doli wlewał do serca otuchę, przyrzekając: „że nie tylko da mu u siebie gościnę, ale w sposobnym czasie i pomoc do odzyskania królestwa.“ A żywą w duszy przejęty litością, okazał się dla niego tém wspanialszym i miłościwszym, im więcej poznawał, że Władysław na takie nie zasłużył losy, Wacław zaś król Czeski i Polski zbudował w tym roku nowe miasto Sącz (Sandecz) na pograniczu Węgier leżące, w miejscu dawnej wsi Kamienicy należącej do biskupstwa Krakowskiego; gdy bowiem w królestwie Polskiém przebywał, zważywszy położenie tego miejsca do zbudowania miasta wielce sposobnego, że na znacznej podniesione wyżynie miało z obojej strony dwie rzeki, to jest Dunajec (parvus Danubius) i Białą, pomieniał się na to miejsce, dawszy za nie Janowi Muskacie biskupowi Krakowskiemu zamek i miasto Biecz, a zostawiwszy przy biskupie prawo zwierzchnie (jus patronatus) kościoła Ś. Małgorzaty jako filii, i Ś. Wojciecha jako matki; na co jest osobny przywilej. Władysław zaś Łokietek książę Polski, wygnany na obcą ziemię, tułactwo swoje znosił z nadzwyczajną stałością, uznając z pokorą, że sprawiedliwej od Boga doznawał kary, i że daleko mniej cierpiał niż swą niecnotą zasłużył. A gdy mu stawały w oczach popełnione przeciw Bogu i jego prawu przestępstwa, i uczuwał w duszy żal, że pogwałciwszy przykazania Boże, kościoły i ich służebników gnębił zajazdami w gościnę (descensus), stacyami (stationes) i innemi powinnościami służebniczemi (talliae), że niewiasty i dziewice sromocił, sprawy wdów i sierot w sądach zaniedbywał, ani się za ich krzywdy ujmował, a odpychając rady zbawienne, postępował według woli swojej, i w wielu rzeczach obrażał Boga i prawa rzeczypospolitej; pełen skruchy ślubował w sercu swojém, że gdyby Bóg miłosierny dozwolił mu jeszcze wrócić kiedy do rządów, innym już chciałby okazać się człowiekiem, z większą chęcią i gorliwością wypełniać zakon Boży, innemi sprawami zalecić się Bogu, inakszym dla wszystkich poddanych stać się rządcą i panem. Wzywał przytém pomocy Najchwalebniejszej Maryi Panny i wszystkich Świętych, a zwłaszcza Ś. Stanisława biskupa i Męczennika, polecając się ich orędownictwu nie tak modlitwami jako raczej łzami i westchnieniami. Ustawiczny w nabożeństwie, ile mógł rozdawał między ubogich jałmużny, a rozmaite ślubował Bogu ofiary, gdyby mu dziedzictwo ojcowskie powrócić raczył, zwykłym obyczajem i słabością umysłu ludzkiego lepiej oceniając rzeczy przeszłe niż obecne, i mocniej czując po stracie niż w samém posiadaniu, jak słodki był widok ojczyzny i pożycie szczęścia na jej łonie.

Wacław król Czeski i Polski żonę swoję koronuje w Pradze, a Polakom daje Czecha za wielkorządcę.

Tegoż roku, w uroczystość Zielonych Świątek, Wacław król Czeski i Polski małżonkę swoję dostojną Ryxę albo Elżbietę, Przemysława króla Polskiego córkę, którą dla zacności rodu i osobliwszej cnoty wielce miłował, pragnąc zjednać jej większą cześć i sławę tak u swoich jako i obcych, za szczególném i wyraźném zezwoleniem arcybiskupów Mogunckiego i Gnieźnieńskiego, Henrykowi z Wierzbny biskupowi Wrocławskiemu kazał na królową Polską i Czeską koronować i namaścić w kościele Praskim, w obecności licznie zebranych panów; i równie w tym dniu jak i następnych wyprawiwszy uroczystość dworską, uświetnił ją gonitwami kopijników i innego rodzaju igrzyskami. Nadto, usunąwszy z dzierżawy i wielkorządztwa królestwa Polskiego Mikołaja książęcia Opawskiego, z powodu skarg i zażaleń jakie przeciw niemu wynoszono, postanowił Fryćka Szachowica Czecha zwierzchnikiem i wielkorządcą królestwa Polskiego, tudzież ziem Pomorskiej i Kujawskiej.

Konrad książę Cieniawski, z proboszcza Wrocławskiego obrany arcybiskupem Salcburskim, dowiedziawszy się w Wiedniu, że w tamtych stronach nie znają piwa, składa tę nową godność i wraca do ojczyzny: a gdy się upomina o swoje księstwo zabrane mu przez brata Henryka, wtrąca go tenże brat do więzienia, z którego od swoich wybawiony niezadługo umiera.

Konrad książę Cieniawski (Stinaviensis), dla ułomności ciała garbuskiem (Kokirlensis) zwany, syn Konrada książęcia Głogowskiego, proboszcz Wrocławski, zgodnym wyborem na arcybiskupstwo Salcburskie wyniesiony, udał się na objęcie swojej stolicy w towarzystwie znakomitszych prałatów i panów. Ale gdy dojechawszy aż do Wiednia dowiedział się, że w Salcburgu nie było piwa wywarzanego z pszenicy, którego on od dzieciństwa używać nawykł, ale pijano tylko wino, złożył arcybiskupstwo, i z Wiednia wrócił do Polski, do swego księstwa Cieniawskiego, które brat jego Henryk już był tymczasem objął w posiadanie. A gdy je orężem chciał odzyskać, poimany od książęcia Henryka i do Głogowa odprowadzony, wysiadywał więzienie w wieży; zkąd go wprawdzie poddani jego i rycerze, szlachta z Rudny i Lubina, nocną porą wyswobodzili, zaledwo jednak począł myśleć o odzyskaniu swego księstwa, gdy w roku następnym dnia jedenastego Października umarł i w klasztorze Lubińskim pochowany został; całe zaś księstwo Głogowskie przeszło w posiadanie wyłączne Henryka, który miał za sobą córkę Alberta książęcia Brunświckiego Mechtyldę. Dla tak błahej przyczyny, a rzekłbym, bardzo płytkiego rozumu, Konrad zrzekł się godności i stolicy arcybiskupstwa Salcburskiego, gdy mógł przecież czy z swego czy z cudzego zboża kazać sobie wyrabiać piwo, jakie mu się podobało, a nie porzucać palliusza arcybiskupiego, który był słuszném prawem pozyskał.

Filip król Francuzki Bonifacego VIII papieża osadza w więzieniu, z którego tenże uszedłszy wkrótce umiera. Po nim wstępuje na stolicę Benedykt XI.

Filip król Franków rozgniewany i oburzony na Bonifacego VIII papieża, że złożywszy przeciw niemu sobor w Rzymie, rzucił nań klątwę i królestwa go pozbawił; zwołał sam także zjazd walny do Paryża, i od panów swego królestwa tak duchownych jako i świeckich żądał przeciw Bonifacemu papieżowi potrzebnej rady i pomocy. Zarzucano na nim papieżowi rozmaite zbrodnie, oskarżono go nawet o herezyą, i wdzierstwo nieprawe na stolicę papieską za życia jeszcze poprzednika jego Celestyna; a ztąd orzeczono, iż mu podlegać nie należało. Poczém odwołano się przeciw niemu do powszechnego soboru. Nareszcie rzeczony król Filip papieża Bonifacego w przeddzień Narodzenia N. Maryi przebywającego w mieście Anagni (Anagnia) z którego był rodem, przez Wilhelma Nogareta i szlachtę Kolumnów uwięził, i skarb jego zabrać kazał. Trzeciego dnia uszedł papież z więzienia i przybył do Rzymu; atoli stroskany wyrządzoną sobie tak wielką krzywdą, dnia jedenastego Października umarł, i w kościele Ś. Piotra pochowany został, przesiedziawszy na stolicy lat ośm i miesięcy dziesięć. Po nim nastąpił Mikołaj, mnich zakonu kaznodziejskiego, biskup Ostyeński, rodem z Lombardyi miasta Treviso, i nazwany Benedyktem XI. W owém zaś więzieniu papież Bonifacy, mając przed sobą Krzyż i kości Świętych, Filipa króla Francyi, za którego sprawą został uwięziony, wyklął jak powiadano aż do czwartego pokolenia, a rzeczonego Wilhelma uznał za odszczepieńca i syna heretyka; sam znajdując się w ręku nieprzyjacioł bynajmniej nie uległ trwodze, owszem niezwykłą uniesiony dumą twierdził, że i w duchownych i doczesnych rzeczach panem był całego świata. O nim napisano: „Wszedł jak lis, panował jak lew, zdechł jak pies.“

Krzyżacy po dwa kroć wyprawiają się przeciw Litwinom.

Do Prus napłynęła znaczna liczba cudzoziemskich żołnierzy; dwoma oddziałami przeto wyruszono przeciw Litwie. Jeden oddział pod dowództwem komtura Brandeburskiego Konrada wkroczył do powiatu Gartyńskiego (Gartim); drugi, którego naczelnikiem był Bernard komtur Kruczborski (Kruczborg), wtargnął do powiatu Pograd, i wszystko ogniem i mieczem spustoszył. A zadawszy wielką klęskę Litwinom, z zdobyczą i licznym gminem jeńców do Prus powrócił. Przedsięwziął drugą na Litwinów wyprawę komtur Królewiecki w czasie postu, a złupiwszy i popaliwszy włości, uprowadził wielką liczbę brańców, sam zaś ze swoich tylko trzydziestu utracił.

Rok Pański 1304.
Kiedy Wacław król Czeski i Polski zatrudniony jest wojną Węgierską, Władysław Łokietek korzystając z sposobnej pory wpada zbrojno do Polski i ubiega niektóre zamki i miasta.

Lubo już w poprzednich latach, od czasu jak przez śmierć Andrzeja króla stolica Węgierska opróżnioną została, między Wacławem synem Wacława króla Czeskiego i Polskiego i przychylnemi mu panami z jednej, a Karolem synem króla Roberta, na ów czas jeszcze chłopcem małoletnim, i innemi panami, jego zwolennikami z drugiej strony, żwawe toczyły się spory i wojny; teraz jednakże mocniej zawrzały i gwałtowniejszym wybuchnęły płomieniem. Ale stronnictwo Wacława króla poczęło wkrótce słabieć i stopniami upadać, gdy celniejsi z panów odstępowali od niego, a przechylali się na stronę króla Karola, już-to z przyczyny, że Karol najbliższym był króla Andrzeja następcą, już dla rzadkich umysłu i serca przymiotów, które pociągały ku niemu cześć i przywiązanie Węgrów, gdy przeciwnie Wacław swoją gnusnością, pychą i innemi skażonych obyczajów przywarami, wszystkich od siebie odrażał. Zaczém wszystkie zamki i miasta, które już były Wacławowi królowi przyrzekły posłuszeństwo, przechodziły pod władzą króla Karola, i układały się tajemne zmowy na zgubę lub wypędzenie Wacława, żeby w ten sposób skrócić domową wojnę. Baronowie atoli Węgierscy, nie ufając żadnej stronie, zdawali się raczej podsycać niżeli tłumić te spory, dogodno im bowiem było wytrzymać zamki i z dochodów królewskich korzystać. O czém gdy się Wacław król Czeski i Polski z listów i wieści krążących dowiedział, uniesiony i zapalony gniewem, zebrawszy z królestw i państw swoich liczne wojsko, wkroczył do Węgier, i kazał je żołnierzom swoim łupić i pustoszyć. Najechawszy także miasto Gran (Strigonium), wziął je przemocą i wojsku wydał na łupiestwo. Ztąd zwrócił się ku Budzie, i syna będącego raczej w niebezpieczeństwie życia niżeli w nadziei pozyskania tronu, wyrwał z przygody, a nawiedziwszy Węgry wielu dotkliwemi klęskami, wrócił do Czech, i koronę Węgierską z sobą uwiózł. Nie wiele sobie ważył, że królestwo Węgierskie ominęło jego syna, był-to bowiem jedynak, i po zejściu ojca on miał z pewnością odziedziczyć poczesne i obszerne państwo Czeskie. Za rzecz zbyteczną uważał sięganie orężem po cudze królestwa, gdy mu wystarczały własne i dziedziczne, których posiadanie z żadném nie łączyło się niebezpieczeństwem. Tymczasem książę Władysław Łokietek, widząc przeciwnika swego króla Wacława zatrudnionego wojną Węgierską, wsparty pomocą Amadeja, u którego w gościnie przebywał, puścił się do Polski, i zamek Pełczyska należący do kościoła Krakowskiego, a położony nad miastem Wiślicą, opanował, wypędziwszy z Wiślicy załogę Czeską przy pomocy sprzyjających mu mieszkańców. Miasto Wiślicę, położeniem swojém warowne, tudzież zamek i miasto Lelów, zdobył przemocą, i całą krainę do koła zmusił do uległości i hołdowania swojej władzy.

Wacław król Czeski i Polski, zakłócony domowemi bunty, odwołuje z Węgier syna swego, który tamże królem był obrany, a Węgrzyni prowadzą na tron i koronują Ottona książęcia Bawarskiego: po niejakim czasie ten znowu uwięziony, ustępuje mimowolnie na wygnanie.

Gdy Wacław krół Czeski wraz z synem swoim ustąpił stolicy i praw do królestwa Węgierskiego, synowie Henryka i inni Węgierscy panowie, życzący sobie innego stanu rzeczy, sprowadzili Ottona książęcia Bawarskiego, aby osobiście popierał działania stronnictwa swego przeciw Karolowi synowi Roberta. Ten zatém, po odzyskaniu prośbą czy okupem korony właściwej z rąk Wacława króla Czeskiego, w Białogrodzie (Alba Regia) przez Benedykta Wesprymeńskiego i Antoniego Czanadzkiego biskupów, na króla Węgierskiego koronowany został i namaszczony. Lecz gdy ztamtąd udał się do Budy a potém do Siedmiogrodu, od Władysława Wojewody uwięziony, po wytrzymaniu przez czas niejaki najdotkliwszych katuszy, z Węgier uchodzić musiał z sromotą. W czasie tego uwięzienia korona Węgierska przez rzeczonego Władysława Wojewodę wydartą została Ottonowi książęciu Bawarskiemu.

Leszek książę Michałowski, mimo sprzeciwiania się swoich braci, daje Krzyżakom w zastaw ziemię Michałowską, o której zwrot próżno się później upomina; Krzyżacy bowiem ani jemu ani braciom Leszka oddać jej nie chcieli.

Pod tenże sam czas, Leszek książę Michałowski i Gniewkowski, syn Ziemomysła książęcia Kujawskiego, synowiec rodzony Władysława Łokietka, pragnąc wyswobodzić się z więzów Wacława króla Czeskiego i Polskiego, w które był popadł walcząc za sprawę króla Węgierskiego Karola, ziemię Michałowską, wspólne jego i braci Przemysława i Kazimierza dziedzictwo, mimo upominania się o nię i oporu rzeczonych braci, jeszcze do działu nie przypuszczonych, Konradowi Sakowi (Szak) mistrzowi Pruskiemu za sto ośmdziesiąt grzywien Toruńskich zastawił, z warunkiem i prawem odkupu, to jest, że w ciągu dwóch lat wolno mu je było za złożeniem pożyczki odzyskać; w przeciwnym razie, gdyby po upływie lat dwóch pieniądze nie były wypłacone, ziemia Michałowska przejść miała na własność mistrza i zakonu Krzyżaków: na co i sam mistrz Konrad wydał piśmienne zobowiązanie. Lubo zaś później tak książę Leszek jako i bracia jego Przemysław i Kazimierz, już to osobiście, już przez posłów, a mianowicie Jana z Płomykowa wojewodę Włocławskiego, rzeczonemu mistrzowi Konradowi i jego zakonowi całkowitą pieniędzy pożyczonych uiścić chcieli wypłatę, wszelako żadném przełożeniem i namową nie mogli ich skłonić do przyjęcia tej wypłaty i oddania Michałowskiej ziemi. Przeto książęta ci, zdradą rzeczonych Krzyżaków dziedzictwa i ojcowizny swojej pozbawieni, utrzymywani byli odtąd wsparciem i nakładem książęcia Władysława Łokietka. Ziemię zaś Michałowską, tak chytrym i bezecnym podstępem wyłudzoną, mistrz Krzyżacki i jego zakon niegodziwie posiedli. Aby zaś potomni mieli o tém należytą wiadomość, i dowodniejsze świadectwo tego co tu opowiadamy, przywodzim poniżej odpis zobowiązania mistrza Konrada, którego taka jest osnowa:
„Wszystkim którzy to pismo czytać będą, My brat Konrad Sak (Saccus) Mistrz braci domu Teutońskiego w Prusach, wiadomo czynimy: Iż gdy za zezwoleniem Braci naszych, Oświeconemu książęciu i Panu Leszkowi, książęciu Kujawskiemu i panu Inowrocławskiemu, na jego prośbę, naprzód sto ośmdziesiąt grzywien denarów Toruńskich, a potém sto dwadzieścia grzywien takichże denarów z dobrej wypożyczyliśmy chęci, on Nam za te pieniądze ziemię Michałowską ze wszystkiemi jej przyległościami dał sposobem zastawu, a to z takiém zastrzeżeniem: że jeśli rzeczona ziemia w przeciągu lat dwóch od święta Narodzenia Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez niego samego albo braci jego Przemysława i Kazimierza, dostojnych książąt i panów Kujawskich, od Nas i Braci naszych wypłatą rzeczonych pieniędzy, których nikt inny uiszczać nie ma prawa, wykupioną nie będzie, tedy jako Nam i Zakonowi naszemu przyrzekli, przejść ma w wieczyste posiadanie Nasze i naszego Zakonu. Jeżeli zaś w przeciągu dwóch lat, w jakimkolwiek czasie, rzeczony książę Leszek, albo bracia jego wspomnieni książęta, pieniądze w mowie będące wypłacą, na ów czas ziemię rzeczoną, jako do nich nalężącą, zwrócić im rzetelnie i oddać będziemy obowiązani. Przyrzekliśmy oraz i przyrzekamy pomienionemu książęciu Leszkowi, że w ciągu wytrzymywania sposobem zastawu rzeczonej ziemi, nie będziem przeciw jego woli żadnego zaciągać na nię zobowiązania, ani czynić nakładów, do których spłacenia mielibyśmy potém jego zobowięzywać. Co wszystko aby było tém wierniej pamiętane i zachowane, pieczęć Naszą przy niniejszém piśmie zawiesiliśmy. Świadkami są: brat Gunter v. Schwarzburg prowincyał ziemi Chełmińskiej, brat Henryk z Dubina komtur Toruński, brat Otto komtur Szoneński, brat Henryk v. Wederth komtur Nieszawski, brat Gozwin wicekomtur, brat Piotr komtur Radzyński, i wielu innych braci naszego Zakonu. Dan w Toruniu. Roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego czwartego, w dzień Ś. Kalixta papieża i Męczennika.“

Konrad mistrz Pruski uzyskanym orężem pomocniczym ziemię Litewską Gartir pustoszy: komtur zaś Królewiecki zamek Onkajm zdobywa.

Werner hrabia v. Homburg (Hohenberg), Adolf z bratem swoim (Adolfem) v. Winthimel, Teodoryk Elner, i wielu innych rycerzy Reńskich, przybyli do Prus niosąc pomoc Krzyżakom przeciwko Litwie. Zaczém mistrz Pruski Konrad Sack z dwoma oddziałami wojska wkroczywszy w porze zimowej do Litwy, zniszczył mieczem i ogniem okolicę Gartin, i znaczną zdobycz w ludziach i bydlętach z sobą uprowadził. Potém w czasie postu komtur Królewiecki przyszedł z znaczniejszą liczbą wojska do Onkaim kędy jeden z Litwinów, zwany Świrtył, Krzyżakom, wedle danego im potajemnie przyrzeczenia, rzeczony zamek, którego on był burgrabią, otworzył. Krzyżacy wpadłszy do niego w nocy, wszystek lud obojej płci, starców i dzieci wymordowali, a zamek z dymem puścili. Ztamtąd rozsypawszy się po przyległych okolicach, zagarnęli znaczną zdobycz i do Prus uprowadzili.
Dnia dziewiątego Września Konrad książę Zegański i proboszcz Wrocławski, pierworodny syn Konrada książęcia Głogowskiego, umarł i w klasztorze Lubeńskim w samym środku chóru pochowany został.

Papież Benedykt XI umiera. Na osieroconą stolicę wybrany Klemens V, wprzódy arcybiskup w Bordeaux, pod smutną wieszczbą przyjmuje mitrę papieską.
Benedykt XI, przesiedziawszy na stolicy zaledwo miesięcy ośm i dni siedmnaście: dnia szóstego Lipca w Perudżyi umarł i w kościele braci zakonu kaznodziejskiego przed wielkim ołtarzem pochowany został. O nim twierdzą, że wielu zasłynął cudami. Po jego śmierci, gdy kardynałowie nie mogli się zgodzić na wybór nowego papieża, stolica Rzymska osieroconą była przez miesięcy dziesięć i dni dwadzieścia dziewięć, w których kardynałowie wysiadywali konklawe. Ci na dwa podzielili się stronnictwa, z których jedno Francuzkie za królem Francuzkim, drugie Włoskie, wielce tamtemu przeciwne i nieprzyjazne, popierało Bonifacego VIII. Kardynał Mikołaj de Prato, zakonu kaznodziejskiego, biskup Ostyeński, mąż dzielny i obrotny, przechylił się na stronę Bonifacego, i dotuszył, aby Bernarda Bordeńskiego arcybiskupa, nieprzyjaznego królowi Francuzkiemu, obrano. Co sprawiwszy, doniósł o tém królowi Francyi. Ten zaraz pojednał się z arcybiskupem z Bordeaux, i zobowiązał go przysięgą, aby we Francyi obrał sobie siedlisko, a jemu dziesięciny za lat dziesięć darował, i Kolumnów do dawnej godności przywrócił. Co wszystko rzeczony arcybiskup wypełnił i nazwany został Klemensem V. Był on rodem Gaskończyk (Vasco). Osiadł w Awinionie; koronowano go zaś w Lyonie dnia dwu dziestego piątego Listopada. Gdy z miejsca koronacyi w wielkim tłumie zgromadzonego ludu postępował, a ciekawi oglądać papieża ukoronowanego pchali się i cisnęli jedni na drugich, spadł oberwany kawał jakiegoś zepsutego muru, i Jana książęcia Bretanii z jedenastu innymi zabił, papieżowi także koronę z głowy zrzucił, a z korony klejnot wartości sześciu tysięcy złotych wytrącił. Wielu dziwiąc się temu wypadkowi, rozmaite z niego wróżyli następstwa.

Jakób Świnka arcybiskup Gnieźnieński umiera. Po nim wstępuje na stolicę Bożysław, który po potwierdzenie swoje sam jedzie do Rzymu.

Dnia czwartego miesiąca Marca Jakób Świnka arcybiskup Gnieźnieński umarł w Uniejowie, i w kościele Gnieźnieńskim dziewiątego dnia tegoż miesiąca z przynależnym obchodem pochowany został. A gdy do wyboru nowego metropolity Gnieźnieńskiego naznaczono dzień pierwszy Maja, obrano zgodnie drogą kompromissu Bożysława archidyakona Poznańskiego i kanonika Gnieźnieńskiego: który nie przez posłów ale osobiście chcąc potwierdzenie swego wyboru przyspieszyć, udał się do Perudżyi, gdzie Benedykt XI ze swoją kuryą przebywał. Dokąd przybywszy, a nie zastawszy już przy życiu papieża Benedykta, czekać musiał na potwierdzenie swoje blisko dwa lata: gdy bowiem kardynałowie kościoła Rzymskiego po śmierci Benedykta zebrani do konklawe różnili się w zdaniach, wybór biskupa Rzymskiego przez tak długi czas się odwlekał. Potém do Klemensa V, następcy Benedykta, do Awenionu przybył, i tam potwierdzenie swego wyboru acz nie bez trudności uzyskał.

Litwini pustoszą ziemię Łęczycką; a kiedy z łupami powracają do kraju, książę Kazimierz dogania ich i zdobycz odbija; zwycięztwo dostaje się Polakom, ale ze stratą samego książęcia.

W święto Zesłania Ducha Ś. wojsko Litewskie wtargnąwszy potajemnie i bez wieści do ziemi Łęczyckiej, spustoszyło ją mordami i łupiestwy. Wpadło i do samego miasta Łęczycy, a opanowawszy je bez oporu, zniszczyło pożogą. Lecz gdy obciążone grabieżą, z wozami i taborami gnuśnym wracało pochodem, zaszli mu drogę Kazimierz książę Dobrzyński i brat jego Władysław Łokietek z ludem swoim u wsi Trojanowa, gdzie obadwa wojska krwawą stoczyły bitwę. A lubo za łaską Bożą Litwa spłoszona pierzchnęła, a Polacy siadłszy wrogom na karki, i część ich orężem wysiekłszy, część zabrawszy w niewolą, zupełne otrzymali zwycięztwo, i wszystkę zdobycz Litwinom odbili; gdy wszelako sam książę Kazimierz nie tylko wodza lecz i żołnierza pełniąc powinność, i na skrzydle, które chwiać się było poczęło, mężnie walcząc, mnóstwem pocisków i włoczni ugodzony, ducha ślachetnego wyzionął, zgon jego rzewnie od wszystkich opłakany okrył żałobą to świetne i sławne lecz nie bezkrwawe zwycięztwo. Chcieli w tym razie Litwini uniknąć walki, i wszelkie na to wytężyli usiłowania; ale wojsko Polskie doścignąwszy ich w miejscu sposobném, zmusiło do rozprawy. Lud ten bowiem przywykły do łotrostw, a dla ubostwa swego kraju i zaspokojenia głodu przymuszony najeżdżać sąsiednie ziemie, starannie zawsze unikał walki. Tymczasem, kiedy Litwini wybiegli za zdobyczą do Polski, pokusił się mistrz Pruski przez brata swego Alberta v. Hayn ubiedz i opanować zamek Grodno (Garthin), a gdy się temu wyprawa nie udała, przybył sam osobiście, lecz silną w zamku znalazłszy załogę, niebawem z wojskiem odstąpił; a wtedy Litwini uderzywszy na niego, bili i gnali Prusaków aż do południa. Wielu w tym razie z jednej i drugiej strony pobito i poraniono.

Rok Pański 1305.
Wacław król Czeski i Polski, po spustoszeniu Czech i Moraw przez Alberta króla Rzymskiego i syna jego Rudolfa, w Pradze schodzi ze świata.

Gdy Wacław król Czeski i Polski przesiadywał w Pradze wraz z synem swoim Wacławem, który był niedawno z Węgier powrócił, zapadł w niemoc, czy-to z choroby, czy z starości, czy jak niektórzy twierdzili z przyczyny zadanej mu trucizny, i słabość ta wzmagała się stopniami. Tymczasem Albert król Rzymski wkroczył z jednym oddziałem wojska do Czech, syn zaś jego Rudolf z drugim do Morawy, i poczęli je obadwaj po nieprzyjacielsku pustoszyć, a połączywszy około Kutnej hory (montes Kuthnenses) oba wojska, rozszerzyli sroższe jeszcze w Czechach rabunki i pożogi. Do wojny zaś to było powodem, że król Wacław po śmierci żony swojej Jutty (Gutta) siostry tegoż króla Rzymskiego Alberta, nie chciał ustąpić miasta Eger (Egra), i z gór Kutneńskich, w których za życia króla Wacława otwarto kopalnie srebra, składać do kamery cesarskiej ośmdziesięciu tysięcy grzywien. Lecz jakkolwiek król Wacław z państw sobie podległych, tudzież margrabstw Miśnieńskiego i Brandeburskiego znaczne zgromadził siły, aby królowi Rzymskiemu Albertowi i synowi jego Rudolfowi książęciu Austryi skuteczny stawić opór, gdy jednakże tak własne jak i posiłkowe wojska i zapóźno nieco i nie w takiej zebrał liczbie, iżby wystarczyć mogły, przeto wojsko króla Rzymskiego nawiedziwszy Czechy i margrabstwo Morawskie mnogiemi pożogami i łupiestwy, wróciło do kraju bez szkody, prócz niewielu, którzy pomarli od wody zatrutej w czasie oblężenia przez mieszkańców Kutneńskich (Kuthnenses) wpuszczeniem do niej zuzli wytopionego srebra i plugawych odchodów. Wzmagała się tymczasem choroba rzeczonego Wacława, aż nareszcie dnia dwudziestego czwartego Czerwca zmarł na suchoty w mieście Pradze, i w klasztorze Cystersów (Aulae Regiae), który sam za życia był założył, zbudował i uposażył, z królewskim przepychem pochowany został, roku szóstego panowania w Czechach a piątego w Polsce. Po jego śmierci Bolesław książę Wrocławski, syn starszy Henryka V książęcia Wrocławskiego, który mając lat piętnaście córkę Wacława króla Czeskiego, imieniem Małgorzatę, z pierwszej żony Jutty zrodzoną, pojął był w małżeństwo, a po jej zaślubieniu przez lat cztery w domu i na dworze teścia swojego przebywał, z małżonką swoją rzeczoną Małgorzatą z Czech wrócił do Polski.

Wacław II wstępuje po ojcu na królestwo Czeskie; Polacy zaś wypędziwszy Czechów, przechodzą w większej liczbie na stronę Władysława Łokietka, który niebawem zajmuje ziemie Krakowską i Sandomierską.

Po zgonie króla Czeskiego i Polskiego Wacława i odprawionym ze czcią należną obrzędzie pogrzebowym, wyniesiony został na królestwo Czeskie i na tronie ojczystym osadzony syn jego jedyny Wacław, a wnet za zgodą jednomyślną prałatów i panów Czeskich nastąpiła jego koronacya. Po dopełnieniu zaś obrzędu koronacyi, Wacław, na ów czas młodzieniec mający lat siedmnaście, pojął w małżeństwo dziewicę imieniem Fiolę, córkę Mieczysława książęcia Cieszyńskiego, a po zawarciu ślubów dnia piątego Października odprawiły się według zwyczaju gody weselne. Rzeczony Wacław II, król Czeski, postanowiwszy w niczém nie umniejszać ojcowskiego władztwa, mienił się także i pisał królem Polskim, chociaż jeszcze nie objął rządów i na króla Polskiego nie był koronowany, a niektóre tylko zamki i miasta w Polsce przez jego starostów były dzierżone i sprawowane. Nie zraziło to jednak ani wstrzymało w działaniu książęcia Polskiego Władysława Łokietka. Jak tylko bowiem dowiedział się o śmierci króla Wacława I, natychmiast z wojskiem złożoném więcej z wieśniaków niżeli szlachty ruszył w Sandomierskie, celem opanowania zamku i innych warowni ziemi Sandomierskiej. A gdy opór znalazł wszędy słaby i niedołężny (od śmierci bowiem króla Wacława I prawie wszyscy Polacy nachylali się więcej pod władzę i rządy Władysława Łokietka, niżeli Czechów, którzy już im się byli naprzykrzyli) nie tylko więc zamek ale i całą ziemię Sandomierską opanował. Jakoż z dziwną chęcią i przychylnością garnęli się wszyscy pod jego zwierzchnictwo i władzę: i wnet załogi Czeskie, gdziekolwiek jakie w ziemi Sandomierskiej utrzymywano, zostały wyparte albo wyścigane z kraju. Od tego czasu sprawa Władysława Łokietka poczęła brać obrot pomyślniejszy, szła lepszym szykiem i porządkiem; już bowiem panowie przedniejsi, szlachta i dostojnicy ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej, jako to, Wierzbięta kasztelan i Wojciech ze Żmigrodu wojewoda, Krakowscy, Żegota wojewoda, Prandota kasztelan, Smil sędzia, Sandomierscy, Klemens kanclerz i kanonik Krakowski, i wielu innych, przeszli pod jego panowanie. Od nich i znacznej liczby innych Władysław Łokietek z radością przyjęty, pozyskał przychylność i wierność. Wielu bowiem z Polaków przyłączyło się do niego, z zwyczajną ludziom skłonnością litując się nad tym, który długie ponosił wygnanie, i o którym mniemał nie jeden że już nie żyje. Obudzały ją tém więcej pycha i łakomstwo Czechów, których pragnęli już wszyscy pousuwać i powypędzać z Polski, wielką ku nim pałając nienawiścią. A lubo Władysław Łokietek żadnego prawie nie posiadał skarbu, miał jednakże dostatek żywności, oręża i koni: albowiem skoro się tylko po śmierci Wacława I, króla Czeskiego i Polskiego, pokazał, wszyscy niemal Polacy ziemi Krakowskiej i Sandomierskiej zwrócili serca ku niemu.

Filipa de Balanth, wracającego z Litwy z zdobyczą, dopędzają i gromią Litwini; ale po stracie swojego wodza, od niedobitków Filipa ciężką ponoszą klęskę.

Popaliwszy w Litwie włości i gmin ludzi zagarnąwszy w niewolą brat Filip de Balant, gdy szedł z częścią wojska za wyprawioną przodem zdobyczą i brańcami, doścignął go książę Litewski z swoim ludem i stoczył z nim bitwę, w której i sam Filip i czterej inni wodzowie Krzyżaccy polegli: dopieroż wtedy ci, którzy z jeńcami naprzód postępowali, usłyszawszy krzyk, przypadli, i Litwinów wraz z ich wodzem, już radujących się zwycięztwem pobili i rozproszyli; a tak Litwini srogą klęską przypłacili swój tryumf mniemany.

Rok Pański 1306.
Wacław II król Czeski, widząc że Władysław Łokietek godzi na opanowanie królestwa Polskiego, zgromadza wojsko i z niém ciągnie ku granicom Polski; aliści w Ołomuńcu ginie śmiercią morderczą, a po nim wstępuje na stolicę Czeską Rudolf książę Austryi.

Książę Władysław Łokietek przywiódłszy do posłuszeństwa i uznania swej władzy ziemię Sandomierską, ruszył w Krakowskie nie już z szczupłą siłą ale dość znaczném i potężném wojskiem; wszystkę bowiem szlachtę ziemi Sandomierskiej zmusił do wybrania się z sobą na wojnę. Tu wsparty przychylnością nie tylko panów przedniejszych, ale i Jana Muskaty biskupa Krakowskiego, z którym się pojednał obietnicą powrócenia mu zamku Biecza zabranego przez Węgrów, i wójta Alberta, tudzież mieszczan Krakowskich, ogarnął najwyższą władzę, i do miasta Krakowa, stolicy i metropolii królestwa Polskiego, wraz z wojskiem swojém wpuszczony, wnet i zamek Krakowski, który na ów czas był w ręku Czechów, do poddania się przymusił. Nie śmieli się bowiem Czesi długo opierać, gdy im i żywności niedostatek doskwierał, i od króla Czeskiego Wacława żadnej nie mogli spodziewać się pomocy. Król zaś Czeski Wacław II, pobudzony zarówno utyskami swoich Czechów, którzy z zamków Polskich powypędzani haniebnie uciekać musieli, jako też czynną sprawą i zwycięztwem Władysława Łokietka, jął sposobić wyprawę do Polski, już-to dla utrzymania w podległości Wielkopolskiej ziemi, która jeszcze przez Władysława Łokietka nie była shołdowaną, już dla wyparcia samego książęcia Władysława z ziem Krakowskiej i Sandomierskiej, i całej Polski, której się mienił i pisał królem. Tuszył Wacław, że odzierży królestwo Polskie, i równie prawem dziedzictwa jak darami szczodrej ręki, a wreszcie przemocą potrafi w Polsce utrzymać się przy władzy. Ale los niezbędny, który go czekał, naigrawał się z jego zamiarów i nadziei, jako próżnych i nierozważnych. Tymczasem zebrawszy tak z swoich jak i posiłkowych zaciągów dosyć znaczne wojsko, ruszył król Wacław ku Krakowu. A kiedy dla obliczenia swych sił wojennych zatrzymał się w Ołomuńcu, gdzie do niego wiele przychylnej mu szlachty Polskiej ściągnęło, i w domu dziekana Ołomunieckiego w południe dla gorąca w jednej tylko koszuli używał wczasu, od pewnego rycerza, który zdawna na to czatował, napadnięty i mnogiemi ugodzony ciosy, z morderczej ręki zginął, za to iż się oddawał pijaństwu, i najsprośniejszym chuciom ciała we dnie i w nocy folgował, majątki ludziom wydzierał i żony cudze sromocił. Ci, którzy postawieni byli przy królu na straży, nic bynajmniej nie słyszeli, bądź-to własnemi zajęci sprawami, bądź że sami pozasypiali. Zaczém i rzecz cała taką osłoniona była tajemnicą, że ani współcześnie ani później nie dowiedziano się, kto i z jakiej przyczyny dopuścił się tego morderstwa. Podejrzenie padło na pewnego rycerza nazwiskiem Konrada v. Potenstein, rodem z Turyngii, którego widziano jak z dworca królewskiego i domu dziekana Ołomunieckiego wybiegł i niósł w ręku miecz krwią zbroczony: ci więc, którzy morderstwo postrzegli, w żalu nagłym i uniesieniu dopadłszy mniemanego zabójcy, bez rozpoznania i zbadania sprawy rozsiekali go na miejscu, ciało zaś jego psom rzucili na pastwę. A tak cieniom zamordowanego Wacława króla, słusznie czy niesłusznie, jednę tylko głowę poświęcono w ofierze, i zapał rycerzy kwapiących się pomścić śmierci króla, na tym jednym czynie poprzestał. Twierdzą niektórzy, że Albert król Rzymski nasłał na dwór Wacława króla Czeskiego trzech rycerzy Szwabów, którzy tego zabójstwa dokonali. Nazajutrz, to jest dnia piątego Sierpnia, rycerstwo z przychylnej chęci okazem pochowało w kościele katedralnym Ołomunieckim zwłoki królewskie, które potém przez siostrę króla Elżbietę, królową Czeską, Jana Luxemburga żonę (o której namieni się niżej) do Praskiego klasztoru Cystersów (Aulae Regiae) w Pradze przeniesione zostały. Utrzymują także niektórzy, że pomieniony król Wacław zgładzony był przez sprzysiężonych przeciw niemu własnych rycerzy, z tej przyczyny, że nie zachowywał właściwej królowi powagi, że się dopuszczał wielu płochych czynów, okazując wielki niestatek umysłu i zmienność, i że w samych początkach panowania zamki królewskie i dochody zbytnią hojnością roztrwonił, zkąd obawiano się, że gdyby go wcześniej nie sprzątnięto, więcejby jeszcze poutracał. Rok tylko jeden mniej więcej panował, i na nim ród królów Czeskich po mieczu wygasł prawie ze szczętem. Od tego czasu Czechy zaczęły podlegać obcym panom i rządom, kto wié, z pożytkiem czy szkodą przyszłą swego kraju. Panowie bowiem Czescy, złożywszy w oktawę Wniebowzięcia N. Maryi Panny zjazd walny w Pradze celem obrania nowego króla, podzielili się w zdaniach: jedni życzyli sobie obrać królem Czeskim Henryka książęcia Karyntyi, pod ów czas obecnego w Pradze, który córkę króla Wacława (I) a siostrę IIgo, Małgorzatę starszą, miał za żonę. Ale w końcu starszyzna i panowie, w większej liczbie i dowodniejszemi głosy oświadczyli się za Rudolfem książęciem Austryi, synem Alberta króla Rzymskiego; jakoż wydaliwszy z Pragi Henryka książęcia Karyntyi, Rudolfa królem Czeskim zgodnie obrali i koronowali. Aby zaś jego panowanie było tém pewniejsze, trwalsze i na słuszniejszej podstawie oparte, zaślubiono mu Elżbietę zwaną inaczej Ryxą, żonę Wacława I, króla Czeskiego i Polskiego, a córkę króla Polskiego Przemysława, lubo córki króla Wacława II, a siostry IIIgo, to jest Małgorzata, żona Henryka książęcia Karyntyi, Anna żona książęcia Głogowskiego, i Elżbieta jeszcze w ów czas niezamężna, prosiły po wiele kroć ze łzami i na klęczkach błagały panów Czeskich: „aby ich nie opuszczali i nie wyzuwali z ich dziedzictwa, a nad swoich nie przenosili obcych i nieznanych.“ Rzeczona zaś Ryxa, córka Przemysława króla Polskiego, a żona niegdyś Wacława króla Czeskiego, po śmierci drugiego męża Rudolfa książęcia Austryi i króla Czeskiego, zaślubiła trzeciego, króla Hiszpanii: z której córkę zrodzoną, imieniem Sancyą, Alfons król Aragoński pojąwszy w małżeństwo, miał z niej trzech synów, jako to Piotra, Alfonsa i Fernanda, tudzież trzy córki, Konstancyą, Eleonorę i Sancyą.

Władysław Łokietek od wszystkich prawie za pana uznany: panowie tylko i szlachta Wielkiej Polski Henryka książęcia Głogowskiego prowadzą do tronu. Z przyczyny takiego rozerwania żaden z nich nie osięga korony.
W królestwie Polskiém, po zabiciu rzeczonego króla Wacława, nie brakło zarzewia wewnętrznej niezgody. Chociaż bowiem obywatele ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej, Sieradzkiej, Łęczyckiej, Kujawskiej i Dobrzyńskiej, na odprawionym w mieście Krakowie w dzień Ś. Idziego walnym zjeździe, książęciu Władysławowi Łokietkowi, na ów czas obecnemu, powtórnie królestwa Polskiego poruczyli rządy, i na jego panowanie wszyscy bez wyjątku zgodzili się i zezwolili; lubo i Pomorscy panowie i szlachta, dowiedziawszy się o śmierci Wacława króla Czeskiego, powyrzucali od siebie rządców i starostów Czeskich, i przystali do Łokietka, nie było bowiem pod ten czas męża dzielniejszego w wojnie, i o którymby tuszyć można, że najskuteczniej podźwignie sprawę królestwa Polskiego: wszelako prałaci, panowie przedniejsi i szlachta Wielkiej Polski, to jest Poznańscy i Kaliscy, odświeżywszy dawne ku niemu niechęci, i przypomniawszy, jak w pierwiastkowych rządach dumnie sobie z nimi poczynał i jak niesprawiedliwym był wydziercą, sprawili wtedy burzliwe i okropne rozdwojenie. Obrali sobie bowiem monarchą i panem Henryka książęcia Szlązkiego i Głogowskiego, syna Konrada książęcia na Głogowie, jako zrodzonego z siostry króla Polskiego Przemysława, Salomei, i przez lat kilka podlegali jego władzy i rządom. Sam książę Głogowski Henryk ciągle aż do śmierci mienił się i pisał panem i dziedzicem królestwa Polskiego, chociaż błogosławieństwa i namaszczenia królewskiego nigdy nie uzyskał, w Krakowskiém bowiem i w innych księstwach królestwa Polskiego drugi monarcha, to jest Władysław Łokietek, panował. W wymierzaniu sprawiedliwości zbyt surowy i Polakom nieprzyjazny, brzydził się ich obyczajami i sposobem życia. Za żonę miał Mechtyldę, córkę Alberta książęcia Brunświckiego. Złodziejów, rozbójników, wydzierców i wszelakich łotrów wielkim był gromcą i karcicielem: dlaczego pod jego rządem Wielka Polska oddychała pokojem i swobodą. To było także przyczyną, że w rozdzieleniu i rozerwaniu rządów odwlekano przez lat wiele koronacyą Władysława Łokietka, gdy i arcybiskup Gnieźnieński Bożysław, należący pod zwierzchność i władzę innego pana, a który miał króla namaszczać i koronować, jeszcze był nie wrócił z Awenionu; korona zaś i inne znamiona królewskie przechowywane były w Gnieźnie, gdzie pod ów czas Henryk książę Szlązki i Głogowski sprawował rządy. Aby zaś tenże Henryk w ziemi Pomorskiej zewsząd nieprzyjaciołmi opasanej utwierdzić mógł swoje panowanie, dał ją w dzierżawę dwom synowcom, Przemysławowi i Kazimierzowi, synom niegdyś brata swego rodzonego Ziemomysła, a to ze wszystkiemi zamkami, wyjąwszy zamek i miasto Gdańsk, które oddał w zarząd szlachcicowi jednemu, to jest Boguszowi sędziemu Pomorskiemu. Gdy tak rzeczy urządził, zebrawszy wojsko z ziem Krakowskiej, Sandomierskiej, Sieradzkiej, Łęczyckiej, Pomorskiej i Kujawskiej, ruszył zbrojno przeciw Henrykowi książęciu Głogowskiemu, swemu przeciwnikowi, i większą część lata strawił na plądrowaniu jego państwa; Henryk bowiem, czując się w siłach słabszym, trzymał się jedynie w zamkach i warowniach. Po odbytej zaś szczęśliwie wyprawie, udał się na Pomorze, gdzie bawiąc przez całą zimę, zajmował się urządzaniem spraw publicznych, z pociechą i radością wszystkiej szlachty, która mu jak największą okazywała uległość i przychylność. Sam Henryk II książę Głogowski, dla doznawanych przeszkód z strony książęcia Władysława Łokietka, nie mógł się w żaden sposób na króla Polskiego koronować. Arcybiskup Gnieźnieński Bożysław, który jeszcze był nie wrócił z Awenionu, obawiał się tej koronacyi, że gdyby do niej przystąpił, wiele przez to mógłby był zrządzić złego. Zaczém rzeczony Henryk nie pisał się ani mienił królem, ale tylko dziedzicem królestwa Polskiego, książęciem Szlązkim, panem Głogowskim, Poznańskim i Kaliskim. Władysław zaś Łokietek udał się osobiście do Gdańska, gdzie go z największą czcią przyjmowali tak szlachta jak i mieszczanie, ciesząc się że nad nimi obejmował władzę. Składali mu wtedy hołd wierności i posłuszeństwa: Szwenc (Swyancz) wojewoda Gdański, Wojsław kasztelan Pucki, Piotr podkomorzy Słupski (Stolpensis), Bogusz sędzia Pomorski, Piotr i Wawrzyniec synowie Szwenca, Piotr z Polnowa, Jaśko ze Slawy, Wawrzyniec z Rugenwaldu (Rugymwolde) i wszyscy panowie znaczniejsi Pomorscy. Towarzyszyli zaś Władysławowi Łokietkowi i z nim przez znaczny czas bawili na Pomorzu: Gerard biskup Włocławski, Wierzbięta Krakowski, Kiełcz (Kelczius) Poznański, Bronisz Kujawski, wojewodowie, i Klemens kasztelan Sieradzki.

W czasie rozerwania królestwa na przeciwne sobie stronnictwa, Litwini w Wielkiej Polsce, a Krzyżacy na Litwie, roznoszą bezkarnie spustoszenia. Zamek także Krakowski wraz z kościołem katedralnym i znaczną częścią miasta przypadkowym pożarem płonie.

Z wewnętrzném i tak sromotném królestwa Polskiego rozerwaniem połączyła się za sprawiedliwém dopuszczeniem Bożem inna jeszcze klęska. Litwini bowiem na ów czas bałwochwalcy, dowiedziawszy się, że Polska była w ten sposób jak się rzekło rozdwojoną, skrytym pochodem przez lasy i dzikie manowce wpadli nagle do Wielkiej Polski, i miasta Kalisz i Stawiszyn, tudzież wsie w ich okolicy leżące splądrowali: a gdy nikt im nie stawił oporu ani obrony, wymordowawszy starców i dzieci, kilka tysięcy ludu obojej płci zagarnęli i pognali w niewolą. Książęta Polscy i Mazowieccy, przez których posiadłości pędzono zdobycz zabraną, nie pospieszyli na oswobodzenie swoich krajowców, ani podnieśli oręża na nieprzyjacioł, acz ci na pozór tylko byli straszni. Ale mistrz Pruski, Henryk v. Plotzke, tego czasu właśnie wyniesiony na godność mistrza, rodem Sas, dowiedziawszy się, że Litwini wtargnęli do Polski w celu jej spustoszenia, a Litwa była tymczasem bez obrony, wysłał nawzajem wojsko na splądrowanie Litwy: które gdy korzystając z mgły ciemnej podstąpiło pod zamek Grodno (Gartin) silną Litwinów opatrzony załogą, i zastało bramy otwarte, przerażonych niespodzianym nieprzyjacioł napadem, i niezdolnych stawić oporu, wszystkich wymordowało albo zabrało w niewolą; a złupiwszy i podpaliwszy zamek, wróciło do swego kraju. Komtur Królewiecki za złe mając swoim, że zamek Gartin z położenia tak warowny opuścili, i zbrojnej nie zostawili w nim załogi, ruszył do niego powtórnie z témże samém wojskiem; ale zastawszy zamek już przez Litwinów osadzony, i zważywszy, że próżno kusiłby się o jego zdobycie, ponowił tylko łupiestwa i wrócił do domu. Gdy potém napłynęło wielu rycerzy cudzoziemskich, znowu wojna wydaną została Litwinom. Ale nie można było wywabić ich do bitwy, zaczém wojsko chrześciańskie, zniszczywszy ogniem i łupieżą obwód Karszowski (Karschowin) cofnęło się do Prus z powrotem. Pod tenże sam czas komtur Ragnety usiłując zdobyć zamek Litewski Putenik (Puteniken), opanował niższą część zamku, a wymordowawszy w niej Litwinów, odstąpił od wyższej części, która dzielnie była od załogi Litewskiej bronioną. A gdy wracał do Ragnety, niektórzy z Litwinów puścili się za nim w pogoń; lecz zająwszy się grabieżą legli wszyscy pod mieczem, okrom trzech, którzy się ucieczką ratowali. Jeden z Litwinów nazwiskiem Spudo, poddawszy Krzyżakom zamek Litewski zwany Puteniken, nad którym miał przełożeństwo, sam przyjął wiarę chrześciańską. Zamek ten ze szczętem zburzono, łupy z niego zabrano i jeńców do Prus odprowadzono.
W Krakowie dnia ósmego Maja wszczął się przypadkowo pożar blisko kościoła parafialnego Wszystkich Świętych, zkąd gdy węgiel żarzysty wiatrem uniesiony padł na kościoł katedralny blachą ołowianą pokryty, nie tylko dach cały spłonął, podsycając raczej niżeli wstrzymując ogień, od którego mury i ściany popękały, ale i wszystek zamek Krakowski ze swojemi wieżami, pałacami, domami i inném z drzewa zabudowaniem, ze szczętem zgorzał. Wypadek ten może być nauką i przestrogą dla potomnych, ażeby w pokrywaniu kościołów nie zawierzali blachom ołowianym, pozór tylko świetny i okazały mającym, ale raczej używali dachówek, chociaż mniej ozdobnych i błyszczących. Samo także miasto Kraków wielkie poniosło szkody w tym pożarze, który nie mało domów wraz z szpitalem miejskim zniszczył.

Klasztory Lubieński i Jeżowski uzyskują obszerniejsze przywileje.

Ziemowit, syn Bolesława, książę Mazowiecki, klasztor Lubieński i dom Jeżowski większemi jeszcze przywilejami niżeli ojciec jego nadał. Za udzielone zaś swobody, jakoby frymarcząc niewczesną zamianą, od Pawła opata Lubieńskiego i Benedykta proboszcza Jeżowskiego wziął wieś Krosnowę.

Otto książę Bawarski wbrew prawom Karola Martela obrany królem Węgierskim i koronowany, później od wojewody Siedmiogrodzkiego wtrącony do więzienia, uchodzi z niego i Karolowi otwiera wstęp do tronu.

Królestwo Węgierskie, jakby zarażone sąsiedniemi klęskami, podobnego także doznało rozerwania, które krócej tu jednak trwać miało. Otto bowiem książę Bawarski, w miejsce Wacława króla Czeskiego, który u Węgrów zwany był Ładysławem, wbrew nieletniemu Karolowi Sycylijskiemu przez niektórych baronów Węgierskich pragnących odmiennego stanu rzeczy obrany, zawichrzył Węgry nowemi podziałami i wojny. Wezwany do królestwa Węgierskiego rzeczony Otto książę Bawarski, koronę Węgierską, którą był Wacław król Czeski i Polski, odprowadzając z Węgier syna swego Wacława, z sobą do Pragi uwiózł, uzyskał napowrót od Rudolfa pod ów czas króla Czeskiego, i w pudełku małém zręcznie schowaną, aby mu jej wśród mnóstwa nieprzyjacioł nie zabrano, wiózł z sobą do Węgier, w nadziei, że znacznie u Węgrów sprawę swoję poprze, gdy tę koronę, którą Węgrzy jak świętość jaką uważali, przywdzieje, i gdy ją Węgrzy przez niego odzyskają. Ale co było zamierzone dla korzyści, o kęs wielkiém nie stało się nieszczęściem. Kiedy bowiem rzeczony Otto jechał poźną nocą, pudełko z koroną wypadło, co jakby zła wróźba i Ottona i jego towarzyszów wielce zmieszało i wszelkiej pozbawiło nadziei. Dopiero gdy nade dniem ową puszkę z koroną znaleziono, Otto i jego towarzysze nowej po smutku doznali radości. A skoro przybył do stołecznego Białogrodu (Alba Regalis), przez Benedykta biskupa Wesprymskiego i brata Antoniego biskupa Czanadzkiego na króla Węgierskiego namaszczony został i koronowany. Ztamtąd udawszy się do Budy z koroną na głowie, w obec przytomnego ludu, zamek tameczny i miasto Budę w swoje objął posiadanie. Ale gdy w kilka dni potém pojechał na wyspę Cepel (Czyepel) i tam zabawiał się łowami, Władysław wojewoda Siedmiogrodzki schwytał go i wtrącił do więzienia, przyczém i korona Węgierska, którą Otto wszędzie z sobą zwykł był wozić, zabraną została. Dopieroż przy pomocy jednego z sług swoich tenże Otto wyswobodzony z więzów, udał się do Bawaryi, a doznawszy zmienności i niestateczności Węgrów, przestał już popierać swoich praw do królestwa Węgierskiego. Od tego czasu Karolowi Martelowi lepiej się powodzić zaczęło; baronowie Węgierscy z wierniejszą byli ku niemu przychylnością. A nadto dla utwierdzenia go na tronie, papieże Benedykt VIII i następca jego Klemens V, przez wysyłanych z ramienia swego legatów, jako to Mikołaja kardynała biskupa Ostyeńskiego, Gentila kardynała prezbitera tyt. S. Marcina in Montibus, i innych nuncyuszów, częstemi radami i upomnieniami, niekiedy karami kościelnemi nakłaniali panów Węgierskich do oddania dóbr królewskich, które oni zatrzymywali, przez co wspomnieni papieże wielką mu stali się pomocą. Dla pewniejszego wreszcie ustalenia swoich rządów rzeczony Karol pojął za żonę Maryą, córkę książęcia Cieszyńskiego, nadobnej urody dziewicę.

Bożysław arcybiskup Gnieźnieński umiera w Awinionie. Po nim wstępuje na stolicę Janisław.

Bożysław obrany arcybiskupem Gnieźnieńskim, po długich oczekiwaniach z przyczyny dwuletniego osierocenia stolicy Apostolskiej, i po należytém a troskliwém zbadaniu jego elekcyi, uzyskawszy od Klemensa V potwierdzenie, któremu nikt się nie sprzeciwiał, otrzymawszy nadto z zlecenia stolicy Apostolskiej poświęcenie od Piotra kardynała biskupa Ostyeńskiego, gdy w Awinionie w kuryi papieskiej zajmował się sprawami królestwa Polskiego i swego kościoła, a zwłaszcza wnosił i popierał skargę przeciw mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu o niesprawiedliwe oderwanie biskupstwa Chełmińskiego, nagle zachorował i dnia ostatniego Czerwca umarł. Pochowano go w Awinionie w kościele Dominikańskim Ś. Jana Ewangelisty. Po jego śmierci, papież Klemens V, nie czekając na wybór kapituły, gdy obsadzenie kościoła nowym pasterzem, z powodu iż rzecz ta przypadła w kuryi papieskiej, stało się prawem wyłączném Stolicy Apostolskiej, Janisława archidyakona Gnieźnieńskiego, szlachcica herbu Sulima, męża znanej roztropności, na ów czas obecnego w Awinionie, a którego Bożysław arcybiskup do pomocy w swoich czynnościach i sprawie swego potwierdzenia trzymał był przy sobie, dnia siódmego Listopada mianował arcybiskupem Gnieźnieńskim. Jakoż ten wziąwszy zaraz poświęcenie w Awinionie, zjechał na stolicę swoję Gnieźnieńską, gdzie z wielką radością i przychylnością powitany, bez żadnej przeszkody objął rządy swego kościoła, które przez lat wiele potém sprawował.

Żydzi wszyscy wypędzeni z Francyi i majątki ich na skarb zabrane.

W uroczystość Ś. Maryi Magdaleny, w państwie Francuzkiém z rozporządzenia i rozkazu Filipa króla Francyi, wszystkich Żydów, w którémkolwiek bądź mieście, miasteczku lub innej osadzie mieszkających, razem i w jednym dniu przez urzędników i drabów królewskich pochwytano, a po zabraniu ich majątków na skarb publiczny, wszystkich z królestwa Francuzkiego bez nadziei powrotu wypędzono.

Rok Pański 1307.
Piotr Szwenc kanclerz Pomorski wzywa margrabiów Brandeburskich do zajęcia Pomorza: Władysław Łokietek chwyta go, a potém uwalnia za wydaniem sobie dwóch braci jego za zakładników. Ci uciekłszy przywołują znowu margrabiów. Mistrz Pruski wezwany na pomoc od Władysława Łokietka, po odparciu nieprzyjacioł usiłuje Pomorze swemu zakonowi przywłaszczyć.

Jeszcze książę Władysław Łokietek jednego nie zwalczył przeciwnika, to jest Henryka książęcia Głogowskiego, jeszcze nie uspokoił Wielkiej Polski, w której tenże Henryk rządy sprawował, gdy nowy w ziemi Pomorskiej wystąpił przeciw niemu nieprzyjaciel. Piotr bowiem Szwenc (Swyancza), kanclerz Pomorski, syn Szwenca pod ów czas Gdańskiego wojewody, niechętny rządom Władysława Łokietka i jego starostów, i oburzony na tegoż książęcia Władysława, że z nim postępował nie z taką godnością, jakiej on dla stanu swego wymagał, i że mu odmówił wypłaty znacznej ilości pieniędzy, żądanych za poczynione jak twierdził wydatki w sprawowaniu Pomorza, znakomitością przytém rodu i zamożnością swoją ośmielony aż do zuchwalstwa, wreszcie poduszczony od ojca Szwenca Gdańskiego wojewody, umyślił podnieść rokosz; a złączywszy się z margrabiami Brandeburskimi, Woldemarem i Janem, którzy z wielu względów nieprzychylnemi byli książęciu Władysławowi, przyrzekł im wydać ziemię Pomorską, i jako dzierżyciel i posiadacz dziewięciu na Pomorzu zamków, między panami i szlachtą ziemi Pomorskiej przedniejszy rodem i znaczeniem, snadno ich umysły żądzą łakomstwa i nienawiści podniecone, do opanowania tejże ziemi nakłonił. Lecz gdy o zamachach rzeczonego Piotra kanclerza przychylni Władysławowi Łokietkowi, jak ważność rzeczy i niebezpieczeństwo wymagało, spiesznie mu donieśli, książę słusznie dotknięty tak niezwykłym i pełnym grozy postępkiem, ruszył z liczném i potężném wojskiem na Pomorze, i pomienionego Piotra kanclerza Pomorskiego schwytawszy wtrącić kazał na zamku Krakowskim do więzienia. I gdyby go był w takowém więzieniu ciągle trzymał, nie byłoby królestwo Polskie poniosło straty przez odstąpienie ziemi Pomorskiej, ani doznało tylu niszczących wojen, ustawicznie wzniecanych przez Krzyżaków. Ale gdy dwaj bracia rzeczonego Piotra kanclerza starali się gorliwie o jego uwolnienie i przyrzekli, że za brata chętnie sami przyjmą więzy, a Piotr kanclerz pozostanie wiernie pod władzą i w ręku Władysława Łokietka, książę pofolgowawszy w swej słusznej surowości, skłonił się do ich żądania, i Piotra kanclerza z niewoli wypuścił, a w jego miejsce dwóch braci Piotrowych, Mikołaja i Jana, jako zakładników, nie wystarczających jednak na zadosyćuczynienie, do więzienia wsadzić kazał. Ci wysiedziawszy czas jakiś w zamknięciu, przekupili straż, albo, co podobniejszém zdaje mi się do prawdy, niedbale strzeżeni, skruszyli pęta i wymknęli się z więzienia, poczém do brata swego Piotra kanclerza, tryumfując z takowego uwolnienia, na Pomorze przybyli. I wnet jawny już podniosłszy rokosz, rzeczonych margrabiów Brandeburskich czyli Zgorzeleckich, Woldemara i Jana, różnemi obietnicami namówili do najechania Pomorza. Jakoż pomieniony Woldemar z pomocniczą drużyną ludzi tak swoich jako i bratanka swego, nad którym wtedy sprawował opiekę, zbrojno na Pomorze wtargnął, a za radą i współdziałaniem Piotra kanclerza, jego braci i krewnych, ubiegł i pozdobywał niektóre miejsca warowne, inne zaś ogniem i grabieżą spustoszył. Podstąpiwszy potém z wojskiem pod zamek i miasto Gdańsk, jako stolicę ziemi Pomorskiej, trzymane w ów czas z ramienia Władysława Łokietka przez Bogusza sędziego ziemi Pomorskiej, ścisnął je oblężeniem i z jak największą usilnością dobywać począł. Mieszczanie Gdańscy, których część liczniejszą składali Niemcy, skłaniając się z jawną przychylnością na stronę margrabiów Brandeburskich, gotowi przyjąć ich władzę i panowanie, postanowili poddać im miasto. W takiém niebezpieczeństwie Bogusz (Bogussa) sędzia Pomorski i starosta Gdański, wraz z Albertem, Wojsławem, tudzież znaczną liczbą rycerzy i szlachty ziemi Pomorskiej, którzy rozkazem jego przywołani na obronę zamku przybiegli, widząc się zewsząd zagrożonym, (lękać się bowiem przychodziło, że mu wkrótce żywności zabraknie, i uledz trzeba będzie nie tak przemocy, nieprzyjaciół, jako raczej zdradziectwu i jawnemu odstępstwu Gdańszczan), zwołał na radę liczne grono mężów, współtowarzyszów broni, i wraz z nimi postanowił zawiadomić książęcia Władysława Łokietka, jak wielkie groziło niebezpieczeństwo i im samym i wszystkim ziemi Pruskiej zamkom i warowniom, żądając w tak złym razie spiesznego ratunku. Aby zaś naglącej konieczności tém rychlej zaradzić, i grożące oddalić niebezpieczeństwo, poruczywszy zamek Gdańsk innym z pomiędzy starszyzny, sam zaś wziąwszy z sobą jednego z panów celującego rodem i zacnością, nazwiskiem Niemirę, do książęcia Władysława Łokietka udał się jak tylko mógł najśpieszniej. A gdy go spotkał w Sandomierzu, gdzie na ów czas książę przebywał, i przedstawił mu wszystko dokładnie, „w jakiém byli niebezpieczeństwie, i jaki los zagrażał po utracie miasta Gdańska całej ziemi Pomorskiej, wystawionej na łup nieprzyjaznych a niecną namową Piotra kanclerza i jego braci poduszczonych margrabiów Brandeburskich“: w swojém i innych imieniu prosił i nalegał, „aby ich poczynających już chwiać się i upadać, spieszną ratował pomocą.“ Książę Polski Władysław, mąż do działania skory, śmiałego umysłu i sprawnej ręki, odpowiedział, „że przybędzie sam osobiście i z posiłkami jak najprędzej pospieszy.“ Lecz gdy mu rzeczeni posłannicy Bogusz i Niemira jęli przekładać, „że lepiejby sobie poradził, gdyby się połączył z mistrzem i zakonem Pruskich Krzyżaków, z którym na ów czas ściśle był zaprzyjaźniony, skutecznie jego pomocy użyćby mógł do odparcia nieprzyjaciół, co Krzyżakom bliskie ułatwiało sąsiedztwo; że nie tylko mieli nadzieję, ale nawet z pewnością na to liczyli, że mistrz i zakon Krzyżaków, którzy u niego wybierali jałmużny, i wielu dobrodziejstwy byli zobowiązani, chętnie żądaniom Władysława Łokietka usłużą, i byleby tylko zawołał, w obecnej potrzebie wesprą go całą swoją potęgą“: zamiar swój tak szczęśliwie powzięty opaczném losów zrządzeniem zmienił, osądziwszy, że posiłki, któreby dla odległości miejsca trudno mu było przeprawić, snadniej za niego bliżsi Krzyżacy dostawią. To zdanie posłów Pomorskich zdało się książęciu i jego radcom i lepszém i prędszy skutek obiecującém; a jak-to z przyrodzenia właściwe jest wszystkim ludziom, osobliwie zaś Polakom, że co orężem zdziałać trzeba, to radzi składają na innych, uchwalono ów wniosek, a książę Władysław Łokietek poruczył całą sprawę i jej załatwienie rzeczonemu Boguszowi, sędziemu Pomorskiemu i staroście Gdańskiemu. Jakoż ten za powrotem udał się zaraz do mistrza zakonu Pruskiego Henryka v. Plock (Płoczsk) i jako poseł książęcia Władysława Łokietka wszystko mu wiernie przełożył, żądając od tegoż mistrza i jego zakonu posiłków dla książęcia Władysława i ziemi Pomorskiej od nieprzyjaciół uciśnionej, a zwłaszcza dla Gdańskiego zamku, aby nie wpadł w ręce przeciwników; wspomniał przytém liczne dobrodziejstwa zakonowi ich wyświadczone przez wuja jego Konrada książęcia Mazowieckiego i Kujawskiego, który ich pierwszy był zaprowadził, obiecując nawzajem słuszne wywzajemnienie się i nagrodę, której w przyszłości za tę usługę spodziewać się mieli z łaski i dzielnej ręki książęcia Władysława Łokietka. Mistrz Henryk i więksi urzędnicy (praeceptores) widząc sposobną porę do opanowania ziemi Pomorskiej, czego z dawna i nader chciwie pragnęli, na wszystkie żądania książęcia Władysława Łokietka chętnie przystali, nie jego dobro ale własny pożytek mając na celu, jak w późniejszym czasie nauczyło doświadczenie i jawne okazały dowody: przyczém ułożyli pewne warunki, a mianowicie, że zamek Gdański w połowie zostawać będzie pod strażą rzeczonego Bogusza sędziego i Polaków, drugą połowę oni przez rok cały w swej straży i obronie trzymać będą, a to własnym trudem i nakładem, które w żadnym razie i pod żadnym pozorem nie będą mogły spadać w sposobie długu lub zastawu na Władysława książęcia, ani na zamek Gdański lub ziemię Pomorską. Dopiero po upływie roku wydatki, jakieby w następnym czasie ponieśli, liczyć sobie poczną. A gdy po upływie jednego roku wydatki zwrócić się mające książę Władysław uiści i wypłaci, oni po prostu, bez żądania i jakiegokolwiek wynagrodzenia i nie czyniąc żadnych trudności, z połowy zamku Gdańska ustąpią. Po takiej umowie zapewnionej uroczystém przyrzeczeniem i na piśmie, mistrz Pruski Henryk, pełen chytrości i obłudy, wysyła swoje posiłki niby dla wsparcia książęcia Łokietka i wypędzenia margrabiów, w rzeczy samej zaś myśląc o opanowaniu ziemi Pomorskiej i z zapaloną na nię czychając już żądzą. Jakoż rycerstwo jego zajęło połowę zamku Gdańskiego oddaną przez Bogusza sędziego Pomorskiego i starostę Gdańskiego; brat zaś Gunter v. Szwarchurg z innemi Krzyżakami i wojskiem w znacznej liczbie zebraném, na wojnę przeciw margrabiom Brandeburskim i Sasom z potrzebnym zapasem żywności wysłany został. W drugiej połowie zamku pozostał rzeczony Bogusz z niektórymi panami i rycerstwem Pomorskiém. I to była pierwsza przyczyna odpadnienia od Polski Pomorza wydanego w cudze ręce, zkąd trudno je było przez długi czas wydobyć. Krzyżaków zaś gdy w ten sposób jako się rzekło do zamku Gdańskiego wpuszczono, i obie jego połowy żywnością opatrzono, Polacy z Krzyżakami połączonemi siły często płaszali Sasów i od murów zamku Gdańskiego odpędzali; wielokrotne jednych i drugich wycieczki wytępiały ich w znacznej liczbie; i tak dalece ośmielili się już Polacy i Krzyżacy, że często na ich obóz napadali, zaczém chroniąc się przed nimi Sasi cofnęli się do miasta. Ale gdy i tu nie mogli wysiedzieć bezpiecznie, margrabiowie Brandeburscy wszelką straciwszy nadzieję zdobycia Gdańskiego zamku, samém położeniem i zbiegiem otaczających go wód i jezior warownego, i podwójną opatrzonego załogą, zwłaszcza że oblężeńcy nie obawiali się już głodu, w którym cała nadzieja zdobycia zamku spoczywała, i po zeszłej na niczém porze letniej już i zima niezwykle mroźna dokuczała wojsku, zaniechali oblężenia, a zostawiwszy w mieście Gdańsku i niektórych innych miejscach zbrojne załogi, wrócili na Pomorze. Po ich ustąpieniu niebawem Polacy z Krzyżakami miasto Gdańsk zdobyli i opanowali, a zostawionych w niém rycerzy w większej liczbie wymordowali. Ciała ich Rudger opat Oliwski do klasztoru swego sprowadził i na cmentarzu Ś. Jakóba naprzeciw klasztoru pochował. Mieszczanie, którzy byli sprawcami przeniewierstwa, dali wszyscy pod miecz głowy. Nareszcie książę Władysław karząc z kolei Piotra Szwenca i jego braci, odebrał im dwa zamki, to jest Trzciel i Zbąszyn, tudzież dwa miasteczka, Babimost i Zbąszyn, które jeszcze w Polsce dzierżyli, i przydzielił je do swych posiadłości książęcych.

Teodoryk z Altenburga wychodzi w tym roku po dwa kroć przeciw Litwinom. Książę Litewski ginie w boju, a Krzyżacy budują nowe dwa zamki.

Mistrz Pruski Teodoryk v. Altenburg, przy pomocy Henryka książęcia Bawarskiego i swego ludu, przedsięwziął wyprawę przeciw barbarzyńskim Litwinom, i w bliskości zamku Litewskiego Wielony wybudował dwa nowe zamki, z których jeden nazwał Friedberg (Friedbork), to jest górą pokoju, drugi Beyer to jest Bawarskim; a osadziwszy je licznemi i silnemi tak Krzyżaków jako i swoich żołnierzy załogami, i opatrzywszy żywnością, tudzież orężem i kuszami wielkiemi po większej części przez Henryka książęcia Bawarskiego zostawionemi, sam z wojskiem odstąpił, w spodziewaniu, że i zamek Litewski Wielonę do poddania się i Litwinów tej okolicy do uległości i posłuszeństwa przymusić zdoła. Ale skoro tylko mistrz Teodoryk do Prus ustąpił, Gedymin wielki kniaź Litewski, dla odparcia grożącego niebezpieczeństwa, obadwa nowe zamki silném wojskiem obległ, i przez dwadzieścia dwa dni z wielką natarczywością do nich szturmując, częstemi napadami trapił oblężeńców. Był między temiż oblężeńcami Pruskiemi jeden Krzyżak nader zręczny w strzelaniu z łuku i dla tego mistrzem łuczników zwany, który często ognistemi strzałami dokuczał barbarzyńcom. Ten dnia jednego książęcia Litwy Gedymina strzałą ognistą w sam grzbiet ugodził, tak iż od owej rany książę natychmiast poległ. Po jego śmierci wojsko Litewskie odstąpiło od oblężenia i cofnęło się z powrotem. Mistrz zaś Pruski Teodoryk powtórną w tymże samym roku na Litwinów przedsięwziąwszy wyprawę, Henryka marszałka Pruskiego posłał z wojskiem do Litwy. Ten spustoszywszy mordami i grabieżą powiat zwany Wiedukki, wrócił do Prus z znaczną zdobyczą i zabranemi jeńcy.

Litwini ziemie Sieradzką i Kaliską pustoszą.

W dzień Ś. Galla, Litwini krytym pochodem wtargnęli do królestwa Polskiego, a splądrowawszy ziemię Sieradzką i Kaliską, więcej niż inne okolice, i zniszczywszy je niemiłosiernie mordami i pożogami, uprowadzili z nich wielkie łupy, a zanim wojsko Polskie ściągnęło na obronę, spiesznie wrócili do Litwy.

Rudolf król Czeski umiera. Następca jego Henryk książę Styryi kilku panów Czeskich skazuje na gardło, a siostrę żony swojej, z obawy, aby mu rządów nie wydarła, osadza w więzieniu.

Tegoż roku, Rudolf król Czeski, gdy zajmował się oblężeniem miasta Horażdżejowic, i dwóch panów Czeskich, to jest Bawara Strakonica i Wilhelma Hassemburga, opornych jego rozkazom, zamierzał ukarać i oddalić, zachorowawszy na biegunkę, dnia trzeciego Lipca umarł, i królestwo Czeskie, którém przez rok jeden władał, bezdziedziczném zostawił. Ciało jego pochowano w kościele Praskim, a Elżbieta czyli Ryxa, jego małżonka, niegdyś wdowa po Wacławie drugim królu Czeskim i Polskim, Przemysława króla Polskiego córka, przy grobie jego zbudowała ołtarz pod wezwaniem ŚŚ. Szymona i Judy, i ustanowiła przy nim kapłanów z stosowném uposażeniem, aby za duszę jej męża odprawiali nabożeństwo. Na zjeźdźie zaś naznaczonym w mieście Pradze w celu obrania nowego króla, panowie Czescy utworzywszy między sobą związek, Dobiesza v. Bechin i jego synowca, który popierając stronnictwo Fryderyka książęcia Austryi i świeżo zmarłego Rudolfa króla Czeskiego, usiłował rzeczonego Fryderyka osadzić w miejscu brata, zdradziecko zamordowali. A skoro wieść gruchnęła o tém zabójstwie, podnieśli krzyki, głośno dowodząc, „że należało porzucić książąt Austryi, a wrócić do dawnego rodu królów Czeskich.“. Gdy więc wszyscy zgodzili się na to zdanie, Henryka książęcia Styryi, który miał za żonę Annę, Wacława II króla Czeskiego córkę, obrano, na królestwo Czeskie wysadzono i koronowano. Ten wkrótce potém, na uroczystym w Pradze zjeźdźie u dworu, celniejszych panów, którzy za podmową mieszczan Praskich popadli u niego w podejrzenie, że mu byli nieprzychylni, częścią pomordował, częścią powięził. Gdy zaś bunty niechętnych coraz więcej podnosiły głowę, rzeczony król Henryk zmuszonym był często szukać u książęcia Misnii opieki i obrony. Mając nadto w podejrzeniu siostrę rodzoną żony swojej, Elżbietę dziewicę, i obawiając się, aby który z książąt zaślubiwszy ją nie pokusił się o berło królestwa Czeskiego, postanowił wydać ją nie za kogoś znakomitego, ale za pewnego szlachcica nazwiskiem de Bergow, ubogiego rodu. Gdy zaś król żądał od niej, aby zezwoliła na te związki, ona błagała, „iżby nie czyniono hańby jej domowi przez połączenie jej z człowiekiem tak nizkiego stanu, albo żeby jej dozwolono wstąpić do klasztoru, dla usunienia wszelakiej obawy.“ Ale gdy król napróżno powtarzał prośby, które ona ciągle odrzucała, oświadczając, że znośniejszą byłaby dla niej śmierć niżli takie małżeństwo, z rozkazu króla zamknięto ją w więzieniu.

Rok Pański 1308.
Mistrz Pruski wypędza Bogusza sędziego ziemi Pomorskiej z zamku Gdańskiego, który niebawem Krzyżacy zajmują.

Po odparciu margrabiów Brandeburskich i Sasów od zamku Gdańskiego, zwątleniu sił i potęgi Piotra kanclerza i jego braci, a opanowaniu zbuntowanego miasta Gdańska i wróceniu go do posłuszeństwa książęciu Władysławowi Łokietkowi, załoga Krzyżacka, która przy wstępie pierwiastkowym do Gdańska była nader szczupła, niezasobna i małoznaczna, przez ustawiczny napływ wojennego ludu, a staranny zarząd mistrza, tak się powiększyła i wzmogła, że z Boguszem sędzią Pomorskim i połowy zamku Gdańskiego starostą Krzyżacy nadęci dumą częste zwodzili spory, a miasto zajmowania się wierną i sumienną obroną zamku, do takiej przyszli hardości i takiego stopnia bezprawia, że pomienionego Bogusza i celniejszych panów i rycerzy Pomorskich, jako silniejsi i przeważniejsi liczbą, powtrącali do więzienia, i poważyli się nad całym zamkiem Gdańskim panowanie sobie przywłaszczać. Zaczém rzeczony sędzia Bogusz, chcąc i siebie i tych, którzy wraz z nim byli uwięzieni, wyswobodzić z niewoli, nowe z mistrzem Pruskim i jego zakonem zawrzeć musiał układy i takowe pismem zaręczyć. Tą umową zastrzeżono, ażeby rzeczony sędzia Bogusz wraz z swoją załogą z drugiej połowy zamku ustąpił i zostawił go wyłącznym rządom i obronie mistrza i jego zakonu: mistrz zaś z wspomnionym zakonem obowiązany był na rozkaz książęcia Władysława Łokietka bez żadnego sporu z zamku ustąpić i wrócić go pod władzę i zwierzchność rzeczonego książęcia Władysława Łokietka, z warunkiem wynagrodzenia im w całości i zupełności wszelkich wydatków, jakieby na utrzymanie i obronę tegoż zamku ponieśli. A chociaż wiadomo było, że takowa umowa fałsz i zdradę w sobie zawierała, przecież rzeczony Bogusz i inni panowie Pomorscy, tak dla oswobodzenia siebie, jak i utrzymania w jakikolwiek bądź sposób zamku Gdańskiego przy książęciu Władysławie Łokietku, nieroztropnie i nieprawnie zgodzili się na nię: i na zasadzie takiej ugody, rzeczony Bogusz sędzia Pomorski, z Stefanem Pruszczem (de Pruscze), Niemirą i innymi panami Pomorskimi z zamku Gdańskiego wyrzucony został raczej niż wypuszczony, a Krzyżacy poczęli o opanowanie ziemi Pomorskiej tém gorliwsze czynić zabiegi.
Dnia siedmnastego Marca umarła księżna Eufemia, córka książęcia Kazimierza, a żona Jerzego książęcia Rusi. Wnet także po niej dnia dwudziestego pierwszego Kwietnia mąż jej Jerzy książę Ruski zszedł ze świata; a jako się był urodził i chrzcił w dzień Ś. Jerzego, od którego imię mu dano, tak w tym samym dniu i życie doczesne zakończył. Mąż rozumny i wspaniały, dla zakonów szczodrobliwy. Ruś za jego rządów oddychała pokojem i słynęła w świecie wielką zamożnością.

Litwini wracając do swego kraju ziemię Pruską pustoszą: marszałek Pruski puszcza się za nimi w pogoń, poraża ich na głowę i zdobycz odbija.

Olgerd książę Litewski, który po Gedyminie nastąpił, mszcząc się śmierci ojcowskiej i spustoszenia swego kraju, zgromadził liczne wojsko Litwinów i Rusinów, i wtargnąwszy zbrojno do Prus, zniszczył je mieczem i pożogą; po rozniesieniu zaś szerokiém klęsk i zaborów, z znaczną zdobyczą jeńców i zabranego bydła wracał do Litwy. Aliżci Henryk marszałek Pruski doścignąwszy go dnia czternastego Sierpnia pod lasem Galebonke zwanym, chociaż w siłach widział się nieprzyjacielowi nierównym, bitwę stoczył, w której obie strony tak zacięcie i z takim krwi rozlewem walczyły, że się zarówno miały za pobite i zwyciężone. Wszelako Litwini większą nieco klęskę ponieśli, straciwszy tysiąc dwieście dwadzieścia głów w poległych, i zdobycz zabraną w ludziach i bydlętach, których odbiedz musieli.

Elżbieta, Wacława II króla Czeskiego córka, którą był Henryk król Czeski osadził w więzieniu, wydobywszy się na wolność ucieka do Nemburga.

Kapłan pewien, staruszek, nazwiskiem Berengar, niegdyś sługa króla Czeskiego Wacława, litując się nad Elżbietą dziewicą, królewskiego domu plemienniczką, i pana swego córką, że tak złego doznawała obejścia i niewinnie wysiadywała więzienie, przy pomocy Jana proboszcza Wyszegradzkiego, który był pobocznym króla Wacława synem, uwolnił ją z więzów i do miasteczka Nemburg nad Elbą leżącego uprowadził. Tu rzeczona Elżbieta zwoławszy obywateli miejskich, oznajmiła im: „co była za jedna, i jak smutną koniecznością zmuszona pod ich uciekała się obronę.“ Potém przemówiła do nich, przypominając liczne dobrodziejstwa przez jej ojca wyświadczone temu miastu, „które on z wiejskiej osady podniósł do niepośledniego znaczenia, murem warownym opasał, a nadawszy je mnogiemi wolnościami i przywilejami, uczynił tak słynném i kwitnącém.“ Opowiedziała przytém swoje przygody i srogie obejście się z sobą Henryka króla Czeskiego, użalając się: „że gdy dwie jej siostry, jedna za pomienionego króla Henryka, druga za Bolesława książęcia Głogowskiego wydane, błogiego i szczęśliwego pożyły małżeństwa, jej tylko wzbraniającej się niegodnych związków, do których ją król Henryk przymuszał, nie dozwolono w swobodzie i ślubach czystości pozostać “ Błagała zatém: „żeby jej uciekającej się pod ich obronę nie opuszczali, ani dozwolili, iżby w niej zagładzono pamięć na doznane od ojca dobrodziejstwa, ona zaś, z hańbą swojego rodu i stanu, przymuszoną była tułać się po obcych krajach.“ Po takiej odezwie, wzruszyły się serca wszystkich litością; postanowiło więc miasto wziąć ją pod swoję opiekę, i przyrzeczono jej wszelakie bezpieczeństwo i obronę. A gdy pozostała w Nemburgu, zaczęli ściągać do niej rozmaici panowie Czescy, ci zwłaszcza, którzy bądź sami bądź w swych rodzinach od króla Henryka doznawali krzywdy, i jęli rokować przeciw Henrykowi o złożenie go z tronu. Zaczém poszło, że nawet w Pradze nie mógł bezpiecznie wysiadywać: stronnicy bowiem Elżbiety, spiknieni przeciw niemu, częstemi napadami na zamek Praski, w którym on przemieszkiwał, nie zważając nawet na jego obecność, niepokoili go i prześladowali. Jakoż wszyscy Czesi z przyrodzenia wielce są skłonni do odmian, jak tylko bądź sposobność się nadarzy, bądź żądza zysku lub nienawiści umysłami ich zawładnie.

Albert król Rzymski ginie z ręki swego bratanka: w jego miejsce obrany Henryk hrabia Luxemburski.

Albert król Rzymski, książę Austryi, sprawujący opiekę nad swoim synowcem Janem, książęciem Szwabskim, chował go na dworze swoim, jako młodzieńca nieźrałej jeszcze wieku pory. Aliżci ten, przywiązaniem stryja ozuchwalony, uknowawszy spisek, tegoż stryja Alberta króla Rzymskiego, bynajmniej nie domyślającego się zdrady, na przeprawie przez Ren, kiedy z statku wysiadał, ciosem morderczym ugodził i zabił. Skoro więc dowiedziano się o tém morderstwie, elektorowie państwa na zjeździe w Frankfurcie w dzień Ś. Katarzyny Henryka hrabiego Luxemburskiego królem Rzymskim obrali: który w uroczystość Trzech króli przez arcybiskupa Kolońskiego koronowany, zwłoki swoich poprzedników Adolfa i Alberta, pogrzebane w miejscach kędy ich śmierć spotkała, podniósł z grobów i odprowadziwszy je do Spiry z uczciwością pochował. Poczém przez wysłanych do Awinionu do Klemensa V dwóch biskupów i trzech znakomitych panów uzyskał potwierdzenie swego wyboru, a razem oznaczenie czasu i dnia do przyjęcia cesarskiego namaszczenia, które miało nastąpić po upływie lat dwóch.

Rok Pański 1309.
Władysław Łokietek z powodu wypędzenia Bogusza z zamku Gdańskiego wchodzi z mistrzem Pruskim w układy. Ten poczynione w zamku Gdańskim wydatki liczy na sto tysięcy: a gdy ich zwrotu Władysław Łokietek nie chce przyjąć na siebie, umowa nie przychodzi do skutku.

Gdy wiadomość o wypędzeniu z zamku Gdańska Bogusza sędziego Pomorskiego i innych rycerzy doszła do uszu książęcia Władysława Łokietka, który pod ów czas przebywał w ziemi Krakowskiej, wielce tém trapić się począł wraz z swemi prałatami, panami i starszyzną radców; poznał bowiem, że pozorną wiarą barwiona chytrość Krzyżaków w jawne zamieniła się przeniewierstwo, i że w miejsce margrabiów Brandeburskich i Sasów, daleko zdradliwszych i zgubniejszych otrzymał nieprzyjacioł. Tém więcej też wtedy żałować począł, że napaści rzeczonych margrabiów i Sasów nie pospieszył własnym odeprzeć orężem, ale zmieniwszy swój zamiar i pierwotne postanowienie, Krzyżakom poruczył ich odparcie; ujrzał albowiem dwojakich przed sobą wrogów, a z nimi przybyłe wielorakie trudności i kłopoty. Wszelako nie przypuszczał, aby mistrz Henryk i Krzyżacy zupełnie już byli wyzuli się z wierności; mniemał owszem, że przez wzajemne układy można było jeszcze ukrócić ich przeniewierstwo: wyprawił przeto do rzeczonego mistrza Pruskiego Henryka poselstwo, z żądaniem, aby w jakie stosowne miejsce zjechał na wspólne z nim rokowanie, gdzieby o krzywdę sobie wyrządzoną przez wypędzenie Bogusza starosty Gdańskiego i innych rycerzy z zamku Gdańska w dobrem porozumieniu mógł się rozprawić. Na co gdy mistrz zezwolił, spotkali się obadwaj we wsi Kraju, inaczej Krajowicach, pod Radziejowem w Kujawskiej ziemi leżącej, dokąd przybył osobiście sam mistrz Pruski w towarzystwie kilku komturów. Tam w obecności Gerarda biskupa Włocławskiego i innych panów Polskich, tych zwłaszcza, którzy z zamku Gdańska przez Krzyżaków byli wyrugowani, książę Władysław Łokietek wynurzywszy swoje żale, wspomniawszy liczne dobrodziejstwa, tak przez siebie jako i swoich poprzedników Krzyżakom wyświadczone, o krzywdzie i obeldze doznanej w wyrzuceniu swoich rycerzy z zamku Gdańskiego długiemi słowy się rozwodził, żądając i nalegając, aby ją Krzyżacy naprawili oddaniem rzeczonego zamku. Przekładał, jak niesprawiedliwym z ich strony byłoby czynem, jak ohydną i po wszystkie wieki hańbiącą ich zbrodnią, gdyby z sprzymierzeńców stali się jego wrogami, z jałmużników prześladowcami, z przyjacioł i sąsiadów nienawistnemi jemu i jego krajom napastnikami. Mistrz zaś Pruski w mowie ułożonej chytrze do zmniejszenia winy rzekł: „że jeżeli Bogusza i rycerzy Pomorskich wydalił z zamku, nie uczynił tego na szkodę ale owszem na korzyść książęcia Władysława Łokietka, usunął bowiem przez to sposobność do częstych sporów i zatargów między swemi a książęcemi ludźmi; że przyrzeczeń i układów zawartych z Boguszem sędzią Pomorskim wiernie dochowa i w niczém im nie ubliży; że chętnie ustąpi z Gdańskiego zamku, i odda go książęciu Władysławowi Łokietkowi, nie przecząc mu bynajmniej do niego prawa i zwierzchniej władzy, byleby jemu i zakonowi książę Władysław Łokietek zwrócił zaręczone umową nakłady.“ Taką odpowiedzią ucieszony książę Władysław Łokietek, nie domyślając się w niej żadnego fałszu i wybiegu, oświadczył: „że wszelkie wydatki przez mistrza poczynione wróci nawet z wdzięcznością, i układów z sędzią Boguszem, acz bez wiedzy swojej zawartych, dotrzyma, niechajby tylko oznajmił, jaka była ilość rzeczonych wydatków w jednym roku poniesionych.“ Wtedy mistrz Henryk przymuszony utajoną chytrość wyjawić, odpowiedział: „że na obronę, straż i utrzymanie zamku Gdańska sto tysięcy grzywien szerokich groszy wyłożył, a przytém wielu i znakomitych rycerzy, na których nie można nawet było naznaczyć ceny, w bojach toczonych z Sasami utracił; że jednak niczego więcej prócz zwrotu nakładów nie żądał, bez którego z zamku Gdańska pod żadnym pozorem i na żadne tłumaczenie się nie ustąpi.“ Lubo książę Władysław Łokietek licznemi i najoczywistszemi dowody okazywał, że ta ilość wydatków była zbyt wygórowana i przesadzona, przyrzekając, że coby słuszny jaki i bezstronny sędzia oznaczył, zapłaci; gdy wszelako mistrz upornie przy swém żądaniu obstawał, i samowolnego nie chciał przyjąć orzeczenia, gdy z słów i odpowiedzi tegoż mistrza sama tylko ukazywała się chytrość i zdradziectwo, rozjechały się z owej wsi obiedwie strony, nie załatwiwszy sprawy, i miasto pogodzenia się większą jeszcze podraźniwszy umysły niechęcią. Na ostatek mistrz Pruski nie dowierzając Gdańszczanom, i chcąc upokorzyć ich hardość, już bowiem oburzeni na niesprawiedliwe i przywłaszczone rządy Krzyżaków poczynali byli podnosić głowę, postanowił zburzyć i z ziemią zrównać warownie Gdańskie, aby nie wróciły pod prawą zwierzchność i władzę książęcia Władysława Łokietka.

Papież wyprawia poselstwo do Rusi w celu zniesienia odszczepieństwa.

Klemens V papież wysłał do króla Rusi poważne poselstwo, z żądaniem i upomnieniem, aby wedle obietnicy, którą był przez swoje posły i pisma wyraził, nie odwlekał przejść do jedności wiary i posłuszeństwa kościołowi Rzymskiemu. Aliżci ten, odprawiwszy z niczém posłów Apostolskich, pozostał w swém dawném odszczepieństwie, i błędy Greków przeniósł nad czystość katolickiej wiary.

Rok Pański 1310.
Mistrz Pruski, po opanowaniu Gdańskiego zamku, miasto do poddania się przymusza, i wszystkich Polaków w pień wycina, nie przepuszczając ani płci ani wiekowi.
Mistrz i krzyżacy Pruscy, zagarnąwszy pod swoję władzę w ten sposób jak się wyżej rzekło zamek Gdański, gdy postrzegli, że książę Władysław Łokietek zatrudniony był i zewsząd zakłopotany wojną Litewską i Ruską, i rozerwaniem wewnętrzném królestwa Polskiego, którego część jednę, to jest Wielką Polskę kto inny w swoim ręku dzierżył, i że pod ów czas koniecznością było dla niego tak dawniej doznane jak i nowe krzywdy cierpliwie znosić, pozbierali z różnych krajów Niemieckich najemne zaciągi, i ozuchwaleni, że im przez czas niejaki opanowanie zamku Gdańska uchodziło bezkarnie, jęli myśleć o zagarnieniu całego Pomorza. Mając przeto zebrane w znacznej liczbie i potężne wojsko, i przygotowane do wojny zasoby, nagłym pochodem wtargnęli do kraju, którym, jak się wyżej powiedziało, rządzili w imieniu Władysława Łokietka Przemysław i Kazimierz książęta Gniewkowskiej i Michałowskiej ziemi, i miasto Gdańsk, zostające wtedy pod władzą książęcia Władysława, w sam dzień Ś. Dominika, w którym z powodu przypadającego jarmarku lud zazwyczaj licznie się do niego zgromadza, oblężeniem ścisnął. Wytrzymało miasto przez dni kilkanaście takowe oblężenie, gdy rycerstwo i szlachta walecznie go broniło; ale nareszcie przez zdradę niektórych mieszczan Gdańskich rodu Teutońskiego, którzy o poddanie miasta z Krzyżakami tajemnie się byli umówili, w nocy otwarte im zostało, i nieprzyjaciele wpuszczeni jedną bramą miasto opanowali. Wnet wszystkich rycerzy, panów i szlachtę Pomorską, a co większą jeszcze było niegodziwością, wszystek lud rozmaitym rodzajem kaźni wymordowali; żadnemu z Polaków nie przepuszczając, i nie szczędząc żadnego stanu, ani płci, ani wieku, wycięli bez miłosierdzia zarówno młodzież jak dzieci i niemowlęta, a to dlatego, aby rozgłos takiej srogości wszystkich przeraził, i odstręczył inne miasta i warownie od stawiania im oporu, niemniej aby po wytępieniu panów i szlachty tej okolicy snadniej im było całą ziemię owładnąć. Mało było przykładów w Polsce podobnej rzezi, rzadko kiedy przy zdobyciu jakiego miejsca warownego tyle krwi wypłynęło. Nie było żadnego rodzaju gwałtu i okrucieństwa, któregoby ręka nieprzyjacielska nie użyła na zagładę Polaków. Dwojaką Krzyżacy a najhaniebniejszą ośmielili się popełnić zbrodnię, z którą żaden czyn najsroższych nawet barbarzyńców porównać się nie może. Najprzód bowiem wezwani przez książęcia Władysława Łokietka do obrony Gdańskiego zamku, wypędziwszy z niego z największą sromotą tych, którym stać się mieli pomocą, sami zamek opanowali. Potém w niejaki czas zagarnęli i miasto Gdańsk, wymordowawszy szlachtę, która się była do niego zjechała na jarmark, i inne niewinne ofiary, tak iż Polakom znośniejby było pokonanymi być od Sasów, albo ustąpić ze swoich siedlisk, niżeli wśród pokoju i bezpiecznego wczasu, w progach swoich świątyń i ojczystych domów dać nędznie gardła obyczajem bydląt pod miecz bezbożnych sprzymierzeńców, i zostawić im łupem wszystkie majątki ruchome i nieruchome, przez długi czas zbierane, a nadto swoje żony i dzieci, na nieszczęsną przeznaczone niewolą.

Do mistrza Pruskiego, oblegającego zamek Tczewo, książę Kazimierz, starostą tegoż zamku od Władysława Łokietka ustanowiony, udaje się z prośbą pokorną aby od oblężenia odstąpił: ale tyle tylko u niego uzyskuje, że mu dozwolono wraz z załogą opuścić zamek bezpiecznie.

Po opanowaniu miasta Gdańska i wymordowaniu w niém wszystkich panów i szlachty, ludu i niemowląt przy piersi kwilących, mistrz Pruski Karol v. Lucerburg ruszył z wojskiem w celu zagarnienia innych zamków Pomorskich, i podstąpił pod Tczow (Tsczovo), rzezią, pożogami i łupiestwem niszcząc wszystko po drodze. O czém gdy się dowiedział Kazimierz książę Gniewkowski, z ramienia książęcia Władysława Łokietka w zamku i mieście Tczewie sprawujący rządy, pospieszył do mistrza i Krzyżaków, którzy już w bliskości Tczewa stali obozem, wziąwszy z sobą Wincentego dziekana Gnieźnieńskiego, na ów czas tamże obecnego, i dwóch przedniejszych panów. A skoro przybył na stanowisko, wprowadzony do namiotu mistrza, po wysłuchaniu mszy ś. którą właśnie mistrz był zajęty, prosił i błagał: „aby złożywszy oręż, zaprzestał niszczyć pożogami ziemi Pomorskiej, jego rządom i opiece zwierzonej; iżby przeciw prawu i słuszności nie wydzierał jej i nie przywłaszczał sobie, a z swoją i zakonu swego wieczną hańbą i sromotą nie czynił się z sprzymierzeńca większym i niebezpieczniejszym nieprzyjacielem nad tych, przeciw którym został na pomoc wezwany; aby wreszcie pomniał na swoje obietnice i wielokrotne upewnienia czynione tak jemu jak i bratu jego książęciu Przemysławowi, że jeśliby dzierżyli w swojém posiadaniu ziemię Pomorską, żadnej z jego strony nie mieli się lękać nieprzyjaźni, ale owszem spodziewać wszelkiej pomocy i obrony.“ Aby zaś mistrza i obecnych komturów tém bardziej do litości mógł nakłonić, prośbę swoję do mistrza powtórzył na klęczkach i z złożonemi kornie rękami. Atoli mistrz Krzyżacki Karol wzgardziwszy tą pokorą i prośbą książęcia, i więcej uczuwszy z niej podniety do pychy niż do litości, rzekł: „Nie przeczę, że ciebie i brata twego, książęcia Przemysława, do przyjęcia rządów ziemi Pomorskiej obietnicą mojej i zakonu mego pomocy i przyjaźni zachęciłem, i obydwom jak najlepsze czyniłem nadzieje. Wolałem bowiem, żebyście wy objęli rządy tej ziemi, niżeli inny mnie niechętny a potężny jaki władca. Teraz nie cofając wcale mego przyrzeczenia, ale zmieniając je na lepsze, zwierzchnictwa nad Pomorzem więcej sobie i zakonowi memu niżeli komukolwiek innemu życzę. Tej jednak i ty i brat twój Przemysław doznacie ode mnie ludzkości, że wam z rycerstwem i wszystkiemi rzeczami waszemi wolno będzie ustąpić dokąd zechcecie, zostawiwszy mnie i zakonowi memu posiadanie zamków i ziemi Pomorskiej: co jeśli ci się nie podoba, miej się przeciw mnie do obrony.“ Po takiej odpowiedzi, rzeczonego książęcia Kazimierza i wszystkich jego towarzyszów do stołu swego zaprosił. W czasie obiadu zaś wojsko mistrza ruszywszy obozem podstąpiło ku Tczewu i zamek wraz z miastem obległo. Książę Kazimierz po skończonym obiedzie oddalił się pełen smutku i żalu, a pospieszywszy pod Tczów, gdy ujrzał zamek i miasto oblężeniem ściśnione, zatrzymał się, aby nie popadł w niebezpieczeństwo: śmierci lub niewoli, i natychmiast wysłał napowrót dziekana Gnieźnieńskiego do mistrza z prośbą: „aby jemu i jego drużynie zostawił według przyrzeczenia wolność i bezpieczeństwo tak osób jako i ich własności, i aby książę Kazimierz mógł bez obawy udać się do zamku Tczewa dla wyprowadzenia ztamtąd swoich ludzi i rzeczy.“ Na co mistrz w odpowiedzi rzekł: „Mniemał podobno Wasz pan, żeśmy spali a nie myśleli o opanowaniu zamków Pomorskich. Nie na spoczynek z tak liczném i potężném wyszliśmy wojskiem, ale na wojnę, której póty nie zaprzestaniem, póki całej ziemi Pomorskiej pod nasze nie zagarniemy panowanie. Niechaj więc pan wasz płonną nie uwodzi się nadzieją; ale jeśli zdrowej chce posłuchać rady, niech się jak najspieszniej z swoim ludem i z swemi rzeczami wynosi, albo sposobi przeciw wojskom naszym do odporu.“ Książę Kazimierz widząc, iż siłą bynajmniej mu nie wyrównywał, a zamek Tczow ani z przyrodzenia ani sztuką obwarowany, żywności nie miał podostatkiem, postanowił grożącego sobie i swoim uniknąć niebezpieczeństwa, opuścił więc zamek Tczow, i oddał w posiadanie mistrza. Ten natychmiast spalił go ze szczętem; sam zaś książę Kazimierz, odprowadzony przez rycerzy krzyżackich dla zabezpieczenia jego osoby i rzeczy, udał się do brata swego książęcia Kazimierza do zamku Świecia.

Mistrz Pruski oblega zamek Świecie, a nie mogąc siłą go dobyć, wchodzi do niego za zdradą jednego szlachcica z domu Gryfitów; wodzom wszelako i rycerstwu dozwala wyjść w całości, a Władysław Łokietek przyjmuje ich łaskawie i obdarza.

Mistrz Pruski Karol, zagarnąwszy pod swoję władzę zamek Tczow, posunął się z wojskiem w głębsze części Pomorza: a po zajęciu lub spaleniu niektórych pośledniejszych miasteczek i wiosek, jako to Chojnic, Nowego i innych, podstąpił pod zamek Świecie; ten jeden bowiem w ziemi Pomorskiej zostawał jeszcze w ręku Polaków i dwóch Pomorskich książąt, Przemysława i Kazimierza Gniewkowskich, którzy go trzymali z ramienia Władysława Łokietka: wszystkie inne bądź przemocą zdobyte, bądź do poddania się zmuszone, przeszły pod władzę mistrza i Krzyżaków. O tym jednym zamku tuszono, że będąc należycie w wojsko i żywność opatrzonym, zdoła nieprzyjacielowi skuteczny stawić opór, i nie dopuści Krzyżakom zaboru całkowitej ziemi Pomorskiej. Zaczém i Krzyżacy wziąwszy się z wielką pracą i usilnością do dobywania tego zamku, czterema kuszami wielkiemi (bombardae) w ściany jego pod ów czas niskie i drewniane dniem i nocą tłukli bez ustanku. Z dwóch zaś szubienic postawionych naprzeciwko zamku zapowiadali książętom Przemysławowi i Kazimierzowi, tudzież innym rycerzom zamku tego broniącym: „że jeśli go nie poddadzą, tedy po wzięciu szturmem zamku, którego się lada dzień spodziewali, na tych szubienicach powieszeni będą.“ Aby zaś broniących się w zamku oblężeńców tém większą przerazić trwogą, codziennie dwóch albo trzech chłopów na wsi poimanych wieszali. W czasie tego oblężenia pewien Krzyżak nazwiskiem Sygfryd (Ziffridus), którego komturem miasta Gniewu mieniono, najzawistniejszy wróg Polaków, okazał przeciw nim barbarzyńskie prawdziwie okrucieństwo. Rano bowiem gdy wyjeżdżał z obozu, obładowawszy konia na którym siedział powrozami, ślub sobie czynił: „że póty przez cały dzień nic do ust nie weźmie, póki na tych wszystkich powrozach Polaków nie wywiesza.“ Którą-to niegodziwą zbrodnią to sprawił, że wieśniacy, ubodzy i kalecy, którzy do miast warownych nie pouciekali, przez rzeczonego komtura Sygfryda niesprawiedliwie ciągnieni byli na szubienicę, czegoby najokrutniejsi nawet nie dopuścili się barbarzyńcy. Takich niegodziwości gdy mistrz bynajmniej nie bronił, ale pobłażał im i nawet na nie zezwalał, gdy rzeczony Sygfryd między rycerstwem wielkiej używał wziętości, jak to zazwyczaj ludzie wojskowi radzi patrzą na czyny okrutników, sam zaś chełpił się i pysznił swemi zbrodniami, nagle Bóg zasłużoną spuścił na niego karę. Bo kiedy dnia jednego grzał się przy ogniu, z nagła porwany od czarta i zabity, a naostatek w ogień rzucony został. Słuszną zaiste odebrał karę ten, który innych niewinnie męcząc, i powieszonym na szubienicy odmawiając pogrzebu, sam wreszcie sprawą czarta zgładzony, nie w ziemi skalanej przezeń morderstwem niewinnych ludzi, ale w ogniu znalazł śmierć i zatratę. Widok tego wszystkiego nie poruszył wszelako rycerzy zamku broniących, którzy na to z bliska patrzyli; żaden z nich nie zadrżał w sercu, wszyscy z równą stałością i odwagą postanowili wytrzymywać oblężenie i wszelkie znosić przygody. Mistrz zatém widząc, że dłużej niźli się mógł spodziewać oblężenie się przewleka, a szturmy jego i zapędy wszystkie są daremne, aby zamiary jego nie spełzły bez skutku, zwłaszcza że i zamek z położenia samego był nader obronny (otaczała go bowiem w większej części rzeka Wisła, w tém miejscu znacznie zwiększona) i załoga miejscowa z wielką broniła go walecznością, kiedy siłą nie mógł nic zrobić, udał się do podstępu, i jednego z rycerzy zamkowych Jędrzeja Cedrowicza, szlachcica z rodu herbownego Gryfów, złotem przekupił. Ten wykonywając zdradę, do której się był zobowiązał, sprężyny u kusz i wszystkie narzędzia wojenne w ciszy nocy ciemnej porwał, połamał, popsował. A tak obrońcom zamku, nie mogącym nowemi sprężynami kusz ponaciągać i ponaprawiać narzędzi potrzebnych do obrony, odjął najgłówniejszy środek rażenia nieprzyjacioł i odpierania ich zapędów. Wreszcie z towarzysza i spółobrońcy stawszy się zbiegiem, oznajmił mistrzowi, jaką mu uczynił przysługę. Tą wiadomością ucieszony mistrz z całém swojém wojskiem, tém śmielej począł dobywać zamku; a zbudowawszy wieże wyższe nad mury zamkowe, i podsunąwszy je pod zamek z tej strony, która nie była oblana rzeką, szturmował ciągle i z największą mocą, zwłaszcza iż widział się bezpiecznym od pocisków, o czém i doświadczenie go przekonało. Oblężeńcy zaś, chociaż przez dni kilka takowemu szturmowi mężnie się opierali, wszelako widząc grożące coraz więcej niebezpieczeństwo, i obawiając się, aby Krzyżacy nie wywarli na nich swojej zemsty, gdyby im się udało zamek zdobyć, weszli w taki układ z mistrzem i Krzyżakami, iżby im wolno było posłać do książęcia Władysława Łokietka z prośbą o odparcie nieprzyjaciela: gdyby zaś po upływie miesiąca żądane posiłki nie nadeszły, wtedy ustąpić mieli z zamku, przy zapewnioném sobie bezpieczeństwie osób i majątków. O czém gdy książę Władysław Łokietek powziął wiadomość, lubo chciał natychmiast spieszyć z pomocą oblężeńcom, gdy jednakże przełożyli mu starsi panowie, że nieprzyjaciel wyższy był nierównie siłą, i że szaleństwem byłoby narażać wszystko na ostateczne niebezpieczeństwo, odesłał gońca do oblężeńców zamku Świecia z tą odpowiedzią: „żeby sobie radzili według możności, jeśli w ciągu miesiąca nie przybędą im posiłki na odsiecz.“ Jędrzejowi zaś, kasztelanowi Rosperskiemu, poruczywszy dowództwo nad swojém wojskiem, kazał spieszyć czémprędzej na pomoc oblężeńcom pod zamek Świecie. Ale ten opieszały w wykonaniu rozkazów, i nie poczuwający się na siłach, iżby mógł dać pomoc oblężonym, nic nie zrobiwszy ważnego, i nie zaczepiwszy a nawet nie widziawszy nieprzyjaciela, wrócił z wojskiem do domu. Po upływie zatém miesiąca, gdy żądane i obiecane posiłki nie nadciągały, zamek Świecie, w dziesięć tygodni od początku oblężenia, poddał się mistrzowi i zakonowi Krzyżaków: obadwaj zaś książęta, bracia rodzeni, Przemysław i Kazimierz, Bogumił starosta zamkowy, Otto Lexik, przedniejszy między panami, wielu nadto z panów i szlachty Pomorskiej, wyrzekających na swoje nieszczęście, przez los zawistny i zdradę Jędrzeja Cedrowicza zrządzone, wyszli z zamku ze wszystkiemi rzeczami swemi, nie bez żalu i łez rzewnych, do książęcia Władysława Łokietka, który ich łaskawie przyjął, i stosowne wszystkim pomieszkania i dziedzictwa powyznaczał. A tak ten zakon, który Polacy na pomoc przeciw ludom obcym i barbarzyńskim przywołali, a który z stanu ubostwa i nędzy swoją hojnością i nadaniami książąt podźwignęli i wznieśli, ten zakon najprzód oderwał od królestwa Polskiego ziemię Pomorską, z stratą i zagładą wielu tysięcy ludu Polskiego. Takie zaczęliśmy zbierać owoce z przyzwania i osadzenia rzeczonego zakonu w Polsce.

Dobrogost z Szamotuł wojsko Henryka książęcia Głogowskiego i Wielkopolskiego, pod wodzą Janusza Beberstein, gromi i rozprasza.

Henryk książę Wielkopolski i Głogowski, widząc zniechęcone ku sobie i zapalone z największą nienawiścią umysły Wielkopolskich panów, z powodu pogwałcenia niektórych praw ich i zwyczajów, i usiłując przytłumić wzmagające się zarzewie buntu, wysłał do ziemi Wielkopolskiej Janusza grabię nazwiskiem Beberstein z silném wojskiem, nie tylko z własnych krajowców ale i z Niemców złożoném. Który gdy naprzód zamek Klecko oblegać począł, Dobrogost z Szamotuł, zwany Małym (Parvus) herbu Nałęcz, syn niegdy Tomisława wojewody Poznańskiego, zebrawszy z Polaków dość znaczne wojsko, wyszedł przeciwko Januszowi Beberstein, i stoczywszy bitwę, w której wiele ludu z obojej strony poległo, rzeczonego Janusza Beberstein poraził na głowę, i wszystek obóz jego z znaczną zdobyczą opanował.

Władysławowi Łokietkowi rodzi się syn Kazimierz, sławny i z czynów wielki.
Dnia trzydziestego pierwszego Kwietnia, w miasteczku zwaném Kowale, w ziemi Kujawskiej, księżna Jadwiga, żona Władysława Łokietka, powiła syna Kazimierza, którego urodzenie i kolebkę osądziłem za godne osobnej wzmianki, aby ją przesłać potomnym czasom. On bowiem zniosłszy panujące w Polsce nadużycia, obdarzył nas porządnym zbiorem ustaw, a przez swoje światło i roztropność, którą już od młodości się odznaczał, podniósł do stanu błogiej i kwitnącej pomyślności. Za jego także staraniem, przemysłem i nakładem, królestwo Polskie zabudowało się murami ozdobnie i wspaniale.

