<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Historya Nowego Sącza
Podtytuł Od wstąpienia dynastyi Wazów do pierwszego rozbioru Polski
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1901–1902
Druk Drukarnia Wł. Łozińsiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
HISTORYA
NOWEGO SĄCZA
OD WSTĄPIENIA DYNASTYI WAZÓW
DO PIERWSZEGO ROZBIORU POLSKI
PRZEZ
Ks. Jana Sygańskiego T. J.

WE LWOWIE
NAKŁADEM AUTORA
1901–1902.
Z drukarni Wł. Łozińskiego. — Zarządca Wł. J. Weber.






PRZEDMOWA.

Powszechne są utyskiwania na brak historyi miast polskich[1] i słusznie, albowiem należy ona do całości dziejów Polski, w której zamożne i patryotyczne mieszczańctwo zwłaszcza za Jagiellonów i Wazów, tak ważną odgrywało rolę. Jeden z historyków naszych[2] użala się, że zamiast dziejów narodowych znamy tylko dzieje szlacheckie. Pragnąc braków temu choć w części zaradzić zadałem sobie przez lat kilka dużo trudu i zmudnej pracy, aby odsłonić wewnętrzne życie i urządzenia jednego tylko miasta i z jednej tylko epoki Wazów, bo do tego miasta i do tej epoki udało mi się znaleźć liczne, nieznane dotąd współczesne zapiski i dokumenta. Rozumiałem, że tem samem rzucę snop światła na dnieje Podgórza karpackiego i mieszczaństwa polskiego wogóle z tej doby. Mieszczaństwo bowiem polskie, a w znacznej części litewskie i ruskie, pdzechodziło te same prawie koleje, przyswoiło sobie od Niemców te same zwyczaje i obyczaje w rozmaitych tylko odcieniach, miejscowymi stosunkami i potrzebami wywołanych, na tym samym przeciętnie stało stopniu kultury, handlu, przemysłu, towarzyskiego i religijnego życia, co mieszczanie Nowego Sącza. Poznawszy tych, znamy w przybliżeniu wszystkich.
Nawet wewnętrzne dzieje miast innych, zwłaszcza królewskich, dziwnie podobne do dziejów Sącza. W Koronie wojny szwedzkie, na Rusi wojny kozackie, na Litwie wojny moskiewskie, a wszędzie samolubna, ekonomicznie zgubna przewaga elementu szlacheckiego nad mieszczańskim stają się główną przyczyną upadku miast w całej Rzpltej. Trzy przedewszystkiem czynniki przyspieszyły upadek miast polskich. a) Miary, wagi i ceny towarów, ustanawiane corocznie w miastach przez wojewodów, podwojewodzych, kasztelanów, starostów i innych urzędników szlacheckich, którzy nie mieli o nich dokładnego wyobrażenia (Rozdz. VI. tomu II., tudzież Uzupełnienia na końcu). Był to cios zabójczy dla przemysłu i handlu polskiego. b) Brak należytej reprezentacyi miast w sejmach; sejmy bowiem stanowiły o miastach bez miast, a nie było nikogo, ktoby w imieniu mieszczan wystąpił i stanął w obronie ich interesów. Spotkamy wprawdzie rajców miejskich na sejmach polskich. (Rozdz. III. i IV. tomu I.), lecz ich obecność nie miała tam znaczenia i wpływu. c) Samowolne postępowanie starostów grodowych, którzy uchwycili w swe ręce kontrolę nad całym zarządem wewnętrznym miast, a przedewszyskiem nad radą miejską, poddali ją w bezpośrednią od siebie zależność, zniszczyli dawną jej samodzielność. (Rozdz. I. i VI. tomu I.: rozdz. X. tomu II.).
Kiedy w ten sposób zniszczono w miastach polskich przemysł i handel, usunięto mieszczan od udziału w sprawach publicznych, zniesiono samorząd, wzięto go w kuratelę urzędników szlacheckich, cóż im pozostało? Chyba tradycya i wspomnienie dawnej świetności. Na ruinach zamożnego mieszczaństwa rozsiada się brudne żydostwo, wielki handel przemienia się w kramarstwo, przemysł, rozwijający się dopiero i dojrzewający, ustaje zupełnie, cechy z instytucyi społeczno-ekonomicznej, poniekąd nawet polityczno-wojskowej, schodzą powoli do roli bractwa kościelnego. W połowie XVIII. wieku mieszczaństwa polskiego w wielkim stylu nie ma, jest małomieszczaństwo ubogie, nieporadne, zacofane, wyzyskiwane przez żydów, uciskane przez szlachtę, przywiązane szczerze do wiary katolickiej, pobożne, dlatego też i patryotyczne.
Te wewnętrzne dzieje Nowego Sącza opowiedziałem w pierwszych ośmiu rozdziałach tomu I. Następnych dziesięć rozdziałów w II. tomie poświęciłem jego urządzeniom cywilnym, jako to: topografii i fortyfikacyom, organizacyi wojskowej, cechom, administracyi i sądownictwu, życiu religijno-naukowemu i humanitarnemu, stosunkom do szlachty i władz Rzpltej. Opowiedziałem szczegółowo proceder rękodzielniczo-przemysłowego życia, wielkiego i drobnego handlu, wszedłem wreszcie do izb i komór i uchwyciłem, jakby na gorącym uczynku, domowe zwyczaje i towarzyskie obyczaje, aż do stylu i sposobu budowania domów i kamienic, tudzież urządzenia mieszkań i sprzętów domowych. Azali i o ile założeniu temu odpowiedziałem, niech osądzi kto inny. To przynajmniej było dążnością i usilnem pragnieniem mojem. Odnoszą się te studya głównie do XVII. wieku, ale i o innych wzmianka obszerna[3].
Z jakich źródeł czerpałem opowiadanie moje? Najprzód i przedewszystkiem z archiwum krajowego we Lwowie — z aktów grodzkich sandeckich: Acta Castrensia Capitaneatus Sandecensis, Relationes, Inscriptiones saeculi XVI–XVIII. Dalej z aktów radzieckich i ławniczych sandeckich: Acta Consularia, Scabinalia saec. XVI–XVII. Z przywilejów i nadań, z rejestrów dochodów i rozchodów miejskich: Privilegia ac libertates — Libri perceptorum et distributorum 1555–1580, tudzież 1601–1669. przeglądałem pilnie księgi cechowe z XVI. i XVII. wieku, i ze wszech miar ciekawy, a w badaniach kupieckich stosunków nieoceniowny: Dyaryusz Jerzego Tymowskiego z lat 1607–1631. To w archiwum miasta Nowego Sącza, które szczęśliwie ocalało z pożaru w r. 1894. Dzięki uprzejmości Ks. Infułata, Alojzego Góralika, korzystałem też z archiwum dawnej kollegiaty, dziś fary sandeckiej, i z innych jeszcze źródeł, kute czytelnik znajdzie przytoczone na właściwem miejscu. Przed wielkim pożarem Sącza w r. 1894 znajdowało się w archiwum miejskiem na ratuszu przeszło 100 przywilejów, nadanych przez królów polskich, w oryginale na pergaminie spisanych, z pieczęciami wiszącemi na grubych jedwabnych sznurach. Te, przechowywane w dębowej staroświeckiej kowanej skrzyni o trzech zamkach i kilku szufladach, nie spaliły się, ale zetlały od gorąca pożaru i zniszczały; na szczęście jeszcze w r. 1890 porobiłem z nich odpisy i znaczne wyciągi, które mi w niniejszej pracy walną wyświadczyły przysługę.
Świadom dobrze trudnego zadania, jakie miałem przed sobą, nie ufając własnym siłom i wiedzy, zasięgałem wskazówek, informacyi, rady i zdania od uczonych mężów i miłośników ojczystych rzeczy, którym niniejszem publicznie a serdeczne składam podzięki. A przedewszystkiem P. T. Doktorom: Oswaldowi Balzerowi i Antoniemu Prochasce, za ich pomoc uprzejmą w archiwum krajowem; Adamowi Krechowieckiemu, Radcy Namiestnika, za ogłoszenie mej pracy w »Przewodniku naukowym i literackim«; Wojciechowi Kętrzyńskiemu i Alexandrowi Hirschbergowi w Zakładzie Ossolińskich; wreszcie Alexandrowi Czołowskiemu we lwowskiem, a Stanisławowi Krzyżanowskiemu i Adamowi Chmielowi w krakowskiem archiwum miejskiem za różne życzliwe przysługi. Nie mało też zawdzięczam światła i nauki Szczęsnemu Morawskiemu († w Starym Sączu 1898 r.), z którym nieraz długie godziny spędzałem nad naukowem zbadaniem, rozwiązaniem i obrobieniem zawiłych, często sprzecznych pozornie kwestyi.
Tyle dla łatwiejszego zrozumienia mej książki. Powodzenie jej w świecie naukowo-literackim pozostawiam Bogu. Obchodzi mnie ono o tyle, o ile z niego jakaś korzyść dla dziejów ojczystych, lub przynajmniej zachęta dla drugich do podobnych poszukiwań archiwalnych, wypłynąć może.

We Lwowie, w dzień Narodzenia
św. Jana Chrzciciela 1900 r.


Rozdział  I.
Czasy Zygmunta III. aż do upadku dawnych rządów patrycyatu miejskiego (1587–1615).

Długoletnie panowanie Zygmunta III. dążyło do podniesienia oświaty, przemysłu i handlu w Polsce, to też przyniosło i dla Nowego Sącza nie mało materyalnych korzyści. Już 12. marca 1588 r., w dzień swojej koronacyi w Krakowie, zatwierdził od Sandeczanom wszystkie prawa i przywileje poprzedników swoich[4]. A kiedy skarżyli się piekarze sandeccy, że pieczywo z innych miast do Sącza obcy piekarze przywożą, przykazał radzie miejskiej 1592 r., ażeby przestrzegała praw i przywilejów piekarzy sandeckich i wzbroniła przywozu chleba do miasta skądinąd[5]. Następnego znów 1593 r. zatwierdził przywilej Stefana Batorego, dnia 21. lutego 1578 r. na sejmie warszawskim nadany, którym potwierdził uchwalone przez cech kuśnierski nowosandeckie artykuły, tyczące się wewnętrznego rządu i składu całego cechu[6].
W dwa lata potem wnieśli rajcy i ławnicy sandeccy do króla cały szereg zażaleń przeciwko Sebastyanowi Lubomirskiemu, staroście grodowemu. Spowodowany temi skargami Zygmunt III. wystosował do niego następujący list:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, szwedzki dziedziczny król.“
„Tobie szlachetnie urodzonemu Sebast. Lubomirskiemu, kasztelanowi małogoskiemu i staroście Naszemu sandeckiemu, rozkazujemy, ażebyś się stawił przed Nami i sądem Naszym królewskim krakowskim. Żalą się bowiem i pozywają cię rajcy i ławnicy miasta Naszego Nowego Sącza, że wbrew zwyczajom i przywilejom zabierasz im dochody z targów[7] płynące; wydzierasz ich pastwiska za rzeką Kamienicą ze szkodą miasta; poddanych miejskich w Żeleźnikowej zmuszasz do robocizn zamkowych, a gdy się wzbraniają, zamykasz ich w więzieniach i trzymasz w nich dowolnie albo zastawu domagasz się od nich; przedmieszczan przynaglasz do podwód niebywałych i częstych na Spiż i do Dobczyc[8]; wzbraniasz mieszczanom wyrabiać i szynkować piwo gęste czyli czarne, tak zwany marzec, ze szkodą miasta; rajców świeżo obranych zmuszasz do składnia sobie niebywałej przysięgi wbrew ich zwyczajom i swobodom; urząd radziecki często, czy to w dzień, czy w nocy powołujesz na zamek wbrew ich swobodom; wybory nowych rajców nie w należytym czasie, lecz dowolnie podług upodobania swego odbywasz; akta miejskie z ratusza na zamek dowolnie każesz sobie przynosić wbrew przywilejom miejskim; ogród miejski koło pastwiska, czyli wygonu miejskiego, zabrałeś i zatrzymałeś; kazałeś zbudować tamę czyli jaz na Dunajcu z nadwerężeniem murów miejskich; plac wśród murów miejskich, tak zwany parkan, przywłaszczyłeś sobie ze szkodą miasta; zabraniasz rybołowstwa mieszczanom na Dunajcu i Kamienicy; pachołkami starościńskimi na folwarkach miejskich różne psoty i szkody wyrządzasz i rozmaite inne uciążliwości im czynisz, które to szkody szacują sobie na 10.000 złp. Wzywamy cię zatem, ażebyś się usprawiedliwił przed sądem Naszym z postępku swego.“
„Dan w Krakowie w piątek najbliższy po Nawróceniu się św. Pawła R. P. 1596“[9].
List ten odsłania nam nieznane dotąd szczegóły, a rzucające nie mało światła na dążności starostów, usiłujących podkopać dobrobyt i swobody miejskie, przywilejami królewskimi zabezpieczone. Ale przezorny Zygmunt III. położył koniec tym nadużyciom, a nawet niebawem nowym przywilejem obdarzył miasto. Na sejmie warszawskim 1598 r. pozwoli miastu pobierać mostowe na Dunajcu po szelągu od każdego konia kupieckiego i furmańskiego, a od tratwy trzynastą tarcicę lub drzewo, przeznaczając ten dochód na utrzymanie i naprawę mostu[10].
Na Węgrzech toczyła się wówczas wojna z Turkami, trwająca bez przerwy już od 1593 r., a stosunki polityczne zawikłały się jeszcze bardziej, gdy Zygmunt Batory zrzekł się w pierwszej połowie 1599 r. rządów w Siedmiogrodzie, mianując następcą stryja swego Andrzeja Batorego, biskupa warmińskiego i kardynała. Spodziewano się taż, podobnie jak w r. 1594[11], ponownego napadu Tatarów od strony Węgier na Polskę. Król Zygmunt III., obawiając się, ażeby ci straszni wrogowie nie wtargnęli do Małopolski, polecił listownie Mikołajowi Zebrzydowskiemu, wojewodzie krakowskiemu i marszałkowi wielkiemu koronnemu, otoczyć wojskiem wszystkie drogi prowadzące z Węgier do Polski. Staroście zaś grodowemu sandeckiemu, Stanisławowi Lubomirskiemu, kazał pozarębywać, czyli ściętemi drzewami założyć wszystkie przejścia do granicy węgierskiej i przy pomocy włościan silną zaopatrzyć strażą. Co aby czem prędzej doszło do wiadomości wszystkich, polecił król staroście i burmistrzowi obwieszczać ów list głosem donośnym w targi i święta przed ratuszem miejskim[12].
Zaledwie przeminęły trwogi napadów tatarskich od strony węgierskiej, aliści zrywa się nowa burza od Wschodu. Michał, wojewoda wołoski, strącił z hospodarstwa multańskiego Jeremiarza Mohiłę, wpadł do Suczawy i opanował nawet całe Pokucie. Zygmunt III. w tej nagłej potrzebie wysyła list do grodu sandeckiego z Warszawy 25. maja 1600 r. z tem ojcowskiem upomnieniem, ażeby mieszczenie wspólnie z rycerstwem dla miłości ojczyzny i interesów własnych jak najrychlej ściągali się pod Lublin, skąd niebawem pod Chocim podążyć mieli[13]. Na szczęście hetman wielki koronny, Jan Zamojski, wraz z Stanisławem Żółkiewskim wkroczył na Wołoszczyznę i rozgromiwszy wojska Michała pod Targowest, osadził Jeremiasza Mohiłę na hospodarstwie multańskiem, a brata jego Szymona Mohiłę na wołoskiem, przez co dalszemu niebezpieczeństwu z tej strony położył koniec[14].
Po tej wyprawie wołoskiej grasowało w Nowym Sączu morowe powietrze od 24. czerwca 1600 r. do 4. stycznia 1601 r. tak dalece, że nawet akta grodzkie w tym okresie spisywać zaprzestano. W zapowietrzonem mieście zapanowała grobowa cisza, przerywana tylko łkaniem chorych lub skrzypieniem wozów grabarskich. Na ulicach było pusto, ludniej zato na wieżach i basztach, bo wielu z mieszkańców chroniło się tam, zupełnem odosobnieniem ubezpieczając się od zarazy. Inni znów wynosili się z miasta, dokąd mogli; rajcy i ławnicy porozjeżdżali się też, bieg spraw ludzkich ustał wobec śmiertelnej trwogi!
W czasie tego, jeszcze pod koniec XVI. wieku, namnożyło się w Podgórzu sandeckiem bez liczy opryszków i rozbójników, którzy już nie tylko po drogach i lasach rozbijali przechodniów, lecz nawet na dwory szlacheckie i plebanie gromadnie napadali, łupiąc je i pustosząc nielitościwie. Zasmucony temi żałosnemi nowinami Zygmunt III., wysłał dwa listy do Stanisława Lubomirskiego, pisane w Nowem Mieście Korczynie pod dniem 7. listopada i 1. grudnia 1600 r., mocą których nakazał temuż staroście chwytać wszystkich bez różnicy opryszków i prawem pospolitem nałożone na nich wymierzać kary[15].
Wkrótce po tych wypadkach wybuchła sześcioletnia wojna z buntowniczym Karolem Sudermańskim, od 1604 r. królem szwedzkim. Mimo szczęku broni i zmiennego szczęścia na polu Marsa, nie zapomniał Zygmunt III. o swem wiernem mieście Nowym Sączu, obdarzając je raz po raz nowym przywilejem. W 1603 r. potwierdził ustawy kowali, ślusarzy, mieczników, zegarmistrzów, złotników, kotlarzy, hamerników, konwisarzy, szychtarzy[16], sierparzy, paśników, malarzy i krawców sandeckich, a dla usunięcia wszelkich nieporozumień i niezgód, między nimi zachodzących, ściśle określił, jakie przedmioty każdy z nich w swoim zawodzie wyrabiać może[17].
Ustawa króla Stefana Batorego na sejmie warszawskim 1578 r. surowo zabroniła, aby żaden z obywatelów polskich po konie i wino do Węgier nie jeździł, ale je w wyznaczonych składach koronnych kupował; temu zaś, ktoby inaczej postępował, miał być zabieranym bezwzględnie towar przez starostów i celników koronnych[18]. Ponieważ jednak to prawo z biegiem czasu w zapomnienie poszło, a wskutek tego cena win węgierskich znacznie podskoczyła w górę, przeto Zygmunt III. w 1603 r. polecił staroście sandeckiemu, aby zaniedbane prawo w całej rozciągłości przywrócił i pilnie czuwał nad jego wykonaniem. Gdy nadto Węgrzyni coraz to mniejsze beczki z winem przez komorę sandecką do Polski przywozili, nakazał król, ażeby pojedyncze beczki z winem węgierskim mieściły w sobie po 5 barył, w przeciwnym razie już na granicy przez celników koronnych miały być zabierane[19].
Zaraz następnego 1604 r. zatwierdził Zygmunt III. ustawy czapników, farbiarzy, sukienników, bednarzy, stolarzy, stelmachów, kołodziei, tokarzy, rzeźbiarzy, kopijników i szklarzy; a wreszcie ustawy cechu kupieckiego: kramarzy, aptekarzy, kitlarzy, iglarzy, nożowników, mydlarzy, miodowników i krojowników, czyli kupczących towarami łokciowymi[20].
Głośny rokosz Mikołaja Zebrzydowskiego, wojewody krakowskiego, podniesiony przeciw władzy królewskiej i zakończony rozlewem krwi bratniej pod Grunwaldem 6. lipca 1607 r., gdzie także Stanisław Lubomirski, starosta grodowy sandecki, na czele swej chorągwi usarskiej przeciwko rokoszanom zbrojnie wystąpił[21], wywołał rozruchy w sąsiednich Węgrzech. Uwiadomiony o nich Zygmunt III., wysłał list okólny do wszystkich na Podkarpaciu starostw z tem poleceniem, ażeby wszystkie drogi i przejścia, prowadzące z Węgier do Małopolski, zarąbano i przechodu pilnie strzeżono[22].
Już Zygmunt August, nadając 1554 r. Sączowi przywilej generalnego składu żelaza, miedzi, stali i innych kruszców do Polski ze Spiża i Węgier zwożonych, zastrzegł wyraźnie, ażeby kupców, omijających Sącz z powyższymi towarami, zatrzymywano i towary im odbierano, co też i na sejmie piotrkowskim 1565 r. ponownie zatwierdzonem zostało. Gdy jednakże później niektórzy kupcy różnemi drogami, zwłaszcza przez Nowy Targ i Mszanę, Nowy Sącz omijali, a celnicy koronni z niemałą szkodą miasta obojętnem okiem na to patrzyli, rajcy sandeccy wnieśli zażalenie do Zygmunta III., który też osobnem pismem z 11. maja 1609 r. w Krakowie ponownie nakazał, ażeby przestrzegano ściśle wymienionego przywileju Sandeczan[23].
Po uspokojeniu rokoszu Zebrzydowskiego, Zygmunt III., korzystając z zamieszania wewnętrznego, jakie panowało w caracie po zamordowaniu Dymitra II. Samozwańca, podjął uciążliwą wojnę moskiewską. Na dniu 1. października 1609 r. postąpił on z wojskiem koronnem pod Smoleńsk, który dopiero 13. czerwca 1611 r. szczęśliwie zdobył[24]. Za 3 miesiące potem, 6. paźdz. dzielny Karol Chodkiewicz stanął do boju pod murami Moskwy. W obydwóch tych wyprawach potykał się z wrogami między innymi Stan. Lubomirski, starosta grodowy sandecki, na czele własnej chorągwi husarskiej ze 200 koni złożonej[25].
Od strasznej klęski za Zygmunta I. w 1522 r. przez lat blizko 90 Nowy Sącz był wolny od pożarów. Aliści pod rokiem 1611 czytamy: W sobotę 19. czerwca zgorzało całe miasto z nieostrożności piekarki Zofii Gołdkowej i jej córki Magdaleny. Po wysadzeniu bowiem pieczywa z pieca omieszkały zaglądnąć do niego, czy przypadkiem w popiele nie ukrywa się ogień. Wskutek wadliwej budowy pieca i przyległej doń ściany, powstał pożar około 4 godziny w nocy (północ)[26], który w przeciągu czterech godzin w perzynę obrócił całe miasto razem z 3 kościołami, ich dzwonami i organami kosztownymi. Spłonęła nawet wielkim kosztem wzniesiona i miedzą kryta wieża kollegiaty, dachy na murach fortecznych wokoło miasta, strażnice i baszty dachówką kryte z wszelką armatą, ratusz i wielka część królewskiego zamku. Po domach zgorzały wszystkie prawie ruchomości mieszkańców. W płomieniach zginęło 3 mieszczan i ksiądz jeden, imieniem Stanisław, wikary sandecki, mąż słynny z pobożności i świątobliwości życia[27]. Ocalała zaledwie ozdobna baszta kuśnierska nad bramą młyńską 12 łokci wysoka, z 20 domami przy ulicy młyńskiej, lecz po to chyba, ażeby w lat 7 potem, 12. stycznia 1618 r. o godzinie 7 w nocy (3 po północy), straszną łuną zabłysnąć zaledwie z gruzów powstającemu miastu[28].
W kollegiacie nad amboną wypisane były po łacinie słowa Izajasza proroka: „Wołaj, nie przestawaj, jako trąba wynoś głos swój, a opowiadaj ludowi memu złości ich.“ Rzecz dziwna, ognień zniszczywszy ambonę i napis, te tylko z niego pozostawił słowa: scelera corum — złości ich[29]. Stąd wnioskowano, że to dla grzechów mieszkańców pokarał Bóg miasto pożarem. W kościele Norbertanów runęło pod ciężarem walących się belek sklepienie w drugiej połowie aż do chóru, spaliły się ołtarze, stopiła się monstrancya, znajdująca się w ciborium wielkiego ołtarza, zniszczały kosztowne relikwiarze, kamienne nagrobki z XVI. wieku[30], dwa jednak obrazy z XVI. wieku na drzewie malowane: Matki Boskiej Pocieszenia i św. Anny uratowano szczęśliwie[31]. Również zgorzał też klasztor z kościołem Franciszkanów i ołtarzem Przemienienia Pańskiego. Sam tylko cudowny obraz Przemienienia, chociaż na tablicy drewnianej malowany, w ogniu będąc, ocalał. Pozostały tylko znaki od ognia w kształcie zmarszczki na czole, od tego czasu na obrazie widoczne[32].
Od tego pożaru już się miasto więcej nie podniosło i nie odzyskało nigdy swojej dawnej świetności. Król Zygmunt III., przychodząc w pomoc Sandeczanom, którzy przez ostatni pożar bardzo ucierpieli, nadaje im na sejmie walnym warszawskim 1611 r. następujący przywilej: „Iż miasto Sądecz, według upodobania Pan Bóg i woli swej, ogniem wielkim i gwałtownym pokarać raczył, tak iż wszystko prawie z gruntu w niwecz obrócone: kościoły, mury, baszty, wieże i armata wszystka. Przetoż mając baczenie na tak wielkie pogorzenie miasta pogranicznego, nadajemy mu od wszelakich kontrybucyj, podwód i ciężarów, dla prędszego zapomożenia i pobudowania, libertacyą do lat ośmiu“[33]. Równocześnie prawie poleca król Stanisławowi Lubomirskiemu, staroście grodowemu sandeckiemu, ażeby zajął się odbudowaniem spalonego miasta.
Rok 1611 jak przez zupełne zniszczenie Nowego Sącza pożarem pod pewnym względem tworzy epokę w historyi tego miasta, tak przez inne wielkopomne zdarzenia w dziejach Rzpltej stanowi również punkt zwrotny w całej historyi Polski. Na rok ten przypada nadanie przez sejm warszawski w lenno księstwa pruskiego elektorowi brandenburskiemu i jego potomkom, które takie złowrogie dla całej późniejszej historyi Polski pociągło za sobą następstwa; na rok ten przypada zdobycie Smoleńska — a niekorzystanie należyte przez Zygmunta III. z tego wielkiego wypadku, niewyruszenie natychmiastowe pod Moskwę w celu dania pomocy oblężonej tamże załodze polskiej, tudzież wymuszenia wypełnienia zawartego przez Żółkiewskiego w roku zeszłym traktatu, owszem odjazd króla na ów sejm do Warszawy: zniweczyły wszystkie owoce niezrównanego zwycięstwa pod Kłuszynem (1610 r.) i owego układu, zapewniającego objęcie tronu moskiewskiego przez królewicza Władysława. Chwila to bezsprzecznie rozstrzygająca i najbrzemienniejsza w następstwa w całej historyi polskiej! a niewyzyskanie jej natychmiastowe już się nie dało nigdy powetować i stało się powodem wszystkich późniejszych niepowodzeń wobec Moskwy.
Dziwnem zrządzeniem burza, która wskutek tego tak fatalnego błędu już wkrótce wstrząsnęła ziemiami prawie całej Rzpltej, falami swemi dosięgła bezpośrednio także i Nowego Sącza.
Kiedy bowiem Zygmunt III. w kilka miesięcy po zdobyciu Smoleńska wysłał wreszcie, lecz już trochę za późno, a co ważniejsza, wskutek uchwały nader małego podatku przez ów nieszczęsny sejm, z niedostatecznemi siłami, Chodkiewicza pod Moskwę na ratunek załog oblężonych, niepłatne i zdemoralizowane wojska zaciężne zawiązały w ciągu roku 1612 aż trzy konfederacye, z których każda poszła grabić i rabować z osobna ziemie Małopolski, Litwy i Wielkopolski. Z tych pierwsza, zawiązana podlaską Józefa Cieklińskiego w Rohaczowie nad Dnieprem (w styczniu 1612), po daremnym upływie już drugiego terminu wypłacenia żołdu rzuciła się na południowe ziemie polskie, a rozłożywszy się koło Lwowa grabiła i pustoszyła królewszczyzny ruskie[34].
Ażeby zaspokoić żądania łupieskich konfederatów, król zwołał sejm w lutym 1613 r., który dla zapłacenia zaległego żołdu uchwalił aż ośmioraki podatek łanowy. Ale i to nie zaspokoiło żądań konfederatów; żądali osobnego wynagrodzenia za „służbę murową“, t. j. za obronę fortec pod Moskwą. Król musiał w listopadzie tego samego roku zwołać drugi sejm, który ogromną sumą, bo 140 milionów złotych dzisiejszych, z dobrowolnych kontrybucyi pokrył żądania konfederatów, poczem konfederacye rozwiązały się w kwietniu 1614 r.[35].
W tym to czasie, w roku 1613 lub z początkiem 1614, a może nawet jeszcze w końcu 1612 r. (gdyż źródła nasze historyczne nie dozwalają czasu z całą ścisłością oznaczyć), dotarły zbuntowane i łupieskie wojska zaciężne, czyli tak zwani „konfederaci“ (jak się zdaje) Cieklińskiego aż do Nowego Sącza i wdarli się do miasta. Jak się to stało, skoro Sącz był przecież obwarowaną fortecą, nie mamy żadnej bliższej wiadomości. Prawdopodobnie zły stan murów i brak artyleryi fortecznej i broni ręcznej wskutek pożaru uczyło obronę niemożebną i zmusił mieszkańców do wpuszczenia konfederatów. Kiedy więc zniszczone niedawnym pożarem miasto leżało jeszcze po większej części w gruzach, nawiedziła je nowa klęska: kontrybucye dla konfederatów. A że te musiały boć dosyć znaczne, można wnioskować z ich postępowania w całym kraju, ze skarg pospólstwa, iż się na nich musiało składać i dostarczać żywności, oraz z wydatków, które w swych rachunkach przedłożyli burmistrz i rajcy miasta[36].
W roku 1615 Zygmunt III. położył koniec od kilkudziesięciu lat przerwanym sporom walczących z sobą stronnictw i złamał ostatecznie przewagę i dotychczasowe znaczenie patrycyatu. Fakt to pierwszorzędnego znaczenia w historyi wewnętrznych stosunków Nowego Sącza!
Od wyroku Zygmunta I. w roku 1543 i rozstrzygnienia przezń namiętnych walk między pospólstwem a rajcami, zdaje się, ustały przez dłuższy czas owe zawzięte walki stronnictw, przynajmniej źródła nasze historyczne od owej chwili nie wspominają o nich więcej. Wstrząsające do głębi ówczesnem społeczeństwem kwestye religijne i reformacyjne prawdopodobnie odwróciły namiętności stronnictw w inne strony. Pomimo tego wszystkiego i upłynienia przeszło 70 lat nie upadła jednak wcale przewaga i znaczenie patrycyatu, a rządy jego, jak się z kilku wypadków pokazuje, dawały ciągle powody do niezadowolenia. Skargi pospólstwa podnoszone jeszcze wówczas, n. p. że mury i baszty są źle opatrzone i źle pokryte: że wały miejskie przez pasienie na nich doznają szkody; i wyrok królewski w tej mierze wydany 1543 r.[37], widocznie niewiele odniosły skutku i poszły w zapomnienie, skoro teraz na nowo się powtarzają; zawiść więc i niechęć wzajemna stronnictw ciągle jeszcze tlała, podmuchiwana ze strony patycyatu nadużyciami swego stanowiska, a nieraz nawet bezwstydnem wyzyskiwaniem tegoż w celach czysto materyalnych i samolubnych. Rajcy posiadając w swych rękach nie tylko najwyższą władzę, ale i cały zarząd finansów i gospodarstwo miasta, obracali i używali dochodów miejskich na korzyść własną lub swoich stronników, a zupełne zniszczenie miasta pożarem 161 r. podało im dogdną sposobność powetowania poniesionych strat i obłowienia się groszem publicznym. Takie postępowanie samych członków magistratu, t. j. osób stojących u steru, wywołało jak największe oburzenie i nowe sarkania pospólstwa, a w ślad za niemi szły rozruchy i bunty przeciw najwyższej władzy miejskiej. Tak więc, kiedy tak dotkliwe klęski trapiły miasto, jakby na domiar złego wybuchły między pospólstwem a patrycyatem groźne spory o dochody miejskie, zakłócające pokojem Nowego Sącza.
Uwiadomiony o tych wypadkach król Zygmunt III., ubolewał nad tem mocno w liście do Sebastyana Lubomirskiego, pisanym w Warszawie pod dniem 4. kwietnia 1615: „Doszło Nas to, że pewne niezgody i spory powstają między pospólstwem a magistratem w sprawie dochodów, taż iż niektórzy z pomiędzy pospólstwa posłuszeństwa powinnego swej władzy okazywać nie chcą. Owszem bunty i rozruchy, już dawno przez poprzedników Naszych surowo wzbronione, wszczynają się ponownie z wielką szkodą miasta.“ Aby więc temu przezornością swoją zapobiedz, Zygmunt III. wystosował niebawem z Warszawy 9. kwietnia do Sebastyana Lubomirskiego następujące odręczne pismo:
„Z opisania konstytucyi Naszego królestwa polskiego obowiązani są obywatele miast Naszych do oddania liczby z dochodów miejskich starostom swoim w obecności komisarzów Naszych. Ponieważ tedy chcemy, aby podobna sprawa odbyła się w mieście Naszem Sądczu, postanowiliśmy wysadzić do tego wiarygodnych mężów[38], których rzetelność dobrze znamy. Wyznaczam tedy i rozkazujemy im, aby obrawszy pewien czas i zawezwawszy do siebie pisemnie burmistrza, rajców i zarządców dochodów rzeczonego miasta Sądcza, wypytywali się pilnie o dochody miejskie. Niech zażądają liczby z wydatków i dochodów miejskich i dokładnie rozważą, czy to wszystko, co pobierali, na pożytek i wygodę miasta, czy też na swą prywatną obrócili. Niech Nas o tem, jeśliby tego potrzeba wymagała, pisemnie uwiadomią, albo, jeśli tam wszystko prawnie zastaną, mieszczany Nasze o to uspokoją“[39].
Powyższe pismo królewskie, i załączone w niem starosty grodowego do rajców sandeckich, odczytano na ratuszu we środę po Zielonych Świątkach 10. czerwca, poczem zabrano się niezwłocznie do lustracyi dochodów miejskich, które tak się przedstawiają:
— Z wodociągów[40] roczny dochód wynosił 100 złp., pospólstwo jednak twierdziło, że daleko więcej.
— Z młynów 336 złp.
— Z przywozu do miasta różnych naczyń[41]: konwi, cebrzyków, przetaków, garnków... 80 złp.
— Z burkowego[42] czyli przewożenia różnych towarów przez miasto i ważenia tychże 100 złp.
— Z mostowego 35 złp.
— Z postrzygalni[43] 12 złp. 24 gr.
— Z stawu większego z przyległościami 40 złp.
— Z targowego[44] 55 złp.
— Z blechu[45] 70 złp.
— Z wywozu cegły sprzedanej 100 złp.
— Z opłaty rajcom sandeckim, przypadającej od drzew budulcowych i od każdego wozu drzewa opałowego w każdy dzień targowy i inne dni, 22 złp.
— Z towarów Dunajcem spławianych[46] 50 złp.
— Z spławiania Dunajcem drzewa budulcowego i desek 50 złp.
— Z tlenia węgli[47] 32 złp.
— Od kramarzy 8 złp. 10 gr.
— Od sukienników 7 złp. 18 gr.
— Od szewców 24 złp.
— Od rzeźników 28 złp.
— Od przekupek 19 złp. 6 gr.
— Od piekarek 32 złp.
— Od garncarzy 4 złp. 24 gr.
— Z dzierżawy wsi miejskich: z Paszyna 200 złp.; z Falkowej 40 złp.; z Żeleźnikowej 252 złp. Wieś Roszkowice, ponieważ jej mieszkańcy robociznę odprawiają miastu, płaci tylko czynsz królewski do zamku sandeckiego po 40 groszy rocznie. A gdy robocizny nie odprawiają, płacą miastu 16 złp. rocznie. Wieś Piątkowa i Gorzków płaci tylko czynsz ziemski.
— Z folwarczku, który panowie rajcy sprzedali Szymonowi Szczepankowiczowi[48] bez zezwolenia Jego Królewskiej Mości i Rzpltej, 16 złp.
— Z folwarczku, który panowie rajcy Baltazarowi Pierzchale nadali, 9 złp. 18 gr.
— Z folwarczku, który dzierży Komorek, 12 złp. 24 gr.
— Z ogrodu, który panowie rajcy Sebastyanowi Irzykowiczowi nadali, 3 złp. 6 gr.
— Z ogrodu, który sobie przywłaszczył Stanisław Fratrowicz, 3 złp. 24 gr.
— Z ogrodu miejskiego na Hamrach[49], który zabrał niegdyś miastu Bartomiej Rabrocki, 4 złp. 24 gr.
— Z ogrodów miejskich i łąki zwanej Tarnawką, które nie wiedzieć jakiem prawem opat sandecki trzyma, 6 złp.
— Z roli miejskiej nad rzeką Łubinką 6 złp. 18 gr.
— Z sadów miejskich roratnich[50] prze murami miejskimi 32 złp.
— Z starego blechu, na którym rodzie się zboża mniej więcej 60 kóp[51] (cassulae), 16 złp.
— Ogólna suma dochodów podług zeznania 30 wiarygodnych mężów wynosiła 1.810 złp. 10 gr.; rajcy zaś w regestrach swoich tylko 800 złp. rocznego dochodu ukazali.
Po spisaniu dochodów przystąpili komisarze królewscy do przesłuchania skarg, jakie zanosiło pospólstwo na rajców miejskich i cały magistrat sandecki. Wybrano z pospólstwa 30 mieszczan osiadłych, mężów wiarygodnych, z którymi przeprowadzono jak najściślejsze dochodzenie całej sprawy, a ci w imieniu pospólstwa pod przysięgą poczynili zeznania, rzucające przerażające światło na stan i ówczesne stosunki miejskie, a właściwie na ówczesny rząd i gospodarstwo rajców dożywotnich.
Jakich rajcy ci musieli się dopuszczać nadużyć, najlepszy dowód, iż z całych lat jedenastu (1601–1611) nie przedłożyli rachunków, pod pozorem, iż te w czasie pożaru miasta zgorzały, a właściwie — jak zarzucało pospólstwo — aby wieczną tajemnicą pokryć swe postępki. Z lat zaś następnych (od 1611 r.) pospólstwo podnosi cały szereg skarg i zarzutów najgrubszego gatunku, nad któremi zastanawiając się, nie można się dziwić, iż wywołały w najwyższym stopniu oburzenie mieszczaństwa, które prowadziło do rozruchów, a nawet do buntów przeciwko najwyższej władzy miejskiej. Nieznane są nam bliżej te wypadki i szczegóły, lecz musiały być groźne, skoro doszło przed tron samego króla.
Wspomniane skargi i zarzuty są jedne natury ekonomicznej, drugie mają charakter polityczny.
Pierwsze odnoszą się: A) częścią do złego zarządu, nieudolnego lub niedbałego gospodarstwa miasta, marnowania jego majątku i narażania na stratę jego dochodów; B) częścią są zwrócone wprost przeciw defraudacyom, malwersacyom i otwartym oszustwom panów rajców, połączonym z uciskiem mieszkańców, bezwstydnem nadużyciem władzy urzędowej i brutalnem wyzyskiwaniem dobra publicznego na korzyść własną lub swoich kompanów.
Drugie są natury czysto politycznej, dążące do usunięcia władzy rajców dożywotnich, a w następstwie do zupełnego złamania dotychczasowego znaczenia patrycyatu, czyli zniweczenia rzekomej arystokracyi miejskiej.
Co do I. Z natury sporu i całej sprawy wynika, że przeważna liczba skargi i zarzutów pospólstwa odnosiła się do pierwszej kategoryi, a z tych:
A) tyczące się złego zarządu, niedbałego gospodarstwa miasta i marnowania jego majątku, już są wystarczające, aby nam dać obraz występnego pełnienia przez rajców urzędowania i przyjętych na się obowiązków. Tak znajdujemy tutaj:
Sprzedanie wbrew istniejącym przepisom Rzpltej folwarku młynarskiego na Przedmieściu, za który otrzymane pieniądze nie zostały nawet obrócone na pożytek miasta. — Zatracenie gruntu, na którym był stary blech, tak iż tego go sobie różne osoby, tudzież klasztor Franciszkanów przywłaszczają. — Wydzierżawienie stawu wielkiego na Podgórzu miejskiem za nader małą kwotę 10 złp. — Niedozór i zły zarząd frachtu od przepuszczania towarów Dunajcem do Gdańska, wskutek czego strata dla miasta. — Wydzierżawienie Żeleźnikowej za 400 złp. na 3 lata i poprzedni jej zły zarząd, gdy wieś ta może przynieść rocznie 300 złp. — Zły stan wodociągu, mimo że konwie spiżowe do niego bardzo wiele kosztowały, na co się mieszkańcy składali. — Zaginienie licznych przywilei miasta przez to, iż rajcy lekkomyślnie zabierali je do domów swoich. Także zabieranie ksiąg miejskich do domu przez pisarzów i pisanie tamże aktów. — Umieszczanie prochów na ratuszu wśród rynku. — Niszczenie wałów miejskich przez pasienie na nich bydła i koni. — Zaniedbanie dawnego zwyczaju, aby było 20 drabów do zamykania i otwierania miasta, na co się pospólstwo zawsze składało. — Zatracenie dwóch hakownic[52] na ratuszu. — Zaniedbanie naprawy lub sprawienia nowej borni ręcznej i fortecznej, przez pożar zniszczonej.
B) Lecz jeszcze liczniejsze a zarazem nierównie bardziej obciążające i oburzające okazują się skargi, odnoszące się do nadużyć władzy urzędowej, przywłaszczania sobie dobra publicznego i defraudacyi, popełnianych przez panów rajców, odsłaniające nam obraz rażącej demoralizacyi, panującej wówczas wśród osobistości, kierujących prawami miasta i losami jego. Takiemi są:
Defraudacya z ogólnej sumy dochodów miasta kwoty dochodzącej rocznie aż do 500 złp. — Dzierżawienie przez rajców folwarków, pól, ogrodów, z których miastu nie płacą. — Wydzierżawienie między sobą blechu tylko za 70 złp., gdy w okolicy po mniejszych miasteczkach, a nawet wsiach, są blechy, które przynoszą po kilkaset złp. rocznie. — Obracanie dochodów miejskich, jako to: targowego z bram fortecznych, z młynów, mostowego, śrotowej cechy[53] i innych, na korzyść prywatną. — Zatrzymanie pieniędzy miejskich, zebranych przez 5 rajców (wymienionych imiennie) z dochodów publicznych. — Zatrzymanie 900 złp., zyskanych przez 2 lata z aukcyi czopowego[54]; oraz zeznanie pod przysięgą, ile rajcy wydali na konfederatów, albowiem pospólstwo na nich się składało i dostarczało żywności. — Zatrzymanie 80 złp., oddanych przez zmarłego Rabrockiego, których z dochodów domów miejskich długo nie płacił. — Zatrzymanie 60 złp. z aukcyi czopowego w Piwnicznej przez tych, którzy ją w latach 1611 i 1612 wybierali; zatrzymanie składki na drabów, którą od pospólstwa i od komorników wybierano; trzymanie u siebie tego, co brano po 15 gr. od każdego waru pod libertacyą[55]. — Podskupywanie przez mieszczan, a nawet przez samych rajców, w Gołąbkowicach folwarków osadzonych chłopami, tak iż z 12 poddanych zostało miastu tylko 4, z wielką stratą i uszczerbkiem dla dochodów. — Pozastawianie gruntów miejskich obsadzonych chłopami w Gorzkowie i Piątkowej: jednych Fratrowiczowi, którzy nawet żadnymi dokumentami wykazać się nie może; drugich Adamowiczowi. — Usiłowanie przywłaszczenia sobie przez rajców wsi Żeleźnikowej (na mocy jakiegoś przywileju), chociaż zawsze do miasta należała i dochody z niej szły na pożytek miasta. — Pasienie przez rajców na błoniu między Dunajcem a pod murami, które dawniej przynosiło 6 grzywien[56] rocznie. — Zaniedbanie sprawienia jak najprędzej chorągwi miejskiej, na którą się mieszczenie składali. — Branie wielkich upominków przy wypuszczaniu jakiej dzierżawy, którymi się rajcy dzielą między sobą, a zato dzierżawę wypuszczają taniej. — Obciążanie przedmieszczan podwodami na potrzeby prywatne, biorąc konie, kiedy chcą. — Wymaganie nadzwyczaj wielkich opłat, czyli „pamiętnego“ od wszelkich spraw sądowych przez wójta i ławników. — Robienie wielkich wydatków przez rajców (po kilkadziesiąt złotych) za koszt miasta, gdy wyjeżdżają do wsi miejskich na prawo rugowe[57]. — Przedłożenie przez rajców w rachunkach, iż na potrzeby miasta po ogniu kupili tysiąc kilkaset kóp gontów, a kilkanaście tysięcy kóp gwoździ, chociaż wszystkie mury i baszty dotychczas stoją niepobite, a gwoździ zwykło mało co więcej wychodzić niż gontów. — Używanie chłopów miejskich do obrabiania folwarków radzieckich, do ustawicznego wożenia im drew i do innych robót prywatnych, wskutek czego mury miejskie zrujnowane nie mogą być naprawione.
Co do II. Już w tych powyższych skargach, tyczących się z jednej strony złego gospodarstwa, z drugiej zaś nadużywania władzy urzędowej w celach czysto prywatnych dla zysku lub nasycenia chciwości, ostatnie cztery punkta pod A) i ostatnie dwa wyliczone pod B) mają charakter nietylko ekonomiczny, ale dotyczą także prawa publicznego, jako zaniedbanie lekkomyślne i karygodne obrony fortecy pogranicznej przed najwyższą władzę miejską, właśnie w pierwszym rzędzie do obmyślenia i zabezpieczenia tejże powołaną, jak tego dowodzi powyżej opowiedziane wtargnienie konfederatów. Jeszcze bardziej ten charakter polityczny nosi druga kategorya żądań i skarg pospólstwa na rajców, skierowana wprost nie tylko do usunięcia ich wpływu na gospodarstwo miasta, ale zarazem władzy ich dożywotniej, a więc do zniesienia dotychczasowej formy rządu arystokratycznej, a podniesienia wpływu i znaczenia pospólstwa. Takiemi były:
Nadawanie przez rajców prawa, czyli obywatelstwa miejskiego prywatnie, zwłaszcza takim, którzy nie posiadali do tego warunków obowiązujących, które to przyjmowanie ludzi ladajakich dostarcza tylko zwykle kontyngensu dla buntowników. — Uchwalanie wszystkich spraw, nadawanie przywilejów i rozdawanie dzierżaw przez rajców, bez pozwolenia pospólstwa. — Dożywotność rajców, która jest powodem wszystkich nieporządków w mieście. Dlatego pospólstwo uprasza, aby rajcy byli roczni, jak po innych miastach w Podgórzu, tudzież aby kto nie ma posiadłości przy Sączu, nie mógł być rajcą i został pozbawiony urzędu. — Rządzenie wszystkiem przez rajców, co jest głównym powodem bezrządu w mieście: dlatego aby lunarów[58], wójta i syndyka[59] rajcy obierali nie z pośród siebie, ale z pospólstwa[60].
Przesłuchawszy te wszystkie skargi i obronę rajców, wogóle zbadawszy wszechstronnie całą sprawę, komisya królewska na mocy upoważnienia najwyższego wydała w niej ostateczny wyrok, który zakończył ów zacięty spór pospólstwa z rajcami dożywotnimi. Spór ten i stanowisko dwóch tych nieprzyjaznych stronnictw względem siebie mimowolnie przypomina podobne spory za czasów Zygmunta I. w 1543 r., z tą wielką jednak różnicą, iż obecne noszą charakter nierównie gwałtowniejszy, stosownie jak przewinienia z jednej, a skargi i zarzuty z drugiej strony były nierównie cięższego kalibru: to też rezultat tej ostatniej walki musiał być także dla strony pokonanej nierównie bardziej decydujący.
I jakże przedstawia się wynik i doniosłość powyższego wyroku? Rzeczywiści trudno pomyśleć sobie świetniejszy tryumf nad ten, jaki pospólstwo odniosło nad rządzącym dotychczas patrycyatem miejskim. Wszystkie punkta skarg jego nietylko zostały uznane za słuszne, przez co pospólstwo zyskało wewnętrzną satysfakcyę, podnoszącą jego moralne zwycięstwo, ale nadto strona uznana za winną poniosła nader liczne i dotkliwe kary.
I tak, stosownie do przewinień, panowie rajcy zostali zasądzeni na zapłacenie wszystkich zdefraudowanych i u siebie zatrzymanych sum pieniężnych; na odkupienie z własnej kieszeni nieprawnie sprzedanych posiadłości lub przez niedbalstwo utraconych ruchomych własności miejskich, a przynajmniej (w kilku wypadkach) na oczyszczenie się przysięgą z uczynionych zarzutów lub spadających na nich podejrzeń; na bezzwłoczne zwrócenie miastu również nieprawnie przez się poskupywanych lub zastawionych folwarków, oraz za darmo dzierżawionych gruntów, ogrodów i t. p.; wreszcie na podniesienie dochodów miejskich w udowodnionych im z własnej winy spowodowanych stratach miasta. Lecz nie dosyć na tem; wszelkie dalsze nadużycia i przekupstwa zostały jak najsurowiej zakazane, a niewykonanie zawyrokowanych kar i nowe przekroczenie zakazów zagrożone karami pieniężnemi od 10 do 1000 grzywien, a w niektórych sprawach nawet konfiskatą całego majątku, utratą urzędu i wydaleniem z miasta! — Także wszystkie życzenia i prośby pospólstwa, zmierzające do umniejszenia lub całkowitego usunięcia wpływu panów rajców na gospodarstwo i zarząd finansów miasta, zostały w zupełności uwzględnione — tylko dwa punkta: zniesienie dożywotności prajców i odebranie im prawa wybierania urzędników miejskich i sądowych z pośród siebie (jako przeciwne dotychczasowym ich przywilejom), odesłała komisya królewska do potwierdzenia samemu królowi, popierając jednakże te prośby i żądania pospólstwa.
Niewiadomo nam bezpośrednio, jak co do tych dwóch punktów wypadło rozstrzygnięcie Zygmunta III.; ale od tej chwili nie znajdujemy już więcej rajców dożywotnich, z czego więc niewątpliwie wnosić należy, że i te prośby pospólstwa zostały uznane i potwierdzone.
Tak więc pospólstwo w ostatniej tej walce z rajcami dożywotnimi na całej linii bojowej odniosło najzupełniejsze zwycięstwo. Podkopany został moralny urok, jaki ich otaczał; złamany wpływ ich na gospodarstwo i zarząd majątku miasta, z których ciągnęli korzyści, a natomiast zakres tych spraw oddany w ręce pospólstwa, bez którego zezwolenia wszelkie w tym względzie podjęte czynności nie miały mieć żadnego znaczenia; skazani pod groźbą jeszcze większych kar zapłacić i zwrócić wszystkie miastu poczynione szkody, przez co doznali najdotkliwszej straty materyalnej, równającej się u niektórych niewątpliwie całkowitej ruinie majątkowej; wreszcie podcięta na zawsze możliwość odzyskania dawnego znaczenia przez zniesienie dożywotności urzędowania i zaprowadzenie corocznych wyborów. Patrycyat miejski, który dotychczas dzierżył władzę i kierował sprawami i losami miasta, poniósł najzupełniejszą klęskę, tak pod względem ekonomicznym jak i politycznym, a stuletnia walka stronnictw zakończyła się na zawsze: upadkiem i zniweczeniem arystokracyi.
Wyrok więc powyższy komisyi królewskiej ugruntował na ruinach podkopanego patrycyatu przewagę pospólstwa, czyli rządy demokratyczne — a wypadek ten jest tak ważny i takiej doniosłości, iż bezsprzecznie stanowić powinien epokę w dziejach wewnętrznych Nowego Sącza. Jak z zadania swego wywiązała się demokracya, okażą dalsze dzieje miasta.




Rozdział  II.
Dalszy ciąg panowania Zygmunta III. od ustalenia się rządów demokratycznych (1615–1632).

W tym samym 1615 roku, w którym Zygmunt III. rozstrzygnął powyższy spór walczących z sobą stronnictw, dał nowe dowody swojej pieczołowitości i troskliwości o podźwignienie i pomyślność miasta. Od kupców sandeckich, spławiających Popradem miedź, żelazo, spiż, stal i inne towary z Węgier, domagano się niesłusznie w Podolińcu opłaty. Oburzeni tem sławetni kupcy sandeccy: Jerzy Tymowski, Stanisław Pełka, Jędrzej Kustrkowicz, Szymon Szczepankowicz, Wacław i Wojciech Grabkowie, Tomasz Frączkowicz, Jan Kotlarz i inni, przedstawili za pośrednictwem rady miejskiej Zygmuntowi III. cały szereg dawniejszych przywilejów, a mianowicie: Kazimierza Wielkiego z 1345, Kazimierza Jagiellończyka z 1448, Zygmunta I. z 1537, Zygmunta Augusta z 1554 i 1572 i Zygmunta III. z 1588 r., uwalniających Sandeczan od ceł w kierunku do Węgier. Na podstawie tych przywilejów nadał król w Warszawie 30. lipca 1615 r. Sandeczanom ponowny przywilej, uwalniający ich od opłaty cła w Podolińcu[61]. Zaraz następnego 1616 roku nadał im przywilej na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z towarów rozmaitych, tak przewożonych, jako też Dunajcem pod Sączem spławianych, jako to: od każdej beczki wina albo ryb węgierskich 4 grosze, od każdego bałwana soli[62] 3 gr., od beczki soli 1 gr., od cetnara miedzi i spiżu 1 gr., od cetnara stali i żelaza 2 szelągi, a „ważnego“ t. j. od ważenia każdego cetnara 1 gr., wreszcie każda trzynasta deska, z przewożonych lub na składzie złożonych, przypadała miastu: wszelako z tym wyraźnym warunkiem, aby uzyskane dochody obracano na odbudowanie spalonego miasta, baszt i murów jego obronnych[63].
Korzystając z tego przywileju, w tym jeszcze roku zabrano się do naprawy baszt i murów fortecznych. Przez pięć następnych lat postępowały roboty systematycznie naprzód, lecz przerwały je na jakiś czas wypadki wschodnie. Tymczasem jednak zatwierdził Zygmunt III. przywileje i ustawy cechu tkackiego w Warszawie 26. lipca 1620 r.[64]. A gdy mu doniesiono, że niektórzy Żydzi, zakupiwszy żelazo i stal w dolnych Węgrzech, spławiają je skrycie Dunajcem, omijając cło i skład sandecki ze szkodą miasta, nakazał osobnym przywilejem, wydanym w Warszawie 20. października 1620 r., ażeby wszelkie przemycone i przyaresztowane towary przypadały nie skarbowi królewskiemu, lecz wyłącznie spalonemu Sączowi na naprawę murów i baszt miejskich[65].
Klęska cecorska, zadana wojsku polskiemu przez Turków w Multanach 19. września 1620 r., rozniosła popłoch po całej Rzpltej i rozzuchwaliła młodego Osmana II. do najwyższego stopnia. Postanowił on ponownie uderzyć i zawojować Polskę. Zatrwożony tem Zygmunt III. wydał Uniwersały do całego narodu, żądając posiłków wojennych przeciwko wzrastającej ottomańskiej potędze. Według ustawy sejmu piotrkowskiego 1477, lubelskiego 1506 i innych późniejszych, obowiązane były miasta koronne wysyłać w razie groźnego niebezpieczeństwa oznaczoną liczbę wozów z hajdukami na pospolite ruszenie. Wyprawiło je też i miasto Nowy Sącz na wojnę turecką, pod wodzą swego starosty grodowego Sebastyana Lubomirskiego 27. września 1621 r., w zastępstwie kasztelana sandeckiego Zygmunta Tarły, który dla niesposobnego zdrowia swego w drogę puścić się nie mógł[66]. A lubo te zaciężne posiłki późniły się znacznie, wskutek słoty jesiennej i niesworności powiatów krakowskiej ziemi, i zaledwie 10. października pod Jaworów dotarły, właśnie kiedy regimentarz generalny[67] Stanisław Lubomirski złamał pod Chocimem ottomańską potęgę, świadczą jednak chlubnie o patryotycznych dążnościach Nowego Sącza.
Szczegółowy rejestr wydatków na wozy pospolitego ruszenia, spisany przez burmistrzów: Sebastyana Irzykowicza i Bartłomieja Witaliszowskiego, poucza nas dokładniej o tem. Panowie rajcy kupili najprzód 25½ łokcia sukna luńskiego na delie pachołkom, rachując łokieć po 45 gr. = 38 złp. 8½ gr.; prócz tego cały postaw[68] sukna zielonego za 17 złp. na ich żupany, do których użyto 100 łokci sznurka za 3 złp. 10 gr. Następnie sprawiono 3 wozy skarbowe z wszelkimi przyborami, obite kirem; zakupiono do tego 9 koni u Rusinów za 169 złp.; na ich przykrycie zaś 20 łokci grubego sukna za 4 złp. 16 gr., prócz tego 36 podków za 2 złp. 12 gr. Najlepsze dwa konie dano kozakom, na które wydano 55 złp., a za 2 siodła 4 złp. Sprawiono też nowe siodło woźnicy, 2 muszkiety[69] pachołkom za 11 złp., 2 szable za 4 złp., karabin kozacki za 7 złp., 3 półhaki[70] z ładunkami i prochownicą za 10 złp.
Kiedy już wszystko przygotowano do drogi, zaprzężono 3 wozy czterokonne, po bokach zaś jechało dwóch kazaków uzbrojonych w szable i karabiny. Na dwóch pierwszych wozach usiedli hajducy z woźnicami, zaopatrzenie w szable, muszkiety i półhaki, oraz ładunki i prochownice. Na trzecim wozie złożono śmigownicę[71] i prowianty: 5 połci mięsa i ćwierć, 3 faski masła, 3 kopy sera, 3 wiertele[72] kup tatarczanych, 3 wiertele jagieł, 2 wiertele grochu, 3 faski soli, suchary i owies dla koni. Wszystkie te wiktuały kosztowały ryczałtem 63 złp. 26 gr. Nie zapomniano też o knotach konopnych do podpału śmigownicy, o stryczkach do wozów, powrozach łyczanych, o smarowidle, siekierach, motykach, rydlach, łopatach, a nawet grzebłach do czesania koni. Na drogę dano 4 hajdukom 13 złp., 2 kozakom konnym 16 złp., a sławetnemu szewcowi, Stanisławowi Protwiczowi[73], gdy wyjeżdżał z nimi, 25 złp. Ogólny wydatek „na wozy pospolitego ruszenia i dwóch jezdnych przeciwko Turkowi an anno praesenti 1621“ wynosił 400 złp. Tak pokaźnej sumy nie mógł dostarczyć na razie wyczerpany skarb miejski, więc pan Jerzy Tymowski, kupiec i rajca, „zadał naprzód ad rationem arendy żeleźnikowskiej 400 złp.“[74].
Z pomiędzy wojowników sandeckiej ziemi podlegli pod Chocimem: Bylina, pan na Wilczyskach i Jeżowie, gdzie dotąd stoi zameczek szlachecki z 1544 roku[75]; Chrząstowski Kalwin, właściciel Białejwody i części Tęgoborzy, przywodząc 100 piechoty; Jan z Lipia Lipski[76], dowodząc chorągwi husarskiej, w której 4 synów jego służyło; Sędzimir zaś z Łukowicy został rannym.
W rok po wyprawie chocimskiej morowe powietrze od wschodnich granic Rzpltej przeciągnęło jak anioł śmierci przez całą Małopolskę 1622 r. Klęska ta najbardziej dotknęła karpackie Pogórze, którego mieszkańcy bez ratunku jeden po drugim padali. W niektórych wsiach nie pozostał żywy człowiek, abym mógł trupy pochować. W Starym Sączu wymarło około tysiąca, w klasztorze Klarysek zakonnic ośm i dwóch kapłanów[77]. W Nowym Sączu zwłaszcza nie było miejsca, któregoby zaraza nie dosięgła. Wtedy to liczne rodziny, nie zostawiwszy potomka imienia swego, powymierały[78]. Nawet akta grodzkie sandeckie, z powodu trwającej morowej zarazy, od drugiej połowy sierpnia 1622 r. aż do 3. marca 1623 r. spisywać zaprzestano[79]. Począwszy od 28. maja 1622 r. zanotowano w księdze wydatków miejskich 14 razy: „Grubarzowi od chowania ubogich umarłych dało się 6, 9, 10 lub 12 groszy“; pod dniem zaś 3. września zapisano większemi zgłoskami: „Tu się już panowie rajce rozbiegali dla powietrza morowego tu w Sąnczu panującego“[80]. Ustały w tem mieście wszelkie targi „foralia nulla“; z wodociągów nie płynął żaden pożytek „signa aquae nulla, bo w powietrze piwa nie warzono“, powiada lakonicznie zapisek w księdze dochodów miejskich.
Wydatki na wojnę turecką 1621 r. a po niej morowe powietrze, podkopały dobrobyt powoli z ruin dźwigającego się miasta, do czego też ściąganie różnych podatków i poborów, zwłaszcza na wojnę szwedzką, rozpoczętą z królem Gustawem Adolfem, znacznie się przyczyniło. Stan ten wywołał w mieszczaństwie ogólną niechęć do magistratu i oparł się aż o samego króla, który z tego powodu wystosował 1625 r. do rady miejskiej następujące pismo:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski. Sławetnym: burmistrzowi, rajcom, wójtowi i ławnikom miasta Nowego Sądcza wiernie Nam miłym łaskę Naszą królewską.“
„Sławetni wiernie Nam mili, dochodzą Nas skargi na Wierności Wasze od cechmistrzów i wszystkiego pospólstwa miasta tegoż Sądcza, iż Wierności Wasze nie patrząc na prawo pospolite i ustawy sejmowe, pobory, szosy[81] i inne podatki większe nad opisanie konstytucyi na nich wyciągacie. Kogo chcecie z pospólstwa ochraniacie, a sami do tych poborów i podatków przykładać się nie chcecie, i insze nie małe bezprawia i uciążenia onym czynicie. Co iż wielką krzywdą pomienionych mieszczan bydź widzimy, rozkazujemy Wiernościom Waszym, abyście do takowych poborów i ciężarów niesłuszych nad ustawy sejmowe, onych nie przymuszali i żadnej przykrości onym nie czynili, ale podług ustawy sejmowej i uniwersału poborowego zawsze się zachowywali. Inaczej, gdyby na Wierności Wasze o to od pomienionych mieszczan skarga do Nas przyszła, instygatorowi Naszemu jako przeciwko prawu nieposłusznym i winnym sprawy gardłowej postąpić rozkażemy. Co uczynią Wierności Wasze dla łaski Naszej i powinności swojej.“
„Dan w Warszawie 6. lutego R. P. 1625, panowania Naszego polskiego XXXVIII., szwedzkiego XXXI. Zygmunt Król“[82].
Pomimo królewskiego pisma wrzała nieubłagana walka między mieszczaństwem a magistratem, i wywołała w marcu 1625 r. formalny bunt i hałaśliwe burdy pospólstwa z cechami na czele przeciw rajcom miasta, którzy za opór w płaceniu poborów, zwłaszcza czopowego winnego, zaskarżyli pospólstwo przed starostą godowym; król zaś przysłał swego instygatora dla pogodzenia stron obu.
Podobne skargi mieszczan przeciwko rajcom i rajców przeciwko mieszczaństwu, bunty i bitki, połączone z ciężkiem pokaleczeniem i rozlewem krwi, powtarzały się nieustannie w 1626 r.[83]. To też Zygmunt III. w osobnem piśmie, wystosowanem z Warszawy 7. sierpnia 1626 r., wyrzuca rajcom miejskim i całemu magistratowi, „iż biorąc dochody i pożytki miejskie na naprawę murów, nie naprawiają ani baszt ani wież, owszem pustoszą je, a dochody miejskie niewiedzieć gdzie się obracają. Ażeby zatem mury około miasta bardziej nie pustoszały, mają bydź naprawiane z dochodów miejskich, a dobra miejskie, wespół z innymi dochodami przez rajców jakimkolwiek sposobem, zatrzymane, mają bydź miastu wiernie zwrócone“[84].
Okazuje się więc z tego widocznie, że od zupełnego zwycięstwa demokracyi (1615 r.) rajcy doroczni nie większe wywoływali zadowolnienie i niewiele inaczej rządzili miastem, aniżeli ich dożywotni poprzednicy za czasów rządów patrycyatu. — Zesłani z ramienia królewskiego komisarze, usprawiedliwili rajców i dalszym nieporządkom w mieście położyli koniec 1627 r.[85].
W jesieni 1630 r. nadeszło do Nowego Sącza następujące pismo: „Mikołaj z Zimnowody Leśniowski kasztelan czchowski, Wojciech Goliński sekretarz Jego Królewskiej Mości, Jan Trojanowski pisarz ziemski mielnicki, Stanisław Frączkowicz pisarz skarbu Jego Królewskiej Mości. Będąc naznaczeni z sejmu 1627 r. do lustrowania dóbr Jego Królewskiej Mości i Rzepltej. pod lustracyą wedle prawa pospolitego przypadających, czyniąc dosyć w tej mierze powinności od Jego Królewskiej Mości i Rzpltej na nas włożonej i tę funkcyą już zacząwszy. Iż do starostwa sandeckiego dóbr Jego Królewskiej Mości zjeżdżamy: tedy to do wiadomości possesora starostwa tego tem oznajmieniem naszem przywodzimy, aby na ten czas prawa i prowenta Rzpltej należące okazowane nam były. Dan z Ropczyc 15. września 1630 r.“[86].
Z takiem pismem przyjechał posłaniec do Nowego Sącza w połowie października i doręczył je, lecz nie posesorom starostwa, ale burmistrzowi Stanisławowi Rogalskiemu, prosząc o gońca do Czorsztyna z podobnym listem. Rogalski przełożył pismo urzędowi, prosząc o poradę. Jednogłośnie uchwalono zwołać całe pospólstwo, niechaj samo rozstrzyga, czy przyjmować panów lustratorów, czy nie?
Zebrało się całe pospólstwo i wysłuchawszy treści pisma, głośno zawołało: „A nam co do lustracyi dóbr koronnych i skarbowych? Kto bierze pożytki, niechaj ponosi ciężary.“ Ogromna większość przez usta wójta pana Wincentego Kłodawskiego oświadczyła, że ani przyjmować będą lustratorów, ani ich ze skarbu miejskiego podejmować.
Burmistrz i rada, zastanawiając się nad skutkami tej niegościnności, odradzali pospólstwu, wykazując, iż miasto wystawią na gniew tak wielmożnych panów, których łaskę właśnieby sobie skarbić trzeba, kiedy chodzi o wcielenie miastu koronnego sołtystwa w Falkowej i trzeciej miary z młynów królewskich[87]. Rozważniejsi mieszczanie pojęli konieczność niemiłą, większość jednak sprzeciwiała się do końca, tak że rada miejska zagroziła protestacyą urzędową przeciwko pospólstwu.
Mimo to sprzeciwiali się mieszczanie, wiedząc dobrze, że cały ciężar poniosą, podczas kiedy burmistrz, rajcy i ławnicy z urzędu od wszelkich poborów wolnymi zostają. Rogalski wstrzymał się z protestem, jednak postanowił, nie radząc się pospólstwa, czynić przygotowania ku przyjęciu wielmożnych gości, aby jako lunar, t. j. gospodarz miasta, nie ściągnął na siebie odpowiedzialności. Kupił najprzód dwa wozy siana i 132 wiertele owsa[88], mimo woli rajcy Pawła Użewskiego, który radził, aby się raczej okupić, zwłaszcza że Stanisław Zaręba, stary podpisek[89] grodzki sandecki, pośrednictwo swe przyobiecał. Chwycili się więc tego mieszczanie, wiedząc, że się nieraz w taki sposób wykupywali od wojskowych leż zimowych.
Użewski chętnie Zarębie dał garniec wina i czerwony złoty. Za jego pośrednictwem panowie lustratorowie przyjęli na pozór wykupne. Miasto czem prędzej zebrało 46 czerwonych złotych (253 złp.) i umyślnym gońcem przesłało panom lustratorom jako honoraryum, nie chcąc podpadać wielmożnym ich odwiedzinom. Lecz krótko łudzono się marną nadzieją!
Jan Zięba, rajca miejski, za pilnemi sprawami musiał wyjeżdżać; na Użewskiego zatem przychodziła kolej w burmistrzowaniu. A właśnie nadjechał wielmożny Paweł Marchocki, starosta czchowski[90], wielki miasta orędownik u szlachty: za jego bowiem głównie przyczyną miasto uzyskało na sejmiku proszowickim poparcie darowizny sołtystwa w Falkowej i trzeciej miary młyńskiej. Pierwszą więc czynnością Użewskiego miało być przywitanie wielmożnego pana: rad był tej sposobności.
Lecz właśnie kiedy objął władzę, nieszczęśliwym wypadkiem Jakób Teiffer, faktor budowniczego Króla Jegomości, śmiertelnie został raniony szablą od Michała Straussa z Preszowa na gospodzie Zięby i umarł na trzeci dzień na gospodzie Stanisława Durałkowicza, sługa zaś jego posieczon, a to w przytomności i bez mała za pomocą czeladzi tegoż pana starosty czchowskiego[91].
Dopiero Użewski poznał, jakie go kłopoty czekają! Bo nie wiedzieć, o co wprzód prosić starostę czchowskiego: Czy o dalsze popieranie darowizny Falkowej i trzeciej miary z młynów królewskich? czy o wybawienie miasta od przyjmowania lustratorów? czy wkońcu o przyczynienie się za miastem w procesie o zabicie faktora budowniczego królewskiego, w co wplątano właśnie starosty czeladź! Na dobitek kłopotu, pomimo zabiegów pana Zaręby i pomimo posłanych dukatów, spadło na Użewskiego to lustracyi brzemię, tem cięższe, że w skarbie miejskim pieniędzy żadnych nie było, a pospólstwo o niczem wiedzieć nie chciało.
W niedzielę przyjechało najprzód dwóch dworzan, zapowiadając panu burmistrzowi, że jadą wielmożni lustratorowie. Starszy z nich, Molicki, prosto zajechał do gospody Użewskiego i opowiedziawszy gości, nie wzgardził podaną sobie gorzałką, której wypili za 6 gr. Na obiad jedli: rosół, mięso, pieczeń z kapustą, krupy z masłem i ser, popijając piwem. Owsa wzięli 2 wiertele, t. j. półkorca. Na wieczerzę znowu pieczeń.
Molicki, dworak całą gębą, wygadany i śmiały, tak sobie poufale poczynał, jak gdyby u siebie w domu, a z Użewskim nieomal za pan brat rozmawiał, pomimo jego burmistrzowskiej powagi. Widocznie dawał mu uczuć wyższość swą szlachecką. Niebardzo to do smaku było Użewskiemu, ale cóż było począć? Musiał się poufalić pozornie, chociaż mu ta cała lustracya kością w gardle tkwiła. Wkońcu jednak udało się Molickiemu rozruszać burmistrza i pozyskać zaufanie. Wieczorem Użewski, chcąc z niego co wyrozumieć, przyniósł półgarnca wina, postawił przed Molickim i przypił do niego. Molicki nie dał się prosić, więc pili razem, a Użewski ośmieliwszy się, zapytał wkońcu: „Co zacz są też ci panowie lustratorowie? Jako się też z miastem obchodzą?“ — „Oj panie Użewski! zawsze to wielkie nieszczęście na burmistrza, gdzie my przyjedziemy!“...
Burmistrz aż struchlał i mrowie go przechodziło, słuchając, czego to wszystkiego tacy panowie lustratorowie wymagają, i jakie to prócz tego kłopoty i nieprzyjemności ponosić trzeba.
W poniedziałek znowu im dał na śniadanie gorzałki, chleba i sera za półtoraka[92]; na obiad cielęciny, kapusty i krup z masłem, do tego ser i piwo; na wieczerzę pieczenie z krupami, a 3 garnce miodu wypili. Owsa 4 wiertele i siano co miał w domu.
We wtorek w południe przyjechało znowu dziesięcioro czeladzi. Wypili na wstępie 3 kwaterki gorzałki i nieproszeni zjedli Użewskiemu właśnie już gotowy obiad, tak że dopiero drugi raz gotować musiano, i ledwie o nieszporach obiadować mogli. Do gospody musiał im też dać mięsa za 18 gr., pieczeń 8 gr., dwoje kur 20 gr., słoniny szmat dał własnej, kapusty 3 gr., piwa 18 gr., chleba 12 gr. Wina domagali się koniecznie przez gwałt. Nie chciał im dać, ale się poczęli odgrażać. Więc jako odczepnego musiał im kupić u Jędrzeja Strączka miodu garncy 4 za 48 gr. Owsa musiał kupić od Marcina Bigosa wierteli 6 po złotemu. Musiał też co tchu sprowadzić cieślę, bo żłoby na gospodach nie w najlepszym były stanie i czeladź hałasy wyprawiała.
Pod wieczór przyjechali sami Ichmość panowie lustratorowie i stanęli w trzech najprzedniejszych gospodach na rynku. Pan Frączkowicz, pisarz skarbu królewskiego, wraz z swymi podpiskami stanął u Stanisława Widza, w gospodzie zwanej „Nowy Świat“ i tam rozłożył swą kancelaryę lustratorską. Czem prędzej trzeba było przygotować wieczerzę. Na same korzenie do kuchni, na pieprz, cukier, rozynki, kwiat, szafran, cynamon, gwoździki, wyszło 5 złp. Do stołu wina wyszło 4½ garnca po 2 złp. Do gospody Widza, czyli na „Nowy Świat“, osobno garncy 2 za 4 złp. 24 gr.
Czeladź z trzaskiem opadła burmistrza o wino, musiał im dać miodu garncy 6, piwa achtel[93], a nim go przyniesiono, wypili naprzód za 18 gr., jabłka i ser 18 gr. Dla podpisków i szafarzów musiał jednak koniecznie dać wina garniec, a na potrzeby inne, które skupowali szafarze miejscy, 6 złp. Owsa wierteli 18, słomy i siana za 2 złp. 15 gr. W nocy jeszcze przysłał pan Trojanowski, pisarz ziemski mielnicki, po wino i dał go Użewski dwa garnce.
We środę nazjeżdżało się szlachty. Samego owsa wyszło wierteli 33 i to z wielką pracą trzeba było po gospodach kupować. Wódki anyżkowej wypili 3 kwarty za 48 gr. Szafarze miejscy biegali za kupnem potrzeb kuchennych, na co wzięli 9 złp. Prócz tego wyszło kapłonów 4 za 1 złp. 3 gr. Słonina zwykła 1 złp., słonina węgierska od Kulafideskiej 1 złp., grochu 4 miary 40 gr. Wina do obiadu garncy 4 złp. 9 gr. 18. Do wieczerzy drugie tyle. Czeladzi miodu garncy 5 za 2 złp. 20 gr. Burmistrz nie chciał dać, ale koniecznie żądali. „A cóż to? czy to musi być? czy co?“ — „Musi być! musi być!“ — odpowiedzieli groźno. I musiało być! boby gotowi obić, a może i posiekać obuszkami. — Prócz tego jeszcze siana 2 wozy złp. 2 gr. 9, słomy za 13 gr., drzewa 4 fury za 3 złp. 16 gr.
We czwartek urząd miejski, przyszedłszy składać uszanowanie, złożył na kuchnie kuropatw 4 za 1 złp. Miodu 5 garncy dla czeladzi znowu musiało być. Dwa kapłony 19 gr., 3 gęsi 1 złp. Szafarzom miejskim na potrzeby znowu 9 złp. Owsa wierteli 34, siana wozów 6, słomy 2 wozy, drzewa wozów 2.
W piątek za ryby złp. 3, kopa śledzi złp. 4, chleb złp. 3 gr. 8, gorzałka gr. 36, oliwa i korzenie kupowane w kramach złp. 4. Za śliwy, grzyby, olej, ocet winny, cebulę, pietruszkę, barszcz złp. 3 gr. 24.
Tu już nie podołały zdolności szafarskie. Pani burmistrzowa musiała sama chodzić po rynku i kupować, co było potrzeba, mianowicie jeszcze mąki za 42 gr. Wydała razem 9 złp. 4 gr. Wina wyszło garncy 8½. Owsa wierteli 28 naskupowali szafarze po mieście za 28 złp., słoma 18 gr., siana fur 2, świece 20 gr.
W sobotę owsa wierteli 33, siana wozów 3, słomy 4 fury złp. 3 gr. 16. Ryby 6 złp., mąka 2 złp., olej, gorzałka, wina do obiadu garncy 4, śledzie 3 złp., chleb 3 złp., chleb biały 6 gr., korzenie do ryb, pieprz, szafran, cukier, muszkat[94] do wszystkich 3 kuchen 5 złp.
Wieczór dla pana Trojanowskiego wina garncy 4, i znowu owsa wierteli 9, a to już za rozkazaniem pana starosty sandeckiego Jerzego Stano, bo nowi goście przybyli. Także gorzałki anyżkowej w puzderku kwart 4 za 2 złp. 4 gr. Posłańcom, co biegli z „innotescencyami“, t. j. zapowiedzią przybycia lustracyi, 3 złp. 6 gr.
Odtąd zdaje się, że panowie lustratorowie rzeczywiście oglądali dobra królewskie, bo nie potrzebowali tyle. W niedzielę wieczór wina garncy 6 i świece. W poniedziałek rano gorzałki 2 kwarty, wieczór wina 5 garncy. We wtorek na „Nowy Świat“ do gospody pana pisarza skarbowego wina garncy 4, a podpiskom miodu garncy 2. Tutaj zaproszono już pana burmistrza i był razem z Ichmość panami lustratorami. We środę przed wieczorem wina garncy 6, a wprzód gorzałki. We czwartek wina do pana Leśniowskiego, kasztelana czchowskiego. Dotąd brano wino od Mateusza Kotczego, gdzie już wina nie stało. Więc skądinąd wzięto w puzdro kasztelańskie wina garncy 6 za 14 złp. 12 gr., a w drugie puzdro grzałki garncy 3 za 4 złp. 24 gr. Także dla pana Trojanowskiego wina garncy 4. Prócz tego kupił on sobie beczkę wina, a miasto zapłaciło pod nią podwodę do Korzennej. Pan pisarz na „Nowym Świecie“ wziął sobie także garniec.
Na pożegnanie przyszli Ichmość panowie lustratorowie na ratusz. Urząd miejski przyjął ich garncem wina. Wielmożni panowie niełaskawie się z miastem żegnali. Dowiedzieli się o owem burzliwem zebraniu pospólstwa i o niechęci, jaką objawiono w ich przyjęciu. Wymawiali to miastu, mianowicie Użewskiemu, burmistrzowi. Ledwie przeledwie gniew ich ułagodzono, że przecie wkońcu wzniesiono zdrowie, a na ostatek na dowód swej łaski i życzliwości cztery dukaty w złocie jako honoraryum przyjąć raczyli!
Użewski był w największym kłopocie, bo wydatki ponosząc z własnej kieszeni, nie miał nawet pisemnego ich poświadczenia. Prosił zatem pana pisarza skarbowego o łaskawe wydanie mu ekstraktu lustracyi. Pan Frączkowicz kazał Molickiemu wydać ekstrakt wydatków. Ale Molicki zbywał go lada czem, aż mu Użewski dał krzyżyk srebrny z relikwiami, który sobie upodobał. Wtedy dopiero wydał ekstrakt porządny. Ale opłaty od ekstraktu zażądali znowu podpiskowie złp. 24, a od pieczęci dał znowu osobno złp. 36. Prócz tego zostali panowie pisarze winni na gospodzie złp. 6; a u Matusza Kotczego wybrano dla Imci pana Marchockiego, starosty czchowskiego, wina garncy 44, które także wypadało zapłacić. — Na pierwsze potrzeby pożyczyło miasto 206 złp. u pana brugrabiego[95] Tobiasza Jaklińskiego, które mu potem zwrócono, pożyczywszy 1631 r. złp. 1000 u ks. Bartłomieja Fuzoriusza, kustosza i oficyała kollegiaty, dopokąd się uchwałą pospólstwa pobór nie rozpisze[96].
Po odjeździe lustratorów zwołał Użewski ogólne zgromadzenie pospólstwa. Nie wszyscy starsi cechowi stanęli, wiedząc, o co rzecz chodzi. Wójta także Kłodawskiego nie było. Podwójci zaś Marcin Ziółko nie śmiał sam rozstrzygnąć. Większość jednak cechmistrzów przekonawszy się, iż niepodobna było uchylić się konieczności, uznali potrzebę rozpisania składki na pokrycie wydatków podjętych. Nie chcąc jednak niezgody w mieście, uchwalili zebranie pospólstwa po świętach Bożego Narodzenia[97].
Zaraz tedy po Nowym Roku (1631) zgromadziło się całe pospólstwo miejskie i już bez sprzeczki przyjęto wniosek wójta Kłodawskiego, uchwalając pobór czyli „szos“ w liczbie 1000 złp., ku pokryciu wydatków na „Wielmożnych Lustratorów“ dóbr koronnych województwa krakowskiego, przez sławetnego Użewskiego, w zastępstwie burmistrza Jana Zięby, z własnej kieszeni poniesionych. Nie wyłączono od niego nawet komorników przedmiejskich. Tylko urzędnicy, jak zwykle, uwolnieni.
Wybrano poborców i natychmiast rozpoczęto wybieranie pieniędzy. Powoli jednak wpływały składki, a Użwski się niecierpliwił. W marcu jeszcze nie odebrał pieniędzy. Dlatego, kiedy szwagier jego, Tomasz Pytlikowicz, jechał na sejm do Warszawy, napisał Użewski do króla skargę na miasto: iż mu pieniędzy pożyczonych w nagłej potrzebie, z niemałą utratą i omieszkaniem, powrócić nie chcą. Zygmunt III. uznał za słuszne „rozkazać Ich Wiernościom: burmistrzowi i rajcom, aby Użewskiemu taką sumę, jaka się z likwidacyi jego pokaże, wcale i zupełnie, nie zażywając żadnych zwłok, ani wymówek, powrócili i o to się starali, aby bez odwłoki dalszej szkody nie odnosił i do króla od niego więcej skarga nie dochodziła. Dan w Warszawie 11. marca 1631 r.“[98].
Drugie jeszcze zażalenie podał Użewski do króla na swych kolegów, że tajemnice urzędu zdradzając, miasto i pojedyńczych mieszczan na nieprzyjemności i szkody narażają. Pobudką do tej skargi były wymówki i nieprzyjemności, jakich doznał od panów lustratorów, którym opowiedziano o oporze jego co do gościnnego ich podejmowania. Więc król karcąc podobne nadużycia, wydał następujący rozkaz do rady i ławicy sandeckiej:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski... Doniesiono Nam, iż się znajdują w gronie waszym tacy, co przysiągłszy na wierność miastu uchwały dla dobra miasta wpośród was zapadłe różnym osobom objawiają, ku wielkiej miasta i prywatnych pojedynczych osób szkodzie i stracie. Przykazujemy więc Wiernościom Waszym, abyście narady na później ostrożniej odbywali. A jeżeliby się znaleźli tacy, co lekce sobie ważąc przysięgę uchwały zdradzali, takowi według praw przepisanych z urzędu wyzuci bydź mają. Rozkazujemy też, abyście przestrzegali, żeby przez tych roznosicieli Rzeczypospolita i prywatna szkód i strat nie poniosła. Tak ma bydź pod utratą łaski Naszej. Dan w Warszawie 11. marca 1631. Tomasz Zamojski podkanclerzy z rozkazania własnego Króla Jegomości“[99].
Na drugi dzień 12. marca 1631 r. otwarto sejm walny warszawski. Sędziwy Zygmunt III. w ostatnim tym roku panowania swego obdarzył jeszcze Nowy Sącz następującym przywilejem: „Mając wzgląd na to miasto pograniczne, na opatrzenie municyi strzelbą i naprawę ogniem napsowanych baszt i murów: za przyczyną Stanów Koronnych, inkorporujemy wiecznymi czasy temu miastu trzecią miarę w młynach Naszych na rzece Kamienicy pod miastem osadzonych, z folwarkiem i sołtystwem we wsi Falkowej, z wszystkimi dochodami należącymi do niego według przywilejów nadanych miastu: z czego liczbę Nam pewną czynić będą powinni“[100].
Tyle zadość uczynienia otrzymał Użewski za swój trud i prace. Nie zdołało to stłumić niechęci, jaką miał w sercu ku Rogalskiemu, którego obwiniał o owo wypaplanie przed panami lustratorami, co zaszło na ratuszu. Ku końcowi dopiero 1631 r. wybrał swą należytość, a zgromadzone pospólstwo jednogłośną uchwałą zażądało od niego rachunku z tego szosu wybranego[101].
W owym roku 1630 wydarzył się w Nowym Sączu smutny wypadek, który obił się aż o uszy samego króla. Zygmunt III. stawiał zamek w Warszawie. Budowniczy Jego Królewskiej Mości, Erhard Kleinpold, wysłał za miedzią i innemi potrzebami na Węgry faktora swego, Jakóba Teiffera. Faktor ów był to człowiek hulaka i lubiał napijać. Zakupiwszy miedzi w Smolniku, zjechał do Preszowa, gdzie w jednej gospodzie pił i grał w kręgle z tamtejszymi mieszczanami, przyczem powadził się z Michałem Straussem, który kupczył winem do Polski. Poczęli sobie odgrażać nawzajem. Teiffer odpowiadał Straussowi: „Poczekaj! chybabyś w Polsce z towarem nijakim nie bywał, tedybym cię nie brał i nie kazał imać! bo mam na was Węgrów takie węgierskie prawo, że mi was w Polsce wolno brać, imać, ciążyć!“ Michał Strauss z swej strony nie został dłużen odpowiedzi, więc sobie nawzajem grozili.
Niezadługo potem wracał Teiffer z miedzią do Polski, i po drodze zatrzymał się dłuższy czas w Nowym Sączu w gospodzie Jana Zięby, rzeźnika, gdzie żył sobie wesoło za królewskie pieniądze, mimo że rękę ranną nosił na jedwabnej taśmie. Zjechał też niebawem w sprawach kupieckich do Nowego Sącza Michał Strauss, a będąc zaczepiony od Teiffera, zadał mu swą potężną szablą śmiertelny cios w obecności trzech pachołków starosty czchowskiego. Pomimo prędkiej pomocy, jakiej mu udzielił cyrulik, Paweł Witopolski, nie można go było utrzymać przy życiu; na trzeci dzień wyzionął ducha w gospodzie Stanisława Durałkowicza, cechmistrza krawieckiego[102].
Mieszczanie, nie mogąc się sami imać Straussa jako cudzoziemca i kupca jarmarcznego, udali się do grodu, prosząc o sprawiedliwość. Zaciągniono ich żądanie do akt i pozwolono imać go. Strauss chciał zmykać, ale Jakób Miński, starszy pisarz miejski, spostrzegłszy to, wysłał w pomoc czeladź swoją, ażeby mu zastąpiła drogę. Tymczasem on uszedł do klasztoru Norbertanów, gdzie jako na miejscu Bogu poświęconem, wedle ówczesnych obyczajów, znalazł schronienie i bezpieczeństwo, a niebawem znikł bez śladu.
Król bawił wówczas w Tykocinie, kiedy budowniczy jego doniósł o zabiciu Teiffera. Wielce się rozgniewał i wydał pismo następujące:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski... i szwedzki dziedziczny król.“
„Urodzeni wielce Nam mili! Doszła Nas wiadomość, iż Węgrzyn niejaki z Preszowa, na imię Michał Strauss, uczciwego Jakóba Teiffera, faktora sławetnego Erharda Kleinpolda, budowniczego Naszego, który do Węgier po miedź i inne do budynku zamkowego potrzeby jeździł i ztamtąd się wracał, w Nowym Sączu z inszymi pomocnikami swymi zamordował. Mord ten, iż nie tylko niewinnie, ale też na posłudze Naszej będącego tego faktora potkał, słuszna, aby surowie karany był; a lubo sam tenże Węgrzyn po uczynku tym schronił się, iż jednak rzeczy i towary jego tamże w Sączu od exekutorów tego zabitego, imieniem budowniczego Naszego, zaaresztowane i zatrzymane są, chcemy to mieć po Wiernościach Waszych i pilnie żądamy, aby na instancyą budowniczego Naszego, który tam dla odzyskania, tak tych rzeczy po faktorze zmarłym pozostałych jako i zbójcy tego towarów, z rozkazania Naszego jedzie, wszelka pomoc była, jakoby mu te towary, sumy i rzeczy wszystkie bez żadnych trudności, zwłok i respektów wydane były. Dan w Tykocinie 24. grudnia 1630 r.“[103].
Podobnej prawie treści wydał niebawem król w Tykocinie 28. grudnia 1630 r. drugie swe pismo do urzędów wszelkich, tak grodzkich jako i miejskich, a mianowicie do magistratu sandeckiego.
Opatrzony w takie pisma królewskie, zjechał pod koniec stycznia 1631 r. do Nowego Sącza Erhard Kleinpold i Stanisław Teiffer, brat zabitego faktora. Z uszanowaniem przyjęci mieszczanie budowniczego królewskiego, przeczytawszy najmiłościwsze pisanie. Prosili na obiad sługę Króla Jegomości i postawili wina dwa garnce[104]. Uniwersał królewski wnieśli do grodu i wytoczyła się sprawa.
Pan budowniczy Kleinpold, Stanisław Teiffer i Stanisław Gorlicki, sługa zabitego, wnieśli żal na Jana Ziębę, burmistrza i gospodarza gospody: iż dozwolił w mieście i gospodzie zabić faktora budowniczego Jego Królewskiej Mości; tudzież na Straussa zabójcę. Zięba był w wielkich kłopotach. Zarzucano mu bowiem, iż rozbroił nieboszczyka, odbierając mu noże: że go z izby wyprowadził, zamiast użyczenia obrony, do czego z urzędu i jako gospodarz był obowiązan. Śledztwo i świadkowie wykazali niewinność jego. W końcu dozwolono mu odprzysiądz się winy.
Trudniejsza sprawa była o szkody, których skarb królewski z przyczyny zabicia faktora ponosił na 15.000 złp. Kleinpold czepiał się o to Zięby. Ten zaś broniąc się, wykazywał majątek Straussa. Wyjawiły się też mimochodem: nieboszczyka rozrzutność i lekkie życie; sprzedaż 5 cetnarów miedzi kutej za 448 złp., i inne niekoniecznie powabne nowiny[105].
Majątek Straussa w Nowym Sączu, mianowicie długi za wina sprzedane, okazały się nierównie mniejszymi, jak sądzono. U Mateusza Kotczego i Krzysztofa Halenowicza miał mieć 5.000 złp. Tymczasem Kotczy przyznał tylko 900 złp. — a głośno mówiono, iż przestrzeżony Strauss odebrał resztę. A tu samego Straussa trudno było do odpowiedzialności pociągać, bo uciekł. Do tego jego obrońca, Maciej Tessarowicz, stary i doświadczony prawnik, odparł: Iż Strauss jest obcym, a jako kupiec jarmarczny według konstytucyi z r. 1611 podlega tylko starości grodowemu.
Kleinpold przesiedziawszy kilka tygodni w Sączu nic nie wskórał, prócz gościnności doznanej od mieszczan, którzy na wyjezdnem znowu dwa garnce wina z nim wypili, polecając nadal swe dobre chęci. Wróciwszy, jako mógł, wymawiał się królowi z poniesionych strat. Zwalał winę na mieszczan, iż nie utrzymują w tajemnicy uchwał radzieckich, przez co dłużnicy ostrzeżeni wcześnie mogą zataić majątek, jak to uczynili ze Straussem. We dwa lata stanęła przyjacielska ugoda między Michałem Straussem z jednej, a Erhardem Kleinpoldem z drugiej strony. Umorzono sprawę o zabicie Teiffera, a budowniczy Króla Jegomości uwolnił go od wszelkich pieniactw i napaści. Lecz kto poniósł ową stratę 15.000 złp.? Zdaje się, że skarb królewski.
Król nauczony doświadczeniem nie poruczał już budowniczemu swemu zakupna i dostawy potrzebnych materyałów, lecz się udał do kupców, mianowicie do sławetnego Jakóba Dzianotti, mieszczanina warszawskiego, nadwornego zawiadowcy sprawunkami. Polecił mu dostarczenie drzewa budowlanego. Dzianotti, będąc w ciągłej styczności z spławnikami sandeckimi, poruczył zakupno i odstawienie do Warszawy: Walentemu Tymowskiemu z Grybowa, który niezwłocznie wyjechał za kupią, opatrzony w list wierzytelny Zygmunta III. W Nowym Sączu u Marczały i Bigosa zakupił drzewa z dostawą i dał im zadatku 540 złp.[106]. Ci jednak opóźnili się nieco z dostawą, dlatego chcąc siebie ubezpieczyć, musiał ich zapozwać. Lecz przyznali wszystko, uniewinnili się i szanując pismo i skarb królewski, za trzy dni obiecali wyruszyć. Jakoż odpłynęli 1632 r., lecz nie zastali już króla przy życiu.




Rozdział  III.
Czasy Władysława IV. — Krótka epoka dobrobytu. (1632—1648).

Nie mniejszą hojność okazał miastu król Władysław IV., zatwierdzając w r. 1633 wszystkie ogółem przywileje Nowego Sącza, a w szczególności przywilej ojca swego Zygmunta III., nadany Sączowi w r. 1616 na pobieranie opłat z towarów, i pozwalając na urządzenie jarmarku na dzień Przeniesienia św. Stanisława, 27. września[107]. Wdzięczne zato miasto posłało Jego Królewskiej Mości dwie beczki wina za 300 złp.; dwom zaś rajcom: Tomaszowi Pytlikowiczowi i Stanisławowi Rogalskiemu, wyprawionym na sejm koronacyjny do Krakowa w celu uzyskania u króla konfirmacyi przywilejów, dano na drogę za przyzwoleniem wszystkiego pospólstwa 100 złp.[108].
Na tym sejmie koronacyjnym uchwalono wojnę. Władysław IV. chciał utrzymać sławę oręża polskiego, mianowicie przeciwko zaborczemu carowi moskiewskiemu. Znając zaś jeszcze z pod Chocimia zdolności i doświadczenie Stanisława Lubomirskiego, wojewody ruskiego, i chcąc dać dowód łaskawości królewskiej temu, wówczas najzasłużeńszemu i największemu w ojczyźnie mężowi, zjechał do niego na Wiśnicz na święcone wielkanocne. Ważne tam się toczyły narady. Wojenna szlachta chorągwi rajtarskiej[109], składając sześć powinną u stóp Jego Królewskiej Mości, uspokoiła się w wymaganiach, więc za wpływem wojewody przystała na zniżenie pieniędzy chlebowych, czyli, jak mówiono: „na moderacyę stacyi“. Miasto Nowy Sącz, witając też Króla Jegomościa na wiśnickim zamku, nie omieszkało przy tej sposobności ofiarować mu parę smacznych łososi, jak notuje burmistrz, Stanisław Rogalski, w księdze wydatków: „Gratyfikując szczęśliwego przyjazdu Króla Jegomości na Wiśnicz do Jegomości pana wojewody ruskiego, za parę łososi z posłańcem dało się 13 złp.“[110].
Niedługo potem zjechał do Nowego Sącza kapitan królewski dla zbierania piechoty na wyprawę do Moskwy. Miasto podejmowało go gościnnie wedle zwyczaju; nie zapomniano też o jego pachołkach i koniach, wydając na ten cel 3 złp. 15 gr.[111].
We wrześniu 1633 r. wyruszył król z wojskiem koronnem przeciwko Moskwie. Pod Smoleńskiem zamknął się w oszańcowanym obozie, skąd aż do 24. lutego 1634 r. ustawiczne od nieprzyjaciół przypuszczał szturmy. W tej wojennej wyprawie, zakończonej pokojem w Polanowie 13. czerwca 1634 r., mocą którego Władysław IV. zrzekł się praw swoich do tronu moskiewskiego, a wzamian zato car Michał Fiedorowicz zrzekł się wszelkich pretensyi do Inflant, Estonii, Kurlandyi, Smoleńskiej, Siewierskiej i Czernichowskiej ziemi[112], brał także udział Jerzy Stano, starosta grodowy sandecki. Powracającego z obozu starostę witało miasto z uczuciem radości, a z wdzięczności za podjęte trudy wojenne ofiarowano mu beczkę wina za 70 złp., jak świadczy zapisek burmistrza, Jakóba Poławińskiego: „Za beczkę wina witając Jegomościa pana starostę, kiedy przyjechał z obozu, daliśmy 70 flor.“[113].
Dzięki tym okolicznościom, stan miasta w pierwszych latach panowania Władysława IV. w dosyć pomyślnem przedstawia się świetle. W lipcu i sierpniu 1634 r. zabrano się do naprawy murów fortecznych miejskich. Samych gwoździ gontowych wyszło 76 kóp, gontów 201 kóp, wapna z Kruźlowej za 40 złp., gwoździ do łat na pokrycie murów 600 sztuk; prócz tego sprowadzono jeszcze ze Spiża 9.000 gwoździ gontowych. Robót doglądał Stanisław Rogalski, rajca i lunar miejski, i wydał na roboty murarski i ciesielskie 240 złp.[114].
Regestr poborowy z 1635 r. wymienia ogólnikowo rzemieślników z każdego cechu „w mieście Jego Królewskiej Mości Nowym Sandczu będących“, a mianowicie: W cechu kowalskim — kowalów 8, ślusarzów 4, kotlarzów 3, złotników 3, mieczników 3, sierparzów 3 i konwisarz; w cechu szewskim — szewców 20, rymarzów 3, siodlarzów 2; w cechu rzeźniczym — rzeźników 15; w cechu sukienniczym — sukienników 6; w cechu czapniczym — czapników 2; w cechu kuśnierskim — kuśnierzów 8; w cechu bednarskim — bednarzów 4, stelmach, kołodziej, stolarz; w cechu płócienniczym — płócienników 16; w cechu krawieckim — krawców 12; w cechu garncarskim — garncarzów 4, aptekarz, cyrulik, balwierz, ogółem rzemieślników 123. Prócz tego istnieli kramarze i piwowarzy, którzy jednak nie dawali poborów. Piekarzy zaś nie było wcale, bo chleb każdemu wolno było wypiekać tak w mieście, jako i na przedmieściu[115]. — Jak zaś wiele w tym czasie wypijano w Nowym Sączu trunków, świadczy najlepiej zapisek w aktach miejskich, że „czopowego od piw, marców, miodów i gorzałek, tak na żołnierza województwa krakowskiego, jako też i na armatę Królowi Jegomości, zapłaciło miasto pro anno 1635 złp. 2.969“[116].
W tych także latach niektórzy mieszczanie sandeccy sprzedawali swe grunta obcym ludziom z niemałą szkodą samego miasta, albo je w cudze puszczali ręce bez wiedzy magistratu. Król Władysław IV., pragnąc zapobiedz temu, wysłał do Sącza osobne pismo swoje, wydane w Warszawie 5. marca 1637 r.
„Wiernie Nam mili, mamy tę wiadomość, iż niektórzy z Wierności Waszych bez wiadomości urzędowej dobra swe pod jurysdykcyą miejską będące, obcym ludziom przedawać i alienować przeciwko prawu ważycie się, i nad zakaz prawny zapisy gdzieindziej, nie przed należnym swoim urzędem, czynicie i zeznawacie, przez co miasto Nasze Sandecz, które życzymy, aby jako pograniczne w jak największej frekwencyi było, do wielkiego opustoszenia i dezolacyi za tem gruntów obcym ludziom alienowaniem przychodzi. Zapobiegając przeto, aby się to na potem nie działo, rozkazujemy Wiernościom Waszym i mieć to koniecznie chcemy, aby na potem żaden gruntów, pod miejską jurysdykcyą będących, nie ważył się bez wiadomości urzędu swego przedawać albo zapisów gdzieindziej, oprócz akt sobie należnych, zeznawać, sub nullitate zapisów tych, jeśliby się przeciwko tej deklaracyi Naszej stać albo zeznawanie bydź miało“[117].
W tymże roku 1637 wszczął się pożar w mieście od Biskupiego i roku rynku. Zgorzało kilka domów w rynku i na podmurzu ku węgierskiej bronie. Zgorzał Szymon Wolski, Stanisław Wilkowski, Wawrzyniec Sławiński, Stanisław Kopeć, Joachim Raszkowicz, Jan Rozdymała i inni. Najsurowiej śledzono przyczyn i sprawcy, lecz nadaremno. Wielu mniemało, że to z komina się zajęło od Wilkowskiego. Tylko Rozdymała ciągle wyrzekał na Raszkowicza, że to on dał przyczynę z piekarni, w której wódkę palił. Ludzie też poświadczali, iż się u niego zapaliła gorzałka i płomieniem buchnąłwszy w miedziak, zapaliła dom sąsiedni Mażanka, za nim Rozdymały i tak dalej. Służąca Raszkowicza zeznała też, że nie kazał rzeczy wynosić ani na gwałt wołać, tylko konwiami wodę lejąc, chciał ogień zagasić. Sam się nawet przyznawał do winy, że ognia nie obwołał; parł jednak, iż od niego wybuchło. Rozdymalina zaś ciągle mu wymawiała, ciągle na i płakała i narzekała. Gniewało go to nie mało i raz tak się uniósł, iż wyrzekł: „Tak spaliłem! i wolno mi ten ostatek spalić, boś taka... a taka“... Na to mu odrzekł Rozdymała: „Zły człowiecze! chceszli palić, to idź na rozstajne drogi, tam pal nie tu: jużeś dosyć ubóstwa naszego popalił!“.
Wskutek takiego zeznania i poświadczenia, jako istotnie w piekarni Raszkowicza gorzałka okropnie gorzała, przyjął urząd zaskarżenie Rozdymały i pozwał Raszkowicza[118]. Pozwał go też był i o chlewy, które nowo wystawił na publicznej ulicy, tak że wszelki plugastwa ściekały prosto na niżej położony dom Rozdymały.
Sąd wójtowski nakazał doraźne zniesienie tych chlewów. Raszkowicz zaś zamiast posłuszeństwa, ciągle się z nimi kłócił i powyższe słowa względem pożaru wyrzekał. Burmistrz, Jakób Poławiński, i Stanisław Rogalski wzięli rzecz ostrzej. Raszkowicza skazano, aby się względem pożaru oczyścił, przysięgając samosiedm[119]: Jako nie z jego przyczyny, ani z domu jego pożar wszczęty. Za nieposłuszeństwo zaś względem karmników[120]: ma dać 1000 gontów na pokrycie murów miejskich[121].
W dwa lata potem udali się do Warszawy rajcy sandeccy i w imieniu magistratu i wszystkiego pospólstwa przedstawili królowi, że Nowy Sandecz z powodu klęski pożaru w ubiegłych latach[122] w okropny sposób opustoszał, a mury jego forteczne jużto dla starości, już też z powodu wylewu Dunajca uszkodzone, codziennie większą zagrażają ruiną. Ponieważ zaś naprawa tychże murów wymaga mozolnej pracy i znacznych nakładów, których szczupłe dochody miejskie nie zdołają pokryć, przeto błagano króla, ażeby pozwolił miastu na pobieranie pewnych opłat od towarów, czy to lądem przewożonych, czy Dunajcem koło Sącza spławianych. Władysław IV., przychylając się najłaskawiej do tej słusznej prośby, wystawił przywilej w Warszawie 20. listopada 1639 r., mocą którego wszyscy kupcy i inni jakiegobądź statnu ludzie, o jakiejbądź porze z towarami swymi do Sącza przybywający lub stamtąd odjeżdżający, z wyjątkiem mieszczan sandeckich, mają opłacać miastu od beczki wina po 15 gr., od beczki soli po 6 gr., od cetnara spiżu po 6 gr., od cetnara stali, żelaza, miedzi i innych kruszców po 2 gr., i to pod karą utraty wszystkich towarów. Połowa z tego dochodu miała być obracaną na naprawę murów, rowów i warowni miejskiej, druga zaś połowa na robotników, dozorów robót publicznych i inne potrzeby miejskie. Równocześnie zatwierdził ponownie król, już przez ojca swego Zygmunta III. dnia 19. lipca 1604 r. nadane, artykuły cechu kramarskiego i aptekarskiego i wogóle wszystkich, którzy towary swoje łokciem, funtem i kwartą mierzą. Pragnąc zaś podnieść handel sandecki, zezwolił na jarmark coroczny na św. Wojciech, który dodał do poprzednich już uprzywilejowanych jarmarków, oraz na targ cotygodniowy we czwartki i soboty, z tym ważnym dodatkiem, ażeby przybywający na te targi płacili miastu od wołu i konia po 1 gr., od innego zaś bydła po 1 szelągu na poprawę warowni miejskiej[123].
Między rokiem 1637—1639 księża i szlachta coraz więcej domów nabywali w mieście. Zwykle kupowali niewypłacone zapisy albo spadki rozmaite po babkach, dziadkach, ojcach, stryjach i t. p. i tym sposobem wwiązywali się w domy, browary, wólki czyli grunta przedmiejskie, w końcu stawali się ich właścicielami[124]. Osiadłszy w mieście, nie pełnili żadnych usług osobistych ani w kościele, ani na ratuszu, z poborami też się ociągali, i przy każdej sposobności, odwołując się na swe szlacheckie przywileje, wadzili się z urzędami miejskimi. Już Pytlikowicz († 1636 r.) za życia swego zwracał na to uwagę miasta, aby się opierało sprzedaży dóbr w ręce szlacheckie albo duchowne. Że zaś ostatnimi czasy kilka majątków miejskich przeszło w ręce szlachty lub księży, przeto narzekania wzrastały i znalazły posłuch, mianowicie u przeciwników stronnictwa Stanisława Rogalskiego i Stefana Cholewicza, którzy w obu urzędach, t. j. radzieckim i wójtowskim, rej wodzili. Wojciech Bogdałowicz, pomnąc na zatargi swoje z podwojewodzym i szlachtą w r. 1630, która mu zabraniała chodzić w safianowych butach[125] — przyłączył się do niezadowolnionych i przeważył sprawę.
W grudniu 1639 r. zwołał całe pospólstwo na ratusz. Pospieszyli wszyscy bracie i starsi cechowi, stanęli rajcy i ławnicy, a Bogdałowicz wniósł sprawę: Aby zmienić istniejące prawo i od mienia miejskiego wykluczyć szlachtę i księży, bo przez to w mieście powstają niepokoje. Rogalski, Cholewicz i Jakób Poławiński także pragnęli uspokoić miasto; Rogalski przypomniał nawet, że od dawna dążył do podobnej uchwały; chcieli jednak, aby uchwalono coś na podstawie praw istniejących opartego.
Wszczęły się żywe rozumowania: jeden sądził tak, drugi inaczej. Przemogło zdanie pana pisarza miejskiego, Ludwika Rylskiego, aby zabroniono odbierać dziedzictwo pełnoletnim z powodu prawa spadku i blizkości[126]. Niebiegli w prawie cechmistrze i mieszczanie ucieszyli się tym wynalazkiem, jak gdyby znaleźli kamień mądrości do szczęścia ziemskiego. Nadaremno zauważał Cholewicz, iż taka uchwała nie ma sensu, bo wskutek tego musiałby ten postradać leżące mienie, kto nie spłaci spólników spadku. Przeciwnicy jednak zagłuszyli go i stanął „wilkierz“[127] następujący.
My burmistrze i rajce, residentes et antiqui[128], ławnicy, cechmistrze, mistrze i wyszystko pospólstwo miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sądcza, na miejsce zwyczajne ratusza sandeckiego zgromadzeni.
Upatrując i uważając wielkie zamieszanie, niesnaski, niezgody i wewnętrzne walki, także zniszczenie ubogich ludzi, które się do niedawnych czasów przez radę i podburzenie przewrotnych ludzi w mieście tutejszem z powodu prawa spadku i blizkości wszczęły i zagęściły. Przestrzegając dobra pospolitego i pożytki jego pomnażając, a drogę ludziom przewrotnym i fałszom wszelakim do takowych złych postępków zamykając — takowy wilkierz, który za artykuł prawny mieć chcemy, wiecznymi czasy stanowimy, i to sobie ściśle i niezłomnie obiecujemy.
Aby żaden mieszczanin i przedmieszczanin sandecki, jakiegobądź rodzaju, nie ważył się jeden drugiemu, po wyjściu roku i niedziel sześciu po uznanej swej pełnoletności, o blizkość i spadek po dziadu i babie, tak ról, jako i domów miejskich i przedmiejskich, napastować, trudzić i pozwu prawnego wszczynać o to, gdzieby się sprawiedliwie i prawnie wedle prawa magdeburskiego i saskiego prawo blizkości i spadku pokazało; za oddaniem jednak sumy, w zapisie ostatniej rezygnacyi wyrażonej, także wydatków na poprawę budynków, płotów, siejby i sprawienia ról, do tego pożytków wszelkich, od chwili spuszczenia poniesionych. Przyczem ma bydź złożona przysięga, jako dla swej osoby i za własne pieniądze dobra odkupuje. Co jednak obcym i którzy nie mają prawa miejskiego, nie ma służyć, i owszem, według dawnych uchwał i uniwersału Króla Jegomości, teraźniejszego Pana Naszego Miłościwego, do żadnego kupowania dóbr i gruntów miejskich nie mają należeć i nie mogą mocą uchwały niniejszej, ale tylko ci, którzy urządowi i prawu tutejszemu podlegają.
A gdzieby się który znalazł z mieszczan i przedmieszczan tutejszych, żeby nieprawnie i niesłusznie jeden drugiego nad opisanie i uchwałę teraźniejszą niepokoił; takowy ma przepadać urzędowi miejskiemu, do którego pozwany będzie: grzywien 20, a stronie urażonej drugie grzywien 20, i za kratą niedziel 6 zamkniony siedzieć ma, bez wszelkiej folgi i politowania i uproszenia; naznaczając sobie roki[129] doraźne, bez wszelkiego odnoszenia się i dalszego popierania sprawy przed ów sąd, gdzie pozwany będzie obwinion. Pozwowi zaś wolna apellacya, gdzie chce.
Pod takowąż winę mają podpadać ci wszyscy, którzy dodają i dodawać będą rady i pomocy w sprawach takowych pieniackich, na zniszczenie sąsiadów swoich, skoro ich przekonają dwaj świadkowie wiarogodni.
Do tego wszystkie prawowania od obcych zaczęte, które jeszcze nie są przez najwyższy sąd rozstrzygane, chcemy, aby żadnej wagi nie miały i do egzekucyi nie były przywiedzione, prócz tych, w których się prawnie spadek pokazuje i gdzie szczegółowo w zapisie blizkość zostawiona.
A iż znajdują się między nami takowi, którzy mając granicę pola swego z sąsiadem, którego potem dochodzić chcą takim sposobem, że to niegdyś do tego pola należało, albo że to było jedno pole i rola przedtem, i bizkością jakąś fałszywą do tego dochodzą, tedy to tak orzekamy: Iż ktoby kupił takowe pole albo cząstkę jego, tedy wiecznymi czasy ma zostawać w spokojnem posiadaniu, i o to jeden drugiego nie ma kłopocić pod wyż oznaczonemi karami.
Albertus Bogdałowicz ad praesens proconsul sandecensis.
Walenty Wargulec, rajca sandecki.
Matyasz Pleszykowicz.
Paulus Użewski, consul sandecensis.
Zacharyasz Światłowicz, rajca sandecki; za uproszeniem pana Zięby podpisuję się.
Jan Zięba, rajca sandecki.
Stanisław Wilkowski, rajca sandecki.
Marcin Dulankowicz, także Grygier Zięba, imieniem cechu naszego kowalskiego.
Andrzej Nagłowicz, cechmistrz cechu rzeźniczego, imieniem drugiego starszego i cechu wszystkiego.
Bartłomiej Grybowski, cechmistrz rzemiosła kuśnierskiego, imieniem drugiego starszego: Wojciecha Lupki.
Jan Wiktorek, imieniem panów cechmistrzów cechu szewskiego.
Bartosz Skorzewski, cechmistrz garncarski, imieniem wszystkiego cechu.
Ludwik Sławiński, imieniem wszystkiego cechu kramarskiego.
Jan Dunaj, cechmistrz krawiecki.
Marcin Kawalec, imieniem cechu bednarskiego, płócienniczego i piwowarskiego jako uproszony podpisuję.
Szymon Wolski, aptekarz sandecki, nomine suo totiusque confraternitatis.
Jakób Zięba, imieniem ojca swego, iż pisać nie umie, za jego rozkazaniem i wszystkiej rzeczypospolitej.
Stanisław Widz, natenczas będący lunar miejski, imieniem swojem i rzeczypospolitej.
Bartosz Skorzewski, nomine totius communitatis[130].
Tylko podwójci Cholewicz w żaden sposób nie chciał podpisać, powtarzając, że to nie ma sensu ten cały wilkierz, i żeby dać spokój całej niedorzeczności. Za jego przykładem poszli stronnicy jego. Wszczęła się kłótnia. Cholewicz wytknął przeciwnikom swoim przeniewierzenia, jakich się dopuszczali względem miasta, wytknął niedorzeczność obecnej uchwały i w gniewie odszedł. Za jego przykładem poszli: Wojciech Tymowski, cyrulik, i Wojciech Brzezicki. Burmistrz zaś Bogdałowicz, Wargulec, Użewski, Koszwic, Zięba i Wójtowicz zagaili posiedzenie rady i przez woźnego zawezwali nieobecnych, aby się stawili i zasiedli do urzędowania.
Nie stanęli jednak, a woźny zeznał, że ich nadaremno wzywał. Więc rozgniewani ogłosili Cholewicza buntownikiem przeciwko miastu i bez wysłuchania, bez odroczenia, orzekli nań: bezecność i wywołanie z miasta[131]. Podobnież na Tymowskiego i Brzezickiego. Wyrok natychmiast kazali otrąbić i ogłosili zawieszenie spraw wszelkich, dla nadchodzących świąt Bożego Narodzenia.
Starzy rajcy z grozą słuchali takiego nadużycia władzy. Było to dopiero na początku grudnia, więc nie uznając zapowiedzianego zawieszenia spraw sądowych (limita), upomnieli się o krzywdę podwójciemu wyrządzoną. Zawzięci rajcy, odwołując się na limitę, kazali się udać do pan starosty.
Na takie postępowanie Rogalski, Poławiński i nawrócony Koszwic, zwoławszy posiedzenie, rozkazali woźnemu odwołać zapadły wyrok. Posłuszny rozkazom wziął trębacza i po wszystkich czterech rogach rynku odtrębując, donośnym głosem czytał odwołanie wyroku. Czytał zaś z karty, pisanej własną ręką samego Cholewicza, łatwo więc odgadnąć, że ono tam niebardzo łaskawie brzmiało. Zapadł właśnie nowy kwartał i limita sądów.
Po Nowym Roku 1640, Cholewicz, upominając się o krzywdy, pozwał Bogdałowicza i żądał wysłuchania świadków. Wójt i cała ławica stanęła przy Cholewiczu. Marcin Oleksowicz, wójt, zeznał:
— „Kiedy mnie Waszmości na urząd wójtowski obierali, tedy przysadzili Waszmości do boku mego ławników poczciwych, ludzi dobrych, jako i teraz są. I o Cholewiczu nie słyszałem nic, aby on miał pospólstwo podżegać, bunty i powstanie jakie stroić. I owszem, jako zawsze tak i teraz za dobrego go mam, i koledzy moi toż ze mną zeznają“[132].
Zeznali i ławnicy; podobnie świadczyli cechmistrze, zeznając, iż tylko radził, abo sobie dać spokój z wilkierzem. Podobnie zaświadczyli i za Tymowskim. Bogdałowicz zapozwan, nie chciał odpowiadać, twierdząc, iż wygnańcowi do prawa stawać nie obowiązan. Rajcy wzięli jego stronę, powstało zamieszanie ogromne, a wkońcu zgodzono się na wniosek ławników: aby słać umyślnego gońca do Króla Jegomości, prosząc o sąd w tej trudnej sprawie, tymczasem zaś powstrzymać te wygnania. Tak ukojono wzburzone umysły. Bo też i Stanisław Olszyński zaskarżył ławników w grodzie, a starosta kazał stawić Cholewicza na „kwerele“, czyli skargi grodzkie. Król zaś wydał w Warszawie 30. marca 1640 r. wyrok następujący:
„Doszła Nas wiadomość, że w pośrodku Wierności Waszych najduje się wiele niezgodnych, zkąd się wielkie zamieszania w mieście, gwałty i inne nieprzyjemności dzieją. A mianowicie, że z Wierności Waszych niektórzy nastąpiwszy na urzędy burmistrzowskie albo insze: złości swoich dawnych dochodząc i mszcząc się na kollegi i sąsiady swoje, częścią przed nienależnym urzędem processami różnymi i prawa przeprowadzeniem, częścią gwałtem następują; bez wszelkiej słuszności za pierwszymi pozwami, wywołaniami nakrywają i one publikują; prawników w prawie magdeburskiem niebiegłych do sądów swoich przypuszczają, którzy rokami ziemskimi spraw broniąc, ludziom sprawy trudnią; zkąd przewody i trudności urzędom, radzieckiemu i wójtowskiemu, szkodliwe wszędzie zagęszczają się; także niektórzy rajcy praktykami bawią się.“
„Nadto zaś, obrawszy urząd radziecki wójta, w jurysdykcyą jednak wójtowską wdaje się i onemu w jego prerogatywach przeszkadza; z więzienia złoczyńców za excessa pewne osadzonych wypuszczając, i inne przeciw prawu i przywilejom miasta wspomnionego nieprzystojności popełniając.“
„Co My za rzecz niesłuszną, prawu i przywilejom miasta wspomnionego przeciwną, bacząc, tudzież na krzywdy i ucisk pospólstwa wzgląd mając: Rozkazujemy Wiernościom Waszym, abyście takich postępków na szkodę miasta burmistrzom następującym nie dopuszczali; prywatnych swoich zawiści, na publicznym urzędzie siedząc, nie dochodzić, a daleko więcej, wywołania za pierwszymi pozwami publikować nie ważyli się; prawników innych, jak tylko w prawie magdeburskiem biegłych i przysięgłych, do sądów nie przypuszczali, a w jurysdykcyą urzędu wójtowskiego nie wdawali się“[133].
Zgromadzone pospólstwo pochwaliło i stwierdziło wyrok Króla Jegomości — a pisarz wpisał to do akt. Lecz od rozumniejszych zgromiony, przemazawszy swoje stwierdzenie, napisał, jako przystało: „Iż miasto z głęboką czcią i posłusznie przyjęło wyrok Miłościwego Króla, i we wszystkiem go wykona.“
Król Władysław IV., zatwierdzając poprzednio przywileje Nowego Sącza i pozwalając na urządzenie nowych jarmarków, oraz na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat od różnych towarów, dążył do podniesienia miasta i odbudowania baszt i warowni miejskiej. Ale niestety, sławetna rada miejska nie dbała widocznie o podniesienie swego starożytnego grodu, czego dowodem jest list królewski, wystosowany w Warszawie 12. września 1642 r. do wyższych władz miejskich:
„Mamy tę wiadomość od starosty Naszego sandeckiego, że burmistrz i rajce tameczni o ozdobę miasta Naszego Nowego Sądcza nic nie dbają, i porządku w niem nie przestrzegają, tak iż mury, baszty i wieże ruiną grożą. A to snadź dlatego, że magistrat sandecki publicznych dochodów miejskich nie na ozdobę i naprawę jego, ale na swoje prywatne obraca użytki, a rachunków z dochodów i wydatków nie czyni. A iż zależy Nam na tem, aby miasto tameczne, jako pograniczne, w przystojnym zostawało porządku, przeto Wiernościom Waszym, których wiara i rozsądek jest Nam zalecony[134], tę sprawę zlecić umyśliliśmy. Jakoż i zlecamy tym listem Naszym, chcąc to mieć po Wiernościach Waszych, abyście czas pewny między sobą namówiwszy i o nim urząd tameczny sandecki obwieściwszy, wespół do miasta Sądcza zjechali, a wprzód tamecznego gminu i pospólstwa, z któregobyście się lepiej Wierności Wasze informować mogli, przed się wezwawszy, rachunków z dochodów i wydatków szafarzów miejskich pilnie wydłuchali, i to wszystko wiernie i zręcznie wykonali, cokolwiekby do dobrego tego aktu należało odpawienia, i jakoby to miasto w przystojnym na potem zostawało porządku, do tego byli powodem“[135].
Mimo królewskiego listu i orzeczeni wysadzonej komisyi[136], dalsza naprawa baszt i warowni miejskiej na razie nie przyszła do skutku, gdyż rada miejska zamiast korzystać z spokojnych czasów i łaskawości królewskiej, już tylokrotnie okazanej miastu, zamiast wspólnemi siłami pracować nad dobrobytem i rozwojem stosunków handlowych, toczyła między sobą od lat kilku ustawiczne intrygi i wojnę domową, a tem samem tamowała i utrudniała dobrobyt i pomyślność miasta. Fakta, przytoczone poniżej, wyjaśnią nam rzecz całą.
Pan Stanisław Rogalski, najstarszy rajca, odebrał w maju 1638 r. z kolei urzędowanie swoje z rąk ówczesnego burmistrza, Pawła Użewskiego, złotnika. Przeglądając rachunki poprzednika swego, znalazł tam 20 złp. niewydanych a wpisanych, jakoby pożyczonych od Jana Zięby na podróż panów rajców starych, do biskupa krakowskiego, Jakóba Zadzika, zapozwanych. Okazał to zaraz kolegom i jednogłośnie uznano fałsz. Więc Rogalski wpisał do tejże księgi wydatków: „Tej expensy 20 zł., które dał pan Użewski panu Ziębie bez wiedzy teraźniejszych radziec, nie przyjmujemy. Gdyżeśmy sami u Imci księdza biskupa osobiście stawali, a panowie kollegowie starzy tam terminu żadnego nie mieli. A jeżeli co dał, to dał prywatnie na szkodę rzeczypospolitej. Podpisano własnoręcznie: Stan. Rogalski, ad praesens senior consul residens. Jakób Poławiński, consul. Zacharyasz Światłowicz, consul. Wojciech Bogdałowicz, consul. Stan. Wilkowski, consul. Jan Koszwic, consul antiquus[137].
Wydawało się także, że Użewski schował kopę czyli 60 gr. z myta wodnego od niejakiego Lunarta, wpisując 10 zamiast 12 złp. Więc znów zanotowano w rejestrze: „Pan Paweł Użewski bez wiedzy naszej wziął kopę z tego prowentu miasta, gdyż tenże Lunart dał 12 złp.“ Zarazem instygator miejski na rozkaz panów radziec zapozwał Użewskiego względem pokrzywdzenia skarbu publicznego. Nie zastał go pozew w domu, bo był wyjechał. Żona jego przestraszona przybiegła na ratusz, błagając, aby panowie odroczyli sprawę aż do przyjazdu męża, więc ją odroczono[138].
Użewski, powróciwszy do domu, zakipiał złością i zemstą przeciw Rogalskiemu. Wziął arkusz papieru, wymalował w górze Rogalskiego, wiszącego na szubienicy, a pod spodem wypisał 15 zbrodni i przestępstw, dla których go powiesić miano. Wyszedł przed dom i pokazywał to ludziom ku wielkiemu pośmiewisku jednych, a zgorszeniu drugich[139]. Nadchodzi na to Rogalski i pyta, coby to było? Użewski mówiąc: „Na, czytaj!“, dał mu pismo do rąk i poszedł do domu. łatwo sobie wystawić Rogalskiego gniew. Wybuchnął z całą gwałtownością przeciwko niemu i wyrzucając mu wszelkie jego podłości, z swej strony tak poruszył Użwskiego, iż ten pochwyciwszy nabitą ptaszniczkę, przez płot u zaułka domu doń wypalił. Strzał chybił szczęśliwie. Przestraszony Rogalski uciekł.
Niebawem obwieścił przed światem, iż Użewski, nie dbając na ugodę pod zakładem 1631 r. zawartą[140], niewinni cześć jego szarpie i na życie następuje. Zapozwał go też natychmiast przed sąd i przedłożył ów paszkwil[141].
Sąd wziął rzecz surowo. Najprzód orzeczono, iż przepada winy założonej w r. 1631 złp. 200 do fary, a drugi 200 do św. Ducha; następnie uchwalił, że Użewski publicznie miał odwołać, czyli, jak wówczas mówiono: „odszczekać“ paszkwil i stawić się do więzienia. Trzy razy napominał go sąd, aby uczynił wyrokowi zadość, lecz nadaremno. Więc ujęto go i przywiedziono na ratusz. Pytano go tamże, czy to on pisał? — „Com pisał, tom pisał!“ — odpowiedział[142].
Rogalski zaś żądał udowodnienia zarzutów tak haniebnych; okazywał ów paszkwil z wyraźnem wyobrażeniem wisielca, do którego go przyrównał i podobnego losu godnym osądził. Wymawiał Użewskiemu, iż to przeciw wszelkiej miłości bliźniego jest, sądzić kogo godnym i zasłużonym takiego haniebnego znaku — iż to nie przystoi człeku poczciwemu — i u pogan nawet Owidiusza z Brutusem tak nie sądzono. Więc też sąd rad nie rad miał sprawę dalej prowadzić. Użewskiego, jako o ciężką zbrodnię obwinionego a przytem zuchwałego, uwięziono.
Użewski myślał, że całe miasto powstanie i ujmie się za nim, więc do ostatka trwał w uporze swym i pozwolił się uwięzić. Za kratami dopiero widząc, iż się nikt nie spieszy z odbijaniem i wyłamywaniem go, ostygł w zapale i nabrał zimniejszej rozwagi. Pochodząc z szlachty, liczył na wsparcie szlacheckie, a widząc, iż od mieszczan nie przybywa pomoc, napisał płaczliwy żal do pana starosty, Jerzego Lubomirskiego, prosząc o pomoc i ocalenie. Widział bowiem, że podobne wykroczenia czasem i gardłem odpokutować trzeba. Żona jego stroskana chodziła od jednego pana do drugiego, prosząc i błagając, aż wkońcu ubłagała panów szlachtę, a przez niech pana starostę[143].
Jerzy Lubomirski wdał się w tę sprawę, lecz tylko jako rozjemca. Nie chcąc tamować biegu sprawiedliwości, chciał zwaśnionych pojednać. Imci pan Stefan Lubowiecki, starszy jego dworzanin, i wielmożny Stanisław Ujejski, pisarz grodzki, udali się na ratusz, wglądając w sprawę, przyszło też i kapłanów kilku. Wysłuchawszy oskarżeń i dowodów, uznali krzywdę niewinną z zniewagą niezadłużoną, zadaną Rogalskiemu. Nie mogli obstawać za Użewskim, a słysząc, iż sąd wójtowski skazał go tylko na publiczne odwołanie hańbiącej obmowy, zupełną wyrokowi przyznali słuszność[144].
Przywołano więc Użewskiego. Sąd zapytał go, czy obstaje przy swym paszkwilu i potwarzy? Postawił się twardo i odpowiedział zuchwale, że nic złego nie pisał, owszem ofuknął Rogalskiego, rzucając nań gradem złośliwych pocisków. Lecz widząc, że to nie żarty, zmiękł wreszcie i zapłakał w głos; rad nie rad przeprosił Rogalskiego i odwołał pisemnie: „Wyznaję, że ja na pana Rogalskiego nic złego nie wiem i mam go za dobrego, a com mówił i pisał przeciwko niemu tom czynił z afektu złego.“ Po tem odwołaniu zażądał i kazał Rogalski przynieść jarzącą świecę, wziął paszkwil i spalił go wobec wszystkich[145]. Zdawało się, iż się spali zarazem i Użewskiego zawziętość. Lecz nie!
Rok 1638 zbliżał się do końca. Jerzy Lubomirski, od niedawna starosta sandecki, rozpatrzył się już w starostwie swojem i pragnął zaprowadzić ład i porządek. Ani Maciej Pleszykowicz, ani Użwski nie mieli nadziei utrzymać się na zbliżających się wyborach. Użewski, przeczuwając swój blizki upadek, chciał przynajmniej i Rogalskiego za sobą pociągnąć. Najprzód rozszerzał między pospólstwem obwinienia swoje względem Rogalskiego, iż on krzywdzi skarb publiczny i zdziera pospólstwo. Widząc zaś, iż w pospólstwie nie bardzo słuchają tych obmów, spisał je i jak mógł, uprawdopodobnił. Przypadła jakaś sprawa w grodzie na kwerelach szlacheckich; Użewski w sprawach miejskich przyszedłszy do grodu, zapytany od szlachty, jakie to paszkwile na Rogalskiego porobił, wyciąga swe pismo i wręcza panu Ujejskiemu, pisarzowi grodzkiemu. Na to nadchodzi pan Lubowiecki, starszy dworzanin starosty, a za nim burmistrz Światłowicz. Pan Lubowiecki pyta, co to? Obaczywszy znany paszkwil, zmiął go, mówiąc: „Niecnotliwy człowiecze! już uspokojone rzeczy znowu wznawiasz!“[146]
Nastąpiły wybory nowe. Pan starosta, zgorszony bezprawiami Pleszykowicza i Użewskiego, całkiem ich pominął. Na rok 1639 wybrał rajcami: Stan. Rogalskiego, organistę, Jana Koszwica, rusznikarza, Wojciecha Bogdałowicza, kupca, i Stan. Wilkowskiego, krawca. Ci zaś wybrali Jakóba Poławińskiego, rymarza; pospólstwo zaś z ławicą wybrali Zacharyasza Światłowicza, konwisarza. Wójtem mianowali Marcina Oleksowicza, kupca. Do obioru jego przyczynił się nie mało szlachetny Ludwik Rylski, pisarz miejski. Więc nowoobranego uczcił nadobnym wierszem, wpisanym w akta ławnicze wielkiemi zgłoskami[147]:

Ad Martinum Oleksowicz
Advocatum nuperrime electum.
Felici auspicio scandus Martine tribunal!
Nam Tibi sunt dubii credita jura fori.
E populi medio Te praeter, non fuit alter
Instar ad igniferae, qui esset in urbe facis.
Fasque piumque fovens, rectus coclitibus aequis
Annosi superes tempora multa senis!

Podwójcim pozostał nadal Stefan Cholewicz, kuśnierz. Ławnikami obrani: Stan. Kopeć, kupiec, Ludwik Sławiński, kramarz, Wojciech Tymowski, cyrulik, Wawrzyniec Kondratowicz, złotnik, i Cypryan Piotrowicz, kuśnierz[148]. Całe więc stronnictwo Pleszykowicza, wójta, upadło.
Rogalski dopiero teraz dowiedział się, jakich podstępów Użewski przeciw niemu używał wobec grodu i szlachty. Już mu teraz za wiele tego było, zwłaszcza, że ludzie sami dodawali mu otuchy. Powtórnie więc zapozwał go o ów paszkwil w grodzie podany i o szarpanie dobrego swego imienia; przypomniał ledwo zapomnianą sprawę i kary wyrzeczone i prosił, aby urząd na tak niepowściągliwy język hamulec twardy obmyślił; krótko mówiąc, żądał kary śmierci na Użewskiego za nastawanie na życie i szarpanie sławy. Nie chciał Użewski stanąć osobiście, lecz przysłał zastępcę z bojaźni, aby go nie imano. Odrzucono zastępcę, wzywając go powtórnie. Szlachta ujęła się za nim i gromadnie towarzyszyła mu na ratusz. Zatem sąd nie śmiał sądzić i w nadziei zgody wyznaczył nowe roki[149].
Użewski, naradziwszy się z przyjaciołmi swymi, odparł pozew, twierdząc, iż pismo, podane w grodzie panu Ujejskiemu, nie zawierało w sobie żadnych zohydzeń ani obmów, że to nie był paszkwil, lecz prosta kontra wydatków publicznych, jak to ją często rajce pomiędzy sobą spisują. Powoływał się na różnych autorów prawników: na Czaradzkiego, Alciatę, Groickiego, Damhuderiusza[150] i innych, uporczywie twierdząc, iż pierwej i teraz nie paszkwil, ale prosty rejestrzyk wydatków spisywał[151].
Sąd, wysłuchawszy stron obu, nakazał znowu odwołanie obmowy i 5 dni więzienia. Użewski apelował do wyroku sądu wyższego krakowskiego, który zważywszy, iż nie było udowodniono, jakoby to był istotnie paszkwil, zniósł wyrok ławicy sandeckiej, rozkazując wzajemne przeproszenie się uczciwe[152].
Ale na to nie przystał znowu Użewski i odniósł się do wyższego sądu sześciu miast wybranych, do których należał Kraków, Nowy Sącz, Kazimierz, Bochnia, Wieliczka i Olkusz. Według starodawnego obyczaju zagaiwszy sąd na ratuszu, zasiedli sędziowie do prawa wyższego na zamku krakowskim i pod przewodnictwem Gabryela Ochockiego, doktora medycyny[153], zastępcy pana burmistrza, Wojeńskiego[154], sądzili sprawę Rogalskiego, nic jeno Boga samego przed oczyma mając. Zapadł wyrok, aby Użewski przeprosił, odwołał i natychmiast odsiedział dwutygodniowe więzienie. Nakłady jednak prawne strony obie ponosić mają[155].
Użewski więc chcąc nie chcąc przeprosił: „Ja Paweł Użewski przepraszam pana Rogalskiego, radcę sandeckiego! niech mi odpuści, proszę! mam go za dobrego i nie wiem nań nic złego“[156]. Poczem odsiedział dwa tygodnie więzienia.
W r. 1641 Zięba i Użewski na nowo zostawszy rajcami, po staremu zaczęli do domu brać klucze od prawa i skarbca. Ponieważ już dawniej tym sposobem pofałszowano rejestra i protokoły, Poławiński, zapobiegając nadużyciom, zaprotestował publicznie od siebie i kolegów drugich. Rogalski wsparł go, przypominając szczegóły zapomniane. Nawet Adam Łukowiecki, zawsze wierny swej krewkości, wystąpił przeciwko Ziębie i po staremu go złajał i zelżył...[157].
Rozgniewani przeciwnicy postanowili nie puścić obrazy płazem. Zięba pozwał Łukowieckiego, Użewski zaś przeczuwając, iż Rogalski podszczuwa przeciwko niemu, nazwał go fałszerzem aktów. Rogalski, chcąc się oczyścić z tak ohydnego zarzutu, postawił pięciu świadków, którzy pod przysięgą zeznali, iż nie on pofałszował testament Krzysztofa Halenowicza, lecz ówczesny 1631 r. pisarz miejski, Jakób Miński[158]. Nie pomogło to Rogalskiemu. Bogdałowicz wniósł skargę do grodu na niego o pofałszowanie aktów. Pan burgrabia Puczniowski, nie troszcząc się o wszystkie prawa magdeburskiego porządki, przedstawiwszy w żywych barwach wielkość popełnionej zbrodni, orzekł nań więzienie i śledztwo karne. Nieostrożny starosta podpisał. Burgrabia, nie dopuszczając apellacyi, rozkazał uwięzić i uwięziono go.
Żona Rogalskiego, Anna Hermanówna, nie tracąc czasu, co tchu pojechała do Warszawy i niebawem uzyskała łaskę królewską. Władysław IV., wglądnąwszy w sprawę, zupełnie zniósł niesłuszny wyrok grodu, jako niezgodny z przywilejami miasta, wytknął grodowi nieprawne postępowanie i uwięzionego natychmiast uwolniwszy, nakazał dalszy tok sprawy ściśle według prawa magdeburskiego. Rogalski, wyszedł z więzienia, zapozwał Użewskiego względem krzywdy i nakładów poniesionych[159].
W r. 1643 chwycił się rajca Użewski niezwykłego rzemiosła. Zaczął wybijać złote węgierskie, tak zwane portugały, i talary cesarskie, czyli imperyały ze spiżu. Dla uniknienia wszelkiego pozoru fałszerstwa, pierwsze z nich pozłacał w ogniu, a drugie posrebrzał, potem zaś jako prawdziwe złote i srebrne monety między ludzi z niemałą szkodą Rzpltej rozpuszczał. Niebawem jednak rzecz cała wykryła się i na jaw wyszła. Przekonany o zbrodnię, został przez trybunał piotrkowski skazany na utratę majątku i na ścięcie, a w razie ucieczki na niesławę i „banicyę“, czyli wygnanie z kraju[160]. Z ramienia trybunału stanął przed urzędem miejskim w Nowym Sączu pan Kasper Zagórski i wobec przywołanego Użewskiego przeczytał straszny wyrok trybunalski. Rajcy wraz z ławnikami schylili czoła przed wyrokiem trybunału, a Użewski zaprowadzon do więzienia w ratuszu[161]. Banicyę nań zaraz ogłoszono 10. listopada 1643 r.[162]. Za kilkanaście dni znowu stanął pan Zagórski wobec sądu, żądając dalszego wykonania wyroku: ucięcia głowy.
Skruszony Użewski nadaremno wyglądał wybawienia od pana starosty, który w tej sprawie wyprawił do Piotrkowa Walentego Włockiego, regenta kancelaryi grodzkiej, a miasto dało mu na drogę 70 złp.[163]. Nie nadbiegła dobra wieść z Piotrkowa, a wysłannik trybunalski nie chciał zważać na orędownictwo starosty, mając surowy rozkaz przeprowadzenia wyroku. Litością zdjęci ławnicy postanowili, o ile można, ratować go. Zawezwali księży, aby go na śmierć przygotowali, i nie ubliżając w niczem wyrokowi trybunału, zwlekali wykonanie wyroku aż do należytego przygotowania ku przyjęciu Przenajśw. Ciała i Krwi Zbawiciela[164]. Wobec wiary i jej obrzędu musiała zamilknąć i sprawiedliwość.
Dwa okropne miesiące przesiedział nieborak, gotując się na haniebną śmierć, i potrzeba było całego ogromnego wpływu Lubomirskich, ażeby go ocalić przed surowością prawa. Właśnie wtedy tracono w mieście kilku zbrodniarzy, a Użewski słuchał, jak jęczeli na mękach, widział, jak ich wiedziono na śmierć, której sam lada chwilę oczekiwał. Bo instygator trybunalski po trzeci, a wkońcu po czwarty i ostatni raz zażądał jego głowy. Szczęściem nadeszły święta Bożego Narodzenia, a z niemi spoczynek sądowy. Po Trzech Królach 1644 r. dopiero zapadł dlań wyrok ułaskawienia i uwolnienia za rękojmią[165].
Następnego 1645 r. został znowu Użewski zaskarżony o bicie fałszywej monety[166]. Na ten rok wybrany wójtem Stanisław Olszyński, aptekarz nadworny Lubomirskich, w Nowym Sączu osiadły. Przed sądem jego wytoczono spór o fałszerstwo monety, przy którym pokłóciwszy się rajcy, według zwyczaju swego nawzajem się lżyli. Przywykli byli ławnicy do lżenia, lecz nie przywykły wójt do tego, co obecnie na siebie wygadywali. Rajca Zięba, uniesiony gniewem, z przyciskiem rzekł do Użewskiego: „Gdybym ja pieniądze robił, miałbym się lepiej!“... — Na to Użewski: „Gdybym ja woły kradł, miałbym się też lepiej!“...[167]
Wtedy Zięba oznajmił wójtowi, iż na strychu ratusza w szafce znajduje się stępel, którym Użewski pieniądze bije, i ostrzyżki[168] miedziane pobielane, z których bił, dodając: „Pójdźmy, przymierzmy stempel, jeżeli się przyda do tych ostrzyżków.“
Ze zgrozą spojrzeli ławnicy po sobie, wójt kazał przynieść stempel i wyznaczył do tego rajcę Poławińskiego z innymi. Poszli zaraz na górę, a Zięba, wyjąwszy kluczyk z kieszeni, otworzył małą szafkę, z której wydobył stempel i okrawki miedziane pobielane. Sąd natychmiast rozpoczął śledztwo, stempel zaś odesłano do nadwornej królewskiej kancelaryi. Śledztwo wykryło, że Zięba od tej szafki klucze przy sobie trzymał. Czynił to przez lat kilka. Kiedy się zaś poswarzyli, zwykle Zięba Użewskiego „mincarzem“ przezywał.
Tym jednak razem Użewski wobec świadków oczyścił się z zarzutu. Najprzód Wojciech Kieszkowski, cechmistrz bednarski, zeznał: „Już temu lat ze 30, jak tu w szatławie[169] siedzieli mincarze, i jam ich strzegł i te ostrzyżki były przy nich, które teraz są w skarbie. Potem w nocy wzięli ich byli do Lublina.“ Powtóre Jan Dunaj, cechmistrz krawiecki, oświadczył: „Służyłem natenczas Imci panu Janowi Gostomskiemu, wojewodzie inowrocławskiemu. Przyjechaliśmy do Lublina, widziałem dwu z Sącza przywiedzionych, jednego złotnika, drugiego ślusarza brodatego. Powiedzieli o nich, że robili pieniądze kędyś za Sączem, i potracono ich tam. Na polach głowy ich powtykano i pieniądze, t. j. grosze poprzybijano pod głowami na palach“[170].
W tymże roku 1645, kiedy to Użewskiego zaskarżono ponownie o bicie fałszywej monety, król Władysław IV. osobnym dokumentem przykazał kupcom, jadącym z Węgier do Polski z towarami, aby drogą na Sącz koniecznie jechali, a nie mijali myt jego, pod karą utraty towarów swoich[171]. Był to już ostatni przywilej tego króla, wydany dla Nowego Sącza.
W pierwszej połowie maja 1648 r. zachmurzyło się nagle pogodne niebo, błyskawica jedna drugą ścigała — a jak jękło na podniebiu, to aż zadudniała ziemia, zatrzęsły się dachy i wieże miasta Nowego Sącza. A kiedy ucichło na chwilkę, to dochodził z jednej strony straszny szum spienionego Dunajca, a z drugiej Kamienicy warczenie. Śrotarze[172] prawie przez całą noc u fary bili we dzwony, aby rozpędzić złowrogie chmury, jak pisze burmistrz Wojciech Bogdałowicz w księdze wydatków miejskich: „Śrotarzom, co dzwonili na chmury ledwie nie cała noc, dałem na piwo i na świece 7 gr.“ Przerażona ludność sandecka modliła się do Boga, a wszystko od starca do niemowlęcia przeczuwało jakieś blizkie nieszczęście. Przeczucie to rosło w nieskończoność, kiedy trzeciego dnia znowu podobna szalała burza. I znowu jęk dzwonów całą noc się rozlegał, a śrotarze świece palili i piwo pili, a dzwonili, co sił stało. Nazajutrz znaleziono martwą sierotę pod ratuszem, co również pan burmistrz wpisał do księgi miejskiej: „Śrotarzom, gdy drugi raz dzwonili na chmury, na piwo i na świece dałem 6 gr.; od pogrzebu i dołu sierocie jednej, która pod ratuszem umarła, dałem 12 gr.“[173].
I nie zawiodło przeczucie! bo chwile burzy były właśnie chwilami dogorywania króla Władysława IV. w Mereczu na Litwie 18. maja 1648 r., a wieść o śmierci jego wkrótce całą Polskę żałobą okryła. Zarazem gruchnęły wieści, że Bohdan Chmielnicki na czele Kozactwa podniósł rokosz przeciwko Polsce w połączeniu z nieprzejrzaną chmarą tatarską, i że paląc i mordując, kroczy ku Warszawie. Starostowie grodowi, nie czekając rozkazów, opatrywali zamki i grody, bo strach był niepłonny.
Obrona miasta Nowego Sącza podupadła znacznie; mury i baszty nie pokryte waliły się, bramy pogniły, armata zardzewiała, a mieszczenie i wieśniacy zapomnieli robienia bronią. Czem prędzej więc na wieść o grożącem niebezpieczeństwie zwołano mularzy i ugodzono do naprawy murów miejskich. Dano zadatku 40 złp., a wapiennik, Petryło z Grybowa, odebrał rozkaz dostarczyć wapna. Jakoż niebawem dostarczył wierteli 444½, a 20 w targu jako przyczynek. Burmistrz, Stanisław Kopeć, płacił po 10 gr. wiertel jeden. Murarzom też zaraz dano 50 złp. i murowali ciągle, biorąc co tydzień 10 złp. Z wapnem zaś uradzili panowie rajcy inaczej. Zgodzili wapiennika i palili ciągle, od czerwca aż do września, płacąc od pieca 4 złp., a niejaki Wójcik łamał kamień wapienny, dziś miastu nieznany.
Gdy zaś jaki kawał muru stanął, zaraz go pokrywano. A był cieśla doskonały, sprowadzony z Wiśnicza naumyślnie. Najprzód zrobił kopułę na wieżę kościelną, której wizerunek drewniany przedtem uczynił wedle rysunku, wprzód sporządzonego[174]. Tramów także nawieziono z miejskich lasów, przyczem jeden przedmieszczanin, który je wiózł, o mało życia nie postradał, tak go tram przywalił. Tarcic też nakupiono podostatek, a gonty panowie rajcy w lecie w Paszynie robić kazali, sprawiwszy naumyślnie ośnik i dwa strugi do fugowania i nakazawszy naprawić piłę miejską, którą, nawiasem mówiąc, zegarmistrz miejski[175] wyostrzył. Musiała więc być dobrą, a panowie lunarowie nie nadaremno cały tydzień w Paszynie bawili, zajadając miejskie, w rejestra zapisane pieczenie i popijając piwem. Siedzieli tam zaś tak długo, gdyż uczyli chłopów gonty robić, zakrapiając ich gorzałką[176].
Nakupiono też łyczaków[177] podostatek do wiązania rusztowań, boć wtedy najwięcej wisząc w powietrzu na lipowem łyku, naprawiano mury baszt i wież wysokich. Płacono zaś łyczaka półtorakiem. Za jednem opatrzono też i bramy z furtkami i baszty.
Zaczęto od więgierskiej bramy. Baszta obok niej pod gontem przed dwoma laty pobijana, więc w dobrym stanie. Zato zwody u niej były już dużo nadpsowane. Wprawdzie blachy, któremi u spodu zwód obity, aby zwiedzony od ognia był bezpieczny, niedawano wszystkie 12 naprawione i nowymi gwoździami przybite; ale skoble były stare, więc ich 11 odmieniono, a łańcuszki dwa do zwodu i wrzeciądz z skublem[178] dano nowe. Sprawiono też naumyślny cebrzyk do wyciągania ziemi z pod zwodów tej bramy. Oleju do zwodu kupiono za 2 gr. Okna na „organki“[179], chociaż troszkę pęknięte, ale nie groziły niebezpieczeństwem, więc je zostawiono, jakiemi były.
Bramie krakowskiej bez mała tylko kłódka zbywała, i nie dziw, boć to nią starostowie grodowi zwykle wjeżdżali, oraz bliższa zamku, więc bardziej o nią dbano. Panewki niedawno świeże pod wrzeciądze podłożone.
Brama grodzka, co wiodła do zamku, była w dobrym stanie, bo bromny, co miał w niej izdebkę, pilnował widać porządku.
Brama młyńska, nad rzeką Kamienicą obok młynów miejskich, miała basztę świeżo dachówką pokrytą. Ale furtka przy niej zupełnie się panom rajcom zdawała zbyteczną, więc ją zamurowano.
Do furty grodzkiej czyli miejskiej sprawiono kłódkę. Do furty szpitalnej nie brakowało nic tylko klucza. Furta zaś na różanej ulicy nie miała zawias dobrych, kupiono więc na nie 9½ funta żelaza i dano zrobić. Wreszcie w baszcie rzeźniczej i kramarskiej dorobiono zawiasy nowe i wrzeciądze u drzwi, a na obu zaciągniono wiązania pod armatę.
Ukończywszy budownictwo na murach i basztach, pomyślano o armacie i przyborach wojennych, aby wszystko było w pogotowiu. Każdy cech miał swoją własną armatę i zbroję, którą był obowiązany utrzymywać w porządku; ale oprócz tego była armata miejska i ratuszowa. Służyła ona nie tylko miastu, ale i Rzpltej.
Muszkiety ratuszowe, od ostatniego pospolitego ruszenia 1621 r. złożone w „cekauzie“[180], czyli arsenale, leżały sobie szczęśliwie zardzewiałe. Zawołano więc ślusarza Walentego, który je odczyścił, i 4 chalcedony[181] do niech sprawiono. Do organek sprawiono pasy nowe.
Hakownice ratuszowe także odczyszczono i ponaprawiano. Śmigownice na lichych kołach spoczywały, więc dano nowe. Przetarto je także i wysmarowano należycie szpikiem i dorobiono 2 stemple z miejskiego starego żelaza, co kosztowało 12 gr.; zamki przy nich ponaprawiano, a cyngrafy[182] porobił ślusarz, Stanisław. Do wielkiego działa dorobiono sworzeń, a do małego dorobił kowal klin z rzeciądzem.
Na proch dano do Krakowa 40 złp, a osobno wzięto od kupca Szyszaka 2 kamienie[183] prochu po 33 złp. kamień. Na prochy i kule żelazne sprawiono osobne faseczki, do starych zaś dna wprawiono, aby się to nie marnowało i psowało, a pan Jan Tomczykowski, regimentarz miejski, poprzesypywał, jak się należało, prochy i kule i wziął za tę pracę 2 złp.
Natomiast sprzedano 2 pancerze, jako mniej do obrony miasta potrzebne. Kupił je Grygier Szydłowski dla jakiegoś szlachcica za 20 złp.[184].
Chorągiew miejska, nie od kul wprawdzie, jednak od czasu podarta, więc ją ponaprawiano i nowymi ćwieczkami przybito za 1 złp. 15 gr.: także bębny obciągnięto i wysmarowano oliwą — zgoła wszystko a wszystko postawiono na stopie wojennej.
Poczem sporządzono tarczę, do której strzelać miano na monstrze, a która tylko 6 gr. kosztowała, i nakazano monstrę wojenną. Monstra była wspaniała! Pan starosta grodowy, Konstanty Lubomirski, z wielmożną małżonką[185] zaszczycili ją swą obecnością wraz z liczną szlachtą. Panowie rajcy jechali kolasą miejską dla większej okazałości, przez co się musztra omal nie opóźniła. Niewiedzieć bowiem, czy to za przywilejem kowalów i kołodziejów miejskich, czy też za przywilejem panów rajców i lunarów, dość, że ta biedna kolasa miejska ciągle była popsowaną; więc i teraz, kiedy ku wsiadaniu, a tu koła zdjąć nie można było do smarowania, a dwie obręcze i ryfa spadają. Rejwach, kłopot! ale kowal chwycił młot do ręki i migiem wszystko było gotowe, a kolasa z panami potoczyła się poważnie ku miejskiemu błoniu.
Młodzież cechowa wystąpiła wspaniale, niektórzy nawet w zbrojach, których każdy cech kilka posiadał. Tak n. p. kuśnierczyków wystąpiło pięciu: jeden w zwykłej, trzech w szmelcowanych, a jeden w czarnej; wszyscy w szyszakach. Każdy cech, prowadząc armatę pod swoją chorągwią, kroczył z swoim doboszem czyli bębenistą, a ponieważ miasto nie miało ich na tyle, więc dopożyczono od piechoty pana starosty grodowego, tudzież od pana wojewody krakowskiego, Stanisława Lubomirskiego. Musiała ich zaś być znaczna liczba, skoro w regestrach zapisano wydatek: „Doboszom wszystkim, tak obcym jako i swoim, co na monstrze bębnili, 1 złp. 20 gr.“; a trzeba wiedzieć, że piwo było po 2 gr. garniec. Pan Tomczykowski, majster krawiecki, regimentował pospólstwu, zaco wziął kontentacyi 1 złp. Strzelano do tarczy z dział i muszkietów i robiono obroty, wszystko jakoby wojsko! W kilka dni potem odbyła się procesya Bożego Ciała wśród śpiewów dobranych młodzieży i literatów[186], którym kantor przewodził, i przy odgłosie trąb i kotłów[187]. Pan Tomczykowski znowu cechom regimentował; a kiedy na jego komendę dali ognia, to kobiety sobie aż uszy zatykały, a szlachta podkręcała wąsa, a dymu się nakurzyło, jak na wojnie. Z baszt zaś i murów grzmiały działa, a w węgierskiej bramie pukały organki ognistym akordem, i z niewzruszoną powagą obywało się nabożeństwo.
Głównym obrońcą Sandeczyzny i Spiża był Stanisław Lubomirski, wojewoda ruski (1625—1638), następnie krakowski (1638—1649), i starosta spiski. Prócz husaryi[188] utrzymywał on także dragonię i piechotę. Dragonia złożona była z samych prawie sołtysów ruskich i wołoskich, piechota zaś z Spiżaków, po większej części Niemców. Stawało to wojsko załogami w dwóch potężnych zamkach: w Lubowli i Wiśniczu, które leżały przy głównej drodze, łączącej przez Nowy Sącz Kraków z Węgrami, a tem samem stanowiły dwa obronne punkta nie tylko Małopolski, ale i całego Spiża. Murów fortecznych wiśnickiego zamku broniło 80 dział z puszkarzami i amunicyą; w zamku prowiantu bywało zawsze na 3 lata, a piechoty wybranej z 400 włości[189]. Dwór Stan. Lubomirskiego składał się z 6.000 sług i wojskowych, a w czasie wojny 9.000 miewał pod bronią[190]. Zamek lubowelski miał także stałą załogę, złożoną, oprócz licznych dział, ze 150 jezdnych i 100—150 piechurów, jak świadczą konstytucye sejmowe z lat 1586, 1609, 1658 i 1670[191].
Rok w rok zmieniali się żołnierze, jedni wracali do domu, drudzy do Lubowli lub na Wiśnicz, gdzie dla nowozaciężnych doskonała była szkoła[192] pod okiem samego pana wojewody lub którego z jego synów. Mieszczanie nowosandeccy nie uskarżali się na tę dragonię i Spiżaków, boć to byli poddani wojewody powszechnie czczonego, zresztą potulni i nie swawolni. Więc im też miasto zwykle dawało po kilka wierteli owsa dla koni, gorzałki i piwa dla szeregowców, a wina i pieczeni dla pana porucznika. Wzamian życzliwości, kiedy trafili na jaką uroczystość kościelną, mianowicie na Boże Ciało, to nawet nieproszeni przychodzili trębacze dragońscy i przez cały obchód po mieście trąbili co siły na chwałę Bogu a na zbudowanie pobożnych Sandeczan, którzy im to zwykle datkiem pieniężnym wynagradzali. Albo, kiedy właśnie przypadało wojenne okazowanie czyli monstra, zwykle podczas jarmarku na św. Małgorzatę, to już nic nie pomogło, pan porucznik czy rotmistrz musiał mieszczanom regimentować, a dobosze jego bębnić; ukończywszy zaś trud wojenny, pospołu z panami rajcami pokrzepiali się winem lub miodem.
Jak też i Rzpltej potrzeba było piechoty, to zjeżdżał rotmistrz z „listem przypowiednim“[193] i uniwersałem hetmańskim zbierać pachołki. Miasto go witało winem i pieczenią lub rybami, a czasami okupiło się, aby w mieście nie stali. Tak n. p. w r. 1632 za jednogłośną uchwałą pospólstwa ofiarowało miasto panu Jerzemu Stano, staroście grodowemu sandeckiemu, beczkę wina za 110 złp. dlatego jedynie, aby żołnierze w Nowym Sączu nie stali[194].
Nie rzadko też bywało, że w czasie przemarszu z Wiśnicza do Lubowli wyprawiali wojacy pana wojewody różne burdy po mieście.
We wrześniu 1648 r., już w czasie bezkrólewia, piechota lubowelska, złożona przeważnie z Wołochów, nadciągnęła z Wiśnicza do Nowego Sącza i grodzką bramą dążyła prosto na rynek. Bromnym grodzkim był podówczas Matyasz Zięba, który pilnował swego obowiązku, strzegąc bramy dniem i nocą z małej izdebki, przymurowanej do tejże bramy. Wybierał także „foralia“, t. j. targowe od wjeżdżających kupców wedle przepisów, wyłączając od tej opłaty samych tylko garncarzów, jak tego starodawny obyczaj wymagał. Strzegł, aby ludzie podejrzani, włóczęgi i żydzi do miasta nie wchodzili, szczególnie pod bronią. Słowem był gorliwym i ostrożnym bromnym. Wołosza lubowelska jednak omyliła go podstępem. Wiedział on, że jej w miasto nie miał puszczać tłumem, aby gwałtów nie czynili; wiedział, że i porucznik piechoty ma zakaz wprowadzania ich w miasto, a jednak dał się podejść. Kilku bowiem z piechurów wszedłszy, poczęli w bronie zwadę i swary, i nie ustąpili, ani dali bromy przymknąć, a tymczasem cały tłum nadszedł i prosto w rynek ulicą polską, ku Trębaczykówce kroczył. A była to słynna gospoda podle Joachima Raszkowicza, garncarza, druga od rogu ulicy różanej, w której sławetny Jan Czechowicz, złotnik, sprzedawał doskonałe gorzałki i piwa tak zielone, jako i gęste.
Matyasz Zięba widząc, że się Wołosza w miasto wali, skoczył na ratusz i dał znać panom rajcom. Burmistrzował wtedy Marcin Frankowicz, człek poważny i rozumny, a pomimo wieku swego sprężysty. Przeczuwając, iż się bez burdy nie obejdzie, obesłał cechy, aby się mieli na pogotowiu i ostrożności. Wołosza zaś nadciągnąwszy, zwyczajem swym żądała „stacyi“, t. j. jadła i picia. Zapytano ich, kto im stacyę naznaczył i gdzie mają pismo? Niebawem wywiązała się bójka, a narzędziami jej były z początku pięści, a później ławy i stoły połamane. Coraz więcej mieszczan i Wołoszy mieszało się z sobą, już nawet lonty zaczęli kurzyć, i Bóg wie, do czegoby było przyszło, gdyby nie nadspodziewana pomoc.
Porucznik starościńskiej chorągwi pancernych[195], urodzony Paweł Borzęcki, odebrawszy rozkaz pospiesznego pochodu przeciwko Kozactwu, wysłał towarzystwo pod dowództwem Jędrzeja Krukiernickiego, sam zaś pognał na Wiśnicz po ostateczne rozkazy wojewody krakowskiego i starosty, syna jego. Odebrawszy naukę i pieniądze na zaciąg drugiej chorągwi, która się w Starym Sączu zbierać miała, kwapił się z powrotem, i właśnie wjechał w miasto podczas wspomnionej bójki na Trębaczykówce. Nie namyślając się długo, wezwał kilku pancernych, co mu towarzyszyli, i sam buzdyganem[196], a oni płazem szable i kopytami koni przywracali spokój i porządek, najprzód przed gospodą, potem w sieni, a mieszczanie kończyli w izbie, skąd piechota wołoska oknem i drzwiami uciekała, krzycząc po swojemu: „Joj pro Boha!“ Porucznik piechoty, nieobecny, nadbiegł także, i zgromiwszy należycie, wywiódł ich na przedmieście, gdzie niebawem świeże gwałty i rabunki rozpoczęli.
Porucznik Borzęcki stanął naumyślnie gospodą na Trębaczykówce, a mieszczanie całą noc stali pod bronią. Bramy miasta zawarli, przyczem się pokazało, że u zwodu węgierskiej bramy dwóch łańcuszków nie było, a wrzeciądz i skobel zepsute, więc dano nowe. Natychmiast wysłano gońca do wojewody, donosząc o zbytkach Wołoszy. Gońcem był wspomniony bromny, Matyasz Zięba. Nie miał jednak na czem pędzić, więc mu najęto konia i dano poczestne. Kiedy się zaś wszystko uspokoiło i porucznik, sprawiwszy co miał, odjechał, zapisał Stanisław Kopeć do księgi wydatków:
„Słaliśmy Matyasza Ziębę z supliką do Imci pana wojewody, z strony Wołoszy, którzy szkodę robili po przedmieściu. Dałem mu na strawę 3 złp., od najmu konia 15 gr.“
„Za dwa łańcuszki u zwodu w węgierskiej brami i za wrzeciądz z skoblem dałem kowalowi 2 złp.“
„Zapłaciłem, co porucznik Imci pana starosty strawił w gospodzie na Trębaczykowskiem, 2 złp. 18 gr.“
„Dałem na świece, gdy cechowie odprawiali wartę w nocy, 6 gr.“[197].
Sławetny zaś Czechowicz zawezwał panów rajców, aby uczynili odlędziny spustoszenia gospody. Jakoż wysłali sługę miejskiego, który na żywe oczy swoje oglądał i zeznał[198]. Poczem gospodarza Trębaczykówki posprawiał nowe błony w okna i ławy nowe i drzwi, a nawet wielką nową kowaną bramę do sieni zajezdni sprawił. A kiedy już była ukończoną, kazał na niej wymalować dwie postacie w naturalnej wielkości: mieszczanina i żołnierza, jak piją do siebie. Nad nimi zaś umieścił napis, z którego podanie nie ocaliło, jak tylko wyrazy: „Napijmy się, nie bijmy się.“ Szczątki tych postaci i napisu dotrwały do roku 1840 któregoś.
Wkrótce przejeżdżała szlachta zbrojna przez Nowy Sącz ku Staremu Sączowi, jako towarzystwo dalszego zaciągu, a mieszczanie nowosandeccy uraczyli ich garncem wina za 2 złp. 12 gr. Trwoga jednak wzmagała się. Ubogi żołnierz postrzelony przywlókł się od pobojowisk do Sącza i opowiadał, że Lwów oblężon, a Kozacy pod Zamość i ku Warszawie ciągną; że Przeworsk, Rzeszów, Leżajsk, Sokołów, i mnóstwo wsi i miast spalone, bo Chmielnicki z Tatarami się pobratawszy, wspólnie morduje i pali. Wieści te smutne aż nadto stwierdzili OO. Dominikanie, uciekający z Rusi a szukający przytułku w Nowym Sączu[199]. Pod tak smutnemi wróżbami rozpoczynało się panowanie Jana Kazimierza.




Rozdział  IV.
Czasy Jana Kazimierza. — Lata wojen kozackich. (1648—1654).

Po śmierci Władysława IV. w maju 1648 r., sejm konwokacyjny zaznaczył elekcyę nowego króla na 6. października[200], która według zwyczaju miała się odbyć na błoniu pod warszawską Wolą. Kto tylko szlachcicem być się mienił, konno i zbrojno spieszył wolny głos swój przyłączyć do głosów braci i wybrać albo być wybranym. Tak kazało odwieczne prawo i obyczaj uświęcony, tak głosił Maciej Łubieński, arcybiskup gnieźnieński, prymas polski, a namiestnik królewski podczas bezkrólewia. Od Boga zaczęto, jak zwykle. Uroczyste pienia arcykapłanów wzywały Ducha św., aby oświecił umysły mądrością i zgodą, a ks. Stefan Wydżga[201], opat sieciechowski, kazał w warszawskim kościele św. Jana o wybieraniu królów wedle Pisma św. i starozakonnych ksiąg królewskich. Po kazaniu i służbie Bożej ruszyła się szlachta ku okopom, naumyślnie ku temu sporządzonym na warszawskiem błoniu. Był to wał i przekop, otaczający elekcyjne pole, i miał tylko 3 bramy: od południa, wschodu i zachodu, a w pośrodku szopę z desek, pod którą stały senatorskie krzesła i tron prymasowski.
Konna szlachta jechała pod przewodnictwem swych wojewodów, każde województwo w osobnym zastępie i wedle obyczajem dawnym naznaczonego porządku: Wielkopolanie zachodnią, Litwini wschodnią, a Małopolanie południową bramą, i stanęli wokoło szopy, każde województwo z osobna[202]. Prymas zagaił sejm elekcyjny, więc szlachta, zsiadłszy z koni, rozpoczęła narady. Najprzód wybrano marszałkiem sejmu elekcyjnego Filipa Obuchowicza, wojskiego[203] mozyrskiego, boć na Litwę kolej przypadała, poczem rozbierano sprawy najpilniejsze. Ukraińska szlachta najprzód głos podniosła, żebrząc pomocy od braci i Rzpltej, boć ich zbuntowane Kozactwo wygnało z domów i dóbr, żądali zatem obmyślenia przytułku i pomocy.
Po nich imieniem dyssydentów Radziwiłłowie: Janusz i Bogusław, Gerard Denhoff, Jędrzej Leszczyński i Zbigniew Gorajski żądali równouprawnienia dla wszelkiego wyznania. Aryanie zaś żądali prócz tego przywrócenia urzędu podkomorzego kijowskiego Stefanowi Niemierzycowi, którego trybunał koronny od tej godności odsądził dlatego, że był aryaninem[204]. Przybywali też posłowie królewiczów: Jana Kazimierza i Karola Ferdynanda, niemniej posłowie zagranicznych mocarstw: od papieża Innocentego X.[205], od króla francuskiego Ludwika XIV., od króla duńskiego Fryderyka III., tudzież od królowej szwedzkiej Krystyny, a wkońcu i od wojska z smutną wiadomością o klęsce pod Pilawcami i nadciąganiu Chmielnickiego ku Wiśle i Warszawie. Na tych naradach zeszło kilka tygodni i już śniegi zabielały nad Wisłą, a nocami rumieniły się łuny zbliżających się pożog tatarskich i kozackich, boć wprawdzie Lwów wytrzymał nawałność Kozaków[206], lecz Zamość już był ściśle oblężon.
Komornicy królewscy rozlecieli się po całym kraju, rozwożąc zapadłe uchwały sejmowe, mianowicie tyczące się obrony kraju, oraz smutne wieści o klęsce doznanej; a gdzie tylko jaki kościółek i przybytek Pański, odprawiano suplikacye i wotywy, aby Bóg dał szczęśliwe obranie króla.
W Nowym Sączu rada i ławica, zgromadzone w kollegiacie św. Małgorzaty, z wielką skruchą słuchały wotywy „ratione electionic Króla Jegomości, jako pana nowego“; a muzycy, którzy przygrywali pobożne pienia, dostali 1 złp. 6 gr. Komornik, przybyły z Warszawy, wziął strawnego dla siebie, jako też za owies i siano koniowi za dzień i noc 2 złp.[207]. Burmistrz zaś, Wojciech Bogdałowicz, doglądał i pilnował murarzy i cieśli, co mury naprawiali i wiązania pod strzelbę w basztach czynili, tudzież ślusarza, co hakownice i śmigownice poprawiał i chędożył, bo strach był niepłonny.
Na błoniu warszawskiem stanęła znowu szlachta w okopach konno i zbrojno, a nad nią zawisło pochmurne niebo, a końskie kopyta deptały świeży śnieżysty kobierzec. Ks. prymas zanucił: Veni Creator Spiritus! — krocie tysięcy zbrojnych konnych wyborców zawtórowały, i przystąpiono do obierania króla. Najprzód biskupi i senatorowie, potem szlachta, każdy z osobna województwami dawał swój głos i kreskę, a podkomorzowie zbierali te głosy i kreski. Na wieczną zaś pamiątkę podpisywał się każdy wyborca. Wszystkie zaś głosy żądały królem: „Jana Kazimierza“[208].
Po skończonem głosowaniu powstał prymas. Marszałkowie obu narodów prosili Korony i Litwy o uciszenie się i o głos dla ks. prymasa. Uciszyło się, a prymas donośnym głosem mianował: Królewicza Jana Kazimierza, Polski i Litwy wolnymi i zgodnymi głosami obranym królem i panem!
Krocie tysięcy zawołały: „Niech żyje!“ Prymas zanucił: Te Deum laudamus! — a wszystkie krocie tysięcy zbrojnej szlachty zskoczyły z koni, uklękły w pokorze na śniegu i chwaliły Boga, że ich natchnął jednością i zgodą, i dał króla i ojca osieroconej ojczyźnie. Odgłos armat i ręcznej strzelby około miasta Warszawy po wszystkich szerokich błoniach, gdzie stały szykami: Województwa, Ziemie i Powiaty, zakończyły tę uroczystość wspaniałą[209]. Poczem wyjechali wszyscy z okopów i ruszyli: jedni wschodnią bramą ku Litwie, drudzy zachodnią ku Wielkopolsce, ostatni południową ku Małopolsce.
Tak się odbył wybór króla Jana Kazimierza w listopadzie 1648 r. Tak się odbywały wybory wszystkich królów polskich w epoce wolnej elekcyi (1572—1764). Wyborcami była szlachta w liczbie kilkakroć sto tysięcy, a zaszczyt wyłącznego wybierania odpłacała ojczyźnie zobowiązaniem się wyłącznej obrony ojczyzny i króla swego: miała ciągle być gotową na głos trąby wojennej, a lud włościański miał tę piersiami szlachty osłonioną i krwią zlewaną ojczyznę w pocie czoła obrabiać rękami własnemi...
Wesoła nowina o szczęśliwie ukończonej elekcyi w mgnieniu oka cały kraj obleciała i na chwilę roznieciła radość w sercach zasmuconego ludu. Urzędy miast i miasteczek wyprawiały nabożeństwa dziękczynne i uroczystości ludowe. Nowy Sącz zaś urządził tryumfalny pochód do zamku, jakby na przywitanie nowego pana, przy odgłosie kotłów i bębnów, trąb i dzwonów, a wkońcu przy huku wszelakiej armaty miejskiej i cechowe, t. j. dział, śmigownic, hakownic, a wreszcie organek i muszkietów. Ponieważ zaś dzień już był krótki i do wieczora się zaciągło, więc przy latarniach tryumf zakończono z grodu do „prawa“, t. j. izby sądowej na ratuszu, laną świecą oświetlonej. Nazajutrz 23. listopada wpisał burmistrz, Stanisław Wilkowski, do księgi wydatków miejskich:
„Podczas tryumfu, który się odprawował, jak prędko stanęła elekcya Króla Jegomości, dałem puszkarzom[210] za pracę 3 złp. Na świece do latarni 3 gr.; zaś świecę laną 6 gr.; trębaczom kontentacyi 6 gr.“ Wprzód jeszcze przerobił garncarz piec kaflowy w prawie i dodał własnych kafli, a błoniarz przerobił dwie kwatery i dał dwa pręty swoje żelazne, zaco dostał garncarz 8 złp., a błoniarz 1 złp. 15 gr.[211].
Niedługo jednak trwała radość w mieście. Coraz bowiem pewniejsze dochodziły wieści o przegranej i niewoli hetmańskiej pod Korsuniem[212], o klęsce pilawskiej i sromotnej ucieczce wojska, o oblężeniu Lwowa i Zamościa... Dlatego też w Nowym Sączu czem prędzej dorobiono 3 pary kół pod strzelbę i kary[213] pod 3 śmigownice, a do czwartej dyszel i poręcz, co razem kosztowało 8 złp. Także obręczy nowych na koła pod strzelbę nabito 24, zaco kowal dostał 2 złp. 17 gr. Musiał jednak jeszcze przerobić buksy[214] i przybić szynę do kolasy miejskiej, aby była bezpieczną i gotową w drogę do Proszowic na sejmik i do Krakowa na koronacyę[215].
Przed każdym sejmem odbywały się po województwach sejmiki, na których obradowano nad potrzebami województwa i całej Rzpltej. Nasze województwo krakowskie sejmikowało w Proszowicach i niejedna tam uchwała zapadła, za którą później sejm i kraj cały poszedł. Jako z gór od Tatr i Karpat przez Pieniny polskie wody ku Krakowu i Warszawie płyną, tak spływały myśli wolne z górskiego podniebia, a spłoszone napowrót się chroniły w szumne, chłodne i niedostępne góry. Więc też szlachta górka była miłą Rzpltej, bo to wprawdzie chudobna, ale zato swobodna, a dusza w prawej dłoni.
Wiedzieli o tem panowie rajcy miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sącza, i kiedy wyprawiali do Proszowic sławetnych: Stanisława Kopcia i Jana Krzyżanowskiego, dali im na drogę 30 złp., a dla panów szlachty górskiej 5 garncy wina dobrego za 12 złp., aby się przyczyniali[216] za biednem miastem do koła rycerskiego. Potrzebowało zaś miasto orędownictwa szlachty do Króla Jegomości, boć to mury i warownie podupadły, a mieszczanie upadali pod ciężarem poborów i podwód. Z łanów miejskich znaczna część przeszła w ręce osób duchownych i szlacheckich, a pobory i podwody miasto płacić musiało. Do tego konstytucyą sejmową 1647 r. uchwalone 528 złp. na podwody, bez omieszkania musiały być złożone na każdy św. Marcin, a szlachetny Karol Montelupi, naczelny pocztmistrz koronny, nie pytał się, czy księża i szlachta oddali, byle odebrał, co mu skarb Rzpltej przeznaczył. Dlatego na poparcie prośby o ulżenie ciężarów miastu, zapozwano księży i szlachtę, którzy poborów nie oddali — a była ich taka mnogość, że dwóch woźnych całego dnia do tego potrzebowało. W wydatkach zaś miejskich zanotowano: „Dwom woźnym, co pozwy kładli z strony nieoddania poborów: na szlachtę i księży, dałem 1 złp. 10 g. Juryście w Krakowie w tychże sprawach posłano 12 złp.“[217].
Pobory te uchwalone były jeszcze 13. października 1648 r. w Krakowie w kościele Franciszkanów, gdzie się wskutek wici[218] wojewody krakowskiego, Stanisława Lubomirskiego, wszysta szlachta krakowska zgromadziła na narady przedwyborcze. Rady, dygnitarze, urzędnicy i wszystko rycerstwo województwa zgodnie postanowili i uchwalili tam pobory cztery od wszystkich w województwie universaliter; prócz tego w powiatach czchowskim i bieckim osobny piąty: na osobne obu tych powiatów praesidium. Poborcą powiatu czchowskiego mianowany: Mikołaj z Szczeczyna Borek, podstarości sandecki, który Ichmościom panom Uniwersałem poborowym oznajmił i z powinności prosił i upominał, aby co rychlej pobory a oraz i dawniejsze zaległości do Sącza odwozili[219].
Niebawem nadszedł znów do Sącza nowy Uniwersał Jana Chwaliboga, poborcy generalnego województwa krakowskiego, wydany w Krakowie 28. grudnia 1648 r.: „Oznajmuję komu wiedzieć należy, a zwłaszcza Ichmościom panom obywatelom województwa krakowskiego, także urzędom miast i miasteczek, tak Jego Królewskiej Mości, jako też i duchownych i szlacheckich: Iż jako na zjeździe warszawskim elekcyjnym Jego Królewskiej Mości obranego pana naszego miłościwego, w deklaracyi województwa naszego dwoje podymne[220] jest uchwalone, do oddania skarbowi koronnemu na zapłatę żołnierzowi ad fidem Reipublicue zaciągnionemu. Tedy aby się temu dosyć uczyniło, na teraźniejszym sejmiku proszowickim pozwolone są 3 pobory na miejsce tego dwojga podymnego, i czas oddania od 2. stycznia do 15. lutego naznaczony. Które abyście Waszmościowie jak najprędzej, widząc nagłą i bardzo pilną potrzebę Rzpltej, oddawali w powiecie czchowskim do Sącza dnia 24. stycznia, a do Biecza z powiatu tegoż dnia 4. lutego, kędy na obudwu miejscach na te czasy naznaczone, podpoborce mieć będą, znosić rozkazali — pilno z urzędu mego upominam i przestrzegam. Przytem ostrzegając i prosząc, abyście Waszmościowie pieniędzy cudzoziemskich nie posyłali, które w skarbie koronnym waloru swego nie mają“[221].
Uniwersał ten skoro doszedł do sławetnej rady sandeckiej, wnet zadzwoniono na wieży ratusznej; panowie rajcy i całe pospólstwo miejskie zebrawszy się, zgodnymi głosami obrali pobieraczy poborów: Stan. Baradzieja i Stan. Jamińskiego. Ledwie ukończono wybieranie poborów, zadzwoniono znowu na panów rajców i pospólstwo, aby obrali z pomiędzy siebie pobieraczy stipendii militaris, czyli podatku wojennego[222].
Nadjechał też urodzony Maciej Szczepkowski, komornik Jego Król. Mości, z Uniwersałem podwody i poleceniem miastom i wsiom, aby podwodne[223] in quadruplo jak najprędzej zwożono, a komornikowi wszędzie po miasteczkach i wsiach jeść, pić i obrok na parę koni dawano. Prócz tego, aby go jednym koniem dla bezpieczeństwa od miasta do miasta odprowadzano. Także Uniwersał „donatywy koronacyjnej“[224] przywiózł tenże urodzony komornik, aby mu ją wedle dawnych obyczajów bez wszelkich wymówek oddawano. A tę powinność, jeżeli ochotnie uczynią, król wielce wdzięcznie przyjąć i łaską swą królewską odwdzięczyć komornikowi rozkazał. Więc też i „drabskie“[225] wybierać i na gwardyę Jego Królewskiej Mości, pod dowództwem Krzysztofa Huwalda, generała-majora, postanowiło miasto „egzaktorów“, czyli pobieraczy — a wszystko na głos ratusznego dzwonka na wolnem zebraniu rajców i wszego pospólstwa[226].
Ogłoszenie tylu poborów naraz wywołało w mieście wielki hałas i krzyk między możnymi, a lament i narzekanie między biednymi. Bez dzwonka, bez wołania, zgromadziło się całe pospólstwo i obległo ratusz. Panowie rajcy zaś w głowę zachodzili, coby tu począć? A tu rady nie było, bo z jednej strony wojna, a z drugiej niedostatek. Aby więc ulżyć pospólstwu biednemu, uradzono pożyczyć pieniędzy, i zaspokoiwszy naglące Rzpltej potrzeby, powoli odpłacać. Uproszono tedy sławetnych: Marcina Frankowicza i Stan. Kopcia, i pożyczono od nich po 150 złp. A kiedy je już na stół wyliczyli i radzie doręczyli, dano im „membran“, czyli zapis długu, obowiązując się oddać do roku. Jeżeliby zaś miasto do roku nie oddało, miał jednemu przypaść kmieć Wojciech Tasz, a drugiemu inny kmieć miejskiej wsi Piątkowej, na tak długo, dopóki miasto pieniędzy nie odda. Naco się podpisał: Adam Łukowiecki, proconsul sandecensis. Joannes Czyrzyczka, advocatus nomine suo et civitatis[227].
Załatwiwszy sprawy poborowe, wyjechali obaj poważni miejscy pełnomocnicy: Kopeć i Krzyżanowski, kolasą miejską do Krakowa na koronacyę, gdzie sędziwy Kopeć nowemu królowi i panu przysięgę na wierność niezłomną składał w imieniu miasta swego, a oraz o potwierdzenie praw i przywilejów, przez dawnych sławnej pamięci królów Nowemu Sączowi łaskawie nadanych, pokornie upraszał. Jakoż i uzyskał 30. stycznia 1649 r. potwierdzenie wszystkich przywilejów, nadanych przez poprzednich królów Sączowi, a mianowicie przywileju Władysława IV. na jarmark coroczny na św. Wojciech, tudzież na pobieranie opłat z wszelkich towarów, z tym nowym dodatkiem, ażeby płacono miastu od beczki miodu siedmiogrodzkiego po 15 gr., od cetnara wosku, łoju, skór większych i od wszelkiego zboża z Węgier przywożonego po 1 gr., a od cetnara jakichbądź kruszców po 2 gr. Uzyskane stąd pieniądze miały być obracane wyłącznie na naprawę warowni miejskiej. Nakoniec rozporządził król, że wszelkie jarmarki, odbywające się wśród roku, tylko przez 3 dni trać mają. Po upływie zaś tych 3 dni, żaden obcy kupiec nie miał towarów swoich na sprzedaż wystawiać, pod karą utraty towarów, z wyjątkiem mieszczan sandeckich. Na te jarmarki wolno było każdemu przychodzić, z wyjątkiem samych tylko żydów, tak dalece, że żaden żyd na jakikolwiek jarmark do Sącza z towarami przybywać nie mógł, ani ich na sprzedaż wystawiać, pod karą utraty tychże[228]. Na opłatę tego potwierdzenia wydali rajcy 100 złp.; później dodali jeszcze 150 złp. panu Adamowi Zawadzkiemu, który za tem chodził, a wkońcu antał wina za 30 złp.[229].
Nieszczęśliwem jednak było zaraz od samego początku panowanie Jana Kazimierza. Z Koroną spadła na niego także owa straszna wojna z Kozakami, wybuchła jeszcze w ostatnich dniach życia Władysława IV. wskutek buntu Bohdana Chmielnickiego. Jan Kazimierz usiłował koniecznie zażegnać tę burzę i rozpoczął układy z Chmielnickim; lecz podbechtywania patryarchy schizmatyckiego, a przedewszystkiem Moskwy, uniemożebniły wszelką zgodę: z wiosną 1649 r. rozpoczęła się nowa wojna. Jeszcze przed rozpoczęciem tejże pisał król z Warszawy 20. marca 1649 r. do Konstantego Lubomirskiego, starosty sandeckiego:
„Urodzony wiernie Nam miły, iż mamy pewną wiadomość, że Kozacy zaporoscy w uporze i rebellii swojej przeciwko Nam i Rzpltej trwając, nie tylko sami się gotują, ale i pogańskie tatarskie wojska na państwa Nasze zaciągają. Na odwrócenie tedy tak wielkiego niebezpieczeństwa, jako innych tak i Wierności Twojej, którego w rzeczach rycerskich dzielność zaleconą mamy, do tej służby Rzpltej wzywamy i rotę usarską, która w sobie koni 100 usarzów mieć będzie, tym listem Naszym Wierności Twojej przypowiadamy, naznaczając żołdu Wierności Twojej taką sumę[230], jaką inni rotmistrzowie usarzy brać będą, a czas służby a die ultima martii anni currentis poczynać się ma. Którą rotę starać się Wierność Twoja będziesz, abyś z ludzi ćwiczonych i jako najwięcej bydź może w służbie przedtem bywałych jako najprędzej sposobił, i z nią do popisu na czas i miejsce od Nas albo hetmanów naznaczone przybydź nie omieszkał, który odprawiwszy tam się stawisz, gdzie potrzeba Rzpltej pokaże i gdzie hetmani Wierność Twoją obiorą. Przestrzeżesz i tego Wierność Twoja, aby każdy z nich miał konia dobrego i rynsztunek porządny wojenny, tak jako do potrzeby usarz zwykł wsiadać“[231].
Przeciwko zbuntowanym Kozakom wysłano wojsko koronne, wzmocnione zasiłkami pospolitego ruszenia. Miasto Nowy Sącz oddało też ze swej strony patryotyczną usługę, wyprawiając na pospolite ruszenie dwa wozy czterokonne z hajdukami, armatą, żywnością i zasilając je wszelkiemi zasobami, jak czytam o tem w księdze wydatków miejskich:
„Komornikowi Jego Królewskiej Mości, który z Uniwersałem przyjechał, obwieszczając sołtysów na pospolite ruszenie, na wikt 1 złp. 5 gr.“
„Stalmachowi od robienia wozów skarbowych na pospolite ruszenie 6 złp.“
„Kołodziejowi za 4 koła do skarbowego wozu na pospolite ruszenie 3 złp. 6 gr.; temuż od koła do skarbowych wozów 2 złp.; temuż za 2 koła pod śmigownice 1 złp.“
„Żonom dwóch pachołków, wyprawionych na pospolite ruszenie, na wikt przez miesiąc 4 złp.“[232].
Wojsko koronne, ustępując przemocy kozackiej, zamknęło się w Zbarażu, gdzie wnet je nawała czerni kozacko-tatarskiej niby szerokiem morzem oblała. Dnia 10. lipca 1649 r. obległ Bohdan Chmielnicki obóz polski w Zbarażu, pomimo dzielnej obrony Jeremiego Wiśniowieckiego, a z 70 armat ognia dając, przemocą zdobyć go usiłował. Polacy, w liczbie 12.000 ludzi[233] przeciw 300.000 nieprzyjaciół, cudów waleczności dokazywali, a między pierwszymi pierwsi byli husarze starosty sandeckiego, pod nowym a dzielnym porucznikiem, Teofilem Rajeckim.
Zaraz na początku oblężenia trzy chorągwie Lubomirskich, odbijając Tatarom wozy księcia Wiśniowieckiego, mężnie na pogan uderzyły i zwycięstwo rozstrzygły. Nierównie jednak większą sławą okryli się Sandeczanie w czasie szturmu Burłaja i Zaporożców na obóz od strony stawu. Już Burłaj pułkownik, spędziwszy węgierską piechotę, znak zaporoski zatknął na wałach tej części obozu, kiedy Krzysztof[234] Przyjemski, generał artyleryi koronnej, przypadł, chorążego piechoty węgierskiej o mało nie przebił i na Kozaków odwrócił. Węgrzy, zawstydzeni i wsparciem piechoty cudzoziemskiej zagrzani, wściekle się rzucili na Zaporożców i wycięli w pień wszystkich, co tylko na wałach byli. Ale nowemi siłami wsparł Chmielnicki szturm swoich, wysyłając jazdę kozacką pod Mrozowickim, pułkownikiem. Wypadła wtedy z obozu jazda polska i uderzywszy na jezdnych Mrozowickiego, odcięła obu Zaporożców od głównego kozackiego obozu. Tam chorągiew starosty sandeckiego dzielnie się spisała: mnóstwo Kozaków wycięto, a więcej jeszcze utopiło się w stawie[235].
W tej akcyi Rajeckiemu, porucznikowi Lubomirskiego, gdy się zwarł z nieprzyjacielem, przywodząc chorągwi 13. lipca 1649 roku, kula armatnia szmat nogi urwała[236], z konia tedy szwankował. Zatem nieprzyjaciele odważnie nacierając, chcieli go porwać, chorągiew zaś porucznika swego broniąc, mężnie stawała. Towarzysze, choćby do jednego poledz mieli, nie dopuszczali go wziąć, aby nieprzyjaciel nad nim nie czynił urągania. Przypadli i Tatarowie, chcąc go wydrzeć z rąk towarzystwa: lecz przybyło więcej wsparcia i odpędzono nieprzyjaciela, a porucznika towarzystwo żywcem uprowadziło, który potem czwartego dnia ducha wyzionął[237].
Wespazyan z Kochowa Kochowski, historyk polski, wymownie w „Klimakterach“ swoich smutne Jana Kazimierza opisując dzieje, czyn ten mężny sandeckiej szlachty dla przykładu i naśladowania potomności po łacinie przekazał. Wyczytać tam także można nadludzkie siły i wytrwałość wojska pod Zbarażem i Zborowem, i śmierć na polu sławy, poniesioną przez tylu walecznych!
Od tej jednak doby historya Nowego Sącza przedstawia długie i nieprzerwane pasmo ustawicznych klęsk i nieszczęść. Na sejmiku proszowickim 21. stycznia 1650 r. uchwalono 20 poborów łanowego[238]. Poborca Paweł z Rudołtowic Witkowski, dla niebezpieczeństwa po drogach, kazał na 15. marca pieniądze odwozić do Lublina komisarzom wojskowym, sam zaś zjechał do Nowego Sącza z podpoborcami swymi. Panowie rajcy przyjmowali ich gościnnie przez dwa dni winem, rybami świeżemi i suchemi. Samych łososi spożył pan poborca za 10 złp.; całe uroszczenie poborcy i towarzyszów jego kosztowało 21 złp. 10 gr.[239].
Podług urzędowej relacyi Jakóba z Charzowic Chaczowskiego, generalnego podpoborcy województwa krakowskiego, zapłacił Nowy Sącz w tymże roku za 20 poborów pokaźną sumę: szosu 3.661 złp. 14 gr. 8 denar.; z 15 łanów[240] miejskich 300 złp.; z 9 kół „zakupnych“ czyli młyńskich 144 złp. Z pomiędzy rzemieślników było w tym czasie w mieście: 8 kowali, 4 ślusarzy, 3 kotlarzy, 3 złotników, 3 mieczników, 3 sierparzy, 20 szewców, 3 rymarzy, 2 siodlarzy, 15 rzeźników, 6 sukienników, 2 czapników, 8 kuśnierzy, 4 bednarzy, 16 płócienników, 12 krawców, 4 garncarzy, konwisarz, stelmach, stolarz, kołodziej, aptekarz, cyrulik, balwierz, 6 przekupniów i 34 komorników. Ci wszyscy rzemieślnicy zapłacili razem za 20 poborów 1.726 złp.[241].
Te rozmaite a mnogie pobory na naglące potrzeby Rzpltej w dwóch ostatnich latach ubożyły ludność tak w mieście, jako i po wsiach. Wprawdzie podług rewizyi, odbytej 7. marca 1650 roku, istniało jeszcze w Nowym Sączu 15 domów szlacheckich — zato mieszczańskich domów, przy ulicy polskiej, szpitalnej, drwalskiej i furmańskiej, z powodu stacyi żołnierskich podupadłych i pustką stojących, liczono już 23[242]. Stała bowiem w tym czasie (1649—1650) w Nowym Sączu rota husarska Konstantego Lubomirskiego, starosty grodowego, która nie tylko w mieście, ale i w poblizkich wioskach srodze uciskała ludność.
I tak w Paszynie husarze nie tylko bez litości niszczyli poddanych miejskich, ale nawet niektórych z nich ciężko poranili; w Kurowie zaś, Woli Kurowskiej, Świniarsku i Bielowicach wybrali pieniędzy gotowych 1.787 złp., a na żywność 722 złp. Z tego powodu wnoszono ustawiczne skargi do grodu, z załączeniem rejestru poczynionych szkód[243]. — Daleko gorzej jeszcze gospodarowali żołnierze w dobrach starosandeckich Klarysek. W Starym Sączu wybrali 3.320 złp., w Biegonicach zaś, Chełmcu, Podegrodziu, Siedlcach i Maszkowicach 5.083 złp. Od panny ksieni dostali 5.000 złp., 600 korcy owsa, 400 wozów siana, a drzewa wozów bez liczby. Ogółem 1649—1650 r. wybrali husarze ze wsi klasztornych 29.822 złp.[244]. Miary zniszczenia dopełniła chorągiew husarska, exercitus gravis armaturae, Mikołaja Potockiego, hetmana wielkiego koronnego, pod wodzą Stefana Czarnieckiego, który, zjechawszy w grudniu 1650 r. w te strony, wybrał z dóbr klasztornych 11.000 złp., a w Starym Sączu 700 złp., przez co mieszkańców do takiej przyprowadził nędzy, że niektórzy opuścili domy i zagrody swoje. Zasmucona tem ksieni Elżbieta Kołaczkowska, zaniosła żałobę do starosty grodowego w imieniu swoich poddanych[245]. — Dochodziły też skargi przeciwko husaryi Lubomirskiego z innych okolicznych wiosek. Tak n. p. gminy: Ptaszkowa, Cieniawa, Mszalnica, Jamnica, Kunów, Falkowa i Kamionka, wydały na żołnierzy w pieniądzach i leguminach 2.695 złp., wskutek czego mieszkańcy pomienionych wsi opuszczali swe domy i ról uprawiać nie chcieli[246].
Wkrótce też i w Nowym Sączu liczba opustoszałych domów pomnaża się w trójnasób, rzemieślnicy wymierają lub opuszczają miasto, a opłacanie podatków Rzpltej staje się niemożebnem. Wśród tego Jan Kazimierz, jakby w przewidzeniu dalszych morowych klęsk, zatwierdza 1650 r. na prośbę obu chirurgów: Jana Krzyżanowskiego i Jana Niedziałkowicza, ustawy cechu nowosandeckich chirurgów.
Rok 1651 także zawiódł nadzieje ludzi spodziewających się, iż ustaną ciężkie pobory i składki. W styczniu tegoż roku uchwalono znów w Proszowicach 11 poborów[247], a Uniwersał królewski, wydany w Warszawie 5. stycznia, wzywał na pospolite ruszenie[248]. Pieniędzy nie było w skarbie miejskim Nowego Sącza, ani było skąd brać, bo dochody naprzód wyczerpane. Pan Jędrzej Lipski w Olszance, do którego się udali panowie rajcy, nie wygodził w potrzebie. Chcąc nie chcąc, musieli się udać do księży wikarych miejscowych. Pożyczyli z wielką biedą 200 złp., ubezpieczając im tę pożyczkę na dobrach miejskich, jak poświadcza urzędowy akt, wystawiony przez rajców:
„Burmistrz i rajce starzy i ad praesens residentes miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sącza. Zeznawamy tym niniejszym skryptem, rękami naszemi i pieczęciami: radziecką i wójtowską miejskiemi sandeckiemi utwierdzonym: Iż imieniem nas wszystkich i urzędu wójtowskiego ławniczego i wszystkiego pospólstwa naszego sandeckiego, pro flagranti necessitate miasta wszystkiego, t. j. na potrzebę expedyowania wozów skarbowych, pożyczyliśmy u Wielebnych Ojców Wikaryów kościoła farnego sandeckiego ad praesens będących 200 złp. Którą to mienioną sumę tymże Wielebnym Kredytorom lub ich Sukcessorom securitatis gratia powinni będziemy na ich żądanie jak najlepiej i najbezpieczniej na dobrach miejskich opisać[249], i przed którymkolwiek urzędem miejskim assekurować. Na co dla większej wagi i pewności, przy ręcznym podpisie naszym, pieczęci nasze miejskie przyłożyliśmy.“
„Datum et actum Sandeciae, in solita residentia Venerabilium Dominorum Vicariorum Sandecensium, die 9. maji Anno Domini 1651.
Laurentius Szydłowski, Vicestenens Proconsulatus.
Stanislaus Olszyński, Consul Sandecensis.
Andreas Kitlica, Subadvocatus Sandecensis.
Joannes Cyrus, Scabinus[250].
Przy odbiorze tych pieniędzy ofiarowali księżom garniec dobrego wina za 2 złp. 12 gr.
Lecz cóż to znaczyło 200 złp. w ówczesnem położeniu miasta? Na sprawienie wozów skarbowych sprzedało miasto panu Walentemu Włockiemu, regentowi kancelaryi grodzkiej, ogród zwany „Starą Cegielnią“, domem zaś drewnianym i ogrodem „Świniakrzywda“ zwanym, wynagrodzili rajcy swych wojowników: Tomasza Walkowskiego i Jana Ozdzica, kuśnierza, który się na wojnę kozacką z strony miasta zaciągali[251]. A cóż dopiero mówić o innych wydatkach, pilnie przez burmistrza Adama Łukowieckiego notowanych:
„Zapłaciłem konia Marcinowi Migaczowi, poddanemu paszyńskiemu, który poszedł na pospolite ruszenie, 40 złp.“
„Odebrałem od szlachetnego pana Adama Rembeszy, arendarza paszyńskiego, na expedycyą pospolitego ruszenia i inne potrzeby 132 złp.“
„Legumina na pospolite ruszenie do wozów skarbowych 52 złp.“
„Żonie jednego pachołka, co poszedł na pospolite ruszenie, na wikt przez 3 tygodnie 3 złp.“[252].
Prócz tego pożyczono jeszcze na sprawienie wozów skarbowych u Stanisława Kopcia, Marcina Frankowicza i Felicyi Łukowieckiej 600 złp., zabezpieczając im powyższą sumę na gruntach miejskich w Gorzkowie, wydzierżawionych 3 kmieciom[253]. A kiedy i ta suma jeszcze niedostateczną była, wygodził miastu w potrzebie Stanisław Lanckoroński, wojewoda bracławski[254].
Niebawem zjechali podpoborcy, a miasto okazało się w niemożności płacenia. Instygator rządowy nie miał względu na biedę, boć też i Rzpltej nie była rozkosz; od tych, co nie chcieli płacić, ściągał rozmaite ciąże, począwszy od Rogalskiego, który powoływał się na to, że jako rajca nie powinien płacić podatków. Sławetnym: Poławińskiemu, Cyrusowi, Krzyżanowskiemu, razem 30 mieszczanom, odebrano posiadanie domów. Krzyżanowski całkiem ustąpił z domu swego, mniej go sobie ceniąc od ciężarów skarbowi dłużnych: nie zważano na to, że był na wojnie kozackiej jako lekarz. Na Szymona Wolskiego i Jana Pełkę za niewypłacone pobory rzucono wyrok wywołania, czyli „banicyi“. Joachim Raszkowicz z pieniędzy, na leże zimowe[255] dla wojska wybieranych, nie oddał 40 złp., więc go uwięziono i natychmiast musiał złożyć[256].
Oprócz poborów na sejmiku proszowickim uchwalonych, swoją drogą szły składki na wojsko, mianowicie na piechotę Imci pana Kaszowskiego, łowczego wołyńskiego, która się w Sandeckim zbierała, i na piechotę hetmańską. Pobieracz tej składki, Stanisław Hignarowicz, krawiec i mieszczanin sandecki, spisał 1. kwietnia 1651 r. wszystkie domy miasta w obrębie murów fortecznych, z których pobory płacono i z których nie płacono. Prócz 14 domów pustych, w których nie było gospodarza, i 11 placów opustoszonych, wyszczególniono 9 kamienic i domów szlacheckich, z których nie chciano płacić, powołując się na swe szlacheckie przywileje[257].
W walnej bitwie pod Beresteczkiem 30. czerwca 1651 r. poraził Jan Kazimierz na głowę Kozaków. A gdy jeszcze w wschodniej części państwa wojną kozacką był zatrudniony, Bohdan Chmielnicki, ataman kozacki, usiłował w całej Polsce lud wiejski przeciwko szlachcie podburzyć i tym sposobem wywołać ogólne powstanie ludu, które w połączeniu z Rakoczym, gotującym się do zajęcia Krakowa, miało zgnieść szlachtę w domu pozostałą, a on sam miał objąć ster rządu w Polsce. Jednym z takich bardzo gorliwych emisaryuszów Chmielnickiego był Alexander Napierski. Był on naturalnym synem Władysława IV. i nazywał się Szymon Bzowski. Niemowlęciem oddano go na wychowanie do możnego domu Kostków, który z powodu starożytnego senatorskiego rodu i pokrewieństwa z św. Stanisławem Kostką wielkiego w Rzpltej używał znaczenia. Następnie wzięto małe pacholę do fraucymeru królowej Cecylii Renaty; tam rósł i otrzymał wychowanie na dworze królewskim. Po śmierci króla Władysława IV. nie było dla niego miejsca na dworze, ruszył się w świat, zapewne do Kozaków albo na dwór Rakoczego. Po trzech latach niebytności zjawił się nagle 1651 r. w okolicach Krakowa z uniwersałami Chmielnickiego, z zamiarem buntowania ludu, opanowania przejść górskich dla Rakoczego i zajęcia Krakowa[258].
Z początku przesiadywał, pod przybraniem nazwiskiem Alexandra ze Stembergu Kostki, po dworach pańskich, miastach i wsiach, wszędzie zawierając liczne stosunki przyjazne, a mianowicie z Marcinem Radockim, kościelnym i nauczycielem w Pcimiu, i Wiktorynem Zdanowskim, podstarościm nowotarskim, któremu przedstawił się jako pułkownik królewski z rozkazem werbowania ludu na obronę kraju. Przy pomocy dobrodusznego podstarościego znalazł wkrótce drużynę ludzi do swoich celów zdatnych, a między innymi dwóch hersztów zbójeckich, w Nowym Targu na śmierć skazanych, których sobie u rajców nowotarskich wyprosił. Niebawem pozyskał dla siebie niejakiego Gosławskiego i Stanisława Łętowskiego, sołtysa z Czarnego Dunajca, w rzemiośle zbójeckiem dobrze wyćwiczonego. Podług rady Łętowskiego i innych postanowił zająć zamek czorsztyński. Starosta czorsztyński, Jerzy Platenberg[259], pokojowiec królewski, znajdował się przy boku króla pod Beresteczkiem i przeciwko prawu podczas pospolitego ruszenia zamku odbieżał, nie dawszy doń żadnej załogi. Mieszkało w nim kilku żydów, którzy dobra starościńskie w dzierżawie trzymali.
Napierski-Kostka, zachęcony przez Łętowskiego i ludzi czorsztyńskich do zajęcia zamku, w nocy 14. czerwca podstąpił pod Czorsztyn, i skoro z pierwszym brzaskiem dnia bramy otworzono, wpadł niespostrzeżenie i związawszy żyda, który nie miał czasu schować pieniędzy, zajął zamek w imieniu króla, żydów powiązawszy, wtrącił do ciemnicy, zabrał znaczne pieniądze i wyktuały, poczem zaprowadziwszy straż na murach zamku, wysłał za kupnem prochu i ołowiu gońca do Lubowli na Spiżu[260].
Na pierwszą wieść o powstaniu ludowem i zajęciu Czorsztyna przez Napierskiego, miasto Nowy Sącz natychmiast wysłało gońca dla wywiedzenia się pewności, dając mu za ten trud 1 złp. A otrzymawszy stamtąd niepomyślne wiadomości, pomyślano o własnej obronie: nakazano oczyścić i ponaprawiać strzelby i urobić lnianych zapałów do dział za 2 złp. 4 gr. Przysposobiono 4 kamienie i 3 funty prochu za 35 złp. 16 gr., a bednarzowi kazano zrobić 6 fasek na kule. Ks. Mikołaj Ścierski[261], administrator opactwa Norbertanów, rozkazał spędzić poddanych swoich z łopatami, taczkami i koszami; postawił nad nimi urzędnika swego i bez wytchnienia przez 2 dni poprawiano okopy miejskie. Na poczekaniu też poprawiono parkan (palisada) na okopie w miejscu, gdzie nie było muru; wyszło nań 50 sztuk drzewa za 20 złp. Poprawiono też „zwód“ czyli most zwodzony, a na basztę węgierską posłano puszkarzów, aby ustawili działa, jak potrzeba, zaco dostali 20 gr. Urządzono nawet monstrę czyli okazowanie wojenne i przegląd mieszczaństwa zbrojnego, aby przećwiczyć mieszczan w robieniu bronią, mianowicie w strzelaniu. Dopiero oddział dragonii biskupiej, który z pod Muszyny wyruszył, uspokoił miasto cokolwiek. Ugoszczono ich chętnie, a w księdze wydatków zapisał ówczesny burmistrz, Marcin Frankowicz: „Dragonii Imci księdza biskupa krakowskiego, którzy szli na Czorsztyn wyganiać Kostkę, na chleb i piwo za listem księdza biskupa 2 złp.“[262].
Zdobycie czorsztyńskiego zamku przy pomocy zbuntowanych chłopów nie uszło bezkarnie Napierskiemu i zwolennikom jego. Z polecenia Piotra Gębickiego, biskupa krakowskiego, wysłano do Czorsztyna, oprócz dragonii muszyńskiej i piechoty lubowelskiej, także z Krakowa oddział kopijników czyli husaryi, harników[263] i piechotę siewierską. Około 1000 żołnierzy z 4 działkami obległo Czorsztyn i przypuściło 23. czerwca pod wodzą pułkownika Wilhelma Jarockiego ostatni szturm do zamku, którego oblężeni wytrzymać nie mogli. Na zamku bowiem było zaledwie 27 chłopów i 5 dziewcząt: to stanowiło całą jego załogę. Wkrótce też jeden z rannych spuścił list na powrozie, że chłopi wydadzą Napierskiego i Łętowskiego, byle sami zyskali zupełne przebaczenie. Pułkownik Jarocki zgodził się na to. Niedługo chłopi pokazali na murze już związanych obydwóch, bramy otworzyli i wojsko wpuścili, w dzień św. Jana Chrzciciela 24. czerwca 1651 r. — Napierski zaś i Łętowski wydani zostali w ręce Jarockiego. Zamek zrabowało wojsko i co żywo ruszyło z jeńcami do Nowego Targu, a stamtąd do Krakowa 27. czerwca, gdzie na górze Lassocie pierwszego na pal wbito, drugiemu głowę ścięto 28. lipca[264]. Z tego powodu historyk-poeta, Wespazyan Kochowski, napisał z ujmą honoru panującego króla następującą fraszkę:

„Niewiem, co to za dziwny kucharz się pojawił,
Miasto pieczeni, Kostkę co na rożen wprawił“[265].

Król Jan Kazimierz, uwiadomiony o buncie Napierskiego, wysłał z obozu pod Beresteczkiem Konstantego Lubomirskiego na zniesienie tegoż i jego zbójeckiej bandy[266]. Zanim jednak Lubomirski z obozu powrócić zdołał, już Napierskiego pojmano i na gardło skazano. Powracającego z obozu starostę witało miasto z uczuciem radości, a w dowód wdzięczności za podjęte trudy wojenne uraczyło go ucztą, przyrządzoną z łososi, jak notuje burmistrz, Marcin Frankowicz, w księdze wydatków miejskich pod dniem 9 lipca: „Za dwa łososie na przywitanie Jegomości pana starosty, kiedy przyjechał z obozu podczas trwogi, 16 złp.“[267]. Lecz tę chwilową radość mieszkańców Sącza miały niebawem przerwać i zagłuszyć nowe smutne wypadki.
Głód straszny, wskutek spustoszenia całej Rusi przez wojny kozacko-tatarskie, stał się przyczyną śmiertelności we Lwowie, która w następnych latach przestroiła się w tak srogą dżumę, że kto tylko mógł, uciekał z miasta. Ze Lwowa rozpostarła się dżuma po całej Rusi, ogarnęła województwo lubelskie, sandomierskie i krakowskie, wybierając tysiące ofiar; wszystkie szkoły, sądy i grody zamknięto, a nie czując się bezpiecznym nawet w lasach, szukał kto mógł schronienia w górach. Ale wnet i w górach karpackich nie było bezpiecznie, bo kupcy z towarami roznosili dżumę na wszystkie strony.
Jeszcze w końcu listopada 1651 r. przyszedł od wojewody krakowskiego, księcia Władysława Zasławskiego, z Nawojowej posłaniec do Nowego Sącza z listem i rozkazem baczenia na pojawione poszlaki powietrza. Jaką z tem styczność miał sługa miejski, trudno odgadnąć, czytam jednak w księdze wydatków miejskich: „Na lekwannę i ceber słudze Stanisławowi w zamknięciu 4 gr.“ — „Stanisławowi, słudze zapowietrzonemu, na chleb, mięso, gorzałkę i insze potrzeby, in occluso będącemu przez 4 niedziele złp. 4“[268]. Być może, że ów sługa, pełniąc służbę, zetknął się z zapowietrzonym, może zbójcą ujętym, którego od nawojowskiej załogi[269] odbierał. — Odtąd przycichło wprawdzie powietrze, zato miało miasto inne kłopoty niemałe.
W pierwszych dniach grudnia 1651 r. stanąwszy osobiście w urzędzie grodzkim Marcin Frankowicz, burmistrz, Wawrzyniec Szydłowski i Joachim Raszkowicz, rajcy, przestawili niemożebność płacenia podatków, gdyż domów opuszczonych i pustką stojących istnieje w mieście 51; do tego 19 folwarków i zagród zniszczyła powódź Dunajca, Kamienicy i Łubinki[270].
W połowie kwietnia 1652 r. szalały ogromne burze, tak że aż gałka miedziana z chorągiewką z baszty miejskiej spadła. Podjął ją i kawałkami sprzedawał niejaki Cypryan Piotrowicz, kuśnierz, zaco skazany został na sprawienie nowej bani i 20 grzywien kary[271]. Zresztą przeszła spokojnie wiosna, a sprawy miejskie szły zwykłym tokiem.
Nadchodził jarmark na św. Małgorzatę 13. lipca. Przybyło nań kilku żydów z towarami ukradkiem, gdyż według przywileju Jana Kazimierza z 1649 r. nie wolno im było na jarmarki do Nowego Sącza przybywać i towarów na sprzedaż wystawiać, pod utratą tychże. Ale i zysku szkoda i towarów żal, więc żydkowie jęli się niezwykłego sposobu. Wawrzyniec Gadowicz, kramarz sandecki, szukał sposobów spieniężenia rzeczy po Jędrzeju Krukiernickim, chorążym pancernym, i wyświeconej z miasta Zofii Cichoniównie[272], siostrze swej żony. Wiedział, że nie znajdzie lepszych do tego pośredników nas starozakonnych jarmarcznych kupców. Chciał się do nich udać, a tu oni sami do niego przychodzą, aby im użyczył firmy swej i ich towar za swój sprzedawał! Było mu to bardzo na rękę i zaproponował zamianę. Żydzi, widząc zysk, zamienili swoje towary na jego.
Nikt o tem nie wiedział, że Gadowicz, pobrawszy żydowski towar, sprzedawał na swe imię. Cech kupiecko-kramarski, dowiedziawszy się o zdradzie brata swego, wymawiał mu ją, chcąc go od tego odwieść. Ale duch zysku opanował go zupełnie, zresztą miał on złość na swą cechową bracią za niedawnego figla, którego mu spłatali.
Przyszedłszy lekko do majątku po Krukiernickim, który poległ na wojnie w r. 1651, wskutek tego rzeczy jego, u Zofii Cichoniówniej zostawione[273], dostały się żonie jego, Reginie Gadowiczowej — porzucił kramarstwo, na backiem piwie nie bywał, ani o ciężarach i służbie cechowej wiedzieć nie chciał przez dłuższy czas. Chcąc zaś wyprzedać nieprawnie nabyte rzeczy Krukiernickiego, ni z tego ni z owego rozłożył „tasze“, czyli namiot kramarski i kramarzy po dawnemu. Starsi bracia kramarze przypomnieli mu przepisy i przywileje cechowe, że kto rok i 6 tygodni rzemiosła nie prowadzi, tem samem z cechu występuje, żądali więc, aby się na nowo wkupił i służbę młodszego brata w kościele, w baszcie i cechu na nowo objął. Nie chciał tego uczynić i odniósł się do rady miejskiej. Ale rada uznała słuszność wymagań cechu i potwierdziła całkowicie cechowy wyrok. Tak więc Wawrzyniec Gadowicz musiał na nowo światło rozdawać, chorągiew nosić i piwo brackie nalewać. Mszcząc się tej niewagi, tem chętniej wszedł z żydami w spółkę, chociaż się sam wprzód na przemytnictwo żydowskie skarżył; kupował teraz od nich i sprzedawał na swoje imię[274].
Cech kramarski wnet przeciw temu wystąpił. Sławetni: Ludwik Sławiński i Jan Rozdymała zaskarżyli go imieniem całej braci jako buntownika cechowego, który zakazane towary żydom skrycie odkupuje i na swe imię sprzedaje, ku szkodzie cechowej i z pogwałceniem przywileju. Wkońcu zastrzegli sobie imieniem wszystkich: prawo dochodzenia szkód i krzywdy[275]. Nie dochodzili jednak sądownie. Ale Bóg, ów niepojęty czynów ludzkich sędzia, wydał straszny wyrok i karę. Między towarami przemyconymi były skażone morową zarazą!
Jeszcze 5. sierpnia 1652 roku było miasto zupełnie spokojne, a Sandeczanie, pocieszając się, wmawiali w siebie, że może miasto zaraza ochroni, skoro je dotąd ochrania, dawno już nawiedziwszy inne miasta — cieszyli się zdrowem położeniem wśród miernych wzgórz i czystych rzek — sądzili, że zaraza o wzgórza się rozbije lub wsiąknie w wilgoci. Aliści w wilię św. Wawrzyńca, 9. sierpnia 1652 r., wybuchła zaraz i nikt nie dufał sobie dłużej. To też w tym jeszcze dniu zeszli się rajcy na ratusz, gdzie po krótkiej naradzie uchwalili limitationem generalem causarum ob pestem grassantem, t. j. odroczenie wszystkich spraw jakichkolwiek odcieni aż po Trzech Królach 1653 r., albo też na inny czas, kiedy obecna zaraza z łaski Boga ustąpi; z wyjątkiem jednak świeżych spraw kryminalnych, które podług prawa zwłoki nie cierpią i doraźnie rozstrzygane być muszą. Wójt także zwołał ławników i uchwalono podobnie zupełne odroczenie spraw[276].
Gadowicz był już posiadaczem domu w rynku między domami bogatego Widza i Kopcia, teściowę zaś swą Cichońkę osadził na swej ojcowiźnie w sąsiedztwie pustki Nędzy. Wyświecona z miasta siostra żony jego Zofia, po Adamie Białakiewiczu wdowa, poszła tymczasem za mąż na swojem wygnaniu za sławetnego Tomasza Tragowicza, i nadaremno dopominała się zwrotu spuścizny po Krukiernickim. Gadowiczowa zatykała uszy na głośne skargi, bo ślepo wierzyła mężowi, a mąż szedł za głosem łakomstwa i łakomstwo wpajał w serce zaślepionej żony swojej. Więc pokrzywdzona Tragowiczowa wołała o pomstę do nieba — i niebawem spadła straszna pomsta!
Najbliższy sąsiad i kmotr, wiekowy i zamożny kupiec, Stanisław Widz, zapadł ciężko na zdrowiu. Gadowicz pospieszył do niego, bo miał u niego 200 złp. Widz przeczuwał śmierć i mówił, że pójdzie za drugimi; aby zaś między spadkobiercami nie było kłótni, napisał rozporządzenie ostatniej swej woli, przyznał i zabezpieczył Gadowiczowi dług, za okazaną zaś sąsiedzką życzliwość zapisał mu jatkę kramarską i piękny spiżowy moździerz[277].
Uradowany Gadowicz opowiada żonie o nowym nabytku i cieszy się niezmiernie, a wtem żona blednieje, słabnie i omdlewa. Czem prędzej skoczył Gadowicz na ratusz, podczas kiedy żonę trzeźwiono i do łóżka kładziono. Niebawem przyszli ławnicy: Jędrzej Nagłowicz i Wojciech Spiek wraz z pisarzem miejskim i wysłuchali ostatniej woli Gadowiczowej, która trochę do siebie przyszła i której mąż bardzo się czułym okazywał. Gadowiczowa krótko oświadczyła, że wszystko a wszystko co tylko posiada, ruchome i nieruchome mienie, przekazuje, daje i daruje mężowi swemu, Wawrzyńcowi Gadowiczowi; matkę zaś Cichońkę wraz z braćmi swymi, z siostrami i wszystkimi krewnymi, zupełnie od wszystkiego odsądzając[278]. Nim jednak skonała, widziała śmierć dziecka swego i ostatecznie wźrok jej padł na trumienkę tegoż na stole pod piecem stojącą...
Ale bo też okropnie ludzie umierali! Przeczucie śmierci trapiło chorych, a umierali z przekonaniem, że to gniew i kara Boga zagniewanego! Burmistrz Stanisław Olszyński przynajmował grubarzy, żeby zapowietrzonych chowali, i dawał im kontentacyę. Najpierw pochowali Majchrową, bednarkę, i dom jej wraz z sierotami zawarli, zabijając hakami drzwi i okna. Sierotom biednym podawali żywność: markę krup, chleba za 12 i masła za 6 groszy. Po niej schowano biedną sierotę od mniszek Kletek. Kowalowi kazano narobić mnóstwo wrzeciądzów do zabijania domów zapowietrzonych i zabito dom Cichego. Już wtedy nie na żarty było morowe powietrze w mieście, ludzkie środki nie wystarczały — w Bogu tylko nadzieja! Więc panowie rajcy dali 3 złp. na wotywę u Franciszkanów przed Obliczem Pańskiem, czyli cudownym obrazem Przemienienia Pańskiego[279].
Ludzie padali jak muchy, mianowicie ubodzy, nie mogący się ustrzedz zetknięcia. Za bramami miasta po kilkoro tego leżało, a miasto żywiło ich chlebem. Grumarze nie chcieli ich chować, bo im się już uprzykrzyło i żadnego łupu z nich nie mieli; więc im musiano podwyższyć płacę i oprócz pieniędzy dawać gorzałki, mięsa i chleba. A straszni to byli ludzie ci grubarze zapowietrzonych! Nawet obawa śmierci niknęła w ich oczach przed ponętą łupu. W Starym Sączu był w tym czasie wypadek, że zapowietrzonego uduszono, aby zabrać jego mienie. W Nowym Sączu zaś grubarz, Jakób Świerkowicz, wydobywszy z ziemi czaszkę swego syna, spijał z niej gorzałkę z grubaszem, Sebastyanem Rozborowiczem[280]. Więc też rajcy strzegli miasta, ile mogli, mianowicie panowie: Olszyński, Szydłowski i Łukowiecki.
Ustanowili straż miejską i dziesiętników nad nią: Grygla, kołodzieja, i jakiegoś Jacka z 8 drabami, po czterech na odmianę we dnie i w nocy. Przy kościele farnym, gdzie schowano ratuszne i depozytowe skrzynie, postawiono kata na straży nocnej, a na wieży czuwali dniem i nocą: Kluska i Szklarczyk. Dzwonnicy zaś strzegli kollegiaty, przynajęci do tego za pieniądze z dodatkiem połcia słoniny. Kowal miejski ciągle dostarczał wrzeciądzów do zabijania domów zapowietrzonych. Młodzież szkolna przy kollegiacie była także między zawartymi i żywiło ją miasto chlebem i mięsem. W „katowni“ t. j. ratusznem więzieniu umarła kobieta uwięziona, a dziecko jej miasto żywiło. Nieubłagane zaraza pochłaniała coraz więcej ofiar, więc panowie rajcy posłali 3 złp. do fary na wotywę przed ołtarzem bł. Kunegundy[281].
We wszystkich zapiskach i testamentach w tym czasie przebija się trwoga przed gniewem Bożym. Wszędzie mnogie dary zapisują kościołom, czy to na fundusz mszalny przed Obliczem Pańskim, czy na pozłotę którego ołtarza, na lampę przed ciborium, na złoconą kratę przed ołtarz różańcowy, na melchizedek do monstrancyi, czy wkońcu kościołom, „przy których pogrzebie ciało ostatniego dnia sądu Pańskiego oczekiwać miało“... albo „przy którym aby spoczywało, aż P. Bóg z Anioły swoimi w Majestacie wszechmocności przyjdzie“... Płynęły też zapisy na ubogich żebraków i na mniszki Kletki przy kollegiacie sandeckiej. Gdyby zaś spadkobiercy wymarli, częstokroć całe mienie dotknięci zarazą przekazują kościołom. I tak n. p. Katarzyna Jaworka leguje na pozłotę ołtarza Bożego Ciała w kościele farnym 40 złp. — Marcin i Zofia Wojciechowscy zapisują klasztorowi Norbertanów ogród za rzeką Kamienicą, obok ogrodu grodzkiego naprzeciwko dawnej cegielni miejskiej[282]. — Wojciech Brzeziński, bednarz, przeznacza obrączkę złocistą Franciszkanom na mszę św. za duszę żony — naczynie bednarskie na mszę św. do fary — pierścień do Loretto Panny Maryi w Krakowie. — Uczciwa wdowa Warchowa przekazuje mniszkom Kletkom 100 złp.; dom i jatkę szewską dzieciom ciotki swej Jaworki, a jeżeliby pomarły, do fary sandeckiej. — Grzegorz Saytha leguje delię lazurową z guzikami srebrnymi, prócz tego 20 złp. na poprawę kościoła św. Krzyża[283].
Jan Obłąk, rzeźnik, taki czyni testament: „Ponieważ gniew i pomsta Boga Wszechmogącego za grzechy narodu zasłużoną chłostą wiele części królestwa polskiego karze[284] — a między niemi miasto Nowy Sącz, gdzie od zarazy gwiazdy pomoru tyle ludu gaśnie: Przeto czując się okropną zarazą skażonym, widząc, że mnie słudzy wszyscy odbiegli, przyjaciele opuścili i bacząc z pewnością, że to już ostatni bieg życia mego i osłabionego kruchego ciała; acz na siłach zwątlony, na umyśle jednak zdrowy, naprzód duszę grzechami zmazaną oddaję w ręce miłosiernego Stworzyciela mego i Matki jego błogosławionej — a cało jako ziemia ziemi, w kościele św. Ducha. Na pozłotę zaś ołtarza Matki Boskiej Pocieszenia u św. Ducha 50 złp. zapisuję“[285].
Wskutek tej zarazy znacznie wyludniło się miasto, tak iż w styczniu 1653 roku było wszystkich rzemieślników ogółem 62, a zatem o 61 mniej niż w r. 1650, dlatego też oświadczyli cechmistrze, że według dawnych kwitów podatków Rzpltej płacić nie mogą[286]. Wśród tej morowej zarazy wymarło 1.500 ludzi różnego stanu obojga płci. Między zmarłymi byli mężowie obyczajami i łagodnością w obcowaniu, wiecznej i niezatartej w sercach dobrych przyjaciół godni pamięci, jak wielebny ks. Stanisław Niedziałkowicz, patrycyusz sandecki, ks. Jędrzej Nalepowicz i ks. Kasper Wąsowicz z zakonu Norbertanów[287], którzy wraz z drugimi wikarymi wśród troskliwości i pieczy nad duszami wiernych w Chrystusie niezachwianie trwając, zdrowie nie szczędzili i zapowietrzonej owczarni nie odstąpili, wyglądając wspólnie z nią życia lub śmierci[288]. W tymże czasie umarł także mąż zacny, Floryan Benedyktowicz, malarstwa słynny mistrz, miły Bogu i ludziom; zgasł z powszechnym żalem wszystkich, tak mieszczan jako i obcych wszelkiego stanu. Jeszcze wprzód w czasie tej zarazy utracił córeczkę Katarzynę i ukochanego syna Jakóba, którzy w obyczajach i malarstwie nie odróżniali się od ojcowskiej cnoty.
Wraz zarazą spadły w r. 1652 i inne klęski na nieszczęśliwą Polskę. Pod Batohem 2. czerwca wyrznęli Kozacy kwiat rycerstwa polskiego wraz z srogim hetmanem Marcinem Kalinowskim i kusili się o Kamieniec Podolski; podkanclerzy Hieronim Radziejowski, potępiony za gwałty pod okiem królewskiem popełnione, uszedł do Szwedów podburzać ich na własną ojczyznę. Car moskiewski, Alexy Michajłowicz, szukał zaczepki, aby korzystać z nieszczęśliwego położenia Polski i rozszerzyć swoje zabory, a niepłatne wojsko, wybierając samowolne stacye, ciemiężyło i niszczyło kraj.
W Nowym Sączu i okolicy jego stała chorągiew Humieckiego[289] i poczynała sobie jak w nieprzyjacielskiej ziemi. W listopadzie, jeszcze podczas zarazy, nałożyli panowie wojskowi na miasto stacye pieniężne, obroki dla koni i chleby dla siebie, a korzystając z wydalenia się lub wymarcia mieszkańców, odbijali i łupili domy miejskie, folwarki i komory. Wyszczególnił się w tem łupiestwie jakiś pan Pakosz z swą czeladzią, wyrabiając gwałty gorzej od nieprzyjaciela[290].
Burmistrz Stanisław Olszyński kazał woźnemu uczynić rewizyę pustek przez żołnierzy poodbijanych i posłał do starosty z prośbą o pomoc i obronę, a do Jędrzejowa do pana pisarza grodzkiego, który tam przed powietrzem ujechał, skargę i manifest. Nawet konia i siodła uczciwego trudno było wynaleść w znękanem mieście i musiano posłańcwi starościńskiemu z urzędu wprzód siodło kazać naprawić[291].
Starosta, litując się nad miastem, przyjechał sam i radośnie był podejmowany smacznemi szczukami czyli szczupakami za 7 złp. Za jego radą posłało miasto sławetnego Jana Jeżowskiego na sejm do Brześcia litewskiego i dano mu na strawę 50 złp.[292]. Na sejmie nie tylko Sandeczenie zanosili żałobę, ale i inni, bo wszędzie szkody były. Skończyły się zaś te sprawy dopiero na komisyi wojskowej we Lwowie 1653 r., dokąd i Nowy Sącz posłał burmistrza swego, Jana Czechowicza, który tam dochodził[293] szkód i krzywd na panu Pakoszu. Wysyłając go, uprosiło miasto Imci pana marszałka koronnego, Jerzego Lubomirskiego, o list przyczynny, i złożyło do kuchni jego dwa przepyszne łososie za 8 złp. 6 gr.[294]. Czechowiczowi dano na wydatki kilkadziesiąt złotych, z których się częścią wyrachował, a ostatek darowano mu za trud i pracę z panami wojskowymi i w zachodach o uspokojenie Imci pana Alexandra Wielowiejskiego, poborcy generalnego, który właśnie o pobory zjechał. Pieniędzmi, jak podczas potrzeby beresteckiej, tak i obecnie wygodził pan Stanisław Lanckoroński, który wówczas w Podolińcu na Spiżu gościł. Z poborami było wiele kłopotu i niejedną szczukę dano, nim sprawdzono pustki po umarłych, nim je odprzysiężono dwunastu świadkami, nim odpisano i wyrobiono wyrok na szlachtę w mieście domy posiadającą, którzy jak zwykle płacić nie chcieli.
Z końcem marca 1653 r. znowu się pojawiło morowe powietrze w Nowym Sączu i to w domu Wawszyńca Gadowicza, gdzie nagle zmarło dwoje ludzi: niejaki Kiełbasa, płóciennik, i jego żona. Gadowicz mieszkał w rynku, gdzie najpierwsze gospody bywały i starszyzna wojskowa chętnie stawała. Właśnie obok była kamienica Stanisława Kopcia, burmistrza ówczesnego. Podejrzenie zarazy padło na całe sąsiedztwo, a burmistrz kazał natychmiast wszystkie domy poblizkie pozabijać dwunastu wrzeciądzami i ściśle strzedz. Grubarzy też zmówił na nowo, dając im strawnego dziennie 12 gr. i gorzałki. Jeden z nich był żonaty, więc i grubarka brała strawne. Zapowietrzonym, mianowicie Gadowiczowi, Rzezakowi i Krzysztofowiczowi, podano chleb, piwo i drzewo na opał; prócz tego podawano każdemu z nich parę razy po kwarcie oleju[295], zdaje się na lekarstwo. Trwało to aż do Wielkiejnocy.
Dla bezpieczeństwa publicznego zabroniono umarłych chować na cmentarzu kollegiaty, w samym prawie środku miasta położonej. Że to zaś w owych czasach lud nabożny około kościołów rad się grzebał, więc przekupywano grubarza, Sebastyana Rozborowicza, i grzebał ukradkiem przy kollegiacie, wykopawszy z cmentarza morowego. Dostrzeżono go wkońcu, zaskarżył instygator i opiekunowie kościoła, a rada miejska ukarała go więzieniem ratusznem i karą 100 grzywien, iż się poważył zwłoki zapowietrzonych z grobów wydobywać i na cmentarzu chować, bez wiedzy i zezwolenia opiekunów kościelnych[296].
To powtórne morowe powietrze niszczyło nielitościwie pozostałą ludność. Rewizya, odbyta 4. września 1654 r. przez urząd radziecki, w obecności Matyasza Oleksowicza z Kruźlowej, woźnego koronnego[297], wykazuje domów i placów, z powodu częstych kontrybucyi wojskowych i grasującej zarazy, pustką stojących 80 tak w mieście, jak i na przedmieściach[298], a zatem o 29 więcej niż w roku 1651.
Kiedy takie klęski rok za rokiem nawiedzają miasto, kiedy w Polsce jeszcze nie zażegnano nawały kozacko-tatarskiej, a car moskiewski Alexy, wskutek poddania się Chmielnickiego, w tymże roku 1654 nagłym napadem na Litwę i Ukrainę nową groźną rozpoczyna wojnę, aliści zrywa się nowa burza od Północy: napad Szwedów. Jak tyle innych miast w Polsce, tak i Nowy Sącz ucierpiał wiele od tych nieproszonych gości. Lecz właśnie tak chwila stanowi jedną z najpiękniejszych i najświetniejszych kart w dziejach naszego miasta, dlatego poświęcam jej rozdział osobny.




Rozdział  V.
Najazd szwedzki (1655).[299]

Karol Gustaw, król szwedzki, postanowił od pierwszej chwili wstąpienia swego na tron (16. czerwca 1654 r.) korzystać z wewnętrznego w Polsce rozstroju, tudzież z wycieńczenia jej ostatniemi okropnemi wojnami, aby rozpocząć nową wojnę. Licząc zaś na pomoc dyssydentów, najgorliwszysch swoich stronników, i niechętnych Janowi Kazimierzowi a podburzanych przez Hieronima Radziejowskiego magnatów i szlachty, zamierzał zdobyć dla siebie polską koronę. Gdy wszystkie poselstwa i negocyacye w celu utrzymania pokoju i zawarcia wspólnego przeciw Moskwie przymierza okazały się bezowocnemi, owszem sejm szwedzki zgodził się na zamiary swego króla, a Karol Gustaw rozpoczął ogromne zbrojenia — Jan Kazimierz, lubo już trochę za późno, zwołał sejm do Warszawy, który (od 19. maja do 20. czerwca 1655 r.) pod grozą niebezpieczeństwa z rzadką zgodnością uchwalił pospolite ruszenie i łanowego żołnierza z dóbr szlacheckich i duchownych[300].
Na mocy tych uchwał sejmowych i wobec grożącego niebezpieczeństwa, Nowy Sącz nie pozostał w tyle za innemi miastami i, mimo swych szczupłych dochodów, nie szczędząc wydatków, rozwinął gorączkową czynność. Przez całe dwa miesiące, aż do końca sierpnia, sposobiono się na wszelki wypadek do pogotowia i trwały uzbrojenia. I tak już do końca lipca naprawiono bramę krakowską i wzmocniono ją nowemi zawiasami, panewkami i kunami[301]. Także łoże wielkiego dzieła w tej brami wzmocniono trzema tęgiemi szynami. Mury, gdzie były źle pokryte, pobito gontami. Drzwi do wieży zamkowej źle się trzymały, więc sporządzono hak nowy mocny i wmurowano go należycie. O zegarze ratusznym także nie zapomniano: ślusarz naprawił walec, tryb, dwa pióra do wahadła i sprężynę pod młot. Muszkiety ratuszne też obejrzano, a nadpsowane trzy poprawiono i ochędożono. Stelmach dorobił oś do działa, a ślusarz ochędożył armatę. A kiedy już znaczniejsza część koniecznych i naglących robót ukończoną została, z początkiem sierpnia rajcy odbyli rewizyę baszt; zaraz zaś potem nastąpiła monstra, na której oprócz mieszczan byli obecni i chłopi[302].
Lecz nie były to jedyne wydatki, które miasto na obronę własną i na potrzeby publiczne ponosić musiało. Wśród wspomnianych przygotowań publikowano w Nowym Sączu 12. lipca Uniwersał, ażeby szlachta na pospolite ruszenie wyjeżdżała[303], a woźny, który przez dwa dni wykonywał ten obowiązek, otrzymał na koszt miasta wynagrodzenia 10 gr. Równocześnie od początku lipca aż do połowy sierpnia przechodziły przez Nowy Sącz różne oddziały wojska na czele swoich rotmistrzów i kapitanów, tudzież piechota jużto hetmana polnego Stanisława Lanckorońskiego, jużto marszałka wielkiego Jerzego Lubomirskiego, spiesząc ku Warszawie na pomoc przebywającemu tamże królowi. Miasto wszystkim dawało stacye i gościło starszyznę wojskową winem i miodem, a szeregowców piwem i wódką. A gdy po ukończeniu sejmu walnego, zebrał się w Proszowicach sejmik województwa krakowskiego w celu narady nad wykonaniem zapadłych tamże uchwał oraz grożącem niebezpieczeństwem, panowie rajcy Nowego Sącza, na mocy uchwały tegoż sejmiku z 14. lipca, zapłacili na piechotę łanową z wiosek miejskich: Żeleźnikowej, Paszyna, Falkowej, Piątkowej i Roszkowic 170 złp., zaś z 70 domów mieszczańskich 300 złp.[304]. — Tak nie szczędząc grosza, może nad siły swoje, dopełniało nasze miasto ciążącego na niem obowiązku względem ojczyzny!
Tymczasem od końca lipca, od wkroczenia Szwedów do Polski, prawie każdy dzień przynosił coraz bardziej przerażające wieści o coraz większych postępach najezdnika i coraz straszniejszych klęskach kraju. Dnia 25. lipca poddało się pospolite ruszenie wielkopolskie, zgromadzone pod Ujściem w celu bronienia przeprawy przez Noteć, a z niem cała właściwie Wielkopolska. Za jej przykładem 17. sierpnia poddaje się województwo sieradzkie; 18. sierpnia za sprawą Janusza Radziwiłła Litwa, zrywając unię, uznaje Karola Gustawa swym wielkim księciem: król opuszcza stolicę i cofa siku Krakowu, a 20. sierpnia kapituluje Warszawa... Jakie to do głębi duszy wstrząsające wypadki musiały wywołać w Nowym Sączu przerażenie i jaką przejmować zgrozą, łatwo sobie wyobrazić — nieodżałowana szkoda, że źródła nasze żadnych bliższych nie podają nam o tem wiadomości. Lecz najstraszniejsze były niezawodnie jeszcze późniejsze: że królowa wraz z najwyższem duchowieństwem zmuszona szukać schronienia na Śląsku; że Szwed już podstąpił pod Kraków; że król uchodząc, błąka się po kraju...
Jakoż Jan Kazimierz, ustępując przed potęgą i szczęściem Karola Gustawa, zdawszy obronę Stefanowi Czarnieckiemu, opuścił Kraków 14. września i zwrócił się ku Tarnowu. Wojsko zaś koronne niepłatne, będące pod dowództwem Lanckorońskiego, zamiast pozostać dla odsieczy Krakowa, zawiązało się w konfederacyę i ruszyło samowolnie ku Wiśniczowi, a stamtąd ku Tarnowu. Karol Gustaw, który osobiście z doborem przedniej straży w pogoń szedł za królem, nie chcąc podczas oblężenia Krakowa mieć na swych tyłach wojsk polskich, zająwszy 21. września Wiśnicz, który mu się poddał w kilkaset ludzi załogi i 35 dział, pędził przeciwko nim drogą bocheńską prosto ku Tarnowu. Ale właśnie w tej chwili Jan Kazimierz zboczył zręcznie ku Wiśniczowi, i to go ocaliło. Karol Gustaw, nie spostrzegłszy tego, uderzył pod Wojniczem[305] 23. września na wojsko skonfederowane i rozbił je zupełnie — Jan Kazimierz zaś tymczasem, korzystając z sposobności, pospieszył ku górom karpackim i Nowemu Sączowi.
Dnia 27. września 1655 r. nagle zjechał oboźny[306] Jego Królewskiej Mości do Nowego Sącza przygotować stacye, bo król Jan Kazimierz uchodził ku Spiżowi i Węgrom[307]: całe miasto było w niesłychanem poruszeniu i trwodze. Za królem w pewnym odstępie jechał dwór jego i kilku wiernych senatorów. Przy osobie króla jechał mały oddział dragonii i najpowierniejsi dworzanie. Na przywitanie króla Jegomości wyszła wszystka ludność i duchowieństwo Nowego Sącza, tak że kiedy wypadło ochrzcić przyniesioną właśnie Piotra Chwaliboga córeczkę, nie było księży wikarych w mieście, ani kanoników kollegiaty, i musiano zawezwać duchownej pomocy OO. Norbertanów. Nie odmówił wiekowy przeor ks. Jan Pławiński, niby ów nocny stróż Syonu przy kościele i klasztorze pozostały, i przyjął niemowlę na łono Kościoła[308].
Żałosny król wjeżdżał już wieczorem do miasta bez wszelkiej okazałości, nie witany nawet, jak zwykle, mowami uroczystemi. Cztery tyko pochodnie gorzały u bram miasta przez krótki czas jego pobytu. Za dworem jechała mała garstka dworzan, którym gospody rozdawał wspomniony oboźny królewski, a przy tym trudzie wypił wina dwa garnce za 4 złp. na koszt miasta[309]. Wojsko zaś królewskie rozłożyło się obozem na gruntach folwarku Wierzbięcińskiego za rzeką Łubinką, gdzie obyczajem żołnierskim ówczesnemu właścicielowi, Walentemu Włockiemu, znaczne poczyniło szkody[310]. Wieziono też 12 więźniów szwedzkich, między którymi był Jerzy Forgwell, ulubieniec Karola Gustawa. Wieziono i korony i cały skarbiec koronny, którego strzegł Wolf[311], wierny pokojowiec królewski, a tylko najpowierniejsi wiedzieli o tem.
Król, wjechawszy na zamek, rozkazał natychmiast, aby kilku mieszczan odważnych i przytomnych z małym oddziałem dragonii królewskiej co tchu skoczyło pod Kurów, i tam na przewozie znajdujące się promy porąbali. Rozkaz królewski wykonano jeszcze w nocy zapomocą chłopa, który wpław Dunajec przebywszy, prom i czółno na prawy brzeg przewiózł. Wdzięczne miasto Jego Królewskiej Mości dało chłopu za ten kunszt 1 złotego, a dragonom na piwo 1 złp.[312].
Następnego dnia wyjechał Jan Kazimierz ku Czorsztynowi, nadgranicznemu od Spiża zamkowi, gdzie Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny, króla oczekiwał. Burmistrz Marcin Frankowicz postarał się dla króla o przewodnika świadomego drogi i zapłacił mu za trud 2 złp.[313].
Za królem zjechali do Sącza Piotr Gębicki, biskup krakowski, i Jan Gębicki, biskup chełmski, nominat płocki, wreszcie żona Stanisława Lanckorońskiego, hetmana polnego koronnego. Pisarze jej jechali przodem z assygnatą na potrzebną żywność, którą pani hetmanowa płaciła. Panowie rajcy przyjęli ich uczciwie obiadkiem i garncem wina. Pan Jędrzej Suszycki, pisarz miejski, przygotowany i nie krępowany zakazem dostojnych gości, wystąpił z pięknem przywitaniem w imieniu miasta. Szczególnie witał biskupa krakowskiego, jako zbawcę wśród trwogi i niebezpieczeństwa zbójeckiego w 1651 r. przed Alexandrem Napierskim. Do biskupa chełmińskiego osobną miał mowę, a do hetmanowej osobną, a wszystkie piękne i figurami krasomowskiemi ozdobne. Wedle starego i przyjętego zwyczaju należało się pisarzowi miejskiemu od każdej mowy publicznej półgarnca wina; zważając jednak na ciężki czas, contra consuetudinem observatam, obdarzono go tylko 1 złp.[314].
Po odjeździe króla, biskupów i dostojnych gości, ogarnął miasto niewymowny żal. Mieszczanie, ze swymi cechami na czele, zebrawszy się na wiece, radzili, co czynić wypada?... Królowie obdarzyli wierne miasto swoje licznemi wolnościami, pozwolili pobierać cło od towarów lądem i wodą wiezionych, aby zato mury i wieże miasta w należytym utrzymać stanie. — Jakoż istotnie mury i baszty i bramy obronne nie były zaniedbane, i armata rozmaita była i cechowy proch i kule po basztach, a ratuszne na wieży. Nie dziw przeto, ze mieszczan brała ochota zawarcia bram przed Szwedami, zaufania w Bogu, w murach miejskich i odwadze własnej. Niebawem wyprawiono też gońca do króla w Czorsztynie z zapytaniem, czy się poddać Szwedom, czy silny stawić im opór, a na drogę dano mu 6 złp.[315].
Jan Kazimierz, opuszczając Polskę i nie chcąc, aby za niego najpiękniejsze miasta marniały, kazał się poddać Sączowi, a sam przez Spiż miał jechać na Śląsk, bo już na Żywiec nie bardzo było bezpiecznie, skoro jenerał szwedzki, Krzysztof Königsmark, wprost od Krakowa spiesząc, chciał królowi przeciąć drogę. Przed odjazdem z Polski uczynił król jeszcze ostatni krok do Karola Gustawa. Wysłał do niego posłańca z listem, przydawszy mu za towarzysza owego szwedzkiego jeńca, pułkownika Forgwella, obdarzonego wolnością[316], aby się wstawił za poddającym się Sączem.
Z początkiem października 1655 r. wkroczyli Szwedzi do miasta pod dowództwem Forgwella, którego Jan Kazimierz przed kilku dniami z niewoli wypuścił; niebawem nadciągnęli także ochotnicy hr. Magnusa de la Gardie z swym porucznikiem Patrykiem Gordonem, i natychmiast obsadzili baszty i mury, jako też straż zamkową i bramną objęli. Komendant załogi, pułkownik Forgwell, bardzo był umiarkowanym w żądaniach swoich, w wojsku swem utrzymywał karność i porządek, to też i zwykły jarmark na św. Marcin odbył się spokojnie, i dzwoniono, jak zwykle, zwołując lud okoliczny na kupno i sprzedaż. Baszty tylko i mury zwiedził pan komendant, oprowadzony przez rajców i burmistrza ówczesnego, Joachima Raszkowicza[317]. Ale gdy w połowie listopada powołany przez swego króla, Karola Gustawa, do niego wyjechał, objął dowództwo podpułkownik Stein. Od tej chwili wszystko się zmieniło.
Powolni dotąd Szwedzi zaczęli uciskać mieszkańców różnemi daninami i ciężkiemi kontrybucyami. Sam podpułkownik dał uczuć miastu zmianę zaszłą postępowaniem swoim. Kazał sobie przynosić na zamek lane woskowe świece; posyłano mu je odtąd prawie codziennie[318]. Te łupiestwa wywołały oburzenie tak mieszczaństwa, jak i ludu wiejskiego w całej okolicy, objawiające się głośnemi groźbami, aż wreszcie wieść o znieważeniu grobów kościelnych przez stronnika szwedzkiego, szlachcica Floryana Siemichowskiego, szukającego tam ukrytych skarbów, rozjątrzyła całą ludność do ostateczności. Rzecz miała się tak:
Skoro tylko o poddaniu się Krakowa Szwedom w dniu 18. października 1655 r.[319] wieści gruchnęły, cała aryańska szlachta nad Dunajcem odżyła i podniosła głowy; cisnęła się do Szwedów, przyjmując ich z radością i wynosząc pod niebiosa, jako pocieszycieli utrapionych. Wtedy to Floryan Siemichowski, który niedawno odrzekł się wiary aryańskiej w kollegiacie, połączył się napowrót z aryanami sandeckimi, a nawet przyjął służbę pachołka u Liktyna, majora szwedzkiego. Odwrotnie, cała reszta mieszkańców od wtargnienia Szwedów do kraju, a tem bardziej, skoro łupiestwa ich rozgłos znalazły, starała się pochować i poukrywać, co miała droższego, zakopując w ziemię, topiąc w wodzie lub chowając w odludnych miejscach.
Pani Zofia Stanowa, wdowa po Jerzym Stano, staroście sandeckim, jużto z domu, jużto po mężu miała złoto, srebro i inne kosztowności, tak w pieniądzach, jako i sprzętach, szatach i ozdobach. Nie wiedziała, co z tem począć, gdzieby to pochować? — udała się więc po radę do swego kuma, pana Jana Boczkowskiego, podstarościego sandeckiego. Ten był w podobnem położeniu i także radby był gdzie ukryć, co miał droższego. Czyli więc z obopólnej narady, czy może idąc za zdaniem wielce sobie przychylnego kustosza kollegiaty, ks. Jana Witaliszowskiego, uradzili przechować swoje skarby w grobach kollegiaty sandeckiej. Nocą więc przeniesiono skrzynie do kościoła, gdzie odebrał je Marcin Nikburowicz, dzwonnik. Poczem ksiądz kustosz ukrył je gdzieś w kościele, ale nikt nie wiedział gdzie i jakim sposobem.
Atoli wiarołomny i przebiegły Siemichowski wywiedział się od ludzi podobnych sobie, że w grobach kollegiaty mają być ukryte skarby pani Stanowej i pana Boczkowskiego. Wywiedział się dalej, że grubarz, Maciej Trela, w nocy otwierał do grobu w kaplicy św. Jakóba. Natychmiast doniósł o tem panu swemu Liktynowi i podpułkownikowi Steinowi. Zaraz też major Liktyn wziął kilkunastu pachołków szwedzkich i wraz z Siemichowskim udali się do kollegiaty. Zawołali dzwonnika Nikburowicza, kazali sobie otworzyć, i wraz z księżmi wikarymi, którzy przerażenie chcieli być świadkami, przystąpili do grobu pod kaplicą św. Jakóba. Siemichowski wraz z pachołkami szwedzkimi podniósł ciężki głaz, wejście do grobu pokrywający; poczem zdjął z ołtarza świecę woskową, zapalił w lampie i wszedł do grobu najprzód sam, za nim pachołki, a wkońcu kazano i dzwonnikowi iść. Leżał tam tłumok skórzany; więc jął go rozwięzywać. Dzwonnik Nikburowiecz rzecze: „To są rzeczy księdza seniora wikarych, niech Waszmość do spokój!“ — porwał tłumok i wyniósł na górę. Siemichowski tymczasem zaglądał poza trumny, szukając, czy tam nie ma więcej? Nie znalazłszy nic, kazał dzwonnikowi bieżeć czem prędzej po grubarza Trelę na przedmieściu. Nikburowiecz pobiegł, ale wprzód wstąpił do pana Wawrzyńca Szydłowskiego, rajcy i opiekuna kollegiaty, oznajmując, co się dzieje.
Przybiegł co tchu Szydłowski, a zaraz potem przybył i Sebastyan Rozborowicz, grubarz, i wpuszczono ich. Siemichowski stał z zapaloną świecą w ręku, a pachołcy rozwięzywali tłumok. Księża wikarzy upewniali, że to ich rzeczy, które sędziwy ksiądz senior do grobu schować kazał. Nie wierzono ich mowie, a wydobyte srebrne łyżki stołowe chciał Siemichowski zabierać. Księża upominali się, okazując herb księdza seniora. Starszyzna szwedzka przekonawszy się, że to istotnie znaki ks. Marcina Chamilcowicza, seniora, staruszka zgrzybiałego, kazała oddać łyżki i cały tłumok.
Ale grobów było jeszcze kilka; nadszedł też i Trela, grubarz więc kazano mu z kolei otwierać groby. Chcieli najprzód zacząć przed ołtarzem Panny Maryi, ale, że grób przed ciborium zdawał się być świeżo otwierany, zaczęli od niego. Truman stała przy trumnie. Zaraz w pierwszą z rzędu uderzył Siemichowski nogą: zagrzmiała głośno, więc dał spokój. Druga trumna ś. p. Sławińskiego nie zagrzmiała, więc kazał otwierać Treli. Tak samo trzecią ś. p. Wolskiej i czwartą drugiej Wolskiej, i znowu trumnę Popkównej kazał odbijć, ale w żadnej nic nie znalazł. Więc rozjuszony kopnął i stłukł jedną, a potem i drugą trumnę. Na palcu umarłego znalazł pierścień i zdjął. Chciał tak samo drugi pierścień zdjąć i urwał umarłemu palec. Grubarz, nie mogąc patrzeć na takie świętokradztwo, zaczął wygadywać, więc starszyzna szwedzka zniecierpliwiona, kazała mu wyjść.
Wyszli, a grubarz opowiadał o rozbitych trumnach i urwanym palcu umarłego. Zgorszeni i zgrozą przejęci księża poczęli wołać i gromić Siemichowskiego: „Zły człeku! Niedawnoś zabił człowieka, uciekłeś do kościoła i kościół cię zachował — a ty teraz nie pamiętasz na Boga!“ Bezecny zbrodniarz odrzekł cynicznie: „Nie chcę ja być zdrajcą, przysiągłem królowi szwedzkiemu i chcę mu wiary dochować, nie chcę ja go zdradzać!“
Wkońcu Siemichowski, idąc przed ołtarz wielki, kazał Treli dobywać wielkiego kapłańskiego grobu. Nie znalazł nic, tylko w bratniej zgodzie w trumnach kapłani, niegdyś słuch tego kościoła, spali obok siebie snem wiecznym! Kopnął więc znowu nogą w trumnę, odgrzmiała pustką, zaczem rozgniewany oderwał blaszki napisowe z wierzchu dwóch trumien, oglądał je, a widząc, że cynkowe, wyrzucił na wierzch. Były to epitaphia księży: Stanisława Rozmusowicza (†1645) i Bartłomieja Fuzoriusza[320] (†1637). Wikarzy podjęli je z ziemi i okazali Liktynowi, a ten widząc, że szkoda czasu, kazał Siemichowskiemu wyjść i zabierać się z kościoła[321].
Wieść o znieważeniu grobów kollegiaty, tudzież o uwięzieniu ks. oficyała Grzegorza Królikowskiego[322], lotem błyskawicy rozeszła się po całej okolicy i rozjątrzyła całą ludność do ostateczności. Poznawszy Stein to usposobienie mieszkańców, postanowił mieć się na baczności. Oprócz miejskiej broni na ratuszu i cechowej po basztach, każdy mieszczanin oręż posiadał i nie ma prawie przykładu, aby w spisie inwentarza mieszczanina zmarłego nie było wzmianki o broni. Rozesłał tedy Stein swych pachołków i kazał wszystkim mieszczanom broń poodbierać. Rozbrojenie to nie tyczyło się jednak szlachty aryańskiej, przyjaznej Szwedom, do której należał i Jan Wielogłowski, wyrokiem sejmu od czci i wiary odsądzony[323]. Ale przezorni mieszczanie, widocznie już z góry na to przygotowani, ukrywali, jak mogli, rynsztunki wojenne. Szewcy n. p. dali dzwonnikowi do przechowania swój proch armatni w kościele kollegiackim, jak świadczy o tem zapisek w ich księdze cechowej.
Rozbroiwszy miasto, nakazał komendant najprzód „podwodne“, t. j. składkę na pocztę koronną, której wedle konstytucyi z r. 1647 płacił Nowy Sącz 528 złp.[324]. Sławetny Walenty Barycki, majster krawiecki, wybierał tę składkę, ale ledwie 40 złp. zebrać potrafił. Bo i skądże miasto na te ustawiczne wydatki pieniędzy dostarczać miało? Dochody miejskie nie pokrywały wydatków, gdyż cecha śrotowa, co ją trzymał Wojciech Wydra, piwowar, przynosiła zaledwie 31 złp. 24 gr.; arenda piętnastego grosza od wina, którą dzierżawił Wojciech Bogdałowicz, wynosiła 664 złp.; arenda trzynastego drzewa, którą trzymał Jędrzej Kitlica: 266 złp. 20 gr.; trzecia miara młyńska, którą trzymał Wawrzyniec Gadowicz: 360 złp.; blech miejski złp. 140 i wybielenie po 100 łokci płótna rajcom: dzierżawę Falkowej pan Jan Wojakowski, pisarz grodzki, trzymał w zastawie za 1.700 złp. na 3 lata; dzierżawę Paszyna pan Adam Rębesza za 1000 złp. na 3 lata[325]. Oto prawie wszystkie ważniejsze tegoroczne dochody, a wydatków różnych było bez końca. W tem rozpaczliwem położeniu chcąc nie chcąc, musieli rajcy na seryo myśleć znowu o pieniądzach dla Szwedów, i uradzili sprzedać starą miedź z dachu wieży kollegiackiej zdjętą, którą nabył kotlarz za dwieście kilkadziesiąt złotych, obiecując przytem uroczyście w lepszym czasie nową miedzią wieże pokryć. Prócz tego rozpisał też Stein jeszcze inne kontrybucye na miasto i wsi, wyciskane z największą bezwzględnością. Takie postępowanie spowodowało, że kto tylko mógł, uciekał z miasta do Nawojowej, donosząc o wszystkiem, co się dzieje w mieście.
W mieszczanach sandeckich zakipiała rycerska krew przeciwko łupiestwom szwedzkim, a Uniwersał królewski, wydany w Opolu na Śląsku 8. listopada 1655 roku i ogłoszony po wszystkich miastach w województwie krakowskiem, że „nieprzyjaciel tak wiele kościołów Bożych sprofanował, złupił i popustoszył; zakonne panienki, które po cudzych poniewierają się państwach, z klasztorów wypędził[326], kapłanów od kościołów i zakonników od klasztorów odpędził, a przez to chwale Bożej znaczną ujmę uczynił; szlacheckie majętności w niwecz poobracał; wiele szlachty pozabijał, córki i małżonki ich pogwałcił, i wiele innych gwałtów i szkód porobił“[327], dał ostateczne hasło do rozpoczęcia odpornej walki.
Tymczasem komendant Stein nagle dowiedział się od kilku ujętych wieśniaków, torturami wymusiwszy na nich zeznanie, że 2—3 tysięcy chłopów pod dowództwem braci szlachty: Kazimierza i Jana Wąsowiczów[328], oraz 200 dragonii biskupa krakowskiego, zebrało się w poblizkich lasach i zamierza uderzyć na Dąbrowę, własność zagorzałego aryanina, Wespazyana Schlichtinga, a stamtąd opanować miasto[329]. Dąbrowa, milę od Nowego Sącza, obok Wielogłów, na sandeckich gór wieńcu od północy położona, stanowi ważny punkt strategiczny, bo odcina Nowy Sącz od Krakowa i Wiśnicza. Tworząc zaś kończynę pasma gór od Grybowa, sama przez się jest obronnem miejscem. Stein, wywiedziawszy się o całym zamachu, a znając ważność położenia Dąbrowy i lękając się, aby nie został odcięty od Wiśnicza i Krakowa, postanowił uprzedzić ten napad i, obsaczywszy dwór w Dąbrowie, tutaj zaraz odeprzeć nieprzyjaciela i rozbić powstanie góralskie, zenimby to połączyło się z wojskiem kwarcianem pułkownika Gabryela Wojniłowicza i hetmańskiem Jerzego Lubomirskiego[330]. Dlatego ze znacznym oddziałem wyruszył z miasta, zostawiając niewielką, ale doborową załogę pod dowództwem porucznika Patryka Gordona, któremu nakazał, za najmniejszem okazaniem oporu ze strony mieszczan, powszechną rzeź bez litości.
Po odmaszerowaniu swego męża, pani Steinowa, będąc w obawie o swoje skarby w razie jakiego wybuchu w mieście w nieobecności znaczniejszych sił szwedzkich, jużto przez szlachtę aryańską, już też przez szwedzkich pachołków upewnioną została, że skarby pani Stanowej i pana Boczkowskiego niezawodnie były przechowane w kościele kollegiackim, a pomimo zdrady i poszukiwań nie wyśledzono ich dotąd, że więc ten kościół jest najbezpieczniejszem miejscem ukrycia jej skarbów. Usłuchała więc ich porady i przywoławszy najsędziwszych prawie rajców: Stanisława Kopcia i Marcina Frankowicza, prosiła, aby jej skarb umieścili w tymże kościele na przypadek rozruchu jakiego w mieście i aby zań ręczyli. Łatwo odgadnąć, że próba jej obietnicami z jednej a groźbą z drugiej strony popieraną była. Panowie rajcy obejrzeli skarb — były tam klejnoty, naczynia złote i srebrne, szaty i materye drogocenne — westchnęli nad świętym sprzętem, łupieską ręką z rozmaitych kościołów zrabowanym, i radzi nie radzi uczynili zadosyć prośbie pani Steinowej. Frankowicz zawołał dzwonnika i grubarza i kazał skrzynie do siebie przyniesione ukryć w kościele, mieniąc je swoją własnością.
Ale nierównie ważniejszym i płodniejszym w następstwa był inny drugi wypadek. Podanie niesie, że jeden żołnierz szwedzki[331], zapoznawszy się z jakąś dziewczyną, przekupką pieczywa, przestrzegł ją jeszcze przed wymarszem wojska, aby się oddaliła z miasta na kilka dni, bo gdyby po ich odejściu miasto opór stawiło, to wyprawią rzeź powszechną i zburzą miasto. Dziewczyna podziękowała mu, ale zaraz pobiegła do Falkowej, uwiadamiając o tem Jędrzeja Suszyckiego, pisarza miejskiego, który znowu przez Kunów i Jamnicę o wszystkiem dał znać wojsku i Wąsowiczom[332]. Tem wyjawieniem dziewczyna z Sącza uratowała miasto; gdyż teraz zaczęło do lasów nawojowskich przybywać coraz więcej mieszczan, uciekających przed niebezpieczeństwem i trwogą, z doniesieniem o zamysłach Szweda i zapewnieniem gotowości powstania, byle tylko pomoc przybyła. Więc korzystając z wymarszu Steina, zmieniono pierwotny plan uderzenia na Dąbrowę, a umówiwszy się dokładnie, postanowiono wpaść do Nowego Sącz i wyrwać go z rąk szwedzkich, i dano znać miastu o zbliżającej się pomocy.
Poza głębokim i szerokim przekopem oraz podwójnym wałem, dzielącym właściwe miasto od przedmieścia węgierskiego, tam, gdzie dzisiaj ulice Długosza i Jagiellońska, prowadzące na Grodzkie i na dworzec kolei żelaznej, stały wówczas stodoły miejskie szeregiem jedna przy drugiej, podobnie jak po dziś dzień w Starym Sączu, a pod każdą piwnica. W tych to stodołach i piwnicach ukryło się kilkunastu najodważniejszych wojowników zapomocą mieszczan; a gdy, jak się to działo codziennie, dnia 13. grudnia w dzień św. Łucyi[333], o pewnej godzinie nad wieczorem czeladź wyszła furtką po słomę i siano dla bydła, ukryci owi wojownicy powdziewali szaty czeladzi, i z brzemionami na plecach i ukrytą bronią zdążali za wracającemi dziewkami.
Żołnierze szwedzcy, jak zwykle, rozpoczęli swoje figle i umizgi do dziewek, gdy w tej chwili przebrani wojownicy chwytają ich za gardło i dławią, a równocześnie drudzy chyłkiem popod murem pędzą ku bramie węgierskiej, siekierami wybijają wrota i zwód spuszczają. Tak straż szwedzka została pokonana i brama węgierska zdobyta — ale na huk strzałów i Szwedom przybyły posiłki. Rozpoczęła się walka. Szwedzi w porządku wojennym natarli dzielnie, aby nazad odzyskać bramę i zwód podnieść; ale w tej chwili przygotowane cechy pod wodzą swego burmistrza, Jana Marcowicza, zdobywszy poprzednio broń aryańskiego szlachcica, Jana Wielogłowskiego, złożoną w gospodzie Wawrzyńca Gadowicza[334], sypnęły się bramą od furmańskiej ulicy (dzisiejszej ulicy Kościuszki). W czasie tej potyczki został spalony na przedmieściu, niedaleko bramy węgierskiej, kościół z szpitalem św. Walentego, lecz nie wiadomo z jakiego powodu[335].
Pobici Szwedzi cofali się, jedni wzdłuż murów ku młyńskiej bramie, drudzy w przeciwnym kierunku do wązkiej uliczki różanej (dzisiejszej Pijarskiej) — kiedy inni z zamku, na wiadomość co się dzieje, obsadziwszy opactwo Norbertanów i kollegiatę, w owych czasach obwiedzione murami o strzelnicach i basztami, zdążali z pomocą. Dotarłszy do uliczki różanej i widząc ją w rękach swoich, cofający się Szwedzi oparli się o mur i palili w gęste mieszczan tłumy, w czem nadbiegający z murów żołnierze gorąco ich wspierali. Lecz właśnie ta ostatnia okoliczność zgubiła ich sprawę.
Dzielny Krzysztof Wąsowicz[336], pułkownik dragoński, i jego ludzie nawojowscy spostrzegłszy, że mur nie strzeżony, po drabinach z pomocą mieszczan wdarli się na mury i od różanej uliczki wpadli na Szwedów. Z odżywionym zapałem natarli z swej strony także mieszczanie, i ani jeden Szwed nie uszedł!
Łatwiejsza już sprawa była na opactwie Norbertanów; wybito dwie dziury w murze i wyłomem dostano Szwedów. Z obmurowanego cmentarza kollegiaty musieli także wcześnie uchodzić. Tylko jeszcze na zamku trzymał się porucznik Patryk Gordon z niedobitkami, a widząc sprawę straconą, uciekł furtką grodzką, dając znać swoim o poniesionej klęsce.
I rzeczywiście Szwedzi nie dali długo na siebie czekać. Rozjuszony Stein, połączywszy się z Gordonem, z największym pośpiechem ruszył na Nowy Sącz. Na dzisiejszej Przetakówce zebrali się Szwedzi i stąd nagle do miasta przypuścili szturm; ale w Sączu była wszelka gotowość i tak od strony zamkowej, jak i bramy krakowskiej poczyniono wszystkie potrzebne ostrożności. Samą bramę krakowską od wywalenia zabezpieczono potężnemi zaporami z całego drzewa, kilkakrotnie przez siłę wbitemi. W innych bramach przygotowano także działka i organki.
Szwedzi, znając dobrze miejscowość, szturmowali jedni do zamku, drudzy do krakowskiej bramy, a szczególniej pchali się do otworu kanałowego, który był przy krakowskiej bramie dla ścieku wody z ulic miasta, chcąc go zapewne rozsadzić prochem i wyłom uczynić. Lecz mieszczanie pilnowali murów, a celne strzały z hakownic, zwłaszcza Stanisława Krawczyka, gęsto wśród nieprzyjaciela słały trupa. Ale kiedy ostatnia hakownica wypaliła z ogromnym hukiem, tej samej chwili uwisła ręka jego i krew trysła obficie. Hakownica zanadto silnie nabita, nie wytrzymała parcia — pękła i srodze go w rękę skaleczyła. Mieszczan, będących na murach, kiedy to ujrzeli, strach ogarnął, ale w tej rozstrzygającej chwili zagrzmiał okrzyk od rzeki Kamienicy i od razu huknęły strzały. Była to piechota nawojowska starosty grodowego pod dowództwem Felicyana Kochowskiego[337], która na Szwedów uderzyła z boku, a za nią w odwodzie postępowała piechota spiska Jerzego Lubomirskiego, pod wodzą Jana Gerlichowskiego, sam zaś starosta grodowy, Konstanty Lubomirski, ze szlachtą zachodził bokiem.
Szwedzi, tak niespodzianie napadnięci, zostawiwszy poległych, wszystkie łupy, wozy i działa, umykali z duszą ku Wiśniczowi[338], a jęk dzwonów i huk ludu towarzyszyły odgłosowi strzałów. Nazajutrz rano wjechał starosta do oswobodzonego miasta na czele swej nawojowskiej piechoty, która niezwłocznie objęła straż zamku i bram. Na rozkaz jego dało im miasto dwa achtele piwa za 8 złp., a osobno dla straży zamkowej i bramnej półachtel za 2 złp. Jeńców szwedzkich pochwycono 19, których starosta na ratusz wziąć i żywić kazał; trzymano ich tamże aż do końca września 1656 r., poczem przewieziono ich do zamku w Lubowli na Spiżu[339].
Niebawem nadciągnął pułkownik Gerlichowski z piechotą spiską Jerzego Lubomirskiego. Na rozkaz starosty dało im miasto znowu achtel piwa, a drugie tyle zapłacił im Jan Cyrus, sędziwy starszy cechu szewskiego, którego cech i baszta taką sławą się okryły. W imieniu Jego Królewskiej Mości objął pułkownik Gerlichowski komendę miasta i natychmiast kazał porobić, co potrzeba było. Klucze od bram, które Szwedzi zabrali, kazał podorabiać; także szufle i stemple do dział zdobytych; krakowską bramę kazał odemknąć i ponaprawiać; a za Szwedami wysłał szpiega, dawniej już do tej sprawy używanego, Oleksego, który poszedł pod Wiśnicz dowiadywać się, co tam słychać? A za ten niebezpieczny trud otrzymał skromnej zapłaty 1 złotego[340].
Mieszczan, którzy w obronie miasta i religii śmiercią walecznych polegli, pochowano jako rycerzy na pobojowisku u murów miejskich, na rogu ulicy drwalskiej (dzisiejszej Jagiellońskiej). Spoczywały tam ich kości aż do roku 1800 któregoś, kiedy przy budowaniu tamże domu (dzisiejszy budynek Urzędu Podatkowego) odgrzebane i na cmentarz przeniesione zostały. Szwedów zaś najezdników trupy pochowali grubarze na miejscu, gdzie tracono zbrodniarzy, za murami miasta, gdzie dzisiaj kapliczka św. Marka, na skręcie do Przystanku kolei żelaznej.
Tak Nowy Sącz nieśmiertelną okrył się sławą! Kiedy król w ucieczce za granicę szukał ocalenia, kiedy cała Polska jęczała pod żelazną ręką najezdnika i tylko jedna Częstochowa bohaterski stawiała opór, mieszkańcy Nowego Sącza 13. grudnia 1655 r., a więc o całe 13 dni wcześniej, aniżeli Częstochowa odparła wroga, chwycili za broń przeciw najezdnikom i z pomocą włościan z Nawojowej, Łabowej, Podegrodzia i Brzeznej zadali Szwedom najzupełniejszą klęskę, w której, co nie uszło, zginęło, i z równą walecznością odparli szturmy od swych murów i nieprzyjaciela do haniebnej zmusili ucieczki. Niechże więc sława ich czynu nigdy nie zamiera, a potomkowie ich lub ich krewni oby zawsze mieli w pamięci, że przodkowie ich niegdyś zasłużyli się dobrze Ojczyźnie!
Ta podwójna klęska Szwedów przyniosła jednak nie tylko Nowemu Sączowi zasłużoną sławę, ale pociągła za sobą najważniejsze skutki polityczne; obok walecznej obrony niezdobytej Częstochowy wpłynęła na rozbudzenie sumienia i honoru narodowego i na wydobycie się z moralnego przygnębienia i upadku, przez co wywarła decydujący wpływ na cały dalszy tok prowadzenia wojny i położyła kres dotychczasowym powodzeniom Szwedów. Nie jako żadną hipotezę, lecz śmiało wypowiadam moje przekonanie, że Jan Kazimierz, na wiadomość o tem podwójnem zwycięstwie i powstaniu ludu w okolicy Sącza, postanowił korzystać z chwili podniesienia ducha w narodzie i wrócić do Polski, aby stanąć na czele obrony kraju przeciw strasznemu wrogowi. To też już w kilka dni, bo 18. grudnia, wyjechał z dotychczasowego miejsca swojego pobytu na Sląsku, zdążając do Polski. Jakoż przy zręcznem i rozumnem kierownictwie króla i królowej Maryi Ludwiki udało się Konstantemu Lubomirskiemu, staroście grodowemu sandeckiemu, poruszyć na sejmiku w Nowym Sączu 21. grudnia 1655 r. całe Podgórze karpackie przeciwko Szwedom. Uchwałę tego sejmiku podaję w całości:
„My rady, dygnitarze, urzędnicy i rycerstwo województwa krakowskiego, którzyśmy 21. decembris do Nowego Sącza zjechali, takowe między sobą czynimy postanowienie. Iż Uniwersałem J. K. Mości pana naszego miłościwego, który szczęśliwie za łaską Bożą intra Regnum stanął[341], i Ichmościów panów senatorów dobrze ojczyźnie życzących Uniwersałami et exemplo wzbudzeni, żarliwą tudzież wojska koronnego erga Rempublicam miłością i Hana Jegomości tatarskiego[342] chwalebną i potężną in societate tej Korony statecznością, jako i innych colligarorum principum subsidio umocnieni, a patrząc na nieznośną wiary świętej katolickiej, domów Bożych, i swobód naszych omnisque divini et humani juris violentiam, ani ścierpieć mogąc niewolniczych króla szwedzkiego pakt[343], z powinnej ku J. K. Mości panu naszemu miłościwemu wierności, wiary świętej i wolności naszej, zgodnie namówiliśmy między sobą i braterską obowiązali się konfederacyą: aby wszyscy in genere województwa tego obywatele, którzy tylko tytułem szlachcica szczycą się, na dzień 27. grudnia pod Grybów, jak w najlepszych pocztach na podźwignienie ojczyzny i zaszczycenie pańskiego dostojeństwa skupili się. Uprosiliśmy tedy Jaśnie Wielmożnego J. M. Pana Jana Wielopolskiego, wojnickiego kasztelana, aby (jako mu z prawa pospolitego in absentia pana wojewody krakowskiego jus competit województwa tego) rozesłał uniwersały po powiatach, i wszystkich Ichmościów stanu rycerskiego naszych panów i bracią na dzień i miejsce wzwyż mianowane konwokował — a ktobykiedykolwiek stawić się nie miał, takowego każdego tegoż Laudi naszego vigore pro hoste patriae deklarujemy, et decernimus nań honoris, fortunarum et personae succubitionem jako na nieprzyjaciela. A iż beli ratio requirit, i to jest osobliwe Hana Jegomości postulatum, aby piechoty jak najwięcej przysposobić, tedy zleciliśmy Wielmożnemu Imci Panu staroście sandeckiemu, koła naszego marszałkowi, aby w liście swoim, w którym Księcia J. M. Pana Wojewodę[344] do nas inwitować będzie, i tego dołożył, aby Książe Jegomość piechotę naszą łanową na przeszłym sejmiku proszowickim w dyspozycyę swoją odebraną, tamże na miejsce generalnego ściągnienia stawił. Co sobie nie tylko vigore obowiązku na się przyjętego, ale z wrodzonej Książecia Jegomości do ratowania ojczyzny ochoty, obiecujemy.“
„Działo się w Nowym Sączu 21. grudnia R. P. 1655. Konstanty Lubomirski, marszałek koła rycerskiego“[345].
Po wypędzeniu Szwedów nastały w mieście spokojniejsze chwile. Panowie rajcy, podziękowawszy Bogu za ocalenie wiernego miasta i załatwiwszy jeszcze inne najpilniejsze gospodarcze sprawy, zwrócili uwagę swoją na Siemichowskiego, pochwyconego w czasie porażki szwedzkiej. Rada miejska, stosownie do przepisów prawnych, zbrodniczą sprawę Siemichowskiego odesłała do sądu wójtowskiego. Pomimo nadchodzących świąt Bożego Narodzenia i feryi sądowych, zasiadł bezzwłocznie wójt i ławnicy na gajny sąd wielki wyłożony. Instygator radzieckiego urzędu, sławetny Jakób Świechowicz, stanął przed wielkim sądem, żaląc się na Floryana Siemichowskiego z powodu złupienia grobów w kollegiacie i następowania na mienie ludzkie. Wkońcu prosił, aby mu sąd dozwolił świadków dostawić i kolejno przesłuchać. Przypuszczeni świadkowie, podniósłszy do niebios palce prawej ręki, zeznawali i świadczyli kolejno: uczciwy Sebastyan Rozborowicz i Maciej Trela, grubarze, Marcin Nikburowicz, dzwonnik, i sławetny Wawrzyniec Szydłowski, rajca i lunar sandecki.
Prześwietna ławica zapytała Siemichowskiego, kto mu był do tego powodem? kto był uczestnikiem? A gdy nie chciał nic wyjawić, więc stosownie do kodeksu prawa magdeburskiego oddano go oprawcy do męczarni. Począł go męczyć, lecz nic nie wyjawił.
We środę po św. Tomaszu Apostole 22. grudnia 1655 r. zapadł na niego następujący wyrok:
„Ponieważ z przesłuchania świadków jasno udowodnione, że Floryan Siemichowski już dawniej niezmiernie występne wiodąc życie: zbrodnię stanu nie tak z ostatniej potrzeby, jak z czystej złości popełnił; także mężobójstwa był się dopuścił, a ostatnimi czasy chytrze i podstępnie, przeciw prawu narodów i pobożności chrześcijańskiej, grobów wiernych katolików w kościele kollegiaty dobywał i do tego występku nawodził; nawet zwłoki w grobach i trumnach obdzierał i blachy napisowe, od przywiązanych przyjaciół dla pamięci na trumnach przybite, poodrywał; wreszcie na mienie i dobra, tak szlacheckie jak i innych osób, wroga naprowadził, czem przeciw Boskim i ludzkim prawom wystąpił. Przeto pomienionego Floryana Siemichowskiego wielki zagajony sąd wójtowski ławniczy sandecki ucięciem głowy na środku rynku, pod katuszą, skazać postanowił mocą wyroku niniejszego“[346].
Pogrzebiony został za murami miasta na miejscu tracenia, obok Szwedów, którym tak wiernie służył. Burmistrz zaś Jan Marcowicz zapisał w księdze wydatków: „Exekutorowi od exekucyi Siemichowskiego, co zrabował groby u fary i nawodził Szwedów, 3 złp.“[347].
Karząc surowo zbrodnię, nie zapomnieli panowie rajcy wynagrodzić walecznych mieszczan, a przedewszystkiem Stanisława Krawczyka, który z baszty szewskiej z niebezpieczeństwem własnego życia tak dzielnie odpierał Szwedów. Wojciech Bogdałowicz, ówczesny burmistrz, wpisał w lutym 1656 r. do księgi wydatków: „Stanisławowi Krawczykowi, który z szewskiej baszty z hakownic przeciwko Szwedom, gdy po wygnaniu z miasta znowu do miasta retyrowali i pod bramę podpadać chcieli, strzelał. Gdy go ostatnia prochem rozsadzona hakownica w rękę raniła: na cyrulika i przychęcając go do dalszych usług miastu, za konsensusem panów kollegów dałem 10 złp.“[348].
Za nadejściem świąt Bożego Narodzenia ustąpiła chwilowo wesołość i swoboda w umysły skołatanych wojną Sandeczan. Na mszy pasterskiej trąbiono i bębniono według zwyczaju, tak, że aż skóra popękała i macica od śruby od bębna się oderwała, musiano zatem nowe doprawić. Panowie rajcy de more antiquo zajadali smacznie korzeniami przyprawione zające i zapijali winem. Nie zapomnieli też o klasztorze starosandeckich Klarysek. Posłano im przeto pięć kóp bułeczek, wypieczonych z najprzedniejszej mąki; do tego 6 zajęcy i 6 garncy wina węgierskiego, każdy garniec w osobnym bukłaszku[349] albo nowym drewnianym bębenku. Posyłał zaś Nowy Sącz owe dary corocznie od niepamiętnych czasów w wigilię Bożego Narodzenia[350], jako wieczystą daninę i wykupno szkód, których klasztor i dziedzictwo bł. Kingi doznały przez wzrost Nowego Sącza.




Rozdział  VI.
Ostatnie lata panowania Jana Kazimierza. — Klęski miasta.
(1656—1668).