Po śmierci Henryka książęcia Wielkopolanie poddają się rządom Władysława Łokietka; Przemek atoli, obywatel miasta Poznania, obwarowawszy kościoł katedralny Poznański, wydaje zdradziecko miasto książętom Głogowskim, zkąd powstają mnogie walki i rzezie. Nareszcie przychodzi do zgody, w skutek której postanowiono, że żaden z synów obywateli Poznańskich nie mógł być do godności i prebend katedralnych w królestwie przypuszczonym.

Dnia dziewiątego Grudnia Henryk Wielkopolski i Głogowski umarł i w Lubeńskim klasztorze pochowany został. Miał on czterech synów, z których Henrykowi dostało się w podziale księstwo Zegańskie, Konradowi Olesno, Janowi Cieniawa (Stinavia) i Góra, Przemysławowi Głogów, z właściwemi każdemu przynależytościami. W ziemi Wielkopolskiej żaden z nich nie otrzymał udziału: prałaci bowiem i panowie Wielkopolscy po śmierci książęcia Henryka odstąpili od jego synów, widząc iż ci powodowali się radami i podszeptami Niemców, którzy ich do tego wiedli, aby wszystek ród Polski wytępić i wyplenić. Jakoż na zjeździe powszechnym w Gnieźnie obrali królem swoim i panem książęcia Władysława Łokietka, usunąwszy całkowicie od rządów i zwierzchnictwa synów książęcia Henryka, aby w ten sposób znieść ów przedział zrządzony przez ich odstrychnienie się od innych części Polski, i królestwo Polskie połączyć tém snadniej w jednę całość. Atoli, pomimo tego wyłączenia i uchwały prałatów i panów Wielkopolskich, mieszczanin Poznański Przemek wydał miasto Poznań książętom Głogowskim, jakoby nieprzyjaciołom ojczyzny; kościół zaś katedralny Poznański na warownią zamienił i zbrojnym ludem osadził, przy pomocy którego wielkie wywierał srogości na prałatach i kanonikach Poznańskich; popalono im wszystkie domy, a Mikołaj zwany Szamotuła archidyakon Poznański w tej zawierusze życie utracił. Wiele prócz tego popełniono szkód i gwałtów. Potém, gdy wojsko Polskie wypędziło tę załogę i spokojność przywróconą została, na ukaranie zbrodni, której się Przemek mieszczanin Poznański dopuścił, postanowiono i uchwalono, że żaden z synów obywateli Poznańskich do żadnych godności ani probostw przy kościołach katedralnych królestwa Polskiego nie mógł być przypuszczonym.

Po Janie Wysokim biskupie Płockim wstępuje na stolicę Jan syn Abrahama.

Jan Wysoki (Altus) biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat czternaście, umarł i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił Jan syn Abrahama, wybrany przez prałatów i kanoników Płockich drogą tajemnego głosowania, a od Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony; szlachcic rodem i zasługą z domu herbownego Nałęczów.

Węgrzy, zniewoleni interdyktem powszechnym, wybierają na tron Karola Martela, i oddają mu wszystkie klejnoty koronne.
Po wielu rozterkach domowych, buntach i rokoszach, które skołatały królestwo Węgierskie po śmierci króla Andrzeja, inna jeszcze ucisnęła je klęska. Mnich bowiem Gentilis zakonu Ś. Franciszka, kardynał tyt. Ś. Marcina in Montibus, wysłany przez stolicę Apostolską, na której siedział w ów czas Klemens V, za staraniem Filipa króla Franków połączonego z nim bliskiemi związkami powinowactwa, do uspokojenia królestwa Węgierskiego i ustalenia tronu Karola Martela, widząc, że zbawienne jego upomnienia, któremi przez lat przeszło trzy usiłował skłonić panów Węgierskich do zwrócenia zabranych i długi czas posiadanych klejnotów koronnych, szły w pogardę i obelżenie, przedniejszych panów królestwa, tych zwłaszcza, którzy jego przestrogom z większym przeciwili się oporem, na zasadzie władzy udzielonej sobie od stolicy Apostolskiej wyklął, a na ich ziemie i posiadłości interdykt kościelny rościągnął. Z tej przyczyny wielu zmarłych panów i szlachty poza kościołami i cmentarzami w miejscach pospolitych grzebano. Dotknęło to boleśnie Węgrów: złożyli zatém zjazd w Peszcie, gdzie przedewszystkiem Władysława wojewodę Siedmiogrodzkiego, który także przez rzeczonego kardynała za to, iż z odszczepieńcem Stefanem władcą Serbskim połączył się był węzłem powinowactwa dawszy mu córkę swoję za żonę, klątwą był obłożony, zmusili do oddania korony królewskiej, którą był zabrał po uwięzieniu jak się wyżej mówiło Ottona książęcia Bawarskiego, a wraz wszystkich baronów skłonili do wydania dóbr i własności królewskich Karolowi Martelowi, i okazywania mu należnej czci i uległości. Gdy więc w ten sposób wszystko się uspokoiło i własności królewskie zwrócone zostały, odwołano klątwę i interdykt kościelny, a rzeczony Karol wtedy dopiero w Białogrodzie stołecznym przez obecnego kardynała namaszczony i na króla Węgierskiego koronowany, po usunięciu wszystkich współzawodników i uśmierzeniu rozterek, trwałe i spokojne w Węgrzech uzyskał panowanie. Tenże po niejakim czasie pojął w małżeństwo Maryą, córkę Kazimierza książęcia Cieszyńskiego i Bytomskiego, dziewicę osobliwszej pod ten czas urody.

Nieurodzaj i głód w tym roku, zrządzony przez nadzwyczajne wód wylewy.

Tegoż roku we Włoszech, Polsce, Czechach i Niemczech wielkie panowały słoty, po których taka rozlała powódź, że wiele miasteczek, wsi i włości wraz z ludźmi i ich dobytkami pozatapiała. Było także dnia ostatniego Stycznia zaćmienie słońca, a po niém wielki nieurodzaj na wino i zboże, o jakiém nigdy nie słyszano. W niedostatku chleba i zboża, ludzie przymuszeni byli żywić się trawą i korzonkami.

Bolesław książę Wrocławski wydaje wojnę Henrykowi książęciu Głogowskiemu: po którego śmierci następuje podział dóbr między czterech jego synów, a król Czeski nieprawnie Głogów zagarnia.

Bolesław książę Wrocławski, syn Henryka V, chcąc się pomścić krzywd ojcowskich na synu Konrada książęcia Głogowskiego, podniósł przeciw niemu oręż i ziemię jego częstemi trapił najazdami. Nie brakło Henrykowi książęciu Głogowskiemu na odwadze i chęci do odporu: stoczył bój z Bolesławem, a po znacznej z obu stron stracie uległ przemocy. Tém zwycięztwem upojony Bolesław książę Wrocławski porozdawał swoim żołnierzom wsie i miasteczka, począł nadto wyprawiać na dworze uroczystości, pląsy i gonitwy rycerskie z kopijami. A gdy na odgłos takiej hojności mnóstwo zbiegało się rycerzy, uwikłał się w znaczne długi. Rzeczony zaś Henryk książę Głogowski, który starał się niemniej o osiągnienie królestwa Polskiego, wybranym będąc od prałatów i panów Wielkiej Polski na księstwo Poznańskie i Kaliskie, jako siostrzeniec króla Przemysława po jego siostrze Salomei, zkąd nie tylko książęciem Głogowskim ale i królestwa Polskiego panem dziedzicznym się mienił, dnia dziewiątego Grudnia umarł w Głogowie i w kościele Lubeńskim pochowany został. Miał on czterech synów, zrodzonych z Mechildy córki Alberta książęcia Brunświckiego, z których Henryk otrzymał w dziale Żegan, Konrad Olesno (Olszna), Przemysław Głogów, a Jan Cieniawę (Stinavia) i Górę. Po śmierci bowiem ich ojca Henryka, Poznańczykowie i Kaliszanie zmierziwszy sobie jego synów, że powodując się jedynie radami Niemców dawali się im we wszystkiém rządzić, odstąpili ich i przeszli pod panowanie Władysława Łokietka, aby Polska tém snadniej skleiła się w jedno ciało. Z pomiędzy synów zaś rzeczonego Henryka książęcia Głogowskiego, Przemysław obdarzony wyższemi zdolnościami umysłu, i postanawiający raczej umrzeć niż poddać się Janowi królowi Czeskiemu, który go wraz z braćmi chciał do tego przymusić, przez własnych poddanych otruty zginął marnie, żadnego nie zostawiwszy potomstwa, i w klasztorze Lubeńskim pochowany został. Henrykowi Żegańskiemu i Janowi Cieniawskiemu książęciu dostał się wspólném dziedzictwem Głogów, Konrad zaś przestał na odkazaném sobie państwie Cieniawskiém. Ale Jan książę Cieniawski połowę miasta Głogowa na niego przypadającą, nie w tym samym wprawdzie roku ale późniejszym czasem, Janowi królowi Czeskiemu sprzedał, przez co Henrykowi bratu swemu wielkie zrządził straty. Jan bowiem król Czeski, przekupiwszy datkiem starostę drugiej połowy Głogowa do Henryka należącej, przybył z wojskiem pod Głogów, i pogroziwszy mieszczanom Głogowskim, którzy go do zajęcia całego miasta dopuścić nie chcieli, wszedł do miasta wydanego sobie przez starostę książęcia Henryka, i niegodziwym sposobem całe miasto opanowawszy pod swoję zagarnął władzę. W czasie tego gwałtu i bezprawia Henryk książę Żegański umarł i w klasztorze Lubeńskim pochowany został. Syn zaś jego jedynak, tego samego imienia Henryk, krzywdę ojca tak dotkliwie uczuł, że celem odzyskania połowy miasta Głogowa, Jana króla Czeskiego i syna jego Karola, który po nim na królestwo nastąpił, ciągłemi trapił wojnami i napadami. Musiał wreszcie Karol król Czeski z znaczném przybyć wojskiem dla zasłonienia mieszczan Głogowskich, którym Henryk zbyt długo dokuczał. A uznawszy zagarnienie przez jego ojca drugiej połowy Głogowa, tak jak rzeczywiście było, za niesłuszne, zwrócił ją Henrykowi książęciu Żegańskiemu, dopominającemu się o swoje nad nią zwierzchnictwo i prawo; w ten sposób zgodą i chwalebném porozumieniem się długie zatargi utłumił. Po zejściu zaś Jana książęcia Cieniawskiego i wynikłym ztąd podziale miasta Góry między Konrada jego stryja, książęcia Oleśnickiego, i bratanka tegoż, Henryka, książęcia Żegańskiego i Głogowskiego, rzeczony Konrad doszedłszy lat sędziwych umarł, jednego tylko zostawiwszy syna Konrada, i w klasztorze Trzebnickim pochowany został.

Rok Pański 1311.
Mistrz Pruski zjeżdża się z Władysławem Łokietkiem w celu ułożenia się o Pomorze: gdy atoli mistrz żąda ustąpienia sobie albo sprzedania tej ziemi, Władysław Łokietek zaś domaga się jej zwrotu, układy nie przychodzą do skutku.

Mistrz Karol wraz z zakonem Krzyżackim, owładnąwszy zdradą i orężem całą ziemię Pomorską i leżące w niej zamki, nie szczędził zabiegów i usiłowań, aby ten zabór utwierdzić. Tym celem przez wyprawione poselstwo i listy prosił książęcia Władysława Łokietka, „iżby zezwolił na zjazd wspólny w miejscu do tego stosowném, dla ułożenia się względem ziemi Pomorskiej i zgodnego przecięcia sporu o jej posiadanie.“ Książę Władysław Łokietek, spodziewając się zwrotu rzeczonej ziemi i wynagrodzenia strat poniesionych, w przekonaniu, że przez wzajemne układy i rokowania korzystniej tę sprawę niżli orężem załatwi, zgodził się na zjazd wspólny dla porozumienia się z mistrzem i jego zakonem. Gdy więc tak książę Władysław z prałatami i panami królestwa Polskiego, jako i Karol mistrz z swemi komturami zjechali się w mieście Brześciu Kujawskim, na przód książę Polski Władysław, wspomniawszy liczne i wielorakie dobrodziejstwa zakonowi przez książąt Polskich wyświadczone, które go z małych początków i nader poziomego stanu wzniosły do takiej zamożności i potęgi, począł użalać się na ciężkie krzywdy sobie od tegoż mistrza i zakonu wyrządzone a mianowicie: „że ziemię Pomorską, dziedzictwo jego i ojcowiznę, bez poprzedniego wypowiedzenia wojny, popaliwszy wsie i miasteczka, po nieprzyjacielsku orężem opanowali; panów przedniejszych i szlachtę i innych wiernych mu poddanych okrutnie pomordowali, albo z kraju wygnali: niechajby więc poradzili się swego sumienia, a baczyli na swe powołanie, nie zapominając świeżych dobrodziejstw jego dziada Konrada, który ich pierwszy do tej krainy sprowadził i obszernemi nadaniami uposażył: a iżby go nie odzierali niegodnie z dziedzictwa rzeczonego Pomorza, dla którego obrony byli przyzwani: inaczej kara Boża, jeśliby ludzkiej zabrakło, dosięże ich kiedyś za tyle niegodziwości i bezprawia.“ Mistrz Karol, nie umiejąc ani mogąc usprawiedliwiać tego, co mu zarzucano, wszystko bowiem aż nadto było jasne, niezdolny swojej winy żadnym pozorem zasłonić, ani żadnej w rozumie ludzkim wyszukać na nię obrony, wolał już błagać raczej książęcia Władysława, prałatów i panów królestwa Polskiego, a niżeli tłumaczyć się z zarzutów. Jakoż dopraszał się z wielkiém swoich chęci wylaniem, a większą jeszcze chytrością: „aby zakonowi dozwolili zatrzymać ziemię Pomorską; a nie odmawiając przyjęcia tak za rzeczoną ziemię, jako i straty poniesione, wynagrodzenia w złocie i srebrze, jawném pismem zeznali, że prawo i tytuł posiadania tej ziemi na zawsze im przedali i odstąpili.“ Przyrzekał nadto mistrz z swemi Krzyżakami: „że klasztór, jakiegoby książę Władysław chciał zakonu, z czterdziestu mnichów złożony, dla jego i potomków książęcych zbawienia, założy i dostateczném opatrzy uposażeniem; zamek Nieszawski z przyległemi wsiami Orłowem i Murzynowem powróci; w każdej zaś potrzebie, jemu i królestwu Polskiemu czterdziestu kopijników swoim nakładem i żołdem na wojnę dostawi.“ Nie trafiła książęciu Władysławowi ta prośba do przekonania, ale przeciwnie oburzyła go największym gniewem, gdy nad wszelkie jego i radców przytomnych spodziewanie, mistrz Krzyżacki nie zwrócenie ziemi Pomorskiej ale nie wczesne jakieś i zniewagi pełne przedstawił warunki. Odpowiedziawszy zatém na to żądanie, „że żadna prośba, żadna ofiara nie zdołałyby go skłonić do sprzedania ziemi Pomorskiej; że nieprawe to jałmużny, świętokradzkie i obrażające Boga ofiary, któreby mu czyniono z wydzierstwa i obelgi jemu wyrządzonej,“ zasmucony i uniesiony gniewem opuścił Brzeście, i z panami swemi radził obszernie o odzyskaniu Pomorza, swojej własności i dziedzictwa. Od tego dnia aż do czasów Kazimierza III, króla Polskiego, do roku Pańskiego tysiącznego czterechsetnego sześćdziesiątego szóstego, zakon Krzyżacki dzierżył ziemię Pomorską, przemocą i niesprawiedliwie opanowaną, dłużej zaiste, niżli godność tak poważnego zakonu i religia chrześciańska dozwalały; pokąd z miłosierdzia Boskiego nie odzyskał jej i nie spoił z królestwem Polskiém Kazimierz III, który własném rycerstwem, własnemi ludźmi i poddanemi przez lat piętnaście ciągłe toczył o nię boje.

Mistrz Pruski, poszukując jakiegokolwiek bądź prawa do ziemi Pruskiej, kupuje ją od Woldemara margrabi Brandeburskiego.

Mistrz Pruski Karol, widząc ze wzgardą odrzucone swoje żądania i nadzieje, pałając przecież gorliwą żądzą opanowania ziemi Pomorskiej, rozłakomiony zwłaszcza posiadaniem portu morskiego, zkąd bogate płynęły dochody, starał się usilnie, aby na jakiejkolwiek zasadzie, chociażby pozornej i urojonej, mógł ją sobie i zakonowi swemu przywłaszczyć. Dla dopięcia więc tego zamiaru, wyprawił poselstwo do Woldemara margrabi Brandeburskiego i bratanka jego Jana, celem umówienia się, aby mu ziemię Pomorską za dziesięć tysięcy grzywien szerokich groszy sprzedał, i na mocy takiej sprzedaży wieczystém prawem zapisał, oddał i odstąpił. Nie sromał się więc żądać ziemi Pomorskiej od tego, którego niedawno wprzódy swoim i Polaków orężem od niesprawiedliwego jej zagrabienia odpłaszał. Woldemar, margrabia Brandeburski, uradowany tak niespodziewanym a pożądanym obłowem dziesięciu tysięciu grzywien przez mistrza sobie ofiarowanych, wiedząc że ani on sam, ani rzeczony bratanek jego Jan, żadnego prawa i tytułu własności do ziemi Pomorskiej nie mieli, chętnie przystał i zezwolił na takową sprzedaż i odstąpienie, jako rzeczy nie posiadanej i nie swojej. Wziąwszy zatém od mistrza i zakonu Krzyżaków, przez posłów i zaufanych swoich, jakoto Pęczka z Leszowa i Lutka z Wel, wyliczone sobie w Słupsku, albo jak inni utrzymują w Nowym Kaliszu, dziesięć tysięcy grzywien wyliczonych sobie pieniędzy, zeznał stosowném pismem, że ziemię Pomorską temuż mistrzowi i zakonowi Pruskiemu przedał i odstąpił. Zdało mi się rzeczą godną zamieścić w tej księdze pomienione pismo, aby okazać owo łakomstwo zuchwałe, największą niepoczciwość i bezczelność tak przedającego jako i kupującego, a razem podać do powszechnej wiedzy, jak niecnemi podstępy, fałszami i wybiegami mistrz i zakon Krzyżacki dążyli do opanowania Pomorskiej ziemi. Pismo więc margrabiów Brandeburskich poświadczające rzeczoną przedaż i ugodę takiej jest osnowy: „W imię Pańskie. Amen. Ponieważ według wyrażenia Mędrca, pokolenie mija i pokolenie nadchodzi, niema nic pewnego i trwałego pod słońcem, ale wszystko zmienności i znikomości podlega: żeby więc z biegiem czasu pamięć dzieł znakomitych i pożytecznych nie zacierała się i nie ginęła, przyzwoitą jest rzeczą, sprawy ludzkiej szczodroty i wspaniałości, zwłaszcza w celach pobożnych i dla miejsc świętych podjęte, pismem uwieczniać. My przeto Woldemar, z Bożej łaski margrabia Brandeburski i Łużycki, oraz opiekun Oświeconego Jana margrabi Brandeburskiego, postanawiamy niniejszém, dla wiadomości obecnych i potomnych, oznajmić co następuje. Jawne i codzienne przekonywają dowody, jak są liczne i przeważne zasługi, które pobożni rycerze Chrystusowi, Mistrz i bracia Teutońscy Zakonu Szpitalnego Jerozolimskiego Ś. Maryi, położyli i ciągle pokładają dla kościoła Chrystusowego, i cząstki jego społeczeństwa w Prusach, przez swe cnoty i dzieła pobożności pełne, a zwłaszcza rozszerzanie wiary Chrześciańskiej i pilną jej obronę; świadczy o tém zarówno krew rozlana tych, którzy dla imienia Chrystusowego zbroczywszy nią swoje znaki rycerskie, przeszli już na łono wiekuistego Pana, jako i żywot chwalebny innych, którzy dla wiary poświęcając jeszcze swoje tchnienia, w ciągłém oczekiwaniu męczeństwa, dla wiecznego zbawienia nie wzdrygają się oręża i pocisków niewiernych. Zaczém dla potłumienia potęgi bałwochwalców, dla zbawienia, pomyślności i pokoju wiernych Chrystusowych, ziemi Pomorskiej mieszkańców, za światłém zdaniem i zezwoleniem naszych radców, na cześć i chwałę Bogu, i Przenajchwalebniejszej Matki jego Maryi Panny, a ku odpuszczeniu grzéchów nam i potomkom naszym, i abyśmy w cnotach i dobrych uczynkach rzeczonych Braci mogli także nieco uczestniczyć; tymże rycerzom Chrystusowym, których nadzieją i wsparciem jedyném jest Bóg, to jest Mistrzowi, jego Braciom i Zakonowi, dziedziny rzeczonej ziemi Pomorskiej, jako to zamki i miasta Gdańsk, Tczewo i Świecie, tudzież całą okoliczną ziemię, która do pomienionych zamków z dawna należała, za dziesięć tysięcy grzywien Brandeburskich srebra, rzetelnie, umownie i rozmyślnie sprzedaliśmy i sprzedajemy, wraz z zamkami, grodami, wsiami, i należącemi do nich dochodami z czynszów, ceł, danin i targów; z wszystkiemi gruntami tak uprawnemi jako i nieuprawnemi, drogami i bezdrożami, łąkami, lasami i pastwiskami, gajami, stawami i jeziorami, z wolném myślistwem, rybołowstwem i pszczelnictwem, z wszystkiemi płodami i użytkami, jakie z rzeczonej ziemi można zbierać, bądź-to obecnie w płodach widomych i znajdujących się na powierzchni ziemi, bądź w przyszłości z wnątrza ziemi mających się wydobyć, jako to: w soli, ołowiu, żelezie, miedzi, srebrze, złocie, lub innym jakiegokolwiek rodzaju i nazwiska kruszcu, któryby w niej mógł się znajdować, oddając im takowe na wieczne czasy z zupełném prawem dzierżenia i posiadania, jako swoich własności. Zeznajemy, iż rzeczone pieniądze zostały nam w zupełności wypłacone, i na nasz jako też Oświeconego Jana margrabi Brandeburskiego, nad którym my sprawujemy opiekę, użytek odkazane. Ziemię zaś w mowie będącą odstępujemy zgodnie i dobrowolnie temuż Mistrzowi, jego Braciom i Zakonowi, i wprowadzamy ich w spokojne jej posiadanie, prawem i tytułem zupełnej własności, zrzekając się na zawsze za nas i przerzeczonego Jana margrabię Brandeburskiego, jako też naszych i jego następców i prawych dziedziców, wszelakiego w tej mierze działania, sporów, wybiegów, odwołań, niemniej wszelkich innych przywilejów i pism zawierających jakiekolwiek dobrodziejstwa i wyroki prawne, bądź już uzyskane, bądź mające się uzyskać, posiadane przez nas, lub jakie mielibyśmy posiadać; wszelkich zarzutów, które w przyszłości przeciw niniejszemu pismu na zasadzie prawa kanonicznego lub cywilnego, albo wreszcie jakąkolwiek drogą mogłyby być czynione i wynoszone; żadnego sobie i Oświeconemu Janowi margrabi Brandeburskiemu, ani jego dziedzicom i następcom nie zostawiając prawa posiadania, użytkowania zwierzchności i opieki, co do rzeczonej ziemi w ten sposób od nas sprzedanej; ale owszem wszystkie prawa własności, wszystkie swobody, władzę, moc, posiadanie, na pomienionego Mistrza, jego Braci i Zakon wieczyście przelewając. Nadto wyznajemy i oświadczamy, że obecnej umowy z przerzeczonym Mistrzem i jego Braćmi od Najjaśniejszego Pana naszego Henryka z Bożej łaski króla Rzymskiego uzyskaliśmy potwierdzenie. Aby zaś takowa umowa, i wszystko co jej aktem objęte, trwało na zawsze i wiernie było zachowane, pismo niniejsze zawieszeniem naszej pieczęci postanowiliśmy obwarować. Rzeczony także margrabia Jan, gdy do lat pełnoletności dojdzie, swoją pieczęcią stwierdzić go nie omieszka. Świadkami zaś tej ugody są nasi wierni panowie: hrabia Henryk v. Regestein i hrabia Ulryk v. Lindow; Ludolf i Hassa v. Vedele, Bernard v. Ploze, Henryk i Fryderyk v. Halvensleve, Droyseko v. Crachen, Hinryk, Henning i Hinryk v. Stegeln, Bernard v. Buck i Hinryk v. Werbin, rycerze; Henryk v. Gradzon proboszcz, Slateko naszego dworu protonotaryusz, i wielu innych godnych temu aktowi uczestniczyć. Działo się i wydano w zamku Breden. Roku Pańskiego Tysiącznego trzechsetnego jedenastego, w przeddzień Świętego Jakóba Apostoła.“

Czesi, wypędziwszy króla swojego Henryka, wybierają na tron Jana hrabię Luxemburskiego.

Z wzrastającą panów Czeskich ku Henrykowi królowi swemu, książęciu Karyntyi, niechęcią, gdy i bunt między rycerstwem i rokosz między ludem wzmagać się począł, król Henryk częstemi nieprzyjacioł trapiony napadami, widząc że wielu rycerzy w jego obronie walczących wyginęło, wielu dostało się w niewolą, z wyżyn zamku Praskiego patrzał na ważące się losy walki, i ściągał ku swej pomocy z Austryi nowych żołnierzy posiłki; nie tuszył bowiem, aby w inny sposób od zdrady Czechów nawet w własnych ścianach mógł się osadzić bezpiecznie. Panowie zaś Czescy zważając, że otwarty rokosz, i zamachy po wiele kroć na króla wymierzane, były bezskutecznemi, wzięli się do innych środków i wybiegów, i Henryka VII, króla Rzymskiego, hrabię Luxemburskiego, który dla zacnych obyczajów, cnót i dzieł znakomitych, wyżej ceniony nad innych książąt i panów, po zgładzeniu Alberta króla Rzymskiego, książęcia Austryi, zdradą i występnym czynem bratanka jego Jana, zgodnie na państwo był wyniesiony, zajechali w mieście Spirze, kędy na ów czas przebywał. A przełożywszy mu przyczyny swego przybycia, i trapiące kraj Czeski domowe rozterki, namawiali usilnie i błagali ażeby syna swego Jana, mającego wtedy lat czternaście, połączył związkiem małżeńskim z Elżbietą dziewicą, córką niegdy Wacława II, a siostrą Wacława III, królów Czeskich, na którą z wielu względów spadało dziedzictwem królestwo Czeskie, i mocą prawa cesarskiego, jako też tytułem posagu żony, osadził na tronie Czeskim, wypędziwszy Henryka książęcia Karyntyi, który u Czechów w powszechnej był pogardzie i nienawiści.“ Henryk król Rzymski zgodziwszy się na to żądanie Czechów, Elżbietę dziewicę, lat dwadzieścia sześć mającą, sprowadził do Spiry; a po odbytych z królewskim przepychem uroczystościach weselnych, i udzieleniu rzeczonemu Janowi inwestytury na królestwo Czeskie, posłał go do Czech wraz z poślubioną małżonką i pomocą zbrojnego ludu, do którego przyłączył Piotra arcybiskupa Mogunckiego, i niektórych Niemieckich hrabiów i baronów, dla snadniejszego wyrugowania Henryka króla Czeskiego. Gdy rzeczony Jan podstąpił pod Pragę i ścisnął ją oblężeniem, król Henryk usiłował stawić mu opór, ale za zdradą mieszczan Praskich dnia piątego Grudnia otwarto mu bramy miejskie, i Jan hrabia Luxemburski z całém wojskiem swojém wszedł zwycięzko do Pragi. Henryk zaś król Czeski widząc się zewsząd otoczonym zdradziectwy i podstępami Czechów, i obawiając się większych przygód i sromoty swego stanu, cicho, pod zasłoną nocy ciemnej, wyniósł się z Praskiego zamku wraz z żoną Małgorzatą i całym swoim dworem, postanowiwszy udać się do Karyntyi, i tam w swych ojczystych siedliskach żyć spokojnie i bezpiecznie. Za przykładem miasta Pragi poszły wnet inne miasta i wszystkie poddały się pod władzę Jana hrabi Luxemburskiego. Sam hrabia Jan, za staraniem i nalegającą prośbą panów Czeskich, dnia czwartego Lutego przez Piotra arcybiskupa Kolońskiego w kościele Praskim namaszczony został i koronowany na króla Czeskiego, żona zaś jego Elżbieta na królową. Od czasu tej koronacyi, z rady i namowy panów Czeskich, nie tylko Czeskim ale i Polskim mienił się zawsze i pisał królem, chociaż do królestwa Polskiego żadne nie służyło mu prawo ani z wyboru, ani z powołania, ani też choćby najdalszego następstwa. Od tego także czasu aż do Zygmunta cesarza, Czechy przez lat prawie sto dwadzieścia były pod panowaniem książąt Luxemburskiego domu. Pod nimi, a zwłaszcza pod Wacławem IV, popadłszy w odszczepieństwo i rozmaitego rodzaju błędy, przez długie lata i pod rozmaitemi królami, jako się niżej opowie, trwały w tych błędach, wyznawały je i głosiły.

Litwini po dwa kroć ziemię Pruską, Prusacy zaś i Krzyżacy Litwę po trzy kroć najazdami pustoszą. Pierwsi znieważają bluźnierstwy Najśw. Sakrament, drudzy po odniesioném zwycięztwie zakładają i uposażają klasztor w Toruniu.

Witenes (Withenen) wielki kniaź Litewski, zebrawszy ze wszystkich swoich krajów i sporządziwszy potężne wojsko, w czasie wielkiego postu wkroczył do ziemi Pruskiej, i wielką jej część pożogami spustoszył. A poimawszy pięćset ludzi w niewolą, obciążony zdobyczą i brańcami, spiesznie do kraju powrócił, gdzie za doznaną w Prusiech pomyślność bałwanom swoim składał ofiary i dziękczynienia, jak gdyby to z ich łaski tak szczęśliwie mu się powiodło. Tymczasem komtur Królewiecki jednym oddziałem, a pięciu komturów drugim, rozdzieleni na różne drogi, wpadłszy z zapalczywym gniewem do Litwy, wszystko co tylko napotkali, niszczyli ogniem i żelazem, nie oszczędzając żadnego stanu, płci i wieku; i równie kniazia Litewskiego Witenesa, jak i wojsko jego, po skończonej wyprawie odpoczywające i uciechom oddane, nagłą przerazili klęską. A gdy Litwini nie śmieli z nim stoczyć bitwy, zagarnąwszy wielką liczbę jeńców, wrócili do Prus zwycięzko i bez szkody. Tego spustoszenia chcąc się na nich pomścić książę Litewski Witenes, zgromadził cztery tysiące samego wyborowego rycerstwa, z którém w wigilią Niedzieli Kwietniej wkroczył do Prus, a niszcząc wszystko mieczem i pożogą i szerząc łotrostwa swoje aż pod Brunsberg, świątynie Boże odarte z naczyń i klejnotów popalił, sam także Najśw. Sakrament na ziemię ze wzgardą porzucony spluł niegodnie i nogami podeptał, a potém brańcom chrześciańskim przyganiał z szyderstwem, że stracili Boga swego, któremu cześć oddawali. Nasyciwszy się wreszcie dopełnioną na chrześcianach straszliwą rzezią i pożogami, gdy mistrz i Krzyżacy wszędy unikali bitwy, z licznym gminem brańców i zagarnioną zdobyczą wracał do Litwy. A gdy w jednym lesie u wzgórza leżącego na granicach obu państw położył się obozem, aby przejrzeć i między swoich rozdzielić jeńców, począł naigrawać się z panien, niewiast poważnych i niewolnic, które same bez mężów prowadzone tysiąca czterechset liczbę wynosiły, pytając: „czyli wiedziały, gdzie się ich Bóg znajdował? “ Kazawszy potém przynieść puszkę zabraną w Prusiech, w której przechowywany był Sakrament Ciała Pańskiego, rozbił ją, i wyrzucony bezbożną ręką, Najświętszy Sakrament Eucharystyi, miotał nim pod nogi panien i innych brańców, plwał nań niegodnemi usty, i świętokradzką nogą deptał go i roztrącał po ziemi, nie szczędząc bluźnierstw i słów obelżywych: „Oto Boga, którego czcicie i w modłach wzywacie, w waszych oczach depcę i rościeram na miazgę, a on nie ma mocy oprzeć mi się, i ani sobie poradzić, ani wam swoim czcicielom dać ratunku. Już ten Bóg wasz memi nogami starty i zniweczony zginął. Bogowie moi potężniejsi są, przy ich bowiem pomocy szczęścia doznaję, za ich zezwoleniem was poimanych w więzach trzymam. Lepiej podobno im, niżli waszemu, cześć i pokłon oddawać.“ Takiemi bluźnierstwy i obelgami brańcy chrześciańscy boleśnie dręczeni, nie śmieli jednak przeciw wściekłości barbarzyńskiego książęcia wyrzec ni słowa; westchnieniem tylko, płaczem i jękiem, który boleść i żal nad taką zniewagą Stwórcy z ich piersi wydobywał, modlili się w duszy, ażeby tę bezbożną pychę pospieszył skrócić i ukarać. Jakoż nie dozwolił dłużej Majestat Boski takiej Imienia swego zniewagi. Nazajutrz bowiem o świcie, to jest dnia szóstego Kwietnia, we Wtorek, mistrz Pruski Henryk v. Plock, z ośmdziesięciu rycerzami swego zamku, i silnym zastępem tak swoich jako i obcych zaciężnych żołnierzy, doścignąwszy wojsko Litewskie i jego wodza, na tém samém stanowisku, gdzie tak bluźnierczo lżył imię Pańskie, bitwę zaciętą stoczył. A chociaż Litwini przez czas niejaki dzielnie się opierali, w końcu jednakże pobici pierzchnęli z placu. Dopieroż uciekającym wsiedli Krzyżacy na karki, a nad poimanemi nie chcieli mieć litości: jednych wieszali na szubienicy, drugich w wodzie topili. Z tak wielkiego wojska Litwinów żaden, prócz książęcia, który sam w głowę był raniony, i dwóch jego towarzyszów, nie uszedł z bitwy. Krzyżacy otrzymawszy zwycięztwo, zdobywszy obóz i mnogie łupy na nieprzyjaciołach, uwolniwszy nareszcie swój lud z więzów, radośnie wrócili do domu; a na pamiątkę tak sławnego zwycięztwa założyli i uposażyli klasztor panien zakonnych w Toruniu. Wyprawiał się powtórnie na Litwinów komtur Brandeburski, a spustoszywszy powiat Pogrodne, wrócił spiesznym pochodem do Prus, żeby nie był zmuszony do walki z książęciem Litewskim, który miał pogotowiu lud zbrojny tak na Litwie jako i Żmudzi. Trzecią przeciw Litwinom wyprawę przedsiębrał w tym roku Henryk Plotzke, a wkroczywszy dnia drugiego Lipca do Litwy, zniszczył mieczem i ogniem powiat Salsemkey, przyczém trzy zamki zdobył i z dymem puścił. Po wymordowaniu wreszcie wielu rycerzy Litewskich, wziął siedmset głów jeńca; przeszedł potém rzekę Niemen, i ruszył z powrotem, straciwszy tylko dwunastu braci zakonnych, którzy na przeprawie Krzyżaków przez rzekę Niemen zdradziecko od Litwinów byli zabici.

Papież Klemens V wysyła legatów do zbadania przestępstw, jakich się dopuścili Krzyżacy.

Papież Klemens V, przebywający na ów czas w Awinionie, zważywszy liczne okrucieństwa, jakich się na chrześcian różnych prowincyi dopuścili mistrz i zakon czarnych Krzyżaków (de nigra cruce) Teutońskiego domu Ś. Maryi, w Prusiech i Inflantach osadzeni, zlecił Janowi arcybiskupowi Bremeńskiemu, swemu kapelanowi, zbadanie i rozpoznanie tak sromotnych czynów, a to listem Apostolskim, w którym wspomina morderstwa przez tychże braci zakonnych w Gdańsku popełnione, i inne najohydniejsze zbrodnie. List ten, obejmujący trzydzieści i jeden zarzutów przeciw rzeczonym Krzyżakom, którego oryginał zachowuje kościoł katedralny Ryzki, takiej jest osnowy:

Klemens biskup, sługa sług Bożych. Przewielebnemu bratu Janowi arcybiskupowi Bremeńskiemu, i ukochanemu Synowi mistrzowi Albertowi z Medyolanu, kanonikowi Raweńskiemu, kapelanowi Naszemu, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Powołani do pracy i dozoru winnicy Chrystusowej, acz niegodni robotnicy, taką w starunku około jej uprawy i zbawiennej nad nią pieczy winniśmy podejmować usilność, abyśmy pracując w niej bez unużenia, bacznie, troskliwie, i z całą ducha żarliwością, wykorzenianiem cierni występków i grzechowego kąkolu, które jej zasiew usiłuje niekiedy zagłuszyć, a wszczepianiem ziarna cnót pobożnych, w których ukochał się Najwyższy, pielęgnowali ją i osłaniali, przed temi zwłaszcza uciskami i napaściami, co skrycie nurtując pod płaszczykiem pobożności, tém trudniej dają się ustrzedz i odeprzeć. Jak za Poprzedników naszych Papieżów Rzymskich, tak i w tych czasach ich następstwa, dochodziły Stolicy Apostolskiej i dochodzą głośne utyski i zażalenia, że Mistrzowie i Bracia Szpitalni Świętej Maryi Teutońskiego domu, do tego wyłącznie przez tęż Stolicę w prowincyi Ryzkiej, Inflantskiej i Pruskiej ustanowieni, ażeby kościoł i jego kapłanów, jako też innych wiary katolickiej wyznawców, wałem obronnym swego męztwa od napaści pogan i odszczepieńców zasłaniali, i pracowali usilnie nad rozszerzaniem wiary i pobożności chrześciańskiej, sami, niestety! z ciężką Zbawiciela zniewagą, obelżeniem wszystkich wiernych, i rzeczonej wiary uszczerbkiem, stali się nieprzyjaciołmi domowemi i pomocnikami wrogów. Nie powstając w imię Chrystusa przeciw nieprzyjaciołom wiary, przeciwnie (o czém zgroza słyszeć) na ich korzyść rozmaitego rodzaju podstępami przeciw Chrystusowi walczą. I tém szczególniej są zajęci, jak to widoczne stwierdzać mają czyny, aby wszystkie w rzeczonych prowincyach kościoły, i ich majątki, inne także wiernych posiadłości, do swoich naciągając pożytków, na łonie bogactw i wielkości gnuśnieli. Zaczém przestawszy wojować dla Chrystusa, przeciw wiernym Chrystusowym oręż nieprawości i wojnę bezbożną podnoszą; niektórych arcybiskupów, prałatów i inne osoby na godnościach duchownych osadzone, nie bez ciężkiej ich krzywdy, zuchwale, występnie, Boga się nie bojąc, i świętokradztwo jawne popełniając, śmią wtrącać do więzienia, i inne cielesne zadawać im męki. Z czternastu kościołów suffragańskich, które kościoł metropolitalny Ryzki w tych prowincyach zwykł miewać, siedm całkowicie znieśli, drugie siedm w takim zostawili stanie, że więcej z nich jest ujmy i zniewagi godności pasterskiej, niż gdyby ich wcale nie było. Albowiem z czterech kościołów pomienionych wyrzuciwszy kanoników, prawnie w nich ustanowionych, wprowadzili w ich miejsce braci swego zakonu; zaczém tworzą i odwołują kanoników jako chcą. Ci znowu spółbracia, mający się za kanoników, wybierają na biskupów takich, których im starsi (praeceptores) z grona swoich braci wybrać polecili. Tak zaś obrani, otrzymawszy fałszywe, albo raczej żadnego nie uzyskawszy potwierdzenia, każą się wyświęcać na biskupów, i nie poczuwają się bynajmniej do posłuszeństwa Ryzkiemu metropolitalnemu kościołowi. W innych zaś trzech kościołach katedralnych, na miejsca osierocone wprowadzają osoby jakie chcą, nawet mniej godne. Nadużywając swojej władzy, zarządzają wybory, a potém bez zbadania i sprawdzenia tychże wyborów, przez rzeczonych braci swego zakonu, mających się za biskupów, osobom obranym dają biskupie święcenia. Wszystkie dobra pomienionych kościołów, które zwykły miewać znakomitych biskupów i wielce poważne kapituły, a obfitują w znaczne majątki i dochody, na własne użytki, nie bez szkodliwego tychże kościołów uszczerbku, obracają. Aby zaś tém śmielej na rzeczone arcybiskupstwo i kościoły, tudzież innych prałatów i wiernych wyznawców w tych prowincyach mogli srogość swoję wywierać, ich grody i warownie, ziemie, własności i prawa pod swoję władzę zagarniać, łącząc się z temiż pogany przez niecne przymierza, i jawnej przeciw pomienionym wiernym dostarczając im pomocy, rady i obrony, sprzedają im od siebie albo innym sprzedawać pozwalają oręże, sprzęty wojenne, konie i innego rodzaju zasoby, żeby niemi snadniej poganie rzeczonych chrześcian wojować mogli. A co boleśniejsza, ciż sami starsi i ich bracia, nie tylko od granic pogańskich barbarzyńców, przeciw których napadom winni byli stawić się murem obronnym, ze szkodą wiernych odstąpili, ale nadto zamek jeden do Ryzkiego kościoła należący tymże poganom za pewną ilość pieniędzy sprzedali. Państwo Płockie (Plohech), które niegdyś król Płocki (Plohensis) nawrócony do wiary chrześciańskiej, a nie mający prawego potomka, temuż kościołowi Ryzkiemu dla zbawienia swojej duszy darował, odstąpili rzeczonym poganom, nie bez ciężkiej straty tylu wiernych wyznawców. Za tém poszło, że dwa tameczne katedralne kościoły, Zelowski i Ruteński (Zeloviensis et Ruthenensis), całkowicie zniesione zostały. A skoro zamek i państwo pomienione przeszły do rąk niewiernych, poganie odepchnąwszy chrześcian od ziem pogranicznych, wielką część rzeczonych prowincyj, pod ów czas mnogo przez chrześcian zaludnionych, w pustynię zamienili, i wszystek lud wierny orężem wytępili, albo zmusili dźwigać sromotne jarzmo pogaństwa. Większej jeszcze dzieło zgrozy, że jeśli kiedy rzeczeni starsi i ich bracia pod płaszczykiem jakiego pozoru okazali chęć wojowania pogan, napaści ich wymierzane były zdradziecko w tym celu, ażeby na chrześcian tém sroższe ściągali klęski; zręczną bowiem szkodzenia sztuką draźnili pogan, iżby za zabrane im nie wielkie łupy rzucali się na plądrowanie i burzenie innych zamków okolicy Ryzkiej. Chodzi także wieść o czynie wielce niegodziwym i o ohydnej ich zbrodni: że gdy król pogan wraz z swemi poddanemi przeszedł na wiarę chrześciańską, i pozaprowadzał w całém królestwie swojém biskupów i kapłanów świeckich, mnichów zakonu kaznodziejskiego i braci mniejszych, dla wytępienia błędów pogańskich, a zaszczepiania prawej wiary i rozszerzania jej światła między ludem, ciż sami mistrzowie i ich bracia, o! zgrozo, jakby nieprzyjaciele wiary chrześciańskiej, przez swe skryte podstępy sprawili, że niektórych biskupów, księży i mnichów z ich miejsc powyrzucano, a w części wymordowano: a tak owi nawróceńcy, którzy przyjęli już byli wiarę chrześciańską, porzuciwszy jej światło, wrócili niestety! do dawnych błędów pogańskich. W taki sposób dawny w tym kraju kościoł katedralny Letowski (Lethoviensis) wraz z swojém miastem i dyecezyą, nie bez straty bolesnej tylu dusz wiernych, zniesiony został. Lud także chrześciański w kraju Semigalii, mający swego biskupa i kapłanów prawowiernych, którzy mu udzielali Sakramentów świętych, ciż Mistrzowie i bracia do szczętu wytępili. Znaczniejszym panom tej ziemi, zaprosiwszy ich do siebie na biesiadę, niecném i niesłychanej srogości zdradziectwem głowy pościnali: gmin zaś wszystek rzeczonej ziemi, przeszło sto tysięcy ludzi obojej płci wynoszący, w kraje pogańskie nielitościwie pognali; zaczém owi wierni, z uszczerbkiem wiary chrześciańskiej, stali się sługami i wieczystemi pogan niewolnikami. Upadło i biskupstwo Semigalskie, które miało dyecezyą na siedm mil drogi rozległą. Aby zaś przeszkodzić rozpowszechnianiu wiary i opowiadaniu słowa Bożego w rzeczonych prowincyach, z przyczyny iż bracia mniejsi Brunsberskiego zakonu w prowincyi Ryzkiej, między poganami apostołujący, słowo Boże ciągle rozsiewali, a jeden z mnichów rzeczonego zakonu, z gorliwością krążąc po pogańszczyznie, i budując lud tak słowem jako i uczynkami, codziennie wielką liczbę pogan nawracał do wiary i zbawiennego przez chrzest święty odrodzenia; wypędziwszy sromotnie tychże braci z rzeczonego klasztoru, zburzyli sam klasztor do gruntu, i nie dozwolili więcej żadnemu opowiadać wiary, ani dla nowo-nawróconych stawiać kościołów i kaplic. A tak ci nowochrzczeńcy, w pierwszych zasadach wiary należycie nie objaśnieni, i w kościołach społeczeństwa z wiernymi nie podzielający, ani wiarą ani sposobem życia nie są do chrześcian podobnemi. Naśladując zdrożny obyczaj pogan, swoich współbraci, jeżeli kiedy w spotkaniu albo bitwie z nieprzyjacielem zdarzy się niektórym odnieść blizny, wbrew przepisom prawej wiary, nie czekając ich zgonu, z dziką i nieludzką srogością palą tych nieszczęśliwych na stosie. Aby zaś wymienione tu i inne obrzydłe ich zbrodnie do wiadomości Stolicy naszej nie dochodziły, wszystkich wiernych duchownych i świeckich, jakiegokolwiek bądź stanu i godności, którzyby dla użalenia się na takie nadużycia, ostatecznością znagleni, do Stolicy Apostolskiej się udali, srodze prześladują, i sami albo przez kogo innego zgubić ich usiłują, jak się to pokazać miało na osobach mistrza Alexego Doktora Pisma ś. plebana i wielu innych, których z Rzymu wracających, dokąd byli jeździli ze skargami przeciw nim, okrutnie pozabijali. Nie przestając na takich niegodziwościach, ale chcąc bezkarnie złe broić, a uchodzić za dobrych pod płaszczykiem niewiadomości, wszystkie drogi i przejścia, przez które z miasta Rygi wychodzić i wracać koniecznie trzeba, strażami swemi w ten sposób poosadzali, że tym tylko osobom, którym chcą, wstępu do niego lub wyjścia dozwalają. A tak miasto rzeczone, nie mając ani przystępu ani wolnego wyjścia, zmuszone jest z wielką przykrością i szkodą cierpieć takie oblężenie. Aby zaś tém bardziej ścieśnić to oblężenie i przeciąć wszelkie do miasta drogi, opanowali samowolnie i dotąd posiadają zamek pewien i przystań klasztoru Dynamundzkiego zakonu Cystersów, w dyecezyi Ryzkiej, w niższej części tegoż miasta stojący, nad którym kościołowi Ryzkiemu służy prawo zwierzchnictwa (jus patronatus), a którego, wchodząc do miasta lub wychodząc z niego, czy lądem czy morzem, wyminąć nie można. Uczynili to zaś na mocy jakiegoś kupna nieprawego, gdy klasztorom prawami kanonicznemi zabroniona jest wszelka sprzedaż i zamiana, a nadto przywilejem ś. pamięci Grzegorza IX papieża Poprzednika naszego, klasztorowi Dynamundzkiemu z osobna udzielonym, wszelka umowa sprzedaży lub zamiany była zakazaną. Dlaczego w tych prowincyach, kędy Zbawiciel rozszerzał swój kościoł pomnażającą się liczbą nowych do wiary nawróconych synów, przez zgubne w jego łonie i złośliwe działania przewrotności, nie tylko wiara zaszczepiona i pierwotnie ugruntowana nie wzrasta, ale nawet skutkiem prześladowań domowych, jeśli się złemu spiesznym ratunkiem nie zabieży, imię chrześciańskie całkiem wyginie. Świeżo naostatek doszło do naszej wiadomości, że pomienieni Mistrzowie i bracia Szpitalni, nawiedziwszy zbrojno i po nieprzyjacielsku ziemię Naszego ukochanego Syna, przesławnego Męża, Władysława książęcia Krakowskiego i Sandomierskiego, w mieście Gdańsku przeszło dziesięć tysięcy ludzi orężem wytępili, i niemowlęta nawet w kolebkach kwilące, którymby sam poganin przebaczył, pomordowali. Ciż sami Mistrzowie i bracia wielu innych jeszcze, jak słyszeliśmy, niegodnych dopuszczają się czynów, których wyliczanie byłoby nazbyt długie, gdybyśmy je szczegółowo wymieniać chcieli. My zatém, którzy z wyroku Bożego nad tą winnicą Pańską straż i zwierzchność utrzymujemy, z tém upragnieniem, aby w niej zbawienne cnót krzewiły się latorośle, przez podcinanie chwastu i kąkolu występków: zważywszy, że to wszystko, co nam o wspomnianych mistrzach i starszych zakonu, jako też ich braciach, z doniesień jest wiadome, jako szkodliwe i wierze naszej przeciwne, a dla wszystkich wiernych Chrystusowych gorszące i zgubne, bez obciążenia naszego sumienia lekceważoném być nie może; zważywszy nadto, że w takich okolicznościach odwlekać środki zaradcze byłoby to pobłażać występkom i ośmielać bezkarność; postanowiliśmy Uprzejmościom Waszym, na których z pełną w Bogu ufnością polegamy, poruczyć i zalecić, jakoż niniejszym Listem Apostolskim zalecamy i ściśle przykazujemy, ażebyście do rzeczonych prowincyj, albo tych miejsc właściwych, które do załatwienia tej sprawy za najsposobniejsze uznacie, osobiście się udali; a mając przed oczyma samego tylko Boga, przeciw pomienionym Mistrzom i braciom zakonu Szpitalnego w owych prowincyach osadzonym, co do zarzutów powyżej wyszczególnionych, tudzież osobnych artykułów, które w bulli naszej zawarte dla Was przygotowaliśmy, innych nareszcie przestępstw i nadużyć, o jakie znajdziecie ich obwinionemi, pilne przedsięwzięli badania; zbadawszy je zaś starannie i rozpoznawszy, ułożyli na piśmie dokładne o nich sprawozdanie, i takowe pod pieczęciami Waszemi postarali się wiernie nam przesłać i przedłożyć. Abyście nadto zamek i klasztor Dynamundzki, który rzeczeni Mistrzowie i bracia, jako się wyżej namieniło, pod pozorem jakiegoś kupna opanowali i w swoich ręku dzierżą, kazali im bez oporu opuścić, i aż do naszego rozporządzenia w imieniu Stolicy Apostolskiej pod swoją władzą go zatrzymali, a tymczasem troskliwą zlecili nad nim pieczą osobom zdatnym i wiernym, jakie do tego przezornie wybierzecie. A iżbyście wypełnieniem tego wszystkiego tém skuteczniej zająć się mogli, im obszerniejsze od Nas mieć będziecie upoważnienie, nadajemy Wam niniejszém pismem zupełną moc i wolność wzywania dla siebie, gdziekolwiek i ilekroć uznacie to za potrzebne, do wykonania rzeczonych zleceń pomocy i posiłku, tak od prałatów jako i książąt i innych osób świeckich jakiego bądź stanu i godności; przeciwiących się zaś i opornych, niemniej świadków, jakich do tej sprawy zda się Wam za przyzwoite powołać, karcenia wyrokami klątwy, suspensy, interdyktu, pozbawieniem przywilejów od Stolicy rzeczonej im udzielonych: w czém nie mają być na przeszkodzie uchwały Soboru powszechnego, zakazujące przyzywania kogokolwiek do sądów z odległości dwudniowej, albo z poza granic miasta i dyecezyi, chyba w pewnych przypadkach i to nie z dalszego miejsca jak o jeden dzień drogi od granic jego dyecezyi; ani inne jakiebądźkolwiek postanowienia, któreby przeciwić się mogły Waszemu w tej prowincyi poruczeństwu i władzy, i wolnemu ich używaniu; chociażby nawet świadkami, których do tej sprawy wezwaćby przyszło, byli mnisi zakonu kaznodziejskiego, braci mniejszych, lub jakiegokolwiek innego, i choćby rzeczeni zakonnicy mieli przywilej od Stolicy Apostolskiej, zastrzegający, że do zeznawania świadectwa w jakiejkolwiek sprawie i okoliczności powoływani być nie mogą; albo chociażby rzeczeni Mistrzowie i ich bracia przez tęż Stolicę wyjęci byli z pod wszelkiej klątwy, suspensy i interdyktu, listem Apostolskim nie czyniącym dokładnej i wyraźnej od słowa do słowa wzmianki o takowém uwolnieniu i innych jakichkolwiek wyłączeniach, lub pismach Apostolskich, w jakiejkolwiek słów formie udzielonych, któreby tamować mogły wykonanie powyższego zlecenia, niniejszém pismem nie wyrażone albo całkowicie nie objęte. A gdybyście obadwaj tą sprawą i jej wypełnieniem zająć się nie mogli, niechaj ją jeden z was załatwi. Dan w Awinionie dnia dwudziestego Czerwca. Roku tysiącznego trzechsetnego jedenastego, a naszych rządów Papieskich piątego.“

Rok Pański 1312.
Albert wójt w zmowie z mieszczanami Krakowskimi przyzywa książęcia Opolskiego i wydaje w jego ręce miasto: ale ten na pogróżkę Władysława Łokietka ustępuje wraz z wójtem, którego majątek zabrany na skarb publiczny, podobnie jak i powiat Biecki, z przyczyny niesłusznego obwinienia biskupa Krakowskiego o zdradę.

Po oderwaniu od królestwa Polskiego obszernej i znakomitej jego części, to jest ziemi Pomorskiej, co wielce trapiło i zasmucało książęcia Władysława Łokietka, druga jeszcze spotkała go niepomyślność. Albowiem wójt Krakowski Albert wraz z rajcami i magistratem miasta Krakowa, niechętny rządom i panowaniu książęcia Władysława, z przyczyny iż wielkiemi uciskał ich ciężarami i podatkami na prowadzenie ustawicznych wojen, któremi go napastowano, a nie powściągał łotrostwa złodziei i rozbójników, dla których drogi publiczne stały się niebezpiecznemi, z Bolesławem książęciem Opolskim przez tajemne poselstwa i zmowy ułożył się o wydanie mu miasta Krakowa. Ten wiodąc do skutku uknowany zamiar, przybył z znaczném wojskiem do Krakowa, gdzie zaraz otwarto mu bramy, a wójt, rajcy i mieszczanie przyjęli go z wielką czcią i przychylnością. Zamku atoli Krakowskiego, którego załoga pozostała wierną książęciu Władysławowi, żadnym sposobem nie mogli do poddania się nakłonić. Zaczém obrawszy sobie na mieszkanie dom rzeczonego wójta Alberta, przyległy bramie Ś. Mikołaja, przez czas niejaki w Krakowie wysiadywał. Książę zaś Władysław strapiony i zakłopotany tak wielkiém niebezpieczeństwem, namyślał się co miał czynić w tej ostateczności, która mu upadkiem zagrażała. A gdy wszyscy doradzali, aby jak najprędzej odparł niebezpieczeństwo, a zebrawszy wojsko tak ze szlachty jako i wieśniaków, miasto Kraków oblężeniem ścisnął, książę Władysław usłuchawszy roztropnej rady, ściągnął niebawem znaczną siłę zbrojną w celu oblężenia Krakowa; wprzódy jednak do Bolesława książęcia Opolskiego, stojącego z wojskiem w Krakowie, umyślił wyprawić posłów, aby przez nich układać się o zgodę, i hamować żądzę niewczesną opanowania cudzego miasta: sam zaś szedł za nimi z wojskiem, postanowiwszy obledz miasto i jego najezdnika, gdyby się mieszczanie poddać nie chcieli. Ci gdy przybyli do Krakowa i Bolesławowi książęciu Opolskiemu przełożyli zlecenia książęcia Władysława, żądającego, aby z dziedzicznej jego posiadłości ustąpił; „a iżby przestając na swojem księstwie, miał sobie za hańbę i sromotę przybywać do Krakowa na płoche wezwanie mieszczan Krakowskich, i przywłaszczać sobie miasto, mimo żyjącego Władysława i syna jego Kazimierza, zrodzonego do następstwa. Aby poprawił swój błąd, i odmienił zamiar, póki jeszcze do wojny i krwi rozlewu nie przyszło: i aby sam się w podobném stawił położeniu, jakiby uczuł w sobie gniew i oburzenie, gdyby mu ojcowiznę jego wydzierano. Jeżeli zaś trwać zechce w swojem przedsięwzięciu, za większego uważać go będzie nieprzyjaciela, niżeli wójta Alberta i mieszczan Krakowskich, przez których do tej zbrodni został wciągniony.“ Bolesław książę Opolski; któremu nie tajno było, jakie przedsiębrano środki do zwalczenia go i wypędzenia, dał posłom odpowiedź skromną i pokorną. Powód przybycia swego do Krakowa i opanowania miasta składając na wójta i mieszczan Krakowskich, oświadczał, „że sam nie uczynił żadnego kroku nieprzyjacielskiego i siebie niegodnego, albowiem do Krakowa przybył za namową i prośbą wójta i tamecznych mieszczan. Gdy zaś, wbrew obietnic, jakiemi go łudzono, w osiągnieniu rządów widzi przeciwności, chętnie ustąpi, nie chcąc niczyjej obrazy ani krzywdy.“ Jakoż nie czekał nawet skutku odpowiedzi, obawiając się, aby go książę Władysław z swém wojskiém nie otoczył, i nie zagarnął w niewolą lub do haniebnej nie zmusił ucieczki; ale zabrawszy z sobą Alberta wójta Krakowskiego i niektórych mieszczan, którzy za swoje przestępstwo lękali się niechybnej kary, znając jak ciężko zawinili, i nie mogąc spodziewać się przebaczenia, wrócił do Opola, gniewny i zmartwiony, że uwierzył słowom rzeczonego wójta i mieszczan i na wstyd własny a sromotę wdał się w sprawę niewczesną opanowania miasta Krakowa. Książę zaś Władysław wszedłszy do Krakowa z liczniejszym niż kiedyindziej rycerstwa pocztem, wszystkie dochody wójtowstwa Krakowskiego, opłaty z młynów, jatek, sklepów, domów i innych miejsc zamożne składy mających, zabrał i do swego książęcego stołu przydzielił. Niektórych zaś z mieszczan Krakowskich, sprawców i przewodców buntu, na postrach i przykład dla drugich, aby się podobnej wystrzegali zbrodni, kazał poimać i końmi włóczyć po ulicach, a potém wieszać albo w koło wplatać. Z domu zaś wójta sporządził grodek i przy bramie Ś. Mikołaja wieżę wybudował, w której straż zbrojną osadził, aby przy pomocy owego grodka i straży lud Krakowski w wierności i posłuszeństwie snadniej utrzymał. Posądzono także, acz nie słusznie, Jana Muskatę biskupa Krakowskiego, z przyczyny iż był Szlązakiem z Wrocławia rodem, jakoby świadomy i spółuczestnik rzeczonej zdrady, z wójtem Albertem i mieszczanami Krakowskiemi był w zmowie i zezwolił wyraźnie na usunięcie Władysława Łokietka, a wprowadzenie Bolesława książęcia Opolskiego: za co długie potém znosił prześladowanie na osobie swojej i dobrach swego kościoła, ścigany nienawiścią a nawet więziony przez książęcia Władysława, i nie mógł już więcej odzyskać zamku i powiatu Bieckiego, które mu byli Węgrzy za rządów opata Tynieckiego zabrali, acz później z nich ustąpili. Rzeczony zaś Albert wójt Krakowski nie sądząc się nawet w mieście Opolu bezpiecznym, gdy i tam często tak od samego książęcia, jako i szlachty i mieszczan, za zdradziectwo, którego się przeciw swemu prawemu panu dopuścił, nie tylko rozmaitego rodzaju obelgi, ale i długie wycierpiał więzienie, pełen smutku i żalu opuścił wreszcie Opole i udał się do Pragi, kędy z żoną i dziećmi nędzne życie prowadził, biedząc się równie swym niedostatkiem jak i wyrzutami sumienia, a w częstych rozmowach potępiając zbrodnią, którą był przeciw panu i książęciu swemu Władysławowi Łokietkowi popełnił.

Zniesienie zakonu Templaryuszów na soborze powszechnym, i spalenie na stosie mistrza wraz z kilku braćmi tegoż zakonu.

Klemens V zwoławszy sobór powszechny w mieście francuzkiém Wiennie (Vienna), zniósł i rozwiązał zakon Templaryuszów, który się był lat niemal sto ośmdziesiąt cztery utrzymywał, a to dla jego niesłychanej i trudnej do wypowiedzenia przewrotności i niegodziwości; dobra zaś doczesne tego zakonu odkazał szpitalowi Ś. Jana Jerozolimskiego i innym zakładom pobożnym. W roku następnym, w obecności dwóch kardynałów do tego wyznaczonych, mistrz Templaryuszów wraz z niektórymi tegoż zakonu komturami w Paryżu dnia jedenastego Marca na stosie spalony został. Sprawę ich głoszono potém publicznie; przewinieniem zaś było jawne zaprzeczenie Chrystusa i zelżenie Krzyża bluźnierstwem przeciw ukrzyżowanemu Zbawicielowi, jak to wielu z nich zeznało.

Po złożeniu urzędu mistrza Pruskiego przez Henryka, obejmuje rządy Karol, który buduje zamek Christmemel. Trzy wyprawy w tym roku przedsiębrane na Litwę.

Po Henryku Plocke (v. Ploczk) mistrzu Pruskim nastąpił na ten urząd Henryk z Trewiru (de Trir), zwany także Karolem. Ten zbudowawszy zamek Christmemel blisko Ragnety nad Niemnem na pograniczu Litwy, dla umocnienia go posłał z statkami żywności czterysta ludzi, z których w czasie burzy wszczętej wielu wyginęło. Dwie wyprawy w tym roku przedsiębrane na Litwę, jedna przez mistrza przeciw zamkowi Bissen, drogą lądową, druga przez Bernera komtura Ragnety flotą po rzece Niemnie przeciw zamkowi Mergist, nie wiele osięgnęły korzyści: albowiem prócz małej liczby jeńców i zdobyczy obadwa wojska więcej nie zyskały. Wyprawiał się po raz trzeci jeszcze Henryk marszałek, ale z wielką stratą wojska swego i własną: nie dobywszy bowiem zamku Bissen obszedł trzy powiaty, to jest Miedniki, Krzywice (Cruwiczin) i Trzywiczony, gdzie zaledwo jednego mniej znacznego dostał zamku, a gdy ludzie tameczni rozbiegli się po lasach, pastwił się na pustych i bezwinnych domostwach przez dni trzy. Wojsko jego tymczasem, nie mogąc nigdzie znaleźć żywności, cierpiało głód wielki; który gdy się codziennie wzmagał, przymuszony cofać się z powrotem przeszło sto mil, wielu bardzo z swoich ludzi utracił. Ci nawet, którzy wrócili do domów, robiąc po dwadzieścia mil dziennie, z łakomego potém użycia strawy, której osłabiony żołądek nie znosił, pomarli. Wysłał był i książę Litewski starostę swego Surmina, męża zręcznego i obrotnego, z flotą z stu okrętów złożoną w celu oblężenia zamku Christmemel. Ten zastawszy na rzece Niemnie okręty przez Krzyżaków opuszczone, ogniem je zniszczył. Ale nareszcie zwyciężony od tychże Krzyżaków, którzy na niego z zamku uderzyli, straciwszy trzysta pięćdziesiąt ludzi, z resztą wojska na tejże samej flocie umknął do Litwy.

Rok Pański 1313.
Po ukaraniu niektórych mieszczan Krakowskich, Władysław Łokietek przebacza miastu, ale odbiera mu prawo obierania rajców, które przenosi na wojewodę Krakowskiego. Klasztorowi także Miechowskiemu, którego opatem był pod ów czas brat wójta Krakowskiego, odbiera wieś Łętkowice.

Po ukaraniu należytém za zdradę i przeniewierstwo wójta Alberta i innych mieszczan Krakowskich, którzy byli sprawcami i podżegaczami buntu, resztę ludu, raczej zgorszonego złym przykładem, niż rozmyślnego uczestnika zbrodni, książę Władysław Łokietek ułaskawił; niektórzy bowiem nie pojmowali sami, jak daleko posunęli się w swojém zuchwalstwie, i na jaką przeciw swemu książęciu, przeciw ojczyznie, przeciw własnym rodzinom i dziatkom odważyli się zbrodnię. Obawiając się zaś książę Władysław, aby stłumione zarzewie nowym kiedyś nie wybuchło płomieniem, ograniczył władzę mieszczan co do wyboru rajców i magistratu, tak iżby mniej mając znaczenia, nie mogli wierzgać zuchwale i przeciw swemu monarsze hardo podnosić głowy. Odjął mówię książę Władysław miastu Krakowowi prawo wybierania rajców z dawien dawna mu służące, a przydzielił je do władzy wojewody Krakowskiego, który z kolei ten urząd piastował, rozporządziwszy i postanowiwszy, ażeby on sam nie tylko w miejsce ubywających rajców wybierał z pomiędzy mieszczan Krakowskich, mężów odznaczających się cnotą i roztropnością, ale iżby oraz władza wydania wyroków przy nim zostawała. Wspomnieni rajcy mieli roczne w mieście rządy sprawować, przewodniczyć radzie i sprawy miejskie co roku załatwiać. Tym sposobem prawo wybierania rajców Krakowskich odjęte zostało miastu, a przeniesione na wojewodę Krakowskiego. Tlała gniewna uraza w sercu Władysława książęcia ku Albertowi niegdy wójtowi Krakowskiemu, która doszła do tego stopnia nienawiści, że szukał zemsty na nieobecnym, gdy zbiegłego nie mógł nią osobiście dosięgnąć. Jakoż wieś piękną Łętkowice około rzeki Szreniawy w nader żyznej glebie leżącą, a przez żonę Gniewomira i jej syna klasztorowi Miechowskiemu w pierwiastkach jego założenia nadaną, dla żadnej innej przyczyny, tylko tej, że ją rzeczony Albert trzymał od brata swego, w ów czas proboszcza Miechowskiego, przemocą i niesłusznie od klasztoru Miechowskiego oderwał i do skarbu książęcego przydzielił. Od tego czasu klasztor Miechowski wieś Łętkowice na zawsze utracił.

Bolesław książę Mazowiecki i Bolesław książę Opolski schodzą ze świata.

Dnia dwudziestego piątego Kwietnia, władca surowości pełen, ale mądry i sprawiedliwy, gromca srogi i prześladowca łotrów i gwałtowników, Bolesław książę Mazowiecki, syn Ziemowita syna Konrada książęcia Mazowieckiego, brat stryjeczny książęcia Władysława Łokietka, umarł w Wyszogrodzie i w kościele Płockim pochowany został. Trzej synowie jego i następcy, Ziemowit, Trojden i Wanko, objęli po nim księstwo Mazowieckie. Miał on dwie żony, jednę Litwinkę wielce zacną niewiastę, która zrodziła mu dwóch synów, Ziemowita i Trojdena i jednę córkę; drugą Czeskę, z której miał Wacława jedynaka, zwanego Wanko. Za nim wnet poszedł ze świata Bolesław książę Opolski, zmarły w zamku Opolskim i pochowany tamże w klasztorze Braci mniejszych: po Opolskim zaś książęciu Władysław syn książęcia Ottona, który w dniu pierwszym Stycznia zakończył życie.

Henryk VII król Rzymski, ukoronowany w Rzymie, oblega Florencyą, ale w pożywaniu Ciała Pańskiego otruty ginie, a syna jego Czesi wypędzają z kraju.
Henryk VII król Rzymski i hrabia Luxemburgski, zabrawszy drugą koronę w Medyolanie, zdobywszy szturmem dwa miasta Weronę i Kremonę, i mury ich wraz z wieżami poburzywszy, w którym–to czasie zmarła w Genui żona jego Małgorzata, córka książęcia Brabancyi, pochowana u Franciszkanów, przybył do Rzymu, i w uroczystość ŚŚ. Apostołów Piotra i Pawła, która w tym roku przypadła w dzień Niedzielny, przez Mikołaja biskupa Ostyeńskiego, tudzież dwóch kardynałów od Klemensa V papieża przysłanych z Awinionu, na cesarza Rzymskiego został pobłogosławiony, namaszczony i koronowany w kościele Ś. Jana Laterańskiego: przeciwny mu bowiem Robert król Sycylijski, ku jego zniewadze i poniżeniu, ubiegł był z przeważném wojskiem kościół Ś. Piotra i zamek przyległy. W sam zaś dzień koronacyi, jako i w dniach następnych, przez które Henryk cesarz zabawił w Rzymie, między wojskami Henryka cesarza i Roberta króla Sycylijskiego częste ponawiały się utarczki i walki, gdy niektórzy z Rzymian stronę Roberta usilnie popierali. W tych-to zatargach biskup Leodyjski, opat Wizumbergski, i wielu znakomitych rycerzy, stronników cesarza, życie potracili; ci zaś z pomiędzy Rzymian, których ujęto w niewolą, częścią pod miecz dali głowy, częścią w wodzie zostali potopieni. Nakoniec Henryk cesarz wyszedłszy z Rzymu, ruszył do Florencyi, kędy przeciwnika swego Roberta, nie chcącego uznać go za cesarza, oblężeniem ścisnął. A gdy zajęty dobywaniem miasta, w czasie którego oblężeńcom, a zwłaszcza pospólstwu, wielki głód dojmował, w uroczystość Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny, w dzień Piątkowy, z zwykłem nabożeństwem chciał się zasilić Ś. Sakramentem ołtarza, trucizną podaną sobie w hostyi miasto Sakramentu, przez jednego jak wieść niesie mnicha zakonu kaznodziejskiego zgładzony, bądź jak inni z większém do prawdy podobieństwem twierdzą, z bolączki pod kolanem u prawej nogi powstałej, wrzodem zwanej, we wsi Bonconvento (Bonum Conventum) o dwanaście mil od Sienny umarł. Z śmiercią jego ustało oblężenie, a zwłoki cesarza przeprowadzone do Pizy pochowano w kościele katedralnym Pizańskim uroczyście i z godną cesarza wspaniałością. Po jego zejściu wielkie w całém państwie działy się rozruchy. Był-to mąż statecznego umysłu, którego pomyślność nigdy nie unosiła, los przeciwny nigdy nie zgnębił. Panował lat niespełna cztery, miesięcy ośm i dni ośmnaście. Syn jego Jan, król Czeski, począł od tego czasu w niezwykłą podnosić się pychę, i panom Czeskim, dostojnikom, rycerstwu i szlachcie okazywać zelżywość i pogardę, przekładając nad nich lada Niemca, a pomiatając szydersko Czechami; urzędy i dostojeństwa rozdawał Szwabom i Nadreńcom (Rinenses), a Czechów bynajmniej do nich nie dopuszczał. Tej krzywdy i zniewagi nie mogąc znieść Czesi, strącili go sromotnie z królestwa i wypędzili, zostawiwszy tylko u siebie królową Czeską Elżbietę w Pradze.

Klemens V papież umiera; po nim stolica osierocona przez lat dwa.

Klemens V papież umarł w Roquemaure (castrum Maurum) nad Rodanem. Zwłoki jego przeniesiono do Karpentras, gdzie pod ów czas była kurya, a ztąd znowu przewieziono je do Gaskonii (Vasconia) i pochowano w kościele Ś. Maryi w Uzesta lichej wioseczce dyecezyi Basas (Vasatensis). Siedział na Stolicy papieskiej lat ośm, miesięcy dziesięć i dni piętnaście. On Piotra de Morono, niegdyś Celestyna papieża, kanonizował pod imieniem Ś. Piotra. Po nim stolica osierocona była przez lat dwa, miesięcy trzy i dni siedmnaście. Bo lubo kardynałowie w liczbie dwudziestu trzech po śmierci Klemensa w mieście Karpentras weszli do konklawe celem obrania nowego papieża, gdy atoli wszczęły się między nimi niezgody, wybór nie przyszedł do skutku, i stolica opróżnioną była przez lat dwa, miesięcy trzy. On ułożył tak zwane Klementyny.

Rok Pański 1314.
Mistrz Pruski zakazuje składania dziesięcin snopowych, w miejsce których naznacza po dwa skojce z łanu: sam zaś wraz z zakonem, zasłaniając się apellacyami, żadnych nie płaci powinności.

Karol mistrz Pruski i zakon Krzyżaków, nie przestając na posiadaniu świeckich zaborów Pomorza, książęciu Władysławowi Łokietkowi nieprawnie i niegodziwie wydartego, rościągnął swoję chciwość drapieżną do dóbr poświęconych Bogu i jego kościołowi, i dziesięciny snopowe od wszelkiego rodzaju zboża, które według starodawnego zwyczaju składano co rocznie arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, tudzież biskupom Włocławskiemu i Poznańskiemu i innym rzeczonych dyecezyi klasztorom, prałatom i proboszczom, zniósł i zamienił na pieniężne, wynoszące ledwo dwudziestą część tego co pierwej przynosiły. Od każdego łanu osiadłego i uprawnego, z którego przed zaborem Krzyżackim dawano dziesięcinę snopową, nakazał płacić osadnikom tylko po dwa skojce pieniędzy (scottos usuales). Swoje zaś i wszystkich komturów i krajowców włości, uwolnił od wszelakiej nawet pieniężnej dziesięciny. Niektóre nadto wsie, należące do kościołów i klasztorów rzeczonych dyecezyj, na swoję własność zagarnął. Odtąd dochody arcybiskupów, biskupów, klasztorów i innych prebend znacznie się zmniejszyły i zostały już na zawsze chudemi. Niektóre beneficia z swemi nadaniami zupełnie upadły. A chociaż arcybiskup Gnieźnieński i biskup Włocławski, w którego dyecezyi mieści się cała niemal ziemia Pomorska, biskup także Poznański, i inni rządcy klasztorów i prebend, nie omieszkali użyć oręża duchownego ku swej obronie, i tak mistrza jako i zakon, w ogólnym jego składzie i pojedynczo, a wraz właścicieli wiejskich, za tak wielką krzywdę i uszczerbek zrządzony ich beneficyom ścigali karami kościelnemi, rościągając na niektóre miejsca interdykt duchowny; wszelako mistrz i zakon Krzyżacki bronili się ustawiczném odwoływaniem sprawy do Stolicy Apostolskiej i uchylali przed kar rzeczonych surowością. A tak pod zasłoną podobnych appelacyj ponawiając swe zuchwałe napaści, coraz śmielej targnęli się na własności i prawa kościoła, gotowi dla nasycenia swego łakomstwa walczyć nie tylko z ludźmi, ale z samym Bogiem i jego Świętemi. Tego czasu także kościoł Chełmiński poniósł znaczne straty w wydartych mu przez mistrza i Krzyżaków licznych i dostatnich wioskach, któremi go hojność królów i książąt Polskich bogato uposażyła.

Z przyczyny niezgody między elektorami, dwaj królowie Rzymscy razem obrani i koronowani; ale jeden z nich uwięziwszy swego współzawodnika, zagarnia w całości rządy państwa.

Po śmierci Henryka, elektorowie cesarstwa zebrani w celu obrania nowego cesarza w Frankfurcie nad Menem, poróżniwszy się w zdaniach, rozdwoili elekcyą. I tak, arcybiskup Koloński Henryk, Rudolf hrabia palatyn Renu i książę Saski, obrali Fryderyka książęcia Austryi, syna Alberta niegdy króla Rzymskiego; drugie zaś stronnictwo, to jest, Jan król Czeski, syn Henryka cesarza, Piotr Moguncki, Baldwin Trewirski, arcybiskupi, i Woldemar margrabia Brandeburski, wybrali królem Rzymskim Ludwika książęcia Bawarskiego. Zaczém Ludwik książę Bawarski, przez elektorów swego stronnictwa zaprowadzony do Akwisgranu, z rąk arcybiskupa Mogunckiego przyjął koronę; Fryderyk zaś książę Austryi przez Henryka arcybiskupa Kolońskiego koronowany był w Bonn (Bunae). Gdy w ten sposób dostojnicy państwa podzielili się na dwa stronnictwa, a każde popierało swego wybrańca, powstały ztąd rozmaite zatargi i boje. W stoczonej nakoniec bitwie między Ludwikiem książęciem Bawarskim a Fryderykiem książęciem Austryi pod Molndorf, lubo z obojej strony mężnie i przez czas niejaki z równém szczęściem walczono (obiedwie bowiem strony znaczne do boju wyprowadziły wojska), Ludwik książę Bawarski, wsparty posiłkami i osobistą pomocą Jana króla Czeskiego, otrzymał zwycięztwo tak przeważne i znakomite, że sam Fryderyk książę Austryi, współzawodnik jego, i razem królem Rzymskim obrany, dostał się jako jeniec do rąk Ludwika. Od tego czasu Ludwik książę Bawarski, objąwszy w posiadanie wszystko cokolwiek do cesarstwa należało, rządy królestwa Rzymskiego spokojnie i bezpiecznie sprawować począł: Fryderyka przytém książęcia Austryi, współzawodnika swego, który zmuszony był zrzec się praw swoich do korony i ustąpić z warowni uznających jeszcze jego władzę, po odebranej od niego przysiędze na wierność i posłuszeństwo, wypuścił z niewoli.

Dwie komety i trzy razem księżyce na niebie.

Około świąt Narodzenia Pańskiego ukazała się na niebie kometa, i odbywając swój bieg w nocy około bieguna, długi swój ogon zwracała raz na zachód, drugi raz na wschód, niekiedy na południe i północ, i trwała aż do końca miesiąca Lutego. Wkrótce potém zjawiła się druga kometa w stronie wschodniej, mniejsza od pierwszej przestrzenią i długością trwania. Nadto ukazały się na niebie trzy razem księżyce.

Rok Pański 1315.
Głód straszny w Polsce.

Po uciszeniu się wojen zewnętrznych i zamieszek domowych w Polsce, sroższy nad wszystkie wojny głód nawiedził ją nową klęską. Gdy bowiem przy długiém nadzwyczaj trwaniu śniegów nadeszła chwila wiosny, zasiewy polne zakryte zimową odzieżą przed działaniem słońca, wymokły i zniszczały. Z tej przyczyny wynikły głód powszechny wielu wieśniaków utrapił i nie małą liczbę ludzi swoją srogością wytępił.

Synowie Henryka książęcia Wrocławskiego dzielą się między sobą ojcowizną.

Książęta Henryk i Władysław, synowie Henryka V książęcia Wrocławskiego, doszedłszy do pełnoletności, gdy widzieli, że brat ich starszy Bolesław w zwykłém sobie trwonieniu skarbów na niewczesne podarki i datki nie ustawał, wielkiém naleganiem wymogli na nim wreszcie uskutecznienie działu księstwa Wrocławskiego, ażeby rozrzutność Bolesława jemu tylko przynajmniej a nie wszystkim zrządzała uszczerbek. Według liczby zaś książąt, trzy naznaczono dzielnice, jednę Wrocławską, drugą Lignicką, trzecią Brzegską, z tém zastrzeżeniem, że kto dzielnicę Wrocławską otrzyma, zapłaci czterdzieści ośm tysięcy, kto zaś część Lignicką, trzydzieści dwa tysiące grzywien w dodatku temu, dla którego przypadnie dzielnica Brzegska, a to z przyczyny nierówności tych trzech części. Na co gdy wszyscy książęta się zgodzili, Bolesław łakomy zawsze na pieniądze wybrał sobie Brzegską dzielnicę: dwom innym, Henrykowi i Władysławowi gdy wybierać przyszło naznaczone części, Henryk wziął Wrocławską, Władysław zaś Lignicką. Poczém Henryk książę Wrocławski, pożyczywszy pieniędzy od szlachty i mieszczan Wrocławskich, brata swego Bolesława książęcia na Brzegu według umowy czterdziestu ośmiu tysiącami grzywien spłacił. Młodszy zaś Władysław książę Lignicki, który zabierał się do stanu duchownego i już był stopień poddyakona otrzymał, nie mogąc z nikąd dostać pieniędzy, miasto Lignicę dał w zastaw bratu Bolesławowi książęciu Brzegskiemu za trzydzieści dwa tysiące grzywien, i osiadłszy u niego jako brata rodzonego w Lignicy, z jego stołu żył i z nim ciągle obcował.

Żmudzini i Litwini Prusy pustoszą. Mistrz Pruski nawzajem plądruje Litwę.

Żmudzini, zebrawszy liczne i potężne wojsko, najechali niespodzianie Ragnetę i zbrojno oblegli. A chociaż Krzyżacy i inni zamku Ragnety obrońcy po wiele kroć usiłowali ich odeprzeć, atoli zwyciężeni zawsze i pobici od Żmudzinów, musieli zaniechać walki, a przestać na samej murów obronie. Żmudzini zaś, gdy po długiém obleganiu zamku widzieli, że trudno im go było dobyć, Krzyżacy bowiem dzielnie się w nim bronili, potłukłszy okoliczne zboża, które już dojrzewały, i wszystko do koła poniszczywszy, wrócili do swoich siedlisk. Popierając przedsięwzięcie Żmudzinów, Witenes książę Litewski z liczném wojskiem Litwinów, Żmudzi i innych narodów wtargnął do Prus i obległ zamek Christmemel, którego chcąc dobyć, przez dni siedmnaście z wielką usilnością rzucaniem pocisków z kusz wielkich do niego szturmował. A gdy dwóchset rycerzy wysłanych od Henryka mistrza Pruskiego usiłowało na wszelki sposób wedrzeć się i dostać między oblężeńców, polegli wszyscy, wycięci od Litwinów i wytępieni do nogi. O czém gdy się mistrz Henryk dowiedział, zebrawszy sześć tysięcy ludzi zbrojnych, tak konnych jako i pieszych, wyszedł przeciw nieprzyjacielowi. Ale książę Litewski zawiadomiony przez szpiegów o zbliżaniu się mistrza Pruskiego, porzucił oblężenie i ruszył z powrotem do swego kraju. Mistrz Henryk, acz nie mógł doścignąć uchodzącego, wkroczył atoli na ziemię nieprzyjaznej sobie Litwy, i wielu Litwinów częścią pobił, częścią pobrał w niewolą: a wróciwszy do zamku Christmemel, wszystko, co przez barbarzyńców było zburzone i zepsute, ponaprawiał.

Rok Pański 1316.
Jan XXII papieżem obrany. Przeciw niemu Ludwik król Rzymski innego fałszywego na stolicy osadza papieża.
Lubo po zejściu Klemensa V kardynałowie zebrani w celu obrania nowego papieża w mieście Karpentras, weszli do konklawe, dla wszczętej atoli między sobą wielkiej niezgody wnet je opuścili, i po rozmaitych miastach i wsiach dłużej niż dwa lata wysiadywali. Za gorliwém nakoniec staraniem Filipa hrabi Poitou (Pictaviensis), brata króla Francuzkiego, który nad nimi półtora roku pracował, zgromadzili się na nowo w Lyonie, i zamknąwszy się w klasztorze braci zakonu kaznodziejskiego w wigilią ŚŚ. Apostołów Piotra i Pawła, po dniach czterdziestu od wejścia do konklawe, to jest dnia siódmego miesiąca Sierpnia, obrali zgodnie Jakóba z Quercy (de Cathurto) syna Arnolda, kardynała biskupa Portueńskiego, który Janem XXII nazwany i dnia piątego Września w kościele Lyońskim został koronowany. Ten z Lyonu przeniósł kuryą do Awinionu, gdzie Ś. Ludwika biskupa Tuluzy, Franciszkana, syna Karola II króla Sycylii, a stryja rodzonego Ludwika króla Węgierskiego i Polskiego, dnia siódmego Kwietnia w Awinionie kanonizował. W roku następnym ustawy poprzednika swego Klemensa kazał ogłosić i po szkołach głównych rozesłać. Roku zaś tysiącznego trzechsetnego dwudziestego, dnia ośmnastego Maja, Ś. Tomasza Erfurtskiego biskupa, teologii i praw kanonicznych doktora, kanonizował. Tego czasu Ludwik książę Bawarski obrany królem Rzymskim słał do Jana papieża poselstwo z prośbą, aby dla koronowania go zjechać raczył osobiście do Rzymu. Ale gdy Jan papież z słusznych przyczyn od tego się wymówił, Ludwik rozgniewany, za namową swoich radców i niektórych Rzymian, którzy sarkali na nieobecność papieża, obrał innego nieprawego papieża, i nazwał go Mikołajem. Tego Jan rzeczywisty papież, jako sprawcę zgorszenia i rozerwania kościoła, które było dziełem złości i niechęci osobistej, wraz z rzeczonym Mikołajem fałszywym papieżem i jego stronnikami wyklął, kraj zaś Bawarski interdyktem kościelnym obłożył.

Książę Władysław Łokietek wysyła Gerarda biskupa Włocławskiego do papieża Jana XXII z prośbą o koronę królewską.

Po uspokojeniu domowych zamieszek, spowodowanych śmiercią Henryka książącia Szlązkiego i Głogowskiego, i spojeniu ziem Wielkiej Polski, to jest Poznańskiej i Kaliskiej, w jednę monarchią, od której za życia Henryka książęcia Głogowskiego przez zgubne rozdwojenie były odpadły, Władysław Łokietek pan i monarcha Polski osądził, iż przyszła sposobna a długo oczekiwana pora przywrócenia królestwu Polskiemu dawnej chwały i świetności. Przemyślając zatém troskliwie o odzyskaniu ziemi Pomorskiej, nad której oderwaniem przez braci jałmużników Krzyżaków Pruskich wielce ubolewał, po naradzeniu się z swemi prałatami i przedniejszemi panami królestwa, postanowił wysłać Gerarda biskupa Włocławskiego, męża celującego radą i roztropnością, i gorliwego miłośnika ojczyzny, który dla jej dobra zdawał się zrodzonym i wychowanym, w poselstwie do papieża Jana XXII (na ów czas mającego stolicę swoję w Awinionie, a po dwuletniém osieroceniu tejże Stolicy z przyczyny wszczętej między kardynałami niezgody, świeżo w tym roku obranego) zwłaszcza że Gerard sam się do tego poselstwa nastręczał, celem odparcia swoich krzywd i zniewag przez Krzyżaków Pruskich ojczyznie i kościołowi wyrządzonych i ciągle się zwiększających. Dano mu więc w przepisie to zlecenie, aby dopraszał się u papieża zezwolenia na uwieńczenie koroną królewską książęcia Władysława Łokietka, który stał się był spadkobiercą niemal wszystkich części królestwa Polskiego, a słynny z dzielności i wspaniałości serca, przemysłem, roztropnością i biegłością w rzemiośle rycerskiém wszystkich książąt spółczesnych przewyższał; dokładając, że kraj Polski z wielu względów podupadły, przez takową koronacyą odzyska dawne siły do odpierania napaści ludów sąsiednich i barbarzyńskich. Niemniej, aby papież swoją władzą Apostolską skłonił mistrza i Krzyżaków Pruskich do oddania i opuszczenia ziemi Pomorskiej, niedawno od królestwa Polskiego wydzierczym orężem oderwanej i nieprawnie przywłaszczonej. Ta albowiem droga do odzyskania Pomorza zdała się łatwiejszą i sposobniejszą dla Polski, która poprzedniemi wojnami osłabiona i skołatana, jeszcze nie nabyła sił męzkich i czerstwości: a gdy przemoc gwałtowna w opanowaniu rzeczonej ziemi nie mogła być pod ów czas orężem świeckim skrócona i odparta, postanowiono użyć przynajmniej oręża duchownego, ażeby ta sprawa nie przedawniała się długością czasu, i aby Krzyżacy wiedzieli, że Polacy czują dobrze wyrządzoną sobie krzywdę, i nie przestają myśleć o odzyskaniu ziemi Pomorskiej, która im zawsze leży na sercu. Obok ustnych zleceń, dano mu nadto od prałatów i panów królestwa Polskiego pisma tej samej treści do papieża i zgromadzenia kardynałów, ażeby powtórzone razem i ustnie i piśmiennie prośby poświadczały ważność poselstwa, z którém wyprawiano Gerarda biskupa Włocławskiego, i gorliwość tych, od których owo poselstwo sprawował.

Trzykrotna wyprawa na Litwę, z niemałą jej szkodą i spustoszeniem.
Marszałek Pruski Henryk Plocke, rodem Sas, wziąwszy własnego tylko rycerstwa poczet zbrojny, wkroczył do Litwy, powiat Pastow zniszczył ogniem i grabieżą, i pięciuset Litwinów uprowadził w niewolą. A gdy za powrotem do Prus zastał znaczną liczbę rycerzy z nad Renu zebranych przeciw barbarzyńcom, ponowił niebawem wyprawę do Litwy, i najechawszy powiat Miedniki, zamek Bissen zdobył i spalił, ośmiudziesiąt Litwinów stojących w nim załogą wymordował, nareszcie cały powiat Miedniki złupił i w perzynę obrócił. Potem mistrz Pruski Henryk z większém jeszcze wojskiem ruszył do Litwy, a dobywszy i zniszczywszy ogniem niższą część zamku Gedemin, część bowiem wyższa dzielnie była bronioną, gdy widział, że Litwinów nie zdoła wywabić do bitwy, podzielił wojsko na cztery zastępy, i kazał wszechstronnie rozszerzyć łupiestwa i pożogi. Wtedy wiele powiatów Litewskich, dotąd jeszcze nietkniętych, uległo pożodze i spustoszeniu, i wielki gmin ludzi zagarniony został w niewolą. A gdy obciążone łupami i jeńcy wojsko chrześciańskie z Litwy wracało, marszałek Pruski wyruszywszy pieszo, aby lepiej swój zamiar utaił, przybył o świcie pod zamek Ingedin, w spodziewaniu, że niedbale od Litwinów strzeżony snadno opanuje. Ale omyliła go nadzieja; kiedy bowiem bezskutecznie, część tylko zamku spaliwszy, wracał do domu, poszli za nim w pogoń i uderzyli nań Litwini. Legła z obu stron znaczna liczba ludzi, a rycerstwo marszałka zaledwo pokrywszy się w gęstwinach lasu ujść zdołało rąk Litwinów. Potém znowu, gdy już zboża dojrzewały, wkroczył tenże marszałek do Litwy, a opanowawszy i zniszczywszy ogniem dwa zamki Pistgedin i Ingedin, wszystkie zasiewy potłukł i popalił. Tej krzywdy mszcząc się Dawid, starosta zamku Litewskiego Gartin, wpadł w ośmset ludzi zbrojnych do Prus, i powiat Wunstorf mordami i grabieżą spustoszył, znaczną także liczbę brańców uprowadził. Ale za wracającym poszedł w pogoń komtur v. Tapiow, a stoczywszy bitwę, odbił mu zabranych jeńców, pięciudziesiąt pięciu Litwinów na placu położył, a resztę zmusił do ucieczki.

Rok Pański 1317.
Mistrz Pruski dowiedziawszy się, że książę Władysław Łokietek wyprawił poselstwo do Rzymu z prośbą o koronę, usiłuje stawić mu przeszkody, i przez swoich posłów namawia Jana króla Czeskiego, aby jako prawy królestwa Polskiego dziedzic przeszkadzał Łokietkowi do osiągnienia korony.
Mistrz i zakon Krzyżaków Pruskich powziąwszy wiadomość, że Gerard biskup Włocławski udał się do Awinionu, z prośbą do papieża o przyznanie korony książęciu Władysławowi Łokietkowi, i z użaleniem się na ich niecne czyny i bezprawia, jęli zabiegać troskliwie, aby temu obojgu stawić przeszkody. Zaczém nałożywszy podatki na wszystkie prowincye przez siebie opanowane, dla uskutecznienia tego co przeciw poselstwu Gerarda uczynić zamierzyli, z jednej ziemi Pomorskiej, chociaż po świeżych klęskach wojennych wycieńczonej i osłabionej, naznaczywszy po skojcu zwyczajnym opłaty od grzywny, trzydzieści tysięcy grzywien jak mówiono wycisnęli. Temi i innemi pieniędzmi, które z portu Gdańskiego i towarów zabieranych z rozbicia okrętów na zasadzie tak zwanego prawa Rodyjskiego poczęli sobie odtąd przywłaszczać, bogactwa ich w krótkim czasie wzmogły się i do niesłychanej wzrosły zamożności. Z wzmagającą się potęgą, umysł ich butny i zuchwały w coraz większą urastał pychę i zarozumiałość. Wysławszy zatém do Awinionu posłów, którzyby prośby i zażalenia Polaków ladajaką i wykrętną zbyli odpowiedzią, inne poselstwo wyprawili do Jana króla Czeskiego z darami i upominkami znakomitej wartości, usiłując go skłonić równie datkiem jak namową: „aby nie dopuszczał osadzać na stolicy królestwa Polskiego Władysława Łokietka, w którym sobie i królestwu swemu groźnego mieć będzie nieprzyjaciela, zwłaszcza gdy sam słuszniejszém prawem niż Władysław mógł sięgać po toż królestwo, na zasadzie związków małżeńskich z Elżbietą, która była córką Wacława króla Czeskiego i Polskiego, prawnie mu przynależące.“ Dał się snadno namówić król Czeski; zaczém wysłani od niego posłowie do Awinionu, żądaniom Polaków przez Gerarda biskupa Włocławskiego wyniesionym usiłowali tak osobistemi zabiegi jako i jawném działaniem stawiać przeszkody, a z różnych względów wywodzić, że królestwo Polskie spadało na Jana króla Czeskiego, który też słusznie aż po te czasy używał takowego tytułu; wszystko zaś, co przedstawili i przytoczyli, w swoim czasie i w swojém miejscu obiecywali udowodnić.

Jan hrabia Luxemburski, mszcząc się za wypędzenie siebie z królestwa Czeskiego, najeżdża Czechy: ale przeciw niemu wychodzi Wilhelm Zając i zmusza go do ucieczki.

Wygnany dla wielu przestępstw przez panów przedniejszych i szlachtę Czeską Jan hrabia Luxemburski, król Czeski, mszcząc się swojej zniewagi, zgromadził znaczne posiłki Niemców a zwłaszcza Szwabów, i przy pomocy Bolesława książęcia Brzegskiego i Lignickiego wtargnąwszy do Czech, spustoszył je mieczem, łupiestwem i pożogą. Ale wyszedł przeciw niemu Wilhelm Zając, i stoczył walkę naprzód z Szwabami, a potém i Jana króla Czeskiego, pozbawionego posiłków Szwabskich, wypędził. Jan król za nieprzyjaciela Czech osądzony, że Niemcom najbardziej sprzyjał, i Czechy na wiele klęsk naraził, obudził przeciw sobie nienawiść wszystkich niemal Czechów; zewsząd zatém ścigały go obelgi i zniewagi, a panowie Czescy szarpali szydersko jego sławę. Żałowali też bardzo Czesi, że męża Niemieckiego rodu, im samym i mowie ich Słowiańskiej nienawistnego, obyczajów szpetnych i ohydnych, królem Czeskim obrali, który już wtedy dawał im się we znaki, i więcej zapewnie byłby im szkodził, gdyby temu spiesznie nie byli zapobiegli.

Głód straszny w Polsce.

Tegoż roku w Polsce i w Czechach głód tak wielki panował, że matki z rozpaczy własne dzieci zjadały. Wilki także z głodu rzucały się na przechodzących, nie zważając nawet na wymierzane z ręcznych kusz pociski, i pokonanych z chciwością pożerały.

Dnia piętnastego miesiąca Grudnia, Marya, żona Karola króla Węgierskiego, a córka Kazimierza książęcia Polskiego na Cieszynie i Bytomiu, umarła w Temeswarze, i w Białogrodzie stołecznym z królewskim przepychem pochowaną została. Po jej śmierci Karol król Węgierski pojął w powtórne małżeństwo Beatę, córkę Henryka cesarza Rzymskiego, a siostrę rodzoną Jana króla Czeskiego. Ale i ta zaledwo rok jeden przeżywszy zeszła ze świata; zwłoki jej pochowano w Waradynie.

Rok Pański 1318.
Władysław książę Lignicki, chcąc od brata odzyskać swoje księstwo, które mu był w trzydziestu dwóch tysiącach grzywien zastawił, bierze przed się wyprawę: ale zwyciężony, dostaje pomieszania umysłu.

Władysław książę Lignicki, syn Henryka V książęcia Wrocławskiego, trapiony ciężkim i głębokim smutkiem, że dzielnicę swoję księstwo Lignickie, na zasadzie podziału między braćmi ustanowionego, bratu swemu Bolesławowi książęciu Brzegskiemu w trzydziestu dwóch tysiącach grzywien długu zastawił, przez co sam pozostał w niedostatku i nędzy, a Bolesław posiadł razem księstwa Lignickie i Brzegskie; poduszczony namowami nieprawych doradców, postanowił wojnę wydać bratu Bolesławowi książęciu Brzegskiemu, w nadziei, że orężem zmusi Bolesława do zwolnienia mu rzeczonego długu i odstąpienia bratniej dzielnicy, księstwa Lignickiego. Począł więc z największą jak tylko mógł gwałtownością i własne Lignickie i Brzegskie do brata swego należące księstwo pożogami, łupiestwy i rozmaitemi klęskami pustoszyć. Bolesław książę Brzegski, wystąpiwszy z silnym odporem, zwłaszcza iż mu nie zbywało na ludziach i orężu, wnet zamachy jego ukrócił, a po kilkokrotnych porażkach i zupełnej wojska jego rozsypce, samego Władysława poimawszy, w zamku Lignickim uwięził, i przez pół roku okutego na ręce i nogi w katuszy trzymał. Potém za wdaniem się z obu stron przyjacioł, nastąpiła między nimi ugoda, z tém zastrzeżeniem: „aby Bolesław książę Brzegski księstwo Lignickie w pieniądzach sobie przysądzonych trzymał, Władysławowi zaś bratu corocznie pięćset grzywien na jego utrzymanie płacił.“ Pod takim warunkiem Władysław książę Lignicki uwolniony z więzienia, począł zaraz, wbrew zawartej umowie, nalegać na Bolesława książęcia Brzegskiego o jakieś trudne zobowiązania, twierdząc, jakoby mu Bolesław miał wielorakie i nader hojne poczynić obietnice. Czemu gdy tenże Bolesław książę Brzegski zaprzeczał, z uchwały sędziów i panów stron obydwóch przymuszony był dla usprawiedliwienia się trojaką składać przysięgę. Widząc Władyslaw książę Lignicki, że mu wszystko nie tak poszło jak się spodziewał, wpadł w szaleństwo, i w swém obłąkaniu połączył się z jakimś rycerzem, który miał zamek Hornsberg w górach leżący, zkąd ze zgrają wygnańców, zbiegów i potępionych dłużników począł za zdobyczą najeżdżać księstwa Lignickie i Brzegskie. Ale gdy raz po nowe łupy wpadł do wsi Jankowa i Wierzbna (Wirbin) w ziemi Brzegskiej, wieśniacy, którzy dla swego bezpieczeństwa stu ludzi zbrojnych mieli w gotowości, z dwudziestu towarzyszami schwytali go i do Bolesława książęcia Brzegskiego odprowadzili. Wtrącony powtórnie do więzienia i przez rok cały trzymany w zamku Lignickim, do takiego przyszedł szaleństwa, że i siebie samego i wszystkich którzy mu posługiwali chciał zabić, przeto nikt do niego przystąpić nawet nie śmiał. Gdy wreszcie ochłódł nieco z tego pomieszania, wypuszczono go na wolność; wszelako nie postępował już trzeźwo i rozsądnie, ale jak obłąkany, z jednym lub dwoma towarzyszami, włóczył się i przejeżdżał w gościnę od księdza do szlachcica, od szlachcica do sołtysa, i trwał w takim obłędzie i pomieszaniu przez czas niejaki, poczém odzyskał znowu przytomność umysłu i zdrowie.

Mistrz Pruski rzecznika biskupa Włocławskiego wtrąca do więzienia, z którego dopiero za okupem trzechset grzywien wypuszczono go na wolność.

Tegoż roku panowała w Polsce gorączkowa zaraza. Gdy Gerard biskup Włocławski wyniósł w kuryi Rzymskiej, pod ów czas w Awenionie utrzymywanej, zażalenia na krzywdy kościołowi swemu przez mistrza i zakon Pruski wyrządzone, i tak uchwałami w konsystorzu Apostolskim orzeczonemi, jako też upomnieniami Stolicy Apostolskiej, nakazującej temuż mistrzowi i zakonowi pod zagrożeniem kar kościelnych zwrócenie tego wszystkiego, co w dziesięcinach i dobrach do stołu biskupa Włocławskiego należących w ziemi Pomorskiej sobie przywłaszczyli, wymierzał na nich sprawiedliwość: rzeczony mistrz i Krzyżacy, nie mogąc mścić się na samym biskupie, wywarli złość swoję na jego przyjacioł, i Pawła zastępcę tegoż biskupa na Pomorzu we wsi Sobkowie uwięziwszy, przez długi czas trzymali pod strażą i niewinnie męczyli. Ten pragnąc wybawić się z więzów i doznawanych kaźni, wszedł z mistrzem Krzyżackim w ugodę, i za uwolnienie siebie z więzienia trzysta grzywien mu wyliczył. Papież Jan XXII, tak z zeznań Gerarda biskupa Włocławskiego, jako i innych doniesień, wielką powziął niechęć ku zakonowi Krzyżackiemu, o liczne obwinionemu bezprawia, i tak dalece był nań oburzony, że go podobnie jak zakon Templaryuszów znieść zamyślał.

Po Janie synu Abrahama, biskupie Płockim, wstępuje na stolicę Floryan.

Zszedł tegoż roku ze świata Jan syn Abrahama, biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat ośm; pochowano go z należytą czcią w kościele Płockim. Nastąpił po nim Floryan z Kościelca, rodem Kujawianin. Umarł zaś rzeczony Jan na gorączkę, która szerząc się zarazą po całém królestwie Polskiém, wielką kraj nawiedzila klęską. Był zaś rzeczony Floryan rodem szlachcic, herbu Bróg, wybrany przez kapitułę, a za szczególném i przychylném zezwoleniem Wacława czyli Wanka książęcia Mazowieckiego, od Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i wyświęcony.

Ustanowienie opłaty denara Ś. Piotra.

Opłata denara Ś. Piotra na lampy, przez Kazimierza I króla Polskiego kościołowi Rzymskiemu i jego Głowie przyrzeczona, którą do tego czasu niedbale uiszczano, za sprawą poborców Apostolskich (kollektorów) została wznowioną. Chociaż bowiem początkowo z każdego domu i rodziny składano po trzy tylko denary zwyczajnej monety i po przetaku owsa, uchylono wszelako ten zwyczaj, a postanowiono, aby włościanie i osadnicy od każdej głowy płacili rocznie po jednym denarze. Który-to obyczaj trwa po dziś dzień, zachowany wiernie aż do naszych czasów.

Rok Pański 1319.
Papież, z powodu zarzutów wyniesionych przez Jana króla Czeskiego, nie chcąc Władysławowi Łokietkowi przyznać korony królewskiej, pisze do niego z wielkiém poczczeniem.

Długo przeciągały się spory o prawa i tytuł królestwa Polskiego, przed papieżem Janem XXII i konsystorzem Apostolskim popierane przez Gerarda biskupa Włocławskiego ze strony Władysława książęcia Polskiego i monarchy, przeciw posłom Jana króla Czeskiego: a lubo wnioski wynoszone za tymże Janem królem Czeskim zbijał dowodnie i odpierał rzeczony biskup Gerard, który nawet po odjeździe z Awenionu posłów króla Czeskiego usilnie nalegał na papieża i kardynałów o przyznanie korony książęciu Władysławowi Łokietkowi; wszelako papież, nie chcąc narazić się Janowi królowi Czeskiemu (który połączony związkami powinowactwa z Filipem królem Francyi, córkę jego zaręczoną synowi swemu Wacławowi na dwór króla Francuzkiego oddał na wychowanie, gdzie tenże odmieniwszy imię nazwany został Karolem), mimo usilnego nastawania Polaków ociągał się z wydaniem przychylnego dla nich wyroku. Wydał jednak do prałatów i panów Polskich odezwę, w której zaspokajając wątpliwe ich oczekiwania, wzywał tychże prałatów i panów do koronacyi książęcia Władysława. Wymawiał się, że nie mógł wydać stanowczego orzeczenia; jednakże nie szczędząc oświadczeń, z których wyraźnie okazywało się, czego sobie życzył, zachęcał panów Polskich aby dopełnili koronacyi. Zaczém Gerard biskup Włocławski, gorliwie popierający tę całą sprawę, wyrozumiawszy dobrze wolą Stolicy Apostolskiej, i uczyniwszy o niej obszerne sprawozdanie, wskazał przez listy i posły książęciu Władysławowi, prałatom i panom Polskim (sam bowiem pozostał w miejscu i nie odstępował kuryi Rzymskiej, pókiby sprawy królestwa Polskiego i jego kościoła pożądanego nie osięgły celu), aby bez żadnej zwłoki przystąpili do obrzędu koronacyi, której pomyślny obiecywał skutek. Co do opanowania przez Krzyżaków ziemi Pomorskiej, papież wydał listy do arcybiskupa Gnieźnieńskiego, biskupa Poznańskiego i opata Mogilnickiego, z zaleceniem: „aby rozpoznali w ogóle stan sprawy, i jeśliby się okazało, że mistrz i zakon ziemię Pomorską nieprawnie w swoje zagarnęli posiadanie, aby ich skłonili karami kościelnemi, z przyzwaniem pomocy oręża świeckiego, do oddania rzeczonej ziemi.“ Co wszystko iżby czasom potomnym było dobrze wiadome, a pod żadnym względem nie mogło wątpliwości ulegać, załączamy tu obadwa w swojej treści listy Apostolskie, na świadectwo temu o czém powiadamy:
Jan biskup, sługa sług Bożych. Przewielebnym Braciom, Arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu i jego Suffraganom, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Przed niejakim czasem Przewielebny Brat nasz Gerard biskup Włocławski, Wasz zaś i ukochanych synów Waszych Opatów klasztornych, przeorów, kaznodziejów i gwardyanów Braci mniejszych i ich zgromadzeń zakonnych, tudzież kapituł, kościołów i wszystkich dostojnych mężów, książąt, hrabiów, baronów, nakoniec społeczeństw i gmin wszelakich, miast i zamków w królestwie Polskiém, posłannik, do tego z osobna wyznaczony, stawiwszy się przed nami osobiście, złożył nam Wasze i ich listy, w których Apostolstwu naszemu postanowiliście między innemi oznajmić, że z dawna, od zejścia sławnej pamięci króla Polskiego, przez wybuchłe w ów czas między mieszkańcami królestwa rozterki, zamieszania i wojny domowe, słuszną karą za grzechy, królestwo Polskie, które niegdyś kwitnęło bogactwy, trapione z inąd częstemi najazdami Tatarów, Litwinów, Rusi i innych pogan, którzy naród Polski, jakby nowo nawrócony do wiary, po wiele kroć zaganiając w niewolą, na sromotne wskazywali więzy, i zmuszali z obelgą Zbawiciela porzucać światło prawej wiary a służyć bałwochwalstwu; niemniej szarpane zaborami rozmaitych części kraju i miejsc pozbawionych obrony, które obcy najezdcy gwałtownie napadali, w ciężką popadło niedolę. W kościołach zaś, klasztorach, i innych przybytkach Bogu poświęconych, dziełach ludzi pobożnych i wiernych, gdzie Wszechmocny cześć należną odbierał, nabożeństwo i chwała Boża ustała; tak iż jedne z nich stały się jaskiniami łotrów, inne pustkami zostawione poupadały i w ruinach zaległy. Dodali i to w rzeczonym liście, że jeśli Stolica Apostolska w swej troskliwości szybkiemi środkami temu nie zaradzi, lękać się potrzeba, ażeby kraj cały w wieczną nie popadł zgubę. Dlaczego równie wy przez Biskupa rzeczonego i pismo wasze, jak i sam tenże Biskup, dopraszaliście się usilnie, abyśmy z uwagi, że królestwo to Nam i kościołowi Rzymskiemu bezpośrednio podlega, a na znak podległości daninę która się zowie denarem Ś. Piotra Nam i kościołowi temuż opłaca, otworzywszy łono miłosierdzia, ulitowali się po ojcowsku nad jego klęskami i niedolą, i miłościwie opatrzyli je takim królem, któryby dał z siebie budujący przykład, jak poddanych prowadzić należy po drodze sprawiedliwości, i za łaską Najwyższego prostował nieprawych, skracał zuchwałych, i naprawiał co upadłe i zepsowane; iżby pomienione królestwo, z toni niebezpiecznej tylu klęsk, w które ustawiczne popada, za pomocą Bożą wyrwane, odzyskało dawny pokój i swobodę. Żądaliście zatém, abyście ukochanego Syna naszego, przesławnego męża Władysława, Krakowskiego, Sandomierskiego, Sieradzkiego, Łęczyckicgo, Kujawskiego, Polskiego i ziemi Pomorskiej książęcia i dziedzica, a nawet posiadacza, słynnego odwagą i przezornością, zasobnego w wojsko i bogactwa, potężnego wielką liczbą poddanych, twierdz i warowni, z łaski naszej Apostolskiej wynieśli na stolicę królewską, i zgodnie królem Polskim mianować i koronować zalecili. Ponieważ zaś z przyczyn powyżej wymienionych najpewniejszą mogliście mieć nadzieję, że pomienione królestwo przez takowe stolicy obsadzenie odzyskawszy swoje siły i potęgę, skutecznie oprzeć się zdoła napadom rzeczonych pogan i snadniej zgubne ich zamachy ukrócić; a w błogim pokoju, i przy należytym wymiarze sprawiedliwości, kościoł poprzedniemi rozterkami skołatany, za łaską Bożą wróci do dawnej mocy i czerstwości, i osoby duchowne w rzeczoném królestwie wraz z swemi kościołami uwolnione od gwałtów i ucisku, oddychając swobodniej, będą mogły zajmować się pomnażaniem chwały Boskiej, wierni zaś tego królestwa wypełnianiem zakonu Bożego i przepisów Rzymskiego kościoła, który za Matkę swoję i zwierzchniczkę uznają, i utwierdzą w sobie ducha wiary i pobożności: przyjęliśmy łaskawie pomienionego Biskupa i złożone przezeń listy, wysłuchali z przychylnością prośbę o przyznanie korony rzeczonemu Książęciu, i rozważyli bacznie i miłościwie pisma tejże samej treści. Wprawdzie posłowie ukochanego syna naszego Jana, dostojnego króla Czeskiego, do Nas przybyli, dopraszali się u Stolicy naszej Apostolskiej z pokorą, abyśmy wstrzymać raczyli przyznanie korony rzeczonemu książęciu, z przyczyny iż król Jan rościł z swej strony prawo do królestwa Polskiego, co w swojém miejscu i czasie obiecywali udowodnić: ale tenże Biskup, po przełożonych wnioskach posłów, twierdził przeciwnie i dowodził po wiele razy, że król rzeczony żadnego nie może przywłaszczać sobie prawa do królestwa Polskiego, gdy prawo to służy w zupełności samemu tylko książęciu Władysławowi, jako królestwa tego prawemu dziedzicowi i panu, który je prawem przyrodzoném odebrał w spadku po swoich przodkach; a ztąd usilnie nalegał tak w waszém jak swojém imieniu o przyznanie rzeczonemu książęciu korony. My zatém, chcąc każdego przy prawach mu służących zostawić, osądziliśmy za rzecz słuszną wstrzymać się z wyrokiem takowego przyznania; przez co atoli nie myślimy bynajmniej przesądzać prawa należącego Wam i innym proszącym, którego wolno Wam będzie używać, jak i kiedykolwiek zechcecie, bez ujmy i ubliżenia prawu cudzemu. Dan w Awinionie, dnia dziewiętnastego Sierpnia. Naszych rządów Papieskich trzeciego roku.“

Jan hrabia Luxemburski, wypędzony z królestwa Czeskiego, usiłuje podstępem je odzyskać, i na zgubę panów Czeskich układa zdradę; ale ci, ostrzeżeni przez królową, uchodzą niebezpieczeństwa.