Po porażce i wypędzeniu Szwedów nie wesoło rozpoczął się Rok Nowy. Wielebny ksiądz Jan Fabrowicz, komendarz w Podegrodziu, zanotował na czele księgi chrztu: Annus millesimus sexcentesimus quinquagesimus sextus et sucticus! Sed Tu Domine libera noc a malo![351] — jak gdyby przewidywał dalsze nieszczęścia wojenne Nowego Sącza i całej Sandeczyzny.
Król Jan Kazimierz dowiedziawszy się, jak już wspomniałem powyżej, o dzielności Nowosandeczan i ruchach wojsk hetmańskich, usłuchał rady Maryi Ludwiki, próśb hetmanów i głosu narodu, i powrócił ze Śląska do kraju. Naprzeciwko niego wyjechał Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny, a 13 chorągwi Piotra Potockiego, wojewody bracławskiego, pod wodzą pułkownika Gabryela Wojniłowicza, posuwało się pod Nowy Sącz[352]. Miasto przyjmowało ich, jak mogło: w post rybami i winem, a w dzień zwykły: mięsem, chlebem i winem; dla koni zaś dostarczano owsa. Pułkownik Jan Gerlichowski, który, od chwili porażki Szwedów, objął komendę nad zamkiem i miastem, miewał częstych gości, więc miasto dawało: pół wołu za 6 złp. i wina 2 garnce za 4 złp.; to znowu ćwierć wołu za 3 złp. 10 gr. i cielę za 1 złp. 15 gr.; piwa beczkę za 4 złp. i wina 2 garnce za 4 złp.[353].
Tymczasem obaj hetmani koronni: Stanisław Potocki i Stanisław Lanckoroński, zawiązali konfederacyę „w obronie wiary i ojczyzny“ w Tyszowcach 29. grudnia 1655 r.[354], a dzielny Stefan Czarniecki poszedł w jasielskie Podgórze, podczas kiedy Wojniłowicz pod Wiśnicz i Kraków postąpił, goniąc z 3-tysięcznym korpusem za Szwedami, którzy w tym czasie spalili Wiśnicz[355]. Jan Kazimierz zjechał przez Węgry do Krosna 4. stycznia 1656 r., skąd niebawem (8. stycznia) wystosował do Sącza następujące pismo:
„Powróciwszy w państwa Nasze, lubo już siła takowych mamy, którzy uznawszy oppressyą szwedzką nad sobą, do Nas się znowu garną, więc i wojsko do powinnego przyszło posłuszeństwa, a nawet i Kozacy statecznej Nam wiary i poddaństwa swego dotrzymać poprzysięgli. Jednakże chcąc jako najprędzej nieprzyjaciela tego, który nie tylko w majętnościach Naszych i szlacheckich niepowetowane poczynił szkody, ale też i kościoły Bogu poświęcone połupiwszy do ostatniej prawie zguby poddanych Naszych przywiódł, pokonać i z państw Naszych wypędzić. Rozkazujemy Wiernościom Waszym, abyście się nieomieszkanie podług obwieszczenia od panów swoich na dzień 15. miesiąca stycznia pod władzę urodzonego Gabryela Wojniłowicza, pułkownika Naszego, pod Sącz skupili i onego we wszystkiem, cokolwiek Wiernościom Waszym czynić rozkaże, jako starszego swego słuchali, a zatem we wszelakich zamysłach jego wojennych na danie odporu nieprzyjacielowi swemu, na zaszczycenie Kościoła katolickiego i Rzpltej nadwerężonych ozdób, jemu pomocni i posłuszni byli“[356].
Z początkiem roku 1656 wałęsali się znów Szwedzi po Podgórzu karpackiem. Paweł Würtz, gubernator szwedzki, wysłał z Krakowa 1000 piechoty ku Sączowi, aby rozpędzili kupiących się tamże chłopów, lecz tych tak znaczna była liczba, że anie jeden Szwed nie wrócił donieść, co się tam dzieje[357] — wojska polskie wytępiły ich do szczętu! Sam więc zdrowy rozsądek radził obywatelom sandeckiej ziemi korzystać z tak pomyślnych okoliczności i gotować się do odparcia ponownego napadu Szwedów. Dlatego też na sejmiku szlacheckim w Grybowie 3. lutego 1656 r. „uchwalono czopowe w podgórskich miastach na praesidium miastu Sądczowi, jako fortecy pogranicznej“[358].
Zanim jednak uchwalone pieniądze może jeszcze zbierać zaczęto, gdy oto wszystkie powyższe zaszłe wypadki wyczerpały do ostatka wszelkie dochody miasta i wywołały zupełną kryzys finansową. Wskutek bowiem łupiestwa Szwedów i różnych częstych poborów, ściąganych od mieszkańców, znacznie wyludniło się miasto. Dlatego 16. lutego 1656 r. stanąwszy przed urzędem grodzkim sławetni: Wojciech Bogdałowicz, burmistrz, Ludwik Sławiński i Wawrzyniec Gadowicz, rajcy, zeznali pod przysięgą, „iż w mieście naszem Nowym Sądczu i na przedmieściach jego istnieje 89 domów rozebranych, tak dawnych jako i teraźniejszych, także placów pustych, na których stały dawniej domy; z nich więc poborów i innych podatków publicznych nie płaca według spisanego regestru“[359].
Oprócz kłopotów pieniężnych dla załogi, w mieście stojącej, mieli też panowie rajcy nie mało innych kłopotliwych spraw. Generosus Jan Wielogłowski zapozwał Wawrzyńca Gadowicza, iż mu z zbrojowni jego własnej wybrał strzelby, uganiając (sic) po mieście za Szwedami[360]. To znowu sławetny Marcin Pijanowski zaniósł żal na Stanisława Jamińskiego, jako w czasie wybicia się miasta gwałtu od niego doznał. Nakoniec Stanisław Rolka żalił się na sławetnego Andrzeja Babskiego, iż mu zabrał był ołów[361].
O tę starą miedź z wieży kollegiackiej, sprzedaną na zapłacenie poborów Szwedom, dopominała się również natarczywie a wcale niespodzianie kollegiata[362]. Podczas kapituły zawezwano burmistrza Jana Marcowicza i rajców: Wojciecha Bogdałowicza, Stan. Kopcia, Marcina Frankowicza, Stan. Olszyńskiego i Jana Czechowicza. Stawili się w pokorze, a ksiądz Jan Grabowski[363], proboszcz kollegiaty, gromił ich, jak śmieli naruszyć własność kościelną bez zezwolenia biskupa i kapituły. Mieszczanie składali się w pokorze, że to uczynili dla dobra publicznego, tem bardziej, kiedy i tak wielkie ciężary budownicze do miasta należą, więc i wieża, da Bóg, w lepszym czasie pokryje się nową miedzią. Wkońcu zeznawali, który kotlarz i za wiele ją kupił. Ksiądz Grabowski jeszcze raz ich zgromił, że się to nie godziło proprio ausu et privata auctoritate bez pozwolenia biskupiego czynić, a wreszcie uroczyście zastrzegł nietykalność dobra kościelnego[364].
Były także kłopoty i dopominania się sławetnego Marcina Wojciechowskiego o folwarczek za rzeką Kamienicą, niedaleko od drogi tarnowskiej na dzisiejszej Przetakówce, od księży wikarych temuż darowany, z którego Szwedzi po powrocie swoim nowy na miasto rozpoczęli napad. Rzecz tak się miała. Konstanty Lubomirski, starosta grodowy sandecki, czuwał nad dalszą obroną miasta. Nie było prochu, a dotychczasowe sprowadzanie z Biecza, gdzie go wyrabiano, było utrudzającem. Pamiętając, jak Szwedzi, szturmując na miasto, umieli korzystać z położenia owego folwarczku, dlatego kazał go zupełnie rozburzyć, a z materyałów budowlanych wystawił prochownię (officina pulvearia) i browar na użytek i wygodę miasta, gdzie brak prochu i piwa czuć się dawał. Wojciechowski stawiał nowy folwark i zastrzegł sobie naprzód, żeby mu go starostowie nie burzyli[365].
Najgorzej jednak było z tym łupem Steina, który jego żona przed rozpoczęciem walki ze Szwedami w Sączu w kollegiacie schować kazała[366]. Ten skarb chciano obrócić na potrzeby publiczne w ciężkich czasach wojennych, lecz sprzeciwiała się temu kapituła kollegiaty, uważając go jako dobro kościelne. Trzeba się było chwycić ostateczności, i za pozwoleniem Ojca św. Alexandra VII. żądać pomocy od kościołów.
Zaraz pierwszych dni maja zjechał ksiądz komisarz królewski z jurystą, w asystencyi kapitana, oficerów i wojska, po srebro kościelne[367] i udali się na zamek. Niebawem przyszedł pan Jędrzej Werbski, dworzanin starosty Lubomirskiego, i zawezwał księdza kustosza, Jana Witaliszowskiego, aby otworzył kościół i wydał skrzynie Steinowej, żony podpułkownika szwedzkiego. Ksiądz kustosz zawahał się z początku, lecz przeczytawszy zezwolenie legata papieskiego i biskupa krakowskiego, otworzył zakrystyę i wydał skrzynie. Było ich kilka a wszystkie pełne srebra, klejnotów i bogatych materyi. Sławetni Frankowicz i Kopeć, którym owa Szwedka powierzyła swój skarb i pamiętać o nim kazała, zdziwili się nad wielkością bogactwa i łupu, zabranego po dworach a najwięcej po kościołach, który niebawem obróconym został na publiczne Rzpltej potrzeby.
Przy odbieraniu zaś tych skarbów dało miasto kapitanowi i ludziom królewskim 2 beczki piwa za 8 złp.; dla oficerów Króla Jegomości i ludzi jego ćwierć mięsa za 4 złp. 15 gr., i achtel piwa za 4 złp.; dla księdza komisarza, który po srebro kościelne przyjechał, półtora garnca wina za 3 złp., a za owies i siano 4 złp.; juryście królewskiemu garniec wina za 2 złp. i wiertel owsa za 1 złp.; i znów ryczałtem owsa wierteli 6 za 6 złp., 3 garnce wina młodego za 4 złp.; wreszcie komendantowi Gerlichowskiemu garniec starego wina za 2 złp. i chleba za 1 złp. 10 gr.[368].
Tymczasem, kiedy prawie dzień każdy nowe przynosił kłopoty i miasto w tak przykrem znajdowało się położeniu finansowem, na sejmiku zaś grybowskim dla Nowego Sącza uchwalone „czopowe“ nie wpływało należycie, w pięć tygodni po owej uchwale na podobnym sejmiku w Nowym Sączu poruszono ponownie sprawę poboru czopowego:
„My dygnitarze i obywatel czchowskiego i sandeckiego powiatu, za Uniwersałem Króla Jegomości pana naszego miłościwego w pospolitem ruszeniu zostający. Lubośmy na praesidium fortecy sandeckiej, z rąk nieprzyjacielskich za osobliwą łaską Bożą odzyskanej, na której dotrzymaniu nie tylko województwu naszemu, ale całej Rzpltej wiele zależy, dwa pobory na zjeździe naszym w Grybowie niedawnego czasu pozwolili. Iż jednak wiele Ichmościów panów braciej naszej, także i z miasteczek niektórych, tych poborów dotąd nie oddali, a piechocie praesidio zaciągnionej, także Ichmościom panom oficerom pieniędzy widzimy potrzebę wielką. Przyszło nam inszego sposobu nabycia pieniędzy w tak gwałtownej potrzebie zażyć: a do zwyczajnego podatku w województwie naszem uchwalenia czopowego z miast i miasteczek w powiatach naszych będących udać się. Jakoż de facto chcąc tej fortecy Jego Królewskiej Mości naszemu panu miłościwemu dotrzymać, odtąd na ćwierć roku, t. j. od 13. marca do 5. czerwca czopowe stanowimy. Do tego wybierania uprosiliśmy Jegomości pana Jana Proszkowskiego, podstarościego sandeckiego, i Jegomości pana Stefana Wielogłowskiego, poborcy naszego, którzy wydać mają do wszystkich miast i miasteczek swoje uniwersały, aby to czopowe, przez osoby w Konstytucyi opisane, trybem zwyczajnym wybierane i regestrowane było; a potem jak najprędzej tym ludziom in praesidio będącym, za assygnacyą Jegomości pana Krzysztofa Krupki, pułkownika naszego, i za kwitami Jegomości pana komendanta i panów rotmistrzów, płacić i oddawać będą powinni. Ichmościom zaś panom administratorom naszym tego czopowego salarium od złotego po groszu naznaczamy. A to nasze zgodne braterskie, propter bonum publicum postanowienie, imieniem nas wszystkich podpisać i do grodu podać zlecamy.“
„Działo się w Nowym Sądczu 10. marca 1656. Krzysztof z Mojkowic Krupka, pułkownik powiatu czchowskiego. Jerzy z Potoka Potocki, rotmistrz powiatu czchowskiego. Krzysztof Skrzetuski, pisarz grodzki sandecki“[369].
W przeciągu tych wszystkich opowiedzianych spraw i sporów od lutego do maja, był Nowy Sącz świadkiem ciągłych przejazdów ważnych poselstw królewskich. I tak w połowie lutego przejechał z Głogowa przez Nowy Sącz komornik królowej Maryi Ludwiki z pilnymi listami do króla Jana Kazimierza, który w tym czasie w Samborze a później we Lwowie przebywał; niebawem popędził za nim poseł cesarski[370]. We dwa tygodnie znowu komornik królowej z pilnymi listami. Miasto podejmowało ich gościnnie i dawało „strawne“ a przewodnikom stosowne honoraryum, wpisując wszystko do księgi wydatków[371]. Trwoga przed Szwedami nie ustała jeszcze. Królowa jeszcze w marcu, jak się zdaje, chciała wracać do Polski, gdyż między wydatkami miasta z końca marca czytam: „Posłowi, który jeździł po rzeczy królowej Jejmości, z końmi 2 złp. 20 gr.“ Ale królowa nie zaraz zjechała. Kilku jeszcze komorników, wioząc pocztę królowej, wracało tam i sam, nawet poseł od króla Jegomości (zdaje się do cesarza) przejechał, prowadzony przez dwóch przewodników, na początku kwietnia. Dopiero w maju zapisana podwoda pod posłańca do królowej Jejmości do Krosna[372]. Wkońcu sierpnia zapisano: „Posłowi, który się powracał z rzeczami królowej Jejmości, 3 złp. 10 gr.“ — Królowa już wróciła do Polski i z Warszawy do Łańcuta uciekać musiała na początku sierpnia. Ale poseł ów widać nie wiedział o tem. — Pierwszych dni września przejechał poseł turecki przez Nowy Sącz, dążąc pod Kraków do marszałka Jerzego Lubomirskiego.
W lipcu piechota spiska odeszła z Gerlichowskim pod Wiśnicz, a komendantem Nowego Sącza został pułkownik Mikołaj Giza. Nie zaniedbywał on żadnej ostrożności i wcześnie pomyślał o naprawie murów miejskich. A ponieważ miasto żywiło ciągle więźniów szwedzkich, więc żeby darmo nie jedli chleba, użył ich do robót około murów miejskich do pomocy Gryglowi, murarzowi miejskiemu, bo oprócz dziury w kącie nad Dunajcem trzeba było niejedno naprawić. Dalej sprawiło miasto 8 beczułek do windowania prochu z ratusza na wieżę. Na baszcie rzeźniczej i kuśnierskiej kazano zrobić nowe wiązanie pod strzelbę i nowy żelazny klin do działka; także pewny kunszt na municyę miasta, do czego trzeba było pięć fur buczyny. Kanał ów przy bramie krakowskiej niebezpieczny, do którego poprzednio szturmowali Szwedzi, już dawniej zamurowano. Kiścieni[373] pod żelazo do murów narobił stolarz już poprzednio. A musiało coś wiele tego być, kiedy zato dostał aż 10 złp. Kołowrot u bramy krakowskiej naprawiono i tarcicami obito; zwód także sporządzono. Przykopę, t. j. głęboki rów obronny, wybrali i wyczyścili pracowici Piątkowianie, poddani miejscy. Odbyło się i strzelanie do tarczy na generalnej monstrze, podczas której zapłacili panowie rajcy 3 achtele piwa za 12 złp. — jeden dla mieszczan, drugi dla przedmieszczan, trzeci do wsianów (sic), „aby accedente aliquo casu ochotniej szli do murów i obrony.“ Sami zaś panowie, którzy prezydowali na tej monstrze, wypili wina 3 garnce za 6 złp. Regimentarze wojska tego miejskiego dostali półgarnca wina za 1 złp., dobosz 12 gr.; a na piwo dla różnych osób znaczniejszych, którzy byli praesents przy tej monstrze, dali panowie rajcy 18 gr.[374].
Już w czerwcu 1656 r. nadciągnęły w Sandeckie wojska koronne Stefana Czarnieckiego, kasztelana kijowskiego, które rozłożywszy się po wsiach i folwarkach starosandeckich Klarysek, nie mało wyrządziły szkody w pobliżu obu Sączów. Nie dość bowiem na tem, że tych żołnierzy musiano suto podejmować, sami jeszcze dobijali się do komór włościańskich, ludzi nielitościwie bili, po lasach pochowane rzeczy przywłaszczali sobie, pola, ogrody i łąki wypasali końmi i pustoszyli, a przytem wszystkiem dopuszczali się różnych gwałtów i nadużyć, jakby w nieprzyjacielskim kraju. Wskutek tego ksieni Zofia Stanówna wniosła zażalenie do sandeckiego grodu, w imieniu całego zgromadzenia i pokrzywdzonych poddanych swoich, załączając szczegółowy spis oszacowanej szkody na 11.732 złp. 19 gr.[375].
Jakie zaś szkody wojsko koronne w tymże czasie wyrządziło w Nowym Sączu, świadczy urzędowe sprawozdanie, podane do grodu przez rajców miejskich: „We wtorek po Nawiedzeniu Matki Boskiej 4. lipca, przyszedłszy oblicznie do urzędu i akt grodzkich: sławetny Wawrzyniec Szydłowski, burmistrz, Wojciech Bogdałowicz i Stanisław Kopeć, rajce, Stanisław Wilkowski, wójt miasta Nowego Sądcza, w imieniu pospólstwa zeznawali pod przysięgą i protestowali przeciwko Krzysztofowi Wąsowiczowi, pułkownikowi Stefana Czarnieckiego. Iż on z tymi swoimi oficerami i wszystkiem żołnierstwem, nie uważając prawa o wybieraniu chleba stacyj żołnierskich w konstytucyi opisanego, i owszem assygnacyi od tego Imci pana kijowskiego na ten chleb dany przekazania zaniechawszy, śmiał i poważył się pułk wszystek na przedmieściu zwiodłszy i tamże z gruntu wszystko częścią wytrawiwszy, częścią do wozów zabrawszy, na złotych dwanaście set lekko rachując, szkody naczynił. Tenże pan pułkownik ludzi na wioski miejskie rozesławszy, w miasto w kilkadziesiąt koni i tyleż osób wjechał, przez dwie niedziele sumptuose żyjąc, za wino, korzenie i insze necessaria do vivendi nad zwyczaj 841. cum summo protestantium gravamine natrawił pieniędzy. Z samego miasta pieniędzy 2.000 złp. i z wiosek także po 30 złp. z każdego łanu niemiłosiernie wycisnął. Tem się nie kontentując, znowu na te wioski odchodząc tenże lud swój swawolny prowadzić kazał, gdzie lud utrapiony do ostatka uciskał, koni i bydła nabrał i jeszcze zmyślony jakiś chleb przychodni i odchodni pieniądzmi wybrał. W Żeleźnikowej 3 dni stali, gdzie nas w niwecz obrócili i komory otwierali; wzięli 300 złp. z tej wioski i 4 konie, które kosztowały 100 złp.; i znowu wzięli talarów 12 i 56.; na chleb łanowy wydaliśmy 165 złp.; ogólna szkoda uczyniona w Żeleźnikowej z półszosta łanu wynosi 657 złp. 15 gr. W Piątkowej z 3 łanów wzięli parę koni i 90 złp.; rabowali po komorach i oborach; najprzód wołu zabili i wieprza i parę wołów z sobą wzięli; także wozy, pługi, brony, cieląt 10 zabili; wszystka szkoda z 3 łanów w Piątkowej czyni 497 złp.“[376].
Nieszczęśliwy Kraków, zajęty od Szwedów, już od 9 miesięcy jęczał ciągle pod ich nieznośnem jarzmem. Król Jan Kazimierz, lubo na różnych punktach otoczony od wrogów, przemyśliwał jednak nad wyswobodzeniem swego stołecznego miasta. Z tego powodu wydał Uniwersał w obozie pod Warszawą 31. maja 1656 r. do wszytkiego rycerstwa w sandeckim i czchowskim powiecie o pospolitem ruszeniu pod Kraków[377]. Podobny Uniwersał rozesłał później Michał na Zebrzydowicach Zebrzydowski, miecznik koronny[378], z obozu pod Tyńcem 9. lipca 1656 r.:
„Ponieważ Jego Królewska Mość, pan nasz miłościwy, urząd pospolitego ruszenia województwa krakowskiego zlecić mi raczył, a z opisu prawa pospolitego miasta i miasteczka Jego Królewskiej Mości aparamenta bellica do obozu sposobić i dawać powinne, tedy władzą urzędu mego wszystkim miastom i miasteczkom powiatu czchowskiego i sandeckiego rozkazuję, aby od daty rachując tego Uniwersału za tydzień, do obozu pod Kraków z potrzebami do wojny należącemi: z armatą, prochami, kulami, piechotą, żywnością, rydlami, motykami i inszym orężem przybywali, a to pod winami o pospolitem ruszeniu uchwalonemi. Co aby wszystkich wiadomości doszło, Uniwersał mój według zwyczaju od miasta do miasta jeden drugiemu przesyłać, nie zatrzymując go, powinniście, a to pod surowem karaniem, które zarz na nieposłusznych, przez chorągwie kwarciane[379] przy nad będące, egzekwowane i wykonane będzie“[380].
Wśród tych zbrojeń i przygotowań wojennych nie zasypiali swej sprawy chciwi łupu Szwedowie. Bystrem okiem śledzili oni wszystkie ruchy wojska koronnego, a nie mogąc powetować swej ciężkiej porażki pod murami Nowego Sącza, z rozkazu Pawła Würtza rabowali i w perzynę obracali podgórskie miasteczka: Żywiec, Zakliczyn[381] i Nowy Targ, gdzie spalili farę — a wreszcie 23. sierpnia 1656 r. wpadli do bezbronnego Starego Sącza, gdzie nie tylko kościoły obrali ze wszystkich ozdób i kosztowności, ale i od mieszkańców znacznego zażądali okupu[382]. Od spalenia ocalił miasto wójt miejscowy, Marcin Szablik, który oddał cały swój majątek Szwedom, prosząc, aby nie palili miasta i kościołów. Ale w Nowym Sączu była wszelka gotowość do odparcia wroga. Wojciech Bedliński, starosta muszyński, przybył na pomoc powtórnie zagrożonemu Nowemu Sączowi z załogą muszyńską, złożoną z samych przeważnie chłopów, i stanął obozem pod wsią Jamnicą. Wdzięczne zato miasto posłało mu do obozu 6 garncy wina za 12 złp., pieczeni za 2 złp., a chłopom, którzy z nim przyszli, dano na piwo 7 złp. Rozesłano też czem prędzej gońców na wszystkie strony: pod Wiśnicz i Tarnów, do Pilzna, Tuchowa, Krościenka, Muszyny i Czchowa, którzy mieli pilnie dowiadywać się o ruchach wojsk koronnych i szwedzkich, tudzież zwoływać chłopów na praesidium do Sącza[383].
Po ogłoszeniu Uniwersałów ciągnęły różne chorągwie, z odległych nawet stron ruskich, przez Nowy Sącz pod Kraków — każdy zaś pochód wojskowy stawał się nowym ciężarem miastu. Uzbrojenie wojenne wymagało coraz to nowych pieniężnych ofiar — miasto nie mogło płacić, sam więc król musiał nawoływać do tego osobnym listem, pisanym w Lublinie 5. września 1656 r.:
„Naznaczył wielmożny Stanisław z Potoka Potocki, wojewoda kijowski, hetman koronny, na chorągiew kozacką urodzonego Kazimierza Piaseczyńskiego[384], pułkownika Naszego, chleb osobliwą assygnacyą swoją w obudwu Sandeczach. Za którą assygnacyą Wierności Wasze deputatom pomienionej chorągwi tego nie chcieli wydać chleba, dajemy ten Nasz do Wierności Waszych Uniwersał, surowo przykazując, abyście pomieniony chleb podług assygnasyi hetmańskiej deputatom przerzeczonej chorągwi bez wszelkiej odwłoki i wymówki wydali, i jako najprędzej wydaniem tego chleba pomienionych deputatów odprawili“[385].
Wkrótce potem, w drugiej połowie września, i pułkownik Giza musiał opuścić Sącz, gdyż odebrał rozkaz pochodu pod Kraków. Przedmieszczanie odwieźli rzeczy jego aż na miejsce i dostali za ten trud 4 złp., chłopi zaś z Piątkowej odnieśli armatę do obozu, zaco im dano 2 złp. 24 gr.[386].
Uniwersał powyższy jednak nie odniósł pożądanego skutku. Wprawdzie 20. paźdz. panowie rajcy oświadczyli gotowość wypłacenia pułkownikowi Piaseczyńskiemu 900 złp.[387], oświadczenie to jednak, jak się pokazało później, było tylko pozornem. Dnia 20. listopada stanąwszy przed urzędem grodzkim deputaci[388] z pod chorągwi Piaseczyńskiego, starosty mławskiego, żałobliwie skarżyli:
„Iż sławetny Marcin Frankowicz, burmistrz, zapomniawszy bojaźni Bożej i na surowe karania, przybrawszy sobie Wojciecha Bogdałowicza, rajcę, i Jana Cyrusa, ławnika, gdyśmy z assygnacyą hetmańską na wybieranie chleba przyjechali, odważyli się w poniedziałek przed św. Jadwigą na dom i gospodę pomienionych deputatów najść riolenter z rusznicami i inszymi do wojny należącymi orężami. Gospodę wszystką dokoła ludźmi ze strzelbą obtoczywszy, drzwi do izby, gdzie deputaci pacifice siedzieli, siekierami wyrąbali, okna kamieniami potłukli. Przybrawszy sobie in subsidium rotmistrza piechotnego Miklusa[389] w zamku ze wszystką piechotą, na gwałt w ratuszu we dzwonek bijąc, dobywali przez godzin trzy. Jakoż tych pomienionych deputatów dobywszy, w izbie okrutnie poranili i pokaleczyli. I nie dosyć na tem. Zabrawszy ich już zranionych, na co tak wiele szlachty i księży żałośnie patrzyli, że nie jako żołnierzów Jego Królewskiej Mości, ale nieprzyjaciół z krwawego pobojowiska do zamku po błocie, bez czapek, bez oręża prowadzą, gdzie całą noc pod wartą byli. Pospólstwo zaś dobijało się do zamku, mówiąc: Pozabijajmy takich żołnierzów, którzy darmo chleb u nas jedzą. Jakoż byliby pewnie pozabijali, gdyby niektóre osoby, patrząc na tak okrutne krwi szlacheckiej rozlanie, nie obronili“[390].
Prócz tego skarżyli deputaci, że im zabrano rzeczy kosztowne wartości 343 złp., a mianowicie: kontusz nowy purpurowy ze złotemi pętlicami, których par 12 — żupan atłasowy — łubie[391] oprawne srebrem — łuk malowany turecki — strzał lwowskich 30 — bandoletów[392] toruńskich parę — strzał birkutowych[393] 12 — pas bandoletowy z ładownicą[394] — nahajkę tatarską — taftuj musułbasowy[395] — nóż podoliński z nożenkami[396] — czapkę czerwoną karmazynową sobolczykiem opuszoną — obuch srebrem nabijany — kilimek z pod wojłoka[397]...
Niewiadomo jednak, jaki był rezultat tej skargi i jaki skutek tego niesłychanego gwałtu, rzucającego tak jaskrawe światło na obyczaje ówczesnego mieszczaństwa, gdyż według zapisku w księdze ławniczej: Hoc anno Marte impediente causae forenses, praesertim graviores, silebant[398].
W dwa miesiące potem 1657 r. książę Jerzy Rakoczy, sojusznik Szwedów, ze swymi Siedmiogrodzianami, Wołochami i Kozakami niszczy całe, niestety, bezbronne Podkarpacie, począwszy ode Lwowa aż do samego Krakowa[399]. Zajmuje w ostatnich dniach stycznia w swym pochodzie bez oporu Stryj — odparty ogniem działowym od Lwowa (23. lut.), posuwa się pod Przemyśl i oblega go przez 5 dni — ściąga znaczny okup od Jarosławia — przypuszcza szturm do zamku Lubomirskiego w Łańcucie, lecz zmuszony odstąpić, straciwszy tamże 800 ludzi[400]. Po spaleniu Rzeszowa w dniu 6. marca[401], wyrusza w Jasielskie, gdzie 19. marca niszczy ogniem Brzostek wraz z kościołem, następnie przedmieścia Krosna, tudzież Brzozów z kościołem, wkońcu zdobywa i burzy zamek w Odrzykoniu i Szymbarku koło Gorlic. Nareszcie 28. marca zajmuje Kraków i w okolicach Opatowa łączy się (14. kwietnia) z nadciągającym z Prus Karolem Gustawem. O ile Nowy Sącz lub jego najbliższa okolica mogły ucierpieć od wojsk Rakoczego, nie da się szczegółowo powiedzieć z istniejących źródeł.
Już w styczniu tego roku panował w Nowym Sączu niezwykły popłoch i ruch wojenny. Burmistrz Bogdałowicz nie mało miał kłopotu z różnymi gońcami, których ustawicznie posyłać musiał z listami Konstantego Lubomirskiego, krajczego koronnego[402] i starosty grodowego, jużto do Lubowli, Starego Sącza, Grybowa, Bochni, Wiśnicza, Tarnowa, jużto do oficerów do Barcic, Nawojowej i Krosna, a nawet do obozu pod Kraków, chcąc zasięgnąć języka o Szwedach i posuwaniu się wzdłuż Podkarpacia wojsk Rakoczego. Prócz tego trzeba było zasyłać skargi do kancelaryi grodzkiej przeciwko żołnierzom, którzy poranili niektórych mieszczan. Przytem wszystkiem nie zapominano o naprawie baszty kramarskiej, dwóch okien na organki w baszcie węgierskiej i o poręczach, które 6 chłopów robiło na murach przez cały tydzień[403].
W pierwszej połowie lutego nadciągnął z piechotą hetmańską Jan Wąsowicz, z rozkazu marszałka wielkiego koronnego Jerzego Lubomirskiego, w celu wzmocnienia załogi fortecy sandeckiej, dla której z każdego łanu dóbr szlacheckich i duchownych, z miast i miasteczek, uchwalono po złotemu w obozie pod Krakowem 2. lutego 1657 r.[404]. Wdzięczne miasto Jego Królewskiej Mości ofiarowało na przyjęcie nowego komendanta parę szczuk za 1 złp. 20 gr. Do dział zaś miejskich kupiono półtora kamienia prochu za 22 złp. To nagłe zbrojenie się wśród zimy pociągało za sobą różne nadzwyczajne wydatki, przewyższające znacznie dochody. Od stycznia bowiem do końca marca dochody miejskie wynosiły zaledwie 189 złp. 15 gr., a wydatki 250 złp. 4 gr.
Najdobrotliwszem zrządzeniem Opatrzności Bożej wojska Rakoczego nie dotarły do Nowego Sącza[405]. O ich jednak pochodzie przez sandecką ziemię, z jaką tam dzikością gospodarowały, jakich strasznych dopuszczały się okrucieństw, jak w powszechnem niebezpieczeństwie duchowieństwo i ludność okoliczna chroniła się w murach Nowego Sącza, wspomina wyraźnie uchwała sejmiku szlacheckiego, odbytego w Nowym Sączu pod laską Konstantego Lubomirskiego 1. maja 1657 r.:
„My dygnitarze, urzędnicy, rycerstwo województwa krakowskiego a powiatu czchowskiego i sandeckiego, którzyśmy się in vim pospolitego ruszenia na praesidium fortecy sandeckiej w miesiącu marcu zgromadzili i do tego czasu w niej zostajemy. Lubośmy za Uniwersałem pierwszym Króla Jegomości, pana naszego miłościwego, gotowi byli z wielmożnym marszałkiem wielkim i hetmanem polnym koronnym pod Krakowem się łączyć[406] i teraźniejszej usługi ojczyzny przeciwko nieprzyjacielowi dopomagać. Upatrując jednak, jak wiele zależy wszystkiej koronie polskiej na fortecy sandeckiej, niedawnego czasu za łaską Bożą i odwagą naszą z rąk nieprzyjacielskich odzyskanej. Iż znowu w wielkiem niebezpieczeństwie zostawała i coraz większem zostaje, gdy książe siedmiogrodzki w państwa koronne nieopowiednie wpadłszy, podjazdy potężne Kozaków, Wołochów i Węgrów w powiat nasz posłał, które obelżywość kościołom Bożym przez rabowanie i siła kapłanów zamordowanie poczyniły, wsi niektóre i miasteczka ogniem i mieczem znosiły, i okrucieństwa przedtem rzadko słyszane czyniły i czynią. Przyszło nam dla zatrzymania tejże fortecy całości in vim pospolitego ruszenia w praesidium jej zostawić aż do powtórnego Uniwersału Jego Królewskiej Mości, dnia wczorajszego do nas przyniesionego, którym Jego Królewska Mość chce to mieć po nas, abyśmy pospolitem ruszeniem pod Sandecz zgromadziwszy się, obronę onego między sobą namówili[407]. Konformując się do woli Jego Królewskiej Mości i bezpieczeństwo Sądczowi opatrując, iż świeżo wielka część wojska tak szwedzkiego, jako i księcia siedmiogrodzkiego pod Kraków przyszedłszy, gromadne partye z działąmi i inszą armatą po naszym powiecie rozpuszcza i z Węgier inszych posiłków zaciągać intendit. Obowiązujemy się, braterskiemi słowy poprzysięgając jeden drugiego, jakośmy się obowiązali w przyszłych związkach i konfederacyach: iż wszyscy do utraty zdrowia naszego tej fortecy sandeckiej praesidium trzymać mamy, abyśmy świątnic Bożych i tak wielu ludzi kapłańskich, zakonnic i różnej kondycyi ludzi tu zgromadzonych, w okrutne ręce nieprzyjacielskie nie podali“[408].
Po tym sejmiku zabrała się szlachta rączo do dzieła. Uchwalono pobory w powiecie, które Ichmościowie: Stefan Wielogłowski, Jan Lipski i Jerzy Marcinkowski, mieli wybierać jako subsidium charitativum dla załogi fortecy sandeckiej pomiędzy duchowieństwem i szlachtą. W celu porządniejszego odprawowania straży, tak placowej, jako i murowej, obrano kwatermistrzami Ichmość panów: Piotra Jaklińskiego, Andrzeja Lipskiego, Zygmunta Święcickiego i Kaspra Stockiego, ogólną zaś komendę nad całem miastem objął pułkownik Krzysztof Krupka. Obostrzono też niektóre przepisy miejskie: trunków jakichbądź żaden szynkarz nie mógł sprzedawać po pierwszej godzinie w nocy (po 9 wieczór); nie wolno też było z ogniem, a osobliwie ze świecami, chodzić po strychach i stajniach pod karą 5 grzywien, które na piechotę miały być obracane. Wydano też ordynans do miasteczek w powiecie, ażeby jak najprędzej wysłano do fortecy sposobnych ludzi, którzyby dobrze władać umieli rusznicami i innym orężem ręcznym[409].
Ponieważ jednak pobór, wybierany na utrzymanie załogi, okazał się niedostatecznym, a piechocie i oficerom in praesidio będącym żołd się należał, przeto według uchwały, zapadłej w zamku sandeckim 17. maja 1657 r., pożyczono 3.000 złp. u Stefana Wielogłowskiego, poborcy województwa krakowskiego, którą to sumę szlachetny wierzyciel miał siebie potrącić z czopowego po roku[410]. Uchwalono też jednozgodnie, aby z każdego łanu dóbr szlacheckich w przeciągu 14 dni, od 8. czerwca począwszy, wybierano jednorazowo za kwitem Wojciecha Żmijewskiego, na utrzymanie piechoty in praesidio fortecy sandedckiej: żyta miary sandeckiej wiertel 1, grochu tegoż wiertela macę[411] 1, krup tatarczanych albo jęczmiennych macę 1, mąki pszennej na kluski miarek 2, masła kwart 4, serów 6, soli miareczkę 1 albo zamiast niej 6 gr., oleju kwart 2, słoniny funtów 6[412].
Tymczasem ważne wypadki skierowały umysły Sandeczan w inne strony Polski. Wiadomo, że już 18. października 1655 roku zajęty od Szwedów Kraków, po ustąpieniu zeń Stefana Czarnieckiego z wojskiem koronnem, w ustawicznej pozostawał niewoli[413]. Uprzykrzyło się wreszcie to ciężkie jarzmo szwedzkie, narzucone stołecznemu miastu, a król Jan Kazimierz zapragnął je odzyskać napowrót z przemocy wrogów. Dlatego to 23. maja 1657 r. rozesłał z Dankowa przez swego pokojowca, Stanisława Wojszę, Uniwersały do wszystkich starostw grodowych, do miast i miasteczek w krakowskim, oświecimskim, zatorskim i sandeckim powiecie, z tem oznajmieniem, że za zgodną naradą senatu zamierza wyrugować Szwedów z Krakowa, przy pomocy węgierskiego wojska[414]. Żądał też zarazem, ażeby dla tychże posiłkujących wojsk sposobiono czem prędzej prowianty, jako to: mąkę żytnią i pytlowaną, barany i woły, cielęta i jałowice[415]. W innym znów Uniwersale, wydanym w Dankowie 15. czerwca 1657 r., oznajmia król: „Iż wziąwszy Pana Boga na pomoc, ruszamy się z wojskiem króla Jegomości węgierskiego[416] i inszymi wojskami Naszemi pod Kraków, chcąc najpierw to miasto stołeczne w Koronie Naszej z rąk nieprzyjacielskich wyswobodzić. Żądamy przeto, abyście poddanych swoich do oblokowania i oszancowania prędszego tego miasta z rusznicami, rydlami, motykami, oszkardami[417] i siekierami, tak jakoście rok temu uczynili byli[418], na dzień 25. czerwca pod Kraków z żywnością na tydzień albo dwa wyprawili, gdzie Nas już z wojskami Naszemi zastaną. Co im ochotniej i prędzej uczynicie, tem możecie bydź pewniejsi prędszego tego miasta odzyskania, na którem acz wszystkiej Rzpltej, ale najbardziej Wiernościom Waszym zależy“[419].
Pomimo tego tak naglącego Uniwersału, szlachta niebardzo kwapiła się pod Kraków, co spowodowało króla do wydania ponownego Uniwersału w Częstochowie 19. czerwca 1657 r., z przymówką i ostrą naganą:
„Daliśmy przedtem do Wierności Waszych gorące Uniwersały Nasze, pilnie po nich żądając, abyście dla całości samychże siebie i ojczyzny, która o ostatni szwank przychodzi, do kupy się gromadzili, i pod zwierzchnością marszałka koronnego zostawali. W czam, że taki słuszny i potrzebny ordynans Nasz do skutku nie przyszedł, jakoby to Wierności Wasze najmniej nie obchodziło, co nad karkami ich wisi, po staremu w domach swoich, gdzie bezpiecznie bydź nie możecie, zostajecie. Dlatego, jeżeli cokolwiek miłości ku ojczyźnie i respektu na zdrowie swoje urodzeni i wiernie mili macie, pilnie onychże napominamy, abyście te ostatnie Uniwersały Nasze w uwagę wziąwszy, tudzież też strasznymi przykładami zguby braciej swojej poczuwając się, nieomieszkanie za ręce się wzięli, a w przynależnym wojennym rynsztunku z naczelnikami powiatów swoich pod Krakowem na dzień 30. czerwca stawali i tam przy wojsku Naszem koronnem zostawali“[420].
Ulitował się wreszcie Pan Bóg nad nieszczęśliwą stolicą Polski! Dnia 30. sierpnia Paweł Würtz z załogą szwedzką ustąpił z Krakowa, a już 4. września wjechał Jan Kazimierz do oswobodzonego miasta, ażeby w wawelskiej katedrze zanucić z uczuciem wdzięczności: Te Deum laudamus![421]
Wśród tych ogólnych nieszczęść i klęsk wojennych, przyczyniał się niestety do tem większej ruiny i upadku Nowego Sącza sam starosta grodowy, Konstanty Lubomirski. Instygator królewski, rajcy i ławnicy wnieśli przeciwko niemu różne skargi do króla, który z tego powodu zapozwał go przed swój trybunał warszawski:
„Szlachetnie urodzony starosto, pozywają cię przed Nasz trybunał rajcy i ławnicy miasta Naszego Nowego Sącza, ponieważ zamiast popierać i bronić ich spraw w imieniu Naszem, uciskasz ich róźnemi podwodami i ciężarami, bez względu na obecną klęskę. Owszem wdzierasz się w ich jurysdykcyę cywilną, w sprawach zaś zawiłych nie pozwalasz im apelować do Nas. W niektórych razach wyroki i apellacye ich kasujesz i unieważniasz, przez co prawa Nasze obalasz; radę miejską na termin do zamku wzywasz, a nawet gwałtownie przez dragonów sprowadzasz. Sprowadzonych na zamek obelżywie traktujesz, i nie kontentując się tem, jeszcze wielu z nich każesz zamykać do brudnego więzienia lub do wieży, bez wszelkiego sądowego śledztwa. Gdy uwięzionym żywność przyjaciele przynoszą, to im przystępu wzbraniasz. W więzieniach zaś tak długo ich trzymasz, dopókiby się nie wykupili pewną kwotą pieniężną i dopókiby nie ukontentowali Żydów, którzy jedynie za nimi do ciebie przyczyniać się mogą[422]. Ogrody i łąki przedmieszczan końmi wypasasz, zboże ich zabierać pozwalasz, a kiedy się żalą, sprawiedliwości nie chcesz wykonać. W stawach i sadzawkach miejskich ryby łowisz; drzewo do spławu, przez tychże mieszczan przysposobione, każesz bez przyczyny do zamku zwozić i na swój własny obracać pożytek. Poddanych miejskich do podwód, polowania i innych swych posług zniewalasz: także ich łąki i ogrody końmi cugowymi, a nawet wołmi żydowskimi wypasać pozwalasz. Rzemieślników zmuszasz przemocą do rozmaitych swych robót, a zato im nie płacisz, owszem, zamiast wynagrodzenia, do więzienia ich wtrącasz. Jest domów w mieście 80 po części spustoszałych, inne znów całkowicie każesz burzyć i browar z nich dla Żydów budować, z niezmierną szkodą miasta i skarbu królewskiego. Prócz tego wielu Żydów wbrew prawom i dawnym przywilejom w mieście trzymasz, którzy pod twoją opieką i protekcyą trudnią się handlem, z pogwałceniem praw i krzywdą chrześcijan; a tym, co ich donoszą, różnemi intrygami szkodzą. Radę miejską, nie czekając wyborów, samowolnie i po kilka razy do roku zmieniasz. Dochody miejskie, od dawien dawna do miasta należące, odbierasz i do zamku przydzielasz — wreszcie rozmaite inne wyrządzasz im krzywdy, które sobie szacują na 30.000 złp. Wzywam cię więc i pozywam na termin, abyś się przed Nami wytłómaczył i wynagrodził mieszczanom wyrządzone krzywdy“[423].
Wierny obraz spustoszenia Nowego Sącza przedstawia nam urzędowe sprawozdanie gminy miejskiej. Stanisław Olszyński, burmistrz, i Wawrzyniec Szydłowski, wójt, zeznali pod przysięgą w styczniu 1658 r. i oświadczyli przed starostą grodowym w imieniu miasta niemożebność płacenia podatków Rzpltej z następujących powodów: 1) że w Nowym Sączu znajduje się placów pustych i domów spustoszałych 85, z których przedtem płacono czynsze; 2) że na przedmieściach istnieje ogrodów 6, folwarków 17 i zagród 48, częścią przez załogę polską zniesionych, częścią przez wojska szwedzkie spalonych, częścią zaś dla obrony fortecy rozebranych; 3) że dwa łany i jedną zagrodę zniszczyła powódź Dunajca, Kamienicy i Łubinki[424]. — Niewiele jednak widocznie poskutkowało powyższe przedstawienie. Zaraz bowiem następnego roku (1659) czytam, że miasto zapłaciło czynszu z gruntów, folwarków, zagród, kamienic i domów, tak duchownych jako i szlacheckich, universim 489 złp. 9 gr.[425].
Różne grabieże i nadużycia, jakich dopuszczało się wojsko polskie w ziemi sandeckiej i wogóle w całem województwie krakowskiem, spowodowały Stanisława z Potoka na Podhajcach Potockiego, wojewodę krakowskiego[426], hetmana wielkiego koronnego, do wydania w Warszawie 17. maja 1659 r. osobnego Uniwersału, który ogłoszono po wszystkich miastach i miasteczkach w województwie krakowskiem:
„Ichmościom panom pułkownikom, majorom, rotmistrzom, kapitanom i porucznikom do wiadomości donoszę: Iż wielkie spustoszenie ojczyzny naszej i ciężkie podatki, które ubodzy ludzie do skarbu Rzpltej na zapłatę wojsku wypłacać muszą, nie pozwalają tego, aby nowymi werbunkami i przy nich niezmierną ludzi płochych bawiących się swawolą[427], włości w niwecz obracać się miały, jak mnie o tem codzinnie dochodzą skargi. Przeto z władzy mojej hetmańskiej chcąc pohamować wszystkich oficerów swawolę, upominam i rozkazuję, ażeby zaraz po ogłoszeniu tego Uniwersału do regimentów swoich gdziekolwiek będących pospieszyli, skromność wszelaką w wybieraniu zapłaty zachowali i ludzi nie obciążali. Gdyż za najmniejszą skargą będę zmuszony zesłać na was chorągwie, aby was jako nieposłusznych i mojej woli przeciwnych łapali, i do mnie dla ukarania przywodzili“[428].
Niedługo potem wydał w Warszawie 24. maja 1659 r. drugi podobny Uniwersał Jerzy hrabia na Wiśniczu i Jarosławiu Lubomirski, marszałek wielki, hetman polny koronny[429]:
„Wszystkim w obec i każdemu z osobna, mianowicie jednak Ichmościom panom kapitanom, porucznikom i wszelakim oficerom Jego Królewskiej Mości i cudzoziemskiego autoramentu[430] (zaciągu), w województwie krakowskiem supplementy do regimentów zbierającym, do wiadomości donoszę. Ustawiczne i ciężkie bardzo przychodzą skargi na pomienionych ludzi supplementowych, że krzywdy nieznośne obywatelom w tem województwie czynią, od wsi do wsi chodzą, nie mijając żadnej, pieniądze składać sobie każą, dwory szlacheckie z naruszeniem praw napadają, i co im się podoba biorą, i inne różne uciążenia tak we wsiach, jako i w miasteczkach, czynią. Zaczem lubo w Koronie od nieprzyjaciela i od wojny niespokojnej wyciąga tego potrzeba, aby świeżymi regimentami i werbunkami utwierdzone i kompletowane były zaciągi, jednakże nie mają bydź z uciskiem, żeby przez nie ludzie ubodzy niszczeć i ruinę ponosić mieli. Zabiegając tedy krzywdom, które się dzieją, tudzież aby Ichmościowie szlachta i wszyscy jakiegokolwiek stanu w tem województwie obywatele tej niesprawiedliwości nie ulegali, władzą hetmańską panom oficerom któregokolwiek regimentu będącym, którzy takich ludzi pod swoją dyrekcyą mają, surowie rozkazuję i na to Uniwersał wydaję: aby po doniesienu onegoż wszyscy zaraz do kwater swoich ze wsi poschodzili i z ludźmi takimi przechodów odprawować, a tem więcej takimi gwałtami uprzykrzać nie poważyli się. A którzyby przeciwko temu rozporządzeniu bydź mieli i wyż wymienione gwałty powtarzać chcieli, deklaruję, aby oficerowie, którzy tej dopuszczają się swawoli, imani i do mnie dla przykładnego skarania odesłani byli“[431].
Po tych wypadkach miasto podupadło znacznie; lustratorowie królewscy w 1660 r. zastali wiele domów spalonych i wiele pustych. Na lat 23 przed wojną szwedzką pisał o Nowym Sączu uczony Szymon Starowolski, kanonik krakowski, że „jest miastem dobrze obwarowanem, celuje oświatą ponad inne okoliczne miasta i kwitnie niepoślednim handlem“[432]. Tymczasem w 1661 r. było w tem mieście zaledwie szewców 11, krawców 4 i balwierz, domów zaś pustką stojących i zrujnowanych 84, z których nie opłacano Rzpltej podatków[433]. Na domiar złego dopuszczali się żołnierze ciągłych gwałtów i nadużyć w mieście, pomimo surowego zakazu, wydanego przez obydwóch hetmanów w 1659 r.; wskutek czego nie ustawały przeciwko nim różne skargi i zażalenia w grodzie sandeckim, które zwracały się niekiedy także przeciwko władzy miejskiej. I tak w październiku 1661 r. stanąwszy przed starostą grodowym Adryan Świeczański, przeor Norbertanów, wniósł zażalenie w imieniu ks. Andrzeja Żychowskiego[434], administratora opactwa, przeciwko sławetnemu burmistrzowi, Janowi Marcowiczowi: 1) że nie lękając się żadnych kar, nałożonych na tych, co znieważają miejsca święte i uprzywilejowane, odważył się z poduszczenia mieszczan wprowadzić żołnierzy do budynków klasztornych przy kościele św. Ducha, w których przedtem żaden żołnierz ani kwatery zimowej nie miał, ani żadnego nie pobierał żołdu; 2) że narzuceni żołnierze nie tylko podatkami uciskają klasztor, lecz nawet miejsca święte znieważają obelżywemi słowami i kijami (sic)[435].
Podobne zażalenie wnieśli również do grodu rajcy sandeccy, załączając szczegółowy rachunek czynszu łanowego na wojsko koronne. I tak pułkownik Giza, werbując w Nowym Sączu piechotę hetmańską, wycisnął samowolnie z miasta od 1. września do 1. listopada 1661 r. 3.125 złp.[436]. A cóż dopiero mówić o wydatkach na jazdę koronną? — Na różne chorągwie pancerne wydano od 28. paźdz. 1661 do 4. paźdz. 1662 r. w pieniądzach gotowych, w żywności i trunkach 6.404 złp.; a od 18. listopada 1662 do 27. kwietnia 1663 r. 8.658 złp.[437]. Zeznawali też w grodzie pod przysięgą poddani wsi norbertańskich: Dąbrówki, Januszowej, Boguszowej, Kwieciszowej i Librantowej, że w 1662 r. wydali na wojsko przechodnie i załogą stojące 4.945 złp.[438].
Rozżaleni tem „przebraniem chleba, wzięciem różnej kontentacyi i sustentamentu“ panowie rajcy, wysłali do Lwowa na komisyę sławetnego Walentego Baryckiego, który w imieniu miasta wniósł skargę przed sąd hetmana wielkiego koronnego przeciwko deputatom roty pancernej i Imci panu Kowalewskiemu, chorążemu tejże roty. Sąd hetmański, wysłuchawszy kontrowersyi obydwóch stron i przychylając się do orzeczenia izby komisarskiej i prawa koronnego, przysądził wprawdzie Sączowi zwrot 8.658 złp. Jednakowoż respektując na szczupłość zapłaty wojska względem chleba przez pomienioną chorągiew przebranego, nakazał dekretem, aby Ichmość panowie deputaci z zasług wszystkiej kompanii oddali pod karą i zapłacili 1.800 złp. na teraźniejszej komisyi. Co się zaś tyczy Imci pana Kowalewskiego, który sobie wziął 3.800 złp., sąd hetmański nakazał, aby Ichmość panowie deputaci z zasług tegoż pana chrążego oddali pod karą i zapłacili 1.800 złp. na teraźniejszej komisyi, mocą obecnego dekretu. Dan we Lwowie 11. września 1663. Adam Izdebski, sędzia wojska polskiego[439].
Z tego ogólnego nieładu i bezprawia, jakie powtarzało się ustawicznie w wojsku koronnem, korzystały najwięcej nieprzyjazne Polsce państwa ościenne: Moskwa i Turcya. Moskale najechali jeszcze w r. 1658 wielkie księstwo litewskie[440] i Ukrainę. Turcy zaś w r. 1661 założyli dwa zamku na obszarze Polski, a w roku 1662 dwie nowe fortece przy ujściu Bohu budowali spiesznie przy pomocy multańskiego i wołoskiego wojska[441]. Wiedział o tem dobrze król Jan Kazimierz, przeto ostrzegając przed grożącem niebezpieczeństwem obywateli polskich, wydał w Warszawie 9. czerwca 1662 r. Uniwersał o pogotowiu na pospolite ruszenie, w którym zachęca poddanych swoich, „aby się z staropolską cnotą i ochotą brali do obrony ojczyzny, piersiami ją własnemi zasłaniali i jako prawdziwi synowie matce swojej zaszczyt przynosili — gdyż tę ojczyznę miłą przodkowie nie tylko żołdem wojskowym, lecz także krwi rozlewem bronili i rozprzestrzeniali“[442].
Przygotowania na pospolite ruszenie pociągnęły za sobą nowe wydatki, a zubożałemu Sączowi przysporzyły nowych kłopotów. Stan ówczesny miasta przedstawia dobitnie lustracya z r. 1664:
— Jest jatek rzeźniczych 20, kutlofa[443] od lat blisko 30 nie masz.
— Rzeźnicy, oprócz 9 kamieni łoju szmelcowanego, dają na zamek pół wołu, cieląt dwoje i przez niedziel 25, t. j. od Świątek aż do św. Marcina, płacą na tydzień flakowego po 1 złp. 10 gr.
— Bywało 4 hamry, lecz zaginęły, a grunta woda zabrała.
— Piekarze płacą na ratusz pewne grosze i 2 strucle do zamku na Boże Narodzenie.
— Krojowników[444] bywało 2, obecnie nie masz żadnego.
— Szewcy na ratusz płacą po 15 grzywien, a do zamku 2 pary skórzni alias butów wielkich dawać powinni, które bromny bierze.
— Jest kuśnierzów 4, krawców 4, kotlarzów 2, kowalów 2 i rymarz, którzy żadnego czynszu ani powinności do zamku nie odprawują.
— Tkaczów ma bydź takowa powinność, jaka i po inszych miasteczkach, t. j. powinni odrobić do zamku lnianego płótna półsetek[445] darmo, a od inszych, jako od lnianego ma im zamek płacić od łokcia po półtoraku, od konopnego po 1 gr., od paczesnego po 2 szel., od zbrzebnego[446] po pół groszu, i dawać im ma omastę: żyta wierteli 2, jęczmienia 2.
— Jest jatek kramarskich 4.
— Bywał niegdyś blech, ten woda całkowicie zniosła.
— Tych, którzy gorzałkę palają, jest 18.
— Targowie dni czwartkowe i sobotnie; jarmarki trzykroć do roku odprawiają.
— Dostawało się niegdyś leśnego względem najmu lasów i wrębu wolnego; ten prowent od lat kilkadziesiąt ochraniając lasów, aby ne niszczały, ustał.
— Żerowe[447] teraz świnie nie pasają się i lasów znacznie ubyło.
— Powinni mieszczanie płacić pieniędzy podwodnych na symple[448] 120 fl.
— W czasie pospolitego ruszenia powinni mieszczanie wyprawić 2 wozy z 4 końmi, hajdukami, armatą, żywnością i inszemi potrzebami dobrze opatrzone.
— Pieniądze coronationis[449] płacić powinni, jednak kwitów nie pokazali[450].
Niepomyślne też zachodziły stosunki w okolicy Nowego Sącza, jak świadczy uchwała sejmiku sandeckiego przy rozpoczęciu urzędowania nowego starosty:
„My dygnitarze i urzędnicy powiatu sandeckiego, którzyśmy na szczęśliwy wjazd Jaśnie wielmożnego pana Jana hrabi na Ruszczy Branickiego, marszałka nadwornego koronnego i starosty sandeckiego, oraz na sądzenie roków grodzkich zjechali. Uważając, jako powiat tutejszy expositus niebezpieczeństwu od swawoli chłopskiej, którzy niepomni poddaństwa swego, na wszystką swawolę rozpuściwszy się i w gromadzie zebrawszy się, domy Boże ważyli się złupić, także na ludzi różnego stanu i na domy szlacheckie bezpiecznie nachodzą. Zapobiegając tedy imminenti malo, z miłości bratniej zgodnie pozwolilismy po złotemu z łanu, tu w Sądczu na dzień 28. lipca roku teraźniejszego, do rąk Jegomości pana Jana z Lipia Lipskiego, rotmistrza powiatu naszego oddawać. Jegomościa pana Walentego Włockiego, regenta kancelaryi grodzkiej sandeckiej, poborcą do tej egzekucyi obieramy, Jegomość zaś pan Lipski powinien będzie podać personam idoneam do zaciągnienia harników z rynsztunkiem i orężem dobrym na uskromienie tej swawoli, aby za te pieniądze aż do św. Marcina w dobrym porządku utrzymani byli. A że w tak ścisłym czasie nie podobna tej sumy zebrać, uprosiliśmy Jegomości pana Filipa Kuczkowskiego, poborcy sandeckiego, do Jegomościów panów deputatów skarbowych expostulując, aby nas Jegomość tysiącem złotych z pieniędzy skarbowych publicznych zratowali. A my teraźniejszą uchwałą naszą na przyszłym sejmiku obligujemy się Ichmościom panom deputatom obmyślić, i ten tysiąc złotych realiter zapłacić. Przy położeniu złotego z łanu, osobno po groszu jednemu salarium temuż Imci panu Włockiemu oddać powinniśmy. Czego fraterne dotrzymać sobie universaliter obiecujemy, a dla powagi tego postanowienia rękami własnemi podpisaliśmy i do ksiąg grodzkich sandeckich podajemy.“
„Działo się w Sądczu w poniedziałek przed św. Maryą Magdaleną 21. lipca R. P. 1664.“
„Jan Branicki, marszałek nadworny. Jan Lipski, rotmistrz. Jan Proszkowski, podstarości. Walenty Włocki, regent kancelaryi. Krzysztof Skrzetuski, pisarz grodzki sandecki“[451].
Po napadach Szwedów i Siedmiogrodzian z Kozakami, przyszła zaraza morowa, grasująca od kwietnia aż do drugiej połowy listopada 1665 r., tak iż Nowy Sącz, zniszczony wojną i zarazą, liczył w r. 1665 mieszkańców 1.320[452]. Domy zapowietrzonych zabijano skoblami i wrzeciądzami i żywiono w nich chorych, podobnie jak w r. 1652. Grubarzom od chowania umarłych płacono po kilkanaście groszy, prócz chleba, mięsa i gorzałki. Od 31. maja aż do 25. grudnia zawieszono wszelkie sprawy urzędowe w mieście, tak w grodzie jako i na ratuszu. Z pomiędzy mieszczan padł w tym czasie ofiarą zarazy sławetny Stanisław Wilkowski, długoletni i zasłużony rajca[453].
Morowe powietrze rozbudziło uczucia religijne mieszkańców Sącza, objawiające się w różnych fundacyach pobożnych na korzyść kościołów. Dnia 5. lipca 1665 r. uczciwy Maciej Jaworski, z małżonką swoją Zuzanną, będąc w wielkiem niebezpieczeństwie podczas morowego powietrza, przekazuje w swym testamencie między innemi: „Do kościoła farnego na kapę 200 złp. — księdzu Marcinowi, seniorowi wikarych, 20 złp., aby mszę św. za ich dusze odprawił — obrączkę złocistą na ozdobę do małego ołtarza N. Maryi Panny — drugą obrączkę złocistą zastawną, wartości 30 złp. na msze św. — korale z krzyżykiem i 6 pierścionków srebrnych do obrazu Najśw. Panny w małym chórze — łyżkę srebrną większą jako votum do Ukrzyżowanego w kościele farnym — łyżkę srebrną mniejszą jako votum do obrazu Matki Boskiej Szkaplerznej u Franciszkanów“[454].
Podług urzędowej relacyi, spisanej w styczniu 1666 r., znajdowało się w mieście placów i domów pustką stojących 125, na przedmieściach 63, z których przedtem płacono na jeden pobór 113 złp. 23 gr. Z pomiędzy rzemieślników było w tymże czasie: szewców 6, kuśnierzy 2, kowali 2, ślusarzy 3, krawców 3, garncarzy 3, siodlarz, rymarz, czapnik, kotlarz, konwisarz, złotnik, bednarz, stelmach. Aptekarza po morowem powietrzu nie było żadnego; inni rzemieślnicy częścią wymarli, częścią opuścili miasto[455].
Pomimo tych klęsk i nieszczęść publicznych, dawało przecież miasto znaki życia po sobie. Po nieszczęśliwej bitwie pod Mątwami (nad Notecią blizko Gopła) 13 lipca 1666 r., w której Jerzy Lubomirski odniósł zupełne zwycięstwo nad wojskiem króla Jana Kazimierza[456], stał obozem pod Krupą nad Horyniem na Wołyniu i zaciągał nowe chorągwie Ludwik Alexander Niezabitowski, regimentarz i kasztelan sandecki. Widząc jednak żołnierzy nieposłusznych, niepłatnych i rozpuszczonych w bezkarnej komendzie Stanisława Potockiego, hetmana wielkiego koronnego, zrzekł się regimentarstwa[457].
Straszny ucisk, jakiego dopuszczało się ustawicznie w Sandeckiem wojsko koronne, nie zmniejszał się bynajmniej, ani ustawał. Uwiadomiony o tem Jan Kazimierz, czyni gorzkie wyrzuty wszystkim pułkownikom, rotmistrzom, kapitanom i porucznikom chorągwi pancernej, w Uniwersale wydanym w Warszawie 16. marca 1667 r., gdzie czytamy między innymi: „Przychodzi do Nas skarga, że żołnierze, wbrew rozkazowi Naszemu, nie tylko niszczą starostwo sandeckie, ale i dobra klasztorne starosandeckich Klarysek nieznośnymi ciężarami trapią. Nie zważając bowiem na to, żeście tak wielką sumę 20.000 złp. z dóbr klasztornych, już dosyć zniszczonych, wycisnęli, ale z nową zawziętością zakonnicom w klasztorze zostającym pożywienie odejmujecie i przeciwko prawu utrapienie im czynicie. Przeto surowo napominamy, abyście wszystko, cokolwiekeście nad 20.000 złp. z wiosek klasztornych wzięli, zaraz po ukazaniu się niniejszego pisma napowrót zwrócili, krzywd żadnych nie czynili i ztamtąd zaraz ustąpili“[458].
Podobnej treści Uniwersał wydał Jan na Złoczowie i Żółkwi Sobieski, marszałek wielki i hetman polny koronny[459]: „Pragnąc osobliwą protekcyą moją zaszczycić dobra klasztoru panieńskiego w Starym Sączu, władzą hetmańską rozkazuję, ażeby od wszelkich żołnierskich stacyj, stanowisk, popasów, noclegów, odpoczynków, chlebów, podwód i innych rozmaitych ciężarów wolne zostawały. A ktoby się temu rozkazowi sprzeciwiał, ten, jako nieposłuszny i gwałciciel powagi hetmańskiej, za najmniejszą skargą bez wszelkiego względu pod nieodwłoczny sąd wojskowy i ostrość artykułów podpadać będzie. Dan w Jaworowie 18. marca 1667“[460].
Te jednak surowe królewskie i hetmańskie rozkazy chwilowy tylko odniosły skutek. Dnia 10. czerwca 1667 r. stanąwszy w grodzie sandeckim Wawrzyniec Delfinowski, burmistrz, z Wojciechem Bogdałowiczem, starszym rajcą i wójtem, zeznał pod przysięgą, że od Bożego Narodzenia 1666 r. do Bożego Ciała 1667 r. zapłacono Janowi Wronowskiemu, pułkownikowi chorągwi Jana Sobieskiego, na dwa zawody z miasta i wsi grodowych 17.251 złp.[461]. W tymże czasie wniosła zażalenie do grodu Zofia Stanówna, ksieni starosandecka, przeciwko temuż Wronowskiemu, który niedawno wycisnął z dóbr klasztornych 21.400 złp., a teraz wbrew rozporządzeniu króla i hetmana polnego wybrał ponownie łanowego 5.377 złp.[462]. Nie dziw przeto, że w Nowym Sączu coraz więcej przybywało pustek, tak że w r. 1667 wszystkich domów mieszkalnych w mieście i na przedmieściach istniało zaledwie 188; z innych bowiem podupadłych lub pustką stojących nie płacono wcale Rzpltej podatków.
Niesprawiedliwe pobory i srogie grabieże wojskowe powtarzały się też bezustannie w r. 1668, a w miarę wyrządzonych krzywd sypały się ustawiczne skargi do grodowego starosty. Sławetny Wawrzyniec Delfinowski wniósł 1. marca t. r. protest i zażalenie do grodu przeciwko Samuelowi Hołowińskiemu, namiestnikowi chorągwi Jana Zamojskiego, „iż nie mając żadnego upoważnienia od hetmana polnego Jana Sobieskiego, odważył się wbrew konstytucyi sejmowej z swoją kompanią do Sącza przybić i ściągnąć z miasta i wiosek jego 5.921 złp. 27 gr.“[463]. Daleko jeszcze bardziej uciskał klasztor starosandecki: oboźny Michał Zbrożek, który, zamiast 7.191 złp. 25 gr., wybrał od mieszczan starosandeckich i z wsi klasztornych na dwa zawody 23.421 złp. 8 gr.[464]. Wobec tego wszystkiego zachodzi pytanie, co tu właściwie bardziej podziwiać, czy bezkarność i nienasycone zdzierstwa żołnierskie, czy możność i niewyczerpalną cierpliwość w opłacaniu tych poborów, tak ze strony Nowego Sącza, jak i starosandeckiego klasztoru!
Urzędowe relacye z 18. i 25. maja 1668 r. wymieniają placów i domów pustką stojących 225, tak w obrębie murów fortecznych, jako i na przedmieściach. Z pomiędzy rzemieślników utrzymało się zaledwie 40, t. j. szewców 9, rzeźników 4, kuśnierzy 2, płócienników 6, kowali 2, garncarzy 3, krawców 3, rymarz, siodlarz, czapnik, kotlarz, miecznik, ślusarz, sukiennik, cyrulik, balwierz, bednarz i stelmach[465]. A jeśli zważymy, że w r. 1650 było ogółem w mieście domów mieszkalnych 224, na przedmieściach 143, a rzemieślników 123[466], to nam się przedstawi smutny obraz ogólnego upadku, niegdyś kwitnącego Nowego Sącza, w roku abdykacyi Jana Kazimierza, ostatniego potomka z dynastyi Wazów.




Rozdział  VII.
Krzewienie się różnowierstwa i walki religijne.
(1568—1660).

Wiek XVI., zwłaszcza około pierwszej swojej połowy, to wiek tak zwanej reformacyi i nowości religijnych w Polsce. Śladów jednakże wyraźnych luteranizmu lub kalwinizmu w Nowym Sączu z pierwszej połowy XVI. wieku nie można się dopatrzyć z istniejących dziś źródeł. Argumenta zaś, jako to: 1) opozycya datująca się od 1520 r. w dawaniu dziesięcin kościelnych; 2) zakaz wprowadzania do kraju ksiąg Marcina Lutra pod karą konfiskaty dóbr i wygnania, wydany przez Zygmunta I. w Toruniu 24. lipca 1520 r.[467]; 3) dość częste procesy z duchownymi o zastaw rzeczy kościelnych[468]; 4) spalenie żywcem na małym rynku w Krakowie 1539 r. za błędy kacerskie 80-letniej Katarzyny z Zalasowskich Wajglowej[469]: nie mogą jeszcze co do reformacyi w Nowym Sączu służyć za niezbity dowód. Idąc przeto za zdaniem Szczęsnego Morawskiego, znakomitego badacza Sandeczyzny w ogólności, a Socynianizmu w tych stronach w szczególności[470], należy uznać za początek nowości religijnych w sandeckiej ziemi dopiero rok 1546, w którym kaznodzieja aryański, Adam Pastoriusz, głosił tu zasady anabaptyzmu czyli nowochrzczeństwa; a Felix Krzyżak (Cruciger) ze Szczebrzeszyna, pleban w Niedźwiedziu, wystąpił otwarcie jako wyznawca kalwinizmu. Jednakowoż dopiero za następcy i syna Zygmunta I., jak w całej Polsce, tak i w Nowym Sączu, nabiera sprawa reformacyi nierównie większego rozmiaru i znaczenia. Józef Łukaszewicz, o gorliwość katolicką wcale nie podejrzany, przytacza list Kalwina, pisany z Genewy 13. września 1555 roku do Wawrzyńca Spytka z Zakliczyna Jordana, kasztelana sandeckiego, który, chwyciwszy się reformacyi, oddał już w r. 1551 w miasteczku swojem Zakliczynie nad Dunajcem kościół farny Kalwinom[471]. Na dzień 8. lutego 1558 r. zapowiedziano zjazd dyddydentów w Nowym Sączu, który jednak spełznął na niczem, gdyż małopolscy różnowiercy nie stanęli wcale, a wielkopolscy i czescy, zebrani tamże, niczego nie dokazali[472]. Wyraźne ślady reformacyi i rozbudzonego humanizmu w Nowym Sączu spotykamy dopiero w ostatnich latach panowania — chwiejnego Zygmunta Augusta.
Stanisław Farnowski (Farnovius, Farnesius), wykarmiony nauką protestancką w uniwersytetach niemieckich, a mianowicie w Heidelberdze, już podówczas wchodził w dysputy religijne z Teologami, wskutek czego zmuszony był opuścić to miasto. Po powrocie do kraju przyłączył się do Aryanów w Rakowie, gdzie później otworzyli słynną drukarnię (1575) i szkołę (1602) swego wyznania. W roku 1563 widzimy Farnowskiego ministrem zboru aryańskiego w Tarnawie, następnego zaś roku 1564 w Marburgu w Hessyi, a w roku 1567 na zjeździe Unitaryuszów[473] w Łańcucie i Skrzynnie[474]. Wtedy to odszczepiwszy się od innych Unitaryuszów, których wówczas Pinczowianami i Rakowianami zwano, udał się do Nowego Sącza. Znalazł tutaj dzielnego opiekuna w osobie Stanisława Mężyka, starosty grodowego, a licząc na jego wpływ i znaczenie pomiędzy mieszczaństwem i szlachtą, rozpoczął niebawem swoje apostolstwo: najprzód na folwarku Wirzbięcińskim, a później w zborze i szkole[475] za rzeką Kamienicą, gdzie dziś stoi karczma „Piekłem“ zwana, głosił naukę aryańską swym zwolennikom. Podzielał on zdania religijne Piotra Gońca z Goniądza[476] (Gonesius), zaprzeczał bóstwo Ducha św.[477]. a chrzest przez zanurzenie tylko ważnym uznawał. Farnowski zastępywał kierunek zasad antitrinitarskich, potępiony przez umiarkowańszą większość wyznawców tychże zasad, i wyrażał się, że Mahometanie i Żydzi mają lepsze poznanie Boga, aniżeli ci, co podpisali wyznanie św. Atanazego (Symbolum Athanasianum). Stanowił on tedy ze swoją szkołą nowosandecką niejako państwo w państwie, odrębność w odrębności socyniańskiej, a wywodami swymi, na synodach dyssydenckich ogłoszonymi, wywołał dla siebie nieprzyjaźń reszty Socynianów, którzy pamięć jego milczeniem pomijali. To też i Stanisław Lubieniecki[478], gorliwy pisarz aryański, krótko tylko i mimochodem o szkole Farnowskiego w Nowym Sączu wspomina[479]. A jednak bądź co bądź sekta nowoaryańska dość głębokie w Nowym Sączu zapuściła korzenie. Starosta Mężyk przejął się[480] tak dalece zasadami Farnowskiego, że już nie tylko na przedmieściu za rzeką Kamienicą, lecz nawet w królewskim zamku zezwolił na odprawianie aryańskich nabożeństw i kazań. Zgorszony tem król Zygmunt August pisał do niego z Warszawy 22. października 1570 roku:
„Dochodzi do Nas, iż tam w zamku Naszym sandeckim, pod pozorem kazań odprawia się nowego rodzaju nabożeństwo, sprzeciwiające się Naszej i naszych pobożnych przodków religii; do których to nabożeństw nawet pospólstwo, jak się dowiadujemy, przymuszanem bywa, z niezmierną naprzód obrazą Naszą, którzy nad zamkami Naszymi ustanawiamy starostów nie dla zaprowadzania jakiejś nowej religii, lecz tylko dla bronienia starej i wymierzania sprawiedliwości; potem także, że ten sposób postępowania wywołuje przeciwko Nam i królestwu Naszemu gniew i pomstę Majestatu Bożego. Dlatego tym listem zlecamy Wierności Twojej, i taką jest wola Nasza, abyś, po przejrzeniu niniejszego listu, usunął do szczętu z tamtejszego zamku Naszego ów nowy rodzaj nabożeństwa: ani na potem żadnym sposobem na to pozwalał, aby w tem mieście, nad którem Wierność Twoją postawiliśmy, albo w jakiejkolwiek jego części innego rodzaju kazań i nabożeństw nikt zgoła nie odprawiał, tylko te, które dotąd od świętego katolickiego, apostolskiego, rzymskiego kościoła są ustanowione, i które My już od pobożnych przodków Naszych odziedziczyli i odprawiamy“[481].
Jaki skutek odniósł ów list królewski, czy usunięto na razie z zamku sandeckiego nabożeństwa i kazania aryańskie, czy wreszcie Farnowski pozostał i nadal w Sączu lub nie, niewiadomo wcale. To tylko pewna, że w następnych latach (1573—1575) wydał w języku polskim 3 aryańskie dzieła, bez oznaczenia jednak miejsca i drukarni, w której je wytłoczono[482]. Pisał on także przeciwko ugodzie aryańskiej w Lusławicach, ofiarowawszy to pismo Stanisławowi Szafrańcowi, kasztelanowi sandomierskiemu, na które odpowiedział Marcin Czechowicz, minister zboru lubelskiego 1579 r. O dalszem apostolstwie Farnowskiego nie posiadamy bliższych szczegółów, chyba tyle, że Piotr Stoiński toczył z nim zaciętą dysputę w Lusławicach 1591 r.; a w tym jeszcze roku wydał przeciwko niemu dzieło ks. Stanisław Zdzieszek Ostrowski, opat przemęcki zakonu Cystersów[483]. Do najgłośniejszych zwolenników Farnowskiego należał: Stanisław Taszycki, Jan Kazanowski, Mikołaj Zytno, Stanisław Wiśniowski i wdowa Anna Zabawska, która wydała nawet swoim nakładem książkę do nabożeństwa, przez niego ułożoną. Ten nowy Aryanizm nie doszedł znacznego rozwoju, ani też nie przeżył długo swego założyciela. Po śmierci Farnowskiego w r. 1615 stronnicy jego połączyli się jużto z Socynianami, już też z Kalwinami. Zdaje się, że nauka Farnowskiego przestała istnieć około r. 1620[484].
Aryanów w Sandeckiem zwano pospolicie Nowochrzczeńsami, których gromił w swych kazaniach i pismach apologetycznych złotousty Piotr Skarga: „A jako się nie zafrasować, patrząc na taki upadek dusz ludzkich, jako łzy pohamować, widząc zelżywość chrześcijańską i śmiech Turków i Żydów z niezgody naszej i takiego odstępstwa od zakonu i wiary przesławnej? Patrzym na proste i nierozsądne mieszczany, rzemieślniki Rakowskie i niektórych miasteczek podgórskich i litewskich, i mówić z prorokiem możem: ubodzy są i głupi, nie wiedzą dróg Pańskich, sądów Boga swego. Ubodzy, doma siedzą i robią, i za panami swymi, jako im każą, idą. Nie mogą mieć kapłanów, bo je panowie wygnali, abo są dowcipu małego i nie pojmują nauki i tajemnic Boskich“[485]. Prócz wielożeństwa wprowadzili zanurzenie w wodzie, jako oczyszczenie z grzechów, skąd ich lud pospolity Nurkami nazywał. Nad Dunajcem bywało ich wszędzie podostatkiem, jak to już „Dziad koronny“ trafnie zauważył, iż nurzają się w Dunajcu, poszczą w niedziele a w piątek wszystko jedzą:

„Więc pójdę do Lusławic, choć do Aryanów,
Nieźle też tam bydź musi, bo tam dosyć panów.
Małoć też tam od Żydów coś trochę trzymają,
Mając i tej i owej wiary po kawalcu,
Aleć to najstraszniejsza, że się chrzczą w Dunajcu.
Tak się chrzczą: kto przyjmuje wiarę u nich nową,
Wrazi go pod Dunajec pospołu i z głową,
To go trochę potrzyma aż modlitwę zmówi,
A potem go za włosy porwie ku wierzchowi;
A tak mu będzie czynił do trzeciego razu,
Nie ma on tam Agendy, ani też obrazu.
A co gorsza, kiedy się przytrafi chrzcić w zimie,

I pół roku poleży, nim go febra minie.
Od chrztu nic nie biorą, krzyżmo u nich tanie,
Chrzcielnica dobrze głębsza, niżeli w Jordanie.
Post nawiętszy w niedzielę, w piątek wszystko jedzą,
Więc tam dyabłu porwani, niechajże tam siedzą“[486].

Cała okoliczna szlachta wzdłuż Dunajca, począwszy od Czorsztyna aż do Melsztyna, była zarażoną i przesiąkłą aryańską nauką. Straszównę, mamkę młodych Korzeńskich, dziedziców Korzennej, jako zagorzałą heretyczkę wymieniają akta kościoła tamże. Pozostała wdowa, Anna z Jordanów Korzeńska, wieś tę puściła później dzierżawcom aryańskim, którzy sami odprawiali nabożeństwo swoje w kościele, pobierając zato dochody plebańskie aż do r. 1607, kiedy kościół katolikom zwrócono[487]. Siemichowscy, Bobowcy, Kępińscy, Kąccy, Trembeccy, Stadniccy, Krzesze, Jordanowie, Byliny, Przypkowscy, Otwinowscy, Wielogłowscy, Taszyccy, Zabawscy, Chrząstowscy, Gabońscy, Chronowscy, Strońscy, Marcinkowscy, Ujejscy: to wszystko rodziny aryańskie. Aryanizm kwitnął w Chomranicach, Męcinie, Wielogłowach, Marcinkowicach, Bilsku, Ciężkowicach, Tymbarku, Mogilnie, Wielopolu, Rożnowie, Rąbkowej, Roćmirowej, Tropiu, Lipnicy wielkiej, Zbyszycach, Tęgoborzy, Jakóbkowicach, Lusławicach, Melsztynie, Czchowie, Łososinie, Przyszowej, Wilczyskach, Zakliczynie, Zbylitowskiej Górze i w Lubowli na Spiżu.
Stanisław Taszycki w drugiej połowie XVI. wieku (1565) stał się gorliwym apostołem Aryanizmu[488], zwanego w Polsce Socynianizmem, i zaszczepił go po wielu miejscach w Sandeckiem, zwłaszcza w Lusławicach nad Dunajcem, gdzie też założyciel tejże sekty, Fanstus Socynus, od r. 1598 stale przebywał i tamże dokonał marnego żywota w r. 1604[489]. Zwolennicy jego nauki odrzucali dogmat Trójcy św.: o bóstwie Syna Bożego i Ducha św., jak wszyscy starzy Aryanie. W Lusławicach mieli oni szkołę wyższą i drukarnię, założoną w r. 1570 przez Achacego Taszyckiego, który porzuciwszy później aryańską wiarę, darował zbór i domy tego wyznania Reformatom zakliczyńskim w r. 1626, a po śmierci w ich kościele pochowany został.
W r. 1564 przybyli do Męciny aryańscy kaznodzieje, sprowadzeni przez Sebastyana Krzesza, dziedzica tejże wsi. Wypędzili stamtąd najprzód miejscowego plebana, ks. Macieja z Chełma, poczem zniszczywszy ołtarze, chorągwie i obrazy, wkopali krzyż w środek kościoła i po polsku odprawiali swe nowe obrzędy, które lud „Luteryą“ nazywał. Aż do r. 1604 trzymali w swej mocy kościół w Męcinie z całym nieruchomym majątkiem plebańskim. Na to spustoszenie patrzał między innymi Jakób Zięba i Antoni Janusz, a w lat 40 opowiedzieli to wobec sądu duchownego[490]. Przez cały prawie XVII. wiek rodzina Krzeszów wyrządziła niezliczone krzywdy kościołowi w Męcinie, podobnie jak Piotr Rożen kościołowi w Mogilnie. Następujące zdarzenie rzecz nam najlepiej wyjaśnić potrafi.
Ks. Mikołaj Gliński, pleban mogilski, dopominał się zaległych pieniędzy kościelnych u Jana Karczmarza, poddanego pana Piotra Rożna. Rozgniewany o to pan Rożen wpadł na plebanię z bronią w ręku (armata manu) 25. lipca 1621 r. i dobywszy szabli, płazował nią po plecach księdza. Tego samego dnia, kiedy ksiądz szedł na nieszpory do kościoła, zastąpił mu drogę pan Rożen z poddanymi swymi, kazał go porwać i rozciągnąć na ziemi, a potem wraz z nimi bił go nielitościwie, deptał nogami i piersi jego kolanami potłukł, przyczem ostrogami poranił mu wargi, ręce i nogi, sutannę zaś kapłańską potargał i poszarpał, wreszcie odebrał mu klucze kościelne i zamknął kościół. Na to okropne widowisko patrzało nie mało z pomiędzy szlachty i parafian, więc z powodu tak haniebnej zniewagi, wyrządzonej osobie duchownej z pogwałceniem praw Boskich i ludzkich, wniesiono skargę do grodu sandeckiego i do samego króla. Zygmunt III. osobnem pismem zapozwał Rożna do sądu ziemskiego w Czchowie, ten zaś skazał go na karę 1000 grzywien (1600 złp.) i przeproszenie księdza[491].
Sebastyan Wielogłowski wypędził 1557 r. z Wielogłów tamtejszego proboszcza, zajął plebanię i kościół, który aż do roku 1575 zostawał w rękach aryańskich. Najbardziej osławili się Aryanie w Wielogłowach swym wrzekomym cudem. Rzecz tak się miała. Chcąc pokazać ludowi prawdziwość swej kacerskiej nauki, uciekli się do następującego środka. Namówili miejscowego organistę, żeby udawał umarłego, którego do trumny włożono, a w kościele wobec zgromadzonego ludu miano wskrzesić do życia, ażeby tym sposobem lud, widząc moc aryańskich cudów, utwierdził się w swym błędzie. Stało się przeciwnie. Organista udał wprawdzie umarłego, zwłoki jego złożono na marach w kościele, pastor aryański zaczął nad nim odmawiać modlitwy, by go wskrzesić do życia. Ale napróżno, zasnął on rzeczywiście snem śmierci na wieki! Wtedy dopiero organiścina widząc, że jej mąż nie żyje, zaczęła krzyczeć w niebogłosy, narzekać i wygadywać na aryańskich pastorów i tym sposobem rzecz cała na jaw wyszła[492].
W r. 1575 Anna ze Stojowskich Wielogłowska, żona zmarłego aryanina Sebast. Wielogłowskiego, wypędziła stąd Aryanów, a kościół poświęcił na nowo w r. 1630 ks. Tomasz Oborski[493], sufragan krakowski. Mimo to nauka ich szerzyła się dalej, a dwaj koryfeusze aryańscy: Wespazyan i Jan Schlichtingowie, ojciec i syn, właściciele sąsiedniej Dąbrowy, znieważali dopóty swemi mowami imię Najśw. Maryi Panny, dopóki ich do króla nie doniesiono. W r. 1645 zjechało do Wielogłów 10 komisarzy królewskich: 4 duchownych i 6 świeckich z ks. Wojciechem Lipnickim, sufraganem krakowskim na czele. Wysadzona komisya napiętnowała Schlichtnigów jako jawnych kacerzy i z obrębu parafii wielogłowskiej wydalić kazała[494].
W Chomranicach, o pół mili od Męciny odległych, Socynianie, wypędziwszy w r. 1587 księdza Piotra Długosza, plebana miejscowego, zajęli kościół i aż do r. 1635 trzymali go w swych rękach. Sędziwy ks. Długosz od Stadnickiego ze Stadnik uwięziony 1588 r., w piwnicach tęgoborskich zakończył swój żywot[495].
W tychże Chomranicach odbył się też pamiętny zjazd Kalwinów 12. grudnia 1593 r., na którym zaprzeczano bóstwo Chrystusa Pana. W tymże czasie był ministrem tutejszego zboru Jan Petrycyusz. Występował on żarliwie przeciwko Socynianom i Aryanom, wskutek czego Stanisław Lubieniecki, minister zboru w Tropiu, ogłosił w Rakowie r. 1596: „Odpowiedź na artykuły, które rozsiewał po Podgórzu Jan Petrycyusz, minister z Chomranic.“ Niezadowolniony tą „odpowiedzią“ Petrycyusz wydaje nieco później dzieło pod tytułem: „Krótka przestroga do braci zboru ewangelickiego przeciwko śmiałości i niewstydliwości socyńskiej i aryańskiej“[496]. Powstaje w niem głównie na Piotra Stoińskiego (Statorius), Stanisława Lubienieckiego i Jana Niemojewskiego[497]. — To wypieranie jednej sekty przez drugą nie powinno wzbudzać żadnego zdziwienia, albowiem było to własnością przesiąkłej herezyą szlachty polskiej w XVI. i XVII. wieku, że z jednego obozu religijnego przechodziła do drugiego lekkomyślnie. Stąd to Andrzej Liszewski dowcipnie o nich pisze:

„Ledwie się Luter ozwał z pisma swego trochą,
Alić za nim Zwinglius z swoją hordą płochą.
Nuż każdy swoje prawi, każdy wiarę kluje,
A ich śladem Arius brzydki przyskakuje:
Więc potem Nowochrzczeńcy, z nimi Trynitarze,
A wszyscy oczy łupią sobie w wspólnym swarze.
A gdy tak wiarę jęli wywracać na nice,
Wnet ku tym burdom zagrał czart w swoje skrzypice“[498].

O szerzeniu się reformacyi w Polsce w drugiej połowie XVI. wieku wystarczy przytoczyć niektóre szczegóły z wizyty kanonicznej Filipa Padniewskiego, biskupa krakowskiego, odbytej w latach 1565—1570. Podług niej na 392 kościoły, które zwiedził w swej dyecezyi, było tylko 233 obsadzonych osobami duchownemi, 73 osobami świeckiemi, 24 wcale nieobsadzonych, 62 sprofanowanych i w rękach heretyckich. W samym powiecie sandeckim na 48 kościołów było 34 obsadzonych osobami duchownemi, 3 osobami świeckiemi, 3 nieobsadzonych, 8 sprofanowanych. Stanisław Mężyk, starosta grodowy sandecki, jeszcze dalej posunął swój sekciarski zapał, skoro nawet kaplicy w Mniszku na Spiżu, należącej wówczas do parafii w Piwnicznej, nie przepuścił, ale ją spalił. W powiecie zaś bieckim na 53 kościoły było tylko 29 obsadzonych osobami duchownemi, 14 osobami świeckiemi, 3 nieobsadzonych, 7 sprofanowanych[499].
Daleko jeszcze gorzej było pod sam koniec XVI. wieku. Podług wizyty kardynała Jerzego Radziwiłła (1596—1598) w samym dekanacie sandeckim na 29 kościołów parafialnych było tylko 9 plebanów. Na domiar złego zbezcześcił i złupił kościół w Zbyszycach Mikołaj Kępiński, w Chomranicach Jędrzej Tęgoborski, w Męcinie Krzesz, w Przyszowej Jędrzej Wierzbięta. W poblizkim dekanacie bobowskim sprofanowano też kościoły: w Jastrzębi, Wilczyskach, Bruśniku, Wojnarowej, Szalowej, Polnej, Grybowie, Korzennej, Bobowej, Siedliskach i Tropiu. W całej dyecezyi krakowskiej na 916 kościołów parafialnych było sprofanowanych 288[500].
Nie chlubnie też wyraża się wizyta Radziwiłłowska o Krzysztofie Komorowskim, kasztelanie sandeckim. W rozległych jego dobrach: w Łodygowicach, Lipowej, Radziechowej, Jeleśni, Ślemieniu, Łękawicy, Rychwałdzie, Gilowicach, Krzeszowie i Zembrzycach stały wprawdzie kościoły, ale pozbawione plebanów. W Żywcu zaś tenże pan sandecki nie dozwolił odbyć wizyty, a nawet klucz od zakrystyi i papierów kościelnych groźno zakazał komukolwiek dawać[501]. Jest to ten sam Krzysztof Komorowski, syn Jana, kasztelana połanieckiego, którego w r. 1556 znajdujemy jako młodzieńca wraz z pedagogiem swoim, Wacławem Grodeckim, na uniwersytecie w Lipsku[502]. Jak widać ze wszystkiego, co pisze o nim wizyta Radziwiłłowska, dla Kościoła stał się nieprzychylnym, a dla wiary, już z tego powodu, że mógł znosić, aby tyle parafii w jego dobrach było bez kapłanów, całkiem obojętnym.
Cechy nowosandeckie w XVI. wieku nie przyjmowały do bractwa swego innych członków oprócz wyznania katolickiego i to za ukazaniem listów od urodzenia, czyli świadectwa chrztu, z wyraźnym dodatkiem, że przyjęty chłopiec „spłodzony jest według kościoła świętego powszechnego.“ Jedyny wyjątek stanowi cech krawiecki, który z początkiem XVII. wieku przyjmował do grona swego także Aryanów. I tak n. p. 1602 r. „w niedzielę starozapustną pan Tomasz Nakielski przyjął ucznia Jana, syna Zofii i Wojciecha Rzepki ze Świniarska; dał kopę (60 gr.) do cechu i 3 funty wosku. Na ten czas byli przytem i zeznali: pan Bartosz Papiesz i Szymon Klimczyk, oba ze Świniarska, iże według kościoła chrześcijańskiego spłodzony.“ — W roku 1607 „pan Abraham Strasz przyjął ucznia Szymona, syna Barbary i Jana Brewickiego z Dobrej. Pan Jakób Goliasz zeznał w cechu naszym pod przysięgą, iże spłodzony podług kościoła chrześcijańskiego.“ — W r. 1610 „pan Piotr Cieniek przyjął ucznia Wojciecha, syna Tomasza Guźnia ze Zbyszyc i Zofii Spiekównej z Kurowa, za którym świadczyli dwa świadkowie: Krzysztof Guzień i Wojciech Czech, poddani pana Kępińskiego ze Zbyszyc, że się urodził w stanie małżeńskim podług kościoła chrześcijańskiego“[503]. Drobna ta na pozór różnica przy bliższem rozpatrzeniu nabiera wielkiej wagi. Wszyscy aryańscy pisarze, wspominając o swej nauce, zowią ją „nauką chrześcijańską, kościołem krystyańskim, Krystusowym.“ Aryanie, czyli „bracia polscy“, nie odrzucali chrztu dzieci i dość często w metrykach przychodzą zapisy z wyraźnem wyszczególnieniem: „dziecko urodzone z rodziców aryańskich“[504]. Czyżby więc nie należało przypuszczać, że wyrazy „według kościoła chrześcijańskiego“, wyrazy tak obce piśmiennictwu urzędowemu katolickiemu, są pewną skazówką, o ile nauka „braci polskich“ wdziergnęła się w najzasadniejsze prawidła bractw rzemieślnicznych sandeckich? Rzeczywiście trzeba przyznać, że tak było, że pomimo ciągłego czuwania kollegiaty i zakonów, nauka Fausta Socyna, Piotra Stoińskiego, Stan. Farnowskiego i Stan. Lubienieckiego, nie tylko pomiędzy szlachtą podgórską, lecz i wśród miasta, tak głęboko i pokornie nabożnego, wątliła starą wiarę i przemycała się przez silne obyczajowe zapory i zakony. Dopiero po przytłumieniu tej w całej Polsce potępionej nauki, zniszczono ślady jej także w bractwach cechowych, a odtąd żądano wyraźnego świadectwa, iż uczeń przyjmowany jest wiary świętej katolickiej, albo kościoła świętego powszechnego. Wyrazy „kościół chrześcijański“ nikną po r. 1630 z nazwiskiem Abrahama Strasza. Innego wyznania uczniów nie cierpiano w Nowym Sączu, wyjąwszy rusko-słowiańskiego.
Wobec tych szerzących się z każdym rokiem różnowierczych nauk nie tylko pomiędzy podgórską szlachtą, ale i mieszczaństwem, jakież stanowisko zajęło duchowieństwo i inni dobrze myślący katolicy? Kardynał Jerzy Radziwiłł, biskup krakowski, wizytując w r. 1597 swą rozległą dyecezyę, zawitał także do Nowego Sącza, gdzie od 19. sierpnia do 19. września zwiedził wszystkie kościoły tego miasta, zreformował kollegiatę, tudzież klasztor Norbertanów i Franciszkanów[505]. Na życzenie kardynała Bernarda Maciejowskiego odprawiali księża Soc. Jesu misye na Podkarpaciu. Już w roku 1605 przybyli do Starego Sącza ks. Stanisław Radzimski z drugim towarzyszem, gdzie 2. lutego rozpoczęli kilkudniową misyę, podczas której przejezdna jakaś Aryanka przyjęła katolicką wiarę. Ze Starego Sącza pospieszył 13. lutego ks. Radzimski z towarzyszem do Nowego Sącza, gdzie podczas 40 godzinnego nabożeństwa w kollegiacie miewali kazania misyjne. Wielu z szlachty i mieszczan przyjęło Sakramenta św., a z tych ostatnich 8 rodzin luterskich i wielu innych różnowierców wróciło do wiary katolickiej[506]. W trzy lata potem w 1608 r. ks. Jan Januszowski, archidyakon sandecki, słynny autor na polu piśmiennictwa polskiego[507], odbył kanoniczną wizytę w Nowym Sączu i uzupełnił zaprowadzoną przez kardynał Radziwiłła reformę duchowieństwa. Dwa także synody dyecezyalne, odbyte w Krakowie: pod zwierzchnictwem biskupa Piotra Tylickiego w r. 1612[508], tudzież biskupa Marcina Szyszkowskiego w r. 1621, nie miały innego celu, jak podniesienie duchowieństwa a wiary między ludem[509]. Nie mniejszą gorliwość w obronie wiary katolickiej pokazał Zygmunt Tarło, kasztelan sandecki, dziedzic Zakliczyna i Melsztyna. W celu wykorzenienia sekty aryańskiej w tamtych stronach lub przynajmniej położenia jaj dalszym postępom silnej zapory, sprowadził do Zakliczyna OO. Reformatów (1622) i zbudował im kościół z klasztorem.
Oprócz zapisków w księdze krawieckiej, znajdujemy też ślady Aryanizmu w księgach archiwum miejskiego. Jan Kłodawski, syn Wincentego, rajcy (1628—1632), zwany Biedakie, z Franciszkana odszczepieniec w r. 1634[510], bawił ciągle na Węgrzech, gdzie właśnie szukali schronienia wszyscy wyrokiem sejmu 1647 r. potępieni Nowochrzczeńcy. Wojciech Łopacki, były rajca (1628—1633), przejął się również ich zasadami i odszczepił się od kościoła katolickiego, chociaż jeszcze nie jawnie. Ustępując z Nowego Sącza, rozszerzał w Krościenku pod Szczawnicą w r. 1648 swe przekonania, przeciwne wierze Kościoła rzymskiego, lżył księży, bluźnił obrzędom i obrazom, a wkońcu porąbał i podziurawił obrazy. Ze zgrozą doniesiono o tem sądowi wójtowskiemu w Nowym Sączu. Wysłano czem prędzej gońca, aby uczynił śledztwo, jak notuje burmistrz Wojciech Bogdałowicz w księdze wydatków miejskich: „Posłańcowi, który chodził w sprawie miejskiej do Krościenka dla inkwizycyi w sprawie Łopackiego o porąbanie obrazów, na drogę i dla wyjęcia ekstraktu 2 złp.“[511]. Po sprawdzeniu istoty czynu wystąpił instygator, żądając ukarania. Sąd, zważywszy ciężkość zbrodni jego, surowy orzekł nań wyrok: „wygnania, bezecności, ucięcia grzesznych rąk i szyi.“ Że zaś nie stawał, zadwornie ogłoszono go umarłym wobec praw[512].
Jaki zaś był stosunek Aryanów do reszty ludności katolickiej, a zwłaszcza mieszczaństwa sandeckiego; jakie w mieście wyprawiali burdy i jakich dopuszczali się gwałtów, dowodzą nam poniżej przytoczone fakta, zapisane w aktach miejskich i grodzkich sandeckich.
Dnia 4. października 1640 r. Władysław i Abraham Krzesze z Męciny konno i zbrojno, jak zwykle szlachta, opuszczali właśnie gospodę Jana Zięby w Nowym Sączu. Mimo wsiadających przechodzi Jan Reszkowicz alias Kołodziejczyk, przedmieszczanin, sługujący szlachcie, spojrzał ostro, nie ukłonił się i idzie dalej. Zdaje się, że mu się wyrwało słówko jakieś, ubliżające Aryanom, bo Abraham Krzesz, w dołomanie sutym czerwonym właśnie mając dosiadać konia, zwraca się obrażony i woła:
— „Chodź sam, chłopie!... komu służysz?“
— „Jegomości panu Rzeszowskiemu!“... ostro odpowiada Raszkowicz i idzie dalej, sparłszy rękę na szabli.
W tej chwili panowie Rzeszowscy wyglądali ze swej gospody, a bacząc zaczepkę, chcą wołać Raszkowicza. Zofia Potoczkówna, służąca gospodna Agnieszki Wolińskiej, odzywa się usłużnie: „Pójdę ja po niego“ — biegnie i woła, aby szedł natychmiast do pana. Zwrócił się, idzie. Wtem Władysław Krzesz dosiadłszy konia, dojeżdża i zbliżywszy się, powtarza pytanie: „Komu służysz chłopie?“... a potem uderza go w łeb obuchem toporka, który trzymał w ręku.
Uderzony aż się zgiął i pyta: „Com Waszmości zawinił?“...
Krzesz zaś zapamiętały w gniewie bije go kilka razy — aż się potrzaskało toporzysko. Więc Raszkowicz ze swej strony pytając groźno: „Com Waszmości winien?“ — dobył szabli i natarł. Widzi to Abraham Krzesz, już dosiadłszy konia, więc wołając: „bij! zabij!“ — pędzi w pomoc bratu; za nim spieszy sługa też zbrojno i konno. Raszkowicz, bacząc przemoc, z szablą w dłoni, uchodzi do gospody Jerzego Kieszkowskiego, gdzie stał pan jego. Lecz Krzesze zajeżdżają drogę i nacierają. Więc wpada do gospody Wojciecha Skowronka, rymarza, gdzie miał konia swego, i zawiera bramę.
Krzesze wołają: „Otwieraj!“... i strzelają 18 razy, mierząc w szczyt, i za każdym strzałem powtarzając wołanie.
Zbiegają się mieszczanie i byliby się ich może imali, lecz nadbiega i czeladź ich zbrojna. W sąsiednim domu mieszkał malarz, Floryan Benedyktowicz, właśnie nieobecny. Żona jego Jadwiga, bojąc się pożaru od strzałów w dach, wysyła chłopca z wodą na górę od wszelkiego wypadku. Na górze suszyły się obrazy świętych, w naprawie będące, poświęcane. Kulki padły gęsto, a jedna z nich ugodziła i zdziurawiła obraz. Chłopiec ze strachu i zgrozą zbiegł i zeznał, co się dzieje, a nabożni katolicy załamali ręce.
Tymczasem Krzesze i słudzy ich zeskoczyli z koni i wywalają wrota. Jadwiga Skowronkowa, ufna w prawo, woła: „Przebóg panowie! nie czyńcie gwałtu domowi memu pod niebytność męża!“... Lecz już wywalili wrota, Raszkowicz umyka w zaułki. Władysław Krzesz dopada i naciera. On się złożył, odparł i jeszcze sam zaciął go w rękę. Wołając: „bij! zabij! przybiega Abraham Krzesz i chwyta, a Raszkowicz jego. Mocują się oba. Wtem nadbiega czeladnik Krzesza, czerwono odziany, a widząc pana swego rannego, podskoczył i ciął Raszkowicza w głowę. Abraham go wypuścił z rąk, a on padł na ziemię. Gospodyni ciągle woła: „Nie róbcie gwałtu domowi memu!“ Ale nie dbają i sieką powalonego, a ranny Władysław po trzykroć się zwracał i siekł go i deptał nogami. Gospodyni woła: „Dla Boga! dosyć ma, jużeście zabili — wy zbójce!“
Czeladź skoczyła ku niej, lecz uciekła do izby i zawarła się w izdebce. Porwali jej parę chust — lecz ustąpili na odgłos dzwonka. Zygmunt Gądek, kramarz stary, stojąc na parkanie, przyglądał się zajściu; a widząc padającego Raszkowicza, skoczył po księdza, który przybiegł co tchu z Najśw. Sakramentem — lecz zastał już trupa!
Pachołek Krzeszów, biało ubrany, ciągle uwijał się konno, strzelając w dachy, a nie wiedząc, o co właściwie chodzi, przybiegł i niewiast gromadki, stojącej przed bramą, pyta, co się dzieje? — „Zbójco!... zabiłeś człowieka i pytasz się?“... Chciał ją ciąć, lecz odskoczyła; strzelił za nią. Niewiasty jęły krzyczeć: „gwałtu!“ Wywoływały na Aryanów i cieszyły się, że Krzesz także co oberwał. Słysząc to pachołek, skoczył w zaułki, obaczył trupa i jeszcze go rąbnął, wołając: „A zaciąłeś mego pana!“
O tych wszystkich wybrykach Krzeszów świadczyło i zeznawało kolejno przed urzędem radzieckim 11 świadków, a między nimi Stanisław Wójtowicz, rajca, Jerzy Kieszkowski i Wojciech Tymowski, ławnicy[513].
W mieście powstał rozruch wielki, zadzwoniono na ratuszu, mieszczanie zbrojni zgromadzili się, otoczyli dom i uwięzili obydwóch Krzeszów. Zmrok zapadł, gdy ich prowadzili do grodu, gdzie zawarci do wieży.
Miasto, ujmując się za przedmieszczaninem swym, wytoczyło sprawę o zabójstwo Raszkowicza i przestrzelanie obrazu. Zwłoki i obraz, wystawione na widok publiczny, rozjątrzały ludność katolicką. Ubolewano nad zabitym, oglądając rany straszne, modlono się za duszę jego wyzionioną niespodziewanie i bez zaopatrzenia św. Sakramentami. Gdyby nie przeszłość jego wielce naganna, byłby lud w nim wielbił męczennika, poległego za wiarę, lecz wobec nagannej niedawno przeszłości jego, trudno było poległego Raszkowicza ozdobić wieńcem męczeństwa. Przed obrazem zato modlono się bezustannie, nabożnie całując miejsce przestrzelone i prosząc Boga, aby nie karał miasta za grzech tak ciężki, popełniony przez Aryany!
Uwięzionym Krzeszom dawało miasto na strawne 12 gr. dziennie na obydwóch; kosztowało to przez 11 tygodni i 2 dni złp. 33 gr. 6[514]. Jeden z nich, Abraham, upatrzywszy chwilę, wymknął się z wieży grodzkiej i uchodził, ale mieszczanie mieli się na baczności; zawarto brony miejskie i pochwycono, a do grodu wniesiono oświadczenie, że się wyłamuje z pod prawa. Nauczeni doświadczeniem, nie dowierzali mieszczenie straży grodzkiej i oświadczyli, że sami będą strzegli. Wyznaczono ku temu 30 mieszczan, sąsiadów zamkowych, którym za trud płacono piwo; sługom miejskim sprawiono latarnie, alby mogli w nocy poznawać ludzi. Do Piotrkowa na trybunał posłano Jana Koszwica, rajcę i rusznikarza[515], dając mu na drogę 50 złp.
Święta Bożego Narodzenia obchodzili więźniowie w wieży po swojemu. Zażądali świec i „wina kwaterkę do komunii“, którą Aryanin przyjmował jako obrządek pamiątkowy. Nie odmówiono im. Trybunał piotrkowski potępił winowajców i mieli dać gardło. Krewni ich i przyjaciele wdali się w pośrednictwo, lecz miasto obstawało za ukaraniem zbrodni.
Dnia 22. marca 1641 r. obaj więźniowie, przyjąwszy komunię po aryańsku, zostali wyprowadzeni na śmierć. Pisarz miejski przeczytał wyrok śmierci o zbrodnię mężobójstwa i obrazę Majestatu Bożego przez postrzelanie obrazu świętego, za które czytanie dostał 1 złp. 15 gr. Abrahama Krzesza ścięto, a kat za trud krwawy otrzymał 2 złp.; grubarze od pochowania zwłok 1 złp. O głowę Władysława zaś, za usilnem wdaniem się Lubomirskich: Stanisława, wojewody krakowskiego, i Jerzego, starosty sandeckiego, krewni Raszkowicza ugodzili się z rodziną Krzeszów na 1000 złp.[516]. Przy tej ugodzie o głowę Raszkowicza z przyjaciółmi Władysława Krzesza zjedzono ryb i wypito wina za 4 złp. Wydatki poszczególne wpisano do księgi wydatków miejskich; zajście całe wpisano do księgi wójtowskiej, gdzie je odszukać i odczytać można. Uwolniony Władysław Krzesz pokwitował miasto z wszelkiej zemsty osobistej i prawniczej, a kwit ten wniesiono 22. marca do grodu sandeckiego.
W r. 1651 wydarzył się w Nowym Sączu znów inny smutny wypadek z przyczyny nietolerancyi aryańskiej.
OO. Franciszkani odprawiali co piątek w wielkim poście nabożeństwo pasyjne z wystawieniem Najśw. Sakramentu i stosownem kazaniem, przy licznym udziale ludności miejscowej. W piątek przed drugą niedzielą postu wszedł do kościoła aryanin Jan Schlichting, syn Wespazyana, dziedzica Dąbrowy w parafii wielogłowskiej pod Nowym Sączem, a usiadłszy w ławce, odwrócił się plecami do Najśw. Sakramentu, przyczem zaczął nieprzyzwoite wyprawiać żarty, z niemałem zgorszeniem obecnych. Kiedy zaś według ówczesnego zwyczaju członkowie bractwa Męki Pańskiej wśród kazania dyscyplinę publiczną czynili w kościele — on z lekceważeniem i wzgardą obrzędów kościelnych rzekł do swego sługi: „Tnij go lepiej kańczugiem“. Sługa, nie namyślając się długo, przystąpił do jednego z członków bractwa i wychłostał go tęgo kańczugiem. Na widok tego powstał popłoch i oburzenie niewymowne w kościele. Wskutek tego ks. Bonawentura Mroczkowski, gwardyan franciszkański, wniósł imieniem całego zgromadzenia skargę do grodu sandeckiego przeciwko Schlichtingowi, z powodu zniewagi nabożeństwa i zgorszenia publicznego w kościele[517].
Wiadomo z dziejów, że Aryanie w Sandeckiem osiedli, a w szczególności Taszyccy, Schlichtingowie, Jordanowie, Lubienieccy, Stegmatowie, Wiszowaci i Stadniccy, gotowali się otwarcie do przyjęcia Karola Gustawa, „jako pobożnego oswobodziciela, przybywającego na pocieszenie utrapionych“[518]. Kiedy więc Szwedzi opanowali Małopolskę, podburzano przeciwko nim chłopstwo obietnicami, po rynkach i z ambon głoszonemi[519], iż za wytępienie Szwedów będzie im wolno łupić majątki Aryanów. Po porażce tedy Szwedów pod murami Nowego Sącza 13. grudnia 1655 r., kupa 3-tysięczna zbrojnego gminu, złożonego z chłopów polskich i ruskich (rustici cum ruthenis), wpadła do miasta[520], gdzie 14. grudnia złupili piwnice w zamku królewskim, pieniądze poborowe rozdzielili między siebie i zabrali skrzynię żyda Jonasza Jakubowicza[521], arendarza młynów grodzkich, z zastawnemi rzeczami[522].
Z Nowego Sącza wyruszyli do poblizkiego miasteczka Grybowa, z tem większą śmiałością i pewnością siebie, że przeciw Aryanom obiweszczono pospolite ruszenie chłopów. Tu w Grybowie dnia 15. grudnia dowodził nimi Kazimierz Rożen, wysłużony rotmistrz, dzierżawca wsi Łyczanej. Uderzył on najprzód w Koniuszowej na dwór Krzysztofa Przypkowskiego[523], którego też, pomimo walecznej obrony, położył trupem a dwór złupiono[524]. W pięć dni potem, 20. grudnia, na czele 150 chłopów puścił się do Janczowej, majątku braci: Olbrachta i Samuela Kępińskich[525]; inne gromady chłopskie rabowały w tym czasie dwory aryańskie w dolinie rzeki Białej poniżej Grybowa.
W Nawojowej jeden z braci Wąsowiczów, jak kilka dni przedtem stanął na czele chłopów przeciwko Szwedom w obronie Sącza, tak obecnie oręż swój skierował przeciw Aryanom, wyruszając na czele chłopów do Brzeznej, dzierżawy Sebastyana Sternackiego, drukarza aryańskiego[526]. Uprzedzona o napadzie pani Anna ze Stadnickich Sternacka, ratowała się ucieczką i prawie cudem tylko ocalała. Gorzej było z jej mężem Sebastyanem. Wprawdzie poprzednio umknął szczęśliwie przed kwarcianymi, tym jednak razem nie uszedł mściwej ręki rozjuszonej tłuszczy. Dnia 17. grudnia wyśledziło go Stanisław Rogalski, były organista sandecki; pojmano go przy pomocy Jerzego Szydłowskiego[527], mieszczanina sandeckiego, tudzież chłopa, Marcina Kozła, który obuchem siekiery zadał mu w głowę śmiertelny cios. Zabranemi pieniędzmi jego podzielili się obydwaj mieszczanie. Kozioł za ten czyn śmiały został potem w Nowym Sączu skazany na śmierć, mieszczanom jednak uszło to bezkarnie.
W dobrach starosandeckich Klarysek stanął na czele chłopskiego ruchu przeciwko Aryanom karczmarz z Zagórskiej Woli[528], niejaki Grzegorz Kępa. Dnia 20. grudnia uderzył na czele 50 chłopów na dwór Jana Podoskiego w Przyszowej, a nie zastawszy go w domu, złupił dwór jego. Zbójca Jan Maciaszek z Wolicy, oddany na tortury, zeznał wobec ławników sandeckich, jako naoczny świadek:
„Przyszło ich do mnie 50 na Wolicę, poczęli kołatać do mej chałupy, jam wyszedł już się rozebrawszy boso. Potem rzekli mi: Wzuj buty i prowadź nas do Przyszowej na Podoskiego lutra[529]. Jam rzekł, że go nie znam. Wtem poszedłem z nimi i zmyliwszy drogę, zaszliśmy do młynka. Poczem weszło ich kilku do chałupy i wzięli Rusnaczka, poddanego jegomości pana Ozranowskiego, który im lepiej powiedział o panu Podoskim. Tam, jakeśmy zaszli, postawiliśmy dwóch we wrotach z armatą, a drugich dwóch dalej na podwórcu zasadzili, ale ich nie znam... a Tarnawczykowie w czarnych guniach z Łącka wołali: Nie bój się panie Podoski, włos ci z głowy nie spadnie. Skoczyli potem ciż Tarnawczykowie do okien, a Grzegorz Kępa, karczmarz z Zagórskiej Woli, drugi Jan Gargula, co teraz mieszka w zarzeczu, a pierwej oba mieszkali w czorsztyńskiem państwie, skoczyli do drzwi. Kępa wyrąbał drzwi. Tamże brali, co im się podobało, a drudzy, co byli ze mną na warcie, nie mając już co brać, brali konie a mnie kazali, żebym sobie wziął krowę, alem nie brał. Kępa też wziął dwa połcie mięsa, który był przywódcą do tego rozboju. Było to w nocy — w tak wielkiej kupie trudno było widzieć, kto co wziął — nie znałem chłopów“[530].
W tymże dniu (20. grudnia) podobny los spotkał w Męcinie dwór Krzesza, zagorzałego aryanina[531]. Gorzko także odpokutować musiał za swe sprzyjanie Szwedom (1655) Wespazyan Schlichting, szlachcic aryański z Dąbrowy pod Nowym Sączem. Na mocy prawa polskiego stał się infamis bezecnym; pozbawiono go zatem majątku i na wygnanie skazano. Król Jan Kazimierz osobnem pismem, wystosowanem w Krośnie 12. stycznia 1656 r., nadał Dąbrowę Jędrzejowi Kawieckiemu, militi veterano, wysłużonemu rycerzowi[532]. Stefan Czarniecki kazał później Schlichtinga powiesić pod Pinczowem.
Krwawe wypadki o rabowaniu dworów aryańskich wokoło Sącza doszły też do uszu króla. Z tego powodu przesłał z Łańcuta 25. stycznia 1656 r. do grodu sandeckiego swoje ojcowskie upomnienie i przestrogę:
„Doszło Nas to wiedzieć, że niektórzy abusi nomine et auctoritate Nostra publikowali to injuriose, jakobyśmy mieli dać jakieś rozkazanie na znoszenie Dyssydentów i ludzi różnego nabożeństwa, a drudzy z tego udania pozwolili sobie domy szlacheckie nachodzić i różne ukrzywdzenia a nawet mordy popełniać. W czem, że pokój domowy i pospolity przeciw wszelkiej Naszej intencyi bywa rozerwany, rozkazujemy: żeby wszyscy na urzędach jakichkolwiek siedzący pilno na to animadwertowali i każdego wykroczonego surowo na gardle karali, kupom tak swawolnych odpór dawali, i każdemu jakiejkolwiek byłby religii pokój według przysięgi Naszej i konfederacyi bezpiecznie zachowywali, wiedząc, że nic Nam na większej pieczy nie zostaje, jako każdemu z poddanych Naszych prawa i zupełne zachowywać wolności. Na co dla większej wiary i pewności ten Uniwersał, podpisany ręką Naszą i pieczęcią koronną zapieczętowany, chcemy, żeby był po wszystkich grodach przyjęty i publikowany; który jednak nikomu suffragari nie ma, któryby z Naszymi nieprzyjaciołami miał jakie porozumienie“[533].
Na sejmie warszawskim w r. 1658 stanęła konstytucya, wydalająca Aryanów poza granice kraju. Na sejmie 1659 r. potwierdzono tę konstytucyę[534]. Wskutek tego jedni Aryanie chcieli przejść na protestantyzm, ale im wzbroniono, rozkazując, aby powrócili na łono prawego Kościoła. Drudzy położyli nadzieje swoje w dyspucie z katolickimi księżmi, gdzie obecywali sobie dowieść, że ich wiara z katolicką się zgadza. Przyszło więc w marcu 1660 r. do dysputy (colloquium charitativum) w Rożnowie nad Dunajcem, w zamku Jana Wielopolskiego, kasztelana wojnickiego[535]. Ze strony Aryanów stanął między innymi Andrzej Wiszowaty, ze strony zaś katolików: ks. Jan Henning, rektor Jezuitów krakowskich, z ks. Mikołajem Cichockim[536], ks. Franciszek Rychłowski, prowincyał Reformatów i inni; dysputa ta jednak rozeszła się na niczem. Posprzedawali więc Aryanie czem prędzej i niekorzystnie dobra swoje i rozbiegli się w świat[537], jedni do Węgier, gdzie ich przyjął Rakoczy i Teleky, drudzy do Prus książęcych, inni do Sląska, największa liczba do Holandyi razem z Andrzejem Wiszowatym[538], który w Amsterdamie w r. 1678 życie zakończył.
Od tej doby nie znajdujemy więcej śladu o Aryanach w Nowym Sączu i okolicy jego, widocznie znikają z widowni historycznej. Starsza generacja wygasła, a młodsza powróciła na łono katolickiego Kościoła[539].




Rozdział  VIII.
Od abdykacyi Jana Kazimierza aż do pierwszego rozbioru Polski. — Upadek miasta.
(1668—1772).

Jan Kazimierz wobec tylu klęsk, jakie ustawicznie za jego panowania spadały na Polskę, zrzekłszy się już na mocy pokoju w Oliwie 3. maja 1660 roku na zawsze tytułu króla szwedzkiego, nie mając przytem dostatecznej siły a przedewszystkiem powodzenia, ażeby zapanować nad powszechnym rozstrojem i zamętem w narodzie, złożył dobrowolnie koronę polską na sejmie warszawskim 16. września 1668 r. Od jego abdykacyi datuje się smutny upadek Polski. Miasta polskie, spustoszone i wyludnione przez wojny szwedzkie, już się więcej nie podniosły; mnóstwo zamków i świątyń spalonych uległo ruinie; rolnictwo, handel i przemysł upadły, a Polska nie podźwignęła się już nigdy do dawnej pomyślności. Tak samo i świetność nauk z czasów zygmuntowskich zastąpiły nędzne szkoły, w których uczono składania szumnych mów i wierszy na cześć panów, rzadko tylko na nie zasługujących[540]. Wszystkie te smutne przejścia i losy narodu polskiego podzielać musiał i Nowy Sącz.
Podobnie jak w latach 1656—1657 szlachta województwa krakowskiego wszystkie swe wytężała siły, „ażeby fortecy sandeckiej Jego Królewskiej Mości panu swemu miłościwemu dotrzymać i nie podać jej w okrutne nieprzyjacielskie ręce“, tak i w czasie bezkrólewia starała się usilnie o utrzymanie jej nadal. Dlatego też senatorowie, dygnitarze, urzędnicy i wszystko rycerstwo województwa krakowskiego, zgromadzeni na elekcyę pod Wyśmierzycami[541] 19. maja 1669 r., zobowiązali się jednozgodnie, ażeby zabezpieczyć Podgórze sandeckie od rozbojów i ludzi swawolnych na pograniczu węgierskiem. W tym celu uproszony książę biskup krakowski, Jędrzej Trzebicki, wysłał swe wojsko na załogę do Nowego Sącza i Biecza, na utrzymanie zaś tejże załogi, jako też i harników, uchwalono sumę 6.000 złp. i to na wyraźne żądanie Alexandra Michała Lubomirskiego, wojewody krakowskiego[542].
Król Michał Korybut Wiśniowiecki, objąwszy rządy polskie po Janie Kazimierzu, pragnął widocznie podźwignąć nieco już bardzo zniszczone i podupadłe miasto, skoro osobnym przywilejem, wydanym w Warszawie 25. lutego 1670 roku, zakazuje żydom pod karą śmierci i utratą majątku domy w Nowym Sączu posiadać i trudnić się handlem, z wyjątkiem jarmarków, i to tylko za wiedzą i dozwoleniem magistratu. Przywilej ten tak brzmi w przekłądzie:
„Michał z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski, ruski, pruski, mazowiecki... Oznajmiamy niniejszem pismem Naszem wszem wobec i każdemu z osobna, komu to wiedzieć należy, że przodkowie Nasi między innemi panowania swego zaletami to przedewszystkiem na oku mieli, ażeby poddanych swoich wolności i zwyczaje, które służą do pomnażania i zachowania ich szczęścia, całkowicie i nienaruszalnie utrzymać. Gdy Nam zatem przedstawili niektórzy Nasi senatorowie przy boku Naszym będący w imieniu miasta Naszego Nowego Sącza, że mieszkańcy tamtejsi z powodu smutnego zbiegu okoliczności do takiego ubóstwa przyszli, że gdybyśmy ich Naszą łaskawością królewską nie podźwignęli, w ostatnią nędzę musieliby popaść. I gdy błagano Nas najuniżeniej, ażebyśmy to, co od dawien dawna przywilejem było, zamienili na prawo wieczyste, a mianowicie, ażeby niewierny naród żydowski w mieście Naszem Nowym Sączu nie mieszkał, ani trudnił się żadnym handlem. My zatem przychylając się łaskawie do tej słusznej prośby i bacząc na to, że gdzie przebywają Żydzi, tam dla katolików, z powodu chciwości, intryg i podstępów żydowskich, trudny sposób do życia; nadto ponieważ w wymienionem mieście Naszem nigdy niewierni Żydzi w dawniejszych czasach siedziby nie mieli, ani dotąd nie mają, przeto opierając się na konstytucyi koronnej z 1588 roku, dawne przywileje, zwyczaje i wilkierze Nowego Sącza w całości na nowo powtarzamy, za dobre mienimy, potwierdzamy i na prawo wieczyste przenosimy i zamieniamy. Do tego dekret Najjaśniejszego Władysława IV., wydany w Warszawie 1. lutego 1648 r., ze wszystkimi jego artykułami, zastrzeżeniami i karami niniejszem pismem zatwierdzamy, ażeby jako miastu Naszemu Warszawie, tak i Nowemu Sączowi przysłużał: Ażeby niewierni Żydzi żadnych domów tak w mieście, jak i na przedmieściu Noweg Sącza nie posiadali, towarami nie kupczyli, ani napojów w żadnym czasie nie sprzedawali, z wyjątkiem samych tylko jarmarków, i to za osobnem pozwoleniem magistratu, pod karą gardła i utratą dóbr wszystkich. Nie wolno też żadnemu tamtejszemu mieszczaninowi domu swego Żydom sprzedawać, ani w arendę wypuszczać, ani towarów żydowskich pod swoją firmą sprzedawać, pod karą wydalenia z miasta i utraty dóbr wszystkich na korzyść miasta. Co żeby do wiadomości wszystkich dojść mogło, rozkazujemy starostom Naszym teraźniejszym i przyszłym, podstarościm, urzędnikom grodzkim i podwojewodzym nowosandeckim, ażeby w wymienionem mieście Naszem Nowym Sączu przywilej ten Nasz nietykalnie i całkowicie utrzymali i zachowali, dla łaski Naszej i powinności swojej.“
„Dla świadectwa tegoż kazaliśmy niniejsze pismo, ręką Naszą podpisane, pieczęcią koronną utwierdzić.“
„Dan w Warszawie 25. lutego R. P. 1670, panowania Naszego pierwszego roku. Michał Król. Melchior Gurowski, sekretarz Jego Królewskiej Mości“[543].
W 3 dni potem, 28. lutego, zatwierdził przywileje poprzedników swoich: Zygmunta Augusta, Zygmunta III., Władysława IV. i Jana Kazimierza, nadane Sączowi względem kruszców i soli, pobierania trzeciej miary z młynów królewskich, oraz szczegółowo oznaczonych opłat z wszelkich towarów[544].
W tym jeszcze roku pod dn. 11. września wydał król Uniwersał w Warszawie do wszystkich miast i miasteczek w województwie krakowskim z tem oznajmieniem, ażeby w myśl konstytucyi z 1621 r. na pospolite ruszenie przeciw Kozactwu w pogotowiu byli i dalszej deklaracyi oczekiwali. Niedługo potem Stanisław Warszycki, kasztelan krakowski, wysłał z Warszawy 2. października 1670 r. osobny list, w którym donosi, że Ichmość panowie szlachta w obronie zagrożonej ojczyzny na dzień 16. października pod Wyśmierzyce pospolitem ruszeniem stawić się mają[545]. Nie od razu jednak wybuchła wojna.
Tymczasem Alexander Michał Lubomirski[546], starosta grodowy sandecki i marszałek trybunału koronnego lubelskiego, pragnąc również przyczynić się choć w części do podniesienia zniszczonego miasta, wydał na sejmiku w Proszowicach 27. lutego 1671 r. osobne pismo, mocą którego przywrócił Sandeczanom dobra Paszyn „dla skuteczniejszej restauracyi ruin spustoszonego miasta i poprawy municyi“; oraz pozwolił im „czopowe“, czyli podatek od różnych trunków, przynależnych skarbowi królewskiemu, obracać na naprawę murów obronnych, coraz bardziej do upadku chylącego się grodu. Podług rejestru bowiem z 29. maja 1671 r. było w samem mieście domów pustką stojących 138, za rzeką Kamienicą 31, przedmiejskich gruntów opuszczonych 49[547].
W tym jeszcze roku (1671) wyruszyło wojsko koronne przeciwko buntowniczym Kozakom pod atamanem Piotrem Doroszeńką, wspieranym przez Tatarów i Turków na Ukrainie, którzy pod 50 laty pobici przez rycerstwo polskie pod Chocimem (1621 r.), przedsięwzięli teraz nową, niemniej groźną wyprawę na Polskę. Nadeszły też trzecie wici, czyli Uniwersał Mikołaja Przerębskiego, marszałka trybunału lubelskiego[548], kasztelana sandeckiego, wydany w obozie pod Kucharami 25. sierpnia 1672 r., wzywający szlachtę i mieszczan na pospolite ruszenie. Termin ogólnego zebrania wyznaczono na dzień 15. września pod Kosiną, skąd pod wodzą księcia Jana Karola Czartoryskiego, podkomorzego krakowskiego, ku Kamieńcowi Podolskiemu w pełnym rynsztunku wyruszyć mieli. Równocześnie ogłoszono też pobór 5.000 złp. w powiecie sandeckim, czchowskim i bieckim na zaciągnienie jazdy lub piechoty[549]. W szeregach walczących w obronie zagrożonej ojczyzny (pod Braławiem 1671 i Chocimem 1673 r.) widzimy także dwie pancerne chorągwie po 100 koni: Alexandra Michała Lubomirskiego, starosty sandeckiego, i Adama Trzecieskiego, wojskiego sandeckiego[550].
Wyprawa ta jednak niepomyślnym dla Polski skończyła się skutkiem. Wiadomo bowiem, że Podole, odstąpione Turkom haniebnym traktatem buczackim 18. października 1672 roku, jęczało pod bisurmańskim buńczukiem[551] przez lat 27, aż do 22. września 1699, kiedy dopiero wskutek pokoju karłowickiego (22. stycznia t. r.) odebrał je wraz z Kamieńcem dla Korony Franciszek Dzieduszycki, wojewoda podolski.
Nie mniejszą troskliwością otaczał miasto Jan Sobieski, marszałek i hetman wielki koronny, skoro w osobnym Uniwersale, wydanym w Warszawie 7. lipca 1672 roku, przykazuje władzą swoją hetmańską, ażeby w wioskach, do starostwa sandeckiego należących, żaden z żołnierzów nie ważył się stanąć, łanowego wybierać, noclegów, popasów i odpoczynków odprawiać, chlebów wyciągać, podwód brać, ani innych przykrości czynić. Ale niestety żadnej wtedy karności i porządku w wojsku polskiem nie było. Zaraz bowiem następnego roku 1673 czytam skargę Sandeczan przeciwko żołnierzom chorągwi pancernej Jędrzeja Potockiego, wojewody kijowskiego, iż wbrew rozporządzeniu hetmana wielkiego, Jana Sobieskiego, stali przez całą zimę w Nowym Sączu, a oprócz innych wyrządzonych szkód, wybrali z miasta i dóbr jego: Paszyna, Żeleźnikowej i Piątkowej przeszło 5.000 złp.[552].
Przywilej Władysława IV., wydany w Warszawie 1. lutego 1648 r., a powtórzony w przywileju Jana Kazimierza z 30. stycznia 1649 r. i przywileju Michała Korybuta z 25. lutego 1670 r., wyraźnie zastrzegł, ażeby żaden niewierny żyd ani w mieście, ani na przedmieściach Nowego Sącza domów nie posiadał, nie trudnił się handlem, nie sprzedawał napojów, z wyjątkiem jarmarków, i to tylko za poprzedniem pozwoleniem magistratu — pod karą gardła i utratą wszystkich towarów. Żaden też z obywateli nie mógł domu swego żydom sprzedawać, ani w arendę wypuszczać, ani też towarów żydowskich jako swoich na sprzedaż wystawiać, pod karą wydalenia z miasta i zabrania jego dóbr na korzyść miasta. Pierwszy wyłom w tem ogólnem prawie uczynił wbrew własnemu swemu rozporządzeniu z 25. lutego 1670 r. sam król Michał Korybut w r. 1673, pozwalając żydom opuszczone place w Nowym Sączu kupować, domy budować i trudnić się handlem. Oburzony tem do żywego Jan Cyrus, burmistrz Stanisław Bogdałowicz, wójt, Wawrzyniec Gadowicz, Jerzy Szydłowski i Wojciech Cholewicz, rajcy, przedstawili kapitule kollegiaty ten nowy przywilej królewski, pozwalający żydom na opuszczonych placach miejskich budować swe domy — i błagali zarazem, ażeby przynajmniej duchowieństwo przeciwko temu przywilejowi, ubliżającemu dotychczasowym przywilejom królewskim, silny stawiało opór, skoro rada miejska rozkazom starosty grodowego nie może się sprzeciwiać. W tym samym jeszcze roku i ponownie w 1676 r. wystosowała też kollegiata protest do starosty, lecz daremne były te wszystkie zabiegi, skoro, według słów królewskiego dekretu, sam starosta Alexander Lubomirski o ten przywilej wystarał się dla żydów[553].
W roku 1674 domagał się na sejmie warszawskim Franciszek Szembek, starosta biecki, ażeby Nowy Sącz i Biecz, jako warownie i zamki graniczne (fortalitia) województwa krakowskiego, zaopatrzono stałą załogą[554]. Jednak i te usiłowania, podjęte w celu podźwignienia królewskiego grodu, były bezskuteczne i zapóźne. Wśród tych ciężkich czasów wzrastały wydatki miejskie, pomnażały się długi. Doszło do tego, że w 1674x r. łańcuch złoty z kościoła farnego przez panów rajców wzięty i na pilną miasta potrzebę za 1000 złp. sprzedany został. Zapłacono później za niego kollegiacie 450 złp., reszta długu ciążyła przez długie czasy, tak że w r. 1764 i ponownie w r. 1776 dopominała się jeszcze kapitału sandecka o swą należytość[555]. Szeregu klęsk dopełniła plaga dżumy w r. 1676, sprowadzona wojną turecko-kozacką. To też dnia 30. lipca 1680 r. stanąwszy osobiście przed urzędem grodzkim sławetny Jan Szydłowski, burmistrz, i Adam Kościółek, rajcy, pod przysięgą zeznali, „iż w mieście Nowym Sandczu nie masz więcej rzemieślników do płacenia podatków Rzpltej tylko ci, którzy ad praesens rezydują, to jest: szewców 10, rzeźników 4, płócienników 6, kuśnierzów 2, krawców 3, kowalów 3, garncarzów 3, rymarz, siodlarz, bednarz, stelmach, balwierz, czapnik, miecznik, stolarz, kotlarz, sukiennik, komorników 15; aptekarza i złotnika od dawnych czasów nie masz“[556].
Smutny ten i opłakany stan miasta Nowego Sącza przedstawia nam ów nieszczęsny przywilej króla Michała Korybuta z r. 1673, powtórzony w przywileju króla Jana Sobieskiego, nadany w Jaworowie 14. listopada 1682 r.: „Bacząc, że miasto przez morową zarazę, następnie zaś przez wojnę szwedzką, napad Siedmiogrodzian z Kozakami i inne nieszczęśliwe wypadki do tego stopnia zniszczenia doszło, iż znaczna część domów pozbawiona jest właścicieli, z której to przyczyny pozostali mieszkańcy oświadczyli niemożebność ponoszenia ciężarów Rzpltej i dostaw dla wojska. A że ciż mieszczanie zgodzili się na to, ażeby opuszczone place rzez żydów mogły być zajęte; dla tem rychlejszego przeto doprowadzenia miasta do lepszego stanu, pozwalany żydom domy kupować, nabywać, budować i sprzedawać, a oraz prowadzić właściwy im handel, bez szkody wszakże chrześcijanom, z tem zastrzeżeniem: aby nie nabywali rzeczy świętych, ani świeckich ukradkowym sposobem, i nie ważyli się przeciw wierze chrześcijańskiej bluźnić, pod najsurowszemi karami. Podatki opłacać mają zarówno z innemi mieszkańcami.“ Przywilej ten potwierdził później August II. d. 25. sierpnia 1699 r., August III. d. 16. listopada 1754 i Stanisław Poniatowski 26. września 1765 r.[557]. Tak więc dawny zamożny i kwitnący gród Łokietka, Kazimierza Wielkiego, Jagiellonów i Wazów do tego stopnia doszedł upadku, iż w zaludnieniu żydami szukał swego ratunku![558]
Wśród tych klęsk i nieszczęść, jak błysk światła wśród pomroki nocnej, w r. 1683 zaszedł wiekopomny wypadek, podniósł upadającą sławę i znaczenie Polski i po raz ostatni jeszcze, choć na chwilę, rozjaśnił smutne dzieje Nowego Sącza. Wypadkiem tym była nieśmiertelnej sławy odsiecz Wiednia i zwycięstwa bohaterskiego króla Jana Sobieskiego, w których 3-tysięczny korpus Hieronima Lubomirskiego, marszałka nadwornego i starosty grodowego sandeckiego, niemałą także odegrał rolę. Ten posiłkowy korpus, sformowany w Małopolsce w lutym, marcu i kwietniu 1683 r. na prośbę cesarza Leopolda I., za upoważnieniem Jana Sobieskiego a staraniem i w części kosztem Hieronima Lubomirskiego — odznaczył się świetnie we wszystkich działaniach i walkach, stoczonych przez armię cesarską z Turkami na lewym brzegu Dunaju, przez cały czas oblężenia Wiednia. Najważniejszemi z tych walk była zwycięska bitwa pod Presburgiem 29. lipca, krwawa lecz pomyślna potyczka 24. sierpnia pod Bisambergem i Stammersdorfem, wreszcie świetne zwycięstwo 12. września pod Wiedniem[559]. Lecz i powrót króla po owych wielkich czynach do Polski przyczynił się także do uświetnienia Nowego Sącza, odbył się bowiem przez Węgry i Karpaty drogą na ten gród podupadły. Wtedy to także przez Nowy Sącz przejeżdżała królowa Marya Kazimiera naprzeciw swego uwielbianego małżonka, aby oczekiwać nań z powitaniem w Starym Sączu, gdzie stanął z królewiczem Jakóbem 15. grudnia 1683 roku; następnego zaś dnia wśród radosnych i rzewnych oznak mieszkańcy Nowego Sącza witali i żegnali po raz pierwszy i ostatni swego wielkiego króla, kiedy w przejeździe przez miasto zdążał na święta Bożego Narodzenia do królewskiego zamku na Wawelu[560].
Za królem zdążał też przez Nowy Sącz do Polski Atanazy Miączyński, podskarbi nadworny i starosta łucki, który na czele własnej chorągwi, z 1000 husarzów złożonej, dowodził pod Wiedniem; a za okazaną waleczność tytułem hrabiego od cesarza Leopolda I. zaszczyconym został. W tym powrocie wydarzył mu się nader smutny wypadek. Wiózł on z sobą dwa wozy, naładowane kosztownymi łupami wojennymi, które niestety przy przeprawie na Dunajcu pod Rudniczną[561] wraz z pachołkami i końmi, wskutek załamania się mostu, wpadł do rzeki. Jeden z tych wozów z wielką trudnością i wysileniem został szczęśliwie wyratowany, drugi zaś z powodu głębokości wody i stromego brzegu zatonął bezpowrotnie. Ten ostatni naładowany był bronią kosztowną, naczyniem złotem i srebrnem. Między innemi był tam także obraz Bogarodzicy Maryi w złotym wizerunku, srebrnemi ramami oprawiony; moździerz pośrebrzany na bisurmańskim hufie zdobyty, a od króla Sobieskiego jemu podarowany; szkatułka, w której oprócz 500 czerwonych złotych, mieścił się sygnet herbowy szczerozłoty, ośm sztuk różnych pierścieni, dwa krzyże dyamentowe, dokumenta i listy rozmaite, ordynanse królewskie i wojewody ruskiego, wreszcie dyplom oryginalny od cesarza Leopolda I. na tytuł hrabiego za okazane męstwo przy oswobodzeniu Wiednia Miączyńskiemu nadany. Było tam nakoniec i wiele innych osobliwości, jako to: szabla w jaszczór złoty oprawiona o trzech szmaragdach, i kilka strzelb złotem i drogimi kamieniami ozdobnych. Po powrocie do domu wniósł Miączyński do grodu sandomierskiego ostrzeżenie, ażeby na wypadek uratowania nikt się do tych rzeczy nie przyznawał, ale jemu samemu je oddał[562].
Z dalszego panowania Jana III. znajdujemy kilka dokumentów, z których widzimy usiłowania tego króla o podniesienie podupadłego miasta. I tak w r. 1685 zatwierdza Jan Sobieski przywilej Michała Korybuta z 28. lutego 1670 r., nadany w Warszawie Sandeczanom względem kruszców i soli, w roku zaś 1689 zatwierdza konfirmacyę przywileju Władysława IV. na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z towarów, oraz na jarmark coroczny na św. Wojciech[563].
Tymczasem plemię żydowskie coraz to bujniej rozkrzewiało się w mieście. Według rewizyi, odbytej 26. lutego 1690 r. z polecenia Stanisława na Męcinie Krzesza, sędziego grodu bieckiego a poborcy generalnego powiatu czchowskiego i sandeckiego, posiadali już żydzi w Nowym Sączu 23 domy[564]. Nie zażywali oni jednak trwałego pokoju w tej nowej osadzie. Ludność chrześcijańska oburzona tem, że nowi przybysze coraz to dalej rozpościerają swe panowanie, staczała z nimi nieraz zacięte walki, przyczem nie obeszło się nawet bez ciężkiego pokaleczenia z obydwóch stron. W tymże roku należało do miasta 15 łanów i 7 kół zakupnych. Z pomiędzy rzemieślników trzymało się jeszcze: szewców 10, kowalów 3, rzeźników 4, płócienników 6, krawców 3, garncarzów 3, kuśnierzów 2, kotlarz, złotnik, rymarz, siodlarz, sukiennik, bednarz, stolarz, balwierz, komorników 15, przekupniów 6. Suma gólna jednego szosu tak z miasta, jako i przedmieścia, z młynów, łanów, od rzemieślników i komorników wynosiła 101 złp. 15 gr.[565].
Jeszcze smutniejsze nastały czasy za Augusta II., którego panowanie należy do najnieszczęśliwszych w historyi polskiej i przyniosło straszne klęski jak dla całego kraju, tak i dla Sandeczyzny.
Król ten zaraz na sejmie koronacyjnym w Krakowie w r. 1697 nadał wprawdzie na prośbę Wojciecha Cholewicza, burmistrza, i Pawła Użewskiego, wójta, cztery nowe jarmarki Nowemu Sączowi, a mianowicie na Zapusty, na Niedzielę Palmową, na św. Piotra i Pawła i na Podwyższenie św. Krzyża; zatwierdził niektóre przywileje, dane Sączowi przez poprzednich królów, począwszy do Zygmunta Augusta, zwłaszcza te, które nadawały miastu nadzór nad sprzedażą soli, tudzież pozwalały na urządzenie nowych jarmarków i zapewniały prawo składu i sprzedaży kruszców i soli[566]; a 19. grudnia 1697 r. zatwierdził w Krakowie przywileje i ustawy cechu tkackiego, nadane przez Zygmunta III. w Warszawie 26. lipca 1620 r.
Lecz już mało mogło to przyczynić się do podźwignienia i pomyślności miasta, skoro wskutek owego przywileju na osiedlenie się żydów w Nowym Sączu, nowi ci mieszkańcy przybywali tak licznie, iż niebawem nawet nosili się z myślą wybudowania synagogi w obrębie miasta. Już w r. 1695 krążyły po mieście uporczywe pogłoski, że żydzi sandeccy zamierzają zbudować sobie synagogę w skrytości. A co więcej, nawet Józef Lubomirski, komendataryjny opat tyniecki (1685—1700), wstawiał się za żydami, aby im wolno było bóźnicę wystawić[567]. Niestety nie podobna było przeszkodzić temu, pomimo usilnych protestów duchowieństwa miejscowego, świeckiego i zakonnego[568]. Jerzy Paweł Lubomirski, starosta grodowy sandecki, dozwolił im na mocy przywileju, wydanego w zamku sandeckim 3. lutego 1699 r., zbudować synagogę przy ulicy szpitalnej za zgodą magistratu. Oto treść dokumentu:
„Wszem w obec i każdemu z osobna, komu o tem wiedzieć należy, donoszę do wiadomości. Ponieważ żydzi w starostwie mojem nowosandeckiem mają prawa i przywileje od najjaśniejszych królów polskich nadane, także i konstytucyami na sejmach obwarowane i approbowane, ażeby im te prawa, któremi się zaszczycają Chęciny i Chełm miasta, służyły, więc że te miasta Chęciny i Chełm mają bóźnice murowane sklepione, tudzież sławetni burmistrze, rajcy i wójt z ławnikami i cały magistrat nowosandecki wnosząc instancyę za nimi i plac im pusty między Pokwiczowskim i Popkowskim w ulicy szpitalnej pozwolili, aby sobie mogli bóźnicę sklepioną wymurować, w którejby nabożeństwa swoje odprawiali, pozwalam tedy, ażeby ta bóźnica praejudicium żadnego od różnych osób nie miała i z tego placu podatków żadnych nie płacono“[569].
W roku następnym (1700) wmieszał się August II. do wojny Danii i Moskwy przeciwko Szwecyi, co sprowadziło na Polskę napad Karola XII., a z nim nowe klęski i straszne spustoszenia, rozdwojenie narodu, detronizacyę Augusta[570] i obiór nowego króla, wybuch wojny domowej i interwencyę Moskwy. Ta okropna wojna i jej następstwa nie oszczędziły też Nowego Sącza, a przedewszystkiem jego okolic. W rejestrach miejskich jeden krótki zapisek wspomina wyraźnie, że „w roku 1704 na gwałtowną potrzebę całego miasta, t. j. na okup Szwedom, zaciągniono od Imci pana Władysława Stadnickiego, miecznika czernichowskiego, 645 złp.“ Sam klasztor Klarysek w Starym Sączu wydał w r. 1702 na chorągiew husarską Adama Sieniawskiego, wojewody bełzkiego, 48.974 złp. Z tego powodu Konstancya z Zakliczyna Jordanówna, ksieni starosandecka, wniosła zażalenie do Hieronima Lubomirskiego, kasztelana krakowskiego i hetmana wielkiego koronnego, który zawezwał pod dniem 25. marca 1703 r. przed swój sąd hetmański wszystkich komendantów wymienionej chorągwi[571]. Ale upomnienia hetmańskie niewiele widocznie poskutkowały, skoro w r. 1706 zakonne panny żalą się ponownie, że chorągiew wojewody bełzkiego wybrała z ich dóbr klasztornych wbrew wyraźnej woli hetmana koronnego 7.568 tynfów[572].
Kiedy po obiorze (1704) Stanisława Leszczyńskiego, wojewody poznańskiego, straszna bratnia wybuchła wojna i Polska stała się łupem wojsk własnych i nieprzyjacielskich, które w najstraszniejszy sposób grabiły i pustoszyły kraj cały; kiedy namnożyły się liczne oddziały partyzanckie, które, walcząc po stronie jednego lub drugiego króla, również strasznych dopuszczały się rabunków — Teodor Lubomirski, starosta spiski, stronnik Leszczyńskiego, przedsiębrał ze Spiża napady na stronników saskich w Krakowskie, t. j. pustoszył i niszczył całą Sandeczyznę w latach 1705 i 1706[573]. W lutym 1707 r. zażądał on od gminy Jazowska, aby dla jego żołnierzy złożyła 1000 złotych, posyłając zarazem na egzekucyę chorągiew wołoską żołnierzy swoich. Gmina złożyła tylko 600 złotych. Nie lepiej obszedł się Lubomirski w r. 1708: zażądał bowiem od Jazowska 3.000 złotych dla swojego skarbu, wysyłając zarazem egzekucyę żołnierzy. Gmina złożyła tylko 400 złotych, lecz zato żołnierze starosty spiskiego stali w Jazowsku przez cały rok. Odmieniali się oni wprawdzie, bo coraz to insze oddziały przybywały, ale uboga gmina ani na jeden tydzień nie miała ulgi; musiała bowiem na tydzień składać po 35 złotych z obrokiem i sianem. W styczniu zaś tegoż roku (1708) Marcin Rybiński, regimentarz i stronnik Augusta II., rozłożywszy się z dywizyą swoją w Nowym Sączu i okolicy jego, ściągał przez całą zimę z pojedynczych wiosek tegoż powiatu znaczne kontrybucye i prowianty wojskowe. Podówczas do tego stopnia wyniszczyły cały powiat sandecki te partyzanckie oddziały, że na ostatku żołnierze zamiast owsa lnianem nasieniem karmili konie[574].
Rok następny (1709) był jeszcze dotkliwszym dla Jazowska, bo oprócz żołnierstwa starosty spiskiego przybyli w mięsopusty żołnierze Jerzego Pawła Lubomirskiego, starosty grodowego sandeckiego. Ci to żołnierze zabrali na saniach wszelkie siano z gór ubogim ludziom razem fur 38; dworskiego siana fur 14; zabierali gwałtem nie tylko siano, ale i zboże, kłódki u komór odbijali i komory rozwalali, a ludzie musieli im dowozić prowiant do Dąbrówki pod Nowym Sączem. Do tego bez przestanku chorągiew wołoska za chorągwią noclegi odprawiały, gołem ziarnem konie karmiąc i ludzi bijąc. Klęski i biedy, jakiej doznawał lud, nie zapamiętał nikt od dawnych czasów, a czego przedtem Szwedzi, Moskale, Sasowie i Kozacy tu nie czynili, to czynili żołnierze sandeckiego starosty. Tegoż roku 1. marca Jerzy Lubomirski przeszedł przez Jazowsko ze swoimi żołnierzami ku Nowemu Targowi, skąd przeprawić się miał na Orawę, by służyć cesarzowi przeciwko Węgrom. Spiscy żołnierze atoli pozostali tutaj bez przerwy; nadto 17. marca t. r. starosta spiski przysłał nowy oddział żołnierzy, tak iż gmina jazowska do ostatnich dni lipca musiała co tydzień składać i dawać po 130 złotych, krom obroków i żywności. Wreszcie z końcem lipca ustąpił stąd Teodor Lubomirski i ze swoimi żołnierzami włóczył się po okolicy koło Myślenic i Starego Sącza, aż wreszcie z końcem listopada powrócił do Lubowli, „jak smok do jamy“[575].
To samo znowu działo się, gdy po klęsce Karola XII. pod Pułtawą (1709) wojska moskiewskie powtórnie wkroczyły do Polski, aby na tron przywrócić Augusta, a senatorowie, dotąd przy Leszczyńskim będący, tłumnie swego króla opuszczać poczęli. Z stronników jego zaledwie tylko starosta spiski, Teodor Lubomirski, pozostał po bronią. Wtedy jeden z oddziałów moskiewskich, pod dowództwem jenerała Alexandra Gordona, w jesieni 1709 r. przeszedł całą Sandeczyznę i dotarł aż na Spiż, wyparł stąd Lubomirskiego z całem jego 9-cio tysięcznem wojskiem do Węgier[576], poczem nazad tą samą drogą zwrócił się w inne strony Polski. Kontrybucye, grabieże i inne gwałty towarzyszyły zawsze takim zbrojnym przemarszom, skoro sam klasztor starosandecki Klarysek wydał od 1693—1702 r. na różne przechodnie chorągwie[577] przeszło 76.155 złp.; szkody zaś, poczynione przez chorągwie husarskie, stojące na kwaterze zimowej w dobrach tychże zakonnic w r. 1705—1717, wynosiły 20.432 tynfów[578].
O ile w tych latach przez wspomniane napady i przechody wojsk obcych i swoich ucierpiał sam Nowy Sącz, z ogólnikowych wzmianek historyków naszych, oraz w braku wyraźnych świadectw w księgach archiwum miejskiego, z całą ścisłością oznaczyć się nie da; lecz nie może ulegać wątpliwości, iż w obydwóch razach Nowy Sącz był ofiarą i doznawał skutków tej okropnej wojny. Rzeczywiście z rejestru cechów, przedstawionego starostwu grodowemu w r. 1709, łatwo tego domyślić się można. Czytamy tam: „W naszem mieście Nowym Sądczu znajduje się szewców 7, rzeźników 3, płócienników 5, garncarzów 2, komorników 10, kowal, kotlarz, rymarz, kuśnierz, krawiec, bednarz i cyrulik. Nie masz zaś od dawna żadnego złotnika, ślusarza, konwisarza, sierparza, miecznika, siodlarza, stelmacha, kołodzieja, stolarza, czapnika, aptekarza, balwiarza i powroźnika. Dlatego zrujnowane miasto żadnym sposobem podatków Rzpltej opłacać nie może“[579].
W r. 1708 pożyczyło nawet miasto u ks. Kazimierza Sowińskiego, opata sandeckiego[580], na wypłacenie hyberny 800 tynfów; w dwa lata potem (1710) dla zaspokojenia niespłaconych poborów 1000 tynfów, a w 1712 roku 71 złotych węgierskich i 6 tynfów. „Z wdzięczności zato“ — słowa są urzędowego radzieckiego aktu — „puszczamy Imci ks. opatowi sandeckiemu wioskę naszą miejską Piątkową z robociznami przynależnemi: dwóch kmieci na robić 2 dni tygodniowo bydłem, 3 zagrodników pieszo po 2 dni w tygodniu, a 4 zagrodników po 1 dniu. Dokładamy i tego wielmożnemu Imci ks. opatowi, że gdyby sobie kto do naszej wioski miejskiej Piątkowej jakie prawa rościł, obligujemy się bronić i do wszelkiego pociągać prawa takich interesantów. Tę zaś wioskę pomienioną Imci ks. opat sandecki będzie dotąd trzymał, póki mu tej sumy wyżej specyfikowanej nie oddamy. Co dla lepszej wiary i pewności przy przyciśnieniu pieczęci naszych własnych podpisujemy się rękami.“
„Działo się na ratuszu w Nowym Sądczu dnia 26. kwietnia 1712 r.“
„Jan Łukaszowicz, burmistrz. Samuel Hanczyński, radca starszy. Walenty Baczyński, radca. Wawrzyniec Buciewicz, radca. Kazimierz Kuligowicz, radca i wójt miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sądcza, imieniem całego pospólstwa“[581].
Miasto jednak nie tylko tej pożyczki zwrócić nie mogło, lecz owszem „u księdza opata, osobliwego dobrodzieja swego“, na wypłacenie hyberny za rok 1713 ponowną pożyczkę 300 złp. pod dniem 21. czerwca 1714 r. zaciągnąć musiało. A gdy w r. 1735 dług ten wzrósł do 2.645 złp., a miasto nie było w stanie zwrócić go Norbertanom, dostąpiło im Piątkowę na czas nieograniczony[582].
Do tylu klęsk bezustannych przybyła jeszcze nowa straszniejsza. Od. r. 1676 upłynęło prawie lat 35 bez pojawienia się dżumy w ziemi sandeckiej, aż dopiero w r. 1710 wybuchła z całą swą okropnością, podsycana niechlujstwem moskiewskiego żołdactwa, które z carem Piotrem Wielkim podtrzymywało chwiejny tron Augusta II. „W Starym Sączu wymarło tego roku na dwa tysiące, a w Nowym Sączu bez liczby“, powiada lakonicznie współczesna kronika[583]. To też rewizya miasta, uczyniona 1711 r. przez Jana Lokajskiego i Stanisława Bartmanowicza, rajców sandeckich, wykazuje domów wskutek wyludnienia pustką stojących 75; z pomiędzy rzemieślników utrzymywało się zaledwie 2 szewców, 3 płócienników, kotlarz, rymarz, rzeźnik, kuśnierz, bednarz, krawiec, garncarz, cyrulik i 2 przekupki[584].
OO. Norbertanie i Franciszkanie ratowali, jak mogli, chorych, zapowietrzonych, dodawali otuchy słowem Bożem i opatrywali św. Sakramentami konających. Kilku też z nich, służąc zadżumionym, padło ofiarą swego poświęcenia. Po dziś dzień w Librantowej stoi przy drodze stara kapliczka z sygnaturką, wśród rozłożystych wiekowych dębów; jest to nagrobek zmarłych na posłudze zapowierzonym i pochowanych tamże Norbertanów sandeckich.
Oprócz morowego powietrza trapiła miasto chorągiew pancerna podstolego koronnego[585] pod wodzą pana Konarzewskiego, który tu w latach 1710—1712 wyrządził w pieniądzach i różnych zabranych rzeczach szkody na 5.560 tynfów. Ten w nieobecności starosty grodowego, Jerzego Pawła Lubomirskiego, stojąc kwaterą na zamku, obchodził się z mieszczaństwem z niesłychaną srogością: burmistrza Lokajskiego pobił kilkanaście razy na zamku laską; z burmistrza Baczyńskiego zdarł kontusz w pokojach starosty i do kordygardy[586] kazał go zamknąć; słudze miejskiemu i mistrzowi (katowi) kazał wyliczyć po 50 rózg na ratuszu pod pręgą. Z powodu tych wszystkich gwałtów i innych bezprawiów sporządzono szczegółowy rejestr, na którym obok pieczęci radzieckiej i ławniczej podpisał się: Jan Czarnota, burmistrz, Jan Górski, Wawrzyniec Buciewicz i Walenty Baczyński, rajcy; Kazimierz Kuligowicz, rajca i wójt miasta Nowego Sądcza[587].
Lecz nie dosyć na tem, pan Konarzewski nie oszczędził nawet sierot i rzeczy poświęconych kościołowi! I tak Kurkownie, ubogiej sierocie, zabrał płótna półsetków 4, półsetek po 20 tynfów. Zagrabił też nie mało pieniędzy i przedmiotów, należących do skarbu kościelnego, z których przytaczam niektóre: Pan srebrny, który był legowany po nieboszczyku Ofmanowiczu do Najśw. Panny Różańcowej u fary, waloru 200 tynfów; po Kazimierzu, garncarzu, oddanych kościołowi 350 tynfów; po Wojciechu, piwowarze, na kielich do kościoła oddanych 100 tynfów; po Dominiku, płócienniku, oddanych do Różańca 100 tynfów; po Stanisławie Machowskim korali nici 3 i pas srebrny w sztuki bity staroświecki, waloru talerów bitych 8, czyli 50 tynfów; po Wojciechu Krzywonosie, złotniku, manele[588] złote z rubinkami, które były w skrzyni u św. Józefa w kościele farnym, waloru 250 tynfów[589].
W dwa lata po morowem powietrzu nawiedziła miasto nowa okropna klęska. W dzień św. Trójcy 22. maja 1712 r. wybuchnął groźny pożar, wzniecony prawdopodobnie nieostrożnością pancernych, skoro panowie rajcy w swym rejestrze wyrządzonych szkód przez chorągiew pancerną lakonicznie zanotowali, że „Imci pan Konarzewski, jak kot przy połciu, siedział i tak miasto spalili.“ Spłonęło wówczas w rynku, w ulicy drwalskiej i furmańskiej 44 domów, baszta zaś węgierska przez ogień zrujnowaną została. Sławetny Walenty Baczyński, burmistrz, oglądał w towarzystwie dwóch rajców, podwójciego i ławników wszystkie spalone domy i podał do grodu ich szczegółowy wykaz: przyczem także pod przysięgą zeznał, że placów pustych, na których dawniej domy stały, znajduje się 15, a domów spustoszałych i opuszczonych 23[590].
Zaledwie ta okropna plaga minęła, kiedy ziemia sandecka stała się znowu widownią przemarszu nowych sił wojennych, tędy bowiem, jak się zdaje, powracał z Wielkopolski w lecie 1712 r. z niedobitkami swego konnego korpusu Jan Grudziński, starosta rawski. Kiedy bowiem w Polsce sprawa Leszczyńskiego całkiem upadła, a również zawiodła i pomoc Turcyi, na którą Karol XII. swe ostatnie pokładał nadzieje, tenże wysłał na własną rękę z Benderu w maju 1712 r. Grudzińskiego w 4.000 jazdy do Polski, aby ratować jeszcze sprawę Leszczyńskiego. Grudziński dotarł aż do Kalisza, ale tutaj przez przeważające siły pobity, zwrócił się na południe i przez Podgórze karpackie[591] spiesznie do Benderu uchodził.
Po tych wszystkich klęskach zniszczenia, wojen, głodu i zarazy nastąpiła nowa, w skutkach swoich najzgubniejsza, a tą był straszny rokosz szlachty przeciwko królowi, czyli tak zwana konfederacya tarnogrodzka (1715), spowodowana okrutnymi gwałtami i zdzierstwami, jakich się dopuszczały wojska saskie, wprowadzone na rozkaz królewski do Polski. Dziwnem zrządzeniem pierwszy początek tejże dała konfederacya partykularna, zawiązana za sprawą szlachcica ziemi sandeckiej, Stefana Wielogłowskiego[592], cześnika rawskiego, na sejmiku proszowskim 1715 r., pod laską Marcina z Rybna Rybińskiego, chorążego łomżyńskiego, do której atoli w pierwszej chwili przystąpiła tylko mała część województwa krakowskiego, przedewszystkiem jednak Sandeczanie i Bieczanie. Z tymi udał się Wielogłowski w góry, gdzie w liczbie 700 koni wyczekiwali dalszych wypadków. Gdy wkrótce konfederacya ogromne przybrała rozmiary i w całym kraju z wojskami saskiemi rozpoczęła się walka, w której od roku 1716 Sasi na wszystkich punktach ponosili klęski, na Podgórzu karpackiem rzucał się na Sasów także i lud wiejski, wezwany do tego przez marszałka Rybińskiego[593]. Wszystkie te wypadki dotyczą wprawdzie więcej szlachty i historyi całej Sandeczyzny, aniżeli samego miasta, które w owej konfederacyi żadnego nie brało udziału, ale wątpić nie można, że i dla Nowego Sącza ważne następstwa i znacznie skutki za sobą pociągnąć musiały.
Lecz, jak wiadomo z historyi, konfederacya tarnogrodzka wezwała pośrednictwa Moskwy, co przyniosła gwarancyę (1717), a z nią zupełną polityczną zawisłość od Rosyi. Od tej chwili nastąpiły czasy głębokiego pokoju albo raczej letargu, w którym rozstrój wewnętrzny we wszystkich gałęziach życia publicznego wzmagał się w sposób przerażający. Upadły szkoły i oświata, obniżył się poziom moralności publicznej w narodzie, a to wszystko pociągło za sobą zatracenie wszelkich wyższych celów życia, objawiające się w pijaństwie i próżniactwie, ucisku ludu wiejskiego i miast. Nie dziw przeto, że obywatele Sandeczyzny, świadomi strasznych klęsk, jakich ojczyzna pod panowaniem Augusta II. doznawała, zapragnęli ujrzeć znowu na tronie polskim narodowego króla.
Z dalszych lat panowania Augusta II. zanotować musimy dwa ważniejsze fakta o gospodarce miejskiej. W r. 1719 podatki i różne pobory na potrzeby Rzpltej stawały się coraz większym ciężarem miastu. Pragnąc zaradzić temu, panowie rajcy sprzedali Janowi Czarnocie za 300 złp. folwarczek miejski w Gorzkowie, położony między gruntem tak zwanym „Flakowskim“ i gruntem Kletek, z obowiązaniem jednak płacenia 101 złp. wyderkafu[594] do bractwa różańcowego w kościele farnym, którym owe dobra gorzkowskie obciążone były. Akt sprzedaży, podpisany w imieniu pospólstwa przez rajców miejskich i pięczęcią radziecką i wójtowską zaopatrzony, zatwierdził Jerzy Paweł Lubomirski, starosta grodowy sandecki[595]. W cześć lat potem (1725) zakończył się spór o Żeleźnikowę między miastem a Anną Bernusową. Rzecz tak się miała. Sławetny Stanisław Bernus, pisarz komory skarbowej Jego Królewskiej Mości, wspólnie ze swą małżonką Anną z Kopciów Bernusową, pożyczył miastu jeszcze 13. lutego 1688 roku 8.000 złp. Wzamian zato wziął w dzierżawę zastawną dobra miejskie żeleźnikowskie i zabezpieczył się urzędownie w grodzie sandeckim[596]. Ponieważ jednak tej sumy miasto nie zwracało, przeto po jego śmierci dzierżyła spokojnie pomienione dobra Anna Bernusowa, a nawet rościła sobie pretensye do 1.500 tynfów, oprócz wypożyczonej sumy. Spór oparł się o samego króla, który też pod dniem 3. listopada 1725 r. wydał w Warszawie dekret w sprawie o wielką i małą Żeleźnikowę między Anną Bernusową a Sączem[597].
Po zgonie Augusta II. odbył się w Nowym Sączu 19. lutego 1733 r. walny zjazd szlachty z całego powiatu, na którym pod przewodnictwem marszałka, Stefana Wielogłowskiego, Jerzego Jordana, podczaszego krakowskiego, i Antoniego Marcinkowskiego, wojskiego sandeckiego, jednogłośnie uchwalono, aby na sejmie elekcyjnym nie kto inny obrany był królem, tylko rodowity Polak. „Polakami rodziliśmy się“ — słowa są umowy — „polskie zwyczaje obserwować powinniśmy; a każdego, ktoby z nami nie trzymał, za wroga ojczyzny uważać będziemy“[598]. Pomimo tej uroczystej uchwały, życzenia obywateli sandeckich i wszystkich dobrze myślących rodaków spełzły na niczem. Wprawdzie większość szlachty, zgromadzonej na Woli pod Warszawą, obrała króla Stanisława Leszczyńskiego (12. września), jednakowoż Rosya, sprzymierzywszy się z cesarzem Karolem VI., postanowiła niedopuścić Leszczyńskiego do korony polskiej, lecz osadzić na tronie Augusta III., obranego też znaczną mniejszością w Kamieniu pod Pragą warszawską (5. października 1733 r.), który, przybywszy z wojskiem saskiem, koronował się w Krakowie 17. stycznia 1734 roku przy odgłosie armat rosyjskich. Jakie stąd dla Sącza i całej Sandeczyzny wynikły następstwa, opisuje nam barwnie współczasny pamiętnik:
Teodor Lubomirki, wojewoda krakowski i starosta spiski, zwolennik Augusta III. a przeciwnik Stanisława Leszczyńskiego, ściągnąwszy pod Kraków w styczniu 1734 r. mnóstwo Moskali, Kozaków i Sasów, żadnego zgoła nie dawał im żołdu, lecz wolność rabowania po miastach i wioskach, gdzie się komu podoba. Dało się to we znaki najprzód Wieliczce i innym okolicznym wsiom Krakowa, a mianowicie dobrom pana wojewody bracławskiego, Michała Jordana, który trzymał stronę Stanisława Leszczyńskiego i na koronacyę Augusta III. stanąć nie chciał. Znaczny oddział Kozaków w liczbie 2.000 ludzi, pod wodzą jakiegoś Kominka i Darowskiego, szlachcica polskiego, wychowanego w Moskwie, przerznąwszy się w połowie lutego przez góry, dotarł aż do Mszany i Nowego Targu, nikomu po drodze nie przepuszczając, lecz zabierając bydło, konie i wszelką żywność z domów. Stamtąd puścili się Kozacy do czorsztyńskiego zamku, gdzie nie tylko żywność i napój dawać sobie kazali, ale i sami zabierali; do komór włościańskich się dobywali, a po lasach bydło wyprowadzone rabowali. Nie kontentując się tem, nałożyli na starostwo czorsztyńskie kontrybucyi 50.000 tynfów. Pod zamkiem czorsztyńskim ogołociwszy stodoły ze wszelkiego zboża, spalili je potem, co się też i innym poblizkim domom i stodołom dostało. Nie mniejsze szkody wyrządzili w Tylmanowej, Ochotnicy i Szczawnicy, aż wreszcie do zamku lubowelskiego odjechali[599]. Tutaj zajęli zamek i miasto. W wojsku tem była i szlachta podgórska, jak Stan. Święcicki, Kordbanowski i inni.
Następnego roku (1735) na nowo podobnych gwałtów i grabieży dopuszczali się Moskale w Sandeckiem. „Kazali sobie prowianty zwozić i podymne płacić; pierwszą razą po 4 tynfy z dymu, drugą razą po 3. W Nowym Targu ks. pleban Gaździcki, jadąc do chorego, został od nich postrzelony i skaleczony w nogę.“ Dotknięci tą straszną grabieżą obywatele ziemscy sandeckiego i czchowskiego powiatu, wystosowali w Nowym Sączu 16. kwietnia 1735 roku do władzy hetmańskiej obszerny memoryał, w którym żalą się na ucisk wojska moskiewskiego pod wodzą Darowskiego, tudzież na wojsko Józefa Potockiego, wojewody kijowskiego. „Nasze bowiem powiaty“ — słowa są memoryału — „zrujnowane przez różne wojska do tego stopnia, iż na obsianie ról naszych nawet owsa nie mamy“[600].
Ów jednak memoryał widocznie nie odniósł pożądanego skutku. W trzy miesiące potem, w oktawę bł. Kunegundy, przyjechało z Lubowli do Starego Sącza Kozaków 300, asystując pani wojewodzinie na odpust. Ten przyjazd kosztował miasto kilkaset tynfów. Dnia 4. sierpnia wpadli Kozacy do Nowego Sącza, szukając szlachty i polskiego wojska. Nic nie znalazłszy, puścili się do poblizkiej wioski Zawadki. Świtaniem najechali dwór pana Michała Stadnickiego, wojskiego sandeckiego, którego okrutnie zbili, zięcia zaś jego, Stefana Dembińskiego, w koszuli prowadzili aż do Barcic, gdzie niedawno dwór, browar i karczmę zrabowali, a stamtąd ubranego w żupan do Lubowli zabrali.
W dwa miesiące niespełna potem wyprawili Moskale zbrojny oddział z Lubowli do czorsztyńskiego zamku z rozkazem, aby im wypłacono kontrybucyę, nałożoną zeszłego roku w kwocie 50.000 tynfów; lecz dano im tylko 5.000 tynfów. Rozgniewany tem dowódca moskiewski, Darowski, wyruszył z całem wojskiem do czorsztyńskiego starostwa. Dnia 1. listopada, przejeżdżając przez Krościenko (pod Szczawnicą) rozpędził ludzi podczas odpustu; pana Nosa, gubernatora czorsztyńskiego zamku, z kościoła przemocą wywlókł i związanego do Czorsztyna odstawił. Uwięziony tamże musiał wydawać palety[601] czyli asygnacye do okolicznych wiosek w celu ściągnięcia pieniędzy, obroku i żywności. Do klasztoru starosandeckiego Klarysek wydali Moskale ordynans po 300 wierteli owsa i 50 fur siana, które im do Czorsztyna niezwłocznie odstawiono.
W tymże czasie najeżdżali Kozacy wsi: Kamienicę za Łąckiem, Jazowsko, Olszanę, Świdnik, Łukowicę, Limanowę i Łącko, wszędzie zabierając pieniądze, bydło, konie, gęsi, kury i co tylko zabrać się dało; słaba płeć niewieścia stawała się nieraz sromotną ofiarą ich wyuzdanych gwałtów. W Łukowicy wzięli ks. plebanowi Szorowskiemu cztery woły i parę koni; w Pisarzowej ks. Wąsowskiemu parę koni; w Męcinie ks. Orzechowskiemu trzy konie, a gdy tenże bronił swego dobytku, jeden z żołnierzy o mało go dzidą nie przebił, tylko że ksiądz uciekł szczęśliwie i zamknął się przed nim[602]. Dopiero 2. lutego 1736 r. opuścił Darowski te strony.
W następnych latach znowu wojsko polskie dopuszczało się w Sandeckiem różnych nadużyć. Na św. Marcin 1737 r. zapłacili mieszczanie sandeccy chorągwi pancernej Józefa Potockiego, hetmana wielkiego koronnego, hyberny 1.800 złp.[603]. Poborcy tejże chorągwi: Bernard Mietelski, miecznik żydaczowski, i Franciszek Wierzbicki, domagali się właściwie od miasta hyberny 3.145 złp. 28 gr.[604]. A gdy im tej sumy nie wypłacono, zaskarżyli przed starostą grodowym, Stan Lubomirskim: wikarych kollegiaty, Franciszkanów, Norbertanów, Pijarów i całe mieszczaństwo. Przeciwko tej skardze zaprotestowało miasto, przytaczając różne nadużycia i zdzierstwa wojskowe, i oświadczając z tego powodu niesłuszność płacenia reszty żądanej sumy. Rzecz ta oparła się o króla Augusta III., który też zawezwał poborców chorągwi pancernej przed swój trybunał w Radomiu. Miastu przyznano słuszność, a dla pogodzenia poborców z miastem przysłano do Nowego Sącza 1738 r. królewskiego instygatora[605].
Ten stan, a w ślad za nim idąca drożyzna, przytem klęski elementarne, jak nieurodzaj, gradobicie, powódź i tyfus głodowy, wywołać musiały jeszcze głębszy upadek miast Sandeczyzny, dotkniętych tylu poprzedniemi klęskami. Spotykamy wprawdzie dokument, wydany w 1752 r., w którym August III. potwierdza wszystkie prawa i przywileje, nadane[606] Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich: lecz nie wpłynęło to już wcale na podniesienie handlu i ekonomicznego dobrobytu miasta. Zobojętnienie i martwota opanowała umysły mieszkańców[607], a całe ich życie duchowe koncentrowało się jedynie w bractwach religijnych. Jak za świetnych czasów Nowego Sącza moralną siłę miasta głównie stanowiły cechy i w nich skupiało i manifestowało się społeczne i poniekąd polityczne życie mieszczaństwa, tak w obecnej epoce upadku coraz bardziej wzmagającą się nędzę i smutną jego dolę ożywiają jedynie wspomniane bractwa religijne. Istniały one przy wszystkich trzech kościołach Nowego Sącza i przy każdym kościele było ich po trzy, a jakkolwiek cel ich był dość różny, wszystkie miały to wspólne z sobą, że wymagały od swych członków życia cnotliwego, prawych i nieskażonych obyczajów, a zatem potęgowały życie religijne i podnosiły wystawność nabożeństw kościelnych[608].
Na domiar nieszczęścia 6. sierpnia 1753 r. o godzinie drugiej po południu spłonął kościół z klasztorem Franciszkanów[609], którzy tak podtrzymywali ducha religijnego w mieszczaństwie. Baszty i mury obronne również coraz bardziej chyliły się do upadku. W r. 1760 żydzi, rozszerzając swe okopisko, zagarnęli okrągłą basztę garncarską[610], a tym sposobem rozpościerali coraz dalej swe panowanie. Aż dotąd posiadali na obszernym dziedzińcu zamkowym szkołę własną drewnianą, a kiedy ta, już znacznie nadwerężona, groziła upadkiem, pomyśleli o budowie nowej szkoły blizko bramy krakowskiej przy ulicy szpitalnej. Biskup krakowski, Kajetan Sołtyk, zgodził się wreszcie na ich żądanie i wystawił im swoje pisemne zezwolenie pod dniem 20. września 1763 r., z tem atoli wyraźnem zastrzeżeniem, ażeby wieczyście co kwartał składali do kościoła farnego kamień topionego łoju na światło przed Najśw. Sakramentem[611].
Dobra miejskie za różne pożyczki i długi wypuszczano w dzierżawę zastawną. I tak Żeleźnikowę trzymał od 1732—1744 roku w dzierżawie zastawnej za dług 7.156 złp. ksiądz Sebastyan Wittan[612], kanonik katedralny lwowski, proboszcz nowosandecki i halicki. Później znów od 1748 r. trzymał ją Jan Lipski, podczaszy chełmiński, za 17.500 złp., które wypożyczył miastu[613]. — Jeszcze w roku 1754 Franciszek z Wielkiej Witwicy Witwicki, podwojewodzy pilźnieński, komendant chorągwi pancernej księcia Karola Sapiechy, wojewody brzesko-litewskiego, pożyczył miastu 6.000 złp. Puszczono mu zato w dzierżawę zastawną Falkowę z przyległościami. Nieco później jego spadkobiercy, Wincenty, Józef i Kunegunda Witwiccy wzięli w dzierżawę zastawną także Paszyn i Piątkowę za długi, wynoszące 15.635 złp.[614]. — W 1760 r. Józef Czechowski za wypożyczenie miastu 1.800 złp., wziął na trzy lata w dzierżawę zastawną folwark miejski w Gorzkowie, tak zwany Flakowski, który od 1753 roku trzymał w dzierżawie Antoni Jałbrzykowski, podczaszy łomżyński[615]. Po śmierci męża trzymała go dalej pozostała wdowa, Katarzyna Czechowska, lecz upomniała się wreszcie prawnie o należytość mężowską.
W r. 1763 Andrzej Skrudziński pożyczył miastu 500 złp., zato wziął na trzy lata w dzierżawę zastawną pewien grunt na którym dawniej znajdował się blech miejski (dealbatorium carbasorum). Po upływie trzechlecia pożyczył znów miastu 200 złp. na zapłacenie czopowego. Długu na zwracano, odsetki z każdym rokiem wzrastały, więc pozostała wdowa, Justyna Skrudzińska, wniosła skargę przeciwko miastu[616].
W r. 1764 Jakób Piekarski, pisarz komory celnej w Piwnicznej, pożyczył miastu na zapłacenie czopowego 300 złp. Termin pożyczki, zaopatrzony pieczęcią i podpisem Antoniego Cybulskiego, burmistrza, Andrzeja Kulpowicza, wójta, i 6 rajców na ratuszu sandeckim, miał być po roku rzetelnie zaspokojony. Z wdzięczności zaś za tę pożyczkę kamienia Piekarskiego w rynku sandeckim miała być wolną od wszelkich danin i ciężarów wojskowych i to tak długo, dopókiby pożyczka nie została zwróconą[617]. Ponieważ jednak tych warunków nie dopełnili rajcy, przeto Piekarski na drodze sądowej upomniał się o swoje.
Oto smutny i opłakany stan ekonomii miejskiej za panowania Augusta III., która po rozbiorze Polski bez porównania smutniejszy jeszcze przedstawiała obraz[618].
Wreszcie nadeszła chwila, kiedy na tronie polskim zasiadł ostatni król Stanisław August Poniatowski. Nowy Sącz otrzymał od niego przywilej, wydany w Warszawie 26. września 1765 r., co jednak już nie tylko żadnej korzyści nie przyniosło mieszkańcom, lecz owszem jeszcze bardziej rozpanoszyło wyznawców Mojżeszowego wyznania. Stanisław August potwierdził w nim bowiem wszystkie przywileje, nadane żydom sandeckim przez Jana Sobieskiego, Augusta II. i Augusta III.
Z wiosną 1766 r. rozłożył się w Nowym Sączu z chorągwią pancerną[619] Franciszek z Dydni Dydyński, komendant Karola Sapiehy, wojewody brzesko-litewskiego. Pancerni, jak zwyczajnie, dopuszczali się różnych nadużyć i grabieży w mieście, wskutek czego magistrat zanosił skargi do Stanisława Małachowskiego, starosty grodowego sandeckiego[620]. Spowodowany temi skargami o nadużycia Stanisław Poniatowski, nadał w Warszawie pod dn. 16. czerwca t. r. burmistrzowi, radzie i całej gminie sandeckiej glejt, czyli list żelazny, przeciwko komendantowi chorągwi pancernej. Był to ostatni przywilej, nadany Nowemu Sączowi przez króla polskiego, który jednak niewiele także poskutkował, jak widać z ponownej skargi, wniesionej do grodu pod dn. 28. lipca 1766 r.:
„Do urzędu i akt grodzkich starościńskich osobiście przyszedłszy sławetni: Kazimierz Dulski, burmistrz, Andrzej Kulpowicz, rajca i wójt, tan solenny w imieniu całego magistratu i pospólstwa miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sądcza przeciwko Franciszkowi Dydyńskiemu, komendantowi znaku pancernego, zanoszą manifest: Iż pomieniony znak i szeregowi nie uważając na glejt od Najjaśniejszego Króla łaskawie mieszczanom wydany, w aktach niniejszych oblatowany, i tak w zamku, jako i w mieście publikowany, w którym czynienia krzywdy wyraźnie jest zakazanie: najechawszy na miasto i przeniosłszy chorągiew do kamienicy Marcina Sadowskiego, bez woli i konsensu miasta przez tydzień w niej mieszkali, przez co do ruiny i zniszczenia pomienionego Sadowskiego przyprowadzili. Mając zaś wyznaczone pastwiska na lato dla koni chorągwianych, na zniszczenie miasta dążąc, koni obcych Ichmościów szlachty na takowąż paszę do chorągwianych koni poprzyjmowali. I nie kontentując się temi paszami, na łąki żeleźnikowskie miejskie, posesyi zastawnej Imci księdza Lipskiego, kanonika kojowskiego, poległe, bez żadnego pozwolenia miejskiego konie spędzili. Nadto sławetnego Marcina Sadowskiego i Franciszka Śliwińskiego, jako obdukcya świadczy, pobito; podwody bez żadnej potrzeby chorągwianej wymagają i absolutnie postępując, ludzi do miasta na targi przychodzących i przyjeżdżających i żywność do sprzedania mających aggrawują, nierównie płacąc, takową żywność zabierają, a przez to mieszkających w mieście na sufficyencyi krzywdzą i wstręt do wożenia żywności czynią. Rajcom plagami i śmiercią odgrażając, pasy drzeć kazać deklarują. Zaczem widząc się bydź niniejsi manifestanci i całe miasto bliskiemu i znacznemu upadkowi podlegające, zabiegając i ostrzegając bezpieczeństwu życia, tudzież dobrej sławy, oświadczają się prawnie o to czynić, gdzie będzie należało, i protekcyi do podźwignienia szukać niniejszym manifestem do tego środkującym“[621].
Lecz już wkrótce całą Polskę zajęły decydujące wypadki w dziejach jej wiekowej anarchii, wywołane intrygami Rosyi i jej wszechwładnego posła, Mikołaja Repnina[622], między którymi najważniejszym było wzniecenie konfederacyi radomskiej (1767). Ta nieszczęsna konfederacya za sprawą Repnina i pod grozą wojsk moskiewskich zniweczyła wszystkie długoletnie usiłowania wielkich mężów, którzy zbawiennemi reformami dążyli wydźwignąć naród z moralnego i politycznego upadku. Ale właśnie te gwałty Rosyi, deptanie honoru i niepodległości Rzpltej obudziły myśl zbrojnego oporu i wywołały nową konfederacyę, której hasłem była walka za „wiarę, wolność i dawne prawa“ przeciw obcej przemocy. Tak powstała konfederacya barska (1768), która jednakże dziwnem zrządzeniem jeszcze bardziej przyczyniła się do tem większego upadku i zniszczenia Nowego Sącza.
W lipcu 1768 r. rozkwaterowały się w Nowym Sączu i jego okolicy znaczne oddziały konfederatów barskich pod wodzą Jerzego Marcina Lubomirskiego, który się zwał w uniwersałach swoich generałem wojsk koronnych, generalnym regimentarzem województwa krakowskiego, sandomierskiego i ruskiego[623], wskutek czego miasto nie mało poniosło szkody, a nawet musiało zaciągnąć znaczną pożyczkę. Między innymi opat norbertański, ks. Jan Szczkowski, pożyczył miastu na potrzebę konfederacyi 2.140 złp. i 48 korcy owsa[624]. W czasie ich pobytu spłonął do szczętu królewski zamek 9. lipca 1768 r., z nieostrożności kucharzów rodziny Łętowskich[625]. Wymienieni kucharze, smarząc olej do przyprawy ryb dla konfederatów, powychodzili z kuchni na dziedziniec zamkowy. Tymczasem olej zapalił się w kotle, buchnął gwałtownym płomieniem, w mgnieniu oka przerzucił się na dach i zniszczył do szczętu cały zamek królewski. Tak więc ów zamek, który był świadkiem tylu zjazdów monarszych w XIV. i XV. wieku, siedzibą tylu zasłużonych starostów grodowych i ozdobą miasta, uległ zupełnej ruinie, z której się więcej nie podniósł. Wyparowani z miasta konfederaci przez nadworną kawaleryę warszawską i wojska moskiewskie, plądrowali po włościach okolicznych, zabierając po folwarkach i chatach zboże, bydło, konie i co tylko zabrać się dało. Czynili to samo kawalerzyści nadworni i Moskale.
Z wiosną 1769 r. skupili ponownie konfederaci swoje rozprószone siły w Sandeckiem, wciągając w swe wojownicze szeregi nie rzadko nawet duchownych[626]. W kwietniu t. r. stało obozem pod Muszyną blizko Tylicza siedmiu marszałków z oddziałami mniej więcej licznymi: Joachim na Witowicach Czerny-Szwarcenberg, jenerał-major wojsk Rzpltej, marszałek krakowski; Tomasz Wilkoński, mar. księstwa zatorskiego i oświęcimskiego; hr. Rafał Tarnowski, sandomierski i stężycki; Józef Bierzyński, sieradzki; Stanisław Morzkowski, wieluński; Michał Dzierżanowski, gostyński; Ignacy Potocki, sanocki. Z Muszynki od 17. kwietnia do 5 lipca wydawali ustawiczne rozkazy do ziem i województw o płacenie podatków, wyprawy zbrojnych ludzi i dostawy dla wojska[627]. Powtarzane uniwersały otrzymywały pożądany skutek, w tych bowiem województwach wojska rosyjskiego prawie nie było, królewskie zaś albo pozabierane, albo nie mając wyraźnych rozkazów uderzenia na konfederatów umykało się przed nimi.
Po raz ostatni przechodziły w Sandeckiem wojska moskiewskie pod wodzą słynnego z okrucieństw jenerała Drewicza dnia 1. sierpnia 1771 r., które z wielkim szturmem dobywały się nawet do furty klasztornej starosandeckich Klarysek, pytając się o konfederatów[628]. Można sobie wyobrazić, jakie zniszczenie rozsiadło się po całej Sandeczyźnie. Powtórzyły się niejako czasy i okropności wojen szwedzkich za Jana Kazimierza i Augusta II. W ciągu tych kilku lat konfederacyi sam klasztor Klarysek w Starym Sączu poniósł szkody w pieniądzach gotowych, w zbożu, w bydle, w trunkach i innych wiktuałach przeszło na 700.000 złp.[629]. Za domiar nieszczęść nawiedziła miasto ostatnia klęska, dopełniająca miary całkowitego zniszczenia.
W sam jarmark na św. Wojciech 23. kwietnia 1769 r. o godzinie 5 po południu wybuchł pożar w domu żyda Judka obok kościoła Franciszkanów. Spłonęła cała jedna dzielnica miasta razem z 40 katolickimi i 36 żydowskimi domami i ich bóźnicą. Prócz tego zgorzały przyległe budynki zamkowe, oficyny zaś opata norbertańskiego po części zgorzały, a po części w chwili gaszenia znacznemu uległy zniszczeniu. W chwili pożaru odkryto pod domem żyda Judka dwa głębokie doły, do których żydzi zwłoki zabitych chrześcijan wrzucali i pilnie ukrywali, aż wreszcie jawne poszlaki znalezionej odzieży i gnijących ciał ludzkich odsłoniły całą ohydę zbrodni żydowskich[630].
Największą atoli klęskę poniósł klasztor Franciszkanów z ich kościołem i kaplicą Przemienienia Pańskiego, po niedawnym pożarze 1753 r. świeżo odbudowany. Od tej pory ów najstarszy zabytek Nowego Sącza nie podźwignął się już więcej. W chwili tego strasznego pożaru dzwon, obdarzony odpustami rzymskimi za konających, spadł z wieży na ziemię i rozbił się w kawałki. W samym klasztorze wypaliły się drzwi z odrzwiami; książki zaś, obrazy, habity, pościel i bielizna w celach zakonnych w perzynę obrócone zostały. Zgorzały nadto oficyny, w których mieściła się kapela klasztorna; również browar, gorzelnia, stajnie, wozownie i wszelkie schowania z narzędziem gospodarskiem i naczyniem kuchennem; wreszcie stodoły, zboże, legumina, masła, słoniny, sadła i inne wiktuały dla zakonników, kapeli i służby klasztornej ze wszystkiem zgorzały. Nawet drzewa i zioła w ogrodzie w niwecz przez ogień pożerający obrócone zostały. Obrazy też Świętych, w chwili pożaru wynoszone z kościoła, niezmiernie ucierpiały[631]. Szkody, poczynione przez pożar w budynkach franciszkańskich, oszacowano na 100.000 złp.
To też ks. Bonawentura Sikorski, gwardyan franciszkański, wniósł do Stanisława Augusta skargę przeciwko żydom, że z ich nieostrożności i niechlujstwa spłonął cały klasztor. W odpowiedzi na tę skargę wyszedł wyrok królewski, wzbraniający żydom budować swych domów w pobliżu zabudowań klasztornych i wzywający ich zarazem, ażeby szkody, poczynione przez pożar, Franciszkanom rzetelnie wynagrodzili[632]. Ale ten wyrok królewski pozostał na zawsze tylko martwą literą i nigdy nie został spełnionym. W tym bowiem jeszcze roku Michał Wolski, burgrabia i dzierżawca sandeckiego starostwa, oświadczył urzędownie w imieniu miasta i całego żydowskiego kahału, że z pomiędzy 204, pożarem dotkniętych żydów, żaden placowego, jarzynnego, lenungowego[633] i pogłównego[634] opłacać nie może[635].
Po tylu klęskach i nieszczęściach nic dziwnego, że Nowy Sącz poszedł torem innych miast polskich: zubożał i opustoszał, z obronnego grodu stał się nędzną mieściną. Po pożarze w r. 1769 odbudowano zaledwie kilka domów murowanych; w r. 1786 znajdowało się w mieście zaledwie 27 nędznie murowanych domów, wszystkie inne były drewniane i bez kominów[636], a znaczne część tych lepianek ze żwiru i gliny lub chałup drewnianych przetrwała do ostatnich pożarów w dniu 17. kwietnia 1890 i 1894 roku, a niektóre nawet utrzymayły się do dni dzisiejszych.
Wojna, jaka wybuchła między Turcyą a Rosyą w 1768 roku, i walki partyzanckie konfederatów w Polsce, były powodem, że Austrya, dbając o całość swych granic, wystawiła zaraz z wiosną 1769 r. wzdłuż całej węgierskiej granicy od Polski, Multan i Wołoszczyzny silny kordon wojskowy, aby zabezpieczyć swych poddanych z jednej strony od możliwych napadów stron walczących, a drugiej, aby przeszkodzić zawleczeniu zarazy morowej, która w tym czasie właśnie silnie wybuchła w Polsce, a mianowicie na Podolu i w okolicach podkarpackich[637]. Dowódcy wojsk cesarskich otrzymali odpowiednie polecenia, aby żadnej ze stron walczących nie forytowali, lecz zachowali najściślejszą neutralność, każdy jednak gwałt odparli gwałtem i ktobykolwiek się poważył przekroczyć granicę, aby go natychmiast rozbrojono. Dla usunięcia zaś wszelkiej wątpliwości co do kierunku strzeżonej granicy, postanowiono oznaczyć ją w miejscach mniej od natury rozgraniczonych znakami najbardziej znanymi i budzącymi uszanowanie, t. j. orłami cesarskimi z herbem węgierskim na piersiach.
Szczególniejszą baczność zwrócono w pierwszym rzędzie na Spiż polski, t. j. 16 miast zastawionych[638], których starostą był Kazimierz Poniatowski, starszy brat króla. Otoczył go trzytysięczny korpus jenerała Esterhazego — zadanie zaś oznaczenie tutaj granic orłami, a równocześnie zdjęcia dokładnych map Spiża polskiego i przyległych granic Polski, otrzymał pułkownik generalnego sztabu kwatermistrzostwa baron von Seeger, ten sam, który następnie oznaczył granice Galicyi, zakreślone pierwszym rozbiorem Polski. Do pomocy dano mu król. węg. radcę dworu, Józefa Töröka de Szöndrö, jako komisarza politycznego. Obaj wzięli się do dzieła, a dzięki ich obopólnej gorliwości, rezultat okazał się nadspodziewany. Podczas gdy Seeger zdejmował karty i regulował polsko-węgierską granicę, Török przeglądał archiwa publiczne, prywatne i duchowne na Spiżu, śledząc za dokumentami, któreby mogły rzucić jakikolwiek cień dawnych rzekomych pretensyi do posiadłości polskich, aby na ich podstawie uznawszy je za sporne, w myśl instrukcyi rządowej przyłączyć je do Węgier. W połowie października 1769 r. jeden i drugi wysłali do Wiednia z Kesmarku sprawozdania z swych czynności. Seeger mapę, wskazującą z jednej strony obecną granicę między Polską a Węgrami, wzdłuż której rozstawiono niedawno cesarskie orły, a zarazem drugą objaśniającą graficzne wywody Törökowskiej relacyi, wraz z jej krótkiem streszczeniem i poparciem z swej strony. Török przysłał swoją relacyę z załącznikami różnych dokumentów, którymi dowodził, że komitat spiski i orawski stykały się z sobą kiedyś bezpośrednio, że cała więc Nowotarszczyzna i część znaczna Sandeczyzny są oderwane od Węgier (!!), których właściwą granicę powinna tutaj tworzyć linia Beskidu od Babiej Góry, w kierunku głównego łańcucha[639].
W pierwszej chwili jednak odkrycia Töröka względem Sandeczyzny nie zrobiły w Wiedniu wielkiego wrażenia. Opinia wszystkich radców stanu, którym z początkiem listopada 1769 r. przedłożono ową relacyę i mapę Seegera, zgadzały się, że „koniecznem jest krok, mający się uczynić, usprawiedliwić przed światem, a przedłożone dokumenta, świadectwa i domysły nie są wcale jeszcze dostateczne, ażeby osłabić półtorawiekowe (?!) posiadanie Polaków, a usprawiedliwić zajęci z naszej strony.“
Co do Spiża polskiego natomiast, uznano za rzecz polityczną i na czasie, aby go zająć w obręb kordonu, celem lepszego zabezpieczenia granicy węgierskiej. Za pretekst posłużyło wtargnienie oddziału konfederatów pod Bierzyńskim w okolice Lubowli, który od strony Muszyny został tutaj wyparty przez wojska rosyjskie i stoczył z niemi niepomyślną utarczkę. Odnośny rozkaz, wydany jenerałowi Esterhazemu, został wykonany w listopadzie 1769 r. bez żadnego prawie oporu ze strony polskiej. Spiż został zajęty, a jedyną, nieliczną załogę polską zamku w Lubowli osaczyło wojsko austryackie. Na tem poprzestano na razie.
Z początkiem 1770 r. zmieniły się atoli opinie o Törökowskich odkryciach. Ci sami radcy stanu, powątpiewający poprzednio o ich wartości, otrzymawszy przedłożenie Nadwornej Rady Wojennej (Hofkriegsrath) z dnia 10. maja t. r., aby na wniosek Seegera przesunąć orły po linię Beskidu, doradzali teraz wprost, że należy korzystać z nadarzającej się sposobności i rozszerzyć granicę. Bezpośredniem następstwem tego zapatrywania był rozkaz, wydany d. 19. lipca 1770 r. szefowi Nadwornej Rady Wojennej, hr. Lacy, aby przesunął orły cesarskie po linię Beskidu i wciągnął cały ten obszar w obręb kordonu. Z początkiem sierpnia stało się zadość rozkazowi: orły i kordon przesunięto poza Nowy Sącz aż do wsi Mogilna w głąb Sandeczyzny, przyłączając ją do Węgier[640]. I tak dowiedziała się nie tylko Polska, ale i cała Europa, że ziemie te czysto słowiańskie, odwiecznie należące do korony polskiej, były właściwie własnością Madziarów, którzy je zapewne ze sobą przynieśli z Azyi!!
Pełnomocny komisarz, pan Török, zawezwał Uniwersałem z dnia 7. listopada szlachtę zajętej ziemi na kongres do Nowego Sącza w klasztorze norbertańskim 20. listopada 1770 r., a po odczytaniu aktu łacińskiego, spisanego na pergaminie, zażądał od zgromadzonych podpisu i ugody w następujących punktach:
1) Aby uznali cesarzowę Maryę Teresę za królowę i panią dziedziczną.
2) Aby postarali się o furaże, prowianty i kwatery, gdyż dla bezpieczeństwa kraju większy oddział wojska w Sandeckie nadciągnie. Wybrano komisarzami do tej czynności jednogłośnie: Stanisława Chwaliboga, komornika granicznego powiatu sandeckiego, Kazimierza Waligórskiego, regenta kancelaryi grodzkiej sandeckiej, i Jana Jaszewskiego, miecznika radomskiego.
3) Aby monety polskiej pozbyli się jak najprędzej lub zamienili takową na złoto, czyli monetę w krajach cesarskich kursującą.
4) Aby pasy graniczne czyli przejścia dla handlu i korespondencyi z krajem polskim zostały otworzone, gdyż o mil kilkadziesiąt już zaraza wygasła.
5) Aby żołnierze nie stali na kwaterze po dworach i plebaniach.
6) Aby przy orłach granicznych na warcie stojące roty były zmniejszone, gdyż za dużo drzewa wychodzi i lasy się pustoszą[641].
Na pierwszy i piąty punkt przystali obywatele jednogłośnie. Co się zaś drugiego i trzeciego dotyczy, dopominali się usilnie, ażeby więcej wojska w te strony nie ściągano, gdyż obywatele zachowują się spokojnie, gleba okolicy niepłodna, a obecna załoga: 900 piechoty i 320 konnicy jest wystarczającą. Domagano się też, aby moneta polska utrzymała się nadal. Na to ostatnie żądanie zgodził się wreszcie komisarz po długich kontrowersyach. Innych zaś spornych spraw pod nr. 2, 4 i 6 nie załatwiono na razie i odesłano je do rozstrzygnięcia do Wiednia.
Przez 3 dni trwał ów zjazd obywatelski w Nowym Sączu. W czasie obrad zaczęli nasi sejmikować po polsku, ale kazano milczeć tym, kto po łacinie nie umiał. Pierwszego dnia podejmował gości ks. opat Szczkowski[642], drugiego dnia każdy z gości obiadował u siebie, a trzeciego pan komisarz Török kazał nakryć stół na 14 dystyngwowanych osób. Oczywiście nie obeszło się bez mówek przy stole. Pierwszy toast wzniósł pan Sędzimir, sędzia grodzki sandecki, drugi pan Grabianka, starosta ostrowski, a trzeci pan Milżecki, dziękując cesarzowej-królowej za protekcyę i za łaskawe przyjęcie prośby obywatelskiej. Równocześnie wydelegowano czterech panów z pomiędzy szlachty: Fihausera, Finka, Żuka i Psarskiego do oznaczenia granic terrytoryalnych[643]. Niedługo potem Paweł Feyerast, komendant załogi i zarządca prowizoryczny, ogłosił Uniwersał, podpisany w Mogilnie 24. lipca 1770 r., o dokonanem wcieleniu ziemi sandeckiej do Węgier. W Uniwersale tym wyraźnie zaznaczył, że podług ugody między cesarzową Maryą Teresą z jednej, a carową rosyjską Katarzyną z drugiej strony, żaden żołnierz rosyjski, ani żaden z konfederatów, w przestrzeni dwóch mil od orłów cesarskich na granicach węgierskich postawionych, pokazać się nie może, w przeciwnym razie za otwartego wroga uważanym będzie[644]. Jak zaś ten traktat respektowano, dowodzi najlepiej powyżej wspomniane ściganie konfederatów przez wojska moskiewskie pod Drewiczem 1771 r. i gwałty ich w Starym Sączu.
Tym sposobem oderwano od Polski obszar ziemi, obejmujący 275 wsi; 7 miast: Nowy Sącz, Nowy Targ, Krościenko, Muszynę, Tylicz, Piwnicznę i Stary Sącz; 83 rodzin szlacheckich; 4 zamki: w Nowym Sączu, Nawojowej, Czorsztynie i Nowym Targu; tudzież 6 starostw: sandeckie, barcickie, olszańskie, czorsztyńskie, nowotarskie i ostrowskie[645]. Krok ten wywołał słuszne oburzenie w Polsce. Biskup poznański, Andrzej Młodziejowski, kanclerz wiel. kor., przesłał w imieniu króla protest, a wkrótce potem, 28. listop. 1770 r., sam król Stanisław Poniatowski odniósł się w tej sprawie do cesarzowej Maryi Teresy, zapytując: „Dlaczego jenerałowie i inżynierowie przedsięwzięli rozgraniczenie w okolicach Nowego Targu i powbijali słupy z herbami Waszej Cesarsko Królewskiej Mości na obszarze, który od niepamiętnych czasów należy do Polski i nigdy zaprzeczanym jej nie był“[646]. Cesarzowa odpowiedziała 26. stycznia 1771 r.: „Skoro zostaną uśmierzone wewnętrzne w Polsce zaburzenia, przychyli się najchętniej do pojednawczego rozpoznania granicy Rzpltej z jej królestwem węgierskiem.“ Mimo to Nowy Sącz i wielka część zagrabionej ziemi sandeckiej nie zostały nazad zwrócone i tak ich odwieczny związek z organizmem dawnej Polski został zerwany.
Rządy w tym rewindykowanym powiecie sprawował viceadministrator, Jan Berzewiczy. Niewiele jednak o jego węgierskich rządach powiedzieć możemy. Od chwili zajęcia Sandeczyzny zamknięto wszystkie pasy, czyli przejścia do Polski. Dopiero po ogłoszeniu Uniwersału viceadministratora 29. sierpnia 1771 r. nastały w tej mierze pewne zmiany i ułatwienia, a mianowicie: 1) Wzdłuż całego kordonu tylko w pięciu miejscach, t. j. na Klikuszowę, Kaninę, Dąbrowę, Mogilno i Boguszę przejście dozwolonem zostało, cała zresztą linia pograniczna, oznaczona zarąbaniem drzewa (zasieki) i okopaniem, podobnie jak przedtem pod strażą ludu pospolitego i żołnierzy miała nadal pozostać, a przekroczenie jej dowolne pod ciężką karą wzbronionem było. 2) ustanowiono dwa główne urzędy trycatku[647]: w Nowym Sączu i Nowym Targu; każdy zaś kupiec, czy to do Polski jadący, czy stamtąd powracający, musiał się na trycatku opłacić pod karą konfiskaty towaru. Zboża jednak z powiatu sandeckiego nie wolno było wywozić. 3) Ustanowiono w Starym Sączu urząd składu solnego, gdzie jednak tylko sól węgierską składać i sprzedawać wolno było, sprzedaż zaś soli „zagranicznej“ wkluczoną była pod karą konfiskaty tejże. 4) W celu uniknienia fałszerstwa w sprzedaży zboża i napojów zaprowadzono jednostajną miarę węgierską, której autentyczny egzemplarz i inne stemplem cechowane miary, przechowywały się w magistratach miast i miasteczek[648].
Pierwszym rozbiorem Polski Nowy Sącz wraz z tak zwaną Galicyą dostał się pod panowanie Austryi we wrześniu 1772 roku. Nowe urzędy i prawa miały miejsce dawanych staropolskich zastąpić; nowe stosunki społeczno-obyczajowe miały się z czasem ustalić. Zmiana ta jednak dokonywała się stopniowo i nie znacznie w ciągu następnych lat. Roztropna cesarzowa Marya Teresa postępowała oględnie z nowo nabytą prowincyą i jej miastami. W Nowym Sączu pozostawiła nadal na swem stanowisku starostę grodowego, Stanisława hr. Małachowskiego, który sprawami polskiemi gorąco się zajmował, a jako marszałek trybunału koronnego w Piotrkowie 1774 r. wspaniale przemawiał[649]. Akta grodzkie i ziemskie prowadzono dalej bez przerwy, jak za czasów polskich. Sześciu rajców po dawnemu według prawa magdeburskiego rządziło miastem; wójt z podwójcim i sześciu ławnikami wykonywali sprawiedliwość sądową. Cesarski rząd nie mieszał się na razie ani do majątku miejskiego, ani kościelnego — jednem słowem Marya Teresa zachowała na razie w Nowym Sączu stan, jaki był za czasów polskich. Jedną tylko rzecz zupełnie nową zaprowadzono: w r. 1774 podzielono Galicyę na 6 głównych obwodów a 19 powiatów. Przy tym pierwszym podziale powiat sandecki przyłączono do obwodu wielickiego, a w Nowym Sączu ustanowiono naczelnika powiatu, Franciszka Tschirscha von Siegstetten, który we wszystkich urzędowych aktach od roku 1773—1784 figurował jako director circuli.
Ale po śmierci Maryi Teresy, kiedy ster rządu objął cesarz Józef II. w r. 1780, wszystko zmieniło się na gorsze. Duchem reformatorskim owiany Józef II. w ciągu krótkiego panowania swego (1780—1790) przeprowadził swe zgubne reformy, których ostatecznym wynikiem było: zniesienie klasztorów[650], kollegiaty i prawa magdeburskiego w Nowym Sączu, wreszcie sprzedaż niektórych dawnych dóbr królewskich i klasztornych, na których założono liczne kolonie niemieckie wyznania ewangelickiego. Dla Galicyi reskrypt kasaty klasztorów został wydany w dniu 12. czerwca 1781 r. z tym dodatkiem, że do chwili wykonania zachowany być winien w największej tajemnicy, celem przeszkodzenia wywiezieniu skarbów klasztornych do Polski. W marcu 1782 r. nastąpił nowy podział administracyjny kraju. W miejsce ustanowionych w r. 1774 sześciu obwodów i 19 powiatów, zaprowadzono podział na 18 cyrkułów, do których należał i sandecki, a Nowy Sącz został siedzibą urzędu cyrkularnego. Wskutek tej nowej administracyi rządowej i napływu urzędników niemieckich i czeskich, którym jedyną wobec rządu wydawało się zasługą ślepa nienawiść i pogarda dla wszystkiego, co polskie, nie mógł też na swem stanowisku utrzymać się dawny starosta grodowy, Stanisław Małachowski, ustąpił przeto w roku 1784 i przeniósł się do Warszawy, gdzie niebawem piastował godność marszałka sejmu czteroletniego (1788–1792). Po jego ustąpieniu i zamianowaniu nowego starosty (Kreishauptmann), Franciszka Tschirscha von Siegstetten, zaprzestano spisywać akta grodzkie, dawne zaś księgi grodzkie, prowadzone starannie od 1516–1784 r., przewieziono do Lwowa i wraz z innymi aktami grodów małopolskich umieszczono je w archiwum krajowem[651].




DODATKI.

I.

Zygmunt August poleca Janowi Ocieskiemu, kanclerzowi wielkiemu koronnemu, staroście grodowemu sandeckiemu, ażeby dochody ze składu kruszców w Nowym Sączu obracano na zaopatrzenie i naprawę warowni miejskiej (1555 r.)

Sigismundus Augustus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Masoviae Dominus et haeres.
Magnifico Joanni de Oczyeschino, Regni nostri Cancellario, ac Cracoviensi generali, Sandecensique et Olschtinensi Capitaneo, ac Succamerario Cracoviensi, sincere nobis dilecto, in absentina eius Vicecapitaneo Sandecensi gratiam nostram regiam.
Magnifice sincere nobis dilecte. Tametsi antea mandata nostra ad Sinceritatem tuam Vilnae dedissemus, quibus voluimus, ferri, chalybis, aeris et cupri tam formati quam informati (quod per cives nostros Scepusienses, et quoseunque ex partibus inferioris Hungariae in Regnum et Dominia nostra, per Civitatem nostram Sandecensem inveheretur) concessionem Depositorii huiusmodi rerum, eidem Civitati Sandecensi et Incolis ipsius a nobis largiri, ad exteros tantummodo, et non ad subditos nostros intelligi et extendi, illosque ad depositionem eiusmodi rerum de necessitate stringi, hos vero minimae debere obligari: tamen cum cernamus in praesentiarum eiusmodi temporum rationes esse, ut quam maxime expediat civitatem ipsam Sandecensem, tanquam in confiniis Regni nostri constitutam, et pene faucibus hostium expositam, undique firmissime muniri, nosque non alio respectu Depositorium eiusmodi rerum ipsi contulimus, quam ut quidquid inde commodi et emolumenti perciperetur, a civibus ipsius idipsum converteretur in munitionem et reparationem Civitatis praedictae; quandoquidem plaerique ex subditis nostris, ferrum, chalybemque, aes et euprum eiudmodi, ex Hungaria in Regnum et Dominia nostra vehentes, illud in Civitate Sandecensi deponere nolunt, mandamus Sinceritati tuae, ita omnino habere volentes, ut in transgressoribus huiusmodi subditis nostris, et id genus aliis, quicunque depositiones eiusmodi rerum in Civitate Sandecz, iuxta praeseriptum Privilegii, facere noluerint coercendis modis opportunis et in ipso Depositorii Privilegio expressis, civibus ipsis praesto sit, et ne quid eo nomine in iuribus suis iacturae civitas ipsa percipiat, auctoriatate Officii sui, quoties opus fuerit, consulat. Secus pro gratia nostra ne fecerit.
Datum Anno Domini 1555, Regni nostri XXVI.
Ad mandatum Sacreae Majestatis Regiae propium.

Oryginał bez pieczęci, dobrze zachowany, znaleziony pomiędzy zarzuconymi aktami miejskimi.

II.

Jan Kazimierz zatwierdza wszystkie przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich, na sejmie koronacyjnym w Krakowie 30. stycznia 1649 r.

Joannes Casimirus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Masoviae, Samogitiae, Smolensciae, Czernichoviaeque, nec non Suecorum, Gothorum, Vandalorumque haereditarius Rex.
Significamus praesentibus litteris Nostris, quorum interest universis et singulis. Inter praecipuas regnantium curas hanc primam et potissiman inesse Nobis debere fatemur, ut ii, quorum sine votis, sine suspiriis, sine litteris quoque et suffragiis incliti Regni istius adepti aumus gubernacula, agnoseant reciprocam regalis Nostrae beneficentiae et promptae voluntatis testificationem. Quare, cum ad Civitatem Nostram Cracoviensem pro felici Coronationis Nostae tempore venissemus, universique non solum Status et Ordines ac universa Nobilitas, sed etiam minoris conditionis civitatum nuntii et cives subditique Nostri obviam Nobis gratulatum effusi auspicia Regni Nostri cohonestassent, inteque alios Civitatis Nostrae finitimae Sandecensis, in Palatinatu Cracoviensi sitae. Spectabiles Stanislaus Kopeć et Joannes Krzyżanowski Consules eiusdem Civitatis Nostrae Neosandecensis nuntii ad Nostrae Maiestatis thronum venientes debitum Nostrae Maiestati iuramentum praestitissent, iuraque et privilegia sua a Serenissimis Praedecessoribns Nostri Regibus Poloniae Civitati huic benigne concessa et per Serenissimum olim piae memoriae Vladislaum IV. Fratrem Nostrum desideratissimum confirmata, per certos Consiliarios Nostros coram Nobis produxissent humillimeque Nobis supplicassent, ut eadem omnia privilegia una et consuetudines ipsorum auctoritate Nostra regia approbare, ratificare et confirmare dignaremur. Nos, etiamsi in hoc felici Coronationis Nostrae Conventu, omnia iura libertates et praerogativas universis Regni Ordinibus Civitatibusque et Oppidis ac subditis Nostris generaliter omnibus litteris Nostris abunde approbaverimus, tamen iustae huius Civitatis Novae Sandecz supplicationi benigne annuentes eiusdem Civitatis omnia et singula iura, privilegia, litteras, decreta, libertates, immunitates, praerogativas, exemptiones, plebiscita, consuetudines et alias quasvis observationes iuris magdeburgensis, quo ipsi antiquitus gaudent et utuntur; omnes denique proventus, obventiones et alia quaevis commoda praefatae Civitati Novae Sandeciae spectantia, a defunctis in Domino Serenissimis Antecessoribus Nostris Poloniae Regibus data, concessa et emanata, nullis penitus exceptis aut exclusis, non secus atque hic omnia in genere et specie de verbo ad verbum in suo tenore descripta forent, in omnibus et singulis eorum punctis, clausulis, articulis, nexibus, ligamentis et conditionibus approbanda, innovanda, confirmanda et ratificanda esse duximus, prout litteris hisce Nostris peculiaribus, in quantum iuris communis rationes sinunt, et usus eorum habetur approbamus, innovamus, ratificamus et confirmamus praesentibus, eaque omnia vim et robur debitae et perpetuae firmitatis semper obtinere debere, et ab omnibus, quorum interest, observari volumus. In cuius rei fidem praesentes manu Nostra subscriptas sigillo Regni communiri iussimus.
Datum Cracoviae in Conventu Regni generali felicis Coronationis Nostrae, die 30. mensis Ianuarii Anno Domini 1649, Regnorum Nostrorum Poloniae et Sueciae primo anno.

Oryginał pergaminowy z pieczęcią majestatyczną, wiszącą na grubym czerwonym jedwabnym sznurku, w blaszanej puszce, spłonął 17. kwietnia 1894 r. wraz ze 100 przeszło innymi oryginalnymi dokumentami.

III.

Michał Korybut zatwierdza przywileje poprzedników swoich: Zygmunta Augusta, Władysława IV. i Jana Kazimierza, nadane Sączowi względem kruszców i soli, w Warszawie 28. lutego 1670 r.

Michael Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Masoviae, Samogitiae, Kijoviae, Volhyniae, Podoliae, Podlachiae, Livoniae, Smolensciae, Severiae Czernichoviaeque.
Significamus praesentibus litteris Nostris, quorum interest universis et singulis, quod reproductae sint coram Nobis trinae litterae pergameneae Civitati Nostrae Neosandecensi servientes, et quidem priores Serenissimi Sigismundi Augusti de 19. Ianuarii 1563 Petricoviae, secundae Serenissimi Vladislai IV. de 20. Novembris 1639 Varsaviae, tertiae Joannis Casimiri subscriptae de data Cracoviae in comitiis Regni generalibus coronationis eius die 30. mensis Ianuari A. D. 1649. Quibus approbatur facultas eidem Civitati Nostrae Neosandecensi a mereimoniis omnibus, quae quocunque tempore eo advehi seu etiam ex hac Civitate evehi solent, videlicet a vase uno vini grossos quindecim, a tunna salis grossos sex, a centenario aeris grossos tres, a centenario chalybis, ferri et similium metallorum grossos duos (exceptis concivibus Sandecensibus) libere exigendi et percipiendi. Ita ut eiusdem proventus medietatem pro repatatione murorum et munitione Civitatis Neosandecensis fossarumque ibidem restauratione et aliis publicis necessitatibus, reliquam vero medietatem in consolationem officii sui, in usus proprios Civitatis, Magistratus convertat. A Serenissimo autem Vladislao IV. Rege Antecessore Nostro cum poena in transgressores praemissorum nempe amissionis omnium mercium speciali privilegio de data Varsaviae die 20. mensis Novembris A. D. 1639 concessa. Cui facultati ut supra specificatae et approbationi adiecta est eius declaratio Serenissimi Ioannis Casimiri de tenore tali: Ut ab omnibus mercibus, mercimoniis, liquoribus quovis modo nuncupatis a dolio mulsi Transylvaniae alias od beczki miodu siedmiogrodzkiego quindecim et aliis, a centenario cerae, sebi, a cutibus maioribus et a modio frumenti cuiusvis ex partibus Hungariae advecti per unum grossum, et a centenario metallorum omnis generis quocumque nomine vocatorum grossos duos. Insuper ab omnibus in genere mercibus ex Ungaria in Poloniam aqua terrave invehendis praefata Civitas Nostra exigendi plenam facultatem haberet, eundem proventum pro sola munitione et reparatione illius Civitatis tamquam in confinio positae erogatura. Demum quatenus nundinae quotiescumque per annum celebrantur, nonnisi per tres continue dies durare possent, et post triduum nonnisi extraneorum mercatorum liberum esset merces exponere, idque sub privatione mercium, solis incolis Sandecensibus exceptis, pro iisdemque nundinis liberem esset, cuiusvis generis hominibus venire, exclusis duntaxat Judaicae Nationis, ita ut nemo Judaeorum pro quibusvis nundinis ad Civitatem Sandecensem cum mercibus venire illasque esponere et vendere audeat, sub privatione mercium... Supplicatumque est, ut confirmentur, quae confirmanda et ratificanda esse duximus.
Datum Varsaviae die 28. mensis Februarii Anno Domini 1670, Regni Nostri Poloniae anno secundo. Michael Rex.

Oryginał aż do ostatniego pożaru przechowywał się w archiwum miejskiem.

IV.

August III. z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, kijowski, podolski, podlaski, inflancki, smoleński, siewierski, czernichowski, a dziedziczny książe i elektor saski.
Sławetnym burmistrzowi, radcom, wójtom, ławnikom i wszystkiemu pospólstwu miasta Naszego Nowego Sącza, wiernie Nam miłym łaskę Naszą królewską.
Sławetni wiernie Nam mili, dochodzą Nas nie bez żalu i podziwienia pewne wiadomości, jako Wierności Wasze, cobyście mieli do potrzebnej reparacyi kościoła kollegiaty tamecznej pobożnie według możności przykładać się, to jeszcze zbawienne innych zamysły i starania tamujecie, zabraniając wzwyż rzeczonemu kościołowi na belki i krokwie i inne drewniane materyały z lasów Naszych królewskich temu miastu z dawna nadanych. Nie sądzilibyśmy nigdy, aby w państwie zupełnie katolickiem znaleść się mogła taka ku chwale Pana Boga i ozdobie Świętym jego oziębłość, i aby temu Panu, którego wszystko jest cokolwiek jest, ręka ludzka bronić miała mizernego drzewa, które święta jego moc i opatrzność szczepiła, i wzrost mu przyzwoity dała. Gorszyć się zaiste sąsiedzkie z Wierności Waszych miasta i miasteczka muszą, kiedy słyszą jako mniej uważnie kawałka drzewa żałujecie miejscu tamu poświęconemu, na którem i przy którem kości ojców, braci i przyjaciół waszych już czekają, a za niedługo podobno i wasze czekać będą powszechnego zmartwychwstania. Przeto aby się nie tylko katolickiej w ozdobie i naprawie domu Bożego pilności i powinności, ale też i powszechnemu okolicy tamtej zbudowaniu, a słowem mówiąc i różnej słuszności i sprawiedliwości zadosyć stało: Żądamy mocno po Wiernościach Waszych, ażebyście odtąd gorętszej wiary skutki po sobie pokazując przerzeczonych lasów miejskich na potrzebną naprawę tegoż kościoła kollegiaty Nowego Sącza zabraniać żadną miarą nie ważyli się. Inaczej do tegoż końca zażylibyśmy żwawszych środków i sposobów królewskiej zwierzchności Naszej przyzwoitych. Spodziewamy się jednak, że Wierności Wasze tym listem od Nas upomnieni wszystko czego sprawiedliwość, sam Pan Bóg, i My po Was żądamy, chętnie wypełnicie tak z obowiązków katolickiej pobożności, jako też i dla łaski Naszej królewskiej, którą na zawsze ofiarujemy, wszelkich od Boga życząc sukcessów.
Dan w Warszawie 5. czerwca Roku Pańskiego 1750, panowania Naszego 17 roku. Augustus Rex. Joannes Kłossowski Canonicus Cathedralis Premisliensis, Sacrae Regiae majestatis Sigilli Regni Secretarius.
Oblata in castro sandecensi feria VI. post festum Divisionis Sanctorum Apostolorum proxima A. D. 1750.






Streszczenie przywilejów, nadanych Nowemu Sączowi przez królów polskich.

Wszystkie te przywileje, przytoczone poniżej, znajdowały się w oryginałach na pergaminie w archiwum miejskiem aż do ostatniego pożaru 17. kwietnia 1894. W czasie tylokrotnych pożarów Nowego Sącza (1331, 1486, 1522 i 1611) ocalały zawsze szczęśliwie przywileje jego, tym razem zetlały od ognia i przepadły na zawsze. Miałem je pod ręką i wynotowałem jeszcze w r. 1890. Pomijam tu jedynie mnogie przywileje prywatne, mniej ogół obchodzące; jak również przywileje cechowe, bo o nich obszerna wzmianka w rozdz. II. tomu II.
1) W Krakowie 8. listopada 1292. Wacław, król czeski, książę krakowski i sandomierski, pozwala wójtom Bertoldowi i Arnoldowi na założenie miasta Nowego Sącza, w miejscu wsi Kamienicy.
2) W Sączu 1311. Władysław Łokietek, książę krakowski i sandomierski, uwalnia Sandeczan od opłaty cła w Krakowskiem i Sandomierskiem.
3) W Krakowie 21. lutego 1312. Jadwiga Łokietkówna, księżna krakowska i sandomierska, wynagradzając wiernych Sandeczan, nadaje im wolność spokojnego przejazdu po całem księstwie sandomierskim bez opłaty ceł.
4) Pod Krakowem 13. stycznia 1320. Władysław Łokietek uwalnia Sandeczan od opłaty cła w Krakowskiem.
5) Pod Krakowem 15. maja 1327. Władysław Łokietek nadaje Nowemu Sączowi przywilej jarmarku na św. Małgorzatę, mocą którego uwalnia od wszystkich opłat celnych kupców i gości przejeżdżających od Krakowa przez komorę w Czchowie, jak niemniej z Węgier przez Rytro i Stary Sącz, i to przez 8 dni przed i 8 dni po św. Małgorzacie.
6) W Krakowie 30. maja 1329. Rajcy i gmina miasta Krakowa wystawiają akt ugody z Nowym Sączem, dokonanej wobec Wład. Łokietka a za pośrednictwem Spicymira, wojewody krakowskiego, względem opłaty ceł na drogach ku Toruniowi i ku stronom węgierskim. Na mocy tej obopólnej ugody mieli Krakowianie do Węgier jeździć na Sącz, a Sandeczanie do Torunia na Kraków[652].
7) W Krakowie 18. czerwca 1331. Władysław Łokietek pozwala pogorzelcom Nowego Sącza wyrębywać drzewo na rozmaite potrzeby z lasu, za zamkiem Rytter (Rytro) położonego.
8) Pod Starym Sączem 1337. Jadwiga, królowa polska, pani sandecka, za przyzwoleniem syna swego Kazimierza, uwalnia Sandeczan od opłaty ceł sandomierskich po wszystkich miejscach.
9) W Krakowie 9. maja 1345. Kazimierz Wielki uwalnia zubożałych podówczas Sandeczan od wszelkich ceł po wszystkich drogach handlowych tak w kraju (ku Rusi, do Węgier, Krakowa, Rakus), jako też na granicach z warunkiem, aby nie wozili z sobą, ani towarów ani pieniędzy obcych.
10) W Sączu 23. czerwca 1354. Kazimierz Wielki zatwierdza akt sprzedaży Mikołaja i Jerzego, wójtów z Nowego Sącza, jatek rzeźniczych rajcom sandeckim.
11) W Krakowie 27. marca 1356. Kazimierz Wielki potwierdza przywilej jarmarku na św. Małgorzatę, nadany Sandeczanom przez Wład. Łokietka 15. maja 1327.
12) W Krakowie 1. listopada 1368. Kazimierz Wielki, pragnąc zapobiedz wyludnieniu miasta, nadaje Sandeczanom przywilej, uwalniający ich od wszelakich opłat, oraz dozwalający im rozszerzyć bramę miejską, wiodącą do młyna.
13) W Budzie 27. marca 1378. Ludwik, król węgierski i polski, nadaje zubożałym Sandeczanom przywilej wolnego spławiania Dunajcem i Wisłą do Prus wszelkiego rodzaju towarów, z uwolnieniem od cła sandomierskiego i opłat krakowskich.
14) W Nowem Mieście Korczynie 24. sierpnia 1387. Władysław Jagiełło potwierdza przywileje, nadane Sandeczanom przez Jadwigę 1337, uwalniające ich od opłaty ceł sandomierskich.
15) W Krakowie 22. lutego 1389. Wład. Jagiełło zatwierdza i odnawia pod większą pieczęcią własny przywilej z r. 1387, uwalniający Sandeczan od opłaty cła w Sandomierskiem.
16) W Bieczu 30. października 1402. Wład. Jagiełło, stwierdzając sprzedaż wsi Kamionki przez Mikołaja Omelta mieszczanom sandeckim za 250 grzywien groszy praskich, nadaje tejże wsi prawo magdeburskie.
17) W Krakowie 9. marca 1403. Wład. Jagiełło, równając mieszczan sandeckich z krakowskimi, co do praw i wolności, nadaje Sandeczanom ustawę względem sprzętów domowych (gierada), z wyraźnem określeniem, że po śmierci żony mają przejść w spadku na męża i dzieci, a w braku tychże na siostrę zmarłej lub jej najbliższą krewną.
18) W Niepołomicach 16. marca 1405. Wład. Jagiełło pozwala mieszczanom sandeckim cło od towarów, przypadające do zapłaty w Czchowie, uiszczać w Nowym Sączu i obracać te pieniądze na naprawę murów, baszt i rowów obronnych.
19) W Krakowie 18. sierpnia 1412. Wład. Jagiełło nadaje Sandeczanom prawo magdeburskie[653].
20) W Wiślicy 18. sierpnia 1427. Wład. Jagiełło wydaje uniwersał, którym przykazuje urzędnikom koronnym, zwłaszcza na Rusi, aby przestrzegali przywileju Sandeczan, uwalniającego ich od opłaty ceł.
21) W Wiślicy 19. sierpnia 1427. Wład. Jagiełło uwalnia Sandeczan od opłaty cła, oraz reguluje opłatę ceł od żeglugi na Dunajcu i Wiśle, którą mieszczanie Nowego Sącza uiszczać mają.
22) W Krakowie 24. lutego 1437. Władysław Warneńczyk potwierdza przywilej Wład. Jagiełły z 19. sierpnia 1427, uwalniający Sandeczan od cła na Dunajcu i Wiśle.
23) W Krakowie 25. lutego 1437. Wład. Warneńczyk przykazuje rajcom i celnikom koronnym w Poznaniu, Kaliszu, Pyzdrach i Chęcinach, aby szanowali przywileje mieszczan sandeckich, uwalniające ich od opłat celnych.
24) W Piotrkowie 16. grudnia 1438. Wład. Warneńczyk zatwierdza wszystkie przywileje Nowego Sącza.
25) W Budzie 2. września 1440. Wład. Warneńczyk uwalnia Sandeczan od wszelkiej opłaty w królestwie węgierskiem w ogólności, a w mieście Lubowli (od trycatku) w szczególności.
26) W Krakowie 26. czerwca 1448. Kazimierz Jagiellończyk wydaje uniwersał, którym przykazuje poborcom ceł, zwłaszcza w przemyskiej i lwowskiej ziemi, aby przestrzegali przywileju Sandeczan, uwalniającego ich od opłaty ceł, skarbowi królewskiemu przynależnych.
27) W Krakowie 27. czerwca 1448. Kazimierz Jagiellończyk uwalnia Sandeczan od opłaty cła w całem królestwie polskiem.
28) W Krakowie 1. lipca 1448. Kazimierz Jagiellończyk, zakazując urzędnikom koronnym sądzić mieszczan sandeckich, poleca odsyłać strony do sądu miejskiego.
29) W Krakowie 4. marca 1450. Kazimierz Jagiellończyk wydaje uniwersał, którym przykazuje, zwłaszcza w Sandomierskiem i na Rusi, aby przestrzegano przywileju Sandeczan, uwalniającego ich od opłat ceł.
30) W Krakowie 22. lipca 1453. Kazimierz Jagiellończyk nadaje Sandeczanom przywilej zbudowania mostu na Dunajcu pod Sączem, oraz pobierania mostowego.
31) W Nowem Mieście Korczynie na sejmie walnym 17. grudnia 1461. Kazimierz Jagiellończyk zezwala na urządzenie jarmarku dwutygodniowego na św. Marcin w Nowym Sączu.
32) W Piotrkowie na sejmie 20. stycznia 1487. Kazimierz Jagiellończyk, wzruszony klęską pożaru Nowego Sącza, na prośbę Jakóba z Dębna[654] uwalnia miasto od wszelkich podatków na przeciąg lat 18.
33) W Piotrkowie na sejmie walnym 19. lutego 1493. Jan Olbracht zatwierdza wszystkie przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzednich królów.
34) W Lublinie 22. listopada 1496. Jan Olbracht, przychodząc w pomoc Sandeczanom, którzy przez ogień, morowe powietrze i inne szkody bardzo ucierpieli, uwalnia ich od opłaty wszelkich ceł królewskich.
35) W Krakowie 15. marca 1499. Jan Olbracht zabrania sądom i urzędnikom koronnym przyjmować sprawy, wniesione przeciw mieszczanom Nowego Sącza, z pominięciem jurysdykcyi wójta miejskiego i pogwałceniem prawa magdeburskiego.
36) W Krakowie 28. lipca 1504. Alexander potwierdza wszystkie prawa i przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzednich królów.
37) W Krakowie 16. października 1512. Zygmunt I., pragnąc przysporzyć mieszczanom sandeckim potrzebnych dochodów na utrzymanie i naprawę warowni miejskiej, uwalnia od ceł wszystkich przybywających z Krakowa, Węgier i z innych stron na jarmark do Nowego Sącza, a to na tydzień przed i tydzień po jarmarku, o czem zawiadamia Mikołaja z Zakliczyna Jordana, kasztelana wiślickiego a poborcę celnego krakowskiej ziemi.
38) W Krakowie na sejmie walnym 16. lutego 1518. Zygmunt I. przywraca Sandeczanom utracone prawo wolnego corocznie wyboru rajców.
39) W Krakowie 6. września 1518. Zygmunt I., łagodząc spór między opactwem Norbertanów sandeckich a rajcami miasta, którzy rościli sobie prawo do majątku szpitalnego św. Ducha, orzeka i rozporządza, że opat z klasztorem jest i będzie prawnym panem i dzierżawcą wsi: Januszowej, Librantowej, Kwieciszowej i Boguszowej. Z dochodów tych dóbr na dawać corocznie ubogim pewne stałe darowizny, a dwaj prowizorowie, z ramienia rajców wyznaczeni, mają doglądać dobrego zaopatrzenia ubóstwa szpitalnego.
40) W Toruniu 28. marca 1521. Zygmunt I. pozwala mieszczanom sandeckim wykupić trzecią cześć młynów wodnych na rzece Kamienicy pod murami miasta z rąk Jana Kromera[655].
41) W Toruniu 23. kwietnia 1521. Zygmunt I. pozwala mieszczanom Nowego Sącza wykupić sołectwo we wsiach: Falkowej, Kunowie i Jamnicy z rąk Walentego Dembińskiego.
42) W Krakowie 13. stycznia 1523. Zygmunt I., wzruszony klęską pożaru Nowego Sącza, uwalnia mieszczan od opłaty czopowego na rok, a od podatku domowego (szosu) i wszelkich poborów na lat 14, z wyjątkiem czynszów gruntowych, o czem uwiadamia Jana z Kruźlowej Pieniążka, sędziego ziemskiego i poborcę krakowskiego.
43) W Krakowie 15. lipca 1525. Zygmunt I. potwierdza dekret komisarzy królewskich, wydany w Nowym Sączu 24. czerwca 1523 między starostą a mieszczanami sandeckimi, wskutek różnych skarg wniesionych przeciwko staroście, Piotrowi Odnowskiemu, o naruszenie prawa magdeburskiego, tudzież wskutek skarg starosty przeciwko mieszczanom o popieranie buntu.
44) W Krakowie na sejmie walnym 19. lutego 1537. Zygmunt I. zatwierdza wszystkie przywileje poprzedników swoich, nadane Nowemu Sączowi, zacząwszy od Kazimierza Wielkiego.
45) W Krakowie na sejmie walnym 24. lutego 1537. Zygmunt I., spowodowany porśbami rajców Nowego Sącza, przenosi coroczny jarmark w tem mieście z św. Marcina na św. Maciej, nie znosząc przez to bynajmniej wolnicy t. j. wolnej sprzedaży mięsa ze strony okolicznych mieszkańców około św. Marcina, podług dawnego zwyczaju.
46) W Krakowie 6. marca 1537. Zygmunt I. przedłuża na rok Sandeczanom przywilej, nadany w Krakowie 13. stycznia 1523, uwalniający ich od opłaty podatków domowych, wyjąwszy jednak czopowego i gruntowego czynszu.
47) W Krakowie 9. sierpnia 1542. Zygmunt I. podwyższa Sandeczanom mostowe na 3 szelągi od wozu, aby przysporzyć im dochodu dla lepszego utrzymania mostu na Dunajcu.
48) W Krakowie 30. lipca 1543. Zygmunt I., spowodowany skargami starosty sandeckiego, Achacego Jordana, oraz i gminy miejskiej sandeckiej na rajców miasta o nadużycia, ustanawia artykuły szczegółowe i obszerne w tym względzie[656].
49) W Krakowie 22. marca 1549. Zygmunt August zatwierdza wszystkie przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich.
50) W Lublinie na sejmie walnym 1. marca 1554. Zygmunt August nadaje Nowemu Sączowi przywilej składu generalnego żelaza, stali i miedzi, zwożonej do Polski ze Spiża i Węgier, a tym, coby omijali Sącz, każe aresztować towary.
51) W Piotrkowie na sejmie walnym 12. maja 1555. Zygmunt August, spowodowany skargami rajców Nowego Sącza, przykazuje wszystkim celnikom, aby przestrzegali przywilejów danych Sandeczanom, uwalniających ich od wszelkich ceł, z wyjątkiem od wołów i skór.
52) W Piotrkowie na sejmie walnym 13. maja 1555. Zygmunt August nadaje Sączowi przywilej na generalny skład soli bocheńskiej dla 13. miast spiskich oraz dla całych Węgier, pod karą konfiskaty towarów, ktoby omijał miasto.
53) W Warszawie na sejmie walnym 14. stycznia 1557. Zygmunt August, chcąc wspomódz miasta spiskie, które wiele ucierpiały podczas wojennych zaburzeń, zawiesza na 4 lata przywilej, dany Sączowi na generalny skład kruszców. Po upływie zaś tych 4 lat, ma znów Sącz używać przywileju swego w całości.
54) W Warszawie na sejmie 17. stycznia 1557. Zygmunt August zezwala rajcom sandeckim sprzedać czynsz roczny wieczysty 12 grzywien za iściznę 500 złp., legowaną miastu przez księdza Jana, przełożonego szpitala św. Walentego w Nowym Sączu a plebana zborowickiego, z poleceniem, aby kaznodzieja sandecki (w myśl testatora) pobierał corocznie 10, nauczyciel zaś szkoły 2 grzywny, oraz pozwala ubezpieczyć ten czynsz na dobrach miejskich.
55) W Warszawie na sejmie 17. stycznia 1557. Zygmunt August nadaje Sandeczanom przywilej wywłaszczenia takich właścieli gruntowych, do gminy sandeckiej należących (wzmianka wyraźna w tym przywileju o szlachcie w Nowym Sączu gęsto osiadłej), którzyby wzbraniali się opłacać podatków czy to miejskich czy skarbowych.
56) W Piotrkowie na sejmie walnym 3. stycznia 1559. Zygmunt August, pragnąc uwolnić mieszczan sandeckich od znacznych wydatków podróżnych i mozołów, nadaje im przywilej, mocą którego zabrania urzędnikom koronnym pozywać Sandeczan przed swój trybunał królewski poza granicę królestwa polskiego albo na Litwę.
57) W Piotrkowie na sejmie walnym 13. stycznia 1559. Zygmunt August, spowodowany aresztowaniem rzeczy Sandeczan przez Węgrów, którzy tym sposobem chcieli odwetować Sandeczanom aresztowanie broni, jaką z Polski wywozić chciano, a której wywóz był wzbroniony, dozwala uniwersałem Sandeczanom aresztować nawzajem węgierskie towary.
58) W Piotrkowie na sejmie walnym 18. stycznia 1563. Zygmunt August przykazuje, aby przestrzegano przywilejów z 1. marca 1554 i 13. maja 1555, nadanych Sączowi względem kruszców z Węgier do Polski i względem soli bocheńskiej z Polski do Węgier wywożonych, oraz poleca, aby kupców, omijających Sącz bądź z kruszcami bądź z solą bocheńską, zatrzymywano i towary im odbierano.
59) W Piotrkowie na sejmie walnym 19. stycznia 1563. Zygmunt August pozwala na urządzenie w Nowym Sączu generalnego składu żelaza, stali i miedzi surowej i przerobionej dla 13 miast spiskich i niższych Węgier, tudzież generalnego składu soli bocheńskiej, z wyraźnem zastrzeżeniem, aby miasta spiskie sól nie gdzieindziej, tylko w Sączu kupowały.
60) W Piotrkowie na sejmie walnym 3. marca 1563. Zygmunt August, spowodowany skargami, że w Nowym Sączu sprzedają sól bałwanami a nie na wagę, przykazuje komornikowi swemu, Jędrzejowi Strońskiemu, aby zapobiegał tym nadużyciom tak w mieście, jak na przedmieściach.
61) W Lublinie na sejmie 20. lipca 1566. Zygmunt August nadaje wieczyście Nowemu Sączowi sołtystwo we wsiach królewskich: Falkowej, Kunowie i Jamnicy, razem ze wszystkimi dochodami; uwalnia je zarazem od wszelkich kontrybucyi, z wyjątkiem szosu i podatków na pospolite ruszenie.
62) W Piotrkowie na sejmie 10. maja 1567. Zygmunt August, pragnąc wspomódz Sandeczan przy wzmagającem się niebezpieczeństwie wojny, nadaje im wieczyście przywilej na trzecią część dochodów z dwóch młynów królewskich na Kamienicy pod Sączem; prócz tego z tracza i folusza sukiennego, w tym celu jedynie, aby te dochody obracali na utrzymanie i naprawę warowni miejskiej.
63) W Warszawie na sejmie 11. kwietnia 1572. Zygmunt August na prośbę obu posłów Nowego Sącza: Jana Bera rajcy i Macieja Boczkowskiego wójta, na podstawie dawniejszych przywilejów uwalnia Sandeczan od wszelkich ceł w Krakowie, Lwowie, Sandomierzu, Urządowie, Ropczycach, Przemyślu, Gródku, Brzesku, Żmigrodzie, Sanoku i gdzieindziej, gdy jadą z kupią wszelaką win, wódek lub z innemi rzeczami.
64) W Warszawie 18. kwietnia 1572. Zygmunt August limituje sprawę między Nowym Sączem a miastami spiskiemi względem soli.
65) W Krakowie na sejmie koronacyjnym 12. kwietnia 1574. Henryk Walezy zatwierdza wszystkie prawa i przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich, mianowicie Kazimierza Wielkiego, Ludwika węgierskiego, Władysława Jagiełły, Wład. Warneńczyka, Kazimierza Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Alexandra, Zygmunta I. i Zygmunta August, nie wymieniając jednak bliżej owych przywilejów i ich daty.
66) W obozie pod Gdańskiem 20. czerwca 1577. Stefan Batory zatwierdza wszystkie przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich.
67) W Malborgu 7. listopada 1577. Stefan Batory, spowodowany skargami, przykazuje burmistrzowi, rajcom, wójtowi i ławnikom sandeckim, aby przestrzegali nadanego Lubowlanom przywileju wolnego handlu kruszcami.
68) W Warszawie 31. grudnia 1579. Stefan Batory ponawia przywilej, nadany Nowemu Sączowi na generalny skład kruszców, przywożonych do Polski, tudzież soli bocheńskiej, wywożonej na Spiż i na Węgry.
69) W Warszawie 15. marca 1581. Stefan Batory, spowodowany sporem między miastami spiskiemi a Nowym Sączem o przywilej generalnego składu kruszców i soli w Sączu, zmienia nieco przywilej Sącza na korzyść upośledzonych tym przywilejem miast spiskich.
70) W Krakowie w dzień koronacyi 12. marca 1588. Zygmunt III. zatwierdza Sandeczanom wszystkie prawa i przywileje poprzedników swoich.
71) W Warszawie 30. lipca 1615. Zygmunt III., rozsądzając spór o cło między Nowym Sączem a Podolińcem, na podstawie dawniejszych przywilejów, które są przytoczone, nadaje Sandeczanom przywilej, uwalniający ich od opłaty cła w Podolińcu.
72) W Warszawie na sejmie 4. czerwca 1616. Zygmunt III., pragnąc wspomódz miasto Nowy Sącz, które i na wielkie szkody od strony Węgier jest wystawione, i przez ostatni pożar bardzo wiele ucierpiało, nadaje mu przywilej na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z towarów rozmaitych, czy to przewożonych, czy Dunajcem koło Sącza spławianych; wszelako z tym wyraźnym warunkiem, aby uzyskane dochody obracano na odbudowanie spalonego miasta, baszt i murów jego obronnych.
73) W Krakowie na sejmie koronacyjnym 7. marca 1633. Władysław IV. wydaje trzy osobne przywileje na korzyść Nowego Sącza: a) zatwierdza ogółem wszystkie przywileje Nowego Sącza; b) zatwierdza przywilej, nadany Nowemu Sączowi przez ojca swego w r. 1616, na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z towarów tak przewożonych, jako też spławianych pod Sączem; c) nadaje przywilej na jarmark coroczny na Przeniesienie św. Stanisława (27. września).
74) W Warszawie 20. listopada 1639. Władysław IV. nadaje Sączowi, który w ostatnich latach bardzo ucierpiał wskutek pożaru, i którego mury jużto dla starości jużto z powodu wylewu Dunajca znacznie są uszkodzone, przywilej na pobieranie szczegółowo i ponownie oznaczonych opłat z wszelkich towarów, czy to lądem przewożonych, czy Dunajcem spławianych; połowa z tego dochodu miała być obracaną na naprawę warowni, druga zaś na inne potrzeby miejskie; prócz tego przywilej na jarmark coroczny na św. Wojciech, który dodaje do poprzednich, już uprzywilejowanych jarmarków.
75) W Warszawie 25. marca 1645. Władysław IV. przykazuje kupcom, jadącym z towarami z Węgier do Korony, aby drogą na Nowy Sącz koniecznie jechali, a nie mijali myt jego, pod karą utraty towarów swoich.
76) W Krakowie na sejmie koronacyjnym 30. stycznia 1649. Jan Kazimierz potwierdza: a) wszystkie przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich; b) przywilej Władysława IV. z r. 1639 na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z wszelkich towarów, oraz na jarmark na św. Wojciech.
77) W Warszawie 25. lutego 1670. Michał Korybut zamienia prawo zwyczajne Sandeczan, wzbraniające Żydom mieszkać w Sączu i trudnić się handlem, na prawo wieczyste i właściwy przywilej.
78) W Warszawie 28. lutego 1670. Michał Korybut zatwierdza przywileje poprzedników swoich: Zygmunta Augusta z 19. stycznia 1563, Władysława IV. z r. 1639 i Jana Kazimierza z r. 1649, nadane Sączowi względem kruszców i soli, tudzież pobierania opłat z przewozu towarów.
79) W Warszawie na sejmie 13. czerwca 1685. Jan Sobieski zatwierdza przywilej Michała Korybuta z 28. lutego 1670, nadany Sandeczanom względem kruszców i soli.
80) W Warszawie na sejmie 13. czerwca 1685. Jan Sobieski zatwierdza przywilej Michała Korybuta z 25. lutego 1670, zamieniający prawo zwyczajne Sandeczan, wzbraniające Żydom mieszkać w Sączu i trudnić się handlem, na prawo wieczyste i właściwy przywilej[657].
81) W Warszawie 17. czerwca 1689. Jan Sobieski zatwierdza przywilej Władysława IV. z r. 1639 na pobieranie szczegółowo oznaczonych opłat z towarów, oraz na jarmark coroczny na św. Wojciech.
82) W Krakowie na sejmie koronacyjnym 11. października 1697. August II. zatwierdza przywilej Jana Sobieskiego z 13. czerwca 1685, Zygmunta Augusta z 18. stycznia 1563, Jana Kazimierza z 30. stycznia 1649 i Władysława IV. z 7. marca 1633 i z 20. listopada 1639. Prócz tego nadaje Nowemu Sączowi cztery nowe jarmarki: na Zapusty, na Niedzielę Palmową, na św. Piotra i Pawła i na Podwyższenie św. Krzyża.
83) W Warszawie 20. grudnia 1725[658]. August II. wydaje dekret między Anną Bernusową a Nowym Sączem w sprawie o Wielką i Małą Żeleźnikowę, którą Bernusowa długo trzymała w dzierżawie zastawnej i z tego powodu rościła sobie różne pretensye.
84) W Warszawie 18. listopada 1752. August III. potwierdza wszystkie prawa i przywileje, nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich.
85) W Warszawie 26. września 1765. Stanisław Poniatowski zatwierdza wszystkie przywileje, nadane żydom sandeckim przez poprzednich królów: Jana Sobieskiego 14. listopada 1682, Augusta II. d. 25. sierpnia 1699 i Augusta III. d. 16. listopada 1754.
86) W Warszawie 16. czerwca 1766. Stanisław Poniatowski, spowodowany sprawą wytoczoną komendantowi chorągwi pancernej, Karola Sapiehy, o różne nadużycia, nadaje burmistrzowi, radzie i całej gminie sandeckiej glejt, czyli list żelazny.

Z powyższego zestawienia widzimy, że najwięcej przywilejów nadał miastu Zygmunt August (16), Zygmunt I. (12), Władysław Jagiełło (8), Kazimierz Jagiellończyk (7), inni po kilka. Wacław czeski, Ludwik węgierski, Alexander, Henryk Walezy i August III. po 1.






Rozbiór krytyczny dokumentu z r. 1543[659].

Ten nader ważny dokument z długiego panowania Zygmunta I. rzuca ciekawe światło na ówczesne wewnętrzne stosunki Nowego Sącza. Z niego bowiem dowiadujemy się o sporach i walkach pospólstwa z władzą miejską czyli rajcami dożywotnimi, a więc o walkach stronnictw, jakie toczyły się między bogatym i dumnym patrycyatem miejskim a cechami, czyli przeważną liczbą uboższego mieszczaństwa. Uważny czytelnik dostrzeże, że były to niejako walki demokracyi z arystokracyą o rządy i połączone z nimi znaczenie i korzyści; walki, które zapełniają całą historyę wewnętrzną miast w wiekach średnich i przeciągnęły się głęboko w wieki nowożytne, a jakie niezawodnie staczano równocześnie i w innych miastach polskich.
Niestety nieznane są nam szczegóły tych ciekawych wypadków, nieznane nazwiska rodzin i osobistości, reprezentujący jedno i drugie stronnictwo. Ileż zyskałaby przez to ożywienia, interesu i dramatyczności nasza historya!
Oprócz wspomnianych walk rajców dożywotnich czyli patrycyatu z pospólstwem, toczyły się równocześnie spory tychże ze starostwem grodowem, (które często brało stronę pospólstwa), lubo znowu w niektórych sprawach obie strony sporne, t. j. rajcy i pospólstwo, łączyły się razem w obronie interesów materyalnych lub samorządu miasta przeciw roszczeniom władzy starostów grodowych.
I. a) Łatwo odgadnąć, że głównymi przedmiotami sporów pospólstwa a rajcami były sprawy poborów, dochodów miejskich i korzyści materyalnych, jednem słowem kwestye pieniężne i ekonomiczne. I tak: sarkało pospólstwo o pobór miejski zwany „szos“, który władza miejska nie w równej kwocie od wszystkich domów, ale według majątku mieszkańców wybierała. Żądało, aby zamożniejsi mieszczanie, zamiast utrzymywać ogrody dla korzyści lub przyjemności, budowali w mieście na nich domy, gdyż wskutek tego pobory maleją i skarb szkoduje. Podnosiło skargi o uwalnianie przedmieszczan od podatku mięsnego, jako też o ochranianie rzeźników od opłaty targowego. Domagało się wolności rybołowstwa w Dunajcu. Stawiało żądania o użytkowanie sadzawki, darowanej rajcom przez niejakiego Szreniawę, tudzież zdania sprawy z darowanych miastu również przez tegoż 500 złp. A nawet rościło sobie pretensye do użytkowania lasów królewskich[660].
b) Oprócz wymienionych przedmiotów natury czysto ekonomicznej były jeszcze inne powody sporów, natury więcej humanitarnej, w których pospólstwo żądało pewnych ulg w wykonywaniu swych obowiązków i ułatwień w wymiarze sprawiedliwości. Takiemi były: Aby od rajców starych, którzy złożyli swą godność, nie wymagano pełnienia straży nocnej. Aby wystawiono osobny areszt za lżejsze przewinienia dla mieszczan nie splamionych żadnem hańbiącem przestępstwem. Do tego łączyły się skargi, popierane także przez samego starostę grodowego, Achacego Jordana, jako to: Na odwlekanie sądów z powodu wyczekiwania pełnego zebrania się tak rajców urzędujących jak i starych, wbrew przywilejowi królewskiemu z 5. października 1542; następnie: Że rajcy niedopuszczają żadnego odnoszenia się do sądów starościńskich.
c) Wreszcie ostatni rodzaj spraw, w których występowało pospólstwo przeciw rajcom, miał charakter publiczny, poniekąd polityczny, i był wymierzony przeciw ich najwyższemu zarządowi miasta, w czem otwarcie wypowiedziana była nieufność do sprawowanej przez nich administracyi finansów miasta, a milczkiem uczyniony zarzut marnowania i defraudacyi grosza publicznego. Takiemi były: Że mury i baszty są źle opatrzone i źle pokryte. Że wały miejskie przez pasienie na nich bydła lub trzody doznają szkody. Że rajcy dla wygody szlachty lub innych osób prywatnych dozwalają bramy forteczne w nocy otwierać.
Wyliczone powyżej punkta sporne i żądania przedstawiają cały rejestr spraw, o które toczyły się walki pospólstwa z rajcami dożywotnimi, reprezentującymi patrycyat miejski. Lecz nie na tem kończyły się zamęty i burze, wstrząsające całem życiem wewnętrznem ówczesnego mieszczaństwa Nowego Sącza.
II. Już powyżej nadmieniłem, że w czasie wspomnianych walk w niektórych sprawach ujmował się za pospólstwem starosta grodowy, Achacy z Zakliczyna Jordan — naturalnie w takich, w których chodziło o powiększenie znaczenia i władzy starościńskiej. Ale patrycyat miejski, zazdrosny o swoje stanowisko i znaczenie, opierając się na bogatych przywilejach miasta, nie wahał się podjąć walki w obronie tych przywilejów i swoich korzyści z samym starostą, wprawdzie z jednej strony namiestnikiem królewskim, ale z drugiej reprezentantem coraz bardziej wzmagających się rządów szlachty, dążącej od początku XVI. stulecia systematycznie do upośledzenia miast. Tak więc równocześnie z ową walką pospólstwa z rajcami, toczyła się druga, t. j. walka rajców ze starostą grodowym.
W tej drugiej walce Achacy z Zakliczyna Jordan a) jużto łączył się z pospólstwem, broniąc jego potrzeb materyalnych, jak przeciw dziwnemu rozporządzeniu rajców: Że tylko jeden piekarz ma codziennie chleb wypiekać i rozprzedawać, co dawało powód do częstego braku i podrożenia chleba. To znowu usiłując złamać jakieś ekskluzywne stanowisko i dążenia patrycyatu do wyłącznej władzy, mianowicie przez zapobieganie: Ażeby rajcy nie odbywali żadnych prywatnych narad i schadzek w rzeczach odnoszących się do spraw publicznych; oraz przez starania: Aby do sądów zadwornych oprócz rajców, wysyłano także dla udziału w naradzie męża wybranego z pospólstwa. b) Jużto wznosił się na stanowisko wyższe nad wszelkie stronnictwa i występował w interesie prawdziwego dobra i bezpieczeństwa miasta, a więc poniekąd całej Rzeczypospolitej, gdy żądał: Aby miasto, pobierając trzecią miarę z młynów, dokładało także trzeci grosz do budowli. c) Wreszcie stawał w obronie godności i powagi władzy starościńskiej, jak w owej skardze: Że rajcy nie dopuszczają żadnego odnoszenia się do starosty; oraz w żądaniu: Aby rajcy, mianowali przez starostę, równe mieli znaczenie jak drudzy.
Ale i rajcy starzy w obronie praw swych i przywilejów miasta wytężyli wszystkie siły i z całą natarczywością uderzyli na Achacego z Zakliczyna Jordana, zarzucając mu nadużycie władzy urzędowej, jako to: Gdy rajcy wykupili kilka wójtostw na użytek miasta, starosta grodowy zmusza ich do ponoszenia ciężarów wójtowskich, chociaż je wykupili z rąk mieszczan, nie obowiązanych do żadnych podobnych ciężarów. Następnie wystąpili z całym szeregiem innych ciężkich zarzutów, jako to: Że starosta sądownictwa rajców nie uznaje; że z lekceważeniem z nimi postępuje i podobnie postępować dozwala podstarościemu; że pospólstwo na nich podburza; że mieszczan w potocznem życiu krzywdzi i bezcześci.
III. Z zarzutów tych pokazuje się, jak szlachta i jej reprezentanci stanowczo dążyli do ugruntowania i rozciągnienia swej władzy nad miastami. Dlatego rajcy, pomimo całego antagonizmu istniejącego między nimi a pospólstwem, nie wahali się w sprawach najbardziej dla niego drażliwych i dotkliwych, t. j. w sprawach ekonomicznych łączyć się z pospólstwem, i tak połączone mieszczaństwo wystąpiło jak jeden mąż w obronie zagwarantowanej autonomii miasta przeciwko nowemu nadużyciu władzy starościńskiej, mianowicie: Że podstarości, wbrew przywilejowi, zniewala mieszkańców miarki zbożowe w młynie o 2 gr. drożej opłacać, aniżeli na targu.
Ku wielkiemu żalowi badacza i miłośnika przeszłości nieznany jest wcale przebieg tych wszystkich walk i ich szczegóły, lecz z jednego wyrażenia naszego dokumentu[661] niewątpliwie wnioskować możemy, że były prowadzone z całą namiętnością i zapalczywością, skoro pospólstwo ośmieliło się nawet wszczynać bunty zuchwałe przeciw swym władzom. Był więc Nowy Sącz w czasie tych wypadków widowiskiem rozruchów, a może nawet i bójek krwawych. Wreszcie wszystkie strony udały się do królewskiego sądu zadwornego i wytoczyły przed nim swoje skargi i zażalenia. Tutaj też, przed tronem samego króla, znalazły spierające się stronnictwa ostateczne rozstrzygnienie swoich pretensyi, które po wszystkie czasy pozostanie niezbitym dowodem łagodności, bezstronności, pojednawczego usposobienia i prawdziwie ojcowskich rządów Zygmunta I.[662].




Annexa do I. rozdziału.

Z lustracyi 1615 r. — „Punkta dekretów komisarskich z strony lidżby miasta Nowego Sandcza“.
1) Iż powiadają panowie rajce, że im regestra od lat jedenastu (1601—1611), z których liczba dostateczna miała bydź czyniona, w czasie pożaru (1611 r.) zgorzały. Co podobno dlatego twierdzą, aby nierząd swój, w którym żyli przez te i dawniejsze lata, obracając intratę Rzpltej na swój pożytek prywatny, tą wymówką pokryli. Co się tknie lat czterech po ogniu (1612—1615), panowie rajce nie czynią liczby ani ukazują prowentów miejskich więcej, jeno 800 złotych mniej albo więcej za każdy rok im przychodzących. A pokazuje się z inkwizycyi mężów wiarogodnych i mieszczan tutecznych osiadłych 30 przez podniesienie palców do góry, że to miasto ma dochodów miejskich z miasta, przedmieścia i wsi ośmnaścieset złotych na każdy rok. Jednak iż wieś Paszyn, to jest sołtystwo, tak przez poprzednie rajce tuteczne jako i teraźniejsze jest dwiema dożywociami żonie Jana Krynickiego i syna jego onerowane, które sołtystwo na rok 200 złotych czyni. Zaczem jest zmniejszenie prowentów: a po ogniu też nie tak arendy szły, jako przed ogniem chodziły. Tedyśmy to naleźli, żeśmy musieli na przeszłe lata wytrącić po 500 złp. Z ostatka iż liczby dostatecznej nie czynili, zaczem przyszłoby od panów radziec, którzy tem zawiadowali, na każdy rok od ognia rachując, po 500 złotych w liczbę roczną. Tedy reszta, dwa tysiące złotych, naznaczają się na poprawę kościoła farnego i wieży przy nim dobudowania, ratusza, murów i wież przy nich, które popustoszały po ogniu i mało co poprawy mają od tego czasu. Co będą powini dać w roku niniejszym do święta św. Marcina pod karą skonfiskowania ich własnych dóbr, a w braku posiadania dóbr, pod karą złożenia z urzędu i wydalenia z miasta, za dozorem tego, kogo Król Jegomość na to naznaczyć będzie raczył.
2) Przedali rajce folwark młynarski na Przedmieściu za 100 grzywien Szymonowi Szczepankowiczowi; czynił miastu na każdy rok po 16 złotych. Powinni rajce go odkupić swemi pieniądzmi własnemi, tak żeby odtąd szedł z niego pożytek na oprawę kościoła i miasta, ponieważ jest od miasta alienowany bez zezwolenia Jego Królewskiej Mości i Rzpltej. I te pieniądze, które wzięli, nie obróciły się miastu na pożytek. Insze także wszystkie folwarki miejskie, także ogrody, pola, parkany, które rajce trzymają, a z tego miastu nic nie dawają, powinni to zaraz miastu wrócić, żeby z tego miastu pożytek szedł, a nie im samym, i to pod karą 1000 grzywien. Względnie w to urodzony starosta sandecki i na poprawę spalonego kościoła kollegiackiego i franciszkańskiego wyznaczy.
3) Wały miejskie, iż są wielkim kosztem usypane i miastu pogranicznemu bardzo potrzebne, a przez pasienie na nich bydła i koni roztaczają się i psują. Nakazujemy, aby na nich od tego czasu nie pasiono bydła pod karą 100 grzywien na kościół kollegiaty. Dopilnuje tego urodzony starosta sandecki.
4) Blech miejski, iż tylko 70 złotych miastu czyni, a są w okolicy i mniejszych miasteczkach i na wsiach nawet blechy, co po kilkaset złotych czynią. My, konsiderując tę ujmę intraty blechowej, widzimy, iż nie masz inszej przyczyny tylko ta, że to sami rajce trzymają i sami sobie, jako chcą, arendują. Przeto nakazujemy, aby tego panowie rajce dojrzeli, jakoby ten blech porównał się w pożytek z inszymi blechami okolicznymi, skądby intraty miastu przybyło. A tego powinni będą rajce dojrzeć pod karą 200 grzywien.
5) Stary blech, iż pospólstwo twierdzi, że był na miejskim gruncie, a teraz go sobie różne osoby przywłaszczają, i konwent św. Franciszka na część tego blechu prawa jakieś ukazuje, tak iż teraz z tego miasto pożytku żadnego nie ma. My iż pewnej wiadomości o tem dostać nie mogliśmy, podajemy to Jego Królewskiej Mości pod rozwagę.
6) Staw miejski wielki na Podgórzu miejskiem sandeckiem leżący, z którego teraz tylko złotych 10 dają, a uczynić może na rok złotych 40 i więcej, aby nie był arendowany przez rajce inaczej, jeno po 40 złotych na każdy rok, pod karą 100 grzywien na oprawę murów miejskich.
7) Fracht wolny dunajcowy od przepuszczenia towarów do Gdańska, który miastu mało czyni, a to dlatego, że się frachtarze uchraniają płacenia podatków zwykłych od frachtów przychodzących, tedy ma bydź na przyszłość w lepszym dozorze i rządzie, niż teraz jest. A ktoby się ważył fortelnie ujść wodą, pominąwszy miasto Sandecz i nie odprawiwszy miastu powinności zwykłej frachtowej, taki każdy ma towar tracić, kędykolwiek przyścigniony będzie. A nieprzyścigniony, jednak pozwany, podpadnie karze 100 grzywien. A to się ma obracać na strzelbę miasta tego.
8) Targowe ze trzech bron miejskich, trzecia miara młyna, mostowe, śrotowa cecha i insze dochody miejskie iż lada jako się teraz obracają, tedy któryby z radziec albo też lunar obracał to na pożytek swój, gdyby się to ukazało, ma bydź karan konfiskatą dóbr i wydaleniem z miasta na zawsze. O co się pospólstwo skarży, że się tak prowenta obracają.
9) Pieniądze miejskie z dochodów publicznych, zebrane przez rajce: Andrzeja Adamowicza, Jerzego Tymowskiego, Stanisława Cioska, Jana Wołkowskiego i Balcera Pierzchałę, mają bydź zwrócone na poprawę miasta, i powinni się przyznać, jako i wiele ich kto ma przy sobie. A ktoby się przał, ma one przy regestrze swym pod przysięgą likwidować.
10) Aukcya czopowego, którą rajce mieli od pana Samuela Dembińskiego, poborcy krakowskiego, którą szafował Witaliszowski, rajca tuteczny — a pokazuje się tego za dwie lecie 900 złotych nad zapłatę panu Dembińskiemu — ma się obrócić na oprawę kościoła tutecznego i miasta. Powinni ją więc oddać przy bytności Ichmościów panów komisarzów, wytrąciwszy to co dali konfederatom, i to wydanie, cokolwiek wydali na pany konfederaty, powinni to likwidować pod przysięgą burmistrz z dwiema rajcami, jako to wydanie jest prawdziwe, jako nic nie wzięli na swój pożytek z tego. Ponieważ pospólstwo powiada, że się na konfederaty składało i żywności dawali. Co uczynić mają pod karą konfiskaty dóbr i złożenia z urzędu. Gdyż to Jegomość pan starosta sendomirski (Stan. Lubomirski) tę kondycyą rajcom sandeckim zjednał, aby się aukcya tego czopowego obróciła na poprawę kościelną miasta.
11) W Gołąbkowicach trzy folwarki z dawna bydź mają i 12 poddanych. A teraz nie masz jeno 4, a sami rajce albo mieszczanie chłopy poskupowali i folwarków sobie naczynili. Zaczem miasto żadnego stamtąd pożytku nie ma. Nakazujemy tedy, aby panowie rajce, którzykolwiek tam folwarki mają, co chłopy poskupowali a z nich nic nie dają, miastu puścili te folwarki i chłopami one osadzili, żeby miastu pożytek szedł i robota się miastu odprawowała, żeby było po staremu 12 poddanych do roboty miastu. Gdyż my takowe alienacye, jako prawu pospolitemu przeciwne i z ujmą prowentów miejskich poczynione, powagą Jego Królewskiej Mości znosimy i kazujemy, miastu je przysądzamy, a posserowie tych dóbr mają to puścić, pod karą kradzieży skarbu publicznego (sub poena peculatus).
12) Skarży się pospólstwo, iż w Gorzkowie i Piątkowej panowie rajce pozastawiali chłopy, jednych panu Adamowiczowi, drugich nieboszczykowi Fratrowiczowi; iż Fratrowicz żadnych praw i zapisów na chłopy, które trzyma, nie ukazuje. Tedy zaraz też chłopy miastu Ichmość panowie komisarze przysądzili i już są przez miasto odjęci dlatego, aby miastu robotę oddawali i pożytek czynili. A z strony pana Adamowicza, iż też tam trzyma 4 kmieci we czterechset złotych na extenuacyą od r. 1599 do teraźniejszego: Ten powinien był i obligował się defalkować za 3 lata pierwsze na każdy rok po 10 złotych, a na pośledniejsze lata na każdy rok po 12 złotych z sumy głównej. Zaczem teraz już tam nie ma sumy głównej, jeno 214 złotych. W której sumie ma jeszcze tych chłopów trzymać dwie lecie na defalkacyą 12 złotych. A to trzymanie tych chłopów dlatego mu się jeszcze pozwala do dwóch lat, iż ich swą własną sumą eliberował z rąk takich osób, którzy przedtem żadnej defalkacyi nie czynili z głównej sumy. A to wykupno ma bydź z pozostałej sumy rachunków teraźniejszych nie z prowentów przyszłych.
13) Żeleźnikową, wieś miejską, dopiero teraz rajce chcą sobie przywłaszczyć, jakoby nie należała do publicznej wygody miasta. A ukazuje się z starych regestrów, że ta wieś Żeleźnikowa zawsze należała do publicznej wygody, i z dawnych lat aż dotąd w liczbie bywała i teraz z prowentów liczbę czynili. Tedy najdujemy, że ten przywilej, którym się oni szczycą, że wieś przywłaszczyć sobie chcą, odtąd na prywatne użytki swoje chcąc od niej pospólstwo sandeckie odstrychnąć. Nie takim sposobem służy, aby intrata tylko samym rajcom służyć miała, ale tak, jako urzędnikom i prowizorom miasta tego jest nadana. Ponieważ ta wieś Żeleźnikowa między inszemi wsiami miejskiemi jest do pożytków należąca, i najpewniejsza osada jej niemała mając w sobie osadników 30, i sołtystwo w niej jest z folwarkiem, i uczyni na rok 300 złotych. A ponieważ rajce ją tylko za 400 złotych na 3 lata teraz zaarendowali i przeszłych lat także czynili.
14) Skarży się pospólstwo, że hakownic dwóch na ratusz nie dostaje. Nakazuję Ichmościowie komisarze, aby panowie rajce albo insze kupili na to miejsce, albo te żeby wrócili.
15) Skarży się pospólstwo, że co przedtem z błonia, które między Dunajcem a pod murami, dawano grzywien 6, to teraz na niem sami panowie rajce pasają. Nakazuje się, aby nie szło w pożytek samym panom rajcom, ale aby je za pieniądze najmowano jak najlepiej, i z niego corocznie aby szła intrata miastu.
16) Na chorągiew miejską składali się mieszczanie i jest u Irzykowicza na to półszosta złotego. Przeto nakazujemy, żeby przyłożywszy resztę jaką do tego, chorągiew tę jak najprędzej sprawili, gdyż jest miastu potrzebna.
17) Rabrocki nieboszczyk stary dał 80 złotych, co z prowentów z miejskich domów nie płacił. Aby to rajce zaraz oddali na ratusz, żeby się to na pożytek jaki miastu obróciło.
18) Aukcyą czopowego z Piwnicznej złotych 60 aby oddali zaraz ci, którzy ją wybierali w r. 1611 i 1612. Także kollektę na draby, co wybiearli od pospólstwa po gr. 6, a od komorników po 2 gr. na suchedni; także i to, co pod libertacyą brali po 15 gr. od każdego waru.
19) Skarży się pospólstwo, że chłopami miejskimi mało co panowie rajce robią na pożytek miastu, tylko folwarki swoje nimi obrabiają, drwa sobie ustawicznie wozić rozkazują i na insze roboty prywatne ich zażywają. Zaczem mury miejskie obleciał, żadnego ratunku mieć nie mogą. Przetoż nakazujemy, aby od tego czasu żaden rajca nie śmiał ich na swój pożytek zażywać, a drew aby sobie żaden nie śmiał więcej kazać przywozić, tylko 20 wozów na rok, pod karą 100 grzywien.
20) Skarży się pospólstwo, że panowie rajce kiedy intratę jaką miejską arendują, zwykli brać wielkie upominki, względem której taniej każdą intratę puszczają, prywatnie to między siebie dzieląc. Zabiegając tedy takowej szkodzie miasta tego, nakazujemy, aby się na potem tego żaden ważyć nie śmiał, żeby miał co brać, arendując jaką intratę miejską. A ktoby się taki nalazł, coby się tego ważył, aby ipso facto popadł karze konfiskaty dóbr i utraty urzędu.
21) Kto miejskie prawo przyjmuje, ponieważ od tego płaci, to ma należeć rajcom. Jednak żaden burmistrz ani rajca nikomu prawa miejskiego prywatnie dawać nie ma, ale publicznie na ratuszu przy pospólstwie. A ten, który miejskie prawo przyjmuje, ma ukazać listy dobrego urodzenia i dobrego zachowania swego, i ma się zaraz dwiema osiadłymi mieszczanami zaręczyć, że sobie prędko w mieście osiadłość dostanie. A któryby się rajca albo burmistrz tego ważył, taki każdy ma bydź relegowany od miasta, ponieważ przez to przyjmowanie ludzi ladajakich do miasta wiele się złego dzieje i bunty od takowych zwykły się wszczynać.
22) Strzelba miejska, która przedtem była, a jest przez ogień zepsowana, potrzeba aby była przez rajce zreformowana, ponieważ jej to miasto, jako pograniczne, zawsze potrzebuje.
23) Konwie spiżowe do kunsztu iż wielki koszt poniosły i pospólstwo się o to skarży, na co się składali, a woda przecie źle idzie, tedy postanawiamy, aby ci, którzy rzemieślników najmowali, likwidowali to pod przysięgą, jako to tak wiele kosztuje, jako kładą na liczbie.
24) Podwodami rajce obciążają przedmieszczany na potrzeby prywatne, biorąc konie kiedy chcą. Postanawiamy, aby tego nie było, a ktoby się tego ważył, aby był karan winą 10 grzywien.
25) Zwyczaj był starodawny, że bywało drabów 20, którzy chodzili do zamykania i otwierania miasta z bębnem, na co się pospólstwo składało i teraz się składać powinno. Tedy my, do zwyczaju starego się przychylając i widząc, że tego jest potrzeba w mieście pogranicznem, postanawiamy, aby to po staremu było zachowane.
26) Skarży się też o to pospólstwo, że rajce są dożywotni i stąd porządku w mieście nie masz. A po inszych mieściech w Podgórzu doroczni bywają i stąd lepszy wszędzie rząd. A miasto Sandecz ma taki przywilej, że królowie Ichmościowie pozwalali elekcyi starostom według upodobania swego, aby w Sądczu rajce dożywotnie obierali. Pospólstwo tedy prosi, aby rajce nie dożywotni bywali, ale tylko roczni, zwyczajem i przykładem inszych miast, których my przywilej widzieli; więc też i o to prosi pospólstwo, żeby ci rajce, którzy osiadłości przy Sądczu nie mają, pozbawieni byli urzędu, gdyż takiemu trudno rządzić, który domu swego rządzić nie umie.
27) Lunary, wójta, syndyka, aby rajce i mieszczany nie z pośrodku siebie, ale z pospólstwa zawsze obierali: postanawiamy: ponieważ się o to pospólstwo skarży, że tem jest nierząd w mieście, że sami rajce wszystkiem rządzą. — Ten punkt i poprzedni do Króla Jegomości po deklaracyą odsyłamy; jednak z lepszem to miasta bydź upatrujemy dobrem, aby roczna elekcya bywałą a rajce roczni, a nie dożywotni.
28) Skarży się pospólstwo, iż bez pozwolenia pospolitego człowieka panowie rajce stanowią siła rzeczy i przywileje dają i arendy. Tedy postanawiamy, jeśliby cokolwiek panowie rajce bez pozwolenia pospolitego człowieka uczynili i co komu dali albo arendowali, bezskutecznem i daremnem ma bydź z każdego czasu. Wszakże, jeśliby kiedy co mieli dać albo arendować, mają na to wybrać z pospólstwa 30 mężów wiarogodnych, uczciwych i possesyonatów, nie tamując jednak drogi pospólstwu całemu, jeśli będą chcieli bywać przy każdej uchwale. A ta elekcya 30 mężów ma bydź nie od rajców, ale od samego pospólstwa.
29) Skarży się pospólstwo na wójta i ławników, że ich nadzwyczaj obciążają u sądu swego, tak od dekretów jako i od zapisów wszelakich. Postanawiamy, aby w tem moderacya słuszna była. A to przez pany rajce spólnie z pospólstwem, albo z 30 mężów z pospólstwa obranych, i to pod karą 10 grzywien, jeśli kto z pospólstwa doniesie.
30) Prochy alby były odtąd z ratusza zniesione i w miejscu odosobnionem i od rynku odległem chowane. A to dla jakiego uchowań Boże niebezpieczeństwa, pod karą 600 złp.
31) Soli aby jeden nie przedawał, aby monopolu w tej mierze nie było.
32) Skarży się pospólstwo, iż panowie rajce, gdy jadą na prawo do wsi swoich, zwykli expensę czynić z sumptu miejskiego na wino, na korzenie, że to wynosi kilkadziesiąt złotych, z czego liczbę czynili. A chłopi ich we wsiach podejmują swym sumptem niemałym. Postanawiamy, aby sumptu miejskiego na te prawa nie brali, ale się kontentowali podejmowaniem chłopskiem, które wielkie zwykło bywać. Jednak to ma bydź skromnie i pomiernie, bez obciążenia poddanych wybierane.
33) Położyli rajce na liczbie, że gontów kilkanaście set kóp kupili na potrzebę miejską po ogniu, a gwoździ gontowych kóp kilkanaście tysięcy. Nie mogliśmy tego naleźć, na coby tak wiele gontów wyróść miało, ponieważ wszystkie mury i wieże miejskie po ogniu stoją niepobite. Gwoździ tych nie wyszło tak wiele, gdyż mało co więcej gwoździ zwykło wychodzić, niż gontów. Przetoż nakazujemy, aby te mury i wieże miejskie roku teraźniejszego przed zimą koniecznie oprawili, pod karą utraty urzędu, a resztę gwoździ aby oddali na ratusz.
34) Przywileje miastu służące do domów swoich swawolą bierali po te czasy rajce z ratusza i tam je chowali. Zaczem siła przywilejów miastu zginęło, gdy ich jedni u siebie zaprzali, a drudzy przez niedozór one potracili albo też i komu inszemu wydali. Przetoż od tego czasu niechajby się tego żaden nie ważył, żeby miał brać z ratusza pisma takie miastu służące, pod karą utraty urzędu. Ale niechaj będą w skarbie pospolitym na ratuszu chowane. A co ćwierć roku aby były publicznie do wiadomości wszystkiemu pospólstwu na zebraniu na znak dzwonka czytane. Także i księgi miejskie nie kędy indziej, jeno żeby na ratuszu były chowane, gdyż pisarzowie miejscy zwykli je do domów brać i tam pisać akta. Tedy nakazujemy, aby pisarz miejski teraźniejszy i każdoczesny nie śmiał się tego ważyć, w domu swym prywatnym z protokołów do akt pismo wpisować, ale na ratuszu, jako w publicznem miejscu to wpisować powinien. A pisarz aby temu artykułowi dosyć czynił, pod karą 50 grzywien po doniesieniu i udowodnieniu.
35) Na przyszłość postanawiamy, aby przy wypuszczaniu w arendę dóbr miejskich, wsi, folwarków, kramów i t. p. tak się zachowali, jako się wyżej pomieniło w punkcie 28. Które to arendy nie mają bydź dożywotne, ale tylko do 3 lat, a po wyjściu każdemu arendy od czasu zapisanego, aby arendy były przez pisarza miejskiego spisowane albo przez tego, komu to przez urząd poruczono będzie, i na ratuszu na papierze na to w ramy wprawionym spisowane, żeby każdy wiedział, co do arendy należy. A tam kto więcej da, nie mając względu na osoby żadne, ma być arendowany. Jednak pierwszy possesor, będzieli chciał to dać co kto inszy daje, ma bydź bliższy arendy. A czas poczęcia arend nowych dla dobra i ozdoby miasta Sądcza na Boże Narodzenie w tym roku naznaczony. (Lustratio proventuum civitatis Sandecz anno 1615. Kopia ówczesna, znaleziona pomiędzy zarzuconymi aktami miejskimi).




APPENDIX.
Dostojnicy grodu sandeckiego w trzech ostatnich wiekach.
A). Starostowie[663].

Piotr z Wiśnicza Kmita h. Śreniawa, wojewoda krakowski, marszałek wielki koronny, starosta spiski i sandecki 1490—1505, † 10 kwietnia 1505, pochowany w katedrze krakow., jak świadczy monument.
Andrzej z Kościelca Kościelecki h. Ogończyk, kasztelan wojnicki (od 1512); podskarbi wielki koronny, żupnik i wielkorządca krakow., starosta spiski, oświęcimski, zatorski, inowrocławski, bydgoski i sandecki 1505—1515, † 6 września 1515, pochow. w katedrze krakow., jak świadczy monument.
Janusz z Piasku Świerczowski h. Trąby, kasztelan biecki, starosta trembowelski, ropczycki i sandecki 1515—1521[664], następnie kasztel. wiśnicki i star. lubelski † 1528, pochow. u Dominikanów w Lublinie.
Piotr z Fulsztyna Odnowski h. Herburt, podkomorzy lwowski, starosta sandecki 1521—1530.
Jan na Kruźlowej i Skrzydlnej Pieniążek h. Odrowąż, sędzia krakowskiej ziemi, star. sandec. 1530—1532, † w czerwcu 1532, pochow. u Cystersów w Szczyrzycu.
Jan z Kruźlowej Pieniążek h. Odrowąż, syn poprzedniego, dworzanin królewski i star. sandec. 1532—1540.
Achacy z Zakliczyna Jordan h. Trąby, star. sandec. 1540—1547, † 1547, pochow. w Bobowej[665].
Jan z Ocieszyna Ocieski h. Jastrzębiec, podkom. i burgrabia krakowski, starosta oświęcimski, krakow., zatorski, olsztyński i sandec. 1547—1561; kasztelan biecki i podkanclerzy 1547—1550; kanclerz wielki koronny 1550—1563, † 12. maja 1563.
Floryan z Zebrzydowic Zebrzydowski h. Radwan, kasztelan lubelski, burgrab. krakow., referendarz podlaski, star. tyszowiecki i sandec. 1561—1565, † 1565.
Jan z Wieruszyc Wieruski h. Śreniawa, chorąży nadworny, dworz. królew. i star. sandec. 1566—1567, † w Krakowie 26. czerwca 1567, pochow. w Trzcianie koło Bochni.
Stanisław z Putniowic Mężyk h. Wieniawa, stolnik krakow. i star. sandec. 1567—1584, † w zamku sandec. 27. listop. 1584.
Wawrzyniec Spytek z Zakliczyna Jordan h. Trąby, stoln. krakow., dworzan. królew. i star. sandec. 1585—1589, † 1596.
Sebastyan z Lubomierza Lubomirski h. Śreniawa, hr. na Wiśniczu i Jarosławiu[666], kasztel. małogoski, star. spiski, dobczycki i sandec. 1590—1597, † kasztel. wojnickim i star. sandomier. w zamku dobczyc. 22. czerwca 1613, pochowany u Dominikanów w Krakowie.
Stanisław Lubomirski h. Śreniawa, syn poprzed., star. spis., dobczyc. i sandec. 1597—1613; następnie sandomierski i spiski; wojewoda ruski 1625—1638; wojew. krakow. 1638—1649, † 17. czerwca 1649, pochow. w mosiężnej ozdobnej trumnie w grobowcu wiśnickim[667], u Karmelitów Bosych (dziś kościół więzienny).
Sebastyan Lubomirski h. Śreniawa, brat stryjeczny Stanisława, star. sandec. 1613—1627, † 1627.
Jerzy z Nowotańca Stano h. Gozdawa, chorąży sanocki i star. sandec. 1627—1637, † 1649.
Jerzy Sebast. Lubomirski h. Śreniawa, syn Stanisława, star. spis., dobczyc. i sandec. 1637—1646; marszałek wiel. koron. 1650—1664; hetman polny koron. 1657—1664; † we Wrocławiu 31. stycznia 1667, pochow. w marmurowej trumnie w grobowcu wiśnickim[668].
Konstanty Jacek Lubomirski h. Śreniawa, syn Stanisława, podczaszy wiel. koron., star. białocerkiewski, sokalski, golubski, grybowski i sandec. 1646—1663, † w grudniu 1663, pochowany u fary w Jarosławiu[669].
Jan Klemens hr. na Ruszczy i Branicach Branicki h. Gryf, marszał. nadwor. koron., star. stobnicki, brański, bielski, ratneński i sandec. 1664—1670, † 9. lutego 1673, pochow. u św. Piotra i Pawła w Krakowie, jak świadczy monument.
Alexander Michał Lubomirski h. Śreniawa, syn Jerzego Sebastyana, star. perejasławski i sandec. 1671—1675, † 1675.
Jan Stanisław z Lipia Lipski[670] h. Drużyna, star. perejasł., czchowski i sandec. 1676—1682, † na końcu września 1682.
Hieronim Augustyn Lubomirski h. Śreniawa, syn Jerzego Sebastyana, kawaler maltański, opat komendataryjny tyniecki 1660—1685; star. sandec. 1682—1688; marszał. nadwor. koron. 1683—1692; podskarbi wiel. koron. 1692—1702; hetman wiel. koron., wojew. i kasztel. krakow. 1702—1706, † w zamku rzeszowskim 20. kwietnia 1706, pochow. w marmur. trum. w grobowcu wiśnickim[671].
Jerzy Aleksander Lubomirski h. Śreniawa, syn Alexandra Michała, hr. na Wiśniczu i Jarosławiu, Koniecpolu, Jazłowcu, Szarogrodzie i Raszkowie, świętego państwa rzymskiego książę, star. jahorlicki, makarowski i sandec. 1688—1735; oboźny wiel. koron. 1703—1729; wojew. sandomier. 1729—1735, † 14. paźdz. 1735[672].
Stanisław Lubomirski h. Śreniawa, syn poprzed., hr. na Wiśniczu, Jarosławiu, Koniecpolu..., św. państwa rzym. książę, star. sandec. 1735—1754; podstoli koron. 739—1764; wojew. bracławski 1764—1772; wojew. kojowski 1772—1785, † w Warszawie 19. lipca 1793, pochow. w katakombach na Powązkach.
Stanisław z Małachowic Małachowski h. Nałęcz, hr. na Końskich, Białaczowie, Ostrogu i Skroninie, kawaler orderów: Orła Białego i św. Stanisława, star. sandec. 1755—1784; referendarz wiel. koron. 1780—1792; marszał. sejmu czteroletniego 1788—1792, † w Warszawie 29. grudnia 1809, pochow. u św. Krzyża. W r. 1831 postawiono mu w katedrze warszawskiej okazały monument.

Dobra królewskie wraz z zamkiem, w którym rezydowali i wykonywali jurysdykcyę sądową[673] starostowie sandeccy, stanowiły nieraz w XV. i XVI. wieku „oprawę“, czyli wiano małżonek królewskich. I tak w r. 1424 Władysław Jagiełło zabezpiecza królowej Zofii wiano na miastach i zamkach: Sączu, Bieczu, Radomiu, Korczynie i Żarnowcu[674]. W r. 1508 Zygmunt I. nadaje Sącz w dożywocie Elżbiecie z Dmoszyc[675] (Dmosice), wdowie po Piotrze Kmicie, wojewodzie krakowskim a staroście sandeckim. W r. 1543 Zygmunt August zaślubił Elżbietę, córkę Ferdynanda, węgierskiego i czeskiego króla. Sto tysięcy złotych węgierskich wniosła królewna posagu mężowi swemu: tyle drugie przeznaczył dla niej Zygmunt I., zabezpieczając jej tę sumę, już w umowie przedślubnej 1530 r., na dobrach, zamkach i miastach: Sączu, Sanoku, Bieczu i Przemyślu[676], które aż do r. 1545 trzymała królowa Bona Sforza tytułem swego wiana[677].
Stefan Batory, w czasie pobytu swego w Grodnie 30. marca 1580 r., nadał Stanisławowi Mężykowi, staroście grodowemu, w dożywocie dobra sandeckie, przynoszące rocznego dochodu 2.346 złp. 3 gr.; z tem jednak zastrzeżeniem, ażeby płacił rocznie do kwarty t. j. na utrzymanie wojska Rzpltej 469 złp. 6 gr., resztę zaś t. j. 1.876 złp. 27 gr. mógł obracać na swój własny pożytek. W dwóch następnych latach (1581—1582) pobierał on również po 200 bałwanów soli z żup krakowskich; rachując bałwan po 4 złp. 4 gr. czyniło to rocznie 826 złp. 20 gr.[678]. Odtąd trzymali już stale dobra królewskie starostowie grodowi aż do r. 1784.
Władysław IV. pod dniem 20. maja 1646 r. nadał dobra sandeckie w dożywocie Konstantemu Lubomirskiemu, ze względu na zasługi ojca jego Stanisława, „quem Ottomanica Chocimensis pugna — słowa są to Władysława IV. — celegri elogio reddidit in serum posteritatem commendatissimum“. Do tych dóbr królewskich należał podówczas Nowy Sącz z zamkiem i wsiami: Stadła, Gostwica, Biczyce, Trzetrzewina, Krasne, Pisarzowa, Kunów, Mystków, Cieniawa, Mszalnica, Ptaszkowa, Pławsna, Falkowa, Kamionka, Królowa i Jamnica. Prócz tego miasteczko Piwniczna z wójtostwem w Łomnicy i Kokuszce; wreszcie tenuta[679] grybowska z miasteczkiem Grybowem i wsiami: Gródek, Kąclowa, Siołkowa, Biała Wyżna i Niżna, Binczarowa i Bogusza[680].
Podług lustracyi województwa krakowskiego z r. 1765 starostwo grodowe sandeckie obejmowało miasta: Nowy Sącz i Piwniczną — tudzież 17 wsi: Stadła, Gostwica, Biczyce, Krasne, Trzetrewina, Pisarzowa, Jamnica, Kunów, Falkowa, Kamionka, Łomnica, Ptaszkowa, Królowa polska i ruska, Mystków, Cieniawa i Mszalnica[681]. Ogólny dochód z tych dóbr królewskich wynosił 29.778 złp. 23 gr. 13 denar., wydatki 1.846 złp. 14 gr., czysty zatem dochód 27.932 złp. 9 gr. 13 denar. Z tego opłacano do kwarty 6.983 złp. 2 gr. 7½ denar., a hyberny 2.831 złp. 14 gr.[682].
Na mocy dekretu gubernialnego z 6. maja 1785 r., zajął Rząd austyacki wraz z innemi dobrami koronnemi w Galicyi, także dobra królewskie w powiecie sandeckim, rozsprzedał je powoli albo na inne zamienił. Ta wielka ekonomiczna przemiana dokonała się w latach: 1785, 1811, 1812, 1817, 1829 i 1833, jak to wykazał w swem obszernem dziele Kornel Czemeryński[683].

B). Kasztelani[684].

Jan ze Słupczy Słupecki h. Rawicz kaszt. sandec. 1500—1507.
Nie udało mi się wypełnić luki od 1507—1527, bo z tej epoki brak dokumentów; na herbarzach zaś polskich w tej sprawie polegać niepodobna, bo są bałamutne i niekrytyczne. To tylko pewna, że Stanisław z Pieskowej Skały Szafraniec h. Starykoń figuruje starostą sandomierskim i kasztelanem sandeckim 1519—1524.
Mikołaj z Wojsławic Cikowski h. Radwan, kasztel. połaniecki 1516—1527, burgrab. krakow., dziedziczny wójt bocheński i kasztel. sandec. 1527—1535, † 1535.
Wawrzyniec z Mirowa Myszkowski h. Jastrzębiec, kasztel. biecki 1531—1535, następnie sandec.[685] 1536—1546, † w lipcu 1546.
Seweryn z Balic Bonar h. Bonarowa, dziedzic na Ogrodzieńcu i Kamieńcu[686], kasztel. biecki 1536—1546; żupnik i wielkorządca krakow., star. zator., oświęcim., biecki, rabsztyński i ojcowski, kasztel. sandec. 1546—1549, † 12. maja 1549, jak świadczy bronzowy pomnik w kościele Maryackim w Krakowie.
Wawrzyniec Spytek z Zakliczyna na Melsztynie Jordan h. Trąby, star. przemyski, kamionecki i czchowski, podskarbi wiel. koron., kasztel. sandec.[687] 1549—1555; wojew. sandomier. 1556—1563, następnie krakow. 1563—1565; kasztel. krakow. 1565—1568, † w Mogilanach 11. marca 1568, jak świadczy wspaniały grobowiec w kościele Augustyanów w Krakowie.
Walenty z Dembian Dembiński h. Rawicz, kasztel. biecki 1550—1555; star. chęciński, lubomelski i czorsztyński, kasztel. sandec. 1556—1564; podskar. wiel. koron. 1562—1564; kanclerz wiel. koron. 1564—1576; kasztel. krakow. 1576—1584, † 16. października 1584, jak świadczy monument w katedrze krakow.
Stanisław z Sulejowa Sobek h. Brochwicz, podskar. wielki koron., star. tyszowiecki i małogoski, kasztel. sandec. 1564—1568; postąp. na kasztel. sandomier. eodem anno, † 1569.
Hieronim z Ossolina Ossoliński h. Topór, star. krzeczowski, kasztel. sandec. 1568—1569; kasztel. sandomier. 1570—1576, † 1576.
Mikołaj z Wojsławic Cikowski h. Radwan, star. sanocki, dziedzicz. wójt bocheń., kasztel. sandec.[688] 1570—1578.
Stanisław ze Żmigrodu Stadnicki h. Śreniawa, kasztel. sandec. 1578—1588.
Krzysztof z Komorowa Komorowski h. Korczak, hr. na Żywcu i Suchej, kasztel. sandec. 1588—1608, † 6. lipca 1608, pochow. w Żywcu.
Joachim z Ocieszyna Ocieski h. Jastrzębiec, star. olsztyński, kasztel. sandec. od 26. sierpnia[689] 1608—1613, † w kwiet. 1613, pochow. w Cerekwi pod Bochnią[690].
Zygmunt ze Szczekarzewic na Melsztynie Tarło h. Topór, kasztel. sandec.[691] 1613—1628, † 7. września 1628, pochowany w Żarkach.
Krzysztof z Pilicy (Pilczy) Koryciński h. Topór, star. gniewkowski, kasztel. sandec. od 22. października[692] 1628—1633; kasztel. wojnic. 1633—1636, † w Porębie 29. sierpnia 1636, pochowany u Bernardynów w Alwerni, jak świadczy marmurowy sarkofag.
Krzysztof z Tęczyna Ossoliński h. Topór, star. stobnicki, kasztel. sandec. od 8. maja 1633—1636, następnie wojnic. 1636—1637, wojew. sandomier. 1638—1645, † 24. lutego 1645, pochow. w kościele Karmelitów Bosych w Krakowie (dziś zakład karny).
Mikołaj z Pilicy Koryciński h. Topór, star. ojcowski, kasztel. sandec. 1636—1637, † w Krakowie 14. grudnia 1637, pochowany w kościele św. Szczepana (zburzony w r. 1802).
Samuel z Brzezia Lanckoroński h. Zadora, star. małogoski, kasztel. sandec. 1638, † eodem anno, pochow. w Wodzisławiu w kościele własnej fundacyi.
Franciszek Bernard z Wielkich Kończyc Mniszech h. własnego, star. sanoc. i szczerzecki, kasztel. sandec. od 24. grudnia 1638—1661, † na końcu 1661, pochow. w Dukli[693].
Jan ze Złotego Potoka Potocki h. Pilawa, kasztel. sandec. 1662—1663, wojew. bracław. od 8. maja 1663—1670, † eodem anno.
Zygmunt Michał Stanisławski h. Gryf, kasztel. sandec. 1663—1664, † 1664.
Alexander Ludwik Niezabitowski h. Lubicz, star. lubelski i tarnogrodzki, kasztel. sandec. 1665—1669, postąp. eodom anno na kasztel. bełzką, † 1674.
Krzysztof Michał z Rupniowa Rupniewski h. Śreniawa, wojski krakow., star. lelowski, kasztel. sandec. od 1. października[694] 1669, † na końcu 1670.
Mikołaj z Przeręba Przerębski h. Nowina. star. szydłowski i tuszyński, kasztel. sandec. od 8. marca[695] 1671—1694, † 1694.
Michał z Witowic Czerny h. Nowina, kasztel. oświęcim., kasztel. sandc. od 20 sierpnia[696] 1694—1697, † 1697.
Franciszek Dembiński h. Rawicz, miecznik krakow., kasztel. sandec. od 17. września[697] 1697—1709, postąp. na kasztel. wojnic. 10. listopada 1709, † 1728.
Jędrzej z Witowic Czerny h. Nowina, burgrab. krakow., kasztel. sandec. od 10. listopada 1709—1720, † 1720.
Stanisław z Janowic Chwalibóg h. Strzemię, podstoli krakow., kasztel. sandec. od 28. lutego 1720—1724, † 29. września 1724, pochow. u Reformatów w Krakowie.
Piotr ze Stadnik Stadnicki h. Śreniawa, kasztelan biecki, kasztel. sandec. od 20. pazdzier. 1724—1728, postąp. na kasztel. wojnic. 16. czerwca 1728, † 1745, pochow. w kościele Maryackim w Krakowie, jak świadczy monument.
Jędrzej z Raciborska Morsztyn h. Leliwa, kasztel. biec., kasztel. sandec. od 19. czerwca 1728—1752, † 1752. Jezuici krakowscy postawili temu osobliwszemu dobrodziejowi swemu nagrobek z napisem łasińskim w kościele św. Piotra i Pawła 1762 r.
Piotr z Granowa Wodzicki h. Leliwa, generał-major wojsk cudzoziem. autoramen. 1730—1756, kasztel. biec., star. grybowski i stobnicki, kasztel. sandec. od 6. czerwca 1752, zrezygnował 1765. † w Złotej 1769, pochow. w kościele Maryackim w Krakowie.
Wojciech z Kurozwęk Męciński h. Poraj, star. radomski i wieluński, kasztel. sandec. od 18. czerwca 1765—1771, † 1771.
Stanisław z Posławic Ankwicz h. Abdank, kasztel. biec., kasztel. sandec. od 19. listopada 1771, zrezygnował 1781, † w Porębie 17. października 1784, pochow. u Reformatów w Krakowie[698].
Józef Ankwicz h. Abdank, syn poprzed., sędzia trybunału koron., kasztel. sandec. od 19. stycznia 1782, zrezygnował 1791, † w Warszawie 9. maja 1794, pochow. przy kościele św. Barbary, jak świadczy nagrobek.
Alexander Remiszowski h. Jelita, mianow. kasztel. sandec. 5. grudnia 1791.
Jak inni kasztelani, tak i sandeccy, należeli do senatu polskiego[699], w czasie zaś wojennym wiedli do boju pospolite ruszenie swego powiatu. W długim ich szeregu spotykamy imiona wielu zasłużonych w Rzpltej rodów. Między rokiem 1426–1507 kasztelan sandecki zasiadał w senacie po kasztelanie łęczyckim; od unii lubelskiej 1569 r. zasiadał już stale na pierwszem miejscu po kasztelanach większych; dopiero w r. 1768 nowo kreowany kasztelan mazowiecki podsiadł przed sandeckim i stanął na czele kasztelanów mniejszych.




KONIEC TOMU PIERWSZEGO.






Rozdział  I.
Topografia Nowego Sącza w XVII. wieku. — Jego obwarowanie i siła zbrojna.

Miasto Nowy Sącz położone jest na wyspie przedhistorycznego jeziora, którego wody poniżej tejże przedarły zaporę okalających go gór, uchodząc ku Wiśle i morzu. Powstałe stąd rzeki: bystry Dunajec i wartka, choć płytka Kamienica, zagłębiając swe koryta, oberwały połogie wyspiska boki i utworzyły trójkąt, niby klin ostrzem ściętem ku północy zwrócony. Wysokość tego trójkąta od północnej strony, gdzie jest największą, nie dochodzi 15 metrów nad powierzchnię wody Dunajca, a ku południowi obniża się znacznie. Na tym wywyższonym trójkącie leży miasto, a wokoło poza rzekami ściele się śliczna sandecka równinka[700], bujna i wesoła, uwieńczona dokoła owemi pięknemi wzgórzami, rzadko kiedy na gradobicie, częściej natomiast wystawiona na wichry[701] i powodzie. Bujność i urodzajność jej, mianowicie poniżej owego przedarcia się Dunajca, nie ustępuje Ukrainie; a kmiecie Kurowa zowią swą wioskę rajskiem jabłkiem, które Bóg upuścił, niosąc urodzaj na Podole.
Miasto Nowy Sącz było niewielkie, jak wszystkie ówczesne warownie polskie. W roku 1651 liczyło domów 224; placów pustych, na których dawniej domy stały, 11: ogrodów 3 — prócz zabudowań kościelnych, plebańskich, klasztornych, szpitalnych, zamku królewskiego i ratusza. Rynek liczył w pierwszej połaci 11, w drugiej 6, w trzeciej 14, w czwartej 9 domów. Oprócz głównego rynku istniało 7 ulic, z pomiędzy których ulica polska liczyła domów 44, szpitalna 41, św. Ducha 11, młyńska 22, drwalska 22, furmańska czyli węgierska 16, różana 19[702]. Wzdłuż ulicy różanej, na miejscu dzisiejszego ogrodu i gmachu więziennego, rozciągał się obszerny plac, zwany „Biskupie“, na którym od niepamiętnych czasów aż do XVII. wieku stał dwór biskupów krakowskich (curia episcopalis). Oprócz powyższych, znajdowało się w obrębie miasta domów szlacheckich ogółem 9[703]. Co się tyczy spisu ulic, domów i ich właścicieli, posiadamy nader cenny współczesny wykaz, ulożony przez Stanisława Hignarowicza, mieszczanina sandeckiego, z okazyi wybierania składki na piechotę Imci pana Andrzeja Kaszowskiego[704], łowczego wołyńskiego[705], i na piechotę hetmańską 1. kwietnia 1651 roku. Spis ten byłby bez wątpienia nieocenionym dokumentem do topografii miasta w XVII. wieku, gdyby obok nazwisk właścicieli domów podawał również ich imiona i rodzaj zatrudnienia. Podług planu miasta z r. 1831 odpowiada dawnej ulicy polskiej dzisiejsza ulica Kazimierza; ulicy szpitalnej: ulica krakowska; ulicy drwalskiej: ulica jagiellońska; ulicy furmańskiej: ulica Kościuszki; ulicy różanej: ulica pijarska; ulicy młyńskiej: ulica lwowska; nazwa zaś ulicy św. Ducha utrzymała się dotąd.
Prawie każdy dom rynkowy był gospodą zajezdną, a większa część miała w zaułkach gorzelnie lub browary. Kościołów znajdowało się 3: kollegiata, franciszkański i norbertański. Wskutek wojen szwedzkich, morowej zarazy i rożnych kontrybucyi wojskowych wyludniło się miasto do tego stopnia, że w r. 1704 było w niem domów zaledwie 122, a na przedmieściach 67[706].
Wszystko to razem wraz z starożytnym zamkiem, przez Kazimierza Wielkiego wzniesionym, opadane było murem kamiennym 12 łokci wysokim a 2½ szerokim, i stanowiło właściwe miasto, do którego wiodły 4 bramy: grodzka (porta castrensis) i krakowska (cracoviensis) od północy, młyńska (molendinalis) od wschodu, a węgierska (hungaricalis) od południa. Prócz tego były 3 osobne furty: od strony Dunajca grodzka czyli miejska, od Kamienicy szpitalna, a od przedmieścia węgierskiego różana. Na planie miasta z r. 1783, nakreślonym ogólnikowo niewprawną ręką, oznaczone są, oprócz kościołów, zamku królewskiego, ratusza i innych znaczniejszych budynków, także 3 dawne bramy miejskie: krakowska, młyńska i węgierska. Na późniejszym planie z 1804 roku, który aż do ostatniego pożaru 1894 r. wisiał w sali ratuszowej, widać było jeszcze odłamy i szczątki murów fortecznych i niektórych baszt.
Obronę miasta stanowiły mury, bramy, wieże czyli baszty i okopy[707]. Od północy, tuż przy dawnem ujściu Kamienicy do Dunajca, stoi zamek królewski na najwyższej wyniosłości miasta, z przecudnym widokiem na góry i Dunajec. Budowla jego niezbyt okazała przedstawiała obszerny gmach jedno-piętrowy, na którym, jak jeszcze po roku 1860 utrzymane szczątki dowodzą, wznosiła się wysoka attyka z otworami okiennymi, która niezawodnie dach zakrywała. Gmach ten po środku załamany był nieco w kolano, a umocniony czworoboczną basztą, w czoło na zgięciu wmurowaną, i dwiema osobno zbudowanemi po skrzydłach. Baszta kowalska z prawej strony od północnego wschodu, z mocną szkarpą i attyką, należąca właściwie do dawnych murów fortecznych miejskich, stoi po dziś dzień i nosi niezaprzeczone piętno baroka włoskiego, podobnie jak ratusz tarnowski lub Sukiennice krakowskie i wiele zamków podgórsko-węgierskich, wyrestaurowana więc widocznie dopiero po owym wielkim pożarza 1611 r.
Od zachodu, od strony Dunajca, prócz baszty narożnej, bronił zamku mur podwójny, wyższy i niższy, panując nad mostem i przewozem. Od północy broniła baszta środkowa, tudzież druga narożna czyli owa kowalska, wraz z bramą zamkową czyli grodzką, ponad którą mieściła się stancya pisarza grodzkiego. Z baszty tej, a raczej szkarpy jej, wychodziła wązka furtka grodzka uboczna, po wązkich schodach wiodąca na dół ku Kamienicy, wpadającej opodal do Dunajca, do dziś dnia istniejąca. O kilkadziesiąt sążni na wschód od bramy grodzkiej stała brama miejska krakowska, a nad nią potężna baszta, zwana szewską od cechu, który jej miał bronić. Dalej na wschód od niej, na skręcie dzisiejszego starego żydowskiego okopiska, stała w półokrąg stawiana baszta garncarska. Te dwie baszty, szewska i garncarska, czołem na północny wschód zwrócone, stanowiły narożnik, panujący nad mostem i gościńcem krakowskim, oraz brzegami rzeki Kamienicy.
Zamek z swemi basztami, murem między bramą grodzką a krakowską, stanowił najzupełniejszą obronę od północy. Przekopu zamek nie miał, bo położenie samo blizko 15 metrów wyniosłe, tudzież nieco dalej rzeka Kamienica utrudniały całkiem przystęp. Wjazd do obu bram był bardzo przykry, a z obu stron strzegły go strzelnice baszt, bram i murów, których ominąć nie było sposobu. Zamek nie stanowił osobnej twierdzy, jak n. p. zamek w Wiśniczu albo w Lubowli, lecz był tylko dobrze ufortyfikowanym narożnikiem miasta. Z tego powodu nie miał też obwarowania zewnętrznego od strony miasta, ani fos ni wałów — z ulicy polskiej przechodziło się od razu na dziedziniec przed gmachem zamkowym.
Baszty były piętrowe, o mocnem sklepieniu, i miały wewnątrz lawety drewniane pod armaty czyli, jak wówczas mówiono, „wiązania pod strzelbę“. Przed pożarem miasta w 1611 r. wszystkie baszty bez wyjątku pokryte były dachówką; później zaś pokrywano jedne z nich dachówką, drugie prostym gontem. Każda baszta mieściła na dole „cekauz“ (Zeughaus), czyli składy przyborów wojennych, na piętrze zaś strzelnice z wszelkim rynsztunkiem. Szczyty baszt zdobiła zwyczajnie gałka miedziana z chorągiewką ruchomą, powiewnikiem lub powietrznikiem zwaną; na niektórych jednak wznosiły się figury, wykonane przez miejscowych snycerzy, o czem wyraźna wzmianka w aktach miejskich pod rokiem 1618, 1652[708] i 1678[709]. Dachy baszt zamkowych były ukryte, czyli były otoczone tak zwaną attyką. Bramy obszerne i sklepione, brukowane kamieniem, mieściły w dole izbę dla bromnego, a w górze piętro obronne z gankiem naokół wewnątrz. Brama krakowska miała na grobli zwód, a na dachu dla odcieku rynnę, i była pod gontem. Sam zwód był blachą dobrze obity, a zwodzono go łańcuchami, które chodziły na kołowrotach.
Mury forteczne były także pod gontem. Górą szedł od strony miasta, czyli od strony wewnętrznej, ganek drewniany i strzelnice, których wyraźny ślad zachował się dobrze po dziś dzień w murze, łączącym zamek z basztą kowalską[710]. Podobny mur, wysoki na 12 łokci, opasywał miasto o strony wschodniej wzdłuż rzeki Kamienicy aż po bramę młyńską[711]. W tej stronie broniły miasta, a przedewszystkiem kościoła i klasztoru norbertańskiego, oraz kościoła kollegiackiego, dwie osobne baszty: piwowarska i sukiennicza, na samym zaś krańcu ku południowi wznosiła się nad bramą młyńską czworoboczna baszta kuśnierska, a od ulicy szpitalnej wychodziła furtka do rurmuza (wodociągu).
Wspomniana brama młyńska wraz z wznoszącą się nad nią 12 łokci wysoką basztą[712], tworzyła narożnik od strony południowo-wschodniej i przedmieścia węgierskiego i stanowiła główną obronę gościńca grybowskiego.
Od strony południowej ustała korzyść wynioślejszego położenia; ręka ludzka musiała więc tutaj dopomódz. Ogromny, na kilkadziesiąt łokci szeroki a głęboki przekop ciągnął się od Kamienicy aż do Dunajca w wygięty łuk, a wzdłuż niego od strony miasta długi mur forteczny[713], którego środek zajmowała silna, zwodzona brama węgierska[714] z potężną basztą bednarską. Po skrzydłach tejże tkwiły w półokrąg dwie baszty: krawiecka i tkacka.
Brama węgierska, najpotężniejsza ze wszystkich, miała zwód z silnych dębowych forsztów[715], mocną kutą blachą obity, a potężne haki podtrzymywały łańcuchy przy zwodzeniu i spuszczaniu. Główny trakt do Węgier wiódł tą bramą, ruch w niej był ciągły; za każdem więc zwodzeniem pomostu przyniesione i przywiezione błoto spadało do przekopu, dlatego wyciągano je cebrami, aby nie było przeszkody napełniania przekopu wodą. Baszta węgierska[716], równie jak i brama, były pod gontem. W bramie była furta, a w szeroko płaskich oknach wisiały groźne organki, t. j. broń palna z kilku luf złożona; w bramie tej była także obszerna strażnica, którą w latach 1648—1655 zamieszkiwał Matyasz, kołodziej, płacąc z niej czynszu rocznego 4 złp. 24 gr. Młyńska i węgierska brama, podobnie jak krakowska i grodzka, mieściły bormnego w izbie ogrzewanej piecem, a piętra miały zbrojne z gankami i strażnicami.
Prócz węgierskiej bramy mała tylko furtka różana, przyozdobiona zgrabną wieżyczką, wiodła ku węgierskiemu przedmieściu.
Pod murem stało kilka chałupek miejskich[717], zamieszkałych przez biednych komorników, płacących czynsz roczny z swego podmurza. Za okopem, a po części i w okopie ku Dunajcowi, były miejskie sady, z których jeden zwał się „roratnym“, gdyż dochód z niego szedł na nabożeństwo roratne w kollegiacie.
Strony zachodniej od Dunajca, prócz rzeki bystrej i głębokiej, bronił klasztor franciszkański i mur nadbrzeżny, ciągnący się od owego głębokiego przekopu aż do zamku, miejscami podwojony, z blankami[718]; wszystko pod gontem. Prócz baszty rzeźniczej za klasztorem franciszkańskim, stała na Biskupiem druga okrągła baszta kramarska, a trzecią z kolei była już narożna zamkowa. Do Dunajca wiodła furtka w środku muru, prowadząca także do ogrodu granciszkańskiego obok zamku. Ogółem broniło miasta i zamku 13 baszt.
Furty wszystkie, któremi zwykle się przechodziło, miały kołowrot mocny dębowy, dla łatwiejszego zatrzymania przechodniów.
Fundusze na utrzymanie tych murów i baszt płynęły z ceł od wina, składu kruszców i innych towarów, przewożonych przez miasto lub spławianych Dunajcem[719]: następnie z trzeciej miary z dwóch młynów królewskich na Kamienicy, z folusza i tracza; tudzież z dzierżawy sołtystwa w Falkowej, za umyślnem nadaniem królów: Zygmunta Augusta[720] i Zygmunta III.[721]. Bramy wszystkie zamykano pod wieczór kłódkami, klucze zaś odnoszono do burmistrza, aby ich nikomu nie otwierano. Stąd to już w r. 1543 zawyrokowali komisarze królewscy, że bram miejskich nikomu w nocy otwierać nie wolno, chyba tylko w nagłej i ciężkiej potrzebie Rzpltej. W lutym zaś 1610 r. „ordynował woźny z rozkazania Jegomości pana podstarościego, Sebastyana Gładysza, aby każdy z miasta wyjeżdżał, gdy na wieży w bęben uderzą, żeby bron w nocy nie otwierano“[722].
W księgach miejskich Percepta et Distributa 1601—1657 przechowały się dotąd mnogie i szczegółowe wydatki na naprawę pojedyńczych baszt, bram i murów fortecznych[723]. W r. 1639 nadało nawet miasto niejakiemu Janowi, murarzowi, domek z ogrodem za rzeką Kamienicą, ażeby zato ciągle za opłatą naprawiał nadpsowane mury i natychmiast dawał znać, gdzie grozi ruina[724]. W przeciągu 11 lat (1646—1657) wydano ogółem na ten cel 1.003 złp. 22 gr.
Poza murami miasta rozciągały się dwa przedmieścia: większe czyli węgierskie, od południa poza bramą węgierską, z 3 kościołami: św. Walentego, św. Mikołaja i św. Wojciecha; tudzież przemieście mniejsze, poza młyńską bramą i za rzeką Kamienicą, a kościołem św. Krzyża, zwane także Zakamienicą. Na przedmieściu większem były dwie główne ulice: długa i średnia. Na obydwóch przedmieściach było 1652 r. ogółem domów 143[725].
Załogę miasta stanowiło mieszczaństwo, obowiązane bronić miasta swego w czasie wojennych napadów. Każdy mieszczanin, przyjmując prawo miejskie, obowiązywał się w przeciągu roku dać miastu hakownicę nową lub przynajmniej muszkiet. Każdy cech miał sobie przydzieloną basztę, czyli wieżę miejską, która raz na zawsze miała być opatrzoną w „strzelbę“[726], proch, kule, knoty, broń i oręż. W XVII. wieku cech kowalski bronił bramy grodzkiej i baszty własnej; cech szewski bramy i baszty krakowskiej; cech kuśnierski bramy i baszty młyńskiej; cech bednarski bramy i baszty węgierskiej. Innych zaś baszt wokoło miasta broniły cechy: garncarski, piwowarski, sukienniczy, krawiecki, tkacki, kramarski i rzeźniczy. Natomiast baszt zamkowych broniła kolejno straż, złożona z pachołków wsi: Królowej polskiej i ruskiej, czyli tak zwana „stróża zamkowa“.
Niektóre cechy sandeckie przechowały w swych księgach dokładny spis zbroi z lat 1551—1622. Największe zapasy zbroi posiadała w 1594 r. baszta kowalska obok bramy grodzkiej: Hakownic 11, zbroi 8, szyszaków[727] 9, obojczyków[728] 6, zarękawiów 2 pary, rękawic 3 pary, rękawic pancernych para, pancerzów[729] 2 pary, rusznic 7, mieczów 2, szabel 3, halabardów[730] 6, rożnów[731] 2, prochowic 6, ładunków 2, form do rusznic[732] 6, knotów 4.
Cech szewski, liczebnie jeden z największych w Sączu, miał w swej baszcie nad bramą krakowską w r. 1602: Hakownic 8, prochu do strzelby beczułkę 1, lontów 6, zbroi białej[733] 7, zbroi czarnej[734] 4, pałaszów dobrych 6, rusznic dobrych 11, zbroi gorszej 2, szyszaków 13, ładownic 4, prochownic 4, rogów 3, halabardów 3, oszczepów 3, glewie[735] 3, ładunków 60, w garnku prochu funt 1, zarękawie pancerzowe, rohatynę[736].
W baszcie cechu kuśnierskiego nad bramą młyńską znajdowało się w r. 1591: Zbroi szmelcowanych 6, zbroi światłych dobrych 3, pancerz, szyszaków 4, mieczów 5, glewie 2, halabardów 2, szefelin[737], rusznic 4, prochownic 2, hakownic 3, kul żelaznych do hakownic 66, rękawice żelazne czarne, 3 kusze z hewarem[738], przyłbica stara zła, haczków do wieszania zbroi 12. Wydano zaś na rusznicę z krzosem[739] złp. 10; na prochownicę 2½ gr.; na rzemień do prochownicy ½ gr.; za worek na pancerz 4 gr.; na pasy do mieczów 5 gr.; za 2 knoty i prochownicę 9 gr. W r. 1593 wydano na hakownicę 9 talarów węgierskich.
W rok po wojnie chocimskiej (1622) znajdujemy w tejże baszcie: Hakownic dobrych 5, starych 2, rusznic małych 2, muszkietów 3, z tych 2 z krzosem, rurka (lufa) jedna nie osadzona, mieczów staroświeckich 2, pałaszów 3, halabardów 4, szefelin, oszczep, glewia, prochownic 3, knotów 4, zbroi 3, z tych jedna zupełna, szmelcowanych 3, zbroi czarnych 2, szyszaków 5, półtrzeci kuszy i hewar, prochu półbeczki większe, kule żelazne i ołowiane, skrzynia z zamkiem, w której proch, miartuch[740]. Sprawiono 1 parę hakownic długich za 18 złp.; wydano na 15 funtów prochu 7 złp.
W baszcie cechu bednarskiego nad bramą węgierską mieściło się w r. 1606: Zbroja na 4 pachołków, kapeluszów[741] 3, obojczyków 4, hakownic 4, rusznic 5, mieczów 6, oszczepów 2, halabardów 2, sulica[742], 3 kusze, bęben, prochownic 6, ładunków 3, form małych 2, wielkich 2, kul wielkich 65, małych 120, knotów 4.
W roku zaś 1617: Zbroja na 3 pachołków, hakownic 7, rusznic 5, pałaszów 2, halabardów 2, prochownic 4, knotów 2, ładownic 4, prochu beczka i kule nieliczone, 3 kusze, mieczów nowych para.
Wreszcie w roku 1622: Hakownic długich 6, krótka siódma, mieczów 2, pałaszów 2, cztery zbroje z obojczykami, a dwie z kapeluszami, blach na zbroje 13 sztuk, rusznic 5, knotów 4, form 2, kul 200, prochownic 3, ładownic 2, prochu beczułka zabita; w prochownicy jest proch na rozchody.
Z powyższego zestawienia i innych jeszcze zapisków pokazuje się, że za Zygmunta III. zbroi cechowej ciągle przybywało w miarę rozwoju cechów[743], tak że między rokiem 1591—1622 w czterech głównych basztach, broniących gościńców: krakowskiego, grybowskiego i węgierskiego, znajdowało się stale samych hakownic 35, rusznic 28, kusz z hewarami do rzucania pocisków 6, kul żelaznych do hakownic z górą 2.000, kul ołowianych do rusznic niezliczona liczba, prochu beczek 4, zbroi zupełnej pancerzowej na 35 pachołków, pałaszów 26, form wielkich i małych do odlewania kul 12, halabardów 18, prochownic 19, oszczepów różnego rodzaju 14, ładownic 8.
Broń chędożono od czasu do czasu, zapijając przytem półachtelem piwa. Stąd to często przychodzi w księgach wydatków tak miejskich, jako i cechowych: „Do tarcia zbroi półachtel piwa braciom; dano na szpik do szpikowania hakownic; na oliwę do napuszczania zbroi.“ Obowiązek ten czyszczenia broni spadał na młodszych braci cechowych.
W r. 1625 uchwalono, „żeby młodsi pancerze wycierali swym kosztem, a starsi w nich chodzili.“ W roku zaś następnym (1626) na zebraniu cechowem orzeczono: „aby młodsi szanowali armaty. Któryby co popsował z igraszki, jak to czynić zwykli, zaraz niechaj da naprawić. A niechaj jeden będzie dozorcą, który będzie oddawał i odbierał armatę. A ten, któremu to poruczą, jeżeliby niedbale swój urząd sprawował, ma bydź karany, bo niepotrzebnie nakładamy. Takowi młodsi aby nie strzelali niepotrzebnie.“ Wybierano też zawsze dwóch młodszych ku temu: jednego do hakownic, drugiego do przybierania i rozbierania zbroi.
Pomimo tych obostrzeń niebardzo doglądano zbroi, mianowicie w czasach spokojnych, zaco oczywiście kara odpowiednia wymierzaną była. Dnia 8. lipca 1629 r. zapadł na Bartosza Grybowskiego i Matyasza Mikołajczyka następujący wyrok starszyzny cechu kuśnierskiego: „Ponieważ wymienieni bracie z wielkiego niedbalstwa wieży dwiema kłódkami nie zamykali, i owszem lada kiedy na tęż wieżą chodzili — pono gołębie zbierając — przeto nakazujemy im, ażeby do dwu niedziel, pod winą pańską 10 grzywien, miecz takowy, jaki zginął, do cechu oddali, także prochu funtów 26.“
Oprócz cechowej, posiadało miasto jeszcze zbroję ratuszną dla obrony miasta i Rzpltej, składającą się z wielkiego działa, kilku działek mniejszych, śmigownic, hakownic, muszkietów i kilku par organków, żelaznymi pasami pościąganych. Działa stały na łożach i kołach, a w czasie pospolitego ruszenia wieziono je nieraz i na Ukrainę.
W r. 1626 osadzano tę miejską zbroję, t. j. dorabiano do niej łoża i koła, a było oprócz hakownic i organków także jedno działo wielkiego kalibru i troje działek mniejszych. Jerzy Tymowski, kupiec i lunar ówczesny, trudnił się tem, doglądając roboty kołodzieja względem kół, do których osobny świder sporządzić musiano; stelmacha, co wycinał osie i przyprawiał łoża do dział; kowala przy okowaniu dział, oraz szychtarza[744], który je osadzał. Lunar sam dostarczał węgli, których kosz płacił pod 2 złp. i kilka groszy; żelaza po 3 grosze funt, a w końcu smoły i lubryki[745] — snadź łoża malowano na czerwono, a okucie napuszczano na czarno.
Burmistrz Jan Łykawski wpisał to wszystko do księgi wydatków nadzwyczajnych miejskich:
— Za świder do wywiercenia kół pod działo i od wywiercenia ich dałem kołodziejowi 21 gr.
— Za dwa kosze węgla do okowania tegoż działa 4 złp. 4 gr.
— Za sztab żelaza, w którym funtów 30, na okowanie tegoż działa 2 złp. 15 gr.
— Za trzy ćwierci i 6 funtów żelaza na okowanie tegoż działa 8 złp.
— Stalmachowi od przyprawienia łoża do działa 8 złp.
— Za 25 szyn żelaznych na okowanie tegoż działa, każda szyna po 8 gr. = 6 złp. 20 gr.
— Kowalowi od okowania tego działa 20 złp.
— Za kosz węgla do osadzenia trzech działek 2 złp. 12 gr.
— Za cetnar żelaza do okowania tych działek 10 złp.
— Woźnicy, który odwiózł te działka i forsztów 6 do szychterza, na piwo 10 gr.
— Stalmachowi za 3 osi pod te działka 24 gr.
— Kołodziejowi za 2 pary kół pod działka 2 złp. 20 gr.
— Szychteczowi od osadzenia tych działek 14 złp.
— Kowalowi za 2 szyny do tych działek 16 gr.
— Za smołę i za lubrykę do tych działek 6 gr.
— Kowalowi od okowania tych 3 działek 24 złp.
Za te wszystkie roboty wypłacono ogółem 104 złp. 28 gr.[746].
Zbroję ratuszną chędożono i naprawiano również od czasu do czasu według potrzeby. Tak n. p. w r. 1616 za 2 pary kół pod organki i od oprawy ich dano kowalowi 24 gr.; w r. 1626 za szpik dla wychędożenia organków, hakownic i działek 24 gr.; w r. 1644 od wychędożenia dział i organek 20 gr.; w r. 1648 stelmachowi, co robił 3 kary pod śmigownice, a do czwartej doprawił dyszel i poręcza, dano 4 złp., kowalowi, co robił ref[747] 24 na koła pod strzelbę, 2 złp. 12 gr.; w r. 1655 za 3 szyny żelaza do łoża działa wielkiego 1 złp. 6 gr.
Proch tłukł puszkasz w puszkarni miejskiej, zbudowanej w r. 1623[748], lecz częściej kupowano go i trzymano w beczkach, a regimentarz miejski przesypywał go od czasu do czasu. Saletry dostarczali saletrnicy okoliczni. Najwięcej wyrabiano jej w Grybowie i okolicznych wsiach, jak w Białej wyżnej i Siołkowej, gdzie wielka jej obfitość w skałach łupkowych iłowatych. Najsłynniejsi saletrnicy (1620—1630) otrzymywali zadatki i obowiązywali się dostarczać do 3 tygodni „lutrowanej dobrej saletry“ po kilka kamieni, po półcetnara, aż do 5 cetnarów naraz. W r. 1620 cena saletry była: 15 złp. za cetnar, a w r. 1626 już 35 złp. Kupiec Jerzy Tymowski tym saletrnikom grybowskim nie zawsze płacił pieniędzmi, ale i słoniną, masłem, suknem[749].
Prócz Grybowa także i w Łącku wyrabiano saletrę. Bieczanie mieli swą miejską saletrnię i prochownię, i miejskich saletrników. Wyrabiali saletrę z popiołu, którego korzec płacono po 18 gr. Warzono ją w umyślnych na to piecach i przecedzano przez płótno do rozmaitych naczyń, mianowicie w koryta. Od wyrobu jednego kamienia saletry w r. 1649 płacono tam 1½ złp., a od wytłuczenia kamienia prochu w miejskiej dębowej stępie 2 złp.; od prochu do dział płacono 15 gr. od funta.
Kule do hakownic i muszkietów odlewali bracia cechowi w osobnych formach, a czasami sprowadzano je skądinąd. Tak n. p. w księdze cechu bednarskiego zanotowano pod dniem 10. lipca 1670 r.: „Za kule do hakownic, których w liczbie było półtrzeci kopy, dał pan Stanisław Rożański 1 złp. 15 gr.“ Kule żelazne trzymano w faskach, a od czasu do czasu także przesuszano, aby nie rdzewiały. Knoty do podpału hakownic kręcili powroźnicy z lnianków[750].
W celu wprawiania mieszczan do broni odbywano ćwiczenia, czyli „okazowania zbrojne“ (monstry). Odbywały się cztery razy do roku, zawsze podczas jarmarków: na św. Wojciech, św. Małgorzatę, św. Stanisław i św. Marcin — a to dla okazania gotowości w obronie miasta przeciw wszelkim nieprzyjaciołom i napastnikom. Nie była to ostrożność zbyteczna, kiedy zbójcy podgórscy jarmarki napdali, a niesworni żołnierze i swawolna szlachta zjechawszy do miasta, zwyczajnie „stroili huczki“[751] i dopuszczali się rozmaitych wybryków i nadużyć.
Zapraszano wtedy do regimentowania świadomego wojenki mieszczanina, lecz najczęściej szlachcica podupadłego, osiadłego w mieście, a najbardziej radzi byli mieszczanie iść pod rozkazy jakiego porucznika lub rotmistrza, jeżeli właśnie przebywał lub przejeżdżał, a dał się uprosić. Wdzięczne miasto Jego Królewskiej Mości nie przepomniało też ugościć panów wojskowych, zapisując to do księgi wydatków. I tak w r. 1644 wpisano: „Przed wyjazdem chorągwi dragańskiej z miasta, rotmistrzowi i oficerom, którzy przy monstrze generalnej miejskiej byli, dało się kontentacyi 3 garnce wina za 6 złp.“ W czerwcu 1651 r.: „Dla pana Krzesza regimentarza na okazyi, za półgarnca wina 1 złp. 6 gr.“[752]. Zwykle zaś stoi tam: „Regimentarzowi piechoty miejskiej“ albo „rotmistrzowi piechotnemu podczas jarmarku i monstry miejskiej: 1 złp.“, albo nawet tylko 12 gr. — według tego, jak i kto regimentował.
Obok regimentarza głównemi osobami podczas okazowania byli: dobosz i chorąży, o których też często są wzmianki w wydatkach. Tak n. p. w r. 1651: „Doboszowi, co tył na okazyi, 6 gr.“; innym znów razem notowano: „Chorążemu miejskiemu i doboszowi podczas generalnej monstry na gorzałkę 10 gr.“ albo „porucznikowi i bębeniście miejskiemu podczas monstry jarmarcznej 24 gr.“ Czasami, jeżeli się zdarzyło, że dragonia stała w mieście, wzywano dobosza dragońskiego, jak w r. 1644, gdzie zapisano: „Doboszowi dragańskiemu podczas monstry miejskiej, także trwog węgierskich[753], za pracę 1 złp. 3 gr.“ W okazowanie strzelano do tarczy.
Chorągiew miejska wielka powiewała nad całem uzbrojonem mieszczaństwem, lecz dla monstry oddzielne hufce nosiły oddzielne chorągwie, których proporce[754] do drzewek ćwiekami na trokach[755] przybite były, a górą szczyty miały rzeźbione.
Bęben piechoty drewniany, malowany, częstemu ulegał zepsuciu. Skóra, mimo częstego smarowania jej żółtkami i gorzałką, pękała pod silnem uderzeniem doboszów miejskich, a starszy cechu szewskiego dostarczał nowej. Za czasów Jana Kazimierza sędziwy Jan Cyrus niejednego złotego wziął za nową skórę do bębna, którą obszywał rymarz, a czasami sam miejski dobosz.
Psuł się zaś bęben piechotny, bo oprócz okazowań głównych bębniono weń przy wszystkich większych procesyach: na Wielkanoc, Zielone Świątki, Boże Ciało, św. Małgorzatę, gdyż przy każdej występowało mieszczaństwo zbrojno pod swym regimentarzem. Rotmistrz miejski z doboszem za każdem wystąpieniem w usłudze uroczystości kościelnej otrzymywali kontentacyę, i to czasem hojniejszą, niżeli na monstrze wojennej, boć nabożne mieszczaństwo wierzyło, iż Bóg jest panem zastępów, hetmanem hetmanów, iż ludzie strzelają a Bóg kule nosi!
Na monstrę wojenną i ćwiczenia przychodzili nie tylko mieszczanie, ale w groźnych czasach wojennych także i chłopi, poddani wsi miejskich, biorąc w nich udział czynny. Miasto rade im było i raczyło piwem. Tak n. p. w r. 1655 zanotowano: „Panom mieszczanom, którzy na monstrę wychodzili, według dawnego zwyczaju na achtel piwa 4 złp. 10 gr.; chłopom, którzy na monstrę przyszli z innych wsi, na achtel piwa 4 złp. 10 gr.; dla panów kolegów, gdy z monstry przyszli, za 2 garnce wina 3 złp. 6 gr.; dla regimentarzów, którzy byli na monstrze, za ½ garnca wina 24 gr.“[756]. Podobny zapisek znajduję pod rokiem 1656: „Za 3 achtele piwa na jeneralną monstrę: jeden dla panów mieszczan, drugi dla przedmieszczan, a trzeci dla wsianów (sic), aby accedente aliquo casu ochotniej szli do murów i obrony, 12 złp.; dla panów kolegów, którzy na tejże monstrze prezydowali, za 3 garnce wina 6 złp.; dla dwóch regimentarzów półgarnca wina 1 złp.; na piwo dla różnych osób znaczniejszych, którzy byli praesentes przy tejże monstrze, 18 gr.“[757].
Co rok, zwykle w maju, posyłało miasto pachołka zbrojnego w pancerzu na okazowanie wojewódzkie pod Kraków, płacąc mu za podróż 10—12 złp. I tak znajduję w aktach, że za czasów Zygmunta III. pan Tomasz Pytlikowicz, zwany pospolicie Tomusiem, długoletni rajca (1619—1636), lubiany i szanowany powszechnie majster krawiecki, używany był wielekrotnie do tej honorowej posługi. Był to kontyngens miasta na pospolite ruszenie, na które prócz tego dostarczało miasto skarbowych wozów.
Po pierwszym rozbiorze Polski i przyłączeniu t. z. Galicyi do Austryi w r. 1772, mury forteczne Nowego Sącza okazały się już bezużytecznymi, a będąc znacznie nadwyrężone, same coraz bardziej upadać zaczynały. To też zgorszony tem pan Ignacy Spatschek, c. k. inżynier cyrkularny, w swej relacyi urzędowej z 29. grudnia 1786 r. z oburzeniem powiada: „To miasto było dawniej opasane murami, które jednak od strony rzeki Dunajca na zachód całkowicie zapadłe, a wogóle bardzo są uszkodzone i upadkiem grożące. Tutejszym mieszczanom na mocy przywilejów nadano tyle gruntów i wsi na utrzymanie murów, z tych jednak dochodów widocznie nawet najmniejszej cząstki nie obracano na nie“[758]. W innej znów relacyi tak się wyraża: „To miasto było murami otoczone, które częścią przez wojny szwedzkie zniszczone zostały, z resztek zaś wysoko jeszcze sterczących murów, ponieważ groziły niebezpieczeństwem zawalenia się, zezwolono mieszczanom budować domy.“
Powyższa relacya pana Spatschka piętnuje gnuśność i niedbalstwo mieszczan sandeckich, którzy swym obronnym murom samochcąc dozwolili upaść. Zdaje mi się jednak, że nie samych mieszczan wyłączna wtem wina, lecz przedewszystkiem ogólnego rozprężenia w narodzie, częstych stacyi i poborów wojskowych w epoce Sasów, różnych klęsk elementarnych, wogóle opłakanych finansowych stosunków, które w XVIII. wieku przygnębiały i ruinowały powszechnie miasta polskie.
W czasie drugiego rozbioru Polski w roku 1793 rozebrano po większej części dawne mury forteczne razem z trzema bramami: krakowską, młyńską i węgierską. Resztki sterczących murów i baszt zniesiono i z ziemią zrównano po roku 1804. W roku 1824 stała jeszcze na skręcie starego żydowskiego okopiska, tuż obok dzisiejszego gościńca tarnowskiego, do połowy zburzona i zruinowana półokrągłą baszta garncarska. Obecnie z dawnej warowni miejskiej pozostał dotąd, ale tylko w cząstce, głęboki i szeroki rów, który w każdej chwili można było dawniej zawodnić i tak połączyć rzeki Dunajec z kamienicą, owe naturalne linie obronne grodu. Prócz tego utrzymały się trzy potężne ściany z dawnych fortecznych murów: jedna za dzisiejszem więzieniem od strony Dunajca; druga w ogrodzie plebańskim od strony Kamienicy; trzecia niedaleko od poprzedniej w ogrodzie jezuickim; wreszcie baszta kowalska[759] tuż przy zamku, z strzelnicą o 9 otworach armatnich, stojąca jeszcze mocno mimo tylu burz i wichrów, które przeszumiały nad nią — jako posępny świadek niegdyś świetnego, dziś upadłego podkarpackiego grodu. Badacz zaś i miłośnik przeszłości słusznie z poetą powtórzyć może:

Nie miej nadzieje w baszciech murowanych,
Ni w twoich wałach tak miąszo sypanych;
Co ręka zrobi, druga skazić może,
Jeśli nas Twoja moc nie wesprze Boże!
(Z pisma 1577 r.)






ANNEXA.

Wydatki na naprawę warowni miejskiej.

1618 r. — Cieślom od oprawienia wieży przy młyńskiej bronie, która się była zajęła od ognia, kiedy gorzała młyńska ulica, 1 złp.; kotlarzowi od wyrychtowania bani na tęż wieżę 10 gr.; malarzowi od pomalowania bani i powiewnika na bronę młyńską 12 gr.; mularzowi od poprawy dachówką wieży zgorzałej u młyńskiej brony i oprawienia dwu baszt krawieckiej i tkackiej 2 złp. 15 gr.
1619 r. — Mularzowi Ruffowi od stęplowania wieży kramarskiej 10 gr.; mularzowi Sebastyanowi, co począł murować filar pod wieżą okrągłą kramarską, za dzień i na gorzałkę 13 gr.
1620 r. — Mularzowi od robienia baszty na szpitalskiej ulicy między murami 3 złp.; kamiennikowi od 20 sztuk kamienia na narożniki do tejże baszty 2 złp.; za 3 wozy wapna 4 złp.; mularzowi od roboty tej baszty 3 złp.; murarzowi, co robił koło baszty bednarskiej i koło strażnicy w węgierskiej bronie 25 gr.; cieśli, co robił koło baszt na Biskupiem, za 2 dni 10 gr.
1622 r. — Zmówili panowie z mularzem wymurowanie baszty u młyńskiej brony i sztukę muru, od której zmówili za 82 złp., dali mu ad rationem tej roboty 8 złp. 10 gr.; mularzowi, co robił koło baszty rozwalonej, dało się 6 złp.; mularzowi, co basztę murował, 10 złp.
1623 r. — Od murowania baszty za ulicą młyńską i dwu sztuk muru obalonego, według zjednania z mularzami za 52 złp., daliśmy ad rationem takiego zjednania mularzowi z Podolińca 26 złp.
1626 r. — Mularzowi od oprawy murów miejskich, co oprawił sztukę muru za Pawłem złotnikiem i kratę wprawił w mur za kościołem św. Ducha, 3 złp.; kowalowi, za kopę bretnali i za klamrę do baszty u brony węgierskiej, 1 złp.; za kłódkę wielką do brony więgierskiej 3 złp.; cieśli od oprawy baszty u brony węgierskiej, za 25 kóp gontów, także i za 50 sztuk drzewa na potrzebę miejską 18 złp. 13 gr.
1629 r. — Mularzowi, co robił koło baszty młyńskiej i krawieckiej, dało się 11 złp.
1630 r. — Mularzowi, który robił koło muru od baszty kowalskiej do brony krakowskiej, dało się 4 złp.; mularzowi od poprawienia murów i filara od brony krakowskiej, dało się 6 złp.
1634 r. — Mularzowi od oprawy murów miejskich nad Dunajcem koło furtki 20 złp.; za wapno do oprawy tychże murów 13 złp.
1635 r. — Mularzowi, co robił koło muru na szpitalskiej ulicy, 130 złp.; temuż mularzowi, co robił gdzieindziej koło muru, 30 złp.; za wapno do Kruźlowej 30 złp.; za wapno do Grybowca, co Piątkowianie zwozili, 76 złp.; kowalowi za gwoździe do krakowskiej brony z okrągłemi głowami nr. 31 po półtoraku = 1 złp. 15 gr.
1636 r. — Na cetnar żelaza na poprawę w bronie węgierskiej 8 złp. 15 gr.; za kłódki do krakowskiej borny dałem ślusarzowi 1 złp. 10 gr.
1638 r. — Pan Jan Koszwic, kollega i lunar nasz, produkował regestr wydatków na wystawienie muru nie małej wielkości, i zaś znowu na podmurowanie na drugiem miejscu także sztuki nie małej. Na który wydatek, mianowicie na rzemieślnika, wapno, drzewo, tarcice i robotniki, odebrał z rąk Stan. Wilkowskiego burmistrza in praesentia wszystkich kollegów, za słusznym rachunkiem przed nami uczynionym dostatecznie, 343 złp. 20 gr., które expensował.
1640 r. — Na 3 piece wapna do robienia baszty 21 złp.; za wapno do baszty obalonej 49 złp. 10 gr.; mularzowi od roboty 40 złp.; za rzezanie dębowych forsztów w traczu na spust do węgierskiej bramy 1 złp.
1641 r. — Na basztę kramarską za 5 blach, ćwieków 3 kopy, 18 funtów minii (farby czerwonej) po 6 gr., 6½ garnca oleju, 7 złp. 2 gr.; za 4000 gontowych gwoździ ze Spiża na pokrycie baszt miejskich 6 złp. 20 gr.
1642 r. — Sprowadzono na pokrycie murów miejskich: 394 kóp gontów, 94 kóp gwoździ i 142 sztuk drzewa, za 190 złp. 20 gr.
1646 r. — Garncarzowi na 100 dachówek na basztę nad młyńską bormą zadałem 15 gr.; panu Andryszowi za gwoździe na basztę węgierską i za szyny na miejską potrzebę dałem 5 złp.
1648 r. — Cieśli, który budował rusztowanie na dwóch basztach dla armaty, 1 złp.; mularzowi, który robił koło muru miejskiego od Dunajca przez 3 dni, 1 złp. 15 gr.; cieślom od naprawienia wiązania do strzelby w baszcie rzeźniczej 1 złp.; tamże kowalowi za zawiasy i wrzeciądze do drzwi i bretnale 1 złp. 12 gr.; za kłódkę do bramy krakowskiej 1 złp.; kowalowi, co robił skoblów 11 do zwodu do węgierskiej brony, 1 złp. 14 gr.
1653 r. — Mularzowi, który mur i basztę za Pawłem złotnikiem podmurował, 28 złp.
1656 r. — Cieśli, który robił wiązanie na dwóch basztach do strzelby, t. j. na kuśnierskiej i rzeźniczej, 1 złp.
1657 r. — Mularzowi, co wybił dziurę na baszcie kramarskiej, 24 gr.; mularzowi, co na baszcie węgierskiej mur przekopał i okien dwóch na organki poprawił, 15 gr.; cieślom, którzy koło baszty pustej robili, dałem 1 złp. 10 gr.




Rozdział  II.
Ustrój mieszczaństwa.

Zaludnienie Nowego Sącza osadnikami niemieckimi przez Wacława, króla czeskiego, księcia krakowskiego i sandomierskiego 1292 r.[760], i napływa tychże kolonistów w następnych latach, nadały oczywiście miastu charakter niemiecki. Księgi radzieckie i ławnicze jeszcze w r. 1488 po niemiecku były pisane, a dopiero w r. 1501 znajdujemy ostatni zapisek niemiecki w księgach miejskich. Nazwiska najmajętniejszych mieszczan w XIV. i XV. wieku, zachowane w przywilejach i aktach, są czysto niemieckie. Nawet w kollegiacie, założonej przez Zbigniewa Oleśnickiego w r. 1448, obok kazań polskich miewano co niedziele i święta kazani niemieckie, o czem jeszcze w r. 1521 a nawet w 1562 znajduję wyraźną wzmiankę[761]. Dział się to samo w Krakowie[762] i we Lwowie[763] i innych miastach polskich. Powoli jednak potężniejący za Jagiellonów duch narodowy szlachty polskiej oddziaływać począł na niemiecki żywioł mieszczaństwa, tak że już z początkiem XVI. wieku występują w Nowym Sączu coraz liczniejsze nazwy polskie, powstałe nie rzadko z nazwisk niemieckich. I tak n. p. Niemca Mordbira nazwano Morzypiwem, tłómacząc dosłownie przezwisko (Spitzname) niemieckie pragnieniem nabyte; nazwiska Moczygardło, Moczymorda podobnie powstały. W przezwiskach tych utonęło wiele pierwotnych nazw niemieckich, bo się Niemy spolszczyli z czasem. W XVI. wieku już zrzadka się zawadzi jaki Bher, Frant, Fornagel, Hibalt, Librant, Lang, Kromer, Krosner, Milner, Passlar, Strass. Nazwy jednak rozmaitych narzędzi rzemieślniczych i sprzętów domowych przechowały swój niezatarty typ niemiecki nie tylko w XVII. i XVIII. wieku, ale w wielu wypadkach nawet po dziś dzień.
W spisie właścicieli domów z r. 1651, który mam pod ręką, występują same nazwy polskie: Cichonie, Durałki, Gądki, Jelonki, Krążle, Kopcie, Orły, Pękały, Rolki, Rozdymały, Sowy, Wydry, Widze, Zięby itp. I nie dziw! Prócz kilku kupców Węgrzynów, Włochów lub Szkotów[764], z ojczyzny wygnańców, zasiliła się ludność miejska własnem pokoleniem lub mieszkańcami mniejszych miasteczek, którzy jako majstrowie rzemiosł i mieszczanie, czy to dla lepszego zarobku, czy też uchodząc z pod rządów szlacheckich pod opiekę magdeburskiego prawa, w Nowym Sączu szukali przytułku. Mnóstwo także włościan okolicznych dawało synów do nauki rzemiosł, a wyuczeni towarzysze żenili się i osiadali w mieście, wykupując się z poddaństwa szlachty.
Przybyszami takimi między 1613—1636 r. byli: Jan Farnowski z Koźminka, Maciej Zatorski z Zatora, Jan Łykawski i Walenty Koszkowicz z Łęczycy, Walenty Wargulec, Stan. Kopeć i Wojciech Tymowski z Grybowa, Samuel Kominkowicz z Torunia, Marcin Oleksowicz z Żabna, Jan Czyrzyczka z poblizkiej Kamionki, Wojciech Bogdałowicz, Stan. Jamiński i Floryan Benedyktowicz z Czchowa, Wawrzyniec Szydłowski z Szydłowca, Wojciech Sławiński z Miechowca, Jan Zięba i Jan Obłąk z Bobowej, Krzysztof Gadowicz z Lipnicy, Wawrzyniec Kondratowicz i Wojciech Lakslarowicz z Krosna, Jan Ozdzic i Stan. Wójtowicz z Krakowa, i mnóstwo innych mieszczan, którzy tak przeważnie wpływali na dobre lub złe losy miasta, w którem się dorobili mienia i godności[765].
Przyjmując do swego grona, żądali mieszczanie: 1) listu „od urodzaju“, t. j. poświadczenia urodzenia z rodziców prawnych; 2) osiadłości i mienia nieruchomego; 3) hakownicy lub przynajmniej muszkietu i miecza dla obrony miasta; przedewszystkiem zaś przysięgi na posłuszeństwo urzędowi miejskiemu we dni i w nocy. Od Szkotów zaś i ludzi podejrzanych w wierze żądano prócz tego ślubu, iż będą żyli w wierze katolickiej i zaniechają handlu towarami zakazanymi. Lecz ich nie było, prócz Jakóba Watson i Jana Wills Skranenborgh, i to jeszcze za Zygmunta III. przyjętych w roku 1613 i 1616.
Mieszczanie bez wyjątku żyli z pracy i dzieł rąk swoich, chociaż zamożniejsi posiadali małe gospodarstwa, folwarki i wólki na przedmieściach; rzemiosło jednak było podstawą ich utrzymania i wychowania.
Rzemiosło każde stanowiło osobny ustrój towarzyski, osobne bractwo czyli cech. Jak ów owad, którego byt ściśle połączony z pewną rośliną i pewnymi warunkami, tak rzemieślnik ówczesny żył tylko w obrębie rzemiosła i bractwa swego, tam tylko czuł się w swym własnym żywiole, wiedząc, że podadzą mu rękę w niedostatku, obronią w potrzebie, uczczą dobrą chęć i zasługę. Z bractwa swego dopiero wchodził w życie publiczne: na radziectwo, ławnictwo, bo wszystkich rzemiosł bractwa były oraz szkołą obyczajów, a obyczaje podstawą praw i samorządu. Już nazwa sama i pojęcie „bractwa“ w rzemiośle kryła w sobie wielkie pojmowanie społeczności, opierając się na miłości wzajemnej, na braterstwie, którego obyczajem nie było nienawidzić bractw drugich, lecz pospołu z niemi pilnować i strzedz praw Boskich i ludzkich, pospołu czuwać nad wspólnem dobrem: „rzecząpospolitą“. Stąd też ogół mieszczaństwa, mówiąc o sobie, zwał się „pospólstwem“, niby braterstwem wspólnej doli, a miasto swe zwał rzecząpospolitą swoją, cząstką całej pospolitej, kochanej polskiej ojczyzny. Pycha dopiero późniejsza i wyniosłość wzgardziła temi pięknemi pojęciami i wyrazami i deptała je w pogardy nicość.
Wiek XVII., pomimo znacznej oświaty, nie był wolnym od tysiącznych przesądów i zabobonów, ścieśniając i tak ciasne pojęcia ogółu; czemużby biedni rzemieślnicy mieli być większymi w mądrości nad tych, którzy się mądrymi zwali? — Mądrość i zgłębianie prawd odwiecznych poruczano duchowieństwu i uczonym akademikom, mieniąc to ich rzemiosłem. Mieszczaństwo, nie zgłębiając zasad wiary i obyczajów, żyło w pokorze, przestrzegając ściśle, co słudzy Boga zakazali lub nakazali, a zresztą pamiętając i przemyśliwając nad sposobem wyżywienia, wychowania dzieci i obrony swego miasta, jako cząstki tej wspólnej ojczyzny, wsławionej rodzimymi bohaterami na ziemi, a Świętymi wyznawcami w niebie. Obrzędy kościelne i własne istnienie: to były zasadnicze pojęcia bractw rzemieślniczych. „Bogu Wszechmogącemu ku czci i chwale, a ubogiemu cechowi naszemu ku pociesze ze wszystką bracią miłą“[766] — oto godło tychże.
Kościół, dążąc do czystości obyczajów, karał dzieci nieprawej miłości, nie przypuszczając ich do stanu duchownego. Prawo niemieckie gorliwie dopełniało tego zamiaru. Karol Wielki w saksońskiem swem prawie odsądził dzieci nieślubne od czci i mienia dziedziczonego. Niemieckie bractwa rzemieślnicze, przyjmując ustrój prawie zakonny, odsądziły ich także od wszelkiej z sobą społeczności — a miasta polskie wzrosły na saksońskiem Karola Wielkiego prawie. Bractwa rzemieślnicze przyszły z Niemiec, obyczaj obcy wszedł w obyczaje rodzime, bo był cywilizacyjnym, choć zbyt surowym, a nawet może niesprawiedliwym.
Ustawy cechowe XVI. i XVII. wieku nie różnią się zasadniczo od ustaw cechowych XV. wieku, mają jednak niektóre właściwości obyczajowe, które choć w krótkości przytoczyć należy[767].
„Uczciwy mistrz“, przyjąwszy chłopca na uczenie rzemiosła i zapisując go do księgi brackiej, musiał złożyć list urodzenia jego. W braku tychże przyjmowano ustne świadectwo, lecz pod przysięgą. Stąd to w księgach cechowych często spotykamy taką formułkę: „Przyszli ludzie uczciwi N. N. i N. N., mieszczanie sandeccy, do cechu naszego sławnego... i zeznali pod przysięgą, podniosłszy dwa palce: Iż syn ich jest spłodzony dobrze, według kościoła świętego katolickiego z rodziców uczciwych: ojca N. N. i Matki N. N., mieszczan sandeckich.“
Przy zapisie składano zwykle „kopę“ czyli 2 złp. do skrzynki cechowej i kilka funtów wosku na światło brackie, czasami też jaki achtel piwa według zamożności rodziców ucznia. Odtąd przyjęty uczeń należał do bractwa, miał prawo i doznawał opieki, ale też i posłusznym być musiał cechowi swemu.
Wyuczonego „uczennika“ uczciwy mistrz czynił wolnym od nauki, poświadczając, „iż mu dosyć uczynił za rzemiosło, jako przystało na cnotliwego, i przemianek wziął“ czyli „przezwisko uczciwe“, które dawała czeladź towarzyszowi, świeżo w ich grono wstępującemu[768]. Tak n. p. w r. 1625 „Marcin, uczennik stelmacha Jana, brał przemianek przy wszystkiej braci.“ — „Wojciech Jadamczyk, uczennik czchowski, brał przemianek tu u nas, przyszedłszy do nas bez przemianku.“ — „Jan Pękała brał przemianek i tu się uczył w Sączu.“
Wyzwoleniec stawał się „towarzyszem“ rzemiosła, miał prawo do gospody wspólnej i musiał po świecie wędrować dla nabrania doświadczenia w rzemiośle i życiu, czyli „pójść na Wander“.
Wędrownemu niedoświadczonemu młodzieńcowi niejedno groziło niebezpieczeństwo po gościńcach i noclegach. Źli ludzie oszukiwali, ogrywali, okradali; zbójcy jawnie i w żywe oczy obierali biedaka ze wszystkiego mienia; a najgorsi ze wszystkich złoczyńców: Martauzy[769] przebiegle wabili niebacznych na Węgry, dalej i dalej, aż ku nieszczęsnemu Jagrowi[770], gdzie w XVI. wieku Turcy, zdobywcy środkowych Węgier[771], za taki żywy towar chętnie płacili złotem. Nie dziw więc, że wychodzącemu towarzyszowi wpajali w pamięć przepisy ostrożności, które się dziś zdają nie tylko śmiesznymi, lecz nawet nie do uwierzenia podobnymi.
Wędrowny towarzysz, nie znajdujący roboty w mieście, otrzymywał obiad i wieczerzę „glejtowną“[772]. Nawet mistrz lub towarzysz szerokiego rzemiosła, jeżeli przywędrował, według zwyczaju dostawał 12 gr. tak zwanej „powinności“.
Towarzysz podlegał sądom cechu swego. Sądzili zgromadzeni mistrze, nie bez zapytania jednak grona towarzyszów. Tak n. p. w r. 1563 czeladnik bednarski obwinił towarzysza swego o znalezienie swej zgubieli. Obwiniony wywiódł się (oczyścił się), a powód odwołał. Zły przykład jednak wymagał ukarania. Mistrzowie ugodzili ich między sobą i pytali czeladzi, czemby go chcieli karać? Towarzysze odpowiedzieli: iż trzema wochlonami[773].
Uczeń lub towarzysz, obwiniony o jakie przekroczenie, „szedł w trybówkę“ albo „był trybowan“[774] t. j. ścigany. I tak n. p. w r. 1625 „Błażej Buczeński trybowan jest od Matyasza Jawora, że mu poszedł precz, nie odrobiwszy, co mu dał na odrobienie.“ — W r. 1628 „pan starszy Jan Kozdroj dał w trybówkę towarzysza swego Masłka opatowskiego, że mu poszedł precz bez odprawy po godziech i dług wziął, co mu dał na suknie 80 gr.“ — W r. 1633 „Matyasz, bednarz, dał w trybówkę Marcina Guzowskiego, uczennika, że mu poszedł bez odprawy i wziął mu szablę i do skrzynki mu otwierał; gonił go do Tarnowa, ale go nie znalazł.“
Wyuczony i doświadczony towarzysz starał się o przyjęcie za brata w rzemiośle. Przychodził do zgromadzonego cechu z dwoma orędownikami, którzy się za nim wstawiali, prosząc o przyjęcie, okazując „listy od urodzaju“ i „listy od rzemiosła“, i składając „wstępne“ albo „nastalią“. Następnie robił „misteryjną sztukę“ (Meisterstück) i składał „sztuczne pieniądze“, a wkońcu „kolacyą sprawiał“ i składał wosk. Tak n. p. w r. 1533 „Walenty Spytkowski złożył do cechu 8 gr.; za sztukę dosyć uczynił; wosku winien 4 funty; a kolacyą ma czynić przy weselu.“ — W r. 1579 „w niedzielę przed św. Jadwigą przyjął bractwo kuśnierskie Jędrzej Kwaśny z Brzozowa. Dał sztucznych pieniędzy złp. 12, a kolacyą musi sprawić w tymże roku. Ręczyli za dośyćuczynienie cechowi naszemu: pan Stan. Rymarz, Jan Kapucyn i Sebast. Slusarz.“ — W roku 1624 „uczciwy Matyasz Jaworek, towarzysz rzemiosła bednarskiego, dał wstępne przy bytności braciej wszystkiej, chcąc z nami bydź w społeczeństwie i braterstwie; a powinien wszystkie brzemiona i powinności odbywać, jako w sobie przywilej i uchwała cechowa opiewa. O hakownicę udaje się do łaski braterskiej.“
Na tych kolacyach wielką rolę odgrywały kołacze — placki okrągłe. Stąd bardzo logicznie w księgach bednarskich pisano „kołaczya“.
Majstrowie czyli bracia rzemiosła tworzyli odrębną społeczność o właściwym sobie ustroju, naśladującym ustrój miasta i całej Rzeczypospolitej polskiej. Bractwa rzemieślnicze, jak wszystkie stowarzyszenia, pomału doskonaliły swój ustrój, co się okazuje z wyborów z koleją czasu i w miarę wzrostu swego.
W r. 1548 sześciu bednarzy w Nowym Sączu założyło bractwo; przystąpili do nich niebawem stolarze, stelmachy i kołodzieje i obrano wspólnie dwóch cechmistrzów, którzy uchwalili „schadzkę co cztery niedziele w dzień poniedziałkowy, a kiedy który mistrz za cechą[775] nie przyjdzie, albo się cechmistrzowi nie opowie, zapłaci grosz winy; kiedy kto na żałomszy nie będzie, grosz winny“[776].
Uchwała zaś z r. 1575 zastrzega: „Aby żaden nie śmiał targować i wykupować żadnej materyi, która należy do rzemiosła, pod winą 2 funtów wosku.“
„Któryby mistrz chodził do wsi kupować albo laski na obręcze albo drzewo wszelakie, będzie winien dać 2 funty wosku.“
„Któryby mistrz jeden z drugim grał w karty albo kostki, a powadzili się: winniejszy będzie winien dać 2 funty wosku, a drugi 1 funt.“
„Któryby mistrz grał z towarzyszem w karty albo kostki, będzie winien położyć 2 funty wosku, a towarzysz funt.“
„Któryby mistrz sam wynosił naczynie na rynek, albo sam nosił naczynie jakie w dom komu, winien będzie dać funt wosku.“
Wosk ten szedł na światło cechowe do kościoła.
W r. 1583 zapadła uchwała: „Któryby mistrz chłopca albo towarzysza odmówił, będzie winien półachtela piwa i 2 funty wosku.“
„Któryby nie przyszedł na schadzkę cechową, będzie winien kaźni 2 godziny.“
„Któryby przy cechowem piwie zwadę począł, powinien dać 2 funty wosku.“
W tymże roku cech kupuje smoły[777] półosma kamienia, którą odprzedaje pojedynczym bednarzom po 2 złp. za kamień.
W r. 1584 uchwalono: „Któryby brat z drugim się pokłócił i słowo mu jakie nieprzystojne powiedział, będzie winien dać półkamienia wosku i 3 dni w kabacie[778] siedzieć.“
Prócz starszych cechowych, t. j. dwóch cechmistrzów i dwóch braci stołowych, czyli „braci do skrzynki brackiej“, wybierali bednarze także po dwóch firów[779], czyli chorążych do wszelakiej służby cechowej: do zbroi, do noszenia mar, do palenia świec i gaszenia tychże przy nabożeństwach brackich, do nalewania piwa przy schadzce cechowej, do deki[780], do noszenia na cmentarz dzieci umarłych.
Król Zygmunt III., sprzyjając szczególnie wszystkim cechom sandeckim, jako instytucyi niemieckiej, zatwierdził również ustawy cechu bednarskiego (contubernium artis lignariae) 12. lipca 1604 r. w Krakowie, przez co położyłem mocną podwalinę do pomyślnego rozwoju jego[781]. Od tej doby bracia cechowi w miarę potrzeb lub wkradających się nadużyć, ustawy swe coraz to nowymi dodatkami uzupełniali i udoskonalali. I tak n. p. w r. 1606 wszyscy mistrzowie starsi społecznie tę uchwałę postanowili: „Któryby mistrz zastawiał z siebie odzienie na grę jaką w karty, winien będzie do skrzyni dać półkamienia wosku winy nieodpuszczonej i godzinę siedzieć w kaźni.“
W cechu bednarskim każdy pojedynczy majster miał swoje osobiste godło, czyli tak zwany gmerk[782] (Gemerk), który stawiał na równi z godłem herbowym rycerstwa, a również dbał o to, aby go nie splamić czynem niehonorowym. Tak n. p. w r. 1624 pan Dobrzechowski miał w swym gmerku literę M. z strzałką wystającą z pośrodka; pan Gąsior 3 strzały pochylone stojące do góry; pan Niedziela strzałę z ukośnym krzyżem; pan Gurka strzałę z podówjnyem C. z boku równolegle obok siebie; pan Bartosz strzałę z kotwicą i ukośnym krzyżem; pan Kraczek literę W. z wystającym prętem nakształt litery k. u góry[783].

Gmerki bednarzy sandeckich z roku 1624,
podług rysunku w księdze cechowej.

Ustawy cechu kuśnierskiego (contubernium artis pellionum) zatwierdził Stefan Batory na sejmie warszawskim 21. lutego 1578 r. i ponownie Zygmunt III. dnia 15. czerwca 1593 r. w Warszawie. Kuśnierze co do zasady podobnie uchwalali, jak bednarze, widać jednak różnicę rzemiosła.
I tak w r. 1605 uchwalili bracia cechowi:
„Który brat kupił skórę starą drożej nad 9 groszy, a młodą nad 7 gr., takowego będą karać sześcią funtów wosku nieodpuszczonej winy. A któryby brat kupił za broną albo w bornie, pod tąż winą.“
„Któryby brat się zmówił z chłopcem i kazał co sobie nosić, a był wyświadczon u rzeźnika albo u kijaka[784], pod taż winą.“
„Aby się żaden nie ważył przedwać marlice[785] do korzucha, tylko marlice niech będą osobno, żeby nie było oszukania w robocie, pod winą 6 funtów.“
W r. 1612 uchwalono: „Żeby się żaden czeladnik nie ważył skór swoich kłaść do kwasu więcej niż 4, kiedy półkopy skór umoczy mistrz.“
„Gdzieby się pobił brat z bratem w mieście, zapłaci półkamienia wosku; a gdyby na jarmarku, tedy kamień wosku.“
W r. 1618 „za ekscesa, które czynił w cechu Grygier kilka razy, panowie bracia postanowili: aby podczas sprawy cechowej do sieni ustąpił. A gdyby piwo cechowe było, aby na słomie siedział.“
W r. 1625 „zezwolili się bracia tak starsi jako i młodsi, żeby żaden nie ważył się wolnego poniedziałku i pod jesień gotowych serdaków dawać w podarunku.“
W r. 1626 zapadła uchwała: „Kiedy do cechu przyjdą kuśnierki, aby też nie podsiadła młodsza starszej. Niechaj powie każdej mąż doma, która podle której ma siedzieć, jako sami siadamy“[786].
„Któryby brat nie powiedział żonie swej, a przyszłaby do cechu na piwo braterskie, a nie posłali po nią, tedy mu przepada 4 funty wosku.“
„Aby żaden brat nie dozwalał robić tak partaczom, jak partaczkom, pod winą półkamienia wosku.“
„Postanawia się cena skór: czarną starą 24 gr., młodą 18 gr.; białą starą 20 gr., młodą 15 gr. Któryby się brat srożej ważył kupować, kamień wosku winy przepadnie.“
„Kiedy schadzka albo piwo braterskie, młodsi bracia aby stali przed stołem. Któryby brat odszedł od piwa, przepada mu 6 funtów wosku.“
W r. 1629 „panowie bracia upatrzywszy szkodę i utratę, którą przez nierząd cech ponosi, przychylając się do ustawy Imci pana podwojewodzego, uchwalili: Żeby żaden brat nie ważył się kupować skór na rynku, ani w ulicy, ani w bronie, ani w domu, ani na wolnicy[787] przez wszystek tydzień, krom dwóch braci na to deputowanych: Stefana Cholewicza i Wojciecha Lakslarowicza. A któryby się ważył albo żona jego, takowy winy da 10 grzywien panom rajcom spólnie z cechem, krom jarmarku.“
Skrzynia cechowa kuśnierska mieściła w sobie skarb braterski, o wiele znaczniejszy w porównaniu z innymi cechami, a to wskutek obyczaju, że nie pojedynczy brat, lecz cały cech wraz towar kupował. W r. 1598 wraz z długami u braci mieli kuśnierze w skrzynce brackiej 137 złp. 15 gr. Skarb bracki zasilały czasami zapisy pośmiertne. I tak n. p. w r. 1638 Walenty Szałwia, kuśnierz, zapisał cechowi 100 złp., „aby na każdy kwartał po kupie od nich dawszy obracali tę kopę na pia opera za jego duszę“[788].
Pojedynczym braciom pożyczano pieniędzy na mały popłatek, skąd mienie cechowe rosło. Komu nie dowierzano, musiał złożyć zastaw. I tak w r. 1593 Librant za 12 złp. zastawił nożenki srebrne z nożami i łańcuchem srebrnym. — Zabłotny za 20 złp. zastawił bramkę[789] perłową i pasek srebrny pozłocisty. — Rodzicki w roku 1595 za 4 złp. zastawił do tygodnia uzdę srebrną pozłocistą. Tegoż roku kupili bracia królików 3.688 za 70 złp.
Pożyczania pieniędzy i pokwitowanie zapisywano w rejestra cechowe pod rubryką osobną. Tak n. p. pod rokiem 1628 w księdze kuśnierskiej czytam: „My braci wszyscy zeznajemy, żeśmy winni spólnie złp. 521 za towar, tak jako który brat brał wedle rejestru. Którą sumę obligujemy się oddać, nie ociągając się nijakiemi odwłokami prawnemi, fantami; zachowawszy tę kondycyą, że Boże uchowaj na którego z nas śmierć, tedy rękojmia tego długu powinna doglądać, beż żadej odwłoki do skrzyni takową sumę oddać. A któryby brat na czas naznaczony nie oddał, takowy bez wszelakiego postępku prawnego powinien będzie ex nunc do więzienia iść, z którego więzienia nie wyjdzie dotąd, aż takowe pieniądze odda.“
Największą uroczystością cechową były wybory cechowe. Jako wojenna szlachta króla, miasta swych wójtów i burmistrzów; tak podobnie z jak największa uroczystością każdy cech obierał swą starszyznę, wezwawszy wprzód pomocy Ducha św. przy mszy wspólnej wotywnej, na której czasami skrzypkowie grali.
Po wyborach następowała „wyborowa kołaczya“. W r. 1588 wydali na nią kuśnierze: za ćwierć mięsa 23 gr., za półcielęcia 9 groszy i szeląg, kur dwie 4 gr. i szel., prosię 4 gr., jaka 1 gr., chleb 5 gr., ziele białe[790] 6 gr., pietruszka 2 szel., świece ½ gr., półachtela piwa 20 gr., faska piwa 11 gr.
W roku zaś 1630 wydano: za parę szczuk świeżych 24 gr., sandacz słony 1 złp. 3 gr., lwowska ryba[791] 1 zł., węgierska ryba 49 gr., miodownik[792] 6 gr., pieprz 3 gr., szafran 3 gr., oliwa 6 gr., chleb 12 gr., bułki 3 gr., obwarzanki 1½ gr., piwa achtel 4 złp., półachtel 2 zł., chrzan 1 gr., ocet 3 gr., cebula i pietruszka 2 gr., świece 5 szel.
Kuśnierki, jak się powiedziało wyżej, chadzały do cechu na brackie piwo i kołaczye. Miały też osobnego krajczego swego, którego wyłącznym obowiązkiem było: Przy kołaczyi krajać przed białogłowy, podczas kiedy inny był do kołaczów ogółem. Krajczy taki istniał już w 1598 r., a krajczy ogółem jeszcze wcześniej. Kuśnierki pijały piwo cienkie zielone, kuśnierze zaś gęste. Jeszcze w r. 1604 uchwalono, aby się żaden nie ważył za próg piwa wynosić, ani częstować bez dozwolenia starszego. Nalewaniem piwa trudnili się młodsi bracia, wyznaczeni do posług cechowych[793].
Nazajutrz po wyborach odbywano zwykle żałomszę za nieboszczyków braci rzemiosła. W roku 1639 dano księżom od Requiem 12 gr., kantorowi 6 gr., muzykantom 18 gr., organiście 10 gr. Poczem odbywała się schadzka czyli gromada, na której albo nowe uchwały zapadały, albo też zatwierdzano dawne. Bez półachtela piwa i pieczeni nie obeszło się nigdy. Podobne żałomsze odbywały się przed każdą gromadą. Mianowicie odbywały się żałomsze kwartalne, a panowie bracia na wzór rajców dostawali kolędę, zwykle półachtela piwa[794]. Wogóle zwyczajem Niemców i wszystkich polskich miast, rzemieślnicy sandeccy w XVII. wieku wypijali wielką ilość piwa.
Podobnie rozwijały się i urządzały się wszystkie bractwa rzemieślnicze, stosownie do właściwości rzemiosła swego. Każdy zaś cech miał swoje światło woskowe, z którem występywał na uroczystościach kościelnych. Świece te sporządzały zwykle mniszki Kletki, mieszkające obok kollegiaty, biorąc w r. 1627 od funta wosku 1 gr. Dla starszych cechowych były świece malowane, a od pary takich płacono im w r. 1633 za robotę 6 gr. Sami bednarze mieli w r. 1615 w skrzynce braterskiej świec 53.
Jaki wogóle duch wiał z tych bractw rzemieślniczych w XVII. wieku, uczą przedewszystkiem ustawy ich, spisane i stwierdzone od urzędów tak miejskich, jako i królewskich. Przytoczymy tu niektóre ustawy w dosłownem brzmieniu, by snadź nie zaginęły wraz z szczątkami spleśniałych i napół przegniłych aktów.
Artykuły cechu szewskiego, rymarskiego i siodlarskiego z 20. maja 1602 r.
1) Aby żałomsza w poniedziałek bywała, a któryby z cechmistrzów na niej nie był, zapłaci funt wosku.
2) Aby żaden z mistrzów sam jeden nie śmiał skrór tak małych, jako i wielkich u rzeźników kupować, jedno samowtór z drugim mistrzem i to za zezwoleniem drugich mistrzów starszych stołowych pod kamieniem wosku.
3) Aby się nikt nie ważył czeladzi odmawiać od mistrza, gdy pocznie robić, nim wynidą dwie niedziele, ale u tego mistrza ma robić pod funtem wosku.
4) Każdy z mistrzów, gdy misterią przyjmuje, aby miał list od urodzenia.
5) Aby żaden nie śmiał kupować dębu[795] przedtem niźli otworzą jatkę, tylko jeden worek, a w dni święte aż po mszy pod funtem wosku.
6) Żaden mistrz aby nie śmiał przed miastem skór tak wielkich, jako i małych kupować pod zakładem 2 funtów wosku.
7) Który z mistrzów nie będzie za cechą w cechu, zapłaci funt wosku.
8) Któryby z mistrzów nie był na pogrzebie, zapłaci funt wosku.
9) Któryby wynosił tajemnice cechowe, takowy przed wszystką gromadą ma stać w dzień i w nawiętszy mróz i funt wosku ma zaraz dać.
10) Gdyby mistrz targował na wozie skórę a samby ją zdjął z wozu albo niósł do domu, zapłaci 2 funty wosku.
11) Uczeń, który się chce uczyć, ma dać do cechu do skrzynki 30 groszy i 2 funty wosku.
12) Mistrzowie wszyscy zezwolili, jeśliby mistrz który grał w karty z towarzyszem, 2 funty wosku nieodpuszczenie zapłaci. A kiedy z uczniem 4 funty nieodpuszczonej winy.
13) Komu ciał każą nieść umarłego człowieka, a omieszka albo nie będzie chciał nieść, funtem wosku zaraz ma bydź karan; a tam się mają zejść przed dom zmarłego pod winą 2 funtów wosku.
14) Aby żaden z mistrzów na kutlofie zamawiać skór nie ważył się pod winą 4 funtów wosku.
15) Któryby z mistrzów nie opowiedział czeladnika swego, żeby nie robił w dzień poniedziałkowy, 2 funty wosku przepada nieodpuszczonej winy.
16) Z strony bykowego[796], któryby się takowy znalazł bez żony z mistrzów, aby achtelem piwa był karany.
17) Towary, które należą do rzemiosła, aby były kupowane i braciej przedawane; ażeby chowane były na wieży i tamże ważone przy jednym mistrzu stołowym a drugim młodym.
18) Aby żaden stary mistrz przy młodych także i gromadzie nie był karany.
19) piwa aby żaden z mistrzów, gdy jest piwo brackie, nie śmiał wynosić bez woli mistrzów stołowych, także i starych mistrzów.
20) Z strony czeladzi, u którego mistrza znalazłoby się trzech, czterech i więcej, powinien bratu drugiemu potrzebującemu użyczyć pod winą mistrzowską.
21) Z strony roboty przedawania, gdyby się znalazła zła robota u którego mistrza, takowa przy wszystkiej gromadzie ma bydź approbowana.
22) Z strony zbroi zbierania, aby było wolno mistrzom młodym służącym w niej pachołka godnego obierać, a gdy co zepsuje, powinien dać naprawić.
23) Z strony poswarków mistrzowskich, gdzieby którykolwiek z mistrzów bądź słowem uszczypliwem, bądź też czem innem jeden naprzeciw drugiemu przewinił, ma bydź karany 4 funty wosku winy nieodpuszczonej.
24) Długi wszelkie, któreby się znalazły między bracią, aby były oddawane przed wyborem pod winą mistrzowską.
25) Któryby z mistrzów zadawał na skóry gdziekolwiek, takowy mistrz półkamieniem wosku ma bydź karany winy nieodpuszczonej.
26) Któryby z młodych mistrzów świec przepomniał palić albo omieszkał, takowy funtem wosku ma bydź karany.
Te artykuły uchwalone przez mistrze stare i wszystkę gromadę, approbowane przez mistrze stołowe, mają mieć moc i wagę swej mocności przez przywilej utwierdzony od Jego Królewskiej Mości najjaśniejszego króla polskiego Stefana Batorego[797].
Cech szewski, liczebnie jeden z największych w Nowym Sączu, urządzał corocznie z niemałą wystawnością uczty cechowe i nabożeństwa brackie w kościele Norbertanów, jak świadczą przechowane dotąd zapiski. I tak pod rokiem 1604 czytam: „Daliśmy przy wyborze za 4 achtele piwa 6 złp. 12 gr., na pieczeń 2 złp. 3 gr., śrotarzom od przyniesienia piwa 8 gr., muzyce 8 gr.“ — w r. 1630 „na kolacyą wyborową dla panów braci ze wszystką gromadą, na potrzeby do kolacyi należące, wydaliśmy za 3 achtele piwa 12 złp., na żałomszę księdzu i kantorowi po tymże wyborze 18 gr.“ — W r. 1639 na podobną kolacyę wydano 36 złp. 4 gr.

Cecha mosiężna siodlarzy i rymarzy sandeckich z r. 1687.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

Do stałej rubryki, powtarzającej się corocznie, należało: Od żałomszy księdzu i kantorowi 18—21 gr.; od żałomszy żakom szkolnym, co śpiewali, 2 gr.; bakałarzowi od Requiem 2 gr.; kaznodziei kwartalnie 2 złp. 8 gr.; kaznodziei od wymienienia zmarłej braci na ambonie 16 gr.; kantorowi od litanii w czasie 40 godzinnego nabożeństwa 15 gr.; za świeczki do nabożeństwa 40 godzin u św. Ducha 10—15 gr., u fary 1 złp. 6 gr.; na nabożeństwo w dzień św. Kryspina i Kryspiniana[798] Ojcom do św. Ducha z muzyką 3—4 złp; za 2 pary butów do zamku panu podwojewodzemu 4—6 złp.
Prócz tego notowano stale wydatki: na ołów, kule, lonty, robienie ładunków, na wosk, na świece łojowe do baszty cechowej, na naprawę hakownic, muszkieterów, pałaszów i innych zbroi. W r. 1616 kupiono 2 hakownice długie za 16 złp., a od naprawy dwóch innych dano ślusarzowi 4 złp. Prócz tego zapisywano wydatki na oliwę do szpikowania zbroi, na piwo armatnie dla bracie cechowej, na kadzidło przy nabożeństwie, za wycieranie zbroi na Boże Ciało; nadwo mniszkom kletkom od robienia świec woskowych i od malowania roratnych na koledę sługom miejskim i dzwonnikom. W roku zaś 1655 zanotowano: „Dzwonnikowi od zachowania prochu w kościele 1 złp. 6 gr.“ Nakoniec wydatki na chędożenie zbroi, przy nabożeństwach i pisarzowi cechowemu.
Proch do armaty cechowej sprowadzano zwykle z Grybowa i płacono zań w r. 1633 za jeden kamień; 8 złp. 20 gr.; w r. 1640 złp. 18, w r. 1656 złp. 21, a w r. 1657 złp. 25.
Przy corocznym wyborze cechmistrzów i braci stołowych zdawano sprawę z pieniędzy w skrzynce brackiej będących. Tak n. p. w r. 1629 było w skrzynce pieniędzy gotowych 40 złp., na długich zaś między bracią 36 złp. 15 gr., wosku na długach 30 , wosku gotowego 6 funtów. — W r. 1637 pieniędzy gotowych 44 złp., wosku na długach u braci 12 funtów. W r. 1637 pieniędzy gotowych 44 złp., w fantach 6 złp, na długach pieniędzy w braci 30 złp. 15 gr. wosku na długach u braci 12 funtów. — W roku 1644 gotowych pieniędzy 100 złp., na długach u braci 17 złp. 16 gr, wosku na długach u braci 9 funtów. Dodajmy do tego zapis 150 złp. Marcina Samborczyka z r. 1625, tudzież 100 złp. Doroty Pasionkowej z r. 1647, a przekonamy się, że majątek cechu szewskiego wzrastał z każdym rokiem[799].
Podobne ustawy i zwyczaje istniały w cechu krawieckim (contubernium sartorum), zatwierdzonym przez Zygmunta III. w Krakowie 14. kwietnia 1603 r. Urodzenie z katolickich rodziców było niezbędnym warunkiem przyjęcia do cechu. I tak n. p. w r. 1613 „przyszedłszy do cechu naszego krawieckiego pan Stan. Siedlecki i pan Marcin Wągiel, zeznali pod przysięgą, podniosłszy dwa palce, iż pan Majcher Librant jest spłodzony podług kościoła św. katolickiego, z ojca Majchra Libranta, mieszczanina i rajcy sandeckiego, z matki Katarzyny Ribczańskiej z Kleparza.“ Z początkiem jednak XVII. wieku przyjmowano do cechu krawieckiego także członków aryańskiego wyznania, jak o tem w rozdziale VII. tomu I. szczegółowo nadmieniłem.
Przyjęcie za brata czyli towarzysza w rzemiośle odbywało się za porozumieniem braci cechowych i wstawieniem się jednego lub dwóch z pomiędzy mieszczan. Przyjęty do cechu brat musiał złożyć 12 złp. na misteryę, czyli do skrzyni brackiej, sprawić wspólną kolacyę dla braci cechowych, dać 6 funtów wosku i spełniać posługi cechowe w baszcie i w kościele. Jeżeli towarzysz przyjmował misteryę a poprzednio pojął za żonę córkę krawiecką, płacił połowę tylko do skrzyni brackiej, t. j. 6 złp.
Przy corocznych wyborach cechowych obierano po 2 cechmistrzów, braci stołowych, pisarza cechowego, i do rozmaitej służby cechowej: do zbroi, do noszenia mar, palenia świec, nalewania piwa. Od niektórych jednak powinności cechowych można się było wykupić. I tak n. p. pod rokiem 1601 czytam: „Wojciech Głębocki, Krzysztof Ziołkowski i Jakób Rynka wykupili się od nalewania piwa, od świec palenia i mar przykrycia na żałomszę.“
Bracia stołowi wypożyczali pieniędzy z skrzyni brackiej na zastaw. Tak n. p. w r. 1632 zanotowano: „Pożyczyliśmy z skrzynki cechowej panu Janowi Złotopolskiemu 27 złp. Zastawił cyny sztuk 14, mis wielkich 3, mniejszych 4, półmisków 3, garniec 1, półkwaterek 1 sub vadio takowej sumy, która ma bydź oddana na Wielkanoc; przy oddawaniu takowej sumy powinien oddać kontentacyi 40 gr., co sam pozwolił przy bytności żony.“ W r. 1601 mieli krawcy w skrzynce brackiej pieniędzy gotowych z długami u braci złp. 40. W niedzielę zaś czarną 1603 r. pieniędzy gotowych 23 złp., na fantach złp. 33 gr. 10. Z tych to wspólnych pieniędzy kupowano towar dla całego cechu, na wzór cechu kuśnierskiego, szewskiego, czapniczego i innych.
Podobnie ścisłą kontrolę prowadzono co do innych dochodów i wydatków. I tak pod rokiem 1618 czytam: „Pan Stanisław Widz dał kolaczyowe pieniądze według powinności cechowej złotych 12, któreśmy wydali na proch i na hakownicę.“ W r. zaś 1651 „przedaliśmy parę muszkietów w czarnej oprawie z pozwoleniem wszystkiej braci, wzięliśmy za nie 16 zł.“ A w r. 1672 „na potrzebę cechową przedaliśmy zbroję za 13 złp., kupiliśmy prochu funtów 12.“
Uchwały cechowe wpisywano do księgi brackiej. I tak n. p. 26. sierpnia 1631 r.: „Z dekretu panów radziec i panów braciej wszystkiej zapadła uchwała: Aby bracia w trzewikach sukiennych nie chodzili pod winą nieodpuszczoną kamienia wosku.“
Za przebywanie w bezżeństwie płacono karę do cechu, podobnie jak u szewców, tak zwane „bykowe“. I tak n. p. 1602 r. „pan Jakób Rynka wystawił panom bratom bykowe.“ — W r. 1606 „Jan Owieczka odprawił bykowe panom bratom“[800]. Podobne jednak zapiski rzadko kiedy spotykam w księgach cechów sandeckich.
Cech kowalski (contubernium fabrorum) zatwierdził ponownie Zygmunt III. w Krakowie 27. czerwca 1603 r. Pod względem wewnętrznego ustroju nie różnił się ów cech od innych bractw rzemieślniczych, chyba samem różnorodnem rzemiosłem, które pojedynczych członków, niby jedną wielką rodzinę, jednoczyło i ożywiało. Stąd to ten sam sposób przyjęcia do cechu, podobne comiesięczne zebrania, podobne nabożeństwa kościelna, podobne nawet kary za wykroczenia spotykamy również w cechu kowalskim. I tak n. p. 1593 r. „Jakób Słowiński trybowany wielką trybówką, iż się pobił z mistrzem i niepoczciwie się odprawił od mistrza, i nie zapłacił czeladzi za piwo.“ — W r. 1596 „Tomasz Wąsecki trybowany od Wojciecha, kotlarza, że się nieuczciwie odprawił od mistrza; przyszedł jako cielę, a odszedł jako wół.“
Podobne także, jak u innych cechów, spotykamy sprawozdanie z pieniędzy w skrzynce brackiej po corocznym wyborze cechmistrzów. Tak n. p. pod rokiem 1621 zanotowano: „Przyjęliśmy na rok pański 1621 od panów przeszłych starszych złp. 53 gr. 16, na fantach złp. 19.“ Od czasu do czasu zasilały skrzynkę bracką pobożne zapisy. I tak w r. 1637 Janusz Mroczek, kowal, zapisał cechowi 100 złp.[801] — w r. 1641 Bartłomiej Gargul, sierparz, 100 złp. — w r. 1683 Błażej Wiatrowski, kowal, rówenież 100 złp.[802]. Z tej wspólnej skrzynki brackiej pożyczano pieniędzy na zastaw, niekiedy nawet wcale hojnie. Tak n. p. w r. 1702 „pan Wojciech Rusinowski w cechu naszym kowalskim pożyczył złotych 100. Zapisuje się na swoim gruncie z małżonkę swoją, a dla lepszej wiary stawia rękojmię, t. j. pana Pawła Wolaka, Jakóba Niemca i Marcina Warchoła, którzy się za tę sumę zapisują na swoich gruntach własnych, t. j. na jatkach szewskich.“
Każdy towarzysz przed przyjęciem misteryi musiał pierwej wykonać sztukę mistrzowską, a mianowicie:
Kowale naprzód podkowę wielką, w której ma bydź piętnaście funtów, a takową dwiema kiczoma[803] wygrzać przy mistrzach stołowych, a przy takowem robieniu mistrze podejmować swym kosztem; potem siekierę albo okszę kołodziejską.“
Ślusarze, którzy puszkarstwo robią, półhak i rurę odkować, i zamek z osadą piękną, a zamecznicy zamek Delle albo Tegruhlt o dwunastu refach, zamek o dwu tępych reglach[804] i z klamką, szper[805] z wierzchu a drugi u spodku polerowany, klucz z draidormem[806], Lethmacher kłódkę nielutowaną, klucz o czterech refach, pograjcarz[807], wędzidło i ostrogi.“
Miecznicy miecz sztuczny z dobrej głowni[808] sam oprawić i wybruszyć[809] z taszkami[810] sadzonemi i przez pochwy[811] trzy szwy nieznaczne wedle sztuki.“
„Innych zaś sztuk mistrze jako złotnicy, kotlarze, malarze, konwisarze, sierparze, paśnicy i kowale, co frameas albo klinie[812] kują, iż sztuki odrabiać z kosztem ich niemałym przyszłoby i podobno jako na miasteczku małem podołaćby temu nie mogli, tedy temu folgując, a jako na miasteczku pogranicznem rząd i potrzebę rynsztunku między sobą upatrując, stanowimy, iż miasto sztuki, którąby odrobić i wystawić mieli, półhak do cechu porządnie i ze wszystkiemi potrzebami naprawny oddać i 200 złotych do skrzynki odliczyć, a kolacyą na mistrze uczynić i cztery funty wosku oddać powinni będą, a już od robienia sztuk zostaną wolnymi“[813].
Podług ustaw tegoż cechu zakazaną była, zwłaszcza w niedziele i święta, gra w kostki i karty, zbytnie używanie trunków i tabaku, „z którego siła złego pochodzi“, pod winą 6 funtów wosku. Przestrzegano pilnie czystości obyczajów, stąd też „jeśliby który z mistrzów młodszych, przyjąwszy cech czyli misterią, w jednym roku nie ożenił się, beczkę albo achtel piwa dać cechowi powinien.“
Wzbronionem było złorzeczenie, używanie nieprzystojnych słów, partactwo i podkupywanie innych. Stąd to „jeśliby który towarzysz mistrza albo żonę jego słowy szkaradnemi albo nieuczciwemi zelżył, więzieniem ma bydź karany i cechowi 4 funty wosku przypadnie.“
„Któryby rzemiosła robił, nie przyjąwszy cechu, takowego nie jako mistrza, ale jako przeniewiercę albo hudlarza, na któremkolwiek miejscu miastu podległemu, z wiadomością i pomocą urzędu radzieckiego, wolno będzie wziąć: którego wziąwszy dwunastą funtów wosku ma bydź karany.“
„Aby żaden mistrz mistrza kupującego żelaza nie podkupował pod winą cechową kamieniem wosku, który nieodpuszczenie ma bydź karany.“
Z biegiem czasu i w miarę potrzeb lub nadużyć, ustanawiano różne przepisy cechowe. Tak n. p. w r. 1596 „stał się zapis między majstrami sierparskimi i między czeladzią sierparską: Jako nie ma żaden kowalczyk robić przy czeladzi sierparskiej, a gdzieby który kowalczyk robił przy czeladzi sierparskiej, ażeby czeladź sierparska zameldowała takowego kowalczyka, tedy przepada mistrzom do cechu kamień wosku winy nieodpuszczonej.“
Dnia 11. maja 1611 r. „wszyscy tak starzy, jak młodzi mistrze za jednostajnym głosem uchwalili: Iż którybykolwiek z mistrzów ważył się za miasto wyniść i kupować węgle, także też i w uliczkach, tedy ma bydź karan trzema funty wosku nieodpuszczonej winy.“ — „Gdyby który targował na rynku węgle, tedy drudzy nie mają targu psować, ale odejść na stronę, aż je ten starguje, który pocznie targować. A jeśliby drugiemu mistrzowi potrzeba było tegoż węgla, tedy ten, któryby węgle stargował, powinien drugiemu spuścić, albo się z nim podzielić, nie wyciągając z nich nic więcej, jedno jako je sam stargował i kupił, a to pod winą trzech funtów wosku.“
„Ci, co na Hamrach mieszkają, aby nie zabierali w łowy a węgla nie targowali i nie drożyli pod winą trzech funtów wosku.“
„Aby się żaden z mistrzów nie ważył w sprawie o dwanaście groszy od sentencyi cechmistrzowskiej do urzędu radzieckiego apelować, a zwłaszcza w przypadkach; taki urzędowi radzieckiemu 40 groszy, a cechowi 4 funty wosku zapłaci.“
„Także aby gromady nie bywały w dzień święty niedzielny, jedno w poniedziałkowy na godzinę piętnastą“[814]. (11 przed południem).
Księgi cechu kramarskiego (contubernium mercatorum) nie dotrwały do nowszych czasów[815], zato przechowały się ich ustawy w całości, zatwierdzone przez Zygmunta III. w Krakowie 19. lipca 1604 r., i ponownie przez Władysława IV. w Warszawie 16. sierpnia 1638 r. Oto ich treść:
W imię Pańskie Amen. Na wieczną rzeczy pamiątkę. Ponieważ wszystkie sprawy, które są u ludzi, z postępem czasu odmienne i niepewne są, a iżby były albo wypisaniem albo oświadczeniem pewnem oznajmione, przetoż my wszyscy bracia cechu kramarskiego, aptekarskiego, materyalskiego i ci, którzykolwiek łokciem mierzą i funtem ważą, zgodnie się na to naradziwszy, postanawiamy wiecznymi czasy, aby w naszym cechu były takie artykuły zachowane.
1) Naprzód, któryby chciał do tego cechu należeć, powinien miejskie prawo przyjąć, potem list autentyczny od urodzenia swego pokazać, jako należy do wiary św. katolickiej. A ktoby był odszczepieńcem, nie ma bydź przyjęty do bractwa i cechu naszego.
2) Za pokazaniem listu od urodzenia i wiary katolickiej, ma położyć do cechu 10 złp., które mają być obracane na potrzebę cechową; do tego wosku funtów 4, ołowiu funtów 4, prochu ruszniczego funtów 4, i muszkiet do baszty albo wieży od urzędu bractwu temu naznaczonej. A jeżeliby takiego muszkietu nie sprawił, powinien nam dać do cechu 5 złp., a potem na wszystkę bracią kolacyą sprawić.
3) Gdy już cech przyjmie, powinien będzie zaraz posługi cechowe we wszystkiem odprawować tak długo, aż na jego miejsce inszy młodszy nastąpi. A któryby się wzbraniał takowych posług odprawować i nie chciał temu dosyćuczynić i lekko to sobie poważał, winien dać do cechu 2 funty wosku winy nieodpuszczonej za każdym razem.
4) Aby żaden, tak z braci jako i mieszczan, nie ważył się przedawać ani przed domem, ani w domu swoim towaru wszelakiego, któryby jatki kramarskiej nie trzymał i cechu nie przyjął, pod winą 6 zł., których połowica na urząd radziecki przepadnie a połowica do cechu.
5) Jednostajnieśmy postanowili, aby w jatkach kramarskich przy przedawaniu swych towarów każdy się uczciwie sprawował i zachował pod winą 2 funtów wosku nieodpuszczoną.
6) Któryby brat w tym cechu był przeciwny słowem wszetecznem, i onem się przeciwko braci targnął, taki ma bydź karan półkamieniem wosku.
7) A iż zbawienie ludzkie zawisło na jedności wiary chrześcijańskiej, tedy mają i będą wszyscy powinni bracia odprawiać z żonami swemi msze za umarłych cztery razy do roku. A któryby nie był na takowej mszy a byłby doma, takowy zapłaci 2 funty wosku do cechu.
8) Na pogrzebie wszelakim brata albo siostry cechu tego, jako też na mszy zawsze po suchych dniach odprawującej się za umarłych, wszyscy się zejść mają pod winą 2 funtów wosku.
9) Na każde suchedni oddawać powinni do cechu po jednym groszu, a co roku na Boże Ciało po funcie wosku pod winą podwójną.
10) Którybykolwiek syn z pomienionego cechu chciał bractwo z nami przyjąć, albo któryby też pojął w stan małżeński dziewkę z pomienionego bractwa, takowy ma połowicę do cechu odprawować, także posług i powinności cechowych połowicę.
11) Jeśliby się który znalazł z braci, któryby miał łokieć albo wagę niesprawiedliwą, albo rzeczy sfałszowane kramne przedawał, takowego powinni będą starsi cechmistrze i mistrze do panów radziec odnieść, a panowie rajcy według zdania swego i rozsądku prawnego karać mają; a do cechu takowy za ten występek powinien dać półkamienia wosku nieodpuszczenie.
12) Aby mieszczanie sandeccy, rzemiosłami innemi bawiący się, i inni postronni ludzie nie ważyli się na sprzedaż przywozić kramarskich rzeczy, tak jedwabnych jako i prostych na łokieć, ani funt przedawać: pieprzu, szafranu, korzenia i wszelakiego nasienia. A któryby się tego dopuścił po publikacji takiego postanowienia, takowemu towar wszystek zabrać wolno będzie za pomocą panów radziec, z którego panom rajcom obwiniony 2 grzywny zapłaci, z wyjątkiem gdyby to na kram kótemu kramarzowi miał przedać, i to tylko ma się pozwolić.
13) Któryby brat apelował do urzędu radzieckiego w sprawie od 15 groszy, takowy zapłaci urzędowi radzieckiemu winy kopę, a do bractwa albo cechu 2 funty wosku.
14) Któryby brat zaniechał cechu rok i 6 niedziel, takowy cech traci. A jeśliby zaś po wyjściu roku i 6 niedziel chciał z nami kramować, powinien znowu cech przyjąć i wszystkie posługi odprawić, chyba żeby nie z niedbalstwa swego, ale z przygody złej albo skaraniem Pańskiem nawiedzony zniszczał, a zaś pocieszony od Pana Boga znowu wkupować się nie ma.
15) Któraby wdowa szła za inszego męża, tedy onej mąż, połowicę wstępnego dawszy, ma bydź przyjęty do cechu i posługi wszystkie oddawać jako i insi.
16) Jeżeliby który z mieszczan albo postronnych przyniósł towaru kramarskiego a chciał go tu przedawać, ma najpierw do cechu naszego przyjść do panów starszych i opowiedzieć się powinien; a bez dozwolenia nie ma nic przedawać pod utratą wszystkiego towaru. Cechmistrz zaś powinien będzie obwieścić wszystkich braci i spólnie wszyscy targować mają ów towar, a jeśliby się nie stargowali, wolno mu będzie kędyindziej jechać z onym towarem.
17) Któryby się ważył z braci takowego towaru targować potajemnie, bez wiadomości starszych cechowych, taki będzie ciążon czterema funty wosku nieodpuszczenie.
18) W jarmarku wolno będzie każdemu człeku z wszelakiemi kupiami przyjeżdżać i one przedawać; lecz po skończeniu jarmarku, gdy go wydzwaniać będą, aby nazajutrz tak goście jako i insi kramarze, a mianowicie kitlarze, iglarze, nożownicy, paśnicy, mydlarze, aptekarze nie przedawali rzeczy kramarskich. A któryby się tego ważył nad wolności i prawa nasze, takowy podpadnie karze 10 złp., z których połowica przypadnie urzędowi radzieckiemu a druga połowica cechowi.
19) Któryby z tych rzemiosł wyżej mianowanych chciał tu z nami mieszkać, takowy powinien z nami cech przyjąć.
20) Ziół wszelakich na nasienia, kart, mydła, miodowników, pasów pojedynkiem przekupnych, aby żaden nie przedawał pod winą 40 złp., jedno ci, którzy z nami bractwo trzymają.
21) Kitlarze aby się nie ważyli na nas miodowników nawozić, ani przedawać nikomu potrosze pojedynkiem oprócz kramarzów pod winą wyż mianowaną.
22) A iż jest zwyczaj starodawny wyprawiać młodszych z echu na zbrojną wszelaką potrzebę miejską, a zwykli na swoje miejsce lada chłopca słać; zabiegając temu, postanawiamy, aby ten, który służbę odprawuje, nie zostawiał na swoje miejsce inszego, ale sam, jeżeliby jakiej przeszkody nie miał albo choroby, w czem ma się opowiedzieć panu starszemu, w zbroi powinność swą ma odprawować; a ktoby się tego ważył, urzędowi radzieckiemu będzie doniesion, a do cechu czterema funty wosku ciążony będzie.
23) Wdowie po zejściu małżonka swego tego bractwa, każdej będzie wolno kramować, podatki do cechu i posłuszeństwo oddawać zupełnie, w którym porządku żeby zachowanie było panowie rajcy nie mają przeszkadzać; a jeżeliby kto był przeciwny a chciałby to ich postanowienie łamać, z takowego sprawiedliwość nieodwłoczną czynić pod winą 100 złp. Jegomości panu staroście.
Dla świadectwa i wiarygodności niniejsze pismo mocą pieczęci naszej utwierdzamy. Dan w ratuszu sandeckim we środę po uroczystości św. Apostołów Piotra i Pawła Roku Pańskiego 1604[816].
Mniej bogate w szczegóły są zapiski cechu rzeźniczego (contubernium lanionum). Najważniejszą jest ustawa tego cechu, potwierdzona przez Zygmunta Augusta w Warszawie 19. stycznia 1559 r., i ponownie przez Zygmunta III. w Krakowie 26. marca 1609 r., której sama osnowa jest taka:
1) Aby na cześć i na chwałę Bożą w kościele św. Małgorzaty paliły się 4 świece na kijach[817] w uroczyste święta, a w niedziele 2, które młodszy brat cechu pod winą 1 funta wosku gasić powinien i pilnie tego ma przestrzegać.
2) Także dekę swoją ma sprawić młodszy brat do przykrywania mar na żałomszy, która ma bydź co kwartał w tymże kościele, do przykrywania zmarłego brata lub siostry w cechu będących.
3) Na tych zaś mszach, jako i pogrzebie mają wszyscy mistrzowie ze swymi towarzyszami i uczniami bywać pod winą 1 grosza do skrzynki brackiej.
4) Ku ozdobie miasta w dzień Bożego Ciała, skoro tylko magistrat tego zażąda, należy wyprawić 4 braci z orężem i pancerzem ozdobnie. Także i insze podatki z dawna idące tak grodowi, jako i na ratusz płacić, zaco ma ich bronić osobliwie gród od wszelkich krzywd.

Cecha płócienników sandeckich z r. 1710,
podług rysunku w księdze cechowej.

5) W pierwszy poniedziałek po suchych dniach odprawiwszy żałomszę, powinni będą mieć swoje gromady, na których wszyscy cechmistrze pod winą 1 funta wosku bywać powinni, i tam każdy z nich do skrzynki brackiej po 1 groszu dla potrzeb cechowych ma dawać, od czego żaden wolnym bydź nie może. A dla szczególnych powodów co dwa tygodnie w poniedziałkowy dzień swe schadzki cechmistrzowie i mistrzowie trzeźwo powinni miewać.
6) Każdy uczeń świadomy swej sztuki powinien dwa lata lub rok przynajmniej po swem rzemiośle po sąsiednich miastach wędrować[818], wtedy dopiero misterią będzie mógł przyjąć, którą przyjmując, powinien będzie dać 10 grzywien i 6 funtów wosku na potrzeby cechowe. Także wstępnego, kiedy przystaje, powinien dać 1 złoty cechmistrzowi. A choćby na miejscu nie terminował, lecz był przybyszem, a chciałby misterią przyjąć, powinien u mistrza rok przerobić dlatego, żeby po nim zrozumieli, czy będzie sposobnym do przyjęcia misteryi.
7) Powinien też do cechu dać półkamienia wosku i wszystkie insze powinności cechowe odprawić. Ma też kolacyą według możności, słuszności i wdzięczności dla mistrzów sprawić, a jeśliby kolacyi nie chciał sprawić, powinien będzie do skrzynki brackiej oddać 10 złp.
8) Powinien też pokazać sztukę t. j. wieprza pięknie pokrajać i insze powinności czysto wykonać; wołu wzdłuż podzielić; a jeśliby sztuki nie chciał robić, tedy powinien będzie 6 funtów prochu oddać na strzelbę i obronę miasta.
9) Syn mistrzowski od przyjęcia misteryi tylko połowicę wszystkiego ma dać, kolacyą według zwyczaju sprawić, a od dania wosku wolnym zostaje.
10) Jeśliby który mistrz chłopca chciał przyjąć, ma go opowiedzieć do cechu i dać wpisać do ksiąg cechowych we dwie niedziele, i dać od niego do skrzynki cechowej 2 złp. A jeśliby który mistrz całkowicie tego zaniechał, należy go podać do akt w przeciągu dwóch niedziel.
11) Jeśliby towarzysz zkądinąd do miasta przywędrował, powinien go zatrzymać u siebie mistrz starszy a nie młodszy, którego jednak bez listu od urodzenia, zachowania się i wyuczenia nie ma przyjmować. Jeżeliby zaś który z mistrzów odważył się na to, zapłaci winy panom rajcom 2 złp., a do cechu kamień wosku.
12) Żaden mistrz z towarzyszem wespół aby nie ważył się bydlęcia albo wołu zabijać, bo ktoby był w tem przeświadczony, tatakowy kamień wosku do cechu zapłaci, a na ratusz 5 grzywien.
13) Aby nikt nie ważył się niezdrowego bydlęcia albo wołu zabijać, a ktoby był w tem przeświadczon, kamień wosku zapłaci.
14) Jeżeliby jeden drugiemu na targach przeszkadzał tak w zakupie wołów, jako i inszem kupnie i już pewną sumę zadał, takowy od urzędu kopą grzywny, a w cechu czterema grzywny ma bydź karany. Jeżeliby zaś kupującego od kupna odwiódł, takowy funtem wosku ma bydź karany.
15) Wdowa pozostała po mężu tylko do roku i sześciu niedziel rzemiosło mężowskie będzie mogła robić. Jeżeliby zaś poszła za męża tegoż rzemiosła, tedy powinna jako insi nabyć prawo do cechu. A gdyby za inszego poszła, coby nie był tego rzemiosła, niedotrwawszy roku i sześciu niedziel, nie powinna już od tego czasu po zawarciu ślubu robić rzemiosła.
16) Cechmistrze mają rachunek z dochodów i wydatków corocznie przed wykonaniem przysięgi przy bytności wszystkich mistrzów czynić.
17) Gdyby który za cechą na wybór albo na ratusz nie przybył, lecz doma upornie pozostał, takowy ma bydź dwoma funty wosku karany.
18) Cechmistrze pieczęci do żadnego pisma, chyba za porozumieniem wszystkiego bractwa, przykładać nie mają.
19) Uchwały, które powinni będą po wybraniu cechmistrzów na każdy rok między sobą spólnie czynić, mają bydź stałe.
20) Ponieważ różne uciski i krzywdy od rzemiosła szewskiego cierpimy[819], którzy u nas skóry potargowawszy nie zaraz nam płacą, przeto stojąc mocno przy przywileju naszym, wolno nam czy to mieszczanom, czy też inszym tak wołowe jako i inszego bydła skóry przedawać; a gdyby kijakom czyli przekupniom zkądinąd przychodzącym przedawać chciano, powinni będą na 2 tygodnie cechmistrzów szewskich o tem obwieścić.
21) Ponieważ największe nieposłuszeństwo przydarza się i swary nieprzystojne na posiedzeniu cechowem zwykły bywać, iż sobie młodszy brat cechmistrza i mistrzów stołowych nieprzystojnem słowem zwykł lekceważyć, a nawet do broni się porywać; przeto któryby się do broni porywał, kamieniem wosku, a gdyby słowy uszczypliwemi jeden drugiego lżył, sześcią funty wosku za każdym razem ma bydź karany.
Dla świadectwa i wiarygodności tego wszystkiego pieczęć miasta naszego jest przyłożona.
Działo się na ratuszu Nowego Sądcza 17. października 1608 r.[820].
Na wzór innych cechów wypożyczano braciom pieniędzy z wspólnej skrzynki cechowej. Tak n. p. w r. 1667 „przyjmują panowie bracia starsi: Adam Sutkowski i Jędrzej Żychowicz długu u pana Jana Rolki 10 złp, u Jana Sutkowskiego 5 złr., u Bartosza Rolki 4 złp., u Wojciecha Ćwika i Wojc. Sowińskiego za hakownice 20 złp., które pieniądze legowali bracia na proch do baszty dla obrony.“
W tymże roku 1667 „zapadł dekret na pana Franciszka Buchowicza, który zadał przywilejowi Króla Jegomości fałsz, przeciwko któremu wyszła relacya przez braci cechowych: żeby poszedł do więzienia i z więzienia nie wynidzie, aże cech wszystek przez bracią przeprosi i wosku 6 funtów odda, a za zniewagę braci faskę piwa powinien dać.“
Za wszelkie swary, powstałe w gromadzie gajnej lub przy piwie braterskiem, karano więzieniem. Tak n. p. w r. 1667 „iż pan Stan. Duszkowicz i pan Jan Sierpowski pod gajną gromadą swar wszczęli między sobą, tedy panowie bracia nakazali pójść za kratę pod posłuszeństwem cechowem, i ztamtąd nie wynidą, aże winę oddadzą, jaką panowie bracia wynajdą. — A iż pan Bartosz Rolka i Fran. Buchowicz poswarali się i kłopotali przy braterskiem piwie, tedy panowie bracia nakazali im do więzienia, i ztamtąd nie wynidą, aże winę cechową oddadzą.“
Przestrzegano też porządku i karności w jatkach, a za wykroczenia wyznaczano kary. „Roku Pańskiego 1667 dnia 26. marca stała się uchwała w cechu naszym rzeźniczym przez wszystkę bracią tak starszą jako i młodszą uczyniona pod gajną gromadą: Któryby brat w jatkach na brata powstał i swarzyli się, na takowych winę zakładamy i sami na się kładą panom rajcom 5 grzywien winy, a do cechu 6 funtów wosku winy nieodpuszczonej. A jeżeliby się to pokazało na którego stołowego brata, sami na się zakładamy winy panom rajcom 2 grzywny, a cechowi 2 funty wosku winy nieodpuszczonej“[821].
Ciekawą była też u rzeźników sandeckich kara bezżenności. Jan Kitlica był bezżennym w r. 1632. Ponieważ zaś w przepisach cechowych był zwykły warunek ubiegającym się o przyjęcie w grono braci, „aby się ożenił i nabył mieszczaństwo“, przeto Kitlicę jako bezżennego żartobliwie napominano w cechu, żeby się żenił i dopełnił warunku. Lecz on nie miał ku temu ochoty i bał się żeniaczki, z czego się naśmiewali często cechowi bracia. Później poczęli mu się odgrażać karami cechowemi, naturalnie żartem. A że on rzecz brał poważnie, posunęli żarty dalej i na pewnej schadzce, wypiwszy beczkę piwa, powiedzieli mu, iż on je zapłaci, a to za karę, że się nie żeni.
Kitlica, którego starzy i młodzi w obroty wzięli, wpadł w zapał, począł się sprzeczać, a oni wszyscy, udając powagę, kazali płacić piwo.
Przyszło do tego, że pobiegł na ratusz ze skargą na cech. Burmistrzował właśnie Stanisław Rogalski, żartami wcale nie gardzący. poważnie wniesiony żal rozśmieszył go, więc sam zaczął przymawiać bezżenności jego i żartem pochwalać cechową karę. Kitlica zaś najusilniej obstawał za swym bezżennym stanem, i twierdząc, że wcale nie myśli się żenić, odwoływał się na uczciwe i w obyczajach nieposzlakowane życie. W końcu przystał na zapłacenie wypitej beczki piwa, jeżeli odtąd w cechu będzie miał spokój.
Rogalski chętnie zawyrokował: „Iż Jan Kitlica, który w żaden sposób małżeńskiemu jarzmu nie chcąc się poddać, w bezżenności pozostać pragnie, przyjmuje zapłacenie raz na siebie nałożonej cechowej kary; odtąd przez wszystkie dni życia swego od wszelkich w tej mierze niepokojeń wolny pozostać ma.“
Cech rzeźnicki wśród śmiechu przystał na taki wyrok, a Kitlica rad był spokojowi[822].
Księgi cechu płócienniczego (contubernium textorum) nie dochowały się do naszych czasów[823]. Na szczęście ocalały ich ustawy, potwierdzone przez Zygmunta III. w Warszawie 26. lipca 1620 r., i ponownie przez Augusta II. w Krakowie 19. grudnia 1697 roku. Rzucają one nie mało światła na ustrój wewnętrzny i organizacyę całego cechu, dlatego podajemy je w całości.
Iż wszelakie postanowienia ludzkie dla czasów odmiennie przemijających bydź wieczno trwałe nie mogą, ani do wiadomości wieków następujących przyjść, jeżeli pismem obwarowane i poważnością zwierzchności urzędowej umocnione nie będą, przeto my burmistrz i rajce miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sącza wszem w obec i każdemu z osobna, komu to wiedzieć należy, oznajmujemy i niniejszym listem naszym do pewnej wiadomości przywodzimy: Iż przyszedłszy oblicznie do urzędu radzieckiego sandeckiego sławny Sebastyan Mrzygłodzki, Marcin Żeglecki, Andrzej Kwiatoniowski, Józef Radłowski, cechmistrze i mieszczanie starsi cechu płócienniczego, mieszczanie sandeccy, swojem i wszystkiej braci młodszej na to się dobrowolnie i spólnie zgadzających imieniem, wnieśli do tegoż urzędu naszego pewne artykuły niżej opisane, cechowi swemu do zachowania i zatrzymania urzędu i pożytku cechowego należące, które my uważnie przeczytawszy i one bydź potrzebne przystojne i do dobra rzeczypospolitej miejskiej w niczem się nie sprzeciwiające, niniejszym przywilejem naszym na żądanie tegoż poważnością naszą urzędową jako słuszne potwierdzamy, umacniamy, za prawne i wieczno trwałe mieć chcemy, które słowo od słowa tak się w sobie zamykają i brzmią:
1) Naprzód któryby chciał do cechu naszego przystąpić i misteryą przyjąć, takowy ma naprzód miejskie prawo przyjąć, a przy przyjęciu miejskiego prawa powinien się monstrować z muszkietem dobrym swym własnym i z szablą niepożyczaną. Przytem powinien misteryą odprawować jako opisana jest w tym przywileju cechu naszego płócienniczego. Naprzód wstępnego starszym mistrzom groszy sześć a przytem powinien dać złotych sześć pieniędzy do skrzynki cechowej i wosku cztery funty, także brackiej wszystkiej achtel piwa dać powinien.
2) Któryby chciał przyjmować misteryą albo mistrzowne któryby przyjął, powinien dać połowice misteryi wszystkiej jako jest opisana, jednak od służby nie ma bydź wolen; przytem powinien kolacyą odprawić, a jeśliby nie chciał odprawić, tedy powinien za nią odłożyć złotych ośm. Przy tejże kolacyi powinien dać achtel piwa, a ta kolacya ma bydź w rok i sześć niedziel oddana. Tenże mistrz powinien mieć dwa warsztaty i naczynie wszystko co do rzemiosła naszego należy: a nie będzie powinien robić, aże pójdą i oglądają, że będzie miał zupełne naczynie. Przytem powinien wszystkę służbę odprawować jako przynależy na młodszego; także powinien przynieść list od urodzaju i od rzemiosła w rok i sześć niedziel.
3) Żaden mistrz nie będzie powinien chłopca przyjąć na uczenie, aż będzie miał list od urodzenia. Którybykolwiek mistrz chłopca przyjmie na uczenie, powinien go opowiedzieć do cechmistrza, a cechmistrz mu powinien pozwolić do dwóch niedziel na spatrzenie, a gdy przyjdą dwie niedziele, powinien go ujednać. Każdy chłopiec powinien dać do cechu półachtela piwa i dwa funty wosku. Każdy chłopiec w tym roku, kiedy się ujedna, powinien wnieść list od urodzaju. Chłopiec, kiedy się wyzwoli, powinien mu dać tenże mistrz półgrzywny, a jeśliby odszedł a nie wrócił się w sześć niedziel, takowy lata traci. A jeśliby P. Bóg raczył wziąć tego mistrza, u któregoby się ten chłopiec uczył, tedy powinni dać mistrzowie inszego mistrza, żeby się rzemiosła douczył.
4) Któryby się douczył w cechu naszym rzemiosła, powinien wędrować rok i sześć niedziel; jeśliby zaś nie chciał wędrować, a chciał misteryą przyjąć, powinien za też wędrówkę muszkiet sprawić do cechu i funt prochu.
5) Gdy wybór przyjdzie, naprzód bracia wszyscy cechowi mają obrać cechmistrzów dwu, cechmistrze zaś powinni będą do siebie obrać dwu firów, ci zaś firowie w cechu powinni przysięgać wszystkiemu cechowi. Przy każdym wyborze powinni wszyscy bracia pozwolić na garniec wina starszym.
6) Któryby się trafił a cechowy był, żeby sobie mistrzował we wsi, gdyby się do cechu naszego wprawić chciał, tedy takowy powinien zupełną misteryą odprawować; a za to że nam przeszkodnikiem był, tedy powinien hakownicę sprawić i cztery funty prochu do cechu. Także i towarzysz któryby na wsi robił, a jeśliby cechowy był, a przyszedłby do cechu naszego robić, tenże towarzysz powinien dać złoty i dwa funty wosku za tęż winę.
7) Któryby towarzysz wcząwszy postaw u mistrza swego, odszedł i nie dorobił, takowy ma bydź karany groszy 12 i dwiema funty wosku za tęż winę. Któryby mistrz odszedł a nie wrócił w rok i sześć niedziel, a nie dałby o sobie wiadomości cechowi, takowy misteryą traci. Żaden towarzysz nie powinien z roboty od mistrza swego odchodzić, aż odpuszczenie weźmie; także i na wędrówkę odpuszczenie wziąć powinien. Któryby tego towarzysz nie czynił, ma bydź karany dwiema funty wosku.
8) Któryby się ważył mistrz mistrzowi towarzysza odłudzić, takowy ma bydź karany półkamieniem wosku, także i o chłopca. Któryby mistrz ludzką robotę utracił albo przedał, takowy nie ma mieć miejsca w cechu między wszystką bracią.
9) Któryby mistrz umarł a pozostałby syn albo córka przy matce, a matka chciałaby używać rzemiosła tego, naprzód powinna się uczciwie sprawować i postępki wszystkie odprawować cechowe, temu synowi nie ma bydź rzemiosło wzbronione u matki. A córce nie wolno robić tego rzemiosła u matki, ale cechmistrzowie powinni jej dać czeladnika z cechu. A jeśliby się co na nią nalazło i pokazało nieprzystojnego, powinni jej rzemiosła zabronić.
10) Jeżeliby który podejrzany był w cudzołoztwie, do tego w wierze katolickiej, takowy żaden sposobem robić nie może w cechu naszym. Któryby brat do cechu z bronią przyszedł, takowy powinien dać sześć funtów wosku irremissibiliter. Kiedy się sprawa w cechu zacznie, któryby mistrz gadki zaczął niepotrzebne albo poswarki, takowy ma bydź karany dwiema funty wosku, także i towarzysz.
11) Któryby z braci nie przyszedł za cechą do cechu abo cechę zatrzymał, takowy ma bydź karany funtem wosku. Któryby brat brata słowy uszczypliwemi zelżył, takowy ma bydź karany sześć funtów wosku. Jeśliby obraził jeden drugiego a przyszłaby skarga do cechu, tedy ma bydź odesłany do urzędu wójtowskiego, oprócz żeby to było przy skrzynce albo przy siedzeniu braciej w cechu.

Cecha mosiężna szewców sandeckich z r. 1687.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

12) Któryby brat bratu łez zadał, takowy ma bydź karany czterema funty wosku. Któryby brat brata naganił, a tego nie dowiódł, takowy ma bydź karany półkamieniem wosku. Któryby z cechu tajemnice wynosił, takowy ma bydź karany półkamieniem wosku, oprócz tych, któreby były przeciwko urzędowi i przysiędze cechmistrzowskiej a przeciwko pożytkowi rzeczypospolitej.
13) Któryby chciał sobie za młodzieńca mistrzować a nie ożeniłby się do roku, tedy powinien dać na każdy rok achtel piwa. Któryby brat apelował od dekretu cechowego, ma bydź apellacya wolna do panów radziec, a jeśliby panowie potwierdzili dekret cechowy, nie mają go panowie rajcowie wolnym czynić od cechu, jednak żeby nie wynosiło dwunastu groszy; od tego apellacya nie ma bydź dopuszczona. Któryby mistrz albo towarzysz przyszedł do cechmistrza a prosił go o cechę albo o starszych, powinien od zupełnej cechy dać groszy sześć, gdzieby nie była słuszna przyczyna, także od starszych groszy sześć; a gdyby słuszna przyczyna była, tedy nie powinien nic dać.
14) Któryby brat nieposłusznym był cechowi we wszelakich sprawach cechowych, takowy ma bydź karany czterema funty wosku. Któryby brat albo towarzysz upornie z cechu poszedł, takowy ma bydź karany sześć funtów wosku. Którybykolwiek przyszedł bądź o robotę bądź o dług skarżyć, a mianowicie o robotę, powinien takową robotę cechmistrz kazać oddać do dwóch niedziel, a gdyby we wszystkiem dekretom dość nie uczynił, takowy ma bydź karany funtem wosku.
15) Na dzień Bożego Ciała powinni bracia młodsi zbroje wycierać i wszystkę armatę cechową, a przy tej pracy powinni panowie starsi wystawić achtel piwa z skrzynki cechowej, a przy każdem piwie brackiem powinni się uczciwie zachować. A którby się nieprzystojnie zachował przy tem brackiem piwie, bądź poswarek zaczął albo szklanicę stłukł, okrom tego żeby fortuito, albo piwo rozlał albo piwo zmącił, panowie starsi powinni tę beczkę zamierzyć a ten brat powinien takowej beczki dolać.
16) Któryby towarzysz z mistrzem w domu robiąc, u niego poswarek uczynił albo się pobili, a przyszłaby skarga do cechu, a uznają panowie starsi który z nich winniejszy, takowy ma bydź karany półkamieniem wosku, tak mistrz jako i towarzysz za słusznym jednak dowodem.
17) Żałomsza ma bydź na każde suchedni, przy której mają bydź bracia wszyscy, także i towarzysze, a młodski mistrzowie powinni mary postawić, i przykryć deką i świece zapalić, a któryby tego nie uczynił albo na żałomszę zamieszkał, ma bydź karan funtem wosku, tak towarzysz jako i mistrz, któryby nie był na pogrzebie.
18) Żadnemu patraczowi robić we wsiach, a osobliwie miejskich i na przedmieściu aby nie wolno było. Takowy gdzieby się znalazł, mają go obrać z naczyniem i z robotą z pozwoleniem panów radziec, a pan burmistrz powinien pomocy dać. Żeby żadnemu partaczowi nie wolno było przędzy z miasta wynosić, ani w targu wykupować, który prawa miejskiego nie ma. Gdyby partacz robotę niósł z miasta a ujrzał go brat cechowy, ma mu przędzę wziąć i zanieść do cechu, a partacz powinien ją wyprawić z cechu jako będzie mógł.
19) Żeby były przędze sprawiedliwe w targu: naprzód ma bydź na miarę motowidło wzdłuż, a po dwadzieścia pasm w łokieć, a po dwadzieścia po cztery nici w pasmo. Powinni dwaj bracia z miarą chodzić, mierzając takową przędzę. Któraby się znalazła takowa przędza niesprawiedliwa, takową mają brać i do cechu zanieść z pozwoleniem pana burmistrza i panów radziec. Burmistrz powinien będzie dać sługi tym, którzy będą rewidować, a powinni mieć na półsiodmej ćwierci wszerz naczynie według musu starodawnego. Jeśliby jednak kto potrzebował szerszej albo węższej roboty, tedy powinien robić według rozkazania i upodobania każdego. A na któregoby się znalazło, żeby nie według ustawy cechowej robił, ma bydź karan dwiema funty wosku.
20) Które to artykuły wzwyż pomienione, tak wszystkie ogółem, jako i każdy z nich z osobna, szczególnie we wszystkich punktach, kondycyach, związkach, niniejszym przywilejem naszym i poważnością urzędu naszego umacniamy, utwierdzamy, approbujemy i za prawne i wieczne mieć chcemy, i żeby się według nich bracia cechowi zachowywali i rządzili, nakazujemy. A dla lepszej wiary i pewności pieczęć urzędu naszego przycisnęliśmy.
Dan na ratuszu sandeckim R. P. 1620 dnia 5. lutego.
Stanislaus Gorlicius (Gorlicki), protunc proconsul. Adamus Mikulski, civitatis regiae Novae Sandec notarius juratus[824].
Do kwitnących bractw rzemieślniczych w XVII. wieku należał również cech sukienników (pannifices) i czapników (pileatores), zatwierdzony przez Zygmunta III. w Krakowie 25. maja 1604 roku; tudzież cech garncarzów (lutifiguli) i piwowarów (brassatores), lecz o nich nic bliższego nadmienić nie możemy, skoro ich zapiski i ustawy nie przechowały się do naszych czasów. O innych zaś rzemieślnikach, jako to: piekarzach (pistores), młynarzach (molendianatores), murarzach (muratores), powroźnikach (funifices), miechownikach (crumenatores), grzebieniarzach (pectinistae), cyrulikach (chiturgi) i balwierzach (barbitonsores), dość rzadkie napotykamy wzmianki w aktach miejskich.
W XVIII. wieku wskutek klęsk, wyludnienia, zubożenia, ogólnego nieładu i walk stronniczych w narodzie podupadły cechy. Z rozbiorem Polski rozchwiały się ich dawne ustawy, które niby tęgi kit spajały mieszczaństwo i rzemiosła polskie, a z ich rozchwianiem znikła niespożyta siła i świetny ustrój braci cechowych jak w innych miastach, tak i w Nowym Sączu.
Po dawnych cechach sandeckich przechowały się dotąd zaledwie resztki ksiąg i szczątków zetlałych aktów, tudzież niektóre godła brackie, jak pieczęcie i tak zwana cecha. Na srebrnej pieczęci cechu szewskiego, przechowanej dotąd w muzeum hr. Czapskiego w Krakowie, znajdują się narzędzia tegoż rzemiosła, z napisem w otoku: „Pieczec Czechu Sewczego Rzemiosla Nowe-Sąca“. Na obwódce zaś nazwiska cechmistrzów: „Stanislaw Protfic — Wojciech Gargula 1628“. Na jednym akcie uchwały cechu bednarskiego z roku 1606 widziałem na pieczęci, wyciśniętej w wosku rozwarty cyrkiel, w otoku zaś jakiś niewyraźny napis. Na pieczęciach rzeźniczych bywały zwyczajnie nóż i topór, albo głowa wołu z nożem, przyłożonym do niej, a czasami sam wół. Na mosiężnej pieczęci krawieckiej przedstawione w środku nożyce otwarte, nad niemi herb miasta nowoczesny: 3 wieże obok siebie stojące, z napisem w otoku: „Schneider Zunft Neu Sandec 1828“. Na innej znów pieczęci nożyce, nad niemi oko Opatrzności Bożej w promieniach, z napisem wokoło: „Sigillum cetus sartorum Neo Sandec 1860“.
Zapomocą cechy (Zeichen) zwoływano pojedynczych członków na gromadę, czyli zebrania brackie, na których rozstrzygano bieżące sprawy pod przewodnictwem cechmistrzów. Taka jedna najdawniejsza cecha przechowuje się w muzeum hr. Czapskiego w Krakowie. Jest to gruba blacha mosiężna w kształcie serca. Na jednej stronie przedstawione są narzędzia szewskie, z napisem wokoło: „Cecha Cehu Szewskiego Nowosondeckiego. Wojciech Widłocki Cechmistrz Szewski.“ Na drugiej zaś narzędzia rymarskie i siodlarskie, z napisem: „Ceha Siedlarszka y Rimarszka. Anno Do: 1687“[825]. Okrągła cecha płócienników z r. 1710, narysowana na kartce papieru ręką pisarza cechowego, Jana Ornatowicza, nosi napis: „Insignia Et Vasa Textorum Civitatis Regalis Novae Sandeciae“, u dołu zaś warsztat i inne narzędzia tkackie. — Innego zupełnie kształtu była cecha krawiecka w obecnem stuleciu. Była to puszka mosiężna nakształt książeczki z klamerką i napisem w środku: „Cech krawiecki nowosandecki 1844“. Do tej puszki wkładano kartkę papieru z zaproszeniem na zebranie cechowe. Po innych rzemiosłach nie dochowały się pieczęcie, ani godła cechowe.




Rozdział  III.
Rząd i gospodarstwo miejskie.

Według prawa magdeburskiego rządziła miastem rada miejska, złożona z burmistrza i rajców; sprawiedliwość zaś wykonywała ławica, t. j. wójt z podwójcim i 6 ławnikami. Tu należałoby jednak rozróżnić dwie epoki: pierwszą przed r. 1615, w której, widocznie wskutek wkradnięcia się nadużycia, rajcy byli dożywotni; drugą zaś po r. 1615, kiedy wskutek skarg pospólstwa zesłani komisarze królewscy orzekli, że odtąd wybory co roku ponawiać się mają[826]. Rajców było sześciu, z których czterech wybierał starosta grodowy, piątego wybierali starzy rajcy, a szóstego wójt z ławnikami[827], i ci byli burmistrzami kolejno, z urzędowaniem miesięcznem. Wójta zaś i podwójciego z 6 ławnikami wybierało pospólstwo całe. Między nimi musiała być przynajmniej połowa wybrana z dawnych rajców. Po burmistrzu władał w radzie starszy rajca: senior syndyk: wójta zastępował w ławicy podwójci.
Prócz rady i ławicy wybierano z pomiędzy starszych cechowych i poważniejszych mieszczan 30 mężów zaufania (viri electi), jako kontrolę od pospólstwa. Wybrani mężowie rozstrzygali sprawy ogółu i czesto z urzędem miejskim zacięte toczyli spory. Wyborom miejskim czasami przewodniczył pan starosta grodowy, lecz najczęściej jego podstarości, burgrabia zamkowy, dworzanin lub inny jaki znakomity szlachcic, wraz z inną szlachtą asystującą.
Wybory i urzędowanie odbywało się na ratuszu. Tu na piętrze znajdowała się niezbyt wielka izba sklepiona, tak zwana radziecka, a obok niej jeszcze mniejsza, również sklepiona, zwana skarbcem. Wybory miejskie odbywały się w wielkiej izbie sądowej na ratuszu. Jeżeli sam pan starosta grodowy miał przewodniczyć, wybijano ją zielonem suknem w listwy ujętem, wykadzano trociczkami, a na przyjęcie wielmożnych gości przysposabiano konfekty i małmazyę[828]. W r. 1645 wypito małmazyi za 3 złp. 6 gr. Konfektów dostarczał aptekarz, małmazyi kupcy; zwyklej jednak dawano tylko gorzałkę dobrą. W roku 1653 wydano za 4 talerz konfektów przy elekcyi 4 złp., za wódkę 1 złp.[829].
Przed wyborami w uroczystym pochodzie szli mieszczanie z ratusza do kollegiaty błagać łaski Ducha św. Księża wikaryusze odprawiali wotywę uroczystą, a kantor z śpiewnikami śpiewał na chórze. Księżom wraz z kantorem i muzyką dano w roku 1629 za nabożny trud 2 złp. 6 gr., z czego księża brali 1 złp. W r. 1634 i 1635 „od wotywy przy elekcyi panów radziec księżom, kantorowi i ograniście 3 złp.: trębaczowi i bębeniście za honor, który czynili przy tejże wotywie, kontentacyi 16 gr.“; a w r. 1646 „ojcom wikaryom podczas elekcyi generalnej od wotywy 2 złp.; kantorowi i muzykom zaciągnionym 2 złp.“[830]. Na kadzidło od wotywy osobno dawano 5 gr. Na tem nabożeństwie obecnym bywał pan starosta lub jego namiestnik.
Po nabożeństwie uroczystym pochodem prowadziło go mieszczaństwo na ratusz i z powagą słuchano, kogo mianował, oparty na prawach królewskich i na starodawnym obyczaju. Poczem uzupełniano wybory rajców i raczono wielmożnych gości, gdyż nigdy pan starosta, ani zastępca jego nie przychodził bez świetnego grona szlachty. Po starodawnym obyczaju działo się to zwykle w dzień św. Agaty 5. lutego. Czasami jednak odwlekało się, jeżeli starosta w razie nieobecności swojej pełnomocnictwa nikomu nie przekazał. Mimo corocznych wyborów zdarzało się często, że jedni i ci sami rajcy zasiadali przez długie lata w radzie miejskiej[831].
Wybory wójta (advocatus) i ławników (scabini) zwykle nieco później uskuteczniano, tak samo wydziału, czyli 30 mężów zaufania. Wybory te ostatnie były istotnymi wyborami ludowymi, bo pospólstwo w nich wiecowało, łamiąc często przewagę rajców od starosty minowanych. Gwarność tych wieców pospólstwa miejskiego łatwo odgadnąć!
Wkońcu wybierano po dwóch gospodarzów miasta czyli lunarów (oeconomi, provisores), i po dwóch opiekunów kościelnych (aeditui, aediles), którzy zaopatrywali kościół kollegiacki we wszystkie rzeczy, należące do służby Bożej, ozdoby i naprawy jego.
Przed objęciem urzędowania składali przysięgę na wierność tak rajcy, jako i wójt, ławnicy czyli przysiężnicy, i pisarz miejski. Oto rota przysięgi rajców sandeckich z r. 1552:

Pieczęć Nowego Sącza z wizerunkiem św. Małgorzaty,
podług dokumentu z r. 1323.

„Ja N. przysięgam Panu Bogu, iże Królowi Jegomości polskiemu i wszystkiej koronie polskiej wiernym będę, przeciw dostojności i zwierzchności Jego Królewskiej Mości poddaność swą powinną we wszystkiem spełniać; czci, sławy i pożytków korony wszej, osobliwie miasta tego, wedla nawiętszej możności i umiejętności swej strzedz. Sprawiedliwość równo każdemu, tak ubogiemu jako i bogatemu, nie uwodząc się ani przyjaźnią, ani bojaźnią, ani pożytkiem, czynić; skarb pospolity, aby na żadną inną potrzebę, jedno na pożytek miasta tego, a ku dobremu pospolitemu obracan był, strzedz będę; ani na swój własny pożytek nigdy jego obracać, ani innemu na to przyzwalać; ucisków żadnych człowieku pospolitemu, któreby były przeciw prawu i sprawiedliwości czynić nie będę. Rozterków ani rozdwojów w mieście dopuszczać nie chcę, ani przyczyny, ani rady do tego dawać ani go mnożyć; ale wszystkiego pospolitego dobrego szukać i omyślać i mnożyć będę, podług mego najlepszego rozumu i nawiętszej możności i umiejętności mej. Tak mnie i potomki moje Pan Bóg we wszystkiem dobrem spomóż, i święte jego wierne umęczenie“.[832][833]
Podobną prawie, lecz znacznie krótszą i treściwszą, była rota przysięgi wójta, ławników i pisarza miejskiego[834].
Najprzód mianowany burmistrz obejmował urzędowanie swoje od ostatniego z kolei urzędującego. Zdanie urzędu działo się przez wręczenie worka czyli mieszka z pieniędzmi, rejestrów dochodowych i kluczów od bram miejskich, ratusza i skarbca.
Burmistrz (proconsul) czuwał nad bezpieczeństwem, porządkiem i mieniem miasta. Rajcy (consules) dopomagali mu w czynności, władza jednak była przy nim przez czas urzędowania jego; ale też przy nim była i odpowiedzialność. On nadawał mieszczaństwo czyli prawo obywatelstwa, jus civile, odbierał odchody miejskie i rozrządzał nimi przez lunarów czyli gospodarzów miejskich, zapisując każdy wydatek i dochód. On rozkazywał sługom miejskim i straży nocnej, złożonej z dziesiętnika i kilkunastu drabów, uzbrojonych w żelazne cepy, o czem wspominają zapiski miejskie. W r. 1649 „za żelazo i blachę do okowania cep straży nocnej 2 złp. 10 gr.; kowalowi od okowania tych cep 2 złp.“[835]. Według starodawnego zwyczaju bywało 20 drabów, którzy z bębnem chodzili do zamykania i otwierania bram miejskich, jak notują zapiski pod r. 1629: „Bębniście, który bił w bęben na obchódce do zamykania bron, za niedziel 4 dało się 24 gr.“[836]. A w roku 1644 „doboszom z porucznikiem miejskim, którzy rano i wieczór do zamykania brom z dziesiętnikiem chodzili, 2 złp.“ Po zawarciu brom miejskich, oddawano klucze burmistrzowi; on także rozporządzał kluczami więzień ratuszowych.
Burmistrz zwoływał radę miejską i pospolite wiece: wobec szlachty i rządu królewskiego przestawiał miasto, był pierwszym pomiędzy mieszczanami swego miasta, jak wojewoda pierwszym między wojewódzką bracią, jak Król Jegomość pierwszym pomiędzy wszystką bracią szlachtą. A kiedy jakieś niebezpieczeństwo zagrażało koronie polskiej lub miastu, burmistrz pierwszy z rajcami ostrzegał pospólstwo. W czasie bezkrólewia 16. lipca 1632 r., Tomasz Zamojski, podkanclerzy koronny, domagał się w senacie: „Aby miasto i zamek krakowski miały swoje municye i załogę pod ten czas aż do koronacyi“[837]. Za przykładem Krakowa poszedł Nowy Sącz. Pod dniem 10. listopada tegoż roku zanotowano w księdze radzieckiej: „Sławetni burmistrz i rajce sandeccy, zwoławszy na ratusz pospólstwo całe, ostrzegali względem niebezpieczeństwa grożącego, ażeby każden pojedynczy miał gotową broń i oręż w domu, cechy zaś w swych basztach. Oraz żywnością, aby się na dwa miesiące zaopatrzyli, na wzór stolicy Krakowa. A ludzi luźnych i włóczęgów nie przyjmowali, ani przechowywali“[838]. Podobne ostrzeżenie wydawał burmistrz, ilekroć morowe powietrze pojawiło się w sąsiednich Węgrzech. Tak n. p. w r. 1634 ogłoszono w Sączu: „Zapobiegając niebezpieczeństwu powietrza morowego, na ten czas w Węgrzech panującego, aby była silna straż w bronach, po jednemu z pospólstwa po kolei. I żeby żaden nie ważył się w tamte kraje węgierskie, bez woli pana burmistrza chodzić. A tamci, którzy tymczasem tam wjechali, aby wiadomość o dobrem zdrowiu swem dali“[839].
Sprawy wszelkie szły do burmistrza, a on sprawy, na radzie lub wiecach uznane za kryminalne, tudzież sprawy sądowe odsyłał do wójta i ławicy. W sprawach jednak jawnego powstania lub buntu rajcy mogli i śmiercią karać.
Jak urząd radziecki, tak i urząd ławniczy posiadał swą własną pieczęć, którą wyciskał na urzędowych aktach. Leon Rzyszczewski przy dokumencie z r. 1343 tak opisuje ówczesną radziecką pieczęć Nowego Sącza: „W środku pieczęci widnieje postać św. Małgorzaty siedzącej, z koroną na głowie; w prawej ręce trzyma chorągiew z krzyżem, z lewej strony widać kościółek, ozdobiony wieżyczką z krzyżem. W otoku napis: Sigillum Consulum Et Civium In Novo Sondecio[840]. Podobnej pieczęci po wszystkie czasy używali rajcy sandecccy. Pieczęć radziecka Nowego Sącza (Newen Czanze) z r. 1404 przedstawia św. Małgorzatę, stojącą na smoku, z gałązką palmową w ręku[841]. Bartosz Groiski w swem dziele, dedykowanem rajcom 6 miast najwyższego prawa magdeburskiego, podaje również rysunek pieczęci Nowego Sącza z wizerunkiem św. Małgorzaty. Na aktach urzędowych z XVI., XVII. i XVIII. wieku, a nawet jeszcze w r. 1800 wydawanych przez magistrat sandecki, widziałem na wosku lub laku wyciśniętą postać św. Małgorzaty, stojącej na smoku, z napisem w otoku: Sigillum Civitatis Neo Sandecensis[842].
Pieczęci wójtowskiej miasta Nowego Sącza, którą Żegota Pauli widział przy dyplomie z r. 1323, podaje tenże opis następujący: „Przedstawiona na niej św. Małgorzata ze smokiem; dokoła zaś napis: Sigillum advocati atque civium de Kemniz; w środku: Beata Margarila virgo.“ Że pieczęć ta, wymieniająca Kamienicę[843], jest pieczęcią Nowego Sącza, dowodzi inna taka sama, nieco późniejsza pieczęć, w której ta tylko różnica, że w otoku za „Kemniz“ czytamy in Novo Sandecz[844]. Ławnicy używali też pieczęci z odmiennem nieco godłem. Na dokumencie ławników sandeckich z r. 1389 była pieczęć z odciskiem orła polskiego i z napisem w otoku: Sigillum Judicii... dalej niewyraźne[845]. Na aktach ławniczych z lat 1583, 1604, 1645 i 1737 widziałem na pieczęci odciśniętą postać smoka z ogonem i otwartą paszczą, z napisem w otoku: Sigillum Scabinorum In Nova Sandecz.
Korzyści rajców i ławników były: Wyjęcie od sądów grodzkich starościńskich, wojewódzkich i wszystkich, wyjąwszy królewskich. Dalej: wolność od wszelkich poborów, opłat i ciężarów, tak publicznych jak miejskich, oraz nakładów sądowych. Honorarya także mieli rozmaite. Z pierwszego wypływało, iż tylko wyrok królewski mógł rajców pozbawić urzędu i godności, za któremi szło uwolnienie od ciężarów.
Do honoraryów należały: Siedzenie w „formach radzieckich“ czyli stallach, które były pod chórem w kollegiacie, oraz przodowanie w uroczystościach kościelnych i miejskich. Następnie tak zwane Diennia, t. j. dzienne na wielkie uroczystości, jak na Wielkanoc, św. Trójcę, Zielone Świątki, św. Małgorzatę, św. Marcin i Boże Narodzenie. Zwykle zapisywano w księdze wydatków: „Panom rajcom diennium pro festo Nativitatis Domini, Resurrectionis, Pentecostes... 4 złp. 24 gr.“; nie rzadko 6 złp. 12 gr., a w roku 1632 „panom rajcom na korzenie pro festo Nativitatis 9 złp. 18 gr. czyli 6 grzywien“[846]. Przy miesięcznej zmianie burmistrzostwa: „Panom rajcom na piwo według obyczaju 2 gr.“ Po każdym jarmarku wypisywano również: „Diennium panom kollegom na jarmark more solito 4 złp. 24 gr.“
Podobnie jak rajcy mieli i ławnicy swe dochody. Z lustracyi 1564 r. dowiadujemy się, że wójt pobierał intratę z 1 łanu, dówch domków pod zamkiem i dwóch ogrodów; prócz tego przypadał wójtowi każdy szósty grosz z pewnej intraty miejskiej (72 grzywien 36 gr.), wnoszonej corocznie na ratusz[847]. Według przepisów prawa magdeburskiego pobierali ławnicy swe dochody z kar i opłat sądowych osobnemi taksami, w różnych czasach różnie oznaczanych.
Co rok w styczniu lub lutym wyjeżdżali panowie rajcy na tak zwane „prawo rugowe“, t. j. sądzenie według prawa magdeburskiego praw poddanych miejskich w Piątkowej, Paszynie i Żeleźnikowej. Za ten trud pobierali osobne diennium; zwykle zapisywano: „Do Piątkowej na rugowe prawo dla panów radziec za 2 garnce wina 4 złp. 24 gr.; za chleb i korzenie 1 złp.“ Tyleż z osobna do Paszyna i Żeleźnikowej na rugowe prawo.
Oprócz tych zaszczytów i korzyści, wypływających z ich urzędowania i stanowiska publicznego, były jeszcze inne, które ich spotykały i w życiu prywatnem. Na weselach rajców i ich rodzin stawiali panowie rajcy dla osób duchownych i świeckich imieniem miasta 6—12 garncy wina. Pełno o tem zapisków w księgach wydatków miejskich. Tak n. p. w roku 1607, „kiedy pan burmistrz, Jędrzej Adamowicz, wydawał córkę w stan św. małżeński, był na weselu Jegomość ksiądz opat, Jan z Zakliczyna Jordan[848], pan podstarości, Sebastyan Gładysz, pan Adam Jordan, pan Jan Krynicki, dzierżawca dóbr miejskich w Paszynie, i insze zacne osoby, dla których panowie rajcy wystawili 12 garncy wina za 12 złp. 24 gr.“ — A w roku 1632 „za pozwoleniem panów radziec na weselu u pana Matyasza Pleszykowicza, rajcy sandeckiego, gdy wydawał w stan św. małżeński córkę swoją za pana Jerzego Frączkowicza, na którem weselu był pan starosta sandecki, Jerzy Stano, za 10 garncy wina starego dało się 20 złp.“ — W roku 1651 „na weselu pana Jędrzeja Kitlicy, który przyjmował pannę radziecką niegdyś pana Jana Zięby, za konsensem panów kollegów, dla osób zacnych tak duchownych jako i świeckich, dano za 10 garncy wina od pani Bogdałowiczowej 24 złp.“[849].

Pieczęć Nowego Sącza,
podług dokumentu z roku 1323, ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Podobnie na rachunek miasta obchodzono radzieckie „przenosiny“ i to nie koniecznie tylko wtedy, jeżeli który rajca pannę lub wdowę radziecką pojmował, lecz nawet gdy krewną lub tylko służebną wydawał w stan św. małżeński.
Daleko jeszcze więcej wydawali panowie rajcy na wino, ilekroć pan starosta grodowy lub podstarości wydawał za mąż swą córkę albo wychowanicę. I tak w r. 1626 „przy rękowinach Jejmości panny Zofii Lubomirskiej, starościanki sandeckiej, która szła w stan święty małżeński za Jegomościa pana Rarowskiego, gratyfikując Jegomości panu staroście, Sebastyanowi Lubomirskiemu, daliśmy beczkę wina za 60 złp., za ryby i wyzinę 5 złp.“ — „Jegomości panu Zygm. Stradomskiemu, podstarościemu sandeckiemu, gdy córkę wydawał gratitudinis ergo na wino 10 złp.“ — W roku 1628 „Jegomości panu Jerzemu Stano, staroście sandeckiemu, gdy wydawał córkę swoją w stan św. małżeński za Jegomościa pana Palczowskiego[850], gratyfikując mu daliśmy wina beczkę za 80 złp.“ — A w r. 1634 „za beczkę wina, gratyfikując Jegomości panu staroście, Jerzemu Stano, gdy wydawał wychowanicę swoją w stan św. małżeński, do którego aktu Jegomość nas zaprosić raczył, 80 złp.“[851].
Także na prymicyach księży z rodzin patrycyuszowskich dawali panowie rajcy wino dla osób duchownych i świeckich na rachunek miasta, boć to już był taki przywilej patrycyuszów, t. j. synów radzieckich. Tak n. p. w r. 1627 „na prymicyach ks. Jana Witaliszowskiego, patrycyusza sandeckiego, dało się na potrzeby 10 złp.“ — W r. 1634 „za 4 garnce wina na prymicyach ks. Macieja Grybowskiego, patrycyusza sandeckiego, dla ludzi zacnych i kapłanów 6 złp. 12 gr.“ — W r. 1646 „na prymicye ks. Gargulewicza, patrycyusza sandeckiego, dla gości tak świeckich jako i duchownych, dałem za 8 garncy wina 21 złp.“[852].
Sprawiało też miasto swym kosztem prymicye zakonnikom u Norbertanów i Franciszkanów, jak również bakałarzom. I tak w r. 1630 „ks. Teofilowi Berezie, bakałarzowi sandeckiemu, na prymicye wina 4 garnce za 6 złp. 12 gr.“ — W roku 1654 „na prymicyach ks. Wojciecha Potrzebowicza, który u nas był institutor juventutis przez kilka lat, dla ludzi zacnych tak duchownych jako i świeckich, za 12 garncy wina 24 złp.“[853].
Nie potrzeba wcale wspominać, że pogrzeby, okazowania zbrojne, oględziny w pewnych czasach baszt i murów fortecznych, oraz wszelkie komisye nie obeszły się bez wina dla panów rajców. Trzy razy corocznie: na Matkę Boską Gromniczną 2. lutego, na św. Stanisław 7. maja i na św. Michał 29. września jeździło po dwóch rajców na komisyę 6 miast do Krakowa w celu rozstrzygania spraw najwyższego prawa magdeburskiego na zamku krakowskim[854]zaco otrzymywali każdorazowo: z początkiem XVII. wieku 7 grzywien czyli 11 złp. 6 gr., a około połowy tegoż wieku 20 złp.
Każde odniesienie zwycięstwa nad wrogami ojczyzny witano z niesłychaną radością w Nowym Sączu, wśród wystrzałów armatnich, przy odgłosie trąb i bębnów, przyczem nie obeszło się bez wydatków na koszt miasta. Tak n. p. w r. 1579, kiedy Stefan Batory w czasie wojny z Iwanem Groźnym zdobył szczęśliwie Połock, zapisał burmistrz Melchior Librant w księdze wydatków pod dniem 3. października: „Panu pisarzowi grodzkiemu, który pocieszną nowinę opowiedział na ratuszu o wzięciu zamku w Połocku przez króla Jegomości, wystawiliśmy garniec wina za 16 gr.“ A kiedy następnego roku (1580) Stanisław Mężyk, starosta grodowy, powrócił do Sącza po wygranej wielkołuckiej[855] bitwie, kupiono dla niego u pani Rabrockiej z polecenia burmistrza Piotra Piwnicznego 36 garncy wina za 15 grzywien czyli 24 złp.[856]. Podobnie w r. 1629, po najświetniejszem zwycięstwie Stanisława Koniecpolskiego[857] nad Gustawem Adolfem pod Trzcianą 27. czerwca, zanotował burmistrz Tomasz Pytlikowicz: „Puszkarzom za odprawienie tryumfu po zwycięstwa otrzymaniu nad Gustawem, dało się 14 gr.; panu Walentemu Korzeniowskiemu[858], który przy tymże tryumfie monstrował i regimentował pospólstwo, także i bębeniście kontentacyi 9 gr.“[859]. Trąbiono też na tryumf, co sił starczyło, kiedy doszła wiadomość, że Stefan Czarniecki pobił Jerzego Rakoczego 22. lipca 1657 r.
Po każdym wyborze nowego króla nie obeszło się również bez hucznej muzyki i wystrzałów. I tak w listopadzie 1648 r. po wyborze Jana Kazimierza odprawiono tryumfalny pochód do zamku, poczem wpisano do księgi wydatków: „Podczas tryumfu, który się odprawował, jak prędko stanęła elekcya króla Jegomości, dałem puszkarzom za pracę 3 złp.; trębaczom kontentacyi 6 gr.“[860].
Każdy wreszcie szczęśliwy wjazd nowego grodowego starosty lub jego powrót z obozu obchodzono wśród wesołych biesiad. I tak w r. 1611, kiedy Stanisław Lubomirski, starosta grodowy, powrócił do domu z wojny moskiewskiej, darowano mu „na przywitanie“ beczkę wina za 80 złp. — Z powodu przybycia nowego starosty grodowego w r. 1627 zanotowano: „Na przywitanie Jegomości pana Jerzego Stano pro honorario daliśmy 2 beczki wina za 112 złp.“ A kiedy tenże starosta w r. 1634, wskutek poddania się Moskali i układów z nimi pokojowych w Polanowie, powrócił z obozu, ofiarowało mu miasto beczkę wina za 70 złp.[861].
Po ustąpieniu Jerzego Stano w r. 1637, objął starostwo grodowe Jerzy Lubomirski. Z wielką okazałością witało go miasto, kiedy wjeżdżał do Sącza wraz z ojcem swym Stanisławem, wojewodą ruskim. U krakowskiej bramy na rozkaz rajców wystawiono ogromny kolos czyli posąg, przyozdobiony odpowiednio do uroczystości, zaco cieśle dostali 26 gr. Szychtarz miejski regimentował cechami i dostał wina garniec za 2 złp., pomocnicy zaś jego gorzałki za 1 złp. 6 gr. Pisarz miejski za przemowę do Imci pana starosty wziął też garniec doskonałego wina za 2 złp. 18 gr. Za starostą zjechało wiele szlachty i chorągiew dragonii wojewody ruskiego, ojca starosty. Nie mogąc się jedną bramą zmieścić, chcieli wjeżdżać drugiemi, że zaś były zamknięte, nie myśląc wiele, poodbijali kłódki i wjechali sobie wśród huku doboszów, wrzasku trębaczów i szyposzów[862] miejskich, trąbiących na wjazd pana starosty[863].
Charakterystycznym zwłaszcza był wjazd starosty 6. października 1646 r. Burmistrz, Jakób Poławiński, i rajcy, naradziwszy się pospołu, czynili przygotowania do należytego przyjęcia nowego pana starosty, Konstantego Lubomirskiego, syna Stanisława, wojewody krakowskiego. Lunarowie odebrali rozkaz wystawienia tryumfalnego łuku przed krakowską broną, a sławetny Floryan Benedyktowicz, wielce zasłużony i słynny malarz, odebrał polecenie odmalowania tablicy tryumfalnej i 6 herbów, za którą robotę wypłacił mu burmistrz 20 złp. Bramę zaś tryumfalną stawiano pod okiem pana lunara, Wawrzyńca Sławińskiego, który podał rejestr wydatków 17 złp. 26 gr. Składką dobrowolną zebrano po mieście 10 złp., resztę dodał burmistrz ex aerario.
Służba miejska, tak radziecka jako i wójtowska, już znacznie przechodziła mundury swoje, trudno ją więc było przedstawić pańskiemu oku w takiem zaniedbaniu. A zatem nabrano na świeżą barwę sukna morowego i kiru, i razem z robotą krawiecką zapłacono 20 złp. 24 gr. Była więc brama tryumfalna i czeladź przystrojona; był i pan pisarz miejski przygotowany z uroczystą mową powitalną; duchowieństwo zaś świeckie i zakonne z święconą wodą i błogosławieństwem było w pogotowiu.

Pieczęć ławników sandeckich,
podług dokumentu z roku 1583.

Panowie rajcy pomyśleli także o ugoszczeniu wielmożnego pana starosty. Pod przewodnictwem sławetnego Sebastyana Żmijowskiego, rewizora wina, zapuścili się w podziemia królewskiego miasta swego, aby zobaczyć składy daru Bożego, którym Stwórca węgierskie nasze sąsiady przed innymi narodami wyszczególnił i wyposażył. I znaleziono w mieście 23 składy węgierskiego wina a w nich beczek 334. Obejrzawszy się tedy po owych składach, mianowicie między beczkami Bonpaula Węgrzyna, wybrali panowie rajcy maślacza czteroputowego, t. j. takiego, gdzie na jedną beczkę moszczu wchodziło cztery putni[864] wyśmienitych rodzynek, i ugodzili ją za 150 złp.
Witając tedy pana starostę, ofiarowali mu ją w dowód uniżoności swej i posłuszeństwa i radości z przybycia, poczem w rejestrze wydatków nadzwyczajnych zapisano: „Na przywitanie Imci pana starosty darowaliśmy beczkę wina za półtorasta“. Starszy dworzanin Imci pana starosty, aby się przyczyniał za miastem i rajców jego łasce pańskiej poufnie polecał, a wpływem swoim bidnych ludzi od ciężarów ochraniał, dostał ciepłą ręką honoraryum talerów twardych 10, czyli 30 złp.[865].
Gospodarze miejscy, z niemieka lunarami (Lohnherr) zwani, już od r. 1566 zawiadywali właściwem miasta gospodarstwem[866]. Do nich należał dozór nad budynkami miejskimi, porządkiem targowym, drogami, mostami, czystością ulic i wodą po studniach, a wreszcie nad brukami, o których wyraźną wzmiankę znajduję w wydatkach miejskich. Tak n. p. w roku 1609 „dwom burkarzom za 5 dni, co doły w rynku burkowali, każdemu po 5 groszy na dzień czyni 1 złp. 20 gr.“ — W r. 1625 „chłopu od poprawy burku 1 złp.“ — A w r. 1642 „za młotek do burkowania 15 gr.“
Lunarowie doglądali wszelkich robót publicznych, jako to: naprawy murów fortecznych, bram i baszt miejskich; prócz tego mostów i wodociągów przy pomocy osobnego rurmistrza (canalista). Oni także wypłacali rzemieślnikom i robotnikom za wszelkie dostawy na potrzeby miejskie. Do nich należało doglądanie wag i miar: funtów, łokciów, kwart, garnców, korców i t. p.; doglądanie przekupek i szynkarzy, wagi chleba, mięsa, ryb; wreszcie dozór nad kupnem i sprzedażą, tak na targu jako i u rzemieślników. Czyszczenie od czasu do czasu kanałów miejskich, oraz oczyszczanie ulic od zdechłych zwierząt, należało do zajęć „mistrza szerokiego rzemiosła“ (canicida), zaco osobną pobierał każdorazowo płacę. Najczęściej jednak, na wzór innych dawnych miasta polskich, spełniał tę czynność sam mistrz, czyli kat miejski. Zwykle zapisywano: „Mistrzowi od chędożenia miasta 24 gr.“, albo „mistrzowi, co chędożył miasto, 15—20 gr.“, a niekiedy 1 złp. 2 gr.
Przed radą miejską składali lunarowie rachunki z wydanego publicznego grosza. Za czynności jednak swoje brali płacę roczną zwykle 16 złp., która z dodatkami dochodziła do 30 złp.; mieli przytem wolność od podatków miejskich i królewskich. Tak n. p. pod rokiem 1622 zanotowano: „Salarium panom lunarom dwom grzywien 20 czyli 32 złp.“ — W roku 1649 „panu Wilkowskiemu, lonarowi, salarium 16 złp.; temuż kontentacyi ratione lonarstwa 12 złp.; panom lonarom kolędy 2 złp. 12 gr.“ — A w r. 1656 „panu Szydłowskiemu, lunarowi, myta za przeszły rok 24 złp.; panu Góreckiemu, lonarowi młodszemu, salarium za przeszły rok 16 złp.; lunarom obydwom kolędy 1 złp. 18 gr.“[867]. Po dwóch lunarów w w. XVII. miały i inne miasta polskie, jako to: Lwów, Kraków i Tarnów[868].
Przedmiotem szczególnej troskliwości rządu miejskiego był zegar bijący, na wieży ratusznej umieszczony, który nakręcał zegarmistrz (horologista) i pobierał za ten trud kwartalnie 24 gr., rzadko kiedy 1 złp., osobno na oliwę do zegaru 6 gr.; prócz tego miał wolne pomieszkanie w osobnym domku „zegarmistrzowskim“ w bronie węgierskiej. Na tejże wieży ratusznej w małej izdebce, opatrzonej piecem, czuwał trębacz (tibicinator), wytrębując godziny uroczystości i trwogi. Zwyczaj trąbienia z wieży ratusznej („hejnały“) odległej sięgał starożytności. Już bowiem w r. 1558 znajduję wydatki na trębacza miejskiego. W trzy lata potem (1561) sławetni rajcy miejscy zgodzili na rok niejakiego Józefa Nieszkowskiego, mieszczanina sandeckiego, ażeby wygrywał na surmie[869], czyli szłamai, 3 razy dziennie: o świcie, w południe i na dobranoc; a odzywał się na trąbie po każdem uderzeniu godziny, zaco płacono mu tygodniowo po 20 groszy[870]. W XVII. wieku pobierał on zato miesięcznie 4 złp., czasami 5 złp. 10 gr., rzadko kiedy 8 złp.; miał przytem wolne pomieszkanie w domku „trębaczowym“. Na wypadek ognie budził mieszkańców ze snu przeraźliwem trąbieniem. Przyrządów bowiem do gaszenia ognia, ani straży pożarnej jeszcze wówczas nie znano wcale. O godzinie 10 wieczór dawał znak na spoczynek, wytrębując swą zwykłą pieśń:

Hej panowie gospodarze,
Już dziesiąta na zegarze;
Strzeżcie ognia i złodzieja,
Chwalcie Boga, w nim nadzieja![871]

W epoce Wazów pobierał Nowy Sącz rozmaite dochody, jako to: z „fluitacyi“ czyli spławiania towarów Dunajcem, z arendy trzynastego drzewa[872], z arendy trzeciej miary z młynów królewskich w Sączu, z składnego winnego, z ważnego i burkowego, z wodociągów, z targowego czyli bromnego, z arendy cechy śrotowej, z mostowego[873], z domków u przedmurza zamieszkałych przez komorników, z ogrodu rotatnego, z stawu miejskiego, z postrzygalni sukna, z blechu, z cegielni, z wagi miejskiej; prócz tego: od jateczniczek, przekupek, piekarek, chlebiarek, obarzalniczek, krupiarek; od szewców, rzeźników, kramarzów i sukienników; wreszcie z wydzierżawienia Paszyna, Falkowej, Żeleźnikowej i Piątkowej. Nie świetnie jednak stały owe dochody miejskie, skoro rzadko kiedy pokrywały wydatki. Wykazy statystyczne z przeciągu lat 37, chronologicznie zestawione, przekonają nas o tem najdokładniej.
Pieczęć sądu komisarskiego sześciu miast: Krakowa, Nowego Sącza, Kazimierza, Wieliczki, Bochni i Olkusza, podług dokumentu z r. 1632 z napisem w otoku:
Sigillum Dominorum Comissariorum Sex Civitatum.
Ze zbiorów Wiadom. numiz.-archeolog. w Krakowie.
Rok: Dochody: Wydatki:
1620 1.001 złp. 17 gr. 2.006 złp.  3 gr.
1623 1.24025 1.30911
1626 2.03012 1.668 6
1629 1.274 4 1.545 4
1632 1.36821 1.35319
1635 1.78517 2.16222
1638 2.44325 2.92827
1647 2.64128 3.23320
1648 1.87623 2.404 6
1649 2.197 4 1.991 5
1650 2.49428 2.478 2
1651 2.30829 2.34220
1652 1.21128 1.38815
1653 2.48727 2.53319
1654 1.64424 1.80321
1655 1.55418 1.66413
1656 1.88216 2.025 8
1657 1.11510 1.18520[874]
Ważną rolę w gospodarstwie miejskiem odgrywał „blech“. Wyroby tkackie, szeroko w Nowym Sączu rozpowszechnione, wymagały koniecznie bielenia płócien, czyli blechu (dealbatorium). W XVI. wieku znajdował się blech za kościołem św. Krzyża za rzeką Kamienicą, tuż przy drodze do Gołąbkowic obok dużych stawów. Później jednak, już z początkiem XVII. wieku, przeniesiono go na murawę pola, nazwanego potem Blechantel[875]: był on podle browaru miejskiego za dzisiejszym nowym cmentarzem, na kamieńcu porosłym murawą, bo trawnik chronił płótno przed tarciem o kamienie i żwir; wiatry bowiem poruszały i tarły płótna przywiązane do liny, czemu nie całkiem zapobiegały kamyki ciążadlane. Na trawniku rozkładano płótna, skrapiano je wodą rzeczną lub ogrzewaną w kotłach miedzianych i parę razy prano w foluszu. Folusz składał się z koła wodnego, które dźwigniami, w wał wprawionemi, podnosiło stąpory[876] i upuszczało je na podłożone, wodą opływane płótna, piorąc je i miękcząc. Tuż przy foluszu był jaworowy magiel do maglowania płócien. Blech wypuszczało miasto w dzierżawę „blecharzowi“, pobierając z niego w latach 1616—1646 rocznego dochodu 100—116 złp.; w następnych zaś latach 1647—1650 złp. 128—140, z wyjątkiem tylko roku 1648, który przyniósł zysku 153 złp.

W samym obrębie murów miejskich mieściły się wodociągi z „rurmuzem“, w ciekawy urządzone sposób. Do gorzelni, jak wiadomo, nie każda woda przydatna. Piwowarstwo, a później gorzelnictwo należało do najzwyklejszych gałęzi przemysłu, bo w każdym prawie domu w mieście była gorzelnia lub browar. Wcześnie też poczuło miasto brak dobrej, czystej, słodkiej wody, boć zwykła woda do picia w Nowym Sączu jest słona i saletrna. Dlatego na mocy przywileju Kazimierza Jagiellończyka, wydanego w Krakowie w r. 1465, zbudowano wodociągi (canalia), zapomocą których sprowadzano wodę z gór w Roszkowicach do miasta[877]. Trudności były niemałe, bo dwie rzeczki: Łubinka i Kamienica stały na przeszkodzie. Przez Łubinkę z Roszkowic rury szły dnem, przez Kamienicę, zdaję się, na kobylicach aż do rurmuza, który był za kościołem św. Ducha.
Z rur szła woda do ocembrowanej studni, skąd ją pompowano do góry do ogromnej skrzyni, z której znów rynnami szła do gorzelń i browarów, a rurami do skrzyni miejskiej.
Całe to urządzenie zwano „rurmuzem“, a osobny rurmistrz zawiadywał niem, zaco pobierał tygodniowo 12—15 groszy, prócz tego osobną płacę za nadzwyczajne naprawy rur, mostów itp. W r. 1624 koło wodne o łopatkach wprawiało w ruch pompę o tłoczniach w rurach żelaznych. Woda wytłoczona pięła się na przewyższenie do dębowego koryta, w którem stał długi słup, a raczej rura żelazna, którą się woda pięła wyżej do rynien browarnych.
Mazią lub łojem smarowano koła i czopy wału, a olejem czopy tłoczni i słupca, w którym był tłok, kliny i stoszyby[878] żelazne ze skórą wołową. Rury żelazne przecierano często, a lutowano je ołowiem. Bywały też oblewane cyną. Słupce w studni i u źródeł opatrzone były durszlakami, aby nie przechodziły przez nie liście i inne odpadki drzewa. Cały rurmuz był obudowany i pod zamkiem, a sługa miejski miał tam izdebkę ciepłą o kaflowym piecu.
W roku 1648 sprawiono skrzynię wielką u rurmuza, zamiast szczupłego koryta, należycie spojoną żabkami, utkaną zgrzebiem i zalaną smołą po szparach. Samej smoły wyszło 4 kamienie czyli 128 funtów za 8 złp. Prócz niej była na rynku druga skrzynia dębowa, opatrzona nalewkami drewnianemi do czerpania wody.
W mrozy ciężki ogrzewano wodę w słupcu w osobnych dużych garncach. Kto chciał wody do swego browaru, musiał zapłacić każdorazowo 20 groszy i otrzymywał tak zwany znaczek, czyli „cechę wodną“ (signum aquae), z blaszki zrobioną. W księgach miejskich: Percepta et Distributa 1601—1658, przechowały się dotąd różne wydatki na naprawę wodociągów i rurmuza.
Prócz wygody miasta nie było jednak znacznego zysku z tego rurmuza. W 18 latach, t. j. 1562—1579, przynosiły dochody roczne z rurmuza minimum 69 grzywien 13 gr. a maximum 123 grzyw. 45 gr., czyli 110 złp. 25 gr. do 198 złp. 9 gr.[879]. Nie świetniej przedstawiają się owe dochody rurmuzowe w XVII. wieku. I tak w r. 1620 dochód z wodociągów wynosił zaledwie 81 złp., w następnych zaś latach znacznie się powiększył, jako to: w roku 1626 złp. 187, a w r. 1628 złp. 209. Lecz później znowu się zmniejszył, i tak w latach 1630—1636 dochód wynosił 155—170 złp., a jeszcze mniej w latach 1646—1650, gdyż tylko 104 złp. Przytem wszystkiem były też różne niewygody i szkody, gdyż Kamienica często rury targała lub z kobylicami zabierała, zimą zaś pękały od mrozu. Stąd to często czytam w księdze dochodów miejskich: Signa aquae libera, nulla ob defectum aquae, cechy wodne wolne czyli nie przynoszące dochodu dla braku wody. Innym znów razem zanotowano: „Powódź wielka rury potargała“ — albo „rury jeszcze nie wytajały“. To wreszcie „rury popękały u Roszkowic“ — „dla suchości źródeł w Roszkowicach i w Kamienicy małej wody koło nie mogło się obracać“ — „rury Olbinka[880] potargała“ itp. — Zawsze jednak urządzenie to świadczy o większej staranności w mieście, niż za dni dzisiejszych, gdyż obecnie nie ma tam dobrej i zdrowej wody do picia.
Kiedy właściwie w XVIII. wieku wodociągi w Nowym Sączu ustały, nie przechował się o tem żaden zapisek. Tyle tylko pewna, że szczątki dawnych rur dotrwały aż do najnowszych czasów. Budowniczy miejski, Jan Jenkner, przy kopaniu przed kilkunastu laty fundamentów pod obecny dom pani Sandeckiej w rynku, znalazł w znaczniej głębokości rurę z modrzewiowego drzewa, której żadną miarą nie można było przerąbać; część tej rury do dziś dnia tam jeszcze pozostała w ziemi. Taką samą rurę znaleziono w sąsiednim domu pod progiem przy kopaniu fundamentów dzisiejszego domu pana Sekułowicza (1893 r.). Przy kopaniu kanału przed dzisiejszą szkołą ewangelicką (1893 r.) natrafiono na rurę drewnianą — widocznie pozostałość z dawnego wodociągu.
Te szczegóły naprowadzają jeszcze na inną okoliczność, a mianowicie, iż teren całego właściwego miasta był pierwotnie, co najmniej, o 2 metry niższy; że prawdopodobnie po każdym pożarze rumowisko rozpostarto po rynku i po ulicach, w miarę środków zabrkowano lub przynajmniej posypano szutrem, i to kilka razy, wskutek czego poziom podniósł się o 2 metry przeszło. Jeszcze bardziej tego dowodzi inna nader ciekawa okoliczność, a mianowicie, iż przy kopaniu fundamentów (1893 r.) do nowego probostwa znaleziono w głębokości blizko 2½ metra piec garncarski (!), widocznie więc, iż w tej głębokości niegdyś musiała się znajdować powierzchnia placu obok kollegiaty. W rynku naprzeciwko ratusza, w ulicy Sobieskiego, oraz przy zakładaniu kanału wzdłuż dawnego klasztoru Franciszkanów w głębokości 2½ metra znaleziono 2 pokłady bruku i pokład szutru. Toż samo odkryto przy zakładaniu fundamentów pod nowy ratusz w lipcu 1895 r. A więc najlepszy dowód, że ulice brukowano w miarę, jak na to starczyły środki, a w braku tychże przynajmniej wysypywano szutrem.




Rozdział  IV.
Sądownictwo.

Na mocy prawa magdeburskiego[881], którem rządziło się miasto, najwyższą osobą sądową był wójt, sądzący wszelkie sprawy kryminalne, częstokroć i spory spadkowe, gruntowe i t. p. z 7 ławnikami, z pomiędzy których podwójci miał pierwsze miejsce po wójcie w ławicy. Wójt sądził tylko, lecz nie rządził; w XVIII. wieku bywał on zarazem tekże rajcą miejskim. Sądy odbywały się w ratuszu na dole, gdzie pod izbą radziecką znajdowała się duża izba, zwana „prawem“, a tuż przy niej mała izdebka, dokąd udawali się ławnicy na naradę przed wydaniem wyroku. Obok tychże przypierało więzienie, jużto lżejsze czyli „kabat“, jużto cieższe, ciemne, podziemne czyli „szatława“[882], w którem torturami badano winowajców. Nie było jednak spraw karnych na tyle, aby przez cały rok zatrudniały ławicę, więc tylko w razie potrzeby zwoływano „sąd gajny potrzebny“. Sąd zaś „wielki gajny wyłożony“ zasiadał co kwartał i sądził rzeczy prawne i sprawy sporne. Wójt z ławicą dzierżył „prawo miecza“, t. j. miał nawet prawo karania śmiercią, podlegał jednak burmistrzowi co do rządu miejskiego.
Wszelkie zaś sprawy cywilne, opiekuńcze i kuratelarne sądził burmistrz z rajcami. Wyższą instancyą dla sądów magistratualnych był sąd zadworny asesorski[883] w Warszawie, do którego dalsze odwołanie się dozwolonem było.
W aktach miejskich XVII. wieku nie mało spotykamy wyroków śmierci, z których można sobie wyrobić dokładne i szerokie pojęcie tak o surowości prawa magdeburskiego, jak i całem postępowaniu karnem. Proceder karny tak się zwykł odbywać.
Odstawiony i oddany winowajca przez kogokolwiek[884] w ręce burmistrza, bywał zamykany w więzieniu ratusznem. Tymczasem „instygator“, czyli prokurator urzędu radzieckiego, przeciwko obwinionemu prowadził śledztwo. Jeżeli urząd radziecki uznał sprawę za kryminalną, odsyłano ją do wójta i ławicy. Wtedy to instygator kazał oskarżonego i uwięzionego przystawić do sądu dla przesłuchania świadków, którzy świadczyli nań przez „podniesienie palców prawej ręki do góry“, czyli przez przysięgę. Prześwietna ławica, chcąc się także dowiedzieć o spólnikach zbrodni, pytała winowajcy, kto mu był powodem do zbrodni? Jeżeli obwiniony nie chciał od razu wyjawić prawdy, oddawano go do szatławy. Tam to brano go w „kluby“, t. j. obnażonego kładziono na ławie, wiązano ręce i nogi powrozami, których końce długie zakładano na kluby, jedną u podłogi, drugą u powały przeciwległej ściany i wyciągano go w stawach, zwyczajnie do trzeciego razu. Jeśli i to nie poskutkowało, palono mu następnie boki pochodniami albo świecami jedno, dwu a nawet trzykrotnie, lub też kat (tortor) bryzgał żar płonącej siarki na piersi jego. Przy tych czynnościach kat popijał wódkę, ażeby nie budziło się w nim poczucie litości; podawano ją do picia i winowajcy, ażeby się nie lękał. Męczeni złoczyńcy mawiali zwykle: „Choćbyście mnie panowie na proch spalili, nie powiem nic więcej, bo nie wiem, i z tem gotów jestem iść na straszny sąd Boski.“ Stosownie do zeznania świadków i przyznania się do winy samego zbrodniarza, sąd gajny wójtowski ławniczy wydawał ostateczny wyrok, mocą którego winowajcę skazywał czy to na rózgi pod pręgierzem[885], czy też na karę śmierci.
W księgach wydatków miejskich znajduję często wzmiankę o tem postępowaniu karnem. Tak n. p. w r. 1634 „przy męczeniu Bartosza Nieścierada, który ukradł kielich i patynę i wiele innych rzeczy kościelnych, wydano na samą gorzałkę 15 gr.; na świece do męczenie tegoż złoczyńcy, którego palono za świętokradztwo, 20 gr.; instygatorowi urzędowemu 3 złp.; cechom za posłuszeństwo, którzy tego zbrodniarza prowadzili na miejsce stracenia, na gorzałkę 12 gr.; urzędowi wójtowskiemu, który był przy mękach pomienionego złoczyńcy, za pracę dało się za garniec wina 1 złp. 18 gr.; mistrzowi od ścięcia i spalenia złoczyńcy Nieścierada 3 złp. 6 gr.“[886]. Podobnie w r. 1649 czytam: „Na świece do tortur po 3 razy 18 gr.; gorzałki do szatławy, gdzie tortury były, kwart 3 po 14 gr. = 1 złp. 12 gr.; na świece, siarkę i gorzałkę do więźniów 24 gr.“[887].
Do karania i tracenia zbrodniarzy trzymało miasto swego własnego kata czyli „mistrza“. Za prace i trudy płacono mu tygodniowo zwykle 24 gr., czasem 1 złp., a najwyżej 1 złp. 15 gr. Od egzekucyi czyli tracenia dostawał osobno 1—4 złp., a niekiedy nawet 6 złp. Zdarzało się jednak nieraz, że mistrz sandecki wyniósł się dobrowolnie albo też uciekał z miasta; w takim razie sprowadzano „mistrza nowotnego“ w jego zastępstwie z Biecza, gdzie istniał jedyny w całej Polsce cech katowski[888], który uczył okrutnego rzemiosła swego i wyzwalał na mistrzów. Pełno o tem zapisków w księgach wydatków miejskich. Tan n. p. w kwietniu 1649 r. burmistrz Floryan Benedyktowicz posłał do Biecza po mistrza sługę wójtowskiego. Przyjechał on niebawem kosztem miasta i zabawił tu przez 10 dni. Na utrzymanie i ugoszczenie jego wydano przez ten czas 16 złp. 26 gr. 9 den., a kiedy go odsyłano do Biecza, dano mu jeszcze za pracę na drogę 26 złp.[889]. Jak zaś surowo karano za różne zbrodnie i w jaki sposób, objaśnią nam najlepiej niżej przytoczone fakta.
Dnia 23. stycznia 1653 r. z polecenia urzędu radzieckiego wyprowadzono z więzienia ratusznego Tymka Płocha z Boguszy, oskarżonego przez niewiernego żyda Marka, i z powodu rozboju stawiono przed sądem wójtowskim ławniczym. Badany pilnie i przesłuchiwany, dobrowolnie zeznał, że ich siedmiu napadło na pana Stanisława Rogalskiego w karczmie w Kamionce, poczem udali się do Nawojowej i obrali żydówkę. Instygator urzędu radzieckiego przedstawił i prosił prześwietnej ławicy, ażeby oddano go na tortury dla lepszego zbadania prawdy. Sąd wójtowski ławniczy, rozważywszy Płocha dobrowolne zeznanie, dla lepszego jeszcze zbadania prawdy, kazał go podać na męczarnie oprawcy. Trzy razy na torturach rozciągany i trzy razy ogniem przypiekany, zeznał, że spólnicy jego: Prokopczak trzymał Rogalskiego, a Łazarczyk krzesał ogień nad jego głową. Nakoniec na żądanie instygatora wyprowadzono też z więzienia ratusznego Jarosza Płoszka i Fedora, syna sołtysa, spólników tejże zbrodni, którzy na torturach to samo wyśpiewali.
Tymczasem wyrok sądowy odłożono do 31. stycznia. W tym to dniu sąd wójtowski ławniczy, zważywszy wszystko należycie, że Płoch, zapomniawszy bojaźni Bożej i miłości bliźniego, ani obawiając się surowości prawa, śmiał napadać w nocy na różne miejsca i osoby: Przeto ażeby inni strzegli się podobnych zbrodni, rozkazał ćwiartować Płocha na cztery części[890]. Dwóch zaś wspólników jego: Jarosza i Fedora sąd wielki gajny wyłożony skazał 10. lutego najprzód na ćwiartowanie na 4 części, a następnie na ścięcie pod szubienicą za murami miasta.
Szymon Szymoła ze Słupia, zbójca z „bursy“, czyli bandy nawojowskiej herszta Jachny, napadł na szlachetnego Sebastyana z Rozkowian[891] Zboraja, wiozącego widno do Nowego Sącza. Zboraj poznał go później i ujętego przystawił do urzędu radzieckiego 14. czerwca 1654 r. Oddany sądowi wójtowskiemu Szymoła zeznał, że ich było 14 w tej kompanii, co rozbijali na Beskidzie nad Roztokami. Następnie wzięty na tortury, dwa razy był rozciągany i ogniem przypiekany — lecz gdy po drugiem rozciąganiu zemdlał, odłożono męczenie na następny dzień. W poniedziałek przed św. Janem Chrzcicielem zapadł na niego ostateczny wyrok: „Podług prawa, wydanego przeciwko publicznym rozbójnikom i gwałcicielom spokoju publicznego, ma być ćwiartowan na 4 części przez kata na miejscu zwykłem tracenia, mocą niniejszego dekretu[892].
Jakób Kozarczyk, niegdyś sługa Imci pana Wiernka z Witowic, popełnił poprzednio różne kradzieże u swego pana. W marcu 1655 r. zakradłszy się do kościoła kollegiackiego w Nowym Sączu, pobrał srebra, zawieszone na obrazie Matki Boskiej Różańcowej, tabliczki, serca, koronę, perły i inne drogie ofiary. Znaleziono je niebawem przechowane u matki jego, Zofii Kozarczykowej, i u Marcina Czeleja w Małej Wsi, tuż pod Nowym Sączem za mostem na Dunajcu. Sąd wielki gajny wyłożony wójtowski ławniczy wydał z początkiem czerwca na obwinionych następujący wyrok: „Jakób Kozarczyk jako świętokradca skazany jest na stos niniejszym dekretem, aby był spalon, nie żywcem jednak.“ Kat za ścięcie i spalenie dostał złp. 6, miecznik zaś od chędożenia miecza gr. 6[893].
Młodszy brat jego Paweł miał także głowę nałożyć za udział w zbrodni, ale orędownictwo litościwych osób szlacheckich i duchownych spowodowało ulgę. Odebrał tylko 30 rózg pod pręgierzem. Marcin Czelej odebrał ich 40, a matka Zofia Kozarczykowa zato, że synowskie kradzieże przechowywała i tem samem do dalszej zbrodni pochop dawała, musiała wytrzymać chłosty 15 rózg i to na miejscu tracenia, aby wiedziała, że się przyczyniła do hańby i śmierci dziecka swego[894].
Stanisław Ciurka alias Mieracki z Rokicin usługiwał po różnych dworach za woźnicę, przyczem dopuszczał się publicznych rozbojów: napadał na dwory i kościoły, ludzi żelazem zabijał lub ogniem przypiekał i inne niemoralne gwałty i okrucieństwa popełniał. Pomagali mu w tej niecnej robocie: Melchior Kuchciak z Dobrej, Jakób Kowalczyk z Bystrej i Kasper Wnęk ze Skrzydlnej. Skoro po niejakimś czasie rzecz cała na jaw wyszła, doniósł o tem do urzędu radzieckiego Mikołaj Podoliński, rotmistrz krajczego koronnego[895]. Sprawę tę oczywiście oddano sądowi wójtowskiemu, a ten, przesłuchawszy świadków 11. czerwca 1657 r., skazał zaraz następnego dnia Kowalczyka i Wnęka na ścięcie, jako spólników rozboju. Mierackiego kazał powiesić na żelaznym haku, a Kuchciaka ćwiartować na 4 części na miejscu zwykłem tracenia, mocą wyroku wydanego we środę przed św. Janem Chrzcicielem[896].
W tym jeszcze roku (1657) Jan Kościelniak z Tylmanowej, poddany klasztoru starosandeckiego, za publiczne rozboje, a mianowicie, że ludzi rozbijał i ogniem przypiekał — był najprzód szarpany rozpalonemi kleszczami na 4 części, trzy razy na rynku miejskim a czwarty raz przed brama miejską — potem na miejscu tracenia na 4 części ćwiertowany — nakoniec głowę mu ucięto i na szubienicy zatknięto[897].
W r. 1664 Piotr Bartyzelik, Rusin z Nowejwsi, za rozboje został skazany na ćwiartowanie i powieszenie na szubienicy. Kiedy mu już odczytano wyrok śmierci, zeznał: „U Iwana Susza, komornika z Nowejwsi, mam łyżkę srebrną, którą oddają na mszę św. za duszę moją wielebnemu ks. Stanisławowi Kossowskiemu, wikaremu sandeckiemu, żeby mszę św. odprawił“[898].
Tegoż roku (1664) Marcin młynarz, sługa Stan. Stadnickiego z Kruźlowej, pojmał i przystawił do sądu wójtowskiego Krzysztofa Papugę zato, że go okradł i zabił Stefana młynarczyka, z którym szedł w drogę. Ogłoszono mu następujący wyrok: „Chociaż za tak wielkie zbrodnie na daleko większe zasłużył kary, jednakowoż, łagodząc sprawiedliwość, orzekamy: Zato, że dobrał kluczy do skrzyń i nocą okradł Marcina młynarza i zabił Stefana młynarczyka, ma być ćwiartowan na 4 części w miejscu tracenia. Zato zaś, że łupał ule pszczele, ma być do pala przybity, a wykrojony pępek i koniec jelita prowadzony około pala, na któryby wysnowały się jelita jego. A za złodzieństwa mają być na szubienicy rozwieszone części jego.“ Po ogłoszeni wyroku zeznał: „Kupiłem sobie suknię morawską barszczową za złotych 7, którą zastawiłem we trzech złotych za obwarzanki w Zabełczu w chałupie podle karczmy. Tę suknię oddaję księdzu Stan. Kossowskiemu, spowiednikowi memu teraźniejszemu, na msze św.“[899].
W tym jeszcze roku (1664) Szymon Żelazko, piwowar z Tęgoborzy, zabił Józefa Klimczyka, włodarza dworskiego w browarze, o czem zeznawali świadkowie w grodzie sandeckim. Sąd wójtowski ławniczy skazał go na ćwiartowanie, a za kradzież potajemną części jego wraz z głową powieszone być miały na szubienicy. Po ogłoszeniu wyroku zeznał: „Mam 5 krów, z których jedną ks. Stan. Kossowskiemu, wikaremu sandeckiemu, spowiednikowi memu teraźniejszemu, na msze św. oddaję, żeby za duszę moją odprawił; a 4 krowy żonie z dziećmi i wszystką chudobę moją, bo to moja ciężka praca wszystka; którą krowę powinna mu żona moja oddać jako najprędzej, żeby za duszę moją dobrze czynił“[900].
W r. 1669 Urban Krupa z Klikuszowej, wyprowadzony z brudnego więzienia na ratuszu sandeckim i uwolniony od kajdan, zeznał: „Od harników wzięty przez gwałt z szałasu miejskiego, byłem na szałasie Maćkowym, któregom już przejednał; przyznaję i z tem na straszny sąd Boży gotówem pójść, i jeżeli nie będzie miłosierdzia Waszećiów poczekać mi jeszcze do przyjścia brata mojego, tedy proszę o śmierć ściętą — albo żeby która z dzieweczek mnie uprosiła, której będę dożywotnim przyjacielem“[901]. Wzięty na tortury i ogniem przypiekany wypierał się, że nie był na szałasie Szymczyka, a zeznał, kto był. Sąd wójtowski ławniczy, w tej tak zawiłej sprawie (in causa tam perplexa) chcąc się namyśleć nad wydaniem wyroku, uchwalił, ażeby go w lżejszem więzieniu, kabat zwanem, związano żelaznymi łańcuchami i zatrzymano. Zaręczyli jednak zań w grodzie sandeckim sąsiedzi z Klikuszowej, więc został uwolniony[902].
W r. 1677 Błażej Kuzel, zbójca z Kamienicy, co szczypą boki ludziom przypiekał, otrzymał taki wyrok: „Ażeby mu, jako starszemu i dawniejszemu rozbójnikowi, zdarto skórę z grzbietu pod pręgierzem młyńskim i żywcem spalono.“ Stefan Woźniaczek zaś z Moszczenicy, jako świeży rozbójnik, był ćwiartowany na 4 części w końcu na szubienicy powieszony[903].
Za mężobójstwo, zwłaszcza krewnego, odcinano złoczyńcy prawą rękę i przybijano do szubienicy, wkońcu ścinano go na rynku pod pręgierzem. W r. 1657 Wojciech Sroka z Łęki, wskutek zażyłości i przyjaźni z inną osobą, udusił swą własną żonę, Dorotę Fejdrużankę, i uduszoną utopił w stawie. Podpatrzył go wtem jego szwagier Fejdrużka z Librantowej i doniósł do Sącza. Sąd wójtowski ławniczy, przesłuchawszy obwinionego, zawyrokował: „Ponieważ Wojciech Sroka, jak sam osobiście zeznał, dopuścił się podwójnego hańbiącego czynu przeciwko Boskim i ludzkim prawom, przeto żeby się świętej sprawiedliwości zadosyć stało a inni podobnych warowali się zbrodni, mocą niniejszego dekretu ręka prawa ma mu być ucięta w brami miejskiej, a potem ma być ćwiartowan na 4 części w zwykłym miejscu tracenia“[904]. — W r. 1666 Piotr Turkot, prawując się o czwartą część ojcowizny swojej z stryjem, Janem Turkotem z Łomnicy, obuchem siekiery uderzył go w głowę i powalił na miejscu. Z wyroku sądu wójtowskiego odcięto mu najprzód prawą rękę i zawieszono na szubienicy, następnie ścięto go na rynku przed szubienicą[905].
Za dzieciobójstwo żywcem topiono w wodzie i grzebano na brzegu rzeki. Tak n. p. w r. 1668 Zuzanna, córka Jana Klimczyka z Zatoki, za zbrodnię dzieciobójstwa otrzymała wyrok: „Ażeby tego rodzaju zbrodnia zabójstwa na ciele i duszy nie pozostała bezkarnie, a innym do popełnienia podobnych zbrodni droga zamkniętą była — ma być żywcem od kata w wodzie zanurzona i pochowana razem z uduszonem dzieckiem na brzegu rzeki.“ — W podobny sposób straconą została na brzegu Dunajca Regina, wdowa z Białejwody, we środę po św. Franciszku w r. 1682[906]. — Karano też śmiercią białogłowy za utratę płodu.
Za okradanie kościołów albo podpalanie budynków palono zwykle na stosie drew: Tak n. p. w r. 1638 Kubernacik z Łęki od Żabna i Matyasz, drab z Brzozowej od Ciężkowic, łupili same kościoły. Zostali zato do pala przywiązani, a wokoło ogniem obłożeni, powoli żywcem gorzeli[907]. — W roku 1666 Jan Storczysta, rodem z miasteczka Mstowa, były kościelny farny, za okradzenie kościoła św. Mikołaja w Nowym Sączu na przedmieściu węgierskiem, został jako świętokradca skazany na spalenie na stosie drew. — W r. 1669 Tomasz Miloński, żebrak kościelny, rodem z Bobowej, za okradzenie obrazu różańcowego w farze sandeckiej, spalony na stosie w sobotę przed św. Trójcą. — Sebastyan Januszowski, cieśla z przedmieścia, robiąc około kościoła Franciszkanów, przystawił drabinę do okna, spuścił się po niej do kościoła, gdzie w kaplicy Przemienienia Pańskiego skradł tabliczki srebrne. Innym znów razem, ukrywszy się w kościele farnym, skradł koronę Panu Jezusowi z ołtarza, a z obrazu różańcowego co się tylko dało. Został zato wyrokiem sądu wójtowskiego spalony od kata na stosie drew za bramą węgierską, na brzegu Dunajca, w sobotę przed św. Elżbietą o godzinie 22 (6 popołudniu) w r. 1675. — Wawrzyniec Temberski, jawny złodziej, co okradł wikarego kollegiaty, skazany na śmierć, uciekł z miejsca stracenia. Po trzech dniach jednak schwytany i ścięty tamże w r. 1680, a miał być powieszonym. — Paweł, syn niewidomego ojca, za podpalenie gumien pani Katarzyny Dembińskiej w Rybiu, zginął na stosie we wtorek po Trzech Królach w r. 1668[908].
Wspólników kradzieży skazywano zwykle na rózgi, które wyliczał kat, a czasami słudzy miejscy na rynku pod ratuszem lub pod pręgierzem. I tak w r. 1665 Szczęsny Bednarczyk za wspólnictwo w kradzieży taki otrzymał wyrok: „Ponieważ jest podeszłego wieku, a namowami dał się nakłonić do spółki w kradzieży, przeto 50 rózgami od sług miejskich publicznie na rynku ma być oćwiczonym.“ — W r. 1666 Adam Janesik z Chomranic, syn klechy czyli kościelnego, za kradzież zboża z boiska został przywiązany do pręgierza, a kat wyliczył mu 30 rózg. — W r. 1672 Sebastyan Kuźma za różne kradzieże dostał pod pręgierzem 100 rózg. — W r. 1676 Jędrzej Wróbel alias Łacny za drobne kradzieże uwolniony od kary śmierci, dostał od kata na Biskupiem 30 rózg[909].
Kobiety nierządnego życia chłostano zwykle przed pręgierzem, ostrzygano im włosy, a potem wyprowadzano je z miasta przy zapalonych pochodniach; stąd to powstało wyrażenie „wyświecony“, które ludziom złego życia dają. Zapiski w księgach wydatków miejskich, wspominając o wyświeceniu z miasta, lakonicznie się wyrażają: „Mistrzowi, co jedną białogłowę z miasta wyświecał za pewny eksces, 1 złp.“; albo „mistrzowi, co niewiastę chłostał u pręgi i wyświecał z miasta, 24 gr.“ W roku zaś 1649 zanotował Jan Krzyżanowski, burmistrz: „Bednarzowi i malarzowi za spodnicę dla luźnych niewiast 3 złp. 10 gr.“[910]. Zato akta ławnicze przechowały nam następujący dosyć szczegółowy opis wypadku takiego „wyświecenia“ i jego powodów.
W roku 1649 nadciągnęła do Nowego Sącza na leże zimowe chorągiew pancerna Konstantego Lubomirskiego, starosty grodowego sandeckiego, pod wodzą Imci pana Pawła Borzęckiego, porucznika. Chorążym jej był od lat 15 Jędrzej Krukiernicki. Niósł on znak chorągwiany: srebrem tkaną Śreniawę na czerwonem polu, i wjechawszy do miasta wśród odgłosu trąb, stanął na rynku, a za nim równały się szeregi towarzystwa i pocztowych. Co żyło w mieście, wysypało się tłumnie, chcąc oglądać pancernych pana starosty, słuchać głosu trąb i podziwiać dobosza, jak przewiesiwszy na karku konia maluchne swe kotły (żele)[911], bił w nie pałeczkami, to w jeden to w drugi.
W pierwszej części rynku sandeckiego od strony Dunajca były główne gospody miejskie. Na rogu: Stanisława Olszyńskiego, rajcy i kupca zamożnego, gdzie najdroższych korzeni i win, jako to małmazyi i petercymentu[912] można było dostać. Dalej była gospoda Marcina Oleksowicza, gdzie było podostatkiem sukien i drogich materyi, począwszy od holenderskiego falendyszu aż do czchowskiego pakłaku, od tureckiego altembasu[913] i weneckiego muchairu[914] aż do prostego kiru podszewkowego. Trzecią z kolei była kamienica i gospoda Cichoński. Nie miała ona kramów bogatych w korzenie lub bławaty, miała tylko wina w piwnicy, a jednak jej gospoda wielce była uczęszczaną od szlachty, jużto przez swój rozgłos starodawny między ludźmi, już też przez ujmowanie sobie gości, boć nikt nad nią nie umiał tak przywitać, usłużyć i ugościć. I nie dziw! trzech mężów pochowała, a czwarty ją odbiegł, miała więc doświadczenie wielkie, umiała się z ludźmi obchodzić i gości sobie przynęcać. Wspólnie z nią mieszkały dwie owdowiałe córki: Regina Myślińska i Zofia Białakiewiczowa, której jeszcze łzy nie oschły po niedawno pogrzebanym mężu. Za Cichońką była zaraz kamienica Stanisława Widza, kupca podeszłego wiekiem; w niej właśnie przygotowano gospodę panu chorążemu. Jędrzejowi Krukiernickiemu, wspólną zaś gosposią chorągwi pancernej obrano Zofię Cichoniównę, wdowę po Białakiewiczu.
Usłużna i obrotna gosposia wnet zjednała sobie zaufanie i miłość pana chorążego. Ludzie głośno o tem poczęli mówić po całem mieście, podpatrzyli ich i do urzędu miejskiego donieśli. Poważny wiekiem i zacnością, Stanisław Kopeć, wniósł na radzie, aby koniec położyć zgorszeniu i rozpuście. Odwołał się na ludzi, iż Cichoniówna, zapomniawszy na przykazania Boskie i wstyd niewieści, mieszka z chorążym, jakby żona z mężem; że wszędzie po mieście pełno opowiadania o jej występkach. Napominał panów rajców, aby tego nie dopuszczali w mieście i też Cichoniównę, a osobliwie jej matkę niecnotliwą, ostro ukarali, by snadź Bóg sędzia sprawiedliwy dla jej zbrodni nie ukarał całego miasta[915]. Rajcy mieli szczerą chęć do tego, ale obawa zemsty pancernej szlachty przemogła na razie. Nadaremno Kopeć po kilkakroć wniosek swój ponawiał i zemstą nieba groził!
Pancerni zaś hulali sobie w najlepsze, uczta za ucztą, taniec za tańcem! I byłoby to trwało Bóg wie jak długo, gdyby nagły wypadek nie przerwał tej hulaszczej zabawy. Nad spodziewanie przyjechał do Sącza kozak na spienionym koniu i przywiózł Uniwersał, aby wszystko wojsko koronne zabierało się w pochód przeciwko Bohdanowi Chmielnickiemu. Oddał pismo burgrabiemu, a za chwilę popędził goniec do Nowego Targu i Lubowli z rozkazem niezwłocznego ściągania się wojska, po stacyach rozłożonego. Chorąży Krukiernicki ocknął się na odgłos wojennej trąbki, krew polska zawrzała w sercu poświęceniem i miłością ojczyzny, a miłość ku Cichoniównie ustąpiła miejsca szlachetniejszym uczuciom. Co tylko miał drogiego: pieniądze gotowe, ozdoby złote i srebrne, klejnoty, szaty zbyteczne, wszystko spakował w dwie spore skrzynie i zamknąwszy, oddał klucze Zofii Cichoniównie.
Nazajutrz rano zabrzmiały trąby i żele, błysnęły pancerze i bandolety; ładownice srebrnokute adamaszkowe, czerwone i czarne, o zakład migały z cętkami[916] pasów i różami węgierskich pochew i szabel; a srebrna Śreniawa Lubomirskich drgała i dygotała od świeżego powiewu wietrzyka, jak żałosne serce Zofii Cichoniównej. W towarzystwie matki i siostry odprowadziła chorążego na pierwszą stacyę, skąd, pożegnawszy się z nim, ze łzami wróciła.
Jędrzej Krukiernicki poległ na wojnie w r. 1651, a sługa jego, Wawrzyniec Kożmiński, z pozostałościami i świadectwem prosto z pobojowiska pojechał do wdowy jego, gdzie opowiedział jej, że nieboszczyk w Sączu u Cichoniównej zostawił rzeczy swoje. W połowie sierpnia 1651 r. pani chorążyna, Krukiernicka, podążyła do Nowego Sącza wraz bratem swym ciotecznym, Samuelem Lipnickim, i czeladzią nieboszczyka męża, aby pomścić zniewagę małżeńską i odebrać zostawione mienie. Zastała kufer otwarty i bez pieniędzy. Pani Krukirnicka wywiedziała się też o miłostkach nieboszczyka męża i pozwała Cichoniównę, a świadkowie zeznali, jako podglądnęli miłostki[917]. Zazdrosna chorążyna nazwała ją małpą, zwodnicą, żądając koniecznie ukarania. Jakoż sąd ławniczy potępił ją i wydał wyrok następujący:
„Aby zbrodnie podobne, jako cudzołostwo i porubstwo, nie uchodziły bezkarnie, obwiniona będzie chłostaną u pręgierza trzydziestoma rózgami na ciele swem przez kata publicznie. Po otrzymanej zaś chłoście przez tegoż kata z miasta wyświeconą będzie, a po wypędzeniu, pod ucięciem głowy, nie bliżej jak o trzy mile od miasta mieszkanie obrać sobie może.“
Wyrok ten wykonano 1. września 1651 r. Zawdziano na nią spodnicę drewnianą z pomalowanymi dyabłami. Kat, chłostając po tej spodnicy, prowadził ją aż za bramę miejską ku szubienicy. Tam zdjął z niej spodnicę i zapalił wiązkę słomy, mówiąc, że jeżeli się poważy wrócić do miasta, spłonie jak ta słoma[918].
Na wygnaniu poślubiła wyświecona Cichoniówna Tomasza Tragowicza, a niebawem ułaskawił ją król, wydając pismo następnej treści:
„Jan Kazimierz z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski... szwedzki dziedziczny król.“
„Wszem w obec i każdemu z osobna, komu przynależy, oznajmiamy niniejszym listem. Iż za wstawieniem się do Nas pewnych senatorów i urzędników Naszych królewskich za sławetną Zofią Cichońką, sławetnego Tomasza Tragowicza, mieszczanina sandeckiego małżonką prawą, wzruszeni jej znękaną dolą, sprzyjać jej umyśliliśmy, ażeby dla pewnej, zadanej sobie zbrodni, z miasta wygnaną i wywołaną, z pełni prawa Naszego królewskiego do pierwotnego stanu i kondycyi przywrócić: bezecność na nią, w sądzie wójtowskim nowosandeckim wyrzeczoną, znieść. Jakoż przywracamy i znosimy niniejszem pismem Naszem, i rzeczoną Zofię Cichońkę, żonę Tragowicza, od bezecności wolną i oczyszczoną, do praw i wolności, jakich dawniej używała, przywracamy; i do pierwotnego stanu zniósłszy plamę bezecności, wygnania i wywołania, przywracamy, tak żeby na później nikt jej tego nie śmiał zadawać ani wymawiać, pod karą 100 złotych węgierskich. Co podajemy do wiadomości wszystkich, szczególnie zaś urzędu nowosandeckiego, aby ją przy tem ułaskawieniu Naszem i przywróceniu do czci w zupełności utrzymali i o utrzymanie tegoż u innych starali się. Dan w Warszawie 23. czerwca 1653 r.“[919].
Wiek XVII., pomimo znacznej oświaty, miał także swoje ujemne strony. Ciemnota wiała tysięcznymi przesądami i zabobonami, od której nie tylko lud prosty, lecz i mieszczaństwo nie było wolnem. Wierzono dość powszechnie w istnienie czarownic i palono je żywcem na stosie[920], jak tego dowodzi wypadek następujący. W r. 1646 Magdalena z Olszyńskich, żona Szymona Wolskiego, aptekarza, zapadła na zdrowiu i wszystkie środki lekarskie okazały się bezskutecznymi na boleści, jakich doznawała w członkach. Ulegając prośbom niewieścim, udała się po radę do Reginy Oleksowej, słynnej z leczenia czarów i postrzału dyablego, t. j. srogiego bólu w palcu. Uczony aptekarz, widząc gusła i zabony, z jakimi czrownica przystępowała do rozpoznania choroby, śmiał się, aż sobie czapką gębę zatykał. Lecz wnet ucichł i zatrwożył się, bo tragarz powały, pod którym siedział, zaczął trzeszczeć okrutnie! Przerażony i przekonany wrzekomo o bytności istnego dyabła, pochwycił żonę i uprowadził[921]. Czarownicę zaś oskarżył i był powodem spalenia jej żywcem na stosie w styczniu 1647 r. Mistrz, który egzekwował dekret, dostał 2 złp.[922].
We wrześniu 1670 roku toczył się długi kryminalny proces Elżbiety Stepkowicowej, żony murarza sandeckiego, Marcina Stepkowica, oskarżonej o czary. Postawieni świadkowie między innemi rzeczami zeznawali, że trzymała u siebie trupią głowę, którą rzucała o mur niedokończonego kościoła na Biskupiem[923]; że różne plugastwa wylewała na drogi krzyżowe (rozstajne), aby tem bardziej szkodzić ludziom, mieszkającym w mieście; że psowała ludziom warzenie gorzałki, tak iż miasto gorzałki woda tylko biała płynęła z garna. Długi ten proces i śledztwo obejmuje stron 21 in folio; jest tam również obszerna wzmianka o paleniu czarownic w Grybowie i Ropie. We środę po św. Franciszku 1670 r. zapadł na nią wójtowski ławniczy wyrok: „Ażeby podobne zbrodnie czarowania i sztuczek dyabelskich nie uchodziły bezkarnie, przeto Elżbieta Stepkowicowa ma być żywcem spalona na stosie drew na brzegu Dunajca.“ Wykonano ów dekret o godzinie 18[924] (2 po południu).
Za niektóre większe wykroczenia skazywano na banicyę (bannito, proscriptio) czyli wydalenie z miasta. Otóż i tego znajdujemy liczne przykłady. Na samym schyłku XVI. wieku słynął z rozlicznych awantur Stanisław Janik, rajca i kupiec sandecki. Między innemi zabił on dziada (żebraka) dla 30 grzywien; pobił i posiekł Zofię Kłodawską i jej syna Wincentego w ulicy polskiej przed domem Jana szklarza; z skarba miejskiego pobrał potajemnie przywileje miejskie, które Chwalibogowie znaleźli potem; Jakóba Klimczyka gwałtem porwał na przedmieściu niedaleko bramy młyńskiej, zawiózł do lasu w Piątkowej i o mało tamże nie zabił; panią Wałowiczową, za jego powodem, zbóje napadłszy, zastrzelili, przyczem kula dziewkę służebną ugodziła w głowę; jawnie na ratuszu mówił: „kiedy będę burmistrzem, pokrwawię chustkę, a na kogo mam złość, powiem, że mi dał w gębę i każę go ściąć“; na Klimczyka zbójców nawodził, jak świadczy o tem zeznanie dwóch zbójców, ćwiartowanych w Sączu; pana Kosteckiego w Starym Sączu w dwanaście koni najechał, a nie znalazłszy go, ryby mu zabrał i zabić go poprzysiągł; Majchura (Melchiora) balwierza nakłonił do fałszywej przysięgi.
Akta grodzkie i miejskie sandeckie z lat 1590—1601 wymieniają 53 rozmaitych skarg na Janika o różne przestępstwa, oszustwa i niemoralne wykroczenia.
Po uśmierzeniu morowej zarazy w styczniu 1601 r., wracał ład i porządek do kraju. Urzędy i sądy ustalały i ustrajały się na nowo. Z ramienia królewskiego zjechał do Nowego Sącza Stanisław Lubomirski, starosta grodowy, aby przywrócić porządek, chwilowo przerwany. Przedsięwziął on nowe wybory. Najprzód w miejsce dwóch zmarłych rajców: Żmijowskiego i Zabłotnego, zamianował nowych. Potem zważając, iż Janik i Klimczyk, kłócąc się ustawicznie z sobą, zaniedbują swych obowiązków, mocą swej komisarskiej powagi złożył ich z radziectwa, innych natomiast ustanawiając. Klimczyk, przeciw temu protestując, zaniósł skargę na starostę o niesłuszne odjęcie urzędu[925]. Sąd zadworny rozpatrzył się też w sprawie z Janikiem, a widząc tak jawne poszlaki i dowody, rozkazał go uwięzić.
Imci pan Piotr Biernacki, dzierżawca Rybnia, dowiedziawszy się o wyroku, pospieszył na ratusz i wobec zwołanego pospólstwa zażądał, aby niezwłocznie związano i uwięziono Janika. Ulegając powadze szlacheckiej, mieszczanie przystali na to, a uchwałę odnośną, z dnia 30. sierpnia 1601 r., zaczął pisarz już wpisywać do księgi. Lecz stronnicy Janika, chcąc go ocalić, wystąpili z obroną praw miejskich przeciwko szlachcie, zaprzeczyli powadze zgromadzenia i żądali wyraźnego rozkazu królewskich sądów. Pisarza zniewolili zmazać zaczętą uchwałę[926], a tymczasem Janik uciekł!
W połowie września 1602 r. zjechał do Nowego Sącza Imci pan Hieronim Cielecki, komisarz królewski, w celu przeprowadzenia śledztwa z Klimczykiem, króry już poprzednio wytoczył cały szereg skarg i domagał się ukarania Janika. Po ukończeniu śledztwa panowie rajcy napełnili podróżne puzdro pana Cieleckiego pięciu garncami starego wina i pożegnali go. Skutek tego ostatecznego śledztwa był prędki i rozstrzygający. Z końcem października zapadł następujący wyrok królewski:
„Zygmunt III. z Bożej łaski król polski, wielki książe litewski... szwedzki dziedziczny król.“
„Wszem w obec i każdemu z osobna, komu to wiedzieć należy: wojewodom, kasztelanom, starostom i wszystkim innym urzędnikom ziemskim; burmistrzom, wójtom, sołtysom, tak Naszych jako i duchownych i szlacheckich jakichkolwiek dóbr obywatelom, a mianowicie staroście Naszemu sandeckiemu i urzędowi tamże miejskiemu oznajmujemy i wiadomem czynimy.“
„Miał sprawę przed sądem Naszym assesorskim niejaki Stanisław Janik, mieszczanin sandecki, z sąsiadem swym Jakóbem Klimczakiem Grabskim, o gwałtowne tego Klimczyka pojmanie, przy której sprawie pokazane były na tego Janika rozboje albo powołania o nie z wielu miejsc. Zaczem, gdy od sądu assesorskiego do urzędu marszałkowskiego, należnego takim sprawom, ten Janik był odesłan i przez urząd marszałkowski dan do więzienia miejskiego; nie czekając urzędowego rozsądku i nie sprawiwszy się, owszem, czując się podobno winnym w tych rozbojach, uciekł z więzienia. Czem sam siebie osądził i winnym się znalazł. Ponieważ wiele Nam na tem zależy, aby występki nie zostały bez karania, a zwłaszcza rozboje i rozbójnicy, którzy są ludzkiego towarzystwa i bezpieczeństwa nieprzyjaciele. Napominamy wszech w obec Uprzejmości i Wierności Wasze, a mianowicie urzędom wszelakim rozkazując, ażeby, gdziebykolwiek ten to człowiek zastan był, wszędzie go imano i do więzienia brano. A osobliwie, żeby pomienionemu uczciwemu Jakóbowi Klimczykowi Grabskiemu, mieszczaninowi sandeckiemu, który najazd i rozbój od niego cierpiał i do wielkiej szkody przyszedł, do pojmania onego pomoc dawana była. A za pojmaniem jego, żeby był w więzieniu dobrze opatrzonym do dalszej nauki i informacyi Naszej. Jeśliby też w jakim prywatnym domu u któregokolwiek szlachcica był znalezion, aby i tam nie cierpiąc go, do urzędu bliższego grodzkiego albo miejskiego był zarazem wydan. Dla łaski Naszej i pod winami o przechowywanie złoczyńców w prawie opisanemi inaczej nie czyńcie.“
„Dan w Krakowie 23. października R. P. 1602, panowania królestw Naszych polskiego XV., szwedzkiego IX. roku. Zygmunt Król.“[927].
Wskutek tego wyroku wykreślono Janika z grona mieszczan sandeckich, a tym sposobem ustały awantury jego.
Podobnych faktów znajdujemy nie mało, zwłaszcza w XVII. wieku, który, obok wysokiej religijnej kultury, był zarazem wiekiem rozlicznych i niesłychanych wybryków i zbrodni.
Kazimierz Gliński, rajca sandecki, różnych dopuszczał się przestępstw. W r. 1679 wziął kilka rur żelaznych półtora łokcia długich, o otworach dużych, z organów strzelbistych[928] (explosorium) ze zbrojowni ratuszowej (ex armentario praetorii). Kazał z nich Urobanowi Maciaszkowi, kowalowi pana Franciszka Zawadzkiego w Nawojówce, nadłożyć sobie dwoje żelaz płużnych, urobić 2 kopy szynali[929], do bron gwoździ i podków 6. Pozostał jeszcze jeden kawałek rury, który sobie kowal wstawił do komina, do miecha na potrzebę, lecz to właśnie wydało i zdradziło całą sprawę. Następnego roku (1680) pan Jan Krzepicki, jadąc z Węgier w wielkim poście z panem Czapkowskim i Orzechowskim, wstąpili do kowala Maciaszka w Nawojówce, a zobaczywszy u niego niezwykłą rurę, pytali: coby to za rura była? Kowal odrzekł, że to pana Glińskiego z miasta: „robiłem mu i został mi winien 12 gr.“ Pan Orzechowski, nie namyślając się długo, dał natychmiast kowalowi 12 gr. za tę rurę, a pan Krzepicki pomagał mu w wydobywaniu tejże rury z komina, którą też bezzwłocznie oddano na ratuszu sandeckim. Wkrótce potem rozpoczęło się śledztwo sądowe z panem Glińskim, lecz żadnym sposobem nie chciał się przyznać do winy, twierdził tylko, że owe rury kupił od lunara, Wojciecha Zabłotnego. Gdy nadto nie chciał zdać sprawy z rachunków i wydatków miejskich, i wygadywał jeszcze na króla Jana III., uwięziono go w baszcie grodzkiej, lecz udało mu się z niej umknąć. Wskutek tego zapadł na niego (1683 r.) wyrok banicyi. Woźny, Błażej Malikowicz z Czchowa, z polecenia sądu ogłosił po czterech rogach rynku, przy dźwięku trąby, głośno i zrozumiale wszystkim słuchającym i rozumiejącym:
„Moi łaskawi panowie, raczcie Waszmość wiedzieć, iż z dekretu urzędu trojakiego, t. j. tak zamkowego, jak burmistrzowskiego i radzieckiego, jako też wójtowskiego i ławniczego tutejszego nowosandeckiego, pan Kazimierz Gliński, rajca sandecki, o pewne występki popełnione, t. j. że rachunków z różnych składek, mianowicie z hyberny przez kilka lat z supplementem wybranych, czynić nie chciał; Pożarskiej o męża, pod jego burmistrzostwo zatrzymanego w więzieniu i o śmierć przyprowadzonego, sprawić się wzbraniał; urodzonego Imci pana burgrabiego sandeckiego[930] na ratuszu w lekkość (obelga) podał i onemu ustępować na sekreta swoje... rozkazał; z więzienia ratusznego, bronią się uzbroiwszy, swawolnie uszedł, i o insze występki w procesach różnych na nim przywiedzionych: Jest dziś odsądzony od małżonki, dziatek, majętności i społeczności sąsiedzkiej oddalony. A tak żebyście wiedzieli a z nim nie przestawali, pod takiemże karaniem i czci odsądzeniem; a ktoby go złapał, a do sądu któregokolwiek oddał, taki będzie ukontentowany“[931].

Pieczęć sądu leńskiego sandeckiej ziemi z XIV. w. Wyobraża orła jednogłowego z rozpostartemi skrzydłami, bez korony, zwróconego w prawo. W otoku napis:
† S. Judicii Fedalis Terre Sande.
Ze zbiorów Akademii Umiejętności w Krakowie.

W sprawach zawiłych, zwłaszcza majątkowych, wolno było od wyroku ławicy apelować do wyższego sądu prawa magdeburskiego na zamku krakowskim, a stamtąd do sądu sześciu miast, który stanowił najwyższą królewską instancyę sądową[932]. W r. 1634 Waleryan Łykawski, z zakonu Franciszkanów, zapisał urzędownie wobec ławników starosandeckich część swej ojcowizny Magdalenie Łykawskiej, poślubionej Janowi Tomczykowskiemu w Nowym Sączu. Zapis ten jednak odrzucił i unieważnił sąd ławniczy nowosandecki z tego względu, że zakonnik bez wiedzy i zezwolenia swych przełożonych nie może rozporządzać żadną rzeczą, jako swoją własnością, a zatem darowizna, przez niego uczyniona, nie ważną się staje. To orzeczenie ławicy nowosandeckiej nie podobało się wcale panu Tomczykowskiemu i jego żonie Magdalenie, wnieśli zatem apellacyę do sądu wyższego prawa magdeburskiego na zamku krakowskim. Ten zaś, zbadawszy rzecz całą, orzekł: „Ponieważ rzeczony zakonnik, Waleryan Łykawski, jeszcze nie składał uroczystej profesyi zakonnej, przeto cząstkę swej ojcowizny mógł przekazać rodzonej siostrze prawnie i ważnie, orzeczenie zatem ławicy nowosandeckiej, unieważniające akt darowizny, kasuje się mocą niniejszego dekretu. Dla świadectwa tegoż pieczęć naszego sądu jest przyłożona. Dan w Krakowie we czwartek po Trzech Królach 10. stycznia R. P. 1641“[933].
Prócz powyżej wspomnianych sposobów załatwiania sporów w drodze sądowej, były jeszcze wypadki, że nawet w sprawach ważnych uciekano się do sądów polubownych, w których zwykle duchowieństwo i szlachta spełniały tę zaszczytną czynność, jak tego dowodzą następujące przykłady.
Stanisław Rogalski, organista kollegiaty, i Paweł Użewski, złotnik, prowadzili ze sobą ustawiczne spory. Rozgniewany Użewski wygotował w r. 1631 pismo do samego króla, donosząc, że Rogalski depce wszelkie prawo, gwałci więzienia, odbija kłódki i zamki, a uwalnia więźniów na wzgardę powagi burmistrzów; że dochody miasta marnuje i na swoje obraca pożytki; że miasto pobudza do buntów i prawa miejskie łamie...
Zygmunt III., przeczytawszy to pismo, zgorszył się taką wypisaną niecnotą Rogalskiego i zażądał wytłumaczenia i oczyszczenia się. Rogalski aż osłupiał, odebrawszy królewski rozkaz. Natychmiast udał się na ratusz i podał najuroczystszą protestacyę przeciwko takiemu Użewskiego oszczerstwu, zastrzegł sobie postępować z nim prawnie, jeżeli nie udowodni zarzucanych przestępstw i zbrodni: a na koszta procesów dawniejszych i obecnych, oraz szkody stąd wyniakającej, założył sobie 1000 grzywien winy.
Niebawem ujęło się za nim miasto. Marcin Ziółko, krawiec, człek sędziwy i poważny, w zastępstwie wójta zwołał całe mieszczaństwo. Wszystkie cechy przysłały starszych swych braci na ratusz, a on zagaił posiedzenie, z uczciwością czytając rozkaz królewski. Jak jeden mąż powstali wszyscy przeciwko Użewskiemu, że śmiał podobne oszczerwstwa kłamać. Jednogłośnie, rozebrawszy punkt za punktem, zeznali: Iż nic nie wiedzą o zbrodniach i przestępstwach, Rogalskiemu zarzuconych: owszem, że go mienią obywatelem miasta dobrym i wiernym, który dobrze się rządzi, jako rajca, i w zawiadowaniu spraw pospolitych okazuje szczególną biegłość i szczerość. Co wszystkim wraz i każdemu z osobna dobrze wiadomo, i co jak najpilniej zeznają.
To wystąpienie całego miasta w obronie Rogalskiego zasmuciło i zatrwożyło Użewskiego: widział, czem to pachnie. Udał się więc w pokorę do księdza opata Premonstratensów i do pana podwojewodzego, prosząc, aby się ujęli za nim i pogodzili go z miastem. Wysłuchali prośby obaj dostojnicy i zawezwali Rogalskiego do zgody. Chętnie przystał na zgodę, zdając się na sąd polubowny. Więc dobrano jeszcze pana burgrabiego z kilku mieszczanami i stanęła zgoda, na której na warunki w klasztorze, wobec księdza opata ułożone, obydwie strony przystały:
1) „Aby się w obec sądu polubownego przeprosili spólnie.“
2) „Toż czynić mają w sali radnej w obec panów radziec, uraz wzajemnych nie wspominając.“
3) „A któryby po przeproszeniu ważył się drugiego słwoy nieuczciwemi nastąpić, urażony, obwieściwszy urazę, będzie miał prawo do zakładu niżej wyrażonego, bez apellacyi.“
4) „Protestacye wszelkie, tak tuteczne miejskie i grodowe, jako też trybunalskie lubelskie i procesy zadworne, każden sobie aby poznosili i unieważnili.“
5) „Ichmość sędziowie polubowni, mając władzę poddaną sobie od stron do tej ugody, wynaleźli zakład: Gdyby która strona nie dotrzymała warunków tych, przepadać ma na kościół św. Ducha 200 złp. nieodpuszczenie, a drugi 200 złp. do kościoła św. Małgorzaty, tylekroć, ilekroćby razy który nie dotrzymał tej ugody pojednawczej. Co dla lepszej wiary Ichmość podpisują, i dla większej mocy do ksiąg miejskich obie strony urażone tę ugodę podpisawszy, poddać powinni.“
Krzysztof z Morska Morski[934], opat sandecki. Marcin z Wielogłów Wielogłowski, podwojewodzy krakowski.
Tobiasz Jakliński, zamku sandeckiego burgrabia. Jędrzej Adamowicz, Tomasz Pytlikowicz, Maciej Pleszykowicz, Wojciech Łopacki, Jan Zięba, rajce sandeccy.
Stanisław Rogalski. Paweł Użewski.
Ugodę tę do akt miejskich wnieśli: Wielebny Drozdowicz, przeor, i brat Wojciech Wincentowicz, pisarz zakonu Premonstratensów u św. Ducha, na trzeci dzień po Narodzeniu N. M. Panny 1631 r.[935].
Dla uzupełnienia rzeczy o sądach polubownych, w których duchowieństwo i szlachta ważną odgrywali rolę, przytoczę jeszcze niektóry wypadek.
Jan Zięba, rzeźnik sandecki, wiele o sobie trzymał. Stąd też był zwadliwym i wyniosłym, pragnął powszechnego poważania, a nie zarabiał na nie rozumem i sercem, ale popędliwością zarozumiałą: przyczem pchał się wszędzie na pierwsze miejsce, mianowicie w kościele. W jedną niedzielę 1632 r. szła procesya nieszporna naokoło kościoła farnego. Według pobożnego obyczaju polskiego, wójt i burmistrz, jako główne osoby w urzędzie miejskim, mieli ten zaszczytny przywilej prowadzenia księdza, niosącego Przenajśw. Sakrament, i wspierania go pod ramię. Tylko wiekiem i poważaniem najgodniejsi rajcy i ławnicy przypuszczani byli do tej usługi kościelnej. Kiedy więc procesya uszykowała się i miała wyruszać z kościoła, sławetny Tomasz Pytlikowicz zawezwał Jakóba Poławińskiego do asystencyi, i opuściwszy radziecki ławki, zbliża się ku ołtarzowi. Ni z tego ni z owego wyrywa się Jan Zięba, i przystąpiwszy, bierze księdza celebransa pod ramię. Pytlikowicz musiał wraz z nim księdza prowadzić i ledwo tłumił oburzenie w sobie, patrząc, jak ten się nadyma i wynosi. Poławiński zawstydzony odszedł, Pytlikowicz zaś nie mogąc ścierpieć tego, wymawiał Ziębie bezczelność jego. Gburowaty Zięba nie tylko że mu odpowiedział, ale rozdąsawszy się, miał ochotę wadzić się w najlepsze. Poławiński najprzód, za nim zaraz Pytlikowicz wyszli z kościoła, a Zięba gniewny tuż za nimi. Spostrzegł to Imci pan Władysław Jordan, więc go zatrzymał, mówiąc: „Słuchajcie jeno panie Zięba! trzeba mi was!“ Tym sposobem przerwał zwadę.
Pytlikowicz zapozwał Ziębę przed urząd, który, uznając sprawę za pilną, nie dozwolił zwłoki. Wdali się jednak w to ludzie poważni duchowni i świeccy, i złożono sąd polubowny. Ks. Bartłomiej Fuzoriusz, kustosz kollegiaty, ks. Jan Witaliszowski, wikary, wraz z Marcinem Wielogłowskim, podwojewodzym krakowskim, i Stanisławem Rogalskim, burmistrzem, sądzili sprawę. Uznano Ziębę winnym ubliżenia powadze urzędowej wójta i radziec, a przytem obrazy domu Bożego. Zasądzono go więc na 20 grzywien winy, którą ma natychmiast złożyć na potrzeby kościoła kollegiaty; na dwa tygodnie więzienia za kratą; na przeproszenie całego urzędu miejskiego, a wkońcu na szczególne przeproszenie wójta Pytlikowicza w kościele[936]. Musiał się Zięba wyrokowi poddać, nie poprawił się jednak!
W uroczystość Wszystkich Świętych 1633 r., wierny swym grubym obyczajom Zięba, zasiadł miejsce zostawione wójtowi, który spóźnił się nieco do kościoła. Nadchodzi Pytlikowicz, a on, niby nie zważając, rozpiera się na jego miejscu. Więc wójt zniecierpliwiony mówi: „Umknij się stąd! niegodzieneś tu siedzieć!“
— „A cóż ja to gorszego od drugich, żem niegodzien?“
— „Boś kradzione woły u siebie przechowywał“, mruknął Pytlikowicz!
— „A tyś kradł podymne!“...
Wielmożny Stanisław z Kaszyc Kaszycki spojrzał na nich ostro, więc dali spokój na razie. Niebawem zaskarżył Zięba Pytlikowicza, a pan Kaszycki zeznał, co słyszał, i wszczęła się zacięta sprawa.
Pytlikowicz dowiódł prawdziwości zarzutu swego, gdyż w istocie Marcoń, czeladnik Zięby, ukradł woły w Mochnaczce w r. 1630, z których jednego gniadego odszukano później w mieszkaniu Zięby[937]. Zięba zaś zarzucał Pytlikowiczowi sfałszowanie rejestrów poborowych[938], przez co całe miasto poruszył i wznowił dawną sprawę Jędrzeja Trębskiego, straconego w r. 1624 za kradzież podymnego poboru. Zeznał dalej, iż zostało wtedy nadwyżki złp. 75, zawezwał cechmistrzów, majstrów i biednych komorników przedmiejskich, i zeznawali pod przysięgą, ile dawali poboru a ile od kwitu. Zeznawali też, iż im Pytlikowicz groził był zamknięciem za kratę, jeżeli który dać nie chciał, co żądano. Niektórzy aż suknie zastawić musieli. Lecz cała ta sprawa dawno już była umorzoną i zapomnianą, a Jędrzej Trębski za sprzeniewierzenie się i zdzierstwa odpokutował haniebną śmiercią[939]. Jedno tylko Trębski zarzucał Pytlikowiczowi i ówczesnym rajcom w bronie węgierskiej, którędy go prowadzono na śmierć, wołając: „Oj urzędzie, urzędzie! gdybyś mnie był karał lepiej, nie przyszedłbym ku takiej śmierci!“...
Trudno więc było obwiniać Pytlikowicza, który wówczas, sam uwięzion w tej sprawie, wywiódł się z winy.
Mimo to zapadł wyrok potępiający Ziębę wraz z Pytlikowiczem. Ten ostatni odwoływał się do wyższego prawa i chciał walczyć zawzięcie. Więc znowu wdali się w tę sprawę pośrednicy, szlachta i duchowieństwo, wzywając do sądu polubownego i roztrząsając ich sumienie. Zdali się obaj na ich wyrok, który wypadł surowo: Obaj mieli odsiedzieć więzienie czterotygodniowe — Zięba jako młodszy za kratami, wójt zaś w izbie sądowej. Za obrazę zaś domu Bożego mieli się obaj nawzajem przeprosić w kościele i wspólnie błagać Boga o przebaczenie[940].




Rozdział  V.
Duchowieństwo. — Szkoła. — Zakłady dobroczynne.

W epoce Wazów zdobiło miasto Nowy Sącz 7 kościołów, obsługiwanych przez duchowieństwo tak świeckie, jako i zakonne. W samem mieście, w obrębie fortecznych murów, znajdował się klasztor Franciszkanów fundacyi króla Wacława czeskiego jeszcze z roku 1297, dalej opactwo Premonstratensów czyli Norbertanów, wzniesione i wyposażone przez Władysława Jagiełłę w roku 1409, wreszcie kollegiata, dźwignięta hojnością Zbigniewa Oleśnickiego w r. 1448. Inne zaś 4, skromniejsze rozmiarem kościoły: św. Wojciecha, św. Mikołaja, św. Krzyża i św. Walentego, stały na przedmieściach[941]. Kollegiatę składali 4 prałaci, 4 kanonicy, z których jednak większa część mieszkała stale na swych probostwach w Sandeckiem, i 8 wikarych. Dość spory zastęp swych członków liczyły również zgromadzenia zakonne. Wizyta kanoniczna kardynała, Jerzego Radziwiłła, wymienia w r. 1597 u Norbertanów 6 kapłanów, a u Franciszkanów 10 zakonników[942]. Widzimy z tego, że duchowieństwo sandeckie przy swem wyższem wykształceniu, przy duchu ogólnej pobożności w narodzie XVII. wieku, zwłaszcza od chwili rozstrzygnięcie zwycięstwa katolicyzmu nad różnowierstwem, cieszyło się wielkiem znaczeniem i szacunkiem w mieście. Stąd owa nabożność, owa ofiarność dla kościołów, przedewszystkiem zaś dla kollegiaty, ten bowiem kościół należał do tych słynnych świątyń, ku którym zwracała się szczególnie hojność i ofiarność zamożnych mieszczan i szlachty. Oprócz głównej obszernej nawy, mieścił w sobie 8 pobocznych kaplic i ogółem 14 ołtarzy, każdy zaś ołtarz i kaplica wyposażone ofiarnością mieszczaństwa i szlachty. Bywało też w nim pełno modlących się, co w pokorze ducha, przejęci uczuciem nicości swej wobec Boga, padali krzyżem na ziemie posadzki głazy, pod którymi leżały prochy ojców i dziadów, odpoczywających w Bogu snem wiecznym. W owych bowiem czasach pełno było trumien w sklepieniach grobowych, a kościół stał dosłownie na kościach wiernych swych wyznawców[943]. Do tego dawniej większa u ludzi bywała pobożność, więc trudno było myśleć lub mówić w kościele o marnych zbytkach, kiedy się czuło rodzicielskie prochy pod swemi stopami, a myśl mimowolnie tonęła w pośmiertnych wspomnieniach.
Odwzajemniając się za hojność i ofiarność duchowieństwo mieszczaństwu, obchodziło z wielką okazałością uroczystości kościelne, zwłaszcza w kollegiacie. Msza wielka z wystawieniem Najśw. Sakramentu odbywała się przy huku kotłów i dźwięku muzyki, a kantor zawodził w licznem zebraniu śpiewaków. Cechy klęczały z chorągwiami i światłem, a w formach radzieckich czyli stellach modliła się starszyzna miejska. Tak bywało co niedziele i święta według kanonów kościelnych.
Lecz i miasto w pewnych czasach chwaliło Boga uroczystemi wotywami. Najuroczystszą była wotywa wyborcza w dzień św. Agaty (5. lutego), zwłaszcza jeżeli pan starosta grodowy osobiście wyborom przewodniczyć raczył. Lecz i w jego nieobecności zwykle było grono szlachty, z ramienia jego zesłanych lub dobrowolnie przytomnych. Z chorągwiami i światłem uroczyście szli z ratusza do kollegiaty i napowrót, a panowie szlachta i starszyzna miejska nieśli pstro malowane świece. Prócz tej wotywy były jeszcze inne kwartalne: na św. Trójcę, św. Małgorzatę, św. Marcin i św. Łucyę; a dnia 19. czerwca odbywała się wotywa w rocznicę pogorzeli miasta w r. 1611.
Tak zwane 40-godzinne nabożeństwa odprawiały się u fary, Franciszkanów i Norbertanów, a cała starszyzna miejska, z światłem w ręku klęcząc, śpiewała litanie. Takie samo nabożeństwo odprawiało się podczas każdego sejmu. Od każdego dostawali księża na ofiarę. I tak w r. 1623 „muzyce, gdy 40 godzin odprawiano w kościele św. Ducha, na godzinę naszą będąc na nabożeństwie, daliśmy 1 złp. 2 gr.“ — W r. 1641 podczas 40-godzinnego nabożeństwa w Zielone Świątki dano muzykantom i organiście ogółem we wszystkich 3 kościołach 5 złp. 18 gr., kantorowi 24 gr. — W r. 1647 „na litanią podczas 40 godzin odprawiania kantorowi i księżom farnym dałem 2 złp. 22 gr. 9 denar.“ — W r. 1648 kantor, co podczas 40 godzin litanię śpiewał, dostał 24 gr.; Ojcowie Franciszkanie 2 złp.; księża Świętoduscy[944] 1 złp. 15 gr. Za świece, które dawano panom rajcom z kościoła, płacono zwykle kilkanaście groszy. Tak n. p. w r. 1647 „na świece dla wszystkich panów podczas 40 godzin u św. Ducha, dałem 13 gr. 9 denar.“[945].
Prócz tych uroczystości były procesye w dzień św. Małgorzaty z kollegiaty, w dzień Narodzenia Matki Boskiej z kościoła Franciszkanów, w Zielone Świątki z kościoła Norbertanów, a w Boże Ciało przy udziale całego duchowieństwa świeckiego i zakonnego z kościoła kollegiackiego św. Małgorzaty. Jeżeli każdej uroczystości towarzyszyły bębny i trąby, to na obchody Bożego Ciała wszystko, co tylko mogło dodać okazałości, spoliło się z sobą. Całe miasto wyroiło się w najlepszych szatach. Cechy stanęły pod bronią z regimentarzem na czele, a działa i organki ponabijane zatoczono pod ratusz. Ołtarze przybrano w obrazy i firanki, drogi umajono brzeziną, uwieńczoną w kwiaty, a całą drogę, którędy obnoszono Przenajśw. Sakrament, wysadzono szpalerem drzew zielonych, zwykle z brzóz jedna przy drugiej, i wysypano szuwarem, na którym szczebiotała dziatwa wesoło i krzykliwie. Podczas obchodu „puszczał puszkarz strzelbę“ pod ratuszem, t. j. dawał ognia z muszkietów i dział, dobosze bębnili, trębacze trąbili, a regimentarz regimentował miejskiej piechocie. Jeśli możliwem było, zaciągano na tę uroczystość trębaczy i dobosza „dragańskiego“ lub innego wojskowego, a kantor zaciągał muzyków i śpiewaków, zaco wszyscy odbierali stosowne honorarya. I tak w r. 1626 „puszkarzowi, który puszczał strzelbę pod ratuszem na dzień Bożego Ciała w processyi, dano 1 złp.“ — W r. 1628 „w dzień Bożego Ciała dla ozdoby processyi i chwały Bożej, dało się porucznikowi, który regimentował pospólstwem, 2 chorążym, 2 bębnistom, 2 puszkarzom i trębaczom kontentacyi 3 złp. 7 gr.“ — W r. 1638 „trębaczowi, korneciście i puzanistom[946] dwom, którzy w processyi w dzień Bożego Ciała grali, kontentacyi 1 złp.“ — W r. 1647 „dla trębaczów Imci pana starosty, którzy w processyą Bożego Ciała trąbili, dałem na miód 1 złp. 6 gr.; dla szyposzów Jegomości starosty w tenże dzień na miód 1 złp. 6 gr.; regimentarzowi miejskiemu kontentacyi wedle zwyczaju pod tenże czas 18 gr.; kantorowi według dawnego zwyczaju 2 złp.; bębniście 12 gr.“[947].
W mniejsze procesye tylko sam bębnista przewodził, tak jak po dziś dzień po wsiach gdzieniegdzie. Musieli zaś ci bębniści nie żałować rąk, bo po każdej prawie uroczystości nowemi skórami obciągano bębny i kotły i lutrowano śruby.
W Wielki Piątek i Wielką Sobotę stali przy grobie Chrystusowym w pysznych mundurach żołnierze starosty grodowego, a w Zmartwychwstanie Pańskie puszczali strzelbę, zaco dostawali od księdza proboszcza stosowne honoraryum. Tak n. p. w r. 1697 „żołnierzom, gdy stali przy grobie, na piwo z rozkazania Imci księdza proboszcza, 1 złp.; doboszowi za pracę na jutrzni Zmartwychwstania 1 złp.; czeladzi żołnierskiej, co strzelali na jutrzni, na beczkę piwa 8 złp. 20 gr.“[948].
Grano zaś i bębniono także na pasterską mszę, na św. Stanisław i Wniebowstąpienie Pańskie, Zielone Świątki i św. Małgorzatę. W r. 1625 „bakałarzowi i młodzieńcom szkolnym na obiad w Boże Narodzenie dano 15 gr., bo nie mieli co jeść i śpiewać nie chcieli.“ — W r. 1646 „muzyce szkolnej na Święta Wielkanocne, za pozwoleniem pospólstwa, 2 złp.; muzyce zaciągnionej na Zielone Święta 2 złp.; muzyce zaciągnionej przez kantora przez całą oktawę Bożego Ciała kontentacyi, za pozwoleniem pospólstwa, 2 złp.“[949].
Do chorego poprzedzało księdza dwóch chłopców w czerwonych kapkach, dla których istniał osobny fundusz. I tak w r. 1630 „od dwóch kapek czerwonych, w których chodzą do chorych przed Najśw. Sakramentem, młodzieńcom szkolnym za kwartał według wyroku i przywileju króla Jegomości dano 24 gr.“[950].
Kościoły miewały własne instrumenta muzyczne. W r. 1657 Jędrzej Plakutowicz, tkacz, zapisuje w testamencie: „Wiolę nową swoją własną kościołowi do używania, także skrzypce dyszkantowe temuż kościołowi farnemu, aby ich do chwały Bożej używano, a nie przedano ani od kościoła oddalano. Leguje także skrzypce basowe i skrzypce złupane starsze do kościoła Franciszkanów do Oblicza Pańskiego“[951]. — O kapeli, istniejącej przy kościele kollegiackim, franciszkańskim i norbertańskim, wspominają zapiski i inwentarze z XVIII. wieku.
Duchowieństwo było też w wielkiem poszanowaniu u mieszczan. Począwszy od wizytatora dyecezyi aż do najmłodszego nowo wyświęconego kleryka, gdziekolwiek w towarzystwie ksiądz się pojawił, czczono go uniżonem słowem i gościnnością. Tak n. p. w r. 1638 „witając Jegomościa księdza sufragana krakowskiego[952], który ołtarze w kościołach naszych poświęcał i ludzi przez kilka dni bierzmował, za łososia i wino in vim honorarii 14 złp. 24 gr.“[953]. Podobnie kosztem miasta podejmowano biskupa krakowskiego, Andrzeja Trzebickiego, w sierpniu 1659 r., jak notuje burmistrz, Stanisław Wilkowski: „Na przywitanie Jegomości księdza biskupa krakowskiego daliśmy na honoraryum za czterech szczupaków 7 złp. Dla pana Jana Marcowicza, który go witał, na półgarnca wina 1 złp. 15 gr.“
Prymicye kapłańskie wszystkich księży rodem z Nowego Sącza starszyzna miejska odwiedzała oficyalnie; także prymicye księży, którzy byli bakałarzami w mieście. A zawsze dla gości, tak świeckich jako i duchownych, stawiano po kilka garncy wina według potrzeby[954]. Ulubionych księży zmarłych także przy winie żałowali panowie rajcy. Tak n. p. w roku 1649 na pogrzebie ks. wikarego, Tomasza Jędrysowicza, dobrze przez kilka lat zasłużonego miastu i kościołowi, wypito na wikaryówce 6 garncy wina za 14 złp. 12 gr.[955].
Nawet dyakon podróżny otrzymywał od panów rajców 12 groszy; chociaż i to prawda, że kiedy „przywędrował mistrz szerokiego rzemiosła, dała się mu powinność 12 gr.“
Po odzyskaniu niektórych plebanii i dochodów kościelnych z rąk różnowierców w Sandeckiem (1604 r.), duchowieństwo miejskie i wiejskie wzmogło się w dostatki, i niejedna setka złotych polskich szła na pożyczkę do Nowego Sącza. W razie nieoddania długu nabywali tam księża własności nieruchome. I tak n. p. w r. 1633 ks. Jakób Wistalicki (recte Wystała z Proszowic), pleban ujanowicki, pożycza Jędrzejowi Fabrowiczowi, malarzowi, 175 złp., zapisując ten dług na domu i wólce, i wymawiając sobie wszelkie zwłoki prawne, choćby nawet listy królewskie. Upłynął czas, Fabrowicz nie płacił, więc ksiądz uzyskał współposiadanie jego domu. — Ks. Fabian Ociecki, kapelan zakonnic w Starym Sączu, imieniem sługi klasztornego, Mateusza Majerza, skarży Adama Liszkowicza, malarza, i żonę jego, Szczęsną Mazurównę, o dług 40 złp. Malarz nie płacił, więc przysądzono księdzu posiadanie domu jego, i posiadał go wraz z panem Mikołajem Stadnickim, wierzycielem Liszkowicza. — Ks. Jan Witaliszowski, podkustoszy kollegiaty, pożycza Krzysztofowi i Barbarze jopkom 100 złp., zapisując ten dług na 3 jatkach rzeźniczych[956]. — Ks. Sebastyan Wileziusz, pleban z Kamionki, kupuje w r. 1638 od Marcina Zielińskiego w Nowym Sączu jatkę szewską za 110 złp.; tegoż roku ks. Mikołaj Kownacki, dziekan kollegiaty i proboszcz starosandecki, kupuje browar za 350 złp. od Stan. Rogalskiego, rajcy i organisty; od Raków[957] zaś kamienicę, wszystko niegdyś po Wojciechu Łopackim — przeciwko czemu protestuje Magdalena Łopacka[958].
Do miejscowych i okolicznych księży, którzy w latach 1631—1650 pożyczali pieniędzy mieszczanom, a za niespłacenie długów stawali się nieraz właścicielami ich nieruchomości, należeli także: ks. Adam Textoris, pleban jazowski i przyszowski; ks. Bartłomiej Fuzoriusz, kustosz kollegiaty; ks. Maciej Matusik, wikary kollegiaty; ks. Wojciech Sowiński, komendarz w Wielogłowach; ks. Grzegorz Królikowski[959], dziekan kollegiaty, proboszcz grybowski i dobczycki; ks. Jerzy Cezary, przełożony szpitala św. Walentego; ks. Stanisław Rozmusowicz, kustosz kollegiaty; ks. Szymon Jaroszowski, proboszcz kollegiaty[960]; ks. Wojciech Żołądkowski, proboszcz z Tęgoborzy; ks. Roch Światłowicz, podkustoszy kollegiaty; ks. Marcin Stryjowski, proboszcz z Nawojowej; wreszcie ks. Jakób Zajączkowicz, proboszcz z Chomranic, zabity okrutnie mieczem (framea truculentissime trucidatus) od organisty własnego w r. 1658, wrzekomo z namowy parafian, aby się dłużej nie prawował z nimi[961]. Z powodu tego zdarzenia Andrzej Trzebicki, biskup krakowski, rzucił interdykt na parafię chomranicką 10. grudnia 1658 r. — Nawet folwarki, domy i jatki przechodziły z czasem w posiadanie księży, ale drogą prawną, t. j. kupna i sprzedaży.
Nie obeszło się jednak bez starcia, mianowicie przy egzekucyach i poborach. Dłużnicy, nie mogąc oddać, wzywali litości a srogością i okrucieństwem obwoływali wywłaszczenie z mienia. Miasto zaś, obowiązane składać pobory i dziesięciny z wszystkich łanów, domów i jatek, żądało ich od księży posiadaczy. Ci zaś wraz z szlachtą odwoływali się na wolność od wszelkich ciężarów[962] i zdarzało się nawet, że zato wyklinali rajców! Tak n. p. w r. 1647 ks. Maciej Matusik, senior wikarych, wstąpił na kazalnicę, i przypomniawszy ogólnie, że dobra księży wikarych uwolnione są od wszelkich ciężarów miejskich i Rzpltej, otworzył potem księgę praw i przywilejów, nadanych kollegiacie przez kardynała, Zbigniewa Oleśnickiego: wkońcu przeczytał odnośny ustęp z soboru trydenckiego[963], że ktoby naruszał dobra kościelne jakimkolwiek sposobem: Excommunicetur, niech będzie wyklęty! Przytomnie na kazaniu rajcy i ławnicy omal nie spłonęli ze wstydu i sromoty, boć wszyscy na nich spoglądali w kościele. Zaraz tedy po nabożeństwie udali się do księdza seniora, aby sprawę złagodzić, wymawiając mu przytem, iż ich tak srodze zgromił i niesłusznie zagroził wykluczeniem z łona katolików wiernych. Powstawało stąd wielkie rozjątrzenie w mieście, a ludzie, nie przejęci powinnym szacunkiem dla duchowieństwa, nie wahali się głośno narzekać na to. Między innymi słynny był zatarg Łopackiego z księdzem kustoszem kollegiaty. Rzecz tak się miała.
W r. 1632 Wojciech Łopacki, balwierz i rajca, wyrugowany przez pana Adama Trzcińskiego z domu swej babki, sprowadził się do browaru swego podle domu księdza Bartłomieja Fuzoriusza, oficyała i kustosza kollegiaty. W murze księdza kustosza było okno do browaru, a Łopacki używał dotąd światła z niego. Chcąc korzystać z oporu mieszczan w robieniu piwa, warzył je sam bez ustanku, nie zważając na dni świąteczne. W dzień Zwiastowania Najśw. Maryi Panny (25. marca) warzył piwo, a w niedzielę kazał beczki do piwnicy wtaczać. Nawet, przysposabiając świeżą warkę, kazał w święta nosić do browaru wodę.
Ks. Fuzoriusz, zgorszony tą nieobyczajnością i nieuszanowaniem przykazań Bożych i kościelnych, wytykał na kazaniu bezbożność piwowarów, którzy nawet świąt uroczystych nie święcą. Nazwisk wprawdzie nie wymienił, ale tak Łopackiego opisał, że natychmiast wszyscy odgadli.
Łopacki był rajcą. Nazajutrz były wybory urzędu. Tam publicznie jęli mu panowie bracia wymawiać bezbożność jego i karcić zgorszenie, jakie daje. Rozgniewany Łopacki, wychodząc z ratusza, spotyka Jana Ziębę i rzecze: „Widzicie panie bracie, co mnie spotyka od tego niecnego syna popowskiego.“
— „Od którego?“
— „A od tego oficyała! ale przysięgam Bogu, iż mi przyjdzie do tego, że mu w łeb strzelę!“
Słyszeli to i drudzy, Zięba zaś poszedł do księdza Fuzoriusza i opowiedział mu rzecz całą. Ksiądz kustosz, zgniewany i zgorszony, woła murarza i każe mu zamurować browarne okno, nie chcąc patrzeć na bezbożność Łopackiego. Na to nadchodzi Łopacki, rozpędza murarza i pomocniki jego, grożąc, iż im ręce poobcina, jeżeli dalej robić będą. Przytomnego zaś księdza kustosza poczyna lżyć najohydniej[964]...
Ksiądz Fuzoriusz z obowiązku swego miewał kazanie co niedziele. Nadchodzą święta, ksiądz kustosz kazania nie ma; nadchodzi niedziela, kaznodzieja milczy. Zapytany, żąda ukarania Łopackiego i oczyszczenie siebie z obelg. Urząd miejski nie wie, co począć. Sprawa pokrzywdzenia osoby duchownej należy pod sąd kościelny — a tu kościół ludowi całemu ujmuje słowa Bożego, a winowajcy nie karze. Miasto wysyła o poradę posłańca do sądu zadwornego królewskiego[965].
Tymczasem wdali się w tę sprawę ludzie godni: ks. Stanisław Paszyński, przełożony szpitala św. Walentego; ks. Jan Witaliszowski, wikary; wielmoży Jan z Kruźlowej Pieniążek; Krzysztof z Będzieszyny Marek i inni, i złożono sąd polubowny. Ksiądz Fuzoriusz okazał dawniejszy wyrok na Łopackiego za nieuszanowanie osób duchownych; przytoczył sprawę ks. Pawła Wójtowicza, którego 13. października 1624 r., wówczas kleryka, Łopacki, pochwyciwszy oburącz za głowę, bił o mur, aż mu krew z nosa pociekła, i suknię na nim podarł; przytoczył ks. Stanisława Zupkę, którego Łopacki w r. 1627 uderzył pięścią w bok tak mocno, iż w błoto wpadł; księdza Alexandra Prutena, którego w r. 1628 policzkowano w domu mansyonarzy, a Łopacki, chociaż mógł, nie bronił; księdza Marcina Ćwiklinowskiego, podkustoszego, któremu Łopacki zadał różne nieuczciwości niesłusznie; wkońcu przytoczył siebie i krzywdy swoje. Łopacki, jako mógł, wymawiał się ze wszystkiego, a co do księdza Fuzoriusza twierdził, iż gadał po pijanemu, mając rozogniony mózg.
Sąd polubowny zasądził go naprzód na 3 tygodnie więzienia za kratą; potem 10 grzywien czyli 16 złp. na kościół kollegiacki; dalej przebłaganie księdza Fuzoriusza naprzód w kapitule kollegiackiej, następnie na ratuszu, i ślubowanie uroczyste, iż więcej nikogo nie obrazi pod winą 100 grzywien, czyli 160 złp.[966].
Ksiądz Fuzoriusz przyjął ten wyrok, lecz Łopacki nie przyjął, rzucił na stół bormistrzowskie klucze i mrucząc, odszedł. Ksiądz Fuzoriusz zaprotestował przeciwko temu.
Łopacki cały swój gniew zwrócił na księdza kustosze i na Ziębę, który go przed nim oskarżył; groził, iż obu zabije. Żona jego, równie namiętna kobieta, nie szczędziła gróźb i obelg i sama męża jątrzyła. Ludzie rozumni byli tego zdania, że dyabeł może naprowadzić do złego, starali się przeto koniecznie nakłonić go do zgody. Zaręczyli zań, a wkońcu przywiedli go do pokory, bo też całe miasto było oburzone, że kazań nie bywało.
Zapłacił więc 72 złp.; odsiedział dwa tygodnie w więzieniu wolnem ratusznem; przeprosił księdza kustosza wobec duchowieństwa; a przez resztę postu co niedziele oboje Łopaccy klęczeli przed wielkim ołtarzem podczas podniesienia z gorejącemi świecami. Prócz tego najuroczyściej zaręczyli bezpieczeństwo życia i czci księdzu Fuzoriuszowi i panu Ziębie. Czterech mieszczan dało zań rękojmię i wyznaczono zakład 200 złp.[967].
Wdzięczny zato miastu ks. Fuzoriusz, legował w r. 1636 panom rajcom rostruchan, czyli puchar pozłacany, waloru 3½ grzywny, i pierścień złoty w tym jedynie celu, ażeby go każdoczesny burmistrz dzierżył i nosił dla użytku i potrzeby Rzpltej. Mile przyjęło miasto ów wspaniały dar, panowie zaś rajcy nałożyli 200 grzywien kary na tego, któryby śmiał sprzedać te dary[968].
W owych czasach w Nowym Sączu cześć dla księży była tak wielka i powszechna i takiego używali znaczenia, że na wstawienie się duchowieństwa, mianowicie wyższego, rajcy i ławnicy ułaskawili czasem nawet na gardło skazanego. Ale też znowu innym razem księży, mieszających się do spraw miejskich, ofuknął jaki rajca, jak zaraz zobaczymy.
Adam Łukowiecki, organista, człek niesłychanie porywczy, za lada powodem bał się do kija lub szabli. Kilka razy był już o to sądzony. Podczas gajnych sądów na ratuszu w r. 1638 w czemś mu tam ubliżył woźny miejski. Łukowiecki, nie zważając na powagę sądów ani obecność panów radziec, pochwycił woźnego i bił go zawzięcie, mimo urzędowego upomnienia. Owszem wygadywał jeszcze na cały urząd.
Uwięziono go natychmiast i wytoczono proces. Występek podobny łatwo można było głową przypłacić. Wójt i cała ławica bardzo byli oburzeni tą nieswornością, bo też wszystkim sprzykrzyły się owe ciągłe niepokoje w mieście. Szczepan Cholewicz i Jakób Poławiński dzielili powszechne oburzenie i żądali przykładnego ukarania, rozszerzając zdanie i przekonanie swoje między cechową bracią, podczas kiedy za Łukowieckim ujmowali się księża zakonni. Przypadła schadzka bracka u Jakóba Poławińskiego, rymarza, a bracia, zebrawszy się licznie, radzili, coby wypadało czynić.
Podczas schadzki cechowej przyszedł na wino do sklepu Poławińskiego ks. Stanisław Rozmusowicz w towarzystwie ks. Jana, zakonnika Premonstratensa. Żył on w przyjaźni z organistą i mocno za nim obstawał. Ścierał się już nawet z Poławińskim i przymawiał zbytniej surowości jego i drugich ławników. Obecnie słysząc, iż zebrani bracia cechowi radzą nad losem więźnia, a Poławiński na ukaranie nastawa, wchodzi do izby, wołając, aby mu wina podali, a właściwie chcąc orędować za organistą.
Na wyrzeczone: Laudetur Jesus Christus! — odrzekli przytomni: In saecula saeculorum!, a ksiądz Jan zapytał o los Łukowieckiego, czy go myślą karać czy nie?
— „Patrzcie panowie swego piwa i picia w sklepie!... tu nie macie nic do czynienia!... — przerwał w gniewie Poławiński.
Właśnie niesiono wino dla księży. Zwrócił się napowrót do sklepu, mówiąc: „Ten ksiądz rad przymawia po trzeźwemu, a cóż po pijanemu!“
Ksiądz Jan, oburzony tem lekceważeniem osoby i stanu swego, począł go lżyć i gromić, wymawiając: iż łakną krwi niewinnego!...
— „Non est tibi datum, mnichu, przymawiać nam! Mamy też swoje kapłany i pasterze, oni nas powinni upominać!“...
Zagadniony w ten sposób zakonnik, nie wiedział co odpowiedzieć; odszedł zmieszany i zaniósł skargę, żądając przeproszenia. Lecz Poławiński nie chciał przeprosić, mówiąc: iż nie obraził. I na tem się skończyło.
Za Łukowieckim wstawiała się szlachta, bo im żal było bitnego organisty — i wyprosili go u panów rajców. Natomiast księża świeccy potępili jego zaczepność i wcale orędować nie chcieli. Ławnicy zaś protestowali przeciwko temu uwolnieniu, ponieważ winowajca już był pod sądem i władzą wójtowską[969].
Po kapłanach wyświeconych w godności następowali dyakoni-bakałarze. Zdarzało się bowiem często, że taki dyakon-bakałarz, czyli uwieńczony wawrzynem[970], po ukończeniu nauk na przesławnej Akademii krakowskiej był jeszcze małoletnim, albo pragnął nabrać doświadczenia w obrzędach kościelnych, albo doskonalić się w naukach, wtedy przyjmował urząd nauczyciela szkoły publicznej, a po większych miastach nawet każdy nauczyciel musiał być wprzód bakałarzem filozofii i nauk wyzwolonych, artium et philosophiae baccalaureus.
Taka szkoła znajdowała się i w Nowym Sączu. Najdawniejszą wzmiankę o szkole nowosandeckiej spotykamy z początkiem XV. w. Już bowiem na dokumencie z r. 1412, w którym rajcy (z polecenia Władysława Jagiełły) odstępują 5 wsi Norbertanom na korzyść szpitala św. Ducha i zrzekają się do nich wszelkich pretencyi, figuruje: Jacobus de Dąbrovica, civitatis Sandecz notarius scholarumque rector[971]. Była to szkoła wyłącznie dla chłopców, czysto parafialna, pod zarządem kollegiaty. Uczono w niej zasad wiary, czytania i pisania, śpiewu[972], rachunków i gramatyki łacińskiej[973].
Budynek szkolny znajdował się naprzeciwko plebanii, na samym rogu dzisiejszej ul. św. Ducha i innej ulicy, prowadzącej od rynku do kościoła farnego. Szkoła mieściła się w dwóch izbach: w wielkiej izbie i izdebce, która służyła zarazem za pomieszkanie bakałarzowi; okna, drzwi, piecie i zawiasy często w nich naprawiano. Tak n. p. w r. 1626 „za 300 szyb i półkamienia ołowiu do błon szkolnych w wielkiej izbie 3 złp.“ — W roku 1628 „garncarzowi Marszałkowi za piec zielony w szkole do izdebki panu bakałarzowi 6 złp.“ — A w r. 1647 „garncarzowi za dwie kopy kafli szklanych do szkoły 6 złp.; za proste kafle 1 złp. 10 gr.; temu od roboty od obudwu pieców 4 złp. 24 gr.“[974].
Bakałarz szkoły nowosandeckiej w XVII. wieku wielkie miał poważanie w mieście, w kościele zasiadał z duchowieństwem w czasie kanonicznych pacierzy, podczas sumy co niedziele i święta śpiewał na chórze z młodzieżą szkolną. Wspomina o tem wyraźnie Zbigniew Oleśnicki w swym dokumencie erekcyjnym kollegiaty (1448 r.), tudzież Statuta Vicariorum z r. 1605, gdzie między innemi rzeczami zastrzeżono, ne inter vicarios et scholares cortentio in ecclesia oriatur, ażeby nie powstawała kłótnia w kościele między wikarymi a żakami szkolnymi[975]. Bakałarzami bywali synowie najznakomitszych patrycyuszów sandeckich, a kiedy który z nich miał zjeżdżać do Sącza, to jeden z rajców albo sam burmistrz miejską kolasą jeździł po niego do Krakowa i przywoził wraz z kantorem. Tak między innemi czytam w księdze wydatków miejskich pod rokiem 1643: „Bakałarz i kantor Lokuta w gospodzie Stan. Widza przez dni kilka strawili 12 złp., a dwakroć byli na obiedzie u burmistrza Walentego Wargulca: nie rachując obiadu, dało się za wino 1 złp.“[976]. W r. 1649 Jana Tymowskiego, bakałarza, kolasą miejską przywieźli panowie rajcy z Krakowa wraz z chłopcem i przez 6 dni płacili obiad, wieczerzę i wina 2½ garnca, dopóki poprzednik jego, Maciej Kameski, nie zdał szkolnego urzędowania[977]. Oprócz powyżej wymienionych, byli tu bakałarzami w latach 1630—1678: Teofil Bereza, Paweł Drezgowicz, Wojciech Potrzebowicz, Jacek Mecikowicz, Stanisław Wolski[978], Jan Stancewicz i Tomasz Domański — wszycy artium et philosophiae baccalaurei[979].
Szkołę Kościół szczególnie miał zawsze na oku, znając wpływ pierwszego wychowania. Dlatego kardynał, Jerzy Radziwiłł, na wizycie biskupiej w Nowym Sączu 1597 roku polecił rajcom, ażeby o szkołę, owo seminaryum miejskie, staranie mieli — uczniom pomieszkanie wystawili, ażeby po gospodach bez dozoru nie żyli, ani nie zaniedbywali służby Bożej. I nieco później dodał: „Nauczyciele szkoły niech ćwiczą chłopców nie tylko w naukach, lecz także w dobrych obyczajach, i niech ich nakłaniają do częstej spowiedzi i komunii. Chłopcom szkolnym niech nie pozwalają nocować po gospodach, lecz w szkole niech sypiają, ażeby uczciwość między nimi zachowaną była i nie zaniedbywali służby Bożej“[980]. — W podobnym duchu przemawiał episkopat polski na synodach prowincyonalnych, odbytych pod przewodnictwem arcybiskupów gnieźnieńskich, zwłaszcza piotrkowskim (1542) za rządów Piotra Gamrata, i gnieźnieńskim (1561) za rządów Jana Przerębskiego, gdzie wielki nacisk kładziono na potrzebne uzdolnienie bakałarzy, tudzież na wzorowe prowadzenie się młodzieży szkolnej[981]. — Bakałarz, kantor i uczniowie obowiązani byli śpiewać podczas nabożeństw w kollegiacie, czasem nawet o głodzie. Za wotywy prywatne osobno ich wynagradzano. Uczniowie w kapkach usługiwali i grali podczas nabożeństw; w kapkach również usługiwali księdzu, niosącemu do chorego Najśw. Sakrament[982].
Bakałarze nowosandeccy zadawalniali się skromnem wynagrodzeniem, które pochodziło częścią z fundacyi a częścią ze stałej rocznej płacy magistratu. Między innymi przechowały się dwa takie zapisy z XVI. wieku. Ks. Grzegorz Pakosławski, kustosz kollegiaty sandeckiej, legował na sołtystwie w Kamionce 72 grzywny z roczną prowizyą 5 złp. na utrzymanie wikarych i rektora szkoły. Fundacyę tę zatwierdził Zygmunt August w Warszawie 1556 r.[983]. W pięć lat potem (1561 r.) ks. Zygmunt ze Stężycy[984], kanonik krakowski i proboszcz sandecki (1546—1582), zapisał na kaznodzieję i rektora szkoły 100 grzywien z roczną popłatą 4 grzywien[985]. Honoraryum roczne bakałarza, które płacił magistrat, wynosiło w latach 1616—1624 złp. 27: nieco później (1626—1639) złp. 32; w r. 1646 już złp. 40, a w r. 1648 złp. 60. W drugiej jednak połowie XVII. w. dochody bakałarskie musiały się znacznie powiększyć, gdy w r. 1683 Jan i Katarzyna Jaklińscy, małżonkowie, zapisali na Siennej, Brzanie i Jasiennej popłatę roczną 70 złp. od sumy 1000 złp. na utrzymanie bakałarza, kantora i organisty przy kollegiacie sandeckiej[986].
Podobnie jak kościoły i szpitale, tak też i szkoła sandecka miała swych dobrodziejów. Ks. Bartłomiej Fuzoriusz, kustosz kollegiaty († 1637), zapisał w r. 1631 złp. 1000 na folwarku Szymona Wolskiego, aptekarza, z których roczną prowizyę 70 złp. przeznaczył na wsparcie trzech uczniów Akademii krakowskiej: z Nowego Sącza, Grybowa i Kamionki[987]. Dla dwóch uczniów z Grybowa istniał od r. 1641 fundusz 1.500 złp. ks. Wojciecha Klisza, komendarza grybowskiego[988]. Kiedy właściwie szkoła sandecka przeszła pod zarząd Akademii krakowskiej i stała się jej kolonią, nie można się dowiedzieć z istniejących źródeł. Z pewnością nastąpiło to już przed r. 1732, w tym bowiem roku Pijarzy, osiedlając się w Nowym Sączu[989], złożyli wyraźną deklaracyę, podpisaną przez ks. prowincyała, Ambrożego Wąsowicza, w Warszawie 6. sierpnia 1732 r., i przez generała zakonu, Józefa od św. Franciszka, w Rzymie 23. maja 1733 r., że żadnej szkoły nie otworzą ani wewnątrz ani zewnątrz swego kollegium, którąby w czemkolwiek uwłaczała, czy to szkole parafialnej sandeckiej, czy też przywilejom Akademii krakowskiej, i to pod karą zburzenia tejże szkoły i zapłacenia Akademii 10.000 zł. węg.[990]. Regina Śreniawska, wdowa po Tomaszu Śreniawskim, sekretarzu królewskim, legowała w r. 1749 dla bursy im. Andrzeja Noskowskiego 12.000 złp. na dobrach Ślemieniu w Zatorskiem, przeznaczając z procentu od tej sumy dla kolonii akademickiej w Nowym Sączu na reparacyę gmachu szkolnego 30 złp., a dla dyrektora tejże szkoły 20 złp.[991]. Po zajęciu Galicyi przez Austryę skończył się ten wpływ i zarząd Akademii krakowskiej[992].
Kantor, czyli stały śpiewak kościelny, niemałą także miał powagę u ludzi. Bakałarza tytułowano: Venerabilis Domine!, a kantora: Domine Cantor! Kantorzy podgórscy w Krakowskiem i Sandeckiem słynęli z swego dźwięcznego głosu i, równie jak bakałarze, bywali bezżennymi. W pierwszej połowie XVII. wieku dość rozpowszechnieni byli, skoro nawet młodzieńcy szkoły sandeckiej czasami po gospodach odgrywali ich rolę, jak świadczy o tem wyraźna wzmianka w aktach miejskich. W środopoście 1604 r. siedział sobie w gospodzie przy szklanicy piwa pan Mateusz Wyrzykowski, wtem nadchodzą młodzieńcy szkolni, uczniowie nowosandecckiego bakalarza, Teofila Albina[993], popisujący się swym śpiewem po gospodach na wzór rybałtów[994], rozumie się niezbyt nabożnie. Pan Mateusz, będąc dobrej myśli, kazał im śpiewać. Śpiewali... a kończywszy śpiew, prosili o nagrodę, lecz zamiast nagrody spotkała ich nagana — widocznie ich śpiew nie przypadł do smaku panu Wyrzykowskiemu. Młodzi śpiewacy umieli podobno i wiele gadać, więc ostro odpowiedzieli. Pan Mateusz zerwał się, a zgromiwszy ich obelżywemi słowami, cisnął szklanicę piwa na jednego z nich i oblał go, potem porwał się do szabli, chcąc rąbać, bić i siec, ale ich obroniono. Nazajutrz pan bakałarz obwieścił urzędowi krzywdę uczniów, sądownictwu swemu podległych — i oświadczył zarazem, że go pozwie, bo mu się nie godzi pomścić swej krzywdy, jako cnotliwemu i spokojnemu człowiekowi. Pisarz wciągnął protest do ksiąg, a pan Mateusz pozwał o to pisarza[995].
W Krakowie w latach 1620—1635 mieli kantorzy gospodę pod godłem: „U szewca Nogi piwo częstochowskie“. Tam to, wraz z rybałtami czyli śpiewakami wędrownymi, topili się w piwie i miodzie, a opitych wiedziono do kościoła rano. Mimo to niejeden, ledwo siedząc, nie zmylił śpiewu. Słynny na Podgórzu rybałt, Marcin Zięba, grał od r. 1619—1640 na wielu instrumentach, miał głos mocny i przyjemny. Z siedmiu towarzyszami obchodził Polskę, grając i śpiewając po dworach i zamkach; a nie pierwej poszedł do dworu, aż odśpiewał mszę w kościele. Wielu panów chciało go zatrzymać przy swoim dworze, ale Zięba nie rad zagrzewać miejsca, wędrował swobodnie. Po kilku latach, opuszczony od towarzyszów, chodził jeszcze samotnie, aż w roku 1640 znaleziono go bez duszy w jednej wsi pod Krakowem[996]. Według wszelkiego prawdopodobieństwa pochodził on z okolic Nowego Sącza, gdzie dotąd pełno rodzin tego nazwiska[997]. W latach 1650—1656 kantor sandecki, Stefan Zymbrozowicz, cantor collegiatae ac scholae sandecensis, wielkiego miru używał po przedmieściach, często kumował mieszczanom i mógł wywierać znaczny wpływ podczas wypędzenia Szwedów (1655 r.).
W drugiej połowie XVII. wieku znika zupełnie kantorów i rybałtów nazwa, a wraz z nią i ich pamięć u ludu. Starożytne zaś ich śpiewy, owe pomniki dziejów dawnych, pozostawiły w ustach ludu jedynie słabe echo, nie już wspomnień historycznych, ale właściwie słowiańskiego ducha, barwy i myśli. Dziś kobzę rzadko zobaczyć, rzadko napotkać wędrownego z rzemiosła dudarza, a przecież taka ich była mnogość za Stefana Batorego, że na sejmie walnym warszawskim 1578 r. ustanowiono, iż każdy dudarz winien dawać rocznie podatku 24 groszy ówczesnych[998].
Organiści, a jak się zdaje, zarazem organmistrze, jako rzemieślnicy przemyślniejsi, i umnicy gędziebni[999] należeli do znakomitości miejskich i wielkiego używali znaczenia[1000]. Bo też i gra na organach niepospolitą rolę miała w obrzędach kościelnych. Lud zaś przystępnego organistę uważał niejako za świeckiego plebana, tak jak dzwonnika za wikarego. Ciągle też byli obaj w styczności z ludem i ludźmi i bezpośrednio wywierali na umysły ogromny wpływ. Miasto przyjmowało swych organistów do grona rajców i ławników, a taki Stanisław Rogalski, Adam Łukowiecki i Stanisław Rolka wpływali wielce nawet na losy miasta, używani do różnych poselstw w trybunale lubelskim[1001]. Musiało się im też nieźle powodzić, skoro ich liczono do majętnych mieszczan. Pan Rogalski n. p. pożyczył w lipcu 1633 r. księdzu opatowi, Michałowi Morskiemu[1002], poważną sumkę 4.000 złp., którą zaraz w czerwcu następnego roku (1634) ksiądz opat rzetelnie wypłacił[1003]. Honoraryum roczne organistów sandeckich wynosiło w latach 1616—1624 złp. 20; później znów (1626—1639) złp. 40; w r. 1646 już 48 złp., a w r. 1656 złp. 60. Żony ich dzieliły powagę mężów, a taka pani Szczęsna Łukowiecka kumowała ze wszystkimi księżmi wikarymi[1004].
Dzwonnik, przedostatni w godności kościelnej, więcej też znaczył, niż się spodziewać można, bo lud wierny głos kapłański i kantora, głos organów i dzwonów — wszystko uważał na chwałę Panu. Jak organista z mieszczanami, tak dzwonnik z przemieszczanami i wieśniakami był w zażyłości i doznawał ich względów; bywał często ich gromadzkim kumem z panią organiściną, a taki Jacek Górski, Jan Piotrowicz, Marcin Nikburowicz i Jan Kutasowicz nigdy nie omieszkał podpisać się: Companator ecclesiae collegiatae sandecensis. Temu ostatniemu kumował nawet ksiądz senior wikarych. Miejsce dzwonników było w zakrystyi lub dzwonnicy, gdzie im pomagali śrotarze. W r. 1597 kardynał, Jerzy Radziwiłł, przykazał podkustoszemu kollegiaty, aby dzwonnicy nie wyrabiali hałasów w zakrystyi i przy drzwiach kościelnych, a opilców i zuchwalców kazał odprawiać ze służby. Prócz „podzwonnego“, pobierało dwóch dzwonników 8 złp. z osobnego zapisu Jędrzeja Reczkowskiego[1005]. Czasami dzwonnicy nocowali w wieży, a raz o mało jej nie spalili.
Każdy organista, przed przyjęciem obowiązku swego w kollegiacie, składał osobną rotę przysięgi w przytomności prałatów i kanoników kapituły sandeckiej. Ponieważ zdarzało się nieraz, że i dzwonnicy sprzeniewierzali się kościołowi, przeto im również nie dowierzano i żądano od nich przysięgi. Tak n. p. w roku 1704 Marcin Kacała, zastępca dzwonnika kollegiaty, wyjął z organów u fary 30 różnych piszczałek; ukrywał je w browarze księdza kustosza, a potem skrycie sprzedawał je żydowi. Wziął też pieczęć srebrną bractwa różańcowego, porąbał ją na kawałki i sprzedawał żydowi[1006].
Ostatnie miejsce w służbie kościelnej zajmowali grubarze, którzy zresztą nie odegrali żadnej ważniejszej roli, owszem niektórzy z nich zostawili po sobie niemiłe wspomnienie, jak Jakób Świerkowicz z Sebastyanem Rozborowiczem w czasie morowego powietrza (1652)[1007].
Oprócz tych instytucyi kościelnych, szkoły i sług, istniały jeszcze zakłady dobroczynne, z których najciekawszym był zakład mniszek Kletek, vulgo „Klepki“ — Viduae Matronae. Na wzór zakonnic wiodły życie wspólne, oparte na pewnych stałych ustawach. Przyjmowano do nich wyłącznie wdowy mieszczańskiego stanu i to starsze i stateczne białogłowy, które wzgardziły światem a Bogu jedynie służyć pragnęły. Dozór i opiekę nad całem zgromadzeniem Kletek i ich majątkiem miał osobny prowizor, wyznaczony do tego z ramienia rajców. Bywał nim zwykle sam burmistrz lub inny rajca miejski. Ważniejsze powinności i ustawy Kletek, nadane im przez rajców sandeckich w r. 1602, a uzupełnione w r. 1608 przez ks. Jana Januszowskiego, archidyakona sandeckiego, były następujące:
1) Odmawianie w kollegiacie na Jutrzni 25 pacierzy, na Prymie 7, na Tercyi 7, na Sekscie 7, na Nonie 7, na Nieszporach 15, na Komplecie 7.
2) Każda wdowa, wstępująca do Kletek, składała wstępnego do wspólnej skrzynki 4 złp.; a jeśli nie z Nowego Sącza, ale skądinąd pochodziła, składała 6 złp.
3) Co tygodnia każda wkładała po szelągu do wspólnej skrzynki, od której klucz jeden spoczywał w ręku prowizora, a drugi w ręku starszej matki.
4) Jeśli która zmarła, wszystkie ruchomości, pozostałe po niej, jako to: srebro, pieniądze i t. p., obracano na wspólny użytek całego zgromadzenia, na poprawę domu i drwa.
5) Jeśli się która z konwentu wyniosła, już powtórnie nie mogła być do niego przyjętą, gdyby napowrót wstąpić pragnęła.
6) Jeśli się która trafiła swarliwa, niezgodliwa, była karaną siedzeniem w kunie[1008], która była przy piecu w ich izbie przybita.
7) Jeśli się która bawiła gusłami, przelewaniem ołowiu lub wosku, albo w domu szynkownym się pokazała[1009], wtedy za pierwszem upomnieniem musiała zmówić 5 pacierzy za pokutę, za drugiem musiała dać 1 gr. do wspólnej skrzynki, za trzeciem karaną była siedzeniem w kunie, za czwartem upomnieniem była na zawsze z konwentu wydalaną.
8) Żartów nieprzyzwoitych, przekleństw i słów szpetnych wystrzegać się miały, pod winą szeląga za każdym razem do wspólnej skrzynki.
9) Panom uczciwym w mieście, gdy który z nich zachorował, miały usługiwać, tak jednak, żeby żadnego zgorszenia z siebie nie dawały.
10) Z wspólnych pieniędzy, które w skrzynce były, pan prowizor wespół z matką starszą raz w roku, w niedzielę wstępną, wszystkim siostrom zdawał rachunek.
11) Co roku w dzień św. Anny z panem prowizorem obierały starszą matkę, osobę stateczną, bogobojną, przykładną, cierpliwą.
12) Przywileje nadane im przez rajców sandeckich, a uwalniające je od wszelkich kontrybucyi i poborów, tudzież jałmużny wszelakie i pieniądze wspólne chowały w skrzynce pod kluczem prowizora i starszej matki.
13) Jeśli się taka trafiła, coby czytać umiała, powinna była uczyć panienki miejskie w pewnych godzinach codziennie.
14) Z konwentu żadna dowolnie wychodzić nie mogła, ale za opowiedzeniem się matce starszej, zwłaszcza pod wieczór.
15) Jeśli która zachorowała, do infirmaryi była oddawaną, a inne, kolejno cierpliwie, ochotnie, usługiwać jej miały.
16) Co miesiąc i w każde święto Matki Boskiej musiały się spowiadać w kościele farnym u jednego kapłana, wyznaczonego im od księdza kustosza, a potem przyjmowały Najśw. Sakrament.
17) Na sumie miały obowiązek modlić się za Ojca św., za biskupa krakowskiego, za króla polskiego, o zgodę i spokój w koronie polskiej, za swych dobrodziejów, za rajców miejskich i starsze swoje.
18) Wszystkie jałmużny, skądkolwiek otrzymywane, dzieliły pomiędzy siebie.
19) Za robienie świec woskowych płacono im od funta po groszu; połowa z tych pieniędzy szła do wspólnej skrzyni, a druga połowa tym, które robiły świece. Innych zaś robót świeckich, jako to: trefienia, szycia wzorzystego[1010], kresów i t. p. nie mogły przyjmować.
20) Młodsza siostra starszym dopóty usługiwać miała, dopókiby inna na jej miejsce nie wstąpiła, według starego zwyczaju i roztropności prowizora.
21) Stała liczba Kletek miały być zawsze 10. A jeśli która z nich zmarła, pan prowizor na jej miejsce przyjmował nową[1011].
Mniszki Kletki, od założenia swego w r. 1448, mieszkały obok wikaryówki przy ul. św. Ducha; utrzymywały się zaś z kawałka gruntu na przedmieściu z ogrodem, z zapisu Jana i Urszuli Glazerów, małżonków płócienników (1505 r.), z jałmużn i różnych pobożnych zapisów. I tak w r. 1632 ks. Adam Textoris, pleban jazowski i przyszowski, kupił dla Mniszek Klepek u Kłodawskich, małżonków, wyderkaf na 16 złp. rocznie za 200 złp. Po 100 złp. legowali[1012] Klepkom: Marcin Lutosławski, sędzie grodzki sandecki (1599 r.), Błażej Piotrowski (1633 r.) i Mikołaj Guzień (1636 r.). A po 20 złp. Mateusz Niedziałkowicz, cyrulik (1635 r.) i Kasper Kamycki (1674 r.). — Wielmożna Magdalena Strońska z Korzennej legowała w roku 1648 dwom mniszkom: Przygockiej i Czaplińskiej kilkadziesiąt złp.[1013].
Mniszki Kletki były w wielkiem poszanowaniu w mieście, skoro raz po raz kumowały z księżmi wikarymi, z bakałarzem, organistą i dzwonnikiem mieszczanom, a nawet rajcom sandeckim. Od r. 1648—1658 Agnieszka Rolczyna ciągle kumuje z ks. Światłowiczem, podkustoszym; z ks. Matusikiem, seniorem wikarych; z ks. wikarymi: Jędrysowiczem, Warpasowiczem, Chamilcowiczem, Jurczykowiczem, Januszowiczem, albo z bakałarzem Potrzebowiczem; z dzwonnikami: Kutasowiczem i Nikburowiczem. Podobnie Zofia Lubochowska i Dorota Iwkówna.
Stałą rubryką w rachunkach miejskich i księgach cechowych jest: „Mniszkom od robienia świec po kilka groszy“; od malowania świec dla osób zacnych płacono osobno po kilka groszy.
Obszerny dom Kletek, wspólnym ogrzewany piecem (communi hypocausto), spłonął do szczętu 21. września 1669 r., razem z przyległą wikaryówką i szkołą miejską. Z dalszych zapisków dowiadujemy się, że w r. 1679 Krzysztof Puchałka zbudował sobie dom na gruncie Kletek na Hamrach. Zato płacił im corocznie z ćwierci pola 20 złp., a z ogrodu 15 złp. Dopiero pod rokiem 1710 zanotował pan Jan Hanczeński, prowizor i rajca sandecki: „Za rok ten Krzysztof Puchałka nie zapłacił arendy tak z ogrodu, jako i z ćwierci pola, bo w tymże roku pomarli oboje na powietrze morowe; tylko syn ich został, który tymże matronom Klepkom dał masła pół faski, mąki wiertel i krup wiertel, co czyni, na pieniądze rachując, 12 złp. Reszty u niego według kwitu zostaje złp. 23, których już nie weźmiemy“[1014]. W latach 1747—1760 posiadały Kletki grunt z ogrodem, tak zwany „Siciarzowski“, który przynosił z dzierżawy rocznego dochodu 29 złp.[1015].
Po roku 1782 cesarz Józef II. skasował klasztory w Nowym Sączu, a temu losowi uległy i Kletki. Majątek ich przeszedł na własność Rządu; na mocy jednak dekretu gubernialnego z dnia 19. marca 1818 r. oddano go Magistratowi, z obowiązkiem utrzymywania z jego funduszów ubogich kalek i starców. Majątek zakładowy składa się z obligacyi państwowych i prywatnych w kwocie 34.776 złr. Dochód z r. 1892 wynosił 3.353 złr. 97 centów.