Jan hrabia Luxemburski podwójném dotknięty nieszczęściem, strąceniem ze stolicy Czeskiej i doznaną w wojnie klęską, nie wiedząc co miał począć, gdy ani siły ani zasoby mu nie wystarczały do upokorzenia zbuntowanych Czechów, udał się do papieża Jana XXII o pomoc duchowną, i wymógł nakaz pod klątwą wydania sobie żony Elżbiety. Ale panowie Czescy klątwę i interdykt mało sobie ważyli; dopiero na prośbę duchowieństwa Czeskiego postanowili, aby królowa Elżbieta udała się do króla Jana Luxemburskiego, i pozwolili jej wyjechać, w towarzystwie przysłanych od króla Jana do jej odprowadzenia Niemców. Już przybyła do miasta Pilzna, kiedy panowie Czescy wzruszeni żalem puścili się za odjeżdżającą, i dogoniwszy ją pod Tachowem odpędzili Niemców, a sami odprowadzili królową do Pragi z powrotem. Od tego czasu niczém już nie dali się do tego nakłonić, aby Elżbieta oddana była królowi, i woleli z upornym i zatwardziałym umysłem wytrzymywać kary kościelne. Jan zaś hrabia Luxemburski i król Czeski, poniechawszy oręża, wziął się na wybiegi, do których jako człek z przyrodzenia chytry był najsposobniejszym. Za pośrednictwem więc przyjacioł obojej strony starał się pogodzić z Czechami, a przyrzekłszy im i zaprzysiągłszy poprawę w swych obyczajach i postępkach, przejednał ich sobie, i po kilkoletniej przerwie odzyskał rządy królestwa Czeskiego. Pałając atoli żądzą zemsty za doznane obelgi i klęski, gdy nie mógł jawnie, postanowił zdradziecko jej dokonać. Tym celem łąkę jednę piękną murem otoczył, a dokoła pobudował wieże, i zapowiedział że w tém miejscu odprawiać się miały turnieje: potajemnie zaś w owych wieżach ponasadzał Niemców, którzy w czasie odbywających się igrzysk zajętych niemi panów i starszyznę Czechów mieli wymordować. Zamach ten zdradziecki zmiarkowawszy królowa Czeska Elżbieta, ulitowała się nad swoim rodem i plemieniem, a dla odwrócenia nieszczęścia dała znać panom Czeskim, jaka na ich głowy zgotowana była klęska. Oni wybrali się zbrojno i przybyli na plac turniejów, a uderzywszy tak na mury jako i wieże na ich zgubę wielkim nakładem zbudowane, do szczętu je znieśli i z ziemią zrównali. Przerażony tak niespodzianym rzeczy zwrotem Jan król Czeski, bojąc się, aby kiedyś zdrady i zamachy jego nie przyspieszyły jemu samemu zguby, nie poważył się już odtąd żadnych knować podstępów i nie szukał nad Czechami zemsty.

Po śmierci Henryka biskupa Wrocławskiego, z przyczyny rozerwania zdań w kapitule, dwaj razem obrani biskupi przez lat blisko siedm w kuryi Rzymskiej zwodzą z sobą spory.

Tegoż czasu, dnia dwudziestego czwartego Września zszedł ze świata Henryk z Wierzbna biskup Wrocławski, i w kościele Wrocławskim pochowany został. Kapituła przystąpiwszy do wyboru nowego biskupa podzieliła się na dwa stronnictwa, zkąd równie między wyborcami jako i wybranemi zgubna i zawiści pełna powstała walka. A gdy żadna strona nie chciała drugiej ustąpić, obadwaj bowiem wybrani stali upornie przy swojém prawie, wytoczono spór do sądu papieskiego, gdzie przez lat blisko siedm rozpierali się z sobą przeciwnicy, i wielkie na to a bez skutku zmarnowali nakłady. Lubo wreszcie po długich sprzeczkach Wit przemógł w sprawie, wszelako odniesioném zwycięztwem nad przeciwnikiem swoim Lutoldem ośm tylko dni się cieszył, nagle bowiem śmierć go zabrała.

Bolesław książę Lignicki, mszcząc się krzywdy ojcowskiej, wydaje wojnę Konradowi książęciu Oleśnickiemu, i przywiodłszy go do ostatniej nędzy, wszystkie jego posiadłości zagarnia.

Bolesław książę Brzegski i Lignicki, oburzony i do żywego tknięty uwięzieniem ojca swego Henryka V, i wymuszoną na nim stratą kilku miast i miasteczek, wyzionął swój gniew przeciw synowcom Konrada książęcia Głogowskiego, prześladowcy swojego ojca, i wydał wojnę Konradowi synowi Henryka Głogowskiego, któremu dostało się było Olesno (Oleszna) i miasta na ojcu jego wyzyskane. Z taką zaś zapalczywością wziął się do oręża, że wnet dziedzinę Konrada książęcia Oleśnickiego przeciwnika swego spustoszywszy ogniem i grabieżą, i samego Konrada w kilku pokonawszy bitwach, przywiódł go prawie do nędzy, tak iż pomieniony Konrad jednego tylko miał konia i odziewał się płaszczem płóciennym. Ale za wdaniem się z obu stron panów przedniejszych, ukończyła się przecież ta wojna, i Konrad książę na Olesnie, na mocy zawartej wtedy ugody, przymuszony był Bolesławowi książęciu Brzegskiemu i Lignickiemu oddać Namysłów, Beroltow, Kluczbork (Kruczborg), Byczynę (Piczcen), Kuncestadt, i na zawsze z tych miast ustąpić. Olawę zaś (Volavia) i Lubiąż (Lubens), chociaż do księstwa Lignickiego należały, i od dzielnicy ojca jego Henryka V niesłusznie były oderwane, Bolesław książę Brzegski i Lignicki, litując się nad nędzą Konrada książęcia Oleśnickiego, odstąpił mu i darował. Nabytkiem tylu dóbr zbogacony książę Szlązki sławą i znaczeniem nad wszystkiemi górował. A pragnąc więcej nią jeszcze górować, począł zbyt szczodrze wylewać swoje łaski na rycerstwo, podwładnych i lenników, niezwykłe wreszcie i miarę przechodzące czynić znowu wydatki: przez co w mnogie i lichwą obciążone zabrnąwszy długi, miasteczko Niemczę (Niempcz) z obwodem Bernardowi książęciu Świdnickiemu, a Hajnowę i Złotogórę (Aureus mons) mieszczanom Wrocławskim, wierzycielom swoim, w wielu tysiącach grzywien zastawił.

Głód ciężki w Polsce zmusza mieszkańców do żywienia się ludzkiemi ciały.
Głód, który przez dwa lata poprzednie królestwu Polskiemu srodze dojmował, przedłużając się jeszcze na rok trzeci i z większą niż wprzódy wzmagając wszędy srogością, do takiej ludzi przywiódł ostateczności, że (strach powiedzieć!) rodzice dzieci, a dzieci rodziców z głodu zabijały i jadły. Niektórzy ciała wisielców z szubienicy odrywali i zjadali. Inni przy wymorzonych i słabych żołądkach dorwawszy się zbyt chciwie jadła, padali i umierali.

Rok Pański 1320.
Polacy, nie czekając na nowy wyrok Apostolski, Władysława Łokietka koronują w Krakowie na króla: w tym celu po raz pierwszy sprowadzają koronę i klejnoty królewskie z Gniezna do Krakowa.

Prałaci i starszyzna, panowie i szlachta całego królestwa, posłyszawszy o odezwie papieża Jana XXII, i z wielkim rozmysłem uważywszy, co pomieniony papież w cichości doradzał, za namową zwłaszcza i przestrogą Gerarda biskupa Włocławskiego, nie czekali już na wyraźne orzeczenie papieża, lecz za powszechném życzeniem, zgodą i zezwoleniem postanowili książęcia Władysława Łokietka koronować na króla Polskiego, i do dopełnienia tego obrzędu naznaczyli dzień Niedzielny ŚŚ. Fabiana i Sebastyana. Aby zaś ta koronacya odbyła się tém szczęśliwiej i uroczyściej, uchwalono, zaszczyt koronowania królów Polskich odjąć kościołowi Gnieźnieńskiemu, a przenieść go na Krakowski, który niegdyś miał także godność arcybiskupią. Za rzecz słuszną i przyzwoitą osądzili panowie wszyscy i starszyzna, ażeby tym przywilejem podnieść i uświetnić kościoł Krakowski i miasto, które położeniem swojém, znaczną liczbą mieszkańców, obronnością murów, i wszelakich rzeczy z okolic mu dostarczanych obfitością nad inne celowało, a rozmaitemi ozdobami, zwłaszcza Ś. Stanisława Męczennika i wielu innych Świętych ciałami i osobliwszą ku nim czcią i nabożeństwem wielce się zaszczycało. Gdy więc nadszedł dzień Niedzielny ŚŚ. Fabiana i Sebastyana, zgromadziły się do miasta Krakowa wszystkie stany, prałaci i panowie przedniejsi królestwa, i książę Władysław Łokietek w kościele Krakowskim przez Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego, po odśpiewanej przezeń uroczyście mszy ś., w obec towarzyszących obrzędowi biskupów Jana Muskaty Krakowskiego i Domarata Poznańskiego, tudzież opatów Tynieckiego, Mogilnickiego, Jędrzejowskiego i Brzeźnickiego (Brzeszensis) w kapach i infułach, i licznego grona starszyzny, panów przedniejszych i szlachty, namaszczony został na króla, księżna zaś Jadwiga małżonka jego, córka Bolesława książęcia Poznańskiego, na królową Polską, i oboje koronami królewskiemi, które z Gniezna wraz z jabłkiem i berłem i innemi godłami królestwa do Krakowa przywieziono, uwieńczeni. Dzień ten cały obchodzono uroczyście i z radością powszechną. Nazajutrz zaś po koronacyi, król Władysław ubrany po królewsku, zszedłszy do miasta Krakowa w towarzystwie prałatów i panów, i zasiadłszy na przygotowanym sobie majestacie, wśród mnóstwa zgromadzonego ludu, od mieszczan Krakowskich z ochotą garnących się do swego pana, hołd i przysięgę wierności odebrał. W ów czas to kościoł Krakowski nabył po raz pierwszy prawa, zaszczytu i przywileju, iż stał się miejscem koronacyi królów Polskich, i odtąd miał już na zawsze tego prawa używać. Postanowiono oraz uchwałą powszechną, aby w zamku Krakowskim, jako grodzie najwarowniejszym, złożoną była i strzeżoną korona i inne ozdoby królewskie, które we wsi Gnieźnie (in rure Gnesnensi), nie zdolnej zastawić się napaści nieprzyjacielskiej, bezpiecznie przechowanemi być nie mogły; a w kościele Krakowskim aby się na potém odbywały koronacye królów i królowych Polskich, gdy miasto Kraków do pomieszczenia znacznej ludności najsposobniejsze, i we wszystkie rzeczy do życia i potrzeby ludzkiej służące najlepiej opatrzone, tak swoim jak i obcym przychodniom i wygód i przyjemności i bezpiecznego a wielce powabnego użyczyć mogło schronienia. Od tego zaś czasu Władysław Łokietek król Polski od wszystkich poddanych królestwa Polskiego odbierał okazy największej czci, miłości i pełnego bojaźni poszanowania; a ci, którzy niegdyś natrząsali się z jego nieszczęść, kiedy tułać się musiał po Węgrzech, otaczali poźniej tron jego z największą czcią i pokorą.

Jan Muskata biskup Krakowski umiera. Jego następca Nankier kościoł katedralny Krakowski, po zburzeniu dawnego, buduje na nowo i znacznie rozszerza.

Złożony kilkotygodniową chorobą Jan Muskata biskup Krakowski, dnia siódmego Lutego, opatrzony ŚŚ. Sakramentami, pobożnie i po chrześciańsku zakończył życie, po latach dwudziestu sześciu zarządzania kościołem Krakowskim. Zwłoki jego, stosownie do wydanego za życia rozporządzenia, przeprowadzono do Mogiły, i po prawej stronie chóru z należną czcią pochowano. Po jego śmierci, prałaci i kanonicy Krakowscy, którzy wtenczas według zwyczaju na uroczystość Oczyszczenia Ś. Maryi odprawiali kapitułę, przystąpiwszy do wyboru nowego biskupa, i przyzwawszy tym celem nieobecnych, a to z zalecenia Władysława króla Polskiego, obrali zgodnie przez tajemne głosowanie biskupem Krakowskim Nankiera kanonika Krakowskiego, szlachcica herbu Oksza (Oxa), rodem z ziemi Opolskiej, dla osobliwszych męża tego cnót i przymiotów, któremi już od dawna się odznaczał. Na ten wybór Władysław król Polski, jako zwierzchnik, proszony o to od kapituły Krakowskiej i wybranego Nankiera, dał swoje królewskie zezwolenie. Potwierdził go zaś Jan XXII papież, a Janusz arcybiskup Gnieźnieński na biskupa Krakowskiego wyświęcił. Jakiej zacności Nankier i jak pobożnym był mężem, okazał to zaraz w początkach wyniesienia swego na stolicę. Zważywszy bowiem, że kościoł Krakowski zbyt szczupło był zabudowany, gdy starodawna i według przemożności owych czasów nader niska jego budowa przez świeży jeszcze pożar wielce znikczemniała, zburzył stary, a począł z wielkim nakładem stawiać nowy z ciosowego kamienia, rozszerzając go wzdłuż i wszerz, o ile miejsce dozwalało. Przy tém odbudowaniu dawnego kościoła wiele znakomitych grobowców książąt i biskupów zniesiono i zatracono. Na tę zaś tak kosztowną budowę kościoła katedralnego Krakowskiego nie tylko sam Nankier biskup Krakowski dwie części, a kapituła trzecią dała część nakładu, ale i duchowieństwo całej dyecezyi Krakowskiej złożyło składkę dobrowolną, i z każdego pod ów czas nieosadzonego beneficium i parafialnego kościoła królewskiej i świeckiej kollacyi dochody pierwszoroczne na wydatki rzeczonej budowy znoszone były i wybierane.

Władysław Łokietek porucza sprawę sędziom Apostolskim, i zapozwawszy mistrza wraz z zakonem Krzyżackim, wysyła z swej strony prawobrońców, a sam zajmuje się wymierzaniem sprawiedliwości.

Po dopełnionym obrzędzie koronacyi, zajął się Władysław król Polski sprawami rzeczypospolitej, a zwłaszcza dróg publicznych ubezpieczeniem, wytępieniem łotrów i złodziei. Znosząc się i naradzając z pomocnemi sobie prałatami i panami Polskimi, wydał różne ustawy i nakazy (constitutiones et edicta) i spiesznego ich wykonania dopilnował. Ponieważ zaś wielce go bolała utrata ziemi Pomorskiej, zwrócił więc wszelkie jakie mógł usiłowania ku jej odzyskaniu. A naprzód, za zgodą i uchwałą swoich radców (consiliarii) nakazał, stosownie do polecenia Stolicy Apostolskiej, danego arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, biskupowi Poznańskiemu i opatowi Mogilnickiemu, wytoczyć przeciw Krzyżakom spór sądowy, i tym celem w obecności swojej otworzyć bullę papieską, mocą której na nalegania Władysława króla postanowiono wydać pozew mistrzowi Fryderykowi i komturom Krzyżaków Pruskich; a wyrażeni biskupi, wezwani do prowadzenia sprawy, wszelkiego w tej mierze przyrzekli dołożyć starania i gorliwości. Tak rzecz całą urządziwszy, a biskupom i panom stosowne naznaczywszy wynagrodzenia, król Władysław wyjechał z Krakowa i wraz z dostojną królową Jadwigą udał się do Sandomierza, gdzie przez cały post czterdziestodniowy wysiadywał. Tam ustanowił także Filipa kanclerza, Zbigniewa podkanclerzego królestwa i Jana z Rudy (Rudensem), kapelanów swoich, prokuratorami i prawobrońcami w sprawie wytoczonej przeciw Krzyżakom o odzyskanie Pomorza; a zleciwszy im dopilnowanie i popieranie tej sprawy, wysłał z Sandomierza opatrzonych stosownemi przepisami i pieniężnym zasobem. Każdemu z osobna w rozkazach swoich zalecił, ażeby sprawę tę popierając gorliwie, starali się załatwić ją jak najrychlej i do pożądanego skutku doprowadzić. Od tego czasu także począł król Władysław zajmować się wypełnieniem ślubów, któremi się był Bogu w czasie wygnania swego zobowiązał. Z ludzkością wymierzał wszystkim sprawiedliwość, oddając co komu należało, dla wdów, sierot i przychodniów okazując się łaskawym i przystępnym. W orzekaniu wyroków w sądach jednakowy miał wzgląd na możnych jak i ubogich, i wszystkie sprawy swoje mierzył nakazami zakonu Bożego, tak iż błogosławioném nazwać było można owo wygnanie, w którém nauczył się posłuszeństwa prawom i przykazaniom Boskim. Wielkim to bywa pożytkiem dla ludzi, gdy królowie i książęta przejdą przez szkołę twardą nieszczęść, otrą się z pokorą o cudze progi, i pożyją chleba z cudzej ręki: w własnej bowiem niedoli najlepiej poznają, jakiemi okazywać się powinni Bogu i swoim poddanym.

Henryk Plocke wtargnąwszy zbrojno na Litwę, plądruje powiat Miednicki: ale gdy wraca z wyprawy, Litwini podchodzą go zdradziecko i wszystek lud jego w pień wycinają.
Marszałek Pruski Henryk v. Plocke, odkładaną dotychczas wyprawę przeciw Litwinom przywodząc do skutku, urządził wojsko tak konne jak i piesze, i z czterdziestu braćmi zakonu, którzy byli wodzami rycerstwa, wkroczywszy do Litwy, powiat Miednicki jak tylko mógł najszerzej mordami i pożogami spustoszył. Litwini tymczasem i Żmudzini, nie ustraszeni bynajmniej tą klęską, wzięli się do oręża i zasadzili w wąwozach jednego lasu, przez który Krzyżacy w powrocie przechodzić mieli; a pościnawszy dokoła wszystkie drzewa większe, naprawili zdradę na marszałka Pruskiego i jego wojsko. Gdy więc marszałek nieświadomy takowego podstępu wszedł z wojskiem swojém do lasu, z nagła obskoczony od Litwinów i jakby w sieci ujęty, najprzód sam z przedniejszém rycerstwem legł pod mieczem, a potém wszyscy częścią wyginęli częścią dostali się w niewolą. Litwini uradowani zwycięztwem i zabraną na nieprzyjaciołach zdobyczą, niosąc bogom swoim ofiarne dzięki, ułożyli stos ogromny, i jednego z Krzyżaków, brata wójta v. Samlenth, z koniem i zbroją na ofiarę spalili. Nazywał się ten mnich Gerard Rudde.

W sprawie Pruskiej, gdy prawobrońca mistrza dla czczych powodów wyniósł odwołanie, sędziowie w Inowrocławiu, wydawszy zawezwania publiczne, prowadzą rzecz w dalszym ciągu.
Po wytoczeniu w drodze sądowej sprawy przeciw mistrzowi Pruskiemu Fryderykowi, komturom i całemu zakonowi Krzyżackiemu, przez prokuratorów od Władysława króla Polskiego ustanowionych, po uchwaleniu i wyniesieniu pozwu przez wyznaczonych ku temu sędziów Apostolskich, to jest Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, Domarata biskupa Poznańskiego i Mikołaja opata klasztoru Mogilnickiego dyecezyi Gnieźnieńskiej, zakonu Ś. Benedykta, po przyzwaniu nareszcie i osobistém do Brześcia przywołaniu mistrza, komturów i ich zakonu, przez Potencyana archidyakona Uniejowskiego i Wawrzyńca plebana, po raz pierwszy naznaczono im rok w Brześciu, gdzie wszyscy trzej sędziowie zasiedli do sprawy. A gdy prawobrońcy królewscy wytoczyli swoje skargi przeciwko mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu, Sygfryd z Papowa kapłan, w imieniu mistrza Fryderyka i zakonu Krzyżaków stawający do sprawy, ukazawszy swoje do tego upoważnienie, wniósł zarzut przeciw właściwości sądu, z której przyczyny wszystkie dalsze obmowy upadać miały, i o obecną uciążliwość założył apellacyą do Stolicy Apostolskiej, sam zaś z Brześcia wyjechał. Ale sędziowie Apostolscy, nie zważając na wykrętne mistrza i zakonu odwołanie, postanowili, za naleganiem zwłaszcza prokuratorów królewskich, przystąpić do dalszych sprawy wywodów i roków. Sąd zaś swój przenieśli z Brześcia do Inowrocławia, gdzie przez rok prawie cały, w każdém wprowadzaniu sprawy i walnym terminie prokuratorowie królewscy występowali przed rzeczonym sądem przeciw niestawiennictwu mistrza i zakonu. Dla sprawdzenia zaś wynoszonych ze strony Władysława króla Polskiego zarzutów przeciw mistrzowi i zakonowi Krzyżaków, stawiono na świadki mężów znakomitych, biskupią, opacką albo szlachecką godnością zaszczyconych, i badano ich należycie, aby przewód sądowy, tak starannie przez sędziów prowadzony, tém większą miał za sobą pewność; przybijano wreszcie na drzwiach kościelnych w Toruniu zawezwania publiczne (edicta), któremi tak mistrza jak i jego zakon powoływano kolejno i szczegółowo do wszystkich działań w toczącém się postępowaniu sądowém.

Karol król Węgierski prosi o rękę Elżbiety, córki króla Polskiego, którą pozyskawszy, zostaje ojcem pięciu synów, chociaż wprzódy bezdzietny z dwiema żonami mieszkał.
Karol król Węgierski, po stłumieniu i uspokojeniu wojen domowych, które przeciw niemu nie ościenni nieprzyjaciele ale właśni podnosili baronowie, a mianowicie Maciej z Trenczyna, wojewoda Siedmiogrodzki, w owym czasie bogactwy i mnogim ludem przeważny; po uśmierzeniu rokoszan, z których jedni w wojnie wyginęli, drudzy wygnani z kraju albo śmiercią pokarani zostali, po zejściu wreszcie i samego Macieja wojewody Siedmiogrodzkiego, gdy zwycięzki i pełen chwały z pokonania swoich przeciwników ustalił się na tronie Węgierskim, z radością wprawdzie używał zakwitającego zewsząd pokoju, trapiła go jednak i skrytym napełniała smutkiem pamięć na swoję bezdzietność. Chociaż bowiem połączył się był związkiem małżeńskim z dwiema znakomitemi niewiastami, naprzód Maryą, Kazimierza książęcia Bytomskiego i Cieszyńskiego córką, a po jej śmierci z Beatryxą, córką Henryka hrabi Luxemburskiego, króla Rzymskiego, a Jana króla Czeskiego siostrą, z żadnej jednakże nie otrzymał potomka i następcy, gdy jedna była niepłodną, a druga w połogu umarła. Pragnąc przeto tej bezdzietności plamę zagładzić, wysłał do Władysława króla Polskiego w dziewosłęby znakomitych posłów, z prośbą o córkę jego Elżbietę, urodą i pięknemi przymioty odznaczającą się dziewicę, w małżeństwo. Ktorą-to prośbę gdy Władysław król Polski za radą prałatów i panów królestwa łaskawie przyjął, spełniono pismiennie i ustnie zaręczyny, i rzeczona dziewica Elżbieta, odprowadzona przez panów Polskich i przedniejszych z starszyzny z dostatnim posagiem i królewską okazałością do Budy, w dzień Niedzielny w oktawę ŚŚ. Piotra i Pawła Apostołów Karolowi królowi Węgierskiemu zaślubioną została. Po odprawionych według zwyczaju godach weselnych, kazał ją tenże Karol w Białogrodzie na królową Węgierską koronować: a Pan Bóg wkrótce taką obdarzył ją płodnością, że pięciu nadobnych synów, jako to Karola, Władysława, Ludwika, Andrzeja i Stefana, rok po roku rodząc, na świat wydała. Jak zaś słusznie pyszniła się tém mnogich dziatek błogosławieństwem, tak z drugiej strony osobliwszą serca pokorą, łaskawością i wylaną na wszystkich, a szczególniej na kościoł i sługi Boże, sieroty i ubogich szczodrotą i miłosierdziem tak sobie ludzi wszelkiego stanu zobowiązała, że wszyscy ją uwielbiali, czcili i kochali jak matkę.

Po Domaracie biskupie Poznańskim wstępuje na stolicę Jan III.

Dnia dwunastego Marca Domarat albo Domanek biskup Poznański, mąż rodem i cnotami znakomity, z domu herbowego Grzymalitów, przesiedziawszy na stolicy lat .... (dziewięć) umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Po nim nastąpił Jan III zwany Doliwa, szlachcic z domu Doliwczyków, proboszcz Poznański, za przychylném zezwoleniem Władysława króla Polskiego, od Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego potwierdzony i na biskupa Poznańskiego wyświęcony.

Bolesław, książę Brzegski i Lignicki, wdzierając się w posiadłość brata swego Henryka VI książęcia Wrocławskiego, a nie mogąc jej pozyskać z przyczyny oporu Henryka, wywiera zemstę na jego radnych panach.

Przyciśniony długami Bolesław książę Brzegski i Lignicki zwrócił swoję zawiść przeciw bratu rodzonemu Henrykowi VI, książęciu Wrocławskiemu, mężowi łagodnych obyczajów i prawego sposobu myślenia, który był przez oszczędność przyszedł do zamożności; bolało go to, że Henrykowi dostała się przedniejsza część w dziale, księstwo Wrocławskie. Począł go więc przez niektórych panów nagabywać żądaniem, ażeby, jako nie mający potomków dziedzicznych płci męzkiej, zostawił sobie księstwo Lignickie, a jemu, ojcu kilku synów, odstąpił Wrocławskiego. Ale gdy Henryk VI książę Wrocławski uczynić tego nie chciał, rozkazał należące do niego księstwo Wrocławskie zdradzieckiemi napadami z Marcinkowic i innych Brzegskiego powiatu dworów i grodów łupić i pustoszyć; sam zaś udawał, że o niczém nie wiedział. Widząc wszelako, że Henryk VI książę Wrocławski napaści te bądź cierpliwie znosił i mimo siebie puszczał, bądź orężem odpierał, Bolesław książę Brzegski i Lignicki, już nie na brata Henryka ale na jego radców dworskich gniew swój wymierzywszy, Mikołaja z Bącza (Bancz) kanonika Wrocławskiego, radcę dworu książęcia Henryka, z kościoła Ś. Idziego kazał pachołkom swoim wywlec i do Jelczy (Jelcze) zaprowadzić, gdzie go przez niejaki czas w więzach trzymał, i ledwo na prośby przyjacioł i braci uwolnił. Innego także z panów radnych książęcia Henryka, obywatela Wrocławskiego nazwiskiem Molensdorfa, z kościoła Ś. Elżbiety kazał dworzanom swoim gwałtem porwać, obwiniając go oto jako kanonika i obywatela, że udziałem swoim w radzie Henryka książęcia ściągał na siebie hańbę i sromotę. Więc gdy go wsadzono na konia, począł na mieszczan wołać o ratunek, a ci, którzy go porywali, grozili mu że go zabiją, jeżeli milczeć nie będzie. Ale kiedy mimo groźby nie przestał krzyczeć, gwałtownicy bojąc się zbiegowiska ludu, zrzucili go z konia i zamordowali, sami zaś czém prędzej z miasta umknęli, aby ich nie schwytano, i książęciu swemu Bolesławowi książęciu Lignickiemu i Brzegskiemu, który przed bramą czekał na ich przybycie, opowiedzieli wszystko jak się stało. A on zafrasowany, że mu się jego zamiary nie udawały, pragnął bowiem obywatela Wrocławskiego Molensdorfa żywego i zdrowego dostać w swe ręce, tusząc, że przez niego zdoła na książęciu Henryku wymódz jaki układ dogodny swojej dumie i chciwości, gdy inaczej wypadło, nie przestał innych znowu szukać środków do osiągnienia skutku swych zamysłów.

Rok Pański 1321.
Po wyczekaniu wszystkich terminów, sędziowie orzekają przeciw mistrzowi i zakonowi Pruskiemu wyrok stanowczy, nakazujący im zwrócenie ziemi Pomorskiej: a gdy ci, uciekając się do drogi odwołania, wyrokowi zadosyć uczynić nie chcą, sędziowie rzucają na nich klątwę i nakładają interdykt.

Już sprawa wytoczona o opanowanie ziemi Pomorskiej przeciw mistrzowi i zakonowi Krzyżaków Pruskich, a popierana przez prawobrońców Władysława króla, rok cały ciągnęła się w obec arcybiskupa Gnieźnieńskiego, biskupa Poznańskiego i opata Mogilnickiego, przyczém przestrzegano walnych terminów, wykazywano pisma, przywileje, dowody, wprowadzano wiarogodnych świadków. A gdy rzecz w ten sposób była należycie udowodniona i tak już wyświecona, że pozostawało tylko wydać sąd i stanowcze w tej sprawie orzeczenie, na wniosek prokuratorów królewskich sędziowie Apostolscy zawyrokowali ostatecznie, i dzień dziesiąty miesiąca Lutego naznaczono do ogłoszenia stanowczego wyroku w Inowrocławiu. Skoro zaś dzień rzeczony nadszedł, prokuratorowie królewscy zawezwawszy sąd do stanowczego rozstrzygnięcia sprawy wytoczonej przeciw mistrzowi i zakonowi, i ogłosiwszy to wezwanie przez przybicie go na drzwiach kościoła Toruńskiego, a w innych katedrach i kościołach kolegiackich obwoływanie przez wikaryuszów i tygodniową służbę pełniących; przekonawszy się na ostatek dowodnie, że w tej mierze uczyniono co należało, zażądali niezwłocznego orzeczenia wyroku. Po długiém oczekiwaniu mistrza i zakonu, i wielokrotném ich przyzywaniu, gdy nareszcie stawił się w ich imieniu Sygfryd z Papowa, i wniósł na nowo ustnie i piśmiennie założoną poprzednio replikę i apellacyą, sędziowie Apostolscy uznawszy je za czcze i niewczesne wybiegi, i odparłszy dowodnie, wydali swój sąd, i w obecności tegoż Sygfryda, prawobrońcy mistrza i zakonu, udali się z ogłoszeniem stanowczego wyroku do kościoła Ś. Mikołaja w mieście Inowrocławiu, kędy ustawiono sądową stolicę. Poczém usty Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, za wspólną uchwałą i zatwierdzeniem dwóch innych sędziów, to jest Domarata biskupa Poznańskiego i Mikołaja opata Mogilnickiego, ogłoszono wyrok naprzód po łacinie, jak był spisany, a potém po polsku przez Mikołaja opata Mogilnickiego wytłumaczony, iżby go wszyscy rozumieć mogli: mocą którego wyroku mistrz i zakon Krzyżacki, w obec duwieństwa i mnogiej rzeszy przytomnego ludu, zobowiązani zostali do oddania zabranej ziemi Pomorskiej, a nadto skazani na zapłacenie trzydziestu tysięcy grzywien monety i wagi Polskiej, za pobierane dochody i poczynione straty, tudzież stu pięćdziesięciu grzywien szerokich groszy Czeskich, za wydatki poniesione w obecnej sprawie. Który-to wyrok, dla lepszego wyjaśnienia tego cośmy opowiedzieli, przywodzimy tu w całej osnowie jak na stępuje:
„W Imię Pańskie. Amen. Z powodu wytoczonego sporu przed Nami Janisławem z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski arcybiskupem Gnieźnieńskim, Domaratem z Bożej łaski biskupem Poznańskim, i bratem Mikołajem opatem Mogilnickim dyecezyi Gnieźnieńskiej, zakonu Ś. Benedykta, delegatami Stolicy Apostolskiej, między Oświeconym Książęciem Władysławem, dostojnym królem Polskim, z jednej, a Wielebnemi mężami Mistrzem i Braćmi zakonu Teutońskiego Ś. Maryi, z drugiej strony, o ziemię Pomorską: Ojciec Święty Jan, świętego Kościoła Rzymskiego Biskup najwyższy, wydał do nas list w tych słowach: „Jan Biskup, sługa sług Bożych. Przewielebnym Braciom, arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu i biskupowi Poznańskiemu, tudzież ukochanemu Synowi opatowi klasztoru Ś. Benedykta w Mogilnie dyecezyi Gnieźnieńskiej, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Otrzymaliśmy bolesną skargę ukochanego Syna naszego, przesławnego męża Władysława króla Polskiego, wyrażającą, że mistrz i bracia Teutońskiego domu Ś. Maryi, których niegdyś Konrad książę Polski, dziad rzeczonego Książęcia, uważanych za prawdziwych obrońców wiary katolickiej, w tamte kraje pierwotnie na obronę tejże wiary przywołał, i dobrami ruchomemi i nieruchomemi szczodrobliwie opatrzył, i którzy tak samego książęcia Konrada jak i jego następców dobrodziejstw i łaski używali, niepomni na to wszystko, rzeczonemu Książęciu stawszy się niewdzięcznymi, po własności jego chciwe wyciągnęli dłonie, i niegodziwie a nieprawnie wydarli mu ziemię Pomorską, w dyecezyi Wrocławskiej, do królestwa Polskiego należącą, opanowali ją wraz z ludźmi, poddanymi, zamkami, wsiami i wszelkiemi posiadłościami; a przywłasczoną przeciw prawu i słuszności, przez lat przeszło ośm trzymali i dotąd trzymają, pobierając z niej i zagarniając wszystkie dochody i korzyści, a wzbraniając się oddania rzeczonej ziemi, z wielką książęcia szkodą, z wielkiém uszczupleniem królestwa Polskiego, a jawną jego ohydą i sromotą. Zaczém pomieniony książę dopraszał się u nas pokornie, abyśmy przeciw tej krzywdzie jego i napaści raczyli użyczyć mu obrony. Jakoż nie chcąc odmówić mu tego prawa, które wszystkim od Nas się należy, zlecamy Wam niniejszym listem Apostolskim, ażebyście bądź sami, bądź dwóch Was albo więcej, przystąpili w imieniu Naszém do rozpoznania tej sprawy porządnie i zasadnie, bez zgiełku i postawy sądowej; a jeżeli się o prawdzie przekonacie, abyście rzeczonego mistrza i jego braci skłonili do zwrócenia książęciu pomienionej ziemi, a razem ludzi, poddanych, zamków, wsi, wszelakich dóbr i posiadłości, z ich dochodami i korzyściami przez ten czas powziętemi, a to pod karą kościelną, i bez żadnego odwołania, a w razie potrzeby abyście użyli pomocy ramienia świeckiego. W czém nie mają bynajmniej być na przeszkodzie ustawy o odległościach dwudniowych na soborze powszechnym i przez ś. pamięci Bonifacego VIII papieża wydane, które zabraniają sędziom od stolicy Apostolskiej wysadzonym, poza granicami miasta i dyecezyi, z których są wyznaczeni, i gdziekolwiek bądź, wyjąwszy miasta i miejsca znakomite, z władzą i działaniem swojém występować, lub kogokolwiek z dalszej nad jednodniową odległość od granic jego dyecezyi do sądu swego pociągać; jako też wszelkie inne temu zleceniu mogące się przeciwić ustawy, byleby z miejsc odleglejszych nad trzy lub cztery dni drogi od swojej dyecezyi nie był nikt do sądu powoływany. Nie mają również znajdować przeszkody, chociażby rzeczony Mistrz i Bracia w powszechności lub pojedynczo mieli od Stolicy Apostolskiej jaki przywilej zastrzegający, że przeciw nim klątwy, suspensy lub exkomuniki używać, i z pewnych miejsc lub poza ich zakresy wywoływać i do sądu pociągać ich nie wolno; bądź inne pismo Apostolskie, nie czyniące wyraźnej i dokładnej od słowa do słowa wzmianki o takowém uwolnieniu; bądź wreszcie jakiejkolwiek treści przywileje, zwolnienia i listy Apostolskie, temuż Mistrzowi i Braciom zakonu w powszechności lub pojedynczo udzielone, które krępowaćby mogły w czémkolwiek waszą w tej sprawie władzę i działanie, a o których nie byłoby w Naszym liście szczegółowej wzmianki. Dan w Awinionie, dnia jedenastego Września. Naszych rządów Papieskich roku czwartego“. My zatém, stosownie do wydanego nam bezpośrednio zlecenia, rzeczonego Mistrza i Braci przed nasz sąd rozkazaliśmy przywołać. W naznaczonym przez nas dla obu stron terminie stanowczym stawili się przed nami szlachetni mężowie, Filip kanclerz królestwa Polskiego i Zbyszek (Zbisco) kanclerz Sieradzki, na ten czas podkanclerzy, tudzież mistrz Jan z Rudy (Rudensis), prokuratorowie króla Jego Miłości, i jako prawobrońcy królewscy ukazali nam swoje pełnomocnictwo: z strony zaś rzeczonych Mistrza i Braci, brat Sygfryd z Papowa, tegoż zakonu mnich i prokurator, z podobnémże upoważnieniem. Wysłuchawszy żądania ze strony króla Polskiego i bacznie je roztrząsnąwszy, a następnie zważywszy, że według brzmienia listu Apostolskiego można w tej sprawie bez zwykłych sporów sądowych postępować; po przywołaniu ze strony króla świadków licznych i wiarogodnych, powzięciu zeznań od każdego z osobna i w szczególności, przejrzeniu nakoniec i ogłoszeniu ich świadectw, rozpoznaliśmy sprawę co do istoty czynu i przyzwali stronę rzeczonego Mistrza i Braci do wysłuchania stanowczego wyroku; poczém w obecności ich pełnomocnika, który przed nami stawił się w terminie do tego naznaczonym, po należytym rozmyśle i wielokrotnych między sobą naradach, i w przytomności prokuratorów królewskich, nalegających o wydanie stanowczego orzeczenia: gdy ciż prokuratorowie królewscy zdanie swoje jak najwyraźniej potwierdzili, w Imię Pańskie osądziliśmy i niniejszym wyrokiem skazali rzeczonego Mistrza i Braci zakonu Teutońskiego Ś. Maryi, jako też obecnego ich zastępcę Sygfryda, i komturów Gdańska, Gniewu i Świecia, którzy ziemię Pomorską w mowie będącą posiadają, na oddanie tejże ziemi wraz z jej przynależytościami, oraz zapłacenie trzydziestu tysięcy grzywien monety i wagi polskiej, za pobierane z niej lub mogące się pobierać dochody i korzyści, jak je prokuratorowie działający o gwałt świadkami udowodnili, oznaczyli i przysięgą stwierdzili, i na pokrycie wydatków w tej sprawie poniesionych, które oni Jego Miłości królowi Polskiemu albo prokuratorom jego zwrócić będą obowiązani, a które my oszacowaliśmy na sto pięćdziesiąt grzywien groszy Praskich, tyle bowiem mieli wyłożyć, jak to pod przysięgą zeznali. Wyrok ten wydany został w kościele Ś. Mikołaja w Inowrocławiu, dyecezyi Włocławskiej, po mszy, dnia dziesiątego Lutego, roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego dwudziestego pierwszego, w obecności Braci naszych, Mikołaja dziekana i Gerliba scholastyka Gnieźnieńskiego, Jana archidyakona Poznańskiego, Piotra kantora Włocławskiego, Michała proboszcza Kruszwickiego, Wacława Kaliskiego i Potencyana Uniejowskiego kościoła archidyakonów, Wincentego i Alberta Gnieźnieńskich, Wojsława Poznańskiego, Jana Płockiego, kanoników. Oraz Wielebnych mężów, Franciszka przeora zakonu kaznodziejskiego w Poznaniu, Wierzchosława kustosza prowincyalnego, Michała gwardyana Włocławskiego zakonu Braci mniejszych, i wielu innych osób świeckich i zakonnych. A na świadectwo i jawniejszy dowód tego wszystkiego, nakakazaliśmy niżej podpisanemu, notaryuszowi naszemu publicznemu, wyrok pomieniony spisać i w urzędowej formie ułożyć, dla większej zaś pewności pieczęcią naszą obwarować. Ja także Bogusław z Sandomierza. I ja Mikołaj syn niegdy Ludwika z Granu, klerycy Poznańscy.“

Klątwa rzucona wraz z interdyktem na mistrza Pruskiego i wszystek zakon Krzyżaków, z powodu nieuległości wydanemu przeciw nim wyrokowi.

Po ogłoszeniu przez sędziów Apostolskich wyroku stanowczego w sprawie wytoczonej o ziemię Pomorską, i udzieleniu go królowi Władysławowi, oraz spisaniu dla posłannika mistrza i zakonu Krzyżackiego Sygfryda z Papowa Apostolskiej odmowy, wyrok rzeczony, któremu nie służyło już żadne odwołanie, na wniosek syndyków królewskich, sędziowie Apostolscy oddali do wykonania, i polecili dalsze kroki wykonawcze, z dołożeniem najsurowszych gromów kościelnych, i rościągnieniem interdyktu na wszystkie krainy i miejsca, w których mistrz i komturowie Pruscy przebywali. Z mocy tego wyroku, we wszystkich ziemiach i powiatach królestwu Polskiemu i prowincyi Gnieźnieńskiej podległych głoszono zebranemu ludowi w każdy dzień świąteczny mistrza i zakon Krzyżaków za wyłączonych od kościoła i wyklętych; a gdziekolwiek się pokazali, kładziono na te miejsca interdykt kościelny. Lubo zaś z powodu założenia przez nich appellacyi od wyroku, na stronę Władysława króla przez sędziów Apostolskich stanowczo orzeczonego, czynili u Stolicy Apostolskiej rozmaite zabiegi, podejmowali nakłady, używali wstawienia i pomocy rozmaitych przychylnych książąt, celem uwolnienia się od wyroku i ciążącej kary; wszelako nie zdołali nic uzyskać, albowiem opierali się temu prokuratorowie królewscy, którzy wszelkie ich wywody i przełożenia skutecznie odwracali, żądając aby się w zupełności poddali wyrokowi.

Litwini ziemię Dobrzyńską pustoszą.

W uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego, Litwini ziemię Dobrzyńską, pod ów czas dzierżoną przez wdowę po książęciu Ziemowicie, najechali zdradziecko i spustoszyli: a złupiwszy i spaliwszy miasteczko Dobrzyń, i znaczny gmin ludzi obojej płci zagarnąwszy w niewolą, część ich wymordowali i spiesznym pochodem umknęli do swoich siedlisk.
Dante Alighieri, wieszcz rodem z Florencyi, umarł w Rawennie na wygnaniu, w pięćdziesiątym szóstym roku swego wieku. Ten znakomitém dziełem swojém, w ojczystej mowie Włoskiej wydaném, gdzie przedziwnie opisuje sfery niebieskie, przybytki piekła i czysca, wprowadzając do nich osoby cnotliwe i występne, wielce wsławił się u Włochów.
W Piątek, dnia dwudziestego szóstego Lipca, było wielkie zaćmienie słońca, które od pacierzy kapłańskich tercyą zwanych (a tertiis) aż do szóstej godziny (ad sextam horam) trwało.

Rok Pański 1322.
Jan król Czeski, pragnąc zagarnąć księstwo Wrocławskie, namawia Bolesława brata Henryka książęcia Wrocławskiego do wydania mu wojny. Henryk, nie mogąc się inaczej bronić, odstępuje zapisem królowi Polskiemu księstwo Wrocławskie, które mu potém tenże król w spokojne oddaje posiadanie. Nareszcie chytrością Jana króla Czeskiego uwiedziony Henryk, toż samo księstwo zapisuje rzeczonemu królowi Czeskiemu: od tego czasu Wrocław odpadł na zawsze od królestwa Polskiego.

Jan król Czeski i hrabia Luxemburski zważając, że książęta Polscy i Szlązcy, ci zwłaszcza, którzy z królestwem Czeskiém bliskie mieli sąsiedztwo, byli ludźmi bez zdolności i mało obrotnemi, (wiedział bo wiem już-to z wzajemnych stosunków, już z cudzego podania, jakie były ich przymioty i usposobienia), umyślił ich księstwa, zamki, miasta i posiadłości sobie przywłaszczyć. Tym celem wciągnął niektórych tak podarkami jak udaną przychylnością w większą z sobą przyjaźń i zażyłość, i przez chytre zabiegi potrafił ich sobie jak sąsiadów i znajomych zręcznie zobowiązać. Ludzie bowiem chytrzy z przyrodzenia ten miewają obyczaj, że w małych rzeczach udają wierność i przychylność, ażeby w wielkich tém łatwiej oszukać mogli. Najprzód zatém Bolesława książęcia Zambickiego czyli Monsterberskiego, brata Bernarda książęcia Świdnickiego, złowił w sidła swojej zdrady, i złudzonego już-to pieniędzmi i podarkami, już hojnemi obietnicami, do swoich skłonił zamiarów. Zamek także i miasto Kłocko w królestwie Polskiém, leżące na granicy obu królestw Polskiego i Czeskiego, wyłudził na nim z łatwością, jak na człowieku płytkiego rozumu, za błahe i nader małe pieniądze. Wziąwszy je w swoje posiadanie, osadził w nich znaczny poczet ludzi nawykłych do łupiestwa i rozbojów, i kazał im przygranicznych książąt Polskich i Szlązkich niepokoić ustawnemi napady i grabieżą. Wyprawił potém zbrojno syna Karola margrabię Morawskiego, aby obległ Frankenstein (Franksten) i Bolesława książęcia na Falkenbergu do lenności zmusił: ale gdy tego siłą dokazać nie mógł, kupił u syna jego Mikołaja za pieniądze zamek Frankenstein. Między samemi także książęty Polskiemi i Szlązkiemi zasiał ziarno niezgody, i na wzajemne walki ich uzbroił, aby osłabieni domowemi wojny byli zmuszonymi jego żądać pomocy i oręża, albo żeby on sam do sporów wezwany mógł według woli wydawać wyroki, i w niezgodzie książąt chciwości swojej szukać obłowu. Pragnąc nadto osięgnąć księstwo Wrocławskie, przemyślał o sposobach, dzień i noc łamał sobie nad tém głowę, i wszelkie wytężał starania, ażeby dojść do celu. Wreszcie Bolesława II, książęcia Lignickiego i Brzegskiego, syna niegdyś Henryka książęcia Wrocławskiego i Lignickiego, hojnemi darami, pieniędzmi, klejnotami i czém tylko chciwość ludzką ponęcić można, skłonił do wydania wojny bratu swemu Henrykowi, któremu w dziale dostało się było księstwo Wrocławskie. Ten, jak wyżej powiedzieliśmy, człowiek spokojny i do wojny nie nawykły, czując się zewsząd od Bolesława ściśnionym klęskami i orężem, a nie mogąc dla szczupłych sił obronić swego księstwa przed napaścią brata, toczącego z nim wojnę nakładem króla Czeskiego, udał się z całém zaufaniem do Władysława króla Polskiego, z którym połączony był bliskim związkiem powinowactwa, a o którym wiedział jak dobrym i sprawiedliwym był mężem, i odstąpił mu prawem wieczystém miasta Wrocławia wraz z księstwem Wrocławskiém; wolał bowiem, aby je raczej Polacy niż Czesi posiadali. Ale chociaż król Władysław objąwszy w posiadanie księstwo Wrocławskie i jego stolicę, przez czas niejaki rządy w nich sprawował, i zapędy książęcia Lignickiego Bolesława przeważnie powstrzymał; później wszelako, litując się nad chudobą Henryka książęcia, oddał mu miasto i księstwo Wrocławskie, ażeby swojej i brata swego Władysława, który już miał wtedy stopień dyakona, czterem sposobnym do zamęścia siostrom posagi i potrzeby życia opatrzył, a wywiązał się Henrykowi wzajemną wiernością i przychylnością. Jan król Czeski dowiedziawszy się, że Henryk książę Wrocławski odzyskał swoje księstwo, wielce się tém uradował; ciężkiém było bowiem dla niego strapieniem objęcie księstwa Wrocławskiego przez Władysława króla Polskiego. Postanowił więc użyć przeciw niemu nie już oręża ale chytrości i obłudy. Przywabił go do siebie, podejmował z wielką czcią i hojnością, i równie podarkami jak zręczném pochlebstwem skłonił go do odstąpienia mu miasta i księstwa Wrocławskiego. Rzeczony bowiem Henryk książę Wrocławski wielką ku Bolesławowi książęciu Lignickiemu i Brzegskiemu pałając nienawiścią, pragnąc niemniej uniknąć jego napaści i zamachów, snadno zezwolił na odstąpienie i przedanie w cudze ręce miasta i księstwa Wrocławskiego, zwłaszcza iż szlachta i mieszczanie Wrocławscy sami mu to doradzali. Wziąwszy więc od Jana króla Czeskiego miasteczko Kłocko tylko dzierżawą i dożywociem, odkazał mu wieczystém prawem księstwo Wrocławskie wraz z jego stolicą, ustąpił na własność, i zapisał lubo z wielką krzywdą i stratą królestwa Polskiego, do którego całości toż miasto i księstwo Wrocławskie zawsze należało. Rzeczona zaś sprzedaż nie tylko królestwu Polskiemu, ale i dwom braciom Henryka, to jest Bolesławowi książęciu Lignickiemu i Brzegskiemu, który od króla Czeskiego pieniędzmi przekupiony godził zbrojno na jego zgubę, i Władysławowi dyakonowi, i trzem córkom, Ofce, Grycie i Elżbiecie, wielką stała się krzywdą i szkodą, zasadzała się bowiem nie na Boskiém i ludzkiém prawie, ale na niesłuszności, gwałcie i samowoli. Albowiem Henryk książę Wrocławski, nie mając żadnego potomka płci męzkiej, nie miał prawa czynić układu i zobowięzywać się jakimkolwiek sposobem do odstąpienia lub darowania na zawsze ziemi Wrocławskiej. Który-to układ że był nieprawy i występny, mogli jak najsłuszniej bracia książęcia Henryka, Bolesław i Władysław, na których po jego śmierci spadało dziedzicznie to miasto i księstwo, znieść go i rozwiązać. Od tego jednak czasu ustało książąt Wrocławskich następstwo, a dzielnica Wrocławska uznawszy nad sobą zwierzchność króla Czeskiego, oderwała się odstępczo i przeniewierczo od królestwa Polskiego, i pod obce przeszła panowanie. Ale danina Ś. Piotra z całej dyecezyi Wrocławskiej opłacana papieżowi, kościoł katedralny Wrocławski, przez Bolesława I króla Polskiego i ojca jego Mieszka założony, który kościołowi Gnieźnieńskiemu jako metropolitalnemu ciągle podlega, inne niemniej liczne prawa i zaszczyty, na których zagładę targniono się nie raz ale napróżno i z większém jeszcze ich utwierdzeniem, głośno wołają i dowodzą, że Wrocław był częścią królestwa Polskiego, i za łaską Bożą wróci kiedyś i złączy się z swoją całością, a zrzuci z siebie nieprawne i wdziercze panowanie, skoro Bóg dobrotliwy ulituje się nad narodem Polskim, a Polacy godnemi ofiarami zmyją grzechy i występki swoje, dla których królestwo Polskie takiemu umniejszeniu uległo.

Bolesław książę Brzegski i Lignicki odzyskuje u Jana króla Czeskiego księstwo Wrocławskie: ale tenże król podstępem wraca je znowu pod swoję władzę.

Bolesław książę Brzegski i Lignicki, usiłując znieść nieprawą i lekkomyślną księstwa Wrocławskiego przedaż i wywłaszczenie, na zasadzie przewrotnej, przeciw wszelkiemu prawu i słuszności dopełnione, którém on szczególniej czuł się ukrzywdzonym, upominał i błagał Jana króla Czeskiego, na łączące go z nim związki powinowactwa, (dwie albowiem siostry rodzone mieli za sobą w małżeństwie): „aby nie zagarniał niesłusznie jego ojcowizny i części dziedzicznej, to jest księstwa Wrocławskiego i jego stolicy, które po śmierci Henryka VI książęcia Wrocławskiego jemu i synom jego w spadku należały; a iżby pomniał na przysięgę, którą zaklął się był na Najświętszy Sakrament, że po ziemie i posiadłości w jakikolwiek sposób jemu przynależące nigdy nie posięgnie, a raczej bronić go będzie swoją pomocą przeciw wszelkim osobom duchownym i świeckim. Aby nadto stawił sobie w pamięci dawne czasy, kiedy w trudnych i niebezpiecznych okolicznościach, przeciw zbuntowanym Czechom, na życie i prawa jego godzącym, wspierał go i bronił znacznemi posiłkami wojska, własnym nakładem, i z narażeniem siebie samego, a żadnego za to nie otrzymał wynagrodzenia; kiedy go z Czech z wielką sromotą niemal wygnanego, swoją osobistą i ludzi swoich pomocą przywrócił. Aby więc za tyle przysług nie wyrządzał mu przynajmniej tak ciężkiej i zelżywej krzywdy.“ Ale Jan król Czeski wszystko co Bolesław książę Brzegski przypomniał zbywszy milczeniem, na jedno tylko odpowiedział: „Prawda, rzekł, że przeciw każdemu przyrzekłam ci pomoc, ale nie przeciwko sobie, który sam obietnicą się opisałem.“ Gdy więc rozdraźnieni raczej niżeli pojednani, z większą jeszcze ku sobie nienawiścią rozłączyli się, Jan król Czeski rozkazał mieszczanom Wrocławskim, którzy już byli nad sobą uznali jego zwierzchność: „aby mu wydali Hajnowę i Goldberg (Aureus Mons) trzymane w zastawie od Bolesława książęcia Brzegskiego, grożąc, że jeśli rozkazu tego nie usłuchają, odbierze je przemocą.“ Tymczasem Władysław subdyakon, książę Lignicki, brat Bolesława książęcia Brzegskiego, wrócił z Mazowsza, gdzie pojąwszy dla bogatego posagu w małżeństwo podstarzałą już pannę, córkę Bolesława książęcia Mazowieckiego, przez niejaki czas zabawiał, pókąd nie stracił posażnych pieniędzy i nie zbrzydził sobie swej połowicy. Ten także udawszy się do króla Czeskiego, oświadczył, że mu sprzedać chce księstwo Lignickie, które był Bolesławowi książęciu Brzegskiemu w trzydziestu dwóch tysiącach grzywien zastawił, twierdząc, że pomienione księstwo Lignickie jest jego dzielnicą, na co i pisma urzędowe mieszczan Lignickich pokazał. Król Czeski Jan, zawsze chytry i podstępny, wziął do siebie pisma Ligniczan, a książęciu Władysławowi odpowiedział, że się namyśli; Bolesława zaś książęcia Brzegskiego z kilku świadkami zaprosiwszy z sobą do komnaty, ukazał mu pisma mieszczan Lignickich, i upomniał, aby naśladując przykład brata swego Henryka książęcia Wrocławskiego, przeszedł także pod jego i królestwa Czeskiego panowanie; w przeciwnym razie, sam mu Lignickie księstwo odbierze. Zatrwożony Bolesław książę Brzegski takiém oświadczeniem, zważywszy, że majątek jego przez hojność i wystawność życia znacznie był uszczuplony, i że nie miał dość siły do obrony, lękając się nadto większego jeszcze niebezpieczeństwa, sprzedaży księstwa Lignickiego, poddał się pod władzę Jana króla Czeskiego. A tak ten, który cudzego żądał, utracił swoje, i równie sobie jak synom, braciom i potomkom sporządził jarzmo i więzy ohydnego poddaństwa.

Wyprawa jedna chrześcian przeciw Litwinom więcej szkody zrządza niż korzyści, albowiem Litwini po cztery kroć za to powtórzyli swoje najazdy na chrześcian, nie bez wielkiego krwi rozlewu.
Bernard książę Świdnicki z swoim ludem, książę Szwabski i dwaj hrabiowie Renu, w znacznej sile zbrojnej z królestwa Polskiego, Czech i Misnii ściągnęli do Prus celem wojowania barbarzyńców: zkąd wojsko chrześciańskie pod dowództwem Krzyżaków wkroczywszy w okolice Litwy i Żmudzi, naprzód powiat Warken, a potém dwa inne, Russigen i Erlogen spustoszyli i zamek Pisten opanowali. A gdy barbarzyńcy chytrze i zdradziecko powiaty rzeczone poddali pod ich władzę, i sami ich rozkazom przyrzekli posłuszeństwo, zaprzestano morderstw i zabierania ludu do niewoli, i nie pustoszono więcej ich włości. Pod tenże sam czas książę Litewski wyprawiwszy się zbrojno do Inflant, biskupstwo Dorpackie i inne powiaty splądrował i ogniem zniszczył, i pięć tysięcy chrześcian zabranych z Inflant z wielką mnogością zdobyczy uprowadził do Litwy. Tak srogiej klęski chcąc się pomścić wojsko chrześciańskie, lubo w czasie nastającej już zimy przedsięwzięło drugą na Litwinów i Żmudzinów wyprawę, ściśnione jednak ostrością pory, nic ważnego nie zdziaławszy cofnęło się do Prus z powrotem. Atoli Dawid dowódzca zamku Litewskiego Gartin, nie zważając na mroźną porę, wtargnął z liczném wojskiem do Prus, i powiat Rewelski w Inflantach spustoszył: a wymordowawszy znaczną liczbę chrześcian, popaliwszy kościoły, pozabierawszy naczynia święte, kapłany i sługi Boże częścią wytępił, częścią poimał w niewolą, i z pięciu tysiącami jeńców, mnogim obciążony łupem wrócił do kraju. Tejże samej zimy, Litwini i Żmudzini zdobyli i opanowali miasto Kłajpedę (Memel) tudzież trzy inne w pobliżu leżące zamki; a nazabijawszy wiele chrześcian i gmin znaczny zagarnąwszy brańców, unieśli z sobą mnóstwo zdobyczy, miasto zaś i zamki ogniem zniszczyli. Wkrótce potém najechali powiat Wilow, roznieśli w nim rzezie i pożogi, zgładzili komtura Tapiowa (Tapyow), nakoniec poraziwszy jego wojsko, z licznym tłumem jeńców i mnogą zdobyczą powrócili do Litwy. Dawid także, dowódzca Litewskiego zamku Gartin, splądrował Mazowsze, a spustoszywszy i popaliwszy wsie, kościoły i miasteczka, i miejscami pomordowawszy ludzi, gmin wieśniaków do Litwy uprowadził.

Rok Pański 1323.
Litwini ziemie Pruską i Dobrzyńską najeżdżają i łupiestwem pustoszą: ale w powrocie do kraju większą część zdobyczy odbitej sobie utracają.

Po zmarłym mistrzu Pruskim Karolu obrany został Werner v. Orselen (Orszele). Książęta Litewscy widząc, że pustoszące na krainy Polskie wyprawy uszły im bezkarnie, a splądrowanie ziemi Pruskiej powiodło się nader pomyślnie, zebrawszy wojsko z swoich i obcych rycerzy, skrytemi drogami i potajemnie wtargnęli do ziemi Dobrzyńskiej, którą pod ów czas książę Władysław, syn Ziemowita, Władysława króla Polskiego bratanek, dzierżył w swém posiadaniu: a w dzień Nawrócenia Ś. Pawła, albo jak inne utrzymują kroniki, w dzień Podwyższenia Ś. Krzyża, wpadłszy do stolicy tej ziemi, miasta Dobrzynia, którego mieszkańcy nie przewidywali tak nagłego napadu, opanowali je i ogniem zniszczyli, poczém w ciągu dni kilku całą ziemię Dobrzyńską napełnili rzeziami i pożogami, nie oszczędzając nawet starców i dzieci. Nakoniec obyczajem swoim, szybko i na wyścigi, temi samemi lasami i manowcami, przez które przechodzili, ruszyli z powrotem do Litwy, zabrawszy z sobą gmin liczny brańców, do dziewięciu tysięcy ludzi wynoszący, wiele bydła i innej zdobyczy. Atoli Krzyżacy i rycerze, którzy z nad Renu i Czech do Prus byli nadciągli, uderzywszy na nich dwoma oddziałami, a nie dozwoliwszy nawet sprawić hufców do bitwy, wielką zadali im klęskę: rzucono się na barbarzyńców z wściekłością, a jednych pomordowawszy, drugich rozpędziwszy w pogoni, znaczną część zdobyczy i zabranych niewolników do Prus odprowadzono.

Gerard biskup Włocławski w kuryi Rzymskiej umiera: po nim wstępuje na stolicę naznaczony od papieża Maciej Pałuka.

Gerard biskup Włocławski, obecny w kuryi Rzymskiej za Jana XXII utrzymywanej pod ów czas w Awinionie, gdzie przez lat siedm wytrwale i z wielkomyślną odwagą bronił praw swego Włocławskiego biskupstwa, przeciw mistrzowi i zakonowi Krzyżaków Pruskich usiłujących je poderwać i zniweczyć, ciężko zachorował, a gdy się słabość wzmogła i ostatnia przyszła nań godzina, dnia pierwszego miesiąca Listopada oddał ducha Bogu, i w kościele Dominikańskim Ś. Jana Ewangelisty pochowany został, przesiedziawszy lat dwadzieścia trzy na stolicy biskupiej. Rzeczony Jan papież nie czekając na wybór kapituły, gdy osadzenie biskupstwa Włocławskiego, na mocy zastrzeżenia w księdze praw umieszczonego, zostawione było wyłącznie Stolicy Apostolskiej, Macieja Golanczewskiego dziekana Włocławskiego, który pod ów czas obecnym był w Awinionie, dnia trzeciego Grudnia, a siódmego roku papiestwa swego, przeznaczył na biskupstwo i na stolicy Włocławskiej osadził. Ten z polecenia papieża od Piotra kardynała biskupa Penestryńskiego dnia siódmego Stycznia roku następnego wyświęcony, wrócił do Polski na objęcie swego biskupstwa, i za przychylném zezwoleniem Władysława króla Polskiego, który ten wybór zatwierdził, od duchowieństwa i ludu uroczyście przyjęty, objął spokojnie rządy swego kościoła. Rzeczony biskup Maciej, przezwiskiem Pałuka, był szlachcicem herbu Topor, rodem ze wsi Rozniatawy. Ojca miał Sławnika kasztelana Nakielskiego. Matka jego, jak mówią, niesłychaném zdarzeniem dwunastu synów razem na świat wydała; a gdy wszyscy tegoż samego dnia zrodzeni i ochrzczeni pomarli, jeden z nich tylko Maciej pozostać miał przy życiu.

Ludwik król Rzymski, po odniesioném zwycięztwie nad współzawodnikiem swoim książęciem Austryi przybywszy do Rzymu, obiera innego fałszywego papieża, który go na cesarza koronuje, gdy tymczasem Jan XXII papież przebywa w Awinionie. Nareszcie z swoim papieżem i wybranemi przez niego kardynałami wraca do Niemiec, gdzie nędznie życie zakończa.

Ludwik książę Bawarski, król Rzymski, współzawodnika swego do korony Rzymskiej Fryderyka książęcia Austryi przy pomocy Jana króla Czeskiego zwyciężywszy, a potém zgodziwszy się z nim i pojednawszy, przybył do Rzymu, gdzie od ludu z wielką radością był przyjęty. Wnet na zniewagę papieżowi Janowi XXII, który przeciw niemu popierał stronę Fryderyka książęcia Austryi, mnicha Piotra de Corbario (Cronaria) zakonu braci mniejszych obrał papieżem. Ten zaś, dopełniając miary szaleństwa, nowych kardynałów potworzył, i Ludwika króla Rzymskiego w kościele Ś. Piotra na cesarza koronował. Od tego dnia powstało wielkie w kościele Bożym rozerwanie, w czasie którego Jan papież z swoją kuryą przebywał w Awinionie. Ludwik zaś cesarz Rzymski, bacząc na zmienne i płoche umysły Włochów, i obawiając się od Rzymian zdrady (Jan bowiem papież mądrą wiedziony radą dwóch obrał kardynalów, jednego z domu Kolumnów, drugiego z domu Ursynów), opuściwszy Rzym i Włochy wrócił do Niemiec, dokąd zabrał z sobą swego papieża i mianowanych przez niego kardynałów, i panując przez lat czterdzieści dwa nie zważał na klątwę Apostolskiej stolicy, aż wreszcie na polowaniu spadł z konia i kark skręciwszy został na miejscu.

Rok Pański 1324.
Władysław książę Dobrzyński, nie mogąc się oprzeć najazdom Litwinów i Prusaków, nadaje ziemię Dobrzyńską wieczném prawem królowi Polskiemu.
Gdy Litwini i Krzyżacy Pruscy ustawicznemi na ziemię Dobrzyńską najazdami, i już-to jawnie już skrycie ponawianemi łupiestwy ciągle ją niepokoili, nękali i do szczętu prawie spustoszyli, Władysław książę Dobrzyński, króla Polskiego Władysława bratanek, widząc, że przeciw tak możnym nieprzyjaciołom ziemi rzeczonej obronić nie zdoła, a co większa obawiając się, aby jej Krzyżacy nie zagarnęli pod swoje panowanie, usłuchał roztropności głosu, i do Władysława króla Polskiego, który pod ów czas przebywał w Krakowie, udawszy się osobiście, błagał go i zaklinał: „ażeby jemu i matce jego Anastazyi, wdowie po Ziemowicie niegdyś książęciu Dobrzyńskim, w trudném nader i niebezpieczném położeniu użyczył swej opieki, i wyznaczył mu jaką dziedzinę, w którejby wraz z matką stosownie do swego stanu uczciwie mógł mieszkać, a która po jego śmierci, gdyby zszedł bezpotomnie, do niego i do królestwa Polskiego powrócićby miała: ziemię zaś Dobrzyńską z jej zamkami i warowniami aby przyjął od niego zupełném prawem, iżby się nie dostała w ręce barbarzyńców albo Krzyżaków.“ Wyznał bowiem, że nie miał dosyć sił do jej obrony. Władysław król Polski, po zasiągnieniu zdania swoich radnych panów, tknięty prośbami rzeczonego Władysława książęcia Dobrzyńskiego, i względny na prawa i związki pokrewieństwa, uczynił mu więcej niż żądał, ziemię bowiem i księstwo Łęczyckie, żyznością roli, dochodami i wielu ważnemi korzyściami znacznie Dobrzyńską ziemię przewyższające, jemu i matce jego Anastazyi prawem dożywotniém nadał, odkazał, zapisał i w zupełne puścił posiadanie; sam zaś wziął od niego księstwo Dobrzyńskie. A litując się niedoli i upadku tego księstwa, zajął się gorliwie tenże Władysław król Polski jego obroną, podźwignieniem ludności i jej zapomożeniem, na co mnogich nie szczędził nakładów; osobliwsze bowiem miał przywiązanie do tej ziemi, przeto iż od dziada dziedzicznym spadkiem jemu przynależała.

Posłowie papiescy usiłują książęcia Litwy nawrócić, a on pod tenże sam czas nakazuje plądrować Mazowsze i Inflanty.

Do zagodzenia sporów już od lat kilku między arcybiskupem i mieszczanami Ryzkiemi z jednej, a mistrzem Inflantskim i braćmi zakonu z drugiej strony, z wielką toczących się zawiścią, przybyli do Rygi dwaj Apostolscy posłannicy: którzy udawszy się do Gedymina książęcia Litewskiego, namawiali go do porzucenia bałwochwalstwa a przyjęcia wiary chrześciańskiej; jednakże wszystkie ich usiłowania były bezskutecznemi. Pod tenże sam czas Dawid starosta zamku Grodzieńskiego (Gartin) z rozkazu rzeczonego książęcia Gedymina najechawszy ziemię Mazowiecką, miasteczko Pułtusk (Polthowsko) do biskupa Płockiego należące, i sto trzydzieści wsi okolicznych w dzień Ś. Elżbiety rzezią, łupiestwy i pożogami spustoszył, trzydzieści kościołów parafialnych spalił, i cztery tysiące dusz zabrał w niewolą. Inne także wojsko Litewskie wtargnąwszy do Inflant, rozniosło po wielu miejscach spustoszenia, nabrało jeńców, i zdobyczą obciążone wróciło do swego kraju.

Rok Pański 1325.
Władysław król Polski, bacząc na potęgę Litwy, zaślubia córkę książęcia jej Gedymina synowi swemu Kazimierzowi, a w posagu odzyskuje wszystkich brań ców wojennych.

Trapił się ciągle i zajmował tą myślą Władysław król Polski, że wiele krain Polskich przez skryte i zdradzieckie Litwinów napady, uprowadzenie mieszkańców i osadników, zniszczało i prawie pustyniami zaległo, i że Litwini nie chcieli nigdy zmierzyć się w polu orężem, ale unosząc zdobycz obyczajem wilków cofali się do swoich siedlisk, gęstemi lasami, bagnami i jeziorami obwarowanych; dokąd gdyby dla odparcia napaści chciał za nieprzyjacielem pogonić, obawiał się, iżby wojsko jego dla braku żywności z głodu nie wyginęło (nie siano tam bowiem pod ów czas zboża, gdy Litwini przestając na rybach i zwierzynie, zaniedbywali rolnictwo i nie starali się bynajmniej o wygody i przyjemności życia), albo żeby sromotnie i z większą swoich niż nieprzyjacioł stratą nie było przymuszone uchodzić z Litwy, bądź wreszcie poddać się lub ginąć z niesławą, gdyby je nieprzyjaciel poraził, albo w lasach nieznajomych otoczył. Po długich więc z prałatami i panami swemi naradach, gdy trudno było wynaleźć środek przeciw napaściom barbarzyńskiej Litwy, uchwalono, aby z nimi sprzymierzyć się związkami powinowactwa, gdyby czémkolwiek lud dziki i zwierzęcy można do łagodności i ludzkości obyczajów nakłonić. Wysławszy więc do Gedymina, pod ów czas wielkiego książęcia Litwy, dziewosłębów, prosił Władysław król Polski o córkę jego synowi swemu Kazimierzowi w małżeństwo, które nie złoto, nie srebro, obce na ów czas Litwinom, miało przynieść w posagu, ale wszystkich jeńców zabranych poprzedniemi laty Polakom i uprowadzonych do Litwy. Kniaź Litewski Gedymin wdzięcznie i z radością przyjąwszy to poselstwo, zezwolił pod warunkami obustronnie umówionemi na żądane powinowactwa związki; a oddawszy córkę swoję posłom królewskim, wszystkich brańców Polskich, wszelakiego stanu, płci i wieku, uwolnił i do Polski, ojczystego ich kraju, zdrowo i bez szkody odesłał. Gdy więc narzeczona, posażna zwrotem niewolników do Krakowa przybyła, od Nankiera biskupa Krakowskiego objaśniona w wierze, porzuciwszy błędy pogaństwa i dawne barbarzyńskie imię, przyjęła chrzest w kościele Krakowskim w przeddzień ŚŚ. Piotra i Pawła, i nazwaną została Anną. Poczém Kazimierz królewic Polski, który już wtedy miał blisko lat szesnaście, w obecności obojga rodziców, tudzież prałatów i panów Polskich, w tymże kościele Krakowskim, w czasie nabożeństwa odprawionego uroczyście przez Nankiera biskupa Krakowskiego, rzeczoną Annę zaślubił. Gody weselne odbywały się w Krakowie z królewskim przepychem i radością powszechną. Po zawarciu w ten sposób między Polską i Litwą sojuszu, ci których Litwini wypuścili na wolność, i inni mieszkańcy Polski, uzyskawszy swobodę i bezpieczeństwo, wzięli się do uprawy ziemi, którą długo gardzono jako niepłodną, i dziwnym prawie sposobem, w krótkim przeciągu czasu, nie tylko dawne ale i nowe na świeżo wykarczowanych gruntach osadzone wioski dogodnemi uczynili siedliskami, tak iż niebawem zaludniły się znaczną liczbą osadników, którzy przy pomocy Bożej, bogactwie i obfitości płodów, skoro ucichły wojny, któremi Polska i Litwa nawzajem się dawniej prześladowały, poczęli żyć spokojnie, w wielkiej między sobą zgodzie i miłości.

Polacy Mazowsze pustoszą za to, iż Wacław książę Mazowiecki Krzyżakom w wojnie z Polską pomagał.

Rycerstwo Krakowskie i Sandomierskie z rozkazu Władysława Łokietka wkroczyło zbrojno do Mazowsza, splądrowało je po nieprzyjacielsku, a zdobywszy i złupiwszy miasto Płock, pożarem je zniszczyło. Wacław albowiem, inaczej Waniek, książę Mazowiecki niepomny swego stanu i obowiązku, a trapiony pomyślnością królestwa Polskiego, związał się był przymierzem z Krzyżakami, i oręż ich nieprzyjacielski wszelkiemi sposoby i siły przeciw Polsce wspomagał. Dla pomszczenia się przeto takowej krzywdy przedsięwziętą była rzeczona wyprawa, z obrazą rodu własnego i krwi bratniej.

Rok Pański 1326.
Władysław król, pomny na krzywdy królestwu Polskiemu przez margrabiów Brandeburskich wyrządzone, całą marchią plądruje i pustoszy, i z wielką zdobyczą zwycięzko do Polski powraca.

Po uśmierzeniu nieprzyjacielskich i łotrowskich na Polskę Litwinów napaści, które nie dozwalały użyć oręża przeciw innym nieprzyjaciołom i buntownikom, Władysław król Polski wspomniawszy na mnogie krzywdy i zniewagi, których królestwo Polskie dawniejszemi czasy doznało od margrabiów Brandeburskich, już-to w zdradzieckiém zamordowaniu króla Przemysława, już w splądrowaniu ziemi Pomorskiej i nieprawém jej sprzedaniu, zapowiedział na to lato wyprawę przeciw marchii Brandeburskiej i jej margrabi Woldemarowi. Tym celem zebrał liczne tak swoje jak posiłkowe, od narodów sąsiednich, jako to Rusinów, Wołochów i Litwinów zaciągnione wojska, i nazajutrz po święcie Ś. Jana Chrzciciela wkroczywszy do marchii Brandeburskiej, z tej strony Odry i za Odrą leżącej, od Brandeburga aż po Frankfurt rozniósł jak tylko mógł najszerzej spustoszenia. Nie kusząc się bynajmniej o zdobywanie miast i zamków, wsie tylko wszystkie i włości wydał na łupiestwa i pożogę. A gdy w ten sposób całą przemierzył marchią, i nie doznawszy nigdzie oporu napełnił ją mordami, płomieńmi i grabieżą, poubezpieczał pieszym żołnierzem stanowiska, a konne rycerstwo wypuszczał na powiaty jeszcze klęskami nie dotknięte. Zgromadziwszy wreszcie różnego rodzaju łupy, bez żadnej od nieprzyjacioł przeszkody (nie śmieli bowiem margrabiowie Brandeburscy wystąpić w pole i z przeważną jego potęgą skosztować boju), zbogacony ogromnemi zabory i zdobyczą, rad z upokorzenia i zwojowania Sasów, których znaczną liczbę zagarnął jeńcem, syty zemsty i zwycięztwa, z wojskiem ochronioném od wszelkiej straty, zdrowo i szczęśliwie wrócił do Polski. Wielu haniebnych w tej wyprawie dopuścili się gwałtów barbarzyńcy razem z Polakami wojujący, znieważając świątynie Boże, klasztory i sługi kościoła, niewiasty i dziewice, gdy Władysław król Polski bynajmniej tak bezbożnych nie zabraniał czynów. Mordowano starców i niemowlęta, brańców zaś na smutną skazanych niewolą Polacy i Litwini przeszło sześć tysięcy uprowadzili. Zakonnica jedna, chcąc się barbarzyńcowi wyprosić od cielesnej sromoty, obiecała mu, „że jeśli jej oszczędzi, nauczy go takiej tajemnicy, że mu żaden oręż szkodzić nie potrafi; aby się zaś o tém przekonał, kazała mu sobie pierwszej ciąć w kark mieczem.“ Czego gdy barbarzyniec chciał doświadczyć, oszukany zabił dziewicę, i poznał dopiero, że ta dla ochronienia swojej niewinności powiodła go do takiego czynu. Śmierć jej stała się nauczającym przykładem, że dla duszy cnotliwej i Bogu poświęconej wstyd droższy jest niż życie samo. Rycerz pewien, Polak, Jędrzej z Mazowsza, chcąc się pomścić krzywd, sobie i narodowi swemu przez Dawida Litwina starostę Gartyńskiego wyrządzonych, wmieszał się między wojsko Litewskie, już wtedy z królem Polskim zjednane, i rzeczonego Dawida w obecności wszystkich zabił, sam zaś przed ścigającymi go Litwinami ujść potrafił. Spalono wtedy sto czterdzieści wsi i tyleż kościołów, dwa klasztory Cystersów (Griseorum) i dwa panien zakonnych.

Bernard książę Szlązki i Świdnicki umiera. Po nim następuje syn jego Bolesław, który Polakom dotrzymuje wierności.

Dnia szóstego Maja, Bernard książę Szlązki i Świdnicki, zięć Władysława króla Polskiego, mający za sobą jego córkę, zszedł ze świata. Po nim nastąpił syn jego jedynak Bolesław, stały i niezachwiany w wierności dla Polski; bo kiedy wszyscy inni książęta Szlązcy poodrywali się od królestwa Polskiego i przyjęli jarzmo Czeskie, on sam tylko pozostał wiernym królowi Polskiemu i królestwu, uważając to za głupotę i szaleństwo, żeby własnych porzucić, a przekładać raczej Czeskich królów.

Nankier biskup Krakowski przenosi się dobrowolnie na biskupstwo Wrocławskie, dokąd go wzywała kapituła; papież zaś na biskupstwie Krakowskiém osadza Jana Grota, mimo jego wiedzy.

Tegoż roku i w tymże czasie Nankier biskup Krakowski od Jana XXII papieża na stolicę Wrocławską osieroconą po zejściu Henryka z Wierzbny (Wirbna) a potém Wita, przeniesiony został. Przeniesie nie zaś takowe z tej przyczyny szczególniej nastąpiło, że gdy kościoł Wrocławski przez śmierć Henryka z Wierzbny biskupa Wrocławskiego pasterza był pozbawiony, trwały w kuryi Rzymskiej przez siedm lat przeszło spory między dwoma niezgodnie obranemi Witem i Lutoldem. A lubo Wit otrzymał w końcu przewagę, jednakże ośm tylko dni przeżywszy, jak to już powiedzieliśmy, niedługo cieszył się swojém zwycięztwem. Aby więc kościoł Wrocławski, sporami poprzedniemi znękany, nowym nie uległ niezgodom i klęskom, Nankier biskup, powołany przez kapitułę Wrocławską, która tuszyła, że on swoim rozumem i troskliwością najskuteczniej poratować i podźwignąć mógł kościoł Wrocławski, zezwolił na jej prośby. Skłoniła go do tego i obelga doznana od Władysława króla Polskiego, który za śmiałe obstawanie przy prawach kościoła i sprawiedliwości dał mu był policzek, acz zniósł ją ten biskup cierpliwie. Siedział zaś na biskupstwie Krakowskiém lat siedm i pół. Po przeniesieniu zaś Nankiera biskupa Krakowskiego na stolicę Wrocławską, następca jego Jan syn Grota ze Słupcy, szlachcic z domu Rawitów, uzyskał od Jana XXII papieża na biskupstwo Krakowskie potwierdzenie. Wprawdzie Władysław król Polski kogo innego, to jest Ottona proboszcza Gnieźnieńskiego, kanclerza królestwa Polskiego, zamierzał wynieść na biskupstwo Krakowskie, i w tym celu umyślnych do Rzymu wyprawił posłów; wszelako Jan papież, wypytawszy się o Jana Grota, czy żył i jak mu się powodziło, (miał z nim bowiem znajomość i zaprzyjaźnienie jeszcze z Bononii, gdzie razem byli na naukach) gdy posłowie królewscy z wielkiemi pochwałami opowiedzieli mu o jego zacnych przymiotach, roztropności i nauce, nie przewidując, że tém zaszkodzą swojej sprawie; Jan papież, bez względu na prośby Władysława króla Polskiego, naznaczył i mianował biskupem Krakowskim tegoż Jana syna Grota ze Słupcy, jako dawnego znajomego i współucznia, z własnego jedynie popędu i bez wiedzy nawet Jana, który w roku następnym dnia ośmnastego Czerwca przez Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego na biskupa Krakowskiego wyświęcony został. Był to szlachcic herbowego domu Rawitów, urodzony z ojca Grota i matki Anny.

Rok Pański 1327.
Wszyscy książęta Szlązcy, okrom Świdnickiego, urażeni na Władysława Łokietka, że się pisał królem Polskim, odstąpili go i poddali się królowi Czeskiemu, a wykonawszy królowi Janowi przysięgę wierności, zmienili nawet swoje herby książęce, ażeby z Polakami nie mieli nic wspólnego.

Książęta Polscy, prawem następstwa dziedziczący na Szlązku, a najbliżsi Czech sąsiedzi, jako to: książę Opolski, Cieszyński, Głogowski, Lignicki, Żegański, Oleśnicki, Cieniawski ( Stinaviensis), Falkenberski i Brzegski, zazdrosném i niemiłém na to patrząc okiem, że Władysław Łokietek, mimo ich wiedzy i chęci, przywdział koronę Polską, mienił się i pisał królem, gdy znaczniejsze powiaty Polskie mieściły się w ich księstwach, a część rządzona przez Władysława króla Polskiego zdawała się mniejszą i pośledniejszą od tej, która pod ich władzą zostawała. Dlatego nie chcieli go nazywać królem Polskim, aby ta nazwa nie czyniła im ujmy i nie uwłaczała ich dawnemu znaczeniu i świetności, ale tylko królem Krakowskim, i tak go poddanym swoim nazywać kazali. Obawiając się zaś, aby Władysław król Polski, albo jaki dzielny jego następca, urosłszy w potęgę, nie poczynił ich samych, bądź synów ich lub wnuków poddanymi i lennikami, naradzali się z sobą często, i przemyślali, coby należało przedsięwziąść, aby uniknąć jarzma z rąk równego sobie dawniej książęcia, który i obecnie ledwo połowę i to pośledniejszą królestwa Polskiego posiadał. Z zazdrości zaś, że naród Polski większą niż inne narody kwitnął pomyślnością, jak to na początku dzieła się powiedziało, wspomnieni książęta i ich radcy do takiej przyszli nienawiści, że za wspólną namową poddali się pod zwierzchność i władzę Jana króla Czeskiego, który sam przez się nieprzyjaznym był Władysławowi królowi Polskiemu, żadną inną przyczyną, tylko zazdrością, jako się wyżej wspomniało, powodowani. Zarażeni w sercach tą zgubną trucizną, zrzekłszy się własnej udzielności i znaczenia, jakiego dotychczas używali, i napiętnowawszy hańbą tak ród swój starodawny i sławny, który od królów Polskich prowadzili, jako i przyszłych swoich potomków, udali się do Pragi, do rzeczonego Jana króla Czeskiego, który datkami hojnemi i upominkami skłonił ich do tego co sobie zamierzyli; a niepomni na swój ród, godność i powołanie, zaprzedali się w jarzmo obcego lennictwa, i wraz z swemi panami i szlachtą złożyli królowi Czeskiemu przysięgę stałej wierności i posłuszeństwa. Nie przestając wreszcie na tak niecnym postępku, innej jeszcze dopuścili się niegodziwości: orła bowiem białego, który jest godłem powszechném Polskiego królestwa, i który za herb i znamię swoje książęce zawzdy nosić byli zwykli, zamienili ohydnie, jedni na czarnego, drudzy na błękitnego, z odmianą pola i barwy, ażeby z królestwem Polskiém nie zdawali się nic mieć wspólnego. A za sprawą nieprzyjaciela rodu ludzkiego, który na najlepszej niegdyś roli rad dziś posiewa kąkól, książęta i rycerze Szlązcy taką ku Polakom poczęli tchnąć nienawiścią, że nad ich szczęściem, powodzeniem i chwałą najcięższym smutkiem boleją, a przeciwnie cieszą się ich przygodami i niedolą. I z pomiędzy narodów sąsiadujących z królestwem Polskiém żadnego niema podobno nienawistniejszego Polakom i niebezpieczniejszego nad Szlązaków. W czém zaiste okazują, że się się samych siebie zaparli, trawiąc i pożerając łono wspólnej ojczyzny, z której wyszli, chociaż ona pełna miłości nie uchyla nigdy swej macierzyńskiej piersi, ilekroć książęta Szlązcy i inni wychowańcy tej ziemi uciekają się do niej w swych uciskach i niebezpieczeństwach, i równie jak własnym synom użycza im wsparcia i pociechy, w nadziei, że pogrążeni w tak grubej ślepocie, kiedyś za łaską Bożą poznawszy swój błąd wrócą znowu na jej łono. Tylko Bolesław, dostojny książę Świdnicki, syn książęcia Bernarda, brzydząc się tak nikczemném odstępstwem, roztropnemi namowy odwodził od niego innych książąt Szlązkich, i sam hojnemi obietnicami króla Czeskiego nie dał się wciągnąć do tego grzechu; oświadczał głośno, że jest Polskim książęciem, i że od jedności i całości królestwa Polskiego nigdy nie odstąpi, a jak w ciągu życia tak i przy zgonie zaklinał braci, krewnych swoich i bratanków, żeby nie zezwalali na taki rozdział i odłączenie.

Wanko książę Mazowiecki wraz z Krzyżakami pustoszy Kujawy.

Dnia ostatniego miesiąca Lipca, wojsko Krzyżaków pod dowództwem Ottona prowincyała Krzyżackiego, i Wanko książę Mazowiecki, który tymże Krzyżakom osobiście przybył w posiłku, wtargnąwszy zbrojno do Kujaw, spustoszyli je mieczem i pożogą; zamek Kowale oblegli, i zdobyty ogniem zniszczyli. Nie sromał się rzeczony Wanko czyli Wacław książę Mazowiecki, jaszczurcze plemię, podnieść oręż nieprzyjacielski wraz z swoim ludem Mazowieckim na własny ród i ojczyznę, i sromotném, zgrozy pełném przeniewierstwem, którego żaden wiek nie zmaże, ohydzić przed potomnością równie siebie jak i Mazowszan; nie zważali na wspólność krwi, rodu i języka, tak sam książę, który był Władysława na ów czas króla Polskiego bratankiem, z ojca Bolesława, brata stryjecznego, książęcia Mazowieckiego zrodzonym, jak i Mazowszanie, którzy klęski królelestwa i narodu Polskiego powinni byli tak troskliwie jak własnej zguby przestrzegać.

Litwini ziemię Saską łupiestwem bezkarnie pustoszą.

Dnia dziewiątego Marca, książęta Litewscy, zebrawszy z własnych i pogranicznych ludów znaczne wojsko, skrytemi drogami i manowcami wpadli do Saxonii, a rozłożywszy obozy swoje około Frankfurtu nad Odrą, całą krainę Saską, acz w roku poprzednim przez Władysława króla Polskiego już zgnębioną i skołataną, do reszty barbarzyńskim mieczem zniszczyli i Sasów część wymordowali, część uprowadzili w niewolą. A gdy nikt nie stawił im oporu, zabrawszy zdobycz, spiesznym pochodem umknęli do Litwy.

Rok Pański 1328.
Na Krzyżaków gardzących karami kościelnemi Władysław król Polski uderza z liczném wojskiem, gromi ich i rozpędza wraz z Wankiem książęciem Mazowieckim, a zniszczywszy ogniem i mieczem ziemię Chełmińską, zwycięzko do kraju powraca.

Władysław król Polski widząc z niemałém strapieniem, że zacięci w swojém zuchwalstwie mistrz i zakon Krzyżaków Pruskich klątwę Apostolską i kary kościelne szyderczo lekceważyli, i ziemię Pomorską, dziedzictwo jego i ojcowiznę, już od lat blisko dwudziestu opanowaną wytrzymywali, a pobudowawszy w niej silne, murowane zamki i warownie, z wszelakich praw Boskich i ludzkich, któremi Władysław król Polski do oddania rzeczonej ziemi Pomorskiej usiłował ich nakłonić, zuchwale się naigrawali; zważając zgoła, że użyta pomoc rózgi Apostolskiej była dla nich bezskuteczną, gdy Krzyżacy woleli ją cierpieć bezbożnie, niżeli zabraną oddać własność, a pełni ducha buntowniczego, coraz hardziej podnosili głowę: zapowiedział przeciw nim wyprawę, i tym celem ściągnąwszy posiłki od zięcia swego Karola króla Węgierskiego i innych książąt pogranicznych, postanowił orężem dochodzić swej krzywdy i występną Krzyżaków zuchwałość ukrócić. A gdy zebrane licznie wojska tak z własnych jak i posiłkowych rycerzy urządził należycie do boju, z groźną potęgą wkroczył do ziemi Chełmińskiej. Nie kusząc się bynajmniej o zdobywanie miast i zamków, wszystek kraj aż po Ossę spustoszył, włości i dwory okoliczne zniszczył pożogą. A splądrowawszy i w perzynę obróciwszy całą ziemię Chełmińską, gdy nikt mu nie stawił oporu (Krzyżacy bowiem przestając na obronie samych twierdz i warowni, nie chcieli nigdzie przyjąć bitwy i otwarcie do walki wystąpić, wszystek kraj zatém nie mający obrony wystawionym był na pastwę łupieży) z zagarnioną zdobyczą, zwycięzko i bez szkody wrócił do Polski i stanął szczęśliwie w Krakowie. Tu porozdawał nagrody rycerzom, którzy z nim byli na wyprawie, a zwłaszcza obcym posiłkowym, z których każdego w miarę zasługi i okazanego męztwa uczcił i udarował, a potém do domów odprawił. Mając zaś słuszny żal i urazę do książęcia Mazowieckiego Wacława, czyli Wanka, że nieprzyjaciołom jego Krzyżakom jawnie i skrycie w wojnie pomagał już-to zbrojnym ludem już dostarczaniem żywności, wysłał przeciw niemu wojsko i wszystko Mazowsze ogniem i grabieżą zniszczył. Nawzajem Krzyżacy wraz z rzeczonym Wankiem, książęciem Mazowieckim, mszcząc się poniesionej klęski, wpadli zbrojno do Kujaw, i kraj cały łupiestwem i pożogami spustoszyli. Ale na odparcie tego najazdu wyszło wojsko Polskie, i stoczyło bój krwawy, w którym Krzyżacy i Mazowszanie na głowę zostali pobici, sam Wanko książę Mazowiecki ratował się ucieczką, komtur Toruński, dowódzca Krzyżaków, z całym niemal pocztem swego rycerstwa legł na placu, i wszystko wojsko nieprzyjacielskie wyginęło prawie do szczętu.

Rok Pański 1329.
Jan król Czeski posiłkując Krzyżaków zajmuje naprzód zamek i ziemię Dobrzyńską, potém Włocławek, a spaliwszy tameczny kościoł katedralny, samego książęcia Mazowieckiego pod swoję władzę nachyla; nareszcie mieni się królem Polskim, i przekupiony pieniędzmi Krzyżaków daje im ziemię Pomorską.

Gdy zaś Władysław król Polski wrócił z ziemi Chełmińskiej i odpoczywał w Krakowie, Jan król Czeski hrabia Luxemburski, ujęty rozmaitemi Krzyżakow darami i obietnicami, zebrawszy liczne wojsko z Czechów i Niemieckich zaciężnych żołnierzy, przybył do Prus, aby nieść pomoc Krzyżakom w zamierzonej przeciw Władysławowi królowi Polskiemu wyprawie. Przyjściem i połączeniem się jego Werner v. Orselen mistrz Pruski, który potém od jednego z braci zakonu nędznie ze świata był zgładzony, i wszyscy Krzyżacy nadęci i ozuchwaleni, wespół z Janem królem Czeskim i jego wojskiem, nie czekając lata, na wiosnę w czasie czterdziestodniowego postu do ziemi Dobrzyńskiej szykiem bojowym wkroczyli: a obsaczywszy zamek Dobrzyński, działami wojennemi i miotaniem z kusz kamieni przez kilka tygodni dniem i nocą do niego szturmowali, gdy załoga królewska wszędy dzielną i wytrwałą stawiła obronę. Nareszcie po zburzeniu przedmurzy i zasieków, wzięli Krzyżacy zamek wydany im przez Pawła z Spicymierza zwanego Ogon, wojewody Łęczyckiego, który pod ów czas sprawował w nim urząd starosty, a z którym poddała się załoga królewska, nie mogąc już dłużej zamku utrzymać. Mistrz Krzyżacki zagarnął całą ziemię Dobrzyńską, a powyrzucawszy z niej starostów, dzierżawców królewskich, i tych z pomiędzy szlachty, którzy łamać wiarę poprzysiężoną królowi mieli sobie za zbrodnią, pod swoje objął panowanie. Staczali rycerze królewscy z Krzyżakami wielokrotne walki, i wiele pojedynczych oddziałów, a zwłaszcza wybiegających za żywnością i paszą, znosili i zwyciężali. Nadto statki, w których dla wojsk króla Czeskiego i Krzyżaków sprowadzono Wisłą zapasy żywności, chwytali, a ludzi strącali do wody. Wiele w ten sposób urywali sił Krzyżakom. Ci zaś nie przestali na opanowaniu ziemi Dobrzyńskiej i jej zamku; brat bowiem zakonu Kerstan, który trzymał zamek Dobrzyński, dnia dwudziestego czwartego Kwietnia wypadłszy niespodzianie z tegoż zamku do miasta Włocławka, złupił kościół katedralny, miasto i domy kanoników; sam nakoniec kościół, którego nie raz barbarzyńcy oszczędzili, z miastem i domami kanoników podłożonym ogniem zniszczył; przechowywane w kościele szczątki Świętych, nowym i niesłychanym rodzajem bezbożności, z wszystkiemi przyborami i ozdobami kościelnemi, niektóre nawet osoby żyjące, kościoły i wsie okoliczne popalił, a na cmentarzu rzeczonego kościoła wiele ludzi okrutnie pomordował. Maciejowi zaś biskupowi i kanonikom Włocławskim, tudzież innym duchownym i świeckim, mieszkańcom miasta Włocławka, po jego spaleniu, zakazali wyraźnie pod karą śmierci albo obcięcia członków, aby swoich i jakichkolwiek domów nie ważyli się stawiać albo odbudowywać na nowo. Opanowawszy wreszcie przyległą ziemię Ciechocińską (Czechoczin) do stołu biskupiego należącą, czynsze, daniny i podatki przykazali nie komu innemu tylko mistrzowi i zakonowi oddawać i we wszystkiém ich zwierzchności podlegać. Poprowadzili potém Jan król Czeski i Werner mistrz Pruski swoje wojska do Mazowsza, oblegli miasto Płock, a szturmując do niego przez dni kilkanaście, szerzyli do koła łupiestwa i pożogi. Dopiero gdy książę Mazowiecki zobowiązał się Janowi królowi Czeskiemu, że mu będzie tak jak Polskiemu królowi podlegał, zaniechano oblężenia. Mistrz i zakon Krzyżaków, z jawną i srogości pełną występując przeciw Polakom nienawiścią, gdy nie tylko ludzkie domy, ale i świątynie Boże i przybytki tej Najchwalebniejszej Panny, której zakonnikami obłudnie się wyznawali, niszczyli ogniem i grabieżą; wiedząc nadto, że przemocą przywłaszczona ziemia Pomorska kiedyżkolwiek mogłaby im być zaprzeczoną, wyjednali sobie za wielkie pieniądze w złocie i srebrze u Jana króla Czeskiego, który, jak wyżej wspomnieliśmy, nie tylko Czeskim ale i Polskim królem mienił się i pisał, że im ziemię rzeczoną, jako niby król Polski, i zupełne do niej prawo mający, na nowo nadał, sprzedał, odkazał i zapisał; dawną Woldemara i Jana margrabiów Brandeburskich sprzedaż, o której mówiło się poprzednio, uznawszy jak była rzeczywiście za nieważną, i żadnej mocy prawej mieć nie mogącą, gdy raczej dowodziła braku wszelkiego prawa. Rzeczony zaś król Czeski Jan, chytrém spowodowany łakomstwem i zazdrością, jaką pałał ku Władysławowi królowi Polskiemu, ziemię Pomorską, do której żadnego nie miał prawa ani tytułu, pomienionemu mistrzowi Pruskiemu Wernerowi i zakonowi Krzyżackiemu nadał, przyznał, odstąpił i zapisał. Pośmiewiskiem zostanie na zawsze u potomnych ta śmiała i nikczemna króla Jana bezczelność, który prośbami i przekupstwem dał się do tego nakłonić, ażeby cudze ziemie i państwa prawem niecnie sobie przywłaszczoném przedawał, a niepoczciwą kupujących namową i szczodrotą ujęty, dziedzictwa i posiadłości do kogo innego należące dowolnie w cudze ręce przelewał i przekazywał. Godna uwagi i ta duma Krzyżaków, którzy chcąc ubezpieczyć sobie posiadanie ziemi Pomorskiej, śmieli żądać od Jana króla Czeskiego nadania tejże ziemi, o której wiedzieli, że była niewątpliwą i prawą ojcowizną króla Władysława i jedną z znaczniejszych części królestwa Polskiego, i takowém nadaniem usprawiedliwić na pozór nieprawe posiadanie Pomorza, zasłaniając je przed ludźmi ale nie przed Bogiem, który widzi nie tylko czyny ludzkie lecz i myśli, i sprawiedliwie za nie płaci. Ale iżby ci, którym ta sprawa nie jest w źródle swojém wiadoma, nie mniemali, że tu wymysły jakie tworzymy z przywiązania do ojczyzny, załączamy poniżej na świadectwo prawdy odpis rzeczonego nadania Jana króla Czeskiego, które takiej jest osnowy:
„My Jan z Bożej łaski król Czeski i Polski, hrabia Luxemburski, i Elżbieta z tejże samej Boga łaski królestw rzeczonych królowa, hrabina Luxemburska, małżonka nasza, oznajmujemy niniejszém pismem naszém wszystkim obecnym i potomnym: Że gdy między innemi pobożnemi uczynkami, przez które osięga się królestwo Niebieskie, tę sprawę dla dusz ludzkich uważamy za najzbawienniejszą, kiedy dla przybytków świętych albo kapłanów i ludzi służbie Bożej poświęconych czyni się co ku ich wzrostowi i podźwignieniu; wielebni zaś mężowie, brat Werner de Orselen (Orzela) wielki mistrz zakonu Teutońskiego szpitala Ś. Maryi Jerozolimskiej, tudzież bracia jego, posiadacze ziemi Pruskiej, chwalebni swojém życiem świątobliwém i pobożnemi sprawami, w rozkrzewieniu wiary chrześciańskiej i jej obronie przeciw Litwinom i innym nieprzyjaciołom chrześciaństwa stawiąc się murem niezłomnym, jak to sami widzieliśmy, wielkie trudy i dotkliwe podejmują ofiary; My przeto pragnąc, iżby rzeczony mistrz i bracia zakonni prace swoje, starania i nakłady tak sami przez się jak przez pomocników i poddanych swoich tém skuteczniej podejmować i nieprzyjaciołom wiary chrześciańskiej opierać się mogli, i chcąc być ich pobożnych czynów uczestnikami, abyśmy za doczesne otrzymali niebieskie dobra i zasłużyli na żywot wieczny w społeczeństwie Króla królów, dla korzyści zbawiennej naszych poprzedników, pierworodzców i następców, dla zbawienia dusz naszych i zgładzenia grzechów, temuż Mistrzowi, jego braciom i całemu Zakonowi, za wspólném porozumieniem się, wolą i uchwałą, nie spowodowani żadnym podstępem ani chytrością, ale z dobrej woli, szczerze i niewzruszoném między żyjącymi postanowieniem, darem czystej i pobożnej jałmużny, dla miłości Boga i na cześć Przenajchwalebniejszej Dziewicy Maryi, z naszej królewskiej szczodroty i wspaniałości, a za zgodą naszych wiernych radców, dajemy, darujemy i odstępujemy ziemię Pomorską i cokolwiek w tym kraju, bądź w jego całości, bądź w części, do nas, dziedziców i następców naszych, Czeskich i Polskich królów lub królowych, z prawa własności i zwierzchnictwa obecnie należy, albo w przyszłości należeć może; nadając temuż Mistrzowi i braciom, następcom ich i całemu Zakonowi moc posiadania tej ziemi, dzierżenia, zarządzania, używania jak swej własności, prawem wieczystém, swobodnie i bez przeszkody; dozwalając im i ich następcom czynić co im się będzie podobało ze wszystkiemi rzeczami, które się na powierzchni tej ziemi, w jej łonie, nad nią lub pod nią znajdują, z wszystkiemi jej użytkami, jako to prawami, imionami, przynależytościami, i cokolwiek w niej jest miast, miasteczek, zamków, wsi, folwarków, ról uprawnych i odłogów, łąk, ogrodów, gór, dolin, płaszczyzn, zarośli, pustek, gościńców i manowców, rzek, wybrzeży, potoków, stawów, jezior, spławów, młynów wodnych lub wiatraków, łowiectwa, ptasznictwa, rybołowstwa, rozmaitych praw i zwierzchnictw, ceł, patronatów kościelnych, lennictw, poddaństw, drużyn rycerskich, podwładnych, czynszowników, rolników, służebników, danin jakiegokolwiek bądź nazwiska, czynszów, podatków, przychodów, i z wszelkiemi zgoła użytkami, jakie znaleźć można na tej ziemi, albo nad nią, albo pod nią, albo w jej wnętrzu, jako to kruszcami, złotem, srebrem, miedzią, cyną, ołowiem, żelazem, bądź też kamieniami, solą i innemi rzeczami, któreby do nas albo następców naszych w jakikolwiek bądź sposób należeć mogły. Z czego wszystkiego nic sobie ani dziedzicom naszym i następcom prawem własności lub zwierzchności nie zostawiamy ani wyłączamy. Aby zaś to nadanie nasze, szczerze i z miłości ku Bogu, dobrowolnie i rozmyślnie uskutecznione, miało moc trwałą i obowiązującą, przyrzekamy naszém, tudzież dziedziców i następców naszych imieniem, że nigdy przeciw niemu ani przemocą ani prawem, ani jawnie ani skrycie, sami przez się ani przez kogo innego działać i występować, ani go za życia lub przy śmierci z przyczyny niewdzięczności albo potomstwa tak obecnego jako i przyszłego odwoływać nie będziemy. Dla większego zaś tego aktu upewnienia, zażądaliśmy, aby dostojny i pierworodny nasz syn Karol przyrzekł i w miejsce uroczystej przysięgi zaręczył rzeczonemu Mistrzowi i jego braciom, za siebie i swoich następców, że zwrotu pomienionej ziemi, czy-to przemocą czy prawem, czy w całości czy w części, nigdy żądać ani poszukiwać nie będzie, ale owszem to nadanie we wszystkich jego szczegółach uważać za prawe i niewzruszone. Zrzekamy się przytém wyraźnie i dobrowolnie, przez siebie i naszych następców, wszelkiego w tej mierze odwołania, podstępu, wybiegu prawnego, cofania się do pierwotnego stanu rzeczy, tudzież zwyczajów wszelkich niniejszemu aktowi przeciwnych, pism i przywilejów Apostolskich, cesarskich, od królów Rzymskich uzyskanych lub uzyskać się mogących, wreszcie ucieczki do prawa kanonicznego lub cywilnego, któreby nam, dziedzicom albo następcom naszym mogły w tej mierze posługiwać, a Mistrzowi, jego braciom i Zakonowi szkodzić lub w jakikolwiek sposób uwłaczać. A gdyby nawet o tę ziemię, albo jakową część Pomorza, dostojna pani nasza Elżbieta, niegdy Czeska i Polska królowa, wdowa po Wacławie sławnej pamięci królu Czeskim i Polskim, teściu i poprzedniku naszym, albo też jej dziedzice spór wytaczali, przyrzekamy od wszelakiego wdzierstwa i napaści bronić jej naszą pomocą i nakładem. Ku czemu na świadectwo i dla należnej rękojmi, rozkazaliśmy pisma niniejsze sporządzić i pieczęcią naszą obwarować. Działo się i pisano w Toruniu, roku Pańskiego trzechsetnego dwudziestego dziewiątego, w Niedzielę pierwszą postu (Invocavit). W obecności szlachetnych i przesławnych mężów, nam wiernie życzliwych, Godfryda (Jofridus) hrabi de Lunigi, Henryka hrabi de Wilnow, Ulryka pana na Hanowie, Piotra v. Rezembergk, Henryka v. Lippa młodego, Wilhelma v. Lankstein, Kunona v. Kolurz, Ottona v. Bergaw, Bernarda v. Sunneburg, i innych wiary godnych przez nas powołanych świadków, którzy o tém wszystkiém sprawę dać mogą.“

Rok Pański 1330.
Werner mistrz Pruski zdobywa i pali zamki Nakło, Wyszogrod i Raciąż, a wszystek lud orężem wytępia. Maciej zaś biskup Włocławski, chcąc w biskupstwie swojém pokój przywrócić, tudzież brata poimanego z więzów wybawić, i dobra zabrane przez Krzyżaków odzyskać, wchodzi z mistrzem w układy, i zezwala, aby miasto dziesięcin snopowych płacił po sześć groszy z łanu.

Około dnia świętego Jana Chrzciciela, gdy z przyczyny mocnych słońca upałów zboża wcześnie dojrzały, Werner v. Orselen (Orzela) mistrz Pruski, zebrawszy zaciężne z Czechów i Niemców wojsko, ośmielony namową i posiłkami Jana króla Czeskiego, ruszył zbrojno w celu opanowania innych części królestwa Polskiego, i z licznym a potężnym zastępem podstąpiwszy pod zamek Nakło (Nakel), zdobył go i ogniem zniszczył, przyczém i starostę jego Henryka rycerza z całą zamku załogą poimał w niewolą. Ztamtąd przeszedłszy do ziemi Kujawskiej, zamek Wyszogrod zdobył i spalił. Aby zaś nie opanował Radziejowskiego zamku i z niego nie czynił łotrowskich na kraj wycieczek, załoga królewska, uprzedzając przybycie mistrza, sama podłożonym ogniem spaliła go dnia siódmego Lipca. Potém z wojskiem posunął się pod zamek biskupa Włocławskiego Raciąż, i przez dni kilkanaście z największém wysileniem szturmował do niego kuszami i innemi statkami wojennemi. A lubo wiele znakomitych obojej płci osób, które tam złożyły swoje majątki i ruchomości, dzielnie zajmowały się obroną zamku, nie tak z troskliwości o zamek, jak raczej o siebie, dzieci i dobytki swoje; gdy jednakże nieprzyjaciel ciągłém z kusz miotaniem pocisków wszystkie strażnice i przedmurza pogruchotał i posłabił, tak iż oblężeńcy nie mogli się w nich dłużej opierać, a nadto Krzyżacy opanowali studnią, z której ludzie zamkowi czerpali zwykle wodę, i wielu tak starców jako i dzieci umierało prawie z pragnienia, dnia czternastego miesiąca Czerwca, przez poczynione zewsząd wyłomy mistrz z wojskiem wpadł do zamku Raciąża, i wielką ilość pieniędzy, oręża, bogactw i rozmaitych sprzętów zabrał w zdobyczy; nie mały także gmin ludzi, tak szlachty jak i pospólstwa zagarnął jeńcem. Nad tych niedolą ulitowawszy się Maciej biskup Włocławski, wykupił ich z rąk mistrza Krzyżackiego za czterysta grzywien Polskich i wyswobodził z niewoli. Ponieważ zaś Krzyżacy przy dobywaniu zamków wielu znakomitych rycerzy utracili (nie przyszło im bowiem zwycięztwo bez znacznego krwi rozlewu, i gorzko je okupili klęskami, straciwszy dwa razy więcej ludzi niż przeciwnicy) zaczém rozjuszeni gniewem, w ofierze swoim poległym, wszystkich Polaków, tak starców jako i młodzież, mężów dojrzałych i niewiasty, a co zgroza wspomnieć, kapłanów i sługi Boże, dzieci i niemowlęta przy piersi okrutnie wymordowali. Nie przestając wreszcie na takiej rzezi i łupiestwie, wywarli złość swoję nawet na bezwinne domy i wsie okoliczne, z których po dawniejszych pożogach nie wiele było ocalało, i ledwie co dźwigać się poczynały z popiołów. Tyle nabroiwszy, acz z niemałą swoich stratą, powrócili do domów, zbogaceni wielkiemi łupami i stadami bydła. W czasie zdobycia rzeczonego zamku dostali się w niewolą: Świętosław, brat Macieja biskupa Włocławskiego, Wincenty kasztelan Starogrodzki, Mikołaj Zabłotny, Mikołaj z Woli, i innych wielu. Polegli zaś: Paweł z Kroszyna sędzia Gniewkowski, Zyra z Kłobi syn Dymitra, podkomorzy Brzeski, Boguta syn Krystyna sędziego Włocławskiego, Wojciech z Trzaskowa, Czoło z Smarzowic, Jakób z Raciąża i bardzo wielu innych. Dnia piętnastego miesiąca Września ciż sami Krzyżacy zamek Gniewkowski zdobyli i spalili. O wykupienie zaś brata swego Świętosława i innych jeńców, tudzież odzyskanie zamku Raciąża i innych dóbr na Pomorzu przez Krzyżaków opanowanych, Maciej biskup Włocławski tak dalece był troskliwy, czy-to z słabości umysłu czy z przywiązania do krwi swojej, że bez wiedzy i rozkazu Władysława króla i jego radców, zjechawszy się z mistrzem Pruskim Wernerem w Toruniu w dzień Ś. Bartłomieja, ohydną zawarł umowę, przez niego i kapitułę Włocławską pismem stwierdzoną, mocą której wszystkie dziesięciny snopowe z ziemi Pomorskiej, jemu i duchowieństwu jego, według starodawnego w królestwie Polskiém i prowincyi Gnieźnieńskiej zwyczaju, z każdego ziarna w snopach składane, spuścił na sześć tylko groszy, obowiązawszy się na to zwolnienie na przód u arcybiskupa Gnieźnieńskiego a potém u stolicy Apostolskiej w ciągu roku jednego wyrobić potwierdzenie; przez co swemu stołowi biskupiemu i duchowieństwa swego beneficiom wielki zrządził uszczerbek.

Po powrocie mistrza do Prus, Władysław król, wsparty posiłkami Węgrów i Litwinów, całe niemal Prusy pustoszy. Mistrz widząc, iżby mu w siłach nie sprostał, przyrzeka zwrócić ziemię Dobrzyńską i rozejm do roku przedłuża; w sprawie zaś o ziemię Pomorską obadwaj zdają się na sąd polubowny Karola króla Węgierskiego i Jana króla Czeskiego.

Skoro Krzyżacy weszli do Prus z powrotem, Władysław król Polski, który w czasie ich nieprzyjacielskiego na swój kraj napadu z wielkiém staraniem i skrzętnością ściągał własne i obce posiłkowe wojska, chcąc się z nimi zbrojno rozprawić, gdyby spiesznie byli nie umknęli, wsparty pomocą Węgrów, pod dowództwem Wilhelma książęcia Austryi, przysłanego od Karola króla Węgierskiego, tudzież Gedymina książęcia Litwy, który przybył osobiście z posiłkami Litwinów i Żmudzinów, w znacznej sile zbrojnej wkroczył do krainy Krzyżaków, i ziemię Chełmińską jął mieczem i ogniem pustoszyć: a mszcząc się swoich ludzi, tak okrutnie przez Krzyżaków pomordowanych, kazał nawzajem rozszerzyć rzezie i morderstwa, nie oszczędzając żadnego stanu, ani płci, ani wieku. Tymczasem Krzyżacy zamknęli królowi Władysławowi drogę i obadwa brzegi rzeki Drwęcy, najeżywszy je na kilka mil ostrokołami, a pozawalawszy kłodami, wiciną i chróstem, w miejscu gdzie mistrz Pruski Werner v. Orselen i mistrz Inflantski znajdowali się osobiście, i czekali na nadejście króla, zaufani w swoich siłach, odwadze i obwarowaniu rzeki, i pewni, że wyrzucaniem z kusz pocisków i staczaniem walki nie dopuszczą mu przeprawy. Jakoż król Władysław przybywszy do rzeki Drwęcy zmuszony był przez dni kilkanaście zatrzymać się w pochodzie: w którąkolwiek bowiem stronę wyruszył z wojskiem, Krzyżacy zastępowali mu drogę, i na płytszych zwłaszcza brodach, gdzie chciał rzekę przebywać, z największą siłą i natarczywością razili go wypuszczaniem z proc wielkich pocisków i grotów. Dopiero gdy jeden z wieśniaków ukazał mu mieliznę, cofnął wojsko do rzeki Drwęcy, udając jakoby miał dążyć ku Brodnicy, aby nieprzyjacioł odwiódł od brzegów których bronili; w lasach zaś i miejscach ukrytych zasadził kilka tysięcy dobranych rycerzy, i tym przykazał, aby jak najspieszniej, skoro tylko nieprzyjaciel od brzegu odstąpi, bród ów przebyli, i dali mu znać wypuszczeniem dymu. A kiedy wszystko według rozkazu królewskiego uczyniono, Krzyżacy zaś ruszyli ku Brodnicy, sądząc że tam król z wojskiem pociągnie, rycerstwo Polskie wypadłszy z zasadzki przebyło rzekę Drwęcę bez żadnej prze szkody, i królowi, który o trzy mile drogi odszedł był ku Brodnicy, dali znak wypuszczonym dymem podług umowy. Co król obaczywszy, zwrócił się natychmiast i szybkim pochodem pobiegł ku rzece Drwęcy na wczorajsze swoje stanowisko, gdzie około młyna Lubicz rzekę pomienioną z łatwością przebył, młyn spalił, a ludzi którzy tam osadzeni byli na straży wymordował, niektórych zabrał w niewolą; poczém sporządziwszy hufce do boju, z wielkim zapałem i niecierpliwością oczekiwał spotkania z nieprzyjacielem. Mając bowiem rycerstwo dobrze ubrane w zbroje, ludzi pieszych i konnych należycie ćwiczonych w boju, niczego bardziej nie pragnął jak stoczenia bitwy z Krzyżakami, żeby albo zaszczytne nad przeciwnikiem tak zgubnym i niepoczciwym odnieść zwycięztwo, albo poledz śmiercią chwalebną, jeżeliby tak chciały losy. Ale Krzyżacy ujrzawszy nad wszelkie spodziewanie swoje, że wojsko królewskie, pełne rycerskiej ochoty, znacznie ich siłą i sprawnością przewyższało, gdy sami mieli wojsko z najemnego żołnierza, nowych i różnego plemienia ludzi złożone, któremu nie wiele można było ufać, spotkanie się w otwartym boju osądzili za niebezpieczne; zwinąwszy zatém polowe hufce, cofnęli się do zamków i warowni. Król zawiedziony w oczekiwaniu pożądanej bitwy, kazał roznieść jak najszerzej po kraju spustoszenia: co wypełniając jego rycerstwo, całą ziemię Chełmińską w ciągu dni piętnastu ogniem, mieczem i grabieżą zniszczyło, niektóre także miast dzielnice i przedmieścia nawiedziło pożogą. Zaufany w siłach swoich, wysłał wiele pojedynczych oddziałów do Prus, aż po ostatnie krańce tego kraju, za zdobyczą, i zabrane ztamtąd znaczne łupy i stada bydła po kilka kroć odsyłał do Polski, pustosząc włości, paląc wsie, burząc i z ziemią równając miasteczka. Wiele w tej wyprawie dokazywał odwagą, wiele włości nieprzyjacielskich splądrował i na kształt burzy zniszczył prawie do gruntu. Ruszył potém do ziemi Dobrzyńskiej, a usiłując przemocą lub wybiegiem jakim opanować zamek Dobrzyń, dobywał go przez dni kilka; lecz gdy widział, że go silnie broniono, wrócił do ziemi Chełmińskiej, a zatrzymawszy się nieco przy Schoensee (Schonsee) i Lipnie, zamierzał pójść z wojskiem w głębsze części kraju. Alić mistrz i Krzyżacy wysławszy z Grudziądza, gdzie pod ów czas przebywali, heroldów z prośbą o pokój, wielkiemi obietnicami odwiedli króla od dalszych jego przedsięwzięć. Chociaż więc mógł tak potężném wojskiem nawet Prusy za Ossą leżące, jak sobie był układał, zniszczyć i splądrować, i pomścić się należycie za swoje krzywdy, a ziemię Dobrzyńską, tudzież wszystkie zamki i warownie przez Krzyżaków poosadzane odebrać, wolał jednak zezwolić na ich żądania; zwinął chorągwie, i wstrzymawszy dalsze spustoszenia, przyjął i podpisał zawieszenie broni, które aż do dnia Ś. Trójcy roku przyszłego trwać miało; a to pod takim warunkiem, aby w sprawie opanowania Pomorza i szkód przezeń zrządzonych, Karol król Węgierski ze strony Władysława króla Polskiego, a Jan król Czeski ze strony Krzyżaków, obrani za pośredników i sędziów, podczas trwającego rozejmu mieli moc orzeczenia stanowczego wyroku i zmuszenia obydwóch stron do poddania się takowemu wyrokowi. Tego rodzaju umową spowodowany Władysław król Polski, złożył oręż i zezwolił na zawieszenie kroków wojennych, tusząc, że zdoła bez rozlewu krwi chrześciańskiej odzyskać w ten sposób swoje dziedzictwo i ojcowiznę. A tak przez pokój obustronnie w dzień Ś. Jana Chrzciciela zawarty ukończoną została sroga i mordercza wojna, Władysław król Polski z całém wojskiem swojém radośnie i bez szkody do kraju swego, a Gedymin książę Litewski do Litwy powrócił.

Karol król Węgierski i Elżbieta królowa niespodziewanie przy obiedzie od pewnego szlachcica Felicyana, który ich oboje wraz z synami chciał zamordować, mszcząc się za wydanie córki swojej Kazimierzowi królewicowi Polskiemu na sromotę, odnoszą rany: poczém Felicyan z całą rodziną swoją ginie śmiercią okrutną. Od tego czasu dopiero wszystkie klęski zwaliły się na Węgrów, a Kazimierz zszedł z świata bezpotomnie.

Już od lat wielu Karol król Węgierski, wolny od wojen zewnętrznych i domowych, używał w Węgrzech błogiego i pomyślnego stanu, bowiem i urodą rzadką między ludźmi celował, i darem roztropności wszystkich dawniejszych królów przewyższał, i zarówno od swoich jak i obcych wielbiony był i poważany; kiedy nagła burza przeciwności o mało wraz z synami nie strąciła go ze szczytu powodzenia w najokropniejszą niedolę, od czego tylko Opatrzność Boska go uchowała. Był albowiem między baronami Węgierskimi pewien mąż znakomity, nazwiskiem Felicyan, który wyszedłszy z ubogiego stanu, przebywał z razu na dworze Macieja z Trenczyna wojewody Siedmiogrodzkiego, który go podniósł na wyższy stopień znaczenia i godności. Potém udał się na dwór króla Karola, a wsparty jego względami i hojnością, stanął między najcelniejszymi baronami. Wnet sprawnością i gorliwością wysług tak dalece królowi przypadł do serca, że najskrytsze tajnie umysłu zarówno jak podwoje królewskie stały dla niego otworem. Powziąwszy zatém myśl szaloną opanowania królestwa, postanowił króla, królową i ich dzieci zdradziecko wymordować, i namyślał się w duchu, jakiby czas sposobny i miejsce do wykonania tak zuchwałej zbrodni miał obrać. Jakoż gdy król Karol we wtorek po oktawie Wielkiejnocy dnia ośmnastego Maja w dworcu królewskim pod zamkiem Wyszegradem z żoną swoją Elżbietą królową i dwoma synami, Ludwikiem i Andrzejem, obiadował, nie mając przy sobie nikogo z rycerstwa i straży, prócz małej liczby domowników usługujących do stołu; Felicyan wraz z synem i kilku pachołkami, korzystając z zwykłego sobie zaufania, wpadł podczas obiadu, i z największą gwałtownością, jaką nadzieja tak wielka lub ostateczna rozpacz sprawiać może, wymierzył sztylet na króla i królową. Ci przerażeni tak nagłem niebezpieczeństwem, gdy dla zasłonienia głowy przed grożącym ciosem ręce podnieśli, król Karol w rękę otrzymał krwawą jednakże nie bardzo szkodliwą ranę, Elżbieta zaś królowa u ręki prawej, którą zwykła była sieroty i ubogich żywić, nędzarzów wspomagać, szaty i ozdoby kościelne wyszywać i inne pobożne wypełniać uczynki, cztery utraciła palce. Potém jakby zwierz wściekły rzucił się morderca na dwóch braci królewiczów, poprawiając cios omylnie na głowę rodziców wymierzony, i niosąc im śmierć niechybną: ale ochmistrze i nauczyciele królewskich synów zasłoniwszy ich sobą z własném niebezpieczeństwem, udaremnili zamach Felicyana. Gdy nareszcie wzmagać się zaczął zgiełk i hałas, Jan syn Alexandra z komitatu Potoken, młodzieniec szlachetnego rodu, który na ów czas sprawował urząd stolnika, na Felicyana usiłującego zgładzić dzieci królewskie pierwszy śmiało uderzył, i zadał mu raz tak silny między szyją i łopatką, że omdlały upadł na ziemię; a wnet poskoczyli inni słudzy królewscy, i spiesząc z dowodami swojej przychylności, ciało zbrodniarza zbite i srodze poranione rozsiekali na sztuki. Schwytano zaraz i syna Felicyana, który sam jeden, gdy już przerażeni wielkością zbrodni i niebezpieczeństwa wszyscy pachołcy jego pouciekali, nie dał się do tego nakłonić, aby odstąpił ojca. Pochwytano wreszcie w ucieczce i owych siepaczów, drużynę Felicyana, których wraz z synem jego poprzywięzywano do ogonów końskich, i po ulicach i przedmieściach póty włóczono, póki z nich kości i dusze nie powychodziły: naostatek ciała ich porozrzucane po różnych miejscach, albowiem jako niegodnym odmówiono im pogrzebu, od psów rozszarpane zostały i zjedzone. Czaszkę z głowy Felicyana posłano do Budy, ręce zaś, nogi i inne ciała części porozsyłano do znaczniejszych miast królestwa Węgierskiego, i dla zgrozy powszechnej i rozsławienia tak wielkiej zbrodni na bramach poprzybijano. Zaciekłe w swoim gniewie rycerstwo, mszcząc się zamierzonego morderstwa i ran królewskich, pobiegło wreszcie szukać nieszczęsnej córki Felicyana, świetnej imieniem Klary, ale smutnego losu cieniem omroczonej. Przebywała ona w ów czas na dworze królowej Elżbiety w kole panien zacniejszych, a pięknością lica i kształtną urodą wszystkie towarzyszki przewyższała. Ale zapaleni zemstą rycerze nie zważali na wdzięki: wywlekli ją z grona rówienniczek, przeto iż się domyślano, że świadomą była spisku, poobcinali jej nos, wargi i u rąk obydwóch palce, a obwożąc nieszczęśliwą i na pół martwą po wsiach i miasteczkach dla urągowiska, zmuszano aby głośno wyznawała swoję i ojcowską zbrodnią: że słusznie ukarano ją za występny zamach przeciw królowi, królowej i dzieciom królewskim. Po umęczeniu tej, drugą córkę Felicyana, imieniem Zebę, starszą laty, wraz z mężem jej Kopajem, stracono, a synów Kopaja z kraju wygnano. Inni nadto wygnańcy schroniwszy się do Polski zamieszkali w niej na zawsze, i zwani są Amadejami, a mają za herb szlachectwa orła białego bez nóg. Ich potomkowie, chociaż z niskiego i ledwo znanego rodu, dotąd się utrzymują. Twierdzą niektórzy, jakoby Felicyan rycerz z tej przyczyny w taką wpadł złość szaloną, że Elżbieta królowa Węgierska córkę jego Klarę, na swoim dworze bawiącą, bratu swemu Kazimierzowi, synowi Władysława króla Polskiego, który na ów czas w Węgrzech przebywał, a któremu Klara wielce do serca przypadła, wydała na sromotę, albo przynajmniej wstydu pozbawić dozwoliła: a to w ten sposób, że Kazimierz pragnący swojej chuci dogodzić, udał chorego i położył się w łóżku; poczém królowa Węgierska Elżbieta, która go więcej nieco niż brata miłowała, wiadoma dobrze, iż to była choroba serca a nie ciała, bo pochodziła z miłości ku dziewicy Klary, przybywszy do niego niby w odwiedziny, powyprawiała z pokoju usługujących choremu domowników, pod pozorem jakoby coś tajemnego mówić z nim miała, a sama tylko pozostała z rzeczoną Klarą, która z nią razem przybyła; potém wymówiwszy jakieś słowa pozorne, wyszła, a dziewicę Klarę u książęcia Kazimierza zostawiła na zgwałcenie, uważając je za niewielki występek, i mniemając że nawet nikt o nim wiedzieć nie będzie, i że bynajmniej nie nadweręży dobrej sławy Klary. Ale Bóg, który się brzydzi sromotą takiego występku, zrządził, że wszystko inaczej wypadło. Dziewica bowiem Klara od książęcia Kazimierza zgwałcona i do sytu użyta, zwierzyła się ojcu Felicyanowi swojej przygody, prosząc go i zaklinając, aby się pomścił jej krzywdy. Jakoż Felicyan tknięty nią do żywego, postanowił zgładzić króla i pana swego Karola, wraz z Elżbietą królową i ich dziećmi, wiedząc że książę Kazimierz z Węgier uszedł do Polski, a morderstwo spełnione w sposób powyżej opisany, jemu i całemu jego domowi największe zrodziło nieszczęścia. Utrzymują panowie Węgierscy, że od czasu dokonania tej zbrodni, ich i królestwo całe odstąpiła wszelka pomyślność, a niezliczone klęski i najazdy barbarzyńców, dotąd jeszcze trwające, obarczyły kraj cały. Elżbieta królowa Węgierska, zmuszona w życiu i przy śmierci znosić za swój postępek hańbę i obelżenie, zwana była królową Kikutą (Kiktawa), co w języku Polskim znaczy bez ręki. Książęcia zaś Kazimierza, potém króla Polskiego, potomstwo krótko trwające pomsta Boża wygubiła. O podobnym ale w skutkach sroższym jeszcze występku czytamy w dziejach Hiszpańskich. Gdy bowiem Rodryk król Gotów córkę Juliana Spartańskiego hrabi na dworze swoim bawiącą pogwałcił, od tegoż Juliana przy pomocy Arabów w walce nad rzeką Wetelak przez ośm dni ciągle trwającej pokonany i zabity został, przyczem Arabowie całą prawie Hiszpanią opanowali: a tak naród Gotów, wsławiony zwycięztwami w Azyi, Europie i Afryce, przez jednego człowieka przestępstwo do upadku i zagłady przywiedziony, przeszedł pod jarzmo Arabów.

Karol król Węgierski najechawszy bez przyczyny wojewodę Wołoskiego, gdy podanych nawet przez niego słusznych warunków zgody przyjąć nie chce, podstępem zwyciężony taką ponosi klęskę, że sam zaledwo z kilku towarzyszami ratuje się ucieczką.

Karol król Węgierski, uniknąwszy przypadkowego i nader wielkiego nieszczęścia, popadł z własnej woli i rozmysłu w inne, równie wielkie, acz nie tak jemu samemu, jak jego krajowi grożące niebezpieczeństwo. Za radą bowiem i namową dwóch baronów, Tomasza wojewody Siedmiogrodzkiego i Dyonizyusza, pragnących zagarnąć rządy nad Wołoszą, wydał wojnę Bazaradowi wojewodzie Wołoskiemu, żadnego nie mając do niej powodu. Po zdobyciu miasteczka Szöreny (Severinum), które poddało się Dyonizyuszowi, przybyli do Karola posłowie Bazarada z prośbą: „aby zaniechał wojny, obiecując, że Bazarad zapłaci mu siedm tysięcy grzywien srebra, i Szöreny zostawi pod jego władzą, na co syna własnego dawał za zakładnika, a ostrzegając, że dalsza w głąb kraju wyprawa dla króla i jego wojska mogła być niebezpieczną.“ Ale król Karol tak słusznemu i pokornemu poselstwu dumnie odpowiedziawszy, pogroził: „że Bazarada jak jednego z skotaków i pastuchów swoich z chałupy za brodę wywlecze.“ A lubo radcy królewscy prosili go: „aby łagodniejszą dał odpowiedź, a przyjął co mu dawano,“ nie chciał wszelako ani postanowienia ani odpowiedzi swojej zmienić, lecz ruszywszy dalej z wojskiem bez wywiedzenia się o drodze i zaopatrzenia się w żywność, zaszedł w Alpy, bezdrożne lasy i pustynie, gdzie błądził przez dni kilka, a nim wydobyć się z nich zdołał, już głód zaczął wojsku dobrze doskwierać. Chcąc przeto takiej klęsce zapobiedz, i lękając się większych doznać niebezpieczeństw, przymuszony był żądać od Bazarada zawieszenia broni, które uprosił raczej niż wymusił, a to z tém zastrzeżeniem, aby mu Bazarad dał wiernych i świadomych drogi przewodników, którzyby króla i jego wojsko krótszą drogą do Węgier wyprowadzili. Szedł zatém król Karol z wojskiem za przewodnikami od Bazarada przysłanemi, którzy mu drogę pokazywali, po zawartej umowie i pokoju żadnej z strony nieprzyjaciela nie domyślając się zdrady. Aliści przewodnicy, według danego im od Bazarada potajemnie zlecenia, króla i jego wojsko zawiedli w ciasne gór wąwozy i ostępy, gdzie Wołosi nagle z przodu i z tyłu na nich natarli, inni zaś z góry miotając głazami i pociskami na zamkniętych w wąwozie i nie mogących ani walczyć ani się bronić, sami bezpieczni od nieprzyjacioł zadali im morderczą klęskę. Dopieroż król Karol żałować począł, że tak dumną posłom dał odpowiedź, pogardził ich ofiarami i przestrogą swoich radców; a widząc, jak najdzielniejsi rycerze w oczach jego bez bitwy nędzną śmiercią ginęli, zrzucił z siebie dla niepoznaki szaty i ozdoby królewskie, a włożył je na syna Dyonizyusza, imieniem Desowa, który wnet potém, wzięty za króla, poległ pod nawałem głazów i pocisków; sam zaś z kilku towarzyszami ratował się ucieczką, aby uniknął ohydnej śmierci albo sromotniejszej jeszcze niewoli. Reszta wojska jego bądź wyginęła, bądź zabraną została jeńcem. Wołosi opanowawszy bez bitwy wszystkie zasoby, jakie prowadzić z sobą zwykło tak znaczne wojsko, pozostałe szczątki niedobitków okrutnie wymordowali lub do haniebnych zmusili układów. Król Karol z szczupłym pocztem rycerzy ocalony ucieczką, w lichej i pospolitej odzieży umknął do Wyszegradu, jęcząc i rzewnie opłakując tak sromotną klęskę i utratę swojego wojska. Przykład to nauczający dla spółczesnych i potomnych, jak zgubną jest rzeczą gardzić pokornemi ofiary i z pychą odrzucać warunki niesione przez nieprzyjaciela.
Dnia szesnastego Maja, Wacław, inaczej Wańko, książę Mazowiecki, młodszy syn Bolesława książęcia Mazowieckiego, z Czeszki urodzony, srogi i surowy na rycerzy swoich i poddanych, umarł w Wyszogrodzie; zwłoki jego pochowano w kościele Płockim. Zostawił syna jedynaka, Bolesława, zrodzonego z córki Gedymina książęcia Litewskiego.

Bracia zakonu Teutońskiego Ś. Maryi, czarni Krzyżacy, biorą miasto Rygę.

Za papiestwa Jana XXII, kiedy arcybiskup Ryzki w kuryi Rzymskiej przebywał, bracia Teutońskiego zakonu Ś. Maryi, czarni Krzyżowce, po wielu gwałtach, krzywdach i niesprawiedliwościach ustanowicielom swoim biskupom Inflantskim i ich poddanym wyrządzonych, miasto Rygę, od pierwszego jej założenia w rzeczach świeckich z wszelkiém prawem zwierzchnictwa do Ryzkiego kościoła należące, naszli zbrojno, oblegli i opanowali, taką arcybiskupowi Ryzkiemu ustanowicielowi swemu wywiązawszy się wdzięcznością, jak Krzyżacy Pruscy królom i książętom Polskim, podobnież ustanowicielom swoim, opanowaniem ziemi Pomorskiej.

Werner mistrz Pruski zabity. Po nim obejmuje rządy Luder.

Dnia dziewiętnastego Października, w zamku Maryenburgu Werner v. Orselen mistrz Pruski, od jednego z braci Krzyżaków, Jana v. Gindorff, w wieczorniku mnogiemi ugodzony razami zginął, i za opanowanie ziemi Pomorskiej słuszną poniósł karę. W jego miejsce nastąpił Luder książę Brunświcki (Lutherus v. Brunszwik).

Papież fałszywy, ustanowiony przez Ludwika cesarza, dostaje się do więzienia i w niém umiera.

Pizańczykowie mnicha zakonu braci mniejszych, Piotra z Corbario, fałszywego papieża, którego cesarz Ludwik odchodząc do Niemiec w Pizie był zostawił, uwięzili i do Jana papieża, pod ów czas mieszkają cego w Awinionie, odesłali. Przed nim rzeczony Piotr winę swoję wyznawszy, prosił tylko pokornie, aby mu życie darowano. Z rozkazu papieża osadzono go w przystojném więzieniu, gdzie trzy lata wysiedziawszy nędznie życie zakończył. Pomieniony bowiem Ludwik cesarz, z zawiści ku papieżowi Janowi XXII, że nań wymierzył klątwę, rzeczonego Piotra z Corbario wyniósł nieprawnie na stolicę papieską, i rozerwawszy jedność kościoła, dwudzieste pierwsze wprowadził odszczepieństwo, które jednakże niedługo trwało, po zejściu uwięzionego Piotra z Corbario.

Władysław król Polski przez wyprawionych do papieża posłów doprasza się o wojnę Krzyżową i pieniądze na wyprawę przeciw niewiernym, a uzyskawszy jubileusz zgromadza wielkie skarby.

Władysław I król Polski przez wysłanych do papieża Jana XXII, na ów czas przebywającego w Awinionie, znakomitych posłów, przełożywszy Stolicy, jakie wojny, napaści i spustoszenia królestwo jego cierpiało od barbarzyńskich Tatarów i Litwinów, którzy niekiedy w połączeniu, niekiedy pojedynczemi hordy i zdradziecko najeżdżając Polskę, kraj pustoszyli, a zabrawszy łupy, wymordowawszy starców i dzieci, młodzież zaś w smutną zagarnąwszy niewolą, spiesznym odwrotem uciekali do swego kraju; prosił, aby mu Jan papież udzielił swej pomocy ogłoszeniem wojny Krzyżowej przeciw Tatarom i Litwinom, i zaliczeniem kilku tysięcy czerwonych złotych, aby mógł snadniej stawić czoło barbarzyńcom. Atoli papież złożywszy się jakiemiś wymówkami, odmówił obojga. Żeby jednak posłów królewskich nie odprawił bez wszelkiego zaspokojenia i pociechy, pozwolił w kościele katedralnym Krakowskim odprawiać jubileusz na uroczystość Ś. Stanisława w Maju przez trzy dni, a w jesieni na Przeniesienie Ś. Stanisława także przez trzy dni, pod tym warunkiem, aby każdy z pragnących dostąpić odpustu po dwa czerwone złote wrzucił do skarbony, a to jako zasiłek, którego król Polski Władysław miał użyć na obronę przeciw Tatarom, Litwinom i innym barbarzyńcom. Jakoż odprawiał się w Krakowie na oba te święta jubileusz: a gdy nań wielkie zgromadziło się ludzi mnóstwo nie tylko z całego królestwa Polskiego, ale i z Węgier, Szlązka i innych okolic przyległych, zebrano przeto nie małą ilość pieniędzy, których pomieniony król Polski Władysław rzetelnie użył na obronę swego kraju.

Rok Pański 1331.
Władysław król Polski, usunąwszy Wincentego z Pomorzan wojewodę Poznańskiego od zwierzchnictwa Wielkiej Polski, oddaje ją w zarząd synowi swemu Kazimierzowi. Oburzony tym czynem Wincenty przechodzi na stronę Krzyżaków, a za jego radą i przewodnią Krzyżacy wiele dziedzin Polskich pustoszą.

Wojna przez Władysława króla prowadzona z Krzyżakami Pruskimi, chociaż w roku przeszłym, jako się wyżej rzekło, przez rozejm i inne układy, mające stały pokój zapewnić, została odroczoną; gdy atoli Krzyżacy warunków umową zastrzeżonych nie dopełniali, Jana króla Czeskiego według zobowiązania swego nie wzywali do rozstrzygnienia i załatwienia sporu o ziemię Pomorską, i tak warunkom jak i obietnicom rzeczonym nie czynili zadosyć, pomimo że Władysław król Polski wierny umowie Karola króla Węgierskiego sprowadził na dzień oznaczony; ponowiono wyprawę, i z wielkiém króla Polskiego niebezpieczeństwem (bo gdyby nie Opatrzność Boska, mógłby był nachylić państwo do upadku) wojna zapaliła się na nowo. Wszczęta, jak zwykle bywa, z małej przyczyny, wnet strasznym wybuchnęła pożarem. Władysław bowiem król Polski, do prowadzenia rozpoczętej wojny i zajmowania się sprawami publicznemi, które osobistej króla wymagały obecności, czując się dla wieku sędziwego za ciężkim i mniej sposobnym, nakazał na uroczystość Ś. Trójcy, dnia czternastego miesiąca Czerwca, w mieście Chęcinach zjazd walny wszystkich ziem swoich: gdzie naradziwszy się z swemi prałatami i panami o wojnie przedsięwziętej z zakonem Krzyżackim i o sprawach swego królestwa, wydał pewne rozporządzenia i nakazy (ordinationes et edicta). Pomiędzy innemi, syna swego Kazimierza książęcia, mającego na ów czas lat dwadzieścia jeden, młodzieńca takich zdolności, że już wtedy znać dawał, jak znacznie wywyższyć miał to królestwo, na które po ojcu spodziewanym był następcą, przełożył nad Wielką Polską, i powierzył mu rządy tej ziemi, z zwierzchnią i zupełną władzą, aby sprawy jej domowe szczegółowo i troskliwie miał na pieczy, sam zaś król aby wolny od starunku około ziem odleglejszych królestwa pozostawać mógł w Krakowie. Tym celem Wincentemu wojewodzie Poznańskiemu nakazał złożyć rządy Wielkiej Polski. Syna zaś Kazimierza mnogiemi i surowemi przestrogami upomniał: „aby dla poddanych sprawiedliwym był rządcą i panem, a o odzyskanie ziemi Pomorskiej i innych pogranicznych ziem królestwa, opanowanych przez Krzyżaków, Sasów i Czechów, starał się z wytężeniem wszystkich sił, zabiegów i środków; wdzierstwa napastniczych Prusaków, tych dojrzewającyh w swojem gnieździe jaszczurek, aby idąc za przykładem ojca orężem gromił i odpierał.“ Przyczóm ostrzegał go: „że jeżeli w sercu zachowa stateczną miłość i bojaźń Boga, doznawać będzie od poddanych wiernej zawzdy przychylności, a we wszystkich sprawach swoich szczęścia i powodzenia.“ Takiemi zaleceniami syna oświeconego i utwierdzonego, który ojcowskie powinności wypełnić przyrzekał, z poczesnym rycerstwa zastępem, nie bez rzewnego łez wylania, wysłał do Wielkiej Polski; sam zaś pozostał w Krakowie, aby lata sędziwe spędzał na łonie słodkiego pokoju. Ale co w jego rozporządzeniu miało być utwierdzeniem królestwa, to wkrótce stało się źródłem wielkich nieszczęść. Wojewoda bowiem Poznański, Wincenty z Pomorzan, rodem szlachcic, z domu, który w herbie nosi opaskę, w polskim języku zwaną Nałęcz, rozżalony i zjątrzony srodze odjęciem mu starostwa Wielkiej Polski i płynących z niego korzyści, które wysoko podniosły były jego znaczenie i wziętość, pełen gniewu i oburzenia, jak gdyby własne jakie utracił dziedzictwo, chociaż rzeczona godność udzielać się zwykła jedynie z łaski, jak ją rzeczywiście i on pozyskał; przewidujący przytém z obawą, że niektóre jego złe sprawki po ustąpieniu z wielkorządztwa wyjdą na jaw i uzbroją przeciw niemu nienawiść i zemstę: uknuł w myśli występny zamach na ojczyznę, szczęściem nie zamierzający jej ostatecznej zguby; czyn nieprawy, a jedynie duchem zemsty spowodowany. Nie radził się w jego wykonaniu ani własnego rozsądku, ani żadnego z swoich wiernych przyjacioł; ale bez namysłu i zwłoki, z największą jak tylko mógł szybkością, zapalony żądzą buntu, chciwości, śmiałej i wyuzdanej pychy, pobiegł do mistrza Pruskiego Ludera. A zjechawszy się z nim w Marienburgu, namawiał go szerokiemi słowy i obietnicami: „ażeby wziął się do oręża i Wielką Polskę najechał; że nie było nigdy i nie będzie sposobniejszego czasu, w którym i mistrz i jego zakon, jeżeli sami tej pory nie zaśpią, mogą najobfitszych użyć szczęścia darów i zakonu swego panowanie rozszerzyć, gdy i on i cała jego rodzina, nad którą pod ów czas nie było w Wielkopolsce potężniejszej, mistrzowi i zakonowi najusilniej z swą pomocą pospieszą. Oświadczał się, że sam będzie wodzem wyprawy, o wszystkiem się wywiadywać, wszystko co do wojny potrzebne sprawować nie omieszka; że nakoniec zamki i miasta Wielkiej Polski, jeszcze pod władzą jego będące, i syna królewskiego, książęcia Kazimierza, wyda w jego ręce.“ Uznał mistrz Pruski Luder, że nie należało mu bynajmniej zaniedbywać tak ponętnych obietnic i sposobności pomyślnego prowadzenia wojny, którą właśnie miał z Polską rozpocząć: zebrawszy zatém liczne i dość potężne wojsko, świeżo z Niemiec za pieniądze przybyłe, i zleciwszy nad niém dowództwo dwom starostom, to jest marszałkowi Teodorykowi z Altenburga i Ottonowi z Luterbergu, którzy z uchwały komturów i Wincentego wojewody Poznańskiego wszystkiém mieli kierować, w największej tajemnicy wysłał do Polski; sam zaś mistrz w czasie wyprawy pozostać miał w Toruniu. Wojsko zatém Krzyżackie, przebywszy u Torunia rzekę Wisłę, pod wodzą Wincentego z Pomorzan wojewody Poznańskiego, naprzód w dzień Ś. Mary i Magdaleny podstąpiło pod zamki i miasta Brześć i Inowrocław; a gdy mieszczanie straż niedbale trzymali, i nieprzyjacioł wzięli mylnie za swoich, otwartemi bramami poczęło się wdzierać do miasta. O kęs że Krzyżacy obydwóch zamków i miast nie opanowali: ależ przecie poznawszy nieprzyjacioł po znakach i orężu, mieszczanie i żołnierze załogą tamże stojący uderzyli na przednie hufce, które się najbliżej do bram i murów podsunęły, i odparli najezdców z wielką ich klęską i sromotą. Krzyżacy, poniosłszy pod Brześciem i Inowrocławiem nie małą w ludziach stratę, ruszyli spiesznym pochodem, i skrytemi drogami wtargnęli w głąb Wielkiej Polski, wprzód nim się dowiedziano o ich napadzie, i zanim król Władysław mógł pozbierać swoje wojsko. Ukazywał im drogę i do pognębienia ojczyzny przewodził Wincenty wojewoda Poznański. Wnet niespodziewanym napadem zdobyli miasteczko Słupcę, do biskupa Poznańskiego należące, które żadnej nie spodziewało się napaści: a złupiwszy je i zniszczywszy ogniem, celniejszych zaś z mieszczan uwięziwszy, pospieszyli pod Pyzdry, kędy, jak wojewoda Wincenty wywiedział się był od szpiegów, przebywać miał książę Kazimierz królewic; tuszyli zatém, że pomienionego książęcia Kazimierza, bynajmniej nie spodziewającego się ich przyjścia i napadu, schwytają. Gwałtownie więc uderzywszy na miasteczko Pyzdry, które słabo było strzeżone, z łatwością je opanowali. Ale książę Kazimierz ostrzeżony nieco wcześniej o grożącém niebezpieczeństwie, wymknął się z miasta z drużyną wiernych rycerzy i schronił w leśne ustronia, a tak przy pomocy Bożej zawiódł nieprzyjacioł nadzieję. Krzyżacy rozgniewani, że im się zdobycz tak znakomita z rąk wysunęła, z tém większą rzucili się zemstą na Pyzdrzańskich mieszczan; a znaczną liczbę zagarnąwszy w niewolą, nie małą część wytępiwszy mieczem i rozmaitemi męczeństwy, spalili miasto Pyzdry wraz z kościołami i klasztorami, i zabrali z nich bogate łupy. Po zrabowaniu zaś i spaleniu tego miasta, całą okolicę przyległą z obojej strony Warty splądrowali i ogniem zniszczyli, do czego sam Wincenty wojewoda Poznański trwożnych i lękających się podobnego odwetu Krzyżaków ośmielał. A gdy już mnóstwo wiosek i miast popalili i z ziemią zrównali, nie doznawszy żadnego oporu, tak jak ich Wincenty wojewoda Poznański o tém upewniał, wrócili do Torunia w towarzystwie rzeczonego wojewody, obciążeni mnogiemi łupy, zabranemi z miast i wsi Wielkopolskich. Krzyżacy bowiem z zwykłą umysłom ludzkim ułomnością, im więcej przez nieprawe zabory nabywali, tém chciwszą zapalali się posiadania żądzą; nie przestając zatém na opanowaniu Pomorza, zapragnęli posiąśdź całe królestwo Polskie; albo przynajmniej zniszczyć je i zagładzić, aby komu innemu nie dostało się w korzyści; lub wreszcie osłabić, z obawy, żeby kiedyś nie pomściło się na nich swojej krzywdy, gdy zwłaszcza przewidywali, że nie długo utrzymają się w posiadaniu tych krain, które gwałtami i krwi rozlewem zdobyli.

Mistrz Pruski, zgromadziwszy ogromne wojsko pod wodzą Wincentego z Pomorzan czyli Szamotuł, ziemie Łęczycką, Sieradzką i Wielką Polskę z największą srogością pustoszy i pożarami niszczy, tak iż nigdy przedtém podobnej Polska nie doznała klęski.
Mistrz Pruski, Luder książę Brunświcki, uradowany pomyślnym skutkiem wyprawy przedsiębranej do Polski i zagarnionemi z niej łupami, pochwaliwszy Wincentego z Szamotuł, wojewodę Poznańskiego, że mu tak szczerze dochował wiary, i wykonał wszystko co mu było poruczone, większe jeszcze zamysły, śmielsze powziął nadzieje, które w nim wzmagał sam wojewoda Wincenty, już-to okazanej wierności dowodami, już obietnicą dalszej przychylności. Zebrawszy zatém liczne z krajów Reńskich zaciągi najemnych Niemców, a nadto wojska złożone z własnego ludu i posiłków Inflantskich od mistrza Inflant przysłanych, urządził je stosownie i przełożył nad niém dowódzcami: rzeczonego marszałka Teodoryka z Altenburga, Ottona prowincyała, Zygarda Koprzywnickiego (Egilpergensis), Jana Dobrzyńskiego, i wszystkich ziem komturów, jako to ziemi Chełmińskiej, Michałowskiej, Pruskiej i Pomorskiej, które poprzedniemi laty zdradą i chytrością był pozagarniał; dla pomnożenia wreszcie wojska, przyłączył do nich rycerzy i wojowników z wszystkich zakonów, i pod wodzą Wincentego wojewody, ujętego wprzódy darami i obietnicami, aby tém pewniej dochował wiary, posłał na łupiestwo i plądrowanie Polski. Mniemał bowiem, że się nadarzyła rzadka i godna skrzętnego chwytania pora, w której można było królestwo Polskie bezkarnie złupić i spustoszyć, a króla Polskiego zmusić, aby się zrzekł swoich praw do ziemi Pomorskiej. Mając zatém potężny rycerstwa konnego, nie mały i piechoty zastęp, żołnierzy ćwiczonych i do boju wprawnych, którym przewodził Otto Luxemberski komtur prowincyał Krzyżacki, przeszedł mistrz Pruski Wisłę pod Toruniem: a wstrzymawszy się od pustoszenia ziemi Kujawskiej dla zachowania w niej żywności (tę bowiem ziemię postanowił przywłaszczyć sobie i pod swą władzę zagarnąć w powrocie) wtargnął do ziemi Łęczyckiej, i główne w niej miasto Łęczycę, której zamek dzielnie był przez załogę królewską broniony, opanował; zkąd potém rozpuszczając w koło zagony, wszystkie wsie i miasteczka tej ziemi popalił. Z Łęczyckiego zwrócili się następnie Prusacy pod Kalisz i zdobyli tameczny zamek; od miasta atoli z wielką stratą odparci, przez pięć dni stali obozem, czekając na Jana króla Czeskiego, który im z posiłkami Czeskiemi przybyć był obiecał. Zawiedzeni jednak w oczekiwaniu, od Kalisza ruszyli pod Znin i Gniezno, i rozszerzywszy na okół spustoszenia, kościoł metropolitalny Gnieźnieński z należącem do niego miasteczkiem Zninem, tudzież Nakło, Środę, Pobiedziska, Klecko, Kostrzyń, wsie i miasteczka wszystkie ogniem zniszczyli. Pragnęli także z wielką usilnością ciało Ś. Wojciecha w Gnieźnie odszukać i ztamtąd uprowadzić. Najprzód więc napadli na kościoł Gnieźnieński, ale omyleni w nadziei, gdy ciała świętego naszukawszy się długo znaleźć nie mogli, inne kościoła Gnieźnieńskiego ozdoby, naczynia święte i klejnoty obyczajem barbarzyńców złupili i zabrali. Z Gniezna, za przewodem Wincentego wojewody, który im drogę wskazywał, obrócili się ku Uniejowu i ziemi Sieradzkiej, roznosząc wszędy łupiestwa i pożogi, gwałcąc i sromocąc niewinne panny i niewiasty, i wnet główny zamek Sieradz i Uniejów z przyległemi im miastami opanowali. Niemniej miasteczka Wartę, Szadek, Staw, jako też włości okoliczne, klasztory i kościoły znajdujące się w rzeczonych wsiach i miasteczkach, odarte z wszelakich ozdób i sprzętów, jakich tylko dopadli, i które chciwość ich nęcić mogły, w perzynę obrócili. A gdy przeor klasztoru Sieradzkiego, Mikołaj, kaznodziejskiego zakonu, przed Hermanem komturem Elblągskim, z którym dawniej, kiedy był przeorem w Elblągu, zabrał był dobrą znajomość, padłszy na kolana, błagał go: „aby się wstrzymał od mordowania niewinnych ludzi, a zwłaszcza rabowania i palenia klasztoru i kościoła, do którego wielu schroniło się z swemi dobytkami i majątkami, i aby przynajmniej domów Bożych oszczędził:“ on, okrutnik, wzgardziwszy prośbami przeora, Pruską mową dla okazania większej dumy odpowiedział: „ne prest“, to jest, „nie rozumiem.“ A wpadłszy do klasztoru, wszystkie naczynia Bogu poświęcone, jako to kielichy, krzyże, ornaty, i inne ozdoby i majątki ludzkie, porozbijawszy skrzynie i skarbony, pozabierali. Zakonników Ś. Dominika, ilu ich było w klasztorze, z habitów mniszych, ludzi obojej płci z odzieży aż do naga nie sromali się poodzierać. Splądrowawszy i zniszczywszy ogniem ziemię Sieradzką, znowu wrócili pod miasto Kalisz, do którego przez dni kilka natarczywie bez skutku jednak szturmowali; miejsce to bowiem rzeką Prosną, która z wielu stron zalewa, obwarowane i z położenia samego nieprzystępne, snadno opierało się ich zapędom i z wszelkich urągało wysileń; wielu z rycerstwa, którzy dla pokazania swojej śmiałości odważyli się pod same mury i bramy miejskie podsunąć, słuszną zuchwalstwo swoje przypłacili śmiercią. Krzyżacy mszcząc się za nich, wywarli srogość swoję na miasto Konin, tudzież okoliczne wsie i miasteczka, martwe i bezwinne domy; a podzieleni na liczne zastępy, roznieśli wszechstronnie łupiestwa, rzezie i pożogi, raczej z włościami i sioły niżeli z ludźmi bezbożną prowadząc wojnę, paląc wszystko do koła i pustosząc. Nigdyby nie odważyli się byli na tyle srogości i niegodziwych czynów, gdyby nie Wincenty z Szamotuł wojewoda Poznański, zdrajca ojczyzny, który zacięty w swojej zemście sam ich do tego wiódł i zapalał. Przeklęta złość tego niecnoty, w której trwał z taką zawziętością! przeklęty gniew, w którym tak się zatwardził! Szalony w swém uniesieniu, zapędny w swoim gniewie, niepomny na wiarę, uczciwość i Boga, samemu sobie wróg srogi, morderca własnych braci, zdrajca swojego pana, nieprzyjaciel swego domu i rodziny, ciemiężca ojczyzny, winowajca w obec wszystkich, w sercach Polaków pamięć obrzydłą po sobie zostawił, i tak siebie jak i potomstwo swoje wieczną skalał hańbą.

Rycerstwo i szlachta Polska zrobiwszy okopy na mil siedm, w nich postanawiają się bronić, a wieśniacy sprowadzają im bydło i inne zasoby. Dowiedziawszy się o tém Prusacy, posyłają na nich trzy tysiące zbrojnych ludzi, których Polacy w pień wycinają.

Przerażeni tak strasznemi klęskami szlachta i rycerze Polscy, którzy nad jeziorem Niezamyślem i do koła mieszkali, usiłując powstrzymać nieprzyjacioł, aby i na nich nie wpadli, wysypali wał na ośm mil długi, począwszy od wsi Zwolnej i Kępy aż do miasteczka Głuszyna, i pociągnęli przy nim rów głęboki, który spuszczoną z przyległego jeziora napełnili wodą, w spodziewaniu, że nieprzyjaciel poza ten przekop nie poważy się postąpić. Atoli Prusacy dowiedziawszy się, że nad rzeczone jezioro ściągnęła znaczna liczba rycerzy i włościan, i mnóstwo pospędzano w to miejsce bydła z powiatów wojną nawiedzonych, wysłali tam trzy tysiące konnicy, aby tak znakomitą zdobycz zagarnąć. Rycerze i szlachta Polscy, którzy siedzieli w tém schronieniu, uwiadomieni przez chłopów o nadciąganiu Prusaków, pchnęli czém prędzej gońców do Władysława króla Polskiego, który niebawem przysłał im swego marszałka i kilku set dworzan w posiłku. Ich pomocą wsparci, wyszli za przekop na spotkanie się z nieprzyjacielem. A gdy ich wojsko powiększyła jeszcze gromada wieśniaków, taką klęskę zadali nieprzyjaciołom, że mała ledwo liczba ujść zdołała morderczej śmierci; nikogo bowiem nie brano w niewolą i chłopstwo rozjuszone żadnej nie oszczędzało głowy. Klęskę wtedy zadaną Krzyżakom po dziś dzień jeszcze poświadcza mnóstwo kości ukazujących się na polu bitwy.

Władysław Łokietek król Polski, chociaż już wiekiem zgrzybiały, zamierzając wojnę przeciw Krzyżakom Pruskim, godzącym na opanowanie ziemi Łęczyckiej, z Krakowa idzie do Wielkiej Polski: ale zważywszy, że go Krzyżacy przewyższali siłą, nie kwapi się do staczania bitwy, lecz wprzódy posyła do Wincentego z Szamotuł wojewody Poznańskiego, który był zdradziecko przeszedł na stronę Krzyżaków, z przełożeniem, aby się zlitował nad ojczyzną, tylu klęskami i łupiestwy przezeń uciśnioną: czém tak go ujął i zniewolił, że za jego radą i pomocą Krzyżaków pod wsią Płowcami po dwa kroć pokonał i zniósł do szczętu; legło ich trupem przeszło czterdzieści tysięcy, a nie wielu tylko znaczniejszych dostało się w niewolą; Polaków zaś zginęło zaledwo pięciuset rycerzy.

Wkrótce dowiedział się Władysław król Polski o nowym Krzyżaków na królestwo swoje napadzie; a lubo podeszły już w latach chylił się pod ciężarem starości, która studząc krew i miarkując zwykły zapał stroni od dzieł rycerskich i wojennej wrzawy; lubo starzec przeżyły, z pooraném zmarszczkami czołem, ustawał już na siłach, i ciało oddając śmiertelności czuł się poprzedniemi trudami i laty znużonym, wyczerpanym i do wojny niesposobnym; wszelako duch męzki pokonywał w nim słabość wieku, żądza sprawiedliwej zemsty krzepiła i ożywiała siły, dodawała hartu do znoszenia trudów i podejmowania spraw wojennych. Jakoż z zebraném licznie wojskiem z ziem Krakowskiej, Sandomierskiej i Wielkiej Polski ruszył przeciw nieprzyjaciołom Krzyżakom, którzy pod ów czas najeżdżali ziemię Łęczycką, postanowiwszy jak najrychlej zmierzyć się z nimi orężem, i tak srogie królestwa swego spustoszenie powściągnąć i odeprzeć. Chociaż bowiem obciążony wiekiem nie tylko od rycerskich ale i domowych usuwał się już zatrudnień, jednak w ciele zgrzybiałém kwitnął w całej czerstwości umysł dzielny i pełen zdrowej rady. Widząc atoli, że nieprzyjaciel przewyższał go znacznie swojemi siły, że liczne w pogotowiu stały konnego rycerstwa hufce, od których, gdyby przyszło do walki, mogłoby jego wojsko być pokonaném, czując się za słabym do stawienia czoła takiej potędze, nie chciał narażać swej sprawy na los stanowczej bitwy, jak był wprzódy układał; lecz krążąc za nieprzyjacielskiém wojskiem wszędy gdziekolwiek się ruszyło, a za każdą sposobnością z ukrytych zasadzek wypadając, ciągłemi trapił je klęskami; tych zwłaszcza, którzy za żywnością albo roznoszeniem po wsiach rabunków i pożogi wybiegali, urywał i znosił. Krzyżacy zatém wracający zatrzymawszy się pod Koninem postanowili uderzyć na wojsko królewskie, i sprawili swoje szyki, w spodziewaniu, że króla wciągną do walki. Ale król, mierząc roztropnie swoje siły, cofnął się z pośpiechem ze stanowiska i nie przyjął bitwy. A tak nieprzyjaciel zagrożony jego napadem nie śmiał zapuszczać się dalej z rozszerzeniem pożogi, bo ile kroć wysunął się doznawał klęski; i nie mogło już wojsko Krzyżackie popełniać bezkarnie takich łotrostw, powściągane obawą i wzajemnemi szkody. Król Władysław trapił się tymczasem na ciele i w duszy, że musiał patrzeć na tak srogie królestwa swego spustoszenie, gdy dymy i popioły często jego i wojsko królewskie w oczy i twarze gryzły, a serce rozdzierały krzyki i jęki poddanych, nie tak słowy jako raczej płaczem wzywających jego ratunku. Staczać jednakże walki nie dozwalała i szczupła liczba wojska, i rada przezorna, i widok jawnego niebezpieczeństwa. Wahając się zatém w duszy, nie pewien co miał czynić w tak trudném położeniu, powziął nareszcie myśl szczęśliwą, którą mu natchnęło długie doświadczenie, aby w niedostatku sił uciec się do sprawiedliwych podejść, i takim orężem pokonać nieprzyjacioł, jakim oni najwięcej w obecnej wojnie dokazywali. Jakoż do Wincentego z Szamotuł wojewody Poznańskiego, który był wodzem nieprzyjacielskiego wojska i kierował całą wyprawą, wysyła tajemnie gońców, z upomnieniem: „aby „ochronił przynajmniej szczątków skołatanej i nieszczęśliwej ojczyzny, którą on swoją zdradą do takiej przywiódł niedoli, że się nad nią sami nieprzyjaciele litowali; a iżby swoje rady i usiłowania, dotychczas zgubę jej niosące, zwrócił raczej ku jej zbawieniu i utwierdzeniu. Jeżeli nie sromał się wydać zdradziecko ojczyznę nieprzyjaciołom, aby tém mniej wahał się zdradzić dla ojczyzny nieprzyjaciela. Przyczém miał być pewnym, że zdrada przeciw królowi i ojczyznie popełniona będzie mu przebaczoną, jeżeli zbrodnię mażąc zbrodnią, Krzyżaków doprowadzi do zguby i słusznej podda ich zemście.“ Wzruszyła ta namowa zdrajcę Wincentego: już bowiem gniew jego, spowodowany utratą Wielkopolskiego starostwa, nasycił smutny widok ojczyzny pogrzebionej w rumach i popiele; uczuł żal i zgryzotę sumienia, wyrzucającego mu tak niecne i sromotne czyny, które jemu i potomstwu jego wieczną przynieść miały hańbę. Oświadczył zatém, „że do wszystkiego, coby ojczyznę ratować mogło, wierną chce być pomocą, i słuchać we wszystkiem rozkazów króla Władysława.“ Jakoż w sposobnej porze, nocą, udawszy przed Krzyżakami jakoby wychodził na wzwiady, przybył do króla, a z nie wielu świadkami przypuszczony do tajemnej rozmowy, prosił naprzód króla i syna jego książęcia Kazimierza, ażeby mu to wszystko, czego się przeciw królowi i jego synowi dopuścił, przebaczono. Co gdy bez wahania się wyjednał, oznajmił zaraz, „że wojsko nieprzyjacielskie, jakkolwiek znaczne liczbą, w rzeczy samej było słabe i nikczemne, raczej w tabory wielkie niżeli siłę zamożne; że gdyby kto odważył się na nie uderzyć, snadnoby je zwyciężył, pochopniejsze bowiem było do ucieczki niżeli do walki, a dla mnogich łupów i juków z ciężkością się poruszające i zawsze trwożne o ich utratę; że gmin tak wielki i przeważny liczbą małej garstce rycerstwa niezawodnie ustąpi.“ W ten sposób obszernemi i dowodnemi słowy umysły Polaków pokrzepił. Aby zaś o tém co twierdził powątpiewać nie chciano, oświadczył się sam gotowym do stoczenia bitwy i uderzenia z przodu na nieprzyjaciela, zapewniając, że wstrzyma pierwsze jego natarcia, które zwykle bywają najżwawsze i najsilniejsze. Mowa ta wielce uradowała króla i rycerstwo, wlała w ich serca nadzieję zwycięztwa, i ku wielkim czynom ożywiała dzielność. Bo nigdy przydatniejszym nie bywa przyjaciel, jak kiedy udaje nieprzyjaciela; a nawzajem, nigdy szkodliwszym nieprzyjaciel, jak kiedy za przyjaciela uchodzi. Władysław król Polski osięgnąwszy, czego najbardziej sobie życzył, powziął dobrą otuchę, i umyślił, skoro szczęśliwa nadarzy się pora, uderzyć śmiało na wroga. Z tą nadzieją i wzajemną umową Wincenty, złożywszy uroczyste przyrzeczenia, upomniany raczej niżeli proszony, aby szczerze dotrzymał tego co przyobiecał, wrócił do obozu Krzyżaków, oznajmując, że jak się osobiście wywiedział, „wszędzie panowała cisza i spokojność.“ Władysław zaś król Polski, chociaż dobrze rozumiał, że ani potęgą ani liczbą nie mógł sprostać przeciwnikowi, postanowił jednak doświadczyć szczęścia i nazajutrz bój stoczyć z nieprzyjacielem: osądził bowiem, że lepiej było na wszelką narazić się ostateczność, niżeli unikać bitwy z najezdnikiem, który kraj cały pogrzebał w gruzach i popiołach. Synowi wszelako Kazimierzowi z pośrodka szeregów kazał ustąpić do jednej z twierdz warowniejszych, zleciwszy nad nim straż i opiekę Grzegorzowi Nekandzie, rycerzowi z rodu Toporczyków, aby w przypadku, gdyby nieprzyjaciel odniósł zwycięztwo, miał kto ratować królestwo i ojczyznę. Już wojsko Krzyżackie do Prus wracało, już stanęło było pod Płowcami, dziedziną królewską, zwaną inaczej Blewo, wioską lichą, ale z przyszłej klęski Prusaków mającą w dziejach zasłynąć, blisko miasteczka Radziejowa, kędy rozległa się płaszczyzna obszerna i sposobna do rozwinięcia bojowych szyków, miejsce otwarte, żadną do koła nie zasłonione zaroślą, i w dalekie strony podające widok. Tam nieprzyjaciel położył się obozem, gdy z nagła król, o którym mniemano że już cofnął się był w odwrocie, dnia dwudziestego siódmego Września, o brzasku wschodzącego słońca, ukazał się z swojém wojskiem, hufcami sprawionemi do boju, i w gotowości do stoczenia walki. Krzyżacy długo byli w niepewności i nie mogli zrozumieć, czy tylko udawał tę ochotę, czy rzeczywiście kusił się o spotkanie; aż dopiero gdy wzmagający się szczęk oręża i rżenie koni usunęły wszelką wątpliwość, powstał w obozie Pruskim nadzwyczajny popłoch i zamieszanie, i taka trwoga opanowała umysły, że z wielkim krzykiem i wrzawą napróżno spieszyli zebrać się i ustawić szyki. Aby zaś Polacy na spłoszonych i nieprzygotowanych nagle nie wpadli, opasawszy swe obozowisko łańcuchem żelaznym, raczej kupą gromadną niżeli w porządnych stanęli chorągwiach. Wnet wziąwszy się do broni i sporządziwszy jak mogli swoje hufce, wyszli na spotkanie z królem i jego wojskiem. Władysław król, dla gęstej mgły, która tak świat była zamroczyła że mąż męża zaledwie mógł widzieć, wstrzymał nieco swoje wojsko, a tymczasem krótką, ile czas pozwolił, lecz żwawą przemową upomniał je i zachęcił: „Jakichże-to, rzekł, widzicie nieprzyjacioł? oto niewdzięczników, którzy dziada mego Konrada wytuczeni łaskami i dary, aż do tego przychodzą zuchwalstwa, że na zgubę naszego królestwa i ostateczną was wszystkich powstają zagładę; którzy niepomni na doznane od narodu Polskiego dobrodziejstwa, nie przestając na zagarnieniu niesłuszném ziemi Pomorskiej, i wymordowaniu w niej moich i waszych braci, ojczyznę naszą, z której powstali i wzrośli, łupiestwy i pożogami zniszczyć usiłują, i mają sobie to za sromotę, że między nami żyje pamięć pierwotnego ich gniazda i zaprowadzenia. Których gdyby występna nie unosiła pycha i chciwość niesyta pochłonienia reszty ziem naszych, pomniećby powinni, jeśli nie na Boga i jego wszechmocność, nie na swój zakon, który samą tylko odzieżą zachowują, to zaiste na dobrodziejstwa doznane, i cel dla którego od dziada mego Konrada książęcia Polskiego w te kraje zostali przywołani; powinniby zajrzeć w owe umowy, któremi się zobowiązali po zawojowaniu Prus ustąpić z ziemi Chełmińskiej, i połową zdobytych krajów Pruskich dzielić się z Polską, a w wojnach z barbarzyńcami swojej nam użyczać pomocy. Ale oni na to wszystko niepomni, szlachetne dziewice i niewiasty i inne rodu naszego kobiety lubieżną swawolą kazić, przybytki Bogu poświęcone znieważać, ludzi niewinnych obojej płci mordować, wszelkie prawa Boskie i ludzkie nie sromali się deptać i gwałcić. Jest w nich żądza niepohamowana zagarniania albo niszczenia naszych krain, rozlewania krwi naszej. Słusznie więc przeciw ludziom tak bezbożnym podniosłszy oręż, walczmy z największym jak tylko można zapałem. W miejscu tém, gdzieśmy stanęli, nikt już nie może rąk opuszczać: przetoczy nieprzyjaciel krew twoję, jeżeli ty jego krwi oszczędzać będziesz. Niech każdy z nas pamięta, że nie za siebie tylko, ale za żonę, dzieci, ojczyznę i wszystko co mu jest drogie walczy: a niechaj to ma na myśli, że z jakiśm w obecnej bitwie okażemy się męztwem, taki będzie los naszej ojczyzny, naszych dzieci, domów i majątków. Ja was upewniam, że w sprawiedliwej naszej walce, Bóg, który zawsze słuszniejszą wspiera sprawę, użyczy nam pomocy, a występnemu wrogowi za jego niegodziwe czyny, jakich się dopuścił w tej bezbożnej wojnie, okaże swój gniew, i ręką waszą wymierzy nań zasłużoną karę. Wreszcie inaczej my, inaczej nieprzyjaciele nasi wojują: oni bowiem wychodzą na nas z najętém za pieniądze żołdactwem, a parając się grabieżą i morderstwy, niesprawiedliwą wojnę nam przynoszą; my, nie tak wojnę prowadzim jako ją raczej odpieramy, a rozlicznemi krzywdy zmuszeni do walki, za całość utrapionej ojczyzny, za żony i dzieci nasze, za świątynie i domy Boże walczymy. Nieprzyjaciele wyzywają nas do boju napaścią i zaczepką: my spieszym na ratunek poddanych naszych i przyjacioł, których głosy płaczliwe zda mi się iż słyszę. Obóz nieprzyjacielski, to stek rozmaitego narodu ludzi, kupa łotrów obciążonych łupieżą, splamionych zbrodniami i bezbożnością: zyskacie dwojaką korzyść, jeżeli nad niemi odniesiecie zwycięztwo.“ Wzywał nakoniec niektórych po imieniu: „aby mu w boju pomagali, a za swoje i ojczyzny krzywdy, za pobrane i popalone włości pomścili się na nieprzyjaciołach; nigdy bowiem większej jak obecnie nie mogli pozyskać chwały, a dzień ten miał wyświecić każdego z nich odwagę i dzielność.“ To wyrzekłszy, gdy widział rycerstwo mową swoją do bitwy zagrzane, kazał wydać hasło bojowe. I zaraz pierwszy hufiec, jeden z pomiędzy pięciu, złożony z dworzan i wysłużonych rycerzy, którzy mu przyrzekli wszędzie i w każdej sprawie pomoc gotową, poprowadził w sam środek nieprzyjaciela. Zwarły się obie strony z zaciętością: nieprzyjaciel liczbą, Polacy męztwem przemagali, dając rozliczne dowody siły i odwagi: zaczém wielu z Krzyżaków padało albo odnosiło rany; mało kogo brano w niewolą, nie myśleli bowiem Polacy oszczędzać ani litować się swoich wrogów; wszyscy pałali żądzą zwycięztwa albo zemsty. Długo wątpliwy był los bitwy; Krzyżacy bowiem, mający podostatek wojska, w miejsce poległych albo rannych świeże podsuwali szyki. Ale Polacy, słusznym obostrzeni gniewem, po bohatersku walcząc, zawzięli się ostatecznie zwyciężyć albo zginąć. Nie cofnęli zatém kroku, ale skupiwszy się jakby w jeden nierozerwany węzeł, po trupach poległych postępowali naprzód. Obecność też króla nie tylko mężnym dodawała serca, ale i gnuśniejszym nie dozwalała zostawać w tyle. Już się było i słońce przetarło ze mgły, która w jesiennej porze często powstawać zwykła, i dzień zajaśniał pogodny, który i sposobność ułatwiał do walki, i ochotę rycerską wlewał w serca walczących. Niepokoiła tymczasem tak króla jak i rycerstwo niestateczność umysłu Wincentego z Szamotuł wojewody Poznańskiego, żeby ten, który ojczyznę pogrzebał w perzynie, zdradziectwem swojém wojska Polskiego nie naprowadził kędy na ukryte zasadzki. Ale rzeczony Wincenty z Szamotuł wojewoda Poznański, który aż do tego dnia w obozie Krzyżaków przebywał, nie zawiódł Władysława króla Polskiego: uderzywszy bowiem z własnym ludem i rycerstwem na nieprzyjacioł, przychylniejszy królowi i ojczyznie po zdradzie, niżeli mistrzowi i Krzyżakom po doznanych dobrodziejstwach, wielką zadał im klęskę, i dla zmazania i zagładzenia swojej hańby wielkie w obec króla i całego wojska dał dowody swojej wierności i odwagi. Jakoż walkę w kilku miejscach słabiejącą, głośném wołaniem i zachętą, już-to rycerza już wodza pełniąc powinności, podtrzymał, i jawnemi czyny stwierdził co był obiecał. Tknięty zgryzotą sumienia, które mu wyrzucało zdradę ojczyzny, i usiłujący obmyć się z tej winy, a odzyskać straconą u swoich cześć i przychylność, postanowił odważyć się na największe niebezpieczeństwa, nie szczędzić bynajmniej życia i zdrowia, i śmiercią chwalebną zetrzeć szpetnych czynów niesławę, które im więcej miały w sobie okrucieństwa, tém piękniej było nagrodzić je nowemi cnoty. Po rozbiciu zatém i zniesieniu przedniejszych hufców nieprzyjacielskich, którym rycerze zakonni albo najemni przywodzili, a między którymi komturowie Herman Elblągski i Albert Gdański z znaczną liczbą Krzyżaków na placu legli, gdy wojsko Polskie dotarło do innych chorągwi, mniej mających siły i odwagi, przerażone klęską swoich zaledwo zdolnemi były do odporu, a za śmielszém natarciem Polaków ustąpiwszy i raz tył podawszy, w coraz większym cofały się popłochu. Już więc król Władysław o zupełnym tuszył zwycięztwie, kiedy nowe nadeszło wojsko, któremu wielki komtur Russ v. Plawen przywodził, a które wracało od oblężenia miasteczka Brześcia. Król dowiedziawszy się od szpiegów o jego nadciąganiu, marszałka Teodoryka z Altenburg}a, komtura Ottona v. Bunsdorf i pięciudziesiąt sześciu innych znaczniejszych Krzyżaków, w poprzedniej bitwie poimanych, kazał trzymać pod strażą: sam zaś upomniał na nowo swoje rycerstwo, aby w trudach nie ustawało, ale tém mężniej popierało walkę, zapewniając, że z podobnąż korzyścią i podobném szczęściem spotkają się w powtórnej co i w pierwszej bitwie. Skoro więc nadciągło wojsko wielkiego komtura Russa v. Plawen, poczęła się walka na nowo, w której naprzód sam wielki komtur, jakby już w ręku miał zwycięztwo, przykazywał swoim, aby żadnego z Polaków nie zostawiali przy życiu. Ale gdy z obu stron zacięcie walczono, a najpierwej sam wielki komtur Otto v. Bunsdorf, który innych mordować kazał, potém drudzy komturowie, Herman Elblągski i Albert Gdański z wielu innymi polegli; Krzyżacy, mimo gmin wielki, rozbici i pomieszani poszli w rozsypkę, a Polacy zupełne odnieśli zwycięztwo. Za uciekającymi Krzyżakami puszczono się w pogoń, a wtedy nie już bitwa ale rzeź powstała krwawa: Polacy bowiem mszcząc się swoich braci, których zgładził nieprawy oręż Krzyżaków, więcej usiłowali ich wytępiać niż zabierać w niewolą. Król osądziwszy, że pobitym i pierzchającym nie należało dawać żadnego wytchnienia, upominał wielkim głosem żołnierzy, aby na uciekających z tyłu ciągle nacierali, a gdy szczęście otwierało im sposobność do świetnego zwycięztwa, aby korzystając z szczęścia nie przestawali wrogów w ucieczce chwytać i mordować. Oni, choć wielką pracą strudzeni, o ile im jednak siły wystarczały do ścigania, a ręce znużone do cięcia, raźni i na wszystkie trudy gotowi, a posłuszni rozkazom króla, pędzili co tylko tchu było w koniach a władzy w rękach, goniąc za nieprzyjacielem. Tkwiło bowiem Polakom w pamięci, jak w obecnej i poprzedzających wojnach Prusacy sromocili swém wszeteczeństwem kobiety, jak srodze pożogami kraj ich niszczyli; żadnej więc nie chcieli mieć nad nimi litości, ale poddających się nawet zabijali bez miłosierdzia. Trwała walka od wschodu słońca aż do pacierzy kapłańskich zwanych noną (ad nonarum horam), tak zacięcie obie strony wydzierały sobie zwycięztwo. Przeszło czterdzieści tysięcy nieprzyjacioł legło w tej bitwie; nie wielu wzięto w niewolą, woleli bowiem Polacy uciekających tępić i mordować; w zapale słusznej zemsty nie mało krwi przelano. Z Polaków dwunastu tylko znakomitszej szlachty, między którymi Żegota z Morawicy chorąży Krakowski, Krystyn z Ostrowa chorąży Sandomierski, syn Prandoty kasztelana Krakowskiego, i Jakób z Szumska kasztelan Żarnowski, a pospolitego żołnierza pięciuset zginęło: i dziwna rzecz a niemal do prawdy niepodobna, jak małą stratą tak wielkie okupiono zwycięztwo. Nie można wątpić, że je otrzymali Polacy z łaską Bożą i przyczyną Ś. Stanisława, patrona i głowy Męczenników Polskich, gdy cudowne owo zwycięztwo zdarzyło się w sam dzień Przeniesienia tego Świętego, i Polaków tak mała liczba zginęła. Wojsko Polskie opanowawszy obóz nieprzyjacielski, zasobny w różnego rodzaju zdobycze, znalazłszy w nim niezmierne bogactwa i dostatki, wielce się spanoszyło. Wszyscy jeńcy znakomitsi, między innymi Russ v. Plawen, który się był odgrażał, że wojsko swoje aż pod bramy Krakowa powiedzie, wraz z chorągwiami nieprzyjacielskiemi przyprowadzeni do Krakowa: a tak ów dumny komtur zdążył dokąd zamierzał, ale przeciwnym wcale losem. Wtedy dopiero Krzyżacy uczuli, że wojowali z Polakami. Dawniejszemi bowiem czasy tak mało ważyli sobie rycerstwo i oręż Polski, że im się zdawało, jakoby nigdy od nich zwyciężonymi być nie mogli.

Rycerz Floryan Szary, w bitwie stoczonej z Krzyżakami trzema włoczniami przeszyty, otrzymuje herb Jelita w miejsce dawnego Koźle rogi. Gorliwość chwalebna króla Władysława Łokietka, jaką okazał w bitwie tak zwycięzko stoczonej.

Gdy wieść o tém zwycięztwie gruchnęła w Krakowie i po innych miejscach królestwa Polskiego, radość niezwykła ożywiła umysły, zasmucone poprzednio klęskami kraju, i troskliwe o wypadek bitwy, aby się nie skończyła nowém nieszczęściem. Nazajutrz, jak tylko dzień rozświtał, król udał się na pobojowisko, dla pozbierania ciał rycerzy poległych, i przypatrzenia się tak sromotnej a strasznej nieprzyjacioł klęsce. A gdy oglądał i rozpoznawał zwłoki pobitych, natrafił na jednego z szlachty, który w walecznej rozprawie skłóty włoczniami ległszy żywo między trupy, wyciekające z łona swego wnętrzności wpychał rękami obiema. Był-to Floryan, nazwiskiem Szary. Król zastanowiwszy się nad nim, tknięty litością rzekł do towarzyszącej mu drużyny: „Jak ciężką mękę ponosi ten nasz rycerz!“ Na co on, zebrawszy siły, odpowiedział: „Sroższa jest nierównie męka znosić złego w jednej wsi sąsiada, jakiego ja wycierpiałem.“ Zaczém król: „Bądź, rzecze, dobrej myśli; jeżeli się z tej rany wyleczysz, uwolnię cię moją łaską od tak złego sąsiedztwa.“ A gdy go podjęto i troskliwém staraniem do zdrowia przywrócono, król dał mu hojne opatrzenie, a domowi jego, noszącemu w herbie trzy włocznie, przydał od owego zdarzenia nową nazwę (proclama) Jelita, zarzuciwszy dawną Koźlerogi. Kupy kości ludzkich ogromne, które po dziś dzień jeszcze pod Płowcami widzieć się dają, świadczą o wielkości tej klęski. Maciej biskup Włocławski kazał je przykryć uczciwie, i zbudował na tém miejscu kaplicę. Tę bitwę tak wielką i sławną kronikarze polscy, jak wszystkie niemal inne, w krótkich opisach potomności podali. I ja nie byłbym jej szeroko opisywał, gdybym nie miał o niej dokładnej wiadomości od niektórych, jeszcze do mego czasu żyjących, którzy się w tej bitwie znajdowali. Więcej jak czterdzieści tysięcy nieprzyjacioł zginęło, powiadają, w tej przygodzie; z Polaków tylko pięciuset. Władysław król Polski odznaczył się w niej niezwykłą i godną bohatera dzielnością: od najważniejszych bowiem aż do najdrobniejszych powinności wszystkie sam wykonywał. Nie tylko układał i rozporządzał co było potrzebném, ale po większej części osobiście wypełniał; w trudach wytrwały i czujny, podejmował z skrzętnością wszystkie sprawy wojenne; niemniej dzielny rycerz, jak wódz przezorny i biegły, tak się w tém obojgu sprawiał, że żołnierze ochoczo i z ufnością pełnili swe powinności. Wszystkich oczy były wtedy na niego zwrócone, z tém większém podziwieniem, że starzec sędziwy i zgrzybiały, któremu dość było patrzeć z daleka na toczącą się walkę, sam na największe narażał się trudy i niebezpieczeństwa, i dokazywał prawie cudów waleczności. Jakie duszę tego króla ożywiało męztwo, jaki zapał w obronie ojczyzny z żądzą pomszczenia się za jej krzywdy, ztąd można brać miarę, że kiedy starością wyziębione krzepły już jego członki, gdy w ciele krew stygła i siły prawie całkiem upadały, on niepomny na swoję słabość, chwycił oręż do tak niebezpiecznej walki. Tém większą zatém pozyskał chwałę, im cięższe pokonawszy trudy, krwią nieprzyjacioł zgasił niszczące ojczyznę pożary, i klęską straszliwą pomścił się straty swoich ziomków. Od wschodu słońca aż do wieczora wytrzymał w boju bez znużenia, a gdziekolwiek groziło niebezpieczeństwo, nacierał na nieprzyjaciela, w prawej ręce szablę, w lewej unosząc tarczę, strudzonym i osłabionym spiesząc na pomoc, i w miejsce rannych świeże podstawiając posiłki. Nie widziano nigdy na twarzy jego smutku i pomieszania, spokojne owszem i wypogodzone ciągle czoło podnosił. A to wszystko było w poźnej starości. Jej niedołężność i niemoc ciała pokonywał umysł dzielny, któremu i trudy wojenne snadno ustępowały. Chętnie i z roskoszą wylałby był krew swoję, byleby dokonał dzieła zemsty. Nie poddawał się nigdy gnusności i niedbalstwu. W wieku sędziwym nie stracił nic z dawnej ducha czerstwości i rycerskiego zapału, chociaż zwątlony na ciele, był już słaby i ciężki. Nie mniejsza i Krzyżaków, tych zwłaszcza, którzy w wojsku sprawowali dowództwo i pojedyncze prowadzili zastępy, a nawet wszystkich zaciężnych rycerzy, ożywiała gorliwość i żądza pozyskania zwycięztwa. Nie tylko bowiem ci, którzy pierwszy tworzyli zastęp, ale i dalsze składający hufce, zapobiegając, aby ich Polacy nie rozbili, i żeby żołnierze nie rozbiegali się i nie opuszczali bitwy, długiemi łańcuchami powiązali się za swe pasy rycerskie, i tak sprzężeni z sobą walczyli. Ale męztwo Polaków, słusznym obostrzone gniewem, za łaską Bożą i przyczyną Ś. Stanisława snadno te wszystkie ich zabiegi i wysilenia przemogło i zniweczyło.

Jana króla Czeskiego, który podstąpiwszy pod miasto Poznań usiłował je opanować, Władysław Łokietek gromi i odpędza, przyczem pięciudziesiąt z jego rycerzy trupem kładzie, a statki wojenne zabiera.

Gdy Jan król Czeski, pod ów czas przebywający w Wrocławiu, dowiedział się o tej klęsce, równie z dolatujących wieści jak i od gońców przez mistrza Pruskiego wysłanych, zabolał wielkim smutkiem nad taką przygodą i losem Krzyżaków; a obawiając się, iżby król Polski po tak walném zwycięztwie nie wymierzył na nich zgubniejszego ciosu, i nie pomyślał o zagładzie zupełnej zakonu, a odzyskaniu krajów przezeń opanowanych, postanowił wydać mu powtórną wojnę i w ten sposób wstrzymać jego zamachy. Z największym przeto jak tylko mógł pospiechem ściągnąwszy zewsząd swoje siły zbrojne, ruszył do Polski i miasto Poznań oblężeniem ścisnął. O czém gdy Władysław król Polski powziął wiadomość, wycofał zaraz z Prus swoje wojsko, dokąd był poszedł na splądrowanie kraju, i pospieszył pod Poznań, dla rozprawienia się z królem Czeskim. Ale król Jan, uląkłszy się zwycięzkiego oręża, z świeżej nieprzyjacioł krwi jeszcze nie ociekłego, i znacznej wojska Polskiego przewagi, wolał przestać na tém że odwrócił od Prus klęskę zniszczenia, o co najwięcej mu chodziło: a utraciwszy pięciuset z swoich ludzi, porzuciwszy kusze i inne statki oblężnicze, spiesznym pochodem, do ucieczki raczej podobnym, pełen obawy iżby go nie napadnięto, powrócił do Wrocławia.

Kiedy królowie Węgierski i Czeski usiłują pogodzić Krzyżaków z królem Polskim w zatargach o ziemię Pomorską, Krzyżacy tymczasem Kujawy ogniem pustoszą.

Zapobiegając dalszym klęskom i bojom między Władysławem królem Polskim a Krzyżakami, dwaj królowie, Karol Węgierski i Jan Czeski, zjechali się społem w dzień Ś. Marcina i usiłowali pogodzić Władysława króla z Krzyżaki. Lecz gdy król Polski pod żadnym warunkiem nie chciał odstąpić ziemi Pomorskiej, rzeczonych królów usiłowania pozostały bez skutku. Krzyżacy zaś, zaciągnąwszy z Niemiec najemnych rycerzy, między któremi celniejsi byli hrabia v. Bergow i Poppo v. Kokerzic, około dnia Ś. Elżbiety wpadli do ziemi Kujawskiej, którą ogniem i grabieżą spustoszyli, i po czternastu dniach plądrowania wrócili do Prus z zdobyczą.

Bolesław książę Mazowiecki pojmuje w małżeństwo córkę książęcia Litewskiego.

Bolesław, książę Mazowiecki i Ruski, syn książęcia Mazowieckiego Trojdena, pojął za żonę córkę Gedymina kniazia Litewskiego, pogankę ciemną i bezwierną. Po obmyciu jej chrztem ze zmazy bałwochwalstwa, odprawiono w Płocku gody weselne.

Rok Pański 1332.
Krzyżacy zebrawszy wojsko, zajmują ziemie Kujawską i Dobrzyńską: sam tylko Wojciech z Kościelca stawia im zbrojno opór.

Krzyżacy rozmyślając w smutku i goryczy serca o klęsce pod wsią Płowcami poniesionej, i trapiąc się ciągle tak dotkliwą a głośną w świecie przygodą, która zdawało się że sławę ich u postronnych narodów przyćmiła i wytępiła kwiat ich rycerstwa, przez wysłane do niższych Niemiec posły i listy zaciągają nowe posiłki w miejsce tych, które w ostatniej klęsce wyginęły, i na zawojowanie ziemi Kujawskiej, tudzież zdobycie tamecznych miast warownych, zaraz po święcie Obrzezania Pańskiego wyprawiają wojsko i miasto Brześć oblegają. A gdy je wytrzymali w oblężeniu aż do dnia Ukrzyżowania Pańskiego, tusząc, że je głodem do poddania się przymuszą, zawiedzeni w nadziei i rozgniewani, w sam Wielki Piątek, bez względu na dzień tak uroczysty, który nawet gmin pospolity nabożeństwem święci, szturm przypuściwszy, silném miotaniem z kusz pocisków w przeciągu dni pięciu skłonili oblężeńców do poddania miasta, które wraz z zamkiem opanowali. Osadziwszy je załogą, wnet i miasteczko Inowrocław bez oporu zajęli, i podobnież silną załogą opatrzyli. Podstąpili potém pod zamek Gniewków, na ów czas przez Kazimierza książęcia na Gniewkowie dzierżony, a wytężywszy siły na jego zdobycie, taranami i gęsto z kusz miotanemi pociskami jęli kruszyć i wywalać mury. Książę Kazimierz widząc, że się oprzeć nie zdoła, przystąpił do ugody, na tej zasadzie, aby mu wolno było wyjść z zamku z wszystkiemi ludźmi i dobytkami, i zamek ogniem zniszczyć. Jakoż, stosownie do takowego układu, w obec nieprzyjaciela opuścił zamek, jedyny jaki pod swém zwierzchnictwem posiadał, i podpaliwszy go w perzynę obrócił; a Krzyżacy opanowawszy tak Kujawską jako i Dobrzyńską ziemię, w miejscach celniejszych i samém położeniem warownych poczęli budować z cegieł zamki, miasta i miasteczka, ażeby ziemie rzeczone tém snadniej i trwalej przyjęły ich władzę i panowanie. Rycerze zaś i szlachta ziem pomienionych, wyzuci naprzód z swoich włości i majątków, a potém powyganiani, wyniosłszy się w Krakowskie z swemi żonami i dziećmi, poszli do Władysława króla nie tak z prośbami jako raczej z płaczem i jękiem, aby ich wziął w opiekę. Król Władysław ulitowawszy się nad ich niedolą, porozdawał im królewskie wsie, miasteczka i folwarki. Jeden tylko znalazł się między nimi, Wojciech z Kościelca, wojewoda Brzeski, który dzielnym umysłem chroniąc się od podobnej klęski, zawarł się w zamku Pakości, i broniąc się odważnie, a po wiele kroć odpłaszając nieprzyjacioł, nie dał się pokonać i zmusić do poddania. Krzyżacy zaś zważywszy, że miasto Brześć z położenia swego było słabe i mało obronne, zburzyli je i z ziemią zrównali, aby król Polski w sposobnej porze nie podchwycił go i nie opanował; a w inném dogodniejszém miejscu zbudowali zamek i miasto, i murami z cegieł tudzież rowami głębokiemi obwarowali, jako je widzim po dziś dzień jeszcze trwające.

Władysław król Polski, chcąc się pomścić doznanej krzywdy, wkracza z wielkiém wojskiem do ziemi Chełmińskiej, którą srodze pustoszy: potém na prośbę Krzyżaków, obiecujących zwrócić ziemię Kujawską, przyjąwszy zawieszenie broni, z pomocą tegoż samego wojska karze przeniewierstwo wodzów Polskich, pięćdziesiąt zamków bierze im przemocą, i miasto Kościan odzyskuje.

Władysław król Polski, bolejąc ciągle i z wielkim jak przystało żalem nad opanowaniem ziemi Kujawskiej i niesprawiedliwém tylu rycerzy i szlachty wypędzeniem z ich dziedzin i majątków, zwłaszcza, że między innemi prowincyami królestwa to była jego kolebka i pierwiastkowo posiadana dzielnica, zkąd do niej osobliwsze miał przywiązanie; postanowił ku jej od zyskaniu wytężyć wszystkie siły, z gorliwością i zapałem wiek jego przechodzącym. Jakoż ściągnąwszy tak własne jak i posiłkowe wojska, gdy i zięć jego król Węgierski, Karol, przez wzgląd na doskwierającą konieczność, w jakiej teścia swojego widział, przysłał mu był kilka tysięcy ludzi na rzeczoną wyprawę, około święta Wniebowzięcia Ś. Maryi ruszył do ziemi Mazowieckiej z wojskiem, któremu sam osobiście przywodził, mając oraz przy sobie książęcia Kazimierza, już pod ów czas dochodzącego lat męzkich, którego do spraw wojennych tak dla własnej posługi, jako i ćwiczenia młodzieńca w rycerskiém rzemiośle, i skarbienia mu miłości między swoim ludem używał. Ale gdy nieprzyjaciel, zrażony poprzednią klęską, unikał starannie bitwy, spustoszył łupiestwem i pożogami ziemię Chełmińską, i wszystkie w tym kraju wsie i włości popalił. Tknięty nakoniec tylu klęskami mistrz Luder, wyprowadził wojska w pole, i rozjuszony gniewem postanowił stoczyć bitwę. Wszelako zganili mu to niektórzy z komturów i zaciężnych rycerzy, że tak skorym był do rozlewu krwi chrześciańskiej, a nie pomniał, że chociażby obie strony z jednakiém walczyły męztwem, król potęgą i liczbą wojska przemoże. Aby więc w dalsze okolice nie zapuszczano pożogi, wysłani zostali od mistrza i zakonu posłowie z prośbą o pokój i obietnicą: „że mistrz pod słusznemi warunkami chętnie przystąpi do zgody, i to co w wojnie zabrał powróci.“ Takiém przyrzeczeniem król uwiedziony raczej niżeli spowodowany, zezwoliwszy na zawieszenie broni, aż do uroczystości Ś. Trójcy roku przyszłego trwać mające, ruszył z całém wojskiem do Wielkiej Polski, niosąc oręż przeciw książętom Polskim, którzy odstrychnąwszy się od niego przystali do Jana Czeskiego króla, i Polskę skrytemi i zdradzieckiemi trapili najazdami; chciał bowiem korzystać jeszcze z reszty lata i jesieni, ażeby wyprawa tak znaczna nie zdawała się daremną. Zdobywszy zatém i spaliwszy przeszło pięćdziesiąt twierdz i warowni rzeczonych książąt, a dziedziny ich i posiadłości ogniem i grabieżą zniszczywszy, zwrócił się następnie pod zamek i miasteczko Kościan, dzierżone przez załogę króla Czeskiego, i obległ je swojém wojskiem. A gdy Czesi, Ślązacy i Niemcy, którzy trzymali straż w zamku, bagnami i stawiskami zewsząd otoczonym, zaufani w tak warowném położeniu, naśmiewali się z tego oblężenia, królewic Kazimierz zachęciwszy tak własnych jak i cudzoziemskich żołnierzy, sam, bez wiedzy i rozkazania ojca, wybiegł do szturmu. Którego gdy ujrzano na czele, wszystko wojsko z wielką ruszyło skwapliwością, i póty nie przestało nacierać i szturmować, póki nie dostało się na mury; zkąd mężnie i z pogardą śmierci uderzywszy na straż zamkową, dokonało zwycięztwa, i zamek z dziwną szybkością opanowało. Po zdobyciu twierdzy, nie wahało się długo i miasto; obywatele bowiem miejscy, skłonni do wrócenia pod zwierzchność króla Polskiego, którego nad sobą i tém miastem pamiętali rządy, poddali się bez zwłoki. Ale książę Kazimierz mszcząc się za tych, którzy przy dobywaniu zamku polegli bądź rany odnieśli, żadnemu z obrońców twierdzy nie kazał życia oszczędzać. Z jego zatém rozkazu, na ofiarę poległym, wszystkich wycięto. Po tak chwalebnym czynie, książę Kazimierz głośno w kraju zasłynął, uwielbiano go powszechnie, rokując, że będzie kiedyś mężem wielkim w pokoju i wojnie. Od tego zaś czasu zamek i miasteczko Kościan, przywrócone królestwu Polskiemu orężem króla Władysława i jego syna Kazimierza, pozostało wiernie pod jego władzą i panowaniem. Władysław król, spełniwszy to ostatnie i jakby złowieszcze na polu rycerskiém dzieło, i wróciwszy z wyprawy szczęśliwie i bez szkody, rozpuścił wojsko, sam zaś z konnym pocztem Węgrzynów i Krakowian, w towarzystwie syna swego, książęcia Kazimierza, do Krakowa powrócił. Kiedy przybywał, z wszystkich kościołów duchowieństwo i wszystkie stany wyszły przeciw niemu w processyi, i ze czcią witały go wracającego szczęśliwie z wyprawy. Poczém rozdawszy żołnierzom, zwłaszcza posiłkowym, stosowne do ich zasług nagrody, starzec latami i wojennemi trudy złamany, począł Władysław król słabieć i w coraz większą zapadać niemoc; przeto usunął się od rządu i kierunku wszelakich spraw publicznych.

Susza nadzwyczajna i upały w Polsce.

W tym roku panowały w Polsce tak wielkie upały, że przed dniem Ś. Jana Chrzciciela zboża podochodziły i zupełnie były do użycia zdatne; wody powysychały i rzeki poopuszczały swoje łoża. Starzy ludzie nie pamiętali podobnego gorąca i posuchy, a ztąd uważali je za jakieś dziwy.

Wincenty z Pomorzan czyli Szamotuł, wojewoda Poznański, ginie śmiercią morderczą i odbiera karę za swoje zdradziectwo.

W dzień narodzenia Ś. Jana Chrzciciela, Wincenty z Szamotuł czyli Pomorzan, wojewoda Poznański (o którego zdradzie wyżej się powiedziało), gdy według danego mu słowa królewskiego, w tej ojczyznie, którą swojém zdradziectwem i przewrotnością zniszczył i w popiele zagrzebał, ubezpieczony od napaści królewskim zakazem, puszczającym w niepamięć jego zbrodnię, spokojnie przebywał, za nic albo przynajmniej mało ważąc swój postępek; od tych, którzy przez jego łotrostwa i zrządzone przezeń pożary cierpieli niedostatek, a ztąd potajemnie się na niego zmówili, pobity na śmierć i zakłóty, godną poniósł karę za najohydniejszą zdradę ojczyzny, popalenie świątyń i ołtarzy, wyniszczenie majątków swych współobywateli i braci, niecne łupiestwa i pożogi. Zostawił on po zgonie wątpliwość, czy więcej zrządził szkody ojczyznie przez swe zdradziectwo, czy usłużył przez danie jej pomocy. Poźną lecz zasłużoną zginął kaźnią, ten, który życie swoje i zaszczyty od ojczyzny wziąwszy, użył ich na jej klęskę i niedolę; który kościoły i przybytki Boże świętokradzką ręką popalił; na domy niewinne, majątki swoich braci i spółziomków targnął się grabieżą i pożogą; który ludziom wszelakiego stanu przez swe wydzierstwa i rabunki najzelżywsze poczynił krzywdy; wreszcie dla nasycenia swej drapieżnej chciwości, pogwałciwszy Boskie i ludzkie prawa, na zdradę i zgubę ojczyzny związał się haniebnie z jej nieprzyjacielem. Zbrodnia jego niesłychana i z srogości swojej pamiętna, bezbożna i zgubna, na którą wzdryga się przyroda i ludzkość, jak była czynem ohydnym, tak i koniec miała sromotny. Zgon Wincentego godnym był zakresem jego życia i czynów.

Rok Pański 1333.
Władysław Łokietek król Polski, poleciwszy narodowi swego syna Kazimierza, pełen chwały umiera. Zwłoki jego pochowano w Krakowie.

Z wzmagającą się słabością Władysława Łokietka króla Polskiego, stopniami opuszczały go żywotne siły; a gdy się zbliżył początek Marca, czas, który dla wszystkich starców bywa zwykle niebezpieczny, choroba stawała się coraz groźniejszą, niosąc smutne oznaki niezawodnej śmierci. Gdy więc zbliżający się swój koniec sam król po upadku sił swoich przeczuwał, przyzwawszy do siebie mnicha Eliasza, kaznodziejskiego zakonu, męża pobożnego, i równie życia świątobliwością jak i nauką znakomitego, w skrusze i pokorze serca wyspowiadał się przed nim swoich grzechów. A z mocy szczególniejszej łaski Apostolskiej, udzielonej mu na ostatnią godzinę śmierci, rozgrzeszony, przyjął Najświętszy Sakrament i ostateczne olejem świętym namaszczenie, w obec stojących do koła prałatów i panów, którzy go płaczem i smutnemi westchnieniami żegnali. A gdy to wszystko, co do zbawienia duszy było potrzebném, pobożnie wykonał, zbliżyli się ku niemu Spicymierz kasztelan, i Jarosław z Skotnik archidyakon, Krakowscy, którym król zupełną dawał wolność czynienia sobie przestróg, i w te słowa do niego przemówili: „Jak wierne, królu, i przychylności pełne miałeś ku sobie serca rycerzy twych i poddanych, świadczą to i poświadczać będą jawne dowody, a pewno sam o tém nie wątpisz. I słusznie zaiste. Rozlicznemi bowiem dziełami cnoty twojej i łaskawości zasłużyleś sobie na to, aby cię zarówno bogaci jak i ubodzy, starcy jak i młodzieńcy, przychylném sercem czcili i miłowali, a dla dobra twego i obrony nie szczędzili zdrowia i majątków. Lecz kiedy ich masz opuścić, Syna twojego, Oświeconego książęcia Kazimierza, ich wierności i przychylności racz polecić, a razem ich upomnieć, aby następcę, którego po sobie zostawiasz, obrali swoim królem i panem, i aby tę miłość i wierność, z jaką byli ku tobie, jemu odtąd ślubowali.“ Król, acz ciężką osłabiony chorobą, tak iż zaledwo duch się w nim plątał, uznawszy jednak tę przestrogę za potrzebną i pożyteczną, głosem chrapliwym przemówił jak mógł do obecnych prałatów i panów i do zgromadzonego ludu, temi słowy: „Nie tajna mi była wasza ku mnie przychylność, panowie i współtowarzysze moi; i teraz więc, kiedy to życie opuszczam, bynajmniej nie wątpię, ale owszem z pociechą tuszę i przewiduję, że ją równie dochowacie dla syna mojego Kazimierza; który wiem, iż nie tylko tę samę miłość i łaskę, z jaką ja dla was byłem, wiernie wam poświęci, ale większe jeszcze wam i ojczyznie wyświadczy przysługi. Wykształciłem go memi przykładami i nauką: niechaj więc nikt nie wątpi, że w moje ślady wstępować będzie; wszak dał już nawet liczne dowody swej dla was i dla ojczyzny miłości i gorliwości. Tego więc, jako spodziewanego następcę na królestwo, które ja barkami memi dźwigałem, a w obronie jego nie szczędziłem sobie trudów i niebezpieczeństw, wam obecnie polecam; a mając świeże dowody waszej przychylności, błagam was i zaklinam, abyście przytomnego tu syna mego Kazimierza na stolicę moję królewską wynieśli, i nie odmawiali mu waszej wierności, przychylności i posłuszeństwa. Będzie on, jak tuszę, urastał w cnoty, jeżeli mnie miłość rodzicielska nie zwodzi. Ciebie zaś synu, Kazimierzu upominam, abyś naród Polski, którego cię królem i zwierzchnikiem zostawiam, z czułą troskliwością i sprawiedliwém prawem rządził, nad jego dobrem czuwał, starał się o nie i zabiegał, a o tém przedewszystkiém pamiętał, iżbyś dziedzictwa i ziemie Polskie przez Krzyżaków zabrane, a zwłaszcza ziemię Pomorską, świeżo a zdradziecko mi wydartą, odzyskał. Nie daj się skłonić ani układami, ani żadną koniecznością do jej odstąpienia: czeka cię bowiem albo chwała wiekuista, jeśli to co ci zalecam wypełnisz, albo wieczna niesława, jeżeli tego zaniedbasz.“ A gdy równie syn jak i rycerze obecni przyrzekli, że jego upomnień i nakazów wiernie przestrzegać będą, król pośród uroczystych modłów, na rękach żony swojej królowej Jadwigi, niewiasty wielce zacnej i pobożnej, nad którą zdał już opiekę synowi, tudzież obecnych prałatów i panów, pobożnie, tak jak na katolickiego książęcia przystało, w zamku królewskim Bogu ducha oddawszy, zasnął dnia drugiego Marca, który wtedy przypadał w Niedzielę drugą postu. Zalecały tego króla szczególniej cnoty, które nawet w pospolitych ludziach podziwiamy: pokora, łaskawość i cierpliwość. Przystępny dla wszystkich, nikogo ani w mowie ani w obejściu swojém dumą nie obraził. Dla winowajców swoich i krzywdzicieli takim się okazywał, jakby sam raczej był winowajcą. Zaczém Bóg, który wszystkim cnoty nagradza, ciało jego już martwe taką łaską obdarzył, że przez dni kilkanaście leżąc niepogrzebane, bynajmniej się nie psuło, ale z podziwieniem powszechném zachowywało tęż samę postać i świeżość jak za życia. Skoro zaś wieść o śmierci królewskiej gruchnęła, i do Krakowa zjechała się znaczna liczba rycerstwa i szlachty, naprzód w zakonnych i parafialnych kościołach, a potém w katedrze Krakowskiej odbyły się z królewską okazałością żałobne obrzędy, i jak przystojność wymagała, tak znakomitemu książęciu i sławnemu królowi oddano cześć pogrzebową. Nie tylko bowiem pamięci jego, ale nawet popiołom należała się ta cześć od Polaków, dla których dobra i obrony król ten mnogie podejmował trudy i walki, i ani ciągłych wojen naciskiem, ani klęskami i szkody, jakie ponosił od Krzyżaków, ani rozlicznemi ofiarami nie dał się pokonać i skłonić do zrzeczenia się dziedzicznej ziemi Pomorskiej. Jak dotkliwie czuł utratę i niesprawiedliwe wydarcie sobie Pomorza, ztąd można brać miarę, że na śmiertelném łożu i bliski już skonania upominał syna Kazimierza, aby idąc za przykładem ojca, nigdy o odstąpienie tej ziemi nie wchodził z Krzyżakami w układy. Zwłoki jego pochowano w kościele katedralnym Krakowskim, naprzeciw ołtarza wielkiego po lewej stronie, i pokryto grobowcem z kamienia białego ozdobnie rzeźbionego, przed ołtarzem Ś. Władysława króla, który on sam za życia wystawił i uposażył. W tym bowiem kościele królowie Polscy według przyjętego zwycząju koronują się i grzebią, i nie ma w Polsce drugiego kościoła, któryby mógł poszczycić się taką liczbą grobowców królewskich. Panował lat dwanaście, miesiąc jeden, i dni szesnaście, nie licząc w to czasu, jaki upłynął przed jego koronacyą, kiedy był jeszcze książęciem i prywatne życie pędził. Mąż dzielny umysłem i czynem, którego nie należy oceniać z szczupłej jaką wziął od przyrodzenia postawy, ale z bohaterskiej duszy, co w niedużem lecz krzepkiém mieszkała ciele. Od młodości aż do zgrzybiałego wieku zachował czerstwość umysłu i ciała. Gdyby kto o nim sądzić chciał z jego wzrostu, nie znalazłby nawet postawy godnej rycerza: ale ciało jego szczuple i drobna postawa, dla której nazwano go Łokietkiem, jakby łokieć ledwo trzymającym miary, uzacniała dusza wielka, nagradzając wzrost niski bohaterskiemi umysłu przymiotami.

Kazimierz, syn Władysława Łokietka, obrany królem i koronowany, Jaśka z Melsztyna dodanego ma za przewodnika; matka zaś Jadwiga, usunąwszy się do Starego Sącza, prowadzi życie zakonne.

Dla obrania nowego króla w miejsce zmarłego Władysława Łokietka, prałaci, panowie przedniejsi i szlachta Polska, niepokojeni zwłaszcza grożącą od Krzyżaków wojną, złożyli zjazd wszystkich ziem w Krakowie, gdzie miano przyszłego króla obierać. A gdy się tym wyborem zajęto, przybyli z Węgier posłowie od króla Karola. Zaproszeni do izby obrad dla opowiedzenia swego poselstwa, prosili Polaków i namawiali: „aby książęcia Kazimierza, syna królewskiego, bez żadnego wahania się i zwłoki osadzili na ojcowskiej stolicy, gdy żadnego nie było książęcia, któryby zdatniejszym był do rządów i większe do tronu dziedziczył prawo, zwłaszcza że i król umierający ostatniém woli swojej rozporządzeniem jego następcą po sobie naznaczył, i Kazimierz takie posiada przymioty, że gdyby nawet nie mieli względu na ojca i prawo dziedzictwa, jemu a nie komu innemu powinniby berło powierzyć.“ Aby zaś ich wstawienie się było skuteczniejsze, oświadczyli, że Karol król Węgierski powinowatemu swemu książęciu Kazimierzowi w każdej potrzebie użyczy posiłków, na jakie tylko będzie się mógł zdobyć, w ludziach, koniach i orężu. A chociaż wszystkich Polaków umysły skłonne się okazały do uwieńczenia książęcia Kazimierza koroną królewską, i wszyscy z zapałem tego pragnęli, odłożono jednak rzecz do dalszego namysłu i źralszej narady. Gdy zaś powtórnie zebrano i obliczono zdania, tak panowie przedniejsi jako i szlachta, stosownie do zalecenia ojcowskiego, jednostajnym nie już głosem ale okrzykiem oświadczyli, że nie kogo innego chcieli mieć królem, jedno książęcia Kazimierza, jako przyrodzonego następcę. Poczém dzień Ś. Marka Ewangelisty, który przypadał w Niedzielę, naznaczono do koronacyi króla i jego małżonki Anny, córki Gedymina książęcia Litewskiego. Tymczasem starsza królowa, wdowa po królu Władysławie, a matka książęcia Kazimierza, podniosła spór i wielkie stawiła trudności do koronacyi Anny żony Kazimierza, utrzymując: „że nie godziło się za jej życia i z ujmą jej powagi zdobić innej niewiasty królewską koroną.“ Alić przebłagana prośbami syna, rzeczonego książęcia Kazimierza, którego więcej niż macierzyńską miłością kochała, nie tylko zezwoliła na koronacyą jego żony, ale za szczęśliwą się poczytując, że ujrzeć mogła na tronie syna uwieńczonego ojcowską koroną, wstąpiła do klasztoru panien zakonnych w starym Sączu; gdzie przywdziawszy szatę mniszą i przyjąwszy regułę Ś. Franciszka, spędziła resztę życia w pobożności na postach i modlitwie. Kiedy zaś nadszedł dzień Ś. Marka, książę Kazimierz na dworze książęcym w szaty królewskie przez biskupów przybrany i do kościoła Krakowskiego odprowadzony, z wielką uroczystością i chwałą namaszczony i koronowany został na króla Polskiego, żona zaś jego Anna na królową, przez sprawującego ten obrządek Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego i towarzyszących mu Jana Krakowskiego i Jana Poznańskiego, Macieja Włocławskiego i Stefana Lubuskiego, biskupów, a w obecności licznego grona przychylnych temu wyborowi książąt, panów i szlachty Polskiej. Dzień ów, podobnie jak następne, przepędzono w wielkiej radości i wesołości, na tańcach, gonitwach rycerskich i biesiadach. Że zaś Kazimierz nowo obrany król Polski nie miał jeszcze lat sposobnych i dojrzałego wieku, przydano mu więc za przewodnika Jaśka z Melsztyna kasztelana Krakowskiego, męża prawego, roztropnego, i wielkiego miłośnika kraju, pod którego sterem i rządem szły szczęśliwie wszystkie sprawy królestwa. Za jego także staraniem wkrótce zebrane zostały wielkie bogactwa i napełnił się skarb Rzeczypospolitej.

Po Floryanie z Kościelca biskupie Płockim wstępuje na stolicę Klemens.

Floryan z Kościelca biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy lat piętnaście, życie zakończył. Nastąpił po nim Klemens, proboszcz Płocki, obrany prawnie dnia dwudziestego piątego miesiąca Lipca. Umarł zaś rzeczony biskup Floryan w Pułtusku (Polthowsko) dnia dwudziestego pierwszego Czerwca, pochowany w dzień Ś. Jana Chrzciciela w kościele Płockim. Był zaś Klemens, rodem Polak, szlachcicem herbu Pierzchała, który ma za godło marszałka szachowego inaczej Rocha. Potwierdzony został i wyświęcony w Gnieźnie przez Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, za otrzymaném od króla Polskiego Kazimierza acz nie bardzo chętném zezwoleniem, życzył sobie bowiem król Kazimierz jednego z swoich dworzan osadzić na biskupstwie Płockiém.

Rok Pański 1334.
Kazimierz król Polski przedłuża rozejm z Krzyżakami, a sprawę o zabrane przez nich ziemie zdaje na sąd polubowny królów Węgierskiego i Czeskiego, i kraj z łotrostw oczyszcza.

Osięgnąwszy i podjąwszy rządy królestwa Polskiego, król Kazimierz dwa sobie przedewszystkiém zamierzył dzieła, celem pomnożenia i utwierdzenia swego państwa. Naprzód, aby królestwo poprzednią wojną i klęskami przez Krzyżaków znękane i niemal do zguby przywiedzione, w pokoju odetchnąć mogło. Powtóre, aby kraj oczyścić z złodziejów i rozbójników, których przez powolność króla Władysława wielka była namnożyła się liczba, i gościńce tak publiczne jako i prywatne i wszelkie inne drogi ubezpieczyć. Pierwsze chąc uskutecznić, wojnę zamierzoną z Krzyżakami w Prusach, w czasie kiedy z wszystkich innych stron panowała cisza, odroczył i zawiesił przez potwierdzenie i przedłużenie rozejmu aż do dnia Ś. Jana Chrzciciela roku przyszłego. Aby zaś upewnić pokój i kraje przez Krzyżaków opanowane snadniej odzyskać można, dwom sędziom polubownym (z których jednego, to jest Karola króla Węgierskiego król Kazimierz ze swojej, a drugiego Jana króla Czeskiego mistrz i zakon Krzyżacki ze swojej także obrali strony) poruczono wszystkie sprawy i rozstrzygnienie wszelakich sporów, do czego zupełną otrzymali władzę. Przydany jednak był ten warunek, aby w czasie trwającego rozejmu zamek i miasto Brześć zostawały w ręku Ziemowita książęcia Mazowieckiego, albo gdyby ten nie chciał, pod władzą Macieja biskupa Włocławskiego; w razie zaś, gdyby pomienieni królowie, sędziowie polubowni, pokoju zjednać nie mogli, aby je oddać mistrzowi i Krzyżakom. Jeszcze bowiem Kazimierz król Polski nie czuł się dość silnym, aby z Krzyżakami, mającemi tak znaczne wojska, i wspartemi pomocą Jana króla Czeskiego, otwartą mógł toczyć wojnę, kiedy królestwo jego tlało jeszcze zgliszczami i popiołami wypalonych miast i włości. Drugie zaś dzieło, które od niego samego zależało, wkrótce przywiódł do skutku, i wielką liczbę swawolników, tak z pomiędzy szlachty, jako i panów i pospolitego gminu, dopuszczających się rozboju, wydzierstw i łupieży, i z dawna nawykłych do podobnego łotrostwa, szubienicą, ćwiertowaniem, wplataniem w koło, topieniem, wyłupianiem oczu, obcinaniem członków, wygnaniem albo katowskim mieczem pokarał i wytępił; nie wielu tylko mniej winnych, na usilne prośby prałatów i panów, zyskało przebaczenie. W taki sposób wygubiono on stek łotrostwa, a puste miasta zapełniły się ludem miejscowym i przychodniami, i kraj w krótkim czasie zakwitnął; król Kazimierz zaś, ukazując w sobie wzór dobrego rządcy, we wszystkich budził bojaźń i uwielbienie.

Śniegi w dzień Ś. Wojciecha spadłe w wielkiej ilości sprawiają niezwykły w polach urodzaj.

W dzień S. Wojciecha ogromne śniegi z mroźném oziębieniem w królestwie Polskiém spadły, a trwając przez dni pięć, wielką w ludziach zwłaszcza rolnikach wznieciły obawę, żeby nie zniszczyły zasiewów; nakoniec piątego dnia stopniawszy, swoją wilgocią takiej zbożom i roli użyczyły płodności, jakiej i z nawozu nie można się było spodziewać.

Jan XXII papież umiera. Po nim wstępuje na stolicę Benedykt XII.

Jan dwudziesty drugi papież, przesiedziawszy na stolicy lat ośmnaście i miesięcy cztery, w Niedzielę dnia czwartego Grudnia w Awinionie umarł, i w tamecznym kościele katedralnym pochowany został. Osieroconą była stolica przez dni szesnaście. Po jego śmierci kardynałowie wszedłszy do konklawe, obrali papieżem Jakóba z Tuluzy czyli z Furno, mnicha Cysterskiego zakonu, mistrza teologii, kardynała prezbitera tyt. Ś. Pryski, którego nazwano Benedyktem XII. Umarł zaś rzeczony Jan biskup Rzymski w dziewięćdziesiątym roku wieku swego, i zostawił w swoim skarbie ogromną ilość złota i srebra; liczono je na dwadzieścia pięć tysięcy drachm złotych, (aurearum dragmarum), to jest, tysiąc kroć dwadzieścia pięć tysięcy, co zdaje się prawie bajeczném i do wiary niepodobném. Niema pamiętnika, żeby kościoł Rzymski był kiedy tak bogaty.

Rok Pański 1335.
Gdy się zbliżał dzień polubownego sądu, poruczonego królom Węgierskiemu i Czeskiemu, Kazimierz król Polski udał się na Węgry do Wyszegradu, gdzie się zjechali obadwaj królowie, których wyrokiem ziemie Kujawska i Dobrzyńska przysądzone królowi Polskiemu, Pomorze zaś Krzyżakom.