Rozdział  VI.
Stosunek mieszczaństwa do szlachty i do władz szlacheckich Rzpltej.

Szlachta niechętnie i zazdrosnem okiem spoglądała na wzrastające bogactwa miast, na ich przywileje i warowność, o którą łamały się nieraz bezsilnie jużto napady zbójców podgórskich i rabunki nieswornych żołnierzy, jużto wybryki hałaśliwej szlachty; owszem urzędy i straż zbrojna miast mogły imać i więzić szlachtę, schwytaną na gorącym zbrodniczym uczynku[1016]. Królowie przeciwnie! W miastach koronnych widząc ozdobę i warowność kraju, pobierając przytem z miast znaczne pobory i podatki, a wreszcie upatrując w nich, na wzór innych państw europejskich, najsilniejszą podporę władzy monarszej przeciwko wyłącznej przewadze stanu szlacheckiego, starali się o ich wzrost i bronili je od przemożnej potęgi szlachty.
Zygmunt I. potwierdził w Krakowie 1532 r. istnienie bractw cechowych, byle nie nadużywały swych przywilejów i trzymały się dekretów i statutów, przedtem ustanowionych co do ceny rzeczy przedajnych i płacy rzemieślników. W roku zaś 1538 częstemi, jak się wyraża, szlachty i posłów skargami poruszony, choć niechętnie orzekł, aby owe bractwa cechowe zniesione były i oddalone. Tenże król, również zniewolony, musiał wydać rozkaz wojewodom w roku 1543: „Aby pod karą nie cierpieli po miastach bractw cechowych, ponieważ wolności szlacheckiej i ziemskiej ubliżają i szkodzą.“ A sejm w Piotrkowie 1550 r. przynaglił Zygmunta Augusta do dalszego uciśnienia cechów, dlatego też król ten wyrzekł: „Cechy, iż dawno od przodków Naszych są zniesione, i My je teraz wedle pierwszych statutów znosimy i w niwecz obracamy, prócz rządów i obchodów kościelnych“[1017].
Pomimo tych wszystkich zabiegów i uchwał sejmowych, istniały dalej bractwa rzemieślnicze, bo były na czasie, a królowie z dynastyi Wazów stawali w obronie instytucyi cechowej, której zakres działalności ścieśnić usiłowano. Jako warownie kraju, okazały się miasta koniecznemi, a za obornę i na utrzymanie ich trudno było mieszczanom odmówić nagrody. Zygmunt III. szczególnie, sprzyjając żywiołowi niemieckiemu, sprzyjał i cechom jako instytucyi niemieckiej, która rzeczywiście zasługiwała na uwzględnienie; bo dopóki instytucye miejskie wzorowały się według modły zachodniej, z Niemiec pochodzącej, siła wzrastał a z nią i rozwój cywilizacyjny miast. Za jego przykładem poszli synowie i następcy jego: Władysław IV. i Jan Kazimierz, i można rzec, iż za Wazów bractwa rzemieślnicze zakwitły w całym swym, może nieco dziwacznym, lecz ówczesnym ustroju.
Szlachta, nie uzyskawszy zgnębienia miast, a przedewszystkiem nie mogąc się bez nich obejść, zachowała sobie przecie choć pozór panowania nad niemi w ustawie rzemieślniczej i w prawach o zbytku mieszczan.
Podwojewodzy co roku ustanawiał ceny żywności i pracy rzemieślniczej[1018], a sama szlachta uchwalała na sejmach prawa i kary na zbytek (lex sumptuaria). I tak na sejmie walnym warszawskim 1620 r. rzeczono: że „plebejusze równają się szlachcie, ceny towarów w górę idą.” Uchwalono zatem, aby żaden mieszczanin ani plebejusz obojga płci, wyjąwszy burmistrzów i wójtów, nie śmiał zażywać szat i podszewek jedwabnych; także futer kosztownych, okrom lisich i inszych podlejszych; także w safianie[1019] aby żaden z nich nie chodził pod karą 100 grzywien. W roku zaś 1629 na zbytkujących mieszczan nałożono po złotemu rocznie: od siebie, żony, dzieci i czeladzi za kwitem[1020]. Stąd też Władysław Jeżowski, akademik krakowski, dowcipnie pisze:

Teraz mieszczki na zbytki wszelaki się puszczają,
Przez co i mężów swoich w niwecz obracają,
Każą sobie dodawać na stroje pieniędzy;
Drugi prostak musi dać, w tem zostanie w nędzy.
W miastach wielkich, oprócz żon i panien radzieckich,
Włoskich ludzi dostatnich także i kupieckich,
Ujrzysz strojno w bławacie lada rzemieśniczkę,
Łańcuszno i w sobolach karczmarkę złotniczkę.
Także córki w kosztownych sztach urobionych,
W perukach, po francusku dziwnie ozdobionych.
A co święto i insza musi bydź jej szata,
Co wesele odmiana, jaka wielka strata?
Bo jeżeli obaczą u wielmożnej paniej
Szatę nową robotą: to musi bydź na niej.
Zawicie nową fozą, albo opasanie,
Kapelusz, bindę, czapkę, wnet ją na to stanie.
Że szlachecki stan nie wie, jako się ma stroić,
Wszystko się mieszczkom znidzie na złość szlachcie broić.
Już niejedną sromotnie o to znieważano,
I na ratuszu karać surowo kazano;
Przecie one na to nic jakoby nie dbają,
Choć mężowie od tego wielkie szosy dają.
Koniecznie żeby ostro w tem karane były,
By się niwczem szlachciankom tak nie przeciwiły,
Kiedy się będą stroić według przystojności,
Zatem stan miejski będzie w większej uczciwości[1021].

Żali się także na ten zbytek mieszczaństwa i szlachty współczesny ks. Szymon Starowolski: „Począwszy od najmniejszego, wszyscyśmy miernością świetą, prostem używaniem ubiorów i onem staropolskiem życiem wzgardzili. Pierwej ojczysty ubiór, co go z wełny domowej zrobiono, boki nasze okrywał; teraz jedwabiów, aksamitów, złotogłowów[1022], tabinów[1023] lada u kogo pełno. Pierwej królowie sami w baranich kożuchach i szłykach[1024] baranich chadzali, nie tylko szlachta polska i mieszczanie; teraz woźnica nie chce w kożuchu baranim być widziany, ale go ferezyą[1025] z wierzchu okrywa, aby przecie suknią czerwoną był od ludu pospolitego różny. A mieszczanin i rzemieślnik każdy bez sobolej czapki na ulicy ukazać się nie śmie, już za lisi kołpak[1026] wstydząc się. Także też i białogłowy wyższych i niższych stanów w ubiorach i strojach swoich miarę bardzo przebrały, że końca utratom nie masz. By mąż nie miał mieć i szeląga w kalecie, by na majętność, dom, kamienicę albo na szyję przyszło się zadłużyć, tedy druga koniecznie chce takie mieć szaty, jakie widziała u której wielmożnej pani nowym krojem, zawicie nową fozą[1027], opasanie, czapkę, łańcuch, kanak[1028], wstęgi, manele nową robotą. Przez co nam wszystka już prawie Polska zfrancuziała, a podobno sfrancowaciała“[1029].
Na sejmie walnym warszawskim w r. 1655 zapadła uchwała przeciwko zbytkowi, tak na szlachtę jako i plebejuszów: „Ktobykolwiek z plebejuszów ważył się do strojów droższych sukien albo jedwabnych szat używać; także soboli, rysiów, marmurków, pupków[1030] i pasów jedwabnych: każdy taki kupiec i mieszczanin bogatszy za karę 1000 grzywien zapłacić powinien, ubożsi zaś plebejuszowskiego pochodzenia 200 grzywien“[1031].
Podobne prawa nie przyczyniały się do utrzymania zgody pomiędzy szlachtą i mieszczaństwem. Miasta ze wstrętem patrzyły na szlachtę, zazdroszczącą im owocu pracy i przemysłu i dążącą do podbicia miast wolnych w poddaństwo swoje. Szlachta zaś za obronę kraju i dzielność, jaką okazywała w bezustannych prawie wojnach, żądając nagród i uznania od całego narodu, wymagała wyłącznej wolności i wyłącznych swobód dla siebie, i nie mogła się oswoić z widokiem zamożnych i strojnych, a nierycerskich miast. A co największa, podejrzywała królów, iż zapomocą bogatych mieszczan i zbrojnych miast zechcą ją pozbawić krwią nabytej wolności. Zazdrość ta szlachty wobec miast była powszechną podówczas w Europie, bo wszędzie oparta na obopólnych wyłącznych interesach.
Szlachta pragnęła, aby miasta istniały tylko dla jej wygody, dla sklepów, gospód i kościołów. Mieszczanie zaś, pochodzące z pracy ludu bogactwa szlachty, uważali za najsłuszniejsze źródło swych korzyści i zysków. Mieszczanie, ponosząc coraz większe ciężary, opłacając wzmagające się pobory i stacye żołnierskie, gdzie mogli, odbijali na szlachcie, czy to w sklepie, w rzemiośle, czy w gospodzie. Szlachta zaś nie miała ochoty płacić więcej i zniżała ceny, więc kupcy i rzemieślnicy dostarczali podlejszych towarów i wyrobów; stąd hałasy i skargi — lecz trudno, skoro ludzkość parła innym prądem.
Podwojewodzowie mieli pośredniczyć między stronami, i stawy ich są często słuszne. Czasami jednak nie odpowiadały okolicznościom albo tylko chęci zysku mieszczan, i wywoływały wielkie zaburzenie.
Żywym tego przykładem jest ustawa z r. 1630, przykazująca urzędowy wymiar naczyń szynkowych, obok zniżenia cen gorzałek i piwa. Co ubyło w cenie, ubyło i w miarach, jedno drugiem nadstawiano; lecz mieszczaństwo uczuło się pokrzywdzonem ustawą, której co do zasady słuszności odmówić niepodobna. A mimo to jakież to kłopoty, jakie wzajemne oburzenie pomiędzy szlachtą i mieszczanami wywołała ta pomieniona ustawa! Oto jej brzmienie dosłowne:
Ustawa rzeczy strawnych i robót rzemieślniczych, uczyniona 18. września 1630 r. przez Imci pana Marcina Wielogłowskiego, podwojewodzego krakowskiego, przy obecności pana Krzysztofa Wielogłowskiego, podstarościego sandeckiego, oraz Imci pana Tomasza Jaklińskiego, burgrabiego sandeckiego, i Imci pana Stanisława Ujejskiego, pisarza grodzkiego sandeckiego[1032].
Rzeznicy. Za dobrego wołu kupionego 20 złp. Dobrego mięsa funt po 1 groszu; cielęciny 1½ gr.; wieprzowego tłustego 2 gr.; skóra wołowa 3 złp.; jałowicza 1 złp. 10 gr.; barania wielka ruska 20 gr.; kozłowa 1 złp.; cielęca 12 gr.; owcza 16 gr.; jagnięca 4 gr. Każden rzeźnik powinien mieć wagi i funt w jatce z podpisem pana podwojewodzego. A mięsa nie mają przedawać bez rewizyi pana podwojewodzego albo namiestnika jego, pod winą 14 grzywien.
Gorzałka. Gdzieby się pokazała przednia dobra, która nakładu niemałego różnego potrzebuje, taka nie ma bydź przedawana, tylko za kwartą pana podwojewodzego. Żyto rachując wiertel po 2 złp. 12 gr., gorzałki kwarta wszelakiem zielem przyprawnej 10 gr., a prostej 5 gr. Kwarty i kwaterki sprawiedliwe pod cechą pana podwojewodzego szynkarze mieć mają, pod winą 14 grzywien.
Piwo. Rachując wiertel pszenicy po 2 złp. 15 gr., a zalawszy na jeden war piwa wierteli 20. Z tego wziąwszy piwa dobrego wykisłego achteli 20; porachowawszy wszystkie nakłady i dolewkę, piwowary i czopowe: Ustanawiamy achtel piwa dobrego zielonego po 3 złp. 10 gr., garniec 1½ gr.; achtel gęstego 6 złp., garniec 3 gr.; marcu garniec 4 gr. A gdzieby się nader dobre piwo trafiło, zachowuje to sobie Imci pan podwojewodzy według smaku i zdania swego, jednak za kwartą swą albo poborcy swego. Kwarty drewniane aby każdy szynkarz miał pod cechą pana podwojewodzego.
Piekarki. Trzy funty chleba żytniego chędogiego grosz 1, a funt chleba szeląg. Także i placki wszelakie maślane i twarożne po szelągu mają bydź, a niekrajane!
Przekupnie i przekupki. Iż przez zbytnie przekupstwa rzeczy w drogość wielką przychodzą; tedy przekupniowie i przekupki nie mają się ważyć rzeczy wszelakich zakupować przez dwie godziny, póki chorągiew wywieszona będzie na ratuszu; także aby żaden za brony nie ważył się wychodzić!
Gęsi i kury. Gęś karmna bez pierza oprawna 12 gr.; w pierzu 14 gr. Kapłonów para niekarmnych 10 gr., karmnych 18 gr. Kurcząt para 7 gr.; kokosz prosta 3 gr.; kaczka 3 gr.; ptaszków młodych rożenek[1033] 1 gr.; gołąbków para 2 gr.
Ryby i śledzie. Funt ryby słonej lwowskiej 4 gr.; funt ryby węgierskiej 1½ gr.; śledzie wszelakie po 2 gr., mniejsze po 1½ gr.
Krupiarki. Wiertel tatarki 1 złp. 10 gr., z wiertela miarek 7, więc miarka krup po 6 gr.; jęczmienia wiertel po grzywnie, więc miarka krup 7 gr.
Masło, oliwa, olej. Masła funt 4 gr., sera 2 gr.; oliwy weneckiej przedniej funt 1 złp.; oleju makowego kwarta 8 gr., lnianego 6 gr., konopnego 3 gr.
Robotnicy dzienni. Robotnik na żniwo za jeden dzień nie ma brać, tylko 1½ gr. przy strawie gospodarskiej; a bez strawy jako go kto najmie. Od sieczenia kosą i rezania sieczki po 3 gr. przy strawie. Od rąbania fury drew bez strawy 1½ gr.
Cieśle. Od niedzieli środopostnej aż do św. Bartłomieja za robotę dzienną nie mają więcej wyciągać, tylko po 12 gr.; topornik po 8 gr., siekiernik po 6 gr.
Murarze. Na dłuższym dniu mistrzowie po 12 gr., towarzysz, co kamień ciesze i muruje 10 gr., co tylko muruje 8 gr. Od roboty mają schodzić o godzinie 23 (7 po południu).
Krawcy. Od delii[1034] długiej sukiennej ze dwunastą pętlic[1035], jedwabną podszewką podszytej 20 gr.; od delii listwowanej 10 gr.; od delii wyrzynanej z pętlicami, z podszewką sznurkowaną 16 gr.; od delijki pacholęciu 15 gr. Od ubrania podkładanego od uszycia 8 gr.; od ubraniczka[1036] 4 gr. Od żupana prostego nie sznurkowanego 10 gr.; od żupanika pacholęciu w lat 12—14, tak jak od delijki, 15 gr. Od kopieniaka[1037] podszytego sznurkowanego 20 gr. Od ferezyi sznurkowanej od podszycia 12 gr. Od opończy[1038] sznurkowanej 15 gr. Od kaftana adamaszkowego albo kitajczanego przeszywanego 10 gr. Od uszycia kołpaka sukiennego 4 gr.; od kołpaka aksamitnego męskiego 6 gr. Od letnika[1039] podszytego płótnem, z pasamonami[1040] 16 gr. Od spodnicy z pasamonami 15 gr. Od sukni białogłowej z kształtem aksamitnym 15 gr. Od czamary z pętlicami i pasamonami 20 gr. Od płaszcza białogłowskiego 20 gr.; od płaszczyka albo mętlika z pasamonami 12 gr. Od szarafana[1041] albo furmanki z pasamonami 12 gr.
Szewcy safiannicy. Od zrobienia butów safianowych z podkówkami 18 gr.; od baczmag z kapciami[1042] 18 gr.; od ciżem[1043] 15 gr.
Sukiennicy. Wełny kamień 6 złp.; więc łokieć sukna 14 gr.
Kowale. Podkowa nowa z przybiciem wielka 4 gr.; siekiera 18 gr.; podkówki ordyńskie[1044] 2 gr.
Kotlarze. Miedź robiona nowa funt 20 gr., stara 8 gr. Na każdem naczyniu każden cechę swą wybić ma, aby po niej poznać było.
Ślusarze. Kłódka mała 6 gr.; zamek o dwu ryglach z ingrychtem[1045] i dwoma kluczami 3 złp. Grzebła[1046] proste dwoiste niepobielane 8 gr., troiste pobielane 15 gr., czworzyste 18 gr. Strzemiona chędogie do kulbaki 1 złp., podlejsze 20 gr.
Szychtarze. Para pistoletów dobrych żelazem nabijanych 1 zł. 16 gr. Para rusznic krótkich żelazem nabijanych 12 zł. Para bandoletów dobrych żelazem nabijanych 16 zł., mniejszych 14 zł. Para muszkietów wielkich pieszych 16 zł. Rusznica ptasza 6 zł., mniejsza 5 zł.
Miecznicy. Za szablę nową ze wszystką oprawą chędogą 3 zł.; za podlejszą węgierską z oprawą 2 zł. 15 gr. Od oprawy szabli prostej z brajcarami[1047] i z krzyżem 2 zł.; od oprawy korda z prostą poszwą[1048] krom żelaza 20 gr.; za pałasz nowy także z prostą poszwą krom żelaza 3 zł. 20 gr.
Kopijnicy[1049]. Kopia z turska[1050] robiona robotą piękną, kształtna malowana 3 zł.; a ktoby sobie kazał na wymysł złocistą robić, powinien zapłacić jako starguje. Drzewce turską robotą malowane 1 zł. Darda[1051] z turska robiona 2 zł. Drzewce do chorągwi jezdnej piękną robotą, malowane 1 zł. Drzewce do chorągwi pieszej 1 zł. 15 gr.
Siodlarze. Siodło usarskie falendyszowe[1052], kordybanem albo kozłem oblamowane, jedwabiem naokoło obstepowane[1053] 7 zł., a pokrowiec[1054] do niego dostatni 1 zł. Siodło karazyowe[1055] usarskie dostatnie 4 zł., pokrowiec 24 gr. Kulbaczka[1056] skórzana ciemcem[1057] dobrym powleczona, z poduszką, kuszem[1058] w około obszyta i skórą futrowana 3 zł. 15 gr. Siodło woźnicze usarskie juchtowe dostatnie 2 zł. 15 gr.; siodło woźnicze proste 1 zł. 6 gr. A kto da falendysz swój, tedy od roboty i za łęk[1059] nie ma brać więcej siodlarz, tylko 3 zł. Olstro[1060] do pistoletu jednoręcznego piękną robotą 1 zł. 6 gr.; olstro na bandolet piękną robotą 2 zł. 12 gr.; olstro na muszkiet chędogie 3 zł. Sakwy wielkie 3 zł., mniejsze 2 zł. A kto z swej skóry da robić, od roboty większych 1 zł. 10 gr., od mniejszych 1 zł. Tłumok z wielkiej skóry na 3 pary szat 3 zł. Lamcze albo poduszki do szoru[1061] końskiego 24 gr.
Rymarze. Rządzik[1062] stepowany dwoisty, tak biały jako i czerwony, 2 zł. Puśliska[1063] zawijane czerwone juchtowe przednie 24 gr.; puśliska przekładane dwoiste 1 zł.; puśliska usarskie sowite juchtowe 1 zł. Poprąg[1064] juchtowy z cuglem, kirem[1065] podszyty, z skoblicami[1066], wykrawany przedni 1 zł. 6 gr.; poprąg z wołoskiej taśmy z cuglem 10 gr. Uździenica usarska turecka wyprawna, suknem podszyta 26 gr.; prosta 15 gr. Uździeniczka kozacka z nagłówkiem pleciona 15 gr. Tok[1067] 12 gr.; toki do koncerza[1068] juchtowe bez wyszywania 20 gr.; tok do kopii zawijany albo dwoisty 18 gr. Kantar[1069] usarski juchtowy wyszywany, z łańcuszkiem do usarskich koni 1 zł.; kantar prosty z łańcuszkiem 18 gr. Wodza[1070] dostatnia pleciona prosta 12 gr.; podlejsza 10 gr. Paski do koncerzów i pałaszów juchtowe 8 gr.; pas do szabli juchtowy 12 gr. Szor juchtowy przedni zawijany, ze wszystkiem gotowy na poszostne konie, z przęckami pobielanemi 40 złp.; podlejszy zawijany na poszostne konie 36 zł. Szor do kotczego[1071] na parę koni ze wszystkiem 12 zł.
Czapnicy. Szynkarze winni i każdy nie mają drożej przedawać czapnikom lagru[1072] winnego, cebra jednego za 1 zł. Barwicy[1073] miodowej za 15 gr.; ałunu kamień 4 zł.; brezylii[1074] kamień 6 zł.; grempel[1075] tuzin 2 zł.; łoju topionego kamień 3 zł.; beczka sluffy[1076] 2 zł. Przedawać mają czapnicy: magierkę[1077] z najprzedniejszej wełny na większą głowę według preszburskiej roboty 1 zł. 6 gr.; magierkę z grubej wełny 18 gr. Czapka największa do tutra z najprzedniejszej wełny 1 zł. 10 gr.
Szewcy prości. Buty jałowcze kowane na pachołka 1 zł. 12 gr.; buty za kolana dla woźnicy 1 zł. 6 gr.; ciżmy męskie z podkówkami dobrego rzemienia 20 gr.; trzewiki męskie zawięzowane o dwóch podeszwach 20 gr.; buty białogłowskie dobrego rzemienia 20 gr.
Stelmachy. Kolasa z kołami na parę koni nieokowana 7 zł.; skarbny wóz z kołami nieokowany 7 zł.; kareta bez kół z skrętem[1078] 8 zł.; sanie białe na 4 konie 4 zł.; sanie białe na 2 konie 2 zł.
Kołodzieje. Za 4 koła do kotczego 2 złp.; do wozu furmańskiego 3 zł. 6 gr.
Błoniarze. Błona[1079] w okno z pięknych szyb, robiona w ołów prosto, bez rzezania, ma bydź szyba jedna po 1 groszu; a prosta szyba po półgroszu; kieliszek co w nim kwaterka 1½ gr.
Stolarze. Stół lipowy za 3 łokcie wzdłuż a 2 w szerz, jakąkolwiek farbą malowany 2 zł. 20 gr.; zydel[1080] do niego matowany 24 gr., kałamarz chędogą robotą 3 gr.; szkatułka łokciowa z szufladami, farbista, robotą piękną okowana i z zamkiem 6 zł.[1081].
Ta ustawa pana podwojewodzegonie podobała się miastu, mianowicie owo dotąd niezwyczajne cechowanie miar piwnych i zbytnie wymaganie opłat od ustawy. Miasto zaprotestowało w grodzie i wytoczyło sprawę w trybunale lubelskim; piwowarzy zaś przestali warzyć piwa i sycić miody, grożąc, iż wcale nie będą robić gorzałek ani miodów[1082]. Myśleli, że tem zastraszą podwojewodzego. Ale podwojewodzy postąpił sobie w całkiem niespodziewany sposób.
Na żądanie bowiem tegoż wielmożnego Marcina Wielogłowskiego, podwojewodzego krakowskiego, stanąwszy oblicznie sławetny Sebastyan Znamirowski, mieszczanin lipnicki, zeznał: „Iż będąc w więzieniu tureckiem i tatarskiem z Imci panem Krzysztofem Jugoszowskim lat dwanaście, nigdzie w tamtych krajach ani miodów ani wódek żadnych nie widział“[1083].
„Kiedy więc“, rzekł podwojewodzy, „narody pogańskie, w Odkupienie przez Zbawiciela Jezusa Chrystusa niewierzące, ani łask wiary używające, obchodzą się bez wszelkich napojów upajających, czemużby się prawowierne miasto Jego Królewskiej Mości Nowy Sącz nie miało obejść bez tego, zwłaszcza kiedy ma ku temu ochotę? Zresztą wolna i otwarta droga prawa!“
Mieszczanie nie wiedzieli co odpowiedzieć na to, a podwojewodzy uparł się na swojem i surowo ustawy przestrzegał. Więc skoro jeden i drugi grzywny zapłacił, musieli prawie całkiem ustać w gorzelnictwie i piwowarstwie. Rurmuz na tem najgorzej wychodził, a na początku roku 1631 kupiono tylko jeden znaczek wodny[1084], bo tylko jedna gorzelnia robiła[1085].
Sprzykrzyło się to jednak miastu i zaraz po Wielkiejnocy zgromadziło się całe pospólstwo i jednogłośnie uchwaliło pobierać: od waru piwa 1 złp., od półwarka 15 gr., a od gorzałki 12 gr., na wydatek prawny z wielmożnym podwojewodzym w trybunale, a choćby i u dworu Jego Królewskiej Mości. Więc jaki taki jął się znowu browaru i gorzelni.
Przeciwko panu podwojewodzemu przygotowano się stanąć zaraz na pierwsze kwerele[1086] w grodzie, skoro starosta grodowy do sądu starościńskiego zasiądzie. Nadszedł wreszcie czas. Tomasz Pytlikowicz, wójt, zebrał prawa i dowody i udał się do kancelaryi grodzkiej, gdzie zastał podpiska grodzkiego, Mikołaja Chronowskiego. Nie zapomniał też potężnego łososia dla pana starosty, w celu pozyskania względów i łaski jego dla miasta. Pisma i łososia położył na stole, czekając przybycia starosty. Nadszedł ten i ów, zawiązała się żywa pogadanka, podczas której pan Chronowski kręcił się po izbie. Nadchodzi też i wielmożny pan starosta. Pytlikowicz zbliża się do stolika, a tam ani papierów ani łososia. Pyta pana podpiska, gdzie się to podziało? A ten zamiast odpowiedzi ofuknął go![1087] Pytlikowicz zaś bez korowodów wymawia mu w żywe oczy, iż porwał pisma miejskie i łososia. Wytoczyła się sprawa o obrazę honoru przed panem starostą. Pytlikowicz zawezwał świadków i udowodnił, iż mu w izbie sądowej grodzkiej, skąd tylko pan Chronowski wychodził, zginęły akta i ryba. Skończyło się na tem, iż pan Chronowski, jak niepyszny, musiał odstąpić dalszej zaczepki i wpisać to własnoręcznie w akta radzieckie[1088]. Gniew tylko pozostał mu w sercu.
Proces z panem podwojewodzym wymagał znacznych nakładów. To, co uchwalono, nie wystarczało. Dlatego 10. lipca 1631 r. na ogólnem zgromadzeniu pospólstwa nie zapomniano o panu podwojewodzym, mieniąc go drugim po wrogu. Na dalsze przeciwko niemu występowanie prawne uchwalono składkę po 6 gr. od każdego mieszczanina i komornika.
Pan Wielogłowski zaś tem surowiej przestrzegał ustawy swojej. Podczas jarmarku podpoborca jego chodził i pilnował miar i jakości napojów. Miód sławetnych Strączków, małżonków, zdał mu się być odmiennym od tego, który przed jarmarkiem okazali i na który naznaczono cenę 12 gr. za garniec. Kazał ich zato bez korowodów uwięzić, a uwolnił dopiero za złożeniem przysięgi, że nie inny miód szynkują, jeno ten, który podpoborca Imci pana podwojewodzego przed jarmarkiem ustawił.
Szynkarze, jak mogli, przemycali napoje, podwojewodzy zaś przez swych dozorców pilnował i chwytał.
Podczas zjazdu wojewody ruskiego, Stanisława Lubomirskiego, na wizyę (oględziny) granic paszyńskich[1089], zjechało się wielu z pomiędzy szlachty, a między nimi pan Stan. Dembiński z Łososiny, który potrzebował nie mało wina. Jak zwykle, posyłał do Stanisława Rogalskiego sługi swoje: Palechowskiego i Zagórskiego. Potrosze, potrosze przynieśli oni 30 garncy wina po 15 gr. kwarta, które Rogalski sprzedawał ukradkiem, nie opłaciwszy cła. Wielogłowski dowiedział się o tem i na mocy urzędu swego podwojewodzińskiego zaprotestował wobec rady i zaskarżył w grodzie. Pospólstwo zaś zgromadzone, popierając sprawę, posłał do Jana Tęczyńskiego, wojewody krakowskiego, żaląc się na pana podwojewodzego[1090].
Po długich zwłokach zapadł wyrok na Rogalskiego, skazujący go na kary za przemytnictwo, a podwojewodzy zażądał wykonania, przedkładając wyrok wójtowi i ławnikom. Ławica odrzuciła go jako nieuzasadniony na dowodach, tylko na prostem obwinieniu oparty, i założyła rekurs do pana starosty. Ubodło to niezmiernie Wielogłowskiego, iż wójt nie przyjmuje wyroku grodzkiego, i przyszło do cierpkich przymówek. Ponieważ zaś Rogalski zupełnie zaprzeczał oskarżeniu, odwołując się na wolność jarmarczną stosownie do prawa, wójt nakazał przysięgę. I przysiągł Rogalski: Że nie szynkował okrom jarmarku[1091].
Wielmożny Marcin Wielogłowski, rozgniewany do żywego, począł wygadywać na miasto i mieszczan. Przywykli mieszczanie do podobnych wybuchów wielmożnego gniewu, słuchali cierpliwie, nie ośmielając się odciąć, ażeby z tego później nie urosła sprawa z całą szlachtą. Nie zniósł tego jednak jeden z młodszych mieszczan, Wojciech Bogdałowicz[1092], bo płynęła w nim krew szlachecka. Ojciec jego Stanisław, szlachcic podupadły, przyjął był prawo miejskie i bywał poważanym ławnikiem, nobilis civis et scabinus sandecensis, synowie zaś, dobrze się prowadząc, nie trudnili się rzemiosłem, i nie straciwszy szlachtctwa łokciem i wagą[1093], zawsze się do szlachty liczyli, jak wszyscy patrycyusze, ród z szlachty wiodący. Do tego Wojciech Bogdałowicz poczuwał się na kieszeni, co mu także dodawało odwagi. Niedawno bowiem ożenił się był z bardzo poważaną i bogatą mieszczką Felicyą, wdową po Sebastyanie Piotrkowiczu, kupcu († 1631), która, odwdzięczając mu się w miłości, zapisała mu połowę całego majątku swego, jako młodzianowi szlachetnemu. Mógł się tedy tem śmielej ująć za swem miastem.
Pan podwojewodzy zmierzył okiem młodego zuchwalca, który mu śmiał czoło stawić, lecz czując słuszność zarzutów, nie mógł ich odeprzeć, więc dał mu tylko uczuć swą pychę.
Przeciwko zbytkowi, mianowicie w ubiorach, zazdrosna szlachta często uchwalała prawa, których sama nigdy nie zachowywała, mieszczan jednak z powodu tego często nabawiała przykrości. Między innymi istniał zakaz, aby mieszczanie nie chodzili w safianowych butach. A właśnie safianowe buty miał na nogach Wojciech Bogdałowicz.
Pan Wielogłowski, słuchając ze zdziwieniem odezwy jego, spostrzegł to, i przerywając mu mowę, rzecze: „A skąd tobie prawo, panie Bogdałowicz, chodzić w safianowych butach, skoroś ty mieszczanin, nie szlachcic?“ Bogdałowicz zapomniał języka w gębie! Podwojewodzy zaś zwrócił się do wójta i żądał, aby zapisano do aktów skargę, którą, jako szlachcic, zanosi przeciwko Bogdałowiczowi, iż sobie przywłaszcza przywileje szlacheckie.
Lecz przewodził w sądzie stary i doświadczony Tomasz Pytlikowicz, któremu nie obce były sejmiki, sejmy, trybunał, a nawet dwór króla Jegomości. Grzecznie się skłonił panu podwojewodzemu, oddał uszanowanie rycerskiemu stanowi i przywilejom jego, ale dodał, iż tej sprawy jako czysto szlacheckiej nie poważa się sądzić. „Niechaj więc wielmożny pan raczy żal swój zanieść do szlacheckiego sądu w grodzie, skoro tylko pan starosta do sądów starościńsko-grodzkich zasiądzie!“
Podwojewodzy więc do grodu zaskarżył urząd miejski, iż mu nie czynią sprawiedliwości z Rogalskiego; Bogdałowicza zaś, że nosi safianowe buty[1094].
Takie postępowanie pana podwojewodzego nie wszystkiej jednak podobało się szlachcie, zwłaszcza, że narażało na wzgardę szlachtę i szlachcianki zmieszczałe, jakich w samym Sączu było nie mało. Wszakże i z Wielogłowskich jedna: Konstancya Zawistowska, była niedawno w podobnem położeniu i sam pan podwojewodzy, jako opiekun przyrodzony, ujmował się za nią z powodu jej krzywdy, doznanej od Wojciecha Łopackiego, który w uniesieniu gniewu pochwycił i wyrzucił ją na ulicę z kamienicy Smoczowskiej, wraz z jej matką Anną Wielogłowską[1095]. Zresztą Bogdałowicz, człek porządny, w zażyłości był z szlachtą, a nawet z panem Krzysztofem Wielogłowskim, podstarościm sandeckim.
Pan podstarości z urzędu swego, wraz z podwojewodzym i radą miasta, ustanawiał taksę i opłatę od wszelkich napojów i żywności. Była to dość uciążliwa czynność, i chcąc sobie ulżyć na rok 1633, chciał ją właśnie zdać na jakiego zastępcę, za którym się oglądał. Chcąc zaś ukarać brata swego Marcina za jego niepopularność, właśnie zdał to zastępstwo Bogdałowiczowi, wprowadzając go tym sposobem w bezpośrednią z nim styczność. Bogdałowicz najchętniej przyjął je wobec urzędu miejskiego.
Jakżeż się zdziwił pan podwojewodzy, kiedy, przyszedł na ratusz w celu ponowienia corocznego urzędowania swego co do ustawy rzeczy strawnych i rzemieślniczych, zamiast brata swego podstarościego, zastaje Bogdałowicza z pełnomocnictwem do zastępstwa w tej urzędowej czynności![1096] Obrażony do najwyższego stopnia, odstąpił od urzędowania i natychmiat podał protest przeciwko Bogdałowiczowi, że wbrew wszelkim konstytucyom sejmowym śmiał mieszać się do urzędowania podwojewódzkiego i że się poważył przyjąć zastępstwo wielmożnego Krzysztofa, podstarościego sandeckiego. Nie uznając więc urzędowania jego, oświadczył, iż go prawem do odpowiedzialności pociągać i przeciwko niemu działać będzie! Musiał wkońcu Bogdałowicz ustąpić, a obaj Wielogłowscy potwierdzili ustawę na rok 1633.
Pospólstwo zaś miejskie, urażone lekceważeniem mieszczan, uchwaliło z swej strony przeciwko szlachcie i podwojewodzemu: 1) Aby się nikt nie ważył kupować drzewa dla szlachty lub na imię szlachty. 2) Każdy tak mieszczanin jak przedmieszczanin, gdy ma przedać dom lub rolę swoją, aby to opowiedział urzędowi, że chce sprzedać; a nie lada komu i obcemu przedawał, tylko temu, któryby się przydał na radę rzeczypospolitej, albo mieszczaninowi, okrom tego, gdyby się taki nie znalazł, albo mieszczanin nie chciał kupić, pod karą 100 grzywien. 3) Aby szynkarze wina i piwa panu podwojewodzemu nie dawali nic więcej nadto, co w konstytucyi wyrażone.
Z końcem jednak roku stanęła ugoda za pośrednictwem pana posdstarościego i Jana Wojakowskiego, pisarza grodzkiego. Pan podwojewodzy odstąpił od dalszego prawa z miastem, szczególnie zaś z Rogalskim, i własnoręcznie podpisał się na to w księgi radzieckie. Wdzięczne zaś miasto za stałe bronienie swych praw nadało Rogalskiemu w r. 1634 ogród tuż za szpitalem św. Walentego[1097].
Niemniej ciekawą i szczegółową jest:
Taksa rzeczy przedajnych i kupnych (taxa rerum vendibilium et emptibilium), uczyniona 5. kwietnia 1652 r. w niebytności wielmożnego podwojewodzego powiatu tego, przez Imci pana Jana Wacława Proszowskiego, podstarościego sandeckiego, wraz z Imci panem Samuelem Gajowskim, burgrabią zamkowym, także z Imci panem Kajetanem Skrzetuskim, pisarzem grodzkim sandeckim[1098].
Rzeźnicy. Iż czasu teraźniejszego przed trawą droższe bydło na jatkę... jako na teraz wołu przedniego dobrego na pień[1099] za złp. 40 kupują, tedy takowego pół wołu złp. 15 gr. 23½; ćwierć przednia zł. 7 gr. 13, zadnia zł. 8 gr. 6½.
Pieczenie i insze szroty[1100] ćwierci zadniej: Zrazowa pieczenia 16 gr., ogonowa 18 gr., średnia 18 gr., biała 15 gr., mirsztukowa[1101] 15 gr., rura[1102] 6 gr., giża[1103] 4 gr., zieber 2 po 9 gr. = 18 gr., sześć linsztuków[1104] po 7½ gr., gacznica[1105] i polędwica 2 zł. 10 gr.
Tegoż wołu przedniego ćwierci przedniej sztuki i szroty: Plecy 24 gr., flansztuk[1106] 15 gr., rura 6 gr., pąga[1107] 20 gr., giża 3 gr., burszlak[1108] 20 gr., mostek 24 gr., szpondrów[1109] 3 po 7½ gr., a 6 po 6 gr., podplecnych 6 po 6 gr., ziebro z chrząstką[1110] 10 gr., ziebro gołe wedle chrząstki 8 gr., ziebro osobne trzecie i czwarte po 8 gr. Skóra z łojem tegoż wołu przedniego 10 zł, skóra dobra w pracy rzeźnikowi. Wół średni podlejszy 30 zł.; jałowica przednia 20 zł.
Cielę dobre. Iż teraz cielęta są najtańsze, tedy cielę najlepsze kupią za 3 zł. Pół cielęcia takowego 1 zł. 7 gr.; ćwierć przednia 17 gr., ćwierć zadnia 20 gr.; skóra 15 gr., mostek 5 gr., plecko 7 gr., górnica[1111] 8 gr., nadziewanka 5 gr., dych[1112] 9 gr., zrazik 3 gr. Główka, kruszki[1113], wątróbka, płucki, nożki: rzeźnikowi. Cielę średnie kupują za 1 zł. 24 gr., najpodlejsze za 1 zł. 16 gr.
Piekarze. Iż czasu teraźniejszego na przednowku żyto i przenica ceny swej nie puściły, tedy przez ten czas aż do nowego (chyba żeby znacznie tymczasem tanie albo drogie były), piekarze tak ze wsiów jako też i z miasta nie powinni będą chleba piec żytniego, tylko po 2 gr. albo po groszu jednemu. Pszenny zaś albo biały chleb, jako teraz i dawno zwyczaj jest, po 2 grosze, po półtoraku, po groszu, po półgroszku, po szelągu i po kwartniku[1114], ale większy aniżeli przedtem był! Tego pilnie ciż piekarze przestrzegać powinni, aby rżany[1115] chleb pięknie narobiony bez podsycania go drożdżami piekli: pod zabraniem takowego chleba, gdzieby się pokazał. A iż biały chleb snadź bez drożdży bydź nie może: tedy go nie nazbyt niemi nadymać powinni, pod zabraniem onego.
Piwowarowie i szynkarze. Przychylając się do teraźniejszej przednowkowej ceny zboża na piwa i gorzałki i inszych nakładów do tychże, tedy piwo w tejże cenie ma zostawać, t. j. achtel po 4 zł., garniec po 2 gr. A iż ze złego słodu albo małego dobre piwo bydź nie może, tedy panowie piwowarowie mają i powinni tego pilno przestrzegać, aby na cały war piwa dobrego zalewali nie mniej, jak 24 wierteli pszenicy z jęczmieniem chędogim, wpół mieszając. A jeźliby kto podlejszy słód wydał i spuścił do młyna: arendarze z młynarzem powinni odnieść do urzędu, a urząd zaś miejski takowego karać powinien: grzywien 14. Ze słodu zaś takowego słusznego i chędogiego, nie odejmując przyrostku, nie mają więcej brać nad achteli 24 z dolewką. Czego urząd miejski doglądać powinien. Iż piwo szmelcowane alias dwuraźne droższe bydź musi, niżeli zielone, tedy beczka dwuraźnego po 8 złp., garniec po 4 gr. przedawać powinni.
Gorzałka powinna dobra, anyżkowa i cytwarowa, bydź warzona. Przednia dobra gorzałka anyżkowa ma bydź przedawana po 16 gr., cytwarowa także. Podlejsza zaś tatarska albo insza po 14 gr.
Miód przednie dobry do picia, garniec po 14 gr., podlejszy po 12 gr. Miód siedmiogrodzki kwarta po 10 gr., garniec po 40 gr.
Szewcy. Uważając cenę towarów rzemiosła tego i nakładów, tedy buty rybackie 2 zł.; buty chłopskie 1 zł. 18 gr.; buty kowane średnie 1 zł. 6 gr.; buty kozłowe dobre 1 zł. 15 gr.; buty białogłowskie 24 gr.; hajduckie trzewiki z dobrego rzemienia 20 gr.; białogłowskie trzewiki dobre proste 12 gr.; butki dziecięciu w dziesięci lat 12 gr., w ośmi lat 10 gr.; trzewiki dziecięciu takiemu 8 gr.; trzewiki białogłowskie na korku 24 gr.
Safianniki. Buty żółte dostatnie z długiemi cholewami 3 zł.; buty dostatnie dobre czerwone z długiemi cholewami 3 zł. 15 gr.; żółte dobre mniejsze 2 zł. 15 gr.; czerwone 3 zł.; ciżmy 1 zł.; trzewiki dziecięciu 12 gr.; trzewiki safianowe białogłowskie odwracane 1 zł. 10 gr.; od roboty butów safianowych 24 gr.
Rymarze. Szor juchtowy na 6 koni z uzdzienicami, licami, przęczkami pobielanemi, z postronkami, ryngortami[1116], ze wszystkiem przedawać mają za 60 zł. Szor na 4 konie także ze wszystkiem 40 zł. Półszorek z lejcem i naszelnikiem 10 zł.; uzdeczka prosta 15 gr., wiązana z pobielanemi wędzidłami 20 gr.
Kuśnierze. Kożuch na woźnicę otworzysty piękny 5 zł. 15 gr.; białogłowski kożuch otworzysty 8 zł.; szorc[1117] białogłowski 4 zł., giermak[1118] z baranków młodych otworzysty na białogłowę 8 zł. 15 gr.; szorc białogłowski przedniejszy 6 zł.; kitla białogłowska 5 zł.
Sukiennicy. Postaw sukna prostego jarzęcego[1119], który miał łokci 27. a wszerz łokieć, 16 zł.; podlejszego zaś prostego stąpionego postaw 15 zł. Pierwszego sukna jarzęcego łokieć powinien bydź przedawany po 14 gr., drugiego podlejszego po 12 gr.
Krawcy. Od dołomana[1120] krótkiego 1 zł.; od żupana długiego 1 zł. 10 gr.; od kontusza z pętlicami 1 zł. 15 gr.; od wyśmienitej białogłowskiej spodnicy z kabatem 2 zł. 15 gr.
Bednarze. Beczka dębowa na kapustę szeroka 1 zł. 20 gr.; jodłowa 1 zł.; achtel smolny dobrze 18 gr.; niesmolny 12 gr.; półachtelek smolny 9 gr.; niesmolny 6 gr.; beczka na mięso, większa niżeli śledziówka i pękatsza 12 gr.; ceber 6 gr.; cebrzyk 3 gr.; obręcz na piwo i na wino 1—2 gr.; od szpunta beczki ½ gr.; od wątoru do wina alias fryszu 1 gr.
Płóciennicy powinni ludziom na czas umówiony robić, przędzy nie odmieniać; łokieć płótna lnianego po 1½ gr., konopnego po 1 gr., pacześne lub zgrzebne po szelągu robić mają, pod winami.
Kowale. Podkowa pod wielkiego konia 6 gr., pod średniego 5 gr.; od okowania pary kół nowych 2 zł.; od pary kół kolasnych 2 zł.; sworzeń do wielkiego wozu 15 gr., do małego 12 gr.; bratnali kopa 15 gr., gontowych 5 gr.; siekiera drwalna 20 gr., mniejsza 18 gr.
Nie wchodząc bliżej w ocenę owych corocznych ustaw żywności i robót rzemieślniczych, bądź co bądź przyznać należy, iż miały tę jedyną zaletę, że zapobiegały wyzyskiwaniu i zdzierstwu, które niestety w naszych czasach tak pospolitem jest w świecie kupieckim i rzemieślniczym. Natomiast miały nader zgubne skutki dla rozwoju rzemiosł i handlu, a podkopując wszelki przemysł krajowy, przyspieszyły upadek miast a z nim zubożenie całego kraju.




Rozdział  VII.
Rzemiosła i przemysł.

Dzieje Nowego Sącza w epoce królów z dynastyi Wazów przedstawiają nam, pomimo zupełnego zniszczenia miasta pożarem w r. 1611, aż do owych strasznych klęsk w ostatnich latach panowania Jana Kazimierza, wogóle obraz jego kwitnienia. Że właśnie czasy te tak nazwać możemy, że miasto po owym pożarze z tak zadziwiającą szybkością podźwignąć się zdołało, jedynym i wyłącznym powodem był jego bogaty, ożywiony i wszechstronny handel. Na jego zaś rozwój i kwitnienie pływało korzystne położenie nad znaczną, podówczas spławną rzeką Dunajcem, blizkość granicy Węgier, z którymi wiązały Polskę odwieczne przyjazne stosunki polityczne i handlowe;[1121] a co najważniejsza, liczne przywileje wszystkich królów,[1122] począwszy od jego założenia, potwierdzone i pomnożone łaskawością i troskliwością królów i z tej dynastyi. To też uczony ks. Szymon Starowolski nie szczędzi słusznych pochwał Nowemu Sączowi w swem dziele z r. 1632, że „na Pogórzu karpackiem celuje oświatę ponad inne okoliczne miasta i kwitnie niepoślednim handlem.“[1123]
Z dość częstych lustracyi Nowego Sącza, wykazujących liczbę rzemieślników każdego cechu, dziwnym zbiegiem okoliczności nie znajdujemy nigdy podanej liczby kupców, z których możnaby już zyskać choć najogólniejszy obraz ruchu handlowego niniejszej epoki. Księgi jednak archiwum miejskiego dostarczają materyału, który, lubo nie w zupełności, wynagradza ten dotkliwy brak i dozwala zestawić wykaz kupców tej epoki. Według aktów radzieckich i ławniczych było w Nowym Sączu w latach 1598—1656 kupców blizko 60. Liczba ta, zważywszy wcale niewielki przeciąg czasu nie całych lat 60, jak również niewielki obszar miasta fortecznego, które wraz z przedmieściami mogło wówczas co najwięcej liczyć 4—5 tysięcy mieszkańców, wydać nam się musi wcale znaczną. Już to samo dowodzi, jak także znacznym musiał być w owej epoce ruch handlowy, przewyższający nierównie potrzeby samego miasta i jego okolicy.
Na podniesienie handlu naszego miasta wpływał także kwitnący stan rzemiosł i produkcya fabryczna samego Nowego Sącza, tak iż handel jego w niniejszej epoce nie rozciągał się jedynie tylko na import i przewóz produktów zagranicznych, przedewszystkiem węgierskich. Jak zaś w owych czasach rzemiosła w Nowym Sączu musiały kwitnąć i stać wysoko, najlepszym dowodem wiadomość, którą znajdujemy w dyaryuszu Jerzego Tymowskiego,[1124] mianowicie że na wiosnę 1611 r. zjechał z Węgier sługa pana Mikołaja[1125] Boczkaja (Bocskay) wprost do niego, prosząc imieniem wielmożnego pana swego o zamówienie pięknej karety od atłasów i jedwabiów. A więc brat młodszy owego Stefana Boczkaja, który w r. 1604 stanął na czele powstania całych Węgier przeciwko rządom cesarskim, i obwołany księciem siedmiogrodzkim i węgierskim, zmusił cesarza Rudolfa II. do traktowania z sobą o pokój i uznania go księciem Siedmiogrodu (1606 r.) — wówczas niezawodnie jeden z najpierwszych magnatów węgierskich — udaje się za granicę, i czego widocznie nie mogły dostarczyć jego kraje ojczyste, zamawia dla siebie w Nowym Sączu! Rzeczywiście Tymowski ugodził karetę u stelmacha za 222 złp., sam pilnował roboty, kupił w Lublinie skór juchtowych, zgoła starał się, aby węgierscy panowie byli zadowoleni. Sługa pana Boczkaja zostawił mu 100 talarów węgierskich (111 złp.) na wydatki, a on wypłacał rzemieślników częścią gotówką, częścią towarami[1126].
Do tego kwitnienia rzemiosł przyczyniła się bezsprzecznie przedewszystkiem pieczołowitość samego króla Zygmunta III., przejętego największą troskliwością o pomyślność i dobrobyt miast. Już w poprzednich rozdziałach mieliśmy sposobność poznać[1127], jak on, wbrew polityce swoich poprzednich, otaczał opieką cechy i rzemiosła, i jak całym szeregiem przywilejów starał się zabezpieczyć i utwierdzić kwitnienie tychże w Nowym Sączu. I tak w r. 1592 na skargę piekarzy sandeckich, że piekarze obcy z miast innych przywożą pieczywa, przez co niebezpieczną konkurencyą szkodzą w ich zawodzie, a nawet grożą ruiną ich rzemiosła, przykazuje radzie miejskiej, aby przestrzegała praw i przywilejów piekarzy sandeckich i wzbraniał przywozu chleba do miasta skądinąd. Podobnie w r. 1593 potwierdza uchwalone przez cech kuśnierki artykuły, tyczące się wewnętrznego rządu i składu całego cechu. Tak samo w r. 1602 potwierdza artykuły cechu szewskiego, rymarskiego i siodlarskiego; zaraz następnego (1603 r.) potwierdza ustawy kowali, ślusarzy, mieczników, zegarmistrzów złotników, kotlarzy, hamerników, konwisarzy, szychtarzy, sierparzy, paśników, krawców i malarzy[1128][1129], przyczem określa ściśle, jakie przedmioty każdy z nich może wyrabiać w swoim zawodzie.

Pieczęć srebrna szewców sandeckich z r. 1628.

W r. 1604 zatwierdza ustawy czapników, farbiarzy, sukienników, bednarzy, stolarzy, stelmachów, kołodziei, tokarzy, rzeźbiarzy, kopijników i szklarzy — tudzież ustawy cechu kupieckiego, t. j. kramarzy, aptekarzy, kitlarzy, iglarzy, nożowników, mydlarzy, miodowników i krojowników, czyli kupców towarami łokciowymi. W pięć lat potem (1609 r.) zatwierdza ustawy cechu rzeźniczego, wreszcie w r. 1620 przywileje i ustawy cechu tkackiego.
Już z tych przywilejów królewskich okazuje się najdowodniej, jak rozliczne podówczas w Nowym Sączu istniały rzemiosła, z których w przeważnej części obecnie nie pozostało nawet śladu. Lecz o stanie ich kwitnienia nie o wszystkich da się, z istniejących źródeł, z równą dokładnością zestawić zadowalniający obraz. I tak o wyrobach garncarskich nie mamy żadnych bliższych szczegółów, oprócz taksy z r. 1630, którą na innem miejscu przytoczę[1130]. Rejestra poborowe z r. 1635 i 1650 wymieniają po 4 garncarzy w mieście, którzy przecie nie próżnowali, lecz wyrabiali nie tylko naczynia gliniane, powszechnie wówczas do gotowania używane używane, lecz także dachówki i kafle do pieców. Jak zaś te wyroby musiały stać wysoko, dowodzą szczątki kafli koloru lazurowego, z ornamentami gzymsowymi żółtymi w kształcie koron, wykonane artystycznie, znalezione w r. 1896 przy brukowaniu i pogłębianiu ulicy, prowadzącej z rynku do kościoła św. Małgorzaty, właśnie na miejscu, gdzie niegdyś stała szkoła miejska za czasów polskich; tudzież zupełnie podobne koloru jasno-brunatnego i ciemno-zielonego, wykopane w r. 1895 w dzisiejszym ogrodzie miejskim, tudzież przy dawnym (dziś nieistniejącym) szpitalu św. Walentego. — Również liczne gatunki i nazwy, dziś po większej części nieznane, broni palnej, siecznej i kolnej czyli do kłucia, oraz wyrobów siodlarskich i rymarskich, dostarczanych w bardzo wielkiej ilości tak dla wojska, jak i wojennej szlachty, dowodzą najwyraźniej o ogromnem zatrudnieniu szychtarzy, mieczników, kopijników, siodlarzy i rymarzy, wogóle o kwitnieniu tych rzemiosł w Nowym Sączu[1131]. — Stosunkowo najobszerniejsze jeszcze wiadomości mamy o złotnictwie,[1132] które rzeczywiście w epoce Wazów znajdowało się na wysokim stopniu kwitnienia.
Zwykle bywało w mieście po 3 złotników, jak świadczą spisy rzemieślników z r. 1635 i 1650. W latach 1611—1660 znajduję w aktach miejskich nazwiska następujących 10 złotników (aurifabri): Tomasz Frączkowicz[1133], Krzysztof Janosz[1134], Wawrzyniec Kondratowicz[1135], Paweł Użewski[1136], Joachim Matuszowic[1137], Stanisław Wójtowicz[1138], Jan Klimczyk[1139], Jan Czechowicz[1140], Alexander Ziółko[1141] i Michał Ziółko alias Sekuliński[1142], syn poprzedniego. Wykonywali oni roboty kościelne: monstrancye, kielichy, puszki, lichtarze, lampy, krzyże, turybularze, ampułki, nalewki i t. p.; z robót zaś do użytku domowego: łańcuchy na szyję srebrne pozłociste, czyli, jak wówczas mówiono, „obręcze“[1143], złożone z ogniwek różnego kształtu; guziki małe złote; guzy srebrne do zapinania sukni; pierścionki srebrne i złote; srebrne czarki, kubki, rostruchany i konewczki czyli puhary nakształt koneweczek z nakryciami; czapraszki srebrne czyli pętlice do zapinania żupanów, dołomanów; łyżki srebrne różnego gatunku; noże i nożenki srebrne; manele czyli bransolety srebrne pozłociste; łańcuszki, szpilki i haftki złote; klamerki do pasów srebrne pozłociste; oprawy do karabeli srebrne pozłociste; zamkle do wacków srebrne i inne rzeczy drobniejsze, wchodzące w zakres ich rzemiosła, któremi, jak zobaczymy niżej w rozdziale następnym, prowadzili nawet handel do Gdańska.
Cenną pamiątką po złotnikach sandeckich XVII. wieku, nie tylko pod względem archeologicznym, lecz także artystycznym, jest srebrna pieczęć cechu szewskiego z r. 1628, przechowana dotąd w muzeum hr. Czapskiego w Krakowie. Nie ulega zaś najmniejszej wątpliwości, że ją wykonał jeden z sandeckich złotników, powyżej wymienionych. W księdze bowiem cechu szewskiego pod dniem 4. kwietnia 1628 r. wyraźnie zanotowano: „Pod tą gromadą pieczec od złotnika wykupily, ktora kostuie zł. 10 gr. 20.“ — Do wytwornych wyrobów złotniczych owych czasów należy sukienka srebrna wyzłacana, we floresy en relief z r. 1636, na cudownym obrazie Przemienienia Pańskiego[1144]. Na samej górze tejże sukienki przedstawione są prześlicznej roboty dwa ptaszęta, dzióbiące winogrona; u dołu zaś klęcząca w żupanie postać Marcina Frankowicza[1145], ze złożonemi rękoma i następującym napisem: „Martinus Frankowicz civis sandecensis, devotus erga imaginem hanc Salvatoris, pro exstruendis hisce laminis argenteis patrimonium suum obtulit, guibus impensis maxima pars imaginis hujus contecta est. Anno Domini quo et altare perfectum 1636.“
Do zatrudnień złotników należało także taksowanie czyli szacowanie kosztowności i naczyń złotnych i srebrnych, które przy powszechnym ówczesnym zwyczaju pożyczania pieniędzy, a nawet kupowania towarów na zastaw, wielkie miało znaczenie i dosyć częstą bywało czynnością. Jednakże również często przytem dopuszczali się złotnicy nadużycia, jak tego archiwum miejskie przechowało nam kilka przykładów. Mateusz Kotczy, kupiec sandecki, nie dopłaciwszy kupcowi preszowskiemu, Mikluszowi Komoraniemu, z dłużnej kwoty jeszcze 100 złp., został przez tegoż pozwany w r. 1635. Widząc, że mu grozi „zagrabienie“ (sekwestracya), prosił wierzyciela swego o zwłokę i dawał mu zastaw. Komorani przystał na to, i wziąwszy od niego zastawionych 6 guzów pozłocistych i czapraszkę z dyamencikami, poszli razem do znanego nam złotnika, Pawła Użewskiego. Ten, życząc lepiej Kotczemu aniżeli Węgrzynowi, otaksował te rzeczy na 177 złp., a Komorani przyjął je za należne mu pieniądze, i dopłaciwszy 77 złp., pojechał dalej do Krakowa. Tam udał się z owymi guzami i czapraszką do złotników, aby się upewnić o ich wartości. Ci jednak znaleźli dyamenciki bardzo podłe i złoto liche i ocenili, że wszystko razem nie warta więcej, jak 77 złp. Rozgniewany Komorani, wróciwszy do Nowego Sącza, zapozwał Użewskiego o oszustwo. Znany nam ze swej zawziętości i dzikości Użewski, wyparł się taksowania i jeszcze obwinił Komoraniego, iż naspół z Zygmuntem Gądkiem przemyca glejtę[1146], ołów, sukna i inne towary, ze szkodą miasta i uszczerbkiem skarbu, zaco, będąc burmistrzem, sam Gądka karał, i żądał nadto ukarania napastnika, który się targa na cześć rajcy. Sąd nakazał Użewskiemu, aby się przysięgą oczyścił, a będzie wolny[1147].
Wkrótce potem stał się drugi podobny wypadek. Jan Parul, kramarz sandecki, będąc dłużnym Stanisławowi Rogalskiemu, a nie mając pieniędzy, dał mu zastaw w r. 1636. Znowu taksował Użewski, i znowu otaksował za wysoko. Rogalski, chcąc się zabezpieczyć, zaprotestował przeciwko temu: zwołał więc innych złotników, jak Stanisława Wójtowicza, Wawrzyńca Kondratowicza i Jan Klimczyka, którzy oszacowali: pas srebrny złocisty na 72 złp., łyżki srebrne 51 złp., kubek 24 złp., razem 147 złp. Ale gdy ta kwota nie dosięgła długu Parula i taksy Użewskiego, Rogalski zaprotestował przeciw obydwom[1148].
Jak złotnictwo, zwłaszcza w swych wytworniejszych i misterniejszych wyrobach, stoi na granicy rzemiosła a sztuk pięknych, mianowicie rzeźbiarstwa, tak odwrotnie malarstwo w owych czasach liczono do rzemiosł. Otóż i ta gałąź sztuki czy rzemiosła kwitła nad spodziewanie w Nowym Sączu w epoce Wazów. Pewną jest rzeczą, że malarze sandeccy w XVII. wieku nie stanowili już osobnego cechu, de facto jednak istnieli jako poddani cechu kowalskiego (wspólnie ze złotnikami, ślusarzami, kotlarzami, miecznikami, konwisarzami, szychtarzami, sierparzami, zegarmistrzami i paśnikami) z obowiązkiem wyuczenia się sztuki mistrzowskiej, by zostać samodzielnym majstrem malarskim. Mieli jednak swoich osobnych archimagistrów, czyli cechmistrzów, jak pokazują zapiski z r. 1632, przytoczone poniżej. W latach 1607—1655 znajdujemy w Nowym Sączu 8 malarzy[1149]. Sześciu z nich około r. 1633 wykonywało swe prace artystyczne w mieście, a jeden z nich w r. 1630, kiedy miasto prowadziło długi proces graniczny z wielmożnym Piotrem Rożnem z Moglina wysłany został do Paszyna w celu narysowania mapy lasu i miedzy w granicach miejskich, zaco dostał 15 gr. Malowali przeważnie obrazy olejne, którymi przyozdabiano nie tylko ołtarze, feretrony, chorągwie kościelne i cechowe, lecz także domy mieszkalne. Stąd to inwentarze ruchomości mieszczańskich wymieniają nieraz po kilka obrazów mniejszych i większych, na płótnie malowanych. Do tych malarzy należeli: Szymon Świętkowski[1150], Maciej[1151] (nieznany z nazwiska), Adam Liszkowicz[1152], Floryan Benedyktowicz, Jan Ciosek[1153], Marcin Gwóźdź, Grzegorz Borucki[1154] i Jędrzej Fabrowicz[1155]. Najsłynniejszym jednak malarzem między wymienionymi był Floryan Benedyktowicz. Przybył on z Czchowa, patricius Czchoviensis artis pictoriae magister, i przyjął prawo obywatelstwa w Nowym Sączu 1627 r., a zaraz następnego roku przyjął do rzemiosła dwu chłopców, niewymienionych jednak po nazwisku. Należał do zamożnych mieszczan, gdyż, oprócz domu w rynku, posiadał jeszcze folwark za rzeką Kamienicą. Malował dużo olejnych obrazów, a między innymi w r. 1632 malował i złocił obraz bracki św. Anny w kościele farnym w Starym Sączu[1156]. W r. 1646 na na wjazd nowego starosty grodowego, Konstantego Lubomirskiego, malował tablicę tryumfalną wraz z 6 herbami i ornamentacyą, zaco wypłacił mu ówczesny burmistrz, Stanisław Wilkowski, 20 złp.[1157] W latach 1648, 1649 i 1652 był rajcą sandeckim. Powszechnie kochany i szanowany zmarł w czasie morowego powietrza w Nowym Sączu (1652 r.)
Tych kilka wzmianek daje dostateczne wyobrażenie, jak płacono w owych czasach za obrazy olejne i w jakiej cenie stały utwory artystyczne malarskie. A przecież malarze sandeccy dbali o swe dobre imię i sławę swojego zawodu i nie cierpieli partactwa, jak tego dowodzi następująca notatka, że w r. 1632 starsi cechu malarskiego wyrokiem cechowym rozkazali sławetnemu Marcinowi Gwoździowi, aby więcej nadal nie utrzymywał u siebie Grzegorza Boruckiego, malarza, ku szkodzie i ubliżeniu braci; zastrzegając sobie dalsze dochodzenie względem szkód i nakładów prawnych[1158].
Obok malarstwa niepoślednie miejsce zajmowało rzeźbiarstwo, którego niezatarte ślady przechowały nam zapiski brackie i akta miejskie już w pierwszej połowie XVII. wieku[1159]. Snycerze przydzielenie byli do cechu bednarskiego, do którego należeli także rozmaici rzemieślnicy wyrobów drewnianych (artis lignariae) t.j. stolarze, stelmachy, kołodzieje, tokarze, kopijnicy, cieśle, a nawet błoniarze czyli szklarze. Akta radzieckie w r. 1634 wspominają o snycerzu, Janie Ochmańskim[1160]. W r. 1678 mistrzem dłóta był tu Adam Reyk. Rzeźbił on między innemi figurę drewnianą za 50 złp., umieszczoną na szczycie jednej baszty miejskiej[1161].
Jeżeli więc powyższe kunszta, jak złotnictwo i malarstwo, na tak wysokim stopniu stały w Nowym Sączu, śmiało utrzymywać można, jak się to z zamówienia owej karety dla pana Mikołaja Boczkaja pokazuje, że i niższe rzemiosła musiały się znajdować w stanie kwitnącym, lubo, jak nadmieniłem powyżej, brak nam o tem bliższych szczegółów. Wspomnę tylko o „blechu“ czyli bieleniu płótna, który najlepiej dowodzi, jak szeroko w Nowym Sączu były rozpowszechnione wyroby tkackie. A chociaż te niewątpliwie zaopatrywały przeważnie tylko potrzeby domowe, mniej zaś były artykułem handlowym miejscowego przemysłu, mimo to znajdujemy, że rozwożono je także na jarmarki do poblizkich miasteczek. Regestr poborowy z r. 1635 i 1650 wymienia po 16 rękodzielników, trudniących się wyrobem płótna[1162]. Ceny płótna nie zależały od tego, czy było zgrzebne, czy też paczesne, lecz czy było lniane, czy konopne; i tak według taksy z r. 1652 łokieć płótna lnianego kosztował 1½ gr. a konopnego tylko 1 gr.[1163]
Uprawa włóknistych roślin należy dziś do rzadkości w sandeckiej ziemi. Inaczej było w XVII. wieku. W owe czasy znali gospodarze przyrodę ziemi i dlatego, widząc jej urodzajność, obsiewali żyzne doliny lnem i konopiami. Górale podhalscy, zwłaszcza z Nowego Targu, skupywali je i przędli na kołowrotkach, tkali i rozwozili po świecie, a góralskie płótna szły przez Węgry aż do Lewantu i Małej Azyi.

Otok powyższej pieczęci.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

Natomiast głównemi gałęziami przemysłu, które wówczas kwitnęły w Nowym Sączu, były: piwowarstwo, sukiennictwo i wyroby narzędzi żelaznych.
Piwowarstwo, a później gorzelnictwo, należało do najzwyklejszych rodzajów przemysłu, gdyż prawie w każdym domu w mieście był browar lub gorzelnia. Piwa sandckie należały do najdawniejszych w Polsce i zachowały jeszcze z epoki zygmuntowskiej swoją ustaloną sławę[1164]. Trunek ten bowiem poczytywano zdrowym i powszechnie był ceniony, zwłaszcza od czasów, kiedy nastały inne trunki a piwa stały się napojem tylko klas niższych. Według ustawy wojewodów krakowskich: Jana Firleja z r. 1573, tudzież Mikołaja Firleja z r. 1589, nie wolno było warzyć piwa z jęczmiennego słodu albo ze zboża mieszanego, tylko z czystej pszenicy, pod utratą tegoż i winą 14 grzywien[1165]; dopiero w r. 1652 znajdujemy, że ją mieszano napół z jęczmieniem, albo dodawano żyta lub orkiszu. Na podniesienie się tej gałęzi przemysłu właśnie w tej epoce w Nowym Sączu, przyczyniło się rozporządzenie, wydane za króla Stefana Batorego, którem dla wzrostu fabryk krajowych zakazano piw zagranicznych.
Piwa w Nowym Sączu było kilka gatunków, jako to: piwa zielone, które były dwojakie: cienkie, słabsze dla niewiast, i gęste, mocne dla mężczyzn; następnie czarne, czyli gęste (cerevisia dupliciter cocta), tak zwany marzec; wreszcie szmelcowane alias dwuraźne, które było dwa razy droższe niż zielone. Piwa zielonego cienkiego garniec kosztował 1½ gr., gęstego zaś 3 gr.; czarnego, czyli marca, garniec 4 gr.[1166] Sprzedażą tychże zajmowali się nawet złotnicy, jak Jan Czechowicz w r. 1648. O wzbranianie szynkowania piwa gęstego czyli marca, zanieśli rajcy skargę do króla (1596 r.) na starostę grodowego, Sebastyana Lubomirskiego. O piwach tych wspomina też w swojem dziele ks. Franciszek Siarczyński[1167], że za Zygmunta III. chwalono powszechnie piwa sandeckie, co jest najlepszym dowodem, że musiały się rozchodzić na całą Polskę, aż owa ustawa z r. 1630 pokopała ogromnie tę gałąź industryi i dawną jej świetność nadwerężyła na zawsze.
Do zaprawy piwa i miodu chodowano chmiel na bujnej dolinie sandeckiej w pobliżu obu Sączów, z czego dziś ani śladu nie pozostało. Trzymali go też mieszczanie w znacznych zapasach po domach i sklepach, jak świadczą dość częste o tem zapiski w księgach ławniczych. I tak między innymi znajduję, że w ruchomościach po Jerzym Frączkowiczu († 1635 r.) pozostało chmielu w wańtuchach[1168] za 180 złp.[1169]: a po Janie Ziębie († 1649 r.) było go w worach i na kupie za 117 złp., ćwiertnia po 1 złp. Dowodzi to wymownie, jak w znacznej ilości musiano produkować piwo w Nowym Sączu.
Dłużej utrzymał się sukiennictwo, które zresztą już w epoce zygmuntowskiej było w kwitnącym stanie[1170]; a że to odbywało się w rozmiarach wcale znacznych, okazuje dowodnie poniższa notatka, zapisane w aktach miejskich. Daniel Morawie, żyd z Wiśnicza, kupczył wełną w r. 162 i właśnie niedawno ugodził się z cechem sukienników sandeckich o dostawę 50 kamieni (16 cetnarów) wełny za 475 złp., na którą sumę dali zapis jak najformalniejszy. Żyd dostawił wełnę i pyta sukienników, jak będzie z zamówionymi 200 kamieniami jarej i jesiennej wełny? Sukiennicy patrzą nań ze zdziwieniem, a on im pokazuje pismo bez podpisów, zamawiające istotnie wełnę. Wypierają się pisma, a żyd wręcz twierdzi, że zamówili. Wytoczyła się sprawa przed urząd, a starsi cechu sukienniczego imieniem wszystkich braci musieli przysięgać: „Że nie wiedzą o tym kontrakcie nowym, który żyd w nich wmawia o 200 kamieni wełny, ani go z nim uczynili, tylko o 50 kamieni według membrany od siebie onemu danej[1171].“
W r. 1635 było w cechu sukienniczym rękodzielników 6, a pod r. 1639 czytam, że dwaj sukiennicy z Nowego Sącza: „Stanisław Biernat i Adam Pękała, imieniem inszej braci cechowej ugadzają się z niejakim Gryglem (Grzegorzem) Świechem o 264 złp., należących się za wełnę[1172]“, z czego oczywisty dowód, iż w tym czasie nie tylko istniało, ale i widocznie kwitnęło sukiennictwo.
Jednak nierównie bardziej kwitnął w pierwszej połowie XVII. wieku w Nowym Sączu wyrób narzędzi rolniczych, na który rzuca nam dopiero jasne światło dyaryusz Tymowskiego. Według tego musiało w Nowym Sączu znajdować się przynajmniej kilku sierparzy[1173], którzy trudnili się wyrobami tychże na wielki rozmiar. Z tych znani są nam z nazwiska dwaj, mianowicie Wacław Morawiec i Stanisław Dzierzwa. Wprawdzie nie musieli oni rozporządzać wielkimi kapitałami, skoro zawsze wymagali zaliczek, a Tymowski musiał im dawać po 100 i 200 kilkadziesiąt złp. na żelazo: jednakże ruch w ich warsztatach musiał być wcale znaczny, skoro pan Morawiec w swojej pracowni zatrudniał 8 czeladników (1613 r.) i w przeciągu nie całych 2 miesięcy zdołał (1612 r.) odstawić aż 9.800 sierpów, a pan Dzierzwa jeszcze więcej, bo w przeciągu 3 tygodni 5.300 sierpów (1613 r.)
Nadzwyczaj charakterystyczną na owe czasy co do stosunku czeladników do swego pryncypała, oraz co do dostawy tychże sierpów, jest ta okoliczność, że osobno dostawiali je sami właściciele warsztatów, a osobno czeladnicy; ci ostatni także po kilkaset sztuk naraz, na które tak samo otrzymywali od Tymowskiego zaliczki. Widać więc, że albo nie pobierali od swego majstra żadnej zapłaty i utrzymywali się z tego, co sobie zarobili, albo też byli jego spólnikami, przyczem jednakże majstrowie za swoich czeladników ręczyć musieli. — Tę samą okoliczność potwierdza nam uchwała cechu kuśnierskiego z r. 1612[1174], „żeby się żaden czeladnik nie ważył skór swoich kłaść do kwasu więcej niż 4, kiedy 30 skór umoczy mistrz“, a więc że i czeladnicy kuśnierscy także mogli dla własnego zysku skóry wyprawiać i sprzedawać, byle to tylko nie czyniło zbytecznej konkurencyi samemu mistrzowi.
Od r. 1615 Wacław Morawiec, nie dotrzymując słowa, stracił „wiarę“ (kredyt) i czeladź jego przeniosła się do Dzierzwy, który, sprowadziwszy sobie jeszcze osobnego pomocnika z Lublina (1617 r.), był w stanie dostawić naraz 8.000, a w latach 1618—1619 nawet 12.000 sierpów.
Wyrób ten sierpów stanowił nie tylko ważną gałąź przemysłu, ale też był i bardzo ważnym artykułem handlu Nowego Sącza. Z pomienionymi obydwoma sierparzami zawiera Tymowski (1611 r.) kontrakt; w roku następnym z Morawcem znowu na dalsze półtora roku odnowiony: „stało się postanowienie z panem...“, że nikomu innemu, jak tylko jemu wyłącznie dostarczać będę sierpów, zaco ze swej strony Tymowski zobowiązuje się, „na każdy czas i potrzebę pieniędzy jemu dawać.“ Rzeczywiście handel nimi musiał być ogromny, skoro naraz dostawiali po kilkaset, a nawet, jak widzieliśmy powyżej, po kilka tysięcy sztuk; on zaś płacił częścią gotówką, częścią towarem, zwłaszcza suknem, a cena wynosiła za 100 sierpów 3 złp. Interes ten niezawodnie był bardzo korzystny, dlatego dawał chętnie znaczne zaliczki, tak w pieniądzach jak żelazem, którego cetnar kosztował 3 złp. 10 gr., a sierpy te rozchodziły się na całą Polskę i stanowiły, obok miedzi i śliw suszonych, najważniejszy ładunek „pletów“ czyli tratw, które Tymowski spławiał do Gdańska (1618 r.). Dlatego też miał ich zawsze znaczne zapasy, n. p. w r. 1620 aż 14.000 sztuk[1175].
Oprócz niego i inni kupcy tutejsi zajmowali się handlem sierpów i wywozili je do Lublina, a nawet do Słucka, jak tego wyraźne ślady napotykamy w księgach archiwum miejskiego. I tak Jan Zięba, który na większą skalę prowadził handel owocami suszonymi, handlował także i sierpami; w r. 1636 złożył w Lublinie u Jana Kotczego, mieszczanina, 3.000 sierpów, które tenże rozsprzedał. Zjechawszy się później w Nowym Sączu, zawarli wobec Jakóba Poławińskiego między sobą ugodę: Kotczy daje Ziębie wynagrodzenia 100 złp., ten zaś obiecuje przeznaczyć je na dzwonnicę kościelną[1176] t. j. kollegiacką. — Podobnie w r. 1636 Marcin Krupski, mieszczanin w Słucku, poświadcza, ze Mikołaj Chodorowicz z Nowego Sącza zostawił u niego w dwóch faskach 6.000 sierpów, po które ma posłać, a za który to towar, w razie, broń Boże! ognia, Krupski nie ręczy. Słuck, 14. lipca 1636 r.[1177].
Do towarów, sprowadzanych z Węgier, należała także stal węgierska. W jakich rozmiarach odbywał się ten handel, nie podają nasze źródła, ale zato dowiadujemy się z nich, że przerabiano ją w Nowym Sączu na klinki, a więc że i ta gałąź przemysłu także wówczas kwitła w Sączu i jego okolicy. Mianowicie na przedmieściu znajdował się „klinkarz“, imieniem Ambroży, który po 5 cetnarów stali naraz kupował od Tymowskiego (1609 r.), wyrabiając z niej klinki, które odstawiał mu w pewnej ilości wiązkami, a jak wówczas nazywano „snopami“. Tak samo w Jeżowie (między Grybowem a Bobową) był inny klinkarz, imieniem Mikołaj, który także kupował stali po 2½ cetnara (1610 r.)
Ale oprócz stali nieprzerobionej, sprowadzano także z Węgier, mianowicie z Lewoczy, już gotowe blaszki, czyli ostrza do klinic (szabel), z któremi Tymowski jeździł na jarmark św. Mikołaja do Lublina w r. 1616[1178].
Jednak nie tylko sam Nowy Sącz kwitnął przemysłem, niektóre jego gałęzie rozciągały się także na dalsze okolice. Przedewszystkiem wyrób szkła jako też saletry jest najdobitniejszym dowodem, że przemysł w ziemi sandeckiej w epoce Wazów nei tak wyglądał jak dzisiaj, albowiem tychże dostarczały właśnie głównie okoliczne miejscowości Nowego Sącza, gdzie znajdowały się huty szklane — podobnie jak po wsiach i miasteczkach liczne pracownie saletry, z których jedne i drugie od dawna już zaginęły i wszystko podupadło.
Szkło wyrabiano w Jazowsku, gdzie o kilka kilometrów od dworu, na drodze ku Obidzy, znajdowały się ogromne huty, z których przechowały się do dziś dnia jeszcze znaczne ruiny[1179]. Stamtąd też sprowadzał je Tymowski a dostarczał go od r. 1607 hutnik, imieniem Kasper, który w r. 1613 przeniósł się do Sulina (Szulin) na Spiżu i tam szyby wyrabiał. Przywoził je do Nowego Sącza on sam albo jego żona, i to po kilka razy na rok: tak n. p. od lipca 1607 r. aż do końca roku kupował od nich Tymowski aż 6 razy. Szyby te bywały trojakie, jako to: okrągłe, małe nieprzeźroczyste, i wielkie czworoboczne przeźroczyste, wielkości mniej więcej ćwiartki papieru. Te ostatnie sprzedawano na kopy czy setki, a za kopę czy setkę płacił Tymowski po 1 złp., sprzedawał ją zaś po 1 grzywnie czyli 1 złp. 18 gr., a więc z zyskiem 20%. — Szyby drobne zaś kupował skrzynakami, jedna po 5 złp., sprzedając je po 6 złp., a więc z zyskiem 20%, przyczem jako kupiec oględny zamiast pieniędzmi płacił czasem towarem, mianowicie suknami grubemi i ciężkiemi, jak karazya, falendysz i kir, tudzież winem.
Jaki zaś był pokup i odbyt na ten towar, dowodzą liczby, skoro szyb wielkich przeźroczystych przywożono mu na jeden raz po kilkaset, od 300 do 800, ale także tysiącami aż do 4.500: tak samo i drobnych szyb dostarczano w różnej ilości, zawsze po kilka skrzynek, na jeden raz 2 do 10. Od r. 1616 przywóz szyb tak jednych jak i drugich ciągle się wzmaga, widać więc, że i potrzeba i pokup tychże coraz stawały się większe, zwłaszcza że Tymowski dostarczał tego towaru dla kupców lub szklarzy miast innych. Między kupującymi bowiem w większej ilości, po kilkaset szyb przejrzystych a kilka skrzynek drobnych, znajdujemy nazwiska dwóch mieszczan z Biecza: Stanisław Jędrzejków i Jędrzej Kutalik[1180].
W ścisłym związku z handlem szkła zostawał także ołów. Potrzebowali go szklarze, jak niejaka błoniarka Kloska ze szpitalnej ulicy, która, nie mogąc zapłacić gotówką za pół kamienia ołowiu, musiała dać w zastaw szablę i latarkę (1614 r.), tudzież inni, którzy kupowali go funtami; ale jeszcze bardziej sami hutnicy, dostarczając widocznie już szyby gotowe oprawione w ołów, jak ów Kasper z Jazowska, który naraz wziął przeszło cetnar ołowiu (1611 r.) Jednak najwięcej odbytu na ten towar było ze strony konwisarzy, a że odbyt ten musiał być wcale znaczny, pokazuje okoliczność, że żona Tymowskiego, będąc w Krakowie 1614 r., umyślnie pożyczyła od tamtejszego kupca, Samuela Cyrusa[1181], 40 złp. na ołów; a jeden taki konwisarz sandecki kupował od Tymowskiego cetnarami[1182], co także jest niezbitym dowodem, że i ten rodzaj przemysłu t. j. odlewu naczyń ołowianych i cynowych kwitnął również podówczas w Nowym Sączu.
Rzeczywiście w XVII. wieku były w Nowym Sączu bardzo rozpowszechnione wyroby cynowe i mosiężne, wykonywane przez miejscowych konwisarzy. Stąd też w każdym spisie ruchomości mieszczan sandeckich znajdują się wymienione: cynowe talerze, miski, półmiski, flasze, garnce, półgarcówki, kwarty, półkwaterki, przystawki, konewki, antfosy[1183] — tudzież lichtarze i miednice mosiężne. Zdaje się jednak, że te wyroby nie rozchodziły się w dalsze strony poza obręb miasta, tem bardziej, że tylko jeden bywał stale konwisarz w mieście, trudniący się wyrobem wymienionych naczyń.[1184]
Drugim produktem industryi sandeckiej ziemi była saletra. Tę wyrabiano w Grybowie i okolicznych wsiach: Kruźlowej, Siołkowej, Białej Niżnej, jako też w Łącku, w Starym i Nowym Sączu. Było jej dwa gatunki: czysta czyli lutrowana[1185], której cetnar kosztował 30 złp. — z samego Nowego Sącza znacznie taniej, z powodu widocznie mniejszych kosztów transportu — i nieczysta, nielutrowana, za którą płacono tylko 13 złp. Tę ostatnią kupcy niechętnie brali i dlatego umyślnie wymawiali sobie, aby dostawiano tylko dobrą, lutrowaną.
Wyrób saletry w owych czasach widocznie stanowił ważną gałąź zarobku, gdyż znajdujemy w wymienionych miejscowościach liczne osoby, które się nim trudniły i tworzyły niejako osobny rodzaj rzemieślników, zwanych „saletrnikami“, jak n. p. w samym Grybowie aż 8 osób. Niezawodnie byli to ludzie ubodzy, dlatego otrzymywali zwykle już z góry część zapłaty albo znaczny zadatek, i odstawiali kupcom do Nowego Sącza po kilka i kilkadziesiąt funtów, ale i cetnarami. Wyrobnicy ci trudzili się obok tego często i wyrobem prochu, który odstawiali tylko funtami, a zamiast pieniędzy brali czasem sukno i siarkę — tę ostatnią widocznie do wyrobu prochu.
Handel saletrą był wcale znaczny. Odważoną ją furami do Krakowa, skąd wracając, przywożono przy tej sposobności znowu sukno i flejtę. Szczególnie w latach 1615—1622 widocznie dobrze popłacała i wielki na nią musiał być pokup, skoro Tymowski na wszystkie strony ją zamawiał i skupował i 40 kilka cetnarów zapisał jej w swym dyaryuszu. Ale były też to czasy, w których Polska jednocześnie na wszystkie strony wielkie prowadziła wojny, czasy wypraw książąt Krzysztofa Zbaraskiego[1186] i Janusza Wiśniowieckiego na Multany, królewicza Władysława na Moskwę, wojen tureckich i szwedzkich, a więc kiedy proch i saletra także na wszystkie rozchodziły się strony i nie tylko na polu wojennem, ale i handlowem wielką odgrywały rolę.
Obok powyższych istniały wówczas w sandeckiej ziemi jeszcze inne gałęzie ludowego przemysłu, jak wyroby smoły, przeważnie dla cechu bednarskiego, i węgli drzewnych dla cechu kowalskiego, których dostarczali także mieszkańcy okolicznych wiosek. Pierwszych nazywano „smolarzami“, drugich „węglarzami.“




Rozdział  VIII.
Handel.

Dalsze szczegółowe opisy odsłaniają nam dokładny obraz handlu Nowego Sącza, z których okazuje się, iż tenże sięgał od ostatnich krańców Polski z południa, aż do najdalszych na północ i zachód i głęboko na wschód. Kupcy sandeccy, obok drobnej sprzedaży w swych sklepach, trudnili się wywozem wyrobów swojego miasta, a jeszcze bardziej przewozem towarów węgierskich i przywozem zagranicznych, byli więc przeważnie kupcami en gros hurtownikami. Obok tego znaczna liczba kupców sandeckich podejmowała interesa spedycyjne dla kupców zagranicznych, mianowicie węgierskich, oraz krakowskich, warszawskich i t. p., czyli byli spedytorami. Przewóz ten odbywał się częścią Dunajcem, jako spław tratwami, częścią na wozach, który to ostatni sposób transportu tworzył nowy rodzaj zarobku, nową klasę przedsiębiorców, t. j. woźniców miejskich, z których, jak nam akta miejskie podają, najważniejszymi w owych czasach byli: Stanisław Fratrowicz, Joachmi Olejarz, i Bartosz Zięba, młynarz.
Towarem, zajmującym pierwsze miejsce między wszystkimi, którymi odbywał się taki przewóz, zwłaszcza Dunajcem, była miedź ze Spiża; miejscami zaś sprzedaży, dokąd ją wożono, był Lublin, Warszawa, a wreszcie Gdańsk. Miedź przynosiła zysk wcale znaczny, ale też zakupno tejże wymagało znacznego kapitału, a żaden z kupców sandeckich, jak się przekonamy bliżej, nie posiadał wielkiego majątku i nie rozporządzał wielką sumą pieniężną; 1000 złp. gotówki było już rzadkością. Dlatego zmuszeni byli zaciągać większe pożyczki i zwykle operowali tylko pożyczonymi pieniędzmi.
Najdawniej znanym nam kupcem sandeckim, handlującym miedzią, był Jerzy Tymowski. Ten sprowadzał miedź z Lewoczy[1187] jako też z Nowejwsi[1188], dokąd jeżdżąc często, zamawiał ją osobiście, a dostawiali jej na większą skalę: w Lewoczy niejaki Roll, w Nowejwsi zaś Janusz[1189] Salmon; ale także odkupywał ją od kupców sandeckich, jak od Mikołaja Żmijowskiego, a nawet od swego wspólnika w tym handlu, Krzysztofa złotnika z Lublina. Miedź, którą handlował, był trojaka: blachy, płyty czyli dna, i tak zwane xpany[1190]. Najtańsze były blachy miedziane, chociaż musiały być jej różne gatunki, albowiem od owego Krzysztofa z Lublina, który je przecież bez wątpienia sprzedawał z jakimś zyskiem, kosztował cetnar 25 złp.; natomiast w Lewoczy, a więc na miejscu, płacił (1615 r.) cetnar po 25 złp. 16 gr. — Płyty w różnych latach także różną musiały mieć cenę, gdyż odwrotnie od złotnika lubelskiego (1611 r.) kupował ich cetnar po 34 złp., w Nowejwsi zaś (1613 r.) po 26 złp. 19 gr. Także i na jarmarkach w Lublinie płacono różnie: w r. 1610 za cetnar na wagę lubelską[1191] po 36 złp., w r. zaś 1616 po 40 złp. — Najdroższe były t. z. xpany, gdyż cetnar tychże kosztował w Lewoczy (1615 r.) 28 złp. 26 gr. W latach późniejszych znajdujemy, że cena miedzi podnosi się coraz bardziej. Czy powodem tego były stosunki monetarne, mianowicie że pieniądze polskie ustawicznie traciły na wartości swej za granicą, co podkopywało kredyt kupców polskich, czy też jakie inne okoliczności, z pewnością oznaczyć się nie da. Widzimy tylko, że mieszczanin sandecki, Maciej Pleszykowicz, sprzedaje (1636 r.) w Lublinie cetnar miedzi w płytach lanych po 53 złp. 25 gr., i to ze stratą na cetnarze przeszło 15 złp. 11 gr. A inny mieszczanin z Nowego Sącza, Jan Wiechowicz, kupuje jeszcze w r. 1630 miedź kutą w Pławcu (Palocsa) od Jakóba Teiffera, faktora architekty królewskiego, cetnar wagi węgierskiej po 83 złp. 9 gr., a wraz z innymi wydatkami kupna dochodzący do 89 złp. 18 gr.
Jak wspomniałem powyżej, miedź największa wymagała nakładu, dlatego też Tymowski, spłacając swoje długi a nie odbierając punktualnie tego, co mu drudzy winnymi byli, nie będąc więc zawsze w stanie rozporządzać większymi kapitałami, był zmuszony na ten tak intratny handel pożyczać od obcych osób pieniędzy, jak n. p. od pana podsędka, Adama Rożna (1610 r.), albo od pana Zygmunta Stradomskiego (1611 r.), oraz wchodzić w spółkę z innymi kupcami, jak z owym złotnikiem z Lublina, lub Tomaszem Pytlikowiczem, (którego zawsze nazywa Tomusiem), i Wacławem Grabką z Nowego Sącza. Z owym, kilkakrotnie wspomnianym Krzysztofem złotnikiem, rozpoczął interes na olbrzymią skalę (1609 r.). Zakupili naspół 540 cetn. miedzi, oprócz których Tymowski miał jeszcze 32 swoich własnych, i te sprowadzili na wozach do Nowego Sącza, złożyli u niejakiej pani Świdrowej i stąd osobiście spławili do Gdańska. Niestety nie podana jest cena, po której ową miedź kupowali, ale przyjmując już jak najtaniej, przeciętnie cetnar po 25 złp., wypadałoby na samego Tymowskiego kosztów przeszło 7.500 złp. Atoli po opłaceniu flisaków[1192][1193], myta w Sandomierzu, które samo wynosiło 57 do 76 złp., i innych kosztów transportu, Tymowski na swą stronę miał czystego zysku zaledwie tylko 219 złp. 25 gr., czyli prawie 3%, a więc kwotę, która nie stała w najmniejszym stosunku do tak ogromnych kosztów nakładu, trudów i najrozmaitszych wydatków. Dlatego też Tymowski, widocznie nauczony doświadczeniem, od tej chwili handlował miedzią w znacznie mniejszych rozmiarach.
Ostatecznym celem transportu miedzi był zawsze Gdańsk, gdzie widocznie sprzedawano ją najkorzystniej; ale nie gardzono także zyskiem, jaki po drodze przynosiła częściowa sprzedaż w Sandomierzu, Kazimierzu, a przedewszystkiem w Lublinie. To też od ostatniego wielkiego transportu, Tymowski swoją miedź spławiał przeważnie tylko na jarmarki lubelskie lub też odsyłał ją tam na wozach (jak 1610 r.), dokąd mu ją odstawiał Bartosz Witaliszowski, biorąc od fury po 7 złp. (czyli 5 talarów celnych), chociaż i to utrudniał mu nieraz brak gotówki, jak n. p. w r. 1613, z którego kłopotu wybawiła go żona, pożyczając mu 186 złp. Tu w Lublinie przwiezioną miedź sprzedawał po rozmaitych cenach, i tak w .r 1610 cetnar po 36 złp., w r. zaś 1616 po 40 złp., które płacili tamtejsi kotlarze a nawet kupcy z Gdańska, co jasno dowodzi, że jarmarki lubelskie na miedź musiały być głośne na całą Polskę. Korzystając ze sposobności, wraz z miedzią spławiał inne towary, jak sierpy, sukno i śliwy suszone, czem zajmował się (1618 r.) niejaki Nożyński, który u niego mieszkał i za jaką parę butów, prócz spławu, po jarmarkach mu pomagał.
Ostatnia spółka z Wacławem Grabką (1620 r.) jest najbardziej charakterystyczną; mianowicie nie mogąc osobiście zajmować się handlem miedzi, pożyczył Grabce 600 złp. na zakupno tejże w Lewoczy, a warunek układu brzmiał: „Ma bydź: moje pieniądze a Grabczyna praca, zyskiem napoły się dzielić[1194]“.
Innymi kupczącymi miedzią byli za czasów Zygmunta III. i Władysława IV. dwaj bracia Frączkowicze, Jerzy i Jędrzej, spławiając ją na tratwach do Lublina i Warszawy. Czasami nawet trzeci ich brat Tomasz († 1630 r.), złotnik i rajca sandecki[1195], wchodził z nimi w spółkę, mianowicie kiedy chodziło o miedź, na której jako złotnik znał się doskonale. Lecz z jakiemi trudnościami mieli nieraz kupcy sandeccy w tym handlu do walczenia wówczas! Pierwszą taką trudnością był brak większych kapitałów, który także nie dozwalał Jerzemu Frączkowiczowi rozpocząć swego kupiectwa na większe rozmiary. Udawał się więc do wielmożnej Magdaleny Strońskiej z Korzennej, która mieszkała w Nowym Sączu, a posiadając gotówkę pożyczała na lichwę. Od niej w r. 1632 pożyczył 400 złp., już naładował miedź na tratwy i miał odpłynąć do Lublina, kiedy naraz wielmożna Strońska zażądała zwrotu pieniędzy i tratwy zagrabić kazała! Przedstawienia ani prośby nie zdołały jej zmiękczyć, a tu czas i woda dogodna upływały i strata oczywista groziła. Dopiero gdy teść dłużnika, Maciej Pleszykowicz, wypłacił 200 złp. a na drugą połówę dał zapis w księdze ławniczej, pani Strońska uwolniła tratwy[1196]. Udał się więc Frączkowicz do Lublina. Lecz niezadługo wymienieni powyżej woźnice miejscy kupieccy, powróciwszy z drogi, przywieźli od niego list do żony, iż pojechał do Gdańska, zamieniwszy swój towar na inny, jak się zdaje, na zboże. Z listem przywieźli od męża 500 złp., 6 beczek śledzi i beczkę ryb lwowskich[1197]. Śledzie i ryby lwowskie znalazły prędki odbyt, a za beczkę lwowskich chętnie dała pani bratowa Ewa (żona Jędrzeja) 100 złp., biorąc je na szynk gospodny dla licznie zgromadzonej szlachty, boć właśnie nadciągała chorągiew Imci wielmoznego wojewody ruskiego, Stanisława Lubomirskiego, i wszystkie gospody były przepełnione.
Lecz tenże Jerzy Frączkowicz przedsięwziął jeszcze na większą skalę handel miedzią do Gdańska, przyczem okazał, że kupcy sandeccy umieli także korzystać z wypadków politycznych i ich wpływu na ceny towarów. Władysław IV. zaraz po swojem wstąpeniu na tron musiał się zbroić przeciwko Moskwie, która jeszcze w czasie bezkrólewia zerwała zawieszenie broni i napadem rozpoczęła wojnę. Sejm konwokacyjny warszawski (1632 r.) orzekł niebezpieczeństwo i potrzebę gotowości. Miedź i spiż ogromnie poszły w górę. Jerzy Frączkowicz cem prędzej skoczył do Lewoczy i opowiedział rzecz najmajętniejszym tamecznym mieszczanom, zapraszając ich do spółki. Chętnie na to przystali mieszczanie, a między nimi Habermann i Jan Lang, wójt lewocki. Lang brał towar na swoje imię, a Jerzy Frączkowicz spławiał[1198] lub wozem woził i sprzedawał, a pieniądze zwracał na dalsze kupno. Żona jego, osoba bardzo obrotna, wielce mu była pomocną, a głównym wyręczycielem był Samuel Kominkowicz, młodzian zwinny i rzutny, na którego mógł się spuścić we wszystkiem. Interes ten rozpoczęli na wielki rozmiar. Zakupili i odstawili miedzi cetnarów 333, którą nagromadzono w Pławcu na Spiżu, i wraz z 100 cetn. szpisglazu[1199] wieziono do Nowego Sacz, a stamtąd do Gdańska.
Z tego transportu do Gdańska mamy nader interesowny spis ceł, różnych opłat i innych wydatków, które dają nam obraz, z jakimi kosztami połączone były wówczas podobne przedsiębiorstwa i podróże kupieckie[1200].
Oprócz 520 złp., które wydał Hans, sługa pana Langa, wydatki te wszystkie w drodze ponosił Jerzy Frączkowicz, który miedź tę i wszelki spiż odstawiał osobiście zimą (1634 r.) i nabiedował się w drodze nie mało. Wracając z Gdańska, nakupili sukna, dołożywszy jeszcze 500 złp., które również ze swoich dodał Frączkowicz, nieco pożyczył u Habermanna z Lewoczy 166 złp. — Do uzupełnienia o czynności kupieckiej Jerzego Frączkowicza należy jeszcze dodać, iż między innymi towarami spławiał też stal rakuską, którą sprzedawał za węgierską, chociaż jako podlejsza opłacała się zarówno z żelazem[1201]. Ogromne jednak trudy, obok gorączkowej niecierpliwości Jerzego, zachwiały jego siłami. W Lublinie zaniemógł, a odzyskawszy siły cokolwiek, puścił się dalej do Warszawy. Bardzo słaby już zajechał tam i stanął u Jarosza (Hieronima) Nowomiejskiego, konwisarza i mieszczanina warszawskiego, gdzie wkrótce umarł w r. 1635.
Do znaczniejszych kupców miedzią należeli także: brat poprzedniego, Jędrzej Frączkowicz, i teść Jerzego, Maciej Pleszykowicz, cyrulik i rajca sandecki w latach 1628—1637. Ten ostatni miał w r. 1636 miedzi 26 cetn. wartości 1.800 złp. Kupcy z Lublina stargowali ją na słowo, lecz nie zważając na tę umowę, zerwali ją i zamówili miedź u Jędrzeja Frączkowicza, prosząc go o najrychlejsze odstawienie. Ten udał się wiec do Pleszykowicza, aby mu odstąpił połowę swojej po cenach kupieckich, z przyzwoitym zarobkiem. Przystał na to Pleszykowicz, ale nie na wagę sandecką, która była większa. Przy tym targu oglądano tę miedź, ale Frączkowicz, widząc że to płyty nie kute tylko lane, odstąpił kupna i odpisał do Lublina, żeby się wstrzymali z kupnem, gdyż im wkrótce odstawi miedź kutą, a lanej od Pleszykowicza dla nich kupować nie chce. Ale zanim ten list odszedł, już wprzód sam Pleszykowicz podążył do Lublina, wyprzedając swój towar, który w firkantach[1202] na 2 wozach po 13 cetn. wiózł Joachim Olejarz, woźnica i przedmieszczanin sandecki, a ugodziwszy się z tamtejszymi kupcami, otrzymał zadatek na 26 cetn. za 1.800 złp., czyli cetnar po 69 złp. 7 gr. Gdy jednakże nadszedł list od Frączkowicza, Lublinianie, przeczytawszy go, zarzucali Pleszykowiczowi oszustwo i odebrali zadatek, a po nadejściu miedzi kutej Frączkowicza, natychmiast ją kupili. Pleszykowicz musiał towar swój złożyć na wadze miejskiej, nie mając kupca, i od Gód[1203] aż do Wielkiejnocy przesiedział z tą miedzią w Lublinie, wkońcu musiał ją sprzedaż ze stratą 400 złp., nie chcąc z nią wracać do domu.
Po powrocie do Nowego Sącza, rozgniewany zapozwał Jędrzeja Frączkowicza, iż mu popsuł dobre imię i sławę kupiecką, ganiąc towar jego a zachwalając własny, i żądał zwrotu poniesionej straty. W podaniu swem nazwał postępek Frączkowicza: grubym, łupieżnym i niechrześcijańskim. Frączkowicz z godnością odpowiedział, iż kupca towar chwali a nie ludzie: iż stratę większa poniosą drudzy kupcy, gdyż wziął lekkomyślnie lichy towar na kredyt, a nie zapłaciwszy, wszystkim podkopuje wiarę. Wyrok sądowy zupełnie uwolnił Frączkowicza, bo towaru dobrego nikt zganić nie może... a nawet pokrzywdzenia swojej sławy kupieckiej pozwolił mu dochodzić na panu wójcie, Macieju Pleszykowiczu[1204].
Handel Nowego Sącza z Gdańskiem rozciągał się nie tylko na miedź, lecz także i na inne towary, a między nimi takie, którychby się rzeczywiście najmniej spodziewać można, jak n. p. wyroby złotnicze, które Wawrzyniec Kondratowicz, wspomniany powyżej złotnik, spławiał do Gdańska (1643 r.)[1205].
Śliwki suszone stanowiły bardzo ważny artykuł, który także przeważnie szedł Dunajcem do Gdańska i Lublina[1206]. Te były albo polskie albo węgierskie. Polskich dostarczał Tymowskiemu niejaki Grygier Sieniawka z Lubomierza, który skupywał je od chłopów ze Zręczyc, a kupcy, trudniący się ich hurtową przesyłką do Gdańska, zakupywali je w znacznej ilości, n. p. w r. 1619 na jeden raz za 83 złp. — Węgierskie zaś sprzedawali poddani pana Ferencza[1207] Deżeffiego (Dessewffy) z Czerwienicy[1208] i z Lipian[1209], którzy na nie pobierali zadatki. Zwykłą miarą, na którą je kupowano, był tak zwany gbeł[1210], dotąd używany na Węgrzech, ale nie we wszystkich miastach jednakowy; otóż w Nowym Sączu kupowano na gbeł sobinowski lub preszowski, który kosztował 2 złp. 20 gr. Śliwy były także towarem, który kupcy sandeccy zaopatrywali swoje składy w większej ilości, n. p. 8 fas, i stanowiły wraz z sierpami i miedzią główny ładunek pletów czyli tratw, spławianych do Gdańska[1211].
Dalszym znanym nam kupcem, zajmującym się także handlem śliwkami suszonemi, był Jan Zięba, rzeźnik, który wspólnie ze złotnikiem Wawrzyńcem Kondratowiczem, spławiał je do Malborga w r. 1644. Tu zaszło jakieś nieporozumienie pieniężne między nimi, gdyż po powrocie do Nowego Sącza wniósł Zięba skargę na Kondratowicza przed sądem. Ze świadków, którzy w tym procesie występują, dowiadujemy się, iż oprócz wymienionych obydwóch powyższych, równocześnie znajdowało się w Malborgu jeszcze trzech innych kupców sandeckich, jako to: Stanisław Jamiński, krawiec, Jan Grybowski, rzeźnik, i Marcin Kowalecki, prawnik — niezawodnie także ze swymi towarami. Że i ten handel śliwkami suszonemi odbywał się na wcale znaczne rozmiary, okazuje się ze zeznań pomienionych świadków, z których jeden zeznaje: że w jego obecności pan Zięba odebrał w Malborgu za śliwy 1.150 złp.; drugi: że także był przytem, jak tenże w Malborgu za śliwy otrzymał w złocie 410 złp.; a trzeci: że przy nim Kondratowicz oddał starszemu synowi Zięby 700 złp. w talarach[1212].
Lecz owoce suszone, mianowicie śliwki, były towarem poszukiwanym bardzo i gdzieindziej, dlatego kupcy sandeccy rozwozili je także w inne strony kraju, gdzie znaczny znajdowały pokup, chociaż i tutaj takie rozwożenie połączone było z różnemi nieprzewidzianemi przykrościami. I tak konwisarz sandecki, Zacharyasz Światłowicz, który handlował także winem, nakupiwszy suszonych śliwek i gruszek, wiózł do Nowego Targu te przysmaki góralskie (1638 r.). Towarzyszył mu niejaki Łukasz Oleksik. W Ostrowcu zajechali na noc do chłopa, Jędrzeja Zachełmskiego, a Światłowicz pospieszył do miasta. Oleksik miał złe obuwie, więc udał się do poblizkigo szewca i ugodził się z nim, ale nie na pieniądze, tylko na gruszki i śliwki, których usypał z półkorca w nocy i wydał dziewce szewskiej. Lecz gospodyni spostrzegła to i przez męża uwiadomiła Światłowicza, który potem dochodził tego sądownie[1213].
Dalszym bardzo ważnym artykułem handlu, spławianym Dunajcem i Wisłą, było drzewo. Handlowali niem między innymi Marcin Bigos i Marczała, którzy w r. 1632 dostarczali drzewa na budowę zamku królewskiego w Warszawie, odstawiając je wodą, naco otrzymali zadatku 540 złp.[1214] od kupca warszawskiego i zawiadowcy nadwornego, Jakóba Dzianottego.
Że handel ten musiał być bardzo intratnym, dowodzi ta okoliczność, że oprócz kupców rzucali się do tego przedsiębiorstwa także i rzeźnicy, jak Jan Sutkowski i Jan Obłąk, którzy w r. 1643 handlowali niem na spółkę, co nawet dało między nimi powód do sporu o pieniądze. Z obrachunku wspólnego pokazało się, że Obłąk winien był 86 złp. a Sutkowski 540, których jednak ten ostatni wypierał się zuchwale. Ostatecznie zapłacił, przymuszony do tego wyrokiem urzędowym[1215]. Sutkowski już dawniej dał dowody swojej chciwości, ośmielając się sprzedawać mieszczanom sandeckim drzewo budulcowe po cenie wyższej, niż zwykła, zaco go pozwał (1640 r.) sam podwójci ówczesny, Stanisław Kopeć[1216].
Jak powyżsi, tak samo i Sebastyan Żmijowski, który posiadał jatkę rzeźniczą, wolał także nie użytkować ani z niej ani z rzemiosła, natomiast dzierżawił wagę miejską i spławiał (1652 r.) drzewo z Lewoczy na tratwach, a na nich i inne towary Popradem i Dunajcem[1217]. Obok powyższych wspomniany już Stanisław Jamiński, kupiec sandecki, prowadził drzewem[1218] wielki handel z miastami na całym obszarze Wisły, przyczem spławiał także rozmaite towary. W r. 1644 widzieliśmy go w Malborgu; później znajdujemy, że w r. 1652 po drzewo i tarcice przyjeżdżali do niego do Nowego Sącza kupcy z daleka, mianowicie Więckowski z Torunia[1219], który mu dał za 80 sztuk drzewa 50 złp. i piwa za 2 orty na litkup[1220]; a w tym samym roku przy nadchodzącej powodzi, w samo morowe powietrze, naładował Jamiński tratwę tarcicami i popłynął do Warszawy[1221].
Zygmunt III. na sejmie warszawskim w r. 1598 pozwolił miastu pobierać od tratwy, spławianej Dunajcem, każdą trzynastą tarcicę lub drzewo. Dochód ten, zwany pospolicie „mytem trzynastego drzewa“, wypuszczało miasto w arendę za 266 złp. 20 gr. rocznie, jak świadczą kopie ówczesnych kontraktów, przechowane w archiwum miejskiem. I tak w r. 1650 wydzierżawił go rajca, Wawrzyniec Szydłowski, za 800 złp. na 3 lata; w roku zaś 1653 wójt, Jędrzej Kitlica, za tę samą sumę również na 3 lata. Wogóle za panowania Władysława IV. i w pierwszych latach panowania Jana Kazimierza spław drzewa Dunajcem rozpowszechniony był na wielką skalę. Dopiero zakaz rąbania okolicznych lasów z r. 1653, a następnie wojny szwedzkie podkopały tę dla Nowego Sącza tak ważną gałąź handlu.
Ale między towarami, sprowadzanemi z obcych krajów a spławianymi Dunajcem, najcelniejsze miejsce dla Nowego Sącza zajmowało wino węgierskie. Wprawdzie znajdujemy ślady, że także inne wina zagraniczne, jak grecka małmazya[1222] lub portugalska madera, były również przedmiotem kupna i sprzedaży w owych czasach dla kupców sandeckich, jednakowoż co do znaczenia pod względem handlowym z węgierskiemi wcale nie mogą się równać. Natomiast blizkość granicy, łatwość komunikacyi z Węgrami zapomocą Popradu, położenie miasta nad spławnym wówczas Dunajcem, spowodowały, że na polu handlu temi ostatniemi Nowy Sącz zajął pierwszeństwo między wszystkiemi miastami polskiemi na Podgórzu karpackiem, a to zaszczytne stanowisko i sławę utrzymał jeszcze do dni dzisiejszych.
Po wina węgierskie jeździli kupcy sandeccy zwykle sami osobiście, nieraz nawet kilka razy do roku. Wprawdzie w r. 1603 polecił Zygmunt III. staroście grodowemu sandeckiemu, ażeby zaniedbane prawo Stanisława Batorego z r. 1578, zabraniające obywatelom polskim jeźdźić po wino do Węgier, a nakazujące kupować je w wyznaczonych składach koronnych, pod bezwzględną utratą tychże towarów, w całej rozciągłości przywrócił i pilnie czuwał nad jego wykonaniem, gdyż wskutek tego zaniedbania cena win węgierskich podskoczyła znacznie[1223] — jednak o zakupowaniu win przez kupców sandeckich w owych składach koronnych nigdzie nie znajdujemy śladu. Powyższe zatem rozporządzenie królewskie widocznie znowu zostało ominięte i nie weszło w wykonanie, a kupcy sandeccy, jak przedtem tak i potem, dalej jeździli po wina do Węgier.
Sprowadzali je zaś stosownie do miejsca zakupna, albo na wozach po drogach wówczas niezbyt wygodnych i bezpiecznych, do których byli potrzebnymi przewodnicy dobrze tychże świadomi, albo wodą na tak zwanych płytwach[1224]. Czasami jednak zdarzało się, że kupcy ze Spiża lub z Węgier sami przybywali do Nowego Sącza z winami swemi na sprzedaż — czy to umyślnie, jak n. p. Hodorek z Podolińca (1622 r.), który przywiózł 24 beczek po 58 złp.; czy też przypadkowo, jak w r. 1616 Istwan[1225] Kajdasz z Koszyc[1226], który, nie mając o czem jechać dalej, musiał wina swoje złożyć w piwnicy pewnej mieszczki i z konieczności sprzedawać je w Nowym Sączu — przyczem Tymowski na usilne jego prośby wszystkie koszta za niego zapłacił, jakimi były: królewska grzywna do grodu, za wolność sprzedaży, za dolewkę, furmanom, śrotarzom i bednarzowi.
Miejsca, skąd je sprowadzano lub na zakupno jeżdżono po nie, które słynęły więc widocznie wówczas z dobrocie win, były: Torysa (Tàrcza), Koszyce, Preszów (Eperjes), Lewocza, Hunsdorf (Hunfalu), Kesmark, Bardyów[1227] i jeszcze inne nie wymienione. Ty dostarczali ich w większej lub mniejszej ilości, oraz w różnych gatunkach tamtejsi kupcy, których nazwiska przechowały nam nasze źródła. Obok tych otwierali także dla sandeckich kupców piwnice swoje i magnaci węgierscy, jak n. p. Janusz Deżeffi, pan na Torysie, którzy niezawodnie mieli swoje własne piwnice. Ale prócz firm i domów kupieckich czysto węgierskich, kupowano także i z drugiej ręki od kupców polskich, którzy mieli swoje składy winne po innych miasteczkach, jak od Rokickiego w Muszynie (1620 r.) lub Marcina Kopcia w Grybowie (1624 r.).
Ceny, po których kupowano te wina, były bardzo rozmaite: tak znajdujemy aż dwadzieścia kilka różnych cen, od 26 złp. 3 gr. aż do 150 złp., tudzież od 46 złotych węgier. do 75 zł. węgierskich[1228] za jedną beczkę, a od 20 gr. do 3 złp. za jeden garniec. Co się zaś tyczy objętości beczki, to według owego rozporządzenia królewskiego do starosty grodowego z r. 1603, ponieważ Węgrzyni coraz mniejsze beczki z winem przez komorę sandecką przywozili do Polski, pojedyncza beczka miała mieścić w sobie 5 barył — w przeciwnym razie już na granicy miały być zabierane[1229]. Z tych tak rozlicznych cen wysnuwa się oczywisty wniosek, że i gatunki win musiały być także bardzo różne. Jakoż czytamy o maślaczu czteroputowym (1646 r.), o winach starych doskonały, ale znowu także o winach podlejszych (1624 r.), które skwaśniały; podobnie znajdujemy, że na 9 beczek wina, kupionych w Hunsdorfie (1616 r.) po jednej i tej samej cenie, okazało się 6 lepszych, 2 gorsze, 1 na dolewkę. Niewątpliwem jest również, że na różnicę ceny, obok dobroci i gatunku wina, wpływała także mniejsza lub większa odległość miejsca, z którego je sprowadzano, i ściśle połączone z tem koszta przywozu — ale także i sposób płacenia.
Rzadko kiedy i tylko przy mniejszych kwotach płacili kupcy gotówką: co najwięcej dawali większy zadatek, a resztę spłacali później, jak n. p. Tymowski, kupując w r. 1615 u Michała Fraja w Kesmarku 10 beczek po 26 złp. 3 gr., dał mu zadatku 30 czerwonych złotych (120 złp.) i wziął mu chłopca do szkoły do Nowego Sącza. Zresztą przy kupowaniu win kredyt wielką odgrywał rolę. Tak kupcy sandeccy, Mateusz Kotczy i Krzysztof Halenowicz, sprowadzali na kredyt wino z Preszowa od Michałą Straussa w takiej ilości, że, jak utrzymywano powszechnie (1630 r.), zostali mu dłużni aż 5.000 złp., chociaż przed sądem oświadczyli, że tylko 900 złp.[1230]. Temuż samemu Kotczemu inny kupiec preszowski, Miklusz[1231] Komorani, dał na kredyt (1635 r.) wina za 830 złp., z których „upłacił“ tylko 730 złp., a o resztę zapozwał go Węgrzyn[1232]. Zwykle spłacano ratami, jak Tymowski Jurowi (Jerzemu) Mnichowi w Lewoczy (1615 r.), któremu należne za wina 400 złp. odsyłał częściowo po kilkadziesiąt złp. i więcej, jużto przez swoją czeladź, jużto przez różnych spławników — lub też ulubionym dla kupców sandeckich środkiem „upłaty“, t. j. towarami. Tak kupując w r. 1609 od Janusza Deżeffiego 30 beczek po 36 złp. 19 gr., odsyłał mu należytość przez jakiegoś „chodaka“ (chłopaka) z Czyrny po sto kilkanaście i sto kilkadziesiąt złp., a za resztę dawał sukna, korzenie i achtel piwa. Tak samo w r. 1614 znowu panu Deżeffiemu za 6 beczek wina, prócz pieniędzy, posłał sukna i 4 beczki śledzi. Podobnie płacił towarem pan Zygmunt Stradomski, podstarości sandecki, kiedy wchodził w spółkę win z Tymowskim, którą uskutecznili w r. 1622, dając do niej gotówką 200 złp. — z otrzymanych bowiem w roku zeszły w spółce sukiennej 34 postawów sukna morawskiego, wziął zaraz 4 postawy czerwonego a 2 zielonego i dał je Węgrzynowi za wino. Tak samo w r. 1625 z zakupionych w powtórnej spółce sukiennej od tego samego kupca 34 postawów sukna, znowu za wina zapłacił Węgrzynowi z Preszowa 15 postawami. — Odwrotnie robili kupcy węgierscy: Baldizar[1233] Sekiel w Hunsdorfie za sukna i korzenie płacił winem, którego w r. 1614 przysłał 2 beczki; a gdy znowu w r. 1616 Tymowski kupił od niego 9 beczek, dług tegoż w kwocie 106 złp. 17 gr. został zadatkiem na to wino.
Do okoliczności wpływających na ceny win, już nie po jakich je kupowano na Węgrzech, ale po jakich je kupcy sandeccy odbiorcom swoim sprzedawali, należały przedewszystkiem koszta przywozu do Nowego Sącza. Przywóz ten, jak powiedziałem, odbywał się w sposób dwojaki: lądem i wodą. Dyaryusz Tymowskiego podaje nam dosyć dokładnie obraz jednego i drugiego, szczęśliwym trafem obe razy z jednego i tego samego miejsca, t. j. z Torysy, własności pana Janusza Deżeffiego. Z tego opisu zyskujemy jasne wyobrażenie, iż koszta takiego przywozu w obu wypadkach były wcale znaczne.
Co się tyczy przywozu lądem, już powyżej wspomniałem, że w owych czasach drogi nie były wcale wygodne i bezpieczne, dlatego też wymagały wielkiej przezorności i doświadczenia, aby uniknąć wszelkich grożących niebezpieczeństw. To też Tymowski podnosi tę okoliczność, iż, kiedy w r. 1615 zawarł pierwszą spółkę z panem Jędrzejem Jordanem, ruszyli na Węgry podwodą doświadczonego sołtysa muszyńskiego. Tu w Torysie, kupiwszy od Istwana Peregrina 24 beczek po 111 złp., pobyt ich kosztował („strawili“) 3 złp. Od pana Peregrina otrzymali fury i przewodnika, Węgrzyna „dobrze świadomego dróg“, a same fury kosztowały do Nowego Sącza 96 złp., t. j. po 4 złp. od beczki. Jechali na Koszyce, Drynów (Somos), Preszów, Sobinów[1234], Nowąwieś, Petrowianiec (Pètermezö), a wierny i doświadczony zięć Tymowskiego, Stanisław Mączka, jechał przy winie, nie odstępując ani na krok. Wydatki w drodze, oprócz wszelkich opłat i my, wynosiły 17 złp., razem więc 116 złp. czyli prawie 5 złp. na beczce. — Podobnie w roku następnym (1616), kupiwszy w Hunsdorfie (za Kesmarkiem a więc znacznie blizej) u Baldizara Sekiela 9 beczek po 32 złp. 6 gr. i sprowadziwszy je na furach, przywóz od beczki kosztował po 2 złp. 15 gr. — A gdy w r. 1624 w drugiej spółce z Jędrzejem Jordanem kupili wina 41 beczek, ale już nie na Węgrzech, tylko u Marcina Kopcia w Grybowie, który w Kruźlowej miał swoje piwnice i składy, przywóz od beczki kosztował po 1 złp., gdyż tyle porachował sobie pan Jordan, którego poddani ze Strug zwieźli wino do Nowego Sącza. Ale i tu nie obeszło się bez przykrych zajść i wydatków — albowiem ludzie jego, przyjechawszy do Kruźlowej, popuszczali konie na pasze, z czego przyszło do kłótni i krwawej bójki z miejscowymi, aż Tymowski, łagodząc sprawę, za paszę i krwawe guzy zapłacił 1 złp. 15 gr.
Nierównie zwyklejszy był drugi sposób przewozu, t. j. woda. W takim razie odstawiano wino wozami do miejsca, z którego rozpoczynał się spław na Popradzie, i stamtąd spławiano je do Nowego Sącza. Spław ten odbywał się na tak zwanych płytwach (ptach), które zbijano z drzewa „na Górze“, t. j. nad górnym Popradem i tam od razu je kupowano. Cena takiego ptu wynosiła 2 złp. 6 gr., a na nim mieściło się 5—6 beczek, oprócz fliśników; od liczby więc beczek zależała także ilość takich ptów, potrzebnych do spławu. Ale i ten sposób transportu wodą nie był także całkiem bez niebezpieczeństw, i wymagał również doświadczenia i znajomości drogi wodnej. — Z opisu takiego spławu w r. 1610, kiedy Tymowski, zakupiwszy w spółce z zięciem swoim od pana Deżeffiego 24 beczek po 30 złp., spuszczał je do Nowego Sącza, okazują się koszta następujące: Dwom sługom na utrzymanie („strawnego“) na Węgrzech 3 złp., za 5 ptów 11 złp. 3 gr.; fliśnikom od spławu 12 złp.; w Nowym Sączu od zwiezienia „od wody“ (od Dunajca) do miasta 1 złp. 18 gr.; śrotarzom za spuszczenie do piwnicy 1 złp. 18 gr.; bednarzowi przez całe lato 2 złp. 15 gr., razem 31 złp. 24 gr., oprócz wszelkich myt i koniecznych kosztów na dolewkę, tak na Węgrzech (n. p. w Lubotyni [Lyubotin] 5 złp. 6 gr.) jak i w Nowym Sączu.
Do kosztów przywozu należała także opłata na komorze celnej węgierskiej, jak się zdaje w Bardyowie i Lubowli[1235], która je ogromnie powiększała, tak zwany „trycatek“ (trzydziestka[1236]). Iż nazwa ta, zwykle także zamiast samej komory używana, stąd pochodzi, iż pierwotnie wynosiła trzydziesty gorsz, nie podlega żadnej wątpliwości, ale według zapisków Tymowskiego była w owych czasach znacznie większą, lubo nie zawsze jadnakową; czy na nią wpływały cena i jakość wina, nie wiadomo, prawdopodobnie jednak panowała tu także dowolność. I tak opłata na trycatku od 24 beczek (po 30 złp.) w r. 1610 wynosiła 53 złp. 9 gr. (t. j. po 2 złp. 6 gr. od beczki). Prawie zupełnie w tym samym stosunku w r. 1616 od 6 beczek (po 33 złp. 10 gr.), albowiem 14 złp. 3 gr. wraz z inną jeszcze opłatą, zwaną „fircykarstwo[1237]“. Podobnie w r. 1621, wnosząc z ogólnej sumy wydatków od 44 beczek (po 46 zł. węg.), gdyż szczegółowo nie są podane, która wynosiła do Nowego Sącza za trycatek, myta, płytwy, fliśników i t. d. aż 184 złp. 15 gr., trycatek od jednej beczki również musiał wynosić tyle, co poprzednio. — Natomiast w tym samym roku 1621, przy wcześniejszym przywozie 27 beczek (po 44 złp. 12 gr.), trycatek kosztował znacznie mniej, gdyż tylko 33 złp. 10 gr., a więc po 1 złp. 7 gr. od beczki — ale też pan podstarości w Lubowli otrzymał pół beczki tego wina! Jeszcze mniej zapłacono w r. 1623 od 51 beczek, zakupionych po różnych cenach w Bardyowie, albowiem razem 45 złp., a więc od jednej zaledwie 26½ gr.
Te koszta przywozu, znaczne opłaty na komorze celnej węgierskiej, liczne myta krajowe i inne pobory i wydatki, powodowały, że, jeżeli wina miały przynieść zysk większy, musiano je kupować w bardzo znacznej ilości, w którym to wypadku rzeczywiście wina węgierskie ze wszystkich towarów, sprowadzanych z zagranicy, przynosiły zysk największy; ale też takie większe zakupna wymagały znowu bardzo wielkich nakładów, wynoszących nieraz po kilka tysięcy. Dlatego też kupcy sandeccy, z powodów już wyżej wymienionych, byli zmuszeni, podobnie jak przy handlu miedzią, dla łatwiejszego pokrycia tak ogromnych kosztów zawierać spółki. Takie spółki zawierali nie tylko między sobą, jak przykład tego znajdujemy już w r. 1599, że Stanisław Janik, kupiec i rajca sandecki, sprowadzał wino wspólnie z Melchiorem Krosnerem, cyrulikiem; ale także z okoliczną szlachtą, która, widząc w tem znaczne zyski, nie wahała się dla nich na chwilę zapomnieć na wszystkie przesądy i wzbraniające im tego prawa, i podobnie jak przy handlu suknem, przystępowała chętnie do takich kupieckich spółek winnych. Sam Tymowski w przeciągu 15 lat (1610—1624) zawierał takich spółek aż ośm, z których 3 były właśnie z panami szlachtą z okolic Nowego Sącza, reszta zaś z kupcami i mieszczanami.
Ale w takich spółkach dawał się nieraz czuć dotkliwie brak gotówki, dlatego kupcy sandeccy w tym wypadku ciekali się do jedynego środka ratunku, jakim było zaciąganie pożyczki. Tymowski nie przemilcza ani razu, ilekroć znalazł się w podobnem przykrem położeniu; lecz utrzymując przyjazne stosunki z okoliczną szlachtą i sam udzielając jej kredytu, pomagał sobie jej życzliwością i znajdował zawsze u niej pomoc pieniężną. Pożyczki te nie wynosiły wprawdzie nigdy więcej jak 400 złp., ale też zato nie słyszymy wcale o żadnych procentach. Tak kupując w spółce z Jędrzejem Jordanem 24 beczek po 111 złp. w Torysie (1615 r.), pożyczka na nie 400 złp. od pana podstarościego, Sebastyana Gładysza, który później potrosze wybierał pieniędze swoje. Podobnie w r. 1620, kiedy zanosiło się na wojnę z Turkami i cała szlachta ściągała pod swoje chorągwie, Tymowski, zamierzając zakupić wina w większej ilości, pożycza od pana podwojewodzego, Zygmunta Stradomskiego, również 400 złp., na które jednak musiał się zapisać wraz z żoną.
Tylko takie spółki, rozporządzając większymi kapitałami, były w możności płacić od razu gotówką, a więc też kupować taniej: dlatego też w takich spółkach kupowano albo w nierównie większej ilości, n. p. w spółce z Janem Łykawskim 71 beczek (1621 r.), a z Jędrzejem Jordanem 41 beczek (1624 r.), albo nierównie kosztowniejsze i lepsze, jak z tymże panem Jordanem 24 beczek aż po 111 złp. (1615 r.), lub z Tomaszem Pytlikowiczem 12 beczek, ale wina starego doborowego (1619 r.), którego cena musiała też być bardzo wysoka.
Kupcy sandeccy, kupując wina na Węgrzech, sprowadzali je czasami dla drugich osób, jak n. p. Tymowski w r. 1609 dla pana Lisowskiego z Szalowej 4 beczki po 42 złp. od Istwana Kajdasza z Koszyc, a w r. 1613 dla „mnichów“ (Franciszkanów) 1 beczkę za 33 złp. od Istwana dyaka (z miejsca nie podanego), albo Zygmunt Gądek w r. 1633 dla Jana Wojakowskiego, czego niezawodnie nie podejmowali bez pewnego zysku. Lecz nierównie częściej i prawie wyłącznie sprowadzali je dla siebie, w celach czysto handlowych, i to jest głównie przedmiotem naszej tutaj uwagi.
Wina, sprowadzane do Nowego Sącza, rozchodziły się albo na miejscu i po dworach szlacheckich najbliższej okolicy, albo też rozwożono i spławiano je po wszystkich stronach Polski. W samym Nowym Sączu spotrzebowały go najwięcej 3 wówczas znaczne szynki winne, których właścicielami byli: pisarz miejski, Matys Bereza, Cichoniowa i Mirkowa[1238], gdzie konsum jednem słowem był ogromny. Zwłaszcza ten pierwszy kupował całemi beczkami, co najlepiej dowodzi, że i odbyt u niego także musiał być odpowiedni. Gdy Tymowski w r. 1618 kupił znowu od Janusza Deżeffiego 16 beczek po 26 złp. 20 gr., Bereza na drobną sprzedaż wziął natychmiast 6 beczek. Podobnie w r. 1620, kiedy szlachta całej Polski ruszyła na Turka i po wszystkich królewszczyznach zjeżdżali się zbrojni pod swoje chorągwie, a Tymowski zakupił w Muszynie od Rokickiego 12 beczek po 57 złp., to Bereza brał beczkę za beczką, a szlachta zbrojna wypijała. Tak samo znowu w r. 1621, kiedy w spółce z Janem Łykawskim zakupił u Zacharyasza Gutsmittla w Kesmarku raz 27 beczek po 44 złp. 12 gr., a drugi raz 44 beczki po 46 zł. węg., Bereza pierwszy przybył i wziął 2 beczki po 60 złp. — Cena wina w pomienionych trzech szynkach, zwłaszcza od r. 1622, kiedy pan Stradomski, jako podwojewodzy, zawezwał Tymowskiego do ustawy cen wina, wynosiła za kwartę 6 gr., u Mirkowej zaś później 7 gr.
Oprócz tych nadzwyczajnych wypadków, w których w pomienionych winiarniach wypijano wina w większej ilości, okoliczna szlachta także w życiu codziennem i wśród okoliczności wcale zwyczajnych należała do najlepszych gości i konsumentów wina. I tak kiedy Tymowski w spółce z Jędrzejem Jordanem (1615 r.) zakupił w Torysie u Istwana Peregrina 24 beczek po 111 złp., na które od pana podstarościego, Sebastyana Gładysza, pożyczył był 400 złp., pan podstarości, tak blizko zetknięty temi winami, raczył osobą swą godną zaszczycić Tymowskiego, i przy pogadance o tem i owem wraz z siądami wypito 3 garnce wina. Pan podstarości opowiadał też przed bracią szlachtą o dobroci wina i przysłał 13. września po półgarnca na okaz. Wielmożny Pieniążek z Kruźlowej i Simbar, brat starosty grodowego Lubomirskiego, uznali dobre jego własności i udali się do Tymowskiego wraz z panem podstarościm i zapewne jeszcze z kim więcej, bo przecie dla trzech nie wyniesionoby 5 garncy tego wina. W najbliższy czwartek po 13. września zażądał pan podstarości 2½, w poniedziałek ½, w następny czwartek dla pana Chrzanowskiego 2½, a w drugi czwartek dla siebie 1 garniec tego wina. Nawet wielmożny pan starosta grodowy przysłał po 1½ garnca! Obaj kupcy, rozumie się, nie mogli się sami nachwalić; Tymowski, jadąc do Ciężkowic na jarmark i w różnych okazyach familijnych, wypił tego wina za 7 złp. 15 gr., a Jędrzej Jordan garncem i półgarncówką jeszcze więcej wybrał, bo za 9 złp. 25 gr., czego kwarta kosztowała 5 gr.
Ale nie tylko w winiarniach i sklepach kupieckich przy pogadankach przyjacielskich szlachta sandecka dostarczała kupcom najlepszego odbytu na wino, brał go bowiem także w znacznej ilości i do użytku domowego, jak tego znajdujemy wzmiankę (1620 r.), że pani Stradomska na swoją kuchnię wzięła beczkę wina za 34 złp.
W r. 1621, kiedy w Nowym Sączu na wino był nadzwyczajny pokup i Tymowski w przeciągu tego jednego roku w spółce z Łykawskim aż kilka razy od Gutsmittlów w Kesmarku sprowadzał po kilkadziesiąt beczek wina, szlachta sandecka była pierwsza, która sprzedaży tegoż dała dobry początek. Sam wielmożny pan starosta wziął 2 beczki po 60 złp.; p. Tabaszowski beczkę za 70 złp.; p. Wiktor 2 po 100 złp.; p. Słowikowski 6 po 80 złp.
Podobnie w r. 1623, kiedy Tymowski w spółce z bratem swoim, Marcinem z Grybowa, zakupił w Bardyowie u Sandora[1239] Foltyna 14 beczek po 66 zł. węg., a 25 beczek po 75 zł. węg., zaraz jeszcze w Grybowie ks. pleban Gładysz wziął półgarncówkę na skosztowanie, a pan podstarości Gładysz 5 garncy. W Nowym Sączu pan Stradomski na początek wziął 2 garnce, a Jejmość pani starościna 2 kwarty. Skoro się wino podstało, znaleźli się liczni lubownicy, i tak kwartami i garncami brali i pili panowie: Błędowski, Brzeziński, Gorzkowski, Jordan ze Strug, Kiciński, Krzesz, Maszkowski, Strowski. Sam pan Stradomski w chorobie wypił 1½ garnca, a za zdrowie przed lub po każdej małej podróży, jak do Brzeznej, Grybowa i t. p., po garncu. Beczkami zaś brali: Imci pan Rupniewski, zięć Jana Krzesza, 10 beczek po 114 złp.; pan Sędzimir beczkę za 108 złp.; Tymowskiego pani ciotka 3 beczki po 96 złp. — Mieszczanie też kwartami pili.
To samo powtarza się, kiedy Tymowski w powtórnej spółce z Jędrzejem Jordanem (1624 r.) kupili w Kruźlowej za 3.238 złp. 41 beczek po 79 złp. od Marcina Kopcia. Pan Jordan dał do tej spółki gotówką 1000 złp., a resztę obowiązał się oddać niebawem, sprzedawszy wina własne lub też nowo kupione wspólne. Sprowadziwszy je do Nowego Sącza, dodali po 10 beczek, co mieli w domu, i zebrało się ich 61, z których jedna szła na dolewkę. Jejmość pani Jordanowa sama trudniła się dolewką, a jak trzeba było, to kazała dokupić kilka garncy od kupca, Stanisława Pełki. Panowie rajcy zrobili początek drobnej sprzedaży tego wina, a Tymowski ugościł najprzód pana Stradomskiego, z którym wypił półgarncówkę. Odtąd panowie Stradomski i Tabaszowski bardzo uczęszczali do Tymowskiego, począwszy od 29. czerwca. Towarzyszył im wiernie ks. Jan Ptak, pleban z Siedlec[1240], a Tymowski, rad nie rad, musiał też pić z nimi półgarncówką. Na jedno posiedzenie wypili tak 2½ garnca. Przed jarmarkiem św. Małgorzaty zjechawszy się znów Tabaszowski z ks. Ptakiem, przy pomocy pana Depskiego, który dał kwartę, i Jerzego, który jako gospodarz swoją kwartą rozpoczął, wypili ni mniej ni więcej tylko 3½ garnca. Pan Wodzisław Jordan z Tymowskim 3 garnce; tyleż wypili w dzień św. Małgorzaty panowie Strowski i Tabaszowski, panowie zaś Wojakowski i Domaradzki już skromniej, bo wraz z Tymowskim ledwie 2 garnce wzwyż. Pan Gołuchowski po kilkanaście garncy brał w ogromne cynowe flaszki; ks. pleban z Siedlec po kilka; ale najwięcej sam pan Jędrzej Jordan: w lipcu wziął 25½, w sierpniu 16, i tak co miesiąc 20 garncy. Część wypijał w miejscu z panem Stradomskim, Tabaszowskim, Wojakowskim, a nawet kilka razy z panią Kopciową. Z pierwszych części rozpoczętych beczek wypił 81½ garnca. Kozacy waleczni i komornik króla Jegomości, wzywający na pospolite ruszenie przeciwko królowi szwedzkiemu, Gustawowi Adolfowi, także się tam pozbyli pragnienia.
Panie nawet nie gardziły szlachecko-mieszczańskiem wspólnem winem. Jejmość pani starościna Lubomirska, raczyła sama nawiedzić panie: Wierzbięcinę, Wojakowską, Stradomską, Błędowską, Gładyszową i Zawadzką; a pani Jordanowa, jako współwłaścicielka, dla niewieścich gości swoich w izbie swej kazała grzać wino, albo z kupcem Tymowskim w poważnej rozmowie o „kupi“ (towarach) i molach futrzanych wypiła 3 kwarty, a panią Wirzbięcinę, przyjaciółkę starościny, raczyła kwartą, podczas kiedy pan Jordan do panów z półgarncówki wypijał. W ten sposób pan Wojciech, brat Tymowskiego, wyszynkował 11 beczek. — Oprócz wymienionych, brali beczkami: Panowie rajcy 1 za 95 złp.; miecznik koronny 1; Mstowski 2 po 100 złp.; Gołuchowski 5, na które zapisał się w grodzie panu Jordanowi; podstarości sandomierski a Jordanów szwagier 2; Błędowski 1; Guzowski 1 za 106 złp.; do Uszwi 2; Zarzecki 2; Różyc 4; chorąży kozacki wziął 3 beczki. Cena tych win była od 80 do 106 złp.
Sprzedaż jednak wszystkich win sprowadzanych nie ograniczała się tylko na samo miasto i dwory szlacheckie ziemi sandeckiej; rozchodziły się one i w znacznie odleglejsze okolice Polski. Takiem ważnem miejscem zbytu win węgierskich dla Nowego Sącza był przedewszystkiem Kraków, gdzie kupowali je tamtejsi kupcy lub poblizkie klasztory, tudzież okoliczne miasta i Nowy Korczyn. W tem ostatniem mieście kupiec Wołkowicz, z win kupionych od Rokickiego w Muszynie po 57 złp. (1620 r.), wziął 10 beczek, płacąc chętnie po 84 złp. Do Krakowa zaś z owych win, zakupionych w spółce z Łykawskim w Kesmarku (1621 r.), wzięły zakonnice Norbertanki na Zwierzyńcu 2 beczki, płacąc po 60 złp.; Samuel Cyrus 2 po 80 złp.; Lichowski z Olkusza 12 po 90 złp.; a Wołkowicz z Nowego Korczyna 8 po 80 złp.; który w pieniądzach przysłał 13 beczek śledzi po 21 złp., z czego Łykawski wziął 9 beczek. — Roku zaś 1623, z win kupionych w Bardyowie naspół z Marcinem Tymowskim z Grybowa, wzięli w Krakowie: Samuel Cyrus 4 beczki po 108 złp.; Stanisław złotnik 2 po 112 złp.; Wichman 3 po 122 złp. — Podobnie z win, kupionych w spółce z Jędrzejem Jordanem od Marcina Kopcia w Kruźlowej (1624 r.), pan Jordan posłał zaraz do Krakowa prokuratorowi swemu beczkę za 80 złp.; oprócz tego wziął tamże pan Cyrus 2 beczki; księża Cystersi z Mogiły 3; a do Wieliczki 11 beczek w cenie 80 do 106 złp.
Ale na nierównie większy rozmiar prowadzili kupcy sandeccy handel winem z miastami, bardziej odległemi w północnych stronach Polski, gdzie wino było większą rzadkością, a więc gdzie handel temże większe obiecywał zyski, a takiemi były głównie Lublin i Warszawa.
Do Lublina wysłał wina Tymowski wraz z swymi wspólnikami 3 razy. Podróż taka odbywała się Dunajcem i Wisłą, albo na wiosnę z końcem kwietnia, albo pod jesień z początkiem października, na płytwach tylko do Kazimierza[1241], stamtąd zaś do Lublina wozami. Lecz i taka podróż wodą, mianowicie na Dunajcu, nie była bez przykrości i niebezpieczeństw, jak tego żywy obraz przedstawia nam opis z r. 1619. Tymowski kupił w Kesmarku od Zacharyasza Gutsmittla 7 beczek wina starego (cena nie podana), do spółki przyłączył się Pytlikowicz, a zebrawszy 12 beczek doborowych, puścili się wodą w ostatnią sobotę kwietnia. O fliśnika wystarał się Pytlikowicz, a towar prowadził Józef, syn Tymowskiego, z wiernym Nogawicą. Na drogę dał Tymowski 12 złp. i ruszyli „na dół“. Tymczasem ojciec pozostał przy swej ukochanej „żonce“, i pełen dobrej myśli niejedną półgarncówkę brał dla siebie do stołu, na jarmarczne pożegnanie lub przywitanie. Nie tak wesoło szło Józefowi na wodzie. Pod Zakliczynem wjechał plet na jaz, jedna beczka wina rozbiła się, a 2 popłynęły wodą. Szczęście, że jazownik dopomógł ruszyć plet, a rybak „ułapił“ płynące beczki tuż pod młynem, dokąd niosło je prosto. Jazownik dostał 8 gr., młynarz 12 gr., a poczciwy rybak prosił o dwa drzewa wartości 4 gr. — Stary Tymowski, zapisując wydatki na ów jaz zakliczyński, nazwał go „złodziejskim jazem“.
Podobne wypadki rozbicia się beczek przy spławie Dunajcem trafiały się jednak częściej. W r. 1633 Matyasz Pleszykowicz spławiał wina Dunajcem na dół. Prowadził mu je młody Stanisław Chuchro, recte Frankowicz z Nowego Sącza. Przed nimi płynęli inni Sandeczanie z tratwami i minęli szczęśliwie wojnickie młyny. Ale Chuchro jakoś się zapatrzył na młyny i bardzo ku lądowi przypuścił. Widzi to inny flisak sandecki, Wawrzyniec Śledź, i woła: „Stasiu! rób wiosłem, bo źle będzie!... nie zapatruj się!...“ Chwycił się Chuchro do robienia wiosłem, lecz już było za późno: prąd go porywa. Śledź zwraca się do Pleszykowicza, który spał na tratwie i woła: „Panie! wstań! Źle u nas!“ Pleszykowicz się porwał, ledwie miał czas zapytać: „co słychać?“ a już tratwy uderzyły o młyny. Za nimi płynął Stanisław Gardoń, przedmieszczanin sandecki, doświadczony w robieniu wiosłem. Z daleka widząc młyn, jął robić wiosłem od siebie, i szczęśliwie mijając, patrzał, jak beczki z winem Pleszykowicza, na których przy uderzeniu o młyn popękały obręcze, czem prędzej pobijano. Szczęście, że obręcze były w pogotowiu, lecz i tak wina dość wypłynęło. — Pleszykowicz pozywał później Chuchra o swoją szkodę, lecz ten oczyścił się przysięgą: „Iż ani z dawnej zawziętości ani świeżego gniewu nie napowiódł go na szkodę[1242]
Wypadki przytoczone okazują dowodnie, jak już raz nadmieniłem powyżej, że taki transport wodą wymagał wielkiego doświadczenia i znajomości dróg wodnych. Dlatego też kupcy, spławiający swe towary Dunajcem i Wisłą, nieobeznani z temiż, najmowali sobie biegłych i wytrawnych fliśników, jak tego mamy przykład w r. 1632. Walenty Tymowski, mieszczanin grybowski, kiedy spławiano wiele wina do Warszawy, chcąc także trudnić się tym korzystnym handlem, a nie będąc doświadczonym na wodzie, najął sobie wspomnianego poprzednio Stanisława Gardonia, przedmieszczanina z Nowego Sącza, który podjął się prowadzić 6 ptów do Warszawy z winem[1243].
Obok tych niebezpieczeństw i połączonych z niemi strat i wydatków, inne koszta takiego transportu wodą były wcale znaczne, jak nam je przedstawia opis dalszej podróży zięcia Tymowskiego do Lublina w r. 1610. Koszta te były: śrotarzom za wyciąganie z piwnicy 2 złp. 14 gr.; od zwiezienia do Dunajca 1 złp. 14 gr.; fliśnikom od spuszczania ptów 4 złp. 10 gr.; od spławu z Nowego Sącza do Kazimierza od każdego ptu (których liczba jednakże nie jest wyrażona) po 5 złp. 15 gr., nie rachując wszystkich opłat i myt w miastach po drodze leżących. Czasem trzeba było także w którem z tych miast zatrzymać się, n. p. dla pobicia beczek, co także połączone było z wydatkami.
Z Kazimierza droga odbywał się już na wozach, tu więc sprzedawano plety, za które jednak nie dawano więcej jak po 1 złp. Do Lublina trzeba było fury najmować, a tym płacono od liczby beczek, mianowicie od jednej po 1 złp. 13 gr. W samym Lublinie, oprócz opłat i „składnego“, były także koszta rozmaite, jako to: Śrotarzom, co wino do piwnicy nosili z gospody, 4 złp. 27 gr.; bednarzowi 6 gr.; na drzewo do piwnicy i pomocnikowi 1 złp. 7 gr.; utrzymanie pana zięcia w drodze kosztowało 5 złp. — Podobnie w r. 1619 syn Tymowskiego wydał na swoje utrzymanie („strawił“) w Lublinie i w powrocie 4 złp.
Wogóle całe koszta transportu owych 24 beczek wina, kupionych od pana Deżeffiego w r. 1610, wynosiły z Torysy do Lublina wraz z wszystkiemi opłatami i mytami 191 złp., a więc na 1 beczkę 8 złp.
Drugiem ważnem, a może jeszcze ważniejszem miejscem transportu i handlu wina była Warszawa. I tam Tymowski wysyłał wina swoje własne, lub w spółce zakupione, również 3 razy. Podróż odbywała się tak samo, albo Dunajcem i Wisłą aż do samego miejsca przeznaczenia, albo na wozach.
Opisy Tymowskiego tych 3 podróży do Warszawy są nierównie szczuplejsze, dlatego trudno podać tak dokładnego obrazu wydatków, jak poprzednio. W każdym razie wydatki te były i musiały być jeszcze większe, niż do Lublina. Owe kosztowne wina, kupione w Torysie (1615 r.) w spółce z Jędrzejem Jordanem po 111 złp., spławiano wodą zaraz w pierwszych dniach października. Popłynął z niemi sam pan Jordan, Tymowski zaś wysłał syna swojego Józefa, któremu musiał kupić buty, bo przyjechawszy do domu, zastał go bez nich. Na drogę dał mu legumin za 50 złp. i gotowych pieniędzy 20 złp., a więc koszta podróży tam i nazad dla jednego wspólnika wynosiły 70 złp.
Ale nierównie kosztowniejszym był transport na wozach, jaki przedsięwziął Tymowski zaraz w roku następnym (1616) z winami, zakupionemi w Hunsdorfie u Baldizara Sekiela po 32 złp. 6 gr. Co mogło spowodować Tymowskiego do tego rodzaju podróży, mimo tylu znaczniejszych kosztów, niewiadomo; same fury z Nowego Sącza do Warszawy kosztowały od beczki po 9 złp. W Warszawie, oprócz wszelkich opłat, inne wydatki wynosiły: Furmanom, co 2 dni czekali, 1 złp. 12 gr.; drzewo na opał wraz z przywiezieniem i świece 24 gr.; od świetniczki (mała izba jasna) 15 gr.; dla dwóch ludzi (widocznie faktorów), co chodzili z Tymowskim, na 7 kwart wina 1 złp. 26 gr.; na litkup 3 kwarty wina 24 gr.; za sanie, drągi, stryczki 26 gr.; w gospodzie 38 złp.; kucharce 3 gr. Wogóle koszta utrzymania („strawiłem“) do Warszawy, pobytu tamże wraz z opałem i w drodze napowrót, wynosiły 41 złp. „albo i więcej“.
I jakież wyobrażenie zysków daje nam powyższy obraz handlu winami? Zysk na winach był bardzo różny; zależało to od wielu i rozmaitych względów, przedewszystkiem od sposobu płacenia, od kosztów transportu, od miejsca sprzedaży i od okoliczności, wśród których wina sprzedawane były: naturalnie, jeżeli wina musiano płacić gotówką, zysk musiał także być mniejszy, aniżeli jeźli płacono towarami.
Największy zysk przynosiły wina sprzedawane w latach 1620—1623 do Nowego Korczyna, do Krakowa lub okolicznej szlachcie ziemi sandeckiej. I tak: za 10 beczek, które Tymowski zakupił w r. 1620 w Muszynie po 57 złp., (a wliczając koszta przywozu i wszelkich opłat: po 60 złp.), otrzymał od Wołkowicza z Nowego Korczyna 840 złp., a więc 40%; a w r. 1621 jeszcze więcej, bo 60%. Wina zakupione (1621 r.) w pierwszej spółce z Łykawskim od Gutsmittla w Kesmarku po 44 złp. 12 gr., spławił sam Gutsmittel i sprzedał z nich zaraz 15 beczek po 69 złp., z czego obaj spólnicy byli wcale zadowolnieni, bo zysk dla nich był przeszło 48%. — Jeszcze pomyślniejszą była w tym samym roku powtórna spółka z Łykawskim, gdyż wina zakupione u tegoż samego Gutsmittla, a sprzedawane do Krakowa, Olkusza, Nowego Korczyna lub szlachcie sandeckiej, przyniosły zysku od 20 aż do 100%. — Wina zakupione (1623 r.) w spółce z bratem Marcinem w Bardyowie po różnych cenach, których beczka przeciętnie kosztowała prawie 68 zł. węg., a inne koszta wyniosły na 1 beczkę po 8 złp., cały zaś nakład kosztował 3.646 złp. 5 gr., sprzedawano beczkami (od 96 do 122 złp.) w Nowym Sączu, okolicznej szlachcie i do Krakowa z zyskiem 27 do 63%. Cały zaś zysk wynosił 747 złp. czyli przeszło 20%.
Na winach, wysłanych do Lublina, zysk ani jeden raz nie był znaczny. Koszta podróży, liczne opłaty, straty poniesione i t. p. przyczyniały się do jego uszczuplenia. I tak na winach, spławianych wspólnie z zięciem swoim (1610 r.), które, jak sam Tymowski wyraźnie podaje, wraz z wszystkimi wydatkami kosztowały 911 złp., czystego zysku było zaledwie 69 złp., a więc nie całe 8%. — Kiedy w r. 1619 w spółce z Pytlikowiczem wyprawili tamże 12 beczek wina doborowego starego, które w Lublinie sprzedano po 80 złp., z powodu nie podanej ceny kupna trudno też oznaczyć zysk na niem; w każdym razie jednak nie mół być znaczny, gdyż sprzedano je nie za gotówkę i wypłata trwała aż rok, a rozbita beczka na jazie zakliczyńskim pochłonęła także znaczną część zysku. Wina zaś, które w spółce z Łykawskim (1622 r.) kupili razem z płytwami na Dunajcu po 58 złp., i z których sprzedano w Sandomierzu i Lublinie 12 beczek po 70 złp. a 11 po 72 złp., po odtrąceniu wszystkich wydatków transportu, mogły przynieść czystego zysku do 16%.
Co się zaś tyczy win, spławianych do Warszawy, ponieważ kwota, po której je tam sprzedawano, ani razu nie jest podaną, więc też i zysku na nich oznaczyć się nie da; to tylko można uważać za pewne, iż musiał być niezawodnie znacznie większym, aniżeli w Lublinie, gdyż w przeciwnym razie trudno przypuścić, żeby puszczano się bez korzyści w tak daleką drogę; odpadały też tutaj znaczne koszta transportu na wozach, jak owe z Kazimierza do Lublina. Domniemanie to potwierdza także poniżej umieszczona wiadomość o nader korzystnej sprzedaży win w Warszawie przez kupca, Stanisława Rogalskiego (1651 r.), tak iż spólnik jego domagał się od niego aż 48% zysku, lubo żądanie to pokazało się zbyt przesadnem.
Natomiast wina, kupione (1624 r.) w spółce z Jędrzejem Jordanem od Marcina Kopci w Krużlowej po 79 złp., których przywóz kosztował po 1 złp. od beczki, zawiodły nadzieję i oczekiwania. W prawdzie, tak jak poprzednio, sprzedawano je okolicznej szlachcie i do Krakowa beczkami w cenie od 80 do 106 złp., a więc z zyskiem dochodzącym do 32%, lecz wogóle dla obu spólników okazał się zysk bardzo mały. Tymowski, mając częstych gości u siebie, wypijał sam nie mało, przypijając do nich według obyczaju, oraz pijąc z „żonką“ w domu lub biorąc w drogę. Bardzo wiele kosztowały również bezpłatne częstowania, które brat jego Wojciech, zapisując do księgi, nie zapomniał nigdy naznaczyć krzyżykiem, jak gdyby żegnając się z pieniędzmi; także litkupy daremne, kupującym dawne, wynosiły wiele, a przytem i o dawnych znajomych również trzeba było pamiętać. Lecz najwięcej przyczyniło się do straty, że wina co podlejsze skwaśniały, tak że wszystkiego zysku okazało się tylko 98 złp. i beczka wina (czyli razem 200 złp.), a wiec zaledwie 5½%. Dlatego też pan Jordan, zwalając całą winę na Kopcia, który zaręczał zysk odpowiedni tak znacznemu kapitałowi („iściznie“), wynoszącemu dla każdego wspólnika po 1.800 złp., zatrzymał na swą stronę 400 złp., zapisując je własnoręcznie na Kopcia do księgi kupieckiej[1244].
Obok Tymowskiego, widocznie najznaczniejszego kupca sandeckiego za czasów Zygmunta III., źródła nasze wymieniają jeszcze innych, którzy również zajmowali się handlem wina w niniejszej epoce. Z tych jest nam znanych już kilku, jak Stanisław Janik, Jan Łykawski, Tomasz Pytlikowicz, Stanisław Pełka, Krzysztof Halenowicz, Mateusz Kotczy, Matyasz Pleszykowicz. Lecz oprócz tych należą tutaj jeszcze: Stanisław Olszyński, który sprzedawał najdroższe korzenie i wina; Zacharyasz Światłowicz; Wojciech Bogdałowicz, długoletni rajca, który trudnił się tym handlem od r. 1633—1656. Stanisław Rogalski, słynny organista i długoletni rajca, już w r. 1630 posiadał szynk winny, w latach zaś 1647—1656 kupczył winem do Warszawy jużto z Jędrzejem Kitlicą, już też z Jakóbem Poławińskim, rymarzem, który w swym sklepie także sprzedawał wino[1245]. Rogalski, dzierżawiąc cło od wina za 200 złp. rocznie, w ciągłej był styczności z kupcami węgierskimi, mianowicie z Mikluszem Komoranim z Preszowa, z Januszem Oslanim z Lubowli, z Gutsmittlem z Kesmarku i innymi. Zawierali oni z sobą ugody i przejmowali wzajemne długi: Węgrzyni Rogalskiego na Spiżu, a on ich w Nowym Sączu. W r. 1651 wciągnął Rogalski Kitlicę, podwójciego, do spółki winnej, wystawiając mu ogromne korzyści, jakich należało się spodziewać słusznie w tych czasach wojennych, kiedy szlachta wojując, zjeżdżając się i sejmikując, wypijała ogromną ilość wina. Więc Kitlica dał 440 złp., wymawiając sobie zysk i prosząc, aby, sprzedawszy wino, zakupił mu za jego 440 złp. pieprzu w Warszawie i odstawił do Nowego Sącza. Rogalski przyrzekł, wziął pieniądze, pojechał na Węgry, i nakupiwszy wina, wpakował je na tratwy Stanisława Jamińskiego, kupca sandeckiego, i popłynął z niem do Warszawy. Wino sprzedał korzystnie, poczem wedle woli Kitlicy kupił pieprzu za 440 złp. i chciał zaraz wracać. Ale niepodobna było, gdyż żaden woźnica nie chciał się podjąć drogi wśród rozcieczy wiosennej. Musiał więc pieprz złożyć na składzie i powrócił do Sącza. Nie rad był temu Kitlica, że mu nie przywiózł pieprzu. Słysząc zaś o wielkim zysku z wina, żądał swojej części t. j. 200 złp. i zapozwał go sądownie. Rogalski zeznał względem pieprzu, iż go musiał zostawić w Warszawie, obiecując tego świadkami dowieść; co się zaś tyczy zysku, odpowiedział z przekąsem, że człek katolicki nie może brać lichwy[1246].
Lecz handel Nowego Sącza obejmował nie tylko miasta i okolice, z któremi łączyła go naturalna droga wodna, t. j. spławny Dunajec, rozciągał on się także i w dalekie strony wschodnich ziem Polski. Ważnym stamtąd artykułem handlowym były ryby lwowskie.[1247] Tak nazywano w XVI. i XVII. wieku wyzinę i szczuki czyli szczupaki, które przy różnych biesiadach, czy to zamkowych czy też mieszczańskich, nie poślednią odgrywały rolę. Dlatego kupcy sandeccy, jak Marcin Janik w r. 1570[1248], jeździli po nie do Lwowa i znaczny niemi prowadzili handel, nawet do Węgier, gdzie w Kesmarku niejaka Demianowa brała je wraz z śledziami dla pana Stefana Tökölego (1614 r.). Cena szczupaka była dość wysoka, gdyż w r. 1659 płacono w Nowym Sączu za 4 szczupaki 7 złp. Względem tych ryb sprowadzanych zastrzeżono w ustawie wojewodów krakowskich: Jana Firleja z r. 1573, tudzież Mikołaja Firleja z r. 1589, „aby żaden więcej, jeno dwie warstwy karpi lub linów między szczupakami, w beczkę lwowską kłaść nie śmiał, także i lubelską[1249].“ Mimo to działy się nadużycia i handel ten narażony bywał nieraz na straty lub zawody, jak pokazuje nam następujący wypadek. Matyasz Klimuntowicz[1250] z Nowego Sącza kupił we Lwowie 1637 r. od Demka Neterpiny beczkę szczupaków, który „ślubował“, że tylko kopa linów w niej będzie. Inaczej się jednak pokazało, bo odbiwszy beczkę, zobaczył z wierzchu ledwie 3 warstwy szczupaków, a dalej liny do półbeczki i dalej — bo i z drugiej strony odbiwszy, były także same tylko liny[1251].
Jeszcze z dalszych okolic przychodziły sukna, które należały do najważniejszych artykułów handlu owych czasów. Sprowadzano je z różnych stron w najrozmaitszych gatunkach i kolorach, a z tych zamorskie zwykle z Gdańska, przeważnie jednak z Krakowa od kupca Samuela Cyrusa, do którego jeździł Tymowski sam lub wysyłał swoją żonę, biorąc często na kredyt w większej ilości i płacąc później w kwotach, dochodzących do 700 złp. Towar ten wymagał wielkich kapitałów, ale też i wielkie musiał przynosić zyski, skoro kupcy sandeccy z innemi osobami zawierali spółki wyłącznie w tym interesie. Do takiej spółki sukiennej przystąpił pan Zygmunt Stradomski dwa razy (1621 i 1625), dając ze swej strony po 500 i kilkadziesiąt złp., a spółka ta sprowadzała głównie sukna morawskie po 34 postawów, w kolorach widocznie wówczas najbardziej modnych, z Międzyrzecza od niejakiego Piotra Walentyna, który odstawiał je do Krakowa, skąd na furach odwożono je do Nowego Sącza. Pan Stradomski swoimi postawami płacił natychmiast Węgrzynowi z Preszowa za wino.
Handel suknami w Nowym Sączu rzeczywiście był bardzo znaczny i rozciągał się nie tylko do sprzedaży w sklepach, gdzie zaopatrywali swoje potrzeby mieszkańcy a jeszcze bardziej szlachta okoliczna, lecz sukna te rozchodziły się i w dalsze okolicy, mianowicie rozwożono je po jarmarkach w Gorlicach i Ciężkowicach, a na potrzeby Grybowa tamtejszy kupiec, Walenty Woliński, sprowadzał wszystko sukno całymi postawami z Nowego Sącza od Tymowskiego, biorąc je jużto na kredyt, jużto płacąc pieniędzmi, łańcuszkiem złotym i koniem (1617 r.). Wogóle, że pokup był bardzo wielki i handel suknem wzmagał się coraz więcej, dowodzi najlepiej Tymowski, który w r. 1620 miał wszystkich sukien pozostałych dawnych za 550 złp. okrom długów, w r. zaś 1625 miał na swoim składzie sukna za 3.600 złp., a więc na owe czasy za sumę rzeczywiście ogromną[1252].
Gatunki sukna, które wówczas przychodziły w handlu, oraz ceny niektórych z tychże, jakie wymieniają źródła nasze, był następujące:
Baja, łokieć po 10 gr.; baja wrocławska po 1 złp. 12 gr.
Breklest, łokieć po 2 złp. do 2 złp. 3 gr.; breklest czerwony po 2 złp. do 2 złp. 10 gr.; lazurowy; zielony po 2 złp.
Falendysz błękitny, łokieć po 1 złp. 4 gr. do 6 złp. 10 gr.; brunatny po 2 złp. 15 gr. do 3 złp.; brunatny ciemny po 1 złp. 20 gr.; czarny po 26 gr. do 2 złp. 15 gr. i 2 talary stare; czerwony po 2 złp. 15 gr. do 3 złp. 10 gr.; granatowy po 2 złp. 20 gr. do 3 złp. 10 gr.; karmazynowy po 3 złp. 10 gr.; lazurowy po 2 złp. 15 gr. do 6 złp. 10 gr.; obłoczysty po 2 złp. 20 gr. do 5 złp. 15 gr.; różnobarwny po 2 złp. 15 gr.; zielony po 2 złp. 15 gr. do 3 złp.
Karazya angielska, łokieć po 1 złp. 16 gr. do 1 złp. 24 gr.; angielska lazurowa po 27 gr., postaw po 18 złp. 15 gr.; angielska zielona po 1 złp. 4 gr.; karazya błękitna po 1 złp. 4 gr.; biała po 23 gr.; czerwona po 20 gr. do 1 złp. 25 gr.; lazurowa po 24 gr., postaw po 20 złp.; lazurowa śląska po 23 gr.; niebieska po 1 złp. 12 gr.; papuża; zielona po 22 gr. do 24 gr.; jasno zielona po 20 gr. do 1 złp. 12 gr.; żółta po 20 gr.; karazya morawska postaw po 14 do 16 złp.; karazya śląska postaw po 32 złp.; karazya ze Żmigrodu postaw po 14 złp.
Kir biały, łokieć po 15 gr.; błękitny postaw po 7 złp.; brzeski, łokieć po 10 gr.; czarny, postaw po 6 złp. do 18 złp. 15 gr.; czarny żałobny; czerwony; lazurowy; zielony; żółty; łokieć po 16 gr., postaw po 13 złp.
Pakłak błękitny po 2 złp. 15 gr. do 3 złp. 15 gr.; czarny po 2 złp. 18 gr. do 3 złp. 8 gr.; czerwony po 2 złp. 22 gr.; zielony po 2 złp. 25 gr.; pakłak kłocki[1253] po 12 gr.
Sukno icińskie[1254] czarne — sukno luńskie[1255] czerwone po 1 złp. 15 gr. — sukno meszyńskie[1256] po 1 złp. 5 gr. — sukno wittemberskie[1257] czerwone.
Sukna morawskie: bernardyńskie po 13 gr.; białe po 1 złp.; błękitne po 1 złp. 20 gr.; czarne przednie po 16—18 gr.; czerwone po 12 gr. (na tłumok) do 1 złp. 5 gr.; goździkowe; lazurowe po 3 złp.; mięsie; papuże po 22 gr.; szare po 12—13 gr.; zielone po 14 gr.; zółte.
Sukna, jak się zdaje, polskie krajowe; błękitne, łokieć po 15—23 gr.; czarne grube po 12 gr.; czarne na żałobę po 13—14 gr.; czerwone po 14 gr. do 1 złp.; mnisze po 14 gr.; szare po 25 gr.
Uterfin zielony po 1 złp. 14 gr. do 1 złp. 20 gr.
Z powyższego zestawienia pokazuje się, że z wymienionych gatunków w handlu ówczesnym najwięcej były poszukiwane sukna zagraniczne: falendysz, karazya i sukna morawskie, inne zaś już podrzędniejszą odgrywały rolę; następnie, że oprócz sukien wyrobu krajowego, dostarczały tychże nie tylko fabryki krajów sąsiednich, jak śląskie i morawskie, lecz prawie całej ówczesnej Rzeszy niemieckiej, a nawet holenderskie i angielskie, z których te ostatnie, sprowadzane morzem do Gdańska, stamtąd dopiero rozchodziły się do Krakowa, Nowego Sącza i na całą Polskę.
Ważnym artykułem handlu, który także sprowadzano z Gdańska, były śledzie. Szły one do Nowego Sącza drogą na Lublin. Sprzedawano je beczkami, a samo myto od beczki wynosiło 15 gr.; przywóz zaś kosztował (1621 r.) 28 złp. W samym Nowym Sączu płacono (1630 r.) za jednego śledzia 2 gr., a za kopę 4 złp. Handel śledziami rozciągał się nie tylko na samo miasto, gdzie niektóre osoby, jak Kwiatoniowski, pani Południowa lub Łykawski, brali je całemi beczkami — ten ostatni n. p. w r. 1621 naraz aż 9 beczek — ale jeszcze bardziej do Węgier. Tu osoby z różnych miast, jak z Bardyowa, Preszowa, Kesmarku (dla pana Tökölego) brały je także w większej ilości beczkami, często na kredyt, a beczka kosztowała 11 talarów czyli 12 złp. 6 gr. do 15 złp. Trafiało się także, że kupcy z innych miast, jak n. p. Wołkowicz z Nowego Korczyna (1621 r.), za wino Tymowskiego płacił śledziami, rachując beczkę po 21 złp. — widocznie, że te beczki musiały być znacznie większe. Sam Tymowski w długu za kilka łokci karazyi i 2 beczki śledzi po 14 złp. 8 gr. nabył jatkę szewską wraz z naczyniem szewskiem (jeszcze prze r. 1610[1258]). — Przy transporcie śledzi zdarzały się taż różne nadużycia ze szkodą znaczną kupujących. Tak n. p. w r. 1638 Krzysztof Kotczy z Nowego Sącza kupił beczkę śledzi w Kazimierzu u Matyasza Wosińskiego, mieszczanina tamtejszego. Kiedy odbito beczkę pokazały się zgniłe śledzie do tego stopnia, że ledwo z którego trzecia część pozostała[1259].
l, jak wiadomo, sprzedawano do Węgier beczkami, a jedna kosztowała 4 złp. I ten towar, podobnie jak śledzie, musiano nawet za granicę dawać często na kredyt, jak n. p. do Bardyowa jakiejś krawcowej chromej (1609 r.).
Miód, jak okazuje się z nader rzadkich o nim zapisków, musiał podówczas w Nowym Sączu, wobec bardzo znacznego handlu winem, wcale niewielką odgrywać rolę w świecie kupieckim. Widać, że wyrób jego po dworach szlacheckich i miasteczkach wystarczał na potrzeby domowe, i dlatego jako artykuł handlu niewielkie miał znaczenie. Mimo to znajdował się w Nowym Sączu wyszynk miodu, który sprzedawał szewc, Andrzej Strączek, a gatunki jego musiały być różne, skoro znajdujemy (1630 r.), że garniec kosztował po 12 i po 16 gr. Tymowski płacił beczkę po 44 złp., biorąc od niejakiego Krasowskiego. Również i wosk bardzo mało bywa wspominany. Najwięcej, zdaje się, kupowano go na potrzeby kościelne, 1 funt po 11 gr.[1260].
Oprócz wymienionych, widocznie znaczniejszych kupców sandeckich, znajdowali się jeszcze inni, którzy towary swoje także wysyłali daleko w głąb Polski. I tak Wawrzyniec Sławiński krymarzył drogiemi materyami w latach 1630—1646 wśród doli i niedoli, jak wszyscy bracia kramarze. W r. 1637 okradziono go w nocy, kiedy w izdebce przyległej kilku mieszczan piło. Podejrzenie padło na garncarza, Mateusza Turoszka. Sławiński liczył sobie szkody 400 złp., gdyż mu z taszów kramarskich zabrano: półaksamity i muchairy tureckie oprócz jedwabiów. Oskarżył Turoszka i wtrącił go do więzienia a nie udowodnił zbrodni. Obwiniony apelował do sądu wyższego i nakazano Sławińskiemu: Aby natychmiast uwolnił obwinionego — odwołał podejrzenie — odsiedział to samo więzienie, a wkońcu zapłacił 30 grzywien do skarbu miejskiego[1261]. W tym jeszcze roku (1637) nawiedziło Sławińskiego nowe nieszczęście. Piekarz tarnowski, Szkot Alexander Schade, utrzymując przyjazne stosunki z cechem kramarskim sandeckim, składał u Sławińskiego swoje miodowniki i wyroby piekarskie. Tymczasem wybuchł pożar i kilka domów w rynku w perzynę obrócił. Dom Sławińskiego zgorzał też do szczętu wraz z cechową skrzynką i piernikami. Spaliły się wszystkie przywileje i pisma cechowe, a miodowniki tarnowskie wartości 37 złp. na dwóch kupach okrutnie gorzały. Schade zaskarżył o to Sławińskiego, lecz ten usprawiedliwił i oczyścił się przysięgą.[1262].
Do znaczniejszych kupców należał też: Marcin Oleksowicz (1633—1654), który sprzedawał towary korzenne, sukna i drogie materye, oraz prowadził niemi handel do Warszawy; Stanisław Kopeć, długoletni rajca, kupczył suknem i sprawiał miedź w latach 1646—1655; Wawrzyniec Szydłowski, długoletni rajca i zamożny mieszczanin, oprócz innych towarów, kupczył kosami do Lublina i Warszawy w latach 1648—1654, a w r. 1652 spławiał do Warszawy drzewo.
Na ten kwitnący rozwój handlu Nowego Sącza i powiększenie jego dochodów wpływały bardziej, aniżeli wszelkie wyroby rzemiosł i przemysłu, liczne przywileje królewskie, które właściwie ugruntowały jego pomyślność i zrobiły z Nowego Sącza wyłącznie miasto handlowe. O ile wydane w XVI. wieku przywileje przyczyniły się do rozkwitu handlu w epoce zygmuntowskiej, to jeszcze bardziej na tem polu należy się zawdzięczać dynastyi Wazów[1263].
Pomijając przywileje, wolności od ceł w różne strony i w różnych ziemiach Polski, nadane Nowemu Sączowi przez różnych królów, ważniejszymi były te, na mocy których miasto mogło pobierać opłaty od wszelkich towarów, tak przewożonych jak spławianych Dunajcem. Ta opłata nazywała się „frachtem“, „mytem wodnem“, „fluitacyą“ (fluitatio). Pobierane pieniądze od towarów miano obracać na naprawę warowni miejskiej i amunicyę. Już artykuł 7 wyroku komisyi królewskiej z r. 1615 zarzuca[1264], iż fracht Dunajcowy do przepuszczania towarów do Gdańska mało przynosi miastu, z powodu że przewoźnicy uchraniają się płacenia podatków, należnych od frachtów. Dlatego nakazuje komisya, aby tenże był na przyszłość w lepszym dozorze i rządzie, zagrażając każdemu, ktoby się ważył fortelnie omijać miasto Sandecz, utratą towaru; w razie zaś doniesienia i pozwania karą 100 grzywien, na „strzelbę miasta“.
W roku następnym (1616) Zygmunt III. nadał wyrokowi temu moc prawa, nadając przywilej, którym pozwolił pobierać opłaty od towarów wyszczególnionych, jako to: od wina, soli, miedzi, stali, żelaza, przeznaczając owe pieniądze na odbudowanie warowni i spalonego miasta. Na mocy tego samego przywileju wolno było miastu pobierać także opłatę od ważenia wymienionych towarów, tak zwane „ważne“, każda zaś trzynasta deska, tak z przewożonych jak na składzie złożonych, przypadała miastu. Toż samo potwierdzili jego następcy: Władysław IV. w r. 1633 i 1639, a Jan Kazimierz w r. 1649.
Nadto Władysław IV. w przywileju z r. 1639 wyznaczył nawet szczegółowe taksy cłowe, a mianowicie: od beczki wina po 15 gr.; od tonny[1265] soli po 6 gr.; od cetnara spiżu po 6 gr.; od cetnara stali, żelaza i miedzi po 2 gr. — Jan Kazimierz zaś w przywileju swoim z r. 1649, potwierdzając owe taksy, wyznaczone przez swego poprzednika od wina, soli i jakichbądź kruszców, wyznaczył nowe, pozwalając pobierać od beczki miodu zwykłego po 3 gr.; od beczki miodu siedmiogrodzkiego po 15 gr.; od cetnara wosku, łoju, od skór większych i od korca wszelkiego zboża, z Węgier przywożonego, po 1 gr.
Jeszcze celniejszym i najgłówniejszym przywilejem, będącym źródłem pomyślności i zbogacenia się Nowego Sącza, było tak zwane „prawo składu“ (Stapelrecht), mocą którego kupcy, przewożący pewne towary przez Nowy Sącz, musieli je tamże przez 3 dni wystawić na sprzedaż albo od nich składać opłatę, „składnem“ zwaną. Odnosi się to jeszcze do czasów Zygmunta Augusta, od którego Nowy Sącz otrzymał (w r. 1554 i 1555) prawo generalnego składu wszelkich kruszców, przewożonych z Węgier, tudzież składu soli bocheńskiej i wyłącznego sprzedawania tejże miastom spiskim i węgierskim, pod karą zatrzymania i odebrania tychże towarów omijającym miasto[1266]. A gdy mimo to, wskutek obojętności celników koronnych, niektórzy kupcy innemi drogami (mianowicie na Nowy Targ i Mszanę) omijali Nowy Sącz z niemałą szkodą miasta, Zygmunt III. na zażalenie rajców sandeckich nakazuje w r. 1609, ażeby ściśle przestrzegano wymienionego przywileju Sandeczan. Przywilejami tymi zyskał Sącz prawo składu niektórych nader ważnych towarów, prawo będące już w wiekach średnich najważniejszem źródłem bogactwa wszystkich miast tak w Polsce, jak i w innych ościennych krajach. W troskliwości swej o pomyślność miast przywileje te potwierdził i w części zmodyfikował Stefan Batory[1267], a konstytucye sejmowe za jego panowania rozszerzyły zyskane już korzyści także na handel win węgierskich, oznaczając Nowy Sącz jako jedno z tych miast, przez które przewóz z Węgier koniecznie odbywać się musiał. Prawo to zatwierdziła za Zygmunta III. konstytucya z r. 1598 na korzyść dotrzymujących miast, z tym ważnym dodatkiem, iż ktoby się odważył inszemi drogami wina węgierskie wieźć do Korony, ten wino traci, a połowa tegoż przypadnie dla delatora. Późniejsze konstytucye sejmowe z lat 1601, 1611, 1618, 1624 i 1643 przypomniały ponownie owe uchwały[1268]. Dzięki tym przywilejom, Nowy Sącz, położony na wielkim szlaku handlowym z Węgier do Polski stał się ważną stacyą przewozową, której żaden kupiec nie mógł omijać, to też z tego powodu nawet „Małym Gdańskiem“ go zwano[1269].
Rezultaty tych przywilejów przedstawia nam historya Nowego Sącza i jego handlu. Wskutek bowiem powyższych, na korzyść miasta zaprowadzonych opłat frachtowych, rzeczywiście podniosły się ogromnie jego dochody. Liczne zapiski w księdze „Percepta et Distributa“ z lat 1611—1650 dają tego najlepszy dowód, rzucając zarazem wyborne światło na ówczesny handel Nowego Sącza. Z 38 takich wykazów — gdyż przytaczać wszystkich jest niepodobna — wysnuwają się nadzwyczaj interesowne wnioski nawet na stan i ruch handlu całej Polski w ówczesnej epoce.
I tak między składającymi takie opłaty, prócz znanych nam kupców sandeckich, jak Jerzy Frączkowicz lub Stanisław Kopeć, którzy trudnili się spławem miedzi, znajdowali się kupcy z Lubowli, Gniazd (Gnèzda), Podolińca[1270], Kesmarku, Preszowa, Muszyny, Krakowa, Pińczowa, Opatowa, Łańcuta, Lublina, Warszawy, Gdańska i niezawodnie i z innych, gdyż w wielu wypadkach miejsce ich pobytu lub cel ich transportu nie są oznaczone; a więc obok miast spiskich i niektórych węgierskich, także miasta prawie wszystkich stron Polski. Co się zaś tyczy towarów, które spławiano Dunajcem i od których opłacać musiano w Nowym Sączu frachty, pierwsze miejsce zajmowało wino, następnie miedź, żelazo i skóry; lubo i tutaj znowu przeszło w trzeciej części naszego wykazu nie jest podanym spławiany towar. Jak wielkie zaś były transporty pomienionych towarów, tudzież jakie kwoty płacono za frachty, najlepsze zyskamy wyobrażenie, jeżeli przytoczę, że Tomasz Frączkowicz, złotnik sandecki, sprowadził z Węgier do Nowego Sącza 17. września 1611 r. i złożył na składzie miejskim 300 cetnarów żelaza, a 80 cetn. miedzi. W tymże roku 30. lipca inny złotnik sandecki, Krzysztof Janosz, złożył na składzie miejskim 300 cetnarów żelaza a 90 cetn. miedzi; w rok niespełna potem 12. maja 1612 r. tenże Krzysztof Janosz sprowadził do Nowego Sącza 669 cetn. żelaza i miedzi. Dla pewnego kupca do Warszawy jednorazowy transport wina, prowadzony przez Bartłomieja Łopackiego z Nowego Sącza (1623 r.), wynosił 116 beczek. Dalej czytamy, iż w r. 1626 Michał i Jakób, dwaj Węgrzyni z Preszowa, także za jednorazowy przewóz win Dunajcem zapłacili, czyli „dali kontentacyi miastu“ 100 złp. Podobnie w r. 1631 kupiec z Pińczowa, prowadząc wino, miał dać frachtu 80 złp., zaco dał beczkę wina dobrego[1271]. Trafiało się także, że miasto kredytowało czasem przewożącym takie należytości frachtowe. W latach 1641—1647 włącznie znajdujemy nazwisko Jana Libranta, kupca z Muszyny 10 razy, który zapłacił miastu w przeciągu tych sześciu lat spławnego od win 111 złp. Między spławiającymi miedź węgierską widzimy także żyda z Wiśnicza (1634 r.) i żyda z Łańcuta (1646 r.). Wogóle, jak pokazuje się z wykazów przytoczonych, opłaty od frachtu przynosiły rocznie: w r. 1632 154 złp.; znacznie mniej w r. 1646, bo tylko 118 złp.; a w roku następnym (1647) zaledwie 112 złp.
Przy tym spławie towarów przytrafiały się także Węgrzynom różne niepocieszne przygody. W r. 1632 poddani wielmożnego Seczeniego, a raczej wdowy jego Maryi z hrabiów na Komornie, rozbili i potopili tratwy na Popradzie w Biegonicach, pomiędzy Starym a Nowym Sączem. Prócz wina był tam i inny towar. Biegoniczanie, gdzie co mogli pochwycić, łowili. Jan Kus pochwycił postaw aksamitu i sprzedał go pani Wolskiej, aptekarce z Nowego Sącza. Wyśledzili go jednak węgierscy flisacy i zaskarżyli, a Wolscy, jak niepyszni, musieli zapłacić aksamit[1272].
Jak przywileje królewskie, co do opłat od towarów przewożonych, takie znaczne przynosiły miastu korzyści, tak również i owe tyczące się prawa składu niektórych towarów. Bezpośrednim skutkiem tych przywilejów były znaczne składy soli, miedzi i innych towarów, a przedewszystkiem wina. Co do miedzi i soli nie mamy w tym względzie bliższych szczegółów; natomiast co do wina znajdujemy, iż w r. 1646 było w Nowym Sączu 23 składów win węgierskich, a w każdym po kilkanaście a czasami nawet po kilkadziesiąt beczek. I tak n. p. Bonpaula, Węgrzyn, miał 60 beczek w piwnicach księży Wikarych; u kramarza, Stanisława Widza, stało 120 beczek; u krawca, Jana Tomczykowskiego, 49 beczek; u cyrulika, Wojciecha Tymowskiego, 39 beczek, a wreszcie u kupca, Wojciecha Bogdałowicza, 20 beczek — wszystko pana Bonpauli, Węgrzyna. Joachim Raszkowicz, garncarz, umieścił w swej piwnicy 20 beczek Maryny Muraniowej z Preszowa, civis viduae Eperjesiensis; a Stanisław Olszyński, aptekarz, miał 11 beczek własnych, w drugiej zaś piwnicy 15 beczek Jerzego Horwata. W samych więc większych piwnicach i składach stało razem 334 beczek węgierskiego wina — liczba wcale poważna, która dowodzi wymownie, że Nowy Sącz słusznie słynął ze składów wina. A nie jedyna to wzmianka o takich składach w naszem mieście. Na innem znów miejscu czytam, że w r. 1654 kupiec warszawski, Walter, miał na składzie w piwnicy Stanisława Kopcia 114, a w różnych innych piwnicach sandeckich 490 beczek wina i antałów 10[1273].
Karol Mecherzyński: O magistratach miast polskich a w szczególności Krakowa na str. 48 mówi: „Miasto Kraków posiadało prawo depozytoryalne na skład rozmaitych towarów pomiędzy innemi także w Nowym Sandeczu“; nie wymienia jednak wcale nazwy owych towarów. Bliżej, lubo zawsze jeszcze niedokładnie, oznacza te towary w swem dziele ks. Franciszek Siarczyński[1274] który, kreśląc obraz wieku panowania Zygmunta III., między innemi powiada: „Do kwitnących tegoż wieku miast handlem w Polsce przydać potrzeba Sandecz, bogate składem kupi węgierskich“. Jednakże, jak pokazuje następująca notatka, musiały to być przeważnie składy wina. W r. 1656 szlachetny Jan Giarmath, kupiec koszycki, przyaresztował w Nowym Sączu 56 beczek i 7 antałków wina sławetnemu Tomaszowi Furmankowiczowi, kupcowi i rajcy krakowskiemu, za 2.735 zł. węgier.[1275]. W każdym razie musiało to przynosić chlubę Sączowi, że taki Kraków, urbs metropolis, należący do związku hanzeatyckiego[1276][1277], nie tylko utrzymywał stosunki handlowe z Nowym Sączem, ale także tutaj składał swoje towary.
Za te korzyści, pochodzące z takich składów, musiało miasto płacić do skarbu królewskiego tak zwane „składne i czopowe[1278]“. Od czasu do czasu zjeżdżał do Nowego Sącza poborca dla odebrania składnego i czopowego, a miasto gościło go, jak mogło. Trudno jednak było oszukać poborcę, bo panowie rajcy sprawę z czopowego pod przysięgą zdawać musieli, o czem często wspominają zapiski grodzkie. W r. 1626 zanotowano w księdze wydatków miejskich: „Na przywitanie Imci pana Białobrzeskiego, dworzanina Jego Królewskiej Mości, administratora składnego winnego Małej Polski, za łososia 8 złp. 9 gr.“ Pan Białobrzeski, uraczywszy się łososiem i popiwszy wina, pozwał miasto o zapłacenie 2.000 złp. składnego i czopowego winnego[1279].
Skoro więc owe przywileje, takie miastu przynosząc korzyści, tyle przyczyniły się do podniesienia jego dobrobytu i dochodów, nic więc dziwnego, że Sandeczanie, prowadząc tak rozległy i ożywiony handel ze Spiżem i innemi miastami polskiemi, przestrzegali ich jak najpilniej i najgorliwiej, aby nie ponieść w nich najmniejszego uszczerbku. Ale też z drugiej strony znowu te przymusowe opłaty frachtowe i opłaty składnego prowadziły do wszelkich możliwych zabiegów uchylania się od nich, t. j. do omijania miasta czyli przemycania towarów. Tego jednak wzbraniały najwyraźniej nie tylko już nadane, ale jeszcze osobne przywilej królewskie, zastrzegające zapewnionych miastu dochodów i korzyści, mianowicie Zygmunta III. z r. 1620, ażeby wszelkie przemycane i zatrzymane towary przypadały nie skarbowi królewskiemu, lecz wyłącznie spalonemu Nowemu Sączowi, na naprawę murów i baszt miejskich; oraz Władysława IV. z r. 1645, którym przykazał kupcom, jadącym z Węgier z towarami do Polski, aby koniecznie jechali drogą na Sącz, a nie mijali myt jego, pod karą utraty towarów swoich[1280]. Dlatego w poczuciu swojego prawa i w obronie swoich korzyści, oparci na tych przywilejach mieszkańcy Nowego Sącza, przedsiębrali jak najenergiczniejsze usiłowania w celu zapobieżenia temu przemycaniu lub odzyskania poniesionej straty. Te obustronne zabiegi, z jednej strony przemycania a z drugiej przeszkadzania temu, tworzą osobną ważną rubrykę w handlu Nowego Sącza i jego historyi, a księgi archiwum miejskiego z lat 1626—1634 przechowały nam nie mało podobnych wypadków.
I tak Maciej Filko, mieszczanin z Muszyny, korzystając z grudniu 1632 r. z dobrej sanny i drogi utartej, objeżdżał Nowy Sącz z miedzią i innymi towarami, mijając skład i unikając opłaty składnego. Wywiedzieli się o tem mieszczanie i co tchu wysłali za nim w pogoń kilku z pomiędzy siebie, jak czytamy w księdze wydatków miejskich: „Wyprawiając pogoń za przeprowadzeniem miedzi i towarów na skład należących, skład sandecki omijających, przez Filka z Muszyny, dało się kontentacyi 4 złp.[1281]. Według prawa towar przychwycony przepadał na korzyść miasta i warowni jego. Filko znalazł się w bardzo przykrem położeniu, gdyż zamiast zysku taką stratę ponosił; chciał więc choć w części tę stratę pokryć lub wynagrodzić. Ponieważ zaś Wojciech Kostecki, kuśnierz, był mu winien 200 złp., dlatego prosił go o oddanie lub przejęcie zapłaty kilkunastu beczek śledzi, aby przecie z czem wrócić do domu. Kostecki rzeczywiście przejął śledzie, wzięte od Jana Zięby, a Filko zgryziony odjechał. Trud przemycania, trwoga i zgryzoty podkopały zdrowie jego: wkrótce umarł nieborak, a spadkobiercy odchodzili w Nowym Sączu jego dłużników[1282].
Drugi podobny wypadek zaszedł tego samego roku z mieszczaninem z Pińczowa. Jan Obłąk z pomienionego miasta jeździł też w r. 1632 do Węgier po wina, a nie opłacając w Nowym Sączu składnego, mijał miasto. Na mocy przywilejów swych pozwało go miasto w trybunale. Woźny nosił pozwy aż do Pińczowa. Uzyskano wyrok, skazujący go na grzywny, a wkrótce, ponieważ się nie uiszczał, nawet na wygnanie; a woźny z każdym wyrokiem jeździł do Pińczowa[1283]. Wygnaniec z Pińczowa osiadł na przedmieściu Nowego Sącza i z czasem uzyskał obywatelstwo miejskie za protekcyą Macieja Pleszykowicza z którym wszedł w spółkę.
Ale nawet sami kupcy sandeccy, zwłaszcza tacy, którzy podejmowali się interesów spedycyjnych dla kupców zagranicznych, dopuszczali się dla uniknienia przepisanych opłat, a jeszcze bardziej dla własnego zysku, takiego przemycania ze szkodą swojego miasta. Tak w r. 1632 oskarżono Zygmunta Gądka, że, wracając z Krakowa, wiózł glejtę i ołów Mikluszowi Komoraniemu, kupcowi z Preszowa, a objechawszy miasto, przywilejami królów Ichmości łaskawie obdarzone, omijał myto. Urząd miejski wystąpił przeciwko niemu a całe miasto wskazywało nań, jako na wielkiego przemytnika; nie można mu było jednak nic dowieść, a w sprawie o glejtę i ołów także się wykręcił. Lecz usadził się Frankowicz, aby go koniecznie pochwycić. Rzeczywiście pochwycił i uwięził go w lutym 1633 r., kiedy bocznemi drogami wiózł wina węgierskie dla pana Wojakowskiego. Wina zwrócono do Nowego Sącza. Teraz już wszystkie wykręty nie pomogły. Musiał zapłacić karę urzędowi. Frankowiczowi zadość uczynić w szkodach i kosztach prawnych względem niego podjętych, furmanom węgierskim oddać za przewiezienie wina, a panu Wojakowskiemu czopowe od wina[1284].
Lecz na nierównie większe kłopoty i przykrości narażało miasto przemytnictwo ze strony kupców obcych, mianowicie ze Spiża. Dawały do tego powód sławne jarmarki w Jarosławiu, jak tego mamy opisany wypadek w r. 1633. Jarmarki te słynęły na całą Polskę[1285]. Ze wszystkich stron świata zwożono tam towary, a wielka część szlachty skupywała zbroje i broń. Kruszce rozmaite wielki pokup tam miały, to też w r. 1633 górnicy spiscy nie omieszkali pospieszyć do Jarosławia. Ale umyślnie ominęli Nowy Sącz i jego skład uprzywilejowany, jadąc sobie prościejszą drogą na Grybów.
Czem prędzej wysłano za nimi gońca do Grybowa, aby ich powstrzymać. Właśnie wiózł tamtędy miedź Janusz Gosslar, wójt z Wlaszek[1286]. Nie chciał się dać zatrzymać, zaprzeczając przywilej miastu. Wytoczyła się spawa przez gród, a mieszczanie okazali przywilej, iż wszelki kruszec, spławiany lub przewożony z Węgier ku Krakowu lub Wiśle, ma być przez 3 dni w Nowym Sączu wystawiony na sprzedaż albo składne od niego opłacone. Gosslar mimo to jeszcze nie chciał się poddać prawu. Wytoczono więc sprawę przed Stanisławem Lubomirskim, starostą spiskim, a wysłani na Wiśnicz mieszczanie cały tydzień tam czekać musieli na jej ukończenie[1287]. Wkońcu ugodził się Gosslar imieniem swego miasteczka Wlaszek, obiecując od każdego wozu albo płytwy dunajcowej z miedzią lub innym kruszcem płacić ryczałtowo talara za wolny przejazd[1288]. W czerwcu 1634 r. przepłynął w 25 płytw, zapłaciwszy miastu 75 złp.[1289].
Wypadek ten stał się powodem, że Stanisław Lubomirski wszystkim 13 miastom spiskim kazał ogłosić w r. 1635: „Żeby się nikt nie ważył ku Wiśle i Krakowu inną drogą jechać jak na Nowy Sącz, pod karą konfiskaty towaru wszystkiego i co przy nim będzie znalezione[1290].“
Mimo to Spiżacy ciągle dalej objeżdżali skład sandecki, co znowu zmuszało Sandeczan, iż wybiegali często do Grybowa, aby hamować to przemytnictwo; aż wkońcu, sprzykrzywszy sobie te uganiania, weszli w układ z Grybowianami względem strażnika celnego. Przy tej ugodzie wypito 3 garnce wina za 4 złp. 24 gr.[1291]. Ale i tak jeszcze nie ustało ze strony węgierskiej to przemycanie. Wkrótce bowiem znowu (1635 r.) pochwycono jakiegoś Węgrzyna z Lubowli, wiozącego 10 beczek wina bocznemi drogami, a miasto, odwołując się na powyższe obwieszczenie wojewody ruskiego, zagrabiło mu je i złożyło w piwnicach miejskich[1292], poczem zapadła w Nowym Sączu uchwała magistratu: „Jeżeliby ktokolwiek chciał się o to prawować, miasto na swój koszt bronić będzie tej sprawy[1293].“ Zajście to i powtarzające się nadużycia spowodowały, iż w tym samym roku (1635) na rozkaz Stanisława Lubomirskiego, wojewody ruskiego i starosty spiskiego, obwieszczono w Lubowli ponownie prawo: Że nie wolno Nowego Sącza mijać z towarami ani objeżdżać ubocznemi drogami, pod utratą towarów. Rychtarz[1294] miejski, Jan Pistoris, i rada lubowelska przysłali pisemne poświadczenie obwieszczenia tego do Nowego Sącza[1295].
Jak wspomniałem powyżej, przemytnictwo to czyli omijanie i łamanie przywilejów królewskich, takie dochody miastu przynoszących, tworzy ważną rubrykę w historyi handlu epoki ówczesnej. Nie dziw więc, jak widzieliśmy, że miasto nie szczędziło kosztów i wszelkiemi siłami starało się o to, aby temu zapobiedz; to też nawet często znaczne wyznaczało nagrody dla tych, którzy zasłużyli się na tem polu. Do takich, którzy najgorliwiej zajmowali się pohamowaniem przemytnictwa i chwytaniem towarów, należeli: Mikołaj Majowski, szczególnie zaś Mateusz Żmijowski, sołtys falkowski, z kilku sąsiadami. Za ten trud dało mu miasto naraz 43 złp.[1296]. Później nieco znowu dostał 10 złp., ale bo też pochwycił z miedzią samego Janusza Gosslara, owego wójta z Wlaszek spiskich, który niedawno z Nowym Sączem zawierał ugodę. Także Adama Bednarza, mieszczanina z Lubowli, pochwycono z miedzią, który, wykupując ją, zapłacił miastu 40 złp.[1297].
Takie ścigania omijających skład sandecki rozciągały się nawet aż do Dobrzyc w jedną, a do Dukli w drugą stronę, jak świadczą akta miejskie. I tak w r. 1626 zanotowano w księdze wydatków miejskich: „Woźnemu i szlachcie, którycheśmy słali na pisanie Jegomości pana Stanisławskiego, imieniem Jegomości pana podczaszego koronnego, do Dobczyc aresztować miedź węgierską, z którą minąwszy skład sandecki przejechali, dało się na strawę z końmi i za powinność ich 6 złp. 20 gr.“ A w r. 1629: „Mieszczanom, którzy jeździli z sołtysami, goniąc miedź przemycaną przez skład tuteczny na Krosno ku Dukli dla zabrania jej, dało się na strawę i kontentacyi 20 złp.[1298].“
Oprócz pomienionych, dalszym czynnikiem, należącym także do nadzwyczaj ważnych dla podniesienia handlu Nowego Sącza, były jarmarki. Z tych jedne były zamiejscowe, na które kupcy sandeccy udawali się ze swymi towarami, drugie zaś miejscowe, jarmarki sandeckie, na które znowu zjeżdżali się kupcy obcy z miast innych.
Że kupcy sandeccy w takich jarmarkach zamiejscowych brali udział na całym obszarze Rzpltej, rozwożąc swoje a kupując obce towary, najmniejszej nie ulega wątpliwości, chociaż tylko o niektórych częstsze znajdujemy wzmianki. Takimi są: w Lipnicy, Wojniczu, w Gorlicach na Najśw. Pannę Maryę Siewną[1299], w Ciężkowicach na św. Krzyż, na które rozwozili sukna. Następnie sławne na całą Polskę jarmarki na św. Mikołaj w Lublinie, o których mamy bliższe szczegóły, mianowicie że kupcy sandeccy sprzedawali tutaj całymi snopami gotowe blaszki czyli ostrza do szabel, oraz klinki ze stali węgierskiej, sprowadzane z Lewoczy. Ważniejszym jednak nierównie i intratniejszym towarem tych jarmarków była miedź, którą transportowali na wozach albo spławiali wodą, a wraz z nią także inne towary, jak sierpy, sukno i śliwy suszone. Obok lubelskich znajdujemy także wzmiankę o jarmarkach w Jarosławiu, dokąd w zastępstwie Tymowskiego jeździła żona jego, pani Krystyna (1612 r.). Wreszcie wspomniane są jeszcze jarmarki w Żmigrodzie, na których sprzedawano materye tureckie, przywożone z Węgier, tudzież sukna, zwłaszcza karazye[1300].
Z jakiemi niebezpieczeństwami i przykrościami połączone były takie podróże jarmarczne w owych czasach, i jakich wymagały ostrożności, przedstawia żywo opis podobnej wyprawy do Muszyny.
W dzień Przeniesienia św. Stanisława (27. września) 1632 r. spieszyli kupcy sandeccy do Muszyny na jarmark świętomichalski. Towar wieźli na wozach, a sami szli obok uzbrojeni w szable i rusznice, a trzymali się kupą, boć to było niebezpiecznie przed zbójcami, którzy na gościńcu zasiadali i ludzi obierali z mienia. Jechał Wojciech Tymowski, cyrulik, Wawrzyniec Sławiński, kramarz, Stanisław Zabrzeski, czapnik, Jan Sajdakowicz, rymarz, Marcin Żeglecki, tkacz, i inni, a naostatku zdążali Zygmunt Gądek alias Siedlecki i żona jego Zuzanna, kramarze. Kiedy ci ostatni przyjechali na wielkie błoto pod nawojowskim zwierzyńcem, wywróciła się kolasa z towarami i panią Gądkową, a gdy wjechali w olszynę maciejowską[1301], Sławiński strzelił z pistoletu dla postrachu zbójców[1302].
Jarmarków miejscowych corocznych w Nowym Sączu, na mocy dawnych przywilejów królewskich, aż do końca panowania Zygmunta III. było dwa: na św. Maciej (24. lutego) i na św. Małgorzatę (13. lipca). Do tych przybyły w epoce obecnej jeszcze 2 nowe jarmarki, które obydwa w troskliwości swojej o rozwój handlu i pomyślność miasta ustanowił Władysław IV. Pierwszy owym przywilejem z r. 1633 na dzień Przeniesienia św. Stanisława (27. września), drugi wspomnianym również przywilejem z r. 1639 na dzień św. Wojciecha (23. kwietnia). Jan Kazimierz, potwierdzając w r. 1649 ten przywilej poprzednika swego na jarmark coroczny na św. Wojciech, rozporządził, że wszystkie jarmarki, odbywające się w ciągu roku, mają trwać tylko przez 3 dni; po upływie zaś tych 3 dni żaden kupiec obcy nie śmiał towarów swoich wystawiać na sprzedaż, pod karą utraty towarów, z wyjątkiem mieszczan sandeckich. Według tegoż samego przywileju królewskiego wolno było przybywać każdemu na te wszystkie jarmarki, z wyjątkiem samych tylko żydów, tak dalece że żaden żyd na jakikolwiek jarmark w Nowym Sączu ani pokazać się z towarami swymi, ani ich na sprzedaż wystawić nie mógł, pod utratą tychże[1303].
Szczęśliwym trafem posiadamy opis takiego jarmarku, rzucający nam jasne światło nie tylko na życie jarmarczne, ale i na ówczesne stosunki kupieckie. Nadszedł dzień św. Małgorzaty 13. lipca 1648 r. Śrotarze dzwonili we wszystkie dzwony, ile im sił starczyło, zwołując lud do kupna i sprzedaży, a mimochodem na nabożeństwo w kollegiacie św. Małgorzaty, patronki miasta Jego Królewskiej Mości Nowego Sącza. Sławetna zaś rada, wedle starodawnego obyczaju, ogłosiła „limitam causarum ob tempus nundinale“, t. j. odroczenie wszelkich spraw z powodu jarmarku, wyjąwszy spraw szlachty, gości, nieszczęśliwych i zbrodni. Lud całymi tłumami garnął się do miasta. Szlachty zjazd był ogromny z powodu przygotowań wojennych przeciwko Kozactwu, a kupcy garnęli się ze wszystkich czterech stron świata. Wraz z gośćmi przybywało też i spraw gościnnych, których niepospolitą liczbę dostarczali kramarze i kupcy. Jarmark zaś szedł swoją koleją wesoło, gwarno i nie bez kłótni między panami kramarzami.
Kupcy tarnowscy nawieźli towarów nie mało i porozkładali je, jak mogli, najlepiej. A że to Tarnów bliżej Jarosławia, więc też i towary mieli niepospolite, bo Jarosław to jakby Hanza, t. j. towarzystwo kupieckie wszech mórz i lądów. Markociło to sandeckich kramarzy, bo wnet wszystka szlachta zwróciła się ku Tarnowianom: panie szlachcianki kupowały wiele a dobrze płaciły, a panowie szlachta przybory wojenne: broń i zbroje, muszkiety i bandolety, proch i kule i rzędy na konie, wysadzane i wybijane, ostrogi i obuszki i wszystko zgoła kupowali sobie, mianowicie towarzysze petyhorskiej chorągwi pana starosty. Kramarze sandeccy wielce się tem gryźli i gorszyli, a roztasowawszy swoje towary, siedzieli zadąsani i gniewliwi, bo nikt u nich nie kupował, najbardziej zaś, że się znalazł między nimi rzekomy „przeniewierca“, który poszedł pomódz jednemu z kupców tarnowskich[1304].
Obok wymienionych corocznych jarmarków w Nowym Sączu, istniały jeszcze, dla większego ułatwienia zakupu płodów surowych i wzajemnej wymiany towarów z mieszkańcami okolicy, dwa targi co tygodniowe we czwartki i soboty, ustanowione także przez Władysława IV. owym przywilejem w r. 1639, do czego dołączone było ważne postanowienie na korzyść miasta, że przybywający na te targi mają składać pewną drobną opłatę od wołu, konia i innego bydła, na naprawę warowni miejskiej.
Już powyższy obraz handlu Nowego Sącza rzuca, choć w najogólniejszych zarysach, niejakie światło na najniezbędniejszy warunek handlu, jakim po wszystkie czasy był i jest kredyt. Jakoż widzieliśmy, jak kupcy sandeccy, nie rozporządzając wcale znaczniejszymi kapitałami, obok zawierania spółek w celu zakupna w większej ilości towarów, które wymagały bardzo znacznego nakładu, byli zmuszeni pożyczać pieniędzy od obcych osób. Tak Jakób Klimczyk, najdawniej znany nam kupiec tej epoki, który kupczył miedzią, spiżem i żelazem, pożycza (1598 r.) na spław do Gdańska od pana Kamieńskiego 800 złp.[1305]. — Podobnie żona Tymowskiego za 40 złp. pożyczonych od Samuela Cyrusa w Krakowie kupuje tamże ołowiu. Jeszcze w większych kwotach on sam zaciągał kilkakrotnie pożyczki na miedź, jak w r. 1610 od pana podsędka, Adama Rożna, 100 złp., a w r. 1611 od pana Zygmunta Stradomskiego 397 złp. Brak również gotówki na zakupno win zmuszał go (1615 r.) do pozyczenia 400 złp. od pana podstarościego, Sebastyana Gładysza, a w r. 1620 takiej samej sumy od Zygmunta Stradomskiego. — Tak samo Jerzy Frączkowicz zaciąga na spław miedzi do Lublina (1632 r.) od wielmożnej Magdaleny Strońskiej z Korzennej długu 400 złp., lecz kiedy miał właśnie odpłynąć, pani Strońska zażądała zwrotu pieniędzy i tratwy zagrabić kazała; wracając zaś (1634 r.) z Gdańska i chcąc tamże zakupić sukna, pożycza od Habermanna z Lewoczy 166 złp.
Lecz jeszcze bardziej, niżeli pożyczać pieniędzy, zmuszeni byli kupcy sandeccy potrzebne im za większe sumy towary brać na kredyt w Krakowie, w Gdańsku, a nawet od kupców zagranicznych, co okazuje dowodnie, jak ważnym czynnikiem w ówczesnym handlu był kredyt. Tak Stanisław Mączka, zięć Tymowskiego, dług swój za towary, wzięte od Marcina Zonera z Gdańska, płaci dopiero częścią swą z otrzymanych 980 złp. za wino w Lublinie (1610 r.). Jakie to były towary, nie podaje nam dyaryusz: wiadomo nam jednak, iż przedewszystkiem takimi towarami, które wymagały kredytu na większą skalę, były: sukno, miedź i wino.
I tak czytamy, że Tymowski Samuelowi Cyrusowi, kupcowi krakowskiemu, któremu był winien za sukna jeszcze za pierwszej swej żony, spłaca należne 700 złp. dopiero w r. 1612. Podobnie druga jego żona pani Krystyna, jadąc po sukna (1614 r.) do Krakowa do Samuela Cyrusa, zostaje mu winną 80 złp., a w r. 1620 miał długu u pana Cyrusa za sukna znowu 334 złp. — Tak samo działo się i z miedzią, którą kupił (1613 r.) od Mikołaja Żmijowskiego z Nowego Sącza, płacąc tylko 78 złp., a 200 złp. pozostał winien. Podobnie i inni kupcy: Jan Wiechowicz, kupując (1630 r.) miedź kutą od Jakóba Teiffera za 448 złp., dał tylko 100 złp., a 300 złp. odkazał na pana Stesla w Smolniku (Szmolnik), gdzie ją miał odebrać, a czeladnik Teiffera, dopiero za okazaniem kartki, miał mu wydać kupioną miedź. Ostatek zaś (48 złp.) miał oddać za pierwszem widzeniem się[1306]. Wojciech Kostecki był winien Matyaszowi Filkowi z Muszyny 200 złp. (prawdopodobnie także za miedź), i dlatego przejmuje (1632 r.) na siebie zapłatę kilkunastu beczek śledzi, które Filko wziął od Jana Zięby. Jędrzej Frączkowicz bierze na kredyt (1636 r.) miedzi lanej w firkantach wartości 1.800 złp. — Jeszcze częściej i jeszcze większego kredytu wymagało wino które (wyjąwszy spółek) rzadko kiedy płacono gotówką. Tak panu Januszowi Deżeffiemu (1609 r.) i Jurowi Mnichowi z Lewoczy (1615 r.) Tymowski wypłaca potrosze towarami, lub też odsyłając od czasu do czasu w mniejszych kwotach pieniądze; tak Michałowi Frajowi z Kesmarku (1615 r.) i Baldizarowi Sekielowi w Hunsdorfie (1616 r.) daje tylko zadatek, nie wynoszący nawet połowy całej należytości. Również w r. 1620, kupując wina od Rokickiego z Muszyny, zapłacił tylko pewną, lubo znaczniejszą część, jak to sam zapisał w dyaryuszu: „Winien jestem też Rokickiemu i Hamerli 100 złp.“ Nierównie większego kredytu potrzebowali inni kupcy, jak Mateusz Kotczy i Krzysztof Halenowicz, którzy, sprowadzając wino z Preszowa od Michała Straussa, byli mu dłużni, jak utrzymywano powszechnie, do 5.000 złp., chociaż ci oświadczyli przed sądem, że tylko 900 złp. (1630 r.). Ten sam Mateusz Kotczy był winien innemu kupcowi preszowskiemu, Mikluszowi Komoraniemu, za wina 830 złp., z których oddał mu 730 złp., a o resztę Węgrzyn go zapozwał (1635 r.).
Powyższe cytaty okazują dobitnie, jak konieczną potrzebę kredytu czynił handel dla kupców sandeckich: ale z drugiej strony ten sam interes handlowy, nieodzowna w takim razie konkurencya, stosunki towarzyskie, wymagały znowu koniecznie udzielania także kredytu kupującym, i to nieraz w znacznych rozmiarach. Otóż widzieliśmy, jak w handlu szkłem i sierpami chęć zmonopolizowania tegoż i widoki większego zysku zmuszały kupców do dawania hutnikom, a jeszcze bardziej sierparzom, bardzo znacznych zaliczek, a więc do dawania im pieniędzy na kredyt; a gdy fabrykant sierpów, Wacław Morawiec, nie dotrzymując słowa, stracił „wiarę“, musiał dopiero inny kupiec za 6 cetn. żelaza wartości 20 złp. dać za niego rękojmię (1615 r.). Jeszcze na większą skalę wymagał takiego udzielania kredytu handel suknem, winem, a nawet śledziami i solą do Węgier.
Tak czytamy, iż Walentemu Wolińskiemu, kupcowi z Grybowa, Tymowski kredytował sukna za 140 złp. (1611 r.), a Baldizarowi Sekielowi, kupcowi w Hunsdorfie na Spiżu, tak samo sukna i korzeni przeszło na 100 złp., które tenże później wypłacił winem (w r. 1614 i 1616); tak własny zięć jego, Stan. Mączka, za wino spławione wspólnie do Lublina (1610 r.) został mu winien 218 złp. 16 gr. Nawet do Węgier dawał na kredyt sól n. p. w Bardyowie jakiejś krawcowej chromej, tudzież śledzie, także tej samej, która w obu razach został mu winną 8 złp. i 16 złp. 3 gr. (1609 r.), a w Kesmarku niejakiej Demianowej za 39 złp. 28 gr., które wraz z rybami lwowskiemi brała dla pana Tökölego (1614 r.).
Jednakże, jak to zwykle bywa, bardzo wielka część tych dłużników przez całe lata nie uiszczała się z długów, co oczywiście narażać musiało kupców na stratę, utrudniało im nieraz uskutecznienie przedsiębiorstw kupieckich w zamierzonym i pożądanym zakresie, i zmuszało ich do szukania środków w celu pokrycia swej szkody. W ten sposób drogą sekwestru Tymowski nabywał długu od niejakiego Melchiora Brody za 2 beczki śledzi po 14 złp. 8 gr., oraz za 3 łokcie karazyi wartości 2 złp. 12 gr. i za 2 złp. 7 gr., które ręczył za Frączka z Barcic, jatkę szewską wraz z naczyniem szewskim. Lecz nie zawsze dała się szkoda powetować. Już w r. 1609 wieloletni dłużnicy bardzo go niecierpliwili, wypisał ich więc osobno i w humorze swoim podzielił ich na 3 kategorye, a rejestr ten jest nieocenionym dokumentem, okazującym najdowodniej, jak daleko sięgał ówczesny handel Nowego Sącza, nawet w swej drobnej sprzedaży sklepowej.
Pierwsi noszą napis: „Długi dawne od lat dziesiąci“. Do tych należeli: sołtysi ruscy z Binczarowej, Brunar, Stawiska, Mystkowa; wójtowie i kmiecie z Chodorowej, Łużnej, Mszalnicy; bakałarz i mieszczanie z Gorlic; syn woźnego z Kobylanki; wkońcu kilku mieszczan i jeden z księży wikarych z Nowego Sącza.
Drugim napisał: „Długi starych łotrów“. Tu wchodzą: kuśnierz z Jasła; dwaj chłopi z Gródka i Lipnicy; krawcowa chroma z Bardyowa; hamernik nowosandecki; trzech mieszczan z Rzeszowa, Żmigrodu i Bobowej; oraz kilku kmieci.
Trzeci zastęp dłużników nosi godło: „Starzy dłużnicy jakoby też ze starych snopów gorzałka(!).“ Tu pierwszym: zegarmistrz Sebastyan, który ledwie 1 złp. odrobił, naprawiając Tymowskiemu hakownicę; dwaj rajcy: Stan. Pełka i Stan. Strasz; pan Studzieński, co zostawił zbroję; młynarz z Lipnicy; dwóch ze szlachty: Przecław Wiktor i Gabryel Gładysz; a wkońcu sam wielmożny pan Stanisław Lubomirski, starosta grodowy sandecki (1597—1613), skrzypek jego Stan. Ługowski, i żyd jego poufny Wulf z grodu. „O Jezu mój najdroższy! nadziejo smutnej duszy!“ temi słowy zakończył ów gorzki rejestr, bo takie pobożne westchnienie o zmiłowanie Boże wywołali w kupcu owi „starzy łotrzy i dłużnicy.“
Kiedy nawet osoby bogate tan nadużywały udzielonego im kredytu, a niepunktualność, lekkomyślność lub niesumienność dłużników narażały go na dotkliwe straty, popadł sam (1610 r.) w kłopoty pieniężne. A było to właśnie w rok później, kiedy za ową ogromną sumę zakupił miedzi w Lewoczy, na której tak mało zyskał. Z konieczności musiał sprzedać ową jatkę szewską, którą to nabył jeszcze dawniej za niewypłacone towary. Kupił ją Wojciech Jawor, szewc, za 22 grzywny (35 złp. 6 gr.), lecz wypłata na raty. Ale cóż to mogło znaczyć w jego położeniu? Punktualność jednak płatnicza i rzetelność kupiecka Tymowskiego wyrabiały mu powszechne zaufanie i jednały kredyt, nawet w szerszem kole poza obrębem kupieckiego świata. Tak na szczęście przyjechał ks. Jan Gładysz z Grybowa, łaskawy zawsze na dom Tymowskiego i żony jego Jadwigi, przywiózł z sobą 380 złp., prosząc małżonków, aby mu je przechowali, czego naturalnie nie odmówili. Później pożyczył jeszcze 400 złp. szpitalnych grybowskich i tak im dopomógł, bo pieniądze nie próżnowały, a kupiec na zawołanie potrosze oddawał gotówką i towarem. Również i pan podsędek, Adam Rożen, pożyczył mu 100 złp. Tylko Jan Lutosławski, pisarz grodzki, zawiódł, bo obiecał dług oddać, tymczasem umarł i nic nie zapłacił. Zawiedziony Tymowski pod rachunkiem jego dopisał: „Umarł, nie oddał, wisus z niego!“ i wpisał go w poczet „starych dłużników, co to jakoby ze starych snopów gorzałka.“
Umarła też w tym samym roku i żona Tymowskiego, pani Jadwiga. Kiedy stroskany kupiec w nieszczęściu swem całą nadzieję pokładał w miłosierdziu Bożem i w tym duchu uczucia swe w dyaryuszu zapisał, nadszedł właśnie do sklepu następca Jana Lutosławskiego, Imci pan Jakób Chwalibóg z Ropy. Widząc kupca strapionego, cieszył go i obiecał jeszcze być na jego weselu, nabrał towaru, zapłacił i zostawił jeszcze kilkadziesiąt złp. nadwyżki.
Ks. Gładysz, jak za pierwszej żony był przyjacielem domu, tak i teraz (1611 r.) nie usuwał się bynajmniej. Pieniędzy nie odbierał, owszem, co nadebrał towarem, zapłacił i zaokrąglił do 500 złp. Pan Zygmunt Stradomski, widząc także potrzebę kupca a nie mając sam pieniędzy, postarał się o nie u swego brata Olbrachta, który na jego słowo i ręce przysłał 397 złp., i pożyczył Tymowskiemu na kilka miesięcy, t. j. od 11. marca do 24. czerwca. Kupiec nie posiadał się z radości, bo pieniędzy potrzebował, i bezzwłocznie kupił za nie od Krzysztofa złotnika w Lublinie miedzi, poczem uiścił się na termin i zyskał jeszcze większe zaufanie.
Największy jednak kredyt pieniężny znalazł u swojej drugiej żony Krystyny Adamowiczównej, którą, jak to przepowiedział pan pisarz grodzki, Jakób Chwalibóg, poślubił niedługo po śmierci pierwszej żony. Od niej otrzymał w maju 1612 r. gotowych pieniędzy przeszło 700 złp. na zapłacenie za sukna Samuelowi Cyrusowi, kupcowi krakowskiemu, a już w sierpniu dała mu znowu na sierpy Wacławowi Morawcowi 230 złp., a Stanisławowi Dzierzwie 150 złp.; z jej także pieniędzy, odebranych od Jana Żelaska w Gorlicach, zapłacił ks. Gładyszowi 200 złp. Tak pani Krystyna zaraz w dwóch pierwszych latach pożyczyła 1.500 złp., czem ułatwiła mu nie tylko spłacenie długów, jakie narobił w czasie choroby pierwszej żony Jadwigi, ale także odbudowanie się po nieszczęsnej pogorzeli miasta. Lecz w r. 1613 więcej dać nie chciała, wymawiając się, że płaci obce długi a i tamta jeszcze suma nawet nie zabezpieczona jej dzieciom; na usilne jednak prośby otrzymał od niej na jarmark lubelski 186 złp., a chcąc okazać swą wdzięczność, zapisuje jej w swej księdze całą sumę 1.700 złp. na wszystkiej majętności swojej i zabezpiecza ją dożywotnie, a po śmierci dzieciom jej własnym.
Mimo to kłopoty pieniężne Tymowskiego jeszcze i teraz nie ustały. Reputacya jednak, jaką miał u szlachty, zjednała mu nowy kredyt u samego pana podstarościego, Sebastyana Gładysza ze Stróży, który (1615 r.) pożyczył mu 400 złp. na wino, a pieniądze później wybierał potrosze gotówką, albo kazał sobie kupić różne przedmioty, jak łańcuch złoty, czapkę, kobierzec, Jejmość zaś po kilkanaście złotych przez swą pannę. Jeszcze większem szczęściem była znajomość z panem Zygmuntem Stradomskim, który swem zaufaniem zaszczycał Tymowskiego ciągle dalej, a ten borgował chętnie, choćby na 130 złp. Zato pan Stradomski jeszcze dwukrotnie pomagał mu pożyczkami, teraz już z własnych pieniędzy: raz (1617 r.) 400 złp., a pani Krystyna, odwzajemniając się, sprawiła chrzciny córce pani podstarościny, co nawiasem mówiąc, kosztowało 30 złp.; drugi raz (1620 r.) na wino również 400 złp. (połowę w dukatach a połowę w trojakach, żądając zwrotu w ortach czeskich), na które jednak Tymowski musiał się zapisać wraz z żoną.
Ta trudność otrzymania w razie potrzeby większej sumy na kredyt, wywoływała też w kupcach konieczność jak największej przezorności wobec swoich odbiorców i zmuszał udzielenie im kredytu ograniczyć albo wcale odmówić, głównie zaś zabezpieczyć się przez żądanie zastawu. Tak widzieliśmy powyżej, że Kloska, błoniarka ze szpitalnej ulicy, biorąc 200 szyb za 18 gr. i półkamienia (16 funtów) ołowiu, musiała dać na zastaw szablę i latarnię (1614 r.). Dyaryusz Tymowskiego zawiera w tym względzie nadzwyczaj interesujące szczegóły, rzucające ciekawe światło na ówczesny stan kredytu kupujących u niego osób, a przedewszystkiem na stosunek kupiectwa do całej okolicznej szlachty sandeckiej, z których przytaczam niektóre.
Kasper Łapka z Białejwody bierze (1608 r.) różne sukna i korzenie, a na dług daje śliw 6 wierteli po 1 złp. 6 gr. i faskę masła za 4 złp., długi zaś swoje własnoręcznie wpisuje do księgi Tymowskiego, ile razy kiedy co brał, jak n. p. „znowum złoty wynyen.“ W kilka miesięcy później dopisał: „Po swyethym Filipye Jakubye porahowalysmy syę s panem jorkiem; zostałem mu złothych sescz y grosy dwadzyesczyą po wsystkym rachunku (sic). Kasper lapka m. p.“ Podpisując się, nie pisał nigdy inaczej. — Żona Gabryela Sędzimira z Łukowicy, biorąc (1609 r.) falendyszu czerwonego 2¼ łokcia po 3 złp. 10 gr. i kiru zielonego oraz kwartę małmazyi, zastawia pierścionek z dyamentami, który musiał mieć wielką wartość, skoro kupiec zborgował jeszcze około 70 łokci sukna i kiru wartości 40 kilka złp. Tak brała sama pani przez 12 lat rok w rok mnóstwo sukna dla siebie i służby i zawsze obiecywała oddać na pewien czas, zwykle za 6 tygodni, a „on“ później płacił często pszenicą a „ona“ masłem. Pan Sędzimir sprzykrzył sobie wreszcie tę wystawność młodej swej żony i powstrzymywał jej hojność. Musiał i kupcowi przykazać, bo odtąd nie borgował nic, chyba za dobrym zastawem. I tak w r. 1632 za breklest czerwony po 60 gr. zastawiła pani Sędzimirowa pierścionek złoty z rubinkiem, a w r. 1635 garnuszek srebrny z pokryweczką wyzłacaną. — Jan Dobek[1307] z Łowczowa Łowczowski, pan na Dąbrowie i Lichwinie, kupując (1610 r.) różne sukna a nie płacąc wszystkiego, musiał za resztę zastawić pierścień złoty z dyamentem. Roku następnego (1611), będąc znowu dłużnym za korzenie 5 złp. i za kir, odjechał do Lwowa, a gdy w czasie jego nieobecności umarła mu żona, Zofia z Marcinkowskich, Tymowski nie chciał dać kiru żałobnego, aż dopiero krewny ich, pan Nikodem Dobek, musiał dać w zastaw tkankę perłową. — Adam Tabaszowski ze Znamirowic nie miał jeszcze w r. 1611 najmniejszego kredytu, tak że za 1 złp. 15 gr. musiał za niego ręczyć jakiś krawiec, a za 7 złp. musiał zastawić szablę. — Sebastyan Gładysz ze Stróży, podstarości sandecki, który w r. 1615 pożyczył Tymowskiemu 400 złp. na wino, wkrótce sam stracił kredyt, gdyż już w r. 1616 Tymowski nie chce mu borgować sukna za 20 kilka złp., aż za niego zaręczył złotnik lubelski, Krzysztof.
Sebastyan Lubomirski, starosta grodowy (1613—1627), bierze ciągle na kredyt a nie płaci. W r. 1619 dług wynosił już 82 złp. 25 gr., dlatego odtąd Tymowki nie chciał wcale borgować, tak że w r. 1623 pani starościna za sukno czerwone wartości 5 złp. musiała przez panią Wierzbięcinę dać w zastaw kubek srebrny złocisty, a tak samo w r. 1624 za falendysz czerwony i postaw karazyi zielonej wartości 39 złp. 15 gr., przez swoją służącą, pannę Sawicką, konewkę srebrną pozłocistą. To samo powtarzało się w r. 1625 aż 3 razy, że biorąc różne towary, mianowicie sukna, dawali zaraz w zastaw widelce srebrne, koneweczkę srebrną i ów kubek srebrny złocisty, a Tymowski borgował znowu kilkakrotnie, aż się nazbierało długu 142 złp. Dlatego, kiedy pani starościna w r. 166 brała sukna za 12 złp., nie chciał już nic dać, nawet jej samej; więc nieboga składała się i przysięgała na duszę męża swego i swoją własną, że zapłaci (!), a musiała się upokorzyć, bo właśnie były rękowiny córki jej Zofii, która szła z Imci pana Rarowskiego, a rota husarska stała w mieście i asystował uroczystości.
Zygmunt Stradomski, podstarości sandecki a później podwojewodzy krakowski, który kilkakrotnie wspierał Tymowskiego pożyczkami i wchodził z nim w spółki kupieckie, przyciśnięty ciężkiemi klęskami pożycza (1623 r.) od Tymowskiego 400 złp. i daje mu w zastaw miednicę srebrną pozłocistą, konew srebrną garncową i parę rostruchanów; a od pana Krzysztofa Wielogłowskiego 100 złp., zastawiając u niego łańcuch złoty, ważący 50 czerw. zł. (200 złp.), i to nie swój, lecz pani Pieniążkowej, który także wykupił Tymowski. Ale jeszcze tego samego roku wypłacił wszystko Tymowskiemu. — Żona Ludwika Kępińskiego ze Zbyszyc, biorąc (1625 r.) na żałobę 12 łokci sukna czarnego icińskiego i 12 morawskiego, daje w zastaw łyżki srebrne, z których potem jedną wykupiła za 10 złp. Również sam pan Kępiński, kupując (1626 r.) 6 łokci breklesu czerwonego po 2 złp. 10 gr. i tyleż kiru żółtego, zastawia szable. — Żona Bartosza Siemichowskiego z Klimkówki brała do r. 1607 rozmaite sukna, a mąż płacił czasem gotówką, a czasem owsem lub jęczmieniem. Po 20 latach stracił kredyt i musiał dać w zastaw rostruchanik z złocistem wieczkiem. — Pani Stadnicka z Zawady bierze (1630 r.) dla siebie, synka i mamki breklestu po 2 złp., a dla swego predykatora z Ropek[1308] baji po 1 złp. 10 gr., wszystko na kredyt, a dług przejmuje na siebie szynkarka (!) Siewierska, prawdopodobnie za pszenicę do piwa, którą od niej brała[1309].
Lecz nie tylko wobec okolicznej szlachty, przy braku dostatecznego z jej strony kredytu, ubezpieczali się kupcy sandeccy żądaniem zastawu, ale robili to samo i wobec panów wojskowych. I tak, gdy w r. 1630 chorągiew husarska, pod wodzą porucznika Radzikowskiego, została w Nowym Sączu na leże zimowe, przyczem miasto robiło składki na jej wyżywienie, towarzysze tej chorągwi, kupując u tamtejszych kupców, zwłaszcza u Tymowskiego, różne towary a przedewszystkiem sukna, w brak gotówki brali na kredyt — czas zapłaty do 4 tygodni albo do „brania pieniędzy“ — lub musieli dać zastaw. Dyaryusz wymienia nazwiska wszystkich. Chociaż w husaryi służyła szlachta najbogatsza, to przecież pokazuje się, że środki jej pieniężne były tak szczupłe a kredyt u kupców tak mały, że Tymowski niektórym z wymienionych panów towarzyszy kredytował dopiero na słowo samego pana porucznika Radzikowskiego („powierzyłem z rozkazania pana porucznika,“ albo „pan porucznik kazał dać“), a jeszcze bardziej charakterystycznem jest, że tenże wypłacał nawet sam za drugich kupcowi. Inni zaś wprost musieli dać zastaw. Tak n. p. Andrzej Kitecki, biorąc sukna za 70 złp. 18 gr., zastawił pałasz srebrem oprawiony; podobnie Mikołaj Prusiński, za 37 złp., należących się za sukno, dał jako zastaw kozacką szablę z srebrem białem; tak samo Spytek Jordan za 21¼ łokci breklestu zielonego i postaw kiru żółtego, wartości razem 55 złp. 15 gr., zastawił szablę oprawną. Sam pan porucznik, kupując za większe kwoty sukna, konia, ołów, także nie od razu płacił wszystko gotówką, tylko spłacał częściowo. Przy ostatecznem zaś obrachowaniu się z kupcem w obecności swego sługi, uznawszy swe długi za słuszne, „na alkierzu sam je napisał“, a spłaciwszy później znaczniejszą część długu, resztę obiecał dopiero z domu odesłać.
Wieki ówczesne znały ważność i znaczenie kredytu i używały go zacnie i godziwie do ułatwienia i podniesienia handlu miejscowego, tudzież do utrzymania i rozszerzenia związków handlowych tak po całym obszarze Rzpltej, jak i z krajami zagranicznymi. Ale znały także i nadużycie tegoż w calach często lakkomyślnych, nieraz nawet występnych do ułatwienia sobie życia lekkiego, życia nad stan i dochody, co prędzej czy później prowadzić musiał do ruiny, utraty honoru i wszelkiego kredytu kupieckiego, czyli do bankructwa. Otóż i takie wypadki nie były obcymi kupiectwu sandeckiemu. Tak w r. 1639 zbankrutował kupiec, Samuel Kominkowicz, handlujący winami[1310]. Na wiadomość o tem wierzyciele domagali się wypłaty swych należytości i pokazało się, że dłużnym był wielmożnemu Janowi Krzeszowi z Męciny 300 złp.; wielmożnemu Janowi Mstowskiemu ze Słopnic 500 złp.; sławetnemu Janowi Ziębie 400 złp. Dwaj Węgrzyni, Janusz Oslani z Lubowli i Matyasz Szczerbak z Gniazd, żądali oddania 800 złp., a Wojciech Maxym z Lubowli 900 złp. za wina; tak samo Wojciech Lupka 200 złp., a niejaki Jan, dyak brzezowicki[1311], 231 złp. Gdy atoli Kominkowicz nie był w stanie zaspokoić tych długów, uwięziono go i małżonkę jego. Niebawem jednak (1640 r.) umknął z więzienia, a na zbiega ogłoszono infamię i banicyę[1312].
Nie jedyny to zresztą wypadek bankructwa; księgi archiwum miejskiego przechowały nam również przykład takiego drugiego, jaki zaszedł właśnie w samym początku jarmarku na św. Małgorzatę 1648 r., wspomnianego powyżej. Zygmunt Białorzecki, tkacz i grzebieniarz a oraz kupczący płótnami, zbankrutował! Ni z tego ni z owego powiedział wierzycielom swoim, że im nic nie da, bo nic nie ma — zupełnie tak jak teraz robić zwykli kupcy i bankierzy. Był to zaś człowiek zamożny i uczciwy, i można mu było śmiało pożyczać pieniędzy na towary, przynajmniej wedle zdania ludzkiego. I pożyczył mu wielebny ksiądz Roch Światłowicz 30 złp.; wielmożny Wacław Marek 50 złp.; wielmożna Katarzyna Lachowska 25 złp.; pani Jadwiga Wolska 60 złp.; sławetny Skrzypiec 25 złp.; sławetny Stanisław Pieczykowicz towarem, mianowicie pasamonami, 37 złp. 20 gr., żonie zaś jego kilka złotych gotówką. Wkońcu upomniała się o 70 złp. wielmożna Krystyna, wdowa po Janie Krzeszu z Męciny, a Wojciech Abrahamowski, pisarz komory celnej sandeckiej, o 20 złp., które sławetny Grzebieniarz, (bo tak go zwykle zwano), z pieniędzy poborowych obrócił na swój własny użytek. Na domiar bowiem zaufania publicznego piastował był przez czas niejaki urząd pobieracza podatków i nie wypłacił się podpoborcy.
Powodem do tego całego kłopotu był sławetny Stanisław Piczykowicz, mieszczanin krakowski. Przyjechawszy bowiem do Nowego Sącza na jarmark, odwiedził panią Grzebieniarkę i prosił o należytość. Sławetna dłużnica, nie widząc innej rady, wyparła się długu. Więc się upomniał o resztę za pasamony, a widząc, że nie wskóra dobrą drogą, zaskarżył ją do rady miejskiej.
Wieść o niemożebności wypłaty ze strony Grzebieniarza gruchnęła pomiędzy duchownych, szlachetnych i sławetnych wierzycieli, zbiegli się więc wszyscy na ratusz, stanęli przed panami rajcami razem, jak jeden mąż, i żądali sprawiedliwości. Sławetna rada nie odmówiła im swej pomocy. A ponieważ rozchodziło się o sprawiedliwość brzęczącą, która z mienia Grzebieniarza nie mogła być wymierzoną, więc panowie rajcy każdemu wierzycielowi z osobna oddali w sekwestracyę osobę sławetnego Grzebieniarza. I zapadło naraz dziewięć wyroków, skazujących go na więzienia, dopóki długu nie zapłaci! I zupełnie tak, jak do niedawna za naszych czasów zasiadł więzienie za kratami, a wierzyciele żywili go, dopóki im się nie sprzykrzyło. A gdy im się uprzykrzyło, to dali spokój, a rada miejska, chcąc nie chcąc, wypuściła go na wolność. Tylko wielmożny Wacław Marek poszedł do głowy po rozum i darował dług swój kollegiacie św. Małgorzaty, a panowie opiekunowie zarządu kościoła, poczyniwszy odpowiednie kroki, usadowili się na domu Białorzeckiego przy ulicy polskiej[1313].
Wreszcie czynnikiem nadzwyczaj wielkiej wagi dla handlu owych czasów były stosunki monetarne, czyli wartość pieniędzy krajowych. Co do tego ze źródeł naszych dowiadujemy się, iż ta zmieniała się ustawicznie, nawet co kilka lat, a mianowicie wartość monety złotej i srebrnej ciągle się podnosiła, co jest tylko dowodem, że monetę zdawkową bito coraz gorszą[1314], wskutek czego też ta, zwłaszcza za granicą, coraz bardziej traciła na wartości[1315]. Te stosunki sprawiały kupcom trudności nadzwyczajne, przedewszystiem tym, którzy sprawy handlowe mieli z krajami obcymi. Lecz nie dość na tem, ustawiczne wojny i rozruchy domowe w Polsce, owa zła moneta zdawkowa i inne niepomyślne warunki nadwerężały kredyt polski do tego stopnia, że nawet pieniądze złote i srebrne spadały w swym kursie za granicą, co naturalnie tylko nader niekorzystnie wpływać musiało na handel i kupców na dotkliwe narażało straty. Pod tym względem ciekawy szczegół podaje nam Tymowski, iż kupiwszy w r. 1624 na Węgrzech u Jurka Semsaja 25 beczek wina po 46 talar. węgier., przy tem kupnie na pieniądzach utracił przeszło 178 złp. A mianowicie: na 116 czerw. zł., dając po 3 złp. 10 gr. (gdy właśnie w tym roku 1 czerwony złoty = 4 złp.), utracił 76 złp. 4 gr.; na 246 talarach (który w r.1625 wynosił 2 złp. 15 gr., dając zań po 2 talar. węgier.), utracił 68 złp. 10 gr.; na 308 talar. węg., płacąc czeskimi, (czeski po 4 szelągi), utracił 34 złp. 6 gr.[1316].
W miarę spadających na Polskę klęsk i wzmagającego się zubożenia kraju, wartość pieniędzy polskich spadała coraz bardziej[1317], tak iż w r. 1664 za 100 złp. dobrej monety trzeba było naddawać więcej niż 20%, a w r. 1666 doszło już do tego, że naddatek za dobre pieniądze wynosił przeszło 75 od sta[1318]. Że te okoliczności musiały całkiem podkopać, tak dotąd kwitnący za Wazów handel naszego grodu, okazuje dowodnie szybki upadek jak innych miast polskich, tak i Nowego Sącza w epoce następnej.




Rozdział  IX.
Życie domowe.

Rozdziały poprzednie odsłoniły nam, o ile tylko istniejące źródła archiwalne pod tym względem dostarczyły dostatecznego materyału, nader różnobarwny obraz życia naszego mieszczaństwa ze strony jego działalności publicznej i niejako politycznej. Obecnie zamierzam przedstawić obraz życia domowego we wszystkich najważniejszych jego objawach, czyli chcę podać rys starożytności prywatnych Nowego Sącza w epoce Wazów, jak o niniejszy rozdział mógłby także nosić ten tytuł.

§. 1.
Rodzina.

Związki rodzinne były u mieszkańców Nowego Sącza w powszechnem i wielkiem poważaniu, równie jak i szczęście uczciwego małżeńskiego pożycia cenili oni nadzwyczaj wysoko. Jakoż rzeczywiście cała praca i zapobiegliwość, wszystkie mozoły i starania, wogóle całe życie i stanowisko obywatelskie mieszczana sandeckiego, były zwrócone do utrzymania siebie i swojej rodziny, zaspokojenia potrzeb i zapewnienia jej niezawisłego bytu nawet po swojej śmierci, jednem słowem: do jej pomyślności i uszczęśliwienia.
Właściwą rodzinę mieszczańską składał pan domu czyli ojciec rodziny, jego żona i ich dzieci, aż do wstąpienia tychże w związki małżeńskie i utworzenia sobie osobnego gniazda rodzinnego. Ojciec rodziny był zarazem jej głową i on jeden tylko był niezwisłym, wszyscy zaś inni członkowie rodziny zostawali, lubo w różnym stopniu, pod jego władzą.
Ta władza męża nad żoną wypływała z małżeństwa, które zawierano wyłącznie i jedynie według ustaw prawa kanonicznego. Niewiasta, idąc za mąż, wychodziła zupełnie z pod władzy swego ojca lub opiekuna, a wchodziła w familię męża, którego przyjmowała nazwisko, i odtąd pozostawała pod jego władzą. Lecz władza ta męża nad żoną była zupełnie różną i nierównie mniejszą od tej, jaką tenże miał nad dziećmi, i była uregulowana powszechnym obyczajem oraz przepisami religii, dlatego też mieszczanka sandecka wiodła wcale swobodne życie. Majątek, który żona wniosła mężowi tytułem posagu, wedle prawa magdeburskiego pozostawał zawsze jej własnością, dlatego mogła nim rozporządzać. Do dziedziczenia tegoż miały prawo tylko jej własne dzieci; w razie pożyczenia pieniędzy lub dopomożenia nimi mężowi, winien był tenże zabezpieczyć jej takowe na swojej majętności[1319]; w razie zaś jej bezpotomnej śmierci posag jej i cała wyprawa czyli, jak wówczas nazywano, „gierada“[1320], jako jej wyłączna własność, wracały do jej rodziców lub najbliższych krewnych. Tak Melchior Krosner, cyrulik, „uczciwej Jadwidze małżonce swej miłej“, oddje testamentem wiana 200 czer. zł. i zapisuje je na folwarku i ogrodzie za rzeką Kamienicą tudzież na ćwierci roli, na łanach sandeckich leżącej[1321]. Dlatego też Anna Michalczewska, rymarka, przed urzędem ławniczym „żałuje się“ na swojego zięcia, Mikołaja Libranta, kuśnierza, o gieradę po nieboszczce córce swej pozostałą, a na nią jako na matkę po córce przypadłą[1322]. Podobnie Jędrzej Adamowicz, rajca sandecki a teść Tymowskiego, oprócz gotowizny oddaje testamentem żonie swojej dom ze wszystkim sprzętem jego i z „wolą“ do niego należącą, jako jej własny dziedziczny[1323].
Wogóle niewiasta najmowała w Nowym Sączu czcigodne i powołaniu swemu odpowiednie stanowisko w społeczeństwie. Jako matka rodziny była panią domu, zarządzała gospodarstwem domowem, rozkazywała służbie i czeladzi; w stosunku zaś do męża była jego towarzyszką, wespół z nim zajmowała się wszystkiemi sprawami rodziny, pomagała mu w jego zatrudnieniach i interesach. Tak widzieliśmy powyżej, jak żony mieszczan sandeckich, zwłaszcza kupców (n. p. Jerzego Frączkowicza), czynnością i obrotnością swoją bywały mężom w ich zawodzie bardzo pomocne; znowu inne (n. p. żona Jerzego Tymowskiego albo Zygmunta Gądka) z mężami swymi jeździły po jarmarkach, wyręczając ich, odbywały nieraz dalekie podróże kupieckie, a w nieobecności tychże w Sączu samodzielnie kierowały kramem i prowadziły interes mężowski[1324]. W domu zaś głównem zajęciem żony było szycie i przędzenie[1325], a tutaj nie tylko pielęgnowała dzieci i wpływała na ich wychowanie, dozorowała czeladzi, ale także nieraz musiała wykonywać i cięższe roboty, jak przyrządzanie i gotowanie jadła, pranie bielizny, mycie naczyń. Lecz zato brała udział we wszystkich uroczystościach familijnych i kościelnych, w biesiadach i niektórych schadzkach cechowych[1326], przyjmowała odwiedziny krewnych i znajomych i nawzajem ich odwiedzała. Największym jednak dowodem ówczesnego stanowiska społecznego i samodzielności niewiast w Nowym Sączu jest, iż żony kupców mogły po śmierci swojego męża swobodnie dalej prowadzić jego interes i trudnić się handlem[1327], jak poniżej przyjdzie nam o tem jeszcze dokładniej pomówić. Tak samo i wdowy po rzeźnikach mogły także zajmować się dalej rzemiosłem mężowskiem, chociaż już nie dożywotnie, ale tylko rok jeden i sześć niedziel[1328].
Lecz jak poważaną i szanowaną była niewiasta w obrębie domu i rodziny, tak natomiast w życiu publicznem żadnego nie miała udziału, a dom był najważniejszem polem jej działalności.
Również i władza ojcowska nad dziećmi, stosownie do zmiany wyobrażeń, postępu czasu i cywilizacyi, oraz obowiązujących praw świeckich, była także znacznie ograniczoną. Mógł wprawdzie ojciec dzieci karać, bić, używać do posług domowych lub pracy w swoim zawodzie, przeznaczać im ich powołanie[1329], lecz prawa te zabraniały ojcu samodzielnie dzieci wydziedziczać, a tem bardziej wypędzać. Natomiast wyższy nad wszelkie prawo obyczaj społeczny i błogi wpływ religii i jej zasad etycznych, nakazywały mu dać im odpowiednie wychowanie, a przez wyuczenie ich przynajmniej jakiego rzemiosła, zapewnić im w przyszłości utrzymanie uczciwe. Czy trafiały się także wypadki adoptowania, wątpić nie można, lubo nie znajdujemy tego przykładów.
Wreszcie władza pana domu nad swoimi uczniami i czeladnikami, jako ich przełożonego czyli mistrza, była ściśle określona ustawami cechowemi.

§. 2.
Małżeństwo.

Małżeństwo zawierali oblubieńcy za poprzednią umową rodziców lub opiekunów, lubo skłonność osobista nowożeńców rozstrzygała głównie w połączeniu się ich dozgonnem. Ale zdarzało się także, że małżeństwa kojarzono przez tak zwane „swatania“ czyli pośrednictwo zapomocą osób trzecich. Nie ulega wątpliwości, że w tym wypadku rozstrzygały z jednej lub z drugiej strony przeważnie jakieś względy materyalne lub familijne, a mieszczanie sandeccy przez takie swatania wchodzili w związki małżeńskie z osobami zwykle mało sobie znanemi, nieraz ze stron wcale dalekich, mianowicie z Krakowa, z którym Nowy Sącz łączyły tak ścisłe stosunki handlowe. Równie i mieszczanki sandeckie wychodziły za mąż do Krakowa za obywateli tamtejszych[1330]. Że ten rodzaj zawierania małżeństw był połączony w owych czasach z wielkiemi kosztami, rozumie się samo przez się[1331].
Małżeństwo w Nowym Sączu istniało tylko takie, jakie uznaje kościół katolicki, dlatego też, jak już wspomniałem powyżej, co do zawarcia tegoż obowiązywały wyłącznie ustawy prawa kanonicznego, a jedną z tych był wiek odpowiedni. Ważnym jednak obok tego warunkiem było zezwolenie rodziców, zwłaszcza rodziców panny młodej.
To zezwolenie na ten związek tak ze strony rodziców, jak samej młodej pary, stwierdzały zaręczyny, wówczas zwane zrękowinami, które zawsze poprzedzały właściwy aktu ślubny. Polegały one głównie na słownem przyrzeczeniu, które oblubienica w domu swym rodzicielskim dawała oblubieńcowi, przyczem na znak stwierdzenia i zezwolenia, ojciec oblubienicy łączył ich ręce, lub też sami wzajemnie podawali sobie dłonie, skąd też nazwa „zaręczyn“. Był zarazem także zwyczaj, że narzeczeni nawzajem dawali sobie pierścionki, jakby zakład dotrzymania danego sobie przyrzeczenia. Cały ten akt odbywał się zwykle z pewną uroczystością familijną w gronie najbliższych krewnych i przyjaciół rodziny panny młodej, na nim zwykle ustanawiano dzień zaślubin.
Z nierównie większą uroczystością odbywał się właściwy akt połączenia nowożeńców węzłem małżeńskim, zwanym zaślubinami albo w skróceniu „ślubem“. Zaślubiny były aktem czysto kościelnym, religijnym, lecz towarzyszyły mu różne starodawne obrzędy i zwyczaje narodowe[1332]. Po akcie ślubnym w kościele następowała w domu rodziców panny młodej wielka zabawa familijna, zwykle z tańcami, tak zwane „gody“ czyli wesele, a wśród nich suta uczta weselna, na której nie szczędzono wina, zwłaszcza na weselach córek radzieckich[1333] lub rodzin zamożniejszych, poczem goście weselni, nieraz późno w nocy, z domu rodziców odprowadzali uroczyście nowożeńców do mieszkania męża. Tu prawdopodobnie ktoś witał i wprowadzał pannę młodą wśród stosownej przemowy i pewnych ceremonii, uświęconych tradycją i odwiecznym zwyczajem.
Żony, które pojmowali mieszczanie sandeccy, były to zwykle córki mistrzów swego własnego rzemiosła, jak zatem przemawiały także i ustawy cechowe; przedewszystkiem jednak córki rodzin mieszczańskich, a zatem pochodziły z tego samego koła społeczeństwa miejskiego i z tej samej sfery wyobrażeń, co ich małżonkowie, z którymi ich więc tembardziej łączyła wspólność zapatrywań i wychowania, tudzież równość towarzyska, a zwykle i stosunków majątkowych. Tak znajdujemy, iż Mikołaj Librant, kuśnierz, poślubia Annę, córkę rymarza, Jędrzeja Michalczewskiego; kupiec, Jerzy Tymowski, pojmuje (w drugim swojem małżeństwie) Krystynę, córkę kuśnierza, Jędrzeja Adamowicza, która po śmierci męża wychodzi znowu za kupca, Marcina Oleksowicza. — Podobnie kupiec, Jerzy Frączkowicz, żeni się z Magdaleną, córką cyrulika i kupca Matyasza Pleszowicza, którą po śmierci jej męża pojmuje znowu kupiec, Samuel Kominkowicz. — Tak samo Anna, córka kupca, Macieja Klimczyka, wyszła za kupca, Mikołaja Pełkę[1334]. Przykładów takich możnaby przytoczyć bez liku, a wniosek, który nasuwa się z nich mimowolnie, nie będzie zadną przesadą, iż prawie wszystkie rodziny sandeckie zostawały ze sobą w bliższem lub dalszem pokrewieństwie, a więc całe mieszczaństwo Nowego Sącza stanowił jakby wielką rodzinę.
Ale także zdarzały się wypadki, że mieszczanie sandeccy żenili się ze szlachciankami, prawdopodobnie z podupadłych familii, jak n. p. kupiec Walenty Wałowicz, który ożenił się z Katarzyną, córką szlachetnego Jana Olszowskiego[1335]; albo inny mieszczanin, Stanisław Zawistowski, z Konstancyą z Wielogłowskich, której zapisał na kamienicy Smoczowskiej „oprawy“ (wiana) 1000 złp.[1336]. Odwrotnie znowu córki majętnych mieszczan wchodziły nieraz w związki małżeńskie ze szlachtą jużto okoliczną, jużto w mieście osiadłą. I tak Anna z Pełków, córka kupca, Mikołaja Pełki, poślubiła szlachetnego Jana Gębczyńskiego, a przy podziale majątku rodzicielskiego (1614 r.) otrzymała wieś Klimkówkę niedaleko Sącza, oszacowaną na 3.000 złp.[1337]. — Podobnie także Wojciech Bogdałowicz, którego ojciec, podupadły szlachcic, dopiero przyjął prawo miejskie, a sam trudnił się handlem, pojął za żonę Felicyę, wdowę po kupcu, Sebastyanie Piotrowiczu, poważaną i bogatą mieszczankę[1338].
Że przy wyborze żon i wogóle przy zawieraniu małżeństw, obok osobistej skłonności, względy korzyści materyalnej, jak się to wszędzie dzieje i zawsze działo, ważną także odgrywały rolę, wątpliwości żadnej ulegać nie może. Starano się pokrewnić z rodziną bogatszą, nie tylko dla dogodzenia próżności, ale aby w ten sposób polepszyć swoją dolę, podnieść swoje rzemiosło albo poprawić inne ekonomiczne stosunki. Szukano więc żony z posagiem, którym miłość rodzicielska swe córki, a jak wówczas mówiono „dzieweczki lub dziewki“, starała się wedle zamożności swojej jak najszczodrzej obdarzyć. Tak już widzieliśmy powyżej, że jedne w posagu dostawały domy, grunta, drugie gotowiznę, obok nieodzownej wyprawy, czylgierady, którą kochająca matka córkę swą, wychodzącą z domu rodziców, zaopatrywała jak najobficiej; u uboższych wyprawa sama cały stanowiła posag.

Płaskorzeźba na czerwonym marmurze z XVII. w.,
znaleziona w gruzach kamienicy w Nowym Sączu 1863 r.

Wyprawy, które córki, wychodzące za mąż, dostawały od rodziców swoich, były podług miary wyobrażeń dzisiejszych wcale skromne. Nie należy jednak zapominać o tem, że i wartość pieniędzy była naówczas znacznie większa, a potrzeby i wymagania nierównie mniejsze od dzisiejszych. Wyprawy te składały się z kosztowności złotych i srebrnych, zwykle „pozłocistych“ (pozłacanych), służących do stroju lub ozdoby; z zastawy stołowej, która wówczas powszechnie była z cyny gdańskiej czyli angielskiej[1339], a tylko co najwięcej łyżki ze srebra. Następnie z różnej odzieży, bielizny i pościeli, pod któremi to ostatniemi przeważnie rozumiano gieradę i dlatego, jako rozumiejące się same przez się, rzadko kiedy znajdujemy je wymienione; wreszcie niekiedy także z różnych sprzętów i naczyń domowych gospodarskich. To wszystko otrzymywały panny młode albo zaraz przy zamęściu, albo nieraz dopiero po śmierci rodziców.
I tak Szczęsna Witaliszowska, dziewka Macieja i Anny z Klimczyków otrzymała wyprawę swą dopiero zapisem umierającej swej matki (1598), „a to dlatego, że nie jest od niej wyprawiona“. Testamentem tym przeznacza jej matka z kosztowności: tkankę poerłową, dwa łańcuszki złote (jeden wagi 19 czerw. zł., a drugi 30 czerw. zł.): dwie obrączki srebrne (jedną „pozłocistą“ a drugą „białą“) oraz pasek srebrny pozłocisty wartości 13 złp., co wszystko już jej sprawiła i za wyprawę dała. Następnie z zastawy stołowej: 10 łyżek srebrnych; 8 mis cynowych wielkich; 10 talerzów cynowyh; ostatek zaś cyny, jak: misy, talerze, przystawki, półkwaterki, kwarty, półgarncówki, konwie garncowe, do równego podziału z innemi dziećmi. Oprócz tego 2 skrzynie rzeczy wyprawnych, które jednak nie są wymienione. Także z tomów sklepowych przeznacza swemu zięciowi, Bartoszowi Witaliszowskiemu: szyn snopów 11, lemieszów 105 i wszystko sukno[1340].
Jakie to były owe „rzeczy wyprawne“ i w jakiej ilości dawano je w średnich domach mieszczańskich, o tem dokładnie wyobrażenie daje nam następujący rzadki wykaz gierady, jaką otrzymała zaraz po ślubie Anna, córka rymarza Jędrzej i Anny Michalczewskich, wychodząc za kuśnierza Mikołaja Libranta. Gierada ta składała się z 3 skrzyń, z których pierwsza, mała skrzynka malowana, zawierał srebro i zapewne inne kosztowności; druga, wielka skrzynia „posażna“, bieliznę, czyli jak wówczas nazywano „białe chusty“, i część szat niewieścich; trzecia zaś skrzynka „fladrowa“ resztę odzieży i bielizny. Z kosztowności były tylko: pierścionek złoty z gajmackiem; bramka złota; czepiec jedwabny ze złotemi kółeczkami; pas srebrny puklasty; oraz 60 knaflików srebrnych i pierścień wielki srebrny (kupione razem za 5 złp. na pas). — Z odzieży: szubka czamletowa, królikiem futrem podszyta, z bobrem; 2 katanki podszyte futrem: jedna muchajerowa smuszkiem, druga barchanowa barankami; czapka aksamitna z bobrem; mytlik sukienny; 3 letni z różnego muchairu; 2 tkanki aksamitne. — Z bielizny: koszul spodnich 5, koszulek 12, giezłka lniane 2, rąbeczki 2, podwik 2, fartuszków lnianych okolicznych 2, rańtuch koloński; ręczników 4, tuwalnia lniana z listwami, obrusów czenowatych 4. — Z bielizny na pościel: prześcieradeł konopnych 4, lnianych z listwami 2, poszewek lnianych 10, poszewek z listwami z osobna 3, poszwy na pierzyny 2: nadto przędzy lnianej sztuk 10. — Pościel: poduszek mchowych 6, wezgłowie 1, pierzyna mchowa w 4 poły, druga spodnia. — Wreszcie naczynia domowe: fasa dębowa z rurami; trumna do schowania jarzyn; garniec gorzałczany i 2 pokrywy porzałczane do garnców; dzbanek turecki cyną oprawny; flasza szklana wenecka do gorzałki; 2 panwy. — Wartość całej tej gierady wynosiła według późniejszego szacowania samej matki 300 złp.[1341].
Natomiast Jerzy Tymowski, wydając (1610) córkę swą za kupca, Stanisława Mączkę, dał jej z tego powodu od razu: 2 postawy karazyi angielskiej lazurowej po 18½ złp.: 4 postawy karazyi z Krakowa po 15 złp.; 4 postawy karazyi po 14 złp.; 4 postawy morawskie, z tych 2 po 16 złp., a 2 po 14 złp.; 2 postawy karazyi ze Żmigrodu po 14 złp., razem wartości 241 złp.; rzeczy zaś złotych i srebrnych za 270 złp. Prócz tego obiecał gotówki w posagu za córką 600 złp., którego w pierwszej chwili dał tylko 105 złp.; wkrótce jednak naddał jeszcze, wszedłszy w spółkę z zięciem[1342].
Jak wielkość i bogactwo posagu, tak niezawodnie wspaniałość i wystawność wesela zależały głównie od zamożności rodziców, chociaż nieraz także się zdarzało, zwłaszcza w rodzinach uboższych, ze szczupłość posagu starano się właśnie wynagrodzić przynajmniej świetnością wesela, które oprócz pożegnania wychodzącej z domu rodzicielskiego córki, miało także ważne znaczenie wielkiej a zarazem rzadkiej w małem mieście uroczystości i zabawy, tak familijnej jak towarzyskiej. To też znajdujemy, że Melchior Krosner, cyrulik, trudniący się także handlem wina, wyprawiając z domu dziewkę swą Reginę, sprawił jej wesele, które „lekko rachując“ kosztowało do kilkudziesięciu złotych, chociaż całej wyprawy w „szaciech i klejnociech“ dał tylko na półtora sta złotych[1343].
O wspaniałości takich wesel mieszczańskich, zwłaszcza wesel panów rajców i ich córek, świadczy również i ta okoliczność, że na nich bywała także szlachta i duchowieństwo, dla których imieniem miasta stawiano po 6 do 12 garncy wina, rozumie się doborowego, po cenach odpowiednich, którem wnoszono toasty i spijano na zdrowie państwa młodych oraz czcigodnych gości. Tak na weselu córki pana burmistrza, Jędrzeja Adamowicza (1607), było bardzo dużo szlachty, jak ks. Jan Jordan, opat norbertański; pan Adam Jordan; pan podstarości, Sebastyan Gładysz; pan Jan Krynicki, dzierżawca dóbr miejskich w Paszynie, i wielu innych, a panowie rajcy wystawili przy tej sposobności wina aż 12 garncy[1344]. — Podobnie przy powtórych zaślubinach Jerzego Tymowskiego (1610) z Krystyną, drugą córką dopiero co wspomnianego Jędrzeja Adamowicza, pan rejent, Jakób Chwalibóg, dotrzymując słowa Tymowskiemu, kiedy go to pocieszał po zgonie jego pierwszej żony, zaszczycił gody swą obecnością i nawet kazał dać 2 achtele piwa[1345]. — Również, kiedy rajca, Matyasz Pleszykowicz, wydał swą córkę Magdalenę za Jerzego Frączkowicza (1632), na weselu tem był obecnym powszechnie lubiany i poważany pan starosta grodowy, Jerzy Stano, przyczem ze strony miasta dano wina starego 10 garncy. — Tak samo na wesele podwójciego, Jędzeja Kitlicy, z córką byłego rajcy, Jana Zięby (1651), panowie rajcy zamówili 10 garncy wina[1346].
Jak się zaś małżeństwa zawierały i odbywały u mieszczan wyznania aryańskiego, nie mamy żadnej wiadomości.

§. 3.
Wychowanie dzieci.

Po urodzeniu się dziecięcia jak najspieszniej odbywał się jego chrzest, na którym nadawano mu imię. Na chrzestnych rodziców brano zwykle, jak i dzisiaj, najbliższych krewnych lub przyjaciół, ale najchętniej księży wikarych i zakonniczki Kletki, zapewne w tej błogiej nadziei, żeby im się dzieci dobrze chowały[1347]; używano też chętnie do tej przysługi bakałarzy, kantorów, a nawet dzwonników. Tylko Aryanie chrzcili się dopiero w wieku dojrzalszym[1348].
Do ukończenia siódmego roku życia chowały się dzieci pod okiem matki i czeladzi domowej, a wychowanie ich opierało się głównie na życiu rodzinnem i podlegało przedewszystkiem na wpajaniu w umysły młodociane pobożności i bojaźni Bożej, posłuszeństwa rodzicom i przełożonym, uległości i uszanowania dla starszych, zwłaszcza osób duchownych, oraz na przyzwyczajaniu do pracy i przestawania na małem. Takie to były główne cechy wychowania mieszczańskiego, a jego źródłem powszechna wówczas religijność, wpływ matki, która czuwała nad moralnością, skromnością i przyzwoitością dzieci i wszczepiała w nie pierwsze zasady religii, tudzież przykład ojca i całego otoczenia, które tchnęło bogobojnością, prostotą, pracowitością i niezmordowaną zapobiegliwością w ciężkiej walce o uczciwe utrzymanie rodziny. Jak spędzały dzieci ten pierwszy wiek swej młodości i jakie były ich zabawy, nie podają nam nasze źródła, ale niezawodnie odbywało się to wcale z niewielką różnicą, jak i obecnie.
Od ósmego roku życia zaczynało się naukowe wychowanie i kształcenie dziecka, jakiego wymagał powszechny obyczaj i panujące wyborażenia społeczne i religijno-moralne. Specjalnej jednak kontroli nad wychowaniem młodzieży nie rozciągały istniejące prawa miejskie ani krajowe, zostawiając to wolnemu uznaniu rodziców. To też ojciec wprawiał synów od dzieciństwa do swojego rzemiosła, zabierał ich, jeżeli posiadał kawał ziemi, ze sobą do robót w ogrodzie lub w polu, obznajamiał z gospodarstwem rolnem, jednem słowem: cel całego wychowania był wyłącznie praktyczny.
Właściwa nauka szkolna także nie była wcale wysoka. Udzielał jej publiczny zakład naukowy czyli szkoła parafialna, istniejąca w Nowym Sączu od początku XV. stulecia, utrzymywana kosztem miasta, które także opłacało nauczyciela czyli bakałarza; bezpośredni zaś nadzór dydaktyczny i podagogiczny miało duchowieństwo kollegiaty, a w wyższej instancyi Akademia krakowska. Przedmioty, których w tej szkole uczono, były: czytanie, pisanie, nauka religii i historyi biblijnej, rachunków, a głównie języka łacińskiego: stąd też znajdujemy, iż mieszczanie sandeccy tych czasów posiadali znajomość wielu zwrotów łacińskich, a nawet niekiedy wyrażali się po łacinie. Równocześnie z tymi przedmiotami rozpoczynała się nauka śpiewu kościelnego[1349], uważana w owych czasach za nieodzownie potrzebną do wykształcenia; ta jednak miała raczej służyć do uświetnienia nabożeństwa kościelnego, aniżeli do obudzenia w duszy zamiłowania do sztuki lub estetycznego poczucia piękna i harmonii. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że obok śpiewu uczono także muzyki, znajdujemy bowiem wzmiankę, że uczniowie grali w kościele podczas nabożeństw[1350], a więc, że prawdopodobnie uczono na skrzypcach i na flecie, które to instrumenta były wówczas najzwyklejszymi i widocznie najulubieńszymi. Cała więc powyższa nauka miała przeważnie na celu wzbogacenie wiedzy i rozwinięcie umysłowe, lecz obok tegoż zwracano również jak największą baczność na dobre obyczaje i umoralnienie chłopców, względem czego nauczyciele mieli osobne ścisłe polecenia. Natomiast rozwijanie sił fizycznych i zręczności ciała, czyli nauka gimnastyki, na którą pedagogia dzisiejsza tak wielką kładzie wagę, wiekom ówczesnym była całkiem nieznaną. Że w tej nauce szkolnej, stosownie do ducha owych czasów i surowości obyczajów XVII. wieku, głównym środkiem pedagogicznym tak w celu pobudzenia ochoty do pracy, jak wszczepienia i utwierdzenia obyczajności, była rózga i tak zwana „dyscyplina“, najmniejszej wątpliwości ulegać nie może. — Czy obok tej szkoły parafialnej była także jaka szkoła prywatna, oraz czy rodzice do nauki dzieci utrzymywali w swoich domach osobnych nauczycieli, nie wspominają nasze źródła — prawdopodobnie jednak, że nie!
Po ukończeniu trzechletniej nauki (trivium) w szkole miejscowej, mieszczanie sandeccy, stosownie do powszechnie uświęconej władzy ojca, dozwalającej przeznaczać dzieciom ich przyszłe powołanie[1351], oddawali synów swych przeważnie do własnych zawodów, mianowicie do rzemiosła i kupiectwa, bo przemysł i handel, to dwa główne żywioły ówczesnego mieszczaństwa. Tak więc znaczna większość młodszego pokolenia wstępowała do handlu, warsztatów lub fabryk, albo udawała się w tym samym celu do innych miast większych, zwłaszcza do Krakowa, i tam jako „uczennicy“ a później „towarzysze rzemiosła“ uczyli się na przyszłych mistrzów swojego zawodu. Równocześnie ćwiczyli się w robieniu bronią, aby społeczeństwu służyć praktycznie na polu handlu i produkcyi technicznej, a w razie niebezpieczeństwa własną osobą bronić murów ojczystego miasta.
Zdarzało się jednak często, i to przeważnie w rodzinach zamożniejszych, że zdolniejszych synów po ukończeniu nauki w Nowym Sączu posyłano w celu nabycia wyższego wykształcenia do szkoły wyższej (quadrivium), a następnie na przesławną Akademię do Krakowa, gdzie kształcili się we filozofii, a może i na innych wydziałach. Przedewszystkiem jednak szli na teologię, poczem zostawali zwykle bakałarzami, a po wyświęceniu na kapłanów, osiągnąwszy najwyższy stopień godności społecznej, jaki wedle istniejących praw w Polsce jedynie był przystępny synom mieszczańskiego pochodzenia, wracali niekiedy nazad do Nowego Sącza, gdzie stawali się nieraz chlubą swego rodzinnego miasta. Z jakiemi kosztami było połączone takie kształcenie i utrzymanie młodzieńca na Akademii w Krakowie, poucza nas nieoceniony zapisek, zachowany w aktach ławniczych.
Zmarły w r. 1631 kupiec, Jerzy Tymowski, zostawił małoletniego syna Jasia i żonę Krystynę z dość znacznym majątkiem, bo kamienicą z ogrodem w rynku, tudzież folwarkiem na przedmieściu. Pani Krystyna, czując się jeszcze dość młodą, aby w samotności i wdowiej żałobie wyglądać niecierpliwie końca nudnego żywota, weszła (1635) w powtórne związki małżeńskie z Marcinem Oleksowiczem, kupcem Nowego Sącza. Wypełniając jednak święcie wolę ś. p. pierwszego męża swego, posyłała Jasie do szkoły sandeckiej. A kiedy tenże już dostatecznie zgłębił tajemnice swojskich Muz przybytku, wyprawiła go do słynnej Akademii jagiellońskiej w Krakowie, pragnąc, aby, poznawszy co piękne i rozumne, wrócił z wawrzynowym wieńcem jako bakałarz, ku ozdobie swego rodzinnego miasta[1352].
Najprzód tedy w samą wigilię św. Józefa, t. j. 18. marca 1639 r., oddał pan Oleksowicz synaczka, ś. p. antecesora swego, w Krakowie do stołu pana Jakóba, szwagra swej żony, który mieszkał naprzeciw kościoła Dominikanów. Przy oddaniu dał masła faskę za 6 złp. W krótkim czasie potem posłał temuż panu Jakóbowi przez Fratrowicza talarów twardych 16 czyli 46 złp., i znowu później faskę masła za 6 złp.
Ponieważ jednak strój sandecki, aczkolwiek niepośledni, nie sprostał krakowskiemu, więc aby Jaś u innych wyrostków akademickich nie był w poniewierce, a w zimie z przeziębienia nie szwankował na zdrowiu, posłano mu przedniego pakłaku, czyli sukna czchowskiego, na dołoman i na delijkę. Oleksowicz, szczerze i rzetelnie posyłając, nie mierzył ani sobie zapisał, ile go kosztowało, i dopiero później wyrachował z pamięci: „Za futro nóżkowe lisie dałem w Lublinie 5 złp. Za 3 lisy na przodki do delijki wraz z wszystkiemi potrzebami wyszło 13 złp. 11 gr.“
Roku 1640, pisze dalej pan Oleksowicz, „wziąłem Jasia do pana Jakóba, szwagra mej żony, i oddałem go do stołu do pana Koya, złotnika, który mieszka na brackiej ulicy, i dałem od niego od stołu według postanowienia i umówienia za lata 1640—1641 złp. 200. Posłałem też za pisaniem jego łososiów 2 i faskę masła za 16 złp.“ — „Roku 1642 od pana Koya wzięła go ciotka rodzona małżonki mojej, pani Misiecka. Za te wszystkie czasy (1642—1645) nie płaciłem od stołu, oprócz co dałem masła kilkanaście fasek[1353].“
Wychowanie córek odbywało się wyłącznie w domu pod dozorem matek, gdyż szkoły publicznej dla dziewcząt nie było żadnej, dlatego też nie odbierały wcale wyższego wykształcenia. Atoli według ustawy rajców z r. 1602 obowiązane były mniszki Kletki, jeźliby się między niemi znalazła taka, coby czytać umiała, uczyć panienki miejskie w pewnych godzinach codziennie[1354], a więc chodzić do domów i udzielać lekcyi. W każdym razie nauka dziewcząt polegała przeważnie na poznaniu i przejęciu się zasadami religii, a co najwięcej na wyuczeniu się na pamięć jakich pieśni z „Psałterza Dawidowego“ Jana Kochanowskiego, który po raz pierwszy ukazał się w krakowskiej drukarni Łazarza 1579 r. W wychowaniu ich bowiem nie chodziło o rozwinięcie w nich wyższych zdolności, lecz o przygotowanie na dobre gospodynie i matki, a więc o wyuczenie się niezbędnych wiadomości gospodarskich, kuchennych i robót kobiecych, których uczyły się w domu od matek pod ich kierunkiem i dozorem.

§. 4.
Zatrudnienia mieszkańców.

Już z rozdziałów poprzednich, (mianowicie II., VII. i VIII.), odsłonił się nam kilkakrotnie poniekąd wcale dokładny obraz zatrudnień mieszkańców Nowego Sącza, z którego poznaliśmy, że mieszczanie sandeccy prawie wyłącznie żyli z pracy rąk swoich; rzemiosło i kupiectwo były zawsze główną podstawą ich utrzymania i wychowania. Majętniejsi jednak mieszczanie żyli ze swych domów gospodnych w mieście[1355] i z folwarków na przedmieściach, które dawały im dostateczne utrzymanie i zapewniały byt spokojny.
Natomiast praca umysłowa, jak zatrudnienie literackie, badanie naukowe, mieszczanom naszym było obcem zupełnie. Jedyny wyjątek stanowią dociekania religijne i skrajne doktryny nowatorskie, wywołane duchem t. z. reformacyi, krzewiące się z początkiem XVII. wieku przeważnie w cechu krawieckim[1356], które przyczyniły się do tem większego rozwielmożnienia się w naszem mieście już i tak potężnej sekty Aryanów. Zresztą mieszczenie sandeccy wobec wszelkich prac ducha i płodów artystycznej fantazyi zachowali jak najzupełniejszą obojętność. Stąd to, nie tylko w niniejszej epoce, ale w całej historyi Nowego Sącza pod panowaniem polskiem, nie znajdujemy anie jednej osobistości z pomiędzy mieszczaństwa, któraby się wsławiła na polu literackiem lub w dziedzinie umiejętności. Dlatego też Nowy Sącz w owych wiekach nie posiadał żadnej drukarni, gdyż nie miał do ogłaszania i rozpowszechniania żadnych płodów myśli lub utworów ducha. Tak samo nie napotykamy ani razu żadnego doktora medycyny. Jedyną osobą, która w wypadkach morowej zarazy, nawiedzającej tak często nasze miasto, lub w innych chorobach dawał pomoc lekarską, był cyrulik, ale i ten zwykle, dla podniesienia swych dochodów, nierównie bardziej zajmował się handlem. Tak więc pisarz miejski, cyrulik i aptekarz[1357], stanowili jedyną tak zwaną po dzisiejszemu „intelligencyę“ miejską. Tutaj także należałoby może jeszcze wspomnieć o dość licznych podówczas w Nowym Sączu prawnikach[1358], czyli pokątnych adwokatach, których atoli tak wykształcenie, jak wpływ moralny na mieszkańców, były bezsprzecznie bardzo wątpliwej wartości.
Jedynym stanem naukowym, a więc według ówczesnych pojęć najwyższą i prawdziwą intelligencyą w Nowym Sączu, było stosunkowo do ludności miasta wcale liczne duchowieństwo[1359][1360], tak świeckie jak i zakonne. O czynnościach jednak kapłańskich duchowieństwa bliżej rozwodzić się nie będę. Były one bowiem takie same, jak zostały ostatecznie uregulowane kanonami soboru trydenckiego i jakiemi pozostały do dziś dnia; zresztą opisowi stanowiska duchowieństwa i stosunku społecznego do mieszczaństwa poświęciłem rozdział osobny. To tylko jedno nadmienię, że dostąpienie tej godności było najżarliwszem dążeniem i najwyższym celem zarówno kształcącej się młodzieży mieszczańskiej, jak też jej rodziców. A jak zamożniejsze wszystkie rodziny starały się wysyłać do Krakowa na teologie swoich synów, którzy wróciwszy niekiedy do Nowego Sącz, jako księża kollegiaty, przynosili chlubę i zaszczyt swemu rodzinnemu miastu[1361], tak również najmniejszej ulegać nie może wątpliwości, że znowu wielu innych wstępowało do klasztoru Franciszkanów lub Norbertanów, gdzie jedni jako kapłani, drudzy przynajmniej jako braciszkowie, spełniali obowiązki i posługi duchowe. Niestety! brak wszelkich bliższych wiadomości, wskutek zatraty lub zniszczenia bibliotek i archiwów obydwóch klasztorów, nie dozwala nam podać żadnych szczegółów co do cichych prac i zatrudnień duchowieństwa zakonnego, jego działalności na polu kaznodziejstwa, naukowem, a może nawet i artystycznem. Pozostaną one dla nas i nadal tajemnicą, a z niemi zarazem prace duchowne zakonników, pochodzących z rodzin mieszczan sandeckich.
Ale do zupełnie innych celów zwrócone były powszechnie interesa i powszechne dążenia całego ogółu mieszczaństwa. Przy nader skromnem swem wykształceniu najgłównieszemi i jedynemi staraniami, do których wytężały się jego wszystkie władze umysłowe, było uczestniczenie w uroczystościach kościelnych i zapewnienie własnego istnienia. Dlatego też mieszczanin sandecki żył w pokorze, przestrzegając ściśle przepisów Kośioła i nakazów sług jego, a zresztą pracując i przemyśliwając tylko nad sposobem wyżycia, wychowania dzieci i obrony miasta. Jakich zaś do osiągnięcia tych celów dokładał starań, jakie ponosił trudy i mozoły, na jakie narażał się straty i niebezpieczeństwa, mieliśmy dostateczną sposobność poznać z dwóch ostatnich rozdziałów. Przedstawiony tamże obraz rzemiosł i przemysłu, a jeszcze bardziej handlu, wymagającego tak często dalekich i uciążliwych podróży po całej Polsce, a nawet obcych krajach, którego wiec charakter był tak zupełnie odmienny od handlu dzisiejszego, okazał nam dowodnie, jak i zatrudnienia ówczesnego mieszczaństwa, nieskończenie się różniły od zatrudnień dzisiejszych. Do tego jeszcze dodać należy, że w każdym prawie domu, jak nam wiadomo, zajmowano się paleniem gorzałki albo warzeniem piwa, oraz że mieszczanie ówcześni rzucali się do przedsiębiorstw, dzisiaj także wcale prawie nieznanych, mianowicie że nabywali jatki kramarskie, szewskie lub rzeźnicze[1362], które znowu odpowiednim wydzierżawiano rzemieślnikom[1363].
Mimo to rezultaty tych zatrudnień nie zawsze stały w stosunku do łożonych prac i zabiegów, i nigdy nie były wielkie. Widzieliśmy bowiem, jak różne niepomyślne okoliczności[1364] utrudniały zebranie prawdziwie znacznego majątku i stawały się powodem, że wprawdzie znajdujemy niekiedy u mieszczan sandeckich większą zamożność, ale nigdy prawdziwego bogactwa. Nawet cyrulik, trudniący się leczeniem ran, musiał ulegać tej konieczności, że mu nie płacono od razu i czekać na zapłatę aż do śmierci. Tak jeden w testamencie swoim wymienia aż 4 osoby, które mu pozostały dłużnemi różne kwoty od 2 do 12 złp., razem 28 złp.[1365]; inny zaś podaje nierównie większą, bo na owe czasy ogromną sumę 200 złp., należną za leczenie tylko jednej osoby[1366]. To samo działo się i w innych rzemiosłach, jak n. p. ubogiego postrzygacza, któremu aż 3 osoby pozostały dłużnemi różne kwoty za 9 postawów sukna, postaw po 13 złp., chociaż wypłata („solucya“) była na raty[1367].