Zbliżał się czas naznaczony do załatwienia sporu i wojny o ziemie wydarte królestwu Polskiemu przez zakon Krzyżaków, w czém Karol król Węgierski i Jan król Czeski mieli być sędziami i rozjemcami. Ułożyli zatém między sobą ci dwaj królowie, aby w dzień Ś. Elżbiety zjechali się w Węgrzech w zamku Wyszegradzkim, i tam rozpoznawszy prawa obydwom stronom służące, wydali sąd stanowczy. Król Polski Kazimierz, troskliwy o swoję sprawę, lubo warunek zastrzeżony w rozejmie co do wydania zamku i miasta Brześcia w ręce trzeciego, to jest Ziemowita książęcia Mazowieckiego albo Macieja biskupa Włocławskiego, przez Krzyżaków nie został dopełniony, udał się dla kierowania tejże sprawy osobiście do zięcia swego Karola króla Węgierskiego; dokąd gdy i Jan król Czeski osobiście także przybył, skargę wyrażającą doznane krzywdy, w jaki sposób i z których powodów mistrz i zakon Krzyżacki naprzód ziemię Pomorską, potém Kujawską i Dobrzyńską opanowali i od królestwa Polskiego oderwali, nie bez klęsk i zatraty wielu ludzi, i zniszczenia innych ziem Polskich, sam własnemi usty i przez swoich rzeczników dokładnie wyłuszczył, i wszystkie jej części i wywody piśmiennie ułożone obecnym królom przedstawił. Mistrz także i zakon z swojej strony nie zaniedbali stawiennictwa według umowy. Wysłali bowiem Henryka Rusina (Ruthenum) prowincyała Chełmińskiego, tudzież Markwarda v. Sparemberg Toruńskiego, i Konrada v. Brunigsheim Świeckiego komturów, którzy przybywszy w towarzystwie Jana króla Czeskiego, podali na piśmie swoje wywody, gdzie pozorami raczej niż dowodną obroną usiłowali przybarwić i usprawiedliwić swoję sprawę. A gdy rzecz całą jęli roztrząsać królowie i ich radcy, których sobie obadwaj do pomocy przybrali, okazało się, że Jan król Czeski, raczej rzecznika sprawując powinność niżeli sędziego, chytremi wybiegami i zręczną nader wymową starał się popierać sprawę Krzyżaków, których był rozjemcą i sędzią, a którzy go zjednali dla siebie hojnemi darami i upominkami. Szczególniej zaś ten wzgląd nim powodował, ażeby darowizna czyli sprzedaż dokonana w Toruniu, mocą której on, jako król Polski, odstąpił był mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu ziemi Pomorskiej, a za którą wziął jak mówiono znaczną ilość pieniędzy, złota i srebra, nie upadła swą nieważnością: tej-to ziemi odzyskanie miało być starań jego przedmiotem. Zaczém i Karola króla Węgierskiego i jego radców snadno namówił, aby z nim wspólnie zgodzili się na to, co on w Czechach z Krzyżakami uprządł i podziałał, a przysądziwszy królowi Polskiemu ziemie Kujawską i Dobrzyńską, aby prawo własności do ziemi Pomorskiej, która od tam tych dwóch nierównie była bogatszą i korzystniejszą, przyznali mistrzowi i Krzyżakom. Kazimierz król Polski, chociaż wiele na tém cierpiał, że go takim wyrokiem pozbawiono dziedzicznej ojcowizny, ziemi Pomorskiej, wszelako, czując się w siłach zwątlonym, a gdyby do wojny przyszło, przewidując większe osłabienie, zwłaszcza, że inny jeszcze groził nieprzyjaciel, sam zaś zamierzał wojnę wydać Rusinom, niepomny na zalecenia ojcowskie, chęcią odzyskania ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej, i namowami usilnemi obu królów ujęty, przystał na owe warunki i oderwanie ziemi Pomorskiej. Zastrzeżono prócz tego, że zamek Nieszawa (Nyeschow), jakkolwiek należący do obwodu ziemi Kujawskiej, zostać miał w posiadaniu mistrza i Krzyżaków, aby mogli rościągać władzę nad obu brzegami Wisły i z wolnej korzystać żeglugi. Zaczém dnia dwudziestego miesiąca Listopada, w obecności Kazimierza króla Polskiego, który stawał za siebie, i przerzeczonych Henryka prowincyała Chełmińskiego, tudzież komturów Toruńskiego i Świeckiego, stawających w imieniu mistrza i zakonu, wydano w zamku Wyszegradzkim na zasadach wzwyż przytoczonych wyrok, którego osnowa dla wiadomości czasów potomnych tu się za mieszcza:
„W Imię Pańskie, Amen. My Karol i Jan, z Bożej miłości królowie Węgierski i Czeski, oznajmujemy niniejszém pismem, ku wiecznej pamięci, wszystkim i każdemu z osobna, komu o tém wiedzieć należy: Że gdy Oświecony książę Kazimierz z łaski Bożej król Polski z jednej, a Wielebni mężowie, Mistrzowie wielcy, komturowie i bracia wszyscy zakonu Krzyżackiego, Teutońskiego domu, z drugiej strony, w sporze toczącym się z dawna o ziemie, prowincye czyli powiaty, Chełmiński, Dobrzyński, Kujawski, Pomorski i Toruński, naprzód między Oświeconym książęciem i panem Władysławem, niegdy królem Polskim, a po jego szczęśliwém zejściu, między rzeczonym królem Kazimierzem a Krzyżakami, zdali się na nas królów Węgierskiego i Czeskiego, jak na życzliwych pośredników, rozjemców i sędziów, a pragnąc wzajemnego pokoju, nam ku temu wybranym, a w właściwe opatrzonym dowody i pisma, poruczyli się szczerze i dobrowolnie: My przedewszystkiem zjechawszy się około uroczystości wszystkich Świętych w starym zamku Wyszegradzie w Węgrzech dla rozpoznania pomienionej sprawy, w obecności dostojnego króla Kazimierza, stawającego osobiście, tudzież brata Henryka Rusina, prowincyała zakonu Krzyżackiego z ziemi Chełmińskiej, Markwarda v. Sparemberg Toruńskiego i Konrada v. Brunigsheim (Brunnyesheym) Świeckiego, stawających w imieniu Mistrza, komturów i wszystkich braci Krzyżackich, a mających właściwe i zupełne do tego na piśmie upoważnienie, przybrawszy sobie wzajemnie prałatów i panów, jakich chcieliśmy mieć do rady, i w ciągu dni kilku roztrząsnąwszy pilnie i należycie prawa obydwom stronom służące; za łaską Boga, który zdania nasze i rozumy ku słuszności kierować raczył, tak osądziliśmy między stronami i taki stanowimy wyrok: Aby Oświecony Kazimierz król Polski ziemie Kujawską i Dobrzyńską, z ich prowincyami i powiatami, tudzież wszelkiemi użytkami i przynależytościami z dawna im służącemi, w ich starodawnych zakresach i granicach, z prawem i tytułem wyłącznej własności, tak jak wiemy, iż do przodków i poprzedników jego niegdyś należały, a zatém i do niego słusznie należą, osobliwie zaś z prawami i przynależnościami ziemi Kujawskiej, jako dzielnicy przypadłej na książęcia Kazimierza, spokojnie, bezsprzecznie i wieczyście posiadał, i dziedziczył w synach synów swoich, i spadkobiercach potomków swoich, z zastrzeżeniem atoli, iż wszelkie dobra i posiadłości, które Krzyżacy w ziemiach Kujawskiej i Dobrzyńskiej przed wybuchnieniem wojny prawnie i spokojnie posiadali, jak przedtém tak i nadal z wszystkiemi prawami, zwierzchnictwami i przynależytościami mają dzierżyć i posiadać, w zakresach i granicach z dawna przyjętych. Mistrz zaś wielki i bracia Krzyżacy Teutońskiego domu, ziemię Pomorską, z jej obwodem i w starodawnych jej granicach, z wszystkiemi podobnież użytkami i przynależnościami tej ziemi, którą król Polski Kazimierz rzeczonym braciom z wymiaru Boskiej sprawiedliwości, na zbawienny pożytek dusz swoich przodków, i ku własnemu zbawieniu, jako wieczystą jałmużnę, a wraz rękojmią wzajemnego pokoju, dobrowolnie odstąpił, zrzekłszy się w obec nas wszelakiego do niej prawa, wszelkich ku odzyskaniu jej działań, obron i odwoływań, jakie temuż królowi Polskiemu z dawna służyły lub służyćby mogły; na mocy naszego stanowczego orzeczenia i sądu, takiémże prawem i w taki sposób, w jaki ziemie Chełmińska i Toruńska rzeczonym braciom przez jego poprzedników były nadane i odkazane, a które-to nadania i zapisy w pierwotnej ich mocy potwierdzamy, podobnież bez sporu, spokojnie i wiecznie dzierżyć i posiadać mają. Stanowimy nakoniec wyrokiem naszym, że wszelkie krzywdy, szkody i uciążliwości, w jakikolwiek sposób królowi Polskiemu lub jego poddanym wyrządzone, mają pójść w niepamięć, tak iż żadna o nie podnoszoną być nie może skarga ani działanie. Aby zaś jacykolwiek poddani i lennicy króla Polskiego albo braci Krzyżaków, czy-to z ziemi Kujawskiej lub Dobrzyńskiej, czy z Chełmińskiej albo Pomorskiej, którzy w czasie toczącej się między obiema stronami wojny majątki swoje przymuszeni byli opuścić, nie zdawali się z tej naszej uchwały wyłączeni, stanowimy podobnież i orzekamy, że wszyscy tego rodzaju wygnańcy przywróceni być mają do swych majątków i do łaski swych panów, tak iż im wolno będzie do swoich dziedzin powrócić, albo takowe sprzedać i udać się dokąd zechcą. Co wszystko aby tém większą miało pewność i wiarę, pismo niniejsze zawieszeniem pieczęci naszych stwierdzamy. Działo się w Wyszegradzie w Węgrzech, w obecności Wielebnych w Chrystusie Ojców i Dostojnych a Przesławnych Mężów niżej podpisanych, jako to: Chanadina arcybiskupa i dożywotniego hrabi Strygońskiego, brata Władysława arcybiskupa Koloceńskiego i nadwornego kanclerza króla Węgierskiego, Willerina Druzkiego, wojewody królestwa Węgierskiego, Dymitra tawernika wielkiego, Tomasza wojewody Siedmiogrodzkiego i hrabiego v. Zunnen, Mibeth grabi i bana całej Slawonii, Pawła najwyższego sędziego królewskiego. Tudzież Withgona Miśnieńskiego i Jana Ołomunieckiego, biskupów, Rudolfa książęcia Saskiego, Karola margrabi Morawskiego, Bolesława książęcia Szlązkiego i pana na Lignicy, Tymona v. Coldichz, Henryka v. Lippa, i wielu innych wiary godnych, a do niniejszego aktu z osobna zaproszonych i wezwanych. Roku Pańskiego Tysiącznego trzechsetnego trzydziestego piątego, w Niedzielę pierwszą po święcie Ś. Elżbiety.“ Po zawarciu w ten sposób pokoju i upewnienia wieczystego przymierza, uczciwszy się nawzajem wspaniałemi upominkami, wrócili do swoich domów.

Po Janie Doliwczyku biskupie Poznańskim wstępuje na stolicę Jan Łodzia.

Dnia siedmnastego miesiąca Marca, Jan Doliwa biskup Poznański, mąż szlachetnego rodu Doliwczyków, cnotą i pobożnością znakomity, umarł i w kościele Poznańskim pochowany został. Siedział na stolicy Poznańskiej lat blisko piętnaście, zawsze wesół i dobrej myśli. Po nim kapituła Poznańska wyborem prawowitym naznaczyła Jana nazwiskiem Łodzia, szlachcica mającego w herbie Łódź, od której pochodziło jego nazwisko, męża urodnej ciała postaci i nauki wielkiej; a to za przychylném zezwoleniem króla Kazimierza.
Dnia dwudziestego ósmego miesiąca Marca, Anastazya, wdowa po Ziemowicie książęciu Łęczyckim, bracie rodzonym Władysława króla Polskiego, zmarła w Łęczycy, zostawiwszy w spadku dzielnicę którą posiadała Kazimierzowi królowi Polskiemu.

Założenie klasztoru zakonu braci mniejszych w Brzegu.

Dnia trzynastego miesiąca Lipca Bolesław, książę Polski i pan na Brzegu, w mieście swojém książęcém Brzegu założył klasztor zakonu braci mniejszych, który w roku następnym Nankier biskup Wrocławski dnia dwudziestego dziewiątego Czerwca za upoważnieniem Jana XXII papieża potwierdził.

Szarańcza w królestwie Polskiém spadła na ziemię w takiej mnogości, że się w niej chowały kopyta końskie: potém nastał wicher straszliwy.

Poniosło królestwo Polskie w tym roku ciężką klęskę, jakich mało bywa przykładów. Niesłychane bowiem mnóstwo szarańczy, podzielonej na osobne ćmy i roje, nawiedziło Polskę, wtenczas gdy zboża i zasiewy już się były wysypowały w kłosy; a pojawiła się w takich chmurach, tak mnogo i gęsto, że słońce swoim cieniem zakryła; tak zaś grubą warstwą zaległa ziemię, że się w niej końskie kopyta chowały. Wszędzie zatém, gdziekolwiek padła, nie tylko zboża i rośliny, ale nawet ziarna i korzenie żarłocznie pojadła. Po szarańczy zdarzył się znowu dnia dwudziestego dziewiątego Września wicher nadzwyczaj gwałtowny, który wiele domów i drzew powywracał, a trwając czas długi, ludziom wielu chorób stał się przyczyną. Straszne pod ów czas burze i wiatry prawie całą Polskę utrapiły.

Po śmierci Ludera z Brunświku mistrza Pruskiego, marszałek Teodoryk z Altemburga, już wtedy z niewoli, którą był w Polsce wysiadywał, uwolniony, objął urząd mistrza.

Rok Pański 1336.
Teodoryk z Altenburga mistrz Pruski nie chce zwrócić ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej według ugody, pokądby ta przez panów Polskich piśmiennie nie była stwierdzoną.
Po wydaniu i orzeczeniu wyroku sądu polubownego w Wyszegradzie w Węgrzech, gdy obie strony uznały go, potwierdziły i przyjęły, wysłańcy zaś i prawobrońcy mistrza i zakonu Krzyżaków, stosownie do tegoż orzeczenia, przyrzekli i wielokrotnie zaręczyli oddanie ziem Kujawskiej i Dobrzyńskiej, królowie obadwaj opuścili Wyszegrad; Kazimierz jednak król Polski, zatrzymany przez świekra swego Karola króla Węgierskiego i Elżbietę siostrę rodzoną, królową Węgierską, pozostał tam aż do świąt Narodzenia Pańskiego, i z niemi święta te w Budzie obchodził. Po czém świekra Karola pożegnawszy wrócił do Polski, i wnet zaczął przez listy i posły dopominać się u mistrza Pruskiego Teodoryka z Altenburga i zakonu Krzyżackiego, aby wedle uchwały i orzeczenia królów Węgierskiego i Czeskiego opuścili ziemie Kujawską i Dobrzyńską, i ustąpili z ich posiadania. Ale mistrz i zakon, jak zwykle chytrzy i wykrętni, lubo pojmowali, że ów wyrok wydany był na ich stronę, obawiając się wszelako, aby kiedykolwiek nie podano go w wątpliwość, gdy zwłaszcza prałaci, panowie, szlachta i wszystek lud królestwa Polskiego wyraźnie na potwierdzenie jego nie zezwalali, a bez ich zezwolenia wszelka przedaż lub zamiana ziem królestwa byłaby nieważną i bezskuteczną, odpowiedzieli: „że orzeczonej uchwale chętnie uczynią zadość, byleby król wraz z prałatami, książętami, panami, szlachtą i obywatelami królestwa Polskiego, urzędownie i piśmiennie, z dołożeniem uroczystej przysięgi zrzekli się ziem Pomorskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej, i zaręczyli podobnież na piśmie, że tej uchwały królów dotrzymają. Bez takowego pisma ani Kujawskiej i Dobrzyńskiej ziemi, orężem i mocą swoją nabytych, ani zamków, które w tych ziemiach wielkiemi nakłady zbudowali i wymurowali, nie oddadzą.“ Mierząc bowiem swoje i króla Kazimierza siły, mniemali, że już szczyt osięgli pomyślności i że szczęście mieli w swych ręku. Zważając nadto, że król Kazimierz skłonnym był przedewszystkiem do pokoju i gorąco go pragnął, narzucali mu wszelkie trudności i warunki dla niego najprzykrzejsze, dla siebie zaś dogodne i korzystne, aby się utwierdzić w posiadaniu ziem zagarnionych przemocą, w nadziei (która się potém ziściła), że król Kazimierz wszystkie ich żądania wypełni.

Książęta Litewscy Mazowsze pustoszą.

Dnia szesnastego Października, Olgerd, Kiejstut, Korybut, Patrykij, Lubard, Surywil, Butaw, książęta Litewscy, synowie Gedymina, i Patrycy syn Daniela, książę Ruski, z zebranemi poczty Litwinów i Rusi, potajemnie i zdradziecko najechawszy księstwo Mazowieckie, chociaż z książętami Mazowsza połączeni byli związkami powinowactwa i sojuszem wiecznej przyjaźni, splądrowali je, spalili i zniszczyli, i przeszło tysiąc dwieście brańców chrześciańskich z zdobyczą zabranego bydła uprowadzili do Litwy.

Książę Przemysław zakłada klasztor mniszek zakonu kaznodziejskiego w Raciborzu.

Przemysław, książę Raciborski i Opawski, z pobudek rzadkiej pobożności, założył klasztor mniszek zakonu kaznodziejskiego przy kościele Ś. Ducha w Raciborzu, i odkazał im posagiem wsie książęce, młyny i inne dochody, nadawszy takowe wielkiemi przywilejami, i pogroziwszy klątwą Bożą tym wszystkim, którzyby je naruszyli. Poźniejszym zaś czasem Ofka księżna Mazowiecka przykupiła dla tegoż klasztoru miasteczko Baworów z siedmiu wsiami, które Mikołaj książę Raciborski, syn Janusza, przemocą opanowawszy, niepoczciwie sobie przywłaszczył. Jego synowie, Wacław i Janusz, podobnie jak on występni, podzielili między siebie rzeczone dobra, wzgardziwszy klątwami Apostolskiemi, które na nich wymierzono.

Bolesław książę Lignicki straciwszy przez marnotrawstwo swoje dobra, nie sroma się w końcu synów swoich dać w zastaw: ale po śmierci pierwszej żony połączywszy się z drugą, stan swój nieco poprawia.
Bolesław, książę Brzegski i Lignicki, rozproszywszy płocho i nierozważnie swój majątek, przez nadzwyczajne wydatki i szczodrze sypane dary, gdy już i Lignicę, główną siedzibę swoję i celniejszą część swego państwa, tudzież Hajnowę i Złotoryję (Aureus mons) za wielką ilość pieniędzy, kilkanaście tysięcy grzywien wynoszącą, wierzycielom swoim zastawił, wyzuty z wszystkich dóbr ziemskich i dziedzicznych, przymuszony był wreszcie dwóch synów swoich, Wacława i Ludwika, z Małgorzaty córki króla Czeskiego zrodzonych, za wielkie bardzo długi, nie bez hańby imienia swojego, dać w zastaw kupcom Wrocławskim. Do takiej nakoniec przyszedł nędzy, że wszystko prawie straciwszy i pozastawiawszy, nie miał się gdzie podzieć, ani żyć z czego. Tymczasem umarła żona jego Małgorzata, a on po skończonej żałobie pojąwszy w małżeństwo inną, Katarzynę z Krakowa, i za wniesiony przez nię posag wykupiwszy z zastawu Brzeg i Olawę, obrał sobie stałe siedlisko w Brzegu. Synom zaś swoim, Wacławowi i Ludwikowi, ziemię Lignicką, mnogiemi długami obciążoną, wieczystém prawem odstąpił, aby sobie radzili jak mogli. Oni zażądawszy pomocy i otrzymawszy ją od szlachty i ziemian, ziemię Lignicką wykupili i oswobodzili, gdy niektórzy z wierzycieli litując się nad ich losem pozniżali im należące się wypłaty.

Krzyżacy zamek Litewski Pullen, acz dzielnie broniony, biorą przemocą.
Skoro do Prus, dla dania mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu pomocy przeciw barbarzyńcom, nadeszły liczne z Niemiec i Austryi posiłki, między któremi przedniejsze prowadzili margrabia Brandeburski, hrabia v. Namen, i hrabia v. Hennenberg, ruszono do Litwy i dobywano naprzód przez dni kilkanaście zamek Pullen, do którego schronili się byli z czterech powiatów Litwini z swemi żonami, dziećmi, majątkami i stadami bydła, z powodu iż zamek ten i położeniem swojem i sztuką silnie był obwarowany. Zamknęło się w nim do czterech tysięcy ludzi. A lubo ci broniąc się i miotając na nieprzyjacioł kamienie i głazy dzielny stawiali opór, gdy jednakże zamek w wielu miejscach taranami poburzono i poczyniono wyłomy, widząc, że nieprzyjaciel bliski był wtargnienia, ułożyli w środku zamku stos, i spalili na nim wszystkie swoje dobytki i majętności, żeby się nie dostały wrogom, a żony i dzieci swoje pozabijawszy, sami staroście swemu poddali pod miecz głowy, aby żywcem nie wpadli w ręce nieprzyjacioł. Tymczasem chrześcianie zamek opanowali: a gdy żołnierze rzucili się na obłężeńców, z małej liczby pozostałych jedni wyginęli, drudzy poszli w niewolą. Po spaleniu zaś i zburzeniu zamku ze szczętem, a splądrowaniu całej okolicy, wojsko chrześciańskie do Prus wróciło.

Rok Pański 1337.
Kazimierz król Polski składa zjazd walny z powodu żądanej przez Krzyżaków ugody na pismie: lecz gdy Polacy na takową zezwolić nie chcą, posyła do papieża z prośbą o pomoc przeciw Krzyżakom.

Kazimierz król Polski widząc, iż z polubownego sądu i orzeczenia dwóch królów żadnego nie osięgał skutku, że owszem mistrz i zakon w większej utwierdzili się dumie i zuchwałości, złożył zjazd walny wszystkich ziem królestwa, aby się wspólnie naradzić, czyli na żądane przez mistrza i zakon Krzyżaków zrzeczenie się ziem Pomorskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej, wykonanie na to przysięgi i wydanie stosownego pisma miano zezwolić, i coby czynić należało. Gdy więc rzecz wzięto pod rozwagę, wszyscy prałaci i panowie osądzili i najdowodniej okazali, że w żaden sposób na żądanie Krzyżaków, przechodzące uchwałę królów, któreby potém stać się mogło zobowiązaniem i koniecznością, i pociągnąć za sobą zrzeczenie się zupełne prawa do ziem rzeczonych, Pomorskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej, królestwu Polskiemu służącego, nie można było zezwolić; że ztąd najgorsze wyniknęłyby skutki, a zgubniejszych jeszcze lękaćby się trzeba, gdyby pokój przyszło zawierać pod tak twardemi warunkami, dumnie narzuconemi nie przez królów pośredników, co zawsze byłoby uciążliwém, ale przez nieprzyjacioł uważających się za zwycięzców, co nie tylko trudném jest do zniesienia, ale nawet sromotném; pokój nie tak ofiarowany jak raczej wymuszony. Niewola to, wołali wszyscy, a nie pokój; źródło poźniejszych bojów, zażoga nienawiści i podnieta do wojny, a nie przymierze. Uchwalili więc: „że żadną miarą na te warunki nie przystaną.“ Lecz gdy radzić poczęto o prowadzeniu wojny, która z przyczyny, iż do zawarcia pokoju nie przyszło, zagrażała, postanowiono aby nie działać zaczepnie, ale gdyby wojna wydaną była, odpornym walczyć orężem; do stolicy zaś Apostolskiej wynieść zażalenie i zażądać pomocy. A gdy do takowego poselstwa szukano męża, któryby tak ważnemu sprostał powołaniu, wybór padł na Jana syna Grota ze Słupcy, biskupa Krakowskiego, dla wielu względów, a zwłaszcza rzadkich umysłu jego przymiotów, zręczności, roztropności i wielkiego w sprawach publicznych doświadczenia. Ten zatém należycie w pisma i dowody opatrzony, wybrał się do Benedykta XII papieża do Awinionu, aby krzywdy wyrządzone królestwu Polskiemu, a oporne zuchwalstwo mistrza i zakonu Krzyżackiego, i pogardy pełne lekceważenie kar kościelnych, najwyższemu biskupowi i zgromadzeniu kardynałów przedstawił. Podróż tę i poselstwo tém chętniej i bez omieszkania przedsięwziął, że miał nadzieję, iż za osobistém staraniem snadniej dla kościoła Krakowskiego odzyska godność arcybiskupią, którą przez obojętność i niedbałość jego poprzedników biskupów Krakowskich rzeczony kościoł utracił, zwłaszcza gdy sam Kazimierz król Polski przyrzekł swego w tej sprawie użyć działania i wpływu.

Jan król Czeski zagarnia należący do biskupa Wrocławskiego zamek Mielic: a gdy mimo upomnień zwrócić go nie chce, Nankier biskup rzuca klątwę osobistą na jego radców, a potém wszystko duchowieństwo z Wrocławia wyprowadza, co i papież swym wyrokiem zatwierdza.

Jan Luxemburski, król Czeski, podbiwszy częścią zdradziectwem, częścią pochlebstwy i obietnicami książąt Polskich w okolicach Ślązka siedzących, opanowawszy nadto niesłusznie i nieprawnie miasto i księstwo Wrocławskie, tudzież niektóre zamki, miasteczka i warownie, które na książąt Ślązkich prawem dziedzictwa spaśdź miały, targnął się wreszcie na złupienie Wrocławskiego kościoła, od książąt Ślązkich zwykle opatrywanego w różne zapisy i ozdoby. A naprzód rozkazał biskupowi Wrocławskiemu i jego kapitule wydać sobie zamek Mielicki (Melycz). A gdy rzeczony biskup, jako mąż niezłomnej duszy, rozkazem króla pogardził, Jan król Czeski zebrawszy silne wojsko, zwiększone nadto przyłączeniem się mieszczan i rajców Wrocławskich, począł dobywać zamku Mielica, który pod ów czas Henryk z Wierzbny archidyakon i kanonik Wrocławski dzierżył i posiadał. Atoli widząc, że dobywanie to byłoby długie i trudne, z przyczyny warowności zamku (rzeka bowiem Barycz oblewająca go dokoła utrudniała do niego przystęp), uwiadomiony przytém od swoich, że Henryk z Wierzbny archidyakon i kanonik Wrocławski rad pijał wino, do którego nałogowo był skłonnym, posłał kilku z szlachty Ślązaków, jemu dobrze znajomych, a mających z sobą zapas wina różnego smaku, ażeby niém Henryka archidyakona spoili, i bądź groźbą bądź pochlebną namową skłonili go do poddania zamku. Ci gdy celem dopełnienia rozkazów przybyli, Henryk archidyakon, mąż bojaźliwy i małego serca, a pogróżkami równie jak winem zdurzony, zamek Mielicki bez żadnej potrzeby i konieczności poddał i z ludem swoim z niego ustąpił. Nankier zmartwiony takowem zamku opanowaniem, nalegał na Jana króla naprzód przez listy i posły: „aby zamek kościołowi zabrany oddał.“ Ale gdy ten odmawiał, całą dyecezyą Wrocławską kościelnym obłożył interdyktem. Za przybyciem do Wrocławia króla Jana, czyniono w celu odzyskania zamku Mielica różne układy; lecz gdy widział biskup Nankier, że te na niczém się kończyły, zalecił prałatom i kanonikom swoim: „aby z nim razem udali się do króla, i jeśliby zamku oddać nie chciał, osobiście go wyklęli.“ Gdy jednak wszyscy prawie lękali się gwałtownika, iżby na nich jakiej srogości się nie dopuścił, z czterema tylko, którym Bóg stałością utwierdził serca, to jest Apeczkiem scholastykiem, poźniej na Lubuskie biskupstwo wyniesionym, Ottonem z Donina, Kunckiem z Szalkowa i Piotrem z Bytkowa, kanonikami Wrocławskiemi, poszedł do klasztoru Franciszkanów Ś. Jakóba, a zbliżywszy się śmiało do króla, znajdującego się w ów czas w celi małej obok refektarza, począł głośno do drzwi kołatać. Gdy zaś król kazał mu odpowiedzieć: „że jest czém inném zajęty, i nie może dać mu posłuchania,“ on nie przestał pukać we drzwi dopóty, aż wreszcie książęta Ślązcy, panowie przyboczni i rajcy Wrocławscy, którzy tam byli obecni, namówili króla, aby mu wejść pozwolił. Skoro więc wszedł do komnaty królewskiej, mając na szyi stułę a w ręku krzyż: „Upominam cię, rzekł, Miłościwy królu, po raz pierwszy, po drugi, po trzeci i ostatni, abyś zamek Mielic, nieprawnie przez ciebie opanowany, mnie i kościołowi memu Wrocławskiemu oddał.“ Czego gdy król odmówił, twierdząc: „że go słuszném prawem nabył i słusznie posiada,“ biskup Nankier, wziąwszy w rękę krzyż z cząstką drzewa Chrystusowego, rzekł: „Mocą Wszechmocnego Boga, ciebie jako gwałciciela dóbr kościelnych wyklinam i za wyklętego ogłaszam, w imię Ojca i Syna i Ducha Ś.“ Posłupieli wszyscy książęta Ślązcy i panowie radni królewscy; a gdy żaden nie śmiał ani pisnąć, Jan król rozgniewany srodze, rzecze: „Szalony i zuchwały pop! (to jest ksiądz), chce sam jak widzę śmierci. Szuka dla siebie mordercy, aby pozyskał wieniec męczeński. Sam mnie słowy wyzywa: lecz ja wstrzymam się od rozlania krwi jego. Niech sobie innego szuka zabójcy i tyrana, jeśli chce zostać męczennikiem.“ Gdy biskup Nankier od króla wychodził, obstąpili go rajcy Wrocławscy, i przyganiali mu, że nie używszy łagodniejszych środków, króla w jego obecności wyklinał. Biskup Nankier odpowiedział im na to: „Starajcie się raczej króla waszego nakłonić, aby wrócił kościołowi to co mu wydarł nieprawnie, albowiem i wy sami popieraliście ten zabór waszą obecnością i bronią.“ A gdy oni się wymawiali, że nie mają nad królem tyle mocy, podniósł głos na nowo biskup: „Otóż ja was radców królewskich i jego pomocników, tąż samą mocą Wszechmocnego Boga razem z królem waszym wyklinam i za wyklętych ogłaszam. A niechajby ten wasz król nie chełpił się że jest królem, bo raczej uważany być może za królika.“ Słowa te mocniej jeszcze niżeli klątwa dotknęły króla, skoro mu o nich donieśli książęta Ślązcy i panowie radcy tak Czescy jak i Wrocławscy, zwiększając przed nim doznaną zniewagę. Posłał więc do biskupa Nankiera, aby mu wytłumaczył, z jakiej-to przyczyny mniema, że król Czeski nazywać się może ledwo królikiem. Odpowiedział biskup: „Prawdę wyrzekłem oczywistą, której zaprzeczyć nie można. Niegodny jest bowiem nazwiska króla, ale chyba królika, ten, który w swojém państwie nie mając arcybiskupa, do swej koronacyi z prośbą i pieniędzmi musi u innych narodów szukać arcybiskupów. Wszyscy królowie katoliccy i z nami sąsiadujący, Polscy, Węgierscy, Duńscy, mają arcybiskupów: wasz tylko król, pozbawiony tego zaszczytu, do koronacyi swojej, jak o tém sami przekonaliśmy się, po Mogunckiego albo Kolońskiego arcybiskupa z prośbą posyła.“ Ten uszczypliwy docinek, wtedy mu uczyniony, tak dalece dotknął i obraził Jana króla Czeskiego, że poźniejszym czasem, dla zmazania tej hańby, postarał się o podniesienie Praskiego kościoła i Mogunckiej sufraganii na metropolią. Nankier zaś biskup widząc, że od króla Czeskiego żadnej słuszności i sprawiedliwości nie uzyska, po trzech dniach opuścił Wrocław, i z wszystkiém duchowieństwem tak zakonném jako i świeckiém, które król z przyczyny, iż założonej przezeń appellacyi nie słuchało, wypędzić kazał, udał się do Nissy, a wszystkie kościoły pozamykał. Potém z nakazu króla dla mieszczan Wrocławskich pootwierano gwałtem kościoły Ś. Maryi Magdaleny, Ś. Elżbiety i Ś. Ducha, a księża włóczęgi i ladaco poczęli w nich odprawiać nabożeństwa. A gdy lud prosty nie chciał chodzić do kościołów, wpychano go za pomocą miejskich drabów; tych zaś, którzy się wzbraniali, odzierano z szat i łupiono. Nankier przeto biskup osądziwszy, że tak na króla jako i jego radców i mieszczan Wrocławskich należało surowsze jeszcze rościągnąć kary, zalecił, aby ich jako wyklętych i gardzących klątwą wszyscy chronili się w obcowaniu, aby im odmówiono wszelakich Sakramentów kościelnych, i aby wszystkich zgoła, którzy byli w klątwie, uważano za wyłączonych z społeczeństwa kościoła. Co gdy króla srożej jeszcze oburzyło, pozajmował wszystkie dobra duchowne, tak do biskupa, jako i zakonów i wszelakich kościołów należące, i Szlązkim książętom podobnież zajmować je kazał. Ale gdy wszyscy inni nakazem tym pogardzili, sam tylko Bolesław książę Brzegski, ratując się w swojém ubostwie i niedostatku, usłuchał króla, i wszystkie wsie duchowne, miasteczka, dziesięciny, czynsze i dochody w księstwie swojem Brzegskiém pozajmował i zagrabił. Za co potém i on sam i jego państwo obłożone zostało ciężkim interdyktem, który przez długi czas ponosiło. Skoro zaś Nankier biskup Wrocławski oznajmił Stolicy Apostolskiej przez posły i listy o wyrządzonych sobie i całemu duchowieństwu przez Jana króla Czeskiego krzywdach, obelgach i gwałtach; papież Benedykt XII, na ów czas przebywający w Awinionie, pochwaliwszy Nankiera biskupa i zaleciwszy mu spokojność umysłu i wytrwałość, wyroki przezeń na króla Jana i obywateli Wrocławskich wydane potwierdził i obostrzył, i rzucił na nich klątwę. A lubo rzeczony Jan król Czeski po wiele kroć dopraszał się u papieża uwolnienia od klątwy, papież atoli odpowiedział: „że nie pierwej go rozgrzeszy, aż gdy król z Mielca ustąpi, i wszystko co kościołom i duchowieństwu Wrocławskiemu zabrał, wróci i należycie wynagrodzi.“ Ale gdy król przez lat kilka trwał upornie w swojem postanowieniu, kościoł Wrocławski wraz z duchowieństwem wystawiony był na łupiestwo, obdzieranie majątków i dochodów kościelnych, a Jan król Czeski z Wrocławskimi mieszczany wytrzymywał klątwę.

Litwini okolice Mazowsza pustoszą: ale nareszcie doścignieni od Mazurów zdobycz wszystkę utracają.

W dzień Ś. Jadwigi Litwini, najechawszy tajemnemi drogami ziemię Mazowiecką, miasta Pułtusk i Ciechanow tudzież przyległe okolice spustoszyli, i wiele ludu obojej płci w niewolą do swego kraju pognali. Ale rycerstwo Mazowieckie puściwszy się za nimi w pogoń, odbiło jeńców i zabrane łupy; gdy zaś Litwini bitwy przyjąć nie chcieli, zwykłym obyczajem ratowali się ucieczką, aż wreszcie na rzece Narwie, gdzie się im przeprawiać przyszło, a w pośpiechu jeden tłoczył się na drugiego, wielu, z tych zwłaszcza, którym nie chciało się swoich juków utracać, potonęło.

Rok Pański 1338.
Benedykt XII papież, po wysłuchaniu zażaleń króla Polskiego, wyprawia pełnomocników do Polski, którzy zasiadłszy w Warszawie do sprawy, ogłaszają się za sędziów właściwych, Krzyżacy zaś przeciw nim zakładają appellacyą.

Papież Benedykt XII, wysłuchawszy skargi króla Polskiego Kazimierza i całego królestwa Polskiego, przez Jana Grota biskupa Krakowskiego rozsądnie i należycie przełożonej, zaledwo mógł temu dać wiarę, aby mistrz i zakon Krzyżaków dopuścić się mogli tak srogiego krwi chrześciańskiej rozlewu i zaboru ziem chrześciańskich, o jakim mu opowiedziano; ten mistrz i zakon, który do czego innego wcale był przeznaczony. Ale Jan biskup Krakowski zażalenia swoje jawnemi przed papieżem i kardynałami stwierdził dowody, wszystko w szczególności wyłuszczywszy, i okazawszy, że większe jeszcze mistrz i zakon popełnili okrucieństwa. Wtedy papież, przekonany o prawdzie tego wszystkiego, z tém gorliwszą chęcią i żywszém współczuciem postanowił skrócić przestępstwa zakonu, i klęskom królestwa Polskiego zapobiedz. Wysławszy zatém do Polski dwóch wyłącznych legatów Apostolskich, jako to, Galarda de Carceribus proboszcza Tytuleńskiego, dyecezyi Koloceńskiej, i Piotra syna Gerwazego, kanonika kościoła w Puy (Aniciensis), opatrzonych w stosowne listy i zlecenia Apostolskie, nadające im jak najobszerniejszą moc i wolność działania, włożył na nich ten obowiązek, aby mistrzowi i zakonowi Krzyżackiemu, tudzież wszystkim ich zwolennikom, udzielającym temuż zakonowi pomocy, rady albo opieki, jako przestępcom i gwałtownikom, w imieniu stolicy Apostolskiej, we wszystkich krajach królestwu Polskiemu podległych i z niém sąsiadujących, ogłosili albo ogłosić kazali: że za tak wielkie przestępstwa, przed stolicę Apostolską wniesione i udowodnione, zostali wyklęci. Nadto, aby po szczegółowóm sprawdzeniu zajęcia prowincyj królestwa Polskiego, i szkód przez nie zrządzonych, skłonili mistrza i zakon Krzyżaków do zwrócenia tychże ziem i należytego strat wszelkich wynagrodzenia, a to pod karą exkomuniki i suspensy na osoby, a interdyktu mającego się rościągnąć na prowincye, kościoły, bractwa wszelakie i społeczeństwa: a gdyby mimo tego okazali się opornemi i zuchwałemi, aby ich bądź osobiście, bądź przez edykta zapozwali przed sąd Apostolskiej stolicy, kędy za wzgardę i nieposłuchanie jej upomnień surowsze ponieść mieli kary. Skoro zatém Galard i Piotr, legaci papiescy, zjechali do Polski, przystąpili zaraz do wykonania zleceń Apostolskich, prawnym i należytym porządkiem. Ustanowiwszy sąd w Warszawie, w miejscu bezpieczném, a dla Krzyżaków bliskiém i przystępném, aby mistrz i Krzyżacy nie mogli uskarżać się na niewłaściwość miejsca i sądu, zapozwali Dytrycha (?) z Altenburga, pod ów czas mistrza Pruskiego, i zakon Krzyżaków, na dzień czwarty Lutego, odezwą stosownej treści i edyktem, w kościele katedralnym Włocławskim i w Inowrocławiu, przez Mikołaja proboszcza Ś. Krzyża w Opolu, dyecezyi Wrocławskiej. A gdy dzień naznaczony, to jest czwarty Lutego, nadszedł, mistrz Bartold, syn Wojciecha z Raciborza, z strony Kazimierza króla Polskiego, podał sędziom prośbę na pismie. Ze strony zaś mistrza i zakonu Krzyżaków stawił się mistrz Jakób, pleban z Arnoldendorf (Arnoldi villa) biskupstwa Chełmińskiego, który sędziom Apostolskim z urzędu działającym wręczył appellacyą przeciw niewłaściwości ich sądu, i zostawiwszy ją odjechał. Sędziowie zaś Apostolscy widząc, że takowa apelacya założoną była jedynie dla wybiegu i uchylenia się dla fałszywych a pozornych przyczyn od sądu, w obecności Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Jana biskupa Poznańskiego, tudzież innych osób poważnych, dawszy odpowiedź na zarzuty prawobrońcy zakonu, orzekli, że byli sądem właściwym; a potém w rzeczoném mieście Warszawie przyjąwszy wyniesione z strony Kazimierza króla Polskiego skargi i zeznania, półtora roku prawie zajmowali się ich sprawdzaniem i udowodnieniem przez badania i wywody słowne z świadków.

Rok Pański 1339.
Sędziowie Apostolscy wydają wyrok na stronę króla Polskiego, a mistrza i zakon Krzyżacki skazują na zwrócenie ziemi Pomorskiej, Kujawskiej, Brzeskiej, Dobrzyńskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej, tudzież wynagrodzonie szkód i nakładów.

Po zachowaniu z wielką ścisłością i dokładnością przez sędziów i kommissarzy Apostolskich, Galarda i Piotra, w Warszawie terminów prawnych, w sprawie toczącej się między Kazimierzem królem Polskim z jednej, a Teodorykiem z Altenburga mistrzem i zakonem Pruskim z drugiej strony, o ziemie królestwa Polskiego przez mistrza i zakon Krzyżaków opanowane, sędziowie i kommissarze wzwyż rzeczeni widząc, że sprawa cała tak wykazaniem stosownych pism i przywilejów, jako też zeznaniami wiarogodnych świadków należycie była uzasadnioną i popartą, i że przyszedł czas rozstrzygnienia sprawy, orzekli naprzód sąd, a potém do wydania stanowczego wyroku naznaczyli stronom dzień piętnasty miesiąca Września w Warszawie. Co aby tém większą miało pewność i wiarę, Kazimierz król Polski postarał się, iżby w tym czasie byli tam obecnemi Janisław arcybiskup Gnieźnieński, Jan biskup Poznański, Klemens Płocki i Stefan Lubuski, tudzież wielu znakomitych mężów duchownych i świeckich. A gdy nadszedł dzień piętnasty Września, sędziowie i kommissarze Apostolscy przystąpili do ogłoszenia wyroku, zawezwawszy wprzód do tego aktu prawnie i z osobna mistrza i zakon Krzyżaków, i w kościele parafialnym Ś. Jana Chrzciciela złożyli wyrok swój na pismie, mocą którego Kazimierzowi królowi i królestwu Polskiemu przysądzili ziemie Pomorską, Chełmińską, Michałowską, Kujawską i Dobrzyńską, jako prawe dziedzictwa temuż królowi i królestwu Polskiemu należące; na wynagrodzenie zaś szkód zrządzonych, mistrz i zakon wyliczyć im mieli sto dziewięćdziesiąt cztery tysiące pięćset grzywien monety i wagi Polskiej, a około tysiąca sześćset grzywien za poniesione wydatki, jak to obszerniej czytać można w odpisie tegoż wyroku, który takiej jest osnowy:
„W imię Pańskie, Amen. Oznajmujemy wszystkim, iż my Galard de Carceribus, proboszcz Tytuleński, dyecezyi Koloceńskiej, i Piotr syn Gerwazego, kanonik kościoła w Puy (Aniciensis), Stolicy Apostolskiej posłannicy i kommissarze, a obecnie sędziowie do załatwienia sprawy toczącej się między Dostojnym i Oświeconym książęciem i panem Kazimierzem, z Bożej łaski królem Polskim z jednej, a Wielebnemi i pobożnemi mężami, Mistrzem i braćmi zakonu Teutońskiego Ś. Maryi w prowincyi Pruskiej, z drugiej strony, od Stolicy Apostolskiej z osobna wyznaczeni, otrzymaliśmy niedawno pismo Apostolskie, jako się na pierwsze wejrzenie okazało, prawdziwe i nienaruszone, żadnej nie ulegające wątpliwości, pieczęcią ołowianą Ojca świętego, naszego najwyższego Pasterza i Pana, Benedykta XII, z Bożej miłości biskupa Rzymskiego, na sznurku konopnym, obyczajem kuryi Rzymskiej właściwym opatrzone. Które od nas pokornie i ze czcią, jak należy, przyjęte, wyrażało od słowa do słowa co następuje: Benedykt biskup, Sługa sług Bożych. Ukochanym synom, mistrzowi Galardowi de Carceribus, proboszczowi Tytuleńskiemu, dyecezyi Kołockiej, i Piotrowi synowi Gerwazego, kanonikowi kościoła w Puy (Aniceńskiemu), Legatom Stolicy Apostolskiej, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Wysłuchaliśmy żałobliwej skargi, ze strony Najmilszego w Chrystusie syna naszego, Kazimierza, Oświeconego króla Polskiego, w konsystorzu naszym Nam i braciom naszym przełożonej, a mianowicie: Że niegdyś Mistrz i Bracia Teutońskiego domu Ś. Maryi, którzy na ów czas w prowincyi Pruskiej zamieszkali, pewne ziemie i posiadłości w granicach królestwa Polskiego położone, jako to, ziemię Chełmińską i Pomorską, a niedawno znowu, Mistrz pod ten czas zwierzchnictwo sprawujący i Bracia rzeczonego zakonu, ziemie Włocławską, Brzeską, Dobrzyńską i Michałowską, do króla i przodków jego z prawa należące, a w obrębie królestwa Polskiego położone, nie bez wielkiego krwi wiernych Chrystusowych rozlewu i spustoszenia, do stu czy więcej kościołów pogwałciwszy, przemocą opanowali i dotąd rzeczywiście dzierżą, z niemałem ich dusz niebezpieczeństwem, nie małą stratą króla, do którego rzeczone ziemie, jako się wyżej powiedziało, stanowiące część jego królestwa, niewątpliwie należą, co już z dawna uznane być miało wyrokiem w sprawie toczącej się o ziemię Pomorską, wydanym przez sędziów Apostolskich, od świętej pamięci Jana XXII papieża, poprzednika naszego, jeszcze za życia jego zesłanych, na usilną prośbę sławnej pamięci Władysława króla Polskiego; z ciężką krzywdą rzeczonego królestwa, które kościołowi Rzymskiemu składa daninę, a po Bogu żadnej nad kościoł wyższej na ziemi nie uznaje władzy; krzywdą nakoniec i samego kościoła Rzymskiego, który przez to daniny zwanej denarem Ś. Piotra, temuż kościołowi z królestwa Polskiego należnej, po wiele kroć był pozbawiony. Zaniesiono przeto do nas od Króla prośbę, abyśmy w tej mierze starali sie złemu zaradzić. My chcąc się u Stolicy Apostolskiej wywiedzieć, czyli rzeczony Mistrz i bracia są, jak wyżej powiedziano, winni grzechu i niesławy, wybranemu synowi naszemu Piotrowi, kardynałowi presbiterowi tyt. Ś. Praxedy, i świętej pamięci Janowi, kardynałowi dyakonowi tyt. Ś. Teodora, daliśmy ustne zlecenie, ażeby o tém u Stolicy Apostolskiej dokładniej się wywiedzieli, i nam stosowne złożyli sprawozdanie. A po zasięgnieniu przez nich w tej sprawie objaśnienia, gdy rzeczony Jan z woli Bożej ten świat opuścił, Piotr zaś kardynał, za szczególném zleceniem naszém, dla załatwienia pewnej ważnej sprawy z kuryi Rzymskiej się oddalił, dopiero Wielebny brat nasz Jan biskup Portueński, z osobnego poruczenia ustnie mu przez nas danego, roztrząsnąwszy wywody przez rzeczonych kardynałów sporządzone, których akta kazaliśmy mu otworzyć, złożył w konsystorzu nam i braciom naszym dokładne i wierne sprawozdanie. Gdy więc z takowego sprawozdania przekonywamy się, że pomieniony Mistrz i bracia są rzeczywiście pod zarzutem; My nie chcąc i nie mogąc, jeśli to wszystko jest prawdą, bez narażenia naszego sumienia, patrzeć na ich winy przez szpary, i przeciw najezdnikom, zaborcom, łupieżcom, bezbożnikom i złoczyńcom, działając z powinności naszej, jak wielkość ich przestępstw wymaga, iżby tak bezkarne czyny nie stawały się dla innych przykładem gorszącym, z rady rzeczonych Braci naszych zlecamy i poruczamy niniejszém pismem Apostolskiém Uprzejmości Waszej, abyście obadwaj lub jeden z was, sami przez się lub przez inne osoby, gwałcicieli rzeczonych kościołów, jakiegokolwiek stanu, godności i powołania, z mocy naszej Apostolskiej, w kościołach i innych miejscach, które za stosowne uznacie, ogłosili za wyklętych i drugim ogłosić polecili. Uwolnienie od takowej klątwy postanowiliśmy samej Stolicy Apostolskiej zachować. Potém zaś zajmiecie się zbadaniem i ocenieniem rzeczonych najazdów, zaborów, pożarów i szkód przez nie zrządzonych, a to w sposób prosty i łagodny, bez zgiełku i postawy sądowej, przywoławszy do sprawy tych, którzy będą potrzebni. A gdy się dokładnie wywiecie o rzeczonych najazdach, zaborach, pożogach, i szkodach przez nie zrządzonych, jako też osobach, które były ich sprawcami, ogłaszać będziecie tychże sprawców po imieniu jako wyklętych, publicznie, w dni niedzielne i świąteczne, i innym w miejscach za stosowne przez was uznanych ogłaszać polecicie, zakazując Wszystkim bliższego z niemi obcowania, a samymże gwałtownikom, zaborcom i krzywdzicielom zalecając odbudowanie kościołów, które przez nich albo z ich przyczyny zostały zburzone, i wynagrodzenie szkód poczynionych w innych dobrach ruchomych; niemniej zwrócenie w całości ziem które sobie przywłaszczyli, wraz z korzyściami z nich powziętemi i uwiezionemi ruchomościami, albo zapłacenie takowych jeżeli je potracili, i nagrodzenie szkód przez ich utratę zrządzonych, a to za poprzedniem przez was oszacowaniem rzeczonych dóbr ruchomych, bądź zabranych, bądź spalonych lub zagubionych, z stosownym względem na osoby i na wartość rzeczy. A gdyby takowa wartość dóbr ruchomych inaczej udowodnioną być nie mogła, tedy ma być zaprzysiężona przez króla i inne osoby, które szkodę poniosły, i według ich zeznania wynagrodzona; w czém pomienionym najezdzcom, zaborcom, niszczycielom, łupieżcom i sprawcom jakiejkolwiek szkody żadne nie ma służyć odwołanie, lecz co pod tym względem na nich orzeczecie, ma być należnie wykonane. Tych, którzyby się wyrokowi waszemu opierali lub śmieli poczynać sobie zuchwale, karać będziecie wymierzaniem klątwy albo suspensy na osoby, a rościągnieniem interdyktu na prowincye i znajdujące się w nich kościoły, tudzież gminy i społeczeństwa, lub użyciem innych środków prawnych, jakie uznacie za stosowne, przyczém w razie potrzeby wezwać możecie ramienia świeckiej pomocy. Bynajmniej zaś działaniom waszym nie ma być na przeszkodzie ustawa świętej pamięci poprzednika naszego Bonifacyusza VIII papieża, która zastrzega, iż nikt poza granicę swojego miasta i dyecezyi, chyba w pewnych oznaczonych wypadkach, a i w tych dalej nad odległość dnia jednego od granic swojej dyecezyi, do sądu nie może być pociągany; i że podobnież sędziowie od Stolicy naznaczeni nie mogą działać przeciw osobom znajdującym się poza granicami miasta i dyecezyi, do której są zesłani, ani działania swego komu innemu zlecać i powierzać, ani kogożkolwiek z większej odległości nad jeden dzień drogi do sądu swego pociągać. Nie ma przeszkadzać i ustawa soboru powszechnego o dwóch dniach odległości, i inne jakiekolwiek ustawy od poprzedników naszych papieżów Rzymskich wydane, tak o wysyłaniu sędziów, jako też pociąganiu do sądu większej liczby osób nad stu, ani żadne zgoła uchwały, któreby w jakikolwiek sposób władzę i działania wasze krępować lub wstrzymywać mogły. Chociażby nawet tenże Mistrz i bracia, lub inni do sprawy należący, bądź pojedynczo bądź w powszechności mieli udzielony sobie od Stolicy Apostolskiej przywilej, że ich klątwą i suspensą karać, ani poza granice pewnych miejsc do sądu pozywać, a na ich kościoły, zamki i posiadłości interdyktu kościelnego nakładać nie można, lub ukazywali list Apostolski, któryby wyraźnej i dokładnej od słowa do słowa o takowym przywileju, jako też o ich osobach, miejscach, urzędach i imionach własnych nie czynił wzmianki; chociażby wreszcie odwoływali się do innych jakich wyłączeń, przywilejów i listów Apostolskich, bądź ogólnych bądź szczególnych, i jakiejkolwiek treści, któreby tamowały wykonanie tego, co w niniejszém pismie nie jest wyraźnie wspomniane, albo wcale nie zamieszczone, a o których w pismie naszém co do treści i od słowa do słowa powinnaby być wzmianka. Stanowimy nakoniec, i władzą naszą Apostolską zastrzegamy, iż każdemu z was wolno będzie prowadzić dalej rzecz przez kogo innego zaczętą, chociażby ten drugi nie był w swém działaniu wstrzymany żadną kanoniczną przeszkodą; że nadto wam i każdemu z was od czasu wydania niniejszego pisma służyć ma we wszystkich wzwyż wymienionych sprawach zupełna moc i władza, która taką mieć będzie we wszystkiem skuteczność i wagę, jak gdyby rzeczone sprawy w obec nas były poczęte, a działanie wasze w tych wszystkich sprawach przedłużone pozwem lub innym jakim sposobem prawnym, ku czemu żadna ustawa przeciwna nie ma być na przeszkodzie. A gdyby rzeczony Mistrz i bracia działaniom waszym w tym względzie nie chcieli skutecznie i z powolnością się poddać, zapozwiecie ich w imieniu naszém stanowczo, rokiem zawitym, aby w przeciągu pół roku od waszego pozwu tenże Mistrz i bracia, których z pomienionego objaśnienia uznacie za głównych sprawców rzeczonych nadużyć, bądź osobiście, bądź przez zdolnych zastępców, prawne i pełnomocne od nich upoważnienie mających, do poddania się w ich imieniu i z swojej strony w sprawie wzwyż pomienionej, z całą uległością Apostolskim rozporządzeniom, wyrokom i nakazom, stawili się przed tymże sądem Apostolskim, z wszystkiemi, jakie mieć mogą i oni sami i ich zakon, przywilejami i dowodami jakichkolwiek wyłączeń; a z gotowością do uznania i przyjęcia tego wszystkiego, cokolwiek w tej sprawie bądź wyrokiem bądź zgodną umową na nich włożoném i postanowioném będzie; co wreszcie Stolica uchwali i orzecze, aby to przyjęli i wykonali. Jeżeli się zaś nie stawią i pomienionych przywilejów dla okazania Stolicy Apostolskiej nie przyniosą, wtedy my zatrzymujemy moc tych przywilejów, im zaś zwyczajnym prawom podlegać tymczasem nakazujemy. I bez względu na ich nieobecność, działać przeciw nim będziemy, to co za sprawiedliwe i stosowne uznamy. Jeżelibyście zaś rzeczonych Mistrza i braci nie śmieli w ich domach i mieszkaniach pozywać, albo jeśliby oni sami czynili przeszkody do pozwu, stanowimy i uchwalamy, aby wam lub komukolwiek działającemu w waszém imieniu wolno było w dni niedzielne i świąteczne, gdy ludzie poschodzą się na nabożeństwo, a ztąd można będzie wnosić, że pozew dojdzie do ich wiadomości, pozwać ich publicznie albo zalecić ogłoszenie pozwu w kościołach miejskich lub celniejszych i najbliższych, gdzie byście mogli bezpiecznie przebywać i przeciw nim działać sądownie; a czyli w ten sposób pozwani, mając zakreślony i służący sobie z prawa termin stanowczy, stawią się przed wami lub nie, uważani będą za prawnie pozwanych. Takowego sposobu pozywania wolno wam będzie używać i względem innych osób, które winny stawić się przed wami, jak wyżej powiedziano. Rzeczone zaś pozwy, mocą niniejszej uchwały naszej, tak mają obowięzywać pozwanych, jak gdyby je osobiście przyjęli i jakby w ich obecności były głoszone, i żadna przeciwna ustawa nie ma w tej mierze stawiać przeszkody. Dzień wreszcie pozwu, którym pomieniony Mistrz i bracia będą powołani, iżby się przed wami stawili, jak wyżej rzeczono, sposób zapozwania, i co dalej w sprawie wzwyż pomienionej czynić postanowicie, stosowném pismem czyli instrukcyą urzędową, to wszystko obejmującą, postaracie się nam oznajmić. Dan w Awinionie, dnia czwartego Maja, naszych rządów papieskich roku czwartego. – Z mocy przeto niniejszego listu Apostolskiego, na żądanie rzeczonego króla, czyli jego prokuratora, zaleciliśmy, pomienionych Mistrza i braci rzeczonego zakonu, a w szczególności ich adwokatów i komturów, jako to komtura wielkiego, wójta Chełmińskiego, tudzież komturów Toruńskiego, Grudziądzkiego, Lubawskiego, Radzyńskiego, Koprzywnickiego (Egilpergensis), Gołubskiego, Brodnickiego (Stroszbergensis), Papowskiego, Węcsławskiego i starego zamku Torunia; a w ziemi Kujawskiej Nieszawskiego, Orłowskiego, Murskiego, Brzeskiego, Kowalowskiego, Radziejowskiego i Przedeckiego (Mosburgensis); w ziemi zaś Pomorskiej Świeckiego, Gdańskiego, Tczewskiego i Kamieńskiego; w ziemi nakoniec Pruskiej Malborskiego, Sztumskiego, Łaszyńskiego, Elbląskiego, Łęskiego (de Lesk), Ryzkiego, i wszystkich jacy są rzeczonych ziem patronów i komturów; przed nasz sąd, stosownie do zlecenia Apostolskiego, w miejsce pewne i na czas oznaczony zapozwać. A gdy w naznaczoném stanowczo miejscu i czasie stawił się do sądu przed nami Bartold z Raciborza, mistrz prawa, pełnomocnik Jego Miłości króla Polskiego, jako prawobrońca królewski, który na dowód swego upoważnienia złożył nam list wierzytelny, pisany i stwierdzony ręką pisarza publicznego i opatrzony pieczęcią rzeczonego króla Jego Miłości Polskiego; po uznaniu jego stawiennictwa jako prokuratora, podał nam tenże prokurator skargę na pismie, z żądaniem, abyśmy przeciw rzeczonemu Mistrzowi, jego braciom i komturom, albo innej osobie w ich imieniu prawnie stawającej, złożyli sąd stosownie do treści żądania i brzmienia Apostolskiego listu. A po złożeniu i przedstawieniu tej prośby, stawił się podobnież sławetny mąż, Jakób pleban z Arnoldendorf, dyecezyi Chełmińskiej, pełnomocnik rzeczonego Mistrza i braci, który upoważnienie swoje udowodnił również listem wierzytelnym, sporządzonym i podpisanym ręką pisarza publicznego, a stwierdzonym przywieszoną pieczęcią Mistrza. Którego stawiennictwo gdy podobnież uznaném zostało, rzeczony prawobrońca założywszy z góry protestacyą, że nie uznawał nas bynajmniej za sędziów mogących orzekać w jego sprawie, czyli w sprawie jego panów, ani czuł się obowiązanym do stawania przed naszym sądem z przyczyn błahych i bezzasadnych, wniósł z swej strony odwołanie do Stolicy Apostolskiej, i z przed oblicza naszego natychmiast i samowolnie się usunął. My następnie zważywszy, że w rzeczonej sprawie Mistrza i jego braci wolno nam było, bez względu na ich nieobecność, z mocy i upoważnienia Stolicy Apostolskiej działać i orzekać, na żądanie prawobrońcy rzeczonego Króla i Pana, który również nalegał, abyśmy do sprawy pomienionej przystąpili, żądanie to ze strony Króla wyniesione przyjąć postanowiliśmy. A po takowém przyjęciu, i wykonaniu przez prokuratora królewskiego, w celu popierania sprawy, przysięgi na rzetelność obmów, w zaoczném przeciw nieobecnej stronie działaniu; po przedstawieniu głównych części skargi, wprowadzeniu i wybadaniu świadków, ogłoszeniu ich zeznań, niemniej okazaniu aktów, jakich użyć chciał rzeczony prokurator; tenże prawobrońca, zamykając sprawę, wyrzekł w końcu z strony Jego Miłości króla Polskiego swój wniosek, i my z przyczyny niestawiennictwa drugiej strony stanęliśmy na tym wniosku. Po przejrzeniu więc i wysłuchaniu należnem rozpraw, dowodów, i innych w tej sprawie powołanych pism i aktów, zasady tej sprawy rozebrawszy pilnie i zważywszy na szali sprawiedliwości, naradziwszy się sami z sobą i biegłymi w prawie, a rzeczonych Mistrza, braci i komturów przyzwawszy na dzień obecny do wysłuchania naszego stanowczego wyroku, w przytomności mistrza Bartolda pełnomocnika rzeczonego króla Polskiego, który do tego przez nas powołany stawił się obecnie i żądał abyśmy stanowczy wyrok wydali, a w nieobecności pomienionych Mistrza, braci i komturów, upornie uchylających się od sądu, a których sam Bóg niechaj przytomnością swoją zastąpi; położyliśmy przed sobą księgę świętej Ewangelii, aby sąd nasz wychodził z przed oblicza Pańskiego, i aby oczy nasze widzieć mogły sprawiedliwość, i zasiedliśmy na stolicy sądowej, w miejscu dla stron obydwóch naznaczoném; a nakoniec wezwaliśmy pomocy Pana Boga naszego, który nakazał synów ludzkich sądzić sprawiedliwie, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen. Ponieważ wiadomo nam z poprzedniego wywodu sprawy, dokładnie i pilnie przedstawionego, niemniej z wykazanych nam w rzeczonej sprawie właściwych świadectw, zeznań i dowodów, ze strony Oświeconego Króla Jego Miłości Polskiego, i jego zastępców, że Brat Teodoryk z Altenburga, na teraz Mistrz zakonu Teutońskiego Szpitala Ś. Maryi, pod ów czas Marszałek brata Ludera z Brunświku Mistrza rzeczonego zakonu, tudzież komturowie i adwokaci Chełmiński, Toruński, Grudziązki, Lubawski, Radzyński, Koprzywnicki (Egilpergensis), Strasburski czyli Brodnicki, Papowski, Węcsławski, i starego zamku Torunia; niemniej z ziemi Kujawskiej, Nieszawskiej, Orłowskiej, Murskiej, Brzeskiej, Kowalowskiej, Radziejowskiej i Mosburskiej, inaczej zwany z Przedecza; nakoniec z ziemi Pomorskiej, Świeckiej, Gdańskiej, Tczewskiej, Kamieńskiej, i z ziem Pruskiej, Malborskiej, Sztumskiej, Elblągskiej, Łęskiej i Ryzkiej, jako też bracia rzeczonego zakonu, z pomienionych miejsc i rzeczonych prowincyj, jacy na ów czas byli, z potężném wojskiem, po nieprzyjacielsku, z rozwiniętemi chorągwiami, Boga się nie bojąc, a słuchając podszeptów szatana, królestwo Polskie najechali, kościoły w Nakle, Warcie, Szadku, Bałdrzychowie, Koninie, Słupcy (Słup), Pobiedziskach, Kaczewie, niemniej kościoł Franciszkański Ś. Krzyża w Pyzdrach, ogniem zniszczyli, a pozabierawszy z nich poprzednio księgi, kielichy, klejnoty i inne rzeczonych kościołów ozdoby, wraz z ołtarzami, relikwiami i obrazami Świętych popalili ze szczętem: przeto my rzeczonych braci Teodoryka z Altenburga wielkiego mistrza, w szczególności, tudzież komturów, adwokatów i braci pomienionego zakonu, wszelakich miejsc i prowincyj, którzy rzeczone kościoły podpalali bądź ogniem zniszczyli, albo spalenia ich przyczyną się stali, mocą udzielonej nam do tej sprawy od Stolicy Apostolskiej władzy, ogłaszamy niniejszém pismem za wyklętych, i biskupom, prałatom, tudzież rządcom kościołów w miastach i dyecezyach Gnieźnieńskiej, Poznańskiej, Włocławskiej, Płockiej, Krakowskiej, Lubuskiej, Wrocławskiej i Chełmińskiej, zalecamy pod karą zawieszenia w powinnościach kapłańskich, aby w kościołach swoich, w dni niedzielne i świąteczne, kiedy lud poschodzi się na nabożeństwo, ogłosili ich publicznie za takowych. Uwolnienie zaś od klątwy rzeczonego brata Teodoryka z Altenburga Mistrza zakonu, komturów i braci, którzy wzwyż wymienione lub inne kościoły popalili, zachowane jest wyłącznie Stolicy „Apostolskiej. Skazujemy oraz niniejszém pismem rzeczonego Mistrza, komturów i braci zakonu Teutońskiego Ś. Maryi w Prusach na odbudowanie, naprawienie i wynagrodzenie pomienionych kościołów, przez nich albo z ich przyczyny popalonych, jako też innych dóbr nieruchomych. Nadto, wiadomo nam z poprzedniego tej sprawy i nader dokładnego objaśnienia, niemniej z przedstawionych dowodów i wykazów z strony króla Jego Miłości Polskiego przez jego prokuratora, że ziemie Chełmińska, Pomorska, Włocławska, Brzeska, Dobrzyńska i Michałowska, ze swojemi miastami, zamkami, miasteczkami i wsiami, tudzież prawami i wszystkiemi przynależytościami, położone są w obrębie królestwa Polskiego i w samém królestwie, a jako części tegoż królestwa, od królów i książąt Polskich, przodków Oświeconego króla Jego Miłości Kazimierza, w swoim czasie dzierżone były i posiadane. Wiadomo nam prócz tego z rzeczonej informacyi, przedstawionych oraz pism i dowodów, iż rzeczony Mistrz, komturowie i bracia rzeczonego zakonu Teutońskiego Ś. Maryi w Prusach, jacy na ów czas żyli, ziemie tyle kroć wzmiankowane, Pomorską, Brzeską, Włocławską i Dobrzyńską, jako też zamki i wsie do rzeczonego Króla i Pana po Przodkach jego należące, a położone w granicach królestwa Polskiego, z wielką klęską wiernych i obrazą Boga, krzywdą nakoniec ciężką i dotkliwą samego króla Jego Miłości Kazimierza i sławnej pamięci Ojca jego króla Władysława, po nieprzyjacielsku najechali i opanowali, i dotąd jeszcze rzeczony Mistrz, obecnie władający, komturowie i bracia zakonu, ziemie Chełmińską i Michałowską, wraz z ich miastami, zamkami i wsiami, prawami i przynależytościami, w królestwie Polskiém położone i do króla jego należące, prawem przemocy, niesłusznie i niesprawiedliwie dzierżą. Wiadomo nam wreszcie, że tenże Mistrz, komturowie i bracia rzeczonego zakonu, ziemię Wielkiej Polski, do króla Polskiego należącą, z silném wojskiem, po nieprzyjacielsku, i w bojowej postawie najechawszy, ziemię tę, zamki, wsie, miasta i miasteczka ogniem do szczętu zniszczyli, splądrowali, spustoszyli; a zwłaszcza miasto Gniezno, stolicę arcybiskupią królestwa Polskiego, Znin, Nakło, Łęczycę, Uniejów wraz z zamkiem, Sieradz także z zamkiem, Wartę, Szadek, Bałdrzychów, Chartłupią, wszystkie wsie w okręgu czyli powiecie Kaliskim, Pyzdry z zamkiem i klasztorem braci mniejszych, nadto Konin, Słupcę (Słup), Kleczow, Pobiedziska z zamkiem, oraz Kościan, miasta czyli miasteczka warowne, z wszystkiemi wsiami przyległemi, ich okręgami i obwodami, złupili i popalili; a obnażając i gwałcąc kobiety, nazabijali wiele ludzi, siła zabrali w niewolą, i liczne inne szkody królowi Polskiemu, jego państwu i poddanym poczynili. Zaczém skazujemy ich na zwrócenie rzeczonemu królowi Polskiemu w całości i zupełności pomienionych ziem, Pomorskiej, Kujawskiej (Włocławskiej), Brzeskiej, Dobrzyńskiej i Michałowskiej, jako też korzyści i dochodów z nich pobieranych, rzeczy zabranych, spalonych lub zatraconych; niemniej, nagrodzenie szkód zrządzonych w dobrach nieruchomych, według rzetelnej ich wartości, którą my w ogóle szacujemy na dziewięćdziesiąt cztery tysiące i pięćset grzywien Polskiej monety i wagi, tak jako sam rzeczony król Polski te szkody oszacował, złożywszy na to przed nami przysięgę przy dotknięciu Ś. Ewangelii. Nakoniec, skazujemy ich na zapłacenie wydatków w rzeczonej sprawie albo z jej przyczyny przez króla Jego Miłość Polskiego, bądź jego zastępcę poniesionych, które szacujemy na tysiąc sześćset grzywien takiejże monety i wagi, tak jako rzeczony prokurator zeznał przed nami i zaprzysiągł przy dotknięciu Ś. Ewangelii, że je król Jego Miłość poniósł. Przyczem pomienionych Mistrza wielkiego, komturów i braci zakonu Teutońskiego Ś. Maryi, jako nieprawych przywłaścicieli ziem rzeczonych i sprawców szkód wyżej opisanych, w obecności prokuratora króla Jego Miłości Polskiego, niniejszém pismem i stanowczym wyrokiem naszym uznajemy za winnych i potępiamy. Dla większej zaś wiary, pewności i dowodności tego wszystkiego, niniejszy wyrok stanowczy, z załączeniem mandatu Apostolskiego i wniosków obu prokuratorów wraz przywiedzionych i spisanych, poleciliśmy notaryuszom publicznym i pisarzom naszym niżej wyrażonym ułożyć na pismie, w niniejszej urzędowej formie, i pieczęcią naszą opatrzyć. Za pewność zaś i wiarogodność odpisu rzeczonego listu Apostolskiego i wniosków obu prokuratorów wyżej pomienionych, aby je w każdym sądzie i poza obrębem sądów za prawdziwe i jakby za pierwopisy uważano, za pewność także wszystkich wyżej wymienionych pism i podań, my sądową naszą powagą i cechą zaręczamy. Działo się w Warszawie, dyecezyi Poznańskiej, w kościele Ś. Jana Chrzciciela, roku od Narodzenia Pańskiego tysiącznego trzechsetnego trzydziestego dziewiątego, indyktu (piętnastolecia) siódmego, rządów papieskich naszego Ojca świętego i Pana, z Bożej miłości Papieża Benedykta XII, roku piątego, dnia piętnastego miesiąca Września, około godziny wieczornej. W obecności Najprzewielebniejszych w Chrystusie ojców i panów, Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, Klemensa Płockiego, Jana Poznańskiego i Stefana Lubuskiego, biskupów; tudzież Wielebnych ojców, brata Gwillina Sulejowskiego i brata Jana Mogilskiego, opatów; Mikołaja Jagierskiego, Grzegorza Czesneńskiego, dyecezyi Zagrzebskiej (Zagobrensis), i Piotra Łęczyckiego, proboszczów; i wielu innych tak duchownych jako i świeckich mężów wiary godnych, a do powyższego aktu powołanych i zaproszonych. I ja Piotr de Montilio, kleryk dyecezyi Puy (Aniciensis), z upoważnienia Apostolskiego i Cesarskiego Notaryusz publiczny, przy wydawaniu niniejszego wyroku ostatecznego, gdy przez pomienionego Pana Galarda de Carceribus, za zgodą i wyraźném zezwoleniem jego kolegi, rzeczonego Piotra syna Gerwazego, czytany był i głoszony, osobiście byłem przytomny, wraz z niżej podpisanym Notaryuszem publicznym, i świadkami niżej wyrażonemi, i z ich polecenia oglądałem i miałem w ręku przerzeczony list Apostolski, z prawdziwą pieczęcią ołowianą na sznurku konopnym zawieszoną, nie pomazany, nie pofałszowany, ani w żadném miejscu nie uszkodzony, tudzież podanie prokuratorów, i skargę, której osnowę od słowa do słowa w tym wyroku stanowczym umieściłem i wpisałem, nic nie dodając ani ujmując, przez coby rzecz traciła na prawdzie, i sam ją pilnie rozważyłem wraz z niżej podpisanym notaryuszem publicznym. A gdy po należytem roztrząśnieniu uznałem, że zgodne są z pierwopisami i obecnym aktem publicznym, tu się podpisałem i położyłem znak mój zwykły referendarski (requisitus); a panowie Sędziowie, ku stwierdzeniu tego ostatecznego wyroku, i wszystkiego co wyżej wyrażono i spisano, obwarowali go swoją sądową powagą i cechą, i ku większej pewności i dowodności zawieszeniem swoich pieczęci opatrzyć zalecili. I ja także Albert, syn Krystyna, kleryk dyecezyi Krakowskiej, z upoważnienia Apostolskiego i Cesarskiego Notaryusz publiczny, przy wydawaniu tego ostatecznego wyroku, gdy przez rzeczonego pana Galarda de Carceribus, za zgodą i zezwoleniem jego kolegi czytany był i głoszony, wraz z Notaryuszem publicznym i świadkami wzwyż pomienionemi byłem obecny, z ich polecenia rzeczony list pełnomocniczy, (literas commissionis) oglądałem i miałem w ręku, z prawdziwą pieczęcią (bulla) ołowianą, na sznurku konopnym zawieszoną, nie pomazany, nie sfałszowany, nigdzie nie uszkodzony, ani pod żadnym względem nie podejrzany, i to wszystko wraz z pomienionym Notaryuszem publicznym pilnie zbadałem. A gdy po dokładném zbadaniu uznałem, że z swemi oryginałami i niniejszym aktem były zgodne, tu się podpisałem i znak mój zwykły pisarski położyłem.“

Kazimierz król Polski, nie mając potomka płci męzkiej, za radą swoich panów naznacza po sobie następcą Ludwika, syna Karola króla Węgierskiego, swego siostrzeńca, i sam w tym celu udaje się do Węgier.

Kazimierz król Polski, widząc się niepłodnym i bezdzietnym, i nie spodziewając się zostawić po sobie płci męzkiej potomka, troskliwy o los królestwa Polskiego, ażeby po jego śmierci nie poszło na szarpaninę, złożył zjazd wszystkich ziem swego królestwa w Krakowie, w Maju, w uroczystość Ś. Stanisława. A gdy nań zebrała się wielka liczba prałatów i panów królestwa, i przez dni kilka w obecności króla rokowano i w rozmaity sposób radzono, ktoby po tak chwalebnym królu miał na stolicę państwa nastąpić, wielu z radców zalecało Ziemowita książęcia Mazowieckiego, inni Janusza, także książęcia na Mazowszu, inni Władysława Opolskiego książęcia zachwalali, jako godnych korony i pochodzących ze krwi starodawnych królów Polskich. Uważali to bowiem za sromotę i wielce się na to użalali, że gdy ród królów Polskich na Mazowszu i Szlązku tak się szeroko rozkrzewił, nad swoich przenoszono obcych, i miasto krajowców brano cudzoziemców. Tego zdania była większa część panów radnych i wszystek lud, który nie chciał mieć króla obcego rodu. Król Polski Kazimierz, a z nim w znacznej liczbie panowie radni, odrzucali ze wstrętem książąt Szlązkich, którzy bez żadnej potrzeby i konieczności, pogardziwszy własnym królem, poddali się pod władzę króla Czeskiego, a przez to stali się niegodnymi takiego zaszczytu, jako odstępcy swojego rodu, zaprzańcy swojej mowy i ojczyzny. Od książąt zaś Mazowieckich, jako lenników i hołdowników królestwa Polskiego, nie można się było spodziewać żadnego dla kraju nabytku i powiększenia. Należało raczej szukać takiego króla i następcy, z którego kraj miałby jakową korzyść i obronę. Zaczém król Kazimierz, zgodnie ze zdaniem swych panów radnych, wybrał Ludwika, syna Karola III, króla Węgierskiego, który był jego siostrzeńcem, jako z siostry urodzonym, i królewicem. Ten wybór gdy potém od wszystkich panów Polskich pochwalony został i przyjęty, król Kazimierz, wziąwszy z sobą dwóch biskupów, Jana Krakowskiego i Macieja Włocławskiego, oraz kilku panów świeckich, jako to Jana kasztelana Krakowskiego, Jędrzeja wojewodę Krakowskiego, Mścigniewa kasztelana Radomskiego, Pawła sędziego Sandomierskiego, Zbigniewa proboszcza Krakowskiego, Jana kanclerza królestwa Polskiego, i innych, udał się osobiście do Węgier, i dnia siódmego Lipca przybył do Wyszegradu, do świekra swego Karola króla Węgierskiego, gdzie za umówieniem wzajemnego przymierza, pod stosownemi i dla kraju korzystnemi warunkami, rzeczonego Ludwika siostrzeńca swego naznaczył królem Polskim, który po jego śmierci miał na państwo nastąpić. Przymierze to zatwierdzono z obu stron i uświęcono aktem publicznym i przywilejami wydanemi na piśmie.

Kazimierz król przenosi klasztor Kaliski braci mniejszych do nowego miasta Kalisza.

Kazimierz król Polski, mając osobliwsze nabożeństwo do Ś. Stanisława biskupa Krakowskiego, założył w mieście swojem królewskiém Kaliszu klasztor braci mniejszych, pod wezwaniem i na cześć rzeczonego Męczennika Ś. Stanisława, który z cegieł wymurował, albo raczej dawny klasztor przeniósł i odnowił. Był bowiem klasztor rzeczonych Franciszkanów w starém mieście Kaliszu z dawna fundowany. Ale po przeniesieniu starego miasta w inne dogodniejsze miejsce, to jest w ramiona rzeki Prosny, przeniesiono także i klasztor.

Anna królowa Polska, żona Kazimierza, umiera w Krakowie.

Dnia dwudziestego ósmego miesiąca Lipca, królowa Anna, żona króla Polskiego Kazimierza, a córka Gedymina książęcia Litewskiego, złożona ciężką chorobą, umarła w zamku Krakowskim, a po odprawionym z przystojnością pogrzebie, pochowaną została w kościele Krakowskim, jedyną tylko wydawszy na świat córkę Elżbietę, z króla Kazimierza spłodzoną. Niewiasta uczciwa, z mężem i królem w zgodzie żyjąca, dla ludzi pobożnych i biednych łaskawa i dobroczynna; ale tańcom, zabawom i uciechom światowym nazbyt oddana. Do tych bowiem próżności w domu rodziców pogańskich z dzieciństwa nazwyczajona, nie opuściła ich bynajmniej po przyjęciu wiary chrześciańskiej. A gdy król Kazimierz nie tak zezwalał jako raczej obojętnie na nie patrzał, zazwyczaj gdy konno albo w powozie jechała, poprzedzały ją bębny, piszczałki, skrzypice, (fiolae) rozmaitego rodzaju granie i śpiewanie. Zaczém na ohydzenie jej postępków, z jakich znana była za życia, mówiono, że zeszła ze świata śmiercią osobliwą i straszną.

Nankier biskup wysyła do Wrocławia inkwizytora błędów kacerskich, który atoli nic nie zdziaławszy powraca.

Nankier biskup Krakowski, postanowiwszy zaciętość i zatwardziałość rajców i mieszczan Wrocławskich, nawet karami kościelnemi nie ukróconych, surowszą dotknąć chłostą, zwłaszcza gdy ich zuchwałość codzień wzrastała i kościołowi Wrocławskiemu wielkie przynosiła strapienie i szkodę, wezwał do siebie do miasteczka Nissy inkwizytora kacerzów swojej dyecezyi, brata Jana v. Schwenkenfeld, zakonu kaznodziejskiego, mistrza teologii, męża zaleconego czystością i nieskazitelnością życia, i oznajmił mu o owej zaciętości rajców i mieszczan Wrocławskich, prosząc, aby z nimi jako szydzącemi z kar kościelnych i podejrzanymi o odszczepieństwo z urzędu swego postąpił. Ten znając dobrze wszystko, w czém rajcy i obywatele Wrocławscy zawinili, i co od nich mąż Boży Nankier wraz z swojém duchowieństwem cierpiał, oświadczył z zwykłą powolnością, że na nich władzy swojej użyje. Przybywszy zatém do Wrocławia, i w dzień Niedzielny przed wietnicą wstąpiwszy na mownicę, jął kazać do zgromadzonego w wielkich tłumach ludu, karcąc szerokiemi słowy rajców i mieszczan Wrocławskich, tak o znieważanie rzeczy świętych, jako i zakamieniałość serca, i namawiając ich, aby z posłuszeństwem wrócili na łono kościoła. Wymieniał w końcu mowy wszystkich w szczególności rajców Wrocławskich i przysiężników, nakazując: „aby w dniu następnym stawili się przed nim i uczynili wyznanie artykułów, jakie im z urzędu przełożone będą.“ Lecz gdy ci stawić się nie chcieli, rzeczony Jan inkwizytor, przyodziany zbroją Ducha świętego, udał się osobiście aż do wietnicy, i zgromadzonych tam rajców i przysiężników Wrocławskich powtórnie upominał: „aby nie zwłaczali dłużej powrotu na łono kościoła; czego jeżeli nie uczynią, wkrótce doznają pomsty Bożej i ludzkiej za taką hardość serca i za popełnione przestępstwa. Że postanowił święcie, użyć z powinności swojej wszelakich środków, ażeby ich pychę i zuchwałość coraz więcej wzrastającą ukrócić.“ A lubo rozprawiali z sobą długo inkwizytor i rajcy, wszelako pierwszy widząc, że próżne były jego usiłowania, opuścił ratusz, zkąd wielu ścigało go z złorzeczeniem, obelgami i zgrzytaniem zębów, i o kęs nie dopuszczono się morderstwa albo gwałtu na mężu takiej stałości i odwagi.

Mistrz Pruski po pierwszej wyprawie, która mu się nie udała, przedsiębierze pomyślniej trzy inne na Litwę.

Teodoryk z Altenburga, mistrz Pruski, zgromadziwszy potężne wojsko, w towarzystwie hrabiego palatyna Renu i z przydzielonym sobie posiłkiem Niemców, wtargnął zimową porą do Litwy, zamek Wielonę (Wyelunya) oblężeniem ścisnął i wielokrotnym szturmem dobyć go usiłował. Ale widząc, że się o to daremnie kusił, zamek bowiem z położenia samego silnie obwarowany i od barbarzyńców dzielnie był broniony, gdy i mrozy tęgie wojsku dokuczyły, musiał do Prus powracać. Za nadejściem jednak lata, z liczném tak miejscowém jako i posiłkowém wojskiem trzy kroć ponawiał wyprawę na Litwę, i wszystkie niemal jej powiaty splądrowawszy, wielki gmin Rusinów i Litwinów uprowadził w niewolą. Nadto trzy wały obronne, i tyleż kanałów wodnych, dla powstrzymania nagłych i zdradzieckich na ziemię Pruską napadów, sporządził.

Rok Pański 1340.
Po zgładzonym trucizną Bolesławie, wielkorządcy Rusi, Kazimierz król Polski bierze przemocą miasta Lwów i Włodzimierz, a poburzywszy w nich zamki, uzbraja je silnemi załogami.
Kiedy Bolesław syn Trojdena (zrodzony z Litwina i matki Rusinki, księżny Maryi, córki Gedyminowej) książę Mazowiecki, Litwą zarządzał (po śmierci bowiem Lombarda książęcia Rusi, to jest Lwowskiego i Włodzimierskiego, syna książęcia Litwy Gedymina, wuja swojego, za zgodném zezwoleniem panów Ruskich, dla bliskiego pokrewieństwa zwierzchnią osięgnął władzę) powstały przeciw niemu groźne niechęci przedniejszych panów Rusi, a następnie spisek i zawzięte na jego zagładę sprzysiężenie. Ale chociaż ich zamach codziennie wzrastał i nabierał siły, wiele jednak okoliczności nie dozwalało im jawnego podnieść rokoszu i śmiało godzić na życie książęcia. Postanowili zatém użyć zdrady, i zadawszy mu w napoju truciznę, w święto Zwiastowania N. Maryi, czyli dnią dwudziestego trzeciego Marca zgładzili go ze świata. Tej zaś nienawiści i zemsty różne naznaczają przyczyny: już-to, że zamierzał znieść schizmę, a wprowadzić prawe obrządki wiary katolickiej i posłuszeństwo kościołowi Rzymskiemu; już, że ich obciążał częstemi podatkami i daninami; już wreszcie, że żony i córki ich wszeteczeństwem swojém sromocił, a starostom swoim i dworskim urzędnikom, z Polaków, Czechów i Niemców złożonym, dozwalał ich krzywdzić i znieważać. Która jednakże z tych przyczyn podnieciła ich do zgładzenia książęcia, z pewnością twierdzić nie można. Mnie najgłówniejszą przyczyną zdaje się różność wiary i obrządku, która szałem religijnym zapaliła umysły Rusinów, mimo tego niechętnych, i z przyczyn, które się wyżej namieniły, przeciw książęciu oburzonych, że go postanowili zgubić, aby ich nie zmuszał do przejścia z greckiego na łaciński obrządek, a to w przekonaniu, że miłą przez to uczynią Bogu ofiarę. Król Polski Kazimierz, gdy się o jego śmierci dowiedział, zebrawszy z swoich dworzan i panów jakie takie wojsko, spiesznym pochodem wtargnął na Ruś po oktawie Wielkiejnocy, i miasto Lwów obległ. Mieszkańcy Lwowa przez czas niejaki wytrzymywali oblężenie, ale później przyciśnieni głodem, wraz z przedniejszymi panami Rusi, którzy obu zamków, wyższego i niższego, tudzież miasta bronili, posłali do króla z oświadczeniem, że gotowi mu się poddać, byleby król przyrzekł, że wiary ich i obrządku znosić i odmieniać nie będzie. A gdy król zgodził się na ten warunek (wiedział bowiem, że gdyby go odrzucił, Rusini z zaciętością wytrzymywaliby oblężenie i bronili się do ostatka) otwarli bramy i króla przyjęli z całém wojskiem; a poddawszy obadwa zamki, złożyli wierności i przysięgę posłuszeństwa. Król po zajęciu zamków i miasta Lwowa, znalezione w nich mnogie i wieliej wartości po dawnych książętach Rusi skarby, w złocie, srebrze, perłach, kamieniach drogich i klejnotach, między któremi pokazywano dwa krzyże złote z znaczną cząstką drzewa Chrystusowego, i dwie korony ozdobne kamieniami drogiemi i perłami ogromnej ceny, tudzież szatę i krzesło przepyszne, od złota i kamieni, do swego zabrał skarbu. Podstąpił potém pod Włodzimierz, i tak zamek jako i miasto, a wnet i całą ziemię Wołyńską, pod swoje zagarnął panowanie. Nareszcie zamki Lwowski i Włodzimierski, pod ów czas drewniane, a do których strzeżenia i obrony potrzeba było znacznej liczby ludzi i oręża, spaliwszy, iżby po jego ustąpieniu nie dawały potuchy do rokoszu, a w ziemi i stolicy Lwowskiej osadziwszy swego starostę i zostawiwszy część rycerstwa załogą, aby lud świeżo zhołdowany przynajmniej bojaźnią w wierności utrzymać, zbogacony ogromnemi łupy i darami Rusinów, wracał do Polski zwycięzko i bez szkody, spiesząc z ochotą, aby w Krakowie złożył zdobyte skarby i większą potęgą zajaśniał.

Maciej biskup zakłada na nowo kościoł w Włocławku.

Dnia dwudziestego piątego miesiąca Marca, Maciej biskup Włocławski założył w starym Włocławku na górze w samym środku miasta główną nawę kościoła, do której potém przybudował i resztę gmachu; a tak kościoł wspaniały i ozdobny, godny nazwiska katedry, w całości wystawił.

Kazimierz król w ciągu jednego lata całą niemal Ruś pod swoję władzę podbija.

Niedługo Kazimierz król Polski w Krakowie zabawiwszy dla ułożenia przeprawy wojsk swoich na Ruś w porze sposobnej, z ludem ze wszystkich ziem swoich zebranym, w dzień Narodzenia Ś. Jana Chrzciciela ruszył ku ziemi Ruskiej, i wnet miasta i zamki Przemyśl, Halicz, Łuck, Włodzimierz, Sanok, Lubaczów, Trębowlę, Tustań (Tusztan) i inne twierdze Ruskie i warownie, których część dobrowolnie mu się poddała, pobrał, i w jednym roku, w ciągu jednego lata i za jedną wyprawą, mając po sobie wielu bojarów i szlachty Ruskiej, życzących sobie jego panowania, całą ziemię Ruską podbił, w prowincyą Polską zamienił, i do królestwa Polskiego wcieloną połączył z niém wieczyście, spoił i zjednoczył. I już od tego czasu nigdy nie wyłamywała się z pod władzy króla i królestwa Polskiego, trwając w niezachwianej wierności i posłuszeństwie. Lubo zaś niektórzy bojarowie Ruscy, niechętni rządom króla Kazimierza, i zaufani w pomocy Tatarów, usiłowali wyłamać się z pod jego władzy i stawić opór królowi, nie śmieli jednakże mierzyć się z jego potęgą i do walnego boju wystąpić, a w pomniejszych bitwach złamani i rozgromieni wyginęli prawie do szczętu; wojsko zaś Polskie, po zdobyciu wielu zamków i warowni, i podbiciu całej ziemi Ruskiej, wróciło do kraju zwycięzko i bez szkody.

Litwini pustoszą Mazowsze.
Dnia ósmego Września, Litwini pod przewodnictwem swoich wodzów najechawszy w wielkiej liczbie ziemię Mazowiecką, zniszczyli ją orężem barbarzyńskim; a gdy nikt nie stawił im oporu, znaczny gmin jeńców i bogate zabrali łupy, przyczém siedmiu kapłanów zamordowali.

Jadwiga królowa Polska, żona Władysława Łokietka, umiera.

Jadwiga, niegdyś królowa Polska, wdowa po Władysławie Łokietku, a matka Kazimierza II, królów Polskich, umarła i w klasztorze Sądeckim została pochowaną. Kazimierz król wyprawił jej pogrzeb z wielką okazałością.

Rok Pański 1341.
Kazimierz król Polski pojmuje w małżeństwo Adelaidę, córkę landgrafa Heskiego, za którą w posagu bierze tylko dwa tysiące kóp groszy Praskich: ale wkrótce zbrzydziwszy ją sobie, osadzają w Żarnowcu, i nie chce jej ani widzieć.

Król Kazimierz, pragnąc zmyć z siebie zmazę wdowieństwa, i wolnym będąc od jarzma małżeńskiego, nowemi śluby poddać się pod prawo Boże, aby nie rozpuścić wędzidła namiętnościom i nie żyć w bezkarnym nierządzie, posłał dziewosłębów do Henryka landgrafa Heskiego, z żądaniem w małżeństwo jego córki, Adelaidy, dziewicy zacnemi przymiotami i urodą głośno w świecie słynącej. Henryk margrabia Heski, nadzieją powinowactwa z tak wielkim królem dziwnie ucieszony, przyjąwszy posłów królewskich z uczciwością, zezwolił chętnie na ich prośbę, i córkę swoję, rzeczoną Adelaidę, oddaną królowi za żonę, dla większego uczczenia i króla i tejże córki, sam do Krakowa odprowadził. Dokąd gdy rzeczony Henryk zawitał, miłym był gościem królowi Kazimierzowi, uradowanemu z przybycia nowej małżonki, dziewicy Adelaidy, piękniejszej rzeczywiście przymiotami serca niż urodą. Na ich spotkanie wyszło z kościołów Krakowskich duchowieństwo i wszystkie stany w processyi, a potém uroczystość zaślubin odbyła się z wielką wspaniałością, przy nader liczném zebraniu starszych prałatów i panów królestwa, w dniu Ś. Michała i dniach następnych. W posagu zaś córce swojej Henryk landgraf Heski zapisał i wypłacić obiecał królowi Kazimierzowi zięciowi swemu dwa tysiące tylko kup szerokich groszy Praskich. Tak szczupłe wiano, jakie w teraźniejszych czasach zwykle panowie za córkami dają, okazuje albo skromność owego wieku, kiedy królowie na takich posagach przestawali, które dziś miernym panom zdają się za małe, albo szczupłość jego majątku, z przyczyny iż ziemia Heska wielce jest jałowa i niepłodna. Po odprawionych godach weselnych, Henryk landgraf Heski, uczczony wraz z wszystką drużyną swoją od króla Kazimierza drogiemi upominkami, udał się do swego kraju z powrotem; wszędy zaś w królestwie Polskiém po drodze urzędnicy królewscy opatrywali jego potrzeby hojnie i obficie. Żył król Polski Kazimierz z rzeczoną Adelaidą lat piętnaście, mając ją w obrzydzeniu i pogardzie, zniechęcony, jak mówiono, ku swej prawej małżonce obcowaniem nierządném z wielu nałożnicami, albo raczej czarami urzeczony. Zaczém usunął ją był od siebie, tak iż przez wszystkie owe lata ani oblicza królewskiego nie oglądała, ani podzielała jego łoża i małżeńskiej miłości, lecz w zamku królewskim, w mieście Żarnowcu, mieszkała jak wdowa, opatrywana dostatnie we wszystkie rzeczy potrzebne. Tę wzgardę mężowską i zniewagę znosiła z rzadką cierpliwością, żyjąc powściągliwie i z dala od wszystkich ponęt cielesnych.

Janisław arcybiskup Gnieźnieński umiera. Po nim wstępuje na stolicę Jarosław Skotnicki, z domu Bogorya.

W dzień Ś. Barbary, to jest dnia czwartego Grudnia, Janisław arcybiskup Gnieznieński, wiekiem i pracami strawiony, zapadłszy w niemoc, przyjął Sakramenta Święte, i w dworcu arcybiskupim Łęczyckim obok kollegiaty umarł. Mąż dobroczynny i miłosierny, wielki rzeczypospolitej i kościoła Gnieźnieńskiego miłośnik i obrońca. Pochowano go w kościele Gnieźnieńskim. Po nim prawnie obrany w roku następnym, to jest, tysiącznym trzechsetnym czterdziestym drugim, dnia trzynastego Lutego, nastąpił Jarosław z Skotnik, szlachcic herbu Bogorya, Sandomierzanin, archidyakon Krakowski i kanonik Gnieźnieński, za wstawieniem się Kazimierza króla Polskiego, od papieża Benedykta XII potwierdzony. Ten zaraz od początku i później starannie się zajmował przyozdobieniem kościoła Gnieźnieńskiego i pomnożeniem jego dochodów, pierwszy oraz dwory arcybiskupie i zamki z muru powystawiał; powiat Łowicki zastawszy pustym i bezludnym, osadzeniem wsi i włości i zbudowaniem Łowickiego zamku podniósł w zamożność i dostatki.

Nankier biskup Wrocławski, mąż chwalebnych przymiotów, umiera. Po nim wstępuje na stolicę Przecław z Pogorzelca, herbu Grzymała.

Dnia dziesiątego Kwietnia, w który przypadał na ów czas wielki Piątek, Nankier biskup Krakowski, (o którym mówiło się wyżej, że z Krakowskiego kościoła przeniesiony był na stolicę Wrocławską) mąż rzadkiej stałości i pobożności, w uczynkach świątobliwy, w mieście Nissie umarł. Zwłoki jego przeniesiono do Wrocławia i w tamecznym kościele pochowano. Chodziła wieść, że nagłą zginął śmiercią, otruty zdradziecko z rozkazu Jana króla Czeskiego i hrabi Luxemburskiego, za to, iż rzeczonego Jana króla karcił o zabranie kościołowi Wrocławskiemu zamku Mielica, i klątwę nań rzucił publicznie, a gdy tenże król ku większej jeszcze zgrozie karami kościelnemi pogardził, miasto i całą dyecezyą Wrocławską obłożył interdyktem. Kiedy potém duchowieństwo Wrocławskie nie chciało przyjąć założonej od króla Jana appellacyi i w Wrocławiu w jego obecności nabożeństwa odprawiać, wygnał wszystkich księży i powyrzucał z miasta sromotnie. Przy zgonie biskupa Nankiera i rozłączeniu się jego ducha z ciałem, pobożna jedna niewiasta słyszała śpiew przecudnej piękności; a gdy na ten głos podziwem zdjęta stanęła, otrzymała wyraźne objawienie, że duszę Nankiera biskupa Wrocławskiego aniołowie prowadzili do nieba. Był-to mąż rzadkiej pobożności, obyczajów prostych i świątobliwych, skromnego i powściągliwego życia; ciało postami i modlitwami we dnie i w nocy trapił. Tém się zaś szczególniej między innymi odznaczał, że wszystkich zawsze mszy wysłuchał, jakie w kościele, gdzie się znajdował, odprawiano, i na każdą z nich osobną dawał ofiarę. Corocznie także, odkąd do Wrocławia go przeniesiono, wikaryuszom kościoła Krakowskiego pewną ilość pieniędzy na kolędę (pro columbationis dono) posyłał. Siedział na stolicy Wrocławskiej lat piętnaście. Po nim nastąpił, obrany prawnie dnia piątego Maja, przebywający w ów czas na naukach w Bononii Przecław z Pogorzelca, kanonik Wrocławski, rodem Polak, z domu szlacheckiego, herbu Grzymała, mającego za godło trzy wieże. Na którego wybór gdy Jarosław arcybiskup Gnieźnieński nie chciał wydać potwierdzenia, z przyczyny, iż król Kazimierz kogo innego z swoich krajowców sobie życzył, rzeczony Przecław udał się do papieża Benedykta XII, i tam uzyskał, że go potwierdzono i wyświęcono, w rok prawie po dokonanym wyborze, to jest dnia piątego Maja. Siedział zaś rzeczony Nankier na biskupstwie Krakowskiém pół siodma roku, a na Wrocławskiem lat blisko piętnaście, zachowując się na obudwóch sumiennie i pobożnie.

Inkwizytor błędów kacerskich, pod strażą bezpieczeństwa przybyły do Jana króla Czeskiego, z rozkazu rajców Wrocławskich zamordowany w klasztorze.

Śmiercią Nankiera biskupa Wrocławskiego uradowani rajcy i obywatele miasta Wrocławia, jakby zwycięztwem odniesioném nad kościołem Wrocławskim, udali się do Jana króla Czeskiego z zażaleniem na Jana Wrocławskiego inkwizytora, o doznane od niego mnogie krzywdy i zniewagi, i podraźnili w królu wielką przeciw niemu nienawiść. Ten więc napisał do Henryka v. Barich proboszcza, i Apeczka scholastyka Wrocławskiego, zarządzających biskupstwem Wrocławskiém w czasie osierocenia stolicy: „ażeby Jana inkwizytora przysłali do niego do Pragi, z zaręczeniem mu zupełnego bezpieczeństwa, a to w celu pojednania go z rajcy Wrocławskimi.“ Ale jak tylko Jan przybył do Pragi pod zasłoną Konrada v. Falkenhain starosty Wrocławskiego, zaraz uknowano nań zdradę. Zaledwo bowiem stanął gospodą w klasztorze Ś. Klemensa zakonu kaznodziejskiego, dwaj złoczyńcy, z których jeden nazywał się Knaufel, przyszli do niego, i zapukawszy do celi, żądali aby ich jak najprędzej wysłuchał spowiedzi. A gdy on na później odkładał ich prośbę, oświadczyli: „że jeżeli się natychmiast nie wyspowiadają, dopókąd czują w sobie skruchę sumienia, stracą chęć pojednania się z Bogiem.“ Wyszedł więc z celi, w której sposobił się był na kazanie do duchowieństwa; a w tém od owych zdrajców, synów Beliala, czyhających właśnie na jego wyjście, trzema razami ugodzony, padł bez duszy. Król o to morderstwo mając podejrzenie na starostę i rajców Wrocławskich, kazał ich ująć; ale gdy się przysięgą uniewinnili, puszczono ich na wolność. Knaufel jednak i towarzysz jego, w półtora roku potém uwięzieni i na śmierć skazani, wyznali iż na zagładzenie męża Bożego nasadzili ich i trzydziestu grzywnami przenajęli Merkelin Schertelczan i Hellenbolden, rajcy Wrocławscy.

Trojden książę Mazowiecki i małżonka jego schodzą ze świata.

Tegoż roku zeszła ze świata księżna Czeska Marya, żona Trojdena książęcia Mazowieckiego i Czerskiego, za którą w tymże samym roku mąż jej Trojden książę Czerski wstąpił do grobu. Oboje uczczeni pogrzebem i pochowani zostali w kościele Płockim.

Mistrz Pruski Teodoryk z Altenburga umiera: po nim Luder, inaczej Ludolf Konig, obejmuje rządy.

Dnia piętnastego Czerwca umarł Teodoryk v. Altenburg, mistrz Pruski. Po nim nastąpił Luder wielki komtur, rodem Sas, inaczej Ludolfem Konigiem zwany. Zjechał był bowiem pod te czasy do Prus Karol margrabia Morawski, syn Jana Luxemburskiego króla Czeskiego; a gdy przez czas niejaki gościł w Toruniu, przybył do niego, dla wyświadczenia mu należnej czci i posługi, mistrz Pruski Teodoryk, a wtedy zachorowawszy ciężko, pod obecność Karola umarł, i odwieziony do Marienburga, w grobie kaplicy Ś. Anny, którą sam zbudował, pochowany został.

Rok Pański 1342.
Karol król Węgierski umiera. Po nim wstępuje na państwo syn jego Ludwik, przyszły król Polski.

Po nieszczęśliwej klęsce w ziemi Mołdawskiej, Karolowi królowi Węgierskiemu i jego wojsku, z dopuszczenia Bożego, przez zdradę Bezarada wojewody zadanej, w której, jako się wyżej powiedziało, sam kwiat rycerstwa, wprowadzonego zdradziecko między ciasne w górach wąwozy, zniesiony został do szczętu, król Karol, czy-to zmartwiony poniesioną klęską, czy wycieńczony na siłach i różnych nabawiony słabości, przez ustawiczne trudy w wojnach tak zaczepnie jak i odpornie prowadzonych, zmuszony był na reszcie spocząć, i szukać ulgi w cierpieniach, a zwłaszcza bólach podagry. A gdy się choroba wzmogła i stopniami upadły w nim siły żywotne, dnia szesnastego Lipca, we wtorek po Ś. Małgorzacie, w zamku swoim Wyszegradzkim, przyjąwszy po chrześciańsku wiatyk i inne Sakramenta święte, zakończył życie, po latach trzydziestu dwóch panowania, nie licząc w to czasu, który na zatargach z Wacławem królem Czeskim i Henrykiem książęciem Bawarskim, współzawodnikami swemi, spędził. Zwłoki jego przeniesione do Białogrodu stołecznego pochowała z okazałością królewską żona jego, dostojna królowa Elżbieta, i trzej pozostali synowie, Ludwik, Jędrzej i Stefan, tudzież prałaci i panowie Węgierscy. Aby zaś przez długie osierocenie stolicy królewskiej nie powstały jakie zamieszania w kraju, albo wojny zewnętrzne lub domowe, prałaci i panowie Węgierscy, zaraz po odprawionym pogrzebie, zajęli się wyborem nowego króla, i zgodnemi głosy, w obecności królowej Elżbiety, postanowili, najstarszego z synów zmarłego króla Karola, młodzieńca siedmnasty rok liczącego, Ludwika, królewską ozdobić koroną. W dzień zatém niedzielny, przed samą uroczystością Ś. Jakóba Apostoła, dnia dwudziestego pierwszego Lipca, rzeczony Ludwik królewic przez Chanadyna arcybiskupa Strygońskiego, w obec towarzyszących obrzędowi biskupów, Władysława Pięciokościelnego, Mikołaja Egierskiego, Mieczysława Wesprymeńskiego, Kolomana Iauryjskiego, Piotra Syrmińskiego, Wita Nitrańskiego i Wawrzyńca Bosnieńskiego, tudzież licznego zebrania panów, szlachty i rycerstwa, w kościele Białogrodzkim, obyczajem starodawnym, z wielką wszystkich radością i przychylnością na króla Węgierskiego namaszczony został i koronowany. Ztamtąd udawszy się do Budy, gdzie go wszystkie stany ze czcią i w uroczystych processyach witały, i urządziwszy niektóre sprawy publiczne, które prędkiego wymagały załatwienia, za przykładem ojca przeniósł się na mieszkanie do Wyszegradu. Zamyślał był za życia król Karol wynieść na królestwo Węgierskie Stefana, który pojąwszy za żonę córkę Ludwika króla Rzymskiego i książęcia Bawarskiego, miał z niej córkę jedynaczkę, Jędrzeja zaś osadzić na królestwie Sycylii; lecz gdy obaj zawcześnie pomarli, został sam tylko Ludwik, któremu ojciec królestwo Polskie przeznaczał, i który poźniej obie posiadł stolice, Węgierską i Polską. Gdy więc Kazimierzowi królowi Polskiemu Elżbieta królowa Węgierska i wysłańcy Ludwika nowego króla donieśli o zgonie Karola króla Węgierskiego, przybył Kazimierz osobiście z licznym orszakiem biskupów i panów królestwa Polskiego do Wyszegradu, i w obecności Elżbiety królowej Węgierskiej i siostrzeńca swego Ludwika króla Węgierskiego wspaniały mu pogrzeb wyprawił, ciesząc owdowiałą siostrę, a wyniesienia na tron winszując siostrzeńcowi.

Po powrocie z Włoch Przecława, nowego biskupa Wrocławskiego, upokorzeni Wrocławianie otrzymują przebaczenie winy i łaskę; ale straszliwy pożar miasta słuszną od Boga, jak mniemano, spada na nich karą.

Przecław z Pogorzelca (Pogrella), biskup Wrocławski, po powrocie z kuryi Rzymskiej przyjęty od duchowieństwa i ludu z wielką radością i powszechnej przychylności okazem, udał się do Nissy i tam obrał mieszkanie, gdy obywatele Wrocławscy ciągle trwali w swym zaciętym uporze. Przybył do niego Karol margrabia Morawski, syn Jana Luxemburskiego króla Czeskiego, i po rozmaitych układach i rokowaniach z Przecławem biskupem i duchowieństwem, zawarł z nimi zgodę, którą zastrzeżono zwrot wszystkiego co niesłusznie było zabrane i przywłaszczone. Z Nissy zatém biskup Przecław z swojém duchowieństwem i towarzyszącym mu Karolem margrabią udał się do stolicy swego biskupstwa Wrocławia, kędy rajcy i przysiężnicy Wrocławscy, boso i z odkrytemi głowy, pozdejmowawszy nawet płaszcze i pasy, z wietnicy szli przeciw niemu aż do klasztoru Ś. Wojciecha, a potém na klęczkach i z pokorą przyznając się do winy, prosili go i błagali o przebaczenie. Po wielokrotnych upewnieniach i zaklęciach: „że nigdy podobnym buntem kościoła Wrocławskiego nie zasmucą,“ pojednał się z nimi biskup i odwołał interdykt. Do uczestnictwa tego wszystkiego powołani byli książęta Polscy, jako to: Bolesław Brzegski i Lignicki, Władysław Bytomski, Konrad Oleśnicki, Bolesław Falkemberski i Bolesław książę Opolski, oraz wielka liczba panów i rycerstwa, ażeby pojednanie było tém uroczystsze i świętsze. Lubo zaś Karol margrabia Morawski przyrzekł Bolesławowi książęciu Brzegskiemu i Lignickiemu, że za wydzierstwa, szkody i rozmaite krzywdy, które kościołowi i duchowieństwu Wrocławskiemu poczynił, podobną także ułoży zgodę; nie dawszy atoli żadnej rękojmi, z Wrocławia wyjechał, i Bolesława książęcia Brzegskiego zostawił w wielkich trudnościach i kłopotach, nie wiedział bowiem książę co miał czynić. Ale ponieważ Przecław biskup Wrocławski rodem był z jego księstwa, a Karol margrabia w wojnie wydanej mu przez Konrada książęcia Oleśnickiego używał pomocy książęcia Brzegskiego Bolesława, ztąd przeto między biskupem i książęciem przyjazne zaszły związki, a przynajmniej z większą wszystko działo się względnością. Nie mógł jednakże książę dla siebie i ziem swoich otrzymać uwolnienia od winy i odwołania interdyktu, sprzeciwiali się temu bowiem wszyscy, którym on przez wiele lat zabierał dochody. Kiedy zaś obywatele Wrocławscy, po pojednaniu się z biskupem, mniemali, że już byli usprawiedliwieni i oczyszczeni z grzechu, i dnie całe przepędzali na biesiadach i ochocie, nagle spadła na nich plaga Boża, w słusznej pomście za zelżywe wypędzenie biskupa i duchowieństwa, pokalanie rzeczy świętych, i zamordowanie Jana Wrocławskiego inkwizytora. Z wszczętego bowiem przypadkowo pożaru w mieście Wrocławiu, w samę uroczystość Ś. Stanisława Męczennika, to jest dnia ósmego Maja, całe miasto zgorzało, lubo do gaszenia ognia wszyscy z największą gorliwością pospieszyli. Jedna zaś pobożna niewiasta mieszkająca w klasztorze Ś. Maurycego na przedmieściu Wrocławskiém, widziała w czasie pożaru unoszącego się nad miastem i grożącego mu mieczem anioła, który miotał na nie żarzystym węglem i podniecał płomienie, aby rychlej zgorzało.

Po splądrowaniu Prus przez Litwinów, mistrz Luder czyli Ludolf z zmartwienia dostaje pomieszania umysłu. W jego miejsce obrany Henryk Dusemar.

Litwini z liczném wojskiem i mnogiemi tłumy wtargnąwszy do Prus, kraj cały mieczem i grabieżą spustoszyli, i wielki gmin ludu zabrali w niewolą. Mistrz Pruski Luder nie mógł swoim dać obrony, zajęty w ów czas wyprawą przeciw ludom chrześciańskim, to jest nowej Marchii, którą pod swoje panowanie zagarnąć usiłował. Gdy zaś wrócił z wyprawy, klęską swoich Prusaków tak był boleśnie tknięty, że utraciwszy rozum wpadł w szaleństwo i działał bezprzytomnie. W jego miejsce obrano mistrzem Henryka Dusmera (Dusemer).

Benedykt XII papież umiera. Następca jego Klemens VI odsądza Ludwika króla Rzymskiego od korony królewskiej i cesarskiej, a czynami swemi sprawdza nazwisko Klemensa.

Dnia dwudziestego trzeciego Kwietnia, papież Benedykt XII, przesiedziawszy na stolicy papieskiej lat siedm, miesięcy cztery i dni czternaście, umarł i w kościele Awiniońskim pochowany został. Stolica osieroconą była przez dni siedmnaście. A gdy dla obrania nowego papieża kardynałowie weszli do konklawe, zgodnemi głosy wybrany został w dzień Ś. Neryusza i Achileja, to jest dziesiątego Maja, Piotr Roger Limozyńczyk (Lemovicensis), zakonu Ś. Benedykta, arcybiskup w Rouen, kardynał presbyter tyt. ŚŚ. Nerea i Achileja, prowincyał Emansu, i w uroczystość Zesłania Ducha Ś. na papieża wyświęcony i Klemensem VI nazwany został. Ten ponowiwszy kary kościelne przez poprzedników jego Jana i Benedykta orzeczone, Ludwika króla Rzymskiego i książęcia Bawarskiego, za jego zatwardziałość w uporze, złożył z wszystkich godności, królewskiej, cesarskiej i książęcej, a nadto synów jego i wnuków od wszelakich dostojeństw tak duchownych jako i świeckich odsądził, kraje zaś jemu podległe obłożył interdyktem kościelnym. Prawdziwy z imienia i przymiotów swoich Klemens (Łaskawy), mąż pełen cnoty, wiele surowych Benedykta papieża postanowień złagodził i osoby niektóre ułaskawił. Chwalebna była surowość Benedykta XII, ale więcej ludzka łaskawość Klemensa. Kaznodzieja zawołany, nikogo od oblicza swego nie odprawił bez pociechy.

Rok Pański 1343.
Kazimierz król Polski, różny w swoich pomysłach od ojca, godzi się z mistrzem Pruskim, i mimo przeciwne rady arcybiskupów i biskupów, odstępuje mu na zawsze ziem Pomorskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej.

Gdy Ludolf König mistrz Pruski i zakon Krzyżacki, obojętni na klątwę i rościągniony na nich interdykt kościelny przez Galarda i Piotra nuncyuszów i sędziów Apostolskich, z przyczyny niesłusznego zagarnienia ziem Pomorskiej, Chełmińskiej i Michałowskiej, pod pozorem założonej appellacyi uchylali się od nich z urąganiem, i ziem zabranych opuścić nie chcieli, Kazimierz król Polski, który pod ów czas zajęty był wojną z Rusinami i Litwą, obawiając się, aby mu w jednym czasie nie przyszło z potrójnym walczyć nieprzyjacielem, postanowił zezwolić na podane przez mistrza i Krzyżaków warunki, mimo sprzeciwiania się wszystkich biskupów, którzy je uważali za uciążliwe, i pokój żądany, acz na niesprawiedliwych zasadach, zawrzeć i podpisać. Umysł jego wielce od ojcowskiego różny unikał spraw wojennych, i wolał zawsze zgodę, chociażby z własną krzywdą i szkodą. Gdy więc do niego w dzień Ś. Prokopa przybyli do Kalisza posłowie mistrza i zakonu, i prosili o pokój pod warunkami poprzednio ułożonemi, król Kazimierz oświadczył, że te warunki, jakkolwiek dla kraju trudne i szkodliwe, przyjmuje. Aby zaś ta zgoda była tém trwalsza i pewniejsza, stwierdził ją w dzień Ś. Kiliana aktem pismiennym, w którym, czy-to koniecznością czy szałem jakimś wiedziony, do takiej posunął się nierozwagi, że nie tylko praw swoich do ziemi Pomorskiej, i dwóch innych, to jest Chełmińskiej i Michałowskiej, odstąpił, i zrzekł się wszelkich na potém starań o ich odzyskanie, ale nadto zobowiązał się, że nigdy tytułu książęcia Pomeranii używać nie będzie, a nawet na pieczęci majestatycznej zagładzić ją każe. Niepodobny zaiste do ojca, który dłużej nierównie bawił się rzemiosłem wojenném, i wprzódy upadł pod brzemieniem starości i śmierci, nim się dał skłonić do przyjęcia jakiego z podobnych warunków: mniemał bowiem, że przez czynne krzątanie się w bojach i ustawiczne z nieprzyjaciołmi zapasy najwięcej pozyska dla kraju bogactw, potęgi, zaszczytu, najdzielniej go podźwignie i wsławi tak u spółczesnych jak i potomnych. Zapowiedział następnie na dzień Ś. Maryi Magdaleny zjazd w Inowrocławiu z mistrzem i Krzyżakami, którym miał złożyć do rąk zaręczenie piśmienne książąt, panów i obywateli królestwa Polskiego, od wszystkich stanów z osobna, na zachowanie pokoju pod ułożonemi warunkami, i wzajemną rękojmią odebrać. A gdy nadszedł dzień do zjazdu naznaczony, na który przybyli osobiście król Kazimierz z swymi prałatami i panami, tudzież mistrz Pruski Ludolf König z komturami swemi, zawarł król Kazimierz pokój nieprawy, pragnąc niecierpliwie odzyskania swych ziem ojczystych, Kujawskiej i Dobrzyńskiej, wydartych mu przez Krzyżaków; a na trwałość wieczystą takowego przymierza obie strony wykonały przysięgę. Książęta Ziemowit Wizki, i drugi Ziemowit Czerski, Bolesław Płocki i Mazowiecki, Kazimierz Gniewkowski i Władysław Łęczycki, tudzież panowie ziem Krakowskiej i Wielkopolskiej, obywatele nakoniec miasta Krakowa, Poznania, Sandomierza, Sącza, Kalisza, Włocławka i Brześcia, przystąpili do tego przymierza i zatwierdzili je na piśmie. Sam tylko Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, niemniej Jan Krakowski, Maciej Włocławski, Jan Poznański i Klemens Płocki, biskupi, jakkolwiek byli obecni, nie przystali na tak ohydne przymierze. I ta jedna okoliczność osłabiła i obali w przyszłości wdziercze prawo, jakie mistrz i Krzyżacy uprzędli w swym przewrotnym umyśle, do przywłaszczenia sobie ziemi Pomorskiej, i zagarnienia jej pod swoję władzę. Ja nie przestaję gniewać się na króla Kazimierza, że porzuciwszy oręż, pokój raczej umiłował, aby ucztował daleko większym nakładem, aby się chełpił posiadaniem znacznych złota skarbów, aby nad miarę używał wczasów, zbytkował w biesiadach i lubieżności, aby na łonie roskoszy pędził życie wolne od trudów i niesławne. Biskupom i kapłanom często król ten należnej czci uwłaczał; w obronie ojczyzny, pogardziwszy przestrogami ojca, okazał mniej jeszcze godności umysłu i gorliwości; miłośnikiem był pokoju, a bogdaj nie gnuśnej bezczynności. Gdy nie tylko odwagą, ale przemysłem, zabiegami, trudem i znojem powinien był wszystkim przodkować, on przeciwnie, dla uzyskania krótkiego pokoju, który nazajutrz, gdyby tak przypadek zrządził, za najmniejszą obrazą mógł być naruszony, długie i uporczywe Polakom i następnym po sobie królom odkazał boje.

Kazimierz król Polski księstwo Zegańskie pustoszy, i miasto Wschowę z obwodem odzyskuje: potém na prośby książęcia Zegańskiego zawiera z nim zgodę i daje mu miasto Cieniawę wraz z zamkiem, zatrzymawszy dla królestwa Polskiego Wschowę na zawsze.

Zawarłszy pokój z mistrzem i zakonem Krzyżackim, i odzyskawszy w zupełności ziemie Dobrzyńską i Kujawską, Kazimierz król Polski wybrał się tegoż samego jeszcze lata przeciw Henrykowi książęciu Zegańskiemu i jego braciom, i z rycerstwem wszystkich ziem swoich, tudzież zaciężnemi pocztami cudzoziemców, z znaczną siłą oręża i tak konnego jak i pieszego wojska potęgą, (obawiał się bowiem odporu ze strony Jana króla Czeskiego) ruszył zbrojno na książęcia Zeganu, a położywszy nadzieję w Bogu i w słuszności swojej sprawy postanowił probować szczęścia, ktokolwiek drugi chciałby się z nim złożyć orężem. Powód zaś do wojny był takowy: że Henryk II, książę Głogowski i Zegański, dziad pomienionego Henryka, opanował był przed laty, w czasie kiedy Władysław król Polski licznemi wojnami a zwłaszcza napaściami Krzyżaków był zatrudniony, miasto Wschowę z obwodem, do królestwa Polskiego należące, i przez lat wiele dzierżył je bezkarnie. Upominającemu się o nie częstemi listy i posły Kazimierzowi królowi dumne i obrażające dawał odpowiedzi, oświadczając: „że na wszystko się raczej odważy, nim je z rąk swoich wypuści.“ Zaczém król Kazimierz obległszy miasto Wschowę, dobywał go przez dni kilkanaście; a gdy przysłane na jego obronę rycerstwo książęcia Zegańskiego nie mogło mu się oprzeć skutecznie, poburzył i wyłamał mury, i miasto opanował; lubo zaś mieszkańców oszczędził od grabieży, tych jednak, którzy należeli do obrony, żołnierzom łupić dozwolił. Nie mały gmin ludzi zabrał do niewoli, a miasto całe z obwodem Wschowskim wrócił pod swoje panowanie. Pomknął się potém z wojskiem do księstwa Zegańskiego, i zamek wraz z miastem Steinau (Stinavia), które się po polsku zowie Cieniawa, acz położeniem swojém i wysokiemi murami warowne, zdobył i z ziemią zrównał. Nareszcie po wsiach, miasteczkach mniej znacznych i włościach, kazał rozszerzyć spustoszenia, i wszystkie te miasteczka, osady i sioła ogniem i grabieżą zniszczyć. Poźno zatém Henryk książę Zegański za swe zuchwalstwo ukarany, posłał do króla z prośbą o pokój. Już bowiem król, splądrowawszy i pogrzebawszy w popiołach całe księstwo Zegańskie, zbliżał się z wojskiem do samej stolicy i zamku Zegańskiego, aby je obledz i zdobyć. Przybyli więc posłowie książęcy z prośbą pokorną, błagając: „aby król zatrzymał swój gniew, a oszczędzić raczył reszty tej uciśnionej i nieszczęśliwej krainy, oświadczając, że Henryk książę Zegański i jego bracia, Konrad książę Oleśnicki, Jan Stynawski i Przemysław Głogowski, odstępują wszelakiego prawa do ziemi i miasta Wschowy, i zrzekają się dalszego poszukiwania jakichkolwiek krzywd i uraz, a nadto gotowi są do przyjęcia warunków, jakie im król Kazimierz naznaczy.“ Król, zniewolony takiem upokorzeniem się nieprzyjacioł, kazał im przyjść do siebie, a gdy osobiście stanęli przed jego obliczem: „Bądźcie spokojni, rzekł, pokorną bowiem prośbą waszą rozzbroiliście i pokonali mój gniew. Ziemię Zegańską, prawem dziedzictwa do was, ale prawem oręża do mnie należącą, wam na prośby wasze oddaję; krzywdę, jaką mi wyrządziliście opanowaniem miasta i ziemi Wschowskiej, przebaczam, i przystępuję do zgody pod sprawiedliwemi warunkami, któreby poświadczały, że i wy, i ja wraz z królestwem mojém, zabywamy wzajemnie zawiści ku sobie, i zacieramy ślady tej wojny, którą prowadziliśmy z sobą i na wzajemną godzili szkodę, i że wy nie mieliście nigdy prawa do dzierżenia i posiadania ziemi Wschowskiej. Ale bądźcie na potém przezorniejsi, ażebyście obecnego przymierza nie pogwałcili, i nie ściągnęli na siebie słusznego z Bożej i mojej ręki ukarania.“ W ten sposób zawarłszy pokój i stwierdziwszy go na piśmie, kazał zaprzestać pustoszenia ziemi Zegańskiej, zwinął swoje obozy i wrócił szczęśliwie do Polski. Ziemia zaś Wschowska, przywrócona królestwu Polskiemu, niektóre prawa i przywileje, jakich z dawna używała, a których jej król Kazimierz bynajmniej nie odjął, zwłaszcza prawo bicia osobnej monety, z wiernością i przychylnością aż po dziś dzień zachowuje. Była-to dla niej wielka radość i chwała, że wyswobodzona z rąk niesłusznych posiadaczów, do prawych i przyrodzonych wróciła dziedziców, i spoiła się znowu z ciałem królestwa Polskiego, z którém dotąd jednę nierozdzielną tworzy całość.

Elżbieta wdowa po Karolu królu Węgierskim odwiedza Neapol i Rzym, i do Klemensa papieża śle posłów o koronę Neapolitańską dla syna swego Andrzeja.

Królowa Węgierska Elżbieta, wdowa po królu Karolu, postanowiła nawidzić Rzym i syna swego Andrzeja, króla Neapolitańskiego, wsiadła na okręt i w licznym a okazałym orszaku przybyła do Neapolu, gdzie od króla Andrzeja i małżonki jego Joanny z wielką czcią była przyjęta. Ale obrażona pychą i wyniosłością królowej Joanny, zaledwo czas krótki zabawiwszy w Neapolu, wybrała się do Rzymu. A gdy z nabożeństwem pozwiedzała kościoły i relikwije Świętych, wysłała do Klemensa VI, pod ów czas przebywającego w Awinionie, posłów z prośbą o pozwolenie na koronacyą syna swego Andrzeja, które jednak nie pierwej, aż za obietnicą czterdziestu czterech tysięcy grzywien srebra, otrzymała. Poczém, bojąc się o tegoż syna Andrzeja, widziała bowiem, że u królowej Joanny niewiasty dumnej, wyniosłej, złośliwej i zmiennej, był w pogardzie i nienawiści, straciwszy dwadzieścia siedm tysięcy grzywien srebra, a siedmnaście tysięcy grzywien złota, smutna i stroskana wróciła do Węgier, już wtenczas przeczuwając cios zgubny, który jej synowi zagrażał.

Bolesław książę Szczeciński zaślubia Elżbietę, córkę Kazimierza króla Polskiego, pod umówionemi warunkami.

Kazimierz król Polski, zniewolony wielokrotnemi poselstwy i dziewosłęby Bogusława książęcia Szczecińskiego, pragnącego połączyć się z nim związkiem powinowactwa przez zaślubienie córki jego Elżbiety, dziewicy, która już była doszła lat sposobnych do zamęścia, po naradzeniu się z swemi prałatami i pany, osądziwszy, że takowe powinowactwo z książęciem Bogusławem jemu i królestwu Polskiemu mogło być pożyteczném, zezwolił na prośby i nalegania posłów, aż do Krakowa w tym zamiarze do króla przybyłych, i przywodząc do skutku żądane z książęciem Bogusławem związki, córkę swoję Elżbietę, dziewicę, którą na ów czas miał jedyną z pierwszej żony Anny, córki Gedymina książęcia Litewskiego, oddał mu w małżeństwo. Według warunku w ślubnej umowie zastrzeżonego, rzeczony Bogusław książę Szczeciński, z dwoma rodzonymi braćmi, Barwinem i Warcisławem, obowiązał się aktem publicznym i uroczyście zaprzysiągł, że Kazimierza króla przeciw wszystkim nieprzyjaciołom, a zwłaszcza mistrzowi i zakonowi Krzyżaków Pruskich, w każdej potrzebie i wojnie wspierać będzie orężem wiernie i przychylnie, jako ojca i pana, i na każdą wyprawę dostawi królowi Kazimierzowi i koronie Polskiej czterechset kiryśników (galeatos) i sam osobiście w pomoc im przybędzie, a nigdy rzeczonego Kazimierza i królestwa Polskiego nie opuści tak w pomyślności jako i niedoli. Po takiej umowie i zapewnieniu, w mieście Poznaniu, w dzień Ś. Macieja Apostoła, który w poście przypadał, Kazimierz król Polski wyprawił gody weselne z wielką okazałością, a na wiano rzeczonej dziewicy Elżbiecie i oblubieńcowi jej książęciu Bogusławowi dwadzieścia tysięcy grzywien szerokich groszy Praskich, krom bogatej a przepysznej wyprawy w naczyniach złotych i srebrnych, szatach, koniach i innych rzeczach i klejnotach, i gotowej brzęczącej monecie, jak na króla tak wielkiego córkę za mąż wydającego przystało, naznaczył. Wzajemnie, na zawdzięczenie takiego posagu, książę Bogusław nadał rzeczonej Elżbiecie i zapisał niektóre zamki, miasta i wsie w swojej ziemi Pomorskiej, dwa tysiące grzywien czystego srebra rocznego dochodu przynoszące.

Królewic Węgierski i Czeski wyprawiają się zbrojno na Litwę: ale gdy się nie kwapią z spustoszeniem kraju, Litwini tymczasem ziemie Sambieńską i Inflantską pustoszą i pożarami niszczą.

Ludwik król Węgierski, Jan Luxemburski król Czeski, Karol margrabia Morawski, hrabia v. Hallis, i wielu innych znakomitych mężów, zamierzywszy wyprawę przeciw Litwinom, na ów czas dziczy barbarzyńskiej, z swemi siłami zbrojnemi do Prus wkroczyli. Mistrz Pruski Ludolf König, widząc zebraną tak groźną potęgę, wskazał do mistrza Inflantskiego, aby bez obawy uderzył na Żmudzinów, to jest Barchonów, Ejstkonów i Ossolińców, którzy porzuciwszy wiarę chrześciańską, własnych nawet starostów i wszystkich chrześcian u nich zamieszkałych pomordowali. A gdy mistrz Inflantski wkroczył do rzeczonej ziemi, ruszył także mistrz Pruski wraz z królmi rzeczonymi do Litwy, aby ją splądrować. Litwini tymczasem, kiedy ich ziemię plądrowano, wtargnęli całą potęgą swoją do ziemi Sambieńskiej, i rozszerzyli w niej spustoszenia. Zaczém mistrz Luder czyli Ludolf z sprzymierzonymi królmi, zaniechawszy niszczących zagonów w Litwie, pospieszył przeciw barbarzyńcom, aby się z nimi rozprawić orężem. Ale Litwini spustoszywszy ziemię Sambieńską i zabrawszy łupy, wpadli znowu do Inflant, którą gdy zastali bezbronną, nawiedzili ją mnogiemi klęskami, i z zdobyczą wrócili bezpiecznie do kraju. Ta zmienność powodzenia tak dalece królów ukłopotała, że dotkliwie wyrzucali mistrzowi jego niewczesne namowy, które tak zły skutek wzięły i nabawiły ich niesławy. Tknięty tém do żywego Luder, dostał obłąkania, z którego nie mogąc wyjść przez lat kilka, przymuszony był złożyć swój urząd. Na jego miejsce nastąpił brat Henryk Dusmer (Dusemer).
Ziemowit książę Mazowiecki i Sochaczewski, syn Bolesława, umarł i w kościele Płockim pochowany został.

Rok Pański 1344.
Tatarzy przyzwani od Rusinów Polskę pustoszą, ale Kazimierz król Polski zastępuje im u brzegu Wisły. Nie śmiejąc jej horda przekroczyć, wraca z zdobyczą do swego kraju.
Kiedy król Kazimierz zajęty był wyprawą Zegańską i załatwieniem spraw publicznych, niektórzy panowie Ruscy, którym sprzykrzyły się już rządy króla Polskiego, korzystając z jego nieobecności i znacznego od krajów Ruskich oddalenia, poczęli zjeżdżać się potajemnie i w częstych rokowaniach między sobą układać, w jakiby sposób zdołali się pozbyć narzuconego sobie niedawno jarzma, z którego wróżyli, iż obrządek schizmatycki mógłby im za czasem być odjęty. Ale nie widzieli jeszcze ani znajdowali pewnego ku temu środka, bacząc, że siły ich były rozerwane i słabe; wielu z nich bowiem przyjęło wiarę katolicką i ochrzciwszy się na nowo przeszło na łono Rzymskiego kościoła; wielu pod Kazimierzem królem służyło wojskowo, a innym, zwłaszcza nawróconym do wiary katolickiej, ponadawano rozmaite urzędy i godności: tych więc wszystkich trudnoby było wciągnąć do rokoszu. Dwaj tylko panowie przedniejsi, Daszko, którego król Kazimierz uczynił był starostą ziemi Przemyskiej, i Daniel z Ostrowa, z nie wielu innymi, knowali przeciw królowi sprzysiężenie i wojnę. Wyprawiwszy więc tajemnie posłów do chana Tatarskiego, przełożyli mu: „że Kazimierz król Polski zagarnął swieżo kraje Ruskie, które Tatarom płaciły haracz, przywłaszczył je sobie, i zabrał wszystkie daniny i podatki, dotąd Tatarom uiszczane. Radzili, żeby chan tak wielkiej obelgi i krzywdy wyrządzonej sobie przez odjęcie rzeczonych danin nie zaniedbywał i Kazimierzowi królowi Polskiemu nie puszczał bezkarnie, ale jak najspieszniej posłał na Ruś swoje wojska, i z innymi Rusinami, którzy mu pozostali wiernymi i posłusznymi, usiłował skruszyć jarzmo, niedawno przez króla Polskiego na Rusinów wtłoczone.“ Chan Tatarski, zniewolony takiém poselstwem, które się zdawało szczerém i przychylném, wyprawił na Ruś potężne wojsko, w celu splądrowania królestwa Polskiego i przywrócenia ziem Ruskich pod swoję zwierzchność i prawa. Skoro więc gruchnęła wieść o nowej i tak niespodziewanej wojnie, słusznie przeraził się nią król Kazimierz, uwiadomiony zwłaszcza od szpiegów i wiernej sobie służby, że horda Tatarów, sama przez się liczna i potężna, zwiększoną była znacznie posiłkami Daszka i Daniela z Ostrowa, tudzież wielu Rusinów sprzysiężonych do buntu. Ale chociaż nie czuł się na siłach, aby mógł sprostać takiej potędze, osądził jednak za rzecz niegodną ukrywać się w ścianach domowych albo lasach; lecz ściągnąwszy na prędce i z starannością z wszystkich ziem swoich wojska, wyruszył przeciw wrogom, i stanął obozem na jednym brzegu Wisły, aby im wzbronić przejścia; dowiedział się bowiem z pewnością od szpiegów, że nieprzyjaciel ciągnął nad Wisłę, i chciał się przez nię przeprawić. Postanowił zatém bronić tylko przeprawy, a otwartego boju unikać; gdyby zaś widział, że może snadno wziąć górę, napierać na przeciwników i sposobnej nie zaniedbywać pory. Stało się jak król przewidywał: nadciągnęli bowiem nad Wisłę w gęstych tłumach Tatarzy i Rusini, zamierzając przepławić się przez rzekę, obyczajem Tatarskim ująwszy się końskich ogonów. Ale gdy na drugim brzegu postrzegli lud zbrojny, konie i rynsztunki i wojsko gotowe do odporu, zaniechali przeprawy, nie śmiejąc na jawne narażać się niebezpieczeństwo. Stały przez dni kilka po obu stronach rzeki przeciwne sobie obozy, i ścierały się tylko w lekkich harcach, miotając na siebie z łuków, kusz i proc polowych pociski; a gdy nikt inny nie doznał szkody, poległ przypadkowo ugodzony strzałą Tatarską mąż znakomity Wojciech Czelej z Wrzawy i Sepnicy, wojewoda Sandomierski, herbu Habdank. Widząc wreszcie Tatarzy i Rusini, że przez Wisłę przeprawić się nie zdołają, nawrócili tą drogą którą przyszli, i roznieśli tylko w powrocie barbarzyńskie łotrostwa i łupieże. Podstąpiwszy potém pod zamek Lubelski, który w owe czasy był z drzewa zbudowany, dobywali go przez dni kilkanaście: ale gdy załoga królewska dzielnie go broniła, zawiedzeni w nadziei, cofnęli się do swoich siedlisk, zabrawszy z sobą gmin wielki obojej płci brańców.

Kościoł Praski z katedralnego na metropolitalny, a kościoł Lutomyślski na katedralny z rozkazu Jana króla Czeskiego zamienione.

Jan ślepy, król Czeski, pragnąc z siebie i królestwa Czeskiego zmazać obelgę, jakiej doznał od Nankiera biskupa Wrocławskiego, który mawiał, iż go należało zwać królikiem raczej niżli królem, dlatego, iż do namaszczenia i koronacyi swojej przymuszony był szukać u obcych arcybiskupa, gdy Czechy nie miały u siebie metropolii; postarał się u papieża Klemensa VI przez wielorakie prośby i wstawienia, i za usilną pomocą Filipa króla Francyi uzyskał, że kościoł Praski, do Mogunckiego arcybiskupstwa należący, dnia ostatniego miesiąca Kwietnia w Awinionie wyniesiony został na metropolią; Lutomyślski zaś, opacki i klasztorny, po usunięciu z niego mnichów Ś. Benedykta, dla których pierwotnie go założono i przeznaczono, na biskupią stolicę zamieniony, aby kościoł Praski nie cierpiał w tém ujmy, gdyby mu zbywało na suffraganii. Przyczém Ernestowi, pod ów czas biskupowi Praskiemu, dostał się palliusz arcybiskupi, a kościoł Ołomuniecki przyłączony został na suffraganią.
Rycerstwo Mazowieckie wojowało nieszczęśliwie: stoczywszy z Ślązakami bitwę niedaleko Oleśnicy, doznało porażki. Mało co pierwej, zgorzał kościoł Płocki od uderzenia pioruna: była-to przepowiednia mającej nastąpić klęski.

Trzęsienia ziemi, mór i głód, kara od Boga za grzechy ludzkie.
W tym roku wydarzyły się po różnych krajach chrześciańskich wielkie trzęsienia ziemi, głód i zarazy, a miasto Bazylea z wielu zamkami okolicznemi przez trzęsienie ziemi prawie całkiem w gruzach zaległo. Ludzie pod ów czas w lasach z zwierzętami razem mieszkali i do miast nie śmieli się pokazać. Zagnieździły się bowiem między ludźmi liczne przestępstwa i grzechy, chrześcianie pokalali się odszczepieństwem i na różne rozerwali sekty, tak, iż Ś. Brygitta Szkocka mawiała: „że świat pod sprawiedliwą ręką Bożą powinien już był zaginąć, ponieważ gorszym się stał, niżeli w czasach potopu,“ lecz tylko Bóg miłosierny za przyczyną Świętych swoich nad nim się litował.

Rok Pański 1345.
Jan król Czeski wkracza do Polski z ogromném wojskiem, ale Kazimierz król Polski gromi go i do ucieczki zmusza, a wielu znakomitych Czechów bierze w niewolą.

Zaledwo Kazimierz król Polski ukończył wojnę z Tatarami i Rusią, znowu podniósł nań oręż Jan król Czeski, który zawsze kaleka na oczy, wtedy zupełnie już był oślepł, zkąd i nazwę ślepego otrzymał. Rozżalony bowiem, i za wielką poczytujący to sobie krzywdę i zniewagę, że Kazimierz król Polski ziemię Zegańską, którą on mienił lennictwem królestwa Czeskiego, w gruzach i popiołach zagrzebał, a książęciu Zegańskiemu miasto Wschowę z obwodem, do królestwa Polskiego należące, a przez niego niesłusznie zagarnione, orężem i przemocą odebrał; rozgniewany nakoniec, że Bolesława książęcia Świdnickiego, siostrzeńca króla Polskiego Kazimierza, stałego w wierności i przychylności temuż królowi, nie mógł, mimo licznych zabiegów i łudzących obietnic, skłonić do złożenia sobie i królestwu Czeskiemu hołdu lenności i poddaństwa; z potężném wojskiem, z Niemców, Czechów i Ślązaków złożoném, osobiście ruszył do Polski. Chociaż ślepy i latami znękany, oręża jednak nie porzucił. Taką bowiem ku Polakom pałać miał nienawiścią, że śmierć byłaby dla niego słodką, jak mawiał, byleby tylko mógł zatknąć swoje obozy u bram Krakowa, i ślepym będąc murów jego dotykać się plecami, a Polskę mieczem spustoszyć. Ale Bóg sędzia korzący wszystkie dumne zamysły i sprawy, nie dozwolił mu osięgnąć tej pociechy nieprawej, jaką sobie zakładał w pognębieniu i zagładzie Polski, ale owszem Kazimierza króla Polskiego i jego naród udarował świetném i pełném chwały zwycięztwem nad Czechami, i dał pod ich miecz Jana króla Czeskiego, który nimi tak dumnie pogardzał. Chociaż bowiem Jan król Czeski, w swych zuchwałych zamiarach wkroczywszy do królestwa Polskiego przez powiaty Opawski, Cieszyński i Oświecimski, stanął naprzód dnia dwunastego Lipca obozem w Czyżynach pod Krakowem, i przez dwa dni i dwie nocy urządzając swoje stanowiska, część królestwa Polskiego graniczącą z Szlązkiem pożogami i łupieżą spustoszył; Kazimierz jednak król Polski z swojém wojskiem, które był zebrał dla dania odporu Janowi królowi Czeskiemu, trzymał się przezornie i bacznie już-to w zamkach, już w miejscach ukrytych, upatrując sposobnej pory do działania i korzystnego stoczenia bitwy. A gdy rzeczony Jan król Czeski, odparty od Krakowa, cofał się ku Czechom z małym oddziałem, wysławszy wojsko całe, na dwie części podzielone, jedno pod Lelów, a drugie ku Olkuszowi, aby szerzej rozpuścić zagony i większą Polaków nawiedzieć klęską: wtedy rycerstwo króla Kazimierza wiedząc, iż Czesi rozdzieleni wyszli kraj Polski pustoszyć, porwało się do broni i spiesznie za nimi pobiegło, a naprzód tych, którzy ciągnęli pod Olkusz, u wsi Pogoni, drugich zaś dążących ku Lelowu u wsi Białej doścignąwszy, i z wielkim krzykiem uderzywszy z tyłu na Czechów, wszystek lud najtęższy i najwaleczniejszy z łatwością rozbiło i pokonało. Przednie hufce, nagłém przerażone niebezpieczeństwem, widząc, że wojsko w tyle będące upada w porażce, i jak to zwykle wieść wszystko powiększa i na gorsze wróży, mając je za zupełnie zniesione, nie myślały już o bitwie ale o prędkiém ratowaniu się ucieczką. Niektórzy tylko acz w nie wielkiej liczbie, troskliwsi o sławę rycerską, a takimi byli szczególniej dowódzcy oddziałów, kiedy wszystko wojsko pierzchło w rozsypce, spieszyli w te miejsca, gdzie bój wzrastał zaciętszy, i usiłowali jakiś czas podtrzymać walkę; ale widząc, że Polacy coraz dzielniej gromią Czechów, i że osłabione hufce Czeskie wszędy uchodzą z pola, uledz wreszcie musieli. Była rzeź nie mała w tém podwójném spotkaniu, w Pogoni i Białej, kędy Bóg przytarł dumy hardemu Czechowi; ścigano rozproszonych i uciekających, i wielu znakomitych panów Czeskich, między nimi Hinko z Dubu, Zając, Ptaczek, Also z Strambergu, poimani, niektórzy poranieni w boju, w więzach przyprowadzeni byli do obozu króla Kazimierza. Potém z rozkazu króla wyleczeni z ran, długo jeszcze w Polsce wysiadywali niewolą. Król Czeski Jan, który inną puścił się drogą, uszedł szczęśliwie pomienionej klęski, a posłyszawszy o porażce i ucieczce swoich wojsk, z wielkim smutkiem i ohydą, z żalem i narzekaniem, resztę ocalonych z pogromu do Czech odprowadził. Polacy opanowali oręże, tabory i wszystkę zdobycz tak po poległych, jak pierzchających i zabranych jeńcem. Król Polski Kazimierz rycerza Prandotę Gałkę z Niedźwiedzia, herbu Odrowąż, pod którego dowództwem tak pomyślnie bitwę stoczono, jako i innych rycerzy Polskich, którzy się dzielnością w boju odznaczyli, za powrotem z wyprawy wspaniale wynagrodził i pasem rycerskim ozdobił. Szlachta Toporczykowie, na pamiątkę tego zwycięztwa i zabrania w niewolą Hinka z Dubu, przekazali synom i potomkom swoim przydane nazwisko Hinków.

Henryk Dusemer mistrz Pruski wyprawia się zbrojno na Litwę, ale bez skutku.

Dnia pierwszego Marca, mistrz Krzyżaków Pruskch Henryk Dusemer, wziąwszy z sobą zbrojny poczet Węgrzynów i Czechów, margrabię Hollandyi, i nieco szlachty i rycerzy zaciągnionych z Niemiec, przedsięwziął wyprawę na Litwę. Ale chociaż miał wojsko dość liczne i dzielne, w żywność i wszelkie rzeczy potrzebne dostatnio opatrzone, wszelako z przyczyny rościeków zimowych i wielkiej ślizgoty, gdy zwłaszcza Litwini pochowali się w lasach i warowniach, nic ważnego nie zdziaławszy, przymuszony był z Litwy ustąpić i do Prus cofnąć się z powrotem.
Ziemowit, książę Mazowiecki i dzierżyciel Wizkiej ziemi, umarł i w kościele Płockim pochowany został.

Joanna królowa Sycylii męża swego Andrzeja zgładza morderczo i ucieka do Francyi.

Andrzej, brat Ludwika, a syn Karola króla Węgierskiego, siostrzeniec Kazimierza króla Polskiego, od Roberta króla Sycylii (który był ojca jego Karola i brata swego najstarszego zdradą i przemocą wyzuł z królestwa Sycylijskiego, aby sam pozyskał panowanie), przyzwany do Sycylii, z rozkazu tegoż Roberta (który z powodu zejścia syna swego jedynaka Karola Ducha widział się pozbawionym następcy, zostały mu bowiem dwie tylko córki Joanna i Marya), Joannę córkę brata stryjecznego Karola, za dyspensą Benedykta XII papieża, pojął w małżeństwo, aby rządy królestwa Sycylijskiego pozostały w domu Francuskim i do obcych rąk nie przeszły. Ta przemieszkawszy z nim dwa lata, acz doczekała się z niego syna Jana, czartowskim przecież ozioniona duchem, zarzuciła śpiącemu sznurek jedwabny i uduszonego w mieście Awersa przez okno wyrzuciła z łoża. Ludwik król Węgierski, mszcząc się niewinnej jego śmierci, wkroczył do Sycylii z potężném wojskiem, wiele okolic mieczem spustoszył i zamki pozdobywał. Strwożona jego wejściem Joanna umknęła do Francyi i w okolicy Prowanckiej schroniła się do jednej z najsilniejszych warowni. A tak małżeństwo skojarzone w świętych związkach pokrewieństwa najgorszy miało skutek. Powiadano, iż rzeczona Joanna dopuściła się tak strasznej na swym mężu zbrodni z przyczyny złego życia i miłostek z rycerzem Loyzem czyli Ludwikiem z Tarantu, którego w miejsce męża Andrzeja pragnęła poślubić, i z tymże Loyzem do Francyi uciekła. Ludwik zaś król Węgierski wkroczył w Neapolitańskie i postanowił oswobodzić naprzód miasto Cariae od Wenetów wtedy oblężone; ale zawiedziony w nadziei, nic ważnego nie zdziaławszy i znaczne poniosłszy straty, wrócił do Węgier, gdzie wielu z Polaków, którzy z nim podzielali wyprawę, hojnie wynagrodził. Rzeczona zaś Joanna, kobieta rodem, potęgą i przymiotami w swym wieku między innemi celująca, była córką Karola książęcia Kalabryi, a najstarszego syna Roberta, króla Jerozolimy i Sycylii, i Maryi siostrzenicy Filipa króla Francyi. Ona pierwsza przestępców w swojém państwie tak surowo karała, że wszyscy drżeli przed jej obliczem. Zbrodnię zaś wyżej pomienioną spełnić miała przy pomocy Konrada z Cantazaro (Cathanciis).

Rok Pański 1346.
Jan król Czeski usiłując po wiele kroć, ale nadaremnie, Bolesława książęcia Świdnickiego oderwać od Polski, a poddać królestwu Czeskiemu, umiera. Po nim obejmuje rządy syn jego Karol, a łącząc małżeńskim związkiem synowicę swoję z tymże książęciem Bolesławem, skłania go do odkazania sobie zapisu księstwa Świdnickiego.

Jan ślepy, król Czeski, uważając to za wielką obrazę swoję i zniewagę, że gdy wszyscy niemal książęta Szlązcy uznawali jego zwierzchność i władzę, sam tylko Bolesław książę Świdnicki, siostrzeniec króla Polskiego Kazimierza, nie chciał mu podlegać i starał się wszelkiemi siłami, aby raczej do Polski niżli do Czech należał; począł go prześladować, częstemi trapić najazdami i wojny. A gdy Bolesław jego napaści mężnie odpierał, zebrawszy wielkie wojsko, ruszył pod Świdnicę i miasto oblężeniem ścisnął. Zawiedziony atoli w swych usiłowaniach, gdy rycerstwo Bolesława książęcia Świdnickiego dzielnie miasta broniło, odstąpił od oblężenia, a zająwszy Landshut i osadziwszy go zbrojną załogą, jako ślepy i do prowadzenia wojny niesposobny, wrócił do Czech. Po jego odejściu, Bolesław książę Świdnicki kazał żołnierzy powsadzać na wozy i przewieźć ich do Landshuta; a gdy straż miejska w mniemaniu, że prowadzono jakieś towary, otwarła im bramy, nagle żołnierze powyskakiwali z wozów, i załogę Czeską już–to wyciąwszy, już pobrawszy w niewolę, miasto opanowali. Nie zwalczony orężem Bolesław książę Świdnicki, dał się pokonać własnym słabościom, dumie i łakomstwu. Syn bowiem Jana ślepego, Karol król Czeski, umiał podbić Bolesława książęcia Świdnickiego nie już orężem ale szczodrotą, po śmierci pierwszej żony, którą był miał Francuzkę, wiążąc się węzłem powinowactwa z tymże Bolesławem książęciem Świdnickim, i biorąc siostrzenicę jego Annę, córkę Henryka książęcia Jawryjskiego jedynaczkę, w małżeństwo. Umową ślubną zastrzeżono, że po śmierci Bolesława książęcia Świdnickiego, który był bezdzietny, on w posagu miał wziąć tak Jawryjskie jako i Świdnickie księstwo. Jawną przez to wyrządził krzywdę stryjowi swemu Bolesławowi książęciu Zambickiemu czyli Münsterberskiemu, i synowi jego Mikołajowi, tudzież synom Mikołaja, Bolesławowi i Henrykowi, oraz wnukom tegoż, Mikołajowi, Henrykowi i Janowi książętom Zambickim, pozbawiając ich dzielnic książęcych, które im w spadku należały. Jakoż syn rzeczonego Bolesława książęcia Zambickiego i spadkobierca ojca swego, Mikołaj, sprzedawszy miasto Frankenstein (Franksten) królowi Czeskiemu, udał się na pielgrzymkę do Grobu Pańskiego, zkąd wracając umarł w Węgrzech i w Henrychowie pochowany został. Po nim zostali dwaj synowie, Bolesław i Henryk, z których ostatni wstąpił do zakonu krzyżackiego w Prusach, a potém po wyrzeczeniu się swoich ślubów i długiej tułaczce po świecie, wróciwszy znowu do zakonu, zakończył w nim życie. Brat zaś jego Bolesław, dnia dwunastego Maja, roku Pańskiego tysiącznego czterechsetnego dwunastego zmarły, zostawił trzech synów, Mikołaja, Henryka i Jana, tudzież pięć córek, Ofkę, Jadwigę, Elżbietę, Agneszkę i Katarzynę.

Woldemar margrabia Brandeburski, który przez lat dwadzieścia dziewięć żył w ukryciu, tak iż mniemano że umarł, wraca niespodzianie i upomina się o swoje margrabstwo.

Woldemar margrabia Brandeburgski, o którym mniemano, że przed dwudziestu dziewięciu laty zmarł i w Cherynie (Cherin) był pochowany, wrócił w postaci ubogiego, pielgrzyma i pustelnika, wyznając, iż za to pokutę tak długą odprawił, że bez dyspensy powinowatą swoję w drugim stopniu w małżeństwo pojął. A gdy się o margrabstwo Brandeburskie, zabrane przez Ludwika książęcia Bawarskiego, syna niegdyś cesarza, upominał, znalazł w tej sprawie wsparcie u wielu, jako to książąt Saskiego i Meklemburskiego (Magnopolensis), arcybiskupa Magdeburgskiego, i innych. Ja zaś mniemam, że ta przygoda i niedola zesłana nań była od Boga za to, że ziemię Pomorską do królestwa Polskiego należącą najniepoczciwiej Krzyżakom Pruskim sprzedał, nie mając do niej żadnego prawa ani tytułu własności.

Jan Łodzia biskup Poznański umiera. Po nim wstępuje na stolicę Wojciech Pałuka.

Jan Łodzia biskup Poznański, zapadłszy w chorobę śmiertelną, zakończył życie, i w kościele Poznańskim pochowany został. Ten za życia, lubo czasami używał rozrywek i lubił wesoło się bawić, wszelako Najświętszej Pannie osobliwszém służył nabożeństwem. Jakoż na jej cześć ułożył pieśń, którą w Polskim kościele po ukończeniu pierwszej godziny pacierzy kapłańskich śpiewają, to jest: „Światło świeci po drodze” (Lux clarescit in via), niemniej hymn o Wniebowzięciu tejże Najświętszej Panny, który się zaczyna od słów: „Witajcie podwoje zbawienia“ (Salve salutis janua); nadto hymn o Ś. Wojciechu, ku czci biskupa Męczennika; o Ś. Piotrze: „Ty jesteś Piotrem (Tu es Petrus) i o Ś. Pawle; zkąd trwałą pamiątkę po sobie zostawił w kościele Poznańskim, który te pieśni głośno wyśpiewuje. Siedział na stolicy biskupiej lat jedenaście. Po nim nastąpił obrany prawnie Wojciech Pałuka proboszcz Włocławski i kanonik Poznański, herbu Topor. Doznał jednakże wielu przeszkód, i dopiero we dwa lata, to jest dwudziestego ósmego Stycznia, roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego czterdziestego siódmego, po różnych prośbach i wstawieniach, uzyskał potwierdzenie.

Filip król Francuzki przy pomocy kilku królów prowadzi wojnę z Edwardem królem Anglii; ale zwyciężony w boju, traci kilkanaście tysięcy ludzi. W tej samej wojnie ginie Jan ślepy król Czeski.
Jan ślepy, król Czeski, postanowiwszy iśdź na pomoc Filipowi królowi Francyi, swemu powinowatemu, przeciwko Edwardowi królowi Anglii, który królestwo Francuzkie częstemi napastował wojny, zebrał potężne z Czechów i Niemców wojsko. Przybyli także do Francyi królowie Majorki, Nawarry i Aragonu. Po stoczeniu krwawej bitwy między królmi Francyi i Anglii, lubo król Francuzki liczbą i potęgą wojska górował (liczono go bowiem do stu tysięcy), wszelako Anglikom dostało się zwycięztwo. O czém gdy się Jan król Czeski od swoich gońców dowiedział, kazał się poprowadzić między najgęstsze tłumy nieprzyjacioł, gdzie bitwa najgorętsza wrzała, a rzuciwszy się na nich z odwagą i zapałem, kiedy Filip król Francuzki wraz z synem swoim i królem Nawarry uciekali, poległ. Zwłoki jego odwieziono do Luxemburga i w kościele katedralnym pochowano. Ponieważ zaś ta klęska wydarzyła się w dzień Ś. Rufa, przeto u Czechów ten dzień miany jest za nieszczęśliwy i złowróżby. Stracił król Francuzki w tej bitwie dwadzieścia tysięcy konnego, a czterdzieści tysięcy pieszego wojska, panów znakomitych i wodzów około pięciudziesiąt. Z wojsk króla Angielskiego poległo siedmnaście tysięcy łuczników i dziesięciu rycerzy. W tém atoli zwycięztwie król Anglii zachował umiarkowanie; wszystkich jeńców Czeskich, Niemieckich, Hiszpańskich na wolność wypuścił, a za sprzedanych brańców francuzkich, którzy w twardych więzach byli trzymani, zbudował król kilka znakomitych w Anglii zamków. Powiadają, że owa bitwa od godziny pierwszej dziennej trwała aż do czwartej w nocy.

Mistrz Pruski najeżdża Litwę, roznosi po niej spustoszenia i stacza bitwę z Olgerdem, którego pokonawszy wraca do kraju i zakłada klasztor w Królewcu, jak sobie był ślubował, jeśli z wojny wyjdzie zwycięzcą. Ziemię także Sambieńską Litwini najazdem pustoszą.

Henryk Dusemer, mistrz Pruski, zebrawszy z swego i obcego ludu potężne wojsko, w porze zimowej najechał Litwę z siłą zbrojną do czterdziestu tysięcy wynoszącą, i począł kraj pustoszyć; z barbarzyńcami zaś tak srodze żołnierzom swoim obchodzić się kazał, że nawet kobietom i dzieciom nie przepuszczano. Olgerd, książę Litewski, mając z sobą nie tylko Litwinów, ale Smoleńskie, Połockie, Ruskie i inne posiłki, w dzień Oczyszczenia Ś. Maryi z mistrzem i jego wojskiem bitwę stoczył. Po krwawej z obu stron rzezi, Litwini i Rusini ulegli, mistrz i Krzyżacy otrzymali zwycięztwo. Dwadzieścia dwa tysiące Litwinów i Rusinów poledz miało w tej bitwie. Mistrz z Krzyżakami zagarnąwszy wielkie łupy i znaczną liczbę brańców, wrócili do swego kraju, a na pamiątkę odniesionego zwycięztwa założyli i uposażyli klasztor panien zakonnych w Królewcu (Kinsberg), który był przed bitwą mistrz Pruski ślubował fundować, jeżeli wyjdzie zwycięzcą. Za nadejściem zaś lata, nowe zebrawszy wojsko, powtórną mistrz Pruski Henryk Dusemer przedsięwziął wyprawę na Litwę, i zamek Wielunię obległ. A gdy ten dobrowolnie mu się poddał, splądrowawszy i spaliwszy okoliczne wsie i włości, sam nakoniec zamek Wielunię zagrzebawszy w popiele, z zdobyczą i brańcami do Prus powrócił. Ale gdy wkrótce tenże mistrz Krzyżacki Henryk Dusemer posłyszał, że Olgerd kniaź Litewski z potężną siłą zamierzał najechać ziemię Zambicką, zebrawszy wojsko z własnego i najemnego żołnierza, wyszedł zbrojno w pole i pilnował granic, aby łotrostwa barbarzyńców powstrzymać. Znużony jednak długiém oczekiwaniem cofnął swoje obozy, a w tém wojsko Litewskie wpadło niespodzianie do ziemi Zambickiej, i kilka tysięcy obojej płci chrześcian uprowadziło w niewolę.

Z obelgą i niesławą Ludwika króla Rzymskiego, Karol syn Jana ślepego króla Czeskiego Rzymskim królem obrany i koronowany.

Klemens VI papież zważając, że Ludwik król Rzymski i książę Bawarski klątwę kościelną na siebie i swych poprzedników włożoną lekceważył, postanowił użyć na niego surowszej kary, i tym celem zalecił elektorom cesarstwa, aby Karola margrabię Morawskiego, syna Jana ślepego króla Czeskiego, królem Rzymskim obrali, z odsądzeniem od tronu i niesławą żyjącego jeszcze wtedy Ludwika. Za staraniem potém Filipa króla Francyi, którego córkę imieniem Blankę rzeczony Karol miał za żonę, i na pocieszenie go po stracie ojca w bitwie z Anglikami poległego, tegoż roku w Awinionie Klemens VI papież pomienionego Karola koronował na króla Rzymskiego: po której-to koronacyi wybuchnęła zaraz krwawa i zacięta między dwoma spierającemi się o tron wojna, która całemi Niemcami zatrzęsła.

Rok Pański 1347.
Kazimierz król złożywszy zjazd w mieście Wiślicy, pierwszy daje Polakom prawa pisane i ustawy.

Kazimierz król Polski, chcąc usunąć zdrożne i sromoty pełne nadużycia, zagęszczone w kraju krzywdy i zelżywości, któremi za wszystkich jego poprzedników, królów i książąt Polskich, niesprawiedliwość uciskała całe królestwo, w wydawaniu wyroków, rozsądzaniu sporów, waśni i zatargów, z tej mianowicie przyczyny, że sądy ziemskie (judicia terrestria) nie na zasadzie ustaw i praw pisanych, ale według osobistego sędziów i przełożonych sądowych rozumienia, przyjaźni, niechęci, często przedajnej stronności wyrokowały; postanowił w królestwie całém zaprowadzić pewną modłę, nadaniem praw słusznych i sprawiedliwych. Wiedział bowiem, i z długiego od dzieciństwa przekonał się o tém doświadczenia, że wyroki sądów Polskich (judicia Polonicalia), te zwłaszcza, które na zasadzie zdrożnego zwyczaju, albo osobistego zdania, często namiętnościom lub uprzedzeniom podległego orzekano, bywały pełne potwarzy, chytrości i wykrętów. Wiedział, że takowe krzywdy i zelżywości nie możni i prawdziwi winowajcy, ale ludzie biedni i niskiego stanu w najsłuszniejszych sprawach ponosili, i że pomienione sądy, podług upodobania samychże sędziów, często w sprawie jednej i tej samej osoby coraz inaczej orzekały; że we wszystkich prawie orzeczeniach albo odwoływano poprzednie wyroki, albo przeciwne i wcale odmienne wydawano, według tego, jak namiętna niechęć lub przyjaźń doradzały; tak dalece, że w tego rodzaju sądach nic nie było stałego, nic pewnego, nic nie opierało się na słuszności i sprawiedliwości. Ztąd niestety! między spierającemi się i prawującemi powstawały coraz liczniejsze pieniactwa; a sądy książęce albo królewskie wynoszeniem ustawiczném skarg w drodze odwołania, mnogością i natłokiem appellacyj, od których biedniejsi, chociaż dobrą sprawę mający, z przyczyny ubostwa i braku potrzebnych nakładów, albo trudnego do sądów książęcych przystępu, często odstępować musieli, zbyt wielkie cierpiały przeciążenie. Były w takich sądach inne jeszcze podobnego rodzaju uciążliwości i nadużycia, że zarówno ten który wygrał, jak i ten co przegrał sprawę, naprzód królowi albo książęciu, potém wojewodom, kasztelanom, sędziom, podsędkom i wszelakim zwierzchnikom sądowym, samemu nawet słudze sądowemu, jeden za karę, drugi za otrzymanie wyroku, na wielkie wskazywani byli winy i opłaty, od których trudno się było komu, a osobliwie charłakowi i ubogiemu, wyprosić. Do tego wszystkiego należał jeszcze barbarzyński, od ciemnych pogan wprowadzony obyczaj, o jakim u Scytów nawet nie słyszano, że powódcy lub obżałowanemu dawano na piśmie rotę przysięgi którą miał wykonać po polsku. Jeśli wymawiając tę przysięgę zmylił się choć w jedném słowie, albo je odmienił, chociażby inne słowo to samo znaczenie miało, albo jeżeli się zająknął, wyraz źle wymówił lub skrócił, natychmiast sprawa jego, choćby najsłuszniejsza, upadała i pociągała za sobą winę. A tak ten, który źle i niewłaściwie, bądź niewyraźnie, lub nie temi słowy, chociażby to samo znaczącemi, wypowiedział stanowczą przysięgę, którą mu na piśmie podano, sądzony był jak winowajca i jakby najgorszą miał sprawę. Zaczém sądy Polskie przedstawiały obraz zamętu, i mogły się nazywać raczej stekiem krzywd i wszelakiego bezprawia, niżeli wymiarem sprawiedliwości; kędy sprawiedliwy i niewinny potępiony bywał nie dla krzywości i niesłuszności sprawy, lecz dla lada usterku i zająknienia w mówieniu; przeciwnie winowajca i człek nie poczciwy odnosił korzyść i wygraną w sprawie, za którą godzien był ukarania i kaźni. Tylu zatém uciążliwościom i tak wielkiemu uciskowi ludzi biednych i ubogich, przeciw którym zazwyczaj najniesłuszniejsze wydawano wyroki, zaradzając Kazimierz król Polski, i chcąc w narodzie swoim tak zdrożne i występne nadużycia na zawsze znieść i wykorzenić, a stolicę swoję królewską na sprawiedliwych osadzić prawach i ustawach, nakazał zjazd walny do Wiślicy, miasta ziemi Sandomierskiej, na Niedzielę czwartą postu zwaną Laetare. Dokąd gdy się zjechali wszyscy biskupi, jako to Jarosław Bogoria arcybiskup Gnieźnieński, Jan Grot biskup Krakowski, Wojciech Pałuka Poznański i Maciej biskup Włocławski, tudzież wojewodowie, kasztelani, urzędnicy i dostojnicy wszystkich ziem, tak Krakowskiej jako i Wielkiej Polski, król Kazimierz, osobiście temu zjazdowi (conventio) przewodniczący, używszy mężów uczonych, w prawie Boskiém i ludzkiém biegłych, wszystkie pytania prawne, niezgodności, różnice, przypadki, z wielką roztrząsając uwagą, z wielką dojrzałością, trafnością i pilnością miarkując, Boskie prawa pospołu z ludzkiemi, niektóre zaś zwyczaje, według ich słuszności i sprawiedliwości, uważnym mierząc względem, ustanowił prawa Polskie (leges Polonicales) i ziemskie królestwa ustawy (jura municipalia) mające wieczystą mieć trwałość i wagę, sporządził, zaprowadził, ogłosił i zalecił. Ułożone z długą i baczną rozwagą, aby niczyjemu nie mogły podlegać zaprzeczeniu, zmianie, przeistoczeniu, albo skażeniu, podał trwałej i wiekuistej pamięci, w słowach prostych i jasnych. A iżby ich myśli i wyrażeń chytremi wybiegi nie zdołano na krzywdę czyją naciągać i kręcić, kazał je sporządzić na piśmie. Co od poprzedników jego niestosownie ustanowione było, gorliwém staraniem poprawując, wiele nawzajem ustaw (leges), jakie oni wprowadzić omieszkali, chwalebnie przydał, zbyteczne zaś uchylił. Nakazał wyraźną ustawą i zalecił, aby przestarzałe sądownictwo, zawichrzające stan wewnętrzny królestwa i sprawiedliwość, odrzuciwszy całkiem i usunąwszy, we wszystkich sądach i rokach, tak małych jak i głównych (particularia et generalia), i w ogóle we wszystkich sprawach do sądu świeckiego należących, w całém królestwie Polskiém, sędziowie, jakąkolwiek zaszczyceni godnością, stopniem albo urzędem, tak zwyczajni jako i z osobna wysadzeni (ordinarii et extraordinarii), wedle ustaw obecnie spisanych, uchwalonych i ogłoszonych sądzili i orzekali, i stosownie do ich brzmienia i wykładu, w sprawach wątpliwych i spornych wydawali wyroki. Aby się godziło każdemu, chociażby był biedny i ubogi, z obawy niesłusznego i ustawom przeciwnego wyroku do prawa pisanego się odwołać, a odwołaniem takowém zatrzymać wyrok, dopóki sprawa wytoczona z księgą ustaw zniesioną i porównaną nie będzie. Rzeczone zaś prawa i ustawy (leges et constitutiones) ogłoszone zostały w tymże roku i czasie, i od wszystkich mieszkańców i poddanych królestwa Polskiego z wielką powolnością, upodobaniem i posłuszeństwem przyjęte. I odtąd narodowi Polskiemu, sprawiedliwemi rządzącemu się ustawy, samo niebo błogosławić poczęło i ciągle błogosławi wzrostem i pomnożeniem, czego jawne ukazują się dowody: albowiem poprzednie sądy, dzikością i barbarzyństwem tchnące, pełne obrazy praw Boskich i ludzkich, krzywdy i ucisku biednych, nie mogły się zapewnie Bogu podobać. Od tego także czasu królestwo Polskie tak w miastach jako i po włościach zaludniło się Niemcami i obcemi przychodniami, stało się dogodném dla wszystkich mieszkaniem, a naród Polski przyjął obyczaje łagodniejsze, a z niemi cechę ludzkości i sprawiedliwości. Któżby tego króla nie nazwał szczęśliwym, wieczystej i największej chwały godnym? Któż z Polaków, jeżeli tylko jest miłośnikiem swego rodu i sprawiedliwości, nie uczciłby z wdzięcznością jego imienia, a nawet jego popiołów? On Polaków, z wyznania wprawdzie chrześcian, ale z obyczajów i sposobu życia barbarzyńców, przywiódł do życia rządniejszego, sprawiedliwości i pobożności, i ustanowieniem praw zbawiennych i świętych, więcej niż pobudowaniem okazałych miast i zamków, i odzyskaniem utraconych powiatów, a nabyciem nowych, wzniósł swoje państwo i uświetnił. On pierwszy nadał prawa Polakom, i zasłużył sobie na to wielkie i czcigodne imię prawodawcy, którego mu żaden następca nie odejmie, żadne lata nie strawią, żaden wiek zatrzeć nie zdoła. Godzien on jest większej chwały i uwielbienia w pieśniach, niż u Ateńczyków Solon, a u Spartanów Likurg. Cóż bowiem uczynić mógł Polakom znakomitszego, większego, użyteczniejszego, jeżeli dzieła ludzkie rozważymy, jaką zjednać im pewniejszą korzyść i szczęśliwość, nad ukazanie drogi sprawiedliwości? Co dla Polaków potrzebniejszém i zbawienniejszém, jak uchylenie krzywdzących i przewrotnych sądów, a przepisanie prawej sądzenia modły, porównanie możnych z ubogiemi, stawienie dla biednych, słabych, wdów, sierot, ludzi wszelkiego stanu, płci i wieku, tarczy i obrony? Uznał słusznie, że stan społeczny nie mógł mieć żadnego prawidła postępowania, żadnej prawdziwej zalety, żadnej karności obyczajów, a królestwo żadnej swobody, jeśli nie miały za podstawę praw słusznych i sprawiedliwych; wtedy zaś rzeczpospolita Polska kwitnąć i wznosić się mogla, gdy na własnych opierała się prawach; a skoroby je Polacy odrzucili albo skazili, pozbawiona pomocy, chwiałaby się jak ślepa i zbłąkana i nakonieć upaśdź musiała. Zdaje się atoli, że rzeczone prawa króla Kazimierza potrzebaby na nowo przejrzeć, część zachować, część zmienić, a naostatek braki ich uzupełnić: znajdują się bowiem niektóre między nimi ustawy niewłaściwe, a nawet naganne.

Z kościoła Wszystkich Świętych w Krakowie złodzieje kradną monstrancyą z Najśw. Sakramentem, którą potém porzuconą we wsi Bawole i znalezioną odprowadzono z processyami do właściwego kościoła, a w tém miejscu stanął kościoł Bożego Ciała.

W mieście Krakowie, w samą oktawę Bożego Ciała, ludzie jacyś bezecną żądzą złota zapaleni, i poduszczeni od czarta, weszli kryjomo do kościoła parafialnego Wszystkich Świętych, i dobranym kluczem otwarłszy ciborium, monstrancyą miedzianą zawierającą Przenajświętszy Sakrament, przedziwnym kunsztem urobioną, grubo pozłacaną, a której misterstwo przewyższało wartość kruszcu, skradli niepoczciwie i unieśli. Poznawszy potém, że była miedziana, a bojąc się, żeby ich nie złapano, wrzucili ją do bagna Mate (Mathe) zarosłego gęstą wiciną, niedaleko kościoła Ś. Wawrzyńca, który był wtedy parafialnym we wsi Bawoł, należącej do kapituły Krakowskiej, gdzie potém Kazimierz II król Polski miasto Kazimierz założył i zbudował. Było pod ów czas to bagno głębokie i błota pełne, ptastwu tylko i zwierzętom a nie ludziom dostępne. Pojawiły się zaraz na niém światła niebieskie, w nocy i we dnie świecące. Co gdy powszechnie uważano, i za cud (jak było rzeczywiście) wzięto, doniosło się o tém do biskupa Krakowskiego Bodzanty i wielebnej jego kapituły, a potém do Kazimierza II króla Polskiego, wielce pobożnego pana: którzy osądziwszy, że pojawienie się tylu i tak jasnych świateł niebieskich nie mogło być bez przyczyny, zarządzili z całego miasta processye, i po nakazanym poprzednio i odbytym trzechdniowym poście, do owego miejsca bagnistego wyszli z chorągwiami, hymnami i śpiewy, i jęli badać powodu tak szczególnego zjawiska. A gdy znaleźli w błocie monstrancyą z Najświętszym Sakramentem z kościoła Wszystkich Świętych wykradzioną, odnieśli ją ze czcią i w processyach wszystkich kościołów do rzeczonego kościoła WW. Świętych, któremu została zwróconą. Najjaśniejszy zaś król Polski Kazimierz uznawszy, że ten cud tak wielki ku jego przestrodze i dla niego był zrządzony, w miejscu, gdzie znaleziono ów niewysławiony Sakrament ołtarza, jakkolwiek bagnistém i błotném, ślubował założyć i wymurować kościoł wspaniały na cześć i pod nazwiskiem Bożego Ciała. Jakoż bez zwłoki, zaraz w następującym roku, ślub przeszłoroczny wykonał, i na owém bagnie, kędy znaleziono Ciało Pańskie, założywszy kościoł parafialny Bożego Ciała, i przyłączywszy do niego parafią wprzódy do kościoła Ś. Wawrzyńca należącą, chór wspaniały i zakrystyą z ceglanego muru budować począł i wykończył, a następnie kielichami, krzyżami, ornatami i innemi klejnoty z królewską hojnością ozdobił. Na tém nie przestając, postarał się, iż tytuł Bożego Ciała, którym się kościoł braci mniejszych z dawna i od pierwszego założenia swego szczycił, temuż kościołowi odjęto, z zaspokojeniem jednak braci Franciszkanów, i stosownym okupem, aby ich fundacya trwale mogła się ostać. Nabywszy potem na własność i posiadłszy wieś Bawoł, wybudował w jej miejscu za czasem miasto ludne i murami warowne, niemniej klasztor znakomity ku czci i pod wezwaniem Ś. Katarzyny dla zakonu braci pustelników Ś. Augustyna, jaki dziś oglądamy, wystawił. Chór także tego klasztoru, wspaniałym kunsztem i nakładem, do cała, z muru ceglanego i wyniosłego wraz z zakrystyą zbudował. Poźniej ludzie pobożni przystawili do niego mur boczny i rozszerzyli go przydaniem kaplic; a Władysław II król Polski, następca Kazimierza i Ludwika, przemienił go swojém staraniem na klasztor kanoników regularnych Ś. Augustyna, jak o tém niżej powiemy.

Karol król Rzymski, margrabia Morawski, koronowany na króla Czeskiego.

Dnia drugiego Września, Karol król Rzymski i margrabia Morawski, objąwszy tron Czeski po ojcu swoim Janie Ślepym, tak prawem następstwa, jako też za zgodném zezwoleniem prałatów i panów królestwa Czeskiego, koronowany i namaszczony został w kościele Praskim przez Ernesta I arcybiskupa Praskiego na króla, żona zaś jego Blanka, królewna Francuzka, na królową Czeską.

Założenie i uposażenie kościoła Ś. Jadwigi w Brzegu.

Książęta Ligniccy, Ludwik i Wacław, synowie Bolesława niegdyś książęcia Lignickiego i Brzegskiego, założyli w mieście Brzegu kościoł kolegiacki pod wezwaniem i ku czci Ś. Jadwigi, i takowy wystawiwszy, opatrzyli posagiem dostatnim na utrzymanie kanoników i wikaryuszów, mających dniem i nocą odprawiać w nim służbę Bożą. Szczęśliwi wnukowie, którym się dostało w udziale wyrządzanie tej czci pobożnej i ofiary naprzód Bogu, a potém prababce swojej Ś. Jadwidze.

Jan Grot biskup Krakowski, po uzyskaniu dla swego kościoła wieczystego prawa używania palliusza, umiera. Po nim wstępuje na stolicę Piotr Szyrzyk.

Dnia piątego miesiąca Sierpnia, Jan Grot biskup Krakowski, wróciwszy z Awinionu, gdzie sprawy królestwa Polskiego przeciw Krzyżakom popierał, w miasteczku swojém Wawrzyńczycach, opatrzony ŚŚ. Sakramentami, jak na katolickiego pasterza przystało, umarł, i w kościele Krakowskim w kaplicy Ś. Jana Ewangelisty pochowany został. Ojczyzny i kościoła swego Krakowskiego osobliwszy miłośnik i obrońca. Aby bowiem kościoł ten nie zabył z czasem zaszczytu, jaki miał z posiadania godności arcybiskupiej, przez niedbalstwo jego poprzedników utraconej, przebywając w Awinionie wyjednał dla niego u papieża Benedykta XII używanie racyonału, który się zowie palliuszem Ś. Piotra. Od owego czasu kościoł Krakowski ciągle go po dziś dzień używa, a tym przywilejem przewyższając inne kościoły Polskie, świadczy, że ono prawo arcybiskupie i godność za łaską Bożą w przyszłości może i powinien odzyskać. Kiedy król Kazimierz zamierzał na gruncie wsi Sokolnik, należącej do kościoła Krakowskiego, założyć nowe miasteczko, przez co upadłoby było miasto Skarbimierz w pobliżu leżące, oparł się temu rzeczony biskup, i z pogróżką klątwy kościelnej zmusił króla do odstąpienia swego zamiaru. Jakoż król zważywszy, ileby przez to zrządził krzywdy kościołowi, nie tylko porzucił myśl stawiania nowego miasteczka, ale nadto przydał do wsi Sokolnik część swoję, której wprzódy kościoł nie posiadał, a miasteczku Skarbimierzowi obszerne nadał swobody, biskupa zaś Krakowskiego uczynił zwierzchnim opiekunem (patronus) kościoła Ś. Jana Chrzciciela w Skarbimierzu. Siedział na stolicy lat dziewiętnaście. Po nim nastąpił Piotr Szyrzyk Falkowski, rodem szlachcic, herbu Doliwa, podkanclerzy królestwa Polskiego, proboszcz kościoła Ś. Floryana i kanonik Krakowski, prawnie i zgodnemi głosy obrany.

Ludwik król Węgierski, mszcząc się śmierci swojego brata, zajmuje orężem Sycylią; ale za łaską papieża Joanna królowa odzyskuje swoje państwo, a Ludwik przymuszony z Sycylii ustąpić.
Ludwik król Węgierski, celem pomszczenia się krwi i morderczej śmierci brata swego Andrzeja, króla Sycylijskiego, zebrawszy liczne i potężne wojsko, i utwierdziwszy związki przyjaźni i sojusze z niektórymi książętami Włoch, a zwłaszcza Mastynem de la Scala, władcą Werońskim, w miesiącu Listopadzie, drogą lądową przez Weronę, Ferrarę i Romanią wkroczył do ziemi Neapolitańskiej, i wszystek kraj mieczem, ogniem i grabieżą spustoszył. A gdy wszyscy niemal panowie przedniejsi i obywatele Sycylijscy, oburzeni zbrodnią przez królową Joannę popełnioną, która w ów czas z drugim mężem Loysem w prowincyi Narboneńskiej wysiadywała, poddali się jego władzy, król Ludwik pokarawszy śmiercią lub wygnaniem sprawców morderstwa na jego bracie dokonanego, objął rządy Sycylii i przez kilka miesięcy spokojnie je dzierżył, aż wreszcie za łaską papieża Klemensa VI, który dla zagodzenia sporu zesłał był legata swego Gwidona, kardynała biskupa Portueńskiego, ułożono pokój w ten sposób, iż Joanna odzyskała rządy królestwa. Usiłował wprawdzie król Ludwik przeciwić się postanowieniu Stolicy Apostolskiej, ale gdy w kraju Neapolitańskim rozszerzyła się śmiertelna zaraza, przymuszony opuścić Trynakrę, wrócił do Węgier, a Joanna za łaską Stolicy Apostolskiej objęła panowanie. Wszelako wziął z sobą do Węgier syna Andrzeja, bratanka swego, z Joanny zrodzonego, który w kilka dni potém umarł. Joanna zaś, po ustąpieniu z swego królestwa, najpierwej do Florencyi, gdzie miała z dawna przyjazne związki, potém do Prowancyi uciekła; nareszcie, gdy Węgrzy ustąpili, wróciła do kraju, i odtąd szczęście sprzyjało jej aż do zgonu; rządy królestwa sprawowała w pokoju, z wyższym nad kobiecy rozumem i przezornością, tak iż pod żadnym królem państwo to większém powodzeniem nie kwitło.

Rok Pański 1348.
Po śmierci mistrza Pruskiego Henryka Dusemer obrany do rządów Winrych de Kniprode, najeżdża zbrojno i pustoszy Litwę, a Litwini wet za wet plądrują Prusy.

Henryk Dusemer mistrz Pruski, pięć lat tylko strawiwszy na urzędzie mistrza, zakończył życie, a w uroczystość Trzech króli Winrych de Kniprode wielki komtur obrany został na jego miejsce. Ten chcąc początki panowania swego uświetnić i wsławić, wkroczył z liczném wojskiem do Litwy i powiat Pastow (Pastrim) orężem, pożogami i grabieżą spustoszył. A lubo inne powiaty zamierzał podobnież nawiedzić, gdy jednakże przeszkadzały ustawiczne niepogody i słoty, zabrawszy jeńców i łupy do Prus powrócił. Przykład jego naśladując Olgerd książę Litewski, z bracią Kiejstutem, Patrykiem i innymi, wpadł rozpuszczonemi zagonami wojsk chrześciańskich do Litwy, i zakrwawił ją straszliwą rzezią chrześcian, z nikąd nie mających pomocy; a zniszczywszy kraj łupiestwy i pożogami, i zagarnąwszy siedmset chrześcian w niewolą, wrócił zdobyczą obciążony do Litwy. Niezadługo potém książę Smoleński, z nowemi poczty Litwinów i Rusinów, wtargnął około zamku Łabiowa do Prus, i wszystkie okolice mieczem, ogniem i grabieżą spustoszył. Komtur Łabiowski}} chcąc w boju sprobować szczęścia, wyprowadził w pole swoje wojska, acz nierównie słabsze, i stoczył z nim bitwę. Poległa znaczna z obu stron liczba, a zwycięztwo otrzymali Krzyżacy; Litwini zaś z swoim wodzem Smoleńskim pobici i rozproszeni, gdy w ucieczce chcieli się dostać za rzekę, nad którą walka była stoczona, powpadali w wodę, gdzie ich więcej jeszcze niż pod mieczem nieprzyjacioł zginęło. Sam książę Smoleński utonął w rzece, a zgon jego powiększywszy klęskę Litwinów, uświetnił zwycięztwo wroga. Zwłoki książęcia poznane po szatach i zbroi komtur Łabiowski odesłał Litwinom do Wielońskiego zamku, gdzie je obyczajem ojczystym na stosie spalono.

Mór straszny w Polsce i innych krajach, z przyczyny zarażenia powietrza przez Żydów. Po tej pladze nastąpiło znowu trzęsienie ziemi.

Wielka zaraza morowa rozszerzywszy śmiertelność w całém królestwie Polskiém, nie tylko Polskę, ale i Węgry, Czechy, Danią, Francyą, Niemcy, i wszystkie niemal kraje chrześciańskie i barbarzyńskie srodze spustoszyła. A gdy niektórzy domyślali się, że takową klęskę zrządzili żydzi przez zatrucie powietrza jakimsiś zabójczym jadem, w wielu miejscach mordowano ich, palono, wieszano; niektórzy, bojąc się dostać w ręce chrześcian, sami siebie, swoje żony, synów, córki i krewnych zabijali; w kilku tylko prowincyach, gdzie z łakomstwa na pieniądze dano się im okupić, ocaleli. Do tej klęski morowej przyłączyło się jeszcze straszne ziemi trzęsienie, które wydarzone w Piątek, w dzień Nawrócenia Ś. Pawła, rozległo się po wszystkich krajach chrześciańskich i barbarzyńskich, i powywracało wiele miast znakomitych; niektóre z nich całkiem zasypane zostały gruzami lub się pozapadały, tak, że ledwo znać było ich szczątki. Poczęła się zaś rzeczona zaraza morowa w miesiącu Styczniu, za papiestwa Klemensa VI, w szóstym roku jego rządów, i trwała ciągle przez siedm miesięcy, dwakroć ponawiając klęskę. Pierwszy raz objawiała się przez dwa miesiące gorączką nieustanną i krwotokiem z ust, a chorzy umierali w ciągu trzech dni. Drugi raz trwała pięć miesięcy, a objawem jej była podobnież nieustająca gorączka, nadto wrzody i dymienice, które tworzyły się na zewnętrznych częściach ciała, osobliwie pod pachami i na słabiznach; chorzy umierali w dniach pięciu. Tak zaś były obie te choroby zaraźliwe, że się nie tylko obcowaniem z zapowietrzonemi, ich tchnieniem, ale spojrzeniem samém udzielały. Bali się więc i chronili rodzice dzieci własnych, a dzieci rodziców, straszni jedni dla drugich. Zdało się, że zamarła ludzkość w sercach, i nadzieja wszelka upadła. Od wschodu ku zachodowi szerząc się ta plaga, wszystek świat prawie zapowietrzyła, tak iż ledwo czwarta część ludzi została przy życiu.

Piotr Szyrzyk obrany biskupem Krakowskim w Awinionie umiera. Po nim wstępuje na stolicę Bodzanta.

Lubo Piotr Szyrzyk obrany biskupem Krakowskim mógł potwierdzenie swego wyboru uzyskać przez posłannictwo do papieża, nie miał bowiem żadnego współzawodnika; wszelako stosując się do życzenia króla Kazimierza, który miał ważne, tak swoje jak i krajowe, do wyniesienia przed Stolicę Apostolską sprawy, udał się osobiście dla dopilnowania tego wszystkiego do Awinionu. Lecz gdy po uzyskaniu z łatwością potwierdzenia swego od papieża Klemensa VI, rok jeszcze cały zabawić musiał w Awinionie dla załatwienia spraw królewskich i krajowych, które jako ważniejsze więcej miały trudności, złożony chorobą, umarł dnia szóstego Stycznia i w Awinionie pochowany został. Po jego śmierci, rzeczony Klemens papież, nie czekając na wybór kapituły Krakowskiej, Bodzantę z Jankowa, obwodu i dyecezyi Gnieźnieńskiej, szlachcica herbu Róża, dziekana Krakowskiego, który pomienionemu Piotrowi Szyrzykowi obranemu biskupem towarzyszył w podróży do Awinionu, naznaczył na biskupstwo Krakowskie i w Awinionie wyświęcić kazał. Po uzyskanej nad wszelkie spodziewanie nominacyi i wyświęceniu ruszył Bodzanta do Polski, gdzie mając za sobą przychylność króla Kazimierza, od duchowieństwa i ludu z wielką czcią przyjęty, objął spokojnie rządy biskupstwa Krakowskiego.

Ludwik król Rzymski umiera. W jego miejsce, bez względu na poprzednią elekcyą, obrany Gunter, po którego zejściu Karol spokojne dzierży panowanie.

Ludwik król Rzymski zabawiając się łowami i goniąc za zwierzyną, przypadkiem utknął z koniem, albo jak inni utrzymują, otruty przez jakowąś księżnę, padł na ziemię i w kilka dni umarł. Pochowano go w kościele ....
Niektórzy z elektorów, nie zważając na dokonany przez siebie wybór i koronacyą Karola króla Czeskiego, obrali Guntera hrabię v. Schwarzburg królem Rzymskim. Zapalała się więc na nowo wojna między Gunterem a Karolem dotąd prowadzona, którą zdawało się że śmierć Ludwika zakończy; obadwaj bowiem, Gunter i Karol, z znacznemi siłami sposobili się do wojny. Ale gdy niespodzianie Gunter zszedł ze świata, Karol ogarnął spokojnie rządy, ułagodziwszy darami elektorów, którzy mu byli przeciwni.
Dnia dziewiątego Lutego, Elżbieta, córka Bernarda książęcia Świdnickiego, siostrzenica króla Polskiego Kazimierza, a żona Henryka I książęcia Opolskiego, umarła, i w Opolu w klasztorze braci mniejszych pochowaną została.

Rok Pański 1349.
Kazimierz król Polski, po zwojowaniu i podbiciu ziemi Łuckiej, Włodzimierskiej, Brzeskiej i Chełmskiej, wydawszy się na nierząd i swawolę, porzuca własną żonę, a utrzymuje kilka nałożnic: o co upomniany od papieża, staje się zawistnym wrogiem duchowieństwa; nareszcie w imieniu biskupa Krakowskiego wyklęty przez Marcina Baryczkę wikaryusza, rozkazuje go utopić w stawie.
Kazimierz król Polski, zebrawszy i sporządziwszy liczne wojsko, tak konne jako i piesze, ruszył zbrojno w celu shołdowania reszty krajów Rusi, jeszcze nie podlegających jego władzy, i wkroczył naprzód do ziemi Łuckiej, którą wraz z innemi przyległemi powiaty dzierżył pod ów czas Lubard Litwin, syn Gedymina, po wypędzeniu z niej dawnych książąt Ruskich, a obległszy zamki Łuck i Włodzimierz, obadwa przemocą zdobył. Pomknął się potém z wojskiem do ziemi Brzeskiej, i w kilku dniach zamek i całą ziemię Brzeską pod swoje zagarnął panowanie, inne bowiem mniej silne warownie sami ich władcy dobrowolnie mu popoddawali. Naostatek wszedł do ziemi Chełmskiej, i gęstém miotaniem z kusz pocisków dobywszy zamku Chełma, mnogie zabrał w nim zdobycze w bogactwach i klejnotach. Po opanowaniu głównego zamku, wszystkie inne ukorzyły się i poddały królowi. Ale zmiękczony król Kazimierz prośbami niektórych książąt Rusi (było ich bowiem pod ów czas wielu) łaskawie się z nimi obszedł, wziął ich pod swoje maństwo, a odebrawszy od nich hołd i przysięgę wierności, wrócił im wszystko do czego który miał prawo. Gdy więc trzy pomienione ziemie orężem zdobył i należycie urządził, osadziwszy w główniejszych zamkach starostów Polskich, chlubny zwycięztwem i pozyskaną miłością rycerstwa i ludu, głoszącego z uwielbieniem jego przezorność w rządach, szybkość i zwrotność w działaniu, wracał szczęśliwie do Polski. A gdy przybywał do Krakowa, świetny tylu zwycięztwy i łupami zdobytemi na nieprzyjaciołach, wyszły przeciw niemu processye wszystkich kościołów i stanów; a król, poprzedzony hufcami rycerstwa, za sobą zaś prowadzący gmin zabranych jeńców, z wielką okazałością i chwałą, w obec tłumów ludu, witających go ze czcią i podziwem, wstępował w progi stolicy. Panowała bowiem radość powszechna z uwielbieniem dla króla, który trzy tak znaczne krainy z łatwością i w tak krótkim czasie shołdował i do królestwa Polskiego przyłączył, a pomyślny obrot spraw obecnych wróżył na przyszłość podobnież o pomyślném dokonaniu dzieł, które zamierzał. I nadzieje te byłyby się za pewne ziściły, gdyby król, zwykłą i właściwą zwycięzcom przywarą, nie był w szczęściu począł przebierać miary. Nadęty bowiem pomyślnością, dawszy się nią zaślepić, i straciwszy rozsądek, który go był zalecał, zboczył z drogi pomiarkowania, żądzom zgubliwym rozpuścił wodze, i takiemu oddał się zepsuciu, że zdrożnością obyczajów wnet przyćmił blask swego panowania, i czynów rozgłośnych sławę zatarł ohydą i sromotą. Jakoż bez względu na świętość związków małżeńskich, począł prowadzić życie rozwiązłe, i małżonkę swoję królową Jadwigę, inaczej Adelajdę, niewiastę nadobną tak z urody jako i obyczajów, odepchnąwszy z pogardą, jawnie i pokątnie obcował z nałożnicami, których w Opocznie, Czchowie, Krzeczowie, i po innych miejscach roje utrzymywał, i z nich jakby domy nierządne potworzył. A gdy rady zbawienne i przestrogi biskupów i panów swoich, którzy go o to często upominali, obojętnie przyjmował i lekceważył, za wdaniem się biskupów kościoła Polskiego papież Klemens VI kazał mu pogrozić surowo i zalecić: „aby oddaliwszy od siebie wszystkie nierządnice, łoża małżeńskiego wszeteczeństwem więcej nie kaził.“ On atoli, w ponętach światowych ugrzęzły, tych grzechów cielesnych ani Boskim ani ludzkim mieczem nie dał z siebie wytępić; co większa, targnąwszy się na swobody kościelne, dobra Złockie (Zlotenses), biskupa Krakowskiego dzierżawy, w okolicy Sandomierza leżące, przez nasłanego na nie Ottona z Pilcy, wojewodę i starostę Sandomierskiego, herbu Topor, kazał zmuszać do danin powszechnych i robocizny. Takowej krzywdy Bodzanta biskup Krakowski znieść nie mogąc, naprzód rzeczonemu Ottonowi z Pilcy wojewodzie i staroście Sandomierskiemu, a potém, gdy ten upornie się stawił, Kazimierzowi królowi Polskiemu pozwem i klątwą kościelną pogroził. Do odniesienia takowego wyroku naznaczony przez Bodzantę biskupa Marcin Baryczka wikaryusz kościoła Krakowskiego (inni bowiem obawiając się gniewu królewskiego nie chcieli się podjąć tego zlecenia) śmiało wszedłszy do króla, złożył mu osobiście pozew i biskupią przestrogę. Kazimierz król, chociaż gniewem uniesiony, wielu zelżywemi słowy obrzucił Marcina Baryczkę, nie podniósł jednak na niego ręki. Potém dopiero, gdy rycerze jego i zausznicy umysł króla sam przez się zapalony bardziej jeszcze podburzyli, mieniąc godnym kary śmierci tego, który poważył się grozić mu klątwą biskupią, zezwolił na największą zbrodnię, i puściwszy wodze swej zapalczywości, kazał w dzień Ś. Łucyi rzeczonego Marcina Baryczkę ująć, a następującej nocy w rzece Wiśle utopić. Wykonawcą tego zlecenia był Kochan, dworzanin i sługa królewski, główny przywódzca i narzędzie tej zbrodni. Którą zbrodnią król Kazimierz srogości swoich poprzedników dorównał, a po części ich przewyższył: Bolesława II, zabójcy Ś. Stanisława biskupa przykład na sobie powtórzył; ojca zaś swego, króla Władysława Łokietka, ciemiężcę Nankiera biskupa Wrocławskiego, przeszedł w złości. Nie dziw przeto, że Bóg sędzia sprawiedliwy, zmierźiwszy go sobie wraz z jego plemieniem, wydziedziczył go z tronu królestwa Polskiego, a nawet nie dozwolił mu zostawić po sobie żadnego potomstwa; wiadomo bowiem, że wszyscy, którzy z jego lędźwi wyszli, pomarli. Za sprawą nieprzyjaciela rodu ludzkiego czarta, rozgnieździła się pod ów czas w królestwie Polskiém obok władzy pycha, przy obfitości zbytek, niezgoda w pokoju; sam król Kazimierz najgorszym i najsromotniejszym rodzajem nieprawości odpłacił się Bogu za tak wielkie dobrodziejstwa jemu i królestwu jego wyświadczone. I kościoł bowiem ciężarami uciskał, i Chrystusa Pana srogiém prześladowaniem krzyżował.

Mistrz Pruski Litwę pustoszy i wszędy krwawe roznosi rzezie; a stoczywszy bitwę z książęciem, gromi go i rozprasza.

Dnia dwudziestego czwartego Stycznia, mistrz Krzyżaków Pruskich, Henryk, z czterdziestu tysiącami wojska przybyłego z Francyi i Anglii wtargnąwszy do Litwy, spustoszył ją rzeziami i morderstwy, nie przebaczając ani płci ani wiekowi. A gdy łupami obciążony powracał, zaszedł mu drogę książę Litewski Kiejstut i stoczył bitwę, która dla obu stron była krwawą. Poległo w niej Litwinów i Rusi ośmnaście tysięcy; z pomiędzy Krzyżaków zginął Gerard v. Stegin komtur Gdański, niemniej komtur Gobieński, sześciu braci zakonnych, pięciudziesiąt rycerzy, i wielu innych z konnej i pieszej drużyny.

Mór straszny w Polsce, który wreszcie na modły i posty powszechne ustępuje.

Zgubnym był i ten rok także dla Polski z przyczyny panującej w kraju gorączki; wiele ludzi tak z szlachty jak i pospólstwa wymarło. A gdy w długo trwającém utrapieniu nie było żadnego zaradczego środka, i nie tylko już domy pojedyncze, ale wsie i miasta powyludniała zaraza, ludzie zwróciwszy się do pobożności, w przekonaniu, że takowa plaga przepuszczoną była od Boga za mnogie przestępstwa, biczami i rózgami chłostali się nawzajem i karali rozmaitym rodzajem pokuty, dopóki Niebo łaskawe nie usunęło śmiertelnego moru i nie wstrzymało tak zgubnej klęski.

Po Ottonie biskupie Chełmińskim wstępuje na stolicę Jakób.
Dnia szesnastego Czerwca, Otto biskup Chełmiński, przesiedziawszy na stolicy lat siedm, złożony chorobą umarł i w kościele katedralnym Chełmińskim ze czcią należną pochowany został. Po nim nastąpił Jakób kanonik Chełmiński, mąż cnotą znakomity, Polak z rodu szlacheckiego .... tajemném głosowaniem prawnie obrany, i od papieża Klemensa VI potwierdzony.

Kazimierz król dokończa budowy klasztoru w Mogile, poczętej przez Iwona biskupa Krakowskiego.

Tegoż roku Kazimierz król Polski, osobliwszą wiedziony pobożnością, i wielce nad tém bolejący, że klasztor zakonu Cystersów w Mogile pod Krakowem, od swego założyciela Iwona z Końskich biskupa Krakowskiego poczęty, nie był dotychmiast wykończony, z wspaniałą i królewską hojnością wyprowadził mury rzeczonego klasztoru od strony południowej i z wierzchu je pokrył. Kościoł także przyozdobił sklepieniem, poczynając od wieży kościelnej ze wschodu aż do końca ku zachodowi, i dał na niém poprzeczne łuki od północy i od południa.

Rok Pański 1350.
Litwini kraje Polskie pustoszą, gdy król za popełnioną zbrodnię największe ściągnął na siebie nieszczęście.

Bóg w swych wyrokach sprawiedliwy, dając poznać, jak mu niemiłém było i dla wszystkich zgubném niecne i okrutne morderstwo na Marcinie Baryczce, wikaryuszu kościoła Krakowskiego, z rozkazu Kazimierza króla Polskiego dokonane, i przepuszczając swój gniew nie tylko na rzeczonego króla Kazimierza, ale i na wszystek lud Polski, wzbudził przeciw niemu dawnego nieprzyjaciela, nie w łuku swoim i dzielności miecza, albo w otwartym boju pokładającego swoję ufność, lecz w potajemnych i zdradzieckich napadach nawykłego z porwaną zdobyczą po łotrowsku uciekać. Tegoż samego bowiem lata, a nadto i w zimowej porze, Litwini po kilka kroć nawiedzali królestwo Polskie; a naprzód ziemię Łukowską, potém Radomską, naostatek Sandomierską niespodzianie i szybkiemi zagony najeżdżali, a popełniwszy liczne i bezbożne morderstwa, gwałty i łupieże, zagarnioną zdobycz w brańcach obojej płci i stadach bydlęcych uprowadzali do Litwy. Przez takowe nachody, nagłe i często powtarzane, wielce spustoszyli królestwo Polskie, trapiąc lud pospolity nie tak swém dzikiém okrucieństwem, jak ustawiczną obawą i nagłością najazdów. A lubo szlachta i rycerze Polscy, oburzeni temi napadami, zebrawszy hufce konne i piesze, wystąpili przeciw nim i w pojedynczych ścierali się walkach, aby im wydzierać zabrane łupy i gnanych w niewolą włościan, chłopów, przyjacioł i dzieci; w tych jednakże bitwach z dopuszczenia Bożego Polacy zwykle pierzchali, a Litwini otrzymywali zwycięztwo, choć drogo nieraz krwią okupione. Odjął albowiem Bóg Kazimierzowi królowi Polskiemu i jego narodowi, słuszną karą za zabicie swego Chrystusa i inne przestępstwa, dawne szczęście i powodzenie, a uchyliwszy mu swojej łaski, rozmaitemi nawiedzał go klęskami, tak, iż cokolwiek czynił albo czynić zamyślał, opak mu wypadało albo całkiem się nie iściło; a lud jego z Litwinami i Rusią pojedyncze zwodząc walki, zwykle ulegał zwycięzcom i wpadał w ręce przeciwników. Sam też król Kazimierz, niefortunny w swoich czynach i zamiarach, u sąsiadów i nieprzyjacioł stał się celem pogardy i urągowiska: i zarówno król, jak wszyscy poddani królestwa, tylu znękani przeciwnościami, tylu klęskami przywaleni, sami głośno wyznawali, że czują nad sobą karę Bożą za popełnione na słudze jego morderstwo, jeszcze odpowiednią nie zgładzone pokutą.
W uroczystość Trzech królów, Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, odprawił synod prowincyalny w mieście Kaliszu, na który Bodzanta biskup Krakowski, Wojciech Pałuka Poznański, Zbilut Włocławski, Klemens Płocki, Jan Lubuski i Przecław Wrocławski zgromadzili się wraz z swemi kapitułami.

Ludwik król Węgierski, mszcząc się śmierci brata Andrzeja, Sycylią pustoszy; wreszcie za namową Klemensa papieża zaprzestaje sam prześladowania, ale zleciwszy swoje wojsko Karolowi Robertowi, szerzy przez niego spustoszenia i klęski.

Ludwik król Węgierski, pomny na krzywdę i morderstwo swego brata, i zapalony żądzą zemsty, która się zwykle ożywia wspomnieniem, na nowo wziąwszy się do oręża, tak z własnym jak i najemnym ludem ruszył zbrojno przeciw Joannie królowej Sycylijskiej. Około dnia Ś. Jerzego opuścił Sienę i morzem popłynął do ziemi Neapolitańskiej, którą ogniem i mieczem spustoszył, pozdobywał zamki, z miast jedne poburzył, drugie srodze ucisnął, aż wreszcie na prośbę papieża Klemensa VI, powściągnąwszy swój gniew, złożył oręż i przybył do Rzymu, gdzie go z czcią należną przyjęto; poczém wrócił do Węgier. Nieuspokojony wszelako, wyprawił Karola, syna Roberta, do Neapolu, ażeby się pomścił na Joannie morderstwa jej męża. Ten pokonawszy wojska Joanny, zdobywszy szturmem Neapol, a wnet całe królestwo Sycylijskie pod swoję władzę podbiwszy, Joannę w Castro nuovo obległ. Ale gdy Ludwik Andegaweński przybył na odsiecz, upomniany od papieża, aby nie przelewał krwi Franków, odstąpił od oblężenia. Niezadługo jednak potém, rzeczony Karol Durachin, za namową i wsparciem Urbana papieża (który swym nierozsądkiem, że nie powiem szaleństwem, spowodował wtedy w kościele odszczepieństwo), pogromiwszy i zniosłszy w jednej bitwie wojska królowej, osłabioną latami Joannę poduszką do twarzy przyłożoną udusił.

Rok Pański 1351.
Litwini ziemie Lwowską, Bełzką, Chełmską i Brzeską pustoszą, i podchwytują tameczne zamki: ale wnet Kazimierz król odpiera ich orężem i kniazia Litewskiego bierze w niewolą.

Książęta Litewscy widząc, że tylokrotne spustoszenia krajów do królestwa Polskiego należących uchodziły im bezkarnie, do większej jeszcze posunęli się zuchwałości. Zebrawszy albowiem liczne wojsko z Litwinów, Rusi, Tatarów i innych narodów przez siebie ujarzmionych, podstąpili pod Lwów; a lubo nie pokusili się o zdobycie miasta i zamków Lwowskich (już bowiem Kazimierz król Polski obwarował je był silnemi i wysokiemi murami i rowami znacznej głębokości) wszystkie atoli wsie i miasteczka okoliczne splądrowali, ludzi i mieszkańców tu owdzie pomordowali, część zabrali w niewolą, i na okół rozpuścili pożogi. Z ziemi Lwowskiej ruszyli potém pod Bełz, a dobywszy zamku Bełzkiego, podstąpili z wojskiem pod zamki Włodzimierski i Brzeski, i długo do nich szturmowali; a gdy król Kazimierz nie przysłał oblężeńcom posiłków, obadwa zamki do poddania się zmusili, i cztery obszerne i żyzne powiaty, Bełzki, Włodzimierski, Chełmski i Brzeski, oderwali od królestwa Polskiego, uczyniwszy się ich właścicielami i panami. Z tych już zamków, z których jeden, to jest Brześć, Kazimierz król Polski murem ceglanym począł był umacniać, Litwini otwartą mieli drogę do ustawicznych na królestwo Polskie napadów. Wprzódy bowiem, nim zamek Brześć opanowali, trudny i niebezpieczny był dla nich przystęp do Polski, i często pod tą twierdzą albo klęski doznawali, albo przymuszeni byli rzucać zagarnione zdobycze. Jakoż zamek ten z położenia obronny, ma ku granicom Polskim rościągające się bagna i błotniste zatopy, tudzież rzekę Bug, która w tych miejscach nie wiele nastręcza do przebycia brodów, i z przyrodzenia swego tak silnie jest obwarowany, że go można uważać jakby za port i wrota do krajów Litewskich i Rusi. Alić naostatek Kazimierz król Polski, wsparty posiłkami Ludwika króla Węgierskiego, ruszył z wielką wyprawą przeciw Litwinom, a pobiwszy ich wojska, opanował zamek i ziemię Włodzimierską, a nadto książęcia Litewskiego Kiejstuta w stoczonej z nim z osobna bitwie poimał jeńcem. Ten z wszystkimi bracią swoimi, książęty Litewskimi, i krajami które mu podlegały, obiecawszy przyjąć chrzest i wiarę chrześciańską, do czego przysięgą się zobowiązał, łaskawego i uczciwego doznał od obu królów obejścia, ale potém, złamawszy przysięgę, nocną porą umknął do Litwy.

Piotr Pszonka i Otto z Szczekarzowic, Polacy, chcąc Jagiełłę z wojskiem pogańskiém przeprowadzić przez brody Wisły, zdradzeni i oszukani, wiele tysięcy Litwinów topią w jej głębi, a potém sami za zdradziectwo karę odnoszą.

W tym także roku, pamiętnym plagą Bożą, za grzechy liczne na naród Polski spuszczoną, znaleźli się w Polsce ludzie niegodziwi, wyrodki raczej niż synowie ojczyzny, łotrzy a nie rycerze, i zdrajcy własnego kraju, którzy zwąchawszy się potajemnie z barzyńskiemi Litwinami, i wziąwszy od nich przedajne myto, ukazywali im drogę przez lasy, bagna, moczary i rzeki, ażeby tém mniej spodziewani mogli Polskę najeżdżać. Między innymi Piotr Pszonka z Babina i Radowca (Radowyecz), obywatel ziemi Lubelskiej, herbu Janina, i Otton z Szczekarzowic, herbu Topor, za główniejszych uważani byli zdrajców i przewodników. Pierwszy, wiadomy wszystkich przejść i brodów, gdy po kilka kroć dopuścił się takowej niecnoty, iż Litwinów na zgubę własnej ojczyzny sprowadzał (co mu się szczęśliwie udawało), nie zważając na wielkość zbrodni, nie bojąc się Boga, ani wzdrygając okrucieństw, jakie Litwini na jego ziomkach i współbraciach popełniali, z podłej chciwości złota i datków, a nadto tej korzyści, że Litwini jego włości i folwarków oszczędzali; doczekał się nareszcie kary od Boga, który już dłużej jego sromotnym zbrodniom nie chciał folgować. Trafiło się bowiem, że go według zwyczaju książęta Litewscy Jagiełło i Skirgajło, zamierzający nowy najazd, wysłali celem wyszukania brodu na Wiśle, i na wzwiady, azali im jakie w tej przeprawie od Polaków nie groziły przeszkody. Ten nocną porą i potajemnie zbadawszy i wymiarkowawszy wszystko, z przyczyny iż Wisła szeroko natenczas była wezbrała, niedaleko miasta Zawichosta pozatykał w rzece wysokie wici, wskazując niemi bezpieczne przejście ku miastu; poczém wrócił do obozu Litwinów. Tymczasem rybacy Polscy, po odejściu onego zdrajcy, spostrzegłszy pręty i znaki porobione na Wiśle, i snadno domyśliwszy się do czego służyć miały, poprzestawiali je i powtykali na największych głębinach. Nadciągnęło nocą i w cichości wojsko Litewskie, ażeby Polaków tém snadniej podejść i przydybać. Kazał więc Litwinom Piotr Pszonka za temi znakami śmiało w bród wskoczyć i za rzekę jakoby po mieliźnie się przeprawiać; aliści natychmiast porwały ich nurty i kilka tysięcy w Wiśle pogrążyły. Książęta Litewscy Jagiełło i Skirgiełło widokiem tym przerażeni, i oburzeni na zdrajcę Piotra Pszonkę, w mniemaniu, że on umyślnie użył na nich takiego podstępu, z wyrzutami nikczemnej zdrady, ścięli mu głowę na brzegu rzeki, i przez dzień kryjąc się po lasach, a nocami tylko posuwając obozy, z bojaźni aby ich Polacy nie dopadli, po doznanej tak srogiej klęsce, sromotnie uciekli do Litwy. A tak zdrajca Polaków zasłużoną odebrał karę. W poźniejszym zaś czasie Jagiełło książę Litewski, wzięty na królestwo Polskie, obydwóch zdrajców pamiętnie ukarał: dziedzicom bowiem Piotra Pszonki odebrał wieś Krzczonów, pod zamkiem Lubelskim leżącą, która po dziś dzień do dóbr królewskich należy; potomkom zaś Ottona odjął Szczekarzowice, które dopiero wnukowi tegoż Ottona, Zaklice Tarłowi, w poźnej już jego starości, na wielkie prośby i wstawienia, i przez wzgląd na zasługi chwalebne Zakliki, z trudnością powrócił.

Bolesław książę Mazowiecki i Płocki umiera.

Umarł na tej wyprawie dnia dziewiętnastego Sierpnia Bolesław książę Mazowiecki i Płocki, syn Wańka; zwłoki jego odprowadzono do Płocka i w tamecznym kościele pochowano. Mąż obyczajów chwalebnych, tą szczególniej odznaczał się cnotą, że praw i swobód kościoła nie dozwalał nikomu naruszać i kazić; owszem stały i gorliwy w ich obronie, zasłużył sobie na chlubne imię ojca i miłośnika kościoła.
Umarł także mistrz Pruski Henryk Dusemer w Marienburgu: po nim nastąpił Winrych v. Kniprode.

Z Węgier wielka liczba ludzi ustępując przed zarazą morową, tworzy w Polsce sektę biczowników, którą biskupi rozpędzają.

Z obawy zarazy i śmiertelności, która wiele ludzi po różnych krajach, a mianowicie w Węgrzech, nagle sprzątała, zgraja obojej płci wychodźców, w jednę kupę zgromadzonych, chroniąc się przed niebezpieczeństwem, z Węgier zawitała do Polski. Z niesionemi naprzód chorągwiami, wstępowali oni do przydrożnych kościołów, zwłaszcza po miastach i miejscach znaczniejszych, ciała mając obnażone po pępek, i biczując się aż do krwi paskami rzemiennemi i miotełkami, przyczém wyśpiewywali w swoim języku jakieś niestworne a żałośnie brzmiące pieśni. A lubo biskupi Polscy cierpieli przez czas niejaki tę sektę, gdy w mniemaniu niektórych miała mieć cel pobożny, skoro się jednak przekonano, że zarażona była błędami, sami bowiem ci pokutnicy dawali sobie nawzajem odpuszczenie największych nawet grzechów, i cielesnym służyli chuciom (widywano bowiem między nimi wiele kobiet ciężarnych), zgodną uchwałą biskupów Polskich, jako to Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, Bodzanty biskupa Krakowskiego, Przecława Wrocławskiego, Wojciecha Pałuki Poznańskiego i Zbiluta Włocławskiego, wypędzono z Polski rzeczoną sektę, a wreszcie bullą Apostolską zniesiono.

Rok Pański 1352.
Kazimierz król posyła Albryka kanclerza Dobrzyńskiego do Klemensa papieża z prośbą o rozgrzeszenie i naznaczenie sobie pokuty za zabicie kapłana. Ten uzyskuje zarazem wyrok papieski, aby biskupstwo Wrocławskie pozostało pod zwierzchnictwem Gnieźnieńskiej metropolii: Kazimierz zaś dla zadosyć uczynienia sumieniu, stawia w wielu miejscach kościoły.

Kazimierz król Polski, chcąc zetrzeć z siebie zmazę ciężkiej zbrodni na Marcinie Baryczce wikaryuszu kościoła Krakowskiego popełnionej, za którą z dopuszczenia Bożego mnogie klęski i przygody ustawicznie na kraj spływały, wyprawił do Awinionu do papieża Klemensa w poselstwie Wojciecha (Albryka) kanclerza Dobrzyńskiego i proboszcza Bocheńskiego, celem wyznania przed Stolicą Apostolską swojej winy, i przyjęcia pokuty z należną powolnością, pokorą i skruchą, niemniej załatwienia niektórych spraw królewskich i krajowych, postarania się nakoniec u papieża, aby kościoła Wrocławskiego nie odrywano od Gnieźnieńskiej metropolii i nie poddawano pod zwierzchność Praskiego arcybiskupstwa, czego się Karol pod ów czas król Rzymski i król Czeski przez wysłane do papieża uroczyste poselstwo usilnie dopraszał. Gdy rzeczony Wojciech przybył do Awinionu, łaskawie od papieża wysłuchany, wyznał przed nim zbrodnię, jakiej się król dopuścił na osobie Marcina Baryczki, i otrzymał łaskę rozgrzeszenia, z naznaczeniem stosownej pokuty. Pokucie tej Kazimierz król Polski poddawszy się z powolnością, przyjął ją w goryczy ducha i głębokiej skrusze, i w zupełności wykonał. Naprzód bowiem dobra wszystkie kościoła Krakowskiego do dawnych swobód przywrócił. Potém kościoł Wiślicki, do którego szczególne miał nabożeństwo (albowiem ojcu jego Władysławowi królowi Polskiemu, w wielu przygodach i uciskach, obraz Najświętszej Panny na kamieniu rzeźbiony, który dotąd widzieć w kościele Wiślickim, a przed którym on często o północy krzyżem leżąc, z płaczem i wzdychaniem modlił się o pomoc potrzebną, ten mówię obraz, jak wieść niosła, zawsze dawał ratunek i opiekę) z ciosowego kamienia wspaniałym nakładem zbudował, rozebrawszy dawny kościoł, który miał za niskie i zbyt szczupłe mury. Niemniej kościoły Ś. Maryi w Sandomierzu, w Stobnicy, Szydłowie, Zagości i Gargowie, na zgładzenie swojej winy i uzupełnienie pokuty, ozdobnie powystawiał i wymurował; inne także części pokuty, nic z niej nie opuszczając, z należném zadosyćuczynieniem wypełnił. Wyjednał nadto u Stolicy Apostolskiej dla króla Kazimierza rzeczony Albryk, że mu w zasiłku przeciw gwałtownym i trapiącym Polskę ustawicznie Litwy napadom (jak to o nich wyżej się powiedziało) na ten jeden raz wszystko duchowieństwo Polskie obowiązało się czteroletnie dziesięciny złożyć do skarbu. Zapobiegł wreszcie oderwaniu kościoła Wrocławskiego od metropolii Gnieźnieńskiej i przyłączeniu go do arcybiskupstwa Praskiego, rozprawiwszy się o to po wielekroć w konsystorzu Apostolskim, i okazawszy najoczywistszemi dowody i świadectwy, że kościoł Wrocławski, od królów i książąt Polskich założony i uposażony, zawsze arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu i jego metropolii podlegał. Wielką było to niesłusznością i krzywdą, że po oderwaniu nieprawém Szląska od Polski, prawa kościoła Polskiego znacznego doznały umniejszenia, a kościoł Praski dobił się nie należącego mu zaszczytu z ujmą i uszczerbkiem kościoła Gnieźnieńskiego, gdy wiadomo jest, że kościoł Wrocławski z swego założenia i uposażenia należy do królestwa Polskiego i zwierzchności metropolii Gnieźnieńskiej, o czém, gdyby innych najoczywistszych nie było dowodów, przekonywa samo opłacanie denaru Ś. Piotra. Temi i innemi świadectwy gdy należycie wyświecił prawdę, Stolica Apostolska stanęła przy słuszném prawie z przychylnością, i rzeczony Klemens papież uznał, stanowczo osądził i orzekł, że kościoł Wrocławski podlega zwierzchnictwu metropolii Gnieźnieńskiej, a nigdy do Praskiego arcybiskupstwa należeć nie może. Tego czasu także Kazimierz król Polski uchylił w całej dyecezyi Krakowskiej nakaz wybierania z dóbr duchownych dziesięciny snopowej, który był wydał z pobudek osobistego gniewu, a potém pomiarkowawszy się, w Krakowie dnia dwudziestego Czerwca zniósł i odwołał; a nadto osobnym przywilejem kościołowi Krakowskiemu i jego dyecezyi udzielonym, uchwalił i postanowił, że wszyscy kmiecie i osadnicy obowiązani być mieli do odstawiania dziesięcin snopowych panom ich i właścicielom, w miejsca przez nich obrane.

Bolesław książę Lignicki i Brzegski, po otrzymaném uwolnieniu od kar kościelnych, umiera.

Bolesław książę Lignicki i Brzegski, po wytrzymaniu przez lat siedmnaście rzuconej na siebie i swoje państwa klątwy i interdyktu za grabież dóbr duchownych, jakiej się był w dyecezyi Wrocławskiej, do swojej dzielnicy należącej, dopuścił, zachorowawszy z przeładowania żołądka i opilstwa, gdy widział, że dla podeszłego wieku (już bowiem miał lat przeszło sześćdziesiąt) i z przyczyny zwiększającej się choroby, ostatniego dochodził kresu, począł usilnie starać się i przez synów swoich Wacława i Ludwika dopraszać, aby od kar kościelnych mógł być uwolnionym. Ci spowodowani prośbą ojcowską, przyrzekli wszelkich ku temu dołożyć usiłowań: a gdy młodszy syn Ludwik nie odstępował ojca dogorywającego na łożu śmiertelném, starszy Wacław czynił starania u Przecława biskupa i kapituły Wrocławskiej, zobowięzując się uroczyście w swojém i brata Ludwika imieniu do zwrócenia ojcowskich zaborów, aby ojca swego Bolesława książęcia Brzegskiego uwolniono od kar, jakie nań w sprawach przez różne osoby wytoczonych szczegółowo zostały wymierzone. Wysłani więc niebawem Jan dziekan i Piotr z Gustyny kanonicy Wrocławscy spiesznie do Brzegu przybywają, i na mocy udzielonego sobie upoważnienia, Bolesława książęcia uwalniają od klątwy i zdejmują interdykt. Uradowany wielce Bolesław, gorące złożywszy dzięki Bogu, że go w końcu życia do społeczeństwa wiernych raczył przywrócić, i przyjąwszy po chrześciańsku Sakramenta święte, w Brzegu dnia dwudziestego Kwietnia dni swe zakończył. Pochowano go w klasztorze Lubiązkim, któremu dwie wsie, to jest Oleśnicę (Olszna) i Heidenrichsdorf w obwodzie Niemeckim (Nympczensi) darem odkazał.

Tatarzy przez Olgerda książęcia Litewskiego naprowadzeni pustoszą Polskę.

Tatarzy, w licznej hordzie zebrani, a od Olgerda książęcia Litewskiego darami i rozmaitemi obietnicami ujęci, ziemię Podolską, do królestwa Polskiego należącą, mieczem i grabieżą spustoszyli. Wielce bowiem bolało to Olgerda książęcia Litewskiego, że Kazimierz król Polski po śmierci Bolesława, syna Trojdena książęcia Mazowieckiego, ziemię Lwowską pod swoję moc i prawo w zupełności zagarnął. Ten Olgerd był ojcem Władysława II, potém króla Polskiego, który dopókąd żył w pogaństwie nazywał się Jagiełłą.

Po Klemensie VI papieżu wstępuje na stolicę Innocenty VI.

Klemens VI papież, przesiedziawszy na stolicy lat dziesięć, miesięcy sześć, i dni szesnaście, umarł i w kościele Awiniońskim pochowany został. Po nim nastąpił wybrany przez kardynałów Innocenty VI, Limozyńczyk, (Lemovicensis), wielki czciciel zakonów. On założył i uposażył klasztor Kartuzów przy kościele Ś. Jędrzeja we Francyi, i z szczególną dla tego zakonu przychylnością wiele mu nadał przywilejów. W prawie kościelném biegłym był mistrzem.

Rok Pański 1353.
Litwini zrządzają Polakom wielkie szkody, którym zabiegając król Kazimierz, zamek i miasto Płock murem otacza.

Książęta Litewscy Olgerd, Kiejstut, Skirgiełło, wielce oburzeni i rozgniewani, że Kazimierz król Polski, z pomocą towarzyszącego mu osobiście siostrzeńca swego, Ludwika króla Węgierskiego, opanowane przez nich ziemie i powiaty Ruskie zbrojno najechał i spustoszył, a Włodzimierską ziemię pod swoje panowanie zagarnął, przemyślali ciągle o zemście. Jakoż Lubard książę Litewski, zebrawszy wojsko jak tylko mógł najliczniejsze, zdradziecko i z pogwałceniem sojuszu między Kazimierzem królem a Litwinami chwilowo zawartego i stwierdzonego przysięgą, dnia siódmego Lipca skrytym pochodem wpadł do Halicza, i opanowawszy miasto, znaczną część jego mieszkańców i kupców obyczajem barbarzyńskim wymordował, nieszczędził nawet niewiast i dzieci; a obładowany i zbogacony zdobyczą, nie śmiejąc długo w miejscu pozostać, miasto podpalił i umknął spiesznie do Litwy. Złożywszy potém zabrane z Halicza plony w swoich warowniach, zamkach i grodziszczach, z powiększonemi siły przybył dnia dziewiątego Września pod Zawichost, i wszystkie wsie i włości na cztery mile wkoło ogniem, morderstwy i pożogami spustoszył. A nim rycerstwo Polskie skoczyło do broni, zdobycz porwaną uprowadził i w lasach pochował. Aby więc Litwini i na inne części królestwa Polskiego podobnych nie wymierzali napaści, Kazimierz król Polski w tym jeszcze roku miasto i zamek Płock murem ceglanym obwarował.

Książęta Litewscy bezkarnie Prusy pustoszą i zdobycz uprowadzają.

Książęta Litewscy Olgerd, Kiejstut i Patrykij, zebrawszy siłę zbrojną z Litwinów i Rusi, ruszyli do Prus, aby się pomścić klęski pod Łabiowem poniesionej i zatopienia książęcia Smoleńskiego. Dokąd gdy wkroczyli okolicą zwaną Resil, zniszczyli ją po barbarzyńsku, wywarłszy swoję srogość nawet na starców i dzieci. Rozszerzyli potém dalej spustoszenia, a po wymordowaniu wielu Polaków i zabraniu znacznej liczby jeńców (między któremi, prócz chłopstwa i pospolitego gminu, było pięciuset szlachty) nigdzie nie doznawszy oporu, powrócili do Litwy.