Płaskorzeźba na domu w Nowym Sączu z r. 1505.
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Wśród takich okoliczności pierwszem usiłowaniem każdego zapobiegliwego i pracowitego rzemieślnika i kupca było zapewnienie sobie własnego poddasza, czyli nabycie jakiego domu lub domku; w dalszem zaś następstwie, przy większem powodzeniu, dążeniem jeszcze wyższem i niejako ideałem był nabycie własnego kawałka ziemi. Dlatego mieszanin sandecki, jeżeli mu się udało pracą i oszczędnością uskładać sobie szczęśliwie jaką większą sumkę, starał się, jak wszędzie gdzie są zdrowe stosunki społeczne, ubezpieczyć ją przedewszystkiem w ziemi, a więc nabyć dla siebie jaki folwarczek lub ogród na przedmieśiu, i tak z życiem miejskiem połączyć życie sielskie, z zatrudnieniem rzemieślniczem o ile możności gospodarstwo rolne. Majętniejsi, lubo to zdarzało się nader rzadko, miewali nawet po dwa folwarki[1368], albo oprócz folwarku i ogrodu jeszcze jaką część roli, t. j. kilka lub kilkanaście morgów gruntu ornego wśród łanów sandeckich. Ale tylko mała liczba mieszczan była w tem szczęśliwem położeniu, że mogła się nazywać właścicielami realności ziemskiej. Inni mniej zamożni a nierównie liczniejsi w niemożności tego, jużto pragnąc powiększyć swe dochody, jużto lgnąc do zatrudnień wiejskich, starali się przynajmniej nabyć jaka dzierżawę, bądźto od osób prywatnych, bądźto ze znacznych posiadłości miejskich, bądź też gruntów kościelnych. Co się tyczy wysokości czynszu takie dzierżawy, to rozumie się samo przez się, że tanże zależał od obszaru i dobroci gruntów i był, stosownie do wartości monety, w różnych czasach różny: tak znajdujemy 1599 r. za 2 folwarki rocznie 55 złp.[1369], a 1623 r. za mały folwarczek nad rzeką Kamienica 10 złp.[1370].
W ten sposób do zmudnych już zatrudnień swojego rzemiosła przybywały nowe, t. j. około gospodarstwa rolnego, a z niemi nowe troski i kłopoty, wymagające nowych trudów i mozołów. Ale też z drugiej strony przez to podnosiły się rzeczywiście dochody i wygody mieszczan. Na folwarku takim własnym lub wziętym w dzierżawę trzymano wołów 2 do 5, krów dojnych 4 do 8, jałówek 1 do 3, oprócz tego niekiedy cielęta, kilka świń, kur, koguta[1371], co już samo przez się przedstawiało znaczną wartość, a zarazem dostarczało własnego mleka, sera i masła, którego nadbytek bywał tak intratnym artykułem sprzedaży. Przytem trafiało się jednak, że jak dzierżawiono grunta, tak też podobnie najmowano krowy i płacono za ich użytek, co nazywano wówczas, że były „na czynszu“, po wypłaceniu którego mogły nawet przejść na własność dotychczasowego posiadacza. Jak krowy dostarczały nabiału, tak znowu świnie sadła, słoniny i szynek („szołdry“), czego w zapisie miewano także do 5 połci i do 6 sztuk[1372]. Uprawa roli przyniosła dość znaczną ilość zboża, czytamy bowiem o kilkudziesięciu wiertelach żyta i tatarki, a przeszło dwa razy tyle pszenicy, a jeszcze więcej owsa, oraz trochę jęczmienia[1373], przyczem bywała odpowiednia ilość siana, co znowu ułatwiało niezawodnie trzymanie własnych koni, a nawet własnego powozu[1374]. Zarząd takiej dzierżawy czyli „arendy“ w niemożebności stałego tamże pobytu i zamieszkania samego tenutora, przy licznych tegoż w mieście zatrudnieniach lub częstych podróżach, prowadził t. z. „gospodarz“. — Jednakże zdarzało się także, że i gospodarstwo rolne bywało narażone na wielkie szkody i niebezpieczeństwa, zwłaszcza folwarczki w blizkości miasta nad rzeką Kamienicą położone, gdzie powódź niekiedy niszczyła wszystko, zabierała nawet parkany, które trzeba było na nowo grodzić, wskutek czego zamiast dochodów przyniosło stratę[1375].
Do tych zwykłych zatrudnień rzemieślniczych i gospodarskich niekiedy przybywały niespodzianie jeszcze nowe, wypływające z obowiązków familijnych lub obywatelskich, również ciężkie i połączone z wielką odpowiedzialnością. Takiemi bywały opieki nad sierotami i zarząd spadającego na nie majątku, co także stawało się źródłem różnych kłopotów, zwłaszcza jeżeli spadek stanowiła własność ziemska, a jak się to niekiedy działo, woda robiła szkody i dzierżawca nie mógł lub nie chciał zapłacić należnego czynszu. W takim razie musiał sam opiekun objąć dzierżawę, ponosić wszystkie trudy i wypłacać należytość tak sierotom, jak do skarbu poborów[1376].
Z całego powyższego przedstawienia okazuje się więc, że mieszczanin sandecki od rana do nowy prawie bez przerwy obarczony był cieżkimi i licznymi obowiązkami; będąc zaś zajęty pracą około swojego rzemiosła lub gospodarstwa, oraz staraniem o swoją rodzinę, jeżeli tylko interesa nie zmuszały go do jakiej podróży, przeważnie życie przepędzał w domu. I jakżeż przedstawia się to jego życie powszednie? Wstawał przed wschodem słońca, a odmówiwszy pobożnie pacierze i oglądnąwszy całe swoje gospodarstwo, od razu zabierał się do pracy, którą przerywało tylko na krótki czas skromne śniadanie, spożywane w gronie całej rodziny i czeladzi. Potem znowu wracał do przerwanej roboty, albo szedł na mszę św. do kościoła, albo za swoimi interesami, zakupnami lub innymi sprawunkami. To trwało czasem aż do południa, o której to porze regularnie odbywał się obiad. Po południu cały czas, może jeszcze więcej niż przed południem, przepędzał znowu w warsztacie, albo przy zajęciach gospodarskich na swoim kawałku roli. Jak w pracach swojego rzemiosła w warsztacie pomagali mu uczniowie i czeladnicy („towarzysze“), tak na swych gospodarstwach rolnych używał do cięższych robót najemników lub własnych parobków. Lecz przy tych zatrudnieniach nie poprzestawał tylko na nadzorze i ogólnem kierowaniem niemi, owszem nie szczędził mozołu i natężenia rąk własnych, dając tem przykład i wzór dla swojej czeladzi i znajdując w wykonaniu swego zajęcia przemysłowego i pracy niejako osobistą dumę i największą chlubę.
Obok tych zwykłych zatrudnień mieszczanin sandecki, jak tylokrotnie widzieliśmy w poprzednich rozdziałach, brał zarazem jak najżywszy udział we wszystkich sprawach swojego miasta, a jeszcze bardziej w sprawach dotyczących swojego cechu, a więc także w życiu publicznem, poświęcając swój czas drogi spełnieniu obowiązków, do których powłało go zaufanie współobywateli, wybierając go na cechmistrza, ławnika lub rajcę. Ale nawet chwile wolne od pracy mieszczanin nasz niezawsze spędzał na samem próżnowaniu. Trafiali się bowiem tracy, chociaż niezawodnie wyjątkowo, którzy, wyniósłszy jeszcze z nauki w szkole parafialnej więcej zamiłowania lub posiadając więcej talentu zajmowali się muzyką[1377] i na tem zajęciu wzniosłem i uszlachetniającem spędzali czas wolny. — Zresztą chwilowem wytchnieniem i zwykłą rozrywką bywały schadzki towarzyskie i rozmowy w szynkach winnych, w ratuszu lub na rynku. Rynek zwłaszcza ze swojemi podsieniami był najzwyklejszem miejscem schadzek dla mieszczan. Tu prowadzili pogadanki o wypadkach bieżących lub rzeczach publicznych, tutaj też załatwiali najważniejsze zakupna i najrozmaitsze sprawy osobiste.
Natomiast sprawy gospodarstwa domowego należały wyłącznie do zakresu obowiązków niewiast, jak wogóle głównem polem działalności niewiasty w Nowym Sączu był wewnętrzny zarząd domem, w najobszerniejszem słowa tego znaczeniu. Sprawami temi zajmowały się przedewszystkiem żony, na nie też spadał obowiązek wychowania dzieci, nadzór czeladzi, przyrządzanie jadła, szycie i naprawa bielizny, pranie, oraz inne czynności pokrewne, n. p. wypiekanie chleba, który dla oszczędności prawie wszędzie robiono w domu, jak tego dowodzą także prawie w każdym domu znajdujące się piekarnie. Oprócz wymienionych tak licznych a ciężkich obowiązków, jeszcze w zakres zatrudnień niewieścich wchodziło szczególnie przędziwo, w owych wiekach powszechne zajęcie wszystkich żon mieszczańskich, które dla ulżenia sobie w pracy rozdawały len prządkom, kobiety zwykle starym i ubogim ze wsi poblizkich[1378]. Stąd też w wielu domach znajdowały się niekiedy wcale znaczne zapasy płótna, tudzież po kilka sztuk przędzy[1379], świadczące nie tyle o pewnej zamożności, ile raczej o dostatniem zaopatrzeniu tychże. Ta w owych czasach tak ważna gałąź gospodarstwa domowego niekiedy łączyła się ściśle z gospodarstwem rolnem i wpływała na podniesienie jego dochodów. — Ale obok tych zatrudnień czysto domowych, mogła niewiasta w Nowym Sączu, jak to już poznaliśmy w §. 1., trudnić się także niektóremi czynnościami czysto męskiemi, mianowicie wdowy po kupcach i rzeźnikach, które po śmierci swego męża miały prawo prowadzić dalej jego rzemiosło, jakkolwiek te ostatnie nie dłużej, tylko rok jeden i sześć niedziel[1380].
W tych wszystkich zatrudnieniach żon mieszczańskich pomagały im córki dorosłe, nierównie zaś rzadziej najęte sługi. Córki zwłaszcza, nawet rodziców zamożniejszych, musiały wówczas wcale inaczej pracować, aniżeli dzieje się dzisiaj. Dowiadujemy się bowiem, że w czasie swojego panieństwa, obok czynności gospodarskich, dla zarobku zajmowały się („bawiły się“) także szyciem[1381], a więc że bynajmniej nie wstydziły się uczciwej pracy za pieniądze; szkoda tylko, że niewiadomo, czy to było szycie bielizny, czy też trudniły się krawiecczyzną. Natomiast sługi najęte miewano widocznie tylko w domach zamożniejszych, lubo i tutaj czytamy zawsze tylko o słudze jednej. Rodzaj służby ich bywał niezawodnie rozmaity, znajdujemy bowiem raz wzmiankę o kucharce, zwyczajnie jednak sługa taka musiała bez wątpienia wykonywać posługi wszystkie; lecz jakie za tę swoją pracę otrzymywała wynagrodzenie, niewiadomo. Zato jednak dowiadujemy się, że sługi te niekiedy obowiązki swoje wypełniały bardzo wiernie i odznaczały się niezwykłem przywiązaniem do swych pań, skoro te w testamentach wspominają o nich jak najżyczliwiej i stosownie do majątku swego legują im różne znaczne zapisy. Tak jedna mieszczka leguje słudze jałówkę; druga zapisuje na posag łyżek srebrnych puzdro 12; inna znowu przeznacza swej uczciwej słudze nawet dom nowo zbudowany w dożywocie[1382]. — Oprócz zwyczajnych sług niewieścich, zdaje się, że jeszcze znajdowały się w Nowym Sączu niewiasty, które (podobnie jak Kletki) usługiwały chorym i z takich posług szukały zarobku i utrzymania[1383].

§. 5.
Domy mieszkalne.

Podług świadecta Marcina Kromera, w miastach Niemcy osadnicy domy z cegły i kamieni budować zaczęli, z Polacy ich naśladują, idąc za smakiem budownictwa włoskiego[1384]. Stąd nasuwa się prosty wniosek, że wprawdzie najdawniejsze domy w Nowym Sączu były bez wyjątku z drzewa, lecz że już w epoce jagiellońskiej i zygmuntowskiej znajdowały się liczne domy murowane, które co do budowy i ornamentyki, (jak to jest niezachwianem mojem przekonaniem), były bez wątpienia naśladownictwem kamienic Krakowa. Nowy Sącz bowiem wogóle w całym swym planie, rozkładzie swych ulic, słowem we wszystkiem, zawsze brał wzory z niedalekiej stolicy królewskiej i tylu najznakomitszych rodzin polskich siedziby, z którą łączyły go od wieków różnorodne najściślejsze stosunki. Wprawdzie tylokrotnie pożary poniszczyły prawie zupełnie owe budowle z najświetniejszych okresów historyi Nowego Sącza w XV. i XVI. stuleciu, a z niemi najsilniejsze argumenta dla poparcia owego mojego przekonania, mimo to jednak i dzisiaj jeszcze kilka domów układem swoim przypomina budowy kamienic krakowskich, lubo zarazem na pewno utrzymywać możemy, że domy sandeckie co do okazałości i dostatku nigdy nie dorównały nawet średnim kamienicom mieszczan krakowskich.
Jak bowiem całe życie mieszczaństwa sandeckiego było skromne i prostacze, tak to samo tyczy się ich domów, chociaż między tymi bywały niektóre okazalsze i trwalsze, czasem piętrowe, a nawet wewnątrz ozdobione marmurem, sztukateryą, malowidłami i obrazami. Rozumie się także samo przez się, że i rozkład i urządzenie domów nie były powszechnie jednakowe, gdyż nie budowano ich wcale według jednakowego planu, lecz stosownie do zamożności właściciela, były mniej więcej obszerne i wykwintne. Wogóle jednak można powiedzieć, że domy sandeckie miały wszystkie w budowie swej coś typowego. Były skromne i niepokaźne, albowiem przy wcale miernem wykształceniu i również miernych majątkach mieszczaństwa, nie znano owej wyższej potrzeby estetycznej ubiegania się za okazałością budynków prywatnych, jak zarówno nie miano środków do zaspokojenia tejże. Przyczyniały się także do tego: ciągła niepewność publiczna życia w fortecy pogranicznej, wystawionej na napady lub oblężenia nieprzyjacielskie, a niezawodnie najbardziej częste pożary, niszczące kilkakrotnie całe miasto prawie do szczętu.
Co do materyału, z którego stawiano budynki mieszkalne, to njmniejszej wątpliwości ulegać nie może, że pierwotnie wszystkie były z drzewa, a dopiero znacznie później nauczono się murować. Źródła też nasze robią ustawicznie różnicę między nazwą dom a kamienica (lapidea albo lapidea domus): widocznie więc, że jak kamienice były murowane, tak domy natomiast były drewniane. Pomijając jednak materyał, z którego były stawiane, z zważając tylko na zewnętrzny kształt i wysokość, to znajdujemy, że domy mieszczańskie powszechnie bywały parterowe, rzadko zaś kiedy piętrowe; te ostatnie przeważnei należały do duchowieństwa albo okolicznej szlachty[1385][1386]. Według tego dadzą się więc budynki mieszkalne w Nowym Sączu podzielić na 3 główne kategorye: na domy drewniane parterowe, kamienice parterowe, oraz kamienice piętrowe. Dla zrozumialszego i jaśniejszego przedstawienia opiszę je w porządku odmiennym.
A). Kamienice parterowe, jak już sama nazwa okazuje, były murowane najdawniej z kamienia (ex lapide), później także z cegieł. Te wielkością, kształtem i rozkładem swoim nie różniły się w niczem, albo tylko bardzo mało, od większości domów drewnianych, i wraz z tymi ostatnimi przedstawiały budowle, pod któremi właściwie rozumiemy to, co przeciętnie nazywamy domami mieszkalnymi mieszczanina średniej zamożności, dlatego też dla jednych i drugich spólny podaję opis.
Pomijając możliwe wyjątkowe drobniejsze szczegóły i odmiany, kamienica taka albo dom składały się wogóle z części następujących:
a) Podsienia, zwane także podcienia, któremi głównie wyszczególniały się wszystkie domy naokoło rynku, chociaż miały je także niektóre domy w ulicach[1387]. Wyraz ten znaczy tyle co podsionek. Była to otwarta kolumnada przed właściwem budynkiem mieszkalnym, nakryta z wierzchu poddaszem, wspierającem się na słupach, zwykle drewnianych, choć niekiedy bywały także murowane lub kamienne. W tej kolumnadzie, połączonej ściśle z samym domem, stały porozstawiane kramy kupieckie i stragany rzemieślnicze: główny przybytek sprzedaży i kupna wszelkich wyrobów i towarów, zastępujący dzisiejsze sklepy.
b) Sień czyli wchód z podsieni albo wprost z ulicy do środka domu, zamykana od wnętrza drzwiami lub wrotami. Sień znajdowała się prawie zawsze z boku, a tylko rzadko i to jedynie w domach znacznie większych w środku; ale trafiało się także, jak tego jeszcze po dziś dzień zachował się jeden egzemplarz obok rynku, że dwa domy sąsiednie maiły sień wspólną. Sień ciągnęła się przez całą długość domu i była zwykle obszerna i szeroka, mianowicie w domach rynkowych, będących po większej części gospodami czyli domami zajezdnymi[1388], alby para koni wraz z wozem mogła przez nią wygodnie wjechać do stajni, a przynajmniej na podwórze. Ze wszystkiego pokazuje się, że taka sień była utrzymywaną bardzo starannie, czytamy bowiem raz, że była wyłożona porządnie tarcicami[1389], z czego jednak możnaby także wnosić, że gdzieindziej była bez tarcic lub może bywała brukowaną. Po obu bokach stały w niej ławy od wrót aż po drzwi izdebne, niekiedy także inne sprzęty gospodarskie[1390], przedewszystkiem zaś znajdował się w niej sklep, który to wyraz wówczas nie oznaczał tego, co dzisiaj pod nim rozumiemy, lecz miejsce murowane, sklepione (skąd jego nazwa) i dobrze zaopatrzone, służące na skład towarów i inne różne przedmioty, które chciano bezpiecznie przechować.
Sień zamykano zawsze od ulicy lub od podsieni jużto drzwiami, które były na zawiasach, czasem z kunką żelazną i skoblem, jużto wrotami, które znowu niekiedy miewały furtkę i okno z kratą[1391], i były osadzone na kunie żelaznej[1392]. Takie same drugie wrota znajdowały się po przeciwnej stronie sieni, zwłaszcza jeżeli ta prowadziła do tylnych zabudowań w podwórcu albo do indermachu za podwórcem. Tak samo jak drzwi lub wrota do sieni, tak i drzwi do sklepu zaopatrywano jak najstaranniej. Na odrzwia ciosano kamienne słupy, haki w nich osadzano na ołowiu[1393], drzwi dawano podwójne, jedne żelazne, drugie drewniane; a jeżeli w sklepie znajdowało się jeszcze okno, to zabezpieczano je okiennicą żelazną[1394] — snadź doświadczenie nakazywało wielką ostrożność przed złodziejami i widocznie wielkie pod tym względem panować musiało niebezpieczeństwo. — Wzdłuż całej sieni znajdowało się kilkoro drzwi, które w zwykłych domach, t. j. takich gdzie sień znajdowała się z boku, prowadziły na prawo lub na lewo, ale zawsze tylko po jednej stronie, do różnych ubikacyi, które wszystkie razem tworzyły właściwy dom mieszkalny.
c) Ubikacye mieszkalne czyli najzwyklejszy rozkład takiego domu były następujące: Przez pierwsze drzwi z sieni wchodziło się do wielkiego pokoju, niekiedy długości na 12 łokci, wówczas powszechnie zwanego izbą albo także wielką izbą[1395]. Taka izba miała zwyczajnie 3 okna, niekiedy weneckie, które wychodziły na rynek lub na ulicę. Drzwi prowadzące do izby bywały u zamożniejszych stolarskiej roboty, malowane i z futrowaniem, to znaczy z futrynami (Fütterung), ozdobione antabami[1396] i zaopatrzone zamkiem z klamką i haczykiem. — Sama izba maiła powałę, podłogę dobrą z tarcic, ściany dokoła lub przynajmniej z kilku stron obite były t. zw. listwami[1397], a przy ścianach naokoło stały ławy: w kącie znajdował się duży piec kaflowy, zwykle pstry, niekiedy glazurowany (szklany), czasem z obszernym zapieckiem, a dokoła niego i za piecem także stały ławy. Piece takie wyrabiano w Nowym Sączu, ale także sprowadzano z Gorlic, a w r. 1620 cena jednego wynosiła 12 złp.[1398]. Okna były powszechnie szklane, szyby niekiedy weneckie[1399] w ramach dębowych, zwykle jednak okrągłe, małe, oprawne w ołów, chociaż także się trafiało, że były oprawione w ramy drewniane, co wówczas nazywano w trzaskę. Dla bezpieczeństwa zaopatrywano okna czasem okiennicami drewnianemi na zawiasach, raz czytamy nawet o weneckich, ale także okiennicami żelaznemi, a nawet kratami[1400].
Przy tej izbie, naprzeciw drzwi wchodowych, znajdowała się czasem t. zw. komorka biała, mała izdebka ciemna, zwykle bez okna, ale także z oknem zakratowanem[1401], służąca do przechowywania różnych przedmiotów, rodzaj śpiżarki, do której niekiedy wchodziło się po schodku. Zdaje się, że takie komorki były od właściwej izby oddzielone tylko przepierzeniem czyli ścianą drewnianą, przynajmniej raz znajdujemy wyraźnie podobną komorkę przepierzoną przy komnacie[1402].
Zwykle jednak śpiżarnia taka bywała większą, wtedy nazywała się komorą[1403], znajdowała się tuż za izbą w głębi domu, a wchodziło się do niej przez następne drzwi z sieni. Znajdujemy nawet dowie komory, jedna za drugą, a osobnemi drzwiami; w takim wypadku widocznie otrzymywała komora światło z sieni, czy to przez osobne okno zakratowane, czy też może przez okienko we drzwiach.
W większych domach komora leżała jeszcze dalej ku podwórcowi, a z izby wchodziło się do komnaty (łac. caminata), to znaczy do pokoiku sypialnego, która miewała także osobne wejście z sieni (zaopatrzone niekiedy aż podwójnemi drzwiami, podobnie jak do sklepu), oraz okno z kratą żelazną i okiennicami[1404]; ale częściej tego osobnego wejścia nie było, a dopiero za komnatą znajdowała się komora, za tą kuchnia, każda z osobnem wejściem z sieni[1405]. Bywały jednak domy, które kończyły się już komnatą, skąd prowadziły schody na górę t. j. na strych[1406]: widzimy więc z tego, że jedne kamienice i domy były głębsze, drugie płytsze. W innych znowu domach z komnaty szło się do świednicy, której okna już wychodziły na podwórzec. Komnaty bywały podobnie jak i izby obijane listwami, przynajmniej po jednej stronie, a jeżeli były małe, wtedy nazywały się komnatami.
Świetnica, jak już sama nazwa pokazuje (od świat lub światło), znaczyła tyle co pokój jasny, w przeciwstawieniu do komory lub komnaty, które zawsze miały mało światła. Był to, po dzisiejszemu mówiąc, rodzaj salonu, pokój gościnny, dosyć obszerny, szerokości izby, o tylu oknach co i ta, zwrócony do podwórca, skąd otrzymywał światło; szyby w tychże bywały niezawodnie rozmaite, najczęściej jednak drobne, wprawione na ołowiu. Ściany jej, tak samo jak w izbie, bywały dokoła obite listwami[1407], w kącie stał piec, zwykle lepiony z kamieni i gliny, zresztą do dokładniejszego jej opisu brak nam bliższych szczegółów. Od świetnicy trzeba rozróżnić świetniczkę, która oznaczała nie tylko świetnicę małą w domu parterowym, ale przeważnie pokoik jasny na pięterku czyli na poddaszu, rodzaj mansardy, o której więcej poniżej.
Ostatnią wreszcie ubikacyą większych domów drewnianych i kamienic parterowych była kuchnia, która, podobnie jak w domach szlacheckich, zawsze leżała oddzialnie od innych ubikacyi mieszkalnych[1408], miała swoje osobne wejście z sieni, a w takim razie znajdowała się tam, gdzie w innych domach świetnica[1409]; ale bywały także domy, gdzie kuchnia znajdowała się w głębi sieni poza sklepem, a za nią wchód na górę[1410]. O kuchni brak nam także bliższych szczegółów, wiadomo tylko tyle, że w niej umieszczone były jak najrozmaitsze sprzęty i naczynia kuchenne, oraz że piec do gotowania był, jak po dziś dzień jeszcze po wsiach, rodzaj otwartego komina, proste ognisko, jak je też nazywano, ulepione z gliny i kamieni[1411], a więc że piece z blachami żelaznemi wówczas jeszcze w Nowym Sączu wcale nie były znane.
Obok opisanych kamienic parterowych znajdowały się także kamienice znacznie większe, mające sień w środku, z której na obie strony prowadziły drzwi do wymienionych ubikacyi. Kamienice takie, bez wątpienia wcale nieliczne, były przeważnie domami narożnymi; ze strony przytykającej do domu sąsiedniego znajdowała się tylko wielka izba o 3 oknach, po stronie zaś przeciwnej taka sama druga izba, a za nią cały szereg znanych ubikacyi, których okna wychodziły niezawodnie już na inną ulicę[1412].
d) Nader ważną i nieodzowną częścią domu mieszkalnego były piwnice. Te były dwojakie: jedne o powale drewnianej, którą nieraz trzeba było podpierać słupami drewnianymi czyli stemplować, stąd też nazwa „stemplowane“[1413] lub „niesklepiste“: był to dół czworoboczny, mniej lub więcej obszerny, o ścianach skośnych, rodzaj lochu podręcznego, do którego prawdopodobnie prowadziły drzwiczki w podłodze ubikacyi, pod którą był wykopany, a bywały takie piwnice tak pod komnatą, jak pod świetniczką[1414]; jeżeli przytykały do sieni lub do podwórca, miewały okno zakratowane. — Drugi rodzaj piwnic były sklepione, a jak wówczas mówiono „sklepiste“, murowane z kamienia, dlatego nazywano je także „murowane sklepy“. Te znajdowały się pod izbami, pod sienią[1415], były więc obszerniejsze od poprzednich, inne bowiem było też ich przeznaczenie; okna ich wychodziły albo na ulicę albo na podwórzec i miały zawsze kratę, a często i okiennicę żelazną; wejście do nich prowadziło z sieni i było również zaopatrzone drzwiami żelaznemi. Ale znajdujemy także piwnice sklepione bardzo małe, zwane z tego powodu sklepikiem, jak przykład takiej piwniczki pod kuchnią przy podwórcu napotykamy w domu jednym w ulicy polskiej. Zdarzało się także, że oba te rodzaje piwnic w jednym i tym samym domu znachodziły się tuż obok siebie[1416]. Jeżeli sień szła przez środek kamienicy, to piwnice znajdowały się pod mieszkaniami po jednej i po drugiej stronie.
e) Jak piwnice pod podłogami, tak na powałach ubikacyi mieszkalnych t. j. między temi a dachem nakrywającym dom cały, znajdował się strych, ostatnia część kamienic i domów parterowych, który w owych czasach w Nowym Sączu nazywano górą, jak jeszcze do dziś dnia w różnych stronach Polski. O dachach, ich kształcie i budowie, nie mamy bliższych wiadomości, to tylko wiadomo, że wyłącznie były kryte gontami i że szczyty ich nie dochodziły prawie wysokości murów fortecznych, 12 łokci wysokich[1417]. Ta ostatnia okoliczność stała w ścisłym związku z ówczesnym sposobem wojowania i ostrzeliwania miast, aby snadź w czasie napadu nieprzyjacielskiego kule armatnie nie trafiały i nie zapalały dachów. Raz tylko wspomniano o jednej kamienicy, że miała dwa dachy, których rynna wspólna szła ponad sień obszerną[1418]: widocznie więc dachy te były spadziste, pochylone ku sobie i łączyły się na środku kamienicy. Ale i z innych okoliczności wnioskować należy, że dachy musiały być spadziste i dosyć wysokie, jak tego wymagały już same względy klimatyczne. — Wspomniana rynna[1419] wystawała ponad chodnik przed domem na ulicę, jak to jeszcze dzisiaj widzieć można w małych miasteczkach, a dla trwałości dobierano do niej zawsze drzewa modrzewiowego[1420].
Na strych („na górę“) prowadziły schody, a jak wówczas mówiono „schód“, które były zawsze z drzewa[1421] i znajdowały się powszechnie przy końcu sieni, lubo, jak widzieliśmy wyżej, szły także z komnaty, chociaż to niezawodnie było tylko wyjątkowo. Strych był wielkości całego budynku, miewał dla światła okna, zaopatrzone dla bezpieczeństwa okiennicami żelaznemi, które jednak musiały być znacznie mniejsze aniżeli w ubikacyach mieszkalnych, gdyż nazwane są okienniczkami. Strych służył nie tylko do rozwieszania i suszenia bielizny, ale także, jak i dzisiaj często, za magazyn na najrozmaitsze sprzęty i przedmioty, n. p. na sąsiek dla zboża[1422], dlatego znajdowały się w nim przedziały, zwane także „komorami“, gdyż rzeczywiście służyły do tego samego użytku co i komory obok izby lub komnaty.
f) Do domu mieszkalnego należał także podwórzec, leżący zawsze na jego tyłach, do którego wchodził się z sieni, zamykanej zwykle z tej strony wrotami. Tu przedewszystkiem znajdowała się studnia, z której wodę czerpano wiadrem okowanem zapomocą wału z korbą na łańcuchu żelaznym, ale także na powrozie[1423]. Studnię cembrowano forsztami modrzewiowymi (forszt taki w r. 1620 kosztował 7 gr.), ale jeszcze częste były cembrzyny z kamieni, jak się to okazało z licznych studni w ostatnich latach przypadkiem odkopanych. Studnię zwykle obudowywano[1424], a jeżeli nie była dość głęboka, to ją podbierano; często trafiało się, ze studnia była spólną z sąsiadem, jak się to jeszcze utrzymało przy niektórych domach aż do najnowszych czasów.
Oprócz studni, znajdowały się jeszcze w podwórcu po jednej stronie, w przedłużeniu głównego budynku, także inne zabudowania konieczne w gospodarstwie, a mianowicie locus secretus[1425], mający niekiedy więcej przedziałek. Urządzenie tegoż musiało być nader prymitywne, jak dowodzi okoliczność, że tuż obok niego znajdował się często chlewek dla świń lub stajnia dla krów, a więc że cały nawóz od czasu do czasu musiano wywozić. Rzeczywiście wiadomo nam skądinąd, że stawiano chlewy nieraz nawet tuż przy ulicy, tak iż wszelkie nieczystości ściekały prosto ulicą ku innym domom[1426]. Stajnie takie były albo nakryte dachem, albo bez dachu („bez piętra“), a jeżeli miały dach, to na strychu znajdowała się komora, do której wchodziło się po drabinie. Niekiedy w podwórcu znajdował się także ogródek, do którego prowadziły osobne drzwi na zawiasach z zamkiem, ale także nie zawsze był ogrodzony płotem[1427].
Przy wielu z opisanych kamienic parterowych znajdował się za podwórcem cały kompleks zabudowań, czasem podobnych do głównego na przodzie, należący do tej samej realności i do tego samego właściciela, t. zw. indermach, o którym jednakże, aby uniknąć powtarzania, wspomnę dokładniej poniżej, przechodząc teraz do opisu kamienic piętrowych.
B). Kamienice piętrowe były w Nowym Sączu wogóle bardzo rzadkie. Należały do nich przedewszystkiem: zamek królewski, ratusz, klasztory: franciszkański i norbertański, oraz 4 budynki kollegiackie, a być może i domy szlacheckie, których w r. 1651 było jeszcze 9, ale o nich nie mamy żadnych bliższych wiadomości. Wnioskując z analogii domów szlacheckich w innych miastach polskich, jest bardzo prawdopodobnem, że i w Nowym Sączu te ostatnie były okazalsze i miały więcej okien z frontu, niż kamienice mieszczańskie, które prawie wyłącznie miały po 3 okna a szerokości 8—9 metrów, że były piętrowe i zbliżały się, a może nawet były wcale podobne do kamienic krakowskich i lwowskich XVII. wieku, lecz z absolutną pewnością twierdzić tego nie podobna.
Przeważnie zaś t. zw. kamienice piętrowe mieszczańskie, były to właściwie tylko kamienice parterowe, zupełnie z tym samym układem co kamienice powyżej opisane, różniące się tem tylko od poprzednich, że miały na strychu czyli na poddaszu od strony frontowej albo od podwórca stancyjkę, rodzaj mansardy, nazwanej świetniczką, do której prowadziły schody z sieni. Takie świetniczki właściciele wynajmowali uboższym rzemieślnikom, a czynsz, czyli jak wówczas mówiono arenda domowa, wynosił w r. 1612 rocznie 8 złp.[1428].
Mimo to znajdowały się obok opisanych jeszcze kamienice mieszczańskie, które zbliżały się do dzisiejszych domów piętrowych; te oprócz zwykłej świetniczki nad parterem, miały także wielką izbę na górze[1429], komnatę, świetnicę, jedną z frontu, drugą z tyłu. W takich budynkach piętrowych to było najosobliwszem, jak o tem dowiadujemy się z opisu jednego, że prawie całe piętro było szpuntowane z drzewa, jak w ogóle kamienica ta znana nam bliżej[1430] miała bardzo mało murów, albowiem tylko sklep i świetnica nad nim były murowane. Ta ważna okoliczność poucza więc, że i t. zw. kamienice bardzo często były budowane przeważnie z drzewa. Ściany tych piętrowych drewnianych ubikacyi były wylepiane gliną, lecz czy po wierzchu były malowane, czy tylko bielone wapnem, niewiadomo, a piece w świetnicach i ognisko w kuchni były z kamieni i gliny; okna zaś wszędzie z szyb drobnych, wprawianych na ołowiu. W tyle głównego budynku za podwórcem znajdował się w indermachu browar, obok niego kuchnia, do którego prowadziło z piętra od świetniczki wiązanie drewniane na 6 słupach, zapierzone od ulicy, rodzaj ganku, po którym widocznie szło się po schodach na dół do wychodków.
C). Indermachy (w Krakowie: widermachy, z niem. Hintergemach) były to, jak pokazuje sama niemiecka nazwa, zabudowania tylne, znajdujące się prawie przy wszystkich kamienicach i większych domach drewnianych, tak w rynku jak i w ulicach. Były one zawsze budowlami parterowemi, leżały oddzielone od frontowego budynku podwórcem, i tworzyły jakby drugi dom w tyle[1431], będący często także domem mieszkalnym; ale częściej jeszcze, jak wiemy z ustępów poprzednich, znajdowały się tam kuchnia, piekarnia, gorzelnia, browar, a nawet garbarnia, (jak to pokazało się przy wybieraniu fundamentów w r. 1899 na kilku miejscach), które razem stanowiły niekiedy cały kompleks zabudowań. Zabudowania te czyli indermachy leżały albo równolegle do kamienicy frontowej, t. j. wchodziło się do nich z podwórca wprost, przeważnie jednak leżały na poprzek, tak po jednej jak i po obu stronach[1432] podwórca. Co do materyału, z kótórego je stawiano, wątpić nie można, chociaż nigdzie nie powiedziano wyraźnie, że były przeważnie z drzewa, lubo niektóre ich części były także murowane.
Rozkład ubikacyi w tych indermachach był prawie taki sam jak w głównych budynkach, z tą tylko różnicą, że czasem były znacznie mniejsze i w takim razie miały nazwy zdrobniałe. Tak znajdował się tutaj sień albo też sionka, izdebka, komnatka, ale i komnata[1433], świetniczka, kuchnia, która to ostatnia, jeżeli kamienica miała swój indermach, bez wyjątku była umieszczona w tymże. Obok wymienionych, nader ważną ubikacyą indermachu była piekarnia, która zwykle była bardzo obszerną i miewała kilka okien, używano jej bowiem także za gorzelnię i czasem w niej wódkę palono[1434]: ale także umieszczano ją w browarze, albo nawet w sieni, mającej aż 3 okna (szklane, oprawne w drewno, to znaczy: w ramach drewnianych). W piekarni było też miejsce na pościel, t. j. do spania dla kucharki, jeżeli taka znajdowała się w jakim domu[1435]: a może być, że piekarnię nazywano także „czarną izbą“, co znaczyło: izba z dymnikiem zamiast komina. Piec do piekarni, zwany czarnym, był lepiony z gliny i kamieni, których na to potrzebowano aż 4 fury, a do zamykania takiego pieca czyli „dziury do piekarni“ służyła deska na zawiasach żelaznych[1436]:
Do takiej piekarni przytykała komoria[1437], albo, jak to znajdujemy w innym indermachu, szło się z jednej strony do izdebki, z drugiej do komnaty, mającej także swoje okno składane. Ale najosobliwszą ubikacyą indermachu, którejby się w Nowym Sączu na owe czasy najmniej można było spodziewać, była łazienka[1438], która jednak wspomnianą jest tylko raz jeden i niezawodnie była bardzo rzadką; o urządzeniu tejże nie mamy żadnych szczegółów, jak tylko, że w piecu miała wprawiony kocioł. Tak samo i co do gorzelni i browaru źródła nasze nie podają ich bliższego opisu, przytaczając tylko najważniejsze naczynia piwne; zaledwie z nazw dowiadujemy się, że browary bywały większe i bardzo małe („browarki“). Strych na indermachach służył także do rozmaitego użytku, jak n. p. za suszarnię słodu, t. zw. wówczas „oźnicę“, gdzie też znajdowały się dotyczące przyrządy, kraty z plecionki, zwane „lasą“[1439].
Zupełnie podobne było urządzenie indermachu, jeżeli zabudowania jego znajdowały się po obu stronach podwórca: tylko że w tym razie, kiedy po jednej stronie stały zabudowania gospodarskie powyżej opisane i stancye mieszkalne były mniejsze od zwykłych, to po drugiej stronie znajdowały się same ubikacye mieszkalne. W połaci, przeznaczonej na same takie mieszkania, stacye mieszkalne były nie tylko większe od poprzednich, ale także było ich więcej. Tak w jednym domu, znanym nam bliżej[1440], po obu stronach sionki, która leżała nie z boku, lecz ku środkowi budynku, znajdowały się osobne izdebki, z których jedna była mniejsza a druga większa; z większej szło się do komnatki, o której wyraźnie powiedziano, że była murowana, z czego konieczny wniosek, że i w indermachach przeważna część zabudowań była stawiana z drzewa. W każdym razie urządzenie takich stacyj indermachowych było takie same, jak w kamienicach frontowych: izdebka miała zwykle jedno okno szklane, ale niekiedy dwoje; takie okna miały kratę żelazną z okiennicą lub bez, albo także nie miały ani kraty ani okiennicy; podłoga była z tarcic, wkoło stały ławy, w kącie piec kaflowy (raz znajdujemy pstry, inny raz zielony), listwy na ścianach przynajmniej po jednej stronie; natomiast o urządzeniu komnatki i świetniczki nie wspomniano nigdzie.
Idermachy, jak już powiedziano wyżej, były zawsze budynkami parterowymi, na których znajdował się strych, a do tego prowadziło niekiedy wejście ze schodów przez ganek, widoczna więc, że w takim razie tak schody jak i ganek, który niekiedy był malowany[1441], umieszczone były zewnątrz budynku. Wreszcie, jak to czasami w podwórcach, tak i między oboma połaciami indermachu znajdował się niekiedy ogródek, w którym, jak to raz czytamy, stał sklep murowany[1442], jakie zwykle budowano w sieni. Ten sklep, tak samo jak i tamte, miał drzwi podwójne, jedne żelazne a drugie drewniane, obity był dokoła listwami, a okno miał zaopatrzone kratą i okiennicą żelazną, które tutaj wyjątkowo było szklane weneckie.
D). Domy drewniane były większe lub mniejsze. Większe, jak wiadomo z poprzedzającego, rozkładem swym i kształtem wcale nic lub tylko niewiele różniły się od kamienic parterowych, opis więc ich właściwie już podany powyżej przy opisie tych ostatnich. Natomiast mniejsze domy drewniane mieszczańskie tem tylko różniły się od porządniejszych chałup chłopskich, mających także okna, komin murowany, i na zewnątrz wybielonych, że były pokryte nie słomą, ale gontami i miały jeszcze drugą stancyę, wogóle że więcej zbliżały się do dworków szlacheckich. Przy budowie domów drewnianych dawano podwaliny mocne, drzewo suche, wiązania silne i dach wysoki, czasem piętrzysty z kilkoma w nim okienkami, dla trwałości zaś dobierano głównie modrzewiu, a jeżeli nie całe domy, to przynajmniej rynny starano się mieć modrzewiowe[1443]. Takie mniejsze domy drewniane w Nowym Sączu składały się tylko z jednego budynku frontowego i nie miały komnat, tylko izbę z przodu i świetnicę z tyłu, oraz śpiżarnię[1444] czyli komorę; jak zaś były proste i skromne, najlepszym dowodem ich cena, która nawet na owe czasy wydać się nam musi zbyt nizką. Tak pewien mieszczanin nakazuje w testamencie sprzedać swój dom, szacując go wraz z gruntem, na którym stoi, nie więcej jak 300 złp.[1445]. Jeszcze tańszym, a więc jeszcze nędzniejszym, musiał być inny dom, którego właściciel tak samo nakazuje go sprzedać, przeznaczając na swój pogrzeb tylko 24 złp., a co zostanie po odtrąceniu kosztów pogrzebu i spłaceniu długów (wprawdzie nie wymienionych), zato sprawić obiad dla ubogich[1446], który przecież wcale wiele kosztować nie mógł. Inny znowu mieszczanin domek swój drewniany przy bramie węgierskiej nazywa prost chałupką[1447]. Lecz te nizkie ceny wcale nas dziwić nie powinny, jeżeli czytamy, że nawet kamienica położona w rynku, wprawdzie opustoszała i w nader złym stanie, mająca bardzo mało murów i zły dach, ale narożna i z browarem w tyle, wraz z gruntem kosztowała zaledwie 450 złp.[1448]. — Wreszcie, mówiąc o domach drewnianych mieszczan sandeckich, należy także wspomnieć o ich folwarkach na przedmieściach czyli o ich domach wiejskich na tych folwarkach. O ile nam wiadomo, były to budynki służące wyłącznie do celów gospodarczych, stawiane na sposób powyżej opisanych prostych i skromnych domów miejskich i niewątpliwie zupełnie takie same, jak te ostatnie.
Opisane powyżej kamienice i domy są najlepszym dowodem, jak obyczaj i zwyczaj rodzinny mieszkańców Nowego Sącza, tak samo jak u wszystkich ludów i po wszystkie czasy, wyrażał się architektonicznym rozkładem domów, zastosowanym do jego potrzeb i codziennego żywota. Badając jednak dokładnie źródła, na podstawie których powyższy opis domów mieszkalnych Nowego Sącza w epoce Wazów jest zestawiony, z całą przemocą nasuwa się wniosek, że opis ten przeważnie stosuje się dopiero do czasów po straszliwym pożarze w r. 1611, który miasto nasze zniszczył prawie do szczętu. Najmniejszej wątpliwości ulegać nie może, że po tej powszechnej klęsce usiłowano odbudować się jak najspieszniej i dlatego stawiano budynki przeważnie z drzewa, jako takie, które w pierwszej gwałtownej potrzebie z jak najmniejszym kosztem i w jak najkrótszym czasie dały się uskutecznić, że więc w tym pospiechu miano wyłącznie na oku względy finansowe i utylitarne, którym wszystkie inne wyższe ustąpić musiały. Dlatego też brak im wszelkich cech artystycznego wykonania, a kamienice i domy opisane nigdzie nie wyjawiają najmniejszego estetycznego szczegółu bądź to pod względem stylowym bądź ornamentalnym. A przecież, jak w tylu innych miastach polskich i wogóle wszędzie, gdzie społeczeństwo stanęło na pewnym wyższym stopniu kultury, tak i w Nowym Sączu domy mieszkalne nie zawsze były wyłącznie przedmiotem służącym tylko do zaspokojenia tej jednej z najważniejszych potrzeb materyalnych człowieka, jaką jest zapewnienie dla siebie i swojej rodziny wygodnego i trwałego schronienia, ale bywały także wyrazem wyższych potrzeb moralnych, wytworniejszego smaku i żywszego poczucia piękna. Pożar ów wraz z domami mieszkalnymi poniszczył niechybnie wszelkie możliwe istniejące zabytki piękna i sztuki z epok poprzednich, a zwłaszcza z epoki zygmuntowskiej. Że zaś takie znajdowały się poprzednio, dowodzą nam płaskorzeźby i różne ozdoby architektoniczne, tak z piaskowca jak nawet z marmuru czerwonego, znalezione w ostatnich latach przy burzeniu dawnych budynków, mianowicie wikaryówki niżnej, gdzie niezawodnie po owym pożarze użyte były za prosty materyał budowlany.
Jakoż rzeczywiście nie tylko z opisów domów mieszkalnych przed owym pożarem 1611 r. odkrywamy ślady większej zamożności, wygody, a nawet komfortu[1449], ale dowiadujemy się także i skądinąd, że w owych czasach bywały kamienice, zwłaszcza osób duchownych i szlachty w mieście osiadłej, których fronty przyozdabiały nieraz artystyczne kamienne oprawy okien, oraz wspaniałe odrzwia z ozdobnymi herbami i napisami w kamieniu wykute. Tak w gruzach jednej kamienicy w rynku znaleziono w r. 1863 tablicę marmurową z XVII. wieku, na której tarcza z czterema herbami: Gryf, Starykoń, Topór i Cholewa, tudzież napis: „Virtus Nobilitatis Character“. W kamienicy po zachodniej stronie rynku przechował się po dziś dzień w długiej sklepionej sieni nad odrzwiami wykuty w kamieniu napis: Nosce Te Ipsum. Anno Dom. 1608. G. T. Nobilitas Est Sola Virtus“.
Ale i na niktórych kamieniach mieszczańskich znajdowały się ornamenta w kamieniu wykute, których po dziś dzień pomimo kilkowiekowej starości nieuszkodzone zachowały się szczątki. Tak n. p. na kamienicy narożnej od ulicy lwowskiej i rynku jest piękna płaskorzeźba renesansowa z początku XVII. wieku, przedstawiająca dwóch aniołków, trzymających Imię Jezus. Dalej w głębi tejże ulicy po tej samej połaci znajduje się na innej kamienicy wmurowany węgar okna z r. 1505 z literami P. S. i gmerkiem mieszczańskim. Uwagi godną jest również maska z czerwonego marmuru, wmurowana w ścianę zewnętrzną kapliczki św. Jana Nep. tuż przy moście prowadzącym na dawne przedmieście Zakamienicę, (dziś pospolicie Piekłem, także Załubieńczem zwane), wydobyta widocznie z jakiegoś starego gmachu.

Płaskorzeźba na domu w Nowym Sączu z początku XVII. w.
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Te niezatarte ślady i zabytki, które się jeszcze przechowały do lat ostatnich, są niezbitem świadectwem, że zupełnie jak w Krakowie, tak samo i w Nowym Sączu w epoce jagiellońskiej przemagał w ornamentyce i budowie sklepień styl gotycki, w epoce zaś zygmuntowskiej panującym smakiem był renesans włoski, aż z początkiem XVII. wieku i ten ustąpić musiał wdzierającemu się i powszechnie rozpościerającemu barokowi.

§. 6.
Urządzenie mieszkań i sprzęty domowe.
A) Urządzenie mieszkań.

Z powyższego opisu rozkładu ubikacyi mieszkalnych jako też ich przeznaczenia wnioskowaćby należało, że tak urządzenie, jak i umeblowanie tychże, było również temu przeznaczeniu odpowiednie i do tego celu zastosowane — analogicznie do dzisiejszych wymagań komfortu i mody. Tak jednakże wcale nie było: znajdujemy bowiem pościel tak w komnacie jak i w „sklepie“[1450]; umywalnie (antofos) tak w wielkiej izbie jak w świetniczce[1451]; w komnacie przechowywano obok pościeli, zarówno naczynia cynowe i mosiężne, jak i szaty; łóżka stawiano nie tylko w komnatce, ale i w izdebkach indermachowych[1452]; w wielkiej izbie w jednym domu były kosztowności srebrne i złote, służące do ozdoby i stroju[1453], w innym zaś znajdowały się skrzynie z bielizną i szatami[1454]: a komnata w indermachu służyła za rodzaj śpichlerza na zboże, tudzież za skład różnych przedmiotów gospodarskich[1455]. Widać więc ze wszystkiego, że w urządzeniu pokojów mieszkalnych i umieszczeniu sprzętów nie było żadnego stałego systemu — pod tym względem panowała zupełna dowolność i rozstrzygała jedynie wygoda i potrzeba. Dlatego też niemożliwą jest rzeczą kierować się w niniejszym opisie sprzętów domowych według rodzaju tej lub owej ubikacyi mieszkalnej, natomiast kierować się będą wyłącznie samym rodzajem tychże sprzętów, a tyko przygodnie, o ile dozwalają szczupłe nasze źródła, wspomnę, gdzie które i jakie się znajdowały.
Przystępując do szczegółowego opisu tychże, pierwsze nasuwające się tutaj pytanie jest, jakie te mieszkania dla oka sprawiały ogólne wrażenie, czyli jak wyglądała powierzchowna strona ubikacyi mieszkalnych. Otóż pod tym względem znajdujemy, że ściany izb były malowane[1456], z czego wcale racyonalny wniosek, że i inne ubikacye malowano również, lubo jest także bardzo możliwem, iż u uboższych po prostu tylko bielono wapnem. Jednakże nie zawsze tak bywało; mamy niezbite dowody, że przed pożarem 1611 r. i pod tym względem panowały wyższe pojęcia i potrzeby, jako skutek wpływu włoskiego z epoki zygmuntowskiej: to też znajdujemy, że ściany obijano oponami czy gobelinami[1457], które nawet sprowadzano z Gdańska i nazywały się szpalerkami (z włos. „spalliera“). Obok tychże upiększano i ozdabiano ściany mieszkań także obiciami malowanemi na płótnie, widocznie tęgiem, napuszczanem klejem, które zwano koltrynami[1458], kołtrzynkami lub kotrzynkami (z włos. „coltrina“ demin. od „coltre“); te ostatnie były właściwie to samo, co obecnie tapety, były malowane we wszelkich kolorach i w rozmaite wzory czyli, jak wówczas mówiono, „jakąkolwiek proporcyą[1459]“; lecz czem różniły się od „szpalerek“, wyjaśnionem nie jest. Tak owe szpalerki, jak i kołtrzynki, które źródła nasze przytaczają[1460], już w r. 1598 były „stare“ i jako takie usunięte z mieszkania, skąd zostały przeniesione do sieni i do sklepu, gdzie w obydwóch miejscach po kilka kołtrzynek wisiało na ścianie. Również do tego samego rodzaju obić ściennych zaliczyć należy, co znacznie później raz jeszcze znajdujemy w innym domu, a mianowicie kołdry dwie na ścianach izdebki[1461], z tą tylko różnicą, że nazwa tej ozdoby jest wzięta nie ze zdrobniałego, lecz z właściwego wyrazu włoskiego — brudno bowiem przypuścić, aby kołdry, służące „do łóżka“, rozwieszano na ścianach. — Lud wiejski około Krakowa dotąd nazywa kołdrami obicia papierowe, zawieszane na ścianach ubogich chat, z wyobrażeniem zwierząt, kwiatów i t. d.
Powyższe obicia ścienne, zwane „szpalerami“ oraz „kołtrynami“, zaczęły w Polsce rozpowszechniać się dopiero w XVI. wieku. Wyrabiali je t. zw. „szpalernicy“ czyli „kołtryniarze“, do czego używali form rzniętych w drzewie gruszkowem, jaworowem, a nawet orzechowem, którem wytłaczali różne wzory, jako to: zwierzęta, ptaki, rośliny, kwiaty, owoce i t. p., jużto złotem na skórach, jużto może także farbami na płótnie[1462]. Prawdopodobnem jest bardzo, że skóry takie ozdobne, użyte na obicia ścian, nazywały się „szpalerami“ lub „szpalerkami“, a płótna upiększone malowidłami „kołdrami“ i „kołtrzynkami“.
Obok szpalerek i kołtrzynek upiększano i obwieszano ściany także suknem jak przykład tego mamy w domu Anny Klimczykowej, gdzie w „świetniczce“ znajdujemy na ścianie rozwieszone sukno zielone. Podobnie czytamy, że w „świetnicy“ innego domu wszystkie 4 ściany obite były suknem czarnem[1463], co jednak tam da się wytłumaczyć, iż tam może były wystawione zwłoki właścicielki, po której pogrzebie to obicie żałobne pozostało.
Z powyższemi upiększeniami pokojów mieszkalnych w pewnym stopniu pokrewnymi są kobierce i kilimy, z których pierwsze napotykamy tylko przed pożarem 1611 r., a więc w czasach większej ogólnej zamożności i wytworności w urządzeniu mieszkań, drugie zaś dopiero w czasach znacznie późniejszych[1464]. Kobiercami nazywano dywany perskie, ale także kosztowne deski na wzór tamtych wyrabiane w Polsce; kilimy zaś były to grubsze tkaniny swojskie z wełny kolorowej lub z nici, albo też tureckie, sprowadzane: taj jedne jak drugie służyły na przykrycie ścian i podłogi, ale także łóżek, stołów i stołków, tak iż w niniejszym wypadku oznaczyć trudno, jakie właściwie było ich przeznaczenie.
Do dalszych upiększeń pokojów mieszkalnych należały firanki (z niem. Fürhang = Vorbang), w źródłach naszych wspomniane bardzo rzadko[1465], o których jednak niewiadomo: z jakiej były materyi, jakiego koloru, czy używano ich, jak obecnie, do obwieszania i ozdoby okien, czy też tylko do zasłony i ozdabiania łóżek, jak o tem czytamy kilkakrotnie. Natomiast prawie na pewno utrzymywać możemy, iż w oknach zawieszano inny rodzaj firanek, dzisiaj t. zw. „story“, wówczas nazywane zasłonami (rozumie się od słońca lub wzroku przechodniów), które, całkiem podobnie jak wspomniane kołtrzyny, były także z płótna napuszczanego klejem, i malowane w rozmaitych kolorach[1466].
Ale niewątpliwie najcenniejszą i pod względem estetycznym najpiękniejszą ozdoba pokojów mieszkalnych były utwory sztuki, a mianowicie porozwieszane na ścianach obrazy malowane. Te znachodzą się częściej i w większej liczbie, niżby w porównaniu z innemi upiększeniami mieszkań przypuszczać można; lecz co te obrazy przedstawiały, do jakiego należały rodzaju malarstwa, nieodżałowana szkoda, iż o tem nigdzie nie wspomniano, przez co tracimy nieocenione źródło do poznania ówczesnych wyobrażeń, kierunku smaku i poczucia piękna mieszczaństwa Nowego Sącza. Co do powierzchownej jednak ich strony tudzież wątku, na którym były malowane, natrafiamy, jakto już kilkakrotnie poprzednio przy innych okolicznościach, znaczną różnicę między przytoczonymi przed pożarem 1611 r., a po pożarze: pierwsze są wszystkie malowane na płótnie, a więc olejne, przedstawiają zatem zupełnie inną wartość artystyczną i materyalną, aniżeli drugie, o których powiedziano tylko ogólnie „obrazów rozmaitych 7“ albo „obrazów różnych 5[1467]“; lecz na czem te ostatnie były malowane, jak również co było ich treścią, pozostanie na zawsze tylko rozległem polem domysłów. Natomiast co do obrazów olejnych czytamy, że w jednym domu były 2 w ramach, czyli, jak wówczas nazywano, „w listwie“, i że wisiały w wielkiej izbie na piętrze[1468]; w innym zaś domu znajdowało się aż 12, z tych wielkich 4, małych 8, lecz widocznie w zaniedbaniu złożone były w komorze na strychu[1469].
Ostatnim wreszcie upiększeniem ścian, stojącem na granicy ozdoby a sprzętu, były w §. poprzednim już kilkakrotnie wspomniane listwy. Te były z rozmaitego drzewa, „malowane“ niezawodnie jakimś rodzajem połyskującego pokostu, lecz na jaki kolor: nigdzie nie wspomniano, różniły się jednak znacznie od siebie wyrobem co do kształtu i wzorów, od czego też zależała ich cena, te bowiem, które nazywano „robotą piękną“, rozumie się samo przez się, były kosztowniejsze; kupowano je zaś na łokcie[1470]. Listwy, obok strony estetycznej, miały może jeszcze bardziej znaczenie praktyczne, służyły bowiem niezawodnie dla osób siedzących na ławach przy ścianie do oparcia głowy, ale jeszcze bardziej za rodzaj długiej podręcznej półki do kładzenia lub stawiania rozmaitych niewielkich przedmiotów, przedewszystkiem „szklanic“[1471]; z tego wynika, że musiały też być dostatecznie grube lub mieć w swej części górnej gzyms odpowiednio szeroki, niekiedy ozdobnie wyrzeźbiony. Z powodu tego praktycznego użytku, listwy znajdowały się tak w wielkiej izbie, w komnacie, izdebce indermachowej, jak także w sklepie[1472], a w ubikacyach tych, jak widzieliśmy poprzednio, bywały przybite albo dokoła, albo tylko z 2, a przynajmniej z 1 strony.
Tak nam się przedstawia upiększenie i ozdabianie pokojów mieszkalnych, o ile te dały się ze źródeł naszych jak najwierniej przedstawić. Natomiast o zwierciadłach i zegarach ściennych testementa i inwentarze pośmiertne nigdzie żadnej nie czynią wzmianki; widocznie jedne i drugie musiały być w owych czasach jeszcze bardzo mało znane albo bardzo mało rozpowszechnione. — Dwa zegary bijące w XVI. i XVII. wieku: jeden na wieży ratuszowej, drugi na zamkowej (do tego trzeci w XVIII. w. na wieży kościoła norbertańskiego) wystarczały widocznie w codziennem życiu mieszkańcom sandeckiego grodu!


B) Sprzęty domowe

Opisawszy powierzchowny wygląd i to wrażenie, jakie na pierwszy rzut oka sprawiały pokoje mieszkalne domów mieszczańskich Nowego Sącza w epoce Wazów, przechodzę teraz do opisu sprzętów domowych. Te w ogóle nie były ani liczne ani wykwintne, nie należy bowiem zapominać nigdy, iż obyczaje i wymagania ówczesne, jakto już tylokrotnie wspominałem wyżej, były wcale skromne: nie znano częstej zmiany w urządzeniu, a tem mniej w umeblowaniu mieszkań, raz ubrane pokoje niezmienione w niczem zostawiając dzieciom, a tak niejako całemi generacyami zachowując je w jednym i tym samym stanie. Z takich sprzętów najprostszymi, od których zacząć wypada, były sprzęty do siedzenia, a do tych należały ławy, ławki, zydle i stołki.
Ławy, jakie jeszcze po dziś dzień można widzieć po domach małomiejskich i karczmach, były to dyle dość grube, mocne, długości całej ściany i do tejże przymocowane niezbyt wysoko od podłogi, które służyły niezawodnie nie tylko do siedzenia, ale także do leżenia, dlatego też musiały być dość szerokie; z jakiego zaś były drzewa, nie wspomniano nigdzie. Były one albo całkiem proste, ordynarne, albo trochę wytworniejsze, jak tego dowodzi wyraźny dodatek: „stolarskie“, z czego jasny wniosek, iż musiały być także roboty ciesielskiej: ławy stolarskie dla upiększenia albo, podobnie jak listwy, malowano, i takie były droższe, albo były „rzezane“[1473], to znaczy: sztucznie wyrzynane, rzeźbione. Ławy znajdowały się przedewszystkiem w wielkich izbach, ale także w izdebkach indermachowych, w sieniach[1474], a wszędzie zawsze dokoła całej ubikacyi.
Od tych ław wielkich, ciągnących się wzdłuż ściany, rozróżnić należy mniejsze, zwane również „ławy“ (właściwie ławki), które służyły tylko do siedzenia i dały się przestawić z miejsca na miejsce: ławka taka, naturalnie od poprzednich krótsza, cieńsza i węższa, była to właściwie prosta deska spoczywająca na 2 mniejszych, które u góry były przymocowane do owej poprzecznej po obu bokach tuż przy krawędzi, u dołu zaś nad samą podłogą były trochę wyrznięte w środku, tak iż wyglądało, jak gdyby się kończyły w 4 króciutkie nogi. — Obok tych ławek zwykłych były jeszcze odmienne, czytamy bowiem o ławie „z zamkiem[1475]“, co prawdopodobnie był t. zw. „szlaban“ (z niem. „Schlafbank“), rodzaj długiej, wązkiej skrzyni, dającej się otwierać na dół, a zamykanej u góry w środku, która otwarta służyła w nocy za rodzaj łóżka do spania, zamknięta zaś na dzień za ławkę do siedzenia. — Ławki w ogólności jako sprzęty bardzo proste, stały zwykle w wielkich izbach koło pieca, ale także w izdebkach indermachowych, w kuchni, w piekarni, w śpichlerzu przerobionym z komnaty indermachowej[1476], a liczba ich w takiej ubikacyi wynosiła 2 do 3; ową zaś „z zamkiem“ znajdujemy przytoczoną w „sklepie“, i to tylko raz jeden. Z jakiego bywały robione drzewa: niewiadomo, raz tylko czytamy o ławkach z drzewa lipowego[1477]. Oba rodzaje pomienionych ławek istnieją jeszcze obecnie w uboższych domach i małych miasteczkach.
Obok powyższych, dalszym sprzętem do siedzenia był zydel albo zedel (dol. niem. „Setel“); był to stołek prosty z drzewa bez oparcia, ale także z oparciem, którego główną cechą było to, że miał 4 nogi stojące do siebie skośnie, ale mógł być rozmaitej szerokości i długości, a w tym ostatnim razie był całkiem podobny do ławki, od której się tem głównie różnił, że zawsze stał na 4 nogach, z każdego boku po 2 rozbieżnie od siebie osadzonych. Co do drzewa, z jakiego były wyrabiane, raz tylko czytamy, że z lipowego[1478], zresztą to tylko wiadomo, że bywały „malowane“ w różne kolory, zwykle jednak na zielono, albo także niemalowane, a w tym ostatnim wypadku nazywano je „białe“[1479]; również bywały, jak już wspomniałem, większe i mniejsze, a te ostatnie nazywały się zdrobniale „zydliki“. Zydle znajdujemy przeważnie w wielkich izbach, ale także w świetnicy i w izdebkach indermachowych[1480], a liczba ich w jakiejkolwiek ubikacyi przytoczona wynosiła najwyżej 2. Dodać jeszcze należy, że zydle dobierano zwykle do „stołu“ i oboje w jednakowym malowano kolorze[1481], tak iż, mówiąc po dzisiejszemu, niejako tworzyły jeden garnitur.
Ostatnim wreszcie sprzętem, służącym do siedzenia, były stołki; te były zawsze z tylnem oparciem i miały nogi do siebie prawie równoległe, a prostopadłe do podłogi, oprócz tego, jak się zdaje, różniły się jeszcze od zydlów wcale innem oparciem tylnem, a może także inną wielkością i kształtem, jak wogóle cena ich od tych ostatnich była znacznie niższa[1482]; lecz czy siedzenie ich było wyścielane czy też całkiem z drzewa, nie wspomniano nigdzie. Te stołki, które źródła nasze przytaczają, były przeważnie z drzewa, „malowane“ w różne kolory, jak na żółto, na zielono; ale są ślady, że oprócz drewnianych były także inne, mianowicie plecione, a nawet że podlegały modzie, jak właśnie mamy tego przykład, że ów pleciony nazywany jest „staroświeckiem“. Stołki znajdujemy przeważnie w komnatce, ale także w wielkiej izbie[1483], a liczba ich jest najwyższa w takiej ubikacyi wynosiła 3. — Charekterystyczną jest rzeczą, że o „krzesłach“ czyli stołkach z tylnem oparciem i bocznemi poręczami nie wspomniano nigdzie. Również o „sofach“ i „kanapach“, dzisiaj tak niezbędnych meblach do siedzenia, ani razu najmniejszej nie napotykamy wzmianki; widocznie w owych czasach większej prostoty zastępowały je „ławy“.
Czy które z powyżej wymienionych sprzętów drewnianych do siedzenia dla ozdoby czemś nakrywano, n. p. powyżej wspomnianymi kobiercami i kilimami, jak to w dawnych czasach bywało w domach szlacheckich, gdzie ławy i stołki przykrywano suknem, albo obijano czarną lub szarą skórą cielęcą[1484], w braku bliższych szczegółów na pewno twierdzić anie przeczytać nie można.

Poznawszy sprzęty najprostsze, ale tak dla mieszkańców, jak dla gościa w pokojach mieszkalnych najpotrzebniejsze, na których się siedziało, przechodzę do opisu tych, przy których się siedziało, a które zarazem służyły do stawiania i kładzenia na nich naczyń i przedmiotów najzupełniej różnorodnych: takimi sprzętami były stoły. Te były zawsze z drzewa, lecz co do gatunku tegoż, koloru, wielkości i kształtu były jak najrozmaitsze; przedewszystkiem trzeba tu rozróżnić, jak to czyniono już także w owych wiekach, stoły więcej wytworniejsze „roboty stolarskiej“ od stołów zwykłych, tylko hyblowanych, ale bez żadnego upiększenia, niewątpliwie jakiejś stałej lecz nieznanej nam wielkości, najtańszego gatunku drzewa (prawdopodobnie jodłowego), które wówczas powszechnie nazywano „proste“. Lecz i te nie były zawsze jednakowe, gdyż obok takich prostych znajdujemy także „z półskrzynkiem“[1485], co niezawodnie znaczyło szufladę głęboką, lecz dochodzącą tylko do połowy długości lub szerokości stołu.
Co do gatunku drzewa, z jakiego stoły wyrabiano, to obok owych prostych czyli jodłowych, wymienione są tylko lipowe i dębowe[1486], lecz czy ta okoliczność wpływała na wielkość lub kształt stołu, nie wspomniano nigdzie. — Co się zaś tyczy tego, jakiej bywały barwy, to znajdujemy albo „malowane“, jak ławy, zydle i stołki, jakimś rodzajem połyskującego pokostu, albo też niemalowane, które w takim razie bez względu na gatunek drzewa nazywano „białe“; z malowanych atoli przytoczone są jedynie w kolorze zielonym, coby może dowodziło, że taka barwa była najulubieńszą, albo że taka była moda, choć wiadomo nam skądinąd, że bywały malowane jak najrozmaiciej[1487]. — Obok upiększenia stołów, jakiego szukano w ich malowaniu, również wielką wagę kładziono także na piękność fladrów (niem. Flader), w którym to wypadku takie stoły nazywano „fladrowe“[1488], t. j. przyozdobione fladrem czyli odpowiadającem sobie z obu stron rozgałęzieniem żyłek, jakie znajdują się niekiedy w drzewie lub kamieniu; takie stoły, dla nadania im większego połysku, niezawodnie politerowano.
Że stoły bywały wielkości najrozmaitszej, żadnej wątpliwości podlegać nie może; dowodzą tego nie tylko nazwy „stół“ i demin. „stolik“, raz nawet znajdujemy wyraźny dodatek „maluśki“[1489], ale jeszcze bardziej ich przeznaczenie. I tak stoły, przy których zasiadano do jedzenia, musiały być i były niezawodnie większe, aniżeli n. p. taki, który przystawiano do łóżka, albo przy którym zajmowano się szyciem i t. p. Jakoż rzeczywiście znajdujemy podane wymiary „3 łokcie wzdłuż, a 2 wszerz“, a inny raz „stolik łokciowy“, co niezawodnie znaczy: mający łokieć w kwadrat, lubo także jest bardzo możliwem, iż była tylko niejako normalna dla oszacowania wartości stołu.
Jak pod powyższymi względami, tak i co do kształtu niezawodnie były stoły jak najrozmaitsze, lecz szczupłe nasze źródła nie podają wcale bliższych szczegółów, czy obok zwyczajnych czworobocznych bywały także okrągłe, eliptyczne, rozsuwane, z klapami wiszącemi, dającemi się podnieść i przez to stół powiększyć i t. p. Tak samo nie mamy wiadomości, czy wyłącznie były o 4 nogach, czy bywały także o 3, o 2 osadzonych po obu bokach na szerszych podstawach, albo tylko o jednej nodze grubszej, umieszczonej w środku na szerokim postumencie lub rozszczepiającej się ku podłodze w kilka nóg mniejszych. Niewiadomo też, czy bywały także nogi toczone, czy tylko zawsze prostej roboty stolarskiej. Jedynie, czego się dowiadujemy, jest, że były stoły „składane“ i stoliki „nakształt szafki“[1490], z których pierwsze oznaczają może takie, jakich do dziś dnia używają do gry w karty, albo też może owe powyżej wspomniane stoły z klapami; drugie zaś były to stoliki o 4 nogach z szufladą, zamykaną na wierzchu ukośnie blatem, który otworzywszy i spuściwszy poziomo, a oparłszy o nogę wysuwaną, osobno do tego przyprawioną, miało się wygodny stolik do pisania[1491].
Przy nadzwyczaj wielkiej dogodności oraz różnorodnym użytku tych sprzętów, ażeby mogły także służy do schowania najrozmaitszych przedmiotów, jak się to dzieje i dzisiaj, zaopatrywano stoły szufladami (niem. „Schublade“), które znowu na ich zewnętrzny kształt wpływały, a wielkość i liczba tych szuflad bywała również rozmaita. Tak bywały szuflady płytsze, i to były szuflady właściwe, albo głębsze, które nazywano „skrzynkami“[1492], a jeżeli dochodziły tylko do połowy stołu, jak to widzieliśmy powyżej, „półskrzynkami“; dalej bywały szuflady długości całego stołu albo znacznie krótsze, w tym ostatnim razie znowu znajdowała się albo tylko jedna, zwykle w środku, albo bywało ich po kilka, jak raz znajdujemy stół z 3 szufladami[1493]; wreszcie szuflady bywały bez żadnego zamknięcia, albo zaopatrzone zameczkami na klucz zamykanymi, jakto w co dopiero przytoczonych 3 szufladach.
Jak szuflady do schowania, tak samo stoły, jak już wspomniałem poprzednio, służyły do kładzenia i stawiania na nich najróżnorodniejszych przedmiotów, zupełnie jak w czasach dzisiejszych; lecz jakie to były przedmioty, gdy źródła nasze w tym względzie zachowują zupełne milczenie, pozostanie zawsze tylko szerokiem polem domysłów. Jeden tylko przedmiot stawiany na stole zasługiwałby tutaj dla swej oryginalności na wspomnienie, a tym były kałamarze (włos. calamajo), w owych czasach wyrabiane z drzewa[1494]. Stoły, jako sprzęty nadzwyczaj potrzebne i dogodne, natrafiamy też we wszystkich bez wyjątku ubikacyach mieszkalnych, tak frontowych jak indermachowych, w kuchniach, piekarniach, a nawet sklepach i sieniach[1495], najmniej w komnatkach; najliczniej zaś w wielkich izbach i świednicach, w których jakiś wytworniejszy lub malowany stawiano może w środku, inne zaś w świetnicach przystawiano głównie do ściany, w izbie zaś umieszczano przeważnie w kącie, gdzie stykały się okalające ławy, a więc tylko z dwóch stron potrzeba było przystawić zydle lub stołki, aby rodzina wraz z czeladzią mogła spólnie zasiąść do obiadu i wieczerzy. — Stoły, nierównie prawdopodobniej niż ławy i ławki, nakrywano dla ozdoby kobiercami albo suknem w różne figury wyszywanem, a przynajmniej gładkiem czyli t. zw. dekami (niem. „Decke“), jak to raz czytamy o dwóch, które były koloru zielonego[1496].

Dalszym rodzajem sprzętów były sprzęty służące na przechowanie rzeczy. Wprawdzie, jak widzieliśmy poprzednio, już szuflady stołowej używano do schowania najrozmaitszych drobniejszych, w powszedniem życiu niezbędnych przedmiotów, tak n. p. przy stołach jadalnych potrzebniej na codzień bielizny stołowej i łyżek, przy mniejszych stolikach zaś różnych przyborów do szycia, do pisania i t. p. Właściwymi jednak, a zarazem najstarożytniejszymi sprzętami, służącymi do przechowywania rzeczy rozmiarów większych, zajmujących więcej miejsca, jako to: szat, bielizny, oraz drogocennych przedmiotów, były skrzynie (od słowa „skryć“, a może z łac. „scrinium“). Te, począwszy od sąsieków na zboże, jakto raz znajdujemy taki na strychu[1497], które właściwie niczem innem nie były jak wielkiemi otwartemi skrzyniami (jednak z desek czy z gontów: niewiadomo), aż do puzderek na pierścionki, a więc maleńkich skrzyneczek: były jak najrozmaitsze tak co do wielkości, kształtu i koloru, jak zwłaszcza co do roboty i materyału, co wszystko zależało od ich przeznaczenia, a stosownie do tego różne też nosiły nazwy. Tak źródła nasze statecznie rozróżniają nazwy: „skrzynia“, „skrzynka“, „skrzyneczka“, widocznie więc, że każda z tych była znacznie różnej wielkości i do czego innego była używaną, choć w tym względzie trudną nieraz była granica, a rozstrzygało głównie oko i przyzwyczajanie, a może także wartość ich roboty. To ostanie przypuszczenie zdaje się potwierdzać okoliczność, iż znajdujemy, że zarówno tę, która była długa na 3 łokcie, jak i taką co na 1 łokieć, jednakowo nazywano „skrzynią“[1498].
Skrzynie, niekiedy zwane także „wielkie skrzynie“, jak również mniejsze ich formy, były bez wyjątku z drzewa, lecz z jakiego, nie powiedziano ani razu; kształt ich był niezawodnie taki sam, jaki se utrzymał do dziś dnia; co zaś do gatunku ich roboty, to rozróżniano „porządne“ od „prostych“[1499]. Czy ten ostatni wzgląd wpływał także na ich zewnętrzną barwę: niewiadomo; wprawdzie znajdujemy skrzynie „malowane“, raz nawet powiedziano, że w kolorze „zielonym“, z tego jednak naturalny wniosek, że musiały być także i niemalowane. Ponieważ skrzynie służyły do celów najrozmaitszych, więc też od tego zależał także ubikacya, w której je umieszczano, choć pod tym względem wiadomości nasze są bardzo niedostateczne; tak skrzynie malowane, w których przechowywano szaty, bieliznę (jak wówczas mówiono: „białe chusty“), ale także płótno, mniejsze szkatuły, prasę do bawełnic, stały przeważnie w wielkiej izbie, lubo znajdujemy je także w sklepie[1500]. — Osobny rodzaj skrzyń wielkich były t. zw. „posażne“[1501], do których córkom idącym za mąż dawano „rzeczy wyprawne“, nie tylko „białe chusty“, ale niezawodnie także i wszelkie inne; czy skrzynie te po przeniesieniu się do męża stawiano w jakiej stancyi mieszkalnej, czy też może wynoszono na strych, przy braku wszelkich dokładniejszych wiadomości oznaczyć trudno. — Te dwa ostatnie rodzaje skrzyń jakto ze względu na ich przeznaczenie przechowania rzeczy kosztownych należałoby wnioskować, musiały być zamykane i zaopatrzone dobrem i mocnem zamknięciem, jednakże tylko raz jeden czytamy o skrzyni z zamkiem „dwufalowym“[1502], (od fala, niem. Falle), to znaczy: „o dwu falach“ czyli „o dwóch zapadach“.
Obok powyższych, dowiadujemy się jeszcze o innych rodzajach skrzyń, które też, stosownie do swego przeznaczenia, w różnych znajdowały się ubikacyach. I tak skrzynie, na których rozkładano towary w kramach i podsieniach, nazywały się „kramne“ i chowano je w sklepie; skrzynie „jarzynne“, zwane inaczej także trumnice albo trumny (niem „Truhe“), tudzież „śpiżarne“ do chowania „legumin“, były to, jak już sama nazwa pokazuje, skrzynie długie a wązkie, i stały w komorze albo w sieni: wreszcie skrzynie „do sypania owsa“, stawiane gdzieś w indermachu[1503].
Podobne całkiem do poprzednich, tylko mniejsze, były skrzynki, które jednak były także różnej wielkości, jak tego dowodzi wyraźny dodatek: skrzynka mała. Te służyły również do tego samego użytku, co i skrzynie, t. j. do chowania szat i bielizny, lecz jako od tych ostatnich mniejsze, przeważnie do schowania takich przedmiotów, których miano mniej, albo które potrzebowały mniej miejsca, jak: srebro, książki, pisma[1504]; dlatego też znajdujemy ich w domach ówczesnych zawsze więcej i bardziej rozmaite, niż poprzednich. Skrzynki bywały nie tylko „malowane“, ale i „fladrowe“, „okowane“, ale i „bez stalicy“, co niezawodnie znaczy „bez okucia“; raz czytamy nawet o skrzynce „moskiewskiej roboty“[1505], niewiadomo jednak, w czem jaka polegała różnica. — Oprócz powyższych skrzynek, z których niektóre dla większego bezpieczeństwa zamykano w sklepie, niektóre w zaniedbaniu stały w komorze na strychu, u większej części zaś miejsca ich przeznaczenia, w braku wyraźnej wzmianki, tylko domyślać się można, znajdujemy jeszcze skrzynki pośledniejsze, służące do robót gospodarskich, jak „do pieczenia chleba“, „rzezalną“, dlatego obie umieszczono w piekarni, oraz „wozową“, schowaną w sklepie.
Ostatnie wreszcie sprzęty tego gatunku były skrzyneczki, o których jednak wogóle wiadomości mamy bardzo szczupłe. Te były ze wszystkich przytoczonych najmniejsze, jedna nawet wyraźnie nazwa „mała“, to też służyła na schowanie srebra i stała w świetnicy. Od skrzyneczek drewnianych niezawodnie niewiele różniły się szkatułki (łac. „scatula“, niem. „Schachtel“), które wspominane bywają już częściej; te bywały „roboty pięknej“ z szufladkami, kolorowe, okowane, z zamkiem, pół łokcia w kwadrat, ale także i łokciowe, zwane szkatułami[1506], widocznie więc przeznaczone do chowania kosztowności i dlatego także same chowane w skrzyni[1507]; raz natrafiamy jedną w komorze na strychu, widocznie pustą. — Szkatułki wyrabiano jednak także z innych materyałów: i tak obok drewnianych znajdujemy „szklaną“[1508], na owe czasy niezawodnie wielka rzadkość, prawdopodobnie służąca do schowania różnych drobiazgów niewieścich. W pewnym stopniu ze szkatułkami pokrewnemi były puszki; o takiej czytamy tylko raz jeden, a ta była „żelazna“ i służyła do przechowywania listów[1509]. — Wreszcie był jeszcze osobny rodzaj niewielkich skrzynek płaskich, służących wyłącznie do przechowywania łyżek srebrnych, które to nazywano puzdra[1510]. Te były z drzewa i składały się z dwóch mocnych płyt, dolnej grubszej a górnej cieńszej, połączonych z sobą zawiasami i zaopatrzonych zamkiem, z których w dolnej po wewnętrznej stronie były wykrojone zagłębienia na łyżki, a całe wnętrze obciągnięte skórą zamszową, zewnątrz zaś obite safianem: w takiem puzdrze znajdowało się zawsze tylko 12 łyżek. Na wzór tychże zrobione maleńkie skrzyneczki albo pudełeczka na pierścionki lub tylko na jeden, nazywały się puzderka[1511].

Osobnymi sprzętami, służącymi do tego samego użytku co i skrzynie, były szafy (niem. „Schaff“, łac. „scapha“). Te, tak samo jak poprzednie, były z drzewa, właściwie bowiem były to także skrzynie, tylko znacznie wyższe, nieraz wyżej wzrostu człowieka, a mające drzwi podłużne od góry do dołu: to też w niektórych okolicach Niemiec do dziś dnia jedne i drugie nazywają się jednakowo („Kasten“). Ze względu jednak, że do nich nie potrzeba się było schylać, oraz dla nierównie większej wygody tak przy wkładaniu jakich przedmiotów lub zawieszaniu szat, jak przy wyjmowaniu rzeczy schowanych, spostrzegamy, iż od początku XVII. wieku szafy występują coraz liczniej i coraz bardziej wypierają skrzynie, zwłaszcza z pokojów mieszkalnych. Szafy bowiem miały w środku albo wieszadła, na których dały się zwieszać wszelkiego rodzaju szaty, albo też półki ustawione ponad sobą, na których znowu można było kłaść bieliznę, różne części odzieży i strojów, albo wszelkie inne przedmioty — lubo o tem nigdzie nie wspomniano słowem. Wprawdzie czytamy, że były szafy „malowane“, lecz nie mamy żadnej wyraźnej wiadomości, z jakiego bywały drzewa, czy znajdowały się także „fladrowe“ politerowane, czy upiększano je jakiemi ozdobami snycerskiemi lub wyrabiano w jakim stylu, co wszystko jest bardzo możebne — jedyne, o czem dowiadujemy się z bardzo szczupłych i niedokładnych notat, jest, że były bardzo rozmaitej wielkości, a więc i kształtu, i według tego też miały różne nazwy, jak „szafy“, „szafki“, „szafeczki“.
Szafy, niekiedy zwane także „wielkie“[1512], służyły niezawodnie na futra, oraz inne szaty potrzebujące dużo miejsca, choć o tem milczą nasze źródła; ale, o czem już wiemy na pewno, jeszcze bardziej do chowania naczyń gospodarskich, jakiemi zwłaszcza były naczynia cynowe, dla których robiono odrębne szafy „proste“, zwykle o 3 przegrodach, zwanych wówczas „komorami“[1513]. Osobnym rodzajem takich szaf wielkich była t. zw. służba, odpowiadająca zupełnie temu, co dzisiaj nazywamy „kredensem“, służyła bowiem do tego samego celu, t. j. do schowania wszelkiej zastawy potrzebnej do nakrycia stołu. Taka „służba“, jak czytamy, była na 5 łokci wysoka, a na 3 szeroka, bywała malowana i „roboty chędogiej“, to znaczy: wcale porządnej, ubikacyą zaś, w której ją stawiano, niewątpliwie wielka izba. — Inne znowu szafy służyły na przechowanie wiktuałów, wymagających więcej chłodu, jak na to naprowadza okoliczność, iż jedną taką znajdujemy raz w sieni[1514]. Do tych ostatnich może należy tutaj zaliczyć osobny rodzaj sprzętu, służącego wyłącznie do przechowywania potraw i wiktuałów, a zastępującego śpiżarnię, jakim była t. zw. szafarnia. O tej czytamy tylko raz jeden[1515], bez wszelkich bliższych szczegółów, nawet nie wiemy, gdzie była postawiona, lubo najprawdopodobniej w jakiemś miejscu chłodnem, t. j. w sieni lub komorze.
Szafy zaopatrywano niekiedy zamkiem, ażeby zaś nie zajmowały wiele miejsca, osadzano je w murze, w którym już przy budowie umyślnie robiono w tym celu framugi, jak to czasem bywało w sklepach;; ale ubikacyą, w której przeważnie szafy miały swoje umieszczenie, były kuchnie, tam znajdujemy ich po kilka, a raz nawet dokoła[1516]; zdaje się jednak, iż to były szafy otwarte, bez drzwi, rodzaj półek piętrzystych, na których stały różne naczynia kuchenne, jak to bywa jeszcze po dziś dzień.
Niezawodnie całkiem podobne do szaf i do tego samego służące celu były szafki, z tą tylko różnicą, iż były mniejsze, raz nawet jedna wyraźnie nazwana „mała“[1517]; czy miały drzwi o dwu skrzydłach czy tylko o jednem: niewiadomo. Szafki służyły głównie do postawienie w nich naczyń, stąd też taka zwała się „naczynna“[1518] — albo do przechowywania wiktuałów, a w takim razie dla większego przystępu powietrza robiono we drzwiach otwory i zaopatrywano je kratą. Szafki również niekiedy bywały z zamkiem, i dlatego zwały się „zamczyste“, i tak samo niekiedy osadzano je w murze, ale najzwyklejszem miejscem ich umieszczenia była znowu kuchnia, gdzie bywało ich po kilka[1519]. Jednakowoż znajdujemy ją także w komnacie, w izdebce indermachowej, tutaj w „kącie“, skąd nazwa jej „kątnia“[1520], widocznie za stołem, przy którym rodzina zasiadała do jedzenia, aby każdej chwili mieć na poczekaniu potrzebne naczynie.
To samo niewątpliwie tyczy się także szafeczek, o których jeszcze szczuplejsze mamy wiadomości, gdyż wspomniano tylko, że znajdowały się w wielkiej izbie, jedna przy piecu, a druga w kącie za stołem[1521], co byłoby tylko powtórzeniem tego, co powiedziano wyżej. — Pokrewne zupełnie z szafeczkami i niejako prostą odmianą tychże były półki, które od poprzednich różniły się tem tylko, iż nie miały dzwiczek i były całkiem otwarte: te znajdujemy w komorze, ale także w izbie[1522], gdzie niezawodnie do tego samego służyły celu, co i szafeczki.

Ostatnim wreszcie sprzętem pokojów mieszkalnych, który wymieniają źródła nasze, były łóżka; te były zawsze drewniane, innych bowiem w owych czasach jeszcze wcale nie znano, lecz z jakiego wyrabiano je drzewa, tudzież czy gatunek tegoż wpływał jak na cenę, tak na ich większą wytworność, nie powiedziano wcale, jedynie z przytaczanych odmiennych nazw „łóżko“ i „łoże“ koniecznie wnioskować musimy, iż bywały różnej wielkości, a zwłaszcza szerokości. Łóżka, jak to wiadomo z „Pamiętników Henryka Gaetaniego[1523] 1596 r.“, były w Polsce w owych czasach wogóle małe i wązkie, iż zaledwie w nich obrócić się było można, mimo to pod względem elegancyi musiała między niemi znaczna zachodzić różnica, skoro źródła nasze wyraźnie rozróżniają od innych całkiem prostych, łóżka „białe stolarskie“[1524]. Te ostatnie bywały niekiedy wcale wspaniałe, miały po 6 nóg toczonych i były z poprągami[1525], t. j. rozpiętymi na spodzie pasami, na których kładziono siennik i materac.
Łóżka uchodziły za meble, służące nie tylko do wygody na nocny spoczynek, ale i do ozdoby mieszkania, dlatego starano się o ich upiększenie i przyozdobienie tak od góry „firankami“, jak od dołu „płocikami“[1526]. Co do firanek nie wiemy jednak wcale, z jakiej bywały materyi i jakiej barwy, czy tej samej co pokrycie na łóżko czy nie, czy były rozsuwane lub czy tworzyły rodzaj namiotu czyli „kotary“ nad łóżkiem; płocik albo płotek, była to zasłona dolna, okrywająca nogi łóżka od ziemi i otaczająca je dokoła[1527]; z czego takie płociki zwykle robiono, nie podają źródła; te zaś, które znajdujemy raz jedyny, były „rąbkowe“, t. j. z cieniutkiego płótna przeźroczystego „z koronkami“. Również wnosząc z przytaczanych przy spisach pościeli kobierców, „kocyków“, „koców tureckich“[1528] — te ostatnie były to tkaniny grube, na obie strony kosmate — których zawsze wymienionych bywa po dwa, prawdopodobnem jest bardzo, że i te służyły także do ozdabiania łóżek, a mianowicie, że jeden rozwieszano na ścianie ponad łóżkiem, drugi zaś kładziono przed niem na podłodze, zwłaszcza że wedle zwyczaju stawiano łóżka powszechnie całą długością do ściany. Możliwem jest również, że przed łóżkiem rozciągano także jaką skórę zwierzęcą, znajdujemy bowiem raz w spisie pościeli „stary szorczyk barani“[1529], t. j. fartuch mały z baraniej skóry, który widocznie wskutek swego nadwątlenia został przeznaczony do tego użytku.
Łoża, jak już sama nazwa pokazuje, musiały być od poprzednich większe, a przedewszystkiem znacznie szersze, prawdopodobnie były to t. zw. łoża małżeńskie. O nich tyle tylko bliżej wiemy, że niekiedy, widocznie u spodu, miewały „szuflady“[1530], służące niezawodnie na schowanie niektórych części pościeli, oraz że bywały „z firanką“ lub „z firankami“, a o tych ostatnich można tylko to samo powiedzieć, co poprzednio. Wiadomo również o łożach, że je stawiano przeważnie węższą stroną czyli głowami do ściany, a nogami aż na środek stancyi wysunięte. Właściwem miejscem na łoża i łóżka były komnaty i komnatki, ale znajdujemy je także w izdebkach indermachowych[1531]. — Charakterystyczną jest rzeczą, że o tapczanach, najdawniejszym rodzaju sprzętów służących do spanie, nie wspomniano nigdzie.
Wreszcie dla uzupełnienia niniejszego opisu, dodać jeszcze należy o kolebkach dla maleńkich dzieci, które to sprzęty wówczas nazywano tak samo jak i dzisiaj. Te znajdujemy tylko z drzewa, choć niewiadomo z jakiego, roboty stolarskiej, malowane, z czego może wnioskowaćby należało, iż dzisiejsze plecione w owych czasach nie były jeszcze znane. Kolebek było dwa rodzaje: jedne zwane „zawiesiste“, dlatego, iż je widocznie zawieszano u powały i tak dzieci w powietrzu huśtano; te miewały u spodu szufladę, którą wówczas także nazywano „skrzynią“, niewątpliwie na schronienie bielizny lub pościeli dziecinnej. Drugie rodzaj kolebek były tak zwane „potoczyste“, to znaczy tyle co potaczające się, a więc widocznie służące do potaczania w nich dzieci, bądź to na wałkach bądź na kołach, a te były znacznie od poprzednich tańsze[1532].

Do łóżek, jako konieczna i niezbędna część tychże, należała pościel, która jednak służyła nie tylko do osobistej wygody i poniekąd była miarą wymagań i wyobrażeń ówczesnych o zaspokojeniu potrzeb cielesnych na przeciąg prawie trzeciej części doby, t. j. prawie trzeciej części całego życia, ale także, podobnie jak ubiory i stroje, stawała się przedmiotem wykwintności i przepychu, a więc wyrazem większej lub mniejszej zamożności, tudzież estetycznego poczucia piękna w wystawności i przystrojeniu mieszkań. Jak owemi firankami, plecionkami, kobiercami ubierano i przyozdabiano łóżka, tak na pościel starano się dobierać materyi o ile możności delikatnych i kosztownych, przystrajając je, jakto zobaczymy niżej, jeszcze w różny sposób, a szukając wtem nie tylko osobistego zadowolenia, ale także niejako pewnej chluby, okazania domowego dostatku i dogodzenia familijnej dumie. Dlatego też, kiedy wszystkie inne sprzęty domowe odznaczały się przeważnie wielką prostotą i skromnością, pościel stanowiła, jak na owe czasy, pewien rodzaj zbytku i przedstawiała ważny artykuł majątku rodziny.
pościel, tak samo jak w czasach dzisiejszych, składała się z kilku części czyli sztuk, a mianowicie: a) z tych, któremi właściwie wyścielano łóżko czyli na których się leżało; b) które kładziono pod głowę; c) któremi się w czasie snu nakrywano.
Co do a). Najpierwszą czyli najspodniejszą była ta część pościeli, na której wszystkie inne rozścielano, a taką podściółką bywała może „słoma“ albo „siano“, ale najzwyklej siennik, chociaż dziwnym trafem o nim nie wspomniano ani razu. Z tego jednak bynajmniej nie należy wnioskować, iż go nie używano, a tem mniej iż go może nie znano, tylko widocznie jako rzeczy bardzo małej wartości (podobnie jak n. p. naczyń glinianych) w spisach inwentarskich nie umieszczano wcale, licząc go nie tyle do pościeli, jak raczej uważając za integralną część samego łóżka. — Na taki siennik kładziono niekiedy „materac“, ten okrywano grubszem „prześcieradłem konopnem“, na którem dopiero rozścielano „pierzynę“ t. zw. „spodnią“. Materac (włos. materasso) taki bywał z materyi „ćwilichowej“[1533], wypchany sierścią; zważając jednak, iż wspomniany jest tylko raz jeden[1534], nasuwa się konieczny wniosek, iż w owych czasach musiał być jeszcze bardzo rzadkim. Nierównie jest więc prawdopodobniejszem, że prześcieradło konopne kładziono już zaraz na siennik, na którym pośrednio rozścielano ową wspomnianą pierzynę spodnią.
Pierzyny były rozmaite tak co do wielkości, jako to: większe i mniejsze, które nazywano zdrobniale „pierzynkami“, jak jeszcze bardziej co do ich przeznaczenia, pod którym to względem rozróżniano „spodnie“ i „wierzchnie“. Jak już same te nazwy wskazują, pierwsze t. j. spodnie, które nas tutaj głównie obchodzą, służyły na podścielenie, na miękką podkładkę pod ciało osoby spoczywającej, zwłaszcza w łóżkach niewieścich, a różniły się do „wierzchnich“ tem, że były od tych znacznie większe, albowiem długości całego łóżka, tudzież że były gęściej i tężej wypchane, a zapewne także z jakiejś grubszej materyi płóciennej. Pierzyna więc taka spodnia składała się z dwóch części: niejako z worka długiego i dość szerokiego, który nazywał się „wsyp“ albo „wsypka“, oraz z tego, czem się go wypychało czyli co weń wsypywano, skąd też ta jego nazwa. Wsyp taki był prawdopodobnie zawsze z płótna, a wsypywano weń powszechnie grubsze „pierze“, skąd znowu nazwa pierzyny, ale także i suchy „mech“[1535], co jednakże, jak się zdaje, zdarzało się tylko u mieszkańców uboższych i to w czasach dawniejszych; o takiej pierzynie „mechowej“ czytamy raz, że była „we 4 poły“, czyli że się składała z 4 wązkich sztuk ze sobą na wzdłuż spojonych. Być może, że wszystko, co tu powyżej o pierzynach spodnich powiedziano, tyczy się tylko łózek niewieścich, a mężczyźni zadowalali się twardszem posłaniem za sienniku, lubo czytamy, że nawet w pościeli „czeladnej“ znajdowała się także pierzyna spodnia[1536].
Dla większej miękkości, jako też ażeby pierze nie przekłuwało się tak łatwo, wciągano na pierzynę spodnią, czyli powlekano ją niejako drugim workiem płóciennym, t. zw. powłoką albo poszwą, którą też z tego powodu nazywano „pierzynową“ albo też „na pierzynę“: takie poszwy bywały zawsze już z materyi lepszej, jak n. p. „drylichowe“[1537], białe albo pstre[1538].
Ostatnim kawałkiem pościeli, służącym do wyścielenia łóżka, było „prześcieradło“. Prześcieradła, których kształt, wielkość i przeznaczenie były takie same jak dzisiaj, rozróżniano, zupełnie jak płótna, głównie wedle materyału, z którego były utkane, a więc na „konopne“ i „lniane“. Konopne, jako prostsze, ordynarniejsze, zatem tańsze, służyły niezawodnie do nakrycia słomy, sienników albo też materaców; lniane zaś jako delikatniejsze, kosztowniejsze, do nakrycia pierzyny spodniej, a więc bezpośrednio pod osobę na tejże spoczywającą. Niekiedy jednak znajdujemy tylko gatunek jeden, n. p. same lniane[1539], z czego możnaby słusznie wnosić, iż w niektórych domach, stosownie do zamożności, używano tylko jednego ich gatunku, szczegółowo wymienione znajdujemy jedynie: lniane białe i ćwilichowe pstre[1540]. Oba wspomniane gatunki prześcieradeł starano się upiększać i ozdabiać w różny sposób: tak znajdujemy prześcieradła konopne „z czerką“[1541], lanine „z listwami“, „z koronkami“, inne znowu (wprawdzie nie wymienione), lecz niezawodnie także lniane: „z forbotami“, „z czyrką i forbotem“[1542], „czerwono obszywane“, „szyciem czarnem i czerwonem z koronkami“.
Co do b). Druga część pościeli była ta, którą kładziono pod głowę, a tą były poduszki i zagłówki, między którymi musiała koniecznie jakaś zachodzić różnica, skoro źródła nasze wymieniają je tuż obok siebie[1543], lubo niewiadomo jaka; być może, iż zagłówki były mniejsze i odpowiadały naszym „jaśkom“. poduszki wielkością i kształtem były niezawodnie takie same, jak i dzisiaj, były więc zupełnie podobne do małych pierzynek i składały się, jak te, z „wsypek“ i pierza albo mchu; wsypki bywały lniane białe, ćwilichowe pstre, niekiedy obszywane po krajach lub z wpuszczaną kitajką czerwoną, a powszechnie wypychano je dość gęsto lepszem pierzem, chociaż znajdujemy także, lubo bardzo rzadko, poduszki „mchowe“[1544]. Ile takich poduszek lub zagłówków kładziono pod głowę, nie powiedziano nigdzie, lubo wiadomo skądinąd, że do jednego łóżka czyli do t. zw. „pościeli“ (w ściśleszem znaczeniu tego słowa) należały zawsze 3 poduszki[1545]; wogóle jednak miewano ich zawsze znaczniejszą liczbę (4—10), a w niektórych domach znajdujemy pościeli nawet sztuk 19[1546]. — Od poduszek i zagłówków ściśle rozróżnić potrzeba t. zw. wezgłowia, należące również do działu pościeli służącej pod głowę; były one także rodzajem poduszek, niewiadomo jednak z czego i czem wypchanych, które od poprzednich różniły się głównie tem, iż służyły do podkładania, a więc że je kładziono nie bezpośrednio pod głowę, lecz pod poduszki, i dlatego też nazywano je wezgłowie „spodnie“[1547]; być może, że odpowiadały dzisiejszym poduszkom wałkowatym lub klinowym.
Poduszki i zagłówki, tak samo jak i pierzyny, powlekano poszwami, które jednak dlatego, że były od poprzednich znacznie mniejsze, nazywano zdrobniale poszewkami albo powłóczkami, a nawet dla ściślejszego odróżnienia od pierzynowych, dodawano im przymiotnik „poduszczane“ albo „głowne“[1548]. Poszewki, ponieważ bezpośrednio dotykały twarzy, były zawsze z płótna cieńszego i lepszego, jako to: lniane białe, ćwilichowe pstre, drylichowe pstre, a nadto upiększano je jeszcze bogaciej i zbytkowiej, aniżeli prześcieradła. Tak obok „prostych“ i „białem szyciem“ znajdujemy poszewki ozdabiane „czerwonem szyciem“ lub „obszywane czerwono“, „szyte czarnym i czerwonym jedwabiem“ (tych aż 19), „z czarnym jedwabiem i szychem“[1549], „szyciem rzezanem“[1550], „z forbotami“, „z listwami“, „z siatkami“, „z czerkami i forbotami“. Jaką zaś tej części pościeli starano się posiadać ilość, najlepszy dowód, iż w niektórych domach liczba poszewek dochodziła do 38[1551].
Co do c). Ostatnią wreszcie częścią pościeli była ta, która służyła do nakrycia się, a tę stanowiły „pierzyny“ i „kołdry“. Pierzyny te, w przeciwstawieniu do podkładanych czyli służących do podścielania, stale nazywane „wierzchniemi“, musiały koniecznie różnić się czemś od „spodnich“, a ta różnica polegała wtem, iż były przeważnie mniejsze i dlatego zwykle nazywano je zdrobniale „pierzynkami“ albo „pierzynkami wierzchniemi“[1552], tudzież iż były znacznie lżejsze, albowiem wypchane pierzem najcieńszem albo puchem: obok tych jednak znajdujemy także pierzynę „mchową“, podobnie jak owa spodnia „we 4 poły“. Jak powszechnem było używanie pierzyn do nakrycia, poucza okoliczność, iż nawet przy pościeli „czeladnej“ znajdowała się także pierzyna „wierzchna“[1553]. — Pierzyny i pierzynki wierzchnie, tak samo jak poduszki, powlekano poszwami: że te były z materyi nierówne delikatniejszych i cieńszych, aniżeli owe, których używano na pierzyny spodnie, tudzież że je, podobnie jak podszewki poduszczane ozdabiano rozmaicie, wynika już z samej natury rzeczy; jednak z poszew znajdujemy tylko: lniane białe i ćwilichowe pstre, a co do ozdób, to: „obszywane czerwono“, oraz „czyrkę z forbotem“: tutaj może należą także poszewki „wielkie“ drylichowe sptre[1554]. Poszwy pierzynowe były, tak samo jak poszewki i prześcieradła, częścią t. zw. „powłoki na pościel“[1555] czyli co dzisiaj nazywamy bielizną na pościel, do której to „powłoki“ na jedno łóżko należały zawsze, oprócz płotka, 3 poszewki, 1 poszwa na pierzynę i 1 na prześcieradło[1556].
Drugim rodzajem nakrycia się w łóżku była kołdra (wł. „coltre“), czy jednakże z tej nazwy włoskiej wnosić należy, iż dopiero od czasów rozwielmożnienia się wpływu włoskiego, t. j. od czasów przybycia królowej Bony kołdry zostały w Polsce zaprowadzone, na pewno twierdzić nie można. Wielkość ich bywała bardzo rozmaita, co zawsze zależało od wielkości łóżka: tak obok zwykłych znajdujemy kołdrę „dostatnią“, co widocznie oznaczało (przy odpowiedniej długości) kołdrę wcale szeroką, przeznaczoną niezawodnie do „łoża“. Kołdry, podobnie jak inne części pościeli, były także przedmiotem pewnego przepychu, dlatego też sadzono się, aby były jak najwytworniejsze i z materyi jak najkosztowniejszych: tak znajdujemy kitajczane[1557] i atłasowe, przeważnie w kolorach żywych, jak z czerwonym i wiśniowym, ozdobione listwami atłasowemi innego koloru, zwykle zielonemi, a podszyte barchanem[1558] także czerwonym. Lecz kołdry ozdabiano jeszcze i w inny sposób, znajdujemy bowiem także „fladrowate“[1559], to znaczy niezawodnie: nakształt fladru przeszywane, iż przedstawiały podobieństwo do owych żyłkowatych rozgałęzień w drzewie, zwanych fladrem. Obok wymienionych był jeszcze osobny gatunek kołder, mianowicie „tureckie“, które tak jak tamtejsze koce i kilimy, należały do tak t. zw. „towarów tureckich“[1560]: najprawdopodobniejszem jest jednak, iż kołdry te, również „przeszywane“, robione były zawsze w domu, a tylko wierzch, który przeważnie był z atłasu tureckiego[1561], kupowano z zagranicy; wierzch taki bywał zwykle różnobarwny lub w rozmaite wzory upiększany, jak raz czytamy, że wzdłuż ciągnął się „pas pstry“[1562]. — Czy jednak kołdry wogóle watowano i czem, t. j. czy między kosztownym wierzchem a podszewką, w miejsce jeszcze wówczas nieznanej waty bawełnianej, robiono podkład z czegoś innego, jak n. p. z wełny, niewiadomo wcale; w każdym razie kołdry służyły przeważnie za nakrycie w lecie, jak pierzyny niezawodnie były nakryciem na zimę.
Tak nam się przedstawia pościel w domach mieszczan sandeckich epoki ówczesnej, o ile z fragmentarycznych źródeł naszych obraz tejże zestawić się dało. W codziennem jednak używaniu i ściśleszem tego słowa znaczeniu pod wyrazem „pościel“ rozumiano wówczas powszechnie, jak to wiadomo z rejestrów rzeczy dawanych córkom na wyprawę[1563], te tylko sztuki, które wyłącznie do jednego należały łóżka, a tę stanowiły zawsze obok płotka: pierzyna, 3 poduszki (wraz z poszw i poszewkami) i prześcieradło. Otóż te po wyspaniu się wyrównawszy i ułożywszy na płask wzdłuż całego łóżka, aby całkowitą przestrzeń zapełniły równo, rozpościerano na nie kołdrę, a wszystko przykrywano na dzień wedle możności bogatą „oponą czyli pokryciem na łóżko“[1564], zwanem powszechnie także kołdrą na pościel, a tak przystrojone łóżko stawało się przyozdobieniem komnaty lub wogóle tej ubikacyi, w której się znajdowało. Takie kołdry „na pościel“ lub „na łóżko“ były niezawodnie także rozmaite, lecz tylko jeden raz znajdujemy dwie, z których o jednej powiedziano ogólnikowo, że była pstra, o drugiej zaś, że była adamaszkowa koloru „dzikiego“, to znaczy: żelaznego, i poszyta bachanem[1565]. Czy kołdry te bywały z tych samych materyi i tego samego koloru co firanki lub kotary koło łóżek, jak w wielkich domach pańskich, w braku bliższych szczegółów na pewno powiedzieć nie można.
Najzwyklejszem miejscem dla pościeli były głównie łóżka, które, jak wiadomo z poprzedzającego, stawiano przeważnie w komnatach, ale także i w innych ubikacyach; obok tego znajdujemy, zwłaszcza w domach wdowich, iż po śmierci męża i opuszczeniu przez synów i córki zamężne domu rodzicielskiego, zbytnią poście przechowywano także w sklepie lub komorze na strychu[1566]. Tutaj to związana czy w stos ułożona spoczywała, aż jej znowu potrzebowano, bądź to na wolnem powietrzu, bądź też zamknięta w jakiej skrzyni albo zapakowana w osobnym przechowku, wyłącznie na schowanie pościeli przeznaczonym, jakim był t. zw. tłumoki. Był to rodzaj dużego, niejako rozciętego wora, podobnego nieco do wielkiego lecz niezbyt wysokiego pudła, z materyi giętkiej i niebardzo twardej, którego wierzchnia pokrywa nakształt klapy dała się odwinąć, a po wpakowaniu pościeli nazad spuścić, poczem przymocowanymi rzemykami można było wszystko ściągnąć i zapiąć, albo silnymi postronkami zwinąć. Tłumoki takie wyrabiane były albo ze skóry podszytej płótnem, albo z grubego mocnego sukna, zwłaszcza falendyszu[1567], w kolorach rozmaitych, a bywały większe lub mniejsze, co zależało od wielkości pościeli; przedewszystkiem zaś służyły w podróży na przechowanie pościeli, której, wedle świadectw ówczesnych, w drodze nie można było w Polsce dostać i musianoby inaczej spać na słomie lub na ziemi[1568]. Te tłumoki, które źródła nasze przytaczają, były „skórzane“ i „białe“[1569], co bez wątpienia znaczy: z białego sukna lub z białego falendyszu.

Cały powyższy opis podaje nam wedle możności wierny i dokładny obraz tak urządzenia mieszkań, jako też sprzętów domowych w Nowym Sączu w epoce Wazów, zwłaszcza jak te się wydawały przy blasku światła dziennego; lecz właśnie z ostatniej tej okoliczności wynika, iż dla całkowitego wykończenia tego obrazu pozostaje jeszcze dodać szczegół jeden, a mianowicie opisać, jaki był ówczesny sposób oświetlenia w porze wieczornej, oraz jakich do tego używano przedmiotów i sprzętów, aby tak w zupełności wyczerpnąć materyał niniejszego ustępu.

Pieczęć gwardyi narodowej sandeckiej z r. 1848.
Z Muzeum histor. przy archiwum miejsk. we Lwowie.

Pomijając kwestyę więcej ogólną, jak w owych czasach przy nieznajomości wynalazku zapałek robiono ogień, przypuścić koniecznie należy, iż, dla uniknienia połączonego z tem ogromnego mozołu, w każdym domu utrzymywano niejako wieczny ogień, czy to paląc ustawicznie w którejkolwiek ubikacyi mieszkalnej lamkę olejną prze wizerunkiem Chrystusa Pana lub jakim obrazem świętym (chociaż osobliwszym wypadkiem o tem ani razu nie wspomniano nigdzie), czy też może podsycając nieustannie zażewie w kuchni. Otóż kiedy zmrok wieczorny nie dozwalał już od tego ognia widzieć w stancyach, zapalano, niewątpliwie szczypami, przedmioty jedynie znane i do oświetlenia używane, jakimi były owe wspomniane „lampki olejne“ i „świece“, o innych bowiem niewiadomo wcale. Co do lampek, to źródła nasze wprawdzie tychże nie przytaczają wcale, lecz skoro już od dawna, jak to wiadomo skądinąd, służyły do służby i obrzędów kościelnych, wątpić bynajmniej nie można, iż używano ich także i w domach, gdzie je miewano albo z jakiego metalu, z wypalanej gliny, albo może i ze szkła nakształt prostych szklanek. — Drugim, najzwyklejszym przedmiotem służącym do oświetlenia, były świece; te były albo „łojowe“, albo „woskowe“, czyli „lane“, z których te ostatnie, lubo dające lepsze światło, lecz znacznie kosztowniejsze, używano nierównie rzadziej, n. p. przy jakich uroczystościach familijnych albo tylko w domach zamożniejszych, powszechnie zaś łojowe; jedne i drugie bywały rozmaitej długości jako też grubości, od czego też zależała ich cena, a przedewszystkiem czas, przez który dawały oświetlenie.

Jako sprzęty czy naczynia, w których świece osadzano czyli oprawiano, służyły wyłącznie t. zw. lichtarze (niem. Leuchter), które były jednak nader rozmaite tak pod względem materyału, jak wielkości, kształtu i użytku. Co się tyczy materyału, z jakiego je wyrabiano, to znajdujemy tylko „cynowe“, które przy ówczesnej wartości tego kruszcu niezawodnie odpowiadały dzisiejszym srebrnym, tudzież mosiężne czyli, jak wówczas mówiono „mosiądzowe“; te ostatnie, jako nierównie częściej przytaczane, musiały też być daleko więcej w powszechnem użyciu. Co do wielkości trzeba przedewszystkiem rozróżnić lichtarze zwykłe, stojące, od zawieszanych u powały, które także nazywano „lichtarzami“, lecz z wyraźnym dodatkiem „wielkie“ albo także „zawiesiste“. Lecz i lichtarze zwykłe nie były zawsze jednakowe, bywały bowiem większe i mniejsze, które z tego względu nazywano też zdrobniałe „lichtarzykami“[1570]; następnie znajdujemy obok najpowszechniejszych, służących tylko na jedną świecę czyli t. zw. „pojedynkowych“, lichtarze dwuramienne, inaczej zwane także „o dwu rurkach“[1571]: widocznie rodzaj kandelabrów o 2 ramionach całkiem prostych i cienkich; jedyny taki przytoczony był „cynowy“. Obok powyższych różnic możebnem, a nawet prawdopodobnem jest bardzo, że lichtarze zwykłe odróżniały się od siebie także jeszcze i pod innymi względami, a mianowicie wyrobem, kształtem podstawy, prostszem lub więcej artystycznem wykonaniem, chociaż dowodów na to nie znajdujemy żadnych. — Że na oświetlenie wieczorne wcale wielką kładziono wagę i nie skąpiąc na świece wydatku, prawdopodobnie oświetlano więcej ubikacyi, dowodzi stosunkowo dość znaczna liczba lichtarzy pojedynkowych, jaką w niektórych domach posiadano, a która niekiedy dochodziła do 10[1572]. Co się tyczy ubikacyi, w której lichtarze za dnia stawiano, to nie mamy wymienionej żadnej, lecz prawdopodobnie znajdowały się we wszystkich, gdzie na dzień ustawiano je na stołach lub na szafach, a połyskiem swym rozweselając oko, także za pewną służyły ozdobę.
Lecz jeszcze większą ozdobą był drugi gatunek lichtarzy, t. j. owe powyżej wspomniane lichtarze wielkie zawiesiste; te bez wyjątku były z mosiądzu, a jak już same wskazują przydomki, od poprzednich nierównie większe i wiszące u powały[1573]: a więc wyraźnie wielkie świeczniki pokojowe, to co dzisiaj nazywamy „pająkami“; lecz oprócz tego różniły się jeszcze od owych zwykłych także zupełnie kształtem i użytkiem. A mianowicie, taki „lichtarz zawiesisty“, jakto raz o jednym wyraźnie czytamy, że był „zupełny“, „z wszystkiemi jego prznależytościami[1574], składał się z wielu części, widocznie śrubami lub w inny jaki sposób ze sobą pospajanych. Z tych części składowych dadzą się jednak przedewszystkiem rozróżnić dwie główne: a) właściwy słupek czyli korpus lichtarza, od zwykłych znacznie większy i masywniejszy, bardzo często pękaty, lecz wogóle rozmaitego kształtu; tudzież b) rozchodzące się z niego ramiona, które w równych od siebie odstępach na wszystkie strony wystawały, a których zawsze znajdujemy pod 6. — Ramiona te bywały także różne co do kształtu, jako to: proste i cienkie, które też z tego powodu, jak w owych kandelabrach, nazywano „rurkami“, albo zakrzywione i wygięte w kształcie litery S, i dlatego też nazywane „esami“[1575]. W ramionach tych znajdowały się w górnym rogu zagłębienia, zupełnie jak w lichtarzach pojedynkowych, służące do wyprawienia świec, które wszystkie zapalone, nie miały zadania, jak świeca w zwykłym lichtarzu, oświecić tylko część stołu, przy którym pracowano, lecz oświecały całą stancyę, lubo niewiadomo, czy tylko w dni świąteczne albo jakiej zabawy i uroczystości familijnej, czy też może także podczas każdej wieczerzy codziennej. Do tego dodać należy jeszcze tę uwagę, iż lichtarze zawiesiste bynajmniej nie dały się postawić na stole, tylko wisiały na łańcuszku lub na sztabie metalowej u powały w środku stancyi mieszkalnej. Ubikacyą zaś tą, w której takie świeczniki znajdujemy zawieszone, była wielka izba, stąd też lichtarze zawiesiste nazywano także inaczej „izdebnymi“ albo „do izby“. Raz tylko znajdujemy wyjątkowo taki lichtarz zawiesisty w komnacie, ale z wyraźnem dodatkiem „do izby“, z czego koniecznie wnioskowaćby należało, że do innych ubikacyi albo dawano świeczniki innego rodzaju, albo też w nich wcale nie zawieszano żadnych, a powyżej opisanych używano wyłącznie tylko w izbach — lubo tego z niezachwianą pewnością twierdzić nie można.

C). Przedmioty do upiększania mieszkań

Jeżeli lichtarze, zwłaszcza „zawiesiste“, które przecież głównie służyły do oświetlania pokojów, a więc jako takie w pierwszym rzędzie należały do „sprzętów“, już także uchodziły za ozdobę mieszkań, to znajdowały się w tychże jeszcze różne inne przedmioty, stanowiące wyłącznie tylko samą ozdobę i przystrój mieszkania, a temi były przedewszystkiem takie, które stały w jak najściślejszej łączności z nastrojem religijnym i duchem nabożności, jaki był najbardziej wybitną i charakterystyczną cechą epoki ówczesnej — całkiem podobnie, jak między wspomnianymi powyżej obrazami, zdobiącymi ściany stancyi mieszkalnych, największa ich część niewątpliwie była także treści religijnej.
Między takiemi ozdobami pierwsze miejsce zajmują symbole męki i śmierci Zbawiciela, t. j. krzyże i krucyfiksy. Te znajdujemy stosunkowo bardzo rzadko i nieliczne, prawdopodobnie dlatego, iż będąc przeważnie z drogiego kruszcu, bywały w posiadaniu może tylko rodzin zamożniejszych. I tak krzyż, który źródła nasze wymieniają, był rzeczywiście „srebrny“[1576] i zapewne wisiał na ścianie, lecz w jakiej ubikacyi, powiedzianem nie jest, choć najprawdopodobniej nad łóżkiem w komnacie. W tym samym domu znajdujemy także wymieniony krucyfiks, który był przymocowany na niewielkim postumencie, mającym kształt trójściennej piramidki stojącej na 3 kulkach, czyli tak nazwanych „gałeczkach“: ten również był ze srebra, a służył niewątpliwie do postawienia na stole, albo na szafce lecz w której ubikacyi, nie wspomniano również.
Dalszemi ozdobami, mającemi także znaczenie i charakter religijny, były kociołki do święconej wody; te były niezawodnie zawsze „miedziane“, jakto raz wyraźnie czytamy[1577], lecz jakiej wielkości, czy różniły się od siebie kształtem, oraz gdzie je umieszczano: czy w izbie obok drzwi na ścianie, czy gdzieindziej, niewiadomo wcale.
Wreszcie ostatnimi przedmiotami tej kategoryi, jakie jeszcze znajdujemy, były t. zw. pacierze czyli duże paciorki nawleczone na mocny sznureczek lub w inny sposób ze sobą spojone, służące do odmawiania pacierzy (od których też tak nazwane) lub innych modlitw, a więc niewątpliwie to to samo, co dzisiaj nazywamy „koronkami“ i „różańcami“. Te bywały, jak wyraźnie źródła nasze nadmieniają, „rozmaite“[1578], niezawodnie tak co do kształtu, wielkości, jak i materyału, z jakiego je wyrabiano, lecz bliższych szczegółów pod tym względem nie mamy żadnych. Pomienione „pacierze“ ozdabiano także, a mianowicie podobnie jak jeszcze i dzisiaj, medalikami, a jak wówczas mówiono „obrazkami“ srebrnymi z wizerunkiem jakiego Swiętego lub Świętej, do których z takimi „pacierzami“ w ręku o wstawienie się do Boga zasyłano modły, zwłaszcza wieczorem kladąc się spać i rano po wstaniu z łóżka; dlatego też ubikacyą, w której je znajdujemy, była komnatka[1579].
Od powyższych „pacierzy“ jak najzupełniej odróżnić należy pacierze piżmowe: były to gałki wonne do noszenia przy sobie dla woni, rodzaj dzisiejszych perfum, noszonych i używanych niezawodnie wyłącznie tylko przez niewiasty; lecz czy one tworzyły także jaki rodzaj ozdoby którejś ubikacyi, lub czy może były raczej jakimś środkiem orzeźwiającym, sanitarnym, w braku bliższych szczegółów trudno na pewno orzec; uderzającą tylko jest znaczna ich liczba (76), jaką w jednym domu natrafiamy[1580].

Jeżeli powyżej opisane przedmioty, ozdabiające pokoje mieszkalne, były wypływem nabożności i miały zaspokajać jedną stronę duchowej natury człowieka, t. j. stronę religijną, to obok nich znajdujemy jeszcze takie, które odpowiadały znowu innej stronie duchowości człowieka, a mianowicie chęci zaspokojenia pragnienia i wzbogacenia wiedzy, a przedmiotami do tego służącymi i pod tym względem tworzącymi całkiem odrębny rodzaj ozdoby mieszkania były książki. Już z poprzedniego przedstawienia (§. 4.) wiadomo, że mieszkańcy Nowego Sącza, przy ówczesnych prostaczych stosunkach i troskach o utrzymanie siebie i rodziny, wcale niewiele mieli sposobności i czasu do oddawania się naukom i kształcenia się czytaniem książek; mimo to kilkakroć znajdujemy ich po kilkanaście, a więc może nawet więcej, aniżeli się spodziewać można, a przed pożarem 1611 r. bywało ich niewątpliwie jeszcze więcej i częściej[1581]. Książki te, świadczące najlepiej o potrzebach naukowych i kierunku umysłowych ich właścicieli, są treści rozmaitej i pisane w różnych językach: tak raz znajdujemy 13 ksiąg medycznych, z których 11 w języku łacińskim[1582]; inny raz ksiąg 17 treści rozmaitej, przeważnie jednak także medycznych, z tych 3 łacińskie, 5 niemieckich, reszta zaś polskie, a oprócz tych wszystkich jeszcze 5 „rejestrowych“, to znaczy ksiąg rachunkowych kupieckich[1583]; a znowu inny raz ksiąg 19, z których 5 treści religijnej, w języku polskim, o innych zaś tylko powiedziano: „różnych“ 14[1584]. Gdzie książki takie ustawiano, czy była dla nich przeznaczona wyłącznie ubikacya, czy może miały swoją osobną szafę lub czy raczej tylko oparte o ścianę stały na listwie albo na stole: nie powiedziano nigdzie, tylko tyle dowiadujemy się, że w jednym domu po śmierci właściciela spoczywały w skrzynce w komorze na strychu[1585], a niezawodnie i w innych tego samego doznały losu[1586].
Z przytoczonych ksiąg „rejestrowych“ śmiało wnioskować możemy, że mieszczanie ówcześni, więcej aniżeliby dzisiaj tego domniemywać się można, zajmowali się pisaniem, i to nie tylko rachunków kupieckich i gospodarskich, ale także prowadzeniem pamiętników, poświęconych zdarzeniom familijnym, jako też i miejskim, coby tylko świadczyło o ich intelligencyi, obudzonej udziałem w życiu publicznem, oraz wyższem zainteresowaniu się sprawami miasta. Tak obok siąg wspomnianych znajdujemy jeszcze zapiski, a jak wówczas mówiono, „spiski“ Gandolfiego, po jego śmierci pochowane do skrzynki i zamknięte w sklepie[1587]; do tej samej kategoryi zaliczyćby należało tylokrotnie wspomniany, dla naszych badań tak nieoceniony „Dyaryusz Tymowskiego“. Jaką ważność do takich pism już wówczas przywiązywano, najlepszy dowód, że nawet listy chowano w puszce żelaznej[1588]. Jakaż nieodżałowana strata, że wszystkie te świadectwa przeszłości nie doszły rąk naszych!

Ostatnim wreszcie przedmiotem, używanym także za szczególny rodzaj ozdoby, którą wnętrza ówczesnych mieszkań Nowego Sącza posiadały, a jaką tylko domy niewielu miast polskich poszczycić się mogły, była broń albo, jak wówczas także powszechnie z łacińska nazywano, armata — służąca właściwie do obrony miasta, a przechowywana w domach prywatnych wskutek wojskowej organizacyi całego mieszczaństwa i jego obowiązku pełnienia w razie niebezpieczeństwa służby wojennej[1589]. Gatunki tej broni, które źródła nasze w domach mieszczańskich przytaczają, były wcale liczne i dadzą się podzielić na 4 rodzaje, a mianowicie: a) na broń palną; b) broń pociskową; c) broń do pchnięcia, i d) broń sieczną.
a) Broń palna, jako dalekonośna i najskuteczniejsza, jest też (obok siecznej) najliczniej reprezentowaną i znajdujemy jej aż 7 gatunków. Pierwsze miejsce co do liczby zajmuje muszkiet (wł. moschetto), była to strzelba podobna do piechotnej broni, ale większa, używana do baszt i murów fortecznych, stąd też także niekiedy nazywany „murowy“[1590]; muszkiety bywały dwojakie: „z zamkiem“, jakto raz o jednym wyraźnie czytamy, z czego też oczywisty wniosek, iż musiały być także inne „bez zamka“. — 2) Pułhak był to także gatunek muszkietu spiżowego, lecz mniejszego kalibru, służący głównie dla miejskich ludzi, strzelba huczliwa, dlatego też także nazywana inaczej „bombarda“, choć ta ostatnia nazwa w spisach naszych nie przychodzi nigdzie. Pułhaków znajdujemy niekiedy u jednego właściciela pod kilka (aż 4), a między nimi takie, które już w r. 1636 uchodziły za „staroświeckie“[1591]. — 3) Samopał albo kobyła, jak wyraźnie obie te nazwy przytacza jeden z inwentarzy[1592], była to strzelba duża, długa, lecz należąca już do dawnych gatunków broni palnej; tych także miewano po kilka (2). — 4) Rusznica także „rucznica“ (od „ręka“; horw. „orusznica“) był to rodzaj ręcznej strzelby z większym otworem, bez krzosu; tych znajdujemy dwa gatunki, a mianowicie: rusznica zwykła, wojskowa; a drugi: rusznica myśliwska na ptaki, dlatego także nazywana „ptasia“ lub „ptasza“. — 5) Krzoska, była to natomiast strzelba krzesząca czyli z krzesiwem, z zamkiem; tych znajdujemy także w jednym domu po kilka (2), ale dziwnym trafem „bez zamków“[1593], a więc widocznie zepsute. — 6) Karabin (wł. carabino), tak nazywała się zwyczajna broń kawaleryjska, znacznie krótsza od piechotnej: stąd też pochodzi, że znajdujemy ich niekiedy po parze[1594], niezawodnie dla przymocowania ich po obu bokach konia. — 7) Pistolet, krótka ręczna strzelba, wówczas jednak znacznie dłuższa od dzisiejszych; tych miewano także niekiedy po kilka (3).
Tak karabiny, jak i pistolety znajdują się czasem przytoczone wraz z należącemi do nich „olstrami“ (d. sas. Holster), t. j. skórzanymi futerałami, które przeważnie jednak służyły dla jeźdźca do przymocowania ich obok siodła do konia. Olstra takie niezawsze bywały jednakowe i w XVII. wieku znacznie musiały się różnić od dawniejszych, skoro w r. 1600 znajdujemy takie, które już wówczas nazywały się „staroświeckie“[1595].
Podobnie jak olstra przy karabinach i pistoletach, tak przy innych gatunkach broni palnej znajdujemy, i to stosunkowo dość często, należące także do niej przybory, jakimi były: „ładownice“, „amelie“ i „prochownice“. Ładownica była to puszka na ładunki czyli naboje, zwykle z twardej skóry, kształtu takiego, jaki się utrzymał do najnowszych czasów (aż do zaprowadzenia bronie odtylcowej), koloru przeważnie czarnego, ale także czerwonego[1596], a prawdopodobnie i innych, noszona na plecach na szerokim rzemieniu. Ale i ładownice stawały się nieraz przedmiotem przepychu, obok zwykłych, bywały także zabytkowe, powleczone czarnym aksamitem, przyozdobione srebrnemi „czętkami“[1597], a zamiast pasów rzemiennych do przewieszenia, z jedwabnymi sznurami. Ładownice ówczesne bywały widocznie do otworzenia i zamykania, czytamy bowiem, iż do nich często należał „klucz“, lecz jakiego tenże był kształtu, oraz jakiego rodzaju było to zamknięcie ładownicy, niewiadomo wcale. — Amelia[1598] jak wyglądała i co właściwie oznaczała, wyjaśnionem nie jest. Wnioskując z tego, iż jest wyraźnie tuż obok ładownicy wymienioną[1599], musiała być coś zupełnie od tejże odrębnego; mimo to prawdopodobnie był z ładownicą całkiem pokrewną, tego samego kształtu i przeznaczenia, jak tamta do otwierania i zamykania, tylko, jak się zdaje, znacznie mniejsza i z blachy metalowej. Amelie, zupełnie jak ładownice, obok swego praktycznego użytku, służyły także za przedmiot ozdobny i zbytku: tak znajdujemy jedną, która była ozdobiona 18 brajcarami srebrnymi, z zamklem i przęczką o 7 dziurach srebrnych[1600]. — Prochownica była to puszka lub naczynie na proch ruśniczy, lecz z jakiego materyału: z rogu, z blachy, czy kościana, oraz jakiego kształtu: flaszki czy rogu, nie wspomniano wcale.
b) Broń pociskowa, jako zabytek z dawnych wieków, jeszcze przed wynalazkiem prochu strzelniczego, wobec palnej, na daleką odległość noszącej nierównie mniej skuteczna, natrafia się w naszych spisach nierównie rzadziej niż palna, i była w epoce, którą się zajmujemy, rzeczywiście już tak rzadką, iż właściwie znajdujemy tylko jeden jej gatunek, t. j. „kuszę“. Kusza (łac. arcuballista; niem. Armbrust) było to narzędzie do ciskania grotów (bełtów) na sprężynie i składało się z kilku części, a mianowicie: z obłąka, który był z żelaza lub ze stali; z cięciwy ze sznura lub z kręconego rzemienia; tudzież z cyngla nakształt tego, jakiego używano do strzelby. Strzała przez nią ciskana na nieprzyjaciela była krótsza niż do łuku. — Oprócz kuszy znajdujemy jeszcze 5 gatunków broni, służącej raczej do uderzenia, aniżeli do ciskania, a jeżeli do tegoż, to chyba tylko na nader małą odległość, a tymi były następujące:
1) Buława (z tatar.) była to krótka laska metalowa, po obu końcach pękata; ta którą źródła nasze przytaczają, była „ze srebrem na końcu“ czyli widocznie na końcu okuta srebrem; po śmierci właściciela usunięta do sklepu[1601]. — 2) Buzdygan (z tatar.), zwykle była to broń ze stali w kształcie gruszki, na krótkiem drzewcu osadzona; ten jednakże, który znajdujemy przytoczony, był cały z żelaza[1602]. — 3) Siekiera, o tej nie ma bliżej nic powiedzianego, prawdopodobnie była taka sama, jakie się utrzymały do dziś dnia. — 4) Kosturek pierwotnie i właściwie oznaczał „laskę kościaną“, później wogóle tyle co „kij“, zwłaszcza „żelazny okuty“; ten, który między naszymi rodzajami broni jest wyliczony, był cały „żelazny“[1603]. — 5) Rohatyna był to mała włócznia z szerokiego a mocnego żelaza, do ciskania na nieprzyjaciela; ta, którą źródła wymieniają, musiała być jeszcze mniejsza i dlatego nazwana zdrobniale „rohatynką“, była „bez drzewa“, to znaczy: bez drzewca[1604], a więc tylko sam grot.
c) Broń do pchnięcia, wymagająca już starcia się wręcz z blizka z nieprzyjacielem, była tak samo jak poprzednia znacznie rzadszą od palnej, to też znajdujemy jej tylko kilka gatunków i zaledwie kilka egzemplarzy: 1) Darda (wł. dardo), rodzaj włóczni lub dzidy, o której tyle tylko wiadomo, że bywała noszoną przez dziesiętników. — 2) Tulich (niem. Dolch), rodzaj sztyletu wyłącznie w Niemczech używanego, dlatego też nazywany „niemiecki“[1605]. — 3) Kosperd, również zwany „niemiecki“, była to jakaś broń wówczas używana w Niemczech, której właściwego znaczenia, pomimo wszelkich poszukiwań, nie udało mi się wyjaśnić, lecz jak druga połowa wyrazu („perd“ przemiana z „barte“ = topór) niechybnie wskazuje, widocznie jakiś gatunek „bardysza“. — 4) Koncerz, tak nazywała się włócznia turecka, kopia długa, którą wręcz z blizka w bitwie na siebie uderzano, — ale także „miecz“ dawnego gatunku, prosty a szeroki, który przywiązywano do kulbaki na lewej stronie pod udem jeźdźca: tak iż w obecnym wypadku właściwie niewiadomo, czy koncerz tytaj przytoczony[1606] zaliczyć należy do kategoryi niniejszej, czy też do następnej.
d) Broń sieczna: obok powyższego problematycznego „koncerza“, jako do tejże należący, wymienionym jest tylko jeden gatunek, a takim był miecz (skand. moecir, niem. Messer): ten od poprzedniego różnił się niezawodnie pewną stałą szerokością i długością, która atoli nie jest oznaczoną bliżej, zato dowiadujemy się, że był „z taszkami“[1607], t. j. z pokrywkami na swej rękojeści. Natomiast inne bardzo często przytaczane gatunki broni siecznej, jako to: pałasze, kordy, multany i szble, które zawsze noszono przy boku u pasa, a więc nie stanowiły ozdoby mieszkań, lecz właściwie były „strojem męskim“, jako do tegoż należące, w dotyczącym też ustępie (a raczej obszerniejszej rozprawie) znajdą swój bliższy i szczegółowy opis.
Do całkowitego uzbrojenia, oprócz wszystkich powyższych gatunków broni, należała jeszcze jako ochrona człowieka, a więc niejako ich dopełnienie, także i „zbroja“. Zbroja składała się z „szyszaka“, „pancerza“ i „blachownic“ (t. j. blachy na piersi czyli „kirysa“), lecz z tego wszystkiego znajdujemy raz zbroję „starą niezupełną“, a więc której coś brakowało, czyli tylko niektóre jej części, a te po śmierci właściciela istniały nadal w komorze na strychu[1608]; drugi raz zaś tylko sam „pancerz“ (inaczej zwany także „kolczugą“, iż był „z kolców“ czyli z kółek), który znowu był „zardzewiały“[1609]. — Gdzie te wszystkie ozdoby wojenne były umieszczone, którą zdobiły ubikacyę, czy wedle dzisiejszego zwyczaju wisiały nad łóżkiem właściciela w komnacie, czy może miały dla siebie jaką własną szafę, lub czy to tylko stały gdzie w kącie: w braku wszelkich bliższych wiadomości, pozostać musi tylko domysłem. — Zbroi pancerzowej zupełnej znajdowało się niemało w cekauzach baszt miejskich[1610].

Reasumując cały powyższy opis, obszerność i urządzenie mieszkań Nowego Sącza, ich ozdoby, ilość i jakość sprzętów, które nie były tak wcale zbyt proste, przychodzimy do wniosku, że te co do wykwintności i dostatku nie mogą wprawdzie równać się z wnętrzami ówczesnych domów Krakowa, szybko wzrastającej Warszawy lub kilku innych większych miast polskich. Lecz z drugiej strony koniecznie przyznać należy, iż w porównaniu z domami i mieszkaniami szlacheckiemi, w których wedle słów Gołębiowskiego „aż do końca panowania Sobieskiego, wyjąwszy domy bogaczów, kilka stołków drewnianych, dwie deski pokryte siennikiem, jedynym były sprzętem osób mierniejszego stanu, a nawet dość majętnych“[1611], stancye mieszkalne i pokoje mieszczan sandeckich należałby nazwać wprost wspaniałymi. Nie dziw przeto, że, jak gdzieindziej, tak i tutaj wzbudzać musiały i wywoływały zazdrość szlachty, jaka objawiała się w owych nieprzychylnych dla rozwoju mieszczaństwa „ustawach cen“, „taksach“ i uchwałach sejmowych przeciwko zbytkowi.




Rozdział  X.
Obyczaje.

W poprzednich rozdziałach mieliśmy wielekrotnie sposobność poznać kilka dodatnich rysów charakteru i przymiotów naszego mieszczaństwa, objawiających się w życiu publicznem, jakim były: miłość ojczystego grodu, duch ofiarności, a przedewszystkiem poczucie godności osobistej, wypływające z wolnych instytucyi i z udziału w sprawach i zajęciach publicznych. Rozdział ostatni roztoczył nam obraz życia domowego naszego mieszczaństwa, zwłaszcza w jego stosunkach rodzinnych, wychowaniu dzieci, zatrudnieniach codziennych, mających na celu utrzymanie siebie i rodziny, a więc w owej ciężkiej walce o byt i usiłowaniach przeboju przez wszystkie te trudy i mozoły, z którymi ta walka jest połączona. Poznaliśmy także ich pracowitość, zapobiegliwość gospodarczą, oszczędność, owo zadowalanie się swym losem i przestawanie na małem, ową prostotę i skromność w urządzaniu mieszkań, która jedynie ustawała i przemieniała się w zbytek, gdy szło o przystrojenie własnego ciała, o przepych w ubiorach. I czyż mamy koniecznie potępiać tę ich słabość, tę chęć strojenia się, która może jedyną stanowiła osłodę w ich doli i ciężkiej ich pracy?
W tej pracy i troskach codziennych wpływało ich życie, nie znające tych licznych rozrywek i przyjemności czasów dzisiejszych, które wówczas przeważnie zastępował Kościół ze swoimi wspaniałymi obrzędami służby Bożej. To też nabożność, bogobojność, głęboka wiara i cześć dla duchowieństwa stanowią pierwszą i najgłówniejszą cechę charakteru i obyczajów ówczesnego mieszczaństwa. Z tego to ducha religijnego pochodziło, jak widzieliśmy, iż wszystkie uroczystości i ważniejsze zebrania cechowe rozpoczynano od wspólnej mszy wotywnej, że niektóre cechy za zmarłych swych braci co kwartał odprawiały nabożeństwa żałobne[1612], że kapelan w kollegiacie i kaznodzieja cechowy otrzymywali stałe płace roczne. Z tego ducha pochodziły te wszystkie inwokacye i pobożne westchnienia, a nawet modły do Boga i Najśw. Maryi Panny o zwycięstwo dla króla węgierskiego nad Turkiem, „tym nieprzyjacielem kościoła chrześcijańskiego“, któremi wśród rachunków kupieckich zapełniony jest dyaryusz Tymowskiego. Z tego ducha wreszcie płynęły owe testamenta, jak Jana Obłąka i innych zmarłych na morowe powietrze 1652 r.[1613], oraz znaczne zapisy dla kościołów i klasztorów, które tak często napotykamy w ówczesnych testamentach, czyli rozporządzeniach ostatniej woli.
Tym samym duchem religijności tchnęły różne ustawy cechowe, których tendencyą było przedewszystkiem uobyczajenie: a więc podniesienie i utrzymanie moralności, szacunku dla starszych, wzajemnej zgody i pomagania sobie, obudzenie poczucia honoru i godności tak własnej, jak i całego stanu, tudzież hamowanie chciwości. I tak widzieliśmy już poprzednio, że ożenienie się w niektórych przepisach cechowych było jednym z głównych warunków przyjęcia do grona braci. I stąd to owa kara, jaką Jan Kitlica, rzeźnik, musiał ponieść zato, że się nie żeni, mianowicie zapłacić beczkę piwa, którą mu żartem nałożyli na jednej schadzce bracia cechowi[1614], a burmistrz potwierdził (1632 r.). Lecz i w innych kierunkach starały się owe ustawy cechowe o utwierdzenie i podniesienie moralności, zwłaszcza występując z całą surowością przeciw namiętności gry przez zakazy i kary, nakładane za grę w kostki lub karty mistrzów ze sobą, gdyby przytem powstała zwada lub, co gorzej, gdyby który na grę zastawiał z siebie odzienie; tudzież za dawanie złego przykładu młodszym i podwładnym, t. j. gdyby mistrz grał w kostki lub karty z towarzyszem, a tem bardziej z uczniem. Jeszcze wyższą tandencyą moralną tchnie zakaz cechu rzeźniczego, aby żaden mistrz nie ważył się wespół z towarzyszem zabijać bydlęcia lub wołu. Tak samo zakazanem było zbytnie używanie trunków i tytoniu[1615].
Także poszanowanie starszych i utrzymanie wzajemnej zgody było wzniosłym celem owych ustaw, dlatego tak wszelkie lekceważenia cechmistrza i mistrzów stołowych przez młodszych, jak i wszelkie kłótnie, zwady, złorzeczenia, nieprzystojne mowy i burdy, a jeszcze bardziej porywanie się do broni lub bitki, zwłaszcza w mieście lub na jarmarku, były wzbronione i obłożone karami.
Obok powyższych dodatnich stron charakteru i obyczajów naszego mieszczaństwa, trzeba jeszcze wspomnieć i podnieść rzetelność, której również przestrzegały uchwały cechowe, zabraniając wszelkiego oszukaństwa i partactwa, jako też podkupywania innych, tudzież zapobiegając zbytniej chciwości zysku przez zakazy używania niesprawiedliwej miary lub wagi, sprzedawania rzeczy fałszowanych, albo kupowania potajemnie towarów przywiezionych. Do tego samego szlachetnego celu zmierzała także ustawa cechu rzeźniczego, zakazująca pod wysoką karą, aby żaden mistrz nie ważył się zabijać niezdrowego wołu lub bydlęcia[1616].
Tak więc życie naszego mieszczaństwa cechowała ciężka, nieustanna, lecz uczciwa praca, którą uzacniała i uszlachetniała panująca religijność, tudzież płynące z niej dopiero co wspomniane ustawy, głoszące moralność, powszechną zgodę, poszanowanie starszych i rzetelność. A jak życie to znajdowało całe swoje skoncentrowanie oraz urozmaicenie w bractwach rzemieślniczych, czyli cechach, wyrabiających i potęgujących ducha korporacyjnego, tak znowu główne uprzyjemnienie czyli zabawy w schadzkach cechowych, owych jedynych ogniskach ówczesnego towarzyskiego pożycia. Ten duch korporacyjny bractw rzemieślniczych: to dalszy rys charakteru i obyczajów naszego mieszczaństwa. Jak zaś duch ten był silnym, dowodzą wspomniane już powyżej nieraz znaczne zapisy[1617], które, jak wiadomo, właściciele ich tylko z ciężkim trudem z zarobionych i zaoszczędzonych szczupłych swych mająteczków legowali swym cechom.
Zabawami towarzyskiemi były zwykłe wesela i odbywane na nich uczty i tańce: dla panów rajców wyjazdy ich do wsi miejskich w sprawach urzędowych i połączone z tymi sute podejmowania i libacye wina. Najzwyklejszemi jednak i niezawodnie największemi były owe schadzki cechowe, czyli gromady po kwartalnych nabożeństwach żałobnych, owe piwa brackie, owe kolacye odbywane po wyborach lub sprawiane przez wyuczonych towarzyszów, starających się o przyjęcie do cechu, które wszystkie zastępowały dzisiejsze kasyna, teatra, koncerty, odczyty i inne liczne rozrywki czasów dzisiejszych. Na tych zabawach cechowych, które w porównaniu z weselami lub owymi radzieckimi wyjazdami odbywały się w nierównie skromniejszych rozmiarach, głównym napojem było piwo, którego mieszczanie sandeccy, obyczajem niemieckim i wogóle wszystkich miast polskich, w XVII. wieku wielką wypijali ilość.
Jednakże z całego powyższego zestawienia bynajmniej nie należy sobie wyobrażać, iż owe czasy w Nowym Sączu były czasami jakiejś rajskiej prostoty i niewinności, iż ludzie ówcześni byli wzorami cnoty i prawości, owszem, obok owych stron dodatnich, nie brakowało także i bardzo wielu ujemnych. Już samo istnienie powyżej wspomnianych ustaw jest najlepszym dowodem, iż musiały się dziać rzeczy, którym właśnie owymi zakazami starano się, o ile możności, zapobiedz i przeszkodzić, a więc że istniały nadużycia, nieokrzesanie obyczajów i przewrotność.
Wprawdzie znaną jest nam owa pochlebna charakterystyka Nowego Sącza, którą w r. 1632 podaje ks. Szymon Starowolski[1618], iż „na Podgórzu karpackiem celuje oświatą ponad inne okoliczne miasta“ — pomimo tego jednakże bynajmniej nie trzeba sobie wyobrażać, że mieszkańcy Nowego Sącza odznaczali się wyższem wykształceniem, które jedynie wpływa na uszlachetnienie obyczajów. Szkoła miejska, jak nam wiadomo, była tylko elementarną. Wprawdzie, jak pokazuje się ze wszystkiego, dopełniała ona w zupełności swego zadania i mieszkańcy umieli prawie wszyscy czytać i pisać, rozumieli, a nawet potrafili niekiedy wyrażać się po łacinie. Lecz tego, co pod wyrazem wykształcenia rozumiemy, brakowało im zupełnie, tak samo jak brakowało miastu wszelkich wyższych intelligencyi. Czytamy wprawdzie, iż Nowy Sącz posiadał znaczną liczbę biegłych prawników[1619], którzy za ugodzoną cenę dowolne pełnili usługi, a więc że posiadał (po dzisiejszemu) adwokatów, lecz ci raczej przyczyniali się więcej do podsycania pieniactwa, aniżeli szerzenia oświaty i uzacniania obyczajów. Jedynie wyższe, lub rzadki intelligencye natrafiamy między pisarzami miejskimi, jak ów Ludwik Rylski, który pisze wiersze łacińskie[1620], lub ów Jędrzej Suszycki, który dwóch biskupów Gębickich i żonę hetmana polnego koronnego, Stanisława Lanckorońskiego, przyjmuje trzema osobnemi mowami, pełnemi krasomowczych figur[1621]. Wyższość więc Nowego Sącza pod względem oświaty ponad inne miasta na Podgórzu karpackiem, o której mówi Starowolski, rozumieć należy tylko relatywnie, t. j. iż wśród ówczesnej surowości, a nawet dzikości obyczajów, jak w XVII. wieku panowała powszechnie w całej Europie, Nowy Sącz nie upadł jeszcze tak nizko, jak inne miasta polskie na Podgórzu karpackiem.
To też w poprzednich rozdziałach mieliśmy nieraz sposobność poznać, jak, obok owego ducha ofiarności i miłości ojczystego grodu, panowała także prywata, która dla własnego zysku nie wahała się ze szkodą miasta obławiać się dobrem i groszem publicznym, i ostatecznie spowodowała komisyę królewską do owego wyroku (1615 r.), opisanego w rozdziale I. tomu I. Lecz i za rządów demokratycznych, po upadku przewagi patrycyatu, niewiele działo się lepiej. I tak widzieliśmy owe oszustwa pieniężne Pawła Użewskiego w czasie jego burmistrzostwa (1638); widzieliśmy owe sprzeniewierzenia, które Stefan Cholewicz wytknął przy uchwale owego wilkierza (1639) swym przeciwnikom, jakich dopuszczali się względem miasta. A że i później u członków magistratu także prywata przeważała nad dobro publiczne, najlepszym i najdobitniejszym dowodem są słowa listu Władysława IV. z r. 1642, w którym zarzuca, że magistrat sandecki publicznych dochodów nie na ozdobę i naprawę miasta, ale na swoje prywatne obraca użytki[1622]. Jednakże i po tym liście królewskim nie ustały szkody i kradzieże dobra publicznego, jak się to okazało we wrześniu 1648 r., że u bramy węgierskiej brakowało dwóch łańcuszków, oraz skobla i wrzeciądza, chociaż dopiero co przed kilku miesiącami, wobec niebezpieczeństwa ze strony Kozaków, sprawione zostały. Czyż tu bowiem mimowolnie nie nasuwa się pytanie, a gdzież się podziały? bo bez wątpienia ktoś je sobie przywłaszczył.
Również i innym dodatnim przymiotom obyczajowym dadzą się przeciwstawić ujemne. Pracowitości naszym mieszczanom wprawdzie żadną miarą zaprzeczyć nie można, lecz zapobiegliwość ich gospodarcza posuwała się niekiedy za daleko i chwytała się nieraz środków nagannych, a nawet niegodnych, aby tylko zaspokoić chęć zysku. Tak czytamy, iż Jerzy Tymowski w przednowek (1623) wypożyczał chłopom w Żeleźnikowej zboże z dość znacznym zyskiem: za 2 wiertele żyta, 1 pszenicy i 1 jęczmienia brał 5 wierteli pszenicy; a za 1 wiertel żyta, 1 pszenicy i 1 jęczmienia brał pszenicy 4 wiertele[1623].
To samo dałoby się powiedzieć i co do owej, nieraz tylko pozornej religijności i czci dla duchowieństwa, jak tego dobitnie dowodzi wypadek z księdzem Fuzoriuszem[1624]; tudzież co do moralności (w zwykłem tego słowa znaczeniu), o ile ona wykraczała przeciwko szóstemu przykazaniu. Otóż i co do tej strony obyczajów źródła nasze zawierają dość liczne i znaczne przykłady rażącego rozluźnienia i życia gorszącego, którego powodem bywały zwykle zakazane miłostki osób zamężnych z wojskowymi, stojącymi w mieście na leżach zimowych. Cała głośna sprawa i stosunek Zofii Cichoniównej z chorążym, Jędrzejem Krukiernickim, chociaż także żonatym[1625], jest pod tym względem dobitnym przyczynkiem do obrazu ówczesnych obyczajów w Nowym Sączu. Podobny wypadek z Elżbietą Skowronkową, także osobą zamężną, poznamy poniżej pod nr. 11. — Pomijam inne rozgłośne fakta, jak n. p. ów, że żona Jerzego Kieszkowskiego, zaprzedała swoją służącą, Małgorzatę Piorównę, panu Stadnickiemu, który ją potem haniebnie znieważył[1626].
Jeszcze więcej przykładów, malujących ówczesną surowość a nawet dzikość obyczajów, znajdujemy w zawziętej nienawiści i częstych kłótniach, tej odwrotnej stronie medalu: zacnych usiłowań utrzymania powszechnej zgody w obywatelstwie. A pod tym względnem czyż może być jakiś lepszy objaw namiętnej zawziętości, niedostatecznego wykształcenia i niedojrzałości politycznej ówczesnych mieszkańców, jak znane nam postępowanie stronników owego wilkierza[1627] z Stefanem Cholewiczem i jego zwolennikami, oraz następny spór powstały z tego powodu wśród mieszczaństwa! Podobnie rażący, a nawet przerażający przykład tych samych ciemnych stron i wad obyczajowych, przedstawia nam zbrodniczy gwałt, jakiego dopuścili się na 4 towarzyszach z pod chorągwi Kazimierza Piaseczyńskiego sam burmistrz, jeden rajca i ławnik wraz z całem pospólstwem[1628]. A że podobne kłótnie i zajścia nie były wyjątkowe i tylko wybuchem indywidualnym gwałtowniejszych natur, dowodzi nader charakterystyczna wzmianka, iż kiedy przed sądem wójtowskim wytoczono spór (l645) o fałszerstwo monety przez Pawła Użewskiego, rajcy pokłóciwszy się przytem, według zwyczaju swego lżyli się nawzajem[1629].
Jak wyżej przedstawione ujemne strony obyczajów stoją przeciw dodatnim, tak i przeciw rzetelności w handlu i rzemiośle występuje często ohydna chciwość, która dla zaspokojenia chwilowego zysku nie zważa na korzyć miasta i dobro publiczne, na obowiązujące prawa i wiekami oraz religią uświęcone ustawy, byle tylko dogodzić mamonie. Z tego to brudnego źródła płynęło tak głęboko zakorzenione i rozpowszechnione przemytnictwo, narażające miasto na dotkliwe wydatki i szkody[1630]; lecz nierównie gorszemi jeszcze były nadużycia, a właściwie czyny wprost zbrodnicze, których dla dopięcia owego celu dopuszczały się niekiedy jednostki. Do tej kategoryi należy dopiero co wspomniane wybijanie fałszywej monety przez złotnika Użewskiego (1643), a jeszcze bardziej ów w swych następstwach najzgubniejszy postępek Wawrzyńca Gadowicza, jego potajemna spółka z żydami i karygodne zakupno rzeczy zakażonych, które sprowadziło (1652) na miasto ową straszną, wyludniającą zarazę[1631]. Że takie postępki, nadwątlając rzetelność, podkopywały także ducha korporacyjnego i ten ustrój prawie zakonny, na którym bractwa rzemieślnicze polskie na wzór niemieckich były ugruntowane, wątpliwości żadnej ulegać nie może, co tem szkodliwsze i zgubniejsze musiało przynieść skutki, że właśnie i rządy szlacheckie z innej strony wiedły do coraz większego upośledzenia i upadku miast polskich.
Wreszcie i owo poczncie godności osobistej, jakże często w ujemnych i nagannych objawiało się formach! Że przy braku prawdziwego wyższego wykształcenia na podniesienie się tego poczucia wpływało prawie wyłącznie powodzenie materyalne, przeświadczenie swojej niezawisłości ekonomicznej i sytuacyi towarzyskiej, jest przy ówczesnych stosunkach naturalną całkiem rzeczą. I tem to tłómaczy się to pewne przecenianie siebie, ta żądza powszechnego szacunku, które jednakże w różny objawiały się sposób, jak tego źródła nasze przechowały bardzo cenny i charakterystyczny przykład.
Pani Krystyna Tymowska, żona znanego nam kupca, Jerzego Tymowskiego, widząc wziętość męża swego u panów, więcej o sobie trzymała. Żądała poważania dla swej osoby nawet w kościele. A że zdarzało się, że drugie mieszczki, wcześniej przyszedłszy, zajeły ławkę i ona stać musiała, nie mogąc znieść krzywych spojrzeń ludzkich, kazała sobie zrobić osobną ławeczkę. Sprzeciwiał się temu mąż, grożąc, że tam nigdy nie będzie siedział. „To ja sama będę siedziała!“ — „Siądź sobie sama!“ była jego odpowiedź i na tem się skończyło. Stolarz Gwóźdź, zgodzony za 2 złp. 15 gr., zrobił ławkę, a Tymowski, według zwyczaju swego zapisując do księgi obok rachunków uczucia swoje, zanotował: „Stolarzowi Gwoździowi 3 łokcie karazyi. Urobił ławkę Samej do fary za 2 złp. 15 gr.[1632]“.
Lecz znacznie częściej poczucie to godności osobistej objawiało się prostaczą i gburowatą pychą, wskutek czego w obejściu się między sobą występuje nieraz szorstkość i brutalność, a nawet dzikość, zwłaszcza jeżeli miłość własna podrażnioną została jaką osobistą urazą, albo na szkodę narażony był zysk lub interes materyalny. Takiej surowości i dzikości obyczajów ówczesnego mieszczaństwa znamienite przykłady poznaliśmy w opisanych wyżej oburzających gwałtach i zbrodniach Stanisława Janika[1633]; a znowu później w niegodziwem postępowaniu Pawła Użewskiego z Stanisławem Rogalskim, wskutek wykrycia Użewskiego oszustw pieniężnych, w jego zuchwalstwie wobec sądu, w jego zawziętej mściwości, objawiającej się w nowych na Rogalskiego miotanych oszczerstwach i ciągłych późniejszych przeciw temuż intrygach[1634]. Przedewszystkiem uderza zawadyactwo i buta: rąbanie się szablami jest niejako na porządku dziennym. Wszędzie odgrywają się podobne sceny, w których bijatyki, kłótnie, dobywanie korda, gburowatość, ordynarność, brutalność, zapalczywość, zawziętość, namiętność, mściwość, złośliwość, chciwość, gwałty, bezprawia i dzikość występują ustawicznie, jako stałe i niezmienne typy, lubo w najróżnorodniejszych modulacyach i odcieniach. Z nader licznych takich wypadków, tak bogato charakteryzujących ówczesne obyczaje, przytaczam tylko niektóre.

1) Urodzony Wawrzyniec Iwkowski, sługa Marcina Wielogłowskiego, podwojewodzego krakowskiego, podpiwszy sobie w r. 1630, dobył szabli, krzesał ognia po bruku miejskim, straszył ludzi i wyraźnie szukał zaczepki. Dwóch mieszczan: Wojciech Wyrostek, kowal, i Jan Dunaj, krawiec, widzą obok idącego, jak szablą wywija. Rzecze mu Wyrostek: „Panie bracie, schowajcie tę szablę, byście nią której przekupki nie obrazili, boby wam zaś dała kukiełkę w gębę“. Iwkowski nie rozgniewał się, będąc sobie wespół na umyśle, i odrzekł: „Nic to panie bracie, nic!“ i poszedł dalej ku młyńskiej bramie.
Tego samego dnia Adam Łukowiecki, organista, wyszedł sobie był do poblizkiej wsi Librantowej i wracał pod wieczór, jak zwykle przy kordzie, bez którego nigdy nie wychodził. Przeszedł spokojnie przez ławy na rzece Kamienicy i zbliżył się ku furtce przy młynach miejskich. Tam z górki od mostu wracał właśnie dobrej myśli Iwkowski, wywijając szablą i strasząc ludzi. Obaczywszy organistę naprzeciw idącego, podskoczył z dobytą szablą i krzyknął: „A tuś!“
Łukowiecki nie poznał się na żarcie: czem prędzej dobył korda, zastawił się, odbił mu szablę, a potem ciął raz po plecach, drugi raz płazem przez plecy. Iwkowski narobił wrzasku, a Łukowiecki poszedł sobie dalej. Nazajutrz pan podwojewodzy, imieniem wiernego dworzanina swego, zapozwał Łukowieckiego o napad i obcięcie palców szlachcicowi, domagając się w sądzie grodzkim kary śmierci na organistę. Tomasz Pytlikowicz, wójt, na czele miasta całego stanął w obronie organisty. Świadkowie zeznali, iż Iwkowski zaczepił; cyrulik przysiągł, iż tylko jeden palec ma podcięty; a w końcu znaleźli się mieszczenie, którzy pod przysięgą zeznali, jako Wawrzyniec Iwkowski nie jest szlachcicem. Nie mógł więc pan podwojewodzy niczego dokazać. Zapadł wyrok, aby Łukowiecki przysięgą oczyścił swoje sumienie, a za ranę Iwkowskiemu zapłacił. Tak się też stało, a sam Iwkowski sądowo zobowiązał się bronić organisty przeciwko panu podwojewodzemu[1635].
2) Dnia 27. wrzenia 1632 r. zdążali do Muszyny za innymi kupcami sandeckimi na jarmark świętomichalski: Zygmunt i Zuzanna Gądkowie. Ale nie sporo im szło, bo sobie podpili oboje. Już w Gorzkowie na miejskich łanach, mijając ich ludzie, śmiali się z nich: Jaki to piękny widok, kiedy podpita żona pijanego męża prowadzi, a przewracającego się dźwiga! Zmęczyła ją ta praca, gorąco jej się zrobiło, więc rozpięta siadła na wóz i śpiewała sobie. Gądek zaś szedł z tyłu, trzymając się litry, a wkońcu, wytrzeźwiwszy się cokolwiek, popasał. Powoził chłopiec, ale nie umiał dobrze, i pod nawojowskim zwierzyńcem, przyjechawszy na wielkie błoto, wywrócił kolasę z towarem i Gądkową śpiewającą.
Wypadła do błota, a wygramoliwszy się i złorzecząc chłopcu, poczęła dźwigać wóz, lecz nie podołała. Nadchodzi na to Jan Sajdakowicz, rymarz, a ona prosi, by ją ratował. Pomagał więc, dźwigając wóz na koła zadnie, a ona za przednie. Ale co się przychwyciła, to spadła w błoto i pomiędzy piasty, i to raz drugi i trzeci. Raz nawet i jego za sobą pociągnęła. Wkońcu przecie wydźwignęli kolasę, i opatrzyli złamaną litrę i luśnię.
Nadszedł też i Gądek, a obaczywszy, rzekł: „Nic to! dogonimy swoich“. Związał litrę i luśnię, siadł, i powożąc z konia, dopędził drugich wozów, aż wjechał w olszynę maciejowską, gdzie Wawrzyniec Sławiński, kramarz, dla postrachu zbójców strzelił z pistoletu. Tu Gądek, śmiejąc i podcinając batem, zaciął Sławińskiego.
— Bodaj cię zabito! czemu mnie podcinasz?
— Wolno mi konia zacinać!
— Wolno ci koni, ale nie mnie! odparł Sławiński, i dobywszy szabli, wyskoczył przód koni. Gądek skoczył z konia i woła: „Siekiery na tego niecnego syna!“ i stawia się mu. Wtem skacze Gądkowa z wozu i nim się spostrzegł Sławiński, chwyciła go za brodę i za amalię[1636], Gądek zaś wyrwał Sajdakowiczowi kord z pochwy.
Sławiński bije babę pistoletem, ale nie mogąc sobie dać z nią rady, wkońcu prosi, aby ją oderwali od niego. Z wielką trudnością udało się to, a oderwana jeszcze skakała do niego, lżyła i wyzywała złodziejem, niecnotliwym i wiele innych nieuczciwych słów zadawała, bo była bardzo pijana, a cała rozpięta.
Gądek zaś, widząc przeciwnika uwolnionego, przeląkł się, rzucił kord od siebie i woła: „Nie będę się z wami bił! Bijcie! rozbójnicy! zabijcie! gwałtu! przebóg! rozbijają!“
W końcu zabrali się oboje Gądkowie i zawrócili do sołtysa w Maciejowej, skarżąc się, że ich pobił Sławiński, złodziej, bo niedawno pokupował srebrne kradzione półmiski. Sołtys zaraz dał znać do zamku[1637] do wielmożnego Mikołaja Gawlickiego, rządcy dóbr nawojowskich wojewody ruskiego, Stanisława Lubomirskiego. Z jego rozkazu wnet przyszedł woźny, pan Nosacki, Nawojowianin, i wysłuchał świadków. Lecz nie imano Sławińskiego, jak tego żądał Gądek, obwiniając go o kradzież.
Gądkowa zaniemogła. Mąż jej wrócił się do Sącza, a Wojciech Łopacki, balwierz, którego z sobą przywiózł, zaradził chorobie, pochodzącej z gwałtownego wstrząśnienia żywota (żołądka). Sprawdził też siny raz na łopatce.
Wytoczyła się sprawa przed urząd ławniczy i zapadł wyrok: „Wawrzyniec Sławiński za razy i leki ma zapłacić 12 grzywien, jeżeli Gądek przysięże: Jako od niego samego, a nie od kogo innego ani też z przyczyny swojej takowe razy ma“. Lecz nie przysiągł! a nie mogąc się lepiej pomścić, drażnił Sławińskiego przynajmniej zelżywemi słowami, mówiąc: „Tyś dlatego pozostał od wozu swego, abyś mnie rozbił w nocy“. Odpuszczono mu jednak te namiętne mowy[1638].
3) Ten sam Zygmunt Gądek, kramarz, z powodu uwięzienia za przemytnictwo wina (1633 r.) w wielką niełaskę popadł u braci cechowych. Bracia kramarze przy każdej sposobności czynili wyrzuty Gądkom. Najbardziej zaś dokuczał im w tej mierze Maciej Norkowicz, kuśnierz; pani Zuzanna Gądkowa mściła się zato lżeniem i krzykiem, ilekroć razy przypomniał jej uwięzienie męża. W Wojniczu na jarmarku wołała za nim: „Złodzieju, oprawco, niedarmoś siedział w kabacie[1639] tydzień! pamiętajże sobie! nauczę cię!“ Odtąd, gdzie go ujrzała, lżyła ustawicznie. W Lipnicy znowu go zwała złodziejem, wisielcem, a nawet z kijem porwała się na niego i byłaby go uderzyła, gdyby się nie był zasłonił. Tymczasem mąż jej najspokojniej siedział w swym taszu[1640], kiedy ona w czynnej obronie sławy jego stawała.
W Koszycach na Węgrzech, jako już za granicą, przemyśliwała o lepszej zemście, namawiając Cieńkowego syna[1641], bratanka swego, aby nań nastawał. Rzeczywiście chodził za Narkowiczem, i kto wie, coby wypadło, gdyby go Talarowicz nie był przestrzegł, aby się miał na ostrożności.
Tu już nie było żartów. Norkowicz przyszedł na ratusz, żaląc się, iż nie jest życia bezpieczny przed Gądkami i Cieńkami. Wymawiano mu, iż ich niepotrzebnie zaczepia; wkońcu jednak musieli go Gądkowie przeprosić o zagrożenie życiu, musieli mu zwrócić nakładu prawnego 8 złp. i pod winą 100 grzywien uroczyście ślubować, iż na cześć ani życie jego nie będą następować, ani sami ani przez nastawione osoby.
Nie pomogła jednak Gądkom ta nauka, bo lżenie i kłótnie stały się ich drugą stroną. Ukończywszy sprawę z Norkowiczem, wznowili ją znowu z Sławińskim, lżąc go i zowiąc rozbójnikiem i zohydzając przed ludźmi, iż ich chciał rozbić i z zbójcami spółkę trzyma.
Sławiński nie mogąc ścierpieć takiej ujmy honoru swego zapozwał Gądka przed sąd, domagając się, aby mu albo dowiódł albo odwołał zarzuconą zbrodnię. Dowieść nie mógł i przyznał się do winy. Sąd więc ławniczy bacząc: iż tyle razy i tak ciężko sławę bliźniego szarpał i przed światem zohydzał, aby podobnego oszczerstwa przykład żywy przed oczyma miał, nakazał odwołanie publiczne w te słowa: „Zeznaję, że com przeciwko panu Sławińskiemu mówił, tom niecnotę mówił, i biorę to napowrót w gębę swoją“. Dokonawszy tego odwołania, miał odsiedzieć 3 tygodnie w kabacie, a drugie 3 na ratuszu za kratą. Chciał apelować, lecz mu nie pozwolono, jako w sprawie honorowej.
Mimo to nie ustały zaczepki, kłótnie i swary, jeżeli nie od Gądka, to od żony jego, Zuzanny Cieńkównej. Sławiński, rad nie rad, musiał znowu pozywać i prawować się, aż wkońcu za wyrokiem polubownym najznakomitszych księży i mieszczan otrzymał wynagrodzenia szkód i nakładów prawnych 50 złp. Nakazano przytem Gądkom, aby samoczwart[1642] przeprosili obrażonego i wiecznie o tej sprawie zamilczeli[1643].
4) Pani starościna, Zofia Stanowa, była to pani pobożna, ludzka i wcale nie wyniosła. Lubili ją też ludzie, a mieszczki czciły ją, jakby jaką królowę. Kiedy w r. 1633 po długiej niebytności wróciła do Nowego Sącza, to pani burmistrzowa Łopacka wraz z paniami rajczyniami, wziąwszy 2 garnce wina, szły na zamek witać ją, jakby dziedziczną swą panią[1644]. W r. 1634 na wesele wychowanicy zaprosił też pan starosta, Jerzy Stano, burmistrza i rajców do grodu, między którymi był i Wojciech Łopacki. Wierny swej zasadzie swawoli, jak kania bez deszczu, tak on nie mógł się obejść bez wyrządzenia komu jakiej psoty lub figla wedle zwyczaju swego. Niechlujstwa jakiegoś (inexprimable!) nalał do flaszki, i postawiwszy ją na stole, zwiódł ludzi. Pokosztowali mieszczanie i pasztetnik pana starosty, a sam starosta, nie wiedząc o tem, częstował w najlepszej wierze, boć przecie miasto dało mu beczkę wina za 80 złp. na wesele wychowanicy. Zgorszeni mieszczanie i zawstydzeni postępowaniem Łopackiego, skazali go na 6 tygodni kaźni i pokorne przebłaganie pana starosty[1645].
5) W r. 1636 grało w gospodzie w karty kilku mieszczan, którym przypatrywał się Sworski, pacholik pana Białobrzeskiego. Jan Raszkowicz alias Kołodziejczyk, przedmieszczanin sługujący szlachcie, chcąc spłatać figla Janowi Marciszowi, namiętnie grającemu, zrywa mu znienacka czapkę z głowy, chowając się za owego pacholika szlacheckiego. Marcisz w namiętności gry oburza się na pacholika, ten zaś dobywa nań szabli, przyczem Marcisz, chwytając go za rękę, podrzyna sobie palce. Rozerwali ich obecni i zgromili Raszkowicza, poczem wszyscy się rozeszli. Kiedy Marcisz z drugim mieszczaninem, Marcinem Flakiem, doszedł już na przedmieście i oglądali się, ujrzeli owego pacholika tuż za sobą; wtedy Flak zwraca się doń, mówiąc: „Ej! obraziliście nam sąsiada!“
— „Cicho! bo i tobie się dostanie!“...
— „Poczekaj trochę! niech jeno mam czem!“ mówi Flak i wyłamuje kół z płotu. Sworski natarł, Flak odbił kołem i uderzył nawzajem, a to tak potężnie, że pomimo szabli pacholik ją zmykać. Na to nadchodzący Raszkowicz woła: „Stój! nie uciekaj! nie wstyd cię to!“...
Pacholik się zwraca, naciera szablą, ale Flak odpiera kołem i byłby zwyciężył i teraz, kiedy dawny Flaka nieprzyjaciel, bielnik płótna, nadbiega od blechu i zdradziecko z tyłu drągiem uderza go w głowę. Flak się zachwiał i upadł, a Sworski na ziemi leżącego rąbał szablą po głowie, ręce i ramieniu: omal nie zabił! a wszystko za sprawą Raszkowicza[1646].
6) Na przedmieściu za Kamienicą był folwark zwany: Librantowskie Hamry. Jędrzej Łykawski odziedziczył go po ojcu, siostra zaś jego, Magdalena, wyszedłszy za mąż za krawca, Jana Tomczykowskiego, utrudniała mu to dziedzictwo. Aby ujść trudności, młody Łykawski, uczeń Akademii krakowskiej, zastawił folwark Jakóbowi Poławińskiemu, rymarzowi, zabezpieczyszcy mu urzędowni spokojne posiadanie jego.
Tymczykowski, który żenił się tylko dla folwarku, nie mógł pogodzić się z tą myślą, iż naprawdę nie będzie tam rządził. Odgrażał się, że tego nie dopuści, i podczas wyborów (1641 r.) powtarzał wobec mieszczan: „Nie będzie on mną rządził, ten ciągniskóra!“ Kiedy zaś urzędownie oddano folwark Poławińskiemu, wpadał tam często, wypędzał i bił czeladź jego.
Gniewało to oczywiście Poławińskiego, i chcąc gwałt gwałtem odeprzeć, przyjął od gód Mateusza, woźnicę silnego, i wysyłając go na folwark, rozkazał: „Idź do gospodarza! tam będziesz leżał. Wczoraj mi go tam krawiec bił; jak przyjdzie, nie dajcie się, ale pobijcie go, ręce i nogi połamcie! ja zastąpię!“
Pracowity Mateusz nie dał sobie dwa razy powtarzać. Jak zwykle przychodzi krawiec przy szabli, i zajrzawszy do piekarni, pyta rozkazująco: „A kto tu gospodarz? A jeszcześ mi tu jest? ruszaj!“ Gospodarz chwycił siekierę, a krawiec do szabli! Ale jej nie wyciągnął, bo parobek Mateusz pochwycił go, rzucił o ziemię i kolanami przytłoczył, waląc pięścią w głowę. Dopiero niewiasty przypadły, rozerwały ich i wyprowadziły krawca na pole, który stękał i trzymał się za łono. Gospodarz zaś całą noc kłopotał się z żoną, czemu przeszkadzała... I byliby go zabili... bo pan Poławiński chciał zapłacić zań 100 grzywien.
Tomczykowski zaniósł żal do urzędu. Poławiński osądzon na 2 tygodnie więzienia honorowego za samowolność i na zapłatę kosztów lekarskich, jeżeli przysięgnie: iż krawiec wprzód nie cierpiał na przepuklinę. Lecz dowiódł, iż krawiec dawno już sam szukał zaczepki i lżył go „ciągniskórą“: za Mateuszem parobka także zaręczył, a sąd przyjął zaręczenie, zwłaszcza że nie było rozlania krwi[1647].
Tomczykowski nie poprzestał jednak nachodzić folwarku i wypędzać czeladzi. Zaskarżony kilkakrotnie od młodego Łykawskiego, wkońcu uwięziony za zniewagę sądu i powagi jego, uciekł z więzienia i był spokój[1648].
7) W Czarnym Potoku, w karczmie 1645 r., wszczęła się zwada i kłótnia między Sandeczanami a kowalem, gospodarzem tamtejszym. Z jednej strony Jan Cyrus, szewc, bronił powagi miejskiej i swej własnej godności ławniczo-cechmistrzowskiej, a wspierali go wtem dwaj jego towarzysze: Stanisław Sikora i Jędrzej Strączek; z drugiej strony nastawał na mieszczan podpity kowal wiejski i dwaj jego synowie. Od słów przyszło do pogróżek, a Strączek dobył korda w obronie swego cechmistrza. Kowal, człek obeznany z bronią, przyskoczył, wyrwał mu kord, płazował go nim kilka razy przez plecy, i wywijając kordem po izbie, wołał: „Bić! zabić tych niecnotliwych synów!“ Przyskoczył zatem starszy syn jego i uderzył Cyrusa w gębę, aż go krew zalała. Cyrus ku ścianie i do korda, ale młodszy kowalczyk wybiegł, i obiegłszy dom z szablą w ręku, ukazuje się we drzwiach drugiej izby za plecami jego. Nim się Cyrus spostrzegł, odebrał w plecy zdradliwe cięcie. Ludzie przyskoczywszy, rozbroili kowala i synów jego, bo kto wie, coby nastąpiło[1649].
8) Dla zaciężnych Niemców do Dobczyc, i nadzwyczajne Rzpltej potrzeby na wiosnę 1650 r., zaliczono do grodu sandeckiego kilkaset złotych, o których oddaniu trudno było dowiedzieć się bliżej. Padało więc podejrzenie na Krzysztofa Chruślickiego, pisarza grodzkiego, który stale pomagał regentowi kancelaryi, Walentemu Włockiemu.
Tego samego roku na święta Bożego Narodzenia poschodzili się, jak zwykle, rajcy i cechmistrze do pana burmistrza, Marcina Frankowicza, wiedząc, że ich tam de more antiquo solito, oprócz opłatka, czekają pieczone zające i wino. Przyszedł tam między innymi Jan Czyrzyczka, wójt, Jan Cyrus, ławnik, Jan Obłąk, rzeźnik, i urodzony Krzysztof Chruślicki, prowentowy pisarz grodzki, na którym właśnie owo podejrzenie ciążyło. Zgromadzeni goście byli sobie dobrej myśli, wino rozwiązało im języki i serca, według ówczesnego przysłowia: hungaricum vinum, est opus divinum, dum hilarat mentem, reddit sapientem — rozmawiano więc i cieszono się, jak zwyczajnie na zebraniu świątecznej biesiady. Cyrus, wierny zwyczajom i naturze swego rzemiosła, odwilżywszy krtań napojem, począł śpiewać. Śpiewał zaś, jak zwykle bracia szewcy, rozmaite kolędy o Narodzeniu Pana Jezusa. Mieszczanie nabożni, pokrzepiając się winem, słuchali i pomagali mu w śpiewie ku ogólnej uciesze. Wtem rozpoczyna Cyrus jakąś piosnkę zupełnie nieznaną, niby kolędę niby nie, w której drzewa Bogu chwałę dają, wyliczając swoje zasługi, n. p. że brzoza różdżkami, leszczyna prętem w cnotach ludzi utwierdza. Dalej zaś śpiewał o złodziejach, a wkońcu dodał: „Sosna w borze a dąb w lesie — kto przykrada a nie robi, to go podniesie, podniesie!“
Śpiewając tak, spoglądał na pisarza prowentowego grodzkiego, na którego zwróciły się obecne wszystkich oczy. Na panu pisarzu sprawdziło się tutaj przysłowie: na złodzieju czapka gore! Zerwał się bowiem jak oparzony, a poskoczywszy ku Cyrusowi, zawołał: „Do kogo Waszmość śpiewacie?“ Cyrus, udając franta, odrzekł: „Do kogożbym miał śpiewać? stara pieśń tak niesie, więc tak ją śpiewam“. Od słowa do słowa powstał kłótnia. Obecni, nie chcąc psuć gościnnej zgody, łagodzili umysły i wymawiali Cyrusa, który ciągle franta udając, pytał: „O co panu pisarzowi chodzi?“ Rzekli mu więc, że pisarz myśli, jakoby on tę piosnkę na jego pohańbienie śpiewał. Cyrus wypierał się, powtarzając: „broń Boże! broń Boże!“
— „Więc idźcie, przeproście pana pisarza!“
— „Dobrze! chętnie! rzecze, i to mówiąc: „Przepraszam uniżenie! jam to nie śpiewał na despekt (pogardę) Waszmości, ale tak jak stara pieśń niesie,“ idzie i chce pana pisarza objąć za szyję. Ale ten, usunąwszy się, dał mu w gębę, aż się Cyrus zatoczył, i jeszcze chwyciszy obuszek, chciał go uderzyć. Gospodarz domu i drudzy skoczyli między nich; jedni hamując zapęd ręki, drudzy łagodząc słowem. Cyrus nie chciał ustąpić, lecz wołając: „Co mnie ty bijesz? co ja ci winien?“, cisnął się ku niemu. Pisarz zaś rozjuszony, rwał się z obuchem i wołał: „Zabiję cię ty chłopie, zabiję, i dam za ciebie 100 grzywien!“ Z wielką biedą wyprowadzono Cyrusa do drugiej izby, gdzie go niewiasty wzięły między siebie. Wójt zaś Czyrzyczka i sławetny Obłąk wynieśli się cichaczem podczas tego zajścia.
Urodzony pisarz wytoczył żal przeciwko Cyrusowi, żądając ukarania. Rada jednak nie uznała winy i owszem przyznała krzywdę policzkiem wyrządzoną. Chruślicki odszedł z groźbą, a mieszczanie długo drwili sobie z niego[1650].
9) Nawet kościoły nie chroniły przed wybuchem zapalczywości i brutalności ówczesnej. Uczciwa Maryanna, żona sławetnego Jana Marcowicza, rajcy sandeckiego, wsławionego później burmistrza w bohaterskiej walce ze Szwedami[1651], stanwszy oblicznie (osobiście) przed urzędem grodzkim starościńskiem w czerwcu 1651 r., z wielkim żalem rzetelnie zeznawała: Iż w dzień św. Antoniego Padewskiego (13. czerwca), kiedy po kazaniu wychodziła z kościoła franciszkańskiego, bez żadnego powodu napadł na nią i zelżył ją sromotnemi słowy burmistrz, Adam Łukowiecki. A potem, zapomniawszy bojaźni Bożej i miłości bliźniego tudzież surowości prawa, wypchnął ją za drzwi kruchty kościelnej, tak iż na ziemię upadła. Nakoniec okładał i tłukł ją trzciną podług upodobania swego. Tym gwałtownym postępkiem swoim Łukowiecki pokój pospolity, podówczas surowo obostrzony, mocno naruszył, a jako burmistrz zły przykład innym do podobnych wybryków podał[1652].
10) Był w Nowym Sączu dudka[1653], (bo tak go zwykle nazywano), a właściwie skrzypek, Mateusz Wilk, poddany Imci pana Jana Ogonowskiego z Klęczan. Grywał on za pieniądze po karczmach i gospodach, a między innymi i u sławetnego Joachmia Raszkowicza, garncarza. W zapusty 1646 r. hulał sobie na dobre pan Joachim, pił, tańcował i kazał grać, mając trochę w głowie. Biedny dudka coś mu tam nie trafił do śpiewu, więc go nazwał takim a takim.... Dudka, nie folgując napaści, odpowiedział mu niemniej grubo, a sławetny Joachim, niewiele myśląc, uchwycił kostur i zbił biedaka, jak to mówią, na kwaśne jabłko. Potem, podpiwszy sobie na fantazyę, poszedł spać. Przespawszy swoje i wstawszy nazajutrz, znowu go owiały wesołością zapustne zabawy. Pobity dudka siedział przy stole, kaszlał ciężko, spierał głowę i skarżył się, że Raszkowicz coś w nim odbił. Nadchodzi Raszkowicz i znowu każe mu grać. Dudka nie chce, tylko się skarży, iż niemocen. Pan Joachim zaś do niego przygaduje, to go prosi, aby grał, to mu obiecuje gorzałki, to mu skrzypki pod brodę podkłada i tym podobne żarty stroi. Miał zaś ten dudka na głowie łysinę. Raszkowicz wpada na pomysł równie szalony jak złośliwy i podmawia służącą Dorotę, aby na nalała na łysinę gorzałki. Dziewka prostaczka wzięła gorzałki w kieliszek, i przymilając się: „Eh! ja wiem, że Mateusz mi nie odmówią...“ podniosła mu głowę, podkładała skrzypki pod brodę, głaskała wąsy, i mówiąc: „Grajcież, gracie Mateuszu“, nalała mu wódki na łysinę. Raszkowicz zaś w swojej dzikości i głupocie pochwycił świecę i zapalił. Gorzałka zapłonęła błękitnym płomykiem, a Mateusz, przestraszony i poprzony, upuścił skrzypce na stół, i pochyliwszy głowę, zgarniał ręką palącą się wódkę, która gorzała, spływając po czole i twarzy, tak że cała głowa w płomieniach stanęła. Żona Raszkowicza, zawoławszy w gniewie: „Do dyabła idźcie z takimi żartami!“, przyskoczyła do Mateusza i poczęła gasić, co ledwie z trudnością udało się jaj przy pomocy krewniaka ich, Bartłomieja Skorzewskiego. Raszkowicz zaś, widząc głupstwo popełnione, wyniósł się cichaczem, ale za nim biegł rozgłos z ust do ust, iż zbił okrutnie Mateusza Wilka, a wkońcu, nalawszy gorzałki na jego głowę i zapaliwszy ją, brzydko go poparzył, tak że może i życiem przypłaci.
Trzeba zaś pamiętać, że wówczas w sądach karnych śledztwo, prawem magdeburskiem przepisane, istniało z mękami, jakiemi były: wyprężenie członków i przypiekania. Ostatnie wykonywał kat, polewając obnażonego winowajcę wódką lub siarką, którą zapalał[1654]. Męki tego rodzaju należały do sroższych. Można sobie więc wystawić, jaki odgłos towarzyszył poparzeniu wódką biednego Wilka: „To kat! to mistrz! ten garncarz. Jemu mistrzem bydź, nie rajcą!“ wołali ludzie i niebawem dali znać do urzędu miejskiego.
Burmistrzował wtedy sławetny Stanisław Kopeć, ale go nie było w domu, wyjechał był bowiem w sprawach miejskich, jakto nieraz bywało, a miejsce jego zastępował Jakób Poławiński. Ten, skoro się dowiedział o zaszłym wypadku, wysłał natychmiast Wojciecha Tymowskiego, cyrulika miejskiego, z panem Wawrzyńcem Szydłowskim, rajcą, na obdukcyę ran Mateusza Wilka. Ci opatrzyli, opisali i przed urzędem wiernie wszystko opowiedzieli. Zgorszony i oburzony Poławiński, postanowił koniecznie nie puścić tego płazem.
Posłał więc sługę miejskiego, Jakóba Szymkowicza, po skrzywdzonego dudkę, aby go na ratusz sprowadził. Ale biedny Wilk nie chciał iść ani skargi zanosić, krzywdę swoją ofiarując Bogu! Posłano więc i Stanisława Prorokowicza, aby go koniecznie przywiedli. Kiedy przyszli po niego, leżał biedak, kaszlał i stękał, i wzbraniał się iść, mówiąc: „Nie podobna, bom chory i niemocen“. Aż za powtórnym razem ledwie przeledwie dał się nakłonić i prawie przyniewolić, iż go słudzy przywiedli na ratusz, obwiązawszy mu wprzód twarz i głowę chustą. Jednakowoż i przed urzędem nie chciał skargi wszycznać, tylko narzekał na swoje nieszczęście i powtarzał: „Niech mu Bóg nie pamięta mej krzywdy! niech go nie karze za moje zdrowie!“
Ale Poławiński nie tak łatwo puszczał raz powzięte zamiary. Ponieważ prawo magdeburskie mówi: „gdzie nie ma skarżącego się, nie ma sędziego“ — więc pozew był konieczny. Okoliczność, iż oparzenie gorzałką gorejącą podobieństwo miało do mąk katowskich, naprowadziła go na osobliwy pomysł, który mu podsunął stary i zuchwały kat miejski, najgrawający się, iż Raszkowicz odbiera mu rzemiosło. Do niego tedy posłał sługę miejskiego. Jakóba Szymkowicza, z zachętą, aby Raszkowicza zapozwał, i z pouczeniem, co i jak ma czynić. Kat na to jak na lato: przyszedł do urzędu, zapozwał Raszkowicza, a sługa miejski zaniósł pozew do domu jego.
Joachim Raszkowicz stanął na wyznaczony termin, zdziwiony i ciekawy, czego kat żąda od niego. Stanął i kat, dzierżąc w ręku wszystkie narzędzia katowskie, jako to: topór, miecz, cęgi żelazne do szczypania i pochodnie do przypiekania. Kiedy Raszkowicz wkraczał do izby, kat skłonił mu się nizko i podrzucił mu pod nogi całe swoje rzemiosło, tak że je koniecznie przekroczyć musiał. Za stołem radnym, na dębowych odwiecznych ławach, z grubych forsztów sporządzonych, siedział u czoła Jakób Poławiński w zastępstwie burmistrza, obok niego rajcy: Stanisław Wilkowski i Jan Koszwic, a świadkowie stali w pogotowiu. Kat, zawezwany przez sługę miejskiego, oddawszy powinną cześć prześwietnemu urzędowi radzieckiemu, wnosił zażalenie, iż mu pan Joachim Raszkowicz rzemiosło i chleb odbiera!!
— „Jakto?“ zapytał burmistrz z udanem zdziwieniem a źle pokrytem szyderstwem.
— „A jużci mi odbiera! boć dotychczas do mnie należało ludzi męczyć i gorzałką palić, i to tylko winowajców, których prześwietne sądy na męki skazały. Jegomość pan Joachim Raszkowicz niewinnych nawet żywcem pali, on lepszy ode mnie na mistrza. Kiedy mi więc chleba pozazdrościł i rzemiosło odbiera, to niechże sobie będzie katem, ja za służbę dziękuję“.
Raszkowicz nie wiedział od czego zacząć, zbladł jak ściana, zacisnął zęby i pięści, i nie mówiąc słowa, wytrzeszczał oczy to na rajców, to znów na kata, to na przytomnych, wszędzie widząc tylko szyderstwo i hańbę, a kiedy kat wyszedł, osłupiałym wzrokiem spoglądał we drzwi, jak gdyby go oczyma chciał zatrzymać. Wkońcu zwrócił się ku rajcom i rzekł: „Pani Jakóbie, jak mi Bóg miły! bo to wszystko z waszej naprawy!“
Ale pan Jakób Poławiński, na co gorszego przygotowany, oświadczył mu: iż Mateusz Wilk, pobity i poparzony, osobiście stawał i krzywdę swoją zeznał, a świadkowie i naoczne urzędowe opisanie ran zeznanie jego stwierdzają.
Raszkowicz nie wypierał się zatlenia gorzałki, twierdził jednak, że to uczynił żartem, nie spodziewając się tak srogich skutków. Co się zaś tyczy pobicia, mienił się być wprzód na honorze obrażonym nieuczciwemi słowy.
Nie przyjęto wymówki żartu, i aby podobna nieuczciwa swawola, niegodna nawet podrostków rozpustnych, a tem bardziej prawego mieszczanina, powstrzymaną i ukaraną została, zawyrokował urząd radziecki sławetnemu Joachimowi Raszkowiczowi: Sześć niedziel więzienia za kratami, tej chwili zasiąść się mającego; pieniężnej zaś kary, tak brzydkiemu uczynkowi odpowiedniej, grzywien 20 na naprawę studni, w rynku dla wygody i potrzeby miasta postawionej, w polskiej monecie wypłacić się mających: przebłaganie pokrzywdzonego i wygojenie obrażonych części ciała.
Raszkowicz nie przyjął wyroku, odwołując się do wyższego sądu poprzedniego pana starosty. Lecz urząd, mieniąc się być w prawie, nie dopuścił tej apellacyi. Więc sławetny Joachim Raszkowicz, chcąc nie chcąc, zasiadł więzienie, a gdy się wzbraniał wypłacić kary pieniężnej, za siebie nałożonej, sprzedano jego kamienicę. Ówczesny burmistrz, Stan. Wilkowski, z pieniędzy kupna i przedaży odebrał od pani Zacharyaszowej Światłowiczowej 200 złp. i zaciągnął je w księgę dochodów miasta[1655]. Działo się to jeszcze za poprzedniego starosty, Jerzego Lubomirskiego[1656].
Tak stało się zadosyć prawu i sędziom, mniej pokrzywdzonemu bidnemu Wilkowi, ale najmniej niepohamowanej mściwości sławetnego Joachima Raszkowicza.
11) Podczas jarmarku na św. Małgorzatę 13. lipca 1648 r., Jan Żołądkowicz, kramarz sandecki, widząc, że nie ma wielkiego odbytu, zostawił chłopca u kramu i poszedł na jarmark obejrzeć się za jakim zyskiem. Zaszedł pomiędzy Tarnowiany, a sławetny Szymon Jabłecki, przywitawszy się z nim, prosił go, aby mu za dobrą zapłatę pomógł wykończyć niektóre roboty kramarskie. Żołądkowicz przystał na to, chwycił się roboty i migiem pokończył. Wdzięczny Jabłecki zapłacił mu zato: ponieważ zaś należało mu się coś zwrotu, a Żołądkowicz drobnych pieniędzy nie miał przy sobie, zabrali się ku kramom sandeckim. Żołądkowicz, przyszedłszy do swego taszu, chciał zająć miejsce swoje. Ale sąsiad jego, Jakób Ciosek, skoczył ku niemu i zawołał: „Ty złodzieju, ty nieprawy synu, bodaj cię zabito! Tyś niegodzien między nami siedzieć, boś ty zdrajca, ciebie kiedy obwieszą!“ Żołądkowicz nic nie mówił, ale wkońcu rzekł: „Mogą i ciebie obwiesić, nie tylko mnie!“ Ciosek zaś podskoczył, uderzył go w gębę i wołał: „Kija mi też dajcie na tego nieprawego syna, ja go tu nauczę Tarnowianom pomagać!“ Grube i cienkie głosy sąsiadów wtórowały Cioskowi, a Marynia Śliwińska nie ostanie miejsce zajmowała w tym nieharmonijnym chórze. Łokcie i kije migały się w powietrzu, a sławetny Żołądkowicz, ulegając przemocy, cofał się ku kramom tarnowskim. Kramarze nie mogli iść w pogoń, bo nie wypadało odejść od swego towaru i kramu. Ale jedna z pań, sławetna Wojciechowa Skowronkowa, rymarka, puściła się za nim i swej wymowie kramarskiej puściła wolne cugle.
Była to niewiasta młoda i nieszpetna: że to zaś pancerni w Sączu wszędzie umizgali się do młodych mieszczek, więc też i ona miała swojego towarzysza, chociaż jeszcze nie pancernego, jednak takiego, co się pod chorągiew miał wkrótce zaciągnąć, a był nim szlachetnie urodzony Miłkowski. Wiedzieli o tem ludzie, wiedział i Żołądkowicz. Widząc więc Skowronkową, niby osę zajadłą w prześladowaniu, rzekł jej: „Wolałbyś raczej pójść do domu, bo tam twój towarzysz tęskni za tobą“. Skowronkowa zarumieniła się, jakby ukropem owarzona, a kupcy tarnowscy w głośny śmiech i pytają: „A cóż to zacz?“ Miłkowski zaś stał niedaleko z inną szlachtą i rozmawiali o przyborach wojennych, któreby radzi kupowali. Słysząc, że o nim mowa, przybliża się i pyta Skowronkowej, o co chodzi?
Mieszczka mu powiedziała, że o niego, więc też niewiele myśląc, dobył szabli i skoczył ku kramarzom konno i zbrojno, a ona mu jeszcze ducha dodaje, aby się pomścił na Tarnowianach. Jeden z nich, Kasper Walson Szkot, rzecze mu: „Co Waszmość czynisz? Teraz kaptur[1657] i nie ma żartów naruszyć spokój podczas bezkrólewia!“
— „Bodaj cię zabito! ty taki a taki!... Ja się kaptura nie boję! Ludwik Sławiński, obrażony od kata, zabił go kilofem (1644 r.), a nic mu nie robią[1658]; ja was porąbię, pójdę do wojska i nic mi nie będzie!“, rzekł Miłkowski i natarł na kramarzy[1659]. A działo się to na podcieniu przed domem burmistrza, Floryana Benedyktowicza. Tarnowianin, kryjąc się za stragan, rzekł: „Co Waszmość robisz? wszak tu pan burmistrz mieszka!“
— „Błazeństwo to u mnie!“
Skoczyli ludzie między niego i kramarzy i rozejmowali ich. Wyszła i pani burmistrzowa i mówi do Skowronkowej: „Żal się Boże na Waćpani! żeby zaś kogo na ludzi cudzoziemskich naprowadzać!“
— „Siedź sobie cicho ty marnio!“, usłyszała w odpowiedzi i cofnęła się do sieni.
Miłkowski zaś rwał się do kramarzy, którzy go łagodzili, że jeżeli mu Walson co winien, to gotowi dać zastaw za niego. „Jak ja go zastawię, to wam go sto tysięcy nie wykupią!“, zawołał Miłkowski, wyrwał się i z dobytą szablą pobiegł do sieni burmistrza za Walsonem i Żołądkowiczem. Ale ci już byli bezpieczni w izbie zamkniętej.
Kiedy się uspokoiło, instygator królewski zaskarżył Wojciecha Skowrona i żonę jego Elżbietę, iż się poważyli zakłócić pokój kapturowy, mianowicie ta ostatnia, naprowadzając szlachtę na cudzoziemskich kupców, także o zniewagę burmistrza i żony jego. Kupiec Walson z swej strony zaskarżył ich o gwałt i niepokojenie na jarmarku. Rada więc zasiadłszy, zawyrokowała na panią Elżbietę Skowronkową:
Ponieważ często w mieście i gdziebądź poswarki i kłótnie wszczyna, obecnie zaś spokój zakłóciła i burmistrza obraziła, aby zato odsiedziała miesiąc wieży; wychodząc aby złożyła winy 20 grzywien, i uczciwie przeprosiła sławetnego pana burmistrza i małżonkę jego przez ludzi godnych. Tak samo Walsona, za którego miała 3 dni za kratą odsiedzieć[1660]. Najwinniejszemu zaś, panu Miłkowskiemu, jako szlachcicowi, nic się nie stało.

To stanowisko mieszczan wobec szlachty, to ich wzajemne między sobą pożycie, to ostatni rys obyczajowy naszego mieszczaństwa. Stosunkowi temu, i ile dotyczył się spraw politycznych i społecznych, poświęciłem rozdział osobny. Inne rozdziały podały nam aż nadto sposobności poznać znowu stosunek ze strony prywatnej i towarzyskiej. I widzieliśmy wielekrotnie, że szlachta okoliczna bynajmniej nie usuwała się od mieszczaństwa Nowego Sącza, lecz owszem utrzymywała z niem stosunki towarzyskie, nawet niekiedy przyjazne. Stąd to przyjmowali mieszczan w gościnę i nawzajem bywali u nich na weselach i chrzcinach, pożyczali im pieniędzy, a nawet wchodzili z nimi w spółki handlowe, i naodwrót brali od nich towary na kredyt lub zastaw — wogóle stosunki te były wcale poufałe i nieraz serdeczne. Mimo to szlachta nigdy nie zapomniała swego wyłącznego i uprzywilejowanego stanowiska! Przy różnych okolicznościach, zwłaszcza w rozdrażnieniu lub uniesieniu, dawała mieszczanom uczuć swą wyższość społeczną — okazywała im lekceważenie i wzgardę — poniewierała ich prawami i samorządem — wywoływała burdy i wszczynała bójki lub dopuszczała się wprost gwałtów, które stawały się powodem namiętnych skarg po sądach i coraz większej obopólnej goryczy i niechęci. Kilka poniżej podanych takich charakterystycznych wypadków maluje jaskrawo te stosunki.
12) Matyasz Wlazło, miecznik i mieszczanin kaliski, obraziwszy urodzonego Jana Sławińskiego i Hieronima Żakowskiego, ściągnął na siebie wyrok karny, przed którym zbiegł do Nowego Sącza. Bracia kowale, miecznicy i złotnicy przyjęli go do swego wspólnego cechu, pomimo niechęci Pawła Użewskiego, złotnika. Kaliszanie nie mogli go zrazu odszukać, więc sobie spokojnie siedział w Sączu, zarabiając na życie i miłość ludzką aż do roku 1631. Wkońcu jednak wyśledzono tam jego pobyt, a Ichmość panowie: Sławiński i Żakowski, otrzymali polecenie od urzędu miejskiego kaliskiego, aby wydali zbiega, ich sądowi podległego. Poprosili też wielmożnego Stanisława Doruchowskiego Wierzbiętę, podwojewodzego kaliskiego, o piśmienne przyczynienie się do rajców sandeckich. Zjechawszy zatem znienacka do Nowego Sącza, pochwycili Wlazłę, i okazując pismo rady miejskiej kaliskiej, żądali wydania go sobie w celu odstawienia pod sąd wójtowski w Kaliszu.
Właśnie burmistrzował Paweł Użewski. Przeczytawszy pismo podwojewodzego kaliskiego, nie namyślał się długo i posłał pod Wlazłę, który robił za czeladnika u Grygla Zaręby, miecznika. Nieborak Wlazło wiedział, co go czeka. Smutno więc żegnając Zarębów, pobudził ich do gorzkiego żalu i płaczu, że z ich domu idzie prawdopodobnie w ręce kata.
Wlazło powoływał się, iż jest przyjętym do cechu sandeckiego: Użewski odparł, że nie przyjęty w poczet mieszczan. Wlazło okazał list królewski, prosząc o zwłokę: Użewski odparłszy, iż list żelazny królewski nie stwierdzony w tutejszym grodzie, nie zważał na dalsze wymówki i prośby, lecz odstawiwszy go do grodu, wydał go pomienionym panom z Kalisza i wziął od nich poświadczenie, iż nadal nie urząd miejski, ale oni odpowiadają za bezpieczeństwo jego życia.
Wielkie oburzenie w mieście wywołał ten postępek Użewskiego. Bo według praw i przywilejów miasto nie podlegało sądownictwu grodowemu, a każdy, którego miasto do swego grona przyjęło, miał prawo być sądzonym od sądów miejskich, a nie od szlacheckich. Długie i uparte stąd bywały od dawna zatargi z starostami, a Nowy Sącz, mianowicie osobnymi wyrokami królów, od tego narzuconego samowładztwa kilkakrotnie był zabezpieczony[1661]. A tu nierozważny burmistrz sam się grodowi niepotrzebnie poddawał.
Żakowski, pachołek pana Sławińskiego, odebrawszy więźnia z rąk woźnego grodzkiego, pochwycił go za kołnierz ferezyi i wiódł do kowala, Wojciecha Wyrostka, aby go dać zakuć w kajdany. Wyrostek wcale nie miał ochoty kuć biedaka, a tu szlachta: Sławiński i Żakowski rozkazują, i grożąc zemstą, każą mu go trzymać i kować. Kowal, wskazując na wielkie zbiegowisko ludu, rzecze: „Cóż go mam trzymać, jak ceklarz[1662] jaki, i kować na pośmiewisko ludzkie! Zaprowadźcie go Waszmościowie do gospody, a jam gotów robotę zrobić: tak zaś nie będę kował!“ Rzekł, i opuściwszy ręce, patrzył litościwie na biedaka.
Żakowski chciał więc Wlazłę prowadzić do gospody, ale ten jął mu się wyrywać na schodku kuźni. Żakowski tem mocniej chwycił go za ferezyę i trzyma, odgrażając się surowo: ludzie zaś poczęli wywoływać na obydwóch szlachtę, mianowicie niewiasty, których się dużo zbiegło na płacz Zarębów małżonków, że czeladnika ich burmistrz wydał i że go powiedli do okowania do kowala. Wlazło, korzystając z zamieszania, przez głowę spuścił z siebie ferezyą, wyrwał się i ucieka. Niewiasty rozstąpiły się i wołają: „Uciekaj nieboże, uciekaj!“ On też, co mu tchu stało, ucieka na cmentarz kollegiaty, tuż obok rynku. Za nim wskok pędzi Żakowski z siekierą w dłoni, a lud tłumnie towarzyszy. W furcie cmentarza była ostra krata, jak zwykle w Polsce, dla ochrony od trzody i bydła. Na tej krecia upadł Wlazło. Żakowski dopadł i uderzył go obuchem w plecy. Lecz Wlazło zdołał przecie wtoczyć się na cmentarz, a litość mieszczan towarzyszyła mu.
Kowal Wyrostek z żalem patrzył za uciekającym, a widząc go w bronce cmentarza, zawołał radośnie: „Uciekł!“, i zwracając się do ludzi, mówił: „Chwała Panu Bogu, żem się go nie tknął do kowania! A kazali mi go gwałtem kować i trzymać, jakby ceklarzowi“. Zaręba też, widząc uciekającego, wzniósł ręce do Boga i z płaczem rzekł do ludzi w rynku: „Panie Boże! wyswobodź ludzi niewinnych! A chwała Bogu, żem tu nie był przytem, ja ubogi człowiek“.
Adam Łukowiecki, organista, stał sobie spokojnie przy kollegiacie, trzymając ręce w kieszeniach kożucha. Skoro zaś Wlazło wtoczył się na cmentarz a Żakowski okładał go obuchem, wystąpił organista, i wstrzymując go, rzecze: „Pani bracie! hamuj się, bo to cmentarz, nie czyń gwałtu domowi Bożemu!“
Lecz Żakowski, czerwono ubrany, nie zważając na to, bił Wlazłę. Wybiegł też ksiądz Marcin Ćwikliński, podkustoszy kollegiaty, i mówi: „A czemu to bracie gwałt czynisz kościołowi? azali nie wiesz, że to szyją pachnie?“ Żakowski coś się księdzu przymówił. Na to przypadają drudzy księża i zakonnicy Franciszkani i biorą Wlazłę między siebie. Żakowski chciał przeszkodzić i coś odpowiedział. Na to przyskoczył jakiś Franciszkanin i uderzył go w gębę. Żakowski chciał oddać wet za wet, ale ludzie skoczyli, mianowicie Joachim Raszkowicz, garncarz: więc trzeba był zmykać, a ludzie bili i gonili.
Urodzony Sławiński, widząc jak księża Wlazłę prowadzą do pomieszkania swego, zwraca się do organisty i rzecze: „Tyś mi to przyczyną wszystkiego!“ Łukowiecki zaś świadczył się ludźmi, iż mu źle zadaje Sławiński.
Nazajutrz okazywał Żakowski blizny i rany: na wierzchu głowy nad lewem uchem guz, jak orzech laskowy: na prawym boku nad krzyżami raz zsiniały, jak grosz; na członku lewej ręki raz zdraśniony; na lewej ręce nad łokciem raz zsiniały i drugi poniżej i trzeci zdraśniony. Zeznał i za świeżej pamięci uskarżył się urzędowi miejskiemu.
Mieszczanie z swej strony zaprotestowali przeciwko wydaniu mieszczanina grodowi. Gród, zasłaniając się wyrokiem Użewskiego, nie przyjął protestacyi. Więc rajcy i ławnicy, zawezwawszy woźnego grodzkiego, spisali jak najuroczystszą protestacyę, głosując kolejno wszyscy.
Panowie szlachta zaś zaskarżyli Łukowieckiego, Wyrostka i Zarębę, iż gwałtem odbili więźnia i pokaleczyli Żakowskiego. Gród żądał uwięzienia obwinionych, a Użewski musiał ich uwięzić, ulegając parciu szlachty. Urodzony bowiem Sławiński okazał rejestra magnatów, którym służył, a odwołując się na przywileje szlacheckie, żądał spiesznej sprawiedliwości w sprawie, jak mniemał gwałtu publicznego. Wójt zaś wysłuchał kilkunastu wiarogodnych świadków, a okazawszy niewinność uwięzionych, uwolnił ich za rękojmią, iż każdej chwili staną do prawa[1663].
13) W r. 1637 nadszedł czas tak zwanych „kwerel“, czyli sądów grodzkich starościńskich. Zjechała się szlachta okoliczna, prawowała i gościła się wzajemnie. Nie obeszło się bez wina, a za winem ochota idzie, kwerele bowiem szlacheckie to żniwo dla prawników. Pan Maciej Żmijowski, szlachcic, żołnierz i prawnik, nie był zapomnian od panów braci: dopomagał w sprawie, dopomagał i w ochocie. Kiedy głowa wzbierze, zbiera i serce, więc pan Żmijowski wylewał uczucie swego zgorszenia na krętarstwa niektórych podłych mieszczan, stronników wójta: Macieja Pleszykowicza. Szlachta mu wtórowała, dzieląc zdanie jego i objawiając wzgardę swoją, a kończąc groźbą ostrej szabli. Najbardziej wykrzykiwał Żmijowski, iż on nauczy tych frantów! iż on ich pojednemu szablą swoją przerzedzi! Tak grożąc, idzie podchmielony i zdybuje Jana Kotczego, szychtarza. Kilka białogłów stało na podcieniu i Jędrzej Nagłowicz, rzeźnik.
— „Patrzcieno, jako ja tych frantów będę po jednemu przerzedzał!“, rzekł Żmijowski do niewiast, i dobywszy szabli, poskoczył ku szychtarzowi, wiedząc, że doń Walenty Wargulec kilkanaście razy chodził względem podpisu skargi na ławicę i podwójciego. Szychtarz nie spodziewał się napaści, i wołając, aby mu dał spokój, bierze się też do szabli; lecz nim jej dobył, zaciął go Żmijowski w lewą rękę. Kotczy, chociaż ranny, wydobył szablę, boć szychtarzowi nie nowina bronią władać, kiedy sam oręż wyrabia. Lecz Żmijowski, podchmielony, tnie gdyby w Turka lub Tatara, aż przecie Nagłowicz skoczył i uchwycił szalonego, poczem ich rozdzielono.
Nagłowicz czem prędzej obwiązał i opatrzył rannego, poczem wrócił na podcienie, gdzie Żmijowski jeszcze stał, grożąc, iż tak będzie frantów przerzedzał.
Kotczy, krwawo obrażony, zapozwał Żmijowskiego. Lecz sami ławnicy i rajcy wdali się w to, boć pan Żmijowski chciał tylko poskromić ich przeciwników. Stanęła więc zgoda przyjacielska: Żmijowski zapłacił, przeprosił i odpuszczono sobie wzajem. Była jeszcze inna przyczyna ich pogodzenia. Żmijowski był to szlachcic, a miasto miało jakąś sprawę u wojewody krakowskiego, Jana Tęczyńskiego, na którego szlachta wiele wpłynąć mogła swojem zdaniem. Tak to szlachta mieszczan za nic miała i o byle co zaczepiała[1664].
14) W tymże roku (1637) urodzony Leńczewski, sługa Przecława Marcinkowskiego, podstolego krakowskiego, podpiwszy sobie, siadł na ławce na podcieniu przed domem Wawrzyńca Sławińskiego. A było to wieczór. Straż nocna pod dowództwem dziesiętnika swego, Mikołaja Wysogrodzkiego, wyszła z ratusza na obchódkę po mieście, uzbrojona w rusznice, szable lub kostury, a zaopatrzona latarnią. Na czele szedł dziesiętnik, niosąc latarnię, dalej szła uzbrojona czeladź ratusza.
Wysogrodzki, obaczywszy kogoś siedzącego przed domem Sławińskiego, zbliżył się z latarnią, a widząc jakiegoś szlachcica, pozdrowił go, mówiąc: „Boże daj dobry wieczór!“ Pan Leńczewski w odpowiedzi kopnął nogą w latarnię, aż się dziesiętnik obalił, poczem dobył szabli i chciał zaciąć jednego z nadchodzącej czeladzi, lecz ten, obaczywszy to, rzucił się pod ławę, a cięcie ponad niego świsnęło w powietrzu. Wysunął się naprzód trzeci, a Leńczewski zaciął go w rękę. Obrażony zawołał: „Obciął mnie ten zdrajca w rękę! muszę się rozprawić z nim!...“ A jeden z czeladzi krzyknął: „Strzelaj!“ — „Nie strzelaj! na miłość Boga!“ zawołała, wybiegłszy na ten hałas Katarzyna Grybowska, „bo nie wiecie, gdzie kto stoi!“
Wtem pachołek zacięty podniósł kostur i tak się z sobą ścierali. Pachołek dobrze kijem robił, dostał Leńczewskiego kilka razy, odbił szablę, poskoczył i pochwycił go za rękę, poczem zaprowadzono go na straż, lecz rychło stamtąd wypuszczono. Śmiali się z niego towarzysze, więc zaskarżył stróżów nocnych, iż go napadli i pobili. Ale zaprzysięgli, jak się stało, i załagodzono sprawę[1665].
15) Nader uprzykrzone sąsiedztwo miał Nowy Sącz z wielmożnym Piotrem z Rożnowa Rożnem, dziedzicem wsie Mogilna i Koniuszowej, który od r. 1626 ciągle wrębywał się w miejskie lasy w Paszynie i ustawicznie miedze swoje rozszerzał. Z tego powodu zanoszono nieraz przeciwko niemu żałobę, jużto do grodu sandeckiego[1666], jużto do sądu ziemskiego w Czchowie, a nawet do trybunału w Lublinie. Nieczuły na te wszystkie protesty i żale pan Rożen, jakby w odpowiedzi na nie, kazał po dawnemu poddanym swoim najeżdżać miejskie lasy i wyrębywać w nich drzewo. Ale i miasto pamiętało o sobie. Wójtowie wsi miejskich: Paszyna i Piątkowej nie dla pozoru tylko odprawiali rok rocznie prawo rugowe i ćwiczenia wojenne z parobkami obu gmin. A skoro panowie rajcy rozkazali strzedz lasu, to obaj wójtowie, zwoławszy co śmielszych, obskoczyli mogilskich najezdników i jak niepysznych razem z wozami i wołami przywodzili do miasta. Panowie zaś rajcy odstawiali ich do grodu, jako corpus delicti, protestowali uroczyście, a gród wysyłał woźnego na miejsce w celu oglądania i sprawdzenia poczynionych szkód. Pan Rożen oczywiście nie stawał na pozwy, więc podpadał kontumayi[1667], dalej, jak przedtem, wycinał las, a rajcy z mieszczanami znowu musieli po staremu bronić swej sprawy.
Gdy w r. 1633 siłą i przemocą miedze miejskie zaorać rozkazał, gród wytoczył śledztwo na miejscu. W tym celu kazano stanąć poddanym miejskim, gród zesłał woźnego i kilku z pomiędzy szlachty, miasto zaś rajców i mieszczan. Tym razem wielmożny Rożen stanął z zbrojną czeladzią, chcąc gwałtem swego dokazać. Jakoż rozpoczął ustną walkę z mieszczanami, a potem rwał się do korda. Lecz szlachta grodzka, widząc niesłuszność uroszczeń jego, mocno stali przy mieszczanach a nawet oświadczyli, iż oręż orężem odeprą i byli na to przygotowani. Tak więc, rad nie rad, musiał pan Rożen na razie ustąpić. Ale niedługo trwała owa pozorna ugoda, bo to już taka była nieszczęśliwa przywara tych panów Rożnów, że od czasów Zygmunta Augusta prawowali się ustawicznie o miedze to z miastem, to z opactwem sandeckiem. Nie dziw przeto, że i obecny spór graniczny powtarzał się jeszcze nie jednokrotnie w następnych latach aż do śmierci starego Rożna 1647 r.
Sprzykrzył się wreszcie jego spadkobiercom te spory i zatargi z miastem. Za pośrednictwem starosty grodowego, Konstantego Lubomirskiego, tudzież za wdaniem się okolicznej szlachty stanęło piśmienne pojednanie, jak Bóg przykazał, na rozum i sumienie, przepisane na czysto ręką chłopca aplikanta[1668], który dostał zato 10 gr. na orzechy.
Skoro więc stanęła ugoda z panami Rożnami, Stanisław Kopeć dał najprzód na wotywę i ubogim jałmużnę, co razem wynosiło 2 złp. Poczem z lekkiem już sercem zdał Marcinowi Frankowiczowi swoje burmistrzowskie urzędowanie i wyprawił go do Paszyna na ostateczną ugodę. Wraz z nim pojechało kilku panów przyjaciół rycerskiego stanu, zaproszonych umyślnie do tej sprawy i ugody granicznej, tudzież kilku mieszczan, obok Jegomości księdza proboszcza, Szymona Jaroszowskiego, pisarza grodzkiego, oraz regenta kancelaryi grodzkiej, Walentego Włockiego.
Ugodziwszy się o granicę, sypano nowe kopce. Przytomny woźny sądowy obwieszczał światu i gromadom zebranym granice nowe, a każdy kopiec oblewano, t. j. panowie rajcy pili na zdrowie swoje i trwałość sąsiedzkiej granicy i zgody, a skoro wypróżnili jaki gąsior, to go stłukli, a czerepy szkła wedle starego obyczaju zagrzebywali w sam rdzeń kopca jako „signum metallicum“ wraz z kawałkami żelaza, jak świadczy o tem transakcyjny dokument sądowy. Poczem małych chłopców bez wszelkiej ceremonii kładziono na kopcu, i aby pamiętali w późne lata, gdzie granica między Paszynem a Mogilnem, sypano im po kilka serdecznych batów, a na basarunek[1669] dawano miodowniki na osuszenie łez, bo taki był poważny staropolski sposób sypania kopców i batów kopcowych.
Po skończonej ugodzie nastąpiła suta biesiada; samych ryb słonych: śledzi i wyziny, tudzież świeżych: karpi, szczupaków i śliżyków spożyto za 24 złp. 26 gr., wina zaś wypito 15 garncy za 40 złp. Prócz tych wydatków na wspólną biesiadę, popłaciło miasto także honorarya i opłaty sądowe: Jegomości księdzu proboszczowi darowano pięknego łososia za 7 złp. 18 gr.: pisarzowi grodzkiemu za trud i drogę wyliczono talerów kopowych 10 czyli 18 złp.: a regentowi kancelaryi grodzkiej kontentacyi 30 złp. Wszystkie zaś poszczególne wydatki owej ugody granicznej, wynoszące wraz z biesiadą ogółem 173 złp. 13 gr., wpisano do księgi[1670].
16) Joachim Raszkowicz, po owym wyroku wydanym przez sąd radziecki[1671], zbadawszy należycie, że urodzony Piotr z Bilska Wierzbięta, starszy dworzanin nowego starosty, Konstantego Lubomirskiego, dość jest przystępnym talerom bitym, a sam pan starosta podszeptom dworzan, udał się tą drogą i dokonał swego. W poufnej rozmowie dworzanie opowiedzieli staroście całą scenę z katem w izbie sądowej, wyrażając swe ubolewanie nad biednym Raszkowiczem, który z tego powodu cierpi wiele poniżenia i zhańbienia: gdyż i współobywatele od niego stronią i niechętnie z nim przestają, uliczna zaś gawiedź, w zaułkach ukryta, sromoci go przezwiskiem mistrza lub kata. Te podszepty wzruszały żywy umysł młodego starosty, pragnącego odznaczyć się w nowo objętem urzędowaniu, widział bowiem przed sobą otwierające się pole popisów swej urzędowej sprężystości i dziwił się tylko, czemu Raszkowicz nie udaje się do niego.
Na to tylko czekał sławetny Raszkowicz, a widząc czas swój, zapomocą biegłych prawników, jakich podówczas miasto znaczną posiadało liczbę[1672], wypisał pozew na Poławińskiego, Wilkowskiego, Koszwica, na sługę: Jakóba Szymkowicza i kata, i rozwodząc się nad krzywdą i hańbą doznaną, odnosił się do wyższego sądu wielmożnego starosty, poddając pod jego wielmożne stopy swoją krzywdę i honor. Poławiński zaś, tymczasem wybrany rajcą i wójtem, zasiadł ławicę sprawiedliwości i sprawy karne toczyły się przed nim tak długo, dopóki pozew i nakaz stawienia się oblicznie przed wielmożnym starostą nie powstrzymały toku spraw.
Stanęły strony przed obliczem pańskiem, a burgrabia sandecki, urodzony Jan Strzałka, prowadził wątek sprawy, do której woźny koronny, Wawrzyniec Marchacz z Wielopola, zapozwał obżałowanych. Stanął Poławiński, Wilkowski, sługa Jakób i kat, tylko Koszwic nie stanął, bo nie dowierzał. Starosta był mocno rozgniewany na Poławińskiego i bardzo względem niego uprzedzony, dzięki niedaremnym zabiegom Raszkowicza. Burgrabia zaś wiedząc, jak się brać do rzeczy, najprzód kata groźnie zapytał, kto go namawiał do tej całej sprawki. Kat wyznał, że sługa Jakób chodził do niego i podmawiał, ręcząc za bezpieczeństwo zupełne, a nawet obiecując podarunek. „Gdyby nie to“, dodał, „nie byłbym nawet wiedział o niczem, jakom i nie wiedział“.
Sługa Jakób przyznał się także natychmiast, iż to z rozkazania pana Poławińskiego uczynił, któremu, jako zastępcy wówczas burmistrza, we wszystkiem ulegać musiał. Poławiński wystąpił śmiało: „Prawda!“, rzekł, „posyłałem do kata, aby zapozwał Raszkowicza i uczyniłem to dlatego, aby zbrodnia tak złośliwa nie uszła bezkarnie“.
Raszkowicz z swej strony zarzucał, że pokrzywdzony sam nie skarży, więc i krzywdy nie chce wetować, a gdzie nikt nie skarży, prawo nie sądzi. Dalej schlebiając starości, zarzucał, iż mu nie dozwolono odnieść się do wyższego sądu poprzedniego starosty, i że najniesłuszniej dwie kary ponosił: więzienie za kratami i grzywny tak znaczne.
Rajca Wilkowski nie mógł przyjść nawet do słowa, a po nieobecnego Koszwica posłano drugiego woźnego, sławetnego Marcina Czajkę, który jednak z niczem powrócił.
Niedoświadczony starosta nie wiedział, co czynić. Nie tak burgrabia, winem Raszkowicza ujęty. Duma Poławińskiego ubodła go, postanowił poskromić ją koniecznie. Podbechtał zatem starostę, iż ci mieszczanie chcą górę brać nad grodową powagą; opowiedział dawne miasta z starostami zatargi; przedstawił ławicę miejską w jak najgorszem świetle, więc Lubomirski, nie zgłębiając rzeczy i ufny przedstawieniom swego burgrabiego, przystał na jego zdanie i podpisał wyrok. Wskutek czego Wawszyniec Marchacz z Wielopola, woźny koronny (ministerialis regini generalis), poroznosił pozwy w opieczętowanych cyrografach: jeden na ratusz, drugi w dom Poławińskiego, trzeci w dom Wilkowskiego, czwarty w dom Koszwica, a piąty w dom wspomnianego kata. Pozwy te wedle przepisów prawa ogłosił wszędzie przytomnym ich rodzinom, aby się osobiście stawili w oznaczonym terminie na zamek przed wielmożnego starostę, dla wysłuchania i wykonania zapadłego wyroku. Wyrok ten tak brzmiał w streszczeniu:
Konstanty hrabia na Wiśniczu i Jarosławiu Lubomirski, sandecki, białocerkiewski starosta.
Zapadły na sławetnego Joachmia Raszkowicza wyrok urzędu radzieckiego, względem pokrzywdzenia Mateusza Wilka, który ani się skarży ani sprawy swej popiera, jako nie wedle prawa wyrzeczony, wielmożny starosta cofa i tego Joachmia od wszelkiej w tej sprawie zaczepki wolnym czyni i wyrokuje, aby cała ta sprawa i zarzuty wszelkie dobrej jego sławie w niczem nie szkodziły.
Ponieważ zaś, tak z obrony obu stron, jako też z zeznań i świadectwa sługi radzieckiego jasno widać, że sławetny Jakób Poławiński, wówczas urząd burmistrza piastujący, z nienawiści i zawziętości przeciw Raszkowiczowi dawno powziętej, kata przez sługę Jakóba na wytoczenie sprawy naprowadził, przez co sławetnego Joachima zhańbił i przeciw urzędowej powadze i przysiędze swej ogromnie zgrzeszył. Przeto wielmożny starosta za takowy występek Jakóba Poławińskiego z urzędu radzieckiego, równie jak ze wszystkich godności i urzędów na wieczne czasy wyzuwa, a na jego miejsce Joachima Raszkowicza rajcą mianuje. Niesłusznie zaś i marnie wybrane od Raszkowicza pieniężne kary i grzywny, ma tenże Poławiński zaraz nazajutrz onemuż wrócić, pod karą podobnej ilości grzywien, mocą niniejszego wyroku.
Sławetnego Stanisława Wilkowskiego, jako w urzędzie z Jakóbem Poławińskim pospołem zasiadającego, skazuje wielmożny starosta na więzienie ratuszowe sześciotygodniowe, które zaraz jutrzejszego dnia ma zasiąść i bez przerwy odsiedzieć, pod karą wywołania i wydalenia z miasta.
Na kata zaś, jako stronnika tegoż urzędu radzieckiego i pomienionej sprawy wnosiciela, wydał wielmożny starosta wyrok: Aby tenże kat w każdy targowy dzień z tym samym mieczem czy toporem w ręku, który Raszkowiczowi, próg izby sądowej przekraczającemu, pod nogi podesłał, od piątej godziny z rana aż do południa u pręgierza stał, od jutra począwszy aż do piątej niedzieli, pod karą ucięcia głowy. Która to kara, w razie niewypełnienia wyroku, zaraz niniejszem się orzeka i urzędowi radzieckiemu do wykonania porucza.
Wkońcu co do sławetnego Jana Koszwica, sprawy bieżącej sędziego i w sporze udział mającego, ponieważ ani sam ani przez pełnomocnika swego na pozew nie stanął, wielmożny starosta mocą niniejszego wyroku orzeka: wyzucie z wszelkich urzędów i godności miasta i wywołanie z niego, tudzież odsiadywanie pod pręgierzem, w rynku miasta Nowego Sącza wystawionym, przez cały rok co piątek i targ od rana aż do południa.
Dan na zamku sandeckim w piątek najbliższy po niedzieli głuchej (29. marca) 1647 r.
Zaraz nazajutrz urodzony Piotr z Bilska Wierzbięta, dworzanin pana starosty, przyszedł z zamku na ratusz i pozbawił Jakóba Poławińskiego urzędu i godności radzieckiej, w przytomności rajców tak nowych jako i starych. Ponieważ zaś był też niedawno obrany wójtem, przeto wskutek wyroku nań zapadłego, nie śmiał dłużej piastować godności wójtowskiej. Miejsce jego zajął podwójci, sławetny Jędrzej Nagłowicz, któremu nadano moc pełną urzędowania wótowskiego, dopókiby nie nastąpiły przyszłe wybory. Całe to urządowe przeprowadzenie wpisano do akt miejskich, jak tego wymagała formalność prawa[1673].

Wyrok powyższy, owoc samowoli magnackiej, jest zarazem dobitnym przykładem poniewierania i deptania praw i swobód miejskich. Jest też jednym z licznych dowodów tych usiłowań szlacheckich, które, jak owe zgubne ustawy, podkopujące wolny rozwój przemysłu[1674] i dobrobyt materyalny miast, dążyły do zniweczenia ich wolnych instytucyi, przywilejami królewskimi zagwarantowanego samorządu i niepodległości od rządów szlacheckich. Ten ideał szlachecki: zubożenie i upadek miast, urzeczywistnił już wiek XVIII. prawie zupełnie...




UZUPEŁNIENIA.

Do str. 4.Zamek Sądecz w r. 1616. Ten zamek leży nad Dunajem[1675] i Kamienicą, rzekami przy bramie miejskiej krakowskiej, który za Jego Mci pana starosty sendomierskiego teraźniejszego[1676] murem wkoło jest obwiedziony. Do którego od miasta wchodząc, jest brama w murze. Wrota do niej drzewiane z furtą na zawiasach. Wchodząc na zamek po lewej stronie, jest izdebka z komnatą, piec prosty, okien 2. Idąc dalej w zamek, schód na górne gmachy, gidze wszedłszy jest sionka, z niej ganeczek. Z tejże sionki na południe izdebka, okien 2, piec polewany[1677]. Z niej komnata, okno 1. Przy tej komnacie jest druga komnata, komin murowany. Nad izbą wyżej opisaną jest bania, w której jest zegar drewniany. Podle tego budowania jest dom o jednym wierzch, za pana starosty sendomierskiego zbudowany, do którego wchodząc sień. W niej dwie izby przeciw sobie, komnata przy jednej, w obu izbach pod 2 okna szklane, piece zielone. Od tego domu idąc podwórzem, jest stajnia przez teraźniejszego pana starostę[1678] dobudowana, do której wrota dwoje na zawiasach z skoblami, wrzeciądzami. Nad tą stajnią izba wielka na filarach murowanych, przez Jegomości pana starostę sendomierskiego zbudowana, do którego wchód z dołu okrągły, z niego sionka mała przed izbą. W izbie okien 11 po trzech stronach, piec polewany, drzwi dwoje, z jednych wyjście gankiem do izby górnej murowanej, w której okno, piec, komin. Z niej komnata, z niej izba stołowa, okna, piec malowany. I druga komnata na północy, okno 1. Z tejże komnata ciemna drewniana, a przy niej izdebka, okien 3, piec, sień, w której okien 2. Z niej sala, potem izba, okien 6, piec polewany. Z tej izby izdebka murowana, drzwi malowane, okien 2, piec. W bok izdebki komnata, sień, w której okien 2, k’temu drzwi do izby na wschód słońca, a z tej izby drzwi do komnaty, okien 3, komin murowany. Z tejże sieni jest drugi wchodek do sklepiku[1679], u którego drzwi żelazne, okno jedno z kratą, a potem przejście do sieni przez kancelaryą. U dołu zaś budowany jest sklep, który przeszły starosta wywiódł, z teraźniejszy dał go potynkować, drzwi żelazem obkowane. Izba murowana, w której okna szklane 2, piec, drzwi malowane. Z niej komnata zamczysta. Pod tem murowaniem piwnice dwie zamczyste. Wyszedłszy z piwnicy komora, druga komora takaż. Furtka w murze, drzwi do niej żelazne. Dalej idąc jest sień, okno 1, w której jest sklep, okien 2 z kratami, drzwi żelazne, naprzeciwko kancelarya. W niej okien 3, piec, komnata murowana zamczysta, komin murowany. Z niej sionka i izdebka zamczysta z oknem, piecem, kominkiem i z komnatą. W tejże sieni drugi sklep, także zamczysty do chowania ksiąg grodzkich, okno 1 z kratą. Pod tymi gmachami murowanymi są dwie piwnice sklepiste, między niemi sionka. Na górze jest komnata, okien 2. W bok górnej komnaty jest wieża szlachecka w murze, w której siedzenie wierzchnie i ziemne[1680], drzwi żelazne, piekarnia, w której piec czarny, okien 2, drzwi na zawiasach. Z niej komora i druga, na niej kuchnia przy murze. Z jednej strony izba, z drugiej komora, przed nią studnia. U tych wszystkich wzwyż opisanych gmachów są drzwi na zawiasach z skoblami, wrzeciądzami, a w niektórych zamki. (Lustracya wojwództwa krakowskiego z r. 1616 przechowana w jednem z archiwów warszawskich).
Do str. 24. — Przemianki, czyli uczciwe przezwiska, otrzymywane przy wyzwoleniu, stawały się zwykle nierozłącznymi towarzyszami przez całe życie. Tak między innymi znajduję w aktach: Tatar alias Groszek, Darmochód al. Skroniowski, Marcin Cieluszek al. Niedźwiedź, Jan Paszyński al. Gruca, Szydłowski al. Kurek, Gądek al. Siedlecki, Stan. Frankowicz al. Chuchro, Krosner al. Medoński, Wojciechowski al. Popek, Cholewicz al. Niedbałek, Halenowicz al. Trębaczyk, Pobrzecki al. Kośmikiel, Olejarz al. Rabsztyński, Kobierski al. Fliśnik, Joachim Raszkowicz al. Woleński, Jan Raszkowicz al. Kołodziejczyk, Klimczyk al. Grabski, Ptaszkowic al. Wrona i t. p., i t. p.
Do str. 59. — Dr. Piekosiński, znany heraldyk polski, opisuje ową pieczęć Nowego Sącza z r. 1343 daleko dokładniej, niż Rzyszczewski. Pieczęć przedstawia św. Małgorzatę siedzącą na smoku, zwróconym w prawo. W prawej ręce trzyma ona chorągiew o trzech strefach, z krzyżem u góry, w lewej kościół o jednej wieży, wrócony w prawo, na którego dachu ptak. Po prawym boku chorągwi również ptak, ale na gałązce. Tło z rzadka zarzucone różyczkami. W otoku napis: Sigillum Advocati Et Civium In Novo Sandecz. (Pieczęcie polskie, część I. str. 196).
Do str. 121—127. — W obszernej ustawie rzeczy strawnych i robót rzemieślniczych z r. 1630 opuściłem kilka ustępów, które dla kompletu tutaj zamieszczam.
Winni szynkarze. Żaden z szynkarzów aby się nie ważył wina także małmazyi i miodu berować[1681] bez wiadomości i ustawy i zapieczętowania od urzędu Jegomości pana wojewody, także i sprzedawać pod winą 14 grzywien. A dla wielkiego oszukania wolno będzie Jegomości pana wojewody urzędowi i miejskiemu do piwnic zawsze na rewizyą chodzić, aby żadnej mieszaniny nie czyniono i drożej nad ustawę nie przedawano. A ktokolwiek wina nakupi na szynk, nie powinien go spuszczać do piwnicy bez zapieczętowania pana podwojewodzego, ani go na szynk dawać.
Wiertele. Aby żaden piekarz, szynkarz i każdy kupujący, nie ważył się kupować zboża wszelakiego, tylko w wiertele cechowane i sprawiedliwe. Pod winą 14 grzyw. tak na kupującego, jako i na przedającego.
Świece łojowe nie mają bydź jeno babczane a szelągowe według dawnego zwyczaju, pod winą 14 grzyw. A gdzieby się to pokazało, żeby która z uporu nie chciała robić świec jeno po szelągu, tedy one wolno będzie zabrać.
Krochmalnicy. Uważając większą cenę, ma bydź funt krochmalu po 2 gr., pod winą 14 grzyw.
Przekupnie żelaźni. Ci, co żelazem kupczą, nie mają więcej brać na cetnarze tylko 15 gr., gdy któremu kowalowi albo komukolwiek przedadzą, pod winą 14 grzyw.
Bednarze. Achtel smolny 20 gr., półachtelek smolny 12 gr., achtel niesmolny 15 gr., półachtelek prosty niesmolny 10 gr.; faska prosta niesmolna 6 gr., szaflik na mięso o jednem uchu 2 gr., kadź wielka jodłowa piwa 14 złp., obręcz na taką kadź 14 gr., kadź do solenia słodu 2 złp. 15 gr., obręcz na taką kadź 6 gr. Za ceber piwny 8 gr., konew wodna 3 gr., nalewka do piwa 2 gr. Za obręcz na półachtel winny 1 szeląg i kwartanik, bądź też na achtel. Za faskę maślaną 3 gr., za dwie obręcze półachtelowe ½ gr., za cebrzyk o dwu uchach 4 gr., za wannę do kąpania 1 złp., za skopiec do dojenia krów półtorak. Za maślnicę wielką z wierzchem i krągiem 8 gr., za mniejszą 7 gr., obręczy dwie do takowego naczynia szeląg. Kadź na kapustę 1 złp. 15 gr., mniejsza taka 1 złp. 10 gr., jeszcze mniejsza 1 złp. 6 gr. Wanienka jodłowa 7 gr., na kąpanie dzieci mniejsza 6 gr., wiaderko do łaźni 2 gr., do rząpia[1682] 2 gr., za wiadro dębowe 12 gr., beczka jodłowa na kapustę 10 gr., a mniejsza 7 gr. Co wszystko mają trzymać bednarze i przedawać pod winą 14 grzyw.
Garncarze. Kafel jeden zielony szklany[1683] 2 gr., a prosty 1 gr. Donica wielka 2 gr., mniejsza 1 gr., garncy para prostych, co w nich po cztery kwarty, 1 gr., a taki, co w nim dwie kwarty, 1 szel. Garniec na żniwa, co w nim garncy 6 wody, 6 gr.; mlecznik, co w nim garncy 3 wody, 3 gr. Misa prosta wielka 2 gr., mniejsza 1 gr., misa białego szkła 3 gr., mniejsza 2 gr., jeszcze mniejsza 1 gr. Kufel białego szkła[1684], co w nim garniec, 2 gr., mniejszy kufel taki 1½ gr., jeszcze mniejszy 1 gr. Garneczki małe takiejże roboty po kwartniku, a większe po szelągu. Co mają trzymać pod winą 14 grzyw. i tabliczkę tej ustawy wywieszać i według niej przedawać pod takąż winą 14 grzyw.
Malarze. Malarz od malowania izby, która jest na 12 łokci, nie ma brać więcej tylko 10 złp. Od stołu malowanego 10 gr., od mniejszego 8 gr., od zydla do takowego stołu 7 gr., od stołka 6 gr., od okna malowanego 8 gr., od drzwi malowanych 15 gr. Koltryna na ścianę na płótnie jakąkolwiek proporcyą albo farbą, nie ma bydź przedawana drożej tylko łokieć pod 9 gr., a co półtora brytu[1685] takaż koltryna łokieć po 13 gr. Listwa jakakolwiek na ścianę malowana łokieć po 2 gr., także od zasłony jakąkolwiek farbą malowanej od łokcia po 2 gr.
Maziarze. Achtel mazi 7 złp., półachtelek mazi 4 złp., kwarta mazi 1 gr.
Murarze. Od Wielkiejnocy do św. Michała mistrzowie murarze mają brać na dzień tylko po 12 gr., towarzysz, co kamień ciesze i muruje, po 10 gr., towarzysz, który tylko muruje, po 8 gr. Na krótszym zaś dniu od św. Michała do Wielkiejnocy mistrz ma brać zapłatę dzienną po 10 gr., towarzysz, co kamień ciesze i muruje, po 8 gr., towarzysz, co tylko muruje, po 6 gr. A mają na robotę wstawać ze świtem. A na obiad tylko godzinę odpoczywać, a od roboty o godzinie 23 schodzić. Mistrz żaden nie ma przyjmować więcej robót nad dwie pod winą 14 grzyw.
Powroźnicy. Postronek konopny drótowy 1½ gr., a prosty 1 gr. Stryczek konopny ½ gr., powróz zgrzebny 1 gr. Za sążeń sznura ½ gr. Co trzymać powinni pod winą 14 grzyw.
Kramarze. Towary cudzoziemskie wszelakie, które tu w Sąndczu przedawane a w Krakowie kupowane bywają. Gdy będą pytani kramarze od kogokolwiek po czemu kupili, tedy powinni pod sumieniem powiedzieć; wszelkie jedwabie i sznurki, gdy będą pytani po czemu kupili, pod sumieniem powinni powiedzieć. Tuzin haftek po 1 gr., papieru libra po 6 gr. Pasamony różne przedawane kupujący, gdy będą pytani po czemu kupili, powinni pod sumieniem powiedzieć. Także i płótna wszelakie według sumienia przedawać mają. I o cokolwiek pytani będą, podług sumienia powiedzieć powinni i przedawać pod winą 14 grzyw.
Tandem personaliter supramemorati mercatores ratione mercium suarum variarum solemniter protestati sunt contra Dominum Vicepalatinum. Ideo, że on żadnym sposobmem nie może rzeczy naszych ustawiać, gdyż to sejmowi należy. Do tego potrzebaby wprzód porządek tak uczynić w Krakowie, abyśmy też towary pobożniej kupowali, a potem też one pobożnie przedawali. Co uczynił Pan Podwojewodzy contra consuetudinem et in absentia Officii Castrensis Capitanealis Sandecensis. Contra quem ratione praemissorum iterum atque iterum protestantur.
Stolarze. Stół lipowy stolarskiej roboty na trzy łokcie wzdłuż a na dwa wszerz jakąkolwiek farbą malowany 2 złp. 20 gr., zydel do niego takąż farbą malowany 24 gr., stołek malowany jakąkolwiek farbą 15 gr. Łóżko na sześciu nogach toczonych z poprągami 2 złp. 10 gr. Drzwi do izby stolarską robotą malowane i z futrowaniem 2 złp. 10 gr. A ktoby sobie dał na wymysł zrobić, tedy powinien zapłacić jako mówi. Łoże z firanką i z szufladami 6 złp. Skrzynia trzyłokciowa malowana 3 złp. Skrzynia łokciowa malowana 1 złp. Szafka kątnia trzyłokciowa 2 złp. Łokieć listwy malowanej robotą piękną 10 gr. Służba[1686] na łokci pięć do góry, a wszerz na trzy jakąkolwiek robotą chędogą malowaną 6 złp. Szafa prosta do chowania cyny o trzech komorach 3 złp. Kałamarz chędogą robotą 3 gr. Szkatuła łokciowa i z szufladami farbista robotą piękną okowana i z zamkiem 6 złp. Szkatuła półłokciowa takąż robotą 4 złp. Łokieć ławy stolarskiej do izby robionej rzezany, łokieć po 6 gr., a malowanej łokieć po 8 gr. Stolik łokciowy malowany z skrzynką 1 złp. Kolebka zawiesista malowana z skrzynią 1 złp. 15 gr., a potoczysta malowana 1 złp. A kto sobie na wymysł da zrobić podług ztargowania zapłacić powinien. A to pod winą 14 grzyw. trzymać powinni, o co forum w urzędzie tutecznym mieć będą. Ramy do błon dębowe: łokieć takowej ramy 10 gr., nie rachując jej wszerz.
Czapnicy. Szynkarze winni i każdy nie mają drożej przedawać lagru czapnikom winnego cebra jednego za 1 złp. Barwicy miodowej ceber za 15 gr. Ałunu kamień 4 złp. Brezylii kamień 6 złp. Grempel tuzin 2 złp. Łoju szmelcowanego kamień 6 złp. Beczka sluffy 2 złp. W czem się mają rachować pod winą 14 grzyw. Czapnicy też magierkę z najprzedniejszej wełny na większą głowę według preszburskiej roboty nie mają przedawać drożej nad 1 złp. 6 gr. Magierkę także piękną z najprzedniejszej wełny mniejsza 26 gr. Magierkę od pierwszej podlejszą 24 gr. Magierkę wielką z grubej wełny 18 gr. Magierkę mniejszą chłopską 12 gr. Magierkę grubą na chłopa 8 gr., a mniejsza 6 gr. Czapka największa do futra z najprzedniejszej wełny 1 złp. 10 gr. Czapka przednia z tejże wełny 1 złp. Czapka mniejsza także do futra 18 gr. Czapka z grubej wełny największa na chłopa do podszycia 15 gr. Czapka mniejsza także grubsza 10 gr., jeszcze mniejsza 8 gr. To mają trzymać pod winą 14 grzyw.
Stelmachy. Kolasa z kołami na parę koni nieokowana 7 złp. Skarbny wóz także z kołami nieokowany 7 złp. Oś do wielkiego wozu z nasadem 8 gr. Oś do mniejszego wozu z nasadem 6 gr. Za dyszel z śniczami i z dyszlem do wielkiego wozu 1 złp., do mniejszego wozu 28 gr. Za wszystek skręt stelmaszej roboty 1 złp. 20 gr. Za karetę bez kół z skrętem 8 złp. Za sanie białe na cztery konie 4 złp. Za sanie na dwa konie 2 złp. Za sanie na jednego konia 1 złp. 10 gr.
Kołodzieje. Za cztery koła do kotczego 2 złp., do mniejszego 18 gr., do kolasy 1 złp. 10 gr., do wozu furmańskiego 3 złp. 6 gr. Od wprawienia dzwona do furmańskiego koła 4 gr., do kotczego 2 gr., do kolasy 1½ gr. Od sprychy do furmańskiego wozu 3 gr., do kotczego i do kolasy 1½ gr. Za bose koła cztery 1 złp. 18 gr.
Błoniarze. Błona w okno zrobiona z pięknych szyb, które są na kształt weneckich w ołów prosto zrobiona bez rzezania, ma bydź takiego szkła szyba jedna po 1 gr. A ktoby wyśmieniciej dał sobie zrobić, tedy jako ztarguje, zapłacić powinien. A prosta szyba po ½ gr. Szklanica kwartowa z takiegoż szkła na kształt weneckiego 1½ gr. Kieliszek z takowegoż szkła, co w nim kwaterka, 1½ gr., mniejszy 1 gr. Większa szklanica 2 gr., jeszcze większa 4 gr.
Sukiennicy. Rachując wełny kamień po 6 złp., rachując też i nakłady ich, ma bydź z takowej wełny wszerz postaw łokci półtora a wzdłuż trzydzieści, łokieć po 14 gr. Czego pod winą 14 grzyw. powinni przestrzegać. O co formu w urzędzie niniejszym mieć będą.
Kowale. Za podkowę nową z przybiciem pod wielkiego konia 4 gr., za podkowę takąż pod mniejszego konia 3 gr., od przybicia podkowy starej 1 gr. Za siekierę drwalną wielką 22 gr., za mniejszą 18 gr., jeszcze za mniejsza 12 gr., od ustalenia siekiery starej 8 gr. Za kopę gontowych gwoździ 4 gr., za kopę łatnych gwoździ 13 gr., za kopę szynali do furmańskiego wozu i do kotczego 20 gr., za kopę szynali do kolasy 15 gr. Od nałożenia żelaz płużnych i z trzosłem 16 gr. Wyrwant do furmańskiego wozu 6 gr., wyrwant do kolasy albo do kotczego 4 gr. Od okowania koła jednego z buksami z żelaza ludzkiego 24 gr. Od zrobienia jednej szyny z przyniesionego żelaza na cokolwiek kto sobie każe zrobić 4 gr. Od luśni do osi, od okowania wag obojga i stynwagi za robotę 3 złp. Co trzymać powinni pod winą 14 grzyw. Kowale też albo ślusarze ci, co podkówki robią, nie mają brać na podkówki ordyńskie więcej tylko 2 gr., a za proste 1½ gr., pod winą 14 grzyw.
Kotlarze. Miedź wszelaka robiona nowa bez żelaza funt 20 gr., a starej miedzi robionej także bez żelaza 8 gr. Na każdem naczyniu swem każdy cechę swoją wybić ma, żeby każdego po jego cesze poznać było. Co zachować mają pod winą 14 grzyw. A gdzieby się to trafiło, że dla większego wziątku albo uporu kto robić zabraniał się, tedy takowąż winą 14 grzyw. ma bydź karan.
Ślusarze. Kłódka mała piłowana 6 gr., kłódka większa piłowana 10 gr., kłódka we swoje składana 12 gr., kłódka o dwu ryglach 12 gr., za klucz do kłódki 2 gr. Zamek większy o jednym ryglu z kluczem 24 gr., zamek o dwu ryglach z ingrychtem i dwoma kluczami 3 złp., zameczek prosty do skrzynki albo do olmaryiki 15 gr. a to z antabą i zawiaskami. Antaba z klamką i z różyczkami pobielane 24 gr., a niepobielane 12 gr. Para zawias pobielanych nowych z hakami 2 złp. 15 gr., a para prostych pobielanych z hakami 24 gr. Para zawias niepobielanych prostych szmelcowanych 20 gr. Klucz prosty do zamku 5 gr., klucz do zamku z ingrychtem 16 gr. Grzebła proste dwoiste niepobielane 8 gr., grzebło troiste pobielane 15 gr., grzebło czworzyste pobielane 18 gr. Strzemiona chędogie do kulbaki 1 złp., podlejsze strzemiona takież 20 gr. Co wszystko mają trzymać pod winą 14 grzyw. (Act. Consul. T. 52. p. 64—83).
Do str. 141.Z inwentarza sandeckiego złotnika. W inwentarzu Joachima Matuszowica, złotnika † 1631, wymienione są rozmaite ubiory i starodawna broń... Z kosztowności znajduję: „Pierścionków złotych małych dwa. — Obrączka srebrna ogniw białych dziesięć, złocistych dziesięć, z zamklami i łańcuszek srebrny, ogniwek dziewięć, i lewek złocisty przy tej obrączce. — Korali czerwonych trzydzieści i cztery, srebrnych między nimi jedynaście. — Jana Świętego pieniążków między nimi cztery, i tabliczek srebrnych trzy. — Srebra pospolitego sześć skojcy i grzywna. — Dwa guzy grutowe srebrne i szpilka złocista dęta. — Ząbek oprawny srebrem. — Item drobiazgu srebra zważonego półsiodma skojca. — Cąnik srebra lanego siedmnaście skojcy. — Krzysztalik oprawny w srebro złocisty. — Półtalarek zły, przy którym srebra trzy skojce zważonego w papierku. — Item w woreczku różnego srebra ośm skojcy. — Agnusek żółty srebrem powleczony, na którym Imię Jezus. — Łyżeczka srebra Jegomości pana podstarościego. — Srebra w mecherzynie półtrzecia skojca. — W szufladce starych pieniędzy jedynaście skojcy. — Kubeczek drutowy do gorzałki srebrny valoris pięć skojcy. — W puszce prostych kamyczków do pierścionków jest kilkanaście i nadto parę sygnetów mosiądzowych starych złocistych. — Różnych metalów, mosiądzowych siedm i krzyżyk“.
Naczynie wszystko jest do rzemiosła złotniczego: „Młotków czternaście. — Cerytynów ośm. — Cycank jeden. — Lefelajzyn jeden. — Trzy kluwty i trzy ingusy. — Anka mosiądzowa jedna. — Gwicht dwufuntowy i szale średnie, małe i mniejsze. — Żywego srebra dziesięć skojcy. — Buxtabów dwie kropeczce (oznacza to zapewne: liter dwie krobeczki t. j. dwie puszeczki). — Knapstertlików trzy puszeczki. — Kopusele miedziane cztery. — Rymzelka jedna miedziana i gliwanka. — Straistyn do próbowania srebra. — Ambusy dwa. — Sperak jeden. — Miechów dwa“. (Act. Scab. T. 51. p. 206).
Przyczynek do historyi handlu w XVII. w. — Jak daleko rozciągał się handel sandecki i w jakich rozmiarach, świadczy najlepiej „Spis dłużników Sebastyana Piotrkowicza z r. 1631“, który tutaj w całości podaję:
„Najprzód mam w Farbierza w Białej złp. 250 pieniędzy gotowych z ręki do ręki policzonych. U tego mam z płótna bielone, które ode mnie wziął, złp. 180. Za którą sumę ma mi stawić wina według porachowania, albo pieniądze oddać, gdyby w czasie nie stawił. U Erazma Gutta w Bystrzycy mam długu talerów węg. 12. W Szytniku u Jakóba Kirania snop klinia zapłacony. W Nowejwsi u Jachmana klinia snopów 2 niezapłacone. W Lublinie, u Mośka i Icka żydów, mam klinia snopów 13, o których wie pan Wojciech Grabicki. U Pałka Meboszta, trycatnika w Rożnowie, talerów węg. 6. U Antoniego Kromera mam rekognicyą, na złp. 400 zapłaconą, którą od niego wziąć potrzeba i protestować się nań, że słowa nie dotrzymał; że mnie hamował w pieniądzach u Ferencza Chmielarza. U puszkarza w Lublinie mam złp. 30. U Stanisława Chołdakowskiego i Turkiewicza, kotlarzów w Sendomierzu, mam złp. 374 za miedź. Z panem Grabickim ze strony spólnego zarobku za wina do porachowania dług zachowuję sobie. U Peterczaka w Leoczy mam złp. 80, reszty z sumy złp. 180 za ryby lwowskie. U Zacharyasza Światłowicza, konwisarza w Nowym Sączu, cyny starej 30 funt. Także złp. 16. U pana Kozłowskiego we Lwowie za półcetnarek miedzi złp. 12.
Na to winienem: Panu blacharzowi na górę złp. 150. A proszę, żeby miał baczenie na żonę moję, nie czyniąc jej cierpkości, bom utracił w Lublinie na jego towarze po trzykroć więcej niż sto złotych, o czem wiedzą panowie sąsiedzi. Imci panu Stadnickiemu winienem złp. 400. Panu Pawlikowicowi złp. 400“. (Act. Scab. T. 51. p. 334).




ZBIÓR RYCIN

Najdawniejsze Pieczęcie Miejskie i Godła Cechowe, Okazy
Wyrobów Złotniczych, Konwisarskich i Rzeźbiarskich.




Pieczęć Nowego Sącza z wizerunkiem św. Małgorzaty,
podług dokumentu z r. 1323.

Pieczęć Nowego Sącza,
podług dokumentu z roku 1323, ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.


Pieczęć ławników sandeckich,
podług dokumentu z roku 1583.

Pieczęć sądu komisarskiego sześciu miast: Krakowa, Nowego Sącza, Kazimierza, Wieliczki, Bochni i Olkusza, podług dokumentu z r. 1632 z napisem w otoku:
Sigillum Dominorum Comissariorum Sex Civitatum.
Ze zbiorów Wiadom. numiz.-archeolog. w Krakowie.


Pieczęć sądu leńskiego sandeckiej ziemi z XIV. w. Wyobraża orła jednogłowego z rozpostartemi skrzydłami, bez korony, zwróconego w prawo. W otoku napis:
† S. Judicii Fedalis Terre Sande.
Ze zbiorów Akademii Umiejętności w Krakowie.

Gmerki bednarzy sandeckich z roku 1624,
podług rysunku w księdze cechowej.

Pieczęć srebrna szewców sandeckich z r. 1628.


Otok powyższej pieczęci.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

Cecha mosiężna szewców sandeckich z r. 1687.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

Cecha mosiężna siodlarzy i rymarzy sandeckich z r. 1687.
Z Muzeum hr. Czapskiego w Krakowie.

Cecha płócienników sandeckich z r. 1710,
podług rysunku w księdze cechowej.

Moździerz mosiężny kuchenny z roku 1551,
wykopany w Nowym Sączu 1870 r.
Z Muzeum Lubomirskich we Lwowie.

Płaskorzeźba na domu w Nowym Sączu z początku XVII. w.
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Płaskorzeźba na czerwonym marmurze z XVII. w.,
znaleziona w gruzach kamienicy w Nowym Sączu 1863 r.

Płaskorzeźba na domu w Nowym Sączu z r. 1505.
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.


Pieczęć gwardyi narodowej sandeckiej z r. 1848.
Z Muzeum histor. przy archiwum miejsk. we Lwowie.








PRZEDMOWA.

„Colligite fragmenta, ne pereant“
Evang. S. Ioan. VI. 12.

Nie łatwe to zadanie nakreślić dzisiaj obraz zabytków dziejowych Nowego Sącza, choćby w grubych konturach. Wśród sześciowiekowego istnienia Sącza stawały się pastwą płomieni wszystkie jego zabytki. I tak z końcem roku 1486 nawiedził miasto pożar i w perzynę całe obrócił. Spłonęła wtedy kollegiata Zbigniewa Oleśnickiego, spłonęły kościoły: norbertański i franciszkański, zniszczał i ratusz, a w nim akta miejskie z XIV. i XV. wieku. Ocalały jedynie przywileje, schowane w skarbcu o mocnem sklepieniu. Bardzo powoli dźwigał się Nowy Sącz ze swej ruiny — kościół norbertański jeszcze w r. 1492 sterczał okopconymi murami — a inne nawet w r. 1521 nie były jeszcze odbudowane całkowicie — kollegiata nie miała porządnego dachu, świątynie Franciszkanów i Norbertanów nie miały sklepień.
W raku 1522 postanowiła wprawdzie rada miejska pokryć kollegiatę dachówką, ale prawdopodobnie jeszcze przed wykonaniem tego zamiaru nawiedził miasto drugi wielki pożar dnia 4. czerwca 1522. Dwie połacie miasta Sącza, t. j. od wikaryówki niżnej z częścią rynku, ulicą szpitalną, polską i zamkiem królewskim (curia regalis), spłonęły do szczętu. Ogień zatrzymał się aż przy klasztorze Franciszkanów.
Niedość złego — w tym samym jeszcze roku 1522 dnia 16. września o godzinie 18 (2 po południu), ponowny pożar zniszczył resztki niedopalonego miasta, wraz z dworem biskupów krakowskich, porządnie zbudowanym, z kościołami: kollegiackim, norbertańskim i franciszkańskim.
Przez lat blizko 90 Nowy Sącz był wolny od pożarów. Aliści pod rokiem 1611 czytam. W sobotę 19. czerwca zgorzało całe miasto w obrębie murów fortecznych, razem z trzema kościołami, ich dzwonami i organami kosztownymi. Spłonęła nawet miedzią kryta wieża kollegiaty, dachy na murach fortecznych wokoło miasta, strażnice i baszty dachówką kryte z wszelką armatą, ratusz i wielka część królewskiego zamku. W kościele Norbertanów runęło pod ciężarem walących się belek sklepienie w drugiej połowie aż do chóru, spaliły się ołtarze, stopiła się monstrancya, znajdująca się w cyboryum wielkiego ołtarza, zniszczały kosztowne relikwiarze i kamienne nagrobki z XVI. wieku. Zgorzał również klasztor z kościołem Franciszkanów.
Podobny los spotkał kościół Franciszkanów 6. sierpnia 1753, zamek królewski 9. lipca 1768, i poraź ostatni kościół z klasztorem Franciszkanów 23. kwietnia 1769 r.
Wobec tylu klęsk pożarnych, jak tu nakreślić obraz zabytków dziejowych miasta? A jednak to sklepienie gotyckie w prezbyteryum kościoła św. Ducha, z żebrami wystającemi z dinstów okrągłych — kruchta w kościele św. Małgorzaty, z wejściem do prezbyteryum od strony południowej, która choć nie ma już pierwotnego gotyckiego sklepienia, jednakowoż pozostały po niem rogowe kroksztyny gotyckie, wielokątne z trójliściami w duchu XV. wieku; pozostał portal ostrołukowy do wnętrza i odrzwia do schodów, wiodących na piąterko kruchty — ślady gotyki na większej wieży, z fryzem herbowym gotyckim i pięknymi tegoż stylu węgarami okien, szczególnie na drugiem piętrze, tudzież dwie pozostałe kaplice między wieżami o sklepieniu gotyckiem — dalej szkarpa gotycka przy zamku królewskim — wreszcie plan kościoła pofranciszkańskiego, zburzonego po r. 1789, a przedewszystkiem bogate inwentarze kościelne, zwłaszcza dawnej kollegiaty, liczne przywileje królewskie, wydane na korzyść istniejących dawniej klasztorów, przeróżne pobożne, hojne zapisy mieszczaństwa i szlachty na świątynie Pańskie, istniejące i nieistniejące już dzisiaj, świadczą bądź co bądź wymownie o lepszej przeszłości Nowego Sącza.
Te to okruszyny pozostałe, te rozpryśnięte kamyczki z dawnych zabytków, o ile to możliwem było, poskładałem w pewną systematyczną całość, pomny na słowa Boskiego Mistrza: Colligite fragmenta, ne pereant. Tymi odłamkami i okruszynami dzielę się z czytelnikiem. Mogą one zainteresować, a może nawet i pouczyć o lepszej doli jednego z grodowych miast polskich, a tem samem stać się przyczynkiem do dziejów niegdyś rozległej Rzeczypospolitej polskiej.
Z zabytków dziejowych Nowego Sącza pozostało zaledwie historyczne wspomnienie. Nie nowina to wcale. Już bowiem Wacław Potocki w r. 1676 smutną pieśnią opiewał nędzny upadek zamożnego niegdyś Sącza, spólny już miastom polskim wogóle:

O w ślicznem położeniu sławne niegdy mury!
Teraz cień z staroświeckiej przeważnej struktury!
Gdzież on czas, gdy z cesarza i dwa królów zgodą,
Wielkim przyjął dostatkiem Sączu! i gospodą:
Teraz już nie pałacu, nie pysznego gmachu,
Lecz podczas dżdżu dobrego w tobie szukać dachu;
Nie rozkosznych bażantów z migdałowej pasze,

Nie kandyjskich małmazyj — piwa, chleba, kasze.
Ledwiebyś kura znalazł, co cię ze snu zbudzi,
Ledwie garść marnej soli: o czasy! o ludzi![1687]

Wkońcu poczuwam się do miłego obowiązku na tem miejscu wyrazić szczerą wdzięczność P. T. Doktorowi Antoniemu Prochasce: za różne walne przysługi, zwłaszcza za odkopiowanie czterech pergaminowych dokumentów z XV. wieku; tudzież Panu Franciszkowi Kowaliszynowi we Lwowie: za staranne wykonanie rycin, które całemu dziełu przynoszą prawdziwy zaszczyt.

We Lwowie, dnia 31. lipca 1901.




Rozdział  I.

Zamek królewski i starostwo grodowe.

Najstarszym obecnie zabytkiem Nowego Sącza i świadkiem jego minionej świetności jest dawny zamek królewski, wzniesiony przez Kazimierza Wielkiego, a dotąd jeszcze w znacznej zachowany części. Jak całe panowanie tego wielkiego króla było zwrócone głównie ku podniesieniu materyalnego i moralnego dobrobytu narodu, jak tyle innych miast w Polsce, zwłaszcza na Podgórzu karpackiem, zawdzięcza temu królowi swe mury i zamki i głosi jego sławę, że „Polskę zostawił murowaną“, tak samo i Nowy Sącz doznał szczególnej jego opieki i troskliwości. Król ten bowiem opasał w połowie XIV. wieku to miasto murami, od strony zaś Węgier wałem i rowem głębokim, który każdej chwili można było zalać i tak połączyć rzeki Dunajec z Kamienicą, naturalne linie obronne grodu. Od strony zaś północno-zachodniej, na skale sterczącej nad Dunajcem i swymi pokładami głęboko wrzynającej się w łożysko rzeki, dźwignął obronny zamek o jednej wieży i dwóch basztach, a miasto samo uczynił rezydencją starostwa grodowego i kasztelanii mniejszej[1688], oraz zaliczył je w r. 1365[1689] do tych sześciu miast, w których mianowani przez króla rajcy stanowili najwyższą instancyę sądową[1690].
Tym sposobem Nowy Sącz stał się jednem z pierwszorzędnych miast Polski, współzawodnikiem nawet Krakowa, ulubionem miejscem zjazdów monarszych i festynów dworskich[1691], jakie odbywały się tylokrotnie w jego murach zamkowych za panowania Kazimierza Wielkiego, Ludwika węgierskiego, Władysława Jagiełły, Władysława Warneńczyka, Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta w latach 1355—1494, i uwieczniły w dziejach Polski po wszystkie czasy jego historyczną przeszłość[1692]. Odtąd zaczyna się też jego złota epoka, która przetrwała w czasy zygmuntowskie, odpowiadające epoce największej świetności Polski, z której losami tak ściśle połączone były i losy Nowego Sącza.
Dla braku historycznych źródeł nie jesteśmy w stanie opisać pierwotnej jego piastowskiej budowy, która według wszelkiego prawdopodobieństwa gotycką być musiała, pozostała bowiem po dziś dzień jedna szkarpa nizka, silna z kapnikiem gotyckim przy ścianie frontowej, wskazuje na pierwotny charakter stylowy zamku przed jego późniejszą restauracyą Lubomirskich w XVII. wieku[1693]. Nie możemy też nic bliżej powiedzieć o kaplicy zamkowej, lubo o jej istnieniu niezaprzeczone posiadamy dowody. I tak w r. 1467 figuruje „Mathias Nicolai de Grodecz, vicarius castrensis, altarista et notarius publicus[1694]. Zygmunt August w liście, pisanym w Warszawie 22. października 1570 r., wyrzuca Stanisławowi Mężykowi, staroście grodowemu, że w zamku sandeckim zezwala na odprawianie nabożeństw i kazań aryańskich, i nakazuje usunąć je stamtąd czem prędzej[1695]. Obowiązki kapelana zamkowego u Konstan. Lubomirskiego, starosty grodowego, spełniał w r. 1654 ks. Bernard Ilmanowski, Franciszkanin. Wiemy też skądinąd, że po pożarze kościoła franciszkańskiego 1753 r. przeniesiono tymczasowo cudowny obraz Przemienienia Pańskiego, do kaplicy zamkowej, o którym na właściwem miejscu nieco więcej opowiem.

Szkarpa gotycka z kapnikiem przy zamku sandeckim.

W drugim dopiero dziesiątku XVI. w. rozjaśnia się epoka istnienia sandeckiego zamku, tem bardziej, że akta grodzkie sandeckie nie wcześniej, jak od r. 1516 spisywane istnieją. Na podstawie tychże i innych przechowanych źródeł podam o nim kilka szczegółów.
Król Alexander († 1506), znany z marnotrawstwa i zawsze potrzebujący pieniędzy, pozastawiał różne koronne dobra, które dopiero za następcy jego Zygmunta I. wykupił skrzętny podskarbi nadworny, burgrabia i żupnik krakowski, Jan Bonar (1515—1523), a między innemi także Sandecz za 4.000 czerw. złotych, tudzież zamek Ritter[1696] za 1000 czerw. złot.[1697]. Dnia 4. czerwca 1522 r. nawiedził miasto Nowy Sącz wielki pożar, wzniecony nieostrożnością służby Stanisława z Wróblowic Taszyckiego, dziedzica Lusławic, podstarościego sandeckiego, który w tym dniu wyprawiał gody weselne swej córce Małgorzacie, poślubionej Błońskiemu. Dwie połacie Nowego Sącza z częścią rynku, ulicą szpitalną, zamkiem królewskim (curia regalis) i ulicą polską spłonęły do szczętu. W tym samym jeszcze roku 1522 dnia 16. września ponowny pożar zniszczył resztki niedopalonego miasta wraz z dworem biskupim i trzema kościołami: kollegiackim, norbertańskim i franciszkańskim[1698]. Odbudowaniem spalonego zamku zajął się gorliwie starosta grodowy, Piotr z Fulsztyna Odnowski, sprowadzając potrzebną do budowli dębinę (robora) ze wsi Iwkowej. Nie obeszło się jednak przytem bez nadużyć ze strony starosty. Wniesiono zatem przeciwko niemu skargę do Zygmunta I., którą też rozstrzygnął w Krakowie 22. maja 1523 r. na korzyść uciśnionych poddanych iwkowskich[1699]. Za lat 9 potem Jan z Kruźlowej Pieniążek, starosta grodowy sandecki i sędzia krakowskiej ziemi, wykupił znów z zastawu starostwo sandeckie 1532 r. Zato pozwolił mu Zygmunt I. odciągać (defalcare) z dochodów tychże dóbr dla siebie po 600 złp. rocznie, a po 200 złp. rocznie obracać na oprawę sandeckiego zamku[1700]: widać, że tej oprawy jeszcze potrzebował zamek, lub przynajmniej po pożarze ostatnim (1522) jego odnowienia poprzedni starosta nie zupełnie dokonał.
Jak gdzieindziej w Polsce, tak i w Nowym Sączu starostowie grodowi długo wyręczali się na sądach podstarościmi, burgrabiami, sędziami i podsędkami grodowymi. W XVI. atoli wieku prawo zalecało jak najsurowiej, aby sam starosta osobiście na sądach zasiadał, a tylko w szczegółowych wypadkach mógł być wyręczanym. Na sejmie warszawskim 1598 r. Zygmunt III. uczynił gród sandecki wiecznym. „Wedle konstytucyi o wieczności grodu krakowskiego uczynionej, takowymże sposobem grody sandecki i biecki wieczne czynimy“[1701], t. j. gdy pisarz grodzki zaciągnął akta i ugody, nawet o własność dóbr i zamianę ich granic, do księgi swojej, to miały już na zawsze moc prawną, i nie potrzebowały być przepisywane do aktów ziemskich w województwie krakowskiem, względnie do aktów sądu ziemskiego w Czchowie.
W pamiętnym roku 1611, dnia 19. czerwca, w chwili strasznego pożaru miasta, spłonęła także wielka część królewskiego zamku[1702] (castri magna pars), a to, co ocalało szczęśliwie, chyliło się do upadku. Dlatego Stan. Lubomirski, starosta grodowy, pragnąc podźwignąć z ruin ów zniszczony gród, zabrał się do odbudowania jego i opasał go potężnym murem. Reszty przekształcenia i dobudowania dokonał następca jego, Sebast. Lubomirski przed r. 1616[1703], jak świadczy cała budowa renesansowa, kamienne odrzwia i węgary okien. Zamek sandecki nie stanowił jednak osobnej twierdzy, jak n. p. zamek w Wiśniczu albo w Lubowli, lecz był tylko dobrze ufortyfikowanym narożnikiem miasta; z tego powodu nie miał też obwarowania zewnętrznego od strony miasta, ani fos ni wałów; z ulicy polskiej przechodziło się od razu na dziedziniec przed gmachem zamkowym.
Za czasów Władysława IV. i Jana Kazimierza był on wcale okazałym gmachem. Jego wysoka „szlachecka wieża“, tudzież dwie potężne baszty z kilku przystawkami i podwójne mury z ustawioną armatą, panowały groźno nad doliną Dunajca. Ale zajęcie Nowego Sącza przez Szwedów 1655 r., a przedewszystkiem powszechne zgnuśnienie i rozstrój wewnętrzny w narodzie za czasów saskich, wycisnęły również na zamku sandeckim piętno swego zniszczenia i przyspieszyły jego upadek. To też lustracya z r. 1765 wspomina lakonicznie, że „zamek jest nadpustoszały i potrzebuje znacznej reparacyi, tak w murach, jako też i w budynkach na dziedzińcu będących“[1704]. Zanim jednak pomyślano o jego restauracji, klęska pożaru dnia 9. lipca 1768 r., powstałego z nieostrożności kucharzy rodziny Łętowskich, dopełniła miary jego zniszczenia. Wymienieni kucharze, smarząc olej do przyprawy ryb dla konfederatów barskich, w zamku podówczas stojących, powychodzili z kuchni na dziedziniec zamkowy. Tymczasem olej zapalił się w kotle, buchnął gwałtownym płomieniem, w mgnieniu oka przerzucił się na dach i zniszczył do szczętu cały zamek królewski. Smutny obraz jego zniszczenia przedstawia nam rewizya, odbyta 11. lipca 1768 r. przez Pawła Mrówczyńskiego, z polecenia Stan. Małachowskiego, starosty grodowego. Między innemi czytamy tamże:
W 13 górnych pokojach okna, drzwi i odrzwia wraz z żelaziwem wypaliły się do szczętu; posadzki drewniane także popalone; sufity prawie wszystkie zgorzały i pospadały, a w pokoju z powałą malowaną, na tragarzach przepalonych tylko 10 tarcic zostało; piece tu i owdzie popękały od ognia. W dwóch marmurowych pokojach odrzwia marmurowe, kominki i gzymsy marmurowe połupały się i porospadały się od ognia. W jednej sali posadzka kamienna popękana i zruinowana, a stołów spaliło się ośm. W wielkiej książęcej sali figury snycerskiej roboty, a na ścianach portrety Lubomirskich[1705], nieocenionej wartości zabytki kilku stuleci, jak również i inne ozdoby zupełnie spalone i bezpowrotnie stracone. Na tak zwanej galeryi drzew[1706] drzwi w odrzwiach kamiennych, powała nad sienią przed kancelaryą, w trzech oknach okiennice, schody na strych wiodące i duży kredens staroświecki zgorzał ze wszystkiem. W 4 pokojach kamienne odrzwia dużo ucierpiały od ognia, w 3 pokojach o drzwiach stoczystych wszystko spalone i zruinowane: okiennice w 12 oknach spalone — ogółem na piętrze spłonęło 24 okien, 18 drzwi i jedne schody. Podobnemu zniszczeniu uległy drzwi wiodące do pierwszego pokoju na dole po prawej ręce, do izby sądowej, sklepu, piwnicy i kuchni, obok zamku stojącej. W archiwum z powodu noszenia wody i polewania drzwi wyłamano kratę w kamieniu osadzoną; akta jednak grodzkie, dzięki mocnemu sklepieniu, ocalały szczęśliwie. Dach cały na zamku, piwnicy i kuchni ze wszystkiem zgorzał. Żyta w jednej izbie spaliło się wierteli 131[1707]. Ocalało jedynie siedm pokoi na parterze o mocnem sklepieniu. Na bramie zamkowej, oficynach obok tejże bramy, i stajniach na dziedzińcu, w chwili gaszenia pożaru pozrywano dachy. Długość spalonego zamku wynosiła 60 polskich łokci. Ogółem znajdowało się w zamku: na piętrze 13, a na parterze 12 obszernych pokoi i sień. Okien frontowych od strony miasta na górze i dole było 38[1708].
Nie dość złego — następnego zaraz roku (1769) dnia 23. kwietnia zgorzały z nieostrożności żydów przyległe budynki zamkowe, kordegarda czyli odwach wojskowy, stancya pisarza grodzkiego nad bramą zamkową, rezydencya burgrabiego, stajnie i wozownie[1709].
Po spaleniu zamku starostwo grodowe wraz z zamkiem wypuszczono w arendę Józefowi z Wielogłów Wielogłowskiemu, kancelaryę zaś grodzką przeniesiono i umieszczono najprzód w kollegium Pijarów, później znów w klasztorze Franciszkanów: same tylko akta grodzkie pozostały i nadal w zamku. Było to oczywiście połączone z niewygodą Gabryela z Kotlewa Grzembskiego, regenta kancelaryi grodzkiej, który, załatwiając sprawy sądowe, musiał się nieraz powoływać na stare akta grodzkie, a nie mając ich pod ręką, trudził się do archiwum, nie bez szemrania i narzekania. Z tego powodu wystosował prośbę do Gubernium lwowskiego 1776 r., ażeby mu dawną izbę sądową, zajętą już 30. września 1775 r. przez Józefa Lipę, pisarza dóbr starościńskich, napowrót przywrócono. Gubernium lwowskie zażądało pod dn. 26. czerwca 1777 r. szczegółowego sprawozdania od Józefa Wielogłowskiego: kiedy zamek sandecki zgorzał? dlaczego dotąd nie odbudowany? dlaczego i kiedy w nim zajęto izbę sądową? Domagano się wreszcie od niego, ażeby postarał się o belki dębowe i inne twarde materyały w celu podparcia i wzmocnienia murów, które przy bramie krakowskiej ruiną grożą i przechód drogą utrudniają. Odpowiedział na pytania bezzwłocznie Wielogłowski, ale co się tyczy odbudowania nadwerężonych murów stanowczo odparł, że na mocy kontraktu arendy nie ma żadnego obowiązku podejmować się tak trudnych i ciężkich kosztów. Na dowód tego powołał się na konstytucje sejmowe polskie z r. 1641, 1662, 1726 i 1768, które obowiązywały wprawdzie starostów, ażeby starali się o miejsce odpowiednie dla kancelaryi grodzkiej i izby sądowej, albo też nowe budowali, ale nie dzierżawców, a przeto dawnej izby sądowej, przez pisarza dóbr starościńskich zajętej, odstąpić nie może.
Wskutek tej odpowiedzi toczyła się długa urzędowa korespondencya starostwa wielickiego[1710] między Gubernium lwowskiem a Stan. Małachowskim, ostatnim starostą grodowym sandeckim, który już od lat 20 w Warszawie przeważnie przebywał, i Józefem Wielogłowskim, dzierżawcą zamku, w Biczycach zamieszkałym. Od starosty domagano się koniecznie, ażeby odbudował zamek, a zwłaszcza jedną jego ścianę od strony Dunajca, najbardziej upadkiem grożącą, czem prędzej wałem wzmocnił i zaopatrzył. Dużo papieru spisały obie strony na swą obronę, to po łacinie to po niemiecku; Małachowski wymawiał się ciągle niemożliwością odbudowania spalonego zamku, i skończyło się na razie na tem, że w r. 1777 część spalonego zamku, mieszczącą w sobie akta grodzkie, pokryto słomą! Reszta murów sterczała bez wszelkiego nakrycia, wystawiona na deszcze i zawieje śnieżne. Rząd jednak obstawał i nadal uporczywie przy swem żądaniu i zagroził nawet Małachowskiemu 4. września 1783 r. sekwestracyą starościńskich dochodów, gdyby w przeciągu 14 dni swym własnym kosztem nie podjął się restauracyi spalonego zamku. Na tę pogróżkę wystosował on 11. listopada 1783 r. po łacinie następującą kategoryczną odpowiedź:
Wysokie Gubernium we Lwowie! Nie mogąc wykonać polecenia Wysokiego Gubernium, przedkładam powody w mej własnej obronie.
Zamek sandecki zgorzał nie z mojej winy, lecz z winy konfederatów barskich 1768 r., a zaraz następnego roku spłonęły oficyny zamkowe z nieostrożności żydów. Wiadomo zaś z konstytucyi sejmowych polskich, że przypadkowym sposobem spalone królewskie zamki, restaurowano albo kosztem Rzpltej albo też starostom za ich odbudowanie zwracano koszta, o czem wspomina konstytucya z r. 1635 o zamku lubelskim, a z r. 1726 o zamku krakowskim. Ponieważ zaś rozporządzenie cesarskie z r. 1775, wydane dla Galicyi i Lodomeryi, wyraźnie orzekło, że dopóki nie wyjdzie nowy kodeks praw, dopóty prawa ojczyste mają swą prawną moc, dlatego mocno obstaję przy dawnych ojczystych prawach polskich.
Do naprawy tegoż zamku zwieziono i przysposobiono już niektóre materyały po rewindykacyi powiatu sandeckiego 1770 r.[1711], a jednak Wysoki Rząd owej reparacyi nie pozwolił przywieść do skutku. Obecnie zaś robocizny poddańcze znacznie zmniejszone, a tem samem do reparacyi zamku nie mogą być spożytkowane.
Zamek sandecki służy raczej do celów rządowych, aniżeli samemu staroście, albowiem zbudowano w nim piece do pieczenia chleba dla wojska, przechowuje się w nim opałowe drzewo i łóżka dla żołnierzy, a w piwnicach zamykają nieswornych rekrutów. Nie można też przystąpić do restauracyi tegoż zamku, dopóki nie usunie się z niego pieców piekarskich. Wreszcie ponieważ temu zamkowi od strony Dunajca zagraża wielka ruina z powodu oberwania brzegów i murowanych nadbrzeżnych szkarp, przeto należałoby pierwej uregulować koryto rzeki, nimby rozpoczęto naprawę samego zamku, ażeby snadź za wezbraniem wody nie przyszedł zamek do ostatecznej ruiny i nie udaremnił wyłożonych kosztów. Już zaś uregulowanie rzeki nie należy wcale do dotychczasowego dzierżawcy starostwa, lecz raczej do Rządu. Z tych tedy powodów przedkładając moje trudności, pozostaję z powinnym szacunkiem Wysokiego Gubernium.

Stanisław Małachowski[1712].

Tak więc, chcąc nie chcąc, musiał sam Rząd podjąć się naprawy królewskiego zamku. Pan Lalohöfern, inżynier cyrkularny, opracował i przedłożył kosztorys naprawy zamku już pod dniem 2. grudnia 1783 r. Jednakowoż dopiero w następnym roku 1784 zaopatrzył c. k. Rząd cały zamek wiązaniem i pokryciem gontowem, nowemi oknami i drzwiami; mury też zamkowe od strony Dunajca, najbardziej grożące upadkiem, kazał ponaprawiać, wyłożywszy na ten cel 2.171 złr. 37 kr.[1713].
Niedługo też przetrwała poprzednia naprawa murów zamkowych od strony Dunajca. Protokół urzędowy z r. 1793 między innemi wspomina, że „zamek starościński całkowicie ruiną grozi i nie nadaje się na przyszłość do żadnego pożytecznego i korzystnego użytku“[1714]. Nadeszła pamiętna powódź w r. 1813. Wezbrany Dunajec pochłonął w swych nurtach w okolicy Nowego Sącza w Zbyszycach 23 domy z 55 osobami[1715], i podmył fundament sandeckiego zamku, tak iż część jego zachodnia o 7 frontowych oknach, wraz z basztą od strony rzeki zawaliła się w rozhukane fale i ślad po niej nie pozostał. Odtąd Dunajec, zmieniwszy swe dawne koryto, werznął się głęboko pod samo miasto. Pozostałą część północną zamku odbudowano w r. 1838 i zamieniono na koszary; nareszeie wskutek dekretu nadwornego z 15. stycznia 1848 r. sprzedał Rząd magistratowi ten przepołowiony starożytny gród za 4.967 złr.[1716]. W czasie kilkomiesięcznego przemarszu wojsk rosyjskich na Węgry w r. 1849 służył on za piekarnie wojskową, a nawet polityczne więzienie. Między innymi dostał się tam za kratę ks. Józef Gnutkiewicz, pleban ze Zbyszyc, pod zarzutem, że sprzyja Polakom. Ale niedługo tam siedział. Uwolnił go niebawem stamtąd żyd karczmarz z jego parafii, twierdząc wobec Rządu, że „ks. Gnutkiewicz więcej jest Austryakiem, aniżeli Polakiem“.
Dziś w tym królewskim zamku nie zostało prawie śladu dawnego przepychu z pięciowiekowej jego przeszłości. Budynki zamkowe, które ocalały z pożaru 1769 r., z ziemią zrównane, mury obronne i baszty zapadłe i w gruzy zamienione. Nie masz już tych gmachów królewskich, gdzie rezydowali starostowie grodowi; nie masz tych komnat okazałych, w których przebywali królowie w XIV. i XV. wieku, zamieszkiwali i kształcili się niegdyś synowie Kazimierza Jagiellończyka pod słynnym humanistą włoskim. Filipem Kallimachem, i praojcem historyków polskich, Janem Długoszem, kanonikiem krakowskim (1469—1470), biegając zimą w kożuszkach baranich i ucząc się łaciny i religii pod surowem okiem księdza-historyka, „aby się nic zaraźliwego w ich miękkie dusze nie wkradło“, jak powiada złotousty Piotr Skarga[1717]. Ząb czasu zniszczył wszystko; a co ten oszczędził, ręka ludzka zniszczyła do reszty. Miłośnik zaś i badacz starożytności słusznie z Adamem Naruszewiczem powtórzyć może:

Świetny przybytku, gdzie przed laty
Wielowładne jaśniały królów Majestaty...
Dziś miasto pierwszej chluby...
Nieme tylko zawierasz kamienie.

Istniejący dziś jednopiętrowy budynek zamkowy, nakryty dachówką w r. 1893, od wschodu kończący się czworoboczną barokową basztą kowalską, należącą do dawnych murów fortecznych miejskich — służy za magazyn wojskowy mundurów i zbroi 20 pułku piechoty, i przykry przedstawia widok. Pokoje górne o prostem belkowaniu, zastawione szafami od siekiery: w izbach dolnych i górnych można dostrzedz resztek sztukateryi gipsowej; tarcze karteluszową z herbem Śreniawa i napisem wokoło: S. L. C. S. Z. C.[1718] w pośrodku sklepienia jednej lokalności na dole: odrzwia i okna w węgarami kamiennymi; bramkę wchodową z kamzamsem i wysokim pod nim fryzem — wszystko to jednak poutrącane i popsute. Brama wchodowa prowadzi do sieni sklepionej i klatki schodowej. Z sieni tej do pokoi dolnych prowadzą odrzwia, podobnie jak wchodowe, ale zdobniejsze, bo noszą we fryzie herb Śreniawa, podtrzymywany przez smoki, kończące się roślinnie. Są podobne drzwi i w sklepie na prawo z sieni. Kilka dolnych lokalności jest sklepionych zwierciadlano z lunetami. Na piętrze szereg pokoi oświeconych oknami od strony miasta — ale niestety te niegdyś wspaniale okna są do trzech części zamurowane. Okien od strony rzeki nie ma, jedynie parę okienek drobnych z lokalności dolnych. W ścianie fortecznej, przytykającej do zamku i dawnej baszty kowalskiej, zachowało się 9 otworów armatnich, do których wiodą schody kamienne i ganek sklepiony. Od strony wschodniej nędzna chałupka przyczepiła się, jak gniazdo jaskółcze, do owej pozostałej baszty i muru: od strony zaś Dunajca, u podnóża góry zamkowej, zasadzonej laskiem świerkowym, widać jeszcze ślady murów niegdyś otaczających zamek. Pod zamkiem znajdują się dotąd głębokie piwnice: w jednej z nich znaleziono w r. 1831 beczkę starego wina[1719]. Tuż u stóp góry zamkowej, prowadzi przez Dunajec nowy most, o filarach kamiennych i żelaznych arkadach, 306 metrów długi, skąd roztacza się przecudny widok na Stary Sącz, sine potężne Karpaty i piętrzące się śmiało ku niebu śnieżyste Tatry:

Jak potopu świata fale,
Zatrzymane w swoim biegu.
Stoją nagie Tatry w śniegu,
By graniczny słup zuchwale!

Wincenty Pol.