Ludwik król Węgierski pojmuje w małżeństwo Elżbietę córkę króla Bośnii.

Dnia dwudziestego miesiąca Czerwca, Ludwik król Węgierski, siostrzeniec Kazimierza króla Polskiego, zaślubił Elżbietę, córkę Stefana króla Bośnii, którego zwano Hisupusbanem, dziewicę nadobnej urody, i za zezwoleniem papieża pojął ją w małżeństwo. Gody weselne odprawiano według zwyczaju w Budzie. Była rzeczona Elżbieta, żona Ludwika, urodzoną z Elżbiety córki Kazimierza książęcia na Gniewkowie, stryjecznej siostry królowej Węgierskiej, Elżbiety starszej, wdowy po Karolu, i Ludwika należącą w czwartym stopniu pokrewieństwa.

Śniegi wielkie w Polsce spadają w końcu Maja, po których niezwykły w polach urodzaj.

Tegoż roku wydarzył się w królestwie Polskiém, w Sobotę przed uroczystością Zesłania Ducha Ś., dziw nigdy wprzódy nie widziany i który nie miał przykładu. Albowiem, kiedy w miesiącach Marcu, Kwietniu i większej części Maja nastały już ciepła, a pod wpływem łagodnej pory zboża znacznie się popodnosiły i wysypywać zaczęły w kłosy, obiecując rychłe i obfite żniwo, nagle oziębiło się powietrze i mróz tęgi ziemię ścisnął; po małej zaś odeldze, spadły niespodzianie ogromne śniegi, na dwa łokcie grube, które okrywszy niemal wszystkie ziemie Polskie swemi zawałami, aż do szóstego dnia leżącemi bez nadziei zejścia, wielce przeraziły ludzi, a zwłaszcza rolników, obawiających się, aby zboża pod tak wielkim ciężarem i skorupą śniegową stłoczone i wyziębione nie przepadły. Ale kiedy wszyscy ziemianie, przelęknieni tak niesłychaném zjawiskiem, z żałością i jękiem opłakiwali stratę swoich prac i plonów, łaskawość Baranka Niebieskiego przybyła im ku pomocy. A co w rozumieniu i rozsądku ludzkim miało stać się klęską i zgubą, to Opatrzność Boska, która z spraw niezwykłych i cudownych, kiedy zwyczajne i codzienne w oczach ludzkich obojętnieją, chce być wychwalaną, obróciła w pożytek i pociechę. Skoro bowiem dnia szóstego owe śniegi stajały, nie tylko zboża ozime i jare, które pod niemi leżały, nie ucierpiały szkody, ale owszem ich wilgocią jakby rosą łagodną nasiąkłe tak się skrzepiły i wzmogły, że żaden przemysł ludzki, żadne środki znawożenia ziemi i uprawy nie byłyby zdolne takiej sprawić żyzności i urodzaju. A tak, smutny i złowróżby ten rok stał się nadspodziewanie wesołym i obfitym, darząc rolników najpomyślniejszym prac owocem i niezwykłym plonem.

Rok Pański 1354.
Książęta Litewscy znowu ziemię Pruską srogiemi nawiedzają klęskami.

Książęta Litewscy Olgerd, Kiejstut, Patrykij i Skirgiełło, zebrawszy do boju najliczniejsze jak tylko zdołali wojska, wsparci nadto posiłkami Rusinów, wkroczyli do Prus, i naprzód okolicę Wartembergu nawiedzili rzezią i pożogami. A gdy ani mistrz Pruski Winrich v. Kniprode, ani żaden z komturów z tak wielką ćmą barbarzyńców nie śmieli się spotkać, wymordowawszy starców i dzieci, i ogniem spustoszywszy włości, wrócili do Litwy, dokąd zabrali z sobą liczne stada bydła wraz z innemi łupy, i gmin jeńców w najokropniejszą uprowadzonych niewolą.

Rok Pański 1355.
Ziemowit książę Mazowiecki odmawia hołdu należnego Kazimierzowi królowi Polskiemu: ale Kazimierz król odbiera mu ziemie Płocką i Rawską, a tym sposobem zmusza go do złożenia sobie hołdu i przysięgi wierności.

Dawne i przez długi już przeciąg czasu trwające spory, między Kazimierzem królem Polskim z jednej, a Ziemowitem książęciem Mazowieckim i jego księstwami i posiadłościami z drugiej strony, powstały i zapaliły się na nowo. Żądał bowiem i domagał się król Polski Kazimierz od Ziemowita, aby mu jako królowi Polskiemu złożył uroczysty hołd lenności z swoich ziem i księstw Mazowieckich, i aktem piśmiennym wyznał i zaręczył, że ziemie rzeczone dzierżył i posiadał prawem i nadaniem lenném. Spory te przyszły nareszcie do jawnych krzywd i zniewag, tak dalece, iż Kazimierz król Polski, rozgniewany oporem i zuchwalstwem Ziemowita książęcia Mazowieckiego, bojąc się zwłaszcza, żeby Ziemowit za przykładem książąt Szlązkich nie przeszedł pod władzę jakiego innego króla, a mianowicie króla Czeskiego, gdy upomnienia, rady i domagania się wszelkie były bezskutecznemi, postanowił użyć środków surowszych i dzielniejszych, i tak miasto Płock z zamkiem, jako i Rawę, i wszystkie inne posiadłości, które do książąt Mazowieckich należały, pod swoję moc i panowanie zagarnął, i jak własnością swoją niemi rozrządzał; jakoż po bezpotomnym Kazimierzu książęciu Mazowieckim spadła nań prawem lennictwa. Pod jego rządem i panowaniem rzeczone zamki Płock i Rawa umocnione zostały murami i silnemi warowniami, a księstwa i ziemie Mazowieckie uzyskały wiele swobód i przywilejów przy zniesieniu dawnych służebności. Wszyscy panowie i szlachta Mazowiecka chwalili sobie rządy króla Kazimierza dla ich słuszności i sprawiedliwości, i radzi im podlegali. Sam więc książę Mazowiecki Ziemowit, zdrowszej chwyciwszy się rady, i złożywszy dawną hardość, z którą nierozsądnie opierał się Kazimierzowi królowi Polskiemu (w płochem rozumieniu, jakoby obowiązek lenności i poddaństwa hańbił jego ród wysoki i starożytny) zgodził się na wykonanie hołdu królowi i poddanie się pod jego maństwo. Do czego gdy dzień Ś. Jana Ewangelisty i miasto Kalisz naznaczono, przybył osobiście rzeczony książę Ziemowit, wraz z Mikołajem biskupem Płockim i wszystkimi znaczniejszymi panami ziemi Mazowieckiej; poczém w rzeczoném mieście Kaliszu, dnia trzeciego po święcie Narodzenia Pańskiego, Kazimierzowi królowi przybranemu w szaty królewskie i ozdobionemu koroną, tudzież królestwu Polskiemu, wykonał hołd uroczyście i publicznie, wraz z swemi panami i starszyzną ziemi Mazowieckiej, rzucając pod nogi Kazimierza króla siedzącego na majestacie chorągwie z herbami i godłami swej ziemi, i zwykłym obyczajem złożył mu uroczystą przysięgę wierności i poddaństwa, jako jedynemu i prawemu panu, niemniej aktem piśmiennym zeznał jawnie i publicznie, za siebie i swoich następców, że wszystkie ziemie, księstwa, dziedziny i powiaty Mazowsza posiadał i posiada jako lenność udzieloną sobie i nadaną przez króla Kazimierza i królestwo Polskie prawem lenném (jure ac titulo feudali). Przyrzekł zarazem i zobowiązał się, wraz z wszystkiemi ziemiami i księstwy na ów czas posiadanemi i mogącemi w przyszłości jakiśmkolwiek prawem i tytułem do niego należeć, w każdej przygodzie, potrzebie i wojnie, Kazimierzowi królowi i koronie Polskiej dostarczać pomocy, a nigdy rzeczonego króla Kazimierza i Korony Polskiej nie odstępować w złym razie. Aby zaś temu co opowiadamy nie chciał kto odmawiać wiary, albo podsuwać jakiej wątpliwości, osądziłem za rzecz potrzebną przytoczyć tu odpis rzeczonego aktu, z oryginału zachowanego w Krakowie w skarbcu królewskim wiernie powtórzony, który jest takiej osnowy:
„My Ziewowit, z Bożej miłości książę Mazowiecki, pan i władca Czerski, oznajmujemy wszystkim i wiadomo czynimy niniejszém pismem: że od Najjaśniejszego Książęcia Kazimierza, z Bożej łaski Dostojnego Króla Polskiego, naszego ukochanego stryja, wszystkie ziemie, wsie i grody, które niegdyś książę Kazimierz świętej pamięci brat nasz posiadał, i które po jego śmierci z prawem lenności, do jakiego się temuż królowi zobowiązał, słusznie na nas spadły, jako to Warszawę, Sochaczów, Wiskitki, Ciechanów, Nowygród i Nowydwór, leżące nad rzeką Pissą (Pysz), z ich obwodami i przynależytościami, podobnież przyjęliśmy w lenność, i takowe przez siebie i naszych potomków posiadać mamy takiém prawem, jak podobne państwa lennicy za wykonaniem hołdu swojemu zwierzchnikowi posiadać zwykli. Ponawiamy nadto przymierze lenności przez nas niegdyś z królem Jego Miłością zawarte, poddając mu się wraz z ziemiami i zamkami naszemi, jako to Czerskiem, Rawą, Liwem i Gostyninem, które to ziemie i zamki od rzeczonego Pana naszego przyjęliśmy prawem lenném i wykonaliśmy przed nim hołd należnej wierności. Przyrzekamy szczerą i dobrą wolą, bez żadnéj chytrości i podstępu, z zbrojnym ludem państw naszych, tak tych, które wprzódy posiadaliśmy, jako i tych, które teraz uzyskaliśmy prawem lenném, królowi Jego Miłości Polskiemu a naszemu Panu we wszystkich wojnach, wyprawach i zatargach, bądź obecnych bądź przyszłych, przeciw wszelakim nieprzyjaciołom, poganom lub chrześcianom, królom, książętom i jakiegokolwiek stanu lub stopnia osobom, według możności naszej wiernie pomagać, i nigdy go w złym razie nie opuszczać. Przyrzekamy nadto, iż bez wiedzy i zezwolenia rzeczonego Króla i Pana żadnej z nikim, a zwłaszcza z Litwinami, nie będziemy zawierać zgody ani umowy. A ponieważ zamek Płock nam i bratu naszemu, świętej pamięci książęciu Kazimierzowi, przez tegoż Króla i Pana w dwóch tysiącach grzywien wagi Polskiej był zastawiony, przeto my obecnie uwalniamy go od tego długu, uznajemy takowy za spłacony i zaspokojony; rzeczony zaś zamek Płock oddajemy królowi Jego Miłości, który go dożywociem trzymać i posiadać będzie. Po jego atoli śmierci, chociażby miał potomka płci męzkiej, do nas i do naszych synów lub następców pomieniony zamek Płocki z całym obwodem swoim powróci; a my od potomków jego, jakich mieć będzie, dzierżeć i posiadać go mamy pod takimże obowiązkiem lenności, jak inne ziemie, z których rzeczonemu Królowi i Panu naszemu hołdujemy. Zastrzegamy nadto, iż te dobra, które dzierży Najjaśniejsza księżna Jej Miłość wdowa po Wańku, dziedzictwa i posiadłości w obowodach Sochaczowskim i Gostyńskim leżące, po jej śmierci do nas w całości należeć mają. Te zaś, które leżą po tamtej stronie rzeki Wisły, przejdą w posiadanie króla Jego Miłości, a po jego zejściu do dzielnicy Płockiej przypadną. Uchwalamy nakoniec, że gdyby król Jego Miłość poczynił w ziemi Płockiej jakie nadania, bądź-to na wsiach bądź na młynach, te mają zachować swoję ważność. Na świadectwo zaś tego wszystkiego, pismo niniejsze pieczęcią naszą rozkazaliśmy opatrzyć. Działo się i wydano w Kaliszu, w dzień Ś. Jana Ewangelisty, roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego pięćdziesiątego piątego.“

Po Wojciechu Pałuce biskupie Poznańskim wstępuje na stolicę Jan.

Dnia trzydziestego pierwszego Maja, Wojciech Pałuka biskup Poznański, po wycierpianej już przez czas jakiś słabości, powołany wyrokiem Boskim, we wsi swojej biskupiej Solcu umarł. Zwłoki jego przeniesiono ztamtąd do Poznania i w kościele katedralnym pochowano. Siedział na stolicy Poznańskiej lat siedm. Kapituła kościoła Poznańskiego, w dniu do wyboru nowego biskupa naznaczonym i ogłoszonym, obrała Jana proboszcza Poznańskiego, Doliwczyka, który od Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego otrzymał potwierdzenie.

Karol król Czeski przywdziewa koronę cesarską.
Karol, król Rzymski i Czeski, pojednawszy się zręcznie i związawszy sojuszami wzajemnej zgody z samowładcami Italii, i przybrawszy sobie ku pomocy hrabiów Medyolańskich, z potężném wojskiem, z Czechów, Polaków i Niemców złożoném, ruszył do Włoch, a przyjęty od wszystkich miast z uprzejmością, przybył do Rzymu, gdzie w sam dzień uroczysty Wielkiejnocy, przez kardynała biskupa Ostyeńskiego przysłanego z Awinionu, z polecenia papieża Innocentego VI, wraz z żoną swoją Anną, córką Henryka Jawryjskiego i Lubawskiego książęcia, a wnuczką Bolesława książęcia Świdnickiego, z której miał już syna Wacława, urodzonego w Norymberdze dnia dwudziestego trzeciego Lutego, roku tysiącznego trzechsetnego sześćdziesiątego pierwszego, a którą po śmierci pierwszej żony Blanki w powtórne wziął małżeństwo, koronowany i na cesarza namaszczony został. Po otrzymaném cesarskiém błogosławieństwie, przejeżdżając przez różne miasta, i wybierając z nich cesarską daninę i podarki, zgromadził skarb wielki, zkąd potém kilkanaście tysięcy złotych książętom Austryi na posagi dla córek bliżej z nim spowinowaconych porozdawał. Wróciwszy nareszcie do Czech, wyjednał u Czechów, że syna jego Wacława, ledwo cztery lata mającego, na króla Czeskiego koronowano.

Posłowie Polscy, wyprawieni do Ludwika króla Węgierskiego, otrzymują potwierdzenie praw i wolności.

Za sprawą Kazimierza króla Polskiego, który to za potrzebne uchwalił, wyprawiono do Węgier, do Ludwika króla Węgierskiego, rodzonego siostrzeńca króla Kazimierza, w imieniu całego królestwa Polskiego posłów, jako to Jana kasztelana Wojnickiego, Floryana proboszcza i kanclerza Łęczyckiego, Piotra wojskiego, i Pełkę podkoniuszego Krakowskiego. Ci gdy przed Ludwikiem królem Węgierskim w Budzie stanęli, przełożyli mu swoje poselstwo, prosząc: „aby z uwagi, że król Polski Kazimierz, wuj jego bezdzietny, już się wiekiem sędziwym do grobu nachylał, na mocy zaś umowy z dawna między Kazimierzem królem Polskim a Ludwikiem królem Węgierskim zawartej, a przez tegoż Ludwika króla ponowionej, jemu królestwo Polskie w spadku przypadało, uroczystym aktem piśmiennym, mającym się przesłać królestwu Polskiemu, upewnił i obwieścił prałatów, książąt, panów, rycerstwo, szlachtę i obywateli tegoż królestwa, że w zamierzoném na stolicę Polską następstwie zachowa im i utrzyma wszystkie przywileje, prawa, wolności i udziały; a nadewszystko, że królestwa Polskiego nie będzie obciążał żadnemi poborami, daninami i podatkami, ani stacyami lub zajazdami do dóbr duchownych i świeckich, ale wszystkie potrzeby opatrywać będzie nakładem królewskim. A gdyby on i bratanek jego rodzony książę Jan zmarli, nie zostawiwszy potomstwa płci męzkiej, wtedy prałaci, książęta, rycerstwo i szlachta królestwa Polskiego wolni będą tém samém od wszelakich umów, obietnic, przysiąg, posłuszeństwa i hołdów, jemu i braciom jego na przypadek śmierci Kazimierza króla Polskiego poczynionych.“ Ludwik król Węgierski z swymi radnymi pany rozważywszy, że żądania posłów Polskich były słuszne i sprawiedliwe, postanowił łaskawie na wszystko zezwolić, i takowe przyzwolenie osobnym aktem piśmiennym utwierdzić, którego taka jest osnowa:
„My Ludwik z Bożej łaski król Węgier, Dalmacyi, Kroacyi, Rascyi (Ramae?), Serbii, Galicyi, Kumanii, Bulgaryi, książę Salernitański i Góry Ś. Anioła (Mons S. Angeli) pan i dziedzic. Oznajmujemy niniejszém pismem wszystkim, którym wiedzieć o tém należy: że gdy przed nami stawili się obecnie Jan kasztelan Wojnicki, Floryan proboszcz Łęczycki, Piotr wojski i Pełka podkoniuszy Krakowski, i w imieniu wszystkich mieszkańców królestwa Polskiego przełożyli nam pokornie poselstwo swoje: My przychylając się łaskawie do ich próśb, a raczej do próśb rzeczonych mieszkańców królestwa Polskiego, oświadczamy i przyrzekamy im w dobrej wierze, bez żadnej chytrości i obłudy, słowem naszego królewskiego Majestatu, że jeśli z wyroków Boskich, naznaczeni na stolicę i władztwo królestwa Polskiego, stosownie do umowy czyli układów między Najjaśniejszymi książęty i pany, Karolem niegdy królem Węgierskim i naszym ojcem, a jego siostrzeńcem, w osobie naszej i braci naszych, z dawna zawartych i stwierdzonych, a z nami świeżo ponowionych, obejmiemy za czasem tę stolicę, nie dozwolimy, tak my sami jak i nasi następcy, wybierania od mieszkańców rzeczonego królestwa żadnych danin czyli poborów (collectae et exactiones), jakie sławnej pamięci ojciec króla Jego Miłości, albo sam król Jego Miłość z jakichkolwiek przyczyn, nad pospolity zwyczaj i wolności, od pomienionych mieszkańców, a zwłaszcza prałatów i osób duchownych, ich wsi i osadników, czyli obywateli królestwa jakiegokolwiek stanu i godności, wybierał i ściągał; ale na tych przestawać będziemy, które oni starodawnym zwyczajem płacą, lub o których wiadomo, że się do skarbu królewskiego należały albo należą. A jeśliby obywatele, krom szlachty jednak rzeczonego królestwa Polskiego, bądź niektórzy z pomienionych obywateli królestwa, w jakiej nagłej i koniecznej potrzebie, sami dań jakową składać chcieli, bynajmniej ich do płacenia takowej zmuszać nie będziemy. Podobnież, gdy nam się zdarzy kiedykolwiek po krajach królestwa podróżować, nie będziem w dziedziny prałatów, kościołów, klasztorów, ani innych mieszkańców królestwa, jako to szlachty, ich czynszowników (jobagiones populi) i najemników (inquilini), samowolnie i bez ich zezwolenia zajeżdżać, ani z powodu zajazdu żadnych czynić wymagań. A gdy byśmy dla znalezienia gościny gdzieindziej udać się nie mogli, wtedy naszym nakładem i za nasze pieniądze postaramy się o żywność i inne rzeczy potrzebne. Nakoniec, gdyby za naszego rządu lub za rządów naszych następców wypadło wojenną czynić wyprawę poza granice królestwa, na ów czas wszelkie szkody, jakieby mieszkańcy rzeczonego królestwa na tej wyprawie z nami lub naszymi następcami żołdujący, w naszej albo ich służbie ponieśli, w zupełności im wynagrodzimy, i oni także wynagrodzić są obowiązani. Jeślibyśmy nakoniec (czego Boże broń) my, lub bratanek nasz książę Jan, zeszli bez potomka płci męzkiej, na ów czas wszystkie układy, umowy, nakazy, rozporządzenia, przysięgi wierności i posłuszeństwa, i wszelakie w téj mierze zobowiązania królestwa Polskiego, do nas i naszych następców a królestwa tego dziedziców odnoszące się, będą tém samém rozwiązane, odwołane i ustaną w swej mocy; zkąd też nikt inny z naszych następców, krom wymienionych dziedziców, nie może mieć prawa upominać się o dotrzymanie rzeczonych umów. Mieszkańcy zaś królestwa Polskiego wolni będą od nich i żadnym obowiązkom nie podlegli, wyjąwszy opłatę pięciu tysięcy kóp groszy Czeskich, dostojnej księżniczce córce starszej króla Jego Miłości w czasie jej zamęścia, według obietnicy rzeczonego ojca naszego i pana, przez nas w zupełności zapłaconych, które, w razie rozwiązania pomienionych umów i układów, stanowimy, aby naszym następcom czyli dziedzicom były zwrócone przez tego, który na stolicy królestwa Polskiego zasiędzie, bynajmniej zaś wtedy, jeśli rzeczone królestwo w nasze, albo pomienionego książęcia Jana, bądź też w naszych lub jego dziedziców dostanie się ręce. Co gdyby nastąpiło, tém samém rzeczony król i królestwo od pomienionego długu, to jest pięciu tysięcy kóp, mają być wolni. Wszystkie zaś umowy, układy, rozporządzenia i nakazy, zdziałane poprzednio w tej sprawie, wraz z objętemi w nich powinnościami, obietnicami i rękojemstwy, stwierdzamy i upoważniamy niniejszém pismem, i obecnie przyjęte w całej ich osnowie i formie, pod rękojmią podobnejże przysięgi w każdym czasie szanować i zachowywać święcie przyrzekamy. A nadto obiecujemy wszystkim książętom, prałatom, kościołom i duchownym, tudzież panom, wielmożom, dostojnikom, rycerstwu, szlachcie, miastom, wsiom, ich mieszkańcom i osadnikom, utrzymać posiadane przez nich wolności, ani ich czémkolwiek obciążać, ani dozwalać komu bądź kolwiek ich obciążania. Ku czemu, dla tém większej wiary i pewności, wydajemy niniejsze pismo nasze, zawieszeniem dwoistej pieczęci naszej obwarowane. Dan w Budzie, dnia dwudziestego czwartego miesiąca Stycznia. Roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego pięćdziesiątego piątego.“
Kazimierz książę Mazowiecki, syn Trojdena książęcia Mazowieckiego, dnia dwudziestego szóstego Listopada zakończył życie: pochowano go w kościele Płockim.

Krzyżacy plądrują Litwę i zdobycz uprowadzają.
W przeddzień uroczystości Oczyszczenia Ś. Maryi, Winrych (Venricus) v. Kniprode mistrz Pruski z Krzyżakami i zbrojnym ludem tak swoim jako i obcym wkroczywszy do Litwy, powiat Miedniki i całą ziemię Żmudzką splądrował i spustoszył. Popaliwszy potém domostwa i wioski, i wymordowawszy tak starców jako i dzieci, z zagarnionym plonem i znaczną liczbą brańców wrócił do Ragnety, gdzie pod te czasy zamek przypadkowym pożarem spłonął, sam zaś mistrz Winrych spadłszy z konia prawą rękę złamał.

Rok Pański 1356.
Kazimierz król zakazawszy miastom Polskim wynoszenia nagan do Magdeburga, ustanawia sąd najwyższy Niemiecki na zamku Krakowskim.

Kazimierz król Polski, poznosiwszy sądy i prawa niesprawiedliwe, które jak widział gnębiły i uciskały królestwo, w czém przedewszystkiem miał na uwadze rycerstwo i szlachtę; zajął się następnie zniesieniem uciążliwości, jakich mieszczanie, wójci, sołtysi i inni obywatele nie mający udziału w prawie Magdeburskiem, z wielką i ustawiczną szkodą doznawali; aby po uwolnieniu tak rycerskiego jako i miejskiego stanu od wszelakich nadużyć i uciążliwości, oba te stany żyjąc pod sprawiedliwém prawem, i rządcą tak troskliwym a bacznym, w obyczajach i dostatkach zakwitły. Chociaż bowiem po miastach, miasteczkach i osadach wiejskich były sądy miejskie (judicia civilia), które postępowały według słusznych i sprawiedliwych przepisów prawa Magdeburskiego, gdy jednakże od uchwał i wyroków takichże sądów, strony uważające się za pokrzywdzone często wynosiły nagany, które z obustronnemi zarzutami i odpowiedziami, a wielkim prawujących się trudem i nakładem, szły aż do Magdeburga, jako do najwyższego sądu, (zkąd prawo Szredzkie czyli Teutońskie początek wzięło), a co tam uchwalono i orzeczono, to za niezmienny uważano wyrok i prawidło: Kazimierz przeto król Polski, zaradzając tej niedogodności i niesławie swego królestwa (poczytywał to bowiem za wielki wstyd i sromotę, aby jego obywatele i poddani, sądzący się prawem Szredzkiem, otrzymywali wyroki od Magdeburczyków), za radą swoich prałatów i panów, zniósł ten zwyczaj ohydny i szkodliwy, pochłaniający majątki i dostatki jego poddanych, i zakazał odtąd wynoszenia nagan do Magdeburga, i dopuszczania takich sądów w drodze odwołania. Aby zaś w postępowaniu sądowém według prawa Szredzkiego, po zniesieniu apellacyj, strony uciążone nie ponosiły krzywdy i uszczerbku, ustanowił w zamku głównym Krakowskim sąd najwyższy Niemiecki, złożony z wójta, którego sam król miał obierać, i siedmiu ławników, z miast niektórych i wsi Krakowowi przyległych, z pomiędzy mieszczan, sołtysów i wójtów, przez wielkorządcę Krakowskiego (procurator generalis) naznaczać się, lub w razie śmierci któregokolwiek z sędziów przybierać mających, mężów w prawie Szredzkiém biegłych; zaleciwszy, aby ci w zamku Krakowskim sprawowali sąd najwyższy Magdeburski, i na całe królestwo Polskie, według zasad i przepisów prawa Szredzkiego, stronom wynoszącym nagany i żałoby wydawali wyroki. Dla tych zaś, którzyby na wyrokach wójta i siedmiu ławników sąd najwyższy sprawujących przestać nie chcieli, i uważali się za uciążonych, zaprowadził sąd królewski sześciu miast, to jest Krakowa, Sącza, Bochni, Wieliczki, Olkusza i Kazimierza, do którego po ostateczne udawać się mieli orzeczenie, od którego nie było już więcej odwołania. Wójta zaś pomienionego i ławników pod ów czas najwyższy sąd składających, aby powinność urzędu swego chętnie wypełniali, a w sądzeniu okazywali jak największą pilność i dokładność, wielu obdarzył wolnościami i wyłącznemi przywilejami, a to osobnym aktem piśmiennym, który brzmi jak następuje:
„W imię Pańskie, Amen. Ludzie radzi obywaliby się bez jarzma podległości i bynajmniej nie zrzekali się swobody, gdyby bezkarność obyczajów nie obfitowała w mnogie występki: dlatego mądrość Boska dała ludziom królów i panom poddanych, aby wszyscy sądom sprawiedliwym i nakazom rządzących podlegali, sami zaś rządcy aby sprawiedliwość na słusznej szali ważyli i wydzielali. My przeto Kazimierz z Bożej łaski król Polski, ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej, Sieradzkiej, Łęczyckiej i Pomorskiej panujący książę, i dziedziczny władca Rusi, ku wywyższeniu stolicy sprawiedliwości, a powściągnieniu występków i swawoli, zważywszy, że w królestwie naszém, z ujmą powagi i zacności tego królestwa, i krom wiedzy naszego królewskiego Majestatu, zradzają się różne bezprawia; wójtowie zaś, sołtysi, ławnicy i przysiężnicy prawa Teutońskiego, stronom w ich sądach spór toczącym wydają i ogłaszają bądź-to stanowcze bądź przedstanowcze wyroki, od których rzeczone strony wynoszą odwołania i nagany w dalekie kraje Reńskie, do miasta Magdeburga, któremu żadném prawem nie są poddani, i za granice naszego królestwa, własny Majestatu naszego stolec, własnego Pana prawo i zwierzchność opuszczając i zelżywie odmiatając, ze szkodą naszego królestwa i uciążliwością krajowców; nadto wójtowie, sołtysi, ławnicy i przysiężnicy rzeczonego królestwa naszego od prawujących się stron na opłacanie wyroków u sołtysów miasta Magdeburga po dziewięć wiardunków szerokich groszy Praskich wybierają, i za granicę naszego królestwa do Magdeburga na wykupno onych wyroków posyłają, przez co wielka dzieje się naszym sądom i zwierzchności ujma, zelżywość i sromota; a co gorsza, pomienieni wójtowie, ławnicy, sołtysi i przysiężnicy prawa Niemieckiego, którzy prawującym się stronom powinniby ułatwiać wymiar sprawiedliwości, oni sami utrudniając sprawy, odsyłają ich do rajców, wójtów, ławników i przysiężników niektórych miast w królestwie naszém, którzy żadnej od naszego Majestatu królewskiego nie mieli ani mają z osobna udzielonej sobie władzy do działania poza obrębem swego urzędu, wydawania wyroków wyższego prawa Magdeburskiego, i przedawania ostatecznych uchwał, co tylko naszemu królewskiemu zwierzchnictwu i sądowi wyłącznie służy; i nieprawnie, nierozmyślnie, tak w większych jako i mniejszej wagi sprawach, strony prawujące się zmuszają do składania nie małych opłat, za które kupują i uzyskują wyroki od rzeczonych rajców, wójtów, ławników i przysiężników niektórych miast naszego królestwa, żadnego do takiej sprawy od naszego królewskiego Majestatu nie mających upoważnienia: gdy wyroki te, nie mające mocy i ważności, ostać się żadną miarą nie mogą, przeto strony prawujące się wystawione bywają na niepotrzebne wydatki, starania i nakłady, tudzież niesłuszne opłacanie win, przeciw czemu w królestwie naszém powstają narzekania i skargi, a z nich jawnie wypływa, że na krzywdy tak głośne i krzyczące Majestat nasz ani obojętnie patrzeć, ani bez wyraźnego zgorszenia i szkody powszechnej cierpieć ich nie może: Zaczém z Wielebnymi w Chrystusie ojcami, Jarosławem arcybiskupem Gnieźnieńskim, Bodzętą Krakowskim, Zbilutem Włocławskim, Janem Poznańskim, Mikołajem Płockim i Janem Lubuskim, biskupami, jako też Opatami, Proboszczami, Dziekanami, archidyakonami i innymi Prałatami i Kanonikami, tak katedralnymi jako i kollegiackimi, niemniej innych kościołów zwierzchnikami i beneficyatami, świeckimi i zakonnymi, i z starszyzną Dostojnych Kasztelanów, Wojewodów, Komorników, Podkomorzych, Sędziów, Podsędków, Panów, Rycerstwa, Szlachty, Rajców, Wójtów, Ławników, Przysiężników, Sołtysów miejskich i wszystkich urzędników tak po wsiach jako i innych miejscach powinność publiczną sprawujących, złożyliśmy zjazd duchowny, sejm i radę walną, (synodum, conventionem et concilium): za której uchwałą zabroniliśmy i zabraniamy, władzą i powagą naszego Majestatu, wynoszenia od stron spornych apellacyj do rzeczonych sądów, żądania, kupowania i przyjmowania wyroków Magdeburskich, jako też uzyskiwania podobnychże wyroków przez sędziów, wójtów, ławników, przysiężników i strony spór toczące, bez szczegółowego od nas upoważnienia, od sędziów, wójtów i ławników niektórych miast naszego królestwa, opłacania ich wreszcie, odwoływania się do nich i stosowania, a to pod karą utraty całkowitych majątków. Chcąc zaś rzeczonych królestwa naszego mieszkańców zasłonić od wielorakich strat i uciążliwości, trudów i nakładów, a przeciwnie pomnożyć ich dobro, i tak królestwa naszego jako i stolicy naszej królewskiej podwyższyć godność i powagę, nadaliśmy księgi prawa Magdeburskiego i złożyli je w skarbcu naszego Krakowskiego zamku: i postanowiliśmy Prawo najwyższe Niemieckie własne (provinciale) na miejsce prawa Magdeburskiego, aby z tych ksiąg skazania i wyroki były wydawane przez wójta naszego i siedmiu sołtysów albo wójtów, w prawie przerzeczoném biegłych; których-to wójtów i sołtysów wielkorządca nasz królewski ziemi i zamku Krakowskiego, który na ów czas ten urząd sprawować będzie, wraz z wójtem naszym z miejsc poniżej wymienionych według rozsądku swego między wójtami i sołtysami albo ławnikami wybierze i naznaczy, do wykonywania zwykłym sposobem i w właściwym czasie Prawa naszego najwyższego zamku Krakowskiego. Będą zatém wybierani z pomiędzy wójtów miast Bochni, Wieliczki, Dobczyc, Lipnicy, Myślenic, Olkusza, Wolbroma, sołtysów naszych królewskich z Lipnik, Suliszowy, Jerzmanowic, Przegini, Zandormon (?), Belina, tudzież wójtów i sołtysów z Bodzanowa, Kałonny, (Całonna), Jabczyc (Lapszicze), Skawiny, Rybny, Liszek do Tynieckiego, a Brzeska, Kunowa, do Brzeskiego, Głogowca do Szczyrzyckiego opata, Luboczy, Pobiednika, Bibic, do proboszcza Zwierzynieckiego klasztoru należących, niemniej ławników z innych miejsc mężów poważnych i uczciwych, w rzeczoném prawie Magdeburskiém biegłych, i ławy sędziowskiej godnych, którzy będą dożywotnimi, a zawsze ma ich być po siedmiu, nigdy zaś nad tę liczbę więcej. Do tego więc Sądu Najwyższego naszego zamku Krakowskiego, to jest do wójta królewskiego, tudzież innych siedmiu mężów, wójtów i sołtysów, na rzeczony urząd powołanych, wszystkim prawującym się w sądach, którzy dotąd sprawy swoje w drodze odwołania do Magdeburga wynosić zwykli, wolno będzie od wszystkich sędziów, wójtów, sołtysów tak miast jako i wsi, apellować, i przed nimi stanowczo się rozprawiać, albo na proste wniesienia bez apellacyi, żądać wyroków z ksiąg naszych Magdeburskiego prawa. Które-to wyroki i skazania, chcemy i stanowimy naszą władzą królewską, aby miały moc niezachwianą i uważane były jakby ustawy; chyba gdyby kto z prawujących się tuszył w swojej sprawie słuszniejszy otrzymać wyrok przeciw zasądzonemu wyrokowi, wolno mu będzie do sądu i stolicy naszego królewskiego Majestatu się odwołać, i po otrzymaniu wyroku z ksiąg naszych rzeczonego prawa Magdeburskiego, wynieść sprawę przed Sąd komissarzy królewskich, któremi chcemy i stanowimy iżby byli rajcy miast, jakich sami apelujący wymienią, stronie przeciwnej nie podejrzani, po dwóch z każdego miasta, to jest z Krakowa, Sandomierza, Bochni, Wieliczki, Kazimierza i Olkusza. Ci z szczególnego poruczenia naszego osądzą sprawę w drodze odwołania, i ostatecznie ją rozstrzygną. Aby zaś rzeczeni wójt nasz i inni wójci, sołtysi i ławnicy, siedmiu w liczbie i ciągle siedzący, sprawując swój urząd i rozsądzając w imieniu naszém sprawy, bezkorzystnie dla siebie nie trawili czasu, a prawujący się iżby nie byli zwyczajem dawnym wystawieni na wielkie trudności, wydatki i próżne zapędy, stanowimy, aby za każdy wyrok pobierali tylko po siedm skojców, z których połowa ma iść do skarbu królewskiego, a drugą połową dzielić się mają rzeczeni siedmiu ławnicy, w sądzie siedzący, za podejmowaną przez nich pracę, krom opłaty na pisarza i wydawanie na piśmie wyroków, którą sędziowie dla zmniejszenia stronom uciążliwości miarkować będą. Z win zaś czyli kar pieniężnych w tymże sądzie ściąganych, wójt nasz cztery części dla nas, a piątą dla ławników wybierać ma. Aby zaś przerzeczeni ławnicy naszego Sądu Najwyższego tém gorliwiej sprawowali swoję powinność i wyroki z tém większą spisywali dokładnością, My chcąc ich uwzględnić szczególniejszą łaską naszą królewską, pomienionych siedmiu ławników i każdego z nich z osobna uwalniamy od opłaty wszelakich danin, podatków, poborów, od wszelkich robót i służebności, wypraw wojennych, dokądkolwiek takowe przez Nas i następców naszych mogłyby być przedsiębrane, od wszystkich posług tak Nam jako i ich panom należnych; nakoniec wyłączamy ich z pod władzy wszelakich sądów i urzędów, a zwłaszcza ich starostów, kasztelanów, wojewodów, sędziów, podsędków, komorników, i innych urzędników ziemskich, niemniej wójtów, rajców, ławników, i jakichkolwiek zwierzchników, którym żaden z nich nie ma podlegać. Ani też pozwani prawnie w większych lub mniejszych sprawach obowiązani będą stawać i odpowiadać przed nimi, tylko w obec nas i na nasze wyłącznie wezwanie pod pieczęcią naszą, albo przed komissarzem naszym umyślnie do tego naznaczonym. Aby zaś to postanowienie miało wagę należną i trwałość, niniejszy Przywilej, za radą rzeczonych panów Assessorów naszych, spisać i zawieszeniem pieczęci naszej królewskiej rozkazaliśmy opatrzyć. Działo się i wydano w Krakowie, roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego pięćdziesiątego szóstego, nazajutrz po Ś. Franciszku. W obecności rzeczonych arcybiskupa i biskupów, i dostojnych panów, Jury kasztelana, Imrama wojewody, Jędrzeja sędziego, Krakowskich; Wilczka Sandomierskiego, Rafała Wiślickiego, Piotra Sandomierskiego, kasztelanów, i wielu innych.“

Kazimierz król wylawszy się na rozpustę, i pogardziwszy żoną Adelaidą, pozwala ją ojcu książęciu Heskiemu odwieźć do domu, a połącza się z Czeszką Rokiczaną: ale wnet i tę porzuca, a żydówkę Esterę bierze za nałożnicę, za której wpływem nadaje Żydom wiele swobód i wolności.

Kazimierz król Polski, lubo jaśniał blaskiem cnót wielu, a zwłaszcza słuszności i sprawiedliwości, któremi nie tylko w swojém królestwie ale i u obcych narodów głośno zasłynął, tak iż znęceni jego sławą i chwalebnemi dzieły obcy przychodnie, osobliwie Niemcy, których szczególniej miłował i względami swemi obdarzał, rzucając własne siedliska, do królestwa Polskiego się przenosili, i w jego państwie stałe z rodzinami i majątkami obierali sobie mieszkanie; niektórzy zaś z panów i szlachty polskiej, którym bronił niesłusznego obciążania i uciskania własnych kmieci, nie mogąc jak wprzódy wywierać swej srogości, utyskiwali na króla, że był dla nich przykrym i nieznośnym: nie mógł wszelako wolnym być od wad, a zwłaszcza najgorszej z ludzkich przywar cielesnej rozpusty. Jak bowiem wyżej wspomnieliśmy, dla nasycenia swych sprosnych chuci chował wiele nałożnic, które po różnych dworach i zamkach utrzymywał, opuściwszy i odepchnąwszy od łoża swego królową Adelaidę, niewiastę pobożną i uczciwą, i żył z niemi jawnie i publicznie; czém imię swoje tak dalece ohydził, że niemal wszystkie inne cnoty straciły w nim swą zaletę. Rzeczona zatém królowa Polska Adelaida, która w zamku Żarnowieckim, ozdobnie przez króla Kazimierza z cegieł zmurowanym, jak wygnanka jaka i podła niewolnica wysiadywała, rzadko nawet widując się z królem, lubo we wszystkie dostatki należycie i hojnie ją opatrywano, gdy już dłużej nie mogła znieść takiej zniewagi, którą przez lat blisko piętnaście cierpiała, oburzona pogardą, w jakiej sama żyła, a świetném powodzeniem i pierwszeństwem nałożnic królewskich, wskazała do ojca swego Henryka landgrafa Heskiego przez posły i listy, prosząc: „aby ją z tej niedoli i hańby wybawił, a sprowadził do ojczystego domu, i nie dał jej patrzeć dłużej z własném upokorzeniem i sromotą na pychę i pomyślność zalotnic.“ Wiedziała bowiem, że małżonek jej Kazimierz król Polski, nieczuły na przestrogi i upomnienia biskupów i panów radnych, nie tylko swych wszetecznych zabaw nie porzucił, ale więcej jeszcze w ich kale ugrzązł. Jakoż nie przestając na zwykłych na łożnicach, Czeszkę jedne szlachetnego rodu, nazwiskiem Rokiczanę dziewicę rzadkiej urody, z Pragi (gdzie często bywał i rad przemieszkiwał) sprowadziwszy, temi czasy sobie upodobał; gdy ta atoli z królem jako mającym żonę mieszkać nie chciała, dopiero za sprawą Jana opata Tynieckiego, przybranego w szaty biskupie, którego ona wzięła za biskupa Krakowskiego, złączyła się z nim tajemnemi śluby, co tém więcej osławiło króla tak u swoich jako i obcych. Henryk przeto landgraf Heski, zniewolony prośbami swojej córki, przybywszy do Polski i zajechawszy do Żarnowca, zabrał królową Adelaidę z całym jej domowym majątkiem i zasobem, uwiózł z Żarnowca dnia piętnastego Września i do Hessyi odprowadził, w czém Kazimierz król Polski i jego starostowie żadnej mu nie uczynili przeszkody. Wkrótce potém rzeczona królowa Adelaida, odjechawszy bez wiedzy i zezwolenia swego męża Kazimierza króla Polskiego, umarła. Król zaś Kazimierz, lubo w pomienionej nałożnicy swojej Rokiczanie, wdziękami jej ujęty, wielce się rozmiłował, gdy atoli jeden z domowników jego odkrył przed nim, że miała głowę łysa i nieczystą a król nie dowierzający temu doniesieniu sam się naocznie o tem przekonał, natychmiast ją od siebie oddalił, a w jej miejsce wziął znowu żydówkę imieniem Esterę, ślicznej urody niewiastę, za nałożnicę, z której spłodził dwóch synów Niemirę i Pełkę. Na prośbę rzeczonej Estery, żydówki i miłośnicy swojej, ponadawał Żydom w królestwie Polskiém mieszkającym wielkie wolności i przywileje na piśmie wydaném w imieniu królewskiém, które wielu poczytywało za fałszywe, a w których była nie mała krzywda i obraza Boża. Te obrzydłe nadania po dziś dzień jeszcze się utrzymują. Jeden zaś z owych synów królewskich, z żydówki urodzonych, Pełka, zszedł ze świata zawcześnie, śmiercią zwyczajną; drugi, Niemira, który po śmierci Kazimierza sprawował służbę u Władysława książęcia Litewskiego, a potém króla Polskiego, w zatardze wszczętej w Koprzywnicy pomiędzy mieszczanami z powodu wyciskania na nich podwód, zabity został. I to sromotnym także było postępkiem, że córkom zrodzonym z onej żydówki Estery pozwolono, jak ludzie powiadają, przejść na wiarę żydowską.

Litwini całe niemal Prusy najazdem bezkarnie pustoszą.

W wigilią Ś. Agnieszki, książęta Litewscy Olgerd, Kiejstut i Patrykij, z wielką siłą zbrojną najechawszy ziemię Pruską, spustoszyli ją w dniach kilkunastu mieczem, łupiestwy i pożogą. A gdy mistrz Pruski i Krzyżacy nie śmieli wyjść do boju, lecz trzymali się tylko obronnie w swoich twierdzach, całe Prusy, jak wieść niosła, przemierzyli orężem Litwini; a po barbarzyńsku wymordowawszy starców i dzieci, z licznym gminem brańców i ogromną zdobyczą powrócili do Litwy.

Rok Pański 1357.
Wacław książę Brzegski, nie przestając na swojej dzielnicy, która nań po ojcu sprawiedliwym przypadła podziałem, sięga po dziedziznę brata swego Ludwika; ale mimo jej otrzymania, nie może się biédzie opędzić.

Zmartwiony i do żywego zazdrością tknięty Wacław, syn starszy Bolesława niegdyś książęcia Brzegskiego i Lignickiego, że miasto Lignica wraz z ziemią do niego należącą dostała się w dziale bratu młodszemu Ludwikowi, gdy część ta w porównaniu z dzielnicą na niego przypadłą, to jest Hajnową, Złotoryją (Goltperk) i Lubinem, o wiele zdawała się korzystniejszą, z powodu odkrytej w górach Lignickich miny złotej, (zkąd na każdy tydzień miał książę w dochodach, zysku i dziesięcinie książęcej sto czterdzieści grzywien złota) wszczął z wielką nienawiścią spory i zatargi z bratem swoim książęciem Lignickim, wyrzekając na niesłuszny i jakoby podstępnie uskuteczniony podział, i tusząc, że tegoż brata Ludwika do nowego podziału swém naleganiem zmusi. Ale gdy Ludwik książę Lignicki na zmianę poprzedniej ugody i dopełnionego działu zezwolić nie chciał, i wszczynane przez brata zatargi cierpliwie znosił, Wacław tym większym ku bratu Ludwikowi zapalony gniewem, że w żadnym względzie z jego strony nie miał swym chęciom dogodzenia, udał się do Karola, na ów czas jeszcze margrabi Morawskiego, który w nieobecności ojca Jana króla Czeskiego, przebywającego wtedy u króla Francuzkiego we Francyi, królestwem Czeskiém zarządzał, i oświadczył, że całkowitą dzielnicę, jaka mu przynależała, temuż Karolowi gotów był sprzedać, ażeby bezpotomnym będąc, z nienawiści ku bratu Ludwikowi książęciu Lignickiemu odciął synów jego od spadkobierstwa. Nie wzdragał się Karol margrabia Morawski nastręczanego sobie przez książęcia Wacława kupna, ale gdy stanowczą w tej mierze umowę na sposobniejszy czas odłożył, książę Wacław wróciwszy z Pragi począł otwartemi najazdy i łupiestwy brata swego Ludwika i jego Lignickie księstwo prześladować. Panowie zatém i rycerstwo stron obu, chcąc skrócić wszczęte między bracią niezgody, i skutecznie temu zapobiedz, aby przez sprzedaż Wacławowej dzielnicy Karolowi margrabi Morawskiemu, synowie jego, z córki Henryka książęcia Głogowskiego i Zegańskiego już na ów czas zrodzeni, nie utracili spuścizny, skłonili Ludwika książęcia Lignickiego do ustąpienia swojej części, a przyjęcia dzielnicy Wacława, przedstawiwszy mu, sami datkami i pieniędzmi przekupieni, że brat jego Wacław, człek chorowity, lada kiedy umrze. Po zniesieniu więc poprzedniej ugody, w nadziei, że z śmiercią Wacława niezadługo obie dzielnice dostaną się Ludwikowi, nowy zrobiono układ, na tych warunkach: „aby książę Wacław objął księstwo Lignickie, a Ludwik Hajnowskie; po zejściu zaś Wacława, chociażby nawet potomstwo po sobie zostawił, aby Ludwik obadwa księstwa w dożywociu posiadał, i aby synowie Wacława za jego życia nie mieli prawa posiadania żadnej części: po śmierci dopiero Ludwika nowy między synami Wacława i Ludwika miał nastąpić podział.“ Z potwierdzeniem na piśmie i zaprzysiężeniem takiej ugody, książę Ludwik zszedł niemal do ubostwa. Nie mając żadnego do pomieszkania zamku, przymuszony był za stolicę swego państwa obrać wioskę Buchwalth, a dom swój książęcy z czterechset grzywien stanowiących cały jego roczny dochód utrzymywać. Wacław zaś książę Lignicki, jak gdyby razem z ubostwem słabość go opuściła, powstał z niemocy, chromy porzuciwszy kule wyzdrowiał, i zaczął żyć z wielką rozrzutnością, która wkrótce przywiodła go do takiego ubostwa (gdy na życie zbytkowne nie starczyły i miny złote, które się po latach siedmiu od ich odkrycia wyczerpały), że nie miał pieniędzy nawet na liche utrzymanie i często głód cierpieć musiał.

Kazimierz król Polski pojmuje trzecią żonę Jadwigę, córkę książęcia Głogowskiego.

Kazimierz król Polski, dowiedziawszy się, że druga jego żona królowa Adelaida umarła, postanowił trzecią pojąć w małżeństwo. Wysławszy zatém do Henryka książęcia Głogowskiego dziewosłębów, córkę jego Jadwigę, dziewicę urodną i pięknemi przymiotami ozdobioną zaślubił, i gody weselne podług zwyczaju w Krakowie odprawił.
Dnia dwudziestego szóstego miesiąca Kwietnia, Kunegunda, córka króla Kazimierza, a żona Romana książęcia Saskiego, skończyła życie.

Po śmierci Klemensa biskupa Płockiego, papież nie zważając na wybór Imisława Wrońskiego prawnie dokonany, naznacza na stolicę Płocką Bernarda: a mimo oporu kapituły nie chcącej go do biskupstwa dopuścić, i wynikłych ztąd sporów, które trwały przez lat siedm, Imisław wsparty poręką króla wstępuje na biskupstwo.

Klemens biskup Płocki, strawiony długą i ciężką chorobą, przesiedziawszy na stolicy lat dwadzieścia cztery umarł i w kościele Płockim pochowany został. A lubo kapituła Płocka, na odprawionej dnia siódmego Kwietnia elekcyi, prawnie i zgodnemi głosy obrała Imisława Wrońskiego kanonika Płockiego, gdy jednakże papież Innocenty VI, za zgodą Ziemowita książęcia Mazowieckiego, wyborowi temu stanął na przeszkodzie, potwierdzenie jego odwlokło się do czasu. Uznał go nareszcie i wyświęcił Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, ale książę Ziemowit nie dozwolił mu wejść w posiadanie biskupstwa. Stolica bowiem Apostolska, nie zważając na wybór kapituły, naznaczyła na biskupstwo Płockie Bernarda mnicha zakonu kaznodziejskiego: który nie dopuszczony zarówno przez Ziemowita książęcia Mazowieckiego jako i kapitułę, biskupstwa objąć nie mógł; i trwały o to spory przez lat siedm. Nakoniec po latach siedmiu Kazimierz król Polski wstawieniem się swojém przeciął te zatargi, i rzeczony Imisław, wyświęcony już na biskupa, wszedł w posiadanie swego biskupstwa. Co wszystko opiewa bulla papieska, której osnowę tu zamieszczamy:
Innocenty biskup, sługa sług Bożych. Przewielebnym Braciom arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, tudzież biskupom Włocławskiemu i Poznańskiemu, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Ukochany w Chrystusie syn nasz, Dostojny Kazimierz król Polski, przełożył nam temi czasy z czcią winną przez swoich Pełnomocników i Posłów, w obecnej i innych sprawach królewskich do nas przysłanych: że lubo kościoł Płocki, do królestwa Polskiego należący, i wedle możności tego kraju znakomity i sławny, położony jest na krańcach chrześciaństwa i pograniczu niewiernej Litwy, założyli go jednak przodkowie tegoż króla; że ma przyłączone do siebie niektóre zamki, twierdze i warowne miejsca, dla obrony wiernych Chrystusowych od ościennych pogan; i że ci słudzy Chrystusowi potrzebują takiego w swoim kościele pasterza, któryby wiernym był i miłym rzeczonemu Królowi jako i wszystkim mieszkańcom jego królestwa, w którymby tenże Król mógł pokładać ufność, a któryby rzeczone zamki, twierdze i warownie chciał i zdołał przeciw napadom nieprzyjacielskim Krzyża Chrystusowego w wiernej chować straży. Ojciec zaś Przewielebnego brata naszego Bernarda biskupa Płockiego, z tej przyczyny, że miasto Sandomierz w królestwie Polskiém leżące wydał zdradziecko do rąk nieprzyjacioł, jako przestępca, winny obrazy Majestatu, wskazany był na wygnanie z kraju wraz z rzeczonym Bernardem i innymi zdrajcy potomkami aż do trzeciego pokolenia: sam przeto Bernard, uważany za nieprzyjaciela rzeczonego króla i królestwa, słusznie jest u nich w podejrzeniu; wiadomo zaś, że wpływy i dochody pomienionego kościoła sześć tysięcy czerwonych złotych przenoszą. Gdy kościoł ten niedawno po zgonie świętej pamięci Klemensa biskupa Płockiego osierociał, ukochany syn nasz Imisław, kanonik Płocki, przez kapitułę tegoż kościoła zgodnie został wybrany, a jego wybór od stolicy arcybiskupiej zatwierdzony. Lecz ponieważ rzeczony Bernard kłamliwie nam przedstawił, jakoby ten kościoł miał dochody szczupłe, bo zaledwie trzy tysiące czerwonych złotych albo mniej do roku wynoszące; My tém fałszywém przedstawieniem w błąd wprowadzeni, przeznaczyliśmy pomienionego Bernarda na biskupstwo Płockie, którego osadzenie wprzódy Stolicy Apostolskiej było zostawione, i mianowaliśmy go biskupem Płockim. Alić tenże Bernard, poczuwając się do winy, i co złego przeciw Królowi miał w myśli, to jawnie w czynach już pokazując, z listem Naszym Apostolskim, według zwyczaju do Króla samego pisanym, udał się nie do tegoż Króla, od którego rzeczony kościoł dzierży posiadaniem lenném zamki tameczne, warownie i wszystkie dobra doczesne, ani do samego kościoła, jak wierny i gorliwy rządca, ale jakby wróg jego jawny i najemny, nie miłujący owieczek sobie powierzonych, do otwartych Króla i jego królestwa nieprzyjacioł, i już-to sam przez się, już przez drugich, wielu osobom z tegoż królestwa, tak duchownym jako i świeckim, powytaczał spory, ściągające wyroki exkomuniki, suspensy, i inne kościelne kary, z wielką dla pomienionego króla i królestwa ujmą, a nie ladajakiém kościoła i jego poddanych pokrzywdzeniem; a złączywszy się i sprzymierzywszy z nieprzyjaciołmi rzeczonego króla, z którymi wespół zamieszkał, temi i innemi postępki okazał się tak niewiernym i podejrzanym, że król z strony tegoż Bernarda począł słusznie obawiać się większej jeszcze niźli poprzednio zdrady. My przeto, ukochanemu synowi naszemu Franciszkowi, kardynałowi prezbiterowi tyt. Świętego Marka, daliśmy ustne zlecenie, aby o tych niecnych postępkach dokładną powziął wiadomość, i Nam stosowne złożył sprawozdanie. A gdy potém tenże kardynał, wywiedziawszy się o nich należycie, oznajmił Nam, że przerzeczonego Bernarda uznał winnym i przestępnym, zleciliśmy wam naszym listem Apostolskim, abyście obadwaj albo jeden z was, sami przez się, bądź przez kogo innego, tegoż Bernarda w imieniu naszém zawezwali, iżby w ciągu trzech miesięcy, licząc od czasu pozwu, stawił się przed Nami, dla wypełnienia i przyjęcia, co słuszność nakaże. Poczém wszystkie, o których się wyżej namieniło, wytoczone przez niego, albo z jego przyczyny, bądź w skutek naszego listu, sprawy i czynności, mocą i powagą Stolicy Apostolskiej zawieszamy do pięciu miesięcy, licząc od wydania niniejszego pisma. Przerzeczonemu zaś Bernardowi zakazujemy jak najwyraźniej, aby aż do upływu tych pięciu miesięcy ani sam, ani przez kogokolwiek innego, pod pozorem rzeczonego listu, lub z innego względu, nie przedsiębrał przeciw pomienionemu królowi i królestwu, ani należących do niego osób duchownych i świeckich, żadnej czynności w przedmiocie rzeczonych spraw i sporów: a gdyby w tej okoliczności, świadomo lub przez niewiadomość, cożkolwiek było zdziałane, to obecnie uznajemy i ogłaszamy za nieważne. Skłonieni zatém prośbami rzeczonego króla, listem naszym Apostolskim zalecamy Waszej braterskiej Miłości, ażebyście obadwaj albo jeden z was, sami przez się lub przez drugich, o rzeczoném spraw zawieszeniu, wstrzymaniu i odroczeniu, gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób uznacie to za stosowne, z mocy i upoważnienia naszego publicznie wszystkich obwieścili, na tych zaś, którzyby się temu przeciwić chcieli, tąż samą władzą i powagą używali skarcenia, nie dopuszczając na ten raz żadnej appellacyi, chociażby tego rodzaju nieposłuszni, bądź razem, bądź pojedynczo, mieli od Stolicy Apostolskiej wyłączny przywilej, że nie mogą ulegać interdyktowi, suspensie i exkomunice, udzielony listem Apostolskim, któryby nie zawierał dokładnej i wyraźnej od słowa do słowa o takowym indulcie wzmianki. Nakoniec, co się tyczy króla i innych osób duchownych i świeckich, gdy wzwyż pomienione wyroki exkomuniki żadnego nie mają mieć znaczenia, My w starannej pieczołowitości naszej o dobro i zbawienie dusz, tak duchownych naszych jako i świeckich, udzielamy Wam i każdemu z Was niniejszém pismem zupełną moc i władzę uwalniania rzeczonych osób duchownych i świeckich od wyroków takowej exkomuniki, jeżeli o to z pokorą prosić będą, i dadzą należytą rękojmią, że w pomienionych sprawach stawić się gotowi u sądu; i orzekania azali są winnymi, jeśli w takim stanie odprawiali nabożeństwo albo mieszali się do służby Bożej, bez naruszenia atoli powagi Stolicy Piotrowej. Dan w Nowej Wsi (Villa Nova) dyecezyi Awiniońskiej, dnia dwunastego Sierpnia, Naszych rządów Papieskich ósmego roku.“

Mistrz Pruski, wsparty posiłkami książąt chrześciańskich, wyprawia się zbrojno na Litwę, i obciążony łupami powraca.

Po straszliwém Prus spustoszeniu i zadanej im przez Litwinów klęsce w roku przeszłym, gdy do Niemiec przyszła przerażająca o niej wiadomość do Mistrza i Krzyżaków, książęta Niemieccy, z Frankonii, Anglii i Szwabii w znacznej liczbie zebrani, między którymi za najcelniejszego uważany był książę Norymberski, przybyli chrześcianom na pomoc przeciw poganom. Mistrz Pruski Winrych (Wenricus) posiłkami ich ośmielony, zapowiedział swoim wyprawę na Litwę: a zebrawszy z swego i obcego ludu znaczne siły zbrojne, i postawiwszy na ich czele Sygfryda v. Dawelth marszałka Pruskiego, wkroczył do Litwy; gdy zaś barbarzyńcy nie śmieli wystąpić do boju, na lud wiejski (którego część znaczna pokryła się w lasach, miejscach bagnistych i bezdrożach) na domostwa i sioła srogą wywarł zemstę. Splądrowawszy w ten sposób, bez żadnej przeszkody i oporu, i zniszczywszy pożogami całą prawie Litwę, z wielką zdobyczą i mnogiemi brańcy do Prus powrócił.

Rok Pański 1358.
Kazimierz król Macieja Borkowica wojewodę Poznańskiego za ukrywanie złodziejów i rozbójników skazuje wraz z jego bratem na umorzenie głodem, i majątek ich zabiera na skarb publiczny.
Kazimierz król Polski, nieprzyjaciel wszelakiego bezprawia, a zwłaszcza rozbojów i kradzieży, nie omieszkał ku ich wytępieniu najgorliwszych dołożyć starań, żadnego nie ochraniając stanu, godności i wieku. Był pod te czasy w królestwie Polskiém pan jeden możny, rodem i dostatkami znakomity, z domu Napiwów, mającego w herbie głowę jelenią z rogami do góry wzniesionemi, a pośród rogów wilka; zwał się zaś Maciej, a w pospolitej mowie Polaków Maciek Borkowic. Tego król Kazimierz wsadził był na urząd publiczny, a nawet uczynił wojewodą Poznańskim, w nadziei, że krajowi wielce będzie pożytecznym. Aliści on złodziejom i rozbójnikom, których w tej okolicy wielka była liczba, a przeciw którym powinien był użyć swej władzy, naprzód skryte u siebie dawać począł przygarnienie, a potém głównym stał się ich przywodzcą. Kazimierz król Polski karcił go z razu łagodném upomnieniem, a następnie karą pogroził; nie mógł wszelako sprowadzić go z drogi występku, i ukrócić nałogowej żądzy łupiestwa w człowieku, który w własnych dostatkach opływał. Chociaż bowiem zaręczeniem piśmienném i pieczęcią swoją opatrzoném przyrzekał królowi Kazimierzowi, że mu będzie posłusznym i onych spraw niecnych zaprzestanie, ufny wszelako w zacność swego rodu i wysoką godność wojewody, wracał ciągle do swych nadużyć, których się był zarzekł a nawet uroczyście wyprzysiągł. Król Kazimierz wreszcie, zniecierpliwiony częstemi skargami poddanych i taką zuchwalca bezkarnością, przybyłego do siebie Macieja Borkowica wojewodę Poznańskiego do Kalisza kazał ująć, i za jawne jego zbrodnie okutego w kajdany odesłać do zamku Olsztyna (Holstin), gdzie go do turmy podziemnej wtrącono. Nie przestał nawet na prostém zgładzeniu winowajcy, ale postanowił ukarać go śmiercią głodową. Jakoż z rozkazu króla dawano mu codziennie tylko wiązkę siana i czarkę wody, co go w tak okropną rozpacz wprawiło, że dla zasycenia głodu, póki mógł, własne ciało z rąk i innych miejsc wyżerał. Doniesiono potém królowi, że brat Macieja, Jan, dziedziczny pan Czacza, mszcząc się braterskiej śmierci, knował przeciw niemu spiski i jawny zamierzał rokosz; ale król niebawem poimał go i zgładził. Poczém zamki obydwóch i warownie, jako to Koźmin, Czacz, i wszystkie dobra do nich należące, zabrał i do skarbu królewskiego przydzielił. Twierdzą niektórzy, że król Kazimierz z tej przyczyny Macieja wojewodę tak srogą ukarał kaźnią, że był oskarżony o miłosną sprawę z królową; za co przez dni czterdzieści głodem męczony umrzeć nie mógł, dopiero po przyjęciu świętego wiatyku wyznał przy zgonie, że na śmierć taką zasłużył. Syn zaś jego, chroniąc się przed surowością króla Kazimierza, umknął do Saxonii, do marchii Brandeburskiej, zkąd na królestwo Polskie skryte czyniąc napady, ogniem, grabieżą i uprowadzaniem w niewolą szlachty i kupców, pogranicze kraje przez niejaki czas plądrował. Poźniej atoli, w miasteczku Rozrażowie (Roszrzaszow), dokąd był wybrał się za zdobyczą, obskoczony od chłopów i wraz z zgrają przybranych łotrów ubity, zuchwalstwo swoje godną karą przypłacił.

Kazimierz król zobowięzuje wyrokiem stanowczym Ziemowita książęcia Mazowieckiego i jego poddanych do składania dziesięcin biskupowi Poznańskiemu.

Dnia piętnastego Stycznia, Kazimierz król Polski, przebywając w mieście biskupiém Raciążu, Jana biskupa Poznańskiego z Ziemowitem książęciem Mazowieckim i Warszawskim pojednał i długie przeciął niezgody, zaleciwszy wyrokiem stanowczym, aby książę Ziemowit i wszyscy jego poddani dziesięciny z wsi nowo karczowanych należne lub powstające do stołu biskupiego składali i składać byli obowiązani. Postanowienie to wydał w obecności Macieja biskupa Włocławskiego, Władysława książęcia Gniewkowskiego i wielu innych.

Kazimierz król klasztor kanoników regularnych Ś. Augustyna ze wsi Mąki przenosi do Kalisza.

We Wtorek po uroczystości ŚŚ. Piotra i Pawła Apostołów, Kazimierz II król Polski, klasztor albo raczej zakątek kanoników regularnych Ś. Augustyna, założony pierwotnie w wsi Mące (Manka), o pół mili od miasteczka Sieradza, za zezwoleniem Konrada opata Ś. Maryi Piaskowej w Wrocławiu, pod którego wtedy zostawał zwierzchnością i zarządem, przeniósł do Kalisza, a mnichom rzeczonego klasztoru oddał kościoł parafialny Ś. Mikołaja w Kaliszu, pod ów czas opróżniony z powodu ucieczki jego bezpośredniego zarządzcy Marcina. Rzeczony bowiem pleban, rozgniewany niewcześnie psotą wyrządzoną jego kucharce, którą chłopcy miejscy wrzucili z figlów do kadzi brudną wodą napełnionej, jednego z nich szablą zabiwszy, uciekł z Kalisza i bał się już do domu powrócić. Odjął zaś król Kazimierz mnichom rzeczonego klasztoru cztery wsie, to jest Mąkę, Polkowo, Węglowo i Luboradzice, i przyłączył je do dóbr stołu królewskiego. Pierwszym tego klasztoru przełożonym był brat Maciej.

Ludwikowi królowi Węgierskiemu narodziła się córka Katarzyna z królowej Elżbiety, córki Stefana króla Bośnii.

Rok Pański 1359.
Kazimierz król wraz z arcybiskupem Gnieźnieńskim godzą niechęci i spory między duchowieństwem i stanem świeckim, niemniej między samemiż duchownymi wynikłe i znacznie rozetlone, z powodu dziesięcin, sądów duchownych, i pobieranej przez biskupa Krakowskiego połowy dochodów z każdego wakującego beneficium.

Kazimierz król Polski, sprzykrzywszy sobie ustawiczne prośby i nalegania panów, szlachty i rycerstwa, uskarżającego się na doznawane od biskupa i duchowieństwa dyecezyi Krakowskiej mnogie uciążliwości, jako to dziesięciny i sądy duchowne, wybieranie połowy plonów z każdego opróżnionego beneficium za rok pierwszy na budowę kościoła Krakowskiego, i inne ciężary, złożył zjazd (conventum) w mieście Krakowie, w uroczystość Ś. Trójcy, celem zniesienia rzeczonych uciążliwości, a nawzajem skrócenia nadużyć panów, rycerstwa i szlachty, w oddawaniu i okupowaniu dziesięcin, na które się duchowieństwo Krakowskie głośno uskarżało. Postanowił bowiem był Nankier, na ów czas biskup Krakowski, za przyzwoleniem kapituły, aby na budowę kościoła Krakowskiego, którą rzeczony Nankier z wielką wspaniałością rozpoczął, z każdego w dyecezyi Krakowskiej opróżnionego beneficium połowę dochodów, według sprawiedliwego oszacowania, w pierwszym roku składano. Co gdy od roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego dwudziestego, w którym poczęto budować kościoł, aż do roku tysiącznego trzechsetnego pięćdziesiątego dziewiątego ciągle wypełniano, dopraszała się szlachta i rycerstwo, sami nawet duchowni (już bowiem kościoł Krakowski całkowicie był ukończony), aby rzeczony pobór został zniesiony i odwołany. Aby zaś spory obustronne tém łatwiej i sprawiedliwiej załatwić było można, wezwany Jarosław arcybiskup Gnieźnieński przybył do Krakowa, gdzie przez dni kilkanaście trwały rokowania i rozmaite układy między Bodzantą ówczesnym biskupem i duchowieństwem Krakowskiém z jednej, a panami, szlachtą i rycerstwem z drugiej strony: nareszcie za zręczném pośrednictwem Kazimierza króla Polskiego i Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, wszystkie zatargi tak o należność, przeznaczenie i oddawanie, jako też wybieranie dziesięcin, składanie sądów duchownych, rościąganie interdyktów, stawianie nowych kościołów, i inne przedmioty, słuszną i sprawiedliwą ustawą załatwiono. Na zasadzie takiej ustawy opierały się odtąd wszystkie stosunki duchowieństwa dyecezyi Krakowskiej ze świeckiemi i wzajemnie. Wtedy także zniesiono wybieranie połowy przychodów z każdego wakującego beneficium w roku pierwszym, a ziemie Lubelskaa, Sieciechowska i Łukowska, w latach poprzednich złupione i zniszczone najazdami Tatarów i Litwinów, na prośby Kazimierza króla uwolnione zostały na lat trzydzieści przez Bodzantę biskupa Krakowskiego od dziesięciny snopowej, ażeby tém snadniej osadzać się mogły. Która-to ustawa iżby w rzetelnej osnowie swojej trwała w potomne czasy, ułożono ją jak przywilej na piśmie i pieczęcią Bodzanty biskupa i kapituły Krakowskiej opatrzono. Dla tych zaś, którzyby o niej wątpili, albo żądali dowodów w samém źródle, załączyłem tu jej odpis, a ten brzmi jak następuje:
„W imię Pańskie, Amen. Oznajmujemy wszystkim w powszechności, którzy to pismo czytać będą: że My Bodzanta, z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski biskup Krakowski, zważywszy, iż ziemie Lubelska, Sieciechowska i Łukowska, do naszej dyecezyi należące, najazdami niewiernych Tatarów i Litwinów, w słusznej karze za grzechy, najbardziej są spustoszone, a pragnąc do ich osiedlenia przynęcić lud chrześciański, na prośbę Najjaśniejszego książęcia i Pana naszego Kazimierza, z Bożej łaski króla Polskiego, i za zgodną wolą braci naszych kapituły Krakowskiej, wszystkich, którzy w ziemiach przerzeczonych osiadać będą albo już dotychmiast osiedli, uwalniamy w całej zupełności od opłaty dziesięcin, jakie z tamecznych wsi, folwarków i posiadłości do naszego stołu biskupiego należały. A to z zastrzeżeniem, że jeśliby w czasie trwającej tego rodzaju wolności, rzeczony król Jego Miłość, albo jego zastępcy i szlachta, w dobrach swoich, leżących w pomienionych ziemiach, dziesięcinę od swych osadników wybierali, albo na swoję korzyść zagarniać chcieli, na ów czas, bez względu na udzieloną wolność, dziesięcina z dóbr pomienionych do Nas i naszego stołu, okrom wszelkiego wyłączenia, ma powrócić. W innych zaś dobrach, gdzieby dziesięciny nie wybierano, osadnicy zostaną przy swym przywileju. Udzieleniem takowej wolności nie chcemy bynajmniej naruszać mnichom i duchownym świeckim praw, jakie ich klasztorom i beneficyom kościelnym w przerzeczonych ziemiach służyły albo dotąd służą; owszem, przy prawach tych mają pozostać jak wprzódy. Stanowimy nadto, za zezwoleniem naszego Króla i Pana, iż w całej dyecezyi naszej, gdziekolwiek z miast, zamków, miasteczek, wsi, folwarków i jakich bądź posiadłości, dziesięciny snopowe dotychczas na polach wybierano, takowe i nadal wybierane być mają, bez żadnego w tej mierze zaprzeczenia i względu. Sołtysi zaś i wójtowie miast, miasteczek albo wsi, w których oddają się dziesięciny snopowe, z czterech łanów wójtostwa albo sołtystwa, własną ich pracą i nakładem uprawionych, a w szczególności z każdego łanu w dzień Ś. Marcina w miesiącu Listopadzie po cztery skojce groszy Praskich jako dziesięcinę opłacać nam będą. A jeśli więcej nad cztery łany uprawiać zechcą, albo rzeczone cztery komu innemu sprzedadzą, wypuszczą, lub do uprawiania poruczą, z tych oddawać mają dziesięcinę wytyczną w polu, tak jako ją inni sąsiedni osadnicy oddają. Aby zaś roboty gospodarskie z przyczyny zalegania w polu dziesięcin nie doznawały opóźnienia, stanowimy, iżby każdy do tygodnia po Ś. Jakóbie uwinął się z zebraniem swojej dziesięciny, sam przez się lub przez swojego zastępcę. W przeciwnym razie, zostawiwszy na polu po pięć snopków z każdych pięćdziesięcin, wolno będzie ludziom zboże sprowadzać do gumna. Na rolach zaś nowo karczowanych, za Wisłą, ku granicom i w pobliżu Rusi i Węgier, i dalej w tym pasie aż po krańce ziemi Oświecimskiej, z których Nam dotąd dziesięcin snopowych nie oddawano, po wyjściu czasu wolności, z każdego łanu, małego czy dużego, osiadłego bądź mającego być osadzonym, wieśniacy płacić nam winni corocznie w dzień Ś. Marcina jako dziesięcinę gruntową po jednym wiardunku groszy Praskich. Wójtowie zaś i sołtysi rzeczonych ról nowotnych (novalium), z czterech łanów swego wojtostwa lub sołtystwa, własną jak się wyżej rzekło pracą uprawianych, a w szczególności z każdego łanu, po trzy skojce groszy jako dziesięcinę płacić mają kościołowi, w którym słuchają nabożeństwa i przyjmują Sakramenta święte. A jeżeli więcej nad cztery łany uprawiają, albo rzeczone cztery bądź który z nich komu innemu sprzedadzą, wypuszczą, lub powierzą do uprawy, z każdego z nich prawem dziesięciny jeden wiardunek groszy, jako i inni wieśniacy, w dniu wyżej pomienionym składać będą. Nadto, za dobrodziejstwo które im wyświadczamy, w opłacaniu dziesięcin, jako się wzwyż powiedziało, rzeczeni sołtysi i wójci, wiardunki dziesięciny naszej w dzień oznaczony Ś. Marcina pod przysięgą wierności od wieśniaków wybierać, i Nam albo pełnomocnikowi naszemu w dniach piętnastu po wyrażoném święcie bezpośrednio następujących rzetelnie i w całości składać będą obowiązani. Gdzie wszelako z rzeczonych pól nowotnych dziesięcina w snopach była nam wprzódy oddawana, tam i nadal w podobny sposób ma być uiszczaną, i nie zamieniamy jej bynajmniej na wiardunki. Lecz ponieważ w tych okolicach gdzie leży Długiepole i Czorsztyn (Czornsteyn), na pograniczu, między drogą prowadzącą z Myślenic (Mislimicz) ku Twardocinowi, a Słoną górą, ku górze zwanej Obidowa, aż do Dunajca, jak nam wiadomo grunta są niepłodne, i dłuższe zimy ściskają ziemię, tak iż zaledwo krótki czas ludziom pozostaje do pracy; chcąc przeto na mieszkańców stron tamecznych wzgląd mieć łaskawszy, stanowimy, że pomienieni osadnicy, którzy tam już obecnie mieszkają, albo później osiędą, corocznie w dniu rzeczonym Ś. Marcina dziesięciny gruntowej z każdego łanu po trzy skojce groszy Praskich opłacać nam mają. Które-to pieniądze sołtysi pomienionych miejsc wybierać i nam lub zastępcom naszym oddawać będą, jak to w podobnym razie wyżej się rozporządziło. Niniejsze zaś prawidło co do płacenia wiardunków miasto dziesięciny w miejscach wzwyż wyrażonych, uchwaliliśmy wespół z rzeczonym królem Kazimierzem iż w ten sposób ma obowięzywać, aby na potém do miast, miasteczek, wsi, gruntów i wszelakich posiadłości w całej dyecezyi naszej, gdzie zdawna składano dziesięcinę w snopie, nigdy go nie naciągano. Stanowimy nadto, że jeśliby szlachcic który w koniecznej potrzebie u drugiego szlachcica równego sobie włość swoję zastawił, a wierzyciel pola jej uprawiał, ten winien będzie z gruntów posiadanych takąż samą dziesięcinę zboża płacić temu kościołowi, któremu zastawca dawnym ją obyczajem opłacał. Lecz jeśli pomieniony wierzyciel zechce pracę swoję powiększyć, wypędzając kmieci i biorąc na siebie pól ich uprawę, na ów czas z pól przez siebie uprawianych obowiązany będzie płacić dziesięcinę gromadną, na gonitwę (in gonitwam). Nadto, iżby w sprawie toczącej się z szlachcicem o dziesięcinę sędzia duchowny nie wdawał się w rozpoznanie szlachectwa, to jest, jeśliby duchowny domagał się dziesięciny nieprawej od takiego, który się mieni szlachcicem, i z tego powodu chciał go pozywać do duchownego sądu, stanowimy, iżby spór o szlachectwo przed nas lub urząd nasz wytoczony, przy wyrażeniu herbu i rodowitego domu, nie ulegał naszemu sądowi, ale odesłany był do sądu świeckiego, gdzieby po rozstrzygnieniu poprzedniém sporu co do szlachectwa, kościoł wskazał, jaka nań spada powinność opłacania dziesięciny gruntowej. Nakoniec stanowimy i rozporządzamy, za zgodną i wyraźną wolą rzeczonego króla Jego Miłości, że jeśliby kto z pól starowiecznych lasy, krzaki albo pniewo po kolei karczował, dziesięcinę z takich nowizn ten będzie pobierał do kogo dziesięcina z dawnych pól należała. Ale gdyby w którejkolwiek stronie siedzieli na nich jacy dawni pól osadnicy, i karczowali podobnież lasy, zarośla, gaje albo wyręby, rzeczeni osadnicy z pól w ten sposób oczyszczonych obowiązani będą płacić dziesięcinę nam i naszym następcom. Przyczém zakazujemy, aby przełożeni kościołów od swoich parafian nie wybierali przymusowo kolendy (columbatio), ale coby kto dobrowolnie proszącemu chciał ofiarować, to ma być przyjęte z podziękowaniem. Zakazujemy także archidyakonom, proboszczom i innym prałatom naszej dyecezyi, piastującym władze zwierzchnicze, ażeby w odwiedzaniu kościołów nie wymagali więcej podwód (evectiones) nad liczbę prawem przepisaną, ani z powodu wizyty wyciągali od poddanych pieniędzy; podobnież przełożeni kościołów nie mają nic pobierać za udzielanie Sakramentów, które bezpłatnie dawane być winny: nieposłuszni ciężko karani będą. Duchowni zaś wszelakiego stopnia, stanu i godności, którzy dobra dziedziczne posiadają, obowiązani są z tychże dóbr do stawania z Królem swym Panem na wyprawę, według jego woli i rozkazu. Dla pomnażania zaś w kraju chwały Bożej, przyrzekamy, że jeśliby który z szlachty kapłanowi i klerykowi stosowne u siebie naznaczył utrzymanie, kościoł w dobrach jego założymy niezwłocznie. Stanowimy prócz tego, aby duchowni nie pociągali odtąd ludzi świeckich za długi bądź w innych sprawach cywilnych do sądu duchownego, chyba gdyby sprawa była duchowna albo z duchowną połączona, lub gdyby szło o dziesięcinę należną. Opłata także dotychczasowa połowy dochodów od księży z roku pierwszego, niniejszą uchwałą znosi się. Aby zaś rzeczona uchwała, rozporządzenie albo ustawa miała moc trwałą i niezmienną, rozkazaliśmy ją wydać na piśmie, i pieczęcią tak naszą jak i kapituły naszej opatrzyć. Działo się i wydano w Krakowie dnia czternastego Czerwca, roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego pięćdziesiątego dziewiątego. W obecności i z rozporządzenia Najprzewielebniejszego w Chrystusie Ojca Jego Miłości Jarosława, z Bożego miłosierdzia arcybiskupa świętego kościoła Gnieźnieńskiego, i Przezacnych mężów, Ottona proboszcza Gnieźnieńskiego, Janusza dziekana, Floryana proboszcza, Mikołaja kustosza, Krakowskich; Świesława Wiślickiego, Mikołaja Skarbimierskiego, proboszczów; tudzież Wilczka Sądeckiego kasztelana, Andrzeja podkomorzego, Piotra wojskiego Krakowskiego, i innych. Przez Mikołaja licencyata w prawie kanoniczném, plebana Luborzyckiego, naszego biskupiego ....“

Kazimierz król Polski niosąc pomoc Stefanowi, synowi Stefana wojewody Wołoskiego, wysyła z nim wojsko, które wojewoda w lasach podciętemi zdradziecko drzewami przywala.

Gdy na Wołoszczyznie zszedł ze świata Stefan wojewoda Mołdawski, którego przodkowie i pierwsi plemieńcy z królestwa Włoch wygnani (miano ich za ród Wolsków) powypędzawszy dawnych panów i osadników Ruskich, najpierwej zdradą, a potém z zwiększeniem się ich liczby przemocą, opanowali ziemią Mołdawską, a iżby snadniej owładnąć ją mogli, odrodne przodków swoich plemię, poprzechodzili na wiarę i wyznanie Ruskie: powstały żwawe spory między synami zmarłego wojewody, to jest Stefanem i Piotrem, o panowanie i następstwo. Piotrowi bowiem, acz młodszemu wiekiem, sprzyjała większa część Wołochów, dlatego iż w zasadach swoich więcej okazywał wolnomyślności. A gdy i obrotnością brata przewyższał, i Węgrów krajowych miał po sobie, wypędziwszy Stefana i bojarów, którzy na jego stronę nie dali się przeciągnąć, sam jeden w Mołdawii ogarnął rządy. Starszy zaś Stefan, z przychylnemi sobie bojarami, nie mogąc ścierpieć wyrządzonej sobie krzywdy i zniewagi, i bojąc się, aby brat jego Piotr osięgnąwszy najwyższą władzę nie targnął się wreszcie na jego życie, pobiegł spiesznie do Kazimierza króla Polskiego, zamożnego w siły zbrojne i skarby, z prośbą: „aby go na stolicę ojcowską przywrócił, i w twardej przygodzie nie odmawiał mu swojej pomocy:“ przyczém oświadczał i przyrzekał, że i sam i wszyscy jego następcy wojewodowie, i cała ziemia Mołdawska, na zawzdy trwać będą w wierze i posłuszeństwie królowi Kazimierzowi i następnym królom Polskim. A gdy król Kazimierz za zgodną uchwałą panów radnych przyjął prośbę i przyrzeczenie, zebrane z ziem Krakowskiej, Sandomierskiej, Lubelskiej i Ruskiej rycerstwo wyprawił z Stefanem, aby go na państwo przywrócić. Wojsko to, opuściwszy granice kraju nazajutrz po dniu ŚŚ.  Piotra i Pawła Apostołów, gdy przyszli do ziemi nieprzyjacielskiej, ciągłego używali powodzenia i w kilku pomniejszych utarczkach odnieśli zwycięztwo, walnej atoli bitwy nieprzyjaciel unikał. Piotr zaś młodszy, nie śmiejąc z Stefanem i Polakami otwartej stoczyć walki, postanowił zdradą ich podejść. Był w Sepeńskiej ziemi las obszerny i długi, który Wołosi Płoninami zowią, jako puszczę płonną i nieurodzajną, ani oraną ani zamieszkaną od ludzi; tamtędy Polakom iść wypadało, aby się dostać do wnątrza kraju i na otwartsze przestrzenie. W tym lesie przeto Wołosi wedle drogi, po prawej i lewej stronie, popodcinali drzewa w ten sposób, aby stały na pniu spokojnie, a dopiero za lekkiém uderzeniem powaliły się na ziemię: sami zaś utajeni na zasadzce, przykryli się piaskiem i murawą. Skoro więc Polacy wkroczyli do lasu, Wołosi popodrywali drzewa od spodu, które waląc się jedne na drugie, i nawzajem nagłym powałem wywracając, straszliwą wojsku w ludziach, koniach i rynsztunkach bez wojny zadały klęskę. Upadające bowiem kłody, gałęzie i odłamy drzew poprzygniatały najznaczniejszych rycerzy, wielu żołnierzom pogruchotały ręce, nogi i inne części ciała. Reszta rycerstwa przerażona tak niespodziewaną przygodą, poddała się w jarzmo niewoli, i większa była liczba jeńców niżli zabitych. Nieprzyjaciel zdobył wszystek zasób wojenny, tém korzystniejszy, że mu się dostał w całości. Bo lubo koni znaczna część od wywrotu drzew poginęła, broń jednak, odzież i inne zasoby, których ucieczką nie mógł nikt ratować, opanowali zwycięzcy. W tę zasadzkę wpadli Polacy nie tak przez własną nieostrożność i lekkomyślność, jako raczej przez zdradę tej części Wołochów, którym pomagali; ci bowiem porozumiawszy się tajemnie z krajowcami, ich przeciwnikami, naprowadzili Polaków chytrze i zdradziecko w takie sidła. Gdy Kazimierzowi królowi doniesiono o tej klęsce, posłał natychmiast pieniądze na wykupno jeńców, w czém gdy Wołosi nie czynili trudności, wszystkich rycerzy i wszystek lud do wyprawy należący za złożoną dań wykupiono. Wzięty był w tej przygodzie w niewolą Zbigniew z Oleśnicy, rycerz herbu Dębno (dziad Zbigniewa kardynała biskupa Krakowskiego), który aż do śmierci kulał z potłuczenia nóg w onej klęsce. Nawoj z Tęczyna, syn Jędrzeja z Tęczyna wojewody Krakowskiego, wśród zamieszania wymknął się z rąk Wołochom; gdy jednakże nie śmiał się ojcu i przyjaciołom pokazać, z miejsca poniesionej klęski zbiegł do Rzymu i został księdzem (już bowiem żona, którą był miał jedyną, umarła). Ten później wróciwszy do ojczyzny, wyniesiony był na godność dziekana. Ów zaś las gęsty za czasem wytrzebiono, i powstały w tém miejscu pola uprawne. Jedenaście chorągwi zabrano w tej klęsce, z których trzy królewskie czyli ziemskie, Krakowska, Sandomierska i Lwowska, dziewięć rycerskich, to jest Toporczyków, piastowana przez rzeczonego Nawoja, druga Leliwczyków, trzecia Lisowczyków (Vulpium), czwarta Rawitów, piąta Gryfitów, szósta Szreniawitów, siódma Habdanków, ósma Półkoziców, a dziewiąta Strzemieńców (Streparum).

Rok Pański 1360.
Mór straszny w Polsce.

Po klęsce Wołoskiej nastąpiła inna, cięższa wprawdzie ale znośniejsza, bo jej rozumem ludzkim nie można było zapobiedz. Zaraza bowiem gorączkowa, czy to od Boga za liczne grzechy i przestępstwa na ludzi zesłana, czy gwiazd niebieskich biegiem, położeniem, spotkaniem, lub inną jaką przyczyną tajemnie spowodowana, wszystkie niemal na zachodzie królestwa nawiedziwszy, rozgościła się nareszcie w Polsce, Węgrzech, Czechach, tudzież podległych im i sąsiedzkich ziemiach, i wszystkie miasta, miasteczka i wsie królestwa Polskiego takiej nabawiła klęski, że trwając ciągle przez sześć miesięcy, większą część ludności wszelakiego stanu i płci obojej wytępiła. W samém mieście Krakowie dwadzieścia tysięcy ludzi na tę zarazę wymarło. Niektóre zaś miasteczka, wsie i włości tak srodze tą plagą były dotknięte, że pozamieniały się prawie w pustynie. Nie było komu nawet grze bać umarłych. Była–to klęska bezprzykładna; gdy bowiem większa część ludności wyginęła, miasta i wsie z mieszkańców ogołocone stanęły wszędy pustkami. Zaczęła się zaś ta zaraza około dnia Ś. Michała, objawiwszy się przez gwałtowne gorączki, bolaki, wrzody, dymienice, które wielką zrządziły śmiertelność; a potém z pewnemi przerwami, nie bez wzmagania się jednak grasując między ludźmi aż do połowy roku następnego, z taką na reszcie w ciągu trzech miesięcy wybuchnęła srogością, że w wielu miejscach ledwo połowa ludzi została przy życiu. Tém zaś różniła się ta klęska od poprzedniej, która przed laty dwunastą kraj nasz nawiedziła, że tamta wiele sprzątnęła ludzi z pospolitego gminu, od tej zaś więcej szlachty i ludzi możnych, dzieci i kobiet wyginęło.

Mistrz Pruski wyprawia się po trzy kroć zbrojno przeciw Litwinom i książęcia Kiejstuta bierze w niewolą.

Mistrz Pruski Winrych (Wenricus) v. Kniprode, ośmielony nadejściem posiłków margrabi Brandeburskiego i innych rycerzy Niemieckich, wybrał się zbrojno na Litwę, i wojsko tak własne jak cudzoziemskie powierzywszy dowództwu marszałka zwanego Schindekopf, ziemię Litewską mieczem, pożogami i łupiestwem spustoszył; po odprowadzeniu zaś do Prus jeńców zabranych i zdobyczy, jeszcze przed zimą ponowił wyprawę na Litwę; a nie przestawszy na tém, trzeci raz poniósł oręż przeciw Litwinom. Temi trzema wyprawami tak srodze Litwę spustoszył, że większa jej część stała się niemal pustynią. Ostatnia wyprawa świetniejszą była nad inne, z przyczyny poimania w niewolą książęcia Kiejstuta, który atoli w tymże jeszcze roku wyswobodził się z niewoli, oddaniem Prusakom uprowadzonych z Prus brańców chrześciańskich.

Rok Pański 1361.
Arcybiskup Gnieźnieński z rozkazu króla godzi drogą polubownego sądu spory wszczęte między szlachtą ziemi Krakowskiej a duchowieństwem, z powodu dziesięcin i kar kościelnych.

Za poduszczeniem czarta, rozsiewcy niezgody, zacięte i gorszące powstały spory między Bodzantą biskupem i duchowieństwem biskupstwa i dyecezyi Krakowskiej, a szlachtą i rycerstwem ziemi Krakowskiej, Sandomierskiej i Lubelskiej, prawem zwyczajném (jure ordinario) władzy tej dyecezyi podległych, a to z powodu dziesięciny snopowej, poźnego jej wytykania, sprzedawania i zabierania, tudzież zbóż i zasiewów po ogrodach z omijaniem dziesięciny zbieranych, i innych powodów. Dla zagodzenia więc tej sprawy, Kazimierz król Polski, jako opiekun i obrońca kościoła, postanowiwszy użyć swego pośrednictwa, wezwał do siebie Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego, który właśnie pod ów czas dyecezyą Krakowską odwiedzał. Ten naznaczywszy czas do załatwienia sporu, gdy do Krakowa przybył, i po wysłuchaniu stron obydwóch ustanowił i przyjął kompromis, między Kazimierzem wstawiającym się za szlachtą i rycerstwem z jednej, a Bodzantą biskupem Krakowskim, w sprawie kościoła i duchowieństwa tudzież wszystkich beneficyatów dyecezyi Krakowskiej działającym z drugiej strony, zatrzymawszy się przez dni kilkanaście w Krakowie, i naradziwszy z mężami światłemi i uczciwemi, w prawie Boskiém i ludzkiém biegłemi, udał się do króla Kazimierza do Wieliczki, kędy na ów czas osobiście przebywał, i dnia szóstego Listopada, w obecności tegoż króla Kazimierza i panów Polskich, wydał uchwałę stanowczą, mocą której orzekł i postanowił: że za zabranie dziesięciny duchownej przez dziedzica wsi, gdyby tenże wydzierca przez sześć miesięcy wytrzymywał karę kościelną, nawet i kmiecie mieli podpadać exkomunice. Jeśliby zaś dziedzic okupić chciał dziesięcinę, w ów czas winien był przed dniem Ś. Jakóba z właścicielem dziesięciny zawrzeć o to ugodę: w przeciwnym razie wolno było takową dziesięcinę komu innemu odprzedać. Z zbóż zaś wszelakiego rodzaju, czy-to w ogrodach czy na polu sianych, nakazał składać dziesięciny, jak to wydane w tej mierze rozporządzenie i inne ustawy, za grożeniem interdyktu obostrzone, opiewa odpis przywileju, który tu przytaczamy, a którego taka jest osnowa:
„My Jarosław, z Bożego miłosierdzia Arcybiskup świętego kościoła Gnieźnieńskiego, Krakowską dyecezyą obecnie i z urzędu odwiedzający, wszystkim, którzy to pismo czytać będą, oznajmiamy: Że gdy pomiędzy Najjaśniejszym Książęciem i Panem Kazimierzem, z Bożej łaski królem Polskim i opiekunem naszym z jednej, a Jego Miłością Bodzantą, najukochańszym bratem naszym, Biskupem Krakowskim z drugiej strony, powstała pewna wątpliwość co do dziesięcin i innych okoliczności niżej wyrażonych, i gdy obie strony pragnąc wzajemnego a sumiennego porozumienia i układu, dobrowolnie, świadomo i rozmyślnie, nie uwiedzione żadnym błędem, podstępem ani niewiadomością, zgodziły się same i w imieniu swoich następców na nasz sąd polubowny, obierając nas w rzeczonej sprawie za swych sędziów, rozjemców i pojednawców, i oddając nam zupełną moc i władzę załatwienia tej sprawy i orzeczenia stanowczego wyroku, w sposób prosty i łagodny, bez głośnych wywodów i sądowych formalności, jak to według rozumienia naszego uznamy i osądzimy: My zatém, wezwawszy Imienia Pańskiego, używszy porady mężów światłych, i sami dobrze się na myśliwszy, dla miłości, zgody i pożytku kościoła Krakowskiego, z mocy udzielonego nam kompromissu, w sprawie rzeczonej między królem Jego Miłością a biskupem, w imię Chrystusa Pana uchwalamy, rozporządzamy i stanowimy: że za zabranie dziesięciny gruntowej przez jakiego szlachcica, albo jakiekolwiek w tym względzie udowodnione pokrzywdzenie, wydzierca i krzywdziciel po napomnieniu poprzedniém ma ulegać exkomunice. W której to exkomunice jeśli wytrwa przez sześć miesięcy, w ów czas mieszkańcy tejże samej wsi, obowiązani do wytykania dziesięciny, mają być wraz z nim wyłączeni z społeczeństwa kościoła. Jeśliby zaś żona którego szlachcica w nieobecności męża zabrała dziesięcinę, karą kościelną ma być znaglona do słusznego jej wynagrodzenia. A gdyby przez sześć miesięcy trwała upornie w takiejże exkomunice, na ów czas i kmiecie tej wsi, z której dziesięcina zabraną została, wraz z panią rzeczoną ulegną karze kościelnej. Nadto, jeśliby duchowny jaki lub kapłan wyświęcony został zabity, zraniony, uwięziony lub zatrzymany, na kościoł lub kościoły tego miejsca ma być rościągniony interdykt, i nabożeństwo nie ma w nich być odprawiane, dopóki winowajca nie będzie wydany biskupowi. A jeśliby ująć się nie dał, w ów czas mieszkańcy tego miejsca wykonają przysięgę, że winowajcy rzeczonego pochwycić nie mogli, ani mu nie ułatwili ucieczki. Nakoniec ksiądz miejscowy ma rościągnąć interdykt prawem postanowiony, chociażby winowajca był bannitem; a ktoby kolwiek go ujął, ma go kapłanowi miejscowemu dostawić, poczém będzie nań włożona exkomunika. Jeśliby zaś który dziedzic wsi chciał dziesięcinę w tejże wsi wykupić, ma się postarać, aby przed dniem Ś. Jakóba zawarł o to ugodę; w przeciwnym razie właściciel dziesięciny będzie mógł sprzedać dziesięcinę, w czem dziedzic wsi nie ma mu czynić przeszkody. Nadto, gdziekolwiek w ogrodach lub na polu pługiem odbywa się orka, dziesięcina z tych miejsc ma być w zupełności oddawana, wyjąwszy rzepę, mak, kapustę, cebulę, czosnek, i tym podobne jarzyny, które jeśli kto w ogrodach swoich motyką uprawianych hoduje, dziesięcina od nich dawaną być nie powinna. Co do dziesięcin od konopi, stanowimy: że który z kmieci orze pługiem całkowitym, ile bądź kolwiek ma wołów albo koni, ten dawać powinien po cztery motki czystych konopi, podług starodawnego zwyczaju. Który zaś orze półpłużem (medio aratro), ten dwa tylko motki konopi oddawać będzie. A kto wcale nie orze, wolny być ma od takowej dziesięciny. A co do zachowania interdyktu, rozporządzamy: że gdyby w jakim przypadku interdykt nałożyć wypadło na miasto Kraków, w ów czas leżące za rzeką Wisłą miasto Kazimierz takowemu interdyktowi nie ma podlegać, i wzajemnie. Stanowimy nadto, że do któregokolwiek z miejsc świętych przyszedłby człowiek wyłączony od kościoła albo obcowania z ludźmi, i poważył się wejść do kościoła albo na cmentarz, natychmiast ustawać ma nabożeństwo, a dopiero gdy tenże z kościoła lub cmentarza ustąpi, ma dalej odprawiać się służba Boża. Między innemi stanowimy i to jak najwyraźniej, że interdykt trzechdniowy, jaki dawniej zachowywano we wszystkich kościołach z powodu wejścia osoby klątwą obłożonej, na teraz nie ma służyć nikomu za prawidło, aby powszechność dla przestępstwa jednego zatwardziałego grzesznika nie była pozbawioną pociechy religijnej i w swej pobożności nie doznawała przeszkody. Ale jeśliby w tej mierze wyszedł mandat Stolicy Apostolskiej, której my praw przepisywać nie możemy, zalecamy, aby nakaz takowy oznajmiony na piśmie jak najwierniej i najdokładniej był wypełniony, czemu nie ma być na przeszkodzie ustawa nasza wyżej wyrażona o interdykcie trzechdniowym. Na świadectwo zaś tego wszystkiego zaleciliśmy niniejsze pismo pieczęcią naszą opatrzyć. Działo się i sporządzono w Wieliczce, dnia szóstego Listopada, roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego sześćdziesiątego pierwszego. W obecności wielebnych mężów Ich Miłości, Marcina archidyakona i Mikołaja kanclerza Gnieźnieńskiego, Święcsława officyała Krakowskiego, Zbiluta proboszcza Płockiego, i wielu innych wiary godnych świadków.“

Po śmierci papieża Innocentego VI wstępuje na stolicę Urban V.

Papież Innocenty VI, przesiedziawszy na stolicy lat dziesięć, umarł w Awinionie, i w klasztorze Kartuzów przy Ś. Andrzeju, który był sam założył i uposażył, pochowany został. Kardynałowie wszedłszy do konklawe obrali mnicha zakonu Ś. Benedykta, opata Marsylskiego, doktora prawa kanonicznego, męża rzadkiej świątobliwości, którego nazwano Urbanem V. Ten kazał głosić wyprawę przeciw Turkom i zapowiedział wojnę krzyżową.
Zasłynęła w tym czasie Brygitta Szkocka, wdowa wielkiej świątobliwości, ktora miała liczne objawienia wszystek stan rzeczy zwiastujące. Przepowiedziała klęski Krzyżakom, królom zaś Polskim zwycięztwa. Ustanowiła nowy zakon, który wziął nazwę od jej imienia, i po zatwierdzenie swej reguły wykonała od Chrystusa poselstwo do Urbana V papieża. Święto jej obchodzi się dnia dwudziestego szóstego Lipca.

Kaznodzieja zaprzeczający Najświętszej Maryi Pannie poczęcia bez zmazy nagle umiera.
Lektor zakonu kaznodziejskiego w Krakowie, mnich imieniem Paweł, gdy prawiąc w kościele katedralnym Krakowskim w obec duchowieństwa i ludu językiem polskim, zaprzeczał iżby Najświętsza Marya Panna poczętą była bez pierworodnej zmazy, padł nagle i umarł, nie dokończywszy kazania.

Założenie w Pradze wszechnicy naukowej.

Karol król Rzymski i Czeski założył w Pradze naukową wszechnicę, którą papież Innocenty VI na prośbę króla Karola potwierdził. Ta przetrwawszy zaledwo lat pięćdziesiąt, z przyczyny odszczepieństwa w wierze upadła.

Kazimierz król zakłada na Kazimierzu wszechnicę naukową, ale zostawia swoje dzieło w zaczątku.
Kazimierz król Polski, chcąc swoje królestwo na wzór innych krajów szkołą główną Krakowską uzacnić i ozdobić, w mieście Kazimierzu, założoném przezeń pod Krakowem we wsi kapitulnej zwanej Bawoł, podle muru miejskiego, w miejscu obszerném i na tysiąc kroków przeszło do koła się rościągającém, zbudował nadobnym kształtem naukową wszechnicę, domy ozdobne, izby, czytelnie, i liczne przybudynki na mieszkania dla doktorów i mistrzów rzeczonej szkoły, które z kamienia wymurował. Wyprawiwszy potém do Awinionu do Urbana V papieża poważne, z duchownych i świeckich mężów złożone poselstwo, uzyskał od Stolicy Apostolskiej fundacyi takowej potwierdzenie. Jakoż arcybiskup Gnieźnieński Jakób II, zwany Świnka, na mocy osobnego zlecenia od Urbana papieża wydanego na piśmie, rzeczoną szkołę Kazimierską czyli Krakowską potwierdził. Ta jednakże po śmierci króla Kazimierza przeciwnego doznała losu, a fundacya jej i uposażenie nie przyszły do skutku. Poźniejszemi czasy Jan Długosz starszy, kanonik Krakowski, roku Pańskiego tysiącznego czterechsetnego siedmdziesiątego ósmego, chciał w tém miejscu za zezwoleniem Kazimierza III króla Polskiego klasztor Kartuzów założyć i zbudować: ale sprzeciwili się temu niebaczni Kazimierzanie, dla onych pustek, które, że tak długi czas stały opróżnione, i nie było już ani domów ani ogrodów, nie upoważnieni żadnym przywilejem królewskim przywłaszczyli sobie, i na zasadzie przedawnienia nie dopuścili tak chwalebnego zakładu i klejnotu, rokującego całemu królestwu Polskiemu najzbawienniejsze korzyści, lubo rzeczony Jan Długosz oświadczał, że wszystkie prawa miejskie sam wynagrodzi.

Pożar miasta Wrocławia i wypędzenie z niego Żydów.

Dnia dwudziestego piątego miesiąca Lipca wszczął się przypadkowy pożar w mieście Wrocławiu; a gdy mieszczanie przez niedbalstwo nie pośpieli ognia w pierwszym jego zapędzie utłumić, wybuchnął z taką gwałtownością, iż żadna siła ludzka nie mogła go już powstrzymać; zaczém pochłonąwszy niemal wszystkie domostwa i zabudowania, miasto całe w popiół i perzynę obrócił. Wrocławianie zaś tę klęskę, z dopuszczenia Bożego na nich spadłą, zwaliwszy na Żydów, których w Wrocławiu na ów czas wielka była liczba, rzucili się na nich z wściekłością, i jakby rzeczywistych sprawców pożaru okrutnie pomordowali, nie szczędząc żadnego stanu, płci, ani wieku; rozszarpawszy nareszcie ich majątki, resztę z Wrocławia wypędzili.

Wojsko Pruskie wychodzi na splądrowanie Rusi, ale z powodu słot zwraca się do Litwy, gdzie bierze w niewolą kniazia Kiejstuta: ten podstępem wydobywszy się z więzów, najeżdża Prusy, ale powtórnie wpada w ręce Prusaków.

Winrych mistrz Pruski widząc, że kraj Litewski, sam z siebie niepłodny, i więcej mający lasów, borów i bagnisk, niżeli miast i wiosek, najazdami nieprzyjacioł wielce był znękany i opustoszony, wojsko zebrane z własnego i zaciężnego rycerstwa, pod dowództwem Henryka Kranichfeld (Kranifelth) wielkiego komtura, wyprawił zbrojno do ziemi Ruskiej, która Litwinom hołdowała, mszcząc się na Rusinach za to, iż Litwę orężem i ludem wspierali, i zamierzając złupić ich bogactwa; za możną bowiem pod te czasy była Ruś w stada bydlęce i inne dostatki. Atoli zamiary jego i rycerstwa zniweczyły słoty ustawiczne, które wojsko zatrzymały w pochodzie i zmusiły cofnąć wymierzoną na Ruś wyprawę. Żeby jednak ta wyprawa nie zdała się całkiem daremną, wkroczył do Litwy, i okolice jej ogniem i mieczem począł pustoszyć: czém oburzeni książęta Litewscy, Olgerd, Kiejstut i Patryk (Patrykij) skrytemi drogami podstąpili z swojém wojskiem, i Prusaków, nie spodziewających się bynajmniej nieprzyjaciela, z nienacka napadłszy, krwawą stoczyli bitwę, w której wiele rycerstwa z obojej strony poległo; jednakowoż Krzyżacy, silniejsi liczbą i orężem, wzięli górę nad Litwinami, i otrzymali zwycięztwo, tém pożądańsze, że mało spodziewane. Uświetniło jeszcze tę wygraną poimanie książęcia Kiejstuta, który przez Krzyżaka Henryka v. Ekkersberg z konia zwalony, żywcem dostał się w ręce nieprzyjacioł. Drugi zaś książę Litewski Patrykij, podobnież z konia strącony od Konrada v. Hoberg, przy pomocy swoich, którzy mu na ratunek pospieszyli, zdołał ujść niebezpieczeństwa. Wojsko Krzyżackie otrzymawszy zwycięztwo i zabrawszy łupy wraz z jeńcami, wróciło do swego kraju. Książę Litewski Kiejstut, jak zdobycz celniejsza, odprowadzony do Marienburskiego zamku, i tam w kajdanach do ciężkiego więzienia wtrącony, przez dwa lata jęczał w niewoli, aż dopiero przy pomocy jednego nowo ochrzczonego Litwina, który się w Marienburgu przechowywał, umknął z więzienia. Wziąwszy na siebie płaszcz biały z krzyżem czarnym, i siadłszy na konia, zwiódł mieszczan i Krzyżaków, którzy go po drodze spotykali; a gdy zdążył do obszernego lasu, puścił konia, i chroniąc się przed pogonią przysiadł w bagnie, kędy się przez dni kilka ukrywał. Potém nocami i pieszo wędrował na oślep; lecz kiedy mniemał, że się zbliża ku Litwie, wszedł do Mazowsza. Tam od córki swojej Anny czyli Danuty, żony Janusza książęcia Mazowieckiego, poznany i z radością przyjęty, wziął zbrojny poczet ludzi i koni, i wrócił do Litwy z wielką braci i narodu swego pociechą. Niezadługo zebrawszy wojsko, celem pomszczenia się swoich więzów, wpadł do Prus i zamek Johannsberg (castrum S. Joannis) obległ, zdobył i spalił. Ztamtąd podstąpił pod Gdańsk, a zdobywszy go, i poimawszy z wielu innemi Jana Kollina komtura, podobnież gród ten ogniem zniszczył. Pomknął się znowu pod zamek Ekkersberg, a zdobywszy go, z dymem puścił. Po wielu wreszcie mordach i pożogach, mnogą obciążony zdobyczą wracał do Litwy, kiedy dwaj komturowie Rostemburga i Bartensteinu, doścignąwszy go z swojém wojskiem, zadali mu klęskę i odbili jeńców z całą zabraną zdobyczą. Sam książę Kiejstut w tej bitwie zwalony z konia przez Wernera v. Windeken, walcząc pieszo ubił konia pod Wernerem; ale zraniony od komtura Nieszawskiego, dostał się w ręce komtura Bartensteinu. A gdy go nie dość bacznie strzeżono, powtórnie zwiódłszy Krzyżaków, umknął z więzienia i wrócił do Litwy. Krzyżacy zmartwili się bardzo jego ucieczką.

Kazimierz król za uzyskaném pozwoleniem zakłada i uposaża we Lwowie metropolią.

Kazimierz II król Polski, pragnąc rozszerzenia religii chrześciańskiej w krajach Ruskich jego panowaniu podległych, przez owych do Awinionu wyprawionych posłów wyjednał u papieża Urbana V w dniu szóstym Kwietnia przywilej na założenie arcybiskupstwa w głównej stolicy Ruskiej Lwowie, i opatrzenie go stosownym posagiem. Rzeczony Jakób Świnka arcybiskup Gnieźnieński, odebrawszy w tej mierze zlecenie od Stolicy Apostolskiej, na żądanie Kazimierza króla Polskiego udał się osobiście do Lwowa, i w obecności tegoż króla Kazimierza i zebranego rycerstwa, kościoł parafialny Lwowski wyniósł do godności metropolii i nadał mu dostateczne uposażenie; pierwszym zaś arcybiskupem na rzeczonej stolicy posadził Krystyna, którego na ten stopień wyświęcił.

Rok Pański 1362.
Kazimierz król w czasie głodu otwiera śpichrze dla swoich i obcych, i z wielkim nakładem mnogie wystawia budowy.

Po uciszeniu się zewnętrznych wojen i zatargów, i ustąpieniu srogiej zarazy morowej, nowa z dopuszczenia Bożego i w słusznej karze za grzechy spadła na królestwo Polskie i przyległe mu kraje plaga, głód niemniej straszliwy i zgubny. Chociaż bowiem zboża posiane na zimę i z wiosny zabrawszy się bujno podrastały aż do miesiąca Czerwca, i rokowały rolnikom zbiory najobfitsze; wszelako, kiedy już w tym miesiącu kwitnąć poczynały, gwałtowne wichry, słoty i burze, ciągle od północy nadchodzące, powaliwszy na pniu zboża i pootrząsawszy kwiat z kłosów, zniszczyły wszystkie plony; w miejsce bowiem ziarna, które wiatr powytrącał, zostały suche i puste źdźbła; co sprowadziło na Polskę i sąsiednie okolice głód srogi i straszliwy. Kazimierz zatém król Polski, który przez wszystek czas swego panowania czuwał nad tém troskliwie, aby jego grunta i folwarki jak najstaranniej przez rolników były obsiewane, i który z nich corocznie mnogie kopy zboża rozmaitego ziarna zbierał, widząc, jak ciężkim lud jego ściśniony był głodem, otworzył w różnych częściach królestwa swoje zamożne śpichrze, i zgłodniałemu ubóstwu nakazał spiesznie udzielać z nich zasiłki. Obcym nawet i przychodniom starostowie królewscy za pomierną cenę sprzedawali zboże; którzy zaś z krajowców nie mieli pieniędzy na zakupienie zboża, otrzymywali je na zamianę albo za pracę. Rzeczony bowiem król Kazimierz kazał we wszystkich ziemiach i powiatach swego królestwa stawiać, murować, rozszerzać zamki i miasta, kopać stawy, bić rowy i przekopy, zakładać wodociągi i rozmaite budowy, nie już dla samej potrzeby, ale dla podźwignienia zarobkiem ubogich kmieci i rzemieślników. Zbiegali się zatém do poczętych lub mających się poczynać robót wszelkiego rodzaju ludzie, i dla zarobienia na chleb a odpędzenia głodu nawet niewiasty, dzieci i starcy osłabieni garnęli się do pracy i pomagali robotnikom, gorliwiej niż siły ich pozwalały. Każdemu też za robotę albo pieniędzmi płacono, albo, co więcej znaczyło, zboże dostatkiem wydzielano. Przez to hojne zboża rozdawanie Kazimierz król Polski wielką u swoich i obcych zjednał sobie sławę. Zgromadzeniem nadto z różnych miejsc do skarbu królewskiego złota i srebra, pomurowaniem rozmaitych budowli, porobieniem stawów i przekopów, między któremi celniejszy ów kanał ciągnący się od miasta Krakowa ku Bochni, a napełniony wpuszczoną do niego rzeką Wisłą, dla spławiania po nim drzewa i soli, który dotąd jeszcze widzimy, wzniósł znakomicie kraju zamożność i zasłużył sobie na imię ojca i odnowiciela ojczyzny.