∗             ∗

Dobra królewskie wraz z zamkiem, w którym rezydowali i wykonywali jurysdykcyę sądową[1720] starostowie sandeccy, stanowiły nieraz w XV. i XVI. wieku „oprawę“ czyli wiano małżonek królewskich. I tak w r. 1424 Władysław Jagiełło zabezpiecza królowej Zofii wiano na miastach i zamkach: Sączu, Bieczu, Radomiu, Korczynie i Żarnowcu[1721]. W r. 1508 Zygmunt I. nadaje Sącz w dożywocie Elżbiecie z Dmoszyc[1722] (Dmosice), wdowie po Piotrze Kmicie, wojewodzie krakowskim a staroście sandeckim († 1505). W r. 1543 Zygmunt August zaślubił Elżbietę, córkę Ferdynanda, węgierskiego i czeskiego króla. Sto tysięcy złotych węgierskich wniosła królewna posagu mężowi swemu, tyle drugie przeznaczył dla niej Zygmunt I., zabezpieczając jej tę sumę, już w umowie przedślubnej 1530 r., na dobrach, zamkach i miastach: Sączu, Sanoku, Bieczu i Przemyślu[1723], które aż do r. 1545 trzymała królowa Bona tytułem swego wiana[1724].
Król Stefan Batory, w czasie pobytu swego w Grodnie 30. marca 1580 r., nadał Stanisławowi Mężykowi, staroście grodowemu, w dożywocie dobra sandeckie, przynoszące rocznego dochodu 2.346 złp. 3 gr.; z tem jednak zastrzeżeniem, ażeby płacił rocznie do kwarty t. j. na utrzymanie wojska Rzpltej 469 złp. 6 gr., resztę zaś t. j. 1.876 złp. 27 gr. mógł obracać na swój własny pożytek. W dwóch następnych latach (1581—1582) pobierał on również po 200 bałwanów soli z żup krakowskich: rachując bałwan po 4 złp. 4 gr. czyniło rocznie 826 złp. 20 gr.[1725]. Odtąd trzymali już stale dobra królewskie starostowie grodowi aż do 1784 r.
Król Władysław IV. pod dniem 20. maja 1646 r. nadał dobra sandeckie w dożywocie Konstantemu Lubomirskiemu, ze względu na zasługi ojca jego Stanisława, „quem Ottomanica Chocimensis pugna — słowa są Władysława IV. — celebri elogio reddidit in seram posteritatem commendatissimum“. Do tych dóbr królewskich należał podówczas Nowy Sącz z zamkiem i wsiami: Stadła. Gostwica, Biczyce, Trzetrzewina, Krasne, Pisarzowa, Kunów, Mystków, Cieniawa, Mszalnica, Ptaszkowa, Pławna, Falkowa, Kamionka, Królowa i Jamnica: prócz tego miasteczko Piwniczna z wójtostwem w Łomnicy i Kokuszce; wreszcie tenuta[1726] grybowska z miasteczkiem Grybowem i wsiami: Gródek. Kąclowa, Siołkowa, Biała Wyżna i Niżna, Binczarowa i Bogusza[1727].
Jakie zaś były ciężary i powinności poddanych w tych królewskich dobrach, napotykamy o tem dokładną wzmiankę już w pierwszej połowie XVI. wieku. Włościanie trzech wsi: Trzetrzewiny, Krasnego i Gostwicy obarczeni nad miarę różnemi robociznami, jakie do zamku sandeckiego odrabiać musieli, wnieśli skargę do Zygmunta I. przeciw Achacemu z Zakliczyna Jordanowi, staroście grodowemu. Król przesłuchawszy zażaleń i przychylając się do słusznych próśb poddanych swoich, wydał w Krakowie 17. lipca 1542 r. następujące prawomocne rozporządzenie po wszystkie czasy:
Mieszkańcy pomienionych wsi Naszych podług konstytucyi toruńskiej powinni będą robić jeden dzień w tygodniu pługiem albo broną; mają zaś przychodzić do roboty godzinę po wschodzie słońca, godzinę w południe odpoczywać, a godzinę przed zachodem słońca kończyć robotę.
Powinni będą po wszystkie czasy, skoro im zleconem będzie, wywozić wszystek nawóz z folwarku czyli dworu w Biczycach na pola folwarczne, nie wliczając do tego dnia roboczego w tygodniu.
Powinni będą co roku łąkę, która się pospolicie „powabem“ zowie, kosić i zwozić do Naszego ogrodu królewskiego, nie wliczając do tego dnia roboczego w tygodniu.
Powinni będą drzewo zwozić do browaru podług starego zwyczaju, nie wliczając do tego dnia roboczego w tygodniu.
Powinni będą, jako i inne wsi Nasze, poprawiać jazy i rowy przy młynach, ilekroć tego potrzeba wymagać będzie, a dęby (robora) zwozić do budowli zamku.
Powinni będą ryby łowić w miejscu zwanem „wał“, nie wliczając do tego dnia roboczego w tygodniu.
Powinni będą jeździć po sól do żup Naszych krakowskich z innemi wsiami podług dawnego zwyczaju.
Ilerazyby zaś kmiecie pomienionych trzech wsi zaniedbali dnia roboczego w tygodniu podług uchwały Naszej, albo uporczywie tem rozporządzeniem wzgardzili, tyle razy będą karani pieniężną karą 4 groszy monety bieżącej w królestwie, którą wypłaciwszy, powinni będą zaniedbany dzień w innym dniu odrobić.
Jednakowoż mieszkańcy pomienionych trzech wsi nie będą nadal obowiązani do odrabiania pośrednich dni, zwanych pospolicie „podwieczorkami“, ani też obowiązani do „powabów siejby“, czyli dni siewnych, lecz tylko do „powabów koźby“ czyli koszenia łąki, jak wyżej powiedziano na mocy tego pisma Naszego, do którego pieczęć Nasza jest przyłożona.
Dan w Krakowie w poniedziałek przed św. Maryą Magdaleną R. P. 1542, panowania Naszego 36 roku. Samuel Maciejowski biskup płocki, podkanclerzy koronny[1728].
Powyższe rozporządzenie potwierdził ponownie Zygmunt August 14. września 1554 r.
Najdawniejsza lustracya z czasów Zygmunta Augusta 1564 r. przynosi nam nieco szczegółów o daninach, opłacanych przez mieszczan do sandeckiego zamku, a mianowicie:
— Z blechu w łanach miejskich płacą mieszczanie do zamku 4 grzywny rocznie.
— Łaźnię wynajmuje zamek i płaci rocznie miastu 16 grzywien.
— Z kutelhofa rzeźniczego rajcy z starodawna na wójtostwo nie płacą do roku więcej, tylko 6 grzywien, które od rzeźników wybierają i płacą do zamku.
— Rzeźnicy płacą z starodawna do zamku, naprzód 9 kamieni łoju po 1 talarze, pół wołu po 2 grzywny, dwoje cieląt po 36 groszy, flaki 4 grzywny 8 gr.; suma czyni 13 grzyw. 5 gr. Prócz tego płacą na ratusz 3 grzyw. 36 gr., okrom kutlowskiej arendy, którą rajcom w ręce dawają, a rajcy do zamku odnoszą.
— Szewcy dawaja do zamku 2 pary skórzni.
— Piekarze płacą do zamku na Boże Narodzenie 2 strucle.
— Z piły pożytku żadnego nie masz, bo na potrzebę zamkową i młyńską wszystko w traczu rzezą, jednakowoż można szacować nad potrzebę zamkową 7 grzywien[1729].
Lustracya z r. 1664 objaśnia nam nieco bliżej, wymienione powyżej daniny, i przydaje nowe:
— Rzeźnicy, oprócz 9 kamieni łoju szmelcowanego, dają na zamek pół wołu, cieląt dwoje i przez niedziel 25 t. j. od Świątek aż do św. Marcina płacą na tydzień flakowego po 1 złp. 10 gr.
— Szewcy do zamku 2 pary skórzni alias butów wielkich dawać powinni, które bromny zamkowy bierze.
— Tkaczów ma być takowa powinność, jak i po innych miasteczkach, t. j. powinni odrobić do zamku lnianego płótna półsetek, konopnego drugi darmo; a od innych jako od lnianego ma im zamek płacić od łokcia po półtoraku, od konopnego po 1 gr., od pacześnego po 2 szelągi, od zgrzebnego po półgroszku, i dawać im ma na omastę żyta wierteli 2, jęczmienia 2[1730].
Najobszerniejsze jednak zapiski o daninach zamkowych posiadamy z epoki panowania Stanisława Augusta. Starostwo grodowe sandeckie podług lustracyi z r. 1765, dokonanej przez Franciszka Rychtera, podstolego krakowskiego, i Anastazego Garlickiego, podwojewodzego powiatu sandeckiego i czchowskiego, obejmowało miasta królewskie: Nowy Sącz i Piwniczną — tudzież 17 wsi: Stadła, Gostwica, Biczyce, Krasne, Trzetrzewina, Pisarzowa, Jamnica, Kunów, Falkowa, Kamionka, Łomnica, Ptaszkowa, Królowa polska i ruska, Mystków, Cieniawa i Mszalnica[1731]. Oprócz robocizny płaciły powyższe miejscowości czynsz roczny do sandeckiego zamku, a mianowicie:
Mieszczanie Nowego Sącza: płacą czynszu z ziemszczyzny 108 złp.; żydzi placowego 300 złp., a lenungowego[1732] 64 złp.; rzeźniey flakowego za cielęta i bydło 55 złp,, a za 10 kamieni łoju 90 złp.; przewoźnicy 60 złp.; rybacy 45 złp., razem 722 złp.
Mieszczanie Piwnicznej: czynszu ogrodowego i za inne podatki 268 złp. 24 gr., lenungowego 72 złp., z młyna 84 złp., razem 424 złp. 24 gr.
Wieś Stadła i Grostwica: kmieci[1733] 16, robią bydłem po 4 dni: zagrodników 9, robią pieszo po 4 dni. Dają ziemnego czynszu, za kapłony, kury, oprawę[1734] według inwentarza, 174 złp. 18 gr., lenungowego 60 złp., od rybaków 18 złp., z przewozu 8 złp., z młyna 80 złp., razem 340 złp. 18 gr.
Biczyce, Krasne i Trzetrzewina: kmieci 18, robią bydłem częścią po 4 dni, częścią po 3 dni, a niektórzy czynszują; zagrodników 26, którzy częścią robią po 4 dni, częścią 3 lub 2 dni, a niektórzy czynszują; prócz tego dają ziemnego czynszu, za oprawę, jaja, 57 zip. 15 gr., ospowego owsa dają wierteli 118½.
Pisarzowa: kmieci 18, robić powinni po 10 dni w rok, resztę czynszują; zagrodników 5, chałupników 3: ci wszyscy dają czynszu, z gajowszczyzny, za oprawę według inwentarza 1.106 złp. 12 gr., z browaru 840 złp., lenungu 72 złp., razem 2.018 złp. 12 gr.
Jamnica: poddanych 7, którzy częścią robią, częścią czynszują. Dają najmu, czynszu, za kapłony, jaja i oprawę według inwentarza, 151 złp. 15 gr., lenungu 21 złp., razem 172 złp. 15 gr.
Falkowa: poddanych 4, którzy częścią robią, częścią czynszują. Dają najmu, czynszu, za kapłony, jaja, oprawę według inwentarza, 63 złp. 25 gr.: kwartałowego z tych dwóch wsi (Jamnicy i Falkowej) 152 złp., lenungu 12 złp., razem 227 złp. 25 gr.
Kunów: poddanych 4, którzy częścią robią, częścią czynszują. Dają najmu, czynszu, za kapłony, jaja, oprawę, 137 złp. 23 gr., lenungu 12 złp., razem 149 złp. 23 gr.
Kamionka: poddanych 3, którzy częścią robią, częścią czynszują. Dają najmu, czynszu, za kapłony, jaja, oprawę według inwentarza, 77 złp. 19 gr., lenungu 9 złp., kwartałowego z tych dwóch wsi (Kunowa i Kamionki) 141 złp. 26 gr., razem 228 złp. 15 gr.
Łomnica: kmieci 21, wszyscy czynszują. Dają czynszu i z polan 598 złp. 24 gr., z 3 młynów 60 złp. 12 gr., lenungowego 72 złp., z propinacyi suchej raty 180 złp., razem 911 złp. 6 gr. Z tej sumy wytrąciwszy, co dają do Imci pana Balickiego 90 złp., pozostaje do skarbu 821 złp. 6 gr.
Ptaszkowa: ról 26, oprócz tych jedna księdzu oddana, za gród 7. Ci wszyscy dają czynszu, najmu, za oprawę, kapłony, kury, 979 złp. 5 gr., lenungu 72 złp., kwartałowego 480 złp., ospowego owsa wierteli 24½, razem 1.531 złp. 5 gr.
Królowa polska i ruska: ról 18. z których podatku nie dają żadnego, tylko powinni pachołków przysyłać na usługę do zamku; lenungu tylko dają 61 złp. 18 gr., kwartałowego z obydwóch wsi 285 złp. 10 gr., razem 346 złp. 28 gr.
Mystków: kmieci 10, zagrodników 15, chałupników 7, którzy częścią czynszują. Ci wszyscy dają czynszu, najmu, za kapłony, jaja, oprawę według inwentarza i z arendą 618 złp. 23 gr.
Cieniawa i Mszalnica: kmieci 20, zagrodników 8, chałupników 9, którzy częścią robią, częścią czynszują. Dają czynszu, najmu, za kapłony, jaja, oprawę według inwentarza, 972 złp. 26 gr., lenungu 60 złp. 26 gr., z browaru 200 złp., razem 1.233 złp. 22 gr.[1735].
Sumaryusz generalny intraty tego starostwa:
— Czynszu ziemnego, najmu, kwartałowego, za kapłony, kury, jaja, oprawę według inwentarza, 6.700 złp. 10 gr.
— Za żyto ospowe z dóbr Panien Starosandeckich (Klarysek) wierteli 532 po 3 fl. 15 gr. = 1.862 złp.
— Za owies ospowy wierteli 1.065 po 1 fl. 15 gr. = 1.597 złp. 15 gr.
— Za kur 287 po 6 gr. = 57 złp. 24 gr.
— Za oprawę według inwentarza 46 złp. 23 gr.
— Ze wsi Biczyc i Ptaszkowej za ospowy owies wierteli 139½ po 1 fl. 15 gr. = 209 złp. 7 gr. 9 denar.
— Za dań od owiec 465 złp.
— Lenungowego, co wsie i miasta składają, 578 złp. 14 gr.
— Od mieszczan sandeckich ziemszczyzny 108 złp.
— Od żydów tamecznych placowego 300 złp.
— Od rzeźników za łój, flakowe, karkowe 145 złp.
— Od rybaków i z przewozu 105 złp.
— Z wolnicy 30 złp.
— Od mieszczan z Piwnicznej czynszu i z młyna 352 złp. 24 gr.
— Arenda sandecka z pańskim domem[1736] i młynami 6.500 złp.
— Arenda browarna ze Stadeł 500 złp.
— Arenda browarna z Biczyc 400 złp.
— Arenda browarna z Gostwicy 400 złp.
— Za krescencyą z 3 folwarków: w Stadłach, Gostwicy i Biczycach według rachunku, 6.092 złp. 10 gr. 13 denar.
— Za siana brogów 3 po 80 fl. bróg = 240 złp.
— Z Mystkowa za krescencyą, czynsze i wszelkie daniny, po odtrąceniu wydatków według rachunku, 826 złp. 9 denar.
— Za robociznę, którą folwark Michalczewski odrabia, a ten do lustracyi nie należy, 134 złp. 12 gr.
— Wieś Cieniawa i Mszalnica z Górkowskim w posesyi arend owej Imci pana Faygla, który regestrów nie pisał, na co przysiągł, zaczem według kontraktu pokazało się 2.128 złp. 3 gr.
Suma dochodów = 29.778 złp. 23 gr. 13 denar.

Wydatki były następujące:

— Imci panu ekonomowi starostwa zasług 400 złp.
— Imci panu administratorowi w Stadłach 200 złp.
— Imci panu administratorowi w Biczycach 180 złp.
— Karbownikowi w Stadłach 4 złp.
— Na dwóch żołnierzy do egzekucyi i innych usług 578 złp. 14 gr.
— Dziesięciny ze Stadeł do kościoła w Piwnicznej 300 złp.
— Dziesięciny z Gostwicy do kościoła w Podegrodziu 48 złp.
— Dziesięciny pieniężnej z Biczyc 100 złp.
— Z placu, na którym młyny starościńskie stoją, mieszczanom sandeckim 36 złp.
Suma wydatków = 1.846 złp. 14 gr., którą odtrąciwszy pozostaje na intratę prowentu rocznego do kwarty[1737] 27.932 złp. 9 gr. 13 denar. To rozdzieliwszy na 4 części pozostaje do opłacenia kwarty 6.983 złp. 2 gr. 7½ denara. Zaprzysiągł co do gotowej intraty Imci pan Wolski, jaku komisarz, co do krescencyi Imci pan Wojciechowski administrator.
Hyberny[1738] z dóbr królewskich całego starostwa sandeckiego płacono 2.831 złp. 14 gr.
Podług tejże lustracyi starostwo liczyło 3 wybraniectwa[1739], 6 wójtostw i 3 sołtystwa[1740].
Wybraniectwa znachodziły się w Pisarzowej, Ptaszkowej i Trzetrzewinie.
Wybraniectwo w Pisarzowej było w posiadaniu Józefa i Salomei Sędzimirów, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z dn. 4. grudnia 1752. Płacono z niego 50 złp. na rok, bo tylko półłanu trzymali.
Wybraniectwo w Ptaszkowej w posiadaniu Karola i Stanisława Traczewskich, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 29. listopada 1754. Płacono z niego 30 złp.
Wybraniectwo w Trzetrzewinie w posiadaniu Walentego i Joanny Nowakowskich, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 22. października 1762. Płacono z niego łanowego 50 złp.
Wójtostwa były: w Piwnicznej, Kokuszce, Trzetrzewinie, Woli Mystkowskiej, Pisarzowej i Ptaszkowej: sołtystwa w Mszalnicy, Łomnicy, Królowej polskiej i ruskiej.
Wójtostwo w Piwnicznej dzierżył Jan Alexander Bzowski, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z dnia 13. sierpnia 1757. Do tego wójtostwa należało półrolników 11: jeden z nich robił bydłem 3 dni, a dziesięciu po 2 dni; zagrodników 4. Ci wszyscy dawali czynszu, stróżnego[1741] i za oprawę 141 złp. 12 gr., z młyna 60 złp., razem 201 złp. 12 gr. Dochód ogólny z tego wójtostwa 1.123 złp. 18 gr. 12 denar., wydatki 147 złp. 18 gr., do kwarty 244 złp. 3 denary.
Wójtostwo w Kokuszce było w posiadaniu Michała i Elżbiety Marszałkowiczów, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 12. sierpnia 1759. Należało do niego 6 poddanych. Dochód ogólny 333 złp. 25 gr. 11 denar., wydatki 149 złp. 6 gr., do kwarty 46 złp. 4 gr. 16½ den.
Wójtostwo w Trzetrzewinie trzymał Tomasz Popławski, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 19. listopada 1760. Należało do niego zagrodników 6, którzy dawali czynszu i za oprawę 23 złp. 18 gr. Dochód ogólny 342 złp. 13 gr., wydatki 98 złp. 2 gr., do kwarty 61 złp. 2 gr. 12½ denar.
Wójtostwo w Woli Mystkowskiej posiadał Franciszek Rychter, podstoli krakowski. Należało do niego poddanych 6; trzech z nich robiło po 3 dni, a trzech po 2 dni: dawali za oprawę 3 złp. 18 gr. Dochód ogólny 315 złp. 8 gr. 9 denar., wydatki 172 złp., do kwarty 35 złp. 24 gr. 11 denar.
Wójtostwo w Pisarzowej posiadali Andrzej i Ludwika Lisiccy, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 15. marca 1757. Należało do niego zagrodników 11, którzy robili pieszo częścią po 3 dni, częścią po 2 dni, częścią przędli po sztuce za oprawę. Dochód ogólny 664 złp. 5 gr. 6½ denar., wydatki 138 złp., do kwarty 131 złp. 16 gr. 6 denar.
Wójtostwo w Ptaszkowej dzierżyli Piotr i Teresa Traczewscy, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 31. stycznia 1760. Należało do niego zagrodników 12, którzy robili częścią po 4 dni, częścią po 2 dni. Dochód ogólny 368 złp. 24 gr., wydatki 121 złp. 18 gr., do kwarty 61 złp. 24 gr.
Sołtystwo w Mszalnicy posiadali Józef i Kunegunda Psarscy, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 29. stycznia 1757. Należało do niego kmieci 2, z pomiędzy których jeden robił 4 dni, drugi 2 dni; zagrodników 5, z których czterech robiło po 3 dni, a jeden 4 dni; chałupników 3, robili po 2 dni. Dawali za kapłony, kury, oprawę, czynszu 13 złp. 11 denarów. Dochód ogólny 597 złp. 15 gr. 16 denar., wydatki 157 złp. 18 gr., do kwarty 109 złp. 29 gr. 8½ denar.
Sołtystwo w Łomnicy trzymał Antoni Balicki. Chłopi żadnych robocizn nie odrabiali, tylko płacili czynszu 99 złp. 6 gr., do kwarty 24 złp. 24 gr.
Sołtystwo w Królowej polskiej i ruskiej posiadali bracia: Andrzej, Łukasz i Antoni Wyszowscy, za przywilejem Augusta III. w Warszawie z 19. listopada 1760, którzy żadnego podatku nie płacili, tylko hyberne do sandeckiego zamku[1742].
Na mocy dekretu gubernialnego z 6. maja 1785 r., zajął Rząd austryacki wraz z innemi dobrami koronnemi w Galicyi, także dobra królewskie w powiecie sandeckim, i rozsprzedał je powoli albo na inne zamienił. Ta wielka ekonomiczna przemiana dokonała się w latach 1785, 1811, 1812, 1817, 1829 i 1833, jak to wykazał w swem obszernem dziele Kornel Czemeryński[1743].




Rozdział  II.

Ratusz miejski.

Pierwotny ratusz sandecki znajdował się na tem miejscu, gdzie do r. 1893 stało stare probostwo, t. j. dom murowany bezstylowy, o wysokim parterze, ze szkarpami przymurowanemi od strony ulicy św. Ducha i kościoła farnego. Rok jednak założenia tego pierwotnego ratusza znika w zamierzchłej przeszłości wieków. Tyle tylko wiadomo, że kardynał Zbigniew Oleśnicki po założeniu kollegiaty (1448 r.) zakupił stary ratusz (vetus praetorium) od miasta za 150 grzywien, i przeznaczył go na wspólne mieszkanie dla wikarych[1744]. Prawdopodobnie około połowy XV. wieku, gdyż z braku źródeł ściśle czasu oznaczyć nie podobna, zbudowano ratusz nowy na środku dzisiejszego rynku.
Po tylu pożarach (1486, 1522 i 1611 r.) przestawiany i przeistaczany sandecki ratusz, ledwie jaki ślad zachował swej dawnej postaci. Nie wiemy też nic o kształcie jego budowy w XV. w., późniejsze zaś skąpe zapiski nie dają nam dość jasnego i dokładnego pojęcia o jego przekształceniu. Krótka tylko przechowała się wzmianka, że w piątek przed św. Michałem (25. września) 1523 r. Jan Kromer, burmistrz, i Stanisław Frant, wójt, pożyczyli 400 grzywien w imieniu miasta u ks. Macieja z Brzeźnicy, kustosza kollegiaty; na odbudowanie spalonego ratusza. Tę pożyczkę zabezpieczyli ks. kustoszowi na dobrach miejskich; zato zobowiązali się wybudować dwa ołtarze w kollegiacie i płacić dwom altarzystom po 8 grzywien rocznie[1745].
Z dalszych zapisków XVI. wieku dowiadujemy się, że w r. 1562 groził ratusz ruiną. Zapobiegając temu panowie rajcy, zawarli 17. sierpnia t. r. ugodę z Ludwikiem, mularzem[1746] włoskim, ten zaś zobowiązał się wybudować według swego planu nowy front o 12 oknach krzyżowych z kamzamsami w guście włoskim, izby i korytarz zasklepić, wyprowadzić wieże zegarową, i zaopatrzyć pojedyncze izby odrzwiami z ciosowego kamienia. Prócz tego miał wystawić dwa kominy, mury otynkować i wybielić, a kamienie potrzebne do budowy własnym kosztem łamać i ciosać. Za tę robotę przyobiecali mu wypłacić 160 florenów, każdego tygodnia po 10 flor., skoro tylko roboty rozpocznie[1747].
W kwietniu 1603 r. dano nowy dach na wieży ratusznej, pokryto go ołowianą blachą, olejno pomalowaną, i przyozdobiono gałką miedzianą pozłacaną. Roboty ciesielskie, ślusarskie i blacharskie przy tej budowie kosztowały ogółem 49 złp. 17 gr.[1748]. W siedm lat potem 1610 r. zamówili rajcy u garncarza 4.000 dachówek za 24 złp. na pokrycie ratusza[1749]. Nie przewidywano snadź, że ta pięknie odnowiona wieżyczka stanie się niebawem pastwą płomieni razem z ratuszem. W chwili pożaru miasta 19. czerwca 1611 r. spłonął między innymi budynkami i ratusz. Odbudowano i przeistoczono go dopiero między rokiem 1616—1618, jak pokazują wydatki na odrzwia kamienne, cegłę, pokrycie, schody prowadzące na górę, drzwi żelazne i t. p. W r. 1618 wypalono w cegielni miejskiej, 30.000 cegieł, a na sam ratusz do sklepów i na filary u wierzchu wyszło jej 12.300, jak notuje Sebastyan Irzykowicz, rajca i lunar sandecki[1750].
Dzięki rozmaitym drobnym zapiskom, przechowanym w księgach wydatków miejskich, posiadamy dokładniejszy obraz jego budowy w XVII. wieku. Był to gmach jednopiętrowy, wielkości i budowy bez mała ratusza tarnowskiego, o okrągłej wieżyczce i ważkich oknach w półokrąg sklepionych; od owego ratusza, który przetrwał aż do ostatniego pożaru w r. 1894. prawie o ⅔ większy, i rozciągał się znacznie dalej w stronę wschodnią, jak wskazują ślady pozostałe do ostatnich czasów na bruku, w miejscu trochę podwyższonem, gdyż pod nim znajdują się mury fundamentów i prawdopodobnie dawnych piwnic zasypane. Wchód jego obrócony był ku wschodowi słońca, a schody wiodły na galeryę otwartą na pierwsze piętro, składające się, oprócz innych pokoi, z wielkiej sieni, niezbyt wielkiej izby sklepionej, i małego również „sklepionego skarbca“. Była to izba górna czyli „radziecka“, i skarbiec miejski, gdzie chowano księgi, przywileje i skarb (aerarium). Tuż obok drzwi radzieckich był wchód do wieży i dzwonka ratusznego, którym zwoływano pospólstwo na gromadne wiece. Na dole zaś, okrom innych lokalności, było „prawo“ w dużej izbie pod izbą radziecką, z podobną izdebką jak skarbiec. Tu sądził wójt i surowa ławica, czyli ławnicy, a przed zawyrokowaniem chodzili na ustęp, czyli prywatną naradę, do izdebki. Jak obok radzieckiej izby skarbiec i dzwonek, tak do izby wójtowskiej przypierały więzienia, mianowicie groźna „szatława“, czyli katownia podziemna, gdzie na torturach męczono i badano winowajców — i zwyczajny „kabat“, czyli lżejsze więzienie ratuszne. Był też sklep murowany (ubikacya sklepiona) na samym dole ratusza, tak zwany „cekauz“, t. j. skład na armatę ratuszną, proch i inne rynsztunki wojenne, o czem znajduję wyraźną wzmiankę w księdze wydatków miejskich pod rokiem 1608[1751]. Lecz już w r. 1615 zesłani komisarze królewscy przykazali, „aby prochy były odtąd z ratusza zniesione i w miejscu odosobnionem i od rynku od ległem chowane, a to dla jakiego uchowań Boże! niebezpieczeństwa, pod karą 600 złp.“[1752]. Okna, tak w izbie radzieckiej jako i wójtowskiej, były oszklone matem i okrągłemi szybkami, oprawionemi w ołów, jak świadczą zapiski pod r. 1659. „Za półtorasta szyb weneckich na okna do izby wójtowskiej 3 złp. 9 gr., od roboty błoniarzowi od tychże okien 5 złp.“[1753].
Na wieży ratusznej był umieszczony zegar bijący, który nakręcał zegarmistrz miejski i pobierał za ten trud kwartalnie 24 gr. — rzadko kiedy 1 złp. — osobno na oliwę do zegaru 6 gr.; prócz tego miał wolne pomieszkanie w osobnym „domku zegarmistrzowskim“ w bronie węgierskiej. Na tej wieży ratusznej w małej izdebce, opatrzonej piecem kaflowym, czuwał trębacz, wytrębując godziny uroczystości lub trwogi miejskiej. Zwyczaj trąbienia hejnałów z wieży ratusznej odległej sięgał przeszłości. Już bowiem w r. 1558 znajduję wydatki na miejskiego trębacza (tibicinator). W trzy lata potem (1561) sławetni rajcy zgodzili na rok niejakiego Józefa Nieszkowskiego, mieszczanina sandeckiego, „ażeby na surmie czyli szałamai trzy razy dziennie: o świcie, w południe i na dobranoc wygrywał; po każdem zaś wybiciu godziny na trąbie się odzywał“, zaco płacono mu tygodniowo po 20 gr.[1754] — W XVII. wieku pobierał zato trębacz miesięcznie 4 złp. — czasami 5 złp. 10 gr. — rzadko kiedy 8 złp.; miał przytem wolne mieszkanie w „domku trębaczowym“. Na wypadek ognia budził mieszkańców ze snu przeraźliwem trąbieniem. O godzinie 10 wieczór dawał znak na spoczynek[1755], wytrębując swą zwykłą pieśń:

Hej panowie gospodarze,
Już dziesiąta na zegarze;
Strzeżcie ognia i złodzieja,
Boga chwalcie — w nim nadzieja!

Ratusz sandecki został ostatecznie zmieniony i przerobiony w r. 1854. Sądząc z jego odrzwi kamiennych i węgarów okien przed spaleniem 1894 r., budynek ten należał do XVII. wieku, pod dachem gontowym, ze szczytem barokowym, z przybudowanem drugiem piętrem w r. 1834 i umieszczeniem głównego wejścia od strony południowej. Z głównych drzwi wchodziło się do sieni, w której była zaraz klatka schodowa, gdzie proste drewniane schody prowadziły na obydwa piętra; na każdem piętrze znajdowały się takie same ganki na około, z których na trzy strony prowadziły drzwi do kancelaryi magistratualnych. Na drugiem piętrze była sala posiedzeń rady miejskiej i kancelarya burmistrza, na dole zaś znajdowały się lokalności policyi miejskiej[1756]. Jeszcze w r. 1884 lokalności te służyły za odwach dla załogi wojskowej. Na pierwszem piętrze zachowały się dawne izby sklepione o kamiennych odrzwiach, a w jednej z nich, skarbcem zwanej, przechowywało się archiwum miejskie.
Archiwum mieściło, w wielkiej dębowej kowanej staroświeckiej skrzyni o 3 zamkach, oryginalne pergaminowe przywileje królów polskich, nadane miastu, począwszy od Wacława 1292 aż do Stanisława Poniatowskiego 1766 r., zaopatrzone wielkiemi pieczęciami woskowemi na grubych jedwabnych sznurkach. Przywileje te tyczyły się przeważnie wolności od opłaty ceł na Wiśle i Dunajcu, składu kruszców i soli bocheńskiej, ruchu handlowego na Rusi i Spiżu, jarmarków i innych rozmaitych swobód[1757]. Były tam także dwa oryginalne przywileje bł. Kingi i jeden księżnej Gryfiny z końca XIII. wieku. Dnia 17. kwietnia 1894 r., w czasie okropnego pożaru miasta, spłonął także ratusz a wraz z nim zetlała kowana skrzynia ze wszystkimi przywilejami. Na szczęście pięć lat przed tym pożarem miałem w ręku owe przywileje, porobiłem z nich odpisy i znaczne wyciągi, które mi przy pisaniu „Historyi Nowego Sącza“ dobrą wyświadczyły przysługę.
Prócz tego mieściły się w temże archiwum na osobnych półkach akta ławnicze i radzieckie od 1488—1782 r.: księgi cechowe z XVI—XVIII. wieku; dyaryusz kupiecki Jerzego Tymowskiego z lat 1607—1631; wreszcie księgi dochodów i wydatków miejskich od 1555—1580 r., tudzież od 1601—1669, które szczęśliwie ocalały, a dla badacza i miłośnika przeszłości są bogatem źródłem. Dwie z pomiędzy tych ksiąg (Percepta et distributa 1601—1612 i 1616—1623) oprawione w skórę, świadczą o wysoko rozwiniętym przemyśle introligatorskiej sztuki[1758]. Na obydwóch okładzinach są wyciśnięte en relief postaci Ojców Kościoła: św. Augustyna, Ambrożego, Grzegorza i Hieronima: po bokach zaś w medalionach popiersia: Zygmunta I., Zygmunta Augusta, Stefana Batorego i Zygmunta III. Podobne odciski widzimy na okładzinach dyaryusza Tymowskiego. Inne księgi wydatków i dochodów miejskich oprawione są w pergamin z dawnych antyfonarzy i nut kościelnych XIV. i XV. wieku. Tak zwane koncerze, t. j. miecze długie przechowywane w archiwum, były oznaką starszych cechowych: miecze zaś używane do egzekucyi za czasów polskich, zabrano stąd w czasie stanu oblężenia (Belagerungszustand) w r. 1849. Zabrano również wtenczas i przewieziono do Lwowa chorągiew gwardyi narodowej sandeckiej z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, oraz z pieczęcią[1759].
Dnia 6. lipca 1895 r. założono w samym środku rynku pierwsze fundamenta i wzniesiono okazały ratusz jednopiętrowy z wieżą zegarową. Stary ratusz zburzono do szczętu i ślad z niego niezostał.




Rozdział  III.

Dwór biskupów krakowskich.

Dwór biskupów krakowskich stał na miejscu dzisiejszego więzienia. Jan Muskata, biskup krakowski († 1320), posiadając znaczne dobra w sandeckiej ziemi, chętnie przebywał w Nowym Sączu, założonym przez króla Wacława czeskiego w r. 1292. Widok przecudnej przyrody nad Dunajcem, napływ ciągły kolonistów niemieckich ze Śląska, wabił go chętnie, jako Ślązaka, w to urocze ustronie górskie, dlatego też założył tam z cisowego drzewa[1760] swą rezydencyę letnią, która przetrwała kilka następnych wieków. W czasie wielkiego pożaru miasta 16. września 1522 r. o godzinie 18 (2 po południu), spłonął także porządnie zbudowany dwór biskupi[1761]; odbudował go później a właściwie z fundamentów wymurował Piotr Tomicki, biskup krakowski i podkanclerzy koronny († 1535).
W drugiej połowie XVI. wieku, z powodu powodzi Dunajca podmokło wzgórze, zarysowały się znacznie mury i dwór cały groził ruiną. Dlatego Filip Padniewski, biskup krakowski, wyznaczył na reparacyę nadwerężonych jego murów 500 złp., i w przeciągu trzechlecia (1566—1568) został przywrócony do pierwotnej okazałości swojej, jak świadczy współczesny rejestr wydatków, który znalazłem pomiędzy zarzuconymi dawnymi aktami Nowego Sącza:
Reverendus Dominas Philippus Padniewsky. Dei gracia Episcopus Cracoviensis et Dux Severiensis, considerans ruinam curiae suae in Civitate Sandecensi sitae, quae per fluvium Danubii (sic) in brevi corruisset, ex sua benignitate ad restaurandum murum curiae suae florenos quingentos apud Generosum Dominum Christophorum Bransky, vladarium suum sandecensem, ostendit, qui Dominus Bransky ad racionem summae quingentorum florenorum, floreaos trecentos et quinquaginta Dominis Consulibus dedit, quorum exposita sequuntur... (Tu następuje obszerny i szczegółowy rejestr wydatków na materyały budowlane, jako to: kamienie, piasek, cegły, wapno, margiel, drzewo, żelazo, tudzież na rzemieślników i robotników).
Pod koniec XVI. wieku dwór biskupi znajdował się znów w opłakanym stanie. Jerzy Radziwiłł, kardynał i biskup krakowski, nosił się z myślą odbudowania go już w czasie swej wizyty kanonicznej w Nowym Sączu 1597 r. Kazał nawet nagromadzić potrzebne do tego materyały, tymczasem zaskoczyła go śmierć 1600 r. i rzecz spełzła na niczem. W r. 1608 sterczały jeszcze tęgie mury tego zruinowanego dworu z bramą wchodową i czterema herbami, rzeźbionymi w kamieniu, a mianowicie orzeł z hełmem kardynała: Fryderyka Jagiellończyka († 1503 r.) — herb Dębno kardynała: Zbigniewa Oleśnickiego († 1455 r.) — herb Trąby kardynała: Jerzego Radziwiłła, i herb Abdank biskupa: Jana Konarskiego z r. 1515[1762].
Dalsze jego dzieje nie są nam bliżej znane. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nie kuszono się już wiecej o jego odbudowanie. Nie ma też o nim najmniejszej wzmianki przy opisie pożaru miasta w roku 1611 i 1637 Tyle tylko wiadomo, że w roku 1652 obszerny plac z ogrodem (tak zwane Biskupie); gdzie stał ów dwór biskupi (curia episcopalis), należał do starosandeckich Klarysek[1763]. Na tym placu rozpoczęły później budować dla siebie kościół z funduszu ks. Szymona Jaroszowskiego, proboszcza kollegiaty sandeckiej († 1653); w r. 1670 wyprowadziły już pod dach mury jego, lecz go nie dokończyły. Dopiero w r. 1732 nabyli OO. Pijarzy od Klarysek mury rozpoczętego kościoła za 3.000 złp.[1764] i dźwignęli przy nim niebawem dwupiętrowe kollegium, w którem mieszkali aż do swej kasaty 1786 r. Opisowi ich kościoła poświęcimy na właściwem miejscu osobny rozdział.




Rozdział  IV.

Kościół OO. Franciszkanów pod wezwaniem Narodzenia Najśw. Maryi Panny.

Jan Długosz, najdawniejszy historyk polski († 1480), łączy założenie Nowego Sącza przez króla Wacława (1292) z wybudowaniem przez tegoż klasztoru dla Franciszkanów. Prope curiam regiam, versus occidentem sitam, collegium duodecim fratrum illic callocuvit, qui horas canonicas nocturnas et diurnas, res quoque divinas voce sonora explorent, quod et tunc et processu temporis muris et in ecclesia et in aliis muris fabrefactum est[1765]. Widać z tego, że Długosz, któremu miasto Nowy Sącz wcale nie było obcem, wyraźnie zaznacza kościelny budynek jako w murach swych zmieniony od czasu pierwotnej budowy Wacława. Wszystko to upoważnia nas do mniemania, że kościół franciszkański należał do pomników architektury drugiego dziesiątka lat XIV. wieku, w którym pomyślano o monumentalnej budowie w miejsce pierwiastkowej, prawdopodobnie drewnianej, jak słusznie utrzymuje Władysław Łuszczkiewicz[1766], uczony badacz starożytności i znawca znakomity sztuki polskiej. Za pierwotną fundacyą króla Wacława przemawia też kronika franciszkańska[1767] i napis, który poniżej przytoczymy.
Jakie właściwie powody mogły skłonić Wacława do fundacyi Franciszkanów w Nowym Sączu, skoro siedzieli już na dobre o te czasy w poblizkim Starym Sączu obok klasztoru Klarysek, pozostaje niewyjaśnioną zagadką. Łatwo jednak przypuścić można, że król Wacław, starając się o materyalną pomyślność swego ulubionego i tak hojnie świeżo wyposażonego miasta, łożył także starania i o jego duchowne dobra i podniesienie. W tym celu, idąc za duchem czasu i obyczajem swego wieku, w pięć lat później 1297 r. założył kościół i klasztor Franciszkanów, aby nie tylko utworzyć przybytek dla służby Bożej i nabożeństwa, lecz także, jak były klasztory przez całe wieki średnie, siedzibę nauki i schronisko oświaty. To pewna, że Franciszkani, już w r. 1232 sprowadzeni przez Bolesława Wstydliwego z Pragi do Krakowa, na prośby matki jego Grzymisławy, wywierali potężny wpływ na niższe i wyższe warstwy społeczeństwa — stali się nie tylko spowiednikami, ale nawet sekretarzami królów, byli używani do poselstw publicznych i edukacyi królewskich dzieci. Być więc może, że i w królu Wacławie znaleźli swego protektora, który, nadając im fundacyę w świeżo przez siebie założonem mieście, uczynił to widocznie w zamiarze przeniesienia Starego Sącza na terrytoryum wsi Kamienicy. Sam zresztą Wacław w przywileju, wydanym w Pradze 1298 r. dla klasztoru Klarysek starosandeckich na dochód 100 grzywien z żup krakowskich, wcale nie dwuznacznie o tem wspomina. „Quod cum nos propter necessitatem defensionis terre nostre Cracoviensis, que gentilibus est con finis, oppidum seu locum forensem dictum Sandec, ad locum nostrum videlicet Kamenciam vulgariter nuncupatum, pro defensione huiusmodi magis aptum, duxerimus transferendum[1768]“.
W odmiennem zupełnie świetle przedstawia nam „księga przywilejów archiwum miejskiego z XVII. wieku“ fundacyę Franciszkanów nowosandeckich. Księżna Gryfina, wdowa po Leszku Czarnym, pani sandecka, mając na względzie nieobronność starosandeckiego klasztoru, wystawionego na napady hordy tatarskiej w r. 1287, powzięła zamiar przeniesienia go do bardziej już z natury obronnego Nowego Sącza, który podówczas jeszcze pospolicie Kamienicą zwano. Stary włodarz bł. Kingi, Jan Bogaty, obywatel Kamienicy „Joannes Dives Civis Camenetiae“, podjął się wystawienia klasztoru w Nowym Sączu na swym własnym gruncie. Zato nadała mu Gryfina w r. 1299 sto łanów frankońskich lasu, położonego między Zabełczem, Siedlcami i Mogilnem[1769]. Ponieważ jednak ów klasztor, przez Jana Bogatego w Nowym Sączu ufundowany, wydawał się zakonnicom niedogodnym, gdy nadto zakonnice zmieniły pierwotną myśl przesiedlenia się do Nowego Sącza, przeto darowały go OO. Franciszkanom, pełniącym posługi duchowne obok ich klasztoru w Starym Sączu[1770]. Wobec tych różnorodnych zdań kwestya fundacyi Franciszkanów nowosandeckich, trudna nader do rozwiązania, dla braku erekcyjnego dokumentu pozostaje i nadal niewyjaśnioną zagadką.

Plan kościoła i klasztoru franciszkańskiego z r. 1789.

W lat 15 potem (1314 r.) tenże Jan Bogaty odstąpił miastu tych 100 łanów frankońskich za zezwoleniem zakonnic[1771]. Był o tem oryginalny przywilej, który z opisaniem tychże łanów, Janowi Bogatemu darowanych, spłonął wraz z rejestrami różnych transakcyi w r. 1611. Na tych łanach, Janowi Bogatemu darowanych a przezeń odstąpionych miastu, osadzili później mieszczanie nowosandeccy wsi: Januszowę, Librantowę, Kwieciszowę, Boguszowę i Wolchowę[1772] (Olchówkę), które ostatecznie z polecenia króla, Władysława Jagiełły, przeszły na szpital św. Ducha pod zarządem Premonstratensów 1412 r. Na tych również łanach zasadziło miasto wsi: Roszkowice, Piątkowe i Paszyn, który aż dotąd pozostaje w spokojnem posiadaniu miasta Nowego Sącza. Z wdzięczności jednak za darowiznę tych 100 łanów miastu i zarazem jako wykupno szkód, których klasztor i dziedzictwo bł. Kingi doznały przez wzrost Nowego Sącza, posyłali co rok w wigilię Bożego Narodzenia rajcy nowosandeccy Klaryskom w Starym Sączu: pięć kóp bułeczek, wypieczonych z czterech wierteli najprzedniejszej pszenicy — sześć zajęcy i sześć bębenków, czyli baryłeczek węgierskiego wina, mieszczących w sobie sześć garncy, każdy garniec w osobnym nowym bębenku[1773]. Zwyczaj ten utrzymał się nawet po rozbiorze Polski — zniósł go dopiero cesarz Józef II. w r. 1786[1774].
Jakie ów kościół franciszkański, wskutek przebudowań po częstych pożarach (1486, 1522, 1611, 1753 i 1769), przechodził losów koleje, trudno dziś odgadnąć. Inżynier cyrkularny, Filip Moscherosch von Wiesselheim, znalazł w r. 1789 kościół spalony bez sklepienia, klasztor bez zakonników, których przeniesiono do Starego Sącza 1785 r. Z planu jego widocznem jest, że kościół miał obszerną nawę przodkową, bo 30 metrów długą a 11 m. przeszło szeroką, której mury zewnętrzne mogły należeć do pierwotnego z XIV. wieku budynku; nawę tę jednak przesklepiono co najmniej w XVII. wieku po pożarze 1611 r., przez wprowadzenie szkarp wewnętrznych, ubranych pilastrowaniem pseudoklasycznem, podobnie jak fara w Starym Sączu i Krośnie. Pilastry zgrupowane po dwa przy każdym filarze, odpowiadały gurtom sklepienia beczkowego. Ślady baz pilastrowych zachowały się do pożaru 1894 r. u ściany sąsiadującej z utrzymaną kaplicą, również jak pozostały reszty podstawy frontowej facyaty, ale już poza sztachetami dziedzińca, w formie kupy gruzów. Do tej nawy przodkowej przytykało niewielkie prezbyteryum, oddzielone tęczą, a zamknięte od wschodu trzema bokami ośmiokąta. Prezbyteryum to było szerokiem 5•80 metr. przy długości ścian po zamknięcie wielokątne, ale wraz z tęczą 6•00 metr. Klasztor mieścił się po stronie północnej kościoła, posiadał krużganki dolne sklepione, swój wirydarz, ale zabudowanemi były tylko dwa ramiona: zachodnie i południowe. W pierwszem był refektarz, w drugiem zapewne reszta lokalności; to ostatnie skrzydło krużganka zachowało się i służy na pierwszem piętrze jako mieszkanie ewangelickiego pastora. Na krużganku stała w r. 1789, jak dzisiaj, wysoka wieża dzwonowa mieszcząca spodem kaplicę; obecnie na jej piętro prowadzą schody zewnętrzne, sama w sobie jest bezstylową[1775].
Po roku 1789 rozebrano kościół franciszkański do szczętu, wtedy to zburzono także przyległą do niego kaplicę Dobków i wyrzucono z niej niepośledniego dłóta z marmuru ciemno-czerwonego z białemi żyłkami pomnik Jana Dobka Łowczowskiego, podstolego krakowskiego, przedstawiający leżącego rycerza w zbroi, z herbem Gryf i hełmem, opatrzonym w pióropusz, który, lubo znacznie uszkodzony, zachował się dotąd umieszczony we framudze, przylegającej do szkoły ewangelickiej. Na osobnej marmurowej tablicy wyryto jego napis grobowy samemi wielkiemi literami:
Generosus Joannes Dobek Łowczowski de Łowczow, subdapifer terrae cracoviensis, vir magnis, militiae, foris et domi, functus laboribus: In maximis expeditionibus in Ungaria, contra Turcas, in Finlandia contra Suecum, et in Moscovia strenuus pro patria dimicando, insignia generosi animi argumenta declaravit; ibique ex mandato Serenissimi Sigimundi III. Regis Poloniae ad Moscum clarissimam expedivit legationem, insigne apud cunctos nomen meruit. Consilio gravis et animi magnitudine, humilitate in amicos fuit mirificanda. Decus vetustissimae fumiliae auxit sua virtute et dignitate, florente gloria et aetate sua. Extinctus est Anno Domini 1628 mense martio, vixit annis 75.

Obok pomnika Dobka widzimy tablicę nagrobkową z marmuru ciemno-czerwonego żony jego Zofii († 1611 r.), z herbami Gryf, Abdank, Drużyna i Geralt, oraz napisem następującym, który podajemy dosłownie według dzisiejszej pisowni, z uwzględnieniem jednak w notach niektórych dawnych wyrazów podług pisowni na nagrobku.

Okna w prezbyteryum kościoła franciszkańskiego,
oraz nisza dla celebransa podług planu z r. 1789

Tu Zofia Dobkowa z domu Marcinkowska,
Cnej pamięci podstolina niekiedy krakowska.
Odpoczywam z inszemi pochowana w ziemi,
Policzona już w poczet z paniami świętemi.
Nieprzeciwiąc się nigdy przejrzeniu[1776] bożemu,
Danam była w małżeństwo[1777] niegdyś Piegłowskiemu[1778],
Któremum dwu synaczków ku sławie powiła,
W bojaźni bożej zawsze przystojnie ćwiczyła.
Po zejściu towarzysza z małżeństwa[1779] pierwszego,
Dostałam się w dom zacny[1780] Dobka podstolego,
Człowieka i w pokoju i w boju sławnego,
Wszystkiej[1781] polskiej koronie dobrze znajomego.
Na posługach koronnych lata swoje strawił,
Mym synom[1782] wiecznej sławy[1783] wizerunki zostawił.
Służąc bowiem ojczyźnie z serca uprzejmego
Z odwagą tak i kosztem, jak i zdrowia swego,

Gdy odjechał[1784] pode Lwów wtem ja sfrasowana,
Zeszłam[1785] w Bogu, przetoż tu leże pochowana.
Przetoż was wielce, panie napominam,
Zostawajcie w żalach swych wierne, proszę, mniemam.
Ten nagrobek małżonek miłością zdjęty[1786]
Położył, kończąc afekt w miłości zaczęty.
Bierzcie wzór z mego, panie, zejścia[1787] żałosnego,
Miarkować[1788] z każdym czasem ze serca swojego[1789].

Po dziś dzień z tego kościoła franciszkańskiego nic nie pozostało, oprócz pamiątkowej z czerwonego marmuru tablicy z XVII. wieku. W nagłówku tej tablicy w samym środku orzeł. Naokoło orła napis: Fundatori. Od niego rozchodzi się skromna ornamentyka na prawo i lewo. Na lewej stronie w małym owalu napis: Protectori, a w środku cztery litery: G. L. C. S. (Georgio Lubomirski Capitaneo Sandecensi); z prawej zaś strony podobny owal, noszący napis: Fautoribus, w środku przedstawiający osobę królewską z mieczem w prawej ręce, stojącą na smoku, a opierającą miecz na ogonie jego. Sam środek tablicy zajmuje napis: Ecclesia haec tituli Nativitatis B. V. Mariae cum suo conventu. Fratribus Minoribus Conventualibus, fundata et erecta est a Serettissimo Venceslao Poloniae et Bohemiae Rege A. D. 1297, cujus dedicationis solemnitas celebratur dominica prima post festum Nativitatis B. V. M.; poniżej na tarczy herb Śreniawa i rok 1640.
Budynki zaś pofranciszkańskie, wraz z przyległym ogrodem i dużą kaplicą Przemienienia Pańskiego, sprzedał Rząd żydom za 500 złr. wal. wied., ponieważ żaden katolik nie ubiegał się o ich nabycie. Z obawy jednak, aby snadź świętością klasztornego domu nie zbezcześcili prawa Mojżeszowego, nie śmieli w nich zamieszkać, z rozkazu więc Rządu sprzedali je na licytacyi 30. października 1800 r. gminie ewangelickiej za 2.200 złr.[1790].
Franciszkanie mieli nieco dochodów z dóbr klasztoru swego, a mianowicie: z ogrodu i trzech placów pustych podle kościoła — z dwóch ćwierci roli za rzeką Kamienicą — z domu Gryglowskiego w samem mieście — i z dwóch folwarczków: za rzeką Kamienicą i na przedmieściu większem, czyli węgierskiem, wraz z młynem obok dzisiejszego nowego cmentarza. Wymienione dobra za powszechną zgodą i zezwoleniem rycerstwa wszystkiego, uwolnił wieczyście od płacenia poborów Władysław Lubowiecki, sędzia generalny ziemski województwa krakowskiego i marszałek sejmiku proszowskiego, dnia 12. stycznia 1669 r.[1791]. Mimo to jednak wogóle byli ubogimi, jak wszystkie zakony żebrzące, dlatego rajcy sandeccy dawali im co kwartał po 2 złp., a w razie nadzwyczajnej potrzeby daleko więcej. Tak n. p. pod rokiem 1642 zanotowano w księdze wydatków miejskich: „Podczas generalnej kapituły OO. Franciszkanów, tu w Sączu odprawionej, za prośbą tychże Ojców dało się eleemozyny tak na wikt jako i inne tejże kapituły potrzeby 90 złp.[1792]“. Od czasu zaś do czasu wpływały hojne ofiary na klasztor od mieszczan i okolicznej szlachty. Z pomiędzy takich licznych zapisów, przechowanych w księgach grodzkich i ławniczych XVII. wieku, przytoczę tylko niektóre:
— Hieronim Rozembarski 1605 r. 100 grzywien.
— Bernardyn Służowski 1615 r. 440 złp.
— Przecław z Marcinkowic Marcinkowski 1616 r. wyderkaf, czyli popłatę roczną 10 złp., od kapitału 200 złp.
— Krzysztof Łapka z Roztoki 1620 r. 150 złp.[1793].
Jan Dobek z Łowczowa Łowczowski, dziedzic Zabełcza i Wielopola, po szczęśliwym powrocie z wyprawy chocimskiej, zbudował w r. 1622 przy kościele franciszkańskim kaplicę św. Bernardyna, w której mieściły się podziemne groby rodziny Dobków, a na jej utrzymanie, tudzież na msze św. za dusze fundatorów wyznaczył popłatę roczną 60 złp. od kapitału 1000 złp., legowanego na dobrach swoich[1794].
Nie zabrakło też klasztorowi hojnych ofiarodawców w późniejszych latach:
— Błażej Piotrowski, mieszczanin sandecki, zapisał 1633 r. 150 złp. Egzekutor testamentu. Wojciech Grabicki, nie wypłacił zapisu, więc klasztor wszedł w posiadanie domu jego w rynku. Wkońcu jednak wypłacił i pokwitowali go: O. Witowski, gwardyan, z O. Grodzickim, sekretarzem klasztornym.
— Piotr Cieniek, rodem z Nowego Sącza, mieszczanin mościski, przekazuje klasztorowi 1635 r. pole po ojcu odziedziczone[1795].
— W tymże roku Szymon Wolski, aptekarz, zapisuje popłatę roczną 36 złp. od kapitału 600 złp. na swej kamienicy w rynku. Przyczem zobowiązuje O. Szczepana Żychowicza, gwardyana, i jego następców, aby owa popłata roczna była obrócona ku czci Najśw. Sakramentu, a mianowicie: 12 złp. przeznacza na oliwę do lampy przed wielkim ołtarzem — 8 złp. dla 4 mężczyzn, którzy będą nosili baldachin na procesyi, 4 złp. na naprawę lub sprawienie nowego baldachinu — 12 złp. na insze św. co sobotę odprawianą za dusze dobrodziejów w kaplicy św. Katarzyny, którą tenże Wolski wielkim kosztem z ciosu zbudować i zasklepić kazał, „magnis impensis saxo exstructam et concameratam alias zasklepioną“. Pierwsza rata 12 złp. miała być wypłacaną klasztorowi na Zielone Świątki — druga rata 12 złp. na św. Marcin — trzecia rata 12 złp. na Boże Narodzenie[1796].
— Stanisław Kopeć zapisał 1638 r. na swej kamienicy w rynku popłatę roczną 42 złp. od kapitału 600 złp.; a Zacharyasz Światłowicz na swym domu popłatę roczną 7 złp. od sumy 100 złp.[1797].
— Marcin Chrostowski na Drużkowie legował 1648 r. Antoniemu Forbes, gwardyanowi, popłatę roczną 42 złp. od kapitału 600 złp.[1798].

Herb na nagrobku Jana Dobka Łowczowskiego.
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Hojne przedewszystkiem zapisy spotykamy w drugiej połowie XVII. wieku:
— Katarzyna Gabońska na Sowlinach pod Limanową przekazała 1655 r. popłatę roczną 35 złp. od sumy 500 złp.
— Jadwiga Zarębina na Wojnarowej 1657 r. Janowi Brzechffie, prowincyałowi, św. teologii doktorowi, wyderkaf 105 złp. rocznie od kapitału 1.500 złp., z obowiązkiem odprawiania co tydzień 1 mszy św. w kaplicy św. Mikołaja u Franciszkanów za zmarłych rodziców i krewnych[1799].
— Sebastyan z Będzieszyny Marek leguje 1666 r. Franciszkanom staw ze sadzawką na przedmieściu, obok ogrodu Dunajowego; a Kasper Brzechffa na Limanowej i Starej wsi popłatę roczną 210 złp. od kapitału 3.000 złp.[1800].
— Barbara z Bukowca Kępińska 1669 r. Bernardowi Ilmanowskiemu, gwardyanowi, 300 złp.
— Paweł Pęgowski na Siekierczynie 1677 r. wyderkaf 35 złp. rocznie od sumy 500 złp., z obowiązkiem odśpiewania co sobota godzinek o Niepokalanem Poczęciu, przy ołtarzu Matki Boskiej na korytarzu kościelnym[1801].
— Stanisław Leszczyński z Kruźlowej spisał 6. listopada 1687 r. własnoręcznie testament, w którym między innemi powiada: „Proszę, aby ciało moje w kościele OO. Franciszkanów w Nowym Sądczu pochowanem było. Leguję im 2.000 złp., aby za duszę moją, małżonki i krewnych moich odprawiali co tydzień 2 msze św.[1802]“.
— Franciszek Kamocki, pisarz grodzki sandecki, zapisał 1690 r. popłatę roczną 50 złp. od sumy 1000 złp. na Wronowicach[1803].
Niemniej hojne legata płynęły dla cudownego obrazu Oblicza Chrystusowego, czyli Przemienienia Pańskiego, o którym przy opisie kollegiaty obszerniej nadmienię.
— W czasie morowego powietrza 1600 r. Brygida Niemcowa, wezwawszy do siebie O. Kaspra Jarosławskiego, gwardyana, przeznaczyła na kaplicę Oblicza Chrystusowego 24 grzyw. 18 gr., które miała u gospodarza swego, Macieja Gąsiora[1804].
— Marcin z Zawady Zawadzki zapisał 1620 r. dwa łany pola z łąką obok stawu miejskiego, z obowiązkiem odprawiania mszy św. co piątek przed ołtarzem Przemienienia Pańskiego[1805].
— Katarzyna z Młodatycz Kamińska, wdowa po Mikołaju Kamińskim, legowała 1629 r. na ołtarz Oblicza Chrystusowego wyderkaf 35 złp. rocznie od kapitału 500 złp. na folwarku Straszowskim za rzeką Kamienicą, pod warunkiem jednak, ażeby Franciszkanie odprawiali wieczyście co tydzień jedną cichą mszę św. za dusze Mikołaja i Katarzyny Kamińskich[1806].
— Elżbieta Witowska, mieszczka sandecka, przeznaczyła 1635 r. na potrzeby odnowienia ołtarza Przemienienia Pańskiego 19 złp.[1807].
Następnego roku stanął odnowiony ołtarz. Marcin Frankowicz sprawił do obrazu srebrną wyzłacaną sukienkę, we floresy en relief, na której u góry przedstawione są prześlicznej roboty dwa ptaszęta, dzióbiące winogrona — u dołu zaś klęcząca postać Frankowicza w żupanie, ze złożonemi rękoma, i następującym napisem: „Martinus Frankowicz, civis sandecensis, devotus erga imaginem hanc Salvatoris, pro exstruendis hisce laminis argenteis patrimonium suum obtulit, quibus impensis maxima pars imaginis huius contecta est. Anno Domini quo et altare perfectum 1636“.
— Konstanty Lubomirski, starosta grodowy sandecki, zapisał 1657 r. na Porębie O. Ferdynandowi Żeromskiemu, bakałarzowi św. teologii, wyderkaf 315 złp. rocznie od kapitału 4.500 złp., z obowiązkiem odprawiania co tydzień 6 mszy św. za dusze zmarłych, nie mających zniskąd ratunku, po zejściu zaś z tego świata testatora za jego duszę i małżonki jego[1808]. Zapis ten stoi niezawodnie w związku z wyzdrowieniem Lubomirskiego (1654 r.) a następnie z fundacyą przezeń kaplicy Przemienienia Pańskiego, o której będzie wzmianka poniżej.
— Stanisław Bernus, rajca sandecki i pisarz komory skarbowej Jego Królewskiej Mości, legował 1691 r. na roli Mogilańskich, na przedmieściu większem za bramą węgierską, wyderkaf 70 złp. rocznie od sumy 1000 złp., z obowiązkiem 1) odprawiania co piątek w wielkim poście mszy św. i odśpiewania hymnu „Patris Sapientia“ z wystawieniem Najśw. Sakramentu przed ołtarzem Przemienienia Pańskiego; 2) odśpiewania hymnu „Stabat Mater“ co sobota przed ołtarzem Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej na korytarzu[1809].
Charakterystycznym i pełnym staropolskiego pietyzmu jest testament wielmożnej panny Zofii Wielogłowskiej:
W imię Ojca i Syna i Ducha św. Amen. Czując się bydź w chorobie niebezpiecznej, a wiedząc też o tem, żem jest śmiertelna i umierać mam. Tedy, jeżeliby mnie miał Pan Bóg wziąć z tego świata, oddaję naprzód dusze moją Panu Bogu i Stwórcy swemu, a ciało ziemi, które proszę aby było pochowane, gdzie jest pochowane ciało nieboszczki matki a dobrodziejki mojej. Za cztery lata mam zatrzymane prowizye u panów braci na Zabełczu złotych 960, których takową czynię dyspozycyę. Naprzód do kościoła farnego Nowego Sądcza oddaję zł. 400, a drugie 400 oddaję do Przemienienia albo Oblicza Pańskiego u OO. Franciszkanów konwentu Nowego Sądcza. Złotych 100 na msze św. za duszę moją jako najprędzej proszę przez miłosierdzie Boże, aby oddane były. Dziewczynie tej, która mi za żywota służyła, oddaję zł. 60. Pana córce Kunegundzie oddaję łańcuchów sześć drobnych, które są przy Jegomości panu Piotrze. Różę rubinową, która też jest u Jegomości pana Piotra, oddaję na monstrancyę do fary w Nowym Sądczu, gdyż ta wola była nieboszczki matki a dobrodziejki mojej. Tedy ja proszę Ichmościów panów braci moich, aby ją oddali. Tam też do tego kościoła farnego oddaję na obraz Najśw. Panny Różańcowej perły z krzyżykiem dyamentowym i z sześcią sztuczek rubinowych. Ostatek klejnotów puszczam na dyspozycyę i podział Ichmościów panów braci. Temuż dziewczęciu, któremum oddała i naznaczyła 60 zł., oddaję spódnicę atłasową zieloną i drugą szajową[1810] starą. Tego księdza, który ten testament pisał i Pana Boga za mnie prosi i prosić się obliguje, puszczam na dyspozycyę panów braci, których proszę, aby go kontentowali. Czynię tedy egzekutorem tego testamentu i woli ostatniej mojej: Jegomościa Pana Stefana Lubowieckiego, podstarościego lubowelskiego, przy Ichmościach panach braci.
Działo się na zamku w Lubowli 13. maja R. P. 1658. Jadwiga Wielogłowska, w przytomności Stefana Lubowieckiego, Stefana Wielogłowskiego i Kaspra Smieszkowicza Minoryty[1811].

Po Franciszkanach sandeckich żadna zgoła nie przechowała się kronika — snadź zgorzała w czasie ostatniego pożaru ich klasztoru 1769 r., kiedy to „w samym klasztorze wypaliły się drzwi z odrzwiami, książki zaś, obrazy, habity, pościel i bielizna w celach zakonnych w perzynę obrócone zostały[1812]“, więc też bliższych szczegółów o nich niewiele podać możemy. Jest pewnem i dokumentami stwierdzonem, że Franciszkanie na dobre siedzieli w Nowym Sączu już na początku XIV. wieku, kiedy Anna, ksieni starosandecka, apeluje do papieża Klemensa V. w sprawie klątwy, rzuconej przez Baldwina, opata cysterskiego z Rudy, na proboszcza Wawrzyńca w Łącku, który swe beneficium prawnie otrzymał z nadania starosandeckich Klarysek. Odczytano tę apellacyę w kościele farnym Starego Sącza, u Minorytów i Sióstr Klarysek tamże w ich kościołach, jako też u Braci tegoż zakonu w Kamienicy (w Nowym Sączu) dnia 5. grudnia 1310 r.[1813].
Jeżeli na zebrania kapituł franciszkańskich wybierano taką miejscowość, w której znalazły się dostateczne budowie, to klasztor nowosandecki wcześnie musiał mieć obszerne lokalności, skoro podług ks. Kazimierza Biernackiego odbyła się tu kapituła już w r. 1318, na którą, oprócz Ojców z prowincyi polskiej, przybyli wizytatorowie z Węgier i Siedmiogrodu: Tomasz i Elaw. Obrano na niej prowincyałem czesko-polskim[1814]: Marcina z Bolesławia, Czecha, w obecności wymienionych wizytatorów[1815].
W lat dziesięć potem cały zakon podlegał nieporządkom, które widocznie oddziałały i na prowincyę polską. Jenerał zakonu, Michał Caesenas, razem z głównym przywódcą nominalistów, Wilhelmem Occamem[1816], bronił uporczywie zdania, jakoby Chrystus Pan i Apostołowie nie posiadali żadnej własności, i opierał się rozporządzeniom papieża Jana XXII., od którego został obłożony cenzurami kościelnemi i z godności złożony: miejsce zaś jego zajął Franciszkanin: kardynał Bertrand de Turre, biskup tuskulański, jako administrator całego zakonu z woli papieża postanowiony. Ten wezwał zakonników na kapitułę do Paryża w celu wyboru nowego jenerała, na którą zbierać się znowu zabronił Caesenas. Franciszkanie czesko-polskiej prowincyi, na wspólnej kapitule odbytej w Sączu 1328 r., obrali komisarzami: Wojciecha, gwardyana praskiego, i Bogusza, kustosza krakowskiego, polecając im, aby na kapitułę do Paryża podążyli i przyłączyli się do większości głosujących. Komisarze, przybywszy do Kolonii, dowiedzieli się i przekonali, że wszystkie prowincye słuchają raczej głosu papieża, niż złożonego jenerała, udali się do Paryża[1817]. Od tego czasu nie było już kapituły jeneralnej w Nowym Sączu dopiero w r. 1642, na której obranym został prowincyałem O. Franciszek Marcinkowski, mąż wielce zasłużony, zmarły „in odore sanctitatis“ w Krakowie 1675 r.[1818].

Nagrobek Jana Dobka Łowczowskiego († 1628).
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Po pierwszym rozbiorze Polski i przyłączeniu Galicyi do Austryi, nastały dla Franciszkanów nowosandeckich nader przykre i upokarzające chwile. Rząd rozciągnął ścisłą kontrolę nad klasztorem i członkami jego. Sypały się raz po raz, jak z rogu obfitości, urzędowe rozporządzenia, nakazy, upomnienia, indagacye i urgensy jedne po drugich. Oto treść tych dokumentów:
1) Director Primarius Powiatu Sandeckiego (Franciszek Tschirsch von Siegstetten) zapytuje w r. 1777 konwent, dlaczego nie doniósł i nie odpowiedział w 14 dniach na rozporządzenie cesarskie — czy nie ma apteki, nawet prywatnej klasztornej? — jak się aptekarz nazywa? — i jakie ma świadectwa do tego zawodu?
2) Nowosandecki Dyrektor Dystrykcyonalny dnia 9. sierpnia 1779 r. zawiadamia konwent i podaje do wiadomości rozporządzenie cesarskie, dotyczące liczby osób w klasztorze, i żąda spisania osób zamieszkujących klasztor.
3) C. R. Director Districtus Sandecensis upomina konwent, by ściśle przestrzegał wykonanie rozporządzenia cesarskiego z dn. 20. maja 1781 r., dotyczącego ścisłego oznaczenia liczby osób, które mogą być przyjęte do klasztoru, czy to męskiego czy żeńskiego.
4) Zawiadomienie Powiatu Sandeckiego z dnia 28. maja 1781 r., by według rozporządzenia cesarskiego żaden przełożony konwentu, czy to męskiego czy żeńskiego, nie śmiał wydalić się poza granicę państwa, a nawet na kapitułę; w razie nieposłuszeństwa grozi konwentowi wielką karą. Następnie, by żaden konwent nie śmiał, bez zezwolenia cesarskiego gubernium, zamieniać dóbr ziemskich klasztornych na inne lub sprzedawać, darować etc.
5) Wezwanie Dystryktu Nowosandeckiego z 18. czerwca 1782 r., by według rozporządzenia cesarskiego podano dokładny spis skarbu kościoła, a powtóre nie wolno zakonnikom używać directorium i rubrycel, bez pozwolenia Wysokiego Gubernium.
6) C. K. Oficyum Cyrkularne Nowosandeckie z dnia 7. marca 1783 r. zawiadamia konwent co do alienacyi dóbr fundowanych w królestwie polskiem, by takowe zamieniano i ulokowano w Galicyi, również by zapisane były w c. k. urzędzie cyrkularnym.
7) Urząd w Tarnowie dnia 16. września 1783 r. żąda odpowiedzi od komisarza OO. Franciszkanów na doręczony mu nakaz Wysokiego Gubernium, by zbiegów zakonników z zakordonu nie przyjmował[1819].
Z tych dokumentów pokazuje się jasno, że Rząd szukał pilnie jakiegoś pozoru czy powodu kasaty klasztoru — i znalazł go wreszcie. Wrzekomym powodem było następujące zdarzenie:
Wojciech Wojsowicz, kościelny, skradł z kościoła franciszkańskiego 25. maja 1785 r. różne kosztowności, jako to: pozłacaną monstrancye, srebrną puszkę do przechowywania Najśw. Sakramentu, srebrne klamry od kapy, srebrne klamerki wraz z figurkami od mszału, dwa srebrne pozłacane promienie z monstrancyi, srebra z ołtarza św. Antoniego, i dwa cynowe lichtarze. Niektóre z tych kosztowności zaniósł Wojsowicz na sprzedaż do żyda złotnika, Majera Israela, inne zaś zastawił u Jakóba Zelika, żydowskiego szkolnika, pod tym pozorem, że chce zato kupić do kościoła światła i lampek szklanych, bo mu księża nie dają potrzebnych pieniędzy na światło. Majer Israel zatrzymał wprawdzie srebra u siebie, a tymczasem dał znać o tem do magistratu.
Uwiadomione o tem wypadku Gubernium lwowskie, zażądało natychmiast stosownego w tej sprawie wyjaśnienia od starosty sandeckiego, Franciszka Tschirsch von Siegstetten — od dziekana kollegiaty, ks. Wojciecha Mrozińskiego — i od burmistrza, Jana Tokarskiego. Ci zaś, zbadawszy rzecz całą, jednozgodnie odpowiedzieli:
A) Że w klasztorze franciszkańskim przebywa stale zaledwie dwóch lub trzech najwięcej księży, pomiędzy którymi ani karności, ani zgody, ani porządku nie masz. „unter welchen weder Zucht, noch Einigkeit und Ordnung herrscht“.
B) Że budynek klasztorny nie nadaje się do żadnego parafialnego użytku.
C) Że ksiądz gwardyan jest niedbałym w strzeżeniu kościelnych rzeczy.
D) Że zatem z tych powodów należy zakonników przenieść do Starego Sącza albo do jakiegoś innego klasztoru.
Na podstawie tego orzeczenia kazał Rząd w czerwcu 1785 r. przeprowadzić dokładne śledztwo i spisanie protokołu. W sierpniu tegoż roku, z polecenia ks. Jana Duvala, tarnowskiego biskupa-nominata, przeniesiono do Starego Sącza pozostałych zakonników: O. Antoniego Tomickiego, gwardyana — O. Joachima Michalskiego, prokuratora — i O. Dzięciołowskiego — tudzież dwóch braciszków: Ottona Braunera, zakrystyana, i Bonawenturę Gnutkiewicza, szafarza — klasztor zaś zamknięto[1820]. Kapitały skasowanych Franciszkanów w Nowym Sączu, lokowane na różnych dobrach ziemskich od 1610—1774, wynosiły ogółem 14.986 flor. 30 kr.[1821]. Rząd skonfiskował te kapitały, z ich zaś odsetek utrzymywał zakonników, przeniesionych do Starego Sącza, aż do zniesienia ich klasztoru tamże w r. 1815.

Tym sposobem zniesiono ów zakon, który od XIII. wieku strzegł w Nowym Sączu cudownego obrazu Przemienienia Pańskiego — pracował gorliwie wpośród grubego i nieokrzesanego podgórskiego ludu — a zarazem podzielał przez pięć wieków dolę i niedolę podkarpackiego grodu!
Kaplica niegdyś franciszkańska Przemienienia Pańskiego,
dziś zbór ewangelicki od strony południowej.

Wspomniana pofranciszkańska kaplica Przemienienia Pańskiego, w czystym stylu renesansowym z piękną rotundą w środku, została wystawiona przez Konstantego Lubomirskiego, hr. na Wiśniczu i Jarosławiu, podczaszego wielkiego koronnego i starostę grodowego sandeckiego, a jak powiedziano wyżej od początku XIX. stulecia służy za zbór ewangelicki[1822]. Powodem tej fundacyi było następujące zdarzenie. W r. 1654 wymieniony starosta złożony był ciężką niemocą, w której nie obiecywano mu zdrowia. Z porady ks. Bernarda Ilmanowskiego, Franciszkanina, kapelana swego, ofiarował się do obrazu Przemienienia Pańskiego, i natychmiast w lektyce dworzanom swoim zanieść się kazał. Stanąwszy we drzwiach franciszkańskiej kaplicy, ślub Panu Bogu uczynił, że jeżeli go do pierwszego zdrowia przywrócić raczy, wystawi nową, wspanialszą i obszerniejszą kaplicę, ku Jego większej czci i chwale. Po uczynionym ślubie sam się nagle z lektyki porwał, wstał i bez cudzej pomocy chodzić począł. Wojny szwedzkie, przez lat kilka trwające, nie dozwoliły mu jednak na razie dopełnić przyrzeczonego ślubu. Dopiero po jego śmierci († 1663) pozostała małżonka[1823], czyniąc zadość ślubowi męża swojego, wielkim nakładem kaplicę z fundamentów wymurować kazała[1824]. W r. 1850 znajdowała się jeszcze wmurowana w ścianie tej kaplicy ozdobna tarcza karteluszowa, wykuta w kamieniu, z herbem Śreniawa i napisem: C. L. P. R. C. S. (Constantinus Lubomirski Pocillator Regni Capitaneus Sandecensis). Ad laudem et gloriam miraculosissimae faciei Jesu Christi erectum MDCLXXII. Dziś już nie widać tej tarczy herbowej, znalazłem jednak jej rysunek z powyższym napisem w bibl. Baworowskich we Lwowie.
Wnętrze tej kaplicy okrywają gipsatury w guście włoskim. Ciosowy kamień, użyty do tej budowy, pochodzi z łomów poblizkich Nowego Sącza: w Kunowie i Jamnicy. W ścianie frontowej wschodniej od strony ulicy widoczne są ślady trzech okien wspaniałych od dawna całkiem zamurowanych, dlatego ściana ta bez najmniejszej architektonicznej ozdoby monotonne i smutne sprawia wrażenie. Przed 40 laty wybito w niej drzwi wchodowe, które przedtem były od strony północnej z dawnego kościoła, jednak wcale nieodpowiedniego kształtu do stylu i całej struktury kaplicy. W r. 1891 upiększono znacznym kosztem wejście do zboru balustradą z kutego żelaza, z filarami z kamienia ciosowego na głębokich fundamentach, w nadziei postawienia kiedyś na nich pięknej i stosownej fasady i powiększenia w tę stronę całego zboru.
W przyległych budynkach, pozostałych z dawnego klasztoru, z wysoką wieżą odbudowaną w r. 1864, znajduje się 4-klasowa szkoła ludowa ewangelicka, w której nauka odbywa się w języku niemieckim, oraz mieszkanie pastora i dwóch nauczycieli. Nad bramą, wiodącą z ulicy do dawnego ogrodu klasztornego, widniał jeszcze w r. 1849 w kamieniu wykuty napis: „Erecta anno 1672 P. R. C. S.“, tudzież herby: Drużyna i Prawdzie“.




Rozdział  V.

Kościół OO. Norbertanów, czyli Premonstratensów, pod wezwaniem św. Ducha.

Kościół szpitalny pod wezwaniem św. Ducha fundował w r. 1400 Langzidel, mieszczanin krakowski. Obszerny pergaminowy dokument, podpisany w Krakowie 8. lipca 1400 r. przez Piotra Radolińskiego, biskupa krakowskiego, świadczy między innemi rzeczami, że opatrzny i uczciwy Langzidel (Langseydel) legował na szpital św. Ducha w Nowym Sączu następujące wsi: Januszowę, Kwieciszowę, Wolfowę, Librantowę i Boguszowę[1825]. Prócz tego folwark składający się z bydła, trzody i 100 owiec, z całym inwentarzem żywym i martwym i wszystkimi dochodami; jatkę rzeźniczą i dom murowany w Nowym Sączu, na miejscu którego ma być zbudowany kościół ze szpitalem. Kapelanowi szpitalnemu wyznaczył 70 grzywien rocznej pensyi i całe utrzymanie z dóbr szpitalnych, z obowiązkiem jednak głoszenia słowa bożego i opatrywania chorych św. Sakramentami, grzebania ich ciał na cmentarzu i odprawiania egzekwii za dusze zmarłych. Kościołowi darował głowę jednej z 11.000 towarzyszek św. Urszuli w kosztownym relikwiarzu, srebrny kielich, trzy wspaniałe ornaty i inne przybory potrzebne do mszy św. Zarząd majątku szpitalnego i prawo patronatu poruczył sławetnym rajcom sandeckim[1826]. Zgodzili się na to chętnie sławetni rajcy i zatwierdzili akt tejże ugody 7. lipca 1401 r.
Kościół ten wraz z szpitalem dostał się niebawem OO. Norbertanom. Kiedy właściwie przybyli i osiedlili się Norbertanie w Nowym Sączu, niewiadomo wcale. To tylko pewnem, że w r. 1409 mieszkali pierwotnie przy kościele św. Mikołaja[1827], dopóki się nie przenieśli do nowego klasztoru, fundowanego przez Władysława Jagiełłę przy kościele św. Ducha.

Fundator Norbertanów sandeckich, podług przechowanego portretu.

Wiadomo z dziejów, że król Jagiełło bawił w Nowym Sączu 1409—1410, wraz z swym bratem stryjecznym Witoldem, wielkim księciem litewskim, gotując się do wojny z Krzyżakami, których potęgę niedługo potem pod Grunwaldem i Tannenbergem złamał na zawsze. Na dworze jego przebywał wówczas w charakterze spowiednika i kaznodziei Jan z Pragi, Norbertanin, mąż słynny z nauki i pobożności życia[1828]. Na jego to „usilne i pobożne prośby, oraz z szczerej chęci, aby dzień sądu ostatecznego uprzedzić i zjednać sobie dobrymi uczynkami“, podpisał Jagiełło w Kaliszu 10, kwietnia 1409 r. erekcyjny dokument dla klasztoru kanoników regularnych: Premonstratensów czyli Norbertanów w Nowym Sączu, i o godność opacką dlań się wystarał. Równocześnie nadał przywilej Norbertanom pobierania corocznie 20 grzywien srebra i 20 cetnarów soli z żup bocheńskich i wielickich, z tem atoli wyraźnem zastrzeżeniem, ażeby za wszystkich członków rodziny królewskiej, tak żywych jako i umarłych, zanosili do Boga pobożne modły przy każdej mszy św. o ich duszne zbawienie[1829]. Pierwszym opatem klasztoru tego był ów słynny Jan z Pragi „Joannes Heremita de Praga, Sacrae Theologiae Doctor. Canonicus Montis Sion[1830]“.
Za przyzwoleniem biskupa krakowskiego, Piotra Radolińskiego, król oddał pod zarząd Norbertanów przyległy klasztorowi kościół i szpital na 12 łóżek pod wezwaniem św. Ducha, poruczając opatowi szczególniejszą opiekę nad chorymi.
Łaskawość i hojność królewska opatrzyła niedawno zbudowany kościół w naczynia srebrne, zwłaszcza w puszkę do przechowywania Najśw. Sakramentu, drogimi kamieniami ozdobioną, a dla opata darował król infułę perłami naszywaną[1831]. Fundacyę klasztoru składała wieś Dąbrówka „villa regalis“ w pobliżu Sącza darowana zakonowi 18. kwietnia 1410 r. Odnośny dokument darowizny królewskiej podaję tu w polskim przekładzie:
W imię Pańskie amen. Na wieczną rzeczy pamiątkę. Władysław z Bożej łaski król polski, tudzież ziem: krakowskiej, sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, kujawskiej, Litwy książę najwyższy, a Pomorza i Rusi pan dziedziczny.
Oznajmujemy osnową niniejszego wszystkim, komu się przyda, iż dzień sądu ostatecznego dobroczynnemi dziełami uprzedzić i nagród zbawienia wiecznego za Świętych przyczyną przez jałmużnę, która, resztę cnót przewyższając, z grzechów nas obmyć i łaskę Zbawiciela przywrócić nam może, dostąpić pragnąc. Przejęci szczególnymi względami i religijnem poszanowaniem ku nowemu przez Nas na cześć Ducha Świętego i jedynastu tysięcy świętych dziewic[1832] wraz ze szpitalem pośród murów miasta Naszego Nowego Sądcza wzniesionemu i założonemu klasztorowi kanoników regularnych zakonu Premonstratensów, czyli domu ubogich. Ceniąc przytem z szczególnym zapałem bardzo wielką, pobożność bogobojnych: Jana Pustelnika opata, i braci tegoż zgromadzenia, z nim w tym to nowym klasztorze mieszkających, którzy, wzgardziwszy powabami tego świata, zamknięci w tymże klasztorze chwale boskiej się oddając, całopalenia i miłe Bogu ofiary Zbawicielowi składać i czynić dobrowolnie na się przyjęli. Postanowiliśmy im, celem przypuszczenia do uczestnictwa w zasługach ich pobożności, dla dostatniejszego ich utrzymania, iżby poświęcając się chwale boskiej, tem swobodniej modlitwom oddawać się, tudzież o Nasze i Towarzyszek Naszych, Najjaśniejszych Księżnych i Pań, świętej pamięci Jadwigi[1833], i teraźniejszej Królowej Polski Anny[1834], także Jadwigi[1835] najukochajszej Córki Naszej, zbawienie miłosierdzia Zbawiciela naszego z tem większą błagać mogli pobożnością, rękę szczodrobliwości królewskiej podać. Jakoż na tegoż Jana opata usilne i pokorne prośby, oraz braci zgromadzenia tego, ku utrzymaniu słabych w pomienionym szpitalu zostających, wieś naszą Dąbrowa[1836] zwaną, a w poblizkości rzeczonego miasta Naszego Nowego Sądcza leżącą, którą rycerz Nasz Paweł czyli Paszko Trestka z ręki Naszej trzymał, tak jako w miedzach i krańcach swych wzdłuż i wszerz i wokoło z dawna oddzielona i odgraniczona, ze wszystkiemi rolami, łąkami, lasami, borami, krzakami, cierniskami, dąbrowami, sośniskami, jeziorami, sadzawkami, łowami ryb, zwierzyny i ptastwa, młynami, odmiarami, wodami i wód odpływami, przynależnościami, dodatkami i przyległościami, czynszami, pożytkami i dochodami, jakkolwiekbądź zwanymi, z wszelkiem prawem, zwierzchnictwem i wolnością, z jakiem i w posiadłości Naszej zostawała: Dajemy, nadajemy, wcielamy, przywłaszczamy i zapisujemy, naznaczamy i darujemy wiecznymi czasy, którą to wieś tenże Jan opat i bracia zgromadzenia jego, tudzież następcy ich z pomienionego nowego klasztoru w Nowym Sądczu mieć, dzierżyć, wiecznymi czasy posiadać i z niej użytkować mają. Pod tym jednak warunkiem, aby przy każdej służbie bożej i mszy św. odprawie, za Nami i pomienionemi Towarzyszkami Naszemi, tudzież za rzeczoną córką Naszą, za przodkami i potomkami Naszymi, do Zbawiciela naszego z nabożeństwem modlić się, po śmierci zaś Naszej nieustannie o zbawieniu Naszem pamięć mieć mają. Dlaczego wam starostowie, wielkorządcy, burgrabiowie, ziemianie, wójtowie, rajcy, tudzież wszystkim w szczególności urzędnikom Naszym sandeckim, teraz i na przyszłość będącym, powagą naszą królewską nieodwołalnie nakazujemy, abyście wymienionych: Jana opata i braci tak klasztornych jak szpitalnych, w posiadłości wsi pomienionej żadnym sposobem niepokoić, i czy to od nich samych, czy od kmieci ich, żadnych robocizn lub poborów żądać nie ważyli się, jeżeli nieprzebłaganego gniewu Boga Wszechmogącego. Najświętszej Matki Jego, tudzież jedynastu tysięcy świętych dziewic, niemniej i Naszego uniknąć zechcecie. Na świadectwo czego pieczęć dostojeństwa Naszego u listu niniejszego zawieszona.
Działo się w Sądczu, w piątek po niedzieli trzeciej po Wielkiej nocy, Roku Pańskiego Tysiącznego Czterechsetnego Dziesiątego. W obecności następujących wielmożnych i dzielnych mężów: Krystyna sandomierskiego i Sędziwoja poznańskiego, wojewodów: Michała lubelskiego, Jana ze Szczekocin wiślickiego, Wincentego z Granowa nakielskiego, Mikołaja z Michałowa wojnickiego, Jana z Tuliszkowa kaliskiego, kasztelanów: Piotra Szafrańca, podkomorzego krakowskiego, Andrzeja z Tęczyna, podstolego krakowskiego, i Spytka z Tarnowa dziedzica, tudzież innych słynnych Nam wiernych i wiarogodnych.
Dano przez ręce Wielebnego Mikołaja, proboszcza od św. Floryana przed Krakowem, podkanclerzego koronnego wiernie nam miłego[1837].
We dwa lata potem, dnia 8. stycznia 1412 r., wcieloną została do dóbr klasztornych: Januszowa, Librantowa, Wolfowa[1838], Kwieciszowa i Boguszowa: prócz tego sołtystwo w Piątkowej, dwa ogrody w pobliżu kościoła św. Wojciecha a trzeci przed bramami miasta nad rzeką „Żeglarką“[1839] zwaną, które rajcy sandeccy, za zgodą całego pospólstwa, darowali i odstąpili wieczyście klasztorowi, z obowiązkiem jednak utrzymywania szpitala i chorych mieszkających w nim[1840]. W tym jeszcze roku 1412 obdarzył Jagiełło klasztor norbertański podwójnym przywilejem. Najprzód dnia 5. marca w Nowym Sączu nadał wsiom klasztornym prawo magdeburskie, później znów 18. sierpnia w Krakowie uwolnił je od podatków i wszelkich danin[1841]. Osnowa pierwszego z tych przywilejów tak brzmi w przekładzie polskim:
W imię Pańskie amen. Na wieczną rzeczy pamiątkę. Gdy między ludzkiej przyrody korzyściami nie ma nic godniejszego nad pamięć, stosowna przeto, aby czyny ludzkie pismem i świadków zapisaniem uwieczniać, by z biegiem czasu nie zaginęły. My też Władysław z Bożej łaski król polski, tudzież ziem: krakowskiej, sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, kujawskiej, także Litwy najwyższy książę, a Pomorza i Rusi pan dziedziczny, oznajmujemy osnową pisma niniejszego wszystkim obecnym i potomnym, komu to wiedzieć należy. Jako na wielkie i usilne prośby pobożnych braci: Jana opata, tudzież klasztoru kanoników regularnych zakonu Premonstratensów, czyli domu ubogich ku czci Ducha świętego, Najśw. Maryi Panny i jedynastu tysięcy świętych panien poświęconego, w obrębie murów miasta Naszego Nowego Sądcza bogobojnych Nam miłych, aby z tem większą pobożnością chwale boskiej oddawać się, oraz dla Nas i dla małżonki Naszej swobodniej o łaskę Zbawiciela modlić się mogli. Wsi ich klasztorne: Dąbrowę, Januszowę, Librantowę, Kwieciszowę, Boguszowę, Wolfowę w ziemi krakowskiej a powiecie sandeckim leżące, tak jak je krańce i granice wzdłuż, wszerz i w okręg z dawien dawna rozgraniczają i oddzielają, przenosimy z prawa polskiego na stale im służyć mające prawo niemieckie, także średzkiem zwane. Usuwając w nich wszystkie prawa polskie, urządzenia i zwyczaje w powszechności, które toż prawo niemieckie częstokroć wikłać zwykły. Wyjmujemy nadto, uwalniamy i wyswobodzamy sołtysów, kmieci, karczmarzów, młynarzów, zagrodników i wszystkich mieszkańców wsi wymienionych od wszelkich poborów, opłat, służebności, posług i uciążliwych powinności zaprowadzonych lub zaprowadzić się mających, jakiemkolwiek nazwiskiem je oznaczają, tudzież z pod wszelkiego zwierzchnictwa i władzy wszystkich królestwa Naszego wojewodów, kasztelanów, starostów, sędziów, podsędków, rządców, którychkolwiek urzędników i woźnych ich. Aby w sprawach, czy wielkich czy małych, jako o kradzież, o krew, zabójstwo, podpalenie, kalectwo lub inne jakiekolwiek występki zbrodnicze pozywać, ani przed nimi ani kimkolwiek z nich nie sprawiali się i win płacić nie byli obowiązani. Lecz kmiecie i mieszkańcy tylko przed sołtysem podówczas będącym, sołtys zaś przed Opatem rzeczonego klasztoru, a opat przed Nami, gdy listem Naszym, pieczęcią Naszą opieczętowanym, przed osobę Majestatu Naszego powołan i pozwan będzie. Jeżeli tenże opat z klasztorem w wymiarze sprawiedliwości niedbałymi lub opieszałymi będą, wówczas nie inaczej jak tylko prawem niemieckiem, także średzkiem zwanem, na żałoby odpowiadać będą winni. W sprawach zaś zbrodniczych i gardłowych wyż wyrażonych dajemy i udzielamy rzeczonemu sołtysowi treścią niniejszego zupełną moc sądzenia, wyrokowania, karcenia, więzienia i zakazywania w obrębach i granicach wsi wymienionych, jak tego toż prawo niemieckie we wszystkich szczegółach, rozdziałach, wyrokach i zastrzeżeniach wymaga i żąda. Chcemy nadto, aby, ilekroć zdarzy się rzeczonemu opatowi z klasztorem przed starostami i urzędnikami Naszymi przedkładać i okazywać przywileje i pisma na prawa ich jakiekolwiek, nie więcej, jak po dwa grosze, od okazania listów i praw takich dawać i płacić byli obowiązani. Na świadectwo czego pieczęć Majestatu Naszego u pisma niniejszego zawieszona.
Działo się i dano w Nowym Sądczu dnia sobotniego przed niedzielą głuchą. Roku Pańskiego Tysiącznego Czterechsetnego Dwunastego. W obecności wielebnych w Chrystusie księży: Mikołaja, arcybiskupa halickiego, Wojciecha, poznańskiego biskupa: tudzież wielmożnych i dzielnych: Jana z Tarnowa krakowskiego, Sędziwoja z Ostrorogu poznańskiego, Mikołaja z Michałowa sandomierskiego, Macieja z Łabiszyna brzeskiego, Jana Ligęzy łęczyckiego, wojewodów: Michała sandomierskiego, Jana z Tuliszkowa kaliskiego, Dobka z Oleśnicy wojnickiego, kasztelanów, i wielu innych wiarogodnych.
Dano przez ręce wielebnego w Panu księdza Mikołaja[1842]. świętego kościoła halickiego arcybiskupa a podkanclerzego koronnego, wiernie Nam miłego[1843].
Fundacyę Jagiełły zatwierdził papież Jan XXIII. osobnym dyplomem, wydanym w Rzymie 19. grudnia 1412 r.[1844].
W XV., XVI. i XVII. wieku przybyły jeszcze klasztorowi niektóre majątkowe nabytki. I tak w r. 1412 Mikołaj, dziedzic Juraszowej, zapisał Norbertanom „Radoszową Górę“ przy wsi Koniuszowej, z obowiązkiem odprawiania corocznie jednej mszy św. w poniedziałek wielkanocny o odpuszczenie grzechów, a po zejściu testatora z tego świata o spokój duszy jego i jego dzieci: Jakóba, Jana i Prokopa[1845]. — W r. 1435 opat Bartłomiej nabył młyn w Piątkowej od Mikołaja Zawrotowicza, jak świadczy osobny akt, podpisany przez rajców sandeckich 23. kwietnia 1435 r.[1846].
W r. 1458 wybuchnął przypadkowo ogień w szpitalu św. Ducha, przez co niektóre domy mieszczańskie, a zwłaszcza kościół norbertański wiele ucierpiał. Ubolewając nad tą klęską królowa Zofia, wdowa po Jagielle i pani sandecka, na prośbę opata, Jana z Żychlina, uwalnia klasztor od opłaty jednej grzywny i siedmiu groszy, które z folwarku norbertańskiego, „Kielbasne“ zwanego, przypadały corocznie skarbowi królowej. Przywilej ten zatwierdził ponownie Kazimierz Jagiellończyk w Krakowie 31. stycznia 1460 r.[1847].
W r. 1518 powstał spór miedzy opatem, Janem z Sącza, a rajcami miasta, którzy rościli sobie prawo do majątku szpitala św. Ducha i zarządu jego. Norbertanie wykazali się przywilejem rajców sandeckich z r. 1412, mocą którego zrzekli się sami dobrowolnie wszelkich pretensyi do majątku szpitalnego, z wyjątkiem wyboru gospodarza szpitalnego, którym bywał jeden świecki, z ich ramienia postawiony. Król Zygmunt I., łagodząc ów spór, orzekł: „Opat z klasztorem jest i będzie prawym panem i dzierżawcą wsi: Januszowej, Librantowej, Kwieciszowej i Boguszowej. On też z dochodów tych dóbr obowiązan dawać corocznie ubogim szpitalnym: 5 grzywien gotówką (grzywna po 48 gr.), żyta ćwiertni 6, jęczmienia 4, grochu 1, kaszy jęczmiennej lub tatarczanej ½, jagieł ½, i 4 cetnary soli. Rajcy zaś mają doglądać w szpitalu dobrego zaopatrzenia ubogich i zarządu, tudzież aby dochodów nie obracano na co innego. Dwaj mężowie uzdolnieni ku temu mają dochody pobierać i nimi gospodarzyć ubogim i kalekom, a z dochodu jako i wydatku zdawać liczbę rajcom i księdzu opatowi. Spadek pośmiertny po chorych nie ma iść na księdza opata i klasztor, lecz na szpital i chorych tegoż. Opat nie ma sobie przywłaszczać pieniędzy zebranych do puszki, lecz gospodarze mają to mieć pod sobą i ubogim rozdawać na żywność. Tak samo wstępne, czyli wkupne, ma iść na kaleki. Szpital rzeczony ma też mieć wolny użytek z lasów i gajów dóbr powyższych, według obyczaju starego[1848]“.
Przypatrzmy się jeszcze dalszym zapisom i przywilejom na korzyść Norbertanów.
Piotr Piwniczny, rajca sandecki, legował w r. 1583 szpitalowi św. Ducha folwark za kościołem św. Wojciecha na przedmieściu, razem z ogrodem i rolami należącemi do niego. — Jan Bher, mieszczanin sandecki, darował w r. 1599 klasztorowi ogród wśród murów miejskich, przylegający do szpitala św. Ducha. — Marcin Krzysztek, mieszczanin sandecki, zapisał w r. 1633 szpitalowi św. Ducha folwarczek z rolami i sadem za krakowską bramą, za rzeką Kamienicą[1849]. — Jadwiga, wdowa po Stefanie Heranth, trębaczu Jego Królewskiej Mości, przekazała w r. 1637 szpitalowi św. Ducha plac na Biskupiem. — Trybunał radomski uwolnił w r. 1628 sołtystwo norbertańskie w Piątkowej od kontrybucyi, uchwalonej na sejmie toruńskim 1626 r. Norbertanie bowiem wykazali się przywilejem Władysława Jagiełły, który w r. 1412 uwolnił ich dobra od wszelkich podatków. — Podobnie trybunał piotrkowski w r. 1651 uwolnił 7 zagród norbertańskich przy kościele św. Mikołaja za bramą węgierską i w łanach miejskich od podatków, uchwalonych na sejmiku proszowickim 1649 r. — Wreszcie w czasie morowego powietrza 1652 r. Marcin i Zofia Wojciechowscy, małżonkowie, przekazali w testamencie klasztorowi swój ogród za rzeką Kamienicą, w pobliżu starej cegielni miejskiej[1850].
Od tego roku nie znajduje już żadnych przywilejów, wydanych na korzyść Norbertanów sandeckich. Zato płynęły na klasztor obfite legata i zapisy mszalne od okolicznej szlachty. Ciekawym i wielce charakterystycznym jest testament Felicyana Boczkowskiego:
W Imię Pańskie Amen. Ja niżej podpisany wiedząc, że jestem śmiertelnym, a nie znając wcale godziny śmierci, takie ostatniej mojej woli czynie rozporządzenie. Pieniędzy gotowych mam blizko 12.000, t. j. 10.000 w złocie a 1.700 monetą polską, które w ten sposób mają być rozdzielone: Na anniwersarz do kollegiaty w Łęczycy leguję 3.000 złp. za dusze moich rodziców, braci i sióstr. Na potrzeby kollegiaty w Nowym Sączu 2.000 złp., z obowiązkiem odprawiania w tymże kościele przynajmniej jednej mszy św. dwa razy do roku za moją dusze. Życzę sobie, ażeby moje zwłoki pochowano w kościele św. Ducha u Norbertanów w Sączu; na anniwersarz leguję temu kościołowi 1000 złp. Nie dbam o żaden wystawny pogrzeb. Nie jestem zatem, ażeby gości na mój pogrzeb spraszano, albo stypę czyli ucztę pogrzebową im wyprawiano; ubogim jednak, ilekolwiek ich będzie, należy dać obiad, albo każdemu z nich po złotemu. Kapłanom zaś, którzy w czasie pogrzebu msze św. za duszę moją odprawią, każdemu po 3 złp.; na ten cel przeznaczam 700 złp. Klasztorom i szpitalom tak sandeckim, jako też i innym, według upodobania egzekutorów testamentu, należy rozdać 1.600 złp. Na sprawienie odzieży dla 50 ubogich leguję 600 złp. Egzekutorami mojej ostatniej woli ustanawiam ks. kustosza, Adama Bydłoniewicza, tudzież księży wikarych, Tomasza Kurowskiego i Jędrzeja Warpasowicza.
Ten testament spisałem własnoręcznie w Nowym Sączu dnia 6. grudnia R. P. 1657. Felicyan Boczkowski[1851].
Hojne legata napotykamy przedewszystkiem pod koniec XVII. i w XVIII. wieku, przeważnie za dusze dobrodziejów zakonu, które w krótkości przytoczę. I tak:
— Jacek z Kuchar i Zofia ze Stronia Kucharscy legowali na Motkowicach 1685 r. 3.000 złp., z obowiązkiem odprawiania jednego anniwersarza co rok i jednej mszy św. co tydzień[1852].
— Ksiądz opat, Kazimierz Sowiński, nabył w r. 1708 od Jacka Włockiego dworek, położony obok murów miejskich w pobliżu kościoła św. Ducha. W lat cztery potem 26. kwietnia 1712 Jan Łukaszowicz, burmistrz, Kazimierz Kuligowicz, wójt, oraz cała rada miejska jednogłośnie uwolnili ten dworek od wszelkich podatków, poborów, hyberny i podymnego, „a to dlatego, że Wielmożny Imci Ksiądz Opat nowosandecki w tak ciężkich i gwałtownych widząc nas oppressyach, był nam protektorem i wielkim dobrodziejem, że nas w każdej nieszczęśliwości ratował“[1853]. Z wdzięczności zato, tudzież za inne place otrzymane od miasta obok klasztoru, zobowiązał się ksiądz opat i jego następcy własnym kosztem naprawiać i utrzymywać w dobrym stanie mur forteczny, ciągnący się wzdłuż zabudowali norbertańskich obok rzeki Kamienicy.
— Anna z Kuczkowa Kurdwanowska zapisała na Drużkowie 1719 r. 2.000 złp. swemu synowi ks. Ludwikowi Kurdwanowskiemu, zakonnikowi norbertańskiemu w Sączu.
— Józef Ciołek z Poniatowa Poniatowski, pułkownik wojsk polskich, na Gołąbkowicach 1739 r. 3.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza i jednej mszy św. co tydzień[1854].
— Jan z Lipia Lipski, cześnik chełmski, na folwarku podgórskim i łanach miejskich 1741 r. 6.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza i jednej mszy św. co tydzień.
— Antoni Siemiałecki na folwarku „Bernuszowskim“ na przedmieściu większem 1743 r. 4.000 złp.
— Ignacy z Jezior Jezierski, subdelegat grodzki sandecki, na Wilkonoszy 1755 r. 3.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza i jednej mszy św. co tydzień. — Józef ze Stadnik Stadnicki, burgrabia krakowski, na Mogilnie 1000 złp.[1855].
— Kazimierz z Zakliczyna Jordan, starosta siemichowski, na Zabawie 1758 r. 10.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza i czterech mszy św. w tymże dniu[1856]. — Katarzyna Lassocianka Szczkowska, zakonnica klasztoru zwierzynieckiego a rodzona siostra opata sandeckiego, Jana Lassoty Szczkowskiego, 7.000 złp.
— Bernardyn ze Stadnik Stadnicki na Porembie Wyżnej 1759 r. 10.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza i trzech mszy św. co tydzień, za duszę Jana Sitowskiego, plebana z Biegonic.
— Stanisław z Łętowa Łetowski, podkomorzy krakowski, na Bobowej 1761 r. 15.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza i trzech mszy św. co tydzień, za duszę Marcina Długoszowskiego, kanonika sandeckiego[1857].
— Hrabia Pontian de Harscamp na Klęczanach i Drzykowej 1763 r. 10.000 złp.
— Ignacy z Kurdwanowa Kurdwanowski, podwojewodzy lelowski, na Wielogłowach 1772 r. 4.000 złp., z obowiązkiem anniwersarza[1858]. — Aleksander Łetowski na Gorlicach zabezpieczonego długu 2.000 złp. — Kasper Krodner, pisarz grodzki sandecki, na łąkach miejskich, „Stawiska“ zwanych, zabezpieczonego długu 393 złp.
— Józef Wielogłowski na Mogilnie 1773 r. 2.000 złp. — Felix ze Stadnik Stadnicki na Łososinie 2.000 złp. — Miasto Lubowla na Spiżu zabezpieczonego długu 1.700 złp.
— Katarzyna Krajewska na Zawadzie 1774 r. 500 złp.
— Klasztor norbertański w Hradcu na Morawach[1859] 1775 r. zabezpieczonego długu 12.000 złp.
— Pan Siedlecki na Szymbarku 1778 r. zabezpieczonego długu 3.000 złp.
— Jan Wielogłowski na Świdniku 1779 r. zabezpieczonego długu 1000 złp.[1860].
Taką hojnością, iście królewską i wielkopańską, wyposażeni Norbertanie pracowali w Nowym Sączu aż do chwili kasaty klasztorów w Austryi za czasów Józefa II., zajmując się wspólną modlitwą w chórze, głoszeniem słowa bożego, słuchaniem spowiedzi i sprawowaniem wszelkich posług duchownych w szpitalu św. Ducha.
Wiele miłych wspomnień wiąże się z tym domem bożym i klasztorem przez Jagiełłę wzniesionym, który aż do roku 1786 opasany był od strony rzeki Kamienicy wysokim fortecznym murem i obronną basztą. W opactwie Norbertanów na kilka zawodów mieszkał i w ich kościele mszę św. celebrował biskup krakowski, Zbigniew Oleśnicki — raz kiedy w r. 1436 nauce Husa, szerzącej się w sandeckiej ziemi pod sztandarem Spytka z Melsztyna, silną zaporę usiłował położyć[1861] — to znów kiedy z legatem papieskim Izydorem, kardynałem i metropolitą kijowskim, wspólne nabożeństwo w farze sandeckiej 1440 r. odprawiał — wreszcie kiedy kollegiatę 1448 r. a dokoła kilka prebend zakładał. Do tego tu kościoła, jak stare podanie niesie, biegał na modlitwę św. Kazimierz, królewicz polski, kiedy w zamku sandeckim (1469—1470) pod mistrzem włoskim, Filipem Kallimachem, i Janem Długoszem, kanonikiem krakowskim, ćwiczył się w nauce i pobożności.
W grobach tego kościoła spoczywają zwłoki opatów norbertańskich, tudzież wielu znakomitszych z pomiędzy szlachty, jako to: Szczepana z Wielogłów Wielogłowskiego[1862], kasztelana bieckiego, † 20. lutego 1736, i Jana Sebastyana z Lipia Lipskiego † 1755 r. Na pomniku Szczepana Wielogłowskiego, znanego nam bliżej z konfederacyi tarnogrodzkiej, wyryto poniżej herbu Starykoń w marmurze skromny napis:

Wspomnij człecze na bliźniego
Westchnieniem za duszę jego.
Bóg ci tego nie zapomni
I o duszy twojej wspomni.
Będzie ci zapłatą za to
Da po śmierci wieczne lato.

Fui Non Sum

Anno Domini 1736 Die 20. Februarii.
Na nagrobku Jana Lipskiego, ostatniego potomka senatorskiego rodu tego nazwiska, wyryty na płycie marmurowej poniżej herbu Drużyna następujący wiersz:

Z imienia swego ostatni zasypia
Snem śmiertelności, położony w grobie
Kościoła tego, przy wszelkiej ozdobie.
Cny czytelniku, niechaj cię poruszy
Miłość bliźniego, wspomnij jego duszy.
Prosi do Boga o pacierz za siebie,
Będziesz miał za to sam nagrodę w niebie.

A. D. 1755 aetatis suae 77.

O samych Norbertanach, ich działalności i pracach, trudno coś szczegółowo dzisiaj powiedzieć, gdyż po ich kasacie zapiski klasztorne niszczały powoli na tutejszej wilgotnej starej plebanii i już dawno zniknęły bez śladu. Z niemałym żalem i smutkiem odszukałem zaledwie dużą okładzinę z dawnej kroniki klasztornej: „Liber Memorabilium Ordinis Praemonstratensis“. Na szczęście ocalał jeden spory foliał oprawny[1863], zawierający akta fundacyi i wyposażenia opactwa, przywileje królewskie, pobożne zapisy i fundacye mszalne dobrodziejów zakonu, spory graniczne z lat 1550, 1554 i 1754. różne procesy majątkowe z XVII. i XVIII. wieku, dyplomy zaprowadzenia bractw religijnych, bullę Benedykta XIV. o ołtarzach uprzywilejowanych z r. 1743, wreszcie spis Opatów, którzy od r. 1410—1781 stali na czele zgromadzenia[1864].
Zato w archiwum kapitulnem przy katedrze krakowskiej przechowała się dość obszerna wizyta kanoniczna księcia-biskupa krakowskiego, kardynała Jerzego Radziwiłła o Norbertanach sandeckich, rzucająca niemało światła na stan wewnętrzny tegoż klasztoru i religijne stosunki miasta pod koniec XVI. wieku. Czytamy tam:
W r. 1597 dnia 19. sierpnia zjeżdża kardynał do Nowego Sącza i zwiedza tutaj aż do 19. września następujące kościoły:
1) Kollegiatę św. Małgorzaty, gdzie między innemi rzeczami znajduje w skarbcu kościelnym cztery ornaty, zakupione od Kartuzów[1865].
2) Kościół św. Ducha przy klasztorze Norbertanów ze szpitalem.
3) Kościół Najśw. Maryi Panny z klasztorem Franciszkanów. Zastaje w nim 11 ołtarzy, monstrancyę ozdobioną koroną, kamieniami i perłami z ornatu królowej Zofii; zakonników 10. z pomiędzy których O. Hieronim Carellus jest gwardyanem nowosandeckim, a O. Ludwik Drobicz gwardyanem starosandeckim.
4) Szpital miejski, tuż za murami miasta położony, z kościołem drewnianym św. Walentego, którego przełożonym jest ks. Andrzej Wargowski, pleban w Biegonicach i oficyał sandecki. Kardynał ofiaruje dla 14 ubogich tegoż szpitala na mięso przez 10 tygodni (3 razy tygodniowo: w niedziele, wtorki i czwartki) dziesięć florenów, po 10 groszy na jeden raz. Z ratusza ciż ubodzy dostają co tydzień groszy 9, zaco kupuje się sól i drzewo.
5) Kaplicę św. Mikołaja na przedmieściu większem, czyli węgierskiem.
6) Kaplicę w polu św. Wojciecha i Grzegorza, która aż do roku 1448 była kościołem parafialnym.
Kaplicy św. Krzyża za rzeką Kamienicą, tudzież kaplicy św. Heleny za Dunajcem[1866], dla powodzi nie mógł kardynał zwiedzić. W Nowym Sączu udzielił sakramentu bierzmowania w tym czasie 1.248 osobom. Stąd udał się do Klarysek w Starym Sączu, gdzie w kaplicy bł. Kunegundy włożył welon zakonny trzem kandydatkom: Magdalenie Pakoszównie, Zofii Sadowskiej i Reginie Gmachowskiej.
Wynik odbytej u Norbertanów wizyty w takiem przedstawia się świetle:
W murowanym kościele św. Ducha, którego dach zły i wymaga naprawy, znajdują się cztery ołtarze, z tych jeden w kaplicy św. Anny, wystawionej świeżo przez przeora Tomasza Romana, kapłana pobożnego i dobrych obyczajów. Kardynał poświęca pięć kielichów srebrnych i pięć patyn srebrnych; monstrancyę srebrną złoconą średniej wielkości; tabernaculum srebrne; puszkę kamieniami wysadzaną; krzyż wielki srebrny, za rządów opata, Pawła z Gołczy 1586 r., z sreber kościelnych ulany; dwa małe srebrne krzyże złocone; pektorał srebrny złocony; turybularz srebrny; parę ampułek srebrnych, i pastorał opacki srebrny złocony.
Po skończeniu ceremonii święcenia wstępuje kardynał do zakrystyi, gdzie przegląda wszystko z wielką skrupulatnością aż do najdrobniejszych rzeczy. Ogląda dwadzieścia kilka przywilejów, nadanych przez fundatorów i dobrodziejów klasztoru, między którymi figurują: Władysław Jagiełło, Langzidel, mieszczanin krakowski, królowa Anna i Zofia, Kazimierz Jagiellończyk i Zygmunt I. Nie pomija też porządnie urządzonego szpitala św. Ducha, gdzie obdarza ubogich jałmużną, wysłuchuje cierpliwie skarg i zażaleń.
W klasztorze norbertańskim mieszka sześciu kapłanów[1867]: Jan z Zakliczyna Jordan, opat, Tomasz Roman, przeor, Stanisław Chyczowski, Wojciech Mizgula, Bartłomiej z Sącza i Tomasz z Brzeska.
Po wizycie kanonicznej przysłał niebawem kardynał Norbertanom swoje ojcowskie uwagi i przestrogi w osobnym dekrecie, wydanym w Krakowie 27. września 1597 r. Oto ich treść:
Książki potrzebne, jak brewiarze i reguły, należy sprawić — korporały i ręczniki mają być czyste — dobra najwyżej na trzy lata można wydzierżawiać — lasów nie wycinać ani sprzedawać — klauzurę klasztorną zaprowadzić — okna na ulicę wychodzące kratami zaopatrzyć — o godzinie 24 (8 wieczór) zamykać klasztor — łazienki klasztorne i szpitalne pokryć — wodociąg i studnię naprawić — rozpoczęty dla braci dom porządnie wymurować, z refektarzem, dormitarzem, infirmaryą, karcerem, biblioteką i spiżarnią — dwie nowe bramy potrzeba dodać — nowicyat ma trwać przynajmniej rok — założyć księgę, w którejby zapisywano imiona braci — wszyscy mają spać w jednym dormitarzu — milczenia przestrzegać — tonzurę, tunicelę, szkaplerz, płaszcz i kaptur większego kroju nosić — zdrowych żebraków nie przyjmować do szpitala, chyba do posług — zakupić grunt dla szpitala pod ogród warzywny i zasiew — bracia codziennie rano i wieczór niech odwiedzają chorych — ustanowić należy brata szpitalnego, a prowizorów z ramienia miejskiego.
Dla utrzymania zakonników stanęła między nimi a opatem ugoda, potwierdzona przez kardynała, następującej osnowy:
Opat sandecki, Jan z Zakliczyna Jordan, odstępuje zakonnikom na własność folwark w Dąbrówce, należący do dóbr stołowych opackich, ze wszystkiemi rolami, łąkami, sadzawkami, młynami, gajami, pasiekami, pastwiskiem, bydłem, zbiorami teraźniejszymi i zeszłorocznymi, z wyjątkiem nieco ziarna tegorocznego; prócz tego ogrody pod miastem, z wyjątkiem jednego sadu na przedmieściu węgierskiem; 8 florenów z żup bocheńskich co kwartał, i używanie młyna w Piątkowej. Z tego bracia mają żyć, odziewać się i starać o kościół. Powyższa ugoda ma walor na 3 lata, poczem, na podstawie doświadczeń zebranych, bracia albo przy umowie zostaną, albo Dąbrówkę napowrót opatowi zwrócą, i dalej z rąk jego będą utrzymywani. Opat jednak zawsze swym kosztem będzie praw klasztoru bronił i dochodził[1868].
W miarę coraz większego rozstroju wewnętrznego we wszystkich kierunkach życia publicznego za panowania Augusta III., stygła także pierwotna gorliwość Norbertanów polskich[1869][1870] i odstępowała ich widocznie coraz więcej. Ubolewając nad tem jenerał zakonu, Brunon de Bécourt, wystosował w Prémontré pod dniem 18. lipca 1752 r. osobne pismo do Pawła Ferdynanda Waczlawica, opata w Hradcu (Hradisch) i zarazem wizytatora generalnego Czech, Austryi, Moraw, Śląska i Karyntyi, mocą którego upoważnia go do odbycia wizyty kanonicznej w klasztorze sandeckim i przyłącza tenże odtąd do prowincyi morawskiej[1871], jak się dowiadujemy o tem z zapisków norbertańskich[1872]. Przyłączenie to wywarło wielce korzystny wpływ na opactwo sandeckie, to też węgierski opat z Csorny i Horpacza, Augustyn Bernard Kameniczky, wizytując z polecenia opata w Hradcu klasztor sandecki 23. czerwca 1776 r., oddaje mu wielkie pochwały, że pod czujnem okiem opata, Jana Szczkowskiego, kwitnie w zakonnikach jego pierwotna gorliwość i ożywia ich potężny duch świętego patryarchy Norberta. „Non absque singulari mentis solamine percipere licuit, in hac liliata domo sub vigilantissimo praeside, Joanne Lassota Szczkowski, cum vigere spiritum, cui divus patriarcha Norbertus illud inculpate perennet: Quia tempium Dei estis vos et Spiritus Sanctus habitat in voids[1873]“.




Rozdział  VI.

Zniesienie Norbertanów. — OO. Jezuici.
Ostatnim opatem sandeckim był Jan Paweł Lassota Szczkowski[1874]. Był to prawdziwy ojciec i opiekun klasztoru. Fundusze klasztorne swoją ojcowizną bogatą i kapitałami, zapisanymi przez różnych dobrodziejów, znacznie pomnożył. W r. 1747 odnowił cały kościół, a w lat 8 potem (1755) dźwignął z fundamentów dzwonicę, której dotąd brakowało, i zegarem bijącym zaopatrzył, jak świadczy dokument, znaleziony w gałce wieżowej 1889 r.[1875]. Zakrystyę także o połowę rozszerzył, przez co jednak kościół stracił wiele na swej okazałości wskutek zamurowania 3 okien gotyckich za wielkim ołtarzem, do którego ściany właśnie przylega zakrystya. Cenną po nim pamiątką są po dziś dzień w kościele piękne odrzwia marmurowe czarne z żyłkami żółtemi, i z odpowiednim zdobnym napisem, wieńczącym jego pamięć:
Ultimum Ecclesiae Ornamentum posuit
Joannes Paulus Lassota
Abbas XVIII Sandecensis[1876]
Dum ivit ad Monumentum
A. D. 1781 die 25 Augusti
Oremus pro co.

Zwłoki jego złożono w krypcie pod wielkim ołtarzem, obok innych zmarłych opatów. Z jego śmiercią kończy się istnienie Norbertanów sandeckich. Była to bowiem epoka rządów cesarza Józefa II. (1780—1790), i jego smutnej pamięci „józefińskiego ustawodawstwa“, polegającego na tem, że biskupów, księży, seminarya, zakony, majątki i sprawy kościelne, aż do oznaczenia taksy od chrztów i pogrzebów i ilości świec, które się palić mają na ołtarzu, poddawało pod opiekę i zwierzchność władzy świeckiej, a papieżowi zostawiało tylko nominalną władzę, którą jeszcze nawet nie inaczej mógł wykonywać, jak tylko za pośrednictwem cesarskiego rządu. Skrępowany w ten sposób Kościół, nie mógł rozwinąć swej błogiej działalności. Upadły bractwa religijne, ustały wspaniałe nabożeństwa kościelne. Ograniczono się na śpiewanej przy 6 świecach sumie, krótkiem kazaniu, niedługich nieszporach i corocznej spowiedzi, słowem przestawano na formie nieomal urzędowej, nie troszcząc się o ducha i treść.
Z klasztorami było gorzej jeszcze. Duchem reformatorskim owiany Józef II. nazywał zakony, zwłaszcza kontemplacyjne czyli chórowe, próżniaczymi zakonami, zabronił przeto zakonnikom znosić się ze swymi jenerałami i papieżem, natomiast ustanowił prowincyałów zależnych od biskupa i cesarskiego rządu; zabronił przyjmować nowicyuszów przed 24 rokiem ukończonym; zabronił urządzać nowicyaty i klasztory według statutów reguły — słowem zabronił wszystkiego, co stanowiło treść życia zakonnego[1877]. A w dodatku jednym zamachem pióra zniósł w swej monarchii 738 klasztorów, a pomiędzy nimi w Galicyi 68; około 50.000 osób zakonnych obojga płci rozprószył po świecie, a dobra ich ruchome i nieruchome zabrał na skarb państwa[1878].

Ostatni opat sandecki († 1781), podług przechowanego portretu.
W Nowym Sączu dekret kasacyjny dosięgnął najprzód OO. Norbertanów; był to bowiem bogato uposażony klasztor, a Józefowi II. chodziło przedewszystkiem o skasowanie bogatszych klasztorów i opactw. Dnia 15. grudnia 1781 r. zażądano od Norbertanów szczegółowego inwentarza wszystkich ruchomości i nieruchomości klasztornych, oraz przywilejów, wrzekomo w celu uzyskania zatwierdzenia[1879] tychże przez Józefa II. Spisali je dwaj Ojcowie: Antoni Paszyński i Kazimierz Roczek, i doręczyli Rządowi[1880]. Podług tego inwentarza stan opactwa z klasztorem tak się przedstawiał w przededniu kasaty:

Kościół pod wezwaniem św. Ducha, dachówką kryty i dobrze sklepiony, wieżyczką na dachu czyli sygnaturką przyozdobiony, mieści w sobie pięć ołtarzy, a szósty w kaplicy św. Anny.
Ołtarz wielki Matki Boskiej Pocieszenia o czterech korynckich filarach, niebiesko lakierowanych, z wyzłoconymi kapitelami i innemi rzeźbami. Obraz Maryi w wyzłoconych ramach, na drzewie malowany, zdobi srebrna sukienka, dwie wyzłocone korony 8 kamieniami wysadzane, berło srebrne wyzłocone, wotów srebrnych na łańcuszkach 24, korali rzędów 12 z 12 rubinami, pierścionek srebrny wyzłocony, para złotych kulczyków z 12 kosztownymi rubinami i perłą, paciorków koralowych na nici powleczonych 9, i para kulczyków z czeskich kamieni. Na zasuwie obraz św. Hermana Józefa; na ołtarzu 2 okrągłe srebrne relikwiarze, mniejszych relikwiarzy wyzłoconych 4, i krzyż miedziany wyzłocony, z kamieniami błękitnymi.
Ołtarz boczny pierwszy św. Norberta, z obrazem na płótnie malowanym w pozłoconych ramach. Po bokach dwa korynckie filary czerwono lakierowane, z wyzłoconymi kapitelami.
Ołtarz boczny drugi Ukrzyżowania, z obrazem na płótnie malowanym w wyzłoconych ramach. Po bokach dwa korynckie filary czerwono lakierowane, z wyzłoconymi kapitelami. Około obrazu 6 miedzianych luster posrebrzanych, blizny na rękach i nogach srebrne, krzyż srebrny, wotów srebrnych 15, korona na głowie Chrystusa srebrna.
Ołtarz boczny trzeci św. Urszuli, z obrazem na płótnie malowanym w pozłoconych ramach. Po bokach dwa korynckie filary zielono lakierowane, z wyzłoconymi kapitelami.
Ołtarz boczny czwarty św. Jana Nepomucena, z obrazem na płótnie malowanym w wyzłoconych ramach. Po bokach dwa korynckie filary zielono lakierowane, z wyzłoconymi kapitelami. Około obrazu wotów srebrnych 6 i krzyżyk srebrny na piersiach.
Ołtarz św. Anny w kaplicy brackiej[1881], z obrazem św. Anny na drzewie malowanym w wyzłoconych ramach, na zasuwie obraz św. Jana, na płótnie malowany. Po bokach cztery korynckie filary niebiesko lakierowane z wyzłoconymi kapitelami. Na obrazie św. Anny srebrna sukienka, dwie korony srebrne wyzłocone z kamieniami, wotów srebrnych 5.
Ściany kościelne zdobią postaci 12 Apostołów, obraz Wieczerzy Pańskiej, Narodzenia Chrystusa, Sądu Ostatecznego, wielki portret Władysława Jagiełły, dwóch papieży z zakonu Norbertanów, i stacye drogi krzyżowej na płótnie w czarnych ramach. W prezbyteryum piękne stalle, ozdobione 18 obrazami z życia św. Norberta; w środku kościoła przy ścianie ambona; pod chórem 4 konfesyonały niebiesko i żółto malowane; na chórze organy i ławeczki dla śpiewaków i kapeli klasztornej.
Do kaplicy św. Anny przylega sklepiona zakrystya o dwóch oknach, zamykana żelaznemi drzwiami i żelaznemi u okien okiennicami. Przy ścianie ołtarzyk bracki św. Aniołów Stróżów[1882], z obrazem na płótnie malowanym; dwa konfesyonały i trzy obrazy Świętych.
Pomiędzy rozmaitymi aparatami kościelnymi wymienione są: Monstrancya srebrna pozłacana — 2 puszki do przechowywania Najśw. Sakramentu, srebrne wyzłocone — kielichów srebrnych wyzłoconych 11 — kluczyk do ciborium srebrny — 2 srebrne krzyże — lichtarzy srebrnych 5 — trzy srebrne lampy na łańcuszkach — dwa pastorały srebrne, jeden z nich z emaliowanym wizerunkiem św. Stanisława i św. Władysława, z wyzłoconymi promieniami i kamieniami — 4 złote łańcuchy opackie do noszenia krzyża na piersiach — 4 złote pierścienie wysadzane karniolem i topazem — ampułek srebrnych 3 pary — ciborium wyłożone srebrną blachą, a na niej kielich w promieniach złocistych — infuł opackich 6 — sandałów opackich do mszy pontyfikalnej jedwabnych, złotem i srebrem wyszywanych 12 — różnych ornatów 69 — kap 13 — lichtarzy cynowych 26 — umywalnia cynowa — 4 lustra — książek dla zakonników w stallach prezbyteryum 36 — mucetów 10 — rokietów 19. Krótko mówiąc: różnych rzeczy, do przyborów kościelnych należących, podaje inwentarz sztuk 782.
Dzwonica kościelna murowana, blachą kryta[1883]; oprócz dwóch dzwonów: większego i mniejszego, mieści w sobie zegar[1884] o dwóch skazówkach i dwóch osobnych dzwonkach do bicia godzin i kwadransów.
Budynek klasztorny trójkątny, cały sklepiony, gontem pokryty. Dolny korytarz o 6 oknach; na dole spiżarnia o 2 oknach, kuchnia o 3 oknach, refektarz o 3 oknach; z niego wchód do kapitularza o jednem oknie. Górny korytarz o 12 oknach; na piętrze cel zakonnych 10, wspólnym ogrzewanych piecem, z wyjątkiem 3 cel o 2 oknach osobno opalanych. Biblioteka o 2 oknach, oratorium czyli kaplica domowa o jednem oknie — w niej ławki i obrazy Świętych.
Obok dzwonicy na zachód murowane opactwo, dziedzińcem od klasztoru przedzielone, składające się z 5 pokojów. Pierwszy pokój o 3 oknach zdobią opony (peristromata), na ścianach porozwieszane — drugi pokój o 2 oknach — trzeci pokój o jednem oknie; podłoga w nich taflowa (ex asseribus clotatis) — czwarty pokoik ciemny — piąty pokój o 2 oknach gościnny. Pod opactwem podwójna piwnica: na wino i piwo; na dziedzińcu studnia, grządki kwiatów i kilka drzew.
Pomiędzy sprzętami opackimi inwentarz wymienia: Noży o srebrnych trzonkach różnej formy 14 — łyżek srebrnych większych i mniejszych 30 — srebrnych świeczników 4 — stołków zielonego koloru 12 — stołków czerwoną skórą obitych 12 — kieliszków pozłacanych 18 — flaszek pozłacanych 4 — talerzów porcelanowych 36 — talerzów cynowych 17 — dzbanów cynowych 12 — półmisków cynowych 33 — czarek do picia 63 — i dwa zegary. Cały sprzęt opacki i klasztorny składa się z 564 rozmaitych sztuk.
Od opactwa na północ stoją budynki klasztorne, jako to: stajnie[1885] na konie i woły; gorzelnia; śpichlerz[1886]; wozownia, w której między innemi kareta opacka 6-konna; hospitium czyli pokoje gościnne; studnia; oficyny dla służby; piwnice na jarzyny i stolarnia. Wszystkie te budynki murowane i gontem kryte, a dokoła murem obwiedzione.
Na wschód od klasztoru i kościoła ogród, od strony rzeki Kamienicy opasany fortecznym murem; w pośrodku studnia kamieniem okrągło ocembrowana. Mur ogrodowy łączy się z murem cmentarnym zapomocą bramy murowanej, na szczycie której kamienna postać św. Norberta w naturalnej wielkości. W murze cmentarnym stacye drogi krzyżowej[1887] na ścianie w niszach malowane. Na środku cmentarza statua Matki Boskiej, liliami dokoła porosła.
Do cmentarza przytyka szpital ubogich murowany[1888], dachówką kryty, składający się z dwóch dużych izb, sieni, pokoju i podwójnej piwnicy. Mieszka w nim: Michał Szablak mający lat 73 — Tomasz Paszyński, były burmistrz, „proconsul olim“ lat 72 — Katarzyna Tymbarska 69 — Anna Dulska 68 — Regina Polichtowa 66 — Maryanna Oraczówna 65 — Katarzyna Różańska 65 — Katarzyna Brześcianka 64 — Agnieszka Molowa 63 — i Tomasz Zdziarski sierota.

Dochody roczne pobiera klasztor:
— Z kamienicy w mieście, kupionej od Jana Górskiego 1761 r., 200 złp.
— Z domu i gruntu nad rzeką Kamienicą, darowanego klasztorowi 1652 r. przez Marcina i Zofię Wojciechowskich, 30 złp.
— Z domku wśród murów miejskich 6 złp.
— Z domku na przedmieściu, który Gwoździówką zowią, 12 złp.
— Z domu w ogrodzie przed bramą miejską 80 złp.
— Z siedmiu zagród na przedmieściu przy kościele św. Mikołaja, które trzymają Świątnicy (Sanctuarii); sześciu z nich płaci rocznie po 12 złp. = 72 złp., siódmy zaś wolny od opłaty rocznej, bo w większe święta zamiata kościół, dzwoni, kościół obsługuje i wymiata kominy w klasztorze[1889].
— Z mesznego (missalia) rocznie 88 złp. 24 gr.
— Z wigilii czyli nabożeństw żałobnych 87 złp. 6 gr.
Dochód roczny z folwarków:
— Z Dąbrówki 376 złr. 12 kr.[1890].
— Z Januszowej z Brzeziem, Grabową i Kwieciszową 288 złr. 18 kr.
— Z Bobkowa 167 złr. 15 kr.
— Z Boguszowej z Naściszową i Łęgiem 162 złr. 12 kr.
— Z Librantowej 262 złr. 45 kr.
— Z Piątkowej 316 złr. 24 kr., razem z młynem na Łubince[1891].
— Z propinacyi 600 złr.
Na wszystkich folwarkach budynki gospodarskie, jako to: stajnie, stodoły, wozownie, spichlerze, ogrody, mieszkania dla włodarzów i czeladzi, porządnie utrzymywane, bo ksiądz prowizor wszystkie folwarki pilnie objeżdżał i wszystkiego doglądał. Krów, koni, wołów, owiec, cieląt, nierogacizny, kur, gęsi, kaczek i indyków było podostatkiem. Większe obszary łąk w Dąbrówce, Piątkowej i Librantowej, mniejsze w Januszowej i Bobkowie; lasy jodłowe w Librantowej na przestrzeni 10 stajen (stadiorum).
Od kapitałów 78.913 złr., roczny procent po 5 od 100, wynosił 3.945 złr.
Były przytem i wydatki niemałe. Utrzymanie ubogich w szpitalu (wikt, sól, mięso w większe święta, oprócz drzewa, którego daje się podostatkiem) kosztowało rocznie 600 złp.

Wielki ołtarz w kościele św. Ducha.

Włodarze (villici) i służba po folwarkach 200 złp.
Naprawa sprzętów folwarcznych 100 złp.
Wozy nowe i naprawa tychże 60 złp.
Inne wydatki na wozy 90 złp.
Utrzymanie budynków 80 złp.
Oficyaliści i ekonomowie z organistą 490 złp.
Utrzymanie dachów na klasztorze 80 złp.
Apteka i lekarze 100 złp.
Podatki i kwatery wojskowe 726 złp. 12 gr.
Wyżywienie zakonników 8.448 złp.
Wyżywienie służby folwarcznej 1.389 złp.
Suma wydatków rocznych 7.363 złp. 12 gr.

W klasztorze norbertańskim mieszkają:
O. Eustach Słowikowski, przeor.
Anzelm Pacynkowski, podprzeorzy.
Kazimierz Roczek, prowizor.
Antoni Paszyński.
Adam Szeligowicz.
Kasper Jastrzębski.
Bogumił Jankiewicz.
Jan Nep. Lewartowski.
Bonifacy Rzepecki.
Piotr Nowacki.
Mateusz Broniszewski.
Ignacy Nemetzy.
Alexander Leszkowski.
Władysław Rudnicki.
Fryderyk Przybyłowski.
Klerycy nowicyusze: Bogusław Osiecki — Konstanty Nożkowski — Alexy Hiściakowski — Józef Gebl — Felicyan Sadowski.
Poza domem przebywają: O. Baltazar Stanko w Wielkopolsce; O. Stefan Zalewski — O. Adryan Wydrzyński i O. Roman Miaskiewicz w Polsce; O. Wacław Kawczyński w Hradcu na Morawach.
Po przedłożeniu żądanego inwentarza, zaraz 12. stycznia 1782 r. kazał Rząd zamknąć nowicyat norbertański[1892]. W marcu zaś 1784 r. skasowano zakon, a ruchomości sprzedano na licytacyi we wrześniu 1786 r.
Inwentarz żywy: bydło, konie, nierogacizny i drób domowy po folwarkach, oszacowano na 708 fl. 45 kr.
Kosztowności kościelne: monstrancye, kielichy, puszki, relikwiarze, krzyże, lichtarze, lampy, świeczniki i t. p. oszacowano na 1.709 fl. 27 kr.
Sprzęty i meble klasztorne na 60 fl. 43 kr.
Przybory mszalne: ornaty, kapy, dalmatyki, alby, obrusy i t. p. na 468 fl. 31 kr.
Organy, dzwony i zegar wieżowy na 592 fl. 32 kr.
Różne ozdoby ołtarzowe: sukienki srebrne na dwóch obrazach, różne vota przy obrazach i t. p. na 696 fl. 21 kr.
Majątek nieruchomy: folwarki, kamienice, domy, zagrody i t. p. na 53.013 fl. 35 kr.
Kapitały norbertańskie, przez Rząd zabrane, wynosiły 92.913 fl.
Bibliotekę domową, składającą się z 1.647 dzieł rozmaitej treści, przewieziono do Lwowa i wcielono do biblioteki uniwersyteckiej, razem z grubem rękopisem a raczej książką pergaminową: „Ordinarius Praemonstratensis ex anno 1546“, zawierającą różne przepisy chórowe, tyczące się odprawiania mszy św. i nabożeństw kościelnych.
Ogólna zatem wartość majątku norbertańskiego, (oprócz kościoła, klasztoru, szpitala i biblioteki), razem z zabranymi kapitałami wynosiła 150.161 fl. 33 kr.
Dobra ponorbertańskie wziął Rząd najprzód w administracyę, później zaś sprzedano je na licytacyi. Librantowę, Naściszowę, Kwieciszowę z Boguszową, Grabową, Brzeziem, Bobkowem, Łęgiem i Piątkową przy licytacyi 19. listopada 1829 r. (cena wywoł. 5.542 złr. 27 kr. mon. konw.) nabył Józef Hebenstreit za 8.510 złr. m. k. Dąbrówkę przy licytacyi 20. listopada 1829 r. (cena wywoł. 7.640 złr. 7 kr. m. k.) nabył Dyonizy Wójcikowski za 9.050 złr. m. k.[1893].
Tak więc w r. 1784 zniszczono zakon norbertański, który przez lat 375 był chlubą Nowego Sącza, przewodnikiem duchownym pobożnego mieszczaństwa, opiekunem ubogich i sierót, dobroczyńcą samego magistratu w różnych publicznych potrzebach, a zawsze dobrym doradcą szlachty i okolicznego ludu.
Wydaleni dekretem kasacyjnym z domu zakonnego „Świętoduscy Księża“, jak ich powszechnie, nazywano w Sączu, rozprószyli się niebawem po świecie. Jedni z nich, młodsi i zdrowsi, objęli kapelanie po różnych miejscach[1894] — drugich wiekowych i spracowanych zaopatrzono pensyą — innych wreszcie przeniesiono do klasztoru w Trzcianie[1895] pod Bochnią. Po kasacie Norbertanów i skonfiskowaniu ich majątku na rzecz funduszu religijnego, zamknięto kościół i zamieniono na magazyn mąki dla wojska. W samym klasztorze osiadły Siostry Miłosierdzia, którym poruczono opiekę nad ubogimi w szpitalu św. Ducha. Filip Moscherosch von Wiesselheim, inżynier cyrkularny, który w r. 1786 zdjął szczegółowy plan kościoła i innych ponorbertańskich budynków, oznacza z wielką dokładnością celki siedmiu zakonnic (4 starszych, 2 młodszych i 1 nowicyuszki), niewiadomo jednak, jak długo tutaj przebywały. Później obrócono klasztor na biura Urzędu Kameralnego; a opactwo, obok wieży stojące, na szkołę elementarną dla chłopców. Taki stan kościoła trwał do r. 1804.
Wtenczas rząd austryacki, troskliwy o bezpieczeństwo zdrowia i życia, kazał poznosić w wielu miejscach wysokie wieże kościelne, burzył i przerabiał sklepienia świątyń. Kollegiata sandecka wydawała się także grożącą upadkiem. Z polecenia więc Rządu zabrano się do jej naprawy. Obcięto obydwie wieże, zrzucono wysoki dach gotycki, zwalono sklepienie gotyckie, a natomiast dano dach płaski, gontem kryty, zamiast sklepienia sufit, przerobiono też gotyckie wnętrze kościoła do niepoznania, jeden tylko wielki ołtarz ocalał. Przez 14 lat (z mniejszemi lub większemi przerwami) trwała ta robota, przemieniająca stylową gotycką kollegiatę Zbigniewa Oleśnickiego w kościół bez gustu i stylu. Tymczasem gdzież odprawiać nabożeństwo parafialne? — Przypomniano sobie o kościele ponorbertańskim. Wyrzucono więc z niego worki z mąką, oczyszczono z kurzu ściany i wielki ołtarz, który na szczęście pozostał, odbito deski, zasłaniające obraz Matki Boskiej Pocieszenia, i urządzono jako tako służbę bożą. Magazyn stał się znów kościołem, ale tylko na to, aby po dokonaniu restauracyi kościoła parafialnego w r. 1822[1896], znowu stał się nadal magazynem mąki dla wojska. Tak przeminęło lat 10.
W ciągu tego czasu zakon Jezuitów, wygnany z Rosyi dekretem cara Alexandra I. w r. 1820, znalazł dobre przyjęcie w Austryi, i oprócz kilku innych domów, jak w Starejwsi pod Brzozowem w Sanockiem i w Tarnopolu, otworzył także kollegium w Tyńcu pod Krakowem nad Wisłą, w dawnem opactwie OO. Benedyktynów, których opat, za rządów polskich tytułował się „abbas centum villarum“. W nocy 2. maja 1881 r. piorun uderzył w klasztor tyniecki i spalił go. Jezuici znalazłszy dzielnego protektora w osobie arcyksięcia, Ferdynanda d’Este, otrzymali za jego staraniem ponorbertański kościół z klasztorem w Nowym Sączu, oraz fundusz 14.800 złr. z własnej jego szkatuły na zakupno przyległej kamienicy Dyonizego Wójcikowskiego i wybudowanie nowego gmachu, w którym dzisiaj mieści się jezuickie kollegium. W grudniu 1881 r. objęli w posiadanie ponorbertanski klasztor i kościół i zabrali się z wiosną następnego roku do jego odnowienia. W ciągu lat czterech stanął kościół świeżo odmalowany, z odnowionym wielkim ołtarzem, w którym jaśniał odświeżony obraz Matki Boskiej Pocieszenia, i trzema nowymi bocznymi ołtarzami, z nową amboną, nowymi dzwonami i odrestaurowanymi porządnie organami, które jeszcze w r. 1673 OO. Benedyktyni na Tyńcu dla swej kaplicy zbudować kazali. W 10 nowych konfesyonałach zasiadali księża do słuchania spowiedzi, z ambony brzmiało słowo boże dwa razy w każdą niedzielę i święto. Niebawem w r. 1838 objęli sześcioklasowe gimnazyum[1897] w gmachu popijarskim, gdzie od r. 1855 jest teraz więzienie, a dla młodzieży zakonnej otworzyli w swem kollegium czteroletni kurs teologii. Nie zapomniano i o bractwie Najśw. Serca Jezusowego i kongregacyi Sodalisów Maryi, do której należała przeważnie młodzież szkolna.
Działalność Ojców Jezuitów nie ograniczała się na samej pracy w kościele i mozolnych zajęciach szkolnych około wychowania i kształcenia młodzieży gimnazyalnej. Od czasu do czasu wybiegało po dwóch Ojców na misye ludowe. Słynne są zwłaszcza i błogie w owoce prace apostolskie O. Karola Antoniewicza i O. Ignacego Skrockiego w dyecezyi tarnowskiej, podjęte na wyraźne życzenie arcyksięcia, Ferdynanda d’Este, w kilka tygodni po rzezi 1846 r. Od marca do października odbyli ci dwaj Ojcowie 15 ośmiodniowych misyi[1898], żądano ich jeszcze do wielu miejscowości, sam lud o to prosił; ale Rząd, po wyjeździe z Galicyi arcyksięcia Ferdynanda, wzbronił dalszych misyi. Równocześnie Ojcowie: Augustyn Lipiński, Stefan Zaleski i Józef Perkowski odprawili misye w Chochołowie, Szaflarach, Poroninie, Zakopanem i Białce, gdzie gorącem i wymownem słowem uśmierzyli bunt, który gotowali tamtejsi górale przeciwko Rządowi.
Rok 1848 rozegnał Jezuitów, jak gdzieindziej, tak i w Nowym Sączu. Szkoły ich oddano pod zarząd nauczycieli świeckich, nowe ich kollegium z domem niegdyś Dyonizego Wójcikowskiego zamieniono na koszary wojskowe, a później (od r. 1855) na gimnazyum. Kościół nawet porządnie utrzymywany chciano znowu zamknąć i obrócić na jakiś magazyn. Zjawił się już komisarz cyrkularny, żądając wydania aparatów i sprzętów kościelnych, ale oparł się temu stanowczo O. Paweł Ciechanowiecki, odwołując się w tej mierze na cenzurę soboru trydenckiego, rzucającą klątwę na tych, którzy zabierają jakiekolwiek dobra kościelne[1899]. Komisarz, nieprzygotowany na takie przyjęcie, wyszedł i nie wrócił więcej. Tak więc, dzięki Opatrzności Bożej, O. Ciechanowiecki wraz z dwoma Ojcami: Józefem Podobiedem i Antonim Suszezewskim, pozostał w dawnym ponorbertańskim klasztorku i obsługiwał kościół, zachęcony do tego życzliwością ówczesnego dziekana sandeckiego, ks. prałata Franciszka Gabryelskiego z Jakóbkowic.
Reskryptem cesarza Franciszka Józefa I. z dnia 10. czerwca 1858 r. przywróceni zostali Jezuici w Austryi. Nowosandecka rezydencya liczyła odtąd pięciu lub sześciu księży i kilku braci zakonnych do posług domowych. Praca w kościele wzmogła się, ale już nie doszła do tych rozmiarów, co przed r. 1848. Nie przedsięwzięto też żadnych ważniejszych restauracyi w kościele.
Minęło od pierwszego osiedlenia się Jezuitów przeszło lat 50. Dach kościelny, jeszcze w r. 1747 przez opata Szczkowskiego nakryty, groził zawaleniem się. Za rządów więc superyora, O. Jana Ciszka, postawiono w r. 1887 dach nowy, o półtora metra niższy od dawnego, przez co kościół stracił wiele na swej zewnętrznej charakterystyce gotyckiej. Belek na wiązanie dachowe dostarczyła ze swych lasów pani Józefa Szymonowiczowa, która także w swym majątku w Sękowej pod Gorlicami nowy kościół gotycki z fundamentów dźwignęła. Zamiast dachówek pokryto dach blachą, sprowadzoną z fabryki arcyksięcia Albrechta z Cieszyna. Na dachu stanęła zgrabna sygnaturka z dwuramiennym krzyżem opackim, w którego gałce miedzianej umieszczono pergaminowy dokument odpowiedniej treści. Składki pieniężne zbierał O. Ludwik Adler, robotą ciesielską kierował brat zakonny, Józef Białobrzeski, uzdolniony w swoim zawodzie i używany do wszystkich budowli jezuickich od lat z górą 30.
Po odbudowaniu dachu przystąpiono do odnowienia samego wnętrza kościoła. Za staraniem O. Rudolfa Churaina stanęła w r. 1887 nowa ambona, a w roku następnym nowe organy, zbudowane przez braci Riegerów z Karniowa (Jägerndorf) na Śląsku. Wewnętrzne ściany kościoła, brudne i odrapane, razem z kaplicą św. Anny i korytarzem długo czekały odmalowania. Podjął się tego zadania superyor, O. Jan Kiciński, i przy pomocy brata, Franciszka Stankiewicza, dokonał go pomyślnie w r. 1890. Ogólna suma wyłożona na odnowienie całego kościoła od r. 1887—1892 wynosi 8.000 złr.

Wejdźmy teraz do środka kościoła i przypatrzmy się niektórym jego zabytkom. Nad bramą kruchty kościelnej uderza napis wykuty w kamieniu:
Illa domus felix in qua dominatur Jesus,
Excubat ad tales paxque quiesque fores.
A. D. 1731.

Ponieważ nawa kościelna jest w stylu renesansowym, prezbyteryum zaś w stylu gotyckim, przeto też przemalowanie kościoła, dokonane według wskazówek Władysława Łuszczkiewicza z Krakowa, przez Stanisława Bochyńskiego z Łącka, odpowiada podwójnemu stylowi. Po usunięciu wielkiego ołtarza w stylu romańskim, stanął na jego miejscu nowy ołtarz gotycki podług planu Jana Chorążego, inżyniera Kolei Państwowej, a w nim odświeżony starannie dawny obraz Pocieszenia Matki Boskiej. Na zasuwie tego ołtarza umieszczono obraz „Zesłania Ducha św.“, a po bokach postawiono dwie duże figury apostołów św. Piotra i Pawła, sprowadzone z Gröden w Tyrolu[1900]. Ułożono też nową posadzkę z cementu, dano piękne dębowe balasy, otaczające wielki ołtarz, a po bokach ławki kosztownej roboty stolarskiej, pomysłu M. Lipskiego. Aktu poświęcenia nowego ołtarza dopełnił sam biskup tarnowski, Ignacy Łobos, dnia 1. sierpnia 1891 r.
Boczne ołtarze z r. 1832 pozostały niezmienione, odświeżono je tylko nieco. Zasługują na uwagę: obraz św. Ignacego Loyoli w lewym bocznym ołtarzu, penzla wiedeńskiego malarza Steinte z r. 1834; pod nim obraz Serca Jezusowego, malowany podług włoskiego oryginału, znajdującego się w kościele Jezuitów we Lwowie, daru arcyksięcia Ferdynanda d’Este. W prawym bocznym ołtarzu obraz św. Stanisława Kostki, niepośledniego penzla; pod nim obraz Serca Maryi, malowany w r. 1863 przez brata zakonnego, Kaspra Pietrzyka. W trzecim bocznym ołtarzu na prawo, godny uwagi Chrystus na krzyżu, rzeźba wykonana z niezwykłą dokładnością, podług rysunku białoruskiego Jezuity Stürmera[1901], przez Martyńskiego z Nowego Sącza w r. 1845. Zdobią też ściany kościelne inne obrazy, jako to: starodawny włoski obraz św. Hermana Józefa z zakonu Norbertanów († 1236); św. Magdaleny u stóp Chrystusa; tudzież niezupełnie autentyczny wizerunek Władysława Jagiełły, w stroju rycersko-królewskim[1902], z lewej strony obrazu orzeł polski, u spodu napis:

Vladislaus Jagiełło
Fundator Ecclesiae Et Monasterii Istius
A. D. 1409.

W Kaplicy św. Anny, przybudowanej w r. 1596 przez ks. Tomasza Romana, przeora norbertańskiego, znajduje się obraz tejże Świętej malowany na drzewie z końcem XVI. wieku, jedyna pamiątka istniejącego niegdyś tutaj bractwa pod temże wezwaniem. Obraz ten na drzewie przemalował gustownie w r. 1895 K. Heimroth ze Lwowa, przez co utracił swojej starożytności cechę.

Herb na obrazie Matki Boskiej z XVI. wieku.

Największą atoli ozdobą jezuickiego kościoła jest w wielkim ołtarzu obraz Matki Boskiej Pocieszenia, łaskami słynący, a tak mile pociągający do siebie, że patrzącemu nań trudno oczu oderwać. Obraz ten szkoły staroniemieckiej, na drzewie malowany, zdobi pozłacana metalowa sukienka, sprawiona w r. 1838 przez adwokata sandeckiego Górkę, świeżo odnowiona w pracowni Piotra Seipa w Krakowie; prócz tego piękna korona na głowie Matki Najśw. i Dzieciątka Jezus, wysadzana drogimi kamieniami, złoty łańcuch, kosztowne perły, broszka ozdobiona dyamencikami, korale i inne dziękczynne wota. Herb u spodu obrazu: trzy czarne trąby myśliwskie w polu czerwonem, z literami: Z. I. D. Z. świadczy, że jego wspaniałomyślną fundatorką w połowie XVI. wieku była Zofia Jordanówna z Zakliczyna[1903], córka Achacego Jordana, starosty sandeckiego, wydana w r. 1540 za Stanisława Wielopolskiego, dworzanina królewskiego, właściciela Gdowa, Klęczan, Grybowa i Stadnik.
Lud okoliczny czci ten obraz jako cudowny, prosi o zdrowie, pociechę, odwrócenie nieszczęść, albo też dziękuje za otrzymane łaski. Ta tradycyjna wiara i ufność w skuteczność opieki Maryi, w tym obrazie łaskami słynącej, datuje się od niepamiętnych czasów; obraz bowiem na wielu miejscach był podziurawiony od gwoździ, na których dawniej wisiały dziękczynne wota. W lutym 1632 r. jakiś niewyśledzony złoczyńca, ukrywszy się w kościele, ogołocił obraz Maryi z kosztownych wotów, zawieszonych tamże od różnych osób z wdzięczności za otrzymane łaski. Ks. Krzysztof Morski, administrator opactwa, z ks. Chryzostomem Proszowicem, przeorem, wnieśli z tego powodu zażalenie do sandeckiego grodu, przytaczając rejestr skradzionych rzeczy. Wymienione są tam: „Trzy rzędy korali, między którymi kilkadziesiąt paciorków bursztynowych i krzyształowych, także perły i tabliczka srebrna złocista. — Cztery agnuski[1904] srebrne bursztynowe z krajami srebrnymi złocistymi. — Noszenie[1905] srebrne, w którem w pośrodku agnusek srebrny. — Dziąg[1906] moskiewskich plus minus 47, między któremi agnusek złocisty srebrny. — Agnusek srebrny na łańcuchu srebrnym złocistym. — Zausznice[1907] z kamieniami i perłami, i korona perłowa[1908]“.
Zaprowadzone w tym kościele 28. sierpnia 1633 r. bractwo Pocieszenia[1909] spotęgowało bardziej jeszcze tę cześć Bogarodzicy, i znów z wdzięczności ku Maryi nowe płynęły ofiary. Wojciech Suchta, kowal sandecki, zapisał w r. 1638 na pozłotę ciborium, które wówczas robiono, 12 złp.[1910]. Jan Obłąk, rzeźnik sandecki, czyniąc ostatnie woli swojej rozporządzenie w czasie morowego powietrza 1652 r., wyraził gorące życzenie, aby zwłoki jego pogrzebano przy kościele św. Ducha, a na pozłotę ołtarza Matki Boskiej w tymże kościele legował 50 złp.[1911]. Podobną ofiarność widzimy również w XVIII. wieku. Konstancya z Witowskich Chronowska, obywatelka sandecka, zapisała w r. 1758 na roli zwanej „Witowskie“ na przedmieściu większem 320 złp., z obowiązkiem odprawiania corocznie 5 mszy św. przed ołtarzem Matki Boskiej Pocieszenia w kościele św. Ducha, za dusze zmarłych z rodziny Sowińskich, Dobrzyńskich i Witowskich[1912]. W r. 1782 był ten obraz przyozdobiony srebrną sukienką, dwiema koronami, berłem. 24 srebrnemi wotami, rubinami i innemi kosztownościami, jak wyżej nadmieniłem. Niestety, dekret cesarza Józefa II., kasujący Norbertanów w Sączu 1784 r., zabrał te wszystkie wota i inne kosztowności Matce Najśw. złożone w ofierze, i przekuł na pieniądz. Opadło też wówczas kwitnące bractwo Pocieszenia Matki Boskiej, a dotąd utrzymał się jedynie odpust, który co roku obchodzi się solennie w najbliższą niedzielę po św. Augustynie. Wszelako pomimo ogólnego spustoszenia, jakiemu kościół ten po zniesieniu Norbertanów uledz musiał, pomimo usunięcia z niego wszystkich dawnych ołtarzy i sprzętów, ołtarz wielki wraz z obrazem Matki Boskiej, deskami zabitym, utrzymał się w kościele aż do przybycia OO. Jezuitów w r. 1832. Wprawdzie w r. 1820 usiłował cieśla, Marcin Cendrowicz, usunąć z ołtarza obraz Maryi, ale skaleczywszy się mocno w rękę, zaniechał dalszej roboty i odszedł do domu, mówiąc: „Dajcie pokój temu obrazowi, niech tu wisi“. W r. 1822 czyniono powtórną próbę, także nadaremnie. Snadź obrała sobie Matka Boska Pocieszenia ten uroczy zakątek Polski u podnóża Karpat na mieszkanie, ażeby stąd skarby łask swoich na blizkie i dalsze rozdawać strony.


∗             ∗

Dnia 17. kwietnia 1894 r. nawiedził Nowy Sącz groźny pożar, który połowę prawie miasta w perzynę obrócił. Ogień pochłonął pocztę z urzędem telegraficznym, większą część rynku, ratusz, wszystkie domy ubogich, zbór protestancki, ulicę Pijarską, Zamkową (z wyjątkiem zamku), Kazimierza, Franciszkańską, Krakowską, Wązką i św. Ducha. Spłonął dach na jezuickim kościele, dopiero w r. 1887 świeżo blachą nakryty, spłonęła wieża a w niej stopiły się dzwony, spłonął młyn, popaliły się drzewa w ogrodzie i wszystkie zabudowania klasztorne wraz z przyległem gimnazyum. Na superyora owych okopciałych, mocno uszkodzonych i rozsypanych murów, powołano z Krakowa O. Stan. Załęskiego. Ciężkie były początki jego rządów w sandeckim domu. Nie było miejsca, gdzieby w nocy głowę spokojnie położyć można — wicher dął przez wypalone drzwi i okna — a do tego wskutek ulewnych deszczów przez cały czerwiec woda przeciekała przez sklepienie do kościoła i do cel zakonnych. Za staraniem ówczesnego prowincyała, O. Kaspra Szczepkowskiego, zakupiono od Rządu za 9.500 złr. spalony i zniszczony budynek gimnazyalny, w którym aż do r. 1848 mieszkali Jezuici, potem koszary wojskowe, wreszcie od r. 1855 aż do chwili pożaru mieściło się gimnazyum. Świeżo mianowany superyor zabrał się rączo i energicznie do dzieła i wykonał je zręcznie przy pomocy braci zakonnych: Józefa Białobrzeskiego, cieśli — Ignacego Żołądkiewicza, stolarza — i Józefa Morawca, murarza. W lipcu nakrył kościół dachówką, a pod koniec listopada dawny klasztor ponorbertański i młyn był już całkiem wyrestaurowany, a świeżo nabyty a właściwie odzyskany budynek gimnazyalny nakryty dachem dachówkowym. Z wcześną wiosną następnego roku rozpoczęto roboty około urządzenia wewnętrznego gimnazyalnego budynku, tak że 18. sierpnia 1895 r. kollegium sandeckie było już otwarte, acz niezupełnie wysuszone. Niebawem przeniesiono 3-letni kurs filozofii z kollegium tarnopolskiego do Nowego Sącza. Rektorat tego odnowionego i przeistoczonego z gruntu kollegium ofiarowano O. Załęskiemu, ale wymówił się od tego. Pozostał jednak i nadal w Sączu aż do lipca 1899 r., zajmując się skrzętnie pisaniem obszernej „Historyi Jezuitów w Polsce“, której 3 grube tomy wydał we Lwowie 1900—1901 r.




Rozdział  VII.

Kollegiata św. Małgorzaty.

Kościół św. Małgorzaty, pierwotnie drewniany, istniał już pod koniec XIII. wieku na gruncie wsi Kamienicy, kiedy Wacław, król czeski, książę krakowski i sandomierski, nadawał przywilej wójtom tejże wsi na założenie miasta Nowego Sącza. O tym jednak pierwotnym kościele przechowały się zaledwie krótkie wspominki. I tak król Wacław w przywileju, nadanym Janowi Muskacie, biskupowi krakowskiemu, w Pradze 24. marca 1308 r., wspomina wyraźnie o kościele św. Małgorzaty, jako filialnym kościoła parafialnego św. Wojciecha[1913]. Dowodem istnienia tego kościoła są również najdawniejsze pieczęcie Nowego Sącza. Na pieczęci z r. 1343 przedstawiona jest św. Małgorzata siedząca na smoku, zwróconym w prawo. W prawej ręce trzyma ona chorągiew o trzech strefach, z krzyżem u góry, w lewej kościół o jednej wieży, zwrócony w prawo, na którego dachu ptak. Po prawym boku chorągwi również ptak, ale na gałązce. W otoku napis: Sigillum Advocati Et Civium In Novo Sandecz[1914].
W r. 1403 Jan i Alusia (Aluschia) Kulerowie, małżonkowie, sporządzili testament wobec wójta i ławników sandeckich, mocą którego legowali kościołowi św. Małgorzaty 50 grzywien (marcas)[1915].
Według dawnego zwyczaju przysługiwało rajcom prawo wybierania i obsadzania każdoczesnego zakrystyana przy kościele św. Małgorzaty. Ale niejaki ksiądz Kasper, proboszcz sandecki, sprzeciwiał się temu stanowczo. Ta sporna sprawa oparła się o papieża Eugeniusza IV., który przyznał rajcom zupełną słuszność. Opat norbertański, ksiądz Bartłomiej, z polecenia papieża zagroził księdzu Kasprowi klątwą kościelną w r. 1433, gdyby w oznaczonym terminie nie chciał zastosować się do wyroku papieskiej bulli[1916].
Około połowy XV. wieku kościół św. Małgorzaty, szczupły rozmiarem i nadwątlony starością, groził upadkiem i oczekiwał dzielnego opiekuna, któryby mógł się zająć jego smutnym losem. Znalazł się w istocie taki dzielny opiekun, a był nim Zbigniew Oleśnicki, biskup krakowski, jeden z najznakomitszych mężów, jakich wydała Polska w XV. wieku. To też nie dziw, że historycy nasi z Długoszem na czele pod niebiosa wynoszą chwalebne czyny tego wielkiego księcia kościoła i męża stanu. „Zbigniew biskup, mąż niezłomnego i potężnego ducha, celujący dobrocią, słynny stałością, powinien być u Polaków na wiecznotrwałych zapisanym kartach. Był on jakoby gwiazdą jaśniejącą, nad którą niebo nasze nic nie widziało świetniejszego ani też później nie ujrzy[1917]“. Będąc zaledwie 20-letnim młodzieńcem, wsławił się przytomną walecznością w boju z Krzyżakami, gdzie w sławnej pod Grunwaldem bitwie 1410 r. zwalił z konia sążnistego krzyżaka, Dippolda Kiekierzyca, godzącego z kopią na życie Władysława Jagiełły[1918]. Odgłos owego czynu rozszedł się po całem wojsku, po całej Polsce, odtętnił po wszystkich kronikach — sławiono go prozą i wierszami. Wdzięczny za ocalenie życia swego król Jagiełło hojnie udarował młodego Zbigniewa, i wkrótce, gdy tenże poświęcił się stanowi duchownemu, promowował go do infuły krakowskiej 1423 r. Nowy biskup przy wrodzonej wspaniałomyślności umysłu okazał również osobliwszą żarliwość w obronie wiary katolickiej, zagrożonej przez czeskich Husytów, wskutek czego otrzymał od papieża Marcina V. dwa listy pochwalne, a od Eugeniusza IV. mianowanym został kardynałem kościoła rzymskiego w r. 1439. Jako książę kościoła rozwinął i spotęgował jeszcze bardziej działalność swoją apostolską, szafując hojnie na dobroczynne zakłady i fundowanie domów Bożych, pośród których kollegiata sandecka niewątpliwie najcelniejsze zajmuje miejsce. Założenie jej wiąże się z jedną z najświetniejszych chwil w historyi Nowego Sącza.
W pamiętnym roku 1440 przejeżdżał tędy w miesiącu marcu metropolita kijowski, kardynał Izydor[1919], wracając z soboru florenckiego jako legat papieski do swej ojczyzny, i wioząc ze sobą listy cesarza greckiego, Jana VII. Paleologa, oraz bullę Eugeniusza IV., dotyczącą unii Rusi z kościołem rzymskim. Tutaj to przyjmował go z całą okazałością wszechwładny wówczas biskup krakowski, Zbigniew Oleśnicki. Kardynał Izydor odprawił w obecności Zbigniewa uroczyste nabożeństwo w farze sandeckiej, a potem w Krakowie, dokąd go Zbigniew był odprowadził[1920]. Olśniony wspaniałością słowiańskiej liturgii Zbigniew, uznał po raz pierwszy potrzebę i powziął zamiar fundowania kollegiaty na pograniczu Węgier, a zwłaszcza w Nowym Sączu.
Na to postanowienie wpłynęły, oprócz troskliwości o rozszerzenie wiary i zbawienia dusz, także i inne bardzo ważne względy, a mianowicie: 1) Aby rozjaśnić granice biskupstwa krakowskiego wobec węgierskich krajów, a lud tameczny gruby i napół dziki (populos orae illius rudes, agrestes et silvestres), pomieszany z Wołochami[1921] i schizmatykami[1922], pociągnąć ku świetniejszemu obrządkowi katolickiemu (cultiorem ritum orthodoxum). 2) Aby pomnożyć liczbę kapłanów i opowiadaczy słowa Bożego. 3) Aby zapobiedz raz na zawsze zatargom, jakie zachodziły częstokroć w razie opróżnienia probostwa w Nowym Sączu i Podegrodziu (których nadanie, obsadzanie i prawo patronatu przysługiwało biskupom krakowskim), wszczynanym zwykle przez tych, którzy je otrzymywali z Rzymu (inter apostolicos impetrantes), z czego mnogie wyradzały się zgorszenia. 4) Aby ciężar zwiedzania dyecezyi, archidyakonowi krakowskiemu nałożony a dla wielkiej jej rozciągłości przytrudny, ulżyć, rozkładając go na innych. 5) Aby nakoniec przynieść ulgę pojedynczym tych okolic mieszkańcom i większą łatwość w wymierzaniu i osiągnieniu duchownej sprawiedliwości, kiedy dotąd dla błahych nieraz powodów musieli jako pozywający lub zapozwani udawać się stamtąd aż do Krakowa[1923].
Z tych więc tak ważnych powodów założył Zbigniew Oleśnicki w Nowym Sączu kościół św. Małgorzaty, okazałej budowy gotyckiej 1446 r., na miejscu dawnego drewnianego kościoła pod temże wezwaniem. Połączył nadto dwie parafie: nowosandecką i podegrodzką za wyraźnem przyzwoleniem ze strony tamtejszych proboszczów, t. j. Kaspra Rokembarga, sandeckiego, i Jana Wielopolskiego, podegrodzkiego, i wyniósł je dekretem z dnia 4. października 1448 r. do godności kollegiaty, czyli zgromadzenia kanoników, których też prebendami i innymi dochodami hojnie uposażył. Kollegiatę składali 4 prałaci[1924]: prepozyt czyli proboszcz, archidyakon, dziekan i kustosz; 4 kanonicy, jako członkowie kapituły kościoła tegoż, i 8 wikarych. Rządom i odwiedzinom archidyakona sandeckiego podlegał w XVI. i XVII. wieku dekanat biecki, bobowski, jasielski, mielecki, nowotarski, sandecki, pilźnieński, ropczycki, strzyżowski i żmigrodzki; ogółem w XVI. w. 161, a w XVII. w. 176 parafialnych kościołów w całym archidyakonacie sandeckim[1925]. Był on zarazem sędzią duchownym z ramienia biskupiego ustanowionym.

Pieczęć Zbigniewa Oleśnickiego z r. 1438[1926].

Proboszcz kollegiaty pobierał dziesięcinę wykupną (decima fertonalis) z 22 łanów plebańskich przy kościele św. Wojciecha: dziesięcinę wytyczną, czyli snopową (decima manipularis), z niektórych ról w Dąbrówce, z łanów miejskich, z roli Cyzarowej, z Paszyna i Falkowej, z dwóch straganów szewskich, z trzech kramów i wszystkich ogrodów miejskich.
Archidyakon pobierał dziesięcinę z ról w Podegrodziu, Brzeznej, Rogach, Naszacowicach, Olszance, Świdniku, Łukowicy, Wygnanowicach, Skrudzinie, Stroniu i Długołęce.
Dziekan pobierał dziesięcinę wytyczną i konopną (manipularis et canapalis) z 22 łanów folwarku biskupiego w Kurowie, z młyna, sołtystwa i karczmy w tejże wsi. Jemu wyłącznie przysługiwało prawo mianowania i obsadzania przy kollegiacie wikarych.
Kustosz pobierał dochody z ołtarza Nawiedzenia Maryi w kollegiacie, z 8 łanów kmiecych w Kamionce, z folwarku, browaru, młyna i karczmy w tejże wsi. Do powinności poddanych księdza kustosza między innemi należały: robocizna w polu, zwożenie drzewa do Sącza, do browaru, do tracza, odbywanie straży nocnej we dworze, jeżdżenie po sól do Wieliczki i Bochni, danina 16 kapłonów rocznie; na kolędę zaś 2 gęsi, 4 par kur, zająca i kopę jaj; tyleż na Wielkanoc. Na sądy burgrabińskie zjeżdżał co roku ksiądz kustosz w mięsopusty i odbywał je osobiście w swym dworze w Kamionce, w obecności wójta i całej gromady; na tymże sądzie burgrabińskim obierano też wójta i przysiężnych[1927]. Prawo mianowania i obsadzania kustosza przysługiwało rajcom sandeckim. Obowiązkiem zaś jego było pilnowanie i utrzymywanie kollegiaty, skarbca i innych rzeczy kościelnych w należytym porządku; wyręczał go w tem ksiądz podkustoszy, czyli zakrystyan, ustanowiony na prośbę rajców przez biskupa krakowskiego, Jana Lutka († 1471 r.).
Proboszcz kollegiaty mieszkał w pięknym dworku plebańskim, przy murach fortecznych miejskich obok kościoła — dziekan w domu księży wikarych — a kustosz w domu altarzystów z południowej strony.
Kanonicy posiadali cztery prebendy z dziesięciną wytyczną w Chochorowicach, Nieszkowej, Dąbrówce i Biegonicach. Każdy prałat i kanonik kapituły sandeckiej miał przywilej noszenia w kościele mucetu ze skórek popieliczych (almutium de vario), wikarzy zaś ze skórek wiewiórczych (de pellibus aspergillinis). Przywilej ten skasował dopiero w czasie swej wizyty kanonicznej w r. 1763[1928] biskup krakowski, Kajetan Sołtyk, wzamian zato pozwolił samym tylko prałatom i kanonikom używać rokiety i mantoletu. Niektórzy prałaci i kanonicy mieszkali stale na swoich probostwach w Sandeckiem. Powszechną kapitułę odbywali corocznie w lipcu około św. Małgorzaty, na której każdy obecnym być musiał, pod karą ekskomuniki i złożenia 3 grzywien do rąk proboszcza na korzyść kościoła.
Na mieszkanie dla 8 wikarych kupił Zbigniew Oleśnicki z własnej szkatuły za 150 grzywien realność, zwaną stary ratusz (vetus praetorium) obok kościoła. Na ich zaś utrzymanie, oprócz dochodów pogrzebowych, ślubnych, z kolędy (columbatio) i folwarku przedmiejskiego, wyznaczył w 25 wsiach dziesięcinę snopową i konopną, wszystko do równego między siebie działu, ten jedyny obowiązek na nich wkładając, ażeby w rocznicę jego śmierci[1929], przy biciu we wszystkie dzwony i katafalku ubranym, odprawili anniwersarz z 9 wigiliami i mszą żałobną ku zbawieniu duszy fundatora[1930].
Nieźle powodzić się musiało wikarym sandeckim, skoro dość częste zapisy i legata płynęły na ich korzyść. I tak Tomasz Strzempiński, biskup krakowski, († 1460) wyznaczył im w obecności całej kapituły 14. maja 1459 dziesięcinę snopową we wsi Zawadzie, Nawojówce i Kamionce, przypadającą dotąd biskupom krakowskim, z obowiązkiem anniwersarza z 9 wigiliami w rocznicę śmierci[1931]. Ks. Jakób Warzecha, wikary kollegiaty, kupił folwark „Moczygardłowski“ na przedmieściu większem od szlachcica Macieja Syly, prócz tego ogród za rzeką Kamienicą od Weroniki Smoczowej, wreszcie ogród za Dunajcem między Strugami a Chełmcem od Stanisława Prandoty, rajcy sandeckiego. Wszystko to wieczyście przekazał księżom wikarym. Darowiznę tę zatwierdził 5. maja 1508 r. Jan Konarski, biskup krakowski, a znacznie później Zygmunt I. osobnym dokumentem, wydanym w Krakowie 4. sierpnia 1542 r., w którym jednak wyraźnie zastrzegł, ażeby księża wikarzy bez przyzwolenia królewskiego nie zakładali hamrów (officina falcium), czyli kuźnic sierpowych nad potokiem, wypływającym z rzeki Kamienicy. W lat siedm potem za wstawieniem się Samuela Maciejowskiego, biskupa krakowskiego, kanclerza koronnego, tudzież na mocy przywileju Zygmunta Augusta z dnia 27. kwietnia 1549 r. założyli kuźnicę sierpów w pomienionem miejscu[1932].
Znaleźli się i inni dobrodzieje kapituły mniejszej, czyli księży wikarych. Tomasz Trzecieski legował im w r. 1507 na wsi Janczowej 10 złp. popłaty rocznej od kapitału 200 złp. Dzięki tym okolicznościom, mogli księża wikarzy nawet pieniędzy pożyczać mieszczanom. I tak sławetni: Stanisław Momotek i Paweł Brzeziński, rzeźnicy sandeccy, pożyczyli 13. stycznia 1534 r. u księży wikarych w imieniu całego cechu 100 złp., zabezpieczając im tę sumę na swych jatkach z roczną popłatą 5 złp.
W drugiej połowie XVI. w. dochody wikarych zostały pomnożone znacznymi nabytkami. Ks. Grzegorz Pakosławski, kustosz kollegiaty, wyznaczył im 5 złp. popłaty rocznej od kapitału 80 grzywien na sołtystwie w Kamionce[1933], co też Zygmunt August osobnym dyplomem 24. stycznia 1556 w Warszawie zatwierdził[1934].
Stefan Batory mocą przywileju, wydanego na sejmie warszawskim 31. stycznia 1578 r., uwolnił od wszelkich ciężarów i danin 4 łany za rzeką Kamienicą, które Kazimierz Wielki jeszcze 2. maja 1858 r. Janowi Stojanowi, Mikołajowi, synowi Zygfryda, i Hankowi jego zięciowi, mieszczanom sandeckim, sprzedał był za 16 grzywien groszy praskich, a później przeszły na własność księży wikarych. W r. 1588 Piotr Piwniczny, rajca sandecki, zapisał im 2 ćwierci roli w łanach miejskich, a kaznodziei część blechu „Blechantel“, jak świadczy testament, zatwierdzony przez Stefana Batorego. W tymże roku Stanisław Stroski, ławnik sandecki, sprzedał księżom wikarym za 450 złp. folwark „Kurczowski“, położony między folwarkiem Wierzbięcińskim i Bartłomieja Babrockiego za rzeką Kamienicą. Zygmunt III. zatwierdził w Krakowie 15. marca 1588 r. tę traksakcyę majątkową[1935].
Daleko jeszcze liczniejsze zapisy na korzyść księży wikarych znajduję w XVII. wieku. I tak w r. 1629 Szymon Długończyk, przedmieszczanin z Gołąbkowic, zapisał im ćwierć roli, rozciągającą się od rzeki Kamienicy aż do góry w Gołąbkowicach. Inni znów mieszczanie legowali im wyderkaf, czyli popłatę roczną, (census reemptionalis), na różnych gruntach, folwarkach i domach w mieście. Między innymi Stanisław Fratrowicz zapisał im w r. 1621 wyderkaf 30 złp. rocznie od sumy 500 złp. na folwarku Juliusza Delpaczego za rzeką Kamienicą w pobliżu kościoła św. Krzyża. — Zofia Paławińska w r. 1622 na domu swoim w rynku sandeckim 7 złp. od sumy 100 złp. — Michał Szpak w r. 1629 na swej roli za rzeką Kamienicą 13 złp. od sumy 160 złp. — Jan Kitlica w r. 1640 na folwarku „Karczowskim“ Szymona Wolskiego w Gołąbkowicach 10 złp. 15 gr. od sumy 150 złp. — Ks. Stanisław Bozmusowicz w r. 1.645 złp. 700. — Jadwiga Bobakowa w r. 1.652 na domu Kaspra Chmielowica w rynku sandeckim 10 złp. od sumy 100 złp. — Katarzyna Jaworka w r. 1653 na roli Stanisława Olszyńskiego w łanach miejskich 21 złp. od sumy 300 złp. — Ks. Daniel Januszewic w r. 1661 na roli Stanisława Rolki za rzeką Kamienicą 7 złp. od sumy 100 złp. — Tegoż roku Stanisław Rożnowski na blechu miejskim 14 złp. od sumy 200 złp., którą jeszcze w r. 1651 pożyczył był miastu „pro necessitate flagranti totius communitatis civilis, pro expediendo curru bellico sub tempus generalis expeditionis“. Nie podobna wyliczać owych mnogich zapisów mieszczańskich z osobna, których kapitał wynosił przeciętnie minimum 100 złp., maximum 500 złp., z prowizyą roczną minimum 7 złp., maximum 30 złp. Sumarycznie tylko nadmienię, że w latach 1621—1689 ogólny kapitał księży wikarych doszedł do 5.260 złp., a prowizya roczna od niego 333 złp. Mieli się więc dobrze, bo, oprócz dochodów z dóbr nieruchomych, ciągle odprawiali msze fundacyjne, a nawet mieszczanom niekiedy pożyczali pieniędzy. Tak n. p. w r. 1644 Marcin Oleksowicz, kupiec i wójt sandecki, zaciągnął u nich 1.800 złp., zabezpieczając im ten dług na swym folwarku, położonym między folwarkiem Mateusza Kotczego a Grzegorza Wojtasza na przedmieściu większem, oraz na kamienicy małżonków Kopciów, między kamienicą Stan. Olszyńskiego i Szymona Wolskiego w rynku, z popłatą roczną 126 złp. — Podobnie w r. 1651 pożyczyli księża wikarzy 200 złp. rajcom sandeckim, „na potrzebę expedyowania wozów skarbowych w czasie pospolitego ruszenia“, zabezpieczając sobie tę sumę na dobrach miejskich[1936], względnie na blechu miejskim.
Pomimo tak licznych i bogatych zapisów trafiały się przecież zatargi o dziesięcinę między kapitułą większą, czyli kanonikami, a kapitułą mniejszą, czyli wikarymi. Tak n. p. między ks. kanonikiem, Janem Połomskim, a ks. podkustoszym, Marcinem Ćwiklińskim, oraz całą kapitułą mniejszą, powstał spór o dziesięcinę wytyczną w Dąbrówce i Bielowicach. Ks. Połomski domagał się trzech części, wikarzy zaś połowy dziesięciny. Spór ten oparł się o biskupa krakowskiego, Marcina Szyszkowskiego. Dla zbadania sprawy wydelegował on osobną komisyę w Kielcach 18. stycznia 1627 r., do której należał ks. Grzegorz Królikowski, dziekan, ks. Bartłomiej Fuzoriusz, kustosz, ks. Mikołaj Kownacki, kanonik kollegiaty, proboszcz starosandecki, i ks. Sebastyan Zagrodzki, pleban z Biegonic. Wydelegowani komisarze zjechali do Dąbrówki 18. lutego 1627 i orzekli: że połowa dziesięciny należy się ks. Połomskiemu, a druga połowa księżom wikarym. Spisany zaś akt komisarski zaopatrzyli czterema pieczęciami[1937]. Nie należy jednak dziwić się temu ani tem się gorszyć, bo podobne spory o dziesięcinę toczyły się nieraz po różnych miejscach w Polsce w XVI. i XVII. wieku. Był to duch czasu i wieku, który, jak uragan, musiał przeszumieć!
Pracowicie i zbożnie upływało życie sandeckiego kleru przy Zbigniewowej kollegacie, mądremi obwarowanej prawami i przepisami. W niedziele i święta odprawiała się wystawnie suma z kazaniem polskiem i inne wotywy, którym przy większych uroczystościach towarzyszyła zwykle huczna orkiestra. Obok kazań polskich, miewano też niemieckie nietylko w XV., ale nawet jeszcze w XVI. wieku za panowania Zygmunta I. i Zygmunta Augusta[1938]. Codziennie o pewnych godzinach wszyscy kanonicy i wikarzy zasiadali w stallach prezbyteryum do śpiewania jutrzni i innych kanonicznych pacierzy, na wzór i sposób kościoła katedralnego w Krakowie. Dostateczna ilość kapłanów zaopatrywała potrzeby duchowne rozległej parafii, w czem też zakonnicy Franciszkanie i Norbertanie, zwłaszcza w słuchaniu spowiedzi, chętnie dopomagali. Nie trudno też było utrzymać obszerny kościół kollegiacki i wszystkie rzeczy, do służby Bożej należące, we wzorowym porządku, skoro zarząd i włodarstwo woskiem, winem, olejem, ozdobami, budowlami i wszelkiemi naprawami kościoła dotyczącemi, pozostawały, według przyjętego od dawna zwyczaju, w rękach sławetnych rajców sandeckich. Dopiero w XVI. wieku, kiedy luteranizm i aryanizm rozgościły się na dobre w sandeckiej ziemi[1939], duch karności i gorliwości pierwotnej zaczął stygnąć powoli nawet pomiędzy klerem, pociągając za sobą zaniedbanie chórowych pacierzy, kazań i słuchania spowiedzi, luźność obyczajów, gorszące spory o dochody, upadek nabożeństwa, a w następstwie pobożności i cnoty parafian.
Dzielny biskup krakowski, kardynał Jerzy Radziwiłł, książę na Ołyce i Nieświeżu, pragnąc zaradzić złemu, wizytował kollegiatę od 19. sierpnia do 19. września w r. 1597 i nadał jej nowe obostrzone ustawy[1940]. Zaprowadzoną przez kardynała Radziwiłła reformę, uzupełnił w r. 1608 Piotr Tylicki przez swego delegata ks. Jana Januszowskiego, archidyakona sandeckiego. Nowe i obszerne dekreta reformacyjne dla kollegiaty, w których odwołują się na poprzednie, wydali też w czasie wizyty kanonicznej biskupi krakowscy: Konstanty Szaniawski 19. czerwca 1725 i Kajetan Sołtyk 15. sierpnia 1763 r.[1941].
Kościół św. Małgorzaty należał do tych słynnych świątyń, ku którym zwracała się szczególnie hojność i ofiarność zamożnych mieszczan i szlachty. W jego grobach sklepionych składali zwłoki swoich umarłych krewnych, a na ołtarzach datki i zapisy na utrzymanie przybytku Boga i służby Jego. W XVI. i XVII. wieku, podobnie jak opactwo Norbertanów i klasztor Franciszkanów, tak i kollegiata opasaną była grubym dokoła murem i basztą o strzelnicach, a prócz głównej obszernej nawy, mieściła w sobie różne kaplice z ołtarzami, z których dziś nie pozostało ani śladu. O budowie i ozdobie tych kaplic nie możemy podać bliższych szczegółów, zato przechowały się dość liczne zapiski o jałmużnach na ich utrzymanie, zwłaszcza z XVII. wieku.
1) Wielki ołtarz, z wizerunkiem Ukrzyżowanego, miał następujące legata i zapisy:

Portret Zbigniewa Oleśnickiego z r. 1445.
Z rękopisu kapituły katedry krakowskiej[1942].

— Adam Tabaszowski legował 1626 r. 100 złp.
— Stanisław Zawodny 1627 r. folwark z ogrodem.
— Marcin Wielogłowski 1637 r. 400 złp.
— Jerzy Czyżowicz 1639 r. popłatę roczną 4 złp. od 70 złp.
— Jędrzejowa Bigoska 1652 r. 200 złp.
— Felicyan Boczkowski 1658 r. 2.000 złp.
Prócz tego płynęły dla wielkiego ołtarza corocznie kollekty:
Od kapituły sandeckiej z anniwersarza za duszę. ks. Szymona Jaroszowskiego 8 złp.
Z dwóch kamienic Bernusa i Politowicza popłatku 28 złp.
Od księży wikarych z zapisu na Rożnowie 6 złp.; z innego zaś zapisu 8 złp.
Od księży wikarych z 4 anniwersarzy rocznie 16 złp. — a od każdego innego anniwersarza dziesięciny 1 złp.
Od księży wikarych od każdej mszy 3 gr., a od każdej trycezymy od 30 złp. 3 złp.
Od grobu miejscowego w kościele 2 imperyały (talary) — a od grobu na cmentarzu 2 złp.
Podzwonnego od wielkiego dzwonu 15 gr.: z tego połowa dzwonnikom, a połowa na wino i wosk.
Od świec przy katafalku część odpadała dla wielkiego ołtarza.
Od świec przy ślubach: od bogatszych 15 gr., od uboższych 3 gr.
Jałmużna zbierana przez kościelnych, przez mniszki Kletki u Bożego grobu w Wielki Piątek, przez ubogich szpitalnych w Adwencie — wszystko to płynęło dla wielkiego ołtarza. — Pod wielkim ołtarzem i wogóle pod prezbyteryum były groby kapłańskie.
2) Kaplica i ołtarz św. Anny, fundacji Wielogłowskich. Piotr, Szymon, Jan i Szczepan Wielogłowscy wyposażyli ją w latach 1646—1688 sumą 3.000 złp., zapisanych na Chomranicach, Czarnym Potoku, Wielopolu i Rogach. Prócz tego Katarzyna Wielogłowska przeznaczyła 1637 r. na altarzystę 1000 złp.
3) Kaplica św. Jakóba Apost., w przedsionku kościoła, otrzymała zapisy: Od ks. Stan. Paszyńskiego, plebana w Żeleźnikowej 1606 r. 200 złp. — od Marcina Wielogłowskiego na folwarku Berowskim na altarzystę 1635 r. 700 złp. — od innego Wielogłowskiego dla kapelana tejże kaplicy 1636 r. 1000 złp. Pod temi dwiema kaplicami (św. Anny i św. Jakóba) mieściły się groby Wielogłowskich[1943].
4) Kaplica Wniebowzięcia Maryi, bez posagu, utrzymywana z jałmużn. Na początku XVIII. wieku umieszczono w niej obraz bracki św. Józefa. Wyposażył go w r. 1704 Alexander Przełocki kapitałem 1.500 złp., ciężącym na synagodze sandeckiej. — Wawrzyniec Zratowiński, rajca sandecki, zapisał w r. 1710 ogród, kupiony od Jasińskiego za 45 tynfów. — Józef z Jaworzyna Jaworski, dziedzic Zawadki, przeznaczył w r. 1713 ks. Janowi Połciowskiemu, kapelanowi bractwa św. Józefa, popłatę roczną 75 złp. od kapitału 1.500 złp. — Walenty Bilański w r. 1722 legował ołtarzowi św. Józefa na synagodze sandeckiej 1.200 tynfów. — Wreszcie w r. 1743 Jadwiga Jaworecka, obywatelka sandecka, 300 tynfów, rachując tynf po 36 gr.
5) Kaplica i ołtarz św. Mikołaja, po prawej ręce przy wejściu do kościoła. Paweł, murarz, zapisał rajcom Nowego Sącza Żeleźnikowę Większą i Mniejszą, z obowiązkiem płacenia corocznie z dochodów tychże wsi 10 grzywien kaznodziei niemieckiemu i ołtarzowi św. Mikołaja, który tenże Paweł fundował. Królowa Zofia zatwierdziła ten zapis w Krakowie 23. lipca 1453[1944]. Owe grzywny żeleźnikowskie wcielił kardynał Jerzy Radziwiłł do funduszu kaznodziejskiego i ołtarza św. Trójcy 1597 r.[1945]. Wyposażyli także ten ołtarz: Agnieszka Wolińska, wdowa po Marcinie Wolińskim, rajcy sandeckim w r. 1635 i 1646 sumą 1000 złp.[1946]. — Jan Jordan, dziedzic Gołąbkowic, Chruślic i Grabowej, zapisał 1648 r. 600 złp. — Sławetny Jan Pełka 1657 r. 400 złp. na folwarku w łanach miejskich. Ołtarz ten miał przywilej na odpust 100-dniowy w dzień św. Mikołaja, z wystawieniem Najśw. Sakramentu.
6) Kaplica i ołtarz Nawiedzenia Maryi, zwana także kaplicą św. Elżbiety, fundowany w XV. w. przez mieszczan sandeckich, Jakóba Heinolda i Mikołaja Kramarza, utrzymywana z jałmużn.
7) Kaplica i ołtarz św. Trójcy, zwana także kaplicą cechu rzeźniczego, fundowany w XV. wieku przez Jakóba Heinolda i Mikołaja Kramarza, mieszczan sandeckich, miał posag na jatkach miejskich 8 grzyw, rocznie, i już w r. 1510 burmistrz i rajcy Nowego Sącza prezentowali na altarzystę tej kaplicy ks. Marcina z Kurowa, plebana tęgoborskiego[1947]. Piotr Myszkowski, biskup krakowski, wcielił dochody tej kaplicy do funduszu kustosza kollegiaty 1588 r. Ołtarz ten miał także swych dobrodziejów. Katarzyna Leszczyńska, mieszczanka sandecka, zapisała temu ołtarzowi 1606 r. 100 złp. — Ks. Jan Rzepecki, pleban męciński. dziekan sandecki, 1691 r. 600 złp. — Adam Zawadzki 17 4 r. 1000 złp. Pod tą kaplicą były groby zamożnych rzeźników[1948].
8) Kaplica św. Jana Jałmużnika, z ołtarzem św. Stanisława. Wyposażyli go: Krzysztof Łukowicz i Anna z Fratrowiczów zapisali 1620 r. zagrodę swoją na przedmieściu większem. — Ks.

Bartłomiej Fuzoriusz 1630 r. 500 złp. — Piotr Zawadzki, dziedzic Zawady, Nawojówki i Poręby, legował 1635 r. ćwierć roli na przedmieściu większem i stary blech „Blechantel“ za kościołem św. Krzyża.

9) Kaplica i ołtarz św. Andrzeja nad krużgankiem, fundowany w r. 1472 przez Andrzeja Trestkę h. Gryf, miał posag na dobrach miasta Dembowca 6 grzywien rocznie, za przyzwoleniem króla Kazimierza Jagiellończyka.
10) Ołtarz Bożego Ciała, fundowany 1523 r. przez ks. Macieja z Brzeźnicy, kustosza kollegiaty, o dwóch kapelanach, na których utrzymanie dawało miasto 16 grzyw, rocznie od kapitału 400 grzyw., zapisanych przez niego na dobrach miejskich. Kardynał Jerzy Radziwiłł wcielił te grzywny 1597 r. do funduszu wikarych, ze względu na ich obowiązek kaznodziejski. Ołtarz ten wyposażyli: Ks. Jan, pleban ze Zborowic i przełożony szpitala św. Walentego w Nowym Sączu, zapisał 1557 r. 500 złp. ołtarzowi Bożego Ciała i dla kaznodziei. — Marcin i Anna Wielogłowscy 1633 r. na folwarku Cyrulikowskim w Gołąbkowicach 200 złp. — Ewa Pułtorak 1652 r. na lampę i oliwę przed Najśw. Sakramentem 200 złp. — Stanisław Bernus, pisarz komory celnej, sprawił 1686 r. cyboryum z czerwonego marmuru[1949]. — Stanisław i Kunegunda Frankowiczowie na swych dobrach Zabłotniowskich legowali 1688 r. 200 złp. Pod tym ołtarzem były groby zamożnych rodzin mieszczańskich: Olszyńskich i Wolskich[1950]. — W r. 1747 umieszczono w tym ołtarzu obraz bracki Serca Jezusowego, wyposażony sumą 500 złp. przez ks. Grzegorza Sikorskiego, kanonika sandeckiego, zapisaną na synagodze sandeckiej. — W r. 1777 ks. Wojciech Mroziński, dziekan kollegiaty, i ks. Józef Filipowicz, promotor bractwa, zapozwali synagogę sandecką o zapłacenie czynszu od kapitału 2.000 złp., który ks. Jan Orzechowski dla bractwa Serca Jezusowego zapisał[1951].
11) Ołtarz św. Jana Chrzciciela z obrazem bł. Kunegundy, obok kaplicy św. Mikołaja, wyposażony 1543 r. przez Elżbietę Białowodzką, ksienią starosandecką, sumą 300 złp. na Chełmcu, od której kmiecie chełmieccy zobowiązali się płacić 12 złp. rocznie temuż ołtarzowi.
12) Ołtarz św. Krzyża, fundowany w XV. w. przez przodków Jerzego Szworcza z Krakowa i Jakóba Tharny ze Sącza[1952], miał posag na dobrach miasta Brzegu[1953] na Śląsku, skąd przysyłano corocznie 12 grzyw, szerokich groszy praskich. W r. 1611 spłonął ów ołtarz, upadła też i jego fundacya.
13) Ołtarz Wszystkich Świętych, wymieniony w reformacyjnych dekretach kardynała Jerzego Radziwiłła 1597 r., tudzież Konstantego Szaniawskiego 1725 r., utrzymywany był z jałmużn[1954].
14) Ołtarz z obrazem Zwiastowania N. M. Panny, czyli Różańcowej, najpoważniejszy ze wszystkich, fundowany 1523 r. przez ks. Macieja z Brzeźnicy, kustosza kollegiaty, za przyzwoleniem Piotra Tomickiego, biskupa krakowskiego. Ołtarz ten uprzywilejował kardynał Jerzy Radziwiłł w r. 1597 i potwierdził ustawy bractwa różańcowego. Był on przyozdobiony różnemi wotami i kosztownościami, nie dziw przeto, że budził chciwość łakomych opryszków, którzy go okradli na dwa zawody: w r. 1654 i 1748.
W bractwie różańcowem ci, którzy z książek różaniec śpiewali, zwani byli literatami. Co kwartał w wydatkach miejskich spotykam zapisek: „Literackiemu bractwu różańca św. według zwyczaju kolędy 18 gr.“. A pod rokiem 1634 czytam: „Literatom bractwa Najśw. Panny kolędy wedle zwyczaju 1 złp. 6 gr.“. Snadź bracia literaci, oprócz różańca, i przy innych śpiewach pomagali w kościele. Liczne też płynęły ofiary do skarbony brackiej na ręce prowizorów. Z pomiędzy wielu niektóre przytoczę:
— Anna Rabrocka zapisała 1599 r. folwark na przedmieściu ołtarzowi i bractwu różańcowemu, aby zato odprawiano dwie msze przed obrazem różańcowym: w niedziele za żywych, a w piątki za zmarłych.

— Jan Lutosławski, pisarz grodzki, legował 1620 r. 200 złp. na folwarku Wierzbięcińskim za rzeką Kamienicą.

— Paweł Użewski, złotnik sandecki, 1626 r. 150 złp.
— Barbara Małborszczanka 1627 r. dom przy węgierskiej ulicy.
— Jan i Anna Sutkowscy 1648 r. 300 złp. na domu przy ulicy szpitalnej.
— Wacław Marek 1650 r. 300 złp. na folwarku na Hamrach. Nieszczęśliwy Seweryn z Ratai Rarowski, ginąc 1650 r. z bratobójczej ręki, pisze ostatnią swą wolę: „W imię Ojca i Syna i Ducha świętego! Ja Seweryn z Ratai Rarowski, niespodzianą od brata rodzonego schodząc z tego świata śmiercią, temuż Janowi Rarowskiemu, bratu memu odpuszczam i, żeby mu to nie było grzechem, Boga mego proszę i wszystkich Ichmościów Bracią, aby mu nic za ten exces nie czynili i prawem go nie karali; ale mu życzę błogosławieństwa pańskiego i miłości ludzkiej dla szczęśliwego na ziemi pożycia. Bogu tedy Twórcy mojemu oddaję duszę moją, a ciało ziemi, które żeby w kościele koszyckim, kędy i moja rodzicielka pochowana, pogrzebione było — to jest wola moja. A do tego kościoła ofiaruję na ozdobę podług upodobania tamtecznego Imci pana stryja, Joachima Rarowskiego, na co się zgodzą spólnie, 600 złp. A że jestem w różańcu świętym Najśw. Panny Bocheńskiej wpisany, i tam vota moje obróciłem i wszystkie moje powodzenia na świecie tej Najśw. Pannie skrwawionej (sic) dedykowałem, tedy do kościoła i klasztoru[1955] tamtego 2.000 złp. na budynek i ozdobę kaplicy Najśw. Panny patronki mojej oddaję. Do Sącza do fary do różańca świętego 200 złp., a samemu kościołowi, aby za mnie exequiae z anniwersałem odprawione były, 100 złp. odkazuję“.
W r. 1654 mogło już bractwo różańcowe pożyczyć Adamowi Tabaszowskiemu 1000 złp. na wyderkaf, z rocznym popłatkiem 60 złp. — Ks. Jan Chuliński, pleban ze Siedlec, przeznaczył 1658 r. dla kapelana różańcowego 400 złp. na folwarku przedmiejskim na Hamrach (in morforiis). — Kasper Kamycki w testamencie z 23. lutego 1674 r. legował do różańca Najśw. Panny w kościele kollegiaty sandeckiej na potrzeby najpilniejsze 50 złp. — na ozdobę ołtarza Panny Maryi, który jest pod nowymi organami, 100 złp. — do kościoła kollegiaty na organy nowe 200 złp. — na obiad dla ubogich w dzień pogrzebu swego 100 złp. — na msze św. w dzień pogrzebu 100 czerwonych złotych.
Nie zmniejszyła się też owa hojność dla bractwa różańcowego w XVIII. wieku:
— Jan z Wojakowej Wojakowski zapisał 1708 r. ks. Marcinowi Frankowiczowi, przełożonemu bractwa rożańcowego i jego następcom, popłatę roczną 30 złp. od kapitału 500 złp. na folwarku Gorzkowskim.
— Zygmunt Stroński 1720 r. popłatę roczną 38 złp. od kapitału 380 złp. na domu żyda, Józefa Salomonowicza, przy ulicy zamkowej.
— Ks. Wojciech Mroziński, podkustoszy kollegiaty i promotor bractwa różańcowego, wniósł w r. 1748 skargę przeciwko rajcom i ławnikom Nowego Sącza, z powodu nieprawego przywłaszczania sobie ogrodu na przedmieściu większem, należącego od dawien dawna od promotora różańca św.[1956]. — Tak więc ołtarz różańcowy mógł się utrzymać z własnego majątku i licznych ofiar, a altarzysta miał z czego żyć, bo msze fundacyjne odprawiał. W ogóle między rokiem 1620—1650 wpłynęło do skrzynki brackiej 1.222 złp.
Niektóre z tych kaplic i ołtarzy, wymienionych powyżej, istniały jeszcze w pierwszej połowie XVIII. wieku, lecz przybyły też nowe. Konstanty Szaniawski, biskup krakowski, na wyraźne żądanie kapituły sandeckiej przeznaczył w r. 1725 ks. proboszczowi: altaryę Niepok. Poczęcia, ks. dziekanowi: św. Mikołaja, ks. archidyakonowi: św. Stanisława, ks. kustoszowi: św. Trójcy; czterym zaś innym kanonikom altarye: Matki Boskiej Bolesnej, św. Anny, Wszystkich Świętych i św. Andrzeja; prócz tego ks. scholastykowi: altarę św. Józefa, a kanonikowi fundacyi Siedlisk: altaryę św. Jakóba. Te dwie ostatnie kanonie są widocznie nowsze i nieznane bliżej.
Osobne fundacye swoje mieli księża mansyonarze, którzy na wzór kościoła Maryackiego w Krakowie, obowiązani byli „ad decantandum cursum B. V. Mariae“, do odśpiewania codziennie godzin kanonicznych na cześć Najświęt. Maryi Panny. Pierwszą wzmiankę o mansyonarzach napotykamy już w r. 1628[1957], Ks. Franciszek Pełka, rodem z Nowego Sącza, kanonik pułtuski, przeznaczył w r. 1675 na dwóch mansyonarzy folwark swój w Gołąbkowicach i pola dziedziczne za rzeką Kamienicą, sprzedane nieco później za 3.000 złp.[1958] Na ten sam cel zapisali w r. 1707 Szymon i Anna Kurdwanowscy na Wielogłowach 1000 złp. Dowodzi to wymownie, że dawna szlachta polska, jak gdzieindziej, tak w Nowym Sączu, we czci Maryi wyprzedzić się nie dała.
Ks. Bartłomiej Fuzoriusz, kustosz kollegiaty († 1637), w myśl konstytucyi papieża Piusa IV. z r. 1564, tudzież synodu krakowskiego z r. 1621 za rządów Marcina Szyszkowskiego, zaprowadził dwóch penitencyarzów czyli spowiedników, legując na ten cel 1.500 złp. na folwarku Mateusza Kotczego na przedmieściu większem. Tę pobożną fundacyę zatwierdził 4. listopada 1639 r. Erazm Kretkowski, archidyakon krakowski, wikaryusz generalny i sekretarz królewski[1959]. Jeden z penitencyarzów kapłan świecki, drugi zakonnik, Franciszkanin lub Norbertanin, mieli obowiązek siedzieć w konfesyonałach kollegiaty trzy razy na tydzień i przez cały wielki tydzień przed Wielkanocą, słuchać spowiedzi i rozgrzeszać nawet z takich grzechów, z jakich tylko biskupi absolwować mogą (casus reservati). Za ten pobożny trud pobierali po 50 złp. rocznie. W zetlałych szczątkach aktów kościelnych znalazłem stałą rubrykę tychże wydatków. „Imci ks. opatowi ex censu poenitentiariorum 50 złp. — Ojcu gwardyanowi pro poenitentiaria 50 złp. — Ks. Komorowicowi[1960] ex fundatione poenitentiariorum 50 złp.“[1961]. Fundusz ks. Fuzoriusza wzbogacił w r. 1663 Adam Kownacki na Trzycierzu prowizyą roczną 105 złp. od sumy 1.500 złp.; a znacznie później w r. 1755 Bernard Stadnicki kapitałem 1.500 złp., lokowanych na Zawadzie, Porębie i Nawojówce.
Kaznodzieje przy kollegiacie mieli także swoje dochody. Dorota Cyrusowa przeznaczyła w r. 1469 na kaznodzieje polskiego 3 grzywny rocznie od kapitału 100 grzywien na swym folwarku, nabytym za 200 złotych węgierskich. — Rajcy sandeccy płacili kaznodziei 12 grzyw, rocznie od kapitału 500 złp., które ks. Jan, pleban ze Zborowic, przełożony szpitala św. Walentego w Nowym Sączu, legował w r. 1557. — Ks. Zygmunt ze Stężycy, proboszcz kollegiaty, i ks. Andrzej, pleban z Kamionki, zapisali na dobrach miejskich 1571 r. 4 grzywny rocznie od kapitału 100 grzywien: 2 kaznodziei a 2 nauczycielowi szkoły sandeckiej. — Ks. Alexander Dziekoński, archidyakon kollegiaty, legował w r. 1593 „pro reparatione ambonae“ 300 złp. na Roszkowicach. — Szymon Wolski, aptekarz sandecki, zapisał ks. Fuzoriuszowi wyderkaf (census reemptionalis) 70 złp. od kapitału 1000 złp., ten zaś przeznaczył go w r. 1635 na kaznodzieje. — Stanisław Foltynowicz, rajca sandecki, przekazał w r. 1667 na kaznodzieję 1000 złp.
Wspólnej kapitule sandeckiej, t. j. kanonikom i wikarym, pozostawili znaczniejsze legata: Ks. Bartłomiej Fuzoriusz 1636 r. 300 złp. — Ks. Stanisław Rozmusowicz 1645 r. 300 złp. — Ks. Szymon Jaroszowski 1653 r. 6.000 złp. — Ks. Jan Kwaśnicki 300 złp. — Ks. Grzegorz Królikowski 1660 r. 300 złp. — Ks. Andrzej Sutkowski 300 złp. — Ks. Adam Bydłoniewicz 1670 r. 500 złp. — Ks. Andrzej Ankwicz 1749 r. 3.000 złp.
Niemniej hojną dla kapituły sandeckiej była też okoliczna szlachta:
— Adam Tabaszowski na Tabaszowej 1621 r. 200 złp.
— Jacek Taranowski, cześnik sanocki, na Naściszowej 1651 r. 1000 imperyałów (talarów).
— Jerzy Marcinkowski na Marcinkowicach 1654 r. 1000 złp.
— Jadwiga Wielogłowska na Zabełczu 1658 r. 400 złp.
— Jan Ogonowski na Klęczanach 1660 r. 1000 złp.
— Franciszek Czerski na Biesnej 1680 r. 1000 złp.
— Jan i Katarzyna Jaklińscy na Jasiennej 1683 r. 1000 złp.
— Zygmunt i Kunegunda Chwalęccy na Biesnej 1688 r. 2.000 złp.
— Szymon Kurdwanowski na Jeżowie 1702 r. 1000 złp.
— Jan Stadnicki na Janczowej 1706 r. 450 złp.
— Mikołaj Gostkowski na Bobrówce 1769 r. 1000 złp.
Prócz tego rozmaite sumy, zapisane kapitule na dobrach miasta Lubowli na Spiżu, na folwarkach przedmiejskich i na synagodze sandeckiej, wynosiły 6.186 złp. W latach 1636—1769 ogólny zapis wspólnej kapituły, od którego pobierano wyderkaf. czyli popłatę roczną, i odprawiano msze fundacyjne za dobrodziejów, doszedł do 23.236 złp.[1962].




Rozdział  VIII.
Stan kollegiaty w XVIII. wieku.

O bogactwie sprzętów kościelnych dawnej kollegiaty sandeckiej świadczy inwentarz z r. 1726, jakim rzadko który dziś kościół poszczycić się może. Dla ciekawości miłośników przeszłości, tudzież ze względów ochrony od zniszczenia, podaję go w całej osnowie:

Anno Domini 1726. Inwentarz kościoła kollegiackiego nowosandeckiego srebra, aparatów i różnych rzeczy kościelnych, spisany przez panów kościelnych[1963] natenczas: Pana Wawrzyńca Bucieja i Jana Ornutowicza.
Srebro.

Monstrancya wielka staroświecka pozłocista, ważąca grzywien 68, krzyżyk z niej spadł, trzeba go naprawić.
Monstrancya druga mniejsza, nakształt słońca w promienie, wszystka pozłocista z Aniołkami. Do tej monstancyi krzyżyk krzyształowy z kamieniami czeskimi. Item krzyżyk maluśki, szczerozłoty, cum ligno vitae[1964].

Krzyż wielki złocisty, wszystek nakształt drzewa, na nim Pasya srebrna z Maryą i św. Janem.
Fryz gotycki na froncie wieży kolleg. z r. 1507.

Krzyż wszystek biały, z Ewangelistami pozłoconymi, cum effigie Crucifxi, z promieniami pozłoconymi, po drugiej stronie z Relikwiami, z kamieniami trzema, czwartego niedostaje.
Krzyż mniejszy wszystek biały, cum effigie Crucifixi i czterech Ewangelistów, ze znakami pozłoconymi.
Krzyż srebrny biały krzyształowy, cum ligno vitae.
Krzyż albo krucyfiks srebrny cum sede, wszystek biały, którego do pogrzebów zażywają.
Krzyż in sede obłamany, z Relikwiami bez pasyjki srebrny.
Relikwiarz nakształt skrzyneczki srebrny, ze szkłem bez Relikwii, z Bobowej kupiony.
Relikwiarz srebrny bł. Jana Kantego, z biretem na wierzchu.
Trybularz srebrny ze czterema łańcuszkami.
Łódka srebrna do kadzidła i z łyżeczką srebrną.
Miednica wielka srebrna, z nalewką wielką srebrną, pstro złocista, z herbem. Illustris Fusorii Custodis[1965].
Lichtarzów srebrnych wielkich para, mniejszych para, jeszcze mniejszych para trzecia.
Lichtarzów stołowych srebrnych para, pstro złocistych.
Lampa wielka ze trzema łańcuszkami, z Aniołkami trzema, tę wieszają przed wielkim ołtarzem.
Lampa mniejsza z koroną, z dłuższymi łańcuszkami, którą wieszają przed Cimboryum, ogniwek kilka niedostaje.
Lampa najmniejsza srebrna, którą wieszają przed Najśw. Panną Różańcową.
Ampułki srebrne wielkie pozłociste, z gałeczkami okrągłemi, u spodku z miednicą srebrną.
Ampułki srebrne mniejsze, pstro złociste.
Ampułki srebrne gładkie, u których wieczka i sedes pozłacane, z guziczkami na wierzchu.
Ampułki srebrne wybijane białe, z wieczkami.
Ampułki srebrne białe gładkie małe, z herbami i literami.
Puszka srebrna na hostye, z krzyształem na wierzchu wprawionym.
Kociołek srebrny na święconą wodę, z obłączkiem srebrnym.
Stypuła[1966] srebrna kantorowska, na której Pan Jezus stoi, miejscami pozłocista, a w środku drzewo.
Laski drewniane w cynę oprawne, na wierzchu gałki srebrne duże.
Puszka alias pixis srebrna wielka, z trzema Aniołkami, wybijana z koroną wkoło, wszystka pozłocista, na wierzchu krzyż ze światem.
Pixis albo puszka druga, srebrna mniejsza pozłocista, cum operculo majori, z krzyżem cum conopeo sericeo.
Puszka miedziana staroświecka pozłacana.
Kielichów wszystkich srebrnych nro 24, jako to: kielichów in specie trzy staroświeckich wielkich, z różnemi wieżyczkami, osobami, kamieniami; kielich czwarty srebrny staroświecki z Aniołkami, z różyczkami, z kamieniami, z perłami, wszystek pozłocisty z Pasyą cum sede.
Kielichów srebrnych dwa, wielkich parzystych sztychowanych i wybijanych, na których misterya Passionis, pozłociste obadwa.
Kielichów cztery jednakowych srebrnych, powierzchu Aniołkowie sztychowani z essami i różne wybijania są na nich pozłociste.
Kielichów staroświeckich sześć, trzy gładkich z wieżyczkami pod kuppą, gdzie ręką trzymają, a trzy z koronami pozłociste.
Kielich wpół złamany, na którym Jezus Marya Józef.
Kielich złamany wybijany, z Aniołkami i z sztukami, z koroną wkoło pozłocisty.
Kielichów trzy miejscem pozłacanych, wybijanych srebrnych.
Kielich mały wybijany, srebrny pstro złocisty, wybijany z Aniołkami dwoma, trzeci odleciał.
Kielich srebrny modny, miejscem gładki, a miejscem wybijany, wszystek pozłocisty, A. D. 1712 sprawiony.
Kielich srebrny, teraźniejszą robotą pstro złocisty, sztuczki sztychowane, z podpisem i herbem Jegomości księdza Józefa Jordana, kanonika krakowskiego, archidyakona sandeckiego († 1729).
Kielich miedziany bez kuppy, tylko sedes jest.
Patyn wszystkich wielkich i małych nro 25.
Vasculum srebrne na olea sacra.
Puszeczka srebrna pro Sanctissimo Sacramento ad infirmos.
W ołtarzu Najśw. Panny Pocieszenia przed stallami in cornu Evangelii, sukienka srebrna miejscami wybijana, votum srebrne na niej auszpurską robotą, Beatissima wyrażona tamże, tabliczka srebrna, korona na głowie Najśw. Panny srebrna pozłocista, na głowie P. Jezusowej tylko srebrna, korali sznurków sześć i z krzyżykiem srebrnym pozłocistym, metalik srebrny. Zasłona albo firanka kitajkowa czerwona, błękitną kitajką podszyta, z koroną srebrną szeroką.
W ołtarzu Najśw. Panny Częstochowskiej pod chórem, sukienka srebrna na obrazie, przez sławetną panią Hohorowską A. D. 1721 sprawiona, korali nici drobnych 3, korony dwie na głowach srebrne pozłociste, gwiazd 12, zasłona albo firanka czerwona kitajkowa z falbaną błękitną, votum jedno.
W kaplicy Najśw. Panny Bolesnej, na obrazie w ołtarzu korony dwie srebrne, tabliczka srebrna jedna, tabliczka mała graniasta, sukienka atłasowa zielona i cielista, zasłonki tabinowe zielone z frandzlą.
W ołtarzu i kaplicy św. Józefa sukienka srebrna na obrazie, wybijana, spodnia pozłacana, wierzchnia biała i na P. Jezusie pozłacana, korony w promienie dwie pozłociste, turkusów pięć w koronie, jednego niedostaje. Lilia srebrna pozłacana, sandały srebrne na nogach podarte, votum jedno srebrne i Angus Dei, w srebro oprawne z obrączką jedną srebrną. Zasłonki zielone lamowe na srebrnym pręcie.
W ołtarzu Najśw. Panny Różańcowej, sukienka srebrna na obrazie, per medium miesiąc złocisty, sceptrum złociste, korony na głowach tegoż obrazu srebrne złociste, gwiazd srebrnych 12, tablic alias wotów 10, maleńkie votum 1 na tym obrazie, krzyżyk srebrny złocisty, z jednej strony Passya, z drugiej strony insignia Passionis rysowane, item krzyżyk drugi mniejszy, na jednej stronie Passya, na drugiej stronie effigies B. V. M. wybijana była, niedostaje krzyżyk mniejszy srebrny, krzyżyków małych srebrnych przy koralach trzech jeden tylko, mętalik 1, pereł nici drobnych dwie. Item pereł drobniejszych koralami przewłóczonych nici dwie, korali różnych nici 16, manelki dwie czeskiego dyamentu. Łańcuszek szczerozłoty w ogniw kręconych nro 228, przy nim krzyżyk dyamencikami sadzony złoty, dyamencików 7 mający. Pereł wielkich sznurków dwa środkiem drobnych, na głowie i na włosach Najśw. Panny, na wstędze czarnej tamże zausznica, perłami sadzona w gruszkę, ukradziona. Firanki mienione i firanki czerwone tabinowe, także zasłonka żółta kitajkowa.
Na obrazie noszonym różańcowym sukienka srebrna, od spodku tylko nakształt tablicy, na której są benefactores wybici: vir cum femina, in medio Beatissima. Na tym obrazie tablic srebrnych siedm, ósma złocista, korali sznurów pięć, przy których bursztynowa sztuczka i krzyżyk maleńki srebrny, koron dwie srebrnych pozłocistych. Na Panu Jezusie, wśrodku kościoła na tęczy stojącym, tablic srebrnych wielkich nro 3, tabliczek małych 2, serc srebrnych nro 10, korona cierniowa srebrna 1, tablic miedzianych 2.

Mszały w srebro oprawne.

Mszał wszystek w srebro oprawny robotą modną, klauzury jednej nie masz i antabki.
Mszał aksamitny czerwony, w srebro oprawny sztukami, cum imaginibus sculptis Crucifixi Domini ze dwunastą Aniołkami, bez klauzur złocisty.
Mszał czarny w capę[1967] w srebro oprawny, sztuczki na nim pomierne bez klauzur.
Mszał czerwony stary w srebro oprawny, sztuczki na nim małe bez klauzur i antabek.
Mszałów czerwonych w skórę czerwoną wyzłacaną oprawnych 2.
Mszał w czarną capę oprawny dobry.
Mszałów Rekwialnych nro 6.

Cyna.

Krucyfiks wielki cynowy na wielki ołtarz.
Lichtarzów cynowych na wielki ołtarz sześć.
Lichtarzów cynowych różańcowych cztery.
Lichtarzów u cimboryum grubych i wielkich dwa.
Lichtarzów w kaplicy św. Józefa sześć i krucyfiks cynowy.
Lichtarzów u św. Trójcy na drzewie dwa cynowych.
Lichtarzów u Niepokalanego Poczęcia dwa.
Lawatarz w zakrystyi cynowy, ważący funtów 86, sprawiony A. D. 1720.
Organy cynowe wielkie, restaurowane w r. 1719, z boku na wielki chór przeniesione cum sua structura i wtenczas wyzłocone.
Pozytywa przed wielkim ołtarzem stojąca nowa, naprzeciwko zakrystyi.
Pozytywa cynowa przed kaplicą św. Józefa stojąca.
Tablic pięć cynowych wielkich na piszczałki.
Dzbanków cynowych na kwiatki dwa.

Spiż i mosiądz.

Lichtarz mosiężny, w którym essów[1968] ośm, który przed wielkim ołtarzem wieszają.
Lichtarz mosiężny przed ołtarzem Najśw. Panny Różańcowej, przy którym essów 12.
Lichtarz przed Cimboryum, tylko bania essu żadnego nie ma. Dzwonów wielkich dwa, jeden nakształt Zygmunta krakowskiego, imię mu Michał; dzwon drugi mniejszy, zowie się Mikołaj[1969].
Dzwon najmniejszy zowie się Małgorzata.
Sygnaturka na kościele.
Dzwonków małych nro 15.
Lampa mosiężna przed cimboryum.
Baptisterium wielkie spiżowe na dwóch gradusach.

Miedź.

Konewek miedzianych dwie zepsowane.
Kociołków do wody święconej dwa zepsowane.
Kropielnica do wody święconej w kruchcie.
Kropielniczka w zakrystyi mała nowa.
Kotły dwa, w nich bębnia[1970] reparacyi potrzebuje.

Kociołek do topienia cyny, żelazny dziurawy.
Ornaty białe.

Ornat solenny lity, srebrem i złotem haftowany, z galonem złotym, ze stułą i manipularzem, podszyty kitajką[1971] różową.
Ornat drugi solenny, srebrem i złotem haftowany, ze stułą i manipularzem, z koronną wkoło złotą, kitajką nakształt atłasu[1972] ceglastą podszyty.
Ornat partyrowy[1973], z kolumną czerwoną w kwiaty srebrne i złote, z galonem złotym, ze stułą i manipularzem takowym, kitajką granatową podszyty, na nim są litery i rok 1717 wyszyty.
Ornat partyrowy, z kolumną srebrem haftowaną, z kwiatami jedwabnymi, z koronką złotą, bez stuły i manipularza, kitajką w paski podszyty złą.
Ornat lamowy[1974], jednaki wszystek z koronką złotą, ze stułą i manipularzem, płótnem czerwonem obszyty i już opłowiałem.
Ornat altembasowy[1975] tureckiej materyi. z kolumną czerwoną takiejże tureckiej materyi, z pasamonami i frandzelką[1976] czerwoną, ze stułą i manipularzem, imamusem kaparowym[1977] podszyty.
Ornat lamowy w kwiaty, z kolumną fiołkową lamową w kwiaty, z herbem haftowanym srebrem i złotem, z koroną złotą, materyą wełnianą podszyty, bez stuły i manipularza alias agrameffon.
Ornat lamowy stary, z kolumną czerwoną lamową na przodku łataną, z koroną marcipanową[1978], płótnem ceglastem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat lamowy w złote kwiatki, z kolumną jedwabiem na białym atłasie wyszywaną, z koroną srebrną, płótnem ceglastem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat stary z altembasową kolumną czerwoną, z herbem srebrnym na blasze srebrnej wyrysowanym, nadpsowany, z pasamonem i z frandzlą złotem przerobioną, czerwonem płótnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat atłasowy biały stary, z kolumną czerwoną w kwiatki, z pasamonami i frandzlą pstrą, płótnem czerwonem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat atłasowy w kwiaty rozmaite, z pasamonami czerwonymi, ze stułą i manipularzem, płótnem ceglastem podszyty.
Ornat partyrowy stary, w kwiaty wielkie z kolumną zieloną lamową, z pasamonami i frandzlą cytrynową, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem, zowie się burkatelowy[1979].
Ornat atłasowy wzorzysty[1980], z kolumną czerwoną w kwiaty rozmaite, z pasamonami pstrymi frandzlą pstrą, płótnem czerwonem podszyty, z stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy gładki, z kolumną czerwoną atłasową, z pasamonami złotymi na przedzie łatany, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy, w kwiaty robiony różnego koloru, z kolumną białą złotymi kwiatami przerabianą, z pasamonami czerwonymi i z frandzlą opłowiałą, płótnem moskiewskiem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy, z kwiatami różnego koloru wybijanymi, wszystek jednakowy, z pasamonami zielonymi, szychem[1981] żółtym przeszywanymi, z frandzlą jedwabną pstrą, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem odmiennym.
Ornat nędzowy[1982] wzorzysty, z kolumną trochę odmienną, szychem przerabianą, bez stuły z manipularzem.
Ornat półjedwabny stary staroświecki na reparacyą.

Dalmatyki białe.

Dalmatyki kitajkowe, różnym jedwabiem w kwiaty wyszywane, płótnem cytrynowem podszyte, z pasamonami z frandzlą czerwoną, ze stułą i manipularzem.
Dalmatyki burkatelowe, z pasamonami cytrynowymi, płótnem czerwonem podszyte.
Dalmatyki atłasowe wzorzyste, z pasamonami zielonymi i z frandzlą, płótnem ceglastem podszyte, reparacyi potrzebują.

Ornaty czerwone.

Ornat adamaszkowy[1983] ze złotymi kwiatami, z galonem złotym i frandzlą złotą, kitajką karmazynową podszyty, ze stułami i manipularzami, takież dalmatyki i antepedium.
Ornat altembasowy złotem przerabiany, z kolumną srebrnolitą w kwiaty rozmaite, z galonem złotym z pasamonami przerabianymi i frandzlą takową, herb wyszyty na dole półtora krzyża pod kapeluszem, argamesem[1984] oliwkowym podszyty, ze stułą bez manipularza.
Ornat altembasowy staroświecki, złotem przerabiany z kolumną białą, na lamie essy aksamitne czerwone, z galonem i frandzelką złotą, kitajką czerwoną podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat takowy z kwiatami złotymi, kolumną szychową w kwiaty jedwabne ze srebrnym galonem, kitajką ceglastą podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat lamowy pstry, z kolumną szychową białą w kwiaty jedwabne, agramesem[1985] błękitnym podszyty, z galonem i koroną szychową, ze stułą i manipularzem.
Ornat lamowy w kwiaty małe wszystek jednakowy, z pasamonem i frandzlą czerwonemi złotem przerabianemi, płótnem płowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny[1986] wzorzysty, z kolumną białą lamową w kwiaty pstro złociste z koroną marcypanową, imamusem oliwkowym podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat złotogłowowy[1987], z kolumną Apostołów złotem wyrabianych staroświecki, z orłem na spodzie, z pasamonami i frandzlą jedwabną, płótnem podszyty, z stułą i manipularzem.
Ornat altembasowy stary, z kolumną trochę odmienną altembasową, z pasamonami pstrymi i frandzlą karmazynową, czerwonem płótnem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy wszystek jednaki, szyte kwiaty na nim jednakowe z galonem szychowym, płótnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat cytrynowy w prążki czarne nakształt partyru, z kolumną błękitną partyrową w kwiatki złote, płótnem takiem cytrynowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy cielisty, z kolumną partyrową czerwoną w różne kwiatki z galonem złotym cytrynowym, płótnem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat kamkowy[1988] w kwiatki rzadko złote ceglasty, w prążki białe z koroną i z galonem srebrnym, płótnem cytrynowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat kamkowy w kwiatki gęsto złote, w prążki czarne i złote z purpurowym galonem białym szychowym, płótnem wrocławskiem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat kamkowy pstry, z kolumną białą w kwiatki różne, z pasamonami i frandzlą błękitną, imamusem oliwkowym podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat półjedwabny, nakształt altembasu wzorzysty pstry staroświecki, galon szychowy irandzla wkoło jedwabna pstra, płótnem granatowem podszyty, bez stuły z manipularzem.
Ornat aksamitny, złotymi kwiatami przerabiany, z kolumną ceglastą opłowiałą, z galonem szychowym i frandzlą takąż, materyą zieloną turecką podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny wzorzysty, z kolumną atłasową białą w złote kwiaty, z pasamonami i frandzlą pstrą, płótnem granatowem podszyty, ze stułą bez manipularza.
Ornat aksamitny ciemny złotem przerabiany, z kolumną kitajkową ceglastą, z pasamonami i frandzlą jedwabną pstrą, płótnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat adamaszkowy w złote wzory, z kolumną białą w kwiaty żółte, z koroną i frandzelką szychową jedwabiem przerabianą, płótnem prostem podszyty, nadpsowany, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy wszystek jednakowy, z pasamonami i frandzlą cytrynową, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy, podobny do pierwszego wszystek jednakowy z frandzlą i pasamonami cytrynowymi, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy, z kolumną papużą atłasową, z koroną szychową z frandzlą jedwabną, płótnem płowem podszyty, z manipularzem.
Ornat adamaszkowy, z kolumną zieloną wzorzystą, z koroną i frandzlą szychową, płótnem prostem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy, z kolumną tabinową[1989] białą, z herbem półtora krzyża, z pasamonami i frandzlą pstrą jedwabną, płótnem granatowem podszyty.
Ornat adamaszkowy z kolumną altembasową żółtą, wzory cieliste z koroną i frandzlą szychową, płótnem prostem podszyty, ze stułą i manipularzem.

Dalmatyki czerwone.

Dalmatyki aksamitne wzorzyste, z frandzlą i z pasamonami włóczkowymi wpół jedwabnymi, argamesem granatowym podszyte, bez stuły i manipularza.
Dalmatyki atłasowe w kwiaty pstre wzorzyste, z pasamonami i frandzlą jedwabną pstrą, imamusem oliwkowym podszyte.
Dalmatyki atłasowe jednakie gładkie, z frandzlą i pasamonami włóczkowymi wpół jedwabnymi, i z kutasami zielonymi jedwabnymi długimi jakoby chorągwianymi, gałek 6 u każdego kutasa.

Ornaty zielone.

Ornat złotogłowowy, jednaki wszystek z herbem Śreniawa, z frandzlą i pasamonami czerwonymi jedwabnymi srebrem przerabianymi, kwiatami niebieskimi podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy w biały wzór, z kolumną lamową czerwoną w kwiatki, z frandzlą i pasamonami złotem przerabianymi, imamusem oliwkowym podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy także w biały wzór, z kolumną lamową białą w różne kwiaty z czerwonymi pasamonami, płótnem oliwkowem moskiewskiem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy papuży, z kolumną cielistą kitajkową pikowaną[1990] z galonem szychowym, płótnem wrocławskiem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy, z kolumną czerwoną atłasową, z galonem szychowym i frandzelką jedwabną, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy z kolumną białą adamaszkową, z Imieniem Jezus na piersiach, z frandzlą i pasamonami pstrymi, płótnem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny wzorzysty stary, z kolumną szytą na krzyż z osobami wyszywanemi bez frandzelki, płótnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat adamaszkowy stary, z kolumną tercynelową[1991] w wodę cytrynową, z taśmą białą wkoło kolumny, płótnem prostem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny, różne kolory w sobie mający, z kolumną aksamitną granatową złotem przerabianą, z galonem szychowym z frandzlą jedwabną, wytarty, płótnem prostem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny złotem wzorkowany[1992], z kolumną lamową w kwiaty, staroświecki wytarty, z frandzlą i pasamonami pstrymi, na przodzie płótno malowane z herbami, imamusem oliwkowym podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat nędzowy, cieliste kwiaty w sobie mający, szychem przerabiany, dobry, z galonem szychowym, z frandzlą pstrą jedwabną, imamusem oliwkowym podszyty, bez stuły i manipularza.

Dalmatyki zielone.

Dalmatyki atłasowe w biały wzór, z frandzlą i pasamonami czerwonymi, imamusem oliwkowym podszyte, ze stułą i manipularzem.

Dalmatyki adamaszkowe wzorzyste, z pasamonami czerwonymi i z frandzlą karmazynową, z kutasami czterema jedwabnymi, płótnem płowem podszyte, ze stułą i manipularzem.
Ornaty fioletowe.

Ornat lamowy wzorzysty jednaki wszystek, z koroną i frandzlą złotem i jedwabiem robioną, płótnem prostem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat tabinowy w wodę, z kolumną białą lamową, z pasamonami i frandzlą jedwabną białą, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat tabinowy brunatny, z kolumną fiołkową wzorzystą złocistą, z pasamonami i frandzlą czerwoną, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat brunatny złotem przerabiany, z kolumną czerwoną złotem haftowaną, — staroświecki, z pasamonami i frandzlą pstrą, płótnem prostem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat adamaszkowy, z kolumną atłasową czerwoną, z galonem szychowym, atłasem czerwonym oblamowany, płótnem czerwonem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat adamaszkowy z kolumną, na której osoby różnym jedwabiem wyszywane, taśma około kolumny a frandzla wkoło pstra włóczkowa, na przodzie zły naprawiany i kolumna odmienna, płótnem czarnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat aksamitny wzorzysty, z kolumną czerwoną aksamitną wzorzystą, galon szychowy biały przy kolumnie a wkoło atłasem oblamowany, płótnem czarnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat kitajkowy w paski, z kolumną kamkową czerwoną, w paski ze złotymi kutasami, miejscem z pasamonami szychowymi białymi i złotymi, płótnem cytrynowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy ciemny stary, z kolumną fioletową atłasową wzorzystą złotem przerabianą, z pasamonami pstrymi włóczkowymi i z frandzlą, płótnem czarnem podszyty, bez stuły i manipularza.

Ornat muchajerowy[1993] w wodę, nakształt tureckiej materyi, z kolumną żółtą wzorzystą wybijaną, z pasamonami jedwabnymi ceglastymi i z frandzlą pstrą, płótnem czerwonem podszyty.
Dalmatyki fioletowe.

Dalmatyki muchajerowe, woda się przez nich przebija, pasamony i frandzla włóczkowa z jedwabiem, płótnem czerwonem podszyte, ze stułą i manipularzem.

Ornaty czarne.

Ornat złotogłowowy w kwiaty złote, z galonem złotym i frandzlą taką, wszystek jednakowy, kitajem[1994] błękitnym podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny, z kolumną białą wzorzystą, z galonem żółtym szychowym, płótnem szarem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny, z kolumną białą wzorzystą, z galonem żółtym szychowym, płótnem starem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy z kwiatami złocistymi, z kolumną zieloną atłasową, także z kwiatami, pasamonami i frandzlą jedwabną cytrynową, płótnem płowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy, z ceglastą kolumną lamową, z pasamonami i frandzlą pstrą jedwabną, płótnem starem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy, z kolumną błękitną tabinową, z pasamonami i frandzlą jedwabną, cytrynowem cienkiem płótnem podszyty.
Ornat tercynelowy w paski, z kolumną ceglastą w pąki i kwiatki, z galonem szychowym białym i z koroną szychową, płótnem wrocławskiem podszyty, kaparowy ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy wzorzysty, z kolumną białą tercynelową szychem przerabianą, z pasamonami jedwabnymi pstrymi, z frandzlą jedwabną pstrą, płótnem czerwonem podszyty, bez stuły z manipularzem.
Ornat aksamitny wszystek jednakowy, wzory miejscami z pasamonami i frandzlą białą jedwabną, czarnem płótnem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny wzorzysty, z kolumną atłasową białą wzorzystą, z pasamonami i frandzlą pstrą jedwabną, płótnem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat tercynelowy w wodę, z kolumną altembasową jabłonkową, ze złotym galonem i frandzlą szychową, płótnem granatowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat tabinowy wszystek jednakowy, z pasamonami i frandzlą białą jedwabną, płótnem wrocławskiem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat adamaszkowy, z kolumną białą adamaszkową, z pasamonami i frandzlą jedwabną pstrą, płótnem wiśniowem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat aksamitny wzorzysty stary, z kolumną szarą lamową, z galonem szychowym starym, czarnem płótnem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat tercynelowy w kwiaty, z kolumną adamaszkową zieloną, z pasamonami zielonymi jedwabnymi, z frandzlą jedwabną pstrą, ze stułą i manipularzem.
Ornat tercynelowy takiż, z kolumną papużą atłasową, z koroną srebrną koło kolumny a wokoło frandzla pstra, płótnem wrocławskiem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat atłasowy, z kolumną białą złotem pikowaną z galonem szychowym, płótnem wrocławskiem podszyty, bez stuły i manipularza.
Ornat tercynelowy, z kolumną ceglastą albo cielistą adamaszkową, z pasamonami i frandzla pstrą, płótnem czerwonem podszyty, ze stułą i manipularzem.
Ornat tercynelowy w wodę, na przodku wszystek jednakowy, na tyle zaś cum effgie Crucifixi Domini, na kolumnie z pasamonami starymi szarymi, w tyle agramesem brunatnym, a w przedzie płótnem podszyty, z manipularzem bez stuły.
Ornat stary atłasowy zły, z kolumną białą tercynelową w paski, z pasamonami błękitnymi i frandzla jedwabną, bez stuły i manipularza.

Dalmatyki czarne.

Dalmatyki aksamitne wytarte, z pasamonami białymi i frandzlą pstrą, z kutasami wielkimi, płótnem czarnem podszyte, bez stuły i manipularza.

Kapy białe.

Kapa solenna biała z materyi złotolitej, z bokami srebrem i złotem w kwiaty haftowanymi, ze szczytem takowym haftowanym, atłasem karmazynowym podszyta, wkoło frandzla złota, a zaś wkoło szczytu większa, haftki srebrne pod szyją dwie pary, a nad szczytem par trzy srebrnych.
Kapa atłasowa biała, różnego koloru na sobie kwiatki mająca, z bokami czerwonymi kamkowymi z galonem szychowym, szczyt czerwony, płótnem cytrynowem podszyta.

Płaskorzeźba na wieży kolleg. z r. 1507. — Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Kapa takaż atłasowa nakształt partyru, z kwiatami różnego koloru, boki czerwone kitajkowe w paski z pasamonami kitajkowymi, szczyt zielony, około niego frandzla duża srebrna, płótnem ceglastem podszyta.
Kapa biała, z tureckiej materyi jedwabiem czerwonym i złotem przerabianej, wszystka jednakowa, z pasamonami pstrymi i frandzlą, szczyt biały wszystek, na którym Najśw. Panna z Aniołami złotem wyszywana, płótnem szarem podszyta.
Kapa biała burkatelowa, z bokami zielonymi altembasowymi, ze szczytem takowym zielonym, z pasamonami jedwabnymi papużymi, z frandzlą koło szczytu, płótnem czerwonem podszyta.
Kapa biała wzorzysta półjedwabna partyrowa, z bokami podobnymi z pasamonami zielonymi, u szczytu frandzla zielona jedwabna, z kutasem wielkim i długim jedwabnym, z herbem B. F. C. S.[1995], płótnem prostem podszyta.

Kapy czerwone.

Kapa adamaszkowa, ze złotymi kwiatami z galonem i frandzlą złotą, wszystka jednakowa, koło szczytu frandzla długa złota, z klauzurami pod szyją srebrnemi dwoma, kitajką karmazynową podszyta.
Kapa lamowa czerwona, w kwiaty złote wszystka jednakowa, z galonem złotym szerokim, koło szczytu frandzla duża złota, wkoło nie masz frandzli, kitajką ceglastą podszyta.
Kapa adamaszkowa, na dnie cielistem kwiaty różowe, boki partyrowe czerwone z kwiatami różnego koloru, ze szczytem takowym z galonem złotym, po bokach i wkoło szczytu zaś frandzla złota duża, szczyt ze trzema stęgami błękitnemi przy haftkach, kitajką ceglastą z przodku podszyta, dalej płótno ceglaste pod nią.
Kapa atłasowa, z kwiatami nakształt drzewa wyrabianymi, boki białe lamowe z kwiatami różnymi, z koroną po bokach i wkoło marcypanową, koło szczytu zaś białego korona szeroka złota i wstążki przy haftkach, pod szyją haftek para srebrnych, imamusem ceglastym podszyta.
Kapa aksamitna, z bokami altembasowymi złotem przerabianymi i ze szczytem altembasowym, pasamony koło boków a wkoło frandzelka mała, koło szczytu frandzla wielka jedwabna, spinka wielka srebrna staroświecka pozłocista pod szyją, płótnem szarem podszyta.
Kapa aksamitna wzorzysta złotem przerabiana, boki aksamitne brunatne ze złotem, pasamony koło boku a u dołu frandzla, koło szczytu frandzla wielka jedwabna czerwona opłowiała, płótnem opłowiałem podszyta.
Kapa aksamitna podobna przeszłej, z kwiatami złotymi mniejszymi wzorzysta, boki aksamitne i szczyt takowy złotem przerabiany, z pasamonami i frandzlą jedwabną, płótnem szarem i drelichem podszyta.

Kapy zielone.

Kapa atłasowa w biały wzór, boki lamowe białe w różne kwiaty, z koroną złotą u boków i wkoło, a u szczytu białego korona i frandzla złota szeroka przy haftkach, u szczytu wstęgi różowe ze spinkami srebrnemi u szyi, imamusem oliwkowym podszyta.
Kapa atłasowa z kwiatami białymi, boki białe atłasowe w kwiaty różne, z pasamonami pstrymi i z frandzlą koło dołu, koło szczytu frandzla ceglasta długa, wstęgi zielone i czerwone przy haftkach u szczytu, przodki kitajką papużą podszyte, dalej płótno papuże i spinki pod szyją mosiężne pobielane.
Kapa altembasowa złotem przerabiana, boki czerwone altembasowe i szczyt ze złotem, także galon złoty z jedwabiem czerwonym, frandzla koło dołu i u szczytu karmazynowa jedwabna, płótnem i imamusem cytrynowym podszyta.

Kapy fioletowe.

Kapa altembasowa granatowa złotem przerabiana, boki czerwone altembasowe, galon karmazynowy jedwabiem przerabiany, wkoło frandzelka karmazynowa ze złotem i koło szczytu, przodki musułbasem[1996] czerwonym a dalej płótnem podszyta, haftek para srebrnych u szyi.
Kapa adamaszkowa, boki altembasowe zielone z pasamonami i frandzlą jedwabną, z kutasem długim jedwabnym u szczytu, płótnem czerwonem podszyta.

Kapy czarne.

Kapa tercynelowa cienka pikowana, boki białe tercynelowe w różne kwiaty ze szczytem takowym, u którego frandzla karmazynowa długa, z galonem szychowym z frandzlą niebieską, płótnem cytrynowem podszyta.
Kapa tercynelowa gładka, boki adamaszkowe błękitne z galonem szychowym, koło szczytu frandzla pstra, a wkoło u spodku frandzelka błękitna jedwabna, z herbami ks. Jana Kwaśnickiego, archidyakona sandeckiego[1997], płótnem wrocławskiem podszyta.

Antepedia białe.

Antepedium altembasowe złotem przerabiane, z frandzlą karmazynową z galonem złotym, płótnem czerwonem podszyte.
Antepedium na białym arasie[1998], wyszywane w różne kwiaty i z św. Marcinem, płótnem prostem podszyte.
Antepedium takowe wyszywane, między kwiatami koszyki z floresami wyszyte, płótnem podszyte.
Antepedium takowe trzecie, wyszywane z floresami i koszykiem kwiatami różnymi napełnionym, płótnem prostem podszyte.
Antepedium na półkamlowe[1999], wyszywane w białe kwiaty z materyi różnych, koszyki z floresami z frandzlą jedwabną niebieską; do tego antepedium listwa wkoło szajowa[2000] czerwona z takiemiż materyalnymi jedwabnymi kwiatami, płótnem prostem podszyte.
Antepedium przed Różańcem adamaszkowe białe, z pasamonami pstrymi, listwa wkoło wyszywana złotem i srebrem na kitajce, płótnem prostem podszyte.
Antepedium białe, z herbami w bryty, między którymi są aksamitne granatowe brety[2001] wybijane, nadpsowane, z frandzlą karmazynową, płótnem prostem podszyte.
Antepedium takoweż drugie z herbami.
Antepedium malowane i złocone na materyi bawełnianej, płótnem podszyte.
Antepedium kamkowe w paski białe i zielone, z frandzlą karmazynową jedwabną, płótnem podszyte.
Antepedium u św. Józefa na habie[2002] białej, w kwiaty wyszywane, listwy na takiej materyi jedwabiem wyszywane z pasamonem złotym, płótnem podszyte.
Antepedium burkatelowe, z frandzlą jedwabną cytrynową, płótnem podszyte.
Antepedium partyrowe, na dnie białem ze złotymi kwiatami stare, frandzla karmazynowa jedwabna, płótnem podszyte.
Antepedium nakształt lamy z kwiatami stare, z pasamonami czerwonymi nadpsowane.

Antepedia czerwone.

Antepedium adamaszkowe, z kwiatami złotymi, z galonem złotym, z frandzlą złotą, płótnem prostem podszyte.
Antepedium cytrynowe kitajkowe pikowane, włóczką miasto frandzli przeszywane, płótnem podszyte.
Antepedium takoweż jedwabne cytrynowe, z włóczkowem szyciem na miejscu frandzli, płótnem podszyte.
Antepedium sukienne kiernowego sukna[2003], we środku bryt bagazyi[2004] pstrej, przez środek korona wystrzygana sukienna czarna, płótnem podszyte.
Antepedium takowe drugie sukienne, jako wyżej, ze wszystkiem i z brytem.
Antepedium szajowe wszystko jednakie, z frandzlą włóczkową pstrą, koronka szychowa żółta, płótnem podszyte.
Antepedium aksamitne ze złotym kwiatem, z frandzelką zieloną.

Antepedia zielone.

Antepedium adamaszkowe, z pasamonami czerwonymi, z frandzlą czerwoną jedwabną, płótnem czarnem podszyte.
Antepedium burkatelowe cytrynowe, z frandzlą zieloną.

Antepedia fioletowe.

Antepedium altembasowe ze złotem, z pasamonami z frandzlą karmazynową jedwabną, płótnem podszyte.
Antepedium aksamitne wzorzyste granatowe, z pasamonami zielonymi wpółjedwabnymi, z frandzlą pstrą włóczkową, czarnem płótnem podszyte.
Antepedium bombowe[2005] granatowe, z pasamonami półjedwabnymi z frandzlą włóczkową, drelichem podszyte.

Antepedia czarne.

Antepedium szajowe stare z koroną szychową, czarnem płótnem podszyte; kiru[2006] czarnego w jednej sztuce półpięta, w drugiej półpięta. Całun[2007] sukna tuzinkowego, czarny krzyż na nim z pasamonami, frandzla wkoło.

Obicia różne.

Obicia półjedwabnego, na dnie żółtem kwiaty czerwone, dwie sztuki, w każdej sztuce jest brytów 10, we dwóch sztukach znajduje się brytów 20.
Obicia jedwabnego, kitajkowego w cienie, dwie sztuki, ale już naprawne, po dwa bryty w jednej sztuce.
Obicie tercynelowe karmazynowe w wodę, krajem jednym floresy złote, którego jest sztuk dwie niewielkie, a brytów cztery szytych, po dwa bryty w każdej sztuce.
Obicie niciane, jedwabiem przerabiane z blaszkami, którego sztuk dwie, zażywają go do grobu, nakształt koron.
Powłoka[2008] jedna niesehurowa[2009] popielata, miejscami dziury.
Powłoka druga dłuższa, z koronkami prostemi nicianemi u końców, miejscami znajdują się dziury powypalane.
Powłoka trzecia rozdarta, z jednego końca zszywana zła.
Powłoka stara poblakowana zła, dziur w niej dużo.
Powłoka piąta stara poblakowana, jeszcze gorsza, z jednego końca rozdarta.
Listwa kitajkowa, srebrem złotem i jedwabiem wyszywana, której łokci siedm, płótnem pomarańczowem podszyta.
Zasłonków para do Pocieszenia Najśw. Panny, ceglastych kitajkowych w cienie, u których koronka szychowa prosta, miejscami nadpsowane.
Na krucyfiksie, na tęczy wiszącym, jest fartuszków cztery, pierwszy zielony tabinowy, drugi cytrynowy kitajkowy, trzeci krótszy czerwony kitajkowy, czwarty pomarańczowy kitajkowy, a na spodku rąbkowy.
Zasłona koło krucyfiksa brackiego różańcowego, czerwona bombowa, którego krucyfiksa zażywają na procesye brackie, z frandzlą jedwabną.
Zasłona druga żałobna bombowa, na post wielki albo na akt pogrzebowy służąca, do tego krucyfiksa.
Zasłona zielona koło krucyfiksa brackiego św. Józefa, szkotowa[2010] z frandzlą zieloną jedwabną, którego zażywają na procesye brackie i żałobne.
Powłoka półjedwabna w paski, z dziurami.

Vela białe.

Velum białe atłasowe, złotem, srebrem i różnymi jedwabiami wyszywane, z osobą św. Marcina, na której perły są i korona na P. Jezusie, kitajką karmazynową podszyte, koronka wkoło złota.
Velum białe kitajkowe z Imieniem Jezus, złą kitajką podszyte.
Velum białe tabinowe złotem wkoło, i w środku Imię Jezus haftowane, niepodszyte.
Velum atłasowe przybrukane, złotem i różnymi jedwabiami haftowane, osoba Najśw. Panny w środku wyrobiona, pasamon wkoło jedwabny był przedtem, ale teraz koronka mała, kitajką ceglastą podszyte.
Velum drugie także atłasowe przybrukane, samym jedwabiem wyszywane z blaszkami okrągłemi, w środku Imię Jezus z promieniami z pasamonami wkoło, kitajką ceglastą opłowiałą podszyte.
Velum atłasowe starsze, z floresami różnymi, z koroną złotą wkoło, kitajką starą podszyte.

Bursy białe.

Bursa lamowa z osobą św. Marcina haftowana, z perłami na infule i na pastorale z galonem, tabinem niebieskim podszyta.
Bursa atłasowa, złotem i jedwabiem haftowana, na której Najśw. Panna i z P. Jezusem, korony z pereł, wkoło korona marcypanowa, tabinem niebieskim podszyta.
Bursa wszystka srebrem haftowana, z Imieniem Jezus i z floresami złotymi jedwabnymi, z koroną marcypanową, z kitajką ceglastą.
Bursy dwie z materyi jednakowej, ze złotymi kwiatami z galonem złotym, jedna kamką niebieską, druga kamką pomarańczową podszyta.
Bursa staroświecka, na atłasie haftowana z Najśw. Panną i P. Jezusem, pod nogami miesiąc.
Bursa na atłasie haftowana staroświecka, z Najśw. Panną i Aniołami, perły koło sukienki z gwiazdami.
Bursa atłasowa, z krzyżem et aliis insigniis Passionis Christi, atłasem ceglastym podszyta.
Burs pięć białych starych, in parte wyszywanych.

Pale białe.

Pala perłami sadzona, wyszywana imago s. Margaretae.
Pala cum effigie Salvatoris, haftowana srebrem.
Pala atłasowa, cum Agno Dei wyszywana.
Pala atłasowa, z Imieniem Jezus haftowanem.
Pala atłasowa, cum imagine s. Joannis.
Pala altembasowa, z krzyżem czerwonym.

Vela czerwone.

Velum atłasowe, złotymi kwiatami haftowane, cum effigie Najśw. Panny z perłami.
Velum atłasowe, z Imieniem Jezus haftowane.
Velum z marcypanowymi kwiatami, z Imieniem Jezus w kwiecie, kitajką niebieską podszyte.
Velum adamaszkowe ze złotem, z frandzlą złotą wkoło, kitajką karmazynową podszyte.
Velum adamaszkowe, w różowe kwiaty na dnie cielistem, z koronką wkoło złotą, kitajką podszyte.
Vela inne czerwone podlejsze stare, których pięć jest in numero.

Bursy czerwone i pale.

Bursa na atłasie haftowana złotem, z Najśw. Panną, perłami sadzona, i pala takaż.
Bursa adamaszkowa, złote kwiaty z galonem złotym, i z palą takąż.
Bursa lamowa równa, z koroną marcypanową, i z palą takową bez galonu.
Bursa lamowa, z weneckim galonem żółtym, i z palą takową bez galonu.
Bursa tercynelowa w prążki, z Imieniem Marya, złotem haftowana, z palą taką z krzyżem.
Bursa różowa na dnie cielistem, z galonem złotym i z palą.
Bursa aksamitna, z Najśw. Panną haftowana, z palą atłasową haftowaną.
Burs czerwonych starych podłych i lepszych jest in numero 10, a pal starych 8.

Vela zielone.

Velum atłasowe, złotem i srebrem haftowane, Najśw. Panna ze św. Józefem, kitajką ceglastą podszyte, z koroną złotą wkoło.
Velum atłasowe w biały wzór, z Imieniem Jezus, z koroną wkoło.
Velum tercynelowe w wodę jednakowe.
Velum kitajkowe papuże wyszywane.

Bursy zielone i pale.

Bursa na atłasie, haftowana srebrem i złotem, ze dwiema osobami z palą takową.
Bursa tercynelowa w wodę, z koronką złotą, z palą takową, odmienną koronkę mającą.

Szczegół z poprzedniej płaskorzeźby.

Bursa atłasowa, w biały wzór z pasamonami.
Burs starych trzy, a pal starych pięć.

Vela fioletowe.

Velum atłasowe, złotem i srebrem bogato haftowane, cum imagine Ecce Homo, kitajką podszyte.
Velum niebieskie kitajkowe, srebrem wyszywane.
Velum tercynelowe w wodę.
Vela stare jasne i ciemne dwa.

Bursy fioletowe i pale.

Bursa atłasowa, złotem i srebrem haftowana z palą takową cum imagine B. V. Mariae dolorosae.
Bursa kitajkowa z Imieniem Marya, z palą takową, na której imię Jezus.
Bursa tercynelowa w wodę, z koroną złotą, z palą jasną atłasową, z osobą haftowaną.
Bursa kamkowa z palą takową.
Burs starych trzy, a pala jedna.

Vela czarne.

Velum bawełnicowe[2011] wyszywane.
Velum kitajkowe z koronami.
Velum bawełnicowe z Imieniem Jezus.
Welonów czarnych starych pięć.

Bursy czarne i pale.

Bursa aksamitna wytarta haftowana, z Imieniem Jezus, z palą adamaszkową.
Burs innych trzy, pal starych sześć.

Alby różne.

Alba sztuczkowa[2012] solenna bogata, kwiatami złotymi wyszywana, z koroną u dołu szeroką złotą i z kompanką[2013].
Alba sztuczkowa rąbkowa[2014], z koroną marcypanową, wkoło kwiaty białe wyszywane.
Alba płótna szwabskiego, z koronami niesehurowemi.
Alba sztuczkowa, z koronami białemi szerokiemi.
Alba sztuczkowa takoważ z koronami.
Alba sztuczkowa, z koronami strzępiastemi.
Alba lniana, z koronami szerokiemi grubemi.
Alba rąbkowa, z koronami grubemi.
Alb inszych prostych, z małemi koronami i niciami wyszywanemi, nro 9.
Alb wszystkich in numero 27.

Tuwalnie.[2015]

Tuwalnia rąbkowa, jedwabiem zielonym i złotem wyszywana, dobra.
Tuwalnia jedwabiem czerwonym i złotem wyszywana, zła.
Tuwalnia lana, z białem szyciem i jedwabiem wyszywana.
Tuwalnia lana, karmazynowym jedwabiem wyszywana.
Tuwalnia rąbkowa, złotem wyszywana.
Tuwalnia rąbkowa, czerwonym i zielonym jedwabiem wyszywana.
Tuwalnia czarnym jedwabiem wyszywana.

Humerały.

Humerałów lnianych z koronkami 3.
Humerałów lnianych bez koronek 2.
Humerałów z koronkami rąbkowych 3.
Humerałów bez koronek rąbkowych 3.

Obrusy.

Obrus rąbkowy cienki sztuczkowy, jedwabiem czerwonym i złotem w kwiaty wyszywany.
Obrus lniany, niciami w kwiaty wyszywany.
Obrusów włóczką czerwoną wyszywanych 25.
Obrusów z koronami różnemi nicianemi 11.
Obrus jedwabiem błękitnym szyty.
Obrusów brunatnych 3.
Obrusów czarnych alias czarno wyszywanych 3.

Pasy (cingula).

Pas karmazynowy jedwabny z frandzlą.
Pasów zielonych jedwabnych nro 2.
Pasów nicianych włóczką przerabianych 6.
Pasów białych 2. — Pasów in numero 18.

Korporały.

Korporał sztuczkowy, złotem haftowany, na którym są insignia Passionis, z koroną złotą wkoło.
Szyrzynka[2016] rąbkowa cienka, złotem srebrem i różnym jedwabiem wyszyta, w której korporał.
Korporał sztuczkowy, cum insigniis Passionis złotem wyszywanemi, z koronką złotą wkoło.
Szyrzynka jedwabnicowa[2017] złotem haftowana, w której korporał.
Korporał sztuczkowy, złotem wkoło wyszywany niebogaty, z koronką złotą wkoło.
Szyrzynka rąbkowa, jedwabiem ceglastym i srebrem wyszywana.
Korporał rąbkowy cienki, złotem wkoło w essy wyszywany, bez koronki.
Szyrzynka rąbkowa, jedwabiem karmazynowym i srebrem wkoło w kwiaty wyszywana.

Chrzcielnica spiżowa w farze sandeckiej z r. 1552.

Szyrzynka bez korporału rąbkowa, srebrem złotem i jedwabiem zielonym wyszywana.
Korporał jedwabiem białym wyszywany, cum insigniis Passionis Domini, z koronką.
Korporałów sztuczkowych z koronami białemi 22.
Korporał lniany z koronkami 1.

Purifikaterze.

Puryfikaterzów wyszywanych jedwabiem 2.
Puryfikaterzów z koronkami 9.
Puryfikaterzów bez koronek 8.

Ręczniki.

Ręczników drelichowych wielkich 2.
Ręczników drelichowych z włóczką 2.
Ręczników małych do ołtarza 7.

Komeszki.

Komeszek dobrych para.

Kapy różańcowe.[2018]

Kap sukiennych czerwonych, do bractwa różańcowego należących 12.
Kap płóciennych 2.

Sukno na stół, którego zażywają do noszenia obrazu.
Kapy św. Józefa.

Kap płóciennych zielonych 14.
Dyscyplin 15.
Kobierców wszystkich 9, dobrych ale starych cztery, złych pięć.

Poduszeczki.

Poduszka pod mszał atłasowa, srebrem i złotem haftowana.
Poduszka włóczką w kostkę przerabiana.
Poduszka włóczkowa, na której kwiat w środku.
Poduszka kitajkowymi kwiatami na białym arasie z Imieniem Marya wyszywana.
Poduszki dwie na habie, włóczką różnego koloru w kwiaty wyszywane.

Chorągwie.

Chorągiew różańcowa nowa adamaszkowa czerwona, cum imagine s. Dominici et Hyacinthi, sprawiona przez ks. Jacka Wolakiewicza, kapelana różańcowego.
Chorągiew stara adamaszkowa, z białemi niciami.
Chorągiew adamaszkowa zielona, cum imagine s. Josephi, do bractwa św. Józefa należąca.
Chorągiewek małych złych 4.
Chorągiewek nowych, sprawionych w r. 1726, jest in numero cztery.

Krzyże.

Krucyfiksów brackich, z zasłonami i z fartuszkami nro 2.
Krucyfiksów na procesyi nro 3.
Krucyfiksów małych na ołtarze 5.
Portatyl[2019] na ołtarz.

Księgi chórowe.
Graduał wielki dobry. — Antyfonarz dobry. — Psałterzów nro 3 niedobrych. — Rituale Romanum. — Martyrologium. — Agendki dwie. — Brewiarz stary.
Żelazo.

W kruchcie przed wielkimi drzwiami kraty dwie in formam drzwi żelazne, połowa zepsowana.
W kaplicy św. Trójcy krata żelazna i drzwi, trzech prętów nie masz.
W kaplicy Najśw. Panny Bolesnej krata dobra i z zamkiem dobrym.
Na wielki chór drzwi żelazne, z prętów żelaznych dobre, do kalkarnii drzwi żelazne.
Wchodząc na cmentarz, w bramce krata żelazna, w niej prętów 23.
W drugiej bramce krata w niej prętów 14.
Na schody idąc na chór wielki, sztaba żelazna i dwa grube żelaza u tej sztaby i krata na wierzchu.
Do kalkarnii drzwi żelazne dobre z wrzeciądzem, okiennica do kalkarnii i trzy pręty w oknie, i trzy pręty z obręczami u sklepienia.
W kaplicy św. Józefa skarbona żelazna, z zamkiem i antabą.
U grobu, w którym dzieci chowają, sworzeń jeden.
Pod cymboryum u grobu sworzeń jeden.
W bok cymboryum drzwiczki żelazne z zamkiem.
Pod krzyżem u grobu dwie obręcze.

Monogram na tejże chrzcielnicy.

U św. Mikołaja u grobu dwie obręcze.
U św. Anny u grobu dwie obręcze.
U grobu przed wielkim ołtarzem obręczy 4 i klamry.
Drzwi żelazne do zakrystyi, z zamkiem i wrzeciądzem.
Drzwi żelazne do skarbca, z zamkiem i ze czterema wrzeciądzami i skoblami.
Drzwi żelazne w zakrystyi, gdzie monstrancyę wielką chowają, z zamkiem i dwoma szynami.
Okiennic do zakrystyi dwie z wrzeciądzami.
We trzech oknach w zakrystyi kraty dobre trzy.
U szuflad w zakrystyi szyny dwie, któremi apparaty zamykają, i ze dwiema kłódkami.
U sklepienia w zakrystyi hak żelazny.
Lichtarzy na dedikacyę po kościele dwanaście.
Idąc na skarbiec na górę, drzwi żelazne po boku, nad kaplicę idąc.
Od starego skarbca drzwi połowa drewniane, obite blachą.
Na górze na skarbcu drzwi z prętów żelaznych.
Drzwi żelazne od św. Stanisława, dwóch prętów nie masz.
Na górze na skarbcu we trzech oknach kraty dobre.
Na kościele okiennic dwie od kustodyi.
Znowu okiennic dwie z nad karceresu, jedna zepsowana.
Na kościele ankry dwie.
Łańcuch na środku kościoła.
Przed wielkim ołtarzem u pozytywy pręty dwa.
Na wielkim chórze u pozytywy pręty dwa.

Drzwi kościelne z zamkami.

Drzwi wielkie do kościoła, przy których zaporka żelazna i z kłódką wielką.
Drzwi u kaplicy św. Jakóba z zamkiem.
Na wielki chór drzwi z zamkiem.
U wielkich organów drzwi dwoje z zamkami, u dolnej pozytywy drzwi z zamkiem.
W kaplicy św. Józefa u szafy czworo drzwi z zamkami, item w murze drzwiczek dwoje z zamkami, i w ołtarzu zamek do obrazu zamykania.
U szafy różańcowej drzwi dwoje z zamkami, u szafy, w której obraz chowają, drzwi dwoje z zamkami.
Na chór do św. Józefa drzwi z zamkiem.
U Najśw. Panny Częstochowskiej w ołtarzu drzwiczki dwoiste z zamkiem, i pod ołtarzem drzwi z zamkiem.
Do obrazu różańcowego drzwi z zamkiem.
U skarbony różańcowej zamek i kłódka.
U drzwi wielkich od kustodyi kuna żelazna z kłódką.
Na chór przed wielki ołtarz drzwi z zamkiem i antabą żelazną.
W zakrystyi u spodku czworo drzwi z zamkami, u wierzchu także czworo drzwi z zamkami.
U szafy przed skarbcem drzwi z zamkiem i do skarbca.
U szafeczki, gdzie vela chowają, drzwi z zamkiem.
W kącie u szafy wielkiej drzwi z zamkiem.
W zakrystyi, gdzie monstrancyę mniejszą chowają, i po boku u drzwiczek maleńkich, gdzie olea sacra chowają, zameczek.
U szafy Niepokalanego Poczęcia dwoje drzwi z zamkami.
Idąc na górę na skarbiec drzwi z zamkiem, także drugie drzwi wyżej z zamkiem.
Skrzynia na skarbcu okowana z zamkiem, różne drobiazgi, w szufladach osoby (figury) stare.
Od wikaryi drzwi z zamkiem i drugie z klamką.
Drzwi do dzwonicy i drugie do wieży bez zamków[2020].




Niemniej świetnie przedstawia się inwentarz srebra, sporządzony w r. 1749 przez ks. Wojciecha Mrozińskiego, z okazyi wizyty kanonicznej księcia-biskupa krakowskiego, Jędrzeja Załuskiego. Niektóre tylko rzeczy przytoczę z niego:
Monstrancya wielka z 10 osóbkami w wieżyczki, cała wyzłocona, ważąca 68 grzywien.
Monstrancya mniejsza, nakształt słońca w promienie, wszystka pozłocista z 2 aniołkami.
Trzy puszki do przechowywania Najśw. Sakramentu, wewnątrz i zewnątrz wyzłocone.
Dwa naczyńka srebrne do noszenia Wiatyku i na Oleje św.
Dziesięć drogich kielichów suto złocistych, z kwiatami, perełkami i kamykami.
Kielichów zwyczajnych cało złoconych 10. patyn cało złoconych 14, patyn srebrnych na zewnątrz niezłoconych 9.
Trzy wielkie krzyże srebrne wyzłocone, z osóbkami i aniołkami.
Krzyż stołowy i mały szczerozłoty cum ligno vitae.
Dwa duże relikwiarze srebrne: jeden z relikwiami św. Jana Kantego, drugi nakształt skrzyneczki, z różnemi kościami Świętych
Miednica wielka srebrna z nalewką wyzłocona.
Pięć ampułek srebrnych wewnątrz wyzłoconych.
Kociołek srebrny do święconej wody.
Trybularz z łódką i łańcuszkami srebrnymi,
Sześć dużych lichtarzów srebrnych.
Dwie wielkie lampy srebrne z łańcuszkami: przed wielkim ołtarzem i przed cimborium, trzecia mniejsza do ołtarza różańcowego.
Stypuła kantorowska na drzewie dębowem, srebrem powleczona.
Piec mszałów w srebro oprawnych, z aniołkami, osóbkami i innemi srebrnemi ozdobami.
W wielkim ołtarzu na głowie Ukrzyżowanego korona cierniowa srebrna, wotów większych i mniejszych 18, i wizerunek malowany Lubomirskiego z krajami w srebrne floresy.
W ołtarzu św. Jana Kantego berło doktorskie srebrne, tudzież promienie około głowy Zbawiciela, Najśw. Panny i Jana Kantego.
W ołtarzu Matki Boskiej Różańcowej sukienka z miesiącem i berłem; dwie korony wyzłocone z 12 gwiazdami; wotów mniejszych i większych 19; krzyżyk wyzłacany, drugi mniejszy, trzeci jeszcze mniejszy; perły, korale i paciorki bursztynowe; kanaczek[2021], czyli łańcuszek perłowy, w wężyka przypięty.
Na feretronie różańcowym dwie korony wyzłocone, wotów 9, koraliki i paciorki bursztynowe.
W ołtarzu Niepokalanego Poczęcia korona wyzłocona, lilia srebrna, dwa wota, kanaczek, korale i napis literami srebrnemi: Pulchra tota sine nota.
W ołtarzu św. Józefa sukienka wyzłocona z koroną i srebrną lilią, dwa vota, gwiazda krzyształowa w srebrnej obwódce i łubek srebrny[2022].
W ołtarzu Matki Boskiej Bolesnej dwie korony, korale, dwa wota i perły.
Na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej sukienka srebrna, z dwiema wyzłoconemi koronami, gwiazd srebrnych 12 i dwa wota.
W ołtarzu św. Rozalii sukienka mosiężna na obrazie P. Jezusa, Najśw. Panny i św. Rozalii, trzy kwiaty srebrne i korale.
W ołtarzu Matki Boskiej Pocieszenia, przed stallami po stronie Ewangelii, sukienka z dwiema koronami, votum jedno kwadratowe, a drugie z pozłacanym wizerunkiem Matki Boskiej, korali nici 15[2023].
I gdzież się to wszystko podziało? Częściowej konfiskaty kosztowności kościelnych dokonano w Galicyi z rozkazu cesarza Józefa II. w r. 1788. Znacznie później za rządów cesarza Franciszka I. w r. 1810 i 1812 skarb publiczny Austryi, wyczerpany podczas wojny z Napoleonem I. w r. 1809, świecił pustkami. Do tego nowe uzbrojenia wojenne przeciwko Rosyi pożerały ogromne sumy pieniężne — zabierano przeto z kościołów monstrancye, puszki, kielichy i inne srebra kościelne i przetapiano je na pieniądze. Zabrane kosztowności fary sandeckiej oszacowano zaledwie na 1.200 złr. i wyznaczono od nich nizkie odsetki roczne.
Pomimo tylu kosztownych aparatów i sprzętów kościelnych, jak widzieliśmy powyżej, sam kościół około połowy XVIII. wieku wewnątrz i zewnątrz smutny przedstawiał widok, i domagał się rychłej reparacyi. Już Konstanty Szaniawski, biskup krakowski, w czasie swej wizyty kanonicznej w Nowym Sączu 19. czerwca 1725, zwrócił uwagę kapitule sandeckiej i wykazał konieczność odnowienia kollegiaty[2024]. Rzecz jednak na razie nie przyszła do skutku. Ten obowiązek ciężył nie tylko na duchowieństwie miejscowem, lecz także na rajcach miejskich, jako opiekunach kościoła tego od najdawniejszych czasów. Ale sławetni rajcy nie tylko nie zabierali się rączo do odnowienia kościoła, ale nawet nie chcieli dostarczyć potrzebnego drzewa na belki i krokwie z miejskich lasów. Doszła o tem skarga do króla Augusta III., który z tego powodu wystosował do magistratu i wszystkiego pospólstwa sandeckiego list gromki z Warszawy, pod dniem 5. czerwca 1750 r. Czytamy w nim między innemi: „Dochodzą Nas nie bez żalu i podziwienia pewne wiadomości, jako Wierności Wasze, cobyście mieli do potrzebnej reparacyi kościoła kollegiaty tamecznej pobożnie według możności przykładać się, to jeszcze zbawienne innych zamysły i starania tamujecie, zabraniając wzwyż rzeczonemu kościołowi na belki i krokwie i inne drewniane materyały z lasów Naszych królewskich, temu miastu z dawna nadanych. Nie sądzilibyśmy nigdy, aby w państwie zupełnie katolickiem znaleść się mogła taka ku chwale Pana Boga i ozdobie Świętym jego oziębłość, i aby temu Panu, którego wszystko jest, cokolwiek jest, ręka ludzka bronić miała mizernego drzewa, które święta jego moc i opatrzność szczepiła, i wzrost mu przyzwoity dała. Gorszyć się zaiste sąsiedzkie z Wierności Waszych miasta i miasteczka muszą, kiedy słyszą jako mniej uważnie kawałka drzewa żałujecie miejscu temu poświeconemu, na którem i przy którem kości ojców, braci i przyjaciół waszych już czekają, a za niedługo podobno i wasze czekać będą powszechnego zmartwychwstania“[2025].
Najdobitniej jednak groźny stan kollegiaty przedstawił ksiądz kustosz w osobnem piśmie, przedłożonem kapitule sandeckiej dnia 18. lipca 1750 r. Oto jego relacya: „Nie trzeba długo żałosnem piórem opisować brzydkości spustoszenia, stojącej na miejscu świętem, t. j. w naszej kollegiacie, sama się widzieć daje. Na którą patrząc, jeżeli czyje, to nasze, tej kollegiacie obowiązane serca, wzruszyć się powinny. Wołają o podparcie nadwątlone mury, spruchniałe od starości podniebienie, co moment upadkiem i spodziewaną zgromadzonego ludu zagraża klęską; spruchniała dachówka cała wątła; dach sam na 3 łokcie zniżony i na samych wspierający się murach. rozpiera i rysuje się; większa wieża wcale już tak w wiązaniu jako i w kopule do gruntu od ustawicznego zaciekania zbutwiała[2026], że za każdym wiatrów gwałtem ostatnią straszy ruiną i upadkiem. Trzeba nad tym kościołem Jeremiaszowe ponowić żale. Azali to ten kościół pełnej ozdoby, pociecha wszystkiego podgórskiego kraju? Gdyby mogli powstać z pośród tych zimnych popiołów pobożni przodkowie nasi, pewnieby się przeraził ich umysł, pewnieby się mogli z nami umawiać: Któż nie widział z pomiędzy nas tego domu w dawnej chwale? Gdzież majestat ów dawnego kościoła, gdzie całość i okazałość jego? Zawstydzićby nas mogły niektóre pojedyncze kościoły, że większe mają około siebie starania, aniżeli my do naszego przykładamy. Trudno na inszego spuszczać się fundatora, jeżeli my sami upadającej świątnicy Pańskiej nie podamy ręki. Od tego kościoła nasze prałackie mamy zaszczyty, on nas odróżnia od pospolitego kleru. Toż słuszna, żebyśmy się też spólnym nakładem do restauracyi jego przyłożyli. Z niemałą byłoby dla nas hańbą, gdybyśmy tego zaniedbali w te czasy, kiedy z łaski Bożej, przy spokoju w królestwie, po miastach zruinowane domy albo na nowo powstają, albo do świeżej przychodzą reparacyi[2027]; kiedy jałmużniczych zakonów klasztory piękniejszego coraz nabywają oporządzenia; sama nawet (żal wspomnieć) żydowska sandecka podnosi się bóżnica[2028], a nasza kollegiata ku ziemi nachylona, niby miejsce swojej już upatruje ruiny. Wiadomo wszystkim nam jako za dopuszczeniem Bożem przeszłych czasów pogorzała ta kollegiata ze wszystkiemi ozdobami swojemi, tak że tylko jedna przy ambonie ostała się tablica, a na niej te słowa: scelera corum — złości ich[2029]. A przecież pobożni współbracia poprzednicy nasi hojną ręką swoją dźwignęli ją z ruin, i do tej, którąśmy zastali, przyprowadzili pory. Jakażby to niemała była sławy naszej ujma, gdyby za czasów naszych ta fabryka do ostatniej przyjść miała ruiny. Tak daleko większa będzie przed Bogiem zasługa, przed ludźmi chwała i zbudowanie, kiedy ta świątnica, która mogła upaść, a nie upadła, ale owszem w pośrodku niebezpieczeństwa znalazła swój ratunek, a w sercach naszych współczucie i hojną pomoc...[2030] (reszta zetlała i nieczytelna).
Przedstawienie księdza kustosza pomyślny odniosło skutek, bo restauracyjne roboty, rozpoczęte już 5. paździer. 1749 r. przez pana Placyda architekta, znacznie postąpiły naprzód. Przechowany rachunek z lat 1749—1752 uwidoczni nam lepiej stan całej restauracyi, która jednak zeszpeciła raczej, niż upiększyła, dawną kollegiatę Zbigniewa Oleśnickiego:
— Sprowadzenie wszystkiego drzewa z lasów nawojowskich, kamionkowskich i żeleźnikowskich, tudzież z innych lasów nowosandeckich na stragarze całego kościoła, na krokwie tak do dachu kościelnego, jako też i wieży, trzech kaplic, kośnicy, babieńca, na rusztowanie w kościele, dzwonicy, z wiezieniem i z grubszego obrobieniem, 767 tynfów sandeckich, półtoraków 10.
— Za łaty z odwiezieniem 73 tynf.
— Za tarcice różnie skupowane z odwiezieniem 277 tynf, 4 półtor.
— Od zwożenia kamieni, cegły, na nadkładanie murów pod stragarze nowych filarów 240 tynf.
— Za dachówkę na różnych miejscach kupowaną 666 tynf. 8 półtor.
— Za wapna wierteli 480 po 1 tynfie = 480 tynf.
— Za wożenie piasku do tego wapna 120 tynf.
— Majstrowi ciesielskiemu od roboty za 2 roki 748 tynf. 4 półtor.
— Na ukończenie tabulatur sufitu 28 tynf.
Pomocnikom z siekierami do rusztowania, rozbierania dawnej tabulatury, rozbierania dachów trzech kaplic i innej ciesielskiej roboty (nie rachując tej pomocy, której bardzo mało miasto dawało) 710 tynf.
— Mularzom od murowania szkarp około kościoła, trynkowania, układania dachówki na całym kościele, jako też dzwonicy, spuszczania starego ganku kamiennego, który z wielkiem niebezpieczeństwem wisiał, muru dania pod stragarze, wybielenia dzwonicy, wraz z pomocnikami 900 tynf. 8 półtor.
— Za sztaby na ankry, szyny na kliny do ankier, na szwornie do stragarzów, szpernale łokciowe pod dachówkę do krokiew, bretnale i gwoździe na całą fabrykę i kowalom 389 tynf.
— Malarzowi ad rationem przyszłego malowania sufitu 210 tynf.
— Imci panu Placydowi architektowi honorarium 42 tynf.
— Wapna pozostaje do przyszłej roboty za 120 tynf.
— Na kontynuacyę dalszej fabryki 420 tynf.
— Suma wszystkiej expensy = 6.137 tynf. 10 półtoraków.
Na pokrycie tych wydatków wyłożył z własnej kieszeni hr. Pontian de Harscamp 3.000 tynf., kanonicy kollegiaty i inni księża złożyli 2.316 tynf., pani Paszyńska wdowa 42 tynf.[2031].
Kollegiata sandecka przetrwała w świetności swojej aż do końca panowania cesarzowej Maryi Teresy. Dopiero Józef II., kasując klasztory w Nowym Sączu, nie przepuścił i kollegiacie Zbigniewa Oleśnickiego. W r. 1782 przystąpiono do jej częściowej kasaty — zniesiono najprzód cztery kanonickie prebendy: w Biegonicach, Dąbrówce, Nieszkowej i Chochorowicach; nieco później ten sam los spotkał też inne prelatury. W chwili kasaty składali kollegiaię prałaci: Józef Bętkowski, proboszcz, Kasper Szajowski, archidyakon, Wojciech Mroziński, dziekan, i Maciej Jaszczurowski, kustosz; tudzież kanonicy: Marcin Trojnarski, Stanisław Skrudziński[2032], Józef Dzięciołowski i Tomasz Silowski, którzy aż do wymarcia mieli pozostać na swych posadach[2033]. Niektórzy jednak z nich nie korzystali wcale z tej cesarskiej łaski, lecz rozjechali się niebawem w różne strony Polski, aby przepędzić spokojnie resztę dni życia swego. Równocześnie odłączono parafię w Podegrodziu od kollegiaty, a kościół św. Małgorzaty w Nowym Sączu stał się napowrót od r. 1791 kościołem farnym.




Rozdział  IX.
Kościół św. Małgorzaty w obecnym stanie.

Przypatrzmy się teraz kościołowi św. Małgorzaty w obecnym stanie i niektórym jego zabytkom. Front kościoła zdobią dwie nierówne wieże. Większa wieża (od strony plebanii) ma wyraźne ślady gotyki, mniejsza zaś (od strony ulicy lwowskiej) renesansu XVII. wieku. Na większej wieży, zbudowenej w r. 1507, widać w kamieniu wykute herby; Orzeł polski i Pogoń, oraz nieznany herb: pochyłoległa strzała z krzyżem na jej ramieniu i monogram IHS[2034], jakiego zakon Jezuitów za godło swoje używa. Na mniejszej wieży, wzniesionej w r. 1631, zawieszono cztery duże dzwony. Pierwszy z nich, mający obwodu 14 łokci, po Zygmuncie krakowskim największy w Polsce, pękł w czasie dzwonienia przed r. 1849. Dzwon ten z pięknymi odlewami Chrystusa i Maryi, był dziełem sztuki giserskiej Eliasza Wagnerowicza z Lublina. Napisy na nim były następujące: Sancte Michael Archangele defende nos in praelio, ut non percamus in tremendo judicio. Divino auxilio fudit me Elios Wagnerowicz, pixidiarius Lublinensis In Te Domine speravi, non confundas me in aeternum. Mors est omnium rerum finis. A. D. 1617. W r. 1867 przelano go, ale tak niezręcznie, że wkrótce potem pękł powtórnie i odłamał się. Na drugim, mało co mniejszym od poprzedniego, napis: Joannes Nicolaus i wiersz z Pisma świętego: Vox clamantis in deserto, parate viam Domini, rectas facite semitas ejus. A. D. 1611. Na trzecim dzwonie rok 1671 z napisem: Deus homo factus est. Christus rex potens venit in pace. Czwarty dzwon bez daty nosi napis: Ave Maria gratia plena, Dominus Tecum, benedicta tu in mulieribus, przeznaczony widocznie do oddzwaniania na „Anioł Pański“.
Wchodzącego do kościoła uderza przedewszystkiem niepospolita jego obszerność. Dawniej był on gotycko sklepiony, z wysokim dachem, krytym dachówką. Dopiero w pierwszym i drugim dziesiątku XIX. wieku, gdy się tu i owdzie sklepienie zarysowało, Rząd austryacki, troskliwy o publiczne bezpieczeństwo, kazał je rozebrać i prostym zastąpić sufitem[2035]. Zniszczono i usunięto wtedy kosztownej roboty marmurowe balasy, stojące przed wielkim ołtarzem, popsuto piękne gotyckie okna prezbyteryum i głównej nawy. Przekształcono też do niepoznania sam front kościoła, płaskorzeźbę zaś z wizerunkiem Ukrzyżowanego z r. 1507 przeniesiono z większej wieży i wmurowano na froncie mniejszej u dołu[2036]. Nie przepuszczono i wieżom; z próżnej obawy, aby się nie zawaliły, zniżono je o trzecią część, co się wyraźnie od razu okazuje, spojrzawszy na ich nieproporcyonalną szerokość do wysokości. Z dawnych ołtarzy pozostał tylko wielki ołtarz z wizerunkiem Ukrzyżowanego, na trzy wysokie piętra podzielony. W r. 1890 odnowił go starannie Ks. Infułat Góralik, który też następnego roku cały kościół blachą żelazno-cynkowaną pokrył.
Pod kazalnicą widzimy pomnik czworoboczny z czerwonego marmuru. W treści pomnika: dwie figury w stroju polskim, stojące pod krzyżem Chrystusa. Wyrób ostry, mniej dokładny; wokoło napis: Hoc sarcophago recondi voluit cineres corporis sui suorumque, honesta Sophia Poławińska, que obiit a. d. 1625 mense Julio die nona aetatis vero suae 70.
U spodu pod rzeźbą:

D. O. M.
Kto tu jest, co tu leży, jeżeli chcesz wiedzieć:
Zofia Poławińska, śmiem imię powiedzieć.
Przyszedłszy do starości w cnoty ozdobiona,
Z wiary, sławy, postępków nigdy nie shańbiona.
Co się przedtem uczciwem życiem swem szczyciła,
W tym przecie małym grobie kości położyła.
Gdy się trafi nastąpić na kamień, gdzie leży.
Proś, żeby Pan Bóg zniszczył z duszy jej zmazę.

Naprzeciw chrzcielnica spiżowa z rokiem 1552[2037], monogramem i tekstem z Pisma św. samemi wielkiemi literami: Qui Crediderit Et Baptizatus Fuerit, Salvus Erit. In Nomine Patris Et Filii Et Spiritus Sancti. Ad Honorem Bei Patris Omnipotentis Et Beate Marie Semper Virginis. Według podania miała być ulaną z armat na wojnie zdobytych. Obok chrzcielnicy pomnik z pińczowskiego kamienia. Postać zmarłego wyobrażona w płaskorzeźbie leżąca: jest to pomnik Erazma Karcza, rajcy sandeckiego † 1584.
W głównej nawie kościoła znajduje się także długa marmurowa płyta, poległych w r. 1866 pod Königgrätzem oficerów i szeregowców 20 pułku; tudzież dwóch ostatnich proboszczów sandeckich: Ks. Jana Machaczka † 1882, i Wojciecha Kowalika † 1887 r.
W kaplicy Niepokalanego Poczęcia, obok drzwi, pomnik Franciszka Xawerego Riedelswalda, starosty sandeckiego † 3 czerwca 1808 r.
W kaplicy św. Jana Nepom., w ścianie po lewej stronie, nagrobek kamienny 9-letniej Maryi Miller. W treści pomnika krzyż dwuramienny, pod nim dwa klęczące Aniołki i herb z napisem: Hier ruhet die vor der Zeit gereifte Unschuld, Maria Eleonora Josepha Miller, geboren den 16. Martins 1802, gestorben den 12. Januarius 1811.
W tejże kaplicy, po prawej stronie w ścianie, umieszczony wielki kamień grobowy z piaskowca. W płaskorzeźbie widać zatartą[2038] już postać brodatego mieszczanina. Z zatartych liter, któremi pomnik wokoło był opisany, tyle tylko z trudnością odczytać można: Hoc in monumento... consul, sandec. decessit XIX. septembris hora XIV. A. D. MDLXV.

Najdawniejszy nagrobek rajcy sandeckiego († 1565).

Obok niego widzimy płytę z czarnego marmuru, z herbem i napisem:

D. O. M.
Tum złożyła depozyt w lat czterdzieści biegu,
Złożywszy syny, wnuki na wieczności brzegu.
Dopłynęłam Szreniawa, posławszy przed sobą,
Trzech Drużów, Szreniawitów i córkę z ozdobą,
Niewinności anielskiej wnuczkę, z wnukiem w parze,
Z Dembieńskich i Dedyńskich schowała w tej farze.

I sama wkrótce potem, jako matki dzieci,
Tum złożona, niech prośba moja litość wznieci,
W przechodzącym człowieku, który pókiś żywy,
Westchnij Jezus Marya, bądź im miłościwy.
Obiit Anno Domini 1737 die 31. martii.

Pomników w kollegiacie musiało być dawniej daleko więcej, skoro w domach, obok tego kościoła, znalazłem na podłogach i po dziedzińcach kamienie nagrobne, których napisy albo zupełnie zatarte, albo ledwo jedno drugie słowo na nich odczytać można. — W r. 1849 był przed ołtarzem św. Trójcy w posadzce kamień grobowy, na którym tylko tyle wyczytać można było: Anna Pelczina conjunx moestissima hoc sarcophago recondi voluit cineres spectabilis Nicolai Pełka mariti sui, qui obiit A. D. 1597.
Obecnie jedyną prawie, drogocenną pamiątką kościoła tego jest w bocznym ołtarzu starodawny, cudami słynący obraz Przemienienia Pańskiego[2039]. Jakkolwiek pewność historyczna o początku tego cudownego obrazu znika w zamierzchłej pomroce wieków, tyle jednak na pewne o nim powiedzieć możemy, że od niepamiętnych czasów pozostawał w kościele franciszkańskim w Nowym Sączu; później znów umieszczono go w osobnej kaplicy obok tegoż kościoła, wzniesionej ex voto kosztem Konstantego Lubomirskiego, starosty sandeckiego, jak nadmieniłem powyżej przy opisie kościoła franciszkańskiego. W r. 1753 po pożarze kościoła i klasztoru Franciszkanów, złożony był przez czas dłuższy w kaplicy sandeckiego zamku, skąd przeniesiono go napowrót do kaplicy franciszkańskiej. Rzecz uwagi godna, że podczas solennego przeniesienia obrazu z zamku do kaplicy, nie tylko lud chrześcijański przy tym akcie przytomny rzewnie płakał, ale nawet niewierne żydostwo, obfite łzy wylewając, wołało: „Pan nasz powraca do nas“. OO. Franciszkanie po swej kasacie w czerwcu 1785 r. chcieli go zabrać ze sobą do Starego Sącza, gdzie chwilowy (do r. 1815) dla siebie znaleźli przytułek. Temu jednak stanowczo oparło się miasto, dowodząc, że cudowny obraz Przemienienia Pańskiego łączy się ściśle z założeniem Nowego Sącza — że od niepamiętnych czasów szczególniejszą cześć od mieszkańców odbiera — że więc z powodu przeniesienia jego do Starego Sącza powstałoby wielkie pomiędzy ludem wzburzenie i narzekanie. Tymi względami spowodowany ówczesny dziekan kollegiaty, ks. Wojciech Mroziński, wniósł prośbę do konsystorza tarnowskiego o zatrzymanie obrazu. Ksiądz biskup-nominat, Dr. Jan Duvall[2040], przychylił się do jego prośby, wskutek czego obraz, w myśl rozporządzenia biskupiego, przeniesiony został cichaczem do kościoła farnego dnia 2. września 1785 r.[2041].
Licznymi cudami wsławił Pan Bóg ten starodawny obraz na drzewie malowany. Od roku 1611—1763 naliczono 18 autentycznych łask cudownych. Nawet burmistrz, rajcy i ławnicy Nowego Sącza wystawili osobny urzędowy akt o tym obrazie dnia 13. czerwca 1767 r. Papież Klemens XIII. na prośbę Franciszkanów sandeckich potwierdził w r. 1766 ustawy bractwa Przemienienia Pańskiego i wzbogacił je hojnymi odpustami. Z kasatą jednak Franciszkanów upadło to bractwo, a cześć cudownego obrazu przez czas dłuższy poszła w niepamięć, bo nawet nie miał osobnego ołtarza, lecz wisiał zapylony na ścianie kościoła farnego. Dopiero Grzegorz XVI. zaniedbaną cześć jego na nowo wskrzesił, udzielając 20. sierpnia 1845 r. odpustu zupełnego tym wszystkim, którzyby w uroczystość Przemienienia Pańskiego odwiedzili kościół farny i zwykłych dopełnili warunków. Odtąd też corocznie dzień 6. sierpnia obchodzi się uroczyście w obrębie całej parafii nowosandeckiej, przy licznym współudziale pobożnych pielgrzymów z stron bliższych i dalszych.


∗             ∗

Dwojakie jest podanie o początku tego obrazu. Pierwsze, podług dawnych dziejów klasztoru franciszkańskiego przez ks. Franciszka Brzechffę, św. teologii doktora i gwardyana sandeckiego, w r. 1661 spisane, twierdzi, że obraz Przemienienia Pańskiego, przez św. Łukasza Ewangelistę na tablicy drewnianej malowany, znajdował się pierwotnie w Jeruzalem, a następnie wskutek układów między Porta Ottomańską a Moskwą, dostał się carowi moskiewskiemu[2042], ten zaś miał go darować królowi Wacławowi, który podówczas bawił na Węgrzech. Gdy posłowie z rzeczonym obrazem przyjechali w góry sandeckie i stanęli noclegiem we wsi Kamienicy, t. j. w miejscu, gdzie dziś Nowy Sącz leży, a nazajutrz do Węgier wyjeżdżać zamierzali, wóz, na którym był złożony obraz Przemienienia Pańskiego, niewidomą ręką zatrzymany, stanął jak wryty i żadnym sposobem ruszyć się z miejsca nie dał. Napróżno założono kilka par koni i kilka jarzm wołów, wóz pozostał na miejscu. Zdumieli się na ten niespodziewany wypadek posłowie. Od kogoż mieli zasięgnąć rady? Mieszkał był niedaleko tego miejsca pobożny pustelnik, trzeciego zakonu św. Franciszka, do którego też udano się po radę. Ten po krótkiej modlitwie wóz rozpakować kazał, a między innemi rzeczami znalazłszy obraz Przemienienia Pańskiego, rzekł: „Wola boska jest, aby ten obraz nie gdzieindziej, tylko na tem miejscu pozostał“. Skoro więc z wozu złożono obraz, natychmiast z łatwością konie ruszyły z miejsca, a posłowie, przyjechawszy do Węgier, opowiedzieli rzecz całą Wacławowi. Król, szanując wolę bożą, sam na to miejsce przybył, a widząc, że jest sposobne do założenia miasta, tamże Nowy Sącz założył, a nadto kościół i klasztor dla OO. Franciszkanów w r. 1297 wystawił i obraz Przemienienia Pańskiego opiece ich poruczył.
Drugie podanie, przez ks. Konstantego Malegowskiego, sekretarza zakonu franciszkańskiego, w r. 1680 spisane, powiada, że obraz ten, malowany przez św. Łukasza, darowany został przez cesarza greckiego Lwu czyli Leonowi, księciu ruskiemu[2043]. Od niego dostał się później w darze jednemu pobożnemu pustelnikowi, w górach karpackich żyjącemu, który go znów klasztorowi franciszkańskiemu w Nowym Sączu podarował[2044].

Monogram na nagrobku Mikołaja Pełki († 1597).

To drugie podanie zdaje się mieć jakąś historyczną podstawę. Lew, syn Daniela, od r. 1270—1301 książę halicki, a przedtem jeszcze za życia ojca książę przemyski, miał za żonę Konstancyę, siostrę bł. Kingi a córkę Beli IV., króla węgierskiego. Skoro więc klasztor Franciszkanów w Nowym Sączu został założony 1297 r., a Lew właśnie w tym samym czasie był księciem ruskim, przeto jest rzeczą bardzo prawdopodobną, iż mógł ów obraz Przemienienia Pańskiego, widocznie szkoły greckiej (Vera Icon), otrzymać w darze czy to od cesarza greckiego, czy też od teścia swojego Beli IV., a potem komuś go darować, który go znów klasztorowi franciszkańskiemu w Nowym Sączu odstąpił.


∗             ∗

Do odnowienia i ozdoby kościoła św. Małgorzaty w obecnym czasie przyczynił się głównie Ks. Infułat, Dr. Alojzy Góralik. Wydatki, poniżej zestawione, uwidocznią nam najlepiej jego zasługi i troskliwość o ozdobę domu Bożego:
1. W r. 1890 odnowiono wielki ołtarz kosztem 3.494 złr., i dano do niego tabernakulum z czarnego marmuru, pochodzące z dawnego kościoła Wszystkich Świętych w Krakowie, kosztem 1.100 złr.
2. W r. 1891 kościół pokryto blachą kosztem 4.631 złr., przeważnie z jego własnej kieszeni, a w mniejszej połowie ze składek.
3. W latach 1893—1894 postawiono dwa nowe ołtarze: Przemienienia Pańskiego i św. Trójcy za 3.240 złr.
4. W latach 1893—1894 postawiono nową plebanię piętrową za 19.000 złr., a obmurowanie ogrodu plebańskiego wraz z stajnią, wozownią i drewutnią za 2.790 złr.
5. W r. 1895 ułożono posadzkę w całym kościele za 1.100 złr.
6. W latach 1897—1898 przywrócono w prezbyteryum pięć okien do stylu gotyckiego, jak były pierwotnie. Wszystkie okna są z ramami żelaznemi, szkło tak zwane butelkowe. Kosztowały wszystkie razem 3.022 złr. 54 ct.; a okna w nawach bocznych kosztowały 823 złr. 17 cent.
7. W latach 1898—1899 dano wkoło kościoła kamienne cokoły nowe za 624 złr.
8. W latach 1899 — 1900 ułożono na połowie cmentarza kościelnego bruk i chodnik trotuarowy za 595 złr.
To są znaczniejsze rzeczy, sprawione za jego pobytu w Nowym Sączu, które kosztują przeszło 40.000 złr. Na tę sumę dość pokaźną dała konkurencya parafialna 20.000 złr. reszta zaś po części ze składek dobrowolnych, a po części z dochodów probostwa. Oprócz tego wydano na kielichy, paramenta, lichtarze i t. p. w tym samym czasie przeszło 10.000 złr.
Ks. Infułat zamyśla niebawem przelać największy dzwon rozbity. Zebrał już na ten cel parę tysięcy koron, a koszta wyniosą co najmniej 10.000 koron. Następnie zamierza odrestaurować dwie kaplice między wieżami o sklepieniu gotyckiem. Nareszcie zrzucić prosty sufit w kościele a przywrócić sklepienie, jakie było jeszcze na początku XIX. wieku. Szczęść mu Boże w dokończeniu tak zbożnego i wspaniałego dzieła! Zegar na większej wieży kościelnej, od r. 1897 jak istnieje zegar na wieży nowego ratusza, milczy uporczywie. Mamy jednak niezłomną nadzieję, że i on po dłuższem wypoczynku pocznie rozweselać swym dźwięcznym tonem mieszkańców sandeckiego grodu.




Rozdział  X.
Kościół OO. Pijarów pod wezwaniem św. Józefa Kalasantego. — Kapliczka św. Marka.

Kościół OO. Pijarów w stronie południowo-zachodniej dawnego obwarowanego grodu, jest ze wszystkich w Nowym Sączu najpóźniejszym. Początek jego fundacyi zrobił ks. Szymon Jaroszowski, proboszcz kollegiaty sandeckiej[2045], przeznaczając w swym testamencie 1653 r. Klaryskom starosandeckim 7.200 złp. „dla ich nowego klasztoru w Nowym Sączu“[2046], którego budowę rozpoczęły niedługo potem. W aktach bowiem ławniczych pod rokiem 1670 znajduję już wyraźną wzmiankę o kościele niedokończonym na Biskupiem w Nowym Sączu[2047]. Jednakowoż został dopiero wykończonym ostatecznie po roku 1738, w którym OO. Pijarzy, otrzymawszy mury dawno rozpoczętego a niedokończonego kościoła, należącego do Klarysek w Starym Sączu, na miejscu dawnego dworu biskupów krakowskich, przybudowali tutaj swoje dwupiętrowe kollegium[2048], najwytworniejsze z pomiędzy budowli pijarskich w Polsce[2049]. Za przyzwoleniem biskupa krakowskiego, Konstantego Szaniawskiego, stanęła dn. 2. maja 1732 r. między O. Ambrożym Wąsowiczem, prowincyałem polskich Pijarów, a Teresą Stadnicką, ksienią starosandecką, następująca prawomocna ugoda: „Klaryski starosandeckie posiadają na Biskupiem w Nowym Sączu mury od dawna rozpoczętego a niedokończonego klasztoru, w pobliżu rzeki Dunajca. Ponieważ jednak rzeczonych murów wcale nie potrzebują, ani z nich żadnego pożytku nie mają, przeto odstępują je razem z przyległym ogrodem i placem OO. Pijarom z wdzięczności za różne duchowne przysługi“[2050]. Po tej ugodzie zabrali się niebawem Pijarzy do budowy swego kollegium i wykończenia kościoła — a dzięki ofiarności okolicznej szlachty, szybko roboty postępowały naprzód. W r. 1735 posiadali już folwark[2051], a w dwa lata niespełna potem wypłacili za te nabyte mury Klaryskom 3.000 złp., jak świadczy osobny akt, oblatowany w grodzie sandeckim:
Zeznaję tym skryptem, żem odebrała od Imci księdza Cypryana od św. Wawrzyńca, exprowincyała i rektora natenczas podolinieckiego, sumy należącej za klasztorek nowosandecki: trzy

tysiące złotych polskich, z których niniejszem, jako się zadość stało konwentowi starosandeckiemu, zatwierdzamy i własną podpisuję się ręką. Teresa Stadnicka, ksieni starosandecka z całem zgromadzeniem konwentu naszego starosandeckiego. Roku Pańskiego 1737 dnia 6. lutego[2052].

Wkrótce znaleźli się i inni dobrodzieje pijarskiego kollegium. Andrzej z Krzeczonowa Gadomski darował i wysłał Dunajcem 1736 r. na budowę tegoż kollegium 47 belek, które jednak, niewiadomo dlaczego, zagrabili dla siebie rajcy sandeccy. Z tego powodu ks. Konstanty Kozłowski, rektor pijarski, wniósł skargę do Stanisława Lubomirskiego, starosty grodowego, ten zaś pod dniem 4. październ. 1736 r. wydał osobny dekret, mocą którego przykazał Jakóbowi Wojsowi, burmistrzowi, i Janowi Paszyńskiemu, wójtowi, ażeby pod karą banicyi zwrócili Pijarom zagrabione belki[2053]. Zaraz następnego roku 1737 Szymon z Żeliszewa Żeliszewski przekazał Pijarom swą kamienicę w Nowym Sączu przy ulicy młyńskiej, z przyległymi budynkami i gruntem, Wólki zwanym[2054]. W tymże roku Andrzej z Witowic Czerny-Szwarcenberg, stolnik wołyński, legował temuż zgromadzeniu na Czarnym Potoku 1000 złp.[2055].
W późniejszych latach XVIII. stulecia wzbogaconem zostało kollegium pijarskie jeszcze kilku hojnymi legatami szlachty z okolic Nowego Sącza: I tak zapisał im:
— Pan Zawadzki z Łęki 1740 r. flor. 250.
— Jan Stadnicki z Miłkowej 1749 r. flor. 250.
— Pani Kossecka z Porąbki 1766 r. flor. 750.
— Tadeusz Grądzki ze Starejwsi 1767 r. flor. 250.
— Piotr Stadnicki z Ciężkowic 1769 r. flor. 250.
— Pani Potocka z Krasnego 1770 r. flor. 500.
Hojność ta nie ustała i po wcieleniu Galicyi do Austryi, jak tego dowodzą dalsze darowizny:
— Dług ciężący na synagodze nowosandeckiej 1774 r. flor. 250.
— Michał Wolski z Rzuchowej 1775 r. flor. 1.500.
— Józef Stadnicki z Tęgoborzy 1778 r. flor. 2.250.
— Kazimierz Stojowski z Korzennej 1779 r. flor. 250.
— Jakób Piekarski z Siennej 1780 r. flor. 700.
— Felix Stadnicki z Łososiny 1781 r. flor. 1000[2056].
Kościół pijarski jest niewielki (około 20 metr. długi, a 9 m. szeroki), prostej budowy, z dachem szczytowym, lecz ze sklepieniem beczkowem, małemi bardzo oknami i stosunkowo wcale nizki. Są jednak widoczne ślady, że dawniej znacznie był wyższym i tylko wskutek podwyższenia nasypem poziomu przyległego placu, podniesiono o przeszło dwa metry i podłogę w kościele. Pamiątek historycznych lub sztuki nie ma żadnych. Obecnie w jednej połowie od strony południowej służy za kaplicę dla więźniów, z drugiej zaś, trochę mniejszej, zrobiono kuchnię i spiżarnię dla nich.
Niegdyś wejście do kościoła prowadziło przez kruchtę, białą blachą krytą, od strony wschodniej. W kościele samym znajdowały się tylko trzy ołtarze, cztery konfesyonały i ambona. Wielki ołtarz, pięknie wyzłacany, z dwoma Aniołkami po bokach, mieścił w sobie obraz św. Józefa Kalasantego, założyciela zakonu Pijarów († 1648). W pierwszym bocznym ołtarzu był obraz Matki Boskiej, w drugim zaś obraz św. Kajetana. Ściany kościelne okrywały piękne malowidła, przedstawiające życie Kalasantego w siedmiu obrazach. Do grania w czasie nabożeństw służyła pozytywa; dwa dzwony, ważące sześć cetnarów, wisiały w osobnych murowanych słupach w pobliżu kościoła[2057].
Po zniesieniu Norbertanów i Franciszkanów w Nowym Sączu przez cesarza Józefa II., przyszła kolej i na Pijarów. Zakon ich skasowano w styczniu 1786 r. W chwili kasaty mieszkało w kollegium pijarskiem pięciu kapłanów: Wawrzyniec Kraszkiewicz, superior, urodzony w Rzeszowie — Jerzy Melchior, vicesuperior, ur. w Częstochowie — Szczepan Dzierzgowski[2058], bibliotekarz, ur. w Pstrągowej — Damascen Bystrzycki, kaznodzieja, ur. w Starym Sączu — Jerzy Światłowski, wikary, ur. w Podolińcu. Prócz tego dwóch braci do posług domowych: Jerzy Siczyński, ur. w Brzozowej, i Filip Urbański, ur. w Gołąbkowicach[2059].
Kapitały pijarskie, przez Rząd zabrane, wynosiły 9.180 fl. 57 kr.; wszystkie zaś ruchomości i nieruchomości skonfiskowane, jako to: sprzęty domowe, kosztowności i aparaty kościelne, budynki klasztorne, oszacowano na 4.509 fl. 26 kr.[2060]. Budynki klasztorne. skonfiskowane przez Rząd, obrócono na inne cele, mianowicie na magazyn wojskowy, a później na umieszczenie urzędu cyrkularnego. Książki popijarskie, przeważnie treści teologicznej, kaznodziejskiej i ascetycznej, plątają się po dziś dzień na strychu więziennym, wystawione na pastwę szczurów i mysz.
Gdy w r. 1818 otwarto w Nowym Sączu 6-klasowe gimnazyum, umieszczono je na pierwszem i drugiem piętrze popijarskiego gmachu, w dolnych zaś lokalnościach pozostał urząd cyrkularny. W r. 1838 oddał Rząd to gimnazyum pod kierownictwo OO. Jezuitów, którzy je utrzymywali aż do lipca 1848 r., poczem objęli je napowrót profesorowie świeccy i pozostawało tutaj aż do roku 1855. W przeciągu tego czasu dawny kościół pijarski służył za kancelarye registratury. W r. 1855 przeniesiono gimnazyum do kollegium jezuickiego, zajętego przez Rząd, dawny zaś klasztor pijarski przemieniono na więzienie, które po dziś dzień tam pozostaje, przyczem jednak wszystkie okna do połowy przeszło zamurowano i zaopatrzono kratami.
Cały ten budynek klasztorny nosi na sobie piętno i ślady różnych przebudowań, z których pierwotnego kształtu odgadnąć trudno. Samo jednak sklepienie we wszystkich izbach, tak na dole jak na obydwóch piętrach, zachowało swój niezmienny charakter stylowy. Starzy mieszkańcy opowiadają, że tam, gdzie dzisiejszy ogród więzienny, znajdują się wielkie piwnice[2061], i pokazują w narożniku od strony południowej drzwi zamurowane, o których podanie, iż stamtąd prowadzi chodnik podziemny do Starego Sącza.
O Pijarach sandeckich dla braku obfitszych źródeł z czasów polskich mało co da się powiedzieć. Sam nawet ks. Tadeusz Chromecki Pijar, autor obszernej historycznej rozprawy o Pijarach w Polsce, zaledwie krótką wzmiankę zamieścił o ich osiedleniu się w Nowym Sączu[2062]. Pewną jest tylko rzeczą, że w Nowym Sączu nie mieli liceum, jak niektórzy błędnie utrzymywali, lecz tylko swoją rezydencyę, składającą się z kilku księży i braci do posług domowych. Akademia krakowska miała swoją kolonię w Nowym Sączu i nie pozwoliła Pijarom szkół otworzyć. Owszem Pijarzy złożyli wyraźną deklaracyę, podpisaną przez prowincyała, O. Ambrożego Wąsowicza, w Warszawie 6. sierp. 1732 r., i przez generała zakonu, O. Józefa od św. Franciszka, w Rzymie 23. maja 1733 r., że żadnej szkoły nie otworzą, ani wewnątrz ani zewnątrz miasta (neque intra neque extra civitatem), któraby w czemkolwiek uwłaczała, czy to szkole parafialnej sandeckiej, czy też przywilejom Akademii krakowskiej — i to pod karą zburzenia tejże szkoły i zapłacenia Akademii 10.000 złotych węgierskich „et praeter demolitionem sub vadio decem millium aureorum hungaricalium[2063].
Z pomiędzy Pijarów sandeckich pracowali na polu piśmiennictwa i literatury łacińskiej:
— Ks. Atanazy Doński, urodz. w Podolińcu 1680 r., † w Nowym Sączu 1. marca 1751.
— Ks. Justyn Zgórski, urodz. w województwie krakowskiem 1678, superior sandecki, † we Lwowie 26. kwiet. 1756.
— Ks. Piotr Krasuski, ur. w Krasuszach w Łukowskiem 1718, superior sandecki, † w Nowym Sączu 19. listop. 1765.
— Ks. Antoni Chojnacki, ur. w Kaliszu 1709, superior sandecki, potem rektor w Warężu, † 28. kwiet. 1775.
— Ks. Bazyli Grochowski, ur. w Niedźwiadnej na Mazowszu 1722, superior sandecki, potem rektor chełmski, † w Krakowie 1795[2064].
Zniesienie klasztorów, fundowanych pobożną ręką przodków, wywołało w kraju powszechne niezadowolenie, które znachodziło wyraz swój w listach, zapiskach pamiętnikowych, a wkońcu w wierszykach. które w odpisach krążyły po szlacheckich domach, a za pośrednictwem raptularzy dochowały się aż do naszych czasów. W jednym z nich spotykamy następujący dwuwiersz łaciński:

Tollendos toleras, toleranda Austria tollis,
Sie tollens tollendos, intoleranda facis[2065].


Kapliczka św. Marka. Do ciekawych zabytków miasta należy kapliczka św. Marka, na skręcie do Przystanku kolei żelaznej, wymurowana w r. 1771 na tem miejscu, gdzie z tytułu „miejskiego prawa miecza“ tracono publicznie winowajców za rządów polskich. W jej ołtarzyku jest prosta rzeźba „Upadek Chrystusa pod krzyżem“, umieszczona dawniej na węgierskiej bramie, pamiętna z tego, że w czasie pożaru baszty węgierskiej 1712 r., w ogniu będąc, nie zgorzała. Jest też do tego miejsca przywiązane podanie, że w czasie najazdu Szwedów 1655 r. Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny i starosta spiski, przebrany za chłopa wszedł do miasta, mieszczan podburzył do wyrznięcia Szwedów, których wtedy 500 (?!) poległo, a ciała ich w miejscu tej kapliczki pogrzebiono. Tu także miano ściąć i zagrzebać 12 żydów kahalnych i rabina, oskarżonego o morderstwo chrześcijańskiego dziecka. W r. 1761 ścięto na tem miejscu żyda, Józefa Bobowskiego, który zamordował okrutnie chrześcijańskie dziecko, a krew z niego do bańki wytoczył[2066]. Tu wreszcie 21. kwietnia 1761 r. ścięto dwóch żydów za męczenie dwóch chrześcijan, jak świadczy list ks. Józefa Bętkowskiego, proboszcza kollegiaty sandeckiej, pisany z Dębna 29. sierp. 1761[2067]. Z tego powodu lud ma wielkie nabożeństwo do tej kapliczki i każdego tygodnia w dni targowe: wtorki i piątki mnóstwo zapala świec.




Rozdział  XI.
Kościoły nieistniejące obecnie.

Na schyłku XVIII. wieku istniały jeszcze w Nowym Sączu następujące kościoły, o których jednak zaledwie szczupłe zapiski przechowały się w dawnych aktach sandeckich.
1) Kościół św. Wojciecha na dzisiejszem przedmieściu Grodzkiem, gdzie jest obecnie grunt plebański, był jednym z najdawniejszych kościołów w temże mieście. Starodawne podanie niesie, że na tem miejscu w polu św. Wojciech, biskup praski, mszę św. odprawił, kiedy za czasów Bolesława Chrobrego z Węgier do Polski pielgrzymował[2068][2069]. Jest to oczywiście legenda, która, jak każda inna, nie może mieć historycznego znaczenia.
Wacław, król czeski, książę krakowski i sandomierski, zamieniając z Janem Muskatą, biskupem krakowskim, wieś Kamienicę, gdzie dziś Nowy Sącz leży, za zamek w Bieczu z przyległemi dobrami, wyraźnie zastrzegł w dokumencie, wydanym w Pradze 24. marca 1303 r., że prawo patronatu kościoła św. Wojciecha i kościoła filialnego św. Małgorzaty w Nowym Sączu przysługuje i nadal biskupom krakowskim[2070].
Mikołaj i Jerzy, wójtowie Nowego Sącza, zamierzali wybudować młyn dla wygody miasta. Lecz pleban ówczesny od św. Wojciecha, niejaki ksiądz Wroblin (Wroblinus), sprzeciwiał się temu dlatego, ponieważ sam własny posiadał młyn. Wdał się w ten spór Jan Grot, biskup krakowski, i za przyzwoleniem królowej Jadwigi, pani sandeckiej, stanęła transakcya zamiany między plebanem od św. Wojciecha a wójtami miasta 6. lipca 1337 r. Pleban darował miastu młyn, a wzamian za to odstąpiono mu trzy sukiennice (pannicidarum camerae), dwa stragany szewskie (bancae sutoriae), jatkę rzeźniczą (macellum carnificum) i kram (camera institoria), należące do miasta z wszelkiem prawem i pożytkiem — z tem jednak uwzględnieniem, że w pomienionym młynie wolno będzie plebanowi, jego następcom i wikarym mleć bezpłatnie zboże na chleb dla domowników plebańskich i browaru, wedle potrzeby. Ugodę, tę potwierdził ponownie Zygmunt I. w Krakowie 13. września 1535 r.[2071].
Aż do roku 1448, t. j. do chwili wybudowania kollegiaty przez Zbigniewa Oleśnickiego, był on kościołem parafialnym; od tej doby stał się podrzędnym, jak wszystkie przedmiejskie kościoły, utrzymywanym ofiarnością wiernych. Wspomina o nim lustracya z r. 1564, tudzież wizyta kardynała Jerzego Radziwiłła z r. 1597. Jan Rolka z Kurowa zapisał w r. 1600 temu kościołowi dwie krowy i płótna konopnego 75 łokci[2072]. Wojciech Cholewicz, rajca sandecki i opiekun kościoła św. Wojciecha, zaprzepaścił gdzieś przeszło 100 złp. z pieniędzy pogrzebowych, legowanych do kościoła św. Wojciecha. Wymawiał się Cholewicz, że te pieniądze obrócił na sprawienie organów do tegoż kościoła, których jednak dotąd nie widać. Z tego powodu ks. Grzegorz Kraśnicki, senior wikarych, artium et philosophiae baccalaureus, wytoczył skargę przeciwko niemu przed ks. Stanisławem Wolskim, kustoszem kollegiaty i proboszczem grybowskim, jako sędzią duchownym. Ks. Wolski, w obecności dwóch księży proboszczów: Wojciecha Konradzkiego z Żeleźnikowej i Andrzeja Mogilańskiego z Kamionki, nakazał Cholewiczowi pod ekskomuniką 9. paździer. 1674, ażeby w przeciągu miesiąca przedłożył rejestr wydatków, a na przyszłość nie ważył się bez zezwolenia księdza seniora pieniędzmi pogrzebowymi szafować, ani żadnych nowości wprowadzać[2073]. Rejestr z lat 1677—1742 wymienia szczegółowo dochody i wydatki tegoż kościoła — oraz wszystkie nabożeństwa, śluby i pogrzeby. Podług inwentarza, przedłożonego Kajetanowi Sołtykowi, biskupowi krakowskiemu, w czasie jego wizyty w Nowym Sączu 1763 r., był ten kościół otoczony drewnianym parkanem i ocieniony wieńcem wiekowych lip; miał trzy ołtarze, sześć okien i dwoje drzwi.
2) Kościół św. Ducha ze szpitalem na przedmieściu Nowego Sącza, obok drogi wiodącej do Starego Sącza, założył Mikołaj Kizling, mieszczanin sandecki, na mocy przywileju Kazimierza Wielkiego, wydanego w Sączu 29. paździer. 1360[2074]. O jego istnieniu zaledwie kodeks dyplomatyczny małopolski przechował nam krótkie wspomnienie. Ksiądz Piotr, pleban wojnicki i rektor tegoż szpitala, zrezygnował dobrowolnie z urzędu swego. Rajcy Nowego Sącza, na mocy przysługującego im prawa patronatu, poruczyli urząd rektora w opróżnionym szpitalu plebanowi miejscowemu, księdzu Wisławowi, a biskup krakowski, Zawisza z Kurozwęk, zatwierdził ten wybór w Wojniczu 23. maja 1381 r.[2075]. W trzy lata potem powstał jakiś spór między Piotrem z Opola, rektorem szpitala św. Ducha a Swemanem z Wojnicza. Rzecz oparła się aż o Rzym. Wskutek czego Ryszard de Silvestris, doktor dekretów i kapelan papieża Urbana VI., przykazał Swemanowi osobnym aktem, wydanym w Neapolu 28. marca 1384 r., ażeby żadnych dalszych nie podejmował kroków, dopóki spór nie zostanie rozstrzygnięty przez Stolicę św.[2076].
Z końcem XIV. wieku przeniesiono ten przedmiejski szpital do miasta. Niebawem w r. 1400 Langzidel, mieszczanin krakowski, założył nowy kościół ze szpitalem św. Ducha wśród murów fortecznych Nowego Sącza, przy którym 1410 r. osiedli Norbertanie, a od r. 1832 mieszkają Jezuici.
3) Kościół św. Mikołaja stał na przedmieściu większem, czyli węgierskiem extra muros sandecenses, obok dzisiejszego starego cmentarza. Rok jego założenia niewiadomy wcale, tyle tylko pewnem, że już w r. 1409 mieszkali przy nim chwilowo Norbertanie, dopóki się nie przenieśli do nowego klasztoru, fundowanego przez Władysława Jagiełłę przy kościele św. Ducha[2077]. I o tym kościele nader szczupłe posiadamy zapiski. Sebastyan Żmijowski, rzeźnik sandecki, legował w r. 1645 na altarzystę kościoła św. Mikołaja popłatę roczną 35 złp. od kapitału 500 złp.[2078]. Zofia Bochenkowa w testamencie z r. 1655 „prosiła i żądała, aby ciało jej pochowano w kościele św. Mikołaja, gdzie też dziatki jej odpoczywają, do którego kościoła ze zboża teraźniejszego 12 flor. oddała“[2079]. Jan Storczysta, były kościelny farny, za okradzenie kościoła św. Mikołaja, został skazany na spalenie na stosie, jako świętokradca w r. 1666. Należała też do tego kościoła osobna zagroda przy ulicy drwalskiej.
W r. 1742 spłonął ten kościół z niewiadomego powodu. W trzy lata potem (1745) Adam Dulski, rajca sandecki, przekazał księżom wikarym: Migaczewskiemu i Pokręckiemu na odbudowanie tegoż kościoła 17 grzywien, które mu pan Stefan Kownacki tytułem wynagrodzenia był winien[2080]. Niewiadomo jednak, czy został odbudowany; to tylko pewnem, że do r. 1781 grzebano umarłych na cmentarzu św. Mikołaja.
4) Kościół św. Krzyża na przedmieściu mniejszem za rzeką Kamienicą, opodal drogi do Grybowa wiodącej, odległej sięga starożytności. Już w latach 1499 i 1535 wspominają akta miejskie o kościele św. Krzyża extra muros civitatis, obok folwarku Barbary Kowalowej[2081]. W niedzielę zapustną 1607 r. niejaki Stanisław Rajski zadał, bez najmniejszego powodu, trzy śmiertelne cięcia w głowę Marcinowi Kotlarskiemu, w domu sławetnego Matyasza Zawistowskiego, mieszczanina sandeckiego. Wskutek otrzymanych ran wkrótce Kotlarski ducha wyzionął, pochowany na cmentarzu przy kościele św. Krzyża[2082]. W czasie morowego powietrza 1622 r. Melchior Broda, przedmieszczanin, zapisał ćwierć pola księżom wikarym na poprawę tegoż kościoła[2083]. Podobnie w r. 1652 peste grassante Grzegorz Saytha legował delię lazurową z guzikami srebrnymi i żupan taki sam z guzikami srebrnymi, na poprawę kościoła św. Krzyża[2084]. Na planie miasta z r. 1783, nakreślonym jakąś niewprawną ręką, widzimy na froncie tego kościoła wcale pokaźną dzwonicę.
Podczas wojen napoleońskich (1809—1813) obrócono go na prochownię; potem stał opustoszały, wreszcie około r. 1830 rozebrano go doszczętnie. Józef Łepkowski, zwiedzając Nowy Sącz w r. 1849, odszukał w skarbcu farnym pięknego odlewu dzwonki, złożone tam po zburzeniu kościoła św. Krzyża[2085].
5) Kościół św. Walentego ze szpitalem za bramą węgierską na przedmieściu większem trans portam hungaricalem in suburbio majori, gdzie dziś ogród miejski. Szpital ten, zwany pospolicie szpitalem trędowatych, powstał pod koniec XV. wieku, jak świadczą niektóre współczesne zapiski. I tak testament Hieronima Korcepetra z r. 1490 wymienia ogród z domkiem, gdzie obecnie trędowaci mieszkają ubi protunc leprosi degunt. Później znów w r. 1499 Małgorzata Klocowa zapisuje trędowatym za murami miasta ćwierć pola. Niejaki Grabiec leguje 1510 r. ogród trędowatym w szpitalu za murami, a Stanisław rymarz dwie grzywny[2086]. Czy zaś i w późniejszych wiekach mieszkali trędowaci w tymże szpitalu, niewiadomo wcale, tę jednak nazwę hospitale leprosorum spotykam w aktach miejskich jeszcze 1580 a nawet 1643 r.
O samym kościele św. Walentego najdawniejszą wzmiankę napotykam dopiero w pierwszej połowie XVI. wieku. Stanisław Pieniążek, dziedziczny wójt grybowski, zapisał w r. 1541 księdzu Wojciechowi Czyrzyczce, przełożonemu szpitala i kościoła św. Walentego, popłatę roczną 12 grzywien od kapitału 400 złp. na wójtostwie grybowskiem. Stanisław Lubomirski, spiski i sandomierski starosta, objąwszy starostwo grybowskie razem z należącem doń wójtostwem, nie wypłacał szpitalowi rocznego czynszu, wskutek czego ks. Stan. Paszyński, przełożony szpitala, zapozwał go w r. 1626 do sądu ziemskiego w Czchowie[2087]. W ciągu XVII. wieku dość częste zapisy płynęły na ubogich w szpitalu św. Walentego. I tak Stanisław z Ruszczy Branicki 1602 r. przekazał 50 złp. na Wielopolu[2088]. Ks. Stan. Paszyński, ecclesiae sancti Valentini praepositus, poświadcza 1633 r., że otrzymał 50 złp., przeznaczonych na kościół św. Walentego w testamencie Błażeja Piotrowskiego, mieszczanina sandeckiego, z rąk Wojciecha Grabickiego, egzekutora testamentu[2089]. Walenty i Elżbieta Smolkowie, małżonkowie, darowali szpitalowi swój folwark w r. 1637. Marcin Wielogłowski 1645 r. popłatę roczną 40 złp. od kapitału 700 złp.[2090]. Baltazar Grodzicki, żebrak szpitalny, legował w testamencie 1647 r. szpitalowi połowę domu swego drewnianego z ogródkiem, leżącego przy ulicy różanej między domem Wojciecha Grzebieniarza i Stanisława Ptaśnika, krawca[2091].
W czasie najazdu Szwedów 1655 r. tempore sueticae incursionis został spalony kościół ze szpitalem św. Walentego. Odtąd długo nikt nie pomyślał o jego podźwignieniu z ruin, dopiero około r. 1678 ks. Wojciech Wittewski, podkustoszy kollegiaty i pleban mystkowski, przejęty chwałą Bożą i czcią św. Walentego, wystawił nowy kościół swym własnym kosztem pod wezwaniem tegoż świętego[2092].
W r. 1737 ks. Jan Ligasiński, podkustoszy kollegiaty, wniósł skargę przeciwko ks. Konstantemu Kozłowskiemu, rektorowi pijarskiemu, że sobie przywłaszcza grunt, należący do kościoła św. Walentego[2093]. Do tego szpitala należał folwark, tak zwany Reczkowski, i trzy ćwierci pola w łanach miejskich. W r. 1793 istniał jeszcze ten szpital. Józef Łepkowski w r. 1849 oglądał w skarbcu farnym dzwonek z zburzonego kościoła św. Walentego, z napisem: Ad honorem S. Valentini in suburbio sandecensi Andreas Kriomski Neosandecensis 1678 donavit[2094].
Patronami i opiekunami tych wszystkich kościołów byli rajcy sandeccy. Kajetan Sołtyk, biskup krakowski, w czasie swej wizyty zastał w dobrym stanie przedmiejskie kościoły i zakazał ich burzyć. Równocześnie jednak dekretem z 15. sierp. 1763 r. zabronił w nich odprawiać uroczystych nabożeństw; pozwolił tylko w tytularne święta odśpiewać mszę św., lecz bez kazania i wystawienia Najśw. Sakramentu. Przy tych wszystkich kościołach chowano umarłych aż do r. 1784[2095].
Kościoły te, zdobiące niegdyś przedmieścia podkarpackiego warownego grodu, już dawno runęły, mało kto z mieszkańców dzisiejszych wie o ich istnieniu, a tem mniej o miejscu, na którem stały. Tak samo w długim szeregu lat wyginęły przez wojny i morowe zarazy owe rodziny patrycyuszowskie, które swą zapobiegliwością, oszczędnością i pracą podtrzymywały przez całe stulecia świetność swego rodzinnego grodu. Badacz zaś i miłośnik przeszłości napróżno szuka dziś w kilku po nich pozostałych domach, które w rynku lub przyległych ulicach jeszcze się oparły zniszczeniu i przechowały niezatarte ślady swej odwiecznej budowy, zabytków dawnej świetności lub pamiątek dziejowych, aby nimi wzbogacić swą historyczną pracę. Jedynymi zabytkami, które wszelkie minione przetrwały burze, pozostały tylko dwa kościoły: św. Ducha i św. Małgorzaty. Ich też opisowi poświęciliśmy wyżej obszerniejsze wspomnienie.




DODATKI.

I.

Kazimierz Wielki nadaje w Krakowie 14. listopada 1341 rycerzowi swemu, Bernardowi Wierzbięcie, pewne grunta pod Nowym Sączem, które później przeszły na własność księży wikarych sandeckich.
Ad officium et acta praesentia castrensia capitanealia sandecensia personaliter veuiens venerabilis Ioannes Kurowski, vicarius ecclesiae collegiatae neosandecensis, obtulit eidem officio praesentes literas privilegii pergameneas infrascriptas, per olim divae memoriae Casimirum Regem Poloniae olim nobili Bernardo Ianussio dicto Wierzbięta militi suo, ratione erectionis et fundationis fundi sui camporum infrascriptorum, usufructui et possessioni praedictorum vicariorum ad praesens ex vi certi iuris subiectorum collatas, sigillo pensili eiusdem olim Serenissimae Majestatis Regiae munitas, petens easdem literas privilegii per officium praesens suscipi et in actis praesentibus vi et robore perpetuitatis firmatas annotari. Cuius affectationi officium praesens annuendo, officiique sui munere in actis nemini denegando, attento easdem suscepit in actaque praesentia inscribere mandavit, quarum literarum series verborum est huiusmodi:
In Nomine Domini Amen. Quod magnifica regum fieri decrevit authoritas, ratum atque stabile perpetuo permanere debet. Proinde nos Casimiras Dei gratia Rex Poloniae, nec non terrarum Cracoviensis, Sandomiriensis, Syradiae, Lancitiae, Kuiaviae, Pomeraniaeque dominus et haeres.
Significamus tenore praesentium quibus expedit universis praesentibus et futuris harum notitiam habituris. Quia ex matura deliberatione attentisque studiosis servitiis, quibus nobis regnoque nostro nobilis Bernardus Janussius dictus Wierzbięta miles noster bene mereri placuit, agrum seu agros nostros liberos ante civitatem nostram Sandecensem post fluvium dictum Kamienica iacentes, circa viam seu stratam versus Zabelce per fluvium Olbinka tendentem usque ad rivulum seu limites dictae villae Zabelcze, qui rivulus incidit fluvium Dunaiecz ex una, et sic supereundo dicto rivulo usque ad summum unde rivulus derivatur in monte, a rivulo vero recto tramite ad viam, quae tendit a villa dicta Roszkowice, et hac via seu strata directe ad fluvium Kamienica dictum, ex altera parte praedicto militi nostro Ianussio eiusque posteris cum omni iure, iurisdictione, proprietate et titulo haereditario, prout soli tenuimus, damns, donamus, temporibus perpetuis. Ad quos quidem agros superius denominatos addimus et donavimus silvam nostram liberam post fluvium Olbinka dictum, inter rivos Nascieszowa dictos prope villam Janussowa ad rivulum madidum, et hoc rivulo ad summum verticem a rivulo videlicet praedicto per summitatem montis ad rivum Januszowska dictum, quo inferius transeundo ad fluvium Olbinka, eodemque Olbinka fluvio infra descendentes usque ad rivulum Nascieszowa dictum, cum omnibus dictorum fluviorum utrorumque partium, scilicet Kamienica Olbinka et Nascieszowa, in quibus quidem fluviis superius descriptis licebit liberumque erit praedicto Janussio eiusque posteritati, videlicet obstacula molendina et alia quaevis necessaria ac etiam in fundo praedicto tabernas pro usu suo sine civili ac quolibet alio impedimento construere et aedificare. Quos quidem agros et sylvas per praedictum militem Bernardum eiusque posteros tenendum, utifruendum, paciflce possidendum, dandum aut vendendum, alienandum ac pro usu suo suorumque posterorum libere convertendum. Praeterea bona praedicta terrestria, ut praemissum est, per nos donata eorumque omnes possessores ab omnibus et cunctis, quocunque videntur nomine, contributionibus et exactionibus ac quibusvis servitutibus nostris absolvimus liberosque temporibus perpetuis pronuneiamus, praeter necessitates bellicas, prout caeteri nobiles in regno nostro servire tenentur, super ipsum militem et omnes dictorum bonorum possessores reservamus. In quorum omnium fidem evidentiusque testimonium sigillum nostrum regale praesentibus literis est appensum.
Datum Cracoviae feria quarta post festum divi Martini pontificis. Anno Domini millesimo trecentesimo qudragesimo primo. Praesentibus testibus, Joanne de Mirow cracoviensi, Stanislao de Tarnow sandomiriensi palatinis, Miroslao voynicensi, Sbigneo wislicensi castellanis, et aliis quam plurimis fide dignis.
Actum in castro sandecensi sabbato post festum Sancti Lucae Evangelistae proximo. Anno Domini millesimo sexcentesimo decinio septimo.
Nicolaus Borek de Szczęsno vicecapitaneus et index castrensis sandecensis.
Kopia z XVII wieku. Eccles. colleg. sandec. fundatio. dotatio. vol. II. p. 49—51.


II.

Langzidel, mieszczanin krakowski, funduje w Nowym Sączu kościół ze szpitalem św. Ducha i nadaje mu pięć wsi: Januszowę, Kwieciszowę, Wolfowę, Librantowę i Boguszowę. Piotr Wysz Radoliński, biskup krakowski, zatwierdza tę fundacyę w Krakowie 3. lipca 1400.
In nomine Domini Amen. Sub anno nativitatis eiusdem milesimo quadringentesimo indiccione octava, pontificatus Sanctissimi in Christo patris et domini nostri domini Bonifacii pape noni anno undecimo, die ultima mensis julii, hora terciarum vel quasi, in domo circumspecti viri magistri Nicolai Wysliczcze, civis Cracoviensis, in Cracovia in mei notarii publici testiumque infrascriptorum ad hoc specialiter vocatorum et rogatorum presencia, constitutus personaliter honestus vir Langzidel, civis Cracoviensis, teneus in suis manibus privilegium in pergameno conscriptum tenoris infrascripti, mihi notario publico infrascripto tradidit ad legendum et publicandum. Cui quidem privilegio sigillum oblonge figure intus et ad extra de glauca communi ceris in filis sericeis rubei et nigri coloris fuerat appensum, in cuius sigilli medio ymago stans infulata pontificalibus induta, quasi Sancti Stanislai, in sinistra manu tenens baculum pastoralem, et dextre manus extense digitis ad benedicendum erectis in quodam stallo, et sub et intra ciboriis ad dextris cuius stalli una turris, quasi cum tribus cingulis seu eminenciis, et super eisdem eminenciis per duas fenestras et in summitate tectum et penes fundamentum et sub prima eminencia sen cingulo clippeum, in cuius clippei medio acervus in quatuor statuis obtinens, a sinistris vero turris similis omnino apparebat. Subtus vero paviinenti vel scabelli prefate ymaginis Sancti Stanislai quoddam stallum, et in eodem stallo quedam ymago cappata flexis genibus capite inchnato, quasi ad orandum episcopalis apparebant. In circunferencia vero sigilli cruce preposita hec dicciones litteris textualibus sculpte † S. Petri, iuris utriusque doctoris, episcopi Cracoviensis Sedis apostolice prothonotarii, legebantur. A tergo vero sigilli eiusdem aliud contrasigillum fuerat inpressum, in cuius sigilli medio clippeus, et in clippeo eodem acervus in quatuor statuis pendens apparebat, in circumferencia vero contrasigilli eiusdem hec dicciones litteris textualibus sculpte: Sigillum Petri, episcopi Cracoviensis, legebantur. Tenor autem privilegii predicti est talis:

Dokument erekcyjny kościoła św. Ducha z r. 1400.
Fragment z oryginału w bibliotece Ossolińskich.

In nomine Domini Amen. Ne vetustate temporis humani actus insignes naufragium nubilo oblivionis novercentur, scripture perhennis vigore et testium adminiculo opportunum recipiunt firmamentum. Et proinde noverint universi presencium noticiam habituri, quod coram nobis Petro, dei gracia episcopo Cracoviensi, providus et honestus vir Langzidel, civis Cracoviensis constitutus, considerans, quoniam conditoris rerum omnium irreprehensibilis providencie altitude, subditis suis non ob id solum affluenciam bonorum contulit, ut dominarentur in eisdem, sed ut magis ipsi sibi de suis impartirent, sane cupiens cunctis desideriis et intimis suis, dum in membris corporeis vigor mentis viget racioque eius inentem regit, quam universalis propago, que reges et potentatus seculi absorbuit et absorbet. Plerumque langor obnubilat, quod non solum rerum temporalium, verum eciam sui ipsius cogit ipsa langoris vehemencia oblivisci, huiusmodi humane condicionis inevitabile debitum memorans, quod nihil cercius est morte, et nihil incercius hora mortis, singularium virium suarum inclinacione prevenire zelo charitatis, et amplioris devocionis uberiorique gracia ex debito, quo precepto Domini imperatur: estote parati, nescitis enim, quando tempus sit, sero, an media nocte, an galli cantu, an mane, ad opera pietatis et divini cultus augmentum, ob remedium peccaminum progenitorum ipsius atque suorum, et pro salute animarum eorundem tanto diligencius assurgens, quanto magis dicto precepto Domini ad hoc excitatur. Ad honorem laudem et gloriam omnipotentis Dei nostri creatoris, et gloriosissime Virginis Marie genitricis Domini nostri Jeshu Christi, gloriosissimorumque apostolorum eius atque specialiter Sancti Spiritus, Sancte Elizabeth et undecim millium Virginum beatarum et Omnium Sanctorum. Testamentum irrevoeabile perpetuum nuncupatum atque donacionem eam, que inter viros bonorum et Deo sibi collatorum pro temporalibus eterna, et pro terrenis celestia consequi dona, que ipse Spiritus almus suis devote servientibus confert affluenter, volens fecit condidit modoque et forma subsequentibus ordinavit. Et primo hospitale, quod quondam fuerat situm ante civitatem Novosandecz, nunc vero intra civitatem et in eadem civitate Novosandecz de dicto loco translatum existit, murare ecclesiamque et infirmariam de novo fundare et erigere et muro edificare disposuit. Quod quidem hospitale intra civitatem predictam errectum concedimus eisdem privilegiis iuribus libertatibus exceptionibus et consuetudinibus nostra auctoritate ordinaria gaudere, quibus pristinum quondam hospitale gaudebat. Deinde idem Langzydel ecclesie dicti hospitalis addidit et appropriavit reliquias, videlicet caput Virgin is unius de undecim millibus virginum, et duas manus earundem in argento et alias in circumferenciis cupro deaurata, et crucem argenteam deauratam et perlis ac lapidibus preciosis ornatam, cum ligno sancte vivifice crucis, nec non thabulas duas se claudentes cum diversorum sanctorum reliquiis cum berillis clausas, et cum perlis circumpositis adornatis in titulis cuiuslibet sancti, calicem argenteum deauratum, tres ornatus de purpura, primus de examito rubeo et nigro vario et cruce aurea a retro, ornatum alium de kamcha etiam rubei et varii de viridi colore, tertium de czamloth nigro cum alba cruce a retro. Missale, Viaticum et Decretales et duo candelabra, lignea deaurata, et unam campanam de duobus centenariis cupri, ceterasque res ad divinum cultum spectantes. Pro procuracione autem infirmorum in predicto hospitali, pro tempore degencium, addidit et appropriavit perpetuo bona, videlicet villas Januschowa alias Zymscheyn, Kweczyschowa, Helbranthowa, Wolwowa, Boguschowa et allodium cum centum ovibus, pecoribus et pecudibus, extra civitatem predictam Novosandecz, et penes ipsam situatas, cum omnibus proventibus iuribus, fructibus, redditibus et pertinenciis universis, iuxta privilegia serenissimorum principum, Dei gracia regum, Lodovici olim Ungarie, Dalmacie, Polonie, et Hedvigis regine Polonie eius nate, et consortis serenissimi principis et domini nostri Wladislai moderni Polonie regis, supremi principis Lituanorum Russieque domini et heredis, atque eiusdem domini Wladislai desuper concessa, nec non censum annuum trium fertonum latorum grossorum Pragensium de maccello carnificum, quod Petri Gerunk civis ibidem de Sandecz appelatur. Pro quo censu annuo ortus Hinnuleti per ipsum Zydlonem est racione permutacionis datus Petro Gerunk supradicto, nec non domum lapideam ibidem in Novosandecz, pro cuius precio eciam debet murari ecclesia et hospitale supradicta, atque locum in quo ecclesia et hospitale eadem situata existunt, cum adiacenciis eiusdem super quibus intuitu eiusdem hospitalis atque persone discreti viri Nicolai, rectoris moderni hospitalis eiusdem, septuaginta marcas impendit, et adhuc Deo concedente plurima beneficia eidem hospitali impendere proposuit. Gubernacionem autem hospitalis et ecclesie in observacione divinorum officiorum, regimine infirmorum et cura animarum eidem statuimus et decernimus perpetuo taliter observandum. Et principaliter, quod consules civitatis Novosandecz predicte, veluti pristini hospitalis, ut premittitur, ante predictam civitatem oliin siti, ex privilegiis certis ius patronatus et presentandi presbiterum idoneum ad instituendum in rectorem ecclesie hospitalis predicti, et ad regimen infirmorum predicti hospitalis obtinebant, ita et in eodem hospitali in civitate predicta denovo erecto, et per prefatum Langzydel fundato, dotato, ut premittitur, bonis supradictis et eorundem ius patronatus et presentandi rectorem instituendum, ut est premissum, perpetuo obtinebunt. Idem vero rector per nos et per nostros successores institui canonice debet, nostramque et nostrorum successorum auctoritatem habebit audiendi confessiones infirmorum hospitalis predicti, et absolvendi eosdem eciam in casibus auctoritate episcopali nostra et successorum nostrorum a iure reservatis, conferendique ipsis infirmis Sacramenta confessionis, penitencie, eucaristie, unccionis extreme, et recipere decedentes infirmos. Et qui inibi duxerint ecclesiasticam eligere sepulturam in ecclesia predicti hospitalis, seu alias ad cemeterium et locum ad hoc deputatum et consecratum ad ecclesiasticam sepulturam. Exequias quoque ipsorum et vigilias atque missas defunctorum infirmorum eorundem, nec non immobilibus festis Beate Marie Virginis gloriose, Sanete crucis, Apostolorum et Evangelistarum gloriosorum singulis ac sanctorum Michaelis archangeli, Stanislai, Stephani, Laurencii martirum. Martini et Nicolai confessorum, Agnetis, Dorothee, Barbare, Margarethe, Katherine et Undecim millium Virginum, Elizabeth, Hedvigis, Anne electarum gloriosarum, nec non in festivitate Omnium Sanctorum, et in dedicatione ecclesie dicti hospitalis, ac in comemoracione animarum, diebus dominicis universis solemniter divina officia in dicta ecclesia hospitalis celebrare alta voce, campanis pulsatis, et predicare verbum Dei infirmis supradictis, ita tamen quod sermo, sive predicacio in ecclesia parochiali, per hoc non impediatur, aliisque diebus omnibus et singulis feriatis consueto modo legere divina officia supradicta induigemus. Habebunt eciam prefati consules et patroni bona temporalia, hereditates et possessiones dicti hospitalis per se, vel ipsorum procuratorem deputatum, facultatem gubernare et necessaria rectori predicto in victu et amictu ex dictis bonis temporalibus assignare et ministrare. Et si idem rector, qui pro tempore fuerit, ad regendum et procurandum bona temporalia hereditates et pessessiones dicti hospitalis supradicta fuerit constitutes, tunc tam de rebus ecclesiasticis ecclesie predicte, quam de proventibus eorundem bonorum temporalium predictorum consulibus predictis, et cum eis uno vel pluribus presbyteris idoneis adhibitis, annuatim semel festo S. Martini racionem tenebitur facere de perceptis, expositis et remanenciis quibuscunque. Et si idem rector in racione eadem bonorum eeclesiasticorum ecclesie prefate et proventuum bonorum temporalium predictorum distractor vel dilapidator, vel alias vite dissolute et criminosus aliquo crimine notatus inventus fuerit, ipso facto rectura ecclesie predicte hospitalis antedicti et prefati consules alium presentandi locum habebunt, legitimeque convicto, nos et nostri successores alium instituere ad presentacionem eorundem consulum debebimus et nostri successores debebunt in regimen supradictum. Testamenta quoque et quecunque donata et donanda ad usus et alimenta infirmorum dicti hospitalis et quecunque suffragia ad fabricam hospitalis et ecclesie predictorum, in quibuscunque rebus et bonis fuerint, ad ecclesiam et hospitale et infirmos predictos integre debent pertinere. Nullusque super eisdem quocunque titulo aut racione debebit molestare infirmos predictos, aut rectorem vel procuratorem ipsorum, supradictos a iurisdiccione plebani ecclesie parochialis Sancte Margarethe Civitatis Novosandecz, ipsos in talibus et aliis eximimus et eciam liberamus. Hoc dumtaxat excepto, quod idem rector hospitalis in processionibus rogacionum cum reliquiis sue ecclesie tenebitur interesse cum presbiteris parochialis ecclesie antedicte, nisi in alliciendis eisdem testamentis per ipsos fraus et dolus fuerint cominissa. Que omnia fieri et committi per ipsos prohibemus sub pena excomonicationis, quam in huiusmodi ferimus et eciain promulgamus. Et quia omnia premissa, presente discreto viro Blasio, rectore ecclesie parochialis de Sandecz et consenciente ordinata, statuta, decreta et indulta per nos existunt, sic quoque rite et racionabiliter facta, nos Petrus episcopus prefatus auctoritate nostra ordinaria confirmamus, ratificamus et presenti privilegio perpetuo tenenda et observanda roboramus. Ad cuius evidenciam pleniorem presentes scribi et sigilli appensione fecimus roborari.
Actum et datum Cracovie in curia nostra episcopali, in crastino visitacionis Sanete Marie Virginis gloriose. Anno Domini millesimo quadringentesimo. Presentibus reverendis, venerabilibus ac honorabilibus viris dominis, Stephano episcopo Ceretensi, Mscislao abbate monasterii Tyniciensis, Andrea praeposito Wladislaviensi, Otthone scolastico, Joanne Szafraniec, Joanne de Woynicz canonicis Cracoviensibus, ac aliis fide dignis testibus ad premissa.
Post cuius quidem privilegii presentacionem et publicacionem prefatus dominus Langzydel petivit ipsum privilegium per me in exemplar publicum et presens instrumentum transsummi et exampliari. Quod quidem privilegium ego transsumpsi et exampliavi auctoritatemque ordinariam officii mei thabellionatus apposui et appono atque decretum, quod huic transumpto detur et fides plenaria adhibeatur de cetero in indiciis et extra tamquam originale privilegium predictum appareret. Acta sunt hec anno indiccione pontificatu mense die hora loco, presentibus cireumspectis viris, magistro Nicolao de Wyslicia, Johanne Peczczyn civibus Cracoviensibus, Paulo Pauli de Borowo, clerico Gneznensis diocesis notario publico, et aliis quam pluribus testibus fide dignis, ad premissa vocatis specialiter et rogatis.

S. N. Et ego Blasius Laurencii dicti Nowek de Opatowecz, clericus Cracoviensis diocesis, publicus imperiali auctoritate notarius prefati privilegii presentationi, publicacioni, transsumpto, peticioni ac aliis omnibus et singulis premissis, dum sic, ut premittitur, agerentur et fierent, una cum prenominatis testibus presens interfui, eaque omnia sic fieri vidi et audivi, dictumque privilegium in presens transsumptum exemplar transsumpsi, nil addens vel minuens, quod sensum mutaret vel variaret intellectum, preter quod forte litteram vel sillabam, et facta collacione diligenti de privilegio predicto, ad hoc transsumptum inveniens recte et per omnia concordare, in hanc publicam forniam reddegi, meque huic subscripsi signo et nomine meis solitis consignavi, rogatus et requisitus in fidem et testimonium omnium et singulorum premissorum.
Transsumpt oryginalny na wielkim arkuszu pergaminowym, z wielkim inicyałem tudzież u dołu umieszczonym znakiem notaryusza, w którym łatwo dają się odczytać wyrazy: M(agister) Blasius. W bibl. Ossolińskich nr. 941. Na zewnętrzu współczesnem pismem: Instrumentum hospitalis pauperum. — Ten dokument i trzy inne pod nr. IV. VI. i XXII. odkopiował paleograficznie Dr. Antoni Prochaska we Lwowie 1901 r., za co mu na tem miejscu składam powinne dzięki.


III.

Władysław Jagiełło funduje klasztor Norbertanów w Nowym Sączu i nadaje im przywilej pobierania corocznie 20 grzywien srebra i 20 cetnarów soli z żup bocheńskich i wielickich, w Kaliszu 10. kwietnia 1409.
In Nomine Domini Amen. Ad perpetuam rei memoriam. Vladislaus Dei gratia Rex Poloniae, nec non terrarum Cracoviae, Sandomiriae, Siradiae, Lanciciae, Cujaviae, Lithuaniaeque Princeps Supremus, Pomeraniae Russiaeque Dominus et Haeres.
Significamus tenore praesentium quibus expedit universis praesentibus et futur is praesentium notitiam habituris. Quod tunc divinae retributionis meritum et temporalis prosperitatis augmentum infallibiliter consequi credimus, dum personis ecclesiasticis ad laudem Dei deputatis ea, quae nobis a Deo tradita sunt, sacras eleemosynas impartimur. Speciali igitur zelo devotionis incensi, cupientes diem extremi judieii pietatis operibus praevenire, monasterium novum ordinis fratrum Praemonstratensium alias domum pauperum, in honorem Sancti Spiritus et beatarum undecim millium virginum dedicatum, una cum infirmaria seu hospitali, in ibidem intra muros civitatis nostrae Novae Sandecz erigendum et fundandum decrevimus, erigimusque et fundamus perpetuo harum serie mediante. In quo quidem monasterio religiosum Joannem heremitam, fratrem ejusdem ordinis Praemonstratensis, qui sacris praedicationibus, honestae vitae moribus, et efficacibus suae praedicationis exemplis, plebi Christicolae praebet salutaria documenta, in abbatem et gubernatorem hospitalis et infirmariae in ibidem praefigimus. Et quia ipsum monasterium servare decrevit, et in eo (cum fratribus ad modum in coenobio sanctimonialum se praecludendo, vitam ducendo monasticam) vult commorari. Ut ergo divinis laudibus intendentes liberius ibidem commodiorem habere...[2096] mansionem, et pro nostra consortumque nostrarum Serenissimarum Principum Dominarum, Hedvigis tum et Annae modernae, Poloniae Reginarum, ac etiam Hedvigis filiae nostrae charissimae salute, Creatoris nostri clementiam devotius exorare. Ad ejusdem Joannis abbatis praedicti instantes et devotas precum instantias pro suo, et fratrum in dicto monasterio degentium, ac pro infirmorum ibidem in hujusmodi hospitali seu infirmaria languentium sustentamento, viginti marcas pecuniae currentis cum totidem centenariis salis duri in zuppis utriusque salis nostri Bochnensis videlicet et Vielicensis ratione annui salarii annis singulis divisim quibusvis quatuor temporibus, per quinque marcas et quinque centenarios salis, super litteris ipsorum quietatoriis, per quosvis praedicti salis nostri zupparios pro tempore existentes, effectualiter et irrecuse solvendas damus, donamus, conferimus, incorporamus, appropriamus, adscribimus et assignamus perpetuis temporibus duraturas, per abbatem et fratres praedicti novi monasterii in Nova Sandecz habendi, tenendi, percipiendi, utifruendi, et pacifice perpetuis temporibus possidendi, ac in usus monasterii et infinnorum convertendi. Ita tamen quia in singulis divinorum officiorum et missarum solemniis pro nobis et praedictis nostris consortibus, ac etiam filiae nostrae antedictae, nec non praedecessoribus et successoribus nostris, Salvatoris nostri clementiam devote tenebuntur exorare, et post decessum nostrum indesinenter nostri memoriam habere debebunt salutarem. Vobis igitur praedicti salis nostri utriusque zuppariis pro tempore existentibus, nostris firmis regalibus damus in mandatis, quatenus praedictis abbati et fratribus monasterii et conventus supradicti, hujusmodi viginti marcas et totidem centenarios salis, singulis annis divisim per quatuor tempora, uti prius expressum est, dare irrecuse et solvere sine quavis contradictione, acceptis ab ipsis quietationibus omnimode debeatis. Alioquin Omnipotensis Dei et ejus Sanctissimae Matris, ac undecim millium virginum, imo et nostram indignationem gravissimam se noveritis incursuros, harum, quibus Majestatis nostrae sigillum appensum est, testimonio litterarum.
Actum in Kalisz feria quarta festi Paschae. Anno Domini millesimo quadringentesimo nono. Praesentibus validis strenuisque viris, Mathia de Labischno palatino brestensi, Thomcone de Wągleszyn sandomiriensi, Joanne de Zelichow calissiensi, Joanne de Szczekocin vislicensi castellanis, Janussio Jaxa judice calissiensi, et Zbigneo curiae regalis mareschalco, multisque aliis nostris fidelibus fide dignis.
Datum per manus honorabilis Nicolai, praepositi sancti Floriani, vicecancellarii nobis sincere dilecti.
Ad mandatum ejusdem Nicolai, praepositi sancti Floriani, regni Poloniae vicecancellarii.
Sigillum magnum pensile.
Kopia z XVIII. wieku. Na dole inną ręką dopisane: Oblata ejusdem privilegii in castro sandecensi fer. II. infra octav. Sanctis. Corporis Christi 1762. Summarium privilegiorum f. 5—6.


IV.

Rajcy Nowego Sącza za zgodą całego pospólstwa odstępują wieczyście (8. stycz. 1412) Norbertanom: Januszowę, Librantowę, Wolfowę, Kwieciszowę i Boguszowę; tudzież sołtystwo w Piątkowej, dwa ogrody w pobliżu kościoła św. Wojciecha, a trzeci przed bramami miasta; pod tym jednak warunkiem, ażeby Norbertanie utrzymywali szpital i chorych mieszkających w nim. Tę ugodę zatwierdza biskup krakowski, Piotr Wysz Radoliński, w Krakowie 17. kwietnia 1412.
In nomine Domini amen. Nos Paulus Wladimiri, decretorum doctor custos et canonicus Cracoviensis, comissarius ad infrascripta, per reverendissimum in Christo patrem et dominum Petrum, episcopum Cracoviensem, specialiter deputatus, significamus omnibus quibus expedit tenore presencium universis. Quia constitutus personaliter coram nobis religiosus Mathias frater, ornis Premonstratensium sub regula Sancti Augustini monasterii in Nova Sandecz Cracoviensis diocesis, suo et procuratorio nomine venerabilium et religiosorum virorum, Stanislai prepositi, Bartholomei prioris, Georgii cantoris, Nicolai viceprioris, ceterorumque fratrum monasterii et conventus in Novasandecz antedicti, de cuius procuracionis mandato nobis extitit facta plena fides per autentica documenta, tenens suis in manibus quasdam comissionis litteras in papiro scriptas sigilloque prenominati reverendissimi patris et domini Petri, episcopi Cracoviensis, solito et consueto sigillatas presentavit. Petens ex affectu humiliter et affectans, quatenus virtute earundem comissionis nobis facte literarum, quasdam literas privilegii in pergameno conscriptas, quas eciam nobis presentavit, sigilloque maiori rotunde figure et de cera alba ab extra, intus autem de viriidi in filis sericeis rubei coloris, sub nomine et titulo providorum virorum, Jahannis Fredrici, Thome Fornayl, Jacobi Schultis, Hermani Nicolai Tharna et Johannis pistoris, consulum Novesandecz civitatis laicorum Cracoviensis diocesis, tutorum, collatorum, gubernatorum et presentatorum ecclesie hospitalis et infirmarie Sancti Spiritus et undecim millium virginum sigillatas. In quo quidem sigillo quedam imago admodum virginis, habens coronam in capite et sedens in quodam sedili, ac vexillum cum cruce in manu dextra tenens prima facie apparebat, ex altera vero parte eiusdem ymaginis quedam ecclesia cum turri ac cruce in superficie eiusdem turris erat exculpta, et sub sedili dicte ymaginis quidam draco prostratus rostro extenso et aperto, cauda erecta sursum videbatur apparere. Litere vero circumferenciales legebantur sub hoc modo: S(igillum) advocati et civium in Novasandecz, cum interposicione nostri decreti transumi, in publicam formam redigi auctoritate nobis concessa demandare dignaremur ita, quod eidem transumpto tamquam ipsis literis originalibus ubilibet fides plenaria deberet adhiberi.
Nos vero Paulus Wladimiri, decretorum doctor comis sarius prenominatus, ipsius Mathie fratris religiosi procuratoris peticionibus tamquam iustis favorabiliter annuentes easdem...[2097] discretum Nicolaum Andree de Bistra, clericum Cracoviensis diocesis publicum apostolica et imperiali auctoritate notarium infrascriptum, transumi scribi et publicari mandavimus, nostrique soliti sigilli...[2098] ad verbum sequitur et est talis:
In nomine domini Amen. Ad perpetuam rei memoriam. Nos Johannes Fredrici, Thomas Fornayl, Jacobus Schultis, Hermanus Nicolaus Tharna et Johannes pistor, consules Nove Sandecz civitatis, tutores, collatores, gubernatores et presentatores ecclesie hospitalis et infirmarie Sancti Spiritus et undecim millium virginum, olim extra muros predicte Nove Sandecz civitatis erecte et edificate, nunc vero ad civitatem predictam Sandecz in cenobium monasterii fratrum canonicorum regularium Sancte Marie Virginis gloriose ordininis Premonstratensis, una cum hospitali infirmariaque languentium pauperum transplantate, ac per serenissimum principem et dominum Vlaislaum regem Polonie, Cracovie, Sandomire, Siradie, Lancicie, Cuyavie Pomeranieque heredem, ac Russie et Lithuanie supremum principem fundate, nec non per preclarum principem et dominum Kazimirum divina clemencia felicis recordacionis regem Polonie constituti et effecti, prout in litteris eiusdem domini Kazimiri regis Polonie sigillo maiestatis ipsius sigillatis plenius continetur, quas hic cupimus habere tamquam expressas universis et singulis tam presentibus quam futuris tenorem presencium intuituris significantes: Quia nostra voluntate bona, et consensu fratrum nostrorum tociusque communitatis civitatis Nove Sandecz antefate, bona omnia posessiones et singula hereditaria, per providos viros Nicolaum Keyslink et Langseydel bone memorie cives Sandecenses, de licencia et voluntate speciali prefati domini Kazimiri regis, nec non illustrissime principis Hedvigis regine Polonie felicis recordaeionis, empta et comparata pro ecclesia hospitalis et infirmaria supradictis, et pro redimendis pauperum defectibus huiusmodi infirmarie et hospitalis future contingentes assignata, villas videlicet Janusschowa Sonnenskeyn, Lybranthow, Queczyssowa, Wolfowa, Boguschowa et sculteciam in Panthcowa, nec non ortos, unum circa ecclesiam Sancti Adalberti a latere providi viri Nicolai Wlodica dicti, secundum Roschnowsky dictum eciam prope ecclesiam Sancti Adalberti predictam, et tercium ante foras civitatis predicte iuxta flumen Seglarca dictum situatum, cum omnibus et singulis utilitatibus, fructibus, censibus, proventibus, attinenciis, pertinenciis, emolumentis et appendiis universis, videlicet rubetis, gays, silvis, mericis, pratis, pascuis, piscinis, tabernis, molendinis, venacionibus, aucupacionibus, aquis et earum decursibus ad prefatas villas et ad bona hereditaria predicta spectantibus, prout in suis metis et gadibus longe late et circumferencialiter sunt distincta ab antiquo et limitata, venerabili religiosisque viris dominis, Johanni heremite abbati, vel qui pro tempore fuerit, nec non fratribus conventus monasterii ordinis Premonstratensis ecclesie hospitalis infirmarieque Sancti Spiritus ut Beate Marie Virginis et undecim millium virginum predicte, ut premittitur, de suburbio in civitatem Novesandecz predictam transplantate, una cum pauperibus infirmarie sepedicti hospitalis decumbentibus seu infirmantibus coniunctim et non divisim coniungentes, incorporamus, damus, appropriamus, largimur et iusto donacionis titulo perpetuis temporibus presentibus asignamus, per prefatos abbatem et conventum monasterii supradicti, qui tunc temporis fuerit, nec non pauperes in predicta infirmaria degentes tenendum, habendum, possidendum ac in usus suos beneplacitos monasterii et pauperum huiusmodique utiles et licitos disponendi et convertendi, prout deificum et magis licitum ipsis et eorum successoribus videbitur expedire. Harum quibus sigillum nostre Sandecz civitatis, quo solite utimur, est appensum testimonio literarum.
Datum feria sexta infra octavas epifanie. Anno domini millesimo quadringentesimo duodecimo. Per manus Jacobi de Dambovidzal[2099], predicte Sandecz civitatis notarium scolarumque rectorem, est editus presens consensus et datus.
Acta sunt hec anno domini millesimo quadringentesimo duodecimo, indiccione quinta, pontificatus Sanetissimi in Christo patris et Domini nostri, domini Johannis divina providencia pape vicesimi tercii anno secundo, die Saturni decima septima mensis Aprilis, hora terciarum vel quasi, Cracovie in collegio iuristarum in platea castrensi, presentibus ibidem discretis viris, Alberto Johannis de Grottow Poznaniensi, publico apostolica et imperiali auctoritate notario, et Stanislao Gregorii de Colo Gneznensis diocesum clericis, testibus ad premissa vocatis specialiter et rogatis.

S. N. Et ego Nicolaus Andree de Bistra, clericus Cracoviensis diocesis publicus apostolica et imperiali auctoritate hotarius, quia predictis litterarum originalium transumpti peticioni ipsiusque decreto omnibusque aliis et singulis premissis, dum sic, ut premittitur, agerentur et fierent, una cum prenominatis testibus presens interfui, eaque sic fieri et audivi, ideo hec premissa manu propria transummens, in hanc publicam formam redegi, signo quo auctoritate apostolica utor, et nomine meis solitis et consuetis, una cum appensione sigilli memorati domini Pauli comissarii, et de mandato ipsius consignavi, rogatus in fidem omnium premissorum.
Oryginał pergaminowy w bibl. Ossolińskich nr. 943; w środku przetarty, tak że z dwóch połów się składa, a skutkiem przetarcia brakuje 11 wyrazów. Znak notaryalny przedstawia krzyż z dwóch kluczów pisarza i jednego ukośnie położonego, a pod krzyżem na stopniu: Nadeb t. j. N(icolaus) A(ndree) de B(istra). Na zagiętce pozostały znaki cięcia, przez które dawniej pieczęć Pawła Włodzimierzowica przewieszoną była.


V.

Papież Jan XXIII[2100] zatwierdza na prośbę Władysława Jagiełły fundacyę Norbertanów sandeckich, w Rzymie 19. grudnia 1412.
Joannes Episcopus Servus Servorum Dei, ad perpetuam rei memoriam.
Justa desideria charissimi in Christo filii nostri Vladislai, regis Poloniae illustris, qui per Dei gratiam vigilanter insistere dicitur operibus pietatis, auditu benigno suscipere et promptis delectamur affectibus adimplere. Sane petitio dicti regis nobis nuper exhibita continebat, quod olim ipse de suae et charissimae in Christo filiae nostrae Annae reginae Poloniae, illustris consortis ejus, animarum salute recogitans et cupiens transitoria in aeterna felici commercio commutare, ac etiam pro salute animarum clanie memoriae Hedvigis primae uxoris, ac Hedvigis natae regis et Hedvigis reginae praefatorum, zelo devotionis accensus ad laudem Dei, de bonis sibi a Deo collatis atque ad coronam suam regiam spectantibus, de hospitali pauperum dudum ad honorem et sub vocabulo Sancti Spiritus et beatarum undecim millium virginum in oppido Nova Sandecz dioecesis Cracoviensis fundato, monasterium Praemonstratensis ordinis pro abbate, priore et conventu, qui illic Domino in divinis operibus sollenniter et juxta ipsius ordinis regulam et instituta pro tempore deservirent, ac vitam ducerent monasticam et devotam, cum infirmaria seu hospitali languentium, tanquam in loco ad hoc apto et ideo, ac etiam tuto et honesto de nova radice erexit et fundavit, ipsique monasterio pro ejus dote et sustentatione decenti abbatis, prioris et conventus praefatorum, nec non canonicorum et ministrorum ac personarum in hoc monasterio pro tempore degentium, et infirmorum sive pauperum, qui in eodem hospitali dicti monasterii receptarentur et decumberent, aliisque oneribus abbati, priori et conventui praefatis incumbentibus pro tempore commode supportandis pie donavit certas villas, bona immobilia in eadem dioecesi consistentia ac reditus census et jura. Et inter alia haec videlicet, villam Dąbrowa cum suis adjacentiis, cum viginti marcis currentis monetae polonicalis, et cum viginti centenariis salis duri de zuppa regali, singulis annis perpetuis temporibus ipsi monasterio dandis et solvendis, nec non Januszowa, Librantowa, Kweciszowa, Boguszowa, Wolchowa, scultetia in Piantkowa, villas dictae dioecesis, cum tribus ortis in districtu dicti oppidi consistentibus, et hujusmodi villas cum ejusdem aliis bonis immobilibus pro ipsorum libertate ampliori ex jure polonico in jus theutonicum transtulit et perpetuo libertavit, etiam eximendo et absolvendo scultetos, kmetones, tabernatores et molendinatores et quosvis alios praedictarum villarum incolas et habitatores ab omnibus exemptionibus, solutionibus, servitiis, angariis et praeangariis, inventis et inveniendis, quibuscunque nominibus nuncuparentur, et ab omni jurisdictione et potestate omnium regni sui palatinorum, castellanorum, judicum, subjudicum, procuratorum et quorumcunque officialium et ministerialium eorundem, ut coram ipsis vel ipsorum aliquo sculteti, kmetones, tabernatores, molendinatores pro causis tam magnis quam parvis, puta furti, sanguinis vel homicidii, incendii, membrorum mutilationibus et quibuscunque aliis enormibus excessibus citati minime responderent; nec aliquas poenas solvere tenerentur, sed tantum kmetones et incolae ipsi coram suo sculteto, qui pro tempore foret, scultetus vero coram abbate monasterii praedicti in civilibus. In criminalibus et capitalibus vero causis scultetis praedictis in metis et granitiis villarum praedictarum judicandi, sententiandi, corrigendi, puniendi, plectendi et damnandi plenam dedit et omnimodam concessit facultatem, prout hoc ipsum jus theutonicum in omnibus suis punctis, articulis, sententiis, conditionibus et clausulis postulat et requirit. Voluit insuper rex ipse, quod dum et quotiescunque praedictos abbatem et conventum, privilegia et litteras super juribus ipsorum quibuscunque coram eapitaneis et officialibus regis Poloniae existentis pro tempore producere et ostendere contingeret, praeterquam duos grossos monetae currentis ejusdem pro ostensione litterarum et jurium praedictorum capitaneis et officialibus ipsis duntaxat dare et solvere tenerentur, prout in authenticis litteris desuper confectis et ipsius regis sigillo munitis...[2101] plenins contineri. Quare dictus rex nobis humiliter supplicavit, ut hujusmodi erectioni, dationi, dotationi, donationi et aliis per eum, ut praemittitur factis, pro ipsorum subsistentia firmiori robur apostolicae confirmationis adjicere de benignitate apostolica dignaremur. Nos itaque hujusmodi supplicationibus inclinati hujusmodi fundationem, erectionem, dotationem, donationem ac alia praemissa per ipsum regem, ut praemittitur facta, et omnia inde secuta rata habentes et grata, ea authoritate apostolica confirmamus et praesentis scripti patrocinio communimus, supplentes omnes defectus, si qui fortasse intervenerint in eisdem. Et nihilominus eidem abbati, canonicis et ministris ejusdem monasterii ejusdemque successoribus, qui residebunt pro tempore in monasterio memorato, praesentium tenore concedimus, ut etiam gaudere et uti libere possint et debeant omnibus privilegiis, libertatibus et immunitatibus, quibus aliorum monasteriorum et locorum dicti ordinis abbates, canonici, ministri et personae in eisdem aliis monasteriis et locis degentibus, a sede apostolica et alias quomodolibet per spirituales et saeculares potestates eis concessis seu indultis...[2102] et utuntur. Nulli ergo hominum licet hanc paginam nostrae confirmationis et concessionis infringere, vel ei ausu temerario contraire. Si quis autem hoc attemptare praesumpserit, indignationem Omnipotentis Dei et beatorum Petri et Pauli apostolorum in se noverit incursurum.
Datum Romae apud sanctum Petrum, decima nona decembris, pontificatus nostri anno tertio. A. D. 1412.
Sigillum plumbeum pensile.
Kopia z XVIII. wieku. Summarum privilegiorum f. 10—12.


VI.

Paweł murarz zapisuje rajcom Nowego Sącza Żeleźnikowę Większą i Mniejszą, z obowiązkiem płacenia corocznie z dochodów tychże wsi 10 grzywien kaznodziei niemieckiemu i ołtarzowi św. Mikołaja, który tenże Paweł fundował w kollegiacie sandeckiej. Królowa Zofia zatwierdza ten zapis w Krakowie 23. lipca 1453 r.
In nomine domini Amen. Ad perpetuam rei memoriam. Cum gesta hominum a reminiscencia plerumque labescunt, nisi apicibus litterarum et annotacione testium roborentur, proinde nos Zophia dei gracia regina Polonie significamus tenore presencium quibns expedit universis presentibus et futuris presencium noticiam habituris. Quomodo providus Paulus murator, noster, Nove Sandecz civis fidelis dilectus, possessioni ambarum scilicet Maioris et Minoris villarum Szeleschnykowa nuncupatarum cessit et resiliit providis nostris, dicte Nove Sandecz civitatis consulibus fidelibus dilectis, et ipsas cum omni iure, dominio, utilitatibus, fructibus, pertinenciis universis, que modo in circumferenciis et limitibus dictarum villarum existunt, et in posterum humana industria adinveniri ac augeri valeant, quibuscunque generalibus vel specialibus vocitentur nominibus, nihil iuris vel alicuius dominii pro se et suis posteris ibidem reservando, pretactis consulibus in sempiternum resignavit tenendas, habendas et iure hereditario possidendas, et in usus beneplacitos convertendas, hac tamen condicione interserta, quod censum quendam decem marcarum de eisdem villis Szeleschnykowa dictis pro Theutunicorum predicatore et altari Sancti Nicolai pontificis, in ecclesia beate Margarethe Sandeczensi per dictum Paulum muratorem errecto et fundato, prefati consules annis singulis solvere sunt astricti. Alias predicatore absente et deficiente extunc utique pro altari Sancti Nicolai prenominato de censu decem marcarum prefatarum solvendo sunt obnoxii, hoc intellecto dumtaxat villis pretactis durantibus. Insuper prefati consules ius presentandi ad altare predictum in evum obtinebunt, et ad ipsum personam idoneam tempore quolibet ingruente presentabunt. Idem quoque Paulus murator civis noster nobis humiliter suplicavit, quatenus prenominatis resignacioni et renunciacioni dictarum villarum in manus consulum Sandeczensium factis faveremus et consensum nostrum preberemus, atque huiusmodi resignacionem et cessionem dictarum villarum confirmare dignaremur. Nos itaque benignitate nobis innata peticionibus tanquam iustis et racioni consonis acclinati, resignacioni et renunciacioni prefatarum villarum Szelesnikowa per dictum Paulum muratorem in manus consulum factis, assentimus et ipsas resignacionem et renunciacionem approbamus, ratificamus, decernentes eas robur perpetue firmitatis obtinere, iuribus tamen regalibus in prefatis villis semper salvis. In cuius rei testimonium sigillum nostrum presentibus est appensum.
Datum Craeovie feria secunda in crastino sancte Marie Magdalene. Anno Domini millesimo CCCC quinquagesimo tercio.
Ad relacionem venerabilis Stanislai, canonici Cracoviensis, cancellarii reginalis et Nove Civitatis Capitanei.
Oryginał pergaminowy z wielkim inicyałem, dobrze zachowany w archiwum fary nowosandeckiej; pieczęci brak, pozostały cięcia na pergaminie, przez które pasek pergaminowy był przewieszony. Na zewnętrzu dokumentu współczesnem pismem: Resignacio villarum Szelyesnykowa in manus Dominormn Consulum.


VII.

Kazimierz Jagiellończyk zatwierdza w Krakowie 31. stycznia 1460 przywilej matki swojej królowej Zofii, wdowy po Władysławie Jagielle, uwalniający klasztor Norbertanów w Nowym Sączu (23 lipca 1458) od opłaty jednej grzywny i siedmiu groszy, które przypadały corocznie skarbowi królowej z folwarku Kiełbasne zwanego.
In Nomine Domini Amen. Ad perpetuam rei memoriam. Casimirus Dei gratia Rex Poloniae, nec non terrarum Cracoviae, Sandomiriae, Siradiae, Lanciciae, Kujaviae, Magnus Dux Lithuaniae, Pomeraniae, Russiae, Prussiae Dominus et Haeres.
Significamus tenore praesentium quibus expedit universis praesentibus et futuris praesentium notitiam habituris. Quomodo pro parte venerabilis et religiosi Joannis abbatis, et sui conventus Sancti Spiritus in Nova Sandecz devote dilectorum, nobis existit instantius supplicatum, quatenus ipsis litteram donationis sive indultus certae pecuniae usualis Serenissimae Principis Dominae Sophiae, Reginae Poloniae Genitricis Nostrae Charissimae, introscriptam de benignitate nostra regia ratificare, gratificare et confirmare gratiose dignaremur. Cujus quidem litterae tenor sequitur de verbo ad verbum et est talis:
Sophia Dei gratia Regina Poloniae. Significamus tenore praesentium quibus expedit universis et futuris. Quomodo attentis et humiliter acclinatis jugis et ferventibus orationibus, quibus venerabilis Joannes de Zychlin abbas cum fratribus et conventu Sancti Spiritus in Nova Sandecz ordinis Praemonstratensis nobis plurimum complacuerunt, tum eorum gratitudine et devotione pro beneficentiis et munificali largitione, erectione et dotatione consortis nostri charissimi, felicis memoriae domini Vladislai Dei gratia regis Poloniae, magni ducis Lithuaniae, Russiaeque domini et haeredis serenissimi, eidem conventui et fratribus factis et pie impensis, volentesque eosdem ad majorem affectum devotionis concitare et inducere pro nostri consortis salute, nostraque et regni Poloniae felici et votiva in Jesu Christi gratia et totius regni Poloniae conservatione, habita consideratione, quomodo ipse abbas cum fratribus in ipsa ecclesia Sancti Spiritus, domo hospitali casu infausto ex ignis voragine cum certis concivibus lamentabiliter passi sunt exustionem, damna et gravia damnorum incommoda et irrecuperabilia, ipsum abbatem cum eorum fratribus conventu et successoribus ad tempora vitae nostrae a solutione unius marcae cum septem grossis, singulis annis censualiter nobis dari et nostro dominio solvi solitis de praedio seu allodio Kielbasne, in suburbio sito et locato absolvimus, liberamus per praesentes. Quocirca vobis capitaneo, burgrabio, procuratori pro tunc existentibus vigore nostro reginali praecipimus et mandamus, omnino habere volentes, quatenus quoadusque vita nobis comes et concessa a Deo fuerit, dictos abbatem, fratres et conventum dicti ordinis nulla ratione turbare, molestare et compellere ad dicti census solutionem et satisfactionem debeatis et audeatis pro gratia nostra. In cujus rei testimonium sigillum nostrum praesentibus est appensum.
Datum in Nova Sandecz die dominica in crastino sanctae Mariae Magdalenae. Anno Domini millesimo quadringentesimo quinquagesimo octavo.
Nos igitur hujusmodi petitionibus tanquam justis et rationi consonis benigniter annuentes, praescriptam litteram in omnibus suis punctis, clausulis, articulis et conditionibus universis ratiftcamus, gratificamus et confirmamus tenore praesentium mediante, decernentes eam robur suae obtinere firmitatis. Volentes itaque piae devotionis desideriis praefatae genitrici nostrae charissimae morem gerere et extremi judicii bonis operibus praevenire, praefatum censum unius marcae cum septem grossis memoratis abbati et conventui perpetuo...[2103] indulgemus et ab ejusdem solutione ipsos temporibus perpetuis relaxamus et liberamus tenore praesentium mediante, ut de illo nobis aut successoribus nostris et capitaneis nostris pro tempore existentibus, respondere minime teneantur perpetuum et in aevum. Harum quibus sigillum nostrum praesentibus est subappensum testimonio litterarum.
Actum Cracoviae feria quinta proxima ante festum Purificationis Mariae. Anno Domini millesimo quadringentesimo sexagesimo. Praesentibus magnificis et generosis, Joanne de Tenczyn castellano cracoviensi, Stanislao de Ostrorog palatino calissiensi. Dobeslao Kmita de Wisnicz vojnicensi. Nicolao de Zakrzow vislicensi castellanis, Nicolao de Brzezie requi Poloniae mareschalco, Nicolao Pieniązek de Witowice succammerario et capitaneo cracoviensi, aliisque quam plurimis ad praemissa fide dignis.
Datum per manus venerabilis Joannis de Brzezie, doctoris in utroque sacri apostolici protonotarii et ejusdem causarum auditoris et archidiaconi Gnesnensis, regni Poloniae vicecancellarii nobis sincere dilecti.
Relatio ejusdem venerabilis Joannis de Brzezie, apostolici protonotarii et ejusdem causarum auditoris archidiaconi Gnesnensis, regni Poloniae vicecancellarii.
Sigillum magnum cereum pensile. Kopia z XVIII. wieku. Summarium privilegiorum f. 19—21.


VIII.

Ksiądz Jakób Warzecha zapisuje folwark, ogrody, łąkę i sadzawkę wikarym kollegiaty sandeckiej. Darowiznę tę zatwierdza Jan Konarski, biskup krakowski, w Krakowie 5. maja 1508.
In Nomine Domini Amen. Ad perpetuam rei memoriam. Joannes Dei gratia Episcopus Cracoviensis.
Solicitudini pastorali divina disponente clementia deputati, iucundis ad ea votis libenter adhibemus congrui roboris firmitatem, per quae saluti animarum providetur et cultus divinus in ecclesiis nobis creditis felicia suscipiat incrementa. Proinde significamus tenore praesentium quibus expedit universis et singulis praesentibus et futuris praesentium notitiam habituris. Quomodo hac consideratione permotus honorabilis Jacobus Warzecha, vicarius perpetuus ecclesiae collegiatae sandecensis et scholasticus in Russiecz, tanquam ad supernae beatitudinis praemia divina dirigente clementia mente erigens zelo piae devotionis inflammatus, volens opera et labore suis in ecclesia praefata collegiatae sandecensis salutaria augere incrementa, praedium inter fluvium Kamienica ex una, et praedium Moczygardło parte ab altera in suburbio sandecensi situm, emptum per ipsum Jacobum Warzecha et comparatum a nobili Mathia Syla, nec non hortum post fluvium Kamienica inter hortum Potykło ex una, et hortum Sowa ab altera partibus consistentem, per praefatum Jacobum Warzecha similiter emptum et comparatum ab honesta Veronica Smoczowa cive sandecensi, ac hortum post fluvium Dunajec inter bona abbatissae et conventus in Antiqua Sandecz ex una, et villam Chełmiecz situm partibus ex altera, emptum apud Stanislaum Prandota, civem et consulem neosandecensem, et piscinam ac pratum inter prata abbatis sandecensis ab una, et pratum Jarosch ex altera partibus situm, proprium paternum spectantem et pertinentem quondam ad agrum in Dąbrowa situm, quem agrum tanquam propriam haereditatem vendiderat, prout et vendidit idem Jacobus Warzecha laborioso Nicolao Niemiecz, relicto dicto prato pro usu et proprietate sua ac piscina in graniciebus praefati domini abbatis sandecensis, in fluvio alias na potoku vulgariter nuncupato Kiełbaszna, pro sustentatione totius communitatis vicariorum perpetuorum ecclesiae collegiatae sandecensis, et praesertim pro eliberatione ipsius communitatis vicariorum a solutione trium marcarum monetae et numeri polonicalium praedicatoris Polonorum dictae ecclesiae, quas annuatim ipsa ecclesia solvere tenebatur ipsi praedicatori. Ut deinceps et praefato praedio et aliis supra expressis possint solvere, dedit, donavit et assignavit, ac ad acta nostra solenniter personaliter constitutus omnia supra dicta resignavit. Munimenta vero et iura, ac resignationes bonorum supra nominatorum factas ipsi Jacobo Warzecha per possessores bonorum superius nominatorum coram nobis per praefatum Jacobum exhibitas, habentur originaliter in actis civilibus et consistorialibus sandecensibus, quas hic post sufficientem illorum remissionem propter nimiam prolixitatem et multitudinem earundem inserere omisimus.
Post quarum quidem litterarum exhibitionem et bonorum superius contentarum resignationem, fuit nobis per praefatum dominum Jacobum Warzecha dotatorem et donatorem principalem debita cum instantia supplicatum, quatenus praedictum praedium, hortos, pratum et piscinam communitati praefatae vicariorum pro sustentatione ipsorum inviscerare, annectere, adscribere et incorporare ac ecclesiasticae subiicere libertati, donationemque ac resignationem bonorum supra dictorum confirmare, ratificare, approbare, adiectis oneribus per ipsam communitatem vicariorum ratione incorporationis huiusmodi bonorum ferendis dignaremur. Nos vero Joannes Episcopus memoratus tam pia et devota desideria ipsius Jacobi Warzecha benigno favore prosequi cupientes, et in ipsa re mature procedere volentes, ne per celerem ad praemissa decreti nostri interpositionem alicui praeiudicium videamur irrogare, nostras patentes citationum litteras in vim eridae per prius contra omnes et singulos sua interesse putantes, seu quos praesens tangere videtur negotium, duximus permittendum et publice exequendum, in quarum termino nullo penitus impugnante aut contradicente praedictum praedium, hortos, pratum et piscinam dictae communitati vicariorum invisceravimus, annexuimus, adscripsimus et incorporavimus, ac in Dei nomine invisceramus, annectimus, adscribimus et incorporamus per seniorem seu totam communitatem dictorum vicariorum et ipsorum successores regendum, gubernandum et utifruendum, nec non proventus de bonis praedictis levandum et percipiendum, iuxta ordinationem et dispositionem in resignatione praefatorum bonorum per ipsum Jacobum facta, salvis tamen oneribus realibus et personalibus, regalibus seu civilibus in et ad dicta bona seu ipsorum possessores ab antiquo impositis, quibus per hanc nostram praesentem incorporationem et ordinationem in nullo volumus derogare, de quibus oneribus solvendis seu obeundis ipsam communitatem hoc nostro decreto non eximimus in praeiudicium proventuum seu obventionum regalium vel civilium. Et ut praefatus dotator principalis suae praescriptae donationis fructus speratos consequi valeat, statuimus et ordinamus, quod praefatus senior et tota communitas vicariorum et ipsorum successores pro tempore existentes, ratione incorporationis et annexionis dictorum bonorum cum ipsorum proventibus ipsi communitati vicariorum, singulis septimanis cuiuslibet anni temporibus perpetuis unam missam de quinque vulneribus Domini Nostri Jesu Christi, pro salute animae dicti domini Jacobi dotatoris et donatoris principalis legere et complere teneantur et sint adstricti, ad quam legendam dictam communitatem vicariorum sub ipsorum conscientiis compellimus et in hoc ipsorum vicariorum pro tempore existentium conscientias oneramus. In quorum omnium et singulorum fidem et testimonium praemissorum praesentes litteras nostras, per notarium nostrum infrascriptum scribi, subscribi sigillique nostri iussimus et fecimus appensione communiri.
Actum et datum Cracoviae in curia nostra episcopali. Anno Domini millesimo quingentesimo octavo. Indictione undecima pontificatus Sanctissimi in Christo Patris et Domini Nostri, Domini Julii divina providencia Papae secundi anno quinto, die vero Veneris quinta mensis maii. Praesentibus ibidem venerabilibus et honorabilibus, Jacobo de Erczeschow decretorum doctore cancellario. Thoma Rosznowski canonicis cracoviensibus, Gallo decano kielcensi et praeposito rathiboriensi, Felice Sirzchowski decano sandecensi, Martino de Szdbik et Joanne Jastrzambski notariis curiae nostrae testibus ad praemissa.
Et ego Stanislaus Balthasaris de Sandomiria, clericus cracoviensis dioecesis publicus apostolica authoritate notarius, et coram memorato Reverendissimo in Christo Patre et Domino, Domino Joanne Dei gratia Episcopo Cracoviensi facti praesentis scriba, quia praedictis litterarum praeinsertarum exhibitioni, incorporationi et decreto earundem aliisque omnibus et singulis praemissis, dum sic ut praemititur fierent et agerentur, una cum praenominatis testibus praesens interfui, eaque omnia et singula praemissa sic fieri vidi et audivi, ideo has praesentes litteras manu propria fideliter scriptas exinde confeci, subseripsi et publicavi, et in publicam formam redegi, signoque et nomine meis solitis ac consuetis una cum appensione sigilli memorati Reverendissimi Episcopi Cracoviensis communivi et consignavi, in fidem robur et testimonium et singulorum praemissorum vocatus et requisitas.
Locus Sigilli.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privilegia et jura. vol. I. p. 13—15.


IX.

Zygmunt I., łagodząc spór między opactwem Norbertanów sandeckich a rajcami miasta, którzy rościli sobie prawo do majątku szpitalnego św. Ducha, orzeka i rozporządza w Krakowie 6. września 1518, że opat z klasztorem jest i będzie prawym panem i dzierżawcą wsi: Januszowej, Librantowej, Kwieciszowej i Boguszowej. Z dochodów tych dóbr ma dawać corocznie ubogim pewne stałe daniny, a dwaj prowizorowie, z ramienia rajców wyznaczeni, mają doglądać dobrego zaopatrzenia ubóstwa szpitalnego.
Sigismundus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiaeque Dominus et Haeres.
Significamus tenore presentium universis. Quia cum suborta esset controversia inter venerabilem et religiosum Joannem abbatem monasterii novae civitatis nostrae Sandecensem, et ejus conventum cononicorum regularium sancti Augustini ordinis Praemonstratensis ab una, ac proconsulem et consules illius civitatis Sandecensis parte ab altera, de et super possesione villarum Januszowa, Librantowa, Kwieciszowa et Boguszowa, ac provisione seu administratione hospitalis pauperum ejusdem civitatis, dicentibus ipsis consulibus, praedictum abbatem et ejus conventum easdem villas indebite possidere ac utilitates et proventus ex illis percipere, eo quod ad eorum hospitale spectarent et pertinerent, cujus ipsi provisores essent et patroni. Ex adverso vero ipso abbate affirmante, possesionem villarum praedictarum ac administrationem hospitalis praefati sandecensis, ex cessione et resignatione olim consulum sandecensium illi et ejus conventui competere, idque litteris praedecessorum nostrorum et eorundem consulum demonstrante. Nos volentes hujusmodi controversiam debite complanari et nullum in hac re alicui parti praejudicium fieri, commiseramus ejusdem rei et controversiae cognitionem certis commissariis nostris, qui vocatis ad se partibus praefatis auditisque earum propositionibus et responsis ac juribus, et munimentis illarum revisis et mature discussis, tametsi sententiam tulerint in ea re inter partes praedictas, quia tamen illa abbati praedicto et ejus conventui visa est gravis et non ferenda, nos revisis denuo juribus et litteris utriusque partis praedictae auditisque illarum propositionibus et responsis, sententiam dictorum commissariorum nostrorum ita moderandam duximus et moderati sumus, decrevimusque de novo et harum serie litterarum decernimus et pronuntiamus, praefatum abbatem modernum et pro tempore axistentem cum suo conventu esse et fore verum et legitimum dominum et possesorem dictarum villarum, Januszowa, Librantowa, Kwieciszowa et Boguszowa, quodque pro eodem hospitali et pauperibus, qui in eo foventur, dare debeant et teneantur singulis annis. Ipse abbas modernus cum suo conventu, et pro tempore existentes monasterii praedicti sandecensis, debeant et teneantur ex praefatis villis et de omnibus illarum proventibus quinque marcas pecuniarum monetae et numeri regni nostri, grossis quadraginta octo marcam quamlibet computando, sex metretas alias czwiertnie siliginis, quatuor metretas ordei, unam metretam pisi, mediam metretam pultium ordeacearum vel de paganica, mediam metretam milii et quatuor centenarios salis, quod datur ex zuppis nostris Cracoviensibus, hoc est pro quolibet quartali anni unum centenarium. Consules autem ipsi sandecenses pro tempore existentes, quorum interest providere, ut pauperes in eorum hospitali degentes bene provideantur et gubernentur, et proventus ad eos spectantes, non in alios, quam in ipsorum usus et utilitatem convertantur, eligent ex nunc et alio tempore, quo oportunum et expediens fuerit, constituentque et deputabunt duos viros idoneos ad colligendum et percipiendum census et redditus praefatos, quos eosdem ii ipsi duo viri seu economi pauperibus et infirmis illius hospitalis subministrabunt, et rationem de omnibus et singulis perceptis et distributis ipsi abbati et consulibus reddent. Insuper mortuaria, hoc est res post obitum alicujus infirmi derelictae, cedere debebunt pro infirmis ejusdem hospitalis, et non pro abbate et ejus conventu, qui quidem abbas se etiam non intromittet de pecunia impetrata et in pixide reposita, sed economi duo praedicti illam in sua potestate habebunt, et pro victu pauperum distribuent. Introitales etiam seu inemptionales ipsis infirmis ejusdem hospitalis cedere debent, et dispensationi economorum eommittentur. Decernimus insuper, hospitale praefatum debet habere semper liberum usum sylvarum et nemorum in bonis et villis praedictis, juxta antiquam consuetudinem. Harum testimonio litterarum, quibus sigillum nostrum est appensum.
Actum et datum Cracoviae feria secunda proxima ante festum Nativitatis Gloriosissimae Virginis Mariae. Anno Domini millesimo quingentesimo decimo octavo, regni nostri anno duodecimo.
Sigillum magnum cereum pensile.
Petrus episcopus vicecancellarius regni. Relatio Reverendi in Christo Patris Domini Petri[2104], Episcopi Premysliensis et Regni Poloniae Vicecancellarii.
Kopia z XVIII. wieku. Summarium privil. f. 21—22.


X.

Zygmunt I. Zatwierdza w Krakowie 13. września 1535 ponownie ugodę o młyn, zawartą jeszcze w r. 1337 za pośrednictwem Jana Grota, biskupa krakowskiego, i królowej Jadwigi, pani sandeckiej[2105], między księdzem Wroblinem, proboszczem od św. Wojciecha w Nowym Sączu, a wójtami miasta.
In Nomine Domini Amen. Nos Sigismundus Dei gratia Poloniae Rex, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, nec non terrarum Cracoviensis, Sandomiriae, Siradiae, Lanciciae, Cuiaviae, Culmensis, Elpinensis, Pomeraniae, Mazoviae Dominus et Haeres.
Significamus tenore presentium quibus expedit universis. Quia nomine universitatis vicariorum eeclesiae collegiatae sandecensis exhibitae fuerunt coram nobis literae infrascriptae sub titulis et sigillis duobus, altero olim Joannis Episcopi, altero vero Capituli Cracoviensis, appensis editae in pergameno scriptae, per mutationem molendinorum pro macellis et e contra, nec non relictam vicariis ipsis eorumque antecessoribus facultatem liberam molendi in molendinis praedictis frumenta sua sine prestatione mensurarum in se continentes, supplicatumque fuit deinde nobis, ut easdem literas propter vetustatem illarum innovari mandare authoritate nostra regia approbare et confirmare dignaremur. Quarum quidem literarum tenor de verbo ad verbum hic sequitur et est talis:
In Nomine Domini Amen. Nos Joannes divina et apostolicae sedis providentia Episcopus et Capitulum Ecclesiae Cracoviensis notum facimus universis praesentes literas inspecturis, quod accedentes ad nostram praesentiam in capitulo generali honorabilis vir dominus Wroblinus, canonicus et frater noster, ac Georgius advocatus civitatis nostrae Novae Sandecz, pro se et vice Nicolai sui avunculi advocati ibidem nobis humiliter supplicaverunt, ut concordiam inter eos super molendino ecclesiae parochialis in Sandecz pro se et vice Nicolai certis reditibus permutato, iuxta modum infrascriptum dignaremur nostro authentico consensu et literarum nostrarum munimine roborare, instrumentum huiusmodi concordiae producentes in nostri medium tenoris ipsius:
In Nomine Domini Amen. Nos Wroblinus canonicus et officialis cracoviensis, plebanus, nec non Nicolaus et Georgius advocati sandecenses, ad universorum quibus expedit notitiam et ad perpetuam in memoriam deducimus per praesentes. Quod dum dudum a tempore fundationis civitatis Novae Sandecz praedictae inter plebanos et advocatos quondam, qui fuerunt pro tempore, super fundo molendini ecclesiae parochialis Sancti Adalberti prope ipsam

civitatem, et super aquae ductu clausura victura (?) et aliis circumstantiis valde multis assidua contentio versaretur, quae etiam utpote pacis aemula et satrix zizaniae in medium nostri suae sparserit semina pravitatis, nos autem sane advertentes ex huiusmodi nostrorum praedecessorum dissensionum reliquiis nedum nobis, sed et nostris successoribus posse verisimiliter plura mala peiora prioribus succrescere et turbulentius provenire, viam et aditum ipsis quantum possibile videbatur viris idoneis Deo propitio praeclusimus, rancores simul et odia ex eisdem pullulancia radicitus extirpando. Ex conniventia siquidem Serenissimae Reginae Hedvigis senioris reginae Poloniae, gubernatricis civitatis et territorii sandecensis, mediante honorabili viro domino Zbiszcone praeposito cracoviensi, et discretis viris Petermanno et Ulmanno civibus sandecensibus, ad hoc salubre negotium per nos electis et per dictam dominam reginam specialiter deputatis, talis concordia inter nos et ordinatio, sub ratihabitione venerabilis Patris et Domini nostri domini Joannis Episcopi Cracoviensis et sui capituli, per commutationis modulum intervenit: Videlicet quod praefati advocati et eorum successores idem molendinum iure proprietatis et dominii cum plena libertate, qua ipse plebanus et sui successores illud hactenus possederant et tenebant, perpetuis temporibns iare haereditario libere possidebunt. Et viceversa plebanus praedictus et sui successores per commutationis titulum tres pannicidarum cameras et duas bancas sutorias, et unum macellum carnificum ac unam cameram institoriam, quae ad ipsos advocatos communiter pertinebant, iure proprietatis et dominii cum omnimoda libertate, qua ipsi et eorum progenitores liberi et sine quavis contributione, solutione, exactione et servitio qualicunque hactenus possederunt et tenebant, a festo beati Martini proxime affuturo signanter nomine suae ecclesiae supradictae perpetuis temporibus iure haereditario cum omnimoda utilitate et melioratione possidebunt. Hoc signanter adiecto, quod dictus plebanus et sui successores molere sua frumenta pro pane et braseo pro cerevisia quantum suae curiae et familiae sufficit in quocunque molendino advocatorum eorundem et suorum successorum moluerunt sine metreta qualibet et mercede ac sine dolo et malitia ac contradictione cuiuslibet molendinatoris vet domini molendini liberam et omnimodam liabeant facultatem. Ita tamen quod ipsi plebani sua frumenta et brasea suis equis et curribus introducere et reducere et suum ad hoc adhibere nuncium tenebuntur. Quae quidem frumenta et brasea plebanorum multis illis, quae antea in molendinum adducta fuerunt, mox et sine contradictione qualibet ipse molendinator ponere in cophinos et fideliter ac utiliter molere teneatur. Verum si ex culpa seu procuratione dictorum advocatorum ecclesia Sancti Adalberti per alicuius potentiam praemissis reditibus privaretur vel infringeretur libertate, ex tunc idem molendinum ad ius et proprietatem eiusdem ecclesiae revertatur. In cuius rei memoriam et efficaciam firmiorem praesentes appensione sigillorum inclytae dominae reginae praedictae et communitatis civium sandecensium ac nostrorum procuravimus communiri.

Actum in Dambrowa villa domini Zbisconis praepositi praedicti et confirmantis, in praesentia dominae reginae praedictae in Antiqua Sandecz, et publicatum in civitate Nova Sandecz coram konsulibus et scabinis in iudicio bannito, facta resignatione hinc et inde omnium praemissorum sub Anno Domini 1337 in octava Petri et Pauli Apostolorum. Praesentibus nobilibus viris dominis, Strzezone de Unikow procuratore dominae reginae saepedictae. Andrea subdapifero eiusdem, Sciborio de Lukowic, et viris discretis Nicolao Cuteri, Joanne Grebii, Nicolao Gordibiro viris consularibus, Hedino, Germano, Hervico et Helingo scabinis et aliis pluribug; fide dignis.
Nos igitur ipsorum iustis precibus annuentes ordinationem, permutationem et concordiam supradictas, utpote tam personis quam ecclesiae utiles et salubres, ratas et gratas liabentes ac ipsas perenniter et inviolabiliter durare volentes, authoritate praesenti confirmamus. In cuius rei testimonium has nostras literas ipsis dari volumus nostrorumque sigillorum munimine roboramus, sub Anno Jncarnationis Domini 1337 quinto nonas octobris. Praesentibus honorabilibus viris dominis, Bodzanta decano, Jaroslao archidiacono, Zbyscone, praeposito, Petro scholastico, Jacobo custode, et plurimis cononicis cracoviensibus in capitulo generali congregatis.
Nos itaque Sigismundus Rex praefatus considerantes praesentes literas, esse salvas, illaesas, non viciatas, et omni prorsus sinistrae suspitionis serupulo carentes, eas innovari mandavimus authoritate nostra regia in omnibus et singulis illarum punctis, clausulis, et articulis approbavimus, ratificavimus et confirmavimus, approbamusque, ratificamus et confirmamus, decernentes, promulgationem nec non facultatem liberam molendi frumenta in molendinis vicariis praefatis personae olim plebani sandecensis, cui suecesserunt derelictis, aliaque omnia et singula in eisdem literis contenta robur perpetuae firmitatis habitura esse. Qaia autem questi fuerunt coram nobis vicarii ecclesiae collegiatae sandecensis praedictae, quod generosus Joannes Pieniążek, capitaneus sandecensis, praedictos coegisset, supplicando nobis, ut illos in usu praeinsertarum literarum per eos hactenus in continuata observatione habito conservare ad praestationemque mensurarum in praedictis molendinis faciendam cogi non permitiere dignaremur. Nos auditis partium propositionibus et responsis decrevimus et decernimus, eosdem vicarios ecclesiae collegiatae sandecensis ac corum singulos modernos et pro tempore existentes vigore literarum permutationis praeinsertarum per nos eis confirmatarum a praestandis mensuris de frumentis ipsorum omnis grani in praefatis molendinis nostris sandecensibus debere esse perpetuo immunes et exemptos. Mandavimus et mandamus capitaneo nostro sandecensi, generoso Joanni Pieniążek, moderno et cuicunque pro tempore existenti, ut eosdem vicarios in eadem immunitate conservet ad praestandas mensuras praedictas a frumentis cuiuslibet grani deinceps eos non compellat compellique non faciat, sed in usu et observatione debita praefatarum literarum eonservet. Harum quibus sigillum nostrum est appensum testimonio literarum.
Datum Cracoviae fer a secunda in vigilia festi Exaltationis Sanctae Crucis. Anno Domini 1535, regni vero nostri anno 29. Praesentibus Reverendis in Christo Patribus et Dominis, Petro de Tomice cracoviensi et regni nostri vicecancellario, Joanne Latalski posnaniensi, Joanne Czarnkowski vladislaviensi, Andrea Cricio plocensi, Joanne Choienski praemysliensi, Jacobo de Buczacz chelmensi, Joanne Dantisco culmensi, Petro de Gamratis cameneciensi episcopis, nec non verierabilibus magnificis ac generosis, Andrea de Tenczyn castellano cracoviensi, ac belzensi chelmensi rathnensi et krasnostavensi capitaneo, Luca de Gorka posnaniensi et capitaneo Majoris Poloniae, Petro Kmitha de Wisnicze sandomiriensi, mareschalco regni ac cracoviensi scepusiensi praemysliensi et colensi capitaneo, Joanne Koscielecki lanciciensi ac slochoviensi et thucoliensi capitaneo, Joanne de Tenczyn lublinensi marschalco curiae nostrae, Nicolao de Pilcza belzensi, Spytkone de Tarnow radomiensi, regni nostri thesaurario ac krzepicensi brzeznicensi et krzeszoviensi capitaneo, Nicolao Wolski voinicensi, serenissimae Bonae reginae coniugis nostrae charissimae curiae magistro, ac sanocensi landzkorunensi lomzensi et visnicensi capitaneo, Petro Opaliński landensi, serenissimi filii nostri domini Sigismundi secundi regis Poloniae curiae magistro, Severino Boner zarnoviensi, zuppario ac magno procuratore nostro cracoviensi, ac biecensi zatoriensi oswiecimensi capitaneo, Stanislao Stadnicki sanocensi et capitaneo novae civitatis Korczyn, Martino Myszkowski wielunensi castellanis, Stanislao Olesnicki scarbimiriensi, Sebastiano Opalenicki posnaniensi et Sancti Floriani cracoviensis praeposito cracoviensi canonico secretariis nostris, Martino Zborowski pocillatore, ceterisque dignitariis ofiicialibus et aulicis nostris, testibns ad praemissa fide dignis sincere et fidelibus dilectis.
Datum per manus praefati Reverendi in Christo Patris Domini de Thomice, Episcopi Cracoviensis, et regni nostri vicecancellarii sincere nobis dilecti.
Relatio Reverendi in Christo Patris Domini Petri de Thomice Episcopi Cracoviensis et Regni Poloniae Vicecancellarii.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 23—26.


XI.

Zygmunt I. zatwierdza darowiznę księdza Jakóba Warzechy z r. 1508, z tem jednak zastrzeżeniem, ażeby księża wikarzy kollegiaty sandeckiej nie zakładali bez przyzwolenia królewskiego kuźnic sierpowych nad potokiem, wypływającym z rzeki Kamienicy, w Krakowie 4. sierpnia 1542.
Sigismundus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae Mazoviaeque Dominus et Haeres.
Significamus tenore praesentium quibus expedit universis. Quia cum orta fuisset coram nobis causa et controversia inter honorabiles vicarios perpetuos ecclesiae collegiatae Sanctae Margarethae sandecensis ex una, et farnatos proconsulem et consules eiusdem civitatis nostrae sandecensis ex altera partibus, occasione praedii una cum agris, rubetis ad dictum praedium ex antique pertinentibus, iuxta fluvium Kamienica et penes agrum Moczygardło sitis. Nos tum auditis partium propositionibus et responsis universisque iuribus earum sen munimentis coram nobis exhibitis, resignationis videlicet dicti praedii una cum agris et rubetis praefatis vicariis sandecensibus, atque satisfactionis pro eodem praedio apud Acta Scabinalia civitatis nostrae Novae Sandecz factae et recognitae, nec non sufficienter expensis et revisis recensitisque litteris Reverendissimi in Christo Patris, domini olim Joannis Konarski Episcopi Cracoviensis, vigore quarum illud ipsum praedium cum agris et horto, quod per venerabilem olim Jacobum Warzecha, pro tunc vicarium sandecensem, apud nobilem olim Mathiam Schila fuit emptum et comparatum, universitati vicariorum praedictorum sandecensium est invisceratum, annexum, adscriptum et incorporatum, et aliis rationabilibus permoti causis, decrevimus et praesentibus decernimus, ac perpetuo adiudicamus praedium praefatum cum agris et rubetis eidem universitati vicariorum et in adscriptionem seu incorporationem immunitati ecclesiasticae, quantum ad id, quod iurisdictionem spiritualem attinet, et non ad onera nostra regalia et civilia consentimus, perinde ac si in principio noster accessisset consensus, ita tamen quod salva sint onera realia et personalia nostra regalia seu civilia in et ad dicta bona seu ipsorum possessores ab antiquo imposita. Nam ne adimatur civitati, quod suum semper erat, volumus, ut in iurisdictione civili id, quod semper fuit, permaneat, ei enim decreto nostro praesenti nolumus derogari, quodque praefata universitas vicariorum sandecensium teneatur quotannis solvere tres marcas pecuniarum praedicatori Polonorum moderno et in futurum pro tempore existenti de praedio praefato. Insuper decernimus, quod ipsi vicarii in fluvio seu torrente, qui ex fluvio Kamienica defluit, non poterint nec debent in ripa eius exstruere officinam cultrorum faciendorum, seu falcium vulgariter Schlosarnici seu Hamry, absque nostra speciali admissione et consensu. Praefatis vero proconsuli et consulibus sandecensibus occasione dicti praedii silentium perpetuum imponimus decreto praesenti mediante, relicta tamen iurisdictione, quam superius servavimus, harum quibus sigillum nostrum appensum est testimonio litterarum.
Datum Cracoviae feria sexta post festum sancti Petri ad Vincula proxima. Anno Domini millesimo quingentesimo quadragesimo secundo, regni vero nostri anno trigesimo sexto.
Samuel Episcopus Plocensis Vicecancellarius.
Relatio Reverendi in Christo Patris Domini Samuelis Macieiowski, Episcopi Plocensis et Regni Nostri Poloniae Vicecancellarii.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 15—16.


XII.

Zygmunt August za wstawieniem się Samuela Maciejowskiego, biskupa krakowskiego i kanclerza wielkiego koronnego, pozwala księżom wikarym kollegiaty sandeckiej założyć kuźnicę sierpów nad potokiem, wypływającym z rzeki Kamienicy, w Krakowie 27. kwietnia 1549.
Sigismundus Augustus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prtissiae, Mazoviae Dominus et Haeres.
Significamus tenore praesentium quorum interest universis. Quia nos annuentes supplicationibus quorundam consiliariorum nostrorum, praesertim Reverendi in Christo Patris Domini Samuelis Macieiowski, Episcopi Cracoviensis et regni nostri cancellarii nobis sincere dilecti, pro honorabilibus vicariis ecclesiae collegiatae sandecensis apud nos factis, volentesque illorum uti ministrorum Dei commodis consulere, censuimus et permisimus illis erigere seu construere in torrente seu ripa illius, qui ex fluvio Kamienicza dicto defluit, circa civitatem nostram Sandecensem existenti, officinam cultrorum seu falcium vulgariter Szlosarnia seu hamry nuncupatam, consentimusque et permittimus harum serie litterarum per eosdem vicarios officinam cultrorum Schlosarnia nuncupatam, posteaquam per eos crecta et constructa fuerit tenendam, habendam, utendam, census ex ea percipiendam, pacificeque et quiete possidendam perpetuo et in aevum tenore praesentium mediante. Harum testimonio litterarum, quibus sigillum nostrum est appensum.
Datum Cracoviae sabbato ante dominicam conductus paschae proximo. Anno Domini millesimo quingentesimo quadragesimo nono, regni nostri anno vigesimo.
Samuel Episcopus Cracoviensis, Regni Poloniae Cancellarius. Relatio Reverendi in Christo Patris Domini Samuelis Macieiowski, Episcopi Cracoviensis et in Polonia Cancellarii.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 19—20.


XIII.

Ksiądz Grzegorz Pakosławski, kustosz kollegiaty sandeckiej, zapisuje wikarym i rektorowi szkoły 5 złp. popłaty rocznej od sumy 80 grzywien na sołtystwie w Kamionce. Zygmunt August zatwierdza ten zapis w Warszawie 24. stycznia 1556.
Sigismundus Augustus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Mazoviae, Samogitiae Dominus et Haeres.
Significamus praesentibus litteris praesentium quorum interest universis harum notitiam habituris. Quia venerabilis Gregorius Pakosławski, serenissimi olim parentis et nostrae regalis curiae secretarius, ecclesiae collegiatae sandecensis custos, exposuit nobis, se reddidisse censum annuum in vim reemptionis quinque florenorum in moneta pro summa octuaginta marcarum in bonis scultetiae Kamionka, pro sustentatione vicariorum et scholae rectoris ecclesiae collegiatae sandecensis. Supplicavit itaque nobis humiliter, ut in venditionem census praedicti consentire dignaremur. Nos cum precibus uti iustis tum servitiis illius parenti olim nostro non minus fideliter quam diligenter praestitis acclinati, in eam ipsam venditionem census praefati consentimus ac eam ratam et gratam habemus, perindeque firmam decernimus, acsi a principio ad earn consensus noster accessisset. Volentes autem erga ipsum gratiam nostram uberiorem declarare, praefatum censum libertati et immunitati ecclesiasticae adscribimus ei incorporamus, ita ut pro eius repetitione et omni actione nonnisi ad forum iudicis ecclesiastici habeatur, volentes nihilominus eadem bona ad onera consueta esse obligata, eo non obstante, quod ipse census libertati et immunitati ecclesiasticae sit adscriptus et incorporates. Harum testimonio litterarum quibus sigillum nostrum est appensum.
Datum Varsaviae feria sexta post festum sanctae Agnetis proxima. Anno Domini millesimo quingentesimo quinquagesimo sexto, regni nostri vigesimo sexto.
Joannes Przeręmbski Regni Poloniae Vicecancellarius. Relatio Venerabilis Joannis Przeręmbski, Regni Poloniae Vicecancellarii, Gnesnensis et Cracoviensis Praepositi.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 20—21.


XIV.
Lustracya Nowego Sącza z r. 1564.
Łanowe.

Naprzód pytani rajce o czynsz ex laneis 68[2106] per scot. 10, et ex areis per medium latum. Dali tę sprawę i z liczby pokazali laneos 38, quartam 1½ per gr. 20, summa facit marc. 15 — gr. 47 — den. 9.
Item niedostawa łanów wedla funduszu 29 kwart 2½, ad quorum rationem ukazali przedanie do miasta od króla Kazimierza de data 1353, quorum mansorum censum per 16 marc. gr. pragensium.
Item opat sandecki dzierzy łanów 2 na gruncie miesckim w Kiełbaszniej, na który opat ukazał donacionem census regis Casimiri de data 1460, a co się tyczy ostatka defektu tych łanów miesckich 22, kwart 2½, nie umieli innej sprawy dać, jedno, że pod sąsiady przyległe z starodawna zaszli, które tak mianowali.
Item Wikaryowie sandeccy mają folwark u św. Wojciecha, w którym jest łan roli, co wikaryowie mienią pertinere sanctuario do plebanii, nescitur quo jure.
Item w ogrodziech, co je Dunajec pokaził, łan 1.
Item są też łąki, które dwa mieszczanie trzymają, płacą z nich do dwora[2107], jeden mar. 1, a drugi gr. 36.
Z czego się pokazuje, z tej percepty pieniężnej, iżby tam było łanów 4¼, co się teraz wymierzyć nie może, bo te łąki na każdy rok woda psuje i ubywa ich, a wszakże mieszczanie powiedzieli, iż to jest z ich wielką krzywdą i ubliżeniem praw ich, iż im to odeszło, quo jure nescitur, i okazowali to przed rewizormi, iż to jest na ich gruncie własnym, proszą łaski Jkr. mci, aby im to było między łany te wyżej ominione policzono.
Item tenże opat sandecki ma 2 ogrody podle św. Wojciecha, na przedmieściu, a jest w nich łanów roli 1½, na które pokazał donationem regis Wladislai de data 1412 et super pratum in Piątkowa in eodem privilegio data.
Item co się tyczy ostatka defektu łanów przerzeczonych, dali też tę sprawę, iż Jm. ks. biskup krakowski ma cum bonis civitatis o granice wsi przyległe, za pamięci ludzkiej nigdy nieograniczone, gdzieby się tam nalazło ostatek łanów tych na tymże gruncie miesckim, iżby się nalazła suma łanów 72 dostatecznie.

Item pytani o nadanie 100 łanów[2108] in silvis powiedzieli, że na tem nadaniu osiadły dwie wsi miesckie Paszyn i Piątkowa, z których czynsz na ratusz z starodawna biorą marc. 14, a ktemu powiadają, iż jest lasów jeszcze dosyć, na tym gruncie mógłby dwie wsi osadzić.

Item powiedzieli też, że ks. opat sandecki ma fundusz villarum 5, które się inkludują limitibus mansorum 100: Januszowa, Librantowa, Kwieciszowa, Boguszowa, Wolchowa, na co ks. opat okazał donationem census 6 marc. pragen. de villis nominatis regis Wladislai de data 1412.
Item pytani rajce o czynsz królewski ex istis 100 mansis taką sprawę dali, że z osiadłości tych sta łanów nie pokazuje się więtszy czynsz juxta vetera privilegia, tylko 6 marcae argenti fusi, które potem są obrócone in marcas 6 pragenses i fundowane na klasztor i na szpital sandecki, tak jako ks. opat ukazał donationem regis Vladislai; a mieszczanie też ukazali dwa przywileja super istis 100 mansis et censu 6 marcar. de eisdem. unum regis Ludovici, aliud regine Hedvigis, consortis Vladislai, powiadając, quod civitas Sandecensis ex reliquis 100 mansorum vigore praedictorum privilegiorum, nullum amplius tenetur censum.

Domowe i ogrodowe alias ziemski czynsz.

Podali regestr domowego i ogrodowego czynszu, z którego się obrachowało wespołek i z domów miesckich i przedmiesckich, wszystkich rynkowych i ulicznych.
Naprzód domowego z miasta mar. 3 — gr. 24. — den. 5.[2109].
Item ogrodowego miesckiego mar. 8 — gr. 26. — den. 4.
Item ogrodowego, co Dunajec zabrał, mar. 12. — gr. 12.
Item ogrodowego przedmiesckiego mar. 2. — gr. 9. — den. 15.
Summa domowego z ogrodowym facit mar. 16. — gr. 24. — den. 6.

Intrata wójtowska i łan wójtowski, quae protenduntur ad intratam civilem.

Na pytanie rewizorskie dali rajce sprawę, iż wójtostwo sandeckie od dawnych czasów i pamięci ludzkiej jest w dyspozycyi królewskiej, którego pożytki są uprzywilejowane, biorą je do skarbu Jkr. mci, a co się tyczy łanu wójtowskiego, dali tę sprawę i na podobieństwo ukazali przed bramą krakowską pastewnik i ogrody dworskie, przyczem też i 2 stawki i ogrodów więcej, co rzeki Dunajec i Kamienica pokazili i przysypali to do gruntu mniszek starosandeckich.
Item na tym wójtowskim gruncie są dwa domki pod zamkiem, jeden podle młyna dolnego, z którego płacą marc. 1. — gr. 18, drugi podle pastewnika, płacą z niego marc. 1. — gr. 18. Item są też 2 ogrody, z więtszego płacą podle pastewnika mar. 2, a z mniejszego płacą mar. 1. — gr. 6. Summa facit mar. 4.

Łąki.

Item najmują dworskie łąki mieszczanom, jedną pro mar. 1. a drugą pro fl. 1. — gr. 6; facit mar. 1. — gr. 36.

Blech.[2110]

Rajce pytani o blech, dali tę sprawę, iż blech na łaniech miesckich, z których czynsz do skarbu Jkr. mci idzie, a jest privatorum civium, a nie ratuszny, z którego mieszczanie płacą od wody, którą na ten swój blech przywiedli, na rok do dworu mar. 4.

Łaźnia.

Najmują ze dwora łaźnię do roku per marc. 16.

Kutelow.[2111]

Z kutelowa rzeźniczego rajce z starodawna na wójtostwo nie płacą do roku więcej tylko mar. 6, które od rzeźników wybierają i płacą do dwora, facit marcas 6.

Hamry sierpowe.[2112]

Jest jeden hamer, który do miasta zaszedł z starodawna, nescitur quo jure, a wszakże z niego przedsię płaci miasto na wójtostwo mar. 2.
Item jest hamrów miesckich — 3, z których mieszczanie płacą czynsz doroczny per mar. 2, facit marc. 6.

Winy i przesądy.[2113]

Pytani o winach i przesądziech wedle przywileja pro fisco regio et pro advocato spectantibus powiedzieli, że z starodawna takowego dochodu nie płacą więcej na rok tylko marc. 4.

Gorzałka.

Pro quartali Pentecosten paliło ich gorzałkę 27, a pro quartali Crucis 29, każdy z nich płaci na kwartał per gr. 8, summa pro integro anno ad estimationem facit citra ultra marc. 17.

Targowe okrom wolnicy.

Targowego tygodniowego i na dwa jarmarki doroczne wedle inwentarza kanclerzowego anno 1551 uczyni na rok fl. 13, facit marc. 8. — gr. 6.

Jatki rzeźnicze do dwora.

Płacą rzeźnicy z starodawna do dwora, naprzód łoju lapidum 9 per talerum 1, item pół wołu mar. 2, item cieląt 2 per gr. 36, flaki qui faciunt mar. 4. — gr. 8; summa totius facit mar. 13. — gr. 5.

Intrata miescka, z której szósty grosz na wójtostwo idzie. Jatki rzeźnicze.

Item rzeźnicy płacą na ratusz mar. 3. — gr. 36 okrom kutlowskiej arendy, którą rajcom na ręce dawają, a rajce do dwora odnoszą.

Szewcy.

Szewcy dawają na ratusz mar. 15, a do dwora 2 parze skórzni[2114], a proboszczowi sandeckiemu mar. 1.

Piekarze.

Piekarzów 12, płacą na rok mar. 3. — gr. 16 na ratusz, a do dwora na Boże Narodzenie 2 strucle.

Wolnica.[2115]

Mieszczanie za wolnicę płacą na ratusz mar. 30, a targowe na ratusz wybierają.

Knapy.

Knapy płacą na każdy rok na ratusz mar. 12

Waga.

Waga czyni miastu do roku citra ultra mar. 2.

Kramarze.

Jatek kramnich 24, spustoszałych 4 między niemi, et ex 17 institis płacą na ratusz per gr. 16 et ex tribus institis pro praetorio sandecensi solvunt.

Stawy.

Pytani też o stawy, które są 2 przy mieście, jeśliby na wójtostwo naliczali, dali sprawę, że na miesckim gruncie są zbudowane i miastu należą.
Suma pożytków intraty nadanej na ratusz, z której wójtowi szósty grosz idzie, facit marc. 72. — gr. 36.

Liczba szóstego grosza z tej intraty miesckiej.

Pytani o ten szósty grosz wójtowski wedle przywileja, z tych dochodów wyżej omienionych scilicet de cameris pannorum, mensis panum, sutorum et de macellis de examinatorio, de libra plumbi, de institis, na to pytanie taki respons urzędowi rewizorskiemu dali, że z starodawna nie pamiętają, aby co więcej z pożytków tych miastu nadanych na wójtostwo płacić mieli, tylko to, co po dziś dzień płacą ratione szóstego grosza, którego przyjdzie z tej sumy marc. 12. — gr. 6.
Summa summarum intraty wszystkiej, łanowego, domowego, ogrodowego, z wójtostwa i z grosza szóstego wójtowskiego facit marc. 126. — gr. 28. — den. 15.

Declaratio intraty z jatek rzeźniczych, która w lidźbę nie idzie, tylko dla wiadomości, jako wiele rzeźnicy podatku na które miejsce wydawali.

Rzeźnicy zeznali, że mają jatek 20, z których z starodawna płacili czynszu wszystkiego dorocznego mar. 60 tak do dwora, jako na fundusze i na ratusz, a wolnicy żadnej przedtem nie było.
Potem consules et tota communitas uczynili postanowienie między rzeźniki, że pozwolili wolnicę miastu, a miasto za tę powolność volentes itidem gratificari laniis, przyjęli na się połowicę tego czynszu mar. 30 płacić na ratusz, a na rzeźniki drugą połowicę tego czynszu mar. 30 ostawili, którą połowicę swą rzeźnicy tak wypłacają.
Naprzód dawają do dwora na rok łoju smelcowanego lapidum 9, który teraz szacują per talerum 1, summa facit mar. 6. — gr. 9.
Item dawają też pół wołu dobrego oprawionego na gody, którego sami szacują pro mar. 2.
Item cieląt 2 tłustych na Wielkanoc, które też sami szacują pro gr. 36.
Item dawają flaki od Świątek do św. Marcina, a tymi czasy na nie podbito mięsa pro gr. 8; summa facit pro hebdomadis ut in anno praesenti 25, facit mar. 4. — gr. 8.
Suma podatku od rzeźników do dwora facit mar. 13. — gr. 5.
Item płacą też osobno na ratusz mar. 9. — gr. 36, to jest arendy z kutelowa mar. 6, które ratusz do dwora oddawa, et mar. 3. — gr. 36 na ratusz zostawują.

Fundusze.

Item rzeźnicy dawają do kościoła sandeckiego ołtarzowi św. Trójcy na każdy rok mar. 8. — gr. 12.
Item proboszczowi kościoła sandeckiego na każdy rok mar. 1. — gr. 24, a to koniec wypłacenia rzeźniczego.
A rajce z pospólstwem tak płacą swoje 30 grzywien, które na się przyjęli.
Naprzód iż targowego przedtem od mięsa nie było, póki wolnicy nie postanowili, dopiero przy wolnicy Król Jmść postanowił targowe od rogatego bydła per gr. 1, a od cieląt i od szkopów per den. 6, które targowe rajce wybierają i dostawa się go plus minus per mar. 10, które targowe kładą ad rationem mar. 30: a na ostatek tedy się przykładają wszyscy z gromady ad complementum summae mar. 30, które na ratusz kładą.

Młyny 2 przy Sączu, jeden górny, drugi dolny przed bramami na kopanej przekopie od rzeki Kamienicy.

W pierwszym górnym młynie jest kół 5, jedno słodowe a 4 mączne korzeczne. W drugim młynie dolnym kół mącznych 2, stępne 1, folusz i tracz.

Proventus ex utrisque molendinis.

Pokazał pan podstarości regestra swe anni 1563, z których się ta percepta pokazała.

Brasea cerevisiana et vini cremati.

Naprzód słodów piwnych metret. 380, a gorzałczanych 24½.
Suma oboich słodów metretarum[2116] 404½.
Ma przywilej miasto regis Sigismundi na słody tylko, iż słody młyńskie wymierne nie maja drożej ćwiertni płacić jedno gr. 2 wyżej, a niźli targ pospolity niesie.
Te słody trojem szacunkiem przedane: 8 metretae na przednowiu per mar. 1, et 151 metretae per gr. 40 et 245½ metretae per gr. 42.
Summa pro omnibus metretis facit mar. 348. — gr. 31.
Item żyta w obu młyniech metretae 157, to żyto szacunkiem różnym przedane także wedla targu per gr. 6 et per gr. 6½.
Summa facit pro omnibus metretis mar. 81. — gr. 22. — den. 9.
Item pszenicy w obu młyniech metretae 24½ przedane także podle targu per gr. 10, 9 et per 12.
Summa facit pro omnibus metretis tritici mar. 20. — gr. 9.
Item jęczmienia z obu młynów wymiernego chędogiego metretae 38, firtel 1, a mieszanego, który świnoszem zowią, metretae 18½ — tego szacunku nie masz, bo wszystek na wieprze obracają, a wszakoż jęczmień na targu tak przedawają per gr. 6. facit mar....
Item jagieł wymierzonych na cały rok metreta 1 pro flor. 2, facit mar. 1. — gr. 12.

Folusz.[2117]

Biorą od postawu per gr. 1, dostawa się tego citra ultra flor. 13 vel 15. Ale powiadają, że ta intrata wychodzi kowalom na naczynie żelazne do obudwu młynów, na wrzeciona, paprzyce, czopy, drągi etc.

Tracz.

Z piły pożytku żadnego nie masz, bo na potrzebę dworską i młyńską wszystko w nim rzeza, a wszakoż może szacować nad potrzebę dworską mar. 7.
Suma z obudwu młynów facit mar. 458. — gr. 26. — den. 9.
Powiadają mieszczanie, że teraz lata tanie na zboże, ale kiedy drogość więtsza, tedy intrata tych młynów wynosi citra flor. 800; facit mar. 500.

Młynarze.

W tych dwu młyniech są rajce sądeccy per redemptionem ex consensu regio, a wedla przywileja tak onera rozdzielone między wójtem, a między młynarzem.
Item famulum currum molendini ducentem suis propriis expensis debet servare, sed ad salarium dicto famulo advocates duas partes, molendinator terciam dabit.
Ad omnem novam constructionem, quae ad molendina pertinet, duas partes advocatus, molendinator tertiam dabit, sed constructionem antiquam solus molendinator debet.
Item nutricionem porcorum molendinator terciam partem et advocatus duas.
Item ad equorum currum reparationem, lapidum sculpturam, equorum pabulationem advocatus duas et molendinator tertiam partem dabit.
Sed hanc conditionem molendinator coram rege, scilicet currum cum famulo pro adductione et reductione frumentorum suis propriis expensis et impensis tenere et servare benevole se submisit, quod Majestas Regia approbavit.
Item zeznał młynarz, że może w tych młyniech czworo wieprze do roku wychować per 6 porcos ad curiam pro quartuali.
Summarum summa omnium proventuum ex civitate Sandecz et molendinis facit marcas 626. — gr. 28. — den. 15[2118].


∗             ∗

W tej obszernej lustracyi z XVI. wieku nie wspomniano wcale o ekspedycyi wozów skarbowych na pospolite ruszenie, o czem lustracye miast nieraz zwykły wspominać. Brak ten jednak można uzupełnić skądinąd. Z powodu częstych najazdów tatarskich, Zygmunt I. zwołał sejm do Piotrkowa na dzień 28. października 1521 r., na którym uchwalono pospolite ruszenie przeciwko najezdcom. Miasto Nowy Sącz wyprawiło dwa wozy dwukonne z dwoma woźnicami: Sebastyanem i Stanisławem Gielonkiem, uzbrojonymi w miecze. Do tego przydano czterech piechurów: Filipa Starowieskiego na koniu obok wozów, z mieczem, z pistoletem czyli krzoską i oszczepem — Alberta Brodę z mieczem i oszczepem — Mikołaja Pachucha z mieczem i strzelbą, i Alberta Michałowicza z mieczem i strzelbą. Około tych wozów były dwie łopaty, dwie motyki, dwie siekiery, dwa łańcuchy, dwie hakownice i kopa kul, dwa worki prochu do hakownic i stempel żelazny. Na wozie znajdowały się dwa połcie słoniny, mąki żytnej przesianej cztery worki, grochu okrągłego cztery ćwierci, fasoli sześć ćwierci, jagieł sześć ćwierci, masła ośm fasek, sera trzy kopy, soli dwie faski, kaszy jęczmiennej sześć ćwierci[2119].


XV.

Stefan Batory na sejmie warszawskim 31. stycznia 1578 uwalnia cztery łany za rzeką Kamienicą od wszelkich, ciężarów i danin, które Kazimierz Wielki jeszcze 2. maja 1353 sprzedał był za 16 grzywien groszy praskich Janowi Stojanowi, Mikołajowi, synowi Zyfryda, i Hankowi jego zięciowi, mieszczanom sandeckim, a później przeszły na własność księży wikarych.
Ad officium et acta castrensia capitanealia sandecensia personaliter venientes Reverendi Adamus Godowski et Petrus Konradowicz, vicarii ecclesiae collegiatae Novae Sandecz, suo et aliorum vicariorum eiusdem ecclesiae nomine obtulerunt eidem officio praesens privilegium a Serenissimo olim divae memoriae Stephano Rege Poloniae habitum, seu literas privilegii a Serenissimo olim Casimiro itidem Rege Poloniae concessi, approbatorias eiusdem Serenissimi olim Stephani Regis Poloniae manu subscriptas et sigillo pensili communitas, sibi super certos fundos ad fluvium Kamienica situatos servientes, sanas, salvas, illaesas minimeque vitiatas, petentes easdem ad acta praesentia suscipi, quas literas officium praesens uti omni suspitionis nota carentes suscepit easdemque actis suis connotare mandavit, quarum literarum tenor de verbo ad verbum sequitur estque huiusmodi:
Stephanus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Masoviae, Samogitiae et Princeps Transsylvaniae.
Significamus praesentibus literis nostris quorum interest universis et singulis, exhibitas nobis esse per certos consiliarios nostros nomine quorundam civium et subditorum nostrorum sandecensium literas pargameneas, sub titulo et sigillo Serenissimi olim divae memoriae Casimiri Regis Poloniae scriptas et emanatas, salvas, integras nullique suspitioni obnoxias, continentes in se venditionem quatuor mansorum agri ad fluvium Kamienica sitorum certis personis inferius nominandis, quarum quidem literarum tenor de verbo ad verbum siquitur estque talis:
Universis et singulis, ad quorum notitiam devenerit scriptum praesens, fiat manifestum. Quia nos Casimiras Dei gratia Rex Poloniae, nec non Cracoviae, Sandomiriae, Siradiae, Lanciciae, Cuiaviae, Pomeraniae dominus et haeres. Propter necessitates varias nobis in nostro regno plerumque occurrentes, quatuor mansos liberos prout soli tenuimus, situatos ante Civitatem Sandecensem circa fluvium Kamienica dictum, viris discretis civibus sandecensibus nostris fidelibus, Joanni dicto Stoian et Nicolao Zyfridi ac Hanconi genero eiusdem Zyfridi pro sedecem marcis grossorum pragensium, quadraginta octo grossis pro marca qualibet computatis, vendidimus et vendendos duximus his in seriptis eisdem Joanni dicto Stoian et Nicolao Zyfridi ac Hanconi genero ipsius Zyfridi, eorumque haeredibus et successoribus legitimis jure haereditario in perpetuum tenendum, habendum, donandum, vendendum, commutandum ac pro sua suorumque posterorum voluntate convertendum. Quorum quidem mansorum duo mansi ad Joannem dictum Stoian et ad suos haeredes, tertius mansus ad Nicolaum Zyfridi, quartus vero mansus ad Hanconem generum ipsius Zyfridi praedictos et ad eorum posteros iure haereditario in perpetuum debent pertinere. Praeterea absolvimus eosdem mansos et eorum omnes possessores praesentes et posteros ab omnibus regalibus solutionibus, exactionibus, collectis, servitutibus, gravaminibus, inquietationibus, a berna seu pobor et expresse a solutione census nostro dominio pertinentibus, ac ab omnibus aliis contributionibus, quocunque nomine censeantur, ac perpetuo liberamus. In quorum omnium testimonium et evidentiam pleniorem praesentes dari fecimus nostri sigilli munimine roboratas.
Actum in Sądecz, sabbato ante Ascensionem Domini, anno eiusdem millesimo trecentesimo quinquagesimo tertio. Praesentibus his testibus, Joanne Jura palatino sandomiriensi, Zbigneo decano et cancellario cracoviensi, Wilckone sandomiriensi, Joanne voynicensi castellanis, Prebyslao plebano sandecensi et notario curiae nostrae, per cuius manus est scriptum. Datum per manus domini Zbignei cancellarii supradicti.
Post quarum quidem literarum exhibitionem iidem consiliarii nostri, ut easdem authoritate regia nostra approbare, ratificare et confinnare dignaremur, nobis humillime supplicarunt. Quorum petitionibus benigne annuentes, literas praeinsertas in omnibus earum punctis, clausulis, articulis et conditionibus, in quantum in usu continuo quieta et pacifica possessione hactenus permanserunt, a se probandas, ratificandas et comprobandas duximus, prout approbamus, ratificamus et confirmamus, illudque robur debitae ac perpetuae firmitatis, quantum de iure apponimus. In cuius rei fidem et evidentius testimonium sigillum nostrum praesentibus est appensum.
Datum Varsaviae in conventu regni generali die ultima Januarii. Anno Domini 1578, regni vero nostri anno secundo. Stephanus Rex.
Actum in castro sandecensi feria sexta ante festum Sanctae Priscae Virginis proxima. Anno Domini 1622.
Nicolaus Borek de Szczęsno, vicecapitaneus et iudex castrensis sandecensis.
Kopia z XVII wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 123—125.


XVI.

Stefan Batory zatwierdza testament Piotra Piwnicznego, rajcy sandeckiego, który 2. lipca 1583 legował księżom wikarym kollegiaty dwie ćwierci roli w łanach miejskich, kaznodziei część blechu, a ubogim w szpitalu św. Ducha folwark za kościołem św. Wojciecha.
Stephanus Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Mazoviae, Samogiciae, Livoniae, et Transsylvaniae Princeps.
Significamus praesentibus litteris nostris quorum interest universis et singulis. Exhibitum est nobis per certos consiliarios nostros testamentum spectabilis ac famati olim Petri Piwniczny, consulis sandecensis, supplicatumque est, ut illud authoritate nostra regia in omnibus punctis et clausulis ratificare, approbare et confirmare dignaremur, cuius tenor de verbo ad verbum sequitur et est talis:
Indicium oportune bannitum extitit in domo speetabilis ac famati Piwniczny, consulis sandecensis, celebratum per famatos Mathiam Boczkowski, advocatum, nec non Gregorium Warzecha, Christophorum Smoczek, Petrum Pellionem, Valentinum Walowicz et Andream Wronka, scabinos juratos sandecenses, sabbato ipso die festi Visitationis Beatissimae Virginis Mariae die secunda julii Anno Domini 1583, ex parata scheda indicio porrecta. Coram eodem iudicio oportune bannito celebratoque personaliter constitutus spectabilis ac famatus dominus Petrus Piwniczny, consul sandecensis, quamvis languens corpore, surgens e lectulo, veste super induta, sanus tamen et rationis bonae compos, considerans quod vita humana more florum marcescit et nihil certius morte et nihil incertius hora mortis, ne post mortem ipsius ex parte bonorum mobilium et praecipue immobilium universorum, utpote pecuniae paratae omniumque mercantiarum diversi generis, omnium quibuscunque nominibus vocitari possint, a maximo ad minimum et a minimo ad maximum, quae bona mobilia ipse cum honesta Agnete coniuge sua legitima, non ex aliqua successione, sed proprio labore invicem et mutuo acquisivit, aliquae differentiae seu lites oriri ac fieri deberent. Obviantes eiusmodi litium causis, animam suam primo Deo Omnipotenti commendans et corpus suum terrae, unde traxit originem, hoc testamentum et ultimam ordinationem suae voluntatis fecit, inquirens in iudicio, an cum id sequi debet, quo ipse bonis suis mobilibus supra expressis dispensare et ordinare posset secundum voluntatem suam, per sententiam obtinuit, ex quo bona mobilia non ex aliqua successione sunt devoluta, sed mutuo labore cum honesta Agnete, coniuge sua legitima, sunt vere acquisita, ex tunc hoc testamentum et ultima voluntas ipsum sequi debet, quod in suo tenore habere debet robur perpetuamque firmitatem, quod solidavit. Imprimis honestae Agneti coniugi suae legitimae, propter ipsius honesta obsequia beneque merita, quibus sese ei tam in prosperis quam in adversis reddidit commendata, ex nunc de facto de manu in manum bona mobilia omnia, videlicet argentum, aurum, pecuniam, mercantias omnes, pannum debitaque universa, chalybem Lublini, nullis exceptis tanquam bona, non ex successione aliqua devoluta, sed proprio labore invicem acquisita, dono irrevocabili et perpetuo dat, donat, inscribit, prout ex nunc dedit, donavit et inscripsit, omnes suos amicos, propinquos, quoscunque cognatos alienando proculque semovendo, ita quod ad eadem bona mobilia nullum ius habebunt, sed ipsa, uti vera domina, secundum suum beneplacitum absque illorum contradictione, ubi voluerit, convertet et secundum voluntatem suam ordinabit. Ex quibus bonis mobilibus nulli respondere nec quidquam dare debebit.
Item idem testator legavit et dono donavit post mortem suam et uxoris suae dominis vicariis sandecensibus, circa ecclesiam collegiatam parochialem Sanctae Margarethae in civitate Sandecz, duas quadras agri in laneis civilibus situatas, penes agros dominorum vicariorum existentes, cum omni iure, dominio, proprietate et propinquitate tenendas, habendas et possidendas, utifruendas, onerans ipsorum conscientias, ut qualibet septimana feria sexta missam de Passione Domini: Introitum humiliavit cum passione egressus Jesus, orationem pro anima benefactoris defuncti imponendo. Idem testator recognovit, quia pauperibus, in hospitali Sancti Spiritus in civitate Sandecensi degentibus, praedium post ecclesiam Sancti Adalberti in suburbio cum agris reliquis, cum horto circa eiusmodi praedium iacente post mortem suam et suae uxoris, cum omni iure et dominio, proprietate et haereditate dedit, donavit perpetuo et in aevum, tenebunt, possidebunt et utifruentur nulla contradictione quorumque amicorum obstante, et tenebuntur pro anima tam ipsius quam uxoris Deum exorare. Item idem testator recognovit praedicatori moderno et pro tempore existenti circa ecclesiam parochialem Sanctae Margarethae partem dealbatorii, alias Blechentel, post mortem suam et uxoris suae dedit, donavit et inscribit. Qui praedicator et pro tempore existens debebit et sub conscientia oneratur post concionem, quolibet die dominico de anno in annum, ad populum pro oratione in communi pro anima tam ipsius quam uxoris suae exhortationem facere, ut Deum orent, quamdiu cathedra praedicatorum in Sandecz durabit et caetera omissa, quae non spectant. Idem testator concludens hoc testamentum, ut in suo robore permaneret, propter Deum rogavit generosum dominum Stanislaum Kempiński, vladarium sandecensem, et spectabilem ac famatum Erasmum Karcz, consulem sandecensem, ut in se functionem tutoriae executoriamque testamentalem secundum voluntatem suscipere dignentur, et hoc ne honesta Agnes ipsius uxor aliquas differentias post mortem ipsius habeat, sed ut eam ab impetitione quarumcunque personarum defendant tueanturque. Quam tutoriam functionemque executoriae praefati generosus dominus Stanislaus Kempinski et spectabilis ac famatus Erasmus Karcz, petitioni praenominati spectabilis ac famati domini Petri Piwniczny annuentes, in se ultro benevoleque susceperunt, promittentes eiusdem voluntati satisfacere, ut omnia debitum finem sortiri possint, Deus Omnipotens eis merces erit ipsaque reservire curabit. Quod testamentum quando ad pristinam sanitatem redierit, in omnibus punctis, clausulis et conditionibus potens erit cassare et in nihilum redigere, prout sibi omnem facultatem et potestatem cassandi et in nihilum redigendi reservavit, dominium sibi et usumfructum in his supraexpressis bonis in toto reservando ad extrema tempora vitae suae, quod solidatum est. Cui schedae manus propriae dominorum executorum fuerunt adiunctae et subscriptae: Stanislaus Kempiński, vladarius sandecensis, Erasmus Karcz. Ex actis iudiciariis sandecensibus extractum.
Nos itaque huic supplicationi benigne annuentes, hoc idem testamentum in omnibus et singulis eius clausulis et conditionibus praesentibus approbamus, ratificamus, decernentes id robur debitae firmitatis habere obtinereque temporibus perpetuis. In cuius rei fidem et evidentius testimonium sigillum nostrum exprimi iussimus manuque nostra praesentes subscripsimus.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 34—37.

XVII.

Stanisław Stroski, ławnik sandecki, sprzedaje w r. 1583 księżom wikarym kollegiaty folwark Kurczowski za 450 złp. Zygmunt III. zatwierdza tę transakcyę majątkową, w Krakowie 15. marca 1588.
Sigismundus Tertius Dei gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Mazoviae, Samogitiae Livoniaeqne, nec non eadem gratia designatus Rex Sueciae Magnique Ducatus Inflandiae Princeps.
Significamus praesentibus litteris nostris quorum interest universis et singulis, supplieatum nobis esse nomine honorabilium vicariorum ecclesiae collegiatae sandecensis tituli Sanctae Margarethae, ut in venditionem praedii Kurczowski dicti in suburbio civitatis nostrae Sandecensis, post fluvium Kamienica dicti, inter praedia Wierzbieciński et Rabrocki parte ab utraque siti, per honestum Stanislaum Stroski, civem sandecensem, ipsis vicariis coram indicio civili exposito bannito et actis iudiciariis sandecensibus feria quarta post festa Pentecostes proxima Anno Domini millesimo quingentesimo octuagesimo tertio in perpetuum factam consentire, eamque authoritate regia approbare, confirmare, et ratam gratamque habere dignaremur. Cui quidem supplicationi uti iustae et rationi consonae benigne annuentes, eam praedicti praedii eiusque attinentiarum omnium et singularum in ipsa inscriptione plenius descriptarum venditionem et emptionem pro iure nostro regio et interesse, quod nobis in hoc genere competit, approbandam et ratificandam esse duximus, uti quidem approbamus et ratificamus praesentibus litteris nostris, eamque inscriptionem ita firmam et ratam in perpetuum esse volumus, acsi eam antea consensus noster antecessisset, bonaque superius expressa libertati et immunitati ecclesiasticae adscribimus et incorporamus, iuribus tamen nostris regiis et oneribus Reipublicae atque civilibus salvis ibidem semper inanentibus. In cuius rei fidem praesentes subscriptas sigillo regni nostri consignari mandavimus.
Datum Cracoviae die decima quinta mensis martii. Anno Domini millesimo quingentesimo octuagesimo octavo, regni vero nostri anno primo.
Sigismundus Rex.
Kopia z XVI. wieku. Eccles. colleg. sandec. privil. vol. I. p. 21.


XVIII.

Dekreta reformacyjne, wydane dla kollegiaty sandeckiej w r. 1597 przez kardynała Jerzego Radziwiłła, księcia-biskupa krakowskiego.
Georgius miseratione divina sancti Sixti Sacrae Romanae Ecclesiae Presbyter Cardinalis Radzivilus, nuncupatus perpetuus administrator Episcopatus Cracoviensis et Ducatus Severiensis, Dux Olycae et Nieśwież, universis et singulis praesentibus et futuris praesentium notitiam habituris significamus. Quia nos attendentes nobis et universo gregi, in quo nos Spiritus Sanctus posuit episcopum regere ecclesiam Dei, quam acquisivit sanguine suo, Anno Domini 1597 die 19. augusti Sandeciam venientes visitationem ecclesiae collegiatae sandecensis fecimus, ubi inspectis omnibus et singulis factaque diligenti inquisitione de iis, quae agerentur tam in clero quam in populo, correctis quae correctione indigebant, reformationem quam scilicet de templo, de supellectili ecclesiastica, de divinis officiis, praelatis, canonicis, et vicariis aliisque ecclesiae ministris, religiosis, fraternitate, hospitalibus et populo fecimus, quam ab omnibus teneri et servari in virtute sanctae obedientiae et sub poenis canonicis districte praecipimus.

De templo.

Quia ex antiqua consuetudine ad dominos consules sandecenses pertinet fabricam istius ecclesiae omnemque eius cultum et ornatum curare, quo nomine legata, sepulturas et collectas oeconomi ab eis dati recipiunt. Ideo monemus illos et in remissionem peccatorum iniungimus, ut pro sua pietate in Deum et in eum locum, in quo corpora ipsorum sepeliuntur, studio de cemeterio ecclesiae istius muro cingendo serio cogitent, tectaque ecclesiae sancta conservent. In quam rem, quo sumptus uberior haberi possit, statuimus, ut a sepulturis, quae in ecclesia fient, duo floreni pro ecclesia more aliarum ecclesiarum dioecesis nostrae cracoviensis solvantur. Praedicator vero in concionibus suis hortetur populum ad collectas et eleemosynas in hoc tam pium et necessarium opus contribuendas. Scholae similiter, quae est civitatis seminarium, domini consules curam habeant, et scholaribus cellas exedificent, ne per hospitia vagentur sine disciplina et officia ecclesiastica negligant.
Vicecustos curabit, ut altaria a pulveribus aranearumque telis et aliis quisquiliis et immunditiis extersa sint, paramentisque diversorum colorum secundum praescriptum Missalis Romani insternantur. Idem pavimentum templi singulis septimanis per campanatores purgare mandabit.
Oleum sacrum de ecclesia cathedrali singulis annis, sub testimonio acceptatum et obsignatum, per sacerdotem vel clericum deferatur, inde alii in parochias et alias ecclesias simili modo accipiant. Quod non cum Venerabili Sacramento, sed in alio loco separatim servari debet.
Lampas continue ardeat in ecclesia ante tabernaculum Venerabilis Sacramenti, ad quam domini consules oleum dare tenentur.
Stalla chori vetera et pulpitum chori [arte] pictoris renoventur.
Confessionalia quatuor propter commoditatem confessariorum et confitentium in ecclesia constituantur in locis per nos designatis, unum inter altare Omnium Sanctorum et Annuntiationis, alterum inter altare Corporis Domini et sancti Joannis, tertium in capella Sanctissimae Trinitatis, quartum proxime ad gradus sacristiae superioris.
Cum ad indicium sacerdotum pertineat declarare, qui sit christiana sepultura dignus et qui indignus, ideo prohibemus sub excommunicatione, ne in posterum oeconomi ecclesiae cuipiam mortuo campanis pulsare permittant, quemadmodum hactenus faciebant, sine scitu primi praelati vel canonici residentis, aut saltem vicecustodis.
In turri ecclesiae ne clamores aut contentiones obscenae fiant, proconsul inhibeat sub poena suspensionis ab ingressu ecclesiam.
Vicecustos cum omni diligentia attendat, ut campanatores, qui in sacristia vel ad portam templi excubare solent, sicut in domo Dei honeste versentur, ebriosos atque petulantes ab hoc ministerio removendo.

De thesauro et supellectili ecclesiastica.

Inventarium suppellectilis ecclesiae unum sit apud vicecustodem, aliud apud oeconomos ecclesiae, in quo singulis annis post revisionem, quae fieri debet tempore generalis capituli, ea, quae usu consumpta sunt, expurgentur, et quae de novo accesserunt, annotentur.
Similiter inventarium privilegiorum tam eorum, quae ad capitulum eiusque personas, quam quae ad vicarios et altaristas spectant; unum habeat vicecustos, cuius illa custodiae concredantur, aliud sit in scrinio capituli.
Privilegia omnia istius ecclesiae, quaecunque reperiri possunt et quidquid ad ecclesiam hanc pertinet, in unum volumen infra anni decursum describantur. Quem laborem venerabili Bartholomaeo Fusorio et Andreae Mleczkowicz vicariis commisimus.
Apparamenta colorum, quibus Romana Ecclesia utitur pro diversitate temporum, ad usum celebrantium vicecustos praeparet secundum tabulam circa Missale Romanum Antverpiae editum descriptum et singulis diebus in sacristia inferiori exponat. Calices et patenae veteres confractae corrosae et ad celebrationem minus idoneae per oeconomos reparentur. Ampullae et alia supellex argentea saepius setatio purgetur aut per aurifabrum excoquatur, similiter stannea.
Vinum ad ministerium altaris bonum per oeconomos comparetur.
Pixis argentea, quae hactenus in thesauro ecclesiae asservabatur, in tabernaculo ponatur, ut, si quando Venerabile Sacramentum ad aliquem infirmum deferendum sit, in altera Sacramentum in tabernaculo remaneat propter populi adorationem.
Liber comparetur, in quo coniugum et testium nomina diesque et locus contracti matrimonii et denuntiationum praemissarum deseribantur.
Liber item alius comparetur, in quo deseribantur nomina baptisati eiusque patris et matris, si ex legitimo thoro natus est, aut matris tantum, si non est ex legitimo thoro, nec non baptisantis et de baptismo suscipientis. Quos libros a sacerdotibus ipsis Sacramenta haec administrantibus, non a campanatoribus ipsis scribi et diligentur sub clausura asservari iubemus. Missalia Romana pro usu ecclesiae per oeconomos ecclesiae comparentur.
Memoria fundatorum et benefactorum ex privilegiis colligatur et in tabella descripta in sacristia appendatur, similiter officia, quae in hac ecclesia ex obligatione celebrari debent.

De divinis officiis.

Officium diurnum et nocturnum e Breviario Romano secundum rubricas communes absolvantur. Similiter missa tam de die quam votiva quaecunque atque etiam pro defunctis ex Missali Romano non ex aliquo alio celebretur.
Videat vicecustos ne unquam plures sacerdotes simul e sacristia ad celebrandam missam egrediantur, sed unus post alium, ut sacrificia non ipsorum tantum, sed etiam populi commoditati serviant.
Nullus ad celebrandum in ecclesia admittatur, nisi prius in ceremoniis per praelatos residentes, vel ab eo deputatum, examinatus et approbatus fuerit.
Verba in missa praesertim officio interiecta omittantur, ut in Kyrie eleison, in gloria in excelsis et aliis.
In libris ritualibus, qui ad cantum pertinent, indices secundum Breviarium et Missale Romanum conficiant vicarii, et quae desunt in gradualibus et antiphonariis supplenda curent.
Martyrologium pro ecclesiae usu comparetur per oeconomos et in prima legatur a vicariis. Diebus dominicis et festivis omnes praelati, canonici, vicarii et altaristae circa ecclesiam residentes processionibus et thurificationibus interesse tenentur, quisque in habitu statui suo convenienti secundum veterem ecclesiae huius ordinem et consuetudinem.
Processio die festo Corporis Domini Nostri una ex omnibus ecclesiis per civitatem fori fiat, secundum consuetudinem Civitatis Cracoviensis.
Concionibus item omnes, qui administratione Sacramentorum non erunt occupati, interesse teneantur sub poena duorum grossorum. Concio vero ultra horam non extendatur.
In choro nullus sacerdotum colloquiis, jocis, cursitationibus, aut contentionibus aliis offensionem praebeat, sed omnes attente et devote orando aliis exemplum orandi et in domo Dei decenter versandi ostendant.
Infra divina officia nullus sacerdotum aut clericorum sine tonsura aut superpellicio in ecclesiam ingrediatur. Qui tonsuram non habuerit, ab hebdomadario expellatur, qui vero sine superpellicio ingressus fuerit, ipso facto sit excommunicatus, iuxta ecclesiae nostrae cathedralis statuta.
Tonsura sacerdotum hostiae maioris amplitudinem exequari debet. Clericorum hostiae minoris, quae populo datur. Subdiaconorum paulo maior clericali, diaconorum paulo minor sacerdotali sit, et bis saltem in mense renovetur. In aestate omnes, dum ecclesiam ingrediuntur, birreta in modum Cracoviensem confecta deferant, in hyeme pileis interius, non vero larveorum more exterius subductis utantur. Indulgentias, quae pro adiutricibus manibus concessae erant huic ecclesiae et aliis quibuscunque ecclesiis, declaramus abrogatas.

De praelatis et canonicis.

Cum per bonae memoriae Sbigneum Cardinalem, Episcopum Cracoviensem antecessorem nostrum, omnium praelatorum et canonicorum officia distincte in fundatione ecclesiae sint descripta, dabunt operam, ut omni ex parte fundatoris voluntati respondeant.
Exposuerunt nobis Domini Consules Sandecenses, quod per multos annos populus sandecensis famem verbi Dei patiebatur, propterea quod tenuis esset provisio praedicatoris, supplicaruntque nobis, ut custodiae, quae iuris patronatus illorum est, officium praedicationis annectere dignaremur. Quorum supplicationibus inclinati atque ecclesiae ipsi consultum esse cupientes, statuimus et ordinamus, ut custodiae perpetuo sit annexum officium praedicaturae, et ad eam nullus praesentari aut institui possit, nisi qui sit idoneus ad praedicandum, et hoc officium vellet obire. Ut autem custos adiutorem laboris habeat, qui horis pomeridianis doctrinam christianam docere, et diebus etiam festis interdum praedicare sit obligatus, censum praedicatoris germanici pro vicepraedicatore incorporamus et altare Sanctissimae Trinitatis.
Praelati et canonici capitulum generale celebrent singulis annis pro festo Sanctae Margarethae, cui omnes interesse tenentur, sub poena iam olim in constitutionibus synodalibus contra negligentes sancita et in fundatione descripta.
Domum dignitati aut canonicatui sui antiquitus annexam quisque manu teneat tanquam propriam. Qui domum collabi passus fuerit, per annum a beneficii sui administratione sit suspensus, et proventus annui pro domo reficienda convertantur per ordinarium ad delationem capituli.
Et quia aliquot domus penitus sunt desolatae, monemus omnes et singulos, ut intra triennium aedificandas curent: primumque et secundum annum pro materia neeessaria comparanda, tertium pro aedificanda habeant.
Qui in hac visitatione nostra non comparuerunt, nec se legitime excusaverunt, eorum fructus annuos pro fabrica domorum ad illos pertinentes annectimus. Veteri consuetudine receptum deprehendimus in hac ecclesia, quod feria quinta magna publice poenitentes per officialem nostrum reconciliantur: id propter maiorem reverentiam cum assistentia dominorum abbatis, praelatorum, canonicorum et vicariorum solenniter fieri in posterum praecipimus.
Domino custodi moderno, et Stanislao a Szczepanow vicario exaininatis et approbatis, facultatem damus audiendi confessiones, etiam in casibus sedi ordinariae reservatis, exceptis iis, quos pro nobis specialiter reservavimus in synodo dioecesana praeterita, qui habeant Bullam Coenae Domini et diligenter videant, ne quem in casibus Sedi Apostolicae reservatis per errorem absolvant. Canones poenitentiales memoria teneant, ut singulis criminibus congruam satisfactionem iniungere valeant. Simulque ipsis poenitentibus, ut promptius et libentius, quod illis iniungitur, praestent diligenter exponere, quae benigne hodie ecclesia sancta gravissimas antiquorum canonum poenas in mitiores commutandas esse censuerit.
Singulis diebus dominicis et feriis sextis mane in sedibus confessionalibus sedebunt, ut poenitentes occasionem confitendi paratam habeant, et dum confessione audienda occupabuntur, pro praesentibus in choro censeri debent.

De vicariis.

Vicarii officiis ecclesiasticis et curae animarum diligenter intendant iuxta statuta sua contra negligentes procedendo.
In matutino et vesperis omnes interesse teneantur, reliquas horas quaterni decantent. Gravem corruptelam per vicarios in eam ecclesiam introductam fuisse deprehendimus, ut ad vicariatum nullus reciperetur, nisi per annum in probatione steterit, qua tam longa probatione multi boni et idonei sacerdotes deterrebantur, itaque statuimus et ordinamus, ut ad instar aliarum ecclesiarum collegiatarum per quatuor tantum septimanas quisque probari sit obligatus, quo tempore diligenter examinaretur an bene intelligat rubricas Missalis, Breviarii et Agendae. Censum sexdecim marcarum pro institutionibus fundatis per venerabilem olim Mathiam de Brzeznica, custodem sandecensem, de consensu dominorum consilium sandecensium uti patronorum, communitati vicariorum incorporamus, ratione cuius census missam in aurora singulis diebus legant propter laborantes et familiam, quatuor missas ex fundatione duas autem ex aliis obligatis suis cum commemoratione fundatoris. Diebus praeterea festivis et solemnibus chorum regent per duos e communitate sua.
Questi sunt multi e populo in audiendis confessionibus, in communione ad infirmos deferenda, baptizandis parvulis, magnam negligentiam a vieariis committi, propterea quod unus et idem sacerdos maturam missam tenetur cantare et (ultra) haec omnia Sacramenta administrare. Proinde statuimus, ut in posterum unus sit ex vicariis deputatus ad missam in aurora legendam, alius ad missam parochialem cantandam, tertius ad missam maturam, qui et Sacramenta administrare tenebitur. Eo vero occupato alii Sacramenta prompte et cum charitate administrent.
Confessiones nullus ex vicariis audiat, qui per nos aut officialem nostrum ad id per examen idoneus non fuerit iudicatus et licentiam in seriptis non obtinuerit. Forma absolutionis omnes una utantur, quae est in sacerdotali seu Agenda annotata.
Curare debent vicarii, ut in spiritu lenitatis poenitentes suscipiant, Sacramentaque alia populo cum omni charitate administrent, ne sint morosi, ne verbis asperioribus aliquem deterreant, quemadmodum hactenus faciebant. Pro administratione Sacramentorum nil omnino quovis modo petant exigantque, quia vitium Simoniae est. Sponte autem oblata vel ex consuetudine dari solita post administrationem Sacramentorum licite recipere possunt atque etiam repetere.
Capitula singulis septimanis faciant, in quibus errores fraterni corrigantur negligentiaeque notentur, ut circa divisionem proventuum communium commodius per detractionem portionum negligentes puniantur. Si quid difficilius inter eos emerserit, ad praelatos residentes referant.
Mulieres suspectas in domum suam ne admittant, quodsi honesta aliqua mulier venerit, ante ostium vel domi aperto ostio et socio adhibito expediatur. Domus claudatur semper tempestive et ideo prohibemus, ne quis habeat clavem privatam ad aperiendam domum, sed una sit clavis communis, quae clausa domo seniori reddatur.
Monemus vicarios, ut conversatione, sermone et scientia populo praeeant, memores eius, quod scriptum est, sancti estote, quia et ego sanctus sum, et iuxta Apostoli vocem, nemini dent ullam offensionem, ut non vituperetur ministerium eorum, sed in omnibus exhibeant se sicut ministros Dei, ne illud Prophetae dictum impleatur in eis: Sacerdotes mei contaminant sancta et reprobant legem.
A crapula et ebrietate, choreis, tabernis, lusibusque abstineant. Qui tabernas visitasse, choreas duxisse, lusisse, aut ebrius fuisse deprehensus fuerit, pro prima vice unius diei, pro secunda unius septimanae, pro tertia unius mensis carcere puniatur, pro quarta excludatur.
Vocati ad prandia civium aut coenas, ne diu morentur, meminerint incumbere sibi onus comparere in ecclesia coram Deo, et orantes pro populo dicto igitur gratias, statim discedant. Sermo illorum sit ad aedificationem, ut ii, qui eos pascunt, se item ab illis spiritualiter pasci intelligant.
Aegros visitent ac verbo Dei consolatos inducant ad poenitentiam et Eucharistiae Sacramentum percipiendum, ad disponendum domui suae, uxori, liberis, familiae, persolvendum mercedes, ad restitutionem male oblatorum, ac condendum iniurias, et eurent, ut nemo aut sine baptismo, aut sine poenitentiae aut Eucharistiae et extremae unctionis Sacramentis in sua parochia decedat.
Ante matrimonii confirmationem trinas denuntiationes diebus dominicis aut festis praemittant et sponsos ad poenitentiam et communionem adhortentur, ne in privatis domibus sine licentia episcopi matrimonia confirment. Maxime optandum est, ut mane in missa contraherentur, de impedimentis matrimonii diligentem inquisitionem faciant.
In benedictione autem sponsis impertienda id caveant, ne ipsi sponsi vel eorum alter benedictionem, quae matrimonium contrahentibus dari debet, alias in primis nuptiis accepit, eis amplius benedicant. Populum et praesertim obstetrices instruant de formula baptisandi tempore necessitatis, videlicet ut fundendo aquam super caput infantis dicant: Ego te baptiso in nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti.
Nulli obstetrici licet fungi hoc officio, nisi prius examinata fuerit, an sciat hanc baptisandi formulam, non tam causam ob eam, ut rite baptismum administrare, sed etiam ut recte de baptismo ad vicarios referre sciant, sub interdicto ingressu ecclesiae. Sedulo parentes moneant, ne infantes anno minores natu in lectos recipiant, ne forte, quod saepe usu evenire compertum est, in causa illos suffocandi grave adeo facinus committant.

De reliquis ecelesiae ministris.

Magister scholae pueros non solum literis, sed etiam pietate et bonis moribus imbuat, et ad frequentem confessionem et communionem inducat. Scholares ne per hospicia pernoctare permittantur, sed in schola dormiant, ut et honestas inter illos conservetur et officia ecclesiae non negligant.
Organarius organis canere tenetur, primo in festivitatibus Christi Nativitatis, Circumcisionis, Epiphaniae, Ascensionis, Corporis Christi, et per octavam Resurrectionis et Pentecostes cum duobus diebus immediate sequentibus, Transfigurationis, nec non Santae Crucis Inventionis et Exaltationis, cum omnibus diebus dominicis infra octavam. In festivitatibus Sanctae Mariae Virginis, videlicet Purificationis, Annuntiationis, Visitationis, ad Nives, Assumptionis, Nativitatis, Praesentationis et Conceptionis. Item in die Angelorum, quae die festi S. Michaelis. Item in festo Nativitatis S. Joannis Baptistae, item in diebus Apostolorum, videlicet Mathiae, Philippi et Jacobi, Petri et Pauli, Jacobi maioris, Bartholomaei, Mathaei, Simonis et Judae, Andreae, Thomae et Joannis Evangelistae et Divisionis Apostolorum. Item in diebus Martyrum, B. Stephani, Laurentii, Adalberti, Stanislai. Item Confessorum, Martini, Nicolai. Item Margarethae, Mariae Magdalenae, Elisabethae, Hedvigis, Catharinae, Agnetis, Dorotheae. Item in festo Omnium Sanctorum. Item in diebus Beatorum Marci et Lucae Fvangelistarum, et quatuor Doctorum, Gregorii, Ambrosii, Augustini et Hieronymi. Item in Anniversario Dedicationis Ecclesiae.

De religiosis.

Ne inter sacerdotes ecclesiae collegiatae et religiosos lites et controversiae ferantur, authoritate nostra ordinaria et apostolica hac in parte specialiter per breve Sanctitatis Suae nobis coneessa praecipimus, ut religiosi iuxta exemplum, quod incipit Cathedra, de Sepult... de Privilegiis se conservent.

De hospitali.

Provisores hospitalium meminerint, se patiperum curam suscepisse, de quibus a Christo dictum est: Quod uni ex minimis istis fecistis, mihi fecistis. Sint ergo patres illorum, illorum non sua commoda quaerant, de illis illorumque miseria sublevando serio cogitent, ut cum defecerint, recipiantur in aeterna tabernacula. Singulis annis rationem faciant de perceptis et expensis in praesentia praepositi, sub poena excommunicationis.
Praepositus hospitalium per se vel per alios sacerdotes debent unumquemque pauperem, cum in hospitale deducitur, in primis et ante omnia de religione eius explorare et ad confessionem de peccatis faciendam inducere. Quam si intra triduum non fecerit, de hospitali eum ejiciant.
Singulis item diebus per se vel per sacerdotes suos pauperes invisere tenentur et ad patientiam atque orationem pro benefactoribus faeiendam eos exhortari. Diebus quoque dominicis et festivis iis, qui decumbunt, annuntiare Evangelium, loca illorum aspergere aqua benedicta et confessionem generalem cum eis dicere.

De fraternitate litteratorum.

Fraternitatem litteratorum hortamur, ut non sit contenta officio canendi missas maturas, sed in aliis etiam exercitiis christianae pietatis oceupetur, ut reliquus populus ex eis bonum exemplum capiat. Quinquies in anno confessionem peccatorum faciant et communicent: pro Natali Domini, pro Pasehate, pro festo Pentecostes, pro festo Assumptionis Beatae Mariae et pro festo Omnium Sanctorum. In domibus suis prohibeant blasphemias et iuramenta. Singulis septimanis visitent per duos e fraternitate hospitalia, ut sciant, quid agatur cum pauperibus. Quoties Sacramentum ad infirmos deferri audiverint, cum cereo comitentur ipsi, vel aliquos e familia sua mittant, ut ex iis et aliis bonis operibus vere appareat, fraternitatem hanc ad profectum spiritualem institutam esse.

De populo.

Vespere, mane et meridie, quibus temporibus orationis signum datur, omnes, quicunque audierint, genua flectant et in primis pro Dei beneficiis, maxime pro Incarnatione gratias Deo agant, deinde pro pace regni orent, postremo mortuis fidelibus requiem aeternam precentur. Singulis item diebus vespere et mane liberos et familiam suam in unum congregatos hortentur ad timorem Dei, peccata cavenda et bona opera facienda. Monemus diligenter populum tenere unumquemque parochiae suae interesse, ubi commode id fieri potest ad audiendum verbum Dei.
Hortamur praeterea magistratum ac in remissionem peccatorum iniungimus, ut in peccata et scandala publica animadvertant, blasphemias, maleficia, superstitiones, adulteria, concubinatus ex officio suo coerceant, ut avertatur ab hac civitate indignatio Dei, et veniat super eam benedictio.
In cuius rei fidem et evidentius testimonium praesentes manu nostra subscripsimus et sigillo nostro obsignari iussimus.
Datum in Nova Sandecz die decima octava mensis septembris. Anno Domini millesimo quingentesimo nonagesimo septimo. Praesentibus Reverendis et Venerabilibus, Joanne Barski, Joanne Andrea Prochnicki, Nicolao Dobrocieski, cancellario nostro canonicis cracoviensibus, Joanne Foxio scarbimiriensi causarum auditore.
Kopia z XVII. wieku. Eccles. colleg. sandec. fundatio, dotatio. vol. II. p. 39—49.


XIX.

Brunon de Bécourt, generał zakonu, upoważnia Pawła Ferdynanda Waczlawica, opata w Hradcu na Morawach, do odbycia wizyty kanonicznej w klasztorze Norbertanów sandeckich, w Prémontré 13. lipca 1752.
Frater Bruno Bécourt miseratione divina et sanctae sedis apostolicae gratia Praemonstrati Abbas, totiusque canonici Praemonstratensis Ordinis Caput et Generalis, Dilectissiino nobis in Christo Confratri ac Amplissimo Domino Paulo Ferdinando, inclytae ecclesiae Gradicensis nostri dicti ordinis abbati meritissimo, nec non per Bohemiam, Austriam, Moraviam, Silesiam et Carinthiam visitatori generali, salutem in Domino.
Ad clavum ordinis meritis licet imparibus sedentes, altum saepius ingemuimus super damnis ecclesiae Sandecensi, circariae nostrae polonae, ante aliquot annos illatis, advertimusque ex defectu patris abbatis, dubiis in rebus filiali suae ecclesiae praesto esse soliti, tanquam ex fonte promanasse. Quibus, ut deinceps pro nostri muneris ratione, eamus obviam, tibi de cujus pietate, sedulitate, prudentia, doctrina, regularis disciplinae zelo, et rerum agendarum peritia jam dudum certam habemus peritiam, exereitium paterni juris et authoritatis in memoratam sandecensem ecclesiam delegamus et committimus, cum omnimoda potestate ea omnia ibidem gerendi, faciendi et ordinandi, quae per statuta ordinis nostri patribus abbatibus in filiabus ecclesiis gerere, facere et ordinare conceduntur. Quocirca praedictae ecclesiae sandecensis abbati, priori, subpriori caeterisque religiosis claustralibus et beneficiatis, in virtute salutaris obedientiae et sub excommunicationis poena districte praecipiendo mandamus, ut te tanquam Patrem Abbatem delegatum et commissarium nostrum agnoscant, recipiant et revereantur, tibique sicut nobis pareant et obediant. Serenissimum Poloniae Regem amplissimosque magistratus humillime rogantes, quatenus tibi pro religionis incremento ad praesentium executionem procedenti manus porrigant auxiliatrices, praesentibus usque ad revocationem nostram duntaxat valituris.
Datum Praemonstrati die julii decimo tertio. Anno Domini millesimo septingentesimo quinquagesimo secundo. In quorum fidem et robur, praesentes manu propria et secretarii nostri subscriptas, sigilli nostri jussimus appressione communiri.
Frater Bruno Bécourt Praemonstrati Abbas et Generalis. L. S.
De mandato Reverendissimi Domini mei Abbatis et Generalis. Frater Maygret secretarius.
Concordat de verbo ad verbum cum suo originali. Ita testor Gradicii quinta augusti 1752. Paulus Ferdinandus Abbas Gradicensis, Visitator Generalis et Pater Abbas Sandecensis.
Kopia z XVIII. wieku. Summarium privilegior. f. 107.


XX.
Rewizya spalonego zamku sandeckiego w r. 1768.

Iż ja Paweł Mrówczyński, wezwany na rekwizycyą Jaśnie Wielmożnego Imci Pana Stanisława hrabi na Końskich i Białaczowie Małachowskiego, starosty sandeckiego, przez Wielmożnego Imci Pana Michała Wolskiego, burgrabiego i arendownego possesora starostwa sandeckiego, jako specyalnego plenipotenta. Dnia dzisiejszego wraz z dwiema szlachtą, to jest z urodzonym Michałem Ślepowron Bossowskim i Franciszkiem Częstopiej Dobrzańskim, dla tym większej wiary i świadectwa mnie opatrznemu Woźnemu przydanym, do zamku sandeckiego zaszedłem, i tam wchodząc przez bramę, nad którą kondygnacyę drewnianą wcale zostałą widziałem, lecz dla rozszerzenia się pożaru ognia z dachu obdartą, tudzież i oficyny od tejże bramy ciągnące się i stajnie drewniane podobnież z dachu obdarte.
Przeszedłszy przez dziedziniec do zamku, w pierwszej izbie na dole po prawej ręce okna dwa z ramami i szybami wygorzałe.
Wchodząc na górę po schodach nie spalonych na salę pierwszą, drzwi z odrzwiami drewnianemi ze wszystkiem żelazem wygorzałe, i drugie na boku pod strych z sali, z której sali okna dwa przez połowę szyb w sobie mające w ramach krzyżowych wygorzałe, podłoga także spalona i sufit spadły. Do pokoju wchodząc po lewej ręce, drzwi w odrzwiach drewnianych stoczyste ze wszystkiem żelazem wygorzały, toż samo podłoga i powała i okien pięć z szybami całemi wytłuczone, piec tylko cały został. Z tego pokoju do drugiego, drzwi w odrzwiach drewnianych stoczyste ze wszystkiem żelazem wygorzały, okna dwa wytłuczone i ramy pogorzały, podłoga wypalona i sufit spadł. Do sekretnego pokoju drzwi w odrzwiach drewnianych wypalone.
Nazad powracając przez salę do pokojów, naprzeciwko tych, drzwi w odrzwiach drewnianych z żelazem wszystkiem wygorzały, okien dwa z szybami wytłuczone i ramy popalone, sufit spadł, podłoga powypalana. Z tego pokoju do drugiego pobocznego, drzwi w odrzwiach kamiennych wygorzały, okno jedno wytłuczone, podłoga i powała wypalona, piec od ognia popękał się. Dalej idąc do pokoju marmurowego przez odrzwia kamienne, w których drzwi wygorzały, prowadzące do pokoju z powiałą malowaną, której powały malowanej na tragarzach przepalonych dziesięć tarcic zostało, reszta zgorzała, podłoga cała została, okien dwa z szybami ze wszystkiem wygorzały.
Z tego pokoju do marmurowego wchodząc na bok przez odrzwia marmurowe dużo od ognia powypalane, w których drzwi ze wszystkiem wygorzały. W tym pokoju marmurowym u komina gzymsy marmurowe połupane od ognia i porospadał się marmur, sufit spadł cały, okna dwa ze wszystkiem wygorzały i drzwiczki z tego pokoju na bok wygorzały, naprzeciwko których ku sali drugie drzwi zgorzały ze wszystkiem żelaziwem. Z tego pokoju marmurowego idąc dalej do pokoju wielkiego, w którym figury były drewniane rznięte i na murach portrety malowane Jaśnie Oświeconych Książąt Lubomirskich, starostów przeszłych sandeckich, i inne ozdoby ze wszystkiem zgorzały, podłoga spaliła się, sufit spadł i drzwi dwoje w odrzwiach drewnianych zgorzały ze wszystkiem, okna dwa całe wytłuczone i ramy spalone i drugie dwa do pół szyb mające wypaliły się.
Z tego pokoju idąc do pokoju mniejszego, drzwi w odrzwiach kamiennych wygorzały, podłoga i powała zgorzały, okien dwa do pół szyb mające wygorzały. Z tegoż idąc do pokoju, częścią cegłą wysadzonego częścią drewnianą posadzką, z powałą drewnianą zgorzała przez odrzwia drewniane wygorzałe z drzwiami, okna cztery spaliły się, komin z gzymsem marmurowym popryskał się od ognia.
Z tego pokoju do sekretnego pokoika wygorzały drzwi, także i drugie na salę drugą drzwi w odrzwiach drewnianych wygorzały, w której sali posadzka kamienna poruszana, w dziewięciu oknach okiennice spaliły się, powała zgorzała i stołów ośm.
Z tej sali wychodząc na galeryę drzew w odrzwiach kamiennych, zgorzała podłoga, powała na tragarzach i powała nad sienią przed kancelaryą cała wygorzała, w trzech oknach okiennice i schody pod strych zgorzały, kredens duży staroświecki zgorzał ze wszystkiem.
Z tej galeryi drzwi wielkie w odrzwiach stoczyste drewniane zgorzały, z których na dół idąc po schodach zgorzałych drewnianych.
Na dole, idąc ku sądowej izbie po kilku schodach drewnianych przez sień z podłogą z tarcic wysadzoną zgorzała, na boku do sklepu drzwi dębowe wygorzały oraz i do sądowej izby, okna dwa, w sądowej izbie wytłukli, broniąc od ognia. W archiwum, gdzie się znajdują akta, dla odlewania drzwi i do noszenia wody kratę w kamieniu osadzoną wyłamali i kamień powyłupowany; drzwi do piwnic wygorzały; w kuchni, za tym zamkiem będącej, drzwi i okno zgorzały. Dach zaś cały na tym zamku i na kuchni, tudzież na piwnicy ze wszystkiem zgorzał.
Co jako rzetelnie widziałem i dobrze zrewidowałem, wraz z wyż wymienionymi Ichmość szlachtą mnie przydanymi, tak to sprawiedliwie przed urzędem grodzkim sandeckim aktami niniejszymi zeznaję. Które pogorzelisko stało się dnia dziewiątego miesiąca lipca roku teraźniejszego: Tysiącznego siedemsetnego sześćdziesiątego ósmego. Przy którem to wyżej pogorzelisku doniesiono mi, iż żyta w pokojach będącego spaliło się wierteli sto trzydzieści jeden. (Visio conflagratae arcis sandecensis manifestatur. Acta Castr. Rel. T. 182. p. 2249—2257).


XXI.
Szereg opatów sandeckich.

Jan z Pragi, kanonik regularny klasztoru strahowskiego pod Pragą, św. teologii doktor, opat sandecki, obrany i potwierdzony przez generała zakonu, Piotra de Hermi, na kapitule generalnej w Prémontré 11. października 1410[2120], rządził do roku 1412.
„Za rządów tego opata, powiada Długosz, przestrzegano surowości zakonnej w klasztorze sandeckim. Sam nigdy ani zakonnicy mięsnych potraw nie zażywał. Po jego ustąpieniu znikła ta surowość. Pragnąc bowiem życia ostrzejszego, wstąpił do zakonu Kamedułów, gdzie dni swego życia szczęśliwie dokończył“.
Maciej, prokurator klasztoru hebdowskiego, opat sandecki 1413—1418, zrezygnował 1419 r.
Bartłomiej, obrany opatem sandeckim 23. września 1419[2121], † 10. lutego 1442.
Jan z Żychlina, opat sandecki 1442—1465, † 1465.
Po nim byli w XV. w. opatami prawdopodobnie: Grzegorz † 12. września, Mikołaj † 22. sierpnia, Stanisław † 6. stycznia; lecz roku objęcia ich rządów lub śmierci oznaczyć niepodobna[2122].
Wawrzyniec, opat sandecki, † 25. maja 1502.
Jan z Sącza, opat sandecki 1502—1512, zrezygnował na początku 1512.
Jan z Sącza Brochwicz, opat sandecki[2123], obrany w lutym 1512—1528, † 1528.
Marcin Jantha, opat sandecki 1528—1543, † 1543.
Jan z Męciny, opat sandecki 1543—1562, † 1562.
Bartłomiej Habicht, opat sandecki 1562—1571, przeniesiony na opactwo hebdowskie, zmarł opatem tamże 10. lutego 1584.
Mikołaj z Wieliczki Narębski h. Nowina, opat sandecki 1571—1585.
Paweł z Gołczy, opat sandecki 1585—1586, † 18. listopada 1586.
Jan z Zakliczyna Jordan[2124] h. Trąby, opat sandecki 1586—1598.
Po nim opactwo przez lat 16 zostawało pod zarządem świeckim (sub commenda), dobra zaś wydzierżawione przez biskupa krakowskiego, kardynała Jerzego Radziwiłła, jako komisarza z Rzymu na to deputowanego. Mimo to w całym tym okresie czasu (1598—1614) figuruje Jan Jordan tak w aktach grodzkich jako i miejskich: „abbas sandecensis“. W tym też charakterze zasiadał na synodzie w Krakowie 1612 r., za zarządów biskupa krakowskiego, Piotra Tylickiego[2125].
Jan z Zakliczyna Jordan, ponownie opat sandecki 1614—1620, przeniesiony na opactwo hebdowskie, zmarł tamże opatem 3. marca 1627.
Po jego przeniesieniu na opactwo hebdowskie, klasztor sandecki przez lat 50 nie miał opatów. Przez ten czas podlegał zwierzchnictwu opatów hebdowskich, niedaleko Krakowa nad Wisłą. I tak Ludwik Stępkowski, biskup kamieniecki, pisał się w r. 1651 „abbas hebdoviensis et sandecensis“[2126]. Tak samo Felix Żeromski w r. 1665[2127].
Krzysztof z Morska Morski h. Topor, zamianowany administratorem opactwa sandeckiego w r. 1620 przez Marcina Szyszkowskiego, biskupa krakowskiego, zmarł w Krakowie 23. lutego 1633[2128].
Michał Franciszek z Morska Morski h. Topor, brat poprzedniego, administrator opactwa sandeckiego 1633—1640; poczem opuścił zakon i został proboszczem w Jakóbkowicach w Sandeckiem.
Mikołaj Ścierski h. Leliwa, proboszcz (praepositus) zwierzyniecki, zamianowany w r. 1640 administratorem opactwa sandeckiego przez Jakóba Zadzika, biskupa krakowskiego, rządził do r. 1659.
Andrzej Godfryd Żychowski, administrator opactwa sandeckiego[2129] 1660—1669.
Bogumił Kaczyński h. Pomian, profes klasztoru hebdowskiego, obrany opatem sandeckim 1670, zmarł 18. sierpnia 1697[2130].
Kazimierz Sowiński h. Sowka, obrany opatem sandeckim 10. października 1697, benedykowany w kościele zwierzynieckim przez biskupa Stanisława Szembeka, sufragana krakowskiego, zmarł 18. września 1728.
Chryzostom Felix Staszewski h. Ostoja, niegdyś podprzeor i ozdoba klasztoru witowskiego, potem proboszcz krzyżanowicki (1727—1729), obrany opatem sandeckim 6. października 1729, instalowany 17. lutego 1730, benedykowany w kościele zwierzynieckim 4. lutego 1731 przez biskupa Michała Kunickiego, sufragana krakowskiego, wikaryusz generalny od r. 1736, zmarł 25. czerwca 1742.
Jan Nepom. Rafał z Wittanowa Wittan h. Kolumna, z dziekana kollegiaty sandeckiej zakonnik, obrany opatem 24. września 1742, obleczony 18. grudnia i uwolniony od nowicyatu za dyspenzą generała zakonu, benedykowany w Kielcach 25. marca 1743 przez kardynała Jana Lipskiego, biskupa krakowskiego. Na wiosnę 1745 zrzekł się dobrowolnie godności opackiej, poczem za dyspenzą papieską wstąpił 18. maja do Kamedułow na Bielanach pod Krakowem. Profesyę zakonną złożył 2. lipca 1746, był przeorem bielańskim 1757—1759, zmarł w eremie kamedulskim pod Warszawą 1783[2131].
Jan Paweł Lassota Szczkowski h. Ogończyk, przeor hebdowski, obrany opatem sandeckim 1. grudnia 1746, instalowany 17. września 1747, benedykowany w katedrze krakowskiej 8. października t. r., wizytator generalny od r. 1755, zmarł 25. sierpnia 1781[2132].



∗             ∗

Szczegóły bibliograficzne o Janie z Pragi, pierwszym opacie sandeckim.

Jana z Pragi, zwanego także Hieronimem z Pragi, nie należy mieszać ze współczesnym a głośnym Hieronimem z Pragi, który, wypędzony z Pesztu, Wiednia i Pragi, przybył do Polski 1413 r., gdzie naukę Husa i Wiklefa rozszerzał, aż wreszcie 30. maja 1416 r. w Konstancyi spalony został. O jego przybyciu do Krakowa tak pisze Wojciech Jastrzembiec, ówczesny biskup krakowski: „Przybył tu Hieronim z Pragi. Pierwszego dnia pokazał się z brodą, a nazajutrz bez brody, w czerwonej tunice futrem obłożonej; świetnie wystąpił przed królem, królową i przedniejszymi panami. W niewielu dniach, jak tu bawił, takie sprawiły zamieszanie w duchowieństwie i między ludem, jakiego w tej dyecezyi za ludzkiej pamięci nie było“[2133].
Kiedy zaś właściwie Jan z Pragi, syn Wojciecha, doktor dekretów i słynny profesor teologii, zowiący się pierwotnie Joannes Silvanus, przezwany też Mniszkiem (Munchek), do Polski przybył, dokładnie oznaczyć nie podobna. Znakomity nasz historyk, Jan Długosz, opowiada w swem dziele[2134]: iż przybył, będąc wygnany z Czech za wiarę, po zburzeniu do szczętu klasztoru pod Pragą przez heretyków czeskich; iż był przez króla Jagiełłę nader łaskawie przyjęty, wszędzie jeździł za dworem jego i jako żarliwy kaznodzieja zjednał sobie powszechną sympatyę w Polsce. Lecz w tem opowiadaniu Długosza są pewne niedokładności. Opactwo strahowskie, ów „klasztor pod Pragą“, zburzone zostało przez tłumy husyckie dopiero 8. maja 1420 r. Pierwej zatem Jan z Pragi nie potrzebował uchodzić ze swego rodzinnego kraju, bo Strahów wcale nie był zagrożonym. Wprawdzie uniwersytet praski już przedtem opanowany został przez Husytów i wypędzono z niego profesorów katolików, tak Czechów jak Niemców; lecz nastąpiło to także nie pierwej, jak w r. 1411. Mistrz Jan mógł wtedy być profesorem, bo Norbertanie strahowscy zajmowali katedry na czeskiej wszechnicy; ale po rozpędzeniu profesorów, Jan, jako należący do opactwa strahowskiego, mógł do niego wrócić spokojnie: trudno więc odgadnąć, dlaczegoby uciekał. Przypuściwszy nawet, że musiał uchodzić, to do tego kroku mógł jednak być dopiero zmuszonym w r. 1411: jakżeż więc mógł już pierwej odbywać podróże z królem Jagiełłą, miewać kazania, które mu zjednały względy Polaków i króla, i wskutek których nastąpiła dla niego fundacya opactwa w Nowym Sączu, a to jeszcze w r. 1410, jak powiada Długosz. — Trudno tych wszystkich rzeczy ze sobą pogodzić! Dr. Brückner[2135] z ks. Knapińskim[2136] zgodnie przypuszcza, że Jan z Pragi już na początku XV. wieku przybył do Polski, a potem, opatrzony listem polecającym króla Jagiełły, udał się do wielkiego księcia Witolda na Litwę, gdzie bardzo wiele ludu, w pogaństwie jeszcze żyjącego, nawrócił. Sam opowiadał o tych nawróceniach Eneaszowi Sylwiuszowi, późniejszemu papieżowi Piusowi II., z którym jako sekretarzem kardynała na soborze Bazylejskim w r. 1433 zasiadał[2137].
Pewnem jest tylko to, że podczas pobytu swego na dworze Jagiełły napisał w r. 1405: Linea salutis (linia zbawienia); w dzień przed Trzema Królami 1409 r. wykończył: Exemplar salutis (wzór zbawienia); a znacznie później: Quadragena salutis (czterdziestka zbawienia). Są to kazania niedzielne, świąteczne i postne, pisane po łacinie przystępnym stylem[2138], nie dla uczonych, ułożone w ten sposób, że w swej całości wyczerpują dzieje Nowego i Starego Testamentu. Kaznodzieja, wymieniwszy tekst, zaczyna historyę jakąś ze Starego Zakonu, którą własnemi słowami krótko opowiada i mistycznie, alegorycznie wyjaśnia, zastosowując do tematu, nie bez naciągań; potem wypisuje całą lekcyę odnośną do ewangelii i po wezwaniu łaski Matki Boskiej, przystępuję do wykładu ewangelii. Kazania o Świętych kończy krótkim opisem życia i czynów. W zbiorze postnym pierwsze kazazanie zwrócone jest do duchowieństwa, pokucie, drugie do ludu, reszta wedle porządku dni.
W r. 1410 został pierwszym opatem w klasztorze sandeckim, świeżo przez Jagiełłę wzniesionym. Po r. 1412 złożył dobrowolnie godność opacką i wstąpił do Kamedułow w Apeninach toskańskich blizko Arezzo, gdzie przybrał imię zakonne Hieronima. W tym spokojnym kamedulskim eremie, który szczerze polubił, pracował wiele naukowo, a nawet dwa nowe napisał dzieła. Pierwsze pod tytułem: „Linea salutis heremitarum, tractatulus magistri Johannis alias Jeronimi de Praga, sacrae theologiae professoris“, przepisane w środę przed św. Magdaleną w r. 1434 per fratrem Nicolaum ordinis s. Benedicti monasterii s. Crucis Calvi Montis. Drugie jest dyalogiem między eremitą a aniołem stróżem w pięciu rozdziałach: „Dialogus inter angelum et heremitam de amaro gustu mundi“. Dziełka swoje zwykł podpisywać następującym łacińskim czterowierszem rymowanym:

En ego, quem genuit pia olim urbs Pragensis.
Quem tenet inclusum heremus sacra Camaldulensis,
Hunc sermonem edidi satis cum labore,
Sed labor est facilis vestro superatus amore.

W r. 1433 zasiadał na soborze w Bazylei, zebranym w celu pogodzenia Husytów czeskich z kościołem katolickim, osobnym do tego od biskupów zaproszony listem pod dniem 5. czerwca 1432 r. Na koncylium Bazylejskiem wydał: „Tractatus contra Bohemos haereticos“. W tymże roku 1433 przybył jeszcze raz do Polski, jako legat soboru, żeby nakłonić króla Jagiełłę do zgody z Krzyżakami, lecz bezskutecznie. Ponieważ na owym soborze należał do stronnictwa francuskiego, które tak górę wzięło, że wkońcu opierającego się Eugeniusza IV. złożyło z papiestwa i Felixa V. obrało, przeto też generał zakonu Ambroży, Włoch, zabronił mu powrotu do eremu, pozwolił mu tylko osiąść w klasztorze w Wenecyi, gdzie zajęty jak dawniej pracami, budujący przykładnym żywotem, zmarł 17. lipca 1440[2139].



XXII.

Nieznany dokument Zbigniewa Oleśnickiego, biskupa krakowskiego, wydany w Bobowej 27. czerwca 1424 na korzyść bractwa miodosytników, istniejącego przy kościele parafialnym w Grybowie.
In nomine Domini Amen. Nos Sbigneus Dei gracia episcopus Cracoviensis universis Christi fidelibus, ad quos presentes pervenerint, salutem in eo, qui est omnium vera salus, cum sinceris affectibus in domino caritatis. Salvator humani generis homo Christus Jehsus, cuius sunt delicie inter filios hominum habitare, ad recuperandam drachmam decimam et ovem perditam centesimam, humanam creaturam divine ymagini figuratam lapsu prothoplasti perditam, sue divinitatis per graciam nobis volens esse particeps iuxta mortalitatis formam assumpsit, ut hominem de laqueo servitutis eriperet, in quem ferventiva suggestio surrepsit, qui a qui propter nostram salutem advenit nostre saluti consulens, ad caritatis et dileccionis fervorem suos electos invitat dicens, hoc est preceptum meum, ut diligatis invicem, sicut dilexi vos, quod preceptum prius adimplere voluit, antequam contumeliose crucis patibulum et mortis amarissime supplicium ad abolendum perdicionis humane conscriptum lege primum cirographum dignatus est pia miseracione subvenire.
Quo pacto salutifero Alberthus Zlothek, Stanislaus Fod, Andris Wanglarz ac...[2140] fraternitatis mellificum[2141] sub parochia ecclesie i Grebow degentes divinitus excitati, sue salutis cupientes adipisci medelam... missis, elemosinis, obsequiis et exequiis ac aliis caritativis operibus se devote prevenire volentes, ad impetrandam (divine) pyetatis clemenciam in sue salutis et suorum remedium salubre spiritualis fraternitatis vinculum, que faternitas mellificorum vocari debet... decreverunt in hunc modum. Videlicet quod ipsi fratres et sorores ac quilibet eorum singuis feriis terciis ad celebrandum.... missas pro defunctis interesse sunt astricti, nec non ad celebrandum vigilias novem leccionum singuis quatuor temporibus feria quarta.... post vesperas, et feria quinta sequenti ad missam defunctorum conveniant pro antisitie et pro rege et cunctis benefactoribus orantes... et parochialem ecclesiam in Grebow predictam. Ceterum cum aliquem ex ipsis fratribus ant sororibus ab hac luce migrare contingerit, tunc fratres et sorores ad exequias et ad sepulturam peragendam fratris vel sororis defunctorum debeant convenire.
Nos igitur attendentes ipsorum pium propositum et salubre devocionis effectum, ipsumque paterno prosequi favore sathagentes, et ut mereamur oracionum et fraternitatis ipsorum esse participes, predicte fraternitatis mellificorum vinculum et omnia et singula suprascripta, que circa premissa prefati fratres et sorores licite et debite ordinaverint, rata et grata habentes, duximus presentibus confirmandi et nihil (excludendo omnia que) volurint ad eorum fraternitatem mellificorum dictam assumendi ipsis damus omnimodam presentibus facultatem. Et ut celebracio dicte fraternitis mellificorum ardenciori devocione exerceatur, et corda sensusque assistencium ipsius fraternitatis et exequiis celebracioni ardenciori et fervenciori amore accendantur, memoratis fratribus ac omnibus et singulis, qui compunccione cordis premissis interfuerint, seu cum elemosinis et devocione visitaverint, et usque ad confirmacionem divinorum presentes astiterint, omnibus vere penitentibus contritis et confessis de omnipotentis Dei clemencia beatorumque Petri et Pauli apostolorum eius auctoritate plene confisi, XL dies indulgenciarum presentibus misericorditer impartimur in omnibus festivitatibus maioribus, videlicet in Pascha, in Penthecoste, Nativitatis Domini et in omnibus festivitatibus Beate Marie Virginis gloriose, nec non in omnibus festivitatibus Apostolorum, beatorum Stanislai et Alberti Sanctorum martirum et pontificum, ac beatarum virginum Katharine, Margarethe, Barbare, Dorothee, Ursule et Agnetis. Et easdem indulgencias largiendi omnibus et singulis reverendis in Christo fratribus nostris Archieposcopis et Episcopis, qui in nostra diocesi accedi poterint, tenore presencium concedimus facultatem per premissa, aut omnino volumus nec intendimus nostris et ecclesie nostre iuriubs et presertim ecclesiasicorum seu secularium codicillis personarum ac ecclesie parochiali in Grebow predicte in aliquo derogare. In cuius rei testimonium sigillum nostrum presentibus est appensum.
Datum in Bobova feria sexta infra octavas Corporis Christi. Anno Domini millesimo quadringentesimo XX. quatro.


∗             ∗

Georgius dei gracia qpiscopus Laodicensis, nec non reverendi suprascripti eadem gracia episcopi Suffraganeus, tenore presencium sen huius subscripcionis omnibus et singulis penitentibus confessis et contritis ac confessis, de misericordia Dei omnipotentis et beatorum Petri et Pauli auctoritate confisi, quadraginta dies indulgenciarum perpetuis temporibus addicimus et impartimur, prout omnia et universa littera in presenti sunt concessa et descripta, ac in domino misericorditer plene relaxata. In quorum omnium et singulorum ac in hac littera contenrorum et premissorum sigillum nostrum est appensum, et per Georgium olym Petri de Nowa Sandecz, clericum Cracoviensis diocesis publicum imperiali auctoritate notarium, manu sua propria nostri in presencia fecimus subscribi et publicari.
Datum in monasterio Sanctimonialium in Nova Sandecz[2142] sito, die solis vicesima septima mensis Junii. Anno Domini millesimo quadringentesimo quadragesimo quinto.


∗             ∗

Johannes dei gracia episcopus Cracoviensis[2143] universis et singulis Christi fidelibus sexus, qui premissa in aliquo adimpleverint manusque adiutrices diete fraternitati porrexerint, vere penitentibus confessis et contritis ipsius fraternitatis fratribus, de omnipotentis Dei misericordia et beatorum Petri et Pauli apostolorum eius confisi, quadraginta dies indulgenciarum impartimur et de iniumctis ipsis penitencys misericorditer in domino relaxamus, fraternitatem ipsam in omnibus suis condicionibus approbantes et ratificantes. In cuius rei testimonium sigillum nostrum presentibus est subappensum testimonio lutterarum.
Datum in Sandecz die lune XXII. Julii. Anno Domini millesimo quadringentesimo LX quinto.
Oryginał pergaminowy w archiwum fary nowosandeckiej — w górnej połowie trochę naddarty — u dołu znaki cięć, przez które cztery paski pergaminowe, na których wisiały cztery pieczęcie biskupie, były przesilone. Czwarta pieczęć należała do biskupa laodyckiego Dominika, sufragana krakowskiego, którego indulgencyę czytamy na drugiej stronie pergaminowej karty właśnie w miejscu zepsutem, tak że data jest całkowicie wydartą.




ZBIÓR RYCIN

BUDOWNICTWO. — MALARSTWO. — RZEŹBA.




Szkarpa gotycka z kapnikiem przy zamku sandeckim.


Monogram na nagrobku Mikołaja Pełki († 1597).

Plan kościoła i klasztoru franciszkańskiego z r. 1789.

Okna w prezbyteryum kościoła franciszkańskiego,
oraz nisza dla celebransa podług planu z r. 1789

Nagrobek Jana Dobka Łowczowskiego († 1628).
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Kaplica niegdyś franciszkańska Przemienienia Pańskiego,
dziś zbór ewangelicki od strony południowej.

Dokument erekcyjny kościoła św. Ducha z r. 1400.
Fragment z oryginału w bibliotece Ossolińskich.

Fundator Norbertanów sandeckich, podług przechowanego portretu.

Ostatni opat sandecki († 1781), podług przechowanego portretu.

Wielki ołtarz w kościele św. Ducha.

Herb na obrazie Matki Boskiej z XVI. wieku.


Pieczęć Zbigniewa Oleśnickiego z r. 1438[2144].

Portret Zbigniewa Oleśnickiego z r. 1445.
Z rękopisu kapituły katedry krakowskiej[2145].

Fryz gotycki na froncie wieży kolleg. z r. 1507.

Płaskorzeźba na wieży kolleg. z r. 1507. — Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Szczegół z poprzedniej płaskorzeźby.


Herb na nagrobku Jana Dobka Łowczowskiego.
Ze zbiorów Akad. Umiejęt. w Krakowie.

Chrzcielnica spiżowa w farze sandeckiej z r. 1552.


Monogram na tejże chrzcielnicy.

Najdawniejszy nagrobek rajcy sandeckiego († 1565).

Widok Nowego Sącza w r. 1824 od strony wschodniej. — Z muzeum Lubomirskich we Lwowie.






  1. Dr. Stan. Kutrzeba: W sprawie historyi miast w Polsce. Zob. Pamiętnik III. zjazdu historyków polskich w Krakowie 4–6. czerw. 1900.
  2. Dr. Ludwik Kubala: Szkice hist. ser. II. wyd. III. str. 290.
  3. O napisanie dziejów XIV. i XV. w. nie kusiłem się wcale, skoro najdawniejsze księgi miejskie spłonęły w r. 1486, a akta grodzkie sandeckie istnieją dopiero od r. 1516. Zresztą, co było uwagi godnego o dawniejszych wiekach, podałem przed ośmiu laty w szkicu historycznym: »Nowy Sącz, jego dzieje i pamiątki dziejowe«. Nie wchodzi też w zakres niniejszej pracy opis dawnych zabytków dziejowych, jako to: królewskiego zamku, kościołów istniejących i nieistniejących, klasztoru franciszkańskiego, norbertańskiego i pijarskiego, ratusza miejskiego i dworu biskupów krakowskich. Opisy tychże, prawie gotowe, spoczywają jeszcze w mej tece.
  4. Dokum. wyd. w Krakowie 12. marca 1588 r.
  5. Dokum. wyd. w Wiśnicy 15. stycznia 1592 r.
  6. Dokum. wyd. w Warszawie 15. czerwca 1593 r.
  7. Nie jedyna to ani ostatnia tego rodzaju skarga; w księgach dochodów miejskich XVII. wieku, nie rzadko spotykam się z zapiskiem: „foralia gród wziął“.
  8. Sebast. Lubomirski był równocześnie także spiskim i dobczyckim starostą.
  9. Datum Cracoviae feria VI. post conversionem sancti Pauli proxima A. D. 1596. Oryginał łaciński, zachowany pomiędzy dawnymi aktami Nowego Sącza.
  10. Volum. Leg. T. II. str. 377.
  11. J. Zamojski: De transitn Tartarorum per Pocutiam anno 1594 epistola. Cracoviae 1594. W tym to czasie Stanisław Trembecki, mieszczanin sandecki, przebywając już od lat kilku w służbie Jana Zamojskiego, został pojmany od Tatarów na Ukrainie, potem sprzedany Turkom i na galery skazany. A kiedy odwoził baszę tureckiego do Arabii, okręt księcia florenckiego najechawszy statek turecki, wybawił z niewoli polskiego jeńca. W 1599 r. dostał się Trembecki do Florencyi, niebawem do Rzymu, skąd 1600 r. powrócił szczęśliwie do Nowego Sącza. Act. Scab. T. 25. p. 809.
  12. Oblata Litter. S. M. R. ratione incursionis Tartarorum. List Zygmunta III. pisany w Niepołomicach 6. listopada 1599. Act. Castr. Rel. T. 108. p. 944.
  13. Act. Castr. Rel. T. 108. p. 1146.
  14. Ks. Skarga: Kazania przygodne. Dziękowanie kościelne za zwycięstwo nad Michałem Multańskim R. P. 1600.
  15. Oblata Litter. S. Maj. Reg. Act. Castr. Rel. T. 109. p. 1, 5. Mimo tego królewskiego wyroku powtarzały się znów około 1612 r. niezliczone prawie rozboje, a dnia 19. maja 1614 r. koło Biecza 120 rozbójników razem stracono. (Czacki: O litewskich i polskich prawach, wyd. Turowskiego. T. II. str. 131).
  16. Szychtarzy nazywano w Sączu pospolicie puszkarzami, rusznikarzami, jak świadczą zapiski cechu kowalskiego pod rokiem 1649 i 1689.
  17. Act. Castr. Rel. T. 109. p. 1858, 1912.
  18. Volum. Leg. T. II. p. 188.
  19. List. Zygm. III. pisany w Krakowie 6. paździer. 1603. Acta Castr. Rel. T. 109. p. 1894.
  20. Act. Castr. Rel. T. 110. p. 326, 519, 533.
  21. Naruszewicz: Żywot Karola Chodkiewicza, wyd. Turow. T. I. str. 142.
  22. List Zygmunta III. pisany w Krakowie 7. sierpnia 1607 r. Act. Castr. Rel. T. 110. p. 1941.
  23. Oblata mandati S. R. M. pro parte consul. sandec. Act. Castr. Rel. T. 111. p. 856.
  24. Świątkiewicz: Ostatni szturm na Smoleńsk 1611 r. Kwartal. histor. rocz. VI. Ks. Wielewicki S. J.: Histor. diar. T. III. p. 46. Wydawnictwo Akademii Umiejętności w Krakowie.
  25. Naruszewicz: Żywot Chodkiewicza T. I. str. 247. T. II. str. 3.
  26. W XVI. i XVII. wieku liczono u nas w Polsce godziny na sposób włoski; zacząwszy od zachodu słońca dnia jednego aż do zachodu drugiego dnia liczono ciągiem 24 godzin.
  27. Relatio ministerialis combustionis civitatis Novae Sandecz anno 1611. Act. Castr. Re. T. 112. p 346.
  28. Act. Castr. Rel. T. 114. p. 744. Actum in castro sandecensi fer. II. ante fest s. Priscae virg. proxima A. D. 1618.
  29. Relacya kustosza kolleg. sandec. z 13. lipca 1750 r., znaleziona pomiędzy dawnymi aktami.
  30. Przy odnawianiu kościoła 1890 r. oglądałem odłamy tychże wmurowane w posadzkę za wielkim ołtarzem.
  31. Pierwszy z tych obrazów, łaskami słynący, znajduje się po dziś dzień w wielkim ołtarzu jezuickiego kościoła, drugi zaś w kaplicy św. Anny.
  32. Zbiór historyi i cudów obrazu Przemienienia Pańskiego, przez ks. Bonawenturę Sikorskiego, gwardyana konwentu nowosandeckiego. Kraków 1767.
  33. Volum. Leg. T. III. str. 16.
  34. Wielowicki: Historie. diar. T. III. p. 120–121. — Naruszewicz: Historya Jana Karola Chodkiewicza. T. II. str. 22, 50, 344. Warszawa 1805.
  35. Szujski: Dzieje Polski. T. III. str. 231–234. Kraków 1894. — Niemcewicz: Dzieje panow. Zygmunta III. wyd. Turowskiego. T. III. str. 45.
  36. Lustratio proventnum civitatis Sandecensis an. 1615. Punkta dekretów komisarskich z strony liczby miasta Nowego Sącza, przytoczone poniżej w streszczeniu.
  37. Dokum. wyd. w Krakowie 30. lipca 1543. Relacya Samuela Maciejowskiego, biskupa płockiego, podkanclerzego koronnego. Volum. privileg. ac. libertatum civit. Neosandec. T. 56. p. 18–24.
  38. Z ramienia królewskiego wydelegowani w tej sprawie: Sebast. Lubomirski, starosta, Sebast. Gładysz, podstarości, Jan Lutosławski, pisarz grodzki, Przecław Marcinkowski i Krzysztof Wielogłowski.
  39. Lustratio proventuum civitatis Sandecensis anno 1615.
  40. Ex canalibus.
  41. Ex quaestu vasiferario.
  42. Ex statera cum libero transitu civili alias burkowe.
  43. Ex pannitonstrina.
  44. Ex foralibus.
  45. Ex dealbatorio.
  46. Ex quaestu navigationis fluvii Dunajecz.
  47. Carbonum fabricatio alias wągli tlenie.
  48. Folwarczek ten sprzedano 1612 r. za 160 złp. Actum in praetorio sandecensi fer. IV. post dominie. Oculi 28. martii 1612.
  49. Hamry, malleus, merphorium, officina falcium, kuźnice, jedno i to samo znaczyło. Obok dzisiejszego nowego cmentarza nad młynówką, na tak zwanych „Hamrach“, istniały w XVI. i XVII. wieku kuźnice sierpowe miejskie, księży wikarych i innych prywatnych właścicieli. Był tam nawet cały szereg domów zamieszkałych przeważnie przez sierparzy i hamerników, czyli blacharzy.
  50. Dochód z nich szedł na „Roraty“ w kollegiacie.
  51. Alex. Wejnert: Wiadomość o kassuli (kopie), dawnej mierze pol. Bibl. Warszaw. z r. 1858. T. I. str. 411—415.
  52. Hakownica, bombarda major — wielka strzelba do strzelania z baszt i murów fortecznych, opatrzona hakiem i osadzona na klocu drewnianym lub łożysku, zapalana lontem.
  53. Śrotowa cecha — piętnowanie czyli cechowanie bydła zdatnego na rzeź.
  54. Aukcya — powiększenie, przyczynienie; czopowe — opłata od rozmaitego rodzaju trunków.
  55. War piwa — jedna warka, tyle ile się na jeden raz uwarzy. — Libertacya — uwolnienie od jakiego ciężaru lub podatku; widocznie więc, że wspomniany war był od wszelkiego poboru uwolniony.
  56. Jedna grzywna (marca) = 48 grosz.; jeden złoty polski = 30 gr.; na jeden grosz szło 16 szelągów.
  57. Prawo rugowe — z niem. Rüge, Rügen, urzędowe badanie, roztrząsanie, sądzenie spraw poddanych miejskich.
  58. Lunar — z niem. Lohnherr, przełożony nad budynkami, gospodarz miejski.
  59. Syndyk — instygator, prokurator sądowy.
  60. Lustratio provent. civit. Sandecz an. 1615. Obszerna ta lustracya obejmuje przeszło 16 str. in fol. Tak zwane „puncta decregow commissarskich z strony lidzby miasta Nowego Sandcza“, przytoczone tutaj w streszczeniu, obejmują 35 artykułów na 7 stronach.
  61. Oryginał łaciński z pieczęcią majestatyczną. Datum Varsaviae fer. V. post fest. s. Jacobi Apost. proxima. A. D. 1615. Henricus Firlej de Dambrovica, Plocensis, Miechoviensis ac s. Michaelis in arce Cracov. Praepositus, Regni Poloniae Vicecancellarius.
  62. Bałwan soli (bancus salis) miał około 8 cetnarów wagi (1 cetnar = 160 funt.) i sprzedawał się w 1569 r. po 4 dukaty. Łabęcki: Górnictwo w Polsce. T. I. str. 151.
  63. Dokum. wyd. na sejmie w Warszawie 4. czerwca 1616.
  64. Act. Castr. Rel. T. 122. p. 601.
  65. Volumen privilegiorum ac libertatum civitatis Sandecensis. T. 56. p. 119.
  66. Grabowski: Starożyt. hist. pol. T. I. str. 148–151. Dziennik wyjazdu na pospolite ruszenie 1621 r.
  67. Regimentarz generalny — zastępca hetmana.
  68. Postaw sukna miał w sobie łokci 32.
  69. Muszkiet, bombarda longa — broń ręczna ognista długa.
  70. Półhak, bombarda minor — gatunek muszkietu, rusznicy, mniejszego rozmiaru. Od początku XVII. w. półhaki przezwano pistoletami.
  71. Śmigownica, bombarda longier — działo mniejszego kalibru, długie, wązkie, dalekonośne, spoczywające na dwóch kołach.
  72. Wiertel — ćwierć, czwarta część korca.
  73. Pełno o niem wspomnień i zapisków w księdze cechu szewskiego od 1605–1648 r.
  74. Regestrum percept. et distribut. an. 1621 f. 400, 419–423.
  75. Dokładny opis zameczku w Jeżowie ogłosił uczony profesor Wład. Łuszczkiewicz w tomie VIII. Pamiętnika wydz. fil. i hist. filoz. Akad. Um.
  76. W poemacie o wojnie chocimskiej czytamy o nim:

    Jan Lipski, stary rotmistrz usarskiej drużyny,
    Czterema dorodnymi otoczony syny,
    Cztery miał, czterech w regiestr swej chorągwi pisze,
    Przybrawszy dla ojczyzny dzieci w towarzysze.

  77. Ks. Marcin Frankowicz: Wizerunek św. doskonałości w błog. Kunegundzie. W Krakowie w druk. Fr. Cezarego 1718 in folio str. 330.
  78. Nakierski: Miechovia, p. 882. Cracoviae 1634. Ks. Siarczyński: Obraz wieku panowania Zygmunta III. T. II. str. 401.
  79. Act. Castr. Inser. T. 39. p. 1994; T. 40. p. 1.
  80. Distributa f. 457.
  81. Szos — podatek domowy opłacany do skarbu królewskiego z miast.
  82. Act. Castr. Rel. T. 116. p. 1223.
  83. Act. Castr. Rel. T. 117. p. 48, 70, 127, 141, 149, 266,279.
  84. Act. Castr. Rel. T. 117. p. 488.
  85. Act. Castr. Rel. T. 117. p. 950.
  86. Acta Consul. T. 52. p. 58.
  87. Dawne młyny królewskie w Nowym Sączu dotrwały aż do ostatnich czasów. Dopiero w r. 1871 na licytacyi sprzedane zostały, przy której utrzymał się Reibscheid jako zakupnik. Reibscheid sprzedał te młyny Hofmanowi, od którego je nabyła żydówka Schützerowa, a na ich miejscu zbudowała okazałe młyny systemu amerykańskiego. Szczegółów o tem udzielił mi sędziwy pan Antoni Jana, który, jako radca skarbowy, miał podówczas nadzór i opiekę nad dawnymi królewskimi młynami.
  88. Distributa f. 36–37.
  89. Podpisek — pomocnik pisarza grodzkiego; był to urzędnik kancelaryjny niższej kategoryi, zajęty wyłącznie tylko wpisywaniem aktów.
  90. Podług Starowolskiego: Monumenta Sarmatarum, zmarł 26. listop. 1631 r., pochowany w kościele św. Marcina w Krakowie.
  91. Act. Consul. T. 52. p. 93, 110–118; Act. Castr. Inscr. T. 45. p. 272.
  92. Półtorak — moneta, jeden i pół grosza ważąca.
  93. Achtel — ósma część warki, beczka piwa. Linde błędnie podaje, że achtel jest ósmą częścią beczki. Podług konstytucyi piotrkowskiej 1555 r., powtórzonej w ustawie Jana Firleja 1573 r., beczka piwna nie ma być mniejsza, ani większa we wszystkich miastach i miasteczkach województwa krakowskiego, jedno któraby miała w sobie 72 garncy piwa. Niemcewicz: Zbiór pamiętników historycz. T. III. str. 325. Lipsk 1839.
  94. Muszkat — owoc drzewa z Indyi Wschodnich, wielki jak orzech, zapachu wdzięcznego.
  95. Burgrabia z niem. Burggraf, sprawca zamkowy. Burgrabiowie sandeccy mieli sobie dozór powierzony nad zamkiem królewskim dla utrzymania go w całości; pilnowali wykonania wyroków kryminalnych sądu grodzkiego; czuwali nad więzieniem, całością i porządkiem zamkowym; do nich także należało naprawianie zamku zapomocą poddanych z okolicznych wsi królewskich; tudzież sądzenie drobniejszych spraw ulicznych i wykonywanie poleceń starosty. Zastępowali też nieraz starostę przy corocznych wyborach rajców miejskich, jak n. p. w latach 1639–1652: Puczniowski, Stan. Otwinowski, Jan Strzałka, Stan. Świderski, Józef Rabsztyński i Hieronim Gajowski.
  96. Act. Consul. T. 52. p. 92. Act. Castr. Inser. T. 45. p. 1088.
  97. Act. Consul. T. 52. p. 99.
  98. Act. Consul. T. 52. p. 179.
  99. Act. Consul. T. 52. p. 180.
  100. Volum. Leg. T. III. p. 335.
  101. Act. Consul. T. 53. p. 5.
  102. Act. Consul. T. 52. p. 110–118, 125, 139, 146.
  103. Act. Consul. T. 52. p. 111.
  104. Distributa f. 43.
  105. Act. Consul. T. 52. p. 151.
  106. Act. Consul. T. 53. p. 42.
  107. Dokum. wyd. na sejmie koronacyjnym w Krakowie 7. marca 1633.
  108. Distributa f. 104, 108, 111.
  109. Rajtarya — kawalerya niemiecka. Rajtarowie, uzbrojeni w przyłbicę, pancerz, obojczyk, zarękawie, czekan, szablę, 2 pistolety i rusznicę, ukazali się w Polsce za Batorego w r. 1579, a skasowani zostali w r. 1717.
  110. Distributa f. 111.
  111. Distributa f. 113.
  112. Dr. Liske: Przyczynek do histor. wojny moskiew. z lat 1633—1634 wraz z planem oblężenia Smoleńska. Biblioteka Ossolińskich T. 11. Lwów 1868. Rembowski: Dyaryusz wojny moskiew. 1634 r. Bibl. Ordyn. Krasińskich. T. XIII. Warszawa 1895.
  113. Distributa f. 159.
  114. Distributa f. 143—144.
  115. Act. Castr. Re. T. 120. p. 358.
  116. Acta Consul. T. 53. p. 257.
  117. Oblata Litter. S. R. M. pro parte civ. Sandec. Act. Castr. Rel. T. 121. p. 1087.
  118. Act. Consul. T. 53. p. 360, 366.
  119. Samosiedm — sam z 6 innymi.
  120. Karmnik — chlew.
  121. Act. Consul. T. 52. p. 445, 450.
  122. Jest tu mowa o pożarze 1611, 1618 i 1637 r.
  123. Dokum. wyd. w Warszawie 20. listop. 1639.
  124. Oddanie takiej wólki lub browaru odbywało się wręczeniem łańcucha, zamykającego drzwi wchodowe, który okręcano, niejako wiązano około ręki nabywającego, i stąd to wyraz: wwiązanie, „intromissio“ czyli wpuszczenie. O tym starodawnym zwyczaju wspominają nieraz akta miejskie. Tak n. p. anno 1566 catena manu accepta... judicium intromissionem dat in domum Josepho Nieszkowski. Acta Scabinalia T. 14. p. 47.
  125. Porów. r. VI. tomu II.
  126. Blizkość — blizkie pokrewieństwo.
  127. Wilkierz — z niem. Willkühr, plebiscitum, uchwała pospólstwa.
  128. Rajcy urzędujący nazywali się rajcami siedzącymi (residentes), rajcy zaś dawni rajcami starymi (antiqui). Tych ostatnich w różnych poszczególnych wypadkach zapraszano do narady.
  129. Roki — terminy, kadencye sądowe. Stąd wyrażenie: roki ziemskie czyli terminy sądu ziemskiego; roki grodzkie; roki zadworne czyli sądy królewskie; roki doraźne t. j. od razu, natychmiast się odbywające.
  130. Act. Consul. T. 53. p. 435, 437.
  131. Act. Consul. T. 53. p. 438, 439.
  132. Act. Consul. T. 53. p. 442.
  133. Act. Consul. T. 53. p. 464.
  134. Z rozkazu królewskiego wydelegowani do komisyi: Jerzy Lubomirski, starosta, Szymon Jaroszowski, proboszcz sandecki, Przecław Marcinkowski, podstoli krakowski, Mikołaj Ujejski, podstarości sandecki, Stanisław Chrząstowski i Andrzej Jordan.
  135. Oblata Litterarum S. R. M. Act. Castr. Rel. T. 122. p. 1762.
  136. Pięciu komisarzy królewskich zjechało w tej sprawie do Sącza w listopadzie 1642 r.; na ich przyjęcie i ugoszczenie wydało miasto 124 złp. 22 gr., a dwom szafarzom miejskim, którzy się starali o żywność dla nich, 40 złp. Distributa f. 88—89.
  137. Distributa f. 249.
  138. Act. Scabin. T. 55. p. 686.
  139. Act. Scabin. T. 55. p. 678.
  140. Powody i wyjaśnienie tej ugody zob. w rozdziale IV. ustęp o sądach polubownych.
  141. Act. Scabin. T. 55. p. 696.
  142. Act. Scabin. T. 55. p. 700—709.
  143. Act. Scabin. T. 55. p. 822—826.
  144. Act. Scab. T. 55. p. 854.
  145. Act. Scab. T. 55. p. 925.
  146. Act. Scab. T. 55. p. 966.
  147. Act. Scab. T. 55. p. 837.
  148. Act. Consul. T. 53. p. 405.
  149. Act. Scab. T. 55. p. 867.
  150. Grzegorz Czaradzki, prawnik i pisarz kancelaryi Zygmunta III. (1612—1620), — Andrzej Alciati, prawnik włoski † w Pawii 1550, — Bartosz Groicki, prawnik za panowania Zygmunta Augusta i Stefana Batorego (1559—1582), — Jodocus czyli Justus Damhouderius, słynny prawnik belgijski.
  151. Act. Scab. T. 55. p. 924.
  152. Act. Scab. T. 55. p. 924.
  153. W bibl. Ossolińskich we Lwowie nr. 691. przechował się rękopis: „Stephanoma palladium virtuti et meritis clar. et doct. dni Gabrielis Ochocki. dum insigni laurea doctoratus in alma universitate Cracoviensi publice ornaretur, concinnatum anno partus virginei 1629.“
  154. Maciej Wojeński, doktor medycyny — tak go piszą akta sandec. — tudzież Teod. Wierzbowski: Materyały do dziej. piśm. pol. T. I. str. 338. Warszawa 1900. — Muczkowski: Liber promot. zowie go: Wonieiscius (Woniejski) Mathias, doctor philosophiae ac medicinae
  155. Act. Scab. T. 55. p. 966.
  156. Act. Scab. T. 55. p. 992.
  157. Act. Scab. T. 57. p. 44.
  158. Act. Scab. T. 57. p. 46—47.
  159. Act. Scab. T. 57. p. 72—76.
  160. Oblata decreti tribunalis Petricoviensis. Act. Castr. Rel. T. 123. p. 721.
  161. Act. Castr. Rel. T. 123. p. 726.
  162. Act. Scab. T. 57. p. 250.
  163. Distributa f. 120.
  164. Act. Scab. T. 57. p. 252—254.
  165. Act. Scab. T. 57. p. 259—260.
  166. Act. Castr. Rel. T. 123. 1762.
  167. Act. Scab. T. 58. a. p. 19—21.
  168. Ostrzyżki — okrawki blaszane.
  169. Szatława — więzienie cięższe w ratuszu, katownia, ciemnica.
  170. Act. Scab. T. 58. a. p. 38—44.
  171. Dokum. wyd. w Warszawie 25 marca 1645 r.
  172. Śrotarze, szrotarze od niem. Schröter, schröten, rąbać na kawałki — oznacza tych, co rąbali drzewo, mięso, ryby, wtaczali beczki do piwnicy z piwem lub winem, szrotowali zboże w młynie itp.
  173. Distributa f. 58.
  174. Distributa f. 55.
  175. Był niem wówczas Piotr Rojewski.
  176. Distributa f. 59.
  177. Łyczak — powróz z łyka lipowego.
  178. Wrzeciądz — łańcuszek krótki u drzwi, zapora; skubel, skobel — haczyk u drzwi, o który wrzeciądz zakładają.
  179. Organy, organki — machina, składająca się z wielu rur muszkietowych na jednem łożu osadzonych, tak się stykających, iż za jednym podpałem wszystkie razem ognia dawały. Widać więc, że przyrząd ten, obecnie pod nazwą „maszyny piekielnej“ okrzyczany, a jako najnowszy wynalazek francuski „mitraileuses“ wielce wsławiony, u nas dawno był znany, kiedy nań okna naumyślne bywały w murach i kiedy go na pasach noszono i wieszano, a nawet na dwóch kołach na wzór śmigownic wożono.
  180. O tym cekauzie (Zeughaus) w ratuszu miejskim znajduję wyraźną wzmiankę 1608 i 1615 r.; pojedyńcze zaś cechy rzemieślnicze miały w swych basztach odrębne swoje cekauzy, czyli miejsca, wyznaczone na skład wszelkich rynsztunków wojennych, jak zobaczymy w rozdziale I. tomu II.
  181. Chalcedon — kamień podobny do krzemienia, lecz na pozór przeźroczysty, używany do krzesania ognia. Stąd to dawniej zamek u strzelby, kurek z panewką, krzosem nazywano.
  182. Cyngraf — tyle co cyngiel, haczek pod zamkiem, za którego poruszeniem kurek w panewkę bije.
  183. Kamień — dawna waga, pospolicie 32 funty zawierająca. Tą wagą ważono proch ruszniczy, łój, smołę, wosk, ałun, wełnę, saletrę itp.
  184. Distributa f. 59.
  185. Barbara Domicella Szczawińska, wojewodzianka brzesko-kujawska. Por. Conjunctio Siderum... Oratio in laudem Constantini Lubomirski, comitis in Wisnicz, occasione nuptiarum ejusdem cum Barbara Szczawińska. Toruń 1648.
  186. W bractwie różańcowem ci, którzy z książek czytając, różaniec śpiewali, zwani byli literatami, jak czytam o tem na wielu miejscach w księdze wydatków miejskich.
  187. Distributa f. 60.
  188. Husarya była najcięższa kawalerya polska, żelazną zborją od głów do stóp okryta, z żelaznemi rękawicami i szyszakiem żelaznym, ustrojonym w skrzydła żelazne i pióra bocianie, żórawie, indycze, któremi zdobiono i głowy koni. Na ramionach mieli husarze zawieszone skóry lamparcie, rysie lub niedźwiedzie, w ręku rohatynę, czyli kopię ośm łokci długą z chorągiewką, od której zwali się także Kopijnikami. U boku nosili szablę krzywą, u siodła rapier (szpadę) lub koncerz, czyli pałasz długi, prosty, szeroki i kończasty dla przebicia nim zbroi, pancerza lub też upadłego nieprzyjaciela; przytem toporek, czekan lub obuszek, czyli młot do kruszenia szyszaku; prócz tego mieli pistolety w olstrach lub na temblaku. Husarze całą postawą swoją niemały popłoch sprawiali w szeregach nieprzyjacielskich:

    „Koń dzielny, kirys mocny i siodło z koncerzem,
    Ogromnym w boju czynią husarza rycerzem.“

    Wesp. Kochowski.

    „Piękny to widok, gdy przed wrogów tłumem,
    Rozwiną skrzydła na barkach sokole,
    I jako ptaki głuszą skrzydeł szumem.“

    Bielecki.

    Dragonia czyli Arkebuzery podobnie jak husarze ciężko uzbrojeni byli, lecz zamiast kopii byli w strzelbę krótką i długą opatrzeni, a w razie potrzeby pieszo się bronili lub nacierali.

  189. Czermak: Młodość Jerzego Lubomirskiego. Kwartal. histor. rocznik VIII. str. 40.
  190. Gołębiowski: Domy i dwory, str. 198—199. Warszawa 1830.
  191. Kożuchowski: Konstytucye i przywileje koronne od 1550—1726. W Mokrzku 1732.
  192. W latach 1638—1640 odlewano tamże różnego kalibru działa, jak pisze Grabowski: Dawne Zabytki Krakowa, str. 119.
  193. List przypowiedni — pozwolenie królewskie, dane rotmistrzowi na werbowanie pachołków.
  194. Act. Consul. T. 53. p. 98, 119.
  195. Pancerni, Petyhorcy czyli Czemeryssy, okryci byli pancerzem kolcowym, czyli koszulą drucianą, kolczugą zwaną. Mieli tarcze i szyszak zwyczajny, który również dla postrachu zdobili skrzydłami i piórami ptaków; opatrzeni byli krótszą kopią z chorągiewką, łukiem i strzałami, szablą krzywą i pistoletami. Ta kawalerya nazywała się także Towarzyszami, i zamiast skór zwierzęcych nosili na sobie burki, czyli płaszcz z grubego burego sukna.
  196. Buzdygan — laska z gałką na końcu kształtu gruszki, podłużnie pokarbowanej; buzdyganów używali wyłącznie regimentarze, pułkownicy, rotmistrze, porucznicy, chorążowie.
  197. Distributa f. 66.
  198. Act. Consul. T. 58. b. p. 356.
  199. Distributa f. 65, 68.
  200. Dyaryusz sejmu elekcyjnego w r. 1648. Zob. Michałowskiego: Księga pamiętnicza, wyd. Antoni Helcel. Kraków 1864.
  201. Mianowany w r.1655 biskupem łuckim, w r. 1659 postąpił na biskupstwo warmińskie, od r. 1678 prymas-arcybiskup gnieźnieński. Umarł w r. 1685.
  202. Dokładny plan pola elekcyjnego pod Wolą warszawską zob. w dziale: Księga rzeczy polskich, str. 77. Lwów 1896.
  203. Wojski (tribunus) — strażnik zamku, powiatu w czasie wojny. Powinnością jego było przestrzegać bezpieczeństwa w powiecie, skoro szlachta wyruszyła na pospolite ruszenie.
  204. Wójcicki: Pamiętnik do panow. Zygmunta III., Władysł. IV. i Jana Kazimierza. T. II. Warszawa 1846. Interregnum 1648. str. 22—23.
  205. Jan de Torres, nuncyusz papieski w Polsce, gorąco popierał wybór Jana Kazimierza. Z tego powodu senatorowie, zwłaszcza biskupi polscy, prosili Ojca św. Innocentego X., ażeby Torresa zaszczycił purpurą kardynalską. Kopie tych listów, pisanych w Warszawie w listop. i grud. 1648, w bibl. Ossolińskich. MS. 223. str. 355—360.
  206. Relacya o oblężeniu miasta Lwowa przez Bohdana Chmielnickiego 1648. Kwartal. histor. rocz. VI. str. 543—550.
  207. Distributa f. 67. 68.
  208. Rezultat głosowania przy elekcyi na królów polskich, o ile nam ze źródeł wiadomo, tak się przedstawia: Na Jana Kazimierza (1648 r.) głosowało 4.352, na Sobieskiego (1674 r.) 3.450, na Augusta II. (1697 r.) 13.641, na Poniatowskiego (1764 r.) 5.320 osób; liczba głosów na Wiśniowieckiego i Augusta III. niepodana. (Przegląd bibliogr. archeolog. T. III. str. 211. Warszawa 1882).
  209. Michałowski: Księga pamiętnicza str. 348.
  210. W dawnych zamkach i miastach warownych polskich przełożeństwo i dozór nad armatą mieli artylerzyści, czyli, jak ich u nas nazywano, „puszkarze“.
  211. Distributa f. 69.
  212. Mikołaj Potocki, kasztelan krakowski, hetman wielki koronny, dostał się w niewolę kozacką pod Korsuniem 1648 r., którego Chmielnicki oddał hanowi tatarskiemu. (Grabowski: Ojczyste Spominki. T. II. str. 18. Kraków 1845). Równocześnie pojmany od niewoli: Marcin Kalinowski, hetman pol. koron.
  213. Kary — wóz o dwóch nizkich kołach.
  214. Buks — rura żelazna wewnątrz piasty.
  215. Distributa f. 69, 70.
  216. Distributa f. 70.
  217. Distributa f. 70.
  218. Starożytnym obyczajem szlachta zwoływała się na wojnę przez listy z królewską pieczęcią po starostwach obnoszone na wysokiej wiesze, czyli wici. Gdy stany sejmujące uchwaliły wojnę i pospolite ruszenie, wtedy król, a w czasie bezkrólewia prymas, rozsyłał troje wici. Pierwsze i wtóre wici nakazywały wojenną gotowość, trzecie wzywały do natychmiastowego ruszenia, wskazując miejsce zboru.
  219. Act. Consul. T. 58. b. p. 194.
  220. Podymne — podatek od pojedynczych dymów, czyli domów; podatek podymnego odległej sięga starożytności i już w XIII. w. spotykamy wzmiankę o nim.
  221. Act. Consul. T. 58. b. p. 205.
  222. Act. Consul. T. 58. b. p. 206.
  223. Podwodne — składka na pocztę koronną. Podwoda była to powinność wszystkich miast i włości do dawania wozów i koni dla sług królewskich.
  224. Donatywa — podarunek, upominek. Nazywano to pierściennem alias pecunia coronationis — opłata przeznaczona na pierścionki i t. podobne klejnoty dla królowej.
  225. Drab — piechur, żołnierz pieszy; drabskie — pobór na piechotę.
  226. Act. Consul. T. 58. b. p. 214—217.
  227. Act. Consul. T. 58. b. p. 216.
  228. Dokum. wyd. w Krakowie na sejmie koronacyjnym 30. stycz. 1649 r. Zob. Dodatki na końcu rozdz. VIII. nr. II. i III.
  229. Distributa f. 72, 76, 81.
  230. Na tę rotę złożyło starostwo sandeckie z dóbr królewskich 3.750 złp.
  231. Oblata Litterarum S. Reg. Majest. Acta Castr. Rel. T. 124. p. 1685. — Na tym liście, obok podpisu królewskiego, figuruje: Stanisław Skarszewski, regens kancelaryi Jego Królewskiej Mości.
  232. Distributa f. 76, 82.
  233. Kochowski; Historya panowania Jana Kazimierza, wyd. Raczyński. Poznań 1859. T. I. str. 51. Podług innych relacyi miało być w obozie polskim pod Zbarażem ogółem 15.000 ludzi.
  234. Obroną Zbaraża, przy boku księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, kierował Krzysztof Przyjemski. Brat jego Zygmunt walczył pod Zborowem i otrzymał niedługo potem (4. lutego 1650) po Krzysztofie Arciszewskim urząd generała artyleryi. Odznaczył się też pod Beresteczkiem, poległ pod Batohem 1652. Alex. Kraushar: Dzieje Krzysztofa Arciszewskiego. T. II. str. 267—268. Petersburg 1893.
  235. Historya panowania Jana Kazimierza. T. I. str. 55.
  236. Dyaryusz krótszy oblężenia Zbaraża. Kubala: Szkice histor. ser. I. str. 170. Lwów 1880.
  237. Dyaryusze oblężenia Zbaraża 1649 r. Michałowski: Księga pamiętnicza.
  238. Act. Consul. T. 58. b. p. 257, 285. — Łanowe był to podatek z łanu; łanowa piechota była z kmieci królewskich, wybranych po jednym z każdych 20-tu łanów; stąd łannik czyli żołnierz łanowy, wybraniec z łanów. Piechota łanowa po raz pierwszy uchwaloną została z polecenia Stefana Batorego na sejmie warszawskim 1578 r.
  239. Distributa f. 92.
  240. Wiemy skądinąd, że tu jest mowa o łanach frankońskich. W dawnej Polsce dwa główne rozróżniano łany: 1) łan mały flamandzki, zwany także chełmińskim lub szredzkim, powierzchni 30 morgów miary dawnej polskiej, 16.875 łokci krakowskich na jeden mórg licząc; 2) łan wielki frankoński czyli niemiecki, powierzchni morgów 431/5. Dr. Piekosiński: O łanach w Polsce wieków średnich. Kraków 1887.
  241. Act. Castr. Rel. T. 126. p. 369.
  242. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 163.
  243. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 44, 79—86.
  244. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 241.
  245. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 928.
  246. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 434, 471.
  247. Act. Consul. T. 58. b. p. 316.
  248. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 960.
  249. U dołu tego aktu inna ręka dopisała: „Hic census locatus est in dealbatorio“ — na blechu miejskim.
  250. Ecclesiae colleg. sandec. privilegia et jura. Volum. I. p. 54.
  251. Act. Scabin. T. 63. p. 7, 30, 74.
  252. Distributa f. 111—113.
  253. Act. Scab. T. 63. p. 33; Act. Cons. T. 58. b. p. 216.
  254. Distributa f. 146.
  255. Hyberna, chleby-zimowe — danina pieniężna, którą poddani dóbr królewskich i duchownych do skarbu publicznego dawali. A ponieważ w czasie zimowym wojsku stąd żołd udzielonym bywał, przeto hyberną ten rodzaj kontrybucyi nazywano.
  256. Act. Cons. T. 61. p. 43, 44, 164, 165, 184; T. 58. b. p. 448, 456, 469, 474, 475.
  257. Zapiski współczesne, znalezione pomiędzy dawnemi aktami miejskimi.
  258. Acta publica regni Poloniae, w archiwum dawnych aktów Krakowa nr 2035. Są tam 2 listy o Napierskim z d. 18. i 20. czerwca, tudzież kopia Uniwersału do chłopów, z Czorsztyna 22. czerwca 1651.
  259. Był starostą czorsztyńskim w latach 1643—1660.
  260. Kubala: Szkice histor. ser. I.
  261. Rządził opactwem sandeckiem w latach 1640—1659.
  262. Distributa f. 114—115.
  263. Harnik od niem. harnisch, zbrojny. Była to zbrojna straż bezpieczeństwa, powiatowa zwykle, dzisiejsi gens d’armes. Ale byli też harnicy muszyńscy, lubowelscy, nawojowscy, którzy przeważnie ścigali, tępili lub chwytali zbójców.
  264. Terminata różnych rzeczy, które się działy od 1648—1655 r. Marcina Golińskiego, rajcy kazimierskiego, rękopis w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr 189. O Napierskim str. 486—494.
  265. Epigramata polskie księga I. Napierski Kostka na palu.
  266. Jemiołowski: Pamiętnik współczesny od 1648—1679, str. 27. Lwów 1850.
  267. Distributa f. 114.
  268. Distributa f. 124.
  269. Zamek w Nawojowej zbudował Piotr Nawojowski między 1580 a 1590 r. Po jego bezdzietnej śmierci (1595) nabył dobra nawojowskie wraz z zamkiem Grzegorz Branicki, starosta niepołomicki, i oddał je na wiano córce swojej Annie, zaślubionej Sebastyanowi Lubomirskiemu, kasztelanowi wójcickiemu, 1601 r. Odtąd dobra nawojowskie pozostawały bez przerwy w posiadaniu Lubomirskich aż do śmierci księcia Józefa Karola Lubomirskiego 1713 r. Po nim przeszły na własność jego córki Józefy Maryi, zaślubionej księciu Sanguszce; później znów dostały się księciu Franciszkowi Ferdynandowi Lubomirskiemu, miecznikowi wiel. koron., który je sprzedał w roku 1763 kniaziowi Józefowi Massalskiemu. Po ojcu odziedziczyła je Helena Apolonia z Massalskich księżna de Linge, i zastawiła niebawem Pontianowi hr. Harscamp z Belgii; wreszcie sprzedała je 1799 r. Franciszkowi hr. Stadnickimu, staroście ostrzeszowskiemu, właścicielowi Żmigroda i Dukli, on zaś oddał je w posagu córce swojej Tekli, żonie Jana Kantego hr. Stadnickiego. Nakoniec po śmierci rodziców w 1842 r. odziedziczył je Edward hr. Stadnicki, który też zamek powiększył i upiększył.
  270. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 1435.
  271. Act. Consul. T. 61. p. 189.
  272. Act. Scab. T. 63. p. 81—97, 115—119.
  273. Bliższe wyjaśnienie tej sprawy w rozdz. IV. tomu II., w ustępie o wyświecaniu z miasta.
  274. Act. Consul. T. 58 b. p. 534.
  275. Act. Consul. T. 61. p. 183, 245.
  276. Actum in praetorio sandecensi feria sexta in vigilia sancti Laurentii martyris proxima die 9. augusti A. D. 1652. Act. Consul. T. 58. b. p. 535; Act. Scabin. T. 63. p. 327.
  277. Act. Scab. T. 63. p. 362.
  278. Act. Scabin. T. 63. p. 366.
  279. Distributa f. 135.
  280. Act. Scabin. T. 64. p. 403.
  281. Distributa f. 136—137.
  282. Act. Scabin. T. 63. p. 345, 353.
  283. Act. Scab. T. 63. p. 359, 374.
  284. „Kraków gwałtownie przez cały prawie rok tą karą nawiedzony, do 10.000 ludu różnego stanu obojga płci utracił, chociaż niektórzy utrzymują, iż nawet więcej.“ Act. Scab. T. 63. p. 327.
  285. Act. Scab. T. 63. p. 347.
  286. Act. Castr. Rel. T. 126. p. 45.
  287. Zapiski współczesne w księdze bractwa św. Anny w Starym Sączu.
  288. Act. Scabin. T. 63. p. 327.
  289. Prawdopodobnie Wojciecha Humieckiego, chorążego podolskiego, który poległ w obronie Kamieńca w 1672 r.
  290. Act. Consul. T. 61. p. 438.
  291. Distributa f. 141.
  292. Distributa f. 145.
  293. Act. Consul. T. 61. p. 438.
  294. Distributa f. 156.
  295. Distributa f. 146—147.
  296. Act. Consul. T. 61. p. 249.
  297. Woźny koronny (ministerialis regni generalis), używany do ogłoszenia wyroków sądowych, kładzenia pozwów i zeznawania relacyi, pełnił obowiązki urzędu swego przy każdym sądzie grodzkim i ziemskim.
  298. Act. Castr. Rel. T. 126 p. 1403.
  299. Pisał o tym przedmiocie Szczęsny Morawski w „Dodatku miesięcznym do Czasu 1859 r. T. XIII.“ Nie ujmując powadze szanownego autora, podaję te szczegóły z daleko większą dokładnścią, a nieocenionem do tego źródłem są tak zwane „Percepta et Distributa an. 1655“, gdzie najdrobniejsze szczegóły o Szwedach wiernie zanotowane.
  300. Vol. Leg. T. IV. str. 221. — Powiat sandecki złożył na piechotę łanową (31. lipca 1655) 8.575 złp. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 461—507.
  301. Kuna — rodzaj wrzeciądza, potężna szyna do zamykania bram. Łabęcki: Słownik górniczy.
  302. Distributa f. 196—201.
  303. Trzecie wici pospolitego ruszenia głosił w Nowym Sączu Wojciech Stadomski, pokojowiec królewski, 28. lipca 1655 r.
  304. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 552.
  305. Rycinę bitwy pod Wojniczem i Tarnowem podaje Puffendorf nr. 13.
  306. Oboźnym koronnym był wówczas Andrzej z Potoka Potocki, starosta winnicki.
  307. Puffendorf: De rebus a Carolo Gustavo Sueciae rege gestis commentarium. Norimbergae 1696. p. 74. Kochowski: Annal. Polon. Climact. II. p. 37. Cracoviae 1683.
  308. Metric. baptis. eccles. colleg. sandec. an. 1655.
  309. Distributa f. 202.
  310. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 590.
  311. Alexander Wolf, pokojowiec królewski, później opat pelpliński (1673—1678). Zob. Kujota: Opactwo Pelpińskie, str. 280. Zmarł nominatem na biskupstwo inflanckie 17. grudnia 1678.
  312. Distributa f. 202.
  313. Distributa f. 202.
  314. Distributa f. 202.
  315. Distributa f. 202.
  316. Distributa f. 202.
  317. Distributa f. 203.
  318. W księdze wydatków miejskich znajduję o tem zapisek 24 razy. Zwykle tam stoi: „Za świece lane Steinowi na ten czas komendantowi na miejscu Forgella“, albo „za dwie świece lane do grodu oberszterowi“. Distributa f. 203—205.
  319. Grabowski: Starożytnicze wiadomości o Krakowie str. 101.
  320. Ojciec jego, Stanisław Lwowczyk († 1598), wyrabiał w Nowym Sączu naczynia cynowe, czyli był konwisarzem (stannifusor), stąd to przezwano go Fuzoriuszem, a ta nazwa przeszła i na syna.
  321. Wszystkie te szczegóły podają z wielką dokładnością Acta Scabin. T. 64. p. 41—45 in folio.
  322. Stan. Temberski: Annales 1647—1656. p. 327. Kraków 1897. wyd. Dr. Czermak.
  323. Volum. Leg. T. IV. p. 226.
  324. Załączona tutaj współczesna notatka, znaleziona pomiędzy aktami miejskimi, świadczy o wysokiej opłacie na pocztę koronną, tudzież o znacznych długach miejskich: „Nowy Sądcz płaci podwodne pieniądze na pocztę koronną służące in quadruplo według konstytucyi an. 1647 i 1659, co rok 528 flor. Winien tedy począwszy in anno 1652 usque ad annum 1673, co wszystkiego uczyni za lat 21 flor. 11.088. Na to zapłaciło miasto raz ad rationem fl. 380, znowu fl. 30, item Imci panu Włockiemu, regentowi sandeckiemu, fl. 90, razem fl. 500. Zostaje tedy winien, wytrąciwszy co zapłacono, fl. 10.588.“
  325. Liber Perceptorum anno 1655. — Kopie ówczesnych kontraktów przechowane w archiwum miejskiem.
  326. Benedyktynki ze Staniątek wraz z swoją ksienią Katarzyną Lubieniecką znalazły przytułek we dworze w Barcicach za Starym Sączem. Klaryski zaś krakowskie od św. Andrzeja z ksienią Eufrozyną Stanisławską schroniły się do dworu starosandeckiego. (Zapiski współczesne w księdze bractwa św. Anny w Starym Sączu od r. 1622 in folio).
  327. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 578.
  328. Synowie Sebastyana Wąsowicza, zastawnego dziedzica Łabowej i Maciejowej w Sandeckiem. Z zapisków i poszukiwań archiwalnych M. Dunina Wąsowicza we Lwowie.
  329. Tagebuch des Generals Patrick Gordon, während seiner Kriegsdienste unter den Schweden und Polen 1655—1661. Erst. Band. p. 34—36. Moskau 1849.
  330. O posiłkach, przygotowanych do odsieczy Sącza, wspomina wyraźnie Jerzy Lubomirski w liście do królowej Maryi Ludwiki z Lubowli pod d. 12. grudnia 1655 r.: „Quei di Sondec con l’ajuto che avranno da me si liberanno presto; i Suetesi che dovevano venir qui oggi o domani per tentar l’acqisto di questa fortezza, spero id Dio che resteranno tagliati a pezzi.“
  331. Żołnierze szwedzcy, załogą w Sączu stojący, byli w przeważnej liczbie narodowości niemieckiej, zaciągnięci z krajów Rzeszy i Prus książęcych; wielu z nich nawet było wraz z żonami, których dzieci w Nowym Sączu urodzone, otrzymały chrzest św. w kollegiacie. (Metric. baptis. colleg. sandec.).
  332. O Wąsowiczach śpiewa Mieczysław Romanowski w swoim poemacie:

    A Wąsowicze lud zbierają w pułki,
    A ciągną ku nim ludzie jak jaskółki.
    Znacie ich — raźni, nie lękliwi znoju,
    A będą jako wilk w owczarni w boju.

    (Dziewczę z Sącza, rzecz mieszczańska z czasu wojny szwedzkiej 1655. wyd. II. Lwów 1866).

  333. Owa data jest wyraźnie podana w księdze wydatków miejskich: „Dla pachołków którzy nam byli na pomoc przybyli w dzień św. Łucyi, gdyśmy Szwedów gromili, na chleb za konsensem panów 1 złp.“ (Distributa f. 206). Samo zresztą przysłowie ludowe: „Na świętą Łucą — Szwedów wymłócą“, uwieczniło ten pamiętny dzień.
  334. Acta Scabin. T. 65. p. 246.
  335. Act. Castr. Rel. T. 142, p. 817.
  336. Jan Wąsowicz wraz z bratem swoim Kazimierzem umiał pozyskać dla sprawy Jana Kazimierza górali karpackich; on to z nimi przy pomocy Krzysztofa Wąsowicza, dowódcy lekkiej jazdy Stef. Czarnieckiego, sprawił Szwedom pamiętną łaźnię w Nowym Sączu.
  337. Ejecti Novo Sandecio Sueci opera vel maxime Feliciani Kochowski, patrui mei, qui tum peditatum Navoioviensem ductabat. Vespas. Kochowski: Annal. Polon. Climact. II. p. 105.
  338. Puffendorf: De rebus a Carolo Gustavo gestis p. 79, tak opisuje porażkę Szwedów pod murami Nowego Sącza: „Denuo quoque multatus fuit Georgius Forgellus tribunus. Is cum Sondecii stativa haberet, intellexit catervam hostilem non procul inde se ostendere. Cui abigendae cum extra oppidum in campum processisset, agrestes, qui in suburbio insidias illi struxerant, ad portam accurrebant, regressu eundem exclusuri. Eo conspecto Forgellus insidiatores dissipabat, tum in hostes ingruentes tendebat. Sed praevalente numero pulsus, caesis suorum non paucis et amissis impedimentis, ad tertium cis Visnoviciam milliare se recipere coactus est.“ Puffendorf utrzymuje, że Forgwell już drugi raz został pobity, gdy tymczasem jego już od połowy listopada w Sączu wcale nie było, zostawszy przez Karola Gustawa odwołanym i do Jana Kazimierza w poselstwie wyprawionym na Śląsk. A więc, co dalej także o nim pisze, jest zupełnie fałszywe, zwłaszcza, że rozproszył chłopów na odsiecz idących, gdyż ani on, ani jego następcy komenderujący w Sączu tego wcale nie dokonali, owszem chłopi pod dowództwem Wąsowiczów przyczynili się najwięcej do porażki szwedzkiej w Sączu.
    Pobici Szwedzi pod murami Nowego Sącza uciekali z Patrykiem Gordonem przez Limanowę ku Wiśniczowi i Krakowu, chcąc się połączyć z załogą Pawła Würtza. Nie powiodła się jednak Gordonowi owa ucieczka; w Limanowej bowiem został pojmany przez jakiegoś szlachcica i odesłany napowrót do Sącza, gdzie 17 tygodni w ciężkiem więzieniu przesiedzieć musiał. Za pośrednictwem prowincyała franciszkańskiego, ks. Inesa, został obdarzony wolnością, pod warunkiem jednak, że wstąpi w szeregi wojska polskiego. Po wyjściu z więzienia wkońcu kwietnia 1656 r. przystał Gordon do dragonów Konstantego Lubomirskiego, starosty grodowego sandeckiego, którzy na sposób niemiecki w błękitne mundury przystrojeni byli. Wkrótce potem odjechał do Grybowa z rotą dragońską, z 80 Polaków złożoną, pod wodzą kapitana Zacharyasza Mittlacha, Holendra; stamtąd zaś przez Biecz, Rzeszów, Łańcut i Przeworsk puścili się do Jarosławia. Po 8 dniowym wypoczynku w Jarosławiu, udali się do Zamościa a stamtąd do Lublina, gdzie Jan Kazimierz po wyjeździe ze Lwowa zgromadził wojsko koronne, z którem niebawem wyruszył ku Warszawie, ażeby przy pomocy Litwinów uwolnić to miasto od oblężenia Szwedów. (Tagebuch des Generals Patrick Gordon. I. B. Vorrede 34, 1 Capit. 38—39).
  339. Distributa f. 223.
  340. Distributa f. 206—207.
  341. Jan Kazimierz wyruszył z Opola 18 grudnia 1655 r. na Beskidy żywieckie. Jabłonków, Cieplice, Trenczyn, Podoliniec; 27. grudnia przybył do Lubowli, a 4. stycznia 1656 r. stanął w Krośnie.
  342. Islan Gerej, han Tatarów krymskich. O tem przymierzu hana, zawartem z Polską przeciwko Szwedom, wspomina w listach swoich pan Des Noyers, sekretarz królowej Maryi Ludwiki. Zob. Raczyński: Portofolio Maryi Ludwiki. T. I. Poznań 1844.
  343. Pakt z łac. pactum — umowa, ugoda.
  344. Wojewodą krakowskim był wówczas Władysław Dominik, książe na Zasławiu, Ostrogu i Tarnowie Zasławski.
  345. Laudum zjazdu w Nowym Sączu 21. grudnia 1655. MS. w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr. 189. p. 907. — Tamże Uniwersał do szlachty, wydany przez Jana Wielopolskiego w Nowym Sączu 21. grud. 1655.
  346. Judicium expositum necessario bannitum legitime celebratum fer. IV. in crastino festi s. Thomae Apostoli A. D. 1655. Acta Scabin. T. 64. p. 46.
  347. Distributa f. 207.
  348. Distributa f. 211.
  349. Bukłaszek z tatarskiego buklak — skórzane naczynie, naczynie o podwójnem dnie.
  350. Libri perceptorum et distributorum ab anno 1601—1669. — Prastary ten zwyczaj utrzymał się nawet po rozbiorze Polski; zniósł go dopiero cesarz Józef II. patentem nadwornym z d. 16. czerwca 1786 r.
  351. Metric. baptis. ecclesiae in Podegrodzie A. D. 1656.
  352. Listy Piotra des Noyers, sekretarza Maryi Ludwiki. List z Głogowa z d. 17. stycznia 1656 do p. Bouilland w Paryżu. Portofolio T. I. str. 238.
  353. Distributa f. 208—209.
  354. Akt konfederacyi tyszowieckiej podaje Jakób Michałowski: Księga pamiętnicza str. 784—791.
  355. Portofolio T. I. str. 245—249.
  356. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 599. — Na tym Uniwersale, obok króla, podpisany Andrzej Morsztyn, stolnik sandomierski.
  357. Portofolio T. I. str. 234.
  358. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 855.
  359. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 610—615.
  360. Porówn. rozdz. V. str. 104.
  361. Act. Scab. T. 65. p. 246—248.
  362. Porówn. rozdz. V. str. 101.
  363. Dr. filozofii, proboszcz kollegiaty sandeckiej od r. 1653 i protonotaryusz apostolski, † 19. lutego 1665 r., pochowany w kościele Wszystkich Świętych w Krakowie. Żebrawski: O pieczęciach dawn. Polski.
  364. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nigdy nie zwrócono owej miedzi kollegiacie, skoro w r. 1764 i ponownie w r.1776 dopominała się o nią kapituła sandecka.
  365. Act. Scabin. T. 65. p. 313.
  366. Porówn. rozdz. V. str. 102.
  367. Distributa f. 215.
  368. Distributa f. 215.
  369. Oblata Laudi Distrietus Sandecensis. Acta Castr. Rel. T. 127. p. 636.
  370. Ferdynanda III., cesarza niemieckiego, króla węgierskiego.
  371. Distributa f. 210—211.
  372. Distributa f. 215. — Jest tu mowa o Krośnie nie galicyjskiem, lecz śląskiem. Wszak królowa 28. czerwca 1656 r. wyjechała z Głogowa do Polski, 3. lipca widzimy ją w Częstochowie, 13. lipca w Warszawie, a od 4. do 31. sierpnia w Łańcucie. Portofolio II.
  373. Kiścień — drążek okowany na końcu, bijak do cep obronnych.
  374. Distributa f. 217—219.
  375. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 661.
  376. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 690—693.
  377. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 655.
  378. Równocześnie lackoroński i śniatyński starosta, pospolitego ruszenia województwa krakowskiego naczelny regimentarz.
  379. Zygmunt August na sejmie piotrkowskim 1652 r. odstąpił czwartą część (quarta) swoich dochodów królewskich na utrzymanie stałego wojska i stałej obrony granic. Utrzymywane z kwarty wojsko, nazwane stąd kwarcianem, składało się przeważnie z jazdy i małej ilości piechoty, stojącej na załodze po zamkach kresowych.
  380. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 700.
  381. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 827. Kochowski: Annal. Polon. Climact. II. p. 125.
  382. Zapiski współczesne w księdze bractwa św. Anny w Starym Sączu.
  383. Distributa f. 221—222.
  384. Starosta ostrołęcki i mławski, jeden z najsławniejszych wojowników za czasów Jana Kazimierza, poległ śmiercią bohaterską pod Nydborgiem w Danii w 1659 r.
  385. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 745.
  386. Distributa f. 224.
  387. Act. Castr. Rel. T. 127, p. 759.
  388. Jan Sokołowski, Tomasz Ratowski, Jan Korycki, Jerzy Rociński.
  389. Miklusz (Mikołaj) Podoliński, rotmistrz Konstantego Lubomirskiego.
  390. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 796—800.
  391. Łubie — sajdak do strzał, torba skórzana.
  392. Bandolet — muszkiet o rurce na 4 piędzi długi, noszony na rzemieniu przez plecy, a później wiszący u prawego boku, używany u konnicy polskiej.
  393. Birkut — gatunek strzał z orlemi piórkami.
  394. Ładownica — puszka, torebka na ładunki.
  395. Tawtun, tawtuj — przykrycie na strzały; musułbasowy — turecki.
  396. Nożenki — pochwa na nóż.
  397. Kilimek — kobierzec mały; wojłok — materya wełniana pod kulbakę, pokład pod siodło.
  398. Act. Scabin. T. 63. p. 740.
  399. Jemiołowski: Pamiętnik współczesny od 1648—1679. str. 118—119.
  400. Portofolio T. II. str. 116.
  401. Acta. Scabinalia Rzeszov. Lib. III. p. 646.
  402. Obowiązkiem krajczego (incisor) było podczas uczty krajać i podawać potrawy cześnikowi (pincerna), który je stawiał przed biesiadującym królem.
  403. Distributa f. 228—230.
  404. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 879, 853—856.
  405. Wojsko Rakoczego, Kozacy i Siedmiogrodzianie byli najbliżej Nowego Sącza: w Gnojniku i Wojakowej (obydwie miejscowości dziś w pow. brzeskim).
  406. Uniwersał Jerzego Lubomirskiego, wydany w obozie pod Krakowem 27. stycznia 1657. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 828.
  407. W Uniwersale, wydanym w Dankowie 18. kwietnia 1657 do rycerstwa i urzędników w Sandeckiem, król Jan Kazimierz usprawiedliwia postępowanie szlachty ziemi sandeckiej, którzy na pospolite ruszenie pod Kraków dlatego przybyć nie mogli, że przeciwko Rakoczemu wyruszyli pod sandecką fortecę. Następnie zachęca ich, aby zgromadziwszy się pod Sandecz, obronę jego między sobą umówili i za przykładem województwa łęczyckiego praesidium, t. j. piechotę, jako też i prowianty uchwalili do pomienionej fortecy. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 932.
  408. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 933.
  409. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 938.
  410. Act. Castr. Rel. T. 127, p. 955.
  411. Maca z niem. Metze — mierzyca, miarka.
  412. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 976.
  413. Wtargnienie Szwedów do Krakowa pod królem Karolem Gustawem w r. 1655—1657. Grabowski: Starożytnicze Wiadomości o Krakowie.
  414. Dnia 20. czerwca 1657 r. nadciągnęły pod Kraków sprzymierzone z Janem Kazimierzem wojska austryackie i pozostały w tem mieście aż do lipca 1659 r. Za tę pomoc zostawały żupy wielickie w zastawie austryackim od r. 1658 aż do końca 1660 r. Łabęcki: Spisy chronol. dawn. żupników w Polsce Bibliot. Warszaw. z r. 1859. T. I. str. 820.
  415. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 973.
  416. Leopolda I., cesarza niemieckiego, króla węgierskiego.
  417. Oskard, oszkard — narzędzie żelazne do rozwalania murów, rozkopywania ziemi, z rodzaju siekiery i topora.
  418. Uniwer. z 31. maja 1656, cytowany powyżej.
  419. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 974.
  420. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 978.
  421. Kochowski: Historya panowania Jana Kazimierza. T. I. str. 302.
  422. Co właściwie spowodowało Lubomirskiego do sprzyjania Żydom, trudno dziś odgadnąć. To pewna, że za jego starościńskich rządów mnóstwo napotykam zapisków o Żydach w Sączu. I tak w r. 1651 żydówka, Anna Bienkowicowa, arenduje młyny miejskie. U jej zięcia, Marka Brandysa, znaleziono w r.1657 wota, zdarte z obrazu u Franciszkanów. Jonasz Jakubowicz, żyd, arenduje młyny grodzkie w r. 1655. Żyd Jakób Wolfowicz podczas jarmarku (1657) składa towary w domu Bartosza Skowronka, rymarza, a gdy mu je tamże skradziono, przysięga w tej sprawie w obecności delegowanych: Cyrusa i Delfinowskiego atque sui Rhabbim in foribus synagogae suae in castro sandecensi existentis. Act. Consul. T. 61. p. 19, 498, 539, 542. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 1179.
  423. Oryginał łaciński z pieczęcią majestatyczną, przechowywany w archiwum miejskiem. Datum Cracoviae fer. II. post fest. Exaltationis S. Crucis. A. D. 1657.
  424. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 1290.
  425. Act. Castr. Rel. T. 128. p. 29.
  426. Równocześnie krasnostawski i doliński starosta.
  427. Powodem tych grabieży i nadużyć były konfederacye wojsk w latach 1659—1663, skarżących się na zatrzymanie „krwawie zaharowanych zasług“, na niedostatek „chlebów“, na brak „prochów, kul, armat i innej wojsku należącej municyi“, na absentowanie się starszyzny wojskowej — jednem słowem na wady zarządu wojskowego. (Tadeusz Korzon: Dola i niedola Jana Sobieskiego 1629—1674. T. I. str. 113, Kraków 1898). Z polecenia biskupa krakowskiego, Andrzeja Trzebieckiego, wyszły nawet osobne przepisy względem rozgrzeszania lub zatrzymania absolucyi żołnierzom skonfederowanym: Judicium theologicum de sacramentali absolutione et peccatis militum in Regno Poloniae colligatorum seu confoederatorum ab an. 1661. Casimiriae 1663.
  428. Act. Castr. Rel. T. 128. p. 322.
  429. Równocześnie generał małopolski, starosta krakowski, spiski, chmielnicki, niziński, kazimierski, perejasławski i olsztyński.
  430. Dwa główne były rodzaje wojaka polskiego: 1) narodowe, czyli autoramentu polskiego. 2) zagraniczne, czyli autoramentu cudzoziemskiego. Do pierwszego należeli: kopijnicy (husarze), strzelcy (muszkietery), półkopijnicy (pancerne chorągwie w Koronie czemeryssami, na Litwie petyhorcami zwane), i lekki chorągwie (Kozacy, Tatarowie, Litwini). Do drugiego należała: dragonia, rajtarya, piechota i artylerya. Józef Głębocki: Rys dziejów wojennych, str. 203—213. Kraków 1848.
  431. Act. Castr. Rel. T. 128. p. 324.
  432. Polonia sive status regni Poloniae descriptio. Coloniae 1632.
  433. Act. Castr. Rel. T. 128. p. 1769.
  434. Rządził opactwem sandeckiem w latach 1660—1669.
  435. Act. Castr. Rel. T. 128. p. 2047.
  436. Actum in castr. sandec. f. IV. ante fest. s. Cathar. Virg. et Mart. proxima A. D. 1661.
  437. Act. Castr. Rel. T. 129, p. 1100.
  438. Act. Castr. Rel. T. 129. p. 42, 870.
  439. Oblata decreti leopoliensis pro parte civium Sandecensium. Actum in castr. sandec. f. III. ante fest. s. Michael. Archang. proxima. A. D. 1663.
  440. Ang. Podgórski: Pomniki dziejów Polski w XVII. w. T. I. str. 162. Wrocław 1840.
  441. Nazwy tych zamków i fortec nie wymienia Uniwersał królewski przytoczony poniżej.
  442. Act. Castr. Rel. T. 129. p. 394.
  443. Kutlof, Kuttelhof — rzeźnia, rzeźnica.
  444. Krojownik — kupczący towarami łokciowymi.
  445. W półsetek płótna lnianego cienkiego wchodziło sztuk 8, sztuka po 12 łokci.
  446. Płótno zgrzebne — grube; płótno paczesne — cienkie.
  447. Żerowe — karmione żołędziami w lesie dębowym.
  448. Sympla — pojedyncza płata.
  449. Tyle co pierścienne, pierścionkowe, jak wyjaśniono w roz. IV. str. 71 nota 3.
  450. Baliński i Lipiński: Starożytna Polska, wyd. Martynowski. T. II. str. 248—249. Warszawa 1885.
  451. Act. Castr. Rel. T. 129. p. 1279.
  452. Pawiński: Źródła dziejowe. T. XIV. Małopolska T. III. str. 50. Nieludne też były podówczas inne miasteczka w Sandeczyźnie: Stary Sącz 947, Bobowa 491, Ciężkowice 347, Grybów 274, Krościenko 399, Muszyna 541, Nowy Targ 448, Piwniczna 272, Tylicz 352, Tymbark 326 głów. Jak zaś powoli i nieznacznie podnosiły się powyższe miasteczka od wojen szwedzkich do rozbioru Polski, świadczy spis statystyczny z r. 1785, przechowany w archiwum rządowem. Nowy Sącz miał mieszkańców w mieście i na przedmieściach 2.496, Stary Sącz 2.450, Bobowa 643, Ciężkowice 1.221, Grybów 1.137, Krościenko 1.031, Muszyna 962, Nowy Targ 1.980, Piwniczna 867, Tylicz 1.378, Tymbark 430.
  453. Distributa an. 1665.
  454. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 1219.
  455. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 425.
  456. Jan Kazimierz, nakłoniony przez Maryę Ludwikę, chciał, żeby Polacy obrali po nim następcę Ludwika Kondeusza, księcia francuskiego. Sejm sprzeciwiał się temu, a najbardziej Jerzy Lubomirski. Przyszło do wojny domowej. Stoczono utarczkę pod Częstochową 4 września 1665, a następnego roku walną bitwę pod Mątwami.
  457. Kochowski: Historya panowania Jana Kazimierza. T. III. str. 81.
  458. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 1336.
  459. Równocześnie jaworowski, stryjski i kałuski starosta.
  460. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 1314.
  461. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 1642.
  462. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 1494.
  463. Act. Castr. Rel. T. 131. p. 405.
  464. Act. Castr. Rel. T. 131. p. 493.
  465. Act. Castr. Rel. T. 131. p. 622.
  466. Por. rozdz. IV. str. 75.
  467. Dr. Zakrzewski: Powstanie i wzrost reformacyi w Polsce 1520—1572. Lipsk 1870, str. 23.
  468. Morawski: Sądecczyzna. T. II. str. 386, 391.
  469. Była siostrą Jana Zalasowskiego, mieszczanina tarnowskiego, i Urszuli Kromerowej w Nowym Sączu.
  470. Pozostałe po nim w rękopisie obszerne dzieło o Aryanach, posiada Maryan Dzieślewski we Lwowie.
  471. Dzieje kościoła wyznania helweckiego w Małopolsce, str. 432, 433, 383. List ten Kalwina, pisany do Jordana, nie może jeszcze posłużyć za niezbity dowód, że ten ostatni sprzyjał rzeczywiście kacerstwu. Wiadomo bowiem powszechnie, że w tej epoce herezye różnemi drogami cisnęły się do Polski. Wszak nawet Henryk Bullinger, minister zboru helweckiego w Zurychu, napisał list pod dn. 18. listopada 1558 r. do Jakóba Uchańskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa polskiego, w którym namawia go do porzucenia biskupstwa i jawnego przejścia na stronę dyssydentów. (Teodor Wierzbowski: Uchańsciana T. I. 32). Twierdzenie także Łukaszewicza, że Jordan kościół w Zakliczynie oddał Kalwinom, za wątpliwe uważać należy. Ks. Niesiecki S. J. powiada o tym Jordanie, że „statecznie przy starodawnej wierze katolickiej wytrwał aż do śmierci“, zaco w kościele Augustyanów w Krakowie pochowany i nagrobkiem z pochwalnym napisem uczczony został: „priscae et catholicae religionis cultor et propugnator eximius.“
  472. Andrzej Węgierski: Slavonia reformata. Amstelodami 1679. p. 82.
  473. Unitaryuszów zwano także Antytrynitarzami i nowymi Aryanami, a od Fausta Socyna, który tę sektę rozkrzewiał w Polsce, Socynianami.
  474. Stanisław Lubieniecki: Histor. reform. polon. Freistadii 1685. p. 164, 214—218.
  475. Stan. Farnovius circa an. 1568 a caeteris Unitariis schisma fecit, ac Sandeciam ad Stan. Mężyk satrapam Sandeciae se contulit: sub cujus tutela ecclesiam ac scholam celebrem illie habuit. Sandins: Bibl. Antitr. Freistadii 1685. p. 52.
  476. O jego życiu i pisamch 1556—1570 wspomina Wiszniewski: Hist. liter. T. IX. str. 33—35.
  477. Węgierski: Slavon. reform. p. 510.
  478. Dwóch było Stanisławów Lubienieckich, zwolenników sekty aryańskiej. Pierwszy z nich był ministrem zboru najprzód w Tropiu, potem w Rakowie, wreszcie w Lusławicach, † 1633 r. Drugi urodzony w Rakowie 1623 r., pisał między innemi: Hist. refor. pol., † w Hamburgu 1675 r.
  479. Praetuli signum dissidii Farnovius ille, arianae opinionis fantor acerrimus, ambitionis typho inflatus, qui patronum nactus Menzicum praefectum sandecensem sedem in illa urbe Hungariae vicina fixit, et ludum ibi apernit. Lubieniecki p. 220.
  480. Erazm Otwinowski, zagorzały aryanin, żyjący w Rakowie jaszcze 1608 r., policzył St. Mężyka „inter praestantes et inclytos heroes christianos“.
  481. Akta podkanclerskie Fran. Krasińskiego 1569—1573. Bibl. ordyn. Krasińskich, cz. II. str. 229. Warszawa 1870.
  482. Przytacza je dosłownie Fryder. Bock: Hist. Antitrinit. T. I. pars II. p. 336. Regiomonti 1774.
  483. De Trinitate lib. l. contra impia scripta Simonis Budnaei, Martini Cechovicii et Stanislai Farnovii. Posnaniae 1591.
  484. Krasiński: Historical Sketch of the Reformation in Poland. vol. II. p. 358. London 1840.
  485. Zawstydzenie nowych Aryanów i wzywanie ich do pokuty, od ks. Piotra Skargi S. J. wyd. ks. Jan Gurski w Krakowie, w druk. Mik. Loba 1608, in 4-to druk gocki.
  486. Peregrynacya dziadowska 1614 r. Kraszewski: Pomniki do hist. obyczajów w Polsce XVI. i XVII. wieku. Warszawa 1843.
  487. Liber. Visit. eccles. in Korzenna per Joannem Januszowski, archidiacon. colleg. sandec. an. 1608.
  488. Ex actis visit. eccles. in Jastrzębia an. 1595, per Christoph Kazimierski eppum suffrag. cracov.
  489. Faustus Socinus ur. w Siennie we Włoszech 1539 r. Przybył do Polski 1579, mieszkał w Rakowie i Krakowie, potem osiadł w Pawlikowicach pod Wieliczką, gdzie pojął za żonę córkę Krzysztofa Morsztyna. Żywot jego obszerniejszy skreślił i ogłosił Samuel Przypkowski w r. 1636. Znajduje się też in Biblioteca Fratrum Polonorum.
  490. Liber memorabilium — Jura eccles. parochialis Męcinensis.
  491. Actum in castr. sandec. fer. III. post fest. s. Jacobi Ap. proxima A. D. 1621. — Actum in Czchow in termin. terrestr. f. III. post fest. Nativ. s. Joan. Bapt. proxim. 1624. — Liber leg. ac docum. eccles. Mogilnensis p. 12—20 in fol.
  492. Z aktów kościoła w Wielogłowach.
  493. Długoletni biskup-sufragan krakowski (1615—1645) poświęcił kościołów 143, ołtarzy 75, portatelów 1000, kielichów 1757; święcił kapłanów 2185, biskupów 6. Zmarł in odore sanctitatis 3. lipca 1645 r. (Łętowski: Katol. bisk. i kanon. krakow. T. III. str. 384). Żywot Oborskiego napisał ks. St. Kukliński Soc. Jesu: Virtutes Thomae Oborski Eppi Laodicen. Suffrag. et Can. Cracov. Cracoviae 1664.
  494. Z aktów kościoła wielogłowskiego.
  495. Acta eccles. Chomranicensis saec. XVII.
  496. Bez miejsca druku, 1600 in 4-to.
  497. O Stoińskim i Niemojewskim pisze Wiszniewski: Historya liter. T. IX. str. 95 — tudzież Chodynicki: Dykcyonarz uczon. pol. T. II. str. 164.
  498. Łódka kościoła świętego powszechnego katolickiego, pokazująca błędy heretyckie, przez Andrzeja Liszewskiego, nauk wyzwol. i filozof. mistrza. Kraków 1613.
  499. Ks. dr. Bukowski: Dzieje Reform. w Polsce. T. I. str. 593.
  500. Dzieje Reform. T. I. str. 688.
  501. Dzieje Reform. T. I. str. 650.
  502. St. Tomkowicz: Metrica nec non liber nationis polon. Universitatis Lipsiensis ab an. 1409—1600. Archiw. do dziejów liter. i oświaty w Polsce T. II. str. 431.
  503. Liber actorum contubernii artis sartorum ab an. 1601.
  504. Ks. Jakób Kazimierski zanotował w metrykach kościelnych w Tropiu: „An. 1618 baptisavi Martinum filium nobilis Joannis Stadnicki ariani et Zofiae conjugum de Wiatrowice.“ — Anno 1625 baptis. duas filias: Annam et Magdalenam Gabrielis ariani molitoris de Zawrot.“ — Podobne zapiski o chrzcie niemowląt aryańskich znajduję w metrykach w Bobowej 1647 i 1655 r.
  505. Archiw. kapitul. przy katedrz. krakow. ks. IX. in fol. — Archiw. kolleg. sandec. vol. II. in fol.
  506. Wielewicki: Histor. diar. T. II. p. 76—79.
  507. Uczony Jan Januszowski, najprzód dworzanin cesarza Maxymiliana II., następnie sekretarz Zygmunta Augusta i pisarz poborowy Stefana Batorego, wreszcie od 1577 r. drukarz krakowski. Po śmierci żony obrał sobie stan duchowny w r. 1588 i wkrótce plebanię w Solcu otrzymał. Był przytem archidyakonem kollegiaty sandeckiej od r. 1599 do śmierci w r. 1613. Między r. 1585 a 1613 napisał wzorową polszczyzną i drukiem ogłosił w Krakowie 20 kilka dzieł.
  508. Wielewicki: Histor. diar. T. III. p. 67. — Na tym synodzie, obok innych dostojników, zasiadał także opat sandecki, Jan z Zakliczyna Jordan.
  509. Martini Szyszkowski eppi cracov. reformationes generales ad clerum et populum A. D. 1621.
  510. Acta Scabinal. T. 54. p. 257.
  511. Distributa f. 68.
  512. Act. Consul. T. 58. b. p. 228. 360. — Sądy zadworne, czyli asesorskie dlatego tak nazywane, iż w nich z kanclerzem zasiadali razem referendarze, regenci kancelaryi, sekretarze królewscy i pisarz dekretowy.
  513. Actum in praetorio sandec. fer. VI. postridie festi s. Franc. confes. die 5. octobr. A. D. 1640. Acta Consul. T. 53. p. 484.
  514. Distributa extraord. mense octobri, novembri, decembri an. 1640 et sequ. f. 29—36.
  515. Artis sclopetariae magister. Act. Scab. T. 54. p. 233.
  516. Act. Castr. Inser. T. 50. p. 1136, 1140.
  517. Acta. Castr. Rel. T. 125. p. 1069.
  518. Kochowski: Historya panow. Jana Kazimierza T. I. str. 238.
  519. Wspomina o tem wyraźnie w swym Uniwersale Jerzy Lubomirski... A nawet znajdują się niektórzy tak inominati kapłanie, którzy na nich z ambon plebem exacerbują, zabijać ich, znosić każą, i pospolitemu destinując prześladowaniu... Dan w Dąbrowie 28. septemb. 1657. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 1120.
  520. Sandius: Bibliot. Antitrinit. p. 244.
  521. Infidelis Jonas Jakubowicz, arendator molendinorum ad castrum pertinentium, manifestavit, quia ipse habens in deposito hie res certas, uptote kontusz czarny atłacowy pupkami podszyty, spodnicę czarną atłasową przechodzoną, per K. Karski in an. 1654 in summa certa oppignorata, quas quidem res supra specificatas rustici cum ruthenis circa expulsionem Suecorum de civitate eadem Sandecz anno currente cum aliis multis rebus in scriniis existen. receperunt. Quapropter idem Jakubowicz hane rem facit in acta manifestari. (Acta Castr. Rel. T. 127. p. 657). — Że Aryanie polscy sprzyjali otwarcie Szwedom i spiskowali przeciwko własnej ojczyźnie, dowodzi rzadka broszura ówczesna: „Przysługa aryańska, którą się koronie polskiej podczas wojny szwedzkiej przysłużyli, wydana przez szlachcica polskiego, pod ten czas ministra krakowskiego obywatela“. Co więcej, wedle słów tego autora „Aryani także do Polski Rakoczego z węgierskimi i kozackimi rabownikami zaciągnęli. Przeć się tego nie mogą, gdyż jawno jest, jak często do Węgier, to czchowskim, to dobczyckim, to samborskim gościńcem wylatywali, i do Rakoczego uczęszczali“.
  522. Acta Castr. Rel. T. 127. p. 188, 657.
  523. O rodzinie Przypkowskich i ich stosunku do Aryanów zob. rozprawę prof. Czubka: Wacław z Potoka Potocki. Archiw. do dziej. lit. i oświaty w Polsce. Tom VIII.
  524. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 816, 1363.
  525. Act. Castr. Rel. 127. p. 1399.
  526. Seb. Sternacki był drukarzem najprzód w Krakowie w latach 1592—1603, następnie w Rakowie 1606—1633. Bandtkie: Historya drukarń w Polsce. T. II. str. 112—114. Kraków 1826.
  527. Act. Scab. T. 65. p. 236.
  528. Dzisiejszy Zagorzyn w obrębie parafii Łącko.
  529. Lutrami nazywano pogardliwie Aryan w Sandeckiem. Stąd to i Jerzy Tymowski, wpisując do swej kupieckiej księgi długi aryańskiej szlachty, nieraz z naciskiem dodaje: „Dałem, pożyczyłem lutrowi...“
  530. Acta Scabin. T. 64. p. 116, 118.
  531. Zeznania Stan. Mierackiego, zbójcy z Rokicin. Act. Scab. T. 64. p. 101.
  532. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 715.
  533. Act. Castr. Rel. T. 127. p. 627.
  534. Vol. Leg. T. IV. str. 238, 272.
  535. Colloquium charitativum Roznoviae habitum a die 10—16. martii 1660. Węgierski: Slavonia reformata, p. 539—586.
  536. Dzieła ks. Cichockiego, wydane przeciwko Aryanom 1641—1660, wymienia ksiądz Brown: Biblioteka pisarzów Tow. Jez. str. 144—146.
  537. Z powodu banicyi, ogłoszonej Aryanom na sejmie warszawskim, napisał Wsep. Kochowski (1661 r.) obszerny wiersz, w którym między innemi powiada:

    Wender, wender Aryani,
    Wnukowie Belzebuba,
    Którym Boski honor tani,
    A z bluźnierstw jego chluba.
    Rumujcie się Socyniste,
    Ciemne z przedpiekła sowy,
    Złe puchacze i nieczyste
    Narodzie wartogłowy.

    Pójdźcie z Polski precz szarpacze,
    Chrystusa przedwieczności;
    I sukienki rozdzieracze,
    Którą tkano w jedności.
    Woła znowu i podwojski,
    Komu jest miła dusza,
    Kto nie chce być wygnan z Polski,
    Odstępuj Aryusza.