Prusacy zdobywają na Litwie wielką liczbę zamków, a między niemi Kowno.

Winrich v. Kniprode mistrz Pruski, zebrawszy tak z swoich jak i cudzoziemskich żołnierzy liczne i potężne wojsko, zaraz z otwierającą się wiosną wszedł do ziemi Żmudzkiej i Litewskiej; a po spustoszeniu odleglejszych okolic, obległ zamek Kowno, równie sztuką i obronnemi mury jak położeniem samém warowny (dwie bowiem nie ladajakie oblewają go rzeki, Niemen i Wilia). Przeciw oblegającym wyszli zbrojno książęta Lite wscy Olgerd, Kiejstut i Patryk, ale w stoczonej z mistrzem Pruskim i jego wojskiem bitwie, we czwartek przed Niedzielą drugą postu porażeni ustępować musieli. Po ich odparciu mistrz Winrich zamek Kowieński bardziej jeszcze oblężeniem ścisnął, a działania oblężnicze między komturów i rycerzy porozdzielał, i począł dzień i noc szturmować do zamku miotaniem gęstém z kusz pocisków i strzał ognistych (ignitorum telorum). A lubo Wojdat, syn książęcia Kiejstuta, z trzema tysiącami rycerstwa dzielnie zamku bronił, i sprzątając podbiegających pod mur żołnierzy znaczne w wojsku Krzyżackiém zrządzał szkody, wszelako przy natarczywém męztwie Krzyżaków, którzy postanowili zginąć albo zamku dostać, już zanosiło się na upadek twierdzy. Wprawdzie Litwini pospieszywszy oblężeńcom na odsiecz, ustawili swoje wojsko na wzgórzu, zkąd widzieć z bliska mogli co się działo w obozie Krzyżaków, nie śmieli jednak uderzyć na mistrza i jego wojsko, obwarowane okopem i głębokiemi rowy, które nieprzyjaciel napełnił wodą z rzek spuszczoną za pomocą wodociągów. Zażądawszy przeto Kiejstut z mistrzem Pruskim rozmowy, prosił, aby Krzyżacy odstąpili od oblężenia. Ale gdy tego wyjednać nie mógł, z pychą i przechwałką zapowiadał, że byle tylko sam do zamku zdołał się przedrzeć i połączyć się z oblężeńcami, potrafi zamek od wszelakiej napaści obronić. Na co gdy Kiejstutowi mistrz Pruski odpowiedział, że mu pozwala nie tylko samemu wniść do zamku, ale wziąć z sobą kogoby zechciał, a nadto prosił, aby nie zwłaczał bitwy, i oświadczał, że chętnie z wojskiem swojém wyjdzie z poza wałów i przekopów, jeśli w polu otwartém Litwini przyjmą walkę, Kiejstut zbywszy resztę milczeniem i nic nie zdziaławszy, do swoich powrócił. Zaczém mistrz z swojém wojskiem w poniedziałek po Niedzieli palmowej począł dobywać zamku, i ciągle aż do Wielkiego Piątku dzień i noc szturm do niego przypuszczał, aż nareszcie w Sobotę przed dniem Wielkiejnocy mur wywaliwszy, pod którego wywrotem wielu z rycerzy Krzyżackich poległo, i zapuściwszy pożar w zamku, zgubny dla wielu Litwinów, w oczach książąt Litewskich, z wyniosłego pagórka ze łzami na to patrzących, wdarł się do zamku, który od Niedzieli drugiej postu ciągle oblegał, i między brańcami i oblężonym ludem rzeź sprawił morderczą. Trzy tysiące Litwinów w czasie tego oblężenia miało wymrzeć i zginąć. Wojdat syn Kiejstuta, z trzydziestu przedniejszemi mężami wzięty został w niewolą. Dzień Zmartwychwstania Pańskiego miał mimo tego swój obchód; Bartłomiej bowiem biskup Sambijski uroczyste odprawił nabożeństwo. Nazajutrz zaś mistrz Krzyżacki, poburzywszy mury zamkowe, i wszystkie okopy z ziemią zrównawszy, posunął się z wojskiem pod zamek Pisten; który gdy zastał od Litwinów opuszczonym, spalił go i podstąpił z wojskiem pod zamek Wielonę, a po czterech dniach zdobywszy twierdzę, wielu Litwinów wymordował, i pięćset zagarnął jeńca. Poczém zamek Wielonę do szczętu zburzył, i z znaczną liczbą brańców i zdobyczą do Marienburga powrócił.

Kometa ukazuje się na niebie, a wnet umiera Anna, żona Karola cesarza Rzymskiego, który pojmuje po niej inną małżonkę.

Dnia jedenastego miesiąca Marca ukazała się na niebie i trwała potém dość długo kometa, gwiazda ogoniasta, w końcu Wodnika, w bliskości Wenery naginająca się w znak Ryb ku wschodowi, która bieg swój odbywała przez pięć tygodni. Pod ten czas właśnie Anna, małżonka Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego, umarła, a Karol cesarz pojął trzecią żonę, to jest Mecellinę Bawarkę. Synowi zaś swemu Wacławowi poślubił Joannę, córkę Alberta książęcia Bawarskiego, hrabi Hollandyi i Hajnowy, która była zrodzoną z Małgorzaty, żony tegoż książęcia Alberta, a córki Ludwika książęcia Brzegskiego. Stryjowi wreszcie swemu Sobiesławowi margrabi Morawskiemu dał za żonę synowicę Roberta Ruffa palatyna Bawaryi. Z domem Bawarskim połączył się z umysłu tym dwojakim powinowactwa związkiem, aby ukoiwszy przezeń zawiści, jakie tenże Karol cesarz był wzniecił opanowaniem rządów państwa Rzymskiego za życia jeszcze Roberta książęcia Bawarskiego, dom ten sobie niechętny i nienawistny uczynił wiernym i przyjaznym.

Rok Pański 1363.
Między Karolem cesarzem a Ludwikiem Węgierskim i Kazimierzem Polskim królem, z powodu słów wyrzeczonych przez Karola o bezwstydzie Elżbiety, matki Ludwika, zaniosło się na straszną wojnę: ale starania legata Apostolskiego i zawarte związki powinowactwa zapobiegły jej wybuchnieniu.
Dla stłumienia i uspokojenia zatargów wszczętych między Węgrami i Czechami, które spowodowali szlachta i poddani rzeczonych królestw rozmaitemi bunty, grabieżami, wydzierstwy i wyrządzaniem sobie krzywd wzajemnych, wyprawił Ludwik król Węgierski posłów do Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego z użaleniem i żądaniem wynagrodzenia krzywd poniesionych. Ale dumna i zelżywa odpowiedź cesarza Karola, w której z gniewem i uniesieniem zaprzeczając temu co posłowie twierdzili, matkę Ludwika króla Węgierskiego nazwał psotnicą i bezwstydną, więcej jeszcze rozetliła wzajemne niechęci. Posłowie bowiem Węgierscy nie ustraszeni bynajmniej obecnością Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego, ujmując się za sławą swojego króla i matki jego Elżbiety, i nie mogąc znieść tak ciężkiej zniewagi, wzajemną odpierali ją obrazą i zelżywością. „Lubo, mówili, w tej obeldze, którą Najjaśniejszego króla naszego i matki jego Dostojnej Elżbiety królowej imię i sławę nie sromałeś się znieważyć, i my posłowie jego równą poczuwamy obrazę, nie zważając jednak na własną krzywdę, wszystko w obronie sławy króla i królowej ponieść gotowi, temu co o bezwstydzie matki Najjaśniejszego króla naszego wymówiłeś, z niemałą ujmą królowi Panu naszemu, jawnym, wyraźnym i bezwzględnym głosem zaprzeczamy, i nie wahamy się wyznać, że tém słowem królewskiém cześć i sławę naszą i dostojnej a przezacnej matki króla naszego zelżyłeś. Chcemy zatém i gotowiśmy za sławę króla i matki jego stanąć do walki z tobą i każdym, ktobykolwiek słowa twojego bronił. A za wyrządzoną nam tak wielką obrazę, której nie przystało ci się jako pierwszemu między książęty dopuścić, tobie i cesarstwu twemu, królestwu Czeskiemu i wszystkim twoim państwom, w imieniu króla naszego i wszystkich państw jego przyjaźń wypowiadamy.“ Karol cesarz, i własném tknięty sumieniem, i przestrogą obecnych radców tak duchownych jako i świeckich, nie poważył się już posłom Węgierskim nic przykrego odpowiedzieć (widział bowiem, że słuszniejszym niż on oburzeni gniewem na wzajemną zdobyli się obrazę), ale łagodzić począł ich umysły i wyrzeczoną potwarz przeciw Elżbiecie starszej królowej Węgierskiej usiłował pomniejszać słowy, zapewniając, że to żartem wymówił. Ale posłowie Węgierscy odpowiedzieli: „że potwarz tak ohydną, króla i matkę jego krzywdzącą, trudno było zatrzeć i zagładzić słowy, ale przystało ją raczej krwią omyć; że nareszcie nie było to w ich mocy, ale zależało od samego króla, czyli własną i matki swojej obrazę mógł proszącemu przebaczyć.“ A tak nie sprawiwszy zgody, ale większą owszem rozżarzywszy nienawiść, wyjechali z Pragi, gdzie u Karola cesarza odprawiali swoje poselstwo, i wrócili do Wyszegradu do swego króla Węgierskiego, któremu opowiedzieli wszystko co się im u cesarza Karola wydarzyło, i jak ciężka królową starszą Elżbietę, matkę królewską, spotkała obelga. Król Węgierski Ludwik, pochwaliwszy wierność i przychylność posłów, z jaką jego i królowej sławy bronili, niemniej wypowiedzenie w jego imieniu cesarzowi przyjaźni, i hojnie ich wynagrodziwszy, postanowił pomścić się własnej i matki swojej krzywdy, a po długim i rozważnym namyśle, nie przestając na oświadczeniu posłów, wyraźnie i na piśmie wydał Karolowi cesarzowi i królowi Czeskiemu wojnę. Tym celem ściągnął wojska ze wszystkich krajów królestwa swego, a nadto przez wyprawione do sąsiednich królów i książąt poselstwa usiłował wyjednać sobie zbrojną pomoc i posiłki. Najpierwej posłał do swego wuja rodzonego Kazimierza króla Polskiego z prośbą, „aby krzywdy wyrządzonej Elżbiecie siostrze swojej nie puszczał bezkarnie, ale iżby na wspólną wyprawę połączył z nim swoje siły, i wyszedł z całą państw swoich potęgą.“ Król Polski Kazimierz, naradziwszy się z swemi prałatami i pany, przyrzekł Ludwikowi, że nietylko z całą siłą królestwa Polskiego, ale i osobiście przyjdzie mu na pomoc, a nadto przyprowadzi posiłki Litwinów, Tatarów i Rusi. Potém obadwaj, Ludwik król Węgierski i Kazimierz król Polski, wysłali do Zygmunta króla Danii posłów, którzy przełożywszy mu krzywdę doznaną i powody do wojny, wyjednali u niego pomoc całej zbrojnej siły (był bowiem Zygmunt krewnym Bogusława książęcia Słupskiego, zięcia Kazimierza króla Polskiego). Karol zaś cesarz, dowiedziawszy się i z rozgłoszonych wieści, i z doniesień przychylnych sobie stronników i poddanych, że przeciw niemu wielka dojrzewała wojna i rozmaite narody podnosiły oręż, słał gęste listy i posły do książąt Austryi i Niemiec, wzywając ich i błagając, aby mu dostarczyli posiłków. A tak obiedwie strony usiłując liczbą wojska, siłą i potęgą wzajemnie się przewyższyć, ściągały mnogie ludy, chrześciańskie i pogańskie, już-to namową już datkiem ku swej pomocy, i widzieć było wschód i zachód cały poruszony i zbrojący się do prowadzenia wielkiej i straszliwej wojny. Zaczém Urban V papież, zważywszy, że tylu królów nierozmyślnym gniewem zapalonych, z pobudek samej nienawiści, dla jednego obraźliwego słowa, zabierało się do tak strasznej wojny, dla powstrzymania tego ognia, żeby pożar wybuchły bardziej się jeszcze nie rozszerzył, i nie zapalił wojujących do wytępiania się nawzajem orężem, obyczajem ojca troskliwego o zdrowie swoich dziatek, wszystkich dołożył starań i zabiegów do pogodzenia między sobą królów taką obostrzonych niechęcią. Tym celem wyprawił w poselstwie Jana, mnicha zakonu braci mniejszych, męża wysokiej nauki, roztropności i wymowy, a wielce sprawnego i obrotnego, któremu dał stosowne przepisy i zlecenia. Przedewszystkiém zalecił mu: „aby wszelkiemi, jakieby tylko mógł znaleść, uczciwemi środkami starał się zamierzoną i już dośpiewającą wojnę utłumić.“ Ten wypełniając gorliwie zlecenia Stolicy Apostolskiej, udawszy się z pośpiechem najpierwej do Karola cesarza do Pragi, potém do Ludwika króla Węgierskiego do Budy, naostatek do Kazimierza króla Polskiego do Krakowa, przełożył im swoje poselstwo, każdego z pomienionych królów usiłując prośbą i namową skłonić do porzucenia tak bezbożnej wojny, więcej szkody niż pożytku, więcej sromoty niż sławy, i raczej klęskę niż zwycięztwo obiecującej, która niezmierną liczbę ludzi zgładzić miała, a barbarzyńskim narodom nastręczyć sposobność i porę do wymierzania na kraje chrześciańskie swojej srogości. Nie przestawszy wreszcie na prośbach i namowach, obie strony przeciwne, mianowicie zaś Karola cesarza, który był źródłem i powodem tej wojny, zastraszył pogróżką w imieniu papieża, że która strona pierwsza oręż porzucić zechce, tę przeciw drugiej odmawiającej pokoju papież radą i pomocą swoją wspierać będzie. Tém oświadczeniem przerażony cesarz Karol, który widział, że sam ową wojnę podniecił i zapalił, obawiając się, aby Stolica Apostolska swoją powagą i zaleceniem nie odwiodła od wspólnej wyprawy książąt Niemieckich, utyskujących mimo tego na tę niesłuszną i uciążliwą dla siebie wojnę, przyrzekł, że dla dobra chrześcian i oszczędzenia rozlewu krwi chrześciańskiej, na wszystkie warunki, jakie mu poda nuncyusz apostolski, chętnie przystanie, i władzy Stolicy Apostolskiej pragnie pozostać wiernym i uległym. Zaczém rzeczony nuncyusz, przeciągnąwszy na swoję stronę cesarza Karola, udawał się po wiele kroć to do Ludwika Węgierskiego, to do Kazimierza Polskiego króla, i jak najusilniej prosił ich i błagał: „aby stłumili w sercach żądzę zemsty, a dla jednego słowa nierozmyślnie wyrzeczonego, za które cesarz Karol gotów ich był przeprosić, swoich ludów i krajów nie wystawiali na klęski i zgubne ciosy niesprawiedliwej wojny, nie rokującej żadnego zwycięztwa i pomyślnego skutku; a iżby nie pogardzali obiecaném za swoję krzywdę zadosyćuczynieniem.“ A gdy i królowie Węgierski i Polski oświadczyli, że słusznych i sprawiedliwych warunków nie odrzucą, ukoiwszy zatém gniewy wrzących ku sobie nienawiścią królów, i serca ich nakłoniwszy do pokoju i zgody, z rozjemcy i pośrednika stał się dziewosłębem, i począł Ludwika króla Węgierskiego, jako też Kazimierza Polskiego króla z zlecenia Stolicy Apostolskiej i w imieniu Karola cesarza usilnie błagać: „aby dla ustalenia pokoju i wykorzenienia do szczętu tego kąkolu niezgody, którego szatan złośliwy między nimi nasiał, złączyli się związkiem powinowactwa, i dostojną dziewicę Elżbietę, Bogusława książęcia Słupskiego córkę, a Kazimierza króla Polskiego z córki Elżbiety wnuczkę, Ludwika zaś króla Węgierskiego z siostry ciotecznej zrodzoną siostrzenicę, raczyli zaślubić Karolowi Rzymskiemu królowi, który był właśnie po drugiej żonie Annie cesarzowej, córce Henryka książęcia Jawryjskiego, a wnet i trzeciej Mecellinie, wkrótce po zamęściu swojém zmarłej, owdowiały.“ Rzeczeni królowie, po wzajemnych układach i rokowaniach, naradziwszy się z prałatami i panami obu królestw, dla uczczenia Stolicy Apostolskiej, a utwierdzenia pokoju chrześciańskiego i wywyższenia wiary katolickiej, na takowe śluby zezwolili. Był albowiem Karol cesarz Rzymski i król Czeski zięciem Ludwika króla Węgierskiego, mając za sobą jego córkę, zrodzoną z pierwszej żony Blanki, córki króla Franków; zaczém nie unikał pojednania się i dawnej z nim przyjaźni. A tak tego, który dla nich dopiero był przeciwnikiem i wrogiem, obrali za zięcia i przyjęli do związku powinowactwa, a obchód ślubny ułożyli aby się odbył w Krakowie w mięsopusty. Takie bowiem nuncyusz Apostolski od Karola cesarza i króla Czeskiego miał zlecenie, aby w razie wyjednania rzeczonych związków powinowactwa ułożył dzień ślubny, dla tém prędszego wstrzymania rozpoczętych kroków wojennych, i usunięcia wszelkiej w tym względzie niepewności. Gdy więc wszystko, co cesarz Karol zlecił i rozporządził, przez nuncyusza Apostolskiego załatwioném i wykonaném zostało, a umowa wzajemnego powinowactwa stanowczo zatrzymała wojnę, i gdy między trzema państwami stanął pokój żądany, nuncyusz Apostolski zjechawszy do Pragi, oznajmił królowi Rzymskiemu Karolowi o skutkach swoich starań i zabiegów około przywrócenia pokoju i skojarzenia węzłów powinowactwa. Cesarz podziękował naprzód Bogu, a potém przez listy i posły wyraził swoję wdzięczność papieżowi Urbanowi, oznajmując, że chętnie złożył oręż, i rozporządzeniom Stolicy Apostolskiej we wszystkiém uczynił zadosyć, z temi zaś królmi, których miał dotąd za nieprzyjacioł, zawarł przyjazne powinowactwa związki. O czém gdy się papież i książęta Niemieccy dowiedzieli, wielka wszystkich ogarnęła radość i pociecha.

Kazimierz król wyprawia wnuczce swojej, córce książęcia Słupskiego, wydanej za Karola cesarza, gody weselne w Krakowie, w obecności czterech królów i wielu innych książąt przez kilkanaście dni trwające, z wielkim przepychem, przy pomocy Wierzynka rajcy Krakowskiego, zatrudniającego się głównie tą uroczystością, który rzeczonych królów w domu swoim hojnie i nadzwyczaj wspaniale przyjmuje.

Na zamierzone przeto gody weselne, które Kazimierz król Polski, jako dziad narzeczonej Elżbiety, wziął na siebie, postanowiwszy odprawić je z wielką wspaniałością, przez rozesłanych wszędy posłów pozapraszał sąsiednich królów i książąt, jako to: Ludwika króla Węgierskiego, siostrzeńca swego, Zygmunta króla Danii, i Piotra Cypryjskiego króla; niemniej Ottona Bawarskiego, Ziemowita Mazowieckiego, Bolesława Świdnickiego, syna siostry swojej, Władysława Opolskiego, i innych książąt: którzy wszyscy przybyli na dzień oznaczony. Król bowiem Cypryjski Piotr, morzem Czarném (mare Leoninum) zawinąwszy do Wołoskiej ziemi, jechał potém lądową drogą przez Wołochy i Ruś, opatrywany przez Kazimierza króla i jego starostów we wszystkie rzeczy potrzebne. Zygmunt zaś król Duński, przewiózłszy się przez morze Baltyckie (mare Oceanum) przybył do księstwa Słupskiego, zkąd wraz z Bogusławem książęciem Słupskim, powinowatym swoim, i narzeczoną dziewicą Elżbietą, podejmowany nakładem Kazimierza króla Polskiego, przybył do Krakowa. Ludwik król Węgierski, krótszą mający drogę przez Sącz i Bochnią, zjechał z okazałym dworem i licznym panów swoich orszakiem. Nakoniec Karol, król Rzymski i Czeski, przebrawszy się przez Szlązk, gdzie go wysłani od Kazimierza króla Polskiego starostowie przyjmowali, jechał na Będzin, Olkusz i inne miasta Polskie, ze wszystkimi książęty i panami swemi starannie podejmowany. Na jego powitanie czterej królowie, Węgierski, Polski, Duński i Cypryjski, otoczeni liczném gronem książąt i panów, wyjechawszy z miasta o milę, powitali go z wielką czcią i uprzejmością. Skoro bowiem królowi Karolowi oznajmiono, że się królowie przybliżają, zsiadłszy z konia wraz z swymi książętami i baronami, szedł pieszo znaczny kawał drogi na spotkanie królów, których tłum liczny ludu poprzedzał. O czém kiedy królom znać dano, oni także pozsiadawszy z koni, szli na powitanie Karola króla Rzymskiego, poczém podali sobie ręce i w obec mnicha Jana, nuncyusza Apostolskiego, uściskali się nawzajem z rzewném wzruszeniem i ze łzami. Była na on czas wielka radość z spotkania się tylu królów, w jednym dniu i jedném miejscu zgromadzonych i z sobą pojednanych, która tak samym królom jak ich książętom i panom łzy rzewne, oznaki ich serdecznych uczuć, wycisnęła. Siedli potém wszyscy na koń; a gdy się do miasta zbliżali, narzeczona Elżbieta z ojcem swoim Bogusławem książęciem Słupskim, w liczném dziewic gronie, i w całej świetności królewskiego dworu, Karola, przyszłego małżonka swego, powitała. Powychodziły potém processye wszystkich kościołów i stanów miasta Krakowa, i na takowém gości przyjmowaniu zeszła reszta dnia aż do wieczora. Królom każdemu z osobna powyznaczane były w zamku Krakowskim mieszkania i komnaty sypialne, przepysznie ozdobione purpurą i szkarłatem, złotem, perłami i klejnotami. Innym zaś książętom, panom i ich dworskim drużynom podawano uczciwe gospody, zaopatrzone we wszystko ku potrzebie i najwymyślniejszej wygodzie. A lubo Kazimierz król Polski każdemu z królów, książąt i panów powyznaczał osobnych szafarzy i przydworną służbę z panów i szlachty Polskiej, wszyscy ci jednak oddani byli pod zarząd Wierzynka rajcy Krakowskiego, rodem z nad Renu, szlachcica z domu herbownego Łagoda. On bowiem jeden dworem króla Kazimierza i całą służbą dworską zarządzał; on, co największa, dochody i pieniądze królewskie odbierał i wydzielał, mając sobie zwierzony majątek i wszystkie źródła skarbowe, z których królowie korzyści czerpią; on rad wszystkich był uczestnikiem, i we wszystkich rej wodził. Jemu więc jednemu król Kazimierz, dla doznanej wierności, sprawności i przychylności, zlecił zarząd zwierzchni i staranie o wszystkiém, co na zjeździe królów tak licznym i znakomitym było potrzebném. Wierzynek zatém, z rozkazu króla Kazimierza, taką rzeczonym królom, książętom, panom i wszystkim gościom bądź zaproszonym, bądź z własnej ochoty przybyłym, przez dni kilkanaście okazywał w przyjęciu staranność, taką szczodrotę, wspaniałość i zamożność, że nie tylko dla wszystkich hojne zastawiano stoły, ale czegokolwiek kto z potrzeby albo zwyczaju swego żądał, obficie mu dostarczano. A iżby nikt nie mógł się skarżyć i użalać, że mu czego do żądania nie dostawało, kazał król Polski Kazimierz, krom wszelakiego zasobu, którym gospody królów, książąt, panów, szlachtę i wszystkich goszczących zaopatrzono, na rynku Krakowskim porozstawiać po wielu miejscach beczki i naczynia ogromnej wielkości, napełnione wyborném winem, a gdzieniegdzie owsem, i takowe od czasu do czasu napełniać: zkąd wszyscy zaproszeni i goście nie tylko podostatkiem ale do zbytku mieli wszystkiego. Trzeciego dnia po przyjeździe do Krakowa Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego, sam Karol cesarz dziewicę Elżbietę, książęcia Bogusława córkę, a Kazimierza króla Polskiego wnuczkę po córce, w kościele katedralnym Krakowskim, w obec zgromadzonych królów, biskupów, książąt i panów, przez sprawującego obrządek Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego zaślubił. Tej Kazimierz król Polski sto tysięcy złotych dał w posagu. Wyprawiano potém gonitwy rycerskie z kopijami, pląsy i rozmaite zabawy przez dni kilkanaście. Zwycięzcom na igrzyskach i szermierzom Kazimierz król Polski hojne porozdawał nagrody. Chcąc zaś tenże król Kazimierz okazać swoje i królestwa swego bogactwa i dostatki, któremi wszystkich poprzedników swoich królów Polskich przewyższył, przez cały czas trwającego wesela goszczących u siebie królów, książąt i panów codziennie wytwornemi raczył biesiadami i z wielką podejmował wspaniałością. A na tém nie przestając, każdego dnia, po skończonej biesiadzie wszystkim królom i gościom rozdawał mnogie i niezwykłej wartości upominki, które rzeczonych królów, książąt i goszczących panów w wielkie wprawiały podziwienie. Sam też Wierzynek, jak się mówiło, zawiadowca skarbu królewskiego, nie omieszkał pokazać czém był; zaprosiwszy bowiem owych pięciu królów, wszystkich książąt, panów i przybyłych gości do domu swego na ucztę, a uzyskawszy u rzeczonych królów pozwolenie, ażeby podług swojej woli miejsca im ponaznaczał, Kazimierza króla Polskiego posadził na pierwszém i pocześniejszém miejscu, Karola cesarza Rzymskiego i króla Czeskiego na drugiém, trzecie dał królowi Węgierskiemu, czwarte Cypryjskiemu, a ostatnie Duńskiemu, kładąc to za przyczynę, że żadnemu nie był obowiązany do większej czci i wdzięczności, jak panu swemu Kazimierzowi królowi Polskiemu, za niewymowne dobrodziejstwa, któremi go tenże król, acz obcego i cudzoziemca, obsypał i uzacnił. Podarki zaś, które w obecności innych królów Kazimierzowi królowi Polskiemu na ów czas złożył, tak drogiej miały być ceny, że sto tysięcy złotych swoją wartością przenosiły, a nie tylko w podziw wielki ale w osłupienie wszystkich wprawiły. A gdy już odbyły się one uczty i biesiady dwadzieścia dni trwające, królowie i książęta utwierdziwszy między sobą zobopólnego przymierza i przyjaźni sojusze, i uświęciwszy je przysięgą, poczciwszy się nadto wzajemnemi darami i upominki, z wielkiém dla króla Kazimierza uwielbieniem i podzięką za cześć sobie wyrządzoną, rozjechali się do swoich królestw, księstw i dziedzin, a król Kazimierz przydał im w drogę swoich starostów i szafarzy, którzyby ich we wszystkie rzeczy potrzebne opatrywali. Karol zaś cesarz Rzymski i król Czeski, podziękowawszy Kazimierzowi królowi Polskiemu serdeczniej niż inni, za daną mu w małżeństwo dostojną księżniczkę i bogate wiano, prosił go i namawiał, aby kiedyżkolwiek przybył do niego do Pragi nawiedzić swoję wnuczkę, i oglądać spodziewane z niej potomstwo. A potém zabrał nowo poślubioną małżonkę, i z wielką serca pociechą, w towarzystwie książąt i panów swoich, ciągle wychwalających wspaniałość, mądrość i zamożność króla Kazimierza, puścił się w drogę z powrotem. Od tego czasu imię Kazimierza króla Polskiego rozsławiło się po świecie, i we wszystkich krajach, tak chrześciańskich jak i pogańskich, sprawy jego i wspaniałość duszy głoszono z uwielbieniem.

Krzyżacy Pruscy i Inflantscy Litwę bezkarnie pustoszą i wielką liczbę brańców z niej uprowadzają.

Winrych mistrz Pruski, wsparty posiłkami hrabiego Bawaryi Wilka czyli Wolffa, i innych rycerzy przybyłych z Niemiec dla podzielenia z nim wyprawy przeciw barbarzyńcom, ruszył zbrojno w dzień Ś. Agnieszki do Litwy i Żmudzi, i w wielu miejscach, a zwłaszcza powiatach Pernare (Paruren), Ejragolskim (Eroglem) i Łabunowskim (Labuna), mieczem, ogniem i grabieżą srodze je spustoszył. Przybył mu nadto ku pomocy mistrz Inflantski z wojskiem podzieloném na dwa zastępy, z których jednemu sam mistrz, drugiemu marszałek przywodził. Złączyły się zatém obie siły zbrojne, przeciw którym gdy Litwini wystąpić do boju nie śmieli, wszystek kraj Litewski uległ zniszczeniu. Rzeka Niemen w tej porze mrozem ścięta łatwą otwierała przeprawę; przebywszy więc rzekę nieprzyjaciel, Litwinów za Niemnem mieszkających największą dotknął klęską. Poczém zwycięzcy obciążeni zdobyczą, jedni do Prus, drudzy do Inflant wrócili bez szkody. Wkrótce marszałek Pruski Henryk Schindekopf przedsięwziął nową wyprawę przeciw Litwie i Żmudzi, i zamek Gartin oblężeniem ścisnął; ale odparty orężem Patrykija książęcia Litewskiego, który dzielnie zamku bronił, splądrowawszy sam tylko powiat Grodzieński (Gartin), z zagarnionemi jeńcami do Prus powrócił.

Powietrze morowe w Polsce.
W końcu tego roku zaraza epidemiczna, rozszerzona w Polsce, nawiedziła i sąsiedzkie strony, a wygubiwszy wielką liczbę ludzi, miasta, wsie i osady pozamieniała na długi czas w pustynie.

Rok Pański 1364.
Ludwik Hajnowski i Wacław książę Lignicki, bracia rodzeni, toczą między sobą spory, które Karol cesarz godzi swém pośrednictwem; nareszcie Wacław doczekawszy się potomstwa umiera.

Wacław książę Lignicki, po długiej niepłodności żony swojej, córki książęcia Cieszyńskiego, której sromotę przez lat blisko dwadzieścia z boleścią znosił, doczekał się nareszcie licznego potomstwa. Narodziło mu się bowiem czterech synów, Rupert, Wacław, Bolesław, Henryk, i jedna córka Jadwiga. Nadspodziewanie przeto widząc dom swój pomnożony tak liczném potomstwem, począł Wacław książę Lignicki troskliwie zabiegać, aby układy poprzednio zawarte z bratem swoim książęciem Ludwikiem o spadek dziedziczny i podział swego państwa unieważnić, a synom swoim zapewnić posiadanie Lignickiego księstwa. Niektórych zatém z rycerzy i szlachty Lignickiej, przeciwiących się zerwaniu poczynionych układów, powyganiał z ich dziedzictw i majątków, i obywateli Lignickich zmusił do zapewnienia, że po jego śmierci nie kogo innego jak tylko jego synów uznają za dziedziców. Wtedy Ludwik książę Hajnowski, widząc się zawiedzionym w nadziejach i zdradzonym, poznał z ciężkiém strapieniem swojém, że dla czczych i łudzących widoków dał się wyzuć z dzielnicy Lignickiej słusznie mu należącej, a został przy udziale takiej części, która nie miała w sobie żadnego obronnego miejsca, żadnej warowni mogącej mu bezpieczne dać schronienie. Ale nie obruszając się przeciw temu, i tłumiąc w sercu uczucie swojej krzywdy, miasteczko Lobin, warowne położeniem i sztuką, w księstwie Lignickiém leżące, które był brat jego Wacław puścił w zastaw, ująwszy tegoż brata pochlebnemi słowy i uzyskawszy jego zezwolenie, wykupił na swoję własność, w spodziewaniu, że tym sposobem łatwiej mu będzie inne braci swoich przedaże i zamiany, z krzywdą swoją poczynione, uchylić i zniweczyć. Jakoż różne tego rodzaju układy, w które książę Wacław był powchodził, do razu zniósł i unieważnił; a żyda pewnego, któremu Goldberg (Aureus mons) w zastaw był puszczony, w Lignicy schwytał, i kazawszy zaprowadzić go do Lobinu, zmusił do oddania wszystkiego co w swoich ręku dzierżył. Rozgniewany o to na brata Ludwika Wacław książę Lignicki, począł go srodze prześladować, i wszystkie w ziemi Lignickiej włości do niego należące popalił. Po śmierci nakoniec Katarzyny księżny, wdowy pozostałej po ich ojcu Bolesławie, gdy się między sobą podzielili księstwem Brzegskiém, Wacław książę Lignicki, chcąc bratu swemu Ludwikowi ciągle szkodzić, część swoje księstwa Brzegskiego Bolesławowi książęciu Świdnickiemu odprzedał. Ten w ów czas książęcia Ludwika nowemi trapić począł napaściami i wojny, czego właśnie książę Wacław sobie życzył, aby Ludwik drugą dzielnicę księstwa Brzegskiego sprzedać był przymuszony. Za wdaniem się dopiero Karola cesarza i króla Czeskiego pomienieni bracia ułożyli między sobą zgodę w ten sposób, aby Ludwik wziął całe księstwo Brzegskie, a tę połowę, która Bolesławowi książęciu Świdnickiemu była sprzedaną, po śmierci książęcia Świdnickiego wolno mu było odkupić; bratu zaś Wacławowi książęciu Lignickiemu Hajnowy i księstwa Lignickiego na zawsze miał odstąpić. Niezadługo potém Wacław książę Lignicki długami i niedostatkiem ściśniony umarł, i w kościele kolegiackim Lignickim, który był sam założył i uposażył, pochowany został. Ludwik zaś książę Brzegski, brat jego rodzony, wziąwszy synów Wacława w opiekę, do której zgodnie był obrany i uproszony, tak starannie, mądrze i sumiennie zarządzał ich księstwem, że w krótkim czasie znaczne bardzo przez brata Wacława zaciągnione długi pospłacał, a księstwo Lignickie przywiódł do tak kwitnącego stanu, że wielkie przynosiło dochody i korzyści. Poźniejszym czasem, gdy dwaj synowie Wacława książęcia Lignickiego pozostali w stanie świeckim, Wacław otrzymał biskupstwo Lubuskie, a z tego postąpił potém na stolicę Wrocławską. Nie był pośledniejszym los Henryka, który z dziekana Wrocławskiego został biskupem Włocławskim. Jadwiga zaś, ich siostra, poszła za Henryka starszego książęcia Żegańskiego.

Kazimierz król zakłada miasteczko Krzepice, którego kościoł parochialny arcybiskup Gnieźnieński uposaża z pewnych względów niesprawiedliwie.

Tegoż roku król Polski Kazimierz w ziemi i dyecezyi Krakowskiej założył nowe miasteczko Krzepice nad rzeką Istwartą, i zamek warowny nie o podal od miasta, w miejscu błotném i bagnistém, z cegieł wymurował. A gdy kościoła parafialnego w témże miasteczku Bodzanta z Jankowa biskup Krakowski herbu Róża, mimo prośby króla Kazimierza, nie chciał uposażyć dochodami z swego biskupiego stołu, Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, herbu Bogorya, czyniąc zadosyć żądaniu króla, nadał mu posagiem dwie dziesięciny snopowe ze stołu swego, na wsiach królewskich, to jest jednych i drugich Zajączkach, w pobliżu rzeki Istwarty położonych, tudzież dziesięcinę pieniężną w pomienioném miasteczku Krzepicach, chociaż uposażenie rzeczonego kościoła nie do niego należało, nie w jego bowiem ale w Krakowskiej był ten kościoł dyecezyi; jakoż obie dyecezye rzeka Istwarta rozgraniczała. Za zezwoleniem króla Polskiego Kazimierza nadwerężywszy granice tych dyecezyj, nieprawnie wdarł się w prawa zwierzchnie kościelne nad rzeczoném miasteczkiem, i przemocą przygarnął je do swojej dyecezyi. Tego pogwałcenia i krzywdy Bodzanta biskup Krakowski nie mógł jak należało odeprzeć, był albowiem starością już skołatanym i ślepym, a wkrótce też i zszedł ze świata.

Maciej biskup Włocławski odstępuje biskupstwa bratankowi swemu Zbilutowi.

Maciej biskup Włocławski, przesiedziawszy z chwałą na swej stolicy lat dwadzieścia cztery, i zasłużywszy się swej dyecezyi założeniem kościoła Włocławskiego w samém mieście (pierwotny bowiem kościoł pod zamkiem był za szczupły i nie dość okazały), tudzież Włocławskiego i Raciązkiego zamku, i kościoła Ś. Witalisa w Włocławku, który z cegieł wspaniale wybudował, urządził i wykończył, strawiony wiekiem i trudami, a nadto ślepotą dotknięty, spuścił swoje biskupstwo Zbilutowi z Golanczy proboszczowi Włocławskiemu, bratankowi swemu, szlachcicowi herbu Topor. Papież Urban V, za przychylném zezwoleniem Kazimierza króla Polskiego, jako zwierzchniego opiekuna (patronus) w dniu szóstym Grudnia naznaczył na toż biskupstwo rzeczonego Zbiluta, zrodzonego z ojca Zbiluta kasztelana Poznańskiego i matki Filomeny, który w roku Pańskim tysiącznym trzechsetnym sześćdziesiątym czwartym wprowadzony był na stolicę i wyświęcony. Pomieniony zaś Maciej, biskup poprzedni, cztery lata tylko żył po złożeniu biskupstwa, utyskując ciągle i w domu i przed światem na swego bratanka, że nie dość uczciwie zaopatrywał jego potrzeby; nareszcie w roku Pańskim tysiącznym trzechsetnym sześćdziesiątym ósmym, dnia szesnastego Maja umarł, i w zakrystyi kościoła katedralnego Włocławskiego od strony południowej, gdzie stoi lavatorium, pochowany został.

Prusacy burzą zamek Kowno naprawiony przez Litwinów, i wiele innych zamków biorą przemocą: nawzajem książę Litewski Kiejstut wkroczywszy z nienacka do Prus, kraj ich pustoszy.

Książęta Litewscy Olgerd, Kiejstut i Patrykij, postanowiwszy zamek Kowno dawniejszym czasem przez mistrza Pruskiego Winrycha zdobyty i zburzony naprawić, przybyli do niego, i w kilku dniach odbudowali go z drzewa i umocnili zasiekami, tak iż z gruzów prawie powstał na nowo. Nadto most na rzece Niemnie, najgłówniejszą obronę miasta, nie bez wielkiego trudu dla znacznej głębokości i bystrości rzeki, postawili. Tę nową budowę i naprawę Krzyżacy usiłując zniweczyć, wyszli z nie małą siłą zbrojną, której komtur Ragnety przywodził, i najpierwej most na rzece Niemnie spalili; a gdy Litwini pracujący około zamku Kowieńskiego pouciekali, wojsko Krzyżackie poniszczyło ogniem wszystkie nowe budowy, i zamek z ziemią zrównało. Tymczasem mistrz Pruski Winrych podstąpił z większą siłą pod zamek Pisten (Pistow), a zastawszy go bezbronnym, Litwini bowiem pierzchli w popłochu, zamek zniszczył pożogą. Ztamtąd pociągnął z wojskiem pod zamek Wielonę i począł go dobywać; a ułożywszy stos ogromny drzewa i zapaliwszy, przy nadzwyczaj silnym wietrze, który pomógł do rozniecenia pożaru, zamek opanował. Zginęła w płomieniach znaczna liczba Litwinów; sam dowódzca zamku Gastołd (Gastawdus) dostał się w niewolą, ale gdy go do namiotu marszałka prowadzono, od Niemców został zabity. Już wojsko Krzyżackie wracało do swego kraju, kiedy książę Litewski Kiejstut skrytemi drogami wtargnąwszy do Prus, całą okolicę Jurgembergu splądrował, złupił, ogniem spustoszył, i z wielkim plonem wrócił do Litwy. Zaledwo małą liczbę Litwinów, poźno za obozem się wlokących, komtur Jurgemberski doścignąwszy zabrał jeńcem. A gdy potém marszałek Pruski ziemię Żmudzką pustoszył, zastąpił mu drogę Kiejstut książę Litewski, wojsko jego do szczętu pobił, a odebrawszy zdobycz i wielką klęskę zadawszy Prusakom, marszałka z resztą niedobitków zmusił do ucieczki.

Elżbieta żona Karola cesarza, a wnuczka Kazimierza króla Polskiego, bierze namaszczenie i koronę cesarską.
Lubo Karol cesarz Rzymski i król Czeski, odwiedzając osobiście papieża Urbana V w Awinionie, przyrzekł mu, że go do Rzymu odprowadzi, gdy wszelako tenże Karol zwlekał uiszczenie obietnicy, Urban papież sam do Rzymu powrócił. Wybrał się potém cesarz Karol do Włoch z wojskiem dla uspokojenia tego kraju, nie wiele jednak zdziałał z przyczyny zarazy, która rozszerzyła się w jego obozie. Pomarli od tej zarazy Bolesław książę Polski i Świdnicki i pięciuset Czechów, których pochowano w Mantui. Wszedł nareszcie Karol cesarz do Rzymu, gdzie na jego żądanie papież Urban V Elżbietę, trzecią żonę cesarza, Kazimierza króla Polskiego wnuczkę rodzoną, w dzień Wszystkich Świętych koronował.

Zima nadzwyczaj sroga zrządza Polakom wielkie szkody.

Rok ten pamiętny w Polsce niesłychaną srogością zimy, jakiej nie było może przykładu, wielkie na ludzi sprowadził klęski. Przy ustawicznych bowiem zamieciach śniegowych tak ostre ściskały mrozy i tak długo trwała zima, że nie tylko domowe ale i leśne wyginęły zwierzęta, a zwłaszcza ptastwo; wiele także drzewiny owocowej wymarzło i poschło.
Elżbieta, żona Wańka książęcia Mazowieckiego, a córka Gedymina kniazia Litewskiego, umarła i w Płockim kościele pochowaną została.

Rok Pański 1365.
Władysław Biały książę Gniewkowski, odstąpiwszy swego księstwa Kazimierzowi królowi, sam do klasztoru wstępuje.

Po śmierci Ziemomysła książęcia Gniewkowskiego, brata rodzonego Władysława Łokietka króla Polskiego, trzej pozostali synowie podzielili między sobą księstwo Gniewkowskie w ten sposób, że Przemysław otrzymał Bydgoszcz, Leszek Inowrocław, a Kazimierz Gniewków. Lecz gdy Przemysław i Leszek zeszli bezpotomnie, sam Kazimierz najmłodszy odziedziczył dzielnice braci. Z licznych atoli synów i córek Kazimierza, którzy wcześnie pomarli, jeden tylko pozostał syn Władysław, od białych włosów Białym nazwany, i jedna córka Elżbieta. Tę Elżbietę, rzeczonego Kazimierza książęcia córkę, dziewicę cudnej urody, Elżbieta królowa Węgierska, Karola króla Węgierskiego żona, jako siostrę cioteczną i swoję należącą w trzecim powinowactwa stopniu, wyniosła na tron królewski, zaślubiając ją królowi Bośnii Stefanowi zwanemu Hisubusban. Córkę zaś jej, wielce nadobną i starannie wychowaną, pojął w małżeństwo Ludwik król Węgierski, syn Karola, po zejściu pierwszej żony swojej, córki Karola cesarza i króla Czeskiego. Z niej Ludwik król Węgierski i Polski, jako się niżej opowie, miał dwie córki, Maryą i Jadwigę. Syn zaś rzeczonego książęcia Kazimierza, Władysław Biały, który z żony jedynej, córki Alberta książęcia Strzeleckiego, żadnego nie miał potomstwa, począł był z szlachtą Polską dumnie sobie poczynać; a wypędziwszy z dziedzictwa Stanisława Kiwalę, sędziego Kujawskiego, gdy dla rozprawienia się o granice rzeczonych dóbr, od króla Kazimierza pozwany, u sądu królewskiego stawić się nie chciał, szałem gniewnym uniesiony zrzekł się miasta i zamku Bydgoskiego, które po śmierci stryja Przemysława zmarłego bezpotomnie od Kazimierza króla Polskiego wziął był prawem lenném, jakoby nie mogąc znieść jego zwierzchności i przyjętych obowiązków hołdownictwa. A wyszedłszy raz z ich posiadania, nie zdołał ich już potém odzyskać, Kazimierz bowiem król Polski odrzucił stanowczo jego prośby. Po zejściu nakoniec swojej małżonki, którą nad życie miłował, całe księstwo Gniewkowskie Kazimierzowi królowi Polskiemu za tysiąc złotych odprzedał: a odbywszy pielgrzymkę do Grobu Pańskiego, przesiadywał naprzód przez czas niejaki na dworze Karola cesarza i króla Czeskiego, potém w roku następnym, to jest tysiącznym trzechsetnym sześćdziesiątym szóstym, z Czech udał się przez Kujawy do Prus, nie wstępując do żadnego z zamków, które niegdyś posiadał, i w porze zimowej tegoż roku wojował z Krzyżakami przeciw poganom Litwinom. Z Prus znowu tąż samą drogą w czasie wielkiego postu wrócił spiesznie do Czech, i odbywszy w Pradze święta Wielkanocne, wybrał się do Awinionu, kędy pod ów czas papież Urban V z kuryą swoją przebywał. Ztamtąd po dniach czternastu, nie zwierzywszy się swojej myśli żadnemu z Polaków, z któremi w Awinionie razem obcował i gościł, wstąpił do klasztoru Cystersów, i obleczony w szatę mniszą przyjął śluby zakonne. Ale wnet sprzykrzywszy sobie i miejsce i regułę tego zakonu, udał się do miasta Dijon w Burgundyi, gdzie w klasztorze Ś. Benedykta, zmieniwszy habit szary na czarny, powtórnemi śluby został Benedyktynem, i przez lat czternaście prowadził życie mnisze. Pod ten czas Kazimierz król Polski i królowa Węgierska Elżbieta, żona Ludwika, siostrzenica rodzona rzeczonego Władysława Białego, na zasiłek jemu i klasztorowi w którym mieszkał, często mu posyłali dary pieniężne.

Po Henryku biskupie Lubuskim wstępuje na stolicę Piotr.
Po zejściu Henryka biskupa Lubuskiego, Piotr kanonik Lubuski w dniu oznaczonym do elekcyi przez kapitułę zgodnemi głosy wybrany, uzyskał dnia ósmego Czerwca potwierdzenie od papieża Urbana V, który na ów czas w Awinionie z kuryą swoją przebywał, w piątym roku jego rządów papieskich.

Założenie i uposażenie kościoła kollegiackiego i klasztoru Ś. Benedykta w Uniejowie.

Jarosław Bogorya arcybiskup Gnieźnieński, zbudowawszy wspaniale z cegieł zamek Uniejowski nad rzeką Wartą, wystawił podobnież w miasteczku Uniejowie i należycie wykończył kościoł murowany, przy którym osadził dwóch prałatów, to jest proboszcza i archidyakona, a nadto ustanowił pięć kanonij i prebend i sześciu wikaryuszów, a każdego stosowném uposażeniem opatrzył. Kościoł rzeczony ślubował N. Pannie Maryi. Założył prócz tego w pomienioném miasteczku Uniejowie klasztor i kościoł pod wezwaniem Ś. Mikołaja dla zakonników Ś. Benedykta, i poddał go klasztorowi Tynieckiemu w dyecezyi Krakowskiej, nadawszy mu posagiem wieś Bieldrzychów nad rzeką Notecią, przy ujściu rzeczki Owni leżącę, ze wszystkiemi jej prawami i należytościami.

Prusacy Litwę, Litwini nawzajem ziemię Pruską pustoszą, a dwaj książęta Litewscy przybywszy do Prus wiarę Chrystusową i chrzest przyjmują.

Wódz Litewski Kiejstut, zebrawszy tak z Litwinów jako i Żmudzi wojska konne i piesze, wpadł do Prus lasami i skrytemi manowcami, nie dostrzeżony od czatów Krzyżackich, i zamek Angerborg przemocą opanował; a po splądrowaniu bliższych okolic, zabrał plon znaczny i cofał się z powrotem do Litwy, kiedy wyszedł za nim w pogoń wójt Sambijski (Samensis) i niektórzy z komturów. Nie zdołali wprawdzie odbić zagarnionej zdobyczy, atoli okolice Litwy i powiat Ejragolski spustoszyli i łupy do Prus unieśli. Potém czterej wodzowie, Olgerd, Kiejstut, Patrykij i Alexander z potężném wojskiem zebraném z Litwinów i Rusi, czterema oddziałami wkroczyli do Prus, i rozszerzyli po kraju mordercze rzezie i klęski. Zdobywszy zamek Ragnetę i inne twierdze, i popaliwszy wiele włości, złożyli bogom swoim wielką ofiarę obyczajem ojczystym z porzniętego bydła; a gdy nigdzie nie znaleźli oporu, z gminem brańców ośmset głów wynoszącym, i zdobyczą ośmdziesięciu koni, które wałachami zowią, wrócili do Litwy. Potém mistrz Pruski Winrych mszcząc się wyrządzonej sobie orężem barbarzyńskim klęski, z własném tylko wojskiem wtargnął do Litwy, i począł ją w wielu miejscach plądrować i niszczyć; a przeszedłszy rzekę Niemen, kazał rozszerzyć wszechstronnie rzezie i pożogi, nie przepuszczając nawet starcom i dzieciom; Litwini bowiem ukrywali się po lasach albo w warownych miejscach trzymali. Nareszcie zrządziwszy Litwinom wielkie szkody, z znaczną liczbą zabranych jeńców do Prus powrócił. Pod tenże czas Surwiłł i Butowt (Butaw), bracia książąt Olgerda i Kiejstuta, przybywszy do Prus w towarzystwie niektórych bojarów i szlachty, nawrócili się do wiary chrześciańskiej i przyjęli chrzest w Królewcu (Kinsberg). Mistrz zaś Pruski Winrych przedsięwziąwszy drugą wyprawę na Litwę, pobrał niektóre jej warownie i popalił, i z plonem znacznym brańców i zdobyczy cofał się do Prus z powrotem, kiedy Litwini skrytemi drogami około Nordenburga wpadli nawzajem do Prus, i nie mającym się na ostrożności Prusakom wielkie zrządzili klęski, a wymordowawszy wiele ludzi, z łupami i jeńcami umknęli do Litwy. Kiejstut także książę Litewski wybrał się powtórnie przeciw Litwie, i zdobył zamek Johannisburg (castrum S. Joannis), a złupiwszy go i ogniem zniszczywszy, wymordował znaczną liczbę chrześcian, część zaś w niewolą zabrał i pognał na Litwę.

Po Imisławie biskupie Płockim wstępuje na stolicę Mikołaj.

Dnia czwartego miesiąca Lipca Imisław Wroński biskup Płocki opuścił stolicę swoję i życie doczesne; zwłoki jego pochowano w kościele Płockim. Po nim nastąpił Mikołaj z Golczewa, szlachcic herbu Prawdzic, obrany kanonicznie dnia drugiego Sierpnia, a w dniu trzynastym Grudnia w kuryi Rzymskiej na biskupa wyświęcony.
Elżbieta królowa Węgierska, żona Ludwika, wydała na świat córkę, którą na chrzcie nazwano Maryą.

Rok Pański 1366.
Kazimierz król Polski odzyskuje ziemie Ruskie przez Litwinów opanowane, a zmurowawszy zamek Włodzimierski zwycięzko wraca do Polski.

Kazimierz król Polski, odżywiwszy w umyśle pamięć krzywdy ciężkiej i sromoty, jaką mu dawniejszym czasem wyrządzili książęta Litewscy oderwaniem i przywłaszczeniem sobie ziemi Brzeskiej, Łuckiej, Chełmskiej i Bełzkiej, którą krzywdę im dłużej znosił, tém mu się stawała dotkliwszą; zapowiedział w całém królestwie swojém pospolite ruszenie, i nakazał przygotowanie do wojny. A zebrawszy wojska tak konne jako i piesze, z potężnemi siłami nazajutrz po Ś. Janie Chrzcicielu wkroczył do ziem pomienionych, w celu ich odzyskania i pomszczenia się na Litwinach za doznane najazdy na królestwo Polskie i spustoszenia klęski, ku czemu wszystkie wytężył usiłowania. Książęta Litewscy, z porównania sił swoich z potęgą nieprzyjaciela widząc że mu nie sprostają, postanowili użyć raczej zdrady niżli oręża i oporu. Zaczém Jerzy książę, który był zagarnął ziemię Bełzką, dokąd król Polski Kazimierz najprzód swoje wojsko posunął, wyszedł na spotkanie tegoż króla Kazimierza, i chytremi a pokornemi słowy prosił króla: „aby przeciw niemu po nieprzyjacielsku sobie nie poczynał, i nie za przeciwnika swego ale za poddanego, nie za wroga lecz raczej za hołdownika go uważał, przyrzekając, że wszystkie rozkazy wypełni, i niezmienną dla króla Polskiego Kazimierza i jego państwa wierność i uległość zachowa, nie tylko wespół z ziemią Bełzką, ale i z wszystkiemi krajami, które posiada lub kiedykolwiek posiadać będzie.“ Prosił nakoniec: „aby z łaski i dobrodziejstwa swego wypuściwszy mu ziemię Bełzką prawem lenném, policzył go między swoich hołdowników, z tém upewnieniem, że w nim mieć będzie wiernego pomocnika i sprzymierzeńca przeciw wszelakim państw swoich nieprzyjaciołom.“ Król Kazimierz w słowach tak pokornych i układnych nie domyślając się żadnej zdrady i chytrości, i obłudę biorąc za rzetelną prawdę, przebaczył mu dawne winy, przyjął go za lennego książęcia i hołdownika, i ustąpił mu ziemi Bełzkiej w posiadanie dożywotne prawem lenném; a wstrzymawszy kroki nieprzyjacielskie, wojsko swoje wycofał z ziemi Bełzkiej i pociągnął ku Litwie. Władał pod ów czas na przywłaszczonej stolicy Lubart książę Litewski, człek chytry i złej wiary, Kazimierzowi królowi wielce niemiły; gdy bowiem w poprzednich wojnach dostał się był w niewolą, na zaręczenie braci ustne i piśmienne wypuszczony, nie stawił się królowi w słowie, i na dzień naznaczony nie powrócił, a nadto z zamkiem Łuckim i ziemią Włodzimierską, których mu był król Kazimierz po pierwotném ich opanowaniu odstąpił, pierwszy podniósł rokosz przeciw królowi. Nie uwierzywszy przeto żadnym słowom i obietnicom Lubarta, przyrzekającego iż się chce poddać dobrowolnie, kazał król szeroko po kraju roznieść pożogi i spustoszenia; sam zaś z resztą wojska, tudzież kuszami i innemi statkami wojennemi podstąpiwszy pod Łuck, Włodzimierz, Olesko i inne warownie w ziemi Włodzimierskiej, którą starodawném nazwiskiem zowią także Wołyńską, pozdobywał je przemocą, i całą ziemię Włodzimierską z jej zamkami, twierdzami i załogami po wypłoszeniu z nich Luberta, pod swoje zagarnął panowanie. Potém zatrzymawszy w swych ręku dwa główniejsze zamki, to jest Łuck i Włodzimierz, które panom Polskim dzierżawą wypuścił, resztę ziemi Włodzimierskiej oddał w zarząd Alexandrowi książęciu Litewskiemu, synowi Michała czyli Koryata książęcia Litewskiego, a bratankowi Olgerda i Kiejstuta, mężowi nieposzlakowanej wierności i przychylności, ażeby od napadów Lubarta i innych Litwinów była bezpieczną. Zamek zaś Włodzimierski, drewniany i w znacznej części już spróchniały, wtedy i późniejszym czasem nie szczędząc nakładu, zmurował z cegły, aby posiadanie jego i ziemi Łuckiej sobie i królestwu Polskiemu upewnić. Nakoniec ruszył do ziemi Chełmskiej, którą także Lubart w swej mocy dzierżył. Po wzięciu głównego zamku, reszta dobrowolnie się poddała: tę więc ziemię wraz z zamkiem puścił król w dzierżawę Jerzemu książęciu Bełzkiemu. A tak, chlubny zwycięztwem i łupami obciążony, odzyskawszy szczęśliwie kraje Ruskie, których zagarnienie i oderwanie od Polski przez lat piętnaście znosił, wrócił z wojskiem do kraju. Książę Alexander, któremu powierzona była ziemia Włodzimierska, dotrwał uczciwie w wierności, i równie słowem jak czynami dowiódł, że był przychylnym Kazimierzowi królowi poddanym. Ale Jerzy książę Bełzki nie raz chytre knował zdrady i usiłował podnieść rokosz, jednej i drugiej stronie nie dotrzymując wiary.

Kazimierza króla zwiedzającego ziemie Pruskie Krzyżacy z czcią wielką przyjmują.

Po odzyskaniu ziem Ruskich, Kazimierz król Polski rozpuściwszy wojsko wybrał się do ziem Łęczyckiej i Kujawskiej, a ztamtąd w Chełmińskie i Prusy, aż do zamku Marienburga, aby się porządkom i urządzeniom Krzyżackim przypatrzył: gdzie od mistrza Pruskiego Winrycha z wielką czcią i okazałością przyjęty, przez trzy dni zabawił, i z całym rycerstwa swego i dworu orszakiem wspaniale był podejmowany. Z Malborga udał się na Pomorze, które objechawszy wrócił do Wielkiej Polski. We wszystkich krajach mistrzowi Pruskiemu podległych, przez które król przejeżdżał, lub do których w podróży zbaczał, wyznaczeni do tego z umysłu komturowie zaopatrywali wszystkie jego potrzeby.

Po Bodzancie biskupie Krakowskim wstępuje na stolicę Floryan z Mokrska.

Bodzanta z Jankowa szlachcic herbu Róża, biskup Krakowski, przesiedziawszy na stolicy lat ośmnaście, już na kilka lat przed śmiercią chory na oczy, a potém zupełnie ociemniały, zkąd poddani dóbr biskupich pospolicie ślepym biskupem go zwali, dnia dwunastego Grudnia w Kielcach w dworcu swoim biskupim umarł. Zwłoki jego sprowadzono do Krakowa i w kościele katedralnym w kaplicy Bożego Ciała ze czcią pochowano. On miasteczku Bodzęcinowi nadał imię i posadę, i w kościele Krakowskim wiele chwalebnych zaprowadził urządzeń. Po jego pogrzebie, w roku Pańskim tysiącznym trzechsetnym sześćdziesiątym siódmym wybrany został przez prałatów i kanoników kapituły Krakowskiej, głosowaniem tajemném, Floryan z Mokrska, proboszcz Krakowski, szlachcic ziemi Sandomierskiej, urodzony z ojca Piotra kasztelana Sandomierskiego i matki Krystyny, herbu Jelita, mającego w swej tarczy trzy włocznie. Zajął on dwudzieste ósme miejsce w rzędzie biskupów Krakowskich, przez papieża Grzegorza XI w Awinionie potwierdzony i wyświęcony. Udawszy się bowiem osobiście według ówczesnego zwyczaju do tegoż papieża Grzegorza, za wstawieniem się i zezwoleniem króla Polskiego Kazimierza uzyskał potwierdzenie i wyświęcenie biskupie. Rzeczony zaś biskup Krakowski Bodzanta, na lat kilka przed śmiercią stanowiąc granice między dobrami biskupiemi z jednej, a dobrami klasztoru Łysogórskiego z drugiej strony, dotknięty został ślepotą, o której wyżej się mówiło.

Mistrz Pruski wyprawia się po trzy kroć zbrojno przeciw Litwinom, i w tym celu buduje zamek i most na rzece Niemnie.
Mistrz Pruski Winrych, wsparty i ośmielony posiłkami wojsk cudzoziemskich, przedsięwziął w tym roku powtórną wyprawę przeciw Litwie, a spustoszywszy ją morderstwy i pożogami, z znacznym gminem brańców Litewskich do Prus powracał. Aliści poszedł za nim w pogoń książę Litewski Kiejstut, i w takiej cichości i tajemnicy wtargnął do ziemi Pruskiej, że o kęs nie zdobył zamku Insterburga (Insterbork) i komtura siedzącego przy obiedzie nie schwytał; zaledwo rzeczony komtur zdołał w tej przygodzie ocaleć; wszelako mistrz Pruski, zabrawszy konie i wszystkie sprzęty do komtura należące, i dwa powiaty ogniem i łupieżą spustoszywszy, z znaczną zdobyczą jeńców i zabranego bydła do Prus uszedł bezpiecznie. Zaczém Winrych mistrz Pruski po trzeci raz wyprawił się zbrojno przeciw Litwinom. Jakoż zapuścił się śmiało w głąb kraju, a niszcząc wszystko po drodze, zbudował most na rzece Niemnie, i przejście zamkiem ubezpieczył, aby tajemne Litwinów powstrzymać mógł napady. Bronił mu tej budowy Kiejstut książę Litewski, po dwa kroć wychochodząc nań z swojém wojskiem; ale odparty i porażony, stanowczej nie śmiał stoczyć bitwy.

Rok Pański 1367.
Mieszczanie Bytomscy zabijają swego plebana i kaznodzieję: od tego czasu w ich kopalniach kruszcowych giną pokłady srebra i ołowiu.

Były w górach miasta Bytomia, ziemi i dyecezyi Krakowskiej, obfite miny ołowiu z srebrem zmieszanego, których wydobywaniem zbogaceni mieszczanie Bytomscy poczęli jak zwykle w dostatku hardo głowy podnosić. Nadęci więc pychą, często, gdy ważniejszą jaką mieli składać naradę, po Piotra z Koźla, biegłego w prawie kościelném mistrza, plebana Bytomskiego, posyłali z wietnicy pachołka, nie z prośbą ale raczej z rozkazem. Takiém lekceważeniem pleban urażony, gdy jednego dnia podobnież przysłano po niego pachołka, aby przybył na ratusz, umyślił sam pozostać w domu, a kazał pójść kaznodziei Mikołajowi z Pyskowic z Najświętszym Sakramentem; który udawszy się do wietnicy, w obec rajców zdumiomionych tak niespodziewanym widokiem, wszedł do izby radnej, kędy siedzieli; poczém udarł na sobie kawał komży, rościągnął go na stole i ustawił monstrancyą, a po chwili wziął znowu Najśw. Sakrament i odniósł do kościoła. Oburzyło to mieszczan Bytomskich do tego stopnia, że za sprawą Wawrzyńca, inaczej Lorenca, rajcy miejskiego, dnia drugiego Września porwali się ręką świętokradzką na obu księży, plebana i kaznodzieję; a schwytawszy ich zelżywie w ich pomieszkaniach, z związanemi w tył rękoma, przypędzili aż do wietnicy, jak łotrów i złodziejów, i swym niegodziwym wyrokiem, sami w swéj sprawie powódcy i sędziowie, nie dozwoliwszy obwinionym żadnej obrony, niesłusznie na śmierć skazali. Skatowanych potém nieludzko, i ciężkiemi razami pokaleczonych, wywlekli z wietnicy, i utopili w sadzawce przy kościele Ś. Małgorzaty, kędy obadwaj kapłani koronę otrzymali męczeńską. A gdy ciało Mikołaja kaznodziei jeszcze żywego pływało po wodzie, rozkazał ów morderca Lorenc siepaczowi swemu zanurzyć je w głębi; aliści w tej chwili rzeczonemu Wawrzyńcowi oczy z powiek nędznie wypukły. Zwłoki zaś obudwu męczenników przeniesiono do kościoła parafialnego i w chórze tegoż kościoła pochowano. O tej strasznej i nieludzkiej zbrodni gdy się Floryan biskup Krakowski dowiedział, Wawrzyńca mordercę i przywódcę onej sprawy, tudzież innych rajców i mieszczan Bytomskich, uczestników morderstwa, zapozwał przed swój sąd duchowny; a skoro winę swoję wyznali, pozbawił ich czci, godności, urzędów, i wraz z ich synami i wnukami odsądził od wszelakich stopni duchownych i beneficyów; na miasto zaś Bytom z kościołami i parafiami przyległemi położył kościelny interdykt. A lubo mieszczanie Bytomscy starali się uwolnić od tej kary kościelnej, czyniąc o to zabiegi u papieża, którego tuszyli snadniej przebłagać niż swego biskupa Floryana; ledwo atoli po dwóch latach, mnogich trudach i nakładach, za opłaceniem na zagładę winy wielkiej ilości złota w kamerze Apostolskiej i na ołtarzu kościoła Bytomskiego Ś. Maryi, pod wezwaniem Ś. Zygmunta fundowanym, nad którym sam biskup Krakowski ma zwierzchniczy dozór i władzę, i uposażonym dwunastu grzywnami szerokich groszy rocznej z ratusza Bytomskiego płacy, zdjąć z siebie potrafili rzeczoną klątwę i interdykt. Ale od tego czasu, jak wieść niesie, żyły srebrne i ołowiane w kopalniach Bytomskich, za zbrodnię na sługach Bożych popełnioną, przerwały się i zginęły, tak iż wszelkie wydobywanie i wytapianie rzeczonych kruszców w tych miejscach ustało. Aby zaś mieszczanie Bytomscy nie wyzyskali łatwo u papieża przebaczenia tak wielkiej zbrodni, Marek, proboszcz kościoła Ś. Wincentego na przedmieściu Wrocławskiém, który kościoła Bytomskiego jest kollatorem, a którego klasztor ma przydzielone sobie liczne dziesięciny i dochody kościoła Bytomskiego, stawiał przed kardynałem Ś. Piotra przez swych prawobrońców różne trudności i przeszkody, nie szczędząc na to nakładów. Jemu bowiem Stolica Apostolska poruczyła wysłuchanie i załatwienie tej sprawy.

Mistrz Pruski Winrych przez wysłanego z wojskiem marszałka wielkiego Litwę pustoszy.

Winrych mistrz Pruski, zebrawszy z własnego tylko ludu wojsko, i oddawszy je pod dowództwo wielkiego marszałka Henryka Schindekopf, wyprawił go na plądrowanie Litwy. Ten skoro do ziemi Litewskiej wkroczył, nie znajdując nigdzie oporu, w szybkim pochodzie srodze je począł pustoszyć. A zniszczywszy w krótkim czasie pięć powiatów Litewskich, wymordowawszy starców i dzieci, otarłszy się wreszcie aż o Kowno, z gminem ośmiuset brańców i mnogą zdobyczą koni i stad bydlęcych do Prus powrócił.

Po Mikołaju biskupie Płockim wstępuje na stolicę mnich Stanisław z Golczewa.

Mikołaj biskup Płocki, przesiedziawszy na stolicy ledwo lat dwa, umarł i w kościele Płockim pochowany został. Po nim nastąpił wybrany prawnie Stanisław I, proboszcz kościoła Włocławskiego, brat rodzony zmarłego Mikołaja z Golczewa, rodu i herbu Prawdziców, potwierdzony od papieża Urbana V, a przez kardynała Ostyeńskiego wyświęcony.

Rok Pański 1368.
Litwini zamek i miasto Pułtusk niszczą pożogą.

Książęta Litewscy, nawykli dawniej obyczajem łotrowskim wojować, a poźniej silnym odporem i potęgą Kazimierza króla Polskiego skróceni i upokorzeni (nigdy bowiem nie udało się im bez ciężkiej straty i klęski najechać jego krajów i zaczepić wojsk starostów jego i dowódzców, którzy z rozkazu i rozporządzenia królewskiego bacznie czuwali na wszystkich drogach i zdobycz unoszoną wrogom odbijali), w ostatniej nadto wojnie, w której ich z krajów Ruskich wyzuł i wypędził, pokonani i starci, nie śmiejąc już napastować królestwa i zapuszczać się do Polski za zdobyczą, wymierzyli swoję napaść na Mazowsze najbliżej z ziemią ich graniczące, gdzie spodziewali się (jak rzeczywiście było) mniej znaleźć czujności i odpornej siły. Zaczém zgromadziwszy ogromne wojsko, i zdawszy nad niém dowództwo i kierunek całej wyprawy książęciu Kiejstutowi, skrytemi drogami przez lasy i manowce przybyli niespodzianie pod Pułtusk, zamek i miasto biskupa Płockiego; a gdy miasto rzeczone nie było obwarowaném, natychmiast je opanowali wraz z całą ludnością i majątkami mieszkańców. Zamek zaś, usilnie broniony przez starostów, i tych którzy z okolic pouciekali do niego w popłochu, popodkładawszy pod mury zamkowe stosy drzewa smolnego, podpalili. Wnet szerzący się płomień ogarnął gród cały, a ludzie w nim zamknięci nie mogąc wstrzymać pożaru, wszyscy wraz z zamkiem spłonęli. Rozniosłszy potém po przyległych włościach spustoszenia, zagarnęli Litwini plon znaczny w ludziach, bydlętach i innej zdobyczy; a nim Ziemowit książę Mazowiecki zdołał jakie takie zebrać siły, już umknęli spieszniejszym niż przybywali pochodem. W czasie tej wyprawy Litwinów na Mazowsze, Prusacy pod dowództwem Heniga marszałka Pruskiego wpadli do Litwy, a sprawiwszy liczne morderstwa i pożogi, z mnogim gminem brańców i znacznemi łupy powrócili do kraju.

Maciej biskup Włocławski, żałujący zawsze że porzucił biskupstwo, umiera.

Dnia piętnastego miesiąca Maja, Maciej, niegdy biskup Włocławski, przeżywszy zaledwo lat cztery od czasu złożenia biskupstwa, z powodu utraty wzroku umarł, i w kościele Włocławskim, który był w całości wymurował i ukończył, pochowany został. Za życia ciągle utyskiwał na swego następcę i bratanka Zbiluta przed prałatami i kanonikami Włocławskimi, którzy z nim częściej do stołu siadali, że niepomny na wyświadczone sobie dobrodziejstwo, skąpo i niedbale go utrzymywał, zaklinając wszystkich, aby nigdy godności swoich i dóbr duchownych nie odstępowali nikomu, choćby najmilszemu sobie i najbliższemu krewnemu, gdy z niego mieli przykład, jak należało te skłonności serca hamować.

Niesłychane burze i niepokoje w krajach Europy wiele im klęsk zrządzają.

Panowały w tym czasie straszliwe wojny domowe, burze i klęsk pełne zawichrzenia w krajach Brandeburskich i Lubuskich margrabiów, państwie Swantobora książęcia Szczecińskiego i Pomorskiego czyli Słupskiego, niemniej w dziedzinach panów Wedleńskich i Szczeglockich (Szczegloczones), dzielnicach grabiów Nowogrodzkich (Nowigrod), ziemi Kaszubów, i krainie do Kamieńskiego biskupstwa należącej; które tak dalece się wzmogły, że książęta i panowie rzeczonych krajów bratnie na siebie obróciwszy oręże nawzajem się wytępiali, mieczem i ogniem niszczyli, a okrom zamków i miast warowniejszych, żadnej nie było wioski, żadnej osady, któraby pożarem nie spłonęła.

Drużyny zbrojne Janusza Wedelskiego plądrują księstwo Szczecińskie, ale nie bezkarnie.
Dnia ósmego Grudnia, rycerstwo Janusza Wedelskiego, tak konne jako i piesze, wyszedłszy z zamku Człopeńskiego, temuż Januszowi Wedelskiemu przez Jana sędziego Poznańskiego i brata jego Wincentego puszczonego zastawem, wsparte posiłkami pieszemi powiatów Tuczyńskiego i Człopeńskiego, najechało ziemię Szczecińską do książęcia Swantobora należącą, i zniszczyło ją łupiestwem i pożogami. A gdy dnia trzeciego wracało obciążone zdobyczą, książę Swantobor, wziąwszy zbrojny zastęp stryja swego książęcia Wratysława z nowego Szczecina, i zaciągnione z miast niektórych a zwłaszcza z Starogrodu (Stargard) posiłki, doścignął je u jakiegoś jeziora (nie chcieli bowiem rycerze Janusza uciekać, chociaż mogli, rozłakomieni ponętą zdobyczy), i przeważniejszy liczbą bitwę stoczył, w której wielu nieprzyjacioł trupem położył i łupy wszystkie odzyskał.

Po śmierci Bolesława książęcia Świdnickiego, państwo jego spadkobierczém prawem dostaje się cesarzowi i zamienia w prowincyą.

Dnia dwudziestego siódmego Lipca, Bolesław książę Świdnicki, siostrzeniec Kazimierza króla Polskiego, nie zostawiwszy żadnego potomstwa z żony swojej Agneszki, księżniczki Austryackiej, umarł w Świdnicy, i w klasztorze Gryszowskim pochowany został. Gdy więc ród książąt Świdnickich wygasł bezpotomnie, księstwa Świdnickie i Jawryjskie dostały się w spadku Karolowi królowi Czeskiemu, po wtórej żonie jego Annie, córce jedynaczce Henryka książęcia Jawryjskiego, a rodzonego brata Bolesława książęcia Świdnickiego. Odtąd to księstwo, nie mając już wyłącznych dziedziców, w prowincyą zamienione zostało. Z owej zaś Anny powtórnej małżonki król Czeski Karol jednego tylko miał syna Wacława, który po śmierci ojca był Rzymskim i Czeskim królem, i jednę córkę Elżbietę zaślubioną książęciu Austryi.

Śmierć Henryka I książęcia Opolskiego.

Za Świdnickim książęciem Bolesławem poszedł wkrótce Henryk I książę Opolski, zmarły w Opolu dnia ostatniego Grudnia, i w klasztorze braci mniejszych pochowany; po którym zostali dwaj synowie, Władysław i Bolesław, zrodzeni z Elżbiety córki Bernarda książęcia Świdnickiego, a Kazimierza króla Polskiego rodzonej siostrzenicy.

Nadzwyczajny wylew wód w Polsce.

Dnia piętnastego Sierpnia zdarzył się w królestwie Polskiém z przyczyny ustawicznych deszczów nadzwyczajny wylew wód, które w wielu miejscach zboża i inne płody ziemskie, owce, woły, konie i wszelakie trzody pozatapiały.

Po Stanisławie biskupie Płockim wstępuje na stolicę Dobiesław.

Stanisław I, biskup Płocki, po otrzymaném potwierdzeniu i wyświęceniu wróciwszy z Rzymu, we dwa lata niespełna paraliżem tknięty umarł i w kościele Płockim pochowany został. W jego miejsce kapituła, złożywszy elekcyą w dniu pierwszym Stycznia, obrała tajemnemi głosy Dobiesława Sowkę z Golczewa, szlachcica herbu Prawdzic, kanonika Płockiego, a brata rodzonego dwóch bezpośrednich na tej stolicy poprzedników, to jest Mikołaja i Stanisława biskupów; który za przychylném zezwoleniem Ziemowita i Janusza książąt Mazowieckich, od Janusza arcybiskupa Gnieźnieńskiego otrzymał potwierdzenie i wyświęcenie.

Rok Pański 1369.
Ludwik książę Brzegski wykupując połowę swego księstwa daną w zastaw Bolesławowi książęciu Świdnickiemu, płaci dwa tysiące grzywien książętom Opolskim, którzy tym czynem oburzeni podnoszą przeciw niemu oręż, ale Ludwik poraża ich i zwycięża.

Ludwik książę Brzegski, stosownie do umowy, którą był zawarł Karol cesarz i król Czeski, godząc poróżnionych między sobą braci Wacława książęcia Lignickiego i rzeczonego Ludwika, postanowiwszy wykupić połowę księstwa Brzegskiego sprzedaną przez Wacława książęcia Lignickiego Bolesławowi książęciu Świdnickiemu z niechęci ku Ludwikowi, tę część, którą był Bolesław książę Świdnicki przy śmierci książętom Opolskim Władysławowi i Bolesławowi jako krewnym swoim odkazał, spłacił dwoma tysiącami grzywien, i miasta główne tej dzielnicy, Grotków, Byczynę (Piczczen) i Kruczborg objął w swoje posiadanie. Ale książęta Opolscy Władysław i Bolesław, uważając się za wielce pokrzywdzonych, że ich Ludwik książę Brzegski wyzuł w ten sposób z drugiej księstwa Brzegskiego połowy, wszczynali z nim wielokrotne zatargi i najeżdżali księstwo Brzegskie. Ludwik książę Brzegski, oburzony taką napaścią, dawał im opór, i z małej iskierki rozniecił się pożar walnej z obu stron wojny. Po stoczeniu krwawej bitwy pod Kruczborgiem, zwycięztwo dostało się książęciu Brzegskiemu Ludwikowi, którego sprawa była słuszniejszą. Odtąd korzystając z długiego pokoju, założony i uposażony przez siebie i brata swego książęcia Wacława w mieście Brzegu kościoł ku czci Ś. Jana Chrzciciela i Ś. Jadwigi, za których przyczyną odniósł jak wyznawał nad przeciwnikami swemi zwycięztwo, podwyższył ustanowieniem w tymże kościele kollegiaty i osadzeniem pewnej liczby kanoników, wyjednawszy na to u Stolicy Apostolskiej przywilej, aby dziekan tameczny w dni uroczyste używał infuły biskupiej i pastorału, i ustanowiwszy tamże mansyonarzy, którzyby godzinki o Najświętszej Pannie codziennie wyśpiewywali; miasto zaś Brzeg uwolnił i oswobodził od wielu długów, opłacania lichwy, rozmaitych czynszów i powinności, w które był mieszczan Bolesław książę Brzegski uwikłał. Miał Ludwik książę dwóch synów, to jest Henryka i Wacława, z których pierwszy Henryk, po zawczesnej śmierci Wacława, sam jeden dziedzictwo ojcowskie posiadł; tudzież trzy córki, pierwszą Małgorzatę, wydaną za Alberta książęcia Bawarskiego, drugą Jadwigę zaślubioną książęciu Oświecimskiemu, a trzecią Katarzynę, która była ksienią klasztoru Trzebnickiego.

Kazimierz król Polski posyła w darze kościołowi Krakowskiemu krzyż złoty kamieniami drogiemi wysadzany.

Dnia dwunastego miesiąca Lutego Kazimierz król Polski darował kościołowi Krakowskiemu krzyż wielki szczerozłoty, perłami i kamieniami drogiemi, a nadewszystko szczątką drzewa Chrystusowego ozdobiony i uzacniony. A lubo kościoł ten szczyci się wielu klejnotami, uzyskanemi z szczodroty królów, książąt i biskupów, nie miał jednakże nigdy, i po dziś dzień nie posiada nic nad rzeczony krzyż droższego i znakomitszego.

Henryk książę Głogowski i Żegański umiera: trzej pozostali synowie dzielą się jego księstwem.
Henryk książę Żegański i Głogowski (o którym mówiło się wyżej, że od Karola króla Czeskiego wymógł i odzyskał połowę miasta Głogowa, nieprawnie i niesprawiedliwie przez Jana króla Czeskiego zagarnioną) świekr Kazimierza króla Polskiego po trzeciej żonie Elżbiecie, umarł, i w Żeganie w klasztorze kanoników regularnych przy grobie ojca swego pochowany został. Trzej synowie jego, to jest Henryk starszy (senior), Rampold i Henryk młodszy (junior), podzielili między siebie księstwo Żegańskie w ten sposób, że Henrykowi starszemu dostały się Żegan, Krosna, Nowe (Neweburg) i Świebodzyn; Rampoldowi połowa Głogowa, Góry i Cieniawy, tudzież Heizendorf; Henrykowi zaś młodszemu, zwanemu Wróblem (Sperling) Freyenstadt i Sprotawa.

Po zmarłym papieżu Urbanie V wybrany na stolicę Grzegorz XI.

Urban V papież, przesiedziawszy na stolicy lat ośm, trucizną zgładzony umarł. Po jego śmierci kardynałowie wszedłszy do konklawe, obrali Grzegorza XI, kardynała dyakona, dawniejszém nazwiskiem Piotra de Belle. Po nim nastąpiło zamieszanie w kościele, które Ś. Brygitta jako plagę za grzechy ludzkie przepowiedziała.

Mistrz Pruski buduje na pograniczu Litwy zamek Gotteswerder, który gdy Litwini usiłują zdobyć przemocą, po dwa kroć przedsiębierze przeciw nim wyprawę.

Winrich mistrz Pruski, rad z uzyskania posiłków cudzoziemskich, które z Niemiec do Prus przybyły, wyprawił się zbrojno na Litwę. Aby zaś wyprawa jego była tém skuteczniejszą, powiózł z sobą kamienie, wapno i cegłę, umyśliwszy zamek zmurować. A gdy przybył nad rzekę Niemen, i znalazł kwoli życzeniu swemu nawiezione już znaczne zasoby przez Litwinów, zamierzających takąż właśnie budowę, zbudował zamek z samych posad, i nadał mu nazwę Gotteswerder (Gotiswerder) to jest wysep Boży, a w przeciągu pół roku całą budowę wykończył. Osadziwszy go potém silną załogą, i ziemię Litewską splądrowawszy na okół, złupiwszy i spustoszywszy pożogą, wrócił do Prus na dzień Zesłania Ducha Ś. Książęta zaś Litewscy Olgerd i Kiejstut, oburzeni najazdem swojej ziemi i zbudowaniem rzeczonego zamku, jak tylko mistrz Pruski odstąpił, nadciągnęli z wielką siłą pod zamek Gotteswerder, i po pięciu tygodniach usilnego dniem i nocą szturmowania, zdobyli twierdzę słabo bronioną od Krzyżaków, a większą część załogi w pień wyciąwszy, resztę na twarde skazali więzy. A lubo potém ugodą obustronną postanowiona była wymiana jeńców, gdy jednakże w dniu do tego naznaczonym książę Kiejstut marszałkowi Pruskiemu Schindekopf dumnemi ubliżył słowy, rozeszło się na niczém. Marszałek więc Henig do Prus wróciwszy, zebrał znaczne wojsko, wkroczył do Litwy, zamek Beiern obległ, i po natarczywych szturmach opanował. A gdy książę Kiejstut słał do niego posłów, aby zamek zdobyty oddał, nim na sobie mściwego doświadczy oręża, rozgniewany, spalił zamek a w nim stu dziewięciu Litwinów, resztę zaś więzić kazał. Wtedy książę Kiejstut, łagodniej już sobie poczynając, prosił o wspólne rokowanie, za którém nastąpiła wzajemna wymiana jeńców. Wszelako Kiejstut nie mógł wytrwać w umiarkowaniu, lecz pogroził, że w roku następnym do Prus znowu zawita. Tą pogróżką oburzony mistrz Pruski Winrich, dwukrotną w tymże roku, w porze zimowej, przedsiębrał wyprawę przeciw Litwie, używszy do niej marszałka Heniga Schindekopf, i w obydwóch wyprawach srodze Litwinów rzeziami i pożogami utrapił, zamek Pastow, wypłoszywszy z niego starostę nazwiskiem Gerdo, zdobył, i liczny gmin brańców z znaczną zdobyczą uprowadził.

Rok Pański 1370.
Kazimierz król Polski zabawiając się łowami dostaje febry; poczém odkazawszy testamentem wiele miast i zamków rozmaitym osobom, umiera z powszechnym Polaków żalem.

Święta Narodzenia Pańskiego odprawiwszy król Polski Kazimierz z wielką uroczystością i nabożeństwem w Krakowie, kiedy już post nadchodził, wybrał się wraz z całym dworem do Wielkiej Polski. Tam przepędziwszy wiosnę i lato, postanowił przez jesień i zimę zabawić się łowami w Sandomierskiém i na Rusi. I już był zjechał do miasteczka Przedborza, gdzie miał zamek królewski wspaniale przez siebie zmurowany, i gdzie obchodzić wypadło święto Narodzenia N. Panny Maryi; aliści niespodzianie zaskoczyła go ciężka słabość i przygoda. Kiedy bowiem wybierał się do lasu na jelenie w dniu tak świętym i uroczystym, i już siadać miał do przygotowanego w tym celu pojazdu, niektórzy mężowie pobożni i bogobojni odradzali mu: „aby w dniu poświęconym czci Przenajchwalebniejszej Panny nie parał się zabawą myśliwską, zwłaszcza iż miał dosyć innych dni, w których wolno mu było użyć swej upodobanej rozrywki, tak wielkiej zaś uroczystości nie godziło się ladajaką sprawą znieważać.“ Król uznawszy, że ich rada była słuszna i zbawienna, już był umyślił łowów zaniechać; innych atoli dworzan podmowami zachęcony, zmieniwszy swe postanowienie, siadł w kolebkę i pojechał do lasu. A gdy nazajutrz polując w tymże lesie zbyt rączo pogonił za jeleniem, w kniei zarosłej i łękowatej, wierzchowiec na którym siedział, padł pod nim w największym pędzie, a król, otyły i już w latach podeszły, w tym upadku tak się stłukł mocno, że ledwo go w pojeździe gdzieś w najbliższej wsi wyszukanym odwieziono. Dostał potém gorączki, która gdy go za staraniem lekarzy opuściła, ruszył w podróż na Sandomierz, a nie słuchając rad lekarzy, osobliwie mistrza Henryka z Kolonii, męża w sztuce lekarskiej nader biegłego i doświadczonego, w zachowaniu się nieostrożny, nadużywał napojów, owoców i łaźni. Jakoż po użyciu kąpieli w Sandomierzu, któréj mu rzeczony mistrz Henryk jak trucizny najszkodliwszej chronić się zalecał, zapadł powtórnie (jak lekarz przepowiedział) w ciężką niemoc. Widząc zatém, że się choroba wzmagała, postanowił wrócić do Krakowa: a po drodze z Sandomierza, palony gorączką, mimo zakazu lekarza napił się zimnej wody, która zaraz powiększyła gorączkę. Ledwo więc tegoż dnia ściągnął do Chrobrza, domu dworzanina swego Goworka, rozniemógł się gwałtownie, i leżał w mocnej gorączce, dręczony cierpieniami których sam sobie był przyczyną, i tak osłabiony, że przytomni lekarze i dworzanie mniemali, iż nadchodzącej nocy nie przeżyje. Ale gdy nazajutrz przy zręcznej pomocy lekarskiej gorączka nieco sfolgowała, wsadzono go w lektykę, którą rycerze i dworzanie podejmując na przemiany, z Chrobrza wolnym krokiem przenieśli go do klasztoru Cystersów w Koprzywnicy. Był-to dowód wielkiej ku swemu panu miłości dworzan i szlachty, którzy dla zdrowia królewskiego nie sromali się obyczajem juńców służyć mu do zaprzęgu. W klasztorze Koprzywnickim leżąc król przez dni ośm, zajmował się nabożeństwem, i wtedy kościoł Płocki, w którym głowę Ś. Zygmunta króla i Męczennika z wielką czcią przechowywano, ślubował dźwignąć z upadku, a wikaryuszom tegoż kościoła Płockiego ku czci Boga i jego Matki codziennie dawać ofiary, kwartą nazwane. Tym celem wysłał do Płocka swego kapłana nadwornego Jana z Skrzynna, z zaleceniem, aby to oboje jak najrychlej przywiódł do skutku. A mając nadzieję, że mu się z czasem polepszy, z klasztoru Koprzywnickiego przybył do Osieka, gdzie za dozwoleniem mistrza Mateusza, innego poradnika, mimo sprzeciwianie się drugich lekarzy, napiwszy się miodu, zapadł w powtórną i większą jeszcze chorobę. Z Osieka przewieziono go do zamku Nowego miasta Korczyna, który był wspaniale i z wielkim nakładem wybudował. Tam odpoczywał przez czas niejaki, póki się nieco nie skrzepił i nie uczuł polepszenia; poczém za naleganiem mistrza Mateusza ruszył do Krakowa. Ale zaraz pierwszej nocy, czy-to z nagłego wstrząśnienia, czy skutkiem rozwijającej się choroby, poczęły się napady silnej gorączki, nie już jednostajnej ale przepuszczającej, co czwarty, to znowu co trzeci dzień, a niekiedy dzień po dzień przypadającej. Cierpienia przy takiej febrze zdawały się przecież dosyć znośnemi. Lecz gdy potém z ciągłą już gorączką dnia pierwszego Października przybył do Krakowa, a osłabienie znacznie się wzmogło, nazajutrz, to jest dnia pierwszego Listopada, kazał przez tłumacza za pytać się lekarzy, „azali już był w Krakowie?“ A widząc, iż to zapytanie wzięto za majaczenie w gorączce, dodał: „Wiem wprawdzie, że przybyłem już do Krakowa, ale chciałem pytaniem mojém naganić wam nieumiejętność waszą i próżność czynionych mi obietnic, że dopiero w Krakowie wyzdrowieję, gdy wprzódy, w niedostatku ziół suchych i innych aptecznych lekarstw, których na wsi dostać nie można, trudno mię było z łoża podźwignąć.“ Temi słowy zawstydziwszy lekarzy, przyrzekających, że starać się będą przyprowadzić go do zdrowia, począł nalegać, aby bez wszelkiej obawy, szczerze i otwarcie wyznali, czyli mieli jaką nadzieję iż wyzdrowieje, a jeśli był bliskim śmierci, nie taili tego przed nim, iżby mógł wcześnie domem swoim rozporządzić. Gdy zaś lekarze szumnemi i szerokiemi słowy nie tylko wyjście z tej choroby, ale długie mu obiecywali życie, król roztropności pełen, a czujący w sobie coraz większy sił upadek, dnia trzeciego Listopada o świcie przyzwał do siebie Floryana biskupa Krakowskiego, Władysława książęcia Opolskiego, siostrzeńca swego, i Elżbietę księżnę Świdnicką, siostrę Bolesława a swoję siostrzenicę, którą był Ludwik król Węgierski przysłał dla odwiedzenia króla Kazimierza, tudzież znakomitszych prałatów i kanoników Krakowskich, i swoich dworzan; przed którymi zmówiwszy naprzód skład Apostolski czyli wyznanie wiary, uczynił rozporządzenie ostatniej woli. Tém rozporządzeniem odkazał dwom córkom swoim Annie i Jadwidze, dziewicom, z Jadwigi córki Henryka książęcia Głogowskiego a trzeciej żony swojej zrodzonym, wszystkie domowe sprzęty, nakrycia, ubiory, tkaniny rzadkiej piękności, lśnące purpurą, perłami i kamieniami drogiemi, wszystkie czasze złotolite, niemniej połowę wszystkich naczyń, kosztowności i klejnotów ze srebra; drugą zaś połowę żonie swojej Jadwidze. Nadto, wnukowi swemu z córki Elżbiety, pierwszego małżeństwa, to jest Kazimierzowi, synowi Bogusława książęcia Szczecińskiego, księstwa Sieradzkie, Łęczyckie i Dobrzyńskie z czterema zamkami, Kruszwickim, Bydgoskim, Bałachowskim i Wałeckim. Kościołowi Krakowskiemu krzyż wielki złocisty, perłami i kamieniami drogiemi bogato wysadzany, z znaczną cząstką drzewa Chrystusowego, który na dziesięć tysięcy złotych szacowano. Kościołowi zaś Gnieźnieńskiemu monstrancyą srebrną wyzłacaną, wielce ozdobną, z relikwiami Świętych, i biblią. Toż kościołowi Poznańskiemu ramię Ś. Kozmy w srebrnej pozłacanej puszce. Synom swoim z pobocznego łoża, Niemiérze, z żydówki urodzonemu, i Janowi Bogucie, wsie Kutaw, Jurznicz i Drugnią. Zbigniewowi zaś, Przedborowi i Pakoszowi, synom Zbigniewa z Brzezia, miasto królewskie Włodzisław z kilku wsiami. Janowi Zaklice zamek Międzygórze w ziemi Sandomierskiej, Jaśkowi Żórawskiemu Podgaje, Pawłowi z Łodzi Niekłaj. Wielu także innym dworzanom, rycerzom i służebnikom swoim poprzeznaczał wsie, miasteczka, wójtostwa, dzierżawy, domy i rozmaitej ilości datki pieniężne. Jana zaś ze Strzelec, przezwiskiem Suchywilk, Grzymalitę, dziekana Krakowskiego i kanclerza królestwa, ustanowił testamentu tego wykonawcą. W taki sposób te i inne rzeczy rozporządziwszy, a potém z wielkiém nabożeństwem i łez serdecznych wylaniem przyjąwszy religijną odprawę, po kilkokrotnej wprzódy spowiedzi i namaszczeniu olejem świętym, jak na książęcia katolickiego przystało, w zamku Krakowskim, w wielkiej sali dolnej (sala bassa) od strony południowej, we wtorek przed Ś. Leonardem, to jest dnia piątego Listopada oddał ducha Bogu, i jak pobożnie wierzyć można, spoczął w pokoju na łonie Chrystusowém, zabrany ze świata z większą Polaków niżeli własną szkodą. Gdy o śmierci jego gruchnęła wieść po kraju, która w takich wypadkach wszystkie gońce wyprzedza, i doszła pobliższych prałatów i panów królestwa Polskiego, Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, który właśnie jechał do Krakowa dla odwiedzenia chorego króla, Piotr biskup Lubuski, znaczniejsi panowie, szlachta i pospolitszego stanu obywatele, z przyleglejszych zwłaszcza ziem Krakowskiej i Sandomierskiej, zebrali się w wielkiej liczbie dla oddania ze czcią ostatniej posługi ukochanemu królowi. Trzeciego więc dnia po śmierci Kazimierza, to jest siódmego Listopada, trzej rzeczeni biskupi, Gnieźnieński, Krakowski i Lubuski, tudzież książę Opolski Władysław, i tłum mnogi panów, szlachty i pospolitego ludu, odprawili po wszystkich kościołach świeckich i zakonnych obrzędy pogrzebowe; wreszcie, gdy na kościoł katedralny kolej przyszła, Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, wraz z towarzyszącemi obrzędowi innemi biskupami, odprawił nabożeństwo żałobne, i wszystko co do zbawienia duszy i okazania zmarłemu czci winnej należało. Poczém zwłoki królewskie nie w grobie ojcowskim, ale w osobném miejscu, po prawej stronie wielkiego ołtarza pochowano; a wszystkich stanów ludzie osądzili, że godziło się uczcić niezwykłym grobowcem tego, który ojczyznę swoję i kościoł Krakowski tak niezwykle miłował. Jakoż poźniej grób jego ozdobiono po królewsku rzeźbą i obrazami rytemi w marmurze, kędy i postać króla Kazimierza, tak jako go znano za życia, widzieć wyobrażoną. W czasie pogrzebu zaś, gdy zwłoki królewskie do grobu spuszczano, takie w kościele między zgromadzeniem osób duchownych i świeckich, szlachty i pospolitego ludu, bogatych i ubogich, powstały płacze i jęki, że nie tylko sam kościoł Krakowski, ale całe miasto Kraków odbrzmiewało skargami, w których naród użalał się na zawczesny zgon swego króla; na każdym taka malowała się boleść i żałoba, iż zdawało się, że ojciec własnego syna, lub matka jedynego dziecięcia stratę opłakiwała. Ponure potém nastąpiło milczenie; głuche było i dla pociechy nieprzystępne ucho każdego, a jedni drugich zapytywali, co dalej będzie? i rozwodzili narzekania, jakie w podobnych razach żałość z ust wyrywa, ubiegając się niejako w okazywaniu swego smutku. Boleść po świeżej stracie króla, którego miłość i przychylność dla wszystkich więcej się uczuć dała gdy go zabrakło, niż kiedy używano jej korzyści, pogrążyła wszystkich w długotrwałej żałobie. Właśnie skończył Kazimierz rok życia sześćdziesiąty schodząc do grobu. Ubolewali nad tą stratą wszyscy duchowni i świeccy, możniejsi i ubodzy, nie tylko że wielkim był ojczyzny miłośnikiem, i sprawiedliwym dla każdego, ale że w czerstwym i kwitnącym wieku zszedł ze świata.

Po śmierci Kazimierza króla Polskiego książę Ziemowit przywłaszcza sobie niektóre zamki na Mazowszu.

Ziemowit książę Mazowiecki, dowiedziawszy się o śmierci Kazimierza króla Polskiego od ... którego w tym celu trzymał na dworze królewskim, ubiegł natychmiast zamki Płock, Rawę, Wyszogród, Gostynin i Sochaczów, i takowe pod swą zwierzchność zagarnął, tém snadniej, że ich starostowie i dzierżawcy, już-to spowodowani nakazem króla Kazimierza, wydanym przezeń za życia, już datkami i obietnicami Ziemowita książęcia Mazowieckiego ujęci, sami dobrowolnie nachylili się pod jego władzę.

Życie, czyny chwalebne i przymioty Kazimierza króla Polskiego, i jakie pozostawił w kraju budowy.

Ze wszystkich królów i książąt, jacy kiedykolwiek w czasach dawniejszych panowali w królestwie Polskiém, Kazimierz II król Polski największego u Polaków godny był żalu, zwłaszcza, że po sobie żadnego potomka płci męzkiej nie zostawił. On bowiem jeden między królami Polskimi nie tylko państwo swoje nowemi siłami ożywił, ale je wzniósł i uświetnił, a mnóstwem pobudowanych z wielką wspaniałością kościołów, zamków, miast, dworów, uzacnił i ozdobił. A naprzód zamek Krakowski znacznie podźwignął, zmurowawszy w nim wiele gmachów okazałych i mieszkań, umocniwszy go wałami i wieżycami, a przydawszy mu ozdoby w rzeźbach, malowidłach i pięknych nakryciach. Niemniej miasto Kazimierz, które do Krakowa przybudował, liczne miasta, grody i miasteczka, jako to: Wieliczkę, Skawinę, Olkusz (Ilkusch), Będzin, Lelów, Sandomierz, Wiślicę, Szydłów, Radom, Opoczno, Wawelnicę, Lublin, Kalisz, Pyzdry, Stawiszyn, Wieluń, Konin, Piotrków, Łęczycę, Płock, Inowłodz, Lwów, Sanok, Krosno, Czchów, murami opasał. Toż zamki i dwory królewskie w Poznaniu, Kaliszu, Sandomierzu, Lublinie, Lwowie, w Pyzdrach, zamek wyższy i niższy w Sieradzu, Wieluniu, Łęczycy, Kole, Płocku, Niepołomicach, Szydłowie, Przedborzu, Brzeźnicy, Bolesławcu, Ostrzeszowie, Przemyślu, Lanckoronie, Będzinie, Lelowie, Czorsztynie, Ojcowie (Oczecz), Krzepicach, Sieciechowie, Solcu, Zawichoście, Nowém mieście zwaném Korczyn, Koninie, Nakle, Wielinie (Welen), Międzyrzeczu, Kruszwicy, Złotoryi, Bydgoszczy, Lubaczowie, Trębowli, Haliczu, Tustanie, Opocznie, Szydłowie, Przyszowie, Rawie, Wyszogrodzie, pobudował. Nadto kościoły i świątynie Boże, a mianowicie, dwie kollegiaty w zamku Krakowskim, Ś. Michała i Ś. Jerzego, i szpital na Stradomiu, kollegiaty Sandomierską i Wiślicką, kościoły w Stobnicy, Szydłowie, Lapszycach, Kargowie, Niepołomicach, Solcu, Opocznie, Korczynie, Ś. Stanisława na Skałce; klasztory w Piotrkowie, Łęczycy, Nowém mieście Korczynie, wymurował, i poważnemi gmachy, malowidłami, kosztowném nakryciem ozdobił. Też same kościoły i klasztory opatrzył z królewską hojnością w krzyże, kielichy, księgi, od złota, srebra i drogich kamieni. Trudnoby tu wszystko wyliczać, lecz żadnego prawie w królestwie Polskiém miejsca, żadnego z dawnych miast i zamków nie pominął, w którymby nowych murów nie postawił, upadającego nie dźwignął, albo gdzie czego brakowało nie przybudował. Do stawiania zaś lub wykończenia innych zamków, dworów, kościołów i domów, które za jego panowania szlachta, mieszczanie, bądź ubożsi kraju mieszkańcy zmurować usiłowali, kwapił się z swoją pomocą, nie szczędząc wsparcia i zachęty. Taką bowiem pałał gorliwością o podźwignienie i ubogacenie swego królestwa, że największych nie żałował na to trudów i nakładów, aby widział pomurowane wszędy kościoły, zamki, miasta i dwory, tak, iż zastawszy Polskę glinianą, drewnianą i nieschludną, zostawił ją murowaną, ozdobną i wspaniałą. Cokolwiek też Polska ma zamków, kościołów, miast i dworów murowanych, to w większej części król Kazimierz postawił, albo swym królewskim nakładem uzupełnił. A lubo sam, jak się wyżej namieniło, skłonnym był do cielesnej rozpusty, duchownych wszelako, o których wiedział, że byli skromni, powściągliwi i w powinnościach pilni, albo nauką i zdolnością jaką celowali, chociażby niskiego rodu i pochodzenia, w wielkiej chował czci i łasce; a pomijając szlachtę, swoich dworzan i służebników, wypuszczał im beneficya do swej kollacyi należące, i poruczał w zarząd swoje zamki, dwory i dobra, z osobistej ku nim przychylności. O to się także jak najusilniej starał, ażeby prałaci, kanonicy i rządcy kościołów parafialnych, przy swych kościołach osobiście przemieszkiwali; kmiecie zaś i osadnicy wiejscy aby od szlachty i rycerstwa nie doznawali pokrzywdzenia i ucisku: zaczém rzeczeni kmiecie i osadnicy, żyjący pod prawem rycerstwa i szlachty, ile kroć od swych panów i dziedziców ponosili jaką krzywdę, pod jego uciekali się opiekę, a on wzierał w ich pokrzywdzenia i z najsurowszą sprawiedliwością podejmował ich obronę; żaden przeto z panów, chociażby najmożniejszy i największe posiadający dostatki, nie śmiał z kmiotkami swemi poczynać sobie samowolnie, wyrządzać im gwałtu i niesprawiedliwości, albowiem król Kazimierz za każde bezprawie i nadużycie surową wymierzał karę. W czém, że się szlachcie wydawał za przykrym, nie mógł się uchronić ich szemrania; jakoż z przyczyny tej urazy od szlachty i rycerstwa nazwany był Królem chłopów. Ale król cierpliwie znosząc taką przymówkę, nie ustawał bynajmniej w obronie sierot, wdów i przychodniów, w wymierzaniu każdemu sprawiedliwości, karaniu łotrów, złodziei, wydzierców i gwałtowników, z jednaką zawzdy słusznością dla ubogiego jak i bogacza, cnoty nagradzając, a karząc występki. Dobrych ludzi szacował, złych ścigał i gromił; kwitnęła też za jego rządów sprawiedliwość, zacni mężowie byli w poszanowaniu; szlachta i obywatele niepoczciwi, przywykli żyć krzywdą cudzą, wydzierstwem, ustępować musieli z kraju; dobrzy zaś i cnotliwi ściągali zewsząd, osadzani po miastach i ziemiach królestwa. Z szczególną starannością i wspaniałą szczodrotą budował, naprawiał i zdobił przybytki Pańskie. Był wysokiego wzrostu, otyły, poważnego lica, włosów gęstych i kędzierzawych, brody długiej; mówił głośno acz nieco zająkliwie. Skłonny do biesiad, miłostek i innych roskoszy; życzliwy ojczyznie, dla poddanych wyrozumiały, staranny o pomnożenie dobra i chwały swego kraju, uprzejmy i dobroci pełen; ludziom wszelakiego stanu, płci i wieku, łatwy do siebie dawał przystęp. Osobliwszy w nim był ten przymiot pokory, dla której każdemu, tak bogatemu jako i ubogiemu chętnie się udzielał, a którym obrażał nie raz szlachtę, sarkającą, że więcej zajmował się prostactwem wiejskiém, niżli na króla przystało. Tak bowiem dla wszystkich był sprawiedliwym, równą wymierzając słuszność szlachcie jak i wieśniakom, że nigdy nie dopuszczał, aby panowie i dziedzice wyrządzali krzywdę swoim poddanym. Jednych i drugich miał w opiece; a kiedy się zdarzyło, że chłop skarżył na swego pana o niesłuszne wydzierstwo grosza, sam mu poddawał, azali nie mógł w kalecie poszukać krzesiwa, a skałki na polu, i zemścić się podpaleniem szlachcica, gdy inszej nie było rady. Taką potuchą ukracał nadużycia wielu szlachty, wydzierających swoim kmiotkom chudobę, albo nakładających niesłuszne na nich ciężary. Przymiernej otyłości, twarz miał pełną, lubił dobrą biesiadę. Ojczyzny wielki miłośnik, to miał przedewszystkiém na celu, aby jej pożytecznie służyć, pomnażać jej dobro i chwałę. Tém wrodzoném do kraju przywiązaniem, troskliwą i szczodroty pełną o jego wzrost i powodzenie starannością, wszystkich królów swych poprzedników, i tych, którzy po nim aż dotąd rządzili w Polsce, bez wątpienia przewyższył. Rozumem swoim i mądrością kraj wewnątrz uporządkował, dostojeństwa, urzędy i służbę publiczną ustalił, tak iż nawet pod gnuśnym i niezdolnym rządcą mogło królestwo, na jego ustanowieniach oparte, utrzymać swój byt trwały, pomyślność i chwałę. Ucztowanie i ochotę przy stole lubił nad miarę: nieobojętnym było przedmiotem jego zajęcia, co będzie jadł i pił; a to trwało przez całe jego życie, jak poświadczali ci, którzy go znali w wieku młodym i poźniej w sędziwości. Wady te atoli nagradzał pięknemi przymiotami, i więcej nierównie miał zalet chwały godnych, niżli przywar, które snadno przebaczyć mu można. Chwalebna była w nim stateczność i wiara, uprzejmość w domowém pożyciu, jednakowa dla wszystkich sprawiedliwość, nakoniec godności pełna i prawdziwie królewska wspaniałość. Naganna, jak wyżej mówiliśmy, lubieżność i zbyteczne uganianie się za miłostkami. Opieką swoją rad zasłaniał wszystkich, którzy przemocy gwałcicielów oprzeć się nie mogli. Oszczerstwa i potwarze z wielką karał surowością; bolało go to bowiem i oburzało, kiedy winowajca pozorami wybiegał się od winy, a sprawiedliwy cierpiał dla fałszu i potwarzy. Między królmi i panującymi swego czasu przodkował łagodnością umysłu i ludzkością. Przez lat czterdzieści w Polsce sprawując rządy, dobrocią serca i przystępnością łagodził zwierzchnią króla powagę. Gorliwie starał się zawsze o pomnożenie i uzacnienie swego królestwa. Rządziła nim roztropność niepospolita; a pozakładane w kraju liczne budowy, na które nie szczędził nakładu, okazywały tę staranność, która najwięcej królów zaleca. Panował tak mądrze i sprawiedliwie, że niczego prawie nie brakowało, aby mógł stanąć za wzór i przykład najlepszego monarchy. On pierwszy w Polsce zaszczepił smak i zamiłowanie w porządnych murowanych budowach.

Książęta Litewscy pustoszą ziemię Pruską: mistrz Pruski odnosi nad nimi zwycięztwo, ale z wielką z obu stron w ludziach stratą.

Kiejstut książę Litewski, pragnąc Krzyżakom Pruskim dać uczuć swoję zemstę, którą im odgrażał w roku przeszłym, ściągnął liczne posiłki Tatarów, Rusinów i innych ludów barbarzyńskich, i wraz z Olgerdem bratem swoim, książęciem Litewskim, zbrojny ogromną wojsk konnych i pieszych potęgą, wtargnął do Prus, a podzieliwszy swoje siły na dwa oddziały, naprzód powiat Sambijski szeroko zapuszczonemi łupiestwy i pożogi zniszczył i splądrował. A gdy krainę całą zamienił w gruzy i pustynię, pomknął się z wojskiem pod zamek Ortelsburg, który wnet zdobył i spalił. Ztamtąd ruszył znowu pod Rudawę (Rodow) czyli Rowdin, i tam położył się obozem. W ów czas mistrz Pruski Winrych wyszedł przeciw niemu z całą siłą swego rycerstwa, do którego w niedostatku obcych posiłków przyłączył mieszczan i chłopstwo, i w Niedzielę „Powstań, czemu zasypiasz?“ (Exsurge, quare etc.) uderzył na Litwinów. Spotkały się obie strony z zaciętością, i powstała rzeź straszliwa. Legło w boju, prócz marszałka Pruskiego Heniga Schindekopf, dwudziestu braci zakonnych i stu rycerzy Krzyżaków, z przeciwnej zaś strony tysiąc Litwy: poczém książęta Litewscy dali znak do odwrotu, i uznawszy się za zwyciężonych, pokryli się w przyległych lasach, kędy wszystek tłum barbarzyńców wziął się do ścinania drzew na pował, dla zabieżenia ostatecznej klęsce. Prusacy zabrali znaczne łupy i nie mały poczet jeńców. Litwinów zaś wielka liczba częścią z ran odniesionych, częścią z zimna i głodu tułając się po lasach wymarła. Przybył potém Krzyżakom na pomoc Leopold książę Austryi, którego posiłkami wsparci, z wojskiem na cztery zastępy podzieloném wkroczyli do Żmudzi, i cały niemal kraj grabieżą i pożogami spustoszyli. Wymordowawszy nakoniec starców i dzieci, a młodzież w znacznej liczbie zagarnąwszy w niewolą, cofnął się mistrz Krzyżacki do Prus z powrotem. Za nim puścił się w pogoń Kiejstut książę Litewski, zamek i powiat Gogelanken opanował przemocą, a lud tameczny częścią wytępiwszy orężem, częścią w plen zabrawszy, szybko umknął do Litwy. Po jego odejściu, komtur Insterburski, Wigand v. Balderstein, wtargnął zbrojno do Litwy, splądrował włości jeszcze dotąd nie spustoszone, a zagarnąwszy znaczne łupy i liczny gmin brańcow, do Insterburga z wojskiem powrócił.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jan Długosz i tłumacza: Karol Mecherzyński.