    (Liryka polskie ks. II. pieśń XXV. Kraków 1674).

  538. Przebywał poprzednio w Rąbkowej i Roćmirowej w Sandeckiem.
  539. O tem powolnem nawracaniu się Aryanów znajduję wyraźne zapiski w aktach kościelnych. Ks. Jan Witaliszowski, kustosz kollegiaty sandeckiej, zanotował w metryczkach chrztu: Anno 1654 die 14. junii baptisavi publice nobilem Joannem Kącki ex parentibus arianis natum adolescentem circiter annorum 20; die 21. junii baptisavi nobilem Joannem Lengwic ex parentibus arianis natum annorum plus quam 20. Anno 1657 die 19. maji baptisavi Elisabetham Mirzeńska virginem 12 annorum ex parentibus arianis natam. — Podobne zapiski o chrzcie dorosłych Aryanów przechowały się w metrykach w Tropiu i Żegocinie z r. 1660, tudzież w Wielogłowach 1671 i 1673 r.
  540. Mam pod ręką potężny i nader rzadki tom in folio współczesnych panegiryków łacińskich, wydanych w Częstochowie, Krakowie, Poznaniu, Warszawie i Zamościu, na cześć różnych dostojników duchownych i świeckich od 1667—1730. Jest to nigdy niewyczerpalny, prawdziwy magazyn najwyższego skażenia smaku, dziwacznych tytułów i napisów, napuszystych wierszy, do znużenia i przesytu przesadnych pochwał. Znajdują się tam również panegiryki na cześć dostojników sandeckiego grodu.
  541. Dawniej pisano: Wyszymierzyce.
  542. Act. Castr. Rel. T. 131. p. 1448.
  543. Kopia łacińska, przechowywana w archiwum miejskim. Na końcu tejże dopisano: „Cum copia simplici sine timbro concordare praesentibus testor. Neosandeciae die 9. novembris an. 1791. Ferd. Sycora circul. secret.“
  544. Dokum. wyd. w Warszawie 28. lutego 1670.
  545. Act. Castr. Rel. T. 131. p. 2101, 2119.
  546. Współcześnie z Alexandrem Michałem Lubomirskim, synem Jerzego Sebastyana, perejesławskim i sandeckim starostą († 1675), żył inny Alexander Michał Lubomirski, syn Stanisława, wojewoda krakowski, a sandomieski, zatorski, niepołomicki, lubaczowski, golubski i rycki starosta († 1677), jak świadczy napis na marmurowej trumnie w grobowcu wiśnickim.
  547. Act. Castr. Rel. T. 132. p. 257, 482.
  548. Sądem drugiej i ostatniej instancyi dla szlachty, to jest sądem, do którego odwoływano się od wyroków i orzeczeń sądów grodzkich i ziemskich, był trybunał koronny w Lublinie.
  549. Actum in castro cracoviensi fer. II. ante festum s. Aegidii abbatis proxima A. D. 1672.
  550. Komput wojska na wojnę turecką za króla Michała. Wójcicki: Bibl. star. pisarz. pol. T. VI. str. 257—259. — Konst. Górski: Wojna Rzpltej pol. z Turcyą 1672—1673. str. 42—43. Warszawa 1890.
  551. Buńczuk — sztandar turecki z ogona końskiego, na wysokiej lasce zawieszonego, zamiast chorągwi służący.
  552. Act. Castr. Rel. T. 132. p. 1254, 1718.
  553. Acta Venerabilis Capituli Eccles. Colleg. Sandec. A. D. 1638—1791. p. 62, 71.
  554. Kluczycki: Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego. T. I. część II. str. 1388.
  555. Pretensye kollegiaty sandeckiej, zaniesione i do rezolucyi magistratowi sandeckiemu w 1764 r. podane, a w 1776 r. ponowione.
  556. Act. Castr. Rel. T. 135. p. 1714.
  557. Act. Castr. Rel. T. 137. p. 121; T. 183. p. 260.
  558. Rzecz dziwna a jednak prawdziwa, że nasz dzielny Sobieski sprzyjał żydom: „Übrigens änderte sich bald mit der Thronbesteigung Johann Casimirs und besonders des Johann Sobieski die Lage der Juden, die von ihm sehr begünstigt wurden, so dass selbst die Grossen darüber unzufrieden waren. Er verpachtete ihnen alle öffentlichen Einnahmen, und war, wie es scheint, mit ihrer Haltung zufrieden.“ Jost: Geschichte der Israeliten. 8. Theil. 229—230. Berlin 1828. — W r. 1682 upraszał senat tego monarchy, ażeby, mając wzgląd na dobro kraju, łaski i nagrody przez żydów nie dawał. Czasopismo „Lwowianin“ z r. 1842, str. 300.
  559. Leon Chrzwnowski: Odsiecz Wiednia w bitwie walnej 12. września 1683. Warszawa 1886.
  560. Listy Jana III. króla polskiego, pisane do królowej Kazimiery w ciągu wyprawy pod Wiedeń w 1683 r. Lwów 1883. List XXX. z Lubowli 14. grudnia, str. 187. — Kluczycki: Wyprawa wiedeńska 1683. Kraków 1883, str. 96. — Wład. Skrzydylka: Listy z czasów Jana III. i Augusta II. Kraków 1870. List ze Lwowa z d. 23. grudnia 1683, str. 41.
  561. Takiej miejscowości nie znajduję dziś; był to niezawodnie jakiś przysiołek nad Dunajcem, nie istniejący obecnie.
  562. Actum in castro sandomiriensi fer. III. post. dominic. palmarum proxima A. D. 1684. Żychliński: Złota księga szlachty polskiej. T. XIII. str. 211.
  563. Dokum. wyd. w Warszawie 13. czerwca 1685 i 17. czerwca 1689 r.
  564. Pogłówne z r. 1765 wykazuje w Nowym Sączu ogółem 609 żydowskich głów. W r. 1808 było ich 1.138 (Verzeichniss vom Jahre 1808 der vorgefundenen Judenfamilien und Seelen). Ostatni spis ludności z r. 1890 wykazuje ich w temże mieście 4.131.
  565. Act. Castr. Rel. T. 140. p. 1103.
  566. Dokum. wyd. na sejmie koronacyjnym w Krakowie 11. października 1697.
  567. Szczątki tego listu, pisanego w zamku dąbrowskim do prałatów kollegiaty sandeckiej pod dniem 30. czerwca 1695 r., znalazłem pomiędzy aktami kościelnymi.
  568. Acta Capituli Colleg. Sandec. p. 125—126.
  569. Act. Castr. Rel. T. 183. p. 260.
  570. O detronizacyi Augusta II. pisze obszernie Dr. Martens: Die Absetzung des Königs August II. von Polen. Zeitschrift des westpreussiscen Geschichtsvereins, Heft VIII. Danzig 1882.
  571. Act. Castr. Rel. T. 145. p. 733, 770.
  572. Act. Castr. Rel. T. 146. p. 953. — O tynfach zob. notę pod koniec rozdz. VIII. tomu II.
  573. Otwinowski: Pamiętniki do panowania Augusta II. Poznań 1838, str. 105.
  574. Otwinowski: Pamiętniki do panowania Augusta II., str. 136.
  575. Roczniki do dziejów Podtatrza i Spiża z lat 1680—1748, spisane przez księży Jana i Stanisława Owsińskich, proboszczów Jazowska. Wydał Józef Jerzmanowski. „Czas“, dodatek miesięczny. T. IX. Kraków 1858.
  576. Szujski: Dzieje Polski. T. IV. str. 252.
  577. Powody tych ustawicznych przemarszów łatwo wytłómaczyć. Widomo bowiem, że w r. 1692 Stanisław Jabłonowski, hetman wielki koronny, kazał usypać „Okopy św. Trójcy“ między Dniestrem a Zbruczem, skąd w następnych latach często prowadzono podjazdy pod mury Kamieńca Podolskiego, aż go wreszcie odebrano Turkom 1699 roku. Nie trzeba też zapominać o napadzie ordy tatarskiej na Lwów w roku 1695, o wkroczeniu do Polski Karola XII., tudzież o zajęciu przez wojska szwedzkie Krakowa (1702) i Lwowa w 1704 r.
  578. Act. Castr. Faseiculi Copiar. an. 1717. nr. 414.
  579. Fasciculi copiarum castrensium an. 1709, nr. 109.
  580. Był opatem w latach 1697—1728, † 18. września 1728.
  581. Act. Castr. Rel. T. 157. p. 1940—1943.
  582. Act. Castr. Rel. T. 157. p. 2361; Decretorum Castrensium T. 291. p. 198.
  583. Roczniki to dziejów Podtatrza i Spiża str. 54.
  584. Actum in castro sandec. sabbato post dominic. conductus paschae proxima A. D. 1711.
  585. Podstolim koronnym był wtedy Michał Lubomirski, mianow. 13. kwietnia 1706, † 1714.
  586. Kordygarda — izby żołnierskie na odwachu; miejsce, z którego się luzują na warty.
  587. Pretensye, które ubodzy ludzie mają do p. Konarzewskiego, który w nieobecności J. O. księcia Lubomirskiego co rok siła poczynił krzywdy. (Z zapisków miejskich).
  588. Manela — naramiennik, bransoleta, ozdoba ramienia lub ręki.
  589. Pretensye kościoła kollegiaty sandeckiej do p. Konarzewskiego, oboźnego koronnego. (Z zapisków kollegiaty). Zapiski miejskie mylnie zowią Konarzewskiego oboźnym koronnym, gdyż ten urząd piastował Jerzy Paweł Lubomirski.
  590. Actum in castro sandecensi fer. II. ante festum s. Petri et Pauli apostolorum proxima A. D. 1712.
  591. Teodor Morawski: Dzieje narodu polskiego, wyd. II. T. IV. str. 196. Poznań 1877; Szujski: Dzieje Polski. T. IV. str. 261.
  592. Zmarł 20. lutego 1736 r., jak świadczy marmurowa płyta w kościele jezuickim w Nowym Sączu. Pozostawił znaczny majątek więcej niż 20 wsi, między innemi Wielogłowy, Łukowicę, Czarnypotok, Tęgoborzę, Przyszowę itd.
  593. Szujski: Dzieje Polski. T. IV. str. 269, 276.
  594. Wyderkaf od niem. Wiederkauf — zakupowanie czynszów czyli dochodów z nieruchomości w pewnej oznaczonej kwocie. Zakupienie to można było odkupić za zwrotem sumy szacunkowej. W gruncie rzeczy nie było to nic innego, jak pobieranie procentu pod formą zakupienia dochodu.
  595. Actum in praetorio sandecensi fer. II. post fest. s. Margar. die 17. Julii A. D. 1719.
  596. Act. Castr. Rel. T. 139, p. 1263.
  597. Act. Castr. Rel. T. 151. p. 1498, 1502.
  598. Act. Castr. Rel. T. 157. p. 219. — Konfederacya i umowa powiatu sandeckiego 19. lutego 1733. MS. w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr. 299. k. 38—42.
  599. Roczniki do dziejów Podtatrza. str. 323.
  600. Act. Castr. Rel. 158. p. 1254.
  601. Palet z franc. — karteczka żołnierska, naznaczająca im kwatery.
  602. Roczniki do dziejów Podtatrza i Spiża, str. 325—327.
  603. Act. Castr. Rel. T. 159. p. 1459.
  604. Z licznych zapisków i kwitów przechowanych pokazuje się jasno, że opłata hyberny w różnych czasach rozmaitą była. I tak za rok 1689 zapłacił Nowy Sącz hyberny 5.600 złp.; znacznie mniej za rok 1714, bo tylko 4.163 złp., a za rok 1735 zaledwie 3.896 złp.
  605. Act. Castr. Rel. T. 160. p. 24, 448, 1243.
  606. Dokum. wyd. w Warszawie 18. listop. 1752.
  607. Porówn. Dodatki na końcu rozdz. nr. IV.
  608. O tych bractwach, ich założeniu i ustawach pisałem bliżej w szkicu historycznym: Nowy Sącz, jego dzieje i pamiątki dziejowe, str. 47—50.
  609. Acta Scabin. et Consul. T. 95. p. 250.
  610. Z zapisków kollegiaty sandeckiej.
  611. Oblatum in castro sandecensi fer. IV. post fest. s. Margar. proxima die 14 Julii 1773.
  612. Równocześnie z ks. Felicyanem Sebastyanem Wittanem, proboszczem nowosandeckim i halickim, żył ks. Jan Nepom. Rafał Wittan. Z dziekana kolleg. sandec. zakonnik norbertański, obrany opatem sandeckim 24. września 1742, obleczony 18. grudnia i uwolniony od nowicyatu za dyspenzą generała zakonu, benedykowany w Kielcach przez kardynała Jana Lipskiego 25. marca 1743 r. Na wiosnę 1745 r. zrzekł się dobrowolnie godności opackiej i wstąpił za dyspenzą papieską do Kamedułów na Bielanach pod Krakowem 18. maja t. r. Złożył profesyę 2. lipca 1746 r.: rządził klasztorem bielańskim 1757—1759; zmarł w eremie pod Warszawą 1783 r.
  613. Actum in castro sandecensi 15. martii 1733. Copia ex anno 1781 nr. 119 sub lit. K.
  614. Actum in collegio neosandecensi Reverendorum Patrum Scholarum Piarum, ex ratione contlagrationis arcis sandecensis, fer. IV. ante festum s. Martini pontif. proxima, die 9. novembris A. D. 1774.
  615. Kopia inwentarza budynków na roli Flakowskiej w Gorzkowie 2. kwietnia 1753 r.
  616. Rachunek uczciwej Justyny Skrudzińskiej, posesorki zastawnej pola, na którem był blech Nowego Sandcza, od 3. paźdz. 1763 do 3. paźdz. 1777 r. podany.
  617. Kontrakt panów mieszczanów nowosandeckich na 300 złp. w r. 1764 dnia 17. marca uczyniony.
  618. Wszystkie długi, ciążące na dobrach miejskich razem z różnemi pretensyami i odsetkami, wynosiły w listopadzie 1777 r. ogółem 82 251 złp. 29 gr. (Ausweis über alle bey der königlichen Starostey Stadt Nez Sandez erhobenen Schulden, den 10. November 1777). Z samego pojezuickiego funduszu zaciągnięta suma wynosiła 80.000 złp., jak świadczy kontrakt z d. 1. września 1783 r., przechowany w archiwum rządowem. (Fascicul. an. 1796 nr. 23042). Wskutek tego ces. król. Rząd wziął w kuratelę wszystkie dobra miejskie: Paszyn, Żeleźnikowę, Piątkowę, Roszkowice, Gołąbkowice, Falkowę, Kunów i Jamnicę, i oddał je w administracyę Michałowi Bochniewiczowi, obywatelowi bieckiemu, na lat 17, pod tym warunkiem, aby w przeciągu tego czasu długi wszystkie całkowicie umorzył. Podjął się tego trudnego zadania energiczny Bochniewicz z dn. 1. listop. 1783 r., i odtąd zdawał corocznie szczegółowy rachunek ze swych czynności tak Rządowi, jak i Magistratowi. Tymczasem jeszcze przed upłynieniem kontraktu postanowiło miasto raz na zawsze pozbyć się majątkowych kłopotów, dlatego pod dn. 1. listopada 1790 r. wystosował magistrat sandecki do cesarza Leopolda II. uniżoną prośbę o pozwolenie sprzedania na publicznej licytacyi wszystkich dóbr miejskich, w celu umorzenia długów. (An Seine Majestät, der Magistrat der königl. Kreisstadt Neu Sandecz im Namen der Stadtgemeinde, bittet um die allerhöchste Bewilligung städtische Güter plus offerenti verkaufen zu dürfen). Prośba ta jednak odrzuconą została. Tak więc pan Bochniewicz zarządzał niemi dalej, aż wreszcie w roku 1804 umorzył wszystkie długi, a dobra powróciły do miasta. — Dzięki tym okolicznościom, miasto podniosło się znacznie. Podług spisu ludności z r. 1808 liczył Nowy Sącz mieszkańców 3.629, domów 441, rodzin 875, duchownych 7, szlachty 25, urzędników 26, rzemieślników i przemysłowców 100. (Samuel Bredetzky: Reisebemerkungen über Ungarn und Galizien. II. Band. 280. Wien 1809). W roku zaś 1819 było w temże mieście 4.158 mieszkańców; miejskie dochody roczne wynosiły 24.335 złr. 12 kr., wydatki 12.992 złr. 43 kr., czysty dochód 11 342 złr. 29 kr. (Königliche Municipal und unterthänige Städte, die über ihr Einkommen Rechnung legen pro anno 1819. MS. w bibl. uniwer. we Lwowie nr. 272. c. 17).
  619. Chorągiew ta składała się z 50 jezdnych, jak pisze Konst. Górski: Historya jazdy pol. str. 346.
  620. Protocolli castrens. relat. T. 221. p. 961.
  621. Fascieuli copiar. castren. relat. T. 55. nr. 542.
  622. Najdokładniejszy obraz anarchii, która zapanowała w kraju, w chwili, gdy współrzędnie obok siebie działały w Polsce trzy rządy: pierwszy — bezsilny i pozorny, w osobie panującego króla i jego ministeryum; drugi — konfederacki, pod wodzą ks. Karola Radziwiłła; trzeci wreszcie, niewidzialny a wszechpotężny — rząd księcia Repnina trzymający w swej dłoni nici zakulisowych intryg — podaje protokół czynności konfederacyi radomskiej, spisany ręką sekretarza jej, Marcina Matuszewicza, sędziego brzeskiego. Porówn. Alkara: Książe Repnin i Polska w pierwszym czteroleciu panowania Stanisława Augusta (1764—1768). Kraków 1897, 2 tomy.
  623. Szcz. Morawski: Materyały do konfederacyi barskiej 1767—1768. Lwów 1851, str. 245, 249.
  624. Summarium privilegiorum conventui sandecensi sacri ordinis Praemonstratensis servientium, p. 122, in fol. Archiw. kolleg. sandec.
  625. Visio conflagratae arcis sandecensis. Act. Castr. Rel. T. 182. p. 2249—2257.
  626. W r. 1769 spłonęła cała Limanowa razem z kościołem. Po tym wypadku miejscowy pleban, ks. Szczepan Długoszewski, przystał do konfederatów za kapelana, pośród których jako jeniec na Rusi życie zakończył. (Z aktów kościoła w Limanowej).
  627. Rękopis aktów i uniwersałów konfederacyi barskiej 1769 r. w bibl. Dzieduszyckich we Lwowie nr 125.
  628. W czasie pobytu konfederatów w Starym Sączu 1770 r. wydarzył się tragiczny wypadek. Ślusarczyk, Kasper Kwiatkowski, chędożąc pistolety konfederackie i nie myśląc o tem, że były nabite, odwiódł kurek, strzelił i ugodził powyżej serca Katarzynę Łatkiewiczównę, kiedy rozmawiała w sieni z konfederatem Cieleckim. Po trzech godzinach zakończyła życie. „Sąd wójtowski i ławniczy starosandecki, deliberując nas tym trafunkowym i nieszczęśliwym przypadkiem, według artykułów prawa magdeburskiego wydał na Kwiatkowskiego następujący wyrok: Aby w dalszych latach miał pamiątkę i świeżą ostrożność w chędożeniu broni i strzelby jako ślusarz — aby 150 rózg publicznie przed ratuszem przez 3 piątki po 50 odebrał, i po wykonaniu tych plag aby na przebłaganie Majestatu Boskiego za swój exces lekkomyślnie popełniony przez niedzielną sumę u fary pod tęczą krzyżem leżał — Kwiatkowscy zaś ojcowie za złą jego wyćwikę mają na expens i inny zgryz na ręce Łatkiewiczów położyć winy krwawej grzywien 8 i solenną im powinni uczynić deprekacyą przez godne osoby w ich domu.“ (Judicium expositum bannitum Veterosandeciae fer. III. post. Domin. Oculi celebratum an. 1770).
  629. Że klasztor ten był w stanie ponosić tak ogromne ciężary i kontrybucye, tłómaczy okoliczność, że bł. Kunegunda, księżna krakowska i pani sandecka, zakładając ten klasztor, darowała mu wieczyście 1280 r. miasto Stary Sącz i 28 wsi. W XVI. i XVII. wieku pomnożone zostały dobra klasztoru starosandeckiego kilku jeszcze nabytkami, tak że w r. 1581 cyfra wsi klasztornych wynosiła 49, a w r. 1667 doszła do 51. Z rozkazu cesarza Józefa II. w r. 1782 zabrano te wszystkie dobra i przelano na fundusz kamery.
  630. Ex protocollo consistorii sandecensis extractum, et sigillo Perillustris ac Reverendissimi Domini Gasparis de Wersoka Paszyc, canonici cathedralis Cracoviensis custodis et officialis, Sandecensis archidiaconi, Vojnicensis praepositi munitum, die 28. Julii 1769. — Podobnych epizodów z życia żydowskiego przytaczają akta miejscowe daleko więcej. I tak 21. kwietnia 1761 r. ścięto w Nowym Sączu dwóch żydków za męczenie dwóch chrześcijan, jak świadczy list ks. Józefa Bętkowskiego, proboszcza kollegiaty, pisany z Dębna 29. sierpnia 1761 r., znaleziony między aktami kościelnymi. — W tymże roku ścięto żyda Józefa Bobowskiego, który zamordował okrutnie chrześcijańskie dziecko, a krew z niego do naczynia wytoczył. Actum in castro sandec. in terminis seu judiciis fer. VI. post fest. s. Viti et Modesti Mart. A. D. 1761.
  631. Act. Castr. Rel. T. 183. p. 676.
  632. Act. Castr. Rel. T. 183. p. 767.
  633. Lenungowe od niem. Löhnung — żołd wojskowy, strawne.
  634. Pogłówne — jednorazowa opłata od wszystkich osób z gminu.
  635. Act. Castr. Rel. T. 183. p. 932.
  636. Inventarium oder Hauptverzeichniss aller hier kreissigen so wohl zur Emporhebung geeignet, als nicht geeigneten Städten und Märkten, nebst ihren Bemerkungen vom 29. December 1786.
  637. Jeden z publicystów polskich, p. Henryk Müldner, zadał sobie arcymozolną pracę wykazania statystycznemi liczbami, w których latach i ile ofiar pochłonęło morowe powietrze w Polsce. Pokazuje się, że w epoce od r. 1584 do 1773 grasowała ta plaga 35 razy, a trwała niekiedy po trzy i cztery lata, t. j. odnawiała się po kilkakroć z każdą nową wiosną. (Przyczynek do histor. i statyst. zarazy morowej. „Czas“ krakowski z r. 1879 nr. 60—69).
  638. W r. 1412 zaciągnął Zygmunt, cesarz niemiecki i król węgierski, pożyczkę u Władysława Jagiełły w kwocie 37.000 kóp szerokich groszy czeskich. Zato oddał mu w zastaw: Lubowlę z zamkiem i miastem, Podoliniec z zamkiem i włościami należącymi, oraz z miastami i miasteczkami: Gniazda, Biała spiska, Lubica, Wierzbów, Sobota spiska, Poprad, Strażce, Włachy, Nowawieś spiska, Ruskinowce, Wielka, Podegrodzie spiskie, Maciejowce, Twarożna. (Dogiel: Codex diplomaticus Regni Poloniae. Vilnae 1758. T. I. str. 46). Wszystkie nazwy miejscowości, dawniej czysto polskie, dziś zmadziaryzowano i zniemczono zupełnie.
  639. Dr. Czołowski: Sprawa sporu granicznego przy Morskiem Oku, str. 25—27, który powołuje się na dokumenta, zaczerpnięte z archiwum Wojny we Wiedniu, tudzież Ministeryum spraw wewnętrznych.
  640. Sprawa sporu granicznego przy Morskiem Oku, str. 30—31. Lwów 1894.
  641. Takich orłów granicznych rozstawiono wzdłuż granicy zajętej ziemi sandeckiej 138, a w porze zimowej dniem i noca przy każdym z osobna zarzył się ogień.
  642. Jan Paweł lassota Szczkowski był opatem sandeckim w latach 1746—1781, † 25. sierpnia 1781 r., jak świadczą marmurowe odrzwia z odpowiednim napisem, w dawnym ponorbertańskim, dziś jezuickim kościele w Nowym Sączu.
  643. Akt inkorporacyi ziemi sandeckiej do królestwa węgierskiego die 20. novembris 1770 r. w Sączu nastąpiony. MS. w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr. 568, str. 201—202.
  644. Edictum superioris caesarei, ut in spatio duorum milliarium ab aquilis expositis nec Confoederati nec Moscovitae reperiantur. Sigillatum in Mogilno die 24. novembris 1770.
  645. Narratio invasionis Hungarorum partis Poloniae anno 1770. MS. w bibl. Dzieduszyckich we Lwowie l. 176. nr. 113. Toż samo w bibl. Ossolińskich nr 573. str. 43—45.
  646. Maurycy Dzieduszycki w artykule o Spiżu. Przewodnik nauk. i liter. 1876, str. 943.
  647. Opłata na komorze celnej węgierskiej. Bliższe wyjaśnienie tego wyrazu w rozdziale o handlu.
  648. Publikata uniwersału viceadministratora sandeckiego. Dat w Starym Sączu die 29. augusti 1771. MS. w bibl. Ossolińskich nr. 573. str. 54—55.
  649. Zabawy przyjemne i pożyteczne z różnych autorów zebrane. T. X. cz. II. str. 257. Warszawa 1774.
  650. Istniały tu 3 męskie klasztory: Franciszkanie od r. 1297, skasowani w r. 1785; Norbertanie od r. 1409, skasow. w r. 1784; Pijarzy od r. 1733, skasow. w r. 1786. Kollegiata założona w roku 1448, zniesiona w roku 1791. Mniszki Kletki, założone równocześnie z kollegiatą, skasowano po r. 1782.
  651. Wskutek uchwały Wydziału Krajowego zostały akta grodzkie sandeckie przewiezione ze Lwowa do Krakowa i wcielone do archiwum grodzkiego w maju 1897 r.
  652. Już 21. stycznia 1323 godził Łokietek wójta i rajców sandeckich z rajcami krakowskimi, w sprawie handlowej. Ta sporna sprawa w obszerniejszym rozmiarze raz jeszcze przyszła pod sąd królewski 1329 r. Znacznie później ożyła jeszcze na nowo. Kazimierz Wielki, wysłuchawszy skargi Krakowian, rozporządzał 7. grudnia 1358 r., że Sandeczanie i kupcy węgierscy, jadący do Prus, Wielkopolski, Śląska, Czech i Morawy, mają drogę koniecznie obracać na Kraków. (Kodeks dyplom. Krakowa t. I. str. 15, 19, 36).
  653. Ponowny przywilej wystawił Jagiełło w Niepołomicach 15. listopada 1415, w którym wymienia nadanie prawa magdeburskiego przez Wacława 1292 i Kazimierza Wielkiego 1344 r.
  654. Jakób Dębiński, starosta krakowski, oświęcimski, biecki i sandecki 1462—1489; podskarbi wielki koronny 1462—1468; kanclerz wiel. koron. 1470—1472; wojewoda sandomierski 1473—1477; kasztel. krakow. 1478—1489, † 16. stycznia 1490, pochowany u Cystersów w Mogile.
  655. Jan i Stanisław Kromer figurują ustawicznie jako rajcy i ławnicy sandeccy (1510—1523).
  656. Zob. rozbór krytyczny tego dokum. na str. 214.
  657. Jak to wytłómaczyć? Jak jedno z drugim pogodzić? Wszak Michał Korybut w r. 1673 pozwolił Żydom opuszczone place w Nowym Sączu kupować, domy budować i trudnić się handlem, a Jan Sobieski w przywileju swoim z r. 1682 powtórzył to dosłownie. (Zob. pow. str. 166—167). Trzeba chyba przypuścić, że Sobieski zapomniał o tem w Warszawie 1685, co poprzednio w Jaworowie 1682 uroczyście podpisał.
  658. Podług aktów grodzkich 3. listopada 1725. Zob. pow. str. 179.
  659. Zob. str. 208. nr. 48.
  660. Co do tego ostatniego punktu z całą pewnością twierdzić nie można, czy żądania tego nie stawiało pospólstwo wspólnie z rajcami.
  661. „Buntów swawolnych niechaj nie wszczynają, gdyż podobnych buntowników będziemy pociągać do ciężkiej odpowiedzialności“. Art. dokum. 22.
  662. Na tym obszernym dokumencie, o 22 artyk., obok pieczęci królewskiej podpisany: Samuel Maciejowski, biskup płocki, podkanclerzy koronny polski.
  663. Act. Castr. Sandec. ab anno 1516—1784.
  664. An. 1521 undecima mensis Febr. cessavit iurisdictio mag. dom. Janussii Swirczowski, castellani Biecensis, Trembowliensis et Ropschicensis capitanei, et incipit gener. domini Petri Odnowski, succamerarii Leopoliensis, cui consignata est iurisdictio officii capitaneatus eo ipso die per me Stanislaum Tharlo de Szczekarzowicze, archid. Cracov. et Plocen. canonic. secret. Mtis R., ad hune aetum specialiter per suam Mtem deputatum. Act. Castr. T. I. p. 178.
  665. Był równocześnie kasztel. żarnowskim (1536—1542), następnie zawichoskim (1543—1546), nareszcie bieckim 1547.
  666. Wszyscy Lubomirscy, poniżej wymienieni, pisali się hrab. na Wiśniczu i Jarosławiu.
  667. Alex. a Jesu (Andrzej Kochanowski): Rzeka do swego się początku wracająca... Kazanie na pogrzebie Stan. Lubomirskiego. Kraków 1649.
  668. Alexan. a Jesu: Expedycya do wieczności... Kazan. na pogrzebie Jerzego Lubomirskiego. Zamość 1667.
  669. Mowa na pogrzebie Konst. Lubomirskiego w Jarosławiu 6. grudnia 1663. MS. w bibliotece Ossolińskich we Lwowie nr 287, str. 15—16.
  670. Król Jan Sobieski, nadając mu starostwo sandeckie na sejmie koronacyjnym w Krakowie 20. marca 1676, sławi jego zasługi: „Generosus Joannes Stanislaus a Lipie Lipski, capitaneus Czchoviensis, colonellus noster, qua toga qua sago martialis, et campis contra Suecos, Cosacos. Ungaros et immanes Turcas ab annis ferme 30 cum dispendio vitae fortunarumve indefessus“. Acta Castr. Sandec. Rel. T. 133, p. 548.
  671. Zwiedzałem umyślnie ten grobowiec w lipcu 1898 r.
  672. Zob. dwa szumne panegiryki — Mar. Bielecki: Purpura Sreniavia in togam virilem Illustr. et Excellen. Georgii Lubomirski... dum capitaneatus sui auspicia Sandeciae auspicaretur. Cracoviae 1688. — Gabr. Bogdański: Equus Animosus Sacratioris Bellerophontis Divi Equitis Georgii Lubomirski. Cracoviae 1730.
  673. W zamku sandeckim urzędowały sądy starościńskie czyli grodzkie (judicia castrensia), którym przewodniczyli starostowie grodowi (capitanei). Zwykle posługiwali się podstarościm (vicecapitaneus) z zawodu prawnikiem, który jako sędzia (judex castrensis), przy współudziale podsędka (subjudex) i pisarza (notarius), sądził różne sprawy. Rozmaitość tych spraw wyjaśnia bliżej Alexan. Wejnert: O starostwach w Polsce. Warszawa 1877, str. 49—54.
  674. Rykaczewski: Inventarium privileg. in arce cracov. Parisiis 1862, p. 169. — Prochaska: Codex epist. Vitol. p. 620.
  675. Invent. privil. p. 221.
  676. Dogiel: Codex diplom. pol. T. I. p. 186, 204. — Przezdziecki: Jagiellonki pol. w XVI. w. T. I. str. 101—102.
  677. Prochaska: Materyały archiw. z metr. litew. 1348—1607, str. 165.
  678. Pawiński: Źródła dziejowe. T. IX. cz. II. str. 38, 66, 259.
  679. Dzierżawa, starostwo niegrodowe, bez jurysdykcyi sądowej.
  680. Act. Castr. Rel. T. 125, p. 485.
  681. Oczywiście jest tu mowa tylko o dobrach królewskich w powiecie sandeckim, o innych bowiem dobrach tak duchownych jako i szlacheckich w obrębie starostwa milczy lustracya.
  682. Lustratio bonorum regalim in districtu sandecensi an. 1765. Act. Castr. T. 189.
  683. O dobrach koronnych byłej Rzpltej polskiej. Lwów 1870.
  684. Rzecz o kasztelanach oparta na licznych i najlepszych źródłach, ale niepodobna ich przytaczać w całej rozciągłości. — Niemałą przysługę wyświadczył mi Prof. Dr. Teodor Wierzbowski, zaco składam mu na tem miejscu serdeczne podzięki.
  685. An. 1536 fer. II. in crast. festi S. Trinit Mgfcus Laurentius Myskowski. castel. sandec., curiam suam in Zwyerzinyecz sitam mgfcae Barbarae de Thanczin, consorti suae ad tempora vitae inscribit. Act. Cracov. Terrestr. lib. 4. f. 557.
  686. Dzisiejszy Odrzykoń pod Krosnem.
  687. Act. Castr. Sandecen. T. 5. p. 99, 264, 385; T. 6. p. 525, 577, 735.
  688. Act. Castr. Sanocen. Inser. T. 45. — Kosiński: Przewod. herald. T. V. str. 652.
  689. Cracoviae 26. augusti 1608: castellanatus Sandecensis Joachimo Ocieski, capitaneo Olsztynensi, confertur. Metr. reg. vol. 151. fol. 311.
  690. Fab. Birkowski: Syn koronny... Kazanie na pogrzebie Joachima Ocieskiego, kasztel. sandec. Kraków 1613.
  691. Lublini fer. III. post dominicam Misericordiae (23. kwietnia) 1613, Janusz książę Ostrogski zapisuje dożywocie żonie swej Teofili Tarłównie, córce Zygmunta Tarły, kasztelana sandeckiego.
  692. Metr. reg. vol. 177. fol. 129.
  693. Act. Castr. Sanoc. Rel. T. 155. p. 745. — Fran. Wolski: Inskrypcye siedmią piór herbowych... Kazan. na pogrzebie Fran. Mniszcha, kasztel. sandec. Kraków 1662.
  694. Die 1. octobr. 1669 castellanatus Sandecensis post electionem gen. Ludovici Niezabitowski ad castellanatum Belsensem gen. Christophoro Michaeli Rupniewski, tribuno Cracoviensi datur. Sigill. vol. 11. fol. 1.
  695. An. 1671 die 8 martii Cracoviae: castellanatus Sandecensis gen. Nicolao Przerembski, capitaneo Tuszynensi, morte gen. Christophori Michaelis Rupniewski, castellani Sandecensis, vacans confertur. Sigill. vol. 11. fol. 283.
  696. Varsaviae 20. augusti 1694: castellanatus Sandecensis post obitum Nicolai Przerębski Michaeli Czerny, castellano Osviecimensi, datur. Sigill. vol. 15. fol. 46.
  697. Die 17. septembr. 1697 castellanatus Sandecensis post fata M. Czerny Francisco Dembiński confertur. Sigill. vol 15. fol. 2. pars II.
  698. Józ. Drohojowski: Kazan. podczas pogrzebu Stan. Ankwicza, kasztel. sandec. Kraków 1785.
  699. Senat polski przed pierwszym podziałem kraju składał się z 152 członków: 2 arcybiskupów, 15 biskupów, 38 wojewodów, 83 kasztelanów (34 większych a 49 mniejszych), i 14 ministrów.
  700. O pochodzeniu i składzie chemicznym gleby w dolinie sądeckiej, Dr. Kazim. Miczyński. Spraw. komis. fizyogr. t. 29. Kraków 1894, str. 192—215.
  701. W pierwszej połowie XVII. wieku często uderzały pioruny w baszty i wieże miejskie, niosąc na niszcząc na nich dachy. I tak w sierpniu 1603 r. uderzył piorun w basztę krawiecką; we wrześniu 1610 roku w basztę węgierską; w lutym tegoż roku gwałtowny wicher zerwał dach w bronie krakowskiej; w r. 1630 uderzył piorun w wieżę kollegiaty i uszkodził ją znacznie.
  702. Wszystkie te nazwy ulic występują już w XV. wieku: platea polonicalis, hospitalis, sancti Spiritus, molendinalis, lignalis, vectoralis seu hungaricalis, rosarum.
  703. Wielogłowskich, Strońskich, Marków, Tabaszowskich, Jordanów i Jaklińskich.
  704. Andrzej Kaszowski, łowczy wołyński (1646—1653). Był on bratem Henryka, miecznika wołyńskiego, następnie kasztel. inflanc. (od 1647) — tudzież Jana, miecznika wołyńskiego (od 1647). Zob. Kossakowski: Monografie t. III. str. 166—170.
  705. Józef Wolf: Senatorowie i dygnitarze wiel. księstwa litwe. 1386—1795, Kraków 1885, str. 137, pisze go miecznikiem wołyńskim.
  706. Rejestr miasta Nowego Sandcza z przedmieściami 1704 r.
  707. Okopy, otaczające wokoło miasto, wielkim kosztem usypane były, dlatego to komisye królewskie z r. 1543 i 1615 orzekły, ażeby nikt nie ważył się paść bydła, koni lub trzody po wałach miejskich, gdyż miastu pogranicznemu bardzo są potrzebne, a przez pasienie roztaczają się i psują. Nie pierwsza to zresztą wzmianka o warowni sandeckiej. Już bowiem Władysław Jagiełło nadał przywilej, datowany w Niepołomicach 16. marca 1405 r., mocą którego cło Czchowskie od towarów, przypadające królowi, przekazuje Sączowi, wszelako z warunkiem, aby je obracano na naprawę murów, baszt i rowów obronnych. Akta grodzkie T. IX. str. 16. Lwów 1883.
  708. Act. Consul. T. 61. p. 189.
  709. Z sporu, powstałego między garncarzami a woźnicami, dowiadujemy się, że „sculptor Adam Reyk fabrieavit statuam ligneam, in summitate turris seu propugnaculi expositam, pro summa 50 flor.“ Actum in praetorio sandecensi feria II. ipso die Praesentationis B. Virg Mariae. Anno Domini 1678.
  710. Przy tej baszcie znajduje się wzdłuż muru podobny ganek z kamienia, na który wiodą schody kamienne.
  711. Brama młyńska już w XIV. wieku istnieć musiała, skoro Kazimierz Wielki na moc przywileju, wydanego w Krakowie 1. listop. 1368 r., pozwolił Sandeczanom rozszerzyć tę bramę. Dr. Piekosiński: Kod. dypl. małop. T. III. p. 357.
  712. Act. Castr. Rel. T. 114. p. 744. anno 1618.
  713. Od Kamienicy aż do Dunajca rozciągał się podwójny mur, z których wewnętrzny był grubości przeszło metr, zewnętrzny zaś co najmniej 2½ metra, a cała przestrzeń między obydwoma murami, wynosząca 7 metrów, była napełniona ziemią aż do samego wierzchu, tak iż (jak się utrzymała jeszcze dotąd tradycya) kilka wozów mogło obok siebie swobodnie jechać.
  714. Brama węgierska odległej sięga starożytności, już bowiem w r. 1488 znajduję wyraźną o niej wzmiankę. Act. Scab. T. 1. p. 21.
  715. Forszt — dyl, deska, tarcica.
  716. O budowie baszty węgierskiej przechował się długi i szczegółowy rejestr w archiwum miejskiem: „Incipitur regestrum fortalicii per famatos dominos consules protunc residentes: Bartholomeum Gruczka proconsulem, Felicem Strasz artium bacalaureum et notarium antiquum. Josephum Milner, Nicolaum Librant, Petrum Piwniczny, Simonem pannitonsorem comparatum. Qui ex Sancti Spiritus gratia inflammati atque illustrati, unanimi consensu veteranorum consulum tociusque communitatis ad id accedente, cupientes itaque defensioni maiori huius civitatis providere, eandemque bene munitam suis posteris relinquere, et ut fama memoriaque suorum posterorum longe lateque per orbem commendabiliter diffunderetur, valeatque uberius per posteros nostros muniri, edificari atque celebrius predicari, fortalicium penes portam hungaricalem novum cepimus edificari. Quod per magistrum Albertum de Libusza feria II. post festum sanctorum Apostolorum Petri et Pauli inchoatum edificari fundamentaque iacere eiuscem fortalicii incepit anno Cristiane Salutis 1555. Quorum Deus omnipotens sua clementissima gratia principum adiuvare consilioque ad finem perducere dignetur.“ Z powyższego zapisku i dalszego szczegółowego rejestru widzimy, że budowa tej baszty z cisowego kamienia trwała od 1. lipca 1555 do 6. marca 1557 r. Rysunek baszty wykonał Szymon Kozielski, pisarz miejski, który dostał zato 36 gr. Kamieni dostarczano z Jamnicy i Kunowa, wsi poblizkich Sącza. Wapno łamano w Paszynie i wypalano tamże: w r. 1556 wypalono go w dwóch piecach na jeden raz 66 korcy. Głównemu majstrowi, Wojciechowi z Libuszy, płacono tygodniowo po 30 gr.; kamieniarzom tygodniowo po 24 gr.; pisarzowi miejskiemu, który doglądał ustawicznie robót, tygodniowo także po 24 gr. Okna na baszcie zaopatrzono żelaznemi okiennicami; dach pokryto gontem i pomalowano olejną farbą. Ogólne wydatki wynosiły 177 grzywien 11 groszy 12 denarów, czyli 283 złp. 17 gr. 12 denar. (Regestrum provent. et distribut. civitatis Neosandec. an. 1555—1580. T. 101. p. 1—17). Aż do regulacyi dzisiejszej ulicy wałowej w jesieni 1895 r. sterczały jeszcze potężne szczątki fundamentów tej bramy i baszty.
  717. W latach 1640 i 1647 znajduję 7 domków pod murem miejskim, z których płacono po 1 złp. czynszu rocznego.
  718. Blanki — rodzaj wystawy w murach, czyli gzymsu.
  719. Porówn. Dodatki na końcu tomu I. nr I. i III.
  720. Domum. wydany na sejmie w Piotrkowie 10. maja 1567.
  721. Na sejmie warszawskim 12. marca 1631 r. Volum. Leg. III. 335.
  722. Distributa f. 335.
  723. Por. Annexa na końcu rozdziału.
  724. Acta Consul. T. 53. p. 466.
  725. Regestr poborowy na piechotę hetmańską, ułożony przez Jakóba Mogilańskiego i Ambrożego Jachimowicza, mieszczan sandeckich 6. kwietnia 1652.
  726. Pod tym wyrazem rozumiano ogólnie wszelką broń palną, tak ręczną jako i wałową. Zob. rzadkie dziś dzieło — Diega Uffana: Archelia t. j. nauka o strzelbie. Leszno 1643, in folio z 60 rycinami. — Diego Uffan był kapitanem artyleryi w Antwerpii. Dzieło jego najprzód po hiszpańsku wydane, później z niemieckiego na polskie przełożone.
  727. Szyszak — hełm, wysoka przyłbica żelazna.
  728. Obojczyk — część zbroi żelaznej okrywającej szyję.
  729. Pancerz — blacha żelazna na piersi.
  730. Halabarda — siekiera na długim drzewcu osadzona, kopia z okszą, bardysz.
  731. Rożen — szpada, narzędzie do pchnięcia, przebicia.
  732. Forma do rusznic — do odlewania kul.
  733. Zbroja biała, światła — polerowana, błyszcząca.
  734. Zbroja czarna, szmelcowana — czarno pociągnięta.
  735. Glewia — dzida, włócznia.
  736. Rohatyna — włócznia z szerokiem ostrzem, na długiem drzewcu osadzona.
  737. Szefelin — włócznia, oszczep.
  738. Kusza czyli samostrzał — przyrząd do rzucania strzał i wogóle pocisków, naciągany hewarem (z niem. Heber) lub lewarem. Już starym Grekom i Rzymianom znaną była kusza, catapulta, palintona, onager, tormentum, ballista.
  739. Krzos — krzesiwo, zapomocą którego wzniecano ogień do podpału rusznic.
  740. Miartuch — miareczka do prochu strzelniczego.
  741. Kapelusz — przykrycie głowy z blachy.
  742. Sulica — dzida długa.
  743. W dawnych aktach miast polskich XVI. i XVII. w. przechowało się nie mało zapisków o ówczesnej zbroi. W zbrojowni miejskiej w Tarnowie, tak ratusznej jako i cechowej, znajdowało się w r. 1555 między innymi rynsztunkami: Działo wielkie, hakownic wielkich 23, mniejszych 25, kul żelaznych do hakownic kóp. 27, kul ołowianych kóp 20, form do kul żelaznych 15, prochu kamieni 20, flaszek na proch 21, harkabuz (strzelb) 3, rusznic 8, mieczów 9, kapalinów (hełmów) 17, przyłbic 10, tarcz rackich (husarskich) 12, halabardów 17, oszczepów 19, drzewców osadzonych z proporcami 20, kos spiżowych 8, żelaznych 4, chorągwi 5, bębnów miedzianych 4, zbroi pancerzowej (z miskami czyli misiurkami, obojczykami, napierśnikami, szorcami i nakolankami) na 32 pachołków... Z aktów miasta Tarnowa.
  744. Szychtarz, syftarz, sychtarz, od niem. Schaft, wyrabiał łoża czyli osady do broni palnej, tudzież wszelką przynależytość do niej.
  745. Lubryka albo rubryka, z łać. ruber — ciesielska glinka, substancya z ziemi czerwonej.
  746. Distributa extraordinaria an. 1626 f. 91.
  747. Refa, ryfa, rechwa — obręcz.
  748. O budowie puszkarni przechowały się szczegółowe zapiski w księdze wydatków 1623 r. Pod r. zaś 1635 zanotowano: „Za obręcz do puszkarni na wał i czop, kiedy daliśmy prochy robić, 1 złp. 18 gr.“ Niestety nigdzie nie ma wzmianki, gdzie stała owa puszkarnia.
  749. Dyaryusz kupiecki Jerzego Tymowskiego, o którym bliżej w rozdz. VII. i VIII.
  750. Pod rokiem 1644 zanotowano: „Za lnianki na knoty do strzelby 1 złp. — powroźnikowi od robienia tych knotów 18 gr.“
  751. Huczek — radosny albo swawolny okrzyk.
  752. Distributa f. 113, 138.
  753. Morowe powietrze grasujące na Węgrzech.
  754. Proporzec — chorągiew, sztandar.
  755. Troki — rzemienie.
  756. Distributa f. 201.
  757. Distributa f. 219.
  758. Diese Stadt war vor alten mit Mauern umgeben, die aber an der Seite des Dunajec Flusses gegen Untergang gänzlich eingefallen, überhaupt aber gar sehr beschädigt und baufällig sind. Denen Bürgern sind Kraft Privilegii so viele Gründe udn Dörfer bloss zur Unterhaltung dieser mauern zugegeben worden, von welchen Einkünften aber sichbarlich nicht das mündeste hierauf verwendet worden. (Inventarium oder Hauptverzeichniss aller hier kreissigen so wohl zur Emporhebung geeignet, als nicht geeigneten Städten und Märkten, nebst ihren Bemerkungen vom 29. December 1786).
  759. Owa baszta domaga się koniecznej naprawy. Rada miejska 8. listop. 1881 i ponownie 23. lut. 1884 uznała potrzebę ochronienia starożytnej baszty przy zamku starościńskim przez odpowiednią renowacyę, naco plan i kosztorys miał być wypracowany. Dotąd jednak ów zamiar nie przyszedł do skutku. (!)
  760. Dokum. erekcyjny Nowego Sącza podaje w całości Rzyszczewski: Codex dipl. Polon. T. III. p. 155. Warszawa 1858.
  761. Na testamencie Stan. Puczkowskiego, pisanym w Nowym Sączu 14. czerwca 1521 r., figuruje między świadkami wikary kollegiaty, ks. Jan z Kesmarku: concionator theutonicalis. Tak samo w księdze wydatków miejskich pod r. 1562 znajduję osobną rubrykę: praedicatori Alemanorum et praedicatori Polonorum.
  762. Grabowski: Starożyt. wiadom. o Krakowie str. 32.
  763. Maraczewski: Dzieje Rzpl. T. IV. str. 10.
  764. Napływ Szkotów do Polski datuje się od drugiej połowy XVI. wieku, t. j. od wystąpienia w Szkocyi Jana Knoxa (ur. 1505, † 1572) i zwycięstwa kalwinizmu w tym kraju, wskutek czego prześladowani katolicy opuszczali swoją ojczyznę, i wtedy to nie mało kupców i rzemieślników szkockich osiedliło się nawet w miasteczkach mało i wielkopolskich.
  765. Liber susceptionis in eivitatem Neosandecensem ab anno 1613—1636. — W wymienionych latach znajduje ogółem 177 najrozmaitszych rękodzielników, którzy przybyli z różnych stron Polski do Nowego Sącza i tutaj przyjęli prawo miejskie. Zważywszy jednak na to, że w wielu przypadkach miejsce urodzenia wcale nie jest podane, można bez przesady liczbę owych przybyszów przyjąć na 300 z górą.
  766. Coroczny wybór cechmistrzów szewskich w Sączu kończono powyższą formułką.
  767. Opieram się tutaj wyłącznie na zapiskach sandeckich. Kto chce poznać gruntownie organizacyę dawnych cechów polskich, niech czyta Wł. Stesłowicza: Cechy krakowskie w okresie powstania i wzrostu. Kwartal. hist. rocznik VI. str. 277—333. — Bogata treścią jest również praca dra Klem. Koehlera: Dawne cechy i bractwa strzeleckie. Roczniki Towarz. Przyj. Nauk. T. XXV. Poznań 1899.
  768. W statutach cechów krakowskich znajdujemy niewątpliwie wyjaśnienie tego zwyczaju: „novumque nomen alias przemianek indere“ — „agnomina, quae przemianek dicuntur“. Acta historica T. VIII. 414 §. 2. — 554 §. 5. — 490 §. 9. — 521 §. 9. — 607 §. 6.
  769. Marta = kupiec; uz = człowiek: po turecku. Martahuz, martauz = ludokrajca, ludokradca, ludzioprzedawca. Sebastyan Klonowicz pisze w „Worku Judaszowym“ (1600 r.): „Ludokrajce w Węgrzech martahuzami zowią“. Tacy ludokrajcy z Węgier nawiedzali w dawnych czasach Polskę, kradli małych chłopców i uwodzili dziewczęta na sprzedaż Tatarom i Turkom.
  770. Eger, Erlau.
  771. Wskutek zwycięstwa pod Mohaczem w r. 1526, większa część Węgier stała się prowincyą turecką aż do 1686 r., dopiero pokojem karłowieckim w r. 1699 zrzekła się Porta Siedmiogrodu i Węgier.
  772. Glejt od niem. Geleit — list żelazny, salvus conductus. Glejty były zabytkiem prawodawstw średniowiecznych w całej Europie. Wydawano je nie tylko przestępcom i obwinionym, ale i jako karty bezpieczeństwa podróżnym. — W księdze wydatków miejskich pod r. 1641 czytam: „Czeladzi wędrownej szewskiego rzemiosła kontentacyi według zwyczaju dało się 12 gr.“ Distributa f. 57.
  773. Z niem. Wochenlohn — zapłata tygodniowa.
  774. Trybować od niem. treiben — pędzić, gonić.
  775. Cecha z niemieckiego Zeche, Zeichen — znak, znamię, zapomocą którego zwoływano pojedynczych członków na gromadę czyli zebranie.
  776. Oto dosłowne brzmienie tej uchwały podług ówczesnych zapisków: „Za tych czechmystrzow uchfała: zchodzka we styrzy nyedzyele w ponyedzyałkowy dzyeny; kiedy ktory mystrz za czechą nye przydzye albo sye czechmystrzowy nye opowye, tedy gros winy; kiedy kto na załomszy nye bedzye, tedy gros winy.“
  777. Smoły bednarzom dostarczali z poblizkich wiosek smolarze (picariatores); węgli zaś cechowi kowalskiemu węglarze (carbonistae).
  778. Kabat — więzienie lżejsze w ratuszu.
  779. Firowie od niem. Führer, wódz.
  780. Deka — nakrycie z czarnego sukna, którem okrywano trumnę zmarłego lub katafalk na mszy żałobnej. Taka deka bywałą nieraz z drogiej materyi. I tak n. p. szewcy w r. 1599 kupili na dekę aksamitu 15 łokci za 35 złp., do tego muchairu za 6 złp. 6 gr.
  781. Act. Castr. Rel. T. 110. p. 519.
  782. Na każdem naczyniu świeżo zrobionem wybijano gmerk.
  783. Księgi cechu bednarskiego z lat 1548—1684. — Bednarze doleatores, stolarze mensifices, stelmachy currifices, kołodzieje rotifices, tokarze tornatores, snycerze sculptores, szklarze vitreatores, kopijnicy hastarii, cieśle carpentarii.
  784. Rzeźnicy z wiosek poblizkich, zwani kijakami (advenientes laniones alias kijaki), bo na kijach sprzedawali mięso.
  785. Marlice, marlina — zdechlina, skóra z zdechlaka. — W roku 1626 obwoływano w Sączu, „aby kijacy nie wozili marliny do miasta na targi, jedno żywcem wodzili, bo bydło miejscami odchodziło“ (zdychało).
  786. Po dziś dzień kuśnierki w niektórych miastach biorą czynny udział w rzemiośle, barwisto wyszywając kożuchy, lub przewłóczając barwistymi rzemykami. Za ten trud, zdaje się, miały dawniej prawo uczestniczyć w braterskich biesiadach.
  787. Wolnica (liberum forum) była na korzyść pospólstwa, czyli wolno było obcym przybywać i sprzedawać towary, zwłaszcza mięso, skóry itp. Stąd to wyrażenie: jarmark z wolnicą czyli sprzedażą przez obcych. W Krakowie dotąd miejsce takiej sprzedaży zwie się: „na wolnicy“.
  788. Act. Scabin. T. 55. p. 723.
  789. Brama, bramka — listwa u szaty, obłoga, galon.
  790. Ziele białe — czosnek.
  791. Lwowska ryba — wyzina i szczupaki.
  792. Miodownik — ciasto miodem przyprawne, piernik.
  793. Zwyczaje te cechowe kuśnierze w Starym Sączu jeszcze po dziś dzień w części zachowują, a brackie piwo każda kuśnierka przenosi nad wszelkie zabawy — taka tam wesołość i ochota.
  794. Księgi cechu kuśnierskiego z lat 1570—1697.
  795. Dąb — tak nazywano korę z drzewa, używaną do butów, wkładaną w napiętki.
  796. Bykowe — pierwotnie opłata do dworu za uwiedzenie dziewki, tu kara za przebywanie w bezżeństwie. Wzmiankę o podobnej karze napotykam także w ustawach cechów tarnowskich, kościańskich, a nawet poddanych włości tucholskiej.
  797. Laudum totius contubernii artis sutoriae die 20. maji 1602.
  798. Dzień św. Kryspina i Kryspiniana obchodzi Kościół rzymski 25. października i czci ich jako patronów szewskich.
  799. Księga cechu szewskiego z lat 1592—1693 in folio. — Szewcy sutores, rymarze corrigiatores, siodlarze sellatores.
  800. Liber actorum contubernii artis sartorum ab an. 1601—1700.
  801. Act. Scabin. T. 55. p. 453.
  802. Judicium necessario bannitum celebratum fer. II. post domin. exaudi proxima A. D. 1683.
  803. Kicz — węzeł związanych z sobą rokicin, gałązek gibkich.
  804. Regiel — zasówka w zamku.
  805. Szper — skryta sprężyna.
  806. Dreidorn — potrójne wyrznięcie, wycięcie w zębie klucza.
  807. Pograjcarz — znaczenie niewiadome tego wyrazu. Może to narzędzie, służące do odkorkowania butelek, lub pręt z żelazem do wyciągania kul ze strzelby?
  808. Głownia — szabla nieoprawna, brzeszczot, klinga.
  809. Wybruszyć — wyostrzyć.
  810. Taszka — pokrywka rękojeści miecza.
  811. Pochwa — pokrowiec czyli futerał na szpadę, szablę.
  812. Klinia z niem. Klinge — miecz, samo ostrze do szabli.
  813. Act. Castr. Rel. T. 109. p. 1860.
  814. Księgi cechu kowalskiego z lat 1576—1705. — Kowale fabri ferrarii, złotnicy aurifices, ślusarze serrifabri, kotlarze caldeatores, miecznicy gladiatores, konwisarze stannifusores, szychtarze pixidarii, sierparze falcifices, hamernicy cudifabri, zegarmistrze horologistae, paśnicy cingulatores, malarze pictores.
  815. Spłonęły w chwili pożaru w rynku 1637 r.
  816. Confirmatio contubernii mercatorum. Act. Castr. Rel. T. 110. p. 533. — Do tego cechu należeli: kramarze institores, aptekarze apothecarii, iglarze acuarii, mydlarze smigmarii, kaletnicy peratores, nożownicy cultrifabri, miodownicy mulsi venditores, korzeniarze aromatharii, materyalnicy i kitlarze.
  817. Na drewnianych lichtarzach.
  818. Jedno takie świadectwo, wydane w Tarnowie 1703 r. Marcinowi Lichoniowiczowi, wędrownemu towarzyszowi cechu rzeźniczego, znajduje się w oryginale u rzeźników w Nowym Sączu. Inicyał ozdobny, wszystkie wielkie litery malowane czerwono, całe wykonanie prawdziwie pyszne. Są tam rownież dwa podobne świadectwa tej samej osnowy, lecz drukowane: jedno wydane w Krakowie 1753 r., drugie we Lwowie 1769 r.
  819. W marcu 1607 r. cechmistrze rzeźników zaskarżyli przed starostą grodowym cechmistrzów szewskich dlatego, że skór u nich kupować nie chcieli. Urząd grodzki, pragnąc pogodzić obydwie strony, wysłał do cechu szewskiego szlachetnego Stan. Trezińskiego i Jakóba Drożdżaka z tem upomnieniem, ażeby po dawnemu kupowali skóry u miejscowych rzeźników. Przeciwko tej skardze zaprotestowali uroczyście cechmistrze szewscy, zasłaniając się tem, że według przyjętego zwyczaju od dawien dawna wykupili wszystkie skóry u rzeźników miejscowych i nadal je kupować pragną, byle tylko rzeźnicy posiadali ich dostateczny zapas, w przeciwnym razie skądinąd skóry sprowadzać muszą. (Act. Castr. Rel. T. 110. p. 1714—1715). — Podobne skargi zanosili też cechmistrze szewscy przeciwko rzeźnikom 1611, 1630 i 1646 r. Szewcy bowiem na mocy przywileju Stefana Batorego mieli monopol skór, t. j. im tylko wyłącznie rzeźnicy swe skóry sprzedawać mieli. Ale rzeźnicy, uchylając się od tego prawa, sprzedawali je od czasu do czasu komu innemu za granicę. Stąd też szewcy w obronie własnego interesu protestowali przeciwko temu jużto w grodzie, jużto w magistracie.
  820. Confirmatio ordinationis contubernii lanionum civitatis Novae Sandecz. Kopia łacińska i polska u rzeźników w Nowym Sączu.
  821. Księga cechu rzeźniczego z lat 1606—1668.
  822. Act. Consul. T. 53. p. 66.
  823. Z księgi tkackiej przechowały się zaledwie 2 wyrwane kartki z r. 1710, które na śmiecisko rzucone, dostały się do moich rąk. Na jednej z nich jest narysowana cecha i podane nazwiska 25 rękodzielników tegoż cechu.
  824. Oblata privilegii contubernii textorum neosandecensium. Actum in castro sandecensi fer. IV. in crastino Cirucumcis. Christi Domini 1641.
  825. Dwie zupełnie podobne cechy z tegoż roku przechowują się u szewców w Nowym Sączu.
  826. Lustratio proventuum civitatis Sandecensis an. 1615. Punkta dekretów komisarskich z strony liczby miasta Nowego Sądcza. Porówn. Annexa na końcu tomu I. nr. 26 i 27.
  827. Za dowód niech nam posłuży zapisek z czasów panowania Stefana Batorego: „In nomine Domini Amen. Anno Domini 1579 fer. VI. ipso die s. Dorotheae vel crastino divae Agathae: facta est slectio spectabilium et famatorum dominorum consulum huius civitatis Sandecensis residentium, per Magnificum Dom. Stanislaum Męnżyk de Puthniowicze, dapiferum terrae cracoviensis et capitaneum sandecensem. Qui sua personali prasentia in praetorio existens, elegit imprimis: in proconsulem dom. Petrum Piwniczny, in consules vero dom Melchiorem Libranth, Nicolaum Pełka, Nicolaum Stannifusorem. At antiquus consulatus secundum antiquam consuetudienm dom. Albertum Behr: advocatus vero cum scabinis dom. Joannem Greboviensem (Grybowski). Quos Deus omnipotens Spiritu suo sancto regere dignetur ad laudem et gloriam nominis sui et Reipublicae utilitatem.“ (Regestr. provent. et distribut. civit. Sandec. an. 1555—1580. T. 101. p. 579).
    Podobnie rzecz się miała z wyborami w XVII. wieku. I tak n. p. w roku 1651 starosta grodowy, Konstanty Lubomirski, wybrał: Wawrzyńca Szydłowskiego, Marcina Frankowicza, Joachima Raszkowicza i Jana Marcowicza; starzy rajcy obrali: Stanisława Olszyńskiego; a wójt z ławnikami obrał: Adama Łukowieckiego. (Act. Consul. T. 58. b. p. 322; T. 61. p. 1).
  828. Małmazya czyli wino małmaskie, tak nazywano w Polsce wina greckie, a wreszcie wogóle południowe, t. j. nie więgierskie, ani reńskie i francuskie, ale zabałkańskie, sycylijskie, kanaryjskie i hiszpańskie. Nazwa pochodzi od miasta Malwoazyi w Morei greckiej.
  829. Distributa f. 141.
  830. Distributa f. 139, 170, 2.
  831. Do takich długoletnich rajców należał: Andrzej Adamowicz 1616—1632, Jerzy Tymowski 1616—1628, Tomasz Pytlikoiwcz 1616—1623 i ponownie 1629—1636, Stanisław Rogalski 1629—1641, Paweł Użewski 1630—1643, Jakób Poławiński 1632—1647, Wojciech Bogdałowicz 1636—1665, Stanisław Wilkowski 1637—1665, Stanisław Olszyński i Wawrzyniec Szydłowski 1647—1668, Marcin Frankowicz 1647—1669.
    Zato pomiędzy ławnikami prawie co roku nowi figurują mężowie. I tak w roku 1651 Jędrzej Koszkowicz, wójt, Jędrzej Kitlica, podwójci, Jan Czechowicz, Jan Cyrys, Marcin Pijanowski, Ludwik Sławiński, Melchior Rymaj i Błażej Krężel, ławnicy. W r. 1653 Jędrzej Kitlica, wójt, Jan Ozdzic, podwójci, Walenty Barycki, Marcin Pijanowski, Sebastyan Żmijowski, Wawrzyniec Gadowicz, Szymon Błaszkowicz i Wojciech Gieszkowicz, ławnicy. W roku 1656 Stanisław Wilkowski, wójt, Wal. Barycki, podwójci, Jan Cyrus, Marcin Pijanowski, Wawrzyniec Delfinowski, Adam Kuźma, Wojciech Polichtowicz i Jan Żołądkowski, ławnicy.
  832. Juramentum Consulum Sandecensium an. 1552. Act. Castr. T. 5. p. 425. Jest to najdawniejszy zapisek polski z XVI. wieku. jaki znalazłem w aktach grodzkich sandeckich. Przytoczyłem go tutaj dosłownie, zmieniwszy samą tylko pisownię.
  833. Zapiski po polsku bardzo późno pojawiają się także w aktach miejskich. Pierwszy spis rzeczy po polsku Walentego, nożownika, spotykam 1542 r. Pierwszy spór po polsku Smocza przeciwko berowi 1565 r.
  834. Groicki: Porządek sądów i spraw miejskich prawa magdeburskiego w koronie pol. Kraków 1629. Dedyk. zacnie sławetnym panom Ichmościom sześciu miast: Krakowa, Sandcza, Kazimierza, Bochni, Wieliczki, Ilkusza (Olkusza).
  835. Distributa f. 88.
  836. Distributa f. 162. — Por. Annexa na końcu tomu I. nr. 25.
  837. Grabowski: Staroż. wiadom. o Krakowie str. 44.
  838. Act. Consul. T. 53. p. 1.
  839. Act. Consul. T. 53. p. 157.
  840. Codex diplom. Polon. T. I. p. 191.
  841. Engel Bernhard: Die mittelalterlichen Siegel des Thorner Rathsarchivs. Thorn 1894.
  842. Pieczęć miejska jedna i ta sama długo nieraz służyła; ale nabycie jej wcale kosztownem było, jak świadczy wyraźny zapisek burmistrza Stanisława Kopcia z roku 1649: „Za pieczęć publiczną, którą dałem robić w Warszawie, dałem 36 złp.: za prasę do wybijania tejże pieczęci 1 złp.“ (Distributa f. 73).
  843. Miasto Nowy Sącz, założone na gruncie wsi Kamienica w r. 1292, nazywano jeszcze z początkiem XIV. wieku: 1310, 1313, 1315 i 1317 pospolicie Kamienicą, Kemniz, Kamencia, Camenicia. Porówn. Dra Piekosińskiego: Kod. dypl. małop.
  844. Starożytności galicyjskie. Lwów 1840, str. 43.
  845. Akta grodzkie i ziemskie. T. IX. p. 5. Lwów 1883.
  846. Distributa f. 103.
  847. Lustracya woiewództwa krakowskiego, ks. 16. fol. 210. Civitas Sandecz 1564. Archiw główne w Warszawie.
  848. Był opatem sandeckim od 1586—1620, umarł opatem hebdowskim 3. marca 1627 r.
  849. Distributa f. 237, 93, 105.
  850. Zygmunt Palczowski, zięć Jerzego Stano, starosty sandeckiego. Anno 1629 Georgius Stano inscribit Sigismundo Palczowski 2700 flor. polon. Act. Castr. Sandec. Inscr. T. 44. p. 599.
  851. Distributa f. 77, 101, 134, 159.
  852. Distributa f. 109, 137, 8.
  853. Distributa f. 9, 175.
  854. Kazimierz Wielki zaliczył Nowy Sącz w r. 1365 do tych 6 miast, w których mianowani przez Króla rajcy stanowili najwyższą królewską instancyę sądową. Do tych miast należał także Kraków, Bochnia, Wieliczka, Olkusz i Kazimierz (pod Krakowem). Sądy te wyszły z uźycia dopiero za Władysława IV., gdy w roku 1643 upowszechniła się apellacya do sądu zadwornego asesorskiego.
  855. W wyprawie Batorego pod Połockiem i Wielkiemi Łukami brał udział Stan. Mężyk na czele własnej roty, złożonej ze 150 koni. Konst. Górski: Pierwsza wojna z wiel. księstw. moskiew. za Batorego, str. 102. — Druga wojna Batorego. Bibl. Warsz. r. 1892. T. IV. str. 15.
  856. Regestr. provent. et distrib. civit. Neosandec. an. 1555—1580. T. 101. p. 610, 625.
  857. Wojewoda sandomierski, hetman polny koronny, barski, buski i kowslski starosta.
  858. Częste o nim spominki w księdze cechu szewskiego 1630—1642 r.
  859. Distributa f. 160.
  860. Distributa f. 69.
  861. Distributa f. 378, 114, 159.
  862. Władysław IV. zatwierdził w r. 1643 cech krakowskich muzykantów: Contubernium unitae companiae musicantum — Cymbalistarum, Serbistarum aliorumque non ex arte, sed rudi Minerva thyras chordas, cymbala tangenrium. Należeli do nich także dudarze i szyposze (od węgier. sipos), grający na piszczałce lub innym dętym instrumencie.
  863. Distributa f. 227—228.
  864. Putnia mieściła w sobie blizko ćwierć dawnego korca polskiego.
  865. Distributa f. 19, 24, 26, 28.
  866. Constitucio provisorum laborum civilium vulgo Lanarow fer. II. ante festum s. Stanislai in Mayo A. D. 1566 in praetorio civitatis sandecensis ad annum, ubi spectabilis senatus Stan. Grabka e medio sui elegerunt, advocatus vero cum scabinis et czechmagistris virisque senioribus adiuncti Joan. Tuchowsky, quorum pro salario per marcas 10, si eorum diligentiam considerabunt, assignaverunt. Regestr. T. 101. p. 329.
  867. Distributa f. 429, 88, 210, 211.
  868. Mam pod ręką ustawy lunarów tarnowskich z r. 1623, nadane tymże przez Teofilę z Szczekarzewic księżnę Ostrogską, kasztelankę krakowską. Z nich dowiaduję się, że za pracę pobierali kwartalnie salarium 4 złp., a więc podobnie jak w Nowym Sączu.
  869. Surma w rodzaju trąbki, piszczałka turecka, po turecku zwana surna, rozpowszechniona w Polsce w XVI. i XVII. wieku.
  870. Famati Consules Josephum Nyeskowsky eivem sandecensem in tibicinatorem in annum integrum susceperunt, qui in tibicinis alias szalamyeye tribus vicibus debebit tibicinare in diluculo, in meridie et pro bona nocte, et unus semel post tactum hore debebit se reclamare in tuba, cui per 20 grossos debent solvere. Regestr. T. 101. p. 150.
  871. Pieśń ta dostała się od Niemców i jest prawie dosłownem tłómaczeniem niemieckiej pieśni, używanej w niektórych miastach aż do najnowszych czasów:
    Ihr lieben Herren, lasst euch sagen,
    Die Glocke hat zehn geschlagen;
    Verwahrt das Feuer und auch das Licht,
    Damit dem Nachbar kein Schaden geschicht,
    Und lobet Gott den Herrn.
  872. Na mocy przywileju pobierało miasto od każdej tratwy, spławianej Dunajcem, trzynastą tarcicę lub drzewo; dochód ten wydzierżawiano.
  873. Częste powodzie w XVI. i XVII. wieku, jako to: w r. 1572, 1580, 1617 i 1628 zabierały most na Dunajcu, wskutek czego i dochody z mostowego ponosiły uszczerbek.
  874. Regestra perceptorum et distributorum an. 1620—1657. Zadałem sobie dużo arcymozolnej pracy, a rachując z pojedynczych miesięcy i lat złote i grosze (z wykluczeniem samych tylko nielicznych tu i owdzie szelągów, których 16 szło na jeden grosz), doszedłem do powyższego rezultatu. I możnaby tu powtórzyć wierszyk, który znalazłem na okładzinie księgi wydatków miejskich pod r. 1639:
    Non jacet in molli veneranda scientia lecto,
    Illa sed assiduo parta labore venit.
  875. Z niem. Bleichantheil.
  876. Stąpor, stępor — tłuk, długa sztuka drzewa u spodu zaokrąglona, która podniesiona przy pomocy wału palczatego, spadała na dół i prała płótno.
  877. Privilegium Casimiri Regis de data Cracoviae an. 1465, quo civibus et incolis in Sądecz in ipso oppido canalia aquarum facienda, construenda et erigenda, nec non aquam ad eadem undecunque de agris ae montibus decurrentem dirigendam et trahendam, plenam et omnimodam ac irrevocabilem libetatem dat, confert, concedit. Przywilej ten nie dochował się w całej swej osnowie do naszych czasów. Jedynie w zapiskach kollegiaty jest przechowane streszczenie jego. (Eccles. colleg. sandec. fundatio. dotatio. erectio. Volum. II. p. 54) Ponowny przywilej wystawił Zygmunt August w r. 1556: Facultas civibus Sandecensibus ducendi aquam subterraneis canalibus ad civitatem Sandecensem ex quibusvis rivulis scaturientibus et fluviis decurrentibus.
  878. Stoszyby z niem. Stossscheiben, zowią się kółka żelazne pod klińcami na dunalach i sworzniach.
  879. Regestr. provent. an. 1555—1580. T. 101.
  880. W najdawniejszych dokumentach nazwę rzeki Łubinki pisano: Olbinka, Elbinka, Lubinka.
  881. Prawo magdeburskie (jus municipale magdeburgense) zwano też prawem saskiem, (Speculum Saxonum). Najstarsze dokumenta zowią prawo saskie teutońskiem, t. j. niemieckiem albo też średzkiem (jus sredense) od miasta śląskiego Środy (Neumarkt, Novum Forum), które już w r. 1214 otrzymało toż prawo.
  882. Z franc. château lave, męczarnia, katusza.
  883. Sądy zadworne asesorskie odbywały się pod przewodnictwem kanclerza, z udziałem asesorów z kancelarii królewskiej i od stanów.
  884. Przed rokiem 1643 czytam w księdze wydatków miejskich: „Pan Jerlicz z 8 sługami Stan. Lubomirskiego, wojewody krakowskiego, przywieźli czterech zbójców. Stracono 3 zbójników — instygator na dwóch instygował, zaco za pozwoleniem wójta dostał 2 złp.“ Podobnych zapisków nie mało.
  885. Pręgierz — słup stojący przed ratuszem, pod którym kat ścinał głowy skazanych na śmierć i smagano przestępców. Do słupa tego przywiązywano oszustów dla pokazania ich ludowi i winowajców skazanych na hańbę publiczną, na piętnowanie lub „wyświecenie“ czyli wygnanie z miasta.
  886. Distributa f. 152—153.
  887. Distributa f. 76.
  888. Kołaczkowski: Wiadomości o fabrykach i rękodziełach w dawnej Polsce. Warszawa 1881, str. 16. — Łepkowski: Broń sieczna. Kraków 1857, podaje rysunek miecza katowskiego bieckiego cechu katów (w magistracie Biecza).
  889. Distributa f. 76. — Czasami posyłano po mistrza aż do Sandomierza lub do Kesmarku na Spiżu.
  890. Actum in praetorio sandecensi fer. VI. post fest. conversionis sancti Pauli proxima die 31. Januarii A. D. 1653. Acta Scabinalia T. 64. p. 12.
  891. Roskovány w dyec. koszyckiej na Węgrzech.
  892. Actum in praetorio sandecensi fer. II. ante fest. s. Joan. Baptistae A. D. 1654. Act. Scabin. T. 64. p. 27.
  893. Distributa f. 195.
  894. Judicium expositum de necessitate bannitum celebratum in praetorio sandecensi per advocatum et 7 scabinos juratos fer. II. post dominic. exaudi proxima A. D. 1655. Act. Scabin. T. 64. p. 50.
  895. Krajczym koronnym był wówczas Konstanty Lubomirski, starosta grodowy sandecki.
  896. Judicium necessario bannitum expositum in praetorio sandecensi fer. IV. ante fest. s. Joannis Bapt. proxima A. D. 1657. Act. Scabin. T. 64. p. 98.
  897. Act. Scabin. T. 64. p. 109, 113.
  898. Act. Scabin. T. 64. p. 274.
  899. Act. Scabin. T. 64. p. 312.
  900. Act. Scabin. T. 64. p. 320.
  901. Zdarzyło się nieraz, że narzeczony swej narzeczonej, albo odwrotnie narzeczona swemu narzeczonemu mogła uprosić uwolnienie od kary śmierci. W Niepołomicach Teresa Kącka, córka Józefa Kąckiego, tamtejszego obywatela, podłożyła ogień (1689 r.) w dwóch domach. Zgorzał Wojciech Nawrocki i Benedykt Włodarczyk. Oskarżona przyznała się dobrowolnie, że nie uczyniła tego z namowy ludzkiej, ani z namowy młodzieńca, co się jej zalecał, jeno w szaleństwie, bo się jej coś w głowie stało. Została zato skazana na ścięcie w rynku pod pręgą. Wyrok podpisał Stefan Karmiński, starosta wiśnicki. Poczem następujący dołączony dopisek: „Ponieważ ta panna z Niepołomic skazana na gardło, ale że mnie zaszły wielkie instancye, tak duchownych jako i miejskich osób, tudzież całego miasta: Tedy poważąjąc instancye te tak poważne, daruję ją gardłem, z tą jednak kondycyą, żeby poszła zaraz do kościoła z tym młodzieńcem, który ją odprosił i o jej dożywotną przyjaźń konkurował, ażeby z sobą w kościele świętym ślub wzięli. Co utwierdzam ręką własną. Stefan Karmiński, starosta wiśnicki.“ (Nowy Wiśnicz — Acta nigra malefactorum).
  902. Judicium criminaliter bannitum in squalidioribus carceribus praetor neosand. Act. Scabin. T. 64. p. 385—387.
  903. Act. Scabin. T. 64. p. 475.
  904. Judicium necessario bannitum in praetorio sandecensi fer. VI. post dominic. exaudi proxima A. D. 1657. Acta Scabin. T. 64. p. 73.
  905. Act. Scabin. T. 64. p. 338.
  906. Act. Scabin. T. 64. p. 353, 509.
  907. Act. Scabin. T. 22. p. 270.
  908. Act. Scabin. T. 64. p. 333, 385, 448, 350, 491.
  909. Act. Scabin. T. 64. p. 302, 322, 429, 455.
  910. Distributa f. 84.
  911. Żele t. j. małe kotły już za Jagiellonów były w używaniu konnicy polskiej.
  912. Petercyment — wino hiszpańskie.
  913. Altembas — materya jedwabna grubo tkana ze złotem; w tureckim altyn = złoto, bas = materya.
  914. Muchair — materya wenecka, turecka, niemiecka.
  915. Act. Consul. T. 61. p. 56.
  916. Cętka — blaszka u pasa.
  917. Act. Scabin. T. 63. p. 81—95.
  918. Act. Scabin. T. 63. p. 115.
  919. Act. Scabin. T. 63. p. 618.
  920. W XVI. i XVII. wieku rządy świeckie, tak w katolickich jak i protestanckich krajach, tysiące mniemanych czarowników i czarownic sądziły i okrutnie ścinały, aż wreszcie w r. 1631 ks. Fryderyk Spee S. J. z wielką powagą wykazał głupotę i nieludzkość procesów o czary w swem gruntownem dziele: Cautio criminalis seu de processibus contra sagas. Drugie wydanie tego dzieła wyszło w Poznaniu w r. 1647.
  921. Act. Scabin. T. 22. p. 326.
  922. Distributa f. 26.
  923. Jest tu mowa o tym samym niedokończonym kościele w Nowym Sączu, który w r. 1732 Klaryski starosandeckie sprzedały OO. Pijarom, a ci podnieśli mury jego i przybudowali przy nim swoje kollegium. — W roku 1737 wypłacili Pijarzy za te niedokończone mury Klaryskom 3000 złp., jak świadczy osobny akt, oblatowany w grodzie sandeckim (Acta Castr. Rel. T. 159. p. 1011).
  924. Act. Scabin. T. 64. p. 399—419. — Cały ten tom z lat 1652—1684, o 521 str. in folio, wraz ze wszystkiemi zeznaniami winowajców jest nadzwyczaj ciekawy.
  925. Act. Consul. T. 26. p. 115.
  926. Act. Consul. T. 26. p. 154.
  927. Act. Consul. T. 26. p. 299.
  928. Dokładny opis tej staropolskiej zbroi podałem w tomie I. str. 57. nota 6.
  929. Szynal — gwóźdź do obijania szyn kołowych.
  930. Jan Stadnicki, dziedzic dóbr Janczowej w Sandeckiem, burgrabia zamku sandeckiego 1661—1683.
  931. Ex protocollo aetorum officii consularis neosandecensis an. 1680—1683.
  932. Pieczęć sądu komisarskiego sześciu miast (wymienionych w rozdziale III.) podaje Adam Chmiel. Wiadom. numizm. T. III. Kraków 1898, str. 342.
  933. Ex protocollo decretorum judicii provincialis supremi magdeburgensis castri cracoviensis. Na pieczęci, dobrze zachowanej, głowa otoczona gwiazdkami, w otoku napis: „Sigillum Juris Supremi Teutonici Castri Cracoviensis.“
  934. Rządził opactwem sandeckiem w latach 1620—1633, umarł w Krakowie 23. lut. 1633, jak świadczy Starowolski: Monum. Sarmat. p. 157.
  935. Act. Consul. T. 52. p. 191, 292, 301.
  936. Act. Consul. T. 53. p. 55, 57.
  937. Act. Consul. T. 53. p. 107.
  938. Act. Scabin. T. 54. p. 159.
  939. Act. Scabin. T. 22. p. 171.
  940. Act. Scabin. T. 54. p. 91, 108, 128.
  941. Te wszystkie przedmiejskie kościoły, zniesione pod koniec XVIII. wieku, odległej sięgały starożytności. I tak o kościele św. Wojciecha posiadam pewną, na dokumentach opartą wiadomość już w roku 1303. — Przy kościele św. Mikołaja mieszkali pierwotnie przez czas jakiś OO. Norbertanie w r. 1409. — O kościele św. Krzyża wspominają akta miejskie w latach 1499 i 1535. — O kościele szpitalnym św. Walentego najdawniejszą wzmiankę napotykam w roku 1541, lecz istniał on niezawodnie już pod koniec XV. wieku skoro w roku 1490 stał już szpital trędowatych (leprosorum), którzy przy kościele św. Walentego „trans portam hungaricalem in suburbio majori“ po wszystkie czasy, jak skądinąd wiadomo, odprawiali swe nabożeństwa. — Rozebrano również do szczętu wspaniały kościół Franciszkanów po r. 1789.
  942. Archiw. kapitulne przy katedrze krakow. ks. IX. in fol.
  943. Przy wszystkich kościołach sandeckich, wymienionych powyżej, grzebano umarłych aż do roku 1784. Matrica vel consignatio sepultorum in insigni ecclesia colleg. sandec. an. 1777—1784. — Przy kopaniu fundamentów pod kamienicę obok kościoła farnego w lipcu 1897 r. wydobyto ogromne stosy kości umarłych, które przewieziono na cmentarz.
  944. Tak nazywano powszechnie Norbertanów, mieszkających przy kościele św. Ducha.
  945. Distributa f. 502, 47, 34, 60—62, 35.
  946. Kornet z włoskiego cornetto, piszczałka z rogu, róg do trąbienia. Kornecista, grający na kornecie. — Puzanista, trębacz na puzanie czyli trąbie.
  947. Distributa f. 84, 145, 250, 38.
  948. Regestr. expens. eccles. colleg. sandec. an. 1697.
  949. Distributa f. 69, 7—10.
  950. Distributa f. 40.
  951. Act. Scabin. T. 63. p. 751.
  952. Był nim podówczas Tomasz Oborski, biskup laodycejski, sufragan krakowski.
  953. Distributa f. 251.
  954. Zobacz powyżej str. 62.
  955. Distributa f. 82.
  956. Act. Scabin. T. 54. p. 121, 120, 172.
  957. Maciej Rak, krawiec, zięć Wincentego Kłodawskiego et nobilis Zusannae de Kruczów.
  958. Act. Scabin. T. 55. p. 794, 796.
  959. Dziekan sandecki, proboszcz grybowski i dobczycki 1627—1647, archidyakon sandecki 1648—1659.
  960. Piastował tę godność od r. 1642—† 1653.
  961. Ecclesiae Chomranicensis Liber Memorabilium. saec. XVII.
  962. Długi spór i proces między miastem a wikarymi o podatki, których płacić nie chcieli w latach 1647 i 1673, obejmuje 66 stron in folio. Ex protocollo actorum Nicolai Oborski episc. laodicensis suffraganei cracoviensis extractum.
  963. Tridentinum: Sessio XXII. Decretum de Reformatione cap. XI.
  964. Act. Consul. T. 53. p. 20.
  965. Wypadek ten wpisał do księgi wydatków Andrzej Adamowicz, burmistrz: Panu Janowskiemu, praktykowi, który był instygatorem od wszystkiej rzeczypospolitej przeciwko panu Wojciechowi Łopackiemu, rajcy sandeckiemu, dla którego występku przeciwko Jegomości księdzu oficyałowi i kaznodziei naszemu słowa Bożego w dni święte i niedzielne słuchać nie mogliśmy, dało się za promowowanie tej sprawy, która się pro informatione do sądu Króla Jegomości wytoczyła, 3 złp.“ (Distributa anni 1632 f. 77).
  966. Act. Consul. T. 53. p. 22.
  967. Act. Consul. T. 53. p. 29—33.
  968. Act. Consul. T. 53. p. 295.
  969. Act. Consul. T. 53. p. 359, 368, 377.
  970. Bacca laurea, bobek wawrzynowy, stąd baccalaureus, bakałarz, nauczyciel szkoły. W aktach sandeckich XVII wieku nazwę bakałarza wyrażano także: magister scholae, scholirega, director, rector scholae, scholiger, institutor juventutis.
  971. Dokum. pergam. w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr. 943.
  972. Niektóre księgi miejskie i cechowe w Nowym Sączu z XVI. i XVII. wieku, oprawione są nutami pergaminowemi z tekstem łacińskim z XV. wieku. Uderza w nich piękne i staranne pismo z inicyałami czerwonymi: były to prawdopodobnie nuty uczniów dawnej szkoły sandeckiej.
  973. W aktach rządowych z r. 1783 nazywano jeszcze szkołę sandecką: „Lateinische Schule“.
  974. Distributa f. 97, 153, 48.
  975. Obszerne statuta vicariorum, o 28 stron. in folio, zatwierdził ponownie Konstanty Szaniawski, biskup krakowski, na swej wizycie kanonicznej w Nowym Sączu 19. czerwca 1725.
  976. Distributa f. 107.
  977. Distributa f. 84.
  978. Był później proboszczem grybowskim i kustoszem kolleg. sandeckiej (1666—1683).
  979. Muczkowski: Statuta nec non liber promotionum in univer. jagellon. ab an. 1402—1849. Cracoviae 1849. p. 311, 316, 326, 327, 333, 345.
  980. Reformationis Radivilianae Visitationis Decreta. Archiw. kolleg. Vol. II. p. 39, 47.
  981. Mik. Zalaszowski: Jus Regni Poloniae T. I. p. 419—420. in fol. Varsaviae 1741.
  982. Zwyczaj ten istniał od r. 1456, kiedy Paweł murarz zapisał w testamencie po wiardunku (12 groszy) w suchedniówki 4 uczniom szkolnym, którzy, ubrani w kapki, mieli księdza prowadzić, ilekroć Najśw. Sakrament niósł do chorego. (Dokum. niem. podaje dosłownie Szcz. Morawski: Sądecczyzna II. 217).
  983. Archiw. kolleg. sand. Volum. I. p. 20.
  984. Piastował 9 razy godność rektora Akademii krakowskiej; zmarł w r. 1582.
  985. Oryginał tego dokumentu, wydany przez ks. Andrzeja Przecławskiego, scholastyka i wikaryusza generalnego krakowskiego, znalazłem pomiędzy starymi aktami w archiwum miejskim. Na pieczęci, dobrze zachowanej, przedstawiony jest w środku herb Glaubicz, w otoku zaś napis: Andreas Przeczlawski Decanus.
  986. Act. Castr. Inscrpt. T. 62. p. 932.
  987. Actum in praetorio sansecensi sub judicio necessario bannito fer. II. pridie festi translationis s. Stanislai die 26. septemb. A. D. 1644. — Fundusz ten, „Bureana Fusoriana“ podówczas zwany, istnieje po dziś dzień. Podobne Burkany, borkany, czyli fundusze pro studiosa juventute, były i po innych miastach polskich, mianowicie w Krakowie, gdzie od pierwszego założenia swego, ks. Stan. Borka, kanonika krakowskiego († 1556), przyjęły nazwę „Borkarny“.
  988. Actum in praetorio sandecensi fer. VI. ante fest. Nativit. s. Joan. Bapt. proxima A. D. 1641.
  989. Act. Castr. Pretocol. Rel. nr. 206. p. 136.
  990. Act. Castr. Rel. T. 157. p. 1635—1640.
  991. Ks. Józef Putanowicz: Stan studii wewnętrzny Akademii krakowskiej, przytoczony w dziele Łukaszewicza: Histor. Szkół w Koronie. T. III. str. 282, 471. Poznań 1851.
  992. W. r. 1783 istniała jeszcze colonia academica w Nowym Sączu. Następnego roku otwarto w Galicyi kilka szkół normalnych, a między innemi także w Nowym Sączu. Gimnazyum nowosandeckie istnieje dopiero od r. 1818.
  993. Rodem z Pilzna, prima laurea insignitus an. 1597. Muczkowski p. 249.
  994. Rybałt z włoskiego ribaldo, rubaldo, żak psalmista, śpiewak kościelny lub wędrowny. Wyższy stopień śpiewaków klasztornych lub kollegiackich miał nazwę Kantorów; z rybałta bowiem szedł dopiero na Kantora, czyli stałego przy kościele śpiewaka. — Rybałtów nie słusznie mieszano z Klechami. Już bowiem na początku XVI. w. sługę kościelnego na wsi, u nas w Polsce, nazywano Klechą; zarządzał on także szkołą wiejską, gdzie uczył żaków czytać, pisać i śpiewać.
  995. Act. Consul. T. 26. p. 596; T. 29. p. 244.
  996. Kazimierz Wójcicki: Stare gawędy i obrazy. T. III. str. 289—295. Warszawa 1840.
  997. W r. 1617 przybył z Bobowy do Nowego Sącza rzeźnik, Jan Zięba, i przyjął prawo miejskie.
  998. Volum. Leg, T. II. p. 192.
  999. Gędźba — muzyka; gędziebny — muzyczny.
  1000. Specyalnym organmistrzem był tu Jakób Kofemberk, „patricius Cracoviensis artis organariae magister“, który w r. 1632 przyjął prawo miejskie.
  1001. Rogalski był organistą przy kollegiacie sandeckiej od r. 1627 do 1647; rajcą 1629—1641, zmarł w r. 1660. — Łukowiecki rajcą 1646—1654, † 1655. — O Rolce wspominają akta miejskie od roku 1639—1661.
  1002. Rządził opactwem sandeckim w latach 1633—1640. Potem opuścił zakon i został plebanem w Jakóbkowicach w Sandeckiem.
  1003. Act. Castr. Inser. T. 46. p. 829, 1938.
  1004. Metric. baptis. eccles. colleg. sandec. an. 1648—1654.
  1005. Act. Scabin. T. 65. p. 242. sub anno 1656.
  1006. Actum in praetorio sandecensi fer. II. ante fest. s. Thomae Apost. proxima A. D. 1704.
  1007. Por. tom I. str. 87.
  1008. Kuna była to kara zamknięcia w obręcz żelazną, założoną na szyję. Istniała zaś nie tylko po klasztorach, lecz także przy drzwiach kościelnych, przed ratuszem miejskim, po zamkach i u cechów rzemieślniczych, a nawet w synagogach żydowskich.
  1009. W oryginale stoi tam właśnie: „jeśli się pod rózgami t. j. wiechami pokazała“. W dawnych czasach nie używano w miastach szyldow piasnych lub malowanych, ale umieszczano godła i znaki rozmaite. Tak n. p. nad piwiarnią pomieszczano wiechę zieloną.
  1010. Wzorzysty — wyszywany, tkany w rozmaite kolory, kwiaty.
  1011. Privilegium consulum sandecensium Viduis Matronis concessum A. D. 1602. MS. w bibl. Ossolińskich we Lwowie nr. 1391. — Powinności wdów nabożnych przy kościele farnym św. Małgorzaty mieszkających. Archiw. kolleg. sandec. Vol. II. p. 67.
  1012. Act. Consul. T. 53. p. 14. — Act. Scabin. T. 25 p. 628. — T. 54. p. 135. — T. 55. p. 125, 169.
  1013. Z aktów kościoła w Korzennej XVII. w.
  1014. Księga przywileju i kwiatów konnotowanych, należąca do konwentu św. Klety (sic) r. 1693—1725.
  1015. Kalkulacya Percept z gruntu Siciarzowskiego od r. 1747—1760.
  1016. Zob. tom. I. str. 109—110 o pojmaniu i straceniu Floryana Siemichowskiego, tudzież str. 152—155 o uwięzieniu Władysława i Abrahama Krzesza i ścięciu jednego z nich.
  1017. Ks. Januszowski: Statuta, prawa i konstytucye koronne str. 278—280. Kraków 1600, druk gocki in folio.
  1018. Ustawę województwa krak. z r. 1589, najobszrn. ze znanych dotąd, podał dr. Bolesław Ulanowski: Kilka zabytków prawodawstwa królewskiego i wojewodzińskiego w przedm. handlu i ustanaw. cen. Archiw. kom. prawn. T. I. str. 96—128. Kraków 1895. — Niemniej ciekawe i bogate treścią są: Dwie taksy towarów cudzoziem. z r. 1633, podane przez Wilhelma Rolnego. Archiw. kom. prawn T. 5. Kraków 1897. — Wreszcie taryfa cen wojew. krak. z r. 1565, wyd. Ferdynand Bostel. Archiw. komis. hist. T. VI. Kraków 1891.
  1019. Safian — skóra turecka.
  1020. Volum. Leg. T. III. p. 180, 297.
  1021. Jeżowski: Oekonomia albo porządek zabaw ziemiańskich. Zbytki teraźniejsze miejskich białychgłów. Kraków 1648, druk gocki.
  1022. Złotogłów — materya złotolita, lama.
  1023. Tabin — kosztowna materya jedwabna.
  1024. Szłyk — czapka futrzana coraz węższa ku górze.
  1025. Ferezya — suknia zwierzchnia, nieprzepasana, długa, lekko podbita.
  1026. Kołpak — czapka wysoka ku górze kończasta.
  1027. Foza — kształt, model, sposób.
  1028. Kanak — naszyjnik kosztowny, klejnot. — Manele — naramiennik, bransoletka.
  1029. Starowolski: Reforma obyczajów polskich, wyd. Turowskiego, str. 39, 42. Kraków 1859.
  1030. Marmurki — futra z lisa czarnego; pupki — sobolowe futra.
  1031. Volum. Leg. T. IV. p. 236.
  1032. Szymon Starowolski: Monumenta Sarmatarum p. 802, przytacza klasyczną elegię ku uczczeniu Stan. Ujejskiego († 1645): Noenia lugubris in obitum generosi Stanislai Ujejski de Wilkowice, notarii castrensis sandecensis. Czytam w niej między innemi:

    Illi semper erat legum reverentia cordi,
    Justitiam juxta sancta statuta colens.
    Aequitatem ejus merito Sandecia laudat,
    Profuit et patriae pectore, mente, manu.

    Był on ojcem Tomasza Ujejskiego, który, zamianowany biskupem kijowskim w r. 1655, zrzekł się dobrowolnie tej godności w r. 1676, poczem wstąpił do Jezuitów i w Wilnie 1689 r. życia dokonał.

  1033. Podług ustawy krakowskiej z r. 1589 „w każdym rożenku 12 ptaków być ma a nie mniej.“
  1034. Delia — szata zwierzchnia. Miała ona krój ściętej opończy, podbita zaś musiała być jakiemś futrem, również i kołnierz futrem obłożony.
  1035. Pętlica — mała kluczka dla zapinania albo dla ozdoby.
  1036. Ubraniczko — majteczki, spodeńki.
  1037. Kopieniak — opończa od deszczu bez rękawów.
  1038. Opończa — płaszcz od deszczu, bunda.
  1039. Letnik — suknia letnia kobieca.
  1040. Pasamon — strefa do bramowania, obszywania sukień, osobliwie liberyi.
  1041. Szarafan — szlafrok, długa suknia z przodu roztwarta.
  1042. Baczmag — gatunek obuwia, but, trzewiki robione na wzór obuwia tureckiego; kapcie — obuwie chłopskie zimowe, na jedną stronę wyprawne.
  1043. Ciżmy — półbucie, półcholewek, z Węgier przyjęte półbuciki.
  1044. Ordyński — tatarski.
  1045. Ingricht z niem. Eingericht — blacha wewnątrz zamku z wcięciami odpowiedniemi do wcięć i kształtu klucza w tym celu, żeby kluczem o innym kształcie nie można było zamku otworzyć.
  1046. Grzebło — grzebień żelazny do czesania koni.
  1047. Brajcar — kolce, na których wisi binda albo pas od szabli.
  1048. Poszwa — pochwa.
  1049. Wyrabiali kopie, drzewca dla jazdy polskiej.
  1050. Turski — turecki.
  1051. Darda — włócznia, oszczep.
  1052. Falendysz, lundysz — gatunek sukna holenderskiego, angielskiego.
  1053. Stepować, stepnować — wyszywać.
  1054. Pokrowiec — futerał, zasłona do pokrywania.
  1055. Karazya — sukno proste, grube.
  1056. Kulbaczka — siodło.
  1057. Ciemiec — gatunek skóry.
  1058. Kusz — skóra cielęca albo kozłowa chropawo wyprawiona.
  1059. Łęk — kula czyli wyniosła część siodła, której jeździec się trzyma.
  1060. Olstro — futerał.
  1061. Szor — chomąto, uprząż na konie.
  1062. Rząd, uprząż — rzemienie, wodze.
  1063. Puślisko — rzemień od strzemienia.
  1064. Poprąg — pas do podpinania kulbaki na koniu.
  1065. Kir — sukno lekkie pospolite.
  1066. Skoblice — łęk u siodła.
  1067. Tok — pochwa, w której się kopia wstawia, żeby mocno stała przy jeźdźcu.
  1068. Koncerz — miecz prosty i szeroki do kulbaki przywiązany.
  1069. Kantar — gatunek munsztuku bez wędzidła.
  1070. Wodza — cugiel na konia.
  1071. Kotcz, kocz — pojazd półkryty.
  1072. Lagier — drożdże.
  1073. Barwica — gatunek farby różowej.
  1074. Brezylia — gatunek farby.
  1075. Grempla — szczotka druciana do czesania wełny; rodzaj grzebienia.
  1076. Kwas solny, Salzsäure, używany po dziś dzień przy wyrobach czapek i kapeluszy.
  1077. Magierka — czapka węgierska.
  1078. Skręt podjazdowy — ramię sznic, trzymające dyszel. Sznice ramiona dyszlowe.
  1079. Pierwotnie zamiast szyb używano do okien pęcherzowych błon; później zaś, choć już szyby weszły w użycie, nazwa jednak: błoniarz, błona utrzymała się i nadal.
  1080. Zydel — stołek prosty z drzewa.
  1081. Acta. Consu. T. 52. p. 64 et sequ.
  1082. Distributa f. 15, 30.
  1083. W r. 1619, kiedy król Zygmunt III. rozkazał sędziwemu hetmanowi, Stanisławowi Żółkiewskiemu, wkroczyć do Multan i z Turczynem zaczepną wojnę rozpocząć, Sebastyan Znamirowski wstąpił w szeregi wojska koronnego. Walczył mężnie pod Cecorą w r. 1620, a przebywszy okropne i głośne w dziejach ojczystych trudy i prace wojenne, wraz z innymi niedobitkami, a mianowicie z wielmożnym Krzysztofem Jugoszowskim, dostał się do tatarskiego jasyru. Zaprzedany Turkom, przez lat 12 znosił jarzmo niewoli, przepędzany z miejsca na miejsce wraz z swym towarzyszem niedoli, i dopiero rok 1630 powrócił im wolność i dozwolił wrócić w ojczyste progi. (Acta Consul. T. 52. p. 90—91).
  1084. Bliższe wyjaśnienie tego wyrazu podałem na str. 70.
  1085. Acta Consul. T. 52. p. 190.
  1086. Kwerele — zażalenie, żałoba, roki skargowe, terminy sądu grodzkiego, na których zasiadał i sądził starosta grodowy, lub w jego zastępstwie podstarości i pisarz grodzki.
  1087. Acta Scabin. T. 51. p. 68. — Act. Consul. T. 53. p. 46.
  1088. Act. Consul. T. 52. p. 86.
  1089. Wielmożny Piotr Rożen, dziedzic Mogilna, wyrębywał ciągle miejski las w Paszynie i ciągle miedze swoje rozszerzał. Miasto zaprotestowało uroczyście przeciwko temu najazdowi i wytoczyło proces najprzód w sądzie ziemskim w Czchowie a następnie w trybunale lubelskim. Na oględziny granic paszyńskich zjechał z prawnikami Stanisław Lubomirski (1631 r.) Przy komisyi odwoływało się miasto na przywilej księżny Gryfiny (wdowy po Leszku Czarnym, pani sandeckiej ziemi) z r. 1299. A iż był pisany trudną staroświecką łaciną, dano Maciejowi Tessarowiczowi od przepisania tegoż przywileju 1 złp. Długi ten proces kosztował miasto przeszło 200 złp.; sam Andrzej Jordan, komornik graniczny, wziął za swój trud 100 złp.
  1090. Act. Consul. T. 53. p. 141.
  1091. Act. Consul. T. 53. p. 143.
  1092. W r. 1631 figuruje w aktach: Albertus Bogdałowicz, patricius oppidi czchovensis, pro tune vicenotarius castri sandecensis.
  1093. Konstytucye sejmowe z r. 1505 i 1633 uchwaliły, że szlachectwo swe traci, kto się trudni rzemiosłem lub handlem. (Vol. Leg. I. 138, III. 382). Tych jednak uchwał, jak wiele innych, niebardzo przestrzegano. Tak n. p. w pierwszej połowie XVII. w. niektórzy panowie szlachta (jak Jordanowie, Stradomscy, Gładyszowie), wchodzili z kupcem Jerzym Tymowskim w spółki handlowe wina i sukna, a przecież szlachectwa przez to nie tracili i nadal piastowali urzędy grodzkie. Zob. rozdz. VIII. poniżej.
  1094. Distributa f. 132.
  1095. Act. Consul. T. 53. p. 3, 10, 32, 77.
  1096. Act. Consul. T. 53. p. 145.
  1097. Act. Consul. T. 53. p. 184, 186.
  1098. Act. Consul. T. 61. p. 171.
  1099. Wół na pień — na rzeź.
  1100. Szrot — mięso od biodra aż do żebra pierwszego.
  1101. Mirsztukowa — prawdopodobnie z niem. Nierenstück, pieczeń nerkowa.
  1102. Rura, rurka — część nogi od pręgi do biodra.
  1103. Giża — kość goleniowa.
  1104. Linsztuk — z niem. Lendenstück, podnercze, to samo co rostbif.
  1105. Gacznica — prawdop. niem. Grätschnitt, tyle co cąbr, część krzyżowa, z części zadniej odcięta.
  1106. Flansztuk — z niem. Flankenstück, spodek, brzuchowica.
  1107. Pąga, pęga — część nogi od kolana.
  1108. Burszlak lub bruszlak — z niem. Brustschlag, górna część.
  1109. Szpondry — część piersi od brzucha.
  1110. Chrząstka — część ciała miększa od kości, ale twardsza od innych części zwierzęcia.
  1111. Górnica — pieczeń górna, kark.
  1112. Dych — pieczeń cielęca pośladkowa czyli od tylnych nóg (niem. Schlegel).
  1113. Kruszki, kiszki — cały skład kiszek.
  1114. Kwartnik — drobna moneta polska.
  1115. Rżany — razowy, gruby chleb żytni.
  1116. Ryngort — gurt wierzchni do podpinania kulbaki.
  1117. Szorc — fartuch.
  1118. Giermak — suknia długa.
  1119. Jarzęcy — wiosenny, letni.
  1120. Dołoman — kurtka zwierzchnia węgierska.
  1121. Szamot Istvàn: Règi Magyar Uzatók Európàban 1532—1770, Nagy-Becskereken 1892, wymienia rozmaite miasta polskie, które pozostawały w stosunkach handlowych z miastami węgierskimi, ale o Sączu ani słówka powiedzieć nie umiał. Wybawię go z tego kłopotu w następnym rozdziale.
  1122. Ważniejsze przywileje handlowe, nadane Nowemu Sączowi przez królów polskich, były: Władysława Łokietka 1311, 1320, 1327 — Jadwigi 1337 — Kazimierza Wielkiego 1345, 1356, 1368 — Ludwika węgierskiego 1378 — Władysława Jagiełły 1387, 1389, 1405, 1427 — Władysława Warneńczyka 1437, 1440 — Kazimierza Jagiellończyka 1448, 1450, 1461 — Jana Olbrachta 1493 — Alexandra 1504 — Zygmunta I. 1512, 1537 — Zygmunta Augusta 1549, 1554, 1555, 1559, 1563, 1572 — Henryka Walezego 1574 — Stefana Batorego 1577, 1579, 1581. Inne późniejsze przywileje przytoczone są w stosownych miejscach niniejszej pracy.
  1123. Sandecia, urbs muro cincta ad ripam Dunajecii, in submontana hac regione civilitate alias circumvicinas populationes superat; habet homines Mercurio deditos, non pigros aut artestes, uti communiter fiunt montani omnes, sed politos, industrios et negotiis suis intentos. (Polonia sive status regni Poloniae descriptio. Coloniae 1632).
  1124. Dyaryusz Jerzego Tymowskiego z lat 1607—1631, podobnie jak „Księga Sklepowa“ Jana Markowicza, kupca i ławnika miasta Krakowa, o której wspomina w swoich „Szkicach historycznych“ prof. Kubala, zawiera porozrzucane zapiski, z których można powziąć jasne wyobrażenie o prywatnem życiu kupca, o jego wykształceniu, zapatrywaniach, wychowaniu swych dzieci, jak się dorabiał majątku i jak się czuł w swojej ojczyźnie. Lecz co ważniejsza, owe zapiski są nieocenionym dokumentem do poznania spółczesnego życia mieszczaństwa, jego stosunku do szlachty, a przedewszystkiem stosunków handlowych i przemysłowych Nowego Sącza w epoce panowania Zygmunta III. Jerzy Tymowski (wiemy to z własnoręcznego jego zapisku w księdze kupieckiej urodzony w Grybowie 1559 r., osiadł w Nowym Sączu i przyjął prawo miejskie 1599 r., zmarł w r. 1631. Marcin Oleksowicz poślubił w r. 1635 pozostałą po nim wdowę Krystynę († 1647 r.), i prowadził dalej, acz bardzo urywkowo, dyaryusz kupiecki do r. 1650. Ów nieoceniony dyaryusz (o dwóch tomach in folio) tak rozpoczyna Tymowski:
    Anno Domini 1607. In Nomine Domini Nostri Jesu Christi. Novum Regestrum per me Georgium Tymowski, civem sandecensem et consulem.
    Sanguis Christi salva me! Jesus Nazarenus Rex Judaeorum sit triumphalis inter me et omnes inimicos meos nunc et in hora mortis meae. Salve Sancta Parens! enixa puerpera regem!
  1125. Dyaryusz nie podeje wcale imienia Mikołaja Boczkaja, ale rzecz wyjaśnił mi uprzejmie Fryderyk Svabi, archiwaryusz w Lewoczy.
  1126. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1611.
  1127. Porówn. rozdział I. i II. tomu I., tudzież rozdział II. tomu II.
  1128. Nowy Sącz już w drugiej połowie XV. w. posiadał nie tylko malarzy, ale i stolarzy, będących zarazem snycerzami niezwykłego znaczenia, skoro im powierzano najważniejsze roboty wówczas w katedrze krakowskiej. Malarz sandecki, Jakób, kopiował chorągiew francuską, a Jan Długosz 12. maja 1460 r. oddał mu w tym celu oryginał, zastrzegając jego całość i zwrot integralny pod ekskomuniką. W lat 26 potem (3. października 1486) kapituła krakowska powierzyła Bartłomiejowi, stolarzowi z Sącza, wykonanie stal katedralnych. Mimowolnie nasuwa się tutaj pytanie, dlaczego do wykonania tych ostatnich w r. 1486 nie udali się członkowie kapituły do mistrza, Wita Stwosza, otoczonego już wielką sławą i twórcy niedawno ukończonego Maryackiego ołtarza? Dr. Maryan Sokołowski przypuszcza, że Sącz w tych czasach posiadał malarzy i stolarzy, a prawdopodobnie i snycerzy lepszych pod pewnymi względami od Krakowa, skoro Wita Stwosza chwilowo zabrakło. (Z dziejów kultury i sztuki. Sprawozdania Komisyi. T. VI. str. 93—102). — O malarzach sandeckich wspominają również akta miejskie pod koniec XV. wieku. I tak w r. 1491 wymieniony tam: Stephanus pictor, Georgius pictor.
  1129. W r. 1509 wymieniony Georgius pictor; w r. 1524 Stanislaus Staroń, pictor de Bobowa.
  1130. Zob. Uzupełnienia na końcu tomu.
  1131. Porów. ustawę z r. 1630 str. 124, 125.
  1132. O złotnictwie w Nowym Sączu już w XVI. w. spotykam wzmianki. W r. 1571 Anna Rabrocka i Jan Południowicz sprzedają kramy Janowi Nowince, złotnikowi. W r. 1578 figuruje Piotr Wolman, złotnik. W r. 1584 Jan Nowinka, złotnik, pożycza Janowi aptekarzowi 16 złp.
  1133. W r. 1611 sprowadza z Węgier do Sącza 300 cetn. żelaza i 80 cetn. miedzi; rajcą w latach 1623—1629; zmarł w r. 1630.
  1134. W r. 1612 sprowadza 669 cetn. żelaza i miedzi; rajcą w latach 1619—1621.
  1135. Rodem z Krosna, patricius Crosnensis, przyjmue prawo miejskie w r. 1623. W r. 1643 spławia swoje wyroby złotnicze do Gdańska. Za dług Katarzynie Jaworce (27 złp.) miał być uwięzion w r. 1645; uwalniając się, zastawia guziki srebrne pozłacane i suknię białogłowską, futrem podbitą. Act. Scab. T. 57. p. 358.
  1136. W r. 1626 mieszka za kościołem św. Ducha, pod murem miejskim obok baszty; rajcą w latach 1630—1643; oskarżony o bicie fałszywej monety i wyrokiem trybunału skazany na ścięcie w r. 1643, lecz po dwóch miesiącach ułaskawion; powtórnie oskarżony o to w r. 1645, ale oczyścił się wobec świadków.
  1137. Zmarł w r. 1631, jak świadczy testament. Act. Scab. T. 51, p. 206.
  1138. Rodem z Krakowa, patricius Cracoviensis, przyjmuje prawo miejskie w r. 1630, jako artis aurificiariae socius.
  1139. W r. 1633 przyjmuje prawo miejskie, jako artis aurifabrinae socius.
  1140. Ożeniony z Elżbietą Halinowiczową, wdową, sprawia chrzciny 19. lipca 1648 r.; jako burmistrz jedzie w sprawie miejskiej do Lwowa w r. 1653; powtórnie rajcą w r. 1660.
  1141. Ożeniony z Anną, przybyłą z Wołynia do Łucka w r. 1647; Imci pan Sokół skarży go w r. 1654 o kielich kościelny z Podola (wieś w Sandeckiem). Act. Consul. T. 58, b p. 648.
  1142. Wspominają o nim w r. 1658. Acta Consul. T. 61. p. 545.
  1143. Obręcz, co na szyki noszą: ozdoba na szyję, naszyjnik, torques. Por. Słownik łacińsko-polski Bartłomieja z Bydgoszczy. Podług rękopisu z r. 1532, wydał Dr. Erzepki. Roczniki Tow. Przyj. Nauk. z r. 1899.
  1144. Cudowny ten obraz, penzla greckiego na drzewie malowany, znajdował się od niepamiętnych czasów w kościele OO. Franciszkanów w Nowym Sączu. Po ich kasacie przeniesiono go do kościoła farnego dnia 2. września 1785 r., gdzie dotąd istnieje w bocznym ołtarzu.
  1145. Pierwszą wzmiankę o tym zasłużonym mężu napotykam w r. 1635, kiedy przyjmował prawo miejskie; później bez przewry zasiadał w urzędzie jużto ławniczym (1640—1646), jużto radzieckim (1647—1669).
  1146. Glejta — siarkan ołowiu, powszechnie używany do polewu garnków, a niegdyś i na dachówki.
  1147. Act. Scabin. T. 54, p. 338; T. 55. p. 26, 104, 552.
  1148. Act. Scab. T. 55. p. 108, 131—132.
  1149. Edward Rastawiecki w swem obszernem dziele ani słówka nie powiedział o tych malarzach. Wymienił tylko Szymona Świętkowskiego, o którym jedyna wiadomość dochowała się z sądu komisarskiego z r. 1615, w sprawie między Stan. Wierzbiętą z Przyszowej a pozwaną przezeń Reginą Gężanką, niegdyś sławetnego Szymona Świętkowskiego, malarza ławnika sandeckiego pozostałą wdową. Słownik malarzów pol. T. II. str. 421.
  1150. W aktach miejskich 1571—1579, tudzież 1607—1608 figuruje: Simon pictor, civis et advocatus sandecensis. Był nim niezawodnie Szymon Świętkowski.
  1151. Sub proconsulatu spectabilis Stan. Gorlicki die 13. junii 1616, Mathias pictor in civitatem est receptus.
  1152. Rodem z Wojnicza, patricius Wojnicensis, przyjmuje prawo miejskie w r. 1623. Ks. Fabian Ociecki, kapelan zakonnic w Starym Sączu, skarży go w r. 1633 o dług 40 złp. Act. Scab. T. 54. p. 120.
  1153. Przyjmuje prawo miejskie w r. 1629; kumuje Błażejowi Kuligowi 28. listopada 1655 r. Metr. baptis. colleg. sandec.
  1154. W r. 1642 płaci nawiązkę 160 złp. sierotom zabitego Daniela Pasienowskiego, organisty z Ilmanowej (Limanowej), których opiekunem Adam Łukowiecki. Act. Scab. T. 57. p. 107, 123. — W r. 1648 Szczęsna Łukowiecka kumuje Gregorio Borucki.
  1155. Ks. Jakób Wistalicki, pleban w Ujanowicach, pożycza mu w r. 1633 złp. 175. Act. Scab. T. 54. p. 121.
  1156. Panu Floryanowi, malarzowi, od namalowania obrazu św. Anny i złocenia tablicy, która ma być noszona w procesyi, 30 złp. Temuż od namalowania na dębowej tablicy obrazu św. Anny, od rzezania gruntu i złocenia także i gradusu 10 złp. Od pozłocenia ramy w ołtarz św. Anny 26 złp. Na podejmowanie jego piciem i jedzeniem przy oddaniu tej roboty 1 złp. (Zapiski w księdze bractwa św. Anny w Starym Sączu).
  1157. Distributa f. 19.
  1158. Archimagistri contubernii pictorum contra Martinum Gwóźdź, eiusdem contubernii magistrum, quatenus Gregorium pictorem amplius et in posterum penes se non foveat, in damnum et prepeditionem actorum... Act. Consul. T. 53. p. 34.
  1159. R. 1630 snycerzowi za ramę do obrazu św. Anny 9 złp.; r. 1632 za tablicę do noszenia w procesyi, snycerzowi 15 złp.; r. 1641 snycerzowi, co chorągwie do drzewek dla monstry przybijał i szczyt do jednej robił, także za troki i za ćwieczki 10 gr.
  1160. Famatus Joannes Ochmansky, artis sculptuariae magister. Act. Cons. T. 53. p. 163.
  1161. Actum in praetorio sandecensi fer. II. ipso die Praesent. B. V. Mariae proxima A. D. 1678.
  1162. W r. 1710, zanim wybuchło morowe powietrze, było ich ogółem 25.
  1163. Porów. ustawę z r. 1652 str. 135.
  1164. Jeden z panegiryków w wierszu łacińskim na pochwałę piwa „in laudem cerevisiae“ z r. 1560, wymienia jako najlepsze: piwo brzezińskie, dobrzyńskie, sandeckie i pułtawskie. (Przew. nauk. i liter. rocz. VIII. str. 683. Lwów 1880).
  1165. Niemcewicz: Zbiór pamiętników histor. T. III. p. 327. — Ulanowski: Kilka zabytków ustawodawstwa. Archiw. komis. praw. T. I. str. 100.
  1166. Porówn. ustawę z r. 1630 i 1652, str. 122, 134.
  1167. Obraz wieku panowania Zygmunta III. T. II. str. 124.
  1168. Wańtuch — grube płótno do pakowania chmielu, wełny i t. p.
  1169. Act. Scab. T. 55. p. 141.
  1170. Rejestr dochodów miejskich z r. 1558 wymienia po nazwisku 11 rękodzielników, trudniących się wyrobem sukna „pannicidae“. — Zofia Siekierzyna zapisuje w r. 1580 contubernio pannificum et pileatorum 10 grzywien, chowanych u Jana Wieczorka, sukiennika — aby cechmistrze dali na popłatę (1 grzyw. rocznie), którą sobie do śmierci brać ma pro victu et amictu. Po śmierci zaś ma to iść na wosk na świece cechowe wieczyście... Cechmistrze sukiennicy: Bartłom. Ogórek i Maciej Truska przyjmują ten zapis. (Akta miejskie sandec. T. 18. p. 149).
  1171. Act. Consul. T. 53. p. 6, 17; Act. Scabin. T. 51. p. 495. — Membrana = kwit ręczny, scriptum manuale.
  1172. Act. Scabin. T. 55. p. 887.
  1173. Rejestr poborowy z r. 1635 i 1650 wymienia po 3 sierparzy, czywiście majstrów, boć czeladnicy nie płacili poborów.
  1174. Zob. powyżej str. 28.
  1175. Dyaryusz Tymowskiego.
  1176. Front kościoła farnego w Nowym Sączu zdobią dwie wieże. Większa z nich zbudowana w r. 1507, mniejsza zaś założona w r. 1631. Mowa tu o tej ostatniej.
  1177. Act. Consul. T. 53. p. 280.
  1178. Dyaryusz Tymowskiego.
  1179. W pierwszych latach XIX. wieku wyrabiano jeszcze szkło w Jazowsku.
  1180. Dyaryusz Tymowskiego.
  1181. Tablicę genealogiczną Cyrusów zob. w Roczniku Krakowskim T. I. 1898. Herby Cyrusów, mieszczan krakowskich, napisał Adam Chmiel.
  1182. Dyaryusz Tymowskiego.
  1183. Antfos, Antwaas, Handfass — miednica, umywalnia.
  1184. Takim długoletnim konwisarzem był Zacharyasz Światłowicz, artis stannifusoriae magister. W r. 1629 przyjął prawo miejskie; od r. 1634—1545 wodzimy go na urzędzie radzieckim. W czasie morowego powietrza (1652 r.) popłynął do Warszawy, gdzie też życie zakończył. Skąpe również spominki o konwisarzach w XVI. wieku. W r. 1579 figuruje: Nicolaus Stannifusor; w r. 1599 † Stanisław Lwowczyk, konwisarz.
  1185. Lutrować z niem. läutern — czyścić, cedzić.
  1186. Samuel Twardowski: Przeważna legacya Krzysztofa Zbaraskiego od Zygm. III. do sułtana Mustafy 1621 r. Kraków 1639, druk gocki.
  1187. Löcse, Leutschau.
  1188. Igló, Neudorf.
  1189. Jànos, Jan.
  1190. Pomimo poszukiwań i badań, nie mogłem się dowiedzieć, co właściwie oznacza ten wyraz xpany. Wprawdzie Ambroży Grabowski, pisząc o żupach wielickich. powiada, że „kspany (xpany) bić, znaczy kliny obijać“. (Starożyt. hist. pol. T. I.) Z tego jednak nie można sobie jeszcze wyrobić jasnego pojęcia.
  1191. Różne miasta, zwłaszcza znaczniejsze jak Lublin, Kraków, Bochnia, Nowy Sącz i t. d., miały swoje wagi. Waga sandecka była większą. Jekel: Pohlens Handelsgeschichte. 1 Th. 148. Wien 1809.
  1192. W XVI. wieku i do połowy XVII. przed strasznem zniszczeniem Polski przez karola Gustawa, liczono z górą 4.000 flisaków, samych krakowskich i sandomierskich. (W. Wójcicki: Szkice histor. Kraków 1869, str. 160). Życie, przygody i obyczaje flisaków opisał wierszem Sebast. Klonowicz († w Lublinie 29. sierpnia 1602 r.)
  1193. Zob. Józefa Przyborowskiego: Rok śmierci Seb. Klonowicza. Ateneum z r. 1878. T. I. str. 311—323.
  1194. Dyaryusz Tymowskiego.
  1195. Tomasz Frączkowicz zetknął się gdzież z dżumą na Węgrzch, zdaje się przez jakiś zarażony towar. Wróciwszy do Sącza, nagle zapadł na zdrowiu i niebawem umarł. Dom jego zawarto i przez kilka niedziel drżało całe miasto przed trwogą powietrza. Lecz Bóg odwrócił tym razem zarazę na końcu lutego 1630 r.
  1196. Acta. Scabin. T. 54. p. 79. T. 55. p. 151.
  1197. Pod tem ogólnem wyrażeniem rozumiano szczuki czyli szczupaki, a przedewszystkiem liny i wyzinę czyli wyzy — gatunek jesiotra, ale większy, kilka cetnarów ważący, które poławiano w Dunaju, Wołdze i Donie.
  1198. Mamy zapisek z jednego takiego transportu Dunajcem w r. 1634, iż zapłacił frachtu w Nowym Sączu 36 złp. Percepta f. 154.
  1199. Spiessglas — antimonium, półmetal bardzo kruchy, białego koloru, wewnątrz nitkowaty i promienisty.
  1200. Act. Scabin. T. 54. p. 500.
  1201. Act. Scabin. T. 51. p. 501.
  1202. Firkanty były to płyty graniaste, grubości 3½ cala, wielkości po 20 cali w kwadrat, ważące przeszło 2½ cetnara. Takie płyty cięto na kawałki, które dopiero pod młotem nabierały elastyczności.
  1203. Po dziś dzień lud polski czas od Bożego Narodzenia aż do Trzech Króli godami zowie.
  1204. Act. Scabin. T. 55. p. 119, 133, 150, 177, 182, 225.
  1205. Act. Scab. T. 57. p. 181.
  1206. Melchior Krosner, cyrulik, zeznaje w testamencie (1600 r.), że mu winni żydzi lubelscy za 7 fas śliw 250 złp. Act. Scabin. T. 25 p. 819.
  1207. Ferencz, Franciszek.
  1208. Czerwenica, Vörösalma.
  1209. Héthárs, Siebenlinden.
  1210. Gbeł — z niem. Kübel = półkorca polskiego.
  1211. Dyaryusz Tymowskiego.
  1212. Act. Scabin. T. 57. p. 268—269.
  1213. Act. Scab. T. 55. p. 809, 811.
  1214. Act. Consul. T. 53. p. 42.
  1215. Act. Scabin. T. 57. p. 288, 318, 336.
  1216. Act. Cons. T. 53. p. 480.
  1217. Act. Consul. T. 61. p. 336. — Spławiał też do Warszawy miedź, węgierskie mydło, wołowskie sery i węgierskie orzechy, których Warszawa spożywała wówczas bardzo wiele, jako ulubioną przy miodzie przekąskę.
  1218. Drzewo, spławiane Dunajcem, zbijano w tak zwane glenie, w każdym gleniu było po 30 belek lub drzew.
  1219. Nowy Sącz już w wiekach średnich był punktem zbornym dla kupców toruńskich, skąd wyruszali po towary do Węgier. „Sandec bildete den Ausgangspunkt nach ungarn für die Thorner Kaufleute“... Herm. Oesterreich: Die Handelswege Thorns im Mittelalter. p. 22. Danzig 1890.
  1220. Litkup, z niem. Leihkauf — poczesne przy kupnie i sprzedaży, mercipotus.
  1221. Act. Scab. T. 63. p. 272.
  1222. Porówn. Uzupełnienia na końcu tomu.
  1223. Act. Castr. Rel. T. 109. p. 1894.
  1224. Płytwy, płatwy, pletwy, plety, w skróceniu pty — z niem. Pletten — spojone belki, tratwy.
  1225. Istvàn, Stefan.
  1226. Kassa, Kaschau.
  1227. Bàrtfa, Bartfeld.
  1228. Te ceny w złotych węgier. umyślnie osobno przytaczam, gdyż wartość ich na polską monetę nie jest znana. To tylko pewna, że 1 zł. węg. był mniejszy od 1 złp.
  1229. Act. Castr. Rel. Tom. 109. p. 1894.
  1230. Act. Cons. T. 52. p. 153.
  1231. Miklós, Mikołaj.
  1232. Act. Scab. T. 55. p. 26.
  1233. Baldizsàr, Baltazar.
  1234. Cibinium, Kis-Szeben, Klein-Zeben.
  1235. Lubló, Lublau.
  1236. Od łaciń. tricesimus — trzydziesty. Poborca tej opłaty zwał się „trycatnik“. Objaśnia to także zapisek w aktach miejskich: „Trycatki, contributio publica in Ungaria, in Polnia a doliis vinorum nuncupata“. — Opłatę, wynoszącą jedną trzydziestą (tricesima) wartości towarów, zaprowadził król węgierski Zygmunta w .r 1404. (Janota: Histor. opis Bardyowa, str. 150).
  1237. Znaczyło to widocznie czterdziesty grosz, od niem. vierzig.
  1238. Żona Wojciecha Mirka, organisty przy kollegiacie, którą Tymowski nazywa stale Organiściną.
  1239. Sàndor, Alexander.
  1240. Był plebanem w Siedlcach od r. 1604—1645, jak świadczą akta kościoła tegoż.
  1241. Mowa tu oczywiście o Kazimierzu nad Wisłą w Lubelskiem.
  1242. Act. Scab. T. 54. p. 228, 230, 254.
  1243. Act. Scabin. T. 54. p. 14.
  1244. Cały powyższy ustęp o handlu winem według Dyaryusza Jerzego Tymowskiego.
  1245. Tak znajduję, że Jakób Poławiński kupił w r. 1628 wina starego beczek 24 u pana Adama Strońskiego za 2.592 złp., czyli beczkę po 108 złp. (Act. Scabin. T. 46. p. 712.).
  1246. Act. Consul. T. 61. p. 210.
  1247. O handlu rybnym, prowadzonym hurtownie i na wielką skalę przez kupców lwowskich w XVI. i XVII. w., zob. rozprawę Wład. Łozińskiego: Leopolitana w Kwartal. hist. rocz. IV. str. 443 et sequ.
  1248. Act. Scabin. T. 14. p. 263.
  1249. Niemcewicz: Zbiór pamiętn. histor. T. III. str. 340. — Ulanowski: Kilka zabytków ustawodawstwa. Archiw. komis. prawn. T. I. str. 121.
  1250. Przyjęty do cechu krawieckiego w r. 1626, figuruje bez przerwy jako pisarz cechowy od r. 1633—1652.
  1251. Act. Scabin. T. 55. p. 626.
  1252. Dyaryusz Tymowskiego.
  1253. Z Kłodzka (Glatz) na Śląsku.
  1254. Zapewne z Iczyna w Czechach.
  1255. To samo, co lundysz, falendysz, sukno holenderskie.
  1256. Tyle co myszeńskie, sukno z Miśni (Meissen) w Sakzonii.
  1257. Z Wittenbergu w Prusiech.
  1258. Dyaryusz Tymowskiego.
  1259. Act. Scabin. T. 55. p. 651.
  1260. Dyaryusz Tymowskiego.
  1261. Act. Scabin. T. 55. p. 418—427, 463, 499.
  1262. Act. Scabin. T. 55. p. 722, 807, 822, 827.
  1263. Porów. Streszczenie przywilejów na końcu I. tomu.
  1264. Porówn. Annexa na końcu tomu I. nr. 7.
  1265. Tonna, tuna — beczułka, faska, w tym czasie = 4 krakowskim korcom.
  1266. Dokum. wyd. na sejmie walnym w Lublinie 1 marca 1554 r., i na sejmie walnym w Piotrkowie 13. maja 1555 r.
  1267. Dokum. wyd. w Warszawie, 31. grudnia 1579 i 15. marca 1581.
  1268. Vol. Leg. II. 188, 201, 215, 383, 408; III. 31, 163, 230; IV. 41.
  1269. Eman. Kronbach: Karpaten im Sandecer Kreise. Wien 1820. Dzieło illustrow. z tekstem niemieckim i francuskim.
  1270. Podolin, Pudlein.
  1271. Percepta f. 404, 396, 439, 481, 90, 56.
  1272. Act. Consul. T. 53. p. 35.
  1273. Acta Consul. T. 58. b. p. 672.
  1274. Obraz wieku panowania Zygmunata III. T. II. str. 170.
  1275. Act. Consul. T. 61. p. 477, 483.
  1276. Hanza — związek handlowy niektórych miast niemieckich, uczyniony w XIII. wieku. Do związku tego należał także: Gdańsk, Toruń, Chełmno, Elbląg, Królewiec, Brunsberg i Kraków. Jekel: Pohlens Handelsgeschichte. 1. Theil. 25—31.
  1277. O miastach polskich, należących do związku hanzeatyckiego, zob. rozprawę Jerzego Bandtkiego w Roczniku tow. nauk. T. I. str. 30—99. Kraków 1817.
  1278. Ducilla contributionum in camera depositoriali sandecensi ex vinis provenientium.
  1279. Distributa f. 84, 89.
  1280. Nie pierwsze to zresztą tego rodzaju rozporządzenie. Już bowiem w r. 1551 z polecenia Wawrzyńca Spytka z Zakliczyna Jordana, podskarbiego wielkiego koronnego, kasztelana sandeckiego, ogłoszonego w Łącku, Barcicach i Limanowej, że komory celnej nowosandeckiej nie wolno omijać z towarami, pod utratą tychże towarów. Act. Castr. T. 5. p. 264.
  1281. Distributa f. 103.
  1282. Act. Cons. T. 53. p. 153.
  1283. Distributa f. 81, 82, 115, 116, 122.
  1284. Act. Consul. T. 53. p. 80, 94, 98, 111, 113.
  1285. Ks. Siarczyński: Wiadomość historyczna o mieście Jarosławiu. Lwów 1826. str. 72, 75, 80.
  1286. Olaszfalu, Wallendorf.
  1287. Distributa f. 120, 128, 129.
  1288. Act. Consul. T. 53. p. 164.
  1289. Percepta f. 150.
  1290. Act. Consul. T. 52. p. 338.
  1291. Distributa f. 134.
  1292. Act. Consul. T. 52. p. 339.
  1293. Act. Consul. T. 53. p. 233.
  1294. Zapewne to samo, co Richter, sędzia, wójt.
  1295. Act. Consul. T. 53. p. 231.
  1296. Distributa f. 151
  1297. Percepta f. 165.
  1298. Distributa f. 105, 153.
  1299. Tak nazywa lud po dziś dzień jeszcze uroczystość Narodzenia Maryi 8. września.
  1300. Według Daryusza Tymowskiego.
  1301. Należącą do wsi Maciejowej.
  1302. Act. Scab. T. 54. p. 43, 48, 49, 58.
  1303. Porówn. Dodatki nr. III. na końcu tomu I.
  1304. Act. Consul. T. 58. b. p. 172.
  1305. Act. Scabin. T. 25. p. 8.
  1306. Act. Consul. T. 52. p. 194.
  1307. Jan Dobek Łowczowski h. Gryf urodz. w r. 1553, był posłem Zygmunta III. do Turcyi, Szwecji i Moskwy. Wspominają o nim konstytucye sejmowe z r. 1606 i 1613, tudzież dziennik wyjazdu na pospolite ruszenie 1621 r. Zmarł w marcu 1628 r., pochowany u Franciszkanów w Nowym Sączu. W rok po wojnie chocimskiej (1622 r.) zbudował przy kościele franciszkańskim osobną kaplicę, w której mieściły się groby rodziny Dobków, a na jej utrzymanie wyznaczył popłatę roczną 60 złp. od kapitału 1000 złp., legowanego na Zabełczu i Wielopolu. Napisy grobowe Dobka i jego żony przechowały się dotąd w zabudowaniach pofranciszkańskich (dziś ewangelickich), lecz w bardzo opłakanym stanie. — Dwie przemowy na pogrzebie Dobka tudzież jego żony podaje MS. w bibl. Ossolińskich nr. 647, str. 4—8.
  1308. Stadniccy byli Aryanami, a ozdobna szata synkowi i mamce, i baja, kupiona predykatorowi z Ropek, będą może w związku z chrzcinami według aryańskiego obrządku.
  1309. Nie może być celem niniejszej pracy wypisywanie dalszych wszystkich pojedynczych i drobnych rachunków. Wspomnę więc tylko, że oprócz wymienionych, którzy u Tymowskiego kupowali różne towary, a czasami brali na kredyt albo zastawiali swoje kosztowności, należało jeszcze kilkudziesięciu panów szlachty sandeckiej ziemi.
  1310. Samuel Kominkowicz, mieszczanin toruński, szukając szczęścia po szerokim świecie, osiedlił się w Nowym Sączu i przyjął prawo miejskie w r. 1636, gdzie też ożenił się z Magdaleną, wdową po Jerzym Frączkowiczu. Kupcząc przeważnie winem, nie dorobił się majątku, owszem zadłużył się i zbankrutował (1639 r.).
  1311. Brzezowica, Berzevicze, Brezovicza na Spiżu.
  1312. Act. Cons. T. 53. p. 420, 428; Act. Scab. T. 55. p. 1020, 1091.
  1313. Act. Consul. T. 58. b. p. 171—179, 185—188, 338, 364.
  1314. Kubala: Szkice histor. ser. II. wyd. III., str. 299.
  1315. Czermak: Z czasów Jana Kazimierza studya histor. str. 213.
  1316. W epoce Wazów wybijano ze złota: dukaty, czyli czerwone złote pojedyncze, tudzież czerwone złote podwójne (dwa razy tyle co pojedyncze), wreszcie wielkie czerwone złote, czyli portugały, ważące po 5 i 10 a nawet 20 dukatów. Te ostatnie bywały rzadsze i dawano je nieraz w nagrodę za niepospolite zasługi. Ze srebra: półtalarki, talary pojedyncze i podwójne, orty, tynfy, grosze pojedyncze, tudzież półtoraki, trojaki (ternarii) i szóstaki (grossi sex grossorum). Z miedzi: denary i szelągi. Jaki zaś kurs miałą ówczesna moneta polska, i jak się zmieniała jej wartość ustawicznie, pokazują nam zapiski sandeckie:
    a) Czerwone złote. W r. 1587 czerw. złoty = 1 złp. 26 gr.; 1598 = 1 złp. 28 gr.; 1600 = 2 złp.; 1607 = 2 złp. 5 gr.; 1611 = 2 złp. 10 gr.; 1618 = 2 złp. 17 gr.; 1621 = 2 złp. 15 gr.; 1624 = 4 złp.; 1628 = 6 złp.; 1632 = 5 złp. 15 gr.; 1639 = 5 złp. 28 gr.; w latach 1640—1648 szły po 6 złp.; 1649—1662 szły do 6 złp. do 6 złp. 15 gr.
    b) Talary pojedyncze: W r. 1587 talar = 1 złp. 5 gr.; 1598 = 1 złp. 6 gr.; 1611 = 1 złp. 10 gr.; 1620 = 2 złp.; 1625 = 2 złp. 15 gr.; 1630—1648 szły po 3 złp. — Talary twarde albo bite, czyli imperyały (imperiales) w latach 1640—1648 szły po 3 złp.; 1649—1661 szły po 3 złp. 15—18 gr. — Talary kopowe w r. 1620 po 37 gr., w r. 1648 po 54 gr.
    c) Orty (ortones). Ort był czwartą częścią talara. Liczba groszy, którą zawierał, zmieniała się z kursem talarów. W pierwszych latach panowania Zygmunta III. szły orty po 10 gr., pod koniec zaś jego rządów (1629 r.) po 16 gr. Taki sam kurs miały za Władysława IV. (1638 r.), lecz za Jana Kazimierza już po 18 groszy, stąd nazywano je także ośmnastugroszówkami.
    d) Tynfy albo tymfy, tak nazwane od Andrzeja i Tomasza Tymfa, wybijane w mennicy krakowskiej, lwowskiej, poznańskiej i bydgoskiej w latach 1661—1666. Wartość jednego tynfa w XVII. wieku = 18 gr., od r. 1717 = 38 gr., a w r. 1765 = 36 gr.
    Podług stałej rachuby: 1 złp. = 30 gr. (grossi); 16 szelągów (solidi) szło na 1 grosz; 18 denarów szło na 1 grosz; 1 grzywna (marca) = 48 groszom.
  1317. O stosunkach monetarnych napisał wyborny artykuł A. Szelągowski: Przesilenie pieniężne w Polsce za Zygmunta III. Kwart. hist. z r. 1900, str. 584—623.
  1318. Kubala: Szkice II. 309, 310.
  1319. Dyaryusz Jerzego Tymowskiego. Zob. powyżej str. 201.
  1320. Z niem. Geräth, z czego do dziś dnia utrzymał się spolszczony wyraz „graty“.
  1321. Ostatnia wola Melch. Krosnera cyrulika 1600 r. Acta Scabin. T. 25. p. 819.
  1322. Extract. ex protocol. Advoc. et Scab. an. 1603.
  1323. Testament Jędrzeja Adamowicza 1632 r. Act. Scab. T. 54. p. 74.
  1324. Zob. str. 159, 194, 195, 197.
  1325. Dyaryusz Tymowskiego.
  1326. Porów. ustawy cechu kuśnierskiego str. 29.
  1327. Zob. str. 42.
  1328. Zob. str. 44.
  1329. Tak Tymowski oddał swego najstarszego syna Jędrzeja do handlu, który go też już 1610 r. w sklepie wyręczał i sukna ukroił. (Dyar. Tymowskiego). Tak cyrulik Matyasz Niedziałkowicz rozporządza w swym testamencie z r. 1635: „Syn starszy, ponieważ do nauk widzę go niesposobnym, aby, jeźli wola opiekunów, uczył się u dobrego aptekarz w Krakowie ze dwa lata, a potem rzemiosła u dobrego cyrulika. Stanisława, młodszego syna, oddać do Akademii“. (Act. Scab. T. 55. p. 125). A ileż dopiero podobnych wypadków wydarzać się musiało w życiu codziennem, o których źródła nasze nie wspominają!
  1330. Urszula, córka kupca Baptysty Gandolfiego, była żoną Renesty, mieszczan. krakow. Spis ruchom. po Annie, wdowie kupca Bapt. Gandolfiego 1599 r. Act. Scab. T. 25.
  1331. „Iż szlachetny pan Paweł Użewski staraniem swojem z Krakowa mnie tu do Sącza przyprowadził, z niemałym kosztem swoim jeżdżąc po mnie, tak na rękowiny z nieboszczykiem jako i na wesele“. Test. Elżbiety, wdowy po wójcie, Tomaszu Pytlikowiczu 1637. Act. Scab. T. 55. p. 542.
  1332. Pochodzące niezawodnie jeszcze z wieków pogańskich, które niewątpliwie były takie same, jakie się jeszcze utrzymały po dziś dzień, dlatego też pomijam je tem bardziej, że i w źródłach naszych nie znajduję ich bliższego opisu.
  1333. Zob. str. 61.
  1334. Zmarł w r. 1597, pochowany w gorbach kolleg. sandec. pod ołtarzem św. Trójcy.
  1335. Ostatnia wola Katarzyny Wałowiczowej 1599 r. Act. Scabin. T. 25. p. 399.
  1336. Acta Consul. T. 53. p. 3.
  1337. Act. Castr. Inser. T. 34. p. 1015—1028.
  1338. Zob. str. 130.
  1339. Łuk. Gołębiowski: Domy i dwory. Lwów 1884, str. 70.
  1340. Testam. Anny, wdowy po Macieju Klimczyku 1598 r. Act. Scab. T. 25. p. 173.
  1341. Extract. ex protocol. Advoc. et Scabin. anno 1603.
  1342. Dyaryusz Tymowskiego.
  1343. Testam. Melch. Krosnera 1600 r.
  1344. Zob. str. 61.
  1345. Dyaryusz Tymowskiego.
  1346. Zob. str. 61. — Podobnych zapisków znajdujemy pełno w księgach nadzwyczajnych wydatków miejskich (1601—1658)
  1347. Metric. baptis. eccles. colleg. sandec. 1646—1658.
  1348. Zob. tom I. str. 160.
  1349. Do dziś dnia przechowały się szczątki nut z XV. wieku, pisanych na pergaminie.
  1350. Zob. powyżej str. 107. — „Bakałarze nauk wyzwolonych i filozofii mogli uczyć w szkołach prywatnych, trywialnemi zwanych, gramatyki, dyalektyki i retoryki, a nawet i muzyki, która się najzwyklej kończyła na sztuce śpiewania chóralnego dla usługi kościoła“. (Sołtykowicz: O stanie Akademii krakow. str. 589. Kraków 1810).
  1351. Zob. powyżej §. 1. str. 211.
  1352. Marzenia pani Krystyny spełniły się istotnie. W r. 1645 zamianowała Akademia Jana Tymowskiego bakałarzem. We wrześniu 1649 r. przywieźli go rajcy kolasą miejską, ażeby w swem rodzinnem mieście kierował młodzieżą szkolną. Ale troskliwa i kochająca matka nie doczekała się tej ostatniej pociechy za życia — dwa lata przedtem (1647 r.) wstąpiła do grobu!
  1353. Acta Scabin. T. 58. a. p. 256—257.
  1354. Zob. ustawy Kletek str. 114, nr. 13.
  1355. Zob. str. 82.
  1356. Zob. tom I. str. 149—150.
  1357. Aptekarstwo w owych wiekach wcale nie wiele się różniło od zwykłych handlów korzennych.
  1358. Należał do nich: Alexander Brzezicki (1631—1648), Maciej Tessarowicz (1630—1633), Marcin Kowalecki (1644—1650), Sebastyan Znamirowski (1630—1652) i Maciej Żmijowski (1627—1639).
  1359. Niektórzy z duchownych sandeckich zajmowali wybitne stanowisko pomiędzy uczonymi polskimi. Tak n. p. Jakób z Noweg Sącza zasiadał w katedrze Uniwersytetu Jagiellońskiego (1407—1420), gdzie wykładał filozofię, a raz nawet piastował rektorat. — Jan z Dąbrówki, dziekan kolleg. sandeckiej, był podkanclerzym tegoż uniwersytetu (1458—1465), a rektorem 9 razy i na tej godności życie zakończył 1472 r. — Jan Karnkowski, proboszcz kolleg. sandec. i kanon. krakow., był sekretarzem królewskim (1508—1524). — Zygmunt ze Stężycy, kanon. krakow. i proboszcz sandecki (1546—1582), był 9 razy rektorem uniwer. — Jan Januszowski, archidyakon kollegiaty sandeckiej (1599—1613), napisał w latach 1585—1613 dzieł 20 kilka. — Marcin Frankowicz, dr. filozof. w przesławnej Akad. krakow., kustosz kolleg. sandeckiej († 1720), oprócz innych rzeczy, wydał obszerną biografię bł. Kunegundy: Wzór świętej doskonałości... Kraków 1718.
  1360. O Jakóbie z Nowego Sącza — tudzież a Janie z Dąbrówki (zwany także Dąbrówka) i jego wszechstronnych zajęciach zob. Ks. Dr. Fijałek: Studya do dziej. uniwer. krakow. str. 111; Dr. Morawski: Historya Uniwersytetu Jagiel. T. I. str. 424—428.
  1361. Do tych przedewszystkiem zaliczyć należy ks Bartłomieja Fuzoriusza, który już w r. 1584 był wikarym, a od 1605 aż do swojej śmierci (1637) piastował chlubnie godność kustosza kollegiaty. Pobożny i światły ten prałat, oprócz hojnych zapisów na ołtarze i uczniów sandeckich, legował 1.500 złp. na dwóch Penitencyarzy, którzy 3 razy tygodniowo na przemian i przez cały wielki tydzień mieli obowiązek słuchania spowiedzi w kollegiacie, a za ten pobożny trud pobierali rocznie 100 złp. — Obok niego także inni zostawili po sobie miłe i niezatarte wspomnienia, jak ks. Jan Witaliszowski, który od swoich prymicyi 1627 r. bez przerwy pracował przy kollegiacie, najprzód w charakterze wikarego, a potem jako powszechnie kochany i szanowany prałat-kustosz 1645—1657 r. — Podobnie ks. Stanisław Niedziałkiewicz po odprawieniu prymicyi 1647 r. pozostaje stale w swem rodzinnem mieście i tamże umiera na posłudze zapowietrzonym 1652 r. — Jeszcze bardziej w pamięci Sandeczan zapisał się ks. Franciszek Pełka. Wyświęciony 1650 r., spełnia obowiązki wikarego przy kollegiacie do r. 1657, później zostaje kanonikiem w Pułtusku i leguje (1675) swój folwark w Gołąbkowicach, tudzież grunta dziedziczne za rzeką Kamienicą, na dwóch Mansyonarzy w kollegiacie sandeckiej, z obowiązkiem śpiewania codziennego Officium B. Virg. Mariae, na wzór kościoła Maryackiego w Krakowie.
  1362. Testem. Mikołaja postrzygacza 1634. Act. Scabin. T. 54. p. 300. — Inwent. Mateusza Brzoski szewca 1647. Act. Scab. T. 58. a. p. 247.
  1363. Dyaryusz Tymowskiego pod rokiem 1616.
  1364. Zob. rozdz. VIII., zwłaszcza ustępy o konieczności ustawicznego dawania kredytu, tudzież o niepunktualności i niesumienności w płaceniu, str. 197—200.
  1365. Test. Melchiora Krosnera cyrulika 1600.
  1366. Test. Macieja Niedziałkowicza cyrulika 1635.
  1367. Testam. Mikołaja postrzygacza 1634.
  1368. Ostatnia wola Katarzyny Wałowiczowej 1599.
  1369. Ostatnia wola Katarzyny Wałowiczowej 1599.
  1370. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1623.
  1371. Spis ruchomości po Annie Gandolfiowej 1599. Act. Scab. T. 25. p. 329. — Test. Jerzego Tymowskiego 1631. Act. Scab. T. 51. p. 359. — Spis majątku po Łuk. Czyrzyczce 1636. Act. Scab. T. 55. p. 222. — Inw. po Katarz. Cieślance 1639. Act. Scab. T. 55. p. 973.
  1372. Przytoczone powyżej spisy ruchomości po Annie Gandolfiowej (1599) i po Katarzynie Cieślance (1639).
  1373. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1623.
  1374. „Kotczy okowany z oponą“. Spis ruchomości po Annie Gandolfiowej 1599.
  1375. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1623.
  1376. Dyaryusz Tymowskiego loc. cit.
  1377. Zob. na str. 99 wzmiankę o tkaczu, Jędrzeju Plakutowiczu.
  1378. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1622.
  1379. Tak raz „5 półsetków płótna różnego“; inny raz „płótna rozmaitego sto kilkadziesiąt łokci i 6 sztuk przędzy“. Inwent. po Reginie Halinowiczowej 1636. Act. Scab. T. 55. p. 319. — Inw po Katarz. Cieślance 1639.
  1380. Zob. str. 44.
  1381. Ostatnia wola Anny Klimczykowej wdowy po kupcu 1598.
  1382. Inw. po Kat. Cieślance 1639. — Test. Elżb. Pytlikowiczowej 1637. — Ostatnia wola Magd. Klimczykowej 1631. Act. Scab. T. 51. p. 255.
  1383. Test. Wojciecha Baryczki płóciennika 1632. Act. Scab. T. 54. p. 76.
  1384. Martini Cromeri: Polonia sive de situ et republica regni polonici. p. 57. Coloniae 1578.
  1385. W aktach miejskich XVII. wieku napotykam wzmiankę o kamienicach: Stanisława ze Żmigrodu Stadnickiego przy ulicy różanej. — Przecława Wielogłowskiego w rynku. — Mikołaja z Rupniowa Ujejskiego i Władysława Jordana przy ulicy polskiej. — Ks. Mikołaja Kownackiego, dziekana kollegiaty i proboszcza starosandeckiego.
  1386. Podług rewizyi z 7. marca 1650 r. istniały w nowym Sączu następujące kamienice i domy szlacheckie: a) W rynku kamienice — Marcinkowskiego, Strońskiego (2), Tabaszowskiego, Przecława Wielogłowskiego i Krzesza. b) Przy ulicy polskiej domy — Wiktorowej, Ludw. Kępińskiego, Franc. Wojakowskiego, Jordana, Jaklińskiego i Stef. Wielogłowskiego kamienica. c) Przy ulicy szpitalnej — Mieszeńskiego dom. d) Przy ulicy św. Ducha — Ludw. Kępińskiego 2 domy. Razem 7 kamienic i 8 domów szlacheckich, z których płacili 299 złp. 10 gr.
  1387. Inwentarz po Zofii Chuchrowej 1637. Acta Scabin T. 55. p. 460 i 552.
  1388. Porów. str. 82.
  1389. Inwent. po Zofii Chuchrowej 1637.
  1390. Spis ruchomości po Annie Gandolfiowej 1599.
  1391. Kamienica Smoczowska 1632. Act. Scabin. T. 54. p. 114, 150. — Inw. po Reginie Halinowiczowej 1636.
  1392. Okucie żelazne w osadzie kamiennej górnej i dolnej, w którem się czop obraca.
  1393. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1620.
  1394. Kamienica Smoczowska 1632.
  1395. Izba, znaczy właściwie tyle co jadalnia.
  1396. Inw. po Reg. Halinowicz 1636.
  1397. Listy z niem. Leiste, były to przybicia drewniane do ściany, dla ozdoby lub kładzenia czegoś na nich.
  1398. Dyaryusz Tymowskiego.
  1399. Inw. Augustyna Niedzieli bednarza 1648. Act. Scab. T. 59. p. 159.
  1400. Kamienica Smoczowska 1632.
  1401. Inw. po Zofii Chuchrowej 1637.
  1402. Kamienica Smoczowska 1632.
  1403. Komora, łac. camera, z grec. χαμδρα = śpiżarnia, właściwie tyle co miejsce odosobnione, oddzielone.
  1404. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1620. — Inw. po Reg. Halinowicz 1636.
  1405. Kamienica Smoczowska 1632.
  1406. Inw. po Reg. Halinowiczowej 1636.
  1407. Łokieć tychże w r. 1620 kosztował 5 gr. Dyar. Tymowskiego.
  1408. Gołębiowski: Domy i dwory str. 66.
  1409. Inw. po Zof. Chuchrowej 1637.
  1410. Kamienica Smoczowska 1632.
  1411. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1620.
  1412. Kamienica Smoczowska 1632.
  1413. Inw. August. Niedzieli 1648. — Inw. po Reg. Halinowicz 1636.
  1414. Inw. Aug. Niedzieli 1648.
  1415. Inw. Zof. Chuchrowej 1637.
  1416. Inw. Reg. Halinowiczowej 1636. — Inw. Zofii Chuchrowej 1637.
  1417. Porów. powyżej str. 3.
  1418. Kamienica Smoczowska 1632.
  1419. Także rynwa, z niem. Rinne.
  1420. Gołębiowski: Domy i dwory str. 14, gdzie przytacza Mik. Reja: Wizerunek.
  1421. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1620.
  1422. Inw. Regi. Halinowicz 1636.
  1423. Inw. Reg. Halinowicz 1636. — Inw. Zof. Chuchrowej 1637.
  1424. Dyaryusz Tymowskiego 1620 r.
  1425. Inw. Reg. Halinowicz 1636 — lubo były także jeszcze inne nazwy, używane do dziś dnia.
  1426. Tak było w realności Joach. Raszkowicza, zaco go pozwano sądownie i nakazano doraźne zniesienie tych chlewów. Por. t. I. str. 40.
  1427. Inw. Reg. Halinowicz 1636. — Inw. Zof. Chuchrowej 1637.
  1428. Dyaryusz Tymowskiego por r. 1612.
  1429. Testm. Anny Klimczykowej 1598.
  1430. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1620.
  1431. Test. Magdal. Klimczykowej 1631.
  1432. Spis ruchom. po Annie Gandolfiowej 1599. — Inw. Zof. Chuchrowej 1637. — Inw. Reg. Halinowicz 1636.
  1433. Spis ruchom. po Annie Gandolfiowej 1599. — Inw. po Reg. Halinowicz 1636.
  1434. Por. t. I. str. 40; czytamy także, że gorzelnia znajdowała się nawet w stajni. Inw. Mateusza Brzoski 1647.
  1435. Test. Anny Klimczykowej 1598.
  1436. Inw. Zof. Chuchrowej 1637.
  1437. Dyar. Tymowskiego 1620.
  1438. Spis ruchom. Anny Gandolfiowej 1599.
  1439. Inw. Zof. Chuchrowej 1637.
  1440. Inw. Reg. Halinowicz 1636.
  1441. Inw. Mat. Brzoski 1647.
  1442. Inw. Reginy Halinowiczowej 1636.
  1443. Gołębiowski: Domy i dwory str. 11, 14.
  1444. Inw. Grzegorza Wojtasza przedmieszczanina 1648. Act. Scab. T. 59. p. 41.
  1445. Test. Walentego Szałwii kuśnierza 1638. Act. Scab. T. 55. p. 723.
  1446. Test. Wojciecha Baryczki płóciennika 1632.
  1447. Test. Mikołaja postrzygacza 1634.
  1448. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1620.
  1449. Inw. Anny Klimczykowej 1598 — tudzież Anny Gandolfiowej 1599.
  1450. Spis pozostałości po Annie Klimczykowej 1598.
  1451. Spis ruchomości po Annie Gandolfiowej 1599.
  1452. Inwentarz po Reginie Halinowiczowej 1636.
  1453. Spis ruchomości po Annie Gandolfiowej.
  1454. Ruchomości Katarzyny Łykawskiej 1631. Act. Scab. T. 51. p. 175.
  1455. Spis ruchomości po Annie Gandolfiowej.
  1456. Ustawa cen z r. 1630 Zob. Uzupełnienia na końcu tomu.
  1457. Ta nazwa: obicia i szpalery w owych czasach obejmowała niekiedy i gobeliny. Łoziński: Sztuka lwowska w XVI. i XVII. wieku str. 170. Lwów 1898.
  1458. Wład. Łoziński, znakomity badacz przeszłości Lwowa, w inwentarzu Balcera Hubnera, księgarza lwowskiego 1591 r., przytacza między innemi rzeczami „obicia papierowe czyli t. zw. koltryny“. (Zob. Leopolitana w Kwart. hist. rocz. IV. str. 455). Z tego można wnioskować, że ówczesne koltryny odpowiadały również dzisiejszym tapetom.
  1459. Ustawa cen z r. 1630.
  1460. Spis pozostałości po Annie Klimczykowej.
  1461. Inwentarz po Reginie Halinowiczowej.
  1462. Kołaczkowski: Wiadomości tyczące się przemysłu i sztuki w dawn. Polsce, str. 590. Kraków 1888.
  1463. Spis ruchomości po Annie Gandalfiowej.
  1464. Ruchomości Zofii Tragowiczowej 1652. Act. Scab. T. 63. p. 456.
  1465. Inwentarz Augustyna Niedzieli bednarza 1648.
  1466. Ustawa cen z r. 1630.
  1467. Inwentarz po Reginie Halinowiczowej. — Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1468. Spis pozostał. po An. Klimczykowej.
  1469. Spis ruchom. po An. Gandolfiowej.
  1470. Ustawa cen z r. 1630.
  1471. Spis pozostał. po An. Klimczykowej.
  1472. Spis pozostał. po An. Klimczykowej. — Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1473. Ustawa cen z r. 1630.
  1474. Inw. po Reg. Halinowiczowej. — Ruchomości po Zofii Chuchrowej 1637.
  1475. Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1476. Inw. po Reg. Halinowiczowej — Ruchom. Zof. Chuchrowej. — Spis ruchom. po An. Gandolfiowej.
  1477. Spis ruchom. po An. Gandolfiowej.
  1478. Ustawa cen z r. 1630.
  1479. Spis pozostał. po An. Klimczykowej.
  1480. Spis ruchom. po An. Gandolfiowej. — Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1481. Ustawa cen z r. 1630.
  1482. Ustawa cen z r. 1630.
  1483. Spis pozostał. po An. Klimczykowej. — Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1484. Gołębiowski: Domy i dwory, str. 23.
  1485. Ruchom. Kat. Łykawskiej.
  1486. Ustawa cen z r. 1630. — Spis ruchom. Anny Gandolfiowej.
  1487. Ustawa cen z r. 1630.
  1488. Spis pozostał. An. Klimczykowej. — Ruchomości Zofii Tragowiczowej.
  1489. Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1490. Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1491. Gołębiowski: Domy i dwory str. 22; według tegoż stoliki takie nazywały się „kantorkami“.
  1492. Ustawa cen z r. 1630.
  1493. Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1494. Ustawa cen z r. 1630.
  1495. Inw. po Reg. Halinowiczowej. — Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1496. Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1497. Inwent. po Reg. Halinowiczowej.
  1498. Ustawa cen z r. 1630. — Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1499. Testament Walentego Szałwii 1638. — Inwentarz po Katarzynie Cieślance 1639.
  1500. Ruchom. Kat. Łykawskiej. — Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1501. Extractum ex protocol. Advoc. et Scabin 1603.
  1502. Testam. Wal. Szałwii.
  1503. Testam. Wojciecha Baryczki 1632. — Spis pozostał. po An. Klimczykowej. — Spis ruchom. An. Gandolfiowej. — Extractum ex protocol. et Scabin. 1603.
  1504. Extract. ex protocol. Advoc. et Scabin. 1603. — Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1505. Spis majątku po Łukaszu Czyrzyczce 1636. — Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1506. Ustawa cen z r. 1630.
  1507. Testam. Wal. Szałwii.
  1508. Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1509. Spis ruchomości Zygmunta Gądka kramarza 1652. Act. Scab. T. 63, p. 371.
  1510. Inw. po Reg. Halinowiczowej. — Testament Elżb. Pytlikowiczowej 1637.
  1511. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1512. Spis ruchom. An. Gandolfiowej. — Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1513. Ustawa cen z r. 1630.
  1514. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1515. Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1516. Inw. po Reg. Halinowiczowej. — Ruchom. Zof. Tragowiczowej. — Ruchom. Zof. Chuchrowej.
  1517. Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1518. Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1519. Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1520. Ustawa cen z r. 1630. Szerokość takiej szafki kątnej wynosiła 3 łokcie.
  1521. Ruchom. Zof. Chuchrowej.
  1522. Inwentarz Augustyna Niedzieli.
  1523. Kardynał legat Klemensa VIII., przysłany do Polski w tym celu, aby wciągnąć Zygmunta III. do ligi przeciw Turkom. Niemcewicz: Zbiór pamiętn. histor. T. II. str. 102. Lipsk 1839.
  1524. Spis pozostał. po An. Klimczykowej.
  1525. Ustawa cen z r. 1630.
  1526. Inw. po Reg. Halinowiczowej. — Testam. Elżb. Pytlikowiczowej. — Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1527. Gołębiowski: Domy i dwory, str. 139.
  1528. Testem. Elżb. Pytlikowiczowej. — Spis ruchom. An. Ganolfiowej. — Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1529. Testam. Elżb. Pytlikowiczowej.
  1530. Ustawa cen z r. 1630.
  1531. Inw. po Reg. Halinowiczowej.
  1532. Ustawa cen z r. 1630. Zob. uzupełnienia na końcu tomu.
  1533. Z niem. Zwillich, tkanina lniana tęga, z podwójnej osnowy, zwykle w pasy i płomienie. Gołębiowski: Ubiory w Polsce, str. 109.
  1534. Testam. Elżb. Pytlikowiczowej 1637.
  1535. Extract. ex protoccl. Adv. et Scab. 1603.
  1536. Testam. Woj. Baryczki 1632.
  1537. Z niem. Drillich, tkanina lniana tęga, z potrójnej osnowy, zwykle w pasy lub płomienie. Ubiory str. 109.
  1538. Test. Elżb. Pytlikowiczowej 1637. — Inwent. po Reg. Halinowiczowej 1636.
  1539. Spis ruchomości Zygmunta Gądka 1652.
  1540. Spis pozostał. An. Klimczykowej. — Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1541. Czerki także czyrki były to dziurki różnego kształtu, zwykle listków, wokoło haftowane.
  1542. Listwa albo listew (niem. Leiste) znaczyło tyle co wstawka obłoga, rodzaj taśmy nicianej, którą dla ozdoby roboty płócienne obszywano czyli lamowano. — Forboty (niem. Vorborte) były to dość szerokie paski płócienne marszczone, ale i niemarszczone, a w takim razie zwykle w kształcie ząbków lub rąbków półokrągłych; służyły także do obszywania dla ozdoby.
  1543. Ruchomości Mikołaja Jankowskiego 1600. Act. Scab. T. 25. p. 776.
  1544. Extract. ex protocol. Adv. et Scab. 1603.
  1545. Gołębiowski: Ubiory str. 237—239.
  1546. Spis ruchom. Zyg. Gądka 1652.
  1547. Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1548. Inw. po Reg. Halinowiczowej. — Testam. Elżb. Pytlikowiczowej.
  1549. Szych = fałszywe złoto lub srebro, z którego robiono galony i ozdoby do szat. Ubiory str. 198.
  1550. To znaczy: sztucznie wyszywane.
  1551. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1552. Ruchom. Mik. Jankowskiego. — Testam. Elżb. Pytlikowiczowej.
  1553. Testam. Woj. Baryczki.
  1554. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1555. Spis pozostał. An. Klimczykowej. — Ruchomości Zofii Chuchrowej.
  1556. Gołębiowski: Ubiory str. 242.
  1557. Dosłownie tyle co „chińskie“ a więc z „jedwabiu chińskiego“ czyli „jedwabne“.
  1558. Tkanina lniano-bawełniana lub z samej bawełny, na podszycie używana.
  1559. Ruchom. Zof. Tragowiczowej.
  1560. Volum. Legum.
  1561. Domy i dwory str. 138.
  1562. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1563. Ubiory str. 237—239.
  1564. Ubiory str. 216.
  1565. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1566. Spis pozostał. An. Klimczykowej. — Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1567. Gatunek sukna holenderskiego lub angielskiego; może i nazwa pochodzi ze ściągniętego „fein holländisch“. Staropolski był za ciężki ale trwały.
  1568. Niemcewicz: Zbiór pamiętn. T. II. 103.
  1569. Ruchom. Mik. Jankowskiego.
  1570. Testam. Elżb. Pytlikowiczowej.
  1571. Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1572. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1573. Spis. pozostał. An. Klimczykowej.
  1574. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1575. Ruchomości po Krystynie 1° v. Tymowskiej, 2° Oleksowiczowej 1647. Act. Scab. T. 58. a. p. 216.
  1576. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1577. Testam. Elż. Pytlikowiczowej.
  1578. Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1579. Spis pozostał. An. Klimczykowej.
  1580. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1581. Przed pożarem miasta (1611 r.) nierównie więcej bywało książek po domach mieszczańskich. W inwen. Mikoł. Łojka 1576 r. wspomniono ogólnikowo: „Ksiąg pospolitych sztuk 30“. (Act. Scab. T. 16. p. 168).
  1582. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1583. Testam. Elżb. Pytlikowiczowej.
  1584. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1585. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1586. Dla wyrwania z całkowitego zapomnienia, oraz dla zaspokojenia ciekawości współczesnych a przekazania potomności, jakie to książki stanowiły lekturę ówczesną i przyczyniały się do rozszerzania wiedzy, podaję ich wszystkich tytuły:
    1. Leonardi Fuchsii: De historia stirpium. — 2. Galeni Epitome. — 3. O medycynie — stare, niewiadomego autora. — 4. Synonima: Simonis Genuensis. — 5. Galenus, Avicena i Hipokretes. — 6. Hipokrates medicorum. — 7. Guilelmi Rondeletti: Curandi morbos methodus. — 8. De conservanda bona valetudine. — 9. Księga stara; połowica pisana, połowica drukowana. — 10. Figurae Antonii Rampeloi. — 11. Antidotarium Joannis Meznae. — 12. Antonii Misaldi: Historia Hortensium. — 13. Scribonii Largi medici: De compositione medicamentorum. (Spis ruchom. An. Gandolfiowej 1599).
    1. Szym. Syreniusza: Zielnik z łac. herbarzem zwany. — 2. Księga in folio niemiecka cyrulicza. — 3. Antonii Murae medica 8°. — 4. Antidotum Vehaeri in folio. — 5. Chirurgia niemiecka. — 6. Bartł. Paprockiego: Ogród królewski in folio. — 7. Galeni opus secundum. — 8. Młot na czarownice. — 9. Doktorski gwintowny regiment in folio. — 10. Niemiecka książka in 4to, niewiedzieć co. — 11. Psałterz stary opleśniały. — 12. Practica, niemiecka in 8vo. — 13. Sprawiedliwy Józef in 4to. — 14. Thesaurus pauperum, niemiecki. — 15. Przeciw powietrzu nauka in 4to. — 16. Rozmowa koło religii i polskiej korony. — 17. Zwierciadło bez szkła złociste. — Rejestrowych książek pięcioro. (Testam. Elżb. Pytlikowiczowej 1637.).
    1. Żywoty święte polskie. — 2. Zwierciadło przykładów. — 3. Ogród różany. — 4. Nauka o umieraniu. — 5. Pacierza wykład. — Ksiąg różnych 14. (Inwent. Reg. Halinowiczowej 1636.).
  1587. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1588. Spis ruchom. Zyg. Gądka.
  1589. Zob. powyżej str. 8.
  1590. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1591. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1592. Inwent. Mat. Brzoski.
  1593. Ruchom. Mik. Jankowskiego.
  1594. Testam. Winc. Kłodawskiego 1633. Act. Scab. T. 54. p. 257.
  1595. Ruchom. Mik. Jankowskiego.
  1596. Spis ruchom. Zyg. Gądka.
  1597. Czętki albo cętki były to blaszki wypukłe, zwykle ze srebra.
  1598. Puszka, torebka na ładunki.
  1599. Test. Joachima Matuszowica złotnika 1631. Act. Scab. T. 51. p. 206.
  1600. Test. Krzysztofa Halinowicza 1631. Act. Scab. T. 51. p. 366. — Brajcary: rodzaj szlufek metalowych, przymocowanych do ładownicy, przez które widocznie przeciągano rzemienie. — Zamkieł: przyrząd do zamknięcia czyli zapięcia, rodzaj klamerki albo może haczyka. — Przęczka = sprzążka, czem się „sprzęgało“ zamkiel; może rodzaj rzemyka, należącego do zamkla i z nim razem stanowiącego jedną całość. — Dziurki srebrne = dziurki wybijane koluszkami srebrnemi.
  1601. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1602. Inwent. Reg. Halinowiczowej.
  1603. Test. Joachima Matuszowica 1631.
  1604. Ruchom. Mikoł. Jankowskiego.
  1605. Test Joachima Matuszowica.
  1606. Ruchom. Wojciecha Ptaszkowica 1599. Act. Scab. T. 25. p. 415.
  1607. Ruchom. Wojc. Ptaszkowica.
  1608. Spis ruchom. An. Gandolfiowej.
  1609. Ruchom Wojc. Ptaszkowica.
  1610. Zob. powyż. str. 4 i 11.
  1611. Domy i dwory, str. 19.
  1612. Porów. str. 31, 40, 42, 51.
  1613. Porów. tom I. str. 88.
  1614. Porów. str. 46.
  1615. Porów. str. 38.
  1616. Porów. str. 44.
  1617. Porów. str. 34, 37.
  1618. Porów. str. 138.
  1619. Porów. str. 223.
  1620. Porów. tom I. str. 51.
  1621. Porów. tom I. str. 96.
  1622. Zob. tom I. str. 47.
  1623. Dyaryusz Tymowskiego.
  1624. Porów. str. 102—104.
  1625. Zob. str. 83—84.
  1626. Act. Consul. T. 53. p. 81—83 sub anno 1632.
  1627. Zob. tom I. str. 45.
  1628. Porów. tom I. str. 122.
  1629. Zob. tom I. str. 55.
  1630. Porów. str. 190—194.
  1631. Zob. tom I. str. 84—85.
  1632. Dyaryusz Tymowskiego pod r. 1612.
  1633. Porów. str. 86.
  1634. Porów. tom I. str. 48—53.
  1635. Acta Scabin. T. 51. p. 94, 113, 127.
  1636. Także amelia — ładownica, torebka na ładunki.
  1637. O zamku w Nawojowej i jego dziedzicach, zob. tom I. str. 83. nota 2.
  1638. Act. Scabin. T. 54. p. 42—49, 56, 68—69.
  1639. Słowo kabat, od średniowiecznego wyrazu cabacetus, cabacius, cabassio, znaczyło pewien rodzaj kosza. W Nowym Sączu kabatem (carceres leviores kabat dicti) zwano więzienia ratuszowe na mniejsze przestępstwa. W Warszawie za oszustwa i przewinienia policyjne używano kary odsiedzenia aresztu w klatce, przy ratuszu umieszczonej. Więzienie to nazywano kabatem lub kuczą albo koszem. Zob. Wejnerta: Starożytności Warszawy. T. 5. str. 430.
  1640. Tasz, tasza — buda kramarska płachtami okryta, kram pod namiotem.
  1641. Syn Piotra Cieńka, cechmistrza krawieckiego 1605—1639 r.
  1642. Sami z 3 innymi.
  1643. Act. Scabin. T. 54. p. 223, 249, 255, 272.
  1644. Distributa f. 109.
  1645. Acta Consular. T. 53. p. 150—152.
  1646. Act. Consul. T. 53. p. 247—248; Act. Scab. T. 55. p. 161.
  1647. Act. Consul. T. 53. p. 504—505.
  1648. Act. Scabin. T. 57. p. 20, 31.
  1649. Act. Scabin. T. 58. a. p. 18.
  1650. Act. Consul. T. 58. b. p. 273, 278.
  1651. Zob. tom. I. str. 104.
  1652. Act. Castr. Rel. T. 125. p. 1306.
  1653. Grający na dudach, multankach.
  1654. O postępowaniu karnem zob. powyżej str. 74 i nast.
  1655. Percepta an. 1646. p. 18.
  1656. Acta. Consul. T. 58. b. p. 109—113, 129—139, 153.
  1657. Kaptur (confoederatio generalis) czyli sądy kapturowe — jurysdykcya czasowa, sądząca w czasie bezkrólewia sprawy kryminalne i wykroczenia przeciwko spokojności i bezpieczeństwu publicznemu. Sądy kapturowe zaprowadzono po raz pierwszy w r. 1572: uchwała sejmowa z r. 1768 zniosła je raz na zawsze, polecając wszystkie sprawy w razie bezkrólewia jurysdykcyom zwyczajnym.
  1658. Act. Scabin. T. 57. p. 318—320, 327—330.
  1659. Act. Castr. Rel. T. 124. p. 1241.
  1660. Act. Consul. T. 58. b. p. 172—173.
  1661. Wskutek skarg pospólstwa orzekli komisarze królewscy w r. 1543, ażeby starosta grodowy nie mieszał się do jurysdykcyi i sądownictwa magistratu, ale pilnował swych sądów grodzkich starościńskich. Podobne jednak skargi powtórzyły się jeszcze w r. 1596 i 1657. Porów. tom I. str. 2 i 128.
  1662. Sługa miejski do łapania lub bicia winnych; siepacz, oprawca.
  1663. Act. Scabin. T. 51. p. 231—236; Act. Consul. T. 52. p. 165, 245—248.
  1664. Act. Consul. T. 53. p. 339—340.
  1665. Act. Consul. T. 53. p. 341.
  1666. Actum in castro sandecensi fer. IV. in crastino festi s. Thomae Apost. A. D. 1627.
  1667. Kontumacya — niestawanie u prawa, zuchwalstwo, upór.
  1668. Sposobiący się do czego, ćwiczący się praktycznie w prawach.
  1669. Z niem. Besserung, nagroda za bicie, nawiązka.
  1670. Distributa extraordinaria mense martio anno 1648 f. 56.
  1671. Zobacz powyżej nr. 10. str. 297—300.
  1672. Porówn. powyżej str. 223.
  1673. Act. Consul. T. 58. b. p. 112—113, 129—139, 153.
  1674. Zobacz powyżej ustawy z r. 1630 i 1652, str. 121—127, 132—136, tudzież Uzupełnienia na końcu tomu.
  1675. Powinno być Dunajcem.
  1676. Stan. Lubomirski był starostą sandeckim 1597—1613, następnie sandomierskim. Zob. spis dostojników na końcu I. tomu.
  1677. Kaflowy, glazurowany.
  1678. Sebastyan Lubomirski, starosta sandecki 1613—1627. Zobacz spis dostojników.
  1679. Sklep, sklepik — ubikacya murowana, sklepiona, służąca na skład różnych przedmiotów.
  1680. To znaczy więzienie, górne i dolne.
  1681. Z niem. bohren, świdrzyć, wiercić.
  1682. Rząp — skrzynia wodna.
  1683. Czyli glazurowany.
  1684. Biało glazurowany.
  1685. Z niem. Breite, szerokość materyi.
  1686. Czyli kredens.
  1687. Sielanka przy ingresie IMP. Jana z Lipia Lipskiego na starostwo sądeckie 1. czerwca 1676 r. Z rękopisu petersburskiego wydał Dr. Alex. Brückner. Zob. Spuścizna rękopiśmienna po Wacławie Potockim. Rozprawy Akad. Umiej. wydz. filolog. T. 27. Kraków 1898. str. 314—315.
  1688. Szereg starostów i kasztelanów w trzech ostatnich wiekach podałem w I. tomie Hist. Nowego Sącza.
  1689. Najnowsze badania Dra F. Piekosińskiego wykazały, że Kazimierz Wielki przywilej w przedmiocie założenia sądu wyższego prawa niemieckiego na zamku krakowskim nadał nie w r. 1365, jak dotąd powszechnie utrzymywał Naruszewicz, Helcel i Bobrzyński, lecz w r. 1356. Na dowód tego przytacza Piekosiński przywilej Kazimierzowski z r. 1356, zatwierdzony przez Władysława Jagiełłę w r. 1421, oraz przez Władysława Warneńczyka w r. 1444. (Rozpr. Akad. Umiej. wydz. hist. filozof. T. 35. str. 290—306. Kraków 1898).
  1690. Pieczęć sześciu miast zob. w II. tomie Hist. Now. Sącza.
  1691. Oprócz festynów dworskich, odbywały się też nieraz w XV. wieku w Nowym Sączu sądy królewskie (termini regales, curie regalis, in curia), gdzie król miał swój zamek, gdzie wiec dłużej zwykł się zatrzymywać, na pobyt kilkotygodniowy. (St. Kutrzeba: Sądy ziemskie i grodzkie w wiekach średnich. Województwo Krakowskie 1374—1501. Rozpr. Akad. Um. wydz. hist. filoz. T. 40. str. 373—374. Kraków 1901). Z powyższej rozprawy dowiadujemy się również, że na wiecach krakowskich (1362—1480) kasztelanowie sandeccy zasiadali 50 razy (str. 410).
  1692. Zob. szkic historyczny: Nowy Sącz, jego dzieje i pamiątki dziejowe, str. 19—31.
  1693. Łuszczkiewicz: Sprawozd. komis, do bad. hist. sztuki w Polsce. T. IV. Kraków 1891.
  1694. Akta grodz. i ziem. T. IX. p. 96. Lwów 1883.
  1695. Zob. Hist. Nowego Sącza T. I. str. 143.
  1696. Zamek w Rytrze, nad Popradem niedaleko Piwnicznej, odległej sięga starożytności XIII. wieku. Gdy w r. 1331 nawiedził pożar Nowy Sącz, król Władysław Łokietek, pragnąc odbudowania jego, wystawił przywilej w Krakowie 18. czerwca t. r., mocą którego wolno było mieszczanom wyrębywać las za zamkiem w Rytrze i sprowadzać drzewo bez opłaty cła rzeką Popradem. W r. 1394 królowa Jadwiga wyjechała na spotkanie Zygmunta, króla węgierskiego, aż do pogranicznego od Spiża zamku Ritter — przyjęła go z wielkimi honorami w Nowym Sączu, i zawarła z nim umowę, utwierdzającą spokojny stan obojga królestw „tractatibus statum tranquillum regnorum firmantibus“, jak mówi Jan Długosz. (Hist. pol. T. III. p. 507). Jeśli można zaufać bezpiecznie dowcipnej i fantastycznej rozprawie Marcina Bielskiego, to zamek w Rytrze już pod koniec XVI. w. był opustoszałym:
    Zdaje się nam miłe panny, miłe panie, wdowy,
    Abyśmy Rytter zamek posiadły gotowy.
    Mury stare, upadłe, dobrze oprawiemy,
    A w Piwniczny miasteczku targi ustawiemy.
    Marcin Bielski: Sejm Niewieści, wyd. 1595 r. przez jego syna, Joachima Bielskiego.
    W r. 1658 był już ten zamek ruderą, jak wspomina ks. Petrykowski in vita beatae Cunegundis. Tyrnaviae 1744. p. 127. — Szczątki murów tego zamku sterczą jeszcze po dziś dzień i urągają śmiało uraganom, które tyle wieków przeszumiały nad głową jego.
  1697. Czarnowski: Dwaj Zygmunci Jagielloni. T. I. str. 13. Warszawa 1859.
  1698. Zob. szkic histor. Nowy Sącz str. 35—36.
  1699. Starodaw. prawa pol. Pomniki T. VI. str. 240—241. Wyd. Bobrzyński. Kraków 1881.
  1700. Rykaczewski: Invent. privileg. in arce cracov. Lutetiae Parisiorum 1862. p. 225.
  1701. Volum. Leg. T. II. p. 375: Januszowski: Statuta koronne. Kraków 1600. str. 428.
  1702. Relatio ministerialis combustionis civitatis Novae Sandecz. Act. Castr. Rel. T. 112, p. 346.
  1703. Zob. lustr, zamku sandec. z r. 1616 w II. tom. Histor. Now. Sącza.
  1704. Lustratio bonorum regalium in districtu sandecensi an. 1765 expedita. Act. Castr. T. 189.
  1705. Lubomirscy byli (z małemi tylko przerwami) starostami sandeckimi od 1590—1754 r.
  1706. Rodzaj oranżeryi na korytarzu.
  1707. Visio conflagratae areis sandecensis. Act. Castr. Rel. T. 182, p. 2249—2257. — Zob. Dodatki, nr. XX.
  1708. Delineatio areis capitanealis castrensis neosandecensis, confla gratae die 9. julii 1768.
  1709. Act. Castr. Rel. T. 183, p. 761.
  1710. W r. 1774 podzielono Galicyę na 6 głównych obwodów: wielicki, pilźnieński, bełzki, samborski, lwowski i halicki, tudzież 19 dystryktów czyli powiatów. Przy tym pierwszym podziale powiat sandecki przyłączono do obwodu wielickiego, którego starosta rezydował w Ludwinowie, a w Nowym Sączu ustanowiono naczelnika powiatu, Franc. Tschirsch von Siegstetten, który we wszystkich urzędowych aktach figurował od 1773—1784, jako director circuli.
  1711. Jest tu mowa o przyłączeniu Sandeczyzny do Węgier w r. 1770. Zob. t. I. Hist. Nowego Sącza.
  1712. Rysunek spalonego zamku podałem w szkicu histor. — Wiązanka spora odnośnych aktów (1777—1783) znajduje się w magistracie nowosandeckim.
  1713. Baureparations Anschlag über das dermahlig der Stadt Neu Sandecz abgebrannte, und zu repariren kommende Starostey Schloss mit allen zugehörigen berechnet.
  1714. Das Starostei-Schloss ist gänzlich dem Einsturz nahe, und mangelt auch eine Aussicht zu einer künftig nützlichen und einträglichen Verwendung. (Protocoll und Fragen an den Neu Sandezer Magistrat im Jahre 1793).
  1715. Z aktów kościoła w Zbyszycach.
  1716. Odnośne akta znajdują się w registraturze c. k. Starostwa w Nowym Sączu.
  1717. Zob. szkic hist. Nowy Sącz, str. 29.
  1718. Znaczy to: Sebastianus Lubomirski Capitaneus Sandecensis Zupparius Cracoviensis. — Trzymał on żupy krakowskie od 1581—1591, starostwo zaś sandeckie od 1590—1597. Ów więc herb kamienny mógł być wykuty w latach 1590—1591. — Takich herbów było dawniej w zamku daleko więcej. W r. 1896 znaleziono za zamkiem w wiklinie nad brzegiem Dunajca duży herb Śreniawa, wykuty w kamieniu z napisem: C. L. C. S. = Constantinus Lubomirski Capitaneus Sandecensis.
  1719. Naoczny świadek tak o tem pisze: „Będąc w III. gimnazyalnej klasie w Nowym Sączu 1831 r., zdarzyło się, że mój ojciec nadporucznik wówczas 3 batalionu 20. pułku, załogą tamże stojącego, miał powierzoną sobie pieczę nad magazynem broni, w zamku umieszczonym. W dni wolne zabierał mnie z sobą do zamku, i nie było kąta w całej starej królewskiej budowli, którego bym ciekawie nie przetrząsł. Jednego razu, biegając swobodnie po piwnicznych lochach, nagle zapadłem się i, nie bez znacznego uszkodzenia odzieży i ciała, siadłem na czemś okrągłem.  Ocknąwszy się z przestrachu, w niebogłosy zacząłem wołać u pomoc. Przybył ojciec z żołnierzami, do czyszczenia broni jemu przydzielonymi, i przystawioną drabiną dopomógł mi wydostać się na wierzch. Chodziło teraz o bliższe zbadanie tego okrągłego przedmiotu, na którym usiadłem w lochu. Przy mozolnem wyważeniu pokazało się, że to była beczka wina, z której obręcze i dyby przy wyważeniu spadły, a ich miejsce zajął gruby osad winny (Weinstein). Dośrubowawszy się do jej wnętrza, wypłynęło z niej kilka litrów winnej esencyi, płynu miodowego, o zapachu uderzającym. Ojciec pojedynczemi butelkami tegoż obdarzył komendanta i towarzyszów broni. Naparstkami, że tak powiem, kosztowano ten rzadki specyał, zazwyczaj skąpo używając go do polepszenia win codziennych“. (Wilhelm Schmidt, emerytowany profesor gimnazyalny, w liście pisanym do mnie z Suczawy do Lwowa dnia 16. marca 1893 r.).
  1720. W zamku sandeckim urzędowały sądy grodzkie czyli starościńskie (judicia castrensia), którym przewodniczyli starostowie grodowi (capitanei). Zwykle posługiwali się podstarościm (vicecapitaneus) z zawodu prawnikiem, który jako sędzia (judex castrensis), przy współudziale podsędka (subjudex) i pisarza (notarius), sądził różne sprawy. Rozmaitość tych spraw wyjaśnia bliżej Alex. Wejnert: O Starostwach w Polsce. Warszawa 1877, str. 49—54.
  1721. Rykaczewski: Inventarium privileg. in arce cracoviensi. Parisiis 1862. p. 169; Dr. Prochaska: Codex epistol. Vitol. p. 620.
  1722. Invent. privil. p. 221.
  1723. Dogiel: Codex dipl. pol. T. I. p. 186, 204; Przezdziecki: Jagiellonki pol. w XVI. w. T. I. str. 101—102.
  1724. Prochaska: Materyały archiw. z metr. litew. 1348—1607, str. 165.
  1725. Pawiński: Źródła dziejowe. T. IX. cz. II. str. 38, 66, 259.
  1726. Tenuta — dzierżawa, starostwo niegrodowe, bez jurysdykcyi sądowej.
  1727. Acta Castr. Rel. T. 125. p. 485.
  1728. Acta Castr. T. 6. p. 520—522.
  1729. Lustracya województwa krakowskiego. Ks. 16. fol. 210. Civitas Sandecz 1564. Archiw. główne w Warszawie. Zob. Dodatki, nr. XIV.
  1730. Baliński i Lipiński: Starożytna Polska, wyd. II. Martynowskiego. T. II. str. 248. Warszawa 1885.
  1731. Wymienione miejscowości należały do dóbr królewskich: o innych zaś miejscowościach, należących do prywatnych właścicieli w obrębie starostwa, milczy lustracya.
  1732. Żołd wojskowy, strawne: płaca żołnierska.
  1733. Rozróżniano 4 kategorye poddanych w królewszczyznach: 1) kmiecie czyli rolnicy trzymali całe role, 2) półrolnicy siedzieli na półrolkach, czyli gruntach powstałych przez wykarczowanie lasu, 3) zagrodnicy mieli chałupę i kawał gruntu, 4) chałupnicy samą tylko chałupę.
  1734. Poddani królewskich wsi obowiązani byli do oprawy czyli naprawy zamku — ponieważ jednak nie zawsze owej oprawy potrzebował zamek, więc zamiast niej płacili odpowiedni czynsz.
  1735. Lustratio originalis bonorum regalium in districtu sandecensi an. 1765. Acta Castr. T. 189.
  1736. Tak zwany „dom pański“ zbudował w r. 1764 na podwórzu zamkowem Michał Wolski, burgrabia sandecki. Spalił się w 1769 wraz z innemi oficynami zamkowemi.
  1737. Czwarta część (quarta) z dóbr królewskich szła na wojsko, które z tego powodu kwarcianem zwano.
  1738. Aż do r. 1649 żołnierz po królewszczyznach i kościelnych dobrach zimował, a żywności dostarczali mu wieśniacy. Dopiero na sejmie 1649 r. stanęła uchwała, aby z pomienionych dóbr pieniądze na żywność przez wyznaczonych deputatów dla właściwych chorągwi pobierane były. Podatek ten zwano hyberną.
  1739. Wybraniectwa albo łany wybranieckie w dobrach królewskich, dlatego tak nazwano, bo przedtem z nich wybrańców do służby żołnierskiej dawano, a zebrany z nich żołnierz nazywał się piechotą łanową albo wybraniecką.
  1740. Miasta i wsi, rządzące się prawem magdeburskiem, miały wójtów (advocati); wsi zaś osadzone na prawie polskiem sołtysów (sculteti).
  1741. Stróżne był to podatek na utrzymanie straży w zamku sandeckim.
  1742. Kopie tych wszystkich przywilejów królewskich, oblatowanych w grodzie sandeckim, znajdują się w Dyrekcyi Skarbowej we Lwowie, w wielkim tomie in folio: Nen Sandecer Starostey Einziehungsakt an. 1785.
  1743. O dobrach koronnych byłej Rzpltej polskiej. Lwów 1870.
  1744. Eccles. colleg. sandec. fundatio, dotatio. Vol. II. p. 14.
  1745. Recognoscimus et palam fatemur, quia nos omnes et singuli simul, in praetorio civili nostro legitime congregati, unanimi voto et consensu omnium nostrum urgente nos ad hoc necessitate reipublicae civitatis nostrae, nuper bina voragine ignis conflagratae, ut muri, praetorium et alia eins aedificia igne attrita instaurentur, ex quibus commoda fisci nostri augeri valeant, recepimus et in effectu numeravimus a venerabili Domino Mathia de Brzeznicza, custode ecclesiae collegiatae sandecensis, quadringentas marcas pecuniarum monetae et numeri polo, nici consueti, quadraginta octo gross, marcam in qualibet computando ad usum nostrum civilem supra expressum convertendum..... Actum et datum in civitate Nova Sandecz, feria sexta ante festum Sancti Michaelis Archangeli proxima. Anno Nativitatis Domini millesimo quingentesimo vigesimo tertio. (Eccles. colleg. sandec. privilegia et jura. Volum. I. p. 18—19).
  1746. Nazwa murator nie zawsze znaczy prostego robotnika murarza, bo tak nazywano dawniej i architektów. Zob. Grabowskiego: Skarbniczka naszej archeologii. Lipsk 1854. str. 93.
  1747. Conductio aedificii praetorii fer. II. post fest. S. Laurentii proxima A. D. 1562. Nos proconsul et consules residentes et antiqui civitatis Sandecensis, unanimi consensu et voluntate nostra, considerando ruinam praetorii in brevi tempore, volentes eiusmodi ruinae in tempore incurrere, palam recognoscimus, quia conduximus et contractum fecimus cum Ludovico muratore Italo, muracionem pretorii more italico. Imprimis frontispicium juxta effigiem ipsius, quam nobis dedit, manu sua propria scripsit, ita et non aliter, in altum educere et ibidem in alto duodecim fenestras in modum crucis alias krzyzowe, in aestuario quatuor fenestras, in testudine de estuario unam, in palacio duas, etiam krzyzowe z kamzamsy, in forma prout apud D. Gruczka. Item hostiaria dissecta alias ciosane in palatio et in monte tria, turrim ubi horologium, super frontispicia educere et testudinem facere cum hostiario. Item lapides super cios in monte suo sumptu lapides frangere, quantum necessitas postulaverit. Item praetorium in toto et undique dealbare, item stubam de novo albare, antiquam dealbationem repercutiendo, item duo infunibula alias kominy, unum in palatio alterum de testudine in palatio. A quo aedificio centum et sexaginta florenos monetae et numeri polonicalis debemus et tenemus dare, qualibet septimana 10 florenos, quando incipiet laborem exercere... (Regestrum provent. et distribut. an. 1555—1580. T. 101. p. 157).
  1748. Distributa ex an. 1603 f. 79.
  1749. Distributa f. 342.
  1750. Distributa f. 166.
  1751. Distributa f. 283, 285.
  1752. Lustratio proventuum civilium an. 1615. artic. 30.
  1753. Distributa e mense augusto an. 1659.
  1754. Regestr. proven. et distrib. T. 101. p. 150.
  1755. W razie nieobecności trębacza w mieście spełniał te posługę na wieży ratusznej bębenista miejski.
  1756. Pierwsze wspomnienie o policyi miejskiej w Nowym Sączu napotykam dopiero w r. 1788. Składała się tylko z inspektora, czyli rewizora, i dwóch umundurowanych policyantów. Inspektorem był Dinot de Vigneulle.
  1757. Streszczenie tych wszystkich przywilejów podałem w I. tomie Historyi Nowego Sącza.
  1758. Cenę oprawy książek w XVII. w. podaje jeden zapisek z r. 1627: „Introligatorowi od introligowania piąci ksiąg miejskich radzieckich i wójtowskich 10 złp.“ Distributa f. 117.
  1759. Obecnie znajdują się w muzeum hist. przy archiwum miejskiem we Lwowie.
  1760. Las cisowy znajdował się w XIV. w. na stromem wzgórzu od zachodu i południa miasta, gdzie dzisiaj wzgórze zamkowe i ogród więzienny.
  1761. Zob. szkic histor. Nowy Sącz, str. 35.
  1762. Z archiwum biskupiego w Krakowie nr. 5.
  1763. Regestr poborowy na piechotę hetmańską, ułożony 6. kwietnia 1652.
  1764. Act. Castr. Rel. T. 159. p. 1011.
  1765. Liber Benef. T. III. p. 467.
  1766. Sprawozd. komis. do bad. hist. sztuki w Polsce. T. IV. str. 170.
  1767. Zbiór histor. i cudów obrazu Przemienienia Pańskiego, przez ks. Bonawen. Sikorskiego, gwardyana nowosandec. Kraków 1767.
  1768. Kodeks, dyplom. małopol. T. II. p. 203.
  1769. Kod. dypl. małop. T. III. p. 159.
  1770. Volum. privileg. ac libert. civit. Neosaudec. T. 56. p. 74.
  1771. Frankowicz: Wizerunek św. doskonałości w bł. Kunegundzie. Kraków 1718, str. 220.
  1772. Lustracya województwa krakow. 1564 r. Civitas. Sandecz ks. 16. fol. 210. Archiw. główne w Warszawie.
  1773. Volum. privil. T. 56. p. 75. — Percepta et distributa an. 1601—1669.
  1774. Protocoll und Fragen an den Neu Sandecer Magistrat im Jahre 1793.
  1775. Łuszczkiewicz: Resztki kościoła franciszkańskiego w Nowym Sączu. Sprawozd. komis. do bad. hist. sztuk. w Polsce. T. IV. str. 169—174.
  1776. Przierzen.
  1777. Manżelstwo.
  1778. Piagowskiemu.
  1779. Manzielstwa.
  1780. Zacne.
  1781. Wszystki.
  1782. Mim sinom.
  1783. Wiecznie sławi.
  1784. Gdi odjechal.
  1785. Zesłam.
  1786. Zięty.
  1787. Zeszcia.
  1788. Miarkowacz.
  1789. Błędna ortografia i haniebna polszczyzna w każdym wierszu tegoż napisu wskazuje, że musiał go wykonać jakiś obcokrajowiec: Czech albo Niemiec.
  1790. Ankaut der Kirche und des Pastoratsgebäude sammt Garten im Jahre 1801. Odnośne akta w registraturze c. k. Starostwa w Nowym Sączu.
  1791. Odnośny dokument tak opiewa: „Za powszechną zgodą i zezwoleniem rycerstwa wszystkiego województwa krakowskiego, na sejmik relationis po konwokacyi pro die 8. Januarii zgromadzonego, daję tę assekuracyę, iż uwolnione są dobra niżej opisane Ojców Franciszkanów konwentu nowosądeckiego, t. j. folwark w łanach, który na półpiętej ćwierci łanów zdawna siedzi, z którego na jeden pobór po złotemu i groszy 6; z folwarku tak w łanach jaka i Znamirowskiego po gr. 12; ze dwóch ćwierci pola i pręta jednego za Kamienicą gr. 27; z niwy na Podgórzu gr. 2; z placów podle kościoła pustych trzech po gr. 10; z domu Gryglowskiego po gr. 18, do exaktorów miejskich oddawali. Aby angeatur cultus divinus, od płacenia poboru specifikowanych dóbr pomienionych ojców i konwent tameczny wiecznymi czasy uwalniamy. Za pokazaniem tedy tej assekuracyi nie powinni będą Religiosi Patres od żadnych Ichmościów panów exaktorów i sędziów województwa naszego turbowani i inkwietowani, i owszem mają bydź liberi pronunciowani, co podpisać Imci panu marszałkowi naszemu zleciliśmy w Proszowicach die 12. Januarii R. P. 1669.
    Władysław Lubowiecki, sędzia generalny ziemski województwa krakowskiego, marszałek sejmiku proszowskiego“. Acta Castr. Rel. T. 131, p. 1292.
  1792. Distributa extraordinaria mense octobri 1642, f. 86.
  1793. Act. Castr. Inscr. T. 29, p. 1436; T. 35, p. 282, 1501; T. 38, p. 1050.
  1794. Act. Castr. Inscr. T. 39, p. 1890.
  1795. Act. Scab. T. 54, p. 116, 124, 131; T. 55, p. 23.
  1796. Act. Castr. Inscr. T. 47, p. 643.
  1797. Act. Scab. T. 55, p. 687, 690.
  1798. Act. Castr. Inscr. T. 52, p. 1127.
  1799. Act. Castr. Inscr. T. 55, p. 1030, 1546.
  1800. Act. Castr. Inscr. T. 57, p. 1178, 1192.
  1801. Act. Castr. Inscr. T. 58, p. 679; T. 60, p. 301.
  1802. Act. Castr. Rel. T. 139, p. 1213.
  1803. Act. Castr. Inscr. T. 67, p. 493.
  1804. Act. Scab. T. 25, p. 875.
  1805. Act. Castr. Inscr. T. 38, p. 1274.
  1806. Act. Castr. Inscr. T. 44, p. 894.
  1807. Act. Scab. T. 55, p. 73.
  1808. Act. Castr. Inscr. T. 55, p. 1629.
  1809. Act. Castr. Inscr. T. 67, p. 797.
  1810. Szaja, saja — materya włoska cienka, lekka.
  1811. Ingrossatio testamenti generosae olim Hedvigis Wielogłowska. Acta colleg. sandec. saec. XVII.
  1812. Zob. Hist. Now. Sącza t. I. str. 189.
  1813. Lecta est hec apellacio nonis decembris in Sandecz in parochia, et ibidem apud fratres Minores et sorores in ipsarum ecclesia, item apud fratres eiusdem ordinis in Camenicia an. 1310. Kod. dypl. małop. T. II. p. 220.
  1814. Od XIII. w. Franciszkanie czescy i polscy stanowili wspólną prowincyę: czesko-polską. W r. 1517 utworzono odrębną prowincyę polską, która w r. 1625 została podzieloną na rusko-litewską i polską.
  1815. Biernacki: Speculum Minorum. Cracoviae 1688, p. 245.
  1816. Wilh. Okkam, minoryta, główny przedstawiciel nominalizmu w XIV. w., uczeń Dunsa Skota. Bliższe szczegóły o nim zob. Nowodworski: Encyklop. Kościelna, t. 17, str. 213—217.
  1817. Speculum Minorum, p. 247—248.
  1818. Speculum Minorum, p. 286.
  1819. Odnośne akta znajdują się w archiwum OO. Franciszkanów we Lwowie.
  1820. Der Bericht aus welchen Ursachen die Dissolvirung des Neu Sandecer Minoriten Klosters veranlasst worden. (Z aktów rządowych).
  1821. Specification sämmtlicher, dem Neu Sandecer Minoritenkloster gehörigen Capitalien, wovon die jährliche Hauptgenuss dem bestehenden Altsandecer Minoritenkloster zugefliessen hat. (Z teki Antoniego Schneidra w zbiorach Akad. Umiejęt. w Krakowie).
  1822. Koloniści niemieccy ewangelickiego wyznania, których sprowadził cesarz Józef II. dla podniesienia kultury rolnej wśród polskiego ludu do Galicyi, po roku 1786 sporadycznie osiedli w Sandeckiem, a już z początkiem XIX. wieku wzrośli w trójnasób. Samuel Bredetzky, Superintendent lwowski, zwiedzając w r. 1808 swych współwyznawców w tych stronach, podał o nich dokładne statystyczne cyfry. Podług jego opisu w 34 miejscowościach mieszkało wtedy 182 rodzin i 1.073 dusz. Najliczniejsze osady były: w Stadłach 92, Chełmcu 79, Biczycach 77, Gołkowicach 72, Strzeszycach 65, Podrzeczu 55, Nowym Sączu na Grodzkiem 51, Dąbrówce 48, Zbikowicach 39, Biegonicach 38, Zawadzie 37, Gaju 34, Gaboniu 34, Olszance 33, Swirkli 29, Starejwsi pod Tęgoborzą 22 dusz. Zbory ewangelickie mieli, podobnie jak dzisiaj, w Nowym Sączu i Stadłach. (Reisebemerkungen über Ungarn und Galizien, II. B. 248—254. Wien 1809).
  1823. Barbara Domicela ze Szczawińskich, wojewodzianka brzesko-kujawska, 1° voto Constan. Lubomirski, capit. sandec., 2° voto Nicolai a Grudno Grudziński, capit. grybov. golubov. consors.
  1824. Sikorski: Zbiór histor. i cudów obrazu Przemien. Pańskiego.
  1825. Jedna tutaj niemała nasuwa się wątpliwość i trudność. Jakim sposobem mógł Langzidel legować wymienione wsi szpitalowi, skoro je sprzedał poprzednio Kasprowi Cruegalowi, mieszczaninowi lwowskiemu, jak poświadcza wójt i ławnicy nowosandeccy osobnym dokumentem z dnia 4. marca 1389. (Akta grodz. i ziem. T. IX. p. 4. Lwów 1883). Trzeba wiec chyba przypuścić, że Langzidel swoje wsi odkupił na nowo.
  1826. Petrus Wysz de Radolin, eppus cracoviensis, erectionem et dotationem ecclesiae et hospitalis S. Spiritus in Nova Sandecz confirmat, Cracoviae die 3. Juli an. 1400. Zob. Dodatki nr. II.
  1827. Zob. niżej rozdz. XI. o kościołach nieistniejących obecnie.
  1828. Bliższe szczegóły biograficzne o Janie z Pragi zob. w Dodatkach nr. XXI.
  1829. Vladislaus rex monasterium ordinis Praemonstratensis in Nova Sandecz erigit et donat 20 marcas totidemque centenarios salis duri. Datum et actum in Kalisz feria IV. festi Paschae A. D. 1409. Zob. Dodatki nr. III.
  1830. Strahów pod Pragą, gdzie po dziś dzień mieszkają Norbertanie. W r. 1627 przewieziono zwłoki św. Norberta († 6. czerwca 1134) z Magdeburga do opactwa strahowskiego (Mons Sion) w Pradze za rzeką, obok Hradczyna.
  1831. Antoni Kraszewski, opat norbertański w Witowie († 1758): Życie Świętych, cz. II. str. 315. Warszawa 1752, in fol.
  1832. Mowa tu o św. Urszuli i jej towarzyszkach.
  1833. Córka Ludwika Anjou króla węgier. i pol., pierwsza małżonka Jagiełły, zmarła 17. lipca 1399 r.
  1834. Córka hrabiego Celejskiego, druga małżonka Jagiełły, zmarła 12. maja 1416 r.
  1835. Dwuletnia podówczas dziecina, urodzona 8. kwietnia 1408 r. z tejże drugiej małżonki Anny.
  1836. Dzisiejsza Dąbrówka w obrębie nowosandeckiej parafii.
  1837. Privilegium Vladislai Jagellonis regis fundatoris pro Dąbrowa. Actum in Sandecz fer. VI. proxima post dominicam Jubilate A. D. 1410. — Kopię łacińską tego dokumentu (podług oryginału pismem gockiem na pergaminie), tudzież przekład polski zob. Dodatek do Gazety Lwowskiej z r. 1852. str. 179—180. — Summar. privileg. f. 7—8.
  1838. Wieś tę pisano w XV. wieku Wolfowa, później Wolchowa, a obecnie Olchówka. Wszystkie te wsi leżą w obrębie parafii nowosandeckiej.
  1839. Niewiadomo, co pod ta nazwą rozumiano wówczas, czy Dunajec czy Kamienicę.
  1840. Incorporatio hospitalis S. Spiritus ordini Praemonstratensium. Datum in Nova Sandecz fer. VI. infra octav. Epiphaniae 1412. Zob. Dodatki, nr. IV.
  1841. Vladislaus Rex Poloniae villas monasterii ordinis Praemonstratensis in Nowa Sandecz, scilicet Dąbrowa, Januszowa, Librantowa, Boguszowa, Kwieciszowa et Wolfowa ab exactionibus et solutione census liberat. Datum Cracoviae fer. V. infra octav. Assumpt. B. V. M. 1412. Summarium privileg. f. 15—17.
  1842. Mikołaj Trąba, arcybiskup halicki, następnie gnieźnieński 1412—1422. — Na sobór w Konstancyi 1414 r. wyprawił go Władysław Jagiełło. Tam to uzyskał Mik. Trąba tak dla siebie, jak i dla swoich następców, tytuł prymasa, który w Polsce był po królu pierwszą osobą, a w czasie bezkrólewia zastępował króla i nazywał się interrex.
  1843. Vladislaus Rex Poloniae villas monasterii ordinis Praemonstratensis in Nova Sandecz de jure polonico in jus theutonicum transfert. Actum in Nova Sandecz sabbato ante dominicam Oculi 1412. — Kopię łacińską tego dokumentu (podług oryginału pismem gockiem na pergaminie), tudzież przekład polski zob. Dodatek do Gazety Lwowskiej z r. 1851. str. 95 i 100. — Summar. privil. f. 13—15.
  1844. Confirmatio pontificia erectionis monasterii sandecensis. Datum Romae apud. s. Petrum die 19. decemb. 1412. Zob. Dodatki nr. V.
  1845. Donatio mentis Radoszowa Gora fer. IV. post fest. Paschae 1412. Summarium privileg. convent. sandec. Praemonstr. f. 17.
  1846. Jus pro molendino in Piątkowa. Datum in Nova Sandecz sabbato ipso die S. Georgii an. 1435. Summar. privileg. fol. 18—19.
  1847. Privilegium Casimiri Regis, datum Cracoviae fer. V. proxima ante fest. Purificationis B. V. M. an. 1460. Zob. Dodatki nr. VII.
  1848. Sententia Sigismundi Regis do hospitali. Datum Cracoviae fer. II. proxima ante fest. Nativit. B. V. M. an. 1518. Zob. Dodatki nr. IX.
  1849. Summarium privilegiorum f. 34, 108.
  1850. Summarium privileg. f. 28, 32, 108.
  1851. Ingrossatio testamenti generosi olim Feliciani Boczkowski. Acta colleg. sandec. saec. XVII.
  1852. Actum in castro Novae Civitatis Korczyn fer. IV. post. dom. conductus Paschae A. D. 1685.
  1853. Summar. privileg. f. 50—52.
  1854. W testamencie swoim z r. 1739 wyraźnie prosi, ażeby zwłoki jego pogrzebano u św. Rocha w Dąbrówce. (Acta Castr. Sandec. Rel. T. 161. p. 513). Kościółek modrzewiowy św. Rocha z pięknem malowaniem wodnem na suficie i napisem: „Vladislaus Rex Poloniae Fundator Ecclesiae Istius 1410“, istnieje po dziś dzień.
  1855. Actum in castro sandecensi fer. IV. post. dominie, conductus Paschae proxima. A. D. 1755.
  1856. Actum in castro cracoviensi fer. II. ante festum S. Michaelis Archangeli proxima. A. D. 1758.
  1857. Actum in Castro biecensi fer. VI. post dominic. invocavit quadragesimalem proxima. A. D. 1761.
  1858. Actum in Castro sandecensi fer. V. post dominic. cantata proxima. videlicet die 21. mai. A. D. 1.772.
  1859. Mährisch Hradischer Praemonstratenser Kloster.
  1860. Inventarium bonorum ordinis Praemonstratensis in Nova Sandecz, die 15. decembris 1781 conscriptum. — Acta von Aufhebung des Prämonstratenser Kloster zu Neu Sandez de anno 1784, 1785 et 1786, fascykuł obszerny w registraturze c. k. Starostwa w Nowym Sączu. — Summarium privileg. f. 70—93, 115—124.
  1861. A. Prochaska: Konfederacya Spytka z Melsztyna. Lwów 1887.
  1862. Oto ważniejsze daty z jego życia: W r. 1703 porucznik pospolitego ruszenia powiatu sandeckiego i czchowskiego, w 1705 poseł od szlachty małopolskiej do króla szwedzkiego, Karola XII., w r. 1706 i 1712 marszałek sejmików krakowskich, w 1713 cześnik rawski, w 1714 marszałek sejmiku proszowskiego, w 1715 organizator słynnej konfederacyi tarnogrodzkiej, w 1728 podkomorzy krakowski, mianowany kasztelanem bieckim 25. maja 1735, † 1736. Mylnie więc powiada nasz uczony biskup, Ludwik Łętowski, że w rodzinie Wielogłowskich żadnego nie było kasztelana. (Katalog biskupów krakow. T. IV. str. 224). Szczepan Wielogłowski pozostawił znaczny majątek, więcej niż 20 wsi, miedzy innemi: Wielogłowy, Łukowicę, Czarnypotok, Tęgoborze, Przyszowę.
  1863. Summarium Privilegiorum, Inscriptionum, Transactionum conventui sandecensi sacri ordinis Praemonstratensis servientium. Ex authenticis depromptum et transsumptum A. D. 1766.
  1864. Szereg opatów sandeckich zob. Dodatki, nr. XXI.
  1865. Jest tu zapewne wzmianka o Kartuzach lechnickich z Czerwonego Klasztoru w Pieninach przy Szczawnicy, których cesarz Ferdynand zniósł w r. 1563, a dobra ich dostały się kapitule spiskiej w Lewoczy (Leutschoviae).
  1866. Obecną kaplicę (a raczej kościółek) św. Heleny, w Strugach za Dunajcem, fundowała w r. 1686 Helena Marchocka, ksieni starosandecka, jak świadczy napis na tęczy. W czasie więc wizyty kardynała Radziwiłła musiała tam istnieć inna pod tem wezwaniem kaplica.
  1867. Liczba zakonników w klasztorze sandeckim w rozmaitych czasach różną bywała. W r. 1692 mieszkało ich 10: Teofil Kaczyński, opat — Augustyn Jurkiewicz, przeor — Piotr Kocurowski, podprzeorzy — Wawrzyniec Rzeczycki, senior — Felicyan Raszkowicz — Józef Bochyński — Adam Kurowski — Kasper Wilkowicz — Chryzostom Krzmitowski i Wacław Rylik. (Acta Castr. Inscr. T. 67. p. 1306). — Daleko więcej było ich w drugiej połowie XVIII. wieku, jak niżej zobaczymy.
  1868. Archiwum kapitulne przy katedrze krakowskiej ks. IX. in fol.
  1869. Prowincya Norbertanów polskich liczyła w połowie XVIII. w. 15 klasztorów; męskie opactwa: w Hebdowie, Witowie, Wrocławiu, Nowym Sączu, i prepozyturę w Krzyżanowicach; prepozytury żeńskie: w Strzelnie, Żukowie, Czarnowąsie, Krakowie, Zwierzyńcu, Busku, Imbramowicach, Bolesławcu, Łęczycy i Płocku. (Ks. Knapiński: Św. Norbert i jego zakon. Warszawa 1885. str. 142 i nast.).
  1870. Zakon Norbertanów podzielony jest obecnie na 5 cyrkaryi, czyli prowincyi: austryacką, brabancką, francuską, węgierską i prowancką. Zakon męski liczy 24 domów zakonnych (opactw, kanonii i prioratów) a 950 członków; żeński zaś 5 opactw i tyleż prioratów, mniszek 244. Wszystkie opactwa dobrze są opatrzone w ludzi oddanych pracy, a w poczcie ich nie tylko widzimy zakonników pracujących po licznych parafiach, których na samem terrytoryum austro-węgierskiem ma zakon pod swym zarządem 90, lecz także w 7 gimnazyach: w Pilźnie czeskiem (Pilsen), Koszycach (Cassa, Kaschau), Wielkim Waradynie (Nagy-Varad, Grosswardein), Rożnowie (Rozsnyó, Rosenau), w Keszthely i Szombathely (Steinamanger) na Węgrzech; wreszcie w Heeswijk w Holandyi. Niektórzy z Ojców są przy boku biskupów, jako ich komisarze i teolodzy. Opat generalny całego zakonu rezyduje w Strahowie (Mons Sion) pod Pragą. Na ziemi polskiej, gdzie w połowie XVIII. wieku było 5 klasztorów męskich i 10 żeńskich, obecnie nie ma żadnego klasztoru męskiego; istnieją tylko 3 żeńskie: na Zwierzyńcu pod Krakowem (38 zakonnic), w Imbramowicach w dyecezyi kieleckiej (4 zakonnice), i w Czerwińsku w dyecezyi warszawskiej (6 zakonnic). Te dwa ostatnie klasztory zupełnie odcięte od życia zakonu, skazane wskutek stosunków politycznych na wymarcie. (Catalogus generalis sacri canonici ac exempti ordinis Praemonstratensis ineunte saeculo XX. Pragae 1900. pag. 369 in 8).
  1871. Jus subalternum Paternitatis in Ecclesiam Sandecensem Abbatis Gradicensis. Datum Praemonstrati 13. Julii 1752. Zob. Dodatki nr. XIX.
  1872. Conventus Sandecensis, Ordinis Praemonstratensis, solitarie et unice in ditionibus Sacrae Cesareo Regiae Majestatis hactenus in Galicia et Lodomeria repertus, jam ab annis 28. scilicet an. 1752 ex certis rationibus per diploma Illustrissimi Domini Brunonis Bécourt, ordinis nostri Generalis. Amplissimo Domino Paulo Ferdinando Waczlawic, Abbati Gradicensi in Moravia affiliatus et aggregatus et per eundem an. 1776 canonice visitatns, proinde ex nunc ad corpus provinciae Moraviae spectare dignoscitur et legaliter comprobatur. Actum Sandeciae 3. julii 1781.
    Joannes Lassota Szczkowski, Abbas Sandecensis Ord. Praemon.
    Eustachius Słowikowski, Prior.
    Anselmus Pacynkowski, Subprior.
    Ignatius Nemetzy, Professor Philosophiae.
  1873. Summarium singulorum privilegiorum monasterio sandecensi ordinis Praemonstratensis servientium, et a Serenissimis Regibus Poloniae clementissime collatorum, quae Suae Sacratissimae Caesareo Regiae ac Apostolicae Majestati pro clementissima confirmatione largienda (sic), in profundissima humilitate et cultu substernuntur. (Z aktów rządowch 1783 r.).
  1874. Jego duży portret przechowuje się dotąd w domu jezuickim w Sączu. — Ks. Ant. Kraszewski, a za nim ks. Wład. Knapiński bałamutnie go piszą: Lassotyszczkowski.
  1875. Ad majorem Dei gloriam aedificata haec turris et perfecta A. D. 1755 die 28. augusti, sub regimine Reverendissimi Domini Joannis Pauli Lassota Szczkowski, Abbatis loci et Visitatoris Generalis, et praeterea praesentibus Patribus: Roberto Rychter, Priore, Adalberto Pankowski, Adamo Szeligowicz, Antonio Paszyński, Ambrosio Bartmanowicz, Bartholomaeo Stańkowski, Casimiro Roczek, Eustachio Słowikowski, Godefrido Kalkus, Gaspare Jastrzębski, Hermano Słowiński, Michaele Sowiński. W czasie pożaru 17. kwietnia 1894 r. spłonęła wieża a z nią powyższy dokument.
  1876. Ta cyfra nie jest zupełnie zgodną z prawdą. Zob. w Dodatkach szereg opatów sandeckich.
  1877. Seb. Brunner: Die theologische Dienerschaft am Hofe Josephs II. Wien 1868. — Ritter: Joseph II. und seine kirchl. Reformen. Regensburg 1867. — Wendrinsky: Kaiser Josef II. Wien 1880, p. 161—162.
  1878. Holzwarth: Weltgeschichte. T. VI. 533. Mainz 1880.
  1879. Zob. na str. 65. notę 2.
  1880. Inventarium honorum immobilium et mobilium ad Conventum Neo Sandecensem ordinis Praemonstratensis anno 1782 pertinentium.
  1881. Arcybractwo św. Anny zostało wprowadzone do kościoła norbertańskiego w Nowym Sączu na mocy dyplomu Jana Demetriusza Solikowskiego, arcybiskupa lwowskiego († 1603 r.). Lecz ponieważ w czasie ogólnego pożaru miasta 1611 r. zgorzał ów dyplom, przeto na prośbę Jana z Zakliczyna Jordana, opata sandeckiego, wystawił nowy dyplom w Warszawie 24. marca 1615 r. Stanisław Mrozeus, kanonik warszawski i senior arcybractwa św. Anny. (Summarium privileg. f. 26—27). Miało także to bractwo swoje pobożne zapisy. Tak n. p. w r. 1633 Jerzy Kieszkowski i Stanisław Widz, starsi bracia, kwitują z odebranych 50 złp., zapisu Jana Łykawskiego. W r. 1636 Elżbieta Smolczyna zapisuje bractwu św. Anny u św. Ducha 14 złp. W r. 1637 Postrzygaczka wdowa bractwu św. Anny 5 złp.
  1882. Bractwo św. Aniołów Stróżów wprowadził tutaj 2. lipca 1631 ks. Marcin Gruszkowicz, św. teologii doktor, prowincyał OO. Paulinów, na prośbę O. Jana Cavatiusa, przeora norbertańskiego, i na życzenie Jerzego Stano, starosty grodowego sandeckiego. (Summarium privileg. f. 29—32).
  1883. Dach ten blaszany z polecenia Rządu zrzucono w r. 1827 i zastąpiono innym, jak świadczy dokument, znaleziony w gałce miedzianej w r. 1889: „Der Kirchenthurm der Exnorbertaner Klosterkirche ist in dem Monate August 1827 neu gedeckt, und die bei Abtragung des alten Gehölzes darin vorgefundenen hier in einer blechenen Büchse vorhandenen Reliquien und Inschriften, wieder in dieselbe Büchse aufbewahrt, und in den gedachten Thurm wieder eingelegt worden. Neusandez den 22. August 1827. Bartholomaeus Janczy, parochus neosandecensis. Gadomski Kreishauptmann. Navratil Verwalter und Dominical Vorsteher der Exnorbertaner Kloster Güter“.
  1884. Zegar ten kupiono w r. 1749 za 98 złp. — Widok kościoła i opactwa z r. 1782 zob. Szkic hist. str. 76.
  1885. Te stajnie zbudowano w r. 1751 na placu, który w r. 1714 darował magistrat ks. opatowi, Kazimierzowi Sowińskiemu. Summar. privileg. f. 54—55.
  1886. Śpichlerz stanął na miejscu drewnianego domu, który żyd sandecki „infidelis Habus“, darował klasztorowi w r. 1730. Summar. privileg. f. 55—57.
  1887. Stacye drogi krzyżowej zaprowadził 14. sierpnia 1743 r. ks. Stefan Horodyński, prowincyał OO. Reformatów, na prośbę Jana Wittana, opata sandeckiego. Summarium privileg. f. 103—104.
  1888. Stał on na tem samem miejscu aż do ostatniego pożaru miasta w r. 1894, poczem rozebrano go do szczętu i postawiono nowy piętrowy przy ulicy św. Ducha. Ubodzy w nim mieszkający zostają pod opieką magistratu.
  1889. O tych Świątnikach i ich obowiązkach poucza nas bliżej przywilej, potwierdzony przez czterech opatów. Oto jego osnowa:
    Świętej pamięci Władysław Jagiełło, Król Polski, nadał był klasztorowi Sacri Ordinis Praemonstratensis dwóch zagrodników w przedmieściu sandeckiem, niedaleko kościoła Św. Wojciecha na usługi klasztorne, libertowawszy ich ab oneribus Reipublicae, alias od poborów i podymnego. A gdy w prędkim czasie po fundacyi klasztorek przeniesiono z przedmieścia od Św. Mikołaja inter muros do miasta, gdzie temi czasy stoi, tedy na poświętnym pierwszej lokacyi gruncie, albo ogrodzie, osadził sobie konwent pięć zagrodników, których Trybunał Piotrkowski libertowawszy od poborów i podymnych według królewskiego przywileju, ochrzcił i nazywał ich Świątnikami na posługi klasztorne i kościelne, naznaczywszy im czynsz doroczny z ogrodów po złotych pół dwanaście, i pewne posługi według czasu i potrzeby w klasztorze. A że z pewnej a mniej bacznej okazyi za czasem podniesione na wszystkich siedmiu Świątników, na każdego z osobna złp. 16, teraz gdy prawie żelazne czasy nastały, zda mi się taki czynsz bardzo ciężki przy gęstych posługach klasztornych. Zatem suplikowali usilnie, żeby mogli mieć lekszy czynsz, jak przedtem, i podróże krótsze otrzymać, które za dobrych czasów trzymali na mil 10. Uważywszy ich słuszną suplikę, i w posługach i czynszach niejaką aggrawacyą, pokazałem dowodnie Wielebnemu Zgromadzeniu circumstancye czasów, nieurodzaj, w najmowaniu do ogrodów swych oracza, szczupłość gruntów, szkody niemałe od sąsiadów w ogrodach ich, nakłoniłem Wielebnych Braci na sposobny konsens do zmniejszenia im podróży i czynszu, stanowiąc im każdemu zosobna czynsz doroczny po złp. 12 currenti moneta na dzień Św. Marcina, podróż na trzy mile tylko; jeżeliby dalej podróż przypadła, to wytrącić klasztor powinien trzy mile, a inne zapłacić po groszy pol. 6. Prócz tego powinni będą pod piwo drwa rąbać; wody naciągnąć; z piwowarem piwo robić; siemię klasztorne na olej przy drzwiach klasztornych suszyć, i olej wybiwszy do klasztoru przynosić; kapustę do beczek w klasztorze czasu należytego kłaść; maj na cmentarzu i dalej na Boże Ciało rozstawiać (szpalerem drzew zielonych, zwłaszcza brzeziną wysadzać); kominy przez cały rok co miesiąc należycie wychędożyć i wycierać, latem kuchenny także co miesiąc; drzewo na Święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc i Świątki w klasztorze rzezać; na święta uroczyste do klasztoru pójść dzwonić; w wielki tydzień grób stawiać; na przedmieściu koło sadu klasztornego tyki stawiać, kiedy je wiatr obali, albo przez starość zbutwieją; do skór i rzemienia kręcenia przychodzić, ile razy potrzeba. Także w czasie nieszczęśliwym, czego Boże uchowań, kiedyby się ogień przypadkowy kiedykolwiek w mieście pokazał, zaraz powinni wszyscy z siekierami i konwiami do klasztoru przybiegać. Przy tych klasztornych usługach obiad im powinien dać klasztor, zaś citra claustrum sami się powinni strawować; do żniwa w lecie po dwa dni robić na powabę. Stróża kolejno na posługi klasztorne dorocznie chować; tenże Świątnik, który stróża chowa, żadnych posług nie powinien czynić, ani rocznego czynszu dać w ten rok. Chałupnego nie dają, bo że sami sobie biedują i kupują, które cum scitu et consensu Conventus przedać może. A gdy się trafi, że który Świątnik żonę już do kupnej chałupy swojej wprowadzi, a bez potomstwa umiera, to na ten czas klasztor chałupę przedaje, non ultra jak za złotych 40 innemu, byle spokojnemu, w niczem nie podejrzanemu; grunt zaś sam zosobna klasztor, gdy Świątnik steriliter umiera, przedaje za złp. 60, prócz chałupy tylko sam grunt sive ogród. To zaś kupno ma służyć i powinno ad vitae tempora obiema. A to się wszystko stanowi i na piśmie się rzetelnie podaje, z jednostajnym Wielebnych Braci konwentu mego nowo sąndeckiego konsensem, dla pamięci czynszujących i specyfikowane posługi odprawujących siedmiu Świątników naszych, na co dla lepszej wiary i wagi podpisujemy się przy pieczęci klasztornej.
    Actum in Conventu Neo Sandecensi Sancti Spiritus Ordinis Praemonstratensis die 2. augusti 1695. Fr. Theophilus Kaczyński, Abbas Sandecensis Ordinis Praemonstratensis.
    Fr. Casimirus Sowiński, Abbas Professas Sandecensis, istud privilegium confirmo, die 2 martii 1706. — Fr. Chrysostomus Staszewski, Abbas Conventus Neo Sandecensis, istud privilegium confirmo, in omnibus punctis, clausulis, nexibus, liagamentis et conditionibus, die 21 novembris 1734.
    Et quia privilegium semel concessum pro semper decet esse mansurum, potissimum cum charitati et justitiae sit innixum, liinc nos privilegium intro contentum per nostros Antecessores datum, integraliter, omnimode ac inviolabiliter per omnia ratum habentes approbamus, confirmamus ac plene observandum declaramus. In fidem manum nostram et sigillum apponimus.
    Datum in residentia nostra abbatiali die 2 novembris 1773, praelaturae nostrae anno 27. Fr. Joannes Paulus Lassota Szczkowski, Abbas Sandecensis, Visitator Greneralis Ordinis Praemonstratensis.
    (Privilegium a conventu datum Sanctuariis. Summarium privileg. f. 111—112).
  1890. Te pozycye w złr. i kr., jak również inne niżej przytoczone, nie pochodzą z obliczeń norbertańskich, lecz z obszernych i szczegółowych inwentarzy rządowych, po niemiecku pisanych, które miałem pod ręką i pilnie przeglądałem.
  1891. W tych wszystkich wymienionych dobrach opactwa sandeckiego było ogółem: kmieci 33, półrolników 13, chałupników 36, którzy w większej lub mniejszej ilości obowiązani byli do robocizny po folwarkach klasztornych bydłem lub pieszo. (Inwentarz dóbr konwentu sandeckiego, ich osiadłości, robocizny, podatków, danin, powinności, spisany 1770 r.). Są tam wymienieni po nazwisku wszyscy poddani, z szczegółowem określeniem ich rozmaitych powinności.
  1892. Dla Galicyi Reskrypt kasaty klasztorów wydano 12. czerwca 1781 r., z tym dodatkiem, że do chwili wykonania zachowany być winien w najściślejszej tajemnicy, celem przeszkodzenia wywiezieniu skarbów klasztornych do Polski.
  1893. Kornel Czemeryński: O dobrach koronnych byłej Rzpltej polskiej. Lwów, 1870. str. 92—93.
  1894. Ks. Szeligowicz objął kapelanię w Ptaszkowej — ks. Jastrzębski w Krościenku († w Nowym Sączu 21. maja 1809 r.) — ks. Jankiewicz w Drużbakach na Spiżu — ks. Lewartowski w Stańkowej — ks. Rzepecki w Muszynie — ks. Nowacki w Głębowicach — ks. Broniszewski w Wielogłowach — ks. Nemetzy w Wiśniczu — ks. Leszkowski w Grybowie — ks. Rudnicki w Biesiadkach — ks. Kawczyński w Rzezawie pod Bochnią — ks. Pacynkowski w Zakliczynie, w r. 1786 otrzymał beneficium w Melsztynie, w r. 1796 przeniósł się na probostwo w Domosławicach, † 4. marca 1819.
  1895. Istniał tu z dawna klasztor kanoników regularnych (fratres ordinis de poenitentia beatorum martyrum snb regula s. Augustini). Przeora mianował klasztor św. Marka w Krakowie (stąd Markami zwani). Klasztor w Trzcianie zniesiono w r. 1816.
  1896. Że ta przebudowa kościoła farnego żółwim postępowała krokiem, świadczą zapiski w registraturze c. k. Starostwa w Nowym Sączu. Oto niektóre z nich: „Anno 1804 Neu Sandezpfarrkirche für baufällig erklärt — Anno 1808 hat der Bau begonnen — Hauptreparatur geleisten Beiträge im Jahre 1807 bis 1822“.
  1897. Dyrektorem gimnazyalnym był każdorazowy rektor jezuickiego kollegium, do pomocy zaś miał prefekta szkół. Dyrektorami byli: O. Samuel Rahoza, O. Mateusz Kłosowski, O. Paweł Ciechanowiecki i O. Józef Podobied. Prefektami: O. Jerzy Foerster, O. Jozafat Zaleski, O. Karol Barański, O. Franciszek Kautny, O. Józef Brown i O. Augustyn Lipiński.
  1898. Opisał je szczegółowo O. Antoniewicz w „Wspomnieniach Misyjnych“. Poznań 1846 r.
  1899. Concilium Tridentinum, Sessio 22. caput 11 de Reform.
  1900. Robotą stolarską przy tym nowym gotyckim ołtarzu kierował brat zakonny, Stanisław Dydek; rzeźbiarską W. Łuczkiewicz z Nowego Sącza; złotniczą M. Stojakowski z Krakowa.
  1901. Brat zakonny, zwiedziwszy Anglię i Chiny, porzucił zakon w Połocku 1814 r. Słynął on jako rytownik i mistrz wyrobów rzeźbiarskich z kości słoniowej. Zostawił wiele blach gotowych pod prasę.
  1902. Ten duży olejny portret jest kopią z obrazu Triciusza, niegdyś umieszczonego w amfiteatrze nowodworskim w Krakowie. Jan Triciusz, mieszczanin krakowski, był malarzem nadwornym królów polskich: Jana Kazimierza i Jana Sobieskiego. (Grabowski: Dawne Zabytki Krakowa str. 163). — Napis na owym portrecie niezupełnie zgodny jest z prawdą. Kościół św. Ducha fundował Langzidel w r. 1400. Jagiełło przybudował przy nim klasztor w r. 1409 i oddał go wraz z kościołem Norbertanom.
  1903. Ten Zakliczyn leży przy Sieprawiu w pobliżu Wieliczki, i już w r. 1464 był gniazdem Jordanów, z którego się pisali. Mikołaj Jordan, kasztelan wiślicki, nabył w r. 1511 dobra melsztyńskie wraz z zamkiem od Jana Melsztyńskiego, rycerza Grobu Chrystusowego (miles sepulchri Christi), które aż do r. 1597 były własnością Jordanów. Starszy brat Mikołaja, Jan Jordan, kasztelan biecki, starosta spiski i oświęcimski, wielkorządca krakowski † 1507, zostawił synów: Zygmunta, Achacego, Krzysztofa i Hermolausa.
  1904. Agnusek — baranek boży, wyrobiony z jakiegokolwiek materyału.
  1905. Noszenie — ozdoba zawieszona na szyi, łańcuch.
  1906. Dzięga — srebrny grosz moskiewski nakształt jaja, ze szczerego srebra.
  1907. Noszenie na uszach, kulczyki.
  1908. Acta Castr. Rel. T. 119. p. 142.
  1909. Zaprowadził je tutaj ks. Stanisław Kórnicki, św. teolog, doktor, Augustyanin krakowski, za pozwoleniem swego prowincyała, O. Baltazara Motowiusza. (Z archiw. OO. Augustyanów w Krakowie).
  1910. Acta Scabin. T. 55. p. 815.
  1911. Acta Scab. T. 63. p. 347.
  1912. Summarium privilegiorum, f. 89.
  1913. Kod. dypl. katedry krakow. T. I. str. 145.
  1914. Piekosiński: Pieczęcie polskie, cz. I. str. 196.
  1915. Akta grodzkie i ziemskie. T. IX. str. 15. Lwów 1883.
  1916. Litterae Bartholomaei, abbatis monasterii sandecensis, ordinis Praemonstratensis S. Spiritus an. 1433. (Consignatio privileg. civit. Neo Sandecz. an. 1788).
  1917. Joannis Długosz: Historia Polonica, lib. XI. p. 412; lib. XII. p. 199. wyd. Alex. Przezdziecki. Cracoviae 1878.
  1918. Rzepnicki: Vitae Praesulum Polon. T. I. p. 308. Posnaniae 1761.
  1919. Jego piękny portret z napisem: „Isidor metropolita Russiae, ducentis nobilibus ad concilium Florentiam comitatus, vindex unionis ab Eugenio IV. cardinalis 1439, a Pio II. patriarcha Constantinopolis renuntiatus, obiit 1463“, przechowuje się w muzeum stauropigialnem we Lwowie.
  1920. Porówn. Szkic histor. Nowy Sącz, str. 27 i 61.
  1921. O osadach wołoskich w Sandeckiem posiadamy niewątpliwe historyczne dowody. I tak wsi Binczarowej nadaje Zygmunt I. przywilej w r. 1531;, dla sołtystwa na prawie wołoskiem ufundowanego. To samo odnosi się do Boguszy, dla której Zygmunt I. przywilejem z r. 1545 potwierdza sprzedaż sołtystwa, określając obowiązki i daniny prawa wołoskiego, jakiem się ma rządzić „more qui in aliis villis Valachicis in vicinatu consistentibus observatur“. W przywileju Zygmunta III. z r. 1590, dla wsi Królowej ruskiej wydanego, król pozwala w tej wsi, przez osadników wołoskich osiadłej, gromadzić się nowym kolonistom, zostawiając im obowiązujące prawo wołoskie, którem się wieś rządziła. (Stadnicki: O wsiach wołoskich. Lwów 1848).
  1922. Schizmatycy, czyli Rusini podówczas jeszcze nie złączeni z Rzymem, wywędrowali z poblizkiego Spiża i osiedlili się w Sandeckiem już w XIV. i XV. w., gdzie po dziś dzień zamieszkują tamże przeszło 60 osad. (Łepkowski: Ruś Sandecka. Dodatek do Gazety Lwowskiej z r. 1855).
  1923. Joannis Długosz: Liber Beneficiorum. Fundatio, dotatio et erectio eccles. S. Margarethae in oppido Nova Sandecz. T. I. p. 544—574. wyd. Alexandra Przezdzieckiego. Kraków 1863. — Litterae fundationis et erectionis eccles. colleg. neosandec. per Eminentissimum et Reverendissimum Sbigneum Olesnicki Cardinalem et Eppum Cracov., in Actis Castren. Capitanealibus Sandec. anno 1609 inscriptae. Archiw. kolleg. sandec. vol. I. p. 1—10; volum. II. p. 29—38.
  1924. Pierwszymi prałatami kollegiaty sandeckiej byli: Kasper Rokembarg, proboszcz; Jan z Dąbrówki, dziekan; Jan z Wielopola, archidyakon; Piotr z Ołomuńca, kustosz.
  1925. Wyciąg z wizyty kardynała Jerzego Radziwiłła 1596—1598. Bukowski: Dzieje Reform. T. I. str. 668—673. — Mart. Szyszkowski, eppi cracov., Reformationes generales. A. D. 1621.
  1926. Pieczęć Zbigniewa Oleśnickiego podług dokumentu z r. 1438. Przedstawiony jest na niej w środku św. Stanisław, biskup krakowski, siedzący na tronie w szatach pontyfikalnych. Obok niego stoi po prawej stronie św. Wacław w stroju rycerskim, w płaszczu i mitrze książęcej na głowie, trzymając w prawej ręce tarczę i miecz, w lewej ręce chorągiew z orłem. Po lewej stronie stoi jakiś Święty z odkrytą głową, w stroju rycerskim, w płaszczu, trzymając w lewej ręce tarczę i miecz, w prawej zaś oszczep. U stóp tych świętych klęczy Zbigniew Oleśnicki w szatach pontyfikalnych, u dołu tarcza z jego herbem Dębno. W otoku napis gockiemi literami: sigillum sbignei dei et apostolice sedis gracia epi cracoviensis. (Vossberg: Siegel des Mittelalters. Berlin 1854).
  1927. Inwentarz wsi Kamionki, do kustodyi sandeckiej należący, z dawnych rejestrów, inwentarzów, dekretów i zwyczajów, spisany 28. lipca 1718 r., przez ks. Tomasza Alexego Grzymałę, kustosza sandeckiego i oficyała bieckiego.
  1928. Biskupi krakowscy od XV. w. byli książętami siewierskimi i panami rozległych dóbr; utrzymywali nawet swoje własne wojsko. Cóż więc dziwnego, że wizyty swoje kanoniczne odbywali z wielką pompą i wystawnością. Dnia 3. lipca 1768 r., kiedy Kajetan Sołtyk zjechał na wizytę do Nowego Sącza, towarzyszyła mu liczna świta laufrów, lokajów, kuchmistrzów, pachołków i masztalerzów. Obok księcia-biskupa jechał konwoj 15 dragonów biskupich w pysznych mundurach. Samo przyjęcie i ugoszczenie biskupa kosztowało 2.000 złp., które złożyli prałaci i kanonicy kollegiaty. (Z zapisków ówczesnych kollegiaty).
  1929. Zbigniew Oleśnicki † 1. kwietnia 1455 r.
  1930. Eccles. colleg. sandec. fundatio et dotatio. Volum. II. p. 14, 37.
  1931. Ecoles, colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 10—13.
  1932. Eccles. colleg. sandec. privilegia et jura. Vol. I. p. 13—16, 19—20. Zob. Dodatki nr. VIII., XI., XII.
  1933. Ks. Grzegorz Pakosławski kupił sołtystwo w Kamionce dla kustodyi sandeckiej za 62 grzyw. od jakiegoś Marcina 1554 r. (Ex privilegiis villae Kamionka extractum).
  1934. Eccles. colleg. privil. vol. I. p. 32, 29, 20. Zob. Dodatki nr. XIII.
  1935. Eccles. colleg. sandec. privileg vol. I. p. 119—120, 123, 34, 21—22. Zob. Dodatki nr. XV., XVI., XVII.
  1936. Eccles. colleg. sandec. privileg. Vol. I. p. 72—74, 54—55.
  1937. Eccles. colleg. sandec. privileg. Vol. I. p. 126—128.
  1938. Histor. Now. Sącza. T. II. str. 20.
  1939. Histor. Now. Sącza. T. I. rozdz. VII.
  1940. Decreta Reformationis et Visitationis Cardinalis Georgii Radziwiłł an. 1597. Zob. Dodatki nr. XVIII.
  1941. Eccies. colleg. sandec. privilegia et jura. vol. I. Dekreta reformacyjne biskupa Szaniawskiego obejmują drobnem pismem str. 6 in folio. Najobszerniejsze są biskupa Sołtyka, bo mają str. 16 in folio.
  1942. Portret Zbigniewa Oleśnickiego z r. 1445, wykonany jest piórem na pergaminie w rękopisie „Liber Antiquus“ kapituły katedry krakowskiej. Przedstawia Matkę Boską z dzieciątkiem stojącą na księżycu, przed którą klęczy Zbigniew Oleśnicki w kardynalskim kapeluszu na głowie. U jego kolan tarcza z herbem Dębno ukosem postawiona, nakryta również kapeluszem kardynalskim. Rysunek ten otoczony linearnemi ramami. Na dolnej jego ramie głoskami łacińskiemi większemi: Sancta Maria Ora Pro Nobis; poniżej zaś ramy minuskułą gotycką XV. wieku napis: Sbigneus Johannis de Oleschnicza tituli Sancte prisce Sancte Romane Ecclesie presbiter Cardinalis et Episcopus Cracoviensis. Anno domini Millosimo Quadringentesimo Quadragesimo Quinto. Jest to jedyny znany dotąd portret wielkiego kardynała i męża stanu, tak ważną grającego rolę w dziejach naszej kultury. (Sprawoz. komis. T. 5. str. XLI.).
  1943. Generosi Wielogłowscy, capellae s. Annae dotatores, ubi etiam sepurchrum domus illorum exstat, quatenus ad eam capellam crates ferreas comparare dignentur. Acta capituli colleg. sandec. p. 67.
  1944. Zob. Dodatki nr. VI.
  1945. Zob. Dodatki nr. XVIII.
  1946. W jej testamencie z 26. lipca 1646 r. między innemi czytam: „Przytym pogrzeb ciału mojemu w kościele farnym sandeckim Małgorzaty św., w kaplicy Mikołaja św. naznaczam. Do której kaplicy Mikołaja św., do dawnej fundacyi mojej (1635 roku) złotych piąciset, znowu funduję i oddaję wiecznemi czasy drugie złotych pięćset, a to względem tego, aby za duszę moję i małżonków (sic) moich na każdy tydzień odprawiały się dwie msze św.... Do tej kaplicy Mikołaja św. leguję spódnicę moją własną nową, tabinową czarną, aby przedawszy ją (która mnie kosztuje złotych sto), kupili do kaplicy Mikołaja św. ornat czarny jedwabny, lub atłasowy, lub adamaszkowy i antependium czarne do tegoż ołtarza. Przytym obliguję wtem potomków moich... aby w kaplicy Mikołaja św. w kościele farnym grób zasklepili od ołtarza przez wszystkę kaplicę. A jeżeli mnie też P. Bóg zachowa w dobrem zdrowiu, tedy to sama uczynić obiecuje“. (Acta Scab. T. 58. a. p. 132—141).
  1947. Akta grodz. i ziem. T. IX. str. 241.
  1948. W aktach kapituły sandeckiej pod r. 1675 czytam: „Capella S. Trinitatis ob tectum pluviis pervium ruinam minatur. Et quoniam lanionum haec capella est, in qua etiam ipsi saepius sepeliuntur, tectum suo sumptu se reparaturos promiserunt“.
  1949. A. D. 1686 cymborium de marmore rubeo noviter eleganti modo ex pia intentione Stan. Bernus, telonii Sacrae Regiae Majestatis ac Reipublicae notarii, exstructum. Acta capituli colleg. sandec. p. 97.
  1950. A. D. 1652 for. VI. post dominie. Oculi. Aeditui ecclesiae colleg. sandec. spectabiles: Albertus Bogdałowicz et Laurentius Szydłowski, sua qua funguntur auctoritate, suis suorumque in posterum existentium aedituorum nominibus, frustrum terrae in visceribus ecclesiae ante altare Corporis Christi ad fabricandum sepulchrum muratum emensi sunt et exdiviserunt spectabilis Stanislai Olszyński, consul is sandecensis, consortisque hodie sepeliendae et familiae Wolskich, ut primum flor. 10 pro ecclesiae piis usibus solvant. In futurum vero dum et quando aliquem in eodem sepulchro ex eorundem Olszyńskich sen Wolskich familia sepelire accident, certum salarium pro necessitudine eiusdem ecclesiae solvere tenentur. (Acta Consul. T. 61. p. 151.).
  1951. Ten kapitał, jak zaraz zobaczymy, przeznaczony był pierwotnie dla kościoła w Męcinie, później jednak, niewiadomo z jakiego powodu, dostał się kollegiacie sandeckiej.
    Oblata scripti manualis pro parte Admodum Reverendi Joannis Orzechowski, feria VI. post dominicam Oculi 1739.
    My niżej na podpisach wyrażeni starsi ławnicy synagogi miasta Nowego Sądcza, swojem i całego pospólstwa imieniem, zapisujemy i zeznajemy tą obligacyą naszą w ręce Wielmożnego Imci księdza Jana Kazimierza Orzechowskiego, plebana męcińskiego, tudzież i jego następców i starszych bractwa Najsłodszego Serca Pana Jezusa. Iż my z rąk zwyż wymienionego Wielm. Imci ks. plebana męcińskiego dnia dzisiejszego rzetelnie odebrali sumę złp. 2.000, która suma zwyż napisana jest applikowana i dedykowana przez tegoż Imci ks. plebana męcińskiego, jako pierwszego tegoż bractwa fundatora i dotatora, temuż bractwu Serca P. Jezusa kościoła farnego wsi Męciny. Za tę sumę dwa tysiące złp. na dobrach naszych, t j. na całym kahale albo bóżnicy naszej, w mieście Nowym Sądczu fundowanej, solwujemy i zapisujemy one na wyderkaf albo roczną prowizyę, zapisujemy na wszelkich sumach, towarach, sklepach, domach, handlach, rzeczach ruchomych i nieruchomych, temuż Imci ks. Orzechowskiemu i jego następcom tegoż bractwa Serca P. Jezusa kościoła męcińskiego. A że na tej bóżnicy i kahale naszym sandeckim jest suma także zapisana lokowana przez Wielmożną Imci panią Franciszkę z Gawrońskich Gostkowską, chorążynę bracławską, na fundacyę lampy do tegoż kościoła męcińskiego złp. 1.300, w r. 1729 dnia 3. lutego rzeczonemu ks. plebanowi i kościołowi jego, aktami grodu sandeckiego fer. V. in crastino Purific. B. V. M. anno eodem 1739 nasza assekuracya roborowana, a w konsystorzu generalnym krakowskim an. eodem 1739 die 12. septembris. Przeto my niżej podpisani starsi z całą synagogą i pospólstwem tę sumę wyrażoną 2.000 złp. do tejże sumy wyżej specyfikowanej 1.300 złp. przyłączamy i przypisujemy i one na tychże dobrach naszych na zawsze zapisujemy. A że na tamtej sumie złp. 1.300 jest prowizya punktualna na każde święto Najśw. Panny Gromnicznej od każdego sta złp. 8, punktualnie na ten czas płacić obiecujemy, nadto dwa kamienie pięknego łoju dobrej wagi, który powinien ważyć każdy kamień funtów 26, na miejsce do Męciny przynieść obligujemy się. Prowizya zaś zapisana od tych 2.000 złp. do skarbony albo skrzynki nowo erygowanej tytułem Serca P. Jezusa w kościele męcińskim cedere debet. A gdybyśmy wyderkafu albo prowizyi obydwóch lat od 1.300 złp. jako i od 2.000 złp. nie płacili, bóżnicę naszą nowosandecką zapieczętować, nas samych i każdego z osobna na każdem miejscu, miastach, jarmarkach, cłach, drogach, karczmach, domach, kamienicach, handlach, kupiach, osobach, grabić, zabierać, aresztować, sekwestrować pozwalamy się. Co wszystko tak wszyscy, jako i każdy z osobna z nas, z naszymi następcami sub vadio 3.500 flor. pol. trzymać i ziścić obligujemy się.
    Działo się w Nowym Sądczu dnia 5. marca R. P. 1739. (Acta Castr. Rel. T. 161. p. 192—196).
  1952. W r. 1489 proboszczem kościoła Maryackiego w Krakowie był „Georgius Szwarz, Almanus, praedicator Almanorum, filius olim famosissimi consulis Georgii Szwarcz. (Sprawoz. komis. do bad. hist. sztuki w Polsce. T. 5. str. 97. Kraków 1896). Być więc może, że przodkowie owego „olim famosissimi consulis Georgii Szwarcz“ fundowali ołtarz św. Krzyża w kollegiacie sandeckiej. — O Tharnach w Nowym Sączu zob. powyżej w dodat. str. 176.
  1953. Brega, Briga, Brieg leży w obwodzie wrocławskim.
  1954. Connotatio omnium proventuum ad eccles. colleg. sandec. spectantium, die 2. octobr. 1719 facta.
  1955. Jest tu mowa o klasztorze Dominikanów, którzy mieszkali w Bochni od r. 1375—1777. Porów. Barącz: Archiwum Dominikanów w Jarosławiu. Lwów 1884.
  1956. Summarium transactionum colleg. sandec. ab an. 1541—1783.
  1957. Porówn. Histor. Nowego Sącza t. II. str. 103.
  1958. Fundatio et erectio duorum mansionariorum penes eccles. colleg. sandec.
  1959. Fundatio et erectio poenitentiariorum in eccles. colleg. sandec.
  1960. Na innem miejscu czytam o nim dopisek: Stanislaus Komorowic, poenitentiarius et mansionarius neosandecensis, obiit media nocte die 15. augusti 1698.
  1961. Regestrum expensarum capituli eccles. colleg. sandec. A. D. 1696—1704.
  1962. Summarium documentorum capituli sandecensis. — Copiae libellorum actionalium venerabilis capituli sandecensis. — Wyciągi do tych rozmaitych zapisów w niniejszym rozdziale czerpałem także z aktów grodzkich i miejskich, których szczegółowo niepodobna cytować.
  1963. Nie byli to prości słudzy kościelni, lecz prowizorowie kościoła, wybierani z pomiędzy rajców lub starszych cechowych.
  1964. Z cząstką Krzyża św., na którym Chr. Pan był ukrzyżowany.
  1965. Ks. Bartlom. Fuzoryusz, kustosz kollegiaty sandeckiej († 1637). Trwałą po nim pamiątką jest kościół murowany w Kamionce pod Nowym Sączem. Nad głównem wejściem w ścianie zachodniej wmurowany kamień, z barokową tarczą herbową grubo rzeźbioną, w niej kula z przepaską i krzyżem i napis: B. F. C. C. O. S. (Bartholomaeus Fusorius Custos Collegiatae Oppidi Sandecz). Laus Deo Pax Vivis Requies Aeterna Sepultis. Anno Domini 1630. (Zob. Teka grona konser. zachod. Galicyi, t. I. str. 125. Kraków 1900).
  1966. Z łac. stipula — laska do dawania taktu przy śpiewie na chórze (Taktstock).
  1967. Capa — skóra wielbłądowa, ośla, chropawo wyprawna, szagryn.
  1968. Ramiona lichtarza, zakrzywione i wygięte na kształt litery S.
  1969. O tych dzwonach zobacz bliższe szczegóły w rozdziale IX.
  1970. Zapewne skóra, w którą przy bębnieniu dobosz pałeczką uderza.
  1971. Materya jedwabna.
  1972. Materya jedwabna, z Persyi pochodząca.
  1973. Materya jakaś, której bliżej oznaczyć trudno.
  1974. Materya lamowa — srebrogłów, złotogłów na tle jedwabnem.
  1975. Materya jedwabna, grubo tkana ze złotem.
  1976. Pasamon z włos. passamano — strefa do bramowania; frandzla, frędzla z włos. frangia — bramowanie z nitkami wiszącemi końcem na dół.
  1977. Kolor kaparowy — ciemno zielony; znaczenia imamus objaśnić trudno.
  1978. Od łac. marci panis, panis martius, rodzaj placka cukrowanego i przyprawnego migdałami, skąd nazwa koloru marcypanowego, czyli śniadego.
  1979. Burkatela, brokatela, brukatela z włos. brocatello — materya z powłoki jedwabnej, rodzaj złotogłowu.
  1980. Wyszywany, tkany w kwiaty.
  1981. Szych — fałszywe złoto lub srebro.
  1982. Nędza — materya jedwabna szychem przerabiana.
  1983. Materya, od miasta azyatyckiego Damaszku nazwana, w różnych kolorach.
  1984. Znaczenia tej materyi oznaczyć niepodobna.
  1985. Znaczenie tej materyi niewiadome.
  1986. Materya jedwabna gładka w różnych gatunkach i kolorach.
  1987. Złotogłów — materya złotolita, ze złotych nitek.
  1988. Kamcha — materya jedwabna turecka lub chińska.
  1989. Tabin — gatunek kitajki, materya jedwabna perska.
  1990. Pikowany — przeszywany, stebnowany, cętkami nakrapiany.
  1991. Tercynela — rodzaj materyi jedwabnej. To wyrażenie w wodę oznacza tło koloru.
  1992. Wzorami przyozdobiony, upiększony.
  1993. Muchair — materya turecka, wenecka, także niemiecka.
  1994. Kitaj — płótno bawełniane cienkie, nankin chiński.
  1995. Znaczy to prawdopodobnie: Bartholomaeus Fusorius Custos Sandecensis.
  1996. Musułbas — materya bawełniana turecka.
  1997. Ks. Jan Kwaśnicki, sacrae theologiae et juris utriusque doctor, praepositus voynicensis, archidiaconus sandecensis 1620—1628.
  1998. Aras, rasa, rasza — gatunek lekkiej materyi wełnianej, od miasta franc. Arras.
  1999. Kamlot, czamlot z włos. camelotto — materya z włosów kozy angolskiej, albo też i z wełny.
  2000. Szaja, saja z włos. soja — materyjka włoska cienka lekka.
  2001. Brety, bryty — strefy, listwy.
  2002. Haba — grube suknisko białe, z Turcyi pochodzące.
  2003. Kiernowe sukno z niem. Kerntuch — jędrne, gruntowne sukno.
  2004. Bagazya — materya bawełniana.
  2005. Bombazyn, bomzyn z włos. bombasina — materya bawełniana lub jedwabna.
  2006. Kir, kier — sukno liche, śląskie, pospolite.
  2007. Całun — wielka deka, zszyta z sukna lub materyi, nakrycie mar.
  2008. Powłoka — poszwa, nakrycie.
  2009. Może to niesokor — łac. lagetta, roślina. Z niego pleciono koronki, z niego i pasy bywały.
  2010. Szkot, szkotowa materya — gatunek kamlotu.
  2011. Bawełnica — tkanka z bawełny.
  2012. Misternie zrobiona, wytworna.
  2013. Kampanka, kompanka — kutasik dzwonkowaty, galon.
  2014. Rąbek — płótno cienkie, delikatne i przezroczyste.
  2015. Tuwalnia z włos. tovaglia — ręcznik szeroki; tutaj obrus używany przy rozdawaniu Komunii św. Communicantentuch.
  2016. Jakiś gatunek płótna, nieznany bliżej.
  2017. Jedwabnica — bławat, materya jedwabna.
  2018. Ubranie, przykrycie zwierzchnie brackie, noszone na procesyach lub innych nabożeństwach.
  2019. Kamień z Relikwiami, poświęcony przez biskupa, służący niezbędnie do odprawiania mszy św.
  2020. Cały ten inwentarz, w formie wązkiej podłużnej, oprawiony jest w pergamin, znacznie nadpsuty z jakiegoś Antyfonarza czy Psałterza, na którym wypisane są ustępy z Pisma św. charakterem XIV. wieku, z inicyałami czerwonymi.
  2021. Kanak z turec. — ozdoba na szyi kobiet, łańcuszek z pereł, alszbant (Halsband).
  2022. Łubek — votum srebrne w formie serca, nieraz z wizerunkiem oblubieńca i oblubienicy. Dawniej w Polsce był zwyczaj, że panna młoda składała wieniec swój ślubny na ołtarzu, przed którym łączył ją z oblubieńcem św. Sakrament, a każdy wieniec spleciony był na t. z. łubku srebrnym. (Łoziński: Złotnictwo lwowskie, str. 8).
  2023. Inventarium argenti et paramentorum eccles. colleg. sandec., die 26. Julii 1749 conscriptum.
  2024. Eccles. colleg. sandec. privileg. vol. I. Decretum Reformationis Constantini Szaniawski anno 1725.
  2025. Histor. Nowego Sącza. T. I. str. 202.
  2026. Turri ecclesiae colleg. ingruit ingens periculum ruinae campanarum, ex occasione foraminis in conchgnatione fornicata a fulmine ab annis ultra sexaginta... lateres in campanas defluunt. Acta Capituli ex an. 1691 p. 112.
  2027. Ks. kustosz miał tu widocznie na myśli kościół norbertański, odnowiony w r. 1747 za staraniem ks. opata, Jana Pawła Lasoty Szczkowskiego.
  2028. Ta bóżnica, przy dzisiejszej ulicy krakowskiej, wzniesiona w r. 1746 stoi po dziś dzień. Zewnątrz jest budą bezstylową, ale wewnątrz jest piękną, z kunsztowną konstrukcyą architektoniczną.
  2029. Mowa tu o pożarze w r. 1611. Zob. Hist. Now. Sącza. T. I. str. 6—7.
  2030. Kopia listu księdza kustosza ad Concapitulares, succursum collegiatae exorantis, die 13. julii 1750.
  2031. Specifikacya erogowanych pieniędzy na rzemieślnika przy fabryce kollegiaty nowosandeckiej, a die 5. octobr. 1749 ad diem 19. aprilis 1752 wywiedziona.
  2032. In libro mortuorum eccles. veterosandec. zanotowano o nim pod dniem 18. styczn. 1784: „Admodum Rev. Dom. Stanislaus Skrudzieński, praepositus veterosandecensis, canonicus colleg. neosandecensis, dignus vir in vinea Christi et plenus virtutibus. Provisus Saeramentis a Rever. Antonio Kmietowicz, hospitatis S. Crucis praeposito et vicario. Sepultus per Illustr. et Reverendiss. Dom. Adalbertum Mrozieński, officialem decanum sandecensem, curatum Łącensem“.
  2033. Specificatio sublatorum simplicium beneficiorum,. alias praelaturarum et canonicatunm, corumque proventuum an. 1782.
  2034. Ów monogram IHS rozmaicie można tłómaczyć: a) In Hoc Signo (scilicet vinces); b) Iesum Habemus Socium; c) Iesus Hominum Salvator; d) In Hoc Salus.
  2035. Zob. powyżej na str. 78 notę 1.
  2036. Zobacz zbiór rycin na końcu.
  2037. Chrzcielnica bronzowa w Czchowie z r. 1534 (Spraw. komis. T. VI. str. XXXVIII.) przypomina dziwnie swym kształtem i wykonaniem chrzcielnicę spiżową w Nowym Sączu z r. 1552. Ktoby odgadnął ludwisarza czchowskiej, mógłby w przybliżeniu oznaczyć mistrza sandeckiej chrzcielnicy.
  2038. Pomnik ten był umieszczony w środku posadzki, dopiero ks. Infułat Gróralik kazał go podnieść stamtąd i umieścić w ścianie 1895 r.
  2039. Widok kościoła św. Małgorzaty i obrazu Przemienienia Pańskiego zob. szkic histor. str. 64 i 66.
  2040. Zmarł 13. grud. 1785 r. przed potwierdzeniem go przez Stolicę Apostolską.
  2041. O całej tej sprawie zatrzymania i przeniesienia obrazu znalazłem osobny akt między papierami kollegiaty.
  2042. Właściwie pierwszym carem moskiewskim ogłosił się Iwan Groźny 1552 r., przedtem byli tylko wielcy książęta, z których pierwszy, Iwan Kaleta, uzyskał ten tytuł dopiero w r. 1328.
  2043. Książę Lew, założyciel Lwowa, pochowany w Ławrowie — według innej wersyi w monasterze św. Spasa pod Starym Samborem. Szaraniewicz: Trzy opisy histor. Halicza. Lwów 1883, str. 103, 141.
  2044. Zbiór historyi, łask i cudów obrazu Przemienienia Pańskiego, przez ks. Bonawenturę Sikorskiego, gwardyana konwentu nowosądeckiego. Kraków 1767. Dedykowane Floryanowi z Witeszowa Gostkowskiemu, herbu Grozdawa, stolnikowi żytomierskiemu, kawalerowi znaku pancernego, bractwa Przemienienia Pańskiego protektorowi.
  2045. Jak widać z różnych zapisków, był proboszczem kollegiaty 1629—1653.
  2046. O pobożności i hojności ks. Jaroszowskiego świadczy najlepiej jego testament: „In nomine Sanctissimae Trinitatis Patris et Filii et Spiritus Sancti Amen. Ja Szymon Jaroszewski, proboszcz sandecki, jeżeliby mnie Pan Bóg w tym czasie wziął z tego świata przez śmierć, na tej karcie zostawuję ostatnią wolę moją takową. Naprzód wyznawam przed Panem Bogiem i oświadczam się, iż jakom się urodził tak chcę umierać w wierze świętej katolickiej i rzymskiej, i aczkolwiek znam na się grzechy ciężkie, jednak mam zupełną nadzieję w miłosierdziu Boskiem, w zasługach śmierci i męki Pana a Zbawiciela mojego, w przyczynie Przenajśw. Panny Bogarodzicy Maryi i Wszystkich Świętych Bożych, zaczem umieram z nadzieją dostąpienia żywota wiecznego. Życzyłbym, aby kości moje były pochowane w kościele kollegiackim w Sączu, rzeczy zaś moich rozporządzenie takowe czynię...“ Z ogólnego kapitału swego 15.970 złp. przekazał kollegiacie sandeckiej 6.000 złp., Klaryskom w Starym Sączu na budowę nowego klasztoru w Nowym Sączu 7.200 złp., resztę szpitalom, ubogim, klasztorom i kościołom, krewnym zaś swoim najbliższym 872 złp. (Ingrossatio testamenti Reverendi olim Simonis Jaroszowski praepositi neosandecensis. Acta colleg. sandec. saec. XVII.).
  2047. Act. Scab. T. 64. p. 402.
  2048. Erectio collegii Clericorum regularium pauperum Matris Dei Piarum Scholarum in regia civitate Neo Sandecz an. 1733. M. S. w bibl. Jagiellońskiej w Krakowie nr. 2386, p. 95.
  2049. Sobieszczański: Wiadom. histor. o sztuk. piękn. w dawnej Polsce. T. II. str. 95. Warszawa 1849.
  2050. Act. Castr. Protocol. Rel. nr. 206. p. 136.
  2051. W r. 1735 zapłacił Nowy Sącz hyberny z folwarków i pól mieszczańskich 3.896 złp. W tym spisie figuruje także folwark Scholarum Piarum.
  2052. Act. Castr. Rel. T. 159. p. 1011.
  2053. Act. Castr. Decretor. T. 291. p. 308.
  2054. Act. Castr. Rel. T. 159. p. 1081.
  2055. Fascicul. Copiar. Rel. 28. nr. 80.
  2056. Consignation aller Capitalien des Neu Sandecer abolirten Piaristen Klosters, im Jahre 1786 conscribirt.
  2057. Kirchen Inventur über die bei dem Sandecer Piaristen Kloster vorgefundenen Pretiosen und Apparamenten.
  2058. Zmarł w Nowym Sączu 24. sierpnia 1787 r.
  2059. Verzeichniss des in der Kreisstadt Sandec aufgehobenen Piaristen Klosters.
  2060. Haupt Inventur über das bewegliche und unbewegliche Vermögen in dem aufgehobenen Neu Sandecer Piaristen Kloster vorgefundenen.
  2061. Są to zapewne resztki z dawnego dworu biskupów krakowskich, sterczącego jeszcze na tem miejscu 1608 r. Zob. wyżej str. 29.
  2062. Nowodworski: Encyklopedya kościel. T. 19. str. 319.
  2063. Act. Castr. Rel. T. 157. p. 1635—1640. „Non aperiendarum unquam scholarum a nobis docendarum in civitate Neosandecensi, juxta privilegia almae Academiae, cum omnibus clausulis acceptamus, approbamus. Datum Romae in aedibus nostris Scholarum Piarum apud sanctum Pantaleonem die 23. maji 1733. Josephus a sancto Francisco, Clericorum Regularium Praepositus Generalis“.
  2064. Simon Bielski: Vita et scripta quorundam e congreg. cler. regul. Scholarum Piarum. Varsaviae 1812. Na str. 34, 36, 90 i 114 wymienione są ich dzieła i rozprawy łacińskie.
  2065. Wł. Łoziński: Galiciana. Lwów 1872. str. 81.
  2066. Act. in castro sandec. in terminis seu judiciis fer. VI. post fest. s. Viti et Modesti mart. A. D. 1761.
  2067. List ten znalazłem pomiędzy starymi papierami kollegiaty.
  2068. Długosz: Histor. pol. T. I. p. 147 pod rokiem 994 pisze, że św. Wojciech, opuściwszy powtórnie Pragę, do Rzymu powrócił, a stamtąd, uzyskawszy uwolnienie od obowiązków biskupich, z Gaudentym i innymi duchownymi udał się do Węgier do króla Gejzy, skąd w r. 995 przybył do Polski. Mimo to ani Jan Kanapariusz, najstarszy biograf św. Wojciecha, ani też Monumenta Germaniae T. IV. p. 574—616, ani wreszcie Monumenta Poloniae T. II. i IV. nie wyjaśniły dotąd, jaką właściwie drogą św. Wojciech przybył do Polski.
  2069. Podzielone są, dotąd zdania między uczonymi, kto był właściwie autorem żywota św. Wojciecha (Passio sancti Adalberti episcopi et martyris), czy Jan Kanaparyusz, zakonnik włoski, czy Gaudenty, arcybiskup gnieźnieński? Dr. Wojciech Kętrzyński, który od dawna zajmuje się św. Wojciechem i jego żywotami, oświadcza się stanowczo za zdaniem Voigta, Palackiego, Contzena i innych, że Gaudenty był autorem, a przeciw Pertzowi i Kaindlowi, jakoby mógł nim być Jan Kanaparyusz. (Rozpr. Akad. Um. wydz. hist. filozof. T. 37. str. 125. Kraków 1899).
  2070. Kod. dypl. katedr. krakow. T. I. str. 145; Monum. Poloniae. T. III. p. 208. — „In campo eiusdem ville locavit dictus rex civitatem, que nuncupatur Sandecz nova, prefato episcopo Joanni pro se et suis successoribus jus patronatus utriusque ecclesie sancti Adalberti et sancte Margarethe specialiter reservando, sicut patet in litteris dicti regis Venczeslai, que sunt in thesauro dicti cracoviensis episcopi“.
  2071. Eccles. colleg. sandec. privileg. jura et officia. Volum. I. p. 23—26. Zob. Dodatki nr. X.
  2072. Acta Scab T. 25. p. 801.
  2073. Eccles. colleg. sandec. privil. et jura. vol. I. p. 128—129.
  2074. Privilegium Casimiri Regis, cuidam Nicolao Kizling civi sandecensi collatum, super liberam locationem hospitatis in honorem S. Spiritus extra civitatem Sandecensem, in crastino festi S. Simonis et Judae Apostolorum, in Sandecz 1360. (Consignatio privilegiorum an. 1788).
  2075. Zavissa episc. cracov. Wislao rectori ecclesiae parochialis Sandecensis, munus rectoris nosocomii Sandecensis confert, an. 1381 die 23. maji in Wojnicz. (Kod. dypl. małop. T. III. p. 418.)
  2076. Kod. dypl. małop. T. III. p. 435.
  2077. Summarium privilegior. convent. sandec. ordinis Praemonstratensis. p. 111. in fol.
  2078. Acta Scab. T. 58. a. p. 8.
  2079. Act. Scab. T. 65. p. 205.
  2080. Summarium transaction. colleg. sandec. ab an. 1541—1783 p. 38, 112.
  2081. Act. Scab. T. 78. p. 1156.
  2082. Act. Castr. Rel. T. 110. p. 1743.
  2083. Testamentium olim providi Melchioris Broda, in quo continetur quadra agri venerabilibus vicariis pro reparatione ecclesiae S. Crucis legata: „Przed burmistrzem natenczas będącym, sławetnym Sebastyanem Irzykowicem i Tomaszem Rychlikowicem, rajcą, ubrawszy się w suknie zwyczajne do chodzenia i wyszedłszy do sądu opatrzny Melchior Broda, bacząc się bydź chorym na ciele, jednak zdrowym na umyśle i dobrze się na to naradziwszy i namyśliwszy, taki testament dóbr swych ruchomych i nieruchomych, który niby ostatnią wolę oznajmił. Wyznawszy naprzód wiarę katolicką powszechną, w której się ochrzcił, w niej będąc ugruntowany umrzeć powinien. Duszę swą grzeszną w miłosierdzie Pańskie wrzuca, ufając mocno, iż na zbawienną drogę będzie obrócona, a ciało do pokrycia ziemią u kościoła Świętego Krzyża tu w pobliżu prosi. Tę wolę potem swoją oznajmił, iż żona w tym folwarku, który kupili od pana Delpaczego i dzieci po śmierci jego tylko mają mieć dożywocie, a wszystko dziedzictwo oddaje na kościoła Świętego Krzyża poprawę...“ Actum in suburbio civitatis regiae Novae Sandecz feria quinta post festum Sancti Francisci proxima Anno Domini 1622. (Eccles. colleg. privil. et jura. vol. I. p. 122).
  2084. Act. Scab. T. 63. p. 374.
  2085. Bibliot. Warszaw. z r. 1850. T. III. str. 451.
  2086. Act. Scab. T. 78. p. 117.
  2087. Summar. transactionum colleg. sandec. p. 57, 158.
  2088. Act. Castr. Inscr. T. 27. p. 1307.
  2089. Act. Scab. T. 54. p. 134—135.
  2090. Acta Castr. Inscr. T. 52. p. 1077.
  2091. Summarium transact. p. 11.
  2092. Act. Castr. Rel. T. 142. p. 817—818.
  2093. Summarium transactionum p. 96.
  2094. Bibliot. Warszaw. z r. 1850 T. III. str. 451.
  2095. Matrica vel consignatio sepultorum in insigni colleg. sandec. an. 1777—1784.
  2096. Słowo od wilgoci wybladłe i nieczytelne.
  2097. Trzech wyrazów brakuje wskutek przetarcia pergaminu.
  2098. Ośm wyrazów opuszczonych wskutek przetarcia.
  2099. Długosz pod r. 1474, opowiadając o najeździe Węgrów na Podgórze karpackie, cytuje miasta zniszczone najazdem w następującym porządku: Jassel, Brzostek, Kolaczice, Fristath, Dambovidzal, Dukla. Wnosić przeto można z wielkiem prawdopodobieństwem, że ów Dambovidzal (Dembowy dział) XV. wieku, jest późniejszym Dembowcem.
  2100. Niechaj nie dziwi czytelnika ów dokument, wydany przez Jana XXIII. Był to bowiem czas tak zwanej schizmy papieskiej, czyli antypapów. Trzy odrębne stronnictwa wybrały trzech osobnych papieży. Z pomiędzy nich Grzegorz XII. zrezygnował 1416 r., Jan XXIII. zmarł 1419 r., a Benedykt XIII. zmarł 1423 r. Na soborze w Konstancyi (11. listop. 1417 r.) wybrany został papieżem Marcin V., który położył prawnie koniec potrójnej schizmie w łonie kościoła katolickiego.
  2101. Słowo od wilgoci wybladłe i nieczytelne.
  2102. Słowo od wilgoci wybladłe i nieczytelne.
  2103. Słowo od wilgoci wybladłe i nieczytelne.
  2104. Piotr Tomicki, biskup przemyski 1514—1520, następnie poznański 1520—1523, wreszcie krakowski 1524—1535.
  2105. Królowa Jadwiga, córka Bolesława Pobożnego, księcia kaliskiego i bł. Jolanty, wdowa po Władysławie Łokietku, po śmierci męża († 1333) opuściła na zawsze królewski Wawel i osiadła na dewocyi w klasztorze starosandeckich Klarysek, jako królowa polska i pani sandecka: „Hedvigis, uxor relicta Vladislai Loctici, regina Poloniae et domina sandecensis“. Przyjęła habit zakonny między rokiem 1337—1389, umarła w Starym Sączu 10. grudnia 1339 r. (Balzer: Geneal. Piastów, tabl. V. nr. 2. 12).
  2106. Król Wacław, zakładając Nowy Sącz 1292 r., nadał miastu 72 łany frankońskie. Jeden łan frankoński miał powierzchni morgów 431/5. Łany te z biegiem czasów przechodziły w obce ręce, jak wyraźnie zaznacza lustracya.
  2107. Pod tym wyrazem dwór, o którym ustawiczna wzmianka w tej lustracyi; rozumie się zamek królewski, curia regalis, castrum, arx.
  2108. Księżna Gryfina, wdowa po Leszku Czarnym, nadała w r. 1299 Janowi Bogatemu 100 łanów frankońskich, ten zaś odstąpił je miastu 1314 r.
  2109. Jedna grzywna (marca) = 48 groszom; jeden złoty polski = 30 gr.; 18 denarów szło na 1 grosz.
  2110. Bielenie płócien (dealbatorium). Urządzenie blechu opisałem w II. tomie str. 69.
  2111. Z niem. Kuttelhof, rzeźnia.
  2112. Kuźnice sierpowe.
  2113. Dochody z kar i opłat sądowych.
  2114. W lustracyi późniejszej (z r. 1664) czytam: 2 pary skórzni alias butów wielkich.
  2115. Wolny targ, wolna sprzedaż towarów, zwłaszcza mięsa, przywożonego w pewnych czasach do miasta przez obcych rzeźników. Stąd nazwa „wolnica“ liberum forum. Przywilej wolnicy nadał miastu Zygmunt August na sejmie warszawskim 1552.
  2116. Metreta = ćwiertnia, małdr, dawna miara zboża; ćwiertnia krakowska = 36 garcom.
  2117. Blacharski młyn (molendinum pannile) do folowania albo wałkowania sukna.
  2118. Lustracya województwa krakowskiego. Civitas Sandecz 1564. ks. 16. fol. 210 et sequ. Archiwum główne w Warszawie. — Odpis tejże otrzymałem za pośrednictwem Dra Antoniego Prochaski od Adolfa Pawińskiego w. r. 1894.
  2119. Nova Sandecz curras 2, equi 4, aurige 2, primus Sebastianus cum gladio, secundus Stanislaus Gielonek cum gladio. Peditum 4, primus Philippus Starowieski in equo circa currus, cum gladio, cum bombarda parva alias s krzoską et lancea, secundus Albertus Broda cum gladio et lancea, tertius Nicolaus Pachuch cum gladio et bombarda, quartus Albertus Michalowicz cum gladio et bombarda. Circa hos currus fossoria 2, ligones 2, secures 2, catene 2, hakownicz 2, globulorum sexagena, sacci pulveris ad hakownicze 2, stupel ferreus 1. Contenta in curru: lardi perne 2, farinae siliginacee cribrate sacci 4, pise czwierczi 6, milij czwierczi 6, butijri fasek 8, caseorum capecie 3, salis fasce 2, pultium ordeacearum czwierczi 6. (Cezary Biernacki: Civitates et oppida ad expediendos currus bellicos obligata an. 1521. Archiw. kom. hist. T. III. p. 487. Kraków 1886).
  2120. Summarium privilegiorum. p. 9—10.
  2121. Wybór jego zatwierdził Stanisław, opat brzeski (hebdowski), jak świadczy przechowany dotąd dokument: Stanislaus Divina Misericordia Abbas Monasterii Bresensis Ordinis Praemonstratensis. Significamus tenore praesentium, quibus expedit universaliter singulis et singulariter universis. Quomodo vacante Abbatia Sancti Spiritus in Nova Sandecz, Ordinis Praemonstratensis Cracoviensis Dioecesis, per liberam et spontaneam resignationem in manibus Domini Praemonstratensis factam Venerabilis Fratris Mathiae, Abbatis praedicti Monasterii Sancti Spiritus, ultimi et immediati. Ad praesentationem et precum instantiam honorabilium Fratrum et Conventus Monasterii praefati Sancti Spiritus in Nova Sandecz, Venerabilem Fratrem Bartholomaeum professum ejusdem monasterii, rite et canonice electum per eosdem Fratres et Conventum Monasterii Sancti Spiritus in Nova Sandecz, ex officio nostro ad eandem Abbatiam investivimus, confirmavimus, et tenore praesentium confirmamus, committentes ipsi curam temporalium dicti monasterii et regimen animarum, in quorum omnium testimonium et evidentiam facti clariorem sigillum nostrum praesentibus est appensum. Acta sunt haec omnia in monasterio nostro XXIII. die mensis Septembris. In praesentia Reverendi in Christo Patris Domini Stognei, Praepositi Monasterii Swerzynensis Ordinis Praemonstratensis, et totius Conventus Monasterii Nostri supradicti. Anno Domini Millesimo Quadringentesimo Decimo Nono. (Kopia z XVIII. wieku. Summar. privileg.).
    Pierwsi Norbertanie przybyli do nowo założonego klasztoru w Nowym Sączu z Hebdowa, dlatego też opat hebdowski miał tytuł ojcowstwa, czyli zwierzchnictwa, nad opactwem sandeckiem, i był dla niego opatem-ojcem (pater-abbas), opat zaś sandecki, odnośnie do hebdowskiego, był opatem-synem (filius-abbas). W r. 1752 jenerał zakonu, Brunon de Bécourt, przeniósł tytuł ojcowstwa z Hebdowa na opatów w Hradcu na Morawach, a równocześnie oddzielił klasztor sandecki od cyrkaryi (prowincyi) polskiej, i przyłączył go do cyrkaryi morawskiej. Stan ten dotrwał do r. 1784.
  2122. Z notatek Dra Wojciecha Kętrzyńskiego we Lwowie.
  2123. Akta grodz. i ziem. T. IX. str. 243. Lwów 1883.
  2124. Wyświęcony na kapłana w r. 1590 przez biskupa Pawła Lubskiego, sufragana krakowskiego. Obrano go zatem opatem, kiedy był jeszcze klerykiem. (Z aktów wizyty kard. Jerzego Radziwiłła 1597 r.).
  2125. Wielewicki: Diarium histor. T. III. p. 67.
  2126. Acta Castr. Rel. T. 125. p. 1525.
  2127. Act. Castr. Rel. T. 130. p. 127.
  2128. Szymon Starowolski: Monum. Sarmatarum p. 157 podaje jego napis grobowy w kościele Dominikanów krakowskich: Quidquid de terra habuit, deposuit Illustris. et Admodum Reverend. D. Christophorus Morski de Morsko, Abbas Monasterii Norbert. Sandec. Sacrae Reg. Majest. Secretarius, quem e vivis 38 annorum mors abstulit Cracoviae 23. febr. A. D. 1633.
  2129. Akta miejskie i grodz. sandeckie tytułują ich jużto „abbas“, jużto „administrator abbatiae sandecensis“.
  2130. Należał w r. 1684 do komisyi, zesłanej do Starego Sącza z polecenia Jana Małachowskiego, biskupa krakowskiego, w sprawie procesu beatyfikacyi bł. Kingi. (Ks. Załęski: Św. Kinga i jej klasztor. Lwów 1882, str. 110).
  2131. Zarewicz: Zakon Kamedułow. str. 115. Kraków 1871.
  2132. Summarium privilegiorum ordinis Praemonstratensis. f. 109—110.
  2133. M. Glisczyński: Hus i Husyci. Warszawa 1859. str. 76. nota 1.
  2134. Liber Beneficiorum. T. III. p. 79.
  2135. Bibliot. Warszawska z r. 1892. T. I. str. 463.
  2136. Św. Norbert i jego zakon. str. 222. Warszawa 1885.
  2137. Aeneas Silvius w dziele: De Europa cap. 26.
  2138. Rękopisy ich z licznemi polskiemi glosami przechowały się dotąd w Petersburskiej publicznej bibliotece, Wrocławskiej uniwersyteckiej i Berlińskiej królewskiej, gdzie on jako autor wymieniony jest pod nazwiskiem: Johannes Silvanus. (Brückner: Kazania średniowieczne. Rozprawy Akad. Umiejęt. wydział filologiczny. T. 24. str. 355—373. Kraków 1895). — Jak zaś wówczas wyglądał język polski i jaką była jego pisownia, wystarczy przytoczyć „Ojcze nasz“ z pierwszej połowy XV. wieku: „Oczcze nasz ienze ies na nyebyesech. Oswącisyą ymyą twe przidzi twe crolestwo. Bądz twa wolya iako na nyebye tako y na zyemi. Chleb nasz wsedni day nam dzisa y odpuscy nam nasze vini iako y mi odpusczami naszim vinowaccom y newodzi nas w pokuszenye. Alye nas sbaw odeslego“. — W XV. wieku każdy kaznodzieja pisał kazania wyłącznie po łacinie, prawił je zaś wyłącznie w narodowym języku. (Brückner: Kazania średniowieczne).
  2139. A. Brückner: Źródła do dziejów liter. i ośw. pol. Bibl. Warsz. z r. 1892. T. I. str. 461—471.
  2140. Miejsca wydarte na pergaminie oznaczam....
  2141. Łac. mellifex, mellificus, odpowiada franc. mellifique = wyrabiający miód, a niem. Methisieder = miodowar, miodosytnik, miodowarnik.
  2142. Według wszelkiego prawdopodobieństwa powinno być: in Antiqua Sandecz, gdyż w Nowym Sączu nie było żadnego monasteru zakonnic.
  2143. Jan z Brzezia Lutek h. Doliwa, biskup krakowski 1464–1471.
  2144. Pieczęć Zbigniewa Oleśnickiego podług dokumentu z r. 1438. Przedstawiony jest na niej w środku św. Stanisław, biskup krakowski, siedzący na tronie w szatach pontyfikalnych. Obok niego stoi po prawej stronie św. Wacław w stroju rycerskim, w płaszczu i mitrze książęcej na głowie, trzymając w prawej ręce tarczę i miecz, w lewej ręce chorągiew z orłem. Po lewej stronie stoi jakiś Święty z odkrytą głową, w stroju rycerskim, w płaszczu, trzymając w lewej ręce tarczę i miecz, w prawej zaś oszczep. U stóp tych świętych klęczy Zbigniew Oleśnicki w szatach pontyfikalnych, u dołu tarcza z jego herbem Dębno. W otoku napis gockiemi literami: sigillum sbignei dei et apostolice sedis gracia epi cracoviensis. (Vossberg: Siegel des Mittelalters. Berlin 1854).
  2145. Portret Zbigniewa Oleśnickiego z r. 1445, wykonany jest piórem na pergaminie w rękopisie „Liber Antiquus“ kapituły katedry krakowskiej. Przedstawia Matkę Boską z dzieciątkiem stojącą na księżycu, przed którą klęczy Zbigniew Oleśnicki w kardynalskim kapeluszu na głowie. U jego kolan tarcza z herbem Dębno ukosem postawiona, nakryta również kapeluszem kardynalskim. Rysunek ten otoczony linearnemi ramami. Na dolnej jego ramie głoskami łacińskiemi większemi: Sancta Maria Ora Pro Nobis; poniżej zaś ramy minuskułą gotycką XV. wieku napis: Sbigneus Johannis de Oleschnicza tituli Sancte prisce Sancte Romane Ecclesie presbiter Cardinalis et Episcopus Cracoviensis. Anno domini Millosimo Quadringentesimo Quadragesimo Quinto. Jest to jedyny znany dotąd portret wielkiego kardynała i męża stanu, tak ważną grającego rolę w dziejach naszej kultury. (Sprawoz. komis. T. 5. str. XLI.).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.